You are on page 1of 586

Janusz ozowski

FILOZOFIA EWOLUCJI (KWANTW)

copyright 2012 by Janusz ozowski


wszelkie prawa zastrzeone
ISBN 978-83-932050-7-3

ja.lozowski@gmail.com

(...)

wiat, jaki jest, kady widzi - pozostaje problem z nazwaniem widzianego.


do najbardziej podstawowych poj, ktrymi opisuje si otaczajcy nas
przestwr, naley ewolucja.
ewoluuje atom, ziemia, wszechwiat - czowiek i rozum; kultura podlega w
swych przemianach reguom ewolucji - tak samo jak cywilizacja, wielko
nadrzdna do niej. na wyszym poziomie cywilizacja wpisuje si w proces
zmian w kosmosie... itd. itp.
powstaje naturalne pragnienie (i wniosek), eby zestawi ze sob te tak
rne i pozornie odlege od siebie ewolucje, zobaczy, ktre ze zbadanych
czci jednego procesu daj si przypasowa w nastpnym przypadku.
zadanie jest "proste": zrozumie rzeczywisto zobaczy jak przebiega
ewolucja Ewolucji.

kosmologia 1.1.

(fragmenty)

- ukad okresowy
- rozkad pierwiastkw
- ile "ukadw"?
wniosek jest taki, e - w ukadzie okresowym mam dwa ukady. jeden ukad dla
"linii rozpadu", zmiana tworzca ten proces idzie "ku grze" (elementy zbioru
ulegaj degradacji) - a drugi ukad, do niego przeciwny, to tor "schodzcy",
to budowanie si struktur (tu atomw pierwiastkw), kierunek takich zjawisk
oddaje "linia opadania". patrzc w poziomie ("na wprost"), o symetrii w tym
podwojonym, dwuliniowym zdarzeniu przebiega midzy stronami ukadu i dzieli go
na dwie czci. ale to nie jest zabieg mechaniczny, tak wprowadzony logiczny
podzia biegnie znacznie gbiej, przez kady element. dowolny pierwiastek i
dowolny fakt w takim procesie to zarazem rozpad i czenie, a postrzegany stan
fizyczny jest wypadkow (sum) tych stronnych zjawisk. "atom" to nie jednostka,
ale wielo postrzeganych (jako rejestrowanych) "nadprogowych" faktw plus
zakres "podprogowy", konieczny i dopeniajcy (i nieoznaczony). - co z takiego
ujcia wynika? sporo.
po pierwsze to, e naley rozbi, podzieli w analizie obecny ukad okresowy
na symetryczne do siebie "wiry" (linie) - na dwa dopeniajce si i wzajemnie
warunkujce zjawiska energetyczne i ewolucyjne. ustalana w eksperymencie jako
jedno struktura i zalenoci w postaci "ukadu okresowego" (chemiczne oraz
fizyczne powizania elementw), to dwie ewolucje, ktre w "powierzchniowym" i
"zgrubnym" ogldzie staj si jednoci.
inaczej - poniewa wane. stan dzisiejszy iloci pierwiastkw i ich wasnoci,
ktry obrazuje powszechnie znany schemat (tabelka z pionowo-poziomymi liniami)
- to "zmieszanie", czne zobrazowanie dwu przebiegw. to fizycznie jeden i
caociowo odbierany przeze mnie stan wydarze, jednak skadajcy si z dwu
linii. jeden proces tworzy "linia rozpadu", drugi "linia czenia", czyli dwa
najbardziej fundamentalne i wyrnialne w ewolucji energetycznej (w ramach
rzeczywistoci) kierunki zjawisk. dla mnie to jedno, fizyczny proces w toku
zachodzenia (ktrego jestem wytworem) - jednak logicznie s to dwa zdarzenia,
przeciwnie do siebie skierowane i wzajemnie si dopeniajce.
poznajc rzeczywisto, rejestrujc (porzdkujc oraz zestawiajc) elementy
otoczenia, musz je wpisywa w cigi (linie, zbiory, cechy) czyli doznawany
i zastany zbir poddaj klasyfikacji, ktra umoliwia definiowanie wydarze i
ustalania wzajemnych relacji midzy nimi. ten etap jest konieczny, przecie
musz "posortowa" ("poliniowa") otoczenie na wszelkie moliwe sposoby, eby
fizyczny "chaos" unieruchomi i zrozumie - bez tego nie przejd do kolejnego
(i nastpnych). czyli szukania "wewntrznych" i gbokich zalenoci.
"ukad okresowy pierwiastkw", czy dowolnie inny fakt postrzegany w wiecie,
to dla mnie "objaw" (skutek) ewolucji i abstrakcja zmiany, ale postrzegam z
niego wycznie "powierzchni", ktra swoje "korzenie" posiada daleko-gboko
- rejestruj i "obrabiam" wielowymiarowe zjawisko, a nie fakt jednostkowy czy
punktowy. kiedy pomijam te zalenoci i nie dostrzegam, e przejcia zawsze
s niejednoznaczne i "pynne", e koniec jednej ewolucji oznacza jednoczenie
pocztek nastpnej, moje postrzeganie si rwie - i atwo o bd.
atom pierwiastka jest procesem - pierwiastek (zbir atomw) jest procesem ale zbir pierwiastkw (abstrakcja wywiedziona ze zmiennego wiata) rwnie
jest procesem, z ktrego postrzegam jedynie fragment. - z otaczajcej mnie
(wielowymiarowo) rzeczywistoci zawsze widz kawaek...
4

- nawi do tych nieszczsnych wiatw rwnolegych.


- skd taki sceptycyzm? nie podoba ci si myl, e gdzie, kto...
- niech ten "ktony" sobie bdzie, mnie mao do niego. zadaj tylko pytanie:
po jakiego tak wiat komplikowa? jakie wielowymiarowe przenikania, kaczki
rozedrgane i "wibrujce", w tym samym miejscu inne stworki, jakby tutejszych
byo mao i wojenek brakowao. jeden ukad, jeden wszechwiat - i starczy.
wciska na si jeszcze co, po co?
- przyznasz, e nie wzio si to bez powodu.
- mog przyzna, nie jestem od negacji wszystkiego. tylko warto poduma, co
za tym stoi i dlaczego tak si stao oraz co mona o tym nowego powiedzie.
- a mona?
- owszem. bo to jest tak, kochany. wychodzi w obliczeniach, e energia wpada
w dziur i znika, gdzie si podziewa. czek z ciebie dorosy, ycia nieco
zwiedzie, wic ju wiesz, e w przyrodzie nic nie ginie. co najwyej
zmienia waciciela. skoro tak, kto przywaszcza sobie zasoby?
- no, kto?
- my.
- ?
- ty, ja, wszyscy obecni. w dowolnej postaci obecni... energia "tuneluje",
tu zgoda. jak mwiem, przemieszcza si midzy brzegami wszechwiata - i we
wntrzu wszechwiata i tylko w nim. po przejciu osobliwoci (raz, wiele
razy) powraca do budowania zdarze...
zrozum, o co mi si rozchodzi. "tunel" energetyczny czy nie kolejne czy
ssiednie wiaty - ale kolejne odcinki tego samego procesu. gdyby znalaz
si w czarnej dziurze i przedosta na drugi brzeg (co tak pontnie opisuj
rne fantastyczne publikacje), trafiby do tego samego wszechwiata
tyle e starszego. co oczywiste i zrozumiae, fala energii, ktra wwczas
"wypywa" "po drugiej stronie", tworzy - wchodzi w proces tworzenia nowych
bytw. ale tutejszych bytw. to nie s inne wiaty czy procesy, to cigle i
zawsze jest ten sam wszechwiat. energia nieboszczyka, z poprzedniego etapu
zjawisk, zasila nowe ciaa - odnowiona, pozbawiona wszelkiej informacji o
zdarzeniach wczeniejszych, swobodnie wprzga si w ciaa istniejce...
w tym i tylko w tym sensie wniosek o wiatach rwnolegych jest poprawny.
kada fala, kada kolejna generacja-pokolenie energetycznie buduje struktur
realnoci. to faktycznie jest "przenikanie" si wiatw - ale przenikanie
"wiatw czstkowych". ktre razem, usilnie to podkrelam, cznie ksztatuj
i tworz to, co postrzegam oraz czym jestem. jak kolejny ks ciasta, ktry
wanie zjadasz, zasila twoje ciao (zauwa, podprogowo), tak samo "poywk"
dla materii wszechwiata s fale energii "wybijajce" w miejscach rde
osobliwych. jak na ziemi woda kry i przechodzi kolejne cykle (w tym przez
osobliwo biegunw), tak samo energia kry w skali wszechwiata. zapadnie
si w osobliwo, wypynie i zbuduj si kolejne cielesne duszyczki znw
si zapadnie... troch to trwa...
wemy ten kawaek ciasta, dla ciebie to chwila teraniejsza. ale pomyl, dla
komrek twojego ciaa jest to zdarzenie, ktre dojdzie na ten poziom dopiero
za kilka, kilkanacie godzin. e nie wspomn o twoim kocu, gdzie budowanie
trwa latami. twoja aktualno materialna osadzona jest na dalekiej i nawet
dla ciebie samego "zamierzchej" przeszoci, ktrej nie pamitasz. e ju
nie podnios zagadnienia informacji genetycznej, ktra aktualnie ci tworzy,
a pochodzi z odlegych epok. twoje dzisiejsze dziaanie buduje twoja odlega
przeszo a twoja przyszo jest zakotwiczona w twoim obecnie dziejcym
si "teraz". acuch, cigo, uzupenianie si kolejnych zjawisk cao
tak pojta skada si na to, czym jeste i za co si uwaasz. zauwa, jeeli
cho jedno ogniwo w tym "acuchu" wypadnie skutkiem losowego zdarzenia to
ciebie nie ma.
5

- cig pokole.
- i to w duo wikszej skali, ni ci si wydaje. o tym, e jestemy w linii
prostej potomkami dawno wymarych gwiazd, nie trzeba si rozwodzi, cho to
emocjonalnie porusza. kiedy uwiadomisz sobie, e krew krca w ciele (oraz
samo ciao) jest bezporednim nastpstwem tego, e byy wczeniej pokolenia
gwiazd, ktre si zapaliy, a pniej zgasy i rozproszyy - i na lokalnej,
peryferyjnej planetce tak si "skbiy" rnopierwiastkowo, i mog teraz
do ciebie mwi, to robi wraenie, przyznasz. a teraz dodaj do tego kolejny
poziom: krenie energii w skali wszechwiata. wszystko, co postrzegasz, co
fizycznie rejestrujesz - w tutaj prezentowanym ujciu to przecie tylko i
wycznie chwila. jedna z chwil, ktre tworz-ksztatuj wszechwiat. jeeli
postpujesz inaczej, czynisz tak, jakby z caoci swojego ycia wybiera
wanie si dziejcy moment (z jego wszelkimi fizycznymi przemianami, ktre
rejestrujesz i parametrami, ktre ustalasz) i powiada: oto wszystko. nic
wicej nie byo i nigdy nie bdzie. przyznaj, gono zaprotestujesz przeciwko
takiemu ujciu. a w przypadku wszechwiata nie protestujesz. przecie chodzi
o to samo, dokadnie o takie samo spojrzenie. obserwujemy wycznie "jeden
dzie z ycia" wszechwiata i mwimy: to ju cao. a jego przeszo, a
przyszo?
- pogubiem si.
- sorry. potraktuj to jako zajawk dalszej rozmowy. obecnie,eby przybliy
i pokaza, o co mi chodzi, odwoam si do analogii.
- zauwaam, e chtnie korzystasz z analogii.
- to ma by zarzut? masz co przeciw? lubi odwoywa si do analogii oraz
skojarze, ktre nieomal automatycznie narzucaj obraz procesw, ktrymi si
zajmuj i, co wane, szalenie uatwiaj zrozumienie zalenoci pomidzy
elementami wystpujcymi w analizowanym zjawisku. staram si rwnie, aby to
byy odniesienia do najbliszego i dobrze rozpoznanego zakresu. dlaczego? bo
atwiej wwczas takimi pojciami operowa. osobicie szczerze podziwiam, jak
kto buduje abstrakcje, w ktrych wystpuj na przykad "czas urojony" lub
"przestrze urojona". powtrz, po co nadmiernie komplikowa to, co ju samo
z siebie jest skomplikowane.
- s granice analogii.
- jeeli jedna nie wystarczy, bdzie nastpna (i kolejne). przekonae si,
mam nadziej, w trakcie naszej poprzedniej rozmowy, e osobliwo ma wiele,
bardzo wiele wsplnego z nieboszczykiem. a pozornie to tak odlege procesy,
przynajmniej dla tych, co odbieraj taki fakt "powierzchniowo". przy okazji
do tematu jeszcze powrc, bo wany. - przyznaj, zapisywanie wzorw to nie
moja dziaka, podsuwanie pomysw to rwnie moe by niezy kawaek chleba.
przy tym jaki ciekawy. cho zgadzam si, e przyjta w tej rozmowie konwencja
i uywanie sdw oraz stwierdze zdecydowanych, to mona poddawa krytyce.
tylko e ja, zapewniam ci, rzeczywicie tak to widz, w moim pogbionym
"ogldzie" ("oczami duszy") procesy ewolucyjne tak wanie si prezentuj.
mam nadziej, i chciabym eby tak byo, e rozumiesz oraz akceptujesz styl
tej rozmowy i zaproponowane podejcie (czyli prezentacji "obrazw-uj" dla
ewolucji-Ewolucji). - zgoda, to jest moja i na dzi propozycja zobrazowania
"tego wszystkiego", ale, przyznaj, pomimo obiekcji, nie daje si tak atwo i
od razu odrzuci. jeeli potwierdzisz, na tym etapie to mi wystarczy.
- chwytajmy byka za rogi, jaka to analogia?
- cile biorc, to nie bdzie analogia. chc bowiem wykorzysta istniejce
zobrazowanie zjawisk, ktre pozwol sobie okreli jako "szacowny staro".
w niczym nie umniejszajc jego zasug. dlaczego tak, za chwil zrozumiesz.
ukad okresowy pierwiastkw...
- o, masz co przeciwko ukadowi?
- przeciw? - nie. ale proponuj oraz postuluj wzbogacenie. nie tyle treci,
tutaj kompetencji nie staje, co ksztatu i sposobu prezentacji. po prostu
mona przeprowadzi "lifting" piknego acz ju nieco sfatygowanego wizerunku.
6

- wybacz, nie widz powodu. obecny si sprawdza, jest funkcjonalny. i, tak


po prostu, przyzwyczaiem si do niego.
- chciabym zaznaczy, szanowny kolego, e od czasu sprokurowania konkretnej
formy nieco lat mino. wiadomo ju, e oprcz dwu wymiarw jest jeszcze
trzeci. nawet czwarty. a lokalnie ten i w o n-wymiarowaniu rzeczywistoci w
bajaniach na dobranoc dla zdolnych dzieci rozpowiada...
- znw kpisz.
- nie tak bardzo. zapytam: dlaczego ujcie musi by paskie i jednowymiarowe
jak kartka papieru? dlaczego dwa podstawowe, a nie trzy "codzienne" wymiary
oddaj ukad i zalenoci pomidzy skadnikami materii? dlaczego nie doda
czasu, czyli zmian zachodzcych w historii (w ewoluujcym zdarzeniu)? fakt,
wczeniej byy trudnoci graficzne, techniczne ale aktualnie symulowanie
wszelakich procesw bardzo si rozpanoszyo. czy stoi co na przeszkodzie,
eby dla wygody, atrakcji, lepszego zrozumienia przeksztace w onych trzy
plus jeden wymiarach tak wanie uczyni? moim skromnym zdaniem mona to i
naley zrobi.
- jak?
- jak, jak, prosto. s pierwiastki z grupy gazowej - bd u gry. pniej
idzie cay zbir atomw, ktre - tak to zatytuuj - "tworz litosfer". a
najniej, w kolejnoci mas, te najcisze, metaliczne. wyobra sobie, e w
tej chwili patrzysz nie na kartk papieru, ale na bry o pewnym ksztacie,
ktr masz przed sob. widzisz jej stratyfikacj i kolejne warstwy materii.
widzisz powoki i podpowoki. wszystko uoone w orientacji gra-d.
- nawet zaczyna mi si to podoba. ale czy to by si przyjo?...
- to nie koniec. dorzu ruch, dodaj czas. uwzgldnij dwa generalne kierunki,
czenie i rozpad. dodaj lokalne - tutaj izotopw podleganie rozpadowi lub
czeniu... co dostrzegasz?
- chaos.
- na pocztku zawsze jest chaos. a teraz kolejny kroczek.
- jeszcze jeden?
- bdzie ich wicej. ten w postaci sfery. zamknij, wyobra sobie teraz, e
ca konstrukcj ukadu okresowego zamykasz w ksztat kuli. stykasz ze sob
brzegi, ktre s tak odlege w paskim ujciu. okrelasz bieguny tworzysz
"siatk kartograficzna". i?
- niezbyt.
- jakie masz skojarzenie? wyej uyem okrelenie, przecie celowo, e jest
litosfera...
- ziemia, glob ziemski.
- planeta, to wystarczy. na ziemi nie warto si powoywa, wyjtek trudno
odnosi do normy. ale skojarzenie trafne. kula-ukad okresowy pierwiastkw.
czyli z jednej strony abstrakcyjne ustalenie zasad wspdziaania atomw
z drugiej fizyczne, bardzo konkretne upostaciowanie. licz na twj gos za
tak symulacj.
- do referendum droga daleka. co zrobisz z "dodatkami"?
- lantanowce itp.? kochany, cymes, co wspaniaego. dostrzegasz na takim w
wyobrani (ale i w rzeczywistoci) krccym si abstrakcyjnym globie tward,
gwnie krzemow warstw? a dostrzegasz pknicia w niej, taki "wulkanik" w
jakim "zaktku", dostrzegasz lokalny wypyw "lawy"? dostrzegasz, wspaniale.
lantanowce i ta cz zbioru, to efekt "niecigoci" w czasoprzestrzeni, po
prostu banalny "wyciek" z gbi. i zapewniam, w proponowanym ujciu adnie
si to zaprezentuje. - nie zapominaj, e w takim modelu wystpuje cigy
ruch i wszystko pynie. e jest cinienie wewntrzne i zewntrzne, e cigle
narasta temperatura (w zalenoci, ktry poziom analizujesz). cao tego
wiata si "gotuje" i "bulgocze". dodaj jeszcze wzajemne wpywy magnetyczne,
elektryczne, chemiczne, dodaj rotacj wzgldem wybranego punktu odniesienia
i tak dalej. interesujce?
- ba...
7

- zaniemwie? zupenie niepotrzebnie. dopiero teraz wypadnie zrobi krok


najwaniejszy - i najefektowniejszy.
- przerwae w takim momencie, e czekam z niecierpliwoci na cig dalszy.
- ciesz si, e intryga "okresowo-ukadowa" ci wcigna. nastpna scena
wedug scenariusz wyglda nastpujco. pustkowie. kamera ustawiona na daleki
plan, obejmuje szeroki zakres zjawisk. obraz wolno przesuwa si na ekranie,
ukazujc mao przyjazny teren. po horyzont niczego ciekawego ani nikogo nie
wida. - zmiana ostroci i kadrowania. odlege elementy krajobrazu staj si
wyraniejsze, pojawiaj si szczegy. z szarego ta wyania si wdrowiec.
przecitnej postaci, nieokrelonego ubioru, bez przeszoci. sam na/w tle i
sam wobec otaczajcego rodowiska. - nastpna scena: w kadrze pojawia si dom
na pustkowiu. w zym stanie, zniszczony przez siy natury. z daleka pozna,
e opuszczony. wdrowiec zblia si, rozglda i ostronie przekracza prg.
kamera wdruje za jego wzrokiem. wszdzie pusto i typowe lady wiadczce,
e dawno nikogo tu nie byo. puste, brudne pomieszczenia, adnych sprztw.
panuje pmrok. - w jednym z przemierzanych pokoi wzrok czowieka wyuskuje
z szaroci lece na pododze fotografie. zblienie. wszdzie wida lece w
cakowitym bezadzie i czciowo wyblake zdjcia rnych osb. najpewniej
mieszkacw. wdrowiec zmczony siada na pododze. leniwie siga po obrazki.
pocztkowo znudzonym ruchem przerzuca elementy albumu, pniej z rosncym
zaangaowaniem. w miar trwania (dugiej) sceny praca staje si intensywna i
coraz bardziej zorganizowana - oraz przemylana.
cicie. kolejny kadr "filmu" przedstawia to samo pomieszczenie i tego samego
osobnika, ale w trakcie intensywnego krztania si. kamera pokazuje wntrze
pomieszczenia. mona dostrzec uoone i uporzdkowane fotografie. wida w
zblieniach szeregi jako podobnych sobie, mona zauway linie obrazkw, na
ktrych znajduj si mczyni lub kobiety. w innym miejscu pojawia si cig
rodzinny, ktry rozpoczyna "praszczur", a kolejne pokolenia to "wznosz" si
ponad powierzchni ziemi w trakcie poszczeglnych "odson"-fotek, to znw po
pewnym czasie wtapiaj si ponownie w grunt-to. wida rne zwizki midzy
rodzinami i pokoleniami. wysiek porzdkowania nabiera sensu. - w trakcie
usilnej pracy nad "albumem rodzinnym" "poprzednikw" zaczyna coraz mniejsz
rol odgrywa to, "jak" (w co konkretnie) s ubrani poszczeglni osobnicy i
jakie wykonuj gesty, kto z kim jest w bliskich stosunkach i zalenociach.
zaczyna za to dominowa uoenie wedug pytania "dlaczego?" s tak "ubrani"
i dlaczego s ze sob w "zwizkach". w caoci obrazu nabieraj znaczenia
cechy gbokie wzajemnych relacji, czyli tworzy si "genetyka materialna"...
- scena ostatnia przedstawia wdrowca przygldajcego si swojej pracy
rozoonej na paszczynie podogi.
- dobry zadatek na krymina.
- bo to jest krymina. metody dedukcyjne, szukanie wszelkich ladw, nawet
tak drobnych, jak pojedyncze czstki, praca koncepcyjna, agenturalna (lub w
naszpikowanym przyrzdami laboratorium) to si skada na ten idcy przez
wieki pocig. za kim? doceniam twoj inteligencj. na pewno dostrzege, e
by to opis, lekko fabularyzowany, jak dokonywao si poznawanie-tworzenie
ukadu okresowego. od pierwszego wraenia, spostrzeenia chaosu materii - do
adu rubryk. stan aktualny wiedzy jest na poziomie "podogi", paszczyzny.
zwizki ustalone. co pewien czas pojawia si nowa "fotografia" materialnego
bytu. a raczej "strzp" takiej fotografii, pojedynczy atom inaczej przecie
trudno okreli. wydaje si, e praca zostaa zakoczona... jak wspominaem,
niekoniecznie.
- planeta, sfera jako obraz? to ma by ten ostatni etap?
- to zabieg wspomagajcy. chodzi o powaniejsze zagadnienie, czciowo je
poruszylimy... pytanie: czy takie uoenie ukadu zamyka dalsz prac? i
odpowied: nie. zauwa, e cho jest to "rodzina", cay cig spokrewnionych
ze sob skadnikw - to jednak jest to "wycinek" wikszej caoci. - wycinek
znacznie wikszej caoci.
8

- ...?
- sam na to wpadniesz. popatrz na analogi ze zdjciami, przeanalizuj takie
zdarzenie w ramach cywilizacji. kiedy si pojawiy? niedawno. wczeniej byy
portrety, szkice, naskalne rysunki. a jeszcze wczeniej? przecie byy liczne
pokolenia, ktrych ju nigdy nie poznamy, a ktre nale do naszej rodziny,
i to na zasadzie koniecznej.
- s jeszcze badania archeologiczne.
- piknie. ale, zauwa, kolego, e to jest dziaalno "na szcztkach", ju
w zakresie "rwanym" (rozpadajcym si) ewolucji (dowolnego ciaa, bytu). t
analogi postaram si wykorzysta, o ile nie zapomn. ale idmy dalej. jest
jeszcze okres - i to jest wane - ktrego w "fotografowaniu rodziny" adnymi
metodami nie osigniesz. to czas "przed". przed pojawieniem si osobnikw.
jednak nie zaprzeczysz, by i gboko wpywa na to, co si dziao dalej. oczywicie nie jeste bezradny. jest chemia, fizyka, genetyka (i inne takie)
ustalasz zalenoci na poziomie komrek, genw, skadnikw genw. czujesz
si coraz pewniej. ale, zauwa to, dziaasz ju poza "albumem rodzinnym". i
musisz mie tego wiadomo. mwic inaczej, dzisiejszy stan materii musi musi by uznany za zbir "zdj" z albumu rodzinnego. ale tylko, podkrelam
to, jednego "pokolenia". to jedna warstwa z caoci. - to czasoprzestrzennie
powizana ze sob "grupa rodzinna". ale przed ni byy inne rodziny, po niej
nadejd kolejne.
- to mog przyj, cho z trudem. jak jednak owe "zakryte" pokolenia opisa?
wydaje si, e to nazbyt odlega historia, eby j pozna, ju nawet nie to,
jak wspomniae, rozpadajca si, ale nawet takich szcztkw nie ma w naszym
otoczeniu. - a po drugie, czy my w dalszym cigu mwimy o jednym i tym samym
"domu rodzinnym"?
- genetyka. "genetyka materii". przyznaj, moe ponioso mnie, moe nazbyt
literackie nazwanie, ale niewtpliwie wygodne. bo kieruje mylenie od razu w
odpowiedni stron. czyli odpowiedzi na twj problem jest logika. dlaczego?
poniewa, co oczywiste i naturalne, w tym przypadku wspomc moe badajcego
otoczenie eksperymentatora wycznie konstrukcja logiczna. tutaj zaczyna si
wielka rola Fizyki. na bazie fizyki. czyli na bazie dotychczas zgromadzonego
materiau dowodowego (te wszelkie "szcztki-fotografie") trzeba zbudowa, a
dokadniej wydedukowa "ukad okresowy pierwiastkw wszelakich". przeszych,
aktualnych, nastpnych. stan dzisiejszy w tym ujciu to tylko cienki "pasek"
caoci. wany, bo to punkt naszego startu do analizy i pojmowania wiata (i
"opoka", na ktrej stoimy), ale to wycinek z caoci. ile moe taki "raport"
liczy stron-elementw? to atwo ustali. ale nie jest to obecnie w temacie,
wic pomimy.
- mam wraenie, e w ten sposb sam obecnie wykraczasz poza dowiadczenie i
e to nie jest konieczne.
- jest! i nie dlatego tak to akcentuj, e co mi si zwidziao, albo e w
analogiach posunem si zbyt daleko lub nadmiernie zaufaem powstajcym na
ich gruncie skojarzeniom. - zastanw si, jak przeprowadzisz pene opisanie
siebie bez twoich przodkw? moesz naturalnie tak postpi, zakazu nie ma.
ale to bdzie "ujcie chwili", a nie pena wiedza o rzeczywistoci. nosisz w
sobie "zapis" poprzednich (wszelkich) stanw, twj genowy garnitur szyty by
pokoleniami, ale twj "materialny garnitur" take powstawa "pokoleniami".
pokoleniami kolejnych ukadw okresowych materii. obecny jest elementem "z
cigu", skadnikiem, "pierwiastkiem", kwantem ukadu nadrzdnego. jeden fakt
czy element to dziw, niezwyko, co odbiegajcego od reguy, co domaga si
cudownego uzasadnienia. natomiast zbir podobnych, cho rnicych si bytw
(procesw) to norma i normalno. ty, jako struktura fizyczna, zajmujesz
miejsce po swoich przodkach, a po tobie ten kawaek podogi na zasadzie,
to tak nawiasem, "wiatw rwnolegych" - zagospodaruj twoi potomkowie. w
kadym przypadku, zauwa, "obszar" zajtoci generalnie jest ten sam, ale
jego zawarto ustawicznie si zmienia. - po jednej stronie "wyaniaj" si
9

z niebytu kolejne wrzeszczce berbecie, ktre rosn i rozpychaj si coraz


bardziej "w twoim" do tego momentu wiecie. w rodku owego "domu" znajduj
si rodzice i trzymaj to w ryzach. a na drugim brzegu "wtapiaj" si w to
pokolenia dziadkw. - wszechwiat wypenia gwnie materia "aktualna". jest
w nim te troch przeszej, a lokalnie pojawia si ju przysza (czyli ta,
ktra "za chwil" zdominuje okolic). t "nadchodzc" ju wida w trakcie
wykonywania dokadnych "fotografii"-dowiadcze...
na tym jednak nie koniec. musi by dodany zakres zjawisk lecych poza tym
ujciem. wczeniejsze warunkuje istnienie nastpnego, a zarazem determinuje.
tu nie ma chaotycznego cigu, jest nastpowanie "krok po kroku" i zawsze
zgodnie z przynalenym "numerem". genetyka tworzy si w trakcie istnienia
nosiciela. a skoro tak, i to jest mocno fundamentalny wniosek zauwa, moesz
na bazie obecnego rozpoznania zasady powstawania i cech materii zrobi to,
co nigdy w taki sposb nie zaistnieje i nie bdzie realnie postrzegane.
chodzi o stany materii, kiedy obserwatora nie byo lub kiedy nie bdzie. ale
musisz to zrobi. owe "inne albumy" skadaj si na ca bibliotek "albumw
narodu", na "wsplny dom"...
- ale to abstrakcja.
- masz racj, to abstrakcja. to abstrakcyjny ukad okresowy pierwiastkw. z
jednym elementem realnym (i namacalnym) - naszym dzi. materia abstrakcyjna
wchodzi na salony i domaga si zauwaenia. fizyk nie ma tu nic do roboty. to
zajcie dla "fizyki filozoficznej".
- miao by take o archeologii.
- dobrze, e o tym przypominasz... sam przyznasz, e fizyk bywa rwnie (a w
gbokim rozumieniu procesw energetycznych zawsze) archeologiem. i nie mam w
tej chwili na myli badania odlegego kraca wszechwiata, skd blask gwiazd
wdruje latami. badajc skadniki materii natyka si na lady rozpadajcych
si pierwiastkw, ktre tylko w specjalnych warunkach mona poznawa. sowem
jest archeologiem, bo babrze si w szcztkach, ktre kiedy byy normalnym,
penoprawnym w wiecie osobnikiem. albo, z drugiej strony, nim bdzie.
- sugerujesz? ...
- sugeruj, postuluj inne, nowe spojrzenie na "materi". nie, e kiedy tam
powstaa - i tak ju zostao. a lokalnie co si tam z ni dzieje, kiedy na
wyodrbnion z otoczenia "grudk" dziaaj jakie siy. "atom" to nie element
stay i "zatrzanity" w ramach swojej zmiany, ale e nastpuje, jak to w
normalnym i porzdnym ukadzie by powinno, pozyskiwanie i tracenie, wzrost
i zanik - cige przeksztacanie. "atom", to, co za atom si pojmuje, to w
czasie i przestrzeni realizujca si dynamiczna zmiana ale, wane, trwajca
skoczony oraz policzalny przedzia czasoprzestrzeni fizycznie rejestrowana
"konstrukcja" energetyczna. brzmi nieco zawile, ale przecie kiedy zabraknie
pokarmu - ciao ginie, kiedy atom spadnie poniej zasobnoci umoliwiajcej
istnienie, rwnie ulegnie rozproszeniu. adna forma (cielesna) nie jest i z
samej zasady zmiany (ewolucji) nie moe by dana na zawsze, odmienia si. i
dotyczy to kadego poziomu rzeczywistoci, ktry jeste zdolny wyrni. owszem, zgoda co do jednego: idea atomu powstaa dawno temu. rozumiesz? idea
czowieka powstaa w przeszoci, wyoni si nad poziomy. ale kadorazowe
wcielenie te si wyania i zanika. zbir powsta kiedy, ale elementy zbioru
powstaj i zanikaj wewntrz zbioru cigle. pki zbir istnieje. "moliwo"
atomu powstaa dawno, ale konkretna, ju fizyczna realizacja ulega cigej,
"przewidywalnej" przemianie. wicej, to ta "stabilna zmiana" jest tym, co w
otoczeniu uznaj za "atom" (czy inny dowolny stan chwilowego "skupienia").
zbir stabilizowany jest zmian, tworzeniem si nowych i zanikaniem starych
skadnikw. generalnie, w pewnym uproszczeniu, zbir wykazuje w obserwacji
zewntrznej cechy stabilizacji, ale do czasu. natomiast skadniki zbioru
(jednostki-obywatele) tak dugo nie istniej, obumieraj wedug kolejnoci
pojawiania si (kolejno "do piachu" jest zawsze oraz wszdzie zachowana).
fizyk w swojej doskonaej materialnej mieszaninie poznaje-rejestruje kady
10

fakt, wszystkich "obywateli". nalecych do aktualnej elity, wic najbardziej


wanych i zasobnych, ale i pariasw z marginesu. bada take to, co zostao w
postaci jedynie szcztkowej. kady element ukadanki jest wany, konstytuuje
cao. na jednym brzegu fizyk jest grabarzem i archeologiem - na drugim
akuszerem. po jednej stronie ostatni gasi wieczk, po drugiej obwieszcza
wiatu nowin. e nadchodzi nowe. i czas si na aweczce posun.
ciemna materia i energia... tak-tak, pamitam, spieszysz si. sprbuj krtko
wypunktowa. widoczne i jako zrozumiae elementy rzeczywistoci to kilka
procent koniecznej caoci, taki stan rzeczywicie moe zakca spokojny
sen "obmacujcego" otoczenie na wszelkie dostpne sposoby "fizyka". ale czy
powinien? rozejrzyj si. przykad z brzegu: gra lodowa. pynie sobie po/w
oceanie atomw i wystaje nad powierzchni. w jakiej proporcji do otoczenia?
par procent podlega nadprogowo obserwacji. przypadek? a wzajemne relacje
pomidzy "warstwami" materii? stosunek fotonw i elektronw. - albo zajrzyj
wyej-gbiej: elektronw wobec atomw, atomw oraz komrek biologicznych
biologicznej podbudowy do komrek neuronalnych. jest podobnie? kolejny fakt
i zakres: ycie. ycie w jego pionowej stratyfikacji. przypomnij sobie, jak
si czue na lekcjach biologii, kiedy bya mowa o piramidzie zalenoci i
wzajemnego zjadania si. jak w tym przypadku ksztatuj si proporcje "bazy"
i "nadbudowy"? a relacje pomidzy ciaem-nosicielem i umysem? ... wanie,
wiadomo. znasz te bzdurne bo bzdurne, ale wynikajce z jaki obserwacji
ustalenia, e mzg pracuje na niewielkim zakresie, a caa reszta to ugr i
nadmiarowo. zbieg okolicznoci? mam nadziej, e dostrzegasz powizania
pomidzy tymi zdarzeniami i wewntrzne proporcje. - oczywicie nie chodzi o
szczegy czy identyczno liczbow, ale o zasad. zakres widoczny, dostpny
nadprogowo do obserwacji jest wielkoci zmienn, zaley od umiejscowienia
obserwatora i technologii spogldania. lecz zasada wydaje si jednoznaczna:
kolejne "pitro", poziom-warstwa ewolucji zawiera si, tworzy - wyania w
obrbie podpoziomu. podpoziom "ywi", "unosi", "wypycha" "w gr" struktury
materialne poziomu...
sprawa druga: o wyszoci logiki nad fizyk. lub odwrotnie. - czyli gdzie
jest "rodek"? konsekwencj przyjcia obrazu zdarze, w ktrym wielkociami
brzegowymi s maksymalny rozpad oraz maksymalne poczenie, jest pytanie o
punkt rodkowy. jeeli rozejrze si, sprawa punktu wyrnionego i jakiego
rodka nie wystpuje. wywaszczanie z kolejnych miejsc wybranych w historii
przebiegao sprawnie i skutecznie. ale logika si upiera: rodek musi by.
bd? ot nie. logiczna interpretacja i fizyczne obserwacje speniaj wymg
poprawnoci. rodek jest, i jest jednoznacznie wyznaczalny. i si znajduje wszdzie. dokadnie tak. wystarczy spojrze w niebo (lub siebie), eby si
przekona, e tak skrajnie odlege w logicznym modelu brzegi procesu dziej
si, fizycznie znajduj obok siebie. maksymalny rozpad "otacza", po prostu
bezporednio "styka" si z maksymaln zapaci (poczeniem w jedno). a
materia, materia we wszelakich postaciach, z/w ktrej jestem (jestemy) - to
nic innego, jak "sprawa uboczna" owego stykania. zobacz, w logicznym ujciu,
czyli rozcignitym, gdzie zdarzenia "nanizane" s na prost i uszeregowane,
proces biegnie od jednej strony do drugiej w sposb cigy, i biegnie dugo.
w efekcie po drodze, skutkiem zawirowa ewolucji i jako konieczno, tworz
si lokalnie materialne "zgstki". natomiast kiedy fizycznie, dowiadczalnie
ustalam przechodzenie stron w siebie bezporednio, to tym samym ca tak w
procesie zaobserwowan "zawarto", stadia porednie musz zdefiniowa oraz
opisa jako realizujce si "w bok". logicznie wyznaczone stopnie-warstwy
dokonuj si w realnoci "ubocznie"... kiedy w ujciu graficznym przepyw
energii pomidzy punktami brzegowymi bdzie oznaczony jako linia prosta, to
materi na takim rysunku bdzie symbolizowa prosta prostopada do niej. w
takim obrazie "materia" jest faktem logicznie absolutnie koniecznym acz
fizycznie ubocznym... jeeli w kolejnym dowiadczeniu stwierdzam fakt, e skutkiem rozpraszania - materia zajmuje cay poznawany ukad, tym samym mog
11

powiedzie, e rodek procesu jest w kadym punkcie. a skoro rodek - to i


brzeg. fizycznie rodek i brzeg s wszdzie. jednak, co podkrelam, logicznie
przynale do cile i jednoznacznie wyznaczonego miejsca...
trzy. czasoprzestrze. nie zaprzeczysz, pojcie zwizane z materi. i mona z
niego "wycisn" co ponad dzi stosowane. dowd?, prosz. odwoam si kolejny
raz do analogii z yciem osobniczym, obecnie jako odniesienie do dowolnego
ju procesu, co chyba oczywiste. - w jaki sposb mona opisa ycie czowieka?
poprzez chwil lub histori. poprzez integraln (w twojej obserwacji) cao
wyrnionego stanu chwilowego - albo zbir faktw, ktre znajduj si w pamici
(lub bibliotece). mona taki opis nazywa "punktochwil" i "kontinuum", ale
rekomenduj ci termin-pojcie "czasoprzestrze chwilowa" oraz "czasoprzestrze
abstrakcyjna". e chodzi o czasoprzestrze, to zrozumiae. e chwilowa, take
oczywiste. ale czy abstrakcyjna? - wyodrbnion jednostk z wydarzenia, czyli
jaki konkret, np. sekund procesw fizycznych twego ciaa, okrelisz z ca
pewnoci jako zdarzenie realizujce si w czterech wymiarach. a dzie, rok,
dekada z ycia, cae ycie - czy to rwnie bdzie czasoprzestrze? e proces
dokonuje si w ramach czasoprzestrzeni, to nie podlega dyskusji. e jednostki
skadowe s zoone z punktw-i-chwil, to jasne. ale pojawia si pytanie, czy
istnienie zawarte pomidzy ewolucyjnymi brzegami rwnie mona skalowa przy
pomocy czasoprzestrzennych formu? czy mona takie "istnienie" wyodrbnia z
otoczenia, i to pomimo faktu, e w tak zdefiniowanej cznej postaci przecie
nigdy nie wystpuje? - czy, inaczej to ujmujc, ycie to tylko "chwila", czy
take zbir chwil - "konkret" czy "gatunek"?
przekonany jestem - i ciebie chciabym do tego przekona - e wnioski, ktre
pyn z odpowiedzi na to pytanie, s wakie. co bowiem uzyskam, kiedy jedno
wydarzenia, ktrym dla obserwatora zewntrznego jest cae ycie osobnicze,
wyskaluj i opisz wzorem? to bdzie oznaczao, e byt abstrakcyjny, obecny
jedynie w szarych zasobach umysu, byt-fakt nigdy nie istniejcy fizycznie w
cznej postaci, poddaj analizie tak, jakby istnia. rozumiesz? z chwil, z
punktochwil buduj w umyle obraz czego, co nigdy tak nie zaistnieje. ani
teraz, ani nigdy. dziki takiemu dziaaniu mog, na bazie zdarze przeszych,
ustali rytm zmian ksztatujcych zjawisko. i w konsekwencji stworzy model
zdarze przyszych. nie horoskop, nie wrb tylko model... powiesz, e to
nic wartociowego, e budowanie modeli zawsze byo gwnym zajciem umysu.
ale jeeli spojrzysz na rzeczywisto (np. aktualn cao wszechwiata) jako
chwil, jeeli "cao" obserwowanego procesu potraktujesz za "czasoprzestrze
chwilow" - to skonstruowanie, stworzenie abstrakcji nadrzdnej banaem ju
nie bdzie. dlaczego? bo zasadniczo zmienia si punkt obserwacji. - wyra to
inaczej, zupenie otwartym tekstem: w opisie otaczajcego wiata naley zrobi
to samo, co fizycy tak skutecznie przeprowadzili w gb, dla maych i bardzo
maych struktur (cho sami zdumieni, e to si tak sprawdza). obecnie podobny
opis trzeba wyznaczy w gr i w dal. czyli synne powoki, podpowoki, liczby
kwantowe, i tym podobne, trzeba ustali dla struktur duych i bardzo duych.
oczywicie nie mechanicznie, ale chodzi o to samo.
jeszcze raz spytam, czy dostrzegasz konsekwencje wprowadzenia do analizy i
pojmowania rzeczywistoci pojcia "czasoprzestrzeni abstrakcyjnej"? przecie
nie rozchodzi si o to, eby wyznacza kolejne fazy z ywota, wszak podzia
na okresy (i odmiany charakterologiczne) ju dawno zosta przeprowadzony. ale
mona takie modele abstrakcyjne budowa dla dowolnego zjawiska. pogoda czy
trzsienia "opoki" pod nogami, czy wszechwiat - nie ma ogranicze. adnych.
rzeczywisto obserwowana zawsze jest tylko chwil. i jakby twoje moliwoci
obserwacyjne nie byy rozbudowane, w obrbie chwili pozostaniesz. - natomiast
gwnym, fundamentalnym zadaniem umysu poznajcego wiat jest "dobudowanie"
do murw pojedynczej celi obrazu caego wizienia. i jest to zadanie wykonalne.
bo chwila warunkowana jest przeszoci, a zarazem warunkuje przyszo. za
cao zawsze, zawsze jest tylko abstrakcj.
12

- ukad okresowy pierwiastkw


- ewolucja w toku zachodzenia pomysy odczytania
w tym momencie, poniewa mam wiadomo gbokiego zakotwiczenia w postrzeganiu
i analizowaniu wiata tradycyjnie pojmowanego zbir elementw, ktry uzyska
historycznie nazw "ukadu okresowego pierwiastkw", musi pa stwierdzenie,
e jest to konstrukcja chwilowa, oddajca stan wiedzy "na teraz". dlatego te
wymaga w dalszym dziaaniu poznawczym "przemodelowania", nowego podejcia i
zobrazowania. a poniewa jestem o tym gboko przekonany, poniej, na kliku
kolejnych kartkach, przedstawiam niepeny, si rzeczy, zbir pomysw, jak
mona odczytywa i modyfikowa ukad okresowy. wszystko w oparciu o uoenie
dzisiejsze. - a jako dodatek (uzupenienie) do tych stron musz pojawi si
wszystkie nastpne, ktre, mam tak nadziej, wespr wyraone tu zdanie.
1. pierwszym ze sposobw, ktry si narzuca (kiedy przeglda form i aktualny
ksztat graficzny ukadu), wywodzi si z liczb kwantowych. chodzi gwnie o
narastajce pionowo (7 pozycji) i poziomo (7 + 1) rzdy (grupy), ktre swoim
zapenieniem oddaj, s podporzdkowane liczbom kwantowym. zasadniczo idzie o
rytm 2-8-18-32-50-72-9 (ilo elementw na poziomach). - wczeniej pado, e
schemat zosta skomplikowany (i skompilowany), e zosta zbudowany w formule
przebiegu dla "izotopw" (rytm 4-16-32...), ale posiada ksztat, jakby by w
ukadzie pierwiastkw gwnych. efekt? skutkuje to tym, e na kolejnych, ju
dalszych pozycjach, brakuje dodatkowego wymiaru (czyli nastpnych wielkoci
kwantowych, 2-6-10-14-18-22- ). owszem, owe dodatkowe stany pojawiaj si jako
uzupenienie i dodatek, co ratuje geometri ukadu (jego symetryczny ksztat),
ale burzy logik zapisu. w tej sytuacji moe sprawia trudno oddzielenie
pierwiastkw powstaych "pobocznie", jako nastpne ju rzuty fali zdarze (co
powoduje, e niektre pierwiastki znajduj si w innym miejscu). wszystko z
grubsza zgadza si na pierwszym i drugim poziomie, tu wielkoci s zgodne z
liczbami. moe to wynika z faktu, e ewolucja w tym przedziale dopiero si
zaczyna i wystpuje maa rnorodno elementw. natomiast dalej pojawiaj si
odchyki, i to narastajce. to efekt tego, e zwyczajnie i po prostu potrzeba
czasu na realizacj niektrych struktur (atomowych). a po drugie, co posiada
zasadnicze znaczenie dla obrazowania (i rozumienia) procesu, niektre "atomy"
ju nigdy nie powstan. powd? poniewa brakuje na ich realizacj energii w
tutejszej "czaso"-"przestrzeni".
2. ciekawym podejciem do problemu (tu odczytu), jest uwzgldnienie w analizie
rozkadu poziomego pierwiastkw i ich waciwoci. to znaczy, uszeregowanie i
opisanie od maksymalnie aktywnych (chemicznie i fizycznie) - a po "pasywne",
"szlachetne" helowce. takie ujcie to jednoczenie obrazowanie caego cigu
zmian ewolucji: od jednej strony (jednej pkuli) do drugiej, z kocem na/w
drugim biegunie ale take uoenie elementw ukadu w powizaniu z innymi.
przecie nie ma wyizolowanych, na zawsze osobnych od otoczenia atomw-faktw
(i zbiorw atomw, pierwiastkw), to stan na dzi, zmiana ujta w konkretn
posta. poniewa wszelkie procesy ewolucyjne uzyskuj maksymalnie posta sfery,
to uoenie tak nakrelonych linii prowadzcych do zaistnienia konkretnych
elementw bdzie przypomina inne rozpisanie skadnikw wiata, a mianowicie
"siatk kartograficzn" na globusie. i co tu wane, z wszelkimi konsekwencjami
tego obrazowania (atwo wyobraalnymi). punkty przeci siatki to bd miejsca
wyrnione i wzowe (to analogia do wzw na/w fali), a zaistnienie dokadnie
"w punkcie" wzowym to byby taki "szlachetnie" nieaktywny atom.
uwaam, jestem przekonany, e zobrazowanie ukadu pierwiastkw jako "globu"
(czyli planety, i to w cigej rotacji), ma sens. naniesiona na kul siatka,
"podziaka" w postaci pionowo-poziomych linii (zalenoci), znaczco wspomoe
zrozumienie wzajemnych relacji, a przede wszystkim uplastyczni tak analizowany
proces. oraz nada mu charakter czaso-przestrzennego, czyli przebiegu, ktry
jest obserwowany (i odczuwany) na co dzie i wszdzie.
13

3. kolejna propozycja dotyczy zdarze "wyaniajcych", "wciskajcych" si na/w


postrzegany poziom ewolucji (tu atomowy), wchodzcych pomidzy ju istniejce
elementy jaki "nowinek", ktre rejestruje dowiadczenie. mona spojrze na
to pod ktem zmiany w toku (energetycznie rozcignitej na etapowy ewolucji,
ktr postrzegam "po kawaku"). proponuj, wydaje si to moliwe, eby takie
stany potraktowa jako porednie, ktre tworz si w czasie przechodzenie od
jednego elementu do drugiego (od jednej "chwilowo dopenionej" ju formy do
nastpnej - jednak zawsze jako efekt wzajemnego wynikania i wspdziaania ze
sob procesw, jako efekt "nastpowania" zjawiska w linii, po sobie i jako
przynalece do jednej "rodziny"). - w trakcie takiego przechodzenia midzy
ju istniejcymi ksztatami (wyrnionymi z ta "punktami-atomami") powstaj
lokalne "zawirowania" i nowe elementy, czyli np. "izotopy". albo krtkotrwae
fakty w postaci laboratoryjnego pierwiastka. krtki czas ich przeywalnoci w
tym wiecie to najlepszy dowd ich przejciowego stanu. mwic inaczej, s to
uchwycone "na gorco" (w przejciu) "zgstki" energii midzy kolejnymi wanymi
kwantowo punktami ewolucji (szczeglnymi miejscami na fali). jednak ktre, co
warto podkreli, z chwil przesunicia si caociowego rodka ewolucji i na
nowo uoenia granic wiata (np. inna temperatura), uzyskuj szans (i tylko
szans) "ustabilizowania" si w tych chwilowych stanach (np. jako "izotopy"
dla mnie) - i mog trwa przez pewien okres. co byo tylko chwilowym faktem i
pojawio si, eby znikn, stopniowo, przy sprzyjajcych warunkach, staje si
coraz bardziej stabilnym (i twardym) ciaem.
w takim modelu izotopy, a szerzej wszelkie pierwiastki szybko si rozpadajce
(a ju zupenie szeroko wszelkie byty, ktre wyrniam w otoczeniu), to formy
przejciowe, chwilowe stany energii w trakcie przemiany. zaistniay nadprogowo
i cielenie (fizycznie), wynurzyy si na moment z kwantowego oceanu, i zaraz
ponownie wtopi si w to. to "namacalne" (podlege obserwacji i mierzeniu)
efekty przejcia midzy jednym a drugim etapem ewolucji. im duej toczy si
zmiana, tym wicej elementw i wicej cielesnych bytw. ale tym rwnie, co
istotne, bliej koca...
4. wystpuje w ukadzie podzia na grupy gwne oraz poboczne, do pierwszych
zalicza si te oznaczone pionowymi rzdami pod liter "a", a do pobocznych s
wliczane grupy i rzdy pionowe oznaczone liter "b". z tym, e zostay one,
skutkiem nastpowania po sobie zarejestrowanych wielkoci mas atomowych (i w
takim dziaaniu porzdkujcym byo to nieuchronne), wpisane w rzdy poziome.
a to wprowadza zamieszanie.
po pierwsze, nastpio, wedug mojego przekonania, przemieszczenie grupy "b"
z drugiego poziomu do trzeciego. dlatego, e ju na drugim poziomie powinno
by 16 pierwiastkw. (a dokadniej mwic, grup przesunito nie z drugiego
do trzeciego, ale z trzeciego do czwartego, w trzecim jest po prostu za mao
pierwiastkw.) - powstaje wic pytanie: jak naleaoby rozmieci te poboczne
pierwiastki? czy w rytmie 2-6, to znaczy wpisa w rytm 2-6-10, jak domaga si
tego kwantowanie i umieci je z boku? a moe, co take nie byoby bez sensu,
umieci je pod pionowymi rzdami grupy "a"? czyli jako pierwsza przychodzi
grupa "a", a niej "b" - jako proces, ktry powsta ju "pobocznie". i jeeli
teraz zobrazowa to jako sferyczn zmian w trakcie (dziejc si), to grupa
"b" byaby po jednej stronie, "a" po drugiej stronie rwnika takiej kuli. w
tym ujciu cz "a" byaby tworzc ("wyaniajc") si stron procesu, a
strona "b" zstpujc (zanikajc) do stanu "martwoty", w zakres podprogowy.
co istotne i ciekawe, w takim zobrazowaniu pierwiastki poboczne byyby trwaymi
i najbardziej twardymi, sztywnymi. co zreszt wystpuje, przecie to one, w
obecnej chwili wiata, zawieraj w swoim zakresie najbardziej stabilne stany
pierwiastkowe (elazo i inne metale). a izotopy kolejnych pierwiastkw to,
co okrela si jako "izotopy", prezentuj si w tym obrazie jako ewolucyjne
fakty, ktre si jeszcze nie "usamodzielniy" albo ich czas ju przemin
(i dlatego widz ndzne "resztki").
14

5. "trzecia linia" w procesie? - czy rejestruj cao?


w czym rzecz? chodzi o to, e widoczne w dzisiejszym ukadzie okresowym dwie
linie zmiany to nie musi by wszystko. - owszem, podziau generalnego, e s
dwa kierunki zjawisk (rozpad oraz czenie), tego zbioru o aden fakt ju nie
powiksz, ale to przecie nie oznacza, e w ukadzie nie moe zawiera si
wicej linii wydarze. jak, na jakiej zasadzie? jeeli rodek rzeczywistoci,
stan aktualny wiata uzyska w procesie ewolucyjnym now jako (przemieci si
w nowy stan energetyczny), to przecie musi, po prostu musi to odzwierciedli
si w "ksztatce" (strukturze) elementw ukadu pierwiastkw (zaistnieje co
w procesie nowego, a co starego wypadnie z gry). zmiana konfiguracji, zmiana
rozmieszczenia elementw musi przeoy si, z jednej strony, na stan caoci
i funkcjonowanie zbioru (inaczej bd ze sob reagowa skadniki, zwikszy si
lub zmniejszy zbir moliwoci wymiany energii midzy nimi) ale z drugiej
musi to przeoy si, co zrozumiae, na graficzne zobrazowanie materii, czyli
w tym przypadku "sztywny" ukad okresowy pierwiastkw.
std wniosek, ktry zosta zasygnalizowany na wstpie, e moe si w takiej
zmianie pojawi "trzecia linia", jest zasadny. tyle e, i to jest tu warunkiem
zasadniczym w takim przypadku jedna z ju istniejcych (dzi) linii zniknie
po prostu "zajdzie za horyzont" (zdarze). co innego bdzie wwczas stanem
maksymalnym i aktualnie rodkowym. a fakty, wszelkie byty dawniej dominujce,
bd si "pta" lokalnie i po ktach, i w postaci, tak to trzeba okreli,
"ndznych resztek" (czyli izotopw). - albo, to dopenienie tego obrazu, bd
na tak wyrnion w analizie chwil (w ramach zawsze "do przodu" generalnie
przebiegajcego procesu) tylko dobrze zapowiadajcymi si zdarzeniami, ktre
dopiero "za moment" zdominuj ten lokalny wiat (i okolice).
moe wic by tak (i to chyba nie jest ze tumaczenie i podejcie do odczytu
ukadu), e "trzecia strona" pojawi si, kiedy rodek ewolucji przesunie si
na now pozycj i utworzy si inny ksztat-stan-chwila wszechwiata. przecie
to, co uwaam dzi za "wszechwiat" (podajc za obrazami podsyanymi przez
astronomi czy fizyk), to konstrukcja dynamiczna, ktra miaa pocztek, ma
stan obecny (umiarkowanie stabilny) i "za moment" dziejowy si skoczy. na
tym bazujc mam prawo twierdzi, e to, co jako obserwuj, to stan wybrany
z caoci, e to "kadr z filmu". i e, w ramach kadego "kadru", co innego jest
stanem przewodnim (rodkowym). - mwic inaczej, w tym ujciu zasada byaby
syta i realno zachowana.
aktualnie, na dzi, obserwuj tak sytuacj, e dwa pierwiastki "prezentuj"
si jako bieguny "globu", s do siebie na skrajnych pozycjach - ale przecie
w ewolucji wszystko pynie i si zmienia, w naturze nie ma zastoju. dlatego
"po jakim czasie" jeden z tych biegunw "zniknie" i na jego miejsce wejdzie
nastpny pierwiastek - "ten trzeci". a w kolejnych "krokach" (kwantowych) i
ten moe przesun si "na rwnik" i zdominuje sytuacj (bdzie najliczniej
reprezentowany, bo "rwnikowo"). a na opuszczone w taki sposb miejsce wejdzie
jeszcze nastpny, i te jako "trzeci". - dla obserwujcego proces ewolucyjny
zawsze (i wycznie) "wida" dwa bieguny sfery, ale kadorazowo s to inne,
"odnowione" ju bieguny zjawiska. sfera ewolucji "przekrcia si". - zmiana
energetyczna w taki sposb opisywana to byoby co takiego, e z jednej strony
nastpuje "zachodzenie" za horyzont (lini graniczn) zdarze nalecych do
jednej czci ukadu (np. linii wodoru), ale jednoczenie, co tu istotne, po
drugiej wyania si "zza horyzontu" w trzeci pierwiastek. i wwczas to, co
obecnie jest na brzegu, czyli linia helowa, w trakcie swojego przemieszczania
si w czaso-przestrzeni, staje si lini rodkow i dominujc. a po drugiej
stronie, przeciwnej, na miejsce helu, pojawiby si nastpny trzeci, jeszcze
dzi nie istniejcy element. i to on bdzie w takich okolicznociach brzegiem.
itd. jak wida, koncepcja przesuwania si zdarze i elementw poza horyzont
ma w sobie co pocigajcego, co, z czym umys moe si oswoi. taki opis
zjawisk jest zbieny do wszelkich postrzeganych procesw.
15

6. dwukierunkowo i naprzemienno uoenia w ewolucji kierunkw wprowadza


jeszcze inny ciekawy temat do analizy, ktry warto przeledzi.
skoro po jednej stronie kuli znajduje si "gniazdo" i "biegun" pierwiastkw
"aktywnych", a po drugiej prawie zupenie "biernych", to stany porednie uo
si dalej w taki sposb, e linie czce bieguny utworz cig zjawisk, ktre
dzi s reprezentowane w ukadzie jako linie poziome. czyli energia budujca
struktur, przemieszczajc si pomidzy "biegunami", rozpoczyna swj szlak od
pierwiastka aktywnego, eby po przejciu caej linii znale si na dole, w
strefie mao aktywnych. w tym ujciu kula ewolucji byaby "jednotorow": z
gry na d. to znaczy, zawsze liczyoby si od wierzchoka "aktywnego", a
koczyo na dolnym, "biernym" biegunie.
ewolucja w takim obrazie to sfera, ktra zapenia si "liniami" i "bruzduje"
- "zamarza" w trakcie zmian, ksztatuje si w stabilny i twardy "grunt" pod
nogami. dla mnie "wieczny", w ujciu logicznym zawsze tylko "na chwil".
doprecyzowanie: zaprezentowany model opiera si na przechodzeniu zmiany, tu w
formule "atomw" (i zbiorw atomowych, pierwiastkw) od bardzo aktywnego stanu
na stron drug, na drugi biegun (mao aktywny). przy czym, co posiada tutaj
znaczenie, rwnie i ten "bierny" chwilowo biegun, kiedy ewolucja przemieci
si dalej, staje si biegunem aktywnym, a idce od niego linie, teraz ju ku
nastpnemu brzegowi (ku grze), wytwarzaj pierwiastki coraz mniej aktywne,
"zamierajce". jedna ewolucja, jedna sfera ewolucji przechodzi w nastpn, a
ta nastpna znw w kolejn. "zagicie" (zawinicie, zakrzywienie) si procesu
w nowym wymiarze (powyej lub poniej wyrnionego) powoduje, e caa zmiana
przechodzi na nastpny poziom. ale, co niezwykle wane, dopiero razem, cznie
oraz caociowo tak wyrnione poziomy tworz postrzegany fakt tu w formule
"ukad okresowy pierwiastkw". proces energetyczny biegnie wielowymiarowo (i
wielopoziomowo), ale w odbiorze, w mojej rejestracji jest to jedno. tworzy
si wic "przekadaniec" poziomw zdarze, "cebula" zdarze wielowarstwowa,
wielowymiarowa rzeczywisto (fizyka). w kolejnych "zakrzywieniach" procesu
ksztatujce si pierwiastki, coraz twardsze i stabilniejsze, buduj si, tak
to mona opisywa i postrzega, niejako "pod" tymi aktywnymi i mikkimi ("w
gbinie" i pod "cinieniem"). efekt takiego zoenia procesw? buduje si
coraz niszy poziom rzeczywistoci o coraz liczniejszej reprezentacji twardych
i trwaych ukadw (analogia - to uwarstwienie planety), a do "stabilnego"
i gboko lecego metalicznego jdra.
inaczej mwic, proces w miar przebiegu stygnie, gstnieje i robi si coraz
bardziej podobny do "ciaa osobliwego" - i zamiera. sfera ewolucji wypenia
si, twardnieje oraz stabilizuje (dochodzi do zapenienia wszelkich moliwych
stanw ukadu). jeeli obrazowa rzeczywisto jako struktur wielopoziomow
- to na kadym z poziomw powstaj coraz twardsze ukady, coraz zimniejsze
(w opisie "do dou", przy odwrotnym kierunku bd tworzyy si struktury, to
zrozumiae, coraz luniejsze). po dotarciu wyrnionego procesu do koca (i
wyczerpaniu wszelkich moliwoci), przechodzi on na/w niszy poziom kiedy
ewolucja jednego poziomu si dopeni, nastpuje jej biegunowe "zakrzywienie"
w nastpny. i buduje si nowy cig zdarze, ju na tym niszym.
po przejciu "linii bruzdowania" z jednej strony ewolucji na jej drugi punkt
biegunowy (bruzdowanie to analogia do ksztatowania si komrek w trakcie
podziaw), nastpuje nie zakoczenie procesu, lecz trwa on dalej. ewolucja
"w poziomie", "w paszczynie" si wyczerpaa, ale to przecie nie oznacza,
e wyczerpay si moliwoci. proces "schodzi do podziemi" i biegnie rwnie
swobodnie poniej wczeniej wyrnionej powierzchni, ju nie w tej samej, co
poprzednio paszczynie, lecz "niej" (lub wyej). tutaj ponownie, jak byo
to na wyszym poziomie, linia biegnie do drugiej strony i przechodzi przez
wszelkie stany porednie - a cao koczy si dopiero po zrealizowaniu, po
wyczerpaniu wszelkich moliwych poziomw. i koczy si cakowitym bezruchem
(lub cakowitym chaosem w drugim przypadku).
16

7. ciekawym zagadnieniem jest istnienie nuklidw u ukadzie okresowym. tzn.


takich stanw-elementw, ktre nie posiadaj izotopw czyli, inaczej mwic,
nie s otoczone "atomow rodzin". - podkrelam, zastosowana tu terminologia,
"nuklid", nawizuje do takich "konstrukcji" w chemii czy fizyce, ale odnosi
si jedynie do szczeglnego rodzaju atomw wyrnionych w ukadzie. mianowicie
tym wyrnionych, e nie posiadaj form "pobocznych", to znaczy "izotopw".
a wic jako podobnych i zarejestrowanych "odmian" tego samego pierwiastka.
poniewa uyta nazwa moe wprowadza zamieszanie, dlatego to wyjanienie jest
konieczne. nuklid w ukadzie to "atomowy samotnik".
po skrupulatnym przejrzeniu zbioru takich "indywidualistw", mona si ich w
tabelkach doliczy 21 sztuk. jednak, jak wynika z oblicze kwantowych, zbir
takich elementw jest wikszy i wynosi 27. zamierzam wrci w tej chwili do
tego zagadnienia, poniewa z wstpnej analizy wynika, e ewolucja, formowanie
si struktury pierwiastkw jeszcze si nie zakoczyo, e nawet daleko do tego
momentu (co i tak byo oczywiste z powodw innych).
pytanie zasadnicze w tym momencie brzmi: dlaczego "nuklidy" s i dlaczego s
takie? a po drugie, czy nuklidw rzeczywicie jest 27 sztuk, to rwnie wymaga
wyjanienia. pytania o natur nuklidw, czyli jednostek w ramach ukady, s
wane z tego powodu, e przecie kada ewolucja to zarazem rozpad i czenie
- i nic z tego fundamentalnego schematu zjawisk si nie wyamuje. czy wic nie
dotyczy to nuklidw, czy w swojej ewolucji nie przechodz takiego procesu? to
byoby nieporozumieniem, logiczn gbok sprzecznoci. wszystko, kada w
otoczeniu postrzegana zmiana (ewolucja) jest, i to jednoczenie, rozpadem i
czeniem. dlatego pytanie, skd w ukadzie (a najpewniej rwnie w kadej
ewolucji), takie pojedyncze oraz nie obarczone "rodzin" twory, jest wane,
a odpowiedzi, ktre musz zosta zweryfikowane, s nastpujce:
po pierwsze (co jest wielce prawdopodobne), ich drogi ewolucyjne, ich stany
energetyczne nale jednoczenie do obu linii. - to znaczy, e cho s w obu
kierunkach reprezentowane na rwnej zasadzie (ale nierwnomiernie ilociowo),
to wystpuj w obu torach te same, nie rnice si midzy sob fakty (czyli
koniec i pocztek jest taki/ten sam). i mimo e generalnie podlegaj czeniu
i rozpadowi, nie mona ich rozrni w tym procesie, poniewa maj takie same
wielkoci liczbowe (i fizyczn posta). kiedy zobrazowa to falowo, mog to
by wane punkty przejcia fali przez o symetrii, a nuklidy byyby wcielonym
(obleczonym) w materi stanem fali w tym miejscu.
po drugie, co pojawio si w innym liczeniu i obrazowaniu ukadu okresowego,
nuklidy wystpuj jako "jedynki" po kadej ze stron ewolucji i nie maj obok
siebie niczego wicej (tacy "samotnicy"; - albo, inne obrazowanie, "komrki
macierzyste"). wydaje si, e moe by i tak, e nuklidy, czy to rozpadajc
si, czy czc, nie uzyskuj szansy na zbudowanie wok siebie w przestrzeni
innych, porednich stanw. by moe gra tu rol powstajcy w ewolucji "cisk",
kiedy zmiana dociera do brzegu. czyli kiedy, na skutek geometrii, pojawia si,
zaczyna istnie i dominowa stan graniczny ("ciana", paszczyzna koca). gdy
ewolucja dochodzi "do wierzchoka", "do brzegu" kuli, wwczas nie na miejsca
na nic wicej, po prostu zakres swobody si wyczerpa na/w brzegu jest tylko
jeden kwant (jedna warstwa), jest tu miejsce wycznie na jednostk (biegun
jest punktem). przy/na granicy wiata pozostaje ju tylko jeden fakt (kwant),
on koczy (lub zaczyna) piramid ewolucji, jest niczym "punkt wzowy".
ciekawe w tym ujciu stanu granicznego jest to, e nuklidy rozpadayby si i
czyy niejako "same w siebie" (czy "przez siebie"). interesujce jest to w
takim obrazie, e nie jest to niemoliwe. rozpad oraz czenie musz by, ale
powstajcy nowy element jest zarazem "doskona" symetri wobec tego, co byo
wczeniej, jest powieleniem poprzedniego tworu. to tak, jakby przeksztaci
jeden stan na/w drugi bez znieksztacenia. bez zmian, ktre powstaj w kadym
innym przeksztaceniu. w takim przypadku o symetrii wypadaaby dokadnie w
poowie tego stanu (nuklidu). i byaby doskona (mniej-wicej) osi symetrii.
17

- nuklidy
- punkty graniczne
istotne w wyej zaprezentowanym ujciu (i rozumieniu roli i stanu nuklidw)
jest to, e taki rozpad-czenie rzeczywicie jest wany, a nawet logicznie
ciekawy. zmiana, a jednak nic si nie zmienia, przeksztacenie "bezstratne"
samo na/w siebie. ewolucyjnie, przecie w toczcej si zmianie, ktra jest
regularna z zasady (ewolucja to nie chaos), taki "samotny punkt" procesu musi
posiada znaczenie, wyrnia go sama przemiana, wic jest stanem zasadniczym.
jeeli tak jest, a wszystko za tym przemawia, to wynika to z braku miejsca
("przestrzeni yciowej") do przebiegania ewolucji, nie widz innego sensownego
i odnoszcego si do zasad zmiany wytumaczenia. brzeg, osignicie punktu
brzegowego procesu, istnienie na/w skrajnym zakresie wycznie w taki sposb
mona wyjani fakt istnienia w rozbudowanym zbiorze (w ktrym jest mnogo
stanw porednich i chwilowych), e jest stan "jednostkowy", taki "samotnik
atomowy", jak to nazwaem.
nie moe ewolucja si rozprzestrzeni, poniewa osigna granic, i wystpuje
brak moliwoci ruchu, wic zmienia si na stan uprzedni. kiedy proces dociera
do kresu, kiedy pozostaje wykona ju tylko ostatni krok (czy odda ostatnie
tchnienie), to jest to ju jednostka kwant zmiany. to koniec pewnego etapu,
ktry nie ma szans dalej si toczy. i najpewniej nuklidy, to, co postrzegam
jako pierwiastek bez izotopw oraz jako fakty ewolucyjne, s dokadnie w takim
pooeniu a ich umiejscowienie w ukadzie posiada znaczenie. czyli oznacza,
oddaje cechy procesu i go "znakuje".
bd wic nuklidy w takim ujciu rozpoczyna ewolucj, bd u jej pocztku, a
ich istnienie bdzie jednoczenie wyznaczao granice, bdzie oznak, e w/na
tym odcinku zmiana si skoczya - e tu osiga swj kres. zmiana ewolucyjna
konkretnej w ukadzie linii lub caego ukadu, to do ustalenia. dlatego mona
nuklidy potraktowa jako "znaki drogowe" w tym procesie, punkty orientacyjne
i "milowe", ktre wyznaczaj szeroko i zajto przestrzeni przez proces. i
z tego powodu s wane. potraktowanie nuklidw jako "drogowskazw" oraz jako
wskanikw wytyczajcych linie (zaczynajcych lub koczcych) - to ciekawe i
obrazowe opisanie zjawisk, rzuca si na/w umys. i uwaam, e prawdziwe.
nuklidy niewtpliwie peni w ewolucji rol punktw wyrnionych, wzowych,
jednak czy bd ukadami (elementami) wytyczajcymi szlak danej ewolucji, czy
te bd tylko dostarcza energii (przez rozpad swojej struktury na mniejsze
elementy) to pytanie istotne. e nuklidy, co wynika z przelicze kwantowych,
zaczynaj kady poziom procesu swoim istnieniem, wic stoj na pocztku tego
poziomu, to zapewne posiada analogiczne znaczenie, jak umieszczony przy drodze
(a tu w ramach drogi) drogowskaz, czyli wymusza-nakazuje sposb postpowania,
jest stanem, ktry determinuje nastpne. jest efektem, kocem zdarze, ktre
toczyy si "do" tego momentu (i miejsca) - ale determinuje, wyznacza swoim
istnieniem to, co moe zdarzy si "dalej". jego posta (cechy i parametry),
pooenie i ukierunkowanie w przestrzeni, to decyduje o dalszej zmianie. - w
tym ujciu owe "punkty wzowe" decyduj o ksztacie ewolucji, s graniczn
stref - a waciwie, to chyba bardziej przystajce okrelenie do tej roli,
s "supami" granicznymi: dalej nie ma ju ewolucji. dalej jest "nic(o)"
(rodowisko).
nuklidy, to wniosek z takiego podejcia, s wane w procesie. czuj jednak, e
zbyt wsko i nie w peni potraktowaem zagadnienie, e nie wszystko jeszcze
zostao powiedziane, dlatego trzeba bdzie do sprawy wrci. pado wczeniej,
e nuklidw moe by 27. poprawka 28. "rozpisanie" procesu ewolucji wedug
szecianu uzyskuje 14 punktw wzowych. a poniewa sfera w czasoprzestrzeni
jest rozwiniciem szecianu - poniewa kada ewolucja to zdarzenie kuliste w
maksymalnym ujciu, dlatego ilo nuklidw musi spenia warunek posiadania
wspomnianej wielkoci. dlatego w ukadzie znajduje si 28 nuklidw (to s dwie
linie po 14 elementw). tyle ich bdzie, tyle moe by.
18

- atom
- wizualizacja "atomu" (model wspomagajcy)
pobocznie, przy okazji analizy ukadu okresowego, warto zastanowi si, jak
mona wyobrazi sobie dziaanie atomu. to nic, e s ju techniczne metody,
ktre pozwalaj na podgld intymnego wiata atomowego, a nawet majstrowanie
w mim zamierzam pokaza, e adnej rozbudowanej aparatury tu nie potrzeba,
e "atom" widzi kady i zawsze (o ile tylko chce). i o ile zagoni do wytonej
pracy swoje atomowe "szare komrki".
co jest najlepszym modelem "atomu"? - tum. dowolne zbiegowisko, grupa ludzi
lub adekwatny, podobny ukad ewolucyjny, ktry mona detalicznie obserwowa
w przemianach. istotne w tym modelu jest to, e w "ulicznym atomie" wszystko
wida w szczegach i kadego dnia. a co wicej, co rwnie wane, "atom-tum"
mam na wycignicie rki, natomiast prawdziwego osobicie nigdy nie zobacz,
poniewa skala nie ta. kade zachowanie w strukturach atomowych rejestruj tu
w formie i postaci mi dostpnej a co najwaniejsze, w trakcie przemian. to
nie jest energetyczny "punkt", czy inna "kropka kwantowa", ale konstrukcja w
chwili jej powstawania momentu w dziejach, kiedy zajmuje maksymalny obszar
w rodowisku oraz koczenia si. widz pocztek, rodek i koniec ewolucji,
ktrej na poziomie atomowym nigdy nie zarejestruj (osobicie).
atom skada si z elementw i tum skada si z elementw, nie ma znaczenia,
co to za elementy. w obu przypadkach "mechanika elementw" procesu jest ta
sama - i gboko analogiczna, a bezporednia "naoczno" takiego "ulicznego
atomu" jest wartoci, ktra skutkuje zrozumieniem takiego "wydarzenia". - w
tym konkretnym przypadku (poznawanie "atomu") mj eksperyment badawczy polega
na tym, e umieszczam si gdzie wysoko, najlepiej w proporcji (tego nie musz
zapewne podkrela) do uczestniczcych w badaniu ukadw. czyli jest z jednej
strony "eksperymentator", obserwator, ja a po drugiej "atom"-zbir, ktry
zaistnia, zgromadzi si swoimi "osobnikami" na ulicy. technicznie to moe
by na przykad wysokociowiec oraz dziesite pitro, z ktrego spogldam na
tworzce si na ulicy zbiegowisko.
moje zadanie w tym eksperymencie jest banalnie proste: obserwuj "atom-tum"
i robi zdjcia. oczywicie ponownie w proporcji do tempa procesw, ktre mnie
charakteryzuj i przemiany atomowe. dlatego s to dziaania w duym odstpie
czasu. obserwacja samej ewolucji zgrupowania (cisk, rotacja wok centrum,
swobodne elektrony, falowania-drgawki, doskakiwanie oraz pozyskiwanie nowych
elementw lub tracenie ich na rzecz otoczenia /wic przeskoki po orbitach/,
kordon policji /warunki rodowiskowe/, ktry ogranicza nadmierny rozrost, czy
strumie energii przez ten kordon si wydobywajcy /w jakim kierunku, ktry
w "ogrodzeniu" jest najsabszy/ itd. itp.) - to wszystko jest bardzo ciekawe
i oczywicie rzuca si na oczy obserwatora (i pozwala zrozumie atom). ale ja
nie z tych, co chc jedynie popatrzy, wyznaczam sobie zadanie ambitniejsze:
zamierzam przewidzie, co si zdarzy w zjawisku, jakie zajd w nim zmiany i w
ktrym kierunku. czyli robi zdjcia i prbuj, staram si na ich podstawie
przewidzie, co wystpi "za moment" w zbiegowisku - lub jak bdzie zachowywa
si pojedynczy, wyrniony element ("elektron").
moje zadanie jest pozornie banalne. ot, widz na fotografii osobnika, ktrego
zachowanie mnie zaciekawio. przemieszcza si w tumie, przepycha do centrum
(co go w t stron wyranie "popycha", czy "przyciga") dlatego staram si
przewidzie, gdzie znajdzie si na kolejnym zdjciu, ktre bd robi dopiero
za kilka minut. - c, zadanie wydawaoby si banalne i proste, jednak jego
praktyczna realizacja bardzo ograniczona. konia z rzdem temu, kto skutecznie
i z detalami wytypuje pooenie "elektronu-osobnika" w kolejnym "rozdaniu",
taki szczciarz moe miao zacz uprawia zawodowo hazard. przeprowadzajc
w tak nakrelonej skali swj eksperyment, z zachowaniem koniecznych proporcji,
szybko przekonuj si, e jest to fizycznie i realnie zadanie ponad moje siy,
nie do wykonania.
19

dlaczego niewykonalne? poniewa nawet dysponujc oprzyrzdowaniem w postaci


"mechaniki elementw" czy inn super technologi, nie mog tego zrobi. kade
moje ustalenie obarczone jest wpisan na zawsze w "eksperyment" zasadnicz
niepewnoci, pozwala przewidywa pooenie lub stan obiektu z przyblieniem
i w granicach, zawsze jako zakres potencjalny. nie ma znaczenia mj wysiek
i zastosowana metoda badawcza obserwowanego obiektu, ktry tam, "na dole",
si przemieszcza, nie mog zarejestrowa w przemianach (krokach po ulicy). z
powodu? poniewa rnica przynalenych dla mnie i dla atomu poziomw istnienia
(oraz wynikajca z tego szybko reakcji) wyklucza tak obserwacj. i jest to
trudno fundamentalna, zwizana z samym dziaaniem: rozdziela obserwatora i
obserwowany fakt mnogo procesw i poziomw. rozdziela-oddziela na zawsze,
nigdy tej granicy (osobicie) nie przekrocz.
tylko e - na co warto zwrci uwag w sposb szczeglny - w proponowanym tu
modelu procesu (podejciu do tematu obserwacji "atomu") elementami uytymi do
eksperymentu s obiekty sobie podobne, przynalece do tego samego poziomu.
a jednak, przy uwzgldnieniu uwarunkowa dotyczcych obserwacji, pojawia si
identyczny i zasadniczy, ten sam problem (dylemat) poznawczy: nie mog dojrze
w obu przypadkach i zdefiniowa parametrw obiektu. przy czym, taka drobna a
istotna sprawa: w moim eksperymencie, przecie to wiem, "obiekt" badany ani
na mgnienie nie znikn z istnienia, nie zapad si w zakres nieoznaczony czy
inaczej definiowany, y peni swojego "elektronowego" ycia wic nic nie
wiedzia, e dla mnie przesta bytowa pord fizycznych faktw i rozpad si
na chmur prawdopodobiestwa. dlatego pojawia si pytanie: jak to jest z t
obserwacj "elektron"-osobnik istnia-istnieje, czy nie? w czym, gdzie tkwi
ograniczenie obserwacji w wiecie, czy we mnie?
czy mona wyprowadzi z przeprowadzanego tu eksperymentu wniosek, e zakres
dla mnie nieoznaczony (nieoznaczono wiata) jest powizany nie tyle z tym
"na dole" wirujcym bytem atomowym (i innym "drobiazgiem" subatomowym), ale
z moliwociami obserwatora? owszem, bariera fizyczna i sprztowa skutecznie
wyklucza poznanie tego zakresu (za wolno si poruszam w stosunku do atomu),
ale przecie tak sam trudno bdzie rejestrowa hipotetyczny obserwator,
ktry sprbuje zdefiniowa moje pooenie, a bdzie podglda mnie w rotacji
np. z ssiedniej galaktyki (a jego reakcje bd w analogicznych proporcjach
jak moje do atomu). dla niego, jak dla mnie procesy atomowe, moje istnienie
(dla mnie cige i stabilne), bdzie rwane oraz nieokrelone w stanach. dla
niego, jak dla mnie pooenie elektronu w atomie, kada obserwacja bdzie i
zgrubna, i obarczona bdem (rozmyta na fali) i nigdy inaczej. znw rnica
poziomw i szybkoci reakcji wykluczy dokadno. to pooenie-umiejscowienie
w wiecie obserwatora wzgldem obserwowanego obiektu determinuje wynik, ktry
mona uzyska, nie technologia czy stan zmysw.
fakt - nie mog w peni zdefiniowa pooenia wybranego przeze mnie elektronu
w tumie-atomie, ale to przecie nie oznacza, e "swobodny elektron-osobnik"
w okresie poza moj obserwacj znik z istnienia (i przebywa w niebycie czy
realizowa si jako fakt wirtualny). e by w zakresie "nieoznaczonym" tu
zgoda. ale tylko dla mnie, dla obserwatora "wysokiego" (czyli obserwujcego
z wysoka). powtarzam, w "osobnik" o swoim "niebycie" nic nie wie, istnieje
i przemieszcza si w "tumie" swobodnie (na ile pozwalaj okolicznoci). dla
niego wiat ani na moment nie sta si "ciemny" czy niecigy i nie znik z
jego (w/na poziomie prowadzonej) obserwacji. - to moja, obserwatora-badacza,
przypado decyduje o takim postrzeganiu wiata, e co z niego i "gdzie"
"wypada" - a nie e wiat jest "nieostry", "poklatkowany", "rozmyty".
trudno w moim operowaniu elementami otoczenia, jak wida, jest zasadniczej
natury (wynika z samej istoty tej natury i mojego w niej ulokowania). - ale
nie rezygnuj. robi zdjcia dalej poniewa chc wiedzie - poniewa (by
moe) bdzie od tego zaleao moje by albo nie by. chc wiedzie, co i jak
si "na dole" kotuje i dlaczego wanie tak.
20

eby jednak wszystko w moim eksperymencie byo maksymalnie podobne do wiata


atomw oraz jego badania, przechodz od biernego rejestrowania zaistniaych
faktw do dziaania aktywnego. dlatego zamierzam wysya "porcj" energii w
kierunku jednostki-elektronu, ktra pomoe mi w ustaleniach. kiedy analizuj
atom, najlepiej wysa wizk fotonw - w tym eksperymencie adekwatna bdzie
grudka materii. czyli rzucam kamie. i tak celuj, eby "mj" wyrniony w
zbiorze elektron-czowiek zosta uderzony. to oczywicie wywoa reakcj. w
zalenoci od stanu tumu (rodzaju rodowiska, jego zagszczenia, rozoenia,
ukierunkowania rotacji), nastpi reakcja, ktra jako si "zobrazuje". rozkad
moliwych zdarze moe by szeroki, od cakowitego zignorowania mojego czynu,
a po oderwanie si elektronu od atomu i przejcie na inn orbit. wszystko
analogicznie (identyczne) do zachowania si prawdziwego elektronu. jednak dla
mnie, "widza" obserwujcego elektron-czowieka, jego przemieszczenie si na
kolejne poziomy energetyczne (przeskoki) s nie do rejestracji, poniewa s
dla mnie skryte, dziej si "podprogowo". wiem, e si dziej, e "elektron"
w "atomie" przechodzi z orbity na orbit, przecie widz-rejestruj ten fakt
na kolejnych zdjciach w eksperymencie i ustalam kadorazowo inne pooenie
"obiektu badawczego" w trakcie mojego "podgldnicia" zawartoci "pudeka",
ale wszelkie ruchy i przejcia midzy "orbitami" s dla mnie zawsze w zakresie
"poza" rejestracj. w kadym nastpnym ujciu obserwuj elektron-osobnika w
innym pooeniu i w innym stanie energetycznym (jego "emocjach") - ale nigdy
to nie jest stan pewny.
wane i zasadnicze w tym modelu jest to, e ten sam eksperyment rejestrowany
(i odczuwany) z poziomu elektronu-czowieka przedstawia si gboko odmiennie.
dla niego zdarzenia zawsze maj charakter cigy i nie wystpuj w nich adne
przerwy czy przeskoki. w zakresie jemu dostpnym wszystko wie si ze sob,
kolejne stawiane kroki s dla niego nie tylko moliwe do obserwacji, ale s
przede wszystkim przewidywalne, wynikaj z stanu otoczenia i jego, elektronu,
moliwoci (si, szeroko pojtej zasobnoci energetycznej). dla mnie proces
wydaje si (i jest) niecigy, skokowy, wrcz chaotyczny elektron nic o tym
nie wie. ja widz "elektron" raz blisko centrum, to za chwil "wyania" si
gdzie na obrzeach, a przecie to tylko reakcja na mj strza kamieniem.
std mam ju tylko krok do "wyprodukowania" teorii: zjawiska na/w poziomie
tumu-atomu s "nieoznaczone". albo wyznacz dokadnie przestrze, w ktrej
elektron-czowiek si "pojawia", albo oblicz prdko z jak si zobrazuje
w bliej nieokrelonym miejscu (znajc si przyoon i wyliczajc efekt).
zawsze bd zgadywa, nie mam pewnoci wyniku. - dla mnie "obiekt" znika z
obserwacji, i to dosownie. nie mog go ledzi, poniewa nie dysponuj metod
"sfotografowania" jego pooenia "pomidzy" kolejnymi obserwacjami, rnica
w rytmie przemian to wyklucza. - kiedy siedz na tym swoim "wysokim" pitrze
obserwacyjnym, na poziomie "atomowym" dziej si przerne zjawiska. s dla
mnie dalekie, gbokie - i skryte. nie zarejestruj ich adnym, ale to adnym
przyrzdem badawczym, bo kady zastosowany przeze mnie przyrzd znajduje si
"powyej" poziomu obserwowanego. "tum" na ulicy odmienia si (krokami swoich
elementw, "porcjami" energii), ale ja tego nie rejestruj, poniewa jestem
"daleki" od tego zakresu. mog domniemywa, a nawet wiem, e kiedy ja tutaj,
"u siebie", szykuj aparat do kolejnego "zdjcia" (rzeczywistoci), to "tam",
"na dole", w "tumie-atomowym" (i niej), co drga, faluje, zmienia pooenie
i przechodzi kolejne poziomy energii. ale dla mnie jest to "zakres ciemny" i
skryty, nie do rejestracji. - owszem, mog prbowa coraz bardziej "drobi"
pomiary, robi "zdjcia" w maksymalnie dla mnie szybkim tempie, jednak efekt
tego bdzie "zgrubny", nie mog z zasady pozna fizycznie mniej (oraz sign
niej), jak mj najszybszy "ruch"-element (dziaanie i "przyrzd", za pomoc
ktrego dziaam). tylko e "tam", w "atomie", reakcje s jeszcze szybsze. ja
wykonam jeden ruch (obrt), a "atom" "okrci" si wielokrotnie.
krci si - wiem o tym - ale poza moim obserwowaniem.
21

na tym oczywicie nie koniec paradoksw tego przykadu, eksperyment polegajcy


na obserwacji "niskich" (dla mnie odmiennych) stanw rzeczywistoci, moe, w
pewnych okolicznociach, okaza si do przeprowadzajcego badanie wyranie, a
nawet bardzo gboko zaskakujcy. poznawanie otoczenia, zasiadanie w ciepym
i wysoko pooonym punkcie obserwacyjnym (przez to spokojnym), to nie zawsze
jest dziaanie bezproblemowe, s rozliczne skutki. kiedy aktywnie "maca" si
wystajce ponad powierzchni fakty, a zwaszcza, kiedy czyni si to operujc
mao adekwatnymi do wiata abstrakcjami (wic bezrefleksyjnie), jako reakcja
przeciwnie ukierunkowana, moe w stron "fizycznego aktywisty" przyj sygna
zwrotny, ktry nie tylko pokae prawdziwy rozkad elementw w rodowisku, ale
rwnie jego miejsce a to nie zawsze musi by przyjemne.
dlaczego? poniewa oto moe si okaza co zupenie dla mnie "cudownego", co
dalece wykroczy poza wczeniej zaplanowany eksperyment: nagle do drzwi moich
do mojego "punktu obserwacyjnego" zastuka "elektron-czowiek". zaobserwowa
moj dziaalno i przyszed puci pod moim adresem (jako zwrotn energi)
wizk sw o silnym zabarwieniu emocjonalnym. c, nie mona mu si dziwi,
przecie guz na gowie to przypado bolesna.
ale to tylko jedna z potencjalnych reakcji "atomowych", ich zbir jest, trzeba
obiektywnie to przyzna, zdecydowanie bardziej rozbudowany. bo moe by gorzej.
jeeli uderzenie (moje zadziaanie) byo silne i mocno wybio z orbity (i ze
stanu uprzedniej rwnowagi) w elektron, moe na mojej twarzyczce, skutkiem
istnienia zjawiska tarcia, mocno zabole sia zginania i rozprania mini
tego osobnika. mwic inaczej, dostan w mord. zrozumiae, i to nie wymaga
podkrelania, zdarzenie tego rodzaju jest uwarunkowane stanem rodowiska oraz
moim na elektron-obiekt oddziaaniem. czyli, im wiksza przyoona sia, tym
(kontr)reakcja odpowiednia (skoro tak wyskalowaem swj eksperyment, to mam
adekwatnego do tego efekty wiadomo, "rozbicie" atomu skutkuje objawiajcymi
si daleko i gono reakcjami acuchowymi).
moe by tak, e "elektron" nawet nie przeskoczy na inn orbit i nie pokona
tumu, uderzenie byo zbyt mae i bahe wic zrezygnuje. ale moe by i tak,
e podbudowany energi rzutu i swoj zoci, idzie pod mj dom. widzi okno
i punkt, z ktrego zosta rzucony kamie i zamierza si tam dosta. ale znw
rezygnuje w obliczu koniecznoci wdrapania si na dziesite pitro, bo wind
kto "przypadkiem" zdemolowa wczeniej (tak si to losowo w wiecie uoyo,
e midzypoziomowy kana-winda nie funkcjonuje). w tym przypadku niewtpliwa
"atrakcja" spotkania si oko w oko z obiektem badawczym skutecznie mnie omija.
na szczcie. moje szczcie.
jednak, ech, moe zaistnie i taka okoliczno, e zadziaaem "centralnie"
i skutecznie (kamie by duy, rzut celny) a efekt w postaci "guza" obfity
(i objawia si w rodowisku, przypomina "grzyb"). mwic inaczej, obiekt jest
zdeterminowany. - wdrapuje si wic na to moje dziesite pitrzysko (pomimo
niedziaajcej windy i oporu rodowiska) i staje u bram moich. wwczas mog
by pewnym, e sia jego skumulowanej (kiedy-tam treningami) energii mnie nie
ominie, e zacznie rozprzestrzenia si w sposb niekontrolowany. - no, chyba
e uda si mi przedstawi rwn mu si. na przykad oddali go lub ukry si
za "warstw ochronn" drzwi domostwa. tyle e, to oczywiste i nieuchronne, w
takim przypadku wybuchajca swobodnie energia wyaduje si pobocznie, wic
wanie na drzwiach. ze skutkami dla nich opakanymi.
jest jeszcze jedna (teoretyczna i w naturze nie polecana) moliwo, ktra
prowadzi do zaagodzenia caej nieprzyjemnej sytuacji - czyli ugoszczenie i
udobruchanie wybuchowego jegomocia mocnym trunkiem dla dorosych. tylko e,
trzeba mie tego pen wiadomo, to zawsze ryzyko. e bdzie nowy wybuch.
jako e obiekt badawczy ("atom") pozyska now porcj zasobnej w procenty oraz
skwantowanej energii...
c, zabawa w eksperymentatora ma swoje koszta.
22

- ukad okresowy pierwiastkw


- jak go widzie i odczytywa
- podsumowanie na tym etapie
po pierwsze, w dzisiejszym postrzeganiu ukadu okresowego trzeba podkreli
fakt, e jest stanem "zastygym" w okrelonej formie i e nie wida adnych
prb jego modyfikacji. oczywicie nie chodzi w tym przypadku o dodawanie do
istniejcego zbioru kolejnych elementw (niekiedy z wielkim nakadem dziaa
technicznych), ale zmian prezentacji. paska formua postrzegania otoczenia
(rzeczywistoci), a z tym obecnie mam do czynienia, to nie tylko przeytek w
dobie posugiwania si wielowymiarowoci i wizualizacj procesw, ale przede
wszystkim "spaszczenie" spojrzenia na otoczenie. - a to, nie waham si tego
tak okreli, zasadnicza przeszkoda w zrozumieniu gbokich powiza midzy
elementami wiata (tu w postaci atomw). i dlatego warto, dlatego naley to
zmieni.
w pierwszej kolejnoci i gwnie sprawa odnosi si do czaso-przestrzennego
charakteru ukadu pierwiastkw - czyli rozmieszczenie jego elementw w czasie
i przestrzeni. i w dynamicznej, rnorodnie powizanej ze sob zmianie. powd?
przecie rzeczywisto to przemieszcza si, tu wszystko pynie, jest w ruchu
i zalenoci a takiego ujcia daremnie szuka w obecnym schemacie. e ono
wystpuje w gowie ogldajcego i analizujcego zjawiska, zgoda, abstrakcja w
obserwatorze nabiera cech ewolucji w toku, tylko, pytanie, dlaczego nie moe
to by widoczne od razu i na pierwszy rzut oka? uwaam, e powinno. - jeeli
postrzegam i analizuj zwizki midzy elementami wiata poprzez wykrelone na
paskiej kartce linie, to w efekcie nie tylko obserwuj "zdeformowany wiat",
ale przede wszystkim "zamyka" si on dla mnie na/w "paszczynie". a przecie
widoki "paszczaka" s zdecydowanie ubosze od bytujcego w wielu wymiarach.
dlatego naley ukad okresowy pierwiastkw zmodelowa, opisywa i postrzega
jako sferyczn ewolucj, z wszelkimi tego konsekwencjami (dla zrozumienia i
dla praktycznego wykorzystania). ukad jest abstrakcj oddajc wystpujce
obecnie we wszechwiecie zwizki midzy elementami materii, ale jest rwnie
abstrakcj zawierajc w sobie, jako fakt integralny i fundamentalny (acz nie
zawsze uwiadamiany) - przestrzenno i czasowo tych zalenoci. i jako
taki take musi by prezentowany w formule procesu, jako struktura w trakcie
zmiany. - w ewolucji, rwnie w abstrakcji opisujcej ewolucj (tu materii),
nie ma adnych elementw, ktre mona by okrela jako niezmienne, wieczne.
ju samo pojcie, kiedy je zestawi z kosmiczn nieskoczonoci, budzi co
najmniej umiech. "materia" to stan chwilowy, zmienny i, przede wszystkim, w
trakcie rozprzestrzeniania si. to tylko dla mnie, "mgnieniowego istnienia",
byty, ktre trwaj miliony lat we wzgldnej rwnowadze, staj si synonimem
dugowiecznoci. ale to, co widz (rejestruj) w postaci "ukadu okresowego
pierwiastkw", to "wycinek", cz caoci, ktrej fizycznie nigdy nie poznam,
jednak poniewa w "wycinek" jest w cigej zmianie, musi to uwzgldnia i
model, ktrym si posuguj, i moje rozumienie procesw. paszczyzna kartki
jest tylko etapem w zrozumieniu wiata najwyszy czas wznie si wyej.
konwenans, wypracowane kiedy zobrazowanie ukadu okresowego sprawia (sam to
odczuem), e wiadomo przestrzennego i zmiennego charakteru materii staje
si jakby uboczna i nie wymusza automatycznie odmiany widzenia kiedy tam z
otoczenia pozyskanego uoenia, nie wpywa na sposb traktowania materii w
zwizkach i wzajemnej zalenoci elementw. ta wiedza gdzie tam naturalnie
koacze, jednak znika z codziennej analizy. "widzenie paskie", tak obecne w
psychice, wic naturalne i stosowane "od zawsze" (od najwczeniejszych etapw
rozwoju osobniczego czy zbiorowego), staj si dzi przeszkod. i to dosownie
przeszkod, fizyczn wrcz, ktra utrudnia zrozumienie ukadu. i rzeczywistoci
szerzej, to trudno, ktra musi by pokonana. majc pen wiadomo relacji
midzy elementami, czyli przestrzennego charakteru ukadu, dalej operowaem
jego pask formu - taka jest sia przyzwyczajenia i utartych pogldw.
23

nastpna kwestia, ktra wie si z postrzeganiem i pojmowaniem zbioru atomw:


ulotno, dosowna chwilowo takiej konstrukcji (i kadej ewolucji). fakt,
e ukad okresowy jest zbiorem stanw chwilowych oraz e jest rwnie stanem
chwilowym w ewolucji wszechwiata ("utwardzonym" przez obserwacj i kolejne
badania)), e przypomina tworzcy si ("zamarzajcy") patek niegu takie
ustalenia i fakty skadaj si, musz skada si na jego odbir. a jednak w
analizach wiadomo tego stanu umyka, pozyskana wiedza, e wiat si zmienia,
to nie przekada si na zmienno ukadu abstrakcja przesania proces i sama
"twardnieje" (chciaoby si powiedzie, e w dogmat). jednak skoro zmienia si
otoczenie, rwnie musi zmienia si (ewoluowa) abstrakcja oddajca zmian
skoro nie ma staych faktw, rwnie nie moe by staych abstrakcji.
dlatego te nie ma i nigdy nie bdzie dokadnie takiego samego tworu w ramach
nieskoczonoci-wiecznoci Kosmosu, ksztat i skadniki, cho zawsze podlege
jednemu, generalnemu prawu ewolucji, s nie do powtrzenia w historii. zawsze
s takie same - ale nigdy te same. nieskoczono gwarantuje zbudowanie si
identycznego ukadu, ale nie tego samego, to punkt na/w prostej, zdarzenie w
tej postaci jedyne. bo cho prosta biegnie z nieskoczonoci w nieskoczono,
to kady jej element (byt) jest jeden jedyny, niepowtarzalny to wydarzenie
jednostkowe w wiecznoci.
mwic inaczej, obecna forma ukadu atomowego, to zrealizowana, to tu i teraz
zmaterializowana (adekwatne w tym przypadku okrelenie) wolno w przyrodzie
- to "zdeterminowany przypadek". ten konkretny ukad to zapis ewolucji, tej
jedynej w takiej posta, to indywidualna "historia choroby". ale, co musi tu
pa, pewnej i koniecznej. takie uoenie kwantw wedug jednolitej reguy
musiao si zdarzy (powtrzy) - ale tylko ten jeden raz (przecie w kocu
kada powtrka i tak jest pierwszym razem).
niezwykle wanym elementem postrzegania i pojmowania ukadu jest fakt, e to
zbir nie tylko "atomw" (tego, co mam za atom), ale rwnie zjawisk, ktre
ju zaszy, s jako obecne w rodowisku oraz tych, ktre dopiero bd w
wiecie obecne. - mwic inaczej, ukad okresowy pierwiastkw, to, co uznaj
za ukad, to zapis zdarze aktualno-historycznych, w ktrym wystpuj elementy
obecne (te najbardziej liczne energetycznie i rozbudowane), ale rwnie s tu
elementy, ktre swoj przeszo (w znaczeniu: wietno) miay ju pewien
czas temu. a dzi s ju tylko wspomnieniem. - zarazem, obok nich, take dla
caoci obrazu istotne, s skadniki, ktre stanowi ju "zadatek" na dobr
przyszo, pojawiy si poktnie, ale ich czas jeszcze nie nasta. a nawet
nie jest pewne, czy owe dobrze "zapowiadajce" si elementy dojd do poziomu
wietnoci.
rzeczywisto to, co mam za rzeczywisto, to zoenie faktw, wszelkich w
mojej obserwacji ustalanych "zgszcze" energetycznych, np. w postaci atomu.
jednak musz mie wiadomo (i wykorzystywa t wiedz), e to nie s dane
z natury (czy przez inne-co) niezmienne byty ale e s to postrzegane na/w
zakresie nadprogowym chwilowe stany skupienia. zaistniay, zmieniaj si i "za
moment" si skocz. - a co wicej, kady rejestrowany element to zoenie
czaso-przestrzenne, wic powstajce lokalnie. i dlatego nigdy nie jest pewne,
e zgromadzi dostateczn ilo energii (kwantw), eby si wydoby w przedzia
powyej progu. jeeli zaistnia, to znaczy, e okolicznoci temu sprzyjay,
ale niewtpliwie warto doceni ten rzadki w ewolucji przypadek. bo nigdy nie
jest pewne, czy "kiekujcy" z "kwantowego podglebia" "atom" zdoa zgromadzi
zasoby i pojawi si na widoku (i salonach), czyli zaistnie jako penoprawny
i samodzielny, mocno osadzony w fizycznoci obywatel ukadu. o tym zawsze i
ostatecznie decyduje rodowisko, jego zasobno. a umiejtno do "wzbijania"
si "w gr", czyli sprawno w gromadzeniu kwantw, na pewno w tym pomaga,
ale tylko pomaga. przecie, kiedy nie ma w okolicy "czego", na czym mona si
oprze, to nie ma szans na dugie istnienie-i-obserwowanie. nigdy i nigdzie.
czy byt zasuy na "nazwisko"? - oto jest pytanie.
24

- kwant
- pojcie kwantu
- kwant a filozofia
w fizyce pojcie kwantu jest pojciem oglnym, bardzo opisowym, nie ma jego
definicji fizycznej - i oczywicie by nie moe. nie chodzi o wzory i mechanik
takich elementw, ale o "fakt" kwantowy. wedug definicji sownikowej, kwant
to: "/quantum = ile/ fiz. najmniejsza porcja, o jak moe zmieni si dana
wielko fizyczna (np. energia, pd) okrelonego ukadu; teoria kwantw
teoria fizyczna opisujca procesy, w ktrych bior udzia mikroczsteczki,
uwzgldniajca niecigo (skokowo zachodzcych zmian) wielkoci fizycznych
charakteryzujcych stany mikroczsteczek."
w takim rozumieniu kwant to najmniejsza wielko i nie jest zdefiniowane, czy
dotyczy to "porcji" energii, czy rnicy pomidzy porcjami. nie jest jasne,
czy "kwant" opisuje (definiuje) "ilo" energii, najmniejszy w naturze stan,
czy tylko rnic pomidzy ilociami najmniejszymi. sowo "porcja" rozumie
mona dwoicie, jako minimalna ilo, wielko czego - oraz jako minimalna
rnica midzy czym a czym. jednak, co zrozumiae, niekoniecznie ustalana
rnica musi by zarazem rwna najmniejszej porcji (czego). w ukadzie, ktry
zbudowany jest z kwantw (porcji), rnice midzy "porcjami" zachodzenie
rnic bdzie mogo realizowa si o kwanty, tyle e ju inne, oznaczajce
odrbny fakt i z innego zakresu. ale, co wane, cho to bdzie ju inny kwant,
to jednak zawsze jest to kwant.
"porcja" to ilo, jak i zdarzenie ("co" i relacje midzy "kropkami co") dlatego "kwant", chwilowo bez gbszego definiowania, jawi si jako pojcie
ze swojej natury dwoiste: opisujce sta wielko i zwizki midzy ustalanymi
wielkociami. - czyli opisuje "cegiek" natury (jak by tej cegieki na ten
moment nie postrzega), jak i mona go (w logice) stosowa z powodzeniem do
opisu zachodzcych zmian midzy tymi cegiekami. chyba nie ulega wtpliwoci,
e rwnie oddziaywania midzy elementami dadz si uj w najmniejsze (acz
niekoniecznie mierzalne) "porcje" energii, wic bd podlega skwantowaniu.
to samo pojcie stosuje si, moe by z powodzeniem zastosowane do opisywania
skadnika ewolucji, jak rwnie do zjawisk zachodzcych w ramach ewolucji. czyli jest "kwant" pojciem opisujcym "przestrze" (rozumian jak odlego
midzy elementami) - jak i "czas", relacje.
pytanie: czy ten dwoisty charakter jest uzasadniony? czy mona opisywa tym
samym "elementem" ("parametrem", "faktem kwantowym") zmian kiedy do opisu
tej zmiany uywam elementu, ktry jest w tym ujciu "bytem" skoczonym? nie
ma przecie znaczenia, e "kwant" to "porcja", e to niekoniecznie, a pewnie
i rzadko, moe by jednostka ("jedynka") w analizie tak prowadzonej, nawet
liczny zbir elementw jest kwantem. czy zmiana, wic rnica midzy stanami
- jest tak sam wielkoci (tym samym), co element tej zmiany? inaczej: czy
najmniejsza rnica midzy zdarzeniami, jest tym samym (tak sam wielkoci),
jak najmniejszy element tej zmiany? - czy kwant zmiany (co) jest tosamy z
kwantem iloci, czy to ten sam "fakt" (co)? pojcie kwantu zawiera w sobie,
jak wida, zarazem pojcie jakoci, jak i iloci, jako i ilo zbiegaj si
w jedno. ciekawe. - do tej pory traktowaem "kwant" jako najmniejsz moliw
do pomylenia ilo "czego" i na tej podstawie opisywaem ewolucj. i nie
zastanawiaem si nad dylematem logicznym, co ilo, co jako, utosamiaem
ilo i jako, przyjmujc, e to "ilo". ale przecie tak nie musi by. nie
jest powiedziane, e stan "a" i "b", e rnica midzy tymi stanami, bdzie
rna (inna od) "a" lub "b". - wicej, jeeli a = 1 i b = 1, to rnica midzy
nimi take moe wynosi 1. sowem, rnica midzy kwantem a kwantem miaaby
take wielko kwantu. tylko czego? jak wymierzy, jak nazwa to "co"? czy
to energia, sia, czy co? przecie minimalna rnica midzy dwoma kwantami a
dwoma moe wynosi tylko jeden kwant, najmniejszy "skok" energetyczny czy
wic ten kwant bdzie "powk" tych dwu kwantw?
25

pytanie: jak wyliczy, e "przestrze", wielko, "porcja" zdarze pomidzy


dwoma najmniejszymi zdarzeniami wynosi rwnie najmniejsz porcj, wielko,
ilo? i wicej: czy te wielkoci mona przyrwna lub zrwna ze sob? czy
najmniejsze z najmniejszych jest zawsze najmniejszym? podkrelam, to nie s
s zabawy jzykowe, ale pytania fundamentalne. pytania, ktre podsuwa, jako
konieczne, analiza pojcia "kwant". jedna "wielko" opisuje element, skadnik
procesu, a druga relacje midzy elementami i w kadym przypadku wprowadzam
(musz wprowadzi do opisu) stan "kwantowy", "kwant". nie ma znaczenia, czy
mam na myli "jednostk" czego, czy tylko "skok" w procesie to zawsze dla
mnie (w mojej analizie) jest "kwant", logicznie to jednostka. fizycznie nie
wiem, co to jest, ale w logicznym opisie fizycznej zmiany kwant si sprawdza.
ale czy te wielkoci s ze sob skorelowane, czy s jednakowe? analogiczne?
czy s tym samym? czy kwant iloci jest rwnie kwantem jakoci?
jeeli dwoisto oraz wynikajce z tego paradoksy (tylekro tu omawiane, jak
np. cigo-niecigo zjawisk w ramach wiata) potraktowa jako zasad, to
okazuje si, e ilo moe by w tym przypadku (kwantw i relacji midzy nimi)
utosamiana z jakoci, e obie wielkoci, oczywicie logicznie powizane ze
sob, s pochodn tego samego: kwantu. jednostki energii, na dowolnym poziomie
ewolucji. i - jak wedug powiedzenia, e ilo przechodzi w jako - na tej
samej zasadzie mona dopatrywa si analogii midzy tymi pojciami.
"kwant" od "kwantu" si nie rni - nie moe si niczym rni, to oczywiste
(chyba). przecie nie powiem, e midzy stanem "a" i "b" (o ile s to kwanty
analizowanego "zdarzenia", "elementy jednostkowe") zachodzi rnica. moe, i
to jest zrozumiae, wystpi rnica w ich pooeniu (wobec siebie lub innego,
kolejnego kwantu), lecz nie w "jakoci". rnica w jakoci zajdzie wwczas,
kiedy midzy dwoma stanami, "a" i b", bdzie take rnica w iloci (w jednam
punkcie bd np. dwa kwanty, a w drugim jeden).
to, nawiasem, potwierdza i obrazuje, dlaczego ewolucja musi by liczona od dwu
stanw: poniewa wczeniej nie ma "jakoci", nie ma skali porwnawczej (wic
wszystkie kwanty s do siebie jednakie). dopiero dwa kwanty, wyodrbnione z
przestrzeni pojedynczych kwantw (z ta), one dopiero tworz to, co mona w
otoczeniu zauway bo s "jakociowo" rne od reszty. wspomniaem kiedy,
e paszczyzna z kwantw (stan maksymalnego "rozdrobnienia" kwantowego na/w
rodku ewolucji), to paszczyzna, ktra nie ma w sobie wolnych "miejsc", a
caa "przestrze" jest tylko jedn warstw kwantowych bytw i tworzy "teren"
nie do przebycia (oraz "przebicia") dla czegokolwiek. jeeli postrzega tak
paszczyzn jako stan kwantowego niezrnicowania, to staje si jasne, e w
"czym takim" ewolucji by nie moe. o "krok" dalej (wyej-niej) owszem, ale
nie "w punkcie". "w tym miejscu" nie mona mwi o zmianie - bo nic si nie
zmienia. jedno jednokwantowej paszczyzny jest doskonaa: adem element nie
rni si od pozostaych, wszystko posiada jeden stan i posta, kady "fakt"
jest tosamy wobec znajdujcego si obok. przy czym nawet definiowanie takiej
paszczyzny w tu prezentowanym stylu, e co jest "obok", ju to jest
skrtem mylowym, koniecznym, ale niepoprawnym, poniewa w takim zbiorze nie
ma ani elementw, ani kierunkw, ani adnych innych relacji czy cech. dopiero
wyrnienie, czyli dodanie do kwantu drugiego takiego stanu i ustalenie ich
wzajemnych relacji, nadaje paszczynie oraz tworzcym elementom znaczenia
"cechuje", porzdkuje taki zbir, umoliwia "ponumerowanie" paskiego wiata.
e to moe by dziaanie arbitralne, prowadzone tylko z uwagi na obserwatora?
oczywicie, tak si dzieje, parzcie to osobnik postrzega i ustala w jednolitym
tle rytm i nadaje mu znaczenie. paszczyzna (energetyczna ewolucja jako taka)
sama dla siebie nie istnieje, musi by druga strona, ktra dozna-zaobserwuje
ten fakt i jako go zdefiniuje. rozrnienie, podzia otoczenia na kwanty, to
zabieg zewntrzny do procesu, konieczny, ale zewntrzny. to, czy kwanty rni
si midzy sob, to jest wane dla obserwatora, pomaga zrozumie, jednak jest
zabiegiem tylko wspomagajcym. ale jeeli sprawdza si, musi by wykonanym.
26

do zagadnienia mona podej "przestrzenie". kwant, mimo e najmniejsza, czy


to porcja, czy zdarzenie, jest w otoczeniu ("w przestrzeni") reprezentowany
w jaki sposb. sowem, zajmuje jaki najmniejszy do pomylenia "obszar" w
rodowisku, wymiarowo najmniejszy. logicznie jest to zrozumiae i uchwytne,
fizycznie gorzej. - kwant posiada "wielko" ("rozmiar"), i nie jest obecnie
wane, jak jest wielka i co oznacza (ta wielko bdzie zreszt inna w kadej
ewolucji). istotne natomiast jest to, e ma swoj najmniejsz "przestrze",
ktr zajmuje. i nic tego ju nie zmieni: nie moe by iloci mniejszej, jak
najmniejsza z moliwych. podzia w nieskoczono jest absurdem, co zarazem
nie oznacza, e gupot. stwierdzenie, e mona dzieli (i dzieli) materi w
nieskoczono, jak kade pojcie odnoszce si do rzeczywistoci, ma swoje
gbokie umocowanie problem tylko w tym, eby je odszuka w chaosie (myli
i innych pogldw). nie ma bdnych abstrakcji, s tylko (chwilowo) odlege
od rozpoznanego zakresu.
jeeli rozpatrywa odlego midzy dwoma stanami, np. miedzy stanem "a", w
ktrym s dwa kwanty (bez definiowania, co to znaczy "kwant), a stanem "b",
w ktrym jest tylko jeden, to mam wyran, zauwaaln rnic i jako tym
samym. rnica midzy tak zdefiniowanymi kwantami jest rnic jakoci, to
inne kwanty. - ale, co tu wane, odlego pomidzy tymi "elementami" moe w
"pomiarze" przynie informacj, e jest to kwant, "przestrzenna" odlego
kwantu "a" od kwantu "b" wynosi, stanowi warto jednego kwantu tylko, tu
zasadnicze pytanie, czego, jakiego kwantu"? "a" czy "b" czy innego, jako
zwizanego z analizowanymi (np. stanowi ich skadnik)? przecie ta odlego
moe by "przestrzennie" take rwna tylko kwantowi. co wicej, nie bdzie
wiksza oraz nie moe by wiksza. dlaczego? poniewa wiksza ilo kwantw
midzy tymi stanami (jedynkami), to ju nie rnica midzy dwoma, lecz wicej
punktami. midzy dwoma stanami moe zaistnie tylko "przestrze szeroka" na
jeden kwant. lub jej nie bdzie wcale. - to znaczy, e dwa wyrnione kwanty
bd ssiadowa bezporednio z tym jednym kwantem i razem bd stanowi ju
struktur jakociow (i zapewne jednolit, czn). czyli rnica midzy nimi
bdzie i jakociowa, i ilociowa jednoczenie. ilo dwa elementy wyrnione
w punkcie to oznaka, e zmienia si ilo ukadw w stosunku do poprzedniego
stanu, ale rwnie oznaka, e zmienia si jako (i zajto "przestrzeni",
rodowiska). kiedy mam jeden kwant, nic o nim nie mog powiedzie, kiedy mam
dwa kwanty (jako) poczone, mam ju "jako", stan wyrniony, opisywalny i
postrzegany (widz rnice).
wane a ciekawe - "obszar" pomidzy poziomami, pomidzy kwantami nie musi i
nie moe by "zapeniony", o ile mam mwi o odrbnych "bytach". brak midzy
czym a czym "przerwy" wyklucza rozrnienie, to jedno "co", czyli czny
byt (ciao). - i odwrotnie: eby mc w zjawisku wyodrbni skadow, musz
mie "przerw", "odlego" midzy bytami, w tym przypadku przerwa decyduje
o zaliczeniu do "czego" lub odrzuceniu.
ale, zarazem, odlego kwantu od kwantu nie istnieje, kiedy przeprowadzam
analiz procesu ewolucyjnego, wwczas kwant zawsze jest "przy" kwancie, one
le w przestrzeni "obok siebie". i nie moe by inaczej w takim dziaaniu,
wanie z uwagi na cigo wyodrbniania z ta. brak przerwy - mam ujcie
cige, jedno ewolucji. przerwa zaistnieje, to ju proces "rwany", inny i
odrbny to inna ewolucja wkroczya w moje pomiary. - to znaczy, odlego
midzy kwantami (czyli zdarzenia, zajcia) nie mog si opiera na pustce i
przerwach, bo wwczas ewolucja staje si "rwana" i jej po prostu nie ma.
przestrze midzy kwantami nie istnieje, jej nie ma i by nie moe jednak
tylko dla obserwatora wyrniajcego dany cig zjawisk i na danym poziomie
pomiaru. w innym ujciu (gbszym, szerszym) takie "odlegoci" si pojawi,
i s warunkiem procesu. - "pustka" wsptworzy ewolucj, ale widzi j tylko
obserwator zewntrzny do analizowanej zmiany, dla "zanurzonego" w procesie
obserwatora rzeczywisto jest ciga (cho skwantowana).
27

- kwant
- pojcie kwantu
- czy ostateczne w definiowaniu wiata?
pojcie kwantu jest niewtpliwie bardzo uyteczne i konieczne - ale abstrakcja
w formule "kwant", idea najmniejszej dajcej si uj badawczo oraz rozumowo
iloci "czego" (w tym przypadku energii, zdarzenia, czasu-przestrzeni), to
przede wszystkim i w pierwszej kolejnoci pojcie logiczne. i podkrelam ten
wniosek, jest zasadniczy dla dalszego toku analizy.
i dlatego - o czym w kocu jest cay ten tekst - pojcie kwantu nie dotyczy
tylko materii (materii pojmowanej jako skadniki "twarde", czyli najmniejsze
iloci jako "namacalne"). kwant, pojcie kwantu dotyczy wszystkiego. kwanty
odkryli fizycy, ale kwant to pojecie filozoficzne.
powtrz to zdanie, poniewa jest istotne: kwanty odkryli fizycy, peny szacun
za ten wysiek - jednak kwant to pojcie filozoficzne, odnosi si do zakresu
"poza" fizyk. fizyk posiada do swojej dyspozycji "porcj", "skok" kwantowy
w postaci zbioru-kwantu ale e to zbir jednostek (kwantw), to moe ustali
tylko zewntrzna do zachodzcej zmiany refleksja filozofia. dlatego nie o
fizyce kwantw wypada obecnie mwi, ale o filozofii kwantw. albo, to formua
zamienna, o "filozofii ewolucji", w ktrej kwanty, "jednostki" s elementem
fundamentalnym. - kwant ma zastosowanie, z dobrymi rezultatami, w przypadku
kadej ewolucji, jest uyteczny w kadym dostrzegalnym (i niedostrzegalnym)
procesie. i dlatego jest "faktem"-stanem-bytem filozoficznym, pomaga fizyce,
ale to czysta filozofia.
tylko e - powstaje pytanie: na ile i w jakim stopniu pojcie kwantu odnosi
si do wiata, czy odpowiada prawdzie? czy co takiego istnieje? mona na to
pytanie odpowiedzie: nie ma znaczenia, czy co takiego istnieje, skoro tak
dobrze sprawuje si w poznaniu i pomaga zrozumie procesy. i dlatego, nawet
jeeli pojcie "kwantu" jest "tylko" bdnym wytworem logiki oraz "sposobem"
rozumu na wiat, "sztuczk" na ujcie i zdefiniowanie procesw bez realnego
odniesienia - naley je przyj. a przede wszystkim stosowa, skoro tak dobrze
si potwierdza (wyjanienie oparte na praktyce). to jednak nie uspokaja. e
co sprawdza si w konfrontacji ze wiatem i pozwala przewidywa zjawiska, e
opis na kadym poziomie wspomaga zrozumienie - to jeszcze nie oznacza, a na
pewno nie od razu, e rozum godzi si na taki "fakt" w swoim otoczeniu.
postawi pytanie inaczej: czy pojcie kwantu jest ju ostatnim tchnieniem i
ostatnim ustaleniem moliwego przez rozum opisu zdarze? czy nic i nigdy ju
nie jest w stanie go w przyszoci zastpi? czy kwant, pojecie "kwantu", to
rzeczywicie kres poznania, rzeczywisty kres natury, koniec logiki? czy kwant
to "ciana", paszczyzna?
e wszystko zawiera w sobie najmniejsz "porcj" lub "zdarzenie" ("czego") to oczywiste. oczywiste dla rozumu, ktry funkcjonuje, yje-reaguje, obserwuje
i sam dziaa w oparciu o zmian, o przechodzenie jednego stanu w drugi, wic
o ewolucj wiata. dlatego nie moe by w tym ujciu niczego, co byoby stae,
niezmienne, trwae. sama taka myl (e jest co staego) rodzi powtpiewanie
w zdolnoci intelektualne goszcego takie pogldy, poniewa nawet nie mona
wyobrazi sobie "dziaania", czy "istnienia" osoby-ciaa-rzeczy niezmiennej.
wszystko podlega ewolucji nawet "boskie" (na)tchnienie.
Kosmos - tak, Kosmos jest "trway" i wieczny. ale dlatego, e "zakotwicza" go
umys w nieskoczonoci. to w zupenoci wystarczy, eby go unieruchomi w
logice oraz w myleniu. ale czy w ewolucji, czy w przemianach jakiego faktu
mona tak ustawi rozum, eby dostrzeg na jego "dnie" kwant, wic "fakt" o
niezmiennej ju "postaci"? - czy jest w moim otoczeniu "element", o ktrym
mgbym powiedzie: oto koniec ewolucji, dalej ju nie ma niczego poniewa
ewolucja to zmiana. a "to", co okrelam jako kwant (i co jest dla mnie stanem
jednostkowym) ju si nie zmienia.
czy rozum godzi si - moe zgodzi si na "ostateczny element" bytu?
28

- "kwant" jednostka czy zbir?


kwanty pojawiaj si w przestrzeni tekstu czsto, pojcie kwantu zastosowane
zostao ju w chwili, kiedy analiza dotyczya CO i NIC. to wwczas, ujmujc
to jeszcze ilociowo, wyoni si jego gboko w rzeczywistoci (i w logice)
zakotwiczony sens e "istnieje", e jest filozoficznie "jedynk", ktra w
fizyce przybiera rn posta (jednak pozostajc jednostk liczenia). dlatego
tak, e kwant, pomijajc porcjowane i ilociowe jego rozumienie (uwarunkowane
jest to tym, jak w danej chwili rozpatruj ewolucj, ktry poziom wyrniam),
jest wanie takim "czym", "co jest". co jest odrnialne od nic. podejcie
fizyczne, w zakresie dostpnym od wewntrz procesu, musi operowa abstrakcj
w postaci kwantu jako "porcj" "czego", poniewa rejestruje "niecigo",
"przeskok" midzy mierzonymi faktami oraz wielo tworzcych taki przeskok
elementw cznie jednak, co wane, bez analizy, czy tak obrabiany kwant to
jednostka, czy zbir jednostek. dlaczego? odpowied, ktra musi w tym momencie
pa, jest kluczem do tematu: dlatego, e z poziomu fizyki takie zagadnienie
nie ma sensu, wykracza poza obszar poddany eksperymentowi. oczywicie to nie
oznacza, e si nie prbuje szuka "boskich" elementw wiata, ale ewentualne
"jednostkowe skadniki" pomiaru s z poziomu fizyki stanem skrytym i poniej
rejestracji tworz badany obiekt i przyrzd, i obserwatora. dlatego musz
by w pomiarze pominite.
jednak nie mona ich pomin logicznie. mog fizycznie operowa "porcj", wic
tym samym zbiorem jednostek (i nie zastanawia si nad tym faktem, bo skoro
zastosowany w taki sposb "kwant" si sprawdza, to ujcie jest poprawne), ale
logicznie musz zada pytanie, czy to jednostka czy zbir, a co wicej, stara
si na nie odpowiedzie. - czyli z jednej strony wystpuje w analizie kwant
czego - a z drugiej (cho i samo pojecie strony w tym konkretnym przypadku
jest nacigane) istnieje nico, nic. dysponuj wic w takim logicznym (tylko
ju logicznym) obrabianiu skadnikw rzeczywistoci dwoma fundamentalnymi i
maksymalnymi stanami, ktre mona zdefiniowa jako 0 i 1, prnia i energia
ewolucja i jej brak itd. mam zero i jedynk, stan "CO" i "NIC", zero oraz
jednostk czego. niej w analizie logicznie nie zejd, to jest mj, bytu std
i teraz, kres dowodzenia. absolutny kres. w obserwacji fizyka nieobecny, bo
dla niego dostpne s tylko "porcje kwantowe" (zbir jedynek), ale konieczny,
eby wiat i jego zmian wyjani. widz "na dnie", ustanawiam zero i kwant
energii to podstawa wszystkiego. i tylko tak.
kwant - jednostka czy zbir? jedynie moliwa odpowied jest taka, e to stan
dwoisty: i jednostka, i zbir. a jego postrzeganie zaley, co zrozumiae, od
obserwatora i jego zdolnoci rejestracji (dzielenia) procesw ewolucyjnych w
otoczeniu. kwant jest logicznie jednostk, ale fizycznie zbiorem. na wstpnym
etapie opis kwantw dotyczy "porcji", czyli zbiorw jednostek, ktre wpisane
s rwnie w "zbiory jednostkowe" (kwanty wyszego rzdu). dopiero na koniec
pojawia si, take jako jednostka i kwant, Kosmos. i jego skadowe, energia i
prnia, dwa graniczne w rozumowaniu stany. to jest absolutny kres. od stanu
"tyci" do stanu "maksimum", na ktre moe rozpatrywa otoczenie umys danego,
czy caego zbioru osobnikw, zawsze jest kwant, na kadym poziomie kwant. ale
pojcie kwantu, pojcie z jednej strony tycie, z drugiej maksymalne, stawia
granice, kwant jest stanem granicznym rozumu i logiki. okazuje si, e cho
niebywale pomocny w opisie zdarze, jest zarazem ich ograniczeniem. nie mona
wychyli si poza niego, czy nawet prbowa wyjrze poza wyznaczone tak granice
- logika na to nie zezwala. przecie nie moe by niczego, co by byo wiksze
od najwikszego, nie moe by niczego, co by byo mniejsze od najmniejszego.
na kocach poznania - na/po obu jego stronach, co zapewne niejednego zadziwi,
znajduje si to samo: kwant. jeden, jedyny kwant, ktry stanowi kres wgryzania
si logik w rzeczywisto. pojcie kwantu, jak wida, przydaje si do opisie
kadej ewolucji, kadej logicznie i fizycznie wyodrbnionej struktury - czy
caoci (ktra rwnie posiada swoj kwantow budow).
29

- kwant - pojcie graniczne?


kwant z jednej strony opisuje najwiksze, a z drugiej najmniejsze - z jednej
strony jest wpisany w zdarzenia, czyli opisuje "czas" z drugiej jest stanem
definiujcym "przestrze" i "porcj przestrzeni". w kwancie, w takim pojciu,
czas i przestrze (jak chce fizyka), cz si w jedno, s w tym odniesieniu
wzajemnie opisywalne (czas definiuje przestrze, a przestrze czas). to kwant
wyznacza czas i przestrze, ilo i jako czas-przestrze powstaj przez
odniesienie do zmiany, jako skutek przemieszczania si kwantu "co" w "nic".
czas-przestrze to skwantowana ewolucja w toku zachodzenia.
co wane - co chc bardzo mocno podkreli, za kadym tak wyrnionym stanem
lub pojciem - mam kwant, jeden kwant. "jedynk". nie ma znaczenia, co bior
do analizy (czy do rki), kadorazowo myl i operuj kwantem (i kwantowo).
ja jestem kwantem, komrka mojego ciaa to kwant - planeta jest kwantem oraz
wszechwiat rwnie; logika (caa) to kwant, jak i jej poszczeglne "fakty"
(abstrakcje) to kwanty; ukad pierwiastkw jest kwantem, jednak skada si z
kwantw (kwantw-atomw, kwantw-pierwiastkw). nie ma znaczenia, czy mwi
o jednostce, czy zbiorze - abstrakcji, czy konkrecie o fizycznej budowie to kwant, zawsze kwant. tylko (i a) kwant. kwant to fascynujcy "wynalazek"
rozumu. "kwant" to ustalenie fundamentalne.
wanie - czy wynalazek, czy jednak konstrukcja oddajca co konkretnego? czy
kwant stanowi kres rzeczywisty wiata, czy tylko rozumu?
po pierwsze, logika si buntuje, kiedy prbowa "wepchn" co jeszcze niej
kwantu, poniej najmniejszego z najmniejszych. nie jest wane, jakie posiada
kwant "rozmiary", co oznacza fizycznie, istotne jest to, e nie mona wepchn
midzy niego a nico ju absolutnie nic. - owszem, zgadza si, matematyka
midzy zero a jedynk upchna "ca nieskoczono" (uamkw). mona by wic
na tej podstawie sdzi, e i podobne przejcie pomidzy kwantem a nicoci
istnieje, takie agodne, stopniowalne schodzenie w... - gdzie? owszem, mona
by, gdyby nie to, e uamki dotycz innej przestrzeni, s na innym granicznym
pasie rozumowania wic "kwantu logicznego" nie dotykaj. dlaczego? poniewa
uamki odnosz si do przejcia midzy jednostk, kwantem ewolucji wyszego
poziomu a niszego. czyli, na przykad, midzy kwantem fizycznym wszechwiata
a kwantem logicznym (midzy zakresem nadprogowym, fizycznie rejestrowalnym a
obszarem "podprogowym", warunkujcym fizyk). mona to dokadniej zdefiniowa
jako opis "poziomy" i "pionowy". w przypadku poziomego uamki, zgoda, cign
si w nieskoczono, opisuj paszczyzn i jej kolejne skadniki. i ten cig
musi by "niewyczerpywalny" z zasady. co innego w "pionowym" dzieleniu, tutaj
koniec w procesie musi si pojawi - jako kres dzielenia. na takim poziomie
rozwaa nie ma szansy, eby co upchn w zakres, ktry znajduje si midzy
kwantem energii a prni. "tam" ju nie ma przestrzeni w tutejszym rozumieniu
- tam "jest" "kosmiczna przestrze". a to, jakby nie spoglda, co innego od
"tutaj", obok mnie. ba, nawet nie mog powiedzie, e co, jaka przestrze,
pomidzy tymi stanami istnieje. bo nie istnieje - nie moe istnie. kwant i
prnia, kwant energii i nico stoj na tym poziomie obok siebie i wzajemnie
si warunkuj. nie ma midzy nimi stanw porednich, jest tylko 1 i 0 kwant
energii i prnia.
inaczej mwic, na tym najniszym z moliwych poziomw analizy, kwantu broni
ju nie fizyka, lecz logika. broni, a raczej uzasadnia jego istnienie. dowd
opiera si na tym, e w nieskoczono rzeczywistoci dzieli nie mona, e
musi wystpi kres kawakowania. fakt, zagadnienie posiada rne historycznie
rozwizania, podzielno skoczona lub nieskoczona to ujcia konkurujce,
ale, jak wida z wyej wspomnianego przyszeregowania analizy raz do pionowego,
a raz do poziomego dziaania - okazuje si, e mona tak rozbiene obrazy i
pogldy na wiat poczy. i to na zasadzie koniecznej jednoci. czyli dawny
problem, skoczone czy nieskoczone, w ujciu kwantowym, traci sens: podzia
jest skoczony, ale materia jest ciga.
30

- kwant(y)
- kres logiki?
wyjanienie: zastosowane w tekcie pojcie "zjawiska podprogowe" na oddanie
faktw zachodzcych poniej strefy granicznej fizycznego eksperymentu (wic
ktre s "poza" pomiarem, ale zawsze pozostaj w ramach Fizyki) oraz pojcie
"zjawiska nadprogowe", ktre odnosi si do przedziau (krgu) wewntrznego w
ewolucji, te pojcia zostay wprowadzone w analogii i na podobiestwo terminw
wystpujcych w psychologii i s niezbdne w analizie. procesy podprogowe
to stany konieczne i istniejce realnie (fizycznie), jednak nie uwiadamiane,
ktre nie s doznawane (mierzone) przez obserwatora znajdujcego si w ramach
mocno skomplikowanej i rozbudowanej struktury. i to dlatego "kwant fizyczny"
w takim ujciu jest najmniejsz "porcj" energii, ktra tworzy fizycznie, ju
w pomiarze dostpny zakres "nadprogowy" ("wiadomy fizycznie"), a "logiczny
kwant" to wielko najmniejsza z moliwych, ktra z tego tytuu zawiera si w
zakresie "podprogowym" (podwiadomym) warunkuje procesy i pomiary, ale sama
ju nie podlega rejestracji. - fizycznie ustalam w obserwacji zawsze zbir,
logicznie "postrzegam" jednostk.
odpowiadajc na pytanie, czy kwant(y) to pojcie graniczne w ujmowaniu oraz
postrzeganiu (wszech)wiata, wydaje si, e tak. - wicej, trzeba powiedzie,
e to konieczno. musi tak by, poniewa logika nie moe wykaza, e mogoby
by inaczej, e jest co jeszcze mniejszego od najmniejszego z moliwych. "kwant" to fundament analizy, i to dwustronny: najmniejszy i najwikszy "fakt"
w otoczeniu. co wicej, kady wyrniony i postrzegany element rzeczywistoci
to kwant. kady. nie ma znaczenia, co wyrniam w otoczeniu (mierz-doznaj),
to zawsze i tylko kwant.
ale uyte w tym kontekcie sowo "musi" oznacza, e cho stwierdzam niemono
innego obrazu, nie do koca daj przyzwolenie na opracowany rezygnuj, bo
mam wiadomo, e inaczej nie mog postpi. a taki stan wytwarza psychiczny
dyskomfort. przecie wszelkie granice maj to do siebie, e od razu prowokuj
pytanie: co jest dalej? a kiedy nie ma adnych szans na poznanie "dalszego",
powstaje "naturalne" zniechcenie i odrzucenie (albo stracecza ciekawo,
ktra produkuje chimery). swoj drog to ciekawe, e rozumowi nie wystarcza
nawet nieskoczono i wieczno, e dopytuj si, co jest dalej. to "skaza"
bycia w obszarze "ewolucyjnym", w wiecie zmian oraz granic nigdy dokadnie
zdefiniowanych. wypada jednak, trzeba (chcc nie chcc) pogodzi si z myl
o nieprzenikliwoci tego, co z samej zasady jest nie do przeniknicia, i to
nigdy. przyznaj, nie widz szansy, eby kto mg w "kwantowej powoce" co
ulepszy, a tym bardziej j przebi (logicznie). kwanty to kres poznania, acz
kres poznania "pionowego". kwanty to kres badania "w gr" lub "d" natury.
co innego badanie "poziome", na/w poziomach, to bdzie nie-skoczone. jednak
to smutna prawda: nauka w badaniu przemieszcza si "w poziomie" (w poziomach),
dlatego nigdy nie wyczerpie swoich badawczych "pokadw". ewolucja oraz jej
nieskoczono, w przestrzeni rwnie nieskoczonej, ksztatuj moliwoci
nieskoczone. wiadomo niewyczerpywalnego poznania dla rozumu jest tak samo
porak, jak wiadomo ograniczonego trwania i skoczonych moliwoci (ktre
cigle si osobniczo zmniejszaj). ech...
poznanie pionowe, podajce w gb lub w gr wiata, na/w teorii kwantowej
(filozofii kwantowej) ustanawia swoje granice. w tym ujciu najwaniejsze nie
jest pytanie o fizyczny sens zmian, ale o ich logiczne, zwaszcza filozoficzne
konsekwencje. "teoria kwantw" to nie jest teoria fizyczna, ale w najgbszym
znaczeniu filozoficzna. to teoria rodem z logiki, nie fizyki. i cho pokazuje,
e mona j doskonale na kadym kroku uzasadni i zastosowa w praktycznych
zliczeniach - to jednak nie nabiera przez to sensu wycznie fizycznego, ale
pozostaje ujciem przede wszystkim logicznym. i dla przyszych pokole nie
ma ju miejsca w tym obrazie na "ulepszanie". - kwantw nie mona ulepszy,
mona uszczegowi.
31

kosmologia 1.2.

32

- kwant, kwantowanie ewolucji


- "cebulowaty" ksztat zmiany, poziomy ewolucji
- ujcie aktualne i historyczne
kolejne zagadnienie w nawizaniu do kwantw. wane i prezentujce, jak wyglda
ewolucja w obu ujciach: chwili obecnej i jej historii. ewolucja to (co bez
gbszego w tej chwili definiowania uznaj za ewolucj, generalnie chodzi o
zmian wedug staego rytmu i reguy), ewolucja to zjawisko wielopoziomowe i nie tylko. moe poprzednie zdanie brzmi w pierwszym odczycie niepowanie i
pozornie zawiera mao gbokich odniesie, ale tylko pozornie. poniewa jest
rzeczywicie powanym odwoaniem si do reguy zmiany ewolucyjnej, e proces
przebiega jednoczenie "w poziomie" (i poziomach) - i pionie, czyli pomidzy
poziomami. a to posiada fundamentalne znaczenie dla zrozumienia zachodzcych
zjawisk, i take dla samej ewolucji. zmiana jest poziomo-pionowa.
do tej pory wybijaem na plan pierwszy zdarzenia aktualne, czyli energetyczne
poziomy, ktre si "dziej teraz" (rwnie na t chwil bez okrelania, czym
s konkretne poziomy w konkretnej ewolucji, chodzi o sam fakt wielopoziomowego
toku zmiany). i cho, co zrozumiae, nigdy nie mona powiedzie o toczcym si
procesie, e jest wycznie "teraz", czy e by "kiedy", poniewa to zawsze
jest cig aktualno-historyczny (zbir stanw przeszych-obecnych-przyszych),
to jednak nie podkrelaem tego tak istotnego zwizku, ale obecnie trzeba to
wyrni jako zasad - wrcz jako cech ewolucji.
doskonaym przykadem na istnienie (i zwaszcza funkcjonowanie) w/na rnych
poziomach - jest mzg z jego kolejnymi warstwami. ukad energetyczny, tu jako
konstrukcja fizyczno-biologiczna pod nazwaniem "mzg", to jakby "narol", a
wic dodatek do ju istniejcych form, dobudowany i nabudowywany w stosunku
do wczeniej wystpujcych. to kolejne poziomy, coraz bardziej skomplikowane
oraz zwikszajce swoje rozmiary (reprezentacj w rodowisku - w rodowisku
"wewntrznym" czaszki, ale rwnie "na zewntrz" osobnika, czyli jako efekt
operacji na pojciach; oba procesy, co zrozumiae, wzajemnie si sprzgaj).
"rozum" to zmiana w toku zachodzenia, ciga i idca od "maych", praktycznie
"punktowych" faktw (z oczywistym zastrzeeniem, e w ewolucji postrzeganej
napdrogowo nie ma stanu punktu, zawsze jest zbir), a do rozbudowanych form
o skomplikowanej strukturze i spenianych funkcjach. identycznie przedstawia
si sprawa z innymi narzdami, zawsze ustalam ten sam charakter zachodzcej
zmiany i funkcjonowanie: wielopoziomowo (i wielowymiarowo).
wielopoziomowo - co istotne - nie tylko w ujciu "chwili obecnej" (jako stan
wielu poziomw energetycznych, ktre przebiegaj czenie i s wyrnialne w
otoczeniu jako caociowa jednostka /w jako zdefiniowanej "jednej chwili"/)
- ale rwnie jako istnienie, jako proces rnych "poziomw historycznych".
czyli nastpujcych po sobie "faktach" zwizanych z t ewolucj. "jedynka" w
postaci elementu (stanu, jednostkowej zmiany) buduje prost (nieskoczon), a
ewolucj tworzy "na co dzie" jest "poziomy" stan chwilowy, "kwant chwili".
ja, moje ciao w kadym jego elemencie, to cao - ale jednoczenie cao
zoona z poziomw, warstw, zakresw, elementw, ktre cznie, dopeniajc
si oraz przeplatajc, tworz moj, dla mnie w rejestracji (odbiorze) zborn
jedno. tylko e w realnoci wielo rnych, jake rnych procesw si na
takie "zborne" odczucie skada. energia ogromnych iloci i ewolucja licznych
poziomw, proces idcy "z przeszoci do przyszoci" - to jestem "ja" w tej
obecnej chwili, dla mnie krtkiej chwili "teraz". nigdy fizycznie "punktowy",
zawsze rozwleczony "pionowo-poziomo" po/w/na kwantach zachodzcej zmiany. "ja" to, co uznaj za moje "ja", to "rozmyta" po/w czasie-przestrzeni fala
zdarze (wielopoziomowa i wielowymiarowa), ktr dla uatwienia sobie sprawy
i jako skutek mojej "powierzchownej" obserwacji, nazywam cznie jednostk. i
ktr wyrniam z ta, usamodzielniam. - na pocztku mojego (za)istnienia by
kwant, ktry kolejnymi dobudowaniami energii sta si mn w dzisiejszym wydaniu
rwnie kwantem. i "na kocu" to bdzie tylko kwant. jeden kwant.
33

- kwanty
- kwanty logiczne, ich istnienie w kadej chwili
"cebula" ewolucji warstwy kwantowe. jeszcze jeden element kwantowania wymaga
doprecyzowania: chodzi o to, czy kwanty logiczne, pojmowane jako najmniejsza
"porcja zdarzenia", jako "elementarny fakt" (jednostka energetyczna, jedynka),
wystpuj w kadej chwili? czy tworz ciao, zdarzenie w kadym momencie, czy
te s obecne jako "wymiar historyczny" (byy gdzie-kiedy)?
czy kwanty logiczne buduj rzeczywisto w jej najniszym wymiarze, i buduj
zawsze (i zawsze indywidualnie), czy te buduj jej histori, a konkretna ju
chwila ciaa (energii, materii) jest jedynie zlepkiem tych chwil i "cebul"
(wielowarstwowym zdarzeniem), ktrej obraz mam za "stabilne ciao"? - mwic
inaczej, czy "piramida kwantowa", rne poziomy kwantowe, wystpuj cznie
i dziaaj wsplnie, czy s w ujciu aktualnym nieobecne i mona wspomina o
nich tylko w ujciu historycznym (e byy kiedy tam w ewolucji)? czy, mwic
obrazowo, na moje ciao skadaj si rwnie tak nazwane przeze mnie "kwanty
logiczne" czy jedynie "kwanty logiczne"-komrki ycia (poniewa to s dla
mnie, dla mego ciaa kwanty logiczne)? czy moja cielesna konstrukcja w danej
chwili jest realizacj caej kwantowej piramidy i wszystkie rodzaje kwantw
je tworz, czy te jest przestrzennym tworem, ktre jedynie tworz komrki?
czy kwanty logiczne, "elementarne zdarzenia", wchodz w skad aktualnych dla
mojego ciaa procesw (cia skomplikowanych, z wyszych poziomw), czy nie?
jak rol peni kwant logiczny w ewolucji?
po iloci formuowanych pyta wida, e odpowied nie jest atwa. a nie jest
atwa z tej przyczyny, e ewolucja, ciao, zdarzenie w ramach energetycznego
pola, to nic innego, jak "cebula" zjawisk idcych "z gbin" "w gr" - i "z
przeszoci" "w przyszo" - i obecne na/w kadym "poziomie". to struktura
w formie "nawarstwienia", fakt aktualno-historyczny. nigdy jednostka, zawsze
zbir, ktry odbieram-postrzegam jako np. stan jednostkowy mojego ciaa. to,
podkrelam ten wniosek, w dostpnym dla mnie obszarze nie ma "elementarnych"
bytw (procesw), to zawsze zoenie. - ale dla mnie czy w ogle?
kwant logiczny to najmniejsza "porcja" ("jedynka") energii uczestniczca w
ewolucji w kadej ewolucji. poniewa kada zmiana ewolucyjna posiada wasny
stan "kwantu logicznego", czyli najmniejsz "porcj", ktra j tworzy. i nie
jest wana nazwa, ktra okrela niepodzielne ju do niczego zdarzenie tworzce
dane zjawisko (proces, ewolucj). mona kwant logiczny definiowa "atomem",
"monad", kwantem (logicznym) - jednak to zawsze oznacza tylko "elementarne
zdarzenie" i najmniejsze z najmniejszych wystpujce w wyrnionym procesie.
identycznie ma si sprawa ze zrozumieniem fotonw, atomw, elektronw itp.
elementw materii. nie zrozumiem ich, jeeli potraktuj jako formy i byty od
otoczenia oddzielone. nie bd mg wyjani, jak i dlaczego istniej fotony
wiata (i co to s "fotony"), o ile nie "rozo" ich na zdarzenia jeszcze
nisze (kwanty fizyczne, jak je okreliem, czyli kwanty wszechwiata). ale
i ich nie pojm w przemianach, nie zrozumiem, dlaczego i jak istniej, jeeli
nie odnios ich do zdarze lecych "poza" "tym" wiatem, "poza t chwil".
podzia kwantw to nie konieczno, to logiczna powinno rozumu. eby cao
przewietli, trzeba w zbir podzieli (chwilowo), ustali w nim wzajemne
relacje i zwizki i ponownie opisa w caoci. nie ma innej drogi.
kade zdarzenie jest historyczne i aktualne jednoczenie. ma w sobie poziomy
kwantw logicznych, ten absolutnie najniszy do pomylenia poziom "zdarze",
a jednoczenie posiada, jest zbudowane ze zdarze wielkiej skali, ktre s i
zachodz "teraz". - to tak, jakby do ziarenek piasku, ktre przesypuje si
pojedynczo, co pewien zakres (w pewnej regularnoci), dodawa kolejne, coraz
wiksze przerwy, ustala coraz wiksze cykle. sekundy, godziny, tygodnie, lata
- wieki, eony ("wszechwiaty") itd. to nic innego, jak ujmowanie tego samego
procesu w rnej wielkoci. sekundy tworz i godziny, i tysiclecia - i s
skadnikiem "najprostszym", elementarnym, "jedynkowym". kwantem.
34

- kwant
- istnienie kwantu
- subiektywne nieistnienie kwantu logicznego
zaznaczam - ponisze sformuowania to nie bekot czy stan odmienny, ale prba
oddania z mojej, wic "wysokiej" (skomplikowanej) ewolucyjnie pozycji faktu,
e kwant logiczny istnieje. e musi "istnie". kiedy staram si opisa "co"
takiego, co znajduje si na poziomie fundamentalnym, nie mog jednoznacznie i
fizycznie okreli, e ten fundament istnieje (std znak umownoci), przecie
on tworzy wszelkie moje poznanie (i moje elementy). dlatego - i musz z tego
wyciga wnioski - z mojej perspektywy znajduje si taki kwant "poza" krgiem,
poza zakresem, w ktrym si zawieram, jest "faktem podprogowym" i "ukrytym",
i to na zawsze. a co wicej, jest rwnie faktem z zasady "ciemnym" (przecie
dopiero z niego moe si sta wiato, i wszelkie inne). istnieje jako stan
fundamentalny, jednak kiedy zamierzam go fizycznie zdefiniowa "znika", jest
poza "fizyk". nie Fizyk jako tak (w znaczeniu: e co "jest" i e mona to
"pomaca"), ale poza fizyk i dostpnym jej pomiarom (eksperymentom), poniewa
pomiar z tych elementw wanie si skada. jak mam pomierzy element, ktry
suy mi do pomiaru jako stan fundamentalny? mierz rzeczywisto, wic taki
"element" jest (jako "istnieje"), ale jego ju pomierzy (uchwyci metodami
fizycznymi) nie mam czym, po prostu brak "narzdzia". - dlatego, kiedy sigam
na/w ten poziom, co trzeba wyranie podkreli, nie "widz" kwantu logicznego,
w takim przypadku zachodzi "subiektywny" fakt nieistnienia kwantu jako bytu
samodzielnego, nieistnienia dla mierzcego otoczenie obserwatora (w dowolny
sposb mierzcego-doznajcego). logicznie taka jednostka "jest" i by musi,
eby fizyka (i ja) moga istnie. ale kiedy fizyka (i ja) prbuje uchwyci
najmniejszy z moliwych stan, napotyka "ciemno", widz ciemno. i to nawet
dosownie, bowiem dla mnie jest to zakres ciemny i niepoznawalny fizycznie.
dla mnie, w moim wewntrznym, osobistym i subiektywnym odczytywaniu wiata,
kwant logiczny nie istnieje, nie ma czego takiego. logika mwi, e jest oraz
tworzy to wszystko, fizyka (i moje zmysy) temu zaprzecza.
dlatego obecne postrzeganie kwantw jest niepoprawne, a jednoczenie poprawne.
rzecz ma si tak, e kwant logiczny istnieje i zarazem nie istnieje, jest i
go nie ma. kwant to "byt logiczny", to oddanie zmian ewolucji w jej stanach
i "porcjach" najmniejszych ale nie do fizycznego pomiaru (czy do zmysowego
doznania). w sensie logicznym kwant istnieje i ma si dobrze ale fizycznie
go nie ma. i nigdy nie bdzie. fizycznie to niezbdna do wyjanienia procesw
konstrukcja (wanie logiczna), ale nie-mierzalna.
co zrozumiae, nie neguj, nie odrzucam - a wrcz stwierdzam tu usilnie, e
zachodzi konieczno "istnienia" kwantu "jako takiego", jako "bytu w sobie",
czy jakby tego skadnika Kosmosu nie nazywa. o "czym" takim nie tylko trzeba
myle obiektywnie - ale "to" po prostu "jest", dowolnie przemieszcza si po
Kosmosie tu i tam, buduje mnie i ca t reszt i "istnieje". tylko e, z
poziomu mojej rozbudowanej ewolucji oraz w obserwacji z wntrza wiata, tego
czego nie ma. kwant w zakresie "poza" (podprogowym) dla ewolucji nie istnieje
- jest tem. a ta-paszczyzny nie mona przecie zdefiniowa. to logiczne
konieczne dopenienie, jednak fizycznie stan zewntrzny.
"Fizycznie" kwant jest, ale zarazem nie ma go fizycznie, poniewa znajduje si
poza tutejsz (dla mnie dostpn) fizycznoci. wicej, wspomniane fizyczne
"nieistnienie" dotyczy kadego kwantu logicznego, kadego poziomu, kadej w
tle wyrnionej ewolucji. kwant logiczny tworzy proces, ale znajduje si poza
nim. "kwanty rodzicielskie" s skadnikiem mojego istnienia, ale zawsze s
"poza" moim istnieniem-ewolucj - warunkuj kad moj cech (fizyczn), ale
s poza krgiem (sfer) procesu mi dostpnego. - kwant "tam" i "tu" jest, to
warunek konieczny wszystkiego, fundament, ale nie istnieje dla analizujcego
go obserwatora, ktry zawsze znajduje si w ramach rozbudowanego poziomu.
kwant logiczny moe "dojrze" tylko logika - nigdy fizyka.
35

- kwant
- "obecny" przez histori
pojcie "kwantu" pojawio si niedawno i jest kolejnym "wcieleniem" tego, co
staroytni nazywali atomem, a inni jeszcze inaczej. chodzi mi w tym miejscu
o podkrelenie, e, tak naprawd, "kwant" by zawsze obecny w myleniu oraz
opisywaniu wiata, "objawia" si we wszelkich rekcjach i analizach, i rnie
by nazywany, ale w gbokim ujciu chodzio o to samo o "kwant(y)".
wyodrbniajc co z otoczenia (dowolny fakt, ciao, proces), byt-obserwator
dostrzega "kwant", nadaje mu nazw i definiuje - oraz przydziela symboliczn
formu. i ju moe przystpi do operacji na tak zdefiniowanej formule. w
takim dziaaniu kade sowo (pojcie) to nic innego, jak kwant wiata (samo
sowo jest kwantem jzyka). okrelenia, ktre si pojawiay, s albo bd to kwanty rzeczywistoci. kada istota-byt, dziaajc na/w pojciach, dziaa
na/w kwantach (i sama jest kwantem). jeeli myl (lub kto inny), to procesy
zachodzce w ukadzie odpowiedzialnym za operacje umysowe s kwantowe, to z
zasady i cech fizycznego wiata "porcje" energii w trakcie przemieszczania
si w rodowisku (tu akuratnie mzgu). osobnik operuje takimi "elementami"
energii, ktrym nadaje (w moim, czowieczym przypadku) posta "dwikow" lub innych zmysw (kwant obrazu czy wchu przecie rwnie istnieje itd.).
przebiegajce operacje zawsze s kwantowe, maj swj maksymalnie najmniejszy
poziom energetyczny. - mwic inaczej, mylc o "pierdukach" i tak dziaam
kwantowo i na kwantach. procesy w mojej gowie s identyczne, jak u tytanw
mylenia i najwikszych geniuszy, ktrzy byt i niebyt analizowali ale, na
tej samej zasadzie, moje operacje mylowe s rwnie zbiene z rozbudowanymi
analizami wiata idioty za cian, midzy nami nie ma adnej rnicy w stylu
dziaania mzgu (w znaczeniu fizycznym). jedynie ilo energii zaangaowanej
oraz operacje na niej czynione ("przeplecenia", ktre si kryj za kadym z
kwantw), odrnia imbecyla od geniusza. jeden stosuje minimalne "porcje" i
"tycie" kwanty, drugi maksymalne ("porcje" energii, "czego", tu w znaczeniu
symbolicznym, co zrozumiae - w ujciu fizycznym wszelkie "porcje" kwantowe
s rwnowane). - mylenie, biologiczno-fizyczna funkcja centralnego ukadu
nerwowego, jest w swej fundamentalnej, wic fizycznej strukturze identyczne
u wszystkich form, ktre tak funkcj posiadaj. "mylenie" to energetyczne
zjawisko o bardzo maej skali potencjau (przyrwnujc do procesw wiata),
ale zarazem o bardzo duym potencjale logicznego modelowania tego wiata.
jedynie skutki gromadzenia oraz podkadania pod pojcia (symbole) fizycznych
(rzeczywistych i konkretnych) elementw energii, to nadaje - tworzy rnic w
wykorzystywaniu "kwantw", ale take buduje rnych "osobnikw" (ewolucje).
dla jednego pojcie "kosmos" oznacza krg zdarze, ktre otaczaj go bardzo
blisko, w promieniu do najbliszego punktu sprzeday piwa - ale dla innego,
bardziej "zasobnego" w kwanty, Kosmos to pojcie maksymalne (te maksymalne
logicznie) i zawierajce w sobie takich "budek" maksymaln ilo (nie moe
by wicej "punktw sprzeday" energii).
to samo dotyczy, na tej samej zasadzie, wszelkich "jzykw", ktre zostay
wytworzone na oddanie obserwowanych w otoczeniu (lub w sobie) procesw, to s
kwanty, czyli elementy oglnego "jzyka" (ewolucji), zawsze i tylko kwanty. a
tumaczenia pomidzy nimi, to szukanie bardziej zrozumiaej formuy wyrae.
"zrozumiaej", to znaczy bardziej zasobnej w energi dla danego "suchacza".
eby w konkretnym jzyku co wyjani, musz jedno pojcie opisa innym a
dokadniej zbiorem poj, ktre odwouj si do zasobu odbiorcy. czyli jednej
kwantowej formie, jednemu kwantowi musz przypisa wiele dla "nadajcego" i
"odbierajcego" wsplnych elementw, eby dialog by w ogle moliwy. innymi
sowy, musz nada "tumaczeniu" (rozkwantowaniu i przebiegajcej ewolucji)
charakter "regularny", uj w rozpad kwantu-pojcia w reguy w "system",
poniewa to jest podstaw porozumienia, a nie chaotyczny zbir danych. kady
jzyk ("jzyk"), kade zjawisko posiada "skadni", zasad swojej ewolucji.
36

- dwa poziomy ewolucji


- zakres poznania
kada ewolucja to jeden kwant, jednostka - i posiada, obejmuje dwa poziomy:
generalny oraz podpoziom. czyli cao ukadu jako wyrniona z ta i jego
skadniki, ktre otaczaj i warunkuj istnienie struktury (ciaa, bytu). jzyk
skada si ze sw, ale cao "jzykowa" to rwnie kwant (wszystkie jzyki
opisu otoczenia to take jednostka). kady jzyk to jedno-"jedynka" kwantowa
w ramach zbioru podobnych "jzykw", ale zarazem zbir jzykw w tym ujciu
jest kwantem, tylko e w ramach zbioru do niego nadrzdnego, czyli ewolucji
jako takiej (wiata po prostu). sowo jest kwantem, ale skada si z liter, a
wypowiadane ze zgosek wic kwantw. moje ciao to kwant, ale skada si z
kwantw-narzdw, elementw, a te buduj kwanty niszych poziomw. cay ukad
okresowy to kwant, ale skada si z kwantw: z pierwiastkw - a te z atomw,
jak najbardziej kwantw. atom to kwant, ale i on skada si z kwantw. itd.
itp. i zawsze-wszdzie.
czyli: kwant skada si z kwantw. jest poziom, jako caociowe ujcie zmiany
i jest podpoziom, czyli skadnik tego poziomu. jest poziom generalny, kwant
oglny i podpoziom, wic skadniki, kwanty wyrnionego poziomu generalnego
(za taki uznawany), ktre tworz, ksztatuj wyodrbnion w rodowisku cao.
jak ja mog zdefiniowa siebie jako struktur kwantow i potraktowa si jako
kwant, czyli samodzieln czstk w jednoci i rejestrowa taki "caociowy"
fakt tak samo mog obserwowa kwanty mnie tworzce. ale, co wane, tylko do
pewnej granicy postrzegania, do pewnego poziomu. mog obserwowa narzdy i ich
prac, ale ju nie elementy je tworzce. - mwic inaczej, kwanty kwantw s
dla mnie w bezporedniej obserwacji "ukryte", s poza zakresem postrzegania.
jednostka, kwant ewolucji moe pozna swoje kwanty, ale nie kwanty nastpnego
poziomu (podpoziomu "drugiego stopnia", czy kolejnych).
kwant ewolucji, jednostkowo i caociowo pojty byt (fakt, element) postrzega
trzy poziomy: siebie - podpoziom i nadpoziom. moe wpisa si w poziom wyszy
w stosunku do wasnego istnienia lub dojrze skadnik go tworzce, ale dalej
"osobicie" nie "zajrzy". "dalsze" jest poza jego krgiem postrzegania, to
ju obszar do spenetrowania przez "porednika", czyli innego obserwatora (w
formule np. przyrzdu czy innego bytu).
na/w tej rozpitoci rozciga si poznanie. z tym zastrzeeniem, e postrzega
si "na co dzie" raczej dwa poziomy, nie trzy. one istniej jako granice i
strefy maksymalne mojej ewolucji, ale otoczenie ujmuj si praktycznie przez
dwa stany. mwic inaczej, albo widz w gb swojej struktury, albo wzwy
albo wyrniam skadniki budujce moj cielesn struktur, albo sam uznaj si
za skadnik zachodzcej nadrzdnej zmiany i stan chwilowy.
pojmowanie biegnie tak: okrelam siebie jako element zoony z "czstek" (co
istotne, w skali historii to byy rne "czstki", ale logicznie oznaczay to
samo, "jedynk" czego) - i jednoczenie pojmuj siebie jako element wikszej
caoci, przerastajcej mnie skal czasu i przestrzeni, np. jestem "czstk"
w zbiorze definiowanym jako spoeczestwo. (samo)wyodrbnienie si w postaci
kwantu, jako mnie i jako osobowoci (bytu "z nazwiskiem"), dokonuje si przez
rozpoznanie takiego przedziau, z umieszczenia si pomidzy dwoma poziomami w
stosunku do mnie skrajnymi. rodek tego zakresu, czyli moje ciao, a przede
wszystkim i zwaszcza osobowo, to kwant jeden kwant, zborna "jednostka".
w fundamentach mojego istnienia jest kwant "ja" jestem kwantem i sam nale
do kwantu (ewolucji, rzeczywistoci) i wszystko wok razem postrzeone i
pojte (fizycznie i logicznie) to kwant. zawsze-i-tylko kwant.
na kadym poziomie w analizie jest jeden kwant. zawsze jeden kwant. - ale, co
podkrelam, wyrniam, zaznaczam - rny kwant. to kadorazowo jest kwant, ale
to od obserwatora zaley (od jego zdolnoci postrzegania), do jakiego poziomu
przypisze obserwowany fakt-kwant. to byt doznajcy-postrzegajcy dzieli jeden
i cigy tok procesu na kawaki - eby go zrozumie. ale to zawsze kwant.
37

kosmologia 1.3.

38

- kwant
- "ksztat" kwantu
- geometria kwantu - geometria kwantowa
ju samo podniesienie sprawy - ksztatu kwantu - wydaje si dziwaczne, a co
najmniej zaskakujce. jak rozwaa co, co samo nadaje, samo wchodzi w skad
ksztatu (w takim pojmowaniu, w jakim odbywa si to na co dzie). s kwanty
skadnikami cia, zdarze, mojego mylenia - to z iloci (wieloci) kwantw
powstaj ksztaty, chwilowe konfiguracje przestrzenne, ktre s przez umys
postrzegane jako posiadajce "ksztat". natomiast nie s kwanty (logiczne),
w tym rozumieniu, niczym - "niczym" w sensie ksztatu. pyta, jak wyglda, jak
"zbudowany" jest kwant, to pyta si o to, jak wyglda prnia. i cho kwant
energii "zdecydowanie rni" si od prni (logicznie i intuicyjnie jest to
uchwytne), to w obu przypadkach trudno jest natury zasadniczej i po prostu
fundamentalna: nie mona powiedzie nic ponad to, e prnia, NIC, "istnieje"
(jakby sowo "istnieje" nie brzmiao dziwacznie w odniesieniu do prni, ale
znw "intuicyjnie" jest to atwo przyswajalne) oraz e energia istnieje. oba
podstawowe (logiczne) stany tworz nierozczn par zdarzenia, ktre z kolei
wchodzi w skad zdarze "tutejszych", czyli cia (konstrukcji) wyszego rzdu,
rozbudowanych i skomplikowanych. - kwantu jako samodzielnego bytu opisa nie
mona. trzeba siga, i to jest konieczno logiczna, do drugiego stanu do
prni. tylko przez wzajemne dopenianie si jest moliwe ujecie i opisanie
tych "bytw", ograniczenie si w analizie (czy pojmowaniu) do jednej strony
prowadzi do fundamentalnych sprzecznoci.
kwant z zasady nie posiada znaku lub jakoci, to bezporednio wynika z tego
pojcia - natomiast potencja jest pochodn iloci, jest skutkiem istnienia
sumy elementw, wieloci kwantowych zdarze. "jedynka" (co by pod tym pojciem
nie rozumie) nie ma waciwoci "jest". jest w parze z "zerem", i tylko w
ten sposb. jeeli jednak stawiam spraw "ksztatu" kwantu i formuuj pytanie,
jak ten "fakt" wyglda, to podnosz problem, czym "jest" i jak kwant? i jest
to tym samym pytanie o posta "zdarzenia granicznego" - o "wygld" i "form"
"zjawiska", ktre zachodzi na granicy logiki.
e "kwant", jako "zdarzenie elementarne", musi posiada trzy wymiary, pewien
ksztat - i musi si wyrnia w "przestrzeni prni" swoim "istnieniem", to
oczywiste, to wynika bezporednio z samego kwantu, e "jest". co jest, wic
posiada "ksztat", jest inne od "nic". natomiast nie ju oczywistym, i o to
w tym pytaniu chodzi, jaki to bdzie ksztat. przecie nie dowolny, poniewa
wwczas o adnej cznej (czcej si) zmianie ewolucyjnej nie mona mwi
- kiedy wszystko jest inne, nie ma adnego sposobu to ze sob powiza. kwant
fundamentalnie podstawowy (logiczny, jedynka, jednostka liczenia) nie moe,
po prostu nie moe by inny od "ssiada" - wanie dlatego, e istnieje obok
mnie i we mnie zmiana. e ja istniej.
oczywicie teoretycznie i w powierzchniowo prowadzonej analizie mgbym ju
w tej chwili spokojnie zapisa ostateczny wniosek (ktry powinien logicznie
pojawi si na kocu tego rozumowania): e nic powiedzie na temat ksztatu
kwantu nie mona, e to sprawa "spoza" docieka i ju w ewolucji (zmianie)
si nie mieci (e "tam" mona si dosta zupenie inn drog). ale...
zgoda, z wntrza obserwowanej zmiany energetycznej nic o tym powiedzie nie
mog, to rzeczywicie temat znajdujcy si "poza" procesem przecie kada
"jedynka" z zasady jest poza zmian, buduje, wchodzi w skad zmiany, ale sama
nie jest zmian. i dlatego wanie jest poza definiowaniem "od rodka". ale ja
na dzi i w tej chwili przeskakuj w opisie od razu do granic - nie fizyki i
jej skrajnego badania otoczenia, lecz logiki. i pytam o "posta" tego czego
w moim otoczeniu (dowolnie pojtym), co nazywam "kwantem logicznym". ju nie
rozpatruj, jak wyglda kwant fizyczny, kwant tego konkretnego dostpnego mi
w ogldzie-doznaniach wszechwiata (co jest oczywicie istotne, ale na pewno
nie wyczerpuje sprawy), ale kieruj wzrok "dalej" do podstaw.
39

fundamentalne w tym rozumowaniu jest to, e bez "rozpoznania" (spenetrowania)


zakresu tworzcego wszystko, co by tym poziomem i elementem nie byo, nie mog
nie mam szans zdefiniowa, zrozumie otaczajcej mnie struktury w zmianie.
kiedy nie wiem, co i jak "wszystko" wok buduje, kade poznane w otoczeniu
zdarzenie jest z zasady niepene, nie znam jego "fundamentw". oczywicie w
takim (od wewntrz) dziaaniu mog uzyska poprawne wyniki, nawet bd si w
konfrontacji z otoczeniem eksperymentalnie potwierdzay ale to nie jest i
nie moe by wiedza pena, z zasady nie siga "podstaw". jeeli zapominam o
tym lub pomijam w rozumowaniu, na pewno, to pewnik tego dowodu, moja wiedza
nie jest caociowa nie moe by.
dlatego opisuj, zamierzam opisa kwant logiczny, to konieczno. ale, co tu
istotne, rwnie ostateczno rozwaa, granica dolna, maksymalnie dolna ju
"strefa" moliwych elementarnych "zdarze" (z zastrzeeniem, e uyte sowo
"zdarzenie" do jednostki pasuje na zasadzie umownoci, jako ten "fakt" musz
okreli - jedynka si nie zmienia, buduje zmian, ale sama si nie zmienia).
intuicyjnie jest uchwytne (a logicznie pewne), e ten "elementarny przypadek"
musi posiada swj "wymiar" i "ksztat" to nie wydaje si spraw sporn w
ogldzie logicznym. nie mona o tym ksztacie nic (mdrego) powiedzie na t
chwil, ale negowa jego wystpowania nie mona.
po co zajmowa si czym, co nie moe by ujte z definicji? dlaczego pragn
opisa kwant? sprawa jest wana, i nie rozchodzi si wycznie o naturaln w
tych okolicznociach "czyst ciekawo" (jak moe wyglda "stworzenie" zwane
kwantem). chodzi o to, e skoro kwanty tworz ewolucj, czyli nadaj ksztat
wszelkim jej produktom, zasadne jest pytanie, jak wyglda i jak przebiega to
"podstawowe zdarzenie", jakie posiada ksztaty? to znaczy, czy jest kuliste,
czy paskie? wicej: czy jest sens mwi o ksztatach kwantw? e ewolucja,
w wyniku kwantowych procesw, uzyskuje posta kulist, obrazuje si w postaci
sfery maksymalnie - o tym mwiem sporo (i jeszcze wicej powiem). wynika to
z samego procesu (kwantowania). sferyczno ewolucji, jako jej maksymalne i
skrajne opisanie (i rozumienie), to oczywicie ujcie poprawne na wszystkich
poziomach rzeczywistoci jednak definiowanie pocztkw ewolucji w formule
"paszczyzny" jest rwnie poprawne. dlaczego? poniewa postrzegajc fakty w
otoczeniu czy sobie (jako ewolucja oraz zmiana), widz je u/na pocztku jako
paszczyzn, jako "cian", ktra stanowi kres mojego obserwowania "dalej"
nie widz, bo dalej nie ma dla mnie zmiany. nie jest wane, co i jak analizuj,
mj pocztek czy wiata, zawsze ostatecznie natrafiam w dziaaniu poznawczym
na "paski" stan i jednorodne, ju do niczego nie redukowalne "to" (kwanty
logiczne tworzce tak zmian).
podkrelam, w takim logicznym definiowaniu "stanu pocztkowego" (ta) nie ma
znaczenia, jak ono "rzeczywicie" (fizycznie) wyglda. to moe by "dowolny"
teoretycznie ksztat tego, co traktuj za to jednostki tworzce musz by
"jednakowe", ale budowane przez nie paszczyzna-ciana-to moe posiada ju
dowolny ksztat (cho, co zrozumiae, deformowany - odksztacany przez stan
rodowiska). jednak z mojej, wic dalekiej od tej chwili formy istnienia, to
jest "paszczyzna", jednorodna paszczyzna (zdarze). dla mnie to jest ciana
"jednokwantowych zjawisk". jakbym si nie stara jej (logicznie) przebi, nie
dokonam tego. poniewa elementami mojego dziaania (tu mylenia), s kwanty
budujce t "paszczyzn". dotarem do bariery absolutnej mojego analizowania
czyli do "paskiego" stanu pocztkowego. i kwantu logicznego.
pocztkiem zdarze dla mnie, jako elementu ewolucji, jest wiat definiowany,
opisywany nazywany "paskim", "dwuwymiarowy". pocztkiem wszelkich przeze
mnie postrzeganych-doznawanych procesw jest paszczyzna kwantowa. - e owa
"paszczyzna" jest tak jedynie dla mnie, a dla skadnikw, dla "tamtejszych"
zdarze jest jak najbardziej przestrzenna (rozcignita) - a kwanty, ktre w
tej strefie zaistniej, s obdarzone wymiarami - to sprawa jasna, oczywista,
zrozumiaa. (prawda?)
40

wane w tym spojrzeniu jest to, e to z mojej perspektywy (std w "dal-gb")


paszczyzna musi by bezwymiarowa, jednak z punktu tamtejszego obserwowania
(warto przeprowadzi taki eksperyment mylowy), paszczyzna przeksztaca si
w struktur, staje si "przestrzeni". wicej, nie mog, aby poszerzy list
konwencjonalizmw, symbolicznych uj ewolucji - nie mog okreli logicznie
pojcia paszczyzny (zdefiniowa). co, co nazywam "paszczyzn", co potocznie
okrela si jako posiadajcy dwa wymiary ukad zdarze (cho raczej pojmuje
si to jako rozoenie mikroczstek, kwantw, atomw, punktw nieskoczenie
maych itp.) - nawet odnoszc to do poszerzonych dookrele np. matematycznych
czy fizycznych - nawet taka "paska przestrze" nie moe by postrzeona i
zdefiniowana, po prostu "co" takiego nie istnieje. wspomaga rozumowanie, to
fakt, ale nie istnieje. nie posiadajcy wymiarw "punkt", paszczyzna zoona
z takich punktw i posiadajca jedynie dwa wymiary - takie co nie istnieje.
nie mona sobie czego takiego wyobrazi. - nie ma paszczyzny zbudowanej z
punktw jednowymiarowych. nie ma.
ja nie potrafi, jako element z tej ewolucji i logiki wyrosy, wyobrazi sobie
paskiego wiata - lub prbowa tego. kiedy twierdz, e widz paski wiat,
czy te e istnieje paski byt, mwi nieprawd. kada "paszczyzna" w moim
umyle posiada posta zoon, ju z tego tylko choby powodu, e nie mona
poj niczego jako formy jednostkowej i bez porwnania do innych podobnych
ukadw. - paszczyzna, czy raczej to, co za paszczyzn mj umys traktuje,
jest zoeniem energetycznych stanw, ktre powstaj w trakcie jego szalenie
rozbudowanej w czasie-i-przestrzeni pracy (przemian kwantowych przebiegajcych
wielowymiarowo). po drugie, taka paszczyzna musi by zbudowania nie z czego,
co si okrela punktem, ale ze zdarze elementarnych, z pojedynczych, ale w
skad caoci wchodzcych zdarze elementarnych pola energetycznego (czyli
nie z jednostek - ale jednostek w trakcie przemieszczania si, w ruchu, a to
zasadniczo zmienia okolicznoci tego eksperymentu i uzyskanego obrazu). czyli
musi posiada kwant-punkt trzy wymiary i pewn "zajto przestrzeni". mog
okreli pojciem "paszczyzny" zdarzenia "podprogowe" (nieoznaczone), i tak
to bdzie wygldao z mojego punktu obserwacji, jednak w przeprowadzanych a
dotyczcych tego zakresu analizach musz uwzgldni i cigle o tym pamita,
e to jest "paszczyzna ewolucyjna" (fizyczna) nie "absolutna" (logiczna).
e posiada wymiary, trzy wymiary. plus ruch (zmian) jako wymiar czwarty.
eby paszczyzna ewolucyjna zaistniaa, musz mie najmniej dwa stany, czyli
dwie warstwy, dwa zajcia elementarne. tylko tak paszczyzn jestem zdolny
zrozumie, tylko taka paszczyzna jest w ewolucji obecna i moe by realnie
postrzegana. jedna warstwa to stan zerowy ewolucji, poziom, ktry co prawda
istnieje, ale nie wchodzi w zakres odbierania. i nie ma tu sprzecznoci: moe
co istnie, ale zarazem nie by. kwanty (tu jako paszczyzna kwantowa) tworz
zdarzenia, tworz przestrzenie przez swoje zoenia, ale nie poddaj si same
opisowi, s poza opisem. mog by pewien, e istniej, poniewa wytumaczy
inaczej zjawisk nie potrafi (i si nie da) - ale opisa tej "strefy", tego
zerowego poziomu nie mona (opisa w znaczeniu pomierzy przecie, to wszak
zrozumiae, opis logiczny jest moliwy).
dlatego jest to tak paradoksalne (na pozr), poniewa analizowanie przedziau
granicznego zjawisk, procesw lecych na granicy ewolucji (na jej kracach
logicznych i zachodzenia) jest co najmniej trudne, po prostu wytwarza w ujciu
"prostym" (geometryczno tutejszym) paradoksy. o procesach z/na granicy (jako
takich), nie mona nic powiedzie z wntrza ewolucji. - nie mona powiedzie,
e maj takie lub inne cechy, jednak mona twierdzi, przez analogi, e s "paszczyzna kwantowa" i kwanty istniej, musz istnie. nawet jeeli pojcia,
ktre umys wytwarza (eby zdefiniowa takie strefy), s tylko symbolami, to
jednak s symbolami, za ktrymi co stoi. e stoi, to potwierdza eksperyment.
jestem. - s kwanty, mwic dosadnie, bytem koniecznym, aby wyjani wiat i
jego zmienne trwanie. a to ju wystarcza, eby istniay.
41

pytanie o "ksztat" kwantw posiada charakter "akademicki", troch przypomina


zabieg dowodzenia, jak i ile diabw mieci si na ebku szpilki - ale tylko
troch. przecie pytanie o ksztat "elementarnego zdarzenia" to rwnoczenie
pytanie, jak i dlaczego cz si ze sob kwanty (lub rozpadaj)? co dzieje
si, co powoduje, e kwanty cz si w ilociowe "mikroczstki" a co dalej
skutkuje ich jakoci? jak to poczenie si odbywa? jeeli jest kwant tylko
sfer, a wic nie ma adnych "hakw", "wypustek", "zaczepw", czy innych tego
rodzaju ciekawych form poczeniowych (o czym tak barwnie staroytni prawili),
to jak to si odbywa? jakie siy wi ten elementarny "fakt" z innym? - nie
jest tak prosto wyjani, co decyduje, e kwanty s cz. e si cz, to
oczywiste, ale dlaczego? - czy je co do tego "zmusza"? czy te nacisk pola,
ochadzanie si jest warunkiem wystarczajcym, eby kwanty jako obojtne mogy si dowolnie czy, formowa zdarzenia, budowa ksztaty? generalny
proces w ramach pola energetycznego jest rozpadem (wybuchem), ale przecie w
pewnym okresie energia pola, lokalnie czy jako cao, czy si i sumuje w
jeden kwant, dlaczego si czy-i-rozpada? dlaczego?
zaznaczam i mocno podkrelam, e "w tym momencie" nie ma adnych zewntrznych
si, ktre by tym "steroway" - rozwaam tutaj "jedynk" energii plus "zero"
prni. jak w takich okolicznociach co swobodnego i niezalenego zawsze i
wszdzie wchodzi w "zwizki" (dugotrwae), dlaczego "co" si czy? na tym
poziomie nie mog mwi ani o masie, ani siach, ani o jakichkolwiek innych
przyczynach. "tu" jest "czysta energia" i czysta logika - do fizyki daleko.
wic dlaczego "to" si czy? - dlaczego?
dlaczego z tak atwoci dochodzi do obu kierunkw ewolucji - dlaczego raz
moe to przybiera posta rozpadu, a raz czenia si kwantw? do tego punktu
opisywaem, jak to si dzieje, e kwanty si cz i rozpadaj, obecnie, w tym
momencie analizy, wypada zapyta, dlaczego tak si dzieje? i cho wyej uyte
okrelenie, e ewolucja przebiega "atwo", zostao wprowadzone bardziej dla
efektu (literackiego), poniewa rozpad kwantowy nie przebiega ani szybko, ani
atwo (std moliwo istnienia przez pewien czas ewolucji) - jednak to, e
przebiega, to fakt nie podlegajcy dyskusji. mona zarzuci temu "dlaczego?",
e chc rozwaa zdarzenia, ktre nie dadz si opisa (z tej samej przyczyny
co kwanty - poniewa same tworz inne procesy, e s na, a nawet poza granic
logicznego ujcia), ale pyta, dlaczego kwanty si cz (lub rozpadaj), to
oczywicie mona. wicej: trzeba. przecie jaka odpowied zawsze si pojawi.
w tym przypadku powd jest identyczny z samym zjawiskiem, przyczyna i skutek
s z tej samej ewolucji, jej zdarzeniem. w tym miejscu rozwaa stykaj si i
przyczyna zdarzenia, i jej skutek. i nie ma niczego, co by byo tutaj jakim
"zewntrznym" (za)dziaaniem, pierwsz przyczyn albo "czym podobnym". to
zaistnienie zjawiska powoduje, e powstaj kwanty, ale zarazem zaistnienie
kwantw (w formie zbioru i jego zmiany) powoduje, e zachodzi zjawisko (jaki
obserwowany fakt). zjawisko jest kwantowe, kwanty nale do zjawiska.
ewolucja tworzy pytanie (i pytajcego) - ale pytanie o ewolucj ksztatuje
proces tworzcy ewolucj (samo zadanie pytania zmienia mnie, pytajcego, a
zarazem ksztatuje posta tej ewolucji-pytania oraz ewolucji jako takiej,
buduje moje wyobraenie procesu). pyta, dlaczego istniej kwanty - to pyta
o ewolucj, a pyta, dlaczego i jak istnieje ewolucja - to pyta o kwanty.
w tym obszarze logiki - co mona nawet podkreli fundamentalne w wiecie
pytanie "dlaczego?" staje si tosame z "jak?". w/na granicznej i kwantowej
strefie oba pytania, jak zreszt wszystko, co zachodzi w logice, przybiera
identyczny, wic czny charakter. jak kwanty jednoczenie tworz i czas, i
przestrze - tak i pytanie o kwanty tworzy czny stan "dlaczego-jak". i nie
mona rozerwa tych poj, poniewa warunkuj si wzajemnie. nie mona opisa
"dlaczego" bez "jak", ani "jak" bez "dlaczego". to kolejny fakt wynikajcy z
dwoistego stanu ewolucji, z istnienia 1 i 0. nie ma sensu pyta, dlaczego si
dzieje ewolucja, bez opisania, jak si dzieje.
42

- "jak" i "dlaczego"
- wspzaleno
to jest na tyle ciekawe i wane sumaryczne ustalenie, e mona je wyodrbni
w osobny akapit. oto okazuje si, e przy kracach logiki pytanie "jak" oraz
"dlaczego" co si dzieje, posiada jednakow odpowied: poniewa si dzieje.
- i nie jest to, wbrew pozorom, banalne ustalenie.
pyta o to, dlaczego zachodz zjawiska, to jednoczenie, jak z tego wynika,
pyta, jak one zachodz. wicej, nie mona rozczy obu pyta. co byo do tej
pory (przynajmniej przeze mnie) pojmowane jako oddzielne zagadnienia, czy te
traktowane jako poszukiwanie "pierwszej przyczyny", okazuje si by pytaniem
wzajemnie zalenym, sumarycznym - nie mona pyta "dlaczego" bez "jak". nie
mona, poniewa tylko fakt zachodzenia zjawisk (jak one zachodz) wpywa na
to, e pytanie, "dlaczego" one zachodz, ma sens. bez dziejcego si procesu
pytania by nie byo i rwnie pytajcego. pytanie o to, dlaczego realizuje si
proces, wspistnieje obok samego procesu i jest pochodn zachodzenia zjawisk,
a zarazem zachodzenie zjawisk, czyli jak one zachodz, jest powodowane tym,
dlaczego zaszy. nie mona w analizie wyodrbni tylko jednej strony, poniewa
popadnie si w sprzeczno mam powizanie, jedno dlaczego-jak.
co zrozumiae, owa sumaryczna zaleno dotyczy kadego poziomu ewolucji i nie
ogranicza si wycznie do najniszych, fundamentalnych zjawisk kwantowych.
przecie kada wyrniona ewolucja posiada swoje logiczne kwanty, najmniejsze
tworzce j skadniki a te, wanie jako podstawa i fundament, s w relacji
do siebie na zasadzie "dlaczego-i-jak". czyli, idc dalej, kada ewolucja na
granicy (swojej) logiki przebiega w ten sam sposb, posiada swoj, ale te z
caoci powizan rytmik przemian. kada ewolucja posiada stref, w ktrej
pytanie o to, jak przebiega, oraz pytanie, dlaczego przebiega, jest cznym.
- zmiana dlatego przebiega, e zachodzi - a zachodzi dlatego, poniewa jest
zmian. w kadej ewolucji jest najmniejszy skadnik, ktry czy w sobie te
pytania - zaistnia jako jednostka, wic proces tworzy, a dlatego tworzy, e
zaistnia.
filozoficzne, logiczne konsekwencje sprowadzenia pytania "jak" do "dlaczego"
(i na odwrt) powoduj, e pytania te staj si wspzalene i powizane ze
sob w sposb fundamentalny (poprzez wsplny fundament kwantowy). do tej pory
byy traktowane oddzielnie, jednak okazuj si czne - okazuje si, e nie
mona zjawisk opisywa (definiowa) w oderwaniu od ich zachodzenia, od tego,
"jak" nastpuj (wedug jakiego rytmu-reguy). zjawiska jednoczenie si staj
i zarazem nastpuje ich stan pocztkowy. i nie ma znaczenia, co analizuj,
fizyczne ciao, proces abstrakcyjny, "byt pojciowy" (np. pozornie samoistne
symbole matematyczne), zawsze ustalam jedno zmiany i jej reguy. nie mona
mwi o rytmie procesu bez tego procesu ale rwnie nie ma procesu bez
jego reguy. jedno i drugie zachodzi jednoczenie.
w kadym przypadku ustalam wspwystpowanie pytania "dlaczego" proces biegnie
i "jak" biegnie. z powodu? zasadniczy jest tu fakt, e bez elementw nonych,
na/w ktrych proces istnieje i si regularnie toczy, bez fizycznego nonika
(co by nim nie byo) nie ma zmiany oraz nie ma pyta o zmian. pustka (nico)
niczego w sobie nie koduje i adnych pyta nie stawia. - NIC "jest" - i nic
poza tym.
wystpuje jednoczenie i powd zjawiska, i samo zjawisko. przyczyna i skutek
s nierozerwalne, to jedno.
nie mona ich rozdziela bez powanych, logicznie dramatycznych konsekwencji
(niezrozumienia wydarze). - w ujciu kwantowym "przyczyna" wspistnieje ze
"skutkiem", jest do wspbiena, rwnolega, jednoczesna. przyczyna (zmiana)
powoduje, e pojawiaj si kwanty, e pojawia si ewolucja - a zarazem zmiana
(zachodzca ewolucja), ktra si zacza (objawia si), zachodzi w postaci i
w rytmie zdarze kwantowych. jedno i drugie (kwanty i ewolucja, przyczyna oraz
skutek) s nierozdzielne. - ewolucja to kwanty, kwanty to ewolucja.
43

nie mona powiedzie, e przyczyna poprzedza skutek (czy jako inaczej, np. e
skutek poprzedza przyczyn). wicej, mona powiedzie wycznie (zawsze i na
kadym poziomie), e zachodzi proces jednoczesny: skutek pojawia si jako wynik
przyczyny, ktra go powoaa do ycia - ale i przyczyna jest zarazem skutkiem.
kwanty tworz si jako skutek, ale i zarazem tworz przyczyn: ewolucj. nie
ma tak, e obserwujc zachodzce zjawiska, choby moje istnienie, mgbym w
takim wydarzeniu wyodrbni co jako przyczyn mego istnienia. to, co traktuj
za przyczyn (nawet w najdokadniejszym pomiarze i ogldzie), jest zawsze i
tylko faktem, ktry zaczyna, by rwnoznaczny z rozpoczciem si ewolucji,
tu mojego istnienia. jednak w szerszym ujciu to tylko jeden, chwilowo i ze
wzgldu na moje moliwoci wyodrbniony element z ogromnego zdarzenia, fakt w
ramach zbioru. e mona w taki sposb cofa si do pocztku wszechwiata, a
po nieskoczono zjawisk w Kosmosie? - ale tak. i, co wicej, nie mona z
tego acucha niczego wyczy czy wyrzuci nie mona, poniewa nie ma w nim
niczego zbdnego, kade "ogniwo" tych zdarze byo potrzebne, abym w zaistnia
tej formie. nie byo przyczyny w znaczeniu czego odrbnego czy pierwszego,
istniejcego "poza" wydarzeniem - nie byo, poniewa wszystkie w tym procesie
(nieskoczonym-wiecznym) "fakty" byy-s jednym i powizanym ze sob cigiem
ewolucji (i Ewolucji), ktrej jestem maym "ogniwkiem". kada z czstkowych
przyczyn bya pocztkiem mojego istnienia i mylenia.
mog, co zrozumiae, wrcz na niektrych etapach analizowania otoczenia to po
prostu konieczno (nie wszystko mog dojrze, nie mam narzdzi do badania,
nie mog od razu kadego szczegu w analizie uchwyci itd.) - mog niektre
z tych zjawisk potraktowa jako lece poza moim yciorysem i zdefiniowa jako
przyczyn mojego istnienia - ale (ale!) to bdzie zawsze i wycznie zabieg
logiczny i dzielcy jedno. to rozrnienie na poziomy zdarze czego, co nie
jest podzielnym zjawiskiem w sensie fizycznym (i Fizycznym). wyodrbnienie z
cznego ta przedziaw zmiany jest moliwe i odpowiada pewnym urednionym
stanom ewolucji, jednak zawsze jest opisem "elementu" z "acucha" ewolucji,
jego chwilowym pokawakowaniem (skwantowaniem) dla zrozumienia. i musz o tym
pamita. - poniewa kiedy pomijam czstkowo i chwilowo obserwacji, albo
popadam w sprzecznoci nie do pokonania - albo musz w strefach granicznych
radykalnie "ci" zakresy "wystajce" poza moje zrozumienie albo, to ju z
bezradnoci, odwoywa si do "pierwszej przyczyny". i mam problemy.
przyczyna wspistnieje ze skutkiem - skutek wspistnieje z przyczyn a
cao jest ewolucj (regularn zmian w toku).
opisywanie w inny sposb postrzeganych w rzeczywistoci (czy w sobie) procesw
to oznacza (informuje otoczenie), e tak mwicy nie zanalizowa gboko i
w peni zjawisk, o ktrych si wypowiada, e nadaje im osobny, wyodrbniony ze
wiata charakter, czyli rozdzielny od rodowiska i tym samym czstkowy. moe
to by powodowane przyjciem jakiej zasady porzdkujcej, ale take skutkiem
niedostrzegania elementw "poredniczcych", brakami w oprzyrzdowaniu (tak
technicznym, tak logicznym). jednak kwantowo, w ramach jednorodnej paszczyzny
zdarze, nie mona wykaza, e jeden kwant by pierwszy (zaistnia "przed"),
a nastpny, ktry widz, to w kolejnoci drugi. w "paszczynie" wszystko jest
sobie rwne i posiada t sam posta. w takim odniesieniu skutek nie jest po
przyczynie ani przyczyna przed skutkiem - s razem, wystpuj w jednym czasie
- zachodz w jednym obszarze, tworz par, ktrej nie mona rozczy.
w najszerszym, logicznie maksymalnym ujciu, biegncym z nieskoczonoci w
nieskoczono, nie ma niczego (i by nie musi), co naleaoby okrela jako
przyczyn procesw. mog lokalnie okreli, zawsze arbitralnie, e co jest
faktem wczeniejszym i poprzedza zaistnienie konkretnego bytu, jednak jest to
moje, obserwatora, zawsze chwilowe ustalenie. w ewolucji zaistnienie kwantw
jest przyczyn procesu zmiany ale zmiana oznacza zarazem, e mam skutek w
postaci zaistnienia kwantw. i dlatego mona w uproszczeniu powiedzie: skutek
jest przyczyn - a przyczyna jest skutkiem.
44

- kwant
- geometria kwantu - geometria kwantowa
- logika kwantowa
konsekwencj ujcia zaistniaego oraz obserwowanego "ksztatu" (dowolnego w
otoczeniu wyrnionego stanu-faktu) jako procesu (ewolucji, zmiany w trakcie
jej zachodzenia) jest to, e trzeba wszystkie ewolucje traktowa jako proces
wszystkie, nawet jeeli pozornie dotyczy to form czy ksztatw "danych" i
"odwiecznych".
mam w tej chwili szczeglnie na uwadze i myli wszelkie "zjawiska logiczne",
czyli logik i inne symboliczne opisy wiata. logik, filozofi, ale rwnie
(a nawet przede wszystkim) matematyk z jej abstrakcjami. poniewa wszystko
jest ewolucj - z tej zasady wynika i to, e logika jest procesem - e jest
wytworem ewolucji (zachodzcej zmiany). czyli e, mwic inaczej, nie jest i
nie moe by form absolutn, dan jakby z zewntrz, odwiecznie, gdzie-tam
"bytujc", a ktr obserwator czy badajcy "odkrywa" (wydobywa, "przywouje"
z niebytu /spoza jaskini/). bd. bd logiki.
wicej - w odniesieniu do wyej powiedzianego, nie mog wyodrbni z jednoci
wiata logiki, czyli zasady tworzcej rzeczywisto, poza t rzeczywisto nie mog jej "usamodzielni", wyprowadzi "poza". dlaczego? poniewa takiego
"poza" nie ma. jeeli nie ma skutku bez przyczyny i przyczyny bez skutku, to,
na tej samej zasadzie, nie ma i logiki bez wiata, w ktrym ona funkcjonuje.
przecie, powtarzam (i to jest fundamentalnie wany argument), w pustce, w
absolutnej (logicznej) pustce nic - nic nie moe istnie. rwnie logika. nie
moe, poniewa nie ma "logiki prni" (reguy odmieniania si nicoci). mona
logicznie si odnosi do nic(oci), mona analizowa relacje midzy nic a co
ale tylko zawierajc si w ramach ewolucji, wic jako fakt ju zaistniay.
moe by logika ewolucji (regua j tworzca), ale nie moe logika istnie w
niczym musi by nonik, na/w ktrym abstrakcje logiki si usadowi. logika,
kada regua zmiany, jest elementem wspwystpujcym wobec procesu, ktry
opisuje i nigdy poza nim. nigdy. ewolucja biegnie wedug reguy, ale regua
powstaje dlatego, e jest ewolucja. jedno warunkuje drugie. i jest jednoci,
jest nie-rozerwalne.
swoj drog (nawiasem) potrzebna jest "logika kwantowa", czyli oparcie zasad
logiki o zjawiska wypywajce ze zrozumienia procesw kwantowych. do chwili
obecnej logika jest "kwantowa" z przypadku, musi operowa kwantami, jednak ich
nie uwzgldnia.
jedn z konsekwencji opisu symbolicznego wiata w logice kwantowej bdzie to,
e geometri, a wic "sztywne" ("suche") wyobraenie procesw przestrzennych,
rwnie trzeba zrewidowa. - to znaczy, wszelkie pojcia geometrii, wszelkie
paszczyzny, figury, czy w kolejnoci wymieniajc bryy, wszystko staje si
procesem, zmian w trakcie przeobrae i, co istotne, uzyskuje (odzyskuje)
swoj czaso-i-przestrzenn histori (formowania si). pojcia paskich figur,
tylko do dwu wymiarw zredukowanych abstrakcji, prezentuj si w zobrazowaniu
kwantowym, w wietle pojcia "skwantowana ewolucja" zjawiskami, i to zjawiskami
"narastajcymi". nie ma w wiecie niczego, co by byo "paskie", "punktowe"
("jednowymiarowe"). rysujc kwadrat na kartce papieru, adnym sposobem nie uda
mi si przecie narysowa caoci "za jednym zamachem", to zawsze jest proces,
zawsze ewolucja zoona z wielu elementarnych zjawisk.
tak samo i w pojmowaniu. to nic, e "postrzegam" w moim odczuciu "kwadrat"
"momentalnie" i "od razu". warto si zaduma nad faktem, ile wysiku kiedy
wymagao, ebym zrozumia, e to jest figura o takiej nazwie i ile wysiku
byo potrzeba, ebym poczy wyobraenie (widok) z pojciem sownym oraz je
nastpnie praktycznie zastosowa. a i dzi, cho pozornie jest to czynno
automatyczna i zachodzi "atwo" skutkiem dowiadczenia, jest to rozbudowany
proces, ustalenie takiego "kwadratowego istnienia" jest dynamiczn ewolucj.
adna myl nie jest "dana", kady przebieg w szarych komrkach to ewolucja.
45

- kwant
- "geometria kwantowa" odniesienia do geometrii
- pojcia
punkt. wypada rozpocz od tego elementarnego pojcia w geometrii - "punkt",
czyli co?
podkrelenia, ju na wstpie tego (nomem omen) punktu analizy wymaga fakt, e
tradycyjna ("szkolna") geometria praktycznie nie ma szansy zdefiniowania, co
to jest punkt i czym jest. dlaczego? poniewa takiego stanu nie siga w swoich
"suchych" ustaleniach. operuje takim pojciem, jest to "byt" wyprowadzony ze
wiata i jego wasnoci poprawnie, ale czym jest realnie punkt, tego nigdy z
geometrii si nie dowiem. "punkt" jest poza - to ju fizyka.
historycznie rnie do zagadnienia podchodzono, rnie starano si wyjani
znaczenie tego niezastpionego niczym w wyobraaniu zjawisk oraz zalenoci
wiata "elementu". punkt wystpuje w kadym geometrycznym sposobie ujmowania
rzeczywistoci - i nie tylko geometrycznym. nie mona si bez niego obej,
ale zdefiniowania take nie daje si przeprowadzi. takie sformuowania, jak:
"nieskoczenie may punkt przestrzeni", czy "stan jednostkowy" albo podobne,
to wszystko opisowe ujcia symbolu punktu, ktry przecie "intuicyjnie" jest
doskonale "pojmowany". niby wszystko jasne, czym jest punkt, jednak wyjani
trudno, std "uniki". - w ujciu kwantowym mona to zrobi. przynajmniej tak
si wydaje. punkt to kwant. - "punkt" to jedynka energii, co jednostkowego.
a mwic inaczej - elementarne zdarzenie, poniewa kwant (jednostka, "co"),
to "elementarne zdarzenie" w nieskoczonej "przestrzeni" Kosmosu. najmniejszy
stan. - z zastrzeeniem, e pojcie "zdarzenie" jest konieczn umowa, eby
odda taki stan, ale "realnie" "jedynka" tylko "jest", to fakt, a nie zmiana
(a "zdarzenie" to zmiana). ale poniewa chodzi o rne poziomy ewolucji, nie
mog inaczej tego zdefiniowa "jedynka", kwant w ruchu to "zdarzenie" dla
mnie elementarne, podstawa wszelkich zjawisk.
utosamienie punktu z kwantem prowadzi do ciekawego wniosku: s rne punkty.
- jak s rne kwanty, tak s rne punkty. i dlatego w ujciu logicznym, ale
w odniesieniu do kwantw (realnych faktw), nastpujcy zapis a = b oraz
a b - te wyraenia s sobie rwnowane!
chodzi o to, e cho kwanty "rozmiarami", wic posiadanymi "w sobie" zasobami
energii rni si od siebie, niekiedy wrcz dramatycznie, jednoczenie dalej
s kwantami, czyli jedynk, "elementarnym zdarzeniem", ktre tworzy ewolucj.
nie ma czego takiego, jak rne kwanty (pojcie) - cho zarazem kady kwant
jest rny od wystpujcego w zdarzeniu (fizycznie). kwanty budujce proces
"w poziomie" s sobie rwnowane (fizycznie) ale kwanty "w pionie" s wobec
siebie rne ("rozmiarem"). jednak zawsze s to kwanty (jako pojcie).
wyjanienie, dlaczego w geometrii (w pojmowaniu) musia si pojawi punkt, w
ujciu kwantowym jest stosunkowo proste. logicznie dalej jak jedynka i zero,
czyli punkt i brak punktu, zej w ujmowaniu zjawisk nie mona. ale e to w
ewolucji przybiera posta "elementarnego zdarzenia", to ju tylko tumaczenie
zjawisk logicznych na form fizyczn. geometria nie pyta, jak wyglda punkt,
bo punkt - jak w logice kwant, a w matematyce jedynka tworzy wszystko inne.
z sumowania punktw powstaj wszelkie inne formy. i nie mona opisa punktu
inaczej, jak przez fakt jego istnienia - lub jego zaprzeczenie. natomiast, co
ciekawe, w ujciu kwantowym (ewolucyjnym) pytanie o wielko punktu posiada
gboki sens. wicej - jest konieczne.
okazuje si, e punkt w kwantowaniu posiada "rne" wielkoci, e posiada co
prawda zawsze charakter punktu (kwantu) - ale rwnoczenie jest zalenym od
konkretnej formy, w ktrej przychodzi mu by zwizanym. kwant skadajcy si
na ewolucj, j tworzcy (w geometrii "punkt"), posiada wasny zasb energii,
wasny potencja i jest kadorazowo czym innym. innym wobec kwantu "obok",
w innej ewolucji. nie ma dwu jednakowych punktw, jak nie ma dwu jednakich
kwantw w ewolucji (powyej kwantu logicznego, co zrozumiae).
46

jak kwant pola energetycznego jest inny od kwantu ycia, cho przez cay czas
jest to kwant (i dla kadej z tych ewolucji jest to kwant logiczny), na tej
samej zasadzie i "punkt" wydarze w polu (dowolnym) bdzie punktem rnym od
punktu w innym polu. logicznie to analogiczny, tosamy punkt ale Fizycznie
inny, odrbny. funkcjonalnie punkt od punktu niczym si nie rni (to zawsze
punkt), jednak logicznie jest to tylko-i-zawsze konkretny punkt na/w prostej
nieskoczonej ("znumerowany").
to znaczy, nazwa "punkt" (chodzi tu w kocu tylko o nazw-sowo, abstrakcj,
pojcie) dotyczy tak samo punktu mojego ciaa (czyli kwantu mego ciaa) oraz
tak samo dotyczy "punktu" caego pola energetycznego. moje ciao jest faktem
punktowym, punktem ale rwnie cae pole energetyczne jest punktem. z tej
przyczyny, e w geometrii nastpio logiczne "stopienie" (zlanie) si poj
punktu i kwantu, mam takie trudnoci z operowanie "punktem" i przypisaniem mu
rzeczywistych, wic fizycznych wielkoci ("wymiarw" i rozmiarw). - mwic
inaczej, w geometrii "najmniejsze zdarzenie" (a tylko ono jest dostpne dla
takiego opisu) stao si najmniejszym z najmniejszych do pomylenia skadnikw
rzeczywistoci, jedynk logiczn. fakt wywiedziony z procesw wiata, punkt
wanie, w geometrycznej analizie uzyska posta (bezwymiarow), ale przecie
inaczej nie mg si "zaprezentowa".
jednak, jak ju zaistnia w analizie, moliwe stao si wyobraanie sobie, a
dalej sprawdzanie eksperymentalne zjawisk wyprodukowanych w jej trakcie (wic
potwierdza w badaniu suszno wyobrae). dlatego mog, stosujc "paskie"
pojcia, opisa wielowymiarow "geometri ewolucji", cho nigdy jej na wasne
oczy nie zobacz. i dlatego take mog opisa ("zobaczy") ksztat i przebieg
zjawisk w przestrzeni wielkiej grawitacji, cho nigdy si w czarnej dziurze
nie znajd itd. - "punkt" to konieczne i bardzo uyteczne pojcie w analizie,
ale oderwane od fizyki, usztywnione. a przez to trudne do interpretacji.
geometria, posugujc si pojciem "punktu", co jest koniecznoci i pochodn
(bezporedni) istnienia w wiecie kwantw, moga przej do dziaa na tyche
punktach i tworzenia z nich rnych wielkoci (konstrukcji) jednak dzi to
geometria musi od filozofii oraz fizyki zaczerpn uzupenienie do pojmowaniu
punktu, to krok oczywisty. a "punkt", cho dalej niezbdny, staje si w ujciu
kwantowym jedynie symbolem ewolucji, tej najmniejszej z najmniejszych "porcji"
zdarzenia. jako symbol, jako pojcie i abstrakcja zawsze jest punktem, jednak
rni si od siebie w poszczeglnych wydarzeniach. - jeeli paszczyzna jest
zbudowana z punktw, czyli logicznie identycznych kwantw, o tyle w zoeniach
ewolucyjnych wystpuje ju "rny" "punkt", kwanty rni si midzy sob w
ujciu kwantowym s "rne" punkty, rne wielkoci punktu. co do tej pory nie
byo moliwe do powiedzenia, a wrcz byo logiczn sprzecznoci, okazuje si
w/na poziomie kwantowym jak najbardziej zasadne. - wicej nawet, okazuje si
niezbdne. dlatego, e bez "gabarytowej" rnorodnoci punktw wielu spraw nie
mona zrozumie i wyjani (np. "wielkoci" "stanu osobliwego" w ewolucji).
"punkt" jest jeden - ale kadorazowo inny.
zaprezentowanie, na gruncie kwantowania, e punkty s rne, to sprawa wana
dla geometrii i wymaga gbszego ujcia. dlaczego? powd jest zasadniczy, oto
okazuje si, e u podstaw, w/na samym fundamencie zjawisk, ley co, co cho
nominalnie, z nazwy jest zawsze tym samym ("punktem", "jednostk"), w ujciu
fizycznym posiada bardzo rne "wielkoci i formy" istnienia (objawiania si
w wiecie).
geometria to "wypreparowana" ewolucja kwantowa, "usztywniona" - ale dobrze o
tym fakcie wiedzie i odpowiednio stosowa. dobrze jest (roz)pozna "gbi"
powstania geometrii (jak i innych "jzykw" opisujcych rzeczywisto), co i
z czego wypywa, co konkretnie opisuje i, co najistotniejsze, co moe opisa
w kolejnych krokach. przez dodanie "fundamentu" kwantowego, jestem przekonany
o tym, uzyskuje geometria swoje miejsce w Kosmosie. nie "czysta logika", ale
fizyczna realno za "kropkami", "kreskami" i "kkami" si kryje.
47

jak wyglda punkt?


pytanie w geometrii "absurdalne", w pierwszym spojrzeniu nawet "niepotrzebne"
a na pewno "dziwaczne. przecie, to odruch w takiej analizie, nie ma czego
takiego w logice, co by byo "rn", inn jedynk. ale, podkrelam, odnosi
si to i dotyczy tradycyjnego pojmowania kwantu, punktu czy jedynki oraz,
co zrozumiae, "fundamentu", "kwantu logicznego", najmniejszego stanu energii
z najmniejszych ("drobiny" maksymalnie ju podzielonej czy jakby tego nie
okrela, po prostu kwantu "co"). tutaj, na/w tym brzegowym zakresie, punkt
i jego tradycyjne pojmowanie si sprawdza tylko e, zwracam na to uwag, w
geometrii czy dzisiejszej fizyce (procesie nadprogowym z zasady, w wewntrznym
krgu w Fizyce) w takim rozumieniu punktu nigdy nie ma, tu s zawsze-i-tylko
zoenia, zbiory, mog oczywicie potraktowa je za "jedynk", nawet musz,
ale to zbir, nigdy "kropka" kwantowa.
dlatego czas zmieni podejcie. jeeli okazuje si w ewolucyjnym ujmowaniu i
w odwoaniu do kwantw, e mog istnie rne "jedynki", kwanty, punkty to
czas zmieni postrzeganie, rozumienie i wykorzystanie "punktw". skoro na/w
kwantowym "klepisku" wystpuj elementy, ktre maj rny wygld oraz rne
wartoci, to czas im si przyjrze detalicznie przecie tutaj (a dla mnie
"tam") opowieci rodem z bajek s wielce zasadne.
wic jak wyglda "punkt"? punkt "wyglda" dokadnie tak, jak kwant. jak kwant
na danym, wyrnionym w analizie poziomie zdarze.
podkrelam, zawsze jest to kwant i tylko kwant (w tym opisie punkt), jednak za
kadym razem jest to inny kwant (punkt). kadorazowo to inne, oddzielne, wic
"samodzielne" "zdarzenie punktowe" (kwantowe) ale to kwant-punkt. poniej
ju nic nie ma, to kres, granica logiki - i rwnie fizyki.
inaczej prezentuj si fizycznie punkty ciaa znajdujcego si w polu ycia,
a inne s w polu energetycznym (cho jedno wypywa z drugiego), ale to zawsze
jest kwant. nie maj znaczenia "gabaryty" rozpatrywanego i postrzeganego (w
dowolny sposb) kwantu, to zawsze jedynka, punkt kwant. logiczna jednostka
w postaci kwantu.
figura geometryczna w kwantowym zdefiniowaniu, to ewolucja (zmiana) zbudowana
z "kwantw prostych". natomiast brya to ewolucja (i struktura) zaistniaa ze
zoenia "kwantw-figur". a "bryy-ewolucje", ju na poziomie dostpnym dla
mnie, tworz ewolucj jako kwanty. te symbole i abstrakcje to nic innego, jak
ujcie w postaci geometrycznych form (tu nazw) zjawisk ewolucji na/w rnych
poziomach. - opisanie procesw energetycznych i kwantowych (skwantowanych) w
rnej "przestrzeni", to "wyabstrahowanie", "zatrzymanie", "sfotografowanie"
ewolucji-zmiany w wybranym momencie oraz ksztacie (w "punkto-chwilach") i
operacje na tak pozyskanych symbolach. dziaanie uyteczne, jak wspomniaem,
uprawnione i poprawne ale z definicji "spaszczone". a przez to "zamykajce"
obserwatora w rwnie spaszczonej rzeczywistoci. podkrelam ten wniosek: to
jest paszczyzna, "widz" paszczyzn oraz dziaam w ramach "paskiej kartki
papieru" (nawet wwczas, kiedy wyobraam to sobie jako mnogo "zagi", czy
fizycznych wymiarw). - jestem tym, co jem - pojmuj i postrzegam wiat wedug
tego, czym operuj w umyle.
za kadym razem, kiedy wypadnie mi mwi o kwancie, o "punkcie", o jedynce, o
"elementarnym skadniku" danego, wyrnionego poziomu - cho logicznie bdzie
to zawsze "punkt" (kwant), to fizycznie bdzie posiada rn "posta" oraz
bdzie wewntrznie odmiennie zabudowany ("zapeniony" "jedynkami") bdzie
zawiera w sobie rn ilo energii.
logiczne byty (pojcia, abstrakcje) s "twarde" (sztywne) - jednak pamita
trzeba, e za nimi stoj (kryj si w/na niej lub wyej lecych poziomach)
fizyczne, konkretne ciaa i skomplikowane relacje midzy nimi, czyli fakty o
rozbudowanej w czasie-i-przestrzeni strukturze.
logika jest "uminiona" fizyk - ma krew i ciao (i inne ekskrementy).
48

- prosta
na drugim kracu geometrii, jako dopenienie logiczno-pojciowe - oraz jako
dopenienie punktu (kwantu; skoczonoci i chwilowoci), znajduje si prosta
(paszczyzna kwantowa w ewolucji; nieskoczono i wieczno).
nie przypadkiem prosta biegnie z nieskoczonoci w nieskoczono i take
nie przypadkiem jest zbiorem nieskoczonym punktw, najmniejszych "faktw" w
geometrii. prosta to suma wydarze, to "ewolucja" (zmiana w toku zachodzenia)
podkrelam, to symbol procesu, ktry rozciga si, biegnie "w przestrzeni"
bez zdefiniowanego pocztku i okrelonego koca. to pojcie maksymalne zmiany
wyraone w sformuowaniach geometrii. jak punkt jest odpowiednikiem kwantu tak prosta jest odpowiednikiem samej Ewolucji, ktra nie ma pocztku i nie ma
koca, ktra rozciga si, dzieje w przestrzeni Kosmosu z jedynie punktowymi
("chwilowymi") wydarzeniami. jak wystpuje to w ewolucji, lokalne "wymiary"
kwantu (tutaj: punktu) wyznaczaj "rozmiary" ewolucji (tutaj: prostej) i jej
zajto w przestrzeni. - dlatego te prosta, symbol zmiany (cho pozostaje
zawsze "prost" i zbudowana jest tylko z punktw) w ujciu kwantowym raz si
"po-grubia" - a raz staje si "kwantow nitk", ktr definiuje "szeroko"
jednego punktu-kwantu.
co wane, o prostej mona ju co nieco powiedzie. punkt tylko jest, natomiast
prosta, jako suma kwantowych punktw, jako zdarzenie biegnce (i realizujce
si) w nieskoczonoci, kiedy zobrazowa j za pomoc kwantw (wic zmiennych
w historii punktw) staje si niezwykle ciekawym "ukadem", obrazuje ewolucj
a co wicej, pozwala j zrozumie. o ile kwant-punkt moe by tylko zawsze
kwantem i punktem (ale zarazem posiada rne, lokalne "wymiary", rni si
zauwaalnie od siebie) - o tyle po zsumowaniu, "prostym" poczeniu takich
jednostkowych, "miejscowych" zdarze punktowych, uzyskana w ten sposb prosta
okazuje si obrazem ewolucji - jest geometrycznym obrazem ewolucji. symbolem
ewolucji (Ewolucji w Kosmosie).

tak "wyglda" prosta w ujciu kwantowym. - to nic innego jak ewolucja, tyle
e o rnej "rozpitoci" kwantu w danej chwili. w kadym punkcie istnieje,
po zsumowaniu, inny stan, inny kwant. o ile w "paszczynie prostej", czyli
w obrbie jednego punktu, istnieje zawsze tylko punkt i nie ma go do czego
rwna (inne punkty paszczyzny, w ktrej znajduje si otoczenie wyrnionego
w tle punktu, do tak budowanej prostej nie nale, aczkolwiek stanowi "punkt
odniesienia" - s "podobne", jednak obok) - o tyle w cigu punktw (sumie)
punktw, wystpuj "rnice". kady nastpny po sobie punkt, kady nastpny
z punktw prostej rni si od poprzedniego. posiada inne "wymiary" (posta),
jest zasobniejszy energetycznie lub mniej ubogacony (realnie, w wielkoci o
"namacalnej" postaci, czy jako mira-uuda, wic potencjalnie). po dodaniu do
siebie tych stanw, po zsumowaniu wszystkich punktw ksztatujcych prost w
ewolucyjnym ujciu wychodzi na to, e taka prosta staje si fal. - posiada
maksymalne i minimalne wielkoci, ktre definiuj proces, staje si zjawiskiem
falowym, dynamicznym, przestrzennym. przy czym kolejne "zgrubienia" na/w fali
zdarze, na prostej nie musz by do siebie podobne (i bdzie to przypadek
wyjtkowy). w "historii" prostej kada pojawiajca si fala-moment moe by
innej wielkoci ni j poprzedzajca. kada jest jedna i lokalna. i dopiero w
sumie tworz cao wydarzenia. czyli nieskoczony cig Ewolucji.
49

mwic inaczej, w geometrii nastpia faktyczna ewolucja w ramach uywanych


abstrakcji. jak punkt uzyska "absolutn", "sztywn" posta, tak prosta, jako
"suma" (nieskoczony zbir) takich niewymiernych wielkoci, rwnie uzyskaa
posta absolutn. o ile w ujciu logicznym jest to zrozumiae, wszak prosta
biegnie przez nieskoczono (i wieczno) - to w ujciu fizycznym, realnym,
okazuje si, e "prostych" nie ma.
dlaczego nie ma prostych, dlaczego tak intuicyjnie oczywisty fakt geometrii
okazuje si abstrakcj bez "gbokiej" treci? podkrelam, chodzi o "prost"
biegnc w tej samej postaci przez nieskoczono, nie o chwilowo postrzegany
stan przez umys. wyobraenie, e w Kosmosie s proste (podobnie w "paskim
wiecie" kartki papieru, czyli e wypracowane pojcie urzeczywistnia si w
takiej postaci nieskoczenie), jest nieporozumieniem. to "namacalny", wrcz
modelowy przykad tego, jak poprawna myl, ktra co oddaje ze wiata, moe
przesoni gbok tre. - przecie "prosta" jest oczywicie sensownym oraz
potrzebnym elementem opisu otoczenia, tylko nie w takiej bezporedniej, tak
"paskiej" postaci. logicznie to konieczno w analizie, pozwala skutecznie
opisywa procesy tylko drobiazg, trzeba to jeszcze "przetumaczy" na fakty
realnie wystpujce w zjawiskach. a te nie s "jednowymiarowo proste".
w przestrzeni wszechwiata, jako ukadzie fizycznym, wystarczy si tylko po
okolicy rozejrze, nie ma prostych kadorazowo wyrniony zbir elementw
podlega odksztaceniu, zakrzywieniu w swoim przemieszczaniu si przez inne
zbiory elementw. zachodzi "zaamanie" prostej w interakcji midzy stanem tak
przebiegajcej zmiany a innymi bytami "w okolicy". przypominam, kiedy traktuj
fakt (dowolny) jako co samoistnego, musi on si w analizie "usztywni" i w
efekcie uzyska "ksztat" i znaczenie absolutne. poprawne logicznie, jednak
fizycznie bardzo odlege od treci, ktr "koduje" (oznacza). nie ma faktw
oderwanych i samoistnych, zawsze istnieje jakie do nich rodowisko, "aktywne"
otoczenie. aktywne nawet wwczas (a nawet szczeglnie wwczas), jeeli jest
postrzegane logicznie w postaci pustki absolutnej.
dlatego nie mog twierdzi, e prosta realnie istnieje bo nie istnieje. w
mojej gowie tak, jako "fakt" logiczny istnieje (i ma si doskonale), ale nie
realnie. proces logicznie prosty (od "prostej") faktycznie wytwarza koo (a
raczej, by by dokadnym, spiral zjawisk, jako e wszechwiat si rozszerza
lub zapada). czyli prosta w ewolucji istnieje tylko e ma wygld fali.
punkt jest abstrakcj kwantu, prosta jest abstrakcj samej ewolucji zmiany
zbudowanej z kwantw. nie ma niczego, co by byo w przestrzeni "prost", ale
istnieje odpowiadajcy prostej (jako symbolowi), jej "treciwy" fakt. prosta
to nie-koczca si ewolucja. "zjawisko" ("zmiana"), ktre biegnie w wiecznym
i nieskoczonym Kosmosie, uzyskuje w prostej swj analog. Ewolucja, kiedy j
przedstawi jako konstrukcj logiczn, stanowi tak prost, proces bez pocztku
i zakoczenia. punkt jest symbolem kwantu - prosta to symbol ewolucji.
ale jedna prosta nie istnieje samodzielnie, ewolucja jest zawsze zjawiskiem
zbiorowym. dlatego kada prosta (fala) wystpuje w zbiorze podobnych zjawisk,
w otoczeniu innych fal-prostych. razem tworz przestrze, "paszczyzn zdarze"
- skadaj si na paszczyzn, na/w jakiej zachodzi zjawisko. ktra z fal ma
najwiksze, inne mniejsze "wielkoci" i razem tworz paszczyzn o rnych
poziomach (i "zgrubieniach"). kwanty znajdujce si w tej samej paszczynie
zdarzenia, ale w rnych prostych-falach, tworz rne poziomy - rne na/w
paszczynie "wybrzuszenia". kada "fala" to przechodzenie kwantowe (czyli
punktowe), wyrnianie si z ta, z paszczyzny ewolucji. fala to zdarzenie i
jego "lad", czny stan, ktry "wynurza" si z paskiego kwantowego zakresu
i tak dugo istnieje, jak dugo istnieje sia podtrzymujca. i ginie nastpnie
w paszczynie, wtapia si w to (przestrze jednorodn), gdzie nic nie jest
wyrnione. - kada ewolucja (tutaj prosta) to zjawisko wpisane w zdarzenie
wikszego poziomu, wikszej caoci, jest prost-nieskoczon "samo dla siebie"
- ale w "poza"-ewolucyjnym ujciu staje si "odcinkiem" prostej.
50

- prosta
- pprosta
ciekawym elementem geometrii jest pprosta. ciekawym w ujciu kwantowym w
odniesieniu do tego, co symbolizuje. pprosta, w ujciu tradycyjnym i dzi
obowizujcym, to "poowa" prostej. dlatego, posiadajc "punkt zaczepienia",
czyli zdefiniowany pocztek, biegnie w nieskoczono. przy czym, istotne a
ciekawe, nie jest zdefiniowany kierunek pprostej. to znaczy, w takim ujciu
nie jest wyznaczony tor, po ktrym takowe "zjawisko" biegnie. dlatego rwnie
dobrze moe przemieszcza si "w przd", ale rwnie "w ty", "bok" te jest
zasadny. - jednak rzeczywicie ciekawe i logicznie brzemienne w konsekwencje
pojmowanie pprostej pojawia si dopiero w opisie kwantowym, w poczeniu z
"jednostkami" energii (i ich przemieszczaniem si).
ot p-prosta, jako element, czyli "powka" prostej, okazuje si by tak
samo symbolem ewolucji (zmiany), jak prosta - jednak w tym przypadku ewolucji
biegncej "od teraz" (std do nieskoczonoci /wiecznoci/). pprosta staje
si w zobrazowaniu kwantowym zjawiskiem, ktre zaczyna si w chwili obecnej,
eby "skoczy" si w/na granicy nieskoczonoci. przy czym, co zrozumiae,
w tak opisywanym "procesie" wyrniony jest szczeglnie "punkt zaczepienia",
to on decyduje o wyborze kierunku obserwacji i "wyceny" zachodzcej zmiany.
zapewne nie musz pisa, czym - a raczej, kim jest ten punkt.
eby wyjani, w czym rzecz, trzeba odwoa si do mojej obserwacji. czyli do
mnie jako obserwatora, konkretnego zjawiska, ktre postrzega oraz wyznacza w
otaczajcej przestrzeni (rzeczywistoci) regularnoci i nadaje takim stanom
(ewolucjom) posta geometryczn (lub inn). - to ja, byt zanurzony w wiecie,
mj rozum i jego moliwoci (zasb posiadanych danych o otoczeniu) wytycza,
na podstawie obserwacji i przeprowadzonych eksperymentw, fakt "istnienia" i
przebiegania prostej. tak samo, na tej samej zasadzie, wyznacza, przez swoj
chwilowo, odcinki, czyli skadowe prostej. - i podobnie, identycznie ma si
sprawa z pprost: to moja obecno, to moje postrzeganie nadaje jej cechy
i charakter. i dlatego nie jest pprosta wycznie "mechanicznym" podziaem
prostej na dwie czci, poniewa ten podzia jest zaleny od mojej obserwacji
(i decyzji). - co czyni, kiedy w przebiegu ewolucyjnym, ktry symbolizuje dla
mnie prosta, wyznaczam punkt (wyrniam jeden i konkretny kwant z dostpnego
zbioru zmiany)? jeeli wyrniam punkt w przestrzeni, jeeli tak oznakowany
punkt naley do prostej, ktr wsptworzy - to wyznaczajc go i nadajc mu
"szczeglny" charakter, poprzez mj wybr (wiadomy albo nie), wyznaczam w
przebiegu caej ewolucji "chwil" ("punkt-chwil"), nadaj tak dookrelonej
moj decyzj "chwili" wyrniony stan.
jeeli caa prosta jest symbolem "penej", wic nie koczcej si ewolucji,
to przez fakt wyrnienia jakiego punktu tej prostej, czyli nadanie pewnemu
kwantowi znaczenia wyjtkowego, tworz, ustanawiam pprost. i ta pprosta
biednie, "cignie" si od tego punktu w kierunku, ktry jako obserwator take
wyznaczam. efekt? tak podzielona prosta, co tu wane, uzyskuje dwa kierunki:
z nieskoczonoci do tego punktu - oraz od punktu w nieskoczono.
wyrniajc pewien kwant, wyrniem w/na prostej, czyli w ewolucji, pewien
"moment", wyrniem take kierunki i nadaem owej ewolucji cechy ze wzgldu
na mnie. na mnie jako obserwatora - lub na jak inn ewolucj, ktr z ta
wyodrbniem. oczywicie takie wyrnienie dotyczy moe kadej, dowolnej w
otoczeniu zmiany i kadego punktu, jednak istotne jest to, e w taki sposb
pprosta staje si opisywalna. opisywalna ze wzgldu na mnie jako szczeglny
stan (byt). dlatego mog obecnie "zjawisko" (ewolucj), ktre z definicji nie
posiada pocztku ani koca, uj, opisa ze wzgldu na ten wyrniony kwant.
co moe by takim wyrnionym stanem? - zawsze najlepiej definiowa otoczenie
ze wzgldu na siebie, na siebie jako byt i obserwatora - przecie to jedyny
"w tym wszystkim" pewny punkt prostej. inne mog, ale nie musz wystpi.
jestem - wic prosta istnieje.
51

punktem pocztkowym pprostej moe by dowolna ewolucja, kade wyodrbnione


w przestrzeni zjawisko (fakt, proces, byt). najlepiej opisa, ze wzgldu na
obserwowalno, taki punkt na podstawie wasnego ciaa lub zjawisk (rzeczy),
ktre nale do poziomu mojego postrzegania (poniewa s najlepiej widoczne,
po prostu). inaczej zreszt zrobi nie mog. musz w poznawaniu wiata wyj
od swego istnienia, od swoich najbliszych okolic. i kolejnymi "podejciami"
przemieszcza si ("czoga"...) na nastpne poziomy. czyli przesuwa coraz
dalej "koniec" pprostej. - pprostej w maksymalnym ujciu, bowiem w wielu
przypadkach (bardzo wielu) zasig takiej "pprostej" jest mocno ograniczony
i skoczony, dramatycznie zamyka si w lokalnym krgu (pogosek i plotek, a
wic wiedzy o byle czym) - siga "do najbliszego horyzontu".
cho, z drugiej strony, eby by dokadnym, aden umys postrzegajcy wiat
nie moe mie swojej "pprostej poznania" ograniczonej. moe nie wiedzie,
e istnieje Kosmos, ale jego umys, na zasadzie koniecznego dopenienia stanu
kwantowego, wytworzy pojcie drugiego kraca wiata. i nie jest wane, czy to
si bdzie nazywao "bg" czy inaczej - na przykad "kosmos". w kadym tak
przebiegajcym dziaaniu (jak najbardziej logicznym) kady obserwator musi
posiada swoj "pprost" poznania. moe nie by wiadom, e opisa wiat i
zdefiniowa jego zmian w postaci "pprostej", ale j posiada. przecie to,
co myli, jego cae pojmowanie biegnie w nieskoczono, i to jednoczenie w
obu kierunkach przez niego pojmowalnej "pprostej". to konkretna chwila, dany
obserwator z cechami mu przynalenymi, nadaje prostej "wymiar". nadaje przez
podzielenie wiecznej i nieskoczonej ewolucji, ktrej symbolem jest prosta, na
dwa stany, na dwa lece "po obu stronach" jego istnienia zakresy. - to moja
decyzja i moje istnienie (ja, jako kwant "prostej ewolucji") nadaje znaczenie
zmianie i j opisuje. to ja wyznaczam, e ewolucja-prosta biegnie i e "CO"
istnieje. dlatego mam prawo (oraz konieczno) powiedzie: gdyby nie ja, nie
wiecioby soce, gdyby nie moja obecno, ewolucji by nie byo. to ja, tylko
ja, jako kwant procesu i jako obserwator, mog to stwierdzi - gdyby nie moje
istnienie soca (nieba i ziemi, i myli) by nie byo. kiedy brak dopenienia
do zachodzcej zmiany (faktu), kiedy nie ma drugiego stanu ewolucji, ktry w
sobie rejestruje zdarzenia - nie ma niczego (kiedy obserwatora nie ma, nie ma
ewolucji). NIC nie mdrkuje...
jeeli teraz, po takim wyznaczeniu (podziale prostej), chc opisa przebieg
zjawisk w nieskoczonym zachodzeniu, jest to oczywicie proste (odpowiednio
dobrane sowo): opis taki jest moliwy. oczywicie nie byby moliwy, gdyby
nie moje istnienie i gdyby nie wyrnienie w taki sposb pewnego stanu w ramach
ewolucji (i prostej). kiedy aden punkt nie jest wyrniony i wszystkie kwanty
s sobie rwne, to nie ma niczego, wobec czego i w odniesieniu do czego mona
by uj zdarzenia. to moje istnienie, ja jako kwant wyrniony decyduj, e
taki zabieg, taki opis staje si moliwy. - po pierwsze, jestem obserwatorem.
a po drugie, co znacznie waniejsze w ujciu ewolucyjnym, mam oto dwa stany:
"za sob" i "przed sob". a jeeli mam dwa stany, mog ju dokona porwna,
mam, co do czego rwna. mog rwna obie "strony" prostej, czyli to, co byo,
i to, co dopiero bdzie, mog rwnie porwnywa stany obu stron do siebie.
mwic inaczej, musz podzieli prost na dwa "fakty" skadowe, poniewa taki
zabieg umoliwia mi dokonanie rozrnie, umoliwia klasyfikowanie elementw
otoczenia - oraz celowe przeszukiwanie wiata.
eby pozna ewolucj, musi istnie "pprosta" - czyli "zjawisko", ktremu
nadaje si stan "pocztkowy", musi istnie punkt, od ktrego zaczyna liczy
si zdarzenia (lub do ktrego si liczy). rezygnacja z takiego "wyrnika"
jest niemoliwa: traci si punkt oparcia. i to w znaczeniu dosownym. eby
istnie (i zaistnie), musz rzeczywisto podzieli i pokawakowa, poniewa
w jednolitym tle, w ramach nieskoczonych nie ma ycia. ycie to (chwilowe,
zgoda) - ale jednak zakwestionowanie nieskoczonej prostej. zakwestionowanie
tylko i a "punktowe". niech yje punkt!
52

- prosta - punkt
- przejcie prostej przez punkt
przechodzenie prostej (prostych) przez punkt jest ciekawym potwierdzeniem
ustalenia, e ewolucja musi zawiera w swoim stanie pocztkowym dwa stany, e
nie wystarcza jeden kwant do zdefiniowania ewolucji. przecie to "dogmat" w
geometrii - przez jeden punkt w przestrzeni mona przeprowadzi nieskoczon
ilo prostych, ale przez dwa konkretne punkty, ktre w ten sposb wyrniaj
przestrze i j "cechuj", przez dwa fakty moe przej tylko jedna prosta.
przy czym tak dookrelona prosta to nic innego, jak ewolucja, wyrniona z ta
ewolucja.
to oznacza, e do zapocztkowania ewolucji (i do jej opisania) potrzebne s
dwa punkty, nie jeden. przez jeden moe przemieszcza si wiele ewolucji, a
nawet nieskoczenie wiele prostych - dlatego nie mona adnej z nich opisa.
eby jednak tego dokona, musz w przestrzeni wyrni jeszcze jeden punkt i
je ze sob w analizie powiza. eby wyrni w przestrzeni jak ewolucj i
nada jej charakter regularnoci, nie mona operowa jednym punktem - jedynka
moe posuy do opisu nieskoczonej iloci zjawisk, jednak nie wyrnia w
paszczynie adnej, ktra ju posiada "twarz" (a czasami i nazwisko).
prosta, ktra przechodzi przez dwa punkty, to wane i godne podkrelenia, nie
jest "prost bezimienn", to nie jest byt wszechmoliwy - jest wyrnion i
konkretn prost. wanie ten przypadek (dwupunktowoci opisu) wystpi, kiedy
trzeba byo uj prost "od wewntrz", od strony obserwatora. musiaem wwczas
w prostej (w ewolucji) wyznaczy dwa stany, czyli okreli w odniesieniu do
swojego istnienia przeszo i przyszo. i to byy dwa niezbdne do opisu
punkty, ktre odkrelaj mnie jako kwant prostej. musz w/na ramach prostej
istnie dwa punkty, ebym mg si opisa jako zjawisko. czyli musi by chwila
obecna i chwila j poprzedzajca, kwant obecny oraz poprzedni (kwant obecny w
formie fizycznej, kwant poprzedni w mojej pamici). to s dwa kwanty prostej,
ktre wyznaczaj jej charakter - z bezimiennej, kadej moliwej, ktr mona
by przeprowadzi przez jeden punkt, powstaje tylko konkretna, ta moja. czyli
moje ycie.
jeden kwant, jeden punkt w przestrzeni moe by pocztkiem nieprzeliczalnej,
nieskoczonej iloci ewolucji. a raczej, dokadniej to wyraajc, mog przez
niego przechodzi nieskoczone iloci zjawisk. jednak eby opisa konkretne
wydarzenie, tylko to jedyne w nieskoczonej zmianie (ktre mnie interesuje),
musz dysponowa dwoma miejscami w przestrzeni, musz ujmowa ewolucj w co
najmniej dwu stanach (jako okrelonych), i tylko w taki sposb. mog to na
zasadzie "odcinka" przeprowadzi, czyli ujmowa zdarzenie w/na jego "pocztku"
i "kocu" - ale ze wiadomoci, e tak wyrnione punkty s takimi jedynie
dla mnie. pojawiy si na moim poziomie postrzegania jako ju uksztatowane
formy, stay si elementami mojego horyzontu zdarze przez ich urednienie,
ale te same punkty dla innego obserwatora mog oznacza co innego, mog by
postrzegane odmiennie lub bd doznawane zupenie inaczej. - wane jednak w
tym ujciu jest to, e dla konkretnego obserwatora fakty niejako wyaniaj
si z niebytu, z lecego poza horyzontem obszaru. to powoduje, e traktuje
je (musz je tak traktowa, poniewa nie dostrzegam ich pomniejszych stanw)
jako pene i skoczone, posiadajce pocztek oraz koniec.
zrozumiae i oczywiste jest, e z jednego punktu (Kosmosu) mog wyprowadzi
"pk" pprostych, poniewa z jednego kwantu, przez fakt jego "rozkwantowania",
moe zaistnie wiele rnych torw ewolucji. take z kadego nastpnego punktu
(kwantu) mona wyprowadzi kolejne "pczki" pprostych - pczki fal, ktre
bd tworzyy kolejne "konary" ewolucji. w tym ycia. w rezultacie tworzy si
"siatka", nieskoczona siatka powiza, ktrej skadniki, kwanty energii (a w
geometrii punkty) wsptworz wszelkie moliwe byty. w takim logicznym oraz
maksymalnym ujciu Kosmos to "fakt" skrajnie "zagszczony". - a fizycznie? o
tym przyjdzie si jeszcze wiele (w rnej tonacji) powiedzie.
53

- prosta - pprosta
- "pk" pprostych, prostych
- przejcie przez punkt
nad tym zagadnieniem rwnie warto si zatrzyma, i to szczegowo. dlaczego?
poniewa ujcie zjawisk w postaci kwantowej, w "pczkach" pprostych, posiada
swoje (niezwykle) ciekawe obrazowanie. oto wida wyranie, e z kadego, wic
dowolnego punktu, jednego i konkretnego punktu w przestrzeni (kwantu energii
w "przestrzeni"), mona wyprowadzi (albo przeprowadzi przez niego) wiele, a
maksymalnie nieskoczenie wiele pprostych. - a to oznacza, e jeden kwant
przestrzeni moe by pocztkiem nieprzeliczonej iloci zdarze ewolucyjnych.
zdarze, ktre tylko przez dodanie drugiego punktu, drugiej "identycznej" w
ramach przestrzeni wartoci-stanu Kosmosu, uzyskuj charakter oraz "nazw" nazwisko. jednak w tak rozpocztej ewolucji, czyli w wyznaczonej w taki sposb
pprostej, w kadym dosownie kolejnym punkcie - w kadym kolejnym kwancie
ewolucji, zaczyna si, moe potencjalnie rozpocz si ten sam proces (o tych
samych cechach). to znaczy, e moe si zacz kolejna "paczka" fal, ktre tu
okrelam jako "pproste". i jest to oczywiste.
oczywiste z tej przyczyny, e kwant rozpada si (lub czy) - a tym samym z
tego samego punktu dadz si wyprowadzi bardzo rne ewolucje (ale do pewnej
skoczonej iloci zdarze, wszak podzia nie moe biec w nieskoczono). to
tak, jak z jednego "protoplasty" rodu po pewnej iloci pokole tworzy si w
rodowisku caa genealogia - identycznie z "protoplasty" kwantowego tworz si
liczne zdarzenia (nie-przeliczona ilo, kiedy zjawiska rozpatrywa w skali
pola energetycznego i nieskoczona w Kosmosie). ile takich rozkwantowa moe
by? w ujciu kwantowym oraz w odwoaniu si do wielkoci wanych wspominam
o wystpowaniu siedmiu poziomw, a kady z nich posiada siedem podpoziomw i wydaje si, e ma to w tym przypadku zastosowanie. dlaczego? przecie nie
mona z jednego kwantu, nawet najbardziej rozbudowanego, wyprowadzi bezlik,
nieskoczon ilo linii ewolucyjnych (w kocu zasoby energetyczne kadego,
nawet najwikszego kwantu kiedy si kocz). nie da si od/z jednego punktu
wywodzi nieskoczonej iloci ewolucji, moe ich by nieprzeliczona ilo, ale
na pewno bdzie to ilo skoczona. no, chyba e rozpatrywa punkt jako ju
wielko "absolutn" - jako Kosmos lub punkt nieskoczonego-wiecznego Kosmosu.
w tym ujciu nieskoczono wydarze jest oczywista. to tylko w energetycznym
polu ilo moliwych rozkwantowa, ilo pprostych wywodzcych si z tego
kwantu jest nieprzeliczalna ale na pewno skoczona.
jeszcze co
niezwykle wane w kwantowym widzeniu procesw, z czego i warto, i trzeba i
koniecznie musz zdawa sobie spraw (poniewa to fundament mylenia): przez
jeden konkretny punkt w przestrzeni mona przeprowadzi nieskoczenie wiele
prostych - zgoda prawda tak jest to logicznie poprawne. - ale...
ale nie jednoczenie! - nie w tym samym momencie!
to jest ustalenie dodatkowe, wanie kwantowe, ktrego "jednowymiarowa", wic
"sucha" ("wypreparowana" z rzeczywistoci) geometria wypracowa nie moe. i
to nigdy. - poniewa geometria analizuje i uznaje zachodzenie zjawisk (czyli
w tym przypadku przebieg, przeprowadzenie prostych) za oderwane od obecnego,
aktualnego stanu ewolucji (traktuje je "wiecznie" oraz "sztywno"), nie moe
dostrzec, nie dostrzega ogranicze w takim podejciu. kiedy logicznie pewne
ustalenia odnie do fizycznego, kwantowego konkretu okazuje si, e nie ma
nieskoczonego i jednoczesnego przejcia prostych przez punkt-kwant, w takim
kwantowym obrazie jest to niemoliwe.
nie mog "jednoczenie" dwa kwanty (stany, ewolucje) zajmowa "tego samego
miejsca", w jedynk ju nic "wcisn" nie mona. - moe by proces o jeden
kwant "przesunity" - ale nie moe by rwnoczesny!
54

wicej - przez jeden punkt nie mona w jednym stanie ewolucji, a wic przez
ten sam kwant i "ten sam moment", przeprowadzi wicej ni jednej prostej.
nigdy i nigdzie w jednostk niczego wicej wprowadzi nie mona, jedynka to
kres podziau, stan fundamentalny i podstawa rozumowania.
zgoda, mona tego dokona, jeeli w miejscu, gdzie do tej pory by poprzedni
kwant, znajdzie si kwant nastpny. w takim rozumieniu, niejako uznajc punkt
w przestrzeni za absolutny i oderwany od ewolucji mona w takim przypadku
rzeczywicie przeprowadzi przez to "abstrakcyjne" i postrzegane ponad "czasem
i przestrzeni" "miejsce", nieskoczon ilo zdarze. to oczywiste, a dlatego
oczywiste, e przez "punkt" prni, i do tego rozumiany "niezalenie" (czyli
idealnie i w oderwaniu od okolicznoci), moe przechodzi w nieskoczonoci
nieskoczona ilo wydarze. nic nie stoi na przeszkodzie, a logicznie nawet
wszystko to potwierdza w "wypreparowanym" ogldzie, eby przez prni co rusz
przemieszczaa si jaka ewolucja. - tylko e, zwracam uwag, takie ujcie i
podejcie do zagadnienia posiada w sobie oczywist a ukryt przed spojrzeniem
"od rodka" "puapk": zgadza si jako zdefiniowanie logiczne, na tym poziomie
jest w peni poprawne (wicej, inaczej "w spaszczeniu" tego nie mona sobie
wyobrazi) dlatego te umoliwia przeprowadzenie przez punkt umiejscowiony
w prni nieskoczenie wiele przebiegw najrniejszych, dowolnych ewolucji.
ewolucji, czyli prostych, jako ich symbolu. tylko e, i to jest problem oraz
wspomniany dylemat, jak w prni wyznaczy "punkt"? oto jest pytanie.
po drugie, w takim rozumowaniu jest zawarta nastpna puapka logiczna, ktra
przez odwoanie do podejcia w formule "jednoczesnoci", po prostu wyklucza
praktycznie, ju na poziomie reakcji fizycznych takie postrzeganie "przejcia
przez punkt". przecie, zwracam na to uwag, poniewa to jest istotny argument
w tym cigu rozumowania, nie przemieszcz przez "punkt prni" w "tym samym
momencie" (jednoczenie) rnych procesw. nastpczo, w kolejnoci, jeden po
drugim - zgoda, jako zachodzenie w formie uporzdkowanej, jako "ponumerowanej"
(przez osobnika wzgldem procesu wyodrbnionego, obserwatora), te prawda ale nie cznie i jednoczenie. przecie w to "puste" miejsce, kiedy w nim ju
znajduje si jaki stan kwantowy (jedynka energii), nic wicej nie wcisn, bo
miejsce jest zajte. zajte "na jeden kwant" ("czasu" oraz "przestrzeni"), ale
zajte. i dlatego nie przeprowadz "jednoczenie" przez to "punktowe miejsce"
niczego wicej. - przez kwant prni, identycznie jak przez kwant "czego",
przez zero nie przepuszcz w "tym samym czasie" wicej ni jednej ewolucji
i jednego elementu. jeeli miejsce "zera" zagospodaruje (wypeni) jedynka, to
ten "teren" jest aktualnie i caociowo "uytkowany", czyli nic wicej ju si
tutaj nie ulokuje, nie ma jak. "za moment" owszem, ale nie "teraz". - nie ma
takiej moliwoci fizycznej ani logicznej. nigdy.
kwant, wic wyobraenie punktu, stanowi o pocztku zjawisk, ale kwant zawsze
jest wielkoci skoczon i jednostk. mona od niego (z niego) wyprowadzi
maksymaln (nieprzeliczaln) ilo zdarze (w ramach Kosmosu nieskoczon) ale przez niego nie mona przeprowadzi wicej, jak jednego procesu w jednym
momencie. dlaczego? poniewa jeden kwant jest zawsze obecny tylko i wycznie
w jednej ewolucji. i nie mona tego omin nie mona w poszerzonym ujciu
logicznym (poszerzonym o poziom kwantw) tego ignorowa, poniewa kiedy tak
si czyni, popada si w sprzecznoci, a co najmniej postrzega zjawiska jako
"jednowymiarowe" (w spaszczeniu) - wic bdnie. kwant prni czy energii w
"konkretnym momencie" moe znajdowa si tylko w jednej prostej (ewolucji).
nastpczo (jako elementarny skadnik) moe-musi przechodzi nieskoczon ilo
wciele, znajdowa si w nieprzeliczalnej iloci faktw, ale nie jednoczenie.
kwant jest jeden, wic niepodzielny ju do niczego. - konkretny kwant na cae
kwantowe tyknicie przypisany jest swoim penym stanem do jednej i konkretnej
ewolucji, nie moe by jednoczenie obecny w nieprzeliczalnej, czy tylko wielu
ewolucjach. przez punkt abstrakcyjny mona przeprowadzi nieskoczon ilo
zdarze, ale przez konkretny punkt-kwant mona przepuci tylko jedno.
55

- proste
- proste rwnolege - proste prostopade
proste prostopade. i przecinajce si pod ktem prostym. to fundament, wrcz
"dogmat" geometrii, jedno z jej podstawowych uj. przy czym geometria wprost
nie okrela, nie definiuje (zreszt na jakiej podstawie miaa by to czyni),
w jakim punkcie, a zwaszcza jak si proste przecinaj. a to w zobrazowaniu
kwantowym posiada (zasadnicze) znaczenie.
przed chwil pado (mam nadziej wyranie i jednoznacznie), e kiedy opisuje
si przechodzenie prostych i analizuje zmian w realnej przestrzeni, to mwi
si o przechodzeniu ewolucji w prni i mwi si o przemieszaniu si kwantu
energii i jest to zawsze "fakt jednostkowy", ju logicznie do niczego niej
nie redukowalny. a to oznacza skutki. wanie logiczne, istotne dla geometrii
i jej uj. - ot, jeeli stwierdzam, e mona przez cile okrelony punkt
przestrzeni przeprowadzi nieskoczon ilo prostych (ewolucji), to tym samym
jednoczenie stwierdzam, e w Kosmosie istnieje, e w takim "obiekcie" "bez
kresu" zachodzi nieskoczona ilo zjawisk (przemian energii) - oraz e jest
tym samym nieskoczona-wieczna Ewolucja.
pojciu "punkt" nadaje geometria, a szerzej "usztywniona" analiza logiczna,
dwoiste znaczenie: jest punkt zarazem i prni, i energi - zerem i jedynk
- i nie ma pomidzy takimi "punktami" rnicy. oczywicie ten dwoisty stan
(charakter) "punktu" jest w takim dziaaniu konieczny, ale niewiadomy. musi
si pojawi w opisie i w efekcie deformuje postrzeganie (i rozumienie), ale
jest nie do wychwycenia w ogldzie "od rodka" procesu. a tak sytuacj mam
wanie w przypadku opisu geometrycznego (czy matematycznego) to zawsze jest
i musi by opis zawarty wewntrz zjawiska. przecie nie mona wyj w takim
dziaaniu poza obiekt badany (opis musi dotyczy "czego") - to przeprowadzi
moe tylko i wycznie refleksja filozoficzna.
jeeli stwierdzam, e przez "0" przechodzi nieskoczenie wiele "jedynek", to
ustalam, e ewolucja przebiega w nieskoczonym Kosmosie i w prni. ale nigdy
nie moe zaj, przej przez jeden kwant (w rozumieniu: energia czy prnia)
wicej, jak jedna i konkretna prosta. przez jeden "stan" energii lub prni
nie moe przej wicej jak jedna prosta. nie moe jednoczenie. - to znaczy,
nie mona opisywa zjawisk w oddzieleniu od ich "fizycznego", wic realnego
i "namacalnego" zachodzenia. geometria operujc "punktem", pojciem kwantu,
nadaje mu znaczenie "wypadkowe": i prni, i energii, poniewa nie moe tego
od wewntrz podzieli. dopiero spojrzenie zewntrzne (obiektywne) pozwala fakt
podziau zrealizowa i wyjani, w jakim momencie jest analizowany proces. nie
mona ani rozerwa tych elementarnych poj, ani te ich scala, czy czy w
jedno pojciow. brak rozgraniczenia prowadzi do nieporozumie. w ewolucji
istniej dwoiste stany - ale dopeniajce si, nie sumujce.
i dopiero na tak wyznaczonym tle mona zaj si prostymi prostopadymi, ten
wstp by tu niezbdny. dlaczego? oto geometria powiada, e dwie proste mog
si przeci. "przeci", czyli przej przez ten sam punkt. bez definiowania,
jak "wyglda" ten "punkt" i co oznacza pojcie "przeci". prawda czy fasz?
na/w paszczynie prawda, jednak w podejciu kwantowym rzecz prezentuje si
odmiennie i bardzo ciekawie - oraz posiada zasadnicze znaczenie. okazuje si,
e nie ma czego takiego, jak dwie proste przecinajce si - i to prostopadle.
nie ma czego takiego - nie ma prostopadych przeci. sprawa w pojciach, w
rozumieniu zjawiska "prostopade". bo oczywicie mog ewolucje przebiega w
przestrzeni wzgldem siebie prostopade, ale nie mog si przecina w jednym
punkcie (i dokadnie prostopadle). dlaczego? poniewa nie mog przechodzi
"jednoczenie" przez ten sam punkt w przestrzeni (jedynki czy zera). a jak nie
mog jednoczenie znale si w tym samym miejscu, jeeli ten sam element z
zasady nie moe przynalee w tym samym momencie do dwu rnych procesw to
tak wyrnione w oglnym zdarzeniu ewolucje-proste nie mog si przecina. nie
ma prostopadych, czy innych, przeci w ewolucji. nigdy-i-nigdzie.
56

- jak si ma sprawa z prostymi prostopadymi?


przez aden kwant (czy to absolutny, czyli prni, czy przez kwant energii,
rwnie absolutn jedynk), przez aden stan jednostkowy w Kosmosie nie mona
jednoczenie przeprowadzi dwu zdarze. - nie ma czego takiego, eby jeden
kwant, "pene" zdarzenie ewolucji, byo obecne, wchodzio w zakres dwu wobec
siebie odrbnych procesw. to tak, jakby powiedzie, e jestem jednoczenie
sob i ssiadem, e tworz swoj ewolucj oraz rodziny za cian (pomijam tu
"dwuznaczne" fakty...). - mwic prosto: nie mog by jednoczenie sob oraz
kim innym. mog, to zrozumiae, wpywa na przebieg tamtej innej ewolucji,
oddziaywa na jej zachodzenie, jednak nie jestem adnym "dwoistym" bytem (w
rozumieniu: obecnym w dwu miejscach). yj, jestem, dziaam tylko w jednym i
cile (maksymalnie cile) okrelonym punkcie przestrzeni.
dlatego czego takiego w kwantowaniu, co opisuje i definiuje geometria jako
proste przecinajce si (w jaki tam sposb, pod pewnym ktem) ewolucyjnej
sytuacji "przecicia" nie ma. czy wic geometria si myli? niekoniecznie. w
tym przypadku znw ustalam zbiegnicie si faktw realnych w jedno, zachodzi
redukowanie fizycznej zoonoci w logicznym (sztywnym) obrazie. i to, co w
ewolucji jest tylko "miniciem" si na wielko-stan kwantu, uzyskuje musi
uzyska form jednoczesnoci i pokrywania si. w "utwardzonej" abstrakcji, co
prawda oddajcej przebieg rzeczywisty, nie dojrz "przerwy" (pustki), bo jej
w tym ujciu dla mnie nie ma. fizycznie jest logicznie jednak wypada z tak
wypracowanego obrazu. i mam problem interpretacyjny. pojawia si "paski" w
analizie wiat i s tego rozliczne konsekwencje.
geometria opisujc "proste prostopade" powiada tylko tyle, e dwie proste
(ewolucje), "dziej" si w "przestrzeni" w ujciu "paskim" - wic takim, w
ktrym nie ma wymiarw, i dziaaj na siebie pod ktem prostym (lub innym).
chodzi o to, e ich przebiegi (fale) przecinaj si - ale w jednym wymiarze
(na paszczynie), prostopadle dla obserwatora. - kiedy uj takie zdarzenia
kwantowo i przestrzenie, okazuje si, e te ewolucje nie przecinaj si. nie
przecinaj si, a jedynie "mijaj". - mog dwie ewolucje toczy si wzgldem
siebie nawet prostopadle, ale one nigdy si nie przetn - min si "o jeden
kwant", ale nie przetn. mog dwie fale do siebie przechodzi pod ktem, ale
nie maj szans, aby ich punktem przecicia by ten sam kwant. to wykluczone.
kady kwant jest inny, kada ewolucja ma inny elementarny stan, wic nie mog
by kwanty "wspdzielone". jedynie po "usuniciu" przestrzennego charakteru
zjawiska (redukcji czasoprzestrzeni), po zsumowaniu wymiarw do paszczyzny,
nastpuje ich czny, paski dla mnie stan przejcia. "widz" paszczyzn, a
pod ni kryje si nieskoczono zjawisk. - w rzeczywistoci (realnie) takim
najmniejszym "przedziaem", ktry oddzieli oba procesy, to bdzie szeroko
kwantu. nie moe by mniejsza, nie moe wiksza. dwie proste bd wzgldem
siebie prostopade, ale bd si mijay, nigdy si nie przetn. owszem, bd
prostopade - ale na innych poziomach (jedna "wyej" druga "niej").
jeeli zajdzie "trafienie" jednej prostej w drug, jedna ewolucja "wstrzeli"
si w przebieg aktualny drugiej ewolucji i jeden kwant zderzy si z drugim
kwantem, nie powstanie adna lokalna strefa przecicia si tych dwu ewolucji
- a tylko nastpi "kolizja", zderzenie dwu torw kwantowych. i taki wypadek
bdzie "skutkowa" wydarzeniami dla obu linii. tzn. moe doj do nagego i
wybuchowego podzielenia si ewolucji, jednej czy obu. a na pewno dojdzie do
odksztacenia torw i ich deformacji. kade zderzenie niesie skutki, raczej
mao przyjemne. kto zderzy si kiedy ze cian (lub czym innym), ten wie,
co to znaczy kolizja. wypadkowa bdzie pochodn tego, jak wygldaj oraz jak
maj si. inny skutek bdzie, kiedy zdarz si ciarwka z motylem, a inny,
kiedy dwie ciarwki, itd. ale to zawsze bdzie katastrofa (kosmiczna).
dlatego tworzc ukad wsprzdnych, zestawiajc dwie proste prostopade do
siebie, nie robi nic innego, jak opisuj przestrze w ujciu czasowym bo
"ukad wsprzdnych" jest abstrakcj ewoluujcej czaso-przestrzeni.
57

- poziomy kwantowe "wysze"


- kwant(y) w ukadach ewoluujcych
dla kwantw, tworzcych zjawiska na poziomach wyszych od kwantu logicznego,
zachodzi kolejna ciekawa sytuacja: kwant moe by skadnikiem, przynalee do
jednego tylko przebiegu (jednej prostej) - a jednoczenie (!) by elementem,
uczestnikiem dwu lub wielu procesw w ewolucji.
dlaczego? - wynika to z faktu, e poczenie dwu kwantw logicznych tworzy
now jako i now ewolucj, tworzy nowy poziom wydarze ewolucyjnych. jak dwa
stany, prnia oraz energia w Kosmosie, skadaj si na kwant zdarzenia, tak
samo powtarza si sprawa na kadym innym poziomie: dwa kwanty (a cztery wraz
z prni) tworz "kwant ewolucyjny", konkretny byt, ktry oznacza ju now
jako. kwant logiczny, jednostka logiczna zmiany (np. energii), moe i musi
uczestniczy w dwu procesach, najmniej dwu procesach. logicznie znajduje si
jednoczenie w Ewolucji Kosmicznej i ewolucji danego przebiegu. - e to jest
wyrnienie, rozrnienie przeprowadzone z uwagi na obserwatora, ktry si w
ewolucji zawiera (jako odcinku Ewolucji), to prawda. jednak jest to zabieg,
ktry pozwala na zdefiniowanie lokalnego zdarzenia, ale to rzeczywicie jest
stan chwilowy i ograniczony. moe by wobec obserwatora niebywale rozbudowany
oraz siga w jego obserwacji do horyzontu zdarze, ale w szerszym ujciu to
tylko i zawsze fragment z caoci, i nigdy inaczej. jestem bytem logicznym i
jestem sam dla siebie ewolucj, ale jednoczenie skadam si na kolejne, od
dwu kwantw logicznych poczynajc, poziomy ewolucji czy to Kosmicznej, czy
spoecznej, nale jednoczenie do dwu (lub wicej) poziomw wydarze. i to
od mojej decyzji zaley, do ilu zakresw rzeczywistoci si przypisz, czy
jednego (Kosmicznego), czy caego ich zbioru ("piramidy poziomw").
i w takim poszerzonym rozumieniu ten sam kwant moe by jednoczenie w dwu
miejscach, w dwu procesach.
lecz, co wane, zawsze jest to ten sam kwant, konkretna jednostka energii, a
zmienia si tylko punkt odniesienia, zmienia jego zdefiniowanie. czyli mog
by kwantem logicznym dla prostej skadajcej si z mojego istnienia (mojego
yciorysu dzie po dniu), mog by take elementem prostej ludzkoci mog
by rwnie dobrze elementem prostej rozumw, tak tutejszych, z tej planety tak w skali Kosmicznej (czy tylko obecnego wszechwiata). ale zawsze to bdzie
prosta, zawsze te bd elementem tych prostych. przy czym, co oczywiste, w
Kosmicznej Ewolucji i tak zawsze to do jednej generalnej prostej-kosmicznej
ewolucji si zbiega. w maksymalnym ujciu to i tak jedna prosta-Ewolucja.
to tylko wyrnienie (obserwatora) decyduje, e mog zaliczy kwant raz do
jednej prostej, tylko jednej fali - a raz ujmowa go w rnych wydarzeniach.
kiedy na przykad wypowiadam si o kwancie logicznym energii, energetycznej
jedynce, wwczas taki kwant moe by obecnym w bardzo licznych potencjalnie
ewolucjach, w wielu falach. i bdzie elementem w "tym samym" czasie. tylko e
definiuj "ten sam czas" jako okres istnienia rnych ewolucji oraz, co tu
wane a zasadnicze, z poziomu rozbudowanego ju stanu. dla mnie nigdy nie ma
w odbiorze "jednostkowego faktu", widz-doznaj-mierz zawsze zbir zdarze.
a wic, pozornie, na skutek skoczonego (ograniczonego w obserwacji) czasu,
rejestruj zawieranie si elementu badanego ("w pudeku z kotem") w wielu, i
to jednoczenie, punktach. tylko e to nie kwant ("czego") znajduje si w
rnych (super)pozycjach w "tym samym momencie", ale to moje, skomplikowane i
powolne rejestrowanie tego faktu "widzi" "rozmyty" wielopunktowy stan cznie,
w postaci zoenia (np. elektronu w atomie). nie kwant jest w wielu punktach
to ja jednoczenie doznaj wiele punktw. - i w tak szeroko zdefiniowanym
"tym samym czasie" bdzie kwant-punkt obecnym w fakcie na poziomie Kosmicznym
(kwantem poziomu logicznego, najmniejszego) i jednoczenie zoy si w stan
fotonu, elektronu, atomu, komrki, mj umys - dalej mnie caego, a jeszcze
dalej wszechwiat i cae pole. i na koniec znw Kosmos, jako jego elementarny
zawsze stan (wszystko "kouje", rwnie analizy).
58

- proste rwnolege
- zakres wsplny
kolejnym ciekawym ukadem (poczeniem logicznym), ktry mog wsptworzy
dwie proste (dwie ewolucje), to ukad rwnolegy wystpowanie "obok siebie"
dwu zmian energetycznych. co poniekd ju zaistniao przy omawianiu "prostych
prostopadych". przecie "prostopado", czego gbiej uzasadnia nie trzeba,
czyli "mijanie si" linii ewolucyjnych w przestrzeni, to jedynie szczeglny
przypadek rwnolegoci, w zobrazowaniu i odniesieniu kwantowym staje si to
oczywiste.
ot w przypadku prostopadoci dwu prostych "rwnolege" s w stosunku do
siebie dwa kwanty z tak wyrnionych przebiegw. i nic wicej. - to znaczy, z
dwu "prostopadych" wobec siebie prostych, z dwu prostopadych do siebie oraz
mijajcych si na stan jednego kwantu w przestrzeni ewolucji, zachodzi w tym
samym czasie i przez cay okres takiego "mijania" si procesw sytuacja, e
dwa kwanty, po jednym kwancie z kadej ewolucji, zajmuj rwnolegy, ten sam
w przestrzeni poziom kwantowy. poziom jest ten sam, ale pooenie w nim ju
"w przesuniciu" o jednostk, to s rne kwanty (fakty, byty). rwnolego
w tym przypadku jest wic kracowa: mniej rwnolegych w przestrzeni punktw
ju by nie moe. nie ma mniejszej "rwnolegoci", jak jeden kwant z kadej
prostej (czyli dwa cznie, cztery z prni). "niej" wystpuje ju jedynie
nico i nie ma adnej rwnolegoci, adnego powizania wydarze (cho, co
zrozumiae i logiczne, zero i jeden, prnia i energia to rwnie stany wobec
siebie "rwnolege", to stan rwnolegoci "absolutny" i podstawowy.)
drugim kracowym przypadkiem rwnolegoci ewolucji jest granica maksymalna:
wszystkie punkty (kwanty) z obu prostych (ewolucji) s rwnolege w stosunku
do siebie i przebiegaj "lustrzanie". czyli kademu wyrnionemu (i rwnie
wyodrbnionemu, samodzielnemu w tle) zjawisku kwantowemu odpowiada w drugim
zdarzeniu ten sam poziom przebiegania (istnienia) oraz panujce warunki a
do tego wystpuje analogiczny kierunek zmiany (jednak to ju niekoniecznie,
przecie ewolucje mog by skierowane w przeciwnym kierunku). wany jest tu
identyczny w obu przebiegach stan (i w kadej chwili). - przy takim, jak wida
mocno rozbudowanym zdefiniowaniu, postrzegam i wyznaczam sytuacj maksymalnego
stanu rwnolegego.
to oczywicie teoria, takiego doskonaego odwzorowania dwu ewolucji nie ma i
by nie moe przecie proste, czyli symbol zmiany (ewolucji) nie s paskie
i "zawsze" jednorodnie niezmienne. tak jest w "spaszczonej" geometrii, tak
jest w sytuacji, kiedy symbolizuj na kartce papieru proces ale realnie, w
konkretnie dziejcych si zjawiskach jest, po pierwsze, wanie zmiana, to
cecha fundamentalna - a po drugie kwant, stan "teraz" prostej rni si od
stanu "po"-teraz, rni si o jeden kwant (pooenia w czasie-przestrzeni),
ale si rni. na/w karce papieru (na/w paszczynie) logicznie to jest dla
mnie zawsze "to samo" ale fizycznie, na/w "paszczynie fizycznej" to jest
ju inny fakt. proste cakowicie rwnolege s logicznym tworem, dopenieniem,
stanem, ktry mgby zachodzi, gdyby ewolucja bya przebiegiem doskonaym.
e tak nie jest, to wynika z lokalnych zdarze i losowych rozkadw energii
w przestrzeni. rwnolego absolutna to wniosek, pojcie "absolutne" i jest
granic logiczn. i w tym ujciu "wystpuje" tylko w jednej postaci: 1 i 0,
energii i prni, CO i NIC. to rzeczywicie jest rwnolego doskonaa i
czna. tych podstawowych elementw-poj nie mona rozdziela, tumacz si
na siebie i dopeniaj.
jednym brzegiem logiki jest przypadek prostych prostopadych, gdzie pojawia
si jeden kwant "rwnolegoci" i wspdziaania ze sob dwu prostych a na
przeciwnym kocu jest stan maksymalny, kiedy to wszystkie elementy-kwanty ze
sob wspdziaaj. a pomidzy rozciga si cae spektrum moliwoci, zbir
rzeczywistych przypadoci ewolucyjnych i ich wzajemnych, zawsze "na chwil"
powstajcych" "rwnolegoci" czyli moja realno.
59

czyli istniej proste (ewolucje), ktrych przebieganie posiada wiele wsplnych


cech z innymi, ale s i takie, ktrych wspwystpowanie jest adne lub bardzo
ograniczone (lub trudno to okreli). jednym kracem jest brak wystpowania
rwnolegoci w ewolucjach, a drugim maksymalnie rwnolegy byt dwu zjawisk.
jednak realnie i praktycznie tylko fakty porednie midzy tymi granicznymi w
naturze objawiaj swoj reprezentacj. co i mie, bowiem "absolut", absolutny
stan to nic przyjemnego. skrajnoci maj to do siebie.
inna sprawa, i to jest ciekawe zagadnienie, czy mog by ewolucje zupenie nie
majce ze sob kwantw rwnolegych? czy mog istnie dwie ewolucje, dwa tory
ronych procesw, ktre nie posiadaj nigdy ze sob nawet jednego rwnolegego
(wspwystpujcego) sobie kwantu? tzn., czy mog istnie przebiegi w wiecie
(i w Kosmosie), ktrych tory nigdy si nie min w tej samej, jako do siebie
"bliskiej" "przestrzeni"? z pobienego ogldu zdarze w otaczajcym wiecie,
na przykad ludzi, trzeba stwierdzi, e praktycznie do wyjtkw naley stan,
kiedy dwie ewolucje si ze sob w jednej przestrzeni i jednym czasie mijaj.
zazwyczaj takie istnienia realizuj si w oderwanych, oddzielnych strefach
(i jest zagadk dla fizykw czy astronomw, dlaczego, mimo wszystko, yciorysy
ich s tak podobne) wic nie mam adnych szans, eby "min si" z kim na
drugiej pkuli mieszkajcym (o ile tam nie pojad). jako "skromny odcinek"
w rzeczywistoci mog z wieloma (nawet wikszoci) podobnych kwantw wiata
nigdy si nie spotka, nie mam siy, rodkw i ochoty na takie, moe nawet i
ciekawe (chwilowo), schadzki. jestem "odcinkiem" na/w prostej, ale wynika z
tego, e z dokadnie wyznaczonymi brzegami. a to w dalszej kolejnoci oznacza
(niestety), e poza ten odcinek czasu-przestrzeni si nie wychyl.
jednak sprawa si komplikuje w rozwaaniach, jeeli do tych odcinkw dopisa
ich "prost". czyli uj zdarzania ewolucje skoczone i chwilowe w przebiegu
nieskoczonym. w takim ujciu, biegncym z nieskoczonoci w nieskoczono,
spotkanie si dwu torw ewolucji jest jak najbardziej zasadne. wicej nawet,
konieczne. nie mona wyobrazi sobie, aby jakie ewolucje w nieskoczonoci
nigdy si nie miny, nie weszy sobie w parad lub nie kolidoway ze sob w
jednej "czaso-przestrzeni". odcinki-kwanty takiej moliwoci praktycznie nie
maj, to wydarzenie z pogranicza cudu, ale proste, czyli ewolucje, musz si
w nieskoczonym "czasie i przestrzeni" spotyka lub mija.
takim wydarzeniem jest spotkanie dwu kwantw, dwu cia w jednej przestrzeni i
czasie, ktre mog zapocztkowa istnienie nastpnego osobnika. aby spotkay
si dwie komrki rozrodcze, aby ich stany byy zgodne na tyle, e moe doj
do zapocztkowania procesu, musi by speniony szereg, niezwykle dugi szereg
zdarze losowych, ktre ten stan umoliwiaj. nie jest moliwe zdeterminowane
spotkanie, nie ma czego takiego. kady przypadek spotkania si, minicia w
przestrzeni dwu ewolucji, z ktrych moe zaistnie nastpna ewolucja, czyli
spotkanie si w tej samej czasoprzestrzeni kwantw, ktre posiadaj do siebie
analogiczne, a co najmniej podobne stany kwantowe, takie spotkanie to wyjtek
od zasady. jednak, co okazuje si tu wnioskiem zasadniczym, a z mojego punktu
widzenia najwaniejszym, jest to fakt konieczny w nieskoczonoci. w Kosmosie
wszystko ze wszystkim si spotyka (nieskoczon ilo razy).
eby dwa ciaa zapocztkoway nastpn ewolucj, eby si rozpocz nastpny
rzut zjawisk, musz spotyka si ("kolidowa") kwanty ze sob analogiczne.
- to znaczy, nie mog by antagonistyczne, nie mog posiada energetycznie
wielkiej rnicy, musz si dopenia. a co najmniej z takiego spotkania nie
moe wynika rozpad energii. w przypadku spotykania si ciarwki z motylem
adna stabilna ewolucja nie wyniknie, zderzenie si takich procesw bdzie
brzemienne w konsekwencje, lecz nie brzemienne nowymi ukadami. zaistnieje
rozpad ewolucji o mniejszej skali energetycznego potencjau. aby "minicie"
(si) w przestrzeni, "kolizja" bya "owocna", musi istnie powizanie midzy
stanem energetycznym (budow) dwu ewolucji. tylko z takiej "kolizji" moe a i to w losowych zdarzeniach wielkiej skali - co (krzyczcego) zaistnie.
60

- proste rwnolege
- "rwnolego okresowa"
na pytanie, czy mog istnie przebiegi nie posiadajce stycznoci, odpowiedzie
trzeba, e mog. ale dotyczy to jedynie faktw skoczonych, faktw zawartych
wewntrz prostej (ewolucje-"odcinki"). w przypadku analizowania procesu "w
caoci", jako "prostej"-Ewolucji, takie spotkanie w nieskoczonym wymiarze
jest zasad. energie z jednej ewolucji istniej w innej, tworz, wchodz w
skad zjawisk, ktre nie maj ani pocztku, ani koca. i tu pojawia si inne
ciekawe pytanie: ile moe by "rwnolegych" punktw w ewolucji (prostej)? i
odpowied: od jednego - do wszystkich. to ju pado, ale warto podkreli, e
powstay tak zbir moliwoci jest zakresem, w ktrym realizuj si procesy.
a e praktycznie bdzie to tylko "fragment" tego zbioru, e zawsze tylko pewna
ilo powiza si zrealizuje, to oczywiste. ilo takich "odniesie" midzy
ewolucjami bdzie zaleaa od poziomu zjawisk, na/w ktrym rwnolegoci si
rozpatruje. - czyli maksymalna w przypadku kwantw logicznych, ktre tworz
rwnolegoci (s bytami do siebie maksymalnie rwnolegymi), ale minimalna
w przypadku pl energetycznych (wszechwiatw). z tym, e poniewa struktura
pola skada si z kwantw, a te zawieraj si w jednym nadrzdnym wobec nich
Kosmosie, to takie rwnolegoci bd miay charakter piramidy, wic zakres
wsplny bdzie mala w miar komplikacji rozpatrywanego ukadu. jednak w tym
najszerszym rozumieniu s to fakty do siebie rwnolege przecie "s obok",
a co wicej, powstaj wedug tej samej zasady (s rwnolege logicznie).
jest jeszcze co ciekawego w ujciu rwnolegoci prostych (ewolucji), co nie
moe wystpowa w geometrii, a pojawia si w ujciu kwantowym: chodzi o fakt
"lokalnego" i powtarzalnego stanu rwnolegoci.
w geometrii, jeeli co jest rwnolege, to jest tym "zawsze", nie moe by
rozbiene (gdzie, kiedy tam). w ujciu kwantowym, falowym, mona powiedzie
jak najbardziej, e pewne fragmenty procesu s lokalnie rwnolege, posiadaj
analogiczne stany w pewnych zakresach - lub, w ramach tych samych procesw,
zachodz do siebie "pod ktem". fala ewolucji (jej symbol, prosta) posiada
moe nie tylko lokalny stan rwnolegoci (w rozumieniu jednego zdarzenia i
nie powtarzalnego), ale moe taka sytuacja zachodzi wielokrotnie. moe dwie
ewolucje czy nie jeden, ale wiele rwnolegych wzgldem siebie kwantowych
stanw czstkowych. to, co w geometrii nie jest moliwe (z powodu "paskiego"
opisu), w fali kwantowej zachodzi czsto. wicej, dopiero takie "powtrzenia
z rozrywki" s w ewolucji jej sednem (np. tworzenie si ycia).
rwnolego, analogiczno zachodzenia zjawisk w dwu przebiegach, zwaszcza
kiedy nale jeszcze do tego samego poziomu zdarze i posiadaj podobny punkt
"rozpoczcia" ("pra-kwant") - to w takim przebiegu moliwe jest wyznaczenie
wielu rwnolegych zjawisk. zaistnieje wwczas nie jeden odcinek rwnolegy,
ale bdzie ich wicej, nawet bardzo duo. w jednej fali znajdzie si odbicie
i rwnolego podobnych procesw, ktre maj miejsce w drugiej fali. szczyt
("szczytowanie") jednej fali odpowie w podobny sposb w drugiej "doowi",
d, itd. - geometria "sztywna" nie potraktuje takich rwnolegych ani jako
proste, ani tym bardziej jako rwnolege, a przecie, co mam nadziej wida
w tym opisie dobrze, te zjawiska takie sobie bd - i proste, i rwnolege.
okazuje si, e w rzeczywistym (fizycznym) procesie energetycznym proste mog
by "zafalowane", a rwnolegoci "okresowe" - wicej nawet, e mog by take
"zakrcone" w "koo" (spiral). a mimo tego bd prostymi. mog dziaa na
siebie "prostopadle", a bd rwnolegym zdarzeniem.
jako zjawiska analogiczne, rwnolego musi by w "prostych geometrycznych"
sta, a nie okresowo pojawiajc si cech, ale w ujciu falowym (kwantowym)
mona mwi o "nawrotach", o "cyklicznym" (lub nie) pojawianiu si rwnolegych
wasnoci i parametrw w przebiegu zmiany, o zjawiskach "odcinkowo" i lokalnie
podobnych w geometrii kwantowej rwnolege mog by odcinki (jednostki), ale
nie proste (ewolucje).
61

a skoro dwie proste (symbol zmiany) nie s w ujciu kwantowym rwnolege "w
nieskoczono", jako wniosek oczywisty i konieczny pojawia si zobrazowanie
wszechwiata w formule co najwyej okresowej rwnolegoci w relacji do innego
tego typu "obiektu" jednak nigdy jako faktu "wiecznie trwaego" w zmianie.
mwic inaczej, nie ma rwnolegych wszechwiatw - w znaczeniu identyczne.
kady tak wyrniony (logicznie) w Kosmosie fakt powstaje zawsze na tej samej
zasadzie (skoro s jednakie kwanty tworzce to regua musi by jedna) - ale
jednostkowo i niepowtarzalnie. takie struktury s rwnolege w zdefiniowaniu
jako "proste", ale nie s czym identycznym, nie s takie same. tworz si i
przebiegaj "obok", ale zawsze "na wasn rk". po pierwsze dlatego, e jest
to struktura maksymalnie skomplikowana (choby z tego wzgldu, e ja si w
niej zawieram /lub nie/), a po drugie, wystpuje "gabarytowe" zrnicowanie
takich kwantw oraz ich nastpowanie w innym "punkcie-momencie" (przecie
nie zao, e zawsze i wszdzie wszystko dzieje si tak samo i w tym samym
okresie). "wszechwiat rwnolegy", czyli abstrakcja powstae na podbudowie
"kartki papieru", to kolejny wymowny przykad "spaszczenia" postrzegania i
rozumienia zjawisk. konieczno logiczna, ale odlega od treci fizycznej. i
dlatego bdna.
mona nawet powiedzie inaczej: dwie "proste rwnolege" nigdy w przestrzeni
Kosmosu si nie spotkaj, nie ma takiej moliwoci w ujciu kwantowym. czy to
niesprzeczno z wyej zapisanymi twierdzeniami? nie. to jest wanie skutek
logicznego ujmowania tego, co si nazywa prostymi, punktami, kwantami. ot
w ujciu geometrycznym (punktowym) zostaa pomieszana, a w kadym razie nie
zostaa rozdzielona prnia od energii. w tym ujciu oba stany s tym samym:
punktem (w zastpstwie kwantu). czyli, jeeli teraz oznaczam "prni" oraz
"energi" jednym pojciem "punktu", to w konsekwencji podzieli, postrzega
tego funkcjonalnie w inni sposb nie mog (a przecie to inne fakty). efekt?
rozrnienie nie jest moliwe. i poprawny opis rwnie. kwantowo (i logicznie)
jest to sensowne, jednak fizycznie (i logicznie) tworzy "wze", i umys si
"supuje". ju przy omawianiu przechodzenia prostych przez punkt ta trudno
si pojawia i zachodzia konieczno rozgraniczenia. tutaj, przy omawianiu
prostych "odnoszcych" si do siebie, take ma to znaczenie.
przez "punkt", pojmowany jako prnia, mona przeprowadzi nieskoczon ilo
prostych - ale w rnym czasie (nastpczo), przez jeden punkt (kwant) energii
rwnie mona przeprowadzi wycznie jedn-prost. czyli, wniosek, konkretna
ewolucja moe by "obsuona" przez jeden i konkretny kwant.
to samo powtarza si obecnie, kiedy rozwaa, czy spotykaj si, czy te nie
spotykaj proste rwnolege w przestrzeni. jeeli prostymi okrela ewolucje
wycznie "energetyczne", czyli analiz prowadzi w odniesieniu tylko do CO,
odnosi si do przebiegw zdarze energetycznych - to tak wyrnione stany
ewolucje jak najbardziej si spotykaj. te pproste, ewolucje energetyczne
w przestrzeni spotka si musz. s rozbiegym w "przestrzeni" Kosmosu tylko
chwilowo "pkiem" zjawisk, ktre po pewnym okresie i tak musz si ponownie
sple (zbiec) w jedno. dlatego w tym ujciu stwierdzenie (rozumienie), e
proste rwnolege (wszystkie proste) kiedy si spotykaj, cz, schodz jest jak najbardziej poprawne, koniczne, logiczne. ale na pewno "chwilowe".
i zawsze chwilowe. jednak takie "zbieganie si" (czy "rozbieganie") nie moe
trwa wiecznie. - poniewa ja jestem.
jeeli teraz pod pojcie "prosta" podoy dwa stany ewolucji, czyli dwa stany
kwantowe Kosmosu: prni i energi, to te dwie proste nie spotkaj si nigdy.
nie mog si spotka, nie s tym samym. s do siebie na nieskoczono oraz
wieczno rwnolege, razem tworz dwoisty stan Kosmosu, Ewolucji. pojte tak
proste nie przetn si, nie mog si ani si zbiec, ani rozbiec. to proste,
ktre nie mog istnie bez siebie. te dwie rwnolege, jedynka i zero, nie
zespol si - to fakty absolutnie rwnolege.
wniosek? proste rwnolege spotykaj si i nie spotykaj w przestrzeni.
62

- proste styczne
- pojcie "stycznoci"
innym ciekawym zagadnieniem, ktre wie si z prostymi (oraz z pojmowaniem
ewolucji), to "styczno", "dotykanie" si dwu ukadw (ewolucji prostych).
potocznie pojmuje si i definiuje "styczno" jako poczenie dwu lub wicej
elementw "bez adnej przerwy" - "stykanie" si to stan "bez oddzielajcej
fakty przestrzeni", bez-przerwowo. jednak w ujciu kwantowym sprawa wyglda
nieco inaczej, a na pewno komplikuje ten codzienny ogld, ktry przeprowadza
obserwator o skomplikowanej budowie. dlaczego? poniewa w kwantach nie ma i
by nie moe adnej "stycznoci". przyczyna takiego ustalenia? zawiera si w
rozumieniu kwantw, i to gboko. wypada wic sign do rozwaa, jak wyglda
ukad, ktry si "styka" w ujciu kwantowym, jak przedstawia si ewolucja i
jej "styk" z inn (ssiedni).
bior dwie ewolucje, na przykad dwa ciaa, ktre jako si stykaj ze sob
w pewnym przedziale przestrzeni a przynajmniej tak to postrzegam (nawet za
pomoc przyrzdw czy na bazie ustale "paskiej geometrii"). czyli nie mog
wyrni adnych wolnych zakresw (odlegoci) midzy analizowanymi faktami.
nie moe ich by, przecie "styk" uwaa si za maksymalny wwczas, kiedy nic
"pomidzy" nie zachodzi. - jednak sytuacja zmienia si, kiedy bd rozwaa,
a zwaszcza fizycznie prbowa rejestrowa coraz mniejsze odlegoci, coraz
mniejsze odcinki zmiany ewolucyjnej, czyli "drobi" (np. w zderzeniach) dla
mnie dostpna czaso-przestrze. wwczas okae si, e dojd w tym dziaaniu
do takiej wielkoci - ktr okrelajc kwantem - ju adnym sposobem nie mog
przekroczy. kwant, jako pojcie elementarne (i "elementarne zdarzenie"), nie
moe by w tak ujmowanym wiecie niczym zastpiony. dlatego, kiedy rozpatrywa
"styczno" dogbnie i fundamentalnie (logicznie i fizycznie), to okazuje
si, e w rzeczywistoci nie ma czego takiego - okazuje si, e "styczno"
dwu cia nie istnieje. na kocu otrzymuje si zawsze wielko, ktrej niczym
ju nie mona zastpi (przeskoczy) ani logicznie, ani fizycznie. w moim,
nadprogowym zakresie jest to wykonalne "na dole" Fizyki nie. "tam" nie ma
stycznoci.
dlaczego kwant nie moe styka si z drugim kwantem tak, aby nie byo midzy
nimi adnej "wolnej" przestrzeni? sprawa jest prosta: gdyby kwanty "stykay"
si (w pojciu potocznym), nie byoby midzy nimi rnicy. dlaczego? kiedy
kwant, ktry czy si "bez adnej przerwy" z innym kwantem, przestaje by w
tle wyrnialnym i tym samym nie ma takiego kwantu. dopiero "czynno" w
postaci wyodrbnienia kwantu w przestrzeni wydobywa go z niebytu po prostu
zachodzi oddzielenie od caoci-jednoci energetycznej. i to wanie decyduje
o tym, e kwant si pojawia ("objawia" w tle). dopki dwa kwanty stanowi ze
sob cao, s poczone przez jedno zachodzenia zjawiska, tym samym ich
nie ma jako stanw rozdzielnych, jako jednostek odrnialnych. mona tumaczy
co prawda, e w takim kwancie nastpuje "wyynanie", "zarysowywanie" si nowej
struktury (np. nowego bytu w onie matki), jednak nie mona powiedzie, e
taki kwant ju istnieje. - a po drugie, wspomniane "wyodrbnianie" si z ta
nie dotyczy kwantw logicznych, tylko wyszych poziomw. na tym najniszym z
moliwych moe by wycznie "elementarny fakt", ktry tworzy, wchodzi w skad
wydarze wyszego rzdu. kwant, ktry czy si z innym kwantem, nie istnieje.
i to stanowi decydujcy argument na rzecz stwierdzenia, e nie ma stycznoci
cia w formie absolutnej. jaka jest? odlego midzy ukadami (ewolucjami)
musi najmniej wynosi jeden kwant. i to "kwant" prni. ukady wyodrbnione
z otoczenia musz si wyrnia, oddziela od siebie co najmniej na kwantowy
"ruch" - na jeden kwantowy "skok" ewolucji. styczno w potocznym rozumieniu
nie ma racji bytu na poziomie kwantowym, nie ma racji bytu na adnym poziomie.
kade ciao musi oddziela od drugiego jaka przestrze, nie moe by "zlania"
si (ujednolicenia) dwu cia. dwa odrbne byty s, zawsze musz by od siebie
w oddaleniu - poniewa inaczej trac tosamo.
63

to jest warte podkrelenia: kwant, ktry "zlewa" si z drugim kwantem (zespala


maksymalnie w logicznym ujciu, e brak jakiejkolwiek przerwy midzy nimi),
taki kwant, wczeniej byt samodzielny (nawet samorzdny), traci tosamo
po prostu przestaje istnie. tumaczc to na "geometri paszczyzny", prosta
(ewolucja), ktra traci odrbno w przestrzeni i "styka" si z inn prost
- przestaje by wyodrbnialna z ta (tu paskiego stanu, np. kartki papieru).
czyli traci swoje istnienie. adne ciao, aden proces (byt), ktry uzyskuje
na ktrym poziomie zmian konkretne ksztaty, nie moe dokadnie, w potocznym
rozumieniu, styka si z innym ciaem. poniewa wwczas przestaje by, to ju
nie jest inne ciao, to nowy stan (nowa jako). "tamto" ciao nie istnieje,
peny "styk" oznacza zatrat, zniszczenie.
mona jedynie mwi (gbiej analizujc pojcie "styku"), e takie ciaa s
sobie maksymalnie bliskie w czasie i w przestrzeni, e ich wzajemna odlego
jest maksymalnie ma, jest maksymalnym zblieniem odrbnych przemian. czyli
o jeden kwant. ale nigdy to nie moe by "stykanie" si, zlania dwu ukadw.
jeeli co takiego nastpuje, ewolucja (ciao) traci swoj indywidualno i
przestaje si zmienia, wtapia si w to. staje si elementem tego ta. cho
sowo "staje" si, co trzeba podkreli, w tym przypadku nie pasuje, to jest
proces, ktry znajduje si ju poza sam ewolucj. to tak, jakby powiedzie,
e trup "staje" si czstk przyrody. on - cho i "on" ju nie pasuje podlega
dalszej ewolucji, ale ju nie jako czowiek, tylko jako "trup". dla istoty,
ktra przestaa istnie w cznej, wielopoziomowej formie, z punktu widzenia
czowieka wczeniej reagujcego, a teraz zamarego, jest to proces lecy poza
jego istnieniem, poza jego granic poznawania i dziaania. i na dobr spraw,
eby zachowa logiczny tok rozumowania, musiabym kade sowo z tego zdania
uj w znak umownoci, poniewa chodzi ju o proces "zewntrzny" w stosunku
do zmiany wczeniejszej. wtapianie si w to, stykanie si z otoczeniem, to
ju zawsze znajduje si poza ewolucj "styk" zachodzi, ale, co tu istotne,
w innej skali odniesienia.
postrzegajc jaki ksztat, na dowolnym poziomie, poznaje si, dowiadcza i
odbiera istnienie pewnego kwantu (zdarze) do tego poziomu przypisanego (oraz
jako urednienie zjawisk niszych). tylko e postrzega si odrbno, ktra
manifestuje si swoim istnieniem, a nie zlany z otoczeniem ukad. owo "zlanie"
si z otoczeniem istnieje na niszych poziomach, "na dole" mam jedno ta,
wsplnego dla wszystkich procesw ta, ale samo "ciao" stanowi odrbno odrbno w ramach zbioru podobnych. znajduje si w paszczynie podobnych
sobie zjawisk, ale jest odrbnoci, jest kwantem, jednostk, "kim". i tylko
tak, jako odrbno i kwant moe by postrzegane. zawsze jako kwant z caoci
i w ramach kontekstu, ale jako kwant. - dlatego o "stycznoci" nie moe by
mowy.
pytanie: co mgbym zrobi, eby opisa siebie (wpierw wyodrbni z ta), w
sytuacji, kiedy musiabym ujmowa swoje istnienie jako stan "styczny" wobec
innych cia? odpowied: nic. poniewa mnie by nie byo. byaby "masa". jedna
wielka (nieskoczona) masa energii, adnych indywidualnych cech oraz adnej
indywidualnej osobowoci, ktra mnie stanowi. jeeli ju bardzo si upiera
przy sowie "styczno", to trzeba-wypada powiedzie, e kade ciao w ujciu
kwantowym jest styczne - ale z prni. kade ciao i kady jego element. to
znaczy z drugim "elementarnym bytem", ktry powoduje, e jedynka jest "czym"
innym od zera. prnia stanowi "skadnik" rzeczywistoci, ktry wyodrbnia,
pomaga wyodrbni kwant, zdarzenie, ewolucj, ciao. - oczywicie wszelkie
sowa w rodzaju "pomaga", "powoduje" to tylko przeniesione nazwania z jednej
strefy ewolucji na drugi stan, ktry jest z natury "pasywny" i tylko "jest",
ale to wanie z prni "stykaj" si ciaa, to prnia, wchodzc w zakres
kwantowania (wciskajc, pojawiajc si) powoduje, e w przestrzeni wyodrbni
si mog fakty, ciaa, wszelkie byty. - dlatego zasadne jest stwierdzenie, e
prnia jest "osnow" istnienia - fundamentem bytu jest NIC.
64

- jak dwie proste si stykaj?


nie stykaj si "bezporednio", to wniosek z poprzednich zapisw. dwie wobec
siebie odrbne ewolucje nie mog si "ciska" idealnie w przestrzeni wiata
bez zatraty osobowoci. stykaj si przez prni, przez/na odlego jednego
kwantu zdarzenia.
eby dwie proste byy maksymalnie do siebie blisko pooone, eby styczno
bya maksymalna, musi zachodzi midzy nimi kwantowa odlego zdarze, musi
by cho jeden kwant (pustki), ktry oddziela je od siebie. - tylko w takim
przypadku, tylko wanie tak mona mwi o stycznoci dwu cia. w tradycyjnym
i codziennym rozumieniu stykania si nie mwi si o prostych stycznych ale
o zbienych, podobnych. oczywicie okresowo, na dystansie czasu-przestrzeni
wyznaczonych przez obserwatora, ale to zawsze jest dziaanie "zgrubne" oraz
chwilowe, i trzeba mie tego wiadomo. innymi sowy, kiedy jakie ewolucje
(proste) uznaje si za styczne, oznacza to, e w analizie pojawia si ju ich
suma, jest wwczas mowa o ich zlaniu si w przestrzeni, poczeniu wczeniej
odrbnych procesw. czyli w takim przypadku mwi si o jednej prostej, ktra
zaistniaa jako wypadkowa z dwu lub wicej prostych-ewolucji poprzedzajcych
wyrniony moment. to ju nowy fakt.
kolejne ciekawe, o stycznoci zazwyczaj mwi si w ujciu "chwilowym". - to
znaczy, przez ile tam kwantw procesu (czy jednostek zliczania zjawiska) w
przestrzeni zachodzi zbieno zjawisk i pojawia si ten maksymalnie bliski
punkt stycznoci zdarze. ale i w tym ujciu nie ma stycznoci w kwantowym,
wic gbokim rozumieniu procesw. jeeli jaka ewolucja stopia si z inn,
czyli dwie proste utworzyy jedn, to pojawia si jedna wypadkowa ewolucja,
jest tylko jeden kwant i jedna prosta. i mona tylko opisa t jedn prost
(o ile bdzie naturalnie obecna w tle, w zbiorze podobnych) - ale nie mona
twierdzi, e to s dwie ewolucje, dwie proste, ktre s styczne. jest tylko
i wycznie jedno - jako pochodna poprzedniego stanu (czyli dwu ewolucji i
w tym momencie ju faktw historycznych). kiedy natomiast przeduy te dwie
proste, kiedy je zsumowa, a nastpnie ponownie nada im charakter prostych
rozbienych, wic zrobi to, co pojmuje si potocznie jako styk dwu prostych
w przestrzeni (czyli "stykn" je "na chwil") - to w takim zadziaaniu nie
robi si niczego innego, jak wznawia si ewolucj i prowadzi dalej, ale ju
jako nowy proces. istotne jest to, e pojawiajcy si po takim zsumowaniu (a
w tu prowadzonej terminologii "po stykniciu") byt, to nie jest stan, ktry
"wyania" si jako dalszy cig poprzedniego, ale jest to ju nowe jakociowo
zdarzenie (a raczej dwie nowe, rozchodzce si w przestrzeni ewolucje skoro
opis dotyczy rozdzielenia skadnikw). stan uprzedni decyduje, co oczywiste,
jakie te ewolucj maj ksztaty, jakie energetyczne zapasy, jak przebiegaj,
ale jest to ju nowy stan, ktry "wykwantowa" si z tej sumarycznej, obecnie
ju zanikej prostej-ewolucji (jednego pra-kwantu). - w "czasie" "stykania"
si nie byo dwu ewolucji, bya jedna - i to ona nastpnie rozpada si na dwie
dalsze (lub zbir podobnych).
wicej - nawet styk, czyli zlanie si dwu ewolucji na wielko jednego kwantu
i na "czas elementarnego zdarzenia" (tyknicia kwantowego), ju to oznacza,
kiedy ujmowa kwantowo, e wyrniam trzy stany: przed takim zdarzeniem (dwa
kwanty), samo zdarzenie (jeden kwant) i po zdarzeniu (dwa lub wicej kwanty
oddalajce si od siebie). i zawsze s to odrbne wielkoci i odrbne ciaa.
cigo ich zachodzenia wynika z czenia zdarze w acuch, ale one s od
siebie odrbne. musz by takie, eby je mona byo z przestrzeni wyrni.
te zdarzenia oczywicie wpywaj na przebieg tak zsumowanej ewolucji, jednak
zawsze s odrbnymi stanami i postaciami. - to jedynie "bezwadno" reakcji
obserwatora, ograniczony czasem i przestrzeni zakres postrzegania przemian
kwantowych powoduje, e byt (wysokiego stopnia skomplikowania) dostrzega w
otoczeniu poczone oraz zsumowane fakty, kiedy to tylko zawsze-i-wycznie
zmiana w trakcie zachodzenia. tylko kwantowa zmiana. i nic wicej.
65

- ksztat kwantu, kulisto kwantu logicznego (kadego)


- skoczono i nieskoczono prostych
- obserwator punkt postrzegania
to, e kwant jest kulisty i e musi ty kulisty - e proste s jednoczenie
skoczonymi i nieskoczonymi w przebiegach, to tak wane ustalenie, e wypada
do tego gbiej w analizie sign, przecie obie strony tego rozumowania s
od siebie zalene, czyli kwant oraz jego ksztat tworz prost - ale prosta
zawiera kwant(y). mwic inaczej, pytanie o ksztat kwantu bezporednio czy
si z pytaniem o ksztat ewolucji (prostej).
dlaczego kwant jest kulisty, dlaczego musi by sfer? eby odpowiedzie na to
pytanie, musz jeszcze raz przeprowadzi analiz w formule "geometrycznej",
poprzez odwoanie si do "naturalnego" (wyuczonego) pojmowania prostej. ot
jeeli przypisaem "prostej", biegncej z nieskoczonoci w nieskoczono,
znaczenie ewolucji, skoro ustawiem znak rwnoci midzy prost a ewolucj to tym samym ewolucj (i to kad ewolucj acz w postaci regularnej, ktra
jest podlega regule) opisaem jako prost. a poniewa prosta, wyprowadzona
ze wiata i "utwardzona" logicznie abstrakcja jest z definicji nieskoczona,
to przypisana do niej, utosamiona z ni ewolucja (zmiana) rwnie posiada ten
"wyznacznik", jest nieskoczona. jedno z drugiego wynika.
ale jednoczenie - i to jest tu najwaniejsze, wszelkie postrzegane przeze
mnie w otoczeniu ewolucje, ustalam jako skoczone (wic z brzegami, ze stanem
pocztkowym, rodkowym i kocowym). owszem, przynale do nieskoczonego cigu
zjawisk, ale s zawsze i tylko fragmentem, s stanem chwilowym i lokalnym. i
dotyczy to nawet struktury w stosunku do mnie maksymalnej, czyli wszechwiata
(skoro si zmienia, to znaczy, e mia pocztek i e nastanie jego koniec).
w tym kontekcie wane, fundamentalne pytanie: czy wic jest to sprzeczno,
czy proste-ewolucje s faktami skoczonymi czy nieskoczonymi? czy ustalenie
logiczne jest w niezgodzie z ustaleniem fizycznym? czy dowolna ewolucja jest
dla jej wewntrznego obserwatora przebiegiem nieskoczonym, a zewntrznie ju
postrzegana skoczonym? jeeli tak - to dlaczego?
pojcie obserwatora, ktre si tutaj pojawia jako konieczno (a raczej jego
umieszczenie), to jedno z podstawowych w tym dowodzeniu zagadnie. dlaczego?
poniewa to obserwator, jego miejsce obserwacji wyznacza, czy rejestrowana
skoczono zjawisk wystpuje, czy to "zudzenie" to obserwator ustala, ze
wzgldu na siebie (i swoje moliwoci), czy procesy s skoczonymi, czy te
nieskoczonymi (energetyczno-prniowymi). dla mnie, jako bytu jednostkowego,
atom (oraz jego przemiany) s oczywicie skoczone. jednak, co tu jest sednem
rozumowania, jednoczenie, jako ewolucja, jako przyrwnanie jej do prostej,
czyli z zaoenia nie-koczcej si ewolucji, taki atom jest nieskoczony w
swojej (i dla siebie) wewntrznej ewolucji. - mwic inaczej, dla obserwatora
wewntrznego, umieszczonego w atomie (czy dowolnej ewolucji), taka zmiana jest
nim. jest mu rwnorzdna, tworzy go i jest nim w kolejnych przemianach. nie
koczy si. obserwator wewntrzny, czy to moje istnienie, czy obserwatora na
poziomie atomowym - czy w obrbie ewolucji wszechwiata, czy maksymalnie w
Ewolucji - dla kadego wewntrznego obserwatora, ktry jest rwnorzdny wobec
zachodzcych wydarze - dla kogo takiego ewolucja nie moe nigdy dobiec do
brzegu, nie moe si skoczy! i przyjmuje wielko nieskoczon. po prostu,
kiedy proces trwa, kiedy tworz si stany lokalne, ktre tworz jednoczenie
obserwatora, wwczas i ewolucja si toczy, i obserwator postrzega zmiany. ale
kiedy ustaje, zdarzenia si kocz i obserwator zanika, wtapia si w to przestaje postrzega otoczenie i siebie. a kiedy zanika zdolno postrzegania,
zanika moliwo mwienia o obserwatorze. i dla konkretnego obserwatora jego
ewolucja si wypenia. ale, ale - co wane - to, e ona si wypenia, jest
wiadome dla obserwatora umieszczonego "na zewntrz", postrzegajcego tamtego
"z oddalenia". to, e ustaa obserwacja, ustali obserwator zewntrzny, nigdy
wewntrzny. dla obserwatora wewntrznego obserwacja nigdy nie ustaje.
66

podkrelam dla obserwatora zawierajcego si w zachodzcej zmianie, ktr


to zmian (jako) postrzega i ustala w niej rytm, zdarzenia przybieraj posta
nie-skoczonych, nie kocz si. dlaczego jest to zmiana nie-skoczona? z tego
powodu, e obserwator wewntrzny, jako ewolucja (zdarzenie w toku), nie moe
sign i nie moe obserwowa wasnego brzegu, czyli jednokwantowego stanu
brzegowego ("biegunowego"), ktry wystpuje na pocztku oraz na kocu zmiany
- brzeg takiego procesu nie naley ju do tak prowadzonej obserwacji, to stan
"poza" (ewolucyjny).
inaczej - eby dostrzec, e co dobiego koca, wypenio si, wic osigno
swj kres, do tego trzeba porwnania, drugiego punktu, a wewntrznie, w ramach
ewolucji, ktra si realizuje, tego porwnania nie ma (sam do siebie w jednym
momencie-punkcie si nie porwnam). czy chodzi o brak moliwoci porwnania
midzy tym, co byo (np. w moim ciele), czy tym, co otacza mnie (np. do innych
cia) - jeeli brak punktu odniesienia, wwczas ustaje moliwo wyrokowania
(definiowania) czegokolwiek. dlatego, kiedy obserwator wewntrzny zaprzestaje
z dowolnych powodw dziaa porwnawczych, w tym momencie ustaje dotyczca go
ewolucja. - tylko e taki fakt (ustania reakcji), co w tym rozumowaniu jest
zasadniczym stwierdzeniem, brak stanw porwnawczych w bycie moe skonstatowa
tylko obserwator do tej zamarej ewolucji zewntrzny - obiektywny.
to, e ja, jako ewolucja, odmieniam si, to poznaj dopiero z faktu rwnania
siebie do innych podobnych mi ewolucji, innych prostych-ewolucji, ktre cho
wewntrznie nieskoczone (jako wewntrzne nie mog swego brzegu osign) s dla mnie procesami skoczonymi, koczcymi si. ja - jako "ja", nigdy sam
o stanie brzegu z wasnego dowiadczenia nie bd wiedzia, moja "skoczono"
nie jest (nie bdzie) mi dana i dlatego mog do tego stanu dochodzi tylko w
sposb poredni, tylko si go "domyla" ("konstruowa" taki fakt na podstawie
zebranych ze wiata danych).
obserwuj inne proste-ewolucje, postrzegam, e zaczynaj si osigaj swj
rodek istnienia - i si kocz. jestem podobny do tych procesw, jednak nie
jestem identyczny (jestem odrbnym bytem). wycigam wic wniosek: jako podobny
- zachowam si podobnie: moje istnienie si zakoczy. - jest to "zwrotna" ze
wiata informacja i wiedza teoretyczna ("nie-fizyczna"). nigdy wiec doznanie,
nigdy dowiadczenie!
przecie w badaniu, w eksperymencie nigdy nie dojd swego koca, poniewa w
takim badaniu jego (dla "mnie") by nie moe. to stan kwantu umieszczonego ju
poza ewolucj, jej punktowy brzeg, ale poza rozbudowan zmian. albo bd ja
- albo mnie nie bdzie, albo bdzie moja nieskoczona (dla mnie) ewolucja albo nie bdzie. jednak fakt zamarcia przemian - to stwierdzi zawsze kto inny,
to ju wiedza "z zewntrz" ("ponad" faktem). kiedy jestem - mierci nie ma.
kiedy jest mier mnie nie ma.
jeeli dokonaem opisania prostej z mojego punktu widzenia, to opisaem tym
samym nieskoczono - ale nadal jestem "winiem" tej nieskoczonoci, tego
umieszczenia w/na prostej. dlatego te dla mnie, zawsze wewntrznego, czy to
"wntrze" bdzie wymiarw Kosmosu, czy "tylko" kosmosu mojego ycia, dla mnie
ta prosta zawsze bdzie nie-skoczona. - zgoda, Kosmiczna prosta, Ewolucja w
ramach Kosmosu musi by nieskoczona, eby te inne, skoczone, byy moliwe.
ale, powtarzam, nie ma adnego znaczenia dla obserwatora wewntrznego fakt jego
skoczonoci. przecie on tej linii skoczonej, wypenionej do koca ewolucji
nie doczeka, nie bdzie istnia, kiedy jego ewolucja si zapeni. na/w brzegu
ju go nie ma. ewolucja si nie toczy na/w brzegowym zakresie, jest jednostka,
tylko-i-wycznie kwant. dla obserwatora, dowolnego ju teraz, umieszczonego
w obrbie tej prostej, kada ewolucja, ktrej jest elementem, bdzie procesem
nie-skoczonym, bdzie przebiega bez opisywalnego-doznawalnego koca. czy to
bdzie moje ciao, moje ycie - czy wszechwiat, czy Ewolucja w Kosmosie, dla
mnie zawsze jest to wielko nieskoczona. dla bytu obserwujcego-doznajcego
wydarzenia przybieraj posta nie koczcych si. nigdy nie ustan.
67

ale, powtarzam oraz podkrelam: takie wnioski nie pojawi si u obserwatora


umieszczonego zewntrznie w stosunku do wyrnionej zmiany. - a dlatego tak
zdecydowanie eksponuj fakt zewntrznego ulokowania punktu obserwacji, bowiem
jest to fundamentalne rozrnienie, ktre w ustalaniu struktury rzeczywistoci
odgrywa gwn rol i dotyczy wszelkich zdarze. podzia obserwacji na obraz
pozyskiwany "od wewntrz" i "od zewntrz", uwiadomienie sobie, e postrzegam
otoczenie dwoicie, to zasadniczy fakt, ktry porzdkuje moje ustalenia (lub
je powanie utrudnia, kiedy o tym nie wiem). zmieszanie obrazw, przemienne,
niekonsekwentne postpowanie obserwacyjne mci si bdnym wynikiem i musz
o tym wiedzie.
dlatego fakt mojego "zejcia" za horyzont (ewolucji), "wypadnicie" z obszaru
aktualnych wydarze wiata - dla takiego na zewntrz znajdujcego si punktu
rejestracji, z ktrego wida moj caociow, pen ewolucj (a wic rwnie
i jej posta brzegow, czyli jednokwantow) dla tego obserwatora moja, jak
najbardziej nieskoczona dla mnie zmiana, nigdy nie koczca si "prosta" dla niego przybiera posta skoczonego zdarzenia, staje si faktem (bytem) o
spenionych, zakoczonych - zamknitych brzegach. mwic inaczej, dla niego
taka prosta jest "ledwo" odcinkiem. - dla mnie zdarzenie rozcigajce si w
nie-skoczono, bez brzegu, czyli moje istnienie, dla innego obserwatora jest
przebiegiem ograniczonym w czasie-i-przestrzeni, jest skoczone. wicej nawet,
jest policzalne (mona fakt "wydatowa").
istotne w takim dziaaniu, tu rozrnieniu punktw obserwacji na wewntrzne
i zewntrzne jest to, e na tak zakrelonym tle wszelkie zdarzenia ewolucyjne,
ktre mog jako odbiera i postrzega jako skoczone, wic ograniczone, bd
prostymi-ewolucyjnymi, ktre si "wypeniaj", docieraj do swojego brzegu. to
bd te proste, ktrych ewolucja si zapenia w trakcie dostpnego dla mnie
przedziau obserwacji (s krtsze trwaniem od mojego istnienia). natomiast te,
ktrych stanw brzegowych nie obejmuj swym rejestrowaniem, czyli znajdujce
si poza moim zasigiem postrzegania - wszystkie one, cznie z moim wasnym
istnieniem, bd nieskoczone (nie-skoczone). cho, naturalnie, jak jest to
w przypadku mojej wasnej "skoczonej nieskoczonoci" (o czym dowiaduj si
z analizy innych podobnych mi kwantw) - tak samo o skoczonej nieskoczonoci
tych innych, przerastajcych mnie prostych, dowiaduj si z analizy logicznej
pojcia nieskoczonoci. czy, jak tutaj, z analizy pojcia prostej. - czy po
prostu z zasady analogii midzy wydarzeniami. i nigdy inaczej. o skoczonoci
"drobnych" bytw wiem z obserwacji naocznej, dowiadczam tego, a eksperyment
jest tu podstaw wnioskowania natomiast o skoczonoci "wielkich" faktw
dowiaduj si z eksperymentu logicznego, budujc na bazie dostpnych stanw
konstrukcj do postrzeganej-doznawanej chwili zewntrzn.
czyli, te wydarzenia, ktre postrzegam jako przerastajce mnie ("wymiarami"),
ktre mam prawo, a przejciowo musz uzna za nieskoczone - je wszystkie, na
koniec, musz zaliczy do procesw skoczonych i ograniczonych, ktre dopiero
w ramach Kosmosu i Ewolucji staj si skadnikami nieskoczonego wydarzenia.
czyli, co byo dla mnie zaskoczeniem, i co jest niewtpliwie ciekawym oraz
wanym wnioskiem z analizy kwantowej - to, e "proste", w taki sposb nazwane
i zdefiniowane elementy rzeczywistoci (symbolizujce zmian i ewolucj), s
jednoczenie skoczone i nieskoczone, e proste, ktre geometrycznie posiadaj
nieskoczony w czasie i przestrzeni przebieg - e te proste s zarazem takie
i takie. zalenie od tego, co symbolizuj prostymi, jaki przebieg ewolucyjny
do jakiego poziomu przypisuj, wyrniona zmiana uzyskuje w opisie posta albo
zdarzenia bezkresnego, albo skoczonego. to umieszczenie bytu obserwujcego
decyduje, jak postrzega i, co istotne, jak rozumie zmian (i wiat w ujciu
caociowym) to ja, obserwator, decyduj, czy fakt jest skoczony, czy nie
czy przebiega chwilowo, czy jest znacznie, Kosmicznie, wikszy.
punkt widzenia zaley od miejsca siedzenia.
68

- "ksztat" kwantu
- sfera ewolucji
jak obecnie od tego ciekawego, ale ju zrozumiaego wniosku o nieskoczonoci
skoczonej, przej do ksztatu kwantu? jak kademu kwantowi, ktry zawarty
jest w ewolucji (i Ewolucji) nada wzmiankowany ju kulisty ksztat? sprawa
w owym dwoistym ujciu prostej, w powizaniu z jej skoczonym lub bezkresnym
przebiegiem. - jeeli kad ewolucj opisaem, zdefiniowaem jako prost, ju
bez znaczenia, czy chodzi o foton w jego przemianach, atom, czy moje istnienie
w ramach nieskoczonego-wiecznego Kosmosu - zawsze jest to prosta, i zawsze
jest to prosta o dwoistym znaczeniu: skoczona albo nieskoczona. przecie
zawsze znajdzie si obserwator (byt), ktrego postrzeganie bdzie zawierao
si wewntrz zmiany (wszak nawet w "elementarnym zdarzeniu" tworzcym stan
lokalny ukadu jest to ewolucja, to zawsze zmiana) - i zawsze znajdzie si
rwnie obserwator zewntrzny do zdarzenia, ktry maksymalnie jest umieszczony
na poziomie Ewolucji. oczywicie w tym przypadku chodzi o "obserwatora", wic
byt logiczny, ktry fizycznie znajduje si wewntrz procesu, ale postrzega
i analizuje otoczenie i na tej podstawie "widzi" za pomoc abstrakcji zmian
do niego nadrzdn. mwic inaczej, "tu" ("tam" z mojej perspektywy) ju nie
ma adnego zdarzenia o cechach obserwatora.
z takiego dwoistego pojmowania prostej trzeba przej do ksztatu kwantu i
to kadego kwantu, niezalenie o ktry poziom chodzi. jak to przeprowadzi?
wanie wychodzc z ustalenia, e kada ewolucja jest skoczona i nieskoczona
jednoczenie. co to wnosi? e, aby znale taki odpowiednik, czyli opisa w
geometrycznym ksztacie podobn waciwo - trzeba si odwoa ni mniej, ni
wicej - tylko do kuli. przecie, zwracam uwag, tylko kula, sfera posiada te
dwuwartociowe i odpowiadajce wymaganiom warunki. czyli jest nieskoczona,
ale i skoczona w innym opisie, przy innym umieszczeniu obserwacji.
a raczej, eby by dokadnym, przecie bior za wzr zdarzenie rozbudowane i
wysokiego poziomu, to "rysowana", tworzca kul prosta, ktra si po/w niej
opisuje i zarazem taki fakt rysuje (ksztatuje) w przestrzeni, to tak krelona
ewolucja tworzy kul. mwic inaczej, kiedy prosta-ewolucja zakrzywia si w
czasoprzestrzenny fakt, staje tworzy si to, co dla mnie oznacza "sfer",
kul, co w taki sposb postrzegam i nazywam (w zgrubnym i powolnym dziaaniu
obserwacyjnym). energetyczny proces w postaci prostej (wic przemieszczajcego
si kwantu), zakrela, rysuje i w efekcie buduje w moim doznaniu ze stanw
chwilowych (punktw na/w prostej) ksztat w tym przypadku kulisty. i jest
to fakt zarazem skoczony oraz nieskoczony.
inaczej prosta (ewolucja) ksztatujca sfer nie posiada koca i przebiega
nieskoczenie, jako kula (okrg na paszczynie) nigdy nie ma kresu. i dlatego
stanowi odpowiednik nieskoczonej prostej geometrycznej, logicznie ustalonej
abstrakcji. czyli symbolizuje niekoczon ewolucj. a zarazem, dla obserwatora
zewntrznego wobec takiego "kulistego zdarzenia", jest kula jak najbardziej
skoczonym i policzalnym stanem, bry skoczon i cile w czaso-przestrzeni
zdefiniowanym. posiada wymiary. jednak, co istotne, w caoci dostpne s one
tylko dla obserwatora zewntrznego natomiast dla wewntrznego s to granice
jego wiata i zawsze widzi tylko cz "wymiarw". jest wic "kula" zarazem
skoczona i nieskoczona.
jak od tego przej do ksztatu kwantu logicznego? przez ustalenie, e skoro
kada ewolucja to prosta - a ta "nawija" si na/w sfer (czyli j buduje)
e skoro kady postrzeony element ewolucji jest kulisty, bowiem opisuje go
prosta skoczona-nieskoczona - poniewa kada prosta w innym ujciu rwnie
jest kwantem (kada ewolucja jest kwantem, penym kwantem - take logicznym
kwantem) - to tym samym przypisanie kwantowi logicznemu "ksztatu" kuli, jest
zasadne.
kwant logiczny musi by kul. i to najmniejsz z moliwych.
69

- "pk" prostych
- styczno, mijanie si prostych przejcie przez dwa punkty
- wielo prostych w ewolucji
przez jeden punkt Kosmosu mona przeprowadzi nieskoczon ilo prostych czyli przez dany punkt nieskoczonoci w teje nieskoczonoci, bdzie si
przemieszcza nieskoczona ilo ewolucji. z podstawowym i fundamentalnym w
tym ujciu zastrzeeniem: nie jednoczenie. - kiedy o tym zapominam, kiedy w
analizie logicznej nie uwzgldniam faktu "nastpowania" po sobie ewolucji i
zajmowania miejsca na zasadzie "generacyjnej", popadam w sprzeczno. efekt?
"widz" "w punkcie", a co gorsza rozumuj w taki sposb, e umieszczam w nim
nieskoczon ilo zdarze. bd straszny bd.
zgoda, w ujciu "spaszczonym" (w ramach dwuwymiarowej kartki papieru), bez
oddzielnego postrzegania faktw (po ich "skompresowaniu" w umyle i usuniciu
dzielcej je pustki), przez punkt "przechodzi" nieskoczona ilo prostych,
ale powtarzam to jest ujcie geometryczne, wic logicznie "twarde", bez
koniecznego komponentu w postaci prni. - ale, idc dalej, proste wdrujce
przez punkt w przestrzeni tworz "po drugiej stronie" pk prostych, ewolucja
po pokonaniu punktu rozprzestrzenia si i maksymalnie nabiera cech kulistych
(staje si sfer), to od tej "paskiej" kwantowej struktury (energetycznie na
wejciu "punktowego" stanu), narastaj wydarzenia, narasta sferyczna i pena
zarazem ewolucja. kocem jest jednokwantowa "powoka" zdarzenia. maksymalnie
jeszcze powizany "wybuch". a krokiem nastpnym jest rozpad struktury, ustalam
oddalenie si elementw na tyle, e struktura bytu przestaje by zjawiskiem
cznym i powizanym. i na kocu tak zobrazowanego "wybuchu" jest - w ujciu
geometrycznym - nieprzeliczalna ilo prostych, ktre si rozprzestrzeniaj,
rozchodz w prni, w nieskoczonym Kosmosie i w maksymalny sposb. prostych
lub pprostych, rozrnienie zaley od obserwatora.
pojedyncze kwanty, wywodzc si z jednego punktu (tu: kwantu-pola), biegn w
prni i coraz bardziej oddalaj si od rda. ale rozbieganie, oddalanie
si kwantw moe by teoretycznie nieskoczone (skoro Kosmos jest nieskoczony
i nieskoczona jest Ewolucja) i jeeli poprzesta na takim opisie wybuchu,
jako zdarzeniu koczcym bieg wszelkich zjawisk, to nie wiadomo, dlaczego si
to zaczo i nie wiadomo, gdzie-kiedy si skoczy. i wwczas proste, kwanty
tego pola, rozprzestrzeniaj si bez adnych przeszkd i to nieskoczenie.
i nic wicej ju si nie wydarzy. bo niby dlaczego-jak miaby co nowego si
wydarzy? ot, jakim "zbiegiem okolicznoci" (cud mniemany) poprzedni stan,
ju obecnie historia, zaistnia w swojej cznej postaci w nieskoczonoci,
wytworzyy si byty mniej lub bardziej skoczone (i czasami rozumujce o tym
wydarzeniu) ale teraz wszystko si rozprasza. gdzie? do nieskoczonoci. i
koniec. - koniec? - niekoniecznie.
w nieskoczonoci podobnych "wysepek" powstaych przez "zbiegi okolicznoci"
rwnie jest nieskoczenie wiele. zaistniay, teraz istniej bd istnie.
zaistniay i si rozpady - lub rozpadaj. "obok" lub "gdzie-kiedy". jest
wic oczywiste, e losowo rozoone kwanty energii, z nieskoczonej iloci
podobnych faktw, ktre miay swoje pi minut przed tym zdarzeniem (w iloci
nieskoczonej) - nie bd si rozprzestrzenia nieskoczenie, e napotkaj
albo takie same kwanty, jak one, albo stan si kwantem, wejd w skad kwantu,
ktry ju istnieje w wielkiej postaci (czyli dodadz si do ju istniejcego
- ale innego bytu). takie spotkanie dwu kwantw w przestrzeni to nic innego,
jak ewolucja, pocztek zmiany. kolejny stan w opisie zewntrznym, ale pierwszy
w opisie wewntrznym (tego nowego ju procesu). - do takiego spotkania doj
musi, "za chwil" czy "za nieskoczon chwil", ale musi.
do wyznaczenia ewolucji, jak do wyznaczenia prostej (jej opisania), potrzebne
s dwa punkty, oto je mam. mam dwa kwanty, ktre poczyy si i tym samym
zostaa zapocztkowana ewolucja. jest stan, ktry si wyrnia w jednorodnym
wczeniej tle, wyrnia pord rozbiegych we wszystkich kierunkach kwantw.
70

mam oto "powok" powsta z "wybuchu" pola (lub innej ewolucji), ktra si
rozprzestrzenia w prni, i mam jaki kwant, ktry istnieje z innego, "nieco"
wczeniejszego wybuchu, ktry si zrealizowa w przestrzeni kosmicznej. jeeli
teraz te dwa kwanty si spotkaj, jeeli utworz jeden kwantowy fakt (czstk,
ktra bdzie wyrnialna z ta, w tym przypadku z "nicoci", z prni) to w
takich okolicznociach uzyskam now jako, dwie jednostki cznie wytworz
jako wpywajc na swoje otoczenie (rodowisko). czyli nowo zaistniaa,
kolejna prosta biegnie w swoj nieskoczono.
mae a konieczne w tym miejscu wyjanienie. ze wzgldu na to, e prezentowany
tu zapis nie oddaje caoci filozofii ewolucji (si rzeczy to fragmenty)
moe powsta wraenie, e pojcia "Kosmos" oraz "wszechwiat" to to samo i w
efekcie wytworzy si zmieszanie (i zamieszanie). chciabym to wyranie i mocno
podkreli: dla mnie Kosmos to "stan" nadrzdny wobec wszechwiata. inaczej,
ni to si obecnie (i powszechnie) dzieje, nie utosamiam poj "wszechwiat"
i "kosmos" - wrcz jest to dla mnie kracowo rozbieny stan. o ile Kosmos to
wieczno i nieskoczono (nieskoczono-wieczno), o tyle "wszechwiat"
(dlaczego w zapisie ze znakami umownoci? o tym wicej w innym punkcie) jest
"zjawiskiem" jak najbardziej lokalnym, niewielkim, ulotnym w trakcie zmiany.
i "przejciowym". nawizuje tu do idcego przez wieku rozrnienia na byt w
swojej postaci stay i zmienny, nieskoczony i skoczony, wieczny i chwilowy
czyli logiczny Kosmos i fizyczny wszechwiat.
wszechwiat jest procesem w Kosmosie mgnieniowym, wielokrotnym i powtarzalnym
(ale nigdy tym samym). natomiast "Kosmos" to pojcie maksymalne, logiczne - i
jednostkowe, to ostateczny punkt pojmowania rzeczywistoci. Kosmos to skrajny
"kwant" logiki. - o ile "wszechwiat" jest struktur wewntrzn w Kosmosie,
ewolucj nieskoczono-skoczon - o tyle Kosmos to ju "prosta prawdziwa" to nieskoczono nieskoczona. - Kosmos to nie "wszechwiat".
co daje takie rozrnienie? to, e kwantowe zjawisko, ten jeden "wikszy" i
wanie si (w mojej analizie) zbiegy kwant, moe zacz ewolucj, kwantow.
wic moe si wok niego rozpocz (z faktu bycia ju jakoci w tle, czyli
posiadania znaku) gromadzenie energii, innych kwantw. moe zapocztkowa si
proces, ktry w konsekwencji doprowadzi do powstania nowego energetycznego
pola. - spotkanie si dwu kwantw w nieskoczonoci jest zdarzeniem pewnym,
musi zaistnie. natomiast ile potrzeba na to "czasu", nawet nie prbuj teraz
tego okreli, poniewa zdarzenia w Kosmosie i tak nie posiadaj swojej skali
(czas to pojcie z niszych poziomw). ale takie spotkanie jest pewne. moe
wydarzy si po maksymalnie nieskoczonym czasie, ale si wydarzy. jak jeden
plus jeden jest dwa. oczywicie dwa kwanty nowej ewolucji. - czy one bd z
tutejszego pola (a tylko spotkaj si "o kwant dalej"), czy z "poprzednich",
przecie to nie ma znaczenia, liczy si rezultat funkcjonalny: jeden dodane
do jednego i tworzy si "para" (ewolucyjna).
w Kosmosie rozprzestrzenia si nie kwant (jako zdarzenie), tylko kwant jako
"elementarna porcja energii", "jedynka" energii. z istotnym zastrzeeniem, e
integralnie powizany z tym faktem ruch kwantu w otoczeniu oznacza faktyczne
"zdarzenie" (kwant "co kwant" jest "o kwant dalej"). i dlatego symbolizujca
taki element energii prosta rozbiegajca si w prni napotyka (mija) inne
kwanty - a to ju oznacza zapocztkowanie ewolucji, mam opisan pierwsz faz
procesu (ujt w dwa punkty). a kiedy zaistnieje pocztek, zacznie odchyla
bieg innych prostych i zacznie si czenie energii. coraz szybsze czenie.
im wicej energii, tym szybciej przyczane s kolejne elementy. znw tworz
si zdarzenia-efekty kwantowe (ktre nigdy nie przestay biec, to poznajcy
umys kawakuje to, co nie jest rozdzielne) przecie "przerwa" w procesie
nie-istnieje. c to w kocu ma za znaczenie, e "midzy" faktami (ewolucjami)
bya nieskoczona ilo sekund czy lat? - nic to nie znaczy. dla zaistniaej
ewolucji to "jedna chwila", nieskoczenie maa chwila...
71

- sfera ewolucji
- jako suma paszczyzn
- dziaanie na siebie dwu lub wicej paszczyzn
zagadnienie dziaania na siebie zbiorw w ujciu kwantowym to kolejny temat,
ktry warto zasygnalizowa w tym miejscu, przecie dla mnie, obserwatora "z
wysokiego puapu", wszystko wok to zbir, zoenie, dlatego jest to wane.
co zrozumiae, wzajemnego spotkania w przestrzeni dwu zbiorw kwantowych nie
mona rozpatrywa tak samo i analogicznie, jak spotkanie prostych, to kolejny
poziom komplikacji (analiz i zmian). s paszczyzny "zdarzeniem zbiorowym",
posiadaj, tworz tak struktur rne poziomy i rne stany energetyczne (a
wic elementy i zbiory elementw, warstwy). i to jednoczenie. dlatego, kiedy
dochodzi do "spotkania" paszczyzn-ewolucji i wzajemnego zadziaania ich na
siebie, moe doj do minicia si albo kolizji skadnikw ale rwnie, co
istotne (z uwagi na praktyczne skutki), moe zaj, i zajdzie, wypadkowa tych
procesw. o ile prosta moe si tylko zderzy lub min z drug prost, o tyle
zbir prostych, paszczyzna, zbiorowisko poziomw zdarze, moe jedno i drugie.
czyli zderzy lub min.
mwic dokadniej, dwie ewolucje, ich elementy tworzce, mog si w pewnym, ale
nie przypadkowym miejscu, zderzy, a w innym min. mog si do siebie zbliy
na kwantow odlego lub kwantowo zderzy, wszelkie prawida (i moliwoci)
oddziaania prostych na siebie maj w tym przypadku zastosowanie. jednak, jako
skutek faktu, e s to zbiory i e trzeba rozpatrywa skomplikowane zjawiska,
dodatkowo wystpuj jeszcze inne, gbsze zalenoci (komplikacje). poniewa
s to rozbudowane, wieloelementowe zdarzenia, dochodzi w dziaaniu na siebie
i we wzajemnym wpywie na siebie dwu paszczyzn do zjawisk, ktre w przypadku
prostych byy jedynie skrajnymi, maksymalnymi przypadkami. - mog si zbiory
zderzy i min jednoczenie, a raczej ich skadowe mog tak si zachowa we
wzajemnych relacjach. nie jest przecie tak, e ewolucja, tu definiowana jako
paszczyzna, czyli uczestniczce w zbiorze kwanty-punkty, s rozmieszczone w
przestrzeni jednakowo. w paszczynie, w ujciu kwantowym, jest oczywiste, e
mog by rne punkty i rne ich pooenie, kwanty maj rne wielkoci
oraz stany energetyczne wsptworz jedno funkcjonaln, ale to zbiorowisko
faktw. sowem, paszczyzn (ewolucj) tworz kwanty, ktre posiadaj rny
poziom energetycznych zasobw, a to skutkuje w momencie spotkania.
istotne w postrzeganiu i analizowaniu dziaania na siebie paszczyzn-ewolucji
jest ich struktura, czyli wytworzona w trakcie powstawania i utrzymujca si
w okresie istnienia zbioru jego "ziarnisto". przecie paszczyzna, ktra tu
symbolizuje zmian ewolucyjn, to zoenie kwantw, to stan niecigy, wic
skwantowany. wane jest w tym obrazie to, e wok kadego elementu, kwantu
energii, jest prnia jako skadnik niezbdny. taki zbir nazywam paszczyzn,
ale to zoenie energii i pustki, i oba elementy s konieczne, eby proces
mg si toczy. "widz" to jako paszczyzn jednorodnych kwantw, ale musz
mie wiadomo, e to zbir rnych skadnikw na rnych poziomach, ktre s
"otoczone" prni poniewa tylko taka konstrukcja moe si zmienia. kiedy
wok kwantu brak miejsca na ruch, po prostu nie ma ewolucji.
co wicej, te rne gabarytowo kwanty na licznych poziomach musz zawiera si
w rodowisku o zmiennej "iloci" prni. znw wyraenie niezbyt precyzyjne,
ale chodzi o to, e wok elementw jest inny odstp, zaleny od rozpatrywanego
poziomu. pomimo e "dystans" midzy kwantami logicznymi musi by wszdzie i
zawsze jednakowy (i wynosi jeden kwant prni), to ewolucja jako cao ma w
sobie rne poziomy, warstwy - i jako suma tych warstw jest reprezentowana w
przestrzeni przez fakty do niej przynalene, ale wystpujce "w rozcigniciu"
(w rnych od siebie odlegociach), czyli posiada struktur i gsto. a to
przekada si na skutki "spotkania". dlatego, kiedy dwie rozbudowane ewolucje
(paszczyzny) si "skomunikuj", moe doj do nastpujcych zjawisk: cz
kwantw si minie, a cz si zderzy i wytworzy nowe jakoci.
72

istotne w takim zdarzeniu jest to, e skoro kada (skomplikowana) ewolucja to


niepowtarzalne i chwilowo jednostkowe zdarzenie, wic w przypadku zadziaania
na siebie takich zbiorw (dwu lub wicej) wystpi naturalne, oczywiste a
nawet konieczne "przesunicie" midzy tworzcymi je wewntrznie poziomami (z
uwagi na to, e to s rne ewolucje, wic ju tylko z tego faktu nie s w
ten sam sposb zabudowane). efekt? kiedy spotka si konkretny poziom z innym,
ale nalecym do generalnie tego samego zakresu caoci wydarze, to spotykaj
si mimo wszystko dwa odmienne wobec siebie kwantowe procesy. a to oznacza,
e dokadnie si nie pokryj. nie pokryj si, czyli nastpi w czci kolizja,
a w czci minicie (i brak reakcji). ale te, ktre zareaguj, stworz now
jako. - jeeli sia zderzenia, przechodzenia przez siebie ewolucji bdzie
"spokojna" (w miar), to zaskutkuje agodnym rozpadem lub czeniem energii,
ale kiedy dojdzie do zderzenia wielkich rnic energetycznych, wwczas mam
fakt katastroficzny, zazwyczaj rozpad struktur na kwanty mniejsze. - dlatego
te rezultat spotkania si dwu paszczyzn-ewolucji jest jakociowo bogatszy
od spotkania si dwu prostych. w przypadku prostych moe by tylko to albo to
- w przypadku paszczyzn jeszcze stan trzeci: i to, i to. (czyli "tamto"...)
skutki takiego spotkania doskonale wida, kiedy spotykaj si dwie fale, np.
w rodowisku wodnym. pojawiaj si wwczas krgi nalece do jednej i drugiej
zmiany, ktre przemieszczajc si w czasie-przestrzeni przenikaj si. przy
czym cz z nich zostaje wygaszona, formuj si w mniejsze lub ukierunkowane
odmiennie, a cz czy si w wiksze, wzmacnia si. sprawa komplikuje si
znaczco (obraz takiego zjawiska), kiedy w zdarzeniu bior udzia nie dwie,
ale wicej ewolucje. tworz si wwczas wielopoziomowe lokalne zaptlenia i
rozbudowany stan. i jest to, powtarzam, ju zdarzenie, ktre musz definiowa
jako proces zachodzcy w czasie i przestrzeni. to wany fakt w rozumowaniu.
to jest ju nie pojedynczy poziom, ale zbir. a to oznacza, e spotykaj si
zdarzenia zbudowane z warstw e s to fakty, ktre powstaway przez aktualn
chwil i przez histori. to zawsze jest stan skomplikowany, ktry budowa si
lokalnymi punkto-chwilowymi jednak obecnie, "teraz", taki stan w ewolucji
oglnej (nadrzdnej) jest wyrniony w otoczeniu jako byt i jednostka, i to
funkcjonalnie zborna jednostka. dlatego te, kiedy spotykaj si takie stany,
to dziaaj zarazem w wymiarze obecnym i historycznym po prostu dziaaj na
siebie jednostki-zbiory rozwleczone po czasach i przestrzeniach.
w przypadku spotkania si dwu paszczyzn, zjawiska czasowo-przestrzennego,
dochodzi (w odrnieniu od zjawisk spotkania si dwu prostych) do zdarzenia
jakociowo rozbudowanego poniewa poziom komplikacji jest wikszy. o ile w
ramach prostych mogo by tylko zderzenie lub minicie si elementw, o tyle
w przypadku paszczyzn, procesw "aktualno-historycznych", moe doj do: 1)
zderzenia penego (totalnego), unicestwiajcego wszystko (ewolucyjnie rzadki
przypadek), 2) minicie si dwu ewolucji, w minimalnym zblieniu na jeden
kwant (rwnie mao prawdopodobne zdarzenie), 3) minicie oraz zderzenie si
jednoczenie (najbardziej prawdopodobne).
proste mogy biec obok siebie, zblia si na dystans kwantu, kolidowa lub
mija, natomiast w przypadku paszczyzn i zbiorw, w takim spotkaniu rejestr
moliwoci oddziaania jest wikszy. przecie w takim zdarzeniu uczestniczy
duy fragment paszczyzny, dlatego reakcje zajd "w przedziale" a to oznacza
dla obserwatora, po pierwsze, liczne doznawane-postrzegane stany, a po drugie
s to fakty nadprogowe (fizyczne). czyli paszczyzny-ewolucje, wchodzc ze
sob we wspdziaanie, wpywaj na siebie i rezultatem jest nowy stan, ktry
jest pochodn w stosunku do nich (to stan "midzypaszczyznowy"). w spotkaniu
dwu prostych zdarzenie przebiegao minimalnie na kwant, natomiast w przypadku
paszczyzn na "jeden zbir", na elementarny zbir zdarze - na jedn prost,
poniewa to ona tworzy paszczyzn.
spotkanie dwu paszczyzn dokonuje si na "dugo" i "grubo" prostej.
73

w spotkaniach zbiorw (tu paszczyzn), z uwagi na skutki, podkrelenia wymaga


przypadek "poredni", najczstszy czyli lokalne zderzenia kwantw i lokalne
minicie si. jednak co si zderzy, a co minie, to jest uwarunkowane stanem,
struktur dziaajcych na siebie procesw - mwic prosto, czy bd na tyle
odlege od siebie budow, e si nie potrc (poniewa bd to inne poziomy
piramidy moliwoci), albo wanie wpadn na siebie. paszczyzna geometryczna
jest logicznie (w ujciu "usztywnionym") "paskim", dwuwymiarowym "faktem",
jednak w tumaczeniu na fizyczne procesy to zbir prostych-ewolucji. dlatego
te logiczna paszczyzna jest realnie nie tylko paszczyzn, ale jest tworem
przestrzennym, ktry posiada swj zakres (od-do). a to oznacza, e wystpuje
w czasie-przestrzeni przedzia, ktry posiada na brzegach (kracach) tylko po
jednym ju kwancie, a ktry to kwant jeszcze naley do tak wyodrbnionej w
tle ewolucji. zawsze mona taki ostateczny, wliczony do ewolucji kwant wykaza
(co nim bdzie, to zaley od rozpatrywanego poziomu i zdolnoci obserwatora),
od "brzegu" jednego kwantu do "brzegu" jednego kwantu to zakres ewolucji.
i teraz, kiedy spotykaj si tak zdefiniowane i wyrnione zbiory, zachodzi
zjawisko, e spotykaj si rozcignite, i to "daleko", procesy. i mog si
spotka rnorodnie, rwnie "na/w granicach", ale i centralnie, caociowo,
itd. ilo stanw porednich, w ktrych mog si "kontaktowa", jest ogromna,
zalenie od tego, z jakiego poziomu pochodz, jakimi dysponuj zasobami. ale
zawsze, o ile minicie nie bdzie absolutne, czyli aden z kwantw si nie
spotka ze swoim odpowiednikiem w drugiej ewolucji, to wystpi stan, w ktrym
dojdzie do przebiegu-zdarzenia typu trzeciego: cz si kwantw zderzy, a
cz minie. zadziaaj w tym przypadku na siebie dwie odrbne ewolucje, to
oczywicie s jednostki i byty oddzielne ale, co wane, istniejce w ramach
wsplnego rodowiska. czyli zbudowane s z podobnych (identycznych logicznie)
elementw, a po drugie warunki, reguy s wsplne dlatego w efekcie takiego
spotkania moe powsta proces wypadkowy (co by nim nie byo). gdyby nie to
i wsplny obszar uczestniczenia w wiecie, takiego spotkania, a tym bardziej
wsplnego dziaania nie mona by zarejestrowa.
zwracam uwag na ten wniosek, jest bardzo wany, jedno elementw i reguy
tworzy wsplny fundament zdarze. niezalenie co logicznie "wyprodukuj", mam
zawsze pewno, e s to fakty sobie pokrewne mwic inaczej, niezalenie
co i jak wymyl, to zawsze jest "std-i-teraz", to nigdy nie jest i nie moe
by "inny wiat".
oczywicie mog by rne spotkania, ale istotne jest tutaj to, e one mog
zaj. kiedy spotyka si czowiek z samochodem, nastpuje nie totalne, wic
maksymalnie pene spotkanie (spokojnie i zsynchronizowane, wielopoziomowe),
ale mam tutaj do czynienia ze "spotkaniem", tylko pewna ilo elementw "si
spotka", pozostae zostan odrzucone, elementy odpadn od obu "przedmiotw".
a ciao sabsze zostanie zdewastowane. przecie nigdy nie jest tak (lub bardzo
rzadko), e wszystko si spotyka z odpowiednikiem "po drugiej stronie". taki
stan zachodzi wycznie na/w poziomie kwantw logicznych, tu jest norm. ale
w przypadku bytw skomplikowanych zadziaanie zbiorw "pokrewnych" (bliskich)
jest rzadkie tylko e jak ju do niego dochodzi, to tworzy si nowa jako.
przy czym, co warto pokreli, taki "wyjtek" banalnych i codziennych spotka
(czyli spotkanie szczeglne i ewolucyjnie bliskie) to zrozumiae - fakt (i
akt) "rodzicielski", kiedy roz(po)czyna si nowo.
kiedy spotykaj si dwa kwanty logiczne, powstaje nowa jako i nie moe,
co fundamentalnie istotne, powsta nic innego. kwanty logiczne nie spotykaj
si "bezinteresownie" (acz z "przyjemnoci") buduj bowiem w "zaptleniu"
(ucisku wzajemnym) now rund zjawisk. co w paszczynie poczyo si (w
ramach zmian, jako efekt ruchu) i "organizuje" wok fakty. to mona nawet
potraktowa optymistycznie: nie z kadej kolizji-spotkania musi wyj rozpad
przeciwnie. kwant do kwantu ...
74

- paszczyzna - zbir
- przejcie zbioru przez szczelin (jedn lub kilka)
- dziaanie na siebie zbiorw (oddziaywanie)
przejcie przez jedn szczelin.
kiedy ewolucja przemieszcza, rozprzestrzenia si w rodowisku (czyli dochodzi
do jej wybuchu, logicznie jest to sferyczny wybuch, fizycznie pojawiaj si w
procesie deformacje), musi, prdzej czy pniej, spotka si z inn ewolucj,
zbiorem elementw innej ewolucji. i teraz w zalenoci od tego, jak dysponuje
si (potencj, jak jest zasobna) oraz jak dochodzi do spotkania si energii
nastpuje rne formowanie (formatowanie) wypadkowego ksztatu dalszej, ju
kolejnej fali. elementy otoczenia peni w tym przypadku rol aktywn, samym
swoim istnieniem i wywieranym naciskiem, odksztacaj tor ruchu ale rwnie
ksztatuj "wybuchajc" (tworzc si) zmian.
najprostszym przykadem przejcia zbioru przez "szczelin" (i nabierania tym
samym "struktury"), jest przechodzenie, przeciskanie si czsteczek wody przez
przeszkod z otworem. ale dotyczy to oczywicie kadego zbioru, kadej porcji
energii w postaci kwantowej, od wiata po wszechwiat. w takim przejciu, a
wic w trakcie "przeciskania si" przez rodowisko, zachodzi przepuszczenie
tylko pewnego fragmentu danej ewolucji, dochodzi do selekcji kwantw, ktre
do tego momentu j tworzyy. cz zbioru jest "eliminowana", odrzucana jako
"niedopasowana" przez stan rodowiska, a cz, ktra losowo znajduje si na
"torze prostopadym" do takiej przerwy (filtra) i jest zgodna, dopasowana do
panujcych w "paszczynie kwantowej" warunkw, swobodnie przenika na drug
stron zapory. gdzie wywouje, jakby by to punkt pocztkowy ewolucji, fale w
postaci swobodnie rozprzestrzeniajcych si zjawisk (w omawianym przypadku
wodnych). i po drugiej stronie zaczyna si (liczc od tego punktu, w ktrym
wystpuje "szczelina", co, co formuje zdarzenie) nowa, zaistniaa na skutek
przejcia energii ewolucja, realizuje si nowy proces i w nowej przestrzeni.
o ile dziaa sia (i dopywa energia), tworzy si nowy etap, nowy "wybuch",
(dla obserwujcego zmian taki "pocztek", czyli wyrniony punkt pocztkowy
jest "wybuchem", proces si tu zacz i rozprzestrzenia w kadym kierunku, w
logicznym ujciu jest wszechkierunkowy). - w tym przypadku "szczelina" bya
jedynie punktem pocztkowym zjawisk ("oznakowanym"), to miejsce, z ktrego
bior pocztek pproste (a w szerszym ujciu proste) ewolucji. rol takiej
szczeliny spenia w naturze wszystko. od bramki, ktra formuje i przepuszcza
na stadion tum w postaci uszeregowanej (i spokojnej), przez "polaryzujce"
strumie fotonw pryzmaty, przez fakty historyczne, ktre jako "nawietlaj"
odczytywanie przeszych wydarze, przez "kompleksy" wyznaczajce-deformujce
w umyle reakcje - itd. itd.
w tak postrzeganym procesie ("w wybuchu ksztatowanym") nie wszystkie kwanty
ulegaj przepuszczeniu przez szczelin, cz zostaje odsiana i zderza si z
kwantami paszczyzny, czyli si bezpowrotnie rozprzestrzenia. uszeregowaniu,
porzdkowaniu podlegaj mae iloci elementw, ktrych tor przemieszczania si
pokrywa si ze "szczelin". ale to wystarczy. szczelin w rodowisku jest wiele
- kwantw mnogo - przej ogromna ilo wic skutkiem tego musi powsta
ksztat, ciao. "co".
zbir, ktry mona zdefiniowa jako "paszczyzn zdarze formujcych", dziaa
w takim przypadku jak filtr, przepuszcza tylko pewn ilo elementw, a inne
pozostaj w przedziale dotychczasowej ewolucji. jeeli jest to ukad celowo
profilowany w formule "filtra", wic przestrze zamknita (z granicami), na
przykad naczynie, to po wypenieniu kwantami dostpnej przestrzeni pojawia
si w tej czci (strefie) stan stabilizacji. i jeeli teraz bd okresowo, w
sposb uporzdkowany (wanie celowy) otwiera szczelin i wypuszcza kwanty
- inaczej mwic, bd przemieszcza zbir faktw paszczyzny ograniczajcej,
to pojawi si na wyjciu uformowany, skwantowany moim dziaaniem stan zjawisk
ewolucyjnych. powstanie ewolucja sformatowana (kropki i kreski kodu zmiany).
75

co istotne, moe midzy elementami tworzcymi proces pojawi si czno w


formule kwantowej (na jednostk), ale moe jej nie by. kiedy s to zdarzenia
odlege od siebie w czasie-przestrzeni (przerwy s na tyle due, e obserwator
nie rejestruje zwizkw midzy faktami), bd to rne i samodzielne zjawiska,
czyli odrbne ewolucje. natomiast w przypadku, kiedy cho jeden kwant zmiany
czy okres jednego "otwarcia" od nastpnego, mam do czynienia z fal, z fal
modulowan ewolucji. faktem modulujcym, modulatorem procesu w tym przypadku
jestem ja. natomiast w naturze jest nim dowolny fizyczny proces, przez ktry
"przeciska" si energia.
takie formowanie ewolucji moe by wybircze. - to znaczy, mog przepuszcza
tylko te elementy zbioru, ktre mnie jako interesuj, a inne kierowa obok
("na zatrat"). jeeli zbir poddany dziaaniu jest zbudowany z elementw o
rnej budowie, mog - zalenie od potrzeb - preferowa tylko pewien zakres
tego zbioru. zadziaam na ksztat oraz stan takiej ewolucji poprzez nadawanie
szczelinie wielkoci (wartoci), ktra bdzie preferowa, przepuszcza, wic
filtrowa tylko te kwanty, ktre mnie szczeglnie obecnie obchodz. od zakresu
promieniowania wiata (jego skali), po kwanty zbudowane z wielkich agregatw
energetycznych - wszystkie dadz si filtrowa. mog wyczuli filtr tylko na
cise okrelony zakres zjawisk lub tylko na pewne zbiory. - mwic inaczej,
znajc zasad, mog tak "wyskalowa" szczelin, przez ktr przemieszcza si
ewolucja, e na wyjciu uzyskam podobne, nieomal identyczne fakty-zjawiska
(oczywicie w zakresie tak wyznaczonego zbioru indywidualnych stanw). czyli
przez czynno filtrowania otrzymuj ewolucj, ktra jest uporzdkowana (jej
kwantowe wielkoci s "ociosane" i zbiene wzgldem siebie) - oraz otrzymuj
uporzdkowanie w sposobie przebiegania procesu. i mam porzdek w ewolucji. tak
aktualny, tak historyczny. powstaje zdarzenie i elementy tego zdarzenia (ju
dowolnie pojtego, nie ma znaczenia, co bdzie poddawane filtrowaniu), ktre
s wzgldem siebie podobne, stanowi zbiory "faktw z jednej rodziny". a przez
to uyteczne (nie s chaotyczne).
filtrem bd nazywa nie tylko szczelin, ale ca paszczyzn, ktra zawiera
ow szczelin. kada ewolucja zawiera w sobie takie "szczeliny" - przerwy w
cigoci. najmniejsza z moliwych to kwantowa odlego midzy kwantami. i
przez te "puste" stany ewolucji przenikaj energie, przechodz energetyczne
strumienie - i zawsze jest to pocztek nowej ewolucji "po drugiej stronie".
jeeli "szczeliny" s uporzdkowane, to na wyjciu otrzymam zawsze zdarzenie
obrazujce si struktur, powtarzalne i posiadajce w sobie stabilne poziomy.
czyli tworzy si proces przewidywalny i ukierunkowany (na cel).
w rzeczywistoci selekcja jest wielostopniowa, obejmuje wiele szczelin oraz
przej. takimi szczelinami dla ycia biologicznego byy np. warunki, ktre
panoway w pierwotnej atmosferze - sytuacja okoo planetarna i kolejne fazy
ewolucji materii nieoywionej i oywionej, czyli sytuacja rolin, zwierzt, a
dalej czowieka i rozumu. cz energii ulega odfiltrowaniu (ta, ktra lokuje
si na poboczach filtra), a przechodzi ta, ktra - losowo znajduje si na
torze zgodnym ze szczelin i ktra moe swobodnie przenikn przez otwr (i
ktra jest kluczem "dopasowanym" do tej "dziurki".)
ilo przej ewolucji (to hipoteza na t chwil) jest ograniczona. tzn., nie
moe konkretna ewolucja przechodzi dowoln ilo razy przez kolejne filtry,
poniewa si "rozfiltruje" na elementy skadowe. z tym zastrzeeniem, e im
mniejsze skomplikowanie wyrnionego i poddawanego filtrowaniu elementu, tym
takich przej moe by wicej. po prostu - byt "prosty" przejdzie w wiecie
dalej, bo napotka mniej barier. rozbudowany ukad, na przykad moje ciao, nie
moe przetrwa wielu filtrowa, szybko si "zuyje" w trakcie przeciskania si
przez oporne rodowisko, fizycznie struktura nieustannie si formuje i co rusz
potrca jaki filtr. ilo przej przez filtry (wiata) ukadw zasobnych w
energi nie moe by znaczna i prowadzi daleko i gboko - kiedy, to pewne,
trafia si na "filtr", ktry skutecznie odsiewa ewolucj (na zawsze).
76

- figury bryy
kolejnym etapem s figury i bryy.
figury s "zjawiskiem"-faktem "zamknitym" na paszczynie, jak to definiuje
geometria, a bryy s "zamknite" w przestrzeni przez paszczyzny. - czyli z
pobienego ogldu pojcia figury przy pomocy i odniesieniu si do kwantw (i
kwantowania) wynika, e nie bdzie to tak, jak definiuje geometria w swoim
"spaszczonym" rzucie. - abstrakcja geometryczna tworzy figur jedn prost,
zamykajc j w/na paszczynie, natomiast figury w ujciu kwantowym powstawa
mog dwojako: z "zaamywania" si w otoczeniu (w odbiciu), w zakresie "prostej
przestrzeni" - oraz z przechodzenia obok siebie, mijania si w wanej kwantowo
odlegoci i pod jakimi ktem rnych prostych. na rysunku tak to wyglda:

przypadek pierwszy z lewej to trzy rne ewolucje, ktre w jednym czasie i we


wzajemnym powizaniu (s jako do siebie zbiene, posiadaj podobne cechy i
elementy) przechodz obok siebie i w ten sposb zakrelaj, tworz, skadaj
si w przestrzeni w figur. czyli w tym przypadku zbir rnych procesw, tu
w liczbie trzech, wsptworzy, na skutek bliskoci elementw w rodowisku,
jednostk "figur". i warto to podkreli, przecie w wyniku tego "zbiegu
okolicznoci" dochodzi do wyrnienia (si) w jednolitym tle jako powizanej
struktury - co czy tak wyodrbnione elementy. to moe by stan faktyczny,
ale to moe by zudzenie obserwatora, ktry (w sobie) aktywnie czy fakty i
nadaje im charakter. istotne jest jednak to, e tak "wybruzdowana" struktura
to stan odmienny od ta, a przez to "widoczna".
dwa kolejne ujcia to "zaamywanie" si tej samej linii ewolucji, ale w rnych
okresach przejcia przez otoczenie. w takiej sytuacji, pomimo e chodzi cigle
o to samo wydarzenie ewolucyjne, powstaj regularnoci, ktre mona obserwowa
zewntrznie jako jedno. widz "powolnie" oraz "z wysoka", w efekcie proces
szybki czy si dla mnie w jedno (widz lini tam, gdzie jest tylko ruch
"jedynki" kwantowej). mimo e ewolucja w tym przypadku wielokrotnie zakrzywia
si, mimo e jest to "fakt" (np. jeden kwant energii), rejestruj czny stan.
jako obserwator "z wysoka" nie mog dojrze elementw i etapw skadkowych,
poniewa to jest zakres dla mnie poza obserwacj. jeeli wydarzenia tworzce
figury kwantowe bd znaczco rne od zakresu "rozdzielczoci" obserwatora,
czyli bd naleay do innego poziomu ni sam obserwator, to w jego odbiorze
dojdzie do sumowania si zdarze (punktw-chwil) - jest to co podobnego do
sumowania si w ruch nieruchomych obrazw filmu. dodawanie do siebie faktw,
postrzeganie ich cznie tworzy dla mnie w postrzeganiu jedn ewolucj, wic
caociowy proces, ktry kwantowo (logicznie) dzieje si rozdzielnie. i tyczy
to zjawisk lecych niej obserwatora. te lece "wyej", ktre przekraczaj
swoj wielkoci czas obserwacji danej jednostki, s odbierane "po kawaku" i
rozbite na fakty, nie pocz si w jedno z braku dostpnego przedziau do
rejestracji (krtkiego ycia obserwatora). cho, co zrozumiae, bd rwnie
tworzy figury w przestrzeni ewolucyjnej.
na rysunku wyranie wida, e przebieg i tworzenie si "ksztatw" nie moe
odbywa si w tej samej paszczynie, nie moe zaczyna si i koczy na tym
samym kwancie. co w geometrii jest regu i "uproszczeniem" zjawisk, w ujciu
kwantowym nie moe wystpi. pocztek i koniec figury to inny "moment-poziom".
w figurze, kiedy prosta-fala tworzca zjawisko rozchodzi si w przestrzeni,
jej koniec bdzie najmniej o jedno "kwantowe tyknicie" rnym od pocztku.
77

najmniejsz ewolucj, ale jednoczenie pen ewolucj (i nie kolizyjn, wic


tworzc w tle funkcjonaln struktur), ktr wykrel proste w przestrzeni,
bdzie zjawisko, kiedy figur utworz dwie proste, dwie mijajce si kwantowo
w przestrzeni fale ewolucji.
z takiego mijania si w przestrzeni dwu procesw (tu prostych symbolizujcych
ewolucj) powstanie ju pena figura (kwantowa "budowla"), w ktrej dystans
pomidzy elementami tworzcymi bdzie wielkoci "jednostkow" ("na kwant").
dwie proste przechodzce przez paszczyzn i zarazem pozostajce ze sob w
jako definiowanym zwizku (s wyrnione z ta z uwagi na cech zachodzcego
procesu lub przez obserwatora, ktry je "celowo" wydobywa), wyznaczaj, tworz
ni mniej, ni wicej tylko kwadrat. "kwantowy kwadrat".
podkrelam ten wniosek i obraz kwantowy, poniewa jest zasadniczo sprzeczny
z "wdrukowanym" w mylenie geometrycznym sposobem postrzegania i definiowania
otoczenia, czyli e kwadrat to figura, ktr buduj cztery proste (odpowiednio
si przecinajce). w tradycyjnej geometrii dwie proste nigdy nie wyznacz w
przestrzeni kwadratu, w takim trybie dwie proste definiuj tylko paszczyzn
(kartk papieru i "kartk" w myleniu), ale nie tworz zwizkw. natomiast w
przestrzeni, czyli realnie (fizycznie), skwantowane proste (fale mijajce si)
wanie tak struktur "produkcj". - do powstania, do zaistnienia "kwadratu
kwantowego" potrzeba nie czterech, ale dwu prostych, potrzeba czterech kwantw
oraz czterech odlegoci kwantowych midzy nimi. "figura kwantowa" buduje si
ze zoenia dwu mijajcych si "na kwant" wobec siebie "prostych-ewolucji".
poniej zamieszczony rysunek celowo wyznacza proste jako przecinajce si poniewa to nie ma w kwantowaniu znaczenia, zawsze powstanie kwadrat. na tak
fundamentalnym ("jednostkowym") poziomie odlego midzy elementami (kwantami
tworzcymi proste) rwnie jest kwantowa. i dlatego moe-musi "w zblieniu"
wytworzy si kwant.
fizycznie, kiedy "przecinaj si", czyli mijaj na odlego kwantow dwie
proste-ewolucje - w takim procesie, jako fakt wsplny, musi powsta figura,
"kwadrat".
dlaczego? poniewa bok takiego kwadratu, czyli odlego pomidzy kwantami,
musi by zawsze rwna kwantowi (jednostce liczenia, czyli na najniszym ju
poziomie kwantowi logicznemu). nie moe by wiksza, nie moe by mniejsza.
nie moe by inna, jeeli mam mwi, e ta konkretna (tu "kwadrat") figura
jest zjawiskiem kwantowym i wyodrbnionym z ta. - nie moe by mniejsza, bo
wwczas nie ma wyodrbnienia z ta i samodzielnego istnienia ewolucji ale
rwnie nie moe by wiksza, poniewa wwczas nie ma zwizku przyczynowego
midzy "prostymi". przejcie obok siebie na jeden kwant struktur wewntrznie
rwnie zabudowanych "jednostkowo" skutkuje musi skutkowa. np. zbudowaniem
(si) figury kwantowej.

78

w kwantowaniu, jak wida, proste symbolizujce ewolucj (fale) mog przecina


si, ale i tak z takiego spotkania powstanie figura, ktra tworzy regularn
struktur. w tym przypadku kwadrat. jednak, co wane, jest to "przecicie" na
rnych poziomach zachodzcej zmiany, a odlego midzy nimi wynosi najmniej
i najwicej jeden kwant - przecinaj si tu procesy, nie byty jednowymiarowe.
i dlatego w zapisie, eby odda ten fakt, pojawia si (jako konieczno) znak
umownoci, przecie inaczej wyrazi tego nie mona. kada odlego w figurze
kwantowej wynosi jeden kwant i jego elementami rwnie s kwanty, mijajce
si w czasie-przestrzeni jednostki energetyczne wsptworz, skadaj si na
budujc si fizycznie postrzegan form (ksztat, stan). i wane jest tutaj
zaistnienie wspomnianej jednokwantowej "przerwy" a jednoczenie tylko jej
taki "rozmiar". to nie moe by mniej, poniewa wwczas nie ma wyodrbnionej
z ta jednostki (co by t jednostka nie byo), ale nie moe by wicej, bo
wwczas nie ma cznoci midzy elementami, przerwa wiksza ni kwant logiczny
tworzcy postrzegan struktur wyklucza zborny, czny tok jej zmian. mwic
inaczej, pustka "rozrywa" cigo "figury". - jeeli obecnie uwzgldni w
analizie, e s to takie same kwanty i e nale do tej samej ewolucji (acz
na jej rnych podpoziomach) - to zaistnieje ewolucja w ramach ewolucji.
tu naley doda, na zasadzie wtrtu, e ycie, czyli ewolucja biologiczna w
jej "spiralnym" przebiegu, nie dzieje si w formule czenia (i splatania) dwu
prostych, lecz z cznego (za)istnienia a czterech prostych. w efekcie, jako
skutek takiego "spotkania", otrzymuje si nie kwadrat - tylko szecian. cztery
proste kwantowe to tyle, co dwie proste "podwojone". czyli cztery kwanty "po
jednej stronie" zmiany, a osiem w dwustronnym (dwu-osobniczym) powieleniu. z
takiego dwustronnego i penego zdarzenia, czyli z omiu kwantw, buduje si
(i ksztatuje) szecian ewolucji maksymalnie kula, sfera.
dlaczego "podwojone"? poniewa nie ma ewolucji tylko jednej prostej, zawsze
jest konieczno wystpowania najmniej dwu przebiegw. kod genetyczny, wic
zmiana w toku zachodzenia, to "prosta podwojona", to fala o dwu przebiegach.
dwu kwantowych oraz wewntrznie rwnie podwojonych przebiegach. - bardziej
obrazowo to wyraajc, potrzebny jest jeden czowiek, jako czaso-przestrzenne
zjawisko, ale musz do niego doda drugiego osobnika, kwantowo mu podobnego.
osobnika, ktry take zbudowany jest w oparciu o dwie linie i posiada swoje
podwojone ewolucyjne czci. - czyli, eby uzyska dwoist ewolucj, poczy
musz dwa przebiegi, ktre wewntrznie posiadaj dwoist struktur. w efekcie
kada ewolucja, kady proces, ktry obserwuj, to jest zdarzenie w formule
"podwojonej", dwu-liniowe. dwuliniowe ewolucyjnie i czteroliniowe w ujciu
jednostkowym.
musz si poczy dwa podwojone przebiegi, eby zacza si i moga toczy
ewolucja. a dwa wewntrznie podwojone przebiegi to osiem prostych tworzcych,
to cztery podwojone fale ewolucji - to nic innego, jak pena kula ewolucji,
wanie sfera.
zasada, e musi by podwojenie, eby zaistniaa ewolucja, dotyczy, jak wida,
kadego poziomu zdarze.
kada z prostych musi posiada dwa punkty - eby bya opisana,
kada paszczyzna musi posiada dwie proste - eby bya opisana,
kada brya musi posiada dwie paszczyzny - eby bya opisywalna.
kady byt czaso-przestrzenny musi mie dwa stany - eby mona byo go uj i
zdefiniowa.
to nie jest przypadek, e kod dziedziczny posiada dwa przebiegi (linie) oraz
e dopiero ich suma tworzy efekt w postaci dwu cznych przebiegw potomnych
i konstrukcji wypadkowej. dwie podwojone jednostki cz si, eby zaistniaa
podwojona jednostka.
1 + 1 = 1. "jedynka podwojona".
79

- kilka prostych mijajcych si w przestrzeni


- czyli dwie i wicej paszczyzny ewolucji
analizujc przebiegi prostych uyem terminu "podwojona prosta", w praktyce
oznacza to jedn paszczyzn. - z kolei "podwojona paszczyzna", przechodzc
na wyszy poziom zmian, to pene, wic szeciowymiarowe zjawisko ewolucyjne,
pena sfera ewolucji. szeciowymiarowe w obserwacji "od rodka" (z wntrza
zachodzcego zjawiska). na poprzednich stronach pado, e kiedy cztery proste
mijaj si w przestrzeni na dwu rnych poziomach (w odlegoci jednostki, tu
kwantu), to buduj w przestrzeni kwantowej szecian (a nie, jak w tradycyjnej
geometrii kwadrat) ale to zarazem oznacza, e mijajce si dwie paszczyzny
tworz szecian a to, po kolejne, oznacza, e dwie ewolucje cznie tworz
sfer ewolucji. i to niezalenie pod jakim ktem wobec siebie przebiegaj i
jak dziaaj procesy. - w kadym przypadku, na najniszym poziomie (kwantw
logicznych, jednostek tworzcych zmian) spotkanie w przestrzeni dwu odlegych
od siebie na jednostk paszczyzn musi tworzy szecian - kul ewolucji ju
w szerszym ujciu. - czyli najmniejsze, "dziejce" si "na dnie" wydarzenie
kwantowe (i ksztatujce wyrnion ewolucj) musi posiada ksztat sfery, w
analizie (lub pomiarze) fizycznie dostpne elementarne zdarzenie zawsze jest
sferyczne - jest kul w trakcie zmian.
nastpnym "rzutem" takiego rozumowania jest powikszenie iloci wprowadzonych
w proces prostych, iloci paszczyzn, iloci zbiorw, ktre si mijaj i na
siebie wzajemnie oddziaywuj.
szecian tworz cztery proste obecnie trzeba przeanalizowa, co si dzieje,
kiedy prostych jest pi, sze itd. co si dzieje, kiedy spotkaj si dwie,
trzy, cztery itd. paszczyzny? i dopiero tutaj (niejasno to przeczuwam), na
takim poziomie relacji midzy elementami, pojawia si konieczno signicia
po stany oraz liczby kwantowe. zgoda, zostay wypracowane dla innego obszaru,
ale poniewa wszystko (co mog zobaczy-pomierzy lub logicznie opisa) jest
skwantowane i przebiega w formule kwantowania, to moliwo (i konieczno)
wykorzystania tych wielkoci narzuca si samoistnie - skoro takie wielkoci
doskonale sprawdzaj si w jednym zakresie wiata, mog-musz sign po nie
w definiowani innego obszaru. e pozornie odmienny, e "nieoznaczony" i dla
mnie skryty? - po pierwsze, nie zaszkodzi sprawdzi, czy si nie potwierdzi.
a po drugie, co tu znacznie waniejsze, jedno wiata i reguy musi si w
kadym analizowanym zakresie objawia, take w jego matematycznym ujciu.
jeszcze nie jest to dla mnie pewne, jednak wydaje si, e dopiero tu, w tym
miejscu mona rozwiza dawny dylemat, dlaczego nie zgadzay si otrzymywane
wielkoci z dziaa na liczbach kwantowych oraz w obrazowaniu geometrycznym
(chodzio o to, e z rozpisania szecianu wychodziy inne wartoci ni przy
liczbach kwantowych, i byo to frustrujce).
przypominam, e liczby kwantowe to byo: 2, 8, 18, 32, 50, 72, 98, natomiast
z geometrycznego rozrysowania szecianu i ustalania jego punktw wzowych
pojawiay si niestepujce wartoci: 2-4-8-16-32-64. podejrzewaem ju nawet,
e drugi zestaw liczb, ktry opisuje na przykad zjawisko powstawania, wic
"bruzdowania" komrek w zarodku - e s to liczby ksztatu ewolucji, ktre
okrela wzr: 2n (n = 1, 2, 3, 4, 5, 6). a w drugim przypadku, czyli dla wzoru
2n2 (n = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7), e to ilo kwantw w ewolucji. by moe w tym
miejscu uda si spraw zakoczy, a na pewno warto j podj.
chodzi o to, e mijanie si w przestrzeni prostych (czy paszczyzn na wyszym
poziomie) przebiega w specyficzny, a nawet ciekawy sposb. dlaczego? poniewa
nie jest to, co wane, mijanie si typowo geometryczne, ale rozbudowane (to
nie paski rzut na/w paszczyzn, ale zdarzenie w czasie i przestrzeni). do
sprawy oczywicie powrc, i to wielokrotnie - to konieczno.
80

- bryy
- mijanie si w przestrzeni dwu paszczyzn (lub kilku)
- ewolucja wielopoziomowa
kolejnym stopniem komplikacji w geometrii s bryy - czyli, jak stwierdza ta
dziedzina, rozwinicie figur, paskich zdarze w przestrzeni. jednak rwnie
w tym przypadku, w ujciu kwantowym, sprawa jest wysoce ciekawa i zasadniczo
komplikuje obraz oraz pojmowanie bry.
ot, jeeli figur moe wykreli na/w paszczynie ju jedna prosta, ktra
ulega "zaamaniom", rnemu filtrowaniu i odbiciom od otoczenia (co doskonale
mona zaobserwowa w tworzeniu tak zwanych "jednocigwkach"), to w przypadku
bry zachodzi podobny fakt, rejestruj tu podobne procesy: moe powsta brya
z odbi paszczyzny od elementw rodowiska, moe zaistnie brya jako efekt
zakrzywiania (si) w czasie-i-przestrzeni oraz wielokrotnych zaama procesu
energetycznego (deformacji strumienia kwantw). czyli w takich okolicznociach
zostanie wytworzona brya z jednej tylko paszczyzny z jednej ewolucji, tu
symbolizowanej przez paszczyzn.
wicej - realnie (praktycznie) nie ma czego takiego w kwantach, co by byo
"figur", jednowymiarowym tworem w przestrzeni. kady kwant i kady kwantowy
wytwr posiada przestrzenne rozmiary, jest wydarzeniem, ktre istnieje jako
fakt "namacalny" - "rozciga" si i zajmuje miejsce w wiecie. oczywicie nie
musz w kadym przypadku siga takiego poziomu (lub nie mog), to moe by
rny i odlegy od mojego postrzegania "stan skupienia", ktry zdefiniuj z
tego powodu jako "nieoznaczony" oraz "ciemny" (podprogowy), jednak logicznie
jest to uchwytne i pewne wiem, e "co" posiada wymiary (i rozmiary), "co"
to stan rny od "nic".
figury, ktre powstan w trakcie przechodzenia fali (prostej) w rodowisku to kwantowe twory, ktre posiadaj ksztat (ciao) i przebiegaj w czasie i w
przestrzeni. wystarczy tylko jedn prost odksztaci, a ju w jednolitym do
tego momentu tle zarysuje si regularno - a jeeli jeszcze odlegoci midzy
kolejnymi przejciami prostej (zakrzywieniami) s sobie kwantowo bliskie (na
jednostk) zaistnieje, powstaje acuch zdarze, tworzy si brya. jeeli w
tradycyjnej geometrii musi zaistnie co najmniej jedna prosta, eby powstaa
figura (np. koo), to w przestrzeni kwantowej wystarczy jedna fala-ewolucja,
eby powstaa "brya sferyczna", kula. czyli rozwinicie czaso-przestrzenne
koa na paszczynie.
sfera, kula - to rezultat przechodzenia (oraz "nawijania" si "na siebie") w
przestrzeni jednej prostej (paszczyzny w zwielokrotnieniu). poniewa "suche"
ujcie (geometria) redukuje wymiary (do jednego), w analizach, a co wicej,
w myleniu, tworzy si koo zamiast kuli. - koo na paszczynie to symbol,
to chwilowe zobrazowanie fizycznej sfery (jednego poziomu kuli wyaniajcego
si z paszczyzny bryy w trakcie tworzenia si).
poniewa w kwantach i w ich czeniu si (lub rozpadaniu) nie moe by jednego
wymiaru, zawsze z rozchodzenia, przemieszczania si fali w rodowisku tworzy
si brya kwantowa. "zarysowane", wykrelone zostanie w rzeczywistoci samym
ruchem elementu zjawisko, wyodrbni si ksztat na kilku poziomach, najmniej
na dwu. i "objawi" si brya. im wicej elementw mijajcych si prostych na
siebie dziaa, tym efekt bardziej rozbudowany i skutki znaczniejsze. - wane
jest tu rwnie to, e mijajce si "na kwant" w przestrzeni dwie proste (lub
kilka) tworz bry - i to nawet wwczas, kiedy nie ulegaj zakrzewieniu. sam
fakt "wsppracy" gwarantuje, e co skomplikowane si "wybruzduje" w tle. a
zaamanie ktrej z prostych tylko t amigwk zwiksza. poniewa rodowisko
jest oporne i s inne ewolucje, takie zaamania nastpuj, nie ma fali, ktra
nie ulega odbiciom. ewolucja nigdy nie realizuje si po liniach prostych nawet jeeli jest to "prosta"-ewolucja. nie dzieje si to "prosto", ale jako
"krzywizna". i to jako krzywizna wielorako i wielokrotnie "pokrzywiona".
ewolucja biegnie prosto - po liniach krzywych.
81

- kod dziedziczny
- podwojenie
na tak zakrelonym tle geometrii kwantowej wracam do kodu genetycznego oraz
jego zdefiniowania, w kocu to dla mnie temat maksymalnie ywotny. nie musz
zapewne wykazywa zbyt du iloci opisw, e struktura kodu dziedzicznego
dlatego posiada (obrazuje si dla analizujcego procesy) dwie spirale, dwie
skrcone w spiral i podwojone linie, e inaczej nie moe istnie. przecie
podwojenie to fundamentalna zasada w ewolucji.
aby zaistnia proces ewolucyjny, potrzeba dwu stanw - eby zaistniaa brya
ewolucji, czyli konkretna biologiczna konstrukcja w tym przypadku, potrzeba
takich zdarze minimum cztery. dlatego kady kod tworzcy osobnika (i kady
element tego kodu) posiada, skada si z dwu linii, to s dwie fale w trakcie
przemieszczania si wzgldem siebie i rodowiska, a ich suma dopiero tworzy
cznie ewolucj, to, co za ewolucj uznaj. czyli zjawisko odmieniajce si
w czasie-przestrzeni.
ale to dopiero jest jedna komrka, tak postrzegany proces to dopiero jeden z
wielu (bardzo wielu) elementw tworzcych "bry" w formule ycia. wane w tym
ujciu jest to, e to tylko jedna chwila w istnieniu zjawiska ewolucyjnego.
eby doda do tego cig zdarze, wic zbudowa struktur w rozwiniciu poprzez
histori, potrzeba drugiego takiego stanu, po prostu drugiej komrki o takich
samych cechach (podwojonej wewntrznie). do wyprodukowania jednej ewolucyjnej
struktury musz zatrudni cztery zdarzenia kwantowe, dwie fale (fale o ju
dwoistym, podwojonym rytmie). natomiast do wytworzenia, zaistnienia bryy w
ujciu czasoprzestrzennym potrzebne s dwie "bryy chwilowe".
powtarzam - do powstania "bryy chwilowej" potrzebne s cztery linie procesu
(stany kwantowe), a do powstania "bryy ewolucyjnej", czyli caego zdarzenia
w ujciu historycznym (rozcignitego w czasie i przestrzeni), potrzebne s
minimum dwie "bryy chwilowe". - mwic inaczej, musi w przestrzeni zaj (i
zej si) razem osiem zdarze kwantowych, eby pojawia si brya, ewolucja
- co, co rozpocznie zdarzenia. na przykad w formie mojego, ju fizycznie
biologicznego ciaa. to dlatego pena kula ewolucji, szecian ewolucji, musi
zawiera w sobie osiem kwantw, sze cian zdarze. jak w fali, ktr opisuje
sze "aktywnych" odcinkw nalecych do ewolucji (osiem wszystkich, wraz z
brzegami) - oraz dziewi punktw caej skali. kiedy zcz si dwie komrki
ycia, to cz si dwa podwojone przebiegi ewolucyjne i powstaje jedna, ju
pena komrka (pena ewolucja). ale jest to dopiero zaoenie wstpne, ktre
musi zaistnie, eby mona byo mwi o ewolucji, o jej pocztku.
komrki "rodzicielskie" (czyli z pozycji nastpnego zdarzenia, ktre dopiero
zaistnieje, kwanty "poziomu zerowego") s ju podwojone, poniewa s elementem
wiata i bez stanu podwojenia nie zaistniej. ale te dlatego, kiedy dochodzi
do ich poczenia, tworz struktur cztero-kwantow. tylko e taka komrka nie
jest i nie moe jeszcze by ewolucj. to dopiero jej pierwszy etap (zerowy,
wstpny i ciemny dla tworzcego si bytu), ktry musi zaistnie, eby proces
si zacz, ale z zasady ukryty, poza wielopoziomow zmian. - istotne w tym
rozumowaniu obecnie jest to, e dopiero dodanie drugiej oraz analogicznej w
budowie struktury (wic po prostu pierwszy w tym przypadku podzia komrkowy),
to tworzy ewolucj, zapocztkowuje pen ewolucj, zdarzenie omioelementowe.
i pen sfer ewolucji. powstaje brya ewolucji z dwu bry chwilowych.
zwracam uwag na ten fakt, dopiero od uformowania si drugiej komrki zaczyna
si ewolucja moe proces ewolucyjny si rozpocz. o ile pozwoli na to stan
rodowiska. fundamentalne w tym opisie jest to, e nie ma elementu w formie
jednostkowej, nie ma jako zmiany. jak do zdefiniowania prostej potrzebne s
dwa punkty, tak do pocztkw ewolucji (i jej analizy) potrzeba dwu kwantw,
w tym przypadku komrek biologicznych. nawet podwojona jednostka sama z siebie
ewolucji jeszcze nie oznacza, musz by dwie wewntrznie podwojone. dopiero
wwczas "brya"-ycie zaczyna si toczy (wirowa).
82

- brya chwilowa
- brya ewolucyjna
do wytworzenia "bryy chwilowej" wystarczy jedna paszczyzna (i dwie proste),
ale do powstania "bryy ewolucyjnej", kwantowego zjawiska ewolucyjnego, ktre
rozciga si w czasie i przestrzeni, s ju potrzebne dwie paszczyzny, dwa
pene zdarzenia. jedna komrka jest co prawda pen ewolucj, czyli posiada
ksztat oraz pen struktur (sama powstaa z dwu poziomw zdarze), jednak
to konstrukcja wielokomrkowa, wic najmniej dwu-"komrkowa", to dopiero stan
pierwszy bryy ewolucyjnej. - eby zaistniaa funkcjonalna ewolucja potrzeba
dwu penych "komrek" (jednostek).
im wicej w przestrzeni mija si ze sob paszczyzn (im wicej zaistnieje w
rodowisku penych "komrek" i penych ewolucji) - im wicej bdzie ze sob
wspdziaa kwantowo (na odlego kwantow i w rytmie) elementw skadowych,
tym wiksza powstanie struktura, tym wicej ukad "zagospodaruje" otoczenia
- tym rwnie bdzie bardziej skomplikowany. po prostu, wyrni si w tle i
zacznie "wystawa" w rodowisku. dlaczego? poniewa zasobno ewolucji (bytu)
przekada si na jej obecno w wiecie, take na "wano" (znaczenie, ktre
zdarzeniu przypisuj inni lub ktre sam sobie nadaje). e niekiedy "rozmiar"
nie jest wspbieny do zawartoci (treci) i rozmija si z ocenami idcymi z
zewntrz, e, bywa, "osobnik" posiada nieodpowiedni format (i stanowisko), e
postrzega siebie ponad moliwoci i zasugi - to ju przypado ewolucji. w
kocu na kogo "nieszczcie zasobnoci" (nadmiernej wobec umiejtnoci oraz
okolicznoci) musi spa. pocieszajce, e trwa to tylko "do czasu". sabo,
nieodpowiednio dopasowany do sytuacji byt szybko podlega odsianiu, poniewa
nie mieci si w tworzcej "to wszystko" regule.
ale podobnie, jak w przypadku prostych, ktre tworz w "zakrzywieniu" figur
na/w paszczynie, tak ewolucj tworzy mog nie tylko liczne paszczyzny w
jednym czasie (acz mijajce si na rnych poziomach) podobnie "zdarzenie"
w postaci zmiany o cechach jednoci moe wytworzy jedna paszczyzna, ktra w
rnym czasie "zaginie" si w przestrzeni, "skrci" lub "zakrzywi". powstan
wwczas poziomy tego samego zdarzenia, tej samej ewolucji, i bdzie cigo
"tego samego przebiegu", ale w/na rnych ju warstwach ewolucji. oba sposoby
opisu i tworzenia si zjawiska s do siebie analogiczne, i, co wane, skutek
jest podobny.
jest, na przykad, moje ciao zbudowane z komrek, wic mona je opisa jako
zdarzenie mijania si w przestrzeni licznych paszczyzn (czyli ogromnej ju
iloci penych ewolucji komrkowych) - ale rwnie dobrze mona opisa cao
ciaa jako jedn paszczyzn (a t umieci w obrbie spoeczestwa). jednak
mona opisa cay cig-zbir wytworzonych i wspdziaajcych ze sob komrek
jako jedn paszczyzn, ale komrek (jednostek) rozcignitych w przestrzeni
i czasie (powstajcych w czasie i konkretnym punkcie przestrzeni). komrki w
tym drugim przypadku bd "odcinkami" jednej paszczyzny, ktra oddaje proces
(raczej fragmentami, kwantami-punktami). czyli komrki bd faktami, ktre
powstay na rnym poziomie, nale do innego ju zakresu i warstwy, jednak
mona je potraktowa jako efekt jednej ewolucji, kolejnych faz caociowego i
jednego zjawiska, kolejnych kwantw, poziomw kwantowych caoci. - sposb
obrazowania, jak wida, zaley od tego, co i jak si wyrnia. przecie zawsze
chodzi o to samo: kwantow zmian. a jedyna wystpujca w analizie rnica to
wiksza ilo wyodrbnionych z ta zdarze (elementw) oraz "naoczno" dla
opisywacza-obserwatora.
jestem niewtpliwie wydarzeniem, analogiem bryy ewolucyjnej, ale skadam si
z bry chwilowych. jeeli jednak odnie si do caego zbioru, w ktrym si
znajduj, do innych osobnikw i caej populacji, do caego gatunku wreszcie to w tym ujciu staj si zdarzeniem chwilowym. w dziejach gatunku (i ycia)
jestem jedynie kwantem-punktem - zjawiskiem, ktre powstao, eby zaraz si
skoczy. w/na takim planie zawsze jestem tylko jednym kwantowym "tykniciem".
83

kosmologia 1.4.

84

- kwanty
- czenie si kwantw (dlaczego istniej i jak si cz?)
- kwanty "podwojone"
kolejny temat do rozwaenia: czenie si kwantw energii w prni, dlaczego
i jak si cz - co sprawia, e si cz? bo e si cz, to oczywisto.
inaczej nie byoby pola energii oraz jego wytworw. gdyby nie byo przemiany
i jej skutkw w postaci mi znanej z kadego ogldu otoczenia, zachodziaby
konieczno wprowadzenia nieustajcego cudu - lub miabym tylko jednostkowo
wydarze (dokadnie w tym tylko egzemplarzu). obie moliwoci, co zrozumiae,
s logicznie mao pocigajce. a gdybym zdecydowa si na ktry wspomniany
wariant, to musiabym podda w wtpliwo wasne istnienie i, co szczeglnie
niemie, swoje "ja". powd? przecie w tych okolicznociach pytanie, dlaczego
wanie ja miabym si w bezkresie nieskoczonoci zrealizowa, pozostaje w
mocy i to w sposb fundamentalnie zasadniczy.
czenie si energii jest wic faktem - faktem ktrego nie mona z rozwaa
usun, bez tego etapu ewolucji energii pola (jako fragmentu caej Kosmicznej
Ewolucji) nie byoby niczego. przy czym, co mona podkreli na marginesie,
nie ma znaczenia, co rozumiem pod pojciem "energia" - chodzi oczywicie o
kwanty. czyli "co", fakt "namacalny" i istniejcy. czy si moe zawsze i
tylko co, pustka ani si czy, ani nie odmienia, NIC nie analizuje wiata.
co zrozumiae, mog mwi o rnym stopniu skupienia czego, jednak nie mog
odrzuci bytu w formie "CO". a skoro energia jest, to ma w sobie tym samym
najmniejsz z najmniejszych, elementarn "wielko" - jedynk, kwant. i s to
z definicji elementy skadowe wszystkiego. tylko, dlaczego one si ze sob
cz i wchodz w reakcje, oto jest pytanie. - oczywisto samego czenia i
jego analogiczno na wszelkich poziomach fizyki jest po porostu faktem, bo
istniej. dlatego nie wystarcza tylko pyta: jak moliwe jest czenie si w
prni kwantw oraz dlaczego one si cz? - trzeba na te pytania sprbowa
odpowiedzie. i nie s to pytania, wbrew pozorom, atwe do analizy. chodzi o
zasadniczy dylemat, e w prni nie ma adnej siy, ktra bdzie "nakaniaa"
rozpraszajce si kwanty logiczne pola do ponownego skupiania si w jedno
(do jakiegokolwiek poczenia). nie ma adnej w otoczeniu podstawowej siy na
tym poziomie Kosmicznej dziaalnoci, ktra bdzie "skadaa" kwanty w nowe
pole, w tym czy w innym cyklu. - oczywicie to si dzieje, argument mojego
istnienia jest tu rozstrzygajcy, i nic go nie wzruszy. dlatego wypada i musz
zapyta: jak to si realizuje i co sprawia, e czenie jednak ma miejsce? to s pytania istotne i fundamentalne - dotycz mojego istnienia istnienia
wszechwiata i kwantw na kadym poziomie. efektem tak sformuowanego (i to
gono) "zapytania do wiata" jest ten fragment notatek.
czciowych odpowiedzi pada ju wczeniej, i na rne sposoby. przy analizie
ewolucji pola pojawi si opis, jak prnia i kosmiczne zero ciepoty wpywa
na przemiany kwantowe, jak to hamuje "wybuch" i nastpnie dziaa na roznoszone
w przestrzeni jednostki energii. z chwil maksymalnego, wiec ju sferycznego
zajmowania przez pole "przestrzeni", realizuje si pocztek drugiego etapu w
jego dziejach: po wybuchu zachodzi czenie si energii. z t chwil zaczyna
si proces wyhamowywania kwantw, trac one znak, staj si "pojciem", czyli
"paskim" i pozbawionym wymiarw "porcjowanym" stanem energetycznym kolejnej
ewolucji. "oddziaywanie" prni zachodzi, zachodzi musi - i posiada na tym
etapie znaczenie zasadnicze. w rodowisku, w ktrym nie wystpuj adne siy
dziaajce na energi, ju sam brak takich si jest czynnikiem wanym bardzo
wanym najwaniejszym. Kosmicznie fundamentalnym. kiedy nie mog wprowadzi
w proces adnej siy (jakiejkolwiek) - to mam co prawda powan trudno w
ustaleniu reguy zmiany, ale jednoczenie mam, co tu jest faktem gwnym i
najwaniejszym, brak na tym poziomie ogranicze. a brak ogranicze pozwala
powiedzie, e nic (a ju na pewno "nikt") tym procesem nie steruje. brak si
sterujcych to wolno maksymalna (co nie oznacza, e buduje si chaos).
85

- prnia a czenie i rozpad energii


brak si podtrzymujcych drgania energii, to jednoczenie warunek w ewolucji
podstawowy: eby drgania zamary, eby ponownie kwant uzyska wyjciow oraz
obojtn posta (eby zanika, "zamara", "wyzerowaa" si energia i caa
jej przeszo). przecie nie mog zakada, e zachodzi "przeciganie" przez
nieskoczony cig zdarze informacji (choby szcztkowej) o tym, co byo. w
kolejnych bytach taka "nadmiarowa" ju informacja bdzie si kumulowa i w
nieskoczonej skali zbuduje nieskoczony nadmiar absurd. musz zaoy, e
ewolucja "zeruje" si doskonale, eby kady nastpny cykl, po pierwsze, mg
si zacz "czysty", bez adnych "genetycznych obcie", a po drugie, eby
tworzy wasny fakt istnienia i histori. - kiedy "elementarne zdarzenie"
znajdzie si w prni, nie ma z czym ani w czym dalej zachodzi, koczy si.
taki kwant energii traci swoje waciwoci tworzenia i wchodzenia w reakcj
z innymi kwantami, traci swoj wczeniejsz posta, dokonuje si przejcie
energii w kwant logiczny ("pierwotny"). i to jest ten wany fakt. od tego
momentu mam "czyst energi", ktra moe ponownie tworzy nowoci i czy
si w dowoln struktur. nieskoczono zostaje kwantowo (na kwanty) pocita
i "odcita". i jest to warunek niezbdny.
dylemat: co powoduje, e moe pojawi si pierwszy kwant ewolucyjny? w tej
chwili pomijam "pocztek" caej Ewolucji, ten nieskoczony przebieg (swoj
drog to ciekawe zagadnienie logiczne - "pocztek" nieskoczonoci - ech, co
ten rozum wymyla, ale to wzmiankowane wczeniej "nienasycenie" jest tego
powodem). natomiast ja obecnie pytam si o ten konkretny pocztek "mego"
pola na przykad (w ktrym przyszo mi rozumowa). co sprawio, e pierwszy
dwudzielny stan, nowa jako kwantowa powstaa? powstaa i nie rozpadaa si
w prni ju w nastpnym kroku. a tak, z logicznego punktu widzenia, powinno
by: po powstaniu kwantu (czy komrki ycia), ju w kroku nastpnym, musi
zaj jego (jej) rozpad na kwanty "podstawowe", na kwanty logiczne, przecie
nic temu nie przeszkadza. dlaczego ewolucja nie utkna na/w tym stanie? co
si dzieje i dlaczego, e moe osign posta wielkiego "ukadu", zaistnie
w formie kwantu-pola? nic procesu nie "popdza" ani nie "zapdza", eby si
elementy czyy, wrcz "waciwoci" prni czeniu si kwantw utrudniaj
ycie - przeszkadzaj "doskonale" (lepiej nie mona). co wic si "dzieje",
e proces zachodzi?
eby sprbowa odpowiedzie na to zasadnicze pytanie, musz przepatrzy w tym
celu proces przemian energii, jak on przebiega i jak si zachowuje. "cechy",
"waciwoci" samej prni, cho s decydujce dla ujcia zjawisk, to jednak
do opisania przebiegu czenia si i rozpadu trzeba sign do kwantowych
zjawisk, a tak gboko. dlatego zachodzi konieczno nawizania do opisu,
jak "wybucha" energia, jak si w przestrzeni roznosi (kadej przestrzeni, tym
bardziej w prni), jak si rozprzestrzenia to, co "pozostaje" po zdarzeniu
w postaci pola czyli kwanty logiczne. eby wic zdefiniowa proces, musz
wyj od "paskiego" stanu i przej do penej sfery ewolucji i maksymalne
zajcie otoczenia.
kiedy pole energii rozpada si na elementy jednostkowe (kwanty logiczne) i
zajmuje coraz wiksze "rodowisko", taka sfera powstaje wraz z wyczerpywaniem
si energii, ktra oddala si "w nieskoczono". to element wany w tym
ujciu - zachodzi zjawisko takiego rozoenia si kwantw, e tworz one
"powok kwantow", czyli jednokwantow powok kuli ewolucji. ostatnim (i
ostatecznym) stanem pola energetycznego jest jednokwantowa sfera. nastpnym
krokiem w tak zakrelonym procesie jest ju fakt koca ewolucji i "powoka"
si rozrywa, warstwa graniczna pka, "acuch" zdarze przestaje posiada
charakter czny. ewolucja, proces wczeniej jako integralny, przestaje w
formule zbornego zjawiska istnie. kiedy dystans kwant do kwantu przekracza
rozmiar kwantu (logicznego) - dochodzi do "rozerwania" i zaniku ewolucji
(proces wchodzi w okres "rwany", "pogrobowy").
86

i teraz ciekawe - nastpuje etap czenia si energii. jako nastpny etap po


"spenionym" wybuchu energii mam scalania si kwantw. - od tego kroku, na
skutek zdarze losowych, zaama torw kwantowych, wyhamowywania drga przez
chd prni oraz "nacisku" innych ewolucji w Kosmosie - pojawia si kwant
ewolucyjny, nowa jako. czyli dwie niezalene i samorzdne jednostki "co"
poczyy si w nieskoczonoci (swobodnie - ale pod "wpywem" otoczenia). i
od tego momentu energia zaczyna si czy w coraz wiksze struktury, kiedy
napotyka podobne kwanty, przycza je - lub sama zostaje pochonita. - ale
jest problem: dlaczego nie dochodzi natychmiastowo do rozpadu energii na/w
kwanty elementarne, na czci i elementarne zdarzenia - dlaczego dochodzi do
dalszej ewolucji? i kiedy to si dzieje? zaraz "po" rozpadzie, jeden kwant
dalej, czy "pniej"? i co to znaczy w takich okolicznociach (tu w prni
Kosmosu) "zaraz po", "pniej"? proces biegnie dalej "krok obok" czy "gdzie
i kiedy"? interwa czasowy dla powstaej ewolucji jest "informacj zbdn",
znajduje si poza jej istnieniem, ale w analizie procesu, ktry powsta, to
zasadnicza sprawa. dlaczego? jak?
odpowied: ten etap ewolucji pola (energii), cho jest "rozerwan" ewolucj
- czyli nie ma ju cznego charakteru "tamtego" pola (tamto, wczeniejsze
w stosunku do wydarze pole przestao istnie jako czne zjawisko) toczy
si przecie dalej. ma posta "ewolucji rozproszonej", proste-ewolucje biegn
w nieskoczono, ale "cigo" zjawiska wystpuje. logicznie, ale jednak
wystpuje. fizyczny, czny proces "wypali" si, kwanty "oswobodziy" si
i pdz dalej - ale logicznie jest to cigle-i-dalej "ewolucja" (Ewolucja).
toczy si jako "przeduenie", jako rozczne, ale przecie energetyczne i
"ewolucyjne zjawisko". nie ma powiza, struktura takiej ewolucji nie tworzy
ju caoci-jednoci, ale zachodzi rozprzestrzenianie si energii na skutek
impetu wybuchu (dalej i dalej...). powstaje coraz wiksza kula takiej, teraz
"pogrobowej ewolucji". ewolucja tego przeszego i "minionego" pola trwa nadal
- tyle e samego pola, jako bytu cznego, nie ma. zachodzi, i to dokadnie,
analogia do ciaa czowieka i procesw "po yciu": cho ju skoczya si
jego ewolucja, to fragmenty, rozpraszajc si przecie w rodowisku, nadal
s przedueniem tamtego istnienia (trwa "ewolucja rozpadu").
identycznie z pocztkiem ycia czowieka. zachodzi proces wyodrbniania si
nowej ewolucji, nowej jednostki - ale z elementw energetycznych dostpnych
do zabudowania (si) w otoczeniu. kiedy byt powstaje, kiedy kwanty cz si
w struktur, proces nie moe sign po dowolny element, potencjalnie (wic
z boku analizujc) idealny do budowy. proces moe najdalej (i najbliej) tym
operowa, co ma "pod rk", czyli na dystansie jednego kwantu. dalszego czy
bliszego nie wykorzysta, to s z tej perspektywy elementy (fakty) poza s
nieobecne w zakresie postrzegania (i reakcji). dlatego kady proces ma swj
pocztek w ramach "tamtej", wczeniejszej, rodzicielskiej ewolucji, w ramach
tak pojtego rodowiska pobiera energi. to znaczy, jakby to nie brzmiao,
nowa jako powstaje w/na "trupie" poprzednika, a raczej ju w/na "trupach"
wielu poprzednikw. energia rozprzestrzeniajca si w prni, cho ju nie
stanowi sama ewolucji (cznej ewolucji), jest nadal Ewolucj i w trakcie
przemian. i dalej w tej "przestrzeni" (w rodowisku) dokonuje si ekspansja
energetyczna. kwanty nadal tworz jak "ekosfer", jakie lokalne warunki,
ktre dany fragment prni wyodrbniaj z otoczenia nadajc im, przez swoje
"istnienie" w tym miejscu, znaczenia ("znakuj" go). cho odlegoci midzy
elementami s ju tak wielkie, e nie mona mwi o polu jako o zjawisku, to
nadal pozostaj na tyle mae wobec nieskoczonoci, e s i dugo jeszcze
bd "tycie" w stosunku do niej a przez to "czne". w tym wypadku "kula
ewolucji" "istnieje" pod postaci "rwan", ale da si w nieskoczonoci jej
elementy wyznaczy oraz wytyczy tory procesw. to etap, jak to nazwaem,
"ewolucji logicznej", opis "kuli ewolucji logicznej". - a jej granicami s
nieskoczono i wieczno. dokadnie!
87

dlatego musz ten "okres" zmian nazwa Ewolucj. bo to nie jest ewolucja.
zasady zmiany s takie same (i zawsze takie/te same), ale to ju proces od
ewolucji odlegy, czyli zjawisk znanych mi na co dzie. - ewolucja to moja
codzienno Ewolucja to codzienno Kosmosu. a to oznacza, e kade pole
"rozprzestrzenia si nieskoczenie", e ekspansja kadego takiego "wybuchu",
kadej ewolucji pola energetycznego jest w swym przebiegu nieskoczona e
prosta (czy pprosta) ewolucji moe by poprowadzona w takim zakresie w
bezkres. i tak biegnie. bo nic w prni nie moe zatrzyma takiej ekspansji,
nie ma si, ktre by wyhamoway prdko kwantw. mog powiedzie, e kade
pole, e kada ewolucja (przecie moje ciao rwnie) rozprzestrzenia si
nieskoczenie, e jestem "skadnikiem" nieskoczonoci. e te elementy, ktre
tworzyy mnie rok temu, lata temu - s, czemu nie, ju w jakim ciele (moe
nawet rozumnym) po drugiej stronie globu - albo po drugiej stronie tutejszego
wszechwiata - albo nawet ju i wszechwiat opuciy i gdzie tam pomagaj w
istnieniu. "przeduenie" torw "moich" elementw jest wanie nieskoczone.
- i ostatecznie kuliste. nieskoczone dlatego, e Kosmos jest nieskoczony,
a kuliste dlatego, e nic "wybuchu" z adnej strony nie hamuje, a jak nie ma
siy powstrzymujcej, powstajcy ksztat musi by sfer, wszechkierunkowym
oddalaniem si w postaci sfery.
to wszystko prawda - tylko e "teoretyczna". moe potencjalnie tak si dzia,
moe nastpi nieskoczone roznoszenie si energii w otoczeniu, czyli moe
ewolucja przybra nieskoczony stan zajtoci otoczenia "tylko" e jest to
konstrukcja logiczna. poprawna, ale logiczna. i cho mona wykaza, e kade
zjawisko i kade ciao energetyczne jest elementem nieskoczonoci - to w
praktyce zachodzi jednak zjawisko czenia si energii w wiksze struktury,
nawet w Kosmosie. dlaczego? bo sprzyja temu fakt "ekosfery". czyli dalsze,
przeduone "istnienie" rozprzestrzenianie si energii pola. cho mogoby
si potencjalnie rozbiega ono w nieskoczono, a "ekosfera" tym samym miaa
nieskoczone wymiary (rozmiar), a "rozrzedzenie" energii nieskoczenie mae
(a Kosmos "ekosfer absolutn") jednak to, e "Fizyczne" nie zachodzi a
tak nieskoczenie mae rozrzedzenie, to wynika z tego, e istniej. mnie by
nie byo, gdyby nie zachodziy "zdarzenia" losowe, ktre w nieskoczonoci
tworz sytuacj, e energia si nie tylko rozpada, ale take ("lokalnie")
czy. nieskoczono Ewolucji to zapewnia. zapewnia to nieskoczono sobie
podobnych procesw - w nieskoczonej ich ilo - w ramach nieskoczonego
Kosmosu. przebieg procesw jest nieskoczony, ale rwnie ich ilo jest
nieskoczona. to powoduje, e cho potencjalnie (logicznie) przebieg mgby
by nieskoczony - to w wyniku Fizycznego "spotykania" si w nieskoczonoci
tych nie-skoczonych "ewolucji", powstaj jak najbardziej skoczone lokalne
zdarzenia!
kiedy ewolucja "std-teraz" rozprzestrzenia si w nieskoczono, skutkiem
tego, e w nieskoczonym Kosmosie takich "zdarze" rwnie jest nieskoczona
ilo (to tak do koca nie jest, ale szczegy s w innym punkcie - polecam,
bo ciekawe) - dochodzi do nieskoczonej iloci "zderze" ("zazbie" si)
procesw "po drodze". kwant logicznie ju swobodny oraz "czysty", napotyka
"chmury" podobnych sobie elementw - i w wyniku "kolizji", ale jednak dalej
w tej "chmurze", zaczyna "nowe ycie" z innym "partnerem" (ale identycznym).
i "co" si "poczyna".
to nawet zabawne stwierdzenie, ale jake prawdziwe: z nieskoczonego procesu
- w wyniku "zderze" ze sob nieskoczonej liczby podobnych sobie zdarze
nie-skoczonych - tworzy si skoczona liczba lokalnych ewolucji. rwnie o
cechach podobnych.
c - nieskoczono do nieskoczonoci - i tworzy si skoczono.
nieskoczono to ciekawe (i fajne) miejsce...
88

powracam do opisu zdarze w takiej rozprzestrzeniajcej si, cho ju nie


posiadajcej cznego charakteru ewolucji. - to w tej "przestrzeni", jako
nacechowanej przestrzeni, jako odrbnej od prni "cakowitej" (cho prni
"cakowitej", pojtej logicznie nie bdzie, nieskoczono procesu Ewolucji
"gwarantuje", e rwnie w nieskoczonej prni bdzie zawsze co z energii
nieskoczonej; sowem, nie bdzie "wolnych" miejsc inaczej, jak losowo) - to
w takiej wyrnionej "przestrzeni" zaczyna si jednak w ramach Kosmosu rzut
nastpny Ewolucji (i lokalnie ewolucji). jedna si skoczya - zaczyna si
nastpna. "tamta" "trwa" jako "ewolucja nieciga", a nowa zaczyna si jako
jej fragment, jako zdarzenie cige w ramach niecigego i wycznie ju
"potencjalnego" "zdarzenia". ewolucja "poprzednia" z takiej perspektywy to
"byt", ktry podlega "rozprzestrzenianiu si".
i to jest poszukiwane wyjanienie. zwracam na nie szczegln uwag, trudzc
si z zaznaczeniem jzykowych rnic pomidzy tymi ewolucjami. chodzi o fakt,
e cho "tamtej" ewolucji ju nie ma, ona "nadal istnieje", rozprzestrzenia
si dalej. przyrwnanie do "trupa", cho wymowne i obrazowe, jest dziaaniem
nieco uproszczonym, ale innego nie ma. "nieboszczyk" jest jednak ewolucj,
cho ju rwan. w ramach "trupa"-pola, ktry przecie cigle si odmienia,
zachodzi nowy etap, nowe zajmowanie energii w przestrzeni i pojawiaj si
nowe ewolucje, ktre powoduj zmiany. dlaczego? bo jest rodowisko. "tu" nie
mam stanu prni cakowitej, jest otoczenie jako zabudowane, a przez to mam
"nacisk" rodowiska, nie mam wolnego toru, elementy istniejce, cho drobne,
jednak tworz "otoczk", w ktrej panuj okrelone warunki, co do czego
moe si zbliy (choby losowo) i poczy. i nie rozpadnie si od razu, bo
jest opr, hamulec w postaci "ewolucji poprzedniej" (rodowiska).
"trup" nie istnieje - i istnieje zarazem! - zalenie w jaki cig zdarze go
wpisa. jeeli odnios go do okresu, kiedy by ywym i aktywnym, nie ma go
ju, nie istnieje, zdarzenia "trupie" go nie dotycz. ale jeeli przemiany
uj szerzej, gdzie zjawiska chemiczne (energetyczne) w ramach ciaa trupa
s tylko skadnikiem wikszej ewolucji, to on nadal, jako energetyczny fakt,
ma swoj reprezentacj w przestrzeni. w tym sensie, jako energetyczna zmiana
- nadal jest ewolucj i zarazem fragmentem wikszych wydarze. stan "ywy",
cigy procesu dla caego ciaa zosta na pewnym poziomie zdarze rozerwany,
ale owe "rozerwania" nie doszy jeszcze poziomu kwantw logicznych. z tym,
e w przypadku ciaa czowieka (biologicznego bytu) kwantami logicznymi bd
oczywicie atomy materii.
i dlatego, cho "formalnie" pola (ciaa) ju nie ma, ono nadal ksztatuje
zjawiska w prni. w powizaniu z prni nadal zachodz "procesy" i rne
"zdarzenia" energetyczne. inne wobec mi bliskich, ale zachodz.
ten dugi wywd by po to, eby wykaza, e cho zjawiska powstania nowego
kwantu (jako zjawiska wikszej skali) odbywa si w prni jednoczenie nie
jest to prnia "czysta", logiczna. jest to tylko i a stan "zmieszania",
poczenia prni i energii. pomimo e jest to bardzo, i bardzo rozrzedzony
ju energetycznie stan, to nie ma sytuacji absolutnej pustki, to niemoliwe.
poniewa podobnych zdarze (rozpadu pl) jest w skali nieskoczonej rwnie
nieskoczenie wiele, to "na jednostk Kosmosu" wypada zawsze co, nie ma
zupenie pustych miejsc. co przemieszcza si w postaci "szcztkw", jako
efekt poprzednich ewolucji co si tworzy lub zanika. mam pustk wraz z
energi, a to oznacza, e wystpuj "agodniejsze" warunki dla nowoci (s
"agodniejsze" ni by byy w potencjalnie "absolutnej" prni).
na marginesie warto sowo o prni, skoro tak to wypado. okazuje si, e
nie tylko nie ma absolutnego czasu i przestrzeni, ale nie ma ta absolutnej
prni, jest tylko "zmieszanie" prnia-energia. to nawet logiczne, skoro
bez tych dwu elementw nie mona wyobrazi sobie zjawisk, skoro nie ma zera
bez jedynki. dlatego jest tylko czny - "zmieszany" byt (Kosmiczny).
89

- czenie si energii w prni


jeeli teraz w "zakresie" takiej "rodzicielskiej" ewolucji, cho martwej ju
i wypenionej, przeprowadz dalsze, czyli "pogrobowe" ewolucje, to powstanie
przebieg, ktry na kocu uzyska posta pola nowej jakoci. - od lokalnych
kwantw, przez ich czenie si losowe z innymi podobnymi kwantami z innych
przebiegw, powstanie nowa ewolucja i cykl zjawisk, spirala ewolucji si na
nowym polu zamknie (kocem pola "poprzedniego" jest zaistnienie pierwszego
stanu pola nastpnego - kocem ewolucji jest pocztek nastpnej). i potoczy
si nowy cykl ewolucji, nowy jej fragment. itd. w nieskoczono.
energii jest "pod dostatkiem" (nieskoczono), przynajmniej na/w niektrych
torach i na pewnych drogach w przestrzeni ("strumie" kwantw z poprzednich
ewolucji), trafiajc na takie "zasobne trakty", ma przed sob kwant, ktry
powsta w przestrzeni, zapewnione dugie trwanie. to znaczy, moe gromadzi
energi. gromadzi z tego pola, z ktrego sam si wywodzi, jako efekt, przez
fakt "przycigania" swoj "mas" innych kwantw z otoczenia ale rwnie i
"trafianiem" w inne kwanty w rodowisku, ktre pochodz z "wybuchw" ju
dokonanych, z innych pl-trupw. z pl energetycznych, ktre byy "kiedy".
"jak dawno"? tego "najstarsi grale" nie pamitaj... tego nawet nie ma jak
okreli, bo wszystko dzieje si poza czasem, a "czasu absolutnego" nie ma,
Ewolucja kosmiczna nie jest w aden sposb "wyskalowana" z mojej perspektywy
co nie znaczy, e niedefiniowalna. ale Ewolucja jest, to pewne i zaczyna
si jej kolejna odsona w nowej postaci.
dlatego obraz procesu jest taki: w "okolicy" Kosmicznej (bez definiowania
tej okolicy i jej rozmiarw), "co jaki czas" wybuchaj pola energetyczne i
kocz swj ywot - a ich energia rozprasza si (swobodnie) w prni (w NIC).
te "strumienie" energii wzajemnie na siebie "wpadaj", a w efekcie dziaaj,
nie jest wic niczym nadzwyczajnym (a wrcz banalnie koniecznym), e w takim
"zbiorczym" strumieniu, jako skutek zderze i si tych zderze gdzie "co"
lokalnie "zakiekuje": powstanie "zlepek" kwantw logicznych. czyli zacznie
si budowa energetyczne zjawisko: ewolucja. a jak si ju co zlepi (cigle
dopychane w taki "punkt" dopywajcymi od "poprzednich" ewolucji "falami"
energii), to dalszy proces "ma z grki", co si zlepio - dalsze dolepi si
samo. o ile ten dopyw ("pokarmu") nie ustanie...
kiedy powstanie pierwszy dwudzielny stan energetyczny ("masa energetyczna"),
"przyciga" swoj jakoci inne "obojtne" stany. co wane, ten nowy byt ma
warunki "cieplarniane", nie jest wystawiony na ekstremalnie dziaania prni
("logicznej prni"), dlatego zaistnia, trwa, i ma szans si rozbudowa.
jego ewolucja zachodzi "pod ochron", pod oson wygasajcej cigle ewolucji
pola "poprzedniego" (energia rozprzestrzenia si dalej, oddala - co wyranie
podkrelam oraz szczeglnie mocno - bowiem kolejne fale-warstwy energetyczne
wywieraj "nacisk", "dociskaj" do siebie swobodne elementy kwantowe, ktre
inaczej by si oddaliy). na pocztku, jak w rodzicielskim otoczeniu (nawet
bardzo dosownie rodzicielskim, bo "nowo" jest jego skutkiem), zachodz
procesy maej skali, ktre mog si w losowych zdarzeniach sta wielkimi i
"samodzielnymi". i musz si takimi sta przecie prawdopodobiestwo skali
Kosmicznej to zapewnia (stwierdzenie dobre w tym miejscu). e nie wszystkie
przeobra s w tym procesie nabierania si "z kopciuszka w ksiniczk"?
zgoda, ale na kogo wypadnie. kto los na loterii Ewolucji wycignie, zbir
w kocu jest przeogromny (Kosmiczny) i "tylko" nieskoczony. dlatego mona
by pewnym, e na ile "pokrak" i "pikno" jedna si objawi. jeeli nie z
tego pola kwanty "zdominuj" i zapocztkuj now, "treciw" ewolucj, to z
innego. nieskoczono takich zjawisk sprawia, e dalszy cig ewolucji ma
warto rwn jednoci - jest pewny. natomiast podkreli wypada jeden fakt
w tym ujciu: konkretne zjawisko, dana ewolucja i jej konstrukcja wystpi
tylko jeden raz w teje nieskoczonoci. "twarz" jest jedna, ale kadorazowo
inna. przykre ale prawdziwe.
90

- kwanty - czenie si
- czenie si kwantw innych poziomw (pierwiastkw, atomw)
kolejnym problemem, ktry trzeba rozway, to sprawa czenia si w due
ukady i struktury wicej ni dwu kwantw logicznych. wypada si tym zaj
ponownie, poniewa dalszym etapem tego procesu bdzie poczenie pomidzy
atomami tego samego i rnych pierwiastkw - wszelkich ewolucji, wszelkich
kwantw. czyli wane zagadnienie. bo to, e kwanty logiczne si cz, to
sprawa banalna. kiedy odnie proces do nacisku otoczenia (rodzicielskich
warstw), to zblienie dwu elementw nie stanowi problemu, musi zaj w tak
zdefiniowanych warunkach. pocz si, bo w kocu s to jednakowe, obojtne
na dodatek postacie energii. natomiast pytanie o to, dlaczego poczy si
ze sob indywidualno, jak jest np. atom objawiajcy si si, dlaczego
cz si ze sob rne stany energetyczne (rne atomy), to ju wymaga
gbszej analizy. trzeba zacz ponownie - raz kolejny - od opisania, jak
wygldaj i jak si formuj kolejne poziomy kwantowe, jak tworz si na
nich zjawiska. czyli trzeba wyj a od poziomu zerowego.
poziom zerowy. - to poziom jednego kwantu, na ktrym wystpuje tylko jedna
"komrka". ale sprawa nie jest taka prosta. mam oto tak sytuacj, e
spotykaj si w przestrzeni dwa kwanty logiczne i nastpuje ich poczenie.
a raczej zaczyna si proces poczenia, nie dzieje si to przecie jako
cud. to nie jest na zasadzie "szast-prast" i poczyo si. to nie jest ani
nage, ani "bezczasowe" - ani banalne. jest to kwant zdarzenia, najmniejsze
z moliwych wydarze, ale to ju jest proces! podkrelam, to jest stawanie
si, to zacza si ewolucja. co do identycznego sobie dy, eby poczy
si (pod naciskiem otoczenia, to trzeba mie w staej pamici procesu).
identycznego, takiego samego, wic mona z nim wej "w zwizek". ale jest
to nie zawsze, nie w kadym przypadku identyczno pod kadym wzgldem
tutaj rozpatruj fakty na poziomie logicznym i one oczywicie musz by pod
kadym wzgldem do siebie identyczne, ale na wyszych poziomach mog si
czy kwanty procesu w postaci co prawda logicznej ale rne gabarytami.
mam tu szczeglnie na uwadze komrki rozrodcze, mskie i eskie. to s
kwanty logiczne, ale z przeciwnego bieguna moliwoci ewolucji. cz si
dwa elementy identyczne sobie w funkcji logicznej, acz rozmiarem rne.
kwant do kwantu zawsze da kwant i nie moe by inaczej. wanie, na
poziomie zerowym zaczynaj si ju procesy poziomu drugiego, a pierwszego w
ramach rozpatrywanej ewolucji, to z chwil poczenia si, zetknicia dwu
kwantw logicznych ta ewolucja si zacza. do tego momentu mona tylko
mwi, e proces si toczy, e elementy si do siebie zbliaj, ale nie
mona twierdzi, e ju jest ewolucja. do momentu zaistnienia jednoci w
postaci np. komrki biologicznej podwojonej (czyli zapodnionej), nie ma
ewolucji. poczenie oznacza pocztek procesu cho w szerszym ujciu jest
poprzedzony mnogoci zdarze. z perspektywy nowej ewolucji "tamto
wczeniejsze" nie istnieje.
w ogle sprawa z poziomem zerowym nie jest taka oczywista. ten poziom, cho
nie znajduje si bezporednio w ewolucji, to w niej uczestniczy. nie jest
te tak, e on jest dany, e to cudowne zdarzenie i zaistniao "od razu".
nie ma go dla ewolucji, ale jest wpisany w obrb ewolucji wyszego poziomu,
a przynajmniej w obrb poziomu generalnego, Ewolucji. dla poziomu zerowego
wydarzenia "zaczynaj" si z chwil wyodrbnienia z caoci poprzedniej
ewolucji kwantw logicznych i uzyskaniu przez nie postaci i odrbnoci. bo
to stanowi pierwszy "krok" w procesie. mona wic zasadnie dowodzi, e
pocztkiem poziomu zerowego jest ostatni poziom poprzedniej ewolucji. mona
dowodzi, e to jest acuch nierozerwalny, a tylko wyodrbnienie logiczne,
dla potrzeb zrozumienia, nadaje mu form pocztku i koca, skutku i
przyczyny. w realu jest to proces, ktrego rozdziela nie wolno, mona
wykaza tylko jego kolejne postaci w nieskoczonej fali zjawisk.
91

- "poziom zerowy" ewolucji


rozrnienie na zdarzenia "wczeniejsze" i "pniejsze" w Ewolucji, cho to
zbieg czysto logiczny, przecie w Kosmosie nie ma adnego datowania (acz nie
do koca, ponownie odsyam do dalszej czci tekstu), takie dziaanie rozumu
jest i koniecznoci i pozwala powiedzie, e s wydarzenia, nawet na tym
poziomie (w nieskoczonoci-wiecznoci), ktre mona okreli jako "procesy
rodzicielskie" i "potomne". i to, zastrzegajc si, e to analogia, prawie
e dosownie. "pole potomne" jest rzeczywicie przedueniem wydarze, ktre
zaszy w "polu rodzicielskim" bez takiego "acucha" zdarze nie mona o
nowoci mwi, musi by "otoczenie", rodowisko, w ktrym powstaje nowo. w
najszerszym ujciu jest to Kosmos i Ewolucja.
dlatego poziom zerowy dla ewolucji wyrnionej ma swoje kwantowe "korzenie"
w poprzednim, nazw go "-1", bo znajduje si ju zupenie poza przebiegiem,
poza ewolucj wyrnion. o ile poziom zerowy i posta jednego kwantu, ktry
si dopiero poczy i zapocztkuje ewolucj, jest jeszcze jako w obrbie
zdarze (ale poza ewolucj), o tyle poziom "-1" jest przebiegiem (ale zawsze
jako przedzia), ktry musi zaj, eby ewolucja na poziomie pierwszym moga
ponownie si objawi. cay proces na poziomie zerowym to wyodrbnienie si
kwantw z poprzedniej ewolucji, ich "dryf" w "przestrzeni", a nastpnie si
spotkanie i powstanie jednego kwantu - kwantu ewolucji. poziom zerowy to nie
jest wydarzenie "dane", cho tak wyglda z punktu widzenia dalszej ewolucji.
poziom zerowy to lecy poza ewolucj przebieg energii w przestrzeni - to
"odcinek" przestrzennych zdarze poprzedzajcych byt wyrniony.
"czas" tworzenia si tego poziomu, cho "znikomo may" wobec zdarze, ktre
tworz fizyczn struktur, jednak jest i musi zaj. przecie zawsze mam
zdarzenie do wyrnionego poprzedzajce, okres formowania si zjawiska. z
punktu widzenia "dalszej" ewolucji (ju zaistniaej) przedzia poprzedzajcy
jest "poza", wicej: nie istnieje, bo nie moe. i nie ma czasu. proces mnie
warunkujcy nie jest mn, pomaga zaistnie, ale nie jest mn. i dla mnie tego
"wczeniejszego" czasu nie ma, to inny czas. e podobny do mojego, to wiem
z analizy logicznej procesw i zakotwiczenia ich w jednoci Kosmosu oraz w
jednej regule zmiany ale to nie jest czas mojej zmiany (to inne pokolenie
i inne "zwyczaje").
jednak logicznie, w szerokim polu obserwacji procesw energetycznych, to jest
ta sama i jedna ewolucja, ktrej fragmentem przyszo mi by. i w tak pojtym
acuchu wydarze poziom zerowy nie jest ani zerowym, ani pierwszym (czy te
kolejnym) - ale jest elementem cigu o nieskoczonej iloci zdarze. jestem
kwantem w/na prostej nieskoczonej, i warto z tego wyciga wnioski.
dlatego nim poczy si kwant z drugim kwantem, "ile" "czasu" zachodzi "jaka" "chwila" musi "zaistnie". to zakres "bezczasowy" i lecy "poza" w
postrzeganiu obserwatora wewntrznego, ale jak najbardziej czasowy, kiedy go
definiuje obserwator zewntrzny. jak wyskalowa to "zdarzenie"? dostpnym i
jedynie sensownym logicznie dziaaniem jest odwoa si do kantw, czyli do
"tykania" kwantw, do czasu ich czenia si (lub rozpadu). mam jednostk:
wielko "jednego kwantu".
"odlego" pomidzy jednym a drugim kwantem, czyli rwnie jeden kwant (tu
logiczny, ale bez definiowania teraz, ile wynosi ta "jedynka"), "pokonanie"
tej odlegoci to kwant. "tyknicie" kwantowe musi wic mie warto jednego
kwantu - kwant z kwantem czy si przez okres jednego kwantu.
"poziom zerowy" dla zaistniaej ewolucji "wzrasta" w "czasie" jednego kwantu
- i jest procesem znajdujcym si "poza" konkretnym, zaznaczonym przebiegiem.
ale jest koniecznym, eby poziom "pierwszy" nowej linii ewolucyjnej mona
byo wyjani.
92

- prdkoci nadwietlne
wyjanienia wymagaj tak zwane "prdkoci nadwietlne", poruszanie si w tej
czci zdarze energetycznych. temat ciekawy, nawet fascynujcy a na dzi
z obszaru nawet nie spekulacji, ale fantastyki. a przecie w wietle kwantw
i opisywania za ich pomoc ewolucji, zaczyna si to jawi moe nie jako co
koniecznego, ale moliwego. to nie jest fanaberia rozumu, ktry ma ochot
podrowa szybko (i szybciej), a po drugie wszelkie ograniczenia s mu obce
z natury (jego mylenia). kwanty daj tu pewn nadziej. e dla "zamonych"
(duchem i energi), to inna sprawa.
zaczn od tego, e - przede wszystkim - prdkoci "nadwietlne" s faktem
"obiektywnie" istniejcym, tworz wszystko, co jest w wiecie i we mnie. to
zawsze proces, ktry ma swoje podprogowe zachodzenie - a to oznacza, e tak
po prostu musi si toczy szybciej od maksymalnej mi dostpnej prdkoci. bo
kiedy uznam, e "wiato" ma w ukadzie fizycznym (tu: wszechwiecie) swoj
maksymaln i eksperymentalnie ustalon warto, to przecie nie neguj, e
nie ma do tej wartoci prdkoci wikszej. tylko stwierdzam, e w obszarze
dostpnym jej nie ma i nie moe by. ale, wane ustalenie ewolucyjne, kady
byt, kady element zakresu mi dostpnego buduje si, ksztatuje, wyania z
paszczyzny (kwantowej). a wic jego zaistnienie "dokonuje si" - to zawsze
jest proces. nie mam w dostpnym obszarze niczego, co byoby dane, co byoby
bytem prostym. to tylko zoenie i to, powtarzam, dokonujce si.
dlatego wniosek z tego rozumowania brzmi: nawet element wiata tworzy si i
wyania, tworzy si kwantowo "w pionie" i wyania z paszczyzny (ta). eby
w ewolucji mona byo przekaza sygna, musz posiada wielko pen oraz
trwa, przekaz moe zaj na elementach powyej progu. ale ich tworzenie
si przebiega podprogowo i wanie "nadwietlnie" w stosunku do procesw w
moim zasigu. bo skoro moje s najwiksze (fizycznie), ale zarazem buduj si
- to fakty je tworzce musz przebiega szybciej. czyli s to do mnie fakty
poza-fizyczne (meta-fizyczne). ale na pewno Fizyczne. bo s. - to zdarzenie
konkretne, i zawsze Fizyczne.
dlatego prdkoci "nadwietlne", to szybko reakcji wiksza od tego, co si
w danym momencie znajduje w rozpatrywanym wiecie (lokalna warto prdkoci
wiata). takie prdkoci nie tylko mog by, ale i s. wystpuj, s faktem
(skadnikiem) procesw ewolucji na najniszym poziomie, kwantw logicznych.
te prdkoci rzeczywicie musz zawsze by wobec mnie nad-wietlne, poniewa
tworz ze swoich stanw prdko wiata. co, co tworzy (buduje) najwiksz
z moliwych prdkoci, musi samo ksztatowa si "szybciej", to zrozumiae.
w tym znaczeniu piramida zdarze ewolucyjnych, jej kolejne poziomy to take
piramida prdkoci procesw: najwiksze prdkoci dotycz najmniejszych w
rzeczywistoci elementw, fundament buduje si najszybciej (tu: prdko, ale
rwnie i najwczeniej), inaczej by go nie byo. im wiksze skomplikowanie,
im wyszy poziom na skali energetycznej, tym prdko zjawiska mniejsza.
pytanie, obecnie przychodzi czas na pytanie gwne: czy bd moliwe podre
z prdkociami nadwietlnymi? - tak. bd moliwe. - ale odpowied nie jest
tak prosta, jak na pierwszy rzut oka si wydaje. co w ewolucji moliwego
nie oznacza, e jest to do wykonania. teoretycznie sprawa do przeprowadzenia
jest moliw, ale praktycznie, jak zaznaczyem, dla nielicznych. - o ile w
ogle dojdzie do takiego poziomu.
dlaczego to zastrzeenie? poniewa prdkoci nadwietlne, cho wystpuj w
obrbie wszechwiata (i go tworz w zakresie podprogowym), jednoczenie nie
pozwalaj na poruszanie si w tym ukadzie szybciej od "c". skoro co mnie
tworzy elementarnymi stanami, nie mog tego pokona, bo rozbij si o cian
"teraz" (o paszczyzn kwantow). mniejsze wartoci mona pokona sygnaem
zbudowanym z jeszcze mniejszych elementw oraz przemieci si w otoczeniu
dalej-szybciej - ale nie prdko wiata, maksymalne tempo budowania si
struktury (mnie i wiata). nigdy jej nie przebij wewntrz rzeczywistoci.
93

- wniosek
prdkoci nadwietlne tworz wszechwiat, ale dlatego nic si szybciej od
wiata w nim nie przemieci. w relacji do prdkoci, ktr posiada wiato
w danym ukadzie, nie ma szybkoci wikszych, nie jest moliwe poruszanie
si ukadu fizycznego z nadwietln prdkoci. jako ciao materialne, wic
"utkane" z fotonw (i niszego drobiazgu), nigdy nie mog przebi tej bariery
(ciany, paszczyzny) - adna materialna struktura nie osignie prdkoci
nadwietlnej.
co, powtarzam, nie wyklucza podejcia, a nawet jest oczywistoci, e mona
przemieszcza si z du, bardzo dua dowoln prdkoci. prdkoci,
wobec ktrej warto przemian wietlnych jest ma, bardzo ma znikom. i nie jest to paradoks. i nie jest to stwierdzenie bez sensu. i nie jest to
fantastyka. to opis moliwoci ewolucji. - w czym tkwi haczyk? na jakim
poziomie ewolucja pozwala sobie na takie, z mojej perspektywy niewybredne
arty? c, odpowied jedynie moliwa jest tylko taka: w Kosmosie.
dokadnie na poziomie Kosmosu, czyli poza wszechwiatem "poruszanie si"
ukadu fizycznego moe-musi realizowa si z prdkociami do mnie duymi i
bardzo duymi, potencjalnie nieskoczonymi. ale to oczywicie kolejny art
ewolucji, mwiem przecie, e nie ma prni doskonaej. wic i na poziomie
Kosmosu wystpuje opr, hamowanie i niszczenie bytw tam si znajdujcych.
wszelakich bytw, a wysanych intencjonalnie tym bardziej. - ale logicznie,
tak do mnie skrajne prdkoci, s moliwe - i s oczywistoci.
i znw zwracam uwag na art ewolucji, bo ewolucja w tym zakresie to zaiste
dowcipni niesamowity. daje drog, w ktra mona pj, ale od razu ustawia
na niej takie bariery, e tylko si i podziwia. bo co musz zrobi, eby
znale si w przestrzeni poza-wszechwiatem? musz z niej oczywicie si
wydosta. ale, pytanie, jak to zrobi? przecie w kadym kierunku mam stan
paszczyzny cian kwantw. powoli jej nie przebij (gruba), przy szybkim
dziaaniu sam si roztrzaskam a chc wyj. jak to zrobi? c, fakt, to
moliwo dla bytw, po pierwsze, rozumnych, po drugie zasobnych w energi.
w duo energii. w mnstwo energii. - i to "kilkupunktowej". dlaczego tak? bo
porusza si w Kosmosie mona tylko bdc we wszechwiecie. dokadnie. to nie
ja artuj, ale ewolucja. powtarzam, z niej artowni nielichy. co to wic
oznacza? - e wyj poza wszechwiat moe ten obserwator, ktry wszechwiat
zabierze ze sob. do przemieszczania si statku kosmicznego w prni bdzie
konieczna "otoczka", "kokon" w postaci caego ewoluujcego pola energii. aby
zachowana bya lokalna stabilizacja warunkw (przez jaki czas) i cigo
istnienia wewntrznych bytw (np. mojej cielesnej struktury), ktre zawieraj
si na co dzie w ramach wiata, musi by wytworzona ewolucja o cechach
wszechwiata. oczywicie nie takich gabarytw, bo to prowadzioby wprost do
absurdu, ale to musi by energetyczny proces "susznych" rozmiarw. kilka na
przykad gwiazd czy co takiego. a dlatego kilka, e musi by w procesie
nacisk z kilku stron, jedno rdo nie wystarczy. kilka tworzy w rodku tego
zbioru stan stabilny i porwnywalny do wntrza wszechwiata. i tylko to moe
suy za (chwilowy) statek kosmiczny.
jedno trzeba jeszcze wyjani: nigdy nie bdzie mona, dla potrzeb ewolucji
"wewntrznej", znajdujcej si w obrbie wiata (czyli we wszechwiecie
"zamknitej"), nie da si wykorzysta prdkoci lecej poza t graniczn
wielkoci. nie mona dzi i nie bdzie mona jutro porusza si samemu w
tej strefie zjawisk, wicej: nawet adnego "kanau", drogi transmisyjnej dla
sygnaw informacyjnych si nie zbuduje. pomimo e ten zakres faktycznie
zachodzi - nie jest w aden sposb do praktycznego wykorzystania (przekazu
danych). owszem, jest na co dzie i bieco eksploatowany, i to przez kad
ewolucj, ale jako obszar intencjonalnie penetrowany nie zaistnieje. koniec.
"upiornych oddziaywa na odlego" nigdy nie bdzie (wiadomie).
94

- dlaczego nie mona wykorzysta "kanau nadwietlnego"?


w ramach ewolucji i w ramach wszechwiata to sprawa oczywista, jednoznaczna
i fundamentalna - nic si nie przemieci szybciej, jak moe si przemieci.
a to oznacza, e prdko maksymalna w ukadzie fizycznym, w kadym ukadzie
i w kadym momencie ewolucji - to prdko tworzenia si "wiata", czyli w
tym przypadku elementw promieniowania. najwyszy na skali energetycznej punkt
i pierwszy mierzony ("na dole" zdarze, najprostszy swoj budow w zakresie
dostpnym) to szczyt moliwoci fizycznych, szybkoci zachodzcych reakcji
w ukadzie zwanym "wszechwiatem". w aktualnej chwili nie ma i nie moe by
wikszego tempa tworzenia si i poruszania w takiej strukturze. - e jest to
tym samym warto zmienna w historii, to inna sprawa (o tym w innym punkcie,
i to szeroko), ale to jest zawsze warto brzegowa, maksymalna, nic szybciej
od "wiata" nie moe si porusza. nigdy i nigdzie, w ramach energetycznej
i nadprogowej zmiany, nie ma prdkoci wikszej od "c". i dlatego nie mona
zagospodarowa, wykorzysta istniejcych obiektywnie zdarze, ktre zachodz
w formule nadwietlnej, to s brzegowe "naddatki". owszem, tworz obserwatora
i jego wszelkie (w tym techniczne) konstrukcje, ale wanie dlatego, e je
tworz, s poza wykorzystaniem. musz si w jednostk zoy (zbudowa), eby
mc sygna przekaza, a poniewa i sygna skada si na tej samej zasadzie,
to musz "czeka", a to si dokona.
dlaczego? zagadnienie jest identyczne, jak w przypadku ludzi, to doskonaa do
wyjanienia dylematu analogia. nie mog, nie mona w obrbie danego zbioru
biologicznego (czy innego) przesa informacji bez zbudowania "przekanikw",
w tym przypadku cia osobniczych. podkrelam, takie pojedyncze i konkretne
ciao jest zarazem odbiorc i nadajnikiem informacji (i rwnie "sygnaem").
jest odbiorc informacji z przeszoci (np. w postaci elementw genetycznego
kodu), ktr "nadaa" w "otoczenie" ewolucja wobec wyrnionej poprzednia i
miniona (rodzicielska), a jednoczenie tak powstay "w pionie" osobnik jest
nadajnikiem sygnau informacyjnego - zbudowawszy si, moe "tre" wiadomoci
przekaza dalej (do nastpnej ewolucji, do nowego w czasoprzestrzeni kwantu).
ale, co wane i zasadnicze w tym rozumowaniu, ciao musi zaistnie nadprogowo,
jako peny byt oraz fizyczna wielko namacalna. sygna moe tylko-i-zawsze
przenie fakt fizyczny, czyli "peny" (penoprawna w wiecie jednostka), a
nie cz tak wyrnionego bytu lub zdeformowana struktura. c mi z tego, e
moje elementy tworz w stosunku do mnie nadwietle prdkoci, tej rytmiki w
zmianie nie zawaszcz. istniej dziki niej, to prawda (i dobrze), ale nie
mog tego poziomu wykorzysta do celw intencjonalnych. bo jak?
oczywicie sprawa, jak zawsze w ewolucji, nie jest jednoznaczna, kade ujecie
procesu mona poszerzy o poziom logiczny i ciekawy (np. spltanie kwantowe,
o czym take w innym miejscu, ale to odlegy od tego punkt; jednak polecam,
bo wane). tylko e to zawsze jest dopenienie z uwarunkowaniami. czyli w tym
przypadku jest to niemoliwe do wykorzystania praktycznego. mona powiedzie,
e waciwie na szczcie, cho do czego by si pewnie przydao.
i to dlatego kada ewolucja jest jednoczenie nadajnikiem informacji faktem
nonym (nonikiem, przekanikiem) - oraz odbiornikiem. kada ewolucja jest
zdarzeniem kwantowym o pionowym charakterze zaistnienia (buduje si pionowo,
"w gr"), a w poziomie moe tylko przekazywa informacj w tym samym rytmie
czyli kwantowo i za pomoc kwantw. nie moe przesa "od razu" informacji
gdzie na drugi koniec zbioru, poniewa rozchodzenie musi si odbywa tylko
kwantowymi zjawiskami: od ewolucji do ewolucji, od zaistnienia do zaistnienia
i rytmicznie (logicznie). i ten zbir, co zrozumiae i niezwykle istotne,
musi istnie. sygnau przecie przez prni nie przel, nawet jeeli bardzo
tego chc i wierz w jakie mao sensowne ("niematerialne") fantazje.
wniosek jest jednoznaczny: "kana" nadwietlny co prawda istnieje, ale jest
nie do wykorzystania dla ewolucji istniejcej "wewntrznie" (w materii) i w
celach intencjonalnych.
95

kosmologia 1.5.

96

- liczby kwantowe a czowiek


- liczby kwantowe w yciu czowieka daty
tematem przewodnim caoci tekstu jest pokazanie oraz powizanie wielkoci
kwantowych z rzeczywistoci. wspominaem i podkrelaem mocno wczeniej, e
cho kwanty odkryli fizycy (i poczyli je ze wiatem materii na poziomie
mikroelementw), to w szerszym, maksymalnie szerokim rozumieniu s kwanty i
opisujca je teoria systemem filozoficznym, s filozofi ewolucji. co wicej,
i co ma znaczenie dla zrozumienia roli takiego "tworu", kwanty i ich idce
przez wieki rne nazywanie w filozofii byo obecne "od zawsze", dzisiejsze
ich pojmowanie tylko poszerza wiedz, nie jest wyjtkowe ani zbytnio nowe. w
analizach otaczajcej rzeczywistoci kwanty byy obecne nawet w tym czasie kiedy analizujcy nie mia o tym pojcia. i to dlatego tak wiele mona byo
z tego wiata zrozumie, to dlatego dzi mog powizania midzy kwantami a
innymi ustaleniami zaprezentowa. na przykad w yciu czowieka.
kolejn bowiem spraw, na ktr warto zwrci uwag (w sposb szczeglny), a
zwizan wprost z liczbami kwantowymi, jest rola rnych dat i ich "wymiar"
w osobniczym (i spoecznym) yciorysie. wymiar/rozmiar w znaczeniu wartoci
liczbowej odniesionej do lat. a w szerszym znaczeniu dotyczy to wszelkiego
datowania czowieka i postrzeganej w sobie zmiany. przecie nie jest i nie
moe by przypadkiem, e w istnieniu czowieka (czy innej gadziny) tak wan
rol maj pewne wielkoci opisujce upyw czasu (i przestrzeni), na przykad
wiek liczony w latach.
zwracam uwag na te wielkoci, poniewa ju samo ich zestawienie z liczbami
kwantowymi daje do mylenia, ma to swoj wymow. - ale, swoj drog, jest i
ciekawe, i pouczajce, e tradycja, kultura i codzienne obserwowanie wiata,
mogo takie wieloci wypracowa. nie znajc takich liczb, dysponujc jedynie
zewntrznymi objawami tych wielkoci, potrafiono je zdefiniowa i, co wane,
zastosowa. niby zrozumiae, bo liczby kwantowe po prostu si objawiaj - ale
mimo wszystko, a tak jaskrawa obecno tych wielkoci zastanawia. i budzi
szacunek dla zdolnoci obserwacyjnych. nie tylko obecno "dyskretna", ale
wanie a tak oczywista na co dzie.
oto liczby kwantowe:
2 - 8 - 18 - 32 - 50 - 72 98.
oraz: 2 - 4 - 8 - 16 - 32 64.
a oto daty:
6 (lub 7/8) lat. 16 (lub 18). 32 (lub 33). 64 (lub 65). 98.
ju widok, zestawienie tych wielkoci wiele mwi. wzajemne odniesienie lat
ycia i liczb kwantowych, to nie tylko zastanawia, ale po prostu daje wygld
w rytmik przemian czowieczych (a zapewne i innych, w proporcjach, ukadw
ewolucyjnych). kwanty s obecne w yciu (w ewolucji) na kadym dajcym si
postrzega poziomie, opisuj rwnie przemiany osobnicze.
wiek 6 lub siedem lat w yciu czowieka, to nic innego, jak przyjta, i to w
w rnych kulturach, granica uznania dziecka za wchodzcego w ycie. kwantowo
(w liczbach kwantowych) jest to 8, czyli pena wielko ewolucji. to wiek 8
lat pozwala na uczestniczenie w zwyczajach religijnych, jest granic uznania
za "zdolnego" do penienia funkcji spoecznych. 7 lat to rozpoczcie nauki
(w wielu spoecznociach), a zarazem zakoczenie okresu ksztatowania si
organizmu. to zakoczenie pierwszego etapu w yciu.
lata 16 i 18 w yciu czowieka, to ju (jak oznajmiaj liczby kwantowe) fazy
powstawania i zaistnienia penej ewolucji. przy stanie 16 uzyskuje ewolucja
dwuelementow, dojrza (tutaj dojrza biologicznie) struktur. w kulturach
wiek szesnastu lat jest uznawanym za doln granic przedziau dojrzaoci,
a 18 to ju dojrzao nie tylko biologiczna, ale te formalna w kulturze.
itd.
zbieno tych dat z kwantowaniem dosownie "rzuca si na oczy".
97

zakres 21 24 lat.
to w tym okresie dochodz w yciu jednostki wane role spoeczne, uzyskuje
w strukturze grupy prawa, ktre wi si z rolami w ramach zbioru. mog to
by na przykad prawa polityczne, obowizek pracy itp. itd. odniesie jest
rzeczywicie sporo. 3 x 7 = 21, 3 x 8 = 24.
to w tym okresie osobnik wchodzi w wiat jako penoprawny, jako rwnoprawny
ju uczestnik zdarze. dors. i staje si elementarnym bytem, ktry zdolny
jest do funkcjonowania jako pena osobowo (i ewolucja). w tym rwnie, co
tu ma zasadnicze znaczenie, do funkcji przekazywania "sygnau" w procesie.
- czyli do przekazania "kolejnej generacji" kodu ewolucyjnego w rodowisku
(po prostu do rozmnaania si).
wiek 32 - czyli stan rodkowy w liczbach kwantowych. 4 x 8 = 32.
zapewne nie musz przypomina i podkrela, jak wane oraz jak wielorako s
zwizane z tym wiekiem w kulturze liczby i ich odniesienie do ycia jak s
znaczce.
wiek 32 (33) to powszechnie w odczuwaniu, ale przede wszystkim w realnie si
toczcym yciu uzyskiwanie maksymalnych efektw dziaa, to najwaniejszy, w
szerokim ujciu, moment istnienia. jeeli uwzgldni jeszcze, e w praktyce
chodzi o przedzia lat 16 (18) 50, z punktem wyrnionym "32", to obraz
staje si peny. to w tym zakresie osobniczej ewolucji zachodz znaczce i
najbardziej rozbudowane fakty, w tym przedziale tworzone s najwartociowsze
dziea (co by tym dzieem nie byo). ten czas ycia to nie co innego, jak od
staroytnoci wyrniany stan/okres "akme" w yciu kadego czowieka, czyli
najbardziej "produktywny" pod kadym wzgldem wiek. te lata stanowi, s po
prostu "szczytem" fali yciowej istoty ludzkiej.
wiek 64 (65) lat. 8 x 8 = 64.
tradycyjnie w tym wieku uznaje si, e organizm czowieka si "wypali" i tym
samym, ustawowo (cho nie zawsze biologicznie), uzyskuje prawo do relaksu i
"wypoczywania". czyli wypada z przedziau "produkcyjnego" (i redystrybucji
dbr). oczywistym jest, e nie dotyczy to kadego osobnika, indywidualna i
przez osobiste dowiadczenia ksztatowana struktura biologiczna tyka swoimi
kwantowymi "sekundami", jednak rnice nie s wielkie. 64 lat przemija i
organizm czowieka zaczyna silnie odczuwa odksztacenia w charakterystyce
czasoprzestrzeni wasnej ewolucji (szczeglnie porankami, kiedy to stara si
ustali, jaki aktualnie jest dzie i jak si analizujcy podmiot nazywa). pomimo silnego obecnie trendu na wyduenie okresu aktywnoci (i zbierania,
na rzecz innych, skadek emerytalnych), kwanty mwi swoje: w tym wieku, po
osigniciu 64 lat, czeniu, daleko ju nie pobiegniesz oraz zbyt wysoko nie
podskoczysz. a w oglne "to" ju nie to...
wiek 98. 14 x 7 = 98. 12 x 8 = 96.
to "schyek" ycia. i w praktyce. i w ujciu kulturowym. i w ujciu, jak to
wyranie wida, liczb kwantowych. doywajcych tej granicy wyrnia si, a
nawet otacza szacunkiem (cho najczciej potrzebuj codziennej opieki), za
jako innych od pozostaych uznaje, gromko wituje "setne" urodziny, pyta o
przepis na dugowieczno i takie przemylenia szeroko rozgasza.
tylko czy owi "szczliwcy" tak samo myl o tej granicznej sytuacji, tak w
kwantach wanej?... jak dotrwam - to powiem.
wiek 128. 18 x 7 = 126. 16 x 8 = 128.
kres. w liczeniu kwantowym granica maksymalna zbornej jednostki wyrnionej
z ta energetycznego. maksymalny zakres zmian w jednym cyklu osobniczym.
98

- grupy spoeczne
- liczby kwantowe a struktura grupy
pytanie: co sprawia, jakie rnice, e w jednym przypadku z dwu jednostek (tu
ludzi) powstaje rodzina, a w innym tylko (czy a) kwant spoeczestwa? czym
rni si kwant w postaci rodziny (mczyzna + kobieta), a czym kwant, ktry
tworzy na przykad grup z dwu albo omiu mczyzn, przecie, czemu trudno
zaprzeczy, w takim przypadku take powstanie kwant-grupa. w jednym zbiorze
i zestawieniu (kobieta i mczyzna) cz si ze sob dwa kwanty i tworz
jeden kwant, w drugim take mam jednostk do zlicze. w przypadku mczyzny i
kobiety struktury s "dopasowane" i ewolucyjnie uzupeniaj si, co skutkuje
"fizyczn" wymian energii midzy nimi (i fizyczn bez cudzysowu), tylko e
w relacjach dwu osobnikw tej samej biologicznej budowy taka wymiana rwnie
zachodzi (czasami intensywna). co decyduje, e s to tak odmienne (w skutkach)
relacje?
jako efekt midzyosobniczej wymiany energii mog zaistnie kolejne kwanty tak indywidualne, tak spoeczne, mog pojawi si nowe jakoci, np. dzieci,
a w kolejnych rzutach procesu zbuduje si wielopokoleniowa rodzina (3 lub 4
generacje). idc dalej w tym rozumowaniu, w przypadku wzajemnego poczenia
i oddziaywania na siebie 4 rodzin w czasie aktualnym (w jednej warstwie i w
ramach ewolucji, w jednym okresie czasu i bliskiej przestrzeni), take ustalam
wymian energii. czyli rodziny mog si szybko "dopracowa" skutkw w postaci
nowych jakoci, potomstwa. czym takie relacje rni si od grup i zwizkw
"dopasowanych inaczej", jakie skutki taka zbiorowo wytworzy i dlaczego? co
jest gwnym czynnikiem wyrniajcym procesy?
warto przeanalizowa tworzenie si kwantu (grupy) w ramach spoeczestwa, a
ktry to kwant buduj osobnicy jednej formy ewolucyjnej. kiedy cz si dwa
kwanty spoeczestwa (dla prostoty rozumowania tylko jedna pe) o jednakowych
i rwnorzdnych stanach ewolucyjnych, z takiego poczenia odpowiednich sobie
jednostek powstanie take kwant - tylko e kwant w postaci grupy, powstanie
zbir lokalny w ramach zbioru generalnego. ale skutki jego istnienia, co tu
wane, nie wytworz ewolucji nastpnego rzutu, przynajmniej w rozumieniu, e
bdzie potomstwo. co zaistnieje, taka grupa na pewno wytworzy nowe byty (i
inne produkty), ale nie bd to ewolucje przeduajce proces biologiczny. w
tym przypadku nie wystpuje przekazanie "sygnau". - oczywicie dzi, w dobie
inynierii biologicznej, takie ograniczenie traci swoje znaczenie, a za moment
(dziejowy) straci go zupenie, jednak wykazanie takiego rozrnienia swojej
wagi nie straci nigdy, poniewa zawsze bd ewolucje, ktre mog "wytworzy"
zwizki "rodzicielskie" (i to niezalenie od swojej konstrukcji) i w efekcie
uzyska "potomstwo" - oraz takie, ktre nie bd, z rnych powodw, takimi
parametrami dysponoway. przy czym, co ciekawe i wane, sens pojcia "efekty
potomne" mona rozciga szeroko, to nie musz by tylko obiekty biologiczne.
to moe by np. praca twrcza, publikacja, czy inny podobny wytwr ewolucyjny
(materialny czy niematerialny).
wane w tym rozumowaniu jest to, e rodzina (pojta tradycyjnie, na dzi) to
struktura, ktrej "produktem" bdzie nowa jako. tylko taka "konstrukcja",
kolejne wane oraz zasadnicze, moe wytwarza "namacalne" nowe jakoci (ktre
przedu cig ewolucyjnego istnienia). grupa zoona z jednakowych kwantw
nowe jakoci (i take namacalne) zbuduje, ale bd to na przykad barykady na
ulicy lub inne podobne ksztaty... co powoduje, co decyduje, e jedna grupa
wytworzy takie, a druga odmienne kwanty? czym te kwanty si rni i czym s?
czym rni si struktura grupy spoecznej, w ktrej dominuje rozkad "pionowy"
("rodzinny") od grupy, ktr tworz zalenoci w ramach poziomu, "poziome"
(np. jednakowi osobnicy)?
w szerszym rozumieniu sprawa jest wana, poniewa dotyczy wszelkich procesw
ewolucyjnych, w ktrych takie rozrnienie mona przeprowadzi - to chyba i
oczywiste, i zrozumiae.
99

obie tak zakrelone grupy mog wytworzy nowe ewolucje, co powstanie z ich
dziaalnoci. owe ewolucje oddziaaj na otoczenie, i to w podobny sposb, a
efektem ich istnienia w obu przypadkach bdzie jaki kwant zdarzenia - i to
w chwili aktualnej, jak i w ujciu historycznym. w obu przypadkach powstan
ewolucje dwupoziomowe, majce charakter zjawiska penego (faktu realnego). i
obie grupy s w czasoprzestrzeni tak samo "podne", tworz takie same fakty
oraz zdarzenia, wpywaj na otaczajcy ich wiat. a przecie "na oko wida",
e nie s to te same i takie same wartoci. obie grupy powstaj tak samo:
jako dopenienie si ich struktury o kolejne kwanty. tak samo, na tej samej
zasadzie przebiega wymiana energii w ramach grupy, jak i z otoczeniem i to
psychicznej, i fizycznej. w obu grupach zajd analogiczne procesy, bd si
wyodrbnia kolejne podstany kwantowe (przywdztwo np.) - czyli hierarchia
grupy, "kolejno dziobania" bdzie podobna.
wanie, czy podobna? w przypadku grupy-rodziny wymiana przebiega pomidzy
"biegunami", czyli od jednej strony do drugiej (rodzice - potomstwo). a jak
w grupie rwnorzdnych elementw? czy w tym przypadku bdzie zachowana taka
struktura wymiany? co w takiej grupie bdzie punktem "biegunowym"? co bdzie
pobierao, a co oddawao energi? i jeszcze jedno - czy taka grupa elementw
o identycznej budowie bdzie miaa dwa poziomy, jak to si dzieje w ewolucji
rnych osb? czy w tym przypadku bdzie wystpowa jeden poziom ewolucja
pena, ale na jednym tylko poziomie? "pena", zaznaczam, w rozumieniu, e ma
w sobie, posiada 8 elementw - ale nie istniejca na rnych poziomach (dwu
minimum).
i to moe by ta zasadnicza rnica, o ktr chodzi. to znaczy elementem
rnicym obie ewolucje, cho s takie same w wietle kwantowych liczb oraz
zdarze wewntrz jest fakt istnienia tych procesw jako "rozcignitych"
pomidzy dwoma poziomami ewolucji - albo tylko na/w jednym.
ciekawe w tym rozrnieniu jest to, e jeden kwant (tu kwant-grupa) zajmuje
tylko jeden poziom, a nie dwa. w tym ujciu kwant zbudowany z osobnikw o tej
samej konstrukcji zmienia si, ewoluuje "w paszczynie", w ramach zbioru o
tej samej konstrukcji kwantw (tego samego rodzaju). proces biegnie tak samo
i podwajanie si, i wszelkie liczby kwantowe maj tu zastosowanie jednak
zdarzenie ani na moment nie opuszcza swojego poziomu i zawiera si tylko w
nim. ewolucja ma te same cechy i przebieg, ale tworzy si tylko i wycznie
"w poziomie" - cz si zawsze i wycznie takie same elementy (kwanty).
w przypadku drugim, ewolucji midzy poziomami (spotykaj si dwa procesy w
przesuniciu o jeden kwant zbudowane, ktre nale ju do dwu rnych stanw)
- skutkiem takiego pionowego poczenia si ewolucji (take penych) zbuduje
si rwnie pena, omioelementowa struktura potomna. kiedy mijaj si dwie
rozbudowane czasoprzestrzenne ewolucje na odlego jednego kwantu, tworzy
si pomidzy nimi zakres wsplny, zakres wzajemnego na siebie dziaania i
tworzy si zakres wymiany energii. i to w tym, dla obu ewolucji wsplnym i
zabudowanym podobnymi elementami obszarze, tworzy si nowa jako, tu, w tym
przypadku, biologiczna ewolucja potomna. a co wicej, poza tak wytyczon w
rodowisku "stref rodzicielsk" nie moe si nic zbudowa, bo w pustce nic
si nie zbuduje.
wniosek, jaki wypada z tej analizy wycign bdzie taki, e kwanty nalece
do tej samej strefy (poziomu) nie mog utworzy nic innego, jak "krgi" w
ramach swojego zbioru. proces ewolucyjny w obu przypadkach jest identyczny,
ale dokonuje si raz "w pionie", drugi raz "w poziomie". - w ramach jednego
poziomu proces dotyczy zbiorw sobie rwnorzdnych, ktrych "produktem", tak
to mona okreli, bdzie "powielanie" kwantw, natomiast midzypoziomowa
ewolucja wytworzy now jako struktur potomn.
100

- procesy "poziome" i "pionowe"


- zalenoci
- efekty
rnica dla obu generalnych, wyrnionych w ewolucji kierunkw jest zasadnicza
i fundamentalna: w procesie "poziomym", w ramach poziomu-warstwy kwantowej,
nie dochodzi do przekazania sygnau ewolucyjnego dalej, poniewa budujce si
struktury s w stosunku do siebie "identyczne". - "w poziomie" nie wystpuje
ewolucyjny "ruch o kwantowy krok dalej". taka sytuacja pojawia si tylko w
przypadku dziaania na siebie procesw z rnych poziomw, procesw mijajcych
si, odlegych od siebie w przestrzeni "na jeden kwant".
mona to zdefiniowa inaczej, w odniesieniu do poj zwizanych z jakoci i
iloci, czyli rwnie dwoma podstawowymi "parametrami" opisujcymi zmian w
toku jej zachodzenia. - ot "w ramach poziomu" zachodzi, ksztatuje, buduje
si ewolucja iloci, natomiast zmiana w "pionie" przebiega jako dopenienie
oraz drugi moliwy typ reakcji to ewolucja "jakoci". w poziomie jakoci
powstaj z dodawania si do siebie iloci, natomiast w pionie iloci powstaj
z dodawania si do siebie jakoci.
mechanizm, przebieg obu wyrnionych typw ewolucji bdzie, a co wicej musi
by jednakowy. i to w poziomie, i w pionie. ale, to ustalenie istotne, efekty
tak postrzeganych zmian s inne. - to znaczy, bd przebiega identycznie i
zawsze kwantowo (to proces skwantowany, a przez to policzalny), lecz rnica
bdzie taka, e w poziomie powstan kolejne zbiory - a w ewolucji zachodzcej
midzy poziomami, w pionie, powstan, zbuduj si kolejne jednostki zbiorw.
ewolucja "pozioma" to ewolucja zbioru(w) natomiast ewolucja "pionowa" to
ewolucja jednostek.
mona to wyrazi inaczej (i dosadniej): z dodawania samych iloci, z mnoenia
bytw ponad potrzeb (ewolucyjn) nie powstanie jeszcze jako w rozumieniu
nowej, pionowej struktury, ktra bdzie zdolna przekaza sygna o krok dalej.
ale jednoczenie, to logiczne dopenienie do poprzedniego zdania, rwnie z
dodawania samych jakoci, bez ich ilociowego, zbiorowego komponentu (wszak
nie istnieje jako bez nonika), nie powstan pionowe formacje, czyli tutaj
nowe jednostki ewolucyjne. to w poczeniu dwu elementw w ramach "pionowej"
ewolucji (i tylko tak), to w zadziaaniu na siebie (przez siebie i w sobie)
dwu jakoci (rodzicielskich) zaczyna si ewolucyjny przebieg ale, co wane
i wymaga podkrelenia, tylko si zaczyna. eby proces trwa i przemieszcza
si w rodowisku, eby co z tego nadprogowo zaistniao, musi takich zdarze
by wicej. dla ewolucji, w ramach przebiegajcej zmiany nie jest obojtne (z
uwagi na skutki), czy kwanty dodaj si do siebie (cz albo rozpadaj) w
ramach jednego tylko poziomu (warstwy kwantowej), czy zachodzi to w zakresie
najmniej dwu poziomw (dwu warstw). pomimo e przebieg (posta) obu kierunkw
zjawiska bdzie jednakowy w logicznej obserwacji (definiowaniu) i bdzie si
ksztatowa wedug jednej i tej samej reguy, to jego efekty postrzegane w
postaci fizycznych "ksztatw" bd rne. raz zacznie si i potoczy dalej
ewolucja zbiorw, a raz ewolucja jednostek.
przy czym, co zapewne nie wymaga podkrelania, w rzeczywistoci oba kierunki
zmiany istniej razem, zachodz cznie. w kocu to jeden wiat, jedna energia
w ruchu (plus prnia jako "rodowisko) oraz jedna regua budowania si w
tym "zjawisku" lokalnych bytw. Kosmiczny bana.
podkrelenia, a nawet wybicia na pierwszy plan wymaga w tym kontekcie sprawa
dwupoziomowoci zachodzcej zmiany e budujca si midzy dwoma poziomami
(paszczyznami ewolucyjnymi) struktura, wszelkie tak "zadzierzgnite" zwizki
mijajce si "na kwant" odlegoci w przestrzeni oznaczaj now jako, ju
ewolucj w jej czaso-przestrzennym rozcigniciu. mwic inaczej, tworzy si
"symetria", odbicie lustrzane, "zakrzywienie" zmiany dodaj si dwie strony
na zasadzie "dopenienia". "w poziomie" ksztatuje si symetria z tych samych
jednostek, "w pionie" symetria jednostek "w przesuniciu" o kwant.
101

- liczby kwantowe
- odniesienia do zjawisk spoecznych
- jednostka a zbir
ponisze, podawane przykadowo wielkoci kwantowe (tak dla ewolucji zbiorw,
tak dla ewolucji jednostek), s maksymalne. podane tu liczby s "idealnymi"
stanami, takimi, ktre mog zaj w rodowisku (zbiorze, strefie, poziomie),
do ktrego przez cay czas istnienia ukadu dopywa energia, i to w stopniu
zaspakajajcym potrzeby. uwzgldnienie tego faktu jest konieczne, poniewa w
efekcie procesy ewolucyjne nie wyhamowuj, nie dochodzi do ich destrukcji (s
czne i tworz "acuch zdarze"). e to sytuacja (prawie) niemoliwa, to
oczywisto, przecie ycie (istnienie jako takie) w rodowisku to ciga i
zazwyczaj brutalna walka i o zasoby, i o samo przetrwanie. e "rozum" agodzi
ten "naturalny" i gboko wpisany w mechanizmy tok zachowa prawda. ale, to
rwnie stwierdzenie prawdziwe, tylko czasami (i u niektrych).
przykady zrealizowania si liczb. oto czytam w "antropologii", e podstawowa
grupa spoeczna (grupa owiecka), najczciej jest opisywana jako wielko 25
- 30 osb. ju to moe stanowi podstaw do analizy, jednak w wietle liczb
kwantowych bdzie to przedzia 24 - 32. a nawet, ale to warunkowo, zakres 16
- 32 jednostek (16 - 24 warunkowo w takim cigu). dlaczego przedzia 16 24
pojawia si warunkowo? poniewa jest to wielko jednego zbioru, jednej tylko
rodziny, ktra musi by, eby ukad sta si elementem dopeniajcym. 16 to
peen zbir, ale jako kwant-zbir. tu nie wystpuje stan, na ktry wskazuj
liczby kwantowe, czyli tych jeszcze dwu elementw na "dobry pocztek" i ju
kolejny pocztek w nowej ewolucji. natomiast wielko grupy 25 30 jednostek
jest dobrym odniesieniem, ktre pokazuje, e liczby kwantowe w spoecznych
zbiorach uzyskuj swoj reprezentacj.
nastpny przykad. kto pisze, e grup funkcjonaln jest stan 500 osobnikw,
e tylko takie (jako cao) grupy mog realizowa swoje zadania w rodowisku
i tworzy struktury spoeczestwa (przez mnoenie, wielokrotno). zagldam
do liczb kwantowych - i prosz, jest wielko 512 kwantw. ciekawe, prawda?
kto kim si tu sugeruje, liczby kwantowe struktur grup spoecznych, czy te
grupy liczbami? - to tak artem, przecie wczeniej ju pado, e nigdy nie
mona rozdzieli procesu od jego zasady, a zasady od procesu. liczby kwantowe
s, wcielaj si w wielko grupy spoecznej. poniewa proces ewolucyjny ow
grup tworzcy podlega liczeniu kwantowemu poniewa jest skwantowany, to w
efekcie budujce si struktury (tu spoeczne) musz takie wielkoci zawiera
w sobie. nie ma znaczenia "wielko" kwantu, to zawsze jest kwant i "mechanika
kwantowa". - co wicej, liczenie jednostek w konkretnym zdarzeniu zawsze jest
obarczone losowoci i wymaga uwzgldnienia wielu danych. w przypadku reguy
(kwantowania) mam od razu stan, wielko idealn - czyli 512 osb. mog wic
miao zaoy, bez obawy o pomyk, e wanie takie wyliczenie jest pene
ewolucyjnie, a podawane 500 osobnikw to tylko lokalny, losowy fakt. albo po
prostu podajcy t wielko autor, dla wygody liczenia, uj w analizie tylko
"pisetk" z caoci. mona i tak.
podobne wielkoci znajduj si w opisie ras, genotypu, kultur itd. a jeeli
liczby kwantowe definiuj tak dokadnie procesy z obszaru ludzkiej populacji
- mam prawo powiedzie, e dotycz i innych populacji i innych, wszelakich
ewolucji. bo, to pytanie zasadne, niby dlaczego tylko w tym jednym przypadku
zachodziaby taka zgodno? w odniesieniu do czowieka "namacalno", wicej,
oczywisto tych liczb jest a przytaczajca. nie tyle zastanawiajca, wszak
dotyczy jednego wiata i jednego procesu, ale wanie "przytaczajca", e to
si a tak gboko i w sposb ewidentny prezentuje - e dotyczy historii oraz
stanu aktualnego. odnosi si do czowieka, ale dotyczy planety i jej historii
- dotyczy biologii - dotyczy zwierzt dotyczy wiata i (wszech)wiata i
zawsze-i-wszdzie.
a reszta? reszta to pochodna tego faktu. i losowe zawirowania.
102

- podwajanie ewolucji
- "zasada podwajania"
- mae podsumowanie
na koniec tego odcinka notatek - podsumowanie zasady podwajania. podwajania,
wystpowania w procesie dwu elementw (jednostek, kwantw) jako stanu nie to
e logicznie koniecznego, co jest prawd, ale fizycznie niezbdnego, eby o
procesie mona byo mwi i eby ten proces mg si toczy (mg si w tle
wyrni oraz toczy). czyli chodzi w ewolucji o fakt zasadniczy, ktry musz
w kadej analizie rzeczywistoci uwzgldni. podkrelam, to fundament mwienia
o ewolucji i opisywania zmian.
po pierwsze, "zasada podwajania", mona to nawet okreli w tym momencie jako
"prawo podwajania" ewolucji, dotyczy zjawisk zachodzcych tak "w pionie", jak
i "w poziomie". nie ma wyjtkw. - to znaczy, e pena ewolucja, peny kwant
ewolucji (gdy takim si stanie, wybuduje si w zakresie nadprogowym, fizycznie
"namacalnym" i mierzalnym) przechodzi, zmienia swoj pozycj w przestrzeni.
i jako byt "penoprawny" moe rozpocz przekazywanie sygnau do nastpnego
punktu w ewolucji staje si zdarzeniem, ktre dysponuje si ("i godnociom
osobistom"), eby taki "sygna" wytworzy i przesa dalej. mwic inaczej,
posiada wystarczajcy zasb energii na "rozpychanie" si w rodowisku oraz na
zaznaczanie obecnoci.
z penej ewolucji z dwu jednostek ewolucyjnie podwojonych, w ramach zmiany
zachodzcej midzy poziomami, powstaj nowe jakoci kolejna jednostka. ju
jednostka (kwant) kolejnego poziomu, to kolejny krok w historii. i taki fakt,
w miar wyaniania si z ta (gromadzenia energii), usamodzielnia si, staje
si "bytem" i, jako nastpne ju "pokolenie", moe znw oddziaa z innym
stanem ewolucji "w pionie". czyli w mijaniu "na kwant" (czasu-i-przestrzeni)
wsptworzy nowo. w przypadku czenie si ewolucji dwu rnych poziomw,
ale kwantowo bliskich sobie, efektem jest nowa jednostka, nowa konstrukcja w
postaci zbioru podwojonego (jednostka ewolucyjna).
natomiast z penej ewolucji "w poziomie" powstaj zbiory. kwant zaistniay,
wytworzony powoany do dziaania w trakcie ewolucji "pionowej", czy si w
coraz wiksze struktury, zbiory energetyczne, ale "tosame". buduje si take
na zasadzie podwajania, poniewa w procesie zawsze musi uczestniczy element
w formule ewolucyjnej (sam musi by podwojony oraz wsptworzy proces wraz z
takim samym stanem), jednak w efekcie takiej zmiany buduj si struktury, w
ktrych brak zrnicowania, brak symetrycznego dopenienia, brak tu "drugiej
strony" ("lustra").
podwojenie - to dokadnie: zdwojenie stanu. uzupenienie, dopenienie kwantu
drugim takim samym przebiegiem (symetrycznym do niego). i dotyczy podwojenie
kadego nowego poziomu, kadego nowego zakresu ewolucji. czy to w pionie, czy
w poziomie. zawsze na/u pocztkw zmiany jest stan dwudzielny, dwuelementowy
podwojony. i musz mie tego wiadomo. kiedy ustawiam (ustanawiam) gdzie
i kiedy stan jednostkowy w przedziale fizycznym, popeniam zasadniczy bd
mylowy: nie ma bytw jednostkowych, elementarnych, punktowych. to zawsze i
wszdzie zoenie najmniej z dwu jednostek.
eby uzyska nowy kwant, now jakociowo jednostk w pionie ewolucji, musz
podwoi stan poziomu poprzedniego, pen, dopenion "do brzegu" ewolucj z
niszego zdarzenia. - rwnie w poziomie, eby uzyska, zbudowa nowy zbir
i uzyska now posta ewolucji zbiorw, potrzebuj dwu penych jednostek z
poprzedniego odcinka (strefy) wyrnionego zakresu ewolucji poziomej. zawsze
dwa podwojone wewntrznie (i symetrycznie "w sobie" zabudowane) energetyczne
stany buduj zmian, s warunkiem tworzenia si nowego bytu ewolucyjnego. w
otoczeniu, "po horyzont" (fizyczny), kady rzeczywisty fakt, to wydarzenie
dwoiste, podwojone dwuliniowe. najmniej dwuliniowe.
ewolucja to proces "podwajania" - jednostka jest niczym, para wszystkim.
103

kosmologia 1.6.

104

- ukad okresowy pierwiastkw


- co to jest?
- od kiedy istnieje?
pytania o "istot" ukadu okresowego pojawiay si ju wielokrotnie na tych
stronach (oraz jeszcze si pojawi), jednak obecnie wypada zaj si nimi w
odniesieniu do zasady "podwajania" ewolucji. - to ju kolejne "dopenienie"
pojmowania ukadu (i analogicznie innych ewolucji), dopenienie, bez ktrego
analiza zjawisk zwizanych z t abstrakcj nie jest w peni moliwa. poniej
lista pyta, ktre musz zosta sformuowane, eby mona si byo w analizie
o krok dalej przesun:
ile potrzeba pierwiastkw (jednostek obrachunkowych dla ewolucji w postaci
ukadu okresowego), eby mona byo mwi o istnieniu ukadu? czyli od ilu
elementw, od jakiej iloci skadnikw (tworzcych taki zbir) zaczyna si
ukad? w jakiej kolejnoci i w jakiej iloci pojawiaj si pierwiastki ukad
tworzce? - abstrakcja okrelana jako "ukad okresowy pierwiastkw", ktra
jest zbiorem kwantw (zbiorem skwantowanym), uzyskuje cechy zbioru od chwili
zaistnienia dwu, kilku ilu elementw?
ile potrzeba pierwiastkw - i przede wszystkim jakich - aby mona byo mwi
o istnieniu materii "namacalnej" (tego, co za materi uznaj)? ile musi si
wytworzy, zaistnie pierwiastkw, eby materialny zakres ewolucji uzyska
posta i znaczenie (jeden pierwiastek to za mao)?
- ukad okresowy (pierwiastkw) - co to jest?
pojedynczy pierwiastek, pojedynczy fakt w ramach ukadu, to jest oczywicie
ewolucja - ewolucja zbioru-atomu (i zbioru atomw). ale przecie ewolucja nie
zaczyna si i nie koczy si na jednym elemencie, stan jednostkowy (czy te
"elementarny") w ewolucji nie wystpuje. nawet jeeli w analizach pojawi mi
si wielki jak wszechwiat zbir atomw "jednego gatunku" (zbir opisany w
formule jednego pierwiasteka), to nie mam jeszcze "ukadu okresowego" (mam,
co najwyej, jednostk do dalszego liczenia). a nawet wicej, w takim ujciu
nie mam jeszcze pierwiastka, bowiem tak zaistniaego zbioru nie mam z czym
porwnywa - po prostu jest fakt, i na tym si koczy. jest odmienny od zera,
od braku czego (i prni), ale to jedyny punkt pozwalajcy zauway nowo.
natomiast nie mam ukadu, to w tym momencie daleka i niepewna przyszo. jeszcze wicej w tym zobrazowaniu: rwnie jeden, cay i w peni uformowany
ukad pierwiastkw (uformowany w peni w moim pojmowaniu), rwnie jednostka
obrachunkowa w postaci caego ukadu nie istnieje. jeeli jeden pierwiastek,
jeden czowiek, jeden fakt nie stanowi ewolucji to na tej samej zasadzie i
w tym samym cigu rozumowania, jeden ukad nie jest zdarzeniem ewolucyjnym.
jeden ukad jest tylko/a jednym ukadem, ale nie ewolucj definiowan jako
proces tworzenia si materii.
dlatego w sensie logicznym jednego pierwiastka by nie moe. fizycznie taki
fakt pocztkowy, na zasadzie kwantu logicznego procesu (tu tworzenia ukadu)
musi zaistnie, eby dalsze wydarzenia mogy si toczy (i acuch zjawisk
mg si zbudowa), ale ten stan nie jest ewolucj, jest poza. kada analiza
ewolucji musi rozpoczyna si od dwu elementw, w tym konkretnym przypadku
od dwu pierwiastkw, nie wczeniej. nie ma jednego atomu, jednego elektronu,
fotonu - itd. tak samo nie istnieje jeden tylko rodzaj atomu (pierwiastek).
atomy powstaj jako zbiory w rnych okresach, maj rne "czasy przyjcia
na ten wiat" i posiadaj rn budow. jedne s "stare", wic energetycznie
zasobne, inne dopiero si tworz; jedne s rozbudowane w wiele elementw, a
inne s "proste", dopiero w trakcie przemian. - tworzenie si materii, co w
postaci "ukadu okresowego" ujmuje taka abstrakcja, to proces zachodzcy w
czasie-i-przestrzeni, nie ma ukadu poza tym procesem. ukad to ewolucja w
trakcie formowania si, a nie skoczony i "utwardzony" na zawsze fakt.
105

- ile potrzeba pierwiastkw, aby mona byo mwi o istnieniu ukadu?


ewolucja atomw, jak kada, to ewolucja pionowo-pozioma. "w pionie" energia
wchodzca, tworzca struktur, ktr okrelam jako "atom", poprzez opadanie
na kolejne poziomy i czenie si (np. jako skutek wychodzenia i hamowania
drga), buduje coraz bardziej rozbudowane struktury, tu struktury atomowe.
od "lekkich", "gazowych" elementw po cikie, zasobne, "elazne". zmiana
"w poziomie" natomiast zachodzi jako "powielanie" si tego samego stanu i
budowanie ukadw o tych samych waciwociach fizykochemicznych. ewolucja
pionowa to czenie si jakoci, ktre buduj nowe iloci (tu atomy w formie
pierwiastka) w poziomie ewolucja czy iloci, co skutkuje now jakoci
(tu z atomw tworzy si pierwiastek lub zbir pierwiastkw w ramach caego
ukadu).
"w pionie" buduje si ukad okresowy - "w poziomie" powstaj, ksztatuj si
elementy skadowe ukadu.
- ile potrzeba pierwiastkw, eby mona byo mwi o istnieniu ukadu?
odpowied: moment zaistnienia oraz wyrnienia si ewolucji z otoczenia, to
zawsze jest przedzia, to zakres midzy 2 a 8 elementw tworzcych ewolucj.
i dalej, jako krok nastpny procesu, pomidzy 8 a 16 (18). dlatego mona o
pocztku fizycznym ukadu pierwiastkw mwi od chwili, kiedy zrealizuje si
do koca trzeci poziom ukadu. czyli z chwil, kiedy bdzie cig 2 8 - 18
pierwiastkw. do momentu, kiedy takiej liczby pierwiastkw jeszcze nie ma,
mona mwi o przedziale tworzenia si, "zakresie ciemnym" i podprogowym tak
wyznaczonej zmiany energetycznej.
na zasadzie lekko przerysowanej literacko analogii (ale tylko lekko, wszak
zawsze zachodzi jedno procesw i ich zasady tworzcej), mog powiedzie, e
do czasu pojawienia si pierwszego pierwiastka trwa okres "podowy" ukadu.
od czasu jego wyodrbnienia si w rodowisku - okres "noworodkowy". od dwu "niemowlcy". od 2 do 8 - "dziecicy". 8 - 16 (18) - "modzieczy". a dalej
"dorosy". - bd jeszcze okresy - "podeszy" i "starczy".
podkrelam, to nie jest zabawa sowami, czy wykorzystywanie bliskiego mojej
zmianie zakresu wiata do opisania innej ewolucji, pozornie bardzo odlegej.
przecie te elementy (ja i ukad pierwiastkw) to skadniki tego samego i tak
samo si przeobraajcego (wszech)wiata, ta sama materia tworzy mnie oraz
ukad i ta sama zasada za tym si kryje. dlatego mam prawo takie analogie
stosowa, a kiedy s pomocne w zrozumieniu nawet musz je uywa.
- od jakiej iloci pierwiastkw zaczyna si ukad?
od dwu. jeden pierwiastek, cho niewtpliwie musi zaistnie w przemianie, to
ukadu jeszcze nie tworzy. przedzia, w ktrym ukad si zaczyna, to zakres
od dwu pierwiastkw (dwu rnych pierwiastkw, nie jego izotopw, co ma w tej
analizie znaczenie). a poniewa kady kolejny tworzcy si pierwiastek jest
coraz bardziej skomplikowany, ma w sobie coraz wicej energii (i rozbudowan
struktur), potrzebuje wicej przemian na zaistnienie, buduje si wic duej
w skali czasu i wymaga wikszej przestrzeni. co wane w tym ujciu, wydua
si take powstawanie kolejnych przedziaw i grup pierwiastkw. jeeli u
pocztkw byo to zjawisko stosunkowo "proste" i "szybkie" (na miar materii
"namacalnej" i jej ewolucji), o tyle nastpne "pokolenia pierwiastkw" (te
cikie i due, z koca ukadu) potrzebuj wielu przemian do wyodrbnienia
si. co, nawiasem, umoliwia badajcemu je fizykowi obserwacj w trakcie
przeobrae. mona w laboratorium podejrze "na gorco" tworzenie si stanw
porednich tej ewolucji, ktre "na chwil" uzyskuj "twardy", umoliwiajcy
pomiar stan energetyczny. - i w efekcie te stany porednie bra za odrbne
pierwiastki (bo obserwator jest ulotniejszy od czasu "formowania" si samego
zjawiska).
106

- ukad okresowy
- ile ukadw?
w praktyce ukad zaczyna si od dwu pierwiastkw, ale dotyczy to, zrozumiae,
tylko jednego cigu ewolucji. powyej ju pado generalne stwierdzenie, e
nie ma i to na adnym poziomie analizy pojedynczego faktu w ewolucji. co
by tym faktem nie byo, jak wielki dystans proces (czy abstrakcja procesu) by
nie obejmowa. nie ma stanu jednostkowego - nie istnieje tylko jedna linia
ewolucji. dlatego nie ma tylko jednego ukadu okresowego.
i dlatego na pytanie, ile jest "ukadw" pierwiastkw, trzeba znw sign
po ewolucyjn zasad podwajania. musz by najmniej dwie jednostki - w tym
przypadku dwa ukady, eby mona by mwi o ewolucji w postaci materii, w
postaci pierwiastkw.
najwaniejsze w tym toku rozumowania jest wykazanie (przez odwoanie si do
generalnej, nadrzdnej zasady ewolucyjnej), e w praktyce nie ma jednego, e
nie moe by tylko jednego ukadu, ktry by wszystko w sobie "konsumowa". w
rzeczywistoci s liczne ukady, a najmniej musz by dwa. - najmniej musz
by dwie linie ewolucji materii, dwie drogi.
te drogi - to naturalnie rny czas ich zaistnienia, czyli rne tym samym
przebiegi. przecie tylko w taki sposb mona wyjani istnienie izotopw,
wic bardzo podobnych sobie stanw pierwiastka. jeeli nie opisz tego jako
procesw z innego czasu i przestrzeni (jako stanw porednich), to nie bd
mg tego zrobi inaczej. mog skonstatowa fakt i przyj go do wiadomoci,
ale na pytanie, "co to s izotopy oraz dlaczego s?", odpowiedzi nie udziel
adnej. nie mam punktu zaczepienia. - kiedy natomiast uznaj, e ewolucja to
proces toczcy si wielowymiarowo (i wielopaszczyznowo), jeeli stwierdzam,
e s co najmniej dwa poziomy zdarze i wzajemne oddziaywanie ich na siebie
(i przepyw energii pomidzy nimi), to mog wykaza, e w tak opisanym i tak
rozumianym zdarzeniu s i stany porednie, i sam fakt przepywu, i rny w
czasie i przestrzeni moment tworzenia si odrbnych elementw (a dla mnie
pozornie jednego pierwiastka). w tak szerokim ujciu istnienie izotopw czy
krtkotrwaych skadnikw materii to oczywisto oraz konieczno to stan
chwilowy, ktry obserwuj. izotopy to fizyczne "stany porednie" tego samego
pierwiastka, ale ktre przynale do innego ukadu. s to elementy caoci,
ale ktre ju "odchodz" z ewolucji, albo "wschodz" w zakres obserwowalny.
a najliczniej i najbardziej "masywny" element tej ewolucji to chwila obecna.
ukad pierwiastkw jest procesem w trakcie przemian i nie mona inaczej
go pojmowa.
- ile ukadw?
odpowied: najmniej dwa. tzn. dwie linie, dwa poziomy. ale ile ich bdzie
konkretnie (takich linii, ktre zdoay si zrealizowa do tej pory i, co
wane, istniej jeszcze w jakiej formule) - to do ustalenia.
czy istnienie w obecnym ukadzie pierwiastkw dalszych poziomw (cikich) i
towarzyszcych im licznych izotonw dowodzi, e tyle byo ju linii przemian
- e tyle byo ju w historii materii linii ewolucyjnych i si jeszcze nie
skoczyy ostatecznie? skaniam si raczej do wniosku, e w tym przypadku
chodzi jednak o stany porednie, e tak opisane izotopy nale do tego samego
pierwiastka, tylko z rnych okresw jego przemian. jednak nie wyklucza to
ujcia, e jest to rna ewolucja, z rnych faz. raczej pierwiastki cikie
naley rozumie jako przemiany wewntrz jednej linii ewolucji, a nie rne
ewolucje (z rnych ukadw).
wniosek zasadniczy, ktry naley wyprowadzi w wyej zapisanego brzmi: nie
moe by jednego ukadu.
107

- ukad okresowy
- analogie
- obrazowanie ewolucji
analizujc ukad pierwiastkw odwoywaem si, i to wielokrotnie, do procesu
ksztatowania komrki, co w nim wida i jak zachodzi. okrelenie "komrka" w
tym cigu rozumowania jest wane. wynikaj z niego ciekawe analogie, ktre
nie tylko wspomagaj zrozumienie, ale s konieczne, kiedy analizie poddaj
zakresy jeszcze nie rozpoznane lub "ciemne" z zasady (na zawsze czy chwilowo
poniej progu rejestracji). po pierwsze, jeeli ukady s podobne do komrek
i powstaj w ten sam sposb (czy komrki tak samo jak ukad, jeeli za punkt
odniesienia bra chronologi) - to oznacza, e analogie s, a na pewno mog
by daleko idce. jakie? takie, e i cay ukad, i jego podukady (ale take
cay wszechwiat w najszerszym ujciu) tworz si, ich powstawanie zachodzi
w formie ewolucji i na podobiestwo tworzenia si komrek ycia. argument,
e jedna zasada musi si jednakowo (analogicznie) realizowa, jest tu, moim
zdaniem, rozstrzygajcy. o ile, co zrozumiae, przyj, e taka jedna zasada
jest faktem. - ale, osobicie (i chyba nie tylko ja), odrzucam podejcie, e
wiat jest formowany (formatowany) przez lokalne i liczne tym samym zasady
(w nieskoczonoci), nie daj przyzwolenia na wielo regu. dlaczego? chaos
w ramach jednej zasady jest faktem, w przypadku mnogoci praw bdzie totalny
(i nic tu z podejcia, e lokalnie moe by ad, bo przecie w bezkresie i
tak "kiedy-gdzie" oddziaanie tych lokalnych stanw musi si dokona a
to wyklucza dusze i stabilne trwanie). - jeeli ma by zachowana jedno
wiata oraz powizanie elementw (moliwo korzystania z innych skadnikw
ewolucji) - to tak samo, jak kod genetyczny ycia jest dla wszystkich tego
zakresu elementw jednaki (fizycznie i logicznie), tak samo "kod genetyczny
ewolucji" ("kod ewolucji") musi by jeden. realizowa bdzie si w wielu w
niezliczonych konkretnych postaciach, ale musi by jeden. odrzucenie zasady
jednoci (jednego "kodu" i zasady analogii) oznacza dowolno i chaos. a
tego nie dostrzegam w wiecie. uwaam, e proces powstawanie komrek-ukadw
pierwiastkw jest analogiczny do tworzenia si komrek ycia, e tak nawet
pozornie inne oraz odmienne logiczne struktury (abstrakcje) rwnie powstaj
jako omioelementowe ukady materii. powstaje maksymalnie 8 po 8 elementw
ukadw. razem 64 elementy.
chodzi o fakt, ktry obserwuj biolodzy w trakcie formowania si komrek zachodzi mianowicie podwajanie liczby skadnikw, energia ukada si w takiej
sferze w ramach podziau lub czenia i, co wane, ukada si "biegunowo"
lub "rwnikowo". zachodz zmiany, ktre skutkuj tym, e w pewnych miejscach
ukadu gromadz si "zgszczenia", a nastpnie dochodzi do podziau komrki
oraz powstania nowego odrbnego, ale stanowicego cznie cao ewolucyjn
zjawiska. czyli nowej komrki. dlatego musz traktowa ten ukad (ten wiat,
w ktrym yj) jako stan tworzcy si - jako ewolucj w toku. jako "komrk"
materii w trakcie podziau - "wyynania" si w rzeczywistoci, "bruzdowania"
w Kosmosie.
mwic jeszcze inaczej - wszechwiat (rwnie i ukad okresowy), to element
podwajajcy si, tworzcy. zachodz w nim procesy analogiczne, identyczne do
przypadku podwajania si komrki. rnica jest tylko jedna: skala zjawiska.
o ile w komrce zachodzi to na/w malej iloci energii i maej przestrzeni,
o tyle w przypadku wszechwiata jest to zjawisko "rozlege" (delikatnie to
okrelajc). ale to zawsze-wszdzie jest ten sam proces w sposobie dziania
si. wszechwiat jest rwnie "komrk", ktra si podwaja, ktra dzieli si
na coraz bardziej skomplikowane stany. mona si zastanawia, w jakim czasie
obecnie, w ktrej "komrce" przyszo mi y i ile takich komrek potrzeba,
eby ycie powstao - ale to na pewno jest ewolucja "w trakcie" (dzielenia
si i rozprzestrzeniania).
108

- sfera ewolucji
- zestawienie
zamieszczony w tym punkcie rysunek to graficzne wyobraenie sfery ewolucji i
zestawienie danych to zsumowaniu wszelkich i do tego momentu opracowanych
uj. podkrelam, chodzi o zbir ustale, ktre odnosz si do obecnego punktu
opisu, oczywicie to nie zakoczenie dziaa, ale tylko etap w definiowaniu,
do tematu w dalszym toku pracy bdzie trzeba nawiza (wielokrotnie).
(1, 2, 3... 7, 8) - to s elementy, poziomy sfery ograniczone liniami, ktre
oznaczaj "poudniki", a tych jest 9.

tak to wyglda w ujciu kulistym - i rozoeniu. nieco niepoprawnym, jednak,


co najwaniejsze, oddajcym myl. w takim sferycznym ujciu doskonale wida,
e zostao tu pomieszczone wszystko, co do tej chwili zostao wypracowane dla
ewolucji. czyli zmiany w toku i maksymalnie sfery.
jest 8 linii pionowych (tyle samo, co w obecnym ukadzie). to s odrbne linie
ewolucyjne, odrbne ukady (lub tylko linie w ramach jednego ukadu, zasada
jest generalna). jest 7 linii, ktre stanowi granice stref, s wielkociami
i przedziaami (poniewa to jest zawsze fizycznie zbir zjawisk logicznie
linia, ale fizycznie zbir warstw kwantowych) to miejsce przejciowe midzy
poziomami.
jest rwnie 6 odcinkw ewolucyjnych zawartych midzy 7 liniami poziomw. a
take 8 odcinkw, jeeli doda "strefy biegunowe", czyli jednokwantowe i ju
brzegowe (w innym nazwaniu "stan punktowy", ktry zaczyna lub koczy zmian,
jednak w skad ewolucji nie wchodzi). oraz s, co istotne, gwne kwantowe
liczby, ktre s przypisane do poszczeglnych poziomw (linii).
i jest, co podkrelam, poniewa to warunek podstawowy toczcej si zmiany w
formie ewolucji, dwukierunkowy tok procesu. jednego procesu, ale skadajcego
si, budowanego (cznie) przez dwa przeciwnie do siebie skierowane linie. w
ramach fizycznie postrzeganej jednoci (ciaa, zjawiska, bytu) wystpuj, na
zasadzie integralnej, nie do rozdzielenia (i nie do odrzucenia), dwa przebiegi
ewolucyjne, dwa tory zmiany. widz jedno, a "w gbi" pdz dwa strumienie
energetyczne, ktre ksztatuj postrzegan (lub mierzon) jedn form ciaa.
dwukierunkowo ewolucji to wanie dwa przeciwnie ukierunkowane wydarzenia
czstkowe i nie wolno mi o tym zapomina. jeeli potraktuj wystpujce w
otoczeniu stany jako ukady jednostkowe, elementarne, a co wicej oddzielone
od innych, popeni bd, i to fundamentalny. skutek? nie zrozumiem wiata.
rzeczywisto to dwa procesy, ktre s dla mnie jednym.
109

- sfera (ewolucji)
- zalenoci
na powyszym rysunku, co warto w tym momencie wyrni (to istotny fakt dla
opisu zmiany ewolucyjnej i skadnik rozumowania), jest tu widoczne "stykanie"
si, wystpowanie "obok siebie" (bez przerwy) linii zdefiniowanych jako "1"
i "8" - czyli "zamknicie si" ukadu z "drugiej strony" czyli pokazanie,
e w rzeczywistoci chodzi o jeden i caociowy proces, ktry jedynie staje
si w moim "spaszczonym" (do kartki papieru) obrazie podzielonym na odlege
sobie czci. widz kartk z liniami i naniesionymi na/w nie nazwami (a take
innymi symbolami, za ktrymi co si kryje), ale przez ten fakt, wanie tej
"paskiej" konstrukcji szkicu, umyka mi z pola widzenia, a co gorzej nie mam
wiadomoci, e tak ogldana i analizowana abstrakcja to realnie "zamknity"
w sfer proces ewolucyjny w trakcie zachodzenia. widz paszczyzn kartki i
"rozumuj pasko" o zdarzeniu, ktre nie jest ani paskie, ani skoczone. i
to jest problem.
jest na/w rysunku take zawarte ujcie (potencjalnie, poniewa nie mona tego
faktu byo tu prosto zawrze, ale to wniosek konieczny) - e ewolucja toczy
si "po spirali". skoro to sfera, skoro to struktura w trakcie wybuchu albo
zapaci (czyli "rozszerza" si lub "pomniejsza" w obserwacji zewntrznej), to
efektem musi by wanie spirala denie do centrum lub odchodzenie od tak
wyrnionego punktu. co istotne w tym podejciu, ale ju w odniesieniu wobec
przebiegu realnego, wic toczcego si konkretnie i wobec konkretnych zdarze,
w praktyce nie bdzie to miao, co zrozumiae miejsca "spirala", logicznie
idealny obraz zmiany i konieczny, to konstrukcja maksymalna (tak samo, jak i
sfera dla zdarze zachodzcych wewntrz fizyki). po prostu, tak idealnego i
penego rozoenia rwnikowego i rwnolenikw nie zaobserwuj, zawsze stan
wypadkowy (konkret) bdzie "spiral zdeformowan", przeksztacon przez to,
e przeciska si przez oporne rodowisko. ale i tak, to rwnie wymaga tutaj
podkrelania, bdzie to zawsze spirala, ktrej koniec jednego poziomu stanowi
zarazem pocztek poziomu nastpnego, to jest proces mijania si w czasie i
przestrzeni, i to mijania "na jeden kwant" i po coraz mniejszych krgach.
ewolucja toczy si po coraz cianiejszej spirali (lub coraz szerszej, kiedy
wyrniony jest kierunek rozpadu w analizie).
jeeli chodzi o ukad okresowy, to takich "komrek" ("globusw" z naniesion
siatk kartograficzn) bdzie w tej chwili dwie. z tym, e druga si dopiero
- jak to wynika z wylicze - formuje, powstaje (czyli "bruzduje", e odwoam
si ponownie do wielce uytecznej analogii). oraz jeszcze nie osigna tym
samym penego stanu (jeszcze si wszystko nie zrealizowao). dla dwu komrek
pena wielko to 128 elementy, jednak do "tego momentu" pewien czas ewolucja
"pokouje" (i wszystko wewntrz niej).
jeszcze jedno: obraz tak zarysowanej ewolucji, jej kulista forma - to ujcie
nie tylko dla ukadu pierwiastkw, co zrozumiae, ale dla kadej ewolucji. tu
ponownie kania si zasada jednoci reguy i (wszech)wiata. wszelkie kwantowe
zjawiska - wszystko, co (jako) istnieje, mona tak opisa i zobrazowa. kula
(sfera) i jej "siatka kwantowa", ktr tu rysuj w formie i w odniesieniu do
siatki kartograficznej definiujcej planet, to opis oraz zobrazowanie dla
caoci. nie ma wyjtku. nie ma nigdzie adnych "wyszych" form zjawisk, np.
psychicznych, czy te kulturowych (co czowiek chtnie przypisywa sobie do
tej pory), ktre by si z tego opisu wyamyway. wszelkie procesy w logicznej
konstrukcji to sfera (fizycznie deformowana) - rwnie mylenie, rozumowanie,
odczuwanie, emocje (jak mio) tworzenie - czy tumy na ulicy wszystko
to mona zobrazowa, postrzega i analizowa jako kul ewolucji. a co wicej,
na takiej podstawie rwnie okrela jej stany (na przykad matematycznie).
i to jest ten zasadniczy zysk z tego podejcia, po ktry warto si pochyli.
jedno wszdzie.
110

- ukad
- ile ukadw? ile pierwiastkw? ile izotopw?
- zasada "7/7" i "8/8" (wyjanienie)
poniewa wielokrotnie w zapisie pojawia si odwoanie do przywoanych wyej
zasad, czyli regu opisujcych zmian, krtkie wyjanienie. dlatego krtkie,
e doprecyzowania jeszcze si pojawi a w praktyce cao tekstu jest takim
poszerzonym objanieniem ("suplementem" do reguy).
zasada "7/7" opisuje stany wewntrzne w ewolucji, ilo elementw budujcych
"krok po kroku" wyrnion w otoczeniu zmian, natomiast zasada "8/8" oddaje
zalenoci pomidzy penymi ewolucjami. "7/7" to opis od wewntrz "8/8" to
ujcie od zewntrz procesu.
czenie si penych ewolucji (czy to ukadw, czy komrek, itd.), podlega
zasadzie "8/8", ale ich wewntrzny przebieg, czyli ilo stanw kwantowych,
ktre musz zaistnie, aby taka ewolucja powstaa, to ju jest domena zasady
"7/7". elementy wewntrzne ewolucji to take pene ewolucje, take stanowi
osiem poziomw (odcinkw) - rwnie podlegaj liczbom kwantowym. ale, co tu
posiada znaczenie zasadnicze, miesza obu kierunkw opisu (i obserwacji) nie
to, e nie mona nie wolno. owszem, to s dopeniajce oraz warunkujce si
wzajemnie ujcia, ale nie s tym samym spojrzeniem. obserwacja "od wewntrz"
wnosi inne obrazy i wartoci (liczbowe), postrzeganie "od zewntrz" inne. raz
widz z ewolucji proces "w toku" przemian (wewntrznie), a raz w peni i ju
brzegowo w rodowisku, jako skoczony i wyrniony jednostkowy byt (ewolucj,
kwant "co").
obraz ewolucji moe by przez obserwatora rejestrowany na dwa sposoby: jako
wspuczestniczenie w zmianie, czyli "od rodka" - albo "z zewntrz", kiedy
zmian ujmuj w formie penej i brzegowej (poniewa tylko ten obszar zmiany w
takim ujciu jest dostpny). wewntrznie widz reakcje (etapy) prowadzce do
penych ewolucji (elementy skadowe) - a zewntrznie widz ju gotowe, wic
pene i kompletne stany (np. komrki po podziale). w rodku widz proces z
zewntrz widz skutek procesu. w rodku skutku nie zobacz (bo go jeszcze nie
ma), na zewntrz nie ujrz krokw porednich w ewolucji (bo ju ich nie ma).
a jako obserwator fizyczny mog postrzega tylko i zawsze z jednej strony. ale, co zrozumiae, oba spojrzenia cznie (!) prowadz do poznania, a przede
wszystkim do zrozumienia zjawisk. nie mona, nie wolno ich rozdziela nie
mona, nie wolno ich miesza. to s dwa dopeniajce si ujcia, i tylko tak.
jedno ujcie, jedno spojrzenie ewolucji nie oddaje, tylko dwa punkty widzenia
speniaj to kryterium (o tym szerzej w innym punkcie).
w liczeniu kwantowym mam zawsze wielkoci, ktre ulegaj zmianie. w liczbach
kwantowych mam ju zarazem i koniec jednego - i pocztek nastpnego odcinka
(stad np. 16 a nie 18). w ujciu penych ewolucji (cho te kwantw) mam nie
co innego, jak zasad ewolucyjnego podwajania. czyli zasad dopenienia "do
penej jednostki". operujc zasad "8/8", opisuj nie co innego, jak proces
zachodzenie zjawisk w skali "penej" ewolucji, natomiast kiedy operuj zasad
"7/7", opisuj stany wewntrzne zmiany, ilo elementw, ktre musz zaistnie,
eby ewolucja si dopenia - staa pen. eby "wyonia" si na moim, ju
dla mnie dostpnym poziomie obserwacji.
naturalnym w tym ujciu jest to, e zasada "7/7" jest "podstanem" do zasady
"8/8", ujciem wewntrznym tego samego procesu. zasada "7/7" okrela cz
najwaniejsz, ale cz penej ewolucji. opisuje i podlicza ilo elementw
w procesie, nie opisuje natomiast caoci. zasada "8/8", mona powiedzie, to
operowanie na wyszym poziomie, na caoci zjawiska (oraz zjawisk). o ile w
oparciu o zasad "7/7" licz stany wewntrzne ewolucji, podliczam, jakich i
ile kwantowych zjawisk musi zaj, eby powstaa ewolucja, o tyle zasad "8/8"
zliczeniu podlegaj zrealizowane ju, cae i uksztatowane ewolucje. - jedna
zasada pomaga liczy to, co w rodku - druga to, co si z tym caym ksztatem
dalej dzieje. jedna to wntrze, druga istnienie w otoczeniu.
111

- zasada "7/7" i "8/8"


- konsekwencje w liczeniu ewolucji
do tej pory moe niezbyt mocno podkrelaem zasadnicze, gbokie powizanie,
wzajemno i wspwystpowanie obu tych zasad, a jest to po prostu niezbdne
w analizie rzeczywistoci eby zrozumie zachodzenie wszelkich ewolucji. w
czym rzecz? na przykad w tym, e obserwacje dokonane przez biologw, w jaki
sposb przebiega podwajanie si komrki, jak formuj si kolejne "komrkowe
stany" w pocztkach ycia, e jest to pozornie sprzeczne z ustaleniami, ktre
s pochodne, odnosz si do kwantowania oraz liczb kwantowych. ustalony rytm
2-4-8-16-32-64, ktry wystpuje w zjawisku, jest niezgodny z ustaleniami dla
poziomw kwantowych. gdzie problem? ot biolodzy, pilnie obserwujc powstanie
ycia, ustalili oczywisty - a co wicej trudny do innej interpretacji rytm:
2-4-8-16-32-64. a tymczasem z liczenia kwantowego wynika nastpujcy schemat
zmiany: 2-8-18-32-72-98. - dlatego zasadne i konieczne jest pytanie: co rni
tak ustalone rytmy, przecie realne i gboko osadzone w ewolucji? odpowied,
ktra si pojawia, jest zaskakujca: nic! dlaczego? eby to pokaza, zapisz
je obok siebie, w takim zbiorczym ujciu najlepiej wida, e chodzi o to samo.
poziom
1
2
3
4
5
6
7

ilo penych ewolucji


(np. komrek) (elementw)
1
2
4
8
16
32
64

ilo kwantw
2
8
18
32
50
72
98

jak z tego zestawienia mona do prosto wyczyta, trzeba przypisa temu, co


obserwuje si jako pene stany (na przykad cae komrki w trakcie podziau),
dokadnie jednoznaczne i cise okrelone liczby kwantowe. obserwujc komrki
w trakcie podwajania, obserwujc i zliczajc taki w otoczeniu przebiegajcy
proces (jako "rozcignite" w czasie i przestrzeni zjawisko, z ktrego mona
jedynie zarejestrowa poszczeglne etapy), obserwuje si nie tylko np. cztery
"elementy komrkowe", co by z "prostej" i zewntrznej obserwacji wynikao, ale
w tym czasie jest ju 18 elementw, realnie oraz faktycznie obserwacja ujmuje
(dotyczy) 18 komrek. e postrzegam tylko 4 komrki ("jednostki" w zmianie)?
ich faktycznie tyle jest - ale dla mnie, na moim poziomie widzenia i w moim
sposobie postrzegania. tylko e jednoczenie, w ramach caego, ju zewntrznie
postrzeganego wielopoziomowego procesu, wystpuje razem 18 elementw czyli
16 "penych" komrek + jeszcze pocztek nastpnego wydarzenia. zachodzca i
obserwowana zmiana to nie s tylko cztery komrki (jednostki), ale to s ju
dwie paszczyzny zdarzenia, to ju jest ewolucja dwupoziomowa. a na kadej z
poziomw wystpuje po osiem elementw (czyli te paszczyzny posiadaj swoje
podpoziomy, podpaszczyzny zdarze to ju proces rozbudowany).
wane - na poziomie pierwszym, na poziomie, ktry dla skomplikowanego, wic
pnego ewolucyjnie obserwatora oznacza "poziom pierwszy" - na/w takim stanie
obserwator rejestruje komrk, jeden "fakt", co. w jego "zgrubnym", zawsze
w stosunku do takiego kwantu zewntrznym ogldzie to element jednostkowy, a
wic "elementarny", ju do niczego nie podzielny. fizycznie dla obserwatora,
dla takiego obserwatora, to zawsze jednostka (tu komrka) ale realnie, kiedy
ten stan gboko (logicznie) zanalizowa, to nie jest "komrka", ale ju dwa
elementy. to jest (i zawsze na tym poziomie jest) stan ewolucyjny, podwojony.
wielko jednego kwantu to ju "zdarzenie" lece w zakresie "poza", wic nie
do obserwacji. czyli znajduje si na/w przedziale zerowym, smym, a ten zakres
obejmuje, definiuje dopiero zasada "8/8".
112

w tym miejscu nie mog sobie odmwi przyjemnoci (c, czowiek jest tylko
czowiekiem), eby nie powoa si na kolejny, jake jaskrawy i wymowny, ale
gboko w ustaleniach ewolucyjnych osadzony przykad istnienia i "objawiania"
si liczb kwantowych, liczenia kwantowego, ktre mona przeprowadzi w ramach
powstawania ycia. podaj za "antropologi":
powstanie czowieka:
australopiteki:
czowiekowate:
mapy:
naczelne:

2
6
25
38
65

miliony
milionw
milionw
milionw
milionw

lat temu

tu maa przerwa. 2 miliony, czyli ostatni stan kwantowy, ktry jeszcze naley
do ewolucji, to wiek, ktry przypisuje si dla zaistnienia czowieka (lub 1
milion lat, to w innym rdle, ale to rwnie kres ewolucji i wana liczba).
6 - milionw, to kolejna suszna kwantowo wielko, to ostatni odcinek, ktry
istnieje midzy pen, 8-elementow ewolucj, a stanem 2, czyli kocem. 6 to
ilo dostpnych wewntrznie odcinkw ewolucji.
czowiekowate - 25 milionw lat temu. dlaczego nie 24, tego nie wiem, jednak
o milion nie bdzie szo (w kocu przy takich rozmiarach liczy si nie pena
i dokadna wielko, ale istotny jest rzd; a po drugie, kto powiedzia, e
ustalenie jest poprawne, w kocu byo prowadzone "na szcztkach", i to ju w
bardzo szcztkowej formie).
mapy - 38 milionw. moim zdaniem powinno by 40. ale i w tym przypadku nie
zamierzam si spiera, moe by i 38. poziom si zgadza.
no i - naczelne. tutaj wielko do zapisania 64 jednostek a si prosi. tyle
moe trwa pena wielko ewolucji. 65 to jednak o ten milion za wiele. ale,
konsekwentnie i podobnie, jak to zanotowaem poprzednio, nie zamierzam zbyt
mocno podkrela faktu, e to najpewniej "nieostre" ustalenia (nie s bdne,
co zrozumiae, ale sia rzeczy nieostre). c milion lat wobec wiecznoci?
dalej: ssaki - powstanie: 225 milionw. dlaczego nie 224, co jest wielkoci
jak najbardziej kwantow, to take do gbszego ustalenia. 224 to (224 : 8 =
28), a przy ujciu penych przebiegw ewolucji jest tak: 224 : 64 = 3,5. a
wic dokadnie trzy pene przebiegi w kwantowaniu i jeszcze dokadnie poowa.
co prawda bardziej byoby bliskie takiej wielkoci 256 (jako 4 x 64), czyli
poowa z 512 (8/8), ale wielko trzy i p jest do przyjcia. - powtarzam,
bardziej, moim zdaniem, dla powstania ssakw "odpowiednim" w tym wyliczeniu
byy stan 256 milionw lat temu, ale i 224 jest do zaakceptowania, mieci si
w zbiorze. a poniewa nastpna era w dziejach to datowanie na 270 milionw
lat temu (pocztek permu), dlatego nic nie stoi na przeszkodzie, eby pocztek
ssaczego zaistnienia umieci w permie. na co, odnoszc si do niedawnych i
chyba jeszcze nie do koca potwierdzonych ustale (przynajmniej do mnie to
nie dotaro), wanie gdzie na takim poziomie ten fakt naley ulokowa, ale
oczywicie nie przesdzam. cho osobicie, po dowiadczeniach w operowaniu
liczbami kwantowymi, przychylam si bardziej do logicznego datowania zdarze,
jak do ustalania okresw przy pomocy rozpadajcych si atomw (np. wgla). po
prostu jestem przekonany, e "twarda" i logicznie ustalona data jest stanem
pewnym, natomiast tego o "rozmytej", nieostrej wielkoci fizycznej nigdy nie
mona powiedzie.
a tak przy okazji, jak ju o czowieku oraz liczbach kwantowych poszo, warto
tu przywoa znane obliczenie, e cielesna, cao energetycznej konstrukcji
oznaczajcej fizyczn posta czowieka e ta ilo energii zmieci si w
szecianie o boku 40 cm. czyli "czowiek" (co tak dumnie brzmi) w prowadzonym
tak zliczaniu to tylko/a 64 dcm3 "substancji" materialnej. czy musz jako
specjalnie podkrela te wartoci? mam nadzieje, e jest to oczywiste. a do
tego wyranie pokazuje miejsce czowieka "w tym wszystkim".
113

- inne cywilizacje
- w wietle liczb dla wszechwiata i pola
nie, to nie jest odstpstwo od gwnego nurtu zapisu, wbrew pozorom temat jest
cile zwizany z wielkociami kwantowymi. o ile moe co-gdzie-kiedy-jako
istnie w ten dese, czyli obserwowa otoczenie i o nim rozumowa mniej lub
bardziej skutecznie, jest na pewno (na pewno) w relacji do wielkoci wanych
kwantowo tu nie ma adnych wtpliwoci. ponownie zapisz fraz o jednoci,
wiat i jego regua tworzca s niezczone zawsze-i-wszdzie. i dlatego nie
ma pytania, czy "inni" znaj i wykorzystuj wielkoci kwantowe, musz zna.
a jeeli istniej, to oznacza, e wykorzystaj.
ale - tu odrobina realizmu w odniesieniu do liczb i poszukiwa tych innych,
ot wynika z nich, i to wprost, e stanw (miejsc po prostu), gdzie bdzie
mogo (za)istnie ycie, nie jest tak mao - cho duo rwnie nie. nie kady
z wszechwiatw, ale tylko te nalece do rodka "krzywej ewolucyjnej" bd
mogy (potencjalnie) by nonikami ycia oraz rozumu. co jest tu przecie
kluczowe. pozostae s z samej zasady poza analiz. przedzia i zbir wiatw
moliwych do zaistnienia jest spory (na pewno do policzenia), ale jedynie w
niewielkiej iloci takich konstrukcji ycie, a tym bardziej w inteligentnej
formie, moe si pojawi. - a co wicej, zasada przynaleenia do spokojnego
okresu rozciga si na kady poziom analizy, posiada znaczenie zawsze. czyli,
ju w obrbie konkretnego (wszech)wiata rwnie. mwic inaczej, w innych,
poza wyrnionym jako "rodkowym" okresem w zmianie, bdzie albo za chodno,
albo za gorco - wic niegocinnie.
owszem, "wszechwiat" jest wydarzeniem lokalnym i osobnym w Kosmosie, ale z
tego przecie nie wynika, e nie podlega dziaaniu zewntrznych si i jest na
zawsze odseparowanym (a jeeli kto tak go traktuje, natyka si na zasadniczy
dylemat logiczny: skd i jak si "co takiego" wzio). jeeli postrzegam i
opisuj wiat w powizaniu z nieskoczonoci zmiany i staoci reguy, to
na sadzie rodka mog stwierdzi, e drastycznie zmniejsza to ilo moliwych
wiatw do zasiedlenia. i jest to konieczno logiczna.
po drugie - we wntrzu wszechwiata ilo ogranicze nie tylko, e nie spada,
ale ronie, i to do potgi. to znaczy, bdzie istniaa warstwa, dokadnie i
cile okrelona warstwa w zbiorze podobnych, w ktrej zaistniej (wszdzie
podobnie i podobne) zjawiska ycia. ale nie poza tak wyrnionym okresem, tu
nie ma dowolnoci. przecie musiay si pojawi elementy do budowania, a tych
nie ma na wczesnym etapie (i nie bdzie na pnym). musi wytworzy si, jak
to okreliem w innym miejscu, "zaktek ycia" w ukadzie okresowym, eby w
jego ramach mogo co ywego zacz si tworzy. rozprawianie, tym bardziej
poszukiwanie ladw ycia w rejonach, gdzie s inne warunki, to bd - i to
zasadniczy (wiadczy o gbokim niezrozumieniu regu). wyra to bezporednio:
nie mogo by duo wczeniejszego wydarzenia ycia, ale i nie moe by duo
pniej "czego takiego". powstanie ycia jest cile ograniczone do pewnej
warstwy czasoprzestrzeni. poza tym zakresem nie ma szans, eby powstano. i
jeeli ju poszukiwa ycia, to tylko w tym zakresie, w tej warstwie.
ale zarazem zasada rodka szukanie ycia (prawie) wyklucza. dlaczego? skd
taki pesymizm? prawda jest banalna: informacja o yciodajnym stanie nie ma ani
czasu, ani jak si wczeniej w przestrzeni znale. poniewa nie ma komu j w
otoczenie ekspediowa (wiadomie czy nie). duo wczeniej ycia, rozumu tym
bardziej, nie byo i nie mia "kto" wiadomoci w otcha czasu wrzuci. dzi
natomiast, jeeli teraz (rwnolegle do mnie w czasie) kto istnieje i takie
wieci po wszechwiecie rozsya, bo chce podyskutowa o tym wiecie (czy innym)
- nic mi po tym. bo nie doczekam sygnau. przecie takie informacje, ktre w
"to" miejsce "po mnie" trafi, adnego zysku w moje istnienie nie wnios, taki
sygna jest faktem "poza". c, duchy nie czytaj przekazw midzy-rozumnych.
wniosek dla poszukujcych? a dajcie wy sobie wszyscy, do jasnej ciasnej, z
tym spokj.
114

kosmologia 2.1.

115

- liczby kwantowe i ich obecno w wiecie


- soce - cykle soneczne
- czowiek a cykle
- ziemia - "planeta szczeglna"?
rytmy kwantowe. trudno, jak wida, raz wpadszy na tor liczenia kwantowego, a
w tym przypadku liczenia rytmw kwantowych "objawiajcych" si w cielesnej,
wic fizycznie i w dostpnej badaniu postaci (dla wieku poszczeglnych ukadw
ewolucyjnych) - raz na to si natknwszy spraw porzuci. temat wdziczny, co
krok sporo przykadw si znajduje, dlatego odpuci al. oto kolejna "gar"
takich ustale, ju nie zastanawiajcych, ale podawane jako "pewniki" (bo s
tak wyrane). czyli obecno liczb i rytmw kwantowych w wyrnionych w tle
zjawiskach - w zjawiskach, ktre postrzegam obok siebie i w sobie.
zastrzeenie (do ewentualnego zastrzeenia). na takie zliczanie i odnoszenie
wielkoci kwantowych do obserwowanych zdarze moe pojawi si zarzut, e w
takim dziaaniu id zbyt daleko, e przyjmuj jako pewne wielkoci, ktre w
innych okolicznociach mog by odmienne - e analizuj w ten sam sposb co,
co posiada inn podbudow i charakter, e rytmom, gwnie ziemskim, a w tym
zakresie biologicznym, nadaj znaczenie uniwersalne i daleko, zbyt daleko (i
w sposb nieuprawniony) rozcigam tutejsze, std wywiedzione reguy - e by
moe gdzie przebiegajce procesy prezentuj si innym rytmem, e opisuj je
odmienne zegary (tamte, lokalne). itp.
nie zamierzam negowa powagi takiego zarzutu. uwaam, e wart jest powanego
i pogbionego odniesienia. i nie tylko w tym miejscu. - wicej, do pewnego
stopnia cao tu zapisanych stron, bez wzgldu na poruszany aktualnie temat,
odnosi si do zagadnienia, czy mog, czy mam prawo przenie i zastosowa tu
opracowane wielkoci w innym, dowolnie innym rejonie. uwaam, e tak. nawet
wicej, nie mam innej w takim dziaaniu (poznawania wiata) metody, moje "tu
i teraz" to fundament wszelkiego analizowania. musz odwoywa si do "widoku
za oknem", poniewa moja aktualno jest punktem odniesienia, i nie posiadam
adnego innego. fizycznie jestem zawsze tu-i-teraz.
czy zarzut nadmiernego, zbyt dalekiego przenoszenia ustale tutejszych na/w
inne obszary jest suszny? nie, oczywicie nie.
ponownie odwoam si do wczeniej zapisanego ustalenia (dla mnie ju w randze
zasady), e jedno wiata (i wszechwiata) dopuszcza, a nawet wymusza takie
postpowanie. mog jedn ewolucj odnosi do innej (pozornie odlegej w moim
odbiorze) dlatego, e jest to ten sam proces - i jedna regua jego przebiegu.
to tylko moje widzenie (chwilowe oraz nieostre w szczegach), dzieli zmian
na kawaki. nic odrbnego lub dziejcego si inaczej nie zachodzi, i wicej:
nie istnieje. wystarczy, e przywoam w tym miejscu "zadziwiajc" zgodno,
dla tak wielu zadziwiajc zgodno obserwacji czynionych z "tego zaktka" i
przeniesionych na "cao postrzeganego" obszaru. gdyby to by inny proces,
czy tylko lokalnie inaczej si dziejcy, pojawiy by si w pomiarze mae, a
wraz z oddaleniem badanego obiektu wielkie odchyki - a ich nie wida, nie ma
rnic. std zadziwienie, "reguy antropiczne", czy podobne ujcia. dlaczego,
skd, co/"kto" si kryje za tak zgodnoci? odpowied jest oczywista, pewna,
jednoznaczna: jedno zmiany i reguy.
wniosek:
mam prawo stosowa i przenosi na inne procesy (i na ich cao) rytmy, ktre
ustalam tutaj i teraz, std si wywodzce, poniewa s to rytmy "wpisane" w
wiat - i to na kadym obserwowanym (i podprogowym) zakresie. tu wyprodukowana
regua dotyczy wszelkich zjawisk dlatego, e punkt mojej obserwacji naley do
zbioru, jest elementem caoci na takiej zasadzie, e nie jest wyrniony w
stosunku do innych. tak dla mnie obrazuje si jedno wszech-wiata.
moja wyspa jest "std i teraz", a przez to reprezentatywna.
116

soce.
soce, dla mnie gwiazda z okolicy, od dawna fascynowaa czowieka - w tym
i rytmy, ktre w sonecznej aktywnoci mona wyodrbni. ju omawiajc zasad
"7/7" wskazywaem, e jej bardzo dobrym zobrazowaniem s pojawiajce si w
staym (mniej wicej) rytmie plamy, bo jest to zmienno zwizana z kwantami
i jest z tego powodu zjawiskiem przewidywalnym. skoro wszystko mona podda
skwantowaniu, to rwnie pojawianie si na tarczy sonecznej ciemniejszych
miejsc musi temu podlega.
zasadniczy cykl, redni cykl tworzenia si zjawisk na socu, to wielko 11
lat. z oscylacj od 7 do 17 lat maksymalnego powstania. moe zastanawia si,
skd w tym szeregu wielko 11 lat, dlaczego wprowadzam t liczb i odnosz
do stanw kwantowych. liczba jedenacie, fakt, nie jest "zbiena" z rytmem
kwantowym ale tylko pozornie. dlaczego nie mona mwi o rozejciu si i
niezgodnoci liczb? oto wyliczenie:
1 (dzie)
8
64
512
4096
32 768
252 144
2 097 152
zwracam uwag, e wielko rodkowa w takim zbiorze (cyklu) wynosi 4096. a
to, przy podzieleniu przez 365 dni, czyli przez jeden rok - daje: 11,221917.
odpowiednio rwnie pozostae z tej skali wielkoci, podzielone przez zakres
roku, wnosz w wyniku wielkoci, o ktrych mona sdzi (cho dokadnie nie
znam rozmiaru wielkich cykli sonecznych), e maj swoje znaczenie. - co do
pozostaych wielkoci, czyli zakresu 7 i 17 lat, brzegw tego zjawiska, to
wyliczenie dla 7 lat stanowi: 5 x 512 = 2560 : 365 = 7,0136. - dla 17 lat:
12 x 512 = 6144 : 365 = 16,832. - natomiast wielko 4096 (11,22 lat), to
stan 8-krotnych wartoci 512, czyli rodek tego cigu liczbowego. a 5 i 12,
jak wynika z przelicze, to brzegi procesu - ale rodek wypada dokadnie w
penym stanie kwantowym. jestem przekonany, e grny brzeg oraz jego warto
nie wymaga gbszego komentarza, zawiera si i wypada dokadnie w wartoci,
ktra znajduje si w kwantowaniu (to jedna pena ewolucja i jej poowa).
co innego z wartoci doln, czyli ze stanem 5. - mog zakada, e realnie
jednak wystpuje nieco nisza warto tej liczby, e, najpewniej, bdzie to
wielko 4. dolna granica cyklu byaby nie w 7 lat, ale w 5,6109. tak to z
wyliczenia przynajmniej by wynikao, cho w praktyce moe to by po prostu
niewidoczne i nie do rejestracji. postulowabym dokadniejsze wyznaczenie
tego dolnego zakresu, poniewa zasadniczo odbiega od wielkoci kwantowych.
wyrnione powyej cykle s tymi, ktre wida najwyraniej, ktre s zbiene
do zdolnoci obserwacyjnych (i zmysw czowieka), ale jest pewne, e musz
istnie jeszcze wiksze i znaczne wiksze cykle w tym procesie, chwilowo o
tych zakresach zjawisk tylko si "napomyka". poniewa nie ma na t chwil w
sposb dostateczny zweryfikowanych obserwacji o tak dugim okresie, dlatego
s tylko przypuszczeniem i teoretyczn moliwoci. w wietle reguy, ktr
tu prezentuj, takie cykle to nie stan potencjalny, ale konieczno. i chodzi
o cykle znaczco wiksze, sigajce rytmw, ktre opisuj zjawiska w skali
wszechwiata. - kiedy obserwacja uczestniczca siga "najbliszej okolicy"
(w czasie i przestrzeni), trudno mwi o duych cyklach, ich ogrom po prostu
przytacza obserwatora. ale jak z istnienia kropli wody mona wywnioskowa
oceany tak samo mona wyprowadzi (wyliczy) z lokalnego rytmu kwantowego
rytm caej struktury. - i jest to zadanie do wykonania.
117

w odniesieniu do zaprezentowanej piramidy liczb mog powiedzie, e wanymi


szczeglnie cyklami (w maej skali czasu), bd dla soca nastpujce rytmy:
89,775 (90) - 718,2 5745,62 lat. poszczeglne wielkoci takich dat dobrze
byoby sprawdzi - i jest to moliwe do wykonania (o ile ju to nie zostao
przeprowadzone, np. poprzez zliczanie zawartoci rdzeni lodowych, albo jako
analiza przekrojw pni drzew). - mog miao zakada, e takie liczby bd
wyranie obecne w rodowisku i e bdzie mona z nich wyczyta istnienie tu
tylko logicznie ustalonych przedziaw.
cykle gwiazdowe.
gwiazdy, w tym oczywicie i tutejsze soce, prezentuj si w rodowisku nie
tylko w rytmie dobowym czy kilku lat, ale musz zmienia si w skali setek,
tysicy, milionw, a take miliardw lat. i zmienia w sposb uregulowany
obliczalny. s elementem caoci, tworz si ani losowo, ani nie w dowolnej
chwili, ale cise przynale do linii ewolucyjnych oraz generacji dlatego
maj wpisan w siebie rytmik kwantow. wanym w tym podejciu jest to, wane
dla zrozumienia wiata i jego kwantowego przemieniania si, e do oblicze,
do wyznaczania tych rytmw nie musz stosowa wielkoci o "rozbudowanym", a
przez to skomplikowanym w liczeniu stanie (ktre bd przez to bardzo odlege
od mojego codziennego stosowania, po prostu obce, dalekie od intuicyjnego i
"ywego" postrzegania). przecie trudno nie podda si emocjom, kiedy poznaj
liczby odnoszce si do fizycznego procesu, np. ewolucji gwiazdy, wielkoci
oszaamiaj, przygniataj. - o ile jednak zakres, "potga" takich wielkoci
wyznacza ogromne dla mnie przedziay czasu (przestrzeni, masy, prdkoci), to
jednak ich "podstawa" jest mi nie tylko bliska, ale tosama. a to ju zmienia
spojrzenie, umiejscawia i wpisuje mnie w ten fizyczny ogrom. iloci energii
zaangaowanej w moje istnienie nie mog konkurowa z gwiazdami, jestem w tej
skali pykiem ale w ogrom i pyek s do siebie w bardzo cisej proporcji
i relacji, kwantowej relacji. moje istnienie jest pochodn gwiazd - ale i
moje, i gwiazd istnienie jest pochodn kwantw. to wszystko, "po horyzont",
jest jedna rodzina (ewolucyjna).
i warto, trzeba wycign wniosek z faktu, e kwant logiczny tworzcy moje
istnienie jest pochodn kwantu logicznego tworzcego wszechwiat, i to przez
cae jego istnienie, tak aktualne, tak historyczne. ten sam element buduje
najblisz gwiazd, atom, ktry dopiero co dotar do moich puc z kolejnym
oddechem - czy odlegy, nawet niewidoczny zaktek, albo kady inny skadnik
mego otoczenia. u podstaw kadej tak wyrnionej ewolucji mam ten sam kwant
"czego" oraz t sam zasad budowania si z kwantw procesu. midzy tymi
elementami zachodzi rnica skali, ale nie zasada tworzenia. dlatego nie
musz ba si i rezygnowa z opisu czego, co w odniesieniu do mnie wydaje
si bezkrenie wiksze (lub bezkrenie mniejsze) to jest, prawda, wiksze
(lub mniejsze), ale jest, po pierwsze, w kwantowej proporcji do mnie, a po
drugie powstao (powstaje) analogicznie. i mog to pozna.
dlatego najlepsze w opisywaniu wiata powyej oraz poniej mojego fizycznego
zakresu istnienia (i obserwacji) s te wielkoci, ktre maj "przeoenie"
na znane mi zakresy z dnia codziennego i otoczenia. i nie musz cigle si
zastrzega, e to co innego. to s naturalnie inne zakresy, inne wielkoci
ale nie s to niepoznawalnie inne zakresy i skrajnie obce stany. wszystko
to jest "tylko" przedzia moliwoci w organizowaniu si kwantw w rytmach
kwantowych. i jeeli mog zdefiniowa te wielkoci znanymi mi liczbami i do
mnie sprowadzalnymi warto to zrobi.
jestem miar wszechrzeczy. a jednostk tej skali jest kwant (logiczny).
118

- czowiek
- cykle biorytmy
w kontekcie rozwaa o rytmach kwantowych nie sposb pomin rytmw, ktre
s zawarte w yciu czowieka, przecie istnienie takich rytmw nie podlega
dyskusji, a w wietle zasad kwantowania maj one swoje znaczenie i dokadnie
wyliczaln w procesie rytmik. poniej, co zrozumiae, tylko niewielki zbir
rytmw, moim zamiarem bowiem jest wykazanie, e takie rytmy istniej, a nie
pene ich skatalogowanie.
bodaj najwaniejszym, ktry narzuca si w obserwacji reakcji ciaa, to rytm
miesiczny, rytm o wartoci 26 - 29 dni. do tradycyjnie odnosi si ustalony
tak przedzia reakcji organizmu do cyklu ksiycowego, ktry trwa 29,5 dnia.
a jak to wyglda w liczeniu kwantowym? ot z cyklem miesicznym sprawa nie
jest prosta. powd? to nie jest cykl oparty "bezporednio" (przy pierwszym
ogldzie) na liczbach kwantowych. poprawniej jest, tylko e nie s one w
tym rytmie a tak prosto i "naocznie" zauwaalne (s "zakryte" samym procesem
i przez to w obszarze "poza"). dlaczego? przyczyna pozornego "rozjechania"
si tego cyklu z wielkociami kwantowymi znajduje si w gbokim ewolucyjnie
zakotwiczeniu. jak to pojawio si ju przy liczenia wieku wszechwiata (do
sprawy wrc), trzeba do penych ewolucji (penych odcinkw ewolucji) doda
wielko chwilow. czyli ostatni zakres, ktry si wypenia (w tym przypadku
zakres, ktry nie ma szansy si wypeni). - co tu jest wane? to, e "cykl
miesiczny" to praktycznie dwie fazy: wypeniania si kolejnych i ju penych
ewolucji (w organizmie jednego osobnika) - i dodatkowo jeden niepeny cykl,
ktry nie ma szansy tylko w tym ukadzie si zakoczy, bo w takim procesie
brakuje wielkoci ostatniej i "dopeniajcej" (konkretnie zapodnienia), nie
osiga penego wymiaru, bowiem brak dwu stanw penego zakresu.
cykl miesiczkowy jest odbiciem zasady - ale nie jest prostym wypenieniem
liczb kwantowych, te s w nim zawarte w penej postaci - ale z "dodatkiem",
ktry pen ewolucj sta si nie moe w samodzielnym zdarzeniu (brak jest
czynnika, ktry "domyka" ewolucj).
mwic inaczej, cykl miesiczny "sam z siebie" jest pochodn kwantowania, ale
nie jest "skoczonym" procesem, przecie pena ewolucja to taka, ktra uzyska
"dopenienie". co jest "dopenieniem" do cyklu? zapodnienie. cykl miesiczny
bez tego zakresu zdarze "urywa" si przedwczenie, jest niepeny z samej
zasady. kiedy nie dochodzi do takiego momentu, proces postrzegany nie moe
zobrazowa wielkoci kwantowych bowiem one w tym procesie nie zaistniay.
pene liczby kwantowe procesu s "poza" tak wyznaczon ewolucj, ju do niej
fizycznie nie nale s potencj, ktra nie miaa okazji si zrealizowa,
i to potencj "na zawsze" (to "byt pusty").
jak liczy taki cykl? 24 + 6 = 30. gdzie 24 dni to wielko trzech penych
cykli, a 6 znw jest stanem maksymalnym, ktry moe posiada taka w ramach
jednego organizmu "niedokoczona" ewolucja. w sumie wypada maksymalny termin
30 dni. ten ostatni odcinek moe by rny i wystpowa w osobniczo swoistym
rytmie. - dlaczego nie jest to jednak ani pene 4, ani 8 stanw kwantowych?
do omiu ewolucja dy, ale tylko dy. - to znaczy, e przy stanie 32 dni
powinna si zamkn jako cae zdarzenie, uzyska przeduenie w ju dalszym
zachodzeniu, ale nie osiga tego wymiaru i "wypada z gry". to nie jest
wielko 8/8, jako pene stadium - tylko jego poowa, a raczej zblianie si
do poowy. bowiem kiedy dojdzie do zapodnienia, to ewolucja osignie stan
32 i uzyska dalszy cig. wielkoci dopeniajc jest tu przebieg nastpny,
kolejny cykl 32 dni. ju jako wydarzenie o cechach ycia. ten kolejny cykl,
drugie 32 dni w ewolucji, to dopenienie do caoci - i to w tym nastpnym
odcinku zachodzi formowanie si zdarze.
cykl miesiczny, "sam dla siebie", jest procesem "niedokoczonym" z zasady.
ma w sobie cz pen - i "zadatek" na cig dalszy, ale czy on nastpi, to
ju warunkuje rodowisko.
119

cykl miesiczny to ewolucja "wypeniajc" si do penego zakresu, dca do


wielkoci kwantowo zasadniczej (32 dni), ale nigdy tego puapu nie osignie
bez dopenienia w postaci zapodnienia - to proces w toku, dziejcy si, ale
bez zakoczenia. dlatego sensowniejsze wydaje si liczenie jego przebiegu w
ujciu, wedug zasady "7/7", jako stanw wewntrznych ewolucji (4 x 7 = 28),
anieli ujmowania tego w rytm zasady "8/8".
w przypadku ewolucji sonecznej, kiedy omawiam cykl 11 letni (i wysze, ju
jako wielokrotno), mwi tym samym o skoczonych, penych ewolucjach (s
takimi dla mnie, zewntrznego obserwatora). natomiast kiedy analizuj rytm
wydarze w postaci cyklu miesicznego czowieka, jest to proces, ktry si
dla mnie realizuje - "widz" go wspbienie, rwnolegle, to mj poziom. o
ile poziom reakcji sonecznych jest do mnie odlegy i zewntrzny (to ja si
w nim zawieram), o tyle rytm miesiczny jest moim, powstaem i zmieniam si
w takim cyklu. dlatego rejestruj nie fakt zakoczony, bo sam si nie kocz
i brzegu nie osigam, ale zdarzenie w trakcie docierania do brzegu - jednego
z brzegw. dlatego widz stany czstkowe, porednie, a pene ewolucje s tu
zdarzeniem "poza". dopiero dopenienie, czyli nowa jako fizyczna (tu nowa
podwojona komrka), dopiero taki stan bd postrzega w jego penym wymiarze
i zewntrznie.
w cyklu miesicznym, jak wida, obowizuje zasada, e element ewolucji staje
si "penoprawnym" elementem takiej ewolucji dopiero wwczas, kiedy przejdzie
rodek oglnego procesu i w rodku (lub w przedziale rodkowym) uzyska posta
dwudzieln. to znaczy, kiedy stanie si zjawiskiem skadajcym si z penego
i caociowego zdarzenia (w tym wypadku bd to 4 pene cykle, rodek caego
przebiegu). w tym przedziale, kiedy ewolucja stanie si dwudzielna, czyli
napotka w przestrzeni drugi kwant, nastpuje rozpoczcie zjawiska - zaczyna
si dalszy tok ewolucji.
mona powiedzie, e w przypadku zapodnienia drugi kwant, czyli plemnik,
jest "dopenieniem" do tego brakujcego stanu. jest przebiegiem ewolucyjnym,
ktrego potrzeba, eby proces mg "przeskoczy", przej przez stan rodkowy
- jest "zapenieniem" (i dopenieniem) brakujcego ilociowego elementu. plemnik, jak kada ewolucja, jest ju wyjciowo stanem dwudzielnym, czyli w
tym przypadku musi to wynosi 16 (2 x 8) elementw. tyle, ile brakuje w kroku
ostatnim ewolucji. dodanie tej wartoci, dodanie drugiego ewolucyjnego (te
kwantu), to dopiero powoduje, e moe proces potoczy si dalej. bez takiego
dopenienia (a musi ono dokona si w wskim przedziale) - bez tego zdarzenie
si koczy w postaci niepenej i "wypada".
i nie jest to pomieszanie zakresw, operuj tu i tu takim samym odcinkiem
czasu. w przypadku i jajeczka, i plemnika, rytm (kwantowy) powstawania jest
ten sam. kiedy mwi, e cykl miesiczny to 24 + 6, to po drugiej stronie,
plemnika, wystpuje rytm analogiczny. taki sam rytm powstawania, w tym samym
czasie. to musi by ten sam (taki sam) cykl, eby dwie ewolucje mogy si (w
nieskoczonoci) spotka.
rwnie tutaj musi by "spotkanie" w celu dalszej kontynuacji, bez tego nie
ma cigu dalszego, acuch zdarze ulega rozerwaniu, nie przekroczy punktu
32 - rodka zdarze. dopiero spotkanie dwu kwantw, w tym przypadku komrek
biologicznych powoduje, e razem (i w bardzo wskim przedziale), jako fakt i
wydarzenie dopeniajce si, mog przekroczy prg-granic - stan rodka, o
symetrii ewolucji. co zrozumiae, w tym rodkowym punkcie musi znajdowa si
stan w postaci jednostek, pojedynczych kwantw, bo spotka si mog jedynie
kwanty - pene byty. jednak ostatnim zakresem, ktry wystpuje w przedziale
indywidualnych ewolucji, jest zawsze stan "niepenej ewolucji", ktre s w
trakcie "dochodzenia do granicy". brak tego ostatniego zakresu i dopenienia
do "peni" wyklucza zdarzenia.
ale kiedy niepene procesy si spotkaj... och-ach-ech ech ...
120

- ziemia
- planeta "szczeglna"?
nie mona, w tym miejscu rozwaa nad rytmami, nie postawi pytania: a jak
to si ma do ziemi? dlaczego wanie na tej jednej, pozornie banalnej, gdzie
w mao ciekawym miejscu pooonej planecie ycie mogo powsta, rozwin si
i trwa? sowem - stawiajc spraw jasno czy to jest planeta szczeglna,
czy to jest planeta wybrana, czy to jest "ppek" wiata? odpowied: tak - to
planeta szczeglna.
wyjaniam od razu, e aden religijny, czy zwichrowany tok rozumowania nie
prowadzi do tego wniosku. proces, ktrego (na dzi) jestem zakoczeniem, jak
najbardziej jest fizyczny, realny, logiczny i oparty na kwantach. to, e na
ziemi powstao ycie (i rozum w konsekwencji), to nie jest przypadek czy do
tego wiata zewntrzna interwencja - cho jest to zdarzenie losowe. losowe,
ale nie jako wynik "gry w koci". przecie w ramach wielkiej liczby zdarze,
to oczywiste/naturalne/konieczne, takie miejsce dogodne do dalszej ewolucji
musiao si gdzie we wszechwiecie pojawi. a w nim, ju w przedziale, tylko
w zakresie rodka ewolucji, musiao powsta ycie i kolejne w tym procesie
jego objawy. "przypadkiem" powstao na ziemi - jestem jego elementem. i mog
ten fakt stwierdzi.
dlaczego powstao na ziemi?
musz w tym momencie odwoa si do "zasady rodka" ewolucji. do tematu wrc
dalej, tu nadmieni, e w bardzo zgrubnym ujciu jest to powizane z na co
dzie i intuicyjnie ustalan prawd (i przez wieki), e najlepszy moment do
dziaania to rodek. w przypadku powstania ycia to rwnie ma zastosowanie,
i to na bardzo gbokim, maksymalnie gbokim w ewolucji poziomie. kiedy mam
odpowiedzie na pytanie, dlaczego tu, na ziemskim globie, zaistniay warunki
dla ycia, musz si wanie na t zasad powoa, nie ma wyjcia. ycie moe
powsta w zakresie rodkowym ewolucji - i musi w tym zakresie powsta. ycie
to "zdeterminowany przypadek". ale poniewa "rodek" to pojcie szczeglne,
dlatego logiczny dowd (i jego fizyczna interpretacja), co tym rodkiem jest,
to poziom wyszy analizy, w czci wstpnej moe poprawi si tylko w formie
zasygnalizowania.
zasada rodka ewolucji (i kolejnych wyznaczanych rodkw w wielopoziomowym
procesie) najlepiej wyjania moliwo i potrzeb zrealizowania si ilociowo
niezliczonych rodkowych stanw (ktre kocz si w moim myleniu). w ramach
nieskoczonoci, bo a taki zakres zjawisk w tym wypadku trzeba rozpatrywa,
jakie miejsce w Ewolucji energetycznej te wszystkie "rodki" speni, to po
prostu pewnik. e pado na "tutaj i teraz"? osobicie nic przeciwko temu nie
mam. ale jeeli si cho prze moment o wspomnianej nieskoczonoci pomyli,
to jako tak (dziwnie) si robi...
ziemia posiada wanie takie rodkowe pooenie, gdzie to zrealizowa si
musiao, tak po prostu.
na innej planecie, przy innym zakresie rytmw, nie byoby tak dogodnych dla
ewolucji przebiegw. rytm ziemi, jako najbardziej zgodny z rytmami kwantowymi
(to "przypadek" w rozkadzie wszelkich planet, e ziemia si w takim rytmie
znalaza, ale jest pewne, e taka planeta w zbiorze si trafi), ten rytm ju
na "wejciu" zgadza si z liczbami kwantowymi. i zapewnia tym samym, jako
otoczenie, dla wewntrznych przebiegw rytm zgodny z generalnym przebiegiem
ewolucji. na tej planecie realizoway si od pocztku rytmy kwantowe (i to
wszelkie moliwe), procesy byy (i s) zajciem maksymalnie rodkowym oraz
maksymalnie stabilnym. i to by fundament, ktry pozwoli na proces ewolucji
chemicznej - i w konsekwencji ycia opartego na tych zjawiskach (stabilnego,
umiarkowanego, a przez to cielenie cznego).
ziemia to "przypadek" ewolucyjny ale konieczny.
121

- planety "szczeglne"
skoro ziemia jest planet szczegln w caym zbiorze planet oraz naley do
zbioru - podzbioru, ktry jest potencjalnie obdarzony yciem, zastanowi si
mona, jak taki podzbir planet bdzie wyglda, jakie musz by spenione
warunki (w wielkociach kwantowych), eby zaistnia?
nie ma sensu zakada (i byoby to niemoliwe w ujciu zasady rodka) - e
ziemia jest w takim zbiorze wyjtkiem absolutnym (jedynym) i kracowo spenia
kryteria takiego "wybranego" globu, a takiej idealnoci trudno oczekiwa.
natomiast nie ulega wtpliwoci, e wikszo elementw, wikszo taki zbir
opisujcych zalenoci musi by tu speniona. e tak oglnie oraz logicznie
definiowane uwarunkowania musz by zbiene lub podobne do ziemskich - albo
wrcz identyczna w innym przypadku. ziemia jest niewtpliwie planet ciekaw
i szczegln, ale raczej nie jest wyjtkiem w ramach zbioru takich planet
(czyli planet w punktach wzowych i kwantowo wanych si znajdujcych). mog
przypuszcza, e jest to glob w okolicach rodka takiego zbioru, ale jest mao
prawdopodobne, e znajduje si w centrum (cho, dlaczego nie?).
jakie parametry wchodz w gr?
zasadniczo wiele z tych ogranicze jest ju znanych, ale powtrzy je mona,
a przy okazji dorzuc kolejne. bardzo wanym czynnikiem jest wielko i stan
gwiazdy, w nastpnej kolejnoci rozmiar planety i odlego pomidzy nimi, to
zasadniczy parametr. im mniejsza gwiazda, tym rwnie jej punkty wzowe bd
mniejsze (czyli punkty wzowe promieniowania bd zlokalizowane w mniejszej
odlegoci od gwiazdy). a to ma wane znaczenie dla umiejscowienia planet i
ewentualnie ywych stworze, ktre z takiego rda energii korzystaj. mona
z tego wnosi, e wielko planety rwnie bdzie kolejnym ograniczeniem, i
to wanym.
planeta nie moe by zbyt wielka (musi si zmieci w wle kwantowym), a
odlego planety od soca, jak w przypadku ziemi, powinna by w ewolucyjnie
wanym kwantowo punkcie. dla ziemi ta wielko jest rwna "8". z tego mona
wycign wniosek, e pooenie takiej planety w przestrzeni musi oddawa i
realizowa rozkad kolejnych punktw wzowych fali. wchodz tu w gr takie
wielkoci: 8 - 16 - 24 - 32 - 40 - 48 - 56 64. zakres szeroki, ale zapewne
prawdziwy. przy czym nie gwarantuje zaistnienia ycia. musi planeta znale
si w dogodnej strefie, ale jest to jeden z wielu parametrw. zbir w taki
sposb opisywany bdzie skada si z wielu podzbiorw o coraz wszych i
"wyrubowanych" granicach.
nastpny wany parametr - czas obrotu planety wok osi. jest oczywiste, e
taki ruch musi by zgodnym z rytmik tworzc wzy kwantowej fali. niewielka
nawet niezgodno i rozsynchronizowanie tego parametru (wic dziaanie wbrew
kwantom) spowoduje, e przebieg zjawisk bdzie nierwnomierny, procesy bd
nalee do rnych fal. skutek? atwy do przewidzenia: brak "wyszego" rzdu
ewolucji. - tak jak planeta musi si znajdowa w punkcie wzowym, zapewne w
punkcie 32, tak samo jej wielko obrotu, czas zjawisk wewntrznych musi si
zgadza z wielkociami kwantowymi. w przypadku ziemi jest to zakres "24" (z
ma odchyk). teoretycznie najlepszym byby czas 32 godzin obrotu, wic po
szesnacie godzin na obie czci doby, a te czci znw w rwnowadze. c,
moe (warto to sprawdzi). w przypadku ziemi jest to cykl trzyczciowy, po
osiem godzin kady (to take przejaw rytmu "8/8"). wielkoci skrajne, czyli
8 i 64, wydaj si mimo wszystko dla ycia zbyt mae lub zbyt wielkie. jest
mi trudno sobie wyobrazi egzystencj przy wielkoci czasu przemian 8 lub 64
godzin. przekonany jestem, e optymalna warto to 32, a zakresem moliwym
do przyjcia 16 - 56 godzin obrotu. przy zasadniczym warunku, co oczywiste,
e soce ma odpowiednie parametry. to znaczy, e nie znajduje si nadmiernie
daleko i moe dogrza planet.
122

- planety ukadu sonecznego


- wyliczenia kwantowe
ziemia - o ziemi mona nieskoczenie, rwnie w ujciu liczb kwantowych. i ma
to swj gboki sens. wyliczenia dla tej "szczeglnej" planetki, a oparte na
kwantowych wielkociach, mona przeprowadzi nastpujco:
odlego od soca, rednio 149,6 miliona kilometrw (150 milionw), mona
wyrazi jako drog do pokonania przez promie wiata rozpoczynajcy si od
gwiazdy. czyli 499 sekund (lub 500), co oznacza 8,32 minuty (8,33). - ju te
liczby daj interesujcy wgld w pooenie ziemi wzgldem centrum i jeszcze
ciekawszy w stosunku do liczb kwantowych (oraz innych planet, ktre nie maj
takiego "kwantowego szczcia"). wielko "osiem" oznacza w liczeniu kwantowym
koniec pierwszego cyklu. czyli ziemski glob znajduje si nie w rodku, nie w
innym wanym punkcie, ale w samym zakoczeniu cyklu kwantowego. w pooeniu,
w ktrym ewolucja uzyskuje warto kocow i "pen", brzegow - dociera do
brzegu pierwszego cyklu (brzegu liczonego w sekundach biegu wiata).
to trzeba podkreli - punkt "8", tak zasadniczy w liczeniu kwantowym, ma w
przypadku ziemskiej ewolucji oraz jej pooenia wzgldem gwiazdy, niezwyk
zgodno, pooenie ziemi nieomal idealnie zbiega si z t liczb. przy czym,
to take w tym miejscu mona podkreli, pooenie idealnie w takim punkcie
nie byoby wskazane. dlaczego? poniewa adna wielko, aden parametr, cecha
albo zachowanie idealne nie jest stanem doskonaym ewolucyjnie: jest kocem
lub pocztkiem procesu, ale nie jest ewolucj. a ziemia jest zdarzeniem, i to
jak najbardziej ewolucyjnym. pooenie "ciut" dalej, te o wielko kwantowo
wan (0,32), to daje "oddech", pozwala na nastpny rzut procesu, nie zamyka,
nie zatrzaskuje zjawisk. mog wic powiedzie, e tutejszy glob znajduje si
we waciwym miejscu i czasie, lepszego pooenia nie ma.
ziemia nie jest pooona w jednym punkcie, zmienia swoj orbit w skali roku.
znajduje si raz bliej, raz dalej. wielkoci te prezentuj si odpowiednio:
147,1 i 152,1 miliona kilometrw. jest to zakres, przedzia odlegoci, a co
za tym idzie, rwnie przedzia oddziaywania soca na planet. i rwnie
s to wielkoci kwantowe, ktre maj swoje znaczenie. w czym rzecz? w tym,
e do wyliczenia pooenia ziemi wzgldem soca (i wzgldem liczb kwantowo
wanych), miejsce ziemi mona opisa jako wielko brzegow, ktra pokrywa
si praktycznie, znajduje si na samym brzegu cyklu "semkowego" - czyli w
punkcie dopeniania si ewolucji. jak? 500 sekund podzielone przez 8 daje
62,5. wielko jake blisk liczbie 64. brakuje 1,5 jednostki liczenia, aby
ten brzeg osign. co ciekawe, to dokadnie jedna setna odlegoci pomidzy
socem a ziemi.
czyli do brzegu, do penego zakresu wypenienia si ewolucji, brakuje ziemi
zaledwie ptora miliona kilometrw. natomiast przy uwzgldnieniu faktu, e
to jest pooenie zmienne i w najodleglejszym punkcie od soca (w ktrym na
pocztku lipca planeta si znajduje) ziemia jest odlega o 507 sekund biegu
wiata, to 63,375 jednostek rozliczeniowych (507 : 8 = 63,375). co ju daje
tylko 0,625 jednostki od brzegu, brzegu w postaci 64 jednostek. czyli jest
to zaledwie 0,625 miliona kilometrw do brzegu (do kocowego punktu opisanego
tak odcinka). w praktyce wic "ociera" si, dochodzi tego brzegu. a przecie
wspomniane 625 000 tysicy kilometrw to ni mniej, ni wicej, ale dokadnie
dwa razy wielko prdkoci wiata. czyli 2 x 300 (i maa "resztwka"). wic
i take ta odlego do brzegu, ktrej ziemia nie osiga, jest w zliczaniu
kwantowym wana.
z kolei najmniejsza, wystpujca na pocztku stycznia odlego od gwiazdy,
to 147,1 miliona kilometrw. a wyraajc to przy pomocy prdkoci wiata,
to pokonanie tej odlegoci zajmuje promieniowaniu 490,3 sekundy. - co daje
61,29 wielkoci rozliczeniowej (490,3 : 8 = 61,3).
123

kolejny krok w takim liczeniu - zakres, przedzia pooenia ziemi w stosunku


do soca w trakcie jej rotacji: 63,375 - 61,29 = 2,085.
zapewne nie musz podkrela, e tak wyliczona wielko, czyli 2,085 jednostki
rozliczeniowej (co przeliczone na dystans wynosi 5 000 000 kilometrw), jest
rwnie liczb wan kwantowo. ju sam stan "2" (kocwka pochodzi z innych
poziomw) jest wielkoci zasadnicz (w liczeniu kwantowym zasadnicz i nawet
bardzo zasadnicz). a przecie ustalony tak przedzia przemieszczania si w
kilometrach (i w paszczynie ukadu sonecznego), czyli 5 milionw, rwnie
ta liczba jest istotna. i nie ma znaczenia, e tak ustalane fakty s wzgldem
siebie pochodne i powizane. 5 milionw to jedna trzydziesta odlegoci od
gwiazdy.
jeszcze wyraniej, jeszcze bardziej dobitnie szczeglny charakter pooenia
ziemskiej planety w relacji do soca (czyli lokalnego rda sygnau) wida
w innym liczeniu, oczywicie rwnie opartym o kwantowe zasady. poprowadz w
tym przypadku dziaanie na kwancie wiata. - kwancie w takim rozumieniu, e
jednostk tego liczenia bdzie bdzie wielko wyliczona z jego, tu wiata,
prdkoci. to znaczy 300 000 : 8 = 37 500.
w efekcie, dla tak ustalonego kwantu w ramach zachodzcej zmiany, odlego
ziemi wynosi 150 000 000 : 37 500 = 4002,6. czyli, co atwo zauway, jest to
pooenie w punkcie wzowym "4", dokadnie rodek tak zdefiniowanej ewolucji
rodek odcinka zmiany. i ziemia znajduje si w tym punkcie. wyznaczony w
ramach prostej(-ewolucji) odcinek, w tym przypadku pena i omioelementowa
zmiana, ktrej stan kocowy to odlego od gwiazdy 300 milionw kilometrw,
rodek tak wyznaczonego procesu wypada w punkcie "4" i ziemia, planeta na
ktrej przyszo mi (za)istnie, ten punkt "zajmuje". zmiana dochodzi do stanu
rodka, punktu "4", i od niego odchodzi jednak, co wymaga specjalnego wrcz
podkrelenia, tak wyznaczony punkt jest zarazem osi symetrii zmiany, to w
nim zachodzi odwrcenie procesw. mwic inaczej, ziemia jest w kluczowym w
ramach liczenia kwantowego, wzowo wanym punkcie. skutki takiego ulokowania?
rozliczne i powane. w tym momencie jedynie sygnalizuje ten fakt, ale temat
jeszcze wielokrotnie powrci. mwic wprost, gdyby nie takie "szczeglne" i
"wybrane" pooenie, mnie by nie byo.
mona powiedzie, e w praktyce ziemia porusza si w "kwantowym tunelu" w
tunelu, ktry z jednej strony wyznaczaj, a z drugiej po prostu tworz liczby
kwantowe (i stojce za nimi jednostki energii). a dokadniej to wyraajc, w
tunelu energetycznym, ktry ksztatuje si wedug reguy przecie to fakt
jednoczesny, zmiana + rytm. ziemia wpisuje si w ten rym, dlatego ustalenie
tego faktu jest konieczne dla zrozumienia dziejcych si tu zjawisk, a take
jest warunkiem jego opisania (na przyszo). i dlatego, bez adnej przesady
mona powiedzie, e "sztywne" logicznie wielkoci kwantowe s namacalnym,
bo cielenie obecnym dowodem (bardzo dobitnie widocznym), e do zaistnienia
ycia i obserwatora s niezbdne. e, kiedy ksztatuje si realna struktura,
nie moe by w niej odstpstw, e tylko pena (maksymalnie pena) zgodno
z tymi wielkociami tworzy fundament do ewolucji jako takiej, a ycia ju na
kolejnym poziomie. - i tutejszy wiat spenia ten warunek, w przypadku ziemi
zgodno realizuje si praktycznie w penym zakresie. i dlatego warto doceni
ten punkt w otchani (nieskoczonoci i wiecznoci).
wnioski?
filozoficznie wane - logicznie ciekawe - yciowo potrzebne. eby siebie i
otoczenie zrozumie.

124

- inne planety
- pooenie
- zaleno od wielkoci kwantowych
ziemia jest o tyle ciekawym przykadem, e spenia gwne warunki kwantowe,
ktre decyduj o jej szczeglnym stanie w ramach zbioru podobnych ukadw
szczeglnym, bo yciodajnym. jednak tak rodkowe i sprzyjajce skomplikowanym
konstrukcjom pooenie w ewolucji jest wyjtkowe w ukadzie planetarnym w
tym, lokalnym zbiorze planet, a zapewne take w szerszym (nawet maksymalnie
pojtym). zgoda, jak wczeniej zaznaczyem, na kogo pa musiao, ogrom czasu
i przestrzeni budujcych wszechwiat, skala zjawiska to zapewnia. ilo planet
i zgszcze energii jest tego poziomu, e jedna (kilka?) lokalizacji musi w
tej puli spenia ostro wyrubowane warunki. i cho w takim przedziale miejsce
do obsadzenia byo jedno, liczy si to, e byo. ale wanie z tego powodu
warto pokaza, dlaczego, z jakich powodw jest to tak dogodne ulokowanie i
dlaczego inne planety nie wylosoway w tym kwantowym totolotku "szczliwego
numerka".
eby by dokadnym i eby nie wytworzyo si bdne odczytanie rozmieszczenia
ziemi pord innych planet, trzeba zaznaczy, e pozostae globy sonecznego
ukadu rwnie znajduj si w punktach kwantowo wanych, ich orbity i rozmiar
s opisywalne (i inaczej by nie moe) kwantowymi liczbami, ksztatuj si w
wzowych stanach fali jednak to ju nie s tak dogodne, tak "wybrane" oraz
istotne punkty. stan "4", albo w innym odniesieniu "32" (lub "64"), to rodek.
a rodek, co zrozumiae, moe by tylko jeden. i zajmuje go ziemia.
inne planety w takim liczeniu posiadaj nastpujce wielkoci orbit (przyjte
do oblicze wartoci s urednione, chodzi o pokazanie zasady, czyli o fakt
nastpowania w sposb "uporzdkowany"):
merkury
12 400 (57,9 : 4687,5 = 12,352, co zaokrglajc daje 12,4 - 12 400). dlaczego
wielko 4687,5? to podwojony kwant wiata, czyli 2 x 2343.
ale przy merkurym pojawia si jeszcze ciekawa zaleno. jego odlego od
soca, 57,9 miliona kilometrw, podzielona przez 128, daje 452343,75. a to
jest wielko rwna 1,5 prdkoci wiata - czyli jedna wielko 300 tysicy
i plus poowa tej wielkoci. wic jeden podwojony kwant i jeden kwant (kiedy
kwantem jest pena wielko prdkoci wiata). - albo inaczej: 452343,75 :
4687,5 = 96,5. tutaj w kwancie prdkoci wiata, w jednostce kwantowej tej
prdkoci rwnej 4687,5 - tak wyraona odlego merkurego od soca wynosi
96,5. co oczywicie jest stanem kocowym w liczeniu kwantowym, "ocierajcym"
si o "98", brzeg liczenia dla zakresu ewolucji (w ujciu zasady "7/7"). i
bliej soca nic innego z planet ju znajdowa si nie moe, jest to punkt
wzowy w tak prezentowanym liczeniu.
pozostae planety uzyskuj podobne stany (pochodne do reguy), a wynikajce
z kwantowania. przeprowadzone dla nich przeliczenie pozycji tak wyglda:
merkury
wenus
ziemia
mars

12
23
32
48

jowisz
saturn
uran
neptun

166
304
612
950

pluton

400
000
000
600

12,5
23
32
48,6

(16)
(24)
(32)
(50)

000
400
300
200

166
304
612
959,2

(16)
(32)
(64)
(96)

12 686 900

12 687

- (16)
125

mae wyjanienie.
nawet w tak podzielonym zestawie, jak wida, daj si wyrni grupy planet,
ktre tworz podzbiory w ramach caoci. co ciekawe i na co warto zwrci w
tym momencie uwag, podzia tego ograniczonego zbioru przebiega w odniesieniu
do rozmiarw i pooenia globu (wewntrzne lub zewntrzne ulokowanie). i jest
to podzia fizycznie zrozumiay i zgodny z pojmowaniem tworzenia si ukadu
planetarnego ale w zaprezentowanym rozrnieniu wida, dlaczego tak to si
dzieje i to jak wie si z wielkociami kwantowymi std znaczenie takiego
podejcia.
ot pierwsza grupa planet, typu ziemskiego, znajduje si w przedziale cyklu
pierwszego, a sama ziemia jest tutaj planet szczegln i plasuje si w rodku
- dokadnie w samym punkcie "32". inne globy okupuj rwnie wane kwantowo
miejsca, ale nie s to lokalizacje zbyt dogodne. w przypadku wenus zachodzi
wrcz moment przeciwnej fazy (o czym wicej w innym zapisie).
wielkoci w nawiasach, zaokrglenia i podcignicia pod wielkoci kwantowe,
mona uznawa za nazbyt nacignite, ale przecie oddaj pewne prawidowoci
w ukadzie planetarnym, ktre jednoczenie pozwalaj spojrze inaczej na jego
struktur oraz zalenoci spojrze w nowy, wydaje si ciekawy sposb. a na
pewno porzdkuje to obraz.
pierwszy cykl rozoenia planet, ktry koczy si na marsie, jest przedziaem
wewntrznym, wyznacza planety ziemskie. a kiedy doda do takiego podliczenia
planetoidy, ktre znajduj si w punkcie okoo 2,8 jednostki astronomicznej
- czyli w punkcie, 89,6 (ok. 96) wedug tutaj prezentowanego "kolejkowania"
globw (wic znajduj si w przyblieniu na kocu pierwszego cyklu), to tak
zarysowany (skwantowany) ukad planetarny staje si podlegy zliczaniu przy
pomocy liczb (i wzorw) kwantowych i prezentuje si w sposb widowiskowy.
a nawet szczeglny (e taki "uadzony" i przewidywalny).
dotyczy to rwnie drugiego cyklu, planet olbrzymich, ktre pojawiaj si ju
w znacznej odlegoci od soca.
trzeci cykl, ktry w tym zobrazowaniu posiada tylko jedn reprezentacj, glob
o nazwaniu "pluton", to "zgszczenie" energetyczne, ktre znajduje si na/w
pozycji odpowiednio wikszej, i jest to kolejne ju podwojenie w tym zbiorze
wielkoci kwantowych. przy zaoeniu oczywicie, co posiada tu znaczenie, e
pluton jest planet, a nie, jak wprost wynika z wylicze, tylko ksiycem (a
wic obiektem "podrzdnym"). ale tak czy tak, jest to planeta nastpnego ju
cyklu zdarze, ktry zapewne uzyskuje swoje przeduenie w dalej pooonych
materialnych "okruchach" otaczajcych ukad, rnych kometach, czy w jeszcze
innym "pyle" dalej sigajc w rozoenie kwantw. pooenie plutona w stosunku
do soca spenia warunek, e otwiera nastpny ju etap ewolucji.
(tutaj musi pojawi si wyjanienie dotyczce zapisu o plutonie, wyjanienie
wzgldem czasu analiz i samego tekstu. - ot te uwagi zostay zanotowane w
kocu roku 1994, i nie miaem pojcia /jak i inni/, e za kilka lat, w efekcie
postanowienia opartego na szerokim przegldzie nieba, pluton, do tego momentu
ostatnia planeta ukadu sonecznego, zostanie zdegradowany do obiektu, tak to
mona okreli, planetopodobnego - i e znajdzie si w towarzystwie licznego
zbioru podobnych ukadw. z przedstawionych wyej oblicze bezporednio to
wynika, jednak wwczas bya to czysta "zabawa abstrakcjami" i skutek operacji
logicznych - i przeoenia na postrzeganie otoczenia nie byo. ale, jestem o
tym przekonany, tym dobitniej potwierdza to, e liczenie e metoda liczenia
przede wszystkim w taki sposb si sprawdza. a e pluton to rzeczywicie ju
element "dalszego cigu" rozkadu energii w ukadzie planetarnym? - dzi to
nie podlega dyskusji.)
126

- ziemia, planeta "wybrana"


- "pojemno" planety
rozwaajc (i opisujc) zalety oraz wady planet dopasowanych do kwantowych
liczb, zwaszcza zbioru planet szczeglnych, ktre posiadaj, mog w swojej
potencjalnej ewolucji posiada warunki sprzyjajce do powstania ycia (a w
dalszej kolejnoci rozumu), trzeba zastanowi si nad jednym wanym, wrcz
zasadniczym elementem tzw. "udwigiem planety". - czyli, ile moe si na
takim globie jednoczenie kotowa jednostek, ilu ludzi moe y na ziemi?
y, czyli istnie i nie powodowa degradacji, zapaci systemu. jak dowodz
ostatnie lata, dyskusja na ten temat nabiera tempa i aru - i bdzie coraz
bardziej konieczna.
to, e aden ukad ewolucyjny nie moe rozprzestrzenia si dowolnie i bez
ogranicze, e nawet z zaoenia najlepsza i "cudowna" planeta nie moe w
nieskoczono karmi i udostpnia miejsc do zamieszkania wzrastajcej w
coraz szybszym tempie liczbie jednostek, tego podkrela nie musz. to w
kadym przypadku jest zalene od zasobw danego ukadu i od moliwoci,
ktrymi dysponuje rozum. w tym przypadku rozum pojmowany jako wspomagajcy
ewolucj ukad dostarczajcy, umoliwiajcy dostarczanie coraz to nowych
energii z otoczenia oraz dostarczania nowych przestrzeni do ewoluowania. co
zrozumiae, w takim ukadzie planetarnym, po pewnym okresie zmian, pojawi
si bariera, ktr trzeba bdzie pokona (przebi), eby przesun granic
istnienia. w nadmiernie eksploatowanym ukadzie, ktry nie zostanie na czas
"poszerzony" rozumnym dziaaniem, zasoby wyczerpi si, rodowisko zostanie
rozregulowane, a ycie ulegnie co najmniej pogorszeniu. kiedy dochodzi do
tego, kiedy zostaj przekroczone granice bezpieczestwa, wwczas nie pomaga
nawet odkrywanie nowych rde energii i nowych zakresw wiedzy zachodzi
bowiem brak si (rodkw) na ich wdroenie - jest za pno. taki ukad jest
"skazany" na zapa, przewaa proces "wsobny". - nie ratuje "reanimacyjne"
dostarczanie nowych energii, ukad tej energii z poytkiem dla siebie nie
jest ju zdolny wykorzysta. w yciorysie osobniczym oraz grupy tworzy si
bariera nie do pokonania.
std fundamentalne znaczenie i tak dua waga (roz)poznania regu wiata i
pozyskanie nowych zasobw "na czas". na czas, czyli w przedziale istnienia,
ktry jeszcze oznacza, e mona skorzysta z tego, co si z otoczenia uda
pozyska. to bana, ale trzeba po prostu wiedzie wczeniej, eby w chwili
potrzeby mona byo z tej wiedzy skorzysta. niby stwierdzenie oczywiste,
ale mdro przed szkod to nie jest stan wystpujcy czsto.
pytanie o "udwig" ziemi, o udwig biosfery (caej ekosfery), to pytanie o
zakres, przedzia, ktry gwarantuje i warunkuje stabilizacj planety oraz
rozumu. w analizie takiej "strefy ycia" naley uwzgldni ca otaczajc
przestrze, nie tylko obszar podtrzymujcy formy biologiczne. zaliczy do
tego trzeba i warunki geologiczne, soce, okoliczne planety i zdolnoci
do analizy otoczenia przez rozum i wycigania z tego wnioskw i czas, w
ktrym przyszo istnie i zjawiska spoeczne oraz lokalne itd. czyli to
wszystko, co sprzyja lub zaburza stabilny przebieg ewolucji. ilo moliwych
a koniecznych do uwzgldnienia czynnikw jest dua, a komplikacje rozliczne,
ale istnienie nie ma ceny.
pytanie o "pojemno yciodajn", to pytanie o to, jak moe oraz jak musi
przebiega ewolucja czowieka, eby nie nastpia "zapa". to pytanie, jak
daleko do bariery wystarczalnoci - jak daleko do granicy bezpieczestwa
globalnego.
to pytanie o przyszo.
127

wedug wylicze ziemski glob moe pomieci okoo 16 miliardw jednostek,


taka liczba ludzi moe utrzyma si na znonym poziomie (bez definiowania
tego "znonego" poziomu). o wikszych liczbach, ktre rwnie padaj, nie
bd si wypowiada, bo s zapewne mrzonk. ta konkretna planeta wikszego
zagszczenia osobnikami nie udwignie. osobnikami, trzeba doda i podkreli,
ktrych potrzeby rosn w tempie wybuchowym. - ilo energii w biosferze, w
zasobach planety, ktre moe przej dla siebie czowiek, nie ma a takiego
nagromadzenia, eby moliwe byo dugie i stabilne trwanie. c z tego, gdyby
nawet teoretycznie mona byo zagospodarowa na "czecze" istnienie cao
biologicznego zasobu przecie musi jeszcze pozosta na planecie miejsce
dla innych istot, choby rolin, ktre bd dostarczay tlenu i pokarmu (i
to pomimo innych moliwoci, czyli technologicznego produkowania materii do
zjedzenia). ewolucja, ktra skutecznie pochonie w siebie cao energii skazuje si na zagad.
owszem, jest pewne "wiateko w tunelu", wanie technologiczne. czyli mona
przesun granic dziaania, o ile uda si czerpa potrzebne potrzebne do
ycia skadniki z innych zakresw. tylko e, po pierwsze, jest to odsunicie
i odroczenie kopotw, a po drugie, czy warto si dla takiego etapu ewolucji
mczy, czy warto dowolnie onglowa zasadami? osobicie uwaam, e nie
warto, i nie mona i nie bdzie mona. cho oczywicie warto istnienia w
stosunku do nie istnienia jest zasadnicza.
wielko populacji - ilu moe by ludzi (na ziemi)?
wyliczenia sigajce ponad szesnacie miliardw istnie maj sens - tak to
okrel potencjalny (teoretyczny). to znaczy, mog si zici, kiedy bdzie
ewolucja przebiega stabilnie, kiedy zdobdzie zasoby wykraczajc poza glob.
czyli kiedy zdoa wytworzy i nastpnie wykorzysta reguy definiujce wiat
otaczajcy kiedy bdzie to dziaanie rozumne. rozum, gupcze.
poziom ponad szesnacie (miliardw) to poziom, ktry oczywicie wynika wprost
z liczb kwantowych i opisuje ewolucj ten poziom jest moliwy, ale to etap
rozwoju poza-ziemski - o czym za chwil. pogldy i wyliczenia, e tylko sama
ziemia moe wyywi, zagospodarowa tyle istot, jest nieporozumieniem. takie
wyliczenia (nawet wiksze), s ju zakresem dla cywilizacji, ktra wysza
poza planet - a raczej wzesza na poziomie "zagospodarowywania" przestrzeni
ukadu planetarnego (poza kolebk).
dygresja - opis cywilizacji, dowolnej cywilizacji (dowolnej ewolucji) moe
i powinien przebiega w formie realizowania si (i zrealizowania) wielkoci
kwantowych. jeeli ujcie tego nie spenia, wynik kocowy bdzie bdny. w
praktycznym dziaaniu, dla uproszczenia analizy (ale nie spycenia), mona
przyj, jako jednostk kwantow do liczenia, wielko miliarda ludzi. kwant
od kwantu logicznie si nie rni, natomiast wielko fizyczna ma znaczenie
dopiero w trakcie konkretnego dziaania. dlatego takie wyliczenia s pomocne
w opisach, pozwalaj zdefiniowa zdarzenia przesze, teraniejsze - jak i
przysze w ramach analizowanego ukadu.
nawiasem - zadanie dla historykw: opracowa zestawienie, w ktrym po jednej
stronie bd osignicia nauki i zajmowania rodowiska przez czowieka, a po
drugiej wielko populacji. zaleno, jaka z tego si wyania, na pierwszy
nawet rzut oka, jest wyrana, a korelacja pomidzy stanem zasiedlenia globu
a dokonywaniem odkry i ustalania przeomowych etapw w cywilizacji dua. to
cao, wszystkie ludy razem tworz ukad, ktry moe wznosi si na kolejne
poziomy. w takiej perspektywie nie jest przypadkowym zbiegiem okolicznoci,
e etap wychodzenia poza planet nastpi w okresie, kiedy ilo jednostek
kwantowych (w tym wypadku miliardw ludzi), znajdowa si przedziale 3 a 4
miliardy. nie jest take przypadkiem, e wyliczenia pojemnoci ziemi
wskazuj na 16 miliardw jako na punkt brzegowy ewolucji.
128

pytanie: ilu moe by ludzi? nie w ogle, ale jednoczenie na planecie. - i


jedyna moliwa, w odniesieniu do wielkoci kantowych odpowied: 16 miliardw,
to brzeg-kres, jak powyej pado. natomiast 8 jednostek to poziom zaludnienia,
ktry oznacza najbardziej stabilny (co nie oznacza, e bez zdarze i nudny),
zasadniczy etap w procesie (i w liczeniu kwantowym). osiem miliardw istnie
na tutejszej, w kocu redniej wielkoci planecie, takie zagszczenie ukadu
ewolucyjnego jest zapewne optymalne w stosunku do zasobw to populacja "w
stanie dopasowania". jestem przekonany, w odniesieniu do znaczenia tej liczby
w kwantach, e osiem miliardw osobnikw przemieszczajcych si po/w ziemskim
globie stanowi wielko brzegow. to nie jest ostateczny i graniczny poziom,
oczywicie moe tu si "kotowa" wicej obywateli, ale kady w tym liczeniu
kwant "w gr", kada jednostka wicej ponad 8 miliardw, wic przekroczenie
progu stabilizacji, to oznacza - e lokalne warunki ycia ulegaj zmianie. z
optymalnych na gorsze. a dalej, nie ma co kry, na duo gorsze - ze - bardzo
ze fatalne ...
osiem miliardw to brzeg, ktry oznacza, e planeta jest w rodkowym stadium
swoich moliwoci. osiem miliardw istnie stanowi punkt szczytowy ewolucji,
tak uwaam w odniesieniu do wielkoci kwantowych. i warto sobie z tego faktu
zdawa spraw, zwaszcza e ten punkt jest tu. przy takim poziomie zbioru
w planeta jest zdolna wyywi i zapewni stabilizacj, dalej jest trudniej,
a zapewne i niebezpieczniej. - z wanym i koniecznym zastrzeeniem, e chodzi
o stabilizacj nie samoistn, ale w poczeniu z aktywnoci rozumu, nic si
samo nie porzdkuje. dlatego, eby nie uton w mieciach i wyziewach, musi
si umys przyoy do stabilizowania ukadu.
osiem kwantw to kres jednego etapu zmiany, jednak, co zrozumiae (niestety),
ewolucja nie zatrzyma si w takim punkcie, i nic tu nie pomog "zaklcia", a
nawet czerpana z kwantw wiedza. po prostu, nie ma znaczenia dla zmiany, e
optymalna wielko ukadu jest obliczona na osiem miliardw i jej pokonanie
oznacza narastajce problemy - ewolucja raz puszczona w ruch musi zapeni
wszelkie moliwe stany (o ile dopyw energii nie ustanie, np. w wyniku zmian
w rodowisku lub innego dramatycznego zdarzenia). std oczywisty i konieczny
wniosek: osignicie brzegu, wielkoci omiu miliardw niczego przeomowego
nie wniesie, a populacja bdzie wzrasta. fakt zostanie odnotowany, kolejne
serwisy informacyjne o tym donios (na ktrej tam pozycji), ale nic poza to
si nie wydarzy. mwic artobliwie, na niebie nie pokae si napis, e w tu
i teraz zostaa osignita granica, e kolejne dni to ju "druga strona", e
czas najwyszy si zastanowi. logicznie bdzie to wiadome (zapewne kto to
skonstatuje), jednak fizycznie bd sprawy waniejsze. a szkoda. poniewa w
tym momencie zmiana ustali si w punkcie, ktry wyznacza moment krytyczny nie kocowy, koniec nigdy (w duym ukadzie) nie nastpuje nagle, ale wany
dla dalszego cigu (o ile ten ma nastpi). dlaczego? poniewa o ile w tym
okresie nie dojdzie do pozyskania nowych energii - o ile "w okolicy" punktu
omiu miliardw istnie nie nastpi radykalne poszerzenie bazy zaopatrzeniowej
w kwanty (dowolnie pojt energi), ukad w (bardzo) szybkim tempie osignie
graniczne i ju rzeczywicie kracowe szesnacie miliardw jednostek. a to
oznacza, e zaczn si kopoty. przekroczenie omiu miliardw ludzi wyznacza
granic: "przed" jest droga na szczyt - "po" zaczyna si zjazd, przejcie na
stron "ku zapaci". i to ju definitywnie. - cywilizacja zbliajc si do 8
jednostek, znajduje si po stronie "wznoszcej", moe duo (i wicej), jednak
kiedy dociera do "szczytu", a zwaszcza kiedy go przekracza, co dokona si "za
chwil", znajduje si po stronie opadajcej. a to oznacza jedno: mao i coraz
mniej czasu na dziaanie. - i, eby bya pena jasno, stron wznoszc fali
pokonywaa cywilizacja dugo (i z wieloma dramatami), natomiast druga strona,
opadajca, zrealizuje si szybko (na pewno "za szybko"). to moe by kilkaset
lat - jak dobrze pjdzie, dlatego ilo dramatw bdzie ogromna. - upadek z
duej wysokoci zawsze niesie ze sob powane skutki.
129

mwic prosto i brutalnie - jeeli do stanu 12 miliardw istnie ludzko


nie zdoa opracowa i przede wszystkim wdroy mechanizmw, ktre skutecznie
wspomog planetarny ekosystem - czyli nie zdoa "podczy" si do zasobw
energetycznych natury w szerokim zakresie, przegra.
to oznacza, e przysze dzieje - moliwo zaistnienia czasu przyszego dla
ludzkoci (co by "ludzkoci" w tym okresie ju nie byo), e warunkowane to
jest osigniciem wielkoci rodkowej dla tutejszej, ziemskiej ewolucji,
czyli dotarcie do punktu "8" (miliardw) oraz przeprowadzenie w przedziale
8 16 dziaa wykraczajcych poza lokaln planet (dziaa na szerok ju
skal). i jest to warunek, powtarzam, fundamentalnie konieczny. tu nie ma
pytania, czy to poprawne wyliczenie, kwanty nie kami, jest tylko pytanie,
czy to uda si przeprowadzi. czy uda si uwiadomi (sobie) ten fakt i
wnioski praktycznie zastosowa.
o ile cywilizacja (oraz rozum) bdzie zdolna wytworzy na czas, a nastpnie
wykorzysta zdobycze (energetyczne) przetrwa. a nawet zapocztkuje nowy
etap ewolucji, ju poza-planetaranej. czyli otworzy dla swojego istnienia
nowy, znaczco (kosmicznie) ju wikszy zbir kwantowych wielkoci i szans.
ale jeeli to si nie uda...
c, nikt nie zapacze (bo nikogo nie bdzie).
inaczej - przedzia istnie pomidzy wielkoci zaludnienia 8 a 16 miliardw,
to przedzia, w ktrym musi ludzko wyj poza koysk. osignicie poziomu
16 miliardw bez spenienia warunku ekspansji w rodowisko, to definitywny
koniec istnienia i ewoluowania. 16 miliardw ludzi, dosownie, tu w adnym
wypadku nie przesadzam, zje ziemskie zasoby. osignicie takiej wielkoci
zaludnienia jest moliwe i nawet pewne, ale to znaczy, e optymalna wielko
8 miliardw zostanie podwojona a takie podwojenie jest kresem moliwoci
i zarazem kocem dalszego, na etapie ziemskim, ewoluowania.
mona opisywa owe 16 jednostek dwoicie: z jednej strony jest to absolutny
brzeg, kocowy ewolucji ziemskiej, w zaistnieniu, w zrealizowaniu si tej
wielkoci nastpi "zapenienie zupene" przestrzeni planety. - ale z drugiej
strony jest to wielko, ktrej osignicie stanowi potencjaln szans, jej
wypenienie stanowi szans wyjcia w okoliczn przestrze - i dalsz. ale,
eby si tak stao, eby ludzko przy poziomie 16 jednostek moga osign
poziom zagospodarowywania ssiednich planet, to ju w punkcie 12 miliardw
musi by do tego przygotowany grunt. przedzia choby tylko o jeden miliard
dalszy, punkt ewolucji przesunity dalej niby tak niewiele (c to "jedynka"
wobec nieskoczonoci) - to oznacza, e ludzko nigdy nie wyjdzie poza etap
wstpny. jeeli co nie dokona si, nie zrealizuje w ewolucji "na czas", to
nie zrealizuje si nigdy - co nie zaistnieje, jest tylko potencjalnym stanem
i jednym z elementw nieprzeliczalnej moliwoci.
to w przedziale pomidzy 8 a 12 nastpowa bd zjawiska - musz pojawi si
zjawiska (dziaania), w ktrych kolebka ziemska stanie si ju tylko kolebk
- fundamentem, na ktrym opiera si dalsze ewoluowanie. ale jeeli czas na
reagowanie zostanie stracony, jeeli zostanie przesunity "punkt wzbijania"
si na kolejne warstwy (poziomy) ewolucji - to jak rakieta, ktr hamuje w
pdzie "w dal" cienie i ktra nie ma dostatecznego cigu, tak cywilizacja,
obciona wasnymi problemami, nie wzbije si ku przyszoci, ku tej jedynej
moliwej drodze, ktra oznacza dalszy etap trwania. nie pomog pojedyncze
loty czy genialne wynalazki (albo genialne systemy filozoficzne), chodzi o
generalny trend: ku przestrzeni. tylko wychodzc "poza", w przestrze, moe
cywilizacja dalej si rozwija - inaczej szczeznie na ziemi (w ziemi).
kolebka stanie si grobem.
130

- planety
- wyliczenia kwantowe a system dziesitny
na marginesie - ale nie od rzeczy - warto skrtowo zasygnalizowa zwizek
pomidzy liczbami kwantowymi a systemem liczenia dziesitnego. co by wszak
nie powiedzie o liczeniu kwantowym, nie jest to atwy i prosty sposb do
analizowania wiata (te kolejne poziomy, podwajanie itp.). - co mam na myli
wic liczby opisujce pooenie planet z liczeniem dziesitnym? do pewnego
stopnia wynika to z pokazanych i wymagajcych dalej dokadnego przeledzenia
przemian ewolucyjnych liczb. ot z tak zaprezentowanych wylicze wida, e
w pewnym, trudnym do jednoznacznego wykazania punkcie (w tej chwili, jeszcze
do tego wrc), nastpuje przejcie od wielkoci kwantowych do dziesitnych
("przejcie" rozumiane jako urednienie wydarze, gdzie liczby kwantowe maj
swoje "ogonki"). jeeli dokonuj zaokrglenia liczb, a to wida wyranie na
przykadzie oblicze dla planet, to dokonuj w ten sposb, e wyliczenie
kwantowe "zgadza" si z liczeniem dziesitnym. jeeli np. dla ziemi uzyskuj
wielko 32 000 to mog opisa to jako "32", wielko podstawow w ramach
stanw kwantowych. to tak, jakby owe dodatkowe zera, czyli kolejne wielkoci
dziesitne, dochodziy do podstawowej wielkoci kwantowej, jak jest stan
"32". czyli nastpne rzuty wydarze, w liczeniu dziesitnym, s niejako
pochodn liczb kwantowych, wielokrotnoci. - mam w duym stopniu pewno,
e jest to efektem nie tylko urednienia zjawisk wielkoskalowych i z wieloma
miejscami po przecinku (czyli zaokrglenia liczenia), ale e energetyczna
zmiana przechodzc z niszych poziomw na wysze tak wanie si fizycznie
obrazuje e wielkoci kwantowe realnie uzyskuj posta "dziesitn".
inaczej - moim zdaniem nie tylko si w pewnym zakresie liczenia pojawiaj
stany dziesitne, z jedynk i zerem na ktrym poziomie (np. atomw, ludzi),
ale e takie przejcie jest "zapisane" w samym liczeniu kwantowym. jedynka,
czy bdzie oznaczaa jeden atom, czy jednego czowieka, czy jeden logiczny
kwant, zawsze jest jedynk. tworzy system dziesitny wraz z dodaniem stanu
zerowego. w ten sposb tworzy si ukad dwjkowy 1 i 0, zero-jedynkowy, tu
kwanty s wprost obecne i zliczane. - kiedy zliczam wielkoci kwantowe i
dokonuj na nich operacji, dochodz do jakiej wielkoci, ktra dla mnie
oznacza jeden kwant - ale jest to kwant "dopeniony" na tym poziomie, jest,
zajmuje du i zarazem skoczon (w ramach tego poziomu) ewolucj. on si tu
ju skoczy, jest "jedynk" ale zmienia si ju nie moe. i musz go
traktowa jako warto pen. - owszem, proces pobiegnie dalej, ale w ramach
nastpnego poziomu (wyszego lub niszego, to zaley jak postrzega wybran
do analizy ewolucj). i na tym "nowym" dla niego puapie jest dopiero i
tylko jednostk - ktra moe si w relacje z innymi podobnymi jednostkami
(kwantami) wdawa. jego "przeszo" podpoziomowa tu si nie liczy, nie ma
znaczenia ilo rzeczywista elementw skadajca si na t jedynk - to ju
i na zawsze jest (w/na tym poziomie) "jedynka". a przez wchodzenie w relacje
z innymi buduj si "zera".
i teraz kwant poziomu w liczeniu, obecnie ju dziesitnym, realizuje si jako
oczywisto. jednak w dokadnym liczeniu kwantw takiego idealnego wyniku
by nie moe. ewolucja nie ma nigdy swojej postaci "stanw idealnych", ani w
kwantowym, ani tym bardziej w dziesitnym zliczaniu (s zawsze jakie dodatki
i ogonki). zawsze jest to wielko uredniona. dlatego liczenie dziesitne
naley traktowa jako urednienie stanw na niszym poziomie to pochodna
"wyaniania" si jednostek w ramach kolejnych zakresw. w ktrym momencie
nastpuje w kolejnych cyklach ewolucji, w kolejnych poziomach, przejcie na
system dziesitny a przynajmniej takie liczenie urednione staje si tak
samo rwnoprawne, jak zliczanie wydarze w iloci kwantw ("obiekt" jest tak
duy, e pojedyncze kwanty logiczne staj si wielkoci "marginaln", wic
urednienie jest wwczas takim kwantem, jedynk).
131

- ukad okresowy - cd
- ile pierwiastkw?
- stany porednie
tyle pobocznych, ale i bardzo ciekawych tematw si pojawia w trakcie analizy
kwantw, e cigle odsuwa si sprawa rozoenia pierwiastkw w ukadzie, wic
pytanie, jak to mona policzy, pozostaje w mocy. jak doj, ile w kocu tego
"wistwa" atomowego jest? ktre z liczb, i czy w ogle, s poprawne? sowem,
ile jest elementw w ewolucji?
ukadw moe by 8, to ju pado, tyle moe si pojawi maksymalnie penych
ewolucji. osiem ukadw i kady z nich skadajcy si z 64 (8/8) elementw.
to cznie stanowi wielko 512. czym jest ta liczba i co oznacza? czy jest
512 pierwiastkw, czy oznacza to jedynie, e tyle jest penych i skoczonych
ewolucji w ramach caego zdarzenia? czy to jest wielko pierwiastkw, i to
wielko ju ostateczna, czy jedynie wielko, ktr dopiero trzeba bdzie o
stany wewntrzne powikszy, czyli o zasad "7/7"? - to w praktyce przecie
oznaczaoby, e naley przemnoy liczb 512 stanw postrzeganych zewntrznie
przez 280 stanw wewntrznych ewolucji. rezultat takiego dziaania to 143 360
wszelkich moliwych punktw (w tym byoby ju zawarte liczenie dla poziomw
kwantowych, jednak bez podpoziomw - to znw wymagaoby przemnoenia przez
kolejne liczby) trzeba przyzna, e wychodz z tego liczby olbrzymie, co w
tych okolicznociach jest niepokojce. jeeli przyjmuj za pewnik, e liczby
i w ogle dziaanie odnoszce si do kwantw jest poprawne, to teoretycznie
tak ustalane wielkoci nie powinne budzi oparw, ale s jednak co najmniej
zastanawiajce. czy pierwiastkw moe by a tak duo? a jeeli 143 360 raz
jeszcze przemnoy przez podpoziomy oraz na kady pierwiastek doda ponownie
280 elementw, to mam jakie monstrum. czy takie zliczanie ma sens?
nie neguj w tej chwili, e tak by moe, sumarycznie rzeczywicie moe tyle
by wszelakich stanw kwantowych, ale czy z tego wyniknie liczba elementw w
ukadzie pierwiastkw (wszechwiata)? moe, moe tak by. ale pod warunkiem,
e to jest ujcie maksymalne, wielko, ktra losowo i lokalnie nie ma prawa
nigdzie si w takiej iloci zrealizowa (przynajmniej cznie). jednak, mimo
wszystko, wielko jest tego rzdu, e powoduje zdumienie i wahanie, czy licz
logicznie? mona powiedzie, e w ten sposb licz nie pierwiastki, czy te
komrki, ale jedynie stany kwantowe, zliczam wewntrzne stany kwantowe, ktre
tworz ewolucj, a "tego" rzeczywicie moe i powinno by duo. - e, mwic
inaczej, liczby te oddaj nie to, co zaistnieje w formie ewolucji i objawi si
w rzeczywistoci (nadprogowo i namacalnie), tylko cao procesw, wszelkie
punkty wzowe na drodze do zrealizowania si fizycznego stanu ewolucji (wic
"detale" zmiany, a tych rzeczywicie musi by "sporo"). w takim przypadku, w
liczeniu pierwiastkw czy komrek, naleaoby oprze si jedynie na zasadzie
"8/8". czyli uzna, e w praktyce w ukadzie mam do czynienia tylko z penymi
ewolucjami, z ich konkretnym zrealizowaniem. trzeba by wic uzna, e liczba
512, czyli ilo maksymalna penych ewolucji, oznacza zarazem ilo maksymaln
pierwiastkw. mwic inaczej, e bdzie osiem ukadw i kady z nich bdzie
si skada z 64 elementw. a taka wielko ju nie straszy.
dobrze, ale co dalej? co zrobi z liczb 280, ktra liczba poprawnie oddaje
sum stanw na poszczeglnych liniach wewntrznych? czy to s izotopy, stany
porednie, ktre prowadz do powstania pierwiastka, tyle si ich znajduje na
orbitach i istniej w postaci stanw kwantowych, czy jednak s to kolejne ju
pierwiastki, a raczej zbir pierwiastkw? w drugim przypadku liczenie byoby
jak wyej, czyli pojawi si wielkoci astronomiczne. a moe to bd izotopy,
wielkoci porednie midzy kolejnymi pierwiastkami? - samo porwnanie liczb
wskazywaoby na drugi sposb widzenia zjawisk, to znaczy 512 byoby ujciem
maksymalnym dla iloci pierwiastkw. ale to naleaoby przemnoy przez 280
stanw - i to by by ju koniec, to ju bdzie zawierao w sobie wszystko,
czy tak? a podpoziomy? - ech, znw w punkcie wyjcia.
132

po drugie, pominicie izotopw nie wchodzi w gr, przecie one po prostu s


istniej i maj si dobrze. a moe mj bd w liczeniu bierze si z tego,
e niepotrzebnie mno 512 przez 280? - niepotrzebnie, to znaczy, e naley
280 przemnoy tylko przez liczb 8. tyle, ile jest ukadw, co dawaoby
wynik 2240.
dlaczego tak? mona by uzna, e wanie w ramach tych omiu "podstawowych"
ukadw zachodz stany wewntrzne, e kada taka "komrka" ma w sobie tyle
stanw wewntrznych - a uzyskany wynik jest w granicach "przyzwoitoci". lub
te naleaoby przemnoy 64 x 280 = 17 920, wynik rwnie "strawny", jako
mieszczcy si w dopuszczalnych granicach.
jak wida, sprawa zliczania moliwych pierwiastkw jest kopotliwa - i nie
mona jej "zby". nie mona, bowiem nie mog powiedzie, e ju policzyem
elementy zbiorw przy podwajaniu (pomijajc, czy poprawnie). w tym wypadku
mam do czynienia z innym zagadnieniem. o ile tam liczyem pene ewolucje,
tutaj licz nie tylko pene ewolucje, ale rwnoczenie i stany wewntrzne
tych ewolucji. ukad okresowy ma to do siebie, e wystpuj w nim nie tylko
stany "pene", ale maj rwnie swoj reprezentacj zjawiska, ktre nazwaem
i okreliem jako stany porednie (na skutek rozcignicia procesu w czasie
i przestrzeni w stosunku do obserwatora). i cho bd w izotopach (w tym, co
si izotopami nazywa) przewaa formy pierwiastka z rnych okresw czasu i
przestrzeni, to przecie porednie stany rwnie w takim liczeniu i obrazie
procesu bd prezentowane. co bdzie jednak naleao do porednich, a co do
penych ewolucji, to zaley od sposobu opisania i punktu odniesienia. to w
kocu obserwator (badacz) oraz jego moliwoci techniczne (i stan zmysw)
wyznacza i zalicza do ewolucji elementy - to obserwator decyduje, co jest w
zakres wyrniony (i nazwany) wczone, a co znajduje si poza procesem.
mog co okreli logicznie jako "izotop", ale moe to by dla mnie realnie
stan peny pierwiastka o ile nie posiadam innych danych (i nie widz nic
innego w otoczeniu). przy poszerzeniu zakresu obserwacji i badania, co za
stan skoczony wczeniej uznawanego, moe okaza si tylko "chwil" procesu,
stanem czstkowym, bytem chwilowym w trakcie denia do formy penej. itd.
moje spojrzenie na rzeczywisto zawsze jest czstkowe i chwilowe i musz
mie tego wiadomo.
wicej - eby dokona takiego rozdziau elementw, musz posiada nie tylko
ujcie dla penej ewolucji (lub tylko dla "poredniej"), ale musz operowa
obydwoma podejciami cznie: opisywa ewolucj jako zjawisko pene, ale
take uwzgldni jej stany wewntrzne, ktre skadaj si na proces i tworz
- prowadz do stanu penego. wanie z uwagi na t moj chwilow obecno.
to, co widz, jest zawsze "kadrem" z filmu duej skali, to nie jest i nigdy
fizycznie dla mnie nie bdzie cay "film". - ale taki "zbir zdj", zbir
wszelkich moliwych stanw ewolucji niewtpliwie istnieje, a moim zadaniem
jest go zbudowa.
dokadnie tak: zbudowa. w sobie go zbudowa. bo w ramach rzeczywistoci,
tego, co uznaj za rzeczywisto, ten caociowy "film", zbir wszelkich i
moliwych stanw nigdy cznie nie zaistnieje, to zawsze jest chwila z tego
procesu. ale mona "dobudowa" do stanu "teraz" stan "zawsze i wszdzie", i
to jest konieczno. i o ten poziom analizy i zrozumienia idzie tu gra.
dlatego te przeniesienie tego sposobu liczenia (a zwaszcza mylenia) na
inne ewolucje rwnie ma sens. o ile przy zliczaniu komrek (w trakcie ich
podziaw) nie jest to tak istotne, to w szerszym ujciu na pewno tak. - w
kocu warto wiedzie.
wiedza lub niewiedza, wybr naleny do mnie.
133

w praktyce mona wybiera sposb liczenia zalenie od potrzeb. czyli kiedy


rozchodzi si o opisanie caego ciaa i jego przemian, potrzebne jest ujcie
wedug zasady "7/7" (ciaa czy dowolnie innej ewolucji wyrnionej w tle).
w tym ujciu zliczam wszystkie wewntrzne stany porednie, ktre tworzyy w
przeszoci oraz tworz aktualnie struktur wyrnion w toku przemian. ale
kiedy zamierzam zdefiniowa proces wobec innych, kiedy omawiam istnienie w
rodowisku, w ktrym operuj ju stanami penych ewolucji to musz tutaj
zastosowa zasad "8/8", czyli opis "z zewntrz".
pojawia si jednak pytanie, czy nie popeniam bdu, kiedy staram si takie
ujcia, te dwie zasady poczy w liczeniu w jedno oraz zastosowa cznie
(a nie tylko w obrazie logicznym, do czego si mog ogranicza)? czy nie jest
tak, e w podliczaniu stanw i pierwiastkw (elementw ewolucji) nie mona
czy tych dwu rnych zasad? moe jest tak, e cho s one dopenieniem i
wynikaj jedna z drugiej, to sumowa ich nie naley? e ujcie ewolucji musi
ten proces ujmowa jako stany wewntrzne ewolucji, jako zachowanie ewolucji
w rodowisku, to fakt, ale podliczanie tych obu stanw razem jest pomyk?
moe by przecie tak (i najpewniej bdzie), e w trakcie ewolucji jest tyle
a tyle stanw wewntrznych, tyle istnieje rnych poziomw kwantowych, tyle
bdzie elementw i one cznie, sumarycznie, caociowo tworz to, co dla
mnie jest stanem maksymalnym (co za taki uznaj). - tylko e to dopiero na
kocu zjawiska (przy kocu ewolucji), to wwczas (i tylko w tym momencie w
procesie) ilo elementw bdzie zgodna z liczeniem "8/8". natomiast tych
stanw cznie nigdy nie ma "w tym samym czasie", to s etapy, "kadry", jak
to okreliem. - dla zrozumienia tworzenia si i przemian wiedza o stanach
czstkowych jest konieczna, warunkuje poznanie. ale fizycznie konkretna ju
ewolucja owe stany porednie "ma za sob" lub "przed sob", czyli w chwili
aktualnej jest to wycinek z caoci. i zawsze wycinek. stany porednie s tu
elementami koniecznymi, buduj cao, ale s niczym "cegy" w odniesieniu
do "budynku" - s faktami podprogowymi.
mwic inaczej, w trakcie ewolucji s, istniej, pojawiaj si na poziomach
kwantowe stany - czyli opis wewntrzny ewolucji oddaj liczby oraz sumowanie
tych kwantowych liczb. ale na kocu, ju po przejciu wszelkich moliwych
etapw, ewolucja (jako cae zjawisko) uzyskuje tylko te stany, ktre daj
si opisa jako pene - ktre zrealizoway si do koca. historia procesu
zostaje "wymazana", znikaj wszelkie stany porednie, poniewa nie maj ju
znaczenia w ostatecznym rezultacie. w takim brzegowym ujciu ewolucji nie ma
sensu mwi o jej stanach porednich, bo ich ju nie ma. - to tak, jakby w
ujciu caociowym ewolucji, na przykad w historii mojego ycia, obecne
byy jednoczenie wszelkie moje lokalne czaso-przestrzenne przypadoci. one
maj wpyw na stan mojego istnienia przy kocu (przybliaj lub oddalaj
ostateczne "dopenienie" si mojego istnienia), ale ich nie ma w tym ciele,
ktre koczy ywot. zgoda, ksztatowao si ono tak, miao takie kwantowe
stany w historii, ale nie jest tym, co si zrealizowao w ostatecznej formie
i co aktualnie widz. wynik kocowy jest efektem i pochodn wczeniejszych
stanw, ale te stany s "przeszoci", konieczn przeszoci. i jako takie
s "poza" ewolucj (fizycznym "ciaem"). na kocu zaistniej nie kwantowe i
porednie stany, tylko wydarzenia pene. ujcie, rozpisanie ewolucji przez
stany porednie ma sens, bo to obraz jej przemian w caym ywocie - ale
kiedy uzyskuj kocowy i peny "fakt", kiedy docieram do penej "jedynki",
to otrzymuj obraz jej stanu po wszelkich przemianach, widz "brzeg" oraz
"spenienie".
mona "miesza", czy oba sposoby opisu ewolucji - i inaczej si nie da
jej uj - ale sumowanie musi by wiadome. inaczej uzyskuj zamieszanie i
liczby astronomiczne.
134

czy, powtarzam pytania, nie jest tak, e sumowa nie bardzo wypada, e nie ma
to wikszego sensu? raczej ma. wydaje si, e jest to podejcie treciwe. nie
mona miesza obrazw, jak zaznaczaem wczeniej, jednak dobrze wiedzie, ile
takich wszelkich stanw moe istnie, ile moe wystpi, choby jako formy
potencjalne, we wszechwiecie (tym lub dowolnie innym) pierwiastkw i ile
bdzie pomidzy nimi stanw porednich (czyli ile moe by "izotopw"). warto
pozna, co, gdzie i kiedy. a tego bez podwojonego, wewntrzno-zewntrznego
ujcia nie wypracuj, jedno spojrzenie to za mao.
obecny ukad pierwiastkw to czny, zsumowany opis przemian materii, ktr
postrzega (w dowolny sposb) tutejszy i aktualny obserwator. to jednoczenie
energetyczna historia, teraniejszo oraz przyszo ujta w jedno. ale to
tylko i zawsze "chwila obecna" tego "wszechwiata". do potencjalnej caoci
jeszcze daleko. - mwic inaczej, obecny "ukad pierwiastkw" to logiczna i
pena konstrukcja, oddajca skwantowany i gboko-daleko zachodzcy proces (i
czasoprzestrzenny), ale ograniczona do "wycinka", budowana przez obserwatora
postrzegajcego rzeczywisto zawsze "po kawaku", "z wysoka" oraz, przede
wszystkim, powierzchniowo.
w praktyce zapewne bdzie to wygldao tak: poczy wypadnie ujcie penej
ewolucji z zasad "7/7". uzna, e jest w sumie 8 ukadw, e tyle ich moe
by w caej historii wszechwiata - i do kadego z tych ukadw zastosowa
liczenie jak dla jednego. to oznacza, e nie mno przez stan 512, taka liczba
oddaje tylko to, ile maksymalnie moe powsta pierwiastkw (8 ukadw po 8/8
elementw, czyli 64). natomiast mnoeniu podlegaoby tylko 8 x 280 i to ju
byoby liczba, ktra oddaje ile bdzie pierwiastkw w trakcie historii tych
ukadw. 512 to liczba, ktra bdzie na kocu, po przemianach, a 2240 to stan,
ktry opisuje wielko porednich wypitrze w procesie (czyli pierwiastkw),
ktre objawi si w historii ewolucji materii. i wydaje si, e tak moe by,
e jest to podejcie sensowne.
pozostaje jednak pytanie, czy w wielkoci 2240 elementw jest zawarta liczba
izotopw, czy te dopiero do izotopw trzeba si kolejnym mnoeniem dobra?
czy to s wszelkie stany, ktre si fizycznie objawi, czy tylko "rodkowe",
generalne w fali? 280 to suma stanw kwantowych dla poziomu, a przecie jest
jeszcze podpoziom. czyli na kady jeden stan przypada nastpny odcinek fali
o takiej samej, czyli penej liczbie zdarze. dlatego wyglda na to, ech, e
jednak trzeba mnoy... co znw prowadzi do ogromnej liczby, ktre zdumiewa.
tylko e nie chce by inaczej.
to znaczy, ograniczenie si do omiu ukadw (i tylko do liczby 280), nie jest
moliwe, to przecie nie wszystko, musi by jeszcze uwzgldniony w liczeniu
podpoziom. czyli to, co rozciga si na fali pomidzy jej szczytami. przecie
nie wszystko, co znajduje si na "zboczach" fali (czyli nie jest dokadnie w
rodku), musi zaistnie, to moe by stan nie mieszczcy si w aktualnych i
dominujcych uwarunkowaniach otoczenia - ale jest pewnym, e wiele z takich
teoretycznie moliwych stanw si objawi (wszak w miar ewolucji proces si
rozciga w czasie i przestrzeni). zgoda, prawdopodobiestwo ich zaistnienia
jest zdecydowanie mniejsze, jak czci rodkowej, ale przecie i tak due, to
nie zero, nawet jeszcze na skraju fali prawdopodobiestwo nie spada do zerowej
wartoci. a to oznacza, e takie stany mog zaistnie, i na pewno istniej w
trakcie przemian. na krcej lub duej (zalenie od miejsca na zboczu fali,
jako "wirtualne" dla obserwatora "z nadpoziomu), ale przecie istniej. a to
oczywicie oznacza, to bezporednia konsekwencja tego cigu rozumowania, e
nie tylko musz uwzgldnia stany rodkowe (i e pierwiastkw bdzie poprzez
histori tutejszego, i kadego, wszechwiata nie tylko 2240) - ale e rwnie
liczy trzeba to, co moe si zrealizowa, co jest stanem porednim. e w ten
sposb ponownie w analizie uzyskuj ogromn liczb? c, w kocu wszechwiat
to nie jest mae zjawisko, wielkie liczby w jego opisie to norma.
135

- ile pierwiastkw?
- cig dalszy
powracam do pytania, ile bdzie pierwiastkw, czyli odrbnych i penych stanw
w ukadzie (w ukadach)? z przeprowadzonych do tej pory wylicze wyaniaj
si olbrzymie liczby, ktre przez sam fakt swojej wielkoci wydaj si by co
najmniej zastanawiajce, a zapewne s nieprawdziwe. wychodzc od aktualnie w
wiecie obserwowanych faktw pierwiastkowych, jest to tak dramatycznie inna
i wiksza pula elementw, e wzbudza moje powane zastrzeenia, std ambaras.
a tu wypada, wicej: naleaoby si zdecydowa i powiedzie, ile tego jest.
i mam problem.
z wylicze wynika, e najpewniej bdzie tego 2240. i to ju byoby wszystko.
dlaczego tyle, na jakiej podstawie ograniczam si do takiej wielkoci? mam
powody eby uzna, e obecna ilo pierwiastkw (tych opisywanych jako stany
atomowe wystpujce "w naturalnych" warunkach - czyli 89), e jest to poziom,
ktry jest w proporcji do oglnej iloci (do caoci, ktra moe zaistnie w
ramach "jednej komrki", jednego ukadu) - to okoo 18 % takiej potencjalnej
caoci. natomiast procent adekwatny, taki sam w stosunku do caej wielkoci
(2240 jednostek) wynosi okoo 400 elementw. - wyraajc to inaczej, ilo
pierwiastkw uznanych za gwne to okoo 18 procent z oglnej liczby 512 (przy
wielkoci 560, jako podwojenie 280). teraz ten sam procent z caoci, czyli
z 2240, to daje w wyniku warto okoo 400 elementw. i to stanowi ju punkt
zaczepienia do dalszej analizy. owszem, w dalszym cigu jest to spora liczba,
jednak przecie jest to wielko do przyjcia. izotopw, ktre naliczyem w
ukadzie, jest okoo 340 wyszczeglnionych, ale mog miao zaoy, e nie
wszystkie zostay w tym zestawieniu wyrnione, z ronych zreszt powodw. i
dlatego najpewniej liczba znanych izotopw moe by bliska 400 elementw, w
kocu o kilka drobnych faktw nie ma co si kci.
czy zaprezentowane, trzeba przyzna do zawie tumaczenie, to hokus-pokus
liczbowy? mwic wprost, czy przedstawione podejcie to naduycie? czy tak
mona? uwaam, e takie analizowanie jest sensowne. dlaczego? poniewa wiat,
szeroko pojta rzeczywisto (bez definiowania w tej chwili, czym jest), to
na pewno wycinek z caoci, przecie zawsze postrzegam i mierz niewielki z
caoci fragment. a jeeli to wycinek, to musi by w proporcji do tego, co tu
okrelam "caoci" (znw z zastrzeeniem, e zdefiniowanie "wszystkiego" to
proces rozoony i rozcignity na wiele obrazw, stron notatek oraz morze
sw). a skoro w proporcji, to nie moe by stan ani dowolny, ani tym bardziej
chaotyczny (wic przypadkowo dobrany). dlatego, tak uwaam, zaprezentowane
podejcie do tematu posiada sens przynajmniej, co z samo z siebie nie jest
spraw marginaln, na poziomie logicznym, jako regua dziaania.
wane w tym postpowaniu jest to, e przez takie odniesienie (mona okreli
je jako "procentowe") pojawia si szansa na ustalenie iloci pierwiastkw e biorc za punkt wstpny do analizy to, "co wida" (jako), mona ustali
zakres znajdujcy si "poza". a w konsekwencji rwnie i caociowy. czyli na
tej podstawie mona doj do rezultatu, ktry oznacza stan maksymalny tu
w wielkoci 2240 elementw (ju bez podziau w liczeniu na pierwiastki gwne
i "poboczne", izotopy).
oczywicie w tym momencie, na tym etapie analizy ukadu nie przesdzam sprawy,
ale podaj, e taki zbir, o takiej liczebnoci jest prawdopodobnym. mwic
inaczej, to oznacza, e taka ilo - 2240 - jest do przyjcia, e moe realnie
tyle pierwiastkw (w trakcie ewolucji wszechwiata) pojawi si w kolejnych
"komrkach" czasoprzestrzennych. to nieza i spora liczba, a zarazem na swj
sposb maa, nie wywouje w umyle obserwatora przygnbienia swoim ogromem.
w kadym stabilnym wszechwiecie taki zbir pierwiastkw (teoretycznie) moe
si objawi. - poniewa zagadnienie naley do podstawowych, przecie od tego
zaleny, co i jak (i w ktrym momencie) moe si zoy w jednostk (cielesn
struktur), do tematu wrc.
136

- ilu potrzeba pierwiastkw, eby mona byo mwi o istnieniu materii?


- od jakiej wielkoci (liczby) skadnikw zaczyna si materia?
ile musi by pierwiastkw, eby powstaa materia? pytania "przedziaowe", nie
ma mowy, eby mona byo odpowiedzie inaczej, jak przez ustalenie przedziau
- w tym przypadku materii "twardej". jednak, co oczywiste, w pierwszym kroku
trzeba zdefiniowa samo pojcie "materii" ("materii namacalnej" i "twardej").
terminologia, ktra pojawia si na tych stronach, ktr tu proponuj i uywam
(w miar konsekwentnie), to forma opisowa, automatycznie wywouje skojarzenia
i od razu prowadzi w zakres ewolucji, o ktry chodzi. przy czym wprowadzone
sowo "namacalno" to dla mnie fakt tyczcy wszelkiej energii odnosz to
do "co". co "jest" i jest przez to jako "namacalne". ja jestem zbudowany
z "czego", a przez to sam dziaam na inne podobne fakty, ale jednoczenie
podlegam wpywom idcym z otoczenia (co by tym otoczeniem nie byo, przecie
to moe by rwnie wntrze mojego ciaa, tu rwnie mam co "poza" komrk
organizmu, ale w fizycznym zakresie caoci wyrnionej w rodowisku). "co"
jest wanie fizyczne i namacalne tak po prostu.
mona to "co" opisa i pomierzy, lub potencjalnie pomierzy (uznajc np. e
jest Fizycznie logicznie niezbdnym dopenieniem do fizyki) ale, co wane,
nie mona jego realnoci zanegowa (jest faktem ja jestem). to "co" innego
od "nic". diametralnie innego od "nic", a przez to dopenia logicznie pustk
swoim istnieniem (a prnia dopenia "co"). podkrelenia jednak wymaga, i to
kolejny ju raz, e wszelki podzia ewolucji na zakresy i czci jest zawsze
zabiegiem umownym, ktry przeprowadza konkretny obserwator (wedug posiadanych
moliwoci). w rzeczywistoci nie ma "sztywnych" przyszeregowa, s tylko i
wycznie przedziay istnienia kwantowego, pewne wielkoci, ktre daj si w
procesie wyodrbni (chwilowo). mona mwi o zaistnieniu zakresu zjawisk w
postaci dwu kwantw, omiu czy wicej - ale to nie oznacza, e jest to jaka
"otoczona kresk" liczba i nic poza to zliczenie nie wystpuje. mona wiat
otaczajcy tak definiowa i jest to nawet pomocne (a czasem konieczne), ale
to tylko prg w zachodzeniu zjawisk, pewna wielko stanw kwantowych, ktre
daj si wyodrbni z ta (przez czne zaistnienie). nic innego, adna tam
wielko "na zawsze" (czy te elementarna). materia to stan chwilowy energii,
stan "zgstniaych" na moment kwantw - zgstek "czego". a ja z tego widz
tylko ma, bardzo ma cz (podkrelam to ustalenie). "materia namacalna"
to pojcie opisowe, ale zostao wprowadzone dlatego, e tradycyjne traci sens.
mgbym stosowa okrelenie "energia", i czsto si do niego odwouj, mgbym
rwnie korzysta z idcego przez wieki terminu "materia" (w najoglniejszym
odniesieniu, jako "co"), jednak pojcie "materia namacalna" posiada zalety
przez bezporednie odwoanie si do dostpnego dla mnie zmysami doznawania
otoczenia, a to niewtpliwie jest wartoci (czy moje ustalenia i odczucia
z caoci). - w najszerszym jednak ujciu (i rozumieniu) jest zawsze, tylko,
wycznie stan materia-energia w trakcie przemian, ktra uzyskuje w konkretnej
chwili tak i nie inn posta. od najbardziej energetycznego promieniowania
wychodzc w analizie, a po ostatni ze stanw materii w postaci atomowej, na
ktry zezwala jeszcze ewolucja danego ukadu (wszechwiata). materia "twarda"
czy "namacalna" to ujcia z punktu widzenia obserwatora, to moje odbieranie
wiata i jego "smakowanie" przez wszystkie zmysy narzuca taki podzia. to, e
dowiadczam (czsto bolenie) istnienia materii, i to jako stawiajcej opr
mojemu istnieniu, to powoduje, e tak j nazywam jako "tward" (rwnie
promieniowanie zderza si z moim ciaem, te jest twarde). i taki opis jest
koniecznoci. tylko ze wzgldu na swoje istnienie mog zdefiniowa zjawiska,
to mj punkt obserwacji (tak zbudowany i znajdujcy si w tym miejscu) takie
okrelenia wymusza niczym innym nie dysponuj. jeeli dowiadczam w kadym
dziaaniu materi jako "oporn", czsto powoln, a niekiedy przykr dla ciaa
- ona taka jest, to mj wiat. nie ma znaczenia fizyczna (naukowa) definicja.
moja prawda - to jedyna prawda. jestem - odczuwam nazywam.
137

- ilu potrzeba pierwiastkw, eby mona byo mwi o materii "namacalnej"?


odpowied, wbrew pozorom, nie jest prosta. dlaczego? poniewa trzeba przyj,
uwzgldni istnienie obserwatora. bez bytu, ktry "obmaca" i podzieli cao
materii (choby tylko umownie i dla siebie), nie mona odpowiedzie na wyej
postawione pytanie. przecie, to oczywiste, nie ma czego takiego, jak materia
namacalna obiektywnie. co innego jest namacalne dla mnie, co innego dla ryby,
co innego dla, dajmy na to, "ducha". nie artuj, chc pokaza, e wycznie
konkretny obserwator i jego odczuwanie podzieli materi na zakresy i wyodrbni
w niej lokalne wielkoci. konkretny obserwator, poniewa take w ramach tego
samego zbioru elementw, czyli obserwatorw (np. ludzi), wystpuj rne, a
czasami nawet odlege od siebie odczuwania materii i jej nacisku.
oczywicie mona powiedzie, e wzmiankowane zastrzeenia s zbdne, przecie
rozwaam ten wiat nie z punktu widzenia ducha, lecz wasnego, i to w teraz
si dziejcym jego stanie (inaczej odczuwa dziecko, inaczej starzec). ale to
nie taka prosta sprawa, problem obserwatora nie znika cakowicie - on musi w
rzeczywistoci zaistnie, eby mona mwi, e obserwacja zachodzi oraz e ta
"rzeczywisto" istnieje. - tylko e w tym rozumowaniu jest "haczyk", poniewa
kiedy obserwator zaistnieje, ukad pierwiastkw ju w swojej ewolucyjnej, wic
mocno rozbudowanej postaci jest ("materia" skada si z atomw i s zbiory
takich jednostek). obserwator (w znaczeniu obserwator wiadomy, rozumny) nie
pojawi si jako uczestnik wiata w chwili pocztkowej, nie byoby mu w takim
okresie dobrze (mwic delikatnie). pomin fakt, e nie mgby si i nie mia
z czego zbudowa (swojego ciaa i zakresw obserwacji). a wanie obecnie, w
tym momencie analizuj fakt wstpny, pierwszy poziom ewolucji materialnej. i
brak obserwatora jest tu przeszkod, bo co i do kogo mam rwna? zgoda, mog
problem potraktowa logicznie, "wstecznie" ustali stan wyjciowy, i jest to
jedynie dostpny dla mnie kierunek dziaania, ale nigdy to nie jest ustalenie
pewne i stwierdzenie faktu (fizycznie tego nie uchwyc w aden sposb). jako
obserwator pny w ewolucji opisuj wydarzenia daleko przed moim prywatnym
zaistnieniem - i to jest kopot.
czy mog to zrobi? na pewno chc. to zasadniczo ju spraw przesdza, jednak
wspomniane wyej zastrzeenia musz by w tej analizie uwzgldnione, s jej
integraln czci. przecie dobudowuj do stanu "teraz" fakty z przeszoci,
interpretuj je wstecznie i przyjmuj, e zaistniay (jako stan konieczny)
ale fizycznym badaniem ich nie zweryfikuj. dlaczego? poniewa ich ju nie ma.
logicznie s pewnikiem, fizycznie stanem nie-istniejcym. drog w dziaaniu
wyznacza zasada analogii, i jest to jedyna droga. - jeeli mam dzi pewien i
cile okrelony (i pomierzony) stan wiata (i mojego istnienia), to mam tym
samym take zbir faktw, ktre s pochodne wobec zasady i wobec tego, co ta
zasada kiedy-gdzie ju wytworzya. ja dzisiejszy jestem "potomkiem" mnie
wczorajszego - i tego sprzed wielu lat. moje teraniejsze ciao, jak i moje
czyny, jest efektem regu (reguy!) zmiany, ktra bya i jest (i bdzie). ta
sama w kadym czasie oraz miejscu. jeeli mam stan "dzi" - jeeli mam zasad
"przejcia", ktra wyznacza (wymusza) stan "jutro" - jeeli to przejcie si
rzeczywicie potwierdzi (i zasada zweryfikuje) - to mog jednoczenie dokona
opisu "wczoraj". - zasada jest jedna, nie ma znaczenia, czy opisuj krok "do
przodu", czy "do tyu". jeeli moje dzisiejsze kompleksy odbijaj si w moich
zachowaniach, mam moliwo, znajc zasad tworzenia si podobnych reakcji
(fizycznych), zbudowa (dobudowa) do "dzi" stany, ktre kiedy "wdrukoway"
si w moje (i wiata) istnienie. wychodzc z "std-teraz" - dojd (na pewno)
do "zawsze-kiedy". o ile poznam reguy procesu ("kodeks drogowy" ewolucji).
wic ile tych pierwiastkw bdzie na pocztku? jeeli pomin zastrzeenie,
sprawa jest oczywista: od dwu pierwszych pierwiastkw, pierwszego poziomu.
jeeli bd dwa stany, ktre zbuduj ten poziom oraz kolejne strefy w jego
zakresie - pojawi si ukad i zacznie jego ewolucja. pojawi si wodr i jego
przemiany, a nastpnie hel - i to rozpoczyna ewolucj materii atomowej.
138

- od jakiej wielkoci zaczyna si materia


- ile musi by pierwiastkw eby powstaa?
i znw problem. dlatego, e o ile o pocztku ukadu decyduj i go wyznaczaj
dwa pierwsze pierwiastki, to o tym, od kiedy mam ju materi (atomow, tward)
- o tym mog powiedzie jedynie w formule przedziau. dwa zaistniae elementy
to zbyt mao na stwierdzenie pojawienia si materii, cho zarazem dostatecznie
duo, eby zapocztkowa proces jej formowania si. osiem jednostek rwnie
nie wystarczy, cho niewtpliwie daje ju podstaw do tego, eby mona byo
uwaa tak ilo pierwiastkw za pen ewolucj. c, z tego wychodzi i nie
chce by inaczej, e do penej ewolucji e do wytworzenia (si) "sprawnej"
funkcjonalnie "materii" (w postaci skomplikowanych reakcji) potrzeba najmniej
szesnastu (lub osiemnastu) elementw, jak o tym wspominaj i decyduj liczby
kwantowe. i nic tego nie zaneguje.
z tego rwnie wynika, e o (za)istnieniu materii naley mwi take od tej
wielkoci. wczeniej - owszem, bdzie "istnie" - ale tylko jako zjawisko si
formujce. co si cigle "kotuje" i "buzuje" energetycznie, potencjalny a
zewntrzny do tego procesu obserwator co materialnego zanotuje w otoczeniu
(i nawet nazwie to "materi") jednak z punktu widzenia skoczonej ewolucji,
czyli materii jako takiej, takiego stanu ewolucyjnego jeszcze jej nie ma. co
jest? proces energetyczny w trakcie dochodzenia (do siebie). w tym "miejscu
i czasie" nie ma jeszcze materii, jest zadatek na zdarzenie w takiej postaci.
a wszelkie kolejne wyrnione fazy tego procesu to stany porednie - kolejne
pierwiastki (czy te izotopy) to "stacje przesiadkowe" ewolucji, to miejsca
na/w fali zjawisk wyznaczone zaistnieniem w formie i ksztacie jako zbornym,
ale tylko chwilowo stabilnym. "materia" to "punkty harmoniczne" (wzowe)
ktre "krzepn" w tak "namacaln" posta w cigle zachodzcej zmianie (acz
na chwil i nigdy w odciciu od otoczenia). "materia" staje si, to nigdy nie
jest stan skoczony. dla wewntrznego, zawierajcego si w materii poznajcego
i doznajcego otoczenie obserwatora, a co wicej zbudowanego z takich stanw,
to zawsze jest proces w trakcie ksztatowania si i w efekcie zewntrzny,
przerastajcy rozmiarem (lat i kilometrw), dlatego te bez brzegw. nie ma
dla obserwatora stanu pocztku i koca, to strefy odcite w fizycznym badaniu
(acz logicznie konieczne).
na poziomie pierwszym jeszcze materii nie ma, cho ju si formuje (formatuje)
na poziomie drugim ju jest jako "jednostka ewolucyjna" (dwudzielna) ale
nie ma jako zbioru materialnego. dopiero na poziomie trzecim materia istnieje
i istnieje jako zjawisko ewolucyjne.
wane w takim ujciu jest to, e tej fazy procesu powstawania materii (jako
faktu namacalnego) nie moe rejestrowa aden obserwator, po prostu jeszcze
nie ma materii, ktra moe zbudowa obserwatora. to jest czas (do powstania,
do wypenienia si trzeciego poziomu), w ktrym nie ma nikogo, kto mgby to
opisa. - analogicznie (i symetrycznie) obserwatora nie bdzie rwnie, co
oczywiste, w czci kocowej ukadu, w jego "zamieraniu", kiedy energia si
"wypali". aden skomplikowany ukad (w tym rwnie obserwator) nie przetrwa
w otoczeniu, w ktrym wszystko si rozpada, rejestracja brzegowa w ewolucji
(kadej) nie jest moliwa, w przypadku wszechwiata tym bardziej. ale, co tu
istotne, wiedza o tym etapie zmiany jest dostpna, co staram si przedstawi
wanie jako logiczne "obudowanie" obecnego stanu ("materialnego").
zakres dogodny do analiz to rodek ewolucji oraz okolice - std mog i musz
prowadzi swoje rozpoznanie (i zrozumienie) wiata. wczeniej i pniej tego
nie zrobi (i nikt inny), poniewa brak warunkw. e to utrudnia zadanie, e
wymaga wysiku poznawczego i nakadw materialnych? prawda. ale proces jest
jeden zasada ta sama - logika jedna - tylko zebra te elementy i "spojrze"
tam, gdzie mnie nie byo i nie bdzie. spojrze, i zrozumie.
ewolucja biegnie tak prosto...
139

- ilu i jakich potrzeba pierwiastkw (ich rodzajw), eby doszo do procesu


zapocztkowania ewolucji?
- np. zjawiska, zdarzenia (ale jeszcze nie ycie)?
pytanie bardziej w stylu literackim anieli logiczne. odpowiedziaem na nie
w jakim stopniu wczeniej, przy nazywaniu stanw w podwajaniu. to w tym
procesie, podwajania zbiorw, zaczyna si ewolucja. a po drugie, w pytaniu
jest nieostro zarysowane zagadnienie, co to znaczy "zjawisko", "zdarzenie"?
zjawiskiem jest ju przecie zaistnienie dwu elementw-faktw, dwu kwantw
logicznych, ktre razem tworz now jako. trzeba przyj, e zdarzeniem,
najprostszym zjawiskiem ewolucyjnym jest taki stan-moment, w ktrym wszelkie
fakty (procesy) si zaczynaj.
w pytaniu o pocztek ewolucji, ilu pierwiastkw potrzeba, eby taka ewolucja
si zapocztkowaa, mona doszuka si prby analizy, od jakiego momentu, od
jakiego poczenia, dopiero co uformowanych pierwiastkw, moe si rozpocz
proces przemian w obrbie ukadu okresowego? od jakiej iloci pierwiastkw
moe zacz si ewolucja materialna (tradycyjnie pojmowana)? albo inaczej od jakiej chwili w istnieniu ukadu moe zacz si w jego obrbie ewolucja
materii? czy bdzie to dopiero z chwil penego uformowania si jednego
ukadu - czy te znacznie wczeniej? a moe wrcz z chwil pojawienia si
tylko dwu pierwszych pierwiastkw? i pytanie pomocnicze: jak szybko powstaj
pierwiastki? czyli, jaki okres dzieli powstanie, wyodrbnienie si jednego
pierwiastka od nastpnego? jak dugo trwa proces powstawania pierwiastkw i
czy powstaj w rnych ukadach w rnym czasie, czy te w jednym?
odpowied na pytanie o pocztek ewolucji musi by taka, e dopiero z chwil
pojawienia si w historii ukadu drugiego pierwiastka, z t chwil zaczyna
si wzajemne dziaania na siebie elementw oraz w efekcie ewolucja materii
namacalnej. czy to bdzie dziaanie na siebie wodoru i helu? - nie sdz.
raczej bdzie tak, e dwoma pierwszymi pierwiastkami bd wodr i... no i
wanie, co? co bdzie tym drugim pierwiastkiem? bo e pierwszym wodr, to
nie ulega wtpliwoci. dlaczego? - z tej prostej przyczyny, e w wodorze
masa ma nieomal dokadnie stan "1", jest wyjciem do dalszego liczenia. a
jeeli wodr jest stanem pierwszym - to co dalej? zastanawia mnie pozycja w
ukadzie tlenu. dlaczego? z kilku powodw. po pierwsze, to gaz. naley do
czci w ukadzie (ukadach), ktre posiadaj, charakteryzuj si stanem
najmniejszego "zagszczenia", s lune oraz nale do pocztkowych okresw
ewolucji. po drugie, tlen ma warto masy nieomal dokadnie "16". wane?
owszem. tyle wanie ma warto penej ewolucji, penego stanu na drugim
poziomie ewolucji (trzecim w liczeniu). - zastanawia w tym wypadku brak w
ukadzie wielkoci "8", nie ma takiego pierwiastka. z kolejnych liczb 2, 8,
16 - dopiero wanie pojawia si tlen. - po trzecie, tlen jest niezwykle
"odwanym", niezwykle aktywnym chemicznie pierwiastkiem, czyli wchodzi w
reakcje z nieomal wszystkimi pozostaymi, a te pocztkowe s bardzo aktywne.
wodr co prawda nie jest stanem "2", ale jest niewtpliwie ju dwoist w
ramach ukadu ewolucj. sam skada si z dwu elementw (i jeeli tak liczy,
to tlen nie jest stanem 16, ale 32, a hel byby stanem "8", czyli jedn,
pen i mao aktywn ewolucj).
po czwarte - zastanawia rola wody (tak szczeglnej struktury). powstaje jako
poczenie tych dwu pierwiastkw i mona powiedzie, e nic bez wody nie
moe si sta. przynajmniej w ramach ycia. to take wskazywao by na jakie
pierwszestwo w trakcie ewolucji pierwiastkw a przynajmniej, jak mona to
analizowa, w ich kolejnych przemianach i powstawaniu midzy nimi pocze
funkcjonalnych. bo, e pomidzy powstaniem wodoru a tlenem powstan inne
pierwiastki (choby w kolejnym, drugim ukadzie, ktry musi si ju zacz w
tym okresie formowa), to fakt. ale pocztek ewolucji w rozumieniu procesu
"skomplikowanego" (z "efektami", np. ycia), to wyznaczaj te pierwiastki,
to jest pierwszy stan reakcji rozbudowanych czyli pomidzy poziomami.
140

na pytanie, od jakiej iloci pierwiastkw w ukadzie zaczyna si ewolucja


materii, najpoprawniej (i najbezpieczniej) odpowiedzie zakresem: pomidzy
2 a 8. czyli w pierwszym przedziale ewolucyjnym. na/w tym zakresie pojawi
si zdarzenia "wymiany" energii pomidzy tymi pierwiastkami. dwa rozpoczn
istnienie zjawisk, ale ich przebieg w tym odcinku bdzie wewntrznym stanem.
formowanie si materii zachodzi pocztkowo w jednym ukadzie - ale "zaraz
pniej", zgodnie z liczeniem kwantowym od trzeciego poziomu, od stanu 16
(18), pojawia si pocztek drugiej ewolucji - w tym wypadku drugi ju ukad
pierwiastkw. jeeli wodr uzna za 2, to przy helu, ktry byby w takim
ujciu stanem penej ewolucji (czyli mao aktywnym), "z boku" formuje si
ju, jest na tym poziomie jako stan pocztkowy, nastpny ukad, zaczyna si
nastpna ewolucja. a tlen byby kolejnym stanem w takim pionowym i poziomym
zachodzeniu. bo ewolucja zachodzi jednoczenie w obu kierunkach. - nie jest
tak, e dopiero po wypenieniu si caego poziomu "schodzi" na poziom niszy
i tam kontynuuje swj bieg. proces toczy si w taki sposb, e poziom kolejny
(niszy lub wyszy) jest zajmowany ju w trakcie zaj "ewolucji poziomej".
to znaczy, ewolucja pozioma realizuje si w tym samym okresie, co i pionowa,
jedna z drug jest poczona. pojawienia si penych elementw na poziomie
stwarza, zaczyna ewolucj w pionie - i obie tocz si dalej.
przekadajc to na ukad pierwiastkw i zmian go tworzc, jedna ewolucja
dociera do brzegu ukadu, np. powstaje z wodoru hel (to w poziomie) ale
jednoczenie w pionie realizuje si nastpny ju stan, pojawia si np. tlen,
czy inny pierwiastek (to trzeba ustali). czyli wodr bdzie jednoczenie i
pocztkiem, i kocem jednego cigu zdarze. ale tak samo hel, ktry koczy
pewien cig zdarze na poziomie pierwszym, to hel byby zakoczeniem poziomu
pierwszego. ale byby jednoczenie zdarzeniem zaczynajcym, obok niego by
si zaczynaa nastpna ewolucja. to przy helu zaczynaby si zarazem drugi
ukad, a jednoczenie on sam byby efektem ewolucji poziomej z wodoru, jako
kolejny zbir w ramach ewolucji strefowej.
powstawanie drugiego ukadu jest przesunite w przestrzeni, nastpuje jako
kolejna paszczyzna zdarze. i to pomidzy tymi rnymi poziomami, pomidzy
dwoma zbiorami zdarze zachodzi gwna ewolucja, zachodzi zasadnicza wymiana
energii. w ramach tego samego poziomu przebiegaj ewolucje, energia midzy
podpoziomami tego jednego ukadu przepywa, ale to pomidzy dwoma ukadami,
pomidzy dwoma stanami nalecymi do rnej czasoprzestrzeni dokonuje si
gwny proces przepywu energii. tlen i wodr nale przecie do rnych ju
poziomw, nale do miejsc oddalonych od siebie w przestrzeni. czy bd do
tego samego, czy te do rnych ukadw naleay, to nie zmienia w niczym
generalnego ujcia, e s w stosunku do siebie w odmiennym pooeniu - e s
ze sob w ewolucji powizane "pionowo".
to samo, tylko intensywniej, bo wwczas wszystkie pierwiastki obu ukadw
bd w rnym do siebie pooeniu, zachodzi przy dwupaszczyznowej wymianie
energii. pojawienie si wic drugiego ukadu (i pierwiastkw nalecych do
drugiego ukadu), to zdecydowanie przypiesza oraz powiksza ilo moliwych
pocze i przepyww energii pomidzy przestrzennymi faktami i, co tu wane
- rnych reakcji chemiczno-fizycznych. co do tego momentu mogo (i musiao)
zachodzi niejako "w rodzinie" i "na wasn rk", zostaje poszerzone o drugi
podobny przebieg, na dodatek "modszy" (przesunity w czasie). a to sprawia,
e reakcje bd silniejsze i efektywniejsze - jak midzy sobie rwnymi.
odpowied na pytanie, ile pierwiastkw zaczyna ewolucj materii, trzeba na
dwie czci rozbi. jeden: zaczynaj dwa pierwiastki. dwa: jednak zasadniczy
etap dzieje si dopiero od chwili, kiedy pojawia si drugi ukad. to mocno,
radykalnie zwiksza ilo wzajemnych interakcji midzy elementami (atomami i
pierwiastkami), tworzy zbir, w ktrym takie reakcje mog zachodzi (ma co
z czym reagowa) - i jednoczenie radykalnie przyspiesza procesy ewolucyjne
(elementy nie musz si "szuka", s "obok" - o jeden kwant).
141

- jak szybko powstaj pierwiastki?


- jak dugo trwa proces powstawania pierwiastkw?
czy powstaj tylko w jednym czasie (i w rnych ukadach) - czy w rnych
czasach i ukadach? jaki czas dzieli powstanie jednego pierwiastka w ramach
tego samego nadrzdnego procesu od nastpnego?
odpowiedzi s zarazem banalne i niezwykle skomplikowane. kiedy uyte do/w
ewolucji s "obok" i na wycignicie rki, czyli odlego jednego kwantu
od drugiego rwnie jest kwantowa, proces moe si toczy. wiksza odlego
wyklucza zdarzenia i dotyczy to wszelkich kwantowych jednostek. czy to
bd atomy, pierwiastki, czy cae ukady, w kadym przypadku odlego nie
moe by mniejsza ani wiksza ni jeden kwant. - ale to tylko jeden poziom
odpowiedzi na pytania, jest kolejny. najprociej mona powiedzie, e w miar
trwania ewolucji, w miar komplikowania si, nastpuje coraz powolniejszy,
coraz "trudniejszy" jej przebieg - w miar trwania procesu (w tym wypadku
czenia si energii), nastpuje wyduenie czasu potrzebnego do zaistnienia
danego pierwiastka, coraz niej pooonego w/na skali ewolucji.
odwrotnie bdzie w trakcie ewolucji idcej "ku grze", w stron rozpadu: tu
w miar ewolucji czas powstawania kolejnych pierwiastkw si skraca, a wic
powstaj coraz szybciej (i rozpad struktur przebiega coraz szybciej). jak
szybko to si dzieje? w rytmie kwantowym, w rytmie podwajania. rozpad czy
czenie si energii musi si odbywa w tym rytmie. nie ma odwoania od tej
zasady. dlatego, gdyby przyszo mi ustali interway czasowe w tym procesie,
mgbym na tej podstawie postpi nastpujco: ustali zakres dla powstania
pierwszego pierwiastka jako "1", a ju nastpne, zgodnie z regu podwajania
- dalsze procesy byby stopniowaniem w ramach tej zasady. co nie oznacza,
e w taki sposb mgbym prawidowo zsynchronizowa mj zegar "ewolucyjny"
podwajania z zegarami znanymi mi z codziennoci.
od razu, ju w tej chwili powiedzie, jak szybko oraz jak dugo dzieje si
ewolucja pierwiastkw, tego powiedzie nie mog, nie potrafi. poza prostym
a banalnym stwierdzeniem, e w miar trwania ewolucji proces si wydua,
e w przerw midzy wydarzeniami wchodz kolejne, coraz mniejsze wydarzenia,
ktre take objawiaj si jako istnienia. co byo na pierwszych poziomach
zdarzeniami nieuchwytnymi (poza ich stanami brzegowymi), o tyle na niszych
poziomach wydarzenia rozcigaj si w czasie (s rozbudowane), a zachodzenie
powolniejsze. i obserwator moe je dostrzec. na pocztku procesu jest maa
przestrze i dua ilo energii - dalej powstaje "luz".
jedn z przesanek mwicych o tempie i rytmice powstawania elementw ukadu
okresowego, na jak mog si teraz powoa, jest czas istnienia niektrych
wytworzonych sztucznie pierwiastkw. oczywicie adne one "sztuczne", tylko
powstaj jako dopuszczalne (granicznie) w tym wszechwiatowym ukadzie. ot
czas istnienia tych "tworw" jest bardzo krtki. bywa, e rozpad nastpuje
w skali sekund, bo ich struktura nie wytrzymuje cinienia rzeczywistoci i
si rozpada (nie wytrzymuje cinienia - albo tego cinienia jest zbyt mao,
aby je utrzyma w cznoci). czyli ich skomplikowanie jest tego rodzaju, e
w ramach temperatury, ktra wystpuje w ich otoczeniu, te byty nie s zdolne
utrzyma si w zbornej i cigej postaci. a to prowadzi do wniosku, e aby
je stabilizowa, musi by chodniej (tak w ramach bada laboratoryjnych, tak
w ramach caego wszechwiata). chodniej, co znaczy: wiksze cinienie (bo
cinienie wygasza drgania i temperatur). oczywicie czas istnienia takich
pierwiastkw uzaleniony jest od tego, jak s skomplikowane, jakie miejsce
zajmuj w ukadzie, przecie im cisze i bardziej rozbudowane, tym czas ich
istnienia w formie cznej krtszy (w ramach obecnej sytuacji wiata). co w
przyszoci si zmieni, gdzie indziej bdzie rodek zdarze i gdzie indziej
bdzie zakotwiczona "wyspa stabilnoci" materii. wszystko pynie i zmienia
si. cay czas si zmienia.
142

- czy pierwiastki powstaj w jednym czasie, ale w rnych ukadach, czy


powstaj w rnych czasach i rnych ukadach?
na pewno pierwiastki nie powstaj w tym samym czasie w ramach jednego ukadu
okresowego (wszystkie jednoczenie). dlaczego? poniewa to proces, a do tego
podwojony. to zmiana w toku, wic rozcignita w czasie i przestrzeni, ale i
dwuliniowa z zasady (rozpad-czenie), ewolucja to dwa kierunki i strumienie
energii w przemieszczaniu si. natomiast w ramach rnych paszczyzn zdarze
zachodz wzgldem siebie rwnolege zjawiska (to wynika z zobrazowania zmian,
np. za pomoc geometrii kwantowej).
to znaczy, w ramach dwu rnych ewolucyjnych zdarze (ale, co zrozumiae, w
ramach tego samego nadrzdnego przedziau, np. wszechwiata) mog zachodzi
dwa sobie rwnolege energetyczne procesy, powizane, jednak biegnce w "inn
stron" "przeciwn". dotyczy to jednej paszczyzny zdarzenia (kiedy podda
analizie warstwy oraz podpoziomy j tworzce) - ale rwnie, a zwaszcza dwu
rnych paszczyzn, paszczyzn nalecych ju do rnej czasoprzestrzeni (ale
cigle w tym nadrzdnym ukadzie, nigdy w tak prowadzonej analizie poza niego
nie ma wyjcia; to moe by wszechwiat, jak w tym przypadku, albo Kosmos,
kiedy chodzi o Ewolucj). w obu sytuacjach mog powstawa fakty i procesy, a
wic elementy ewolucyjne w rwnolegych do siebie liniach ale nie jest to
ani ten sam czas procesu, ani ta sama przestrze. procesy opisane kwantowo,
istnienie zdarze kwantowych oraz mechanizm reguy kwantowej tak moliwo
rwnoczesnoci wykluczaj. to s "fakty" przemieszczajce si obok i razem
tworzce "moj" ewolucj (i fizyk), jednak oddzielne s pochodne w stosunku
do siebie, ale oddzielne.
nawet obecno procesw realizujcych si wzgldem siebie o/na jeden kwant
odlegoci (maksymalnie w ewolucji blisko), nawet dla mnie taki praktycznie
nie do rozrnienia stan energetyczny, nawet to nie oznacza, e jest to fakt
ze wsplnej czasoprzestrzeni dla obu elementw. przecie to mog by fakty z
niebywale odlegych, kracowo rozbiegych procesw, ktre si tylko chwilowo
i cznie znalazy "w tej okolicy". - blisko fizyczna oraz geometryczna nie
oznacza, e zachodzi blisko logiczna.
odpowied na pytanie, czy elementy (tu pierwiastki) tworzce ukad okresowy
powstaj w jednym czasie, ale w rnych ukadach - jest pozytywna, tak si
bdzie dziao i dzieje. rwnie drugi czon pytania, czy powstaj w rnych
"czasach" i w rnych ukadach, jest take opisem zjawiska i jest wyraeniem
poprawnym: tak bdzie.
cho, to na marginesie, pytanie jest formuowane z pozycji "obiektywnej", wic
zewntrznej, a przecie takiego umiejscowienia obserwacji nie ma. albo si
naley do ewolucji, alko si nie istnieje. z tego wynikaj wnioski, e ujcie
zdarze z rnych przestrzeni nie ma sensu w ramach jednego czasu. - owszem,
mona tak opisywa i tak ujmowa logicznie, wiza logicznie owe ewolucje w
celu zrozumienia, ale przecie kada z nich zachodzi jako samodzielne proces
i, co waniejsze, jako odrbna cao. tworz czny i wsplny "fakt", moje
istnienie to bezporedni skutek tej "przeplatajcej" si ewolucji, ale kada
linia biegnie "na wasny" rachunek. uytek jest wsplny, ale rachunek kada
linia "paci" osobicie.
mwienie o czasie obiektywnym nie ma do/w ewolucji zastosowania. jest tylko
cig wydarze, ktre powoduj, e jedne fakty wystpuj w moim rozumowaniu
"wczeniej", drugie "pniej" (zawsze dla wybranego oraz konkretnego punktu
obserwacyjnego). - opis, e pierwiastki (ewolucje) powstaj w rnym czasie,
nie ma tak samo sensu, jak opis, e powstaj w tym samym czasie. dlaczego?
one ten czas swoim powstawaniem tworz. jeeli jednak co wyrniam, to tylko
ze wzgldu na siebie i swj punkt obserwacyjny. to dla mnie jest co "przed"
lub bdzie "pniej", ale nie w praktyce. "czas" jest "pochodn" ewolucji
ewolucji obserwatora. proces energetyczny si po prostu toczy i "sam w sobie"
adnej podziaki nie posiada. to ja go skaluj.
143

jeeli jednak poprowadzi to ujcie dalej oraz spojrze na dzieje ukadw w


stratyfikacji czasowej (e co byo wczeniej, co zaistniao pniej), to
mona dobrze opisa wydarzenia, ktre zaszy i w jakiej kolejnoci. efekt?
prowadzi to do do oczywistego w sumie stwierdzenia, e najpierw musiay w
ukadzie wytworzy si pierwiastki lekkie, a nastpnie cikie czyli "na
grze" elementy "gazowe", w miar zbliania si do centrum (jdra) elementy
rozbudowane, cikie (metaliczne). najpierw musia powsta ukad dla lunych
pierwiastkw (mao skomplikowanych), a dopiero nastpnie zacz si formowa
(i formuje cigle) ukad dla pierwiastkw cikich. - i kolejne ukady, dla
coraz bardziej skomplikowanych, energetycznych pierwiastkw ("zasobnych"),
z wieloma "odgazieniami" w postaci izotopw.
bo nie jest tak, e powsta ju jeden peny i co tam ponad poow drugiego
ukad (jak to liczyem kiedy podchodzc do zagadnienia). realny proces tak
biegnie, e w tym okresie nastpio zaistnienie i zapocztkowanie procesw
o ile nie wszystkich, to przynajmniej sporej liczby z moliwych ukadw. owszem, powstaj "komrki" w postaci ukadu, by moe nawet jaki si ju do
koca wypeni (to trzeba przeliczy), ale obok tworz si kolejne ukady.
owszem, moe by tak, e jest jeden peny i jeden w "powce" tworzenia, ale
przecie moe by i tak, e na tych pomniejszych zakresach (podzakresach),
te kolejne procesy ju si formuj - s "chmur", ktra si formuje obok w
przestrzeni i obok ju istniejcych ukadw.
najpewniej jest tak, e realizuj si, naturalnie w rnym stopniu zajtoci
otoczenia i wewntrznego skomplikowania, nie jeden, nie dwa - ale wiksza
ilo z aktualnie moliwych. jeeli przyj, e istniej gdzie w rodku
ewolucji (blisko rodka ewolucji wszechwiata), to ilo ukadw atomowych
rwnie byaby gdzie w takiej liczbie (czyli 4). dokadniej - ilo ukadw
rozpocztych, nie ich zrealizowanie si. czy to jest w sprzecznoci z tymi
ujciami, ktre mwiy o wikszej liczbie ukadw? niekoniecznie. pomidzy
wielkoci maksymalnie moliw a praktycznym zrealizowaniem w ewolucji jest,
wystpuje mnogo stanw konkretnych, dlatego stan brzegowy oraz logicznie
obliczony, moe nie zaistnie, pozostanie tylko potencjalny dla procesu.
fizycznie, w tym wszechwiecie, tworzy si tylko cz z caoci logicznie
jest tego wicej, logicznie odnosi si to do pierwiastkw wszelkich, ktre
byy-s-bd.
te rne ukady s wzgldem siebie przesunite w czasoprzestrzeni, jedne s
z pocztku, inne z koca ukadu. a przez to, podobnie jak dachwki na dachu,
"zachodz" na siebie, dopeniaj, uzupeniaj brakujce elementy. w efekcie
buduje si "ciana", "mur" materialny, ktry mnie tworzy i ca "okolic" ale zarazem skutecznie oddziela od nicoci. to sprawia, e moe realizowa
si rodek ewolucji (lub jego poblie). - a zarazem w tym procesie niektre
z ukadw dopiero si zaczynaj formowa, co gwarantuje, e w "mur" zjawisk
bdzie jeszcze "przez jaki czas" chroni mnie przed wpadniciem w pustk. a zarazem inne ju maj po sporej liczbie elementw i zbliaj si do koca
swojej ewolucyjnej drogi. - i w tym miejscu, warto sobie uwiadomi ten fakt
i konsekwencje z niego wynikajce, zaczyna "przewitywa" prnia i przez
powstajce w rzeczywistoci "dziury" wida zakres "poza". dlaczego? poniewa
nie wszystkie ubytki mona na czas zasypa, brakuje si, niestety. - owszem,
do zrealizowania si caoci procesu daleko, ale ilo elementw w ramach
poszczeglnych ukadw wiadczy, e ten rodek znajduje si tu-tu. - albo
nawet min.
z tego wypywa ciekawa konkluzja: zaistnienie rodka ewolucji wcale nie musi
by liczone dokadnie w stanie poowy moliwych pierwiastkw. przeciwnie. z
tego wynika, e wydua si czas tworzenia, e pocztkowo powstanie szybciej
- ale mniej elementw (i mao rozbudowanych), a pniej powstan wolno, za to
w wikszej iloci (i skomplikowane). poowa w ewolucji nie pokrywa si ze
stanem "poowy" liczb. kwantowa poowa ewolucji nie jest poow arytmetyczn.
144

- rodek ewolucji, rodek krzywej ewolucji


- gdzie przebiega? na jakim stanie liczbowym?
tego do tej pory nie ustalaem, przyjmujc milczco (i na wiar), e rodek
ewolucji musi by zarazem wielkoci liczbowo rwn poowie moliwych stanw
- a to, jak wida, nie jest takie oczywiste. sowem, rodek moe w ewolucji
by przy innej wielkoci anieli poowa moliwych elementw i realizowania
si procesu.
z obrazu, z zasady krzywej ewolucji wynika, e rodek si przesuwa - e w
miar trwania ewolucji co innego znajduje si w rodku procesu i na szczycie
fali zdarze. ale przy ujciu dla caoci, dla caego ewolucyjnego zdarzenia
(midzy jego brzegami), taki rodek na pewno wypadnie w okolicy najwikszej
iloci ukadw, zrealizowanych ukadw (penych ewolucji). bo krzywa, rodek
krzywej ewolucyjnej dla caoci procesu przebiega w miejscu najwikszego jej
rozprzestrzenienia. i to jest zrozumiae.
problem tylko w tym, e w przypadku ukadu pierwiastkw najwiksze zajcie
przestrzeni przez elementy ukadu wystpuje dla jego stanw pocztkowych
bo to pierwiastki z pocztku listy s w przestrzeni najbardziej rozcignite
i zajmuj najwicej miejsca (s luno zabudowane). - owszem, mona uzna, e
ukad pierwiastkw jest (materia namacalna jest) realizacj drugiej poowy
ewolucji wszechwiata, e jest stanem zapadania si energii (czyli e jest
dopenieniem do promieniowania), ale przecie i sam ukad musi mie rodek
swojej ewolucji, "chwil" swojego najwikszego rozprzestrzenienia. tutaj nie
chodzi oczywicie o rozprzestrzenienie si w pojciu zajmowania przestrzeni,
ale iloci i rodzajw pierwiastkw. czyli chodzi o wielko oraz liczebno
elementw, ktre tworz ukad.
tak rozumujc, co zrozumiae, mona powiedzie, e najwicej pierwiastkw
powstanie w stanie najwikszej stabilnoci procesw, ich rodkowego biegu. w
miar trwania ewolucji materii pojawia si ich coraz wicej - a do rodka.
a nastpnie proces ulega spowolnieniu - a do zamarcia w punkcie brzegowym.
na pewno w rodku zdarzenia powstanie najwicej zjawisk, bo sprzyjaj temu
warunki. najszybciej powstaj elementy na pocztku, a najwolniej na kocu
ewolucji, jednak szczyt zaistnie (i to wszelakich) przypada na rodek na
stabilny rodek procesu. to pewnik, dogmat, fundament mylenia i rozumowania.
i analizowania wiata. - w pierwszej poowie ewolucji powstanie tyle samo
pierwiastkw, co i w drugiej. poowy inaczej zrozumie si nie da, zawsze
pozostanie poow. jednak czas trwania tych "powek" bdzie nierwnomierny.
to wynika z tego, e ilo zdarze na "jednostk przestrzeni" zmniejszy si
(energia ulegnie rozprzestrzenieniu), bdzie musiao zaj co prawda tyle
samo wydarze, ale w znacznie wikszej "objtoci". a w miar trwania oraz
rozcigania (rozpraszania) si ewolucji, potrzeba coraz wikszego czasu na
zaistnienie zbornej jednostki (duej musi si energia zbiera). - dlatego
rodek ewolucji przypadnie (a dokadniej ilo pierwiastkw w takim ukadzie
przypadnie) przestrzennie nie na rodek geometryczny caego procesu w skali
"wszechwiata", ale w znacznie mniejszej wielkoci. cho i tutaj patrzc
z punktu widzenia obserwatora wewntrz ewolucji - nie ma czego takiego, jak
inny rodek.
to znaczy, rodek ewolucji, istnienie rodkowego stanu pierwiastkw, i tak
na rodek ewolucji wszech-wiata przypadnie, ale wycznie dla obserwatora
zewntrznego, ktry moe porwnywa wielko pocztkow i kocow. ale e to
zawsze i wycznie jest narastanie sfery ewolucji, to zawsze bdzie to tylko
stan aktualny i innego nie ma w obserwacji-dowiadczeniu. - dlatego mona
powiedzie, e "obiektywnie" rodek ewolucji pierwiastkw przypada na (tak
umownie to okrel, bez liczenia, gdzie to wypado) jedn czwart caoci
maksymalnej ewolucji. e, sowem, rodek tu definiowanego zdarzenia wypada
ledwo w "wiartce".
145

zastrzeenie: moje uprzednie stwierdzenie, e w pierwszej czci ewolucji


powstanie mniej pierwiastkw, ale za to szybciej, to spore pomieszanie spraw
niestety.
po pierwsze, owe rozrnienie powek na rne wielkoci, to bd. rnych
powek nie ma. w obu czciach ewolucji wszechwiata (w ujciu obiektywnym)
powstanie dokadnie po poowie pierwiastkw. moje okrelenie, e bdzie to
przebiegao szybciej w pierwszej, wolniej w drugiej poowie jest poprawne,
tak wanie bdzie, ale... to znaczy, procesy zachodzce w pierwszej czci
wszechwiata zrealizuj si szybciej, bdzie w tym okresie wicej rnych
oddziaywa pomidzy elementami i bd "silne" (cianiej, wic "zderzenia"
czstsze), ale w obu czciach ewolucji, po jej obu stronach, ilo zdarze
bdzie jednakowa, powstanie tyle samo pierwiastkw (elementw). tylko okres
tego procesu, czas trwania, bdzie zasadniczo inny.
bdzie "obiektywnie" inny, w obserwacji zewntrznej. ale cho taki bdzie,
nie ma to zupeniej znaczenia dla obserwatora wewntrznego, fizycznie i na
co dzie realnego. dlaczego? poniewa jego rytm istnienia jest zawsze zgodny
z tym, ktry panuje dla caego ukadu. dla mnie, jako osobnika wywodzcego
si z tego wiata (i na zawsze z tego wiata), nie ma znaczenia, w jakim to
jego okresie istniej. nie ma znaczenia w rozumieniu, e i tak zawsze czas
zjawisk wszechwiata byby dla mnie tym, ktry istnieje obiektywnie, ktry
wyznacza moje procesy realnoci i tempa zmian nie mog postrzega inaczej,
jak poprzez rytm tej realnoci. dla mnie nie ma rnych powek w istnieniu
wszechwiata, jest wycznie proces, w ktrym istniej.
nie ma to dla mnie znaczenia w fizycznym rozumieniu i dla mojego organizmu,
bowiem innego tempa zmiany (ewolucji) dla mnie nie ma. ale ma zasadnicze i
fundamentalne znaczenie logicznie jako konieczno zrozumienia, jak to si
wszystko zmienia i jak ja si zmieniam. fizycznoci zmiany nie zaneguj, bo
jestem t zmian, ale jej mechanizm pozna musz, bo od tego zaley, jak si
daleko i z jakim "komfortem" przemieszcz. a to ju ma swoj cen.
e on obiektywnie bdzie rnorodnym? to jest wiadome dla kogo, kto ujmuje
ten proces obiektywnie, logicznie, wanie zewntrznie - ale nie dla kogo,
kto w nim uczestniczy, obserwator jest pochodn zjawisk. ja mog wiedzie o
tym fakcie na sposb logiczny (i tylko tak), ale moje fizyczne istnienie w
codziennoci podlega prawidom tego oglnego procesu, i nigdy tego stanu nie
zmieni. wiat moe si "rozciga", "skraca" (czy skrca dowolnie), tylko
e ja tego nie odczuj i nie zarejestruj, bowiem takie procesy tworz mnie
i moje wiata odbieranie. co jest dane jako proces - ja jestem elementem
tego procesu i to jest ju wszystko. nie mam z czym tego rwna, wic nie
ma poznania. dla mnie i dla mojego ciaa ma ogromne i zasadnicze znaczenie,
e istniej w takim a nie innym okresie ewolucji - bowiem to wyznacza moje
wszystkie cechy i rozumienie wiata, ale dla mnie nie ma innego procesu (jego
tempa czy waciwoci) nigdy nie "posmakuj", nigdy nie dowiadcz innych
parametrw wiata, bo kiedy s te inne parametry - mnie nie ma. kiedy ja
jestem ich ju (jeszcze) nie ma.
dlatego bez ustalenia (e s strony procesu, e ja w yj w jednej z nich)
nie byo zrozumiae, e w jednym okresie mog istnie, a w innym ju nie.
ale teraz ju wiem, e ani na pocztku, kiedy jest zbyt gorco nie pojawi
si, ani na kocu, kiedy jest zbyt zimno. tylko na przeciciu tych linii w
rodku. ten wniosek jest oczywisty, jest pochodn ewolucji i jej cech. tylko
e to jest wanie ujcie obiektywne, zbudowane na bazie logiki. jako takie,
dla mojego cielesnego istnienia nie ma sensu, bo sensem dla mnie, dla mojego
ciaa, jest wanie ten aktualny stan ewolucji, w ktrym znalazo si moje
ciao i w ktrego rytmie si realizuje. logika sobie - fizyka sobie. mog
opisywa kwantowanie z pozycji obiektywnej, logicznej, ale i tak na zawsze,
jak jednostka, jako kwant i ewolucja w ten proces uwikana, nie mog nigdy
go opuci. wicej, wyjcie oznaczaoby koniec istnienia.
146

kiedy opisujc "nierwne" powki zdefiniowaem to jako proces "nierwny", a


wic e w pierwszej powstanie mniej, a w drugiej wicej pierwiastkw, doszo
do "zlania" si dwu obrazw, ktrymi mona prezentowa zmian, geometrycznego
i fizycznego. czyli, mwic inaczej, wielko ewolucji uznaem za jednoczesny
wyznacznik tego, ile w tym okresie powstanie elementw. to znaczy, obiektywnie
postrzegan w pierwszej poowie ewolucji ma przestrze (may rozmiar zmiany
"w otoczeniu") uznaem rwnie za ma ilo pierwiastkw. po prostu nastpio
przesunicie poj: mae rozmiary maa ilo pierwiastkw. bd. naoyy
si na siebie rne sposoby widzenia tego samego procesu. poniewa to bdzie
rzeczywicie may rozmiar w odniesieniu do caego (i z tej perspektywy tylko
potencjalnego) zdarzenia, w jego "obiektywnym wymiarze", jednak zaistniaa w
ukadzie (wszechwiecie) ilo pierwiastkw i tak bdzie w obu powkach sobie
rwna. e geometrycznie to bd rne wielkoci, rne zajtoci "otoczenia"
przez ukady (linie ewolucyjne), to ju wynika z faktu rozprzestrzeniania si
zmiany. a ten jest nierwny.
obiektywnie (i logicznie) pierwsza cz ewolucji zajdzie, zrealizuje si w
mniejszej objtoci, w mniejszej przestrzeni - kiedy odnosi to do caoci
zdarzenia, jednak na pewno jest to we wzajemnej do siebie cisej proporcji.
to znaczy, wielko maksymalna ewolucji oraz jej wewntrzne stany s ze sob
poczone stosunkami wynikajcymi z kwantowania (i geometrii, co oczywiste).
czyli druga cz ewolucji i jej rozmiary musz by proporcjonalne do tego,
ile zawieraj zdarze z czci pierwszej. i w tym ujciu moje stwierdzenie,
e rodek ewolucji nie pokrywa si ze rodkiem arytmetycznym caego procesu,
ma poprawne brzemienia. rodek zdarze kwantowych, ich najwiksze natenie,
bdzie przebiegao nie w punkcie maksymalnym caoci ewolucji i maksymalnej
sferycznej postaci.
co nie oznacza, e pomidzy powkami bdzie rnica w postaci liczbowej, w
iloci zdarze, te wielkoci bd sobie rwne. rnica dotyczy szybkoci oraz
intensywnoci zachodzenia procesw, te s sobie bardzo nierwne. w mniejszej
przestrzeni obiektywnie zajdzie wicej zdarze (i zderze). powki ewolucji
s sobie rwne co do stanu liczbowego tylko e nierwne w postaci zajtoci
przestrzeni i przebiegajcych w nich "reakcjach".
wniosek jest nastpujcy: w pierwszej poowie trwania ewolucji wszechwiata
zajdzie szybciej poowa maksymalnie moliwych zdarze - i zrealizuje si to
w mniejszej przestrzeni.
ukad - gdzie rodek? pozostaje ju tylko odpowiedzie, gdzie przebiega rodek
w ukadzie, zbiorze pierwiastkw. c, przebiega w punkcie rodkowym, jakby
nie liczy. czyli, jednak, nie da si powiedzie, e "dzi" wszechwiata to
ju rodek i koniec wszystkich moliwoci, ale e jest to zaledwie procent i
cz (jak liczyem, 18 - 20 %). co jednak w niczym nie przekrela dalszego i
zapisanego powyej toku rozumowania (a dotyczcego rozpoczynania si kolejnych
ukadw w rnym czasie i jako przesunitych w czasoprzestrzeni). wszelkie,
jedne i drugie ukady bd si razem znajdoway w przestrzeni i bd si dla
obserwatora prezentoway si "po kawaku".
zrealizowanie si rodka ewolucji maksymalnej pierwiastkw nie bdzie takie,
e cz si zrealizuje do "pena", a cz dopiero si zacznie. ale bdzie
tak, e bd "szy" za sob "krok w krok" (kwantowy), e jeden bdzie dalej,
nastpny bliej rodka procesu, a trzeci przy kocu. - najwicej i najdalej
zrealizuje si (gdy mowa o chwili obecnej) z ukadu "pierwszego", ktry ju
na t chwil zawiera w sobie, obejmuje mao skomplikowane pierwiastki. jednak
czy to bd wycznie elementy gazowe, czy te kolejne cisze pierwiastki?
w ramach jednej linii ewolucji, tu nie ma wtpliwoci, powsta musz elementy
od lekkich do cikich. czyli kady moliwy stan zaistnieje w ramach kadej
linii - w caoci bd to odrbne wobec siebie procesy i z rnych okresw
oglnej ewolucji, ale samodzielnie zmiana przejdzie kady moliwy punkt.
147

- rodek ewolucji
- rodek ukadu
- rodek jako zasada dla ycia
z faktu, e ukad zrealizowa si w maym procencie (18 - 20) nie wynika, e
nie jest poprawny uprzedni opis, ktry wnosi ustalenie, e ycie biologiczne
(rozum przede wszystkim) pojawia si gdzie w samym rodku - lub okoo tego
punktu w oglnej ewolucji wszechwiata. przeciwnie, z tego mona wyprowadzi
wniosek, e taki wanie powinien by rozkad energii w ewolucji, e dokadnie
takie a nie inne pierwiastki musz wchodzi w skad ycia i rozumu. w innym
momencie na zaistnienie takich elementw ewolucji nie ma przyzwolenia. tak po
prostu czas przed lub po rodku nie zawiera w sobie odpowiednich skadnikw,
nie ma z czego wybudowa si taka struktura. a kiedy nie ma nonika, to nie
zaistnieje konstrukcja. pustka, nic(o) nie zmienia si (i nie myli).
dlaczego? rzecz w tym, e nie sam ukad pierwiastkw stanowi przecie cao
zjawisk, musi by umieszczony i odnoszony do caego spektrum. w tej analizie
obecna, jako element gwny materia atomowo namacalna, stanowi ledwo cz z
caoci, i to "doln" cz zjawisk dolna w rozumieniu, e dopeniajc do
promieniowania (przecie to promieniowanie jest stanem "lunym" w caociowo
pojtej ewolucji). zgoda, bdzie natria atomowa najduej trwajcym w dziejach
zdarzeniem, to proces powstawania, formowania si pierwiastkw, caego ukadu
(ukadw) zajmuje najwicej z historii wszechwiata, to jednak nie oznacza,
e stanowi cao i e to ju wszystko. nic podobnego, to ledwo cz. ledwo
jeden z trzech moliwych etapw ewolucji (po ewolucji wycznie fotonw /a
szerzej promieniowania/; fotonw wraz ze zjawiskami elektromagnetycznymi; i
dopiero nastpnie dochodz atomy i kolejny ich rzut, czyli pierwiastki), ale
to przecie nie oznacza, e w okresie, kiedy pojawiaj si pierwiastki, e to
dokadnie w tym momencie przebiega i realizuje si rodek ewolucji tego czy
dowolnego wszechwiata. to jest rodek dla procesw w formule promieniowania
i materii namacalnej, ale nie rodek dla wszechwiata kiedy zaczyna si w
ukadzie formowa pierwszy atom pierwszego pierwiastka, to oznacza, e zmiana
"w promieniowaniu" dotara do brzegu i "tu" jest o symetrii, a druga strona,
czyli materia, jest dopenieniem. ale to nie rodek logiczny tej zmiany ten
wyznacza obserwator, jego zaistnienie (kto musi fakt zmian stwierdzi). i to
dlatego mona miao powiedzie, e ycie, kiedy powstaje, stanowi zjawisko
lece okoo rodka i jednoczenie swym (za)istnieniem ten rodek wyznacza.
wynika to z faktu, e rodek liczbowy, arytmetyczny rodek kwantowej ewolucji
nie pokrywa si ze rodkiem geometrycznym, e rodek przemian (ich iloci)
stanowi uamek caoci procesu, caej przestrzeni, ktra w trakcie ewolucji
znajdzie si wewntrz. do czasu pojawienia si pierwiastkw "wszechwiat" to
may obszar podlegy zmianom kwantowym (w rozumieniu obiektywnym, bowiem dla
samego ukadu jest to cay wiat), ale bdzie pen ewolucj. pojawienie si
pierwiastkw przypada na okres ekspansji i coraz szybszego ochadzania si
ukadu (lub pojawi si pierwiastki w czasie rozpadu, w tym przypadku bdzie
podobnie, ale kierunek zjawisk odmienny). proces powstawania pierwiastkw, co
naturalne, zajmie w tym zjawisku i wiele czasu, i ogromn przestrze. pomidzy
chwil, kiedy zaczn si formowa pierwsze pierwiastki, a czasem zakoczenia
zjawisk, pojawieniem si ostatniego poziomu ewolucji namacalnej materii (tu
atomw), zrealizuj si wielkie odcinki czasu. i wytworzy si ogrom, bezlik
skomplikowanych ukadw. to po prostu wymaga i czasu, i przestrzeni i take
energii. a e dzieje si to w coraz bardziej rozcignitej ewolucji, w coraz
wikszej przestrzeni, tego czasu potrzeba duo (i wicej).
dlatego rodek ewolucji wypada "nieco" wczeniej, ilo zdarze arytmetycznie
bdcy rodkiem ewolucji znajdzie si ledwo w kawaku caoci. a to oznacza,
e chwila pojawienia si w ukadzie ycia (czyli stan najbardziej stabilny)
wypadnie w okresie, kiedy to jeszcze nie jest "rozwleczona" w przestrzeni i w
czasie struktura. ani za maa, ani za dua - tylko "na miar".
148

- ilu i jakich potrzeba pierwiastkw, aby powstao ycie biologiczne?


- lub adekwatne
ycie, co zrozumiae i oczywiste, to fakt z mojej perspektyw najwaniejszy,
dlatego pytanie o to, co go zapocztkowuje i na/w kolejnych etapach tworzy
i jak to przebiega, jest wane. zreszt pyta jest wicej, np. jakie to musz
by pierwiastki? z jakiej czci ukadu (czy lokalizacja ma znaczenie)? jakie
musz zosta spenione waciwoci materii, eby zaistniao ycie (to, co za
ycie uznaj)? czy potrzebne pierwiastki bd znajdoway si w okrelonym, i
to cile, miejscu ukadu (tzn. w jego pocztku - rodku - kocu)? czy wystpi
sytuacja, e pierwiastki bd naleay do rnych miejsc w ukadzie i bd w
rnej iloci w organizmie (czy bd z caoci ukadu, ale w rnej ilociowej
reprezentacji)? - ile z danego ukadu (ukadw w ramach wszechwiata) mona
"wygospodarowa" rnych konstrukcji ycia? czy bdzie tylko jedna forma dla
caego wszechwiata (jeden typ zwizkw bdzie skadnikiem ycia) czy takich
moliwoci jest wicej (jeeli tak, to ile)? w ktrym z okresw przeobrae
wszechwiata (i jego ukadw, "komrek atomowych") moe si zrealizowa ycie?
w kadym? na pocztku - w rodku - na kocu?
na tak sformuowane pytania mona napisa ca bibliotek (i ona najpewniej
powstanie), przecie biologia kwantowa plus chemia-fizyka kwantowa zdoaj,
a chyba nawet powinne, razem niejedn pk zapeni rozwaaniami na takie i
podobne zagadnienia. ktre nie s, co zrozumiae, dzieleniem kwantowego wosa
na ile czci, ale powan, wrcz podstawow spraw. dlaczego? poniewa od
tego zaley moje, obserwatora (i ycia jako takiego) umiejscowienie w zbiorze.
pytanie, czy to jest zbir jedno-, czy wieloelementowy ma znaczenie. analiza
tak poprowadzona oznacza, e poddaje si badaniu moliwo innego ycia, innej
formy istnienia w obrbie tego lub dowolnego wszechwiata. przecie mog by
inne pierwiastki wprzgnite w zmian, te, ktre znam, to jedna realizacja w
ramach potencjalnie moliwych (to zbir niewtpliwie ograniczony, ale w ramach
Kosmosu na pewno spory). poznanie, ustalenie z jakich i w jakiej iloci moe
si potencjalnie elementw skada inne ycie (i czy w ogle moe by inne),
to wane zagadnienie, wane dla zrozumienia, jak to moje ycie powstao oraz
dlaczego. - e w ten sposb mona zbudowa schemat dla wszelkich moliwych w
ramach jednej zasady kwantowej rodzajw ycia? prawda, o to chodzi.
zagadnienie poprzez histori byo ju na rne sposoby analizowane, to take
jest oczywiste i zrozumiae, przecie kady chce wiedzie, co jest dalej, czy
to "dalej" istnieje i czy zamieszkuj go jacy osobnicy. biblioteka, ktra na
ten temat powstaa, nie zmieci si w skromnej, a nawet sporej szafie. rne
te poprzez czas oraz przestrze odpowiedzi byy przedstawiane, zestawiano ze
sob rne pierwiastki i rne wycigano z takiego "przemieszania" skadnikw
materii wnioski (co do podobiestw w zachodzeniu procesw chemicznych i tego
skutkw). zapewne nie musz w tym momencie gboko uzasadnia stwierdzenia,
e dopiero znajomo reguy (s)kwantowania wiata otwiera pole dla powanego
dziaania na tym odcinku, ju nie "gdybologii", ale powanej nauki.
zrozumiae i oczywiste jest rwnie to, e w tym miejscu mog jedynie temat
naszkicowa, jako si do niego odnie. jest niewtpliwie istotny, a nawet
znajduje si w toku analizy elementw ukadu okresowego i jego tworzenia, ale
z powodu ogranicze, ktre determinuj ten zapis (a szerzej moje moliwoci
jako konkretnego obserwatora), to nie moe by ani peny, ani rozbudowany w
formie obraz procesw. ale sprbowa warto. - co dzi mog powiedzie na ten
i przy takich ograniczeniach, skoro ju zanioso mnie w te rejony? c, nie
tak wiele. dlatego te ponisze "rozwaania" "na temat i w temacie" bd, mam
tego wiadomo, odmian "gdybania", ale zastanowi si nad zagadnienie, jak
wspomniaem, mona. skoro tyle ju historycznie pado odpowiedzi, to jeszcze
jedna wicej rnicy nie zrobi. a by moe, przecie tego nie mog wykluczy,
nawet jeeli nie wyniknie z tych opisw olniewajce wnioskowanie, to temat
zostanie jako "nawietlony".
149

- ilu i jakich potrzeba pierwiastkw do (za)istnienia ycia?


przegldajc zbir atomw tworzcych byty biologiczne (oraz struktur ycia)
naley powiedzie, e jest to zestaw ograniczony, nawet bardzo. e gwne i
zasadnicze jednostki procesu, biaka, skadaj si z wgla (c - 50 - 54 %),
tlenu (o - 21,6 - 23,5 %), wodoru (h - 6,5 - 7,3 %), azotu (n - 15 - 17,6 %)
i siarki (s - 0,3- 2,2 %), (za "chemi organiczn"). kiedy to odnie to do
rozkadu pierwiastkw w ukadzie (obecnym), to a trzy z nich znajduj si na
drugim poziomie - i to obok siebie (w ramach szeciu, jako grupy). wgiel,
tlen i azot (w takiej kolejnoci mas) to praktycznie cao materii skadajcej
si na ycie (w sumie a 90 %). pozostae skadniki, wodr oraz siarka, le
w ukadzie osobno, na pierwszym i trzecim poziomie. z tym, e pooenie siarki
jest tu znamienne. dlaczego? poniewa siarka jest dokadnie, w swojej masie
atomowej, podwojeniem tlenu (pod ktrym zreszt ley). czyli w analizowanym
procesie wykorzystane s nastpujce wielkoci: 1 - 12 - 14 - 16 23. i cho
w organizmach spotyka si spor ilo rnorodnych "dodatkw", to praktycznie
tylko wymienione odgrywaj rol. pozostae s okrelane "mikroelementami" i
wanymi, jednak jako dopenienie. osobicie postulowabym, e siarka znajduje
si ju nie w ramach tej samej linii ewolucyjnej, ale w nastpnej, e siarka
jest drugim stanem w ramach nastpnego rzutu. nie musi tak by, ale jej stan
atomowy wskazuje, e jest kolejn wielkoci tego samego procesu. jakby nie
byo, najwaniejszy dla ycia (jego powstania i odmieniania si) jest poziom
drugi, na ktrym zachodzi opisywany tu proces i z ktrego wywodz si gwne
materialne elementy tej zmiany. - jeeli doda si do tego wypenienie ycia,
czyli wod, to staje si jasne, e ycie (tutejsze) oparte jest w pierwszym
rzucie na pierwiastkach z pocztku ukadu.
ju z tego mona wyciga pewne wnioski. - z faktu, e pierwiastkw jest tak
niewiele (5), e praktycznie gwny zbir znajduje si na/w poziomie drugim,
e le obok siebie (pod wzgldem masy atomowej), e s z pocztku ukadu z tego mona wycign wniosek, e najprawdopodobniej nale do tego samego
cigu ewolucyjnego. to nie musi by pewne, ale jest niewtpliwie moliwe oraz
dobrze si ukada w cao (suma ich stanw /izotopw/, wraz z berylem, daje
stan osiem, a trzy pozostae pierwiastki take daj w efekcie osiem stanw; w
taki sposb daoby si podzieli ten poziom na dwa odrbne ukady). rwnie
wielkoci kwantowe s tutaj wymowne. a kiedy dla wodoru przypisa stan "16",
pen ewolucj, to przy takim liczeniu nie ulega wtpliwoci, e te wielkoci
mog si ze sob czy - jako kolejne pochodne penych stanw kwantowych.
co wane, na co zwracam uwag, nie ma tutaj nic, adnego elementu z koca, z
dolnej czci ewolucji ukadu. zaczyna si na samym pocztku, na/w zakresie,
w ktrym formuj si pierwiastki. a to daje zarazem podstaw do wnioskowania,
e ycie (jako fakt biologiczny) powsta moe ju na bardzo wczesnym etapie
a przynajmniej z wczenie w ewolucji powstaych elementw. cho, zrozumiae,
nim si te elementy zdoaj poczy w kolejne wielkoci (komrk), "nieco"
czasu upynie, a ewolucja caoci wiata przesunie si ju w stron bardziej
skomplikowanych struktur (pierwiastkw). a zanim pojawi si w ramach ewolucji
ycia osobnik obserwujcy, czyli rozum, to przemin nawet lata i miliardy lat
- przecie to musi si wielowymiarowo zoy.
z przedstawionego ujcia mog wnosi, e do wytworzenia warunkw pomocnych w
zaistnieniu ycia konieczna jest obecno wielu pierwiastkw w ramach ukadu
okresowego - ale jednoczenie uprawniona jest rwnie konstatacja, e ycie
(jako takie) moe powsta na/w do wczesnym etapie oglnych zmian. dlatego,
e tworzy si w ramach niewielkiej, ograniczonej grupy pierwiastkw, ktre w
procesie pojawiaj si stosunkowo wczenie. - te okrelenia nie s sprzeczne.
zalenie co uznaj za ycie i o jak form ycia chodzi, jedno i drugie ujcie
jest zasadne. do zbudowania ycia potrzeba pierwiastkw umiejscowionych na/w
pocztku ewolucji ukadu jednak to nie moe by bardzo wczesny etap procesu
energetycznego. to etap wczesny ale nie pocztkowy.
150

- ilu i jakich potrzeba pierwiastkw, aby powstao ycie biologiczne (lub


adekwatne)?
analizujc obecno pierwiastkw w biologii, ich reprezentacj w przedziale
caoci ukadu (ukadw) materii namacalnej, trzeba powiedzie, e nie jest
to "oszaamiajca" ilo. e, praktycznie, w ramach stosunkowo niewielkiego
zbioru elementw (w ich czeniu si), zostaje zrealizowana caa konstrukcja
ycia. co to znaczy 5 (zasadniczych) pierwiastkw w odniesieniu do caoci,
do maksymalnej wielkoci 2240 pierwiastkw? - niewiele. i nie mam adnego
powodu aby uzna, e gdzie indziej ycie, zjawisko ycia biologicznego (czy
innego, adekwatnego) bdzie przebiega jako drastycznie odmiennie. "inne"
ycie oznaczaoby tylko fakt odrbnoci, ale nie odrbno od zasady inne
(by moe) skadniki, ale nie inna zasada.
tutejsza forma ycia, moje ciao na przykad, to jedyna forma oraz jedyne
znane mi zachodzenie tego procesu, ale - choby w oparciu o zasad rodka fakt istnienia rnych punktw ycia we wszechwiecie nie ulega wtpliwoci.
ycia, podkrelam. do rozumu to jeszcze dojd. take w odniesieniu do tej
zasady mona powiedzie, e take odchylenia od tej "normy" bd zasadniczo
niewielkie. dlaczego? bowiem jedno wiata (i reguy) wielkie "zboczenie" w
procesie wyeliminuje (niestety, czy stety). fakt, bd wystpoway odlege
od siebie (budow i skadnikami) formy ycia, ale i tak bd si mieciy w
ramach zbioru dopuszczalnych ewolucji. e nie bdzie, bo nie moe by, jaki
"monstrw" i cudacznych form to wynika z prostego i wspomnianego faktu:
jednoci warunkw. po pierwsze, warunki czasowe (okres trwania ewolucji), to
ju wyznacza, z jakich elementw i jak moe powsta ewolucja. po drugie, w
tym okresie s do dyspozycji, z grubsza, te same pierwiastki wic elementy
uyte do "produkcji" ycia w dowolnym zaktku bd co najmniej podobne lub
nawet identyczne.
dlaczego identyczne? bowiem s to pierwiastki, jak w przypadku tutejszym, z
pocztku listy. znajduj si "w grze" ukadu. std ich ilociowa przewaga
w przestrzeni (choby takiego wodoru - i wody w efekcie). a to ju wyjciowo
determinuje stan, e z tych "pospolitych" pierwiastkw moe zapocztkowa
si ewolucja ycia (a dopiero pniej dochodzi do uzupeniana o lokalnie
potrzebne "mikroelementy"). w kocu ewolucja (dowolna) moe budowa (si)
tylko z tego, co ma pod rk ("na jeden kwant"), przecie ani z pustki, ani
z wirtualnych i potencjalnych stanw si nie uksztatuje. - dlatego wniosek,
e ycie (biologiczne) w dowolnym punkcie wszechwiata opiera si najpewniej
na pierwiastkach lecych w/na pierwszych trzech poziomach (jeeli chodzi o
zasadnicz budow biaek i komrek), jest wielce prawdopodobny. wyjciowo do
budowy uyte elementy musz by do siebie analogiczne (tak w przestrzeni
/jedna planeta/, tak w czasie) bo s z podobnego "momentu" ewolucji.
rwnie fakt, e w rozwaaniach o moliwych innych formach ewolucji bierze
si pod uwag krzem na przykad, ktry ley przecie tak blisko uywanych
obecnie przez ycie pierwiastkw (i ma podobne wasnoci), ju to w jakim
stopniu potwierdza tutaj wyraane przypuszczenia, e zachodzi funkcjonalna
(i yciowa) czno pomidzy elementami w ramach ukadu okresowego i e to
jest warunkiem do powstania ycia. nie chaotyczne oraz przypadkowo dobrane
elementy ukadu okresowego, ale powizane ze sob pierwiastki s w takim
procesie wane. pierwiastki te nale do pocztku zakresu, i nie mona tego
pomin ani bagatelizowa.
wniosek:
ycie powstaje wczenie - bo s elementy, z ktrych moe powsta.
powstaje wczenie - wic tym samym w wielu miejscach.
powstaje wczenie i z "prostych" skadnikw - wic powstaje atwo.
powstaje wczenie i atwo - wic jest zjawiskiem "banalnym" i pospolitym.
wic si "pleni" wszdzie.
151

- ilu i jakich pierwiastkw potrzeba, eby powstao ycie?


- ycie jako fakt we wszechwiecie konieczny?
na tak sformuowane pytanie mog odpowiedzie opierajc si na ustaleniach z
poprzednich stron i oczywicie z tego, tutejszego ycia, przecie to realnie
jedyny egzemplarz z tego zbioru (dlatego wzorcowy). i wydaje si, co wane,
e jest to na ten moment jedynie moliwy tok postpowania. a skoro tak, to w
tym przypadku sprawa jest prosta: potrzeba piciu pierwiastkw. pierwiastkw
nalecych do pierwszych trzech poziomw ukadu materii. czy na tej podstawie
mona wyprowadzi wniosek, e najpewniej taka sama ilo elementw tworzcych
proces lub (bardzo) podobna bdzie wystpowa w kadym innym przypadku
zaistnienia ewolucji ycia (co by pod pojciem ycia nie rozumie) w ramach
tutejszego wszechwiata? wydaje si, e odpowied pozytywna na takie pytanie
jest konieczna wanie z powodw, ktre ju pady. chodzi o czas tworzenia
si ycia i elementy, z ktrych moe powsta. to determinuje zbir skadnikw
i ich cechy. ycie, proces prowadzcy do ycia musi oprze si o to, co moe
wykorzysta, a to oznacza, e w kadym zaktku wszechwiata bd zblione do
siebie konstrukcje, logicznie moe powsta sporo, ale fizycznie tylko to, co
moe - powstanie tylko to, co wyznacza stan rodowiska. a to jest zbiene lub
wrcz identyczne dla rnych, nawet bardzo odlegych punktw. dlatego ewolucje
bd do siebie zblione (zbiene) tak budow - tak zasad powstawania tak
zasad dziaania. inne s wykluczone.
mona si zastanawia, dlaczego tylko pi pierwiastkw w tutejszym przypadku
zostao wykorzystanych, dlaczego wanie ta wielko? nie wynika ona z adnych
praktycznie liczb kwantowych. cho - kiedy j przedstawia w iloci kwantw
- uzyskuje bardzo logiczny cig kolejnych wielkoci w procesie powstawania
zbiorw (podwajania). faktycznie, trzeba to przyzna, sama "goa" i niczym
nie obudowana liczba, nie bardzo przystaje do innych wielkoci zasadniczych
kwantowo, jakby tu brakowao jeszcze co najmniej trzech pierwiastkw (czyli
do penych 8). ale to mona jako uzupeni. oto zagldam do innego, kolejnego
podrcznika, a tutaj, prosz, dodaj do skadu biaek jeszcze fosfor (w iloci
od 0 do 1 %). a fosfor to rwnie miejsce obok siarki, liczba atomowa 31.
jeeli tak, to - po pierwsze - mona wnosi, e i inne pierwiastki jako si
"znajd". a po drugie, co w tym rozumowaniu jest waniejsze, powstaje ciekawy
rozkad w przestrzennym rozmieszczeniu takich dla ycia istotnych elementw
ukadu okresowego. znajduj si na dwu rnych co prawda poziomach, ale le
dokadnie obok siebie, s do siebie dopenieniem i maj podobne waciwoci.
nie uczestniczy w tym zestawieniu jedynie krzem, o ktrym jednak wiadomo, e
moe by pierwiastkiem aktywnym i tworzy ukady podobne do ycia. w sumie i
cznie tworzy to zastanawiajc szecioelementow grup w caym ukadzie, w
ramach ktrej istnieje zjawisko ycia. plus wodr, jako stan wyjciowy.
kiedy zapisa, rozpisa to w liczbach masowych, uzyskam nastpujcy rozkad:
1 - 12 - 14 - 16 - 28 - 31 - 32. w sumie 7 pierwiastkw. a to ju "ustawia"
jako ewolucj, tyle powinno by w ramach procesu postrzeganego od wewntrz.
e nie ma krzemu? c, sze te jest odpowiedni liczb, nie jest "dziwn".
mona to podzieli na ewolucyjne i kwantowe liczby (2 + 4 np.), nawet atwiej
takie dziaanie przeprowadzi ni dla 7. mg si krzem, tak po prostu, "nie
zmieci" w tym zjawisku, zabrako dla niego przestrzeni i wolnego toru.
jest potencjalnie moliwym dla ycia pierwiastkiem, czyli moe wej w proces
(najpewniej zamiennie za fosfor lub siark /bardziej chyba za fosfor, bowiem
siarka to wielko 32, pena ewolucja/), ale tu go nie ma. w takim ujciu, w
tej liczbie szeciu pierwiastkw, jest bardzo prawdopodobnym faktem, e tak
to musi wyglda. na inne, wiksze rozbudowanie biaek nie byo miejsca ju
w ewolucji i skadnikw. co nie oznacza przecie, e w innych oraz lokalnie
sprzyjajcych okolicznociach nie moe wystpi inna konfiguracja, rwnie o
cechach ycia. - ale, przyznam szczerze, ja za tak inn konfiguracj jako
nie tskni, moje ciao i jego przypadoci mi wystarczaj (na dzi).
152

na pytanie, ilu potrzeba pierwiastkw, eby powstao ycie - mog obecnie


do pewnie odpowiedzie: 6. zgadza to mi si z zasad, zgadza z liczbami
kwantowymi, jest zgodne z zasad podwajania (5 bya zbyt "nieparzysta", a 7
zbyt wielka). jestem pewien, e ycie musi mie tyle elementw, tyle zuy
pierwiastkw.
na pytanie, jakich pierwiastkw, te odpowied jest prosta, i nie ma obawy
o pomyk: w limach ukadu nie ma innej takiej "strefy", w ktrej znajdoway
by si tak podobne waciwociami elementy. im dalej w ukad (na niszych
poziomach), tym mniej pierwiastkw zdolnych ycie zbudowa. nawet jeeli w
takiej analizie potencjalnie mona wprowadzi inne elementy i nawet jeeli
byyby jako moliwe do uycia, to zwyczajnie i tak po prostu ich brakuje w
procesie "na szerok skal", a o tak, ogromn skal tu chodzi. przecie z
pojedynczej komrki, ktra nawet gdyby moga zaistnie w rodowisku, nic si
dalszego nie "wykluje", bo jednostka sama ze sob nie spodzi potomka lub
nawet nie zdy, bo si rozpadnie czy rozbije o twarde otoczenie. musz by
zdarzenia masowe (i "masowe", cikie, liczne) eby w ramach takiego zbioru,
jako efekt zdarze i zderze, mogo co nowego, pod naciskiem, zbudowa si
i przekaza "sygna" dalej (np. genowy). nie wystarczy do zbudowania ycia
jeden i nawet najbardziej rozbudowany stan energetyczny to zawsze jest stan
"ladowy" w stosunku do zapotrzebowania.
po drugie, nie istniej na odpowiednio wczesnym zakresie oglnej ewolucji,
aby wystarczyo czasu na wprowadzenie ich do powstania stabilnej konstrukcji
- za krtko istniej, za mao ich dla ycia. co nie znaczy, e s dla ycia
na zawsze stracone. to warto podkreli: mona je wykorzysta do przemian.
ale jest warunek konieczny: rozum. czyli dziaanie ewolucji w oparciu o
reguy wypreparowane ze wiata. w takim przypadku kady element z ukadu
okresowego (a nawet taki, ktrego ju w nim nie ma lub nawet jeszcze nie
zaistnia), w takim dziaaniu kady element moe wspomc istnienie. ewolucja
sama z siebie pewnych granicznych stanw nie pokona, ale wsparta o logiczn,
konstrukcj moe je przebi. i ycie wzbogaci. wyra nadziej, e to nie
tylko mj plan na przyszo.
z ogldu "zaktka ycia" w ukadzie okresowym wynika, e moe by uytych 8
oglnie pierwiastkw. tylko e, w praktyce, do zastosowania jedynie nadaj
si nastpujce: wodr, tlen, azot, siarka, fosfor, krzem, wgiel - inne s
poza tak wyznaczon strefa "yciodajn". bo hel, cho znajduje si w zbiorze
tak zakrelonym, nie jest aktywny ewolucyjnie.
jakie to musz by pierwiastki?
z grupy powyej zaprezentowanej. odchyki, jeeli mog wystpowa, bd si
jedynie wyraay w rnych proporcjach, procentach obecnoci poszczeglnych
skadnikw (ale i tu nie moe by dowolnoci, kwantowanie wymusza wielkoci).
lub bdzie to zamiana jednych pierwiastkw na inne (najpewniej w ramach
trzeciego poziomu ukadu, czyli pomidzy siark, fosforem a krzemem).
z jakiej czci ukadu?
z dwu, trzech praktycznie pierwszych poziomw ewolucji. - to s pierwiastki
znajdujce si w "zaktku", ktry jest powizany ze sob logicznie (i by
moe naley do jednego cigu ewolucji. ale, mam takie podejrzenie, e raczej
do dwu linii; jeeli wszystko jest stanem dwoistym, take ewolucja ycia w
ramach jednej linii nie wystpi, to jest do mocny argument). jeeli wic
s to powizane stany, to znaczy, e nale do dwu rnych poziomw ewolucji
- ale "spotykaj" si dokadnie pod-nad sob i mog ze sob wymienia kwanty
energii na wielu poziomach. kiedy spotykaj si identyczne lub podobne sobie
"orbitale" - to umoliwia i bardzo uatwia wsplne ewoluowanie i tworzenie
ukadw caociowo funkcjonalnych. - i o to w tym wszystkim chodzi, reszta
jest tego skutkiem (bywa, e mylcym).
153

- ile z danego ukadu mona "wygospodarowa" ewolucji ycia?


- czy tylko jedn, czy wicej (jeeli - to ile)?
pytanie: w jakim okresie istnienia ukadu (wszechwiata) moe si realizowa
ycie - w kadym - na pocztku - w rodku - na kocu?
nie, to nie powtrzenie, a kadym razie nie wprost, pyta, ktre ju pady,
w tym momencie chciabym poszerzy odpowied o zasadniczy element w analizie:
o rodek, o stan wyrniony w kadym zdarzeniu (przecie kada ewolucja, kady
fakt zawiera w sobie rodek, maksymalny i wedug jakiego kryterium ustalony
punkt rodkowy). nie ma zaszczenienia, co bior do analizy, atom, komrk czy
swoje ycie lub ycie wszechwiata poniewa kady tak zdefiniowany fakt
jest zmian w toku, czyli posiada pocztek i koniec (zacz si i skoczy),
to jako stan konieczny w tym cigu wystpuje rodek. i nie dlatego w tak
rozbudowany stylistycznie sposb zapisuj ten oczywisty w kocu fakt, eby to
adnie wygldao, ale dlatego, e chodzi co prawda o banalny fakt, ale ktry
prowadzi do bardzo niebanalnego ustalenia: e "wszechwiat" rwnie musi by
w takiej formule, e rodkiem, definiowany. niby oczywisto, niby bana, ale
skutki fundamentalne. - dlaczego? ot skoro jest to jeden jedyny taki fakt
w dziejach (wszechwiata), to, po pierwsze, trzeba spyta, kiedy zachodzi, a
po drugie, czym si charakteryzuje? a po trzecie, jak ycie (i moje w ramach
tego procesu istnienie) odnosi si do rodka? - i jedynie moliwa odpowied
jest taka: wprost. ycie jest moliwe "w rodku".
bardzo wanym stanem w ewolucji pierwiastkw (oraz rozumienia tego procesu)
jest to, e musz one by w rodkowym etapie caoci ewolucji wszechwiata.
i nie bez przyczyny tak czsto to podkrelam. zasada rodka ewolucji, czyli
najdogodniejszego momentu do zbornej i skomplikowanej formy istnienia ycia
(czy innego bytu), wyznacza i warunkuje te maksymalnie sprzyjajce warunki
i tylko w tym "pasie". nie wczeniej, nie pniej. zasada rodka wyklucza (!)
powstanie cywilizacji (liczba mnoga) w bardzo rnym czasie. musz zaistnie
w plus/minus podobnym okresie (okoo rodka).
oczywicie z krzywej wynika, e mog to by wzgldem siebie nawet znaczco
przesunite zdarzenia, przecie rnica powstania o kilka, czy kilkadziesit
tysicy lat to dla cywilizacji wielko znaczca (acz generalnie to praktycznie
punkt) i moe to mie powane skutki (dla innych cywilizacji). niewielkie
w kocu odchylenie w powstaniu ycia (tym bardziej rozumu), to ju oznacza
rzeczywiste i ogromne fory dla takiej "czoowej" ewolucji, ma szans zagarn
wszystko. i takie zdarzenie jest teoretycznie moliwe. rodek wszechwiata,
cho "punktowy" z zasady, to zarazem stan fizycznie rozcignity w stosunku
do rodka logicznego (s rne poziomy zdarze), ale generalnie to nie moe
by w skali wszechwiata duy rozrzut. jeeli wic gdzie-tam kto spoglda
w gwiazdy oraz zastanawia si aktualnie nad filozofi kwantw, na pewno nie
powsta dawno temu, ani nie powstanie duo pniej. taki kto musi by wobec
mnie zdarzeniem wspbienym czasowo. plus-minus wspbienym. dlaczego? bo
z jednego ukadu (jednego rodzaju ukadu dla wszechwiata, wic z 8 ukadw,
z omiu linii ewolucji pierwiastkw), mona "wygospodarowa" jeden "zaktek
ycia". a to oznacza, e moe zachodzi zrnicowanie osobnicze, e mog si
tworzy odlege od siebie w konkretnych ksztatach elementy, ale zasadniczo
bdzie to bliskie sobie uformowanie. konieczno i zaleno od tego, jakie
konkretnie mog by zastosowane pierwiastki, wraz z ich lokalnymi odmianami,
"przesuniciami" w uyciu, to sprawia, e rnice, mimo wszystko, nie bd i
nie mog by due, a tym bardziej drastyczne. "pole manewru" w tworzeniu (si)
form ycia jest niewielkie. zamiana midzy sob dwu pierwiastkw moe powoa
lokalnie do istnienia co prawda inne formy, ale podstawy, zasadniczy "zrb"
musi by ten sam. a to prowadzi do wniosku, e ycie bdzie we wszechwiecie
do siebie podobne. jako zaliczalne do jednej rodziny. tylko, c, spotkania
rodzinne bd naleay do rzadkich bardzo rzadkich niezwykych zdarze.
skala wiata takim (i adnym) spotkaniom nie sprzyja. dobrze to czy le?
154

kosmologia 2.2.

155

- rodek ewolucji
- znaczenie rodka
- zasada rodka - geometria ukadu
rodek, pojcie rodka zjawisk odniesienia pooenia czowieka oraz rozumu
wzgldem jako zdefiniowanego rodka, tego pomin nie sposb w punkcie, w
ktrym takie zagadnienie jest analizowane. w przypadku omawiania rodkowej
lokalizacji w ramach nadrzdnej ewolucji (zmieniajcego si wszechwiata),
nie mog nie odnie si, nawet bardzo skrtowo, "do odwiecznego" i wanego
tematu, ktrym jest samoumieszczenie si rozumu w rodku wszelkich procesw.
oczywicie zagadnienie na rne sposoby w tym punkcie (i praktycznie kadym
innym tego tekstu) jest omawiane, jednak w tej chwili, na zasadzie wstpu,
musz powiedzie, e: nic, naprawd nic z historycznie wypracowanych uj,
ktre definioway pooenie czowieka w centrum wiata, nie jest bdem. tak
wanie jest. rozum (i czowiek, jako jego nosiciel) to rodek ewolucji - i
to przez mnie przebiega o rzeczywistoci.
owszem, fizyczne wywaszczanie, a czsto "przeganianie" rozumu "z wybranego"
miejsca miao i ma racj bytu, fizyczne pooenie wyglda na "peryferyjne",
polednie i mao znaczce i takim, w tej fizycznej optyce, jest. jednak
podejcie, e tu, w moim istnieniu, realizuje si rodek zdarze, to rwnie
jest prawda. fizycznie ten tutejszy punkt to stan identyczny do innych, a
przez to nieciekawy jednak logicznie to centrum, rodek, punkt zasadniczy
i wyrniony w procesie. jedyny taki punkt w czasie oraz przestrzeni. w obu
podejciach nie ma bdu, obie strony maj racj.
wicej, dopiero cznie maj racj! co logicznie rodkowego moe realizowa
si w procesach brzegowo i rodek fizyczny moe by brzegiem. ewolucja to
nie jest banalne i "proste" (prostackie) zjawisko, i trzeba wycign z tego
wnioski.
co to jest rodek ewolucji, dlaczego jest taki wany, czym si objawia dla
obserwatora oraz ewolucji jako takiej - czym si charakteryzuje? "rodek" to
pojcie logiczne czy fizyczne?
w stanie rodkowym, w ktrym przebiega linia dzielca zdarzenia na strony,
na obie czci procesu ewolucyjnego (do rodka i od rodka - bez cisego
definiowania w tej chwili, czym jest ten rodek) zjawiska przebiegaj w ten
sposb, e narastanie odlegoci pomidzy warstwami i elementami tworzcymi
proces nie jest "drastyczne" - nie przybiera wielkoci znacznych (oddalenie
midzy skadnikami jest optymalne lub bliskie tego stanu). a to ju skutkuje
najwaniejsz, z punktu widzenia skomplikowanej struktury cech: stabilnym
i dugo (w miar dugo) trwajcym zjawiskiem. - o ile wczesne i pne etapy
s dynamiczne (zabjczo dynamiczne) i s konieczne dla stanw pniejszych,
to rodek i okolice s swoist "stref ciszy" w huraganie, obszarem, rejonem
ustabilizowanego cinienia. dlatego to tak wany zakres. wczeniej mam brak
spokoju, pniej rwnie jest zamieszanie, zaistnie mona tylko i wycznie
w rodku. i nie ma w tym niczego nadzwyczajnego (tym bardziej mistycznego).
w zmiennym procesie ewolucyjnym, skutkiem reguy tego procesu, spokojny stan
rodka (no, w miar spokojny) po prostu musi wystpi. osobicie mi to nie
przeszkadza.
to z geometrii samego ukadu - to z charakterystyki energetycznego procesu
wynika ten szczeglny stan. to nie przypadek, e wanie rodek jest tak
wany, e ma takie znaczenie dla powstania wszelkich struktur, w tym ycia.
wczeniej nie tylko jest niedogodnie, ale zwyczajnie proces nie ma jak si
"zazbi", zoy w wiksze struktury. pocztek czy koniec to "zwichrowany",
z samej zasady zjawisk "niesymetryczny" okres i stan. i nic w tym dziwnego,
to sam proces wprowadza takie "zamieszanie", musi tak si zobrazowa. mwic
dokadnie, to geometria jest odpowiedzialna za tak realizujcy si proces
geometryczny ksztat sfery ewolucji w trakcie rozprzestrzeniania si. nic
innego, tylko banalna geometria.
156

eby pokaza, dlaczego tak jest, dlaczego rodek, punkt rodkowy zachodzcej
zmiany jest tak wany i posiada takie a nie inne wasnoci, may - ale jake
wymowny rysunek. schemat oczywicie, ale chodzi o zasad, a nie detale. bywa
niekiedy, e jeden skromy szkic zastpuje morze sw (a nawet ca filozofi),
w tym przypadku na pewno:

w rodku ewolucji, a dotyczy to caoci, czyli maksymalnego rozpadu i strony


drugiej, czenia (oraz kadej z czci) nastpuje stabilizacja warunkw.
w kadym razie przyrastanie odlegoci pomidzy elementami tworzcymi proces
nie jest tak szybkie, eby nie mogo doj do pocze. w zakresach przed lub
po rodkowym punkcie takich okolicznoci nie ma, jest "rozziew", kwanty, te
nawet blisko pooone, nie mog czy si symetrycznie. jest albo za gsto,
albo za luno oba skrajne stany wykluczaj stabilizacj.
rysunek obejmuje jedn stron, rozpad (strzaka kierunku), jednak zasada jest
analogiczna dla czenia. w obu moliwych kierunkach proces ma takie same, a
wynikajce z zakrzywienia ukadu problemy. raz dlatego, e jest to przebieg
ju "po drugiej stronie" toczcej si zmiany, czyli po miniciu osi symetrii
(jako "lustrzane odbicie") i wwczas, to konsekwencja "rozcigania" si (wic
geometrii wiata), pojawiaj si zbyt wielkie odlegoci midzy kwantami (to
dla rozpadu) - albo, to w linii czenia, s zbyt mae (kwanty s zbyt blisko
siebie, cinite). w efekcie musi wytworzy si (jeeli kwanty pocz si
pod naciskiem otoczenia) zdeformowana, kaleka, a na pewno niestabilna, wic
krtkotrwaa ewolucja. konstrukcja bdzie tymczasowa i zawsze niedogodna. i
tylko-jedynie-wycznie punkt rodkowy (i okolice), na rysunku oznaczony jako
"2", warunkuje, e (lustrzane) "odbicie" jest pooone "na przeciwko", czyli
dokadnie w odlegoci kwantowej. symetria w tym przypadku jest "idealna"
przynajmniej chwilowo.
kwant po przejciu linii rodkowej - po przejciu "na druga stron lustra",
"widzi" swoje odbicie, widzi, spotyka kwant o tej samej, takiej i tej samej
budowie. ale, co najwaniejsze (z uwagi na konsekwencje), oba kwanty s wobec
siebie pooone "na jeden kwant", spotykaj si w odlegoci ewolucyjnej. to
s inne kwanty, co trzeba podkreli, osobne wielkoci (oraz indywidualnoci)
energetyczne i ewolucyjne, z rn i bogat ju histori zmieniania si, ale
podobiestwo jest "pene" - a to umoliwia, jest warunkiem dalszego procesu,
czyli "zazbiania" si zjawisk. przecie "rnoci" si nie pocz, to musi
by inne, ale podobne (na kwant).
w punktach "1" i "3", zwracam uwag, takich dogodnych okolicznoci nie ma. to
narastanie (albo skracanie si ukadu w drugim kierunku) decyduje o tym, e
elementy "mijaj" si czasie-przestrzeni. to geometria fizycznego procesu (tu
rozszerzanie si lub skracanie) decyduje, wyznacza rodek zjawisk. - i tym
samym moment, w ktrym ukad "zezwala" na co tak "ekscentrycznego", jak byt
skomplikowany oraz stabilny jednoczenie, czyli ycie. a zwaszcza, to ju w
rodku rodka, na ycie rozumne. geometria wszechwiata jest pochodn procesu
kwantowego ale warunkuje zarazem jego zachodzenie. "rozmiar" ewolucji jest
pochodn kwantw, ale te pozwala jednoczenie na ich zaistnienie. z mojej
perspektywy jest to wane, i to szczeglnie. przecie gdyby nie zasadniczy w
zmianie punkt (przedzia), gdyby nie rodek...
157

- wszechwiat
- geometria a rodek
rozmiary wszechwiata, jego czasowa oraz przestrzenna rozpito jest takiej
miary, e przyrastanie odlegoci pomidzy kwantami nie jest nage, to musi
trwa. oczywicie, znw opisujc to z mojej perspektywy i osiganych z tego
powodu korzyci, nie mam nic przeciwko dochodzio do tego momentu dugo i
dugo bdzie odchodzio, w efekcie mog ten proces podziwia (nawet smakowa
w rny sposb). dlaczego? poniewa w przywoywanej tu skali nawet "wybuch"
nie dokonuje si momentalnie i natychmiast (o ile oczywicie co wybucha). i
dlatego, gdzie lokalnie, jako skutek tego "rozwleczonego" cigu zdarze, w
miejscu o stabilnym (okresowo) trwaniu, na jakiej "skrajnej" i "przecitnej"
planetce, w ciszy albo nie - moe zbudowa si obserwator. obserwator, ktry
bdzie mia okazj zobaczy "to wszystko" - zanalizowa - i, jeeli potrafi,
moe uj w opis literacki, matematyczny czy w system filozoficzny. moe, ale
nie musi. w tworzeniu systemw rwnie obowizuje zasada rodka: s dogodne
warunki, to "produkty" analiz zaistniej nie ma ich w cywilizacji, nie ma
filozofii.
kiedy przyjrze si rysunkowi dokadnie to okazuje si, e w trakcie ewolucji
narastanie odlegoci pomidzy elementami zachodzi nieustannie. narasta cay
czas rwnie odlego kwantowa - inaczej nie byoby samej ewolucji, przecie
ewolucja to zmiana. a poniewa zmiana jest (zmieniam si, ech) - to oznacza,
e wszelkie odlegoci faktycznie (i fizycznie) narastaj, e tworzy si tym
samym wolne miejsce do dalszego przebiegu ewolucji. a to dalej oznacza, e
obserwator "za chwil" ulegnie "rozerwaniu" przez geometri. skoro elementy
budujce osobnika obserwujcego wiat oddalaj si od siebie, nie ma rady zniknie prdzej czy pniej (a zawsze za szybko). oczywicie obserwator, ten
z imieniem i nazwiskiem, zniknie ju "za chwil", w ramach swojej mgnieniowej
i krtkotrwaej (wobec wiata), ale jednak rwnie "geometrycznej" ewolucji,
toczcej si na tej samej zasadzie. e wszechwiat w swojej "krtkotrwaej"
ewolucji "za moment" si rozpadnie? c, z mojej perspektywy to odlega, wic
mao wana chwila. istotne jednak jest to, e niezaleenie jaki wyrniam i
opisuj w rodowisku proces (czy cao rodowiska), jest to energetyczny i
skwantowany proces - i rozprzestrzeniajcy si. dlatego geometryczny. czyli
rozrywa si w trakcie zmian. ewolucja powstaje na skutek i jako skutek zmian
w geometrii ukadu i rwnie ginie na/w skutek zmian w geometrii. i nie ma od
tego wyjtkw (sama geometria te tak powstaje i ginie).
fizyka, fakt pochodny do geometrii, zapewnia, e ukad, ktry si powiksza,
traci wewntrzn spjno. a skutkuje tym, e odlegoci kwantowe "rozchodz"
si (w czasie i przestrzeni) - e ju, ju jest brzeg rozpadu i czas koczy
zabaw. - ej, obserwator, spiesz si, bo za dzie, za chwil nie bdzie...
ale oczywicie nie wypada mi narzeka na proces, skoro jestem jego efektem.
wicej, wielko wszechwiata, ten olbrzymi w stosunku do mnie i do kwantw
rozmiar sprawia, e kiedy "rozdyma" si, powstaje coraz wiksza przestrze
zajta dla ewolucji a to znw gwarantuje, e wewntrz ukadu nie ma miejsca
i chwili wolnej od zachodzcej zmiany (ewolucji). - mwic inaczej, wszystko
po horyzont i "wok" jest ewolucj i podlega uregulowanej zmianie. ale to po
kolejne oznacza, i to nie jest ju byle jaki i bez znaczenia wniosek, e "jak
zmysami sign", wszystko jest z tej samej bajki - i zrozumiae. a to fajna
sprawa, poniewa wiem, e "strefa bezpieczestwa" jest spora wobec mnie i
na chwil zadziwienia (i podziwiania) czasu mi wystarczy.
e to jednoczenie wytwarza i oznacza sytuacj, e w procesie nigdy nie byo
i nie ma momentu "zatrzymania", e cigle-i-cigle narastaj odlegoci, e
kwanty si oddalaj, e wszystko si rwie? prawda. - zaistniaem jako skutek
tej prawdy i znikn jako jej efekt.
boli, ale w innym wypadku nie mogoby bole. boli, bo jestem.
158

- wszechwiat
- czy to cao pola (energetycznego)?
kolejne ciekawe logicznie zagadnienie do omwienia. chodzi o wany fakt, e
fizyka ujmuje wszechwiat (i opisuje go) - jako jeden, peny i nieskoczony
ukad, ktrego nic nie otacza (a nawet rozmowa o "otoczeniu" jest bez sensu),
ale ktry jednoczenie jest w trakcie przemian i rozprzestrzeniania si. take
ja mwiem wielokrotnie, e wszechwiat (co dzi pojmuje si za wszechwiat)
znajduje si w polu kwantowym (co by pod to pojcie nie podkada), e jest
zbyt maym ukadem na samoistne istnienie, e posiada, jak kada ewolucja w
toku zachodzenia zakresy, e ma granic doln i gr. itd. nie poddawaem tego
pod wtpliwo, przyjmowaem, e tak jest (zgadzao si to rwnie z ujciami,
ktre do tej pory udao si wypracowa). wszystko do czasu. nadszed moment,
eby w obecnym cigu rozumowania zatrzyma si nad spraw i doprecyzowa.
chodzi o odpowied na pytanie: czy ukad (proces, zdarzenie, fakt) opisywany
pojciem "wszechwiat" jest (nie jest), moe (nie moe) by caym energetycznym
polem kwantowym? czy wystpuje "w przestrzeni" (znw pomin na t chwil, co
to jest i definicj) jako samodzielny, podlegajcy wszelkim zasadom ewolucji
ukad - czy jest t-tak przestrzeni? dalej: czy jest bytem jedynym, czy w
zbiorze? czy musi (nie musi) zachodzi wymiana energii na brzegach? itd.
odpowied na te pytania (oraz sprawa "wszechwiata") nie jest jednoznaczna.
dlaczego? w obecnie obowizujcym opisie (i rozumieniu) takiej ewolucji, ukad
ten jawi si i jest pojmowany jako byt samodzielny, a co wicej, nieskoczony
w zmianie, i wyjcie "poza" jest traktowane jako temat ju poza fizyczny, co
z pogranicza fantastyki, nawet zabawy logicznej. w tym ujciu wszechwiat to
byt "samowystarczalny" w ramach skwantowanego pola energii. bez definiowania,
co podkrelam, czy pole to wszechwiat, czy jednak jest wiksze i go otacza.
oraz, jako konsekwencja braku takiej analizy, czy pole kwantowe jest zasilane
z "zewntrz" i czy jest faktem jednostkowym. w obecnym ujciu wszechwiat jest
jeden i nie mona z niego, na gruncie fizycznego eksperymentu, wydosta si.
cho, ciekawostka, energia tworzca t struktur dy do nieskoczonoci i si
rozprasza "w gdzie" i w skoczonym "czasie".
i pojawiaj si problemy. np., pocztek - jaki by? jeeli wszechwiat jest
jeden w nieskoczonym "polu kwantowym" (podam za wzorami), to "cao" tej
energii musiaa si znajdowa w tym jednym ukadzie. - jak? gdzie? w "punkcie
osobliwym". - czyli? w stanie bardzo gstym-gorcym, a na pewno niezwyczajnym
w obserwowanym wszechwiecie. - i co si stao? wybucho. poniewa wszelkie
dane dowiadczalne podpowiadaj, e cao jest obecnie "w rozbieganiu", e
si rozszerza. a jak si rozbiega, musiao kiedy by "zgromadzone" w jednym
osobliwym miejscu. i o parametrach, ktrych za nic nie daje si tymi samymi
wzorami zdefiniowa. i kropka. i punkt osobliwy nauki.
oczywicie, wiem, fakt - masa, ciskana energia - wielka sia wytwarza gorc
i ciepot; skrajna temperatura - niestabilno wybuch cinienie ujemne
i dodatnie; ukad ma swoje lokalne niecigoci, "grawitacja kwantowa" szaleje
i geometria przestrzeni si zmienia, czas zakrzywia - itd. fizyka dostarcza
wielu podobnych a ciekawych uj - ale ja tutaj przecie analizuj pojcia,
fizyka wzorw (ciekawa, zgoda) nie moe mi by "zason". i nie chc podda
si dyktatowi podejcia, e to "inny wiat", inny i bardzo odlegy od mojego
istnienia zakres ewolucji. mwiem to wielokrotnie, to ten sam wiat, jedna
ewolucja i jedna zasada zmiany. nie ma znaczenia, czy analizowane pojcie
dotyczy ciskania grudki materii w postaci osoby mi bliskiej (co jest, fakt,
przyjemne) - czy takiej samej grudki materii, ale ju na granicy logicznej
fizycznego wiata. to ta sama materia, ten sam proces efekt ten sam (ten
sam w skali, odpowiednio). e to mona oraz trzeba opisywa rnymi wzorami?
prawda. tylko e to s wzory pochodne wzgldem siebie, nie ich zaprzeczenie.
poszerzenie obszaru postrzegania i analizy nie oznacza, e ten obszar jest
inny. kolejne wzory dopeniaj si i opisuj ten sam wiat. ten sam wiat.
159

jeeli co "ciskam" (poziom siy nie ma znaczenia), to zachodzi "uciszenie"


i "wygaszanie" drga, ruchu zmiany w ramach ukadu zanikaj. kiedy pojcie
ciskania poprowadz do granic, to maksymalna gsto takiego obiektu (jak
we wzorze), to rwnie maksymalne "uspokojenie". jedno wynika z drugiego.
maksymalny "docisk" to maksymalny bezruch w takim "ciele". kiedy kady fakt
(element) w ciskanym obiekcie "dotyka", wic bezprzerwowo styka si z innym
elementem, kiedy tego elementu ju nie mona odrni od lecego obok to
mam stan bezruchu. po prostu: nie ma co i jak si poruszy. ilo drga w
takim procesie, w stanie maksymalnym, "w jego rodku" (wewntrz "ciaa" tak
poddanego naciskowi), ilo drga jest zerowa, musi by zerowa. w logicznym
ujciu i maksymalnie, kiedy doprowadzam pojcie "ciskania" do granicy, ruch
w ukadzie poddanemu takiemu dziaaniu nie istnieje nie ma zmiany, nie ma
ruchu, nie ma ewolucji. logicznie mam zero procesu, fizycznie zapewne blisko
zera. - dynamika i zmiana (jakakolwiek) to co fundamentalnie sprzecznego z
pojciem maksymalne cinicie, zbiegnicie si energii "w punkt". - "zapa
maksymalna" "w siebie" oznacza maksymaln jednolito "ciaa osobliwego". tu
nie ma miejsca ani na ruch, ani procesy cieplne tym samym. adne ciepo,
"osobliwo" jest zimna.
jeeli cisnem tak, e ju nic wicej cisn nie mona - oznacza to, e
nie ma pomidzy elementami adnej "wolnej przestrzeni", pustka z takiego
ciaa "zostaa wycinita". i nic nie moe w takim ukadzie "drga", rusza
si, zmienia miejsce pobytu zachodzi brak jakichkolwiek moliwoci ruchu,
wykonania czegokolwiek. w takim stanie "kwant do kwantu przylega" zupenie
i absolutnie. jest jedno ciao. "zimne" ciao. osobliwe.
paradoks sytuacji polega na tym, e fizyka opisujc "wybuch" wszechwiata,
nadaje tej pocztkowej w dziejach chwili stan, e by to okres bardzo gsty
i bardzo gorcy - bd. poczenie takie jest bdem logicznym. albo "co"
jest gste i nie moe by gorce, albo "co" jest gorce, ale nie moe by
gste. przykadw na takie rozgraniczenie jest mnstwo, nie ma od tej zasady
adnego wyjtku. co gste, jest zimne, co gorce, jest lune oraz rozbite,
posiada coraz bardziej swobodn struktur. ochadzanie, oglnie, prowadzi
do powstawania ukadw coraz bardziej skomplikowanych. energia zbija si ze
sob, jej drgania wygasaj, nastpuje powstawanie, tworzenie si linii na
kocu prowadzcej do stanu osobliwego. wszystko podlega tej regule, od wody
banalnej, ktra ochadzajc si gstnieje i powstaje "ciao sztywne". nie ma
wyjtkw. - moe by gste i moe by "ciepe", dla mnie nawet bardzo-bardzo
gorce, zgoda, ale nie jako maksymalny stan w danym ukadzie, maksymalny
stan gstoci (pojty logicznie). czenie tych poj nie tylko jest bdem,
ale czne ich traktowanie prowadzi przede wszystkim do zego opisu procesu.
a to ma konsekwencje.
dlatego pojcia "bardzo gorcy oraz bardzo gsty" naley rozdzieli - i
nie tylko u pocztkw powstawania wszechwiata. przykadem na niepoprawno
czenia poj bardzo gstej i bardzo gorcej materii s "czarne dziury".
takie "co" nie mogoby istnie, gdyby byo gorce i gste jednoczenie. a
przecie "czarne dziury" to stan szalenie skupiony. takie ukady s wyranym
zaprzeczeniem ujcia, e energia w stanie osobliwym moe by gorca. dlatego
"pocztku" wszechwiata nie mona wyodrbni z oglnego, jednego procesu i
oglnych zasad. bowiem jeeli dokonuj takiego wyczenia, to w konsekwencji
mog udowodni wszystko. raz wprowadzony cud, czy jako niezwyky fizyczny
stan (czy tylko w niepeny sposb pojmowana "osobliwo"), to skutkuje duym
niezrozumieniem. i wraca mylow "obstrukcj". bo jak mam opisa brzeg, stan
maksymalny zjawiska, jeeli umieszczam go w zakresie "poza". mog granicy
nie siga, moe brakowa mi narzdzi do zbadania tego zakresu ale nie mam
prawa, nie wolno mi z tych powodw granicy traktowa jako stanu nie do
zbadania. bo narzdzia s, tylko trzeba ich poszuka.
160

pytanie fundamentalne w tych okolicznociach brzmi: skd wzia si pomyka w


widzeniu procesu pocztku?
obserwacja wydarze (teoretyczna i praktyczna /teleskopy/), to obserwacja, po
pierwsze, w ujciu historycznym widz to, co zaszo dawno temu i daleko od
mojego punktu obserwacyjnego. aktualno rejestracji, odbieranie "teraz" to
zakres ewolucyjnie tak wski, e obejmuje, zalenie od skali obserwatora oraz
przyjtego sposobu opisywania otoczenia, od pojedynczych sekund (czasami nawet
skadowych sekund) - do najwyej kilkudziesiciu lat (a po dodaniu pokole,
ledwo tysicy lat). wic zawsze fragment.
po drugie, rwnie wane, wszelkie obserwacje prowadzone s z miejsca-chwili
"tu i teraz". czyli kade ustalenie dotyczce wszechwiata, to postrzeganie
wsteczne, to ujmowanie, rejestrowanie stanw uprzednich i niejako "pod gr",
pod prd ich przebiegania (widz stan "kiedy", natomiast stan "dzi" obiektu
analizowanego dotrze do mnie za ile cykli). - po trzecie, bardzo wane w tym
rozumowaniu ograniczenie, pojawia si skutkiem tego "u pocztku" prowadzonych
tak obserwacji nieprzekraczalny punkt - waciwie "ciana" (paszczyzna), poza
ktr adnym sposobem nie mona si wychyli (sposobem badawczym, technicznym
czy zmysowo). dlaczego? przecie kada ewolucja posiada na/w swoim pocztku
"jednowymiarowy" stan kwantowy, paszczyzn kwantw logicznych tworzcych t
ewolucj. kada, podkrelam. nie ma znaczenia co i jak obserwuj i analizuj
zawsze w definiowaniu takiej ewolucji postrzegam na/w pocztku stan "paski"
i "jednowymiarowy", nie do przebicia. - a co znajduje si, co "istnieje" na
pocztku zdarze, ktre definiuje wewntrz tego procesu zawarty obserwator,
co mona dojrze w tym brzegowym i zawsze dla niego skrajnym stanie? punkt.
i tylko punkt.
z dzisiejszej perspektywy, czyli stanu ewolucji mocno ju "rozcignitej" w
przestrzeni, jest to nieomal "punkt". a wic wielko materii, ktra ledwo w
rodowisku jako jest rejestrowalna. nie ma znaczenia (przynajmniej na obecnym
etapie analizy) jak wielki to w praktycznym (fizycznym) sensie jest punkt, to
logicznie jest punkt. i tylko punkt. e to jest zarazem paszczyzna, to ju
interpretacja poszerzona, wychodzca poza dowiadczenie. ale to zawsze jest
stan nie do pokonania (przebicia) dla kogo, kto zawiera si w procesie tak
analizowanym. koniec, kropka, brzeg. dalej fizyk nie pjdzie "dalej" nie
ma fizyki.
i teraz zasadnicze w tej analizie matematyczne (i fizyczne) odniesienie: ten
stan, ten punkt posiada, wedug opisw pocztku wszechwiata, jakie wartoci
i ma parametry i nastpnie "wybucha". a wzory daj na to przyzwolenie, co
trzeba podkreli. tylko e, to rwnie fundamentalny aspekt sprawy, wzory to
"optyka" mocno nieostra - zdolno "rozdzielcza" takiego przyrzdu nie jest
szczeglnie wysoka. kiedy spoglda przez nie mao dowiadczony bywalec wiata,
czyli obserwator zawsze patrzcy "z wysoka", "zgrubny" i w czasoprzestrzeni
rozcignity, szczegw nie dostrzee. a te, ktre wyodrbni "z paskiego"
obrazu, zbiegn, zlej mu si w jedno. widzi sens i prawd procesu, jednak
nieostro, nie moe dojrze poziomw i podpoziomw zjawisk. dla niego w takiej
"optyce wzorw" (i nic im nie ujmujc) u/na pocztku wszechwiata wystpuje
nieskoczony punkt, ktry przesania wszystko. a poniewa "punkt" pojawia si
rwnie w ujciu praktycznym, w obserwacjach "przyrzdowych" (bowiem "wzrok"
dalej nie siga), tym bardziej si "gruntuje" i utwardza. - i osadza gboko
ciarem faktw w myleniu (i hipotezach).
i wniosek dla fizyka, w odniesieniu do obszaru jako dostpnego w badaniu,
przedstawia si jako oczywisto, konieczno a nawet jako logicznie pewny
(poprawny): "na pocztku" "to wszystko" byo w jednym "miejscu", w punkcie.
- skoro wszechwiat, energia we wszechwiecie si rozszerza, skoro nastpuje
oddalanie si kadego elementu wobec innych i zarazem ochadzanie energii, co
wida i czu (nie tylko w subtelnych pomiarach) skoro obserwowana w kadym
kierunku jednorodno wsptworzy ukad, tzn., e pocztkiem musia by punkt.
161

skutek? pojawia si zasadniczy, gboko deformujcy mylenie bd w opisie i


w pojmowaniu rzeczywistoci jako takiej - i czarnych dow w tym przypadku.
pojawia si fundamentalna niekonsekwencja. czyli utosamienie dwu stanw:
gstego i gorcego. z powodu? dlatego, e obserwacja uczestniczca, a inna
by przecie nie moe, si rzeczy (oraz fizycznych zdolnoci), nie potrafi
obj wydarze lecych poza tak interpretowanym "wybuchem" (rozkwantowaniem
maksymalnym, jeeli do tego opisu przyoy zasady kwantowania). - czy to na
pocztku wszechwiata, kiedy to podobno istnia stan maksymalnego zczenia
energii, czy na kocu, kiedy to podobno jest stan maksymalnego rozbiegnicia
si kwantw (w nieskoczono) - w adnym wypadku obserwacja (fizyczna) poza
te graniczne stany nie wyjdzie. wicej i wane: fizyka i obserwacja koczy
si przed granic, i to daleko przed tak logicznie i skrajnie wyznaczonymi
wartociami-stanami granicznymi ewolucji, trudno wszak bada co, co si w
ewolucji nie znajduje. logicznie banalna sprawa.
brzeg, punkt brzegowy to po prostu kres i obserwacji, i wydarze w tej czci
wszechwiata (dokadniej: w opisie tych wydarze). to jest rzeczywicie dla
tego ukadu "czas zero", pierwsze ile "minut" (czy "sekund", to niewane) w
jego ewolucji. czasu maksymalnego rozkwantowania adnym sposobem nie mona w
obserwacjach przekroczy. z punktu widzenia i opisu ukadu znajdujcego si
wewntrz, "dalej" rzeczywicie nie istnieje (bo i nie istnieje). dlaczego?
skoro nie ma czasu "przed" czasem zero, to jak mog opisywa co, co si
wydarzyo przed t chwil? nie mona. std "zlanie", poczenie si w opisie
tych stanw. oraz nadanie im charakteru "zbitego", gstego i gorcego, i to
jednoczenie. bo skoro wszystko musiao by w jednym pocztku, a przy tym
byo te bardzo gorce (bo inaczej nie byoby pocztku wydarze powstawania
materii), taki stan, ten stan musi by w tym ujciu maksymalnie gorcy. ale
i zarazem maksymalnie gsty. proste, banalne, oczywiste. i bdne.
nie ma mowy o tym, bym z takiej formy ujcia zdarze ewolucji kpi, ani mi
to w gowie. sam mam na koncie podobny wypadek. a jego rozwizanie, czyli
ustalenie, e ewolucja przebiega dwutorowo (rozpad i czenie), to w moim
dziaaniu bya waciwie pomyka we wnioskowaniu. musiao tak zaj, prdzej
czy pniej bym to poprawi, ale stao si. przez pomyk w opisie trafiem
na wniosek w kocu banalny i poprawny - ale oczywisty: do "chwili zero" (tu
pocztku wszechwiata) ewolucja musiaa po prostu zuy nieco "czasu". - po
prostu, wszechwiat musia si jako-gdzie-kiedy uformowa.
zrozumiae, nie jest to czas tutejszy, w sensie fizycznym nie ma adnego z
nim powizania, ale jest "tykaniem poprzedzajcym". w szerokim i logicznym
rozumieniu s te strony procesu sobie ewolucyjnie podobne (i lustrzane), ale
fizycznie s rozdzielne (podkrelam, dla fizyka). jednak przedzia zjawisk
poprzedzajcych musia wystpi, eby ten obszar mona poj. musi tak by,
bo inaczej tego opisa nie mona. "po tamtej" stronie, "pierwszej" w ramach
caego procesu i w stosunku do wyrnionego stanu teraniejszego, czyli po
stronie "prowadzcej" do stanu aktualnej fizyki (a dla fizyki "zdarzenia" w
formie gorcy-gsty), musi si "co" dzia. sama z siebie i cudownie energia
ani si nie rozpada ani nie czy.
"tamto", "tamta strona" jest oczywicie "poza czasem" - ale poza tym czasem,
tutejszym (ktry codziennie mnie postarza), ale to nie znaczy, e przebiega
(jako proces) "bezczasowo". to inny czas, ale niewtpliwie "jaki czas" i
rytm zjawiska. z mojej perspektywy go nie ma, to moe by "nieskoczono"
zdarze, ale to nie jest "od razu" (momentalnie) - i cudownie. najmniej to
moe by "nieskoczenie maa wielko", najwicej to moe by "nieskoczenie
wielka wielko". ale to nie jest nic! - mwic inaczej, przez jaki "okres"
musiaa si energia gromadzi, eby "po tej stronie" miao co i jak si
rozkwantowywa (a dla fizykw "wybucha"). a jak gromadzi si "w punkcie" to "wychadza". a jak wychadza to przechodzi w "osobliwo". a jak
osobliwo to jestemy w domu.
162

"tamtej strony" wydarze, poprzedzajcych procesy aktualne, w ujciu fizykw


(a i w moim przez pewien dugi okres, niestety) tego faktu nie ma. fizyczny
obraz "startuje" z punktu i wybucha. mam nage, czasami "inflacyjne" (kiedy
niezbyt dokadnie obserwuje si wiat i wzory) tworzenie si zdarze ale
procesw, ktre "poprzedzay" ten cig ewolucyjny, ich nie ma. a nawet, to
ci ambaras, pyta o nie trudno (czasami nie wolno, a w towarzystwie fizykw
na pewno gupio). tylko e, kiedy do analizy tego zakresu wprowadzi logik,
"to wczeniejsze" musi zaj. eby "pniejsze" miao okazj podyskutowa o
problemie. kreacja z niczego, czy tylko z wirtualnego stanu pola, to dobre
dla osobnikw maej wiary i przytwierdzonych (na amen) do tego skrawka bytu,
po ktrym codziennie chodz. natomiast dla odwanych nios wzory wiadomo
wan a dobr: jest nieskoczono. i warto z tej informacji i podpowiedzi
skorzysta.
jak fizyk relacjonuje pocztek? - oto z bardzo gstego stanu energii, stanu
osobliwego, w jednym wydarzeniu nastpuje "wybuch", co si dzieje (cud?). i
tworzy si stan bardzo gorcej materii, a raczej energii w stanie niezwykle
gorcym. w takim ujciu i z wewntrznej perspektywy opisu, czyli "w jednej
chwili" i "przed" wyrnionym punktem, wszystko byo maksymalnie "bardzo
gste", a ju "chwil po" jest wydarzeniem rozpraszajcym si "do siebie",
"do rodka" i w przestrzeni - jest "wybuchem" o niebywaej, skrajnej postaci.
i oczywicie w tych okolicznociach bardzo gorce, taki stan musi by bardzo
gorcy. - tu nieskoczona "cisza" fizycznego pocztku i brak zdarze (i to
jakichkolwiek), a tu "haas" na skal kosmiczn i pocztek istnienia zegarw
do odliczania pokole. nic, tylko rce skada (do oklaskw lub modlitwy) i
umys ucisza (pod wraeniem mocy).
e nie dostrzega si tej niekonsekwencji, e nie ma powanych pyta o stan
"przed", e odcina si nadmiarowo pogldw dla tego momentu ju nie tylko
brzytw, ale drwin to trudno zaakceptowa. przecie jeeli w tym miejscu,
na granicy, nie wprowadz "dalszego" (co by pod tym nie rozumie), to stanu
granicy i zakresu wewntrznego nie opisz. jeeli tego nie czyni, pozostaje
tylko wprowadzi cud, nie ma wyjcia. - mog to ujmowa jako przepywanie
energii midzy punktami w nieskoczonoci, to moe by "rozdymanie" si "tu
i teraz" przestrzeni i czasu mog mwi o "wielowiecie" i wzajemnych na
siebie dziaaniach takich "tworw" - ale-ale nie moe by "start z niczego",
nawet jeeli tym niczym ma by "faszywa prnia". tym bardziej nie moe to
by "zero czasu" "przed" tym wiatem. bo co musiao oraz jako musiao si
tak dzia, e energia, ktra tworzy wszechwiat (i mnie przy okazji) zbiega
si i na kocu "wybucha". jeeli przyjmuj, e trwaa w stanie mocno, mocno
- maksymalnie zbiegym "od nieskoczonoci", to znw mam cud i pytania o jego
umiejscowienie (pierwsz przyczyn, np. fizyczn).
bez strony dopeniajcej do stanu aktualnego (czyli wczeniejszej) nigdy nie
mona z tego dylematu wyj. nie mona.
skoro fizyka szacuje czas potrzebny na ochadzanie si wszechwiata do stanu
obecnego w skali miliardw lat, a dalsze jego ochadzanie wylicza na kolejne
miliardy (nawet setki miliardw) - to przecie nie wystarczy "sekunda", eby
do zaponu i duego gorca doszo w stanie pocztkowym materialnego ukadu
wszechwiata. zwaszcza, e materia bya maksymalnie gsta. przecie, do stu
tysicy kwantw, "kiedy" to si musiao zacz "rozgrzewa" i narasta w
tym rozgrzewaniu. proces dochodzenia "do szczytowania" "ile" "sekund" musi
zajmowa! - to mona nazwa "sekund", momentem, nieskoczonoci - ale
tylko z tego, teraniejszego czasu, z obecnego punktu obserwacji. dla mnie
to jest wydarzenie lece poza czasem, nie mam z nim niczego wsplnego, to
nie jest mj czas - ale przecie te wydarzenia take musiay zajmowa jakie
"sekundy i lata". zajmowa czas oraz przestrze. nastpoway w kolejnych
krokach kwantowych. byy zjawiskiem majcym swoje rytmy (kwantowe) - swoje
tempo i "gdzie" si "dziay". itd.
163

wniosek? wniosek jest jednoznaczny: nie mona utosamia tych dwu okresw i
stapia w jedno. nie mona "okresu do" "zbiegnicia" si energii "w punkt",
po pierwsze, odrzuca (negowa), przecie to logiczna konieczno "co" musi
si gromadzi, eby mogo "wybuchn" (nawet jeeli sam termin jest w sposb
niewaciwy uywany, realnie nic nie "wybucha"). a po drugie nie mona, nie
powinno si, wanie z logicznych powodw, czy tych stron w jeden przebieg
fizycznego zdarzenia, stapia w jedno. e tak to "wida"? prawda, dlatego
tak usilnie staram si podkreli fakt bdnej interpretacji wzorw i stanw
postrzeganych na/w niebie to nie jest bd obserwacji, ale bd analizowania
i wnioskowania. wida rzeczywicie wszystko, eksperymenty przeprowadzone s
poprawnie, przyrzdy speniaj swoj role tylko, drobnostka, interpretacja
pozyskanych ze wiata danych jest bdna. po prostu "zsumowana". mwic nieco
inaczej, ale bez artu (do sprawy kiedy wrc), brak w opisie, we wnioskach
"przecinkw i kropek" (i innej interpunkcji). a kiedy brak znakw na drodze,
to poruszanie si po/w niej jest utrudnione lub niemoliwe.
co wicej, nie mona twierdzi, e "strona" "przed" "wybuchem" nie istniaa.
owszem, i to nawet jest oczywiste w fizycznej interpretacji, tak zarysowanego
dwustronnego procesu nie mona wypracowa pozostajc wewntrz zmiany, s one
logicznym dopenieniem i produktem analizy poj, ale strony poprzedzajcej
"wybuch" wszechwiata rzeczywicie w ramach tego wszechwiata pomierzy lub
dojrze fizycznie nie mona (co by za ten "wybuch" nie uznawa). to jest stan
nieobecny w takim eksperymencie - i to na zawsze, i z samej zasady procesw
ewolucyjnych. nie sign dalej, jak brzeg mojego istnienia.
ale, postulowana tutaj "pierwsza strona" zdarze w formule "wszechwiata", a
postulowana jako logicznie niezbdny (po prostu konieczny!) etap w toczcej
si zmianie - eby obecna, czyli druga, a dla mnie pierwsza i jedyna strona,
moga si realizowa. taka strona, powtarzam, musi (za)istnie, ebym mia
okazj "tutejsze" zjawiska opisa. mwic inaczej, co si musiao dzia (i
jako, i gdzie), eby postrzegane fakty miay szans si zrealizowa. nie ma
obecnie znaczenia, co "to-jak-gdzie" jest, istotne jest to, e musi by dodane
do "teraniejszoci", eby t aktualno uzasadni. - przecie nie ma w adnej
ewolucji zdarzenia dziejcego si tylko po jednej stronie i jednostkowego. i
wicej, nie ma ewolucji, ktra miaaby tylko jedn stron, zawsze i wszdzie
jest dwustronno (symetryczno!) dwudzielno procesu. i zawsze ustalam w
zmianie pocztek, rodek, koniec. zawsze.
z tego mona - trzeba musz by wycignite wnioski. "wszechwiat" (to, co
na dzi jest w opisach "wszechwiatem"), nie jest jeden i nie jest procesem
tylko "po jednej stronie" ("wybuchu") - to ewolucja. a jak ewolucja, to zawsze
dwustronna. dlatego strony (i to dwie strony) tego wydarzenia s potrzebne,
eby mona taki "obiekt" opisa, eby mg zaistnie (w zbornej analizie oraz
fizycznie). po prostu - te strony s do siebie komplementarne, dopeniaj si
i s konieczne. bez "drugiej strony" zmiana to cud, nie ma innego na takim
(jednostronnym) poziomie tumaczenia uzasadnienia dla obserwowanych faktw
(wszech)wiat bez dopenienia stanem-stron "przed" jest kaleki z zasady. ale
postrzeganie ewolucji, dowolnej zmiany, jest jednoznaczne i nastpcze w tym,
tu proponowanym ujciu. nie ma przeskokw, cudownych zaistnie, "wybuchw" z
niczego. - "wczeniejsze" zdarzenie warunkuje "pniejsze". zawsze. nawet w
przypadku wszechwiata, tak ogromnego "zdarzenia" i dla zawartego kad swoj
czstk w takim procesie obserwatora. - e nigdy nie mona wyj badaniami
poza prg (logiczny) "czasu zerowego" (lokalnego czasu zerowego), to jeszcze
nie oznacza, e jego nie byo. to rwnie nie oznacza, e nie mona takiego
"pomiaru" dokona logicznie. - to jednoczenie nie oznacza, e umys ma na/w
tej granicznej wielkoci kapitulowa i, eby to!, oddawa "dalsze-poza" na
pastw rnych hochsztaplerw z "wizjami". nie wolno zakresu nieskoczonoci
i wiecznoci pozostawia poza Fizyk. kiedy tak si czyni, budz si demony.
wicej wiata (i mylenia).
164

- wszechwiat
- wiek wszechwiata
na tym tle warto przez chwil zastanowi si nad zagadnieniem, ile lat ma
wszechwiat? wyliczenia obecne oscyluj pomidzy 10 - 20 miliardw lat, z
najczciej rodkowym jego zakresem, czyli 14 - 16 (konkret "na dzi" to
13,7). co oczywiste, nie jest to wiek wszechwiata w jego obu przebiegach
kwantowych, nie jest to ujcie w latach dla procesu obu stron no bo skoro
"tamtej" strony nie byo...
fizyk, ktry by si jednak odway i sprbowa oszacowa rozpito zjawisk
prowadzcych do zaistnienia wszechwiata, czyli sprbowa opisa "w czasie"
procesy "strony pierwszej", poprzedzajcej obecn, staje rzeczywicie przed
trudnym zadaniem. musi wprowadzi albo jednostki z tutejszego zakresu, albo
jaki zewntrzny, "absolutny" rytm. w obu przypadkach jest to zadanie mao
sensowne. dlaczego? poniewa tutejszy czas jest wanie std i teraz, wic
przenoszenie go na zakres "poza" jest moliwe tylko na zasadzie umownoci i
analogii, ale nie ma solidnych podstaw do takiego dziaania. a jednoczenie
nie ma fizyk adnych moliwoci, eby wyznaczy rytm procesw wikszych od
wszechwiata, poniewa w jego badaniu nie ma adnych takich rytmw. procesy
fizyczne, ktre analizuje, maj swoje tempo zmian - ale s z tego wiata, i
trudno, nie ma podstaw do ich rozcignicia na "wszystko".
kopot i dylemat a przecie chc wiedzie, mam zamiar, na przekr granicom
(oraz kpinom) "zwymiarowa" ten zakres w sposb mi dostpny i zrozumiay.
czy nie mam adnych szans? czy nie ma moliwoci, eby wyj poza fizycznie
realny stan i uj to, co si wydarzyo przed pocztkowymi "sekundami", czy
nie mog przeduy liczenia o kolejne, praktycznie nieskoczone odcinki?
czy "na zawsze" jestem winiem chwili tutejszej?
mog to zrobi, nie jestem na straconej pozycji. ale wyjcie z tego dylematu
jest wycznie przez opis wiata jako procesu kwantowego. tu nie ma innej
drogi. "zobaczy", co jest poza granic (i poza "teraz"), mona wycznie
krokami kwantowymi. fizycznie "muru" koca wiata nie pokonam, logicznie to
jest do przeprowadzenia. a poniewa zyski z takiego dziaania s ogromne,
warto je podj.
co przyj za punkt wyjcia w takiej analizie, do czego si odwoywa? mj
zbir danych, ktrym tylko i wycznie dysponuj, to wiedza o tym zakresie
ewolucji, to wielkoci, liczby i parametry ustalone dla "tu i teraz". wic
czy mog, czy mam prawo na ich podstawie co wyrokowa o zakresie lecym
"poza" dostpnym mi wiatem? a jeeli mog, to na jakiej zasadzie - jak to
przeprowadzi, co bdzie fundamentem?
co bdzie fundamentem analizy? ten wiat oraz jego cechy. - to, e nie mam
niczego wicej nie oznacza, e co wicej jest w tej analizie potrzebne wrcz przeciwnie. ten wiat, dla mnie cao, to jest wszystko, co mog mie
w poznaniu, ale to jest zarazem "to wszystko", ktre potrzebuj do poznania.
nic wicej nie jest konieczne baz, fundamentem jest ten wiat, ale to ju
wystarczy, eby opisa wszech-wiat (Kosmos). dlaczego? poniewa mam zasad,
z zakresu mi dostpnego wywiedzion, e kady postrzegany element otoczenia
(rzeczywistoci) jest faktem powstajcym wedug jednej reguy oraz w jednym
"wiecie", e nie ma odstpstw w adnym punkcie. mam jedno procesw na
kadym kroku zawsze-wszdzie. czy mam prawo przenie tutejsze rytmy "na
wszystkie"? mam prawo i musz tak zrobi. kady element tutejszej (i kadej)
ewolucji jest pochodn reguy, rwnie "wszechwiat". a skoro "wszechwiat"
jest ewolucj powstaje logicznie. i ta logika jest tosama z tutejsz, bo
inaczej by tego wiata nie byo. eby istnia ten wiat, musi by zgodny z
tym, co "istnieje" w nieskoczonoci. dlatego znajc stan tutejszy, mog
opisa kady. kady w bezkresie.
165

mam fundament analizy i punkt oparcia. i jest to solidny grunt to opoka


rozumowania. dlatego ustalenie w oparciu o taki fundament, e czas przebiegu
jednej strony ewolucji, jak i drugiej, musz by do siebie zblione (jeeli
nie jednakowe) - to jest dziaanie proste, oczywiste, a na pewno konieczne.
dlaczego? bo skoro ewolucja to stan ze rodkiem i symetryczny proces, to
pomijajc nawet lokalne oraz czasowe w takim procesie rne geometryczne
uksztatowanie, to strony tej ewolucji musz by wglem siebie w proporcji.
skoro "teraz" jest pochodn "przed", to wielko (czasowa, przestrzenna)
"przed" musi by stanem symetrycznym, a najmniej podobnym do "teraz", tego
co wyrniam za "teraz" w oparciu o swoje moliwoci (zawsze chwilowe). nie
ma innego wytumaczenia. - jeeli procesy "przed" (strona pierwsza) bd w
mojej analizie miay inny, daleko inny "rozmiar" od mojego stanu aktualnego
symetrii nie bdzie, nie zostanie tym samym speniony wany, fundamentalny
warunek rozumowania. strony procesu musz by sobie podobne, bo inaczej nie
ma ewolucji. - std oczywisty wniosek, e tutejsza skala czasu jest, musi by
symetryczna do tej "sprzed" teraniejszoci e procesy kwantowe "tykaj"
niezalenie od formy, miejsca, stanu ewolucji, e tykaj zawsze i wszdzie
tak samo. i e mog, oczywicie na zasadzie analogii i dla wygody wasnego
rozumowania, tutejsze wartoci skali czasu i przestrzeni przenie na inne
zakresy wszelakie zakresy. to nie jest opis w ujciu "czasu absolutnego",
czego takiego nie ma to jest zobrazowa "zdarze", ktre "zachodz" przez
nieskoczono i wieczno, ale swojego czasu i przestrzeni nie posiadaj.
owszem, jest jedno zasady tworzenia, ale jest to ju Fizyka czyli stan
nadrzdny fizyki.
wyjcie "poza" jest to zabieg czysto logiczny, ale usprawiedliwiony. wicej:
konieczny.
z prostego wyliczania zdarze kwantowych wynika, e obie strony maj tyle
samo i takich samych wydarze. przebiegaj co prawda w rnej przestrzeni
(w jej rnej zajtoci), ale arytmetycznie jest to taka sama, musi by taka
sama ilo elementw (czy zjawisk). - skoro s to dwie strony tego samego
zjawiska, ze rodkiem jako "doskonaa" o symetrii, to ich "stronne" zakresy
(wielkoci) musz by identyczne, a co najmniej "prawie identyczne". rodek
jest tu osi symetrii oraz "punktem lustrzanego odbicia", a strony musz by
rozmieszczone symetrycznie wzgldem niego. owszem, kierunek zachodzenia tych
procesw jest rny (symetrycznie przeciwny), ale biegnie w kadej chwili i
po kadej stronie wedug jednej zasady kwantowej (i do przodu). jest w swoich
skutkach przeciwny, ale efekt kocowy taki sam: kwanty, zawsze kwanty.
przy czym, co warto podkreli, w tym wypadku rodek procesu nie jest tym
samym rodkiem, ktry przypisuj tworzeniu si ycia oraz rozumu. rodek z
formami ywymi zawiera si w rodku strony, tu opisanej jako "druga". - w
analizie wszechwiata wystpuje wiele punktw rodkowych, rodek yciodajny
to stan pny w stosunku do rodka ewolucji generalnej.
banalna obserwacja "z tego wiata", e do momentu zaistnienia maksymalnego
rozprzestrzenienia si energii potrzeba czasu - jak rwnie do zapadania si
energii (czenia) potrzeba go w skali podobnej, to ma przeniesienie ju na
wszelkie procesy i do "kadego wiata". nie ma wydarze nagych. ewolucja
narasta, rozrasta si, zajmuje coraz wiksze tereny potrca otoczenie i
si "rozpycha" kwantowymi krokami. od tego ujcia ju tylko "rzut kwantem",
eby opisa wydarzenia po "tamtej stronie", czyli poprzedzajce obecny wiat
(wszechwiat) oraz znajdujce si dla mnie w "zakresie ciemnym" ewolucji.
kwantowanie, jako proces w czasie i przestrzeni, pozwala mi zwymiarowa (w
latach, czy podobnie) ten stan dopeniajcy a konieczny, do mnie poprzedni.
w efekcie taki czny, uzupeniajcy si "stronnie" obraz wszechwiata uzyska
nie samodzieln posta, ale dwudzieln i pen. przez takie dokonanie wiat
przestaje by wydarzeniem o jednym i nagym pocztku, ktry diabli wiedz
do czego "przymocowa". cud jest zbdny.
166

- wszechwiat
- etapy procesu
w historii wszechwiata s wic trzy graniczne stany: maksymalnie gsty i
maksymalnie zimny - maksymalnie gorcy i maksymalnie rozkwantowany oraz
maksymalnie gsty i maksymalnie zimny.
stan rodkowy, czyli maksymalnie rozkwantowany, to przedzia najwikszego
zajcia przestrzeni przez ukad (analogicznie przez kad ewolucj). i nie
ma w tym schemacie wydarze kwantowych miejsca dla jednoczesnego zaistnienia
(wystpowania) obu takich stanw w wersji maksymalnej. - albo gsty, albo
gorcy.
co obserwuj astronomowie na niebie? oddalanie si od siebie elementw oraz
"lady" w postaci "promieniowania pocztkowego", czyli mae w przestrzeni
zdarzenia, ktre maj odzwierciedla w sobie "pami" tamtych wstpnych, ju
dawnych zjawisk. a wic w tym ujciu proces toczy si obecnie "do" rozpadu
maksymalnego, do stanu rozkwantowania.
powstaje jednak pytanie: dlaczego w ogle wida jaki may obiekt z chwili
pocztku? dlaczego nie wida wydarze w ich maksymalnym rozproszeniu (tak
"promienist drobnic"), ktra znajduje si na brzegu? e jeszcze nie czas
na koniec? ale to znw nie tumaczy, dlaczego nie wida wycznie tylko tej
strony ewolucji w ramach ukadu okresowego pierwiastkw - dlaczego w zmianie,
ktra symbolizuje stan aktualny wszechwiata, wida oprcz rozpadu (linii
wybuchu) rwnie stron, lini czenia energii (bo wida)? - w ewolucji
materii, zdefiniowanej w postaci ukadu pierwiastkw, realizuj si przecie
rne kierunki procesw, i czenia, i rozpadu. jeeli jest to linia zdarze
w postaci "rozpadu"-wybuchu energii, czyli aktualnie "druga strona" ewolucji
si realizuje, jak chce dominujcy pogld, to dlaczego we wszechwiecie mam
lokalnie i z konsekwencjami, stan czenia si elementw? skoro wybuch - to
wybuch, powinno si wszystko rozpada. skala zjawiska nie tumaczy w peni
tej niezgodnoci. nie tumaczy jej rwnie dostatecznie fakt wynikajcy z
generalnych zasad ewolucyjnych, e wszystko jest zawsze stanem zmieszanym i
dwukierunkowym stanem rozpadu-czenia energii. to ustalenie fundamentalne
i opisuje obserwowane fakty, ale dlatego niepokoi logiczna rozbieno w
ustalaniu procesu.
to, co dociera do obserwatora, jako skutek rozpadu wielkiej oraz gstej "z
pocztku" "tutejszego czasu" struktury (czyli "od wybuchu", zakadajc, e
wybuch by), to wyglda jak przebieg procesw zachodzcych po stronie "do"
maksymalnego rozpadu (wszechwiat si rozszerza, a nie kurczy), czyli musz
to przypisa do linii rozpadu energii wywodzcej si z pocztkowego stanu
osobliwego. ale przecie "dzi" si dziejcy proces zawiera w sobie rwnie
czenie energii - czy to oznacza, e "jednoczenie" wystpuje w zjawisku
kolejny ju etap ewolucji, czyli "zapa" - czy te linia "wybuchu" jest le
umiejscowiona (jestem w innej ju czci procesu, a tylko przez obserwacje
"wprowadzony" w bd i umieszczam siebie po stronie rozpadu)? "moja" strona
wszechwiata zacza si tworzy i liczy od "przejcia" procesu ze stanu
maksymalnego poczenia (zimny-gsty) - w etap podajcy "do" maksymalnego
rozpadu. "tamtej" strony nie widz i widzie nie mog, jest poza procesem cho go warunkuje. czy wic linia "czenia" energii jest wewntrznym wobec
linii wybuchu procesem, wewntrznym i lokalnym? czy czenie jest stanem "z
poprzedniego" etapu, a wida go "przez zasiedzenie" (jako resztki "tamtej
strony") - czy te jest to ju moe nowa linia zjawisk, ktre oznaczaj stan
"do" maksymalnego poczenia idcy (trzeci etap w oglnym procesie, ale ju
si "obok" realizujcy).
pytanie: czym jest moja "teraniejszo"? jedn stron, dwiema - czy moe
mieszanin wielu? mieszanin wielu linii oraz procesw, ktre razem dopiero
tworz rzeczywisto (mieszanin "czasw" i ewolucji). czym jestem gdzie
jestem - kim jestem?
167

stan rodkowy w tak zakrelonym procesie (zbiegnicie-rozpad-zbiegnicie),


to wanie chwila obecna. czyli okres idcy do maksymalnego rozpadu. to jest
druga strona zjawiska, "trzecia" dopiero bdzie. - a przynajmniej tak by to
wygldao. obserwowane promieniowanie ta w tym cigu zjawisk to pozostao
"prowadzca" do tego maksymalnego "wybuchu" (bo on si jeszcze nie dokona,
to proces w toku, co si po ktach rozpada). w takim zobrazowaniu procesu
to, co byo kiedy (pocztek), w miar trwania ewolucji, niejako "dopdza"
wydarzenia. tylko e nie "dopdza" "od tyu", ale "od przodu". to, co jest
wydarzeniem dla mnie miliardy lat wczeniej zaistniaym, jest zjawiskiem w
historii lecym przede mn. to si ju zdarzyo, ale w przestrzeni jest dla
mnie "z przodu", ja ze swoim istnieniem do tego faktu dopiero dotr za jaki
czas. to jest zdarzenie bdce przede mn w czasoprzestrzeni, wic dopiero
do rozpoznania. i dlatego historia wiata jest dla mnie przyszoci.
zwracam na to uwag: historia wiata jest przede mn. - to nie paradoks, to
opis mojego postrzegania otoczenia. do moich zmysw dociera zawsze to, co
ju si wydarzyo, zawsze obserwuj histori i fakty zaistniae, nigdy nie
dowiadczam stanu aktualnego. nawet sam siebie postrzegam jako stan "po" jako stan historyczny. procesy z mojego ciaa docieraj do mojej wiadomej
rejestracji z opnieniem, maym, pomijalnym w tej analizie, ale logicznie
z opnieniem. kiedy obserwuj inne ewolucje z otoczenia, dystans czasu oraz
przestrzeni ronie, a do wielkoci skrajnych. to, co odbieram, jest zawsze
przeszoci, ktra jest dla mnie przyszoci. - std fakt promieniowania
pocztkowego, ktre zaistniao kiedy-tam, jest dla mnie faktem nadchodzcym
ze strony przyszoci, mierz go, mog przystpi do jego pomiaru dopiero za
jaki czas (musz si do tego zawsze przygotowa).
inaczej. to, co rejestruj w postaci pocztku - owego pocztkowego rozpadu
materii, moe do mnie dotrze z tej przyczyny, e ley przed zaistnieniem
maksymalnego rozpadu, e ten rozpad bdzie pniejszy w dziejach. ewolucja
znajduje si w obrbie granic tak wyznaczonych, jednak proces jeszcze nie
dotar do maksymalnej wielkoci. zdarzenie trwa, energia si rozpada, a ja
poznaj tego skutki wewntrznie. stanu maksymalnego rozpadu przecie w aden
sposb nie zarejestruj - on nastpi, tylko e adnego obserwatora ju nie
bdzie. wpierw dociera do mnie fala energii w postaci rodka, a brzeg ukadu
jeszcze daleko w przyszoci. czyli wynik ewolucji rozpadu (ktrym jestem)
odbieram wczeniej od tego, co byo przyczyn, wic brzegiem maksymalnym i
kresem. zdya si uformowa materia, pojawiem si jako byt i obserwator,
a dopiero za jaki czas dociera do mnie informacja o pocztku, dociera do
tego punktu w przestrzeni i czasie, w ktrym istniej. - wicej, skutkiem
skoczonego tempa rozchodzenia si zjawisk, skutkiem tego, e pierw poznaj
"wntrze" procesu, a pniej jego brzeg to dlatego informacja o pocztku,
z tego "pierwszego" etapu (do maksymalnego poczenia) moe do mnie dociera.
jak i informacja, co prawda drobna i lokalna, z okresu "trzeciego", czyli
ponownego "gromadzenia si". co byo, ale dla mnie dopiero zaistnieje - co
dla mnie bdzie, ale to ju historia we wszechwiecie i dotrze do mnie "za
chwil". - moja rzeczywisto to "totalna" mieszanina procesw z rnych
czasw i obszarw. to jedynie moja, obserwatora, decyzja wprowadza, ustala
w tym "baaganie" ad i kierunek. "wczeniejsze" jest takim tylko dla mnie dla innego obserwatora (inny punkt czasu-przestrzeni) ten sam fakt bdzie
obrazowa si inaczej. rzeczywisto jest opisywalna tylko i zawsze przez
konkretnego "widza" - nie ma "obiektywnej" rzeczywistoci. te "wczeniejsze
lub pniejsze" etapy (pierwszy i trzeci) s obecne "jeszcze" i "ju" ale
to nie jest informacja o stanie "wwczas" czy "kiedy". to razem, cznie i
jako suma, jest moj rzeczywistoci.
moja przeszo-teraniejszo-przyszo jest moj rzeczywistoci. - nie
"zagldam" w histori i czas przyszy, tylko historia i przyszo skadaj
si na mnie teraniejszego.
168

- wszechwiat
- maksymalne rozkwantowanie
maksymalne rozkwantowanie dla obserwatora wewntrznego bdzie zawsze tylko
stanem poszczeglnej warstwy, bdzie chwilowe i aktualne. dla kogo innego
i na zewntrz procesu, bdzie to jednak wydarzenie o dobrze widocznych oraz
cile zdefiniowanych (wyznaczonych) brzegach, posiadajce swj pocztek i
koniec. i to w takiej skali maksymalnej procesu, "skali obiektywnej", bdzie
zachodzio wydzielenie, ustalenie punktu (przedziau) rodkowego. opisanie
tylko dla rozkwantowania wewntrznego, tylko postrzeganego jednostronnie,
takiego wydzielenia nie da si przeprowadzi.
dlatego, e proces trwa zawsze i bez przerw, jest kolejnym przechodzeniem
przez poszczeglne poziomy kwantowania, jest przesuwaniem si (kolejno) po
wszystkich warstwach ewolucji. "warstwa aktualnoci" (logicznie wyznaczony
stan "teraz") w takim zjawisku istnieje zawsze, przecie dla konkretnego i
w procesie zmiany zawartego obserwatora jego przemiany, ktrych dowiadcza
w sobie i w otoczeniu, s jego warstw "teraz", to jego aktualno i ycie.
e dokadnie ta sama warstwa energetyczna jest dla innego, nawet tu obok
si znajdujcego obserwatora, odlegym faktem w jego yciorysie, to w niczym
nie odbiera znaczenia tego procesu dla obserwatora-uczestnika. ewolucja to
wielokrotne zoenie rnych procesw oraz pochodzcych z rnych czasw i
przestrzeni elementw. na skutek skoczonego tempa przemieszczania si tych
elementw w rodowisku (nie ma znaczenia, co tym elementem bdzie), mog w
swoim otoczeniu rejestrowa (lub mog na mnie wpywa) fakty, ktre s wobec
mnie dalek przeszoci lub przyszoci tu nie ma ostrego podziau na
ju zaistniae czy jeszcze nieobecne. dlatego, cho pocztek wszechwiata
ju dawno si zrealizowa i nawet mg si zrealizowa gdzie jego lokalny
koniec, to wie o tym jeszcze do mnie nie dotara.
wszechwiat kolejnymi warstwami kwantowymi po prostu si rozpada - tak jak
kolejnymi warstwami powstawa. - jego zakres istnienia to czas pomidzy tymi
zdarzeniami: pierwszym powstaniem warstwy ("promieniowania kwantowego")
a ostatnim takim zdarzeniem. lub pomidzy pierwsz rozpadajc si fal a
ostatni. ewolucja - to te fale. i ich czno. najmniej dwie fale, dwie
warstwy tego promieniowania (kwantw oddalajcych si, lub czcych). kiedy
pozostanie ju tylko jedna warstwa energii, jeden kwant - ewolucja skoczy
si.
ten obraz kolejnych powstajcych (lub wygaszajcych) warstw (co dzieje si
jednoczenie, bo z jednej strony powstaj kolejne fale, a z drugiej ju si
jakie u pocztku i "czoa", na brzegu rozpadaj) - to nic innego, jak skala
wydarze energetycznych. i kolejne "warstwy" rzeczywistoci. taki obraz to
rwnoczenie widok maksymalnego rozkwantowania, ktre nastpuje w czasie i
przestrzeni, to rozcignite "rozwleczone" po/na fali, nigdy ostre, ale
zawsze "rozmyte" "ciaa" oraz "zjawiska". w maksymalnym ujciu jest to sfera
wydarze.
dla wewntrznego obserwatora taka sfera posiada, skada si z wielu zakresw
jest procesem rozcignitym i zachodzcym pomidzy brzegami, posiada swoje
zakresy, punkty zasadnicze (wzy) - i biegnie kwantowymi krokami. obrazowo
mona powiedzie, e wszechwiat poprzez kolejne warstwy najpierw si tworzy
(jak soje na drzewie), a nastpnie tymi samymi warstwami i w takiej samej
kolejnoci si "zuszcza". kolejne warstwy wiata odpadaj, oddalaj si w
nieskoczono, zuszczaj w sensie dosownym. rzeczywistoci ubywa warstwa
po warstwie (kwantowej).
to nie energia "ginie" czy ulega destrukcji - ale cigo zdarze w tych
warstwach pka i si rozrywa. powstaj coraz drobniejsze elementy, ktre si
oddalajc od siebie (w dal, w rodowisko), wypadaj z "obiegu" ewolucji a
ona "zatraca" si w czasie-przestrzeni.
i pyk.
169

- brzeg ewolucji
- brzeg wszechwiata - stan jednokwantowy
"zuszczanie" si warstwa po warstwie konkretnej ewolucji, wszechwiata - czy
mnie, zachodzi zawsze, cigle i bez adnej przerwy. i wszdzie. wszdzie, a
wic w kadym punkcie tak wyrnionej ewolucji. - to nie jest proces dopiero
zaczynajcy si, nie jest tak, e warstwa "czeka" na konkretny moment-stan w
oglnej ewolucji eby wystartowa do rozpadu (i zaniku), ale rozpad warstwy
biegnie cigle. nie ma w tak postrzeganym zdarzeniu i w ramach wyrnionego
zakresu, e to od niego zaczyna si jeden rodzaj procesu, a w innym wystpuje
drugi, rozpad i czenie to stan jednoczesny i toczcy si. z chwil, kiedy
czno midzy kwantami warstwy ulegnie rozerwaniu, czyli w momencie, kiedy
odlego kwantu od kwantu jest wiksza ni kwant, ewolucja (ciao, zjawisko,
byt) przestaje istnie jako jednostka, jako zborna oraz wyrniajca si w
tle jedno. a poniewa warstwy brzegowe s coraz wiksze (pooone dalej od
centrum), wic bardziej rozcignite "na krzywinie", tym szybciej zachodzi
proces rozpadu. rozpad trwa nieustannie, biegnie "na grze" (lub "na dole",
zalenie od punktu opisu i podziau wprowadzonego przez obserwatora), i tworzy
warunki dla ewolucji. nieustanny proces pojawiania si kolejnych kwantowych
warstw (np. jako rozpad przejtej przez ciao materii w postaci pokarmu), to
podtrzymuje i warunkuje istnienie ukadu. kiedy "grudka" materii rozpada si
w ramach generalnej ewolucji (tu ciaa osobnika), tak uwolnione kwanty j do
tego momentu tworzce (po prostu wczeniej jeden ks czego), oddalaj si i
rozprzestrzeniaj (w opisie fizyka "wybuchaj") i wchodz w zwizki, jakie
reakcje fizyko-chemiczne z ju istniejcymi elementami tej ewolucji. skutek?
w efekcie stabilizuj to ciao, uzupeniaj ubytki wrcz, obrazowo mwic,
"zasypuj" dziury po energii, ktra si oddalia (zostaa utracona). i dopki
trwa tak pojty rozpad wewntrzny w ramach wyrnionego obserwacj ukadu (a
wic dopki dziaa "od dou" na struktur nadprogow "cinienie ujemne"), to
byt moe trwa we wzgldnej rwnowadze. jak dugo rozpada si energia, czyli
ma co si rozpada, tak dugo istnieje i si przeobraa "pasek wydarze" w
postaci mojej aktualnoci. oraz aktualno wiata.
maksymalna zajto i "dobro" ewolucji wystpuje wwczas, kiedy zajta dla
tego procesu przestrze jest najwiksza (co nie oznacza, e maksymalna), a
zarazem w toczcej si zmianie nie zachodzi przewaga "ubytkw" energii nad
jej pozyskaniem. mwic inaczej, najlepszy stan dla ewolucji (zmiany w toku)
jest taki, kiedy zachodzi rwnowaga, czyli kiedy (mniej-wicej) bilansuje si
strona koniecznych strat na dziaanie w otoczeniu ze stron "przychodow", ze
rodkami pozyskanymi. ten punkt-moment nie oznacza, podkrelam, najwikszego
zajmowania otoczenia (w obserwacji obiektywnej, zewntrznej), taki "rozmiar"
pojawia si dopiero "na kocu" zdarze, kiedy dochodzi do maksymalnego, wic
jednokwantowego rozoenia si elementw tworzcych ewolucj (wszystkie na t
struktur skadajce si kwanty s jedn i ostatni warstw w cznoci).
to w tym momencie-punkcie jest brzeg, kres zmian, krok wczeniej bya jedno
ewolucyjna, "tu", w brzegu, jest czno "na kwant" a krok dalej przebiega
ju proces "po-ewolucyjny", rwany.
ciekawe a wane w tym ujciu jest to, e moja "teraniejszo" jest tylko (i
zawsze) fragmentem wielkiego wydarzenia, ktrym jest zewntrzne rodowisko
tu "wszechwiat". a teraniejszo wszechwiata rozciga si midzy brzegami
- od grnej do dolnej granicy energetycznej, od wielkich oraz "rozedrganych"
energii po sabo "syszalne" w zakresie osobliwym. moja aktualno to cz,
niewielka czstka tego przedziau, ale dopki obserwuj na niebie zdarzenia,
jestem i wszechwiat rwnie - kiedy niebo "pociemnieje" ktrego dnia, bdzie
to wyrany sygna, e dotarem (ja i/lub wszechwiat) w przemianie do brzegu.
e tym samym "teraniejszo" osiga kres i zrwnuje si z brzegiem wiata.
lokalnym brzegiem (wszech)wiata. - jednak to nie oznacza, co zrozumiae, e
jest to kres wszelakich wydarze kwantowych. te nie maj kresu.
170

- czy w polu energii bdzie tak samo?


i teraz pytanie: czy w polu bdzie analogicznie? to znaczy, czy obserwator
umieszczony w takim wydarzeniu bdzie dostrzega napywajce do informacje
o pocztku procesu w taki sam sposb? wydaje si, e tak. nie dogoni, i to
nigdy, oddalajcych si warstw, ale i we wszechwiecie obserwator rwnie ich
nie dogania, a tylko one staj si jego istnieniem. - nie dogoni, poniewa
na zawsze jest przypisany do konkretnego miejsca i czasu, nigdy go opuci
nie moe. jednak, co wane, wrcz zasadnicze (a do sprawy jeszcze oczywicie
wrc), to nie oznacza, e tych warstw i ich elementw nie moe jako pozna
(pomierzy) bo moe. jeeli pole jest stanem wikszym od wszechwiata, to
rozchodzce si w nim fakty rwnie tworz warstwy i przemieszczaj si ze
skoczon prdkoci. dlatego hipotetyczny obserwator w takim ukadzie ma
ten sam dylemat, co obserwator wewntrzny we wszechwiecie: postrzega takie
fakty i doznaje zjawisk, ktre "ju byy", s w ujciu obiektywnym histori.
dla takiego obserwatora informacja o stanie pocztkowym, wic o zaistnieniu
ewolucji (tu zaistnieniu w lokalnym punkcie wszechwiata), dla niego rwnie
to bdzie wiedza nastpcza w stosunku do zaistnienia zjawiska, opniona z
samej zasady rozprzestrzeniania si elementw w ukadzie (tu polu energii).
promieniowanie, informacja z tych wczesnych zdarze dociera cay czas do i
od kadego zaktka - i dociera w jednakowej postaci. takie ujcie dotyczy w
rwnym stopniu pola kwantowego (czy co pod tym terminem rozumiem), ale take
wszechwiata.
pole energetyczne w takim ujciu zmienia si wic dokadnie tak samo, jak to,
co mam za obiekt okrelany "wszechwiatem" po prostu nie sposb wykaza
w logicznej analizie, e te dwa pojcia co rni. teoretycznie pole jest
stanem "odwiecznym", skoro w jego ramach wszechwiat si ksztatuje ale to
nieporozumienie. wszechwiat przecie take w pojmowaniu jest nieskoczony.
czyli nieskoczone pole tworzy warunki do (za)istnienia take nieskoczonego
wszechwiata i co jest "wczeniej", co "pniej" w tym opisie? czy s to
rne nieskoczonoci, takie/te same, czy zachodzi utosamienie pola energii
z wszechwiatem? osobicie obstawiam to ostatnie: wszechwiat i pole to to
samo. - dlatego wypada obecnie "zreformowa" obraz i pojmowanie pola energii,
inaczej spojrze na taki proces. jak? przez kwantowanie. obrazowanie "pola",
jako zaistnienie czego "poza" zakresem ewolucji wszechwiata oraz odrbnego
wobec niego, to naley odrzuci. - nie ma pola bez ewolucji, nie ma ewolucji
bez pola nie ma ewolucji i pola bez kwantw.
wszechwiat to pole - pole to wszechwiat. to s wielkoci, pojcia, procesy
od siebie nierozerwalne, oznaczajce to samo. "pole" i "wszechwiat" to tylko
inne nazwy i inne rozumienie tego samego (i jednego) faktu. to obserwator w
energetyczn jedno wprowadza rozgraniczenie wytyczone granice w procesie
oddaj zdolno (i moliwo) jego obserwacji. taki podzia to tylko umowa i
wsparcie dla rozumu to pomoc. teraz trzeba te ujcia ze sob poczy oraz
uzna, e oddzielnego widzenia by nie moe.
co to oznacza? e twierdzenie o istnieniu pola (jako czego "poniej", "poza"
i "nadrzdnie") jest nieprawdziwe. nie ma pola jako takiego. nie ma pola
"obiektywnie" i bezkrenie. opisywane pola w sposb, e istnieje "obok", to
musi odej w przeszo. pole staje si wszechwiatem jednym, caociowym
ukadem zbudowanym z kwantw i kwantowo si odmieniajcym. oraz elementem w
ramach Kosmosu, nieskoczonego zbioru podobnych "bytw". pole to nie "co" to wszechwiat tutejszy.
co z tego wynika? e pole, wszechwiat i ewolucja to to samo. e kwantowanie
to ewolucja. "pole" jest niejako "naoone" na kwantowanie, a raczej na stan
osobliwy i jego kolejne przeobraenia. - "pole" to nic innego, jak kolejne
warstwy w tym caym procesie (a w sumie, logicznie, jedna warstwa). pole i
wszechwiat to to samo, to pole-wszechwiat. - od dzi ju wiadomo: pole to
wszechwiat.
171

- wszechwiat-pole
- skoczony czy nieskoczony?
dylemat, zagadnienie, czy wszechwiat, to co za taki ukad si pojmuje, jest
skoczony czasowo i przestrzennie, czy nieskoczony, to temat z obszaru i z
gatunku podstawowych - historycznie rozpatrywany by przez wielu, i rne w
analizie paday odpowiedzi. w tym tekcie, nieco wczeniej, wyraziem swoje
zdanie, tutaj do niego nawie, bowiem czy si to wprost z pojmowaniem pola
energetycznego i wszechwiata. przy czym aktualny zapis jest jednym z wielu
dotyczcym sprawy, byy wczeniejsze, bd szczegowe pniej. w rozumieniu
najszerszym cao zapisu jest prb odpowiedzi na tak sformuowane pytanie.
tekst jest prb opisu, w oparciu o wielkoci i reguy kwantowania, w ktrym
staram si pokaza, e jest "wszechwiat", z jednej strony, skoczony, ale z
drugiej nieskoczony. e, wicej, midzy tymi ujciami nie tylko e nie ma
sprzecznoci, lecz dopeniaj si. e - jak w wielu sprawach kada strona
w tym sporze ma, ostatecznie biorc, racj. ewolucja, powtrz, to nie jest
prostackie zdarzenie, logicznie jednostronne.
w uwadze, ktr zamieciem wczeniej zaznaczyem, e dla mnie pojcie-fakt
"wszechwiat" jest zakresowo podporzdkowane pojciu "Kosmos", e to wielko
skoczona w nieskoczonym "otoczeniu" Kosmosu. w ujciu, ktre tu proponuj,
wszechwiat jest procesem ewoluujcym i lokalnym - skoczonym i zalenym od
wymiany energetycznej z "otoczeniem". natomiast Kosmos to stan nieskoczony,
tray, jedyny. - id w tym rozrnieniu za wiekow tradycj, ktra pojciu
"kosmos" nadaje cechy staoci, nieskoczonoci i wiecznoci, cechy dokadnie
przeciwne wobec zmiennego ukadu. w tym wypadku przeciwne do "wszechwiata".
uwaam, jestem przekonany, e tylko takie rozgraniczenie pozwala wyj poza
wszechwiat jako taki (oczywicie logiczn analiz) oraz e jest to jedyna
dostpna droga postpowania. - w przypadku pojcia "wszechwiat", jako stanu
nieskoczonego, jak to jest dzi, zachodzi bowiem identyczny przypadek, jak
z analiz zjawisk granicznych w ewolucji czyli np. zjawisk pocztkowych (w
szerszym ujciu to to samo, ten sam dylemat). kiedy nie posiadam moliwoci
podziau stosowanego pojcia, a w zakresie brzegowym nie jest to w ogldzie
"od wewntrz" nigdy moliwe (fizycznie), musi doj do zlania si, naoenia
ustale. czyli np. musz uzna, e pocztek wszechwiata to stan maksymalnie
gsty i gorcy i jednoczenie taki. dwa rne stany ewolucji s w moim
postrzeganiu jednoci, zbiegaj si w jedno. czyli musz, z braku danych
weryfikujcych (a tych z brzegu nie osign "namacalnie" nigdy) uzna, e to
jest jedno. i kopot, dylemat gotowy.
identycznie ma si sprawa z zagadnieniem, czy wszechwiat jest skoczony czy
nieskoczony. kiedy w analizie (i wzorach) pojawia mi si zakres i wielkoci
nieskoczone, i odnosi si to do badanego obiektu, nie mam, adnym sposobem
nie mog stwierdzi, czy tak jest, czy inaczej. nieskoczono jest w tym
"zliczaniu" integralnie zawarta, a ja nie mam szansy dowiedzie si, czy jest
zawarta "czciowo" (lokalnie i chwilowo) - czy na stae, jako fakt zwizany
z tym obiektem. to jest na gruncie fizyki oraz obserwacji uczestniczcej po
prostu niemoliwe. jako ewolucja czstkowa wobec wszechwiata, a tym samym
ograniczona jego rozmiarami i na zawsze w tym procesie zawarta, nie mog ani
dotrze do granicy, ani tym bardziej stwierdzi badaniem, czy co "dalej" i
jak jest. nie mam adnego narzdzia badawczego, ktre by to umoliwiao. a
majc tego wiadomo, bo jako fizyk o tym wiem, nie mog da przyzwolenia
na adne "wykraczanie" - bo dla mnie, jako eksperymentatora-uczestnika, takie
wykraczanie jest nierozumieniem, jest poza stosowan fizyk (badaniem). std
te bior si (w sumie desperackie) usiowania, aby dylemat jako okiezna,
czyli produkuje si pojcia "wielowiata", rozciganie czasoprzestrzeni, czy
przepywania energii w ramach nieskoczonego ukadu i lokalne tworzenie si
"zgszcze" - itd. jeeli uznaj wszechwiat za nieskoczony i jedyny, nie
mam innego wyjcia. i "kredowe koo" poj si zatrzaskuje.
172

powtarzam, jestem przekonany, e jedyna droga, ktra jest w tym momencie do


analizy dostpna, to przyj, e "wszechwiat-pole" nie jest nieskoczony i
e "wielkoci" nadrzdn do niego jest "Kosmos". - co zmiennego, z zasady
podlegajcego ewolucji, nie moe by nieskoczone zmienno nie moe trwa
wiecznie. regua zmiany, o, to jak najbardziej, regua zmiany moe-musi by
wieczna ale nie konkretna i w ramach tej reguy zbudowana zmiana. zasada
zmiany jest trwaa, ale zmiana musi si skoczy.
co nie oznacza, zwracam na tu uwag, e wszechwiat nie moe by, e takiego
"faktu" nie mona zdefiniowa jako nieskoczony jak wspomniaem, mona. i
to nie jest sprzeczno. ale przy zaoeniu, e jest to tylko oraz wycznie
zakres dostpny obserwatorowi wewntrznemu i fizycznie postrzegany. poniewa
kady proces "od wewntrz", postrzegany i definiowany od rodka proces jest
nie-skoczony z zasady, rwnie dotyczy to wszechwiata. moje spojrzenie "ku
brzegowi" musi dochodzi do najmniejszych moliwych stanw, ale nigdy granicy
i bariery "paskiego", jednokwantowego zakresu nie osignie. proces, ktry
rejestruj od rodka, jako jego uczestnik i element, musi objawia si dla
mnie (a ja musz go traktowa) jako nieskoczony. i on dla mnie rzeczywicie
jest procesem nie-skoczonym (forma czasownikowa, proces si nie koczy).
wyjciem jest "Kosmos". odsunicie nieskoczonoci oraz wiecznoci w zakres
"poza" wszechwiatem wprowadza wiele a take, co tu najwaniejsze, pozwala
na co, co wczeniej nie byo osigalne: na weryfikacj. dokadnie tak. i
to jest w moim gbokim przekonaniu argument rozstrzygajcy.
ot, kiedy traktuj wszechwiat jako nieskoczony i jedyny, to musz si w
trudnych chwilach posikowa rozwizaniami, ktrych poprawnoci nigdy nie
mam szansy sprawdzi, s poza zakresem dostpnym. std te kpiny, nawet mao
wybredne, kiedy pojawia si w dyskusji pojcie "wielowiata". a pojawia si,
eby jako uzasadni i ratowa logiczne uzasadnienie faktu "puchnicia" tego
wszystkiego i tutejszej "dogodnoci" dla warunkw i niezwykoci parametrw.
bo albo cud za tym stoi albo wielo wiatw fizycznych, ktre s zbiorem
dopeniajcym do stanu obecnego. tylko e tak postulowanego a koniecznego
dopenienia adnym technicznym sposobem nie zweryfikuj i przepywu energii
od innych czy do innych wiatw nie pomierz to wszystko jest w tym ujciu
tylko hipotez, atrakcyjn i logicznie zborn, ale hipotez.
czym wic roni si pojcie "kosmos" od pojcia "wielowiat"? przecie tu i
tu jest nieskoczono, tu i tu s przepywy energii (bo to w wiecznoci i
nieskoczonoci oczywisto), tu i tu s liczne ukady wiatw, wzajemnie na
siebie dziaajce. czy przez wprowadzanie rozdziau uzyskuje co ponad dzi
obowizujce podejcie, co przewaa szal? - tak, weryfikacj, uzyskuj to,
e mog sprawdzi. o ile kady inny element rozumowania jest jako zawarty w
obecnych rozszerzajcych ujciach wszechwiata, to brak weryfikujcej metody
dyskwalifikuje takie podejcie. a podzia na "kosmos" oraz "wszechwiat" to
umoliwia. - jak, jak mog takiej weryfikacji dokona? to rwnie ju pado,
zapisaem to wprost: jedno ewolucji. nie jedno fizyczna (cho jedno
Fizyczna, wyjanienie w innym punkcie i dlaczego taki zapis), ale jedno
ewolucyjnej zasady tworzcej fizyczne stany lokalne. i to jedno na kadym
poziomie, zawsze i wszdzie. nie, e Kosmos podlega ewolucji, nieskoczono
z zasady nie moe podlega zmianie, ale e regua zmiany w ramach Kosmosu
jest jedna i jedyna, i obowizuje wiecznie. kiedy ustalam regu tutejszego
wiata, kiedy w oparciu o dostpne mi dane fizyczne buduj schemat zmian kiedy w najszerszym ujciu t regu stosuj do caoci "doznawanego" przeze
mnie (w dowolny sposb) wiata i kiedy mam ju pewno, e ta regua si w
tym zakresie sprawdza jako ta jedna i jedyna to tym samym mog zaoy,
e tak ustalona regua nie jest sprzeczna nie tylko z dowolnym elementem w
ramach poznanych, ale z kadym innym. z kadym innym w nieskoczonoci oraz
wiecznoci Kosmosu. regua std wywiedziona musi si sprawdza wszdzie
bo inaczej mnie by nie byo.
173

co w tym argumentowaniu jest szczeglnie wane a co podkrelam z ca si


(i jeszcze mocniej) e weryfikacja nie tylko e jest moliwa, ale e jest
moliwa liczbowo. dokadnie tak, to nie przejzyczanie czy wyraenie nadziei
- ale faktyczny stan i stwierdzenie jednoznaczne: weryfikacja zakresu "poza"
w takim postpowaniu nie jest tylko dziaaniem logicznym oraz opisowym, ale
opiera si na wielkociach matematycznie dostpnych - "dalsze" do tutejszego
wszechwiata jest logicznie konieczne i policzalne. i to w postaci liczbowej.
dlaczego? odwied jest oczywista: poniewa tutaj i teraz wypracowana regua
zmian(y), czyli ustalony rytm ewolucji, wielkoci matematyczne, jednostki (w
postaci kwantw, a wic okrelone w sposb cisy i jednoznaczny) ju zawiera
regua dlatego jest regu, to chyba oczywiste, e budowana jest w oparciu
o "co" o jednostk "co". czyli w stosowanym tu konsekwentnie nazewnictwie
o kwant, jedynk czego. a skoro mam element tworzcy, pewny i nie odmienny w
adnym logicznie czy fizycznie przebiegajcym analizowaniu, to mog, musz, a
na pewno mam prawo na takiej podstawie opisywa tu i teraz zachodzce zmiany
ale, co najwaniejsze, wszelkie zmiany. rwnie te "poza" moim wiatem. to
nie s inne wiaty, jak zaznaczaem, to tylko "mj wiat" jest kawaeczkiem
w ramach "wszech-wiata" (tu w znaczeniu Kosmos).
czyli, to wniosek z powyszego zbioru argumentw, mona zweryfikowa to, co za
oknem widz, zdarzeniami "niewidocznymi" (zachodzcymi "poza) a jednoczenie
i zwrotnie, ustalajc "w tam" dziejce si "fakty", odnie je do tutejszego
wiata. i w kadym przypadku mam weryfikacj na poziomie konkretu - i to na
rne sposoby. to nie jest "stan pusty", zachcenie, fantazja w kadym kroku
odnosz si i operuj konkretem: kwantem czego. e "dalej" ewolucji ju nie
ma, e jest posta rwana zmiany, e tutejsze definitywnie si koczy? fakt
wita prawda, do blu prawda. ale fizyczna prawda. nie Fizyczna (i logiczna).
poniewa jest to proces, nawet w ramach Kosmosu (nieskoczonoci-wiecznoci),
ktry musi toczy si wedug reguy. zawsze-i-wszdzie wedug jednej-jedynej
reguy. wewntrz, we wszechwiecie, czy na "zewntrz", w Kosmosie, zawsze tak
samo. zgoda, to nie nie jest tutejszy wiat i jego parametry - ale tutejszy
wiat i "tamten" s do siebie w atwo policzalnej proporcji, poniewa jeden z
drugiego wynika, bo jeden z drugim jest integralnie, poprzez kwanty i regu
kwantowej zmiany powizany. wszechwiat to stan pochodny do Kosmosu i dlatego
zawiera w sobie rytm, ktry opisuje procesy wieczne-nieskoczone.
czy mona to zweryfikowa praktycznie? mona. i to jest tu takie wane. nie w
zakresie, co oczywiste i zrozumiae, poza wszechwiatem, poniewa tutejszego
zaktka nigdy (nigdy) nie opuszcz, ale ustalone w rytmie ewolucyjnej zmiany
wielkoci mog potwierdzi w procesach tutejszych. lub nie, a wwczas regua
do poprawki. - czyli, kiedy wypracuj regu otoczenia na bazie dostpnych i
historycznych ju faktw, mog/musz j odnie do tego, co nastpi w mojej
przyszoci, opierajc si na rozpoznanym - powinienem przewidzie to, co w
otaczajcym mnie wiecie si dopiero wydarzy. jeeli dziaanie bdzie dobre,
a przewidywanie si sprawdza, przeprowadziem poprawn analiz wiata wic
kawaek drogi jeszcze przede mn. najwaniejsze w tym jest to, e przewidywane
stany, a pniej potwierdzone, maj dla mnie jednoczenie znaczenie najszersze
z moliwych: zapewniaj, e moje postrzeganie rzeczywistoci jest poprawne, e
mam tym samym regu dotyczc wszechwiata. a przez regu dla wszechwiata
take regu w skali Kosmicznej. i na tej podstawie mog przewidywa zdarzenia
a na takim, nieskoczonym i wiecznym poziomie. i budowa, zabudowywa bytami
nieskoczono, zabudowywa procesami logicznie koniecznymi. - i jeeli teraz,
w zwrotnym dziaaniu (idcym z nieskoczonoci Kosmosu do skoczonego wiata)
zdoam wykaza, e to si wszystko czy ze sob integralnie, fundamentalnie
i na kadym poziomie i e nigdzie, ale to nigdzie nie potrzebuj innego i
wyczonego poza Fizyk zakresu, e nigdzie nie musz wprowadza niezwykoci,
nieoznaczonoci (czy cudu), to mam zarazem pewno, e sfotografowaem wszystko
i wiedz, jak to "wszystko" funkcjonuje. - i o to w tym wszystkim chodzi.
174

- "osobliwo" w ewolucji
- stan osobliwy
"stan osobliwy" w fizyce (a poprzez rnorodne publikacje take powszechnie)
zagoci w myleniu o wszechwiecie. do pewnego stopnia osobliwo zaczyna
dzi robi za fakt niezwyky i wyjtkowy, ktry mieci w sobie co tylko komu
przyjdzie na pomylunek a dlatego tak si porobio, e to "stan" z zakresu
brzegowego, czyli z natury trudny do opisu z wntrza ewolucji. ale poniewa
jest niezbdny w zdarzeniach, warto mu si przyjrze.
czym jest stan osobliwy energii, na ktrego podbudowie zachodzi cao tu i
teraz obserwowanych procesw? czym jest "osobliwo", ktra warunkuje byty
i wszelakie zjawiska (w tym istnienie istnienie pola-wszechwiata)? jak rol
w ewolucji peni "osobliwo", punkt osobliwy? pytania na gruncie fizyki i
w jej zakresie postrzegania-definiowania otoczenia s praktycznie nie do
odpowiedzenia, cho zarazem bardzo atwe logicznie. atwe dlatego, e pojawia
si natychmiast odpowied o jednoznacznym, pewnym brzemieniu: stan osobliwy
to stan jednego kwantu. stan osobliwy to "etap" ewolucji energii, w ktrym
nie ma ju adnych dajcych si wyodrbni z ta wydarze zjawisk czyli
kwantw. to stan, gdzie skoczyo si czenie, gdzie kada indywidualno
staa si "czym", o czym ju nie mona mwi (jako o fakcie oddzielnym). e
cay tak wyrniony stan jest takim jednym kwantem, ktry nie ma ju w sobie
innych kwantw. "osobliwo" to jeden kwant. ktry "wczeniej" by zbiorem
kwantw, ale pod dziaaniem "siy" ("ciskania", szerzej: rodowiska) uleg
"sprasowaniu" w jedno. "osobliwo" to - zbir, ktry sta si "jedynk".
bezpostaciow jedynk.
trudno natomiast zdefiniowa osobliwo, kiedy przychodzi zastanowi si nad
spraw, jak dugo moe toczy si czenie elementw w takim "obiekcie" i do
jakiego stopnia? bo, e nie dzieje si to nieskoczenie, e proces zapaci
energii "w siebie" nie biegnie wiecznie, to oczywisto. logiczna oczywisto
bo fizycznie dokadnie odwrotnie. musi by kres w zjawisku czenia si ze
sob elementw. granice midzy ciskanymi elementami, "niewielkie" z zasady
(wszak cz si kwanty, najmniejsze skadowe rzeczywistoci), nie s mae,
"nieskoczenie mae" s z mojej perspektywy znikomo "mae", ale nie jest to
na pewno nieskoczono, kres procesu czenia si kwantw jest "wpisany" w
proces. dlaczego? bo nie ma moliwoci, eby co czyo si nieskocznie i
bez ustanku, bez granicy. nie ma moliwoci, eby co, co istnieje, mogo si
zapada w siebie bez koca. musi istnie granica takiego czenia. poziom,
prg, przy ktrym ustaje czenie, w ktrym elementy zbliyy si do siebie
w stopniu maksymalnym. - gdzie przebiega taka granica? na to pytanie jest
tylko jedyna moliwa odpowied: w punkcie.
i to jest ten "synny" fizyczny "punkt" nieskoczenie may, w ktrym energia
(pola) "kiedy" "bya zbiegnita". to jest rzeczona osobliwo, o ktrej ju
tyle napisano, a zapewne wiele jeszcze dzie powstanie. tutaj jest "granica"
analiz (dla fizyki), z tego "punktu osobliwego" wszystko, co istnieje, si
wywodzi. - ech.
ale, panie i panowie fizycy, teraz pytanie najwaniejsze: czym ten stan jest,
czym jest "punkt osobliwy"? e on si pojawia we wzorach (jako konieczno),
to jedno, ale pytanie o jego "fizyczn natur" to drugie. - i tu waniejsze
jeszcze pytanie: nie tyle sam punkt osobliwy jest wany (cho niewtpliwie
bardzo ciekawy), ale to, "czym" jest (lub nie jest) - jak si "zachowuje" i
jak dziaa na otocznie i otocznie na niego?
pytanie o "fizyczno" (realno) punktu osobliwego jest zarazem pytaniem o
jego logiczn "form istnienia" - bo, co zrozumiae, inaczej tego "ugry"
nie mona. fizyka rzeczywicie nie moe "sama z siebie" i nigdy tego miejsca
w otoczeniu sign, bo "ono" jest poza eksperymentem oraz poza ewolucj
(acz porednio tak). ale jedyna droga do poznania i do "rozwietlenia"
ciemnoci osobliwej, to naturalnie logika. rozum.
175

- stan osobliwy
jak zdefiniowa "osobliwo"? nie uczyni tego "wprost", poniewa dosign
"ciaa osobliwego" nie mog. jedyna dopuszczalna logicznie droga prowadzi
"od teraz", od miejsca, w ktrym si znajduj, do tego "stanu". kolejnymi
krokami (zawsze-i-tylko kwantowymi) mog si do "osobliwoci" przyblia w
analizie (spokojnie), a co wicej, j osign. proces i mozolne kwantowanie
rzeczywistoci prowadzi do zrozumienia takiego "ciaa", nie aden "przeskok"
czy iluminacja. najwaniejsze s tu "stany porednie", to zrozumienie drogi
prowadzcej do osobliwoci, to jest rwnoczenie analiza, czym jest "punkt
osobliwy" i wiedza o nim. bowiem osobliwo to "zaprzeczenie" tej drogi (nic
ju w niej czstkowego nie ma).
"osobliwo" - w tak zdefiniowanym "punkcie" koczy si ewolucja. dlaczego,
co to znaczy? czy charakteryzuje si to stanem, e wszystkie skadniki, ktre
"dyy" (byy "wpychane") w "ciao osobliwe" straciy swoj odrbno, e
tu nie ma adnego kwantu (z etapw poprzednich)? w osobliwoci czas poprzedni
nie istnieje - bo nie ma elementw do wyznaczenia tego czasu. co byo jako
"wczeniej", "skupio" si, poczyo w jeden "organizm", "ciao", "obiekt".
nie ma przeszoci - nie ma przyszoci - nawet nie ma teraniejszoci. bo
nie ma co z czym rwna. jedynki z niczym przecie nie porwnam. ona jest.
ale jest "sama", jedynka zawsze jest jednoci i samotnoci. - jedynka to
kwant.
czy osobliwo to bezruch, stan zaniku drga? jeeli opis drogi tworzenia
si osobliwoci (denia energii do punktu osobliwego) zawiera czenie (i
ciskanie, dociskanie) elementw, to w maksymalnym punkcie czenia, kiedy
wszystko si poczyo (i dalej proces biec nie moe), to tak "zaistniaa"
jedno i jeden kwant nie moe posiada w sobie stanw wewntrznych, ich po
prostu tu nie ma. maksymalny docisk do siebie elementw sprawia, e nie mog
w tym procesie adnych kwantowych drga logicznie wyrni. logika buntuje
si, kiedy w co maksymalnie "cinite" (poczone) jeszcze jakie fakty i
zdarzenia wprowadza brak na to fizycznie miejsca, a logicznie zgody. jest
koniec procesu, kwant "kropka kwantowa".
wszystko z obszaru "przed", wszystko "z teraz", wszystko "z potem" znajduje
si w tym jednym kwancie - zostao we "wprasowane". nie ma w nim przerw, nie
ma "luzu", jest maksymalna gsto, jak sobie tylko mona logik wyobrazi.
ale nawet pojcie "gsto" traci tu sens, bo zakada, e jednak "co" si
zmienia, maksymalnie wolno, ale si musi zmienia, a w tak "osobliwym ciele"
ju nic zmieni si nie moe. wszystko jest jednym kwantem, jednym osobliwym
stanem. w "chwili" maksymalnej zapaci koczy si i ewolucja, koczy si i
logika. nie ma adnego sposobu, eby przej dalej i nie ma po co i dalej.
bo przecie "w tym punkcie kocz si wydarzenia". tutaj, na/w tym zakresie
brzegowym analizy koczy si kwantowanie, koczy si istnienie kwantowego
pola wszystko. koczy si to, o czym tylko mona pomyle oraz wyobrazi
sobie. dalej "jest"...
co jest dalej czy jest dalsze? zapyta nie zaszkodzi, przecie kto pyta,
nie bdzi. czy w punkcie, w ktrym koczy si fizyka, bo e tu si koczy
definitywnie i zaamuje (z bezradnoci) to fakt, czy w tym punkcie mona co
dojrze? - kiedy "nie ma niczego", kiedy nie ma zdarze, ruchu, elementw,
kiedy nie ma czegokolwiek do mierzenia, a nawet sposobu mierzenia nie ma,
kiedy nie ma "ogldu" i "wgldu" - pytanie, "co wic jest?", ma znaczenie, i
to zasadnicze. przecie nie moe by tak, e "nie ma niczego". eksperyment
moe mnie zawie, "zmysy" mona oszuka i zwtpienie zasia - ale logika
powinna zawsze by na miejscu. jeeli co "byo", to oznacza, e jest. moe
by inne, zmieni "stan skupienia", "skry si" przed moim badaniem wiata,
ale "na pewno" jest. "gdzie" jest - jako "jest".
bo ja jestem.
176

"stan osobliwy" - nie ma w nim niczego. nie ma zdarze, nie ma odrbnoci,


nie ma procesw a co jest? "osobliwo". punkt. dla logiki jest "tutaj" (na
tej drodze i w tym momencie) tylko punkt. "punkt osobliwy". w tak toczcej
si analizie oraz tak opisywanej ewolucji, mam w maksymalnym zbiegniciu si
energii punkt osobliwy osobliwo w ewolucji.
podkrelam: dla logiki! nie dla fizyki!
w tym/takim miejscu mam tylko jeden kwant, ktry ma w szerzej definiowanym
rodowisku "wymiary" i "zajmuje" przestrze ale moe by tylko i wycznie
kwantem, jednym kwantem. ale, co jednak bardzo wane w takim obrazie, jest
rwnie jednym kwantem z wikszego zbioru (jeeli opis odnosi si, dotyczy
caego pola-wszechwiata, to nieskoczonej iloci takich kwantw w zakresie
Kosmosu). zajmuje taki stan osobliwy jakie "miejsce" w otoczeniu jako si
"objawia" i wpywa na otoczenie. jest jednym kwantem i jest "paskim" stanem
energii (w ujciu logicznym), jego wymiary dla ewolucji, ktra bya lub ktra
ze moe powsta, nie istniej - jest "paszczyzn", zbiorem punktw.
to dlatego mwiem kiedy, e rzeczywisto to "paszczyzna wielowymiarowa"
- "jednowymiarowa paszczyzna wielowymiarowa". e paszczyzna, to zrozumiae,
bo ten kwant ma "swoje wymiary" (tu: rozmiary). ale dla "wczeniejszych" i
"pniejszych" zdarze one nie s rejestrowalne (widoczne w aden sposb).
dlatego taki "punkt osobliwy" jest rwnoznaczny z "paszczyzn". nie ma w
nim zdarze/zderze, nie ma elementw - jest "pasko" od nieskoczonoci po
nieskoczono (we wzorach). e "wielowymiarow paszczyzn", to dlatego, e
"przeszo" oraz zdarzenia "przyszoci" (potencjalne) s "obecne" w takim
"zjawisku", fizycznie s "sprasowane" maksymalnie, ale logicznie "s". dla
obserwatora wewntrznego w ewolucji elementy w "ciele osobliwym" nie gin dla niego, fizycznie, nie ma "osobliwej przerwy" i osobliwoci jako takiej.
ona wystpuje logicznie, ale jest poza procesem. jak to formuowaem, moe
by to wielko nieskoczona (czasu czy zajtoci przestrzeni), ale odbir
i opis procesu dla obserwatora zanurzonego w ewolucji to chwilka, zdarzenie
nieskoczenie mae. fizycznie, w eksperymencie, to, co "byo", przechodzi w
to, co "bdzie" od razu, przerwy w badaniu-doznaniu by nie moe. powtarzam,
nie ma znaczenia "wielko" przerwy osobliwej, przejcie ze strony na stron
w procesie jest, dla obserwacji wewntrznej, "natychmiastowe". jest przeskok
- "punkt osobliwy" w tak definiowanym procesie nie istnieje. fizycznie nie
istnieje. dla takiego obserwatora nastpuje "dodanie" tych zdarze "z przed
i po". i w efekcie "widzi", rejestruje wielo wymiarw. i ta paszczyzna
staje si wielowymiarow. poniewa punkt osobliwy wypada z procesu (cho go
jako stan brzegowy i graniczny warunkuje), nie jest do rejestracji, wszak w
ewolucji nic jednokwantowego nie istnieje. wiem, e musi by, eby cao mi
si zgadzaa w rachunkach, ale taki stan w procesie nie istnieje.
i dlatego w tym punkcie dochodzi do zamiany rl - zamiany w postrzeganiu.
fizyk zamienia si miejscem obserwacji z logikiem. kiedy trafia we wzorze na
punkt osobliwy, musi go przyj do wiadomoci, ale zarazem czyni fatalny w
swojej analizie bd, bo wprowadza w proces co, co si poza tym procesem
znajduje. owszem, jest warunkiem zdarzenia, ale nie wchodzi do niego. fakt,
obserwuje jego skutki na niebie, ale to "fakt" (s)poza, w obserwacji go nie
ma fizycznie. jest wspomniany "przeskok". "jedna chwila" - i od tego, co si
dziao, nastpuje przejcie do tego, co si bdzie dziao "o krok" dalej.
"punkt", "osobliwo" jest tutaj "wiedz logiczn" (oraz filozoficzn), jest
spoza obserwacji. to analiza logiczna pozwala "wykry" taki stan ewolucji brzeg, prg, zakres graniczny. jako konieczne dopenienie - ale osigalne
tylko i wycznie logicznie. to dla logika w tym procesie jest "fizycznie"
dostpne co, co dla fizyka pojawia si jako "logiczna" konieczno. skutek?
zachodzi, jak wida, ciekawa zamiana miejsc obserwacji i analiz. "co" dla
fizyka logiczne i konieczne, dla logika objawia si "fizycznie" i realnie,
i te jako konieczne. a zrozumienie tego "co" zaley od umiejscowienia.
177

- czy w stanie osobliwym s jakie zjawiska?


pytanie: czy osobliwo jest "martwa"? i tak, i nie. znw zaley, jak si do
tego odnie czy wewntrznie, czy zewntrznie. kiedy zdefiniuj taki fakt
od wewntrz i jako jeden (logicznie jeden jedyny), ni w nim zmienia si
nie moe z zasady, trwa bezruch. w idealnym punkcie osobliwym, w osobliwoci
maksymalnego poczenia pojtego logicznie i skrajnie nie ma ruchu, drga,
jednostek. kwant osobliwy nie ma ju w sobie kwantw, bo spenia rol kwantu
logicznego. dlatego nie ma zjawisk fizycznych, nie ma i by nie moe. - stan
osobliwy to "punkt", w ktrym zatracie z zasady ulegaj wszelkie elementy,
"gin" w jednoci, nie ma adnych przemian i przeobrae energii. tego by
nie moe, i nie ma z samej definicji "ciaa osobliwego".
ale co wane, taki "obiekt" jest elementem zbioru sobie podobnego, jest w
otoczeniu (rodowisku) innych ewolucji, i w efekcie podlega dziaaniu tych
innych procesw i sam na nie dziaa. jak dziaa? jak co niezmiennego ju
i maksymalnie "staego" moe dziaa na zmienne elementy? zasadnicze jest tu
wspomniane rodowisko, "osobliwo" sama z siebie (i dla siebie) jest bytem
"martwym", w bezruchu, zimnym i maksymalnie gstym ale jest faktem, ktry
si zmienia, kiedy zostaje zdefiniowany wraz z otoczeniem. wraz z innymi i
podobnymi do niej "osobliwociami", ale take wraz z kadym innym procesem
w ukadzie (tu wszechwiecie). kiedy w analizie zapominam, e kady byt ma
swoje dopenienie w postaci rodowiska, popadam w sprzecznoci, "widz" co
i ustalam w takim obiekcie zmian, ona si koczy i co? wszystko si ju
skoczyo? na zawsze? - wic dlaczego jestem? - cud?
ot z chwil, kiedy zaistnieje najmniejszy z moliwych elementarnych stanw
(warstw, zjawisk) i "co" si wydarzy w takim obiekcie, to bdzie oznaczao,
e "osobliwe ciao" "zaistniao" w rodowisku jest zrnicowane. osobliwy
punkt z zasady nie jest obserwowalny, po prostu "jest". ale kiedy nastpi,
cho minimalny stan jego rozpadu, czyli co si od "niego" (z jaki powodw)
oderwie - o, to ju mam ruch oraz chwil, to "co" w rodowisku objawia si,
ju zaczyna si licznie czasu (wanie czasu, bo proces wyznacza zmian). i
mam tym samym fizyczne, wic namacalne zjawisko. ten "jeden kwantowy krok
dalej" po stanie osobliwym, ju tutaj si zaczyna fizyka. i ewolucja. kwant
wczeniej jej nie byo - teraz zaistniaa. osobliwo "oya" dla wiata lub mona powiedzie, e zacza "parowa" ("dysze" kwantowo i kwantami).
pytanie: zaistnieje pierwsze rozpadanie si takiego "kwantu" - i co zacznie
si w tym zjawisku tworzy? odpowied: pole, pole kwantowe (i skwantowene).
czyli? wszechwiat. to, co dla wszechwiata jest wydarzeniem "najniszym"
(najniszego poziomu i zaczyna jego istnienie) - dla stanu osobliwego jest
wydarzeniem "najwyszym", oznacza brzeg "grny" (w jedynce wyznaczy "d" i
"gr" nie jest atwo, e tak to okrel, ale logicznie jest to uchwytne - a
po drugie, odwouje si do pojcia "wielowymiarowej paszczyzny"). mam ju
stan ewolucyjny, ktry w porwnaniu do "osobliwoci" jest momentem bardzo
nawet zaawansowanym (zmiana jest przeogromna: "od nic" "do stanu wszystko").
czy z tego wynika, e stan osobliwy "paruje" kwantami logicznymi? i tak, i
nie.
sprawa nie jest, co zrozumiae, a tak prosta. w ewolucji energii i kwantw
nic nie jest proste, cho przebiega tak prosto, e ju prociej si nie da.
kiedy "ciao osobliwe" zaczyna si rozpada (bo powstay do tego warunki w
otoczeniu), pojawiaj si na jego brzegu, na "styku" ze rodowiskiem, warstwy
kwantowe. osobliwo "zuszcza" si warstwa po warstwie - a "uwolnione" w ten
sposb kwanty (pierwej "wyodrbnione", a nastpnie uwolnione), "uciekaj" w
"szar dal". i w tym rozumieniu mona te kolejne warstwy nazwa "parowaniem"
ciaa osobliwego. bo proces si zacz, a jak si zacz, nie ustanie. nie
moe usta. nie ma ju w rodowisku si do jego "zaduszenia". skoro zacz
si, to znaczy tyle, e nie ma si, aby ponownie go "wepchn w otcha".
jak ju si kwantuje - to do koca (moliwego w danym ukadzie).
178

nie jest to parowanie tutejsze - bo to "jeszcze" proces logiczny. mwiem o


tym i odwoam si do tego. z takiego rozpadu, jako stan pierwszej warstwy i
kolejnych (wielu), powstaj kwanty. kwanty logiczne. czyli te znajdujce
si poza ewolucj. one s warunkiem, e "kiedy tam" ewolucja si fizyczna
rozpocznie, powstan rozbudowane struktury, nawet, czemu nie, ciaa (moe
rozumne), ale na tym etapie procesu nie ma fizyki, nie ma fizycznej ewolucji
- jest "proces" znajdujcy si "poza" tak zakrelonym krgiem. logicznie to
konieczny etap zmiany, ale nie wchodzi w zakres poznania i mierzenia. mona
go nazywa "parowaniem", i czyni to do wiadomie, ale przestrzegam przed
utosamieniem tego tutaj parowania kwantami logicznymi z parowaniem w opisie
fizycznym. proces ten sam, zasada ta sama ale "kwanty parowania" inne, z
innego poziomu. te dla fizyki namacalne, o, to daleko std.
co powstaje w wyniku ucieczki, oddalania si kwantw od osobliwoci? - pole
kwantowe. a to "pole" to ju wszechwiat - jego pocztek. kwanty oddalaj
si, zajto rodowiska narasta, ukad si powiksza i "nadyma" (czy to co
przypomina?). powstaj lokalnie "zbrylenia", bo przecie elementy do tego
procesu s - i cigle dopywaj. a jak "co" si czy, to moe co z tego
bdzie?...
wok, kolejnymi warstwami oddalajcymi si od rda, jak kolejne fale na
wodzie, tworzy si "otoczka" "osobliwoci". warstwa za warstw - i buduje
si co prawda "luna", ale jednak struktura. otoczenie zostaje zapenione
(zapenia si) kwantami. ta "otoczka", jak okrelam, to nic innego, jak pole
kwantowe. kwanty odlege s od siebie "o warstw" kwantow, czyli blisko na
tyle, aby "styka si" ze sob ewolucyjnie, to warunek zaistnienia pola i
jego faktyczne zaistnienie. pole kwantowe to warstwy oddalajcych si od
osobliwoci kwantw (lub dce do osobliwoci, kiedy omawiam drugi moliwy
kierunek procesu). jest "przestrze", ale i energia s wic skadniki (0 i
1) do wejcia ze sob w "reakcj". i ona na pewno zaistnieje. musi.
ponownie zwracam uwag na form zapisu, w tym wypadku chodzi o "przestrze"
- pisowni ze znakiem umownoci. w obrbie caego tekstu jest to najczciej
bodaj wystpujcy znak interpunkcyjny, ale to konieczno. nie mog, jak w
tym przypadku, mwi o przestrzeni, bowiem jest to pojcie dalekie, bardzo
jeszcze dalekie od tego stanu. do przestrzeni oraz czasu mi dostpnego ma
do pokonania ewolucja wiele zakrtw nim wytworzy takie struktury. tylko e
ja przecie jako musz to zdefiniowa (sam dla siebie, eby zrozumie) uj w ramach (i nazwach) wiata mi bliskiego. analiza pokazuje, e mwi o
innej, odlegej "przestrzeni", ale e logicznie jest to bliskie moich poj,
dlatego mog i musz je zastosowa. ale bez podkrelenia, e to inny poziom
rzeczywistoci, wpadn w puapk nakadania si abstrakcji i po poznaniu.
nie mam wyjcia, opis musi zawiera w sobie pojcia mi bliskie, ale musz
one by opatrzone znakiem sygnalizujcym umowno.
dlatego, kiedy wspominam, e osobliwo w trakcie rozkwantowania buduje wok
siebie "otoczk" z warstw kwantowych i e traci ona kwanty energii na swoim
"dalekim" brzegu, to tym samym mwi, e zaczyna si proces dostarczajcy
"od dou" do ewolucji energi (dou pojtego energetycznie, od najmniejszych
stanw, kwantw logicznych). i ten cigy dopyw nowych elementw, kolejne
warstwy kwantw wchodz do gry - i "wypeniaj", zasypuj ubytki. "piasek
kwantowy" do "klepsydry wiata" dosypuje si cigle. i czas pynie...
to w takich "otoczkach" punktw osobliwych (ekosferach, "energo-sferach"),
to w nich powstaje proces ewolucji dopiero tutaj moe powsta. osobliwo
jest "zanurzona" w rodowisku, w jego fizycznym stanie, i dlatego moe doj
do zmiany w takim "ciele". zaczyna si oraz trwa wymiana energii pomidzy
powstaymi kwantami, poziomami ewolucji - wiatami. kwanty puszczone w ruch
potrafi wiele. zasada jest jedna, ale jej realizacje nieskoczone. a dopki
"tam, na dole", w osobliwociach, "buzuje" i kolejne warstwy s podrzucane
do wszechwiata, ewolucja moe si toczy.
179

- osobliwo
stanu osobliwego, do czasu jego kwantowania, nie ma. dla fizyki punkt "poza"
ewolucj nie istnieje, jest nieobserwowalnym "stanem energii". nie ma zmiany
nie ma ewolucji - nie ma obserwacji - nie ma pomiaru. mona "odczu" stan
osobliwy przez fakt jego oddziaywania na otoczenie, czyli porednio, ale w
inny sposb nie. taki ogrom energii, tak wielki kwant musi "zakrzywia" ju
samym swoim istnieniem tory innych ewolucji - a przez rozkwantowanie tworzy
dla nich okolic "znon" do przemian, ale pomierzy si nie da. im wiksze
"cielsko" osobliwe, tym wicej "wyssie" energii z otoczenia. ale tym wicej
warstw kwantowych od niego si moe oderwa i "zasili" pole-wszechwiat w
skadniki.
osobliwo to wany element rzeczywistoci, waciwie naley, na tle tego,
co obecnie opisuj, inaczej, odwrotnie postrzega wszechwiat i osobliwo.
musi nastpi zamiana rl tych zjawisk. to nie wszechwiat, tak naprawd,
tworzy "osobliwoci" (czy pole kwantowe), ale to "punkty osobliwe", pojte
jako liczny zbir (w czasie i przestrzeni) umoliwiaj istnienie (istnienie
i zaistnienie) wszechwiata. to osobliwoci tworz kwantowe pole-wszechwiat
- i go utrzymuj w ruchu. a, tak ju do koca prawd i tylko prawd mwic,
to jest (jak zawsze w ewolucji) stan dwudzielny: wszechwiat tworzy si z
kwantowania osobliwoci - a stany osobliwe powstaj we wszechwiecie. jest
czny, wypadkowy i sumaryczny proces, gdzie jedno wynika z drugiego. i oba
bez siebie nie zaistniej. co najwyej o generacjach, kolejnych zakresach
ewolucji mog mwi. czyli o zbiorze cia osobliwych, ktre zaistniay w
ramach caego ukadu, przeszy cao im dostpnych zmian i si skoczyy.
cigle, podkrelam, w tym samym generalnie i caociowo pojtym jako jeden
byt i jednostka wszechwiecie. jedne osobliwoci si skoczyy, ale tworz
si nowe, ktre zastpuj w tworzeniu pola-wszechwiata wypade. - i proces
biegnie, pki starczy si.
pytanie: jak dugo "przebywa" energia w "stanie osobliwym"? jak dugo trwa
"przejcie" kwantu przez osobliwo? pytania, pozornie, bez sensu. bo jak
pyta o co, co adnym sposobem si nie daje pomierzy i wyskalowa. czasu
w takim stanie energii nie ma, nie ma take zajmowania przestrzeni, nie ma
elementu do pomiaru, bo skadnikw nie ma i nie ma adnej zmiany (ewolucji)
- "nie ma niczego". dla wiata, dla otoczenia, taki stan po prostu nie
istnieje. nawet uwikanie si w jego oddziaywanie (zanurkowanie w czelu
osobliwoci) jest praktycznie bezowocne. dlatego, e takie ciao "wdrujce"
do punktu osobliwego w nim zniknie i nie przele adnej wiadomoci. nawet w
otcha wrzucona pozornie nadmiarowa do fizycznego nonika informacja take
zniknie (zaniknie) w punkcie, bowiem kiedy nonik ginie, nadpisany na nim
nadmiarowy fakt przestaje istnie. - adnego rwnie pomiaru w tym miejscu
nie mona zastosowa, poniewa przystawiajc urzdzenie badawcze nawet "krok
dalej", maksymalnie blisko osobliwoci, nic nie uzyskam, bo pomiar warstw,
ktre oddalaj si od "punktu", niczego nie wykae. dlaczego? poniewa tych
warstw dla skomplikowanej aparatury po prostu nie ma. pomiar jest moliwy
dopiero na kolejnych pitrach ewolucji, nie tutaj. w stanie, tak to okrel,
"czystym" osobliwoci (maksymalne zbiegnicie), nic si zdarzy nie moe z
zasady.
owszem, z punktu widzenia wewntrznego ewolucji (w polu kwantowym), osobliwy
stan nie ma czasu, logicznie to moe by przerwa ogromna, moe energia sobie
"leakowa" (i dojrzewa) w nieskoczono, ale fizycznie, realnie to jest
"bez znaczenia". proces si "zbieg" - i ju "krok dalej" ponownie i atwo
si zaczyna. "przerwa" jest "na jeden kwantowy krok", na jeden tylko kwant
(dziejw).
z mojego punktu widzenia mog wic powiedzie, e w stanie osobliwym energia
"przebywa" na czas jednego tyknicia kwantowego - tyle "co nic".
180

ale znw "dzielc kwant na czworo", sprawa nie wyglda tak jednoznacznie i
prosto. wspomniaem, e postrzeganie osobliwoci zaley do umiejscowienia
obserwatora i e w tym brzegowym eksperymencie zachodzi ciekawa zamiana tak
punktw opisu, tak postrzegania. ma to swoje konsekwencje.
ot, jeeli fizyk postrzega osobliwo z logicznego punktu, to "widzi" taki
proces-fakt jako wanie "bez-czasowy", czyli rozcignity w nieskoczono
(czasu, masy, innych wielkoci). ale logik ten sam punkt osobliwy postrzega
jako element "chwilowy", punkt chwilowy w fizycznym cigu zjawisk. ot, co
byo kwantem ostatnim zbiegajcym si w jedno, "zachodzi" i nastaje taki
punkt maksymalnej cznoci (jedno kwantowa, jeden kwant), a "dalej", i to
zaraz dalej, w "prawie tej samej chwili", ukad si zaczyna, musi si zacz
rozpada. dlaczego musi? bo ju nie ma siy, ktra go "w siebie" spychaa,
bo stan rodowiska jest taki, e nacisk si skoczy, wszystko zostao w ten
"obiekt" wepchnite (wcinite) - i ju dalej proces docisku nie ma sensu:
jak wszystko si docisno do siebie, to przecie nic wicej w "to" ju si
nie wcinie. a jak si proces docisku koczy, kiedy rodowisko nic wicej
nie moe zrobi to zaczyna si proces odwrotny: rozpad struktury.
podkrelam ten wniosek, bo to wany, zasadniczy punkt analizy: kiedy proces
fizycznie osiga stan maksymalny, czyli wszystko "upchno" si w jednostce
i tylko jest ta jednostka (adnych czci skadowych) - to siy, ktre do
tego stanu doprowadziy, ustaj. po prostu ich nie ma, nastaje "cisza", mam
ukad w stanie rwnowagi cinie. "obiekt" jest zrwnowaony z otoczeniem,
mam "w obiekcie" i w rodowisku rwnowag osobliwo w chwili maksymalnej
jest rwnie maksymalnie zrwnowaona: na ni ju nic nie dziaa, ale i ona
nie dziaa. "w punkcie" nie ma zmiany w adnym kierunku. ale tylko tylko
na jedno "tyknicie" kwantowe. bo oczywicie procesy otaczajce takie ciao
osobliwe nie zaniky, s nadal w otoczeniu, ale nie maj ju si: wszystko
si zbiego, proces "do" zanika. nastpuje "cisza", "wiatr kwantowy" ju nie
wieje. a kiedy sia nacisku ustaje, to proces rusza "od razu" dalej. zaczyna
kwantowanie biec dalej. - ale, to znw wany element rozumowania, "strzaka"
wydarze jest tym razem dokadnie odwrotna: do rozpadu. byo "do poczenia
maksymalnego", jest "do rozpadu maksymalnego". i dzieje si to dla logicznego
obserwatora (zewntrznego do procesu) od razu, natychmiast, bez przerwy czy
"leakowania".
jak wida, co jest ciekawostk, dla obu obserwatorw, niezalenie od punktu
postrzegania i opisywania, wynik ostateczny jest dokadnie ten sam: proces
biegnie "dalej" momentalnie. nie ma adnych w nim przerw, cho pozornie moe
by nieskoczony. a skd owe nieskoczonoci? to kolejny ciekawy wniosek z
tej analizy, e zachodzi "mieszanie" si punktw obserwacji. raz postrzeganie
fizyka miesza si z logicznym, a to znw logik wchodzi w zakres fizycznych
procesw, aby za moment, w kolejnym miejscu analizy, powrci na podwrko
wasne. efekt? nieporozumienia. dla logika proces fizycznie "banalny", wic
bez-przerwowy (jedna linia wydarze), staje si nieskoczonym, jeeli mu si
"pomiesza" z polem kwantowym Kosmosu (o co przecie atwo). w tym wypadku i
na tak szerokim poziomie analizy nieskoczono jest pewnikiem. i logik musi
tutaj skapitulowa. i wrci na poziom konkretu, wszechwiata. - z drugiej
strony, fizyk, kiedy analizuje ten konkret, nie moe w swej analizie dojrze
procesu osobliwego, dlatego wchodzi w buty logiczne i ma w efekcie wielko
nieskoczon energii (bo zlicza Kosmos, nic o tym nie wiedzc - i sobie nie
poradzi bez renormalizacji).
logik "widzc" wszystkie skadowe procesu, jeeli si "rozpdzi" w analizie
i nie dopilnuje podziau na wszechwiat i reszt - zlicza nieskoczono. a
fizyk, liczc "tylko" wszechwiat, jeeli go nie "odkroi" od reszty, rwnie
bdzie niewiadomie zlicza nieskoczono.
jak wida, nieoczekiwana zamiana miejsc (obserwacji) prowadzi do sporych
kopotw.
181

- osobliwo
wane a ciekawe pytanie (z wielu powodw): czy osobliwo, punkt osobliwy
maksymalny, czy taki stan wystpuje w ewolucji? powtarzam, maksymalny, czyli
skrajna forma zbiegnicia, ktr tu logicznie wprowadzam. e osobliwo to
fakt w procesie, to oczywisto (i konieczno) ale pytanie dotyczy tego,
czy s siy we wszechwiecie, ktre do takiego maksymalnego zbiegnicia mog
doprowadzi? czy s teraz, czy byy kiedy?
odpowied nie jest jednoznaczna. na tym etapie analizy skania bym si do
wniosku, e takiej siy ju nie ma bya, ale ju jej nie ma. dlaczego i
czym to skutkuje? dlatego, e rodek ewolucji wszechwiata, wiele wskazuje
na to, ju min, czyli maksymalny pod kadym wzgldem punkt take jest ju
histori. a skutki s takie, e tworzce si cigle i na nowo osobliwoci
nie s, nie mog ju by skrajn form zbiegnicia i e zawieraj w sobie
(na dnie procesu) jakie minimalne drgania. ale z tego, e dzi to nie jest
do osignicia nie wynika, e we wszechwiecie-polu nigdy takich warunkw
nie byo maksimum przeszo, ale wanie byo. dzi stanu "zatrzymania" w
postaci idealnej osign (chyba) nie mona, ale taki stan jest logiczn w
procesie koniecznoci a jak koniecznoci, to powinien i musi wystpi.
najpewniej w rodku.
z mojego punktu widzenia wane jest to, e realnie (fizycznie) "odpoczynku"
adnego energia sobie w osobliwoci ani nie planuje, ani nie urzdza. jak
si ju "upchnie" w "jedynk" kwantow - to krok dalej si zaczyna rozpada.
i ewolucja tego osobliwego momentu nawet nie dostrzega. granice w proces, w
takie zdarzenie, jak zawsze, musi wprowadzi (dla siebie) ulotny obserwator
- eby si nie pogubi, eby wszystko byo od-do i pod linia. ewolucja, na
moje ulotne szczcie, nic o dnych granicach nie wie, pdzi z kwantami raz
do czenia, raz do zapaci. a "po drodze", w "midzyczasie" mog zaistnie.
mi to odpowiada.
jak dugo trwa kwantowanie "osobliwoci"? prosta odpowied: do ostatniego
kwantu. do ostatniej sferycznej postaci kwantowej powoki, ktra oddala si
od "osobliwoci". z t chwil nastpuje koniec procesu, koniec wyrnionego
tak przebiegu ewolucji. cao energii (wczeniej zgromadzonej) ulega ju
rozkwantowaniu, a "osobliwo" w ten sposb uzyskaa maksymalne, caociowe
rozprzestrzenienie w otoczeniu. w procesie "parowania", oddalania si warstw
od osobliwoci, nastpuje zanikanie, wytracanie si "punktu". z wielkoci, z
siy oddziaywania na otoczenie mona wnosi o chwili jego powstania im
wikszy fakt osobliwy, tym modszy.
ale rwnie w tym przypadku sprawa nie jest banalnie prosta. zasada musi by
analogiczna (tworzenie si osobliwoci), jak dla obiektw materialnych. mam
tu na myli fakt, e we wczesnym ukadzie powstaj elementy mae, a dopiero
nastpnie rosn. ale jednoczenie, jako skutek oddalania si skadnikw, po
przekroczeniu rodka procesu, musi si zjawisko zmieni. - czyli bd znw
mogy (wyznacz to warunki rodowiska) tworzy si mae oraz coraz mniejsze
obiekty. do rodka ukady "rosn", od rodka malej. i zapewne rwnie ta
zasada dotyczy "stanw osobliwych". mwic inaczej, tworzenie si kolejnych
pokole czarnych dziur musi spenia regu, e po pierwszej stronie procesu
generalnego (czyli "do") czarne dziury tworz si od maych do duych a
po stronie drugiej (aktualnej) od duych do maych. pocztkowo jest mao
energii do upchnicia w osobliwo i mao si zdolnych do takiego dziaania
w drugiej czci energii ubywa i si ubywa. proces musi by analogiczny do
wszelkich innych: od kwantu logicznego (minimalnego), przez kwant logiczny
(maksymalny), do kwantu logicznego (minimalnego). nie ma innego schematu
zdarze.
ze stanu osobliwego rzeczywisto si zaczyna - i w nim si koczy. a to, co
jest pomidzy - to ewolucja. czyli wszystko. warto doceni ten "punkt".
182

- ewolucja zbiorw
- jak dugo trwa istnienie "zbioru" wsplnych wydarze?
- jak przebiega ewolucja na/w rnych poziomach zbioru?
pytanie: czy im wiksze ciao i bardziej skomplikowanie, tym czas istnienia
krtszy? sprawa jest oczywista: im duej istnieje ewolucja, im bardziej jest
zasobna w energi (rozbudowana), tym wiksza przestrze zajta (rodowisko),
tym dalej siga i tym wicej przechodzi stadiw przemian. a im duej trwa,
tym bardziej jest skomplikowana czyli okupuje wiksz liczb poziomw. ale,
co wymaga podkrelenia, ten proces przebiega dwudzielnie: do poowy, do punktu
rodkowego (a przez to szczeglnego, jedynego w dziejach) narasta zajto
rodowiska i narastaj "ksztaty" (gabaryty) oraz sia oddziaywania na t
zmian i tej zmiany na inne konstrukcje. i dotyczy to wszelkich (bez wyjtku)
procesw, ewolucja to zmiana z wyrnionym stanem rodka. a po rodku, mimo,
a raczej przez fakt dalszego wzrastania odlegoci midzy elementami, proces
przebiega (realizuje si) jako pomniejszanie si skadnikw dalszej ewolucji.
czyli, mwic inaczej, elementy ksztatujce zmian (ciao, byt) skracaj si,
skadniki aktualnie skadajce si na/w konstrukcje energetyczn pomniejszaj
si ale i elementy moliwe do wykorzystania w nastpnym kroku do zabudowania
rwnie ulegaj "zanikaniu", rozpadaj si.
do poowy ewolucji ronie zajto otoczenia i "rosn" ciaa w procesie, bo
przyrasta ilo i rozmiar skomplikowanych elementw (jest z czego si skada
w wiksz jednostk) natomiast po przejciu rodka wzrasta zajto okolicy
przez ewolucj, ale elementy tworzce taki proces ulegaj pomniejszeniu. po
prostu rozpadaj si. dlaczego? bana, geometria. to wczeniej ju pado: w
procesie elementy oddalaj si od siebie, struktura (zaczynajc to od warstwy
brzegowej) "dziurawi" si, w efekcie spada, pomniejsza si "rozmiar" jednostki
tworzcej. czyli zachodzi banalnie przykre fizyczne "starzenie" si, to nic
innego w kocu, jak "druga strona" oraz "wypadanie" z cielesnej konstrukcji
kolejnych elementw (i, ech, moliwoci). (sygnalizuj tu, e do sprawy dalej
wracam, poniewa jest wana - i nie a tak prosto si to toczy. ale na obecnym
etapie jest to ujcie poprawne.) - w drugiej czci skadniki malej, jednak
zajto przestrzeni postpuje, a nawet przyspiesza (efekt geometrii, ech, i
niestety). ale to nie jest takie ze, wszak to wanie w tej czci, drugiej
czci procesu, maj szans i mog zaistnie ukady skomplikowane. do rodka
"rosn", ale dopiero po przejciu osi symetrii mog si "objawi" w postaci
wikszych struktur. do rodka powikszaj si do wielkoci maksymalnej (ale
dozwolonej oglnym stanem ukadu), a dopiero "za rodkiem" mog zacz si w
konstrukcje "wikszego kalibru" gromadzi - na przykad tworzy biologiczne
ycie wielkoskalowe. kiedy cao procesu (wszechwiata) przebiega "po drugiej
stronie", a nawet w swojej zmianie przyspiesza, to dopiero w tym okresie (i
lokalnie) mog si pojawi skomplikowane i rozbudowane jednostki. odlegoci
w ramach caoci ewolucji si oddalaj, jednak ich elementy skadowe mog si
zbija, przyblia i tworzy wiksze kwanty, a przede wszystkim byty kolejnych
ju rzutw (poziomw i podpoziomw). e na krtko? c, prawda, ale troch to
trwa. wczeniej rozbudowanych elementw nie byo, tworzyy si, od rodka s
i tworz ciaa. materia od rodka procesu uzyskuje, a raczej w rodku uzyskuje
swoje maksymalne skomplikowanie, wczeniej si tworzya, tu ten stan osiga.
podkrelam materia, jej elementy, na przykad fotony, atomy, pierwiastki.
rnorodno narasta do punktu rodka, po nim mona ju tylko obraca si,
wybiera ze zbioru istniejcego i skoczonego (nic wicej nie powstanie jako
skadnik, ale i z tego zbioru zaczyna ubywa), mona budowa z istniejcych
elementw dalej, jednak stabilnej nowoci ju nie bdzie. do rodka ewolucja
powiksza si i w nastpnym kroku zaczyna si jej degradacja. a pocieszajce
z mojej perspektywy jest to, e chodzi o fakt wielkiej skali i dlatego moe
si gdzie zgromadzi nieco materii, a z niej utworzy si jakie ciao. oraz
kolejne, do niego dopeniajce (si). a dalej to ju toczy si samoistnie.
183

- jak dugo trwa istnienie "zbioru" wsplnych wydarze?


zbiory istniej cznie (jako jedna, wsplna ewolucja) tak dugo, jak dugo
zachodzi pomidzy ich elementami wymiana energii, dopki energetycznie si
"widz", choby na jeden kwant (czy warstw kwantow). proces trwa do chwili,
kiedy odlego midzy elementami jest tak dua, e wymiana moe przebiega,
ale jednoczenie nie tak rozrosa, e nie dochodzi do rozerwanie acucha
zdarze. kiedy jest to ju/jeszcze jeden element takiej wymiany energii, to
proces si ze sob zazbia, ewolucja zbioru trwa. na granicy, czyli przy tym
"jednym kwancie" (jednej warstwie kwantowej) ewolucja uzyskuje ostatnie ze
sob poczenie, a dalej - to ju historia. do momentu, kiedy rozpito w
przestrzeni uczestniczcych w wymianie energii zbiorw nie osiga warunku
granicznego, czyli nie jest to jednokwantowa warstwa (ktra koczy proces),
to do tej chwili moe trwa i trwa ewolucja.
mwic inaczej, jeeli we wszechwiecie jedne kwanty docieraj do drugich,
jeeli wiato moe "dogoni" element, to ewolucja tego ukadu istnieje i ma
si dobrze. kiedy jednak wiato nie potrafi dopdzi oddalajcych si od
siebie bytw, bdzie to oznak, e taka ewolucja stracia czny charakter,
rozbiega si w przestrzeni na tyle, e nie ma zwizku pomidzy tworzcymi
j skadnikami. co, tylko pozornie, nie wyklucza, e taki zwizek moe by w
wymiarze lokalnym i przez jaki may jeszcze okres istnienia ukadu. jednak
w ujciu szerszym jest to jednak "pobone yczenie". dlaczego? zachodzi bd
mylenia. jeeli zbir si "skoczy", nie mog twierdzi, e jego elementy
istniej, bo to sprzeczno (zbir tworz wanie elementy). jeeli opisuj
koniec wszechwiata, tym samym opisuj koniec elementw tworzcych ten wiat
- i to na kadym poziomie. oczywicie do poziomu kwantw logicznych te s
i zostan. w rozpadym do koca zbiorze nie ma ju elementw, cho nim ten
stan nastpi, ktry zawsze bdzie elementem ostatnim i zamykajcym proces.
tylko e jedynka zbioru nie czyni, nawet jeeli tak chce matematyka.
mwic jeszcze inaczej - czno, cao ewolucji bdzie zachowana do tej
chwili, kiedy odlegoci pomidzy kwantami nie przekrocz rwnie wielkoci
kwantowej. kiedy rozkwantowanie uzyska tak warto, e odlegoci midzy
kwantami bd wiksze od nich samych, to ewolucja traci czno. bo "dalej"
zachodzi, jak w wypadku wybuchu, stan ostatniej jednokwantowej "powierzchni
sferycznej". wszystko oddalio si od siebie tak daleko, e tworzy jedn i
jedyn warstw z kwantw logicznych. a odlego kwant do kwantu w ramach
tej warstwy rwnie wynosi jeden kwant. przed tym momentem ewolucja bya w
tej warstwie jest ostatni jej stan dalej "zachodzi" rozpad i "proces po",
"rwany" ("trupi"). z chwil, kiedy czas wymagany do pokonania odlegoci
midzy zbiorami (dla przemieszczajcej si energii czy informacji) jest
wikszy od czasu trwania zbiorw - od tego momentu nie mona ju mwi o
jednym i cznym ukadzie.
sprawa jest zasadnicza, zaleno oczywista. zbiory, a w ramach dostpnego
moim obserwacjom i doznaniom wiata nie ma niczego, co by nie byo zbiorem
i stanem skomplikowanym (wielopoziomowym), zbiory we wszechwiecie mog ze
sob wchodzi w reakcje (dowolnie pojmowan wymian energii) tak dugo, pki
przekazanie sygnau od jednego zbioru do drugiego (poprzez wsplne dla obu
rodowisko) nie przekracza czasu trwania zbiorw. jednego czy obu, to nie ma
znaczenia. sygna musi zosta wysany, ale musi tez zosta odebrany, kiedy
nie ma tego dwudzielnego wydarzenia, nie ma przekazu. w przypadku skrajnym,
kiedy w ramach ewolucji wszechwiata tak zdefiniowana zaleno zachodzi,
czyli w stadium mocno wczesnym czy mocno pnym (ale to nie s oszaamiajce
wielkoci, mimo wszystko, czas trwania wszechwiata jest krtki), ukad tak
opisywany albo jeszcze nie zaistnia, albo ju go nie ma. s niej lece w
zbiorze zjawisk stany, ale zbiorw ju nie ma. a skoro nie ma zbiorw, nie
ma wszechwiata.
184

- jak przebiega ewolucja (jej istnienie) na rnych poziomach?


- jak dugo trwa?
trwanie ewolucji na rnych poziomach jest, co zrozumiae, powizane ze sob.
im bardziej skomplikowany stan ewolucji, im wyszy poziom (ale wszy krg)
ewolucji w caoci piramidy, tym bardziej czas istnienia tego poziomu i jego
elementw jest uzaleniony od istnienia oraz przebiegania poziomw niszych.
bardziej skomplikowany ewolucyjny fakt powstaje jako skutek podpoziomu, wic
ten musi istnie przed poziomem. banalna prawda, eby co zaistniao, musi w
rodowisku wczeniej zaistnie kwant tworzcy tak struktur. np. eby powsta
organizm wielokomrkowy, musi zbudowa si zbir komrek (musi by komrka w
zbiorze podobnych jednostek). zaistnienie zbioru, dopiero wyodrbnienie si w
otoczeniu zbioru elementw wytwarza miejsce i nacisk do dalszego czenia si
jednostek, czyli prowadzi do powstania, ju w ramach, wewntrz tego zbioru,
kolejnego, bardziej skomplikowanego stanu. - mwic inaczej, wytworzenie si
zbioru mniejszej komplikacji warunkuje powstanie (wewntrznie w tym zbiorze)
jednostki o cechach nowoci i jest krokiem w wiksze skomplikowanie i jest
to element zbioru poziomu wyszego. podkrelam: jednostka o cechach zbioru.
dlaczego? poniewa tak zbudowany (zabudowany) fakt i jednostka, teraz kwant
poziomu wyszego, w stosunku do zbioru nadrzdnego (w ktrym si buduje, np.
wobec wszechwiata) jest zbiorem zjawisk energetycznych, w takiej strukturze
nie ma stanw elementarnych i jednostkowych, wewntrz wszechwiata s tylko
i wycznie zbiory. powstaje nowy element piramidy moliwoci, byt o wikszym
skomplikowaniu (wicej elementw skadowych taka jednostk buduje), ale nigdy
to nie jest "stan jedynkowy", zawsze zbir. oczywicie mniej liczny od zbioru
nadrzdnego, ktry go otacza, ale zbir. - przy czym, co istotne, powstajcy
tak element peni rol kwantu logicznego tego nowego, dopiero co zaistniaego
ewolucyjnie poziomu, sam jest zbiorem (wewntrznie skomplikowanym) i ma obok
siebie inne podobne elementy, ale logicznie i funkcjonalnie to kwant logiczny
i jednostka. we wszechwiecie nie ma elementw prostych, jednak kiedy analiza
odnosi si do wybranego poziomu (np. komrkowego), to element tworzcy taki
zbir jest kwantem logicznym, "jedynk".
kady kolejno wyaniajcy si w procesie poziom kwantowy jest zawsze stanem
"wewntrznym" w ramach podpoziomu. fizycznie i po prostu elementy tworzce
musz "otacza", dosownie otacza tak tworzcy si zbir i dlatego jest to
krg wewntrzny zjawiska, buduje si "do rodka", do wntrza. powd? przecie
"poza" jest pustka i brak elementw do wykorzystania. - ale zarazem powstay,
zaistniay tak zbir jest krgiem "wyszym", kiedy chodzi o skomplikowanie,
znajduje si wyej na/w piramidzie komplikacji. zbiory mniej skomplikowane
warunkuj tworzenie si struktur bardziej rozbudowanych, czyli s "zewntrzn
stref" i "warstw rodzicielsk" nowej ewolucji. zoony zbir (element) jest
pochodn i skutkiem zbioru prostego i zawiera si w granicach, ktre definiuj
i wyznaczaj istnienie tego prostego zbioru.
czas trwania poszczeglnych poziomw ewolucji jest uzaleniony od tego, czy
istnieje dla nich "fundament", energia, z ktrej mog si tworzy, a pniej
uzupenia powstajce braki. nie potrafi poda w latach (czy w innej skali),
ile bdzie przebiega trwanie poszczeglnych poziomw czy stref. ale, jestem
o tym przekonany, proporcje musz by zachowane. wszak we wszechwiecie nie
ma przypadkowego powstawania elementw. piramida kwantowa buduje si etapami
- ale etapami ze sob powizanymi. jako pierwsze kwanty logiczne pniej
fizyczne - fotony - elektrony - atomy. tu nie ma przypadkowoci. jest za to
wynikanie z siebie. bardziej skomplikowane powstaje jako pochodna i skutek
prostszego. dlatego w tym procesie musz by zachowane kwantowe proporcje.
skoro atom powstaje "x" czasu - to wewntrzny wobec niego krg, biologiczna
komrka, powstanie po "x + y" czasu. ale zaleno "x" do "y" nie moe by
dowoln wielkoci. na pewno jest wyliczaln - i pochodn reguy kwantowania
ewolucji (liczbom kwantowym).
185

- proporcje kwantowe
- liczby kwantowe w ewolucji
- zalenoci midzy procesami i poziomami
rzeczywisto, wszystko wok mnie, czyli przedziay nadprogowy, fizyczny, i
podprogowy, Fizyczny wszystko to jedna zmiana ewolucyjna przebiegajca na
fundamencie jednych i jednakowych skadnikw tworzcych (kwantw logicznych)
i wedug jednej reguy (rytmu). i jest to ustalenie zasadnicze, z ktrego w
kolejnych krokach wynikaj istotne zobrazowania procesw. midzy innymi taki,
e pomidzy budujcymi si wewntrznie (w ramach procesu, jako zdarzenia ju
kolejnych poziomw) strukturami energetycznymi zachodzi bezporednia, ale co
wane z punktu widzenia obserwatora starajcego si zrozumie (oraz zwaszcza
przewidzie) zmiany, zaleno i proporcja liczbowa. kady kolejny budujcy
si poziom kwantowy jest efektem zaistnienia wczeniej stanw pooonych niej
(na podpoziomie) w stosunku do niego (s prostsze budow, jednak nadrzdne i
otaczajce jako zbir), a poniewa jest to konstrukcja "pionowa", zaistniay
poziom jest efektem poprzedzajcego. poniewa skadnikami s zawsze i tylko
kwanty poniewa poziomu jest zbiorem i jest zbudowany z penych elementw
podpoziomu - dlatego relacje midzy poziomami s policzalne. czyli proporcje
kantowe, to wniosek z tego etapu analizy, s zawarte w procesach.
i nie jest to stwierdzenie bahe. dlaczego? dlatego, e liczenie kwantowe i
stosunki kwantowe midzy elementami dotycz wszelkich parametrw oraz relacji.
tu nie ma wyjtkw. skoro kwanty tworz rzeczywisto na/w kadym poziomie i
skoro dziej si kwantowo (proces jest skwantowany), dlatego wszystkie (wic
dowolne) pochodzce od nich stany i wielkoci s take opisywalne kwantowo.
kwanty opisuj i bd si odnosi do czasu istnienia struktur, zalenoci i
proporcji midzy ukadami (np. kolejnoci zaistnienia), wielkoci elementw
w ramach poszczeglnych poziomw (zbiorw), zajto przestrzeni, prdkoci,
temperatury, wagi, dugoci-szerokoci-wysokoci - itd. itp. nie ma adnego
parametru opisujcego ewolucj, ktry wyamuje si z zalenoci kwantowych,
jedno zasady i skadnika gwarantuje jedno opisu. wszystkie parametry same
w sobie zawieraj proporcjom kwantowym, ale take relacje midzy parametrami
s kwantowe. rozmiar, liczba 1040 (lub podobne), ktr w/na wywiedzionych ze
rodowiska staych wielkociach ustala fizyka, a ktra przedstawia zaleno
midzy zakresem najmniejszym i najwikszym, to rwnie pochodna kwantw, to
wynik istnienia jednostki tworzcej. i nie jest tu przypadkiem, e potga tej
liczby osiga warto 40, przecie to jest punkt "4" ewolucji, tak w liczeniu
kwantowym wany punkt. to rodek tutejszej zmiany, w tym ujciu zobrazowany
stanem "40". i nie jest te przypadkiem, e wanie w takim momencie, kiedy
ta wielko w caociowym ukadzie si pojawia, moe o tym fakcie (ze sob)
podyskutowa obserwator. na ten moment analizy ustalenie zwizku midzy tak
liczb a bytem postrzegajcym wiadomie otoczenie jest wnioskiem oglnym, ale
poniewa temat naley do podstawowych, dlatego wielokrotnie jeszcze si pojawi
w rnych odniesieniach. moja rodkowa w zmianie pozycja jest faktem, take
wszechwiat, w tym momencie obserwowany i otaczajcy mnie, jest wydarzeniem
rodkowym w caoci tak opisywalnego procesu. i ma to konsekwencje w analizie
logicznej (i filozoficznej).
to nie przypadek, zrzdzenie losu (czy "zarzdzenie"), e ustalane zalenoci
i gbokie powizania midzy staymi opisujcymi rzeczywisto tak doskonale
zgadzaj si ze sob i pozwalaj istnie obserwatorowi (i zadziwiaj go, kiedy
to stwierdza). jedyna sensowna odpowied na t pozornie niezwyk "zbieno"
jest taka, e przynale do rodkowego okresu dziejw ukadu, ktry definiuj
jako "wszechwiat". ukad nadrzdny jest w stabilizacji, dlatego parametry i
powstajce byty rwnie s zharmonizowane. wczeniej byo inaczej, "za chwil"
to si zmieni i parametry ulegn "rozstrojeniu", jednak aktualnie to wiat w
sposb maksymalny dopasowany do potrzeb. dopki kwanty zbiegaj si wanymi
kwantowo stanami, mog istnie - pniej jest mniej mio.
186

kosmologia 2.3.

187

- grawitacja
- czym jest grawitacja w ujciu kwantowym?
- skd si bierze, jak rol spenia?
ech, kolejny temat, ktry trzeba koniecznie poruszy - z powodu jego "wagi".
pojawia si na wczeniejszych etapach analizy, ale obecnie czas na czoowe,
"centralne" z nim zderzenie. kwant do kwantu i zbierze si "masa". jednak w
tym momencie pojawia si pytanie: jak si zbiera, a zwaszcza, co powstaje z
tego czenia? odpowiedzi, ktre si w tej analizie rysuj, s ciekawe, ale
z marszu nie mona ich udzieli, wymagaj nie kilku sw, lecz kilku stron.
co, co okrela si jako "grawitacj", pojawia si zawsze w ukadzie, zbiorze
"masowym", jest zjawiskiem powizanym z wieloma jednostkami kwantowymi - i,
co tu zasadnicze, jest konieczne. co nie znaczy, niestety, e mona wyjani
w atwy sposb, czym jest. przyznaj, w ujciu kwantw istnienie i dziaanie
"grawitacji" jest trudnym problemem, a przecie takiego "zjawiska" podway
si nie da. no - to przygldajmy si, gdzie spada jabko koo jaboni.
czym wic jest grawitacja? jest logiczne, e dodajc kwant do kwantu, tworzc
now energetyczn jako, buduj "mas", czyli rozbudowany ju energetycznie
element, wok ktrego nastpuje organizacja otoczenia. przestrze wyrniona
w taki sposb uzyskuje swoje "centrum", znak i "potencja". i musi pojawi
si w takim ukadzie grawitacja to, co za "grawitacj" uznaj. to znaczy
zjawisko (sia, proces) "przycigania" przez taki element w odniesieniu do
innych kwantw. - w zwizku z tym pojawia si do ciekawe pytanie: czy moe
"przyciga" pojedynczy kwant? czy "grawitacja" jest zwizana z samym bytem
kwantowym, faktem "istnienia" "czego" (tu kwantu logicznego), czy jest to
"cech" wyczenie duych ukadw (a jeeli rozbudowanych, to jak duych, o
jakich rozmiarach)? od ilu kwantw pojawia si "przyciganie"? i co dziaa
do tego momentu, co jest wczeniej? jak to wszystko si "poczyna"?
pytanie rozszerzajce i fundamentalne, ktre jest absolutnie konieczne dla
zrozumienia grawitacji: dlaczego w Kosmosie w ogle tworzy si kwantowe pole?
dlaczego i jak dochodzi do "zgromadzenia" si kwantw w konkretnym punkcie
nieskoczonoci? co sprawia, wracam do wczeniej sygnalizowanego zagadnienia,
e swobodne i samodzielne, i niezalene kwanty cz si ze sob jaka sia
popycha je do siebie, scala na "chwil", a nastpnie pozwala tej chwili trwa
duej? dlaczego kwanty, w zakresie Kosmicznej nieskoczonoci i prni, po
zbudowaniu stanu pocztkowego (pola) zaraz pniej si nie rozpadaj i nie
oddalaj? - "pniej", zgoda, pojawia si to, co nazywam "mas" (i potocznie
grawitacj), jako konsekwencja nagromadzenia energii, ale czy jeden kwant to
masa? "co", kwant logiczny "way", zgoda, to nie jest zero. to maksymalnie
najmniejsza z moliwych "wielkoci" czego, ale to nie jest nic. nigdy tego
"stanu" nie pomierz, bo to on umoliwia wszelkie pomiary, po prostu "jest".
ale, powtarzam t zasadnicz kwesti, czy "jedynka" kwantowa ma mas zdoln
przyciga inne jedynki?
pytanie nie jest gupie. dlaczego? poniewa na kocu jego logicznego rozbioru
pojawia si wniosek, e tylko zbiory kwantw mog spenia rol grawitacji,
w taki sposb bd si objawia zewntrznie dla obserwatora. natomiast "same
z siebie" pojedyncze elementy grawitacji nie posiadaj, skadaj si, buduj
proces okrelany jako "grawitacja", ale same przyciga nie mog. zjawisko
grawitacja, jak wszystko, jest pochodn ewolucji, pojawia si na ktrym
kolejnym kroku zmiany energetycznej. "grawitacja" prezentuje si jako efekt
kwantowych przemian energii, jako jej stan lokalny i rozbudowany, "masowy".
ale pytanie, dlaczego do tego dochodzi w nieskoczonym Kosmosie oraz wobec
rwnych i "luzackich" kwantw, pozostaje. i wypadnie si z nim zmierzy. jak
nie za chwil, to kiedy. i pomimo e czciowe odpowiedzi ju paday, s jak wida - niepene.
188

- ile kwantw na "grawitacj"?


zastanowi si wypadnie, od jakiego poziomu ("iloci") kwantw zaczyna si
"grawitacja" (dziaanie na siebie kwantw)? czy od jednego, dwu, czy dotyczy
to caego zbioru? jeden kwant, cho to byt skoczony oraz "trway", nie jest
oznaczony (potencjaem) i grawitacji posiada nie moe. rwnie nie moe
jej tworzy wok siebie, bo z czego? jedynka z definicji jest sama, wszelkie
kwanty logiczne s jednakie, nie ma w nich rnic, i nie ma grawitacji. bo
jako, zwana grawitacj, nie dotyczy na pewno jednego stanu kwantowego, czym
by on nie by. grawitacja jest "tworem" zmiennym, a kwant zmienia si nie
moe. zderzenia kwantw w Kosmosie, czemu nie, trafienia bezporednie i ruch
w takiej skali nie wydaje si niczym niezwykym jednak nie grawitacyjne
zakrzywianie toru ruchu innych elementw. w ramach kwantowej paszczyzny, a
taki stan logiczny mam w nieskoczonoci, nie ma wyrnika w postaci faktu
grawitacyjnego, kanty logiczne z zaoenia takiego stanu nie posiadaj. mam
wic oczywisty wiosek: jeden kwant nie ma grawitacji. grawitacja to zjawisko
masowe, dotyczce zbioru, jest "powyej" kwantu logicznego. "grawitacja" jest
opisem zjawisk, "waciwoci" ewolucji, ktra zachodzi pomidzy kwantami
(wyszych poziomw), jest opisem zjawisk, nie zjawiskiem oddzielnym, to fakt
pochodny do kwantw - jest cech ewolucji.
jeeli nie jeden kwant tworzy grawitacj, ale ewolucja, wic co najmniej dwa
kwanty, czy z tego mona wywie, e dwa kwanty posiadaj ju grawitacyjn
cech, "pole grawitacyjne"? mona przy okazji powiedzie, e rozrnienie na
pola (grawitacyjne, kwantowe, elektromagnetyczne, wiata) nie ma racji bytu
- w ujciu ewolucyjnym zawsze mwi si o jednym polu, polu kwantowym (czyli
przestrzeni kwantowej), ktre powstaje jako skutek ewolucji, a zarazem tworzy
ewolucj. o jednym bez drugiego mwi nie mona. tylko zasig dziaania tak
powstaego pola jest rny. i w tym znaczeniu "pole grawitacyjne" byoby
jedynie zjawiskiem lokalnym, o maym zasigu wok ukadu (a inne "pola" to
kolejne stany lokalne w caoci). przyrwnujc grawitacj do oddziaywania
tumu (jego masy) na otoczenie, mona zauway, e grawitacja sam swoj
obecnoci wywiera wpyw, odksztaca pozostae elementy skadajce si na
ewolucj. ilo "drga" w masie "zuytej" (mocno skondensowanej, "ubitej" i
"opadej z si"), jest tak maa, e ley na/w dolnej granicy ewolucji. czyli
dziaa na otoczenie jako zbir blisko do siebie skupionych elementw, dziaa
poprzez poczony zbir kwantw, w ktrym z trudem doszuka si mona taki
proces tworzcych skadowych. w tym zbiorze nie ma jeszcze stanu poczenia
maksymalnego, to nie osobliwo, ale jest on "gsto" zabudowany, cinity "masowy". taki zbir sam ju jest, lub "prawie" jest kwantem, jednoci. nie
zapad si w siebie tak dalece, eby zniky skadniki, eby z ukadu zostaa
"wypchnita" prnia, ale niewiele do tego stanu brakuje. proces "do" cigle
biegnie, kolejne kwanty s "dociskane" (warstwami kwantowymi pyncymi z
otocznia) i wchodz w tor czenia si - ale cao procesu zapaci jeszcze
nie skoczy si. a to oznacza, e rodowisko zewntrzne "reaguje", naciska
na "obiekt", e w otoczeniu zachodzi "ruch do" takiego "ciaa", jest "cug",
e tak to obrazowo okrel, w kierunku, na drodze "do" ciaa. - podkrelam
to okrelenie, bo niesie ze sob wane konsekwencje: to jest ruch "do" tego
"ciaa", jeszcze nie kwantu, ale prawie jednego kwantu. jeeli w nim jeszcze
jest miejsce do "docisku", do ciskania elementw - to rodowisko bdzie
dyo do stanu wyrwnania rnicy (poziomw), banalna sprawa. jak w jakim
punkcie wystpuje odmienny stan (potencja), czy po prostu dziura oraz wolna
przestrze do przemieszczenia si, to wanie w tym kierunku nastpuje ruch
w otoczeniu (na poziomie ewolucji). wystpuje ruch, eby "zatka", zatamowa
- zaczopowa upyw energii. jak jest pustka do zasypania, to kwanty musz w
tym kierunku dy, bo "popycha" je cinienie otaczajcej ewolucji. ruch do
miejsca maksymalnego "zgniotu" jest wpisany w ewolucj.
189

kiedy ciao, ewolucja zapada si "grawitacyjnie", tworzy jednoczenie stan


"pustki" w okolicy, a to oznacza zaistnienie "wolnego toru" do dalszej zmiany
- po prostu miejsca do ktrego mona i trzeba si przemieci. i energia w
t stron pod dziaaniem nacisku (cinienia otoczenia) poda. nie ma wyboru.
dlaczego? poniewa kolejne warstwy (swoj mas) popychaj je w tym kierunku.
energia przemieszcza si w stron "pustki" i zapada si. a "ciao kwantowe",
zbir elementw, na ktry dziaa taki nacisk, staje si przez to bardziej w
sobie "zbite", powiksza mas i powiksza si oddziaywania na otoczenie.
jak dugo proces si toczy? tak dugo, a nie ma ju miejsca na dalsze
zapadanie (skupianie si) - zapado si tak dalece, jak mogo. i tworzy si
osobliwo. powstay ukad nie ma ju w sobie wolnej przestrzeni, sta si
jednoci, jednym kwantem. jest "byym" zbiorem - oraz "przyszym" zbiorem,
ale "w tej chwili" tylko jedynk kwantow.
podkrelam, "grawitacja" w tym procesie bya wczeniej, bdzie pniej, ale
"w tym punkcie", dokadnie w punkcie maksymalnego zbiegnicia si elementw,
ju/jeszcze jej nie ma. dlaczego osobliwo doskonaa nie posiada grawitacji,
dlaczego w tym momencie musz wprowadzi stan bezgrawitacyjny? odpowied jest
banalna w wietle zaprezentowanej analizy: nie ma zmiany, nie ma ruchu do/od
osobliwoci. a to wanie proces zmienny, ewolucja, ruch kwantw tworzy stan
"grawitacji". dokadnie tak samo, jak w przypadku jednego kwantu logicznego
nie mog ustali zmiany i tym samym jego grawitacji, analogicznie w punkcie
zwanym "osobliwoci" (rwnie jednego kwantu logicznego, wszystko stao si
jednostk) nie mam zmiany. oraz nie mog wprowadzi grawitacji. - kiedy w
analizowanym ukadzie nie ma wydarze kwantowych w przepywie, kiedy proces
nie dy do czy od osobliwoci, kiedy nie tworz si kwantowe warstwy procesu
nie ma grawitacji. kiedy elementy procesu ani si do siebie nie zbliaj,
ani nie oddalaj nie ma grawitacji. kiedy wystpuje bezruch maksymalnej
osobliwoci grawitacji nie ma. grawitacja, powtarzam, to cecha ewolucji,
pochodna przemian i ruchu, ale nie fakt samodzielny, samoistny.
kiedy ruch "do" ciaa-ukadu ustaje, nie mam ju prawa mwi o adnym z tym
"ciaem" zwizanym zjawisku. ten ukad "wypad" z ewolucji. i obserwowane w
jego otoczeniu wczeniej wszelkie, a z nim zwizane fakty (tu ruch do niego)
ustay, skoczyy si. zachodzi stan "uspokojenia", wyrwnania poziomw - i
brak ewolucji. o ile "wczeniej" by proces ukierunkowany "w stron" ukadu,
masy o zbitych oraz "zbijajcych" si w jedno stanach wewntrznych, to z
chwil osignicia maksymalnego poczenia (logicznie maksymalnego, e nic
ju wicej nie moe zaj), to z tak chwil ustaje to, co wczeniej nazwaem
i okrelaem jako "grawitacja", przyciganie masy, ruch w stron ciaa tym
faktem wywoany. a jeeli nie ma ruchu, nie ma zmiany - to nie ma "zjawiska"
w formie grawitacji.
co si dzieje dalej? mwiem o tym sporo: proces biegnie, "ciao" wczeniej
na torze "do czenia", wchodzi w rytm "do rozpadu". i pojawia si kwantowa
przestrze. o ile "przed" maksymalnym zbiegniciem si energii "grawitacja"
bya to "po" tym momencie mam zjawisko o tej samej (!) strzace wydarze
("do przodu"), ale kracowo odmienne, bo biegnce w drug stron. powstaje
co, co tak fascynuje i prowadzi analitykw do rnych "omamw" (czy wizji):
"ujemne cinienie". jeeli "przed" byo "cinienie dodatnie" ("do"), zwane
"grawitacj" - o tyle od tej chwili mam w procesie "nacisk ujemny" ("od"),
ktry nazw, przez analogi, ale tylko na chwilk w tym miejscu zapisu, jako
"anty-grawitacja". proces ten sam, a skutki dokadnie przeciwne. tym razem
zjawisko zachodzi nie "do", to nie rodowisko naciska na kwantowe warstwy i
"zasypuje" ubytki, ale wytwarza si cinienie "od dou", to kwantujce si i
rozpadajce "ciao" wywiera nacisk na otoczenie - rozpycha si kwantowymi
warstwami. tworzy wasn przestrze kwantow, ktra objawia si w rodowisku
jego "rozrostem". - osobliwo w trakcie rozpadania, "po drugiej stronie",
tworzy nacisk "idcy w gr".
190

jeeli w generalnym procesie wyznaczonym dla caego ukadu, na przykad dla


wszechwiata, przewag ma "zapa" (tzw. "grawitacja"), ewolucja czenia, to
"wymiary" zewntrzne tego ciaa pomniejszaj si, a czynnik "grawitacyjny"
posiada w zjawiskach przewag. generalne procesy ewolucyjne w ukadzie tworz
sytuacj, w ktrej nastpuje zblianie si, a w innym ujciu "zapadanie w
siebie" struktur. elementy kwantowe s coraz blisze, maj coraz wicej stref
i zakresw wsplnych, dochodzi tym samym do wikszej interakcji midzy nimi
tworz si coraz bardziej skomplikowane struktury. - ale, co w tym ujciu
zasadnicze, jak w przypadku osobliwoci (czyli elementu skadajcego si na
ewolucj wszechwiata) w stanie maksymalnego poczenia i skupienia, proces
"ustaje" na kwantow jednostk i osiga punkt, "moment" zwrotny, tworzy si
o symetrii w procesie do-od osobliwoci. - dokadnie taki sam stan procesu,
logicznie (i funkcjonalnie) analogiczny stan mam w ramach caego przeze mnie
postrzeganego wszechwiata, tu rwnie musz wyznaczy moment maksymalnego
zbiegnicia, "stan osobliwy" ewolucji wszechwiata. czyli punkt, w ktrym
wszystko, co mogo by zczone, poczyo si, w ktrym siy "dociskajce"
trac swoj moc i rozpoczyna si proces rozpadu, zaczyna przewaa proces
rozpadu. kiedy brak si dociskajcych, punkt osobliwy zaczyna si rozpada
kiedy brak si dociskajcych, wszechwiat take zaczyna si rozpada.
przy czym wane doprecyzowanie tego ujcia: o ile osobliwo punktowa jest w
postaci maksymalnie "gstej", o ile w taki punkt wszystko, co mogo zosta
upchnite, zostao ju wprasowane - o tyle "osobliwo wszechwiatowa", punkt
osobliwy ewolucji wszechwiata skada si z dwu przeciwstawnych sobie stanw
energetycznych i to w rwnej proporcji! to znaczy, mam w takim przypadku
rwnie stan maksymalny zbiegnicia si (osobliwo punktu), ale i mam stan
maksymalny rozbiegnicia si (rwnie, zwracam uwag, osobliwo w postaci
punktowej, ale zbioru). i s to maksymalnie moliwe w tej ewolucji ilociowe
stany osobliwe. tzn. ilo moliwych faktw osobliwych w tej ewolucji (ilo
"czarnych dziur") jest maksymalna, wicej w tym ukadzie takich tworw by
nie moe, jak i zbir w postaci osobliwej kwantw logicznych (czyli rozpad
maksymalny) ma swoje brzegowe, najwiksze zaistnienie. i te dwa stany cznie
tworz to, co okrelam jako "wszechwiat".
osobliwo dla wszechwiata jest punktem symetrii midzy procesami, a nie w
ramach jednego procesu. w skali wszechwiata o dzielca na strony przebiega
pomidzy zbiorami punktw osobliwych, a nie w pojedynczym fakcie (w zbiorze
kwantowym).
i to dlatego w czci drugiej, kiedy proces ewolucyjny caoci wszechwiata
wchodzi w okres "anty-grawitacji", ukad rozszerza si - i to z narastajc
szybkoci. dlaczego? bo geometria tak wytworzonej czaso-przestrzeni wymusza
tempo. kiedy przyrasta ilo elementw pochodzcych od cisncej "od dou" i
kwantujcej si energii, kiedy rozpadu osobliwego stanu nie ma co skutecznie
hamowa, proces "uwalnia" si i przyspiesza. im si dociskajcych mniej, tym
siy "rozprajce" nabieraj znaczenia i tym szybciej ukad si "rozdyma".
a przez ten fakt tym szybciej si brzegowo rozpada. bo kiedy brzegowa warstwa
ewolucji oddala si od centrum, kiedy sfera ma coraz wiksz rednic, tym
trudniej zasypa tworzce si w jej powierzchni "przerwy", tym trudniej do
tak oddalajcej si warstwy dostarcza energii. - i wszystko zaczyna si w
tempie narastajcym "pru". tak wiat "postrzegany" zewntrznie "puchnie",
jego rozmiar ronie, ale wewntrznie "pustoszeje", coraz wicej w nim pustki,
a elementy dalekie od siebie. wszystko ganie, informacja (i energia) midzy
skadnikami nie ma szansy na czas dotrze, bo droga i czas jej pokonania s
wiksze od okresu istnienia elementw ukadu. skadowe ewolucji zachodz za
horyzont i tylko patrze, jak caa ewolucja zniknie w strefie ciemnej. - i
koo zjawisk si zamyka. zamyka na poziomie nieskoczonoci. bya "grawitacja"
- si skoczya. bya "anty-grawitacja" - si skoczya. s kwanty. a nowo
- a powtrka z rozrywki za ile tam "lat".
191

- fala "grawitacyjna"
warto chwil powici w analizie i zastanowi si, z jakich elementw taka
fala grawitacyjnego dziaania mogaby si skada? fizycy uparcie poszukuj
takiej fali (jej samej i skadnikw), uwaaj, e "fala grawitacji" to fakt
o bardzo maym zakresie (siy, wielkoci parametrw), ale o dalekim zasigu.
e to si przy analizie kwantowej nie potwierdza, to ju wida - ale trzeba
to krok po kroku przeledzi.
co powstaje w trakcie czenia, w "okresie grawitacyjnym"? kwanty, zgoda. ale
jakie? due, wiksze, ogromne. i to jest wanie to: elementami grawitacji
s kwanty, ale kwanty swoistego rodzaju: rzeczy, przedmioty, ciaa, planety,
soca, galaktyki oraz wszechwiat-pole na koniec tej wyliczanki. jeeli do
opisu grawitacji przyoy pojcie przestrzeni kwantowej (wic oddalania si
elementw lub ich przybliania), od razu staje si jasne, e zjawisko, ktre
okrela si jako "grawitacja" - to nie co innego, jak prdko ucieczki od
takich "rozbudowanych", "masywnych cia. podkrelam: prdko ucieczki "od"
cia jest grawitacj. sia potrzebna na pokonanie kierunku opadania "do ciaa
osobliwego" (czy dowolnego) jest rwna/identyczna temu, co definiuje si za
pomoc pojcia "grawitacja". to warto energii, ktr trzeba dysponowa, aby
uciec z tego "spychania" "w d" grawitacyjny, do masy. ruch "do" ciaa, jego
tempo i inne parametry, ruch wyskalowany i o jakiej wartoci to mwi mi,
e mam do czynienia z si, ktra "wciska" mnie w materi. jednak to nie mwi
nic o "grawitacji". ruch do osobliwoci jest procesem, w ktrym dochodzi do
czenia ale ten, taki sam ruch mam rwnie w przypadku denia do planety
i jej powierzchni, co definiuj jako dziaanie grawitacyjne globu. dla mnie
planeta jest stanem osobliwym, w ktrym si znajd, kiedy nie zdoam z siebie
wykrzesa odpowiednich si (eby podnie si ponad jej brzeg) - a potoczne
okrelenie tej siy to "anty-grawitacja". tylko e tak pojta anty-sia jest
przeciwnie skierowana do procesu spychania i wciskania ("do zapaci"), a nie
procesowi "cigania" w d przez ciao (przez glob, czyli kul u nogi). w
ujciu kwantowym to ruch elementw "do osobliwoci" jest "grawitacj", wiatr
kantowy wieje w stron do osobliwoci, a nie e osobliwo "wsysa" kwanty. dlatego musz dziaa, ucieka od tego dou, dysponowa znacznymi zasobami,
aby wyrwa si dociskaniu do powierzchni i oddali si na bezpieczny dystans.
bezpieczny w takim rozumieniu - e nie zostan "wcinity" w jednolite to,
w paszczyzn, w jednostk kwantow. przecie jako byt (chwilowo) swobodny i
samodzielny (acz w granicach prawa), nie chciabym "zanikn" w jednolitym i
jednowymiarowym stanie, broni si przed tym "nogami i rkoma". dopki mog.
czyli dziaam si anty-grawitacyjn, przeciwdziaam temu spychaniu w gb,
w "ciemno dou". - otoczenie "cinie", mam na swych plecach coraz wikszy
ciar, a si zaczyna brakowa. i ruch "do dou" si nasila. i ju si nieb
wywin z "grawitacyjnego dociskania". i ...
kiedy oddalaj si od siebie ukady energetyczne, ksztatuje si przestrze
kwantowa, pojawiaj si coraz mniejsze kwanty w procesie. tworzy si daleko
i gboko rozbudowana struktura, siatka wzajemnych zalenoci energetycznych
- struktura poziomych i pionowych powiza. "grawitacja" w takim zjawisku to
nie jest "przyciganie" elementw, ale skoczona prdko uciekania od siebie
skadnikw. jeeli co si rozpada, dziaa (to dobre porwnanie), jak silnik
rakiety: tworzy "cig" odpychajcy. a poniewa w ewolucji s tylko zbiory i
maj swoje rozbudowane ciaa, dlatego, kiedy rozpadaj si (a yjc zawsze
s ju na/w drodze z przewaga rozpadu), tworz wok siebie "pole", kwantow
przestrze. i "odpychaj" si, wywieraj nacisk na otoczenie. i w rezultacie
oddalaj si od niego. kada kwantujca si ewolucja, w wyniku tego procesu
(ale zawsze przy tym tracc energi na pokonanie siy oporu otoczenia) oddala
si "od rzeczywistoci". tym szybciej, im szybciej si rozpada. im dalej od
punktu "centralnego", tym szybciej dy do horyzontu.
192

- "przyciganie grawitacyjne"
- skadniki grawitacji
jeszcze jedno wypada wyjani jeeli mam do czynienia z "grawitacj", czyli
dziaaniem na znaczcym dystansie, musi istnie sia, ktra w rodowisku si
objawia, ale rwnie, co tu wane, musi by nonik tej siy. pytanie: jak si
taka ewolucja "objawia", na bazie czego si realizuje? czym jest nonik tej
siy? czy s to "grawitony", jak to ujmuje fizyczna interpretacja? posuguj
i odnosz si do zaczerpnitego z fizyki terminu, ale to nie jest pojcie w
jednoznacznej formule, nie jest ostro zdefiniowane (zwaszcza e, na dzi,
jest puste, bez realnego odniesienia). przyznaj, e uywam go z wahaniem i
wstpnie, do czego musz analiz odnie. - mniejsza o "grawitony", w tym
momencie zachodzi konieczno zdefiniowania, czy wystpuje dziaanie masy w
postaci przycigania, czy te nie wystpuje?
sprawa jest zasadnicza, tak mocno wpisana w codzienne dowiadczenie rozumu,
e wszelkie podejcie musi by maksymalnie jasne, inaczej nie speni swego
zadania, czyli zdefiniowania, czym jest "grawitacja". - ot, jeeli uywam
przyjte dzi powszechnie pojcie, ktre opisuje, pod terminem "grawitacja"
i "przyciganie", zjawisko "poruszania" si "do" "centrum" jakiego kwantowego
ciaa-zbioru - to wymaga ode mnie tak ujmowany proces zastosowania (w sposb
wiadomy lub nie) "nonika", czego, co takie zjawisko umoliwia. mog nazwa
to "grawitonami", kwantami grawitacji, czy dowolnie - ale to co musi takie
oddziaywanie przenosi. to mog by, jak powiedziaem, wielkie struktury,
ciaa i bryy, ale co tym kwantem w dziaaniu musi by. wic pytanie: czym
s elementy "grawitacji"? - jeeli jest "przyciganie" si cia, to trzeba
zaoy, e istnieje co pomidzy nimi, co daje taki efekt. o ile ciaa si
przycigaj. bo jeeli nie ma takiego zjawiska... jest znacznie prociej.
ale zakadam, e jednak moja codzienna obserwacja jest poprawna, e wszystko
"spada" na gleb, wpada w doy, e masa, ta kula u nogi, jednak mnie wizi w
ruchach. czy nonikiem tej siy bdzie "grawiton"? powiedziaem, niech sobie
takie co bdzie, nazwa jak nazwa. tylko dlaczego do tej pory, mimo nakadw
(ogromnych), rnych dziaa, straconych si i czasu, czego takiego nie ma,
a obserwacje zawodz. zjawisko jest wyrane, o wystajce kanty rzeczywistoci
potykam si na kadym kroku, ale nonika, eby go, nie ma. zy pomiar, mao
dokadny przyrzd, metoda nieodpowiednia - a moe...?
zakadam jednak, e taki nonik jest - jak musi si w ewolucji objawi? musi
oddziaywa odwrotnie do caego pola kwantowego. czyli, jeeli pole jest w
trakcie czenia (do osobliwoci), to "grawiton" jest nonikiem dziaania
zgodnego z kierunkiem procesu. czyli po stronie "do" obraz jest zgodny, i to
w peni, z pojmowaniem tego nonika. ale zasadnicza trudno interpretacyjna
pojawia si po stronie drugiej, kiedy ciao osobliwe jest w trakcie rozpadu,
kiedy proces zaczyna toczy si "od" osobliwoci. czy w tej czci ewolucji
grawitony staj si anty-grawitonami, przestaj dziaa i zanikaj? - taka
czstka "po stronie drugiej" musi przemieszcza si w przeciwnym kierunku,
dziaa w druga stron. a jak moe "fala grawitacyjna" w polu, w przestrzeni
kwantowej porusza si w przeciwnym kierunku, skoro istnieje oporne do ruchu
to? a zarazem, co wane w tym rozumowaniu, nic innego poza polem i kwantami
w ewolucji nie moe istnie. proces biegnie w jednym kierunku i realizuje si
w ramach i na jednych tylko stanach, a "grawitony" bd temu ujciu przeczy
- i to fundamentalnie. kwanty w dowolnym procesie nie mog by zasadniczo od
caoci ewolucji odmienne, musz by pochodn stanu ukadu. nawet, kiedy do
analizy wprowadz oczywisty fakt, e procesy tocz si na wielu poziomach i
generalnie zawsze w dwu kierunkach (do i od, jednoczenie w obu) to sprawy
nie rozwizuje. bo zwracam uwag takie podejcie w ujciu grawitacji nie
istnieje, jest poza nim. fizyka operuje grawitacj, ale nie jej ewolucyjnym,
czyli dwukierunkowym opisem. problem wic nie znika. - "grawitacja", a ju w
sposb szczeglny jej nonik, to logicznie dylemat nie do pokonania.
193

sytuacja przedstawia si nawet duo gorzej: nie wiadomo nawet, co by rdem


postulowanych "grawitonw" miao by. - oddalajce si od ciaa elementy s
skadnikami ukadw kwantowych, s w tym procesie "resztkami" z rozpadu, s
warstwami tego rozpadu - i oddalaj si od cia. warstwy kwantowe rozpadu s
ewolucj, wszystkim, co moe zaistnie. jednak elementy "pola grawitacyjnego"
musz dy, jeeli dobrze opisuj proces, w przeciwnym kierunku. skd si
wic bior? i czy nie zderz si z fal idc od ciaa? - przecie to s te
same elementy, zawsze kwanty - powtarzam, zawsze te same kwanty, nic innego
czy tylko lekko odmiennego. jak ciaa mog "przyciga", skoro si wanie
rozpadaj? "przycigaj" si - czyli co? "wchaniaj" w siebie energi z
otoczenia"? jak? wsysaj j w siebie (nie artuj, dylemat jest powany)?
co przecie musi zachodzi, e jabko spada pod jaboni, a nie frunie do
nieba. masa dziaa na mas - ale jak? jeeli proces si "czy", jak mwiem,
wystpuje ruch w otoczeniu i pustka, zasypywanie przestrzeni i wszystko
jest powizane prostymi zasadami. ale jeeli jest to "fala grawitacyjna", a
ciaa si "przycigaj", co trzeba wprowadzi, eby to przyciganie byo i
zachodzio. co?
mam pole-wszechwiat, mam kwanty i zbiory kwantw, mam zasad tworzenia si
przestrzeni kwantowej (i ewolucji szerzej), proces jest w generalnym czeniu
lub rozpadzie - ale miejsca w tym na "grawitony" nie widz. nie widz w polu,
nie widz w otoczeniu pola. a jak nie ma rda tego "czego", to jedynie
logiczny wniosek, ktry si nasuwa, brzmi: e nie ma take "grawitonw". nie
ma czstek, nonikw grawitacji. nie dostrzegam nic, co byoby przeciwnie
skierowanym procesem w stosunku do caoci zjawisk. i, co tu najwaniejsze,
odmiennym w swoim charakterze. w obrbie ewolucji i jej zasad nie dostrzegam
niczego, co byoby nonikiem tak pojtej siy, na grawitacj i jej element
nony brak logicznych podstaw.
a skoro nie ma niczego, nie moe by logicznie niczego, co by byo elementem
zdarze ewolucyjnych i miao posta "grawitonw" pozostaje jedno: odrzuci
to pojcie.
radykalne posunicie, przyznaje, kwestionuje ju nie tylko szukane "czstki"
grawitacji, ale przecie i sam grawitacj. jak nie ma na/w czym dziaanie
si przenosi, to i tego dziaania nie ma, o duchach w ewolucji powanie si
nie rozmawia. - tylko e to "przyciganie", to codzienne moje doznania, e
stpam po twardym gruncie, ktry mnie "trzyma" przy sobie, czy to zudzenie?
ostatnie zudzenie rozumu wobec wiata? czy zmysy, ktre mnie-rozum o tym
fakcie informuj, poprawnie "relacjonuj" fakty? a jeeli poprawnie, to czy
ja, rozum, te fakty poprawnie interpretuj? - "przyciga" mnie - czy co si
dzieje?...
nie ma czym i jak przyciga, wic - logicznie - przycigania nie ma. a jak
nie przyciga, to "wpycha"? ruch i nacisk idcy z otoczenia wpycha w "kana"
materialno-energetyczny? czy takie ujcie, gdzie "sia" wyrniona w procesie
jest "u gry", a nie "u dou" (nie pod moimi stopami) - czy takie ujcie
jest poprawne? moe. nic w opisie procesu si nie zmienia - absolutnie nic.
wielko siy taka sama, jej ukierunkowanie takie samo, identyczna szybko
realizowania si procesu - tylko "punkt przyoenia" inny, zupenie inny. w
tym zobrazowaniu aden element czy wektor nie jest zmieniony w stosunku do
poznanego i obowizujcego. - ale przecie jest to ju "co innego". moje
spojrzenie jest inne. i wnioski wobec wiata inne.
czy poprawne? wniosek z tego zastanawiania si jest, przyznaj, zaskakujcy:
odrzuci trzeba pojcie "grawitacji", zanegowa istnienie "grawitacyjnego
pola", a koncepcj nonikw zjawiska, czyli "grawitonw", odesa na pk z
archiwalnymi pomysami (ktre byo pomocne, ale ich czas ju min). - czyli
tak poszukiwany przez fizyk oraz opisywany na wiele teoretycznych sposobw
stan rzeczywistoci okazuje si mitem, "pobdzeniem" rozumu, ktremu zmysy
spatay figla. c, czas zoy "grawitacj" w dole i przyklepa.
194

- "grawitacja"
dlaczego jednak energia dy ku sobie - bo, e dy, tego na co dzie mona
dowiadczy. na tym zaoeniu przecie jest oparty opis dziaania i dziania
si wydarze po jednej z generalnych stron przemiany ewolucyjnej. skoro nie
moe by przycigania, bowiem nie ma kwantw takiego procesu, co pozostaje?
swego czasu (z alem) odrzuciem ciekawie prezentujcy si pomys, e to, co
okrela si jako "grawitacj", to "docisk od gry" (ktry realizuje si pod
mas energii opadajcej) - obecnie wypada do tego wrci. inaczej bowiem nie
mona dowie istnienia "grawitacji". a raczej, teraz wyraajc si w sposb
poprawny, skoczonego tempa rozkwantowania oraz lokalnego opadania energii
w posta stanu osobliwego.
pytanie: co wpywa hamujco na rozpad kwantowy? dlaczego, co byoby logiczne
i szybkie, nie dochodzi do rozpadu ciaa czy innego zjawiska? teoretycznie
przecie proces rozpadu moe dokona si "natychmiastowo", a przynajmniej na
tyle gwatownie, e nie powstanie w nim nic stabilnego i rozbudowanego. i,
podkrelam, taki natychmiastowy rozpad bdzie przebiega w kadym, dowolnym
rodowisku, czy to bdzie Kosmos i prnia, czy inny ukad nadrzdny wobec
wyrnionej ewolucji (w ktrym zachodzi jej zmiana). dla procesu, ktry mam
w analizie (zosta wyrniony), zawsze jest to stan "prni" - przecie to,
co jest wobec niego otoczeniem, rodowisko z punktu widzenia takiej ewolucji
jest pustk, nie istnieje (jest bardzo "rozrzedzone"). e zachodzi wymiana
energii midzy obiektem a otoczeniem, e on napotyka opr rodowiska to
wszystko wiedza wtrna dla tej ewolucji, ju wynikajca z cech procesu. ale
teoretycznie, gdyby nie generalia (regua zjawisk), to ciao si rozpadnie
byskawicznie. jeeli odrzucam istnienie "grawitacji" (neguj jej moliwo
we wspomnianych generaliach procesu, brak nonika przenoszcego tak pojte
dziaanie), to musz w to miejsce co adekwatnego wprowadzi, to konieczno
- przecie istniej. moje ciao si rozpada, i to czuje kadego dnia (coraz
dotkliwiej), ale trwa w stabilizacji na tyle dugo, e mog to rejestrowa
(i analizowa). wic jak nie grawitacja jest tego powodem, to co? skoro "ja"
to ja (jestem), wniosek jest jeden: nie ma nagego procesu, jest w czasie i
przestrzeni "rozcignita" energetyczna zmiana (i skwantowana). i jeeli jest
"hamulec" tej zmiany, musi on znajdowa si zewntrznie do tak wyrnionej
ewolucji czyli musi to by rodowisko.
rodowisko pojte jako stan "poza" wyodrbnionym procesem, wyodrbnionym w
zakresie mi dostpnym. w ujciu najszerszym takim rodowiskiem jest Kosmos
dla wszechwiata i jego "cechy", ktre istnienie Ewolucji umoliwiaj oraz
warunkuj (szczegy wpywu prni na wszechwiat bd, pamitam o sprawie).
do pewnego stopnia i przy dodatkowych wyjanieniach (o czym take powiem),
"ogranicznikiem" procesu rwnie moe by brzeg, zakres graniczny zjawiska,
ale generalnie to opr otoczenia wyznacza zachodzenie i form ewolucji, to
rodowisko jest najwaniejsze w tej analizie.
istnienie ewolucji w postaci dwubiegunowej, dwudzielnej istnienie wymiany
energii midzy biegunami, to skutek tego, e rozprzestrzeniajca si energia
z rozkwantowania, ktra tworzy przestrze kwantow, nie dzieje si w pustce,
ale odbywa si pod dziaaniem, w ramach rodowiska. - to fale poprzedzajce
wyrnion ewolucj, warstwy wywodzce si z poprzednich ewolucji (czy stanw
wczeniejszych tego procesu) wyznaczaj granice. po prostu s. a istniejc,
ju samym faktem swojego istnienia, tworz oporne otoczenie - rodowisko.
wspominaem, e kwant wyszego poziomu nie "przebije" si przez zbir
kwantw podpoziomu, "rozpaszczy" si na ich "zmasowanym" istnieniu. dlatego
kolejne fale, te "z tyu" i pniejsze w kwantowaniu, nie mog dowolnie si
rozprzestrzeni, bo maj "przed sob" wczeniejsze. musz poczeka na "swoja
kolejk", tu nie ma "przeskokw". co logicznie naley do wybranej fali, na
wieki wiekw ju w niej pozostaje. fizycznie moe kry po bardzo szalonych
orbitach, ale logicznie nigdzie nie przeskoczy.
195

- "grawitacja", cd
przyznaj - odrzucenie, konieczno odrzucania "grawitacji", jako czynnika
powodujcego opadanie energii, wywouje opr. wrcz szok. co, czego (i tak
wyranie) dowiadcza si codziennie, o czym mwi si od "zawsze", okazuje
si nagle nie istnie. to moe powodowa i powoduje opr. - traktowaem do
tej pory filozofi ewolucji/kwantw z ufnoci (potwierdzon przez dziaania
praktyczne) i bez zastrzee. w tym przypadku, jako fakt psychologiczny to
stwierdzam, zaczynam po raz pierwszy odczuwa - wzgldem tego ustalenia i
zakopotanie, i zaskoczenie.
tak silne jest przyzwyczajenie, e istnieje grawitacja i "ciganie" w d,
tak silne jest codzienne przyzwyczajenie, e nie dociska mnie co od gry do
ziemi, a tylko ja spadam na t tward "opok" - e trudno przy zanegowaniu
tego podejcia przej obojtnie i zupenie na chodno. ale logicznie inaczej
nie mog postpi, o ile nie chc popada w kopotliwe, pitrowe dowodzenia
czy "zawirowania" (np. wprowadzania rnorodnych kwantw). sytuacja jednak,
fakt, jest trudna i psychologicznie poruszajca. z jednej strony mam bowiem
konstrukcj logiczn, z drugiej codzienne dowiadczenie, tak silnie wpisane
w ogld wiata, e a podwaajce logiczne ustalenia. a przecie logicznie
zbudowana struktura otoczenia, to rwnie pochodna dowiadczenia, na rne
sposoby (i kadego dnia) przeprowadzany eksperyment - chodz, dotykam, mam
co w rku, co "way", czy wic zabdziem w tej analizie? a moe nie? czy
to wypracowany obraz otoczenia jest bdny, czy zmysy podpowiadaj bdne
wiata zobrazowanie?
kiedy analizuj wpyw rodowiska na ewolucj, musz uzna, z braku nonika,
e to nie "wciganie w gleb" decyduje o procesie, ale "zewntrzny nacisk".
co by w takiej analizie danej ewolucji nie poprzedzao, peni rol filtru,
ktry tworzy jej posta, naciska i formuje. to otoczenie ksztatuje, formuje
i decyduje o tym, jak ewolucja przebiega, jak daleko siga. czy to bdzie
poziom rodzicw dla dzieci, czy czasy historyczne cywilizacji, prawa nauki,
wiara, stosunki spoeczne - to zawsze jest pewien stan otoczenia, ktry na
powstajc i dziaajc ewolucj wywiera wpyw. i jest zewntrznym do niej
"naciskiem", form ksztatowania. wszelkie granice, warstwy ewolucji - to
one stanowi i narzucaj ograniczenia, "naznaczaj" ewolucj i zakres swobody
oraz wyznaczaj ramy jednostkowej wolnoci. czy to kulturowo-spoeczne prawa,
czy fizyczne to nie ma znaczenia. to s "ograniczniki" procesu, deformuj go
i formuj, a tak powstay "produkt" jest jedyny w dziejach. nie ma penego i
absolutnego stanu wolnoci w ewolucji, bo nie ma ewolucji bez ogranicze nie ma ewolucji bez otoczenia (i jego oporu). jest proces energetyczny, ktry
tworzy "zasad postpu w granicach prawa". i wszystko to jako stan wypadkowy
oraz efekt "nacisku zewntrznego". "grawitacyjnego wcigania" w takim ujciu
nigdzie nie ma.
cho, prawd mwic, w szerokim rozumieniu sprawy, dowiadczenie codzienne,
na ktre umys tak mocno si powouje, nie wnosi niczego odmiennego wobec
"opracowania" logicznego. to ten sam i taki sam w swoim przebiegu proces. zmysy dostarczaj danych, ktre s zgodne z ustaleniem "wciskania" w grunt
i nie s z tym obrazem sprzeczne. dlaczego wic pojawia si tak silny opr
przeciwko odrzuceniu "grawitacji"? energia przemieszcza si "w d", ja po
powierzchni ziemi swobodnie chodz, deszcz spada z gry (samoloty rwnie)
nic, powtarzam nic nie zmienia si w opisie, moim odczuwaniu oraz samym
procesie. czy wic dowiadczenie wprowadza w bd? czy moe interpretacja
dowiadczenia jest tutaj tak silnie "narzucona", e tworzy "iluzjonistyczn
sztuczk"? - w moim prywatnym rozumieniu to jest wanie gwn przyczyn:
"wdrukowane" przez nauczanie wnioski, a nie ich interpretacja logiczna oraz
osobista s tutaj zasadniczym powodem pomyek i oporu.
dlaczego "grawitacja" wielk spraw jest? - bo jest wielk spraw.
196

na potwierdzenie logiczniej konstrukcji, ktra neguje "grawitacj" (najmniej


wprowadza powane wtpliwoci co do jej istnienia) mam dwie - i to mocne przesanki. pierwsza, e nie znaleziono do tej pory adnych ladw kwantw
grawitacji. a przecie bardzo si starano (i nadal si to czyni wyjtkowo
usilnie). wrcz powstaa caa biblioteka, ktra analizuje dylemat, dlaczego
takich bytw nie znaleziono i jakich narzdzi uy, eby wreszcie poszukiwane
elementy dopa. no bo skoro "cignie", to musi by nonik tego dziaania.
czas pynie, obserwacja siga daleko i gboko w rzeczywisto, nakady na
coraz wymylniejsze eksperymenty rosn - a "grawitonw" jak nie byo, tak w
dalszym cigu nie ma. za to naywszy czas na wnioski z tej sytuacji.
po drugie, mam gbokie przekonanie subiektywne, e przeprowadzone do chwili
obecnej ustalenia filozofii ewolucji (kwantw) s poprawne. wicej, wszelkie
wyprowadzone wnioski potwierdziy si. zgoda, jest to moja ocena, by moe
czyniona w ograniczonym zakresie i by moe zmieni si pod wpywem nowych i
dzi nie znanych mi faktw, ale poniewa innymi nie dysponuj - poniewa mam
tylko taki zbir ustale - poniewa jestem przekonany, e jest poprawny to musz z niego skorzysta. opr psychologiczny jest znaczcy, ale nie moe
zadecydowa o odrzuceniu drogi dlatego, e "mi si nie podoba". poniewa nic
w ustaleniach dotychczasowych nie okazao si sprzeczne z ustaleniami innych
dziedzin czy filozofii, powinienem uwaa, e i to jest poprawne.
te dwie przesanki, obiektywna i subiektywna, daj podstaw, eby uwierzy
w ustalenia dotyczce grawitacji.
tylko, cholera, to codzienne dowiadczenie...
kopoty fizykw z "polem grawitacyjnym" (i wprzgnicie go w cao obrazu
wiata) s tak due, e nie udaje si ich pokona, czyli wytworzy penej i
jednolitej wizji rzeczywistego procesu, dlatego jest to rwnie bardzo silny
argument za odrzuceniem pojcia "grawitacji". skoro tylu i tak dugo w tym
dubie, a efektw zadowalajcych brak, to warto si zastanowi, czy nie jest
to lepy tor. skoro problem nurtowa innych i nurtuje - oznacza to, e mona
wysnu wniosek, e nie ma czego takiego jak grawitacja. a w kadym razie, w
obliczu kopotw z "odszukaniem" jej ladw, przemyle mona drugi pogld:
e szukany "obiekt" nie istnieje lub co najmniej ma inn formu. nie mona
w tym dziaaniu zanegowa zjawiska, jest, czuj go kadym elementem mojego
istnienia, ale jego charakter - jego interpretacja moe przecie by inna,
jak to wyglda na pierwszy ogld zmysu. warto na pewno przemyle spraw,
to (podobno) nie boli. i zobaczy, co z tego wyjdzie.
co pozostaje w takiej sytuacji? zastanawia si - zastanawia, pomimo e do
tej pory przeprowadzone ustalenia s logicznie poprawne. jednak "grawitacja
utracona" jest zbyt wana, eby zby to krtkim ustaleniem. faktu "zaniku"
"przycigania" mas(y) nie da si pomin byle stwierdzeniem i tak sobie, i
nawet nie wypada. trzeba wyjani, na ile to moliwe i dokadnie. wyjani
choby taki "drobiazg", dlaczego istnieje ukad planetarny? jeeli soce nie
przyciga i nie jest "centrum" grawitacyjnym, jeeli inne planety na siebie
nie oddziaywaj, to jak to dziaa, dlaczego jednak si krci? - i jest to
sprawa z obszaru zasadniczych. skoro nic nie "trzyma" oddalajcych si "od
dou" kwantw, to jakie dziaaj siy, dlaczego mimo wszystko oddalanie si
tych kwantw jest powolne i stabilizowane w dugim okresie czasu? dlaczego
wchodzc na gr, uzyskuj sabsze "przyciganie" - czy to efekt mniejszego
nacisku idcego od gry? co wwczas cinie, i dlaczego sabiej cinie?
"grawitacja" to pojcie tak gboko osadzone w pojmowaniu otoczenia, e prba
innego potraktowania zjawisk sama z siebie jest ju problemem (i o poziomie
dopeniajcym, e "si krci", nie wspominajc). jeeli chc zastpi taki
sposb opisu i jego element, musz sign gboko w zasady ewolucyjne, nie
ma innej drogi.
197

- ukad planetarny
wyjani, bez grawitacji, dlaczego planety kr po swych orbitach, i to tak
stabilnie, nie jest atwo. nawet jeeli ma si do dyspozycji cay pojciowy
aparat filozofii ewolucji. cao tu prezentowanego cigu zdarze jest oparta
na ujciu, e docisk idzie z gry, z ju podlegych rozkwantowaniu warstw.
obraz tak zaprezentowanego procesu jest warunkowany tym, e poprzedzajce i
otaczajce planety (tu wystpujce jako kwanty pola, przestrzeni kwantowej)
strefy, warstwy, fale kwantowe nie dopuszczaj do ich rozbiegania si. tak
po porostu jest oporne wzgldem nich, "solidnie" oporne rodowisko, ktre
nie pozwala na oddalenie si. e takie rodowisko istnieje, e wpywa na to,
co si dzieje (i nie chodzi tu o rnice sabo zauwaalne), to wtpliwoci
nie podlega. w dugim okresie czasu nacisk osabnie i zaniknie, wwczas cay
ukad planetarny zostanie rozerwany i ulegnie rozproszeniu, ale nim nastpi
ten niewtpliwy ewolucyjnie fakt, aktualnie proces si toczy spokojnie, take
przewidywalnie (matematycznie). trzeba wytumaczy, jak i dlaczego nie dzieje
si to "wybuchowo"? zwaszcza wypada wyjani, dlaczego jest to nacisk silny
na tyle, e t stabilizacj warunkuje. e dalszy zakres wszechwiata moe
wpywa na stan tutejszy, to nie podlega wtpliwoci, ale logicznie problem
pojawia si, kiedy ma to by wpyw zasadniczy, jako nacisk warunkujcy ruch
planet. tu nie moe chodzi o "byle jakie" dziaanie, ale silne, dalekie - i
trwae.
dlatego wyjanienie musi opiera si i odnosi do istnieniu ograniczajcych
warstw ewolucji - "fal" kwantowych. czyli innych w otoczeniu przebiegajcych
procesw. co przekadajc na bardziej wyrazisty jzyk opisu oznacza, e s
do wyrnionego przebiegu kolejne strefy, zakresy, przedziay w nadrzdnej
ewolucji. czy moe inaczej: "tuneli", tras, "kolistych" i "spiralnych" drg
kwantowych, w ktrych znajduj si jednolite pod wgldem budowy energetyczne
stany (te/takie same elementy buduj taki przedzia). te "krgi" kwantowe, a
raczej caa sfera danego zakresu kwantowego (jest to sfera ewolucji o pewnym
staym zakresie rozkwantowania) - to ona wyznacza zakres, krg, przedzia (z
granicami najmniejszymi i najwikszymi), po ktrym porusza si mog kwanty,
w tym wypadku cae planety. ewolucja dowolnie wyznaczona to jest przebieg w
postaci krenia kwantw w jej ramach - ale, co tu wane, sama jest wpisana
w podobny cig zjawisk na wyszym, powyej niej zachodzcym poziomie (ktrego
jest elementem). kiedy kwanty odrywaj si od stanu osobliwego (lub dowolnej
ewolucji), nastpuje coraz szybszy, w miar oddalania si, ich rozpad. ale
ten rozpad nie dzieje si dowolnie, to nigdy nie jest rozpad (czy czenie w
drug stron) chaotyczny czy losowy, ewolucja to w adnym momencie nie jest
zdarzenie dowolnie si dziejce. ewolucja to cile uporzdkowany i logicznie
biegnce zjawisko, skwantowane zjawisko. co oznacza, e powstaj fale, strefy
i zakresy (poziomy i podpoziomy) kwantowe, a w nich istniej jednolite (lub
zblione w budowie) kwanty. na/w tych strefach istniej, s wpisane w taki
stan energetyczny i zgodnie z liczbami kwantowymi. i te formy kwantowe swoim
istnieniem wyznaczaj t stref. tworz "tunel" energetyczny, po/w ktrym
mog si porusza kwanty. co rwnie wane, jest to "tunel" czasoprzestrzenny
- jeeli spojrze w przekroju i duszym zakresie zdarze. powstaje czne
zdarzenie w formie zoenia warstw, "cebula" ewolucji. powstaje ukad coraz
dalej pooonych od rda i coraz mniejszych kwantw. te kolejne warstwy
ewolucji, kolejne fale (zakresy), to nic innego, jak przedziay, w ktrych
znajduj si na danym poziomie kwantowym moliwe do istnienia ewolucje. nie
dowolne, lecz "dopasowane" do tego poziomu.
kady "obiekt" wielopoziomowej i rozcignitej zmiany to zjawisko w postaci
oddalajcych si i zbliajcych do niego elementw wielowarstwowy proces.
w paskim przekroju przypomina soje drzewa, w ujciu wielowymiarowym jest
"cebul", zbiorem sferycznych warstw. rzeczywisto energetyczna to wielki
zbir takich warstw, fizycznie przeplatajcy si.
198

takie orbity, strefy i zakresy (czy te poziomy) ewolucji dotycz kadej jej
formy. omawiam tutaj przestrze ewolucji kadego rodzaju, cho w obecnym, tu
prowadzonym toku rozumowania, odnosi si to do ukadu planetarnego oraz jego
dynamicznej postaci. jednak identyczne "tunele", po/w ktrych bd poruszay
si kwanty, znajduj si w atomach (orbity przemieszczania si elektronw,
to nic innego jak ruch po takich sferach wzowych), znajduj si w kulturze
i szerzej, w przestrzeni spoecznej (zakresy towarzyskie, zalene od zasobw
danego osobnika), znajduj si w psychice (poziomy mylenia) itd. kolejne
fale i warstwy, jednolite formy kwantowe ewolucji, razem tworzce pole tej
ewolucji (przestrze kwantow), to nic innego, jak przedziay brzegowe dla
wyrnionych zakresw. same posiadaj przedzia istnienia, ktry definiuje
ich pooenie w ramach procesu, ale rwnie wyznaczaj, ograniczaj posta i
dziaanie innych obszarw (wewntrznych w zjawisku ale take oddzielajc
od wiata na zewntrz). "twardo" tych kolejnych warstw jest oczywista - i
dlatego mona mwi o oporze tych przedziaw dla fal kolejno nastpujcych
w procesie.
to do wane i wymaga podkrelenia kady kolejny zakres, warstwa procesu
ewolucyjnego posiada swoj "twardo", "oporno", hamuje zjawiska rozpadu
wewntrz niej znajdujcego si obiektu. dlaczego, przecie jest zbudowana z
mniejszych kwantw? pozornie taki "luny" stan energetyczny powinien by dla
bardziej rozbudowanej ewolucji atwo przenikalny ale to bdne rozumowanie.
jeeli obiekt jest w ruchu, a nie ma innych, to kiedy napotyka, dociera na
swojej drodze do zbioru kwantowego, ktrego elementy s zarazem skadnikiem
jego istnienia, to zachodzi dziaanie zbioru na zbir i dziaanie "kwant do
kwantu". tzn., e zbir i jego skadowe "zderzaj" si z elementami, ktre
go tworz, kwant trafia na odpowiadajcy mu kwant. tak samo, jak przyoone
do siebie jednakowym biegunem magnesy napotykaj swoje stany i nie mog si
"przepchn" przez rodowisko (jest dla nich takie samo i ma dokadnie taki
sam "rozstaw" elementw), identycznie dowolny obiekt nie przepchnie si przez
zbir, bo rozpaszczy si o barier. oczywicie wolno, spokojnie i dziaajc
delikatnie, opr mona pokona albo ogromn si, przez przebicie warstwy
izolacyjnej. ale procesy rednie "ciany kwantowej" nie pokonaj, musz si
"lizga" po tak wyznaczonym "torze" (w ramach tunelu, po czasoprzestrzennym
zakrzywieniu). - nawiasem, przypadek oddziaania na siebie np. magnesw, w
ktrym zachodzi "poczenie", to jest proces "w przesuniciu" o jeden kwant.
czyli nie wystpuje napotkanie na drodze procesu o takiej samej budowie, ale
dopenienie drugim moliwym przebiegiem. proces si zazbia, bo ewolucje s
z innego zakresu (poziomu).
dlatego planety, dowolne ewolucje nie przeskocz midzy orbitami, kwantowych
warstw nie przebij, bo nie posiadaj dostatecznej siy. krgi, sfery ewolucji
wywieraj cinienie na zjawiska samym swoim istnieniem, duym w stosunku do
obiektu wyrnionego istnieniem. - i znw element rozumowania do podkrelenia
z uwagi na znaczenie: "krg", warstwa, w ktrej znajduje si "obiekt", jest
wikszy znaczco od niego, ma wiksz "mas", rozpito, znaczenie w caej
ewolucji. dlaczego? przypominam zasadnicze ustalenie tyczce wzajemne relacji
midzy zbiorem "rodzicielskim" a "potomnym". czyli zaleno, e z poziomu
kwantw logicznych moe tworzy si kolejny poziom (i jego kwant), ale moe
si tworzy tylko w ramach tego poziomu. jako jednostka jest "gabarytami", co
wida, wikszy, ale duo mniejszy od zbioru go tworzcego (czego ju dojrze
nie mona z tej perspektywy). mae elementy zbioru z podpoziomu tworz due
elementy z poziomu, ale elementw poziomu jest znaczco mniej jak elementw
podpoziomu (w proporcji kwantowej). komrek biologicznych jest wicej od cia,
ktre z nich mog powsta. dlatego rodowisko, warstwa dla ewolucji, o ktr
si "obija" w swoim ruchu przez rzeczywisto, jest w stosunku do niego duo
masywniejsza i bardzo oporna. a jeeli uwzgldni fakt, e we wszechwiecie
s tylko zbiory energetyczne, to zderzenia z faktami i opr musi by duy.
199

dalej - ciskanie oddalajcych si warstw, co zrozumiae, nastpuje, moe by


skuteczne tylko do pewnego poziomu. nie mona cisn rozkwantowanego ukadu
ponownie do stanu pierwotnego. jest zanurzony w "morzu kwantowym" o pewnej
strukturze, i poniej stanu tego "morza" nie zejdzie w ciskaniu. cinienie
rodowiska nie moe si zrealizowa maksymalnie, poniewa ju takiej siy w
nim nie ma, raz zapocztkowany proces rozpadu obiektu musi si toczy. szybko,
ale nie dowolnie szybko. dlaczego? dlatego e s wspominane ju wczeniejsze
warstwy. warstwy nalece do innych procesw lub warstwy ewolucji nadrzdnej,
ktre s "przed" i ograniczaj rozpad. - sowem, jest rodowisko, mieszanina
warstw, ktre razem tworz wzmiankowan wyej "cian", mur nie do przebicia.
i musi si ewolucja ogranicza jest ograniczana oraz sama siebie ogranicza.
nigdy w analizie, przypominam, nie wolno zapomina o otoczeniu, rodowisku,
proces nie toczy si w pustce, i to na adnym poziomie, z Kosmosem wcznie.
kiedy nie uwzgldniam dziaania, wpywu otoczenia, pojawiaj si dylematy i
wyjanienie zjawisk okazuje si niemoliwe.
czy mam dowd na istnienie tych zakresw, fal, warstw ewolucji? oczywicie.
wystarczy przyoy liczby kwantowe, obliczy, w jakim punkcie powinne si
znajdowa np. planety wedug liczb, eby ujrze, e s one bardzo "adnie" i
regularnie rozmieszczone. tzn., miejsce planet na orbicie okoosonecznej i
odlego od soca, to pokrywa si do dobrze z zakresem rozkwantowania.
znajduj si obiekty w stanach wzowych fal, w kolejnych "wyrnionych" i
wanych punktach pola kwantowego tutejszej ewolucji energetycznej. powiedzie
mona, e ukad soneczny to wcielone w fizyczn form liczby kwantowe, e to
zobrazowanie rozkadu kantowego bliskie ideau.
dalej mam odlegoci orbit atomowych - przecie caa fizyka kwantowa opiera
si na tym, e takie orbity, i to stabilne, istniej. co prawda traktuje si
ich wystpowanie jako przejaw si grawitacyjnych i podobnych (z jdrem, mas
w jdrze), ale zalenoci, choby tutaj zaznaczone (midzy takim samym, czyli
kwantowym sposobem liczenia dla planet i dla atomw) - ju to daje podstaw
do mwienia, e ewolucja dzieje si w tych dwu, rnych przecie wielkociami
zdarzeniach, podobnie nawet identycznie. i to nie jest fakt do pominicia
w argumentach, to nie jest przypadek.
ukad planetarny, zwracam uwag, to zdarzenie w toku, soce produkuje kolejne
warstwy kwantw - i tym samym podtrzymuje istnienie okoosonecznej ewolucji
i przestrzeni kwantowej. tworzy oraz podtrzymuje pole energetyczne, w ktrym
musz si wytworzy "wzy", strefy wzowe, "uprzywilejowane" szczyty fali.
i to w nich (czy na nich) - moe si kolejno "usadowi" jaka struktura, na
przykad planeta. nie dowolnie, zawsze w cile i samym procesem wyznaczonym
"punkcie harmonicznym". a to skutkuje stabilizacj, wic powstaj warunki dla
"koowania" po staych orbitach wikszych kwantw. w takim polu tworz si
"korytarze" i orbity, po ktrych tylko pewne i do tych orbit "dopasowane" w
swojej budowie struktury mog si przemiesza. zbyt cikie spadn na dalsze
pozycje, poniewa zostan "odepchnite" (si odrodkow), a mniejsze bd
bliej centrum. mniejsze gabarytami, ale bardziej zbite w mas. - dalej bd
cisze jednostki, jednak kiedy tworzce je elementy zbij si, to przesun
si (przez swoj "masowo") bliej centrum. dlatego "masywne" wiksze ciao
jest bliej rodka, ale jednoczenie to lune (najmniejsze) jednostki tworz
najblisze otoczenie centrum wyrnionego ukadu.
a przecie jest nie tylko dziaanie gwiazdy na planety, ale wszystkie elementy
takiej ewolucji wzajemnie na siebie dziaaj. kady fakt to zmiana w trakcie
pozyskiwania i tracenia energii, tworzy si wic wypadkowy, czny stan. czyli
dynamiczna rwnowaga w chwili aktualnej i zawsze w przemianie. a jeeli doda
do tego wpyw caego wszechwiata, to falowo-wzowa struktura planetarnego
ukadu staje si wyrana i zrozumiaa. to stabilno wok-sonecznego pola
(a nie przyciganie) decyduje o tym, e planety si krc, to nie grawitacja
utrzymuje planety na ich orbitach, ale orbity utrzymuj w ryzach planety.
200

- ukad planetarny
- soce - galaktyka - wszechwiat
po omwieniu poruszania si planet w "tunelach" (torusach) energetycznych,
sferycznie uksztatowanych przestrzeniach ograniczonych "z gry" oraz "dou"
stanami kwantowymi nalecymi do tej samej fali kwantowej - po omwieniu w
takiej formie istnienia i dziaania mechaniki sfer nieba (harmonia sfer si
przypomina, matematyczne ujcie tej harmonii) moe si wyoni problem: jak
to moliwe, e jednak sonce i planety, ktrych przedzia istnienia i wiek
powstania jest podobny - jak to moliwe, e jednak powstay? dlaczego i jak
istnieje ukad planetarny, skoro wczeniej pola kwantowego soca nie byo,
czyli nie byo czynnika, ktry by stabilizowa, nadawa posta kondensujcej
si materii? co trzymao w ryzach materi (ochodzon materi), aby si nie
rozbiega w przestrzeni, eby mogy z niej nastpnie powsta planety, i sama
gwiazda w pierwszej kolejnoci? to dopiero powstanie gwiazdy zadecydowao o
tym, jak bdzie wyglda ukad, jak bdzie wygldao pole tej gwiazdy, jak
bd wyglda fale w tym "morzu" kwantujcej si energii, ale co byo si
trzymajc cao zdarze w ustalonych rytmach i postaci?
sprawa jest oczywista: pole rozkwantowujcej si energii. z centrum, punktem
centralnym w tym, co obecnie nazywa si galaktyk. czyli rodowisko wiksze
i nadrzdne do tego wyrnionego w analizie ukadu planetarnego (przyszego
w tej perspektywie ukadu planet). to z tej przestrzeni kwantowej dotary w
"to miejsce" skadniki - z ktrych dalej powstao cae to lokalne krcce si
"planetarium", to nacisk otoczenia oraz kolejne fale procesu tworzyy punkty
wzowe.
podkrelam, tym razem mwi o fali w skali galaktycznej i jej wzach. proces
zawsze jest ten sam: przestrze kwantowa i warstwy w niej. to w "miejscach
szczeglnych" tego procesu (samym procesem wyrnionych) moe si zbudowa
struktura materialna. wybudowa si, bo kolejne warstwy dopywaj, czyli s
pierwiastki, ktre "kiedy-gdzie" si uformoway (ale przecie nie losowo
czy dowolnie), jest nacisk kolejnych fal procesu, dlatego nic nie stoi i nie
moe sta na przeszkodzie (bo niczego wicej poza tak zobrazowan zmian nie
ma), eby moga si budowa, dociskana tymi falami, kolejna w dziejach wiata
"epoka". oddalona od poprzedniej, bo rzeczywisto si przemiecia w nowe
miejsce, ale to nastpne pokolenie gwiazd (i planet) jest w oczywisty sposb
pochodn poprzednich zjawisk. tak w ramach galaktyki - ale, co zrozumiae, i
w ramach wszechwiata-pola, gdzie galaktyki rwnie si tworz nie dowolnie,
tylko w wzowych punktach. w kadej przestrzeni kwantowej takie "torusy",
miejsca "wybrane" na fali s - i to w nich "obiekty" mog i musz powstawa.
poza nimi zaistnieje "drobnica", "uomne" struktury. take wane, take si
na stan caoci skadajce, ale drobnica. - wyrnione w kwantowym procesie
punkty musz, po prostu musz si objawi cielesnym stanem, czyli fizycznie
rozbudowan struktur. mam docisk, mam dopyw energii do punktu wic co
si zczy i zbuduje. w ramach "pola galaktycznego", tej kwantowej struktury
polowej ju w skali caej galaktyki, wystpuj fale kwantowe (podobnie, jak
w obrbie ukadu planetarnego, std atwy do wyjanienia podobny, jak to si
przyjmuje, wiek powstania soca oraz planet). fale, w ktrych dochodzi do
gromadzenia si form materii o staych, podobnych sobie stanach i wielkoci
(w centrum ukadu inne, w kolejnych "kanaach"-torusach inne, "dopasowane"
do nich), to logiczne - w kolejnych punktach wzowych gromadziy si tylko
podobne sobie czstki materii. im bliej centrum, tym cisze i rozbudowane
struktury, w efekcie stabilne formy o "cikiej" budowie. im bliej rda
kwantowania, im mniejsza odlego od rda, tym gciej i tym mniejsze
mog w tej strefie istnie elementy. bo due si "odbij", albo si rozbij,
kiedy uderz o "pask" przeszkod. porzdek w ewolucji tworzy sam proces,
a miejsce siedzenia jest pochodn zgromadzonych zasobw.
201

- galaktyka
- proporcje w ewolucji
- kilka ciekawych liczb
wedug obecnych pomiarw wynika, opieram si na podrczniku "astronomii", e
soce, lokalna gwiazda nad moj gow, znajduje si w odlegoci 33 000 lat
wiata od centrum galaktyki. jednoczenie przyjmuje si, rwnie w formule
"tak okoo", e caa galaktyka ma rozmiary 100 000 lat wiata. a ilo tu
istniejcych gwiazd to przedzia 100 200 miliardw. ju te liczby daj do
mylenia, zastanawiaj.
po pierwsze, 33 jest tak blisko 32. i a si prosi, eby jednak powiedzie,
e soce znajduje si w punkcie 32 000 lat wiata od centrum drogi mlecznej
- zwaszcza, e wynik 33 take jest opatrzony komentarzem: okoo, przyjmuje
si. a znaczenia dla liczb kwantowych punktu "32" nie musz zapewne ju w tym
miejscu szczegowo omawia. - podobnie dystans 100 000 lat wiata jest jak
najbardziej "kwantowy". to znaczy "okoo", mwic dokadniej.
jeeli to jest "okoo" i co rusz te wartoci s doprecyzowywane, to rwnie
dobrze mona powiedzie, e galaktyka ma rozmiary 128 - 130 000 lat wiata.
skd te dodatkowe wielkoci? to, po pierwsze, zasadnicze liczby kwantowe. a
po drugie, przyjcie rozmiarw 100 tysicy lat wiata (dla tego wiatka),
to zapewne, i jest to zrozumiae, wyznaczenie pomidzy najodleglejszymi, w
jaki sposb dogodnymi do pomiaru gwiazdami, czy innymi punktami. oznacza to,
e pominito ca i spor (i wan) porcj materii, ktra naley do pola tej
galaktyki. drobnej, tworzcej cae otoczenie i zbr energetyczny, ale ktry
nie wieci i nie jest uformowany w wielkie struktury. - za to na pewno jest
"otoczeniem" galaktyki (istnieje jako "materia ciemna"). 128 - 130 tysicy,
to byby peny stan, z najodleglejszymi do tego pola nalecymi elementami.
czego obserwacje nie s zdolne uchwyci, ale logicznie trzeba doda.
a jeeli tak jest - a nie mam powodu, eby nie ufa danym astronomicznym z
jednej strony, a z drugiej ustaleniom filozofii ewolucji, wniosek wydaje si
oczywisty: soce - a wraz z nim ziemia, a wraz z ni i ja znajduje si w
odlegoci "kwantowej". wic w poowie odlegoci pomidzy centrum tutejszej
galaktyki a jej maksymalnym brzegiem.
dlaczego? skd taki wniosek? 33 (32) to wielko dokadnie rodkowa, liczc
od rodka ukadu do brzegu. czyli rodek poowy. to jedna druga promienia
galaktycznego. 128 : 2 = 64 : 2 = 32. - nawet jeeli jest to wyliczenie nie
tak precyzyjne (ale uwaam, e si potwierdzi) - to zbieno tych liczb z
tymi, ktre powinne by w ujciu kwantowym, ju to samo musi zastanawia. a
przecie na tym nie koniec. wielkoci kwantowe wpisane w ewolucj galaktyki
s liczne, trudno je tutaj nawet wszystkie wymienia. przecie ma znaczenie
i globalna masa takiej ewolucji, jej zawarto w postaci gwiazd, jej rozkad
sferyczny (co wnosz pomiary) - ma znaczenie istnienie centrum, i to z du,
masywn czarn dziur, ktra podsya nieustannie elementy do tworzenia si
struktur wielkoskalowych. w kadym procesie tworzcym galaktyk, czy zbiory
podobnych struktur, tu wszdzie s wielkoci kwantowe bo musz by. to nie
jest przypadek (ale co tak niektrych zadziwia), e obraz wielkoskalowego we
wszechwiecie rozmieszczenia materii przypomina komrki, skomplikowane formy
i konstrukcje - ze szczeglnie mocno narzucajcym si ujciem i odniesieniem
do rozkadu neuronw w mzgu. pomijam niekiedy fantastyczne budowane na tej
postawie ujcia, bardziej literackie i nacechowane (e to umys wielkiej skali
w trakcie panteistycznej pracy), ale przecie to jest ten sam proces i takie
same kwanty tworzcy (acz w inne proporcji). mj umys lub rozoenie energii
w ewolucji (wszech)wiata, to ten sam przebieg, regua jest jedna, elementy
procesu s te same dlatego rezultat musi by analogiczny. nawet w postaci
fizycznej podobny. nic wicej, nic mniej. jedno elementw oraz zasady ich
porzdkowania to wymusza.
202

- "gra" i "d" w ewolucji


wspaniaa sprawa. cymes. przyznaje szczerze, e miaem sporo uciechy, kiedy
analizowaem ewolucj i "grawitacj" z punktu widzenia kierunkw. czyli kiedy
staraem si opisa, jak naleny postrzega zjawiska z przestawionym znakiem
(zamiast grawitacji "docisk"). zamiana miejsc postrzegania, inne ni do tej
pory rozumienie procesu, to w analizie dua dawka zabawy dla umysu. dlatego
nie bdzie od rzeczy, jak kilka sw na ten temat powiem. bo "odwieczne" i
gboko zakorzenione w myleniu nawyki, kiedy przestawia je miejscami, daj
wiele, musz powodowa interesujce skutki.
co w tym interesujcego, a lokalnie uciesznego? najciekawszym wnioskiem z tej
analizy jest to, e moj przyszoci jest ziemski d. zabawne w szerszym
ujciu to nie jest ani troch, jednak logiczna interpretacja daje tu spor
dawk czarnego humoru. dlaczego? ot jeeli postrzegam, a tak si wanie
tradycyjnie, wrcz intuicyjnie dzieje, e "gra" jest nade mn, w niebie, to
przestawienie znakw w analizie powoduje, e musz uzna fakty lece, ktre
przebiegaj w ramach planety, poniej jej powierzchni - za zakres grny, za
zakres, do ktrego d. dokadnie, to lece w centrum globu elementy s moim
przeznaczeniem, przyszoci. nie opadam ku centrum, ale w tamtym kierunku
jestem wciskany. korzystam chwilowo z nagromadzonych zasobw, staram si na
jaki dystans nad powierzchni (i paszczyzn) podskoczy, ale ciar warstw
kwantowych, ktre id do centrum planety, to mnie w moliwym zakresie ruchw
ogranicza. a ostatecznie wprasuje ponownie w paski wiat jednokwantowy. dla
mnie wydarzeniem umieszczonym w przyszoci i w grze jest to, co w ujciu
"grawitacyjnym" jest dnem opadania. - to, co mam pod nogami, co wiadomie na
dzi i tym bardziej podwiadomie (od zawsze) traktuj jako "twardy" grunt i
opok, okazuje si by zdarzeniem lecym przede mn, czyli gdzie i tam "z
przodu".
moja "przyszo" ley pod nogami, w dole - co tu jest nie tak? postrzeganie
siebie i wiata jest "nie tak". jeeli sam siebie umieszczam na "szczycie",
a punkt obserwacji, czyli gowa (i zmysy) daj ogld "z wysoka", musz tak,
pionowo "w d", definiowa swoje doznania oraz rozumienie rzeczywistoci.
"wyrastam" z paszczyzny, wzbijam si "w gr", a wic gra jest w "grze",
"w niebie", gdzie wysoko. e moe by inaczej - tego nie bior pod uwag.
tylko e, kiedy opadam, to te moje "niebo" znajduje si w ziemi, w dole. - i
to dosownie w dole. to jest moje przeznaczenie. spadam przecie, ale to nie
jest przeszo, tylko lec ku swojej przyszoci. a t mam "na dole" i pod
nogami. to jest moja przyszo, do niej docieram w kadej sekundzie swojego
ycia. "uciekam" od tej "gry" kadym swoim gestem i nerwem, i nie chc tam
"wzlecie", stosuj anty-grawitacj przy kadym kroku - ale w ten d, ktry
jest zjawiskiem nadchodzcym, zostan nieuchronnie wepchnity. bo kwantowe
warstwy (kolejnych pokole) ju s, naciskaj na moje istnienie. i za chwil
wcisn mnie w to moje niebo, ktre jest w dole.
naley odwrci tradycyjne pojmowanie gry i dou. nie jest gr to, co si
za ni uznaje. nie tylko trzeba w procesach uwzgldnia czas i przestrze,
ale rwnie musi by zawarty w opisie kierunek procesu. bez tego dodatkowego
parametru zdefiniowanie zjawiska jest niemoliwe. na co dzie to nie musi by
podnoszone (w kocu mury mona budowa bez tej wiedzy), ale jest to niezbdne
w gbszej analizie. jeeli pomin ten parametr, kiedy nie uwzgldni, czy
zjawisko jest na drodze do rozpadu, czy czy si, nastpi zmieszanie, ktre
uniemoliwi prawidowe zrozumienie procesu - oraz pniejsze wykorzystanie.
oczywicie kierunek zmiany jest zobrazowaniem logicznym, narzuca zjawiskom
zewntrzny, sztywny i "wieczny" charakter. ale jest niezbdny do zrozumienia
i analiz. jednak, i to trzeba podkreli (a powysze opisy s przykadem na
umowno definicji "gra" i "d") - nie ma ewolucja kierunkw w fizycznym
ujciu. definicja logiczna wprowadza strzak zjawisk - ale proces fizyczny
zachodzi wszechkierunkowo.
203

w procesach energetycznych fizycznie nie ma podziau na kierunek, jest tylko


wyrnienie ze wzgldu na konkretn ewolucj, i na dan chwil ewolucji. w
pewnym momencie takiej ewolucji wystpuje ruch "ku grze", a w innym dzieje
si to "ku doowi". wyodrbnienie jednego z kierunkw jest tylko sposobem na
przeprowadzenie podziau, to punkt orientacyjny w procesie - to obserwator
wprowadza strony i rytm zmiany. dla kogo ruch ku obokom bdzie "ku grze",
a dla drugiego ten sam ruch objawi si opadaniem (bo rozbije si o chmury).
tradycyjne ujecie dowiadczania twardoci ziemi jest poprawne: uderzajc w
planet ewolucja rzeczywicie odbija si od swojej granicy. tylko e jest to
granica grna, nie dolna. kiedy kto spada z wysokoci, to nie spada - lecz
leci ku swojej przyszoci. przyszo - w tym wypadku dosownie, znajduje
si w dole. w dole dwa metry gbokim.
eby byo jeszcze ciekawiej i zabawniej, trzeba wspomnie o przypadku, kiedy
ewolucja (osobnik) dry tunel w planecie. w tym interesujcym zagadnieniu
logicznym (a takim jest) w "dryciel" nie przebija si w gb, tylko idzie
ku grze, jak najbardziej. wzbija si w gr idc w d planety. jak z tego
wida, energi mona zdobywa wznoszc si, kiedy droga wiedzie w prostej
linii w d. - dlatego jest to ujcie poprawne, e uzysk materialny takiego
osobnika jest faktem przychodzcym do niego z przyszoci (ale przeszoci
planety), a po drugie dc w gb, dy do centrum ewolucji, w gr.
trzeba przyzna, e wspaniale ten paradoksalny, ale poprawnie wyraony opis
wiata wyglda. ziemia jako niebo, niebo jako dolna granica ewolucji. czy
nie mona zaduma si nad moliwociami kwantw? co "u gry", wic w niebie,
jest "podstaw", fundamentem, krgiem do mnie zewntrznym, ale w ktrym, pod
cinieniem tego rodowiska, lokalnie moe posta "zbrylona" posta w formie
obserwatora. a zarazem to co zewntrzne, brzegowe, na moim brzegu istnienia,
jest elementem kadego budujcego mnie elementu. itd. - przecie tak jest, i
tego nie odbierze adne codzienne dowiadczenie, ktre sytuuje niebo wysoko
nad gow, a mnie wyrnia z ta. logicznie "gra" ewolucji znajduje si w
masie, materii twardej, w powierzchni - oraz pod powierzchni (planety). w
tak opisanym procesie energia czy si, zdarzenia biegn "do dou", wic do
centrum ukadu, bo tam, w zakresie gstym, znajduje si ich przyszo. "luz"
jest "w dole", czyli w grze. "twardo" jest tam, gdzie "luniej", a luniej
tam, gdzie twardo. - twardo jest w centrum planety, ale tylko dla mnie, bo
dla kwantw to jest "pustka". a znw paszczyzna kwantw, tak lunych i tak
ulotnych, ktre "s w grze", jest maksymalnie twardym stanem dla materii.
tak twardym, e musi materia si od nich odbi lub o nie rozbi. - kwantowa
granica jest "nade mn", ale tworzy mnie na najniszym z moliwych zakresw
i dziki temu istniej. i "stykam" si tym wewntrznym brzegiem z maksymalnym
punktem, skrajem pola-wszechwiata. fajne to jest.
co wynika z tego ujcia? przyszo moja znajduje si rzeczywicie w niebie,
to z tej strony napywa do mnie energia, to tam znajdujce si w tej chwili
fotony (i inne kwanty) napyn i stan si moj teraniejszoci. - to z tak
tradycyjnie pojmowanej "gry" cign do mnie, napywaj warstwy kwantowe i
dociskaj mnie do "twardego" gruntu. to "tam", "wysoko" (energetycznie, ale
w kadym miejscu fizycznie) jest rdo czstek, ktre tutaj docieraj. moja
(czy planety) przyszo "spada" z nieba, i spada wszechkierunkowo. ale jest
to "przyszo" podprogowa, leca poniej mojego poziomu istnienia. fakty
przysze dla zbioru, dla mnie jako tworu kwantowo jednostkowego, one lokuj
si, znajduje w dole, w planecie, w materii, ktr zasil w kolejnym cyklu
przemian. - mnie "zasila" od dou gra, ale ja zasilam "gr" od dou swoimi
kwantami. moja przyszo, jako energetycznego zbioru, ley w dolnej granicy
materii, ale przyszo moich elementw znajduje si w grnej granicy. "ja"
natomiast jestem aktualizacj tych dwu kierunkw, czyli wypadkow przeszoci
wspdziaajcej z przyszoci. a teraniejszo jest lokalnym kompromisem
w punktach wzowych ewolucji.
204

w tak zbudowanym obrazie, czyli wzbijajcego si w gr ukadu, ktry dy


ku powierzeni planty, najlepiej przeledzi rne fakty, np. zagszczenie
energii w kierunku poruszania si ewolucji. kwanty oddalajce si od ukadu
(ewolucji, tutaj osobnika), trafiaj do rodowiska i ukadaj si w grnej
(w ziemi) strefie ewolucji, tworz barier dla tej ewolucji. kiedy ukad w
gr szybuje (ku ziemi), ma przed sob swoje wasne kwanty, i to a do stanu
"twardego" zagszczone. rozpaszczenie si o tak barier, kiedy proces do
niej dociera (i dosownie zetknicie si z murem energetycznym), jest zarazem
skutkiem ruchu takiej ewolucji. i efekt jest oczywisty: pojawia si odczucie
twardoci, oporu, natrafia si na materi namacaln. dosownie namacaln.
czy na pewno s to "moje" kwanty? tak, oczywicie. przecie w tak prowadzonej
analizie nie ma adnego znaczenia, czy te elementy kiedy lub tylko przed
chwil byy w moim, wyrnionym z ta ciele. to w rozwaaniach zupenie mona
pomin. to s moje kwanty - bo ja si z "identycznych" kwantw skadam. w
kadym we mnie wystpujcym kawaeczku materii s takie same kwanty a jak
takie same, to te same. kwant od kwantu niczym si nie rni, czy to w moim
ciele, czy w rodowisku dlatego, kiedy si spotykaj, jedynka trafia swoim
stanem w jedynk w otoczeniu, i si zderzaj, opr jest maksymalny. wszystko
z jednego elementu zderza si z drugim takim samym faktem, i "ciana" kwantw
jest zabudowana idealnie. i koniec, dalej si nie przemieszcz. - struktura
cielesna mojego istnienia, wszystkie elementy s pochodne tego ukadu. cae
to, w ktrym si wyrniam jako jednostka, cae tak rozumiane rodowisko z
takich samych elementw jest zbudowane. "moje" kwanty czy dowolnie inne, ale
z tego samego poziomu ewolucyjnego, s sobie identyczne (w sensie logicznym)
i dlatego trafiajc na nie w otoczeniu po prostu od nich si odbijam (czy o
nie rozbijam). w szerszym rozumieniu procesu kwantowego wszystkie elementy
tworzce mnie i otoczenie s tym samym, maksymalnie to kwanty logiczne. przez
moje istnienie i kady aktualnie mnie tworzcy kwant energii jak i przez
wszystkie elementy otoczenia (a po stan wszechwiata), przeprowadzi mona
jedn lini, paszczyzn, albo zamkn j w jednokwantow sfer procesu. e
jest to w praktyce fizycznie wielokrotnie i na rne sposoby "zakrzywione"
sprawia, e mog o tym mwi - ale to nie zmienia ogldu, e jest to jedna
paszczyzna zdarze. na tym poziomie (kwantw ta) jestem tym tem. lokalnie
proces tak si "skbi" ("namota" wielowarstwow "nici") - e wyoniem
si z ta. ale to jest zawsze stanem tych samych, "moich" kwantw. a wic
one musz si zderzy, a tak naprawd, to ja z nimi si zderz. i rozbij.
kwanty ta i moje s tymi samymi i zderzenie musi zaj. i rozpaszczenie.
co si dzieje, kiedy ewolucja opada (ku niebu)? opr maleje, czego kadego
dnia dowiadczaj ukady poruszajce si w d (czyli w gr). spada gsto
ewolucji (rodowiska), pole kwantowe si "rozdrabnia" w swych stanach i opr
stawiany dla tak poruszajcej si ewolucji maleje. im dalej, im odlego od
gry (dou) wiksza, tym opr mniejszy. co ciekawe, w takim ujciu ukadowi
poruszajcemu si "w d" (w gr, niebo) rwnie grozi fakt mao przyjemny:
rozpaszczenie o barier. take maksymalnie tward barier barier wiata.
czyli grn granic prdkoci poruszania si ewolucji. przy takiej szybkoci
nie ma praktycznie znaczenia opr materii, lecz "zbita" oraz jednolita forma
kwantowej paszczyzny. i znw s to moje kwanty. te "grne", wysoko gdzie
znajdujce si dla mego ciaa kwanty (w ogldzie "prostym"), s skadnikiem
granicznym mego istnienia. i to na kadym poziomie, w kadym elemencie. kiedy
poruszam si z prdkoci wiata, "doganiam", trafiam w otoczeniu na "moje"
kwanty. i przez tak barier si nie przebij. bo naprzeciwko kadego kwantu
mego ciaa znajduje si "ten sam" kwant (taki sam), ktry mnie "wyhamuje", o
ktrego si rozbij. gsto materii (rozumiana jako twarda masa), na takim
brzegu (prdkoci wiata) nie wystpuje (a najmniej jako wielko znikoma),
ale opr energii staje si maksymalny. to wiat "paski". i koniec jest pewny.
jako na grze ci bdzie - tako i na dole. a jako na dole tako i na grze.
205

- kondensacja energii
- przepyw midzy stronami
energia po jednej stronie ewolucji ulega pochanianiu (kondensowaniu), a po
drugiej zachodzi jej rozpad (rozkwantowanie). pojcie "pochanianie", ktre
jest obecnie konieczne do opisu faktw, niczego nie zmienia w postrzeganiu
procesw do tej pory okrelanych jako "grawitacja". jest tym samym, a nawet
obrazowo lepiej dopasowanym do codziennych obserwacji. o "przyciganiu" oraz
"grawitacji" rozum dowiaduje si w szkole, e co "wciga", "pochania" o
tym "wie" od pierwszych swoich dziaa w wiecie. dlatego jest "ekologicznie"
przyjazne, a na pewno wizualne.
"pochanianie" samo z siebie niczego w "przyciganiu" nie zmienia, ale kiedy
do pochaniania, jako niezbdny w pojmowaniu dopeniajcy stan zdarze doda
tracenie, rozproszenie energii, wwczas wszystko staje si jasne i klarowne.
co do tej pory byo rozbite na oddzielne przebiegi ewolucyjne (przez rozum
poznajcy) - czyli na "grawitacj" oraz wysyanie energii w otoczenie przez
proces, to nagle staje si cznym, nie do rozdzielenia jednolitym faktem sam ewolucj, jest wydarzeniem penym. oto mam po jednej stronie, ale nigdy
nie jako co oddzielnego lub odmiennego, kondensowanie si energii w posta
jednego kwantu (stanu osobliwego, co by tym stanem jednokwantowym dla danej
ewolucji nie byo) - a po drugiej stronie, jako skutek tego kondensowania,
nastpuje proces "nadawania", "wysyania", czy "parowania" energii w postaci
oddalajcych si w kwantw. "innych" - to prawda, ale zawsze "tych samych"
logicznie kwantw. co innego "wchodzi" do takiej caociowej ewolucji, co
innego z niej "wychodzi", ale to zawsze s i tylko s kwanty. poniewa punkty
wejcia i wyjcia znajduj si na innych poziomach i zakresach, poniewa nie
zachodzi kolidowanie, wystpowanie tych/takich samych elementw w ramach tego
samego poziomu rzeczywistoci, proces moe dziki temu si "zamkn". czyli
w jednym ukadzie moe zachodzi pozyskiwanie energii i jej tracenie. ukad
ewolucyjny (kady), to jakby "dziura" w jednym punkcie czasoprzestrzeni, na
jednym poziomie (dziura lub tunel, kana czcy) - i jego wylot, czyli punkt
"wypywu" dla energii, ktry znajduje si ju na innym z poziomw. "zlepek"
materii (choby atom), to co jakby antena nadawczo-odbiorcza, ktra nadaje
na jednym zakresie (promieniuje, wysya w przestrze promieniowanie), a na
innym zakresie-poziomie moe te kwanty zbiera, odbiera. wejcie i wyjcie
sygnau jest w tym samym "ciele" materialnym, ale poniewa skutecznie "mija"
si w poziomach (w czasie i przestrzeni), moe zachodzi bezkolizyjnie. "na
dole" energia dopywa "na grze" jest tracona. lub odwrotnie.
zwracam uwag na to zobrazowanie w tym ujciu ewolucja to "tunelowanie", w
sensie praktycznie dosownym (to s "tunele" energetyczne midzy poziomami
wiata) ewolucja to krenie energii pomidzy poziomami rzeczywistoci.
jednej rzeczywistoci, ale posiadajcej kilka, bardzo wiele poziomw, stref,
zakresw. dopiero na tym tle pojcie "pochanianie" (dawniej grawitacja) ma
znaczenie i swoj gbok tre, jest opisem poprawnym. tylko przez dodanie
do pochaniania rozpadu tej energii, a razem utworzenie jednolitego procesu
ewolucji, mona wydarzenia w ich rnorodnoci poj. dlatego zastosowany we
wczeniejszym etapie termin "pochanianie", powinien by zastpiony na w tym
miejscu bardziej odpowiedni, obrazujcy przebiegi. uwaam, e adekwatnym jest
pojecie "przepywu" energii, przemieszczania si kwantw pomidzy elementami
wiata.
nie jedna strona zjawiska, ktra nie posiada ani nonika, ani dopenienia,
ale dwustronna, pena ewolucja - tylko tak mona, tylko tak musi postrzega
si procesy. po jednej stronie energia si kondensuje, po drugiej rozprasza.
po jednej jest "wtaczana" w ciao, po drugiej obrazuje si oddalaniem w
rodowisku, na ktre wywiera cinienie. i tak w kadym punkcie przestrzeni
kwantowej - adnego wyjtku.
206

pojcia pochaniania i rozpadu mog by zastpione przez pojcie "przepywu"


energii. co nadaje tym jednostronnym i odrbnym w analizie procesom czno
i wie z caoci z dowolnie pojtym ju elementem otoczenia. kiedy nie
mam moliwoci wyodrbni faktu z ta inaczej, jak chwilowo i zgrubnie, kiedy
na tym fundamentalnym poziomie (kwantw logicznych) wszystko czy si i jest
elementem paszczyzny kiedy energia w postaci kwantw przemieszcza si w
kolejne byty mam jedno, i to maksymaln. a przy okazji, co zasadnicze,
zmienia si rozumienie zjawisk. przestaj by statycznym, bez zakoczenia i
dopenienia wydarzeniem, a uzyskuj swoj drug "powk". proces staje si
przebiegiem dynamicznym i cigym - penym. w maksymalnym ujciu "kolistym"
- a przestrzennie sferycznym. nie jedna, nie wiedzie skd i dokd dziejca
si strona procesu (np. "grawitacja"), ale dwie wzajemnie si warunkujce i
dopeniajce.
kiedy w ten sposb obrazowa proces - od razu nasuwa si, po prostu narzuca
jako konieczno "krenie" energii. krenie, czyli z jednej strony energia
do ewolucji dopywa w jakiej postaci (na jednym poziomie) - a na drugim, ju
w innej postaci, wypywa jako inny rodzaj kwantw. - tu opada kropla wody
wsika w grunt, a w innym miejscu "wybija" rdo i ciecz pynie wartkim i
wanym (yciowo) strumieniem. by za czas pewien znw zamieni si w kropl i
opa w innym miejscu, zawsze "na moment". - po drodze s oceany, lodowce,
rzeki naziemne i podziemne - moje ciao, ktre wod gromadzi do ycia, inne
byty rolinne lub zwierzce - i komety, i gwiazdy, i wszechwiaty, i...
zawsze jest to ta sama energia i jednakowo te przebiega proces kwantowych
zmian (niezalenie czy to kondensowanie si, czy rozpraszanie). zawsze jest
to podlegy liczbom kwantowym proces - i zawsze jest to wydarzenie czne, w
powizaniu ze sob (wczeniejsze wpywa na obecne, a dzi toczcy si fakt w
przyszoci "odbije" si w fizycznych ciaach).
mona wic skrtowo powiedzie tak: energia do ewolucji napywa z kwantowego
pola. na jednej paszczynie zdarze nastpuje poczenie energii w ksztat
ewolucyjny - a po dopenieniu jej przez drugi taki sam ksztat, pojawia
si, nastpuje rozpad, wydzielanie energii. ale, co wane, ju na poziomie
innym, bez kolidowania ze sob torw przemieszczania si elementw. przy czym
"oddana" otoczeniu energia (wypromieniowana w dowolnej postaci) wchodzi, moe
ponownie wej w budowanie kolejnych struktur wsptworzy nastpne rzuty
(generacje) ewolucji, i s to coraz wiksze struktury. dopki generalnie trwa
przewaga kondensacji nad rozpadem, dotd energia gromadzi si w formy, ktre
si komplikuj. po przekroczeniu rodka nastpuje przewaga rozpadu, ilo
warstw ewolucji spada. ale lokalnie, w tym generalnym procesie, wyemitowana
przez ewolucj energia staje si elementem nastpnej ewolucji - tworzy jej
fizyczne stryktury. i tak a po rozpad ostatniej dwoistej strefy ewolucji,
po koniec istnienia tego "lokalnego" pola kwantowego w Kosmosie.
energia przenosi "sygna", przemieszcza si, przepywa w tym ujciu pomidzy
bytami jako cigy proces. - oczywicie w praktyce jest to dynamiczny i z
rnymi "zawirowaniami" przebieg, wielokrotnie zakrzywiony i poskrcany. ale
dlatego, e taki "poamany" (i "skoowany"), moe/musi trwa dugo, na tyle
dugo, e zbuduje obserwatora, ktry postara si to opisa w lokalnym, jemu
znanym narzeczu. bo ewolucja biegnie prosto, lecz po liniach krzywych. toczy
si z poziomu na poziom - i w ramach tych coraz bardziej skomplikowanych
poziomw nastpuje kondensowanie si kwantw. i mog w ramach caoci ponad
prg zaistnie chwilowe ciaa. ktre nastpnie, o "krok kwantowy" dalej i na
innym poziomie, poczynaj si rozpada. zaistniay, aby si rozpa. jestem,
zaistniaem i jednoczenie, w kadej chwili swojego istnienia rozpadam si
na/w elementy skadowe. urednienie procesu "przepywu" energii z miejsca do
miejsca, suma wydarze jest dowolnym ukadem, ciaem - mn. tylko okresowo
stabilnym faktem.
207

- "grawitacja" - cd
- prawo powszechnego ... ?
- wnioski, ucilenia
zastanawiaem si usilnie, bo to by kopot, jak nazwa wiat, w ktrym nie
ma grawitacji - czym zastpi tak "odwieczne" prawo, jak prawo powszechnego
cienia, ktre w konsekwencji zanegowania cienia, przestaje mie racj
bytu. co i jak powinno by sformuowane, eby nie wygldao artobliwie, a
nawet byo "naukowe"?
musz obiektywnie przyzna, e uywane przeze mnie do tej pory okrelenie
"prawo docisku", cho moe obrazowe i momentalnie wyjaniajce, w czym tutaj
rzecz, nie spenia postulatu "powagi". przywodzi bardziej na myl "wielkie
prasowanie", jak "pras", ktra dociska biedne kwanty do planet, gwiazd czy innego osobnika. nie, stanowczo nie jest dobrym okreleniem, mao w nim
statecznoci i odpowiedniej (po)"wagi". wic jakie?
wyszedem od strony, czym jest owo "prasowanie", "dociskanie" - i sprawa od
razu staa si jasna: cinieniem.
niczym innym, jak banalnym oraz powszechnie znanym cinieniem. zastosowanie
tego pojcia, rodem z fizyki, nie tylko, e niczego nie zmienia w samym, tak
dobrze rozpoznanym zjawisku (i jego obrazie), nie potrzeba zmienia adnych
wzorw ani wielkoci, ani podejcia. bowiem tego nie mona zmieni, wyniki
s nie do podwaenia. - nie potrzeba zmienia w tym miejscu podrcznikw, a
nawet nazwa, brzmienie samego prawa nie ulega wielkiej modyfikacji - co to
jest jedno sowo? i jak powanie teraz brzmi: prawo powszechnego cinienia.
tyle w nim "naukowoci"...
na prawie autorskim si opierajc oraz na zasadzie pierwszestwa, chc tak
nazw zaproponowa. wydaje si, e speni wszelkie wymogi. i, co wane, nie
burzy niczego w odwiecznym pojmowaniu bytu. a nawet "cinienie" wydaje si
bardziej "ekologiczne" i przystajce do wiata, bardziej naturalnie wpisane
w kady element mojego czy innego ciaa. czego na pewno nie mona powiedzie
o jakim logicznie skonstruowanym "cieniu". - cinie, wiem, e cinie. bo
czuj to kadego dnia.
niczego nie burzy?
ot nie tak bardzo. waciwie burzy wszystko. sformuowanie tego prawa oraz
zastpienie jednego sowa innym, taka niewinna zmiana w pojciach, a za ni
idzie "wymazanie", usunicie z obrazu wiata ostatniego "dogmatu", ktry do
rozumu wprowadzaj zmysy. oto nie "prawo powszechnego cienia", opadania,
nie kierunek w d - ale "prawo powszechnego cinienia", czyli kierunek z
dou do gry (energetycznej). nie planeta jest na dole, ale niebo. zmienia
si wszystko - cho nic si nie zmienio.
co si zmienia?
pojmowanie wiata, a to nie tak mao. w samym prawie, w stosunku do ujcia
poprzedniego ulega "jedynie" na nowo wyznaczenie punktu przyoenia strzaki
czyli inne umocowanie wektora siy. bardzo mao. zamiast siy wywodzcej
si z ukadu "grawitacyjnego", jest nakierowana w jego kierunku, zamiast w
centrum planety szuka grawitacji, ktrej nie ma, trzeba szuka cinienia w
wiecie, ktre za taki ukad si jest odpowiedzialne (czyli "wysoko").
czego trzeba si wyzby?
abstrakcji. abstrakcji, ktra ma nieodpowiedni ewolucyjnie kierunek. zmiana
rzeczywicie jest drobniutka, "kosmetyczna", praktycznie pomijalna. zamiast
wyobraa sobie, e jaka sia cignie mnie do dou, musz j "widzie" jako
wciskajc mnie ku grze procesu.
grze, ktra znajduje si pod moimi stopami. taka drobna zmiana...
208

kosmologia 2.4.

209

- przepyw energii midzy poziomami


- krenie kwantw - ewolucja wielopoziomowa
pogbionej analizy oraz zastanowienia wymaga zagadnienie przepywu energii
midzy poziomami. skoro w ramach jednego poziomu zachodzi pozyskanie zasobw,
a na innym ich rozpad, czyli dokonuje si przemieszczenie energii w ramach
caej ewolucji, jak te pomidzy poziomami (ktre co prawda znajduj si w
jednym ciele, jednak ich procesy biegn w innej "chwili", s z innej warstwy
czasoprzestrzeni) to trzeba zapyta, jak to si dzieje, e jest to w ogle
moliwe, i co w takim procesie powstaje?
e dzieje si kwantowo, jako powstawanie kolejnych poziomw oraz stref teje
ewolucji (tym razem w przedziale wewntrznym), to oczywiste. chodzi mi w tej
chwili jedynie o to, jaka posta kwantw jest na wejciu, a jaka na wyjciu
ukadu ewolucyjnego? i jest to zagadnienie wane. e to nie mog by te same
budow kwanty, to rwnie nie podlega dyskusji. rno kwantw wynika wprost
z ujcia wielopoziomowego i mijania si elementw. w ramach tego samego, tak
samo zabudowanego poziomu s tylko jednorodne struktury, dlatego nie tworzy
si konflikt interesw, bo cao zbioru buduje ten sam fakt. ale w ramach
rnych poziomw mam ju inne konstrukcj i teraz pytanie brzmi, jakie to
struktury? czy identyczne w kadej ewolucji, czy samodzielne, wystpujce
tylko w konkretnej ewolucji? czy kwant wejciowy jest pochodny wyjciowemu,
czy jego budowa oddaje reguy kwantowe (liczby kwantowe)?
w celu zanalizowania tego zjawiska chc przywoa w tym momencie analogi do
anteny, czyli procesu nadawania przez ukad sygnaw radiowych lub odbioru.
i wydaje si, ze jest to analogia bardzo pomocna. - co si dzieje i jak si
dzieje, e na wejciu na anten mam kwanty w postaci elektronw (kwantowe
zbiory w takiej postaci) - a na wyjciu uzyskuj pole elektromagnetyczne w
formie rozpraszajcej si. mwic dokadniej, pole kwantowe, ktrego faktami
(elementami) s zakresy skali energetycznej znajdujce si, przynalece do
promieniowania radiowego. co zrozumiae, w szerszym ujciu analogia anteny
dotyczy kadej ewolucji, przecie niezalenie od rozpatrywanego ukadu (czy
ciaa, czy procesu), mam zawsze zbir zdarze, ktre ksztatuj rozpatrywany
fakt i s albo poziomem pozyskiwania, albo tracenia energii.
kady ewolucyjny zbir, a innych w obrbie dostpnego wszechwiata nie ma,
jest struktur wielopoziomow. nie ma faktu o jednostronnym dziaaniu, czyli
w ramach kadego dochodzi do przepywu. - wicej, co wane dla zrozumienia,
kady obiekt jest takim przepywem, jest chwilowo "zgrubnym" i zakrzywionym
na/w wielu poziomach procesem, jego istnienie to przepyw w trakcie, i zawsze
kwantowy. - jak to jest moliwe, e ciao (zjawisko) moe funkcjonowa w taki
sposb, dlaczego docierajce do ukadu kwanty nie zderzaj si, nie koliduj
z kwantami opuszczajcymi ewolucj, wszak ciao jest jedno? jak tworzy si
pole kwantowe ewolucji wielopoziomowej, czym jest?
wejcie na anten dokonuje si w postaci elektronu, ruchu elektronu (zbioru
elektronw) w przewodniku (i analogicznie w kadym ciele, bo kade ciao to
"przewodnik" do przemieszczania si energii). a na wyjciu tworzy si pole
kwantowe, oddalajce si w przestrzeni kwanty (i warstwy) tego pola. i "przy
okazji" powstaj, jako skutek tego procesu, stabilne linie pola, w badanym
tu przypadku elektromagnetycznego. dlaczego tak? - przykad z anten jest o
tyle adekwatny, e, po pierwsze, jest dobrze opisany od strony fizycznej, a
po drugie, e dotyczy kadej ewolucji. kady element rzeczywistoci jest tak
anten nadawczo-odbiorcz. pochania energi i j traci. jest "kanaem" dla
przepywu kwantu, "przewodnikiem" energetycznym. - kiedy zjadam, a nastpnie
przemieszcza si przeze mnie energia, jestem dla przepywajcych kwantw, i
to dosownie, anten, cznikiem pomidzy poziomami. pozyskuj "ks" pokarmu
- a on oddala si ode mnie w postaci emitowanego ciepa lub gosu (bywa, e
ciekawej myli). kwanty przepywajc przez moje istnienie, zmieniaj si w
swojej "konsystencji", a ja przy okazji istniej. i wiat "smakuj".
210

- dwustronno
na przykadzie anteny nadawczo-odbiorczej doskonale wida, e ewolucja, i to
w kadym przypadku, przepywanie energii - jednoczesne dwa procesy, ktrych
rozerwa nie mona. w tym konkretnym przypadku gromadzenie energii ma posta
elektronw, ktre s dostarczone do anteny, a ich rozpad i powstawanie pola
kwantowego to druga strona wyrnionego cigu zdarze. tu korzyci wnosi
strona druga, rozpadu, to z uwagi na efekty tego procesu antena jest uyta.
ale jest naturalnym, e i strona czenia dla ewolucji jest wana. naturalnym
i oczywistym faktem jest dwukierunkowo procesu. chodzi o to, e generalnie
przepyw energii bdzie posiada urednion, przewaajc form, natomiast
lokalnie bdzie dochodzi (i dochodzi) do toru przeciwnego zdarze. proces
na poziomie caoci bdzie np. czeniem, ale jego dopenieniem, na poziomie
wewntrznym, bdzie rozpad oraz "promieniowanie" w rodowisko. ewolucja, np.
planety, generalnie moe pozyskiwa, pochania energi z otoczenia (i si
formowa w ksztat podczas tego pozyskiwania, filtrowania), ale w pewnych
zakresach nastpi emisja elementw w przestrze (cieplny zakres, radiowy czy kawakw w postaci gruzu). w przypadku planet przewag na dzi ma linia
pochaniania, w przypadku soca wysyanie energii, ale kady ukad ma drug
stron procesu, ona take wystpuje. i lokalne zjawiska s dopenieniem do
caoci, a ich urednienie daje postrzegan jedno ciaa.
pytanie: jak to si dzieje, e energia wchodzi na jednym poziomie w zakres
ewolucji, a wydostaje si na innym ale ju w postaci "rozbitej" na elementy
mniejsze (lub poczona w wiksze konstrukcje w drugim kierunku)? odpowied
jedynie moliwa, ktra si nasuwa, wydaje si taka: wejcie, czyli strona w
wyrnionym zdarzeniu pochaniania, to jest "dno" zdarze energetycznych (w
innym ujciu, zalenie o spojrzenia, "gra", nazwy wymienne), przez ktre
przechodzi, przez ktre moe przej, przepyn, przedosta si do ewolucji
energia z jednego poziomu na drugi. nastpuje "wypychanie" przez bardziej w
energi zasobne elementy tych "sabszych", ochodzonych i zuytych. nacisk
jest tak duy, e si "przeciskaj" na poziom niszy, dla "mniej zaradnych".
na ktrym znw s "w grze". lecz do czasu. teraz, na tym nowym poziomie, z
kolei dla nich jest "luno", mog sobie "poszale". o ile na poprzednim byo
za ciasno i tworzyy si coraz bardziej skomplikowane ciaa, to obecnie, na
tym nowym dla nich zakresie, jest zbyt luno, maj zbyt wielk energi wobec
i w stosunku do oporu otoczenia. co w takim wypadku nastpuje? ich rozpad.
nie ma "opornego" rodowiska, nic je nie powstrzymuje (mao co hamuje teraz
zaistniay rozpad, nacisk jest saby) - opr w stosunku do ich drga (iloci
zasobw energii) jest zbyt may - i dochodzi, musi doj skutkiem "luzw" w
przestrzeni do rozkwantowania. skondensowana wczeniej energia, ktra skupia
si pod naciskiem otoczenia, po przejciu na nowy, niszy (skomplikowaniem
wyszy) poziom, ulega natychmiastowemu rozpadowi. proces natychmiast zaczyna
si toczy, ale oczywicie musi potrwa, ciao ma zapas zgromadzonej energii
i nie "wybucha" caym zakresem, nie moe wybuchn. bo, po drugie, istnieje
do tego "wybuchu" otoczenie, ktre skutecznie hamuje rozpad, stabilizuje go.
proces biegnie w rodowisku, lunym dla tego ciaa, ale nie pustym. dlatego
upynie nieco "chwil", zanim dojdzie do cakowitego rozpadu. - a uwolnione w
ten sposb kwanty oddalaj si tam, gdzie jest luniej, w "chodny" obszar
ewolucji (gdzie mniej drga i ruchu w rodowisku).
tak powstaje, na nowym poziomie, to co nazywa si polem kwantowym, idca w
kierunku coraz wikszego rozkwantowania (i wygaszenia) przestrze kwantowa.
ale na tym nowym poziomie energia nie rozpadnie si do stanu pocztkowego.
jest na nim chodniej, luniej, a to gwarantuje, e bdzie to ograniczony i
"krtkotrway" proces. jak dugo? do stanu, ktry na tym poziomie oznacza,
ktry na tym poziomie jest stanem kwantw logicznych. dalej rozpad si nie
potoczy, tylko do postaci "ta", paszczyzny. nastpi wyrwnanie poziomw z
otoczeniem i dojdzie do ujednolicenia caego poziomu i rwnowagi.
211

o ile proces przedostawania si, "przeciskania" na kolejny poziom elementw


energetycznych (zawsze zbiorw) wydaje si do oczywisty, w kocu nacisk,
cinienie otoczenia jest due (ogromne), a to musi skutkowa "wprasowaniem"
w d sabowitej ewolucji o tyle podejcie, e jest to "zasilanie od dou"
(energetycznego), wymaga pewnego komentarza. bowiem niekoniecznie, jak przy
analizie poj "d" i "gra" to pado, d energetyczny oznacza jednoczenie
d geometryczny. chodzi o to, e zasilajce ciao kwanty (dowolne), musz
dociera do ukadu "od dou", od najmniejszych elementw tworzcych proces.
dlaczego? bo inaczej napotkaj opr napotkaj paszczyzn danego poziomu.
czy paszczyzn energetyczna caego ciaa.
pytanie: jaki stan kwantw moe wej w obrb ewolucji (ciaa, procesu)? stan kwantw logicznych. - tylko taki element jest zdolny swobodnie wej w
zdarzenie, bowiem je tworzy.
oto zjadam kawaek pokarmu dlaczego on musi si rozpa, ebym skorzysta
skutecznie z zawartej w nim energii? bo nie moe wielki zbir przedosta si
przez barier ochronn, jest to zabronione struktur ciaa. ale co czy i
ks poywienia, i komrk ciaa? jednolity skadnik ich budowy w przypadku
elementw ycia komrki biologiczne czy skadowe komrek, atomy. tylko takie
elementy, ktre s identyczne z budow elementw ewolucji, do ktrej wnikaj,
tylko one mog si przedosta na poziom wyszy, zasili go. wyszy, czyli ju
wewntrzny. tylko idc w tym analizowaniu od poziomu niskiego i najniszego,
od kwantw logicznych, mog przeprowadzi pozyskiwanie i wykorzystanie dalej
energii pozyskanej z otoczenia. poykajc pokarm nie zasilam ciaa, proces
taki dopiero si zaczyna, jest wstpem do korzyci, ktre dopiero nastan.
energia pozyskana przez ukad musi si rozpa, przej na poziom dostpny
konkretnej ewolucji (najniszego rozpadu, na ktrym i w ramach ktrego mam
zgodne, jednolite, te same kwanty i jedno paszczyzny kwantowej), i od
tego dopiero momentu moe rozpocz si proces pochaniania, czyli czenia
w wiksze i uyteczne dla mnie struktury pobranej z otoczenia energii. nie
wczeniej, "trawienie" (rozdrobnienie) energii jest wstpem do procesu, ale
nie jest jeszcze jej zagospodarowaniem. to moe dopiero zaj "pniej", ju
po stronie drugiej tak zarysowanej ewolucji.
kiedy energia przedostaje si w postaci elektronw do anteny i powstaje pole
elektromagnetyczne, to powstaj kwanty tego pola, kwanty na tym poziomie (tu
sygnaw radiowych, promieniowania elektromagnetycznego). i jest to poziom w
tym przypadku uytkowy czyli najniszy do wybranej ewolucji. a w otoczeniu
rozprzestrzeniajce si kwanty tego pola tworz ju nastpny poziom zdarze.
czyli sygna (kiedy jest w proces wprowadzona modulacja, filtrowanie), ktry
w urzdzeniu odbiorczym wytworzy nowy etap procesu, wiodcy do wytworzenia w
odbiorniku stanw rejestrowalnych. co w przypadku ciaa (poykanie, rozpad,
zasilanie "od dou") zachodzi w jednej zewntrznie jako cao postrzeganej
strukturze, to w przypadku anteny jest rozbite na etapy. w antenie dochodzi
do zamiany elektronw w promieniowanie elektromagnetyczne, ono przemieszcza
si w przestrzeni, trafia do anteny odbiornika a dalej energia ponownie
wchodzi na poziom elektronw i go buduje. i sygna zostaje przekazany.
oczywicie mona tak "rozedrga" elektrony, e zawiec, przedostan si na
poziom fotonw (wypromieniuj kwanty energii w trakcie przeciskania si na
nowe orbity) - albo wrcz rozpadn si na jeszcze mniejsze skadniki. wymaga
to energii, potrzeba siy, ale jest moliwe. to od nacisku, cinienia, ktre
zostanie wytworzone zaley, jak daleko "w gb" zostanie "przepchana" dana
ewolucja i jak mocno si w efekcie rozdrobni, do jakich kwantw. im wikszy
nacisk, im wiksza przyoona sia, tym bliej "dna" wszechwiata i bliej
brzegu dolnego (najmniejszego). brzegu dolnego i zarazem grnego, przecie w
obu skrajnych punktach brzegowych mam ten sam, taki sam zawsze kwant kwant
logiczny. "d" i "gra" procesu energetycznego, ktry to wszystko tworzy,
jest tym samym stanem: jedynk kwantow.
212

- przepyw energii midzy poziomami czasoprzestrzeni


- zasady
czy w tym procesie przepywania energii mona dopatrze si generalnych, od
konkretnej ewolucji niezalenych zasad? mona.
przykad z anten jest o tyle wymowy, e prezentuje fakt przepywu energii
pomidzy poziomami wraz z jednoczesnym pokazaniem, e jeeli elektron (a tym
bardziej skomplikowana struktura), kiedy znajdzie si w zakresie "lunym" dla
niej musi si rozpa. pokazuje rwnie, e to idcy od nastpnych warstw
kwantowych nacisk "rozkrusza", "rozpaszcza" elementy o "barier kwantow".
na elektrony znajdujce si w antenie zostaje wywarta sia (elektromotoryczna
w tym wypadku), przyoona energetycznie "od dou", czyli w postaci rwnie
elektronw. i w efekcie elektrony, elementy tworzce t ewolucj, popchnite
zostaj w kierunku jedynie im dostpnego, czyli anteny (kanau, tunelu). to
jest dla nich luny, dosownie luny tor przemieszczania si, w kadym innym
jest gsto i ciana kwantowa. i rnica cinie wyrwnuje poziomy: wpycha w
kana energi (i tak dugo, jak dugo jest na takie dziaanie zapas si). w
najszerszym ujciu elektrony pyn w stron "dziury" w rodowisku, do ktrej
mona/trzeba poda. elektrony (tak dociskane elementy dowolnej ewolucji),
nie maj wyboru, musz si przemieszcza w stron dostpn, luniej uoon.
ale w tym procesie napotykaj inne podobne sobie stany, elektrony kanau (tu
anteny). w efekcie tworzy si ich zagszczenie, tworzy si bariera o budowie
jednolitej (paszczyzna). a cinienie "od tyu" nie ustaje. musz si ciska
maksymalnie, na ile tylko mona, do granic. a kiedy wielko cinienia ich
opr przed zblianiem si do siebie przewaa, musz si rozpa na elementy
skadowe. dlaczego? - ale to bana, przed nimi "ciana" w postaci jeszcze
bardziej drobnych, wic nieprzenikliwych elementw rzeczywistoci, a za nimi
ciana kolejnych docierajcych warstw kwantowych - a pomidzy "panika", ruch
i cisk. elektrony s przez przyoone cinienie dosownie wprasowywane w
niszy zakres, s rozdrabniane na elementy prostsze, tu kwant pola radiowego.
zalenie jaki to typ anteny, na takim poziomie w zakresie promieniowania si
znajd po rozpadzie. - a w przypadku odbiornika, te same fale radiowe, ktre
bd przyoone do odpowiadajcego im poziomu, wytworz cinienie idce w
drug stron, czyli tworzenia struktur wyszego zakresu. znw mam sytuacj,
e za wyrnionym kwantem ciana, przed nim ciana, a pomidzy "panika" oraz
cisk. cisk, ktry jeeli nie ustanie, musi w ramach owej "paniki" zbudowa
na tyle bliskie sobie elementy, tak je do siebie przybliy, e zbuduj si
(bo nie maj innego wyjcia) struktury poziomu wyszego. bowiem tylko ten
kierunek w tym procesie jest "luniejszy", tylko droga w gr pozwala opuci
poziom cisku. w takim zagszczeniu proces moe si potoczy tylko w stron
"wysz", bardziej skomplikowanych, bardziej "upchanych" wewntrznie bytw.
i pojawi si elektron i sygna zostaje przekazany.
sia przyoona do ewolucji dosownie przeciska energi przez wolne tory w
barierze (paszczynie), przez jej "szpary". warstwy kwantowe pola nie s
przecie cian idealn to "sita" o coraz mniejszych "oczkach". elementy
ewolucji, kiedy je dociska, dosownie przesiewaj si przez kolejne warstwy
i opadaj na poziom odpowiadajcy ich budowie. i jeeli nacisk ustaje, to w
jego zakresie "bytuj". rzeczywisto dla takiego elektronu czy ciaa (teraz
dotyczy opis ju kadej ewolucji) staje si "kanaem", ale z dziurami. moe
przej dalej, o ile rozpadnie si do stanu elementarnego. ale wrci ju nie
moe (na og). lokalnie, co nie jest sprzeczne z generalnym procesem, kiedy
pozyska dodatkowej energii z otoczenia (np. przeszczep nowego organu o ile
przeduy istnienie), moe si ewolucja "wywin" od swojej "gry" czyli
dou (w ziemi) i rozdrobnienia do postaci skadnikw. ale zawsze i tylko na
chwil, na krtko. za ile tam okre i warstw energii znw da o sobie zna
nacisk deformujcy, a w efekcie niszczcy. i energia si rozpadnie. i opadnie.
i zostanie wprasowana w "dno", ktre jest wszdzie.
213

- kolejne poziomy
pytanie: co si stanie z elektronem, ktry bdzie "wpychany" do struktury o
zabudowaniu wewntrznym luniejszym ni jego, kwantu-elektronu, konstrukcja?
sprawa jest prosta: stanie si, jako cao, kwantem nowego dla niego poziomu
- czyli zacznie budowa (dobudowywa) kolejne elementy wyszego bytu. bdzie
skomplikowanie tego poziomu wsptworzy przecie kwant do kwantu dodany
buduje tylko i zawsze kwant. e innego ju rodzaju, e ma obok siebie podobne
"elektronowe fakty " ktre wesp-zesp (zbiorowo) na now jednostk si
skadaj to informacja do procesu zewntrzna i porzdkujca, ale nieobecna
w ramach samej zmiany. ewolucja si toczy bez tej wiedzy (i dobrze), takie
ustalenie moe przeprowadzi, narzuci tylko obserwator. eby zrozumie, e
to jedno w trakcie przeobrae.
elektron dodany do elektronu(w) buduje fakt wyszy struktur, tu "atom". ale
jednoczenie tak powstaa jednostka pozostaje elementem wewntrznym zbioru
elektronw. jest atom zasobniejszy jako jednostka w elektrony ale zbir w
postaci elektronw jest zasobniejszy od atomu i od zbioru atomw. atom jest
"otoczony" morzem elektronw i w tym morzu si buduje. zbiory nisze swoim
skomplikowaniem "obejmuj", otaczaj bardziej zoone. elektron, czy dowolna
ewolucja (zbir energetyczny) - kiedy znajdzie si w zakresie niej lecym
(lub wyej, znw wzgldno spojrzenia i opisu), automatycznie stanie si
jego kwantem tworzcym, kwantem logicznym procesu. na kolejnych poziomach
piramidy kwantowej nastpuje tworzenie si nastpujcych po sobie wielkoci
tej piramidy. nigdy dowolnie, ale jako efekt nacisku i w punktach wzowych
ewolucji, kwantowo wanych i w proporcji.
moe zbudowa si (albo rozpa) zawsze tylko to, co moe i zawsze tylko
tak, jak moe. nie ma wyjtkw.
ewolucja to nie chaos procesu, ale proces uporzdkowany samym swoim biegiem.
dlatego z elementw niej lecych buduj si wysze, z fotonw elektrony,
z nich atomy, z tych komrki ycia i dalej, na kocu, komrki rozumu. a jako
suma tych poziomw - obserwator.
warto zaznaczy, e nazwanie zakresu rozumu "najwyszym", jest dokadnie tak
samo umowne i zarazem poprawne, jak nazwanie go najniszym z poziomw. takie
ustawienie kierunku "piramidy" jest, powtarzam, umowne i wynika z preferencji
umysu do (samo)wywyszenia si. i niedostrzegania, e na tak pozycj, i to
w caoci, skada si wszystko "nisze" wic jakie ono tam nisze, skoro
to "wysze" warunkuje? rozum jest na "szczycie" swoim skomplikowaniem, ale i
na dole zupenym. bo maksymalnie pooonym we wntrzu procesu caej ewolucji
(dalej ju nie mona komplikowa). piramida ma dwa generalne kierunki opisu
i spojrzenia: od dou w gr - i z gry w d. kiedy prostot, a przez to i
maksymaln funkcjonalno (zdolno wchodzenia w nieprzeliczone byty) uzna
za podstaw (ale o najwikszej "rozpitoci"), to maksymalnie zoone, czyli
rozum, jest na szczycie. i jest to "czubek czubka" piramidy. - jeeli obraz
uj z gry w d, czyli opisywa "lejkowaty" cig zdarze, to rozum jest na
samym dnie tego zjawiska, ot, drobinka, ktra si w proces gdzie zapltaa.
fakt, to zrozumiae, e sam siebie staram si umieci na "szczycie", to co
w moim rozumieniu jest szczytem. jeeli uznaj, e to skomplikowanie jest w
procesie stanem najwaniejszym, to musz umieci si w punkcie maksymalnym.
ale jeeli prostot i jej niebywa wszdobytno uznaj za warto, to stan
kwantu logicznego musz uzna za szczyt piramidy. kiedy ilo elementw bra
za punkt odniesienia, to jestem bytem rzadko, bardzo rzadko wyjtkowo w
ewolucji reprezentowanym, bo dominuj bezapelacyjnie kwanty logiczne. itd.
kade podejcie wyrniajce mog opisywa w dwu kierunkach, co szczytowego
bdzie wwczas rwnie stanem dolnym. to obserwator, jego decyzja i zasoby
(zdolnoci) wyznaczaj kierunek definiowania. pojcia gra czy d nie s
obecne w ewolucji. gra d, to umowa - a czasem pycha opisujcego.
214

- przepyw energii pomidzy poziomami


- czas przepywu energii przez "kana" ewolucji
jak dugo przepywa energia przez kana w postaci fizycznego ciaa, dowolnej
ewolucji? jak dugo trwa przemieszczanie si energii pomidzy poziomami? czy
dzieje si to natychmiastowo, a jeeli, to z jakiego punktu widzenia, czy dla
kadego obserwatora (wewntrznego i zewntrznego), czy jednego? czy jest to
proces "w czasie" (rozcignity)? jeeli w czasie, to jak zdefiniowany i za
pomoc jakich jednostek wyskalowany?
takie i podobne pytania nasuwaj si w zwizku z ujciem ewolucji i wiata
jako energii przemieszczajcej si pomidzy zakresami i poziomami. opis w
postaci "tunelowania", "kanau", czy te "anteny" odbiorczo-nadawczej to
prowokuje pytanie, jak mona to zmierzy, jak ten proces przebiega nie tylko
w ujciu logicznym (jako konstrukcja mylowa), ale jak przebiega realnie, w
formie fizycznej, jako zdarzenie czaso-przestrzenne.
kada ewolucja jest energetycznym "kanaem" - fakt, jest przepywem kwantw
pomidzy poziomami - fakt, jest przemieszczaniem si jednostek-zbiorw przez
czasoprzestrze - fakt, jest tworzeniem czasoprzestrzeni w wyniku przepywu
takiej kwantowej energii - fakt. jeeli przepyw jest ewolucj, o czym nie
mona zapomina, to mam ju pewien zbir faktw, ktre mog do zdefiniowania
posuy, a nawet do "pomierzenia" zjawiska. moe nie od razu, ale jaki na
tym szlaku rozumowania zestaw danych posiadam. a skoro mam do czego si w
analizie doczepi, to moe pocignie to mnie o krok dalej.
zagadnienie nie jest jednoznaczne i oczywiste. dlaczego? poniewa logiczny
i fizyczny opis, czyli konkretny przepyw energii, to s co prawda tosame
zawsze zjawiska (to znaczy, opis logiczny oddaje wydarzenia w ich naturze, w
ich rzeczywistym, fizycznym przebiegu) - ale nie ujmuje tego, jak to trwa,
jak dugo trwa ten przepyw. wicej, nawet postawienie takiego pytania, jak
dugo trwa zdarzenie, jest w wietle logiki niezbyt precyzyjnym pytaniem.
nawet jeszcze wicej - eby go postawi, trzeba dysponowa rnym zakresem
obserwacji, musz proces opisywa w rnym ujciu, czyli zastosowa rny
ukad wsprzdnych. raz obserwacja bdzie przebiega "od wewntrz", ale w
innym przypadku na "zewntrz", przez ujmowanie caoci zmiany. dlatego, tak
pozornie proste pytanie o czas przepywu energii przez kana, w ewolucyjnym
ujciu traci swoj prostot, staj si zagadnieniem wielowtkowym i trudnym
do jednoznacznego wyjanienia. nie na tyle trudnym, eby to nie byo moliwe
- ale dlatego, e na tak postawione pytanie odpowied jest zalena wanie
od ukadu odniesienia, czyli od punktu obserwacji.
dlatego raz odpowiedzi bdzie stwierdzenie, e przepyw energii odbywa si
w rytmie "natychmiast", czyli kwant energii wpadszy w obrb ewolucji, kanau
przepywu pomidzy poziomami, przedostaje si na nastpny poziom ewolucji w
byskawicznym tempie, "natychmiastowo", wic nie ma przerw w takim procesie.
ale przy innym ujciu, przy obserwacji z ukadu lecego poza, na zewntrz,
odpowied na pytanie bdzie brzmiaa: przepyw energetyczny midzy poziomami
trwa. i to trwa dugo. zalenie od ewolucji, jej rodzaju oraz rozpatrywanych
iloci energii. moe to by przedzia sekund (w wypadku elektronw i tym
podobnego "drobiazgu") - dni, tygodni (poziom mojego ciaa w przemianach)
lat, tysicleci (zakresy cywilizacji) - milionw lub miliardw lat (planety,
gwiazdy) - miliardw i bilionw lat (wszechwiat i wszechwiaty). i jeszcze
wiksze, kiedy bd analizowa ogromne, w skali Kosmosu zachodzce zjawiska
energetyczne. prba logicznego dookrelenia procesw w ich wielopoziomowym
przepywie napotyka na dwa rne ujcia - ktre nie s do siebie przeciwne,
ale zmiana punktu obserwacji zmienia opis. z tej przyczyny przepyw trzeba
postrzega i ujmowa z dwu kierunkw. i to jednoczenie, jako zjawisko sobie
czne. mog na chwil ktry kierunek wyrni, eby go zrozumie, ale nie
mog na tym poprzesta, bo caoci nie sign czyli jednoci w wieloci.
215

eby wyjani, jak co moe przemieszcza si "natychmiast", a jednoczenie


ten sam proces moe trwa "wieki" - musz przeanalizowa zjawiska, ktre w
trakcie przepywu energii pomidzy poziomami zachodz. co si dzieje, kiedy
energia wpada w "tunel" ewolucji i kiedy przesuwa si "wciskana" w ten kana
miedzy poziomami. czym jest przepyw przez "kana"? - wane, e to zjawisko
z pogranicza jednoczesnego, jak i trwajcego wieki lub tysiclecia przejcia.
na jakim przykadzie najlepiej rozpatrze ten ciekawy dylemat? oczywicie w
ewolucji zawsze najlepiej odnosi do siebie, do poziomu wasnej zmiany, jednak
cho mi najbliszy, mam tutaj maksymalnie do dyspozycji ledwo pojedyncze lata
(przepyw energii w kociach to najdalej lata), czciej dni albo tygodnie.
dlatego warto odwoa si do znaczco wikszego (czasowo) zjawiska jakiego?
na przykad "czarnej dziury", ktry to obiekt ewolucyjny najlepiej nadaje
si do takiej analizy. przynajmniej w oglnych zarysach. (a "zgbia" temat
osobliwoci przyjdzie si jeszcze wielokrotnie.)
jak taki proces si toczy, w czym rzecz? w tym, e energia dostajc si w
obrb takiego ukadu (atom lub zbir atomw, np. rakieta z obserwatorem) ktra zapana w tak puapk i w obrb owego kanau jest wciskana, ju nie
ma szansy si wydosta. poniewa nie dysponuje si, eby z takiej ewolucji
si "wywindowa". ma "za sob" mas caego ukadu (wszechwiata), natomiast
przed sob "dno" absolutne tego wiata. tu ju "niej", "dalej" nic si nie
"ubije", to "osobliwo" w caoci procesu.
co si dzieje w takim ukadzie? elementy, skadniki kolejnych warstw d do
centrum. nastpuje wtapianie si w stan osobliwy energii, zachodzi, ale pod
naciskiem otoczenia, stawanie si tem, stanem osobliwym. jednokwantowym, o
sporych fizycznych gabarytach bytem, ale nie do pomierzenia (w ramach tego
procesu, zewntrznie mona to zrobi). ten jeden "osobliwy" kwant energii,
materialnie obecny w ewolucji (w jej wntrzu), jest logicznie poza ni. w
nim si zakoczy proces "zapaci", jest jednostka. to stan, w ktrym nie ma
zrnicowania energetycznego adnego zrnicowania. jest "bya" wielo
jednostek, jest "potencja" wielu jednostek - ale "w tej chwili" jest tylko
jednostka.
co to oznacza dla obserwatora? e podajc do tego stanu, przez ca swoj
ewolucj, cae istnienie - dla niego przez "ca nieskoczono", jakby to
nie brzmiao ciekawie, w chwili, kiedy osignie punkt osobliwy (fizycznie ju
punkt), przestaje istnie. czas, okres ewolucji, ilo przemian, ktrym jest
poddany obserwator od momentu wejcia w tunel energetyczny, a znalezieniem
si w jego centrum, jest z wewntrznego punktu obserwacji (dla uczestnika i
doznajcego takich zjawisk) nie-skoczony. do chwili "zatraty" jednostki w
tle ilo zdarze jest olbrzymia, rozcignita na dystansie wielkiego czasu
i ogromnej przestrzeni. powtarzam, dla tego zawartego w ukadzie obserwatora.
kade przejcie pomidzy kolejnymi warstwami w tym zjawisku (a s liczne),
trwa dugo - biegnie jako proces "zagmatwany", pokrzywiony, zaptlony czy
jakby tego "drgania", ruchu i szamotania nie okrela. nie ma "pdzcej" do
centrum jednostki, jest tor wielokrotnego przechodzenia pomidzy warstwami.
nim obiekt docinie si do centrum, wielokrotnie i po rnych orbitach si
bdzie krci. raz zyska lokalnie (i losowo) energi oddali si na pewien
dystans, to znw j straci i przybliy si o kolejny zakres do ta. jeeli w
socu foton (jak si oblicza) moe "koowa" nawet milion lat, nim si w
postaci promieniowania uwolni, to tym bardziej w takim zjawisku ilo owych
"zawirowa" musi by znaczca. i dla takiego "rakietnika", ktry zapragn
przyjrze si osobliwoci, nigdy si nie koczy. dlaczego? poniewa nie ma
w tym procesie adnych zewntrznych punktw odniesienia. a nie ma, bowiem
informacja przemieszcza si wolniej od reakcji w procesie (to brzeg zmian).
dla takiego obserwatora kade zdarzenie jest jedno i jedyne oraz bez skali
wobec otaczajcego wiata. kade wydarzenie jest samodzielne, jednostkowe,
nie koczce si. i musi trwa ("wiecznie").
216

ale to dla obserwatora wewntrznego tak bdzie si prezentowa ukad i jego


przemiany. inaczej, dramatycznie inaczej bdzie postrzega zachodzcy proces
obserwator zewntrzny, umieszczony poza zdarzeniem. dla tego ukadu poczucie
nieskoczonoci, ktre posiada obserwator wewntrzny, nie wystpuje. widz,
obserwator wewntrzny punktu brzegowego nie osignie nigdy, granica dla niego
nie istnieje, nie ma jej w doznaniu - i proces dla niego nie moe osign
kresu, nie moe si skoczy. natomiast dla obserwatora umieszczonego wobec
obserwowanego procesu na zewntrz dla niego ewolucja kwantu wewntrznego
koczy si z chwil dotarcia do stanu osobliwego. znika w momencie, kiedy
wszystko zbiega si w punkt i dociera do granicy, do stanu jednokwantowego.
w tym punkcie nie ma obserwatora wewntrznego i nie ma jego wiedzy o fakcie
bycia w brzegu nie ma po prostu kto i jak stwierdzi, e ewolucja ustaa,
e proces dotar do koca. informacj pen o procesie ma tylko i wycznie
ten obserwator, ktry jest poza wyrnion a obserwowan lini ewolucyjn.
docieranie do granicy dla obserwatora wewntrznego zajo cae jego ycie ale e byo to "cae" ycie (i chwilowe), to ustala obserwacja zewntrzna.
zatrata w tle nie wchodzi w obserwacj mego istnienia, pki yj mierci
nie ma, kiedy jest mier - mnie ju nie ma.
koczy si szlak wydarzenia wewntrznego i tego obserwatora w "czarnym dole"
- ale to samo dotyczy kadej formy zdajcej do stanu-punktu osobliwego (w
formie maksymalnego rozkwantowania lub maksymalnego poczenia si energii).
w stanie osobliwym nastpuje zanik osobowoci, czyli ginie ewolucja, ginie i
zamiera, wyczerpuje si tor ewolucyjny. w tym miejscu ginie take, co wane,
wszelka informacja, "nacechowanie" (upostaciowanie) materii i energii. bo w
osobliwoci nie ma niczego, co byo wczeniej, co bdzie pniej. jest tylko
i wycznie jedno kwantu (logicznego).
dla obserwatora zewntrznego chwila zaniku w stanie osobliwym kwantu stanowi
znak, e ewolucja przestaa istnie - i zasilia inny wymiar ewolucji, ju
znajdujcy si w/na innym zakresie. od tego momentu "cay" kwant w postaci
osobliwoci, czy to w postaci "caej" czarnej dziury, czy jako zbir kwantw
logicznych po maksymalnym rozpadzie, to wszystko stanowi element wydarze,
ktre moe on obserwowa. obserwowa - i zaliczy do ewolucji innego, ju w
kolejnoci nastpnego poziomu. nie ma w tej ewolucji owego "byego" kwantu
wewntrznego, ale "jego" energia uczestniczy w procesach skali nastpnej. to
ta sama energia, taka sama zawsze. tylko inna posta si z niej zoya.
dojcie w ewolucji do postaci brzegowej dla obserwatora wewntrznego oznacza
cae jego istnienie - i jest dla niego nieskoczone (nie koczy si) ale
dla obserwatora zewntrznego stanowi jedno wydarzenie lokalne, jest w innym
ukadzie odniesienia zjawiskiem jedynie czstkowym, faktem w wielkim morzu
podobnych. ot, co byo, ju go nie ma. taka jtka jednodniwka wzleciaa i
spada. - wewntrzny obserwator wszystko przey, ale w chwili brzegowej a
osobliwej koczy si. dla obserwatora zewntrznego to tylko etap wydarze,
jedna zaobserwowana cz. on postrzega pocztek, czyli wejcie ewolucji w
tor "do" - postrzega rodek tego zdarzenia, kiedy ewolucja bya na granicy
pomidzy wiatem zewntrznym a "osobliwoci" - postrzega take kres, czyli
osignicie celu (strzaa wbia si w tarcz, obserwator wewntrzny ju nie
istnieje). pocztek, rodek i koniec zjawiska to jest wiedza, ktr posi
moe wycznie obserwator "wyej", czy z "boku" do zmiany si znajdujcy. bo
jako aktywny uczestnik swojego ycia kracw (obu) nie doznaj, s poza mn.
ja to proces "w rodku".
czas przejcia energii zgromadzonej przez stan osobliwy trwa dokadnie jedno
"uderzenie kwantowe". nawet jeeli w obserwacji trwa to wiele "okresw", to
zawsze jest jeden kwant procesu. jest to "obszar", w ktrym nie ma czasu i
nie ma rwnie przestrzeni.
217

- co dzieje si po stanie osobliwym?


dla obserwatora wewntrznego - nic. nie ma go i mwienie o kim takim nie ma
sensu w pojciu logiki. nie istnieje co, co przestao by indywidualnym i
wyrnialnym w tle stanem. z chwil maksymalnego rozkwantowania do jednostek
lub maksymalnego "skwantowania" do jednostki (zapadnicia w stan osobliwy)
nastpuje moment, w ktrym osobowo przestaje istnie. nie ma wic dla tego
kwantu drugiej strony ewolucji, koczy si w stanie osobliwym, w/na brzegu.
co byo, nie istnieje, co bdzie te nie istnieje.
dlatego, kiedy fizyk i badacz stara si ustali kwanty w osobliwoci i ich
"drgania" chce opisa, ma problem, duy problem. tu nie chodzi nawet o to, e
nie istnieje grawitacja i jej kwantowe w osobliwoci zdarzenia (co tak bardzo
absorbuje starajcych si zdefiniowa punkt osobliwy). gwna przeszkoda dla
fizycznego opisu takiego stanu w ewolucji polega na tym i wynika z tego, e
"tu" ju nie ma adnych zmian. a jak nie ma zmiany, to rwnie opis jest z
samej zasady niemoliwy. obserwacja fizyczna jest dostpna wczeniej, bdzie
dostpna o krok dalej, ale nie w tym miejscu. tu jest cakowity zanik zmian.
zarazem fizyk moe trzyma si tylko tego, co ma, czyli owej zmiany, bo jego
wiat badawczy to zmiana. - jest w swym dziaaniu identyczny z obserwatorem
wewntrznym, wicej: jest takim obserwatorem w ramach wszechwiata. zakres
zewntrzny w badaniu fizycznym po prostu nie istnieje, jest poza poznaniem,
poza ewolucj. mona go postulowa, eby tutejsze fakty wyjani, jednak nie
mona go pomierzy. i koniec. w punkcie osobliwym poznanie si urywa. a jak
usilnie przesuwa si dalej, to powstaje zmieszanie obserwacji i zaptlenie
punktw odniesie. logik zamieniajc si miejscami z fizykiem (lub odwrotnie)
musi wyprodukowa nielich mieszank wybuchow, np. "wielki wybuch".
co innego jednak bdzie efektem obserwacji dokonywanej z punktu zewntrznego
- dla tak umieszczonego obserwatora wydarzenia w postaci stanu osobliwego i
brzegowe s tylko chwil kwantow. s, fakt, zajciem granicznym, brzegowym,
ale "tylko na chwil". na jedn chwil kwantow. "wczeniej" by moment,
ktry o jeden kwant poprzedza stan maksymalnego zapadania "pniej" stan
jednego kwantu zaistnia, czyli osobliwo maksymalna we wszechwiecie (gdy
mowa o czarnej dziurze) a zaraz dalej, o jeden kwant dalej, jedn warstw
kwantow dalej proces biegnie swobodnie. jest jednym kwantem na/w tym swoim
"nowym" poziomie, ma w otoczeniu luz (acz nie pustk) - i moe si rozpada.
kwanty oddalajce si od "ciaa osobliwego" (jeszcze "niedawno take bdce
obserwatorem wewntrznym), tworz dalej nastpny rzut ewolucji energetycznej
i staj si uczestnikami w wydarzeniach kolejnych. i kolejnych...
to, e fizycy obserwuj pojawienie si elementw energetycznych po stronie
drugiej, po przejciu przez o symetrii (osobliwo), to nie oznacza, e ten
sam element si pojawi. bd w obserwacji. powstaje jako efekt niemonoci
rejestracji "zakresu osobliwego", brzegu. to pojawi si nie ten sam element
- ale taki sam element. pojawia si nowa jednostka energetyczna i odrbna.
ma posta takiego samego np. elektronu, ktry zgin w punkcie osobliwym, w
maksymalnym rozkwantowaniu, ale jest to ju nowy ukad (byt), ktry powsta
po przejciu przez osobliwo. jest podobny, po prostu identyczny w ogldzie
"z wysoka", ale to tylko skutkiem jednoci reguy. w ewolucji musi powsta z
kwantw tylko to, co moe, a nie dowolna posta. dlatego przejcie przez stan
osobliwy dla ewolucji oznacza zawsze odwzorowanie. tym dokadniejsze i lepsze
- im mniej elementw to dotyczy. ja, jako cao (i rwnie skadniki mojego
istnienia), w kadej chwili ten stan brzegowy osigam oraz go przekraczam.
"odwzorowanie" "po drugiej" stronie jest w tym zjawisku cige, dobre, ale
nigdy idealne. jako byt "uredniony" w kolejnych przejciach zawsze co gubi,
element po elemencie z mojego istnienia odpada i powierzchnia si dziurawi.
im wicej zagubionych na szlaku ycia skadnikw tym trudniej si w kroku
nastpnym odwzorowa. i tym bliej do osobliwoci.
218

- obserwacja wewntrzno-zewntrzna
- przejcie przez osobliwo
jak to si ma do pytania o czas przemieszczania si energii przez ewolucj
i przez poziomy? w sposb zasadniczy. opis wydarzenia prowadzony z rnych,
z dwu rnych punktw obserwacji, wewntrznego lub zewntrznego pokazuje, e
mwienie o natychmiastowym i rozcignitym przepywie przez ukad ma sens.
wicej, pokazuje, e kada ewolucja jest takim zewntrznym oraz wewntrznym
obserwatorem i uczestnikiem wiata. kada ewolucja jest procesem zewntrznym
do czego, co wyrniam, albo wewntrznym. postrzeganie otoczenia to zbir
uj, nigdy rozgraniczenie ostre. zaleenie od tego, ktry punkt odniesienia
obierze obserwator, wzgldem czego porwnuje uzyskane dane (w jakim ukadzie
si znajduje lub umieci), bdzie rejestrowa zjawiska z zewntrz i jako cae
- lub z wntrza i fragmentarycznie. i bd to inne efekty. prawdziwe, ale
czstkowe.
wicej - kada ewolucja czenie oraz jednoczenie jest takim obserwatorem
wewntrznym-zewntrznym. w ewolucji nie mona rozdziela procesw na czci,
rwnie punktw obserwacji. jeeli postrzegam wiat, otoczenie w zmianie, to
rejestruj go wewntrznie i zewntrznie jednoczenie. kiedy o tym zapomn
lub pomin w analizach - zmieszanie gotowe. i mam zapewniony bdny odczyt
rzeczywistoci.
"kana" energetyczny - konsekwencje analogii.
wprowadzajc w opis, a zwaszcza w pojmowanie energetycznej ewolucji pojcie
"kana" ("tunel", "przepust") z jednej strony uzyskuj zobrazowanie procesu
z bliskimi i na co dzie obecnymi w moim otoczeniu elementami (mog uchwyci
je analiz), ale z drugiej pozwala mi to na spojrzenie szersze, a na pewno
ciekawsze. ot przez odniesienie do "kanau" mog wprowadzi w ewolucyjne
zjawiska, w przepyw energii pomidzy stronami tak wyrnionego stanu, rne
znieksztacenia wyjani sobie, e takie fakty mog by, ale i wyjani,
dlaczego oraz jak zachodz. jeeli w moim otoczeniu co rusz jaki kana si
zatyka i mam z tego powodu kopoty, to mog miao wnosi, e w dowolnym
procesie rwnie takie "przytkania" maj miejsce i e powoduj zawirowania.
zjawisko to samo w kadym przypadku, co najwyej skala kanau inna i ilo
zaangaowanej energii odmienna.
jakie to mog by zdarzenia? ot, banalna sprawa, kana zapchany. co, wobec
moliwoci przepustu nadmiernie rozrosego, starao si przecisn i utkno.
albo cinienie przyoone po stronie wlotowej byo nadmierne i w efekcie zbyt
wiele czstek zostao jednoczenie wtoczone w przepust. efekt? brak "cugu"
i przepywu, kana zaczopowany. - w kadym takim przypadku wystpuje nadmiar
energii, ktra poda w kierunku wylotu pchana si naciskajc. a poniewa
nie ma proporcji midzy naciskiem, iloci poddanej naciskowi energii oraz
stanem (przekrojem) kanau, dochodzi do awarii, przepyw ustaje i ogranicza
si drastycznie. w efekcie albo ewolucja przepywu energii si koczy, albo
dochodzi do gwatownego zdarzenia (np. zniszczenia, rozerwania).
ciekawe jest to, e takie "kanaowe" podejcie oraz jego rne skutki mona
odnosi do wszelkich ewolucji, tu nie ma ogranicze. to moe by realnie i
praktycznie kana, zatkana rura ale moe by ciao i jego przytykajce si
energetyczne kanay ale rwnie dobrze opis moe dotyczy ukadw znacznie
wikszych, np. caej planety. w kadym takim przypadku mona proces przepywu
kwantw ujrze jako dobrze przebiegajcy, kiedy parametry s dobrane ale
mona rwnie zobaczy skutki destrukcyjne, zniszczenie. mam w tej chwili na
uwadze w sposb szczeglny planet wenus, tak w oglnych zarysach podobn,
a jednak w szczegach tak dramatycznie inn. w tym wypadku zachodzi nie co
innego, jak "zatkanie kanau" przepywu energii, ta planeta to doskonay, po
prostu wzorcowy dowd, co si dzieje z ewolucj, ktrej zdolno przepustowa
zostaa ograniczona. nie jest to przyjemny widok.
219

kosmologia 2.5.

220

- stan osobliwy ewolucji


- co dalej? - druga strona ewolucji
obecnie pytanie najciekawsze w tym cyklu: co dzieje si z energi w czarnej
dziurze? gdzie si podziewa, skoro "znika" ze wiata i obserwacji? e podlega
skwantowaniu (kwantuje si) i "po drugiej stronie" rozpada, ju pado, ale w
zanadrzu kryje si zasadnicze, fundamentalne pytanie, co i gdzie si rozpada
("w czym")? to zagadnienie pozostaje cigle w mocy, a nawet pilnie domaga si
wyjanienia. - oczywicie w tym miejscu pomijam gonym milczeniem takie tam
rne pomysy, e energia wycieka do innego wszechwiata, e nieskoczenie
si zapada (przy okazji nie odzierajc si z nadmiaru w postaci informacji o
zdarzeniach przeszych) itp. c, kiedy zachodzi konieczno odwoania si do
podobnych rozwiza, to oznacza, e sprawa jest trudna, a analizujcy s "w
punkcie" (i kropce). takie pomysy to typowy przejaw rozpaczy, niczym si nie
rni od wprowadzenia "cudu" do zjawisk i jakiego "zawiata" (tfuj, na psa
urok). ale sprawa "zaniku" energii jest wana - bardzo wana - najwaniejsza
w tej analizie. jeeli mam (w miar) stabilny wiat, a zarazem energia z niego
"ucieka" przez kad "czarn jam" w czaso-przestrzeni (i ucieka szybko), to
gdzie si obecnie ona znajduje i dlaczego ten wiat jeszcze trwa? to gwne
i podstawowe dylematy dla zrozumienia tego ukadu, dlatego musz by a "do
dna" wyjanione.
eby to przeprowadzi, musz przywoa w tym momencie opis wiata w postaci
przepywania energii midzy poziomami, przepywu energii z wyszych poziomw
na nisze (lub odwrotnie). musz odwoa si do "tunelowego" modelu wiata,
w ktrym cinienie wywierane na energi powoduje jej przepyw oraz wciskanie
"w kana". kana, ktrym jest kada materialna czstka (kade "zbrylenie" w
formie fizycznie "namacalnej"). bo czym tak naprawd jest banalny pion, taki
zawieszony na kocu sznurka kawaek metalu lub innej materii? wskanikiem,
ktry pokazuje, w ktrym kierunku dziaa cinienie energii. nie cienie, ale
cinienie. energii, co wane, w przepywie. taki pion to "kierunkowskaz", nic
innego, ma za zadanie pokaza kierunek "wiatru kwantowego". dokadnie tak
pion, wyznaczenie kierunku pionowego, to tyle, co zobrazowanie kierunku ruchu
przepywu energii w ewolucji.
w przypadku ziemi "dnem" zjawisk jest sama planeta. nie cignie ona do siebie,
ale jestem w ni wpychany, wciskany, wtaczany przez naciskajce na mnie niebo
(nie ziemia mnie wciga, ale niebo "wtacza" w grunt). kada planeta, wicej,
kady atom, kady element wszechwiata jest ma czarn dziur, w ktr jest
wciskany potencja energetyczny, jest "kanaem" czcym rne energetyczne
poziomy. jak to si dzieje w wypadku anteny, do ktrej dostarczona "porcja"
kwantw (wtoczona w "tunel") wypywa na innym poziomie w "rozdrobnionej" ju
postaci i promieniuje, tak samo proces biegnie w przypadku planety i kadym
przypadku. energia wtoczona w materialny "przepust" przechodzi, przemieszcza
si pod cinieniem na inny poziom - i tam "wybucha", rozprzestrzenia si "po
okolicy" (promieniuje). i warstwami kwantowymi oddala si od rda. kada
materialna, zbrylona struktura jest "anten" nadawczo-odbiorcz. pozyskuje na
jednym poziomie energi, a wypromieniowuje na innym.
dlaczego kada i materialna (dowolnie pojta "materialno" elementu) staje
si takim kanaem? odpowied jest prosta: bo jest "pod rk". i nie jest to
ucieczka od odpowiedzi, ale fakt. - kiedy w jednolitym tle mam umieci jak
porcj kwantw, musz zastosowa ogromn si, w paszczynie trudno jeszcze
co upchn. ale jeeli w takim "tle" jest nierwno, "doek" lub duy d
(ju zbiega w jednostk energia), to przecie atwiej, po pierwsze, w tle
ten punkt odszuka - a po drugie, skoro jest, to oznacza, e energia ju si
w nim "ukada", ju do niego pynie. bo tam jest "wolny" tor do takiego ruchu
i przepywu. powstae lokalnie "zawirowanie" tworzy warunki do pochaniania
i do wciskania zarazem energii. co zaistniaego uatwia dalsze "wciskanie"
kwantw na inny poziom - jest "cznikiem" poziomw.
221

pytanie: a co si dzieje z energi "wtoczon" w kana? gdzie znajduje si po


przejciu na inny poziom i przez ca faz przepywu? powraca do pola? gdzie
ucieka? pozostaje w "ciele osobliwym"?
odpowied jedynie sensowna, ktra nie odwouje si do adnych cudownych uj,
jest taka - e powraca do pola. i ponownie zasila kwantowymi warstwami pole
energetyczne wszechwiata.
tylko pytanie: jak powraca i do jakiego pola? pytania nie s sprzeczne. cho
pole-wszechwiat jest jedno, pytanie, jak energia przemieszcza si w "tunelu"
i gdzie - w jaki sposb "wypywa" - kiedy si w tym polu ponownie objawia i
jak oraz jak dziaa na otoczenie, te pytania s wane, a odpowiedzie na
nie tak prosto nie jest.
po pierwsze, w zasadzie s dwie moliwoci tracenia, kierunku tracenia przez
czarn dziur energii (kad ewolucj): od gry i od dou. - czyli po obu
stronach granicznych ukadu. o ile zjawisko tracenia kwantw "od gry" nie
jest specjalnie ciekawe, bowiem dotyczy banalnego "parowania" (co ucieknie
jako efekt lokalnych i losowych zdarze, moe nawet by znaczce rozmiarem i
przez to fizycznie, przez fizyka i jego eksperyment zauwaone), o tyle fakt,
zjawisko tracenia "od dou" jest w tej analizie podejciem z gatunku wanych
i najwaniejszych. i dlatego musi by rozpatrywane w sposb szczeglny. - a
jak wyglda to w ujciu cinieniowym? te dwa kierunki s rwnowane wzgldem
siebie, mog zachodzi i musz zachodzi jednoczenie w caoci ewolucji. co
podkrelam, jednoczenie. proces "grny" utraty energii, ktry w obserwacji
jest dostpny, dopeniany jest procesem "dolnym", i tego ju w dowiadczeniu
by nie moe. dlaczego? bo jest to poziom podprogowy, poniej dostpnej mi
rejestracji fizycznej. ale jest. i jest drug moliw form ubywania energii
z ukadu.
to znaczy, jest energia przez proces dcy "do" czarnej dziury wprasowywana
w posta "czystej energii", czyli "znajduje" si ta dziura "na dole" wiata.
ale nie caa energia moe w taki czarny d by wepchnita. banalny i prosty
fakt "przytkania" kanau wyjania, dlaczego nie wszystka. bo nie moe w maym
obiekcie zmieci si zbyt wiele w krtkim czasie. i z procesu, nawet z jego
gbokiego poziomu, moe energia uciec ("paruje"). - a kiedy taki "obiekt"
(osobliwo) znajduje si ju na najniszym z moliwych poziomw w konkretnym
ukadzie, kiedy jest stanem punktu i maksymalnym poczeniem, proces ustaje,
"nacisk" si koczy bo nie mona cisn wicej, jak maksymalnie. efekt? w
caej strukturze nastpuje wyrwnanie cinienia i uspokojenie energetyczne.
na jeden kwant, na jedno "tyknicie". i proces rusza ponownie, rozpoczyna si
rozpad, kwantowo realizujce si zdarzenie. dlaczego? poniewa nie ma siy,
ktra przeciwko rozpadowi bdzie przeciwdziaa. a po drugie, jak "co" jest
zbiege maksymalnie, musi jego dalsza ewolucja potoczy si w drug stron,
ku rozpadowi. - znw banalna sprawa: rnica cinienia. nie ma w otoczeniu
tak wyznaczonego bytu cinienia (oporu). dla takiego "obiektu" rodowisko w
tym momencie jest z jednej strony poziomem bez oporu (brak w nim czynnika,
faktu hamujcego), a po drugie spenia warunek poziomu logicznego. - nie ma
oporu, bo nie ma w nim stanu wikszego cinienia, jakie moe by (i to ono
doprowadzio do maksymalnej zapaci w czarnej dziurze) dlatego w tej chwili
i "w tym momencie" to "cinienie rozrywania" osobliwoci musi przeway, jak
nic nie ogranicza "wybuchu", to "ciao osobliwe" musi "wybuchn". oczywicie
nie dowolnie, bo proces sam si kontroluje, ale ekspanduje w otoczenie. dla
czarnej dziury otoczenie jest obecnie jedynie dostpnym kierunkiem dalszej
zmiany (ewolucji), jest wolnym torem, stanem lunym. - i zarazem, powtarzam,
spenia warunek poziomu logicznego. przecie nie ma znaczenia w analizie, ile
"masy" znajduje si w punkcie osobliwym i jakie ma "gabaryty", z fizycznego
i logicznego punktu widzenia to jest stan kwantu logicznego. moe by czarny
d olbrzymi, ale jest kwantem logicznym i jest kwantem poziomu logicznego.
poziom, na ktrym si teraz znajduje, to poziom logiczny - i poza ewolucj.
222

na tym logicznym, najniszym z moliwych poziomw, ju nie ma znaczenia, co


bior za kwant logiczny kady taki fakt jest sobie rwny. osobliwo moe
by "wielka", ale logicznie identyczna z najmniejszym z najmniejszych, czyli
kwantem logicznym. - a kwant logiczny kadej ewolucji jest sobie podobny i
rwnorzdny. podobny funkcj, cho rny "zawartoci" to "jedynka", ktra
jest elementem fundamentalnym, zalicza si do fundamentu wiata. czy bdzie
rozmiarw czarnej dziury, czy logicznie najmniejszym elementem, to jest kwant
i jedynka. w tym zakresie, zwracam na to uwag, zamyka si, "zaptla", czy
w jedno gra zdarze i d mam jedno procesw kwantowych. najwiksze
"gabarytami" zbiegnicie si energii jest tym samym (logicznie), co rozpade
i najmniejsze mam jedno i brak w zjawisku rozrnienia. d oraz gra to
jedno logiczno-fizyczna. i znajduje si wszdzie. - i ma to skutki.
kiedy mam "ciao osobliwe" na poziomie fundamentalnym, wic w obszarze, ktry
dla niego jest bez oporu, nastpuje jego rozpad, rozkwantowanie. do postaci?
do postaci kwantw pola, kantw logicznych. od osobliwoci ucieka energia w
postaci najmniejszej z moliwych ale jest to energia identyczna, w postaci
identycznej, jaka wystpuje w otoczeniu. osobliwo jest kwantem logicznym,
ale i traci (na/w tym "dole") rwnie elementy w postaci kwantw logicznych.
i traci w kadym kierunku jednoczenie. jest to proces wszechkierunkowy, to
proces, ktrego nic i nigdzie nie hamuje. ale jest to jednoczenie, i to jest
tu najwaniejsze, proces "wybuchu ustabilizowanego", bo sam siebie ogranicza
i kontroluje. dlaczego? warstwy, tworzce si w rozkwantowaniu warstwy, s
zarazem efektem rozpadu, ale rwnie jego opornym rodowiskiem. oddalajca
si pierwsza warstwa jest ow pierwsz sygnalizacj, e rozpad ju rozpocz
si, a jednoczenie hamuje nastpne po niej. bo ta nastpna nie moe przej
swobodnie dalej, musi zaczeka na swoj kolejk do brzegu. i tworzy si cig
zmian - kwantowy i logiczny (przewidywalny). czyli uporzdkowana ewolucja,
"ponumerowana" zmiana.
energia, ktra na podpoziomie "wypywa" ze stanu osobliwego, zasila w taki
sposb wszechwiat (tutejszy). dziaa, spenia rol "piorunochronu", "anteny"
- po ktrej adunek przemieszcza si w "opornym" rodowisku do innego, niej
pooonego zakresu. "przebicie" oporu otoczenia nie jest proste, ale kiedy
"na drodze" jest "przewodnik", zachodzi to zdecydowanie atwiej. osobliwo
jest tak "anten" maksymaln, gromadzi adunek i przemieszcza go na poziom
ewolucyjnie skrajny. ale zasada jest dokadnie taka sama w kadej ewolucji.
energia, wchodzc w kana, przemieszcza si w nim pod naciskiem otoczenia i
zapada si (spada) na kolejne poziomy i wypywa, kiedy dotrze do poziomu,
na ktrym jest dopasowany do niej stan (ktry peni rol poziomu logicznego,
na ktrym s kwanty logiczne ewolucji). i rozprzestrzenia si w kolejnym ju
kroku, i wchodzi w skad nowych jednostek. - kiedy energia przemieci si "w
nowe miejsce", ale w tym samym caociowo wszechwiecie, swobodnie rozbiega
si, poniewa na tym zakresie nie ma dla niej oporu. elementami oddalajcymi
si od rda s kwanty tego otoczenia kwanty logiczne pola. wicej, co ma
teraz znaczenie, to obecnie proces idcy od "osobliwoci" wywiera nacisk na
rodowisko, kolejne warstwy kwantowe dodaj si do ju istniejcego poziomu
energii i "rozdymaj" ukad (tu wszechwiat). cinienie w/na kadym etapie
jest tym samym cinieniem, ale "po drugiej stronie" uzyskuje znak "odwrotny"
wobec "strony pierwszej". logicznie mam zawsze ten sam proces, ale jego efekty
fizyczne s rne, dopeniaj si. o ile w pierwszej czci nadawaem znak
"plus" cinieniu, teraz musz opisa go jako "minus" (lub odwrotnie).
co wane i co wymaga podkrelenia: na kadym etapie procesu (czyli docisku stabilizacji w osobliwoci - wypywie energii podprogowo) zawsze mam jeden
kierunek zmiany: "do przodu". tu nie ma adnego "odchylenia". to jest i tylko
jest ruch "przed siebie". cinienie ma rne ukierunkowanie fizyczne, ale to
jest logicznie jeden kierunek zmian. "strzaa" procesu zawsze jest ta sama
i zachowana. - wszystko w ewolucji dy "przed siebie". i nigdy inaczej.
223

teraz najciekawsze. te dwie drogi procesu nie oddaj wszystkiego oraz nie s
wszelkimi moliwymi sposobami istnienia czarnych dziur. powiem wicej, s to
rzadko wystpujce zjawiska, a zasadniczo s to niemoliwe w ewolucji formy
zmiany. osobliwo tak si nie zachowuje - jest trzeci, tak, trzeci wariant
istnienia czarnych dziur. i to on jest najciekawszym z moliwych.
ale nim do niego przejd, jeszcze opis dziaania ewolucji wszechwiata, ktry
zostaje "przebity" przez czarn dziur. to rwnie wane zagadnienie, bowiem
chodzi o "przebicie" w kadym brzegowym miejscu takiego ukadu. osobliwo,
proces tworzcy osobliwo jest mianowicie "przebiciem" poziomw w obszarze
wszechwiata. pod ogromnym naciskiem otoczenia dochodzi w jakim punkcie do
zjawiska, w ktrym energia z poziomw mocno ju skomplikowanych, fizycznych,
zostaje "przeniesiona" w zakres logiczny. i dzieje si to spektakularnie. w
warunkach konkretnego poziomu (i normalnie) nie ma siy zdolnej pokona opr
otoczenia i wepchn energi "niej" i j rozdrobni, trzeba zastosowa si.
warstwy kwantowe i ich budowa skutecznie hamuj opadanie (czy wznoszenie) na
kolejne zakresy, ewolucja toczy si w "tunelu" energetycznym. dla ukadu w
randze wszechwiata jest potrzebna maksymalnie wielka sia, eby doszo do
pokonania oporu wszystkich warstw kwantowych. przebicie jednej warstwy jest
wydarzeniem trudnym, pokonanie oporu wszystkich poziomw to proces wielkich
energii i si. - co wane, tu chodzi o siy, ktre odpowiadaj jego obecnej,
wszechwiata, fizycznej konstrukcji. nie w kadym czasie wystpuj takie same
wielkoci, kady etap ma swoje parametry (ilo i jako warstw), w kadym
sia cisnca bdzie inna. przebicie jest pochodn stanu ukadu, ale jest po
prostu ewolucyjn koniecznoci. wystpi, kiedy zaistniej po temu warunki.
czyli? - kiedy lokalnie nagromadzi si ilo energii w skali przewyszajcej
"zdolno tolerancji" ukadu (ciao materialne jest zbyt wielkie w stosunku
do panujcych warunkw, zbyt mocno si rozpycha w rodowisku), musi doj i
dochodzi do kontrakcji: wciskania w paszczyzn. kada ewolucja jest takim
rozpychaniem si w otoczeniu, ale w skrajnym przypadku "obarstwa" dochodzi
do skrajnego odreagowania rodowiska bana. i zapa (oraz zapadanie si)
ciaa nabiera tempa. a do wyrwnania si cinie.
w "ujciu cinieniowym" wszechwiat jest "balonikiem". po prostu cinienie
tutejszej ewolucji, jej kwantowanie, wyznacza jego stan. zaczyna si i ronie
tempo rozpadu energii, a balonik sam, "pompowany" kwantami wasnej ewolucji,
"nadyma" si. mwic obrazowo, sam w swoje wntrze pompuje coraz wicej i w
narastajcym tempie kwantw energii. i ronie, i rozdyma si, i "przestrze
puchnie". energia dopywa logicznie "z zewntrz", jest wynikiem kwantowania
logicznie "czystej energii", ale dla ewolucji wewntrznej jest to zjawisko
poza ni. i jako takie, w niej nieobecne. dla obserwatora wewntrznego jest
to "proces samoistny": wszechwiat si rozdyma. jeeli co znajduje si poza
granic dostpnego mi badaniem zakresu, nawet jeeli znajduje si "tu obok"
(i wszdzie), to tego nie mog pozna i fizycznie nie mog uzna za element
mojego wiata (krgu, sfery, w ktrej istniej). brzeg ewolucji nie jest mi
dany w poznaniu, wic nie istnieje. - dla obserwatora zewntrznego zjawisko
jest jak najbardziej fizyczne i jest jednoci energetyczn. "ciao osobliwe"
(liczne ciaa osobliwe) jest w rodku i w ewolucji, znajduje si w rnych
miejscach ukadu - i promieniuje. zasila podprogowo wiat i zasila go wanie
"od rodka", "od dou", od najniszego poziomu kwantowego. dla zewntrznego
punktu obserwacji fakt ewolucji "podprogowej" nie jest wyrnialny, to tylko
jeden z caej piramidy zdarze, dla niego to jedno zmiany. poziomy ustala
i wprowadza ujcie logiczne - fizycznie nie ma takiego podziau. obraz jest
jednolity i czny, cho przebiega kwantowo. ot, tu co "wypywa" z jednego
punktu, za chwil si "zbryla", kondensuje w wiksze struktury, a za kolejn
chwil ponownie "wpywa" w osobliwo i ginie "poza horyzontem" eby znw
"wytrysn", po przepyniciu przez taki ukad, kwantami do wntrza ewolucji
now-star porcj energii. i to tak trwa. czas jaki.
224

podkrelam, dla obserwatora umieszczonego zewntrznie, ktry ma moliwo w


caoci zarejestrowa zjawisko (jego pocztek, rodek i koniec) - dla niego
kady poziom procesu jest i fizyczny, i konieczny, i skada si na cao tak
wyrnionej ewolucji. tu nie ma przerw, nic nie znajduje si poza zdarzeniem,
jest jedno. - jednoczenie dla obserwatora wewntrznego ten sam proces ma
charakter ograniczonego, mocno ograniczonego. wewntrznie stany, lece niej
progu, w oczywisty sposb nie s fizycznie rejestrowane, bowiem s "odcite"
badaniem, wewntrzny eksperyment ich nie siga, elementy uyte do badania s
wiksze od elementw poznawanych.
hipotetyczny i logiczny obserwator zewntrzny widzi cao i jedno zjawiska
(wszystko rejestruje w ramach ewolucji) realny i fizyczny badacz w ramach
wszechwiata widzi cz z otoczenia, pozostae zakresy s dla niego stanem
nierozpoznanym, ciemnym i nieoznaczonym. ale s. i domagaj si uwzgldnienia
w obliczeniach. i fizyk musi sta si logikiem, wyj z roli badacza zawsze
wewntrznego - eby stany Fizyczne policzy, nie ma wyjcia.
proces przepywu przez osobliwo nie moe toczy si nieskoczenie, logika
buntuje si przeciwko takiemu podejciu. i nie toczy, zmiana sama "pilnuje"
swojego zakoczenie. bowiem, jak to si dzieje w wypadku balonika, energia
uciekajc z niego (tym razem w nieskoczono Kosmosu), zmniejsza cinienie
w ukadzie i dziura si "zatyka". efekt? energia przestaje wypywa. z chwil
"przytkania" kanau-dziury, energia w tym momencie nadmiarowa w ewolucji (nie
zostaa wepchnita-przepchnita) odzyskuje swobod (brak "docisku"), bo ruch
"do" osobliwoci usta. i wybucha supernowa. kiedy nie ma ju si do dalszego
ciskania i wciskania energii, ruch w kierunku ciaa ustaje, przepyw swoje
moliwoci wyczerpa, jest stan rwnowagi i "zablokowania". nadmiar energii,
ktra nie zdya wej w przepyw, oddala si nagle oswobodzona, w postaci
take nagej. wrcz bardzo gwatownej. im wiksze cinienie zostao uyte,
tym "odbicie" musi wytworzy efektowniejsze fajerwerki na niebie.
tylko e w tak nakrelonym obrazie procesu dzieje si co jeszcze, co wymaga
podkrelenia: zachodzi granulacja energii. przepuszczanie kwantw przez kana
i wciskanie ich w tunel (ktrym jest taka zapada gwiazda (czy dowolnie inny
fakt) powoduje, e przez ciskanie nastpuje kondensowanie energii. to jest
co takiego, jak wytwarzanie w ranie "zgstkw", przez ktr wypywa krew z
ciaa, stan zbrylenia kwantw. sam proces wypywu, rnica wewntrznego oraz
zewntrznego cinienia powoduje, e tworz si wiksze elementy, a tworzc i
powikszajc si jednoczenie, tamuj dalszy przepyw i wypyw. hamuj i w
efekcie spowalniaj zjawisko.
to samo dzieje si w dziurze, kadej dziurze, przez ktr pynie energia. w
przypadku osobliwoci siy zaangaowane s ogromne, ale zasada dokadnie ta
sama i skutki dla wiata analogiczne. znaczne swoj skal, ale analogicznie
fundamentalne. bowiem tylko w takim procesie, w ktrym zaangaowane siy s
dla wszechwiata maksymalne, mog powsta "zbrylenia", ktre pniej i dalej
mog zbudowa na przykad moje mylenie. to nie jest przypadek, e elementy w
ramach wszechwiata "cikie", rozbudowane i skomplikowane powstaj w takich
"osobliwych" procesach. s to miejsca, ktre s dociskane w sposb skrajny,
maksymalny we wszechwiecie. adna inna ewolucja nie moe si rwna w iloci
uytych energii i wielkoci parametrw. tylko w osobliwoci (a raczej zmianie
wiodcej do osobliwoci) moe wytworzy si tak ogromny nacisk, e "zbrylaj"
si tu energie w atomy pierwiastkw z niskich poziomw ukadu okresowego, w
takim tylko nacisku mona swobodne i niezalene kwanty ze sob (na chwil)
poczy. rola osobliwoci jest wic w sposb niezwykle gboki wana, jest
warunkiem zaistnienia elementw skomplikowanych (niekiedy mylcych). w tym
procesie zaistniae cikie pierwiastki, ktre nie zdyy "wpa" w dziur
osobliwoci, oddalaj si oswobodzone i nios budulec cia wszelakich. i to
ma znaczenie.
trudno tego nie doceni komu, kto z takiego popiou jest zbudowany.
225

- "osobliwo"
- analog dziaania
teraz ten trzeci, najciekawszy sposb istnienia czarnej dziury. bowiem to, co
jest moliwe w procesie opisanym zewntrznie, czyli przebicie poziomu midzy
wszechwiatem, w ktrym istniej (w ktrym obserwator wewntrzny to widzi) a
poziomem ewolucji do lecym obok (fizycznie zewntrznym, tak to rejestruje
i ustala, dzielc proces na kawaki, obserwator wewntrzny ale logicznie
i Fizycznie jak najbardziej wewntrz tego lokalnego ukadu) - to samo, ale
na wiksz skal, a nawet bardziej i powszechniej, jest moliwe we wntrzu
tego wiata (lub dowolnej ewolucji). co si dzieje? nie zachodzi przebicie
poziomw energetycznych tylko na zewntrznych do ukadu granicach (gdzie by
tych granic nie umieszcza), ale rwnie midzy poziomami w samej ewolucji.
i ma to zasadnicze znaczenie dla zrozumienia zjawisk.
eby duo nie mwi i nie budowa nadmiernie skomplikowanych zda, przywoam
tylko jeden termin medyczny, dwa sowa, ktre wszystko czyni jasnym, wicej
oczywistym: krwotok wewntrzny.
dokadnie tak. podobnie, jak antena promieniuje energi na poziomie innym w
stosunku do stanu "wejcia", tak samo kada ewolucja "nadaje" sw energi w
caociowo pojtym ukadzie i wewntrznie w nim. lecz, zwracam uwag, jest
to ju inny, wyszy lub niszy poziom. przemieszczanie si, przepywanie z
poziomu na poziom energii (przez "tunele" materii, przez kady "zgstek"), to
nic innego, jak takie wewntrzne przebijanie powok kwantowych. w efekcie
przechodzenie energii, jej przepyw pomidzy "obszarami" odizolowanymi wobec
siebie (jako inny stan zabudowy, odseparowanymi warstwami kwantowymi) staje
si moliwy, ewolucyjnie konieczny i w szerszym ujciu niebywale wany w
skutkach. w innych okolicznociach takie zdarzenie nie mogoby si dokona,
bo opr zbyt wielki i "paski" stan. "osobliwo" to jednoczenie "kana" dla
energii i "producent" materii.
kiedy gwiazda wieci, wypromieniowuje energi w zakresie dla mnie widzialnym
- jeeli jest czarn dziur, rwnie "wieci", take wysya swoje kwanty do
otoczenia. tylko e odbywa si to na niszym poziomie, przebiega w stosunku
do mojego pomiaru podprogowo i w zakresie poza-rejestracj. jednak jest to
"wiecenie" i tak samo si dokonuje, a nawet intensywniej i "wyraniej", w
kocu ilo zaangaowanej energii jest niepomiernie wiksza, ale faktycznie
to jest "wiecenie", proces rozkwantowania. - wok "osobliwego obiektu", w
jego polu kwantowym, jest ciasno, "rdo" bije silnie "do wntrza" wiata,
dlatego moe si w "zawirowaniach" co (z)budowa.
chciabym to podkreli, nie popioy powstae w tak opisywanym wybuchu s tu
najwaniejsze (acz potrzebne), ale to w takim dziaaniu, jako zasilanie "od
dou", podprogowe, objawia si gwna funkcja czarnej dziury. materia, kiedy
wybucha supernowa, uzyskuje form rnych, wanych (yciowo) pierwiastkw, a
ktre tylko w takim wybuchu mog si wytworzy ale to margines, dosownie
efekt uboczny, dodatek do rzeczywistego i najwaniejszego zdarzania. bowiem
to dalszy etap istnienia osobliwoci jest tym zasadniczym dla wszechwiata.
dlaczego? o ile wczeniej miaem do czynienia z "czarn dziur", teraz jest
to "jasna dziura". wieci dla mnie "na ciemno", ale jednoczenie produkuje
cinienie ujemne i "dopycha" kwantami wiat "od dou" (i "od gry" zarazem)
nie pozwalajc mu si nazbyt szybko rozpa.
po drugie i niezwykle wane, te oddalajce si warstwy kwantowe od takiego
ciaa s gwnym "akumulatorem" wiata, rdem energii, ktra wszelkie byty
i procesy moe i musi tworzy (i porusza). czy to pierwsze, czy ju kolejne
pokolenia osobliwych obiektw, to z ich rozpadu moe budowa si wszystko w
ramach wszechwiata, to na ich "zgliszczach" ronie kada kolejna ewolucja.
s, to nie przesada literacka, nawozem wiata (i dziejw te).
226

to jest najciekawszy wniosek z ujcia cinieniowego wiata: materia tworzy


si nie tylko w gwiazdach, nie tylko w wybuchach supernowych, ale rwnie,
a nawet przede wszystkim, w czarnych dziurach, w punktach osobliwych ewolucji
energetycznej.
to nie gwiazdy s odpowiedzialne za istnienie atomw, cho i w nich, w maym
zakresie, powstaj. - cinienie w gwiazdach, cho olbrzymie z mojego punktu
widzenia, jest zdecydowanie zbyt mae, eby zdoay si wytworzy, "zlepi"
"zgszczenia" energetyczne o skomplikowanej strukturze. to w procesie, ktry
prowadzi do powstania "czarnych dziur" s odpowiednie do tego warunki to
proces wiodcy do ich wytworzenia daje owe skrajne dociskanie.
eby energia ulega kondensacji, eby przemieci j z poziomu "swobodnego"
promieniowania na poziom materii zbitej, potrzeba czego w ukadzie wiata
ekstremalnego: "ciaa osobliwego". nie jest to wic "postrach" i skrajnie w
ewolucji miejsce, czarny d to nie wiekuiste zakoczenie procesw i rwnie
nie obiekt do straszenia niegrzecznych dzieci - ale to wany, fundamentalnie
najwaniejszy "zaopatrzeniowiec" (wszech)wiata. moe ekscentryczny w swych
manierach (i dlatego lepiej go osobicie nie tyka), ale kiedy dziaa, inne
wszystko moe y. "osobliwo" to nie osobliwo ewolucji ale jej gwny,
centralny (w pooeniu i znaczeniu) punkt. czarna dziura - niech yje!
rola czarnych dziur w tym ujciu ronie niepomiernie. z do banalnych, acz
logicznie i fizycznie ciekawych w opisie "obiektw" - niekiedy w fantastyce
uywanych do rnych, mao wyrafinowanych celw, staj si pierwszoplanowym
faktem w ewolucji, wicej: centralnym. odpowiadaj czarne dziury za to, e
materia istnieje w formie skondensowanej i "twardej"(w kadej postaci), s
warunkiem podstawowym zachodzcej zmiany. - i cho mog by czarne dziury na
brzegach procesu (w sensie rozmieszczenia, s fizycznie i logicznie zawsze
"na brzegu" zjawisk, to kres-pocztek zdarze) - to wewntrznie, jako byty w
trakcie obserwacji (poredniej) znajduj si w centrum i s wane. z mojego
punktu widzenia zasadnicze. - jako "ciao" fizyczne, ktre poznaj poprzez
efekty zewntrzne (co wpadnie, co wypromieniuje), znajduje si osobliwo
w do dowolnym miejscu wszechwiata ale w ujciu logicznym, jako skrajna
wielko w zmianie, jako "znacznik" tej zmiany, taki obiekt jest "w rodku"
i centrum. to o symetrii ewolucji.
chc jeszcze jedno podkreli: funkcj "rodzicielsk" czarnych dziur wobec
innych ukadw w ewolucji. i znw musz si zastrzec, e nie jest to w adnym
przypadku przesada. osobliwo rzeczywicie realizuje wobec wiata "funkcj
rodzicielsk", i to bardzo szeroko pojt. prosz zwrci uwag, e jest po
"stronie pierwszej" osobliwo w trakcie wybuchu supernowej (czyli produkuje
pierwiastki, ktre s skadnikiem ycia w linii prostej, elazo np.), ciska
i kondensuje elementy energii do takiego ksztatu, ktry wycznie w takim
procesie moe powsta. ale, i to jest tutaj bardzo wane, dostarcza ju "po
drugiej stronie", ten sam proces dostarcza jednoczenie kwanty do pola oraz
tworzy pole kwantowe, stabilizuje je swoim podprogowym dopenianiem. - a to
oznacza, e powstae po stronie pierwszej atomy mog stabilnie istnie, bo
maj w otoczeniu oporne i stabilizujce wszystko w jego obrbie zewntrzne
pole kwantowe. z jednej strony "czarna osobliwo" tworzy czstki, z drugiej
otacza je "opiek", jest dla nich "polem rodzicielskim". dlatego mwi o
szeroko pojtej funkcji "rodzica", a nie o banalnym akcie prokreacji. kwanty,
podprogowo powstajce po drugiej stronie procesu, s granic mego istnienia,
kady element mego ciaa jest "zanurzony" w morzu kwantw, styka si z takim
polem, jest przez nie ograniczany, a take stabilizowany tym samym. jeeli
si nie rozpadam, to wanie dlatego, e to otoczenie istnieje. kiedy wic
uywam w tym opisie terminu "rodzicielska funkcja", ma to swj gboki sens.
w tym wypadku faktycznie najgbszy.
227

kosmologia 3.1.

228

- "tunelowanie" energii a obraz wszechwiata


- powstawanie materii w powszechnym cinieniu
obraz wszechwiata, ktry wyania si z ujcia cinieniowego, jako funkcja
"tunelowania" energii i przepywu jej w obu kierunkach, moe by oddawany w
dwu zasadniczo abstrakcjach: jako zjawisko liniowe - lub sferyczne, czyli w
postaci kuli ewolucji. oba te wymagaj pewnego doprecyzowania w odniesieniu
do powszechnego cinienia. dookrelenia wymaga to, jak oraz czym s, jak si
przejawiaj w realnym zachodzeniu. nie s ujciami sprzecznymi i dopeniaj
si, ale musz ucili, co i jak prezentuj.
jak przedstawia si wszechwiat (kada ewolucja) w ujciu "liniowym", czyli
jako zjawisko zachodzce "nastpczo"? rozum, w pocztkowym okresie analizy
procesu(-w), postrzega je "po kawaku", etapami, fragmentarycznie zawsze
jako efekt aktualnych moliwoci badawczych. to nieuniknione. przecie nie
mona "jednym rzutem" obj wielopoziomowego zjawiska, ktrego na dodatek w
caoci nie postrzegam nigdy. czy chodzi o moje istnienie, czy grupy, zawsze
w obserwacji otoczenia mam do dyspozycji kawaek zawsze cz z caoci. co
nie wezm do analizy, atom, siebie, wszechwiat, nawet kiedy wydaje mi si,
e widz cao, jest to zawsze stan chwilowy i fragment. zawsze. - dlatego
zoenie takich "kadrw" filmu nigdy fizycznie (zmysowo, badaniem) nie jest
i nie moe by caoci, penego obrazu zdarzenia t drog nie zobacz (nie
wyprodukuj). dlatego musz, na prywatny uytek (naukowo rwnie, jako proces
historyczny), poddawa wiat bardzo "drobiazgowej", pokawakowanej procedurze
poznawania i weryfikacji. i na kocu dopiero mog "zsumowa" tak wytworzone
"obrazy" w "film" - w jeden czny film. a jeeli jeszcze uda mi si wykona
to w "kolorze i stereo", to wspaniale. a jeeli bdzie to dodatkowo kinowy
hit, z "podkadem" lektora, ktry objania trudne ujcie, to ju cudo. - a
jeeli produkcja rzeczywicie pjdzie na cao i uda si zrobi "filmido"
z efektami, w tym z efektami specjalnymi, czyli z "cztero-wymiarowoci"
to moje postrzeganie, a przede wszystkim wiedza o wiecie i jego mechanizmach
bdzie pena. mniej wicej.
rozum pilnie i z potkniciami skada "kadry" wiata. liniowe i nieruchome dla
niego "ujcia" puszcza w coraz szybszym tempie, zamienia zaobserwowane fakty
na ruch i czas-przestrze. przechodzi drog od jednego wymiaru (paszczyzny)
po ich nieskoczono. "liniowo" i "prosta" formua rzeczywistoci taki
jest pocztek. a punkt dojcia? jak powiedziaem, "efekty specjalne". i warto
t drog pokona, bo widoki s wspaniae.
w tym miejscu zamierzam skoncentrowa si na zagadnieniu, jak powstaje, jak
formuje si materia. to jeden z "kadrw" wzmiankowanego powyej "filmu" na
temat rzeczywistoci. wany, poniewa od odpowiedzi (od "sfilmowania" takiej
sceny) zaley moje widzenia procesu. pytania, w jaki sposb we wszechwiecie
i dlaczego w dowolnej ewolucji nastpuje budowanie si materialnych, wic ju
skomplikowanych form i formacji energetycznych - to pytanie przecie dla mnie
zasadnicze, dla mnie jako ukadu skomplikowanego. dlaczego w ogle do tego
dochodzi? co jest powodem, e w ukadzie energetycznym, ktrym jest ten "mj"
wszechwiat, zachodzi tworzenie si materii?
do tej pory, idc za fizyk oraz ujmujc to wydarzenie w nastpczy, liniowy
sposb powiadaem, e przez ochadzanie. wychodzc od bardzo gorcego stanu
wszechwiata, ktry mg zaistnie w wyniku maksymalnego rozkwantowania, e
od tego momentu nastpuje kondensowanie si energii, przez jej "opadanie" w
d (do rodka) ukadu. i e materia nastpnie ponownie staje si "czci"
stanu osobliwego. po drodze jest przestrze kwantowa, oddalaj si od siebie
elementy - i lokalnie tworz si w tym zjawisku energetyczne "zgstki", czyli
wanie materia skomplikowana. tak to byo w ujciu "liniowym" i nastpczym,
jako przepyw energii pomidzy sferami. i cho "proste" to nie jest, jednak
ma charakter "obrazu uproszczonego" i pomaga. ale model, "filmowanie" wedug
scenariusza pod tytuem "prawo powszechnego cinienia" - to wiele zmienia.
229

- jak do tej pory opisywaem powstawanie materii?


w skrcie wygldao to nastpujco. - oto po wybuchu energii, po maksymalnym
"skwantowaniu" (idc od stanu osobliwego, przez stan rodkowy, po maksymalne
rozdrobnienie), nastpowao, ju po drugiej stronie tak wyrnionego procesu,
zachodzio kondensowanie, czenie si energii w coraz bardziej skomplikowane
struktury. graficznie mona to przedstawi nastpujco:

wybuch, rozkwantowanie
1. - to "strzaka", kierunek powstawania materii. czyli na skutek wybuchu, po
stronie czenia si, wraz z postpujcym ochadzaniem si ukadu, nastpuje,
tworzenie si materii. kierunek jest tutaj zgodny z kierunkiem poruszania si
wybuchu. strzaki 1 i 2 s sobie rwne (fizycznie i logicznie).
2. - to kierunek od rodka ku brzegowi, to "wybuch".
co z tego wynika? c, z tego wynika - e tak jest... i e tak nie jest.
proces moe tak by prezentowany, nie jest bdem, ale mona wyprodukowa do
niego "lepszy". - i jest tak jednoczenie, poniewa gdyby ten proces opisywa
w ujciu absolutnym, czyli w ujciu obserwatora zewntrznego do wydarzenia
(albo w obrbie ewolucji, ale jako obserwator zewntrzny do wydarze, ponad
nimi czy obok), wwczas zjawiska tak rzeczywicie zachodz.
przykad. oto chwila zaistnienia jakiego elementu w przestrzeni, niech to
bdzie foton. poniewa foton to wydarzenie z okolic "blisko" rodka procesu
i mae, zaistniao w ramach oglnego zdarzenia duo wczeniej od nastpnego
elementu, ktrym jest elektron. i tym samym znajduje si "dalej" czasowo od
punktu odniesienia (tu: punktu rodkowego ewolucji), powsta pniej. w tym
absolutnym, podkrelam, zewntrznym skalowaniu wydarzenia, odlego midzy
powstaniem pierwszego fotonu a drugiego (czy elektronu), odlego mierzona
liniowo, byaby dla obserwatora nastpcza (i "prosta", taki pomiar bdzie si
ukada w "linii prostej"). powstanie fotonu drugiego jest dla obserwatora
wyznacznikiem tego, w ktrym kierunku porusza si cay ukad oraz w jakim
kierunku tworzy si materia. i zarazem skaluje ten proces. dla niego, dla
obserwatora zewntrznego, powstawanie materii ma charakter cile powizanego
ze sob nastpowania wydarze, liniowego nastpowania.
inaczej. nastpuje skupianie si energii po stronie czenia, i to skupiania
w wyniku ochadzania. tworz si "kupki" coraz bardziej skondensowanej ju
materii i formy skomplikowane. nastpuje rwnie coraz szybsze oddalanie si
elementw takiego ukadu - i tworzy si przestrze kwantowa. z jednej strony
nastpuje kondensowanie si materii w ciaa, co ju powiksza odlegoci, a
z drugiej strony zachodzi przeduenie ruchu rozpadu, wybuchu. ruchu, ktry
si zapocztkowa w "wybuchu". powstaje przyspieszony proces "zanikania" za
horyzontem coraz to innych elementw. po stronie czenia si, ktra to strona
(w tym ujciu) jest liniowo przeciwstawiona stronie rozpadu, tworz si coraz
odleglejsze i coraz mniej ze sob poczone wymian energetyczn struktury
kwantowe.
i to jest prawda, tak rzeczywicie, dla obserwatora zewntrznego, skalujcego
wydarzenia w sposb "absolutny", tak to zachodzi. materia powstaje i formuje
"coraz dalej" od chwili "zero".
230

podkrelam - liniowy obraz wydarzenia ewolucyjnego jest suszny, oddaje rytm


i kierunek zdarze, wymaga jednie uzupenienia przez zobrazowanie sferyczne.
dlaczego? poniewa "wad" ujcia liniowego jest jego niepeno, nie do koca
wyrane przedstawienie wydarze. ujcie liniowe, tak dla rozumu "naturalne"
i codzienne, nie jest tym, ktre najlepiej i ostatecznie wyjania, dlaczego
i jak powstaje materia.
co wynika z przyjcia sferycznego, kulistego obrazu procesu "tunelowania",
co jest w tym ujciu takiego, e daje peny obraz? eby to pokaza, trzeba
rozpocz od pocztku. to znaczy od chwili, w ktrej dokonuje si pierwszy
etap rozkwantowania i powstaje pierwszy element w procesie. czego nie musz
zapewne podkrela, ustalenie, wyznaczenie jakiego punktu wydarzenia jako
pocztkowego i pierwszego, jest zawsze umowne, ewolucja nie zna takiego faktu
czy pojcia, jak pocztek. to biedny, zaptlony w zmianach rozum, musi si
takim rozdzieleniem posikowa. proces jest jeden i "cigy" (acz przebiega
"po kawaku", kwantowo).
oto z ukadu, z kwantu, ktry jest elementem oraz stanem osobliwym, zaczyna
odrywa si energia, jak si odrywa? oczywicie w postaci kwantw proces
inaczej nie moe si toczy. nastpuje dzielenie si caej struktury takiego
"osobliwego ciaa" (ale brzegowo, na jego brzegu, tu odrywaj si elementy).
powstaje wok kwantowe pole energetyczne i przestrze kwantowa "utkana" z
rozbiegajcych si kwantw. nie chaos, nie niestabilna energetycznie "zupa"
kwantowa, ale pochodna procesu, ktry przebiega logicznie. s w tak budujcej
si przestrzeni wyrnione punkty wzowe, w ktrych energia si gromadzi i
"kouje", i pod cinieniem rodowiska si do siebie zblia. skutek? znany:
tworz si wiksze elementy. - jeeli odlego pomidzy kantami pola jest
wiksza od nich samych, nie ma jednolitej i cigej struktury, ewolucja nie
istnieje, do chwili, a warstwy oddal si od siebie tak daleko, e czno
ulega rozerwaniu, proces moe si toczy - i si toczy.
co dzieje si dalej? pytanie waciwie powinno brzmie tak: co si w procesie
dzieje, kiedy mam ju pierwsz warstw zjawiska, co zachodzi, kiedy "oderwaa"
si od osobliwoci "pierwsza" warstwa kwantw? to oczywicie jest "proces"
jeszcze w opisie umownym, jedna warstwa kwantw zjawiska przecie nie czyni,
ale chodzi mi o pokazanie logicznych konsekwencji, ktre przekadaj si na
zjawiska fizyczne. jeeli nie uwiadomi sobie, co si dzieje w pocztkowym
punkcie, nie dostrzeg dalekich efektw.
co oznacza powstanie pierwszej warstwy? to jest hamulec, ogranicznik, brzeg,
stabilizator, granica, strefa zerowa - czy jakby tego jeszcze nie okrela.
szukam maksymalnie wielu sw na oddanie czego, co jest dla ewolucji i dla
zrozumienia jej procesw najbardziej elementarnym, szalenie wanym "stanem",
faktem, elementem. powtarzam, jeeli nie dostrzeg skutkw istnienia warstwy
kwantowej (ju niekoniecznie pierwszej, kadej) dla procesu, to rwnie nie
zdefiniuj samego procesu. to ta brzegowa warstwa jest tym, co decyduje (w
poczeniu z pozosta czci energii oczywicie) o ksztacie zjawiska - i
samej ewolucji.
chodzi o to, e "warstwa pierwsza", a szerzej ujmujc, ktra znajduje si w
procesie "przed" (przede mn) - taka warstwa jest dla wewntrznych zjawisk
"tarcz", "oson", otoczeniem przed agresywnym rodowiskiem, to po pierwsze.
a po drugie, co rwnie wane (rwnie, bo s to stany do siebie czne), jest
zapor, stanowi zapor przed swobodnym, natychmiastowym, wybuchowym wic
nieuporzdkowanym rozpadem. kiedy mam "co" przed sob, a to co jest do mnie
kwantowo podobne, za nic i nigdy, podkrelam, w aden sposb przez to si nie
przepcham i nie przebij (w skrajnych przypadkach, przy posiadaniu ogromnych
energii - moe, ale nie jako ja, "sabeusz" w procesie wikszych, ogromnych
zjawisk). warstwa brzegu jest dla mnie "granic" mego wiata. i wyznaczajc
go, zarazem stabilizuje.
231

dla procesw wewntrznych to fundament, na ktrym oraz do ktrego musi si


wszystko budowa. warstwa brzegowa wyznacza to, e dalej nie moe si proces
swobodnie dzia, dowolnie rozbiega. od tej chwili zdarzenie zaczyna toczy
si pod wasn kontrol - od tej chwili, co trzeba podkreli, tak zaistniaa
zmiana (ewolucja, bo to ju zacza si ewolucja) jest samotworzcym si i
samopilnujcym wydarzeniem.
jeszcze raz to podkrelam: proces sam si od tego momentu pilnuje. tu nie ma
i nie moe by dowolnoci wybuchu. jeeli bd wiat definiowa jako "wybuch"
(podobny do innych mi znanych wybuchw) - nie wyjani niczego, pogubi si
w definicjach. jeeli ju mwi o wybuchu - to tylko w sposb nastpujcy:
wszechwiat-pole jest wybuchem pod kontrol samego wybuchu. ewolucja, kada
ewolucja, to wybuch samostabilizujcy si!
co si dzieje dalej? nastpuje proces cigego rozkwantowania, czyli kolejne
warstwy kwantw oddalaj si od stanu osobliwego. powstaj "swobodne" kwanty,
ktre take chc na "wolno" i poza mury si wyrwa, ktre tylko "marz" o
ucieczce z tego "grajdoka". tu si je przymusza do pracy, s co rusz, i to
maksymalnie, ciskane, jakie ciaa (i biaka) musz budowa. dlatego chc
uciec - tylko nie mog tego zrobi. nie maj adnych moliwoci granicznego
"muru" przebi. dlaczego? bo jest przed nimi warstwa kwantowa. ta pierwsza,
brzegowa warstwa. kada nastpn odrywajca si od osobliwoci warstwa nie
nie moe si oddala i oddala bez ogranicze - bo ma przed sob, dosownie,
kwantowy mur. ow poprzedzajc warstw. dla kadej nastpnej warstwy jest
ta pierwsza "sztywna", twarda i oporna maksymalnie. kiedy do takiego "muru"
dociera nastpna fala - "odbija" si od niego, a co najmniej "spitrza" przed
zapor (czasami rwnie si nadprogowo "wypitrza") - i w takim "spienionym"
stanie czeka na swoj kolejk "do wolnoci". bo, zrozumiae, stabilizacja
pierwszej, czy te dowolnej warstwy nie moe zachodzi nieskoczenie. jej
"twardo" trwa tak dugo, jak "czno" kwantowa w obrbie tej warstwy, a
wic "krtko", na jedno "tyknicie kwantowe". kiedy zostanie przekroczona ta
graniczna warto, kiedy odlego pomidzy elementami-kwantami warstwy jest
wiksza od nich samych, warstwa staje si "dziurawa", a waciwie ju musz
mwi o "warstwie historycznej", to ju "fakt byy", przeszo w ewolucji.
w tym momencie, kiedy "pierwsza" si rozpada i przekroczya prg cznego
istnienia teraz t pierwsz jest druga, poprzednio druga fala-warstwa. to
jest "aktualny", na jedno tyknicie, brzeg w procesie. i tak fala za fal warstwa za warstw kwantow. ewolucja "zuszcza" si brzegowo nieustannie
cigle traci ogromne iloci energii, ktre wycznie przez pozysk mog by
uzupenianie. do czasu. bo chwila, kiedy zabraknie w rodowisku energii "do
zapychania dziur", ju bliska...
wane i godne podkrelenia jest w tym ujciu jest to, e fakt "zuszczania"
kolejnych warstw dotyczy kadej, dosownie kadej ewolucji, tu nie ma jako
odrbnego wyjtku. - a dlatego z takim naciskiem to prezentuj, e ten/taki
sam proces ma znaczenie na brzegu ukadu do mnie nadrzdnego wszechwiata
w jego przemianach. w tym przypadku stabilizacja wewntrzna w zmianie rwnie
jest pochodow warstw kwantowych, ktre uniemoliwiaj ewolucji byskawiczne
oddalenie si wewntrznych elementw. owszem, w takim procesie realizujce
si brzegowo "zuszczanie" dotyczy ogromnych energii, w kadej oddalajcej
si kwantowej brzegowej sferze kwantowej wszechwiat traci multum kwantw,
ale poniewa jest to struktura skali Kosmicznej, wydarzenia "nieco trwaj" i
moe si co lokalnie skleci. e w efekcie i z kad utracon tak warstw
kwantow ubywa na zawsze energii w zbiorze? prawda, fakt, smutno. ale tworzy
si w rezultacie wewntrz pustka, powiksza si dostpna przestrze do zmian
bo cinienie maleje. e to tylko tak "na chwil", e "za moment" bdzie
nadmiar pustki i zatrata caej ewolucji? te fakt i bolesna prawda. c, na
szczcie ja tego nie doczekam.
232

co powstaje w rozkwantowaniu? zachodzi gromadzenie si kwantw w drug i w


nastpne warstwy. oddalajce si od osobliwoci elementy w postaci jednostek
kwantowych, poniewa proces dzieje si na poziomie podstawowym (dla danej
ewolucji), czyli kwantw logicznych, tosamych sobie taki proces, zmiana
w tej formie nie napotyka oporu rodowiska. bo go dla tego poziomu nie ma w
otoczeniu, wszystko "wok" jest zbudowane tak samo. nie napotyka oporu lub
napotyka maksymalny, bo wszystko "wok" zbudowane tak samo. - obie formy w
tym opisie s rwnorzdne, tosame. zalenie od tego, czy "element" jest w
stanie "bezruchu" (co fizycznie nie wystpuje, wszystko pynie, drga i si w
przestrzeni przemieszcza), czy jest w trakcie zmiany pooenia. zalenie od
stanu jednostki kwantowej, rodowisko bdzie dla niej lune lub zbite, bdzie
maksymalnie przepuszczajce lub maksymalnie ograniczajce. w jednym, "lunym"
przypadku, chodzi o skadnik paszczyzny w drugim, "zbitym", o skadnik,
ktry rozbija si, rozpaszcza o "mur" kwantowy. kiedy element o konstrukcji
kwantu logicznego "pdzi", to napotyka "cian" podobnych sobie - i musi si
o ni rozbi, wyhamowa. nie ma wyjcia.
kiedy oddalajce si od centrum warstwy kwantowe nie napotykaj oporu, co si
tworzy? sfera. skoro w otoczeniu nie ma nacisku, nie ma niczego, co zmieni,
zdeformuje rozoenie w warstwie, tak oddalajcy si zbir kwantw musi si
oddala w postaci sfery i wszechkierunkowo. tworzy si struktura kwantowych
warstw, kolejne rozkwantowujce si warstwy idce od ciaa osobliwego, maj
przed sob poprzednie fakty (tu warstwy) i napotykaj opr. to s takie same
kwanty (powstay "nieco" wczeniej) i s z tej samej ewolucji. w efekcie, jak
to okreliem, "spitrzaj" si oraz dociskaj do siebie, dziaaj jak kada
fala wobec innej - tu wszystkie zasady i analogie s poprawne. tu mechanika
falowa procesu si dzieje, tworzy si ewolucja falowo-korpuskularna. wanie
tak warstwowo uoone kwanty obrazuj si w akcji - take materialnie.
w obrbie tak "wyhamowywanego", stabilizowanego "wntrza" ewolucji i zarazem
jako skutek tego naciskania na siebie warstw kwantowych (i to z rnych do
siebie kierunkw idcych, przypominam, e "cia osobliwych" jest duo i sporo
w ukadzie), powstaje, po prostu musi powsta "docinita" do brzegu czy
"lokalnego" (wewntrznego) brzegu w ewolucji - materia. to, co za "materi"
uznaj. musi powsta. bo nie ma, dosownie, wyjcia.
energia oddalajca si od osobliwoci napotyka przed sob warstwy tego samego
procesu, s chwilowo przed wyrnionym stanem i s oporem, s dosownie w
postaci ciany, przez ktr kolejne elementy nie mog si przebi. wewntrzne
zabudowanie warstw poprzedzajcych jest takie, e odlego midzy elementami
(skadnikami, kwantami) nie jest jeszcze wiksza od wielkoci kwantowej. ale
poniewa proces toczy si wszechkierunkowo, to skutkiem narastania geometrii
ukadu, czyli powikszania si rozmiarw ewolucji, narasta zakrzywienie oraz
wielko warstwy brzegowej. i narastaj odlegoci pomidzy faktami warstwy.
z chwil, kiedy zostanie przekroczona czno midzy elementami, kiedy kwant
od kwantu bdzie dalej ni wielko kwantowa, warstwa podlega rozerwaniu i
oddala si w otoczenie. i jest ju ewolucj okresu rwanego, "trupi". a jej
miejsce na brzegu zajmuje kolejna w tym zdarzeniu. - wane jednak jest to,
e te nastpne warstwy, jeszcze dalekie od brzegu, e maj one przed sob
hamulec w postaci wczeniejszych warstw i e nie mog si wydosta z ewolucji
- bo nie maj gdzie. wszystkie kierunki s "obstawione", mur jest absolutny.
proces ewolucji sam siebie oddziela od prni, istnienie zmiany gwarantuje
dalsze jej istnienie. moe si ukad na brzegu maksymalnie szybko zuszcza,
a i tak wewntrznie zachodzi stabilizacja. w efekcie te nastpne warstwy i
kwanty w ich obrbie musz wej ze sob w zwizki. a dociskanie "od dou" w
postaci nowych warstw dodaje coraz to nowej energii, ale opr (te docisk)
od gry wyhamowuje procesy. i lokalnie, w punktach wzowych, moe-musi si
(s)tworzy struktura stabilna i skomplikowana. e na chwil, oczywicie. ale
dziki tym chwilom mog istnie. i to ju ma znaczenie. chwilo trwaj...
233

zachodzi, skutkiem procesu "pod wasn kontrol", czenie si kwantw. wic


powstaj "zbitki" energetyczne midzy warstwami. w kocu nic nowego tutaj nie
mwi, opisywaem to wczeniej. tylko, e obecnie podkrelam cinienie, ktre
wywiera na te oddalajce si od rda warstwy cigle dziejcy si proces. i
zasadnicz rol warstw kwantowych. "cisk" w obrbie pola kwantowego, nacisk
wzajemny w procesie - to umoliwia i gwarantuje, e moe ewolucja zaistnie.
to jest ten zasadniczy, fundamentalny, a wczeniej niemoliwy do ustalenia
warunek stabilizacyjny procesu. i pki on trwa, pty nastpuje "zagszczanie"
energii w stron brzegow. a e brzeg w tej ewolucji "jest wszdzie", to i
efekty pojawiaj si wszdzie i na tyle licznie, e mog o tym fakcie sobie
pogada.
a kiedy doda jeszcze kierunek przemieszczania si danego ciaa, to wwczas,
jak to w opisie zjawisk "przesunicia" do-od rda sygnau, zachodzi mocne,
"wybitne" kondensowanie si energii w t stron. i w pewnej chwili nastpuje
to, co nastpi moe-musi: z kilku warstw kwantowych tworz si kwanty ju
poziomu wyszego. w pierwszej kolejnoci z dwu warstw powstaje, buduje si
kwant fizyczny - i zaczyna istnie wszechwiat. zaczyna si fizyka i zaczyna
si to, co okrelane bywa "ewolucj".
im dalej-duej trwa proces rozkwantowania ciaa osobliwego (zbioru cia w
postaci osobliwej, nie mog zapomina, e to jest zbir jednostek o takiej,
dla mnie "egzotycznej" konstrukcji) - tym przybywa warstw i przybywa kwantw
kolejnych poziomw. w odlegej ju od stanu wyjciowego chwili, po zczeniu
si kwantw logicznych, powstaje kwant fizyczny. a z tych kwantw znw kwant
promieniowania. itd. czyli, w stanie 8, 16, 32, tworz si kwanty kolejnych
zakresw promieniowania. pojawia si we wszechwiecie promieniowanie. - trwa
najpierw epoka maksymalnie przenikliwego, a pniej coraz bardziej mikkiego
(rozbudowanego). a - a nastpuje to, co tak fascynuje umys: wszechwiat,
czy te ewolucja promieniowania (spalania energii), wszechwiat "zapala" si.
i staje si wiato.
ale to ju pny, bardzo pny efekt rozkwantowania. wiato, promieniowanie
w zakresie widzialnym, nie jest w adnym przypadku na pocztku wydarze. to
posta bardzo skomplikowana, pny stan w ewolucji, wewntrzny. wicej, jest
(wy)tworem rodkowym. niezwykle dla mnie wanym, przecie to na tym zakresie
zmian energetycznych operuj, ale to wydarzenie dalekie od pocztku bo na
pocztku jest, zawsze i tylko, kwant. jedynka (+ prnia).
w procesie rozkwantowania niejako "wyania" si, tworzy si i zaczyna istnie
coraz to kolejna formacja kwantowa. na brzegu jest logiczny kwant, warstwa
ten kwant zawierajca (przy czym brzeg, to jest rwnie pojcie umowne, ten
"brzeg" znajduje si w kadym procesie energetycznym, std jego obecno w
rzeczywistoci wszdzie, jest skrajnym "paskiem" tego wiata). - a dalej, jak
w kolejnych "poziomicach", w kolejnych pod-warstwach ewolucji, znajduj si
kwanty zakresw caoci piramidy. na rysunku-szkicu tak to mona, "zgrubnie",
przedstawi:

234

tak budujce si, tworzce pionowo-poziome zdarzenie rozprzestrzenia si, a


warstwy oddalajc si "zagszczaj" przestrze. z tym, e to, co umys musi
uj jako wydarzenie "poziome" lub "pionowe", jest procesem i jest zjawiskiem
wewntrznym (czy to w ramach pola, czy konkretnego ukadu energetycznego). w
ewolucji nie ma kierunkw, proces nie jest wertykalnym czy horyzontalny. same
zreszt pojcia "pion" i "poziom" to pne, odnoszce si ju do "rozrosych",
czaso-przestrzennych struktur nazwania. ewolucja preferuje strony i kierunki
- ale logicznie. fizycznie nic jej o tym nie wiadomo, zachodzi rwnie dobrze,
a nawet bardzo dobrze w kad stron - wszechkierunkowo.
dalej. w pewnym oddaleniu od brzegu ciaa osobliwego, ale take od brzegu w
postaci "styku" z otoczeniem procesu (maksymalnie z prni Kosmosu), tworz
si kolejne kwanty. i nie s to dowolne punkty "przestrzeni kwantowej" to
wzy fali, stan wyrniony, "harmoniczne".
przy czym, wane zastrzeenie: brzeg procesu jest tutaj rozumiany dwoicie,
i geometrycznie, i energetycznie. - to znaczy, w oddaleniu od geometrycznego
brzegu (czyli brzegu kuli, co moe postrzega tylko zewntrzny wobec procesu
obserwator), tworz si kwanty, a zasig "pola kwantowego" jest wyznaczony w
przestrzeni jego elementami. - ale energetycznie, jako proces opisywany przez
fizyk (i jej prawa), tutaj brzeg ju bdzie "wszdzie", w kadym elemencie
i na kadym brzegu wyznaczanym w ewolucji. w kadym skadniku rzeczywistoci
przebiega ten brzeg - wszystkie, rwnie elementy budujce moje istnienie, w
sposb "bezporedni" stykaj si z brzegiem pola-wszechwiata, ten brzeg jest
we mnie na kadym poziomie. o ile logicznie mam daleko do brzegu i zasiadam
"po rodku", o tyle fizycznie, jako energetyczny byt, znajduj si na brzegu,
jestem jego elementem. a on mnie w kadej czstce buduje.
ale, eby nie byo nudno, ujcie dopeniajce.
ot, fizycznie, jako zawierajcy si w zmianie fakt, mog umiejscowi si
rwnie w centrum, w geometrycznym rodku procesu, a logicznie przypisa do
strefy brzegowej (jako najnowszy w zmianie element). jednak, co zrozumiae,
jako konstrukcja skomplikowana i pna w "oceanie" kwantw (w energetycznym
polu), fizycznie nie mog si znajdowa na/w jego geometrycznym brzegu bo
to jest ju styk z prni Kosmiczn (wiecznoci i nieskoczonoci). a to,
delikatnie mwic, rejon mao gocinny dla bytw rozbudowanych. musz ze swoim
kruchym ciaem by "otoczony" "spokojnym" polem kwantowym oraz jego licznymi
warstwami ochronnymi, eby z t pustk si (nazbyt szybko) nie zapozna. na
brzegu wszechwiat nieustannie si "zuszcza" w kadym kwantowym tykniciu i
w ogromnych ilociach energii, ale ja, tutaj, przy rodku, mog si spokojnie
wygrzewa - i jest to wanie "gdzie w rodku", jako "krg" wewntrzny, ju
kolejny krg wewntrzny w ewolucji. jako rozcignita i "rozmyta" struktura
musz by umiejscowiony fizycznie w rodku, jako byt i ciao zawieram si w
"ciele" (wszech)wiata.
fizycznie-geometrycznie (kolejno zapisu wana), jestem w centrum "ja" to
kolejne "wcielenie" moliwoci ewolucji, istniej otoczony "morzem" innych
bytw o fizycznej, "namacalnej" budowie. ale i logicznie-geometrycznie take
jestem w rodku procesu, w adnym innym nie zaistniej, skomplikowanie jest
tu maksymalne. - tylko e, jako byt geometryczno-fizyczny, jestem na brzegu
procesu i przez moje istnienie ten brzeg oglny i aktualny przebiega. to we
mnie, na najniszym poziomie, te kwanty brzegowe maj swoje zaistnienie (czy
ja na/w nich). - ale jednoczenie, jako byt geometryczno-logiczny, jestem w
tym zjawisku brzegiem, chwil "teraz" - bo wanie "za mn" i "przede mn" s
struktury mniej energi zasobne i mniej skomplikowane. - a zarazem, jako byt
geometryczno-logiczny, jestem w rodku, jestem punktem-stanem maksymalnego
skomplikowania, wic poza rodkiem take si nie zrealizuj. fizycznie mog
by w dowolnym miejscu wiata, ale logicznie bd na zawsze "przypisany" do
rodka. rodek procesu jest we mnie ale ja zawieram si w rodku zmiany do
mnie nadrzdnej, ktra dzieje si brzegowo. - uff.
235

wcale nie jestem pewien, czy wszystkie moliwoci takiego postrzegania wyej
wyliczyem, rozum dostaje "kociokwiku", kiedy "wczeniej", "pniej", "brzeg",
"rodek", "d", "gra" (itp.) chce opisa w dla siebie dogodnej formule, wic
pionowo-poziomej i nastpczej. mwiem, w ewolucji nie ma kierunkw, rwnie
nie ma czasw, rodka czy brzegu. do kadego z takich poj mog wytyczy w
zmianie ewolucyjnej dopeniajce do ujcie, ktre dopiero cznie bdzie do
zrozumienia wiata co wnosi. - naley wprowadzi ustalenie, e w procesach
nie ma liniowoci i nastpowania prostego, zawsze trzeba maksymalnie nieufnie
odnosi si do myli czy pogldu, ktry chce "jednostronnie" opisa ten czy
dowolnie inny energetyczny byt. nie brzeg, ale te nie rodek ewolucji, cho
zarazem i brzeg, i rodek. rodek-brzeg, to bdzie najlepszy zapis, ktry,
przecie nie przypadkiem, tylekro musz stosowa. ogld "stronny" - owszem,
ale na chwil, tylko do uchwycenia zjawiska. a dalej - pozbycie si stron i
ujmowanie jako jedno wielopoziomow. nie ma kierunkw. musz je stosowa,
bo tego domaga si "umys fizyczny" ("codzienny", liniowo "prosty"), ale bez
skrupuw powinienem si ich pozby, kiedy tylko jest to moliwe, bo inaczej
wpadam w takie "wirowanie" umysu, e popa mona (i spa w) dowodzenie
bdne. - jak co proste, to znaczy le opisuje proces. - co nie znaczy te,
e trzeba ewolucj zagmatwanie tumaczy, przecie to "maksymalna prostota".
co, moe nieprawda?
przykad. - kiedy omawiam "zasilanie" w kwanty (np. uzupenianie strat na/w
poziomie komrkowym ciaa w energi pochodzc z pokarmu), to opisuj proces
jako brzegowy w tym rozumieniu, e jest to zasilane "od dou". od dou w tym
znaczeniu, e pokarm, w postaci kwantw (kwantw w stosunku do tej komrki,
energia ma wielko kwantu komrki, jej skadnika) tak przetworzony pokarm
dociera energetycznie "od brzegu", jest zasilaniem wydarze "od dou", wobec
komrki (i tym bardziej ciaa) z podpoziomu. - nawet jeeli geometrycznie to
dzieje si na brzegu komrki, jej brzegu, ktry za taki mam (czyli brzegu w
rozumieniu np. "skra", czy bona komrkowa) - to ten sam proces w rozumieniu
energetycznym, ten brzeg nie ma znaczenia, to jest brzeg lecy daleko oraz
"ponad" wydarzeniami zasilania. dla kwantu energetycznego brzegiem (tak dla
mnie wyrniony stan) nie jest w adnym rozumieniu, dlatego swobodnie przez
taki "brzeg" przenika. - to jest brzeg geometryczny, a i to tylko na jednym
ledwo poziomie. natomiast brzeg energetyczny procesu przebiega przez kady
kwant tej komrki. takim brzegiem energetycznym dla tego kwantu (ktry mnie
"karmi") jest ta warstwa, ktra posiada ten sam ukad, tak sam budow, jak
ten zasilajcy. to jest dopiero brzeg w rozumieniu energetycznym. i dlatego
mog mwi, e kwant przenika w komrk (w sfer ewolucji) w kadym miejscu
i wszechkierunkowo - e brzeg wydarzenia tej komrki (kadej ewolucji) jest
wszdzie.
tylko e, wane dla zrozumienia, ten energetyczny brzeg rwnie zamyka si w
sfer, warstw o ksztacie sfery, ktra jest "maksymalnym brzegiem" obecnie
geometrycznie ju wyznaczanego brzegu. - mwic inaczej, fizyczny brzeg take
"zamkn" si geometrycznie i logicznie w ksztat kuli. proces prowadzcy
"do" wntrza tworzy sfer (zasilanie w energi jest wszechkierunkowe) ale
budujcy si w tym przebiegu byt rwnie uzyskuje wszechkierunkowe, sferyczne
uoenie. powd? bo promieniuje, traci w otoczenie energi bez wyrnionego
kierunku. - energetyczny brzeg wydarzenia jest wszdzie w sferze zdarzenia
ewolucyjnego - wszdzie. i przebiega jako "pasek" procesu, na wielko-stan
"jednego kwantu" rzeczywistoci. i to dlatego mam prawo mwi, e otoczenie,
rzeczywisto jest "szeroka" na jeden kwant, i e kady element wszechwiata
(i kadej ewolucji tym samym) styka si z "drug stron" w procesach ewolucji
"o jeden kwant" bdc tylko "dalej". - w takim energetycznym rozumieniu
brzegu, kwanty we wszechwiecie powstaj nie "gdzie" i "kiedy", a dokadnie
wszdzie. i tworz "pionow" struktur bytu.
236

obrazowanie, np. przy pomocy wielowektorowych symulacji komputerowych, atwo


sobie zapewne z problemem poradzi, jednak co innego "rysowa" w przestrzeni
kwantowej (umysu) przy wsparciu sw, tutaj rzeczywicie oddanie zdarzenia,
jego energetycznego i geometrycznego charakteru, nie jest proste. jednak nie
niemoliwe przecie (jak to zapisaem wczeniej). warto wic prbowa.
co dzieje si dalej? brzeg energetyczny i geometryczny - bo teraz to jasne,
te pojcia si "realnie", fizycznie pokrywaj (pierwsza warstwa jednoczenie
jest i brzegiem geometrycznym, jak i energetycznym ewolucji, i tyczy to tylko
tej jednokwantowej warstwy, ostatniej lub pierwszej warstwy, ktr wyrnia
obserwator /ale i pozostae, pomijane warstwy rwnie, ju w ramach swojego
poziomu, "zamykaj" si sferycznie, ich procesy brzegowe take maj ksztat
kuli/) - ten brzeg wyrniony cigle si "zuszcza", "topnieje", rozpada. co
to znaczy, czym skutkuje dla zjawisk? tak opisany rozpad oznacza, e to, co
byo warstw pierwsz, stao si "elementem wiecznoci", a na/w to miejsce
przychodzi, wypchana zostaje (teraz ju "odkryta" dla rodowiska) ta warstwa,
ktra bya drug. ona teraz stanowi brzeg, ona za "chwil" si rozpadnie. ale
nim jest czna, stanowi barier nie do przebycia dla tych kolejnych. tu nie
ma i by nie moe buntu pokole i dowolnych "przeskokw" pomidzy warstwami
(orbitami), jest porzdek i kolejno na zawsze zagwarantowana. jak fala si
rozpadnie, nastpuje przesunicie wydarze. i zarazem, co te trzeba mie na
uwadze, w caoci ukadu inaczej, na nowo "organizuj" si elementy. bo jak
by nie bya ewolucja sprawna w pozyskiwaniu energii, bilansu "na zero", a tym
bardziej "na plus", dugo nie utrzyma. i w ukadzie musz pojawi si "luzy"
i pojawia si pustka i wszystko ucieka od siebie. itd.
pki kwantowanie, rozkwantowanie osobliwoci (czy dowolnej ewolucji) trwa,
"wntrze" procesu tego nie musi dostrzega. zasilany jest z drugiej strony
(od rodka) nastpn porcj, nastpn warstw kwantow, ktra uzupenia braki
- i ciao trwa. ukad si przesun o "krok dalej" w swojej stabilizacji nastpio ponowne ulokowanie energii oraz przemieszczenie si skadnikw ku
brzegowi, ale nie ma dramatu, proces si toczy nadal (wiruje). nastpuje z
jednej strony "zuszczanie" elementw tworzcych, na brzegu ciao "wytraca"
zasoby ("krwawi"), ale od rodka, "od odka" nadchodzi ju nastpna porcja
kwantowych dla ciaa skadnikw. i one, kiedy przejd "cay ukad pokarmowy"
- wytrac si na brzegu. i to tak "troch" potrwa...
jednak kiedy, w szerszym rozumieniu (na/w poziomie), nastpi przesunicie
si caego ukadu "poza brzeg" - czyli przemieszczenie si jednostki ycia
(czowieka) poza brzeg istnienia, take i ta jednostka zostanie "zuszczona"
z rzeczywistoci. w tym szerokim rozumieniu rwnie (i zawsze) dziaa taki
mechanizm przemieszczania si energii "do strefy zero" (czyli zero kwantw
cznie, jako jednostka). kady cielesny byt, jako kwant-zbir, niezalenie
od swojej struktury dociera do swojego granicznego "pasa" i brzegu istnienia
- a nawet im bardziej jest skomplikowany, tym szybciej. zuszcza si brzeg
mojego ciaa, kadego dnia (minuty czy sekundy) od mojego istnienia odrywa
si i oddala w nieskoczono ogromna ilo kwantw mnie budujcych "przed
chwil", ale poniewa jestem "w trakcie" przepywania przez rodowisko, a ono
przeze mnie, chwilowa konstrukcja jest w swojej dynamicznej postaci zborna i
stabilna. istniej "na przeciciu" pozyskiwania i tracenia energii i musz
zdawa sobie z tego spraw.
ale ten sam, dokadnie ten sam proces tyczy wszechwiata-pola. na jego brzegu
energetyczno-geometrycznym te nastpuje "zuszczanie", a definiujc bardziej
poprawnie, dochodzi do "odzierania" takiego procesu z kolejnych warstw przez
prni. - wane w tym dla mnie jest to, e poniewa mj brzeg energetyczny
jest "tym samym" brzegiem, e to ten sam fundamentalny poziom wiata to i
ja si zuszczam. std "do wiecznoci".
237

w tym miejscu ponownie musz ucili pojcie "maksymalne rozkwantowanie",


bo moe by to niedostatecznie wyrane. moe sugerowa, e jest to wycznie
i jedynie taka forma procesu, w ktrej nastpuje rozpad wszystkiego, e caa
energia ciaa osobliwego zostaje poddana rozpadowi. czyli e rozkwantowanie
maksymalne to nic innego, jak zakoczenie si jednej strony - aby nastpnie
moga zaistnie druga.
ot to jest tak - i nie tak. oba stwierdzenia s poprawne. w zalenoci od
tego, z jakiego punktu i co obserwuj, oraz co wyrniam. co innego bdzie
dostrzega i ustala obserwator zewntrzny do ewolucji, co innego ustali taki
sam obserwator umieszczony wewntrz. oba punkty widzenia dopeniaj si, s
jednoci obserwacyjn (powtarzam to ju na zasadzie "mantry", ale czuj, e
trzeba - ebym nie zapomnia). - w tym absolutnym i maksymalnym rozumieniu
tyczy to caoci ewolucji, caego ju np. pola. albo kadej innej ewolucji,
w ktr rozum wprowadza zasadniczy, dwustronny podzia wydarze i ktr moe
postrzega "caociowo". maksymalne rozkwantowanie, w tym zewntrznym ujciu
do ewolucji, rzeczywicie oznacza jej "definitywne" rozproszenie si, zanik
w otoczeniu. ale tylko w tym ujciu. - jeeli bd analizowa proces w nim
si zawierajc, wewntrznie, to - po pierwsze - nie ustal brzegu, ale, po
drugie, bd analizowa stany porednie. czyli wntrze zjawiska. a przecie
tutaj rozproszenia "zupenego" nigdy by nie moe. bowiem co mam obserwowa
i mierzy, kiedy nie ma elementw do obserwacji?
ale, podkrelam, jest to ujcie najoglniejsze, maksymalne, skrajne czyli
dla ewolucji brzegowe. w praktyce odbywa si to cigle, lokalnie, w kadym
punkcie wyrnionego bytu. przestrze kwantowa tworzy si jako objaw zmiany
i rytmu tej zmiany wic jest sam ewolucj. jeeli swoje obserwacje odnios
i przyo do elementw tego cigu, czyli zmieni optyk, ostro widzenia,
wwczas dostrzeg, e cho generalny (maksymalny brzeg wiata) si zuszcza
tak samo, jak elementy i ich brzegi "w rodku" ewolucji to jednoczenie w
"lokalnych" procesach energia nie ucieka poza taki oglny ukad poniewa
nie moe. a skoro nie moe, to pozostaje w ewolucji caociowej wszechwiata
(czy jako element kadego procesu, ktry mam poddany analizie).
to jest wane: energia ze wiata (ewolucji) nie ucieka (nie wycieka), bo nie
moe. nie ma jak, nie ma dokd. ma przed sob mur, cian-zapor, absolutnie
doskona "cian" kwantow, w ktrej "szpary" s rwnie kwantowe. dlatego
nie mona jej pokona inaczej, jak "poczeka", a "mury run". - a przecie
tak dce "dalej" kwanty s naciskane "od tyu", i to rwnie maksymalnie
mocno. co si wic dzieje dalej? energia powraca do tego samego ukadu, do
wntrza ewolucji. dlaczego? a co ma, biedny kwant zrobi, jak ma przed sob
"mur" takich samych kwantw, "mas-tum" przez ktry si nie przecinie, a
jednoczenie go popychaj "do przodu"? jedyna sensowna odpowied w takich
okolicznociach jest nastpujca: pdzi "w przd".
no, ale ta ciana. wanie, wspaniale, e jest. gdyby jej nie byo mnie by
rwnie nie byo. co jest "postpem", kiedy stoi si pod cian, albo nad
przepaci? ruch do przodu - to w tym wypadku "ruch do tyu". nie jest to,
podkrelam, cofnicie si, to marsz zawsze i tylko "do przodu". ale zmienia
si kierunek "ustawienia" maszerujcego. do maksymalnego rozkwantowania to
proces "do przodu" - od maksymalnego rozkwantowania, to rwnie proces "do
przodu". logicznie strzaka zmiany zawsze skierowana jest "do przodu", tylko
fizycznie zjawisko si "zagina" ("zakrzywia"). i energia wraca ponownie w
cao ukadu. - logicznie "widz" do przodu, fizycznie "zakrzywienie".
gdzie "daleko" (ale bardzo "blisko"), na granicy wszechwiata, czyli tam i
tu (wic wszdzie), energia ucieka nieustannie, jednak ta wewntrzna takiej
okazji nie ma. i "odbita", "odrzucona" od ciany procesem "od tyu" pchana,
wraca w ponowne koowanie, i wchodzi w reakcje. na cae moje szczcie.
238

po co to rozrnienie? po to, ebym mg powiedzie, e w obu zakresach tego


procesu, w obu maksymalnych rozkwantowaniach (czy wszystkiego, czy konkretnej
tylko, jednej warstwy) - w obu wypadkach wystpuje ten sam efekt: powstaje
po drugiej stronie ewolucji materia. - fakt materialny, materia powstaje nie
tylko po maksymalnym rozkwantowaniu caoci i wszystkiego, co znajduje si
w obrbie ciaa osobliwego, ale tworzy si rwnie w wyniku stopniowych i w
kwantowaniu cise okrelonych punktach, "materia" (w kadej dla mnie formie
kondensacji) to chwilowa, porednia, w trakcie przechodzenia, przeksztacania
si ewolucja widz fakt, ale to tylko "fakt poredni", punkt w zdarzeniu,
punkt chwilowy (punktochwila).
nie musi by tak (jak fizyka, a ja za ni przez pewien okres mwiem), e mam
wybuch energii (czy "czego", jak chce fizyka, albo "ciaa osobliwego", jak
mwiem) - nie musi doj do tego wybuchu, eby powsta stan energia-materia.
wicej, nawet nie dochodzi do "eksplozji", bo to nie jest "wybuch". dlaczego?
poniewa zachodzi proces rozkwantowanie do elementw skadowych, ktry toczy
si zawsze pod "kontrol" samego procesu. opis fizyczny jest prowadzony, co
zrozumiae, z pozycji obserwatora wewntrznego i jest poprawny, inny w tym
ogldzie by nie moe. - jednak kiedy dochodzi do zamiany punktw widzenia
skutkiem nieostronoci analizujcego proces (wspominaem o tym), kiedy byt
fizyczny, tu obserwator-fizyk, miesza swoje ujcie z logicznym, kiedy opis w
sposb nieuprawniony czy ogld wewntrzny z zewntrznym (a dodatkowo nawet
przeplatajc si w wielu miejscach), to uzyskuje si w obrazie (i w opisie)
"pomieszanie" drg i widok si "rozmywa". w ewolucji nie musi dochodzi do
"zaponu", do gorcego wybuchu, eby powstaa materia i kolejne formy. wida
to jednak dopiero w ujciu wewntrznym przy gboko logicznej analizie bytw
i stanw porednich, ju na kolejnych etapach zjawiska.
opis maksymalnego rozkwantowania, wic ostatecznego "wybuchu" i rozpadu pola,
oczywicie jest poprawny, ujmuje maksymaln form zjawisk. i dla wszechwiata
zajdzie, to fakt pewny. ale jest to ujcie "zewntrzne" i logiczne, i przede
wszystkim skrajne. co pomija? och, ca zoono tutejszego bytu. postrzega
brzeg, ale nie morze, nie dostrzega, e "po drodze" jest ocean i jego ogromna
gbia zjawisk. pomija stany porednie - dla mnie, jako istnienia, wanie
najwaniejsze. obserwacja powierzchniowa jest poprawna, ale stanowi czstk
z caoci. kiedy fizyk "wskakuje" w buty logika, dostrzega to, czego mu nie
wolno dojrze i wplata to w proces, ktrego dla nigdy nie ma. a przy okazji
pomija szalenie wane dla siebie szczegy procesu. rozkwantowanie (czy te
skwantowanie) - to nie eksplozja, lecz proces pod kontrol. to samotworzcy
si ad-chaos. kiedy "spoglda" si z zewntrz, to rejestruje si wycznie
rozcigajcy si brzeg, ewolucj w toku rozprzestrzeniania oraz zajmowania
otoczenia (i najdalszy punkt do tego procesu jeszcze nalecy), ale ginie w
tym obrazie cae bogactwo form w rodku. a przecie to "zawarto" procesu
jest tutaj najwaniejsza. brzeg wyznacza ow zawarto (logicznie), ale to
"tylko" brzeg. spjrz, czowieku, w swoje wntrze. a moe co tam ciekawego,
przy odrobinie cierpliwoci, znajdziesz.
w ewolucji daj si wyrni dwa skrajne zdarzenia: strona czenia energii
i rozpadu. czyli, w innym ujciu, przepyw energii pomidzy brzegami caego
procesu. - wicej, ewolucja, tak definiowane wydarzenie, jest takim stanem
przepywania kwantw pomidzy "granicami". przemieszczajc si ze strony na
stron, potencja energetyczny tworzy ewolucj jest ni. to rozcignita w
czasoprzestrzeni - i sama bdca czasoprzestrzenn form ewolucja, to nic
innego, jak zmiana "w przepywie". kiedy fizyk opisuje powstania wszechwiata
(i materii tym samo), si rzeczy, nie mogc wyj poza ten "jednostronny"
opis (znajdowania si po jednej stronie), nie widzi ani widzie moe strony
drugiej. pozostaje zamknity w procesie wybuchu i tylko "w nim". owszem, w
chwili nieuwagi (czy desperacji) moe w logicznym dziaaniu "wyskoczy" poza
wyznaczony obszar. ale czyni to dla wasnego kopotu.
239

co wynika z faktu, e kwanty powstaj w wyniku rozkwantowania i zawierania


si w obrbie, wewntrz tak wyznaczonej ewolucji? wynika to, e materia, e
"strzaka", kierunek powstawania materii jest "do rodka", "ku doowi", jest
to wydarzenie wewntrzne w ewolucji. - e materia ksztatuje si w kierunku
take "do centrum". e kondensowanie energii odbywa si w stron "do" rda
warstw kwantowych, a nie tylko jako efekt ochadzania. to ujcie, powtarzam,
wnosi zasadniczo "wszechmoliwo", "dowolno" miejsca, w ktrym moe si
tworzy materia (to, co za materi tward uwaam, namacaln). e s to punkty
wzowe, to oczywiste, e to "szczyt" fali w procesie, pewne ale to moe
si dzia i dzieje wszdzie, w kadym miejscu pola kwantowego. w jego rodku
(pojtego jako stan "w", wewntrz ukadu). - to cinienie wywierane przez
warstwy czy lune kwanty, powoduje zblianie si do siebie energetycznych
elementw. i jest to proces "dwukierunkowy". to znaczy, takie samo cinienie
wytwarzaj warstwy oddalajce si od ciaa osobliwego - jak dce do niego.
to moe by rozpad, to moe by czenie energii, skutek ten sam: cinienie.
i materia. - ale to rwnie moe by warstwa kwantowa, ktra si od brzegu,
od "ciany" kwantw na brzegu "odbia" i teraz "powraca" w obrb ewolucji.
fizycznie i logicznie nie ma przecie rnicy, co jest bezporednim rdem
takiej fali warstw kwantowych. to moe by "pierwotne" rdo, tu opisywane
jako osobliwo, ale rwnie powracajca fala, ktra swoimi stanami wytworzy
cinienie - dooy si swoim istnieniem do wytworzenia cinienia. im wicej
takich fal (i warstw), tym oczywicie w efekcie wiksze cinienie i wiksza
rnorodno powstajcych przy tej okazji "zgstkw" energetycznych, czyli
po prostu materii. to nie musi by gorcy stan ewolucji i ochadzanie, wicej
- gorco wrcz jest szkodliwe dla tworzenia si skomplikowania (wprowadza w
proces nadmierne "rozedrganie"). wystarcza cinienie, powszechne i banalne
cinienie. tak to graficznie i schematycznie wyglda:

wybuch, rozkwantowanie
w ujciu absolutnym, powstanie czstki w przestrzeni (w prni "faszywej",
jak to okrela fizyka), jest "pniejsze", dalej pooone od tego, ktre z
wczeniejszego ujcia wynikao. jednak w rzeczywistoci znajduje si bliej.
miarka odlegoci wskazuje, e druga czstka powstaje dalej od centrum (od
chwili zero), jak pierwsza. ale w ujciu sferycznym, jest to proces idcy "ku
centrum", w t stron, gdzie znajduje si rdo energii. powstawanie materii
w tym procesie jest dokadnie odwrotne od tego, ktre realizuje si w wyniku
rozpadu energii na kawaki. tutaj materia niejako "schodzi" na coraz nisze
poziomy, opada i kondensujc si, uzyskuje coraz wiksze skomplikowanie. a
po cz "doln", gdzie znw spotyka si ze stanem, z ktrego wysza. czyli
w ten sposb zamyka si dwukierunkowy ruch energii, koo procesu domkno
si. - w jednym kierunku przemieszczaj si kwanty, ktre podlegaj coraz to
przyspieszajcemu rozpadowi (im opr otoczenia mniejszy, tym proces szybszy)
a cay tak zdefiniowany proces biegnie "ku grze", ku brzegowi. natomiast
w drug stron, w wyniku narastania cinienia, materia znw poddawana jest w
rodowisku naciskowi (sam proces ten docisk take tworzy) i moe/musi si
struktura budowa, nie ma wyjcia. to samo rdo i przyczyna zjawisk, czyli
dziaanie "osobliwoci", ale efekt dwukierunkowy. - a w wyniku materialna i
"namacalna" fizycznie konstrukcja.
240

przykad - soce.
eby opisa ukad ewolucyjny w ujciu dwustronnego tunelowania i przepywania
energii, musz powiedzie co takiego: istniej we wntrzu soca. dokadnie
tak. yj we wntrzu lokalnej gwiazdy, w zakresie wyznaczonym jej reakcjami
i istnieniem. skd takie pozornie paradoksalne i sprzeczne z dotychczasowym
ujmowaniem zjawisk stwierdzenie? skd taki wniosek? wynika z tego, e fizyka
(i codzienne dowiadczenie) nie analizuje zjawisk wraz z ich tem, z czci
dopeniajc procesw. eksperyment oddziela pole od ewolucji i nie traktuje
pola ewolucji jako samej ewolucji. i inaczej w pomiarze postpi nie mona.
ale pole i jdro ewolucji, to jest dopiero cao procesu.
oczywicie to nie dziwi, podejcie redukujce w pierwszym spojrzeniu to i
otoczenie ewolucji musi wystpi. przecie mog dostrzec dopiero co, co w
tle jest wyrnione, posiada jako odmienne istnienie, w paszczynie sobie
jednakich kwantw niczego nie zarejestruj. i fizyk jest dokadnie w takiej
samej sytuacji, musi do swojego dowiadczenia bra element wiata i musi go
bra jako fakt wyodrbniony z tego wiata. zalenie od tego, jakimi dysponuje
narzdziami do obserwacji i dzielenia jednolitego energetycznie otoczenia,
tak moe w tym otoczeniu wyodrbni skadniki. idzie w dziaaniu od bardzo
zgrubnych i duych elementw, po najmniejsze dla niego moliwe. i inaczej nie
moe. - ale okazuje si w pewnej chwili, e jego fizyczna obserwacja doda
musi do postrzeganego elementu otoczenie, np. promieniowanie wytworzone przez
uyty do analizy obiekt. poniewa zaobserwowane na tym etapie promieniowanie
jest pochodn istnienia obiektu, fizyk musi je z tym ukadem poczy oraz
uzna, e s sobie zalene. ale nie moe, co wane, zaliczy promieniowania
do tego obiektu, bowiem wczeniej wyrni go jako jednostk i samodzieln
cao w ewolucji, dla niego jest to inny stan. owszem, powizany, ale inny
treci. - i w efekcie te procesy staj si rozdzielne. zgoda, dochodzi do
uznania, e wytworzona "otoczka" w postaci promieniowania to "pole kwantowe"
owej ewolucji (czy jako tak), ale to ju jest inny proces. i jest trudno,
i to zasadnicza.
dlaczego? poniewa w pewnej chwili badania takiej ewolucji musi fizyk zej
na poziom sobie najniszych danych, musi dowiadczeniem sign elementw tej
ewolucji (logicznych skadnikw). wic w najszerszym ujciu rozpatrujc, musi
fizyk sign najmniejszych elementw dostpnych fizycznie. i konstatuje w
takim momencie, e w kadym badanym elemencie rzeczywistoci ma dokadnie te
same skadniki e wszystko si ze sob czy. tylko dlaczego, z jakiego to
powodu, przecie wszystko jest czym innym, wyrnionym, jednostkowym i po
wielekro odrbnym? - postrzeganie na zasadzie bytw skoczonych prowadzi
fizyka do odrzucenia dopenienia do ewolucji, mimo e to dopenienie mierzy.
dla niego w badaniu "centrum" procesu jest faktem gwnym, ale oddzielnym od
"pola". to bd.
to zasadniczy bd. wiedza, e byty cz si ze sob elementami skadowymi,
to musi by przeoone na wiedz, e to wszystko jest ten sam proces. jeden
proces, ktry w najszerszej skali (wszechwiata) jest czn ewolucj. nie
stan i zakres skoczony obiektu, ale wszystko, co si z t ewolucj wie
jest takim badanym obiektem. ewolucja + pole = obiekt. nie moje skoczone z
natury i chwilowe postrzeganie, ale wszystko, co tworzyo i tworzy proces,
jest elementem. przy czym uycie czasu przeszego ("tworzyo") te jest
niepoprawne, bo wprowadza podzia zjawiska na stan dla mnie jako obecny i
miniony. w ewolucji nie ma zdarzenia minionego albo jest zakres czny i
jest ewolucja, albo go niema i ewolucja ju przekroczya brzeg istnienia w
formie cznej. promieniowanie, pole kwantowe ewolucji (tu soca) jest tak
samo t ewolucj, jak to, co uznaj za "centrum", to zakres wsplny. mog i
musz ze wzgldu na swoje moliwoci obserwacyjne wyznaczy granice i stany
skupienia ale na najniszym, logicznie wyznaczonym zakresie, jest jedno,
jeden proces. jeeli tego nie czyni, popadam w sprzecznoci interpretacyjne.
241

o co chodzi? o to, e dopiero takie rozrnienie i poczenie, do tej pory


rozdzielonych wydarze (czyli "soca", tego, co si pod tak nazw na dzi
rozumie, kul gazow) - oraz "pole soca", czyli wszystko to, co znajduje
si w jego promieniowaniu (wic ca przestrze kwantow, ktra ksztatuje
si z tego procesu) - to wszystko razem naley traktowa jako soce i jako
ewolucj soca. dlatego w takim ujciu stwierdzenie, e znajduj si, jako
byt, wewnatrz soca, przestaje szokowa i zaczyna brzmie poprawie, nawet
staje si konieczne do opisu. przecie, dosownie, znajduj si we wntrzu
ewolucji sonecznej, w "ekosferze". znajduj si w rodku ewolucji gwiazdy.
nie za daleko ani za blisko, w sam raz. w takim punkcie, e mog, jako ukad
stabilny, zaistnie i moje otoczenie rwnie (okresowo). yj jako efekt tej
ewolucji - i zawieram si w jej wntrzu. jestem elementem skadowym procesu
energetycznego - nie poza czy obok, ale "wewntrz".
z czego to wynika? dlaczego jest to wane? takie zdefiniowanie to pochodna
ujcia zjawisk jako dwukierunkowych, jako "tunelowania". czyli przepywania
energii w ramach ewolucji, i to dwukierunkowego i jednoczenie, wanie w
wyniku tego przepywu, budowania tak chwilowo wyrnionego ciaa. jeeli tak
postrzegam zjawiska, to mog powiedzie, e moje istnienie realizuje si w
wanym punkcie ewolucji soca, to punkt wzowy. ale powstaje on we wntrzu
przestrzeni kwantowej, w rodku tej gwiazdowej ewolucji. nie mog znajdowa
si poza tym wydarzeniem, bo wwczas bym go nawet nie dojrza i nie byoby
take przepywu potrzebnych elementw (w pustce nic nie przepywa) a ju o
zaistnieniu bardziej skomplikowanego doznania codziennego nawet nie wspomn.
wynika to z faktu, e ewolucja, rozkwantowujc si, wytwarza wasne pole, je
kwantowo otaczajce tworzy prywatn energo-sfer. czyli pojawia si rozkad
cinie wewntrznych i kolejne warstwy. warstwy uoone nastpczo od rda,
tu gwiazdy (promieniowanie rnego rodzaju) - ale take do rda ustalonego
w moim opisie (co za rdo energii uznam). bo i w procesie idcym do soca
powstaj warstwy kwantowe pod naciskiem si znaczco wikszych wzgldem jego
mocy, czyli galaktyki (i wszechwiata). ale powstaj rwnie, co przecie te
zachodzi, jako "fale odbite". bo nie wszystkie kwanty pochodzce od soca
mog uciec, powracaj po odbiciu si od poprzedzajcych. energia oddala si
od gwiazdy, napotyka warstwy wczeniejsze i odbija si od nich. i ponownie
wraca w obrb ewolucji. i tworzy nacisk swoim istnieniem i kierunkiem ruchu,
tym razem przeciwny do wczeniej wyrnionego rda. sam proces produkuje
warstwy energii o rnym ukierunkowaniu, a powracajce fale dodaj si do
oglnego cinienia i wspomagaj zjawiska, bez nich nie byoby stabilizacji i
"spienionych" (materi) procesw.
tworz si w ewolucji wewntrzne zakresy kwantowe, warstwy, cinienie (czyli
poziomice cinie wewntrznych, "izobary i izotermy"). i jest to wydarzenie
dwukierunkowe, "dociskane" jednoczenie z obu stron. swobodnie nie moe si
nic oddali, panuje lokalna rwnowaga. dynamiczna i cigle, ustalajca si
na nowo przy kadym kwantowym tykniciu zegara, ale trwa. dziki dwustronnemu
dociskowi moe trwa. od wewntrz cinie od zewntrz cinie, a punkt, brzeg
stabilizacji, to wszystko, co jest.
dlatego mog powiedzie, e istniej w obrbie soca, zawieram si w nim. w
rozumieniu procesw, e s dwukierunkowe i naley je postrzega cznie, jako
"centrum" i jego pole, w takim zobrazowaniu paradoks zawierania si w badanym
obiekcie, to przestaje dziwi i szokowa. jestem elementem ewolucji gwiazdy,
soce mnie obejmuje i otacza. - a w oparciu o to ustalenie mog powiedzie
kolejny pozorny paradoks, e soce wieci wewntrznie, "do/w siebie". tzn.,
e gwiazda nie daje blasku na zewntrz siebie, ale wieci w swym wntrzu, w
ramach swojej ewolucji. to, co si tradycyjnie pojmuje, jako emitowanie przez
soce energii, jest bdem. soce nie promieniowuje, ewolucja nie le "w
dal" kwantw a tylko si powiksza. i kiedy "zahaczy" o obserwatora, ten
moe j dozna. inaczej zjawiska, dowolnego zjawiska nie postrzee.
242

w tym ujciu powstanie soca, czyli jego "zajarzenie", nie musi by czym
gorcym - wrcz przeciwnie. od postaci chodnej oraz bardzo chodnej materii
zgromadzonej (z popiow gwiezdnych) "w tym punkcie", nastpuje, dochodzi, w
wyniku wzrastania cinienia wewntrznego (pojmowanego jako cinienie w caej
tak ksztatowanej sferycznej przestrzeni) - to dopiero wzrost cinienia w tym
ukadzie prowadzi do powstania zaponu i do wiata. a dalej do spalania si
zasobw wczeniej przez proces zgromadzonych.
pytanie: czy to oznacza, e widok dalekich gwiazd jest take dla mnie faktem
i procesem, w ktrym si zawieram, e istniej w ich obrbie? oczywicie. to
dokadnie to oznacza. kiedy obserwuj niebo i widz byskajce na nim jasne
punkty, to jednoczenie zawieram si w tak wyrnionych z ta ewolucjach
jestem elementem ich ewolucji. jak one mojej. jestem ewolucj w ich ewolucji,
uczestnicz w tym procesie. eby pozna inn ewolucj, trzeba by elementem
w niej - nie ma poznania poza procesem (czy pustce). poniewa nie ma wwczas
adnych elementw wsplnych, nic nie czy procesw.
tworzenie si fotonw w przestrzeni (dowolnych skadnikw, ktre rejestruj),
to nic innego, jak "wntrze" ewolucji. to jej przestrze kwantowa tworzy we
mnie takie stany, bo "sygna" do mnie dotar. ja, zawierajc si w procesie,
mog go dozna. i nie ma dla mnie znaczenia, e moe to by odlege ju w
czasie i przestrzeni rdo kwantw, e to ju "rwany" okres ewolucji. dla
mnie to aktualno. w moim dowiadczeniu wanie teraz mnie otaczajca swym
istnieniem ewolucja to fakt jak najbardziej realny i konkretny. doznaj jej
nacisku ewolucyjnego, warstwy procesu, ktre do mnie docieraj i jednoczenie
"obejmuj", s fizyczne i namacalne, a wic poznaj-dowiadczam ewolucji w
postaci rzeczywistej. - docierajce do mnie kwanty dziaaj na mnie, tworz
nacisk, tworz w moim wntrzu skomplikowane struktury (wraenia zmysowe w
rnej postaci), wic s dla mnie "aktualne" i obecne w "tej chwili". kiedy
cinienie ewolucji jest na tyle sabe, e warstwa pierwsza-ostatnia (czyli
brzegowa) dociera do mnie ju rozproszona i za saba, aby wywoa wraenie,
wwczas taka ewolucja znajduje si poza zasigiem mojego odbioru, poniej
progu odczuwania, pozy horyzontem zdarze.
to rwnie oznacza, e, jako odbiorca sygnaw, musz posiada pewien "prg
gstoci", eby napywajca do mnie energia, sia cinienia takiej ewolucji
zdoaa wywoa w moich zmysach (ciele i umyle) reakcj, zjawisko. jeeli
bdzie to kwant, ktry w budowie zmysw i zapisanych w pamici danych nie
znajdzie dla siebie "oporu", nie natrafi na barier i przeniknie bez ladu wwczas nie zarejestruj go. musi istnie dla fali przestrzennej jej budow
odpowiadajca energia, na ktr trafiwszy, wywoa reakcj. a ja, ju przez
kolejne stopnie wzmocnie, odczytam j jako sygna ze wiata. bezporednio
odczytam albo przy pomocy przyrzdw.
eby widzie wiato, aby doznawa soca, eby mie pen wiadomo jego
istnienia, musz posiada pewien ksztat, budow, form. - eby rozumie do
mnie kierowany przekaz, musz posiada struktur, w ktrej docierajca ze
wiata energia wywoa wtrn reakcj, zbuduje kolejne poziomy i stabilne (i
przez to poznawalne) stany. eby y, musz by stanem energetycznym, ktry
pozyskuje i traci energi, ma do tego odpowiednie wewntrzne oprzyrzdowanie
(zmysy, organy, narzdzia). ale i energia musi w rodowisku si znajdowa.
kiedy nie ma "nacisku" z zewntrz, nie powstanie "kontrakcja" w ewolucji
ale zarazem, kiedy nie ma energii (i cinienia) wewntrz ewolucji, nie ma w
czym napywajcy z otoczenia kwant "rezonansowa" - i nie dokona si proces
jego odbioru. jak w przypadku istnienia struktur skomplikowanych, tak samo
przy kadym sygnale (dowolnie pojtym), musi zachodzi dwustronne, wzajemnie
si dopeniajce i stabilizujce cinienie energii. od wewntrz i zewntrz.
ale zawsze, zawsze musi istnie kto, obserwator, kto sygna rejestruje, aby
stwierdzi, e sygna jest. jedyny "pewny" w tym procesie "punkt" - to ja.
ja-obserwator.
243

- cinienie a temperatura
- zero temperatur (zero bezwzgldne, absolutne)
w tok opisywania wiata w ujciu "cinieniowym" doskonale wpisuje si prba
analizy parametrw tego wiata. czyli badanie (logiczne) zakresw "grnego"
i "dolnego" prdkoci wiata i "zera temperatur". jeeli odniesie si takie
stany fizyczne do "przestrzeni kwantowej" oraz cinienia w tak zdefiniowanym
ukadzie - po prostu mona i trzeba na nowo, inaczej spojrze na wyznaczone
kiedy wielkoci, take liczbowe. mam tu na myli szczeglnie warto poziomu
"ciepoty" wszechwiata wyraonego w jaki stopniach temperatury - tak zwane
promieniowanie reliktowe ("resztkowe"). co wane i interesujce, w takim, na
nowo opracowanym ujciu, samo "zjawisko" przestaje by, po pierwsze, w taki
sposb opisywane (jako pozostao po "wybuchu", echo tego wydarzenia), a po
drugie, moe by inaczej zdefiniowane. a to ju wnosi do oglnego pojmowania
wszech-wiata inn, now jako.
pytanie zasadnicze: czym jest takie "resztkowe" pole kwantowe? po pierwsze i
najwaniejsze: w adnym wypadku reliktowe, ale jak najbardziej aktualne, w
sposb maksymalny teraniejsze i bardzo wane dla ewolucji. czym jest "to"
i dlaczego promieniowanie tak zdefiniowanego ta (bo to jest to, jednolity
w ewolucji stan paszczyzny dla fizyki) osiga tak warto? to oczywisto
w ujciu cinieniowym - to pole kwantowe w trakcie przemian. to odchodzce i
dochodzce do cia warstwy kwantowe - wszelkich cia. z osobliwymi na czele,
jako zasadniczym tego stanu "sprawc". to nie jest "pozostao" po czym,
co si kiedy zdarzyo, lecz chwila obecna, to "ciepo" "drga" przestrzeni
zapenianej (cigle) kwantami. to stan progowy - i podprogowy tego wiata.
to "ciepo" minimalne, ale do pomiaru. to nie jest poziom logiczny ciepoty
w tym ukadzie (najniszy). - pomiar ta jest przecie pomiarem wewntrznym,
czyli z zasady ewolucji niepenym. dlatego musi mie swoje "poza"-graniczne,
podprogowe dopenienie. temperatura pola jest "krgiem" wewntrznym procesu
(zakresu temperatur), a nie stanem "absolutnym". owszem, zero jest "faktem"
zawsze absolutnym ale ono, znw z zasady, nie wystpuje w przedziale, ktry
mierzy wewntrzny w ewolucji eksperymentator. jeeli fizyka "nie dostrzega"
(nie uwzgldnia, bo nie moe) "drugiej strony" procesu to nie wypracuje tym
samym modelu "cinieniowego" wiata. a wic rwnie nie opracuje koncepcji
warstw kwantowych i przestrzeni kwantowej. efekt atwy do przewidzenia: musi
tylko skonstatowa istnienie temperatury ta, jednak na pytanie, skd ono i
dlaczego takie odpowiedzi nie wypracuje. albo pobdzi w analizach. fakt,
ja z tego powodu nie pacz, ale tyle wysikw przez to poszo "na przemia"
- troch al.
w czym rzecz? w tym, e zero temperatur nie jest dolnym, absolutnym stanem
temperatur, i nie moe nim by. - dlaczego? poniewa dowolnie przeprowadzona
obserwacja (pomiar) otoczenia przez obserwatora, ktry si jednoczenie w tym
otoczeniu zawiera, a w przypadku wszechwiata to oczywisto na zawsze, kada
obserwacja wewntrzna nie moe sign brzegu. co by tym brzegiem do pomiaru
nie byo, wartoci skrajnych nie mona sign. ciepo, prdko, najmniejszy
fakt pomiar musi si zatrzyma przed granic, i to daleko przed ni.
sowem, wypada skal temperatur przesun w d czyli do zera rzeczywicie
ju absolutnego. co wicej, w wietle prezentowanych tu relacji kwantowych,
jest to do przeprowadzenia. oczywicie logicznie.
jak? czy mam podstawy, eby w oparciu o zasad powszechnego cinienia oraz w
odniesieniu do tego, co ju posiadam (czyli dane fizyczne o ciepocie "ta"
w tej chwili), czy mog na tej podstawie wyliczy podprogowy zakres ciepa?
tak, mam takie prawo, konieczno - i moliwo. zero, jak to wprost wynika
z analizy, jest nie tylko niej pooone, ale jest o pewn, niewielk warto
liczbow niej. i mam na to dwa argumenty. - jeden liczbowy, ale, niestety,
mao precyzyjny, a drugi, eby byo ciekawiej, opisowy, logiczny. ale za to
pewny. podaj je w kolejnoci poznawania i analizowania.
244

- zero absolutne
jak ma si sprawa z wartoci grn, skoro mwi, e doln trzeba przesun
o pewien zakres? czy grna granica jest take do przesunicia? jeeli uzna
ten niewielki zakres, o ktry wypadnie przenie doln granic, za konieczn
"poprawk", a ustalenie dokadniejsze wielkoci za warto - to tak, wwczas
grna wielko temperatur rwnie musi by skorygowana. tylko e zakres grny
temperatur, ktrym nie bd si szerzej zajmowa, jest pochodn kwantowego
liczenia, nic si z tego nie wyamuje (take i rozpito, kolejne stopnie
ciepa moliwego w ukadzie). grna warto temperatury jest bezporednio od
dolnej zalena, to tylko kwantowa wielokrotno. i nie wydaje si to bardzo
trudne do przeprowadzenia, kiedy oprze si na danych, ktrych dostarcza (i
to w duej iloci) astronomia.
oto czytam, w posiadanych przeze mnie tekstach, e przedzia powierzchniowych
temperatur gwiazd rozciga si pomidzy 1 a 100 tysicami stopni ( ok). jakby
nie patrze na ten przedzia, wypisz wymaluj zakres zjawisk definiowanych w
ujciu zasady "7/7". czyli midzy jednym kwantem (jeden tysic) a jego grnym
brzegiem, gdzie stanem jest 98 tysicy (jednostek liczenia, tu stopni). ju
pomijam te dwie wielkoci do penej setki, bo taki "bd" nie jest przecie
bdem. jednak cay zapewne i moliwy przedzia temperatur (oraz cz grna
temperatur), bdzie pochodn zasady "8/8". dlatego naleaoby ich szuka nie
na/w niebie, a wyliczeniach teoretycznych, owego idcego a do wielkoci 128
jednostek zakresu. owszem, s take wysze temperatury, zwaszcza we wntrzu
gwiazd, ale one rwnie bd podlega zliczaniu kwantowemu bd tworzyy
przedzia wszelkich moliwych temperatur w ukadzie.
w sumie, najwaniejsza do rozwaa, jest dolna warto temperatury, warto
"zera absolutnego". i nim musz si dokadnie zaj.
pocztkiem mylenia o zerze zdarze (bo i tak mona okreli wielko zera
absolutnego ciepoty) byo ustalenie, e moje ciao, ktre lokuje si cile
w przedziale rodkowym ewolucji, wic najbardziej stabilnym, ma temperatur
okoo, o ile dobrze licz, 309,6 stopni w skali bezwzgldnej. co oznacza, e
w skali dla mnie codziennej, wynosi to 36,6 stopnia (dokadniej, prawidowy
zakres wynosi 36 37 stopni). zastanawiajc bya tutaj wielko 309,6, a
to dlatego, e nie jest to w adnym zliczaniu wana wielko kwantowa. moje
istnienie, ktre jest ze wszech miar (i jak jeszcze) rodkowym zdarzeniem w
liczbach kwantowych, to istnienie nie znajduje si w adnym punkcie wartoci
bezwzgldnych temperatur (idc od zera tej skali). ustalona tak liczba, ktra
z zaoenia powinna by szczegln, znajduje si w punkcie, ktry niczym si
nie wyrnia. a rodkowym stanem tym bardziej nie jest. zgoda, jest to ledwo
o 10,4 (11) stopnia do tego stanu rodkowego mniej - co ju musi zastanawia
(e tak niewiele bukuje do wielkoci wanej kwantowo), jednak rodek to nie
jest, to nie punkt 320 stopni. a tak powinno to si przedstawia, gdyby moje
pooenie przyj za wyrnione, gdyby potraktowa wasne istnienie za zasad
antropiczn (w przypadku temperatur wiata). w zgodzie z liczeniem kwantowym,
promieniowanie cieplne mojego organizmu powinno znajdowa si dokadnie w
takim miejscu, jako stan "320" jednostek z plus-minus przedziaem wahni
(te kwantowo wyznaczanym przedziaem).
istniej w rodku, postrzeganie ewolucji prowadz w taki sposb, e rodkowy
punkt uznaj za wyrniony i e to ja go okupuj. traktuj swoje ciao oraz
zwizane z nim procesy za przynalene do rodka, przyjmuj, e jest to stan
pochodny wielkociom kwantowym rodkowym dla procesu dlatego tu nie moe
zachodzi dowolno lub przypadkowe wartoci reakcji. dlatego punkt ciepoty
organizmu, ktry jest przecie tak precyzyjnie wyznaczony, a co wicej jest
niezwykle dokadnie kontrolowany przez ukad, tu nie moe by przypadku - to
nie moe by wielko dowolna, ktra si realizuje nie wiedzie czemu. std
pytanie, dlaczego zachodzi pewna rozbieno w liczeniu, to ma znaczenie.
245

jeeli istniej, jako obserwator-byt skomplikowany w energetycznej zmianie o


cechach czenia-rozpadu, jeeli istniej w zakresie rodkowym tego procesu,
jeeli jest to odlego kwantowo wana pomidzy brzegami zdarze - nie mam
powodu traktowa stanu cieplnego mego ciaa za warto dowoln i odleg od
rodka. jestem bytem rodkowym w kadym zakresie dlatego take temperatura
mojego organizmu musi si zawiera w rodku. jeeli przyjmuj siebie za punkt
odniesienia, to s tego konsekwencje.
po prostu, ewolucja to proces skwantowany, a kolejne wielkoci s wzgldem
siebie stanami pochodnymi. nie ma przypadkowych, dowolnie, czy tym bardziej
losowo dobranych parametrw. wielko obiektu (jego "rozmiar" oraz kady z
nim zwizany "parametr") jest pochodn elementarnego stanu kwantowego, zmiany
w takim obiekcie rwnie s tego pochodn. jeeli wybieram do analizy tempo
zmian czy wartoci temperatury (ktre s przecie odbiciem drga elementw,
ich ruchu), to opisuj zachodzce procesy w jako zdefiniowanej skali, ale
ta skala, zawsze, jest pochodn kwantom - a pomiar ruchu czstek jest wprost
przeliczalny na poziom supka rtci w termometrze. to, co dla mnie uzyskuje
posta podziaki przyrzdu, to wyskalowany w zmianie proces, nic innego ponad
kwantowe reakcje-drgania. nie ma, po prostu nie ma wartoci, ktra nie jest
skwantowana, a przez to wzajemnie przetumaczalna. - kiedy mwi o jakiej
wielkoci, mwi o kwantach.
dlatego, kiedy przymierzam si do zdefiniowania zera zjawisk, zera drga w
ukadzie a wic i rzeczywistego zera absolutnego w ewolucji (ale ju poza
wszechwiatem, poza dostpnym pomiarem), musz to oprze z jednej strony na
kwantach, ale z drugiej na swoim istnieniu. bo jako byt rodkowy i do rodka
zjawisk przynaleny, mog takiego wyrnienia dokona. i musz dokona bo
innego nie mam. mam dane fizyczne dotyczce wiata i jego temperatury, ale
to s dane nieostre, spoza rodka. oczywicie co mwi o otoczeniu, ale nie
s wyrnione. skal temperatur mam, zbir pomiarw jest solidny, jednak brak
w nim wielkoci znaczcej a w kadym razie nie mam jak jej w tym zestawie
zaznaczy. oprcz jednego: tego, w ktrym sam si znajduj. dlatego nie mam
wyjcia, musz do tego szczeglnego miejsca w ewolucji cay wiat rwna nawet jeeli to wyglda na megalomani. tylko e to nie jest megalomania, a
konkretne zastosowanie ustale ewolucji kwantowej.
w procesie nie ma dowolnoci, ilo rozkwantowa i skwantowa musi podlega
zliczaniu kwantowemu, to regua bez alternatywy. odlego od "dou", czyli
od stanu osobliwego (wic maksymalne, jakie moe wystpi w ewolucji)- moje
liczenie, zawarte we wntrzu procesu, musi od tego stanu wyj, bo jest, musi
by pochodn rodkowego pooenia. nie mog si ze swoj temperatur ciaa
znajdowa gdzie "dowolnie" na skali, bo nie jestem byle kim. mwic inaczej,
a co mona zastosowa jako zasad (kolejny zreszt raz), e opracowanie skali
temperaturowej "penej" mog zacz od siebie, od swojego istnienia i jego
cech - wyj w liczeniu skali "w d" (lub "gr") od temperatury organizmu.
jeeli jest ona tak bardzo pilnowana przez ewolucj, a jest, to wida, e ma
to znaczenie dla tej ewolucji. wartoci ciepoty s pochodne oglnej zmiany
i s skutkiem tej zmiany - ale s zarazem cile pilnowane w odchykach, bo
wypadnicie poza dozwolony zakres jest "karane" wanymi dla ciaa faktami. a
skoro to tak wane dla organizmu, musi by wane i dla skali temperatur bo
inaczej bym nie zaistnia. - dlatego to z siebie, ze swojego istnienia musz
uczyni punkt wyrniony, przyj, e jest rodkiem skali. nie w znaczeniu,
e "po obu stronach" tego punktu s takie same "iloci" jednostek, bowiem to
wprowadzaoby absurd do analizy, ale e jest to punkt na pewno zasadniczy w
stosunku do caego zbioru moliwych wartoci.
ja-obserwator i mj punkt obserwacyjny jest tym jedynym, o ktry i na ktrym
mog oprze opis (i ruszy z posad). wychodzc std i teraz, mog dotrze
"gdzie" i "zawsze". skoro wok mnie krci si wiat - musz wycign z
tego wnioski.
246

- mae wyjanienie
- wielkoci kwantowe i inne
w tym punkcie chc wprowadzi may, pozornie marginalny temat. niewielki w
rozmiarze zapisu, bo nie zamierzam si nad nim rozwodzi (dla mnie jest to
ju oczywisto), ale bardzo wany znaczeniowo dla zrozumienia faktw, ktre
zachodz w ewolucji. uwaam, e jeeli tego nie zdefiniuj "raz na zawsze",
moe by to podnoszone jako zarzut. i waciwie zasadnie. a dlatego usilnie
podkrelam, e na "zawsze", poniewa odnosi si do wielu dalszych zapisw, w
ktrych pojawiaj si wartoci liczbowe. przy kolejnych tego rodzaju opisach
powtarza go nie bd. sprawa jest generalna, dotyczy caoci tekstu.
chodzi o wszelkie pojawiajce si na tych stronach liczby, o ich stosowanie.
ot moe si pojawi zarzut, e dowolnie, zalenie od okolicznoci, wrcz
dopasowujc si do potrzeb, stosuj raz metry, raz stopnie, innym znw razem
przechodz na liczenie kwantami itd. sowem, e stosuj wielkoci z ronych
fizycznie zakresw, e one do siebie nie przystaj wzajemnie, a ju najmniej
do kwantowego liczenia (czy generalnego definiowania procesu). oczywicie na
temat gbokich zalenoci midzy liczbami kwantowymi i innymi (szczeglnie
dziesitnymi) powiem osobno, to temat wany i musi posiada "ugruntowanie"
(wspominaem ju o tym), ale obecnie chc podkreli - i powiedzie bardzo
wyranie, e ten zarzut dowolnego stosowania liczb jest chybiony.
dlaczego? poniewa nie ma znaczenia, co bior z fizyki, ktr jednostk czy
parametr analizuj. to zawsze, zawsze jest wielko pochodna kwantom. jeeli
nie pomieszam kilometrw ze stopniami ciepa, to nie popeniam bdu - i mog
liczy proces w takich jednostkach-kwantach. moe to by metr, moe milion
kilometrw, dopki znajduj si w ramach jednostek jednego rodzaju, bdu nie
ma. rozpatrywany element czy wielko, to zawsze wynik kwantw oraz kwant,
jednostka czego. ustalona, pomierzona w dowolny sposb warto lub liczba,
to stan kwantowy tylko "przeoony" na pewne, ju w danym zakresie ustalone
"konwencj" "kreski zliczania". na powierzchni liczenia mam jak jednostk
ustalon na bazie dowiadczenia i jej wielokrotno ale pod powierzchni,
w gbi i tak znajduj si procesy kwantowe. to zawsze i wycznie kwant i
jego "pochodna".
jeeli wic do opisu, jak w tutaj prowadzonym dziaaniu, bior stopnie, ktre
oddaj to, co mam za "ciepot" - to one s (to logiczne ustalenie) pochodn
caego procesu. jeeli zastanawiaem si, i w tej chwili to powtarzam, skd
i dlaczego temperatura mojego ciaa ma tak yciowo wan warto (kiedy j
jednak wyrazi w wielkociach fizycznych, to w zliczaniu kwantowym si nie
mieci) - to opieram si na tym, e jestem, po pierwsze, elementem ewolucji,
wic take musz posiada ciepot pochodn ciepocie wiata - a po drugie,
warto tej ciepoty musi si realizowa nie dowolnie, lecz z precyzja godn
tej rodkowej pozycji ("z precyzj zegarmistrza", to odniesienie do znanego
a lekko gupawego argumentu "na wyregulowanie" wiata). to nie jest dowolny
stan ciepa, ktry jakie bakterie produkuj (i takie koncepcje syszaem),
ale warto wana, zasadnicza i pochodna oglnego stanu wiata. - jestem w
rodku procesu, i z tego mog-i-musz wyprowadza wnioski. w pierwszym kroku,
to zrozumiae, logiczne, ale w nastpnym musz one by uzasadnione pomiarem,
wartociami fizycznymi.
kiedy wic stosuj jakie wielkoci (ciepa, prdkoci, wagi) s to zawsze
wielkoci pochodne kwantom i zawarte w wiecie. a skoro wiat jest logicznie
i kwantowo definiowalny - jako skutek tego kwantowego krajobrazu rwnie i
stosowane liczby s zdefiniowane kwantowo. moje zadanie to je zastosowa. a
jeeli gdzie si rni od wielkoci kwantowych i regu, musz ustala, co
i dlaczego tak si dzieje.
wiat jest jeden, zasada zmiany jedna - z analizy rozbienoci zawsze moe
co ciekawego wynika do dalszych przemyle.
247

- temperatura ciaa
- wielko odniesienia
jestem. i jestem bytem rodkowym. dlatego z uwagi na moje istnienie oraz w
odniesieniu do niego wyznaczam rodek, w ktrym powinienem si znajdowa. tu
rodek ciepoty - czyli dokadnie punkt 320 stopni w skali maksymalnej. lub
okoo tego punktu (przy czym odchylenia nie mog by znaczne w stosunku do
caej skali). to jest punkt wyjcia w analizie.
mona zarzuci temu rozumowaniu, e sam sobie wyznaczam warunki szczeglnego
istnienia i przyznaj w nieuprawniony sposb wyrnione pooenie. ot mam
takie prawo, mieci si one w caoci rozumowaniu (jestem elementem prostej
w ewolucji-Ewolucji). nie bd si nawet odwoywa do "odwiecznego" pogldu,
e czowiek (rozum, dokadniej) to stan w wiecie wyrniony, na pewno za
szczeglny wasnociami (w tym samowiadomoci), bowiem mona go zbi, do
zasadnie, argumentem pychy goszcego i poda fizyczne wielkoci, ktre temu
pogldowi zaprzecz w sposb jaskrawo bolesny. - ale przecie nie jest tak,
e aby przesun skal temperatur w d, musz polega wycznie na swoim w
oglnej zmianie istnieniu. mj punkt obserwacyjny i moje fizyczne, cielesne
uksztatowanie jest tu zasadne i stanowi podstaw do wyjcia w analizie, ale
to nie jedyny fakt. - jest wany i jedyny dla mnie, poniewa to ja dziaam w
wiecie i z tego jedynego punktu prowadz pomiary, ale w szerszym ujciu to
punkt jeden z wielu, bo s inni obserwatorzy, inaczej umieszczeni i mierzcy
inny zakres, bo s inne "okresy" do obserwacji-pomiaru. mj punkt jest wany
dlatego, e uwiarygadnia i umoliwia dziaania, ale jest jedn z moliwych
drg argumentacji. - w moim przekonaniu argumentem wagi zdecydowanie wikszej
w takim rozumowaniu jest to, e mam generalne, fundamentalne i, co wane, w
kadym etapie logiczne podejcie, ktre mwi w jednoznaczny (i kategoryczny)
sposb o niemonoci pomiaru "od wewntrz". - ktre stwierdza, e nigdy nie
mog pomierzy skrajnych, brzegowych wielkoci czegokolwiek, bowiem brzegu
w dowiadczeniu nie ma. zawsze dowiadczenie podpowiada mi jaki stan, ale
musz go logicznie dopeni o zakres, ktry si poza nim znajduje, zawsze mam
wynik dla mnie najmniejszy, ale jest on "z zasady ewolucyjnej" ograniczony,
niepeny, wewntrzny w stosunku do zjawiska caociowego. fakt, moje dane s
poprawne, jedynie dostpne i fizycznie ostateczne ale jednoczenie bdne,
niepene i logicznie chwilowe. i musz z tego wycign wnioski.
jakie wnioski?
po pierwsze, nie da si utrzyma, e skala temperatur koczy si na wielkoci
obecnie uznawanej za stan zero. to tylko jedna, tutejsza i lokalna warto.
niewtpliwie wana, fizycznie najnisza, ale na pewno nie jest to "zero" dla
Fizyki. jest jeszcze niszy poziom zdarze.
po drugie, droga do poznania i wyznaczenia poprawnej i ostatecznej wielkoci
wiedzie przez punkt tu si znajdujcy, wewntrznie - ale szlak koczy si
"poza" obszarem fizyki. jest Fizyk i warunkuje fizyk, ale jest zawsze poza
fizycznym zakresem mi dostpnym.
po trzecie, jedynym punktem, ktry w tej analizie moe by uyty na zasadzie
pewnej (bo jest i jest dany w doznaniu), to moje istnienie. nie mam adnego
innego rwnie pewnego. owszem, mam wielki zbir danych ze wiata, wiem, ile
stopni ciepoty przypada na gwiazd czy inn bakteri, ale s to dla mnie
wartoci dopeniajce, pomagaj zrozumie skal temperaturow (dowoln), ale
nie s punktem oparcia do poruszenia tej skali a przez to nie mona oprze
si na nich, kiedy chodzi o wykorzystanie praktyczne. jeeli wic uznaj, e
istniej w ramach logicznie wyznaczonego procesu ewolucji oraz jestem bytem
fizycznym pochodnym wszelkim reguom tej ewolucji (a przez to zawarty w jej
rodku), to musz uzna, na zasadzie koniecznoci, e jest to najdogodniejszy
punkt, i jedyny do przeprowadzenia analizy. wielo danych realnych moe by
pomocna na etapie weryfikowania ustale, ale na wejciu mam tylko jeden stan:
swoje istnienie i jego parametr temperatury. i nie jest to mao.
248

- zero temperatur
jak warto bdzie posiada "dolna" cz dostpnej fizycznie skali ciepa
(temperatur), kiedy j odnie do mojego istnienia?
jeeli moje istnienie to ciepota 36,6 (36 - 37), a w skali dzi uznawanej
za absolutn jest to 309 (309 310) stopni, to "brakuje" tym samym do penej
wielkoci, do wanego w kwantowaniu stanu rodkowego, 10 (11) jednostek. i o
tyle dolny zakres skali naleaoby przenie. argumentem za tym jest take
i to, e skala temperatur, bezwzgldna skala, to pochodna kwantowania, wic
stopnie tej skali to wydarzenia w kolejnych punktach wzowych. wnosibym z
tego, e naley przenie temperatur mojego istnienia w punkt, albo w jego
okolice, 320 stopni. a dolny zakres przenie w stan minus 284 (283) w skali
dla mnie codziennej (oc). rzeczywicie nie tak wiele, kiedy zway, e jest
to ledwo dziesi, jedenacie stopni (c to wobec wiecznoci).
nie upieram si, e musi to by dokadnie taka warto (za kilka stron wrc
do tematu, tutaj zdaj, do pewnego stopnia, drog dochodzenia do ustale).
nie musi dlatego, e nawet tak bezwzgldnie pilnowany parametr jest przecie
przedziaem, zakresem zjawisk, wic z definicji jest to wielko "okoo". ale
"koo" w tym przypadku nie moe by z duym promieniem. czyli np. moe by
to zakres na wielko jednostki ewolucyjnej, wic dwa stany (320, 322 stopnie
skali absolutnej).
nastpny argument, ktry pojawia si w serii "liczbowej", odnosi, odwouje
si do "promieniowanie ta", wielkoci 2,7 (3) stopnia na skali absolutnej.
to oczywicie wyraz zjawisk, a nie "resztka" po zjawiskach, ktre kiedy tam
zaszy, to nie jest przeszo - cho zarazem, w szerszym rozumieniu, take
przeszo wydarze. "promieniowanie ta" to tylko przeszo, ktra cigle
i aktualnie si dzieje. ju z opisujcych to promieniowanie wielkoci wynika
niezbicie, e jest ono podlege liczbom kwantowym. dlaczego? jest go w kadym
centymetrze szeciennym 400 radiokwantw, jak czytam. to liczba rodkowa oraz
wana dla ewolucji (4), i taka wielko przypada na jeden atom "namacalnej"
materii. co take o czym wiadczy.
ale nie to jest najwaniejsze, sama wielko 2,7 (3) stopnie jest szczeglnym
i pomocnym tutaj stanem, ktry dopiero dopeniony o wielko 10,4 (11) stopni
staje si zrozumiay. - co wynika z wielkoci 2,7 lub 3? praktycznie nic.
jeszcze liczb "3" mgbym wpisa w przebiegi, ale "na si". - a co stanie
si, kiedy doda do tego dziesi lub jedenacie elementarnych stanw?
otrzymuj wielko 12,7 (13,7) lub 13 (14). w tym ujciu zwaszcza wielko
14 przykuwa wzrok. to wana dla wydarze liczonych w rytmie "7/7" liczba. i
przypada ona dla mojej ciepoty w punkcie 36 ( oc). nie dokadnie w punkcie
36,6, ale w dolnym zakresie tej liczby. tylko, mimo wszystko, chodzi jednak
o 36,6, to powinno by wielkoci lec rodkowo i jej szukam. dlatego mog
te liczby przyj do rozwaa, ale z zastrzeeniem, e mog by niepoprawne.
temperatura ta, promieniowanie ta nie moe by wielkoci dowoln na skali
energetycznej. musi by kwantowo wan. moim zdaniem, logicznie biorc, jest
nawet zbyt ma wielkoci, kiedy mowa o wydarzeniach wewntrznych i kiedy
opisywa, definiowa procesy w ukadzie wszechwiata. ta wielko jest zbyt
ma, eby cay tak ujty ukad by w ruchu. - zgoda, jest wielkoci du,
kiedy uwzgldni w analizie, e ma jeszcze dopenianie w zakresach lecych
"niej", ju poza wewntrznym eksperymentem, ale sama z siebie, zwaszcza e
nie "wpasowuje" si (a powinna) w adne liczenie kwantowe, jest wartoci o
maym "wymiarze". dlatego, jestem pewien, przesdza to o przesuniciu w d
temperatury ta o wspomniane wyej dziesi, jedenacie stopni. - do brzegu
tyle jednostek wystarczy. oraz na pojmowania wydarze jako mieszczcych si
w szerszym krgu zjawisk i umoliwiajcych istnienie stabilnej ewolucji jako
"otoczki".
249

zapewne byoby "lepiej", gdyby chodzio o wielko 16 albo 18 - ale, jak si


wydaje, jest to ju zbyt wielka warto na procesy, przynajmniej na te, ktre
dzi si tocz. jednak akceptacja dla myli, e to, promieniowanie ta ma w
tej chwili 14 stopni (ok), co wydaje si, e na bazie wyej zaprezentowanego
mylenia jest sensowne to daje jeszcze ciekawsze wyniki. oto bowiem jeeli
temperatura tego fragmentu pola, ktry opisuj, jeeli dzi temperatura ta
jest o krok kwantowy (dwa kwanty, czyli o wielko ewolucyjn) mniejsza od
tej "idealnej" - to ma to znaczenie. pytanie: a co by byo w chwili (i kiedy
ta chwila by bya), gdyby temperatura wynosia 16 stopni?
odpowied jest, podkrelam to, bardzo ciekawa. - oto okazuje si, e w tak
wyznaczonej chwili zero, czyli w momencie, kiedy temperatura caego ukadu
wynosia 16 stopni, cay taki ukad wieci ("do wntrza" oczywicie, "w
siebie", ale "wieci"). mwic inaczej, w stanie takiego "podgrzania" ta,
takiej oglnej ciepoty ta, wystpioby to, e cao energii podlegaaby
ciniciu z efektami widowiskowymi. w takim ukadzie panuje cinienie na
tyle due, e caa energia ukadu jest do siebie na odlego kwantow wan
zbliona. i nie wirtualne, ale jak najbardziej realne fotony istniej w tak
wyznaczonej przestrzeni. cale pole to jedna "kula wiata".
inaczej - caa materia (energia) ukadu byaby w stanie wzbudzenia (drga i
ruchu), a przekroczenie progu 16 stopni ta oznaczaoby, e kady element w
stosunku do innego znajduje si "na odlego" kwantow oraz istnieje jako
skadnik tworzcy struktury. e nie byoby wolnej (w rozumieniu swobodnej,
"bezpaskiej" energii), ktra moga by spa niej progu widzialnoci, niej
progu zwanego umownie progiem rzeczywistoci, zaistnienia. cao wiata (tu
wszechwiata) byaby "zjawiskiem fotonowym". cao, podkrelam, w zakresie
promieniowania, bo do tego trzeba doda stron materii (namacalnej), wszak
rzeczywisto to te dwie strony: promieniowanie i materia. - z tego, e na
chwil obecn, ten prg jest lekko obniony, o te dwa, czy okoo dwa stopnie
(ley niej puapu wzbudzenia), z tego wynikaj bardzo interesujce wnioski.
oto, wypada spyta, ile trwao obnianie si o te dwa stopnie, jaki "czas"
min od stanu "kuli wiata"? odpowied jest w zasadzie atwa, opis procesu
w ujciu kwantowym to umoliwia.
w czym rzecz? w tym, e jeeli wszystko dzieje si kwantowo, take kwantami
musi male (lub rosn) temperatura ta. poniewa od momentu tak wyznaczonego
wzbudzenia miny dwa stopnie - ju z tego wynikaj, nasuwaj si wnioski.
bo jeeli chwila obecna, to okoo 14 miliardw lat (w liczeniu fizyki), ale
17,8 - 18 w moim, to od-do stanu 16 miliardw, jakby na to nie patrze, ju
mino po dwa kwanty. w rzeczywistoci wynosi to nieco wicej (16,384), ale
w niczym nie zmienia zasady, e jest to rodek wydarze.
tutaj, eby nie popa w sprzeczno, musz do wyej powiedzianego wprowadzi
ma uzupeniajc uwag. nie poprawi, ale doda wyjanienie, bo wygldao
bdzie, e przed dwoma miliardami lat cay wszechwiat wieci. nie. - dwa
miliardy lat temu, kiedy wszechwiat, ten ukad w zmianie mia temperatur
ta wynoszc, jak to wyliczam, 16 stopni, byo to rodkowe zdarzenie, ale w
ramach stanu rodkowego. czyli, inaczej, to, promieniowanie ta posiadao
wielko 16 stopni, ale by to rodek, ktry swoje maksymalne upostaciowanie
mia przy wielkoci temperatury 32 stopnie (czyli wczeniej). za 16 stopni
ta to najnisza wielko temperatury, w ktrej wzbudzenie ta, jego ciepota
bya taka, e mogy powstawa swobodnie zjawiska fotonowe. punkt-moment 16
jednostek ciepoty przestrzeni kwantowej, ten punkt by ostatnim, poprawniej
- jedynym takimi punktem pola w dziejach, w ktrym stan wzbudzenia nie by
ani zbyt may, ani zbyt wielki. to jedyny rodkowy, w ramach wydarze, tak
maksymalnie rodkowy moment ewolucji. byo ju na tyle luno i chodno, e
nie byo wzbudzenia maksymalnego - i nie byo tak chodno, eby ju adna
wielko stabilna, nie mogy zaistnie. by to punkt rodkowy o najbardziej
ustabilizowanych parametrach.
250

- temperatura a wiek ukadu


myl, e temperatura ta jest w cisym powizaniu z wiekiem ukadu, e tym
samym jeden kwant liczenia wieku to jeden kwant w liczeniu temperatury to
wnosi kolejny, ale przecie nie jedyny zegar do wydarze, ale jest to zegar
niewtpliwie w miar dokadnie wyskalowany. i ciekawy.
oto, kiedy biologia ustala, e ycie na tutejszej planecie powstao i zaczo
podlega reguom ewolucji 4 miliardy lat temu, to w odniesieniu do przemian
kwantowych i w "kalendarzu temperaturowym" to w tym okresie musiao posiada
o 4 jednostki wicej - czyli wynosi 18 stopni (14 + 4). a liczba "18", w
liczeniu wedug zasady "7/7", to wana dla ewolucji wielko. punkt 16 jest
rodkiem wydarze (kolejnym ze rodkw) w liczeniu w zasadzie "8/8", ale to
w punkcie 18 musi doj do powstania zjawisk ewolucyjnych.
ale przecie nie tylko to. zliczajc wstecznie procesy do chwili zero, czyli
pocztku tego wiata, takie liczenie pozwala na ustalenie, kiedy-jak zaczy
si wydarzenia. przedzia zjawisk, ktre wpisuj si w najlepsze okolicznoci
zaistnienia i zarazem obustronnie go otaczaj (zakres rodzicielski), to jest
przedzia 12 - 20 (16 +/- 4). z jeszcze rodkowym stanem w przedziale 14 - 18
(16 +/- 2). ktry to przedzia, jak wida z istnienia obserwatora, zosta w
nim speniony. - czyli, w wielkoci 12 stopni ta, "tylko" za dwa stopnie w
wydarzeniach niej (czyli, w ujciu temperatury obecnej fizyki, to byoby w
okolicy 1, albo 0,7 stopnia ta) - to w tym punkcie, kiedy bdzie tak zimno,
ju nie uda si utrzyma ycia. w takim punkcie wydarze oglnych warunki
spadn poniej optymalnych. czyli, w przeliczeniu na czas, za dwa miliardy
lat. niedaleko.
co nie oznacza, e wszystko ustanie. tylko oglne warunki bd ju takie, e
cinienie wewntrzne ukadu nie podoa zadaniu utrzymania przy yciu ukadw
biologicznych. nie bdzie ju nacisku na elementy, ktry wspomaga tworzenie
si jednostek wyszego rzdu, nie bdzie ju odpowiednich okolicznoci do
zderze i zblie kantowych. by moe gdzie lokalnie i na chwil, przy duym
wsparciu rodkw technicznych i dziaa nakierowanych na podtrzymanie w miar
dogodnych warunkw istnienia, uda si wytworzy stref ciepa i y "jako
spokojnie". acz nie dugo.
po drugie, wielko 20 stopni i wielko 12 stopni, to s granice, w ktrych
ycie moe si tworzy, a nie granice cakowite i caego pola-wszechwiata.
to s wielkoci dla tej ewolucji i dla jednej fali, ktra miaa swj pocztek
w punkcie 16 (18), a w innym liczeniu 32 (36) miliardw lat temu. procesy
generalnie jeszcze si bd toczyy, tylko e nie bdzie komu takiego faktu
stwierdzi. (wyjaniam: liczby i ich stany jeszcze si pojawi, bo musz by
uzasadnione, to nie s wielkoci dowolnie przyjte.)
ciekawe w tym ujciu, czyli powizaniu ze sob jednostek ciepoty oraz czasu
jest to, e pozwalaj si wzajemnie wyznacza, e stan oglny temperatury
wszechwiata (jako warto uredniona) jest wyznacznikiem jego wieku. i jest
to logicznie zrozumiae, parametr iloci drga, ciepota ciaa, to pochodna
reakcji w jego obrbie. im pniejszy wiek, tym mniej zjawisk, ciao stygnie
w wyniku oddalania si elementw skadowych, a geometryczna posta ewolucji
rozciga si na/w krzywinie czasoprzestrzeni. ale zaleno obu parametrw
jest faktem, wynika z kwantowania.
wicej poniewa wszelkie parametry s pochodn kwantowania, to mona kady
z nich przeoy, odnie do kadego, jedno zmiany i jej reguy przesdza
takie dziaanie. mona wic powiza wielko temperatury z cinieniem - i
mwi, e cinienie ukadu musi wynosi tyle "kresek" i posiada tak posta
energetycznych wzbudze. cinienie odnie do wieku, a wiek do prdkoci, z
jak ucieka brzeg. itd. jedno elementw uytych do tworzenia si ewolucji
sprawia, e mog takie wewntrzne "tumaczenia" w obrbie zmiany dokonywa.
dokonywa z uwag, ale jako konieczno. po co? eby zrozumie.
251

- 1,024 stopnia
na chwil musz si w tym miejscu zatrzyma, poniewa warto przeprowadzi
dokadniejsze obliczenia. pocztkowo chciaem tego unikn i poda od razu
wielkoci "pene", ale widz z dokadnego ogldu liczb, e gbiej rwnie
pojawiaj si ciekawe zalenoci ewolucyjne. bowiem kiedy zastanawiam si,
co w kocu bdzie stanem jednego stopnia w liczeniu, ile bdzie wynosia tak
ustalona "jedynka" i co ni bdzie w skali absolutnej (oraz w odniesieniu do
zasad kwantowania) to pojawiaj si problemy. dlatego zasadne jest pytanie,
ile bdzie wynosia rozpito i przedzia pomidzy "kreskami" skali?
odpowied, ktr mog udzieli w ramach dostpnej mi dokadnoci oraz na t
chwil (do obliczania "jednostki obrachunkowej" bd wielokrotnie wraca, w
kocu to wana wielko i w wielu punktach niezbdna), ta wielko wynosi tu
i teraz 1,024 stopnia. by moe uda si to jeszcze doprecyzowa i przesun
"w bok", czyli ustali kolejne jeszcze liczby po przecinku, ale wydaje si,
e "kreska", jedynka liczenia ciepoty posiada wanie tak warto. jest to
stan, wielko z liczenia kwantowego, stan wany w tym liczeniu. dlatego na
pewno zawarty jest w skali z samej zasady. - "1,024" jednostki, jeden punkt
(stopie) skali absolutnej temperatur, czy, jak mog to nazwa, "kwantowej
skali", opisuje skok tej skali.
wielko 1,024 to wielko "jedynkowa", "jednostka obrachunkowa" prowadzonego
tak liczenia.
co wynika z wprowadzenia wielkoci "obrachunkowej"?
po pierwsze, dokadniejsze wyliczenia, a po drugie, niczego to nie burzy w
dotychczasowym ujciu. wszystko si zgadza - a nawet nieco inaczej ustalaj
si liczby. szczeglnie te zasadnicze dla mojego istnienia, czyli temperatury
stabilizacji ycia (36,6 stopnia). ile w takim ujciu bdzie wynosia obecna
temperatura wszechwiata? to wielko 14 x 1,024 = 14,336 stopnia (w skali
absolutnej).
sprzeczno z ustaleniami wczeniejszymi i fizycznie obowizujcymi, to s
ju inne wartoci? niekoniecznie. po pierwsze dlatego, e obecne wyliczenia
(2,7 - 3 stopnie), s przecie liczeniem w wielkoci absolutnej (nie chodzi
o skal obecn; "absolutna", czyli poza fizyk). uyta jest skala absolutna,
a jej stopniem (jednostk liczenia) wielko, ktr tutaj opisuj jako stan
"1,024". wic, w takim liczeniu byoby to 2,7648 lub 3,072. tyle by wynosia
obecna temperatura ta w skali, ktr tutaj omawiam. co przy dodaniu nieco
wczeniej postulowanych 10 (11) stopni, dawaoby odpowiednio punkty: 12,7648
(13,7648) lub 13,072 (14,072) stopnia. rnice nie s wielkie.
ale wyliczania co do temperatury ciaa mona poprowadzi inaczej w oparciu
o parametr 1,024. wczeniej jeszcze powiem, e w takim liczeniu temperatura
wszechwiata, kiedy powstawao ycie, wynosia 18,432 - w rodku osigna
16,384 - a obecnie wynosi 14,336 stopnia. stopnia kwantowego, co podkrela
trzeba. jako e w liczeniu w skali obecnie obowizujcej, bdzie to wielko
"14" kresek. przeprowadzajc na tej zasadzie obliczenie dla ciepoty ciaa,
co byo celem pocztkowym tego dziaania w ustalaniu temperatur zachodzi
konieczno skorygowania pewnych wartoci, a jednoczenie nie musz niczego
z poprzednich ustale zmienia. bo s ono, co ciekawe, poprawne.
ot jeeli ustaliem, a raczej zaoyem, e wielko 36,6 stopnia, ktr
charakteryzuje si ciepota mojego ciaa (309,6 w skali absolutnej) e jest
to wielko dokadnie rodkowa i od tego liczyem wielko doln to wymaga
to ponownego wyliczenia i poprawienia. przyjmujc teraz ustalone jednostkowe
zdarzenia, czyli 1,024 - to przy takim wyliczeniu i dalej si konsekwentnie
trzymajc zasady, to wielko rodkowa, wic "32" ("320") osignie, otrzyma
temperatur (kwantow), 1,024 x 320 = 327,68. tyle, w kwantowym zliczaniu,
wynosi moja ciepota.
252

rytm jest zachowany, zasada jest zachowana, a w wyliczeniach pozostaje tak


wana wielko "320". w takim punkcie skali, obecnie przyjmowanej (na bazie
wewntrznego, fizycznego pomiaru) za absolutn, znajduje si ciepota mojego
ciaa, punkt szczeglny tej ciepoty, yciowo rodkowy. - ale, zarazem, co
wida od razu i "goym okiem", jest to wielko o prawie, tylko z minimalnym
brakiem, o 8 stopni wiksza od stanu 320. w takim zliczaniu wielko tego
parametru jest wiksza o 8 jednostek. okazuje si wic, e ten parametr jest
speniony ale nie do koca, nie maksymalnie. wielko temperatury "ociera"
si o tak wyznaczon barier, jest zrealizowaniem si prawie maksymalnym, a
jednak nie do koca (a dokadno stanowi tu warunek zasadniczy analizy). niewtpliwie poprawia sytuacj uwaga, e jest to przedzia i dochodzenie do
wielkoci 37 stopni, w ktrym to punkcie proces osiga granic bezpieczestwa
i zaczyna reagowa. ustalenie, e przedzia pomidzy 36,6 37, pojawienie
si takiej ciepoty, to ju dla zdrowego organizmu sygna, e zdarzenia d
do niepojcego stanu, e to droga do choroby (wic podniesionej temperatury)
- to takie widzenie wyjania, e dochodzenie, wypenienie si maksymalne,
docieranie do stanu 328 jednostek, e to ju bdzie oznaczao przekroczenie
progu stabilizacji. i nie musz tutaj podkrela, e wielko 327,68 to,
jakby na to nie patrze, ju liczba "z kocwk". czyli 36,6 ( oc). tutaj ta
kocwka wynosi 0,68. a wic jeszcze bardziej precyzyjnie jest wyznaczona.
to, co przyjmuje obecnie medycyna jako stan normalny (przedzia 36 37), to
w tym liczeniu, tu przeprowadzonym, mam wielko dokadniejsz. i z niepenym
"zakoczeniem", co wynika z liczb kwantowych.
jak wida, potwierdza si logicznie ustalenie, e punkt ciepoty ciaa jest
wany i rodkowy. skoro ycie jest rodkowe, to i jego parametr, pilnowany
tak drobiazgowo, musi by rodkowy w ewolucji. i jest. ale zarazem myliem
si sdzc, e zachodzi bezporednie przeoenie - e realizuje si to jako
banalne i mechaniczne przemnoenie obecnej jednostki. do ustale potrzebna
jest jednostka kwantowa, a dopiero tak policzone pooenie na temperaturowej
skali jest poprawne. - miaem racj, kiedy potraktowa jednostk stosowan
obecnie jako jeden kwant - i w tym liczeniu wielko przemnoona przez 320
daje punkt na skali, gdzie si znajduje ycie i jego ciepota. ale nie jest
to zarazem liczenie poprawne, bo dochodzi do zmieszania dwu skal temperatur.
to jest ten sam punkt, skale s do siebie odpowiednie (s pochodne), ale raz
odnosz liczenie do stanu obecnie obowizujcych jednostek, a raz do skali
wyznaczonej kwantowo i jej jednostki obrachunkowej. dlatego wielko ustalona
"327,68" to wielko rwnowana w tym liczeniu wielkoci "320,68" (a raczej:
"320", ta kocwka nie wchodzi tu w gr, jest pena wielko 320 stopni) i
jest to zarazem wielko "327,68" w "skali kwantowej". w kadym liczeniu to
ta sama warto, ta sama temperatura. - a nawet jeszcze na dzi powiedzie
trzeba, e jest to to samo, co 309,6, poniewa rwnie tak temperatur na
dzi ustala si jeszcze dla ciepa ciaa.
obie skale, "skala penych jednostek" (jednego kwantu) i "skala kwantowa" (z
"ogonkami") s sobie rwnowane. skala obecna jest skal czci, fragmentem
skali absolutnej, ale opisuje procesy bez brzegw. nie wprowadza w przedzia
liczenia stanw brzegowych i dlatego "zania" wielkoci. ycie jest punktem
rodkowym, i musi by tak traktowane. a jego temperatura, jak wida, wynosi
moe 320 stopni - i jednoczenie 327,68 stopnia (kwantowego). obie wartoci
s sobie rwnowane, tylko punkt spojrzenia troszeczk inny. - "poprawiajc
si" musz powiedzie, e ciepota mojego ciaa, w liczeniu obecnym wynosi
327,68 (327,6) stopnia (skala obecna, ale z poprawk bez poprawki byoby to
309,6). "nakadajc" na siebie obie skale, uzyskam punkt "320"/"327,68", a
z obecn wielkoci "320" / "327,68" / "309,6". - z tych trzech, tylko skala
obecna ("309,6") jest skal "wewntrzn", bez brzegw. i dlatego musi zosta
uzupeniona, dopeniona.
253

- skale
w praktyce mog uczyni co takiego, e przyrwnam do siebie te trzy skale.
powd? dla potrzeby, dla praktyki - i dla wasnej, poznawczej przyjemnoci.
majc "skok", wyliczon warto jednej "kreski" na skali wydarze, mog bez
problemw przeliczy wydarzenia w jednej z tych skal na drug. i wyraa, w
zalenoci od potrzeb, w postaci wartoci "skali aktualnej" - lub przej na
"skal pen", czyli z brzegami. lub przej na "skal kwantow", czyli ju
z "dodatkami". kada ze skal jest poprawna i dobra, tylko "aktualna" wymaga
dodania wartoci brzegowych i "penych", ale dopiero po nastpczej analizie
(do wykonania kiedy tam). mona owe brzegi dodawa ju dzi, jednak rwnie
dobrze mona posugiwa si, pozostajc wewntrz ewolucji, skal w postaci
aktualnej. wwczas wydarzenia podlegaj analizie bez logicznego brzegu, ale
jeeli o tym pamitam, mog tak dziaa. dopiero przy dokadnym wyjanianiu
procesw, dopiero tutaj musz uwzgldni stany skrajne. kiedy poruszam si
w ewolucji, rwnie dobra jest skala "absolutna", jak i "aktualna" ale te
i "kwantowa". dla jasnoci, mog zrobi zestawienie poniektrych, wybranych
wartoci ze skali obecnej i je przeliczy na skal "pen" ("320") i skal
kwantow ("327,68"). przy czym, co wane, licz dla stanu rodkowego, czyli
309,6 ciepoty ciaa, nie dla wielkoci 36 (lub 37), ale dla punktu 36,6 jako rwnowanego, jak zaznaczaem, stanowi to warto 320 na/w absolutnej
skali. tak to si prezentuje:
skala
"aktualna"

skala
"pena"

0
1
2
2,7
3
3,6
11,5
23
75
98
128
200
273
309,6
373

1
10
10,4
11,4
12,4
13,1
14
21,9
33,4
85,4
108,4
139,4
210,4
283,4
320
383,4

"absolutna"
1,024
10,24
10,6496
11,6736
12,6976
13,4144
14,336
22,4256
34,2016
87,4496
111,0016
141,7216
215,4496
290,2016
327,68
392,6016

skala
"pena"
inne wartoci
20
16
25
32
40
50
150
250
300
320
400
500
600
700
800
900
1000

skala
"kwantowa"
20,48
16,334
25,6
32,768
40,95
51,2
153,6
256
307,2
327,68
409,6
512
614,4
716,8
819,2
921,6
1024

w tym zliczaniu jedno wymaga dopowiedzenia - wielko temperatury w chwili


obecnej. z przedstawionego liczenia wynika, e albo temperatura ta, ktra
si wyania z liczenia "kwantowego", jest za wysoka - albo e podliczenia
fizyczne s niedokadne. rnica wynosi, kiedy liczy w obecnej skali, 0,9
jednostki (3,6 - 2,7). w liczeniu kwantowym wychodzi, e to temperatur to
14,336 (zawsze okoo, bo dojd jeszcze pomniejsze wielkoci), a obliczenie
dokonane z uwagi na wielko "2,7", daje warto 13,414. czy jest bd? a
jeeli, to w ktrym miejscu? moe by. dopuszczam moliwo, e wyliczenie
"2,7" jest o jednostk w d policzone (trzeba to bdzie sprawdzi). jednak
moliwe jest i to, e ani nie jest bdne to ustalenie fizyki, ani nie jest
bdem wyliczenie, e to ma temperatur 14 stopni w skali absolutnej (14,336
- lub 3,6). dlaczego? wydaje si, e jest to uwzgldnienia podejcie jako do
wartoci "oglnej" i "szczegowej".
254

- skale temperaturowe
- uwaga (zastrzeenie)
przy omwieniu skal temperaturowych i ich stosowania, nie mog nie wyrazi w
tym miejscu pewnej uwagi. zastrzeenie wynika z tego, e jest moliwe, a to
skutkiem zbytniego zasugerowania si (i rozpoczcia analizy od obowizujcej
aktualnie skali temperatur /jakbym mg inn wybra/), wic przywizania si
nadmiernego do jednego spojrzenia - e to mogo skutkowa pewnym "przechyem"
w analizach. czyli skal "aktualn" i "absolutn" (ktre s dzi i fizycznie
jedn skal, a tylko aktualna jest "niepewna"), przyjem za punkt wyjcia
do liczenia. tym samym ograniczyem si w spogldaniu na wydarzania do skal
obowizujcych i dopiero z nich wyliczaem, ucilaem skal "kwantow".
zgoda, w praktyce wszystkie trzy, a w rzeczywistoci dwie skale, czyli skala
"kwantowa" oraz "absolutna" (ktr mog inaczej nazwa "dziesitn" i "pen"
fizycznie)- te skale s poprawnie obliczone i zaznaczone, logicznie tu nic
si nie zmienia. to s skale istniejce wymiennie. maj swj skok, tworzcy
je kwant wydarzenia. ktra z tych skal jest "pierwotna", a ktra "pochodn",
to wymaga zastanowienia, wymaga ustalenia hierarchii i kolejnoci. czy jest
to w ogle moliwe? przyznaj, e do koca nie jestem tego pewien. wymienno
powoduje, e jedna jak i druga s poprawne, dlatego trudno uznawa ktr za
pierwsz, ale... wanie to "ale" wymaga wyjanie.
std wzia si ta uwaga? wyej przeprowadziem pewne wyliczenia, wydawao
si, e wykonaem to poprawnie, ale pojawia si wtpliwo. bowiem moe by
tak, e zasugerowanie si skal aktualn i fizycznie jedynie dzi dostpn,
daje w efekcie "przesunicie" moe by tak, e przypisanie "szczeglnego"
pooenia ycia (czyli w stanie "320" na skali absolutnej), to zaskutkowao
zym, a raczej nie "pod takim ktem" ustawionym postrzeganiem zjawisk. co mam
na myli, w czym problem? oto jeeli przenios ze skali "absolutnej" punkt
"320" na skal "kwantow", to tym samym rwnie uzyskam pooenie w takim
punkcie. czyli na skali "kwantowej" take bdzie to punkt "320". ale, co ma
tu znaczenie, tym razem bdzie to ju obliczane w skali kwantowej. w efekcie
uzyskam inn warto "niedoszacowania" zera w skali aktualnej i inn warto,
inne pooenie na skali "absolutnej" zjawiska ycia. zasada si nie zmienia,
logicznie wszystkie ustalenia pozostaj, a tylko zmieniaj si wartoci. za
skal "kwantow" i stosowaniem jej wielkoci przemawiaoby to, e wszystko
jest kwantowe, a poprawne liczenie powinno, musi by oparte na zdarzeniach
kwantowych. ale, z drugiej strony, skala obecna ("absolutna"), rwnie ma,
musi po porostu zawiera w sobie takie kwantowe zalenoci. fakt, powstaa
w krgu wewntrznym procesu i dalekim od brzegu, ale w nim. dlatego, skoro to
skutek kwantowych zmian, a tylko "skok" skali jest wyraany w jednostkach dla
niej charakterystycznych i "penych", musi wic zawiera w sobie wielkoci
dla kwantowej skali wane - rnica wobec skali "kwantowej" jest tu wycznie
na poziomie zastosowanej "jednostki obrachunkowej".
w tym postrzeganiu skal ustalenie, co jest pierwsze, co pochodne, traci sens.
przypomina pytanie o pierwszestwo jajka lub kury. obie skale s do siebie
dopeniajcymi si, poprawnymi i logicznymi ujciami, tylko wygoda i decyzja
liczcego przemawia za tym, eby skorzysta ze skali o "penych" jednostkach
i nie mczy si kocwkami. za skal "kwantow" natomiast stoi dokadno w
liczeniu jednostkowych stanw. nie zwalania to, przynajmniej w tej chwili,
od pytania, na jakiej skali umieszcz punkt ycia, dla mnie najwaniejszy.
ot, jeeli przypisz pooenie ycia do punktu "320" skali "kwantowej", to
zmieni si warto temperatury obliczona w skali "absolutnej", i wpynie to
na posta oraz pooenie punktw skali aktualnej (na jej dopenienie w kocu
liczenia, czyli zero temperatur). wszystkie obliczenia przeprowadziem w
spojrzeniu "od skali absolutnej", z punktu "320" na/w tej skali, a to moe
rzutowa na kolejne wartoci. jak wic jest?
255

w przypadku rozpoczynania liczenia, w przypadku umieszczenia "punktu ycia"


jako pierwotnego na skali kwantowej, w takim dziaaniu ulegnie zmianie stan,
warto tego punktu na skali "absolutnej". sam skok skali "absolutnej" nie
ulegnie zmianie, tylko warto punktowa dla ycia przybierze inn posta, w
innym miejscu musz ten moment umieci.
i tak, dla punktu, dla wartoci "320" na skali "kwantowej" - temu punktowi
odpowiada na skali "absolutnej" wielko "312,5" (320 : 1,024), co daje na
skali "aktualnej" warto 309,6 czyli wyliczenie obecne. czyli wyliczone
tak "przesunicie" skali obecnej oraz "absolutnej" wynosioby w tym wypadku
"2,9" stopnia. ju z tego zestawienia wida, e pooenie na skali stosowanej
dzi ("aktualnej") i "absolutnej" byoby przesunite "tylko" o warto 2,9
- a nie, jak przy poprzednim zliczaniu to wyniko, gdzie ta warto wyniosa
10,4 stopnia. nie musz podkrela, e to tym samym wpywa, i to zasadniczo,
na inne wartoci.
kiedy to uwzgldni, punkt "2,7" uzyskuje wielko "5,6", z kolei punkt "32"
staje si punktem "5,9". itd. zaleno jest oczywista, dotyczy wszystkich
nastpnych wartoci. tylko e w takim liczeniu wielowartociowo ewolucji i
jej rne liczenie, a nastpnie dopiero urednienie do skali temperatury ta
- e to staje si tutaj jeszcze bardziej zasadne. wicej, musi by w analizie
uwzgldnione. efekt? jeszcze wicej punktw, a raczej linii tworzcych dla
mnie zjawisko okrelane jako "promieniowanie ta" bdzie wchodzio w gr. w
mojej wewntrznej i fizycznej obserwacji jedno w postaci takiego pomiaru,
zdarzenie kwantowe odnoszce si do zmian na poziomie ta (reliktowego), to
jest w tym ujciu wielo, w tej chwili nawet trudna do uchwycenia liczbowo
wielko zdarze a nie jeden fakt. zoenie mierz jako jeden stan, i nic
o tym gbokim procesie nie wiem. i traktuj, jako fizyk, za wszystko. i mam
tym samym kopot (interpretacyjny i kady inny).
w tym prowadzonym wyliczeniu (i na ten moment operowania wielkociami), mam
warto takiej "ciepoty" 14,336 stopnia i to najpewniej, tak si wydaje,
ju nie ulegnie zmianie. przynajmniej tak to wynika z oblicze kwantowych,
zalenoci pomidzy czasem a temperatur ukadu. ale problem w tym, e kiedy
zachowa to ustalenie, to rnica midzy ustaleniem fizycznym (punktem dzi
uznawanym za dolny) a zaprezentowanym byaby dua, nawet ponad osiem stopni
si pojawia. i tylko przez wniosek, e pomiar dotyczy caego ju spektrum
wydarze, ktre w liczeniu kwantowym s urednieniem, jedynie takie ujcie i
wyjanianie pozwala pogodzi obie wartoci.
co jest punktem yciowo wanym i co jest tym zasadniczym sposobem liczenia,
ktre ten punkt pozwala ustali? czy skala kwantowa, na co wskazuje logika
(wszak to wszystko kwanty i liczby kwantowe), czy skala "absolutna" (rwnie
kwantowe zliczanie i pochodne kwantw)? przyznaj, e z duym kopotem oraz
rozterkami przechylam szal na stron skali "absolutnej". i nie dlatego, e
si "przyzwyczaiem" do niej. ale dlatego, e uwaam wielko 2,9 stopnia,
e "tylko" tyle do brzegu, to mao na cae zdarzenie. moe jest to zbytnio
emocjonalne podejcie, ale nie tak zupenie bez sensu. dlatego ten przedzia
wydaje mi si co zbyt wski, eby to ju byo wszystko. - prawda, ta cz
wydarze nie moe by z zasady rozwleka. skada si z kwantw logicznych
("prostych" kantw)", jednak owe trzy stopnie (i to w zaokrgleniu), to moe
by mao. 10,4, to jest "przyzwoita" wielko, na wiele nie "pozwala", ale
na jakie wydarzenia z lokalnym "rozmachem" niewtpliwie. by moe 2,9 take
by wystarczyo - ale dla mnie, dla mego wyczucia (a trudno w tym wypadku o
pewno), to za mao.
niech bdzie, arbitralnie wybieram stron skali "absolutnej" i pooenia na
niej ycia, punkt "320". brzeg miaby w tej skali wielko 10,4 w dzisiejszym
liczeniu, i tyle by byo "brak" na skali temperatur. moe to tylko wybr na
moment i do nastpnego zakrtu analizy, ale na obecn chwil nie mam podstaw
inaczej postpi. e wymaga to sprawdzenia, oczywiste.
256

- zastrzeenie (kolejne)
- o krok dalej
kolejne zastrzeenie-uwaga, ktr musz przy opisywaniu temperaturowych skal
i ustalaniu "zera wydarze" (oraz prezentacji argumentw na rzecz pogldu,
e wydarzenia w ewolucji maj swoje brzegi) - t kolejn uwag "oprotestowa"
chc liczenie. nie liczenie fizyki, nie ustalenia temperatur (czy wydarze)
dokonanych w laboratoriach, ale to, ktre przeprowadziem ciut wyej. a
przed chwil nawet zadecydowaem, jak ma by. - tak rzeczywicie bdzie. ale
zarazem musz kilka sw dla jasnoci obrazu doda.
to kolejne zastrzeenie dotyczy owego "skoku", "kreski", "jednostki", ktr
do obrachunkw stosuj - wielkoci "1,024" stopnia. wedug ktrej ustalaem
nastpne stany na skali kwantowej, a przez odniesienie, rwnie na/w skali
absolutnej. czy ten skok jest poprawny? i tak - i nie. odpowied, jak to bywa
w ewolucji i kwantach, jest dwoista. nie ma niczego jednostkowego w ewolucji
- rwnie s dwie skale temperatur (wydarze energetycznych). i dlatego s
dwie dopeniajce si wzajemnie odpowiedzi. nie ma tak, e mona ustali od
razu i jedn prawd w ewolucji. prawda, jak ewolucja, jest dwudzielna (take
ma swoje dwa elementy).
problem, ktry w tym miejscu wystpuje, wic na samym pocztku temperaturowej
skali (w punkcie "1" skali absolutnej), problem jest tego rodzaju, czy stan
i warto "1,024" jest ju peny, czy to te niepena wielko, czy skok dla
caej skali i dla wszystkich, a do koca "kresek" ma tak sam warto i to
samo oznacza, czy si zmienia? sprawa w liczeniu kwantowym jest powana. i w
gruncie rzeczy, jako tylko wycznie "temperatura" - nie do rozwizania. bo
dylemat wyania si przy analizie samego pojcia temperatury - co "to" jest?
e to wydarzenie, to niewtpliwe. ale czym jest temperatura w kwantowym, te
i cinieniowym ujciu? jak si zmienia? odpowied jest jednoznacznie banalna:
kwantowo. - ale, jeeli opisuj, ustalam skal kwantow, a tylko taka moe
ostatecznie by poprawna, to musz, za kad odmian stanu kwantowego, now
"kresk" na takiej skali opisywa, wyznacza, ustala. kady dodany kwant do
uprzedniego stanu podniesie i stan posiadania (i temperatur), i ustali now
jako wydarze. kwant dodany wraz z prni (dodawanie energii, jednostki
kwantu energii bez prni nie oddaje wydarzenia jako ewolucyjnego), da tylko
"sum", ale nie ewolucj. o tym dopenieniu wydarze nie mona zapomina.
temperatury prni nie policz, bo musi by "co", co zliczam, ale zrozumiae
jest, e aby powstay, aby si day wyodrbni i zliczy kwanty energii, musi
by prnia. trwa musi wzajemne przenikanie obu rodzajw kwantw.
i wanie, czy jednostka liczenia, ktr wyej zaprezentowaem, jest ustalona
poprawnie? odpowied: jest i zarazem nie jest. dlaczego? w kwantowaniu, na/w
kolejnych poziomach wystpuj nie te same jednostki, ale odpowiednie zawsze
do danego poziomu kwant logiczny kadego poziomu jest inny. absolutny, wic
najmniejszy z najmniejszych, ten kwant logiczny wszystkich wydarze jest taki
sam wszdzie, ale poniewa ewolucja toczy si na rnych poziomach i dotyczy
rnych parametrw, trzeba z tego dla skal opisujcych, definiujcych moje
fizycznie mierzone otoczenie wywie niezbdne konsekwencje, w tym take dla
skal temperaturowych. - jakie konsekwencje? takie, e jeeli ustalam na skali
absolutnej, np. dla punktu "1", analogiczn do niej wielko na kwantowej
skali, to musz wyrazi to nie w jednostce wiecznej oraz niezmiennej ale
odnie do tego poziomu, ktry opisuj.
i w tym momencie pojawia si dylemat: czy moje wyznaczenie pocztku, punktu,
pierwszej "kreski" jest ju jednym kwantem, czy wieloma kwantami logicznymi?
czy mierz-ustalam jednostk, czy zbir? i jest to sprawa zasadnicza, wbrew
pozorom. wpywa na posta skali kwantowej i jej rozumienie, cho absolutnej
nie rusza. wicej, co trzeba podkreli, te dwie skale s dwoma obrazowaniami
tego samego: ewolucji.
257

trzeba wic zapyta, czy na skali kwantowej wielko "1,024" jest pierwszym
stanem, czy kolejnym? a inaczej to wyraajc, czy tak ustalona pierwsza dla
mnie (wewntrz wiata) "kreska" oznacza wielko jednego kwantu logicznego
(absolutnego), czy jest to kwant, tak go okrel, "wielkoskalowy", a tylko
peni rol kwantu logicznego dla ktrego z poziomw, a jeeli tak, ktrego?
e jest to kwant logiczny jakiego poziomu, to naturalne, to z samej metody
liczenia ("dopenienia"), a take z faktu "ogonka" kwantowego wynika. skala
wydarze, skala w postaci temperatur nie moe, na dzi nie moe rozpoczyna
si od wielkoci jednego kwantu logicznego - nie ma jak tego wyznaczy.
zgoda, na podstawie zasad "7/7" i "8/8" mona prbowa opisa, ile poziomw
rozdziela tak zaznaczony punkt (1,024) od "dou" absolutnego. ale to na t
chwil, bez pogbienia reguy, bdzie tylko prba.
jeeli wiadomie wprowadziem na stan pierwszy skali kwantowej wielko ju
o rozbudowanym potencjale, to ustaliem, e wydarzenia niej lece, poziomy
wchodzce w zakres tego pierwszego przedziau e one wnosz do tego, dla
mnie tutaj wyznaczonego pierwszego poziomu liczenia, wielkoci kwantowe. tym
samym najmniej jeden poziom ewolucji ustaliem do wydarze na tym zakresie.
co jest "tym" przedziaem "niej" progu, to nie jest "tylko" jeden stan i
nie moe takim by. skutkiem tego, przez przeniesienie takiego wyliczenia na
bardziej generalne, caociowe ujcie, powiadam, e bd wydarzenia o pewn
wielko kwantow narastay. e nie bd to wielkoci "pene", ktre zlicz
i ktre s takie wygodne na skali absolutnej (rwnie dziesitnej), ale e
wydarzenia maj zawsze swoje dopenienia, nie dziej si w rytmie dziesitnym
- ale maj "ogonki" i e to rytm dziesitny jest pochodn, po urednieniu,
wydarze kwantowych.
mwic inaczej, dla mnie "punkt zerowy zdarze" jest ju przedziaem zdarze
i skada si z elementw, ktre go tworz. wielko zerowa i fundamentalna
jest tu speniona, ale to nie jest kwant logiczny, "jedynka" pojta skrajnie
i absolutnie. to jest "zakres", ktry spenia rol jedynki. i jeeli jest to
poprawna interpretacja, to pomimo e ten zakres jest tworzony z logicznych
kwantw, najmniejszych z moliwych stanw "czego" - to najmniejszy fakt
dla mnie w postaci "temperatury" tworzy, stanowi przedzia i zakres zjawisk,
w ktrym dochodzi do czenia si kwantw logicznych. w takim ujciu to nie
"jednostka", ale "drgania" w ramach zbioru s najmniejszym oraz fizycznie do
"zarejestrowania" faktem zmiany ciepoty wyznaczaj ten najmniejszy stan
temperatury. i std pojawiaj si w liczeniu, jako konieczne, wielkoci nie
pene, ale "z ogonkami".
dlatego, jako wniosek musz zapisa, e to najmniejszy z moliwych stanw ale w postaci zbioru - jest tym, co oznacza temperatur, nie jedynka. zbir
elementarnie logiczny stanowi skadnik liczenia zmian "ciepa". tylko taka
wielko stanowi o zmianie (drga, ruchu, ciepoty).
na dnie procesw mam niewtpliwie zawsze kwant logiczny, ale takie ustalenie
jest logiczne wzgldem procesw w ramach ewolucji. i jest niewtpliwie dnem,
stanem zerowym skali kwantowej mniej, jak jeden kwant, by nie moe. ale
kiedy staram si przenie to ustalenie na "podziak" w postaci do mierzenia
i obliczania faktw, czyli chc zbudowa skal pomiarow zjawisk, nie mog w
najniszym punkcie skali umieci kwantu logicznego, bo to nie jest poziom
kwantu logicznego tej skali. kada ewolucja, wic i kada skala, ma w sobie
kwant logiczny j tworzcy czyli rwnie skala kwantowa, ale to nie jest
jeden absolutny kwant, to musi by zbir. elementarny zbir, ale zbir. eby
wyznaczy "skok", podziak skali, musz odwoa si do zbioru jednostkowego
- nie kwantu logicznego. kwant logiczny tworzy proces oraz jest jednostk
zmiany - ale zmian jakociow i mierzalne zrnicowanie w procesie wyznacza
kwant logiczny w postaci zbioru. - i to dlatego, e nie ma drga jedynki, e
drga moe tylko zbir, to dlatego jednostk liczenia zmian temperatury moe
by wielko ju zoona, kwant-zbir.
258

kosmologia 3.2.

259

- skala absolutna
cig dalszy
po wyraeniu uwag i zastrzee, mog obecnie przystpi ze spokojem i czystym
sumieniem do przechylania szali w analizie na drug stron. jest to efektem
przemylenia i nowego emocjonalnie spojrzenia na "zasad rodka". zasad t,
e tak okrel, zastosowaem w formie "nadinterpretacji" w zaprezentowanym
wszystko si zgadza, zasada jest suszna, wyniki rwnie poprawne (w miar),
ale oglnie powstaa potrzeba, jak mniemam ostateczna (cho jaki eksperyment
fizyczny by musi), eby przechyli spojrzenie ku brzegowi - oraz w stron
wielkoci 2,9. a dokadniej mwic, 3 stopnie (bo o tak liczb aktualnie si
rozchodzi). mog sobie w tej chwili z wasnych emocji dworowa, bo okazay
si nieco na wyrost, ale zarazem znw mog powiedzie, e zastosowanie zasad
ewolucji "pokrtne" (bo nie bdne), musi doprowadzi do wyniku poprawnego.
w ewolucji i w yciu najwaniejsze jest przemieszczanie si, przecie i tak
gdzie si dojdzie, to pewne.
pytanie: czy ustalenie, wyraone z takim naciskiem, e ycie znajduje si w
samym rodku, czyli w punkcie "320" stopni, jest bdne? i tak, i nie. to na
pozr (i kolejny ju) paradoksalny w opisywaniu ewolucji wynik rozumowania,
tylko pozornie jest to sprzeczno. ot ycie nie tyle znajduje si w tak
wanym punkcie "320" (punkty ewolucyjne opisane jako "32", "4") - co jest
zjawiskiem "w odniesieniu" do tego punktu wydarze. mwic inaczej, z zasady
rodka wynika (oraz kolejnych rodkw rodka), e wydarzenia, czyli ukady i
postacie (w tym wypadku ycie jako takie), a ciepota ciaa szczeglnie, e
taka ewolucja energetyczna znajduje si w zakresie, ktry wyznacza, okrela
punkt "320". tylko e, i to jest ustalenie ciekawe, niekoniecznie tak jest.
a nawet wicej, nie mog si znajdowa w tym zakresie, czyli dokadnie w tym
punkcie.
sam punkt jest jak najbardziej rodkowym i zasadniczym stanem ewolucji ja
przynale do zakresu rodkowego (i tego nic ju nie zmieni), procesy mnie
otaczajce i mnie tworzce s rodkowe ale, jako byt skomplikowany, jestem
"obok" tego punktu - nie lokuj si w punkcie "32".
dlaczego? poniewa wydarzenia rodkowe istniej, po pierwsze, jako przedziay
wydarze, a nie pojedyncze punkty - a dwa, same rwnie nale do przedziaw
rodkowych, ktrych brzegiem (albo centrum) jest taki rodkowy punkt. jestem
blisko tego punktu, ale nie w nim. dlaczego wic uzyskaem poprawne wyniki w
dziaaniu, pomimo e wyprowadzone wczeniej wielkoci w efekcie bd musia
podda maym korektom? bowiem opisujc stan "320", liczc dla tej wielkoci,
w praktyce, czyli na skali kwantowej, uzyskaem, w innym rozumieniu, take
punkt rodkowy. ale o stanie "256" jednostek. czyli jest to rodek w innym
liczeniu, ale jak najbardziej stan rodkowy. wic speniajcy zaoenie, i to
w peni. itd.
bdu w sumie nie ma, cho emocje poprowadziy w kierunku zapisania ycia i
umieszczenia go tam, gdzie po prostu by nie moe. emocje byy tutaj suszn
podpowiedzi, kieroway w stron wyrnion i punkt szczeglny, ale za bardzo
chciaem w tym wyjtkowym miejscu istnienie (i siebie) umieci. a to okazuje
si niemoliwe. zasada postpowania jest poprawna, ale jej zastosowanie, c,
okazao si naznaczone nadmiernym zachceniem. - co, z drugiej strony biorc,
nie byo takie ze, w caym przebiegu analizy pozwolio na ciekawe, a nawet
wartociowe ustalenia. gdyby nie usilne denie do umieszczenia ycia w tym
szczeglnym punkcie, moe wtek temperaturowy ewolucji wszechwiata bym tu
pomin i moe nie byby tak wacy w caoci tekstu oraz rozumowania. a tak
mam okazj nieco zaduma si nad yciem, jego miejscem i prawami ewolucji. i
wasnymi dziaaniami. poniewa zyskuj w ten sposb pewne wartoci, caej tej
drogi nie mog, nie mam prawa nazwa bdn i nie usuwam z zapisu. mog, co
najwyej, okreli jako poprowadzon "po omacku". cho, gdyby pomyle, moe
"macania" byoby mniej. ale przecie tyle naszego, co obmacane.
260

- temperatura
punktem wyjcia do tego punktu analizy byo opisanie - ustalenie w aktualnie
obowizujcej skali temperatur przedziau, e tak go okrel wstpnie oraz
z uwagi na znaczenie, "przedziau wody". dlaczego wody - tgo nie potrzebuj
zapewne szczeglnie uzasadnia, z jej rol dla ycia. ale ten szczeglny i
w swoim rodzaju jedyny przedzia nie tylko ze wzgldu na ycie "wpad mi w
oko". ot, jak to za chwil bdzie jaskrawo wida, posiada w sobie (zawiera
i jest "opisany"), jak najbardziej kwantowymi liczbami. ten przedzia i ta
woda, ktre tak wiele dla ycia razem znacz, s jak najbardziej penym, a
nawet doskonaym obrazowaniem zasad kwantowania. i liczb kwantowych. i jest
to dla mnie ju oczywiste. wystarczy tylko spojrze na rysunek zamieszczony
kilka linijek poniej.
jak pozycj zajmuje woda? nie oglnie, ale na skali temperaturowej. jest to
przedzia, w dzisiejszym liczeniu, midzy 273 a 373. czyli, podkrelam taki
fakt, jest to dokadnie 100 stopni pomidzy "powstaniem" (topnieniem lodu) a
"giniciem", rozpadem w stanie wrzenia. przy jednoczesnym, co take ma swoje
znaczenie, punkcie parowania, w ramach takiego przedziau, ktry wypada przy
wielkoci 40,66 (wedug wylicze moich jest to nieco mniej). co w wyliczonym
tak zakresie jest wane? to najlepiej wida na rysunku, bo inaczej trzeba by
byo gada zbyt wiele.

proporcje nie s wane, nie byo moim zamiarem oddawa prawidowych zakresw
skali w tym momencie - ale dosownie rzuca si w oczy, przy tak rozrysowanym
ujciu "przedziau wody", nie co innego, e punkt rodkowy takiego "wodnego"
zakresu oscyluje w okolicy - a moim zdaniem wrcz dokadnie wypada w punkcie
"320". dlaczego 320, skoro na wykresie pokazuj 323? to wynika z samej zasady
rodka, ewolucji pojtej jako zjawiska kolejnych rodkw. jeeli na aktualnej
skali temperatur wypada to w punkcie 323, a ten punkt jest wyej "ledwo" o 3
jednostki od "punktu szczeglnego", a jednoczenie tutaj analiz i dowody na
to przedstawiam, e jest to warto w gr podniesiona (jako konieczne przy
pomiarze niedoszacowanie brzegu dolnego zjawisk) dlatego, eby odnale w
prezentowanym procesie "waciw" pozycj tego rodkowego punktu, musz ca
skal w d przenie. czyli zero skali temperatur obniy dokadnie o trzy
stopnie. proste i oczywiste? jak najbardziej. i konieczne.
ju poprzednie ustalenia, warto 2,9, a wczeniej 10,4, ju tamte wielkoci
byy sygnaem, e skala jest przeniesiona w gr - e wewntrznie po prostu
nie mona ustali zera absolutnego wydarze (i temperatur). - tutaj, co wida
tak wyranie, zasada rodka pozwala na ustalenie, e wydarzenia s, to fakt
pierwszy, opisane z du dokadnoci (przecie rnica trzech jednostek nie
jest wielk - ja si "pomyliem" wicej, bo a o dziesi kresek), a dwa, e
woda peni tutaj rol szczegln, to nonik ycia i jego gwny "wypeniacz".
dlatego umieszczenie ycia w tym tak wanym punkcie kwantowym byo suszne,
"przedzia wodny" stanowi granic, wyznacza zakres istnienia.
261

to, e woda jest tak wanym, fundamentalnym skadnikiem ycia - to, e w tak
wanym przedziale na skali oglnej si znajduje - to, e jednoczenie zawiera
w swoim krgu (i to dokadnie w rodkowym punkcie) najbardziej zasadniczy ze
rodkowych punktw kwantowych - ju to wymusza wniosek, e ustalenie, co do
pooenia ycia i jego gwnego parametru (ciepoty), jest poprawne.
czy w takich okolicznociach przyrody mam si zastanawia z przeniesieniem
punktu rodkowego badanego przedziau o trzy stopnie w d, kiedy wywiedzione
z caoci argumenty, zasad ewolucji stoj za tym? j si nie waham, dla mnie
to fakt i konieczno. tu nie ma pytania, czy tak jest, sprawa tylko w tym,
co z tego wynika. - i tylko przyjdzie mi wyrazi jedynie al, e od takiego
ujcia pozycji ycia nie zaczem, mniej byoby "macania" po okolicy. to, e
woda nie w punkcie 323, jak obecnie, ale w punkcie "zasadniczym" 320 stopni
ma swj rodkowy stan, tego jestem pewien.
po drugie, co wyuszczyem w "uwadze", cho nie przyznaem zapisanej myli
zbytniej (wasnej) uwagi: e brzeg nie moe by rozbudowany. dla mnie, tak
po ludzku i emocjonalnie, byo mao. owe trzy stopnie (2,9 uprzednio), to w
powierzchownym ogldzie wydawao si maym, skromnym zakresem, jak na stan,
przedzia brzegowy. na swoje usprawiedliwienie powiem (i ma to "wag", ale i
"rozpito"), e cho to mao w skali temperatury, bo "lewo" kilka punktw,
to geometrycznie i iloci znajdujcych si na/w brzegu elementw kwantowych
ten przedzia jest ogromny, najwikszy. przecie najwicej jest w ewolucji
stanw najmniejszych, wanie brzegowych std te podwiadome postrzeganie
tego zakresu jako duego miao uzasadnienie. ale e to przekada nie musi
si na ilo drga w tym obszarze i iloci stopni, to wiem dopiero w chwili
obecnej. pno, ale dobre i to. - zakres brzegowy to stan "poza"-fizyczny,
poza obrbem procesw wewntrznych, i nie moe by szerokim. co, przyznaj,
jest logicznie silnie uzasadnione. bo wyranie wida z tej interpretacji, e
trzy stopnie to wielko wystarczajca, to jest wszystko, co na/w tym brzegu
moe si dzia. dlatego przyjmuj bez oporw trzy stopnie.
poniewa 2,9 okazao si by wielkoci wyznaczon "okrn drog", a tu mam
po prostu przed oczyma mocne zliczenie czyli mam fakt, e te wielkoci si
"pokrywaj", ju to przesdza wszelkie wtpliwoci. jeeli rnica w takim
rozumowaniu musi wynosi trzy stopnie, jeeli uznaj, e eksperymenty byy i
s poprawne, a nie mam adnych podstaw ich negowa, to przeniesienie o trzy
stopnie wydarze jest zabiegiem mechanicznym i oczywistym. poniewa to punkt
"320" ma by w rodku (w myl zasady rodka i liczb kwantowych), to wpisanie
i umieszczenie wanie jego w rodkowym punkcie dla wody, a przez to jeszcze
bardziej kwantowe opisanie caego temperaturowego liczenia (opisania skali
wedug tej zasady) - to tym bardziej taki zabieg mog i musz przeprowadzi.
po prostu, logika ewolucji nakazuje, eby duo nie mdrkowa oraz nie mnoy
bytw ponad potrzeb, tylko ustanowi rodek ewolucji tam, gdzie ma by: w
punkcie "320". a skoro si w nim dzi nie znajduje, skoro wystpuje rnica
"tylko" trzech stopni, trzeba korygowa o tyle brzegowy stan i lokalizacj
obecn. i to korygowa w d.
w takim rozumowaniu "zasada rodka", czyli punktu "32", "zaatwia" wszelkie
argumenty. jeeli woda ten punkt zawiera, a zawiera przecie, jak naocznie
wida w obecnej skali, to tym bardziej musi by opisywana wedug tego punktu.
zwaszcza, e jest to dokadnie rodkowy przedzia tej ewolucji, "ewolucji
wodnej". w ogle mona na zasad kolejnych rodkw ("rodkowa") spojrze,
jak na kolejne wypitrzenia, jak na wznoszce si (lub opadajce) przebiegi.
bo to jest, w ujciu "kresek" i "k", nie co innego, jak oddanie wyaniania
si i wypitrze. to analogia "poziomic" w opisywaniu, obrazowaniu tworzcej
si "gry", tu ewolucji. a po najmniejszy krg, szczyt wydarze ze rodkiem
w maksymalnym rodku. i taki punkt znajduje si w stanie "320". a ycie, co
wydaje si oczywiste na tle wypowiedzianego, stanowi element "zbocza", to
rodek jednego zbocza procesu. - to rodek kolejnych rodkw.
262

tak prezentuje si "przedzia wody" rozrysowany jako kolejne rodkowe stany,


w oparciu o posiadane przeze mnie dane. take i tutaj nie s wane proporcje,
ale zasada. - dodatkowo nie jest rwnie wane w tym ujciu to, co znajduje
si w przedziale "grnym" tego zakresu. jako e nie wchodzi, nie uczestniczy
ju w wydarzeniach ycia (zakres wyszych temperatur, ponad 50 stopni). - co
take z samej zasady rodka wynika, jest to pooenie "naprzemienne", lokuje
si po jednej stronie wydarze.

nie upieram si, e topnienie wypada w punkcie 6,25 stopnia, mimo e obecne
ustalenia ujmuj t warto jako 6,01 stopnia. czyli w wewntrznym zakresie
tej ewolucji. tak samo ustalenie, e kolejny rodek rodka, czyli parowanie
wody, to w takim "rodkowaniu" wartoci nie wielko 40,66, ale 40,625 wic
troszeczk mniej. nie upieram si, ale tak wychodzi z tej analizy i trzeba
to sprawdzi.
moe by te tak, e obie liczby s poprawne. to znaczy, e mimo wyszej od
temperatury topnienia i niszej od temperatury parowania, ktre s ustalone
w eksperymencie, obie wartoci s poprawne. a to z uwagi na przeprowadzanie
dziaa w obrbie wydarze. lub przez uwzgldnienie zjawisk brzegowych. czyli
w praktyce moe wystpi wczeniejsza topnienie, cho jeszcze ewolucyjnie to
nie oznacza procesu fizycznego (mierzalnie). moe te zachodzi wczeniejsze
parowanie, cho to jeszcze nie jest uchwytne na zakresie pomiarowym. w takim
rozumieniu wydarze, zaliczenie do zakresu topnienia oraz brak zaliczenia do
parowania pewnych brzegowych wydarze, moe nie nastpi. i dlatego kocowy
wynik pomiaru si zmieni. - moe te zachodzi to, e warunki (np. cinienie
rodowiska) zmieniaj przebieg eksperymentu i uniemoliwiaj jego brzegowe,
dokadne wyznaczenie. a cinienie to take kwanty i ich wielkoci.
wane w tym rozumowaniu jest jedno - e tak zakrelone punkty rodkowe i dla
ewolucji wane (jako jej kwantowe "znaczniki"), ustalone jako kolejne rodki
przedziaw, pokrywaj si z pewnymi wartociami, ktre s do opisu ewolucji,
w ramach "przedziau wody", zasadnicze. to s jeeli nie dokadnie i cile
te punkty, to lece obok nich. i jako takie wyznaczaj procesy. wicej, s
procesami opisywalnymi w ten sposb.
dlatego w takim rozumieniu rwnie jeden przedzia, z uwagi na ycie, jest
tutaj bardzo wany, mianowicie przedzia pomidzy 295 (25) a 320 (50) stopni.
czyli "wiartka ycia", jakby mona okreli w odniesieniu do szkicu i liczb
kwantowych. to w niej, i wok jej rodka, koncentruje si ycie. wszystko
to, co mam za ycie.
263

moe si pojawi zarzut, e przez takie "rodkowanie" wartoci prdzej czy


pniej uzyskam pooenie jakiego punktu - i tym samym dowiod susznoci
zasady. gdyby tylko o takie mechaniczne dziaanie si rozchodzio, mgbym
si z zarzutem zgodzi. nie o to przecie tutaj idzie, ale o to, e zasada,
w poczeniu z ustaleniami liczb kwantowych (wraz ze szczeglnym pooeniem
punktu ycia), e takie sprawdzanie si zasady rodka (jako kolejnych rodkw
przedziaw) - to wszystko razem dopiero sprawia, e jest to tak logicznie
znaczce. e "rodkujc" proces uzyskam zawsze w kocu punkt (bo kres takiego
dzielenia musi si pojawi), prawda skoro jednak uzyskaem tak metod nie
dowolny, nie "byle punkt", ale dokadnie najwaniejszy dla ycia a, to ju
inaczej ustawia cae dziaanie. podnosi jego rang niepomiernie. bo w taki
to sposb, zwracam na ten fakt uwag, mam regu zmiany. dzielenie moe by
dowolne, ale kiedy jest to logiczny rytm, ktry nastpnie potwierdza si w
badaniu, to sprawa nabiera innego znaczenia.
tak si przedstawia "przedzia ycia":

dla uwydatnienia tego przedziau i jego cech, rozrysowaem i opisaem go w


postaci "piramidy", czyli kolejnych rodkw. takie opisanie, jako wielkoci
jednego cyklu kwantowego, co w sumie daje dystans 12,5 stopnia (1/8 caego
przedziau wody) - to rwnie dla pokazania tych zalenoci. bo w praktyce
tylko ten przedzia wchodzi w gr. pomimo e wysze, jak i nisze wartoci
take maj znaczenie, jednak dla istnienia temperatura 31,25 43,75 stopnia,
to jest przedzia zasadniczy. punkt rodkowy tego przedziau wypada w stanie
37,5 a rodek powyej tego punktu. czyli ciepota parowania, to wyznacza
kolejn granic dla organizmu.
264

dla lepszego omwienia zakrelonego przedziau, czyli owych omiu wanych do


istnienia punktw skali, jeszcze raz, ale w innym ujciu i ograniczajc si
tylko do tego zakresu, chc rozrysowa "stan posiadania" ycia. a raczej jego
ramy. cay taki przedzia, ktry stanowi 1/8 "przedziau wody", to zakres i
teren ycia. tak niewiele, te 12,5 stopnia ciepoty wytycza, jest wielkoci
maksymaln, w ktrej ycie moe si realizowa. 12,5 punktw temperatury, to
jest 1/8 przedziau wody. - to jest rwnie 1/25,6 zakresu 0 - 320, 1/51,2
zakresu 0 - 640 i 1/81,92 zakresu 0 - 1024. co stanowi, ju w innym ujciu,
w innym "rzucie", punkty "256", "512" i "8192", kwantowo wane wielkoci.
poniej "zakres ycia", ograniczam si tylko do wartoci "wewntrznych", nimi
atwiej operowa:

w tak zakrelonym przedziale, i kolejnych wewntrznych przedziaach, na plan


pierwszy w opisaniu i analizowaniu jedno si wysuwa: dlaczego rodek wypada
nie w punkcie "zasadniczym", z uwagi na ycie zasadniczym, czyli w wielkoci
36,71 (36,6 w ujciu medycznym), a wyliczenie dla wartoci rodkowej jest a
o jeden stopie wiksze i wynosi 37,5? czy to pomyka? nie. i atwo jest to
wyjani. jeeli przed chwil przyjem, a raczej konsekwentnie zastosowaem
i poprawnie ustaliem rodek wydarze oraz pooenie wobec niego dla caego
przedziau wydarze ycia (0 - 320) - to wyjanienie w kolejnym ju punkcie
analizy, e ycie, a raczej optymalna, najwaniejsza wielko temperatury dla
tego ycia nie moe si znajdowa w tym rodkowym punkcie, ale by jedynie
"w pobliu" (na jednym ze zboczy, wstpujcym) - to oczywisto.
rodek wydarze znajduje si w punkcie 37,5 - tak wychodzi ze "rodkowania",
dzielenia na przedziay w rytmie "przez dwa". ale punkt dla ycia zasadniczy
- i oznaczajcy stabilizacj procesw i ich jake wane przebieganie ten
punkt znajduje si w przedziale 35,9375 - 37,5. i jest rodkiem tego odcinka.
i tutaj analiz trzeba przeprowadzi tak samo, czyli przedziaami, rodkami
kolejnymi. w ogle, cay ten przedzia warto rozpatrze pod ktem kolejnych
(w tym "wirze") wydarze, w caym przedziale warto kolejne "pod-przedziay"
wyznaczy i osobno omwi.
jako e, od lewej strony rozpoczynajc, od najniszych temperatur (wartoci
wydarze), cho strony s tutaj umowne ("gra", czy "d" energetyczny jest
bez-stronny, kolejno wspinania si na szczyt, czy schodzenia ze to decyzja
arbitralna i ustanowienie stron przez dziaajcego-obserwatora) zaczynajc
od strony, punktu 31,250 do stanu 37,5 - cay tak wyznaczony przedzia daje
si podzieli take na poow. co w wyniku pozwala uzyska punkt 34,375. - a
idc dalej w tym dzieleniu i "rodkowaniu", czyli w przedziale teraz 34,3781
- 37,5 - w tak wyznaczonym rodku przedziau (ktry ley w drugiej poowie
do rodka idc) - w tym punkcie znajduje si warto 35,94. a przez kolejny
podzia tego odcinka, uzyskam warto 36,71. mgbym dalej "drobi", dzieli
wydarzenia i ostatecznie uzyska dokadnie warto 36,6 tylko e nie jest
to potrzebne. i to z kilku wzgldw. po pierwsze, taka dokadno, 36,71 (o),
ju wystarcza. mog powiedzie, e ta wielko wanie jest stanem rodkowym
dla temperatury, e wyznaczenie jej przez medycyn nie uwzgldniao pewnych
brzegowych wartoci. po drugie, jest to zawsze przedzia (36 37).
265

po trzecie, co jest tu najwaniejsze, a o czym przyjdzie powiedzie dalej w


szczegach, rnica midzy wielkoci 37,5 a 36,71875 (czy 37,5 a 38,28125)
- czy kad inn tak wyznaczon wielkoci kolejnych rodkw ta rnica
wynosi "niepozorny" stan: 0,78125. i ta wielko wystarcza ju do opisania
pooenia kolejnych punktw na skali. a jej dalszy podzia, do zrealizowania
w bardziej dokadnym wyznaczaniu, to jest naturalnie moliwe, ale dla mnie,
w tym punkcie analizy, traci znaczenie. w tak zakrelonym opisaniu dzielenie
dalsze nie wnosi zmiany obrazu, bowiem osignity poziom dobrze spenia swoje
zadanie i wystarcza do udowodnienia istnienia wartoci progowych. i pokazania,
jak si "buduje" skala absolutna, a jak skala dziesitna itd. - jeeli wok
punktu 37,5 - albo 36,71 na odlego, po obu stronach o warto 0,78125,
rozciga si przedzia stabilizacji, to tak wyznaczony przedzia jest take
zdefiniowaniem przedziau wydarze cznych i warunkuje istnienie ycia. to
mi wystarcza.
ale powracam do przedziaw, ich omwienie jest bardzo wane ze wzgldu na
konsekwencje w rozumieniu procesw. a zakres stabilizacji wok punktu 37,5
(lub 36,71), jeden z tak zaznaczanych przedziaw wyoni si dalej sam, jego
znaczenie wyoni si jako element i pochodna takiej "przedziaowej analizy".
wspominaem, e na ten omioodcinkowy przedzia wydarze mona spojrze pod
ktem istnienia brzegowych wartoci, e mona to potraktowa jako wyaniajc
si kolejnymi przedziaami, wypitrzajc si "gr" istnienia (w gr, nad
paszczyzn) a dalsze, tak zaznaczane "poziomice" oraz "krgi" ciaa, bd
miay i maj, zwaszcza w medycynie, znaczenie fizyczne. po prostu s wanymi
yciowo zakresami i s wynikiem samego procesu. s lokalnym faktem ju o
cielesnej, konkretnej budowie, ktry ksztatuje si w takich granicach, jako
pochodna punktw wzowych.
to, nawiasem, jest kolejnym potwierdzeniem, e "przesunicie" skal a o trzy
stopnie w d i e opisywanie nastpnie tak wyznaczonego caego przedziau
jako "wewntrznego" (w skali stopni "oc") a take realizowanie si, jake
dokadne tych wanych punktw - to rwnie jest bardzo silny argument na plus
i za poprawnoci (i zgodnoci) tych uj z ustaleniami biologicznymi. a co
nie zachodzi w liczeniu aktualnym. uwaam i jestem przekonany, e to bardzo
silny argument za takim podejciem. czyli za, z jednej strony, poprawnoci
przesunicia, a z drugiej pozwala ycie i jego procesy wpisa w ogln skal
kwantowych zdarze (bo zawsze widz tylko kawaek caoci - nie mog o tym
zapomina).
przedzia 31,25 - 43,75.
przedzia najszerszy, obejmujcy 12,5 stopnia. to przedzia maksymalny, w
ktrym naleny umieci zakres istnienia ycia (w formie odnoszonej do mego
istnienia), to ramy generalne, w ktrych ju/jeszcze mog tworzy si stany
(warunki) do reakcji fizycznych i chemicznych, ju ze szczegln rol w tych
procesach wody. ten przedzia to symetrycznie rozoone - po obu stronach
punktu "37,5" - 6,25 jednostki (stopnie temperatury). przy czym, co wane,
obie tak wyznaczone brzegowe wartoci s, medycznie biorc, zakresami duymi,
wyznaczaj nieprzekraczalne stany brzegowe istnienia. ale s to zarazem ramy
ograniczajce ycie - i ono bez deformacji (a czasem nawet degradacji) poza
tak zakrelony obszar bezkarnie nie moe si wychyli. przynajmniej to ycie,
ktre jest maksymalnie skomplikowane (np. rozum). - warto jednak zauway,
e na tak wyznaczonych brzegach nie ma stabilizacji, brzegi wyznaczaj wany
przedzia, ale ewolucja na/w brzegach si nie koczy, ale dzieje. "co" tu
jeszcze drga i si zmienia, a to oznacza stopniowe zanikanie procesw, czyli
wygaszanie reakcji. - jednak, cho granice s wane, przede wszystkim liczy
si wntrze. dlatego w tak zakrelonym oglnym krgu trzeba wyznaczy kolejny
przedzia wydarze, na co dzie mi bliszy.
266

przedzia 32,8125 - 42,1875.


w tym kolejnym przedziale jest zakres, ktry z medycznego punktu widzenia ma
ju sens. temperatura ciaa 42 stopnie to jeszcze, cho w warunkach skrajnych
i dramatycznych, punkt istnienia, warto maksymalna temperatury organizmu,
ale ktra posiada jednak znaczenie, realne znaczenie. - oczywicie tak dua
ciepota to "problem" dla ycia, ale ju problem w zakresie istnienia. tak
wyznaczony przedzia nie jest przedziaem optymalnym do egzystencji, a tylko
wewntrznie maksymalnym. dlatego trzeba wyznaczy kolejny, mniejszy, w ktrym
istnienie moe si realizowa.
pragn jednak w tym momencie zwrci uwag na wany fakt, e przyszo mi ju
odrzuci poow caego przedziau z wczeniej wyznaczonego dla ycia. may
na pocztku przedzia, ktry liczy dwadziecia pi jednostek (stopni), w
tej chwili skurczy si dramatycznie, a to wszak daleko nie koniec dzielenia.
z kadym krokiem odpadaj kolejne zakresy, a tak liczony "wycinek" wiata i
dogodny do istnienia, staje si coraz wszy to rzeczywicie zaczyna by
podobne do ostrza "brzytwy", ktra tnie byty nadmiarowe i nie dziwi, e jest
to tak pilnowana warto. - przecie w liczeniu do tej chwili odpady, jako
skrajne lub bardzo niegodne do istnienia, a cztery odcinki, okazuj si by
ramami, ale nie codziennoci wydarze. poowa maksymalnego przedziau jest
na co dzie nie do uytku - to tym dobitniej pokazuje, e bardzo "kurczowe"
trzymanie si przez ycie wartoci ciepoty ciaa ma znaczenie.
przedzia 34,375 - 40,625.
przedzia wany. wany, poniewa dolna i grna granica wyznacza wartoci, w
ktrych zachodz procesy ju obecne. zwaszcza gra, czyli poziom parowania
wody (wedug wylicze fizyki 40,66 stopnia), jest decydujca. tutaj zaczyna
si rozpad (i to definitywny) struktur, w ktrych reakcje oparte s gwnie
na wodzie. czyli tkanki biologiczne ulegaj degradacji.
rwnie i z tego punktu widzenia jest moliwe (jako granicznej wartoci), e
punkt parowania wody rzeczywicie lokuje si w stanie 40,66 stopnia a tylko
punkt graniczny dla ycia znajduje si w stanie 40,625. i dlatego niewielkie
nawet przekroczenie tej wartoci oznacza pocztek rozpadania si konstrukcji
skomplikowanych. a graniczna wielko, czyli "ocieranie" si o fizyczn ju
barier przebiega, jak to wynika z analizy, w punkcie 40,625. ledwo o 0,035
stopnia rnicy. jake to may przedzia. - w kadym razie, to nie ulega tu
wtpliwoci, z uwagi na znaczenie tego punktu, ponowne i dokadnie ustalenie
warto momentu parowania wody warto przeprowadzi i to, zrozumiae, wraz
ze zjawiskiem brzegowym.
przedzia 35,9375 - 39,0625.
to ju wielko "praktyczna", obecna codziennie - to ju tylko dwa zakresy
najbardziej wewntrzne z tego omioodcinkowego ewolucyjnego wydarzenia. to
ju, biorc za punkt odniesienia moj aktualno kadego dnia, maksymalne
wartoci, dolna oraz grna, ktre dziej si w organizmie. temperatura 35,9,
jak i 39,06, to s ju realnie wystpujce brzegowe, ale jeszcze oznaczajce
"poprawne" dziaanie organizmu, wartoci temperatury. na pewno nie oznacza
to komfortu, kiedy organizm w takim punkcie si znajduje, ale jednak pozwala
na postrzeganie wiata i reagowanie na jego zmiany, tu zachowane s jeszcze
warunki stabilizacji, ktre pojmuj za moliwe do przyjcia. oznaczaj stan
chorobowy, organizm ma problemy, ale do pokonania.
cay tak wyznaczony zakres (35,9 39,06), to wielko 3,125 stopnia w skali
przyjtej do liczenia. to dokadnie 1/4 przedziau 12,5 stopnia, co rwnie
jest wymown kwantowo liczb. - trzy stopnie zdarze (drga) materii, tego
co okrelane bywa "temperatur", a zarazem praktycznie wszystko, w czym/jak
istniej, zakres, w ktrym mog funkcjonowa (w miar zbornie). trzy stopnie
tak mao, tak duo.
267

w tym momencie w analizie pojawiaj si przedziay kolejnego rzutu czyli


ju bardzo wewntrzne w caoci przedziau ycia. o ile do tej pory brany w
wyznaczaniu "skok" zjawisk wynosi 1,5625 stopnia - o tyle w tej chwili taki
kwantowy stopie trzeba "przepoowi". i w efekcie uzyskam wanie wielko
0,78125, ju wczeniej wspomnian. eby jednak pj dalej, co zaznaczyem
na rysunku, czyli uzyska zasadnicze punkty stabilizacji ycia, musz, dla
tutejszego liczenia, podzieli - jeszcze raz tak wielko przepoowi (ale
generalnie nie jest to konieczne). i to ju wystarcza, tak otrzymana liczba
ma posta: 0,390625. i jest to, co take wane, 1/32 przedziau 12,5 stopnia
skali temperatur.
jako pierwszy wypada zanalizowa przedzia 36,71875 38,28125 stopnia, jako
ten, w ktrym znajduje si rodek, w ktrego centrum zawiera si wany punkt
"37,5", czyli rodek dla caego rozpatrywanego przedziau.
dlaczego w tym miejscu, a nie w niszym, znajduje si ten szczeglny punkt,
to ju wyjaniam wczeniej. ycie nie moe go przekroczy - co nie znaczy,
e nie przekraczaj wydarzenia, kiedy procesy ulegn "zwielokrotnieniu" (po
prostu podgrzaniu). tylko e przekroczenie tego punktu oznacza kopoty, jest
krokiem, wkroczeniem w stan "podwyszonej ewolucji" ukadu. - przekroczenie
stanu rodka, ktre na co dzie si nie dokonuje, a tylko ociera si o niego,
moment przejcia tej wartoci oznacza narastanie w ewolucji wydarze, ktre
powoduj, wiod do wydarze destrukcyjnych.
powyszy zakres jest wany, ale praktycznie w analizie zjawisk ycia i jego
temperatury stabilizacji nie o przedziale 36,71 - 38,06 trzeba mwi, tylko
o kolejnych, jeszcze bardziej wewntrznych, o jeszcze mniejszym wycinku i
kolejnych. dlatego ten przedzia znw rozpada si na 8 odcinkw w analizie,
i to w ich ramach zachodzi definitywna stabilizacja procesw. co nie oznacza,
e jeszcze drobniejsze przedziay nie mona wyliczy. nie wykluczam, e
moe to w pewnych okolicznociach by zasadne (np. w szukaniu najlepszych,
optymalnych parametrw dziaania leku).
kolejne przedziay wygldaj nastpujco:
przedzia 35,93 - 36,32 i 38,67 - 39,06. s to przedziay (pod-przedziay) w
ramach caoci oznaczajce na co dzie, w biecym funkcjonowaniu organizmu,
brzegowe wartoci wystpujce w reakcjach ycia. o ile dolny przedzia jest
"dochodzeniem" do stanu rwnowagi, to grny, jego narastanie w stron 39,06,
oznacza narastanie destabilizacji. i to s kolejne "ramy", granice, strefy
bezpieczestwa organizmu.
przedzia 36,32 - 36,71 37,10.
przedzia dla ycia najwaniejszy. to w nim zachodzi stabilizacja, tutaj, w
takim zakresie, ze rodkiem w punkcie 36,71 stopnia, dzieje si codzienna i
zasadnicza stabilizacja energetyczna. i jest to dokadnie 0,78125 stopnia po 0,39075 na kad stron. o tyle moe si, bez odczuwalnych i widocznych
problemw, "odchyli" temperatura, ilo drga cieplnych organizmu. - mao,
bardzo mao. dlatego nie dziwi, na tym tle wida to doskonale i jaskrawo, e
konieczno dokadnego, bardzo dokadnego kontrolowania granicy fizycznych
i chemicznych reakcji jest wymogiem fundamentalnym.
podkrelenia wymaga to, e moliwe i dopuszczalne w temperaturze organizmu
odchyki zawieraj si w 0,78125 stopnia zmiany. a w praktyce przecie musi
stabilizacja by jeszcze dokadniejsza, tu rozwaam granice skrajne. dlatego
nie moe dziwi ogromna "troska" struktury dziaajcej w oparciu o wod, o
te wartoci nie moe dziwi, poniewa od ich utrzymania zaley przetrwanie.
ycie jest wpisane w kwantowe wielkoci i musi je w kadym swoim "kwantowym
tykniciu" odwzorowywa. - tylko podziwia, e to si dzieje. przynajmniej
przez jaki czas.
268

przedziay 37,10 - 37,5 - 37,89, jak i 37,89 - 38,28 - 38,27, to ju kolejne


wielkoci, ktre wyznacza graniczny, wyliczony wczeniej stan, czyli 0,78125
stopnia. to s kolejne przedziay temperatur, ktre zmieniaj si o wielko
tej jednostki liczenia. wszystkie podane temperatury s wane yciowo (oraz
medycznie), ale ich dalszej analizy ju prowadzi nie musz. w praktyce, i
to byo celem tego ustalania, liczy si gwnie przedzia 36,32 - 37,10
stopni, co w medycznym opisie przybiera warto 36 - 37. i jak wida, niemal
dokadnie si te zakresy pokrywaj.
dlaczego nie cakowicie? mona to, z jednej, strony zoy na zaokrglanie
wartoci w medycynie albo, z drugiej, na wliczeniu w zakres wany rwnie
wydarze, ktre si, jak z analizy wida, do nie zaliczaj. w kocu mona
si o te brzegowe wielkoci w szacowaniu zwyczajnie pomyli (a pochodn tej
sytuacji jest sprawa uywanego do pomiaru przyrzdu; jaki on by nie by, to
jest to zawsze "zgrubne" urzdzonko, nie wyrni subtelnoci, zreszt nie s
na co dzie a tak istotne). ale, co zrozumiae, postulowabym ponowne i pod
ktem liczb kwantowych, wyznaczenie tych stanw.
nie musz podkrela znaczenia takiego podzielenia skali temperaturowej oraz
wpisania moich (organizmu) reakcji w ten zakres. to wane i bardzo wane, a
przede wszystkim pokazuje, jak i dlaczego jest to wane, z czego si bierze.
ale rwnie dla mnie wany jest stan, warto liczbowa, "skok" zmiany, o jak
moe si realizowa proces. samowpisanie si w procesy i ich temperatur, to
rzecz zasadnicza, ale rwnie ciekawa jest jednostka takiego opisu. warto,
liczba 0,78125 (tu stopnia ciepoty), to parametr zmiany w ramach ewolucji
fizyko-chemicznej, jednostka tej zmiany a to ju pozwala na skalowanie.
0,78125 to 1/128 "przedziau wody", ale zarazem skadowa wszelkich zdarze,
poniewa woda jest czci caoci.
co to znaczy? duo. wyliczenie, e jest to dokadnie 128 jednostek, a przez
to odniesienie do wielkoci kwantowych (rwnie w punkcie brzegowym 8/0), to
ju wprowadza ciekawe ustalenia. po pierwsze, e przedzia wody, a rwnie
kolejne wielkoci w tym zakresie, zawieraj w sobie wielkoci kwantowe (i e
s tak opisywalne). a to mao nie jest. oto mam zaleno, e cay przedzia
wodny, i ja jako jego element, jest realizacj kwantowych wartoci. i to w
bardzo dokadnym zakresie. cay zakres wody, od stanu zero po stan wrzenia,
to narastanie - o wielko kwantow - kwantowych wydarze. od zera do stanu
128 jednostek, ktre oznaczaj koniec ewolucji jednego etapu. e wyznaczana
w taki sposb liczba, przez kolejne dzielenie rodka, musiaa si pojawi i
tak si zaprezentowa? zgoda. to pochodna tego liczenia. - tylko e naley
rozumowanie odwrci: nie liczba jest pochodn dziaania, ale ewolucja tak
si dziejca jest pochodn wydarze kwantowych (jedno z drugiego wypywa).
ustalenie tego jednego zakresu wydarze, 1/128 czci wydarze ewolucji wody,
to potwierdzenie i zaliczenie tej ewolucji do oglnego schematu. woda, z jej
ewolucj, wpisuje si dokadnie w przebiegi kwantowe - po prostu, realizuje
si jako wydarzenie w peni kwantowe. i uwaam, jestem o tym przekonany, e
take w szerszym rozumieniu, nie tylko samej "mokrej" wody. e rwnie stany
brzegowe tego zakresu, wic rozpad na gaz (par), jak i dolny stan trway
(ld), te zakresy rwnie s opisywalne kwantowo. analizuj w tym miejscu
tylko cz zakresu, najwaniejsz dla ycia. ale okazuje si i potwierdza
na gruncie matematycznym, e to wydarzenie wpisane w kwanty. a to ju stanowi
przykad, jest kolejnym wymownym przykadem na "szczeglno" tutejszego, tak
wyrnianego globu. zawierajc w swym zakresie wod w stanie pynnym, ziemia
ju warunkowaa zaistnienie ycia. to jeden z jake licznych parametrw, ale
ktry musia wystpi. - po drugie i znw wane, tak wyznaczone liczby nie
s dowolne, speniaj wszystkie wymagania od strony empirycznej - s obecne
na co dzie i mj "dzie" warunkuj. dlatego odrzuci ich nie sposb.
269

- 0,78125
czas obecnie na analiz tej, jak nazwaem, niepozornej liczby. bo z faktu,
e tworzy wod, przedzia wody w iloci 128 jednostek, stanowi l/l28 cz
tego przedziau - ju to wiadczy o roli, jak peni w liczeniu. w liczeniu
temperatury tutaj, ale i szerzej. - szerzej, tzn. w caym zakresie liczenia
kwantowego, wszystkich wartoci. skoro tak dobrze si wpisuje oraz opisuje
obszar wydarze, ktry naley do "przedziau wody", nie mam podstaw, to nie
mam adnego argumentu na odrzucenie tego parametru w liczeniu szerszym. wrcz
przeciwnie, wszystko wiadczy za tym, eby dokona caociowego "przejrzenia"
struktury liczb kwantowych pod tym ktem tej wieloci. skoro opisuje zakres
pojedynczy, tak wany i rodkowy, musi opisywa wszystkie. czyli bdzie, nie
mniej i nie wicej, jak "skokiem kwantowym", ktry wczeniej wyznaczyem (w
nieco bdny sposb).
dlaczego bdnie? proste dziaanie matematyczne przynosi odpowied: 0,78125
x 327,68 = 256. policzyem dla wielkoci rwnie rodkowej, ale by to ju
rodek w innym liczeniu (komrkowym). rodek by i owszem, tylko pomieszanie
zakresw zadecydowao o kocowym mao precyzyjnym ujciu.
znacznie jednak waniejsze, z uwagi na konsekwencje logiczne i przeliczeniowe
- jest opisanie caoci wydarze takim samym "skokiem". jeden parametr i ta
sama jednostka dla caego zakresu - to ma znaczenie. w taki sposb uzyskuj
wielko kwantow, czyli wielko najmniejszego stanu w procesie, ktry ten
proces kwantuje, nadaje rytm (ustala ten rytm). zysk niewtpliwy. - mam skok
kwantowy dla skal temperatury, i to wszystkich. jako e o ten sam parametr
odmieniaj si wszystkie.
czy jest to "staa kwantowa" lub co analogicznego? mam powody, eby wanie
tak uwaa. niepozorno liczby jest mylca, zawiera w sobie wiele cech, bo
znajduje si w ciekawym miejscu pomidzy stanem 32 a 0, dzieli si przez 8 i
7, itd. spenia wiele warunkw dla liczby bazowej. oto niektre z wylicze:
0,78125 x 1,28
6,4
8
16
32
64
128
256
512
1024
1280

=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=

1
5
6,25
25
25
50
100
200
400
800
1000

x 18
50
72
98
160
224
288
320
640

=
=
=
=

14,0625
39,0625
56,25
76,5625

=
=
=
=
=

125
175
225
250
500

itd. itp.
ciekawe jest to, e w ten sposb uzyskuj zarazem wielkoci kwantowe, jak i
jednostki dziesitne, i to dokadne. a co jeszcze waniejsze, takie liczby
pokrywaj si idealnie w punktach wzowych ze sob. 1 - to 1,28 podstawowej
jednostki, 1000 jest pochodn 1280 takich jednostek. 100 to 128 jednostek,
wic wielko kwantowo wana, brzegowa. - take 5, jak i wielokrotnoci, s
pochodne liczeniu przez punkt "64", a "wiartka" wydarze przez punkt "32".
przeniesienie tego na kolejne poziomy to ju dziaanie poniekd mechaniczne,
tak ustalony "kwantowy skok" ("kreska") wydarze, moe rwnie dobrze suy
do tworzenia skal kwantowych, jak i dziesitnych. jedna i druga skala s do
siebie pochodne i dopeniaj si. a jedno dziaania tak uzyskana ma swoje
znaczenie.
270

- 0,15625
o ile skok kwantowy opisuje liczba 0,78125 (0,0078125), o tyle, na tej samej
zasadzie wyznaczona liczba, czyli 0,15625 (0,015625), bdzie opisywa "skok
komrkowy". czyli, mwic inaczej, obie liczby su razem, odpowiednio do
siebie przyszeregowane, do ustalania cigw 2n2 i 2n. jeeli pierwsza opisuje
wydarzenia na poziomie kwantw, to druga odnosi si do rytmu komrkowego
ale rwnie dobrze da si zastosowa do opisu wszystkich liczb i wielkoci.
przy jej pomocy take mog uzyska kwantowo-komrkowy diagram:
0,15625 x 1,28
3,2
6,4
8
12,8
19,2
32
64
128
256
320
640
1024
1280

=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=

0,2
0,5
1
1,25
2
3
5
10
20
40
50
100
160
200

x 18
24
50
72
98
256
512
720
800
1600

=
=
=
=
=

2,8125
3,75
7,8125
11,25
15,3125

=
=
=
=
=

40
80
112,5
125
250

itd. itp.
w praktyce, co zrozumiae, obie liczby s do siebie dopenieniem, wyznaczaj
wszystkie zdarzenia, tylko o "innym stanie". ale mog by uywane zamiennie,
w zalenoci od potrzeb. najwaniejsze, e przy tak zakrelonym zliczaniu,
przez kolejne zoenie wielkoci kwantowych, i to kwantowo zasadnych, mog
uzyska kad liczb w diagramie kwantowym lub komrkowym. a take, w innym
liczeniu, uzyska wszystkie liczby dziesitne, rwnie te w wanych punktach
wzowych. jeeli do stanu 64, w wyej zaprezentowanym liczeniu, dodam stan
6,4, to uzyskam porednie, ale pene "dziesitnie" stany kwantowe.
kada liczba tak wyznaczona jest zarazem penym stanem, ale take graniczn
wielkoci w kwantowaniu. w zaprezentowanym liczeniu pokrywaj si wartoci
dziesitne, opisywane przeze mnie jako "absolutne", oraz liczby kwantowe w
ich penych zakresach.
czy te liczby bd sprawdza si na kadym poziomie ewolucyjnej zmiany? tak,
uwaam, e tak. przy oczywistym ustaleniu, czyli wiadomym dziaaniu, o jaki
poziom chodzi, na jakim kolejnym zakresie dziaam. mog to by wartoci, jak
w tym liczeniu, 0,15625 ale rwnie moe to by 0,015625 (jako 1/64, czyli
kwant, jednostka kwantowa wobec wielkoci 0,15625). co wane, rwnie dobrze
moe to by, w ramach ju innego, tu nadrzdnego poziomu liczenia, wielko
w postaci 15625 - czy jeszcze wiksza jednostka. to kadorazowo jest "jedynka
kwantowa", kwant liczenia, tylko na/w innym poziomie, z inaczej ustawionym
punktem odniesienia. kwant logiczny zawsze jest kwantem logicznym, ale jego
"rozmiar" (gabaryty) si zmieniaj, s zalene od warunkw lokalnych (i od
zdolnoci wyrniajcych obserwatora). - to zawsze jest jednostka przedziau
tak wyznaczanego (kwantowego, czy komrkowego) i zawsze peni rol kwantu o
logicznej formule, ale to inny puap ewolucji, w zalenoci od spojrzenia w
gr lub d zmiany skierowany (rozpadem czy czeniem). dlatego inny bdzie
skok dla wydarze na poziomie kwantw logicznych, ale rwnie inny, kiedy w
analizie mam planety czy wszechwiat. to zawsze bdzie skok kwantowy, czyli
wielko oparta na tym liczeniu, ale skala wydarze si naturalnie zmienia.
i to musi by uwzgldniane.
271

- "diagram kwantowy"
ustalajc pewien czas temu rozkad kwantowy (jednostek i zdarze), doszedem
w takim liczeniu, czynionym "na piechot", co warto podkreli ze wzgldu na
"heroizm" takiego dziaania (heroizm w odniesieniu do potgi kwantw i liczb
je opisujcych) ot doszedem do stanu 281 bilionw komrek (z kawakiem)
i 7205 bilionw kwantw, jako ostatnich wartoci na smym, czyli brzegowym
poziomie. ale pojawia si pytanie, czy te wartoci, odpowiednio 1288 i 648, s
ju wartociami maksymalnymi fizycznie - w rozumieniu, e dalej nie ma sensu
o niczym w cznym charakterze mwi, e dalej wystpuj nieskoczone cigi
wydarze, ale ju wydarze na poziomie Ewolucji Kosmicznej, wic "rwanej" (i
gdzie naley zastosowa "brzytw" lub renormalizacj) - czy zachodzi moe
cig dalszy, kolejny poziom zdarze - jeszcze cznych zdarze? wartoci 648
(281 bilionw) i 1288 mog by, kiedy chodzi o jednostki, o kwanty logiczne
(absolutne) take zapisem, opisem procesw i iloci elementw wszechwiata?
czy, przeciwnie, takie zliczanie nie ma ju sensu oraz prowadzi do zliczania
nieskoczonoci czy mam si ju zatrzyma? czy warto liczenie poprowadzi
dalej w poczuciu, e to jeszcze nie wszystko?
mgbym na te pytania odpowiedzie w ten sposb, e dokonane przed chwil,
na poprzednich stronach przeprowadzone ustalenie skoku kwantowego, opisanie,
jak si zmienia i ustalenie, e warto tego skoku jest staa i obrazuje
go liczba 0,78125 - oraz e ta warto jest "stopniem kwantowym" temperatury
- i na takim ustaleniu poprzesta. jednak pytanie o to, czy jest sens dalej
liczy, czy diagram, ktry przy pomocy tych liczb ustalam (nie tylko diagram
temperaturowy, ale kady), czy ten diagram jest skoczony na poziomie smego
cyklu, czy dzieje si dalej (dalej w rozumieniu zjawisk istniejcych ze sob
w cznoci, jako wydarzenie rzeczywiste, fizyczne, cielesne) takie pytanie
ma znaczenie. we wczeniejszym liczeniu dotarem do poziomu smej potgi i
pojawia si pytanie, czy tak zapisane wartoci s kocem, czy tylko jednym
etapem liczenia? czy sma potga, smy cykl kwantowy jest brzegiem skrajnie
maksymalnym, czy to jedynie punkt przejcia? - w bezporednim nawizaniu do
wzorw opisujcych kwanty i komrki, wyglda to tak:
(2n2)x

n = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.
x = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8...

(2n)x

n = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7.
x = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8...

pytaniem zasadniczym w tym rozumowaniu jest kwestia, czy mam prawo, czy mog
wobec wartoci "x" uywa nieskoczonego szeregu, jak by to wynikao z tego
zapisu, czy takich poziomw wydarze, czyli kolejnych cykli ewolucji, bdzie
ograniczona ilo? e to bdzie, logicznie biorc, warto skoczona, to nie
ulega wtpliwoci, to wynika z samach uj ewolucji. dlaczego? wychodzc z
ustale, ktre tworz pojmowanie kwantowe, zjawisk jako kwantowych (czyli w
zachodzeniu jako niecige, z "jedynk" w swoim fundamencie), nie tylko mam
prawo do mwienia o skoczonoci zjawisk w ich cznym rozumieniu, ale jest
to konieczno. jeeli istnieje najmniejsza wielko kwantowa, to musi, jako
logiczne dopenienie i konieczno, istnie wielko najwiksza, ktra jest,
ktra oznacza jeszcze czn zmian. dlatego mam prawo i obowizek nie tyle
nieskoczono w ten opis wprowadza, ale, jak w przepadku wartoci "n" dla
iloci cykli (jako skoczony) - rwnie dla "x" wprowadzi cig ograniczony,
skoczony. to jest analogiczny przepadek, ktry pojawia si przy sumowaniu
stanw kwantowych wszechwiata. pojawia si konieczno postawienia zamiast
trzech, tylko jednej kropki - i zamiast cign wydarzenia w nieskoczono,
musz ustali, e si kocz. pytanie ma jednak w tej chwili dla mnie posta
zasadnicz: w ktrym momencie?
272

poprawny zapis wzorw bdzie wyglda tak:


(2n2)x

n = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.
x = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.

(2n)x

n = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.
x = 1, 2, 3, 4, 3, 6, 7, 8.

dla obu wielkoci parametr "x" jest jednaki, poniewa ilo cykli jest taka
sama, ilo poziomw wydarze, w ramach ktrych dziej si procesy, jest ta
sama. ale pytanie, czy koczy si na smym stanie, czy poziomy biegn dalej,
i jak daleko? gdzie postawi kropk - bo kropka, jak to argumentowaem przed
chwil, by musi, to konieczno. wszak (wszech)wiata, ktry jest zmian, w
nieskoczono nie mog rozcign, zmiana nie moe by nieskoczona. regua
jest wieczna, ale fizyczna zmiana z zasady jest ograniczona. - gdzie wic w
procesie postawi znak "stop", ta kwestia wymaga zastanowienia. by moe na
tak sformuowane pytanie udzieli odpowiedzi dopiero eksperyment, czyli kiedy
uda si wyznaczy, ile kwakw bierze udzia w jednym wszechwiecie. co dalej
pozwoli przenie wyliczenia odpowiednio wyej, na poziom pola energii, wic
wszelkich kwantw zaangaowanych w "ten", "historycznie" biorc jeden wiat
w postaci wszechwiata.
jednak rwnie logicznie nie tylko mona, a trzeba prbowa ustali brzeg i
miejsce, gdzie przebiega granica fizycznych zdarze. wielko, liczba kwantw
zaangaowanych w tworzenie wszechwiata na pewno jest policzalna (ale zawsze
bdzie to policzenie chwilowe i urednione, bo kwanty uciekaj i dopywaj do
ukadu). przypuszczam, e to musi by w proporcji do policzonych ju faktw
materialnych. znajc jedn warto, znajc zasady kwantowania, mog podliczy
dynamiczn chwil pola kwantowego.
pytanie jest takie: czy warto "x" koczy si na 8, 16, 32, 64, 128 a moe
256, 512, 1024 - czy wrcz na 8192?
przyznaj, e kiedy pisz te liczby, to idzie atwo, mechanicznie, ale kiedy
uwiadomi sobie skal, uwiadomi, co oznacza wielko 128128, to rka oraz
umys dr. a co dopiero mwi, gdyby w gr wchodzia liczba 1281024 lub nawet
1288192. czy "tylko" 648192. liczby zaiste kosmiczne i emocje zasadne.
w tym zestawie najbardziej "pociga" wielko 128128. czyli 128 cykli zdarze
z maksymalnym stanem w kadym cyklu 128 jednostek (lub 64 w liczeniu zmiany
komrkowej). taka "kula", ktra z tego powstaje, wydaje si by najbardziej
nie tylko optymalna, co logicznie strawna. jednak nie wykluczybym w liczeniu
nawet wielkoci tutaj maksymalnej, czyli 1288192. jak w innym miejscu licz,
wielko 8192 (a kwantowo nawet nieco wicej), to jest parametr opisujcy co
prawda wydarzenia nie czne, ale warunkujce polowo-czne istnienie zmiany
ewolucyjnej. dlatego oszaamiajca ta liczba moe mie jaki sens, i to, co
wane, fizyczny. cho niekoniecznie w rozumieniu cznego zjawiska. - pole,
istniejc, nie tylko skada si z samego siebie, ale w pewnym przedziale jego
istnienie warunkuj procesy rwane, ju rozdzielone. i w tym, poszerzonym ju
rozumieniu, w takim "nadinterpretowanym" rozumieniu fizycznych zjawisk, moe
to posiada praktyczny, cho ju rzeczywicie maksymalny sens.
za tak monstrualn liczb przemawiaoby i to, e 128128 to "dopiero" jest 16
poziomw semkowych - 128 poziomw, jeeli je podzieli na omioelementowe
przedziay i potraktowa jako jeden kwant - to 128 : 8 = 16. gdyby trzyma
si takiego rozumowania, to peny stan, 64 jednostek, w tym liczeniu byoby
przy wielkoci 128512 - a uwzgldniajc fakt, e 64 to poowa maksymalnych
wydarze, musiabym powiedzie, e wielko 1281024 jest dopiero t pen. wic
take i tutaj jest osiem jednostek (1024 : 128 = 8). za kad z liczb co
przemawia. nawet jeeli "na oko" jest to tak wielkie, e pewnie ju o Kosmos
zahacza. no i jest problem.
273

pozwol sobie wzory na ewolucj zapisa wariantowo, w nastpujcy sposb:


(2n2)x
(2n)x

n
x
n
x

=
=
=
=

1,
1,
1,
1,

2,
2,
2,
2,

3,
3,
3,
3,

4,
4,
4,
4,

5,
5,
5,
5,

6,
6,
6,
6,

7, 8.
7, 8, ... 128. (.... 1024. /... 8192/).
7, 8.
7, 8, ... 128. (... 1024. /... 8192/).

takie wariantowe zapisanie, kiedy mu si przygldam, moe posiada nie tylko


warto logiczn, oddajc "szamotanie" si umysu z wytyczeniem granic, ale
to moe by oddanie zjawisk. to znaczy - warto 128128, jako maksymalna ju
w jednym cigu wydarze, moe by warunkowana wydarzeniami skali 1281024, a te
znw skal maksymaln absolutnie, czyli 1288192. to byby podzia zarazem na
zakresy ewolucji, ktre tworz kolejne wartoci jako cznych, czy tylko si
warunkujcych zdarzenia. jeeli np. 128128 byoby opisem dla wszechwiata (i
tak ilo miaby wszechwiat elementw, trudno powiedzie, czy logicznych
kwantw, ale na pewno jaki kwantw), to warto 1281024 byaby opisem poziomu
kolejnego - ale ju wydarze dla caoci pola (w jego "historycznej" postaci,
podkrelam, wszystko, co tworzyo, tworzy, lub bdzie tworzy taki ukad). w
innym ujciu, to byoby cae tak pojte pole energii, a 128128, to tylko "stan
chwilowy". natomiast 1288192 byoby zaznaczeniem wydarze co prawda rwanych i
ju w Kosmicznej skali, ale warunkujcych istnienie pola i kadego zakresu
zdarze wewntrznych. - nawet punkty "przejcia", zaznaczone jako stan ""
(kropki przerwania), nawet te ujcie oddawayby wizualny, w graficznej formie
zapisu, charakter procesu - byyby kolejnymi przejciami. te "kropki", w tym
rozumieniu, to byoby przejcie na nastpny, wyszy poziom ewolucji.
i dlatego mog sobie emocjonalnie powiada, e 128128 jest ju "wystarczajc"
wielkoci, to byby peny cykl wszechwiata. - bo to jest rzeczywicie dla
mnie, wewntrznego w tym zdarzeniu, brzeg zdarze. a jednoczenie ten stan,
peny stan wydarze, w kolejnym ogldzie zewntrznym, byby jedynie czci,
fragmentem procesw, byby opisywany kolejnym, omioelementowym cyklem. a
po jeszcze majcy sens, czyli 1288192. w sumie - i emocjonalnie, i logicznie
wydaje si to do strawienia. jako e emocje s zaspokojone, bo opisuj co
skoczonego i penego (i wielkiego) - i logika ma swoje. dlatego wzory mona
zapisa w taki sposb:
x = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8., ... 128., (... 1024.), (... 8192.).
128 - wszechwiat. 1024 - pole. 8192 - obszar wydarze.
wielko 128, wszechwiat, to stan wszechwiata-pola w jego "wymiarze" dla
mnie "teraz", aktualno, "chwilowy" stan. 1024 - to pole-wszechwiat, ale w
ujciu z brzegami, w tym z brzegami pojtymi historycznie, czyli te stany,
ktrych ju nie ma, albo dopiero bd (bo energia dopywa, ucieka). 8129 to
pene aktualno-historyczne zdarzenie, ktre wyznacza oglne ramy procesu, to
wszechwiat-pole, cao.
taki zapis, podzia na kolejne wielkoci, wydaje si do przyjcia. by moe
tylko na t chwil, jednak logicznie ma sens, przynajmniej tak to postrzegam.
jeeli jeszcze dopisa wydarzenia lece "niej", czyli to, co zoyo si
na wspomniane 128 jednostek, kolejne poziomy, od jednego cyklu semkowego,
przez osiem takich cykli (1288) - i dalej, to rzeczywicie wszystko opisane
w ten sposb i cznie, moe tworzy caociow sfer ewolucji. a raczej, w
poprawnym wyraeniu, cao wydarze warunkujcych ewolucj. bo ta, dla mnie
w formie "ewolucji" znanej, ograniczaaby si, jako stan czny, do pola, do
wielkoci 1281024. a poza wielkoci 1288192 jest ju Kosmos i procesy Ewolucji.
mog w tak prezentowanym stylu tworzy kolejne wartoci i bdzie to poprawne,
tyle e bezkresne. jak sam Kosmos jest bezkresem. w jakim punkcie tak czy
tak musz postawi kropk. mog si myli co do wartoci (a nawet dopuszczam
tak moliwo) - ale zasada logiczna jest oczywista oraz "ostra": musi by
kres liczenia.
274

mona dokona zapisu w poprawniejszy, z matematycznego punktu widzenia nieco


wygodniejszy sposb. czyli w odniesieniu do jednostkowego stanu, jakim w tym
przypadku jest dwjka. zapis wygldaby tak: 27168, to dla wielkoci 1281024 i 257344, to dla 1288192. ju z tego wida, e prezentuje si to "solidnie", e
robi na obserwatorze wraenie. jednak nie po to zapisuj w taki sposb, eby
pochwali si swoimi (kiepskimi, ech) umiejtnociami w liczeniu, ale chc
dalej poprowadzi mylenie. chc mianowicie odnotowa nasuwajce si wprost
z takiego ujcia wnioski. zgoda, moe to by ju wycznie czysta spekulacja,
moe to nie ma sensu, ale a chce si, a korci, eby po tak zapisanym, po
tak wyraonym stanem ewolucji dla wszechwiata wypowiedzie nastpujc, te
jako sensown warto: 28000 i pochodna drugiego stanu 264000.
fakt, zaznaczam, e takie zapisanie nie ma umocowania w prezentowanym, nawet
z dodatkiem wielkoci, ktre towarzysz procesom, e to jest "suche", metod
"na docisk" czynione dopenienia zlicze logicznych. "dociskam", a raczej z
zasady "wyciskam" takie ustalenie, bo skoro w nim te wielkoci s, i to jako
zasadnicze, nie widz powodu, eby nie miay znaczenia w oglnym liczeniu.
- to jest, przyznaj, dziaanie tylko logiczne, ale jako uprawnione. co tu
i wok mnie si dzieje, ma swj stan kwantowy (i policzalny), dlatego mog
na tej podstawie "produkowa" dopenienie do tej "okolicy". czy poprawnie,
to wymaga sprawdzenia, jak mwiem, ale z logicznego punktu widzenia jest to
do przeprowadzenia. i dlatego si pojawia. a przy okazji, co rwnie ma dla
mnie znaczenie, to tak adnie wyglda...
co prawda na estetyczn stron i na emocje w analizie logicznej zwracaem ju
uwag, moe to prowadzi na manowce, ale przecie tak efektownie wyglda tu
zaprezentowany zapis 28000 i 264000. czy nie adniej od tych "postrzpionych",
rozmytych wartoci - zdecydowanie. i s to liczby, ktre maj swoje znaczenie
ewolucyjne.
jeszcze jedno, bo jak ju spekulowa, jak popuszcza swobodnie zliczanie, to
nie mog na tym koczy. dlaczego? sprawa jest oczywista: prnia. to znaczy,
liczenie, ktre prezentuj na poprzednich i wszystkich stronach w tekcie,
oparte jest na jednej stronie ewolucji (dzieje si "stronnie", dotyczy tylko
energetycznej strony). i dlatego, jak to ujmowaem, w tym procesie trzeba "w
staej pamici procesu" ujmowa wydarzenie prni, kwanty logiczne prni. a
tego zliczenie poprzednie nie obejmuje. wic s niepene. co z tego wynika?
e brakuje mi do stanu penego podwojenia kwantw. trzeba podwoi, wykadnik
przemnoy przez dwa. i to jest ciekawe.
ciekawe dlatego, e w ten sposb uzyskam liczby 214336 i 2114688. liczby, ktre
posiadaj ju w sobie to wszystko, co skada si na pole i jego ewolucj i kolejne stany na pomniejszych zakresach. i tutaj znw, moe spekulujc, ale
jednak chciaoby si, a korci, eby napisa nastpujce wielkoci: 216000 i 2128000. czy to ma sens? trudno zaprzeczy, e jest to przede wszystkim sama
i czysta spekulacja liczbowa. ustalam je w estetycznym swoim odczuciu, nie
na logicznym fundamencie. cho logika liczb tych jest zakotwiczona w samej
ewolucji, czyli nie dobieram ich przypadkowo, to rzeczywicie nie potrafi
powiedzie, czego dotycz. czy to jeszcze "tu", czy ju "wszdzie". - mona
powiedzie, e to s ramy absolutne, stan idealny i maksymalny. jednak tak
cakowicie i do koca wykluczy, e takie liczby opisuj wydarzenia, jakie
wydarzenia to trudno. bo moe jest to sztuczne dopasowanie liczb, moe by
omyk ale jest ciekawe i wyglda poprawnie.
jest to (nawet w wersji poprzedniej) - liczba wielka, ju "kosmiczna". ale
gdyby chcie zlicza nie tylko "stan posiadania" pola, ale wzajemne uoenia
tych kwantw (moliwo kombinacji) - uwaam, e dla takiego obrazu ewolucji
miao mog przyj warto nieskoczon. a powysze wielkoci to tylko przy
takim "zdarzeniu" "chwilwka". jakby si sprawy nie miay, mam upodobanie w
takich okrgych liczbach, ktre chyba (i na pewno) realnie nie zajd.
2128000 - czy to nie moe zrobi wraenia na mylcym "pyku"?
275

- liczby
uywam na okrelenie liczby 2128000 terminu "kosmiczna", zapewne susznie. ale
mija pierwsze wraenie i "zachynicie" si tak wartoci (niewtpliwie w
stosunku do mojego codziennego rachowania niebotyczn), emocje stygn i ju
tak nie drani umysu. za to pojawia si refleksja, e moe jest co wicej.
przecie w tak podliczonym mam ju "wszystko", powinienem zawrze wszystko.
czyli cao wydarze, energi oraz prni skadajce si na procesy, w tej
wielkoci musi si zawiera kady element, ktry skada si na analizowan
ewolucj (tu wszechwiat).
dlatego po ochoniciu nachodzi osobnika myl: przecie to ""zaledwie"", o
ile dobrze porachowaem, 38 400 miejsc. to liczba, ktr mona (skutecznie)
zapisa na co prawda duym, ale jednak skoczonym, liniowo biorc, terenie.
niewtpliwie jest dua, ale w odniesieniu do caego pola-wszechwiata wydaje
si za maa. podkrelaem kilka razy, e zapis oparty na emocjach nie zawsze
wychodzi na dobre dla opisu, ale mog chyba w takim przypadku powiedzie, e
zaprezentowana wielko jest rzeczywicie ma i nie siga caoci fizycznie
powizanych zdarze. e nie zlicza kwantw logicznych. to jest problem, nawet
dylemat, ktrym zajmuj si dugo, prbuj oszacowa wielko (ilo) takich
"drobinek", temu suyy wszelkie ustalane reguy ("8/8" itp. ujcia). ale
przyznaj, e nie potrafi postawi tak oczywistej i potrzebnej kropki w tym
liczeniu. ona by musi, mam tego pen wiadomo, ale wybr miejsca, w/na
ktrym powinna zaistnie, to pozostaje nadal, pomimo lokalnych pewnoci, nie
do koca i caociowo oczywistym.
jakie jest wyjcie? wyjcie pewne jest praktycznie tylko jedno: eksperyment.
eksperyment, ktry rozstrzygnie, e podane - lub te, ktre za chwil podam
(jak i te, ktre s zapisane w caym tekcie przy okazji kolejnych "zapasw"
z tym zagadnieniem) e te liczby maj ju na pewno w sobie "zawarto" w
postaci pola i jego pod-wydarze. ja nie potrafi, do koca i jednoznacznie
powiedzie, e to jest ostateczna wielko i e dalej zachodzi ju "zliczanie
nieskoczonoci". w takim szamotaniu si, doskonale rozumiem (nawet odczuwam)
dylematy fizykw, ktrzy nie majc zasad ewolucji pod rk, staj przed tym
samym zagadnieniem. przecie nieskoczonoci wa kadym wzorem, a wyrzuci
ich nie ma jak. zgoda mona renormalizowa. ale, takie pytanie, czym jest
i co to w praktyce znaczy? dlaczego, mimo wyrzucenia niezbdnego elementu ze
wzoru, wynik si fizycznie potwierdza? czyli, gdzie ci, na jakim poziomie
zmiany? - ktra z podanych wielkoci jest t prawdziw, tego z teoretycznych,
dla mnie jedynie dostpnych ustale, wywie nie mog. tutaj, powtarzam, jako
fakt rozstrzygajcy, moe by zastosowany sprawdzian w naturze. policzenie,
ile na "jednostk czasoprzestrzeni" (jednostk objtoci) wchodzi kwantw,
samych kwantw energii lub wraz z prni, to dopito umoliwi, na zasadzie
przeniesienia wyniku na cao, oszacowa tak nerwowo szukan liczb. - tu i
teraz, niestety, pozostaje mi odczucie, czyli podejcie emocjonalne. i co ono
podpowiada? e wielko 2128000 to za mao. za mao eby mona byo opis uzna
za cao wydarze i przy tej liczbie ustawi sup graniczny cznego jeszcze
procesu. logiczne kwanty s mae, dlatego, eby taka ich ilo na jednostk
zdarze wystarczya, musi by takiego "drobiazgu" wicej - wydaje si, tak to
odbieram, e taka "skromna" liczba ich (na pewno) nie opisuje. take gbsza
analiza przedstawionego liczenia wnosi, e nie dopracowaem si co najmniej
kilku rzdw w liczeniu. dlaczego? problem nie w zaprezentowanej metodzie,
ale jej niepenym zrealizowaniu. czyli potraktowanie wyrywkowo, a nie jako
zasady generalnej, liczenia owych cykli po osiem poziomw. czyli doszedszy
do wielkoci 1288, i nastpnych, nie podawaem tego, jak si okazuje, w penym
zestawieniu. zasada bya uyta poprawna, jednak nie do koca wykorzystaem
wszelkie moliwoci. wszystko jest poprawne, te liczby co oznaczaj, jakie
zdarzenia materialne i ewolucyjne za tym si kryj - ale, uwaam, e to nie
jest opis pola. za mao tu kwantowego pyu do zbudowania tak duej ewolucji.
276

cig liczbowy, ktry mona utworzy na podanym diagramie kwantowym, wic na


zasadzie "8/8" si opierajc, wygldaby nastpujco:
27, 256, 2448, 23584, 228672, 2229376, 21835008, 214680064.
jest to naturalnie wynik zastosowania prostego podejcia, e musi by osiem
liczb. zaczynajc od stanu 27, przez kolejne 27)8 i 27)8)8)8 - a osiem takich
wielkoci. czyli w sumie omiu liczb w takim potgowym zliczaniu. prowadzc
takie dziaanie, uzyskuj na kocu wielko 214680064. co ju jest liczb do,
a nawet niewtpliwie "szacown". cho i tutaj mam przecie dane, eby jeszcze
j podwoi (dochodzi prnia). po podwojeniu, byoby tego tyle: 229360128. te
"ciekawa", jakby to nie patrze, wielko. daje "jedynie" i tylko 8,8 miliona
miejsc. to znaczy, ta liczba wymaga przy zapisaniu tylu punktw, a to take
ciekawa zbieno. na przykad podobna temu, jak daleko jest oddalona od
soca ziemia (8,33 minuty od soca biegu wiata). dwa do potgi 29 mln,
tu znw a si prosi, eby podnie to wyliczenie do wielkoci 32. wwczas
tak liczb, oraz j poprzedzajc, mona by zapisa nastpujco: 216000000 i
232000000.
a skoro powiedziao si "a", mona powiedzie "b". wic do tak zakrelonego
krgu wydarze doczy kolejne, dopeniajce stany. czyli wielko 64 - i,
czego ju tak pewien nie jestem, ale to si samo nasuwa, wielko 128 mln w
potdze. taka liczba, 2128000000, to ju 38,4 miliona miejsc do zapisu, take ma
si szacownie - i wyglda "zgrabnie"...
co dalej? czy w ogle jest dalej?
jeeli uprzednio miaem 128 tysicy, teraz mam 128 milionw - czy nie jest
sensowne, eby jeszcze podnie? nic nie stoi na przeszkodzie, nieskoczono
jest pojemna i zniesie kade wyliczenie, nawet skrajne. chci mam - dlaczego
wic nie 128 miliardw, a moe bilionw, to take adnie wyglda. oczywicie
ta sarkastyczna uwaga bierze si z tego, e definitywne postawienie kropki,
tak si zdaje teoretycznie, nie jest moliwe. jest wiadomo potrzeby, ale
spenienie jake trudne. na czym si zatrzyma? na podanym wyej schemacie,
cigu liczb, ktre kocz si w potdze 14 (16) milionw, czy biec dalej w
liczeniu? czy to ma jaki wewntrzny sens? czy nie ma sensu dalsze dziaanie
i liczenie w 128 milionach - ma, jak najbardziej. dlatego pojawia si wrcz
frustracja, e majc wszystko pod rk, teoretycznie pod rk, nie daje si
wykreli granicy dla tej liczby. eby to.
a moe - takiej granicy nie ma? moe w rzeczywistoci jest to wielko ju
"rozmyta"? moe cig zdarze, czyli skoczono fizyczna ukadu i pene, co
do jednego policzenie elementw to jedynie "zwidzenie" umysu?
to chyba, tak si wydaje, dobry trop w tym opisie. - tak zapewne bdzie. - to
nie podlega dyskusji (prawie). - jako umys nawyky do skoczonoci, szukam
ich, i to pomimo wiadomoci bdzenia. tak silnie i gboko "wdrukowane" to
jest w procesy. kiedy jednak na "zimno" przeanalizowa sytuacj, jest jasne,
e dopiero urednienie jest "czym", co doznaj-mierz. e kwanty nieustannie
dopywaj-odpywaj i wyznaczy w tym ostrych "granic" po prostu nie mona.
chyba e "umownie". a te wielkoci, w zaprezentowanych liczbach, na pewno
wystpuj. wic rozwizanie znajduje si w eksperymencie, a teorii pozostaje
czego na koniec si chwyci i powiedzie - e w tym miejscu przebiega owa
potrzebna dla umysu granica. uchwyci si "byle czego", co moe i szokuje
przyjtymi odniesieniami, ale, gdy si do tego odnie logicznie, moe by
poprawne.
kiedy w jednolitym tle przychodzi mi co wyrni, kiedy mam przemieszcza
si po pustyni, na ktrej brak jakichkolwiek znakw orientacyjnych i umys
z trudem moe w bezkresie si samo-okreli (jako pozbiera), wwczas lepszy
jest "byle" znak odniesienia - jak adnego lub ich nadmiar. w takich wanych
i trudnych dla umysu okolicznociach, po prostu dla jego funkcjonowania w
zbornej postaci, musi si pojawi znak "stop", w pewnym momencie umys w tym
"zliczaniu nieskoczonoci" musi wprowadzi kropk. dla wasnego dobra.
277

jak moliw do zaakceptowania graniczn wielko potgi dwjki przyjbym


na koniec? co w takim liczeniu mona by odnie do "wszechwiata" w jego ju
penej postaci?
jeeli wielko 128 milionw jest obliczona poprawnie (czyli przyjmujc, e
"zaokrglenie" jest suszne, a nic temu nie przeczy w tej chwili), to jestem
gotw przyj, e i wielokrotno tej liczby rwnie jest fizycznie poprawn
i "sensown", co oznacza, e "co" w nieskoczonoci za ni si kryje. i to
nie jest logicznie sprzeczne. bo na pewno do czego si odnosi. czy na pewno
odnosi si do tego, tu zmieniajcego si kwantowo ukadu, to ju sprawa, jak
staram si to ustali, do dyskusji i sprawdzenia. jednak omiokrotno tej
wielkoci, wielko 1024 w potdze, czyli 1,024 miliarda, to jest, tak mona
sdzi, wielko fizyczna, jako w procesach obecna.
ale uwaam, e dopiero wielko 1,024 biliona w potdze oznacza realny, wic
fizyczny i czny charakter pola-wszechwiata, oraz e jest to wydarzenie w
formie kwantowej, ktre tworzy taka wanie liczba elementw (w ujciu przez
histori tego ukadu). energii i prni. - przy czym liczba 1,024 biliona, to
nie taka byle jaka i tym bardziej nie przypadkowa liczba, o czym przyjdzie
si jeszcze sporo powiedzie. bo wielokrotnie i w rnym kontekcie, kiedy w
analizie pojawia si "wszechwiat-pole", rwnie ta wielko okazuje si do
jego opisu niezbdna. dlatego mog wnosi, e ma cise powizanie z tutaj
i tak bardzo poszukiwanych stanw ewolucji. czy wic na niej wypada liczenie
zakoczy? raczej nie ale ze wiadomoci, e dalsze to ju "poza", e ma
powizanie z "tu", ale e to ju przedzia "rwany", dopeniajcy procesy w
tym zakresie.
mwic inaczej, wymagane jest jeszcze podliczenie stanw ewolucji w okresie
"trupim", jako fragmentu Ewolucji w ramach Kosmosu (nieskoczonoci). to ju
nie jest "jednostka", "ciao" fizyczne i czne, ale nadal to nie jest stan
maksymalnego rozproszenia, to "jeszcze" stan pochodny, powizany z tym, co
byo wczenie. i tutaj proces rwnie jako omiokrotna wielko musi zosta
zsumowany. dlatego na koniec takiego rozumowania liczba 8192 - 8,192 biliona
w potdze dwjki si wyania, taka wielko elementw oznaczaby "komrk"
zdarzenia, w ktrej zachodzi ewolucja pola. ale to ju zoenie, podkrelam,
wielko nadrzdna do "stanu chwilowego" w postaci "wszechwiata" jako, przy
pomocy przyrzdw obserwowanego. stan chwilowy tak wyznaczonego "ukadu" to
jedna sma takiej "komrki".
chc powiedzie, e tak zakrelony krg, jak si zdaje, to absolutny brzeg.
to znaczy, jeeli nawet nie jest to dokadnie ta warto, jeeli wydarzenia
nawet kocz si na mniejszym zakresie, to ta liczba i tak jest brzegiem. w
tym przynajmniej liczeniu i ujciu. wielko realna moe by albo tak, albo
mniejsz - ale nie dopuszczam (cho naturalnie nie mog wykluczy), eby
granica zostaa przesunita. w kadym razie taka liczba moje emocjonalne
odczucia zaspakaja. 28 192 000 000 000 moe stawa do kosmicznej konkurencji.
dopiero tak wyznaczona liczba byaby kocem, logicznym kocem zdarze oraz
kocem zliczania. tutaj, na/w tej wielkoci przebiega "punkt horyzontalny" i
zamyka si krg logiczny. dalej jest "to samo" i zawsze jest to samo. tylko
"opisywacz" si zmienia.
oczywicie to nie musi by koniec i nie moe by koniec w ramach Ewolucji na
poziomie Kosmosu. tylko e taki proces z definicji jest nieskoczony. a to
ma w sobie nie tylko prost-nieskoczon (na oddanie "cigoci", e biegnie
bez pocztku i koca), ale e ma rwnie nieskoczon ilo elementw w sobie
- a to ju definitywnie odsuwa, wanie w nieskoczono, moliwo liczenia
elementw. co nie znaczy, a co chc wyranie podkreli, e rozum staje tu w
dramatycznie kopotliwym punkcie analizy. "logika nieskoczonoci" jest nie
tylko e moliwa do uchwycenia, ale jest konieczna do przeprowadzenia i to
po to, eby okreli, ilu i gdzie tych "opisywaczy" by moe. a to, przyznaj
jest informacja wana. i warta wysikw.
278

- temperatura pola
idc tropem analizowania temperatury wszechwiata, czyli ustalania wielkoci
redniej temperatury tego ukadu - warto zada pytanie, jak temperatur ma
pole rednio? skoro wszechwiat, jako wydarzenie lokalne i chwilowe w polu
(jedno "tyknicie" w zbiorze podobnych), ma temperatur okoo 6 stopni (na
dzi), to jak ma lub mie moe w takim logicznym ujmowaniu cae pole? czy
to bdzie wicej, czy mniej? okoo 6 stopni, to s 3 liczone przez fizyczny
pomiar plus 3 z "przesunicia" liczenia w d ju po doliczeniu koniecznego
brzegu. do zagadnienia temperatury wszechwiata jeszcze wypadnie wrci, ma
to znaczenie dla logicznego ujmowania wydarze tej skali, ale poniewa ju
przedstawiem wyliczenia i metod dochodzenia do tych wylicze dla ukadu,
trzeba zada pytanie: jak temperatur ma "to" wszechwiata, jak "ciepe"
jest pole energetyczne (kwantowe) otaczajce i dopeniajce to, co mam, co
dla mnie oznacza "wszechwiat" (w potocznym, fizycznym rozumieniu)? pytanie
nie bez znaczenia, wyznacza warto z jednej strony brzegu, a z drugiej jest
rodowiskiem dla wewntrznych wydarze.
ile stopni ma pole-wszechwiat? odpowied opisowa jest oczywista: nie moe
by zbyt ciepe, nie moe by zbyt zimne. zbyt ciepe nie moe by dlatego,
e - jak wida - w urednianiu temperatury i jego stanu, pojawia si poziom,
warto co najwyej 32 stopni (lub, niechby nawet 128). - a nie moe by te
bardzo zimne, bo wwczas mnie by nie byo. kiedy rozrzedzenie elementw jest
nadmierne (powyej kwantowo wanego), nie ma moliwoci budowania si wobec
ta bardziej skomplikowanych ukadw. czyli pole, jako cao, nie moe by
w Kosmosie nigdy wydarzeniem gorcym, ale nie moe by i zimne. moe, co te
bdzie zachodzi, najwyej zmienia swoje stany, przechodzi midzy pewnymi
urednionymi wartociami.
skoro uredniona temperatura dla wszechwiata (wewntrznego krgu) nie jest
du, to musi by jeszcze mniejsze dla caoci pola. jaki to bdzie zakres?
jeeli "opisanie temperaturowe" wszechwiata moe dokonywa si w przedziale
0 - 32 - 64/0, to jest to jednoczenie opisanie oparte o skal "semkow",
omioelementow - a to ju daje podstawy, eby powiedzie rzecz nastpujca:
pole energetyczne rwnie jest tak omioelementowo opisywalne. dlaczego, jak
mog przenosi wewntrzne ustalenie na cao (i to w skali "historycznej")?
skoro wszechwiat to pole (fragment pola, jeden element zmiany wyrnionej w
postaci "wszechwiata"), to tym samym opis dla niego ustanowiony przenosz
automatycznie na poziom caociowy. wszechwiat jest wydarzeniem 8/8, a pole
ma ile? odpowiedz jest oczywista: 8.
to znaczy, pole jest w swym urednionym zakresie temperatur opisywalne jako
wydarzenie omioelementowe. jest ewolucj o temperaturze w przedziale, ktry
definiuj wielkoci: 0 - 4 8/0. pole to uredniona temperatura maksymalnie
4 stopni bezwzgldnych. przy czym, jak w przypadku wszechwiata, rodek jest
zarazem najwysz temperatur, jaka moe si znajdowa w wydarzeniu. to przy
stanie 4 stopni dla caoci zachodzi najbardziej stabilny proces.
wyjanienie, bez ktrego ten zapis nie spenia swojej roli, pomimo e zosta
przeprowadzony poprawnie. jeeli mwi tutaj o urednionej wartoci ciepa
i mwi o polu, a obok zaraz o ciepocie urednionej dla wszechwiata a do
tego, nieco wczeniej, ujednoliciem pole z wszechwiatem, moe wytworzy si
stan zmieszania i nieporozumienie. ot "pole-wszechwiat" to nie tylko stan
aktualny, jego widoczne na niebie upostaciowanie. na ten temat powiem dalej
duo wicej (i bd argumentowa), tutaj zaznaczam, e chodzi ju o wszelkie
stany bye, aktualne, przysze. ich razem nigdy by nie moe (jak pokole
kolejnych w rodzinie) - ale ktre razem jednak, logicznie, dopeniaj si. i
s, to podkrelam, s jedn lini, jedn rodzin w procesie. - urednienie
temperatury "aktualne" moe dlatego posiada stan 3 (6 z brzegami) stopni
i jednoczenie by "tykniciem" ponad czasem-przestrzeni w urednieniu. i
wwczas wynosi 4 stopnie. nie ma zmieszania - jest inny punkt spojrzenia.
279

- "stan osobliwy"
- cig dalszy
kilka sw na temat zagadnienia pomiaru "osobliwoci", czy jest moliwy? i
odpowied: nie. jako obserwator wewntrzny w ewolucji - i jednoczenie jako
"mierniczy" zewntrzny do "rzeczy w sobie" (tu ciaa osobliwego), nigdy nie
stwierdz, e jeden kwant istnieje, bo takiego pomiaru by nie moe. zawsze
bd ze swoim pomiarem "obok", zawsze spniony. i zawsze jaka "resztwka",
brzeg ewolucji nie wejdzie w moje postrzeganie. mierzc od rodka, w caoci
ewolucji, lecz na (od) zewntrz w odniesieniu do mierzonego "obiektu", zejd
do "punktu", do jednostki w swoim pomiarze - i na tym "wydarzeniu" skocz.
co wicej, nigdy nie okrel inaczej, jak metod logicznego eksperymentu,
czy to jest kwant logiczny (jakiego poziomu), czy ju bardziej rozbudowana
struktura. jednego kwantu nie dojd jako obserwator wewntrzny, natomiast w
zewntrznym ujciu stwierdz, e wydarzenia w tym punkcie s w postaci-stanie
maksymalnego poczenia (lub rozpadu). czego nigdy nie przeprowadzi w swoim
pomiarze obserwator wewntrzny, atwo ustali zewntrzny. w osobliwoci ginie
linia idca w ewolucji, ktra oznacza obserwatora wewntrznego tutaj znikam
jako jednostka i osobowo (i wszelka z tym zwizana informacja). dlatego w
tym punkcie mierzenie ciepoty przestaje mie jakiekolwiek sens. fizyka nie
urywa si w osobliwoci generalnie, ale lokalnie si koczy.
sowo o "obserwatorze", ktry to "byt" co rusz si tutaj przewija, raz jako
umieszczony wewntrznie, raz zewntrznie. - co to znaczy, e obserwator jest
zewntrzny do ewolucji? to "punkt", ktry znajduje si "poza zmian". kiedy
chodzi o opis wszechwiata, to obserwator idealny, "absolutny", ktry, gdyby
istnia, teoretycznie mgby postrzega zjawiska w ich caociowym przebiegu.
czyli taki kto "ujrzy", e energia zbiega si do "stanu osobliwego" (stanu
zera procesu, zera drga), do jedynki, kwantu logicznego "czego" o znacznych
nawet rozmiarach, ale istniejcych jako fakt jednostkowy i dostpny wycznie
logicznie. albo postrzee kwanty oddalajce si od takiego punktu. to logiczny
obserwator, "przenikajcy" analiz wszystkie zjawiska, dla niego nie ma stanu
ciemnego, nieoznaczonego, skrytego.
obserwator "wewntrzny", czyli byt "fizyczny", cielesny i skomplikowany w
obrbie wiata umieszczony (tu: wszechwiata), z zasady nie moe dojrze i
pomierzy stanw "poza" ewolucj, wic osobliwoci, "punktu". ustala, e co
takiego "istnieje", bo to konieczno do wyjanienia tutejszej, wewntrznej
zmiennoci, ale tylko i wycznie porednio. wie, e osobliwo jest, bowiem
rejestruje "zakrzywienie" toru ewolucji, ktre przechodz obok "obiektu", ale
nie pomierzy go, bo ten punkt z jego pomiaru "wypada" poza ewolucj - i to
pod kadym wzgldem, rwnie temperatury. jeeli "cisn" maksymalnie "co",
to nie tylko jednostki tworzce ewolucj tak potraktuj, ale rwnie relacje
wzajemne, ktre okrelaj je wobec innych faktw. kiedy wic mam "obiekt", w
ktrym nie ma po prostu miejsca na ruch tworzcych go elementw, to nie mam
ju tych elementw, bo zniky w jednolitym tle, ale nie mam rwnie drga i
zmiany, ktra wyznacza - jest "ciepot" ukadu. kiedy nic nie "drga", nie
ma temperatury. w osobliwoci drgania cieplne spadaj do zera i to zera
pojtego dosownie: nic si nie rusza. "osobliwo" dlatego jest osobliwa, e
to bezruch logicznie doskonay. a punktu mierzy nie ma jak. i bariera, nie
ma dalej metody fizycznego dziaania.
ale s wzory, i osobliwo w nich goci. - co to znaczy? ju o tym mwiem,
powstaje zmieszanie punktw obserwacji. fizyk zamienia si z logikiem metod
dziaania. i ustala: jest w ewolucji osobliwo. i byskawicznie przechodzi
z pozycji mierzcego "od wewntrz", do pozycji "od zewntrz". bo postrzega
wwczas (nawet nie wiedzc, e postrzega logicznie) tak osobliw chwil w
dziejach ewolucji. a skoro nie wie, e przekroczy granice swego wiata, to
uznaje "mira" (logiczny), za fakt (fizyczny). - i nastpuje "zlanie" si w
jedno ogldw oraz wynikw. i bd gotowy.
280

- zero
ciekawe jest tutaj to, e fizyk, cho zanurzony w oglnej ewolucji wiata, w
stosunku do ciaa osobliwego (a zasadniczo do kadego ciaa i kadej ewolucji
wyrnionej w otoczeniu) - jest rzeczywicie obserwatorem zewntrznym wobec
procesu. przestrze kwantowa oraz skoczone rozchodzenie si "sygnau", to
sprawia i decyduje o takim ogldzie. jako byt fizyczny, ktry operuje tego
wiata elementami, zawsze jestem w stosunku do innego ciaa czy zjawiska w
formie zachodzcej zmiany obok, poza, zawsze spniony w odbieraniu pyncych
od procesu sygnaw. i tym samym, cho poznaj zjawisko-ciao fizycznie, na
noniku fizycznym, poznaj je jako obserwator zewntrzny w stosunku do niego.
i logiczny jednoczenie. dlatego zawsze musz przeprowadza dziaania, ktre
pozwol mi "zrekonstruowa", "dobudowywa" zdarzenia stworzy obraz, ktry
nigdy takim nie jest cznie. postrzegam kawaek, ale pragn oraz musz zna
cao. jednak eby to uzyska, skadam fakty ("obrazy") ju nie istniejce
cz sekundy zjawiska, ktre ju si stay histori i rozpady. a to moe
czyni tylko obserwator istniejcy wobec procesu "poza" nim. jednak wniosek
najwaniejszy, ktry z tego pynie, jest taki - e moe to robi.
rnica w ustaleniach obserwatora zewntrznego i wewntrznego w stosunku do
ciaa osobliwego jest taka, e zewntrzny rejestruje maksymalne zbiegnicie
energii, a wewntrzny nigdy tego nie moe osign. w obserwacji prowadzonej
z wntrza, jakbym nie drobi i nie stara si przybliy do granicy, punktu
nie osign. zawsze mam jakie drobne i drobniejsze drgania, co si krci
i zmienia a pomiar, cho coraz dokadniejszy, brzegu nie moe sign. bo
kiedy nie ma brzegu, jest pomiar kiedy jest brzeg, pomiaru nie ma. dlatego
nie moe, e jakby si do osobliwoci nie zblia, zawsze pomidzy ostatnim
moliwym pomiarem obserwatora wewntrznego a granic, posiadaj wydarzenia
dce do brzegu jeszcze przed sob wiele stanw to zawsze jest przedzia
do pokonania, nigdy "stan elementarny". kiedy kto twierdzi, e w pomiarze
siga faktu elementarnego (np. czstki elementarnej), po prostu ogasza swoje
niezrozumienie procesu ewolucyjnego. w badaniu od wewntrz nie ma i by nie
moe niczego elementarnego, czstki, faktu, zjawiska. - ostatni pomiar, ktry
ustali eksperyment fizyczny, z zasady nie moe by faktem logicznie skrajnym.
w praktyce, czego dowiadcza fizyka wyznaczajc stan zera, jest to wielko
odbiegajca (cielesnoci) od absolutnego brzegu, od stanu "punktu".
nie mona w eksperymencie wewntrznym - to kolejny powany kopot obserwatora
mierzcego od rodka - zej pomiarem niej, jak stan caego ukadu. to take
wyznacza barier w ustalaniu zera zjawisk (tu temperatury). eby wyznacza i
uzyska punkt, trzeba by warunkw, ktre nie wchodz w zakres dziaania. i
dlatego, nawet dysponujc stanem osobliwym "pod rk", nie mona by byo go
mierzy. kiedy gin jednostki, ktre mog pomierzy, zaamuje si tym samym
wewntrzna, koczy si "wewntrzna fizyka" - a zaczyna "fizyka zewntrzna".
i mona j nazwa "metafizyk" (ale bez tych wszystkich naleciaoci przez
wieki, to jest tylko i wycznie dziaanie po-fizyczne, tylko tyle). - i tak
pojta metafizyka stwierdza, e fizyka nigdy zera dowiadczalnie ani ustala,
ani w przyszoci wyznaczy. rwnie i t warto moe poprawnie zdefiniowa
dopiero logika (i rozum).
"stan osobliwy" jest "zerem" w ewolucji, cho jest jednostk w wydarzeniach
wikszego zakresu - jest stan osobliwy punktem zbiegnicia si energii, ale
rwnie uj logicznych. jest punktem, w ktrym nastpuje zaamanie si, ale
nie koniec fizyki. i doprawdy musi szacunkiem napawa szamotanie si fizykw
chccych "przebi" od wewntrz stan osobliwy, opisa go kwantowo w zmianie.
doprawdy warto zaduma si nad tym kierunkiem dziaania, ktry jest jedynie
dostpny i oczywisty i w takim postpowaniu, wynika jednak z niezrozumienia
ewolucji i jej zasad - a przez to "zastopowany" na zawsze. konieczno stanu
osobliwego wynika z ruchu po/w drodze "od wewntrz", ale nie jest poznawalny,
mog doy do granicy, ale jej nigdy nie osign.
281

- obserwator fizyczny
w "punkcie osobliwym" tradycyjna fizyka si zaamuje - to naturalne, wicej,
konieczne. tego mona si domyle, to rwnie fizycy sami gosz. ale tego,
e w punkcie osobliwym koczy si rwnie fizyka, na to sama fizyka ani da
zgody nie chce, ani takiego przyzwolenia na wasny koniec da moe. wicej,
takiego ustalenia nawet nie moe wprowadzi we wasne pogldy, bo nie jest to
moliwe inaczej, jak przez wyjcie z obszaru fizycznych wydarze. tylko e
fizyka i jej dziaanie, take logiczne dziaanie, jest "zapuszkowane", i to
na zawsze, w ewolucji. fizyka to wntrze ewolucji - i nigdy inaczej. a jako
takie, jest kroczeniem ku brzegowi i zblianiem si do niego, to operowanie
coraz mniejszymi zakresami temperatur, zdarze czy prdkoci. sowem, coraz
mniej w tym procesie energii i kwantw, ale zawsze oraz na wieczno takie
dziaanie pozostanie w przedziale ewolucji (zmiany). wniosek: fizyka nigdy
nie dotrze do "osobliwoci". adnej.
jak powiedziaem, napawa szacunkiem to cige szamotanie si i prbowanie.
jake trudne, bo niemoliwe. wyjcie poza wydarzenie, prby wyjcia na brzeg
s niemoliwe, prby wykroczenia poza "kraniec" skazane s na niepowodzenie.
bo brzeg, stan osobliwy, to martwota dla oblicze i pomiaru, to zero w kadym
rozumieniu (cho fizycznie "aktywne" zero). to jedynka energii, ale zarazem
zero ewolucji. - to zdarzenie potencjalne, z ktrego moe zaistnie podzia
na elementy ("jajo") lub z ktrego bdzie czenie skadnikw ("plemniki" i
"zapodnienie"). skojarzenia u odbiorcy jak najbardziej zasadne. ale to nie
fizyka, tu ju nie ma fizyki. "jest" osobliwo.
dramat, bo mona mwi o dramacie prbujcych wyj poza brzeg, tych, ktrzy
prbuj zbudowa teori kwantow stanu osobliwego - ten "dramat" polega na
tym, e mylenie zostaje zawarte, na zawsze mylenie zamkno si w ujciu
ewolucyjnym. porzucenie jednostek, kwantw, skadnikw procesu okazuje si
niemoliwe. bo jak mierzy co (i mwi o tym), kiedy to ju "co" z obszaru
historycznego i nie istnieje. eksperyment odnosi si do zmiany i czego, ale
nie do stanu bezruchu i "braku" elementw czego. i to przesania, po prostu
uniemoliwia, jake w sumie proste, nie logicznie, przede wszystkim wanie
fizycznie proste rozwizanie tego problemu: s jednostki - ale jest rwnie
jednostka, s kwanty, ale i jeden kwant. kiedy jednostki znikaj i wtapiaj
si w to wydarzenia, ono teraz przejmuje rol jednostki, jest "jednostkowe".
kiedy wszystko fizycznie "cichnie", to nie oznacza jeszcze, e ucicha caa
rzeczywisto. a tylko, e lokalnie ewolucja stracia swoje stany. e szykuje
si do przejcia na kolejny poziom.
zero temperatur, najniszy poziom zjawisk we wszechwiecie, jest tutaj moe
najbardziej jaskrawym, bo dugotrwaym deniem do ustalenia prawdy. jeeli
wyznaczone potrafio na taki okres czasu przesoni rzeczywisty stan rzeczy,
to jake trudne musi by dla rozumu, ktry tym "zerem absolutnym", czyli z
wyliczenia niepenym, musi operowa. jeeli rozpatruj czarn dziur, stan
osobliwy energii w ukadzie, jeeli mam do dyspozycji zero ciepa wyznaczone
wewntrznie, to nigdy nie ustal zera temperatur, zera wydarze zachodzcych
w czarnej dziurze. zawsze pozostan w zakresie lokalnych, marginalnych, ale
jednak jednostek-zbiorw, wydarze kwantowych. nigdy energia (i jej drgania)
w czarnej dziurze nie "schowa" mi si za horyzont zdarze, zawsze w takich
wyliczeniach bdzie aktywna, kwantowa, rozdrobniona - nigdy nie zejdzie do
stanu osobliwego. liczenie bdzie zawsze niepene, nie-brzegowe, zawsze tylko
wewntrzne. i nigdy nie poznam penego wyniku, zawsze bdzie to "o krok" najmniej o krok kwantowy przed barier. kiedy mam na wejciu w liczeniu stan
wyszy od zera absolutnego pojtego w sposb logiczny (czyli mam jaki poziom
drga, zawsze co w tym procesie si zmienia, jest ciepe) to na wyjciu w
liczeniu te mam ruch i zmian, minimaln, skraj, ale zmian. wprowadzony
raz w obliczenia fakt nie moe z niego znikn, bo za sabo, zawsze za sabo
"ciskam" rzeczywisto swoim pomiarem. i mam bd.
282

dramatyzm spraw w takim wewntrznym liczeniu, czego dowiadczaj ci, co chc


"przebi" "barier brzegu", dramatyzm polega na tym, e liczenie zbiega si
w punkt, e opisuje wydarzenie punktowe - staje si punktem. a jednoczenie
dziaajcy o tym wiedzie nie moe. dla niego jest to nadal i zawsze zmiana
i wydarzenie o przebiegach elementarnych, skadajce si z jednostek. dramat
jest tu wic tego rodzaju, e poznajcy stara si wewntrznie opisa to, co
ju do adnego dokadnego opisu by nie moe sprowadzone - moe by poznane
tylko opisowo. ujcie, prba ujcia w teori wydarze zmiany ewolucyjnej, a
prowadzona od wewntrz tej zmiany, ma na zawsze wpisane w siebie poznawanie
tylko do pewnego zakresu, teoretycznie najdalej dwu stanw. jednak w tutaj
omawianym przypadku nie moe to by mniej ni dwa stany, fizyk w badaniu ma
na kocu kadego badania zawsze wielko ewolucyjn, najmniej dwa fizyczne
kwanty. czyli dwa poziomy na skali energetycznej. wzory matematyczne zapewne
opisuj, bo musz, ow punktow wielko, ale dziaanie obliczajcego, jak i
przyrzdw, to dziaanie jest oparte na jednostkach. dlatego, kiedy fizyk w
gb (rzeczywistoci) idzie w swoim liczeniu, brzegu nie dojdzie. i nie moe
przyj, e jego droga si skoczya. tego przyj nie mona, bo to oznacza
koniec. a koca w wydarzeniu dla obserwatora wewntrznego by nie moe, jego
teren badawczy to zmiana, ruch, ewolucja.
ale, jak zaznaczaem, rwnie posugiwanie si niepenym stanem do liczenia,
czyli w tym wypadku temperatur zera, ktre zerem wszak nie jest - to take
niesie ze sob konsekwencje. nie mog przecie pozby si z oblicze (kadego
mojego dziaania) jednostek, bo owe jednostki s zawarte ju (czy jeszcze)
w tak wyznaczonym zerze. a to przesdza, e ich nigdy z oblicze nie usun.
liczc i podliczajc, zawsze pozostan w obrbie ewolucji, jak rwnie inne
parametry. take i one, jak choby wiato, nie maj maksymalnych wielkoci,
bo s analizowane i ustalane "od rodka", bez podprogowego zakresu. dlatego
wszdzie, w kadym przypadku w fizyce (obiektu analizowanego i mierzonego),
mam ten sam problem: nie mog osign brzegu, zawsze go brakuje w ustalonym
fakcie. - i co wane, tego brzegu ustali inaczej, jak metod logiczn, nie
mona. nigdy.
dlatego miaem prawo i konieczno powiedzie, e istnieje temperatura nisza
od "zera absolutnego" (dzisiejszego), e dopiero taka warto, ale w d o 3
stopnie przesunita, daje wielko absolutn w rozumieniu, e nic wicej tu
si nie dzieje, e to kres liczenia. rwnie dlatego miaem prawo o wietle
powiedzie, e ma warto najwiksz, ale istniej wiksze od niej. itd. itp.
doprawdy, powtarzam, szacunkiem napawa - ale i smutkiem - kiedy widz, kiedy
postrzegam daremno dziaa, prby opisania tego, co opisane by nie moe.
a co wicej, czynione jest to w taki sposb, e jednoczenie opis wyklucza,
i to na zawsze. zdefiniowanie stanu osobliwego, jako jeszcze znajdujcego si
w ewolucji, jako wydarzenia "rozdrobnionego" - zaiste, syzyfowe starania. ale
mog to stwierdzi dlatego, e o tym wiem, dlatego, e mam wiadomo, czym
jest i czym nie jest osobliwo, dlatego, e mog opisa tak zmian w ujciu
zewntrznym, z punktu zewntrznego. fizyka, wielce zasadnie, samoograniczona
w badaniu wiata, tutaj wanie traci swj punkt oparcia. i jeeli na nowo go
nie zbuduje, w (tym) "punkcie" pozostanie.
kilka razy ju o tym wspominaem, nie od rzeczy bdzie kolejny powtrzy (to
tak dla zachty): pozostawienie zakresu podprogowego "poza" fizyk, to bd.
w ustaleniach "codziennych" mona tak postpowa, chodzi przecie o tereny
brzegowe, a te si rzeczy s mae. jednak kiedy siga si, a zwaszcza kiedy
aspiruje do wyjanienia caoci - opisanie "poza-wiata", czyli przedziau w
ewolucji lecego na zawsze poza badaniem fizycznym, jest nie to, e czym
interesujcym samym w sobie, ale koniecznoci. nie wyjani "tu", jeeli nie
opisz "tam". bo "tam" - jest "tu", a "tu" definiuje "tam"; "tamto" oznacza
i warunkuje "tutejsze", a "tutejsze" to wntrze "tamtego", acz brzegowo. itd.
(a poza tym to wszyscy zdrowi.)
283

- powszechne cinienie
- powizania pomidzy rnymi elementami ewolucji
kolejny temat, ktry musz doda do zobrazowania wiata w jego "cinieniowym"
opisaniu. chodzi o powizania midzy ronymi zjawiskami, ktre byy do tej
pory postrzegane jako oddzielne, nawet czasami dalekie od siebie. mam tu na
myli szczeglnie procesy zachodzce na ziemi (innych planetach), ktre si
obrazuje przez zmiany, przez rozkad cinie. od atmosferycznych, ktre s
najbardziej widoczne - i odczulane - a po tak, zdawaoby si mao majce z
tym wsplnego, jak cinienia w skorupie ziemskiej, a wic idc dalej, wpyw
na trzsienia materii. kiedy "prawo powszechnego cinienia" czy wszystko w
jeden "cug" energii w plancie (przez planet" biegncy), te zjawiska take
powinne zosta logicznie i fizycznie ze sob powizane, naley je postrzega
cznie. s bowiem, musz by od siebie zalene bo ich przebieg wzajemnie
si wyznacza. skoro jest to jedno procesu, skoro, niezalenie do lokalnego
i chwilowego (ze wzgldu na moliwoci obserwacyjne) wyrnienia, podzielenia
jednoci zmiany na etapy, jest to czny tok energii w trakcie przepywu, to
musz to rwnie opisywa jako cao. eby nie popa w sprzecznoci. jeeli
ewolucja energii, jeeli przepyw energii przez "kana"-ziemi wanie tak
si dzieje, a musi - w obrbie takiego "kanau" powinno dochodzi do zjawisk
opisanych dla takiego procesu, i to cznie. tu nie ma podziau na czci i
procesy samoistne, odrbne jest jedno.
czyli zachodzi w takim przepywie czenie energii w coraz wiksze elementy,
wystpowanie "cisku" energetycznego midzy elementami - i w efekcie pojawia
si zjawisko "zatykania" kanau oraz opadanie energii na nisze poziomy. i
jej wypadnie z ukadu, przemieszczania si poza rzeczywisto wszechwiata.
bo skoro kady element wewntrzny w przestrzeni kwantowej jest, w opisaniu
cinieniowym, takim kanaem-tunelem energetycznym (i "czarnym doem"), przez
ktry energia przepywa na kolejne poziomy, eby "na kocu" wpa w przedzia
podprogowy - to take, to rwnie planeta, jako wielki obiekt skadajcy si
z takich elementw, tym bardziej taki obiekt jest "przepustem" dla kwantw,
i to solidnym. i warto z tego wyciga wnioski rwnie praktyczne, a moe
przede wszystkim praktyczne.
ujmujc to inaczej, zjawiska tak pozornie odrbne, jak trzsienie ziemi oraz
atmosferyczne, musz by ze sob sprzone, zalene od siebie - bo to jest
jeden "cig technologiczny" wpadania i przepywania energii przez planetarne
rne poziomy. atmosfera nie jest "warstw" oddzieln, niezalenie unoszc
si nad planet i bez wpywy na stan globu. jest cile powizana ze stanem
"twardej" powoki globu choby z faktu przynaleenia do jednej ewolucji. - i
na odwrt, zakres twardy planety ma wpyw na stan warstwy gazowej. i w tym
punkcie nie chodzi mi o banalny, cho wany fakt oddziaywania "cieplnego"
(miejsc podgrzanych i chodnych), to oczywisto. nawizuj tu do "gbokich"
(i dosownie gbokich) zalenociach wzajemnych. - w "modelu cinieniowym"
przepywu energii jest to proces wielopoziomowy i wielozaleny (i rwnie
wielowymiarowy).
przykad? anomalie atmosferyczne w miejscach, w ktrych wystpio wczeniej
trzsienie ziemi czyli rnego rodzaju burze, spadki temperatury (szybkie
i due), deszcz lub inne podobne fakty, czsto skumulowane i cznie ze sob
wystpujce. przypadek? w obowizujcym do tej pory rozdzielnym postrzeganiu
takich (ziemnych i atmosferycznych) wydarze, to "dopust natury" kolejny,
jeszcze jeden czynnik gnbicy i tak ju mocno poszkodowanych. w cinieniowym
modelu powizanie tych obszarw to oczywista konieczno, to efekt jednoci
i "przemieszczenia" si energii w ukadzie. to wniosek oczywisty na poziomie
oglnych stwierdze, i to w tonie kategorycznym, ale wymagajcy dalej (dalej
w tekcie) szerokiego objanienia. natomiast e taki efekt zalenoci zjawisk
wystpuje - tego chyba nawet najwikszy sceptyk nie odrzuci od razu, bowiem
tu wystarczy pilnie obserwowa otoczenie.
284

fakt, nie ma na dzi dostatecznych danych, ktre by takie zdarzenia ze sob


czyy skoro si nie widzi powizania, to i zebranie danych jest trudne,
wrcz niemoliwe. w kocu zbir abstrakcji, sposb definiowania otaczajcego
mnie wiata zaley od tego, jak go nazywam, co mog wyrni z ta. skoro w
zbiorze mi dostpnych poj nie ma powizania, jednoci energetycznej zjawisk
w obrbie planety i atmosfery (na poziomie tu analizowanym, jako jedno), to
nie mog tego dojrze, to dla mnie nie istnieje. i nie mam tym samym adnych
do dziaania przyrzdw (technicznych narzdzi czy oprogramowania logicznego)
- i nie mam wynikw pomiaru. ale z tego, e nie ma takiego pomiaru dzi, nie
wynika jeszcze, e to nie jest moliwe i e jutro ich nie bdzie.
wystpowanie atmosferycznych anomalii w miejscach, w ktrych wczeniej doszo
do trzsienia ziemi, jest przykadem na to, e nie "anomalia" atmosferyczna
zaistniaa, ale e doszo w efekcie do cznych zjawisk w ramach atmosfery i
planety, e wystpio "opadnicia" energii na niszy poziom. poniewa s to
powizane zakresy, kiedy w jednym zaistniaa "pustka", wolny tor (elementy
si "ubiy", "sprasoway", wtopiy w to /niszy poziom/), musiao przemie
si w to miejsce powyej nie ma wyboru. "pustka" niej powoduje osunicie
si warstw powyej. w tym wypadku "luz" w globie przekada si na zmian i
ruch warstw w atmosferze. z gry cinie cao (wszech)wiata, dlatego ruch,
kierunek zmiany jest oczywisty: do centrum planety. w efekcie musi si w tym
lokalnym miejscu wytworzy w obrbie atmosfery zagszczenie kwantw i ich
zblianie do siebie. a jak zblianie, to "granulacja" w wiksze struktury, bo
czstki nie maj wyboru. a jak ju si ze sob zetkn, to powstanie wyrana
struktura, np. kropli wody. - opisujc to obrazowo, w rejonie, w ktrym mam
"tpnicie" materii, w pustk tak powsta, "wlewa" si energia z zewntrz,
"wciska" si i jest wciskana pod ciarem caego wszech-wiata. kiedy dolne
"pitro" si zapada (ubija i opada), to powstaje przestrze do przesunicia
tego, co znajduje si powyej i struktura zmienia swj rozkad. warstwy pod
powierzchni zagszczaj si, warstwy powierzchniowe si odksztacaj a
warstwy nadpowierzchniowe musz si rwnie znieksztaci. i przybliy do
obnionej powierzchni. w efekcie cay proces zmienia si, ustala si na nowo
jego stratyfikacja. - a to oznacza, e w takim miejscu pojawia si "ni"-d
energetyczny, ktry przynie musi take w czci nad-ziemnej zmian ukadu
si. a najmniej zmian pogody. - czyli przez opadanie, ktre musi trwa, aby
wreszcie przybra wiksz skal (opadania i granulacji, zbijania si materii
w "kanale"), przez to mona wytumaczy, dlaczego s zmiany, a nawet dlaczego
niektre organizmy "odczuwaj", "przewiduj" nadchodzce trzsienie (i wydaje
si, e to jest jedyna droga analizy). w ich wiecie, zwierzcych czujnikw,
jest to zjawisko nie tylko w zakresie obserwowania, ale realne i znaczne. dla
tego rodzaju "detektorw" nawet drobne rnice w ukadzie otoczenia i jego
cinienia musi oznacza zaburzenie ich wiata i niepokj. co jest nieuchwytne
dla czowieka i marginalne, dla bytw "niskich" oznacza now jako, i jest
"odreagowywane". dlatego moliwe do przewidzenia.
prognozowania takich zjawisk wydaje si wic nie marzeniem, ale moliwym do
opracowania. fizycznego opracowania. dobrze byoby zna naprenia w ziemi,
i to w skali bardzo maej (odcinkw, punktw pomiarowych). musz istnie te
powizania midzy trzsieniami a atmosfer (wye, nie, czy jest due, mae
cinienie wywierane na powierzchni, i jak dugo trwa). przecie wszystko to
s naprenia i efekty przemieszczania si elementw w ewolucji, ktre mog
si objawi o setki kilometrw dalej, np. w postaci trzsienia warstw globu.
ale poniewa s powizane, czyli powstaj kwantowo i dziej si kwantowo, s
do przewidzenia. powstanie integralnej suby meteorologiczno-geologicznej
(a dalej, z nawizaniem do zakresu poza planet, czyli astroobserwacji), to
musi da efekt. skoro energia "spywa" z nieba na ziemi (jest "wtaczana" w
ni), to do postrzegania jej i "obrabiania" s potrzebne wszelkie dziedziny.
skoro jest jedno procesu - musi rwnie wystpi jedno analizy.
285

- "tunelowanie" energii w ewolucji


- a efekt dopplera (przesunicie sygnau)
- wiat "mega-atomowy" i "sub-atomowy"
efekt dopplera obowizuje "w dal" - i "w gb" wiata.
rozum poznajc rzeczywisto (i otoczenie) rozpoczyna, idzie w tym procesie
od wielkich, najwikszych uj - od kosmologii (nieba, bo atwo widoczne), po
drobne elementy. eby ostatecznie i na kocu tej drogi zdefiniowa istnienie
wasne (i wasne dziaanie). proces, wielokrotnie to mwiem, przypadkowy nie
jest. najpierw mona ujrze i poj w jego budowie Kosmos (lokalnie, realnie
tylko wszechwiat), planet czy okolic ycia, ale zawsze jest to obszar na
zewntrz poznajcego ukadu. dopiero zwrotnie, przez poznanie wiata, moe
obserwator, umys obserwujcy moe poznawa, zabra si za poznawanie samego
siebie. - najpierw, tak jednostka, tak nauka (tak rozum jako cao, rozum
osobniczy lub "cywilizacyjny") - najpierw buduje si system oglny, eby w
kolejnym kroku przej do jego "atomistycznego" ujcia. najpierw mog-musz
tworzy ramy dla caego procesu, a nastpnie, majc jego granice, przystpuj
do zapeniania go szczegami. w kadym przypadku ewolucyjnym tak si dzieje
nie ma wyjtkw. pierwsze jest wyodrbnienie si z ta i samookrelenie, a
dopiero w dalszej kolejnoci poznawanie siebie. eby ponownie przej do ta
i jego analizy w coraz drobniejszych elementach i czenia ich w/na kadym
poziomie z postrzegajcym. a po jedno otoczenia i obserwatora.
poznawanie w pierwszej kolejnoci odlegych gwiazd jest dla umysu dziaaniem
naturalnym: "odlego" wchodzi w zakres pojmowania umysu jako stan prosty,
"codzienny" i oczywisty. to, co znajduje si na zewntrz mnie, jest lepiej
i na co dzie (i od zawsze, od pierwszego poznania, ktre przebiega od wiata
na zewntrz do wiata wewntrz) - jest dla mnie doskonale znane. i dlatego
atwo wyrnialne w tle. odlegy fakt postrzegam prosto i bezporednio, bo
mj zmys wzroku, ale i "zmys wzroku" (tu: poznanie logiczne otoczenia), ma
swoj "ostro" rejestracji elementw. analogia do wzroku jest zasadna, ten
sam "skrt", deformacja postrzegania zachodzi. co bliskie i co bardzo mae,
rozmywa si, oko nie rejestruje takiego elementu rodowiska. jak blisko bym
do oka (i "oka" umysu) nie przyblia grudki ziemi, to atomw nie dostrzeg.
co dalekie i miga kolorami, postrzegam "od razu", to przyciga wzrok, ale i
pociga tajemnic (bo niedostpne). co bliskie, co we mnie, to kopotliwe do
obserwacji (i mao ciekawe, pospolite).
wicej, poznawanie "odlegociowe", przestrzenne stanowi jedyny mi dostpny
sposb widzenia (rozumienia i postrzegania). wynika z dowiadcze, ale jest
rwnie pochodn dziaania zmysw jako "lokalizatorw" w czasoprzestrzeni.
cae moje poznawanie, cae rozumienie wiata jest oparte na tym, e widz "w
pewnej odlegoci" od stanu "teraz" (wic poza moim "tu"). co bardzo bliskie
w stosunku do mnie, ginie z pola obserwacji, poniewa jest bliskie brzegu. a
ja brzegu, adnego zakresu brzegowego nie pomierz w tym rwnie (i przede
wszystkim) brzegu swojego istnienia. praktycznie wszystko, mog nawet sowo
"praktycznie" opuci i powiedzie, e na pewno wszystko oznacza dla mnie w
postrzeganiu taki stan, e to ja jestem jednoci, a pozostae jest jako "na
zewntrz" i "rozbite" na elementy. std gwiazdy, inni ludzie, zjawiska, to
wszystko dziej si "obok", na zewntrz, gdzie poza moim myleniem czy innym
dziaaniem s to byty do mnie "obce".
co z tego, pochodnego pracy zmysw i uczenia si wiata, a dalej dziaania
w nim dla umysu wynika? bardzo duo. duo o tyle, e kiedy przychodzi mi
siga w siebie (take w stany mojego wiata, np. planety czy atomy), albo
poznawa swoje myli i fakty wewntrzne - to, po pierwsze, jest to dla mnie
proces rwnie zawsze "na zewntrz", "obcy" i odrbny. zdarzenia, cho mnie
tworz, w takiej obserwacji s dalekie i postrzegane z zewntrz. widz skutek
zmian, a nie same zmiany doznaj procesu, ale nie mog go pomierzy. a po
drugie, poznanie tego zakresu subatomowego (lub narzdw) jest nieosigalne.
286

podkrelam, moje poznanie nie siga poziomu skadnikw tworzcych podpoziom


mojego podpoziomu rejestruj, mierz "narzdy", ale nie elementy, ktre na
si na taki fakt skadaj. to dla mnie zakres nieosigalny i "niedoceniony".
co to znaczy "niedoceniony"? e poznajc na przykad struktur atomu i jego
rytm zmiany, nie doceniam znaczenia wnioskw, ktre z takiego ustalenia dla
mnie wynikaj.
powiem inaczej, fakt, e gwiazdy s odlege o miliardy lat biegu wiata, to
jest dla mej wyobrani co "namacalnego", to robi wraenie, a mona gb ze
zdumienia otworzy, bo to tak daleko i taki majestat, tak wiele musiabym si
lat tam "drapa", eby doj i zobaczy. odlegoci wszechwiata, kiedy je
przyo do moich codziennych zadreptanych metrw, o, to jest wielko. ale,
paradoksalnie, mimo tego "bezmiaru" kilometrw, ju przez sam fakt swojej na
co dzie obserwowalnoci (jaskrawej obecnoci), s to dla mnie obiekty znane
i pewne. pomijam ju tutaj historyczny i fizjologiczny stan, e postrzeganie
nieba byo i by musiao "paskie", e to dopiero "naoenie" wiedzy na taki
"wieczny" byt (czyli wieloraki eksperyment) to paskie ujcie o wiele, jake
wiele wymiarw poszerzyo - i poruszyo. chodzi mi o to, e zjawiska nie do
"uchwycenia rk" i dalekie, pomimo tego byy obecne zawsze w myleniu, bo
byy postrzegane. kiedy co widz, wiem, e jest - i mog to w jaki sposb
oswoi. ale swojego wntrza (czy elementw wiata) nie postrzegam. dalekie i
obce jest wic mi bliskie i "znane", ale bliskie i "moje" - jawi si, jest
dalekie i obce. trudniej pozna siebie, jak dalek gwiazd. - wicej, dopiero
poznawszy odlegy wiat, mog zwrotnie opisa, take zdefiniowa siebie. nie
odwrotnie. postrzegam to, a w nim elementy, i dopiero w odniesieniu do tych
skadnikw wiata mog opisa siebie. nigdy inaczej. - wiat zewntrzny jest
pierwszym w poznawaniu, a "ja" to pny "wynalazek" rozumu. kadego rozumu.
poznanie wiata duych rozmiarw jest "proste", natomiast co innego dzieje
si w przypadku takiego samego zabiegu poznawczego, ktry musz wykona jako
"poznajcy" (eksperymentujcy) i zarazem konstruujcy umys kiedy "buduj"
obraz pod-atomowy swego wntrza, kiedy "tworz" wiat wewntrzny. - w takim
wiecie, w mikrowiecie, ktry mnie ksztatuje, z ktrego jestem zbudowany,
ju tak atwo poznanie nie biegnie. dlaczego? poniewa odlegoci, wielkie
odlegoci ponownie wchodz w gr, tylko e tym razem podprogowe. odlegoci
do gwiazd - bana, odlegoci we mnie - problem.
znane s powszechnie sposoby opisu budowy atomu, jake wymowne. ile to w
nich pustki, ile elektronw (i pomniejszego "badziewia") - i jak to si w
tej pustce rozkada, jak wok maego "gwiezdnego" jdra kry (elektronowe
chmury) - i jak w tym wszech-wiecie praktycznie wszdzie chodno i do domu
daleko. i czasami tylko w pojedynczych i trudnych do zlokalizowania wzowych
punktach (nigdy do koca opisanych), mona tam, w tym mikrowiecie, napotka
pdzcy z zawrotn szybkoci "byt". jaki elektron czy ich wizk. i jake
to tajemniczy wiat, jak inaczej si odmienia (kwantowo) i rozmyty z zasady.
to co poniej poznawania i rozumowania (przecitnego zjadacza chleba). itd.
to niby znane, czesto omawiane. - ale, obawiam si, e nawet ci, co mwi o
tym, nie do koca mog uwiadomi sobie, co wynika z takiego obrazu zjawisk
na poziomie podprogowym wiata. owszem, umys moe opisa ten mikrowiat i
nada mu abstrakcyjne postacie, uj w pojcia jako wyraalne, ale przyj
tego z emocjami, z uwiadomieniem sobie, czym to skutkuje nie, to nie takie
proste. tego tak atwo nie udaje si przeprowadzi.
co wynika z tak poznanego atomu i ogromnej pustki, z uwiadomienia sobie, e
atom to ledwo "statystyczna" i lokalna budowla? kiedy umys spojrzy na ten
sub-wiat, "spojrzy" wykorzystujc abstrakcje, ktre stosuje do opisu wiata
(makrowiata), to wyania si niebywale dynamiczny, jake gigantyczny zakres
przestrzeni. to ju nie atom w postaci "pudeka", w ktrym co drga i jest
ywe lub martwe, to nie pojedyncza "studnia"-tunel energetyczny, to nie "wir"
energetyczny i lokalny ale wszech-wiat.
287

rozum moe spoglda na rzeczywisto wycznie jako na proces, zjawisko


fakt czasoprzestrzenny (w rozumieniu "dali"), ale zawsze w zoeniu, nigdy
jako stan elementarny. dlatego to, co si znajduje daleko i co jest blisko,
daje si opisa tylko wwczas, kiedy przykadam jedyne dostpne dla umysu
wyobraenia. czyli "nastpowania" i zachodzenia w czasie oraz przestrzeni.
dotyczy to rwnie, zreszt suszne (a tylko o "skal" tutaj chodzi), kiedy
zastosuj abstrakcje wypracowane dla gwiazd, do sub-wiata. co wwczas widz?
pojawia si od razu jake emocjonalnie nacechowany obraz. pocztkowo tylko
szkic, ktry nie ma wyranych linii przewodnich, ale w miar przygldania
si tej impresjonistycznej ukadance wida coraz wicej. rozmyte, fizycznie
zawsze nieostre "plamki" ukadaj si w "konstelacje", w rodziny cile ze
sob powizanych procesw w jedno. oto okazuje si, e atom jest procesem
czasoprzestrzennym, ktry rozciga si na szalone, wielkie, gigantyczne dla
mnie "odlegoci". zabieg przeniesienia "wymiarw" i rozmiarw stosowanych
przez umys do opisu, do zobrazowania, do abstrakcyjnego ujcia wszechwiata
- przeniesienie tych samych odlegoci, tej samej zasady "odlegociowego"
widzenia (takiego sposobu postrzegania zjawisk) to powoduje, e nagle atom
i zbiory atomw staj si "punkcikami" rwnowanymi gwiazdom. pojawiaj si
galaktyki, zbiory galaktyk, ktre wiruj i oddalaj si od siebie (czasami
zderzaj) a wszdzie mam pustk to wszystko otaczajc. nagle okazuje si,
e umys, obserwator - ja - znajduje si w takim punkcie czaso-przestrzeni,
bardzo szczeglnym punkcie, gdzie "gra", gwiazdy i cay wszechwiat oraz
"d", atomy i nisze elementy to szalone, gigantyczne przedziay, ktre
tylko w lokalnych punktach s w energi, w materi "wyposaone". a poza tym
wszdzie pustka - po "horyzont". oto okazuje si, e moje wntrze, elementy,
ktre mnie tworz, s pustk przemieszan z energi, te "fakty" okazuj si
by tak odlegymi od siebie bytami, e przyrwnanie ich do gwiazdowego, na/w
niebie ogldanego wszech-wiata, prowadzi mnie do wniosku, e skadam si z
galaktyk energii. ba, prowadzi do wniosku, e jestem wszechwiatem. - i nie
jest to przyjemna myl. bo nie jest przyjemne dla umysu, kiedy uwiadamia
sobie, e to, co traktuje (musi) na co dzie, jako jednolite, trwae i stae
- e to okazuje si w tym wymiarze pod-atomowym, czy tylko atomowym, jake
rozcignit w czasoprzestrzeni ewolucj. i pustk. ujrzenie tych "galaktyk"
i wirw energetycznych, zdarze o skali nie do przeliczenia - to fascynuje.
ale jednoczenie zdumiewa. i moe, dla poniektrych, by powodem lku. lku
umysu, e traci jednolito i trwao. kiedy wszystko wok to "prawie" nic
i kiedy nie ma si czego chwyci, robi si dziwnie.
jeszcze raz chc usilnie podkreli, e ten "przeniesiony" sposb widzenia
materii, atomw, pierwiastkw, e z tego sposobu widzenia wyania si, jako
skutek, nowy obraz rzeczywistoci. nowy dla fizyki i dla zrozumienia wiata.
ten "przestrzenny", czasoprzestrzenny sposb widzenia procesw tworzcych i
mnie, i wszystko czyli nie ich statyczne ujmowanie, co tyle kopotw wnosi
(jak to si z analiz zjawisk atomowych obecnie dzieje) - tylko dopiero taki
dynamiczny, oparty na "odlegociowej" zasadzie sposb widzenia pozwala oraz
umoliwia poznawania mikrowiata, jest jedynie moliw drog. i umoliwia w
dziaaniu zwrotnym, pozwala na lepsze opisywanie makro-wiata. nie ma midzy
tymi poziomami niczego odmiennego, tylko skala wydarze energetycznych inna.
jak do znudzenia moe powtarzam, zawsze to ta sama, tej samej energii jedna
ewolucja. ktra przebiega zawsze na/w jednakich prawach. dopki umys nie
zacznie, a teraz ju musi, widzie zjawisk mikrowiata w czasoprzestrzennej
jego formule, czyli jako oddalania si i przybliania elementw (elektronw,
atomw czy czegokolwiek), pty nie bdzie mg pozby si tych "pudeek"
atomowych, w ktrych "co drga" i nie wiedzie dlaczego. nie bdzie rwnie
moliwe ustalenie, e atom jest tylko "doem" energetycznym, w ktrym si
elektron chwilowo znajduje. wszystko si zapada-wybucha. wszechwiat, gwiazdy,
planety - czowiek - atom, elektron, foton ...
288

- dygresja
- o poznaniu fizycznym
czuj si w obowizku powiedzie w tym miejscu o postrzeganiu wiata w jego
subatomowym zakresie, ktry wypracowaa i dzi stosuje z powodzeniem fizyka.
czyli o zobrazowaniu kwantowym tego przedziau. ujem to nieco wczeniej w
zdanie, e fizyka odkrya kwanty ale kwant to pojcie filozoficzne. i w
tej chwili chciabym do tego nawiza, bo cile mieci si w ramach analizy
atomw i tym podobnego drobiazgu. dlaczego jest to wane? poniewa to ten sam
wiat na kadym poziomie i poznanie przebiega tak samo, tylko fizykom inaczej
si wydaje (na dzi).
ot pojcie "kwantu" to pojcie ze wszech miar filozoficzne - i w filozofii
obecne od zawsze. nie ma znaczenia, co pod to pojcie w historii podkadano,
to zawsze by kwant. oczywicie, zgoda, to byo powizane z aktualnym stanem
rozumienia i postrzegania wiata, i nie mogo by inaczej. kiedy staroytni
dzielili rzeczywisto na "atomy", to dzielili sobie dostpny zakres bytu i
definiowali go w swoim ("zgrubnym") zakresie. mieli takie a nie inne metody
i narzdzia, dlatego takie a nie inne wysnuwali wnioski. drobienie otoczenia
w kolejnych epokach i schodzenie coraz niej (czy siganie dalej), to zawsze
byo powizane z aktualnym stanem obrabiania i manipulowania materi. dlatego
nic dziwnego, e kiedy zdarzyo si naprawd sign w zakres sub-atomowy, to
fizycy natrafili w nim na to samo, co udao si wypracowa przez wieki tylko
w oparciu o logiczn spekulacj: "drobiny", materi w stanie kwantowym. nie
pisz w tym miejscu historii filozofii czy fizyki, nie oddaj drg, ktre do
kwantu prowadziy, ale staram si powiedzie jedno: niezalenie od epoki i
uytej abstrakcji, poznanie zawsze dotyczyo "kwantu" oraz dylematw z nim
zwizanych.
podkrelam t uwag: niezalenie od epoki i metody badania rzeczywistoci,
niezalenie od przyjtych poj (to naprawd jest bez znaczenia, jakich sw
uywam), zawsze analizuj i operuj kwantami. i zawsze napotykam na te same
problemy w takim dziaaniu. - nie jest przypadkiem, na co take mocno zwracam
uwag, e kiedy fizycy trafili na swoje kwanty i wytworzyli mechanik, ktra
zakres nieoznaczony pomaga zdefiniowa, to uznali go za wyjtkowy. dlaczego?
bo stwierdzili w nim na tyle niezwyke i od zdrowego rozsdku (i codziennego
dnia) odlege fakty, e jawiy si jako niepoznawalne, jako znajdujce si w
zakresie ciemnym, a zdarzajce si w nim "dziwy" fizyczne byy z pogranicza
i spoza nieoznaczonoci. w tym wiecie, ich zdaniem, element wyrniony do
analizy albo istnieje, albo nie istnieje albo jest w jakim punkcie, albo
go nie ma. w ogle to wszystko stan rozmyty na fali, ktry moe opisa tylko
prawdopodobiestwo. sowem, przedzia atomowy wiata to jedno wielkie (dla
rozumu) zamieszanie i na tyle odlege, e nie do przewietlenia. i intelekt
musi tu skapitulowa. eby to.
ale, na co rwnie zwracam uwag, ci sami fizycy, ktrzy z jednej strony zgoda, z trudem i oporami dawali swoje przyzwolenie na "gr w koci", do
wiata atomowych drobiazgw podchodzili z rezerw. poniewa widzieli w takiej
analizie, w zgbianiu jego tajnikw, te same i "odwieczne" problemy, ktre
filozofia wypracowaa wczeniej. w nawet bezporednim sensie tego sowa, ale
byo dla badajcych atomy szokiem, kiedy w badaniu jak najbardziej obecnego
w rzeczywistoci zakresu wiata dostrzegali dylematy, ktre logicznie byy
rozpatrywane kiedy tam i przez byle filozofa. czy element bytu (lub dowolny
byt) jest jeden, czy skada si z elementw, ma skoczone czy nieskoczone
istnienie czy jest ostro czy nieostro postrzegany, co to znaczy, e jest
postrzegany? czy mog opisa pooenie jakiego dowolnego elementu w wiecie
dokadnie, czy nie jak daleko mog sign badaniem w rzeczywisto? itd.
fizyka w swoim dolnym zakresie badania trafia w ten sam zbir pyta, ktre
ju dawno paday. tu czy si fizyczne i logiczne badanie otoczenia i jest
jednoci. fizyka odkrya kwanty, ale dylemat kwantu zawsze jest ten sam.
289

eby pokaza, e to zawsze takie same problemy badawcze, a tylko inny zakres
rzeczywistoci (i iloci zaangaowanej w proces energii), przykad. z obszaru
jak najbardziej mi bliskiego, wspbienego. a przez to podlegego analizie.
ot, ssiad za cian. banalna sprawa. ale pojawia si pytanie: czy mog jego
istnienie opisa, zdefiniowa jego pooenie w czasie i przestrzeni, czy mog
wyznaczy drogi, ktrymi si przemieszcza? to nie jest trywialne, jakby si
zdawao, pytanie. - owszem, ssiada znam, wiem, e to istota ciekawa, e ma
pragnienia i tak dalej. ale, prosz si zastanowi, czy mam moliwo go w
peni dookreli? pomijam ju oczywist spraw, e nie wiem o nim wszystkiego
- bo nawet sam o sobie wszystkiego nie wiem. ale rozchodzi si w tej chwili
o wany fakt: czy mog opisa jego przebiegi ewolucyjne, bez jednoczesnego
zagldania do niego? odpowied: nie.
nigdy nie mog opisa "ssiada" w sposb dokadny. dlaczego? bowiem to jest
to same zagadnienie, ktre napotykam, a raczej ktre fizyka napotyka w opisie
swojego atomowego "ssiada". co si bowiem dzieje, kiedy chc ustali punkt
przesiadywania, pooenie osobnika za cian? owszem, sysz jego kroki (a
przynajmniej tak myl), co trzaska, chyba okno i gra muzyka. z tych oznak,
dla mnie zawsze zewntrznych i wtrnych wobec istnienia ssiada wnosz, e
istnieje. ale czy mog mie pewno? nie. adnej pewnoci. bo przecie to nie
musi by mj ssiad, tylko kto inny, kto si pod moj nieuwag w tym lokalu
zameldowa, to moe by kot, ktry z godu skacze po meblach i czyni haas,
a ja bior to za oznaki ycia ssiada. to moe by dowolny czynnik, ktry dla
mnie stanowi tre pojcia "ssiad". ale nie mam pewnoci, e to pojcie ma
realna tre. nie mam tej pewnoci, dopki nie zajrz do lokalu obok.
dlaczego? bowiem tylko konkretna weryfikacja pooenia obiektu badawczego, w
tym przypadku ssiada, pozwala mi na jednoznaczne ustalenie, czy mj ogld i
opisanie zjawiska na zasadzie przypuszcze (prawdopodobiestwa) jest trafne.
kady inny pomiar jest albo bdny z zaoenia (wic nie jest przez to adnym
pomiarem), albo nie moe doj sedna. jedynie otwarcie "puszki" z lokatorem
pozwala mi stwierdzi, czy yje, czy te dynda pod sufitem, bo odechciao mu
si walczy z przypadociami losu. - wicej nawet, moje zadziaanie, ktre
polega na otwarciu drzwi, zmienia stan energetyczny badanego obiektu, moje
zerknicie do ssiada wytrca go z rytmu i "unieruchamia" w jakiej dla mnie
pozycji. wczeniej, "przez cian", miaem zbir moliwych pooe obiektu w
mieszkaniu teraz, kiedy go obserwuje, jest dla mnie w cise okrelonym i
zdefiniowanym parametrami punkcie. i tylko dla mnie. dlaczego? poniewa dla
kolejnego obserwatora to jest albo inny punkt wiata (ona widzi go inaczej,
pod innym ktem i z innymi emocjami), albo cigle i zawsze stan niepewnoci
poznawczej, bo ten inny obserwator jeszcze drzwi do stwierdzenia faktu nie
otworzy. dla mnie i tylko dla mnie obiekt badawczy "znieruchomia" i mog
go opisa w kadym dostpnym mi zakresie i parametrze. kiedy jednak przymkn
ponownie "szpar" postrzegania, znw jestem w sytuacji bez danych, znw dla
mnie "elektron"-ssiad wdruje po szlakach, ktre ukadaj si w nieostry i
rozmazany na fali prawdopodobiestwa zbir potencji. itd.
jaki z tego przykadu pynie wniosek? po pierwsze, mgbym go cign dalej
i rozpatrywa w szczegach, mgbym pokazywa, e poznanie pooenia atomu
i jego elektronw jest dokadnie tym samym dylematem poznawczym, jak czynno
obserwacji ycia ssiada za ciana. tu nie ma adnych rnic. nie ma czego
takiego, e to inny, skryty i szczeglny zakres wiata poniewa takim dla
mnie jest kady zakres otoczenia. e tego nie dostrzegam na co dzie, e tu
(pozornie) wszystko jasne i zrozumiae, to efekt dugiego uczenia si regu
rzeczywistoci oraz pomijania szczegw. ale w logicznym i fundamentalnym
ujciu to jest to samo fizyka spotyka si, powtarzam, na tym poziomie z
filozofi. to jest ten sam wiat w kadym ujciu i te same problemy. skala
inna, ale problemy te same. "widzenie" rodowiska jest zawsze to/takie samo,
niezalenie od uytej metody. i warto, trzeba z tego wyciga konsekwencje.
290

- atomy
- wiat atomowy, mikro-wiat
z jakiego powodu wypowiedziaem tyle sw, po co tak rozbudowany wstp, i to
o filozoficznym bardziej wydwiku? powd jest zasadniczy i dowiadczyem go
sam, nim doszedem do ciekawego, wyraonego w pierwszym, wprowadzajcym ten
temat zdaniu, ktry przybrao posta wniosku. musiaem si sporo nagowi (z
przyjemnoci, to nie byo przykre, nie narzekam), eby wreszcie, w wyniku
skojarzenia wielu faktw (abstrakcji rnych poziomw) doj do ustalenia,
e efekt przesunicia w pomiarze sygnau dotyczy obiektw oddalajcych si
(lub przybliajcych) zarwno w dal, jak i w gb rzeczywistoci. - znam ten
bl, wiem, e trudno przeama nawyki, dlatego musiaem, take dla siebie,
opisa obecny stan morzem sw, eby pokaza, e jest zasadne (nie tylko na
zasadzie ciekawostki) przeniesienie abstrakcji opisujcych gwiazdy na wiat
dla mnie ju "wewntrzny", atomowy. przeniesienie, jako zasady, sposobu
postrzegania - takiego samego dla obu zakresw. to jest na kadym poziomie
ten sam wiat, tylko "porcje" energii nieco inne.
zaczem si zastanawia, dlaczego wiato (wszak zawsze rozpoczyna si od
wiata...), dlaczego promieniowanie opisywalne jako wiato posiada barw
bia? co sprawia, e kolory objawiaj si dopiero po rozczepieniu strumienia
energii na elementy? i co to oznacza, e istniej kolory, co to jest kolor,
co to barwa? itd. - pytania s wane z rnych powodw, a ja zapewne ju nie
musz podkrela, e nie mam w obecnej chwili na myli odpowiedzi, ktrych
udziela fizyka. stwierdzenia fizyki s oddaniem faktu, eksperymentem fizyka
ustala zalenoci prowadzce do "czego", do wyniku (zrobi to a to, a uzyska
si to i tamto). fizyka stwierdza, e "co" jest-zachodzi, lecz nie podsuwa
odpowiedzi, dlaczego tak si dzieje.
powtarzam, tu nie chodzi o zagadnienie w rodzaju, e kiedy strumie fotonw
(czstek-fali) pada na przykad na pytk metalu, to w wyniku ksztatuje dla
obserwatora zjawisko (proces, ewolucj) o specyficznej postaci. czyli e w
w zalenoci od uytego materiau, eksperymentator zaobserwuje jedn i tylko
jedn dugo wypromieniowanej fali. albo e w trakcie przejcia przez ciao
(np. pryzmat) jednolite wczeniej strumienie energii ulegaj podziaowi. mam
w tym momencie na uwadze inny poziom analizy, zagadnienie, ktre analizuj,
to nic z zaprezentowanego przedziau tu niczego doda nie mog. ani nawet
si staram, bo brak fizycznego oprzyrzdowania. natomiast pytam, zastanawiam
si przy pomocy narzdzi logicznych - dlaczego tylko ta jedna dugo, dla
danego pierwiastka si realizuje? dlaczego pierwiastek, po "podranieniu" go
energi, zaczyna wieci i ma kolor? dlaczego wiato biae jest zoone, z
czego to si bierze? przecie z kwantowania wynika, e jest to do stabilna
wielko. na kwant wiata, jak liczyem, skadaj si w ewolucji 32 kwanty.
skd wic te rne dugoci fali, rne elementy skadowe?
biae wiato, czy ono jest jednorodne? oczywicie nie. jest zoone, bo to
wynika z eksperymentu. czyli to, co postrzegam, jest nie jednym faktem, ale
zbiorczym stanem. widz, moje zmysy postrzegaj nie jedn, ale wypadkow i
rozbudowan wielko ewolucyjn. nie postrzegam wic jednego tylko procesu,
nie jedna ewolucja do mnie dociera, ale jest to suma zjawisk, wielopoziomowy
proces i ewolucja, co tu wane, rnych zakresw oraz poziomw. wiato,
a szerzej: promieniowanie elektromagnetyczne, cay zakres promieniowania, to,
w ujciu kwantowym, wielko zbudowana z jednego, zawsze tego samego kwantu.
skala energetyczna, w ktrej promieniowanie elektromagnetyczne jest jedynie
podewolucj (cao to promieniowanie + materia "twarda") - cay przedzia
zjawisk promieniowania buduje si w ten sam sposb i z jednych kwantw. tylko
ilo elementw i ich wzajemne uoenie (bliskie czy dalekie od siebie), to
decyduje, czy jest to zdarzenie grnej czci promieniowanie (np. twarde),
czy dolnej, np. radiowe. fizyczny kwant, ktry tworzy promieniowanie, jest
jeden, a tylko poziom ewolucji tworzy kolejne i rne postacie.
291

dlaczego promie wiata, ktry wydostaje si z gwiazdy (czy innego rda)


ma jaki "kolor"? przecie kolor to dugo fali, a dugo fali poczona
jest ze zjawiskiem przesunicia sygnau wzgldem obserwatora (czy w ruchu,
czy "stacjonarnego"). czy to ma znaczenie? zaraz, nie mona tak szybko doj
do tego zjawiska, jeszcze troch trzeba przeledzi procesw porednich. co
i dlaczego si dzieje, e kiedy z tego "strumienia" energii (wic zbioru)
wyodrbni np. jeden zakres (jaki kolor), to w tak wyodrbnionym strumieniu
nadal, w kolejnych przejciach przez pryzmat, on si nie odmienia i cigle
pozostaje ten sam? dlaczego, z zaoenia taki sam kwant skadowy, nalecy
do tego samego zbioru element, mimo to ma inny od pozostaych rozkad, jest
inn dugoci fali, innym kolorem? - tutaj pomoc byo ustalenie, e to jest
wielopoziomowa, rozcigajca si w czasoprzestrzeni (oraz t czasoprzestrze
tworzca) przemiana energetyczna. e wielopoziomowa, zgoda, ale jak to si
ma do kolorw ewolucji, kolorw w ogle? ma, i to bardzo.
oto mam strumie energii, promie wiata (zbir), ktry odbieram jako biae
wiato w cznym stanie. to jest z rnych poziomw, podkrelam, z rnych
poziomw czasoprzestrzeni (nie poziomw energetycznych) - to jest docierajce
do mnie z rnych poziomw zdarzenie. nie ma wydarzenia jednostkowego, take
nie ma wiata jako jednostkowego (nawet jego elementarnego stanu, fotonu).
na biel wiata skada si "piramida" rnych zakresw i dopiero suma takich
przedziaw daje wraenie wiata biaego. to rozcignite w czasoprzestrzeni
"paszczyzny" daj taki efekt, e postrzegam - e mog postrzega i mierzy
wiato. a raczej to, co za wiato uchodzi. bo jest to ju rozbudowana, jak
wida, ewolucja. na jeden kolor, na jeden zakres promieniowania wiata, s
potrzebne najmniej dwa fotony (dwa kwanty wiata; wic w oglnym liczeniu
dwa pene, omioelementowe kwanty fizyczne). i to dopiero od tej wielkoci
mona mwi o promieniowaniu. - to samo dotyczy zbioru tego zakresu, przez
kolejne podwajanie tworzy si jeden rodzaj wiata (np. zielony). ale na fakt
wiata biaego, czyli na cay zakres widzialny, skada si rwnie, i nie
moe by inaczej, nie jedna barwa, ale zbir - zbir rnych pojedynczych
zakresw. wiato biae zaczyna si od dwu kolorw, a uzyskuje peni przy
caym spektrum. czyli trzech podstawowych, ale rnych wielkociach. co przy
przejciu przez pryzmat daje ilo blisk penej ewolucji, czyli siedem (lub
osiem) barw.
najwaniejsza jednak myl, ktra jest w tym zawarta, to byo uwiadomienie
sobie owej wielopoziomowej, rozkadajcej si kolejnymi warstwami ewolucji.
e jest to ta sama, z takiego samego kwantu skadajca si ewolucja, tyle e
te warstwy s do mnie uoone kolejno e dociera do mnie zawsze ten (taki)
sam kwant wiata, ale dociera w rnym odstpie czasu, w rnej fali. co w
efekcie daje dugo fali, kiedy porwna dwa po sobie pojawiajce si fakty.
inaczej, jedna fala jest do mnie bliej, inna dalej jednak im dalej jest
pooona, tym dugo fali, czyli odlego midzy szczytami tych fal, wic,
w kwantowaniu, pomidzy kolejnymi zakresami kwantowymi (wzami) tym taka
ewolucja bardziej w czasoprzestrzeni odlega. docierajcy do mnie promie w
postaci biaego wiata, to skadajca si z poziomw ewolucja. poziomw w
postaci kolejnych barwy, dugoci fal, ktre na kolejne barwy si skadaj.
a te poziomy, jak kada ewolucja, posiadaj swoje podpoziomy i zakresy w ich
obrbie. wydzielenie z caoci "biaego" zakresu tylko jednego koloru, to nic
innego, jak wyodrbnienie ze zbioru jego podzbioru, ktry dalej posiada swoje
elementy. kwanty promieniowania (czstotliwo fali), to tylko wyodrbnienie
tej jednej dugoci fali to tylko skoncentrowanie si na staym przedziale
wydarze, to wyodrbnienie oraz "filtracja" tylko jednej staej odlegoci
midzy kolejnymi szczytami fali wiata. - wiato biae to wycinek procesu
z szerszej ewolucji w ramach promieniowania, ale jednoczenie zbudowany z
wielu ewolucji skadowych, ktre "zbiegaj" si dla mnie w obserwacji w jeden
i czny fakt fizyczny.
292

- promieniowanie
- czstotliwo, dugo fali
czym jest wiato biae? czym, w ujciu kwantowym, jest energetyczny proces
w postaci, ktry rejestruj jako wiato biae? i odpowied na t chwil: to
kilka, siedem lub osiem kolejnych warstw kwantowych. to wielko zsumowana
z "ewolucji paskich", suma skadowych, to suma zbudowana z kolorw (ewolucji
czstkowych, ktre same dla siebie s jednoci). mwic inaczej, "wiato
biae" to brzegowo postrzegana jedna fala, ale zbudowana z kliku mniejszych.
postrzeganie przeze mnie biaego wiata to wynik dugiego procesu, to fakt
czasoprzestrzenny, ktry dopiero sumarycznie mog okreli "wiatem", i do
tego "biaym".
natomiast do ciekawym i wanym w tym kontekcie stwierdzeniem, ktry jest
zarazem potwierdzeniem takiego poczonego charakteru istnienia "bieli", to
moje wyrnienie w zakresie tak zdefiniowanej ewolucji. ot kiedy wyodrbni
z tego procesu (np. w trakcie eksperymentu) tylko jeden stay przedzia na
skali dugoci i czstotliwoci fal, kiedy skieruj badanie na element zmiany
to przez akt wyboru (lub cechy przyrzdu pomiarowego), dokonuj selekcji w
ustalam zakres, w ktrym obserwuj oraz ustalam rozdzielczo postrzegania.
i jednoczenie stwierdzam fakt zoonoci poddanej badaniu ewolucji. gdyby to
by tylko "elementarny proces", o adnym podziale na elementy skadowe mowy
by nie byo, jednak w tym przypadku pojawia si cay zbir "kolorw". e to
w szerszym ujciu dotyczy kadej fizycznie (wewntrznie) postrzeganej przeze
mnie zmianie? prawda, ale przypadek wiata (promieniowania) jest tu o tyle
wany, e dotyczy zakresu dla mnie wyjtkowego, a po drugie takiego, ktry
znajduje si na najniszym poziomie obserwacji i prezentuje si jako fakt w
zmianie jednolity. skoro jednak dziel "wiato" na skadniki powiedzie
mog, mam prawo stwierdzi, e wszystko "wok" jest zoeniem.
kiedy postrzegam otoczenie, wydzielam ze zbioru i tworz "strumie", poprzez
filtrowanie ksztatuj "wsk" posta tylko jednego zbioru (ale fragmentu z
caoci). to moje dziaanie, obserwatora i odbiorcy sygnau (obserwatora oraz
uczestnika zdarzenia, beze mnie ta ewolucja nie istnieje), to ja decyduj, co
jest wyrnione. jeeli postrzegam cay zbir - mam "wiato biae", a kiedy
dokonuj selekcji, pojawia si "kolor". cao zbioru (tu wiata), wszystkie
skadajce si na t ewolucj fale, tak na siebie oddziauj, e obserwator
"zewntrzny" postrzega jeden "biay stan" procesu. fale-ewolucje w ramach
zbioru s do siebie w stosunku wzmacniania, wygaszania itd. efekt caociowy,
to "biel", suma zjawisk. - wybr zakresu obserwacji (narzucenie z zewntrz
filtra) wyrnia i formuje jeden cig ewolucyjny, a pomija pozostae. to ja,
obserwator, ustalam, jaki cykl, ktre szczyty fal i odlego midzy nimi z
jednej ewolucji obserwuj. jeeli "wiato biae" jest sum tych siedmiu czy
omiu warstw kwantowych, sum a tylu kwantw (co cznie musi da wielko
32 kwanty), to wybierajc tylko jeden przedzia, ktr z dugoci fal na to
biae si skadajc, zamiast penej ewolucji postrzegam tylko dugo fali
jej fragmentu. i tak, zamiast biaego, zaobserwuj np. zielone.
wiato, ewolucja, ktr okrelam jako "wiato", powstaje, tworzy si do
penej postaci dopenia wraz z moimi doznaniami. moje postrzeganie wiata
to jest proces, w ktrym jestem uczestnikiem i stron, a nie ty]ko biernym
odbiorc.

293

- czstotliwo
wypadnie ponownie, mocno skrtowo si rzeczy, zaj si analiz ewolucyjnej
"cechy", form opisu procesw w postaci "czstotliwoci". poniewa wchodzi to
w cig tematu. warto przeanalizowa, czym jest materia i co si z ni dzieje,
kiedy definiuj zjawiska w postaci nastpowania ich po sobie.
czym jest czstotliwo? to odlego pomidzy kolejnymi falami ewolucji (w
jaki sposb zdefiniowanych, np. przez odniesienie do wartoci szczytowej),
to wielko kolejnych warstw i wyrnionych punktw. - to rwnie odlego
midzy nimi, poniewa w procesie rozkwantowania, jak i "skwantowania", proces
dzieje si "przez p". w efekcie powstaj kwantowe warstwy, ktre s takie
same w tunelowaniu dla strony "do" osobliwoci (wpywania) i "od", czenia
(wypywania). w procesie przepywu, co trzeba podkreli, zawsze i w rwnej
odlegoci od "kanau", zachodzi albo rozpad elementw, albo ich czenie. to
nie jest i by nie moe dowolny punkt przestrzeni kwantowej. - jeeli rozpad
czy czenie odbywa si w rytmie "prze dwa", nie ma moliwoci, eby proces
wytworzy si, zaistnia w dowolnym punkcie. zawsze jest w tak opisanej oraz
wyrnionej ewolucji zakres "do" rozpadu elementu i "od" rozpadu, i jest to
cile policzalny stan - czyli zakres wyznaczony "czasem" realizowania si
zjawiska. czenie lub rozpad struktur kwantowych nie zachodzi momentalnie,
to dzieje si na/w pewnym odcinku czasu i przestrzeni. a to skutkuje dalej
zaistnieniem i "wyznaczeniem" punktw wzowych w procesie. to obrazuje si,
ujmujc falowo, szczytami i "dolinami" w czasoprzestrzeni to tworzy tak
czasoprzestrze. czasoprzestrze konkretnej ewolucji lub czasoprzestrze
pojt oglnie, dla caego wszechwiata, ju jako urednienie tych lokalnych
zjawisk. rozkad czaso-przestrzenny procesu, to rozkad cinienia energii, to
rwnie rozkad (i zobrazowanie) przepywu przez kana. - jak woda (dowolna
ciecz lub substancja) docierajc do "wlotu" kanau, spitrza si, fale s "z
przodu" dociskane przez docierajce "z tyu" - nastpuje wzrost cinienia i
"zatory" w przemieszczaniu si elementw. powstaj coraz drobniejsze fakty
(lub coraz wiksze przy zjawisku czenia). w takim obrazowaniu przeprowadzam
"unieruchomienie" zmiany, traktuj jako stan "bierny", ktry "tylko" rozpada
si lub czy i w efekcie tworzy wok siebie pole energetyczne. wic rozkad
cinie kolejnych warstw.
jednak, eby obraz nie by tak statyczny, mog nim poruszy i wprawi w ruch.
i co si okazuje? e oto te same kwanty (takie same w budowie), jak rwnie
dugo fali (mierzalna tak samo), e powstanie w wyniku tego ruchu "co" element skomplikowany. ewolucja idca do osobliwoci lub od osobliwoci, e
zoenie tych procesw skutkuje wytworzeniem cinienia warstw kwantowych, w
ramach ktrego "co" si "zbryla". w tym ujciu, co wane, kiedy obiekt jest
w ruchu, rwnie pojawia si nacisk na otoczenie (take na warstwy wasnej
ewolucji) w procesie powstaj logicznie takie same okolicznoci, jak przy
zmianie dziejcej si do-od osobliwoci. z fizycznego punktu widzenia nie ma
rnicy, ktry mechanizm powouje do istnienia element, poniewa jego skutek
jest ten sam: czstka, fakt, byt skomplikowany. nacisk jest taki sam i efekt
taki sam. - czyli na scen wkraczaj elementy, ktre powstaj w wyniku ruchu
ewolucji. kwanty powstajce identycznie, jak przy rozpadzie lub czeniu. bo
inne, po prostu, powsta nie mog.
w wyniku tego, e ewolucja wywiera nacisk na otoczenie, co si dzieje jako
rozpad-czenie (lub jej ruch), powstaj w rodowisku "zagszczenia", nawet
dosownie pojte. raz bd to zagszczenia wytworzone cinieniem "wybuchu",
a innym razem te same dugoci fali, takie same odlegoci midzy warstwami
powstan w wyniku przemieszczania si ewolucji. i nacisku, ktry swoim ruchem
(i ciaem) wywiera. obiekt si przemieszcza, w rodowisku powstaje zaburzenie
(opr, bariera kwantowa), fale zagszczaj si w kierunku ruchu i powstaje
w fali stan, w ktrym, przez zblienie si do siebie elementw i "zsumowanie"
zjawisk, zaistnieje "rodowisko", ktre poczy te elementy. i mam "co".
294

- efekt przesunicia sygnau


- ewolucja w ruchu
o czym w gruncie rzeczy tu mwi? ocean sw a sens? przedstawiony schemat
przebiegu ewolucji (wspomniaem, skrtowo), tu ze szczeglnym uwzgldnieniem
ewolucji rda sygnau w ruchu, to nic innego, jak efekt przesunicia dla
obserwatora rejestracji sygnau (tzw. efekt dopplera) tylko e opisany w
odniesieniu do kwantw, jako zjawisko w przestrzeni kwantowej. a dokadniej,
jako skutek przestrzeni kwantowej i jednoczenie jej tworzenia. ruch obiektu
(dowolnego, moe by obserwatora), jest tutaj "faktem sprawczym", tosamym,
analogicznym do rozkwantowania. nacisk poruszajcego si ciaa ma taki sam
efekt praktyczny, czyli wytworzy w rodowisku nagromadzenie elementw (warstw
kwantowych), ktre tym samym mog si czy. ruch jest tutaj tym zasadniczym
czynnikiem, ktry musi by traktowany jako powd wytwarzania czstek.
wczeniej ju pado, e taki efekt jest cech ewolucji, e opisuje relacje
midzy nadajcym sygna obiektem (w ruchu) a odbiorc (te w ruchu). jednak
obecnie wypadnie to skorygowa i uzupeni - oraz powiedzie, e ten efekt
to rwnie i sens ewolucji. dlaczego? poniewa odpowiada take za tworzenie
elementw wiata. bo cho efekt, w ujciu fizycznym (obecnym) przypisany jest
tylko do ruchu ewolucji i okrela, czy si obiekt porusza (przyblia czy te
oddala) - to, jak wida, moe rwnie suy do "produkcji" "czstek". a to
ju zmienia status tego parametru: z biernego - na "aktywny".
co z tego wynika? pierwsze, e analizowany efekt staje si sposobem opisu w
ramach ewolucji, i to zdarze prowadzcych do tworzenia elementw ewolucji.
czyli w trakcie ruchu, w jego wyniku oraz w poczeniu z kwantowaniem si
ukadu, na wyszym (albo "w bok") w stosunku do ciaa poziomie, ju "ponad"
dugoci fali, z tych dugoci i w ich ramach, tworzy si wyszorzdowa i
zoona ewolucja, czstka lub wydarzenie. e to, co jest w warstwie opisowej
(fizycznej) tylko ujciem rozkadu gstoci (nie natenia) warstw ewolucji
- w odniesieniu wyszym (i szerszym) jest take procesem odnoszcym si do
tworzenia jednostek. e z tych kolejnych, zagszczanych (i zagszczonych) w
ruchu warstw, powstaje pena, caociowa, take stabilna struktura - cao
i rnorodno mikrowiata: atomy, elektrony, fotony. cae zoo pod-atomowego
zakresu.
a jak efekt przesunicia ma si do atomw? co tak naprawd rejestruje fizyk,
kiedy rozpowiada o dugoci fali atomw? dlaczego poszczeglne atomy "wiec"
tylko w im specyficzny sposb? obecnie trzeba skojarzy dwa fakty: sam efekt
przesunicia z ujciem "przestrzennym". przestrzenny w rozumieniu: odlego,
gbia, dal wiata. z takiego kojarzenia dwu abstrakcji, odlegych sobie do
tej pory, powstaje niezwykle ciekawe zjawisko. co powstaje? jednolity obraz
mikro-wiata, i to jako procesu dynamicznego. ten wiat albo oddala si, albo
przyblia. jego elementy s w ruchu wzgldem siebie, ale i obserwatora (i
jest to ruch "w poziomie"). dlatego rwnie powstaj i gin. - a to oznacza,
e przemieszczaj si "w poziomie" (zmieniaj pozycj wobec innych bytw)
i e przemieszczaj si "w pionie" rzeczywistoci (buduj w coraz wiksze i
bardziej skomplikowane struktury). e tworz si "u gry", a zanikaj "w/na
dole" e wyaniaj si dla obserwacji, jak i znikaj. itd. - to wszystko,
co postrzegam na/w odlegym niebie, mam prawo oraz konieczno postrzega w
sobie, w wiecie czstek mnie tworzcych, i w ich kwantowym rodowisku. nie
ma tego wiata jako powstaego "kiedy" i "trwajcego" w swojej - "atomowej"
postaci (czy innej drobnicy). to wiat dynamicznego i, co wane, cigego
przeksztacania si energii. przepywanie caych elementw i ich skadnikw.
cinienie rodowiska i cinienie w obiektach, ich ruch, ich "wypitrzanie"
si na "szczytach" fal ("piana" na fali) - to wszystko (i znacznie wicej),
skada si na podprogowe zdarzenia. nie "zastyga" w swojej formie ewolucja,
ale dynamika najwiksza z moliwych. nie wiat "mikro" czy "makro" ale po
prostu wiat. bez podziaw na wielkoci.
295

- efekt przesunicia - a "tunelowanie"


przychodzi czas na poczenie tych dwu obrazw, dwu abstrakcji opisujcych
wiat. - co rejestruje fizyk ustalajc dugo fali emitowanej przez atomy?
e one zapadaj si w gb rzeczywistoci, albo si z niej wyaniaj. tak po
prostu. kiedy mierz jak warto fali, ustalam nie co innego, jak odlego
midzy szczytami, kolejnymi warstwami kwantowymi tego wyrnionego procesu
ustalam w eksperymencie dystans (kwantowy) midzy warstwami zmiany, ktry to
"dystans" jest dugoci fali. to rnica czasu-i-przestrzeni pomidzy, dla
mnie w odbiorze zaistniaymi, elementami ewolucji (ktra jest zbiorem, stanem
cznym, zawsze sum zjawisk niszych). rejestruj "szczyty" warstw energii
w postaci fali oddalajcej si lub przybliajcej do obiektu. ale to oznacza
te, e mierzony fakt si przemieszcza wzgldem mojego punktu obserwacyjnego.
jeeli widz-rejestruj fal (kolor np.), to rejestruj nie co innego, jak
ewolucj w toku i ruchu. to moe by ruch do mnie, ode mnie, czy jaki tam,
ale to jest ruch. i jego efekty. zreszt od dawna wiadomo, e nie ma niczego
w ewolucji i wiecie, co by si nie poruszao, wszystko wzgldem wszystkiego
si przemieszcza. i efektem tego jest nie tylko czaso-przestrze, ale take
elementy tej czasoprzestrzeni. - jeeli atom porusza si wzgldem mnie, to
jego "pole" kwantowe (pole tej ewolucji), wysya w rodowisko kwanty - a ja
je rejestruj. ale zalenie od tego, jaki to atom, a take, jak si wzgldem
mnie przemieszcza, mj pomiar co innego wykae. to przecie bdzie inna ju
ewolucja. inny te jej skutek. jeeli jest to atom "stary" i energetycznie
rozbudowany, a przemieszcza si wzgldem mnie "do", wic przyblia si, bd
rejestrowa jaki jego sygna w postaci koloru, np. zielonego (adny kolor).
ale gdy ten sam atom bdzie si oddala, efekt przesunicia zaskutkuje innym
dla mnie zakresem fali, innym kolorem to moe by np. szaro-zielony. ale
dopiero uwzgldnienie tych dwu, jak wida, wanych elementw procesu, ktre
go wsptworz (i to cznie, bo cz takiego "obiektu" si przyblia, cz
oddala), to pozwala na zrozumienie zjawiska. nie sama dugo fali decyduje
o "kolorze" ewolucji, ale stan tak wyrnionej zmiany (jej pooenie w ramach
caoci, poziom istnienia) oraz kierunek ruchu wzgldem obserwatora. dugo
fali to nie jest wiedza o fakcie, tylko cecha faktu to opis przemian, ktre
tworz si z uwzgldnieniem mierzcego proces. tylko pole ewolucji plus jej
ruch wzgldem wybranego punktu s opisem penym.
atom to nie "studnia" energetyczna, lej, w ktry wpada biedny elektron i si
w takim "pudeku" na wieki zatrzaskuje. kada czstka, kady element wiata
jest zapadajcym-rozpadajcym si elementem - i sam naley do zapadajcego
si albo wybuchajcego procesu energetycznego. nie dugo fali obserwuj,
ale zjawisko (zbir energetyczny), ktry si po skali przemieszcza. i to w
poziomie, i to w pionie. czyli przesuwa si w warstwach aktualnych, ale take
jest obiektem "z histori". ronie w si (aby materii yo si dostatnio),
albo ginie, kiedy puste "pki"-orbity w okolicy. wydobywa si "nad poziomy"
- lub wpada w podprogowy stan. pragn to bardzo mocno podkreli, bo wane:
atom powstaje i ginie, to nie jest "czstka elementarna" (nie jest wane, co
si pod terminem pojmuje), to zjawisko. to ewolucja, w trakcie przemian. co
takiego, jak "atom", nie jest zamknitym bytem, z przeskokami po orbitach,
ale penokrwist w procesach ewolucj. a to oznacza, e moe si przyblia
do mnie po skali energetycznej, jeeli jest w procesie rozpadu (jego elementy
zbliaj si do mnie i rejestruj ich rozpad) - albo "zanika", "agodnieje",
jego rejestrowane w rodowisku lady staj si sabsze (np. rozpad c-14). co
i dlaczego si dzieje? to proste, oddala si ode mnie w czasie-przestrzeni,
"ucieka" w "gb" - lub si z gbi wiata, z gbi energetycznej wydobywa.
kiedy si "zapada" i ginie z "oczu", oznacza to, e docieraj coraz sabsze
sygnay (mniejsze kwanty) - kiedy idzie "w gr" energetyczn, sygnay staj
si mocniejsze. kada ewolucja (w tym atomy) przemieszcza si "w pionie" i
"w poziomie". powstaje eby zgin. jest w etapie "ywotnym" - albo zanika.
296

- czym jest "tunelowanie" atomw?


sprawa jest chyba prosta, zjawisko logicznie atwo uchwytne, dlatego wnioski
oczywiste: atomy "wiec", wysyaj w otoczenie tak a nie inn fal (w mojej
obserwacji "dugo fali"), poniewa znajduj si albo "daleko", wic blisko
"dna" w energetycznym "leju", albo bliej mnie (powierzchni, "teraz") albo
si zapadaj (ochadzaj, kondensuj), albo wybuchaj i przybliaj. to, co
obserwuj i okrelam jako dugo fali konkretnego pierwiastka, jest nie czym
innym, jak "widmem" i polem tak wyrnionej ewolucji - jej aktualnym, tylko
chwilowym stanem. to efekt przemieszczania si "obiektu" w nadrzdnym wobec
niego wydarzeniu to wyanianie si i zanikanie w tle.
kiedy rejestruj widmo dalekich gwiazd i dziel je na grupy i podgrupy, tym
samym wprowadzam w jedno zjawiska (tu cae widmo promieniowania gwiazd) i
w jedno ewolucji "stopnie", rytm, regu zmiany. czyli uzyskuj w efekcie
przedzia energetyczny, ktry jest dla mnie zrozumiay i opisywalny widz
takie obiekty w/na ich "orbitach", do ktrych s przypisane, na ktrych mog
bytowa (opa ani podskoczy nie mog, s "zakleszczone" na/w poziomie). - i
mam porzdek. ale to samo, dokadnie to samo wystpuje w przypadku atomw.
ich "widmo", w trakcie ruchu w ewolucji, take si zmienia, take rejestruj
jego przemieszczanie. ruch atomu ma dla mnie taki sam efekt, jak "ucieczka"
dalekich obiektw na niebie. kiedy gwiazda si oddala "czerwienieje", kiedy
atom pierwiastka si ode mnie oddala w "gb" energetycznego leja, rwnie
czerwienieje. - czyli wchodzi w zakres "archeologiczny" i przyblia si do
horyzontu. a kiedy go przekroczy - zniknie na zawsze. ale skutki "po" bd
obserwowa, bo zawsze mog "wykopaliska" w rzeczywistoci przeprowadzi. i
na jaki fragment, zapis kopalny dawnej wietnoci natrafi. czy to "popi"
gwiazdy - czy "popioy" atomowe, adna rnica, to przecie to samo.
cay zestaw pierwiastkw, jak to ju pado przy analizie ukadu okresowego,
to nic innego, jak obrazowanie, "zdjcie" aktualnego stanu materii. i jest
to zdjcie o tyle dynamiczne, e pokazuje, w ramach ktrego poziomu (w ujciu
pionowym) znajduje si dany pierwiastek. oraz w jakiej warstwie pierwiastka
- to izotopy. ukad okresowy rejestruje, jak daleko lub blisko konkretnemu
"zbryleniu" energii do brzegu ile "ycia" ma jeszcze przed i ile za sob
dany "osobnik". - uyem kiedy rwnie porwnania rozkadu pierwiastkw do
"kanau", leja w/po ktrym energia przemieszcza si w ewolucji i to jest
rzeczywicie "lej", albo dziura, do ktrej zostaj wcinite kwanty, mona
to tak z poytkiem obrazowa.
efekt? co daje takie zmienne i dynamiczne postrzeganie ewolucji, atomowych
skadnikw wiata w tym przypadku? mog powiedzie, e nie ma wzgldem mnie
statycznego elementu rzeczywistoci, nie ma statycznego w dopeniajcych si
obu dla mnie ujciach. czyli nie moe by elementu trwaego i niezmiennego w
swojej konstrukcji, bo kady si tworzy lub zanika (zachodzi jedno rozpadu
i czenia), ale take nie ma statycznego pooenia, kady element otoczenia
(i ja w jego ramach) jest w ruchu. ewolucja jest faktem rozpadu-czenia i
jest w ruchu, a jako taka inaczej objawia si dla kadego obserwatora, ktry
j rejestruje. mwic obrazowo, inaczej "wieci" i inaczej si prezentuje.
ten sam obiekt, zalenie od punktu odniesienia, posiada inne cechy widz,
rejestruj inn jego "yciow" dugo fali. i dlatego, dysponujc stanem
fizycznym obiektu (parametry fali, odstp warstw kwantowych ewolucji), mog
wyznaczy jego cechy. czyli, uywajc opisu "odlegociowego", na podstawie
"wiecenia" atomu, mona okreli, jak daleko si lokuje w czasoprzestrzeni,
jak daleko jest od chwili obecnej i obserwatora. nie ma atomu jako "tworu" w
stanie zatrzymania jest tylko dynamiczne, lokalnie i chwilowo zobrazowane
jego pooenie. jego "kolor" to energia wysyana w moj stron, to informacja
o tym, jak jest daleko - ile lat (milionw, miliardw) tak "gwiazd"-atom
dzieli ode mnie w czasoprzestrzeni. "migotanie" atomu to obraz i efekt jego
istnienia, ktry otrzymuj z otchani czasu oraz przestrzeni.
297

- atomy, ruch
kiedy od obserwatora oddala si galaktyka (czy inny obiekt),tworz si coraz
dusze przedziay midzy kolejnymi warstwami ewolucji, kolejne docierajce
do obserwatora fale (ich szczyty) s pooone dalej i tym samym mierzony
fakt objawia si dla mnie inn, coraz wiksz dugoci fali. czyli wsplna,
zazbiajca si ewolucja obu procesw (nadajnika i obserwatora) rozrzedza si
i maleje gsto przestrzeni kwantowej. stopniowo te przesuwa si widmo
takiej ewolucji po skali energetycznej. od szybkich i zasobnych w "drgania"
stanw, przez zakresy "wietlne", a po fale radiowe. im dalej znajduje si
rdo, tym szybciej si oddala (naoenie ruchu ma tu znaczenie, wypadkowa
obu kierunkw), tym dusze odcinki dziel kolejne fale-warstwy kwantowe,
ktre rejestruj. i tym "powolniejsze", tym mniej zasobne w energi, dusze
fale o mniejszej czstotliwoci docieraj - "kurczy" si i zanika przestrze
kwantowa. odlego ronie i "rwie" si czno midzy ewolucjami. wymiana
pocztkowo przebiega w formie nawet "kawakw" materii, pniej s to czci
(elementy) promieniowania, a najdalej w przestrzeni wymiana dokonuje si w
postaci najprostszych, najbardziej stabilnych kwantw logicznych (dla ukadu
fizycznego ju poza zakresem odbioru).
a co si dzieje, kiedy oddala si ode mnie atom? jeeli jego generalny tor
procesu znajduje si po stronie czenia, to si zapada i kurczy. i zarazem
spada jego "zdolno" sygnalizacji wasnego istnienia. posiada mniej energii,
mniej warstw oddala si od takiego wydarzenia i ono "ganie", w przenoni i
dosownie. odlego midzy kolejnymi docierajcymi do mnie falami ronie i
powikszaj si przedziay zdarze. fizycznie objawia si to dla mierzcego
zmniejszeniem czstotliwoci sygnau oraz zwikszeniem dugoci fali. skoro
punkty kolejnych fal s coraz dalej od siebie pooone, kiedy docieraj do
mnie opnione (i to opnienie narasta), to musz je rejestrowa jako coraz
rzadsze, sabsze i odlege (na jednostk przestrzeni przypada mniej faktw).
a jeeli kolejne fale s dla mnie ewolucj, procesem wszystkim, co widz
(jako doznaj), to ich "rozrzedzanie" oznacza wygaszenie, zanik sygnau. i
wszelkie po drodze tego sygnau deformacje zwizane z ruchem obiektw. o ile
pocztkowo objawiao si to du "wysokoci" tonu (obiekt si zblia), o
tyle po drugiej stronie, w trakcie oddalania, odbieram tony niskie, i coraz
cichsze. wpierw ewolucja zmienia "kolor" (dosownie), a nastpnie kryje si
za horyzontem, w "strefie cienia".
w przypadku procesu idcego generalnie ku rozpadowi, efekty obserwowane s
dokadnie odwrotne: wyania si zza horyzontu, przechodzi po skali od wiata
o dugich zakresach (czerwieni), staje si coraz bardziej w mojej obserwacji
intensywnym zdarzeniem ("kolorowym") - wchodzi w obszar naadowanych czstek
- a maksymalnie mog mu "poda rk", dotkn struktury materialnej. te dwie
generalne linie procesu tworzcego ewolucj maj inny, przeciwny (ale take
dopeniajcy si) charakter. zalenie od wyrnionego i uytkowanego atomu,
mam do czynienia z procesem "wygaszajcym" si albo narastajcym. czyli ze
zjawiskami, ktre dopiero wchodz, tworz si, zaistniay - albo oddalaj si
ju, s na/po stronie "do dou". jedni si rodz - inni umieraj, ci odlatuj
- ci zostaj. ruch w interesie trwa.
czstotliwo, dugo fali atomu (czy dowolnej ewolucji, kada tworzy swoje
pole w przestrzeni), to "znak rozpoznawczy". std moliwo datowania jego
istnienia i pozycji w caoci procesu. jak datowane s gwiazdy w oddalaniu
si od obserwatora (w wyniku przesunicia na skali), tak samo i to samo si
dzieje, kiedy oddala si atom. im dalej ode mnie, tym przesya w moj stron
bardziej "wyblake", mniej kolorowe zdjcia swego istnienia tym informacja
biegnie duej, z wikszej gbi-oddali dociera sygna. czas i przestrze
wchaniaj ewolucj, a zakresy brzegowe, krace mikro-wiata i wszechwiata
cz si. kada ewolucja ma swj "kolor" i "linie papilarne", i obserwator
moe je odczyta poprawnie. o ile wie jak to zrobi.
298

kosmologia 3.3.

299

- pole - pojcie pola


- unifikacja pl
- przestrze kwantowa
"pole" - uyteczna abstrakcja, jak to okrela fizyka. wielokrotnie pojawiaa
si na przestrzeni caego tekstu o filozofii ewolucji (kwantw). wystpowaa
samodzielnie, ale i zamiennie z terminem "ewolucja" lub "pole kwantowe" (na
oznaczenie wszelkiego pola - take "pola energetycznego", "pola energii"). a
ostatnio, jako ostatni termin pojciowy w tym cigu, zamienny z pozostaymi
(ale wypracowany na ich bazie) - to "przestrze kwantowa". jak gosi fizyka,
jest "pole" abstrakcj, ale konieczn na tyle, e nie mona si obej bez
niego. prby eliminacji okazay si niemoliwe, pole wyjania wiele rnych
spraw. rwnie dla mnie.
pole jest (i byo) dla mnie pojciem, ktrego uywaem na wiele sposobw (i
czasami w nie do koca sprecyzowanej postaci). szedem pocztkowo w dziaaniu
i opisie za fizyk, a nastpnie, w miar formowania si "filozofii ewolucji",
pojawiao si jego gbsze zrozumienie. obecnie nadszed czas, eby zrobi
to, co trzeba na zakoczenie omawiania przestrzeni kwantowej: przeprowadzi
opisania "pola". nadszed czas, eby zrobi to, o czym myli i marzy fizyka
(wraz z matematyk i filozofi na dokadk). czas na polow unifikacj. e
jest to konieczne, tego podkrela nie musz, ale chc pokaza w tym miejscu
(zgoda, skrtowo, jednak ma to mimo tego swoje znaczenie), e jest to zadanie
wykonalne. w odniesieniu do "przestrzeni kwantowej" i samych kwantw, jest
to do zrealizowania nie tylko w formie opisowej, co samo w sobie jest take
wartoci, ale e opis moe uzyska posta matematyczn czyli wnosi wany,
zasadniczy element: przewidywalno. dlatego warto/trzeba to przeprowadzi.
i to szybko.
o unifikacji mwi si od dawna i na rne sposoby prbuje si do tego zabra,
prace s intensywne i zaangaowanych w to przedsiwzicie jest wielu, ale a do chwili obecnej - dziaania maj charakter niezadowalajcy, czciowy
- albo aden. udaje si uzgodni poniektre pola, ale nie wszystkie. w takim
wytonym czeniu zwaszcza "grawitacja" umyka z ujednolicenia. prawda, e
ciekawe?... dlaczego taka tam "grawitacja" nie chce si poczy z innymi
obserwowanymi (i potwierdzonymi eksperymentalnie na rne sposoby) polami?
ot, taka ci to zagadka.
w tym miejscu, bez zbdnego gldzenia trzeba powiedzie, e to, czego fizyka
nie moe przeprowadzi (w swoim dziaaniu zawsze przebiegajcym wewntrznie
w ewolucji) - jest moliwe. jest moliwe, jak si okazuje, na bazie ustale
dokonanych w oparciu o filozofi kwantw. bez takiego poziomu zrozumienia i
analizy procesw, bez ustale poczynionych w tym zakresie nie mgbym si na
co podobnego poway. ujednolicenie poj, jako czynno koczca aktualny
odcinek, jest zadaniem, ktre trzeba podj. - zreszt, prawd mwic, to nie
jest zadanie trudne (czy nadzwyczajnie) w wietle wczeniejszych zobrazowa
ewolucji. wypada to zrobi dla wasnej logicznej przyjemnoci oraz dlatego,
e mona to zrobi - i jest to wany powd. a po drugie, poniewa trzeba to
zrobi - eby pj dalej. przecie nie chodzi o zabaw abstrakcjami, ale o
etapy nastpne. zadanie jest proste: trzeba do tej pory rozproszone pojcia
scali, zczy w jednym opisie. nawet jeeli funkcjonalnie, od dugiego ju
czasu i tak byo to traktowane cznie (jedna ewolucja, jedno pole jedna
regua zmiany), to wypada to dopeni o jedno zasady "polowej" struktury.
czyli jeden obraz tego wszystkiego.
pole kwantowe jest jedno - tylko objawia si i "daje gos" na rne, do tej
pory fizycznie oddzielnie postrzegane i analizowane "poletka lokalne". zmysy
(a za nimi przyrzdy) "podczone" s do wiata, do przestrzeni kwantowej w
"pewnych", zawsze wybranych, zasadniczych punktach, ale to nie cao. w tej
chwili chodzi o to, eby dobudowa, doda te pozostae miejsca. - unifikacja
polowa jest etapem na tej drodze.
300

- pole magnetyczne - pole "grawitacyjne"


- cinienie "grawitacyjne"
- ziemia jako "kana", "tunel" energetyczny (nadajnik-odbiornik)
pole magnetyczne ziemi. - o ile wyjanienie, w ujciu tradycyjnym, dlaczego
takie pole istnieje (przy grawitacji i "liniowoci", nastpczoci zjawisk)
nie jest moliwe, o tyle wytumaczenie obecnoci takich wydarze ewolucyjnych
w ujciu "kanau" i przepywu energii (kanau, ktrym jest kade ciao), to
staje si nie tylko moliwe, ale take atwe. i konieczne. bez tego zakresu
zjawisk nie sposb wyobrazi sobie penego obrazu ewolucji planety adnej
ewolucji. a poniewa magnetosfera skada si na jedno procesu (i tym samym
unifikacji), warto j omwi, chociaby pobienie.
czy pole magnetyczne powstaje jako skutek pyww we wntrzu globu, ruchu mas
materii i przesuwania si ich wzgldem siebie? tak, to ujcie potwierdza si
rwnie w modelu cinieniowym ("tunelowaniu"). zwracam tylko uwag, e takie
obrazowanie jest "zamknite" - zamknite w obrbie globu. definiuje zjawisko
w ramach planety i nie dostrzega, e jest otoczenie, dynamiczne rodowisko,
ktre ksztatuje, wspuczestniczy, i to na zasadzie koniecznej, w procesie
a ujcie bez ta jest zawsze niepoprawne, nie chwyta kontekstu. kiedy moja
analiza zostaje zredukowana ("renormalizowana") o rodowisko, jest pewne, e
moje wnioski rwnie bd niepene. kiedy nie ma odniesienia do zjawisk wrcz
kosmicznego wymiaru, pobdz. ewolucja to "sedno" (jdro) plus otoczenie.
pole magnetyczne jest jednym z pl i jednym z zakresw (objaww) dziaania
planety. przemieszczanie si energii przez "kanay", "tunele", przepywanie
kwantw midzy poziomami - tylko tak mona wyjani procesy, ktre inaczej
wygldaj na "zawieszone" w prni, i to dosownie.
skd si bierze pole magnetyczne ziemi? - w "ujciu cinieniowym" to skutek
przemieszczania si energii przez "przewodnik", ktrym jest ziemski glob (i
kada czstka materii). to przepyw energii, wtaczanie jej, wciskanie przez
cinienie warstw kwantowych w "kana". a nastpnie czenie si tej energii
w coraz wiksze struktury. banalna, codzienna obserwacja, e przepyw prdu
przez przewodnik wytwarza dookoa materiau przewodzcego pole magnetyczne,
taka obserwacja ma tu jak najbardziej zastosowanie, i to detalicznie, co do
szczegu. zasada ta sama, "przewodnik" ten/taki sam, rnica zaangaowanej
iloci skadnikw ale efekt analogiczny (identyczny). ziemia jest kanaem
i przewodnikiem, tunelem, w ktry jest wtaczana energia - a po "bokach", na
wyjciu (promieniujc w otoczenie) uzyskuje ewolucja nie co innego, jak pole
w postaci linii magnetycznych. zjawisko samo z siebie banalne, oczywiste i
konieczne w przepywie przez "przewodnik". gdzie przeciskanie si energii w
kanale, tam musi by pole (tu magnetyczne) to skutek "tarcia" o otoczenie.
kiedy adunki pokonuj opr materii, kiedy mam wciskanie ich i "przepychanie"
przez "otwory" kwantowe rzeczywistoci, to zachodzi "rozdrabnianie" o barier
kwantow. w efekcie mog si uwolni (oddali na zewntrz) tylko rozproszone,
rozkwantowane do postaci ta jednostki. w tym przypadku do postaci elementw
pola magnetycznego. kiedy cinienie wiata wtacza w materialny d energi,
powstaje w okolicy "zamieszanie" i "poruszenie" i wolny tor dla ewolucji.
tworzy si dosownie zamieszanie i poruszenie. ucisk z jednej strony wymusza
zblienie si elementw do siebie i dalej "zbrylenie" w materi namacaln, a
z drugiej zblianie si kwantw tworzy woln przestrze do napywu z dalszych
okolic nastpnych czstek. w efekcie, ju po przekroczeniu masy krytycznej
zjawiska, dochodzi do mniej lub bardziej gwatownego "tpnicie" w okolicy
(w czasoprzestrzeni). ubita energia opada niej a na jej miejsce napywa
nowa. taka sama, ale w postaci nowych warstw. i w rodowisku pojawia si echo
(nawet dosownie pojte, jako fala zdarze informujca otoczenie, e zjawisko
zaistniao). jako skutek przepywu i zapadania-czenia energii w procesie
powstaje "efekt uboczny": ruch i zamieszanie. a na innym poziomie, w innym
zakresie ewolucji planety-kanau, energia oddala si w formie rnych pl.
301

- jak powstaje pole magnetyczne?


na pocztek suplement do mechaniki przepywu, temat pozornie nie zwizany z
pojciem pola - a raczej uwaga na temat powszechnie stosowanych odwoa w
jzyku i w opisie wiata do zjawisk przepywu cieczy. pragn zwrci uwag,
jak w codziennych opisach otoczenia, w yciu po prostu, jest obecna tematyka
i terminologia zwizana z falami, przemieszczaniem si wody, z urzdzeniami,
ktre ksztatuj i filtruj strumie cieczy. rwnie w terminach stosowanych
przez nauk tego rodzaju odniesienia s czste. przecie "kanay" pojawiaj
si w fizyce, elektronice, informatyce - nawet w biologii czy literaturze.
przepyw to pojcie uniwersalne, chyba nie ma dziedziny, w ktrej analogia
przepywania nie bya stosowana. wszdzie pojcia z takim spojrzeniem maj
zastosowanie, wszak nie przypadkowo. zasada powszechnego cinienia dotyczy
wszelkich procesw, wszdzie kwanty s w to wciskane, wszdzie dochodzi do
przemieszczania si falami energii. nie jest to wic porwnanie odwoujce
si, jakby mona mniema, tylko do zakresu powszechnego i wanego (woda oraz
jej zachowanie), ale do wiata w jego najoglniejszym dzianiu si. ewolucja
to przepywanie - wszystko w wiecie pynie. e kwantami, e efekty bywaj
rne, o tym mona na co dzie nie wiedzie, ale pamita o tym w analizach
trzeba.
uwagi o powszechnym stosowaniu poj zwizanych z przepywem oraz mechanik
przepywu tylko pozornie odnosz si do faktu z innego zakresu. obserwacja
prowadzona pokoleniami i codzienna pozwolia na wypracowanie ujcia wiata,
w ktrym wanie ta jego waciwo jest najwaniejsza, i nie stao si to
przypadkiem. w tym miejscu zamierzam przenie j na "mechanik kwantw" w
przepywie. ma to bowiem bezporednie zastosowanie w pojmowaniu i wyobraaniu
sobie tworzenia si pola magnetycznego, a w przyszoci do jego zliczenia.
mechanika cieczy w fizyce stanowi spory dzia, ale, jak wida, moe zosta
przeniesiona na wszelkie zjawiska.
jak dochodzi do wytworzenia si pola? energia, warstwy energetyczne caoci
ukadu cisn i twarz cinienie wzajemne, ktre dosownie wpycha we wszelkie
rozbudowane struktury kwanty i kolejne warstwy kwantowe. mwiem, dlaczego
to wanie "czstka" materialna (dowolna wielko materii "namacalnej") jest
poddawana takiemu naciskowi, ale warto to powtrzy dla zobrazowania. bowiem
jeeli "co" si zgromadzio i "wybrzuszyo" ponad prg rzeczywistoci i pod
cinieniem kolejnych warstw kwantowych idcych od osobliwoci i powstao w
jednorodnym tle (lub jako wynik nacisku ruchu) - to po prostu otoczenie ma
"atwiej", tak wyrniony w paszczynie stan jest "po rk" i moe si na
nim skoncentrowa dziaanie pozostaych kwantw. ale, po drugie, wytworzona
ju w punkcie wzowym wielko powoduje w tle "ubytek", pustk, wolny tor
do przemieszczania si kwantw. kiedy jedne si "utrzsy" i pomniejszyy w
ramach ta, innym atwiej w t stron ruszy. - co wicej, nie maj wyjcia,
musz w t stron pody, bo ruch, powstay wir w tle, je po prostu wciga
w ten wir i jednoczenie wciska. kana, tunel czy "komin", wszelkie analogie
zwizane z przepywem cieczy czy gazw maj tu zastosowanie. bo to jest ten
sam proces, to samo zjawisko. na jednym poziomie energia zostaje wcinita w
tak powstay "kana", a na innym wypywa. po drodze zmieniajc si w swojej
postaci. - jeeli jest to w generalnym kierunku "czenia", to na "wyjciu
kanau uzyskam "bry" w materialnej postaci (kwanty w "kanale" s do siebie
zbliane i cz si w struktury, kana jest tu jednoczenie filtrem energii
i "dociskaczem"), a jeeli jest to generalna strona rozpadu, to na wyjciu
uzyskam drobne, rozdrobnione elementy. i to moe by na przykad magnetyczne
pole. przy czym, trzeba to uwzgldni, to zawsze jest proces zachodzcy na
wielu poziomach, wszystkich poziomach jednoczenie. "na wyjciu" powstaje nie
jedno wybrane pole, ale caa struktura - na wszystkich poziomach "po drodze"
w kanale co gdzie ucieka i si kwantowo oddala.
302

co si dzieje, kiedy element (kwant, czy ju czstka) zostaje popchnity w


kierunku wlotu "kanau", na przykad planety? pchnity cinieniem panujcym
w rodowisku. zaczyna si wraz z warstw innych kwantw, do ktrej naley, w
t stron przemieszcza. musi. "na dole" wanie co tpno, kolejna porcja
energii przemiecia si niej (pod cinieniem i wychadzajc si tym samym
nacisk wygasi jej drgania i ciepo), pojawio si wic dla kolejnej porcji
miejsce. ruch jednoczenie wciska i wciga tak czstk do "wiru", kierunek
jest wyznaczony przez ruch i czstka musi w t stron pody. poniewa jest
to ju wielka "galaktyka materialna" (tu planeta), wir jest rwnie spory glob to nie byle kana energetyczny, ale "tunel" czasoprzestrzenny sporych,
a nawet wielkich rozmiarw. dla kwantu, z jego perspektywy postrzegajc (czy
"tylko" atomu), to rzeczywicie jest cay wszechwiat, to galaktyka w ruchu,
czy wrcz zbir galaktyk. jak dla mnie odlegoci midzygwiazdowe s wielkie
i niewyobraalne, tak dla mikro-czstki odlegoci w midzy-atomowym zakresie
wiata s takim samym przestworem i otchani. otchani, co jest tu wane,
czasu i przestrzeni, poniewa s w tej zmianie elementy idce do gbokiego
"dna" i od "pokole", milionami, a moe wicej lat. s te elementy idce "w
gr", radioaktywne, rozpadajce si. to "lej" energetyczny, szlak energii,
ktra przemieszcza si po poziomach przestrzeni i czasu - i razem tworzy to,
co postrzegam i uznaj za planet (atom, czy materi oglnie).
czstka opada, jest wciskana-wcigana w taki kana - i zblia si do innych
sobie podobnych. to zawsze s podobne, w tej jednej warstwie s sobie zawsze
podobne, wicej: "identyczne" kwanty. nie mog by inne. rozpadaj si (lub
cz) przecie wedug zasady "przez dwa". czyli musz by upodobnione wobec
siebie w tym ruchu-przemieszaniu si, bo sam proces ju tego pilnuje. jeeli
co si o kwant dalej przemieszcza (tu do centrum planety), to rwnie zblia
si do innych ssiednich elementw o kwant. a wic nastpuje "zbrylanie" si
energii, jej kondensacja. na kadym poziomie (bo w tym zapadaniu si musz
powsta poziomy, warstwy ju "zbiorcze", wic po prostu przedzia zjawisk o
podobnym stanie energii), dlatego w kadym poziomie s podobne fakty i stany
skupienia (gstoci) energii. - analogia z planet i jej warstwami, to nie
analogia, to dostpny w kadym szczegle obraz tego ciskania, tego zapadania
si energii. z take wszelkimi skutkami "ubocznymi". bo tutaj, w tym punkcie
analizy, najwaniejsze s teraz wanie te skutki uboczne. w innym miejscu,
przy tworzeniu si osobliwoci, one moe byy ciekawe (pola w osobliwoci s
na pewno wane), ale tam graa gwn rol sprawa tworzenia si atomw, tych
cikich przede wszystkim, posiadajcych znaczenie dla ycia. tutaj one ju
s, a e proces identyczny (cho skala inna), to skutki take identyczne tylko znw inna skala ma znaczenie. - ot w tym procesie docisku energii do
planety, jej wciskanie w ni, to te skutki, jak okreliem, uboczne s wane
i bardzo wane. a kiedy bra pod uwag fakt i znaczenie wewntrznego ciepa
planety dla ycia na jej powoce zewntrznej, to nawet s najwaniejsze.
co si bowiem dzieje w takim cisku kwantw? - zblianie si ich do siebie.
tylko e to posiada skutki, nie odbywa si "bezbolenie". przykad? prosz,
zachowania tumu i ofiary cisku s tu najlepszym, wymownym i dramatycznym
odbiciem tego, co dzieje si w wiecie kwantw. przecie te wciskane ogromn
si czstki energii nie maj gdzie, dosownie nie maj gdzie ucieka. byt
jednostkowy, osobnik w tumie nie ma szans, z kadej strony ciana i zbity w
"mas" stan energii (innych mu podobnych osobnikw). bywa, e czasem jest to
faktycznie ciana, ktra naciska na tum z tak sam si, jak tum naciska
na cian (to nie jest metafora, obie struktury na siebie naciskaj). efekt?
musi doj do rozpaszczenia si "osobnika" o cian, docisk wiata wpycha
jednostk w to-cian nieubaganie i dramatycznie. - i ponownie zastrzeg
si, e cho brzmi to literacko, przecie jest faktem. dociskane do ciany
(do paszczyzny kwantowej) elementy "piszcz", "jcz", trac siy. - to, co
rejestruje fizyk jako pole, to dramat kwantw w "tumie" i tego "odgosy".
303

co wytwarza si w takim "cisku", w tumie kwantw? przepraszam za drastyczne


okrelenia, ktre ocieraj si by moe a o sowny kicz, ale s one w tym
opisie zasadne i konieczne: tworzy si jatka. dosownie, bez adnej przesady
i nacigania analogii. tum, tu tum kwantw, "szatkuje", miksuje, ujednolica
wczeniejsze indywidualne byty. co uprzednio odrbnego i samodzielnego, wic
jednostka w trakcie swojego zbornego istnienia, staje si pod presj (pras)
rodowiska jedn, bezksztatn mas. krwaw jatk ujednoliconych cia. mona
jeszcze dojrze elementy, jeszcze pokawakowane i rozrnialne skadniki, ale
przecie ju blisko do "zlania" si w jedn "ma" (znw skojarzenia z ciecz
s zasadne). wczeniej, jeszcze za "ycia", te jednostki piszczay, tworzyy
pole (w tej analogii "pole dwikowe"), nastpnie odpaday od nich kawaki
(cia) i tworzyo si "pole kawakw" (np. pole elektryczne dla planety), w
tej jednak chwili s ju tylko-i-a "brej", mazi, "law" - czy magm ju w
w sensie konkretnym.
brrr. przyznaj, nawet na mnie taki opis robi wraenie swoj dosadnoci i
dosownoci. ale, powtarzam, jest faktem. skrajne zachowania w zbiorze (czy
to tumie ludzi, czy kwantw) do takich zachowa oraz efektw prowadz, musz
prowadzi, niestety. a przecie cisk w ludzkim tumie nigdy nie moe doj
do wielkoci maksymalnych, opr jest zbyt wielki. jednak w przypadku kwantw
procesy docieraj do stanw brzegowych, tu nic si nie zatrzymuje dlatego,
e jest sytuacyjny opr. cinie to na pewno docinie. trudno przyzwyczai
si oczywicie do myli, e kwanty jcz, ale to porwnanie od razu narzuca
zrozumienie. co ja bd zapisywa strony tysicami sw, kiedy o polach i ich
tworzeniu si pod cinieniem "odpadkw" w postaci kwantw pola magnetycznego
na przykad, to w ujciu tumu staje si bliskie i od razu zrozumiae, jatka
pokawakowanych elementw w tumie od razu wyjania, co si dzieje i jak si
dzieje. a sam proces przez to nabiera cech (energetycznego) pokrewiestwa i
podobiestwa (jam z kwantw, one ze mnie). e kwanty adnego dramatu nie mog
przeywa? co z tego, przez takie porwnanie jako s mi blisze doceni
mog ich "wkad" w mojej istnienie. a inne, podobne procesy staj si przez
to rwnie bardziej emocjonalnie pokrewne.
czstka jest "kawakowana", ciskana na kadym z poziomw. im dalej-duej
proces si toczy, im niej jest wciskana, tym inaczej si to objawia. jeeli
wstpnie by to "pisk", pniej byy to odpadajce "rce i nogi", to na dole
bdzie to ju "wyciek" nadmiaru, wybuch uwolnionej energii. a przy kadym z
poziomu na poziom przechodzeniu odpadaj kolejne elementy (a dalej i czci
elementw). "przeciskane" przez kolejne poziomy kwantowe byty trac skadowe
- co przecinie si niej (w gb), co odpadnie na/w tej "podziurkowanej"
cianie (tle, paszczynie kwantowej). to "co", to na przykad zjawiska w
postaci promieniowania cieplnego, jako efekt "przeciskania" si przez wiat.
kady, kto wtyka palec w dziur (kad dziur) wie, ile si przy tym ciepa
wydziela (czasem przyjemnego). na kadym poziomie co musi uwolni si, nie
zdoa si przecisn, warstwa jest tu filtrem. to, paszczyzna kwantowa z
jej budow (podkrelam, z budow o kwantowej, "podziurawionej" postaci) jest
filtrem, ktry na drug stron, na kolejny etap przepuszcza tylko te kwanty,
ktre do tych wolnych przestrzeni pasuj. nadmiar zostaje rozdrobniony i na
elementy pod naciskiem "roztarty". nie ma wyboru. cofn si nie mona, bo
nacisk nastpnych warstw, a z przodu ciana. dlatego kierunek "przed siebie"
oznacza "zatrat" osobowoci i rozpad do stanu elementarnego (wyrnionego
poziomu). ale innej drogi nie ma.
efekt? pola. rne pola, to co si za te pola pojmuje. - na jednym poziomie
bdzie to pole magnetyczne, ktre ju "po przejciach" oddala si jako stan
kantowy "poziomu magnetycznego" - na innym ciepo, jako odrzut w procesie,
na innym zjawiska elektryczne, a na kolejnym "ubijane" materialne struktury
jdra planety. itd. ruch plus cinienie - czy ruch jako efekt cinienia, to
tworzy pola. i ewolucj planety.
304

- sfera ewolucji
od chwili wejcia w tunel, a do wyjcia na kolejnym poziomie, energia skada
si, tworzy - jest jednym procesem i jedn ewolucj. fizyk, kiedy przykada
swoje przyrzdy (zmysy) do wybranego przez siebie poziomu, rejestruje objawy
cinienia-ruchu, ale obserwuje je wyrywkowo. jeeli nie "wyrozumuje", e to
jedno ewolucji, nie zrozumie, dlaczego i co si dzieje. bdzie zawsze na
poziomie "pola kawakw" - zawsze w tumie oddzielnych elementw. czyli bez
szans. w takim "dociskaniu" kwantw, jako tego skutek, tworz si warstwy i
linie, caa "mapa" linii pola. "pole" to nic innego, jak "zdjcie" rozkadu
cinienia w danym miejscu - i caociowo. to "mapa" ewolucji, zapis, notatka
o jej etapowym (warstwowym, "poziomicowym") uoeniu. to na paszczynie (na
kartce papieru) zobrazowany czasoprzestrzenny proces.
ale, podkrelam, to stan postrzegania (i rozumowania) "na teraz". to, co do
tej pory ujmowaem jako proces liniowy i nastpczy dwustronny. czyli mam
po jednej stronie napyw energii do kanau, a po drugiej jej wypyw. obecnie
musz rozkwantowanie w takim samym ukadzie linii kwantowych i warstw opisa
jako zaleno wielopoziomow, i to odbywajc si w jednej przestrzeni. ale,
ale w rnej czasoprzestrzeni. w ramach jednego ciaa, ale na ronych jego
poziomach.
mwic inaczej, do tej pory opisywaem rzeczywisto liniowo, nastpczo oraz
stronnie (jako przechodzenie ze strony na stron procesu). dokadnie tak. i
nie ma znaczenia, e co rusz mwiem o sferach i strukturach rozcigajcych
si w czasoprzestrzeni. nic z tego, to byo zawsze opisywanie "liniowe", wic
kanaowe, przepywowe oraz "paskie". czyli nie byo w nim "rzeczywistej"
rzeczywistoci. bo ta jest wielowymiarowa i wielopoziomowa (wielowarstwowa).
i sferyczna. zawsze, na kadym poziomie, w kadym zjawisku tylko sferyczna.
nigdy inna. i nigdy inna by nie moe. - nawet opis, zwracam uwag, kanau,
tunelu, w ktry wpada czstka, to jest w swojej analogi "linia", bo kana to
"rura", przepust (czasem filtr), ale to "zdarzenie" rozcignite, to proces
nastpczy. z jednej strony wlot do kanau - a gdzie i kiedy wylot. prosta.
a wiat nie jest ani prosty, ani to prosta. to sfera. - czyli? czyli pojawia
si pytanie: jak przeoy obraz "kanau" na to, co w otoczeniu postrzegam?
dlaczego wszdzie widz kuliste formy energii, czy linia-prosta to wycznie
efekt mojego "skromnego" w czasie i przestrzeni widzenia? skoro planeta jest
sfer, co i jak si w taki "kanale"-planecie dzieje, e przepyw energii pod
cinieniem zachodzi? gdzie, pytanie zasadnicze, gdzie ja mam, gdzie widz ten
kana? - i to jest moe najwaniejszy wniosek z analizy cinieniowego,
warstwowego rozoenia ewolucji - e kanaem jest kula. e to, co logicznie
i przez nastpowanie po sobie etapw (bo inaczej pocztkowo nie mog) opisuj
jako lini i prost, to przekada si fizycznie na kul, jest sfer w trakcie
przemian. wlot i wylot w takim kanale s wszdzie - proces ewolucyjny "do" i
"od" dzieje si wszechkierunkowo, nie moe inaczej. - wiat to nie "prosta
logika", ale wielopoziomowo. a to ma skutek w postaci sfery wanie. kwanty
do ukadu docieraj z kadej strony, przypominam, e tu nie ma wyrnionego
kierunku (pomijam losowe zdarzenia). docieraj z poziomu wyszego, ktry ju
jest sfer - i wpasowuj si, s wciskane do sferycznego brzegu ewolucji na
poziomie niszym. energia dociera z otoczenia wszechkierunkowo, take buduje
sferyczny ksztat ciaa - i wypywa z ukadu (po drodze go budujc), rwnie
wszechkierunkowo. dlaczego wypywa wszechkierunkowo? poniewa tworzce si
pola wok planety (dowolnego ciaa) nie s ukierunkowane (wbrew pozorom) i
rozchodz si bez adnego wyrnionego kierunku. s oczywicie filtrowane i
ksztatowane stanem cinienia otoczenia (i budow fizyczn kanau), jednak
logicznie rozchodz si w postaci sferycznej oraz wszechkierunkowo. - kwanty
wyrnionego zakresu, czy cao tak opisywanej ewolucji, traci energi na
innym zakresie, innej warstwie ewolucji ni j pozyskuje. - pozyskiwanie nie
ma wyrnionego kierunku, ale tracenie rwnie jest wszechkierunkowe.
305

kada warstwa kwantowa z zasady nie ma uksztatowania w ujciu logicznym


jest sfer. dopiero zaistnienie nacisku w otoczeniu powoduje filtrowanie i
zmian formy, tworzy cielesn struktur, konkretny ksztat ewolucji. dopyw
generalnie dokonuje si z kadej strony - wypyw w kad stron. a planeta
(ewolucja) w rodku tego procesu tworzy si jako chwilowy byt. a jak szybko
odbywa si proces "przeciskania" kantw przez ewolucj? e to pochodna stanu
ju wystpujcego (zasobno, wielko energetyczna), tego nie musz zapewne
podkrela. im wiksze ciao - tym wicej w nim moliwych "zakamarkw", czy
energetycznych zakrzywie, w ktre mog si kwanty w tumie schowa i przed
ciskiem zupenym broni. jednak, co ciekawe, acz oczywiste, nie moe to by
skrajnie wielkie "ciao", bo wwczas nacisk otoczenia, a te samej na siebie
ewolucji (jej kolejnych warstw), to spowoduje szybkie i gwatowne zapadanie.
nadmiar szkodzi, to wiadomo nie od dzi. przecie super-masywna struktura w
postaci czy to gwiazdy, czy ciaa zapadnie si pod wasnym ciarem, zgniecie
samo siebie a cinienie rodowiska tylko doda rozmachu tej zapaci. okres
przejcia jest do wyliczenia, wszak dzieje si kwantowo - a kade tyknicie,
zejcie o poziom niej, tworzy struktur ewolucji i jest jej zegarem. czyli
zalenie od rozpatrywanego elementu rodowiska, mog to by w swoim wymiarze
mae wielkoci czasu (i tym samym przestrzeni), jak i bardzo due, kiedy ju
rozpatrywa wszechwiat. przy czym ruch cia, materii, energii w przedziale
"ciskanym", jest zjawiskiem nie liniowym, lecz skomplikowanym. rzeczywista
droga przejcia, logicznie zawsze sferycznie si dziejca, trwa jako ruch w
gr i w d, nieustanne szamotanie si, to zapadanie si i znw wznoszenie
elementw. prosty, liniowy opad (teraz logicznie liniowy) moe zastosowanie
gdzie ma, ale raczej jako wyjtek. logiczna liniowo procesu jest fizycznie
"gmatwanin", drganiami i ruchem bardzo zoonym - to, jak wielokrotnie ju
mwiem, ewolucja prosta, ktra si dzieje po liniach krzywych. zanim czstka
fizyczna opuci, uwolni si z ukadu, w ktry zostaa si wepchnita, moe
min wiele zdarze. z fizycznego punktu widzenia i opisu jest to moe wane,
ale przy logicznym ujciu przestaje by istotne. liczy si caociowy efekt
ewolucyjny, ju uredniony. czyli przemieszczanie si energii warstwami, a
jako uboczny skutek tworzenie si "rodowiska" do istnienia ukadu. jeeli z
jaki powodw tego przepywu nie ma lub jest hamowany struktur konkretnej
ewolucji (jeszcze o tym wspomn, bo przecie nic nie stoi na przeszkodzie,
eby materia uyty do budowy planety by na przykad "izolatorem", wwczas
taka planeta nie bdzie ukadem z wlotem dla energii i wylotem), taki proces
nie objawi si np. tak wanym dla ycia polem magnetycznym (wanym elementem
ekosfery). ukad ewolucyjny w stanie "przytkanym", tu planeta-izolator, gdzie
nie ma ruchu (jest bardzo ograniczony), bdzie mie w swoich warstwach stan
cigego "buzowania". takiego "buzowania", e przy tym analogie z tumem oraz
piskami "rozrywanych" kwantw-osobnikw bd brzmie jak spokojna, stabilna
aria operowa. kiedy jest cisk, kiedy jest nacisk otoczenia, a kana zatkany
(zablokowany - znw wszelkie analogie zasadne), przy nadmiarze docierajcej
energii (np. gwiazda znajduje si blisko i jej pole ciepa) - to, ech, bd
procesy w warstwach przypominay pieko energetyczne (rwnie z wszelkimi tu
zasadnymi skojarzeniami i zawirowaniami). ewolucja, do ktrej energia cigle
dociera, ale ktra nie moe tej energii "przeprowadzi" przez siebie w sposb
uporzdkowany, ktra jest kanaem o zbyt maym przekroju do napywu warstw
ulega "zatkaniu". spitrzone warstwy kwantw cisn, ale nie mog przepyn
przez "dziur" w czasoprzestrzeni wic si przed cian spitrzaj. efekt?
kana zatkany - wybuchu by nie moe - ronie cinienie wewntrzne i tak
dokonujca si, przebiegajca ewolucja przypomina kocio pod par, ktry jest
jeszcze dodatkowo nieustannie podgrzewany. dlatego to nie moe by przyjazne
i mie rodowisko.
w ogle ziemia pod tym wzgldem to wyjtkowy obiekt.
306

i teraz - co si dzieje dalej? kiedy ewolucja nie "zatyka" si, kiedy kana
funkcjonuje w miar normalnie, czyli energia moe przemieszcza si pomidzy
poziomami, proces nie ma koca - w takim przypadku planetarna dziura si nie
zapenia i nie staje si osobliwoci w postaci jednego kwantu. wane w tym
momencie jest jednak pytanie, co dzieje si dalej? jak przemieszcza warstwa
kwantowa, gdzie dociera energia i zwaszcza, gdzie-jak wydostaje si z tego
ukadu (bo przecie w nim nie pozostaje)? - tutaj naley doda drugi element
tego procesu: rozkwantowanie. to wany etap rozumowania. o ile proces biegncy
"do" kanau jest w opisie wydarzeniem w formie "dociskania", to dopenienie
tego ujcia, wic rozpad na elementy proste i ich oddalanie si w "poziomie
swobody" (poziomie luzu) to jest "odreagowanie". czyli ucieczka w otoczenie
i nacisk oddalajcych si warstw na wiat w procesie "od" ukadu-kanau.
wane: dlatego to, co ujmowaem do tej pory jako proces dwukierunkowy, wic
logicznie dziejcy si rozdzielnie, w postaci wlotu i wylotu "kanau" (czyli
liniowo), musz obecnie opowiedzie jako zjawisko fizycznie wszechkierunkowe.
nie e "wlot" do kanau dzieje si "gdzie i kiedy" i e "wylot" realizuje
si "gdzie i kiedy" tylko e wszystko jest "tu i teraz". ale na rnych
poziomach. to, co byo w ujciu nastpczym zakoczone w rejonach bliej nie
sprecyzowanych, gdzie poza rzeczywistoci (i co jest tak wanie obrazowane
i koczone, kiedy definiowa procesy w skali absolutnej, czyli logicznie, z
zewntrz) - e to w ujciu krenia energii w przestrzeni oraz jako proces
fizyczny (realnie si toczcy - ale jako skutek logicznych zasad) e to si
"zakrzywia" w tym samym ukadzie i w tej samej ewolucji. zakrzywia si przez
ukad i w ramach ukadu (procesu, ciaa, elementu). e nastpuje zakrzywienie
energetycznego procesu, ktry logicznie jest "prost" ale fizycznie sfer.
w kocu kula to "zakrzywiona", "namotana" na siebie prosta (kwantowa).
i teraz wypada podkreli w procesie przemian ewolucyjnych nie co innego jak synne zakrzywienie czasoprzestrzeni. nie rozumiane, jak to na co dzie
si opisuje, czyli jako "zakrzywienie" samej geometrii, metryki przestrzeni
(co jest oczywicie ujciem poprawnym, jednak opisuje skutek, nie przyczyn
zjawiska). natomiast rzeczywiste zakrzywienie, to wyrniona warstwa kwantowa
i przepyw przez ni energii - takie zakrzywienie wystpuje wszdzie i zawsze
- i jest to skutek cinienia oraz ruchu kwantw.
"zakrzywienie" w procesie musi wystpi, bo "kana" jest "punktem", ma posta
sfery. czyli wlot i wylot znajduj si na tym samym "brzegu", ale na innym
zakresie energetycznym (poziomie ewolucji). jeeli proces przemieszcza si
moe zawsze tylko "do przodu" - to tym samym "w ramach punktu" moe, ju "po
drugiej stronie" zdarze, toczy si do przodu - jako "do tyu". definiowany
logicznie kierunek ewolucji i pojty zawsze w formule "do przodu" w realnym
i fizycznym zjawisku "tumaczy" si, przekada na proces biegncy "do tyu".
to jest zawsze przebieg zjawisk "do przodu", ale tylko jako logiczny rytm.
fizycznie, jako ciao-ewolucja (ale w wyniku tej logicznej reguy), zjawisko
musi potoczy si dalej, czyli do przodu w ruchu "do tyu". jako logiczny
i zewntrzny do zdarzenia obserwator ten fakt zarejestruj, jako fizyczny i
w procesie zawarty, tego "zwrotu" akcji nawet nie postrzeg - zawsze bdzie
to dla mnie posiada strzak "przed siebie". - zakrzywienie procesu jest tu
efektem samego procesu, wszechkierunkowego rytmu zachodzenia. cinienie oraz
ruch kwantw w rodowisku - to w skutkach obrazuje si sferycznie. fizycznie
kula ewolucyjna tak zbudowana jest pochodn zakrzywienia procesu sfera to
namacalny fakt przemieszania si energii w kanale. "zakrzywienie" pojmowane,
wyrozumowane logik, o czym fizyczny tok zjawisk nawet "nie wie" i do niczego
nie jest to mu potrzebne, okazuje si niezbdne do opisu przemieszczania si
kwantw. zawsze te same kwanty, zawsze ta sama ewolucja, zawsze ten sam rytm
procesu - wic zawsze ten sam skutek. a e dla rozumu to z zakrtami, wirami
i "zakrzywione", c, niech si mczy w rozsupywaniu tego kbka, ktry si
"w rzeczywisto" "namota" (i "zamota").
307

- "zakrzywienie" ewolucji
"zakrzywienie" ewolucyjne to bardzo wany etap w rozumowaniu o procesach, z
tego powodu musi by dokadnie opisany. - wlot energii dokonuje si tutaj na
jednym poziomie, znajduje si na jednym z poziomw skali energetycznej, ale
wylot ju na innym. zaleno jest taka, jak w przypadku odbiornik-nadajnik.
czyli cikie i naadowane, ale mao ruchliwe elementy energetyczne zostaj
si "wtoczone" w ukad (np. elektrony), a nastpnie, po ich przeniesieniu,
rozdrobnieniu oraz "przeciniciu" na niszy poziom, na ktrym jest mniejsze
cinienie, nastpuje "uwolnienie" w trakcie ruchu i przeciskania si przez
paszczyzn kwantow zachodzi ich rozkwantowanie. nadmiar w procesie moe
oddali si, a na niszym poziomie pozostae w ukadzie elementy poczy w
wiksze struktury. zachodzi przepywanie i przeciskanie przez kana, przez
tunel ewolucyjny. jeeli jest to tor "nadajnika", elektron w "przewodniku"
jest "dociskany do ciany", rozpada si w posta promieniowania i uwalnia oddala si w rodowisku. w tym przypadku zachodzi "wysanie", ukad "nadaje"
w otoczenie swoimi elementami. - to moe by pole magnetyczne, jednak rwnie
dobrze mog odrywa si kawaki gruntu - i powstanie pole wymiany "kawakw
materii" ewolucji.
mae wyjanienie uyte powyej sformuowanie, e elektrony s wciskane w
niszy poziom, na ktrym si rozpadaj na skadowe i e nastpnie oddalaj w
otoczenie, jest poprawne ale. to rzeczywicie jest wciskanie w/na niszy
zakres ewolucji, niszy skomplikowaniem budowy elementw, ale wyszy w ujciu
energetycznym. na/w skali energetycznej najwyej plasuj si byty o budowie
najprostszej - s najaktywniejsze i mog przeby najdalsz drog w ukadzie.
to jest rzeczywicie niszy poziom skomplikowania, ale wyszy stanem energii.
i to dlatego, jako elementy pola, czyli kwanty o wysokiej "ywotnoci", mog
si procesy objawia w formie zjawisk, np. magnetycznych. pole magnetyczne w
stosunku do elektronu jest "prostszym" bytem ewolucyjnym i niej pooonym
budow, ale wyszym potencjaem. co w ewolucji znajdujcego si niej mona
pomierzy po stronie wyszych stanw, w rejonie promieniowania wysokiego. i
ta zaleno, przeniesiona na rne zdarzenia, ma swoje odbicie na zasadzie
analogii, tylko proporcje s inne. - energia z jednej strony jest wpychana
w kana, nie moe si proces "zastopowa" (kana-ziemia nie ulega zatkaniu)
i energia dokada si do zasobw wczeniejszych (jaka cz energii istnieje
i znajduje si ju w postaci namacalnej). ale czy ziemia, czy planeta w ten
sposb powiksza si, to nie tak atwo okreli. dlaczego? przecie zachodzi
wyrwnanie cinie, stan chwiejnej, ale jednak rwnowagi z otoczeniem mam
proces pozyskiwania, ale i tracenia kwantw, to jest zawsze "bilans na zero"
lub z niewielkimi odchyleniami w ktr stron. w dugim okresie obserwacji
to musi si ukada "stronnie", co przewaa, ale lokalnie i na chwil raczej
jest stabilizacja. mona przyj, e "przyrost masy" jest tu niewielki, cho
pewny. im duej trwa ewolucja, tym kana "obrasta" w rne "mieci", co si
przylepia do cianek. ale zapewne bilans musi by bliski rwnowagi (nadmiar
i niedobr szkodz).
czyli dopiero poczenie, ale poczenie w ukad krenia energii w tej samej
rzeczywistoci daje peny obraz procesu, tylko tak mona wyjani, dlaczego
powstaj zjawiska typu "pole magnetyczne". na ten proces cznie skadaj si
pierwsza i druga cz ewolucji. "wlot" energii i jej "wylot". - a przepyw
kwantw przez "kana" to jest caa i pena ewolucja. aby byo promieniowanie,
musi by przepyw energii. eby by przepyw energii, musi promieniowanie si
wytworzy (i inne punkty skali promieniowania-materii). zawsze jest to fakt,
zjawisko obustronne: rozpadu i czenia. tak obecnie, tak historycznie. a co
wicej, nie ma podziau na obecne i historyczne, jest zawsze proces czny,
aktualno-historyczny. elementy powstae kiedy i by moe szalenie daleko,
s dzi we mnie i tworz moj rzeczywisto. a to, co dzi mnie tworzy, za
"jaki czas", bdzie kogo-co tworzyo. wszystko pynie (przepywa).
308

- rwnowaga pochaniania i wysyania


- ziemia - ukad dynamiczny
jak w kadej ewolucji, tak w przypadku planet (kadej "materii"), mam proces
przepywu kwantw - a co za tym idzie samotworzenie si ewolucji. wicej, to
ten przepyw jest ewolucj. to przechodzenie energii przez planet jest tym,
co zwie si planet. przepyw przez kana jest samym kanaem, bo i przepyw,
i kana w ten sposb si buduje. - "rzeczywisto" jest "ciecz" w trakcie
przeciekania przez rzeczywisto. i nie jest to fajne, nawet adnie brzmice
literackie sformuowanie. przecie na to, co okrelam "rzeczywistoci", dwa
generalne kierunki si skadaj: rozpad oraz czenie. czyli "rzeczywisto"
rzeczywicie przepywa przez rzeczywisto. jakby to zdanie dziwacznie nie
brzmiao, rzeczywisto tak si "dokonuje". a w "rodku" ja. rzeczywisty.
warto w tym miejscu zanalizowa, co i jak si dzieje midzy ewolucj a jej
otoczeniem, pomidzy jednym ukadem a innym. np. pomidzy ziemsk planet a
ksiycem. wspominaem o tym, ale na zasadzie "liniowej", mwiem o procesie
wzajemnego dziaania na siebie dwu rozkwantowujcych si ewolucji. obecnie
wypada do tego doda cao obu procesw, jako zjawisko o dwu stronach i
to w logiczno-fizycznym opisaniu (jako logiczny proces o fizycznej postaci).
chodzi o to, e oba ciaa, ktre realizuj si jako wielopoziomowe istnienie,
s ewolucjami przepywu, pochaniania-wysyania energii. oba ciaa dziaaj
na siebie na wszystkich poziomach. w jeden kana wpywa energia i w drugi rwnie wypyw z obu dziaa na kady z tych obiektw. co powstaje? rwnowaga
w dynamicznej zmianie - krenie energii. powstaje dynamika dwu (lub wicej)
cia, ktr kiedy definiowano jako rwnowag dwu cia we wzajemnym na siebie
grawitacyjnym oddziaywaniu ("przyciganiu"). jest to rwnowaga wysyania i
pochaniania.
teraz warto oraz trzeba powiedzie o innej dynamicznej czynnoci ewolucji: o
ustalaniu "jakoci" w obrbie caej ziemi, w obrbie warstw ekosfery. do tej
pory uwaano, e to atmosfera i pole magnetyczne ziemi s odpowiedzialne za
to, e planeta nie jest bombardowana nadmiernie przez promieniowanie, ktre
dociera z gbin wszechwiata (z zewntrz). sowem, e wytwarza si stabilna,
dynamicznie zmieniajca si ekosfera. fakt, prawda, tak jest. ale dlaczego?
pole magnetyczne - jest, napyw czstek ze soca (i innych gwiazd) jest,
ziemia ma magnetosfer fakt, ona si dynamicznie zmienia prawda, tylko
e jest to opis stanu zastanego, nie przyczyna jego wystpowania. nie mona
w tym ujciu powiedzie, e jest to proces dynamiczny, e kiedy np. tworz
si na socu "plamy" i energia z gwiazdy wypywa, to zarazem wytwarza nacisk
na ekosfer. fakt jest znany i obserwowany na rne sposoby, skutki niekiedy
dramatyczne, ale powd?
inaczej to ujm, poniewa zagadnienie jest wane. kiedy pojawiaj si plamy
na gwiedzie, a co za tym idzie energia odrywa si i dziaa na otoczenie, to
pod wpywem nacisku "wiatru sonecznego" pole magnetyczne si odksztaca i
deformuje. problem jednak w tym, e traktuje si to jako zjawisko "bierne",
jako dziaanie jednego ciaa na drugie, ktra ma swoje pole magnetyczne i
"tylko" zmienia swj ksztat pod naciskiem otoczenia. e tworzy si wypadkowa
dziaania gwiazdy i pola globu, to zrozumiae - ale dlaczego taka dynamiczna
struktura powstaje? jaki wpyw na pole i jego stan ma dziaanie nacisku od
soca? rnica w wielkoci cia jest ogromna, nacisk te znaczcy czy nie
moe wiatr od gwiazdy "zdmuchn" tej magnetycznej "wieczki"? mona to sobie
wyobrazi, dlaczego to si nie dzieje (lub dziao)? w tradycyjnym modelu nie
ma to odpowiedzi. ale w cinieniowym mona to opisa. bo im wikszy napyw
energii do kanau (ziemskiego), tym wiksze pole wytwarzane "na obrzeu" i
"ubocznie". im cinienie rodowiska w kana wicej energii wpycha, tym ona
bardziej jest ciskana - tym w tak pojtym "tunelu" i "przewodniku" wiksze
rozdrobnienie energii na skadniki. i tym znaczniejsze "efekty uboczne".
309

im nacisk wikszy tym wikszy "cug" w kanale. bo on jest i on dziaa on


si, na cae szczcie, nie "czopuje". im nacisk z zewntrz wikszy, tym po
"piorunochronie" przepywa wikszy adunek. tym take na jego "wylocie", na
jednym z poziomw, wikszy potencja pola (tu magnetycznego). to nie jest i
nie moe by "dopasowanie" idealne, sia, rnica potencjaw gwiazdy i globu
ziemskiego jest znaczca, ale powstajce pole w tym procesie ustala si, jest
wydarzeniem "samodopasowujcym" si do okolicznoci. nie "bierne" pole, ktre
reaguje na zjawiska dziaajce z zewntrz - lecz pod naciskiem zewntrznym,
i jako tego skutek, zawsze stan aktywny i dynamiczny. nacisk wikszy, reakcja
na wyjciu silniejsza.
w efekcie nacisku otoczenia tworzy si silniejsze i wiksze pole - i dalej
dziaa. i lepiej chroni. gdyby w ziemskim kanale, przy jednoczesnym wzrocie
wypywu energii z gwiazdy, gdzie lokalnie i chwilowo powstay "zatory", wic
energia "przystopuje", wyhamuje swj przepyw, mona si spodziewa kopotw.
zapewne tak naley rozumie okresowe nasilenie lub osabienie pola: pojawia
si w przepychaniu przez planet energii stan "spowolnienia", "przytkania".
gdy dochodzi do "utrzsienia si" w nowej postaci, ziemskie "dynamo" ponownie
zaczyna skutecznie pracowa. nigdy nie ustaje zupenie, ale jak kady rotor,
ma swoje "zawahania" rytmu.
to sam przepyw zwikszonej porcji energii wywouje powikszenie si, wzrost
natenia pola magnetycznego. zwikszenie si iloci docierajcego do planety
(np. promieniowania kosmicznego) wywoa kontrreakcj, i to w krtkim czasie.
na taki zewntrzny sygna (wzrost cinienia) pole magnetyczne "zareaguje" w
formie wzrostu swojego natenia, i to w zakresie duych energii (wpywajce
do kanau kwanty s skorelowane z wypywajcymi, jedno drugie warunkuje)
pole zareaguje, po prostu dopasuje si do nowej sytuacji. - inaczej wyglda
to w przypadku, kiedy dziaa osabiony strumie, kiedy nacisk otoczenia si
zmniejsza, tu pole sabnie. aktywno w gwiedzie spada, pole te sabnie.
strumie energii ze soca saby, mniejszy dopyw ciepa oraz innych czstek,
mwic w skrcie, to pomniejsza dynamiczn form istnienia pola. znw mam
stabilizacj i maksymalne dopasowanie do wydarze, ale ju na innym, niszym
poziomie. nigdy bierny stan, ale wpisana w proces dynamika. dynamika, ktra
jest samym procesem.
o takiej dynamicznej stabilizacji procesu procesu, ktry ksztatuje si
pod kontrol samego zdarzenia, o samoksztatujcym si, i to wielowymiarowo
zjawisku ewolucji, o tym do tej pory (w ujciu tradycyjnym) nie mona byo
mwi. dopiero postrzeganie i opis reakcji jako procesu wzajemnego nacisku
na siebie, przepywania energii midzy obiektami i poziomami tych obiektw,
to pozwala wyjani, dlaczego i jak energia si wzajemnie formatuje. i skd
ta zdumiewajca stabilizacja, zwaszcza w dugim okresie.
ciekawym zagadnieniem, nie tylko logicznym, jest sprawa, co si dzieje, kiedy
dochodzi do duych oraz przez dugi okres wystpujcych spadkw aktywnoci
soca? to musi odbi si spadkiem dziaania magnetosfery. i promieniowanie
kosmiczne moe wwczas silniej dociera do ziemi. a co za tym idzie, ju jako
skutek, powstanie wiksza liczby np. mutacji. znane. - na szczcie ponownie
wypada powiedzie, e nie ma spadku "do koca", w takim ukadzie nigdy to nie
wystpi. dlaczego? poniewa nie ma cakowitego ustania przepywu energii w
takim przewodniku-kanale. pod naciskiem wiata zawsze co wpadnie do kanau
i opadnie. i wytworzy na wyjciu pole. sabe, ale wytworzy. rwnie wielko
planety gra tu du, wan rol (musi wielko tego ukadu by wyran). przy
mniejszym globie nacisk otoczenia jest saby, bowiem nie ma w co "wtacza"
energii, po prostu. przy zbyt wielkim odwrotnie: nacisk jest zbyt mocny na
"zagniedenie" si czego na powierzchni. czyli w "optymalnym" punkcie mam i
stabilizacj przepywu, i stabilizacj energii na wyjciu i stabilizacj
nacisku dalekich i bliskich rde energii. itd. to wszystko gra rol w tym,
e taka planeta musi by "wybrana".
310

jak dziaa stabilizacja pola kwantowego (pola magnetycznego w tym konkretnie


wypadku)? bardzo prosto. skutkiem zmniejszania lub zwikszania si przepywu
energii, jak w dobrym przewodniku i jako dopasowanie si procesu, nastpuje
odpowiednio do tego skorelowane dziaanie pola magnetycznego. nacisk wikszy
reakcja wiksza, nacisk sabnie - reakcja odpowiednio "cichnie". zapewnia
to wytworzenie si dynamicznej struktury warstw ewolucji. nie nagle i nie na
"hurra" uderza energia w planet, nie dowolny przepyw, nie nacisk dowolny ale forma wypadkowa. z jednej strony nacisk rodowiska, z drugiej wytwarzany
opr przez "ciao" oraz jego "pola". dziaa nacisk, w odpowiedzi pojawia si
sia "antynaciskowa" i dziaa odpychanie. wytwarza si wypadkowy, wzajemnie
dopasowany rozkad uwarstwie. "od gry" cinie rodowisko, "na dole", ju po
przejciu kwantw przez ukad, jest "rozkurczanie". - energia nie moe czy
si dowolnie w trakcie przepywu przez kana, bowiem sam proces stabilizuje
przepyw "przepustowoci" kanau. rwnie nie moe dowolnie si rozpada, bo
poziomy si wzajemnie w procesie blokuj i wspdziaaj. co wicej, jest to
proces samowystarczalny, nie potrzebuj tu adnych innych nonikw, odrbnych
od pozostaych elementw wiata. to, co byo gwnym zarzutem wobec zjawiska
"grawitacji", czyli specjalne dla tego procesu powoane formy energetyczne
("grawitony"), tu nie wystpuje, taka hipoteza nie jest potrzebna w adnym
punkcie do wyjanienia zachodzcych zjawisk. - wiadomo: nie ma litoci dla
zwolennikw nadmiarowoci.
poniewa napyw energii odbywa si z wszechkierunkw, e take wypyw, wylot
procesu realizuje si w kadym kierunku - to sprawia, e energia wydostajc
si z ukadu, spotka w przestrzeni kwantowej ewolucji podobne sobie stany i
fakty energetyczne. i s to takie same kwanty.
podkrelam, bowiem znw wane dla zrozumienia: to s "takie same" kwanty. w
rwnej odlegoci od "wlotu" oraz "wylotu" do kanau, skutkiem samego rytmu
procesu ("przez dwa"), po przejciu przez punkt-kana, spotyka si kwant z
kwantem - takim samym kwantem, identycznym w budowie. jeeli z jednej strony
proces biegnie "do" ciaa (dowolnego), a z drugiej "od" niego - to przecie
nie wytworzy si dowolna struktura, dowolny "rozmiar" warstw kwantowych, ich
wzajemne odlegoci nie mog by losowe. to jest proces "pod kontrol", ten
i taki sam proces w obu kierunkach, zawsze ten sam rytm zmiany ksztatuje i
kontroluje sam siebie. i dlatego w rwnej odlegoci od ciaa napotyka "swj
na swego", kwant "widzi" swoje "odbicie" "w lustrze", swoje dopenienie po
"zakrzywieniu w ciele (tutaj planety) trafia na to samo czym jest. kiedy jest
to kwant pola magnetycznego, to napotyka w rodowisku taki sam poziom i taki
sam kwant, ktry dopiero dy do ukadu. - z jednej strony pole tworzy si
jako fakt pochodny "rozpaszczania" si o barier podpoziomu, ale z drugiej
kada do centrum wciskana czstka ma swoje pole (z polem jako dopenieniem
do swojego centrum-jdra, przecie ta czstka to odrbna ewolucja). dlatego
pole magnetyczne idce od planety spotyka identyczne pole czstki, to s te
same kwanty, mimo e ich pochodzenie odmienne. kwant pola planety reaguje z
kwantem pola czstki, i powstaje wypadkowy stan energetyczny.
czym to skutkuje? wyej opisan stabilizacj procesu. gdyby nie zosta w tym
zdarzeniu speniony warunek, e jest to spotkanie "twarz w twarz" takiego
samego kwantu i poziomu (warstwy kwantowej), nie byoby mowy o stabilizacji,
proces byby po prostu dziurawy. dosownie dziurawy. warstwy przenikay by
bez problemu przez siebie i stabilizacji, dynamiki przycigania-odpychania by
nie byo. tylko rwnowaga w sile i budowie warstw spenia ten warunek - i on
jest fizycznie speniany. oczywicie w tym procesie s "odchyki" na skutek
rozkadu energii w rodowisku. inaczej, mocniej lub sabiej dziaa soce, s
pory roku, s w zjawiskach cykle itd. bd okres cieplejsze i chodne - cae
epoki z dominacj odkadania si energii "zuytej", jak i takie, kiedy gr
bierze rozpad. nigdy to nie jest stan bierny - zawsze, czy to lokalnie, czy
generalnie - jest wypadkowa cinie i kwantw. tylko tyle. i a tyle.
311

- ziemia (kada ewolucja)


- jako "zakrzywienie" przestrzeni energetycznej
jak dziaa przechodzenie energii przez kana, jak nastpuje i co si dzieje
w takim procesie? nie chodzi mi tutaj o to, co dzieje si z elementami, ale
zamierzam opisa proces jako ukad geometryczny. to znaczy jako ciao, jako
kul, jako pen ewolucj - ktra swoj "peno" osiga dziki procedurze
przepywu.
inaczej - kulisto ewolucji, tutaj planety, to efekt przepywania przez ni
energii (kulist jest kada ewolucja). kulisto wpywa te na to, e materia
jest zarazem pochaniaczem-kanaem, wlotem - a zarazem wyjciem dla energii.
proces, ktry w logicznym ujciu jest wydarzeniem liniowym, realnie przebiega
jako jeden i wszechkierunkowy. moe-musi przepyw energii realizowa si jako
wydarzenie dwukierunkowe w oglnym zarysie - i to w tej samej przestrzeni,
ale poniewa dzieje si na rnych zakresach energetycznej skali, konfliktw
nie ma, jest dopenianie si zjawisk.
i tak, ziemia jest "kanaem" w ujciu jednokierunkowym przepywu energii, ale
"wszechwlotowym" w ujciu cinieniowym, z kadej strony energia wpada w ten
kana. co prawda zalenie od tego, jakie to rodowisko i jaki jego stan, ta
ilo jest zmienna, wicej od strony soca, wicej od ksiyca, ale mniej od
stron chwilowo nie obstawionych. "wlot" tego kanau, ktry normalnie musi dla
rozumu posiada ksztat "koa" (wlot do rury lub podobny) tutaj jest ca
powierzchni. to tak, jakby cay okrg by zarazem powierzchni kuli gdyby
rozciga si wlot kanau na ca powierzchni kuli, by ca powierzchni
kuli. nie ma kierunkowoci procesu, energia wpada z kadej strony. - co nie
oznacza, e pewne kierunki nie s preferowane, bo s. ale to pochodna stanu
rodowiska i ukadu (jego budowy). to oczywicie skutkuje postaci przepywu
i tym, jak si uoy pole magnetyczne, jak bdzie przebiega proces wypywu
lub wpywu energii.
dla umysu w logicznym ujciu "wlot" kanau jest "koem", okrgiem ale to
przeniesione na fizyczny proces staje si powierzchni sfery. wpyw, napyw
kwantw do tego kanau odbywa si z kadego kierunku. co musz analizowa
jako koo na paszczynie - fizycznie staje si, funkcj t sam peni caa
powierzchnia sfery. gdy zapomnie na chwil o tym, e planeta jest sfer (i
umieci j w pustce i na wiach), to jej rzut na paszczyzn jest wanie
koem. i wlot do kanau spenia warunki logiki. dzi wiem, e adnych soni
i wi nie ma, e jest kula - tym samym i wlot musi by sferyczny, by
powierzchni sfery. wszystko si zgadza, tylko spojrzenie z innego punktu "w
midzyczasie" si zmienio.
co si dzieje, kiedy energia przez ten sam kana, tylko ju po jego drugiej
stronie wypywa? gdzie w ogle w/na kuli jest drugi koniec? nie ma go. jest
kula - ale zarazem jest to "kana" przepywu energii. jak po jednej stronie
powierzchnia jest "wlotem" kanau, caa powierzchnia sfery (ewolucji) peni
rol wlotu - tak wyjcie rwnie jest w tej kulistej bryle "na powierzchni"
i wszdzie. a raczej w kadej warstwie sferycznej tej ewolucji. - wlot jest
na/w kadej warstwie, wylot w/na kadej.
co geometrycznie nie ma sensu, jako wydarzenie energetyczne sens (dobitny i
wany) jak najbardziej ma. to co dla geometrii jest kul, w przypadku zjawisk
energetycznych adn kul nie jest. a jest... walcem. czyli kanaem. czyli
procesem rozcignitym w czasoprzestrzeni. wicej, t czasoprzestrze tworzy.
to, co dla ujcia zewntrznego i chwilowego jest tylko kulistym, aktualnym
wydarzeniem, jako proces energetyczny jest walcem, rozcignitym w czasie i
przestrzeni. - fizyczna sfera ewolucji to w ujciu logicznym "kana", przez
ktry przeciska si energia. ale jednoczenie fizyczny przepyw energii przez
logiczny kana o wszechkierunkowym dziaaniu tworzy logiczn sfer procesu.
i "walec" na kolejnym stopniu analizy. aby dalej w analizie ponownie przej
w sfer...
312

co si dzieje z energi "na wylocie"? wane pytanie z uwagi na tworzce si


skutki dla obserwatora (kadego obserwatora, ktry postrzega i doznaje takie
zdarzenie). energia nie pozostaje w ciele (kanale), ale przemieszcza si w
nim i po dotarciu do powierzchni, czyli wylotu kanau, opuszcza struktur i
oddala si w rodowisko. zasadniczym elementem tego ujcia i rozumowania jest
to, e po pokonaniu kanau nastpuje "przeniesienie" elementw (mocno ju
zmienionych elementw, "przetrawionych" w trakcie przejcia, rozdrobnionych
do poziomu kwantw logicznych kolejnych poziomw) przetransportowanie ich
na poziom energetycznie wyszy (lub niszy w drugim kierunku zjawisk). jedna
energia zastpi inn w obrbie ewolucji, jedna stanie si elementem tworzcym
np. jaki atom w obrbie ciaa (ewolucji) i powikszy stan posiadania tego
organizmu "trawicego" - ale inna, przez t wypchana i oddajca si, zostanie
przeniesiona, przejdzie na poziom promieniowania i ucieknie. a "nadajnik",
czyli ziemia (czy inna dowolna struktura przeksztacajca, przepuszczajca
przez siebie energi), uzyska pole elektromagnetyczne.
w jakim kierunku kwanty si oddal? wszechkierunkowo. w kocu ten kana jest
kul, ktra moe promieniowa w kadym kierunku. czy to atom, czy planeta,
czy wszechwiat czy moje istnienie - proces wypromieniowywania energii w
kadym kierunku si odbywa. tworzy si "otoczka", pole energetyczne takiej
ewolucji, czyli zakres "rwany" wobec wyrnionego "centrum". kwanty odrywaj
si od ciaa wszechkierunkowo - a wytworzone tak warstwy energii, ich rozkad
w rodowisku, to cao zjawiska. ciao + pole to dopiero jest cao tego,
czym jest konkretne zdarzenie.
zasadnicze jest tutaj to, e proces nie przebiega dowolnie (przypadkowo), to
zmiana uporzdkowana. sama siebie kontroluje w przepywie, ale take podlega
dziaaniu otoczenia - czyli strumie energii kieruje si tam, gdzie pojawia
si moliwo, gdzie jest wolny tor. kiedy wic energia si oddala, powstaj
warstwy, tworzy si dziaanie ewolucji i kontr-dziaanie rodowiska, buduje
si stabilizacja. napywajca wszechkierunkowo do ewolucji energia w postaci
wielowarstwowej, rwnie wszechkierunkowo si oddala od kanau (planety, czy
kadej struktury). co przybyo jako energia z przestrzeni i w kana-kul si
dostao, trafia ponownie do przestrzeni jako wytwr tej kuli-kanau. pozornie
niemoliwy geometrycznie proces staje si oczywisty w ujciu energetycznym:
moe pochanianie i promieniowanie zarazem zachodzi - i to jednoczenie w
tym samym kierunku.
w "zakrzywieniu" energetycznym oczywicie nie spotyka si ta sama, ale taka
sama energia. i to decyduje o tym, e moe powstawa ewolucja ustabilizowana,
"ciao". nie napotyka energia wpywajca do kanau (wchodzca w obieg) samej
siebie, spotyka idc w przeciwnym kierunku tak sam: kwantowo identyczn.
to powoduje, e spotkanie tych dwu zbiorw nalecych do rnych okresw w
ewolucji, "wstpujcego" i "zstpujcego", takie spotkanie w jednym punkcie,
a tylko na rnych poziomach skali energetycznej to skutkuje tym, e obie
linie dziaaj na siebie w postaci tych samych stanw energetycznych. tworzy
si "okrg" zdarzenia, ale nie okrg zamknity, tylko otwarty spirala. nie
pocztek napotyka sam siebie, ale napotyka "efekt kocowy" wczeniej zaszych
wydarze. powstaje acuch zazbiajcego si procesu. mam nowy stan, ale e
to fakt nastpowania i ponawiania si, cigo jest zachowana. to, co musi
by logicznie przedstawiane jako proces przepywu jednokierunkowego, w ujciu
fizycznym staje si cigiem zjawisk wspzachodzcych. i to, co wane, w tej
samej "przestrzeni". w tej samej, tylko na rnym stopniu kondensacji. i dwa
zbiory o rnej strukturze mog si swobodnie przenika.
ewolucja geometrycznie to wydarzenie liniowe, energetycznie kuliste. kuliste
jako stan chwili. bo zawsze postrzegam "chwil" i jednostk ewolucyjn, nie
zoenie procesw. kiedy rejestruj istnienie planety, atomu - czy swojego
ciaa, rejestruj chwil, ktra ma swj pocztek w odlegej przeszoci i
gdzie tam, w przyszoci, swj koniec. a ja jestem tego efektem tu i teraz.
313

- ziemia
- jako "rotor"
z faktu, e przez ziemski kana energetyczny przepyw dokonuje si w postaci
wszechkierunkowej nie wynika jeszcze, e przepywa w kadym miejscu w takim
samym stopniu nasilenia - przeciwnie. z faktu istnienia ewolucji w rodowisku
i z jego czciowo losowego zapenienia, zalenego od czaso-przestrzennego
rozkadu innych ewolucji wynika, e taki przepyw energii jest pochodn do
tego rodowiska. od tego, gdzie znajduj si rda energii zaley, jaki ma
charakter przepyw kantw przez kana. a z tego wynikaj rne zalenoci i
konsekwencje. jeeli dwa (lub wicej) ukady dziaaj na siebie, to dopyw
energii do nich jest zaleny do kierunku, w ktrym znajduje si ewolucja
dziaajca na drug - i od szerszego ta zdarze. przecie energii napynie
do tych ukadw wicej w wymianie wzajemnej, anieli z przestrzeni "pustej",
mniej zasobnej. od soca, co zrozumiae, napyw bdzie wikszy ni z gbi
wszechwiata (przynajmniej w okresie intensywnego dziaania gwiazdy, jednak
w dugiej skali zdarze to "dalsze" okolice dostarczaj elementw do budowy
ukadu planetarnego).
skd napywa energia do ziemi? najobficiej od lokalnego soca, z kierunku,
w ktrym nastpuje rozkwantowanie gwiazdy. to w pasie "rwnikowym" takiego
procesu, w pooeniu na linii najwikszego rozkwantowania - w tym przedziale
wystpuje najwiksze dziaanie na ziemi i inne planety. rozkad planet w
ukadzie, ich pooenie, jest pochodn nacisku, ktry wywiera na te obiekty
ewolucja gwiazdy. jeeli ze soca do rodowiska wypywaj "uszeregowane" i
upostaciowane w jaki sposb kwanty, to pozostae elementy ukadu, ktre s
wobec tego procesu elementami wewntrznymi, musz si do niego dopasowa, s
ukierunkowywane przez to nadrzdne wydarzenie. cinienie soca jest na tyle
silne, e porzdkuje swoj okolic (tu nie ma przypadkowoci).
co odpowiada na ziemi tej rwnikowej linii soca? take rwnik, przedzia,
ktra pochania, ale jednoczenie najwicej wydaje z siebie energii w postaci
promieniowania. zachodzi, tak samo jak z uoeniem do ksiyca, dynamicznie
ksztatujca si, wzajemna ewolucja wymiany energetycznej. to w strefie dla
tej ewolucji maksymalnego rozkwantowywania, czyli w pooeniu rwnikowym do
analogicznego ze socem, wystpuje takie zjawisko. to, e nastao oraz trwa
takie uoenie procesw, to wynik wzajemnego dopasowywania si obu ewolucji.
pooenie rwnikowe soca wymusio takie pooenie ziemi (i innych planet).
wrcz to uoenie stworzyo. to efekt "synchronizacji" ukadu energetycznego.
jak wymagana jest synchronizacja pracy prdnicy w sieci, tak tu nastpowao
wzajemne synchronizowanie (pod "dyktando" silniejszej ewolucji). dlatego to
nie na biegunach wystpuje najwiksze natenie pola, jak by si pozornie
mogo wydawa. dlaczego? bo najwiksze rozkwantowanie wystpuje w punktach,
ktre znajduj si "rwnikowo".
pytanie: a dlaczego wanie na rwniku natenie pola ma najmniejsz warto,
dlaczego pomiar wykazuje znaczc rnic w stosunku do biegunw? oczywicie
nie upieram si, e wytumaczenie jest poprawne, by moe bdzie to bdne
odczytanie zjawisk, lecz uwaam, e jest to pochodn formy rozkwantowywania
si ukadu - tu uoenia linii i kwantowych warstw oraz ich pomiaru. w czym
rzecz? jeeli ukad promieniuje jak antena, czy planeta w tym przypadku, to
rozchodzenie si promieniowania, pola w rodowisku, jest pochodn ksztatu
anteny, jej budowy. nacisk ewolucji na otoczenie ma inn posta, kiedy jest
to dipol prosty, inny przy antenie wieloelementowej, inny talerzowej - eby
odwoa si do wielkiego i wanego w elektronice dziau o antenach. budowa
nadajnika ma dla ksztatu jego pola znaczenie zasadnicze. fizyczny ksztat
anteny, czyli odpowiednik wybranego poziomu kanau, na/w ktrym rozkwantowana
energia si rozprzestrzenia, to decyduje o ksztacie pola. wszechkierunkowo
logicznie dziejcy si proces, w konkretnym i fizycznym bycie-ciele zostaje
poddany naciskom, dopasowuje si do otoczenia. i uzyskuje ksztat.
314

- bieguny ewolucji
- wpyw i wypyw energii
jak nadaje, jak promieniuje w otoczenie sferyczna, wszechkierunkowa "antena"
ziemi? uoenie rwnikowe, z biegunami pooonymi po bokach, grnym i dolnym,
to nakazuje dynamika caego ukadu planetarnego, gwnie soca. ale, pytanie,
dlaczego? odpowied, jak si wydaje, wymusza "przestawienie" mylenia o tym
zjawisku. pole najmocniejsze nie jest najsilniejsze tam, gdzie wykazuje to
pomiar, ale tam, gdzie jest w pomiarze najsabsze. mona to okreli nawet
jako "zudzeniem przyrzdu", kolejnym zudzeniem zmysw. - i wydaje si, e
moe to by tumaczenie zasadne (a na pewno ciekawe).
w czym sprawa? w tym, e kiedy ewolucja wypromieniowuje w przestrze kwanty,
dzieje si to "rwnikowo", tutaj jest "gwny" wylot energetycznego kanau.
na sferze nie mona wyrni kierunku - ale z tego mona wnosi, e skutkiem
przepywu i rozkadu energii (budowy wewntrznej przepustu), rozkadu mas w
rodku i ich przemieszczania si e takie wyrnienie kierunku jednak w
fizycznym, realnym ksztacie si pojawia, e okresowo i w czasie si zmienia
- to wydaje si oczywisto. zreszt "przebiegunowanie" jest faktem, z czego
si przecie bierze. w efekcie na sferze jest preferowany jaki kierunek, ale
ktry musi si z caoci ukadu zsynchronizowa, nie ma wyjcia. a ustalony
tak szczeglny kierunek w procesie, to rwnik. to tdy nastpuje najwiksze
"upuszczanie" energii w otoczenie. ale te najwiksza stabilizacja tym samym
procesu. nie na biegunach, gdzie jest najwiksze natenie mierzalne, ale na
rwniku, gdzie jest najmniejsze.
dlaczego mwi o stabilizacji? ot, jeeli cinienie pola magnetycznego w
otoczenie si rozchodzi, to napotyka (odpowiednio do odlegoci) na elementy
sobie podobne. i tworzy si dynamiczne, wypadkowe i okresowo stabilne pole.
ale wewntrzny rozkad linii, warstw w tym zjawisku nie obrazuje si duymi
rnicami dlatego wanie, e jest skutkiem dynamicznego, wzajemnego wobec
siebie dziaania rnych pl (ktre s w swoim maksymalnym nateniu). a jak
nie ma rnic, to pomiar ich nie pokae, albo jako mae. bo one rzeczywicie
s mae. dlatego, e w tym kierunku rozkwantowanie jest maksymalne.
co innego z biegunami, punktami na sferze, ktre przez ten rozkad i ruch
wewntrznych mas staj si (okresowo) miejscami wyrnionymi i "na skraju"
ewolucji, na jej "biegunach". tu wewntrzny przepyw materii w plancie tworzy
to, co w rnych miejscach nazywam jako "cug", na podobiestwo wymuszonego w
kominie przepywu powietrza. jeeli wypyw gwnie dzieje si na rwniku, to
napyw, wlot do kanau bdzie na biegunie. cinienie zewntrzne rodowiska
jest stabilne (mniej wicej), ale cinienie wewntrzne w kanale zalene od
jego "uksztatowania", pochodne do wspomnianego przepywu mas materii. czyli
jeeli ruch "do" planety, wlot znajduje si na biegunie, to odlegoci midzy
warstwami do mierzenia take tam musz by najwiksze. ale za to stabilizacja
najmniejsza. kiedy na planet (kad ewolucj), dziaa nacisk rodowiska, to
j tworzy pod kadym wzgldem. wymuszony tym naciskiem przepyw energii przez
ukad-kana ksztatuje, ale i wanie buduje, tworzy wewntrzne elementy i
struktury ewolucji. a to oznacza, e dynamika wewntrzna ciaa jest pochodn
przepywania "cieczy" energetycznej. ale poniewa kady kolejny krok kwantowy
nie moe by w nastpnym, po przemieszczeniu si warstw, identycznym, nie ma
moliwoci idealnego odwzorowania si procesu "przed" i "po", a dzieje si to
jako zdarzenie "o krok kwantowy dalej" - i proces zamyka si "po spirali".
to ponowne uoenie si elementw w ewolucji (szczeglnie w przypadku cieczy
jest to widoczne) ma posta "przemieszczenia" si, kolejnego uoenia si wanie "przepynicia" o jeden kwantowy krok dalej. - co z tego wynika? e
rozgrzana (ciskaniem) materia, jako ciecz, cigle si we wntrzu planety i
kwantowo "przelewa". nie moe zastygn w jednym punkcie i nie moe dziaa
w jednym punkcie. a to ma ju przeoenie na posta pola, wszelkich zjawisk
wytwarzajcych pole. dowolne pole.
315

kiedy formowaa si planeta, rozkad wewntrzny materii nie by losowy to


byo pochodn tego, co znajdowao si w okolicy, z czego w wzowym punkcie
moga "sklei" si ziemia, a nastpnie pod naciskiem "uwarstwowi". nacisk
to wytworzenie przepywu, ruchu oraz ciepa. na skutek zmiennego rozkadu w
czasie elementw nastpuje inne, te zmienne czasowo, uoenie wyrnionych
punktw na powierzchni, "wlotu" i wylotu" energii. zmiennego pooenia, ale
i zmiennego nateniu (w pomiarze). caa sfera procesu jest wszechkierunkowym
pobieraniem energii i jej nadawaniem, jednak na skutek ruchu i rozmieszczenia
mas w ukadzie, s miejsca "preferowane", ktre peni chwilowo rol wejcia
lub wyjcia. dlatego, po zbudowaniu si planety, musiaa pojawi si dynamika
przepywu i jego synchronizacja wewntrzna i wobec otoczenia. a co wicej,
ona cigle i zawsze nastpuje. blisza i dalsza okolica energetycznie zmienia
si, wntrze te si zmienia - nie ma i nie moe by stabilizacji innej, jak
dynamiczna. dlatego ziemski rotor, zanim ruszy i jak ju ruszy, musia si
dopasowywa do warunkw, i to dugo. ale "zaskoczy", bo dziaa. a efektem
jest pole o stabilnym uksztatowaniu.
sowem, kiedy pomiar wykazuje najmniejsze natenie pola na rwniku, to tym
samym pokazuje najwiksz stabilizacj, jego "wygaszenie" i uspokojenie jako
wypadkow cinie "od" i "do" planety. rozkwantowanie maksymaln warto ma
na rwniku i taki wypyw energii - ale skutkuje to wanie najmniejszymi w
eksperymencie zmianami (skokami "cinienia magnetycznego"). ale na biegunach
dokadnie odwrotnie, tutaj cinienie rodowiska wtacza najwicej energii w
obrb ukadu, a przez to przepyw czstek jest najwikszy, rnica "baryczna"
w cinieniu (kwantowym) wyrana, wic odlegoci midzy warstwami procesu w
pomiarze take zauwaalne, natenie pola najwiksze (wedug przyrzdu). w
tym widzeniu bieguny to gwny "wlot" kanau energii na/w globie, wyznaczaj
o obrotu - i to pojt wrcz dosownie. przecie tak wyznaczona "o" sfery,
jest nie czym innym, jak "punktem zaczepienia" tego "bka" w rodowisku. w
stosunku do otoczenia s to "zawiasy", punkty mocowania "yroskopu". jeeli
nawet ponioso mnie w tej analogii, to uwaam, e bieguny na sferze to wane
miejsca. a poniewa wraz ze zmian ich lokalizacji dochodzi do duych zmian
na planecie, tym bardziej trzeba je doceni.
zaprezentowana argumentacja na rzecz maksymalnego na rwniku kwantowania na
tyle jest ciekawa, e chwiabym j powtrzy, bo ma to przeoenie na inne
pomiary. - ot kady akt pomiarowy procesu ewolucyjnego oznacza rejestracj
rnic, to ustalenie midzy kwantowymi warstwami wyrnionego zjawiska innego
stanu. sednem pomiaru jest ustalenie, ktra warstwa jest wiksza w zajciu
przestrzeni, jak jest odlega od kolejnej w obserwacji, jak "wysoka" itd. pomiar jest moliwy dlatego, e kada warstwa jest w procesie jedn i rni
si parametrami od nastpnej (i zarazem te parametry wsptworzy). z rozkadu
cinienia (struktury ewolucji) mog ustali, jak obiekt si porusza wzgldem
mnie, jakie ma cechy. ale, zwracam uwag, pomiar jest moliwy tylko dlatego,
e wystpuj rnice w stanie procesu, im s wiksze, tym atwiejszy pomiar.
kiedy jednak badanie dotyczy strefy w ewolucji bliskiej centrum, ju mocno
zapchanej warstwami, kiedy odlego midzy kwantami jest maa i bardzo maa,
si rzeczy odchyek nie mona wychwyci, przyrzd (czy zmysy) rnic nie
jest zdolny zarejestrowa tego, o co w pomiarze chodzi. zagszczenie pola
i jego skadnikw jest maksymalne, ale pomiar minimalny, bo brak wewntrznego
zrnicowania ewolucji skutkuje trudnoci w rejestracji. ale jednoczenie na
blisko centrum takiego wydarzenia wskazuje, jego "modo". brak rnic w
strukturze wewntrznej jest oddaniem faktu, e zdarzenie jest blisko punktu
osobliwego. zachodzi wic odwrotna korelacja: brak rnic w pomiarze oznacza
w ewolucji stan "najgstszy" (lub najrzadszy na kocu). brak zrnicowania
pomiaru oznacza, e badanie dotyczy stanu ewolucji blisko osobliwoci. jest
wic wan informacj o budowie, kondycji i chwili procesu. - dlatego im w
procesie mniej "napre" (i nate), tym mniej kopotw. lub ich brak.
316

- model "cinieniowy"
- stabilizacja warunkw
- trzsienia ziemi
warto, nawet trzeba w tym punkcie omawiania efektach dziaania stabilizacji w
ukadzie planetarnym (i kadym) wspomnie o skutkach, konkretnych skutkach
rnego natenia pola magnetycznego - ale ju w odniesieniu do zmiennego,
z otoczenia przychodzcego nacisku. bo te s powane. i nie mam obecnie na
myli "osony" przed naadowanymi czstkami, to, powtarzam, skutek uboczny
istnienia pola. wany, ale nie najwaniejszy. zmiana aktywnoci soca i jego
"docisk" planet o rnym nateniu, to przekada si na znacznie waniejsze
skutki, o dugookresowym zwaszcza znaczeniu.
dlaczego? pole magnetyczne (i inne), na skutek swojej budowy, moe dostosowa
si do zmian w rodowisku "natychmiastowo" - jest to element ewolucji, ktry
moe reagowa na zmiany otoczenia po niewielkim czasie, niewielkim w stosunku
do innych parametrw. zmiana na socu zachodzi, sygna do ziemi dociera i
jest efekt. w przypadku innych cech ukadu tak szybko to si nie dzieje - bo
nie moe. a skutki bardzo wane.
co mam na myli? trzsienia ziemi. a dokadniej mwic, dynamik ziemskiej
skorupy. lub, co zrozumiae, innych planet, innych ewolucji. omawiam zmian
na przykadzie ziemi, bo ta kula u nogi jest dla mnie najwaniejsza i atwo
si j postrzega oraz analizuje, lecz ustalenia tycz wszelkich procesw. ot, kiedy zmienia si, narasta, a zwaszcza osabia si nacisk idcy spoza
ukadu, z otoczenia - co si dzieje? odpowied jest prosta: ukad, ewolucja
si "odpra", dosownie. tu nie ma przenoni, nastpuje rozprenie, czyli
oddalenie si od siebie w ukadzie warstw kwantowych. "docisk" zewntrzny si
osabia - ronie nacisk wewntrzny na "rozerwanie". banalna kontrakcja si.
i stabilizacja, czego przecie nie trzeba podkrela. ale stabilizacja przy
nowym, sabszym ukadzie si zewntrznych. kiedy gwiazda z jakiego powodu
wywiera na planety lokalne mniejszy wpyw, to procesy wewntrzne w planetach
musz przej gwn rol - a na pewno wiksz. i wzrasta cinienie idce z
gbi ciaa planetarnego.
pytanie: czym to skutkuje? atwo przewidzie: ruchami materii, jej "ywszym"
si przemieszczaniem, wikszymi przepywami. i "wypywami" na inne, wyej w
stratyfikacji planetarnej lece warstwy (np. geologiczne). jeeli odlego
midzy warstwami si powiksza, kiedy sabnie docisk i wzrastaj tym samym
"drgania" wewntrz (bo robi si luniej, jednostki kwantowe si wyrniaj
w tle), mog wwczas zachodzi wyrane lub gwatowne ruchy w nagromadzonej
energii. ciao osobliwe jest pod wielkim cinieniem "wygaszane", ale kiedy
cinienie ustaje "ekspanduje" w rodowisko (ale pod kontrol procesu, co ma
znaczenie i nie wolno o tym zapomina). podobnie dzieje si na kadym innym
poziomie. kiedy osabia si aktywno gwiazdowa, mog i musz ruszy do akcji
siy nagromadzone w planetach - "spryna" odskakuje. ale, wane, nie dzieje
si to nagle, "spryna" nie odskakuje od razu.
po pierwsze, takie wygaszanie si gwiazdy nie zachodzi natychmiast i z dnia
na dzie, to s procesy w skali lat, i to milionw (zapewne rwnie cykle i
miliardoletnie wystpuj), wic zjawiska maj czas na "dopasowanie" si. a po
drugie, skutkiem wielkoci cia, proces zmiany aktywnoci musi posiada swoj
"bezwadno" zdarze, przyrost zmiany musi si dokonywa od najmniejszych
skal a po cao, a to trwa. po prostu, atom na nacisk zareaguje szybko (w
mojej skali "natychmiast"), ale planeta czy gwiazda potrzebuje ju epok do
wyrwnania cinie. a nastpnie epok na ponowne wejcie, dopasowanie si do
nowych warunkw stabilizacji. kiedy zewntrzny ucisk na planet sabnie
ronie aktywno wntrza, nie ma uspokojenia, ktre byo wczeniej zapewniane
stanem rodowiska. i pojawiaj si znaczce, w kadej warstwie odpowiednio
skorelowane z tym osabionym dziaaniem fakty. - inne w atmosferze, inne w
gbi planety. ale wszystkie dramatyczne dla jej warunkw.
317

warto jednak zaznaczy, e "dramatyczne skutki" nie musz by ze, e take


s "dramatycznie" dobre. "wycena" zdarzenia zaley od okolicznoci, okresu,
kiedy wystpuj i, co zrozumiae, od "rzeczoznawczy", wyceniajcego fakty
obserwatora. gdyby dzi zaszo gbokie osabienie dziaania soca, miaoby
to dla cywilizacji skutki rzeczywicie dramatyczne. ale nie zawsze tak byo.
cywilizacji nie byo, ale okresowe osabienia nacisku z zewntrz (nie tylko
gwiazdowego przecie, lecz ma tu zastosowanie i nacisk z dalszych, wielkich
odlegoci), to nie zablokowao zaistnienia ycia na tej planecie - wic nie
byo tak le. a wrcz mona to uzna za kolejne "filtry" tego ycia. w tym
ujciu, w modelu cinieniowym, staje si ot moliwe wyjanienie, i to nawet
prosto, dlaczego ziemia w pewnych, zwaszcza pocztkowych okresach istnienia,
nie zamarza dokumentnie i na zawsze, a ycie mogo si lokalnie przechowa
i rozwija. w innych ujciach jest to pogmatwane i trudne, tutaj natomiast
banalnie proste co do swego mechanizmu (ale dramatycznie wane co do dalekich
skutkw).
co si dziao w okresie pocztkowym formowania planet i ukadu, kiedy soce
dopiero si stabilizowao w swojej ewolucji? s przecie ustalenia, e w tym
okresie gwiazda zmieniaa swoje reakcje gwatownie i znaczco, nawet w skali
kilkudziesiciu procent, a to musiao odbi si w/na przebiegu wszystkich w
ukadzie znajdujcych si elementw. - co si dziao, kiedy soce sabo w
jakim okresie czasu dramatycznie? dziaay siy "odrodkowe" tu przywoane
w znaczeniu: "rozprajce". kiedy nie byo zewntrznego nacisku, to planeta
bya, po pierwsze, "grubsza", "spuchnita", a po drugie ruch w warstwach ten
glob tworzcych przebiega dynamicznie. efekt? wielka aktywno powierzchni,
trzsienia ziemi, wypywy lawy, dymy oraz inne zjawiska. jest to do dobrze
zdiagnozowany etap istnienia planety. tylko pojawia si zdziwienie, dlaczego
tak si dziao i co byo powodem.
powd? sabe "dociskanie ruby" idcy od soca. w pocztkowym okresie nie
miaa gwiazda dostatecznej siy na "uspokojenie", "przygaszenie" innych cia
ukadu, sama musiaa si "rozkrci" w reakcjach. nim tak duy ukad uzyska
stan stabilny i si "wyreguluje", troch lat musi upyn. ale w tym czasie
planety mog "bryka" (nawet zmienia orbity). fakt, z poytkiem dla ycia,
dla odlegych z tej perspektywy skutkw w postaci na przykad rozkadu na
globie kontynentw i ich "twardoci". to wwczas, dawno (dawno) temu, tam si
to ksztatowao, tam s pocztki obecnego rozkadu i stanu materii tworzcej
tutejsze warunki. co dzi umoliwia moje istnienie, ma swoje zakotwiczenie w
procesach, po ktrych zostay drobne lady i s ledwo co dostrzegalne ale
byy, bo inaczej mnie by nie byo. to dobrze, e kiedy soce byo sabe,
zwaszcza e pniej dopracowao si swojej spokojnej pracy i odpowiedniego
wpywu na otoczenie. czyli po latach rozruchu, ukad zosta "uporzdkowany",
zaczo dziaa "prawo silniejszego" i kwantowe "dokrcanie ruby" wczeniej
"wybuchowym" "malcom". zaczo dominowa prawo i porzdek silniejszego w tym
lokalnym zoo. ze zmiennym, co oczywiste, okresowym nateniem reakcji, ale w
rodkowym (caociowo biorc), najlepszym dla stabilizacji poziomie.
celowo uywam w opisie barwnych porwna, bo s w tym miejscu wielce zasadne.
to rzeczywicie byo "dokrcanie ruby" przez cinienie zewntrzne, to byo
rzeczywicie wygaszanie lub przyzwalanie na aktywno planet, proces tworzy
(si) jako wielowtkowe dziaanie. o ile pocztkowo "poluzowanie" oraz brak
nacisku ("rygoru") by zasadny, bo ciepo idce z wntrza planety umoliwiao
cyrkulacj znacznie wiksz od dzisiejszej (z poytkiem dla przyszoci), o
tyle "wygaszenie" rozedrgania dao podstaw do dalszego, w miar spokojnego
ju ewoluowania, tym razem w zakresach dla wydarze biologicznych wanych.
przynajmniej w ostatecznym rezultacie na ziemi, na innych planetach ten sam
zbir czynnikw da wynik odmienny. w przypadku ziemi cay tak opisany cykl
zjawisk, logicznie powizanych i wynikajcych z prawa powszechnego cinienia,
mia pozytywny skutek - tak to mog uj z uwagi na swoje (za)istnienie.
318

- inne planety
nie wszystkie planety mogy si uksztatowa w yciodajne struktury, poniewa
w wyniku odmieniajcego si czasie "nacisku" powstay lokalnie inne warunki.
dlatego warto, odwoujc si do ziemskiej ewolucji, co przy okazji wicej
powiedzie o procesach tych innych globw. w tym miejscu szczeglnie o tak
blisko ziemi lecym marsie, bo o wenus powiem dalej i wicej. tutaj mars, bo
logicznie cile wie si z dopiero co powiedzianym. to jest (bya) planeta
pechowa rwnie pechowa. wenus jest planet pechow szczeglnie, ale mars
take. ziemia dopiero na tym tle uzyskuje swoje szczeglne, niezwykle wane
w ukadzie miejsce.
dlaczego mars jest pechowy? kiedy gwiazda bya w okresie sabszej aktywnoci,
ta planeta moga y - i to w sensie dosownym. mogo by na niej ycie, bo
warunki byy podobne do ziemskich. to ten sam okres w dziejach, budowa do
podobna (w miar), warunki zewntrzne zblione - wic "buzowanie" planety i
okolic due. i planeta rozgrzana, i aktywno tworzca powierzchni. czyli to
wszystko, co si i tutaj dziao. skadniki do ycia potrzebne byy, dlatego
ycie na pewno si zaczo formowa. w tym ujciu nie ma "czy", byo z ca
pewnoci. ycie to we wszechwiecie bana, pospolito, wystpuje wszdzie
i przy kadej drodze si kbi. co nie oznacza, e wszdzie ma skomplikowan
posta, to znw wyjtek, prawie absolutny. co si stao, kiedy nacisk idcy
od gwiazdy znaczco wzrs? o ile na ziemi dao to tak potrzebne uspokojenie
to na marsie dao tak niepotrzebne uspokojenie. czyli po prostu "zagasio"
aktywno planety. sama jej wielko do tego si przyczynia. bya zbyt maa,
tworzya sabe pole magnetyczne, musiao wic doj do ucieczki (lub ich w
posta niedogodn przeobraenia) materiaw niezbdnych do ycia (wody) itd.
stabilizacja warunkw daa yciu na ziemi woln drog natomiast na marsie
j zablokowaa. i tak ju zostao.
zostao, bo nie ma moliwoci w ewolucji powrotu do stanu uprzedniego. mona
na nowo planety "uaktywni" (o tym dalej), ale nie mona wrci do tego, co
byo. nawet ponowne osabienie gwiazdy, co dla ziemi byoby dramatem, marsa
do ycia nie wrci, to umary glob. rozum ziemski moe go reanimowa, ale to
wymaga dostarczenia zasobw energii z zewntrz (rnych energii), a zapewni
tego sam proces nie moe. uoenie na nowo warunkw jest do przeprowadzenia,
ale "tamto" si nie wrci.
mona filozoficznie powiedzie, e straci musi kto, eby zyska kto, bo
tak to w tym wypadku wyglda. gdyby dzi nadal dziaa saby nacisk gwiazdy,
nie byoby ycia na ziemi (i jego opisu). albo, to w najlepszym przypadku,
miao by posta prostych form, taki wszechwiatowy bana jednokomrkowy. za
to na marsie, by moe, kto by sczytywa dzieje wiata. - jednak "docisk"
zaistnia, nabra cech regularnoci, ustabilizowa si w swym wieku rednim
- dopasowa do okolicznoci zewntrznych - i ziemia si ustatkowaa. i to na
tym globie, pooonym w wzowym miejscu ukadu, mogo si ycie rnorodnie
(samo)komplikowa. co nie miao szansy - nie zaistniao, co nie zaistniao to nie miao szansy. jeeli w ewolucji fakt nie zachodzi, oznacza to, e nie
ma do tego warunkw, skadnikw, okolicznoci. brak czego, choby tylko w
wymiarze jednego elementu, i rozrywa si acuch zdarze, i ewolucja wypada
z rzeczywistoci, "wykrusza".
nie wolno do tego procesu stosowa, przykada norm innych, jak te, ktre z
ewolucji si wywodz. szczeglnie "chciejstwa", czy tzw. "moralnoci". bd.
takie opisanie prowadzi do zafaszowania wiata, a w konsekwencji zego w
nim dziaania. tym samym krtkiego. dla wiata to i tak bdzie jeszcze jeden
przykad na to, e brak elementu (tu wiedzy o wiecie) powoduje "skasowanie"
zej ewolucji. jednak dla stosujcego takie "bdne zasady" ycia oznacza
wszystko - brak wszystkiego.
warto wic wiat pyta, eby w odpowiedziach doszuka si prawdy - oraz nie
(po)bdzi.
319

- ziemia, pole magnetyczne


- znaczenie i pomiar
natenie pola magnetycznego, wypadkowa si soca i ziemi, czyli wielko
rnicy dziaania, to jest mierzona wielko pola. to, co si mierzy, kiedy
przyrzd ustala rnic midzy punktami, nie jest, po pierwsze, polem samej
ziemi - ale wypadkow wielkoci tych dwu, i wikszej liczby dziaajcych na
siebie zjawisk, ewolucji. pojedynczego parametru nie mona uchwyci, mierzy
si nie pole jednostkowe, ale pole magnetyczne dynamicznie zmienne i ktre
pochodzi od licznych procesw. na biegunach natenie pola bdzie mniejsze,
bo w tym kierunku rozkwantowanie nie dziaa (a raczej dziaa, ale sabiej).
bdzie mniejsze w logicznym ujciu, ale w fizycznym pomiarze rnic (warstw)
zostanie sklasyfikowane jako wyranie wiksze od rwnikowego. - co powstaje
na biegunach ewolucji planetarnej? "wlot i wylot" pola magnetycznego, linii
tego pola, ktre objawiaj si jako wchodzce i wychodzce. na pnocnym jest
"wlot" energii, a poudniowym "wylot". przynajmniej tak by to prezentowao
si w prostym ujciu, to po drugie.
podkrelam, jest to zobrazowanie pola magnetycznego, fizycznie ustalony fakt
w postaci mierzonych rnic, a nie kwantowanie si energii i jej w ukadzie
ewolucyjnym wpyw-wypyw. to zobrazowanie, jak rozkada si i przebiega pole
magnetyczne "ziemskiego magnesu". - pod wpywem przepywania mas, ich ruchu,
tworzy si, jak w kadym zjawisku, dwubiegunowy (generalnie dwubiegunowy, w
urednieniu, bowiem kady element te jest biegunowo zbudowany) - proces o
dwu stronach. wlot i wypyw linii pola magnetycznego to tylko obraz uoenia
si magnesu i aktualna jego posta. to skutek, nie przyczyna zjawiska. cho
ma wpyw na inne procesy. poniewa energia napywa do ukadu, on si buduje,
a w efekcie staje si "zorientowany" w czasie i przestrzeni. tworz si jego
bieguny i linie pola magnetycznego i inne rodzaje pl. to sprawia e ukad,
ktry tutaj jest ca planet, ustawia si "pionowo", powstaj magnetyczne i
geograficzne bieguny. nastpuje stabilizacja "bka" w przestrzeni oraz wobec
centrum, wikszej i dominujcej ewolucji.
ale na tym nie koniec. bo w tym miejscu wchodzi w gr czynnik wany i bardzo
wany: rotacja. czyli obrt wok wasnej osi. z faktu wytworzenia si pola
magnetycznego i biegunw planety trzeba wyciga wane konsekwencje. to nie
jest banalna sprawa, e pojawia si magnetosfera oraz jej ochronna funkcja,
ktra, powtarzam, jest skutkiem "ubocznym" procesu. wane jest tu to, e tak
powstaa planeta, z tymi rozchodzcymi si w otoczenie liniami pola, staje
si, jest po prostu "rotorem" takim samym procesem, co silnik elektryczny.
dosownie. pod przemonym cinieniem otoczenia, jako skutek synchronizacji
elektromagnetycznej do rodowiska, zwaszcza do soca, taki "silnik" rusza.
cinienie napiera na linie pola (efektu przeciskania energii przez kana) i wirnik-planeta rusza. dosownie zostaje wprawiony w ruch. i to jako zawsze
i dynamicznie - sam, samoczynnie si stabilizujcy silnik. w zalenoci od
zmian w otoczeniu, jego "obroty" take si zmieniaj i stabilizuj. zapewne
wystpuje tu element skali, wic bezwadno stabilizacji, efekty po "jakim"
czasie, ale one s, i na cae szczcie s.
ziemia - "wybrana" planeta - jest po prostu (fajna ta "prostota") nie czym
innym, jak silnikiem w trakcie pracy, rotorem puszczonym kiedy w ruch, ale
ktry nie moe zwolni, bo pozostaje w przestrzeni ewolucyjnej i jest cigle
przez zmiany w niej wystpujce "popychany". ziemia to "silnik", z wszelkimi
tego efektami i skojarzeniami. - a to okresow zmian pooenia i rytmu, to
zmian osi, wydzielaniem ciepa i ruchw w obrbie wszystkich warstw (tych
gbokich, powierzchniowych, atmosfery). powstaj midzy warstwami "rnice
potencjaw" (tarcie), przepywy midzy warstwami energii (lawa, czy pioruny,
"iskrzenie" na "stykach") itd. ziemski rotor w trakcie swoich obrotw podlega
rnym naciskom, jednak ksztat tej ewolucji (wewntrzna struktura) potrafi
dopasowa si do zmiany i w efekcie stabilizowa. trudno tego nie doceni.
320

- "tunelowanie", "kanay" energetyczne


- rnice midzy elementami materii
opisanie ziemi, jako pierwszego przykadu na "tunelowanie", co zrozumiae,
jest wynikiem mojego widzenia wiata - definiowania go od "tu i teraz" a po
"wszdzie". dopiero opis ziemi, fundamentu, dopiero na tym tle mog ujmowa
inne, dalej lece, odmienne od tego wiaty. - dopiero na tym tle staje si
jasne, lepiej to wida, e ziemia, opisywana jako wzr, takim "wzorem" nie
jest i dla zjawisk w przestrzeni by nie moe. wicej: ziemia jest planet,
jak to okreliem, "wybran", szczegln, wyjtkow, i to w sposb jeeli nie
skrajny, to blisko tego. jej wyjtkowo wzrasta z kadym poznanym, opisanym
i wyrnionym elementem stabilizacji warunkw. jawi si obecnie ziemia jako
zdarzenie ze zbioru o bardzo ekskluzywnym, bardzo dobranym towarzystwie. i
to wanie trzeba w niej podkreli.
mwic do tej pory o "tunelowaniu" energii przez rne "kanay", opisywaem
przepyw energii przez ziemski glob na zasadzie przykadu (i najbliszego,
a przez to w miar dobrze rozpoznanego procesu), jednak dotyczyo to kadej
materii, kadej grudki materialnej. tunelowanie tyczy kadego energetycznego
ukadu czy to atom, czy planeta, czy wszechwiat. kada taka ewolucja jest
przemieszczeniem si energii w jej wntrzu i zarazem tworzeniem tej ewolucji
w wyniku tego przepywu. tunelowanie dotyczy kadego ciaa i jest to regu
- ale nie wynika z tego, e przebiega w jednakowy sposb. ziemia jest tutaj
przykadem mao reprezentatywnym, postawienie tego globu jako wzoru procesw
jest nieporozumieniem. mona opisywa ziemi (i trzeba) jako stan wyjciowy
i dla zobrazowania tego zagadnienia, ale nie mona uznawa, e zawsze dzieje
si tak samo. owszem, punkt odniesienia w analizach by musi, jako nawizanie
do wydarzenia lokalnego a skrajnego, ale tylko po to, eby pokaza, jak inne
globy nie maj w tym zbiorze szans, jak daleko im do takich warunkw. trzeba
"dopisa", utworzy zbir moliwych rozwiza, eby zobaczy, w ktrym/jakim
si miejscu ta "dziwna" planeta znajduje.
i co wida, kiedy odnie "zasad przepywu" energii do innych wydarze? to
samo, co rejestruje si w trakcie eksperymentw przepuszczania energii przez
dowolny przewodnik: rnorodno tego przepywu. w skrajnych warunkach pojawi
si nawet przepyw kwantw bez rozrnienia midzy materiaami tworzcymi
"anten". w jakim momencie to zaistnieje? "nadprzewodnictwa". czyli takiego
ozibienia ukad, e materia staje si przewodnikiem niezalenie od swojej
budowy. co jest stanem "nadprzewodnictwa" w ewolucji? oczywicie osobliwo,
punkt osobliwy. to skrajny stan moliwego upchania elementw w jednostce a
ta jednostka jest stanem absolutnego zaniku drga. i przeniesienie, przepyw
energii midzy kolejnymi etapami ewolucji wszechwiata jest tym samym moliwy
i po prostu zachodzi. na co dzie jednak, w przypadku ukadu ewolucyjnego,
jakim jest i planeta, i ukad planetarny, i wszechwiat, przypadku zera, a
nawet poblia zera absolutnego nie ma (osobliwo jest poza ukadem i zmian,
jest brzegiem wszechwiata). dlatego rnorodno przepywu energii, rne
tym samym "przewodnictwo" materii jest faktem. w tutejszym rozkadzie planet
jest wyrane uszeregowanie - ze wzgldu na materia uyty do "produkcji". im
bliej centrum, prosta sprawa, tym mniejsze, ale bardziej "zbite" struktury
mog si znajdowa. ale jest to zarazem przyczyn, e nie wszystkie planety
maj rozbudowane pole magnetyczne bo nie s dobrymi przewodnikami. nie ma
w ewolucji absolutnych izolatorw, ale s lepiej i gorzej przewodzce. ziemia
jest przewodnikiem niezym, ale ju inne globy takiego uoenia warstw albo
nigdy nie miay, albo nie maj. efekt fizyczny znany: brak silnego, a co te
wane, stabilnego pola magnetycznego. a to musi rzutowa na "kondycj" takiej
planety. i potencjalne jej zasiedlenie. tu nie ma przypadku brak lub saby
przepyw energii, to skutkuje zymi warunkami do ycia. "modernizacji" oraz
remontu takiej planety to nie wyklucza, jednak koszt fachowcw i materiaw
na pewno nie bdzie niski.
321

ziemia posiada (na ile mona ocenia z istnienia przepywu energii w formie
ustabilizowanej), budow zarazem i przewodnika, bo swobodnie przebiega w niej
przepyw energii - ale jednoczenie izolatora, bo ten przepyw nie jest w
adnym przypadku dowolny czy chaotyczny. eby to wyjani, warto odwoa si
do przepywu prdu przez przewodnik, ma to zastosowanie w tej analogii.
ot kady przewodnik energii ma swoj graniczn wielko przepuszczania, po
przekroczeniu ktrej dochodzi do zniszczenie elementu. a najmniej przytkania
przepywu - wydzielania si nadmiernej iloci "efektw ubocznych", od ciepa
po drgania ukadu. w sytuacji, kiedy oporno elementu jest dla energii zbyt
wielka (elementy nie tworz "kanau" lub s struktur izolatora), to proces
"stopuje", nastpuje "blokada" i przepyw jest szcztkowy. w sytuacji, kiedy
nacisk jest silny i trwa dugo, dochodzi do "przebicia" oporu i zniszczenia.
- wszystkie moliwe stany, ktre wystpuj w trakcie przepywu prdu, plus
tego skutki, s rwnie obecne w przepywie energii przez planet.
jednak w przypadku ziemi nastpuje stabilizacja przepywu i jest to efektem
"zakrzywienia" si w przestrzeni. energia wpywa, przepywa i wypywa w tej
samej strukturze geometrycznej (i fizycznej), ale logicznie jest kanaem i
"prost" przenoszc kwanty midzy poziomami. nie ma zatrzymania. dziki temu
przepyw potencjalnie grony, z moliwoci przerwania granicznych stanw,
pozostaje w cigej stabilizacji. nie nastpuje nadmierne "adowanie" si
akumulatora, ale i nie ma braku energii do cigego zasilania. nie dochodzi
do zatkania kanau i jego dramatycznego w skutkach "przebicia" wyadowaniem
energetycznym, ale nie ma rwnie swobodnego, bezoporowego przepywu stan
kanau na to nie pozwala. budowa planety zwanej "ziemi" jest z gatunku, e
stabilizuje, nie dopuszcza wielkoci skrajnych. rodek to jest to. rwnie
w tym przypadku.
budowa planety nie moe by oparta wycznie (czy w przewadze) o jeden rodzaj
materialnego skadnika. to nie moe by tylko sama materia "cika", wwczas
bdzie to bowiem rodzaj ewolucyjnego, midzywarstwowego "piorunochronu" do
przepywu energii. nie moe to by rwnie gazowa kula, poniewa tutaj opr
dla przepywu jest wielki i jego przebicie musi wiza si z duymi ilociami
wydzielanego ciepa. to te tumaczy, dlaczego gwiazdy s tak energetycznie
wydajne bo nie ma swobodnego "cyrkulowania" wewntrz, nie ma swobodnego i
"prostego" przepywu. jest cisk i skutki uboczne. drgania, ruch elementw
w takiej strukturze s znaczne i powanie ograniczaj drog (swobod) innym
skadnikom. kiedy wszystko wok jest rozedrgane, a budow podobne, to nie
ma jak si przebi przez t cian, tor czstki musi by skomplikowany, biec
co prawda prosto, ale po szalenie "pokrzywionych" liniach.
planeta nie moe si rwnie skada z materiau "lekkiego", izolatora, ktry
jest "luno" zabudowany (elementy skadowe daleko od siebie). bo wwczas w
tym ukadzie wydzielane ciepo i ciepo od lokalnej gwiazdy czyni taki ukad
wyjtkowo niegocinny - to materialne, rzeczywiste pieko. planeta musi by
"pprzewodnikiem", ukadem zbudowanym nie prosto, jako doskonay przewodnik
- ale i nie przesadnie skomplikowanie, czyli jako izolator. mona dowodzi
zasadnie, e kady przechy w proporcjach midzy przewodnikiem i izolatorem
na ktr ze stron, to moe mie i bdzie miao wpyw na ewolucj ukadu.
mog rwnie, odnoszc si do powiedzianego, wysnu wniosek, e w historii
ziemi byy rne okresy, rnie si proporcje przewodnika-izolatora ukaday.
ruch materii w tym ukadzie, jej przepyw, musi odbija si na zdolnoci do
"przepuszczania" kwantw. kana raz lepiej, raz gorzej spenia t rol - raz
si zbieraj na ciankach "osady", raz jest ich mniej. to po prostu inne i
przy pomocy innych poj opisywanie ewolucji: przepyw energii pod cinieniem
- i w tym ujciu ziemia znw okazuje si by planet bardzo "urednion". i
znw wypadnie mi powiedzie, e z tego powodu nie narzekam. ale to kolejny
kamyczek do obrazu tej szczeglnej planety, kolejny element zbioru warunkw,
ktre musz zosta spenione, eby obserwator mg to analizowa.
322

- ziemia
- bieguny magnetyczne (przemienno w czasie)
o ziemi mona wielorako, tematu nie mona szybko wyczerpa. wypada powiedzie
kilka sw o biegunach ziemskiego pola magnetycznego, z uwagi na przemienne
ich wystpowanie. jednak zagadnienie nie naley do banalnych. eby sprbowa
wyjani spraw, musz odwoa si do przepywu energii z jednej strony i do
kwantowych cykli z drugiej. przyznaj, nie byo atwo skojarzy te dwa fakty,
czyli cykle i przepyw. do pewnego okresu, przez zapomnienie cyklicznoci, z
uwagi na dziwn niemono wycigania wnioskw z dopiero co powiedzianego (e
soce i ziemia s w dynamicznej do siebie rwnowadze), wytumaczy si nie
udawao przemiany biegunw. zdawaem sobie spraw, e tylko jedno ustalenie:
e nie ma niczego trwaego, ju to musi wpywa na wystpowanie magnetycznej
zmiennoci postaci pola. a skoro nic trwaego nie istnieje, to przemiana fazy
rwnie jest faktem, a co wicej, okresowym i policzalnym. mimo to dwu faktw
ze sob nie poczyem: cykli kwantowych oraz wzajemnej stabilizacji ukadu
ziemia-soce. a bez takiego poczenia sprawa jawi si beznadziejnie. miaem
wiadomo, e musi nastpowa zmienno biegunw, poniewa bezporednio to
wynika z ujcia w formule rozkwantowania-kwantowania, ale to take musiaoby
wywoywa (gdyby by to proces odrbny i lokalny) trudnoci z synchronizacj
globu. - mwic inaczej, nastpowaoby w wyniku zmiany biegunw to, co dzieje
si przy zmianie kierunku przepywu prdu w silniku: zmiana kierunki ruchu
wirnika. kiedy nie zmieniaj si warunki otoczenia, ale kiedy ulega zmianie
kierunek przepywu energii dostarczanej do silnika, zachodzi zmiana w pracy
ukadu. i silnik obraca si w przeciwnym kierunku. jednak efekty tej nagej
zmiany s dla ukadu znaczce (i dramatyczne, lepiej si wwczas w pobliu
nie znajdowa). natomiast eby planeta zmieniaa kierunek rotacji przy innym
dostarczaniu energii? a strach pomyle o skutkach. - po drugie, cho fakt
zmiany biegunw jest znany i wielokrotnie w dziejach wystpi, to nigdy nie
byo zmiany kierunku i rytmu ruchu, dlatego trzeba z tego wyciga wnioski.
pytanie: jak dochodzi do zmiany biegunw?
wyjanienie pojawio si, kiedy przeczytaem krtkie zdanie o tym, e wraz z
przemianami pola magnetycznego soca, zachodziy (z tym faktem skorelowane)
zmieniany cykli lodowcw na ziemi - zmiana biegunw magnetycznych zbiegaa
si z wystpieniem epok lodowcowych na planecie. to "poczyo" wczeniejsze
zapiski, o ktrych wspomniaem: cykle kwantowe na socu, ktre to procesy
dokonuj si w rytmach kwantowych - a z drugiej strony myl, e magnetyczne
pole, cao ewolucji w ukadzie ziemskim, dynamicznie jest skorelowana z
gwiazd. - wicej, jest faktem, e nie tylko skorelowanie wydarze zachodzi.
takie okrelenie jest "usamodzielnione" w skrajny sposb i po prostu oderwane
od zjawisk, brzmi tak, jakby na socu dziao si co odmiennego, i do tego
procesy na ziemi mniej lub bardziej "sprawnie" si dopasowuj. nie, proces
jest nie tylko skorelowany i zsynchronizowany, ale jest tworzony wydarzeniami
na socu. w drug stron take wpyw zachodzi, to zrozumiae w przestrzeni
kwantowej, ale jest zasadnicza rnica wagowa tych zawodnikw, wic i wynik
przewidywalny.
to soce i jego cykle, przez fakt przepywu energii do i w ukadzie planety
ziemskiej, to wywouje ow synchronizacj. to nie jest zwyczajne dopasowanie,
ale powizany wzajemnie proces. ziemia i inne planety wpywaj na przebieg
wydarze na socu - a soce wpywa na przebieg zdarze na/w planetach. i
tak w kko. to przepyw energii, ewolucja wzajemna (i wypadkowa) dziaaj
na siebie. nie ma tutaj niczego samodzielnego, czy oderwanego od stanu ukadu
planetarnego. jest nastpstwo, ale i czno, jedno procesu. wydarzenia
zachodzce na socu, przepyw energii przez kana-planet, w tym przypadku
ziemi, to wytwarza bieguny, tu magnetyczne. o ile nie zapominam o powizaniu
wielowtkowym, wielowymiarowym zjawisk, nie ma problemu i sprawa biegunw
przestaje by nierozwizywaln.
323

w tym ujciu przemienno biegunw staje si elementem ewolucji ukadu. bo,


raz, byy oraz s pochodn przepywu energii, gwnie ze soca - a dwa, s
wydarzeniem zmiennym w okresach kwantowych. czyli po ewolucji o wielkoci
penej (64, 128 jednostek liczenia) nastpuje zmiana. i teraz zasadnicze w
tym rozumowaniu pytanie: co si dzieje? i rwnie zasadnicza, wana odpowied:
nic si nie dzieje. - poza tym, e odmienia si wszystko, nie nastpuj w
tak wyrnionym procesie adne zmiany.
to nie paradoks. to nie zabawa sowami, to opis rzeczywistoci, ktra zmienia
miejscami swoje bieguny. i pomimo tak radykalnej logicznie przemiany ewolucji,
fizycznie dla obserwatora (poza niewielkimi rnicami w drganiach przyrzdw
czy igy kompasu) nic si nie zmienia. - powtarzam, wszystko si zmienia, a
zarazem nic si nie zmienia.
dlaczego? poniewa, mimo zmiany biegunw, mimo zmiany kierunkw linii pola i
przepywu energii, a dokadniej: zmiany wielkoskalowego, urednionego procesu
w postaci przepywu energii (lokalnie proces biegnie w obie, co zrozumiae,
strony), mimo przemiany biegunowoci, proces nie trafia "w pustk", wywoany
jest zmian otoczenia i dopasowany do niej. czyli ziemia krci si nadal tak
samo i w tym samym kierunku, nie ma adnych rewolucyjnych w skutkach zdarze
w stabilizacji. co byo, to jest. tylko "po nowemu". a znw si zmieni.
zmiana wystpuje, fakt. ale poniewa jest rozwleczona w czasie, postrzeganie
jej przez krtkotrwae osobniki nie objawia si w ich codziennym istnieniu,
generacje maj kopot, a pojedynczy osobnik nawet nie zauwaa zmiany. yjce
na planecie istnienia s poza tak zachodzc zmian, przynajmniej do obecnych
czasw, kiedy to nawet niewielka odmiana w otoczeniu skutkuje duymi niekiedy
deformacjami w cywilizacji (technicznej).
zmiany biegunw skorelowane s z osabieniem sonecznej dziaalnoci. mniej
wyrzutw do otoczenia czstek, spokojniejsze wiecenie, mniej plan itd. nie
ma wielkich wydarze, jest chodno i spokojnie. jest "antrakt". i wpywa to
zapewne rwnie na posta pola. skoro pole oraz jego ksztat s zalene od
przepywu energii, skoro jest jej mniej, to i pole musi by mae. nie zanika,
bo to niemoliwe (zawsze jest jaki ruch energii), ale jest mae; brakuje w
procesie kwantw na ogrzewanie (rozedrganie ukadu), ale suma zjawisk (np. z
dalekich rejonw docierajce czstki), to podtrzymuje ruch w interesie. czy
pole cakowicie nie zanika? nie. pogld, e w chwili przemiany biegunw ma
miejsce zanik pola, jest zwyczajnie bdny. - nie nastpuje, to raz, z dnia
na dzie, ale zachodzi jako proces cigy oraz dugotrway. a dwa, co tutaj
najwaniejsze, zachodzi jako proces uredniony. to znaczy, e lokalnie, jako
wydarzenie indywidualne, nadal nastpuje przepyw energii. jedynie zmienia
si poziom oglny, ilo elementw. to ma decydujce znaczenie dla natenia
i ksztatu zjawiska, ale nie wywouje zaniku pola. ono si osabia, dziaa w
postaci ograniczonej, ale soce nie wygasa, procesy nie zamieraj. i pole
pozostaje aktywne. urednienie zjawisk, cho chwilowo osabione, zapewne do
stanu normy powraca szybko, kiedy tylko aktywno gwiazdy wzrasta. nigdy nie
jest tak, e dochodzi do zaniku pola, ulega osabieniu jego uredniony stan,
ale zjawiska si tocz, s ich maksima i minima, i s ewolucje czstkowe (na
poziomach). zmienio si "zagszczenie" (natenie), ale wszystko si toczy
dalej. proces nie znika, osiga drugi punkt maksymalny: warto doln.
kiedy sabnie dziaanie soca, sabnie pole magnetyczne ziemi, tylko tyle.
nie ma stanu "ciszy" w rekcjach pola, nie ma rwnie niczego, co okreli by
mona jako "fikoki" biegunw po planecie. bieguny przemieszczaj si, fakt,
ale nie dzieje si to w ten sposb, e biegun raz znajduje si na biegunie,
a drugi raz na rwniku (aby ponownie wrci na "biegun"). w historii planety
rne bieguny byy w rnym miejscu, ale to skutek duej skali zjawisk, ruchu
mas, dopasowywania do rodowiska. w tym punkcie nie o tym mowa. - zjawisko
"przebiegunowania" to wewntrzne procesu, cecha ewolucji pola magnetycznego.
e ma to wpyw na cao, oczywiste, ale to proces "lokalny".
324

- bieguny
eby wyjani mechanizm zmiany biegunw, nie trzeba odwoywa si do adnych
"wdrwek" biegunw po globie, czy podobnych "faktw". - jak prezentuje si
w ujciu cinieniowym oraz przepywie energii sprawa zamiany stron biegunw?
ewolucyjnie. co to znaczy? e proces nie musi si radykalnie zmienia, nie
musi nigdzie wdrowa, eby nastpio jego inne uoenie. fraza "zmienia si
wszystko - eby wszystko zostao po staremu" ma tu pene zastosowanie.
bieguny ziemskie w skali czasu wyznaczaj spiral, nigdy nie s w jednym i
tym samym miejscu. tak bieguny geograficzne, jak i magnetyczne. w wdrowaniu,
przemieszczeniu si punktw biegunowych oba elementy wystpuj zalenie, nie
mona traktowa ich oddzielnie. kiedy zmienia si pooenie geograficznego
bieguna, ma to wpyw na przemieszczanie si mas w rodku planety a to znw
skutkuje innym uoeniem pola magnetycznego. i odwrotnie. kiedy magnetyczne
pole si zmienia, wpywa to na uoenie planety wrd innych ukadw. w tym
ujciu nie tylko bieguny geograficznego si "zataczaj", ale zmieniaj si
rwnie punkty biegunw magnetycznych. oba procesy s skorelowane w stopniu
takim, e mona je uzna za jedno zmian. - przy czym magnetyczne dotycz,
zachodz w jednej warstwie kwantowej, geograficzne wszystkich. ale zachodzi
wzajemna zaleno.
i teraz najwaniejsze pytanie: dlaczego proces zmiany biegunw odbywa si tak
"spokojnie"? poniewa dokonuje si w formie rozkwantowania-kwantowania. czyli
przechodzi przez rodek ewolucji. jeeli uwzgldni si fakt "zakrzywienia"
procesu w rodku, na/w osi symetrii, kiedy uwzgldni si fakt, e "po drugiej
stronie" wystpuje "lustrzane" odbicie, to zrozumienie, e zamiana wystpi
musi, e czstka uzyskuje swoje dopenienia to nie jest trudne. w wielkiej
skali urednienia zjawisk (cae pole ziemi), dochodzi do faktu, ktry okrela
pojcie "przebiegunowania". "zakrzywienie" procesu oznacza, e docierajca do
osi symetrii ewolucja, ostatni "przed cian" punkt, jest zarazem pierwszym
po stronie drugiej. proces biegnie "do przodu", ale zaamanie, odwrcenie w
drug stron "twarzy" procesu sprawia, e "wyania" si za osi symetrii jako
pierwszy stan ten, ktry by pierwszy. co dociera pierwsze, jest pierwsze w
dalszym toku zjawisk. "zasada lustra", zakrzywienie zjawisk, kiedy docieraj
do punku skrajnego w ewolucji (do "osobliwoci) powoduje, e cho proces nie
ustaje i biegnie dalej (i to biegnie "jakby nigdy nic"), uzyskuje dokadnie
odwrotny kierunek ruchu, jest wydarzeniem "do przodu" logicznie, ale biegnie,
trafia na swoje lady, kiedy do punktu zakrzywienia dociera. trafia na te
same w procesie warstwy i dopenia je drugostronnie. powstaje jedno ale
"rozcignita" po obu stronach "punktu osobliwego".
oczywicie mona to rozcign na wszelkie procesy i powiedzie, e w trakcie
przejcia przez o symetrii procesu (np. komrki), ju po drugiej stronie,
wystpuje nie tylko lustrzane odbicie tej komrki - ale "pena" komrka. e,
co wane, dopiero takie "odbicie w lustrze" jest sam komrk (czenie obie
strony procesu). e nie jedna strona, nie jeden biegun zjawiska jest komrk,
ale dopiero o takim "wydarzeniu" (jako penej komrce, czy innej ewolucji)
mog mwi, kiedy ono przemieci si przez o symetrii, przez "zakrzywienie"
procesu. - jeszcze wicej, moje postrzeganie nie ujmuje, bo nie moe, jednej
strony komrki, ale widz, doznaj, rejestruj "komrk w przejciu", widz
i mierz zjawisko, ktre jest "w trakcie przechodzenia" przez o symetrii.
postrzegam zjawisko w "chwili" przejcia rodka, a nie "fakt" skoczony. akt
postrzegania jednej i drugiej strony cznie - to jest komrka, ciao, glob.
czy jego biegun w trakcie istnienia i zmieniania si. to moja "nieostro" w
widzeniu, niezdolno postrzegania oddzielnego elementw skadajcych si na
proces i ich "rozmycie", czne postrzeganie wielu zjawisk - to jest "fakt",
brya, czy proces. podprogowo wiele si dzieje, ale ja, powolny, "zgrubny" i
uredniony, nie mog tego dojrze. widz "zakres", nie elementy zakresu. i
widz komrk w jej "biegunowym" uoeniu. albo planet. albo siebie.
325

nie "co", nie "ciao", nie "brya" - ale proces. nie rejestruj, nie ustalam
niczego innego - jak proces i przemian. dociera do mnie wielo skadnikw,
z ktrych mog-musz utworzy jedno. ale to mi przesania skadowe. i owa
pozorna "jedno" staje si dla mnie czym stabilnym. bd, wszystko pynie.
ciao, fakt - to "przepyw" w trakcie przepywu. urednienie przepywania,
a wic dla mnie "film" ogldany z duym przyspieszeniem. to "gubi", przede
wszystkim "zaciemnia", "ukrywa" w moim postrzeganiu pojedyncze "kadry" takiej
wielowymiarowej projekcji, "widz"-doznaj caego "albumu", ale jednostka w
formie "zdjcia" (stanu chwilowego) jest nieobserwowalna. ale one s, takie
"kadry" filmu "istniej" bo ten "film" widz. s i "tykaj" kwantowo. ale
eby o tym si dowiedzie (i przekona), musz jednolity dla mnie fizycznie
proces logicznie "poklatkowa", obejrze w detalach - i ponownie puci go w
ruch. inaczej tego nie pojm, inaczej tego nie zdefiniuj (nie ponumeruj).
o symetrii, punkt zakrzywienia, "punkt lustra" - to jest "miejsce", zakres,
przedzia, w ktrym ewolucja "si skada". zakrzywia si, biegnie w drug
stron, "nakada" si na sam siebie a ja widz "z daleka" cao, jedno
w formie "ciaa", "procesu", bytu. - o symetrii to "linia" rodkowa, w/na
ktrej dochodzi do "dodania" drugiej strony. jak jedna kartka papieru, ktr
po/w linii zaginam razem tworzy dwustronne, a dokadniej: czterostronne, wic
pene zjawisko - tak samo "skadajca" si ewolucja dopenia si w momencie
przejcia. do punktu zakrzywienia bya jednostronna, po przejciu staje si
pena "penoprawna". i biegunowa.
tak to wyglda na rysunku, jeeli chodzi o bieguny:

326

- o symetrii ewolucji
bieguny zbliajc si do rodka s na etapie rozkwantowania. nastpnie, po
przejciu osi symetrii ewolucji, ju po drugiej stronie, staj si procesem
czenia. co byo pierwsze w rodku (jako pierwsze dotaro do osi), ulegnie
"odwrceniu" w procesie jako pierwsze i jako pierwsze oddali si. i zmiana
si zacznie. kade obserwowane "przebiegunowanie" to zmiana w jego toku. - a
nawet wicej: kady stan pola magnetycznego to obserwowane nie co innego, jak
przechodzenie biegunw ze strony na stron. ja to widz "od wewntrz" i "po
kawaku" (duym "kawaku"), ale na pewno nie widz caociowo i z zewntrz.
w takim przypadku, kiedy chodzi o wielk skal zmiany rozcignitej w czasie
(i przestrzeni), nie widz ani pocztku, ani koca tylko zawsze i wycznie
stany porednie. kadego dnia zjawiska s w innym punkcie, ale ja ustalam je
zawsze "na t chwil".
wane doprecyzowanie w oparciu o cytat z powyszego akapitu: "co byo pierwsze
w rodku (jako pierwsze dotaro do osi), ulegnie 'odwrceniu' w procesie jako
pierwsze i jako pierwsze oddali si. i zmiana si zacznie." - to zdanie
wymaga wyjanienia z kilku powodw. po pierwsze, cho prawdziwe, wprowadza
moe w bd. po drugie, z uwagi na wag zagadnienia, a tu omawiam o symetrii
ewolucji i odwrcenie kierunkw, czyli najwaniejszy fakt procesu, nie moe
by nawet cienia zafaszowania, std konieczno maksymalnej precyzji. po
trzecie, o symetrii i "odbicie" tak banalnie prosto si nie dzieje.
o co chodzi? nie odwouj si wprost do rysunku, cho to z nim jest w sposb
oczywisty powizane, zapisz to w formie cyfrowej. oto do ciaa o "cechach"
stanu osobliwego (lub dowolnej ewolucji) zbliaj si warstwy kwantowe, jako
wyrnione i nazwane przeze mnie stany: 1-2-3-4-5, i kolejne. jako pierwsza
w tym procesie dociera do brzegu, do dna, "do punktu" warstwa o numerze "1".
i teraz pytanie zasadnicze: co i jak odbije si od brzegu? - w tym momencie
analizy pomijam fakt, e logicznie biorc pierwsza warstwa w osobliwoci si
zatraci (zginie), bo jest pierwsz. to fakt. ale dla mnie, czyli osobnika w
procesie wewntrznego, nigdy wyrniona "pierwsza warstwa" nie jest tak w
ujciu generalnym, to zawsze zdarzenie jedno z wielu. wic tym samym ma ono
przed sob zbir poprzedzajcych, ktre s wobec niej tward cian. dlatego
mog pomin ten warunek zaniku w brzegu a skoncentrowa si ju na fakcie
"odbicia", osi symetrii zdarzenia. czyli na "stronnoci" ewolucji.
co si i jak dzieje w takim docieraniu warstwy "1" do bariery granicy? czy
si odbije? musi, nie ma wyboru. z tyu nacisk nastpnych warstw, prze ni
ciana, a proces musi si toczy "do przodu". - czyli dalszy tok zdarze ma
charakter "do tyu" w ujciu generalnym, tak to mona zdefiniowa w ujciu z
zewntrz. "do tyu", czyli do rodka ewolucji, do jej wntrza w sferycznym
opisie zdarze. - ale jak si takie "odbicie" od brzegu dokonuje? zaznaczam,
to nie jest trywialne pytanie. pozornie, "w prostym" ujciu oraz tumaczeniu
zjawiska, prostym, czyli "kanaowym", miabym "po drugiej" stronie taki rytm
i ukad warstw: 1-2-3-4-5, i kolejne. co byo pierwsze do osi symetrii, jako
pierwsze po stronie drugiej musi si pokaza. prawda? - ot sprawa a tak
banalnie prosto nie wyglda. dlaczego? ale, co podkrelam, mam "za swoimi
plecami" te kolejne warstwy, one cisn i nie mona ich pokona. warstwa dla
mnie "1", ktra dotara do brzegu i nie moe przebi warstwy do niej, tak to
mona okreli, "0", ma za sob warstw "2" - i jej take nie moe pokona,
przebi si prze ni. a proces, podkrelam, musi biec dalej. jeeli zao,
e jednak po drugiej stronie mam jako pierwsz warstw kwantw z numerem "1",
to uzyskam zadziwiajcy ukad wydarzenia o schemacie: 5-4-3-2-1 / 5-4-3-2-1.
czyli kiedy fala-warstwa "1" oddalia si ju na pi jednostek od centrum,
to kolejny zbir takich samych fal-warstw, te o numeracji 1-5 (takich samych
struktur, bo tu nie ma dowolnoci procesu, to s identyczne fale) te dwie
linie nie s do siebie symetryczne, ale dokadnie przesunite stanami. co
innego jest przed i po przejciu rodka.
327

podkrelam w pojmowaniu "prostym" efektem przejcia bdzie "przeskok" fali


"1" na pozycj "5", w okolice stanu energetycznego o cechach rnicych si
znaczco od stanu "1". - owszem, fakt, prawda po okresie zmiany rwnym w
tym procesie piciu jednostkom, po piciu tykniciach kwantowego procesu,
ta fala oraz jej elementy uzyskaj posta zgodn z pozycj "pitej" warstwy,
wejd w ewolucji w skad bytu na tej pozycji ale to nie moe si sta "od
razu", z poziomu "tu po" osobliwoci.
jeszcze raz, moe nieco janiej - warstwa "1" przyblia si do centrum, ale
ma przed sob stan kwantowej ciany, za sob taki sam stan nie do pokonania
ale jednoczenie i w skutek istnienia tych "cian", odbija si od brzegu
- i co si dzieje? wraca w zakres ewolucji, powraca, kieruje si, jest wrcz
zmuszona wrci do wntrza zmiany. tylko e, podkrelam, w tym/takim odbiciu
nie moe przej w procesie na dowolny zakres energetyczny, nie moe skoczy
czy wybra sobie pooenia w oglnym zdarzeniu, wanie przez fakt istnienia
oporu "przed" i "za" ni. i co wicej, musi odbi si w postaci jednostki, tu
kwantu logicznego procesu. ostatnia warstwa przed osobliwoci (najblisza
punktu), czyli numer "1", ma posta i jest warstw jednokwantow, bo inn w
tym miejscu by nie moe przed sob ma zawsze stan jednego kwantu (punktu
osobliwego) i odbija si od tej "bryy" maksymalnie twardej i powraca do
ewolucji. ale jak wraca? jako stan do osobliwoci rwnie jednokwantowy. kiedy nastpuje zakrzywienie procesu, czyli odbicie od "lustra" ewolucji, osi
symetrii w osobliwoci powracajca, ponownie wchodzca w proces fala ma
stan rwnie jednokwantowy, poniewa nie moe "z punktu" i od razu przej w
stan o skomplikowanej budowie. koniec procesu "do" i pocztek procesu "od"
ma w tym przebiegu ten sam, jednokwantowy stan. i nigdy inny.
czyli fala "1", ktra odbia si od osobliwoci, wraca rwnie fal "1" do
ewolucji, ale na najbliszym zakresie punktu symetrii wic jednego kwantu.
i tym samym spotyka ten sam stan, ktry by prze osi symetrii. bo ona, fala
"1", teraz, ju po drugiej stronie, jest taka sama w swojej budowie, jak fala
w stosunku do niej "2", ktra wanie dochodzi do osobliwoci. fala "2" jest
o stan kwantu pniejsza, ale przed osobliwoci ma ju stan jednego kwantu
czyli dokadnie ten sam, ktry ma fala "1" po drugiej stronie. fala "1" i
fala "2" w tym momencie s sobie identyczne w budowie s tym samym stanem
energetycznym procesu. sowem, fala spotyka sam siebie, cho logicznie to
jest ju krok kwantowy dalej w procesie (i inna fala).
mwic inaczej, po przejciu osi symetrii, zamiast powyej zapisanego cigu
warstw-fal, mam nastpujcy: 5-4-3-2-1 / 1-2-3-4-5. - na kadym zakresie do
i od osobliwoci mam ten sam stan warstwy, to jest taka sama, cho naturalnie
nie ta sama w ujciu nastpczym fala wydarzenia. co dociera jako pierwsze do
punktu, pierwsze si od niego oddala ale nie "skacze" (bo nie moe) midzy
poziomami i po rnych warstwach. zawsze i na cay okres trwania generalnej
ewolucji pozostaje w cigu procesu i jest przyszeregowane w zdarzeniu cile
do swojego miejsca. numer fali jest jeden i jedyny i zawsze ten sam. tu nie
ma i nigdy nie ma dowolnego pooenia, kwantowe warstwy s logicznie cile
ponumerowane i uporzdkowane, dowolnoci tu adnej.
fizycznie, co zrozumiae (i o czym w innym punkcie bd mwi wiele i bardzo
duo), tak wyrnione warstwy ewolucyjne s faktami rozoonymi dowolnie,
wszechkierunkowo - i wszdzie. przecie fizyczny proces nie rozrnia ani
kierunkw, ani nie numeruje fal-warstw, ani nie ma dla niego znaczenia, co
i jak si ze sob czy. jeeli uyta do produkcji bytu czstka ma tak sam
budow, jak ssiednia, to moe i musi si to poczy w wiksz struktur.
e logicznie jest z odlegych, nawet skrajnie sobie w caym procesie dalekich
wydarze energetycznych - a co to ma za znaczenie, jest pod rk, i to jest
tu najwaniejsze i rozstrzygajce dla dalszego cigu. poniewa tym samym w
cig dalszy moe nastpi. - kwant dodany do kwantu zawsze zbuduje kwant. i
tylko kwant.
328

- bieguny
na rysunku zamieszonym po lewej zaznaczyem, e bieguny tak tworzcej si
zmiany - e ewolucja zmienia si w dwu kierunkach. to znaczy, e w kadym
"kanale" (w postaci sfery) procesy biegn dwukierunkowo, wpyw i wypyw mog
si realizowa jednoczenie - to "szosa" dwupoziomowa, dwupasmowa. jedno
w postaci ciaa (tu planety), ale wielopoziomowo dochodzenia i oddalania
si warstw kwantowych, na jednym poziomie wpyw energii, na innym, ju jako
efekt "przetrawienia" wewntrz globu, wypyw. nie ma wpywu tylko w jednym
biegunie, jak i wypyw si moe realizowa wycznie w drugim. owszem, jest
w pomiarze dominacja jednego kierunku, mog wyznaczy na sferze dominujc
posta procesu i nazwa go "biegunem" ("s" lub "n"), ale nie ma zjawiska w
formie jednoznacznej, jednostkowej. to, co mam za "biegun", to co dla mnie
stanowi dowolny punkt pola magnetycznego (czy dowolnej ewolucji i dowolnej
w niej "czstki"), to zawsze-i-tylko proces o dwu kierunkach: czenia oraz
rozpadu, wpyw energii i wypyw. jedno tak obserwowanego "ciaa" to sutek
tego przepywu "widz" jedno, a to wielowarstwowe zoenie.
i to dlatego linie pola od jednego do drugiego bieguna mog przemieszcza
si w obu kierunkach bo to s rne poziomy i nie ma kolizji. nastpuje
przemieszczanie si "pionowe" zjawisk, czyli przechodzenie "z gry na d",
jako stanu "urednionego", a jednoczenie nastpuje zamiana w "poziomie".
czyli zanik jednego bieguna i jego potencjau, a wyrastanie siy drugiego.
to jest proces wielowymiarowy, trzeba o tym zawsze pamita. fizycznie jest
prosty, ale postrzeganie "nastpcze" zaciemnia, po prostu utrudnia dojrzenie
etapw porednich, a one tu s najwaniejsze. bieguny tworz si "pionowo",
w ramach ewolucji, ale zamieniaj rolami "poziomo", w ramach planety. mimo
e to fizycznie sfera, proces logicznie biegnie "w" warstwie, w poziomie.
acz fizycznie zmiana dotyczy rozkadu pionowego na planecie.
obrazowo mog powiedzie, e jeden biegun zajmuje stopniowo, krok po kroku,
miejsce drugiego e wymieniaj si pooeniem w sposb doskonay. jak jedno
pokolenie zajmuje miejsce po poprzednikach (i samo go straci na rzecz swoich
nastpcw), tak samo bieguny zamieniaj si miejscami. i dzieje si to dla
obserwatora zewntrznego "w ramach punktu". punkt jest ten sam, ale lokator
si zmieni (cechami). - przy czym "w przejciu" nigdy nie ma nawet momentu
zatrzymania czy pustki, mam zawsze cig energetycznych zjawisk, ktre tworz
fakt zmiany jako urednione, tu "przebiegunowanie". praktycznie (fizycznie)
nigdy nie ma chwili "rodka", czego na podobiestwo "ciszy magnetycznej"
bo to ogromna skala wydarze. zawsze jest jaka "drobnica", ktra ma inny w
odniesieniu do caoci stan i inn biegunowo. fakt uredniony daje sabsze,
ale zawsze i na pewno bieguny magnetyczne daje sabsze, ale pole z jego tak
wan funkcj. co zapewnia, e ochrona istnieje. a w efekcie nastpuje take
"wdrowanie" biegunw - ale nie po plancie, tylko w ramach tej ewolucji. nie
wdruj jako "punkt" na/po czym, lecz s przemieszczeniem si "w obrbie",
wewntrz zjawiska (od rodka, w rodku i najmniejszymi elementami). zamiana
biegunw dokonuje si "jeden na jeden", to jest zamiana jednego na drugi, ale
nie jednego przez drugi. biegun, czy dowolny stan dowolnej ewolucji, wyania
si "kwant po kwancie" w tym miejscu, ktry kwant po kwancie opuszcza stan
poprzedni. w tym procesie przepywania jednego faktu w drugi nie ma przerwy
wikszej od jednego kwantu, jednego kwantowego "tyknicia". "co" na "co"
si "wymienia" - a ja postrzegam trwao.
taki proces to stabilizacja przez odmienianie si, zmiana nastpuje przez
sam zmian, ktra oznacza stabilizacj. zmiana, oglna wymiana "czego tylko
si da", jest "bezbolesna" dla wydarze "na powierzchni" (lub nie tak bardzo
dramatyczna). jestem "po drugiej stronie lustra", ale jest zachowana trwao
i stabilizacja, kierunek jest utrzymany, procesy biegn, ycie moe si dzia
dalej.
wszystko po staremu. cho zarazem wszystko si zmienio.
329

- wenus
bardzo ciekawym, wymagajcym osobnego i wnikliwego rozpatrzenia jest, w cigu
omawiania "tunelowego" zjawisk w ewolucji, przypadek wenus. planety, w takim
zdarzeniu (i odniesieniu do zbioru planet) nie tyle moe wyjtkowej, co wrcz
dobitnie pokazujcej, jak si przepywanie energii przez "kana" ma wobec
kolejnych etapw planetarnej zmiany. to dopiero na tym tle ziemska ewolucja
ma swoje "dopenienie" - czyli, jak by nie powinno.
z ustale dotyczcych tej planety wynika, e posiada szcztkowe, jak to si
okrela, pole magnetyczne. jej do wyjtkow cech jest obrt dookoa osi
w rytmie nieomal rwnym obrotowi dookoa soca (tzn. czas obrotu dookoa
soca wynosi 243 dni, a doba wenusjaska trwa 116,8 dnia - czyli na wenus
s tylko dwa dni). a co wicej, co ma znaczenie w tu prowadzonej analizie,
ruch obrotowy planety jest przeciwnie skierowany do ruchu po orbicie (wenus
wykonuje dwa przeciwstawne sobie ruchy: wirowy w inn stron, obieg soca w
inn). - do tego dochodzi bardzo gsta atmosfera, ktrej skad przypomina
moe wszystko, tylko nie przyjemne miejsce do ycia. trzeba rwnie wspomnie
o temperaturze, cinieniu, zjawiskach geologicznych (wulkany) itd.
i jest jeszcze co, na co dopiero w ujciu kwantowym trzeba zwrci uwag:
odlego od lokalnej gwiazdy, ktra wynosi 108,2 miliona kilometrw. czyli:
108 000 000 : 300 000 = 360 : 60 = 6. wic pozycja planety jest praktycznie
dokadnie w punkcie kwantowym "6", tyle minut biegnie wiato od soca do
tego globu.
dlatego przytaczam te dane, e s niezwykle ciekawe. tutaj, przy omawianiu
przepywu energii przez "kanay" materii, staje si to bardo interesujce i
wane dla zrozumienia procesw. bowiem to na przykadzie wenus, powtarzam,
w sposb doskonay i detaliczny wida, jaki "pech" w ewolucji spotka, by
moe potencjalnie dogodn do ycia planet. a za to ile "trafie" przypado
na ziemi. przyrwnanie do siebie tych dwu planet, tak pozornie podobnych i
tak blisko siebie pooonych, przyrwnanie w ujciu kwantowych zasad, dopiero
to pokazuje, jak niewiele brakowao, eby mnie nigdy nie byo. odniesienia
midzy tymi planetami pozwalaj na peny "rejestr cudw", jak to okreliem,
w wyznaczaniu wszelkich ogranicze zaistnieniu ycia (w obrbie sonecznego
ukadu, bo dalej s nastpne). - rzeczywicie, skala tych ogranicze, ilo
wydarze prowadzcych do ycia jest tak wielka, e miao pozwala mi to na
twierdzenie, e wydarzenia takie, cho konieczne w Kosmosie (wiecznoci oraz
nieskoczonoci), we wszechwiecie s bardzo elitarnym zbiorem. skadaj si
na to ograniczenia samego procesu i ograniczenia samej ewolucji, przedzia i
ilo warunkw do zaistnienia ycia, droga, ktra musi si uoy w ewolucji
- to robi wraenie. i powtarzam: jest to proces oczywisty, musi zaj w tak
ogromnej skali odniesienia, ale nie jest to zjawisko, nie moe to by "fakt"
powszechny. to na przykadzie wenus wida doskonale. stosunkowo niewielkie
elementy skadowe procesu (ich brak lub znieksztacenie) powoduj, e ycia
nie ma i nie moe by (przynajmniej w "spontanicznej" formie, bez dziaania
czowieka).
dlatego wszelkie opisy naukowe, e wenus jest planet "wyjciow" i zdoln
potencjalnie do powoania tycia - to okazuje si w wietle ustale ewolucji
i jej praw po prostu niemoliwe. i to z licznych powodw, ktre postaram si
wymieni. nigdy wczeniej i nigdy pniej - nie miaa, nie ma i samodzielnie
mie szansy na ycie ta planeta nie moe. to wykluczone. to nie jest i nie
by nigdy glob, na ktrym mogo si pojawi "co" biologicznego, nie ma na
to warunkw. mimo pozornego podobiestwa, rozmiarw, gstoci planetarnej
materii, mimo nawet lepszego - pozornie - pooenia na skali odlegoci od
soca, czyli od ciepa mimo tego wszystkiego, a waciwie przez to wenus
nie tylko dzi, ale nigdy nie moga by yciodajna. dopiero przykad takiej
planety jaskrawo, jake jaskrawo pokazuje ilo ogranicze dla ycia. dlatego
jest si nad czym zaduma.
330

pole magnetyczne wenus. od tego najlepiej zacz opisywanie planety, bowiem


mieci si najdokadniej w toku obecnych analiz. jakie jest to pole? nie ma
go praktycznie zupenie, jest szcztkowe. i to stanowi najciekawszy element
sprawy. dlaczego? co powoduje, e przecie dua, masywna planeta, ktra jest
zbudowana do podobnie do ziemi (jest podobnej, prawie tej samej "klasy"),
dlaczego nie ma silnego pola? nawet, wedug bada, moe niepenych, materia
tworzca glob jest podobnej gstoci, czyli musi by podobna skadnikami. co
stanowi rnic, dlaczego z dwu pozornie bliniaczych globw, jeden wiruje
jak szalony (no, wiruje spokojnie), przepyw energii jest "wspaniay" i pole
magnetyczne "szaleje" - a na drugim trwa magnetyczna cisza, praktycznie nie
ma przepywu, wirowanie za jest tak "dziwaczne", e od razu moliwo
ycia wyklucza - dlaczego tak si dzieje? atmosfera i jej skad, czyli efekt
cieplarni, to skutek, a nie przyczyna zjawisk (acz przyczyna braku kolejnego
rzutu procesw, to oczywiste). dlaczego w ogle "co" tak piekielnego tu i
obok si uksztatowao?
to bardzo ciekawa sprawa, na niej najlepiej przeledzi rnice midzy wenus
a ziemi. co sprawia, e nie ma pola magnetycznego? nieco o temat zahaczyem:
skad, rozkad materii na/w planecie. to znaczy, jest wenus, w zobrazowaniu
procesw jako "tunelowanie" energii, planet "izolatorem". przepywa przez
ni tak mao czstek, e mona j wprost takim terminem wzitym z energetyki
opisa. wedug zasad przepywu przez kana, zawsze jaka porcja energii musi
przepyn, to pochodna istnienia "obiektu". no i przepywa. - i to jest ta
szcztkowa posta pola magnetycznego, ktr si rejestruje. czemu tylko tyle?
czemu tak mao, skoro, wedug danych, jest podobna posta materii? e musi
by zbliona, to wynika z ich, ziemi i wenus, bliskiego pooenia, przecie
a tak zasadnicze rnice midzy rozkadem materii nie mogy powsta cho
mogo by tak, e jednych, np. cikich pierwiastkw ziemia, na skutek siy
odrodkowej, "odrzutu", dostaa wicej od wenus. - tylko dlaczego tak maa
magnetosfera? nawet jeeli zaoy, e materialnie s to sobie podobne globy
musi zapewne istnie rna ich stratyfikacja. wystpuje wic taki rozkad,
e nie ma przejcia midzy grnym poziomem planety a dolnym. wic nie tworzy
si tunel energetyczny. ukad "zaczopowa" si. "dziura" energetyczna wenus
jest zatkana, to "opornik". (bez "hydraulika" ani rusz.)
rozkad materii, jej uwarstwienie jest takie - musi by takie - e nie ma
rozkadu "pionowego", jest "poziomy". efekt? brak przepywu midzy warstwami
i dynamicznych na nich procesw. brak "nitek" z cikich atomw, po ktrych
energia moe przepywa, "zagcio" si w tunelu, napyw kwantw nadmierny,
cisk i duo ciepa wszdzie. a dodatkowo jeszcze soce blisko. - i procesy
wulkaniczne byy zbyt mae i s zbyt mae. co moe, takie stwierdzenie moe
skrajnie zdumiewa w przypadku wenus, ale moe by prawd. wulkaniczna forma
rejestrowanej aktywnoci na tej plancie to nie oznaka "gbokich", a wanie
"pytkich" zjawisk ktre dziej si "w poziomie" warstw, a nie midzy nimi.
gwatowne procesy mog ukada si do siebie warstwami, ale przejcia midzy
nimi bd sabe. to skutek materiaw uytych do budowy tych warstw, izolacji.
proces jest w efekcie gwatowny, ale "pionowo" izolowany. i dominuje na tej
planecie "cisza" magnetyczna.
ale to jeszcze nie koniec opisu, dlaczego wenus nie ma pole magnetycznego
to dopiero omwienie jednego z powodw, i to moe jeszcze najmniej pewnego.
bez dokadnej znajomoci rozkadu mas mog tylko zakada, e tak wanie s
one rozmieszczone i e midzy warstwami nie me przepywu energii. to nieomal
pewne, ale pozostae czynniki take maj w takim stanie swj znaczny wkad.
w czym rzecz? w dziaaniu rozkwantowania soca, zaleno pooenia planety
wobec ewolucji gwiazdy. to jest kolejny i wany powd braku pola. dlaczego?
ot musz tutaj przywoa kolejny raz fakt przepywu energii przez kana i
zjawiska narastania zagszcze, narastania "grudowania" si elementw. - to
zasadniczy element opisu braku pola magnetycznego wenus.
331

- wenus
- jako linia kwantowa numer "6"
co by si mogo dzia, gdyby bya to planeta identyczna do ziemskiej? co by
si dziao w kanale tak blisko pooonym gwiazdy, rda energii? jedynie w
tych okolicznociach moliwa odpowied brzmi: szybko by si zatka. dosownie
i dokadnie tak, zatka. a w kadym razie przepyw energii byby ograniczony.
powd? z nadmiaru. energia, ktra jest wciskana w kana, przy jej nadmiarze,
musi zaczopowa ukad. nacisk wystpuje, energia jest wtaczana w "may" wlot
kanau, nastpuje przed wlotem i w rodku "tunelu" spitrzenie fal, wchodzi
w gr tarcie i dua ilo wydzielanego ciepa, co jeszcze dodatkowo utrudnia
proces. dlatego on musi si wyhamowa, a kana si "zaczopuje". blisko tak
silnego rda kwantw w otoczeniu kanau i wlotu do, to oczywisty powd,
przyczyna zatkania. i to szybkiego. wenus jest tak blisko lokalnej gwiazdy,
e otoczona jest silnym cinieniem energii, ktre nie mogc si przedrze i
przepyn dalej, tworzy dramatyczne, gwatowne na poziomach zjawiska.
izolacja przepywu stabilizuje go na niskim puapie oraz waciwie wyklucza
jego prawidowe zachodzenie. przy czym jednoczenie i cigle dziaa nacisk
otoczenia, gwiazda skutecznie dostarcza energii. skutecznie i duo wicej,
ni dla ziemi. wytwarza si stabilizacja, ale stabilizacja "od gry", jako
efekt nacisku. i powstaje "cieplarnia". powstaje to, co mona nazwa sowem
"cieplarnia" (i tak to si w przypadku wenus okrela). nie ma ucieczki ciepa
(energii) ani w gb kanau, ani w gr (przez atmosfer). twarzy si bardzo
stabilna w czasie warstwa energetyczna. "termostat" (termos) planetarny jest
tutaj doskonay. a doskonao szkodzi. jak nadmiar.
warto w tym momencie wymieni najbardziej zasadniczy z elementw, ktry na
"pechowe" pooenie tej planety si skada: warstwa kwantowa oznaczona jako
"6". czyli odlego 108,2 miliona kilometrw od gwiazdy. co przekada si,
co oznacza czas biegu wiata (promieniowania) do planety w wielkoci minut
6. i to ten czynnik decyduje o wszystkim. a dodatkowo skorelowany wprost z
uoeniem warstw w stan izolatora, to dopenia "ponury" zbir uwarunkowa,
ktre zadecydoway (i decyduj nadal), e wenusjaski glob nie oy i sam z
siebie nigdy nie oyje.
co wynika z faktu przynaleenia do linii "6"? gwnie to, e proces zachodzi
w "przeciwfazie". to znaczy, e proces kwantowy w tym punkcie znajduje si
dokadnie w poowie pomidzy rodkiem a jego kocem, pomidzy punkiem "4" a
"8". takie pooenie powoduje, e wenus znajduje si idealnie w przeciwfazie
do procesu caoci ukadu.
czym to skutkuje? po pierwsze, obrotem przeciwnym do kierunku obiegu soca:
wenus obraca si w odwrotnym kierunku. wolno, bo jest may przepyw energii,
ale i ten szcztkowy nadaje ruchowi posta odmienn. to ju "gwarantuje", e
planeta jest nie do zasiedlenia przez ycie. w takiej postaci to nigdy nie
bdzie miejsce do zamieszkania. linia "6" oznacza, e wirnik planety obraca
si przeciwnie do caego ukadu, a przez "silnik" pynie prd o odmiennym w
stosunku do innych ukadw biegunowaniu, energia przepywa, ale jest w fazie
przeciwnej do caego rodowiska. i w tym punkcie nie mog powsta czstki,
ktre bd zgodne z regu ycia. nie ma w tym punkcie zdarze kwantowych o
penej formule, nie ma "wykoczenia". to miejsce porednie, dlatego nigdy o
penej formie.
miaa wenus pecha w rozdawaniu kart (pozycji) na niebie. - a trzy czynniki
sprzgy si, aby wytworzy takie warunki, o ktrych mona powiedzie wiele,
tylko nie jedno: e mog powoa ycie. przeciwnie, s to warunki przeciwne
yciu (o ile uzna, e ycie jest dla planet "szczciem", co wtpliwe...).
przynaleno do "warstwy szstej" zadecydowao o tym, e wenus jest planet
martw i tak zawsze bdzie w naturalnych warunkach. to "pechowe" pooenie
polega na tym, e proces ewolucyjny w tym miejscu nie ma zakoczenia i jest
tylko stanem porednim, wytworzone w nim konstrukcje s z zasady "kalekie".
332

- wenus
- "rozruch" (ksiyca, itp. przy okazji)
nie bez powodu podkrelaem fakt, e wenus (a sprawa ma si do podobnie w
przypadku ksiyca i innych, podobnych ukadw) nie moe samodzielnie ruszy
ju z miejsca, e na zawsze pozostanie w "przeciwfazie", docieplana z gry i
zaczopowana "na dole". w sposb naturalny to si nie odmieni i pozostanie w
obecnej formie energetycznej stabilizacji.
ale to jest opis na dzi i przede wszystkim opis dokonywany przez obserwatora
o skomplikowanej budowie i istniejcego. a jako taki, chciabym zmienia w
swoim otoczeniu to, co mog. planeta wenus nie wie, w jakim miejscu toczy si
jej orbita oraz jakie to niesie konsekwencje nie wie, dlaczego krci si w
odwrotn stron ani jak to zmieni. jednak ja, obserwator, wobec tego procesu
may i ulotny wiem. a skoro wiem, skoro kiedy ten glob moe mi przyda si
do czego (choby na organizowanie piknikw na skraju drogi), to warto, nawet
trzeba pomyle, jak to przeprowadzi. i jest to zadanie do wykonania.
pojawia si wic ciekawe zagadnienie logiczne, a fizycznie zasadne pytanie:
czy mona ruszy z posad bry wiata (w tym przypadku wenusjaskiego)? - i
odpowied: mona. jak najbardziej. i nie potrzeba adnego lewarka czy punktu
zaczepienia, wystarczy nieco oleum w gowie...
pomys na ruszenie bryy wiata jest bardzo prosty i znany od dawna. trzeba
dobudowa, doda do planety pole magnetyczne. tylko tyle - a tyle. w wyniku
tego powstanie ruch, sia dziaajca na otoczenie. po prostu pole magnetyczne
planety rozrusza, poruszy i "zakrci" globem. operacj "przestrojenia" wenus
moe rozum powanie bra pod uwag, to na pewno si opaci. dobudowanie pola
jest proste i "banalne", nie potrzeba wielkiej skali prac i ogromu materiaw
- co nie znaczy, e chodzi o rutynow operacj. potrzebnych jest tylko nieco
uzwoje... uzwoje, poniewa trzeba planet "okablowa", "odrutowa". i to w
sensie dosownym. odrutowa tak, jak si nawija na wirnik silnika miedziany
drut. identycznie na planet trzeba "namota" przewodnik, po prostu "gruby"
kabel. namota poudnikowo, w kierunku od bieguna do bieguna, i w odstpach
geograficznie bliskich (i nieprzypadkowych, co zrozumiae). nie mona marzy
o uczynieniu z planety "magnesu trwaego", jak mona by sobie to prostacko
wyobraa, ale za to mona ze zrobi magnes nietrway (zmienny), jako efekt
przepuszczania energii przez zwoje rozmieszczone po planecie. nie ma mowy o
wywoaniu przepywu energii w naturalny sposb, czyli w kierunku w gb, bo
na to nie zezwala budowa geologiczna - ale mona wytworzy pole niejako na
zewntrz niej. i to wystarczy do wywoania, wymuszenia ruchu. a e zasilanie
tego ruchu bdzie leao w elektrowni? c za rnica, skd pochodz kwanty
potrzebne do obrotw? czy ich rdo jest w gwiedzie i nastpnie przepywaj
przez planet, czy z zapasw materiaw rozczepianych - to przecie to samo.
i efekt ten sam: pole magnetyczne. i ruch planety.
wicej, takie pole mona stabilizowa w dowoln posta. a to ma przeoenie
nie tylko na dopasowanie si do linii kwantowej, ale moliwe bdzie rwnie
takie uksztatowanie pola (jak ju to ju), e bdzie odpowiadao warunkom,
ktre musi mie ycie. czyli wpisania go w rytm 24 godzinny. i to w kierunku
zgodnym z ziemskim poruszaniem si. moliwo wyrwnania bdu natury, ktry
nada kierunek wenus przeciwny do "normalnego" - to jest w zasigu, to ley
w tym projekcie jako moliwo. co naturalne, trzeba tylko staej kontroli i
staego dopywu energii. i bdzie to pracowa. i wenus stanie si moliwa do
zasiedlenia przez czowieka. w pierwszej kolejnoci, to oczywiste, poligonem
dowiadczalnym bdzie ksiyc (o ile bdzie na to zgoda, po do skrupulatnym
podliczeniu moliwych zyskw oraz wywoanych tym zaburze). to si zwyczajnie
opaci, w kadym razie poruszenie w ten sposb "nieruchomego" satelity ziemi
jest moliwe. a by moe konieczne. pniej inne podobne ukady. - wszystko
si krci, ale z jakiego powodu, to w ewolucji nie ma znaczenia. w oglnym
ujciu to przecie i tak jeden proces.
333

kosmologia 3.4.

334

- ewolucja, liczenie stanw kwantowych


- o symetrii - punkt "przejcia", nastpne rzuty ewolucji
- "podwajanie" rola punktu "8/0"
- ujcie wewntrzne i zewntrzne ewolucji rola "obserwatora"
zagadnienie naley do fundamentalnych i najwaniejszych w zrozumieniu faktu
istnienia ewolucji w jej zbornej postaci. rola, znaczenie punktu "8/0", czyli
w innym okreleniu osi symetrii (punktu osobliwego procesu) jest tak gboka
i podstawowa, e wymaga nie jednego zapisu, ale wielu. nawet w formie, ktry
pozornie mona uzna za powtarzanie wczeniej powiedzianego. jednak wykazana
we wprowadzeniu dua liczba tematw wiadczy tylko o wadze zagadnienia i nie
jest prostym powielaniem a po drugie, pozwala na jego owietlenie z kilku
stron. "podwajanie" si zjawiska energetycznego, ktre przebiega w punkcie
kocowo-pocztkowym, w osi symetrii, to wany, zasadniczy element tworzcy
obserwatora obserwatora w maksymalnie szerokim rozumieniu (dowolnego). w
takim ujciu przejcie na kolejny poziom zdarzenia w formie kwantu logicznego
i jego dalsza zmiana w nowych ju okolicznociach to zagadnienie ciekawe i,
powtarzam, fundamentalne. dlatego wymaga, po pierwsze, dokonania na wstpie
zestawienia wypracowanych ju wielkoci liczbowych odnoszcych si do kwantw
w ewolucji, a po drugie poszerzenia tego ujcia. wielokrotnie odwoywaem si
w trakcie opisywania ewolucji, jej poziomw oraz pionu, do stwierdzenia, e
podliczenia matematyczne, liczby i cyfry, ktre opisuj te zakresy, mog by
"wtpliwe". nie dlatego wtpliwe, aby niosy ze sob bdne odczytanie stanw
procesu, ale z powodu matematycznej "saboci" podliczajcego (czyli mnie).
obecny zapis to prba poczenia, w formie "diagramu", wielkoci kwantowych.
skoro na kadym poziomie i strefie liczenie faktw (tworzcych proces, jak i
penych ewolucji) przebiega tak samo w kadej zmianie, nie jest wic dziwnym
pomysem, eby stworzy "schemat" takiego zliczania. - oto zbiorczy rysunek
uj ewolucji przy zastosowaniu liczb kwantowych:

a - zakres pomidzy 0 0/8 (0 - 128), czyli jeden element, jedna skadowa,


kwant wyszego, nadrzdnego zdarzenia, ktre tworz elementy nisze.
b - liczby od 0 do 8/0 to punkty wzowe "stabilnej" fali nr "7", rodkowej
o 8 odcinkach, 7 wzach, ale 9 punktach caoci - i 6 odcinkach
ewolucyjnych. 0 i 8/0 to granice fali.
c - 8 odcinkw takiej fali, osiem odcinkw ewolucji, z brzegowymi w postaci
po jednym kwancie (jeden kwant na zakresie 0 1, i jeden kwant, ale w
postaci penej ewolucji, w zakresie 7 - 8/0).
d - 1 - 6, odcinki ewolucyjne. 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 - punkty wzowe procesu.
1 i 7 granice ewolucji, stany graniczne ewolucji.
e - 2, 8, 18, 32, 50, 72, 98 - liczby kwantowe dla 7 punktw ewolucyjnych
przy wartoci "0" dla stanu 0-fali i "128" dla stanu 8/0-fali.
f - 2, 4, 8, 16, 32, 64 - to powstajce synchronicznie "komrki", ewolucje
pene na poszczeglnych (6) odcinkach (pojcie "komrka" to okrelenie
dla wszelkich ewolucji, ktre uzyskuj peny stan - komrki ycia s
tylko odniesieniem analizy). - stan "128" w pkt. "8/0" to 2 pene fakty,
ale nalece ju do pierwszego przedziau fali nastpnej.
335

w odniesieniu do zaprezentowanego powyej schematu trzeba powiedzie, e, po


pierwsze, stan, odcinek ewolucji pomidzy 2 - 8, to wytworzenie si pierwszej,
8-elementowej struktury, penej w swym zakresie jednej dwubiegunowej komrki.
to pomidzy stanem 2 kwanty a 8 kwantw powstaje, na/w tym odcinku tworzy si
pierwsza pena ewolucja zbudowana z 8 elementw (linia "e").
ale, idc dalej, na pierwszym stanie nastpnej fali, czyli w punkcie "8/0",
nastpuje poczenie, rozpoczyna si proces, ktry w punkcie "1" (ju nowego
zdarzenia, nastpnego rzutu) wytworzy wielko 128, wic dwie pene ewolucje,
kada po 64 elementw - wytworzy si "kwant ewolucyjny", podwojony, ktry w
zmianie oznacza ju now pen ewolucj - jest to ju wielko nastpnego w
liczeniu poziomu, nastpnego cyklu. std wynika proporcja midzy strefami i
midzy elementami stref. na pierwszej strefie jest to wielko 8 elementw, a
na nastpnym zakresie ju 128. 128 : 8 = 16. to proporcja midzy, elementami
stref. - prawdopodobnie rwnie proporcje, ktre zachodz midzy nastpnymi
w opisie i kolejnoci zakresami, bd jak jeden do szesnastu (natomiast midzy
kwantami logicznymi kolejnych poziomw 1 : 8) - a liczba moliwych stref to
maksymalnie 8.
tworzenie si przedziaw zmiany (tak samo jak procesw w ich obrbie) opisuje
zasada "7/7", a w zewntrznym ogldzie zasada "8/8". i maksymalnie moe by 8
takich "podziaw" w zbiorze (jaki by to element czy zbir by nie by). osiem
w ujciu zewntrznym, penym, siedem wewntrz, od rodka. powstawanie zbioru
w poziomie opisuje zasada "7/7", czyli ujcie od wntrza ewolucji, natomiast
kiedy proces dy do penej postaci, zasada "8/8". dla obu uj, "pionowego"
i "poziomego", regua liczenia jest ta sama. to, co jest pen ewolucj oraz
penym kwantem podpoziomu, staje si kwantem, kwantem logicznym nadpoziomu,
elementem tworzcym kolejny rzut procesu (ju w nowej, wyszej skomplikowaniem
"okolicy"). czyli element poziomu w stosunku do podpoziomu jest wydarzeniem
wtrnym ("wynikowym"). i dlatego pojawia si taka a nie inna proporcja, 1 : 8.
identycznie liczenie biegnie przy kolejnych kwantach w kolejnych poziomach,
jak i w kolejnych strefach na jednym poziomie. kwant podpoziomu (podstrefy)
tworzy, wchodzi w skad kolejnego przedziau zdarze jako jednostka logiczna
("elementarna") kwantu ewolucyjnego.
jeszcze jedno, chodzi o liczenie penych ewolucji. ot przy liczeniu komrek
ycia przyjmuje si (w oparciu o obserwacj tego procesu), e jest to zmiana
od 1 do 64, czyli 1-2-4-8-16-32-64. wic dokadnie siedem podziaw. przy czym
od stanu 64 elementw mona zaobserwowa ju asynchroniczny podzia dalszych
komrek. tak jest, jednak w praktyce stan "1" jest ju w komrce stanem nie
jednego kwantu, ale dwudzielnym faktem ewolucyjnym. czyli w przypadku liczenia
dla penych ewolucji, "poza" tym zdarzeniem ("obok"), znajduje si kwant, z
ktrego nastpnie powstanie ten dwoisty, pierwszy zaobserwowany fakt z szeciu
odcinkw ewolucji. przy stanie "2" nastpuje poczenie i zaistnienie stanu
ewolucyjnego, dwuelementowego. i powstaj dwie komrki. w stanie "1" nastpi
pierwszy podzia komrek, jednak to dopiero w stanie "8" formuje si ewolucja
pena oraz s 4 komrki, ktre trwaj do stanu "18" kwantw, gdzie zdarzenie
staje si ju faktem o nowej jakoci (znajduje si na innym, wyszym poziomie
komplikacji) itd. a do wielkoci "64", gdzie proces si koczy (w ramach tak
wyrnionego poziomu). - w punkcie "128" pojawiaj si, s ju w obserwacji,
istniej dwie pene ewolucje, ktre zaczynaj nastpny przebieg fali. "128"
jest jednym kwantem nastpnego przejcia fali (peni tak rol - w kolejnym
liczeniu jest jednostk obrachunkow), jest kwantem koczcym cykl niszy, ale
take kwantem logicznym procesu na poziomie wyszym. dlatego jest to jeden
kwant w obu liczeniach, penych ewolucji i stanw kwantowych. w tym punkcie
"zbiega" si liczenie "wewntrzne" i "zewntrzne" - ewolucja si "dopenia".
w praktyce mona to opisa wielkociami w postaci: 2n2 (n = 1, 2, 3, 4, 5, 6,
7.) + (8). gdzie ewolucja "wewntrzna" to zakres 1 - 7, a ujta zewntrznie,
jako pena posta (wic odrbna ju obserwacja), to liczenie dla stanu "8".
336

- strefy i poziomy, liczenie stanw kwantowych


- zasada "podwajania"
- wyjanienie i uzupenienie
na poprzednich stronach rysowaem i omawiaem schemat, ktrym mona opisa
(i zobrazowa) ewolucj, czyli zdefiniowa zmian energetyczn w staym a
przez to policzalnym (i przewidywalnym) rytmie. w zwizku z tym pojawia si
jednak zagadnienie, ktre wymaga doprecyzowania, byo omawiane, ale jest tu
potrzebna pena jasno. sprawa dotyczy punktu przejcia, czyli stanu "8/0".
to bardzo wany punkt w procesie, a jeszcze waniejszy w jego opisie. dlatego
od zrozumienia, co i jak si w nim dzieje, zaley zrozumienie samej ewolucji
czyli, dlaczego wydarzenia do tego miejsca dochodz, a take, co tu jest
nawet waniejsze, dlaczego biegn dalej. poniewa w tym punkcie zaczyna si
nastpny ju rzut wydarze, pytanie dotyczy tego, co si dzieje i jak wpywa
na dalszy przebieg zmiany?
w czym rzecz? na wczeniej zaprezentowanym rysunku, ktry ujmuje fakt penej
ewolucji, na/w kolejnych stanach procesu umieszczaem wielkoci kwantowe, jak
i wielkoci "komrkowe", wic odniesienie do penych, dopenionych wielkoci.
jest to ujcie wsplne dla ewolucji w obserwacji od strony wewntrznej oraz
zewntrznej, wszystko jest prawidowe - tylko trzeba to sprecyzowa. tak to
musi wyglda:

czym rni si obecny rysunek od poprzedniego, dlaczego musia si pojawi?


odpowied: w zasadzie niczym, to jest to samo. drobna rnica, ktra tutaj
si pojawia, zdaje si by marginaln i nie do zauwaenia jednak odgrywa
ogromn rol. i w zasadzie bya wielokro objaniana, tylko nie kadem na
to nacisku natomiast obecnie musz to zrobi. chodzi o wielkoci zapisane
w nawiasach, czyli stan "(1)" i "(128)", ktre wystpuj w cigu liczenia dla
penych, "komrkowych", postrzeganych "z zewntrz" zlicze ewolucji. dlaczego
tak? sprawa jest zasadnicza i wyonia si w analizie dalszych stanw, czyli
przy zastanawianiu si, jak liczy nastpne rzuty ewolucji. mwiem o tym,
nic tu nie zostaje podwaone, zaprezentowany rytm zmiany jest poprawny, ale
sprawa nie bya do koca i w peni sprecyzowana. mam tu na myli ustalenie,
e ewolucja si podwaja. dlatego dalsze traktowanie stanu "128", jak to byo
na poprzednim rysunku (bez nawiasu), to moe wprowadza w bd. a na pewno
nie jest dostatecznie czytelne.
ucilam, fakt podwajania si jest zawsze i wszdzie w ewolucji obecny od
tego fundamentalnego ustalenia nie ma odejcia. kady przeze mnie postrzegany
fakt w otoczeniu (rwnie i ja), to wielko zoona i podwojona, to stan
dwustronny i dwudzielny. w zakresie mi dostpnym nie ma jednostek, s fakty,
elementy logicznie penice tak rol (kwantu logicznego), ale to zawsze i
wycznie zbir i wielko podwojona. - przy czym takie ustalenie, powtarzam,
fundamentalne, jest na tyle "suche" i moe wydawa si mao uzasadnione, e
wymaga to gbszego dowodzenia. i dlatego pojawia si pytanie: jaki stan i
dlaczego bdzie otwiera nastpny rzut zmiany, jaka wielko kwantowa, jaka
pena ewolucja, ogldana zewntrznie, zaistnieje na kolejnym ju poziomie?
co przechodzi "wyej"? i s to pytania wane. poniewa jeeli przyjmuj, e
kwantem logicznym, ktry tworzy nowy etap procesu (tworzy poziom w stosunku
do podpoziomu) jest stan "128" dlatego pytanie o to, jak naley traktowa
w zliczaniu nowego poziomu ten kwant, ma sens. bo ma to swoje konsekwencje.
337

czy wyszy, kolejny poziom zmiany zaczyna kwantowa "jedynka", czy chodzi o
wielko podwojon? to na ten moment nie jest oczywiste. dlatego wymaga to
analizy. przecie z faktu podwojenia wynika, e ewolucja ma na wejciu, musi
posiada na kolejnym poziomie wielko 256 komrek, dlatego dylemat jest i
jest zasadniczy. musi mie tyle, bo jest ju faktem podwojonym, ale skd, jak
i dlaczego do tego stanu dochodzi, skoro na podpoziomie mam wielko kocow
128? mam przeskok od stanu 64, w ktrym ewolucja si koczy (tyle obserwator
zewntrzny widzi), a do stanu 256, kiedy to objawia si ju na/w nastpnym
punkcie procesu. takie fakty potwierdza obserwacja podziaw komrkowych.
ten nastpny rzut wydarze co prawda szybciej si dzieli, ale nie dzieli si
skokowo. w ewolucji adnych skokw by nie moe i nie ma prawa. skd wic ten
rzut o a 4 wielkoci?
sprawa w odpowiedzi jest w zasadzie banalna, ale jej ustalenie przyszo z
trudem. chodzi o to, e nastpne wydarzenie, ju w nastpnym cyklu, musi si
zaczyna od stanu 256 (kwantw, "obrachunkowych jednostek"). w punkcie "8/0"
mam kwantowy stan dla poziomu wyszego (dodatek "0" do semki oznacza wanie
fakt rozpoczynania w tym miejscu nastpnego odcinka oraz nowej ju ewolucji,
"stary" proces si w "8" koczy i dopenia, a w "0" zaczyna si nastpny punkt ten sam, "punkt przejcia", ale dla jednego cyklu to koniec zdarze,
dla nastpnego dopiero "jeden kwant" i pocztek). problem natomiast pojawia
si z wyjanieniem, dlaczego w punkcie "8" jest dopeniona, wic 128-kwantowa
"komrka", ale "o krok dalej", w punkcie "0" ("8/0") pojawia si ju wielko
256 elementw? skd to podwojenie? e jest to podwojenie, to fakt i fundament
procesu (i jego rozumienia). tylko skd i dlaczego druga taka sama wielko?
w ogldzie zewntrznym procesu na tym "wyszym" poziomie mam 256 jednostek,
a przecie skoku by nie moe. co si dzieje? przecie nie ma adnej przerwy
w zjawisku, adnej "ciemnej ewolucji" (ukrytej). jest "banalne" podwajanie tylko jak to si dzieje?
pomidzy punktem "7", wic brzegowym stanem w ewolucji pierwszego rzutu (na/w
podpoziomie) a punktem "1", czyli pierwszym punktem rzutu nastpnego, nie ma
i by nie moe zmiany (dla obserwatora wewntrznego, bowiem zewntrzny ten
przedzia zarejestruje) - jednak to w/na tym przedziale ewolucja osiga swoj
wielko maksymaln, rozkwantowania lub czenia si energii. w punkcie "8"
("8/0") uzyskuje stan 128 kwantw, ale nie komrek. jest tu "osobliwoci",
dociera do brzegu tego cyklu, ale w tym punkcie nie ma "komrek" i penych
ewolucji, nie ma ju ewolucji jako takiej - jest koniec wydarze w obserwacji
zewntrznej. na/w punkcie "8" proces koczy si dla linii "niszej", dochodzi
w ramach jednego zdarzenia do wielkoci "8", przestaje by wewntrznie, dla
obserwatora postrzegajcego "od rodka" widocznym - i wypada "poza" proces.
jest osobliwoci i jednoci w ramach wyrnionego poziomu. a jednoczenie
jest kwantem, staje si kwantem poziomu w ewolucji "wyszego" (bardziej ju
skomplikowanego, o ile to cig czenia). co si koczy - co zaczyna, a
punkt "8/0" jest punktem przejcia w tym procesie. to "o" symetrii, "punkt
zakrzywienia". dlatego tak wany.
jednoczenie, o czym naley pamita, stan "128" jednostek, ktry zaistnieje
w punkcie "8/0" i jest kwantem nastpnego rzutu ewolucji, jest stanem jednego
kwantu logicznego dla procesu dalszego cigu. przy czym, co wane, w ujciu
wewntrznym w punkcie "8/0" jest 128 kwantw, ale biologicznych komrek, ju
ogldanych zewntrznie, mam tylko 64, w rodowisku tyle widz komrek. jest
128 kwantw, jest zarazem jedno, czyli osobliwo jednego kwantu nastpnego
rzutu ale take, kiedy analizuj ju wysoki poziom zjawisk, mam stan nie
128 komrek penych - ale 64. 128 jest ju dwudzielnym stanem, ktry na tym
poziomie koczy cykl zjawisk, uzyskuje wielko kwantow pen (128), ale w
procesie, fizycznie s obserwowane 64 komrki (czy inne ewolucje). i by ich
wicej nie moe, bo to przedzia w obserwacji brzegowy, dlatego zawsze poza
rejestracj (obserwacja ustaje w punkcie "7", a zaczyna sie na nowo w "1").
338

czyli "widokowo" proces koczy si na zewntrznym stanie 64 komrek. jednak


obserwator w tym czasie ju ma w swojej rejestracji stan podwojony, cho o
tym nie wie. jeeli obserwacja toczy si nadal i proces trwa, "komrki" ju
si podprogowo podwoiy. - co to oznacza? to, e z chwil osignicia stanu
"1" (pocztku) drugiego rzutu ("wzejciu" na poziomie wyszym), w obserwacji
zewntrznej nadal mam 64 komrek. a jednoczenie ju 256 kwantw nastpnego
cyklu ewolucji. i 128 jednostek, pen ewolucj poziomu niej lecego. czy
to sprzeczno? nie. to rne spojrzenia na proces, ktry si wanie tworzy
i ksztatuje, przechodzi przez kolejne "zakrzywienia". podkrelam, przecie
jestem "wysokim" poziomem zjawisk, dla mnie niej lece procesy i zakresy
"brzegowe" (7-8 i 0-1), nie s obserwowalne. skoro tak, fakty zachodzce na
nich (bo zachodz), s "zakresem ciemnym", poza ewolucj. - dlatego, jeeli
postrzegam 64 komrki w podziale ycia - to, po pierwsze, one jeszcze nie s
"pene" w tym znaczeniu, e ja tych, dla mnie podprogowych przedziaw nie
postrzeg, czyli one dla mnie s zawsze "w trakcie", docieraj do punktu "8"
(i "8/0"). a po drugie, postrzegam je jako pene "zewntrznie", jako byt do
nich cielenie zewntrzny - ale fizycznie wewntrznie. bo i komrki, i ja w
tym samym, w jednym fizycznym ukadzie ewolucyjnym jestemy. i stanu, "punktu
zakrzywienia" dojrze nie mog - i rwnie "zoenia", naoenia si procesu
"na siebie" nie zobacz.
inaczej - nastpuje jak najbardziej podwojenie kwantu ewolucji, czyli tworzy
si, dodaje do 128, podwaja si stan do wielkoci 256 - ale jednoczenie mam
w tym punkcie 64 komrek. podkrelam, dokadnie w punkcie "1", w przedziale
"0" - "1" (poziomu wyszego), tworzy si 128 komrek. w/na takim przedziale
ewolucyjnym tworz si wydarzenia ju podwojone. i jeeli nie postrzeg tego
jako "nakadanie" si "na siebie", jako "zakrzywienie" w osi symetrii, tego
niezwykle wanego elementu w ewolucji nie zrozumiem. jeeli mam 128 kwantw
na poziomie niszym, to mam 64 komrki, bo nie ma wielkoci jednokwantowych
(na wysokich stanach procesu energetycznego). kada wielko w ewolucji jest
ju wyjciowo dla mnie podwojona. czyli 128 kwantw tworzy fakt, ale jest to
fakt w postaci 64 komrek zaobserwowanych. liczenie zewntrzne wnosi wielko
brzegow, a wic stan 128 kwantw ale obserwacja wewntrzna, kiedy zliczam
konkretne komrki (dla mnie w takiej obserwacji fakty pene, skoczone), to
uzyskuj wielko 64 jednostek. ten sam fakt, ale inny punkt obserwacji - to
skutkuje innym wynikiem w liczeniu. w punkcie "8", dochodzc do punktu "8",
proces si dopenia. jest poza moim ujciem fizycznym, ale si dopenia na/w
przedziale (7-8). i w punkcie "8" mam wielko 128 kwantw, 64 podwojonych
wielkoci, komrek (to zawsze stan ewolucyjny, podwojony, w zakresie wiata
kady element jest podwojonym stanem z zaoenia). - i kiedy teraz, w kroku
nastpnym, przechodz na poziom wyszy, to teraz stan (128) si "zakrzywia",
"odbija" w lustrze i mam dwie strony: "bye" i "przysze", eby tak opisa
to nieprecyzyjnie. postrzegam dwie strony jednoczenie. co w procesie jest
zdarzeniem "do" osi symetrii i "od", dla mnie, na skutek powolnoci odbioru
zmiany (obserwacji dokonywanej z wysoka, "zgrubnej"), dla mnie jest to fakt
i jedno. ewolucja ju przesza rodek, mam stron drug mam dopenienia
w postaci "odbicia", ale ja widz zdarzenie "sprzed" i "po" jako jeden stan.
ewolucja energetyczna pdzi drobnymi krokami, ale dla mnie ten poziom reakcji
jest po prostu niedostrzegalny. tyka nieustannie i maksymalnie szybko, a ja
widz-rejestruj "zbrylon" jednostk. dlatego co, co na poziomie niskim i
w liczeniu "prostym" (nastpczym) ma przed osi symetrii wielko 128 kwantw
i po przejciu osi tyle samo dla mnie uzyskuje stan czny, widz to jako
fakt podwojony, ewolucyjny, widz 256 jednostek. powolno mojej rejestracji
skutkuje podwojeniem faktu, cho on si sam dla siebie nigdy nie powiela. rnica poziomw istnienia i obserwacji skutkuje tym, e zdarzenia logiczne
jednostkowe i oddzielne, ukadaj si w byty ze sob zczone, s jednoci.
widz pocztek i koniec w jednym fakcie to dla mnie jest jeden fakt.
339

widz jeden fakt ju podwojony (ewolucyjny) - efekt? z takiego "odbicia" si


o barier punktu osobliwego, z przejcia procesu przez rodek bierze, tworzy
si "dopenienie", teraz ju na poziomie wyszym, do stanu 256 jednostek
ktry to stan jest wyjciowym nastpnego rzutu ewolucji. to o symetrii jest
tu "elementem podwajajcym", "lustro" zakrzywienia jest "podwajaczem" stanu
posiadania w ewolucji. i to rzeczywicie jest podwajanie - i to podwajanie
"siebie samego". jak to kilka stron wczeniej pojawio si w trakcie analizy
dochodzenia do punktu osobliwego, pierwszy w procesie element docierajcy do
granicy "zawraca", "odbija" si od "ciany" w brzegu - i powraca. a wracajc,
ju po "drugiej stronie, ma swoje, i to dosownie, "odbicie". ma zarazem, na
skutek skoczonej prdkoci w ewolucji, po swojej "stronie pierwszej" ("do")
jeszcze "siebie samego". - znw musz zastrzec, e jest to opis "z wysoka",
proces sam dla siebie "ogona" po stronie pierwszej nie trzyma, to tylko dla
mnie, powolnego w rekcjach, tak to si prezentuje. "widz" i doznaj czny
fakt, bo nie mog dojrze nic poniej. - po obu stronach procesu, "do" i "od"
zakrzywienia, skutkiem "bezwadnoci" i tego, e jest to proces rozwleczony,
dosownie rozcignity w czasie i przestrzeni (i "ziarnisty") skutkiem tego
element "po drugiej stronie" i element "do" zdajcy, "widz siebie samego".
to energetycznie, w formie budujcych ten poziom zdarze elementw, jest ten
sam stan, kwanty s wzgldem siebie analogiczne (i identyczne), cho to nie
s te same kanty. ale skoro s to takie same kanty, nie ma adnych kopotw
z ich wspdziaaniem. fizycznie ten zakres si na siebie "nakada", dodaje
i uzupenia. i s dwie strony wydarzenia. czy ciaa, to ju nie ma znaczenia,
o jaki fakt ewolucyjny chodzi. pki nie mam drugiej strony, podwojenia oraz
dopenienia - nie mam ewolucji jajko takiej. nawet jedna strona generalnego
procesu nie jest ewolucj, musi by do niej druga, dopeniajca.
kiedy wic do punktu "8" dociera w mym ogldzie stan 64 komrek, to ja, krok
i "zaraz dalej", postrzegam wydarzenie rzutu nastpnego, w ktrym rejestruj
wielko 256 jednostek (kwantw), 128 komrek - i stan wyjciowy ju do cyklu
nastpnego, na kolejnym poziomie. nie "widz", bowiem nie mog, zakresu 7-8
i zakresu 0-1 poziomu wyszego, w fizycznym obserwowaniu punkt "8" ("8/0")
nie jest dany tak samo jak wspomniane przedziay brzegowe. dla mnie, wic
istnienia "wysokiego", dwa zakresy z postrzegania "wypadaj". i dlatego mam
w punkcie "1" poziomu wyszego ju "gotowe", "zoone w lustrze" 128 komrki.
one si dopeniay w przedziale 7-8 niszego poziomu, "zakrzywiy" i dwoiy
(powieliy) w punkcie "8/0" i dopeniay w przedziale 0-1 poziomu wyszego
- a ja mog w punkcie "1" oglda je jako ju "gotowe". jako stan dwudzielny
i wyjciowy do dalszego procesu.
oczywicie przedziay 7-8 niszego poziomu oraz 0-1 wyszego, to jest "czas"
potrzebny na dopenienie i podwojenie. to "bardzo mae" zakresy, wydarzenia
s podprogowe i mnie tworz, dlatego nieobserwowalne (s poza "moim" czasem
i obserwacj), ale przecie nigdy nie dzieje si to cudownie i nagle. pewien
"odcinek" czasu i przestrzeni zmiana zajmuje, przejcie na drug stron i w
odbiciu si "powielenie" - to wymaga "chwili". dlatego te przedziay brzegowe
s konieczne, istniej w ewolucji generalnej pojtej logicznie ale nie s
dostpne w obserwacji wewntrznej, fizycznej. i to na nich dzieje si proces,
ktry dalsz zmian warunkuje, ale poniewa ja ogldam to z wysoka, doznaj
cae i rozbudowane struktury (dalekie od osi symetrii), wielkoci, ktre si
"na siebie naoyy" w "zakrzywianiu". i dlatego procesu "skadania si" i
"zakrzywiania" - tego dojrze nie mog. co zrozumiae: skoro ten proces mnie
"skada", to jak mam go, swymi zmysami (czy przyrzdami) rejestrowa. taki
zakres z zasady jest dla mnie i do mnie "zakresem ciemnym" doznaje go, on
tworzy moje doznania, jednak obserwacja (pomiar) jest wobec "tego momentu"
(przejcia osi symetrii) faktem albo przed nim, albo po nim. z zasady "chwili
teraz" (czy to swojego istnienia, czy wszech-wiata) nie mog sign w aden
sposb. nigdy nigdy fizycznie.
340

- "zoenie", o symetrii
ponownie wracam do zagadnienia "skadania" si ewolucji w osi symetrii, w
"zakrzywieniu", bo to chyba, mam takie wraenie, najwaniejszy element caego
rozumowania o ewolucji. bez tego nie ma szansy na dalsze (oraz wczeniejsze)
zrozumienie procesw. kiedy nie bd postrzega zjawisk, wszelkich zjawisk,
jako "rozcignitych" po "dwu stronach" "lustra" (osi), jeeli nie postrzeg
tego jako procesu w toku i dziejcego si "krokami" (kwantowymi), jeeli nie
wyzbd si w pojmowaniu ujcia "liniowego" (potrzebnego wczeniej, tutaj ju
balastu), to niczego nie zrozumiem z ewolucji.
"lustro" procesu powstaje dlatego, e ten proces po prostu "troch" trwa
musi trwa. gdyby to by przepyw ze strony na stron nagy i "momentalny",
gdyby nie byo w tym pewnej "bezwadnoci", nie byoby odbicia w lustrze - i
w ogle ewolucji by nie byo. kwant po przejciu zakrzywienia, po odwrceniu
si w "drug" stron - jednoczenie, "obok", "rka w rk" ma "sam siebie".
te same i takie same kwanty maj po obu stronach te same wielkoci, to s te
same warstwy kwantowe. oczywicie ten "tu obok" kwant logiczny procesu nie
jest tym samym kwantem, to inna i odrbna jednostka energetyczna ale jest
taki sam, identyczny pod kadym wzgldem. i w tym sensie jest to "odbicie"
siebie samego, bliniak doskonay. fizycznie, w procesie nie ma znaczenia,
skd si w tym miejscu wzi taki kwant - wane, e jest. i e moe wej w
zmian, wsppracowa. liczy si kocowy efekt, tu nikt nie pyta pochodzenie
i przynaleno do generacji (czy organizacji). to ma znaczenie w logicznym
ujciu, kiedy analizuj zjawiska krok po kroku, ale dla ewolucji to obojtne.
chodzi o cig dalszy, a wszystko inne jest pochodn bez znaczenia.
kiedy wic ujmuj fakty "z oddali", z wysoka i rozmyte, a inaczej nie mog,
to "jednoczenie" postrzegam dwie strony (oczywicie przesunite o jednostk,
o jeden kwant, co dla mnie jest niedostrzegalne). a skoro jednoczenie, to
widz je jako jedno, "ciao", lub siebie. energia "przepywa" i zakrzywia
si, a ja widz cigo, jedno, stabilno. wszystko pynie, a ja widz,
rejestruj stabilizacj w konkretnej formie. co, co si podwaja i powiela w
"osi lustra", ma dla mnie wymiar jednego stanu, jest jednym kwantem. dlatego
mog powiedzie, e mam w punkcie "8/0" zarazem 64 komrek, mam 128 kwantw,
mam 256 kwantw i mam 128 komrek. - tylko e, tak naprawd, w tym momencie
mwi nie o punkcie "8/0", ale o caym, rozwlekym przedziale procesu, ktry
rozciga si od punktu 7 poziomu niszego, zakrzywia si w 8/0 - i koczy w
stanie 1 poziomu wyszego. ale o tym fizycznie wiedzie nie mog, tego ju
"nie widz". te dwa skrajne przedziay ewolucji, dochodzenia i odchodzenia
od punktu symetrii, one s dla mnie jednym fizycznie stanem, ich elementy s
w mym odbiorze jednoci. a jako zakresy brzegowe i jednokwantowe z zasady,
s poza rejestracj. i wypadaj z pomiaru. stwierdzam istnienie faktw przed
tymi przedziaami lub po nich i dlatego widz procesy ju zoone, ktre
przemieciy si przez o symetrii i ktre s powielone, podwojone, wic ju
dwustronne. moje opnione postrzeganie (lub przedwczesne) nigdy nie siga
brzegu. nigdy.
dlatego, jeeli zapisuj na rysunku wielko "(l)" i "(128)" jako istniejce
w nawiasach, to chc powiedzie w ten sposb, e ich nie ma dla obserwatora
w obrbie wydarze, dla niego ewolucji tu nie ma. mog wyznaczy je, kiedy
umieszcz punkt obserwacji na zewntrz, poza zmian, czyli kiedy to bdzie
ujcie logiczne - ale dla mnie, fizycznego zdarzenia, s to stany oraz "byty
potencjalne", brzegowe, zawsze "poza". na pocztku jest stan jednej komrki
(dwu podwojonych rodzicielskich), ale nie dzieje si tu adna ewolucja z
mojej perspektywy, bo mnie, jako obserwatora, nie ma. - to samo w brzegowym
zakresie drugiej strony, jest potencja 128 komrek, ale one nie istniej w
tak zakrelonej ewolucji. warunkuj dalszy tok procesu, ale eby przej z
"przedziau potencji" do "przedziau faktw" ("przedziau realizacji"), musi
proces si "zakrzywi", "odbi w lustrze" brzegu.
341

z uprzednich ustale wynika, e kwantem nastpnego rzutu musi by podwojony


kwant podpoziomu - pierwszego, wczeniejszego ewolucyjnego etapu w stosunku
do wyrnionego. dlatego kwantem wyjciowym musi by stan 128 elementw, jako
dopeniony fakt podpoziomu. w punkcie "8/0" znw musz uzyska podowojenie
tego stanu, eby zaistniao w stanach kwantowych podwojenie 128 elementw.
jeeli tego nie zrobi, jeeli nie wprowadz w tok analizy zdarze toczcych
si w przedziaach brzegowych, nie uzyskam wielkoci ewolucyjnej, wielkoci
zasadniczej poziomu nastpnego. jest to warunek niezbdny, eby o zmianie w
formie cznej mona byo mwi.
dlatego tak mocno podkrelam znaczenie "zakrzywienia" i podwojenia, poniewa
sam wiem, jak to kopotliwe w analizach. banalny, prosty, wszdzie dziejcy
si fakt fizyczny, ktry zachodzi wewntrznie w procesie bez najmniejszych
problemw, kiedy go analizowa logicznie, krok po kroku, okazuje si nie to,
e skomplikowany, ale wielowymiarowo "pokrcony". proces biegnie prosto po
liniach krzywych, ale analiza prosta w/na tych "krzywiznach" si "zawiesza",
czasami skutecznie. jednak konsekwencje, kiedy ju przebrn przez zaamania,
okazuj si logiczne niezwykle doniose. - jest "lustro", jak z tego wida,
wielce wanym elementem ewolucji - moe si ona "sama sobie przyglda" (i
przy okazji podziwia).
w ten to sposb, "w zakrzywieniu", nastpuje podwajanie zarazem kwantw, jak
i komrek. bo nie ma ju znaczenia, o jakim procesie mwi, zasada zawsze
jest ta sama, w kadym przypadku, dla kadego poziomu rzeczywistoci. - na
poniszym rysunku wielkoci w nawiasach, to "potencjalne" stany komrkowe, w
nich ewolucji nie ma, nie wystpuj w tych przedziaach jako fakty. generalnie
tak bdzie si prezentowa przebieg ewolucji w jej pierwszym oraz nastpnym
rzucie - pene ujcie procesw, z uwzgldnieniem nastpnego cyklu:

pragn zwrci uwag na stan-punkt "8/0 (16)", czyli zakoczenie przebiegu


wydarze w nastpnym ju cyklu. definiuje ten punkt w iloci kwantw liczba
"16 384". to wielokrotno liczby kwantowej "16". rzd wielkoci inny, ale
zasada, znaczenie to samo. tutaj pojawia si w zliczaniu "tysicznym", ale
powtarza si zasadniczy rytm kwantowego liczenia. - ciekawe te s wielkoci
dla obu sposobw zliczania, ktre opisuj punkty "8/0" i "8/0 (16)". to s,
zwracam uwag, te same wartoci i ma to znaczenie. przecie "dochodzenie"
do nich jest zasadniczo inne. wartoci "grne" na wykresie to liczenie przez
wewntrznego obserwatora dokonane i wedug zasady "7/7", a dolny cig liczb
to opis obserwatora zewntrznego i dla zasady "8/8". jednak dla obu linii, w
punktach brzegowych, zliczanie "dopenia" si do jednakowych stanw, do tych
samych wartoci. "po drodze", skutkiem geometrii procesu i tego, jak kwanty
mog si do siebie dodawa, s komrki zawsze "niepene" lub "nadmiarowe" w
kwanty, maj swoje "ogonki". ale kiedy proces dociera do stanu brzegowego,
zachodzi "upostaciowanie" pene, to w procesie, pod dziaaniem samego rytmu
kwantowego, dochodzi do wypenienia si ewolucji. w tych skrajnych zakresach,
brzegowych dla ewolucji (nieobserwowalnych) buduje si jedno, "osobliwo",
"punkt". logicznie "rozwleky" i fizycznie "rozcignity", ale podprogowy.
342

znw zasadniczy fakt analizy, na ktry zwracam uwag - przejcie na kolejny


i nastpne poziomy procesu zawsze moe dokona si, musi dokonywa si jako
stan jednego kwantu. nie ma znaczenia, jak on wielki i ile w sobie energii
mieci (w ujciu obiektywnym), to zawsze jest jeden i dopeniony do jednoci
stan kwantowy. ewolucja dochodzc do brzegu uzyskuje maksymaln posta, jej
proces zmiany si koczy. ale jeeli zmiana moe si toczy dalej, jeeli z
otoczenia energia dopywa to taki brzegowy fakt uzyskuje w rodowisku swoje
dopenienia, znajduje si w okolicy (warstwie) podobnych sobie kwantw i te
zaistnie brzegowych, dlatego natrafia na swoje "odbicie". efekt? moe midzy
nimi dochodzi do dalszego rzutu zmian, tworzenia nowych jakoci. na brzegu,
czy to komrka, czy moje ciao, czy wszechwiat - kady proces jest, staje
si jednoci. i to jednoci dla obu postrzegajcych go obserwatorw, ju
niezalenie od ich pooenia. bo nie moe by na kolejnym poziomie ewolucja
postrzegana w "kawaku", w toku przemieniania si. nowy cykl - nowa jako.
zawsze jeden kwant logiczny wchodzi do akcji.
dochodzenie do "zakrzywienia" jest postrzegane, musi by inaczej odbierane
przez obserwatorw, ale moment "przejcia", a raczej jego skutek, czas "do"
i "od", czas-przestrze z i w ramach tych zakresw brzegowych musi by ujta
cznie, jest w opisie jednym faktem. moe dochodzenie do brzegu definiowa
inaczej obserwator zewntrzny, ktry "zarejestruje" podprogowe, elementarne
stany skadajce si na wydarzenie, ale ostatecznie, ju jako skutek samego
procesu, i tak "w dokadnie" "punkcie osobliwym" uzyskuje tak sam warto,
stan ewolucji, ktry wylicza obserwator wewntrzny. dochodzenie "do punktu"
(brzegu) jest inne, inne kroki kwantowe - ale wynik fizyczny oraz logiczny
(liczba), ten wynik jest dokadnie taki sam. i nie moe by inny. skoro w/na
brzegu zostaj zapenione wszystkie miejsca w procesie, ktre zapenione by
mog, to musi by to opisane jedn liczb dla obu obserwatorw. ciao, proces
byt zapchany maksymalnie ma zawsze tyle samo elementw skadowych ile moe
mie, ich zliczenie rwnie jest jednakowe, niezalenie od punktu zasiadania
zliczajcego. taki byt dla obserwatora wewntrznego lub zewntrznego musi t
sam ilo skadnikw posiada, bowiem proces si skoczy.
i zwracam na ten wniosek uwag, bo to znw niezwykle wana waciwo wiata
oraz mechaniki ewolucji. dopenienie na brzegu, niezalenie przez kogo jest
opisywane, ma t sam zawsze warto. "brzeg" jest dla kadego opisujcego
dokadnie (liczbowo, logicznie i fizycznie) takim samym. spotykaj si w tym
miejscu obserwacje i wyniki, nie ma ju rozdziau na wntrze oraz zewntrze
ewolucji, jest jej stan "w rodku", czyli "w punkcie". jedyny taki moment w
zdarzeniu - tutaj zbiega si postrzeganie, definiowanie, liczenie. w ewolucji
wszystkie drogi prowadz do brzegu osobliwego. (niestety.)
co z tego wynika? oto pojawia si ciekawa zaleno, e kady nastpny cykl
i poziom ewolucji, e kady tak zapisany stan podwaja si, "odbija" w lustrze
brzegu (punkt "8/0" i kolejne), czyli e powstaje rytm ewolucyjnego zjawiska:
2 - 4 - 8 - 16 - 32 - 64 - 128 - 256. rytm koczy si na stanie, co wane,
256. wic podwojonego kwantu. i wystpuje to dla punktu "64", kiedy liczy
punkty kolejnych cykli. jest to liczenie przeprowadzone dla omiu odcinkw
omioelementowych. na koniec pierwszego odcinka, kiedy ewolucja uzyskuje w
punkcie "8/0" dopenienie, nastpuje w procesie pierwsze "zakrzywienie" oraz
"odbicie" od brzegu i pierwsze podwojenie. zakres pierwszy (kwanty logiczne),
to formowanie si jednostki ewolucyjnej, kwantu ewolucyjnego. w punkcie "8/0"
ten proces si dokonuje i w nastpny tok wydarze wystpuje ju wielko
dwudzielna i dwustronna. i takich cykli w ewolucji jest osiem. ostatni kwant
ostatniego poziomu, to wielko 256, jedno ewolucyjna. ale jest to zarazem
stan "wyjciowy" do ewolucji ju "poziomej". bo cho tak zaistniay "smy"
w pionie kwant koczy budowanie, przecie nic nie stoi na przeszkodzie, eby
w oparciu o tak wielko ewolucja potoczya si dalej "poziomo". i ona si
toczy i, co wane, uzyskuje rwnie wan (dla mnie) posta.
343

- o symetrii - "podwajanie"
- rola "obserwatora"
zagadnienie "obserwatora" (zaraz wyjani, dlaczego bior to sowo w znak
umownoci) jest rwnie fundamentalne w ewolucji i w jej obserwacji. to nie
podlega dyskusji. dlatego termin i odwoanie do takiego bytu wielokrotnie
na tych stronach ju si pojawiao i bdzie si pojawiao. jednak obecnie,
kiedy analizie podlega o symetrii, podwajanie i zakrzywienie oraz punkt
osobliwy ewolucji, punkt "8/0", musz pojcie obserwacji i pomiaru opisa w
odniesieniu do niego (czyli "osobnika" rejestrujcego zdarzenia). i to nawet
z kilku powodw.
po pierwsze, ma to znaczenie dla zrozumienia tego punktu i faktu "podwajania"
w nim wydarze energetycznych. bez odwoania si do obserwatora (i pojcia
obserwacji), i to w maksymalnie szerokim ujciu tego terminu, nie zdoam w
peni wyjani roli osobliwoci (koca-pocztku) w procesie, jak i istnienia
samego obserwatora nie miabym na czym "osadzi". - po drugie, co wane, jest
to dopenienie do w zapisie nieco wczeniej zamieszczonego obrazu procesu jako docieranie do punktu brzegowego kolejnych warstw i ich "odbijania" si
od niego. to jest bezporednie nawizanie do tego ujcia, obecny zapis jest
kontynuacj tamtego, ale co innego wysuwa si na plan pierwszy obserwator
wanie. to rola pomiaru, doznania, rejestracji jest najwaniejsza w chwili
obecnej. o ile w tamtym zapisie chodzio o opisanie fizycznie dziejcego si
wszechkierunkowo procesu, ktry logiczne prezentuje si nastpczo i liniowo,
to w tej chwili opis musi wyj poza, wzej powyej tamtego. jest pochodn
tamtego ale jest zarazem now jakoci.
dlaczego tak silnie wi poznanie punktu "8/0" z obserwatorem, dlaczego do
opisania osobliwoci i brzegu potrzebuj kogo/czego, co taki fakt bdzie
zdolne ustali? to nie przypadek, "obserwator" w tym ujciu jest funkcj oraz
pochodn punktu "8/0", to efekt odbicia si procesu od granicy i powracania
fali do wntrza ewolucji. "obserwator", kady fakt mnie otaczajcy, byt jako
wyrniony i ja sam, to skutek, efekt, rezultat tego czasoprzestrzennego
"zakrzywienia", "odbicia" procesu.
to ju pado wprost kilka stron wczeniej, tutaj tylko powtarzam, poniewa
ma to zasadnicze znaczenie. a po drugie, dla jasnoci tego stwierdzenia, eby
uwypukli ten fakt. chodzi o "powolno" rejestracji, moj zawsze w stosunku
do wydarze "zgrubn" obserwacj. a w efekcie postrzeganie rozbudowanych ju
wielkoci w procesie na zakresach poza-brzegowych, podwojonych, ewolucyjnych
(brzegowych przecie nie sigam). powtrzenie tego ustalenia w tym momencie
i w odniesieniu do samego obserwatora, to ma gbokie znaczenie.
dlaczego? dlaczego w powyszym zapisie stosuj na pojcie "obserwatora" tak
wanie formu? sam termin wydaje si jednoznaczny i przewanie jest w tym
konkretnym ujciu tutaj stosowany, ale nie mog w obecnym punkcie tak czyni,
bo wprowadza w bd. obecnie musz pojcie "obserwacji" rozcign szeroko,
maksymalnie szeroko. tak szeroko, jak to tylko jest moliwe. co to oznacza?
e w poczeniu z punktem osobliwym ("8/0") musz termin "obserwacji" przyda
wszelkim formom istniejcym w obrbie wiata w ramach wszechwiata. kada
zoona struktura, kade "ciao" i byt to obserwator. drobiazg subatomowy,
ja w formie ciaa, czy obserwacja jako taka planeta, gwiazda, wszechwiat
w postaci fizycznej (wszechwiat dzi tak pojty), to wszystko jest stan
"obserwacji", to "uczestnik" ewolucji na prawach jej postrzegania. oczywicie
termin potoczny zawiera w sobie, jako stan konieczny i intencjonalny, cz
aktywn poznania (akt poznawczy nakierowany na "obiekt") ale w ujciu tu
prezentowanym musz "obserwacj" rozcign na wszystko, co istnieje. jako
"istnieje" w postaci skomplikowanej. mona, dla jasnoci, eby nie miesza
poj, stosowa termin "doznanie", "uczestniczenie aktywne", "zaistnienie",
ale mimo wszystko najbliszy jest mi "obserwator". pojcie jest adekwatne do
treci, a w powizaniu z wyraonym zastrzeeniem, spenia swoje zadanie.
344

- obserwator
dlaczego mwi o "obserwacji" w przypadku np. atomu czy planety, czy innego
dowolnego ciaa? dlaczego nie ograniczam postrzegania do rozumu? poniewa w
powizaniu z osi symetrii procesu, z podwajaniem ewolucji kady taki "byt"
postrzega, rejestruje i mierzy, i "doznaje". kady byt materialny fizycznie
jest efektem podwajania i istnieje dziki temu.
oto gdzie tam, bardzo nisko w stosunku do mego istnienia (czy dowolnego w
zakresie fizycznym), tyka proces kwantowy. z mojej, z kadej wewntrznej w
ewolucji pozycji obserwacyjnej, jest to zdarzenie poza rejestracj, jest w
zakresie brzegowym (przedziale brzegowym dokadniej) ale jest. musi by to
najmniejsze z moliwych "tykni", eby moje tykanie zegara byo. jest to na
tyle szybka zmiana, e kiedy warstwa kwantowego wydarzenia, jak to wczeniej
pisaem, dociera do osobliwoci i si od niej odbija, e kiedy proces osiga
punkt "8/0" i powraca do wntrza to ten "fakt" dzieje si dla mnie w takim
tempie, e "widz", "rejestruj", tylko doznaj ten stan. on mnie i wszystko
wok tworzy, to tempo zjawisk jest fundamentem, ale ja postrzegam i doznaj
efekt, ale nie mog go w aden sposb fizycznym pomiarem sign i ustali.
logicznie tak, wiem, e jest i jaki jest ale fizycznie nie mam tam nigdy
wstpu. nigdy w pomiarze. ale w kadej chwili i zawsze w moim doznaniu. dla
mnie stan "teraz" zmiany jest dostpny bezporednio, ale w analizie, w jako
zdefiniowanym pomiarze, tylko porednio. jestem, zmieniam si, doznaj tego
faktu ale przedziau, procesw toczcych si brzegowo (i podprogowo) nie
mog pomierzy. one mnie tworz, ale s poza rejestracj.
"drgania", ktre zachodz na tym najniszym przedziale s tak szybkie, e z
mojej perspektywy s staoci, tworz stabilny grunt pod nogami tworz to
wszystko, czym jestem i w czym jestem. proces dochodzenia do "osobliwoci"
warstw kwantowych - i ich oddalania si i ponownego przybliania czyli
"drgania" na zakresie do mnie brzegowym, to zachodzi tak szybko z mojej ju
"wysokiej" i skomplikowanej pozycji, e staje si dla mnie "cian", faktem,
ciaem materi lub promieniowaniem w fizycznym ujciu. proces tyka i drga
w szalonym tempie, ale ja widz fakt, struktur czy siebie. dlaczego? ale
to banalne to samo widz i to samo doznaj w kadym przypadku, kiedy mj
zmys wzroku (w poczeniu z umysem) rejestruje szybkozmienny w stosunku do
moich moliwoci proces. co wwczas widz? jeeli jest to "prosty" fakt, co
pdzi ze strony na stron, to mam wraenie "smugi", kiedy taka smuga bdzie
koowaa i zataczaa okrg zobacz koo. zobacz koo, poniewa w odbiorze
moim fakt skadajcy si niewtpliwie logicznie z elementw, z poszczeglnych
stanw energetycznych (i kady z nich jest opisywalny w sposb dokadny oraz
jednostkowy) ten fakt dla mnie "czy" si w jedno, jest jednym faktem.
zmiana tempa procesu ten "ziarnisty" proces rozbije dla mnie na elementy,
ale kiedy zachodzi z normaln dla siebie rytmik, mam w odbiorze jeden kwant
obserwacji. kiedy natomiast postrzeenie bdzie dotyczyo wielokrotnego ju
zoenia "krgw" o rnych rednicach, "namota" mi si w obserwacji "kbek"
i sfera czasoprzestrzenna sfera ewolucji. czyli kady skomplikowany, dla
mnie fizyczny byt.
podkrelam, to moja cecha (obserwatora), moje zdolnoci obserwacyjne s tym,
co decyduje o zaliczeniu procesu do cigego czy skwantowanego to ja, byt
o skomplikowanej budowie, nadaj znaczenie i form wyrnionemu postrzeganiem
zbiorowi elementw, bowiem kady taki zbir (sam dla siebie i "w sobie") jest
zdarzeniem, ktre tworz kwanty. jestem ciaem, na ktre skadaj si liczne,
maksymalnie liczne w ewolucji poziomy i dlatego na kady mj akt poznawczy
skada si wielko procesw niszych. zanim one si zbior w kup, zanim je
opracuj, zanim wycign z tego wnioski, to wiat w jego najniszym poziomie
przekrci si po wielekro (i do potgi). w moim odbiorze kady obserwowany
fakt energetyczny to zoenie, suma niej lecych zdarze. ja nigdy, nigdy
nie widz jednostki, bytu prostego. zawsze postrzegam "kawaek".
345

- obserwator
- "twardo" wiata
moje postrzeganie, "postrzeganie" dowolnego obserwatora w obrbie wiata mi
fizycznie dostpnego to zawsze zoenie, nigdy pojedynczy stan, ale to ma
przeoenie na wszelkie poznanie i wszelkie fakty. co bowiem wynika z ujcia,
e kady byt jest zoeniem? jak naley rozumie ustalenie, e w najniszej,
"dolnej" strefie istnienia rzeczywisto, to, co za rzeczywisto traktuj,
nie wystpuje, e nie ma czego takiego, jak "opoka" (czy podobne)? - temat
by poruszany wielokrotnie, ale jest tutaj wany, i jeszcze powrci. dlatego,
e musz si przyzwyczai do myli, e w swoich podstawach, na fundamentalnym
oraz tylko logicznie dostpnym poziomie, jest wiat nie "twardym" i "opornym"
sam z siebie, ale dlatego takim dla mnie jest, takim go odbieram, e zachodzi
poczenie dwu elementw: energii i prni. to w zdefiniowaniu generalnym. a
w rozszerzeniu jest to poczenie kwantw i ich ruchu w prni. i to te dwa
stany tworz to, co mam za podparcie do istnienia i za swoje istnienie.
mwic inaczej, "rzeczywisto" to ruch (czy drgania w przedziale), ktre s
dla mnie stabilnoci. wiat nie dlatego jest dla mnie "twardy", e materia
jest tak, ale ma cech "twardoci" dla mnie, bo ja tak doznaj zachodzcych
w otoczeniu procesw. a dlatego tak doznaj, e skadniki mojego istnienia
s "zabudowane" elementami w trakcie ruchu, przepywania, przemieszczania si
midzy punktami osobliwymi ewolucji. co dla mnie "twardego" jest takim, bo
jestem zapeniony i zbudowany z procesw szybszych od mojego istnienia oraz
postrzegania. kiedy wic moje ciao i jego poszczeglne elementy napotykaj
w otoczeniu inny byt, to napotykaj rwnie struktur rozbudowan, daleko i
szeroko rozcignit swoimi procesami (w czasoprzestrzeni) i musz stawi
opr. moje ciao zderza si z elementami o takiej samej budowie, logicznie
jest to ciana i paszczyzna, i efektem jest odbicie si od przeszkody. lub
rozbicie si o ni, kiedy ruch mojego ciaa wzgldem ruchu "przeszkody" jest
duy swoj wartoci. kiedy spotykaj si struktury, ktrych wewntrzny stan
"drga", czyli ruch elementw skadowych w ich cigym tworzeniu-zanikaniu
jest identyczny (a przecie jestem zbudowany z tych samych elementw, ktre
wystpuj w otoczeniu) - to w takim "spotkaniu"-zderzeniu cia "swj trafia
na swego", zbiory wchodz we wzajemne relacje (dopenienia lub oporu). efekt?
doznaj "twardoci".
wiat fizyczny, kady element wiata rwnie doznaje "twardoci", poniewa
dla kadej energetycznie skomplikowanej formy wszechwiata "postrzeganie" z
jej punktu widzenia przebiega dokadnie tak samo: jest opnione w stosunku
do reakcji najniszych (bardzo opnione). jak dla mnie "smuga" tworzy si
dlatego, e nie wyrniam skadowych (czyli "kadrw" w filmie), tak samo dla
kadego bytu wiat prezentuje si jako zoenie - kady fakt jest zoeniem
procesw. dla mnie obserwacja dlatego jest moliwa, e skadaj si na ni
liczne procesy, ale tak samo fakt fizyczny istnieje, poniewa zawiera w sobie
liczne elementy. "bezwadno" obserwacji, ale rwnie "bezwadno" kadego
istnienia s "podszewk" wiata. kwanty dosownie tkaj fizyk. nie ma czego
takiego, jak "fakt elementarny" w fizycznym zakresie, zawsze mam energetycznie
zoony i skomplikowany stan. w obserwacji zoony moj powoln reakcj, ale
zoony i w doznaniu, bowiem zachodzi znaczca, ogromna rnica tempa mojego
istnienia i procesw tworzcych. doznaj je, ale nie rejestruj. - ja to byt
powolny i efekt bezwadnoci procesu, jego zazbiania si i skadania w due
struktury, dlatego zdarzenia brzegowego nie zaobserwuj. moja obserwacja jest
zgrubna, przypomina spojrzenie osoby z wad dalekowzrocznoci: postrzegam od
punktu, kiedy ten punkt ju jest (wic ma wielko fizycznie znaczn). a po
drugie, kiedy si przemieszcza, i to wolno. widz daleko od osobliwego punktu,
w efekcie cay mi najbliszy przedzia znika z rejestracji. jednak nie wolno
nigdy z tego wycign wniosku, e odbieram (ustalam) w takim "upoledzonym"
postrzeganiu cay wiat, e to wszystko. kiedy tak postpi, popeni bd.
346

na tej podstawie mog zapisa tak zaleno oglnej skali:


0
8/0
16
24
32
40
48
56
64
72
80
88
96
104
112
120
128

1
2 (128 : 64 = 2)
4
8
16
32
64
128
256
512
1024
2048
4096
8192
16 384
32 768
65 536

mona powiedzie, e zaleno jest generalna. to znaczy, e pojawianie si


dokadnych liczb w rodzaju "32 768", "1 605 632" - itp., e to jest opisanie
procesu ewolucyjnego, w tym wypadku czenia si kwantw w struktury coraz
wiksze (rozbudowane i skomplikowane swoj wewntrzn konstrukcja, ale take
o skompilowanych relacjach z otoczeniem). taka piramida liczb to jest opis
dokadny, tyle elementw skada si na to, co dla mnie jest jednostk (np. w
formie komrki). przy pomocy takich liczb, w ktrych pojawia si nawet zbir
zbudowany z tysicy elementw, opisuj, definiuj, okrelam tworzenie si
kolejnych rzutw zjawisk i mam zawsze konkret. przecie za kad ustalon
tak liczb stoi fizyczny element, ktry naley do jednego momentu procesu (i
jest przez ten stan dokadnie definiowalny). to nie jest w obserwacji nigdy
dla mnie idealnie taki stan, wanie na skutek mojego "zgrubnego" widzenia
i liczenia jednostek w formie zoonej (jako zbioru ewolucyjnego), ale jest
to oddanie punktw, wielkoci, przedziaw przejciowych. wyliczenie operuje
stanem dokadnie zdefiniowanym dla mnie nigdy nie do osignicia. ale przez
to tak wanym.
przy czym te liczby, na co warto zwrci uwag, kolejne wielkoci, ktre ju
przynale do innego cyklu i do innego zakresu skali zdarze (znalazy si
na poziomie w stosunku do podpoziomu) - mimo tego zawsze pozostaj w staej
i kwantowej proporcji do podstawowych liczb. to znaczy, e jeeli pojawia si
liczba wyraona w tysicach (elementw tworzcych zjawisko), a jednoczenie
jest opisana jako wielokrotno np. "32", to takie liczby naley traktowa
jako realizujce si w ramach ewolucji w tych samych punktach wzowych, ale
na innym poziomie. mwic inaczej, w ramach fali jest to ten sam punkt (czy
przedzia), tylko fala przebiega na innym (wyszym lub niszym) poziomie i
inna wielko w ni jest zaangaowanych jednostek. jednak funkcja miejsca i
jego znaczenie analogiczne.
dlatego wielko liczby, pomimo jej zapisu (czasami w iloci znacznej), jest
t sam - spenia t sam funkcj, co liczba kwantowa. czy to liczba "32"
czy 32 miliardy (biliony, itp.), "to jest to samo". skala, "grubo" liczby
oczywicie inna, zalena od tego, ktrego dotyczy poziomu, ale spenia tak
sam rol. to wielokrotno kwantowa zjawiska, pochodna zliczaniu kwantw.
taka zaleno wynika wprost z diagramu oraz rozkadu liczb. w kadym razie
zaleno, "przejcie" liczb kwantowych na dziesitne jest "waciwoci",
cech ewolucji, liczenie dziesitne to nie wymys rozumu. (a poniewa temat
wany, jeszcze do niego wrc.)
347

- "komrka ewolucyjna"
- pojcie "komrki" - "piramida komrek"
- ogld zewntrzny ewolucji
- stany brzegowe - "bezwadno" zjawisk
poniewa komrka biologiczna to wane w ewolucji zdarzenie, zwaszcza przez
odniesienie do mojego istnienia, dlatego warto procesom, ktre j formuj,
przyjrze si gbiej. a po drugie dlatego, e jest to analogia do kadej
zmiany ewolucyjnej. mwi "komrka" - myl ewolucja.
punktem wyjcia musi by eksperyment, czyli odniesienie teoretycznych ustale
do rzeczywistoci, to najlepsza - jedyna metoda weryfikacji hipotez. kiedy
mam ustali, co z produkcji umysu posiada charakter oczywistoci i wystpuje
"namacalnie", co z konstrukcji opisujcego wiat obserwatora ma sens, a co
jest "zudzeniem" poszukiwacza prawdy - to musi pojawi si eksperyment, musi
ustalenia logiczne potwierdzi zbadany konkret, np. "komrka" (biologiczna).
przez eksperyment do wiedzy pewnej, tego podkrela nie musz - co najwyej
do tego si zastosowa. dlatego w tym miejscu wypada, jest wrcz konieczne
przyjrze si ustaleniom, i to pod ktem ich odniesienia do eksperymentu. co
w moim przypadku przekada si na pytanie: a jak ma si to, co wyej zostao
policzone, do procesw realnych? jak ustalenia kwantowe maj si do fizycznie
i przez przyrzdy (niekoniecznie powikszajce) ustalane fakty? sprawdza si
to, czy trzeba co doda?
wystarczy przyjrze si dokadnie rysowanej (nie tak dawno) oglnej formule
przebiegu ewolucji, czyli podziau na przebieg "wewntrzny" i "zewntrzny" wystarczy przeledzi, jak zaczyna si oraz kontynuuje w kolejnych odcinkach
ewolucja, eby nabra przekonania, e cho zasad ustaliem dokadnie, e tak
zawsze i w oglnym schemacie powstaje i toczy si ewolucja, ale jednak trzeba
co do tego dooy. pytania, ktre stawia sobie w chwili pocztkowej biolog
(w chwili oznaczajcej tworzenie si faktw "komrkowych", podzia itp.), te
pytania s zasadniczym powodem uzupenienia obrazu procesu.
co postrzega obserwator, ktry rejestruje pocztek ewolucji biologicznej? dla
jasnoci i wyrazistoci procesu ograniczam si do zbioru komrek ycia, ale
opis, wiadomo, stosuje si do wszystkiego. w procesie kwantowym wydarzenia
przebiegaj jako przechodzenie na kolejne poziomy, i jako podwojenie. czyli
pierwszy stan, pierwszy etap wydarze w ewolucji to dwa kwanty, dwie komrki.
i to jest zasadniczy punkt rozumowania. tutaj, na/w tym pierwszym etapie co
si dzieje, co nie posiada, pozornie, odpowiednika w innych etapach: s dwa
kwanty i dwie komrki ("rodzicielskie"). podkrelam, mam tu jednoczenie, w
obu sposobach liczenia (wedug zasady "7/7" i "8/8"), w obu przypadkach mam
tu t sam wielko, ewolucja zaczyna si tym samym stanem. czyli kada tutaj
zaangaowana w proces komrka, sama z siebie podwojona, buduje rwnie stan
podwojony. czy to nie jest pomyka? nie. dlaczego? poniewa ewolucja musi si
zacz od dwu kwantw - eby moga w ogle zaistnie. oczywicie mgbym
powiedzie, e zakres biologii jest ju wewntrznym, bardzo skomplikowanym i
dwudzielnym z zasady elementem rzeczywistoci, e dwa kwanty (tu dwie komrki)
musz by u pocztku "narodzin" - ale tu chodzi o jedno zjawisk. jeeli to
dzieje si w ten sposb przy komrkach, to wystpuje i w kadym procesie.
obie zasady, oba sposoby postrzegania maj w pocztkowym punkcie ten sam i
jeden stan: dwa elementy. w ewolucji nie ma wielkoci jednego kwantu. widz,
obserwator zewntrzny go "zarejestruje", ale to przecie nie jest wydarzenie
ewolucyjne, to "powka" ewolucji (potencjalnej ewolucji). - "powka" dla
obserwatora wewntrznego, ktry stara si dojrze fakt pocztkowy (i to jest
ta "synna" powka kwantowa). w takim pocztkowym punkcie ilo logicznych
kwantw procesu jest rwna temu, ile jest komrek. to dokadnie w momencie
"styknicia" si na "jeden kwantowy krok" elementw (komrek) startuje proces
- wczeniej go nie byo, zaczyna si od chwili poczenia dwu rodzicielskich
kwantw. dopiero w tym punkcie ewolucja konkretnego bytu nabiera znaczenia.
348

podkrelam to mocno, dla tego, dopiero przyszego "ciaa" (z tej perspektywy


tylko potencjalnego), po wielu "zakrtach" ewolucji i okolicznoci), w takim
"zetkniciu" si na odlego kwantow "komrek rodzicielskich", zaczynaj
si zjawiska oznaczajce nowy byt, now ewolucj. mogo by wczeniej takich
faktw (podobnych zasad) nieskoczenie wiele - tylko co z tego, absolutnie
nic. "przed" jest zakresem ciemnym z definicji, przynaley do zjawisk, dla tej
zmiany, ktre s poza-skoczone (takich zbiorw), ale nie ma nigdy znaczenia
innego, jak "dziedziczno". nosz w sobie cechy poprzednikw (i cechy wiata
w kadym wymiarze), ale to dla mnie informacja "spoza", warunkujca zmian,
ale spoza krgu codziennoci lub fundamentalnie gboka, ktra znajduje si
na najniszym, wanie "genetycznym" poziomie. - identycznie wydarzenia "po"
w ewolucji, te stan "ciemny" i te "tylko" "obciajcy" dziedzicznie byty
przysze, kolejne pokolenia. nic wicej i a tyle. ja "wiem", jako ewolucja
"obarczona" tym dziedzictwem, po analizie logicznej i z interpretacji faktw
wiata, e musia by "wczeniej" stan dwu elementw, ich "zejcie" si oraz
wzajemny tok ewolucyjny - tylko e jest to dla mnie wiedza "zewntrzna", nie
wchodzi w mj tok wydarze. warunkuje go, ale jest zawsze "poza" mn.
pytanie: czy obserwator wydarze, w tym wypadku biolog obserwujcy procesy
podziau, czy kto taki bdzie postrzega wydarzenia w tak opisany generalny
i oglny sposb? nie. dlaczego? bo dla niego, jak dla kadej wewntrznej, w
rodku si znajdujcej ewolucji, wydarzenia nie zaczynaj si od poczenia
taki obserwator nie moe tego dojrze. dla niego wydarzeniem obserwowalnym
bdzie dopiero pierwszy podzia komrek. - czy to poprawne ujcie, przecie
obserwator jest faktem zewntrznym do postrzeganego (tu podziau komrek)?
jest zewntrzny do obiektu, ale wewntrzny w procesie zawiera si w takim
samym procesie, ktry tworzy postrzegany obiekt. to jest ten/taki sam proces
i zachodzi w obu ukadach tak samo. dlatego te jest zawsze postrzegany "od
wewntrz". - mog by w stosunku do obiektu bytem "na zewntrz", ale zarazem
jestem bytem w nim wewntrznym przez "powinowactwo" energetyczne (i jedno
procesu). w tym konkretnym przypadku, kiedy badaczem jest biolog, dla niego
okres i zakres brzegowy zdarzenia energetycznego jest identyczny z tym, co
widzi (podzia), i nie moe go inaczej postrzega. ale nie tylko o to chodzi.
prosz spojrze na zdarzenie z jego punktu widzenia, ju w szerszym logicznym
ujciu. oto okazuje si, e jako badacz nie moe uwzgldni w swoim dziaaniu
faktw "przed", tutaj przed poczeniem komrek rodzicielskich. bowiem tego
zakresu nie ma w badaniu. podobnie jak fizyk, ktry bada granice wiata, nie
moe w obrb dziaania wprowadzi faktw spoza obszaru badanego, bo nie ma
jak ich zczy z "treci", obiektem badanym identycznie biolog nie moe
opisa procesu "przed" "zapodnieniem", bo tego odcinka zdarze nie moe by
w jego eksperymencie. jest obiekt, konkret, ciao fizyczne ale nie to, co
do niego doprowadzio. jako obserwator umieszczony wewntrz procesu biolog
nie bdzie rozrnia wydarze wczeniejszych, one "znikaj" w zaistniaym
fakcie, s poza nim. dopiero z chwil, kiedy pojawia si jednostka, ktra ma
w sobie dwa elementy, dopiero taki stan, ktry podzieli si najmniej na dwa
stany - biolog, jako obserwator zewntrzny, postrzegajcy wydarzenia w duej
skali, bdzie je rejestrowa, dla niego fakt badawczy dopiero w tym momencie
zaistnia. wczeniejsze moe wyznaczy, okreli jako zdarzenia do badania
poprzedzajce, "rodzicielskie" (czy "szcztkowe"), ale to bdzie zawsze poza
jego obszarem, bdzie wykroczenie poza eksperyment. kiedy tak postpi, doda
do eksperymentu to, czego w nim by nie moe: inny punkt widzenia. a to ju
oznacza inny eksperyment. - to s zdarzenia zachodzce na/w brzegach, na/w
podprogowych i "poprzednich" etapach. do momentu pierwszego "podziau" nie
ma w badaniu zakresu "poniej". kade badanie, kady akt obserwacyjny wiata
ma swoj tre fizycznie (a w tym przypadku biologicznie) to obiekt badany
oznacza tre poznania. w ujciu najszerszym, logicznym, poznanie obejmuje
wszystko (z wielkociami nieskoczonymi), ale nie ma tego zakresu od rodka.
349

jak biolog opisze wydarzenia, kiedy obserwuje komrk? dla niego, jak i dla
kadego obserwatora wewntrznego, procesy zaczn si toczy dopiero z chwil
pierwszego podziau, a nie z chwil poczenia komrek rodzicielskich. midzy
spotkaniem komrek a podziaem jest zakres ciemny procesu, podprogowy w tym
ujciu. dopiero podzia oznacza, e wydarzenia nabray cech, e poczynaj
si tworzy struktury. "czas ewolucji" zaczyna tyka od chwili spotkania si
dwu komrek (tu komrek rozrodczych), jednak skutki tego zdarzenia dotr na
poziom fizycznej obserwacji "po jakim czasie" - i s dalekie z tego punktu
widzenia, s przedziaem zdarze o licznych "zakrtach".
warto w dziaaniu biologa podkreli fakt, e jest to szczeglny przypadek
obserwacyjny. dlatego, e postrzega procesy sobie "bliskie", e rejestruje
byty w "swoim zakresie kwantowym". to wyrniony, niezwyky w ewolucji punkt
obserwacji. po pierwsze dlatego, e jest jedynym na dzi w takiej formule
(inni obserwatorzy s albo konstrukcj logiczn, albo bytem potencjalnym i
pustym), a po drugie, e obserwacja dotyczy procesw wspbienych do tego
obserwatora pokrewnych. zazwyczaj obserwuje si inne fakty i inne warstwy
kwantowe, obserwacja swojej ewolucji jest wyjtkiem w caym zdarzeniu wiata.
dlatego powstaje niezwyka sytuacja: jednoczesno wielu punktw obserwacji.
co nie moe zaistnie w przypadku postrzegania atomw czy gwiazd, to dzieje
si w biologii. - czyli biolog okazuje si obserwatorem zarazem wewntrznym
do tak konkretnie wyrnionego procesu, jak i bdzie ulokowany zewntrznie.
zalenie od tego, co wyrni, w jaki proces wpisze swoje poznanie, raz si
okae obarczony wiedz o stanach "rodzicielskich", bo widzi proces z jego
elementami skadowymi, ktre id "do" punktu symetrii i zakrzywienia (jak i
"od" punktu odchodzce) - albo ograniczy pomiar do faktu dzielcej si przed
nim struktury. to jest analogiczny punkt opisu, ktry ma miejsce w przypadku
mieszania obserwacji fizyka i logika przy definiowaniu brzegu i osobliwoci
wszechwiata, ale w tym momencie jest realnie moliwy do przeprowadzenia. bo
cho efekty i dylematy logiczne, jak wspominaem, s w obu dziaaniach takie
same, identyczne (i w generalnym ujciu wane), to w tym badaniu jednak nie
maj wikszego znaczenia. dla biologa liczy si to, co si obecnie dzieje, a
fakt "przed" jest dopenieniem, ktry mona wprowadzi w obszar badania. e
to miesza porzdki? miesza. i utrudnia pomiar. ale jest moliwym.
pozycja biologa, obserwatora zbienego z treci obserwowanej warstwy, ktrej
sam jest elementem, to daje przywilej obserwacji dokadnej i ze szczegami,
jedynej w tym rodzaju, ale jednoczenie wymaga dyscypliny. zawsze zmieszanie
punktw obserwacji prowadzi do bdu niedoszacowania lub przeszacowania w
badanym skadnikw, jednak dla biologia moe to nie konsekwencje znaczce,
a przede wszystkim dla tego, kogo bada. cise rozgraniczenie procesu swoj
wag posiada, bo przekada si na "by albo nie by". jeeli koncentruje si
w analizach na tym, co si dzieje od poczenia i jak si dziel na kolejnych
etapach komrki, stosuje punkt widzenia "wewntrz", jego opis zawiera si w
schemacie "7/7". ale kiedy, np. lekarz, pomaga proszcym o pomoc przyszym
rodzicom, to przecie dla niego wydarzenia wykraczaj daleko poza ten jeden
punkt. postrzega stany nawet bardzo odlege od chwili zejcia si komrek.
analizuje histori tej rodziny, zastanawia si nad przyczyn "niedronoci"
szlakw kwantowych. a efekty dziaa wasnych wprowadza w krg ewolucji,
ktrej jeszcze nawet w formie pocztkowej nie ma - i jest elementem skadowym
tego procesu. o ile fizyk (na dzi) moe tylko stara si pozna brzeg oraz
definiowa procesy o tyle biolog moe tworzy fakty, ktre nie zaistniay
jeszcze, i mie na nie wpyw. ale poniewa jest to ta sama ewolucja, jednej
energii i regua jej zmiany identyczna to rwnie fizyk moe posiada (i to
zasadnie) nadziej, e kiedy stanie si obserwatorem wspbienym do procesu,
e i on zacznie wpywa na fakty, ktrych jeszcze nie ma lub ktre inaczej
nigdy by nie zaistniay. wpywa nie tylko w krgu fizycznym, ale szerzej.
c, do rodzicielstwa trzeba dorosn.
350

- brzeg ewolucji
opis "komrkowy" jest opisem zewntrznym, a opis "kwantowy" to zdefiniowanie
zmiany z "wntrza" ewolucji, oba ujcia warunkuj si oraz dopeniaj. dla
wewntrznego obserwatora brzeg wydarze, zakres pomidzy punktem "7" poziomu
pierwszego a punktem "1" poziomu drugiego, nie jest postrzegany dla niego
w konsekwencji zjawiska zaczynaj si toczy od podziau komrkowego, dopiero
od punktu "1" drugiej linii. a to oznacza, e rejestruje nie punkt "zerowy"
wydarzenia (spotkanie elementw), nie przedzia 0-1, na/w ktrym dochodzi do
zbliania si do osi symetrii i zakrzywienia procesu (po spotkaniu elementw,
w ramach tego spotkania, rwnie dochodzi do wielokrotnego oraz podprogowego
docierania procesu do osobliwoci i "odbijania si") - lecz dopiero od punktu
"1", w przedziale 1-2 drugiego poziomu, moe taki obserwator postrzega fakty
i mierzy ("z wysoka" i pno). zdarzenie dla niego pierwsze, jest w historii
komrki wydarzeniem bardzo odlegym od brzegu, proces wielokrotnie ju si
zaama w osi symetrii. obserwator rejestruje co, co ma dugi yciorys w
postaci "wydobywania" si ponad paszczyzn.
dwie linie zaczynaj procesy na/w brzegu, w tym wypadku s to rodzicielskie
komrki. w jednym przypadku na brzegu znajduj si procesy w postaci komrki
"matczynej", w drugiej "ojcowskie", tu pojte bardzo dosownie. obie ewolucje
s w ramach swoich odcinkw dopenione, brzegowe, kracowe dotary do kresu
swych moliwoci. w linii "matczynej" do stanu jednoci, kwantu w czci
"ojcowskiej" s to kwanty jednoci, zbir kwantw logicznych. raz ustalam w
procesie maksymalne zbiegnicie ewolucyjne, raz rozproszenie maksymalne (w
ramach tej ewolucji). - jajeczko, komrka powstaa w takim procesie, jest
"idealnym" zobrazowaniem zasad kwantowych, to maksymalne zbiegnicie si w
ramach organizmu energii, to "caa" jednostka kwantowa. a druga strona, tu
ojcowska, plemniki, to nic innego, jak biologicznie dziejca si, biologiczna
realizacja drugiej moliwoci: maksymalnego rozpadu. to komrki maksymalnie
"proste" w procesie. o ile jajeczko to osobliwo jednego brzegu, plemniki s
osobliwoci drugiego rodzaju. w obu liniach jest to jednak skrajny, brzegowy
stan. maksymalne poczenie lub maksymalne rozbiegnicie si.
oczywicie jest to proces w ramach biologicznego, dlatego skomplikowaniem
"wysokiego" poziomu, czyli nie ma mowy, eby to by stan logicznie skrajny
dla wszechwiata, jednak zasada jest ta sama i efekt funkcjonalnie ten sam:
kwant logiczny. ale, co zrozumiae, w podprogowych zakresach wszelkie inne,
niej lece wydarzenia kwantowe s i "dopeniaj", warunkuj te "wysokie",
rejestrowane. s w "zakresie ciemnym", podprogowym ale s. musz by, eby
tutejsze, nadprogowe, mona byo obserwowa/doznawa. jajeczko i plemniki to brzeg ewolucji biologicznej (tu czowieka). to s stany maksymalne procesu
i jego "osobliwo". jajeczko to efekt procesu idcego "do" brzegu, plemniki
"od" brzegu. ich spotkanie w czasie i przestrzeni to wytworzenie kolejnej
osi symetrii i zakrzywienia - to punkt pocztkowy nowej linii ewolucyjnej.
ale ten nowy punkt moe zaistnie dlatego, e okres rodzicielski dobieg ju
koca.
pojawia si jednak zasadnicze pytanie o brzeg i jego rol: dlaczego elementy,
ktre znajduj si ju w punkcie "8", nie rozpadaj si? sprawa dotyczy faktu
dochodzenia do punktu skrajnego, nie docieranie do granicy jako takiej (i nie
ma znaczenia, o ktrym brzegu mwi). jeeli co dotaro do poziomu i punktu
skrajnego (do ciany), dlaczego nie "znika"? to jest pytanie, po pierwsze,
czysto praktyczne, ale ktre musi by zanalizowane logicznie, to po drugie.
przecie chodzi tu o dylemat, e zanim dojdzie do poczenia w rodowisku dwu
jednostek, musi min jaki okres czasu i przestrzeni (a rodowisko ma swj
niszczcy potencja). wic, gdyby nie "bezwadno" procesu, to nie byoby
"cigu dalszego" - gdyby proces w brzegu koczy si "natychmiast", tych sw
bym nie pisa. z mojego punktu widzenia pytanie o praktyczne zachodzenie na
brzegu zjawisk - to ma znaczenie zasadnicze.
351

sprawa jest wana. i bya ju poruszana w innej formie. chodzio wwczas o


dylemat, dlaczego energia na brzegu wszechwiata, po pierwsze, zaistnieje,
a po drugie, utrzyma si i nie ucieknie na brzegu pojtym jako stan-etap
pierwszy do takiego zdarzenia. obecnie temat powraca, tym razem na poziomie
do mnie najbliszym funkcjonalnie (i logicznie) jest to ten sam dylemat,
jednak dotyczy iloci zaangaowanej energii innego ju zakresu. pytanie jest
dlatego wane, e z analizy teoretycznej, ktra o ile nie zostanie odniesiona
do wydarze fizycznych, mona wysnu wniosek, e procesy na brzegu musz ju
by maksymalne. e nic si tu nie dzieje.
i rzeczywicie - nie dzieje si. w zakresie brzegowym zmiany energetycznej,
obserwacja prowadzona z punktu widzenia wewntrznego lub zewntrznego, nic
nie zarejestruje, "tu" nic si nie dzieje na/w brzegu z zaoenia nic si
nie moe dzia. tylko e, i o to chodzi w tym momencie, takie stwierdzenie
dotyczy i odnosi si do brzegu pojtego logicznie, skrajnie, kracowo. czyli
gdzie i kiedy. w takim brzegu jednokwantowym z zaoenia nic si dzia nie
moe. ale nie w obrbie ewolucji wikszego zakresu. oczywicie musz w opisie
procesu wprowadzi zdarzenie brzegowe i osobliwe, poniewa schemat jest ten
sam, ale jest to brzeg osobliwy w ramach wszechwiata i brzeg skomplikowanej
struktury. owszem, co pozornie tylko gmatwa ujcie do niemoebnego, ma take
on identyczny brzeg w kadym swoim elemencie, bo kady element "styka" si
przez ten brzeg z brzegiem skrajnym (kady element "koczy" si wewntrznie,
we wszechwiecie, tym samym stanem, ktry wystpuje na brzegu maksymalnym,
to logicznie i fizycznie jest ten sam brzeg tylko realizuje si "tu", jest
w rodku geometryczno-fizycznej sfery wiata). ale zachodzi wana rnica:
jest otoczony z kadej strony takimi samymi stanami, dlatego nie dochodzi do
uciekania energii w nieskoczono, tylko do wntrza wiata, energia ponownie
zasila wntrze ewolucji nadrzdnej i nie zostaje stracona. - i zastrzeenie:
z punktu widzenia traccej energi ewolucji (dowolnego bytu we wszechwiecie)
nie ma znaczenia, e ta brzegowo oddalajca si energia pozostaje wewntrz w
procesie szerszej skali dla tej ewolucji jest to rwnie tracenie kwantw
"do nieskoczonoci". z mojego punktu widzenia straty s bezpowrotne, s "na
zawsze". ale e logicznie mog kwanty budowa ciao ssiednie c, troch
to mi humor poprawia.
ale o ile na brzegu pojtym logicznie nic si rzeczywicie nie dzieje, to na
brzegu, w przedziale granicznym w ewolucji nadrzdnej procesy s znaczce i
liczne - i posiadaj mnogo pod-zdarze. w analiz brzegu, eby obraz by w
zgodzie z realiami, trzeba wprowadzi rwnie poziomy, "zakresy podprogowe",
jak je nazywam. na rysunku to jeden odcinek, logicznie jeden "rzut" zdarzenia
- ale przecie fizycznie, dla obiektu duej komplikacji budowy, to na wiele
podzakresw rozcignity etap ewolucji. w zewntrznym i logicznym ujciu to
jeden "skok", w procesie fizycznym mnogo kwantowych przemian - wielokrotne
docieranie wydarze do osi symetrii i od niej odchodzenie. postrzegam fakt i
"jednostk", a poniej powierzchni postrzegania kryje si piramida wydarze.
zanim zjawiska dojd na poziom oglny, zanim cao procesu objawi si dla
mnie rozpadem lub poczeniem logicznego kwantu zachodz "drgnienia" duej
skali (tyknicia kwantowe). na brzegu wydarzenia tocz si w najlepsze, tylko
obserwacja jest utrudniona lub niemoliwa. trup "istnieje" brzegowo, zmiana
w tym zakresie to "czysta" osobliwo do wczeniejszej ewolucji, ale proces
w przedziale brzegowym toczy si "w najlepsze". ewolucja (tu czowieka), jako
cao, osigna stan osobliwy, ale niej lece zakresy nadal (i jeszcze
dugo) "buzuj".
pytanie o zjawiska brzegowe, to pytanie o przedziay skrajne w ewolucji. one
nie s rejestrowalne, ale s niezwykle wane. dlaczego nie zachodzi skokowy
i "natychmiastowy" tok zjawisk? dlaczego przedzia, tak skrajny odcinek w
ewolucji ma "rozmiar" w czasie i przestrzeni? jak dugo moe "trwa" zanim
si "zuszczy" i przestanie by uyteczny? co go hamuje lub przyspiesza?
352

- jak przebiegaj procesy brzegowe?


to pytanie w ujciu wycznie kwantowym, dlatego nie jest a tak wane w tej
chwili. pytanie o brzeg skrajny i maksymalny wiata mog obecnie odsun na
kiedy (bo jest dla logiki niewtpliwie interesujce) i zaj si brzegiem
rwnie skrajnym ale biologicznym. funkcja ta sama, zachodzenie takie samo,
ale jest to przede wszystkim brzeg moliwy do poznania. wspominaem ju, e
biolog ma ten sam zbir dylematw logicznych w obserwacji, co fizyk, ale ma
zarazem do dyspozycji poziom sobie rwnorzdny, a przez to postrzegany kwant
po kancie i detalicznie. i to ma tutaj znaczenie. - bo jeeli poznam jeden
zakres ewolucji w stanach porednich, to tak, jakbym pozna wszelkie. mona
wic zasadnie zakada, e tutaj, wspbienie do procesu pozyskane wyniki,
dadz si przenie na wszelkie a skoro tak, warto przyjrze si procesem
w okolicy mi najbliszej (czyli w sobie).
oto czytam, e komrka jajowa istnieje (jako brzegowa posta ewolucji) i jest
jednoczenie zdolna do "uytku" przez kilkanacie godzin, a komrki "plenne"
istniej i s zdolne do dziaania przez 24 - 36 godzin, to ju mi mwi wiele
o zdarzeniach. a porednio rwnie pozwala na ustalenie, jaki procent i jaki
przedzia oglnych wydarze obejmuje istnienie ewolucji komrki biologicznej
na brzegu i dowolnej ewolucji przez analogi. na podstawie podanych godzin
istnienia brzegowego mog wnosi, e najbardziej kwantowymi wielkociami s
tutaj, dla jajeczka, 16 godzin (przedzia 8-16 istnienia), e w tym okresie
istnieje gotowe s do przyjcia kwantu. co dla plemnikw ma odpowiednio stan
24 - 36 godzin, to jest ich przedzia brzegowego istnienia "w sprawnoci".
swoj drog, podane wielkoci liczbowe dla ewolucji zakresu brzegowego s w
liczbach kwantowych wane. kilkanacie godzin dla jajeczka, czyli wielko
maksymalnie 16 (18) jednostek, a dla plemnikw 24 36. zwracam uwag, e s
to proporcje, jak jeden do dwu, komrka plemnika "dziaa" dwukrotnie duej
od jajeczka. std mog wnosi, e spotkanie w punktach - dla komrki jajowej
8 jednostek (8 godzin) od chwili samodzielnego zaistnienia (wyodrbnienia z
ta) - a dla plemnika 16 (18) godzin od "wydostania si na wolno" - to s
optymalne, rodkowe, dla zjawiska najbardziej stabilne i efektywne punkty. to
w tym zakresie (ktry spotyka si w oglnym przedziale brzegowym "7-8/0-1")
zdarzy si - to wwczas ewolucja znajduje si maksymalnie w centrum procesu,
wwczas przebiega najbardziej stabilnie. bezwadno, przesunicie procesw
wielkiej skali kwantowej powoduje, e przedzia "zazbiania" si, "przedzia
reakcji", "przedzia zapodnienia" istnieje. gdyby nie wielopoziomowo oraz
czas potrzebny na pokonanie poziomw i stref, nie byoby ewolucji.
dlatego trzeba spojrze nieco inaczej na ewolucj w zakresie brzegowym, to
nie "dodatek", nie zakres ciemny, podprogowy - ale "gwny" i zasadniczy. z
takim zastrzeeniem, e kady etap ewolucji jest wany i gwny. jednak nie
bez podstaw mwi o tym przedziale jako gwnym, poniewa tutaj dochodzi do
zakrzywienia, powielenia, lustrzanego "odbicia".
dlaczego tak podkrelam fakt, e komrka jest jednostk? bo ma to znaczenie
w brzegowym procesie ewolucji. to, e komrka jest w obserwacji zewntrznej
caoci wyrnion z ta i posiadajc brzeg, a jednoczenie znajduje si na
brzegu ewolucyjnym, to ma decydujce znaczenie dla samego procesu oraz jego
zrozumienia. jak rwnie pozwala wyjani, dlaczego proces biegnie dalej i na
brzegu si nie urywa. to bezwadno, wielopoziomowo tworzy "otoczk", w
ktrej zachodz zjawiska, to brzeg komrki dostarcza przestrzeni, w ktrej
moe si ewolucja toczy, "chroni" i nie dopuszcza do rozpadu. "bezwadno"
ogranicza, mona nawet powiedzie, e zabezpiecza przed otoczeniem tworzy
efekt w postaci przeduenia istnienia, umoliwia, kiedy s sprzyjajce do
tego warunki, spotkanie energii dwu osobliwoci. - wane jest to, e brzeg
oddziela, odgranicza proces wewntrzny wobec rodowiska. wyznacza maksymalny
zakres istnienia ewolucji, jej najdalsze istnienie w otoczeniu, ale zarazem
separuje od otoczenia.
353

- zakres brzegowy - a rodowisko


peni brzeg podwjnie ograniczajc rol jest oporem dla zjawisk, ktre w
ewolucji zachodz, "odrodkowych", ale rwnie zabezpiecza przed naciskiem
otoczenia, siami "dorodkowymi". jednak pytania o to dlaczego, po pierwsze,
brzeg si pojawia i trwa jako stan stabilny i, po drugie, dlaczego procesy
wewntrzne stabilizuje, te pytania pozostaj w mocy. jak na nie odpowiedzie?
tylko przez odwoanie si do tego zewntrznego a niebezpiecznego rodowiska.
generalnie niebezpiecznego - ale fundamentalnie wanego, kiedy opisuj, chc
zrozumie ewolucj w jej zbornym istnieniu. jaki bowiem element wprowadzi
mog do procesu, eby go nie zniszczy, a jednoczenie warunkowa istnienie?
tylko zakres zewntrzny, tylko rodowisko. niczego innego przecie nie mam.
samo zaistnienie obiektu, w tym przypadku komrki ycia, to stan z tutejszej
perspektywy daleki i niepewny, tylko potencjalny to efekt procesw do niej
poprzednich, "rodzicielskich" - i zewntrznych. spotkay si w otoczeniu dwie
(wewntrznie podwojone) ewolucje, "stykny" si wielkociami kwantowymi i
zaistnia nowy ewolucyjny stan. ale zaistnia dlatego, co zasadnicze, e do
tych dwu elementw kwantowych logicznie (dwu kwantw logicznych) mam jeszcze
nastpne warstwy procesu. bo to nie jest ani jeden kwant, ani jedna warstwa
procesu. w przypadku biologicznym mam jeszcze ciaa osobnikw i ich stany,
one tutaj peni rol kolejnych warstw - po prostu dalej podlegaj reakcjom
kwantowania i energia si oddala. dlatego mam idcy z tej strony ewolucyjny
i cigy nacisk, to nie jest stan "czystej prni", mam cigle i dugo okres
"pola rodzicielskiego" (w przypadku wychowania osobniczego nawet pojmowanego
dosownie). a przecie to jest proces analogiczny, ten sam przebieg musz w
kadym posiada. analogia do ycia i jednostki osobniczej, jak wspominaem,
moe-musi by przeniesiona na zakres wszelkich wydarze w tym wszechwiata.
czyli w proces kadej ewolucji musz, jako nacisk idcy z otoczenia, wpisa
"pole rodzicielskie", i to jako konieczno. jeeli takiego dopenienia nie
uczyni, to ewolucja wyrniona mi si momentalnie rozpada po pierwszym ju
poczeniu. jak nie mam czym ograniczy swobodnych oraz niezalenych zwizkw
kwantowych, bo one si rozpadn nim si obejrz tak jedyny dostpny czynnik,
ktry mog bra pod uwag w stabilizacji komrki, to rodowisko, kwantowe w
rodowisku warstwy. to nie moe by dugotrway (wieczny) proces, kady fakt
ewolucyjny si koczy, ale musi by na tyle dugi, eby mogy si lokalnie
wytworzy stabilne (w miar) warunki do zaistnienia wikszego ni jeden cykl.
eby przejcie na kolejny poziom byo moliwe, to musi by, po pierwsze,
stay dopyw energii z otoczenia do ewolucji a po drugie, musi on trwa, i
to dugo. - nie mam innego elementu "docisku" procesu, jak rodowisko, jak w
stosunku do wyrnionego procesu znajdujcy si "na zewntrz" "rodzicielski
fakt". ani w obrbie samej ewolucji czynnika stabilizacji nie znajd, ani w
samym rodowisku. nic w pustce samo z siebie nie stabilizuje procesw - wrcz
je niszczy, jak mwiem przy analizie prni. dlatego musi by "rozpadajcy"
si stan energetyczny, ktry tu jest rzeczywicie i fizycznie rodzicielskim,
eby ewolucja moga si toczy, moga zaistnie i si zmienia. i nie ma ju
znaczenia, jaki fakt opisuj, czy atom, czy moje ciao, czy wszechwiat. w
kadym przypadku mam do takiego bytu przypisany (jako konieczny) przedzia
brzegowy - i dalszy, rodowisko. zaistnienie brzegu, najmniejszej kwantowej
warstwy ewolucji, jest pochodn nacisku otoczenia, ale i proces dalszy, wic
stabilizacja zdarze rwnie jest moliwa dlatego, e ten "docisk" momentalnie
nie ustaje. fakt, ukad traci energi na rzecz otoczenia zawsze i cigle, tu
chodzi tylko o uredniony i czny bilans. - jeeli mam dopyw energii, ktry
straty niweluje, a nawet pozwala na wzrost, to ciao osobnicze nabiera wagi,
kiedy dopyw energii spada lub ustaje zupenie, zaczyna si przyspieszony
(i przyspieszajcy) rozpad, zanik w rodowisku. kiedy opiekucza rola "pola
rodzicielskiego" ustaje i brakuje czynnika nacisku ewolucja przechodzi w
zakres rozpadu. i sama staje si faktem naciskajcym na inne procesy.
354

- dwie linie ewolucji


dalej - i bardzo wane dla zrozumienia procesw komrkowych. musz wprowadzi
"dwuliniowo", dwustronno zjawiska. musz w tym punkcie przywoa dawno
wzmiankowan cech procesu: e idzie dwoma drogami i dwuliniowo. to znaczy,
jako rozpad i czenie - jako rozpad-czenie. przecie jestem zjawiskiem
wielkiej skali, ksztatuj mnie dwie linie jednoczenie obecne w ewolucji.
podkrelam, to ma wielkie znaczenie: proces ma posta jednoczesnego rozpadu
i wybuchu, czy si i zapada. zawsze jest takim w obrbie skomplikowanych
struktur. co to oznacza dla komrki, ktra znalaza si w punkcie brzegowym?
e ma "w sobie" maksymalny stan tak rozpadu, tak poczenia.
wane - w ujciu zewntrznym obserwator postrzega jedno, koniec cyklu oraz
zmian w ewolucji, proces si dopeni, wypeni, znajduje si na/w brzegu i ma stan jednego kwantu, jest osobliwoci. ale "w rodku" komrki te jest
stan maksymalnego uporzdkowania, te procesy, ju teraz wszelakie procesy
(po najnisze, kwantw logicznych absolutnych), one rwnie si w zjawisku
uporzdkoway, take maj swoje "odbicie" po drugiej stronie (ta druga strona
to "pierwszy krok kwantowy" do nastpnej ewolucji) czyli panuje w takiej
"komrce" (tutaj dosownie komrce) ad i porzdek. co to oznacza, czym si
charakteryzuje taki moment? e mam dwie linie procesu, i s one maksymalnie
wewntrznie poukadane. po jednej stronie ad maksymalnie zbiegnitej energii
(osobliwo zapaci), a po drugiej (symetrycznie, jako "odbicie", ale, co te
wane, odbicie w poziomie, w jednej warstwie, to zdarzenie "obok" lece) a po drugiej ad maksymalnego rozpadu. w obrbie wyrnionej w tle jednostki
kwantowej, mam zarazem dwie pene w ewolucji formy uporzdkowania: ad oraz
chaos (eby trzyma si tych opisw). to nie jest "tylko" osobliwo jednej
formuy, to postrzega obserwator do komrki zewntrzny fizycznie, ale jest
to rwnie ad, ktry rejestruje obserwator do procesu logicznie zewntrzny
(nadrzdny). mam maksymalny ad pod kadym wzgldem. - oczywicie ma to swoje
dopenienie w drugim "rodzicielskim" zakresie, w tworzeniu si plemnikw.
take na kocu jest ad maksymalnego rozpadu, jako zbioru, jednak rwnie w
obrbie kadej w tym zbiorze komrki jest take uporzdkowanie (kada komrka
jest tu stanem jednostki kwantowej, faktem penym). to s "prostsze" kwanty,
bo elementw mniej do porzdkowania, ale take s wane. tu rwnie s dwie
linie, ktre maj swoje uporzdkowanie jako rozpad i czenie.
kiedy wic w czasie-przestrzeni (najlepiej w zakresie wspomnianych wczeniej
godzin rodka procesu) spotykaj si te dwie ewolucje (zarazem jednostki oraz
zbiory), to po obu stronach lustra mam dwie linie procesu, i to uporzdkowane
maksymalnie - i si dopeniajce. to s "odbicia" funkcjonalne, dopeniajce
i dlatego mog wej w reakcj ze sob. nie ma znaczenia wystpujca rnica
w fizycznych "rozmiarach" oraz gabarytach, bo logicznie to jest analogiczny
sobie stan ewolucyjny: kwant logiczny. dlatego nie ma problemu (o ile jakie
bdy w "powielaniu" nie wystpi), eby proces mg si "zazbi", dopeni
idealnie - i potoczy dalej. sam fakt (i akt) fizycznego spotkania peni tu
funkcj "lustra", osi symetrii w tym czaso-przestrzennym procesie, ewolucja
"zakrzywia" si w takim spotkaniu dwu skrajnych w zmianie generalnej stanw.
(mia randka rodzicw a w efekcie moje zaistnienie.)
logicznie objawia si to tak, e cao energii w komrce na brzegu osiga
posta sfery, wszystkie kwanty logiczne tworz razem sfer jednokwantow
sfer. fizycznie, co zrozumiae, to nie wycznie brzeg geometryczny komrki,
ale rwnie jej wntrze bdzie brzegiem energetycznym. kwanty bd "upchane"
w caej komrce, a nie tylko na brzegu postrzeganym i ktry dla mnie objawia
si jako brzeg. w ujciu logicznym wszystkie elementy s brzegowe i skrajne
- ale fizycznie to "zapchana" struktura. w punkcie "8/0" uzyskuj nie zbir
swobodnych kwantw, ale cile i bardzo regularnie "uporzdkowany" produkt
ewolucji. tu nie ma miejsca na los, na przypadek - jest, dosownie, wcielona
w fizyczn posta regua.
355

pomijanie istnienia brzegu, a zwaszcza toczcych si na/w nim zdarze z


faktu nie uwzgldniania brzegu w obserwacji wewntrznej, pomijania w ujciu
"od rodka" strefy skrajnej ewolucji - z tego wynika inny opis i inny wynik
obserwacji (pomiaru). dla takiego punktu widzenia, si rzeczy (ale rwnie
intencjonalnie, jako dziaanie celowe odcinajce zakres brzegu i "poza") mam
w takim ujciu proces z inn cyklicznoci, po prostu widz co innego, jak
dzieje si rzeczywicie. kiedy z obserwacji wypadaj punkty osobliwe zmiany,
to opis nie moe by peny i jest ograniczone zrozumienie.
mwic inaczej, kiedy biolog (czy fizyk, kiedy analiza dotyczy zakresu jemu
dostpnego) widzi, e po sidmym podziale komrka si dzieli niesymetrycznie,
to oznacza, e nie obejmuje swym liczeniem stanw brzegowych i przedziaw
brzegowych. w praktyce, kwantowo i komrkowo liczc (nie biologicznie), mam
w takim eksperymencie osiem zakresw wydarze. i to si powtarza na kadym
kolejnym zakresie, przy kadym nastpnym podziale. - obserwacja biologiczna
ustala rytm, ale rytm dla tego procesu w ujciu wewntrznym. przy prostych i
wstpnych, wic atwo zauwaalnych procesach, mona rytmik uchwyci, mona
dostrzec i zdefiniowa bruzdowanie komrek (i je po prostu zliczy). jednak
kiedy ilo kwantw tworzcych ewolucj jest znaczna, a zjawisko przechodzi
na kolejny poziom w skomplikowaniu, obserwacja uczestniczca (tu zewntrzna)
musi si przerwa, a najmniej ulec ograniczeniu w stopniu zasadniczym. sprawa
banalna, zdolnoci rozrniania osobnych faktw si kocz i zaczyna brakowa
"palcw" do tak skomplikowanych operacji liczcych. a poniewa obserwator i
tak brzegu nie dotyka, to kolejne elementy wyaniaj mu si w obserwacji ju
gotowe i liczne. efekt? niepene zliczenie, to w najlepszym przypadku albo
"cuda niewidy".
kiedy obserwator biologiczny bdzie rejestrowa wydarzenia kolejnych cykli
podziaw komrek bez brzegu, to uzyska niepeny obraz, i ma to swoje wane,
bo praktyczne przeoenie. - opisywaem kiedy proces miesiczny czowieka,
gdzie wielkoci wan jest stan 28 dni (a jego rodek 14 dni). mwiem, e
to zdarzenie niepene z zasady i e brakuje w nim elementw do wielkoci 32,
penej i brzegowej. tutaj poszukiwany a konieczny brzeg si "odnajduje".
ten brzeg to albo czas rozpadu komrki nie wchodzcej w nowy cykl przemian,
brakuje jej do penej postaci elementw wydarze - albo jest to brzeg, do
ktrego dy, kiedy ju nastpio "spotkanie". stan, wielko "brakujca",
czyli 4 dni (jake wana liczba), to jest ten brzeg w ewolucji, ktry moe,
ale nie musi, uzyska "dopenienie" do penej postaci (w osi symetrii przez
czas i przestrze). tylko i wycznie w stadium zapodnienia ten graniczny
stan, 32 dni, komrka moe osign. inaczej do tego punktu bdzie trwa jej
rozpad, ju poza obserwacj biologiczn - przecie wanie skoczy si cykl,
komrka "wypada" (dosownie) z ewolucji. czyli, dla takiego obserwatora, to
ju proces "poza" zjawiskiem. e to "dopiero" brzeg, przedzia podajcy do
osobliwoci (dcy przez rodowisko do osobliwoci), ta informacja i wiedza
nie jest "w" procesie zawarta, to ju wiedza "meta" wzgldem tej "prostej"
biologicznej.
energia, ewolucja w postaci komrki biologicznej moe wzej, przedosta si
na nastpny cykl tylko w postaci stanu osobliwego. eby mona byo pocign
dalej wydarzenia, musi proces mie swoje dopenienie w postaci kolejnej ju
komrki, musi doj do spotkania przez czas i przestrze. kiedy nie dochodzi
do poczenia komrek (kwantw logicznych procesu), kiedy nie ma dopenienia
w ramach strony - proces si urywa. dopenienie mona szuka w otoczeniu - w
innej podobnej, ale nie identycznej zmianie. rnica w tym przypadku wynosi
jeden kwant, tylko/a tyle, ale musi by. z takiego dopenienia dwu, ju w
sobie wewntrznie podwojonych i uporzdkowanych ewolucji - tylko z takiego
spotkania moe utworzy si sumaryczny stan rodkowy. fakt, cielesny byt
np. obserwator.
kwant do kwantu - i zbuduje si kwant. 1 + 1 = 1.
356

- osobliwo
- wielko brzegu i znaczenie w ewolucji
kiedy "stan osobliwy" tyczy czarnej dziury, a jeszcze bardziej dla wikszego
ukadu, np. energii caego wszechwiata - wwczas odpowiednio dugo trwaj
procesy brzegowe. nim wydarzenia przejd od poziomu kwantw logicznych na/w
poziom kwantw caego ukadu, przeminie wiele jednostek czasu. poniewa jest
jajeczko "zbiorem osobliwym", moe by potraktowane jako analogiczne do stanu
osobliwego energii w czarnej dziurze. z tego mgbym wnosi (przy koniecznym
tu zastrzeeniu, e moe by inaczej), e czas istnienia brzegu w formie
czarnej dziury, czas "przebywania" energii w postaci brzegu (ale obu zakresw
brzegowych, koca i pocztku), take bdzie wynosi 16 (18) jednostek. w tym
wypadku miliardw lat ewolucji. co by si zgadzao z wyliczonymi przedziaami
zdarze w obrbie wszechwiata. cao cyklu tak ustalonego bdzie wynosia
8/8 = 64 jednostek, miliardw lat. brzeg osiem jednostek, a cao 64. przy
czym "wntrze", proces miedzy brzegami, to byoby 48 jednostek (64 - /8 x 2/;
po 8 jednostek na brzeg pocztkowy i kocowy). w kadym razie proporcje by
musz, jako e to ten sam proces - a zapisane w taki sposb, wygldaj nawet
zupenie sensownie.
ale to jeszcze nie koniec opisywania, co si dzieje, kiedy wydarzenia swoje
przeduenie na brzegu uzyskaj, czyli kiedy nastpi spotkanie si logicznych
kwantw - w tym przypadku jajeczka i plemnika. mona tutaj wyodrbni jeszcze
w wydarzeniu pewne etapy. jeeli wszystkie kwanty logiczne s ju jednostkami
i uporzdkowane do stanu maksymalnego - i w tym stadium nastpi wniknicie
do ukadu ze rodowiska innego kwantu logicznego, to naturalnie w takim, ju
teraz wsplnym ukadzie, nastpi ewolucja, zacznie si formowanie wok tego
wyrnionego punktu, do ktrego wnikn "plemnik", rnicowanie wydarze i
ksztatowanie nowego cyklu. dlaczego si zacznie? ale to proste: jeeli jest
"cisza i ad" stanu maksymalnego, to dosownie jeden kwant, kwant "nadmiaru"
burzy zastyg konstrukcj, wprowadza zamieszanie oraz tworzy "stronno"
procesu. mwic banalnie, jeden z punktw "przewaa", ma wiksz mas wobec
pozostaych - i tworzy si tym samym nie tylko ruch, ale "wir" w jednolitym
do tego momentu tle. i rusza proces, zjawisko si ksztatuje. z wpywaniem,
przepywaniem, warstwami, czeniem i rozpadami, polami itd. itp. jeden kwant
logiczny w takim uporzdkowanym ukadzie to "nadmiar", zaburzenie osobliwego
stanu. wic nie dziwi, e w postaci plemnika to si realizuje. bo wicej nie
potrzeba. to uzyskuje "punkt centralny", wok ktrego i w odniesieniu do
ktrego mog i musz si formowa procesy. nastpuje porzdkowanie wntrza
tego ukadu ju pod dyktando nowych okolicznoci i (filtrowania).
co si dzieje, kiedy plemnik wnika w ukad? o, tutaj nastpuje, zaczyna si
ciekawe i fascynujce biologw zjawisko (zreszt nie tylko biologw, to dla
wielu, nazbyt rozentuzjazmowanych osobowoci, przykad na istnienie wiadomo
czego). ot w takiej obserwacji jajeczko "wie", e nastpio zapodnienie i
"stawia" barier dla innych kwantw (cho, bywa, nie do skutecznie). co si
dzieje, e taka reakcja nastpuje? nie byoby to do wyjanienia, gdyby nie
wielopoziomowo zdarze. jeeli trzyma si w opisywaniu tylko wewntrznego,
jednego poziomu ewolucji, tutaj poziomu biologicznego, to nie mog nic doda
do tego procesu mog tylko opisa (co te nie jest mao). dlaczego pojawia
si "blokada" energetyczna jajeczka? dlaczego niekiedy zawodzi? odpowied,
jeeli przywoa obraz rozkwantowania, udzielenie odpowiedzi jest proste:
nastpuje "zasypanie", "zatkanie", po prostu nastpuje zablokowanie "dziur"
kwantowych przez sam proces. w/na stadium brzegowym, w ktrym do tej chwili
znajdowao si jajeczko, bya energetyczna stabilizacja i brzeg wydarzenia
by stabilny (jednorodny). plemnik zaburza ad, proces rusza, a brzeg si na
nowo "definiuje". czyli rusza "pole" kwantowe idce "od" osobliwoci - i
odrzuca kwanty dce "do". - "wiatr" zmieni kierunek w procesie i "wieje"
teraz "na zewntrz". (roz)poczyna si nowe.
357

z chwil, w momencie wniknicia plemnika do komrki jajowej zaczyna si w


tym procesie nowy etap reakcji. wczeniej bya "cisza" i stabilizacja, kwant
postaci maksymalnego uporzdkowania "oczekiwa" przed barier-osi symetrii
ewolucji na swoje dopenienie i kiedy to nastpio, kiedy zdarzenie dociera
do stanu penego, rusza dalszy proces. bo tak zdefiniowane zdarzenie ju jest
"po drugiej" stronie, pokonao "prg" osobliwoci, po "odbiciu" si o stan
"lustra" (brzegu), "wraca" w obrb zmiany. w chwili "tu" (zapodnienia), dla
mnie w obserwacji z wysoka, po pewnym czasie, co si "poruszy" w punkcie,
ale logicznie zmiana zaczyna si "krok" dalej w mojej obserwacji zdarzenie
jest w zakresie ciemnym i podprogowym, nieoznaczonym. ale jest.
co to znaczy, e doszo do zmiany, czym to si objawia? kiedy pojawia si w
otoczeniu (poza "centrum", poza osobliwoci) energia w postaci oddalajcych
si warstw kwantowych (kiedy ewolucja zaczyna "przetwarza" kwanty, wic si
kwantowa), mog by pewien, e tam, "na dole", "w punkcie" osobliwym proces
ju biegnie. zaczyna si wywieranie nacisku na otoczenie. kiedy dwudzielna
i dwuliniowa ewolucja si rozpoczyna, nastpuje, "prawie momentalnie" (ale
fizycznie przecie z przedziaami, podprogowymi wydarzeniami), uszczelnienie
brzegu, dosownie zatykanie dziur w brzegu. wytwarza si cinienie wewntrz
ewolucji, brzeg jest dociskany od rodka, i proces si "zatyka" wobec wiata
zewntrznego i napywu kolejnych kwantw. reakcja niekiedy jest "spniona",
bo kwanty, zdarzenia na tym poziomie zachodzce, maj po prostu pewien zakres
i dystans do przebycia midzy elementami ukadu a brzegiem. nim dotr na/w
brzeg, nim cinienie zacznie go uszczelnia, moe i niekiedy wnika jeszcze
do ukadu wiksza liczba elementw.
w tym obrazie wane jest rwnie to, e miejsce wniknicia kwantu jest take
wyznacznikiem, punktem orientacji zaczynajcej si ewolucji. czyli wyrniony
tak w jednorodnym tle punkt stanowi element centralny procesu, samym swoim
zaistnieniem wytwarza w otoczeniu zmian dramatyczn zmian, bo przecie
zmienio si wszystko. wczeniej bya "cisza" jednorodnoci i osobliwoci, a
teraz jest "zamieszanie", ktre ukierunkowuje zmiany i nadaje rytm - pobudza
swymi stanami i harmonizuje wydarzenia. nie mam danych, ale zakadam, e albo
ukad nerwowy, albo serce z tego pierwszego punktu wyrnionego si tworzy,
przynajmniej w wypadku duych ju organizmw, jak u czowieka (serce pojte
jako motor wewntrzny i stabilizator wydarze, ukad wzorcowy drga, ktry w
procesie wyznacza czstotliwo). wszystkie opisane w takim wydarzeniu przez
biologi procesy, wszystkie przegrupowania elementw, szeregowanie si, dalej
tworzenie nowych jakoci (chromosomy i inne), to nie ulega zmianie, ale to
skutek tych procesw, ktre id od najniszych poziomw. to jest uredniony
i duy ju zakres zdarze (kiedy biolog je rejestruje), ale wszystko zaczyna
si "momentalnie", bo w takiej obserwacji "poza" czasem i przestrzeni. byt
obserwujcy rejestruje dalekie i wysokie (skomplikowaniem) "echo" procesu w
rodowisku, ale jego rdo (pierwsza przyczyna) znajduje si w dawno zaszym
poczeniu "komrek rodzicielskich". gdzie gboko i daleko, w podpoziomie,
procesy si zazbiy, wir ewolucji wytworzy ruch w rodowisku - a "krgi" w
przestrzeni kwantowej w postaci "uwarstwionej" komrki "objawiy" si na/w
obszarze obserwacji - w horyzoncie zdarze "pnego" obserwatora.
jak z tego wida, istniej dlatego, e procesy wielopoziomowej ewolucji nie
dziej si dowolnie ale "powolnie" i "na dystansie". wielkie struktury maj
w sobie wpisan bezwadno, rozcigo, rozwleko. gdyby nie to, e do
penego rozpadu potrzeba czasu oraz przestrzeni, nie byoby ani biologa, ani
tego, co opisuje. - a tak, lokalnie, okazjonalnie, marginalnie, przypadkowo
(ale nie losowo, co cigle podkrelam) - w caym procesie wiata, na jakiej
maej, marginalnej, lokalnej i te "przypadkowej" planecie - otoczony rwnie
lokalnymi, marginalnie do ycia "wyprodukowanymi" ukadami, mog co o tym
"marginalnym" procesie - ale nie marginalnie! - powiedzie. czy ciekawie? a,
to ju inna opowie, do mnie marginalna.
358

- piramida kwantowa
- kwant ewolucyjny, kwant fizyczny
- doprecyzowanie
kwant fizyczny to zasadniczy element piramidy kwantw, jest na podstawowym,
ale nie fundamentalnym poziomie. rozrnienie ma wymiar "subtelny", pozwala
jednak powiedzie, e to s inne wielkoci jednostkowe. pojcie "fizycznego
kwantu" zmuszony byem wprowadzi, kiedy okazao si, e jednostka budujca
mj wszechwiat, nie jest tosama z jednostk wszystkiego, kwantem logicznym.
to w obu przypadkach jest oczywicie kwant logiczny poziomu, na ktrym si
znajduj (czy ktry analizuj), ale nie s to te same byty energetyczne. podzia poj zosta wprowadzony, termin by wielokrotnie stosowany, jednak
w tej chwili, pomimo do jasnego i intuicyjnie rozrnienia, musz ponownie
kilka sw o kwancie fizycznym nadmieni w formule doprecyzowania. dlatego,
e ujcia dotychczasowe niedokadnie oddaj jego zoon ju "natur". a po
drugie, doprecyzowanie, jak powstaje i dziaa kwant fizyczny, na pewno nie
zaszkodzi.
w jaki sposb dochodzi do wytworzenia si kantu fizycznego? to zbiegnicie
si "w tle" jednostek, to poczenie kwantw logicznych. zczenie si dwu
elementw logicznych, i tworzy si, zaczyna istnie kwant fizyczny. pniej
dzieje si to oczywicie na/w przedziale. graficznie proces wyglda tak:

ten nieco schematyczny rysunek oddaje zasad tworzenia si kwantu fizycznego


- jak i kadej ewolucji w zakresie podstawowym, pocztkowym. w czym rzecz?
te znaczki ">" oddaj kierunek czenia lub rozpadu, chodzi o poziom "1", na
ktrym biegn wydarzenia midzy kwantami logicznymi. na pierwszym poziomie w
procesie musi bra udzia osiem elementarnych stanw, ktre wytworz kwant
fizyczny. ten poziom nie jest "paski", jednak logicznie to to, paszczyzna
kwantw logicznych, i jest "wydarzeniem paskim", "cian". natomiast zakres
tworzenia si kwantu, tu kwantu fizycznego, to ju "wydarzenie", wydarzenie
elementarne. i jako takie "wystaje" ponad paszczyzn i jest "zauwaalne" w
jednorodnym tle. to tutaj, przez czenie i rozpadanie energii, tworzy si
struktura przestrzeni, tworzy si czaso-przestrze. punktowo, co podkrelam,
ale tworzy si czasoprzestrze.
znaczki na poziomie "2" i "3" to nie s elementy "istniejce" - ale s "w
trakcie" zaistnienia, czyli "istniej dynamicznie". mona to okreli jako
"drgania", ktre zachodz w ramach czenia-rozpadu lub jako elementy-fakty
w przemianie, w wyniku czego wytwarza si kwant. to etapy porednie, ktre
prowadz do pierwszego w fizyce elementu kwantu fizycznego.
359

- przedzia zjawisk
wane w tym rozrysowaniu jest ujcie "przedziaem", poniewa oddaje drog w
procesie, ktra zachodzi do wytworzenia si, "wyonienia" faktu na/w kolejnym
poziomie. rysunek pierwszy to prba oddania, e kwant fizyczny tworzy si "w
poziomie", jak i "w pionie" - jednoczenie tworzc te kierunki. oczywicie
kierunki ju dla mnie, jako istnienia rozbudowanego. jeeli co wyania si
"z paszczyzny", "wzrasta" (wyrasta) nad poziomy, to tym samym tworzy czas i
przestrze, tworzy struktur rzeczywistoci. "w chwili" przed zaistnieniem
kwantu fizycznego mam jedno i to w postaci "paskiego" wiata logicznych
kwantw, ale kiedy dochodzi do "zamieszania", "zawirowania" w rodowisku i
kiedy kwant logiczny si do swojego bliniaka zaczyna dodawa, mam zdarzenie,
elementarne zdarzenie fizyczne si zaczynajce. ono jeszcze nie istnieje, tu
dopiero zaczyna si tworzy. to etap analogiczny, ktry wystpuje w budowaniu
si komrki ycia, to proces do tego faktu wstpny, "rodzicielski" jednak
konieczny. jeszcze nie ma "komrki" w postaci penej jednostki, ale mam ruch,
kierunek zmiany, ktry w tym kierunku wiedzie. mam dwa elementy logiczne byt
energetyczny tworzce ale nie mam samego bytu w postaci funkcjonalnej. ju
nie ma stanu "ciszy" i bezruchu, ale jeszcze nie ma "ciaa". jest proces i
jest zdarzenie dziejce si "w przedziale" wobec takiej przyszej ewolucji
brzegowym, a przez to ciemnym (i dla niej nigdy nie istniejcym), ale proces
ju si toczy i warunkuje dalsze fakty. i nigdy nie dzieje si to nagle,
powtarzam ten zasadniczy argument. z mojej, ju w ewolucji wysokiej pozycji,
zakres brzegowy i jego przemiany s nage, maj charakter "od razu" - bo dla
mnie nie istniej. dla mnie nawet proces w skali nieskoczonej rozcignity,
ale przed moim zaistnieniem, taki "stan" ma wymiar nieskoczenie maego faktu
i nie istnieje. z perspektywy dla mnie dostpnej, wydarzenie poprzedzajce
jest "zaistnieniem nagym" (a dla niektrych cudownym), ale przecie realnie
si "dzieje", czenie si elementw wymaga czasu i przestrzeni, nage nie
jest w adnym przypadku. i wanie to oddaje pojcie "brzegu", "przedziau
brzegowego".
czyli terminy opisujce tutejszy wiat, "poziom" i "pion", zaczynaj realne
swoje zaistnienie w takim zakresie tworzcy si pierwszy stan dostpny w
ramach fizyki buduje, oznacza zarazem wyanianie si czterech wymiarw. oraz
obserwatora. kady nastpny dodany do ju zaistniaego w tle elementu kwant
tworzy, buduje wiat fizyczny, a pierwszym zakresem, ktry jest postrzegany
i ktry zaczyna fizyk - to kwant fizyczny. na podpoziomie, w krgu kwantw
logicznych, proces ma posta tworzenia si pierwszego "wydarzenia", zblienia
si do siebie dwu jednostek (pod naciskiem rodowiska, ktre odgrywa tutaj
zasadnicz rol, nigdy nie mona zapomina, e jest otoczenie do wyrnionego
faktu) - i w punkcie "1" ich poczenie w jedno. w tym punkcie koczy si
pierwszy odcinek, pierwszy zakres ewolucji - a zaczyna, w tym punkcie zaczyna
si tworzenie kwantu fizycznego. wczeniej by stanem, do ktrego ewolucja
dy, by wic bytem potencjalnym (inne okrelenie na ten moment, a ktre ma
fizyczne odniesienia: byt wirtualny), jednak w punkcie "1", kocu przedziau
tworzenia (si), tu ju mam fakt realny fakt, ktry znajduje si dla mnie
w zakresie poznania. jest bytem fizycznym, nadprogowym i znajduje si na/w
poziomie wszechwiata (tego, co uznaje za "wszechwiat" w zgrubnym ogldzie
i z wysoka).
wane w ujciu "przedziaowym" jest to, e pozwala mi na rozrnienie dwu
stanw, czyli kwantu logicznego oraz kwantu fizycznego, pokazuje, e jedno z
drugim jest cile (poprzez ruch) powizane, ale e to jednak ju inny poziom
zdarze w "polu-wszechwiecie". kwant logiczny ksztatuje fundament logiki (i
mylenia), kwant fizyczny buduje fundament fizyki, jeden jest najmniejsz
"cegiek" wszystkiego - drugi jest cegiek wszystkiego, co jest mi dostpne
i co mnie tworzy. kwant logiczny "buduje" w "zakresie" nieskoczonym, kwant
fizyczny buduje, skada si na skoczono.
360

- kwant fizyczny czy kwant ewolucyjny?


i teraz doprecyzowanie do doprecyzowania, bez tego si nie obejdzie. po
powiedzianym musz wprowadzi kolejne ucilenie poj, bo inaczej popadn
w sprzecznoci. o co chodzi? o fundamentalne w ewolucji rozrnienie: e s
zawsze byty podwojone, dwuelementowe, ktre tworz dwie linie. e jednostki
logiczne dopiero w poczeniu s faktem "zauwaalnym".
ot w tej chwili musz wprowadzi jeszcze jeden kwant opisujcy przedzia
pocztkowy, a dokadniej jego zakoczenie, czyli punkt "1". w tym przypadku
chodzi o pojcie "kwantu ewolucyjnego". - dlaczego musz to zrobi? bowiem
domaga si tego wspomniane podwojenie, na pocztku ewolucji mam zawsze stan
dwu elementw cznie. czy to bdzie kwant logiczny oraz prnia na poziomie
fundamentalnym, czy dwa kwanty logiczne (i dwa prni), czy podobne stany na
poziomach wyszych zawsze mam fakt podwojony, tylko od dwu elementw i ich
cznego zaistnienia mog mwi o bytach, tu nie ma innej moliwoci. i to z
tego wynika konieczno wprowadzenia nowego pojcia, to w adnym razie nie
jest fanaberia.
oczywicie uyte powyej okrelenie, czyli "kwant fizyczny", to ma rwnie
sens, w oglnym i bez szczegw obrazie, jest poprawne - ale wymaga, eby
w tok procesu wprowadzi kolejny przedzia wydarze tworzcych. owszem, fakt,
zgoda - z mojej, wic wysokiej pozycji obserwacyjnej, dwa elementy zczone w
jedno to ju rzeczywicie stan fizyczny i realny zaistniay. ale przecie
to nie oznacza, e zaistniay w peni, bo to dopiero zachodzi (a do momentu,
kiedy uzyskuje byt wielko kwantow omiu jednostek tworzcych). zdarzenie
do penego stanu dochodzi rwnie przedziaem, proces biegnie od poczenia,
"styknicia" ze sob (na odlego kwantow) 2 elementw logicznych do 8 w
penym kwancie kolejnego punktu ewolucji - omiu razem, jako zbir-jednostka.
dla mnie kwant fizyczny jest bytem "widocznym", jednak dopiero po pokonaniu
przedziau 2 8, nie wczeniej. wczeniej proces si toczy, ale nie dla mnie.
w punkcie "1" jest ju ponad powierzchni, i jest faktem - ale "ewolucyjnym
faktem" (ma w sobie wielo elementw), rozpoczyna ewolucj, ktra dopiero w
punkcie "2" procesu oglnego si dopeni.
dlaczego pojcie "kwant fizyczny" nie moe pozosta jako jedyne? poniewa w
swoim ogldzie musz wprowadzi podzia na etapy procesu. musz pocztkowo
zdarzenia ujmowa jako fizyczne (czyli realne) od chwili poczenia si dwu
kwantw, ale w kroku kolejnym pojawia si dylemat: co jest ewolucj, od kiedy
si zaczyna, i bez podziau na podetapy wydarzenia nie opisz. dla mnie, bytu
wewntrznego (i obserwatora), brzeg jest "paski" z zasady, a przecie dla
mnie brzegiem wiata jest stan kwantu fizycznego, najmniejszy stan logiczny
tworzcy zakres nadprogowy. ale to, e tak postrzegany brzeg rwnie ma swoje
pod-stany, o tym dopiero dowiaduj si poprzez analiz procesw ewolucyjnych
widz "paski brzeg", a tam mnogo zdarze tworzcych.
w tym rozumieniu staje si oczywiste, e w pierwszym kroku musz opisywa to
jedynym pojciem, a dopiero wtrnie pojawia si konieczno wprowadzenia do
niego etapw. i pojawia si "kwant ewolucyjny". czyli co? dokadnie to, co
wyej zostao powiedziane w odniesieniu do kwantu fizycznego. e to stan dwu
w tle wyrnionych i poczonych jednostek logicznych, poczonych po okresie
dochodzenia do siebie, czyli po okresie "randkowania". punkt "1" na rysunku,
koniec pierwszego przedziau (0 - 1) ewolucji. z chwil poczenia mam fakt,
wanie fakt ewolucyjny. byt podwojony. - kwant ewolucyjny zaczyna przedzia
(2 8), jest najmniejszym faktem wystpujcym w tym obszarze, a jako taki,
musi znw by podwojony, znw musz powiedzie, e penic rol logicznego
kwantu tego przedziau, musi by podwojony, eby proces pobieg dalej. - na
kocu tego przedziau uzyskam stan omiu elementw, ale kady z nich bdzie
ju zbudowany z jednostki podwojonej. i tak dalej, to samo w kadym nastpnym
przedziale. - kwant logiczny jest elementem, ale ewolucja zaczyna si od dwu
kwantw logicznych, jednostka nigdy sama faktw ewolucyjnych nie wytworzy.
361

ale, co musz podkreli w tym momencie do mocno, stosowanie wymienne poj


"kwantu ewolucyjnego" i "kwantu fizycznego" prowadzi do nieporozumienia, to
nie jest to samo. dlatego nie mona jednego kwantu podkada pod drugi. one
s w cisej symbiozie, kwant ewolucyjny bezporednio wsptworzy fizyczny
ale wanie wsptworzy, a nie zastpuje. dlatego, o ile nie doprecyzuj,
o czym w danym punkcie mwi lub, co waniejsze, co licz, popadam w spore
kopoty i dylematy. jest kwant ewolucyjny niewtpliwie kwantem fizycznym, w
tle przecie "zaistnia", ale nie jest mi dostpnym kwantem fizycznym do
tego puapu jeszcze w procesach energetycznych droga daleka. jak wida to na
rysunku drugim dokadnie, to inny moment w dziejach, to dwa brzegowe punkty
w zakresie, ktry w zbiorczym nazwaniu okrelam jako "kwant fizyczny". punkt
"1" tego zakresu to poczenie, zaistnienie dwu kwantw logicznych cznie
to jest wanie stan "kwantu ewolucyjnego". dwie jednostki kwantowe razem
to ewolucyjny kwant. natomiast kwant fizyczny wiata to zdarzenie "wysze",
ju w moim przedziale zawarte (najniszy punkt tego, wewntrznego zakresu).
jak w przypadku rodziny, matka plus ojciec, dwie jednostki cznie to jest
kwant ewolucyjny. najmniejszy stan ju oznaczajcy wydarzenie, ale czy bdzie
"obarczony" rodzin, to si dopiero okae.
przy czym znw eby nie byo nieporozumie, "kwantem ewolucyjnym" zawsze
jest stan podwojony kwantu logicznego zawsze, niezalenie od wyrnionego
poziomu. kiedy "stykam", prowadz analiz, ktra tworzy dwudzielny i czny
w efekcie stan ("matka" + "ojciec"), to w efekcie otrzymuj wielko kwantu
ewolucyjnego. w sensie generalnym, na poziomie wszechwiata (na/w przedziale
brzegowym wszechwiata) kwant ewolucyjny to dwa kwanty logiczne ale taki
sam fakt uzyskuj z poczenia dowolnego kwantu logicznego, funkcjonalnie to
jest to samo. nie ma znaczenie "wielko" kwantu logicznego, chodzi o proces
zczenia si jednostek. chodzi o funkcj, konkret moe by rny.
takie rozrnienie, uszeregowanie procesu jest wane, bowiem wymienne i bez
doprecyzowania ujcie moe wprowadza w bd, a na pewno utrudnia dziaanie.
kwant ewolucyjny wystpuje na kadym poziomie energetycznej zmiany, to stan
"wyjciowy" do dalszego procesu - jednak sam z siebie jeszcze (lub ju, kiedy
chodzi o drugi kierunek ewolucji, do rozpadu) nie jest moliwy do obserwacji
nadprogowej, wewntrz fizyki. ewolucja ruszya, mam wyrniony w rodowisku
fakt, paszczyzna zdarze zostaa w taki sposb zdefiniowana (nacechowana),
wok takiego punktu i wobec niego rodowisko si organizuje - ale "tu" nie
ma jeszcze faktu "doznawanego", nie mam co i jak mierzy. fakty ewolucyjne
s oczywicie skadnikiem pomiaru, ale s tego pomiaru we wszechwiecie (w
fizyce) najmniejszym elementem i dodatkowo niepenym. a dokadniej nie tyle
s najmniejszym elementem, co skadnikiem najmniejszego elementu. eby mg
zaj pomiar, musz operowa kwantem fizycznym, to jest wielko dopeniona
i mierzalna. - cho, powtarzam, znw w postaci dwu jednostek tak okrelonych,
musz swj pomiar prowadzi zawsze o wielko dwu kantw logicznych poziomu,
na/w ktrym dziaam.
kwant logiczny jest kwantem o "penej" postaci, kwant fizyczny, elektron
rwnie atom, komrka ale take moje istnienie, planety, wszechwiata - to
s wielkoci ju w ewolucji brzegowe, dopenione w ramach swych przedziaw
do penej postaci (po osigniciu stanw maksymalnych). natomiast poczanie
w jedno dwu jednostek logicznych, czyli wytworzenie si kwantu ewolucyjnego
to tylko (i a) jest wielkoci pocztkow, zaczyna procesy tworzenia, ale
do jego dopenienia daleka droga (musz doj kolejne stany logiczne). wane
jest tutaj stwierdzenie, e jeeli dwa kwanty si w tle nie pocz i razem
nie wyrni, jak ich nie ma - dalszej ewolucji by nie moe. adnej zmiany
nie moe by bez "podwojonej jednostki" na/w pocztku.
"kwant fizyczny" (i kady inny), to stan w ewolucji - "kwant ewolucyjny" to
cecha ewolucji.
362

- piramida kwantowa
- kwant foton, kwant promieniowania
prdko wiata. rwnie doprecyzowanie pojcia oraz czciowo powtrzenie
wczeniejszego, ale w cznoci z dopiero co zapisanymi stronami - poniewa
kwant foton, kwant promieniowania (czyli zakres ju dostpny badaniem), take
naley opisywa przedziaem, to nie jest "stan elementarny". dla zbudowania
takiej wielkoci potrzebuj kwantw fizycznych w iloci dwu. - ewolucyjnym
stanem dla zakresu promieniowania jest wielko dwu kwantw poziomu niszego,
wic kwantu fizycznego. to dopiero taki "byt" rozpoczyna fizycznie tworzenie
si tego zakresu. co wicej, tylko w powizaniu z zachodzeniem zjawisk na/w
niszych zakresach mog wyjani, dlaczego wystpuje w naturze skoczona i
cile okrelona warto przemieszczania si sygnau, dlaczego w procesach
jest granica prdkoci - prdko wiata (promieniowania). eby zobrazowa
ten fakt, rysunek:

co przedstawia ten szkic? eby zaistniao przeniesienie wydarze, eby sygna


(dowolnie pojty, "sygnaem" jest kady fakt materialny lub promieniowania)
mg przej w ewolucji o krok dalej, potrzeba dwu kwantw - dwu punktw w
przestrzeni. potrzeba "czasu i przestrzeni" (w podprogowym zakresie, czyli
poniej obserwacji, std ten cudzysw, ale przecie to jest jaka wielko
i to ma "rozmiary" - e "nie z tego wiata", fakt, ale s i tworz wymiary
"tutejsze"). eby te dwa punkty powstay i wytworzyy czasoprzestrze, eby
kwant promieniowania (czy materii) zdoa si przenie, a energia moga si
przemieci, eby wydarzenie przenioso si i wytworzyo w nowym otoczeniu
kolejny stan fizyczny - musz by dwa kwanty promieniowania (czego, dowolnej
ewolucji, zasada jest zawsze ta sama). - tworzenie si elementw przebiega
zarazem w pionie i poziomie. przy czym, o ile "w pionie" procesu odbywa si
budowa elementu (nabiera "ciaa"), o tyle "w poziomie" nastpuje przekazanie
sygnau dalej. jak czowiek musi dorosn (tu dosownie nabra wymiarw), aby
przekaza impuls ewolucyjny dalej, tak samo kwant fizyczny musi si zbudowa
i dopiero wwczas moe oddziaa na nastpny "punkt" ewolucji (istnieniem,
mas, przestrzeni kwantow). nacisk jednego "wypenionego" i zaistniaego
elementu na to kwantw jest skorelowany, wspwystpuje z podobnymi "obok".
po osigniciu "penoletnoci", po zbudowaniu si w peni, jednostka tworzy
sama nacisk na otoczenie i wsptworzy, w ramach caociowego zdarzenia, fakt
kolejny, "potomny". te kolejne "punkty"-kwanty po "jakim" czasie znw mog
i musz wytworzy nacisk na otoczenie i w ten sposb sygna moe przenie
si dalej (midzy pokoleniami). kwanty nie "klej" si natychmiast, dopiero
po upywie "x" czasu moe, ju jako "penoprawny" uczestnik wiata, przekaza
dopeniony byt sygna dalej. - na rysunku s to odpowiednio punkty "1" i "2",
odlego pomidzy zaistnieniem na/w nadpoziomie (w obrbie fizyki). kwanty
buduj si "podprogowo", skadaj si w jednostk - a to trawa. trwa na tyle
"dugo", e obserwator wewntrzny (tu fizyk) zarejestruje okrelon prdko
zjawisk. dla niego oczywicie nie ma zakresu podprogowego w obserwacji, ale
jest wynik budowania si kwantw. czyli maksymalna prdko budowania si
(rnica w wydarzeniach) midzy punktem jeden i dwa. kwant fizyczny buduje
promieniowanie - i dlatego tworzy "prdko" tego zakresu. "c", tu prdko
wiata, to "czas-przestrze" budowania si kwantu fizycznego.
363

- piramida kwantowa
- kwant komrka ycia
mwic o kwantach tworzcych piramid kwantow, warto kilka sw powici
jeszcze na omwienie kwantu komrki ycia - najmniejszego tworzcego ycie
"wydarzenia". przecie ja z tego poziomu, one tworz moje cielesne, i to w
kadym zakresie istnienie. "nonik" jest tak samo wany, jak to, co si w/na
nim koduje. dlatego warto powici nieco czasu, eby ucili, co tworzy ten
kwant, co jest kwantem ewolucyjnym dla komrki ycia.
na niszym, "poprzednim" wobec komrki poziomie organizowania si kwantowo
materii, znajduje si kwant atom, jednostka logiczna ze zbioru "nieoywionej"
materii elementem budujcym moje czci (narzdy) s atomy, energetyczne
strumienie w postaci zbiorw atomowych. "atom" to podpoziom mojego podpoziomu
dlatego jest wany. jak to si ma do "komrki ycia"? e atom w ksztacie
jakiego konkretnego pierwiastka jest skadnikiem dla komrek organizmu, to
oczywisto, tego nie potrzeba podkrela, ale wane jest, w jakiej dzieje
si to proporcji? w takiej samej, jak przebiega to w stosunku kwant logiczny
- kwant fizyczny, czyli od stanu dwu kwantw zaczyna si proces, czy inaczej?
atom to kwant logiczny poziomu ycia, wielkoci ewolucyjn s dwa atomy
pochodn tego skadnia i podwajania moje ciao. - przy czym, co tu wane, za
"kwant ycia" mona traktowa dopiero komrk w postaci omiu elementw stanu
wyjciowego. zasada jest identyczna w kadym przypadku - wydarzenie buduje
si "pionowo", powiela "w poziomie", i jako stan ju dwuelementowy, przenosi
dalej sygna. tutaj buduje dalsze etapy ycia. - nie "byt sam w sobie", ale
proces, zjawisko, wydarzenie w trakcie przemian jest tym, co stanowi oraz co
oznacza komrk. i ewolucj szerzej.
w takim odniesieniu, czyli do kwantw i organizmw biologicznych wysokiego
poziomu, mona zada pytanie, dlaczego pojawia si zrnicowanie na pe w
obrbie jednolitej pocztkowo ewolucji? dlaczego istnieje podzia na dwie, i
to symetrycznie rozoone strony? czyby "pe" bya "zapisana" w prawach i
rytmach wiata i Kosmosu? oczywicie. wyanianie si pci, podzia ewolucji
na dwie strony - to skutek oddalania si w czasoprzestrzeni stron procesu w
formule kolejnych kwantowych warstw, to skutek rozchodzenia si brzegw (w
kadej ewolucji nieuchronnego). - w tym miejscu chc jednak postawi bardziej
generalne pytanie: co sprawia, e to rozdzielenie nastpuje? dlaczego nie
zostaje zachowana jedno ("powek" jabka)? dlaczego nastpuje ten "rzut
na wybrany kierunek", ktry oznacza zdeterminowanie dalszego losu wanie si
zaczynajcej ewolucji (i to w pocztkowym okresie)?
inaczej - dlaczego i jak si to dzieje, e ju w/na pocztku procesu pojawia
si podzia na dwa zasadnicze kierunki: na stron rozpadu i stron czenia?
wystarczy przyjrze si ewolucji w obu pciach, eby odczyta z ich formuy
przebiegu, zwaszcza z postaci komrek rozrodczych, e s to dwie generalnie
przeciwne, ale dwie jednoczenie dopeniajce si linie zjawiska. co wic si
dzieje, e te "lustrzanie" podobne sobie procesy na tak wczesnym etapie si
pojawiaj, co tworzy to zrnicowanie? obie linie oraz postacie ewolucyjne,
eska i mska komrka rozrodcza, to s dwie dopuszczalne i wystpujce jako
przeciwne bieguny tego samego procesu wydarzenia. na jednym biegunie tworzy
si posta czystej energii w Kosmosie, maksymalne zbiegnicie si, na drugim
maksymalne rozkwantowanie (posta kwantw logicznych w prni Kosmosu), ktre
(analogicznie) "zapadniaj" lub wchodz w obrb kolejnych wiatw. jak na
poziomie Kosmosu (i w kadej ewolucji) - tak samo dwie strony procesu (rozpad
i czenie) zachodz w dwu oddzielnych fizycznie osobnikach. ciao jest inne
- ale struktura i "mechanika kwantw" dokadnie taka sama. w kadym ukadzie
wystpuje linia do rozpadu, jak i poczenia, tylko obecno po/w jednej ze
stron osi symetrii decyduje, e ostatecznym, brzegowym efektem zmiany takiej
linii bdzie "jajeczko", stan "wizualnie" zbiegnicia, a po drugiej forma
maksymalnego rozbiegnicia - "plemniki".
364

- osobliwoci brzegowe
we wszechwiecie stanem analogicznym do komrek rozrodczych jest jedno oraz
niepodzielno logiczna kwantu osobliwego, osobliwo punktu (wic fizycznie
"czarna dziura") a po drugiej strony, na przeciwnym biegunie, osobliwo w
formie punktw, zbir oddzielnych jednostek kwantowych. jednak, co ciekawe i
wane w tym ujciu, w obu przypadkach mam zawsze jednostk, jak i zbir. to
mocno podkrelam, ma to bowiem znaczenie dla zrozumienia procesw. - chodzi
o to, e niezalenie od tego, co analizuj, kwant logiczny w postaci punktu,
osobliwoci maksymalnego zbiegnicia, czy kwanty-punkty logiczne osobliwoci
maksymalnego rozbiegnicia w kadym przypadku mam zbir lub jednostk. to
od mojej decyzji poznawczej zaley, jak fakty opisz.
zwracam uwag, e kiedy omawiam stan maksymalnego zbiegnicia, to osigam w
logicznym obrazie procesu jedno wszystko si zbiego w jeden "punkt" o
cechach brzegowych (dla mnie niezwykych), mam kwant logiczny o "olbrzymich
rozmiarach". ale, powtarzam, jest to ujcie logiczne, nie posiadam fizycznych
szczegw. oczywicie, w skali Kosmosu, takie zbiegnicie si jest moliwe
i konieczne, nieskoczono to "pojemne" "zdarzenie", ale przecie ja stan
osobliwy ustalam wewntrznie i dla wszechwiata tu rwnie mam takie fakty.
i teraz najwaniejsze w tym cigu rozumowania pytanie: jak to si przekada,
jak si obrazuje fizycznie? co mam w ramach wiata fizycznego, kiedy mwi o
jednoci kwantu osobliwego? zbir. dokadnie zbir. przecie wszechwiat si
nie zbiega do punktu i nie zbiegnie ale osobliwoci w nim s potwierdzonym
eksperymentalnie faktem. i s zbiorem. to liczny i zasobny w rne rozmiarami
osobliwoci zbir. z logicznego punktu widzenia to jest jeden stan i brzeg
procesu ale fizycznie realizuje si jako zbir, jest zbiorem. mam jedno
logiczn, ale zbir fizyczny, mam jedno funkcji, ktra dokonuje si poprzez
liczne fakty fizyczne. - na obu brzegach rozumowania mam jednostk i zbir
zarazem. przecie i stan maksymalnego rozpadu take jest logicznie jednoci
to zbir, ale o cechach jednostki. fizycznie mam multum elementw, ale one
peni logicznie t sam role, s tym samym: "jednostk zbiorow". osobliwo
to zbir i jednostka, i to w kadym przypadku - to "jedno zbiorowa". na/w
kadym etapie mam tu kwant logiczny, niezalenie od rozpatrywanego momentu.
"jajeczko" jest kwantem logicznym - "plemnik" jest kwantem logicznym - kwant
powstay z poczenia take jest jednostk, kwantem logicznym. Kosmos take
jest kwantem logicznym i jednoci ("jedynk").
a pytanie obecnie jest takie: co sprawia, e u pocztku, w chwili zczenia
si komrek mskiej i eskiej (kwantw logicznych), nastpuje ustalenie w
procesie kierunku przemian - co i jak si dzieje, e tok wydarze przybiera
albo kierunek rozpadu ("mski" generalnie), albo czenia ("eski")? jak i
dlaczego na tak wstpnym etapie pojawia si "stronno" procesu? bo, e jest,
to fakt. jeeli "przypisz" linii "mskiej" stron w procesie, np. kierunek
"od" osi symetrii, to druga strona musi by w tym rozumieniu "odbiciem", wic
czeniem si. rozpad jednej strony "odbija si w lustrze" ewolucji czeniem.
jak to si realizuje? mog miao zakada, e rnica jest "niewielka" (i
niech yje ta maa rnica), e to wielko jednego kwantu decyduje o takim
"stronniczym" procesie. - jeeli mam w dochodzeniu do osi uporzdkowanie, to
nawet jeden kwant logiczny zaburzy ad, wyrni stron. "masa" jednego kwantu
logicznego ju wystarczy do wytworzenia nierwnowagi. tylko pytanie: skd si
ten kwant bierze? przy "doskonaym" rozoeniu stron, musi by rwnowaga i
bezruch. ale skoro jest ewolucja, to oznacza, e nigdzie, od najmniejszego
po rwnie najwikszy wymiar (Kosmos) takiej rwnowagi nie ma. musi by "na
jeden kwant logiczny" przewaga jednej ze stron. - i to dopiero jest w takim
ujciu fascynujce i niezwyke. e powstaje pe, fajne i mie, ale e jako
efekt "stronnoci" w Kosmosie powstaje - o, to ju robi wraenie. musi by
na maksymalnym poziomie analizy (w ramach nieskoczonoci oraz wiecznoci) o
jeden kwant czego wicej. albo prni, albo energii. ale nie ma rwnowagi!
365

- schemat ycia
- pe
powtarzam, gdyby na poziomie Kosmosu bya rwnowaga, to w procesie o skali
nieskoczono-wiecznej musiaoby doj do stanu rwnomiernego rozoenia si
energii i prni, rwnomiernego "zmieszania". "prdzej czy pniej", ale taki
stan musiaby zaistnie, w nieskoczonoci-wiecznoci to pewnik. i nic tego
ju by nie ruszyo z miejsca. ad doskonay - to mier ewolucji. ale skoro
jestem - adu idealnego nie ma. jest stronno zjawisk. na kadym poziomie
stronno. o jeden kwant ale nierwnowaga. i pe musi by tego pochodn.
nie mog inaczej uzasadni tego faktu, jak przez odwoanie si do zdarze o
nieskoczonym zachodzeniu i wiecznej nierwnowadze.
poniej schemat procesw tworzenia si stron ycia:

po lewej stronie rysunku zaznaczone s obie moliwe drogi, eska i mska. u


gry eska, na kocu jest kwant czenia, etap czenia u dou mska, tu
kocem jest maksymalne rozproszenie. rysunek jest zbiorczy, ale w realnym
zdarzeniu dotyczy dwu oddzielnych osobnikw, wybr dokonuje si w jednej z
"powek", dla jednego ukadu zawsze jest tylko jeden wybrany tok zdarze i
poowa moliwoci. natomiast w obrbie owych generalnych drg (w osobniczym
ciele), lokalnie realizuj si obie strony procesu, czyli mam czenie oraz
rozpad. i dotyczy to komrek (w tym rozrodczych) i caego ciaa.
366

co jednak sprawia, e powstaje pe? dalej stawiam to pytanie, bowiem sprawy


jeszcze nie wyjaniem. skd si bierze ten jeden kwant wicej (albo mniej),
ktry przechyla "wag" na wybran stron? mog prbowa odwoywa si w tym
momencie do ustale co do wielkoci chromosomw, wic postaci "cegieek cech"
- e s to tak mocno rozbudowane stany energetycznej, e nierwnowaga jest w
nie "wpisana". przecie ukad skomplikowany, tu komrka, nie moe by stanem
idealnie zrwnowaonym, bo by nie byo ewolucji. czyli "cegieki" ycia ju
wyjciowo s "zdeformowane" nierwnowag. tylko e takie tumaczenie, zgoda,
prawdziwe, jest tutaj wybiegiem, ucieczk od odpowiedzi. jeeli "mocuj" fakt
nierwnowagi a na poziomie Kosmosu i odwouj si do nieskoczonoci oraz
wiecznoci, to taki banalny stan, jak chromosom, to "nic" w tym porwnaniu.
jeeli nierwnowaga ma fundamentalne znaczenie, to zajmowanie si "dachem"
nie ma sensu. - a wic, dlaczego w/na osi symetrii nie pojawia, nie ustala
si rwnowaga?
kiedy proces zda "do" osi symetrii, niezalenie od linii, ma ju w sobie
nierwnowag, to wielkie ciao i musi wystpi "przechy" na jedn ze stron
a co wicej, zapewne nie tylko na jednym, najniszym poziomie, ale wielu.
jednak w momencie dochodzenia do osi i "zakrzywienia", komrka wewntrznie
si "porzdkuje", tworzy si w niej rwnowaga stron (rozpadu i czenia). w
obserwacji "zewntrznej", "z wysoka", jest jedno, np. "jajeczko" czyli
stan osobliwy, ale wewntrznie jest "porzdek" i "poukadane" (wedug linii
i w kolejnoci). kiedy do tego ukadu, w/na "linii zgicia" doda si kwant,
powstanie nierwnowaga, ktra uruchomi dalsz ewolucj. to zrozumiae. take
zrozumiae jest to, e nierwnowaga w tym biologicznym procesie (czy innym,
dowolnym), jest pochodn oddziaania osobnej, zewntrznej do wyrnionej,
tu analizowanej zmiany ewolucyjnej. "nadmiar", kwant "zapadniajcy" dociera
z zewntrz. to musi by kwant logiczny, eby mg wnikn w struktur, ale
on musi si pojawi, bo ewolucja nie ruszy. - w przypadku Kosmosu to rwnie
musi by jeden kwant logiczny, ktry "przychodzi" z otoczenia, jako "cznik"
pomidzy "kwantami prostej", prostej-Ewolucji biegncej z nieskoczonoci w
nieskoczono. - takie tumaczenie ma sens o tyle, e pozwala utworzy jeden
acuch zjawisk, ktre s nieskoczone. i pozwala mi zarazem powiedzie, e
nierwnowaga jest tu "wleczona" jako element nieskoczony. e ju wyjciowo,
z "poprzedniej" ewolucji, wystpuje nadmiar, nierwnowaga w "docierajcej"
energii i e na zakoczenie tej ewolucji jedna ze stron bdzie wyrniona.
bo bdzie po prostu jedna i ostatnia (koczy ta strona proces).
natomiast pytanie o nierwnowag Kosmosu, czego mam wicej "co" czy "nic",
tutaj pozostaje mi tylko stwierdzi fakt. to jest ten sam poziom logicznego
dywagowania, ktry pojawia si przy analizie nieskoczonoci i wiecznoci. te
"wielkoci" s, to logiczne "granice" Kosmosu. rwnie zastanawianie si,
czego jest wicej, prni czy energii, traci racj bytu. czego jest wicej,
bo ja jestem. czego? mam tu pewien punkt zaczepienia. tym zaczepieniem jest
podzia na pcie i nierwnowaga wyjciowa. jeeli jest nierwnowaga Kosmosu,
a jej skutkiem analogiczna nierwnowaga we wszelakich procesach, to mog na
tej podstawie powiedzie, e dzieje si to jako "nastpstwo" tej Kosmicznej
"stronnoci". jeeli wic uznam, e jest wicej "pasywnej wartoci", czyli
prni - to mog powiedzie, e "dominuje" linia "eska". w przypadku, kiedy
jest nadmiar energii, czyli stanu rozproszenia kwantw, mam przewag linii
"mskiej". o ten jeden, powtarzam, dosownie jeden kwant logiczny po ktrej
stronie jest "wicej". ktrej? moe to logicznie niepoprawne, ale - na mj
nos - wicej jest prni. o jeden kwant, ale wicej. czyli przewaga strony
"eskiej". to nie jest ukon w stron pa (acz naleny), ale pogld, e z
przewag "co" proces nie zachodziby (wystpi "zatkanie" i blokowanie). gdy
brak jest jednego elementu energii, to jest moliwo ruchu. brak kwantu i
pustka na jeden kwant "szeroka", to gwarantuje przemieszczanie si w takim
kierunku. a to wystarcza do dalszego zjawiska. - tak "niewiele", a tak way.
367

- poziomy i strefy ewolucji


- pionowa struktura rzeczywistoci
- piramida kwantowa ile kwantw?
- poznanie pionowe i poziome
poniewa zamieszczony tu zbir uwag jest wyborem z wikszej caoci, dlatego
przed kolejnym punktem, jako wprowadzenie do tematu, musi pojawi si kilka
sw wyjanienia. a to dlatego, e na poprzednich stronach takie zestawienie
kwantw (piramidy kwantowej) si nie pojawio. owszem, w formie rozproszonej,
w rnych czciach tekstu poszczeglne poziomy kwantowe i ich obsada w tej
czy innej formie zaistniay, wczeniej czy pniej w zapisie wszystkie kwanty
s omawiane, jednak obraz zbiorczy nie zaistnia a jest konieczny w chwili,
kiedy przychodzi czas prezentacji penego zestawu wielkoci w pionowym ujciu
ewolucji (rzeczywistoci). - zanotowane na poprzednich stronach zobrazowania
poszczeglnych elementw kwantowych i ewolucji jako takiej (w rnych formach,
np. jako rozkad graficzny), to jest poprawne, pene, skoczone ale. jest
takie, ale w ramach poznania wewntrznego, w zakresie dostpnym obserwacji
"od rodka", czyli bez brzegw. a to w tym momencie analizy posiada znaczenie
zasadnicze brak brzegu wyklucza stan caociowy wiedzy. owszem, wewntrzne
poznanie dociera do swoich granic, jest penym rozpoznaniem, wida wszystko,
jednak wiadomo tego ograniczenia (a w tym przypadku wiadomo jest wanym
faktem analizy), to wymusza zrobienie kroku nastpnego: trzeba przej dalej,
nawet jeeli to "dalej" oznacza wykroczenie "poza" i obserwacj z brzegu lub
zewntrzn, czyli stan niedostpny obserwatorowi zawierajcemu si w zmianie
energetycznej. ale to konieczno.
poznanie, rozpoznawanie otoczenia biegnie w dwu zasadniczych kierunkach: w
gr i w bok, pionowo i poziomo. czyli w prowadzonych w wiecie (i ze wiatem)
eksperymentach staram si ustali, ile i jakich elementw w nim si zawiera,
czy jest to skoczony, czy nieskoczony zbir oraz, co dla mnie istotne, i
to bardzo istotne, czy jest to zbir "losowy" (zaistniay i odmieniajcy si
przypadkowo), czy uporzdkowany wedug jakiej reguy. oczywicie zdaj sobie
spraw, e poznanie poziome, w ramach warstwy, jest z zaoenia bezkresne, e
mog coraz bardziej "drobi" otoczenie, a i tak ostatecznego elementu bytu,
ktry to wszystko tworzy, nie sign poniewa w takim dziaaniu, mimo mojego
zapau badawczego, nie sign jednostki, i to nigdy. a wiedzie przecie chc.
wicej, to jest niezbdny skadnik rozumowania, eby to "wszystko" pozna, a w
efekcie rozpozna, uzyska szans przewidywania tego, co moe si zdarzy. po
co? a, to ju ma wymiar fundamentalny, to moje by lub nie by.
skoro poznanie "poziome" jest z definicji bez brzegu, dlatego tym pilniej i
desperacko staram si okreli, ile poziomw tworzy rzeczywisto, odrzucam,
co prawda z wahaniami (jako nigdy pewno tego faktu, wanie jako byt, ktry
brzegu nie moe dojrze), podzia wiata biegncy w nieskoczono, podzia w
pionie bez kresu. i znw wiadomo jest tu wyznacznikiem dziaania i ustale
czyli wiedza zdobyta z trakcie poznawania. wewntrznie w procesie, jako fakt
fizyczny, jednostki tworzcej nie poznam, docieram do brzegu, ale ju wiem,
e to droga budowana z coraz mniejszych elementw. i dlatego "celu" nie dojd,
zawsze przede mn, struktur skomplikowan, co si znajduje, zawsze "jeszcze
mniejszy" stan musz w analiz wprowadzi, eby wyjani to, co widz i co w
otoczeniu ustalam. wiem, czuj, mam logiczne rozeznanie, e "dno", jednostka
tworzca by musi ale jej nie uchwyc, poniewa ona to "wszystko" ksztatuje,
buduje w swoim ruchu. szukam jej, chc pozna, ale jako fizyk, z zasady byt
wewntrzny i ograniczony do tego krgu (i skazany na dziaanie na faktach),
wiadom "elementu elementarnego", mimo wysikw, tego "faktu" nie poznam. wiem, logicznie wiem, e jest, ale fizycznie, w eksperymencie go nie uchwyc
bo "to" fakt spoza eksperymentu, to skadnik kadego dziaania na poziomie
dla mnie fundamentalnym, najniszym logicznym. wiem, e jest, eby wszystko
si zgadzao, ale wiem logicznie (filozoficznie), fizycznie to stan ciemny.
368

- rzeczywisto
- ile poziomw?
chronologicznie obecnie zapisywany etap analiz by pnym, jednak musi by w
tym miejscu umieszczony z koniecznoci (wynika to z pokrewiestwa tematycznego
i kolejnoci prezentacji zagadnie). czasowo byo to zdarzenie brzegowe (co
te wane) a poniewa, jak wczeniej to pado, brzeg znajduje si wszdzie,
to mam prawo umieci ten punkt tutaj (tak mi si to komponuje). pojawi si
w momencie "obrabiania" umysu (w zapisie jest to odlegy punkt, ale musz tu
do niego nawiza) i pojawi jako dopenienie wczeniej ustalonych elementw
ewolucji (poziomw i tworzcych je kwantw). zestawienie, ktre zamieszczam
poniej, powstawao kolejnymi odsonami, ale dopiero z pogbionej analizy, i
to na tak odlegym (pozornie) obszarze, jako skojarzenie moliwych stanw w
piramidzie kwantowej, wyoni si smy kwant - tak istotny kwant.
odniesienie do chronologii pracy ma tutaj znaczenie, to nie jest drugorzdny
fakt i sprawa uboczna czy ciekawostka, pozwala na powizanie midzy wielkimi
partiami tekstu. w kocu filozofia ewolucji, cho tworzona jako zapis liniowy
i nastpczy, bya skadana z faktw czstkowych i kolejnych "wetkni", to by
wielowarstwowy i wielopoziomowy proces zachodzcy na siebie w wielu obszarach.
wyjanienie to pozwala rwnie, w razie potrzeby, na signicie do tego, co
byo powodem, rdem pomysu. a dlatego jest to istotne, poniewa skutek, a
wiec dopenienie piramidy kwantowej o "wierzchoek" (albo "samo dno"), jest
efektem spojrzenia zewntrznego, logicznego. w trakcie opracowywania piramidy
droga prowadzia w stron brzegu, od rodka do brzegu, a poniewa brzegu nie
mona doj, to take dopracowa si brzegowej postaci kwantw nie ma jak. i
dopiero chwila wyjcia poza rozpatrywanie piramidy kwantowej i dopenienie w
postaci ewolucji nastpnego poziomu poznania (rozpatrywania dziaania umysu)
- to pozwolio (nie od razu), na poszerzenie obrazu. i spojrzenie wewntrzne
zostao wzbogacone w ten sposb ujciem zewntrznym. efekt? po zanalizowaniu
istniejcych (rozpoznanych do tego miejsca) kwantw w ewolucji, po przejrzeniu
piramidy kwantowej i jej budowy, doszedem do wniosku, e to nie koniec. e
jest jeszcze jeden, jak si okazuje najwaniejszy z kwantw, "kwant jednoci".
w takiej czy innej formie wiele ju zostao powiedziane, w wielu przedziaach
opis zmian dotar do brzegu ale. ale nie jest peny w takim rozumieniu, e
wszystko w wystarczajcy i peny (jasny) sposb zostao zaprezentowane.
a skoro nie jest skoczony, to pojawia si naturalne oraz konieczne w takich
okolicznociach pytanie: ile jest poziomw rzeczywistoci? jak liczna jest w
pionie reprezentacja kwantw? ile i jakie kwanty buduj rzeczywisto, czyli
dostpny mi wiat i ten fizycznie skryty? podkrelenia w tym momencie wymaga
fakt, e wiadomo (ponownie, i wiadomie, do wiadomoci nawizuj, poniewa
w tym punkcie to wany element analizy), logicznie wypracowane ujcie wiata
jako struktury wielopoziomowej (wielowymiarowej) jest powszechne i znane "od
zawsze", to gboko zakorzenione w myleniu ustalenie. dlatego zdefiniowanie
rzeczywistoci jako "piramidy kwantowej" jest zabiegiem wtrnym, "cebulowaty"
charakter otoczenia jest oczywistoci. problem tylko w tym, ile jest takich
poziomw, jak i dlaczego powstaj. i tu, co zrozumiae, jedyn dostpn oraz
pewna drog postpowania jest kwantowanie, wielkoci kwantowe. wiat to nie
chaos, ale zaleno midzy tworzcymi go elementami, zaleno matematycznie
i liczbowo wyznaczalna to proporcje i wynikanie jednego poziomu z drugiego.
a skoro tak, to do ustalenia. i warto podj ten trud, poniewa na jego kocu
jest zrozumienie, jak to si (w pionie) ukada.
jeszcze mae wyjanienie w sprawie uywanych tu oraz w caoci tekstu nazw w
odniesieniu do poszczeglnych kwantw. nie upieram si, e kolejne poziomu w
ramach piramidy buduj wanie te jednostki logiczne (np. elektron czy foton),
chodzi o zasad. e kady wyrniony przedzia rzeczywistoci posiada swj i
logicznie oznaczajcy jednostk stan, czyli kwant logiczny w tu proponowanym
zapisie. konkret moe by rny i jest do ustalenia, ale zasada jest pewna.
369

- piramida kwantw
- ile poziomw?
co byo na pocztku? w kolejnoci zastanawiania si, jako pierwszy, wyoni
si z ta (i niebytu) kwant logiczny, w kocu "co" by musi, i to w postaci
jednostkowej, jedynkowej. oczywicie dochodzenie do "jedynki" byo dugie i
"pokrzywione", jak to w ewolucji, ale kwant-jednostka logiczna zaistnia. a
w kolejnoci, jako jego dopenienie, "zoy" si w jednostk, rwnie stan
logiczny, kwant ewolucyjny - czyli dwa kwanty logiczne powstae jako skutek
ruchu kwantu energii (co). a dopeniony do poziomu omiu jednostek kwant, to
ju by poziom kwantu fizycznego najmniejszego, "elementarnego" stanu, ktry
mog, jako fizyk, zaobserwowa (acz w podwojeniu). przy czym kwant fizyczny,
przy okazji kolejny raz to podkrelam, jest ju-i-zawsze zbiorem, to zoenie
omiu jednostek logicznych, nigdy "fakt elementarny". musz o tym jako fizyk
pamita, poniewa zamiana pozycji postrzegania z logikiem (filozofem) moe,
a na dzi prowadzi do nieporozumie wiem, e jest stan elementarny, ustalam
to w toku zewntrznej (logicznej) wobec badanego zakresu analizy i sam dla
siebie sprawiam kopoty. kwant dostpny fizycznie, krg eksperymentu to ju
pny (rozbudowany) w ewolucji moment-punkt, to zbir jednostek. to zawarty
wewntrznie w przemianie obszar i zawsze stan zbiorowy.
w kolejnoci, nieco na zasadzie analogii, ale uprawnionej w odniesieniu do tu
prezentowanej konsekwentnie zasady kwantowania, pojawiy si kolejne kanty i
poziomy piramidy. skd ilo poziomw? wanie z zasady. "7/7" w pierwszej i
wewntrznie poznawalnej zasady, a w kolejnoci "8/8". czyli siedem na siedem
poziomw lub osiem na osiem siedem (lub osiem) poziomw budowanych przez
przez siedem (lub osiem) podpoziomw. maksymalnie wic mam osiem poziomw w
ramach tego, co uznaj za rzeczywisto. i kiedy zestawi to w hierarchiczn
(pionow) struktur, ktra tworzy si w czasie-przestrzeni, tak to wyglda:
kwant logiczny,
kwant ewolucyjny-fizyczny,
kwant foton,
kwant elektron,
kwant atom,
kwant komrka ycia,
kwant neuron.
istotne jest to, na co zwracam uwag, e jest to siedem stanw, ktre mona
w obserwacji od wewntrz rozpozna, dalej nie ma ogldu (wgldu). przy czym,
co rwnie wane w postrzeganiu i rozumieniu mechanizmu ewolucji, s to kwanty
logiczne poszczeglnych poziomw ustalone w nastpowaniu pionowym. ale z nich,
ju w ramach poziomw (poziomo) buduj si "w polu operacyjnym" konstrukcje
cielesne, zbiory i zjawiska. ewolucja w poszczeglnym poziomie idzie niejako
"w bok", rozprzestrzenia si w ramach tak wyznaczonego przedziau. i dlatego
np. ramach pola operacyjnego atomu moe powsta caa chemia, a lokalnie co
takiego, jak kwant komrka ycia. i dlatego, w ramach np. poziomu opisywanego
jako "kwant neuron", kwant rozumu, moe wanie "w poziomie" zbudowa si
to, co uznaj za rozum. czyli struktura biologiczna, ktra potrafi operowa
abstrakcjami i wyciga z tych operacji wnioski. w sumie banalna sprawa, w
kocu caa ewolucja to "wyciganie" (pionowe) wnioskw ze stanu poprzedniego
(czyli zoenia elementw ze sob na odlego kwantow), ale w tym przypadku
jest to wyjtkowo energetycznie oszczdne - i szybkie przez to.
istotne rwnie jest to, e tak zaprezentowana piramida, jak wida, nie jest
pena, brakuje w niej stanu smego, maksymalnie brzegowego. dostrzeenie i
uwiadomienie sobie tego faktu, to byo zasadniczym powodem zastanawiania si
i w konsekwencji dziaania poszukiwawczego. skoro jest miejsce, ktre moe
by zapenione, to powstaje pytanie, co okupuje ten poziom czym jest i jak
jest reprezentowane w wiecie? smy kwant piramidy moliwoci ewolucyjnych to
stan maksymalny i konieczny ale co to jest?
370

- brzeg
- kwant brzegowy
nie ma kwantu fizycznego jako bytu "cegiekowatego", to nie jest dwuelementowa
(czy omioelementowa) formua skoczona, jest przedzia zdarze, zakres, w
ktrym si ta "wielko", "wstp" do ewolucji ksztatuje. zaczyna si od dwu
jednostek logicznych "skrzyknitych" (popchnitych) do siebie a peny stan
uzyskuje przy liczbie omiu jednostek. itd. przywoanie w tym momencie tego
wyjanienie jest wane i zasadnicze, poniewa ma znaczenie na/w drugim kocu
zdarze, na brzegu przeciwnym ewolucji. jeeli kwant fizyczny jest procesem
rozcignitym w przedziale (wyania si nad powierzchni), to analogicznie
i logicznie druga strona, koczca wydarzenia, bdzie stopniowym zanikaniem,
"wtapianiem" si w to to, podkrelam, nie moe by, drugi brzeg nie moe
by "faktem momentalnym", to rwnie musi dokonywa si "przedziaowo", jako
proces wanie stopniowy (i stopniowalny). co wicej, musi si to dzia jako
regularny i tym samym policzalny. skoro wstpny etap tak si dzieje, skoro
pierwszy odcinek procesu podlega rytmom kwantowym to, na zasadzie symetrii
i analogii, ostatni w wyrnionym przebiegu energetycznym take musi si w
tej samej konwencji zmienia. to nie moe by dowolny rozpad czy przeskok w
procesie.
takie ustalenie, taki wniosek, to pozwala mi powiedzie oraz podkreli, e
drugi brzeg ewolucji, jej smy odcinek jest take w obrbie ewolucji ale
zarazem i poza (analogicznie jak pierwszy). e na tym brzegowym zakresie, w
tym samym "stylu", jak kwant fizyczny, kada ewolucja uzyskuje jedno - e
staje si w tym brzegowym odcinku jednoci. i znika z obserwacji.
w czym trudno? dlaczego ten zapis? raczej nie trudno, ale wany powd do
zastanawiania si. chodzi o to, e kwantw w piramidzie kwantowej (do tego
momentu) uzyskaem (wywnioskowaem) siedem, czyli e do tej pory budow oraz
opis piramidy koczyem na kwancie sidmym - "kwancie rozumu", neuronalnej
komrce (neuronie) tworzcej rozum jako taki. kwant neuron to by szczyt tej
piramidy (dno). siedem, i koniec. dalej - wedug zasad ewolucji, nie ma ju
moliwoci nic si bardziej skomplikowa. nic wicej? sprbowaem, wanie
teraz (a nie wczeniej, co te jest znamienne), te kwanty uoy, wzgldem
siebie je zestawi i "przyporzdkowa" do rozkadu ewolucji, zamierzaem to
uj graficznie i pokaza rozoenie. tak to wygldao:

w ten sposb, w rzeczywicie prostym ujciu, wic jako nastpowanie po sobie


kolejnych kwantw, utworzya si "piramida kwantowa". jest graficzne, si
rzeczy "proste", liniowe i poziome zobrazowanie, ale to jest piramida. idc
w gr od podstawy (tu od lewej do prawej), coraz wiksze skomplikowanie na
kolejnych poziomach kwantowych, ale coraz mniejsza obecno w wiecie. zbir
"gabarytowo" wikszych bytw, ale tych jednostek w rzeczywistoci mao i
coraz mniej. - jak wida, wszystko si zgadza. kwant fizyczny pojawia si w
przedziale drugim, pomidzy 2-8 kwantw (jako "komrka", pierwsza komrka w
ewolucji si tworzca), na kocu jest kwant rozumu (co by nim nie byo, czy
neuron, czy co innego). - wszystko si zgadzao...
371

wszystko si zgadzao, ewolucja piknie si ukadaa poziomami oraz liczbami


do nich przypisanymi - ale denerwowao to ostatnie, dziwnie puste pole na tym
wykresie. puste - dlaczego? nic wicej poza punkt "7"? nic si bardziej nie
skomplikuje? ju kiedy wspominaem, e jest to brzeg, koniec procesu, e na
tym odcinku, ktry ju poza ewolucj si znajduje, jest jedno, jednostka.
e ewolucja si koczy, e tutaj nie ma adnych wydarze, e osiga posta
dopenion maksymalnie, ktra wycznie moe "zobaczy" obserwator do zmiany
zewntrzny (i logiczny). itd. i to jest prawda. ale...
zastanawiao, e na brzegu przeciwnym, pierwszym, znajduje si kwant, i to w
postaci rozbudowanej (budujcej si) zastanawiao, e mam w tym pocztkowym
odcinku dwa stany oznaczajce logiczny fundament (jednostk) i tworzcy inne
wszelkie struktury, wic kwant logiczny, take nie znajdujcy si w przedziale
wydarze ewolucji (cho j tworzy i warunkuje). - jeeli jeden brzeg jest tu
zapeniony, i to w sposb znaczcy, dlaczego drugi ma by pusty?
na/w tym odcinku (w jego maksymalnym punkcie "8") nie ma ju ewolucji, zgoda
- ale to nie oznacza, e nie ma kwantu... kwantu logicznego. wanie kwantu
logicznego, jako jedno jako dopenienie pierwszego przedziau (0-1), jako
analogia dwu zakresw w ewolucji. - na pierwszym (0-1) i na ostatnim (7-8/0)
jest jeden kwant czy to nie symetria doskonaa? na obu brzegach zawsze i
tylko kwant w postaci logicznej - czy to nie pocigajca wizja?
skoro znajduje si tutaj kwant logiczny, jedno, osobliwo ewolucji (czy to
jako skutek procesu generalnego czenia si, czy te jako skraj maksymalnego
rozpadu, i zawsze w postaci kwantu logicznego) - to pustego pola w kwantach
by nie moe. tu musi by jaki kwant logiczny. mog go dowolnie nazwa, ale
tego przedziau i jego ostatniego punktu nie mog w analizie pomin, czy w
formie pustej zostawi zasada symetrii wyklucza puste miejsce. - "rozmiar"
tego kwantu si nie liczy, wane w tym rozumowaniu jest to, e na drugim, do
pierwszego przeciwnie pooonym brzegu musi - musi by kwant, logiczny kwant.
jedno.
a skoro odcinek brzegowy pusty by nie moe, to pojawia si naturalne w tych
warunkach pytanie: co jest tym kwantem, czym jest smy w piramidzie kwant?
czym jest w takim zbiorze kwantowych faktw jej szczytowy, maksymalny swoim
skomplikowaniem kwant?
tutaj zacza si najwaniejsza w tym toku wydarze analiza ewolucji. - oraz
ewolucja myli, co podkrelam. najwaniejsza, cho nie jaka byskotliwa,
przecie wszelkie potrzebne elementy w toku opisu ewolucji zostay wyraone
i ju byy pod rk (lub, z tego punktu patrzc, bd), trzeba je tylko byo
zebra. a jednak okazao si to trudne. potrzeba byo wielu skojarze, eby
doj do tego punktu i pj dalej. skojarze dotyczcych, z jednej strony,
procesu powstawania, formowania si kwantu fizycznego, a z drugiej procesw
w obrbie umysu, w dziaaniu myli, w tworzeniu si myli. a dokadniej, w
"bruzdowaniu" si zrozumienia myli. rzecz w tym, e na pocztku skojarze
bya wiadomo, byo uwiadomienie sobie, e ostatnim kwantem na skali jest
kwant rozumu, e piramida kwantowa, opisywana w ujciu "wewntrznym", ju w
obrbie ewolucji, koczy si oraz koczy si musi na kwancie rozumu. takie
skojarzenie, to "naoczne" ujrzenie na wykresie, e brzegiem nie jest jeszcze
kwant rozumu, e jest "co" jeszcze to byo wane.
co jest tym brzegowym, maksymalnym, skrajnym, jednostkowym stanem ewolucji
kwantowej? co jest maksymalnie skomplikowan budow? no, no?... rozum. - tak,
panie i panowie - rozum. cay rozum. nie element, nie cz, nie funkcja ale cay biologicznie, postrzegany jako jednostka ukad. rozum. to fizycznie
i namacalnie jest istniejcy w rzeczywistoci "smy" kwant. - szczyt, albo
dno, w kadym ujciu "punkt". osobliwo. i stan, co wane, wewntrznie ju
podwojony, dwustronny - "odbity" w lustrze osi symetrii.
rozum - kwant logiczny - jedno. osobliwo ze wszech miar.
372

kiedy uwiadomiem sobie, e "kwant neuron" to nie jest cay rozum i e mam
dopiero punkt wyjciowy do ewolucji, tym razem "w poziomie", to byo dla mnie
ustalenie przeomowe (c, wczeniej jako si na taki poziom wdrapa dane
mi nie byo). jednak, kiedy ju si pojawio, skojarzenie tego z ustaleniem,
ktre dotyczyo pracy mzgu, procesu zrozumienia, procesu "jani" - to byo
w tym kontekcie co "prostego". eby poczy te odlege sprawy, one musiay
by wczeniej wypracowane, ale poczenie to ju "bana". rozum to oczywicie
"struktura pozioma", ale jako cao, jako jedno funkcjonalna jest szukanym
smym kwantem kwantem dopeniajcym "pion" zjawisk. to najwsza, brzegowo
realizujca si (i w ramach tego brzegu "porzdkujca") ewolucja. struktura
neuronalna rozumu buduje si poziomo, jako nakadanie si oraz dokadanie do
siebie elementw energetycznych w trakcie przemieszczania si (przeciskania)
przez zaistniae elementy. - mwic inaczej, rozum tworzy si "w poziomie",
jako ewolucja w trakcie swojego zachodzenia, buduje si z elementw dla niego
logicznych, czyli komrek nerwowych (neuronw) i jest to "normalna", jak
w kadym innym przypadku ewolucja.
jednak, co ma tu znaczenie zasadnicze, jest rozum bytem pionowym, buduje si
"sam dla siebie" poziomo, ale jest zarazem maksymalnym, brzegowym, aktualnym
najwyszym (skomplikowaniem) elementem piramidy kwantowej. to jedno, ale
z podbudow w postaci caoci moliwych ewolucyjnych zdarze i z fundamentem
w najgbszej strefie wiata, kwantw logicznych. jest bytem pionowym, i to
skrajnym, nic wicej si ponad niego nie skomplikuje. nie moe. sprawa jest
w gruncie rzeczy prosta, a zarazem niezwykle filozoficznie doniosa. naukowo
take, ale podkrelam filozoficzne odniesienia, bo waniejsze. - omawiajc
dziaanie rozumu mona wywnioskowa, e istnieje poziom wyszy, "nadpoziom"
do tego, co potocznie okrela si jako strumie wiadomoci. ten nieustannie
przesuwajcy si w polu operacyjnym umysu cig fizycznych faktw to przecie
nic innego, jak "sznureczek" rnych abstrakcji (ale na fizycznym noniku).
jakie pojcia, wyrazy czy obrazy - to, co w mym postrzeganiu za co takiego
uchodzi. w jakiej by owe "byty mylowe" nie byy postaci (tu w znaczeniowej,
treciowej formie, bo energetycznie jest to zawsze ten sam typ wydarze) to w tej (tamtej dla mnie) analizie ustaliem, e do poziomu operacyjnego
naley doda (co atwo odczu, kiedy si wczu w proces tworzenia myli),
naley doda poziom wyszy - poziom brzegowy. poziom rozumienia tego, co si
w polu operacyjnym dzieje. czyli wiadomo. czyli poczucie wasnej odrbnoci
i istnienia czyli "ja".
na poziomie operacyjnym, w przepywie elementw i w ruchu tworzcym zdarzenia
nie zachodzi zrozumienie, tutaj tylko spotykaj si i wzajemnie oddziaywuj
na siebie elementy - sumuj si (cz) i rozpadaj. powstaj, skutkiem tego
dziaania na siebie, wypadkowe ewolucje - myli (gupie i mdre, ale zawsze
tak samo). s te przesanki i zarazem ewolucyjna konieczno, eby co si
pojawio jeszcze - jako efekt tego "obracania" poj, "zakrcenia" nimi. ale
to nie moe dokona si w ramach tego zakresu (przedziau) moe formowa
si na/w tym odcinku, ale musi "wzej" wyej, eby zaistnia fakt czny i
jedno. to na poziomie w stosunku do "przedziau operacyjnego" zewntrznym,
wyszym i caociowym, moe si "objawi" taka jedno. czyli w stosunku do
zakresu operacyjnego na/w "nadpoziomie". dopiero tutaj proces si koczy. niej jest operowanie pojciami, ale to na "nadpoziomie" jest "wiedza", wynik
tych operacji. wiadomo. ja. umys. wiem. jestem. wiat istnieje.
na "poziomie zrozumienia", na poziomie wiadomoci, dopiero na tym poziomie
zachodzi koniec procesu ewolucji. tego poziomu, jako wydarze i zmiany, jako
skadanie si elementw, tego ju tak nie mona ujmowa. tu jest koniec, i to
koniec zupeny procesw. tu ju nie ma zmian jest fakt logiczny. zmiany s
poniej, w/na brzegu mam jedno.
wiadomo to brzeg absolutny tego, co w Kosmosie moe zaj. wiadomo to osobliwo w ramach osobliwoci rozumu. kwant logiczny. punkt.
373

z tego, co powiedziaem o "poziomie zrozumienia" wynika jasno, czym jest ten


ostatni poziom kwantowy: to poziom "jani", poziom rozumienia, wiadomoci.
to moje "ja". - to jedno, zakoczenie w postaci jednej, penej, dopenionej
ewolucji, to wydarzenie, ktre koczy i ktre jest skrajnie moliwym stanem
w procesie energetycznym skrajnym logicznie i fizycznie.
jeszcze wicej, eby ten szczeglnie wyjtkowy punkt podkreli, odnie do
zdarze najszerszej skali Kosmosu. jest to ostatnie "miejsce" w procesie,
ostatnie, do ktrego zmiana moe doj ostatnie pojte maksymalnie, ju w
ramach najszerszych z moliwych: nieskoczonoci-wiecznoci. zwracam na to
uwag, przecie jest niezwykle doniose logicznie (filozoficznie): wiadomo
jest punktem maksymalnym w nieskoczonoci-wiecznoci, nic i nigdzie wicej
(bardziej) si nie skomplikuje, nie moe. rozum i szczytowy w jego obrbie
stan "ja", to zawsze-i-wszdzie maksimum ewolucyjnej zmiany, szczyt procesw
i koniec wydarze pojmowanych "pionowo". wszystko ponisze w budowie, kady
w piramidzie kwantowej wystpujcy fakt, to elementy skadowe tego smego i
brzegowego stanu. i warto/trzeba zdawa sobie spraw z tego faktu. nic mniej
nieskoczono buduje moje mylenie.
dlatego tym ostatnim kwantem, ktry musz wpisa w brakujce miejsce, jest
nie co innego, jak moje (rozumu), istnienie. a w obrbie rozumu, jako moliwe
brzegowo zrealizowanie si ewolucji - wiadomo. czyli zrozumienie tego, co
si w tym bie i okolicy dzieje.
wniosek? brakujcy kwant naley nazwa "kwantem rozumu" - kwantem logicznym,
ktry ma posta caego umysu w trakcie jego pracy. ostatnim kwantem piramidy
jest jedno rozumu i jego funkcjonowania, jedno struktury i zachodzcych
w niej procesw (fizycznych i logicznych). to w ramach tego kwantu, w jego
"poziomie", tworzy si, jest wypracowywany aktywnoci osobnika jednostkowy
i zawsze "punktowy" stan wiadomoci, wic ostatni moliwy punkt procesu. w
stanie "wiadomoci" zostaje ewolucja dopeniona absolutnie skrajnie. w jej
pionowym i poziomym ujciu.
wiadomo to dokadnie (!) punkt "8" na wykresie i szczyt szczytu. "kwant
rozum" to zakres, przedzia "7-8", ale punkt "8" to wiadomo.
wiadomoci to koniec ewolucji. i nie ma niczego, co byoby skomplikowane
bardziej. ale to nie oznacza, e nie ma procesw "poziomych" w obrbie tego
odcinka. wiadomo jest jedna i jednoci, ale przecie dzieje si w kadym
rozumnym ukadzie. czyli mog "dopisa" dalszy tok ewolucji do wiadomoci
- ju w obrbie zbioru. koncepcja "nad-umysu", jani w zbiorowej postaci,
to nic nowego. tutaj mona to oczywicie poprowadzi i wypracowa zdarzenie
w formie "nad-rozumu". zasady te same - wiadomo pojedynczego osobnika jako
kwant logiczny tego zbiorowego - ponad przestrzeni i czasem ju budowanego
nad-umysu, czyli "zbiorowa wiadomo". tak aktualna, "pozioma", w postaci
jednej "chwili" czasoprzestrzennej tak historyczna, jako zbir wszelkich
myli i pogldw. cywilizacja. cywilizacja w jej "rozumnym" (czasami, zdarza
si) i mozolnym wdrapywaniu si na szczyt.
wiadomo - warto to sobie uwiadomi - jest skrajnym, brzegowym, absolutnie
maksymalnym zrealizowaniem si kwantowego procesu. warto sobie wyobrazi, e
wszystkie elementy piramidy kwantowej skadaj si na kady mj wiadomy akt
dziaania. wszystkie elementy Kosmosu (w nim moliwe) tworz moj ja. to
robi wraenie.
ja - a po drugiej stronie Kosmos. dwa przeciwne sobie oraz dopeniajce si
byty. ja - jeden kwant logiczny. Kosmos - jeden kwant logiczny.
ja - kosmos.
374

- piramida kwantowa
- zestawienie kwantw
pena piramida kwantw skada si wic z omiu poziomw - z omiu kwantw,
ktre s w niej moliwe. opisujc wewntrznie, opierajc si o rytm "7/7",
nie mogem naturalnie tego brzegowego stanu przekroczy. przecie to jest,
jak w kadym wewntrznym zdarzeniu, proces denia do brzegu, ale z zasady
nieosigalny. wyj poza wydarzenia, w tym wypadku ustalenie, zrozumienie i
uwiadomienie sobie (przez rozum i wiadomo), e ten stan jest brzegowym,
to musiao by procesem rwnie brzegowym - ostatnim efektem w toku pracy
jest brzeg. to skraj rozumowania, jedno wiedzy o tym, co ewolucja wytwarza
i na co "pozwala". budowa piramidy kwantowej, kolejne jej poziomy oraz ich
o siebie "zazbianie" si, taka piramida kwantowa przez dodanie do niej stanu
jednoci kwantu rozumu (a w jego zakresie wiadomoci, kwantu-wiadomoci)
uzyskuje take peni, dopenia si. i nie ma ju w niej adnego pustego
miejsca. piramida kwantowa wyglda tak:

kwant
kwant
kwant
kwant
kwant
kwant
kwant
kwant

logiczny
fizyczny
foton
elektron
atom
komrka
rozumu
rozum

(kwant promieniowania)
(kwant biologiczny, ycia)
(kwant neuron)
(kwant logiczny) (punkt "8" = kwant wiadomo = jedno)

w taki oto sposb pocztek i koniec piramidy stykaj si. na pocztku jest
kwant logiczny i na kocu. na pocztku jest jedno, jednostka logiczna, na
kocu jest jedno, jednostka logiczna. w ten sposb poziom Kosmosu i poziom
wiadomoci stykaj si.
na brzegu "0" znajduje si nieskoczony i wieczny Kosmos, ktry zawiera w
sobie wszystkie elementy nastpnych poziomw. tu zaczyna si poziom kwantw
logicznych (energii i prni, zero i jedynka). na kocu znajduje si, take
zawierajca w sobie wszystkie poziomy, wiadomo - jedno wiadomoci. tu
znajduje si myl.
wiadomo rwnowana Kosmosowi, wiadomo zawierajca wszelkie takie same
poziomy oraz podpoziomy, ktre zawiera w sobie Kosmos. tylko e Kosmos jest
jednym brzegiem moliwej ewolucji, wiadomo tej ewolucji brzegiem drugim.
te same warunki, te same elementy, a brzegowo odmienna posta, dopeniajca
si. cznie tworzca cao czyli jedno nieskoczonoci i wiecznoci.
granicami wiadomoci, jak Kosmosu, s nieskoczono i wieczno. wiadomo
(jak Kosmos) tworzy si poziomami i zawiera w sobie te poziomy. wszystkie
poziomy pracuj, musz si zdarzy, eby powstao zrozumienie, eby ostatnim
wydarzeniem, ktre moe przytrafi si rozumowi i wiadomoci, byo poznanie
i odczytanie peni Kosmosu. i peni samego siebie.
375

kosmologia 3.5.

376

- kwanty, liczenie kwantw w ewolucji


- wiato, "pole operacyjne" wiata
- wiato biae
zagadnienie zliczania kwantw zaangaowanych w ewolucj naley do wanych,
poniewa integralnie wie si z jej opisaniem. problem w zliczaniu kwantu
logicznego tworzcego struktur procesu (kwantu logicznego danej ewolucji) ten problem powraca kilka razy i, jak wida, ponownie wypyn w analizie (i
na powierzchni). sprawa ma szczeglne znaczenie przede wszystkim w relacji
do kwantu logicznego ("absolutnego"), ktry buduje rzeczywisto na poziomie
najniszym, jednak jest wana rwnie w/na kadym. od tego, ile w konkretnym
bycie zawiera si skadnikw zaley, gdzie on w ramach piramidy kwantowej si
lokuje - i jest to zasadnicza informacja. dlatego temat powraca. przy kadej
prbie zliczenia, ile kwantw logicznych uczestniczy w ewolucji mwiem, e
nie s to wartoci podliczone do koca i e nie chodzi o wielkoci, ktre si
udaje wyliczy jedynie z kalkulatorem w rku, ale e chodzi o zasad takiego
dziaania. mwiem, e nie wynik, tylko metoda jest wana. c, przyznaj, to
byo asekuranctwo - ale susznie si zastrzegaem. przeczuwaem, e co z tym
liczeniem do koca si nie udaje, bo nie potrafiem rozdzieli (jak dzi to
widz) rnych spraw (poziomw liczenia). - a po drugie, wynikaa z takich
przelicze inna wielko kwantw, ni w podobnym liczeniu uzyskuj fizycy. i
dlatego pojawia si ponownie, a tutaj staa si wrcz "palc" konieczno
wyjanienia, dlaczego tak si dzieje, co i kto "za tym stoi".
powtarzam i podkrelaem - metoda liczenia jest suszna, podejcie poprawne
jak najbardziej, a wyniki, pomimo ich kwestionowania, nie s bdne. problem
w tym, e nie wszystko zostao wyznaczone idealnie, poprawki wic by musz,
idzie o fundamentalne ustalenia. liczyem wczeniej na tyle "skrtowo", e
wymaga to obecnie, po wypracowaniu szczegw tego procesu, wyznaczenia tych
wielkoci na nowo. a raczej wyznaczenie na nowo, jak do tego podliczania mam
podchodzi, co i jak zlicza. - na chwil aktualn sytuacja wyglda tak, e
programowo odcinam si od zliczania jednostek kwantowych, ju si na liczenie
czego, co wymaga skomplikowanych operacji na kalkulatorze, nie "nabior" ale, wiadomo, to kokieteria, przecie nie wytrzymam, chc wiedzie - i bd
liczy (tylko ostroniej).
najwaniejsze, o co teraz chodzi i do czego prowadz (i co zamierzam pokaza)
- to podejcie do takiego liczenia, jakie porednie stopnie naley uwzgldni
i ktre podejcie wybra. obecnie interesuje mnie ju nie banalna i prosta
logicznie "wyliczanka", ale proces do niej wiodcy. i nie z ciekawoci, nie
wycznie z chci dopenienia pozornie bahej sprawy obecny zapis o liczeniu
si pojawia, ale temat, okazuje si, jest takiej wagi i ma konsekwencje tej
rangi (logicznie oraz praktyczne), e wymaga specjalnego podkrelenia. bo to,
co przedstawiam dalej, przechodzi na poziom metody i obowizuje jako schemat
pracy wobec caej ewolucji - jak rwnie dla kadego dajcego si wyznaczy
fragmentu (rwnie przecie ewolucji). nic, ale to nic nie wymyka si takiemu
podejciu i ujciu. wicej, wszystko opiera si na tej jednej zasadzie.
oczywiste jest, e w taki czy inny sposb t zasad opisywaem, w tej chwili
przychodzi czas na praktyczne jej zastosowanie, na pokazanie, e realnie si
sprawdza. droga jest prosta, ale "zakrzywiona". i warto-trzeba j podj. a
wstpem do tej maksymalnie schematycznej ju formy opisu ewolucji byo, jak
zawsze - wiato. wszak od wiata wszystko si zaczyna. ale to, e za punkt
wyjcia przyjem wiato, e omawiam je poniej i e na tym zakresie wiata
pokazuj, jak liczy "nieszczsne" kwanty, to pochodna tego, e wiato jest
po prostu najbardziej poznane - i niezwykle wane dla umysu. zasada zawsze
pozostaje taka sama dla kadego poziomu rzeczywistoci, tylko wymowa, kiedy
prezentowa j dla wiata widzialnego, jest zdecydowanie powaniejsza. - o
jednoci i podobiestwie jeszcze powiem, tutaj tylko sygnalizuj ow jedno
opisu caej ewolucji.
377

- liczenie kwantw w ewolucji


ile jest kwantw w ewolucji? pytanie pojawiao si wielokrotnie, samo pytanie
wydaje si proste - jednak odpowied, ech. w zliczaniu jednostek, wspominaem
o tym, uzyskiwaem wyniki, ktre odniesione do tego, co ustala fizyka, wydaj
si by mniejsze, i to zdecydowanie mniejsze. i pojawia si kolejne pytanie:
dlaczego? przy omawianiu wiata w powizaniu z tunelowaniem oraz z efektem
przesunicia, przy analizie wiata i jego ewolucyjnego powstawania mwiem,
e - wedug wylicze - ma wiato, widzialne wiato, posta 32-kwantowego.
e jest w ewolucji (w ewolucji zakresu promieniowania) najbardziej stabiln
ewolucj. tak mi z wylicze wynikao, a po czci z intuicji (bo tak ukadao
si zgodnie z wielkociami kwantowymi i po prostu si "podobao"). mwiem
wwczas, e wyliczenia moje i fizyki, ktra dla wiata nalicza przeogromn
wielo kwantw, nie s do siebie sprzeczne, e ja i fizyka mwimy przecie
o innych kwantach. wspominaem, e moje liczenie odnosi si do tego, z czego
wiato, ewolucja wiata si skada, a fizyka liczy kwanty poszczeglnych
fal, zlicza elementy kolejnych dugoci fal. itd. czyli ja ustalaem zasad
i punkt tworzenia si, a fizyka pen ilo skadnikw uwikanych w proces.
po prostu inny punkt spojrzenia, cho obiekt analizowany ten sam. opisywaem
take, jak promieniowanie powstaje, czyli e "wypitrza" si, e dopeniajc
si w postaci kolejnych kwantw-kolorw (ktre rwnie same si dopeniaj do
penego stanu) tworzy si suma zjawiska, ktra uzyskuje w moim odbiorze stan
i posta wiata biaego. opisywaem proces wytwarzania si w zmysach (oko)
tego, co nosi nazw "wiata" i podkrelaem, e to nie jest jednostka, ale
wynik dugiej, na wielu poziomach zachodzcej ewolucji, ktr rejestruj w
formie jednego cznego procesu. itd. obecnie, ale w nawizaniu do dokonanych
wwczas ustale, wypada powiedzie wicej, czyli opisa, dlaczego tak si to
prezentuje i z jakiego powodu tak si ksztatuje.
pierwsze pytanie, ktre musz zada, brzmi: czy wiato rzeczywicie ma 32
kwanty? odwied: tak. i przedstawiam na to dowd w postaci zarysowanego niej
schemat dziaania, opis ewolucji poziomu promieniowania. rzeczywicie posiada
wiato trzydzieci dwa kwanty. - ciekawe jednak w tym ujciu jest to, e ma
rwnie i owe niebotycznie wielkie iloci elementw, ktrych dopracowao si
ujcie fizyczne, tu nie ma sprzecznoci. jest to, powtarzam, efektem tego, e
strony zliczajce bior do analizy nie te same poziomy, nie kwanty tych samych
poziomw. kiedy ja zliczam, przeprowadzam to w odniesieniu do poziomu kwantw
logicznych, bo ten poziom jest dla mnie punktem odniesienia. natomiast fizyk
takiego zliczania, z oczywistych powodw, nie moe przeprowadzi (bo nie zna
tego poziomu i nigdy go nie osignie). moe, w najlepszym wypadku, dopracowa
si kwantu promieniowania, czyli, mwic inaczej, zliczy najmniejszy stan z
moliwych w dziaaniach eksperymentalnych: dwa kwanty fizyczne, dociera swoim
badaniem do dwu omioelementowych kwantw fizycznych zakresu promieniowania.
co jest tym kwantem dla fizyka? to najmniejsza warto, jak przybiera grna
pozycja na skali energetycznej (w obrbie wszechwiata), jest to najmniejszy
przedzia wydarze w promieniowaniu gama (pocztek tego promieniowania, jego
"fundament"). poza ten "sufit" energetyczny pomiar si nie wychyli, w aden
sposb nie moe. kiedy zliczaem kwanty wychodzio mi, prawidowo, e taka
wielko posiada w sobie 32 kwanty logiczne, a kolejne stany kwantowe, kolejne
ju zakresy na tym poziomie s to wielkoci pochodne. pochodne, w rozumieniu
takim, e s to w kolejnych punktach wzowych pene, ale lokalne ewolucyjne
fakty. a "wiato" jest wydarzeniem zaistniaym "pomidzy" nimi realizuje
si jako ewolucja rodkowa. a poniewa jest rodkow, musi liczy 32 kwanty.
co byo do udowodnienia.
czy jednak na pewno? nie do koca. bo i ja, cho podaem prawidow liczb,
nie podliczyem prawidowo. w czym bd? e podaem 32 kwanty nie logiczne,
lecz fizyczne. mwiem o logicznych, mylaem, e licz logiczne (i e myl
logicznie), ale byy to 32 kwanty fizyczne. wiato jest o rzd wiksze.
378

- zakres promieniowania
jak wyglda przedzia ewolucji promieniowania? podaj za tym, co aktualnie
obowizuje w ujciu fizycznym. tak prezentuje si widmo elektromagnetyczne z
dodaniem kwantowego ujcia:
promieniowanie gamma,
promieniowanie x,
nadfiolet,
wiato widzialne
podczerwie,
mikrofale,
fale radiowe.
wyliczenie bardzo ciekawe, siedmio-elementowe. powyszy zbir zakresw widma
promieniowania elektromagnetycznego zosta utworzony w kolejnoci fal, cz
grna to najkrtsza dugo i najwiksza czstotliwo, a po wielko doln,
radiow. co naturalne, poziom grny to elementy energetyczne o najbardziej
naadowanej, "scalonej" postaci, najbardziej przenikliwe i "drobne", to stan
fundamentalny fizycznego dziaania. - promieniowanie, schemat graficzny:

co o tym rysunku musz powiedzie? e poszczeglne liczenie promieniowania,


czyli ilo moliwych rodzajw, elementw skadowych widma, e to wie si z
iloci linii, wzw fali kwantowej. czyli liczb siedem przy jednoczenie
szeciu odcinkach ewolucyjnych. co to znaczy? e np. promieniowanie gamma,
zakres skrajny, pierwszy punkt, dwu-kwantowy punkt (2 kwanty fizyczne), to
jest zarazem najmniejszy we wszechwiecie stan, to wielko, ktra wyznacza
grny puap wydarze (dostpnych fizycznym pomiarem). a jednoczenie jest to
dopiero pocztek tego przedziau, pocztek, ktry wyznacza ten przedzia. to
promieniowanie koczy si wraz z wielkoci omiu kwantw fizycznych, ktry
to stan jest ju kwantem logicznym dla nastpnego podzakresu promieniowania.
itd.
wiato widzialne, co doskonale wida na rysunku, jest stanem rodkowym, w
tym liczeniu przypada na punkt 32 kwanty. o tym, e poszczeglne przedziay
promieniowania na siebie w rzeczywistoci zachodz i nie s, jak na rysunku,
rygorystycznie podzielone, o tym dalej. bowiem to ciekawy, bodaj najciekawszy
element wynikajcy z tego odcinka rozwaa o naturze ewolucji. w tym miejscu
powiem, e to, co narysowaem, w niczym temu nie przeczy. mieszanie si i na
siebie zachodzenie poszczeglnych zakresw, to nie jest sprzeczne z rozkadem
kwantowania wynikajcym ze schematu promieniowania. musz jeszcze doda, co
wynika logicznie z rysunku, e poszczeglne zakresy promieniowania na swoich
podzakresach, na podpoziomach, take maj wasne ewolucje, posiadaj wasn,
wynikajc ze stanw kwantowych i wzw "cielesn" posta.
379

- wiato widzialne
- wiato biae
zaznaczyem, e opisuj ten zakres, poniewa jest najlepiej rozpoznany. ale
rwnie z powodw emocjonalnych (tak szczeglny dla rozumu) i z historycznych
(od wiata si zaczo...). dla pozostaych jednak zakresw promieniowania,
i dla wszelakich ewolucji, jest to dziaanie analogiczne identyczne. tak w
postpowaniu, tak we wnioskach.
jak wyglda wiato? mwiem, przy okazji "tunelowania", e wiato to suma,
to ewolucja i wydarzenie w trakcie zachodzenia, dopeniania, tworzenia si
e to proces, ktry dla mnie jest jednoci. obecnie wypada doda, e jest
jednoci, ktra skada si z wielu wydarze. dlatego z wielu, poniewa jest
to proces pionowy i poziomy. wpierw si "zbiera" w cao, wypitrza w gr,
uzyskuje pen posta jednostki "penoprawnej" (zdolnej przenie sygna) eby nastpnie, w postaci kwantu zdarzenia (tutaj kwantu wiata, wic fotonu
promieniowania widzialnego), eby w tej postaci mc si w czasoprzestrzeni o
"krok dalej" przemieci, przesun w poziomie o kolejny punkt. - ale eby
wykaza ten pionowo-poziomy charakter wiata (oraz kadej ewolucji), musz
ponownie narysowa schemat, tym razem jest to schemat "pola operacyjnego" dla
zakresu wiata widzialnego. - wiato w ujciu kwantowym:

380

- wiato
w tym miejscu dochodz do bardzo ciekawego - najciekawszego punktu w opisie
ewolucji wiata i kadej ewolucji, co usilnie podkrelam. w momencie, kiedy
zastanawiaem si nad tym problemem, nie przyszo mi atwo wykaza, co si
dalej dzieje, dlaczego jest - i czym jest wiato, co powoduje, co sprawia,
e postrzegam wiato biae (ju bez skadnikw tworzcych). dlaczego w ogle
istniej barwy, dlaczego istnieje biel, ktra, jak dowodzi eksperyment, jest
mieszanin kolorw? pytanie byo zasadnicze: dlaczego i jak tworzy si taka
sumaryczna ewolucja? bo jej tworzenie si nie podlega dyskusji: wiato jest,
kolory rwnie. i wzrok jako daleki ewolucyjnie tego skutek.
na powyszym wykresie szkicowo zaznaczaem, e musi by tyle kolorw, i nie
wicej, e ich wielko, sze barw - oraz sidma pena biel - to s liczby
wane ewolucyjnie. i bezporednio wynikaj z faktu, ile moe si elementw na
szczycie fali pomieci. tyle moe by zasadniczych kolorw - i ani jednego
wicej (szczyt fali jest dlatego szczytem, e nie jest rozcignity na wiele
stanw, to zawsze wielko liczbowo "skromna"). a odbierany przeze mnie taki
fakt w obserwacji zewntrznej, peny stan energetyczny, tworzy caociow i
sferyczn ewolucj - w tym wypadku tworzy to biel. i pytanie: dlaczego? i w
tej chwili jedynie sensowna odpowied: poniewa ewolucja to czasoprzestrzenne
zjawisko i skada si z elementw, ktre dopiero razem tworz zbir wydarze
to skutkiem tych poziomw i podpoziomw, w oglnym zakresie postrzegania
odczuwam, rejestruj, widz po prostu to, co nazywam "wiatem biaym". to,
co do mnie dociera w postaci kolejnych warstw kwantowych procesu, sumuje si
w akcie obserwacji, czy, dopenia - i ja, jako obserwator "aktywny" (wic
yjcy) traktuj za jedno. dociera zbir elementw i warstw, ale to ja, na
skutek bezwadnoci mojego postrzegania, scalam taki zbir w jeden fakt, tu
o cechach "bieli". i co zoonego staje si w odbiorze jednym, dopenionym
brzegowo faktem dla mnie wiato to fizyczna jedno. cho zjawisko jest
kwantowe i "pokawakowane", ja "odbieram" je jako cao. nie tyle "wiato"
jest tu elementem wanym (acz takie "zjawisko" musi zaj), ale obserwator,
byt aktywny (jednak na poziomie podprogowym do swoich reakcji, zwaszcza tych
wiadomych) jest tu czynnikiem wanym, najwaniejszym. - nie byoby wiata
(adnego doznania), gdyby nie "aktywno" w obserwowaniu bytu. czy dotyczy to
"zmieszania" kolorw, czy jednego wycinka (odfiltrowanego przez rodowisko),
postrzegam, rejestruj cay zbir kwantw, nigdy jednostki cho i zarazem
widz jedno zbioru i skutek jego cznego istnienia. dlatego, e postrzegam
zjawisko i strumie energii, ktry tworzy proces i stanowi, jest "obrazem" i
zoeniem dla mnie "w obraz" (i cigiem obrazw). postrzegam "wiato", kolor
i zakres promieniowania ale to jest zjawisko, zbir dziaajcych na zmys
kwantowych warstw. postrzec jednej warstwy nie mog, bowiem nie mam wwczas
skali porwnawczej, ale zbir ju tak. i mog wyapa rnice, wyznaczy w
zmianie kolejne szczyty warstw. odlego warstw kwantowych jest oznak dla
mnie, e proces ma inn warto, e si odmienia i jest to jedyny element,
ktry mog pomierzy. jednej fali nie pomierz, ale rnic pomidzy falami
owszem. i mog tej rnicy nada znaczenie, np. koloru, czy nazwa dugoci
fali - lub opisa w skali iloci docierajcych w jednostce czasu szczytw i
okreli to jako czstotliwo ewolucji. cay tak wyrniony zbir bdzie w
moim odbiorze posiada form wiata biaego, ale jego czci (rwnie pene
w swoim obrbie) bd dla mnie kolorami. - wiato, adna ewolucja, nie jest
wydarzeniem jednostkowym. nie jest i by nie moe jedn warstw czy fal. to
zawsze zbir. w przypadku "wiata" zbir nalecy do pocztkw "namacalnej"
ewolucji (skadajcy si, dla promieniowania w grnym zakresie, z fizycznych
kwantw) - ale samo wiato (zakres widzialny), naley do stanu rodkowego
tak generalnie wyznaczonego przedziau wydarze (o czym sporo dalej powiem).
wiato to rodek, to najbardziej ze rodkowych przebiegw promieniowania.
to "wypitrzenie", ktre mog obserwowa i dziki ktremu obserwuj.
381

- wiato
pozwol sobie w tym momencie na moe przesadny emocjonalnie akapit, jednak
w kocu omawiam wyjtkowy dla mnie zakres ewolucji, przecie jest "wiato"
gwnym procentowo i dominujcym kanaem czcym z otoczeniem, dlatego jest
tak wanym fragmentem zjawisk zachodzcych w wiecie. - to wydarzenie, ktre
jest najbardziej "widocznym" procesem ewolucji, jeeli mog tak powiedzie.
i, podkrelam, nie tylko do faktu jasnoci wiata, jako blasku, odwouj si
w tym momencie. ale do tego, e zasady tworzenia, istnienia i przemieszczania
si wiata e to przynaley do bardzo szczeglnego punktu. to w wietle
"odbija" si, "przeglda" zasada ewolucji - "wiato" to ewolucyjna regua,
ktra "zajarzya". i jest to jaskrawo widoczne.
co si dzieje ze wiatem, co si dzieje od momentu, w ktrym zaistnieje jego
"pole operacyjne"? jako punkt pierwszy tej analizy musi si pojawi opis oraz
wyjanienie dziaania "pola operacyjnego", bowiem jest to ciekawa abstrakcja.
powstaa na podobiestwo wczeniej wypracowanego terminu (chronologicznie do
tych zapiskw wczeniej, ale pniej w liniowym ujciu tekstu), ktry odnosi
si do faktu, e w ewolucji jest wydarzenie prowadzce do brzegowego, penego
i ostatniego stanu - i e na tym poziomie tworzy si to, co zewntrznie jest
postrzegane jako skoczona ewolucja. analogicznie, jak to byo przy analizie
wiadomoci, gdzie przy wczuciu si w proces mylenia mog ustali fakt, e
abstrakcje (wyrazy, obrazy, itd.), ktre si tworz, e te elementy poziomu
operacyjnego (cho realne w odczuciu) s dopenione zakresem nadpoziomu, ju
w aden sposb nie osigalnym doznawanym, pojmuj "tre" zmian podpoziomu,
ale nieosigalnym (nie do pomiaru). poziom "zrozumienia" znajduje si "dalej"
i "wyej". - powtarzam, to jest ten sam tok rozumowania i ten sam tok zmiany
ewolucyjnej. czy analizuj mylenie, czy promieniowanie widzialne, czy cao
promieniowania, czy dowoln ewolucj, mam zawsze przedzia zdarze, ktrych
pomierzy fizycznie nie mog. pojcie "pola operacyjnego" oddaje to, co tworzy
si w wiadomoci z rnych linii, z elementarnych ewolucji, z pod-zakresw
(jako kwantw zjawiska), a w przypadku wiata ma to posta "barw skadowych"
na podpoziomie. suma kolorw - to "wiadomo wiata", czyli "kolor" biay.
"polem operacyjnym" wiata bdzie na rysunku ten "poliniowany" ewolucyjny
zakres na poszczeglnych podzakresach, wszystkie odcinki i ich zajto. to
one tworz to, co definiuj jako "pole operacyjne". samodzielnie wszystkie
odcinki wytworz pene ewolucje i jako takie, jako suma tych elementw, te
dadz jedno: wiato biae. ten sam mechanizm, ktry tworzy wiadomo oraz
dopenia j kolejnymi kwantami, ten sam mechanizm tworzy wiato biae. kad
ewolucj. na/w tym poziomie zdarze nastpuje proces wyodrbniania si faktu
ostatniego w ewolucji: tworzy si pionowa struktura, ktra nastpnie si jako
pena jednostka "objawia" na brzegu.
powiedziaem, e po wytworzeniu si "pola operacyjnego" ewolucji (w caoci
czy tylko we fragmencie) dochodzi do budowania si kwantw kolejnego poziomu:
poziomu brzegowego, kwantu wiata biaego. dlatego zasadnicze pytanie brzmi:
jak dokonuje si to tworzenie oraz co je wymusza? - ot przejcie nie jest
"zwyczajne". mam na myli fakt, e nie jest to opisywane szeregiem kwantowym
"zoonym", ale prostym. co w tym dziwnego? to, e aby dosta si na poziom
brzegowy, smy i skrajny, tutaj w postaci wiata biaego - ewolucja, kwanty
ewolucji ju nie cz si w rytmie 2-8-18-32-50-72-98, ale w najprostszym,
czyli 1-2-3-4-5-6-7-8. to znaczy, e aby z pola operacyjnego ewolucji przej
na poziom brzegowy, "wiadomociowy", musz czy ze sob pojedyncze kwanty
pola operacyjnego (zawsze w postaci ewolucyjnej, nie logicznej, eby nie byo
wtpliwoci). - inaczej, dlatego na poziomie brzegowym, na poziomie wiata
biaego powstaj tak "ciekawe" zjawiska, poniewa dwie lub wicej barwy mog
utworzy kwant wiata biaego. kiedy dodaj si elementy z rnych zakresw,
kiedy cz si w "pionie" budujc kwant wiata biaego, to cz si fakty
z rnych zakresw i w rnych proporcjach - i maj rne stany wewntrzne.
382

- pole operacyjne wiata


czyli w "polu operacyjnym" wiata moe doda si np. stan 8 i 8, co wytworzy
kwant "bieli". ale moe i dowolna inna wielko, np. 50 i 6, czy co takiego,
moliwoci jest wicej. dopiero dopenienie do penej postaci kwantowej da
w efekcie biay kolor (lub odcienie, kiedy nierwnowaga bdzie zachowana). jeszcze jedno, na poziomie smym pojawia si rwnie kolor, jeeli nie tworzy
si pena struktura, kiedy nie ma dostatecznego dopenienia (co bdzie, ale
mao), i to kolor jest wwczas brzegiem danej ewolucji. natomiast biel jest
brzegiem dla caego procesu wiata widzialnego.

kwant wiata biaego powstaje w trakcie czenia si kwantw wystpujcych


na podpoziomach (na poziomach "kolorw"). dwa kwanty wsptworz jeden kwant
wiata biaego, s stanem wytwarzajcym punkt na skali kwantowej. wic daj
pocztek tworzenia si kwantu fizycznego. a ju kolejne dodawania si kwantw
tworz ewolucj w postaci stref, zakresw wiata biaego. - mwic inaczej,
zaczyna si wwczas brzeg wypenia, zalenie od skadowych albo "wiatem
biaym", albo kolorami, lub przemiennie. przemiennie na brzegu ewolucji moe
rwnie dobrze znale si pena, maksymalnie pena forma, jak i kady kolor
elementarny (podewolucja). to, co jest "poziomem smym" dla caej ewolucji,
"styka" si, jest take poziomem smym dla poszczeglnych niszych zakresw
(podpoziomw). dlatego, kiedy na brzegu nie pojawia si pena ewolucja (brak
wszystkich skadnikw), to niejako "przewituje", daje o sobie zna ewolucja
niszego poziomu. brzeg nie moe by "aciaty", pusty miejscami. gdy brakuje
wydarze na budow penej ewolucji, wwczas wystpuje, umiejscawia si w tym
punkcie "niepena" - "wypywa" na powierzchni element podpoziomu, bo jest w
brzegu miejsce do takiego zaistnienia ("kolor" dociera do brzegu i daje zna
o sobie w sposb tylko sobie charakterystyczny).
i powstaje brzeg - czyli to, co mone nazwa "stanem zewntrznym" ewolucji,
poziomem caociowym. im wicej energii wyania si na brzegu (i im wicej
jest "dopenionej") wytworzy si wicej penych procesw, tym te powstanie
bardziej "zwarta", pena, stabilna, caociowa posta brzegu. i nie bdzie
"dziurawy". bdzie jednolit, zapenion, stabiln "powok", co tak wane
dla zjawisk. - im wicej energii "wypynie" na/w tym ostatnim z moliwych w
ewolucji poziomw, tym brzeg twardszy, tym wnioski peniejsze (kiedy chodzi
np. o mylenie) - tym lepiej opisuje taka filozofia rzeczywisto. niestety,
zazwyczaj brzeg jest "aciaty", kolorowy, a tylko maksymalnie oraz wyjtkowo
moe by "biay". zazwyczaj nie ma tylu energetycznych wydarze eby "pokry"
jednolit warstw "bieli" ca sfer i jej brzeg. np. brak wiedzy o procesie
analizowanym, eby go w peni zdefiniowa. c, moe to smutna konstatacja,
ale niepena wiedza jest "kolorowa", a "biel" przynaley, oznacza mdro.
kolory to "dziurawa penia".
383

- liczenie kwantw w ewolucji


nie, nie bd, jak powiedziaem, liczy kwantw, i od tego postanowienia nie
odstpi, po co mam naraa si na "pokrcone" zliczanie czego, co i tak nie
moe by policzone w takim (liniowym) dziaaniu. oczywicie do sprawy wrc,
bo wielce zasadna, ale w tym momencie pragn jedynie zaprezentowa, a raczej
maksymalnie skrtowo zobrazowa (graficznie) posta ewolucji energii. poniej
szkic, ktry stara si ten fakt odda.
tak wyglda rzeczywisto, w ktrej przyszo mi istnie. kolejne poziomy oraz
ich sumowanie tworz w efekcie to, co powstaje na "brzegu" w przedziale
dla mnie w obserwacji brzegowej. dla mnie bowiem ten sam fakt, przypominam
i zwracam na to uwag, w zalenoci od pooenia obserwatora bdzie wyglda
inaczej. kiedy ewolucja w mojej rejestracji osiga brzeg, kiedy ja jestem w
punkcie brzegowym dla tej zmiany (w wzowym punkcie, ktry oznacza, jest w
procesie stanem dopenienia si ewolucji, tu wiata do stanu "bieli"), ten
sam fakt, ale "pod innym ktem" postrzegany, np. obserwatora stojcego ju z
boku (inaczej umieszczonego w czasoprzestrzeni), ten sam fakt bdzie wyglda
odmiennie - bdzie "kolorowy". bo jaki skadnik ju lub jeszcze w brzegu si
znajduje, albo jeszcze do niego nie dotar i nie ma penej formy. poczanie,
tylko poczenie treci poznania i obserwatora stanowi o poznawanym, nie ma
rozerwania tych stron. bowiem obserwator i obserwowane to jedna i dopiero w
cznej postaci ewolucja. nie ma ewolucji "stronnej". dlatego zaprezentowana
tutaj zasada "wyaniania" si na/w strefie skrajnej w postaci promieniowania
widzialnego dotyczy kadej ewolucji. rysunek dla jednego zakresu, ale zasada
oglna.

384

- pole operacyjne ewolucji


- cig dalszy
omawiajc pole operacyjne wiata zaznaczyem, e analogicznie oraz wedug
jednolitego systemu naley rozpatrywa inne kwanty poszczeglnych poziomw.
tylko musz do tego doda mae uszczegowienie. cae zagadnienie odwouje
si do nastpujcego tematu: omawiajc pole operacyjne, wyznaczajc, e jego
"biay" brzeg jest wypadkow niszych, podprogowych ewolucji, e wiato dla
mnie w postaci biaej to wydarzenie "nastpcze", pionowo-poziome i budujce
si w trakcie procesw dochodzcych "z gbin" do brzegu i w/na nim si ju w
mojej obserwacji dziejcych. jednak w tym ujciu nie do wyranie pojawia
si wniosek, e na wiato biae, na ten brzeg procesu, skadaj si brzegi
niej lecych zdarze energetycznych.
mwic inaczej, nie pado wystarczajco dobitnie, e "wiato" to aktualna
chwila dla caego szeregu chwil aktualnych e to zakoczenie, na tym etapie
ewolucji, wielopoziomowej struktury, wielu warstw, sfer zmiany. dopenienia
nisze buduj stan brzegu, ale one take musz si zrealizowa, eby to mogo
cznie nastpi. z kawaka elementu pena ewolucja nie powstanie, musi by
skadnik, ktry sam si "dopeni".
"rzeczywisto", otaczajcy mnie w kadym punkcie i momencie wiat, gdybym to
mia geometrycznie zobrazowa, co takiego, jakby jedna kula (sfera) ewolucji
koczya si brzegiem dla wielu, bardzo wielu sferycznych ewolucji, jakby te
"pod-kule" ewolucji zawieray si w jednej, brzegowej postaci sfery. na tym
brzegu, czyli aktualnym stanie procesu energetycznego i wyodrbnionego z ta
zdarze na tym brzegu koczy si idcy "z gbin" (jak i w gb podajcy)
proces. proces, ktry skada si z pod-elementw, z ewolucji czstkowych i
zarazem kada z nich musi by brzegowa i caociowa, eby zdarzenie wysze i
take caociowe mogo si zrealizowa. pole operacyjne jest zbiorem zdarze
podprogowych, a jego zakoczenie, idce pionowo "w gr", dokonuje si na/w
brzegu tak dla kadego skadnika, tak dla caoci wyrnionej (z uwagi na
obserwatora oraz chwilowo). - w mojej fizycznej obserwacji otaczajcy mnie
wiat jest mieszanin, mam w kadym miejscu "wszystkiego po trochu". jednak
logicznie, i to jest wane ustalenie, to proces ewolucyjny o uporzdkowanym
nastpowaniu (idealnym porzdku). tu nie ma chaosu i "gry w koci", nie moe
by. przypominam ten argument, poniewa pozwala zrozumie brzeg energetyczny
i jego rol.
czyli, jeeli np. pragn, aby powsta atom, nie mog "zmiesza" dowolnie lub
tylko dowolnie policzy wypadajce na niego elektrony, nic sensownego z tego
nie wyjdzie. musz najpierw z elektronu, z takiego elementu logicznego i jego
"powielenia" ("rozmnoenia") zbudowa pole operacyjne zbudowa porednie
fakty, ktre doprowadz do "atomu". atom to nie losowa "zbitka" elektronw
(mapia uwertura wystukana na klawiaturze maszyny) ale lokalne, na kolejnych
zakresach skali energetycznej brzegowe zaistnienie. to czasoprzestrzenna, i
tylko taka struktura, to proces w pen posta "zestrzelony" z "niszych" i
take penych elementw. eby doj do caociowej postaci "atomu", przej
musz przez kolejne linie niszego rzdu ewolucji, przez protony, neutrony czy jak to tam w fizyce atomowej ten drobiazg si nazywa. niczego nie uzyskam
przez "proste" dodawanie do siebie elektronw dopiero przez czenie si
kolejnych brzegowych podewolucji powstaje wypadkowa, rwnie brzegowa posta
(czego tam). - dlatego atom posiada i nie posiada zarazem tak mechanicznie
wyliczonej wielkoci elektronw. posiada, poniewa taka ilo energii, taka
wielokrotno elektronu (wic kwantu logicznego tworzcego "atom"), taka suma
energii rzeczywicie si w ukadzie znajduje. - i zarazem nie posiada, bowiem
nie jest to "losowe" skrzyknicie si elektronowych jednostek, ale kolejnymi
podetapami, jako wytwr pola operacyjnego w ramach poziomu generalnego ich
"zbiegnicie" w "atom". jak na podbudowie i fundamencie kolorw tworzy si
biel wiata, tak na fundamencie lokalnych linii ewolucji buduje si atom.
385

na brzegu, pionowo w gr (czy te w obrbie, jako sfera w sferze) powstaje


atom. i nastpnie jego kolejne wielkoci: pierwiastek. lub zbir pierwiastkw
w kolejnym rzucie zmian (gdzie jednostkami rozrachunkowymi s zbiory w formie
"pierwiastka").
natomiast na kolejnym poziomie analizy, ju w ramach pola operacyjnego atomw
(i pierwiastkw) tworzy si komrka, "kwant komrka ycia". czyli jednostka
zjawisk biologicznych wyrnienie tego przedziau zjawisk jest oczywiste.
jednak taki opis, cho logicznie poprawny, zarazem prawdzie "szczegowej"
nie odpowiada. dlaczego? poniewa komrka tworzca ycie, jeden taki fakt i
jego wielokrotno, to tylko element pola operacyjnego atomw, wewntrzny w
sferze atomw krg (sfera). jak atomy s sfer wewntrzn w ramach sferycznie
przemieniajcych si elektronw (a te w ramach fotonw) tak samo komrki
ycia s struktur bardziej skomplikowan od atomu, ale s liczebnie zbiorem
mniejszym od tworzcych je elementw. oczywicie jest to w tym ujciu wane,
zasadnicze i najwaniejsze (i rodkowe) zdarzenie z mojego punktu widzenia,
bo istniej jednak, podkrelam, jest to jedno z wielu, na dodatek lokalnie
zachodzce energetyczne "zawirowanie" w zakresie zmian zachodzcych w atomach
(w pierwiastkach, w "zaktku ycia"). musi zaj, cho na zasadzie wyjtku.
"naduycie" w takim "prostym" opisie polega na zawaszczeniu tego przedziau
wcznie dla kwantu ycia, a to tylko cz moliwoci. co powstaje? mgbym
to okreli jako poziom "kwantu chemii", czy jako tak. w opisie generalnym,
jako wyanianie si kolejnych krgw (sfer) w ramach zbioru nadrzdnego, to
jest poprawne, bo ycie wyania si z atomw. jednak obok ycia, a nawet na
dugo przed nimi, tworz si inne formy energetyczne. i to jest tu wane.
proces wyglda nastpujco: z "atomowego pola operacyjnego" powstaje nie co
innego, jak chemia. chemia, czyli jej wszelkie lokalne, chwilowe zwizki oraz
"mieszaniny" (i reakcje). wszelkie chemiczne substancje i mikstury powstaj
w wyniku zczenia w polu operacyjnym atomw i pierwiastkw, czyli kwantw
niszego poziomu wobec chemii. atomy i ich zbiory (w postaci pierwiastkw)
zaistniay, energia "skrzykna" si, docisna do siebie i "wyonia" na/w
poziomie atomowym i zacza si "kombinatoryka" midzy elementami materii.
zacza si banalna w ewolucji pozioma forma zmian. te ewolucja, te wedug
tej samej reguy. czyli jest chemia wynikiem, brzegowym stanem oraz aktualn
chwil czenia tych rnych, szalenie niekiedy odlegych od siebie w czasie
i przestrzeni momentem powstania skadnikw, a jednak aktualnie znajdujcych
si blisko siebie (na/w brzegu, "teraz"). - i w efekcie tworz si wypadkowe
postacie. midzy innymi tworzy si lokalnie (jake lokalnie) ycie, komrka
ycia i jej kolejne powielenia. to naturalnie tylko "mieszanina" i brzegowa
"wersja wydarze". i tylko, podkrelam, lokalna - w ramach pola atomowego, w
jego rodku.
w rodku logicznym, w rodku procesu ale fizycznie wszdzie. przecie nie
ma znaczenia gdzie i kiedy elementy odpowiednie realnie si znajd. bo kiedy
wystpuj obok siebie na odlego kwantow (a inaczej nie mog), musz si
poczy w tak yciodajn jednostk, liczy si obecno elementu. to zawsze
jest rodek i krg wewntrzny ewolucji wobec atomw, ale rozmieszczony jest
dowolnie w fizycznej strukturze wszechwiata (z lokalnymi ograniczeniami, a
te wynikaj z zasad kwantowych procesu zmiany). ewolucja to rodek logiczny,
ale wszechkierunkowo fizyczna.
to, co w ukadzie okresowym pierwiastkw jest obrazowane jako linie pionowe
i poziome, to nic innego, jak opisanie tego pola, zobrazowanie atomowego pola
operacyjnego pierwiastkw. ukad okresowy to "rozrysowanie" mapy zmian oraz
tworzenia si atomw (i ich zbiorw), to "wgld" do mapy i zarazem jej ogld
"zewntrzny". to uchwycone "na gorco" zachodzenie ewolucji tworzcej obszar
materialnej rzeczywistoci. "pierwiastki" to obraz ewolucji atomw w ujciu
"powierzchniowym", od zewntrz (ale od wewntrz, zawieram si w procesie). "ukad okresowy pierwiastkw" to stan chwilowy zmian w moim otoczeniu.
386

- pole operacyjne
- zakres widzialny
eby wyodrbni zakres wiata widzialnego z caoci odcinka oznaczajcego
promieniowanie elektromagnetyczne, konieczne jest wyodrbnienie rodkowego
przedziau tego pasma, bowiem w tym wanie punkcie realizuje si ewolucja
o cechach, ktre rejestruj jako wraenie jasnoci wok mnie. jednak zabieg
wyrnienia wiata biaego nie jest atwy. jak to si ukada na skali? jako
przedzia dla wielkoci "32", ale nieostry w moim odbiorze jest to proces,
a przez to zawsze nieostry (przecie kady obserwator inaczej postrzega). po
obu stronach tego punktu znajduje si, rozciga zakres "bieli", czyli may
niebywale przedzia w skali caego zakresu promieniowania, ale jake wany.
i on rzeczywicie dopiero w rodkowym punkcie nabiera cech penej, stabilnej
i "na szczycie" fali ju biaej w odbiorze ewolucji. wiata. poszczeglne
rodzaje promieniowania nie tylko na siebie zachodz (nie tylko si "mieszaj"
moliwociami kwantowymi), ale agodnie przechodz z jednego w drugie. dzieje
si to niekiedy nawet tam jeszcze, gdzie pozornie zaczyna si ju nastpny
zakres. - wiato widzialne:

to, czy tak zaznaczone wiato rzeczywicie w taki sposb si rozkada, to


nie ma znaczenia. sdzc z bardzo maej wielkoci tego pasma, nie musi si
ono znajdowa dokadnie w rodkach pasm poprzednich, jak i nastpnego, chodzi
o zasad: nie jest to wydarzenie "punktowe", ale po obu stronach punktu "32"
si znajduje. wiato biae nie jest punktem, ale przedziaem zjawisk wok
wyrnionego stanu "32". zaznaczony na fali zakres, to zakres widzialny. w
stosunku do wiata widzialnego inne fale bd w rnych fazach.
i teraz najwaniejsze pytanie: jak wyglda wiato, "pole wiata", ktre do
powstania biaego brzegu prowadzi? to mona przedstawi jako "odchodzce" w
bok zdarzenie i rozcign je w poziomie, jako ewolucj na/w poziomach. ale
mona rwnie przedstawi jako wydarzenie mieszczce si w pionowej skali,
jako procesy lokalne w stosunku do caego wydarzenia. oba ujcia s poprawne
i dopeniaj si. tak wygldaj:

387

po lewej stronie schemat ju wczeniej prezentowany - po prawej wpisanie w


pionow skal energetyczn kolejnych kolorw. zwracam uwag na pooenie oraz
"rozmiar" koloru "tego". na obecn chwil to wycznie "ciekawostka" tego
ujcia, jednak gbszy komentarz musi si pojawi (i dalej bdzie). natomiast
tu pragn powiedzie i zaznaczy, e pene, cakowite wpisanie w jedn lini
wydarze, w paszczyzn energetycznej skali nie neguje zasadniczego elementu
analizy: pionowo-poziomego charakteru wydarzenia w postaci brzegowej. jedna
linia ewolucji w przypadku obecnie omawianym, to zakres potocznie i fizycznie
okrelany "promieniowaniem", cz rzeczywistoci o takim stopniu skupienia,
"zagszczenia" energetycznego. ale to w niczym nie podwaa ustale odnonie
ewolucji, ktr potocznie i w fizyce okrela si "materi" (zakres doznawany
jako "twardy", "namacalny"). promieniowanie to jedna strona wiata, zawsze w
poczeniu z materi istniejca. w kadym z tych obszarw regua procesu jest
identyczna ta sama. wyrnienie przeprowadza konkretny obserwator i tylko
ze wzgldu na swoje waciwoci (i moliwoci), ale to przecie nie oznacza,
e nie ma jednoci. co dotyczy promieniowania, ma swoje analogiczne elementy
w materii i odwrotnie. mog-i-musz ustala fakty w procesach, ktre jako
rozpoznaem, musz podzieli je na zakresy odpowiednie do innych ewolucji
kadej ewolucji. zasada jednoci wiata i jego regua daje mi do tego pene
prawo. jest to wrcz koniecznoci, przecie kadego elementu procesu pozna
osobicie nie mog, szczeglnie znajdujcego si w zakresie brzegowym. eby
"rozjani" (owietli brzeg), potrzebuj reguy opisujcej wszelkie zakresy.
wychodzc z tu i teraz dojd wszdzie.
dlatego s dla mnie wyaniajce si "zaburzenia" rzeczywistoci zawsze tym
samym: fizycznym obrazem ewolucji, cielesnym zaprezentowaniem si w dostpnym
(jako dostpnym) zakresie. jak wyaniajce si z paskiego pola zaburzenie,
ktre byo "drganiem" odpowiedzialnym za tworzenie si czstki (czy mnie w
szerszej skali, czy wszechwiata) - tak samo w tym ujciu "pionowo" tworzca,
skadajca si ewolucja, a nastpnie "biegnca" po/w brzegu (w postaci znw
wielkoci kwantowo wanych), take i ten odcinek wydarze nie moe ju by w
paszczyzn wpisany i jest elementem caoci promieniowania-materii, ju jest
stanem fizycznym, nadprogowym. to wydarzenie "wyrastajce" z paszczyzny, a
wic zarazem tworzce czas i przestrze to tworzenie si czasoprzestrzeni
tej konkretnej ewolucji, jak i oglnej, w ktrej s skadnikiem.
o ile elementy tego procesu s i mog by zaliczone do wydarze skadowych,
o tyle pionowo narastajca i poziomo si rozchodzca po/w brzegu ewolucja,
jest ju sam ewolucj - jest wydarzeniem ewolucyjnym, ktre istnieje jako
struktura nie wczona w skal energetyczn. elementy skali s skadnikami i
"podglebiem" dla procesu, ale zaistnienie brzegowe oznacza ju dopenienie do
stanu jednoci i samodzielnoci. oczywicie jest to element skali, tworzy
j ale niejako "w bok", uzyskuje dopenienie ponad procesem. taka ewolucja
(cao) jest w stosunku do elementw energetycznych skali pochodn, jednak
uzyskuje wielko potrzebn do zaistnienia jako indywidualno, fakt odrbny.
wiato biae jest ewolucj powstajc w ramach skali i z jej elementw, ale
idzie brzegowo i maksymalnie "ponad" ("obok") skali, jest najwyszym stanem
dostpnym w ewolucji skali energetycznej, oraz najdalej siga w otoczenie
to najwiksze "pionowe" "oddalenie" si od fundamentw (kwantu logicznego)
skomplikowanej struktury (w tym kwantowym punkcie skali). - ewolucja wiata
biaego nie jest wczona w skal, ale z niej powstaje (wystaje). to proces
na podbudowie skali energetycznej i jej kwantw, to "wypitrzajce" si nad
paski stan kwantw "pionowe" zaistnienie, to tworzca "wymiary" (i rozmiary)
regua ewolucji. skala promieniowania to "zliczenie" kwantw, ktre skadaj
si na ewolucj - a posta brzegowa, czyli wiato (czy kolor) to fizyczne
upostaciowanie tych kwantw, zsumowanie - to wytwr elementarnych kwantw i
pionowo-poziome zdarzenie, ktre zaistniao brzegowo i ponad powierzchni
rzeczywistoci. wiato, jak ja, to byt "wzeszy" w zakres fizyki.
388

- atomy
- ewolucja "wyaniajca" si z paszczyzny
to, co mwiem o wypenianiu si ewolucji i ogldaniu jej od wewntrz lub od
zewntrz, to ma swoje znaczenie - szczeglne w odniesieniu do atomw i ich
zbiorw, pierwiastkw. szczeglne, to nie oznacza, e jako wyjtkowo, bo tak
samo dzieje si w kadej ewolucji. sowo "szczeglnie" odnosz w analizowanym
tu przypadku do wagi, ktr ma dla mnie, dla mojego istnienia forma atomowa
ewolucji. to "szczeglne" znaczenie dlatego podkrelam, eby wyartykuowa
nastpujc spraw: "ukad okresowy pierwiastkw" jest ewolucj ogldan "od
wewntrz" jako wspuczestniczenie w procesie. powtarzam, poniewa to wany
element rozumowania: zbir fizycznych elementw otoczenia w postaci struktur
atomowych (pierwiastkw), to zmiana ogldana od rodka, jestem jej elementem.
ukad okresowy jest zmian w trakcie zachodzenia, ktr dowiadczam i mierz
jako jej uczestnik.
oczywicie rysuj tabelki i umieszczam w przegrdkach poszczeglne fakty dla
mnie fizycznie dostpne jako "stan poza" mn ustalam rytm tej zmiany jako
obserwator zewntrzny do niej, jednak to jest zawsze opis "od wewntrz", bo
opisywany proces mnie tworzy. i mog tym samym opisa tylko to (jako fizyk),
co istnieje. bytw potencjalnych ani pustych tu nie zanotuj, bo brak treci
badawczej. mog zakada inne formy materii atomowej (na bazie wzorw), ich
ksztaty postulowa, ale w fizyczny schemat ich nie mog wprowadzi, s poza
tak zdefiniowanym przedziaem. dlatego mj opis wiata w postaci "atomowej"
dotyczy zawsze chwili - a do tego nawet "chwili chwilowej". i nie moe by to
ujcie wiksze. rozkad atomw i pierwiastkw w ukadzie okresowym (w wersji
na dzi) to ewolucja ogldana od wewntrz - i przez to atualno-historyczna
(czy historyczno-aktualna).
dotyczy to, na zasadzie analogii, drugiego wystpujcego w ewolucji zakresu,
promieniowania. to ten sam proces, tylko obszar zajty treci badania jest
wikszy. materia jest "gruba", kwanty promieniowania "chude", jednak sposb
poznawania ten sam. wane tu natomiast jest to, e wypenianie, dopenianie
si promieniowania mog obserwowa na rne sposoby, np. w postaci materii
"namacalnej" (zamiana atomw w posta promieniowania i odwrotnie). mog to
obserwowa, ba, mog jako uczestnik tkwi w tym "wydarzeniu" nie zdajc sobie
z tego sprawy. poniewa energia w ukadzie nadrzdnym kry midzy elementami
("wybrzuszeniami" ponad stan paszczyzny), to jestem w to krenie wpisany.
kiedy elementy jednej strony dowolnej ewolucji (skadnika mnie tworzcego)
docieraj do brzegu, czy tylko warstwy oznaczajcej zakres promieniowania,
to tym samym i ja si tym procesem wpisuje w to promieniowanie trac swoje
elementy na rzecz otoczenia na/w tym zakresie. lub je pozyskuj. atomy mnie
tworzce buduj si z kwantw promieniowania, ale i zasilaj promieniowanie
w wymianie a ja, do tego poziomu stan wyszy (cho wewntrzny), rwnie w
tym "procederze" uczestnicz. i przeywam-doznaj tworzenie si brzegowych
elementw wsplnej ewolucji, nawet przeywam etapy porednie.
natomiast nie przeywam, co wane, tworzenia, dopenienia, wypenienia si
ewolucji - faktu jednoci. nie przeywam (nie mierz), ale doznaj, istniej,
korzystam z tego brzegowego stanu chwilowego (aktualno-historycznego). jestem
na/w tym brzegu. nie widz skadajcych si na ten zakres oraz ju kocowych
faktw ale nimi jestem, tu si moje istnienie realizuje. nie przeywam w
sposb bezporedni ewolucji atomu w przemianach, ale korzystam z tych stanw
porednich. korzystam na zasadzie brzegowego zaistnienia. w historii zmiany
atomowej to zawsze jest (z mojej perspektywy) stan poredni i chwilowy, ale
ma rang faktu brzegowego bo jest jakim chwilowym brzegiem procesu (i
dlatego zaistnia w formie fizycznie stabilnej). ewolucja "atomu" toczy si,
energia jest w trakcie przepywania, a ja korzystam z aktualnie zaistniaego
"skrzepnicia" (i wielopoziomowoci) eby (za)istnie. i dlatego, jako skutek
przepywania energii, niestety sam si za chwil w otoczeniu rozpyn.
389

promieniowanie "otacza" materi, jest zakresowo stanem wikszym od materii,


ale materia jest rwnie brzegiem, stanem zewntrznym do promieniowania. nic
to, e geometrycznie jest stanem wewntrznym, e na zawsze zawiera si w polu
promieniowania i e z pola operacyjnego promieniowania powstaje. jako proces
energetyczny o rozbudowanej i skomplikowanej strukturze, jest wydarzeniem w
odniesieniu, w relacji do promieniowania na zewntrz to stan brzegowy wobec
ewolucji "niszych", zawierajcych si w sferze tak wyrnionej zmiany. co
fizycznie otaczajcego materi i zewntrznego, czyli promieniowanie, zarazem
jest logicznie zdarzeniem wewntrznym do materii, ktrej powstanie dokonuje
si na/w brzegu. - jest materia jednoczenie na zewntrz i wewntrz procesu
promieniowania, ustalenie relacji przeprowadza obserwator. poniewa znajduje
si materia w obszarze, ktry porzdkuj z uwagi na jego budow (gabaryty),
to musz umieci "materi" poza promieniowaniem i na zewntrz, wiksze dla
mnie i z mojego punktu widzenia skomplikowanie, taki fakt musz umieci w
tym ujciu "na grze", powyej elementw tworzcych i na zewntrz krgu do
promieniowania. kiedy przyjmuje uoenie "pionowe" wwczas to, co za materi
uznaj, bdzie si miecio poza promieniowaniem i powyej. fizycznie zawsze
wewntrznie w promieniowaniu, jednak w logicznej interpretacji zewntrznie i
powyej. geometrycznie i jako efekt dociskania elementw materia jest stanem
wewntrznym promieniowania, ale znajduje si wzgldem tej formy ewolucyjnej
zewntrznie. ilo elementw w caym zbiorze materii jest mniejsza od zbioru
elementw promieniowania, s natomiast wiksze.
podzia ewolucji na dwa stany, na promieniowanie i materi, ma sens, jednak
sens tylko dla konkretnego obserwatora i uczestnika rzeczywistoci. podzia
tak przeprowadzony jest to analogia i lokalne, w takim nazewnictwie opisanie
dwu generalnych i moliwych w ewolucji form procesu: rozpadu oraz czenia.
wyrniajc, dzielc postrzegan w otoczeniu zmian energetyczn ze wzgldu
na swoje waciwoci (funkcjonowanie zmysw i przyrzdw), przeprowadzajc
podzia z uwagi na banaln posta skupienie (odlegoci pomidzy warstwami),
skaluj ten proces, dziel go na zakresy dla mnie zrozumiae. caoci bowiem
nie ogarn, jedno to dla mnie paszczyzna, dopiero wyrnienie pozwala na
nazwanie i zrozumienie. dziel jedno, ktra o takim podziale nie na pojcia
- kiedy wyrniam zakres "promieniowania" i stan "materii", uzyskuj kolejne
i lokalne zdefiniowanie dwoistego charakteru zjawisk. kady mj akt podziau
wiata jest pochodn wobec tego dwoistego stanu, dokonuj go ze wzgldu na
obecnie stosowane (i wypracowane) pojcia, jednak fundamentalnie odnosi si
do czenia i rozpadu. - "promieniowanie" to skadnik rzeczywistoci, ktry
spenia rol linii "mskiej" (zbir jednostek), eby si odwoa do takiego
ujcia. natomiast materia w formie "obmacywalnej", to linia "eska" (czyli
jednostka), skupiona. dwa kracowo przeciwstawne sobie stany, ktre wpisuj
si w jedno tworz jedno. i dopeniaj wzajemnie.
z promieniowania wyania si materia, z materii powstaje promieniowanie. to
sowami wyraony, jake wany fakt fizyki, e = mc 2. i nie jest przypadkiem,
e materia namacalna zaczyna si dokadnie od rodka, od wartoci "4" w skali
kwantowej. do tego momentu jest promieniowanie, jeden zakres, od tego punktu
- materia. a e elektron, ju masowy, zarazem zalicza si do promieniowania,
to take sygna, e to element przejciowy: ju masa, a jeszcze ma posta i
cechy promieniowania. dalej na skali, "w d", materia "twarda" panuje ju
niepodzielnie. a do brzegu, ktry oznacza kres ewolucji.

390

- atomy
- liczenie
nim przejd do caoci skali energetycznej, warto si chwilk zatrzyma si
przy zobrazowaniu, jak wyglda liczenie, a zwaszcza jak musi przebiega w
ramach skali energetycznej ustalanie "skokw" ("kresek" liczenia) dla faktw
atomowych. dlaczego? poniewa o ile opis procesu tworzcego wiato obejmowa
trzy wektory - co byo dla wiata "tylko" wydarzeniem trzy-wektorowym (bez
wliczenia wydarze idcych do brzegu), to dla procesw atomowych liczenie ma
ju bardziej skomplikowan posta. na zobrazowanie tego procesu potrzebuj
a piciu wektorw.
uywam tutaj sowa "wektory" w postaci, ktra moe wprowadza w bd wic
dla jasnoci: chodzi o "szczegy" na/w skali energetycznej, kolejne w opisie
kwantu wiata przyblienia (poziomy skomplikowania elementw, ilo takich
tworzcych linii; wiato to: kwant logiczny + kwant fizyczny = foton wic
razem trzy "wektory"). mona to okrela jako dziaanie wektorowe, a mona
uznawa, e s to "stopnie" skomplikowania na skali. nazwa, jak nazwa. jeeli
wspomaga zrozumienie, to dobrze.
jak wyglda materia w ujciu "wektorowym"? poniej schemat takiego procesu
ewolucyjnego, ktry tradycyjnie okrela si "materi". naturalnie nie mam w
tej chwili zamiaru "drobi", kreli poszczeglnych fragmentw skali, dlatego
jest to schemat i cao. zasada jest zrozumiaa i jasna, tylko zmienia si
ilo wektorw opisujcych.
co oznacza zaprezentowany poniej rysunek? picio-wektorow form ewolucji,
w wyniku ktrej tworzy si byt energetyczny okrelany jako "atom". po prostu,
do zdefiniowania takiej czasoprzestrzennej struktury potrzeba a piciu linii
(uszczegowionych opisw). eby odda dokadnie ten i tylko konkretny atom,
musz odwoa si a do piciu skadowych. dla elektronu, co atwo policzy,
takich elementw i pod-etapw tworzenia bd cztery, dla wiata trzy, a dla
kwantu fizycznego dwa zdarzenie pionowo-poziome. z brzegiem absolutnym dla
kwantu logicznego. czym s te kolejne wektory? kwantami z poprzednich, niej
lecych poziomw. im poziom wyszy, tym ilo kwantw tworzcych, tym ilo
podpoziomw wiksza. zasada powtarza si na kadym, a do maksymalnego ju
zakresu, czyli smego kwantu.
ujcie dla atomw - dla caoci i poszczeglnych zakresw:

391

- ewolucja, schemat "pionowy" ewolucji


- brzeg historyczny i aktualny
z oczywistych powodw schemat, zasada jest prosta. tak wyglda:

392

- kilka objanie do rysunku


podzia na dwie czci (linie) wynika nie tylko z koniecznoci zmieszczenia
si na jednej kartce, ale jest to rwnie podzia na cz promieniowania i
cz materii. czyli na dwie podstawowe strony zdarze ewolucyjnych.
dalej - pocztek i koniec, to s brzegi procesu. i w kadym wypadku logiczny
kwant. "na pocztku" jako wielko jednostkowa, to brzeg absolutny. drugi i
kocowy stan brzegowy, to kwant-rozum, take jednostka. a w punkcie "8" kwant
wiadomo, jedno, maksymalne poczenie energii. punkt maksymalny, ktrego
przekroczenie oznacza rozpad wiadomoci i w konsekwencji degradacj.
dalej - kady poziom rwnie posiada swj brzeg, a stan, zdefiniowanie brzegu
zaley od aktualnie analizowanego poziomu, na ktrym konkretna ewolucja si
znajduje - ile ma "za sob" ("pod sob", "w sobie") podpoziomw. im wicej,
tym dalej od zjawisk fundamentalnych, tym wyej plasuje si na/w piramidzie
kwantowej. - wielko odcinkw skadowych jest efektem rysowania, nie s to
proporcje rzeczywiste.
dalej - co wane w tym omwieniu: zaznaczone iloci podpoziomw tworzcych,
to forma odniesienia do zasad "7/7" oraz "8/8". liczba podpoziomw, kolejach
stopni schodzenia "w gb" w postrzeganiu szczegw bdzie rosa, zalenie
od tego, jak wysoko na skali skomplikowania znajduje si ewolucja. kwanty w
postaci atomw maj w sobie cztery (7/4) podpoziomy. - cznie w zestawieniu
pojawia si 7/7 poziomw (wewntrznie, bez brzegu). dla ostatniego punktu na
skali ewolucji postrzeganego od rodka, czyli kwantu neuronu, przypada sze
podpoziomw. a caociowo piramid tworzy osiem poziomw.
kady poziom, oprcz ujcia historycznego, co obrazuje jego pozycja na danym
poziomie, posiada rwnie zakoczenie w chwili aktualnej (w "teraz", znajduje
si na/w brzegu). czyli w ujciu aktualno-historycznym dla konkretnego faktu
(jednostki energetycznej) sfera ewolucji dopenia si - ale take dopenia
si dla zbioru jednostek, w najszerszym zakresie dla wszechwiata. zawsze mam
bowiem jaki stan na brzegu i brzegowy, zawsze mam powierzchni sfery. zbir
wszelkich elementw skadowych wraz z ich aktualnym brzegiem ksztatuje brzeg
takiego zbioru. - na stan "dzi" i "teraz" procesu tworzcego mnie oraz wiat
nie tylko pooenie i struktura elementw ewolucji, ktre mog zaobserwowa,
si skada, ale kady element. cao rejestrowanego bytu buduj nie tylko
fakty dziejce si "aktualnie", ale rwnie stany "rozwleczone" przez ca
histori. to, co w swojej zgrubnej analizie uznaj za "chwil aktualn", to
rozwleczone, rozcignite w czasie i przestrzeni zjawisko. dlatego, kiedy w
analizie "obrabiam" atom mojego ciaa, mog to czyni (i powinienem) na dwa
sposoby: aktualny lub historyczny. lub, co bdzie absolutnie poprawne, jako
zjawisko "aktualno-historyczne" lub "historyczno-aktualne". w zalenoci, co
wyrniam w opisie, raz postrzegam procesy ograniczone do niewielkiego i mi
bliskiego zakresu, innym razem wpisuj swoje istnienie w lini (prost), ktra
ma nieskoczony przebieg. - kiedy wyrniam stan "aktualny", bdzie to opis
chwili "teraz", ale z tak oczywistym jego "historycznym" dopenieniem. kiedy
to historia mnie w zdarzeniu interesuje, to moje "teraz", wiec posta obecna
zmiany, jest jedynie "naskrkiem" w tak zakrelonym toku ewolucji. to chwila
w czasoprzestrzeni mego istnienia (dowolnej ewolucji).
kiedy bior przykadowo do analizy atom elaza mojej krwi, wany skadnik w
procesie ycia, to przecie taki fakt "rozciga" si w czasie i przestrzeni
na niebywae dystanse. co ma ksztat "atomu" we mnie chwilowo zbiegego, to
jest procesem z "korzeniami" - z histori jak std do wiecznoci. chwilowy
stan energetyczny, ale w opisie musi si objawi jako historyczno-aktualny.
bo inaczej nigdy si nie dowiem, dlaczego i jak funkcjonuje (atom lub moje
ciao), skd jego waciwoci, skd chemia, organiczna chemia, "chemia myli"
itd. w fizycznym badaniu mam zawsze "chwil", "kadr" filmu, ale logicznie ten
wynik poznania musz "dopeni", "obudowa" o to, co byo oraz co bdzie.
"punktochwila" to za mao danych o rzeczywistoci, eby j zrozumie.
393

- czstki materii
- podzia ewolucji na elementy
mona podzieli cao czstek, ktre mog znale w danych, w nastpujcy
sposb (rysunek poniej). ten szkic to nic innego, jak zobrazowanie kwantowej
przestrzeni. czyli coraz bardziej odlegych i cay czas oddalajcych si od
siebie elementw. "czstki" (byty) tworz si i oddalaj. przybywa nowych,
ktre wchodz w ewolucje "od dou", one si "rozpychaj" w zakresie wyszym,
nadprogowym (fizycznie dostpnym) i w efekcie poprzednie, starsze, oddalaj
si od poprzedniego swojego miejsca i od innych elementw. to dynamiczny i
cigy proces, ktry "w rodku", w osi symetrii dla caej struktury, tworzy,
"dodaje" brzegowo kolejnych elementw a w efekcie doznawany oraz mierzony
zakres (rzeczywisto) jawi si obserwatorowi jako "narastajcy", "puchncy"
i przyspieszajcy w swojej ekspansji w otoczenie. kiedy postrzegane elementy
schodz poza brzeg i horyzont, kiedy obserwator stopniowo rejestruje zanik
poprzednio wyranie obecnych w otoczeniu faktw musi stwierdzi, e wiat,
caa postrzegana rzeczywisto zajmuje coraz wikszy obszar, e narasta od
"stanu pocztkowego". musi to stwierdzi, poniewa nie rejestruje, nie moe
postrzega zdarze poniej progu, poniej fizyki. i nie wie, e na opuszczone
miejsce wchodz nowe ukady, ktre zajmuj miejsce po poprzednikach. e take
"do czasu", to rwnie jest poza jego ustaleniem, bowiem to drugi w analizie
brzeg i przez to z zasady niedostpny. - w generalnym procesie "do" rodka
narasta ilo duych i coraz bardziej skomplikowanych bytw, ale po przejciu
rodkowego punktu i osi symetrii, zaczyna przewaa "drobnica" energetyczna
i narasta rozpad, tworz si, wypitrzaj coraz mniejsze zdarzenia. dopki
jest to proces w zakresie stabilnym, elementy skadowe mog budowa "cikie"
byty, rozbudowane ale czasoprzestrze ju si rozpada i wiat traci siy.
- oddalajce si wzgldem siebie elementy, ktre fizyka "chwyta" na gorcym
uczynku istnienia, to s czstki, stany chwilowe ewolucji, jej energetycznie
zasobne wielkoci masowe. zaprezentowane ujcie nie musi w detalach oddawa
zmiany, ale jest tak sugestywne, e chc to wczy w tekst. moe si okaza,
e podzia zawiera wicej szczegw, e dane mog si zmieni - ale jeeli
nawet pojawi si kolejne elementy, bd to ju wycznie "stany porednie",
coraz mniejsze wypitrzajce si byty.
elektron = 1, nastpne wielkoci jako wielokrotno.

394

kosmologia 3.6.

395

- materia
- atom - rozpisanie atomw i pierwiastkw na kuli
- modele pomoce w obrazowaniu
- ukad okresowy zmodernizowany (peny)
powiedziaem, e rozpisania atomw i ich zbiorowego, pierwiastkowego istnienia
na kuli nie przeprowadz i to jest, niestety, prawda. jednak prawd jest
rwnie to, e mog si do "bariery wiata" i brzegu przyblia. co i czyni.
e s problemy? fakt, s. dlatego kolejna porcja tekstu oddajcego drog do
takiego ustalenia.
w czym rzecz? mwic krtko, w rozpisaniu poziomw obecnego ukadu, aktualnie
obowizujcej jego graficznej formuy. chodzi o rytm: 2, 8, 8, 18, 18, 32, i 18 (rozoenia na poziomach, iloci jednostek w formie pierwiastkw). ju
w trakcie pierwszych ustala wspominaem, e wynika to ze "zmieszania", nawet
szkicowaem sposoby odczytywania tego zmieszania. jest to jednak w obecnej
chwili tak odlegy dla mnie etap pracy, e mog go jedynie skonstatowa (e
by i skada si na cao podejcia do zagadnienia). wany natomiast teraz
jest inny aspekt sprawy wanie zaprezentowany rytm. skoro jest, skoro ze
wiata i jego fizycznych struktur zosta skutecznie "wypreparowany", trzeba
si nim zaj. a to oznacza, e musz wyjani, skd i dlaczego takie co si
w ukadzie znajduje? dlaczego aktualne wartoci s rne od liczb kwantowo
wanych? dlaczego mam rytm 2-8-18-32..., i to podwjnie?
co oznacza ten podwojony rytm? nie co innego, jak ustalenie oraz opisanie dla
dwu paszczyzn zdarze. i nie jest to adna na tych stronach odkrywcza myl.
ju na samym pocztku podwajaem ilo ukadu i stwierdzaem, e jest to stan
najmniej dwu ukadw scalony w jeden, e s to dwie generalne linie (rozpadu
i zapaci). itd. natomiast "natchnieniem" dla obecnego ustalenia bya analiza
materialnego "drobiazgu", to nasuwao myl, e take rytm 8-8, 18-18 bdzie
dwustronnym, dwupaszczyznowym stanem ewolucji. nie pojawio si to od razu,
zastanawiaem si nad tym, e s to brzegi, czyli grna i dolna paszczyzna,
e jest to cznie jedna podwojona paszczyzna ewolucji. mona to uj w ten
sposb, e jedno "semkowe opisanie" (stan omiu pierwiastkw) jest grnym
brzegiem, a drugi zestaw dolnym. wwczas lece "pod sob" atomy (i zbiory w
postaci pierwiastkw) byyby tylko stronami tej samej ewolucji. takie ujcie
nie jest bdne, to rzeczywicie s dwie lece wzgldem siebie pionowo oraz
dopeniajce si warstwy, "wysza" i "nisza" - ale nie s to a tak ze sob
jednoznacznie "spokrewnione" linie, nie tak banalnie to si "splata". dlatego
musiaem odrzuci to ujcie. co nie oznaczao odrzucenia pomysu, skoro raz
si pojawi, musia by poprawny. i wpywa na dalsze analizy - ale to nie w
takiej prostej formule. jak si okazuje, nadmiernie przejem si liczeniem
stanw kwantowych i liczbami kwantowymi. nie to, eby byy ze, ale niekiedy
dobrze wyj poza nie, spojrze "z wysoka i z boku", wwczas mona gbiej i
dalej zajrze. refleksja moe i banalna, jednak prawdziwa. - okazuje si, e
rozwizanie znajduje si w uoeniu elementw, w przedstawionym rytmie, ktry
zosta zapisany w ukadzie. - powtarzam, obecnie ustalony rytm wystpowania
pierwiastkw jest poprawny, oddaje rzeczywisto. a to oznacza, e trzeba si
go trzyma i odnie do niego ustalenia.
i teraz zasadnicze pytanie: co to oznacza dla liczenia kwantw, e ewolucja
atomowa przebiega w wiecie wanie w tak "namierzony" sposb? to oznacza, e
zostay w jedno zczone i wpisane w jeden paski ukad graficzny dwie linie
ewolucyjne. kiedy widz tabelk z symbolami pierwiastkw na oddanie obecnego
momentu ewolucji materii, oznacza to, e postrzegam, analizuj oraz operuj
paskim wyobraeniem procesu, ktry jest wielopoziomowy i czasoprzestrzenny.
widz jedno abstrakcji, ale jest to zbiorczy i skadajcy si generalnie
z dwu linii ewolucyjnych opis. fizycznie widz paski oraz mocno "zmieszany"
symbol procesu - ale on jest zmieszany prawidowo. to nie jest przypadkowe
zmieszanie ani bdne. fizycznie w taki sposb to musi si realizowa.
396

skoro eksperyment przeprowadzony w wiecie musi da taki rozkad elementw i


ustali taki rytm, to oznacza, e sumowanie tego rytmu, ktre przeprowadziem
czas jaki temu, jest prawidowe, a co wicej, e podejcie byo poprawne. i
mog si na nim oprze. pocztkowo, rozpoczynajc kolejne okrenie ustale,
dziaaem "na oko" i "szacowaem". czyli po prostu wziem ukad w rk i si
zaczem zastanawia, jak to mas bdzie posiada ten ostatni, 118 (wedug
aktualnego dla mnie zestawienia, nowoci nie s tu zbyt istotne), oznaczony
tak w ukadzie pierwiastek, ile bdzie wynosia jego masa? i nie jest to co
trudnego, mona to przeprowadzi. nie tylko szacunkowo mog okreli mas w
takim "jednostkowym zbiorze", ale nawet, jak za chwil powiem, mona ustali
to bardzo dokadnie. - jednak pocztkowo tylko przygldaem si tej moliwej
wielkoci. przez analogi do innych poziomw i skokw midzy pierwiastkami,
przypisaem jej mas okoo 320 jednostek obrachunkowych i to wydawao si
podejciem sensownym. wzmiankowane 320 jednostek masy dla ostatniego faktu w
zbiorze pierwiastkw, tak wielko mona odczyta nawet w trakcie pobienego
ogldu. mgbym nawet pokusi si i ustali przedziay poszczeglnych innych,
"pustych" na dzi w tabeli pierwiastkw (i oczywicie prbowaem to robi),
ale zrezygnowaem, i nie bez powodu. bo nie jest to proste. i nie rozchodzi
si o ustalanie mas, to akuratnie byoby moliwe do przeprowadzenia (metod
"na oko"). zasadniczym powodem, ktry odcign mnie od dziaania w powyszy
sposb byo to, e w toku analiz rozkadu pierwiastkw okazao si, e takich
"pustych" miejsc bdzie wicej. - duo wicej anieli wynika to z obecnego
"rozdania".
ile? do zapenienia s jeszcze 22 miejsca, tyle brakuje w obecnym ukadzie
pierwiastkw. a nawet, eby ju ca prawd i tylko prawd powiedzie, to o
dwa nawet wicej, 24 (ale o tym dalej). wspomniane wyej 320-masowe uoenie
si masy pierwiastkowej, kocowej masy w tak zdefiniowanym ukadzie, to mocno
podziaao na mylenie. co nie dziwi, przecie to wana kwantowo wielko.
to sam rodek ewolucji, jej brzeg i rodek zarazem. to co prawda o cay rzd
wielkoci wicej od 32, ale liczy si poziom i "rozwinicie" kwantowe. - co
byo przyczyn wprowadzenia do analizy takiej masy, skd si wzia? to efekt
zasugerowania si i odniesienia do wielkoci 128 elementw. liczby oczywicie
rwnie susznej, jednak to nie prowadzio do rozwizania. dlatego musiaem
porzuci ten tok dziaa, co nie oznacza, e przy okazji nie przejrzaem pod
tym ktem ukadu. a kiedy uwanie si obserwuje, zawsze mona co ciekawego
dojrze, np. nastpujcy zestaw cech pierwiastkw:
1 i 2 - wielkoci kwantowe wane "zabra" dla siebie wodr. jest wyjciowym
stanem. a do tego ma w sobie ju stan ewolucyjny, jest skadnikiem zdarzenia
ewolucyjnego, jak i go tworzy. taki z niego "zimny dra".
8 - z oczywistych powodw by nie moe. i takiego pierwiastka w ukadzie nie
ma. mona go wyliczy, ale nie znajdzie si jako jednostki, to stan brzegu,
punkt osobliwy w procesie.
16 - ciekawe, t wan ewolucyjnie wielko zagarn dla siebie tlen, co nie
dziwi w odniesieniu do wartoci kwantowych, to bardzo wany (take dla mnie)
ewolucyjnie pierwiastek . jest stanem dwudzielnym w takiej prezentacji.
32 - siarka. interesujce, e to siarka, e wanie ten pierwiastek jest w
rodkowym cigu. w procesach ycia te ma swoje wane znaczenie.
64 - mied. c powiedzie, tak okoo miedzi.
50 - wanad. 72 - german. 98 - technet. ciekawy pierwiastek, bo i sztuczny, i
promieniotwrczy. w kocu koczy wydarzenia.
128 (131) - ksenon. brzegowy, szlachetny i "szlachecki", nikomu nie podaje
rki. nie wchodzi, jak przystao na brzeg ewolucji, w zwizki (pomijam te
szcztkowe poczenia w specyficznych warunkach). ostatnie miejsce na licie
wystpowania pierwiastkw trwaych take co oznacza.
jak wida, zestawienie wielce interesujce.
397

swego czasu dokonaem nawet podliczenia moliwych pierwiastkw, wycigajc


z tego mocno nawet rozbudowane wnioski, jak si okazao, przedwczesne. teraz
przychodzi do sprawy wrci, bowiem to w niej jest zawarte rozwizanie. ot,
jeeli zbuduj peny cig dla rytmu, ktry posiada w obecnym ukadzie cz
swoich stanw (one si fizycznie, w eksperymencie objawiaj), to dziaajc
konsekwentnie, wic prowadzc go do wielkoci granicznej, uzyskam nastpujcy
zapis: 2-8-18-32-50-72-98 x 2 = 280 x 2 = 560.
i tak uzyskana wielko, 560 elementw - o, to ju liczba, z ktr naley si
powanie obchodzi. bo oznacza, e tyle moe by, e tyle bdzie w ukadzie
maksymalnie pierwiastkw (maksymalnie absolutnie dla tak prezentowanej formy
zmiany ewolucyjnej oznaczajcej ukad). a skoro 560 to maksymalna wielko,
to zarazem oznacza, e w tym, na dzi konkretnym zbiorze elementw, jakby nie
patrze jako wielko, jako cz tej dwudzielnej ewolucji, jako jedna z
paszczyzn dwudzielnej wielkoci - to w ukadzie bdzie nie 560, ale poowa
tej wielkoci: 280 pierwiastkw.
280 - to warto powtrzy, tyle bdzie maksymalnie w jednej poowie procesw
tworzcych ukad pierwiastkw. w jednym ukadzie maksymalnym, ktry... ktry
co? ot odpowied jest jeszcze "podwojona". to znaczy, e 560 jest stanem
i maksymalnym, i dla caego wszechwiata (w jego historii) - i to po jego dwu
stronach, po obu brzegach wydarze. to s dwie paszczyzny, dwa zbiory-ukady
po 280 pierwiastkw.
skoro tak, oznacza to, e na stron "obecn", czyli w okresie "po wybuchu" (w
taki sposb zdefiniowanej), przypada "tylko" 280 pierwiastkw. i z tego, do
chwili obecnej, zrealizoway si (zaistniay) 104 elementy. do poowy nieco
brakuje, a do penego stanu i wyczerpania zapasu, to ho-ho. i dlatego teraz
wspomniane wczeniej 22 brakujce pierwiastki, ktre "otrzymaem" z rozdania
kwantowego, jak ula pasuj doskonale si wszystko zgadza w odniesieniu do
obecnego ukadu. jak? przez doliczenie do wydarze z grupy "b" jeszcze dwu
poziomw po dziesi i jednego po dwa stany. to znaczy (co zaraz narysuj),
e tylko linie poziomie (obecnej graficznej postaci ukadu), liczone od 1 7
(zgodnie z ujciem kwantowym) uzyskuj nagle drugi "szereg" (na podobiestwo
do linii grnych). w efekcie przeprowadzenia takiego poszerzenia do liczenia
1 7a trzeba byo doda liczenie 1 - 7b.
rezultat? otrzymuj symetryczne uoenie si ewolucji. jak na grze byy dwa
szeregi, tak teraz w poziomie tworzy si dopeniajcy stan. i to byo w tym
dziaaniu ju praktycznie wszystko. - przy czym, dla jasnoci, jeszcze raz
podkrelam, e punktem wyjcia w analizie by stan obecny ukadu, graficzna
jego posta i zalenoci kwantowe w nim integralnie zawarte. cae rozumowanie
jest oparte i odniesione wprost do tego zbioru danych fizycznych to kolejny
poziom "operowania" tak abstrakcj.
nastpnym krokiem porzdkujcym rozoenie elementw byo opisanie takiego
wydarzenia w omioelementowym, w takim samym szyku, ktry wystpuje w grnej
czci ukadu. czyli analogiczne opisanie linii poziomych, ktrych domaga si
ewolucja, wic przez rytm:
0a - 8a oraz 0b - 8b (poziom)
i
0a - 8a oraz 0b - 8b (to dla pionu).
czym to skutkuje? w takim maksymalnym ujciu okazuje si, e s pierwiastki,
ktre nie maj prawa wej w ukad tak zaznaczonej ewolucji, nigdy nie znajd
si w zakresie fizycznie dostpnym i praktycznie nie bd poznane. s wanym
stanem kwantowym, "istniej" logicznie, maj swoje Fizyczne zaistnienie, ale
nie pojawi si wewntrz dostpnego zmysom (i przyrzdom) wiata. nie ma dla
nich miejsca w rodku ewolucji (wewntrz), ale s jej brzegami zewntrznymi
(analogicznie jak stan "8" mas). takimi wielkociami "biegunowymi" s "h-0"
i "320 mas". czyli jeden proton (dwa protony, kwant ewolucyjny) bez adnego
elektronu i 320 protonw. obie wartoci w postaci maksymalnego dopenienia.
w punkcie 320 mas aden ju skadnik, aden z protonw nie podlega ewolucji,
jest brzegiem przeciwnym do wyjciowego, do h-0.
398

- ukad okresowy "zmodernizowany"


konieczne sowo wyjanienia o "technologii" rysowania ukadu, bez tego moe
wyglda to niezrozumiale (nawet dziwacznie). - wykrelone na schemacie linie,
to s cae poziomy i piony w ukadzie obecnym (rzdy pierwiastkw), gwnie
ze wzgldu na oszczdno czasu. a po drugie z uwagi na to, e to nadrzdny
wobec ukadu obecnego poziom dziaa abstrakcyjnych, nie zamierzam prowadzi
detalicznej prezentacji poszczeglnych elementw. to nawet zbdne. przecie
w tym dziaaniu nie chodzi o skadniki, ale o zasad ich tworzenia si. stan
konkretny doskonale ustala fizyka w eksperymencie natomiast ja operuj tu
ukadem okresowym jako jedn abstrakcj, tak zdefiniowana cao i jednostka
liczenia jest dla mnie elementem obrbki - to jest, powtarzam, wyszy poziom
operacji na abstrakcjach, ktrymi i tak wyjciowo s "kratki" z pierwiastkami
(to s kwanty logiczne tego dziaania, podprogowo w nim zawarte), dlatego w
tej skali elementy skadowe nie s ju wane, mog by zaznaczone jako stan,
"kropka kwantowa". - na rysunku, powyej linii przerywanej, umieciem fakty
w postaci obecnie znajdujcych si w ukadzie pierwiastkw - poniej linie
dodane, dopeniajce logicznie do caoci.
co o tym ukadzie mona powiedzie? w zasadzie wida to ju na pierwszy rzut
oka: tak by musi. - tak musi by, i nie jest to z mojej strony odniesienie
do czego, co mi si zdaje lub podoba, czy nadinterpretacja. za stwierdzeniem
koniecznoci tego ujcia stoj powane argumenty logiczne. fundamentalne oraz
powane dla zasad ewolucji. jakie? symetria. - proces ewolucyjny musi/moe
zaistnie jako fizyczny, realny fakt tylko i wycznie jako efekt przejcia
przez o symetrii. ale rwnie, jako abstrakcja, jako oddanie tego przejcia
w formie abstrakcyjnej (np. rysunku), musi zawiera w sobie ten warunek, musi
by tworem symetrycznym. - abstrakcja oddajca symetryczny w swojej naturze
proces nie moe by symetrii pozbawiona - musi uwzgldnia fakt rozoenia
wzgldem rodka. to przecie nie przypadek, e za abstrakcje w matematycznym
czy fizycznym obszarze poprawne uznaje si te "pikne" czyli symetryczne
(dotyczy to rwnie systemw filozoficznych). zgoda, pospolita symetria to
"pikno" dla istot prostych duchem, jednak nawet "pikno skomplikowane" i na
pozr "postrzpione" (fizycznie) - to rwnie posiada swoj o symetrii oraz
dopenia si poprzez czas i przestrze. co lokalnie niesymetrycznego posiada
swoj o przejcia i dopenienie w ewolucji szerszej skali, czy najszerszej.
ukad okresowy, abstrakcja fizycznego zbioru pierwiastkw take musi by w
swej budowie symetryczna.
tzn., ju sam symetryczny rozkad, opisanie gry i dou w taki sam sposb,
uzyskanie tak symetrycznego rozmieszczenia gry oraz dou - to skada si na
wniosek: tak jest, tak by musi. kiedy postrzegam zmian w maksymalnym ujciu
jako fakt symetryczny, kiedy uznaj symetri za element zasadniczy i tworzcy
procesy (i wiat jako taki), to mam prawo-obowizek powiedzie, e rozoenie
symetryczne elementw materii rwnie jest wartoci i musi by odbiciem
procesu. jako skoczony fizycznie byt tego caego zbioru elementw nigdy nie
postrzeg, ale on musi zaistnie, ebym ja zaistnia. tu nie ma pytania, czy
tak jest tylko czy wszystko ustaliem poprawnie. - wane w tym ujciu jest
to, e nie tylko gra w postaci linii 1a (czyli h-1 i 8a, he), to s "szpice"
dwudzielne, dwuelementowe ewolucje, ktre razem zaczynaj t ewolucj caoci
- ale e taki sam stan uzyskuje d ukadu. rwnie ma posta dwudzielnego,
dwuelementowego (tu pierwiastki grupy "b"). to, co w grze jest rozdzielone
na przeciwne brzegi, co uzyskuje odlege od siebie, mao czytelne wyjcie,
na dole obrazuje si jako sobie bliskie i poczone. co zreszt tak powinno
si prezentowa, poniewa u gry jest to inny stan energetyczny i odlego
midzy wodorem a helem musi by dua. na dole, jako maksymalny fakt zapaci,
tu linie procesu nie mog by "rozbiege", musz znajdowa si blisko. a stan
nastpny, ju poza wydarzeniem, jest jednym i penym w tej ewolucji. dlatego
pooenie linii 8b i 1b musi by tak blisko siebie.
399

- ukad okresowy "zmodernizowany"


- ujcie graficzne

400

linie pionowe (oraz ich liczenie w poziomie) uzyskuj w taki sposb pene i
symetryczne rozoenie. i to spenia zasadniczy warunek definiowania zmiany
ewolucyjnej: symetri. i ju sama konstatacja, e abstrakcja zbudowana jest w
taki sposb, ju to wystarczy, eby uzna schemat za poprawny do ustalenia
czy w szczegach. jednak droga analizy wydaje si sensown i wicej: jedynie
dostpn. ale moliwe do wycignicia z tego rysunku wnioski nie ograniczaj
si tylko do takich oglnikowych stwierdze, jeszcze jest kilka ciekawych (nawet
wanych) elementw analizy, ktre warto podkreli.
mona na przykad powiedzie, e rodek grupy "b", czyli 4-b, znajduje si,
przypada w punkcie 7a, kocu wydarze dla grupy "a", co ma znaczenie. e stan
wyjciowy dla grupy "b" zaczyna si w poziomie "4a", co rwnie posiada swoj
wymow, poniewa jest rodkiem wydarze dla tej grupy. - wanym jest take
ustalenie, zreszt nie tylko w tym schemacie obecne, ale analogicznie podaje
si to w chemii, e wielko 8a to jest zarazem poziom, linia "0" (zerowa,
zero). co oddaje, bo oddawa musi, charakter tego wydarzenia: brzegowy oraz
poczony z drug stron, czyli stanem 1a. podobnie jest w linii "b", gdzie
przebiega to jako bardziej rozbudowany stan.
co jeszcze warto uwypukla w obrazowanej ewolucji? e fizycznie s to dwie
ewolucje. ale s to dwie ewolucje, ktre na siebie zachodz. a raczej, eby
by dokadnym, jedna zachodzi pod drug, jak nasuwajce si na siebie pyty
kontynentalne. co nie jest naciganym zobrazowaniem czy literack przenoni,
ale analogia jest zasadna (do tematu wrc). to rzeczywicie jest zdarzenie
(proces energetyczny), ktry dzieli si na dwie czci, uzyskuje drug, wic
dopeniajc paszczyzn - i ta druga wchodzi w wyrnion pierwsz i zajmuje
jej pozycj (dosownie tak). zarazem, przy innym ujciu, jednoczenie jest to
warstwa dolna, bardziej "zbita", ubita, skomplikowana, ktr ta grna cinie
i wciska "w gb". to s, jak to kiedy rysowaem, dwie przemieszczajce si
wzgldem siebie ewolucje. tak to wygldao:

wane jest tu stwierdzenie, e brzeg jednej jest pocztkiem drugiej. jedna


wypenia, zajmuje pozycje, ktr do tej pory "okupowaa druga" ewolucja (ta
poprzednia, "pokolenie" wczeniejsze). to kolejne zajmowanie przestrzeni (i
energii) na rzecz jednego wydarzenia, ktre jest wydarzeniem pochodnym tego
pierwszego - wydarzeniem, ktre bdzie miao swoje wypenienie. dopenienie,
ktre ju si gdzie zaczyna na niskich poziomach ("embrion" nowego). kwanty
gdzie si cz w drobiny, nastpuje "mutacja" pierwiastkw - a za chwil
takie "antyczstkowe" "bdy" przenikn na/w ca obserwowan ewolucj.
sprawa lantanowcw oraz aktynowcw. to nie wymaga specjalnego tumaczenia pozostaj tam, gdzie s. to znaczy, w obu przypadkach dopeniaj brzeg, czyli
warstw ewolucji do penego, 32-elementowego stanu. trzeba jednak powiedzie,
e to s wydarzenia, ktre mogy, skutkiem rozchodzenia si pierwiastkw na
poziomie grupy gwnej, mogy si w t "szczelin" "wla". dosownie. to nie
przenonia. jak w przypadku wybuchu wulkanu energia w tak rozlazy fakt wlewa
si na powierzchni (w przerw w masie), jak z krateru wypywaj na brzeg i
"krzepn" w postaci chwilowej pierwiastki - tak samo w abstrakcji procesu w
wolny tor "wlewa" si (i wciska) grupa pierwiastkw. trzeba jednak wyranie
powiedzie, e taki "wypyw" (wpyw) moe nastpi w kadym miejscu. kadym,
na ktry pozwalaj kwantowe wielkoci. punkt rozejcia si brzegu (powierzchni
wydarze, powierzchni sfery) - punkt pknicia, "szef kontynentalny", moe
wystpi w rnym miejscu "skorupy" sfery (ale nie dowolnie).
401

- dalej
pocztek liczenia tego ukadu, caego ju zmodernizowanego ukadu przypada
na wielko h-1. czyli wodr o dwu protonach (jednym wedug liczenia obecnego,
bez ewolucyjnego odniesienia) i jednym elektronie. to jest punkt wyjciowy.
a dojcie? dojciem jest wielko masy "prawie" 320 jednostek. wic taka w
ujciu obecnym liczba protonw, a 640 w ujciu ewolucyjnym. - sowo "prawie"
oznacza, e bdzie to liczba o jeden stan ewolucyjny, o jeden elektron (dwa
w ujciu ewolucyjnym) pomniejszony. to bdzie ten brzeg, ktrego ju ewolucja
materii doj nie moe. o jedn wielko ewolucyjn mniejsza (ewentualnie o
dwie wielkoci ewolucyjne - 4 elektrony). czy dwie, czy dwie podwojone? nie
ma sprzecznoci. to, co jest jednym elektronem dla fizyki, to fakt ewolucyjny,
dwa elektrony. podwojenie tego daje cztery, a dla fizyki dwa. jakby liczy,
musi si zgodzi.
ten "prawie" 320 masowy pierwiastek, to w przeliczeniu wielko nr 140. czyli
to, co w tym ukadzie moe si zmieci. brzeg tego ogldanego "od wntrza"
procesu, brzeg absolutny ewolucji drugi stan brzegowy, dopenienie wobec
pocztkowego h-1, wodoru z jednym elektronem. mona to potraktowa jako stan
przejciowy do pierwiastka, ktry obecnie ma oznaczenie "118". - to znaczy,
kiedy ustalaem mas kocow, 320, pocztkowo przyznaem tak wielko dla
tego wanie miejsca, pniej musiao ulec to zmianie, eby zosta przypisane
do numeru 140. ale i to nie do koca. jak wspomniaem, "zasugerowanie" si,
policzenie pocztkowo dla numeru "118" takiej masy kocowej, to sprawio, e
dopuszczaem moliwo, e wanie tutaj wypada koniec liczenia (zarazem przy
uwzgldnieniu moliwo zliczania w "zygzak", czyli wpisujc owe dodatkowe
pierwiastki w zakres aktualnie ostatniej linii). dzi to odrzucam, poniewa
ostatnim stanem bdzie numer "140" z linii 1b. to jest ten ostatni moliwy i
ostatni do zliczania pierwiastek w ukadzie. - a jaki bdzie "skok" pomidzy
pierwiastkami? may. jak wynika z prostego podliczenia, na tak wyznaczonym
brzegu jest "ledwo" ok. 60 mas jednostkowych . czyli, jeeli brak 22, to do
zagospodarowania mam na kady po ok. 2,68 jednostki, z moliwymi, zrozumiae,
przesuniciami w tym liczeniu. przecie, take oczywiste, musi si zmieci
w tym rwnie poznana liczba izotopw.
naturalnie tak zaprezentowany ukad jest wydarzeniem wewntrznym. wyliczonym
i postrzeganym "od wewntrz". dlatego twierdz, e od wewntrz, bowiem jest
oparty o stan aktualny, to nie jest jeszcze pene i "zewntrzne" spojrzenie.
peny opis musi by dokonany z innego, lecego "obok" punktu, czyli wedug
zasady "8/8". na dzi w takiej abstrakcji nie ma brzegu - i by go nie moe.
co wicej, brzegu ukadu nie moe by nie tylko ze wzgldu na fizyczny brak
moliwoci pomiaru jako takiego, ale dlatego, e brzeg jeszcze nie zaistnia.
o ile brzeg pocztkowy mia moment startu (kiedy-tam), to fakt zakoczenia
tworzenia si procesu jeszcze nie nasta, i dobrze. ewolucja obecnie jeszcze
nie dobiega do chwili skrajnej, a to, co obserwuj, to jej stany porednie
i formy przejciowe. ewolucja i zmiana trwa dlatego mog si "wypitrza"
elementy (byty) skoczone, kiedy cao dobije do brzegu (a raczej tylko w
jego okolic podejdzie), ju nic si nie wyoni ponad paszczyzn.
prezentowany ukad to osiem czci penej ewolucji, ale w jej ramach proces
dzieje si tylko w szeciu odcinkach i siedmiopunktowo. to jest wydarzenie
ograniczone, widz z niego tylko "fragment" zjawisk. i musz to podkrela.
to, co widz, to etap-cz procesu, abstrakcja fizycznych zdarze, oddajca
przemiany i jedynie moliwa do wypracowania abstrakcja ale to fragment z
caoci. zgoda, to cz naleca do maksymalnie brzegowego procesu, ale to
tylko etap w tym generalnym zdarzeniu. przed aktualnymi "zbryleniami" byy
liczne, pniej rwnie bd. poniewa aktualny rozkad elementw zawiera w
sobie pierwiastki ze rodkowego zakresu tak generalnie rysowanego zjawiska,
to ma przed sob jeszcze sporo energetycznych przeksztace. niewtpliwie to
jest ju"druga strona" - ale niewiele si z niej zrealizowao.
402

masa, jednostka masowa atomw. o tym wypada sowo powiedzie, bowiem sprawa
z masami jest ciekawa - z tego przeliczania wynikaj wnioski, co do oglnego
stanu pierwiastkw. oraz ich masowoci wanie.
i tak - pocztkiem ukadu jest wielko "1", czyli pierwiastek, ktry ma w
sobie jeden proton (dwa ewolucyjnie, co zawsze wymaga podkrelenia z uwagi
na moliwe nieporozumienia). wystpuje, pojawia si w literaturze dla wodoru
nazwa "prot" (izotop wodoru), jak ula pasuje dla tego stanu, dla h-0. czyli
mona dla nazwania wielkoci pocztkowej w ewolucji odwiey star, rzadko
uywan i jak si okazuje adn nazw, jako dopenienie do deuteru i trytu
(nawiasem - cztery w sumie wielkoci).
i dalej. kocem jest wielko "320", take nie wystpujca w ukadzie, jest
poza ewolucj. jak j okreli i nazwa? o tym dalej. rezerwuj sobie prawo
do okrelenia tego pierwiastka - jako jego "odkrywca" oraz wydobywajcy na
powierzchni (rozumowania).
ale to nie wszystko o masach, mona jeszcze co "zawnioskowa". co, co ma
znaczenie w postrzeganiu i definiowaniu caego obecnego ukadu, ale rwnie
odnosi si do poprawionego - jak i nastpnego, wyszego ju cigu analizy i
zjawisk, dla wszechwiata. wychodzc od tego, e pierwiastek 140 ma mas ok.
320 (a dokadniej 142 ma mas wanie 320 jednostek), z tego mona policzy
mas dla maksymalnego i caego ukadu. i tak, druga paszczyzna zdarze, wic
druga warstwa "tej strony wszechwiata", druga strona ewolucji w jej drugiej
poowie bdzie si rozcigaa od pierwiastka 142 do 284. w obrbie, liczeniu
wewntrznym jest to stan od 143 283. czyli take 140. stanu "320" i "284"
w tej drugiej czci oczywicie nie bdzie (142 i 284 dokadniej, poniewa
zmieszaem mas z liczb). brzegiem paszczyzny, w ktrej uczestnicz, ktra
oznacza tworzc mnie zmian (jej skadniki mnie buduj) brzegiem jest tutaj
wielko 320 mas jednostkowych. jednak, co wymaga podkrelenia, brzegiem w
liczeniu masy dla tej czci wszechwiata, wic dla obu paszczyzn cznie
(wszechwiat nie moe by jedn lini, jedn paszczyzn procesu) jest stan,
wielko 640 mas. jakby na to nie patrze, wana liczba kwantowa i ewolucja
pena, maksymalnie dopeniona. z oglnie moliwych pierwiastkw, czyli stanu
maksymalnego 640, po tej stronie powstanie "tylko" 320, teoretycznie tyle. a
praktycznie 280, o 40, o taki brzeg "mniej". ale jednoczenie, w "zliczaniu
masowym", takich 320 pierwiastkw bdzie miao mas maksymalnie take rwn
640 jednostkom - bdzie to pena, brzegowa ewolucja, ktra si wypeni, dojdzie
jednoci.
dalej idc tym tropem, liczc ju dla caego wszechwiata i dla obu stron,
czyli dla penej dwustronnej i omioelementowej ewolucji, w ktrej powstaje
materia, bdzie to miao nastpujce wartoci: pierwiastkw bdzie 640, a mas
1280 (jednostek). caa tak wyznaczona masa bdzie miaa tak brzegowo liczon
wielko. co dla przebiegu rzeczywistego, ktry zaistnieje realnie, bdzie
si przekadao na warto 1120 jednostek. - czyli pocztkowym stanem bdzie
wielko "1", a kocem tak caociowo liczonej masy, 1280 jednostek. ta masa
brzegowa, ktra moe wystpi, ten ostatni pierwiastek, ktry si utworzy (w
przedziale poza ewolucj), to wielko 1136 mas jednostkowych. - liczone od
brzegu, od powstania pierwszego stanu "po tamtej stronie", a do brzegu, do
koca wydarze po tej stronie. maksymalnie moe powsta 640 stanw, tyle moe
teoretycznie powsta po obu stronach wszechwiata elementw materii. jednak
praktycznie powstaje 560 w obrbi ewolucji, plus 8 jako wielkoci brzegowe,
ktre oznaczaj stan "poza ewolucj", ktre znajduj si na jej powierzchni
- to s ostatnie "pyty", fakty na powierzeni, ktre si z/w takiej ewolucji
ksztatuj.
doprecyzowanie, ktrego do tej pory nie wprowadziem (std pewne omyki w
trakcie analizy). maksymalnie moe powsta 568 pierwiastkw - poniewa 142 x
4 = 568. wspomniane 8 jednostek powyej 560 stanowi punkty kwantowo wane,
ale jako takie nie uczestnicz w procesach, nie s w fizycznej ewolucji.
403

- peny ukad pierwiastkw

tak prezentuje si peny ukad pierwiastkw dla dwu linii ewolucyjnych oraz
dwupaszczyznowego zdarzenia, ktre oznacza ewolucj materii namacalnej ju
w drugiej czci procesw skadajcych si na histori wszechwiata i etapu
pierwszego tej drugiej czci. to s dwie ewolucje, ktre na siebie zachodz
- i wchodz w swoje stany, wymieniaj, zamieniaj si pooeniem. co objawia
si dla mnie jednoci procesu, jest dwukierunkowym zdarzeniem, to dwie linie
wydarze przeciwnie do siebie skierowanych. w takim ujciu, w "spaszczeniu"
wydarze do kartki papieru, trudno to dojrze, jednak przecie rzeczywiste,
realnie zachodzce procesy s przestrzenne, dynamiczne i sumaryczne. co w
analizie rozbite (z koniecznoci zrozumienia) na strony i etapy, jest sum
("summuje" si w jedno funkcjonaln).
na rysunku nie umieszczam jednego elementu, poniewa nie jestem przekonany,
co nim bdzie - stanu "0b" dla linii 1. wic tego pierwiastka, ktry powinien
rozpoczyna rzut drugiej paszczyzny. czy jest nim jaki pierwiastek z koca
pierwszego rzutu - najpewniej. by moe jest to stan 128 ksenon. albo, co
teraz widz, moe to take by tellur. ale skoro ksenon jest brzegowym wedug
waciwoci, na niego naley zwrci uwag. jak bdzie, rozstrzygnie pomiar
i eksperyment. i cho osobicie obstawibym wanie ksenon (przynajmniej na
t chwil), to ustalenie pozostawiam fachowcom. - oczywiste jednak jest to,
e taki ostatni fakt procesu by musi, i to jest tutaj ustaleniem, wnioskiem
najwaniejszym. czy bdzie to rzeczywicie wzmiankowany ksenon, czy element
jeszcze nie wystpujcy w badaniu (dzi nie wstpujcy, czy na tyle drobny,
e nie do uchwycenia), to sprawa drugorzdna, z mojego punktu widzenia tylko
techniczna. taki fakt na pewno "jest", a jakie ma konkretnie "oblicze", to
ustali dokadnie wykonane zdjcie wiata.
404

- dalej
kilka spraw zwizanych z rysunkiem wymaga jeszcze omwienia. - i tak, jest to
liczenie pene, przeprowadzone wedug zasady "8/8", i to w kad stron. jak
wida, tworzy si w ten sposb peny, maksymalny obraz tego, co na dzi mona
wyczyta z obecnego ukadu - oraz to, co do tego "dzi" pozwala si dobudowa
(doda) w formie logicznej do stanu jednoci. zaprezentowany rysunek to cz
wikszej caoci, ale zarazem stan peny, cao jednej strony, ktr moe
ustali fizyczny eksperyment. niczego wicej realnie nie ma, ale jednoczenie
to tylko fragment.
h-0. w zasadzie ten element ju omwiem, rwnie pod wzgldem nazewnictwa.
"prot", tak proponuj go okreli. oddaje to jego cech: jeden proton (dwa)
i nic wicej. jako taki, poza ukadem ewolucji, jednak w jej moliwych, ale
take koniecznych stanach: warunkuje cae nastpne zdarzenia.
teraz drugi brzeg - "numer 142". czyli wielko masy 320 jednostek, brzeg i
kwant, pene zdarzenie brzegowe. jak go nazwa? tutaj musz si zastrzec, e
nie czyni tego z egoizmu, nie mam rwnie nic specjalnie na oku itd. ale na
tej samej zasadzie (pierwszestwa odkrywcy), mam prawo zaproponowa, jestem
o tym przekonany, nazwy dla kilku, dokadnie dla dwu pierwiastkw. e to nie
jest byt "realny", e nie eksperyment? c, moje laboratorium to tylko kartka
papieru oraz ja sam. trudno od kogo takiego wymaga wicej, przecie nie
zapi pierwiastka za rogi. co zreszt w przypadku numeru 142 dla nikogo nie
bdzie moliwe. wic choby tylko z tego powodu przysuguj mi prawa odkrywcy
nawet jeeli odkrycie dotyczy bytu fizycznie "pustego".
w identyczny sposb sprawa dotyczy pierwiastka ostatniego, czyli 284, masa
640. to brzeg, a jako taki nie wchodzi w zakres adnego badania wewntrznego.
tylko na kartce papieru i w umyle mona go dopa. co niniejszym uczyniem.
przyszedem, zobaczyem, odkryem.
dlatego chc te dwa pierwiastki opisa i nazwa osobicie. jak? zadziwiajco
dobrze do tego nadaje si moje imi. czysty przypadek, ale pasuje do treci.
nazywam w tym dziaaniu stan brzegowy i rodkowy zarazem tej strony ewolucji
wszechwiata, stan 320. i koniec tych wydarze, 640. dwa punkty, na ktre si
skada mnogo wydarze, a ktre kocz inne procesy. - pocztku zjawisk, z
przyczyn oczywistych, nie mog nazwa, bo "prot" od dawna jest znany, nawet
jeeli nikt o nim nie sysza w takiej postaci. jednak co innego z efektami
liczenia, ktre s wielkociami teoretycznymi. takowych nikt nawet na kartce
papieru nie oglda, std i dowolno, i miao moja wiksza. - jak zwa?
stan 142 (320) proponuj nazwa "janus". co prawda nie jest to dokadnie moje
imi, ale jake blisko. a prcz tego, co tutaj zdecydowanie waniejsze, jest
to pojcie obecne od dawna. pojcie utworzone od imienia rzymskiego bstwa,
janus, pocztek i koniec - wejcie i wyjcie. doskonale pasuje na ten zaiste
"janusowy" punkt w liczeniu wszechwiata. a drugi brzeg? c, w kocu raz si
yje, niech tam, proponuj nazwa wasnym nazwiskiem. - oba pierwiastki s
brzegowe, znajduj si poza ewolucj, dlatego adna nazwa im nie straszna i
znios wszystko. zwaszcza e nikt i nigdzie ich na oczy nie ujrzy.
dlatego nie traktuj tych nazw za przesadne czy niestosowne. prawo, powtarzam,
mam, takich pierwiastkw adn inn drog wyznacza nie mona, bo nigdy nie
wejd w zakres pomiaru. fizyka w eksperymencie wielu drobnych a chwilowych
bytw moe sign, ale nie tych, pozostan na zawsze w strefie koniecznej i
logicznej, jako byty skrajne. musi taki element brzegowy znajdowa si na/w
pocztku procesw tworzcych ukad okresowy (kady ukad, obecny czy peny i
logiczny), musi take proces mie ostatni stan, ktry go jeszcze oznacza, ale
nigdy aden fizyczny obserwator tego nie stwierdzi. bo albo go jeszcze nie
ma, albo ju go nie ma. w kocu obserwator to zbir pierwiastkw i kiedy nie
ma zbioru, nie ma na czym si obserwator oprze swoim istnieniem. - brzeg i
jego pierwiastek jest faktem, ale poza fizycznym poznaniem. taki "janusowy"
z niego fakt. koczy i - zaczyna...
405

- kula ewolucji
- rozpisanie ukadu na sferze
powiedziaem przed chwil, e nie mam szansy zawaszczy pocztku - no, c,
i tak, i nie. to znaczy, prota rzeczywicie nie zawaszcz historii, i nawet
nie chc. c mnie taki prot moe obchodzi, skoro pocztek waniejszy. nie
tylko e koniec sobie zaklepaem, ale i pocztek jednoczenie. bo chyba nie
musz dodawa, e w rzeczywistoci ten stan, czyli numer 568, to nic innego,
jak pocztek, pocztek nastpnej serii wydarze. koniec zapadania si, pena
zgoda, ale jednoczenie pierwszy stan w nastpnym wydarzeniu, w nastpnej ju
fali, w kolejnym cyklu wydarze z gry w d - i z dou do gry. u podstaw
jest zawsze ta sama wielko. i tylko ta. kady nastpny stan bdzie do niego
odmienny. bdzie na pocztku jako i na kocu. jedno musi i moe si rnie
dzieli, ale w tym punkcie tylko tak, tylko na poow (zawsze na poow). i
zawsze bdzie posiada jednakow mas, ale nie w zakresie maksymalnym, midzy
568 a 640, bo tych stanw ju w ewolucji nie ma. tego punktu nie ma, do niego
nie doszedem...
co nie oznacza, e nie mog kilku uwag na ten temat zanotowa. sprawa jest
po tym, co powiedziaem, prosta. nie powiem, e dziecinnie prosta, ale do
banalna w swojej technicznej ju czynnoci. po tym, co mwiem o rozkadzie
atomw i pierwiastkw w ukadzie, po zobrazowaniu, jak rzeczywicie ten ukad
wyglda, prezentacja rozpisania atomw na kuli, czyli zapenienie tej siatki
kartograficznej, zapisanie sfery ("planety") atomami, to zadanie rzeczywicie
"banalnie" proste, praktycznie mgbym je sobie odpuci i ca techniczn
stron pozostawi do dziaania fachowego, ale czasami warto si pobawi. - w
gruncie rzeczy jednak to, do czego usilnie dyem, opisanie tej kuli, to w
kocu okazao si mniej wane od tego, co przed chwil powiedziaem, nie jest
to bowiem nic innego, jak strona, jedna z moliwych stron pokazywania oraz
opisywania atomw i ich ewolucji, dobra i rwnorzdna jak kada, o czym dalej
jeszcze wspomn. opis kulisty jest tylko peniejszy, oddaje przebieg ewolucji
i oddaje jej dynamik, pokazuje, e wszystko si ukada (nawet abstrakcie) w
kulisty, sferyczny proces, e nie ma ewolucji paskiej itd. - moje ustalanie
rozkadu elementw na brzegu okazao si dokonaniem wtrnym, samo denie do
granicy byo faktem waniejszym.
jak rozpisa, opisa kul ewolucji dla atomw (i ich zbiorw, pierwiastkw)?
taki obraz, zrozumiae, powinien zosta nakrelony w rny sposb, jednak z
powodu technicznego skomplikowania sferycznego rysunku, odpuszcz go sobie
i nie jest to ucieczka od zagadnienia. po prostu niewiele nowego wnosi. mona
rysowa na jednej kuli i na jednej powierzchni, czyli zrobi co takiego, e
ukad prezentowany w obecnej chwili (stary czy zmodernizowany), "naoy" na
sfer - i wwczas na powierzchni kuli powstan linie ewolucyjne, poziome i
pionowe, czyli wspomniana "siatka kartograficzna" sfery. i to rzeczywicie
bdzie do zudzenia (i powinno) przypomina rozkad linii na kluli w postaci
globusa. nie na darmo wielokrotnie przy omawianiu ukadu okresowego do takiej
analogi si odwoywaem. przecie wystarczy tylko na rysunek rozmieszczenia
pierwiastkw w ukadzie spojrze (obecnym czy "zmodernizowanym"), aby dojrze
fakt - e mona to "zatrzasn" w sfer. przecie te dwa wystajce "u gry"
punkty pierwiastkowe i te dolne w zmodernizowanym ukadzie, przecie to nic
innego jak "bieguny" - brzeg procesu, ale jednoczenie biegun sfery. jeeli
przeprowadz "styk" stron ukadu, zamkn jego obecnie "pask" i "kartkow"
struktur w powierzchni kuli - to te odlege na/w paszczynie punkty zetkn
si oraz stan sobie bardzo bliskie, zdefiniuj powierzchni sfery. i bd
brzegowo bliskie. a co wicej, poszczeglne linie w ukadzie, linie poziome
i pionowe, utworz, oka si by "poziomicami" z jednej strony i "warstwami"
geologicznymi z drugiej. a rozkad masy w obrbie planety kolejnymi warstwami
pierwiastkw - cao planetarnej ewolucji to zobrazowanie, oddanie zmian w
ukadzie. to jego fizyczne, realne zaistnienie - jak najbardziej namacalne.
406

jak najlepiej wykona opis sferyczny? mona liczy jako proces ewolucyjny o
omioodcinkowej formule, czyli jako osiem odcinkw dla caej kuli (liczc od
gry do dou). jednak, tak to postrzegam, zadanie jest kopotliwe, cho moe
i ciekawsze. trudniejsze dlatego, e trzeba oba kierunki ewolucyjne umieci
w jednam cigu zmiany, mona to naturalnie zrobi, ale jest mao przejrzyste.
omioodcinkowy, sumaryczny szkic ma t zalet, e w jednym ujciu, na jednej
kulistej powierzchni pokazuj, jak energia po brzegu (i powierzchni sfery)
si rozpywa. co si oddala, w ktr stron i co w t "szpar" wpada, i skd
zaczyna wypywa kolejna porcja "materialnej magmy". - w takim ujciu dwa
do siebie przeciwnie skierowane procesy si "zderzaj" na/w strefie brzegu
(powierzchni). energia dolnej ewolucji "wypywa" w wyniku nacisku warstw od
dou, ale rwnie nacisku od gry, kiedy linie ewolucyjne (w formie materii)
dziaaj na siebie. przecie proces realizuje si jako zachodzenie "pod" lub
"nad" siebie tych linii (ale wzajemnie "w siebie" w szerszym ujciu). w takim
spotkaniu dochodzi do "trzsienia" powierzchni, materia skorupa pka, gdzie
co naciska, co wybucha - pyy, lawa, gorc, wulkany, gejzery - itd. adnie
to wyglda.
ale lepiej, jak si okazuje (i to by mj bd, e tak nie mylaem) pokaza
to na dwustronnej, ale cznie jednej kuli (kada ze stron posiada po osiem
odcinkw), w postaci penej i dwustronnej sfery, cay wydzielony cig zapaci
i cig wybuchu. dwa kierunki, pkule dla kadej ze stron i krenie energii
w ujciu od bieguna do rwnika (i jej powrt "podpowierzchniowo", w gbi i
poniej obserwacji). lokalnie w kadym punkcie s oba kierunki, tunel pracuje
w kad ze stron, jest dwukierunkowy (a geometrycznie wszechkierunkowy, bo to
kula). cao prezentuje si jako rozchodzenie si na boki od rwnika, rodka
zdarze. - a dokadniej, nastpuje w jednym cigu spywanie energii na lini
rwnikow ("w d"), w t stron energia si kieruje, a w drugiej w stron
przeciwn, czyli wypywa i si rozpywa. itd. - to o tyle lepsze ujcie, e
sumuje wszelkie moliwe ustalenia i daje peny obraz wydarze ewolucji. co
nie znaczy, e najpeniejszy. pokaza na rysunku tego nie mona, ale jeeli
sfilmuje si i zaprezentuje jako animacj, wwczas nastpczy proces stanie
si bliski i rzeczywisty, czaso-przestrzenny i wielowymiarowy.
czym to skutkuje, co oznacza? wnioski s ciekawe, a skutki dla rozumowania
wane. bo przepywanie energii, "wpywanie" pod powierzchni po jednej stronie
(co dzieje si na/w grnej czci powierzchni), czyli "opadanie" warstw od
zewntrz sfery do rodka i przenikanie, "wypyw" na powierzchni energii w
drugim stronnym zdarzeniu, idcym od rodka - to niesie ze sob interesujce
"widoki" dla zrozumienia procesw. przecie nie tylko pierwiastkw oraz ich
ujcia to dotyczy, ale wszelkich ewolucji. dzieje si co takiego:

to zawsze jest dwukierunkowe zdarzenie czne, zachodzi jako jeden proces ale generalnie, jako wydarzenie urednione i ujmowane logicznie, ma wanie
tak struktur (form i kierunek). generalnie proces we wszechwiecie jest po
jednej stronie ("nad" lub "pod" "powierzchni" rzeczywistoci), ale zarazem
jest zoeniem dwu przeciwnie do siebie skierowanych linii, to kolejny fakt
pochodny do rozpadu i czenia energii, fizyczny przejaw tej zasady. strzaki
na rysunku, wpywanie lub wypyw na powierzchni energii - to dwie linie w
ukadzie, dwie "cierajce" i "napierajce" na siebie linie, paszczyzny. w
takim ujciu zawsze jest to "rozpywanie" si po brzegu i powierzchni sfery
(konsekwencje tego "rozpywu" te s wane). raz energia spywa "z gry do
dou" i "osadza" si na/w brzegu, rozpywa si po powierzchni drugim razem
pynie "w rodku", po powierzchni wewntrznej kuli. i wypywa na brzeg.
407

zawsze dla rodkowego (wewntrznego) wydarzenia, jak i dla zewntrznego to


zawsze jest zdarzenie brzegowe i dzieje si jako powierzchnia kuli. ale czy
jest to wewntrzna powierzchnia sfery, czy zewntrzna, tego zawierajc si w
zmianie, w rozpywajcej brzegowo ewolucji, nigdy nie mona si dowiedzie.
bo ta zmiana to obserwator i obserwowane. bez oddalenia si i spojrzenia na
procesy w caej ich okazaoci, bez ogldu zewntrznego czyli bez ogldu
meta-fizycznego, takiej wiedzy posi nie mona.
podkrelam to ustalenie, ktre jest pochodn przyjtego obrazu: dla mnie, w
przedziale ewolucji zawartego, nie jest dostpny wniosek, po ktrej stronie w
tym procesie si znajduj. mwic inaczej, nigdy nie wiem, z ktrej strony w
tej chwili ogldam zdarzenia czy mam ogld powierzchni procesu "od gry",
czy zawieram si w sferze i jej powierzchni, brzeg, ogldam "od rodka" ("w
gr"). zdarzenia logicznie biegn naprzemiennie, proces fizyczny toczy si
raz po jednej, raz po drugiej stronie raz w rodku, raz zewntrznie, ale ja
tego nie stwierdz. bo jestem na/w tym rodkowym zakresie bo jestem takim
rodkowym zakresem-zdarzeniem. jestem brzegiem-powierzchni procesu i on si
we mnie (i wiecie) przemieszcza. co wpywa, co wypywa, ale dla mnie jest
to brzeg aktualnoci, moje (i wiata) "teraz".
zaznaczam, dotyczy to procesw "czstkowych" tworzcych moje "teraz" - ale i
moja (dowolnie pojta) rzeczywisto oraz moje "teraz" rwnie s elementami
zdarze wikszej skali. to, co uznaj za rzeczywisto, jest czci, i na
zawsze i tylko czci.
w takim dwustronnym rozpywaniu si energii (tu atomw) po powierzchni kuli,
w jednopowierzchniowym (na paszczynie) zobrazowaniu tego, co obecnie dzieje
si w ukadzie - takie ujcie zawiera w sobie rwnie fakt oddalania si od
siebie skadnikw. lub ich przyblianie. kiedy umieszcz "rwnik" w rodku
obrazu, to wydarzenie zachodzenia i wchodzenia pod i w siebie dwu ewolucji
(dwu linii ewolucyjnych i ich elementw - oraz wzajemne relacje, zwizki /np.
chemiczne/), to proces uzyska charakter zagszczania si elementw w kierunku
do rwnika, lub ich rozrzedzania w odchodzeniu od tej wyrnionej strefy. a dla drugiej linii odwrotnie, jej elementy bd si w punkcie "biegunowym"
zagszczay, najrzadsze bd na "rwniku". jedna linia to warstwy ewolucji
skoncentrowane przy biegunie, gdzie pojawia si materia twarda i rozbudowana
druga linia analogiczne stany uzyska w zakresie rwnikowym. jedna z linii
ma kierunek do rozpadu, do rodka - a druga od rodka do stanu skupienia. przy, generalnie i caociowo, znajdowaniu si procesw we wszechwiecie ju
po stronie rozpadu. na biegunach sfery znajduj si z jednej strony lekkie
pierwiastki, a drugiej cikie. raz mwi o wodorze (h) i helu (he), bowiem
biegun tej sfery przypada w punkcie h-0 - a po drugiej stronie, na biegunie
znajduje si numer 142, 320 masy.
zaznaczam, w obu biegunach jednoczenie, cho oczywicie na innym poziomie,
wystpuj obie biegunowe, skrajne wielkoci ewolucji. to s przecie inne ju
zakresy, dlatego mog wystpowa "w tym samym miejscu". ale wzgldem siebie
s wyej lub niej (kierunek wprowadza obserwator). fizycznie mam oba stany
w kadym miejscu, bo to brzeg, ale kiedy moim zadaniem jest opisanie procesu
i dziel go na linie i etapy, mog wprowadzi jedn posta na/w biegunie, a
wwczas procesy bd przejciem przez wszystkie punkty sfery, od bieguna do
bieguna a po drodze zaistniej wszystkie moliwe elementy. proces realnie
biegnie jednoczenie w obu kierunkach, ewolucja toczy si w ramach dwu wobec
siebie rwnolegych paszczyzn, jednak mog to opisa "w spaszczeniu", jako
cig wydarze midzy biegunami. na etapie porednim obrazowania procesu jest
to zabieg konieczny, poniewa dopiero w kolejnym mog ustali w nim "pionowe"
i wielopoziomowe zachodzenie - poniewa moje postrzeganie jest "naturalnie"
paskie, mog wstpnie skorzysta z ujcia spaszczonego, ale po to, eby w
nastpnym korku doda do tego poziomy, podpoziomy i ca wielopoziomow ju
struktur ewolucji.
408

- inne ujcie
rwnie kuliste, ale operujce nie jedn sumaryczn powierzchni, lecz jej
rozpisaniem na poszczeglne warstwy, paszczyzny w kuli. wic ujcie procesw
jako sferycznych, ktre zawieraj si w kuli generalnej - oraz ujcie jako
jednego cigu wydarze. czyli analogia do planety i jej uwarstwionej fizycznie
budowy. realizuje si to jako umieszczenie 70 pierwiastkw w ramach jednej
powierzchni, a na/w drugiej, wewntrznej do pierwszej, kolejnych 70. wzajemna
rotacja i ruch tych paszczyzn wobec siebie, to pozwala dojrze zalenoci i
konstrukcje wsplne. przy operowaniu poszczeglnymi warstwami, maksymalnie
omioma, mona w taki sposb zobrazowa cao zmiany tworzcej materi (w
rnej jej postaci we wszechwiecie) mona pokaza, e te warstwy bd we
wzajemnie wanym uoeniu (z efektami np. chemicznymi, kiedy pierwiastki si
wzgldem siebie znajd na odlego jednego kwantu) - lub pozosta w obrbie
jednego ukadu, kiedy uwzgldni izotopy.
kada warstwa, kady stan na skali energetycznej jest powierzchni sfery sam
dla siebie (proces tworzcy taki stan jest sfer, jest sfer i jej brzegowym,
jednokwantowym faktem) ale suma rwnie jest sfer i podlega opisaniu tymi
samymi wielkociami kantowymi. a naoenie tych warstw na siebie daje nie co
innego, jak czaso-przestrze i rzeczywisto aktualnie fizyczn. (nawiasem,
"rzeczywisto aktualnie fizyczna", ech, c za ciekawe logicznie i jzykowo
zdanie.) - jeeli do tego modelu doda ruch, przepywanie midzy warstwami,
jeeli doda rwnie "obroty sfer", wirowanie poszczeglnych poziomw oraz
elementw na tych poziomach, tworzenie si lokalnych "zgszcze" (galaktyk i
meta galaktyk) materialnych jeeli uj to jako koowanie energii pomidzy
brzegami i jej "zaptlanie" si w konkretnych ciaach, to powstanie ciekawy
obraz. zoenie czego, co nigdy nie zaistnieje cznie, ale co musi zaj i
zaistnie "po kawaku", eby wszystko si zgodzio. - fakt dawny lub obecny,
cho czasowo bardzo odlegy od tego, co byo lub bdzie za milion, miliard
lat, to wszystko razem i w powizaniu. czyli dzi ksztatuje jutro jutro
powstaje tu i teraz.
kolejne ujcia. - dzisiejszy stan wiedzy to paski obraz zdarze, linia. to
wszystko, co ustala fizyka i chemia, wszelkie podliczenia gstoci, rnych
parametrw mniej lub bardziej liniowych, to jest opisanie wiata w postaci
prostej, na/w cigu liniowym. jednak cao tak zebranych danych, wszelkie
abstrakcje dotyczce otoczenia, mona zaprezentowa na sferze jako "ni"
tworzc sfer. "oplatajc" kolejnymi oraz zachodzcymi o siebie skrtami i
zarazem budujc struktur tak "motanej" ewolucji. to linia, ktra "nawija"
si na sfer, ktra w ten sposb, poprzez "namotywanie" kolejnych "nici" i
warstw na kul, t kul jednoczenie tworzy jej "tward" powierzchni. i
mnie przy okazji. koniec cyklu pierwszego jest pocztkiem nastpnego, koniec
drugiego zaczyna trzeci itd. - i tak od bieguna, nawijajc na kul "pasek"
rzeczywistoci, raz przy razie (i wielostronnie, na powierzchni i pod ni),
a do drugiego bieguna (z zachowaniem proporcji). i uzyskuj obraz ewolucji w
przemianach.
podkrelam, wszystkie prezentowane ujcia s prb oddania przestrzennego i
czasowego zarazem rozmieszczenia elementw ewolucji, tu w postaci rozkadu
pierwiastkw. ale, co zrozumiae, metoda zobrazowania rzutuje na pojmowanie,
na fakt postrzegania wszelkich procesw. i ma to znaczenie. bo jak narzdzie
zmienia dziaanie i operujcego nim, jak kana przesyu informacji rzutuje
na tre sygnau (bo go filtruje), tak samo obraz rzeczywistoci si zmieni,
kiedy inaczej go "sfilmuj". inaczej wyglda wiat, kiedy opisuje go "kartka
papieru", inaczej kiedy jest to dynamiczny, wielowymiarowy czasoprzestrzenny
"film". przejcie od wiata "paszczakw" i "kartkowcw" do wiata kilku,
trzech-czterech wymiarw, cho trudne, jest konieczne. kiedy chce si siga
dalej, jak wzrok siga (i przyrzd), trzeba si wysili. widok jest tego wart.
bo gry s po to, eby si na nie wspina.
409

- "model wulkaniczny" ewolucji


ten model pragn w sposb szczeglny wyrni i omwi osobno, bowiem tworzy
niezwykle ciekawe analogie oraz pozwala zrozumie, dlaczego i jak przebiega
ewolucja. kada ewolucja nie tylko rozpywania si materii "twardej" po/w
globie. "model wulkaniczny" to zobrazowanie "wypywania" lub "wpywania" (i
po prostu przepywania) energii na powierzchni ("z gbin" na powierzchni,
albo z powierzchni w gbiny czasu-i-przestrzeni). czyli, jak to w wulkanie
bywa, albo cinienie wyrzuca na powierzchni materi, ktra rozprasza si po
brzegu (pasko, po powierzchni) - albo nacisk rodowiska "wpycha" elementy w
gb, poniej linii horyzontu rzeczywistoci (i fizyki). takie zobrazowanie
mona odnosi do rnych obszarw, np. rozprzestrzeniania si cywilizacji czy
narodw albo tylko rodziny po okolicy. ujcie jest uniwersalne. materia si
zapada, kiedy j nacisk, cinienie zewntrzne kieruje ku doowi albo idce
od wntrza cinienie wyrzuca, "odrzuca" j w bok, "o krok kwantowy dalej".
znajduje proces saby punkt na brzegi i rozrywa powierzchni. i rozlewa si,
"wylewa" po okolicy (a czasami dalej).
nawet jeeli jest to tylko abstrakcja i analogia, obrazowa podprka umysu w
opisie procesu energetycznego, nawet jeeli faktyczny przebieg ma charakter
"niebywale" bardziej skomplikowany fizycznie (i "zakrcony"), to taki obraz
ma sens dlatego, e pomaga zrozumie. w kocu to ja wprowadzam w procesy
podziay, ja-obserwator dziel czny przebieg ewolucji, to ja "symbolizuj"
go za pomoc abstrakcji przez siebie wypracowanych. jeeli s do mnie bliskie
i zarazem pomagaj ustali fakty, mog/musz/powinienem z nich skorzysta,
wany jest wynik, droga dojcia ginie w pomroce (umysu). nie ma znaczenia,
e w takiej analizie stosuj elementy niematerialne, ale ich abstrakcje (tu
"pierwiastki", a nie fakty atomowe; po drugie "atom" to rwnie abstrakcja).
zasada jest ta sama, abstrakcje tak samo bd zapaday si w rzeczywisto
lub "wypyway" na powierzchni, jak ich fizyczna tre (atomowo namacalna
zawarto). "atom" czy "pierwiastek", czy "ukad okresowy", to zawsze "fakty"
umowne, to logiczna konstrukcja, ktra wyodrbnia z otoczenia tak "porcj"
energii. "atom" nie jest niczym innym, jak logicznym ujciem energetycznego
stanu (urednionego i wypreparowanego z rzeczywistoci, z ta), jest "bytem"
abstrakcyjnym i konstrukcj umysu (jak wszystko wok zreszt). - rnica
wobec innych abstrakcji ogranicza si do zastosowania. fizyk operuje atomem,
natomiast ja opisuj tutaj jego zbir, pierwiastek - atom to podpoziom w tym
procesie, pierwiastek to poziom. ale operacje identyczne. i efekty identyczne.
nie ma znaczenia, e pierwiastka nikt nie widzia na oczy i nigdy nie zobaczy
("grudka" atomw nie jest przecie pierwiastkiem) - jednak istotne s skutki
"przepywania" energii w ewolucji. a te s identyczne. - wok siebie zawsze
mam abstrakcje tylko abstrakcje. - i ja to abstrakcja.
"model wulkaniczny" ewolucji to przeniesienie obserwowanego procesu (w jego
najbardziej widowiskowej postaci, dostpnej w ogldzie zewntrznym) na cao
procesw to wspomaga zrozumienie. a poszerzone o szczegy (logiczne) tym
bardziej oddaje gbok tre. krenie, przepywanie, rny na poszczeglnych
etapach stan skupienia, to wszystko jest zawarte w tym modelu. dlatego wydaje
si on tak dobrym. detalicznie mona w nim, z jednej strony, opisa wszelkie
zdarzenia (od ruchu powierzchni, tu trzsie, po przepywy roztopionej materii
w gbi, jak i na powierzchni), a z drugiej to pokaza. poniewa dotyczy to
kadej ewolucji, mona na jego podbudowie tumaczy fakty i dowolne procesy.
zrozumienie "mechaniki przepywania" kwantowych elementw w rzeczywistoci,
tworzenie si lokalnych "zgszcze", to jest tu zawarte. dlatego twierdz z
penym przekonaniem, e taki model powinien by szeroko wykorzystywany. jest
oddaniem zjawisk, jest atrakcyjny (bo co si dzieje), poniewa mona go do
wielu procesw przystosowa. a e pod nogami, w postaci globu i na co dzie,
mam tego fizyczne zobrazowanie, to tylko dodaje powagi oraz znaczenia takiemu
modelowi. nic, tylko stosowa.
410

- "h-0" i "142"
- pierwiastki brzegowe, "zerowe" (znaczenie)
nim przejd do omwienia modelu "wulkanicznego" w szczegach (ktre mog na
chwil obecn wypracowa), jeszcze raz zamierzam wrci do analizy elementw
brzegowych tak opisanej ewolucji w postaci ukadu "znormalizowanego", czyli
pierwiastkw koca i pocztku, "h-0" i "142". problem w tym, e w pierwszym
odruchu, stosujc si do analogii, a ta wypywaa z tego, e potraktowaem
h-0 jako pocztek wszelkich wydarze - to sprawio, e umieciem taki fakt,
niewtpliwie wystpujcy w zmianie, w linii 1A, na jej pocztku, na poziomie
(okresie) zerowym. - nie jest to takie gupie rozoenie, poniewa h-0 jest
wielkoci co prawda brzegow, ale to ju jest wodr. znajduje si tu przed
wodorem w jego obecnej, w ukadzie obecnym odnotowanym ksztacie. dlatego, w
tym pierwszym rzucie analizy, mogem umieci wodr h-0 przed pozostaymi w
ukadzie pierwiastkami, na poziomie zerowym, to byo logiczne i sensowne. a
w kolejnym dziaaniu, rwnie przez analogi, musia si w linii 1B pojawi
stan "142", 320 jednostkowych mas. czyli brzeg, stan zerowy drugiej strony,
ktry koczy wydarzenia.
taki opis jest moliwy, powtarzam, jednak zdecydowanie lepszym rozwizaniem
jest to, na ktre trafiem przy okazji ogldu modelu krtkiego ukadu, gdzie
w linii 8A znajduje si jako stan "zerowy" i brzegowy neutron. przynajmniej
tak w modelu, ktrym dysponuj, jest to opisane. e jest to bd, e to forma
graficznego zanotowania w ukadzie postaci jednej z elementarnych czstek (a
przecie tak wanej dla masy atomowej), e to tylko "wypenienie" brakujcego
miejsca, dodanie tego, co znajduje si w jdrach jako wzorca to zrozumiae.
dlatego to bd, poniewa neutron, jako stan zerowy (i tak jest opisany "0"),
nie moe ten stan zerowy znajdowa si na samym pocztku liczenia, poniewa
jego masa jest wiksza od nastpnego w liczeniu elementu, czyli h-1. z tego
pynie oczywisty wniosek, e tak zbudowany wstp do dziaania by nie moe.
owszem, i z tym mona si zgodzi, nie jest bdem potraktowanie neutronu
jako stanu czy elementu wzorcowego, wyjciowego do liczenia (jako "jedynki"
operacji) - i dlatego mona go umieci w ukadzie na pocztku, ale tylko w
takim, tu sygnalizowanym znaczeniu. jednak umieszczenie go w stanie zerowym
jest po prostu nieporozumieniem.
dlatego, po namyle, zmuszony byem umieci stan h-0 w linii 8A, na zerowym
poziomie. a nastpnie, przez analogi, to samo przeprowadzi dla linii 8B,
gdzie, jako przeduenie, jako stan zerowy, musiaem umieci wielko 320
mas, pierwiastek 142. linie brzegowe i zerowe rwnie musz zawiera na swych
brzegach pierwiastki brzegowe. co z tego, e wodr, jako taki, znajduje si
w grupie pierwszej, kiedy jako stan wyjciowy do dalszych procesw musi si
znajdowa w linii brzegu (w stanie zamykajcym jeden, wczeniejszy cykl, a
otwierajcy nastpny). wic musi by to linia sma, brzegowa. ju w trakcie
opisywania ukadu wspominaem, e w praktyce sma linia i pierwsza (w jednej
linii "a", w drugiej "b") stykaj si, ssiaduj ze sob w ewolucji. to tylko
rozpisanie, "rozpaszczenie" ukadu w jednej paszczynie rysunku daje taki
efekt, e nastpuje oddalenie si do siebie tych czci ukadu. co widz na
paszczynie maksymalnie oddalone, czyli po obu stronach kartki, to w ujciu
sferycznym procesu ssiaduje ze sob na odlego jednego kwantu. i dlatego
moe wchodzi w reakcje moe by pochodn. rozdzielenie procesw w ujciu
paskim skutkuje ich gbokim niezrozumieniem i wiata przy okazji. natomiast
w przypadku linii "b" blisko elementw zostaa zachowana dlatego, e tak
wychodzio z rozpisywania. nie moga by zachowane dla linii "a", std wypada
to jako odlege od siebie zdarzenie. umieszczenie h-0 w linii zerowej, smej,
jest sensowne take i z tego powodu, e jest to stan brzegowy, dlatego jego
waciwoci musz by podobne do niej, w tej grupie lecych pierwiastkw.
mwic inaczej, musi to by pierwiastek "szlachetny". stan h-0 w grupie smej
to jest "w bok" tylko o jeden stan - na sferze to tu obok.
411

- "142" (320)
drugi wany brzegowo stan, wielko "142", ten numer pierwiastka (czyli ju
posta drugiej strony ukadu) rwnie, przez analogie i przez identyczne w
warstwie logicznej tumaczenie, e to stan zerowy, take szlachetny, take
nie wchodzcy bezporednio w zwizki, poniewa znajduje si poza ewolucj
to nakazywao umieszczenie go w linii "b", 8b. - czy taka wielko, czy ten
pierwiastek bdzie cakowicie "szlachetny", wic nie bdzie wchodzi w adne
reakcje chemiczne - o, tego nie bybym pewien. po pierwsze, ju sam fakt, e
musz umieci go w linii (grupie), ktra ma nie tylko brzegowe waciwoci
(w stosunku do caego ukadu), ale wchodzi rwnie w reakcje z innymi, take
rozbudowanymi elementami, to moe sugerowa, e tak si dzieje a do koca
ukadu (czy pocztku, inaczej patrzc). a po drugie take dlatego, e jest to
wielko w rodku ewolucji. a nie, jak w przypadku h-0, gdzie jest to brzeg
wyjciowy, zaczynajcy. takie pooenie moe sugerowa, e jednak ten stan,
a przynajmniej "tu" przed nim (on sam w ewolucji si nie znajdzie), e ten
stan moe by "wpltywany" w reakcje, czyli by w obrbie wydarze jako-tako
chemicznych. jak to si bdzie reprezentowao, jak bdzie przebiega, wymaga
to naturalnie ustalenia. w kadym razie, gdyby si miao okaza, e to stan
cakowicie szlachetny i pasywny wobec otoczenia, wwczas wypadaoby umieci
go nie pod lini 8B, ale w linii 8A. co, owszem, by oddawao stan wchodzenia
w reakcje tego elementu, jednak byoby jednoczenie deformacj ukadu w jego
symetrycznym ujciu, a to w konstruowaniu tej abstrakcji jest warunkiem nie
to e wanym, ale po prostu fundamentalnie zasadniczym. dlatego przesunicie
wydaje si mao prawdopodobne. - cho, jak bd mwi ciut dalej, jest to w
pewnym stopniu do pogodzenia. chodzi o to, e pooenie "142" w linii 8B jak
i jego brzegowy, szlachetny stan, to wynika z faktu, e linia B jest w pewnym
okresie stanem brzegowym, a pniej przestaje nim by ("stanem brzegowym" w
rozumieniu nie wchodzenia w reakcje), jak to ma miejsce obecnie z lin 8A. i
wydaje si to ciekawe podejcie.
nazwy. powracam jeszcze do sprawy nazw. e "janus", tego nie ma co negowa,
to jest najbardziej sensowny dla tego faktu termin. co do "prota", chemia w
tym przypadku stosuje przywoan nazw dla okrelenia obecnego stanu h-1. e
rzadko, fakt, ale jednak stosuje. a to, przyznaj, moe by komplikacj przy
okrelaniu stanu h-0 i operowaniu tak abstrakcj. moe, ale skoro w chemii
tylekro ju rne nazwy zmieniano i tyle razy nastpowao "przesunicie" w
obrbie pooenia faktw i ich nazewnictwa, to chyba wielkiego pomieszania
nie bdzie, jeeli "prot" zostanie w tutaj proponowanym ujciu. zamieszanie
jest moliwe, ale zysk z takiego ujcia jest rwnie powany. dlatego upieram
si, e stan do tego najbardziej odpowiedni, jeden proton, powinien nazywa
si "protem". wodr ma swoj specyficzn nazw i jego izotopy rwnie. h-1
zostanie wodorem lekkim, a stan h-0 niech bdzie protem, przecie to tylko
"prot-on". usilnie na takie rozwizanie nalegam, ma sens.
ukad okresowy w zapisie "krtkim" albo, inaczej, "naturalnym". musz temu
ujciu kilka ciepych sw powici, naley si (wspominaem o tym). cay
czas operowaem "dugim ukadem", dlatego, kiedy signem po "krtki", eby
sprawdzi ustalenia, byem zdumiony jego budow. w tym ukadzie jest "prawie"
zapisane dwukierunkowe ujcie. wicej nawet, jest stan "0", wystpuje take
zrnicowanie w linii B. z rozkadu wida, e linia 8B jest podzielona, e to
dwie linie boczne i jedna rodkowa - podwojenie w rodku i po dwa podwojone
stany po bokach, jako e stan "trzy" elementy zawsze by dla mnie dziwnym. a
tu wida, e jest to "skadanka" i e nie tak prosto przebiega. krtki model
ukadu jest kopotliwym w stosowaniu, mao wyranym do odczycie, ale ma swoje
logicznie walory. to typowy stan przejciowy w ewolucji (tu analizach wiata
atomowego), ale speni swoje zadanie. i trzeba to z szacunkiem odnotowa.
412

- ukad pierwiastkw
- ujcie w modelu "wulkanicznym", dwie strony ewolucji
- "spirala ewolucji"
c, tak si dziwacznie skada, e kiedy bardzo chce si duo powiedzie, to
nie udaje si. zazwyczaj, kiedy odkadam na bok sprzt i myli, pojawiaj si
w chwili wyciszenia inne ujcia (pynce z gbin), ktre w czasie pracy nie
mogy si na powierzchni wydoby (miay zbyt ma si przebicia). dlatego,
zazwyczaj ju w horyzontalnie "rozcignitej" chwili (na kanapie...) pojawia
si myl e, psiakrew, nie wszystko powiedziaem. p biedy, kiedy oznacza
to co nowego i ciekawego, co dopenia ujcie oraz nadaje bardziej klarowny,
peniejszy stan wczeniej wypowiedzianemu. w takim wypadku mona prowadzi
dalsz rozmow ze sob spokojniej. gorzej znacznie, kiedy na czole pojawia
si pot zwtpienia... nie mam co ukrywa, w pierwszej chwili tak si stao,
kiedy wypyna pewna uwaga, skdind nie tak ostro wyraona. przeklestwami
nie rzucaem, musiaem si zastanawia, co te takiego zrobiem - a raczej:
czego nie zrobiem, e dostrzegam i ustalam w ukadzie "niepeny" stan? o co
chodzi? o dwie strony ewolucji.
znw, co zrozumiae przy omawianiu procesw, w tym przypadku pierwiastkw,
zaczo si od stron, dwustronnej ewolucji - oraz jej rozpatrywania w/na tle
rodowiska. stao si dla mnie jasne, e nie wszystko powiedziaem. e mona
co jeszcze doda o stronach ewolucji ukadu atomowego. co pominem? w czym
bd? ponownie rozpoczem od liczenia stanw w ukadzie. - czyli myl bya
nastpujca: skoro liczenie wczeniejsze doprowadzio mnie do ustalenia, e
w ukadzie s 142 elementy pierwiastkowe (a maksymalnie, dla caego obecnego
wszechwiata, na/w jego dwustronnym stanie 640) - i skoro doszedem do tego
przez liczenie rytmu w postaci 2-8-8-18-18-32-32-50-50-72-72-98-98, to (tu
miejsce na stosowne przeklestwo) dlaczego nie poprowadziem a tak daleko,
dlaczego si zatrzymaem? sprawa jest oczywista i wyrana, kiedy spojrze na
wyliczenia: zgadzaj si, maj si tak, e inaczej by nie moe. a jednak owe
pene 640 pierwiastkw, ktrych inaczej nie da si policzy, owe tak dobrze
si prezentujce ilociowo stany oglne (i dla poszczeglnego ukadu) owe
stany uzyskaem, jak na to spojrze, z niepenego rytmu. a raczej, operujc
nim, ale na zasadzie oglnej, jako maksymalny i do ukadu ju oddzielny stan
abstrakcji, na ktrym wykonaem dziaania. czyli, wynik jest tak "adny", e
musi by poprawny, ale pojawia si pytanie: droga dochodzenia, czy wioda do
niego bdna droga? ukad, istnienie atomw w dwustronnej ewolucji to fakt,
ale czy wszystko w tym zdarzeniu policzyem?
nie jest przypadkiem, e przed chwil omawiaem "model wulkaniczny" ewolucji.
ten model piknie obrazuje procesy, sam na tym skorzystaem. powtarzam, myl
wyjciowa bya krtka: dlaczego w liczeniu otrzymaem wynik poprawny, kiedy
zarysowany (nawet po modernizacji) ukad ma nadal w sobie stan niepeny? inaczej, dlaczego liczyem dla rytmu 2 - 98, a na rysunku pojawia si tylko
rytm: 1-2-8-8-18-18-32-32-10-10-2-1? a gdzie, mona zasadnie spyta, dalsze,
brakujce stany? gdzie owe fakty, ktre same si narzucaj, eby zachodzia
w procesie (tu w ukadzie) symetria? fakt, na rysunku jest pena symetria,
tego nie mog zaprzeczy. jako i na grze jest jeden stan wyjciowy, tako i
na dole - jako w grze jest osiem linii, tako i na dole - jako w grze dwa
stany s na linii drugiej, tako i na dole (a e bardziej liczne, to nie ma
znaczenia) itd. symetria jest - i zarazem jej nie ma. nie ma jej, bo linie
w grupie "b", a raczej lece niej linii "7" w liczeniu "do dou", na tych
liniach nie ma tego, co by si wydawao jako oczywiste: dalszych stanw z ju
dopeniajcej si ewolucji, czyli a do wielkoci "98". to tak, jakby ukad
zmodernizowany (jedn i pen ewolucj) opisa pod ktem tego, co zgadzao mi
si z wyliczeniami, a dalszego, drugiego cigu ju nie uwzgldniem. do koca
policzyem, ale na rysunku jest tylko poowa, tylko odcinki rodkowe. wic
czy si pomyliem? nie.
413

to nie jest pomyka, tak bdzie. ale zanim doszedem do tego wniosku, nieco
nerww straciem. to, e "suplement" jest takim "wulkanem" (o czym ilo oraz
czstotliwo dopisywanego wiadczy) - to byo dla mnie zrozumiae od dawna.
ale tego, e ukad pierwiastkw take moe i musi by "wulkanicznym" ukadem
wydarze - o tym powiedziaem sobie niedawno, dlatego nie wszystkie wnioski
z tego wycignem. - czyli, skoro w ukadzie zamieciem po jednej stronie
odcinki poowy ewolucji dla poszczeglnych linii (a i b) - to oznacza, e w
ukadzie "penym" musi znale si dla kadej linii caa, pena i tym samym
dwustronna ewolucja. dlatego, zamiast liczenia, jak to wida na rysunku, dla
stanw 0a - 8a i 0b 8b oraz 1A - 8/0A i 1B - 8/0B, oprcz tylko tych dwu
linii pionowych (o cz 0 - 8a i 0 - 8b si tutaj rozchodzi) dlatego linie
te musz w penym ukadzie uzyska swoje dopenienie. wic musz mie wygld:
0 - 8 - 0a i 0 - 8 0b. czyli musz posiada po penym zestawie elementw i
by dwustronnymi wydarzeniami. wwczas taki maksymalny ukad bdzie penym.
pytanie byo jednak zasadnicze: dlaczego tych stron nie wida?
dlaczego w ukadzie, nawet w wyliczeniach, mog pojawi si jedynie 140 lub
142 stany, kiedy taki "peny" ukad wnosi tych stanw znacznie wicej, bo a
568 jednostek? czyli tyle, ile jest na ca stron, ile si moe zrealizowa
z 640. dlaczego w "szczyt", ktry obserwuj w postaci pierwiastkw oraz ich
rozkadu w wiecie, dlaczego ten szczyt posiada tyle i tylko tyle elementw,
a pozostae fakty, dla ktrych zrobiem obliczenia (poprawnie), nie "istniej"
i s w postaci, ktrej nie mog dojrze - dlaczego s w zakresie "ciemnym"?
e jest stan 142 tylko jedyn paszczyzn wydarze, z czterech przypadajcych
na t stron wszechwiata, to zgoda - ale dlaczego tylko tyle si objawia?
jaki mechanizm i jakie warunki ewolucji sprawiaj, e tak to wyglda? jedna
czwarta z moliwej caoci si realizuje, dobrze i piknie (jestem czci
tego zbioru), ale co z reszt? w ukadzie jest miejsce dla 140 stanw, gdzie
pozostae 420?
to nie s zbdne pytania. to s pytania o to, dlaczego realnie wystpujcych
elementw, cho logika nakazuje ich zaistnienie, nie mona eksperymentalnie
zbada w obrbie ukadu? to s pytania o zjawiska w obrbie ewolucji i jej
przebieg. jak powiedziaem, bez opisania tego w ujciu dwustronnym, wic jako
wypywu na powierzchni, na brzeg (czy na szczyt fali w innym ujciu), bez
tego nie byoby moliwe udzielenie na to sensownych a ciekawych odpowiedzi.
tylko w takim modelu staje si to moliwe i dopenia cakowity obraz wydarze
w przebiegu ewolucji.
te pytania s sensowne, maj swoje znaczenie - i jednoczenie nie maj. to
znaczy, wystpuje wspomniane "doliczanie", dopenienie ukadu, rozpatrywa go
naley jako peny rytm, ale jego konkretne upostaciowanie, jego aktualny stan
(i to zawsze), taki stan nie bdzie mg by w ten sposb podliczony. takie
"ciemne" stany wpywaj i zaliczaj si do caoci i zarazem nie s moliwe
do wliczenia. s elementem wydarze, warunkuj i decyduj o tym, co si dzieje
- ale s poza tym, co w ukadzie, w jego generalnej, ale chwilowej postaci
moe by uwzgldnione. s to stany z innych, chwilowo innych poziomw, i nie
s obecne na poziomie pierwiastkw, to wydarzenia podprogowe, stanowi stan
potencjalny ukadu. powoli wypitrzaj si, zajmuj swoje pozycje w ukadzie,
jedna ewolucja zajmuje miejsce drugiej - ale ich jeszcze nie ma. co wicej,
by nie moe. w/na szczycie fali, w przedziale wydarze szczytowych, zbir
elementw zawsze jest peny, "dopenienie" jest logicznie uzasadnione, jednak
wymaga bardzo szerokiego, gruntownego opisania. to s wszystkie moliwe stany
ale ich posta chwilowa to jedynie fragment, i to fragment, ktry moe si
zrealizowa tylko raz w takiej statystycznej konfiguracji. moe to zawsze by
pierwiastek, ale posta, ukad tego pierwiastka jest wydarzeniem konkretnym,
jednostkowym, to zawsze jest konieczno, ale jej posta jest ju wyjtkowa.
tylko poprzez przechodzenie jednej ewolucji w drug, a pierwszej schodzenie
w "ciemny" zakres, tylko tak mona wyjani posta ukadu pierwiastkw.
414

- "peny" ukad pierwiastkw


tak "wyglda" "peny" ukad pierwiastkw, takim naleaoby go widzie. takim
byby, tylko e pisownia ze znakiem umownoci jest zasadna i jak najbardziej
na miejscu. a jakim jest? czy to, co narysowaem, jest rzeczywiste, czy co
takiego istnieje? odpowied, jak to zwykle w ewolucji, jest paradoksalna: i
tak, i nie. taki rysunek jest poprawny, taki zestaw pierwiastkw istnieje
i zarazem nie ma czego takiego. to tylko konstrukcja. logiczna konstrukcja
odwoujca si do fizycznych faktw, ktra zostaa poszerzona o symetrycznie
wytworzony zakres. konieczny, eby tutejsze (za)istniao, ale jako czymy i
jeden fakt - co takiego nie ma nigdy realnego odpowiednika. o tym schemacie
wypada powiedzie wicej, bo sprawa wana.

415

- ukad podwojony
sowo wyjanienia o dziaaniach prowadzcych do zbudowania graficznej postaci
ukadu. jest to, co atwo zauway, konstrukcja oparta na zaoeniu (w sumie
banalnym), e obie strony musz by wzgldem siebie symetryczne. nie tylko w
obrbie pojedynczego, 142-elementowego ukadu, ktry rysowaem wczeniej, ale
e to samo obowizuje dalej (i wszdzie). - co byo powodem, z czego wynika
konieczno narysowania takiej formy? z analizy procesw oraz myli, e nie
wszystko w poprzednim schemacie zamieciem. wyglda bowiem na to, e kada
strona i kada generalna grupa w ukadzie moe by przeduona. e, idc w
dalej analizie, nie zostay pokazane i zamieszczone obszary, ktre jednak w
liczeniu byy uwzgldnione. czyli wane wielkoci w punktach kwantowych, ale
znajdujce si "poniej" linii poziomej "7" takie, ktre s poza rodkiem,
poza stanem "32-32" (ktry ostatecznie wchodzi w zakres tego ukadu) to na
rysunku, niestety, pominem. - przy czym, co musz obecnie podkreli (a do
czego pniej nawi), w ukadzie, w zliczeniu rytmu 2-2-8-8-18-18-32-32
w liczeniu takiego rozkadu s "tylko" 120 pierwiastki, a przez dodanie dwu
brzegowych 122. prawie dokadnie tyle, co obecnie wchodzi w zakres obserwacji
fizycznej. czy to bd? nie. nie jest bdem ani takie liczenie, ani nawet
jej pena wersja, 142-elementowa. obie wielkoci s poprawne.
to znaczy, w ukadzie bd, mog realnie by maksymalnie 142 stany - ale w
rzeczywistym, aktualnie istniejcym (widocznym) zestawie elementw bdzie ich
122. a raczej tylko 120 elementw (i to w aktualnie maksymalnym ujciu). wic
"namacalny" ukad bdzie posiada 120 pierwiastkw - a rzeczywisty 142. przy
jednoczesnym poszerzeniu go o dalsze stany. sprzecznoci w takim ujciu nie
ma. bowiem jest to, co wane oraz co musz specjalnie podkrela, dynamiczny
ukad, to przechodzenie dwu fal wydarze, i one razem dopiero daj to, co si
uwaa za materi "namacaln" (tward, atomow). nie jest to nigdy "sztywna"
wielko. i to z tego wynika pozorna rozbieno. potraktowanie uzyskanych
wielkoci jako niezmiennych, bez lokalnych w czasie odchyle od maksymalnych
wartoci to wprowadza zamieszanie. a to przecie proces, ktry "dopasowuje"
si do chwilowych moliwoci i jest tych chwil produktem, czyli si zmienia
- i to cigle (nie ma adnego "zatrzymania").
przy zliczaniu w rytmie 1 - 98, przy podwojeniu uzyskuj wynik, e w jednej
paszczynie znajduj si 142 elementy, a przy zliczaniu czstkowym (czyli
tylko do tego, co jest w ukadzie, do stanu 32-32), okazuje si, e na tak
zaznaczonym zakresie ukadu s 122 elementy. tutaj, powtarzam, sprzecznoci
nie ma. s to zliczenia maksymalne, ktre bd obowizyway dla caego zbioru
pierwiastkw oraz takie, ktre s i mog by aktualnie w konkretnej chwili.
a te, co zrozumiae, ze wzgldu na przemieszczanie si fal ewolucji, bd si
zmieniay. co wicej, owa rnica w liczeniu i w stanach, jak powiem dalej,
jest tym, co tumaczy, dlaczego tak wanie jest i dlaczego mog obserwowa
tylko takie wielkoci (taki zestaw elementw). mwic w skrcie, dzieje si
tak dlatego, e nie ma ju zakresu dolnego, ktry istnia dla grupy "b", a
ktry, logicznie biorc, powinien by nadal choby w szcztkowej postaci.
rysunek - jak powsta? jako mechaniczne sumowanie, ale przecie nie jest to
pozbawione sensu. cz "czarna", ju wczeniej rysowana, jest wydarzeniem
aktualnym. plus to, co musi by, eby ukad nabra penej liczby elementw
(czyli d poniej linii "7"). - cz "czerwona" to obecna tre analizy.
to jest cz wydarze, ktre powsta musz, kiedy doda do kadej linii w
kadej grupie jej drug i dopeniajc stron. czyli doda to, co uzyskuje
si w ewolucji kadej grupy w jej przejciu w zakres albo podprogowy (wobec
obecnego podprogowy, bo w aktualnoci to jest zawsze wydarzenie na poziomie
danym, wic obecne), albo nadprogowe (czyli nadpoziomem). w obu przypadkach,
w odniesieniu do chwili obecnej, taka ewolucja "zniknie" z obszaru odbioru,
dowolnie pojtego pomiaru-doznania.
416

czy prezentacja rozkadu pierwiastkw w formie, ktr powyej przedstawiam,


a ktra powstaa jako lustrzane odbicie zasady i jako mechaniczne dodawanie
do stron tego, co w drugim ukadzie si znajduje - czy to jest poprawne? tu
odpowied moe by tylko jedna: nie. w rzeczywistoci tak to wyglda nie
bdzie i nie moe tak wyglda. dlaczego wic tak to rysuj? powd gwny i
wynikajcy z moich uwarunkowa - bo tak jest mi atwiej. prosta i szczera
odpowied, ktra ma swoje odniesienie do osobniczych moliwoci. a po drugie,
co jest tutaj elementem zasadniczym rozumowania, takie ujcie rwnie oddaje
tre tego, co chc przekaza, czyli oddaje to, co si dzieje w energetycznej
ewolucji. jeeli to si uda, i to pomimo skromnych walorw zaprezentowanego
schematu, cel zostanie osignity, a przecie o to chodzi.
ot, zaprezentowany stan liczbowy zgadza si, po stronie "czerwonej" bdzie
dokadnie tyle elementw, ile pojawia si na rysunku. ale rozmieszczenie tych
pierwiastkw bdzie jednoczenie inne. dlaczego? poniewa wydarzenie bdzie
obejmowa inny zakres, inaczej fale ewolucji si do siebie ukadaj. poniewa
jest to wydarzenie ewolucyjne, ilo stanw w przebiegu bdzie jednakowa, ale
ich rozoenie, ich geometryczny ksztat bdzie inny.
jaki? to wynika z faktu, e zachodzi ju inne zliczanie, ale jeszcze nie do
koca pene (powiem o tym osobno). zachodzi bowiem zjawisko, tak to okrel,
"skracania" si rodka ewolucji, fale przybliaj si do siebie i rodkowy
zakres ewolucji oraz jej szczyt malej (przedzia szczytowy si pomniejsza,
fala si "skraca", "chudnie"). po prostu, nastpuje przyblianie si grnej
i dolnej warstwy do siebie, co musi si obrazowa pomniejszaniem "szczytu"
fali (szczyt jest wszy, "pik" bardziej ostry). im co wyej wystaje ponad
powierzchni, tym wierzchoek mniejszy, tym na/w nim mniej miejsca dla zmiany
(i do zasiadania). a po wielko jednostkow na szczycie szczytw (to chyba
co przypomina, prawda?).
ilo elementw pozostaje w ewolucji cay czas staa, w dolnej oraz grnej
paszczynie zdarze (atomowych) mam zawsze peny zestaw moliwoci, czyli s
zawsze 142, a w rzeczywicie mniej, bo 122 elementy. jednak jest to penia,
ktra moe zaistnie tylko logicznie, to potencja, ktra jest i czeka swojego
zaistnienia w idealnym zbiorze, ale realnie i fizycznie nie zaistnieje jako
fakt czny. bo nie ma na to miejsca na szczycie. szczyt fali dlatego jest
szczytem, e ma swoje ograniczone parametry (maksymalnie jednokwantowe). z
tym, co musz bardzo mocno teraz zaznaczy, poniewa jest to fala ewolucji (i
rzeczywicie fala energii), to ten szczyt jest dynamicznie zmienny. mwic
inaczej, co innego jest w skali zmian szczytem w konkretnej chwili. zawsze
oczywicie mam szczyt fali, ktra warstwa kwantw oznacza dla mnie warto
maksymaln, ale to jest dla mnie kadorazowo inny szczyt (i dla kadego jest
to inny szczyt). mog o tym nie wiedzie, uznawa maksymalny punkt fali za
wielko szczytow i stabiln (i taki bdzie w przypadku ogromnych procesw)
ale obiektywnie i logicznie to zawsze jest stan chwilowy i inny. a przez
to wski, z innym osobnikiem na wierzchoku i ograniczony. - na szczycie
widz zawsze pewn wielko, ktra stanowi, jest dla mnie wartoci maksymaln
w ewolucji (np. iloci pierwiastkw w ramach ukadu), jednak to zawsze tylko
cz moliwoci, wycinek zbioru. a poniewa fala przemieszcza si, kolejny
wycinek z caoci poznam "za moment", on wyoni si w mojej obserwacji lub
zaniknie, kiedy bd koncentrowa si na szczycie fali, ktra ju schodzi w
zakres ciemny. rozoenie elementw rejestrowanych w otoczeniu obrazuje si
jako fakt "poszerzajcy" si, "rozcigajcy" na wikszym dystansie, ale szczyt
fali jest jeden i punktowy. - natomiast zbir fal oraz punktw szczytowych
"obsuguje" powikszajcy si brzeg ewolucji, ten sam zbir elementw na coraz
wikszym brzegu si rozciga (ronie krzywizna sfery). w efekcie szczyty
oddalaj si od siebie, zagszczenie warstw spada i spada "wano" szczytu
(w rozumieniu: grubo i zasobno tego punktu) a w opuszczone miejsce
moe wej nastpny element szczytowy nowej fali. i ewolucja si toczy.
417

- 122 czy 142 elementy?


to trzeba rozway oddzielnie, poniewa wane. zaznaczyem, e dylemat jest
pochodn liczenia elementw, e wynika z liczenia rzeczywistych przebiegw,
ktre mog zaistnie w obserwacji. dlatego pytanie, ile jest pierwiastkw, ma
sens. wic ile - 120 (122) czy 140 (142)? i tak, i tak. odpowied nie jest
kolejnym wybiegiem, ale tak si to objawia w ewolucji. tzn., liczenie pene,
czyli przebieg procesu w rytmie 1-1-2-2-8-8-18-18-32-32-50-50-72-72-98-98,
ten przebieg po zsumowaniu daje wielko 560 (568 przy wliczeniu 4 elementw
brzegowych /2 x 4/, a 562 dla zaznaczonego tutaj rytmu). podliczenie tego na
cztery paszczyzny (cztery linie tworzce ewolucj ukadu; paszczyzna jest
podwojona, to dwie linie) daje wielko 142 elementy (140). 142 maksymalnie
(z brzegami), 140 realnie. i zaznaczam, jest to liczenie dla caoci, czyli
maksymalne. tyle w ukadzie elementw musi by. i to w kadej jego postaci
chwilowej, niezalenie od przestrzennego rozkadu. zawsze w jednym czasie i
dostpne do pomiaru bdzie maksymalnie 140 (142) elementw.
ale, zarazem, wychodzi, e moe by 120 elementw (122) - dlaczego? to efekt
liczenie dla wielkoci tylko w rytmie 1-1-2-2-8-8-18-18-32-32 co daje stan
120 (i 122 z brzegami). a dlaczego liczenie do poowy? to jest zrealizowana
zasada rodka. w taki sposb realizuje si zasada, e stabilna i najbardziej
harmonijna, najlepsza i najszersza z moliwych ewolucji, wystpuje w rodkowym
biegu. a ktra wielko z rytmu 1 - 98 bdzie rodkow? rytm 1 - 32. - czyli
rodek rodka. odlego midzy brzegiem pocztkowym procesu, a jego rodkiem
cakowitym, ta odlego to rodek rodka. czyli jedna paszczyzna wydarze
z czterech penych, jedna fala, jedna czwarta fali oglnej.
poowa, rodek ewolucji wypada w stanie 640 mas, w tym punkcie. ale w punkcie
numer 284 (jako stan 284 pierwiastka), teoretycznie i maksymalnie, liczc dla
caoci i idealnie, byby to stan 320 pierwiastka. jednak realnie bdzie to
wielko 284, a kocem 568 (lub 640 maksymalnie). czyli do rodka, do stanu
284, do tak wyznaczonego stanu, trzeba si take odnie jako do wydarzenia
rodkowego, rozcignitego. i co z tego wynika? e punktem rodkowym takiej
ewolucji jest wielko pooona okoo punktu 142 (140). tutaj wypada rodek
rodka ewolucji. a skoro tak, skoro rodek znajduje si w punkcie numer 320,
a rodek tego rodka maksymalnie ma warto 160, a realnie 142, to trzeba dla
tej wielkoci liczy. i tak wyliczone 142 elementy s najszerszym zliczeniem,
ktre mog pojawi si w obserwowanej zmianie. jest to podliczenie skrajne,
maksymalne, ktre zaistnieje zawsze chwilowo - i zawsze w innej formie (innej
konfiguracji).
a skd 122? dlaczego taka wielko si wyania? jak powiedziaem, z liczenia
do stanu 32-32. ten rodek, bo to jest rodek rodka dla caej ewolucji, ten
rodek, wic posta najbardziej rozbudowana i stabilna procesu - ten rodek
po zsumowaniu daje wielko moliw do zaistnienia. czyli z 142 maksymalnie
moliwych 122 realnie. "nadwyka" bdzie istniaa w tym ukadzie jako fakt,
ktry si nie mieci, ale ktry moe zaistnie (kiedy zaistnia lub jeszcze
zaistnieje). ale w realnym procesie zmieszcz si tylko 122 elementy (120),
tylko taki zbir pierwiastkw mona eksperymentalnie zbada w rodkowym dla
ewolucji przedziale. elementy "nadwykowe" w tym liczeniu, a jest ich razem
20, to dwie linie, ktre nie mog si ju zmieci w ewolucji, to dwie linie
poziome z grupy "b", ktre nie mieszcz si w istniejcych siedmiu liniach.
to, e bdzie to zawsze siedmioliniowa ewolucja (tyle bdzie dostpnych w
kadej chwili), to oczywisto: tylko tyle moe si na szczycie maksymalnie
wydarze znale (kiedy przebieg ewolucyjny postrzegany jest od rodka). c
z tego, e pena ewolucja ma w sobie dwie strony, kiedy na szczycie moe by
wycznie siedem punktw i sze odcinkw ewolucyjnych. po prostu: nadmiar
jest "cinany", nie ma dla niego miejsca w/na szczycie fali. kiedy fala si
znajdzie w nowym miejscu, na szczyt "wdrapi" si, wpyn, przywaszcz sobie
szczyt fakty, ktre s obecnie w zakresie ciemnym. i kolejne.
418

wszystko pynie rwnie w abstrakcji. kiedy opisuj maksymalnie ewolucj w


jej "pierwiastkowej" postaci, kiedy stosuj tak generalny oraz skrajny fakt
w postaci abstrakcyjnej, take w nim, w jego opis musz wprowadzi mechanik
przepywu, elementy ustalone w procesie logicznie rwnie ulegaj odmianie,
przesuwaj si, pojawiaj i znikaj. wszystko pynie, nawet pojcia i symbole
- poniewa ich tre si odmienia. fala ewolucji si przesuwa i pooona w tej
chwili na szczycie warto (czy osobnik), zostaje "zepchnita" w niebyt i
ginie z obserwacji. najszybciej oddalaj si warstwy do mnie najstarsze, wic
najodleglejsze, bliskie horyzontu. zakrzywienie tych zbiorw na sferze jest
najwiksze, "rednica" sfery istnienia najbardziej rozcignita, a przez to
"krucha", "dziurawa", niestabilna i najszybciej si kurczy swoj fizyczn w
wiecie obecnoci. fala si przemieszcza, punkt rodkowy si zmienia, a byt
oddalajc si od niego, zapada si w siebie. czyli zuszczajc si zanika.
to istotne ujcie, wynika z niego wiele dla zrozumienia nie tylko pierwiastkw
i ich postaci w ukadzie okresowym, ale wszelkich ewolucji. kiedy postrzegam
swoje istnienie (lub dowolnej zmiany) jako fal i zoenie fal, to mog sam
siebie zdefiniowa w tym przepywie. i zrozumie, dlaczego moje istnienie w
taki sposb przebiega, w jaki przebiega. przecie warto szczytowa tej fali,
jej fizyczna budowa w postaci konkretnego ciaa (lub jego elementu), to tylko
konstrukcja punktowa, dokadnie tak. jestem pian na fali w postaci chwilowo
"zagszczonych" stanw energetycznych, dla mnie cao fizycznych wydarze,
ktre mnie tworz - to sferycznie "namotane" moje istnienie rwnie jest, w
szerszym ujciu, stanem chwili fali-warstwy kwantowej. i za moment, a raczej
w kadym momencie, co od tej fali si oddala, co do niej wchodzi na miejsce
opuszczone. jednak, jako byt caociowy, oddalam si od stanu, ktry by "tu
przed chwil". jestem w kadym kroku dalej od pocztku i bliej do brzegu. i
zawsze na/w szczycie jest pewien zbir elementw, ktre si mog zmieci na
nim nie miej, ale i nie wicej. wielko szczytowa dowolnej ewolucji jest
zdeterminowana "pojemnoci" geometrii czasoprzestrzeni. to zawsze jest szczyt
fali i punkt, ale chwilowy szczyt. to kwant w zmianie.
kiedy elementy pojawiaj si na "wierzchoku", to pojawiaj si na moment eby zaraz z niego spa, ale dzieje si to w sposb uporzdkowany. czyli "z
jednej strony" co si pojawia, ale zanika "z drugiej". fizycznie dzieje si
to wszdzie, ale logicznie w maksymalnie policzalny sposb. fala przechodzi,
co si wyania z "mroku" niebytu (zbrylio si), ale drugi brzeg tej fali
jednoczenie "odcina", likwiduje, przestaje "owietla" stan najstarszy i
on wypada. odpada od brzegu i od ewolucji. fala si "przemieszcza", "zajmuje"
- "owietla" kolejne elementy rzeczywistoci, eby za moment przenie snop
wiata dalej, co innego "wyuska" z wiekuistej ciemnoci. - przy czym, co
wane w tym ujciu, a o czym w dalej powiem w szczegach (bo dotyczy to ju
czasoprzestrzeni), to "wyuskiwanie" stanw "na szczycie", "owietlanie", jak
to nazwaem, to oczywicie wycznie forma zobrazowania przemieszczajcej si
fali, abstrakcja jak kada inna. ale na pewno pokazuje wyranie chwilowo
procesu i jego dynamiczny charakter. i ma to znaczenie. dlaczego? poniewa
pozwala mi zarazem powiedzie, e fala nie "owietla", nie wydobywa "z mroku"
faktw tylko je buduje. nie ma nic poza t fal, jest fala-fakt. wczeniej
niczego nie byo, pniej niczego nie ma, jest wycznie stan chwilowy fali.
proces biegnie i lokalnie co si kwantowo buduje, ewolucja tak si objawia
fizycznie, ale to "co" jest szczytem fali, poza ktrym to szczytem niczego
nie ma. owszem, mam do niego ca podbudow logicznych procesw, ktre sigaj
niebywaych zakresw czasu i przestrzeni - tylko e to logicznie konieczne
dopenienie do "spienienia" si fali realnie oraz fizycznie nie istnieje. to
"zakres ciemny" i nie istniejcy. ale, powtarzam, konieczny, eby nadporogowy
fakt mg na moment zaistnie. - moje istnienie (egzystencja) jest zbudowane
nie tylko na poczeniu energii i prni, ale jest konstrukcj, ktra zawiera
w fundamencie fakty logiczne, nie istniejce. fizyk warunkuje logika.
419

czy te opisy nie przypominaj wdrapywania si na drabin (np. spoeczn) i


spadania z niej?... czas ucieka, pana czas mija, nastpny ju do tego miejsca
aplikuje. za chwil z aweczki zepchnie...
z tego ujcia wynika, e "nadmiar" w ewolucji jest obcinany. bo nie moe si
wszystko na szczycie pomieci, szczyt to wski obszar, punkt. i co wystaje
poza, odpada. szczyt to zawsze wielko 7 elementw (np. ilo sw i poj,
obiektw w strumieniu wiadomoci czy, jak ukadzie atomowym, ilo linii
tworzcych). geometria kwantowego procesu wymusza oraz gwarantuje, e szczyt
nie moe by szeroki. analizowane mog by rne elementy na szczycie (kwanty
procesu), ale zawsze ich bdzie tylko (a) siedem. dlaczego siedem? to pado
wyej, ale powtrz - to efekt zawierania si w ewolucji, obserwowania jej i
doznawania. i uczestniczenia w niej na zasadzie "od wewntrz", widz-doznaj
sfer ewolucji "od rodka", postrzegam proces "w gr". jestem elementem w
zmianie zawartym (i sam si zmieniam), istniej midzy faktami brzegowymi, i
jako taki dowiadczam zmiany w jej wewntrznym, czyli szecioodcinkowym (i
siedmiopunktowym) zakresie. brzeg maksymalny w ewolucji ma osiem faktw, ale
ja w nim si nie znajduj nigdy. i dobrze. bo brzeg to zanik zmiany, bezruch.
- proces przemieszcza si, fala energii pynie, wewntrznie w ewolucji moe
si na/w szczycie zmieci siedem faktw, ale dopenienie jest ju poza tym
przepywem (przed lub za nim).
znw wane i godne podkrelenia - o ile, jako byt caociowy, nigdy w brzegu
si osobicie nie znajd, poniewa proces wszechwiata mnie przerasta o kilka
rzdw, o tyle punkt brzegowy i maksymalny w lokalnej ewolucji nie tylko e
osigam, ale jest to warunkiem mojego dziaania istniej brzegowo. istniej
w/na przeciciu linii i na brzegu, a moja wiadomo (ja, "ja") jest tego
faktu najbardziej znaczcym elementem. proces oglny doznaj w przepywie,
ale brzegu lokalnie dowiadczam w kadej chwili.
co z przepywania energii wynika dla zrozumienia ukadu okresowego? e kiedy
proces tworzcy materi znajdowa si "na dole" (w grupie "b"), kiedy byy
linie z tymi 20 pierwiastkami (czyli dwie linie), to nie byo jeszcze strony
drugiej, nie byo w linii "a" stanw, ktre by wypeniay ukad. kiedy by
d, gra nie bya pena, kiedy d mia wszystkie sobie przynalene stany,
niepena bya gra. - natomiast kiedy gra obecnie posiada ju wiele stanw,
nastpio "przejcie", przejcie, wypenienie grn ewolucj miejsc dolnej
i "zniky" wielkoci, linie, okresy nalece do tak okrelanej ewolucji (tu
zdefiniowanej jako "dolnej", poniej). mwic inaczej, drugiej ewolucji, ale
wczeniejszej historycznie, bo si pojawia przed aktualnie pierwszoplanow
(dzi szczytow), jej po prostu ubywa, "topnieje" "w oczach". a "twardnieje"
i "ronie w si" dzi "rodkowa", najbardziej rozpanoszona linia ewolucji
materii - ta "grna", z grupy "a".
mona to opisa adnie a ciekawie przez przywoanie rysunkw z poprzednich
stron, na ktrych wykrelaem schemat ukadw i zaznaczaem przerywan lini
pozycj aktualn, czyli poziom "7", na/w ktrym koczy si aktualnie zbir
pierwiastkw. jeeli teraz postrzega t lini jako "snop" wiata, ktry po
materii si przemieszcza, to ta linia byaby jednym brzegiem rzeczywistoci,
ktry jest owietlony (brzegiem mojej chwili "teraz"). a drugi brzeg takiego
strumienia jasnoci ("smugi wiata" i fizyki) to bdzie gra ukadu tu
"powyej" wodoru. bo tutaj zaczyna si na dzi "zakres namacalny". cay tak
"owietlony" i zaznaczony przedzia to "kra", dosownie kra materii o twardym
upostaciowaniu. wczeniej jest stan "pynny", "magma" - i dalej, "po" jest
"niedookrelono". a "twarda" rzeczywisto to tylko-i-wycznie ten zakres.
- a skoro to "kra", "pyta tektoniczna rzeczywistoci", to z jednej strony
"twardnieje", z drugiej "si topi". i zanika - rozpuszcza w "odmtach" czasu
i przestrzeni. a to, co jest rzeczywistoci, co uwaam za stabilny grunt
pod nogami (materia), to pywajca po oceanie (wszech)wiata "bryka lodu",
ktra znajduje si w trakcie tworzenia-zanikania.
420

dlatego zawsze byo-jest-bdzie 120 elementw w "ukadzie okresowym", ale


jako realizowanie si konkretne i chwilowe ze 142 maksymalnych, oczywistych
oraz logicznie koniecznych. tyle moe by, bo tyle si "mieci" na szczycie,
w "pasku rzeczywistoci". reszta, na dan chwil "nadmiarowa potencja", jest
"obcinana", nie moe si objawi, bo nie ma dla niej miejsca (i energii).
realnie, w rzeczywistym procesie, "obcinane" s a trzy linie. trzy linie, w
tym wypadku z grupy "b" - o cae 22 pierwiastki s pomniejszone. o taki stan
jest i musi by mniej elementw w tym, co dla mnie oznacza rzeczywisto. jak
atwo policzy, 140 - 22 = 118.
wynik zgodny z tym, co si obserwuje i mierzy. (wida? wymaga to komentarza?)
tyle by musi w chwili "teraz" wiata pierwiastkw. i jest to wielko, na
ktr pozwala "gilotyna" stron ewolucyjnego procesu. ze stanw, ktre musz
by w jednej paszczynie, moe si zrealizowa 118 elementw. 120 (122) to
wielko procesu ze stanami brzegowymi, ktrych w ewolucji nie ma. - ale co
przecie nie oznacza, kolejne podkrelenie, e chwilowo i lokalnie, w jakim
laboratorium zdolny badacz uzbrojony w odpowiednie narzdzia i siy, e
taki go nie powoa do istnienia nowego bytu (pierwiastka) w bardzo ladowych
ilociach, widocznego tylko w powikszeniu i mgnieniowo. adna sprzeczno,
nie tylko na takie odchyki ewolucja pozwala. tylko e tak prowadzony pomiar
nie ustala stanu oglnej ewolucji, ale "obmacuje" zakresy brzegowe lub niemal
brzegowe. a tutaj, co zrozumiae, mog si dzia rne rnoci. albo taki
badacz odkryje szcztki dawnego bytu, jeszcze si walajce po ktach, albo
uchwyci te, ktre dopiero stanowi zapowied nadchodzcego. rodek jednak ju
jest zajty, i to dokadnie (ale w sposb policzalny). "w strefie granicznej"
harce mog by, rwnie pierwiastkowe.
dlatego kady ze szkicw ukadu atomowego jest poprawny. - czyli bdzie 118,
122, 142 elementw. bo kady oddaje inny zakres, inaczej opisuje wielko
ewolucji, co innego "wyuskuje" z ciemnoci (oraz co innego moe w otoczeniu
dojrze). s to wielkoci raz opisujce zakres, ktry musi by, eby ukad
powsta i mona byo o nim mwi a innym razem to wielko, ktra realizuje
si na szczycie fali, ktra si na/w nim chwilowo mieci. - opis, zliczenie
pierwiastkw w liczbie 118 (120, 122) - to "fotografia" chwili, stan na dzi
i aktualno materii. powtarzam, to zdjcie chwili obecnej. zdjcie wykonane
z/w punkcie "do rodka rodka" procesu. fala wiata (wszech-wiata) przesuwa
si, a zapis, "bbelek" na szczycie, "piana" na szczycie to wanie materia
w jej aktualnym "skrzepniciu".
co wane, co trzeba tu doda i mocno podkreli, dzi obserwowany "zakres",
"szeroko" zajtoci rzeczywistoci jest maksymalna. w kadym okresie moe
znajdowa si na szczycie tylko i wycznie siedem punktw i sze odcinkw.
to bardzo wane dla zrozumienia procesu, poniewa w kadym okresie s inne
odcinki, maj inn "zajto" (rozpito). logicznie to zawsze s takie same
odcinki, ale fizycznie zmienia si ich "rozmiar". i tym samym na szczycie jest
"obiektywnie" mniej lub wicej miejsca. szczyt jest tak "ostry", jak wielko
jednego kwantu logicznego - albo "rozciga" si na "zakresie" kwantu w postaci
caej materii dzisiejszej. nigdy jednak nie jest to duo. fala przemieszcza
si, zawsze jest na niej "szczyt", ale on ma zmienn warto (zajto), co
innego w danym momencie historii jest szczytem raz atom, raz wiadomo, a
innym razem "drobnica" promieniowania. ale to jest zawsze szczyt moliwoci
ewolucji. fala narasta do rodka, ale maleje i sabnie od punktu rodowego.
najstabilniejsza, najbardziej "spaszczona" i rozcignita w rzeczywistoci
wystpuje w rodku zmiany. na tyle szeroko si wwczas rozciga, e mona si
na niej oprze. i zadomowi. ale z cig wiadomoci, e to zamek na lodzie.
najwaniejsze w tym ujciu jest stwierdzenie, e to "dzi" jest "najszerszy"
zakres rzeczywistoci, tutaj "ld rzeczywistoci" siga najdalej. wczeniej
byt si formowa, krzep - dzi si topi. to w tej chwili mam pod nogami tyle
jeszcze "gruntu", e mog sta. pniej... no, pniej bdzie gorzej...
421

- 122, 120, czy 118?


kada z tych wielkoci jest poprawna. - to znaczy, 122 jest dodaniem do stanu
120 (ktry powsta jako wielko 140 - 20 = 120) wielkoci brzegowych, czyli
stanw zerowych, 122 to zdefiniowanie tych brzegw i wczenie ich w proces.
ale poniewa dotyczy to elementw nie uczestniczcych w zmianie ogldanej od
wewntrz, mona je pomin. - a skd 118? to rezultat prostego odejmowania
140 - 22 = 118. 22 to wielko pierwiastkw, ktra nie mae si w ukadzie,
w rzeczywistym szczycie fali dostpnej fizycznie pomieci, to stan z grupy
"b". dolny stan, w ktrym na poziomie "1" znajduj si dwa elementy.
realna jest kada z tych wielkoci, jej uwzgldnienie i wyrnienie zaley
od tego, jak i do czego odnosz swoje liczenie. 140 jednostek bdzie opisem
dla caoci wydarze, to bdzie "rekonstrukcja" historyczna (jak odkrywanie
"korzeni", ustalanie wydarze "penych") wielko 120 jest stanem realnie
maksymalnym - a 118 tym, co si na szczycie fali, jako rzeczywisty stan oraz
materia namacalna, w konkretnej chwili moe si znale (i znajduje). 118 to
nic innego, jak "kadr" z filmu, jego najbardziej "rozbudowana", najbardziej
skomplikowana w szczegy klatka filmowa, nic wicej. "kadr" z filmu, ktry
rejestruje fizyka, eksperyment. to maksymalnie rozbudowany w szczegy i na
szeroko i dugo zabudowany stabilny stan fizyczny. inne "klatki" s moe
bardziej rozbudowane w paszczynie, ale za to tworz mniej rozgazie w
czasie i przestrzeni, posiadaj mniej powiza midzy poziomami kwantowymi i
po prostu mniej reakcji. im wczeniejszy lub pniejszy stan w ewolucji, tym
fala bardziej "skrcona", tym bardziej jej brzegi strome, tym szybciej (wic
krcej) zachodzi przechodzenie fali przez stabilny, namacalny, twardy szczyt.
i tym szczyt w takiej fali wszy oraz mniejszy, mniej skomplikowany byt go
zajmuje. tym te szybciej ewolucja "osuwa" si w wydarzenia szybkozmienne i
rozedrgane, przechodzi w "pynne", niestabilne - nieharmonijne. i przyblia
si do zaniku w tle.
przybliajca si do brzegu fala, co zrozumiae, "skraca" si. w przypadku
rozchodzenia si fali na wodzie, przy brzegu, proces "spitrza si". byoby
tak samo z fal oznaczajc rzeczywisto problem tylko w tym, e nie ma
brzegu do spitrzenia. brzeg w przypadku takiej fali oznacza rozpad i zanik.
"spitrzenie", proces idcy w skali wszechwiata "do spitrzenia" fal, moe
realizowa si tylko do momentu rodkowego, poniewa jest nacisk z otoczenia
("rodzicielskie" warstwy kwantowe dociskaj od zewntrz), pniej ewolucja
zaczyna w przyspieszonym tempie si "rozrzedza" - i ganie. "zagszczenie"
maksymalne moe i musi wystpi (i wystpuje) dokadnie w rodku procesu lub
w kolejnych rodkowych zakresach odcinkw (ale zawsze na chwil). spotykaj
si w tym przedziale fale idce do brzegu i "odbite" od brzegu. nakadaj si
na siebie i "spitrzaj" - i "wypitrzaj" w postaci namacalnej twardej oraz
stabilnej. i fizycznej.
pomimo e zawsze w konkretnym ukadzie pierwiastkw obsadzone s moliwe na
ten moment stany, to ilo tych stanw i ich jako w czasie ewolucji ukada
si kadorazowo od nowa. zmienia si "wielko szczytu fali", zmienia si te
"obsada" na szczycie. przybywa miejsca lub go ubywa. wane, eby postrzega
proces idcy do rodka zjawisk w caociowym, nadrzdnym ukadzie jako fakt
o przyrastajcej stabilizacji i "rozpitoci" a od rodka ubywajcej, "po
rodku" rozpad bierze gr. proces idzie od energetycznego "drobiazgu", przez
byty rozbudowane (maksymalnie w postaci kwantu rozumu i wiadomoci), a po
"drobiazg" energetyczny ponownie na kocu. to w rodku moe powsta stabilny
grunt dla wiadomego przeywania rzeczywistoci i podziwiania jej w blasku
wiata. i tylko w rodku. na kocu ponownie si wszystko "roztapia", "osuwa"
i "wtapia" w mrok.
na pocztku bya ciemno - w rodku ciemno mona zobaczy - na koniec
ponownie jest ciemno.
wiat przesun si o kolejny krok.
422

- rysunek
powracam do omwienia rysunku, poniewa wymaga dokadnego wytumaczenia to,
dlaczego do opisu okresw w ukadzie zastosowaem rytm "8/0 - 8/0 - 0". jest
to umowne, wynika z odniesienia si do tworzenia fali kwantowej, ale moe by
ujmowane inaczej. jak? jako rytm dwustronny, jako rytm zapadania si i dalej
wydobywania, czenia i wybuchu. czyli moe to by rwnie dobrze nastpujcy
rytm: "0 - 8/0 0". moe to by ujte w dwie przeciwne do siebie strony a
moe by rwnie jako: "0 - 8/0 8/0", wic cig dalszy ewolucji. wszystkie
sposoby s poprawne i cho dugo si wahaem, ktry wybra, okazuj si by
do siebie ujciami komplementarnymi. dlatego, poniewa ewolucja jest przecie
wydarzeniem logicznie nastpczym, strzaka procesu obowizuje bezwzgldnie i
zawsze. fizycznie to nie ma znaczenia, logicznie jest fundamentem rozumowania.
procesy "strony drugiej", w swoim znaku przeciwne do pierwszej, s nastpnym
etapem i dopeniaj fakty pojawiajce si w pierwszej kolejnoci. i mog by
opisywane znw od pocztku do koca. - ale rwnie dobrze moe nastpowa to
jako wydarzenie idce przeciwnie, jako proces zapadania si (czy wybuchu).
mona to ujmowa w rytmie "lustrzanym", co objawia si symetri. - sowem, to
obserwator, niezbywalny fakt w ustalaniu rytmw rzeczywistoci, jak zawsze
to byt postrzegajcy wyznacza przy opisie procesu energetycznego, co zaliczy
do etapu wyrnionego i jaki nada mu kierunek - co uzna za stan "pierwszy" i
wzgldem czego. to moje zdolnoci postrzegania szczegw i moje rozumienie
ich przebiegu decyduje, co z czym i jak wi, to mj akt pomiaru-doznania
wydobywa z ta konkretny fakt. w realnym wydarzeniu taka wiedza nie wystpuje,
ewolucja nic o kierunkach nie wie. i dobrze.
na rysunku s zaznaczone 284 stany, ktre tworz wydarzenia w ukadzie. s
wydarzeniami 1/2 (0,5) wszechwiata. poowa wszechwiata, czyli paszczyzna
podwojona, jedna podwojona paszczyzna wydarze, ktra take ma w sobie dwie
takie paszczyzny. czyli 2 x (2 x 2). na jedn stron przypada 2 x 2, a na
cao 2 x 4. razem osiem paszczyzn wydarze. kada ewolucja tak wypeniona
maksymalnie, grupa energetyczna elementw docierajca do brzegu moliwego dla
paszczyzny, sama staje si w sumie tak ewolucyjn paszczyzn i zajmuje j
w caoci. a jednoczenie suma tych dwu linii (obu grup), taka paszczyzna
rwnie staje si jedn lini ewolucyjn i jest elementem poowy wydarze.
to wypenienie si obu grup, "a" oraz "b", do penej, czyli 142-elementowej
ewolucji, to tworzy, to jest poow zjawisk. to jest jedna pena paszczyzna
wydarze dla caego wszechwiata - to jest poowa moliwych procesw.
i teraz pojawia si pytanie: skoro tak, skoro wypenia si paszczyzna na/w
"wiartce" wszechwiata, skoro kada grupa i tak w swej ewolucji posiada stan
peny, 142-elementowy, dlatego moe, przez analogi, naleaoby rysowa nie
ujcie dla 284 elementw, ale dla 568? - susznie - naturalnie oczywicie.
to, co zrobiem, jest w gruncie rzeczy tylko teoretyczne oraz chwilowe, to
ujmowanie wydarze w ich czci. bo przechodzenie fali jest cige i nie ma
tutaj procesw wyrnionych. od brzegu do brzegu idzie cay czas ewolucja i
wypenia wszelkie jej dostpne stany energetyczne.
inaczej - kada linia, kada grupa "a" lub "b", ma przed sob a 568 stanw.
w kadej grupie, w kadej takiej ewolucji musi si tyle znale elementw.
czy to nie sprzeczno, czy nie tworzy to zbyt wielu nadmiarowych bytw? ale
ja nie mwi, e to bd inne elementy. to bdzie zawsze i tylko zajmowanie
moliwych w ewolucji punktw - a tych jest tylko 568. i nie wicej. a nawet
mniej, gdy patrze realnie. chodzi o to, e przemieszczanie si wydarze w
kadej ewolucji, jej zajmowanie przestrzeni, musi przebiega tak, e kada
linia ma w perspektywie przed sob peny stan. zajmuje wszystkie na/w danym
etapie moliwe w ewolucji miejsca, w kadej linii powstanie wszystko, co ma
szans powsta. ale bilans bdzie stabilny. na zewntrz to bdzie stabilny i
policzalny byt. to jest to samo, co zapisuj jako aforyzm: kwant dodany do
kwantu tworzy kwant. 1 + 1 = 1.
423

jeszcze inaczej - kada ewolucja jest niczym innym, jak wypeniajc si i


obserwowan w trakcie "zapeniania" paszczyzn zdarze. jedn maksymaln
paszczyzn zdarze, w ktrej zliczam 640 (568) elementw. a tylko obserwacja
tego przechodzenia, rozoenie tego procesu jest wydarzeniem wielopoziomowym,
wielowarstwowym. przesuwajca si, przemieszczajca ewolucja jest na/w kadym
zakresie przechodzeniem caociowym, to jest jedna ewolucja, ktra powstaje
i ginie, a tworzce j fakty zapeniaj wszystkie dostpne tej linii stany
energetyczne (o ile mam dopyw energii, co zrozumiae). dlatego na rysunku
musiabym, gdybym chcia zaprezentowa "poprawny" schemat wydarze, rysowa
dla kadej grupy (dla "a" i "b") dalszy taki sam, teraz ju podwojony cig
zjawisk. czyli wpisa wydarzenia obecne w ich peny wymiar, a po stan 568
elementw. takie rysowanie mona by wic poprowadzi daleko, jako e i drug
stron mona by w to wczy. byoby to poprawne - i zarazem nie. poprawne,
poniewa jest to opisanie caego cigu wydarze w jego zmiennym charakterze
(oczywicie przy uwzgldnieniu owego "spaszczania" si ewolucji) ale nie
byoby zarazem poprawne, bo w takim ujciu byby to proces realnie nigdy nie
istniejcy tak idealnie i ktry nie zaistnieje rwnie nigdy jako cao.
konstrukcja caociowa byyby wic tylko teoretycznym ujciem, i jako takie
dziaanie moe by przeprowadzona. realnie jest wycznie chwila, ktra si
wypenia moliwie maksymalnie. ale wypenia si, realizuje si tylko zawsze
jako proces jednostkowy, konkretny, lokalny, chwilowy. ewolucja, ktra ju
ruszya, ma przed sob maksymalnie 568 elementw, w tym wypadku pierwiastkw
- i one si w kadej linii zdarz, musz si zdarzy, o ile bdzie dopyw ze
rodowiska energii, o czym nigdy nie mona zapomina. mwic inaczej, kada
linia ewolucji przejdzie i zrealizuje wszelkie w tym okresie moliwe stany,
kada linia pokona wszystkie etapy. bo nie ma tak, e ktra linia biegnie
do poziomu "x", inna do "y", a jeszcze inna do "z" - wszystkie linie wszelkie
moliwe etapy przechodz. a dopiero na wyszym poziomie analizy do tych linii
i jako efekt wspdziaania (czy banalnych reakcji chemicznych i fizycznych)
moe powsta jaka konstrukcja, nawet o skomplikowanej uczuciowoci.
eby powysze uczyni bardziej logicznie "strawnym", bowiem zasada jest do
wana, cho zarazem bardzo prosta (w powodzi sw ta prostota ginie, a i ja
musz zrozumie, o co si rozchodzi i co pisz) - dlatego maa analogia do
ycia. tu ycia spoecznego. a jeszcze dokadniej: biurowego. kiedy nastpuje
zakoczenie dziaania jakiego szefa, dajmy na to kierownika dziau, wszyscy
oczywicie spekuluj, kto go zastpi. taki fakt przede wszystkim jest wany
dla "biurw" i "biurkowcw". jednak dla mnie to informacja emocjonalnie pusta
i zbdna, liczy si natomiast fakt, e jest stanowisko do obsadzenia. zwracam
uwag, e stanowisko jest jedno, ale kandydatw dwu: ten, ktry by oraz ten,
ktry teraz zacznie si szarogsi. zmiana na fotelu oznacza "zapenienie",
przepynicie w rodowisku energii z jednego punktu do drugiego, z jednego
miejsca zasiadania do nastpnego. cae zamieszanie nie jest tu wane, liczy
si efekt kocowy. a ten oznacza, e ten sam punkt przestrzeni, cho w innym
czasie, jest zajty. i e, co wane, obie linie procesu przeszy przez ten
punkt. zrealizoway si wszystkie moliwe stany procesu, i to w kadej z tych
linii. ale zarazem, pomimo e kada linia ma w swoim yciorysie to stanowisko
i ten punkt ewolucyjny, bilans oglny si nie zmieni, to nadal i zawsze jest
tylko jedno stanowisko, jeden punkt na szczycie fali. kada z linii moe wic
podawa i liczy sobie "do zasug", e ten punkt obsadzaa, a zarazem nie ma
"zwielokrotnienia", mnoenia stanowisk - tutaj miejsc w ewolucji. - dlatego,
kiedy mwi o tym, e kada linia ma w sobie 568 elementw, to nie mwi, e
one si sumuj w ogromne liczby, ale e zawsze tan sam stan na wieki wiekw
pozostaje. tylko "personalna obsada" si zmienia. w historii nie jest wane,
kto zasiada w jakim miejscu, liczy si - e w ogle kto ten punkt okupuje.
"wakat" w procesie energetycznym i pusty fotel, brak jednego elementu to
brak ewolucji.
424

- stan h-0 i 142


to jeszcze nie koniec, nie wszystko powiedziaem o tym rysunku. teraz stany
brzegowe, zerowe, czyli h-0 i 142. jak wida, s to wielkoci, ktre znajduj
si na kocu lub na pocztku grup ewolucyjnych, kocz lub zaczynaj zmian
oznaczajc paszczyzn wydarze (tu w postaci budowania si pierwiastkw).
co z tego wynika? powiedziaem przed chwil, e ewolucje d do tych stanw
brzegowych, e wypeniaj wolne miejsca, e uzyskuj posta tak, ktra jest
moliwa w danej chwili generalnego zdarzenia. co wane w tym obrazie, dzieje
si to nie dowolnie czy tak sobie (to nigdy nie jest proces chaotyczny czy
losowy, to nie "gra w koci), ale wynika bezporednio z faktw przeszych,
ktre byy "krok", moment wczeniej w procesie. - aktualno jest pochodn
wczeniejszego i tworzy si w trakcie "filtrowania", ksztatowania przez stan
ju istniejcy. chwila "teraz" buduje si w takiej postaci, ktr dopuszcza
oglny stan wydarze obecnych w rodowisku. dlatego to nigdy nie jest ten sam
byt, cho zawsze tak samo si realizujcy.
zastanawiaem si kilka kartek wczeniej, czy w ukadzie liczenie elementw
bdzie "zygzakiem", czyli e brzeg bdzie w wielkoci 142 (punkcie "118"),
czy w punkcie 142? odpowied, jak wida z tej analizy, jest kompromisowa, i
tak, i tak. w ujciu maksymalnym, dla "penej" ewolucji, oba przypadki bd
posiaday tak mas. dlaczego? poniewa w historii ewolucji tych grup i linii
pierwiastkw punkt wyjciowy i kocowy maj taka sam warto. wyjcie, wic
pocztek grupy "b" ma w sobie element 142 (320 jednostek), jak i grupa "a"
posiada na kocu tak sam wielko. na zakoczenie wydarze w kadej linii
procesu wystpi taki sam element brzegowy, ktry bdzie mia wielko penej
ewolucji ("zerowej"). w ujciu aktualnym, w ujciu 142 elementw, wydarzenie
brzegowe bdzie musiao by umieszczone tak, jak proponuj, jednak jest to
wydarzenie lece poza ewolucj (i poza miejscem na szczycie fali w stanie
aktualnym) - i dlatego nieobecne wewntrz zmian. taki stan ewolucja grupy "a"
uzyska na kocu, dopiero wwczas on si objawi, ale obecnie jeszcze go nie
ma i daleko do tego momentu.
tak samo bdzie po drugiej stronie, w ktrej wydarzenia koczy ewolucja grupy
"b". tutaj uzyska ona posta brzegow, czyli maksymalnie h-0. ale okrelenie
"maksymalnie" oznacza, e odnosi si to do ujcia jako materii "namacalnej",
ju materii atomowej, "pierwiastkowej". ten proces potrwa a do absolutnego
brzegu, do kwantw ewolucyjnych. i na sam koniec kwantw logicznych.
w taki sposb ewolucje zamieniaj si miejscami, cykl si dopenia. i dzieje
si to zawsze stopniowo, agodnie, adnymi skokami czy przerwami. w innym
wypadku by jej po prostu nie byo, brak jednego faktu w procesie, a ewolucja
znika z rejestru istnienia. - pierwsza ewolucja w tym przepywie staje si
drug - i zarazem inn, ju now, inaczej upostaciowan. dlatego te, pomimo
e pierwiastki (czy elementy dowolnej ewolucji) powstaj podobnie, wedug tej
samej reguy, nigdy nie powstan identyczne. stan fali si zmieni, lokalny
rozkad elementw jest inny, dlatego to, co si tworzy, jest inne i nowe w
stosunku od wydarze poprzednich i inne od pniejszych. tworzy si tak samo,
ale zawsze indywidualnie. skoro nie istnieje jednakowe rozoenie elementw
w ewolucji, nie ma dwu powtarzajcych si faktw. s takie same, ale nie te
same. - jak pokolenie synw zastpuje i zajmuje miejsce wczeniej zajmowane
przez pokolenie ojcw (a te zajo miejsce po dziadkach) i jest to zawsze
nowo w procesie, cho zarazem kontynuacja w oparciu o "genetyk materii",
tak jedna linia ewolucji w postaci zbioru atomw, jeden "ukad okresowy" jest
zastpowany przez nastpny, nowy, ale inny pochodny do etapu poprzedniego,
jednak ju odmieniony. materi zastpuje "antymateria", t zastpi nastpnie
"anty-anty-materia" ale, co trzeba podkreli bardzo mocno, to jest zawsze
i tylko materia. w ewolucji jest tylko i wycznie materia (energia w rnej
postaci). to zawsze tylko jedna ewolucja, jednych kwantw, w jednej formie
materialnej - i wedug jednej zasady.
425

- grupa "b" - nieobecno czci elementw


pytanie: dlaczego w grupie "b" nie ma "dolnych" linii? powiedziaem o tym,
ale trzeba to rozbudowa. poniewa pojawia si dodatkowo wane zagadnienie,
dlaczego w grupie "a" wystpuje strona "wczesna", a dlaczego tego wczesnego
okresu nie mona dojrze w grupie "b"? przecie skoro buduj struktur zbioru
w oparciu o symetri (i jest to czynnik zasadniczy), to rwnie w tym zakresie
ona powinna obowizywa (chocia do pewnego stopnia). a jednak realnie brak
tych wczesnych i "wysokich" linii w pomiarze stanw materii, dlaczego? temat
moe powtrkowy, ale rzeczywicie wany, dlatego do niego powracam. wanie
z uwagi na to "obcinanie" czci elementw przez "wski" zakres szczytu fali.
brak miejsca jest tu czynnikiem decydujcym.
o tym, e te linie si nie mieszcz w wierzchoku fali, ju mwiem. tumaczy
to, dlaczego nie ma miejsca na te stany, ktre s konieczne w penym zbiorze
i ktre, w miar przesuwania si "smugi rzeczywistoci", wyaniaj si albo
zanikaj. nie ma ich, bo po prostu ich realnie by nie moe, poniewa nie ma
na nie fizycznie miejsca na szczycie. i dlatego sam proces, "stan chwilowy"
procesu "obcina", redukuje takie "poza"-brzegowe wydarzenia, s dopenieniem
logicznym i koniecznym aktem ewolucji, ale ich nie ma. - a konkretnie stany
w linii "b", te wspomniane wczesne linie, ju si zrealizoway, te elementy
swoje zaistnienie miay kiedy, i dzi fizycznie ju ich nie wida. w procesie
nie zawieraj si inaczej jak brzegowo i historycznie powinne zawiera si
w powierzchni (brzegu "teraz"), ale nie ma dla nich miejsca.
jak to przebiegao w dziejach? w taki sposb, e brzegowy stan, linie grupy
"b" (jak i "a" zreszt"), byy rwnie brzegowe. to znaczy, ukad w postaci
wczeniejszej posiada, skada si z siedmiu linii, okresw, ale nie byo
jednoczenie tego, co jest obecnie: rodka tego ukadu, z dzi obecnymi jego
pierwiastkami. stan aktualny to "produkt" zmian, przemieszczania, przesuwania
si ewolucji. w czasach "historycznych" bya jednoczenie gra i d, byy
linie zawierajce to, co w tej chwili nie istnieje, czyli linie okresw dla
grupy "b", ktre teraz s odcite. ale jednoczenie, zwracam uwag, nie byo
linii, okresw rodkowych, w takiej postaci rodkowych, ktr mona mierzy
aktualnie. ale by rodek, przecie zawsze co jest w realnie dziejcej si
ewolucji faktem rodkowym. w dawnym okresie byy jednoczenie linie dla grupy
"a", pocztkowe, a wic lekkie pierwiastki, i okresy grupy "b", ktre nie s
reprezentowane w dzisiejszym zbiorze. i nie byo stanw brzegowych (tych nie
ma nigdy), ale byy ju nastpne okresy ukadu: 1-2-3. by moe nawet i 4 dla
grupy "a". i podobnie dla grupy "b". cho najpewniej bya stronna przewaga
grupy "b". to ta grupa dominowaa w wydarzeniach tamtego etapu, obejmowaa
wic poziomy 1-2-3-4, a grupa "a" bya wydarzeniem, w tej konkretnej chwili,
1-2-3. w efekcie cigej zmiany konkretny element pojawia si lub znika, jest
miejsce dla niego lub spada w niebyt (w zakres podprogowy).
brzegowo, pocztkowo byo tak, e zaistniaa tylko linia 1 grupy "b", a wic
bardzo twarda, skupiona, skomplikowana (obrazowo mwic, due "ksy" energii),
ktra si zacza rozpada i rozpada nadal. a z drugiej strony linia 1 grupy
"a", wic tworzenie si pierwszego stanu, wodoru i linii nastpnych. pocztek
musia przebiega jako zaistnienie dwu warstw brzegowych, dwu skrajnych wobec
siebie paszczyzn (ale "w jednym miejscu"), ktre nastpnie zaczy oddala
si. dlatego stany grupy "b", ktrych dzi nie ma, byy "wczoraj". a poniewa
to wczoraj jest wydarzeniem liczonym w skali miliardw lat, trudno szuka po
nim ladw (przynajmniej w zakresie faktw atwo dostpnych). obecnie ich nie
ma, bo nie ma dla nich miejsca - "zdziay" si, rozpady i tylko jakie fakty
chwilowe, ostatnie z ukadu pierwiastki "pokazuj" si w gbokiej penetracji
rzeczywistoci, to pozostaoci z dawnej chway i sawy. dzi stan 104, ktry
istnieje maksymalnie 70 sekund zawiadcza, e bya to kiedy dominujca linia
procesu. dzi tylko sztuczne ciskanie energii moe takie "duchy" wywoa z
zawiata. na 70 sekund.
426

- szkic dwukierunkowej ewolucji w ujciu "wulkanicznym"

to oczywicie fragment wydarze, linie mona przedua o kolejne elementy i


tworzy dalsze poziomy - oraz tworzy "spiral ewolucji", o czym w dalszym
zapisie przyjdzie si wspomnie wielokrotnie i ze szczegami. to fragment
opisujcy ukad pierwiastkw (dzisiejszy stan materii), fragment, ktry mona
rwnie dobrze zastosowa do dowolnej ewolucji. zaprezentowane ujcie to szkic
"od gry", obserwator postrzega linie procesw z punktu umieszczonego wobec
zmiany "powyej". widzi linie, cigi energetycznych zjawisk, ktre wzajemnie
si przenikaj. e to obraz dostpny dla postrzegajcego logicznie, to fakt
rwnie oczywisty.
punkt "w rodku" to moment aktualny, miejsce fizyczne obserwatora (moje). a
przedzia wyznaczony liniami przerywanymi, to przedzia "dzi", "owietlony"
i znajdujcy si na szczycie fali obszar rzeczywistoci, dostpny obserwacjom.
ten obszar si przemieszcza (strzaka na rysunku), jest w cigym ruchu po
jednej stronie wyania si nadpowierzchniowo, po drugiej schodzi w gb. w
zakresie "teraz" s dwie do siebie wzajemnie pooone paszczyzny, ktre na
swoje elementy dziaaj.
co z tego schematu wynika? e dwie ewolucje przenikaj si, jedna wchodzi w
drug i wypenia, zajmuje jej stany. e jedna wchodzi "pod powierzchni" i
na/w niej si przemieszcza - a druga, ktra znajdowaa si do tej chwili w
zakresie ciemnym i objawiaa jako elementy "drobne", uzyskuje posta penej
i brzegowej, powierzchniowej - i ma namacaln form materii twardej. co byo
"twarde", stao si "mikkie" i rozpado si - a co byo w postaci drobnych
elementw i czstek (czy byo "anty" wobec aktualnoci), uzyskao w wyniku
kondensowania posta zespolon, stabiln (chwilowo stabiln). rzeczywisto
to dwukierunkowe przemieszczanie si po liniach prostych, ale zakrzywionych
wobec siebie (i sferycznych), proces przebiega jako zajmowanie krok po kroku
miejsc okupowanych przez "poprzednikw". co doskonale wida na przykadzie
rozpadania si elementw (w linii rozpadu, idcej "w gb") do postaci maych
i czstkowych elementw i niejako znajdowania si pod powierzchni atomow,
skadania si na wntrze atomw. taka grupa przestaa istnie jako ewolucja
na poziomie atomowym, ale nadal pozostaje podprogowo obecna (jako "drobnica"
energetyczna) i zasila istniejce powierzchniowo byty "od wewntrz" oraz na
niszych poziomach. w efekcie tworzy si przez zazbianie proces, ktry na
powierzchni uzyskuje posta atomowej struktury. dlatego kady obserwowany fakt
naleny traktowa jako "skadank", konstrukcj powsta z elementw wczeniej
rozpadych. przy czym ustali w konkretnym bycie, co jest elementem rozpadu,
a co czenia, tego fizycznie nie mona przeprowadzi. poniewa kady fakt
jest jednoczenie rozpadem i czeniem, sum tych zjawisk. takie rozdzielenie
mona przeprowadza wycznie logicznie, poprzez narzucenie na proces etapw
i "siatki". realny proces jest cigy (kwantowo) i nie dzieli si na zakresy.
a to oznacza, e co byo, zeszo do "podziemi", w ciemno - a to, co byo
w gbinie i ciemnicy, wyszo na brzeg. i na powierzchni.
427

- rodek ewolucji
poniewa rodek procesu dla ukadu pierwiastkw, chwila maksymalnie zajtej
przestrzeni przez ewolucj materii ("zabudowania" czasoprzestrzeni materi)
znajduje si w momencie, kiedy ukad ma na/w kadej linii peny stan (i to
w ujciu obecnym, bez modernizacji) - to oznacza, e posiada na okresie "7"
32-elementow, rwnie pen ewolucj, tyle powinno si tu znajdowa. tylko,
pytanie, czy taki stan moe w ogle zaistnie? pytanie dotyczy tego, czy w
ewolucji bdzie taka chwila, e dojdzie do wypenienia ostatniej linii na/w
ostatnim okresie? ot nie, to jest niemoliwe. jest tak samo niemoliwe, jak
liczenie elementw dla penego, symetrycznego ukadu. takie zliczanie jest
moliwe tylko teoretyczne, w praktyce nie moe zaj. linie nie wypeni si
w jednym okresie, czyli brzegowym. - jedna linia, np. grupa "b", ulegnie ju
rozpadowi, bdzie coraz wicej pustych miejsc, a jednoczenie grupa "a" nie
dotrze jeszcze do chwili, do poziomu okresu sidmego. co najwyej, i to tylko
na "mgnienie", zdoaj si wytworzy na tym zakresie pojedyncze elementy, a
to nie wytworzy znaczcego, liczcego si (z efektami) zdarzenia. dlatego
takie rodkowe pooenie jest moliwe jedynie teoretycznie, jako maksymalne
liczenie, jako ujcie procesu rzeczywistego w jego dynamicznej i stabilnej
postaci idealnej. rodek ukadu "na dzi" przebiega na poziomie penym "6" i
czciowo "7" - i si zmienia.
to znaczy, wypenia si grupa "a", a grupa "b" maleje i kurczy ("chudnie").
przy czym jest to opis "czysty", nie uwzgldnia faktu, e w liczeniu grup,
tak dla "a", jak i "b", zachodzi zliczenie stanw grupy przeciwnej w postaci
izotopw (nie wszystkich izotopw, jako e cz jest zwizana na stae z
kad lini, to s wydarzenia "poboczne", znajdujce si na brzegu fali, ale
cz z tak ustalonych izotopw jest ju ewolucjami z drugiej grupy, to s
ewolucje podobne, acz nie takie same). czyli fizyczna mieszanina jest bardzo
rozbudowana i skada si z faktw nalecych do rnych linii i czasw.
rodek - ten stan w ewolucji jest faktem szczeglnym, wielokrotnie mwiem
o tym. tutaj, na przykadzie ukadu pierwiastkw, bodaj czy nie najbardziej
jaskrawo mona to przeledzi, a nawet zaprezentowa. oto przez uznanie, e
atomy, materia namacalna jest stanem rodka (e tu moga zaistnie w formie
stabilnej), jaskrawo i namacalnie, dosownie namacalnie okazuje si, jak jest
wane rodkowe przebieganie ewolucji. wyranie i mocno musz w tym punkcie
powiedzie to, co w innym ujciu, gwnie falowym, mwiem w odniesieniu do
zasady rodka: przesunicie si fali, przejcie ze rodkowego stanu w bok,
rozejcie si fal ewolucji, rozejcie si paszczyzn wydarze to rozejcie
si i rozpad ewolucji tworzy przestrze kwantow, ale przede wszystkim, co tu
zasadnicze, tworzy przestrze, ju bez adnych dopenie. po prostu, tworzy
si czaso-przestrze. rodek procesu jest zawsze, bo jaki stan energetyczny
oznacza chwil rodkow dla wyrnionego procesu, ale z mojej perspektywy to
nie rodek tak w ogle ma wag i znaczenie, ale rodek konkretny: maksymalny
rodek dla procesw, ktre mog wyznaczy w rodowisku (tu wszechwiecie, w
caej historii takiego ukadu). kiedy omawiam ten wanie punkt w dziejach,
mog powiedzie, po pierwsze, e istniej a po drugie, co wynika z punktu
pierwszego, istniej, bo ten szczeglny moment w ewolucji si zrealizowa i
realizuje. fale energii si przemieszczaj, proces biegnie a "stabilny"
grunt trwa na ich "szczycie". i ja na/w nim. do czasu. - tak to na schemacie
wyglda:

428

co tu jest najwaniejszym faktem? przemieszanie si fali. fali oraz zbioru w


postaci fali (zbir zachowuje si tak samo, jak pojedyncza fala). nastpuje
przesuwanie si wydarze, zawsze mam konkretn fal i jej punkt rodkowy ale rodek procesu obserwowany-doznawany nadprogowo, jako efekt zoenia si
wielu fal czstkowych, pozostaje zawsze rodkiem. i trwaym, co dla mnie ma
zasadnicze, dosownie fundamentalne znaczenie: jestem elementem powstaego
tak "gruntu" i opieram si na nim. obserwator zewntrzny, ktry postrzega
bdzie zjawisko, nie wyrni fal skadowych, tworzcych aktualno (o ile nie
jest to konieczne w analizie), dla niego obraz jest stabilny, brzeg ewolucji
zachowany, obiekt istnieje. ale przecie w czasie obserwacji to, co dla mnie
jest moim ciaem (materi jako tak) i zachowuje jedno i stabilizacj, to
skada si z mnogoci zdarze, wewntrz ciaa przechodz liczne fale energii,
kwanty przepywaj, kady moment dziejw (tyknicie kwantowe) to ustalony na
nowo rodek zdarzenia. i jego nowa konstrukcja. tylko e tego w "zgrubnym" i
zewntrznym ogldzie nie ma. zamiana, wymiana poszczeglnych elementw fal,
przejcie kolejnych skadowych na pozycje zajmowan przez poprzednikw, to
przebiega podprogowo wobec zewntrznie umieszczonego punktu obserwacji. nawet
byt postrzegajcy sam siebie, o ile moe takie analizy prowadzi, nie widzi
swojego istnienia jako zmiany w toku, ale zdefiniuje si zewntrznie i jako
fakt stabilny. wewntrz wszystko si ju zmienio po wielokro, a dla mnie w
obserwacji dostpny jest stabilny grunt i powierzchnia.
fale na siebie zachodz, ale zarazem si rozchodz. poniewa rwnie w drug
stron idzie dokadnie taka sama przemieszczajca si warstwa wydarze, punkt
spotkania, chwilowa zazbiajce o siebie dwustronne ewolucje, to jest moment
stabilizacji, uformowania si materialnego faktu. zagszczenie fal, ktre s
wzgldem siebie przeciwnie skierowane, ale razem tworz jeden tor zdarze, to
wytwarza dostateczny "cisk" do zbudowania (si) na szczycie fali struktury,
czego fizycznie namacalnego. w przypadku rodka ewolucji generalnej jest to
najdogodniejsza chwila do (wy)tworzenia najbardziej w procesie rozbudowanych
i stabilnych bytw. nigdy wczeniej, nigdy pniej takiego zbiegnicia si
linii ewolucyjnych nie ma. ewolucja na/w etapie rodkowym to okres jasny, to
w obrbie rodkowych wydarze "zapala" si wiato. dosownie. ale nim stanie
si wiato, musi zaistnie wiele podprogowych zjawisk, musi ewolucja przej
przez okres ciemny. kada ewolucja, kady proces musi przej przez ciemny,
podprogowy, toczcy si na podpoziomach zakres. dla obserwatora znajdujcego
si w zewntrznym do ewolucji ukadzie, widoczny jest dopiero stan jasny, ale
ten "jasny zakres" jest przecie obudowany (i warunkowany) procesami, kiedy
wiata nie byo lub nie bdzie, tylko w wskim przedziale zdarze otoczenie
mona oglda, poza jest tylko "noc". ciemno to stan naturalny, a wiato
wyrniony.
wystarczy zmieni punkt widzenia, inaczej nastawi rozdzielczo obserwacji
(zmieni "ogniskow"), eby to, co byo ciemne, stao si jasne i weszo w
zakres postrzegania (i wydarze). tylko przez obserwacj faktw na podpoziomie
uzyskam wgld w ewolucj, ktra si formuje (zapada si lub wznosi na poziom
dozna, w zakres "8/8"). fakt obserwowany jest ju (albo jeszcze) ciemny, ale
przez zmian obserwacji, czyli wejcia w poziom "7/7" i gb ewolucji, mog
obserwowa procesy, ktr ju formuj ten przyszy dla mnie zakres "jasny".
na podpoziomie do zakresu jasnego nale zdarzenia nisze, dlatego skadaj
si ju w fakty i istniej (i tworz procesy wyszego rzdu), ale nigdy ich
nie poznam, jeeli nie zmieni swojego punktu obserwacji. co podprogowo ju
zaczyna "piszcze", elementy sprzyjajce czy zagraajce ju "kiekuj", ale
ja o tym si nie dowiem, jeeli procesw podpoziomu nie "przewietl". czy to
przyrzdem, czy logik. przyrzd pomoe mi w rozpoznaniu zjawisk "w obrbie
fizyki" - logika "dalej"-i-"zawsze". i dlatego, kiedy "obserwacja logiczna"
"rozjani" mrok, przejrzy kady poziom (i podpoziom), wwczas moja egzystencja
na zawsze wpisze si w zakres jasny. warto si zdoby na taki wysiek.
429

- dwie strony ewolucji


- ujcie w modelu "wulkanicznym"
model ewolucji, procesu energetycznego, ktry zachodzi w dwu generalnych i
do siebie przeciwnych kierunkach, czyli ujcie zmiany jako zdarze w formie
wybuchu i zapadania si, rozpadu i czenia najlepszy model, ktry mona
zaprezentowa na oddanie takiego charakteru wydarze, to "model wulkaniczny".
mwiem, a tu powtarzam, to jedno z lepszych zobrazowa ewolucji, jak bardzo
bym si nie wysila, to lepszej analogii zmian nie wypracuj. wulkan, wypyw
lawy z niego, rozpraszanie si po powierzchni i tworzenie tej powierzchni
to wszystko tutaj wida, sycha, a nawet czu. dlatego jest to tak dobry,
tak przystajcy do treci analizowanej model. to zobrazowanie tyle nowego w
pojmowanie procesw wnosi, e pomaga zobrazowa i ewolucj, i wyniki w inny
sposb uzyskane (i siebie rwnie, sam przecie jestem "wirem" energii, ktry
wychyli si nad powierzchni, a kwanty to docieraj do mnie podprogowo, to
uciekaj). odnosi si ten model rwnie do dwustronnej, dwukierunkowej, wic
realnie przebiegajcej ewolucji, to jego kolejna warto poznawcza.
z tego powodu, w odniesieniu do wszystkich tu (i wczeniej) zapisanych pod
adresem tego modelu pochwa, dla lepszego pokazania zdarze zachodzcych w
ramach ewolucji wszechwiata, chc pokaza, e moje wczeniejsze ustalenia,
co do wieku tego ukadu, tempa przemian tworzcego "to wszystko" wok, byo
poprawne. tutaj, w modelu wulkanicznym, uzyskuj potwierdzenie i dodatkow
gar szczegw. oczywicie trudno ponisze rysunki okreli piknymi, nie
mona rwnie twierdzi, e zawieraj rozbudowany zbir szczegw, jednak
nie o to w nich chodzi przecie to maksymalny szkic procesu, ktry skada
si na budowanie rzeczywistoci. to abstrakcja caoci zdarze, dlatego nie
moe by zasobna w detale. dwukierunkowa ewolucja energetyczna, rozpad oraz
czenie elementw, to dwie linie ten fakt symbolizuj dwie linie, proste
chwilowo zakrzywione w ten lokalny wiat. obie dziaaj w jednej, co wane,
przestrzeni i w jednym czasie (dla mnie w jednej przestrzeni i czasie) i s
do siebie przeciwnie skierowane, ale poniewa ich elementy s na odlego
kwantu wzgldem siebie (jednego kwantu), z tego przenikania si moe i musi
dla mnie zaistnie jedno w postaci fizycznie namacalnego elementu. logicznie
s to oddzielne procesy idce "obok" i podprogowo - jednak fizycznie, ju w
zoeniu, to dwustronna jedno w formie nadprogowej.
dwie strony ewolucji pojawiay si na stronach tego zapisu od "zawsze", tu
wypada odnie to do generalnej zmiany tworzcej wiat. a poniewa atomy i
ich abstrakcja w postaci ukadu okresowego naley do takiej dwukierunkowej
zmiany, ten fakt musi objawia si w budowie ukadu. tre jest procesem o
dwu kierunkach, ustalenia rwnie musz to oddawa. tu nie ma pytania, czy
proces jest dwukierunkowy, ale jak to si dzieje, a w efekcie objawia. model
wulkaniczny na pewno pomaga udzieli odpowiedzi na to pytanie.

430

- ukad
- dwie strony ewolucji
wypada rozpocz analiz ukadu od powiedzenia tego, co byo ju wielokrotnie
wyraane: to s dwie ewolucje idce z przeciwnych kierunkw, to s dwie fale
(w ujciu "falowym"), ktre spotykaj si ze sob, zachodz na/w siebie, czy
"pod siebie" - i ktre tworz dwie paszczyzny wydarze (kwantowo zalene).
to jest spotkanie dwu fal, ktre obfituje w fizyczne skutki. mona zobrazowa
to w postaci "fali stojcej", czyli dobrze znanego w fizyce zjawiska. mwi
si, kiedy np. analizie s poddane reakcje w umyle, e jest to dziaanie w
postaci fala-czstka, gdzie miejscowo dochodzi do "zatrzymania" si procesu
w formule dynamicznej stabilizacji, i to pomimo oglnego narastania zmian w
rodowisku. dlatego nie bdzie przesad kiedy powiem, e ukad, pierwiastki
(take ja), to chwilowa "fala stojca", to powierzchnia fali oraz jej szczyt,
twardy i moliwy do obserwacji (i pomierzenia) grunt pod nogami. efekt? dwie
drogi procesu, ktre przybieraj posta dwu czci ukadu, zostaj na kartach
historii materii zarejestrowane w postaci namacalnej i peni rol "relacji"
z wydarzenia, s aktualnie dostpn "kart obecnoci" procesu. to skutek i
"zapis"-realizacja tego wzajemnego i chwilowego zazbienia si wydarze.
jak to wyglda w przypadku ukadu? oto idzie "z gry" linia, grupa "a". czy
si i zapada, jest w generalnym procesie zapadania si (jest jeden gwny w
danej chwili kierunek, w ktrym wystpuje dwukierunkowy przepyw energii). rwnie druga fala, drugi kierunek, druga grupa, ktra si tutaj spotyka w
postaci materii, grupa "b", take ta grupa jest dwukierunkow, na ni rwnie
skadaj si procesy wybuchu-czenia i wybuchu-zapaci. tylko e jej droga
jest dokadnie odmienna do grupy "a". co z tego wynika? e jedna fala jest w
kierunku generalnym "w gr", a druga jest w generalnym kierunku "w d". co
nie jest wycznie prostym zabiegiem logicznego zdefiniowania zjawisk, ale
posiada znaczenie dla fizyki (dziejcego si fizycznie procesu). i warto to
podkreli, poniewa w ten sposb mog wprowadza ujcie "warstwowe" zjawisk,
cinieniowe. co bowiem wyniknie z "naoenia" ujcia falowego na sfer? nie
co innego, jak model wulkaniczny. i to w warstwowej, na warstwy rozoonej
postaci. oto mam jedn fal-warstw, ktra idzie "w gr", wic podnosi si,
wypycha j cinienie wewntrzne procesu i kwantowanie przestrzeni. cinienie
"unosi", rozsadza powierzchni warstwy - i ona si rozpada. i oddala si. i
teraz pytanie: dlaczego ta pierwsza fala nie "ucieknie" w przestrze (jakie
otoczenie, maksymalnie w nieskoczono Kosmosu)? odpowied: bo nie moe. o
tym ju wczeniej mwiem: proces kontroluje sam siebie. - z/na brzegu fala
energii ulega rozpadowi, pole-wszechwiat traci kwanty w iloci ogromnej, ale
nastpna warstwa i nastpny poziom ewolucji dociera do miejsca "skrajnego"
i "zapycha" dziury w powoce. a dalsze, kolejne fale nie mog si wydosta
na brzeg, bo maj przed sob "przegrod" w postaci poprzedzajcej fali. i ta
fala, dosownie, zatrzymuje nastpne. proces nie biegnie natychmiastowo czy
nagle, warstwy toczc si do brzegu go jednoczenie uszczelniaj, w efekcie
proces trwa. rezultat? fale "odbijaj" si od brzegu, odbijaj "wewntrznie"
i wracaj w obrb ewolucji. wydarzenie po okresie rozpadu i dochodzenia do
skrajnej postaci, ale jednoczenie w zakresie ukadu i jako element cinienia
wewntrznego, nie ma prawa i nie ma sposobu, eby opuci ukad. i musi, po
okresie rozpadu, uda si w drog powrotn i zaczyna si w caoci procesu
zapada. to cinienie wewntrzne wymusza ten kierunek, fakty energetyczne i
urednione w duej skali wymuszaj ten "opadajcy" oraz powrotny tor zjawisk.
czyli czenia si i tworzenia struktur skomplikowanych. tylko e, co tu jest
zasadnicze, w polu energii, kiedy do brzegu sza, wybuchaa i swoje zajtoci
powikszaa fala "a", w tym okresie, o pewien stay interwa (do wyliczenia),
w okresie wybuchu fali "a", tworzy si wydarzenie lece "niej" powstaje
kolejna warstwa ewolucji, kolejna ju fala. jedna osiga szczyt, ale zaczyna
si nastpna, nie ma przerwy w procesie. i to jest wany fakt.
431

co to znaczy? to, e kiedy fala, warstwa "a" dochodzi do brzegu, ju ma za


"plecami" nastpny rzut ewolucji. i dlatego, korzystajc z wydarze, ktre
przygotowaa pierwsza fala, korzystajc ze "ladu" pozostawionego przez fal
pocztkow, zaczyna si atwiejsze i szybsze narastanie zdarze (lub sabnce,
kiedy bdzie to generalny kierunek zapaci pola, ale efekt bdzie ten sam).
co si dzieje? warstwa "a" maksymalnie si rozpada i "wraca", i si zapada.
ta warstwa ewolucji (czy grupa wydarze) - ta warstwa si zapada, czy a
do stanu brzegowego. ponownie jest w linii ewolucyjnej idcej do brzegowego
i osobliwego punktu, ale w postaci maksymalnego "upchania" i zapaci jednak
teraz linia "a", po przejciu maksymalnego rozpadu, wraca i "zapada" si.
w tym samym czasie, jako kierunek grupy "b", jako warstwa wydarze wybuchu
linii drugiej (czyli drugiego wydarzenia, paszczyzny drugiej), ta warstwa
dy do maksymalnego rozpadu. i tak samo jak moe doj brzegu, tak nie moe
"wypa" poza ukad (jako wydarzenia caociowe, bo lokalnie co tam zawsze
ubdzie). ta fala rwnie musi si zachowa jak poprzednia i jako wewntrzna
powrotnie tworzy "wntrze" ewolucji. czyli "fal stojc". dlaczego to si
dzieje? wraz z powracajc fal "a", w punkcie, w cile na skali wydarze
okrelonym punkcie (nigdy w dowolnym, ale wynikajcym z samego procesu), te
fale si spotykaj. - to znaczy, fala "powracajca" (fala "a") ulega ju, po
odbiciu od brzegu, pewnemu skondensowaniu i zapaci, jest daleko od punktu
maksymalnego rozpadu (ale i po tworzeniu czasoprzestrzeni), dlatego posiada
w sobie elementy rozbudowane. podkrelam, ta fala ma ju "za sob" rozpad w
postaci maksymalnej, jest wewntrz procesu, wraca. ma za sob w rozumieniu
historycznym, cho "nad sob", kiedy musz to zdefiniowa logicznie w postaci
geometryczno-energetycznych zdarze, przecie maksymalny rozpad zajmuje duo
wicej miejsca ni kondensacja. cho, co warto doda, kady kolejny "wybuch"
bdzie bardziej rozbudowany przestrzennie, kady kolejny cykl bdzie objawia
si zewntrznie w wikszej postaci - a do "wybuchu" i rozpadu cakowitego.
czyli fala "a" ma ju posta, jest namacalna, wybudowaa w swej strukturze
czstki, atomy i kolejne postacie z atomw, ale jest to wydarzenie, ktre
naley rozpatrywa nie samodzielnie, nie istniejce jako byt w jednej formie.
dlaczego? przecie niczego w ewolucji samodzielnego nie ma. dopiero dodanie
tej drugiej fali, fali "b", to dopiero daje chemi i zwizki, rzeczywisto
znan mi na co dzie.
co si dzieje z fal "b" "w tym czasie"? uzyskaa tak posta, na tyle si
rozpada, e znajduje si w przedziale wydarze pomidzy 142 pierwiastkiem
a lini-okresem "4" na/w obecnym ukadzie. czyli jest "zmikczona" na tyle,
na tyle rozkwantowana ("rozkruszona" i rozproszona), e jakie pierwiastki,
w tej przestrzeni zawarte mog i musz si "objawi". obie fale posiadaj ju
"histori", s "zabudowane" w ramach swych zakresw. czyli, kiedy spotykaj
si idc z przeciwnych kierunkw, na/w poszczeglnych warstwach nie znajduj
si dowolne elementy, ale podobne. nawet wicej: identyczne. co to oznacza?
e w tym "specjalnym" (kwantowo wanym) punkcie spotkania tworz si fakty i
wydarzenia o dwu przeciwnych, ale jednoczenie "dopasowanych" wzgldem siebie
procesach (s drugostronnie dopenione, z gry i dou, tym samym stanem). ich
wewntrzne dopasowanie polega na tym, e w rodku, dokadnie w rodku tego
odcinka, midzy maksymalnym rozkwantowaniem a maksymalnym skwantowaniem (w
rodku midzy brzegami osobliwymi) - midzy rodkiem wydarze oglnej ewolucji
a rodkiem dla grupy "b" - czyli, inaczej, midzy kocem wydarze dla grupy
"a" a rodkiem wydarze grupy "b", w tym rodku nastpuje spotkanie. jedna
warstwa, "b", "wybucha", jest w rodku swego rozpadu, czyli ma posta stanu
320 (640 mas) - a w tym okresie, w tym samym czasie na "grze", grupa "a",
ma okres w jej dziejach brzegowy: maksymalny rozpad. fala "b" jest w rodku
swych wydarze, a fala "a" jest na kocu, ju po okresie rodkowym, i wraca.
i na rodku midzy maksymalnym rozpadem a rodkowym stanem dla grupy "b", w
rodku rodka, dokadnie w tym punkcie mog si te fale spotka. i spotykaj.
432

i co si dzieje? spotykaj si, cz w czasoprzestrzenn, dwupaszczyznow


i dwudzieln ewolucj. staj si tak ewolucj. jedna materia, pierwiastki z
jednej fali zachodz w drugie, elementy przenikaj si energetycznie, tworz
razem struktury. tworz to, co zwie si chemi i tworz materi namacaln. i
jej kolejne ksztaty. jeden kierunek procesu z powierzchniowego staje si,
wchodzi w podpowierzchniowy, a drugi, rozpadu, z podpowierzchniowego staje
si nadpowierzchniowy. wic przechodzi w stan poziomu wyszego (lub niszego,
jeeli za niszy uzna stan bardziej "rozdrobniony"). realizuje si wymiana
ewolucji, zamiana a do penej wzajemnej zamiany-wymiany pozycjami. i jest
to oczekiwana i spodziewana w ewolucji zamiana miejsc. punkt jest ten sam,
ale "obsada" nowa. i nigdy "na zawsze".
wane i ciekawe jest tu to, e "wymiana" trwa w caej przestrzeni, w caym
zbiorze. czyli trwa nie tylko jako wymiana (podmiana) energii w przedziale
ukadu (modernizowanego czy obecnego), nie nastpuje tylko wymiana energii w
ujciu "penego" ukadu, nie tylko trwa wymiana, zajmowanie, zachodzenie na
siebie ewolucji dla obu podwojonych paszczyzn jednej strony wszechwiata ale, co naturalne, ten sam proces przebiega dla caego ukadu i caociowej
ewolucji wszechwiata. kada grupa, kada warstwa tutaj zaznaczona, posiada
w swojej historii obie strony wszechwiata, przechodzi, wypenia wszystkie
stany, jakie ukad zawiera. czyli znajduje si w trakcie przechodzenia przez
stron "tam" i "tu". a waciwie i poprawnie, znajduje si zawsze w jednej
ewolucji "teraz". "dzi" - "aktualno" - "teraz" to pojcia dwudzielne, nie
ma jednej strony, jednego faktu. na rzeczywisto skada si strona "jasna",
widoczna - i "ciemna", w zakresie podprogowym, ju "po drugiej stronie". ale
razem, podkrelam to mocno, bo to niezwykle wany fakt i element rozumowania,
razem te dwie strony, jak zoona "kanapka" czy kartka papieru, razem jest
to moja rzeczywisto. dwie przeciwnie do siebie skierowane paszczyzny-fale
przechodzce "pod" (czy "nad") sob i na odlego "jednego kwantu", razem
tworz, buduj - s rzeczywistoci. ale, co rwnie wane w tym ujciu, w
trakcie swojego istnienia kada fala jest jednoczenie wydarzeniem obu stron.
przechodzi, przemieszcza si przez obie strony (ciemn i jasn). ale dopiero
dodanie do niej nastpnej fali, nastpnej warstwy tworzy zdarzenia ewolucji,
jest konkretem o fizycznej postaci - dwukierunkowym faktem.
wane jest tu rwnie to, e wspomniana "jednoczesno" znajdowania si fali
po stronie jasnej i ciemnej dotyczy aktualnoci ale take opisuje zmian w
ramach procesu, w cigu jej historii. mwic inaczej, kady element fali jest
zarazem nadprogowym zdarzeniem, jak i podprogowym, zawiera si w fizyce, ale
take buduj go fakty "poza". jest bowiem kada fala, jako fakt dwudzielny,
bytem "jasnym", nadpowierzchniowym, ale jest z rwnie budowana ze zdarze,
ktre s "pod powierzchni", tam maj swoje korzenie. ewolucja to stan dwu
linii, i tym samym dwu stron, tu okrelanych jako ciemna i jasna.
jednak zarazem to samo mam w skali historii, poprzez wszystkie epoki i etapy
procesu. fala ma w sobie lini "jasn" i "ciemn" jednoczenie ale rwnie
sama, ju jako fakt generalny i caociowy (jako jeden fakt), przechodzi i
znajduje si raz "pod", a raz "nad" powierzchni. kada linia ewolucyjna w
procesie generalnym wyznaczona, posiada w swojej historii przejcie po kadej
ze stron, i to wielokrotnie. energia dociera do brzegu, odbija si i powraca
ale to "zakrzywienie" w osi jest wielokrotne, dla maych i najmniejszych
faktw realizuje si ogromn ilo razy. takie mae zdarzenie jest z mojej
perspektywy "drganiem", oscylacj w obu kierunkach - oscylacj, ktra tworzy
"twardo" struktury wiata. kada ewolucja to zoenie strony "jasnej" oraz
"ciemnej", to jednoczesno znajdowania si po obu stronach. wszystko, co w
swojej okolicy obserwuj i co skada si na moje istnienie, to dwukierunkowy
proces ale i dwustronny, jasno-ciemny, czy ciemno-jasny. nigdy nie ma tylko
jednego cigu wydarze, nie ma elementu, ktry si znajduje tylko po jednej
stronie. wiat to dwustronno, i to w kadym rozumieniu.
433

- zoenie fal (rzeczywisto jako zoenie)


przyznaj, e postrzeganie rzeczywistoci jako "wypadkowej" i cznej formy
procesu, ktry dynamicznie si ustala na/w szczycie fali (jako zoenie dwu
fal) - to robi wraenie. do tej pory podwojenie, cho obecne w rozumowaniu,
nie dawao tak silnych emocjonalnie przey. wiat wok mnie i we mnie by
stabilnym, jawi si twardym (opornym), kiedy go naciskaem by zawsze i
by opok, "matk ziemi" itd. grunt pod nogami to co staego, nawet pomimo
tego, e niekiedy si zachwieje. ale, kiedy to opisa w ujciu dwustronnym
i dwukierunkowym, jako zoenie dwu, generalnie dwu linii ewolucyjnych, to
okazuje si, e to zudzenie otaczajcy mnie, pozornie staliby wiat, to w
kadym miejscu i momencie "drgajcy" zbir kwantw - i to niezalenie ktry
poziom rzeczywistoci analizuj. "materia" w kadej postaci to zudzenie
ja to zudzenie "wszechwiat" to zudzenie. stabilna jest tylko regua to
zudzenie formujca. kady element otoczenia jest nie czym innym, jak bytem
"chwilowym" i wypitrzeniem na/w fali. czy to nie moe porusza?
okazuje si, e "wszechwiat", jego historia, to dwie granice (co nie moe
dziwi) - jednak tutaj mwi o granicach nie tylko logicznie wyznaczonych (o
dwu brzegach osobliwych), ale o "realnych" i fizycznych. jedna granica, grna,
ma swj puap w postaci maksymalnego rozpadu (objawia si elementami w formie
kwantu logicznego), a dolna to "wydarzenie rodkowe", wewntrz procesu, ju
na poziomie fizycznym (do pomiaru). "gra", brzeg, "warstwa naskrkowa" to
jest to, co styka si z otoczeniem, a "d", fizycznie wyznaczalny d w tym
zjawisku, to "materia", zagszczenie energetyczne, ktre przybiera na chwil
posta materii (materii i promieniowania). punkt rodkowy - liczc "od dou",
od osobliwoci do maksymalnego, brzegowego rozkwantowania - w stosunku do
niego rodkowo pooony jest "zakres materialny". i to ten "punkt" stanowi
fizyczn "zawarto" wiata, materi w jej wszelkiej postaci. to, co uznaj,
opisuj jako "szczyt" fali, jest zarazem "rodkiem", ale i "dolnym" brzegiem
rzeczywistoci. logicznie w obrbie wiata jest rodkiem, jednak fizycznie
"dnem" rzeczywistoci (lub szczytem, jeeli za szczyt traktowa najbardziej
skomplikowane). to, co w ujciu logicznym (liniowym i nastpczym w analizie)
znajduje si "pod", "poniej" rodka - tutaj, czyli fizycznie, okazuje si
by "obok", "nad" i "w" elementach zapeniajcych rodek. na kartce papieru
narysowana ciga linia, kiedy "zegn" kartk "na p", okazuje si poczona
ze sob, uzyskuje posta "zakrzywienia i staje si zobrazowaniem pooenia
materii we wszechwiecie. oto "kant" kartki, czyli rodek tak wyznaczonej (i
paskiej) ewolucji, bdzie teraz brzegiem, bdzie "na dole" lub "grze" w
zalenoci od tego, jak obserwator bdzie si kartce przyglda. co byo w
liniowym ujciu i nastpczym lini (prost biegnc z nieskoczonoci i do
nieskoczonoci), w takim "zgiciu" otrzymuje posta "zoenia", "kanapki",
a rodek linii "wdruje na brzeg (maksymalnie brzeg sfery, przecie kartk
mona "zakrzywi" w sfer). jest w rodku w ujciu liniowym (i logicznym),
ale na "kancie" rzeczywistoci (jak ostrze "yletki", tak to wski zakres),
kiedy opis dotyczy fizycznego zakresu, kiedy obserwator odwouje si do ju
"zsumowanego" w wielokrotnym "zoeniu" zjawiska.
bo rzeczywisto jest tak "zoon" (po wielokro) kartk. promieniowanie i
materia, dwa stany rzeczywistoci - to efekt "skadania" si fal ewolucji,
docierania i odbijania si od brzegu. i to wielokrotnego. nie jedna fala, nie
jedno zgicie, ale oscylacja kwantw midzy brzegami tworzy czasoprzestrze.
kada ze stron dzieje si osobno, ale dopiero wynik sumowania jest stanem w
doznaniu penym. o symetrii, zakrzywienie oraz "nakadanie" si na siebie
"stron kartki", to daje wypadkow posta, materi-promieniowanie. nie ma tu
moliwoci "przebicia" si pomidzy "kartkami" (stronami) ewolucji i podry
"na skrty" - poniewa te "strony" razem, razem! tworz to, co postrzegam. a
"kwant", brzeg, szczyt fali - to "dno" tego wiata, to najbardziej skupione
i symetryczne dno wiata... to ja. kwant wobec nieskoczonoci.
434

- zoenie fal (zaleno midzy falami)


kiedy jedna grupa wydarze dotara ju do swojego rodka energetycznego, a
druga jest do niego w poowie drogi (to prociej wyraone ujcie tego, co z
takim nateniem sw opisywaem nieco wczeniej), to nie tylko "wybuch", od
ktrego liczy si wydarzenia (dla tej strony; kiedy uznaje, e pocztkiem w
procesie jest "wybuch"), ale rwnie droga nastpnej grupy fal wzgldem tego
wybuchu stanowi wzajemnie przenikajce si i dopeniajce zdarzenie. nie ma
w procesie "bezpaskich" fal, ktre nie spotykaj si z innymi, przecie to
w kadym kierunku zapchane maksymalnie (kwantami) rodowisko, to zbiorowo
fal-warstw w trakcie "oscylacji", i to na kadym poziomie, od najmniejszego,
gdzie to "drga" najszybciej, po cao, wszechwiat w jego kolejnych etapach.
fala za fal dociera do brzegu, tworzy go przy okazji, odbija si od niego
i wracajc spotyka wszystkie inne, ktre d do osobliwoci. i nie ma ju
znaczenia, fizycznie nie ma znaczenie, do ktrej osobliwoci proces dy. w
strukturze jest zmiana, i to ona jest najwaniejsza. logicznie to cile i
zawsze "ponumerowany" proces, fizycznie mieszanina zupena. ale skuteczna w
tworzeniu bytw. i to tu chodzi.
to nigdy nie jest jedna linia. e lepiej wida "wybuch", oczywiste, przecie
posiada szerokie zaistnienie w otoczeniu. ale, co take oczywiste, widoczny
tylko do pewnego poziomu. bo "dalej" ciemno i zakres "poza" fizyk. dlatego
strona "ciemna" i rozpadajca si w ciemnoci podprogowej nie moe w aden
sposb by rejestrowana (jasno "zasania" ciemno). a raczej w znaczcym
zakresie jest rejestrowana, tylko nie bardzo wiadomo, co z ni zrobi, jak i
do czego logicznie przypisa. jej skadniki s obok i w elementach, razem z
drug stron tworz rzeczywisto, ale "przesonite" widocznym i odbieranym
zakresem, nawet w sensie dosownym gin z obserwacji, s obecne podprogowo,
jako elementy skadowe i poniej progu obserwacji. to znaczy, strona "ciemna"
jest obecna w ukadzie pierwiastkw, jako atomy z grupy cikich i trwaych,
bd chwilowych i rozpadajcych si (czy nawet "pkajcych" w rodowisku),
ale nie jest jasne, skd te elementy si bior. e powstaj w wybuchu gwiazd
zgoda, ale poza tym skd? a tym czasem to nie co innego, jak druga grupa fal
idcych w gr, ktra dopiero razem z pierwsz wytwarza to, co dzi zobaczy
mona oraz pomierzy w postaci ukadu. e to powoduje niekiedy dramatyczne
"trzsienia" materii, rne starcia dwu ewolucji, wybuchy, "anihilacje" (bo
to s dwie rne linie), e to daje na rnych poziomach starcie obu grup w
postaci fizyczno-chemicznej o tym mona powiedzie dopiero w odwoaniu si
do takiego modelu.
z tego wynika rwnie, e kiedy zamierzam dzi szuka nowych pierwiastkw, to
nie w grupie "b" ich mam oczekiwa (cho moe i tam si co jeszcze odkryje
chwilowego), ale przede wszystkim powinienem przeglda grup "a", bo ta si
zapada, kondensuje i rozbudowuje - staje si pod cinieniem coraz bardziej
chodna i opada. "ciskajc" pierwiastki z tej grupy mona uzyska to, co ju
dopuszczalne, a co jeszcze nie zdoao si na tyle rozbudowa, eby trafi w
rce fizykw. - z tego wynika rwnie, e jeeli chc szuka cikich faktw,
to nie w grupie "a", ale wanie "b", to te stany, kiedy si rozpadaj, daj
najbardziej rozbudowane elementy, bowiem z takich s zbudowane. ich rozpad to
caa gama rnorodnych wydarze. gdyby naszkicowa ten dwukierunkowy proces,
dziejcy si na/w dwu falach, tak bdzie to wygldao (ta cienka przerywana
linia to "teraz"):

435

w pionie lepiej to wyglda, tworzy w odbiorze wyraniejszy obraz wydarze


dlatego kolejny szkic:

zaprezentowane rozoenie fal, to jest zdefiniowanie dwu warstw, czyli tej


"wybuchajcej" - oraz tej ju "wybuchej", ktra aktualnie si zapada. z tego
rysunku wynika, e takich "spotka" fal, jak to rysuj dla rzeczywistoci w
postaci "numer 1", wic wyznaczonej ze wzgldu na moje istnienie, e takich
"zbiegni" fal bdzie wicej. a dokadnie dwa. jedno w chwili, jak jest to
na rysunku, a drugie w chwili "dolnej". i pomimo e o tym powiem oddzielnie,
od razu rzuca si w oczy, e bdzie to, oj, bdzie "spotkanie". atmosfera,
e tak powiem, bdzie "cika"...
w tym "dolnym" spotkaniu oddziaaj na siebie fala "a" z fal "b" w chwili,
kiedy fala "a" ju uzyska posta bardzo skomplikowan, cik, a fala "b"
a raczej ju naley mwi o fal "c", ktra si dopiero co zacza, wanie
uzyskaa pierwszy rodek rozpadu, czyli gdzie stan 426 (lub, dla penego,
640-elementowego liczenia, poziom 480), to spotkanie ewolucyjne jest bardzo
nieprzyjemne, to tak okrel. zdecydowanie na wikszy "luz", czyli na wicej
pozwala spotkanie "grne" fal bo "yciodajne". a poniewa to ja postrzegam
i ustalam porzdek w procesie, dlatego niewtpliwie jest to waniejszy fakt
w zjawisku. co nie znaczy przecie, e jaki obiektywnie jest mniej wany.
brak jednego elementy ukadanki a obserwator nie zaistnieje.
z rysunku doskonale mona odczyta, e takie spotkanie to zawsze jest stan
i wielko rodkowa i dopiero tutaj wida, dlaczego ten rodek w ewolucji
taki wany. to w nim, take jako wielko rodkowa i symetryczna, powstaje
materia, tworzy si to, co jest rzeczywistoci. jedno rzeczywistoci, dwie
strony zjawisk, to ledwo, czy a 1/4 caego procesu. to w tym przedziale, w
kolejnych stanach rodkowych, a po ten "przerywany (jake cienki) - to w
tym zakresie moe wytworzy si i funkcjonowa wiadomo. oraz jej kolejne
brzegowe, jake brzegowe "elementy" (myli). trudno wic nie docenia tej
cienkiej, przerywanej linii.
436

- "wszechwiat" ?
znak zapytania? dokadnie tak. a nawet wicej. wszechwiat, czy pojcie do
niego pochodne, czyli "pole-wszechwiat", to abstrakcja uyteczna i sprawdza
si w opisie otaczajcego mnie wiata - ale od obecnej chwili musz sowo i
kryjc si za nim tre notowa w formie "wszechwiat", na zaznaczenie, e
mam do czynienia z faktem umownym, cudzysw na oddanie tak przebiegajcej
zmiany energetycznej okazuje si po prostu niezbdny. dlaczego? przed chwil,
na kilku poprzednich kartkach praktycznie to powiedziaem. strony wszechwiata
("wszechwiata"), analiza tego procesu z rozbiciem na strony, a dalej z ich
ponownym poczeniem w jedno i pokazanie wzajemnych zalenoci (wpywania
stron na siebie i wspzaleno), to w praktyce prowadzi do wniosku, e co
takiego jak "wszechwiat" nie istnieje obraz zmiany wyaniajcy si z tak
nakrelonego procesu prowadzi do zakwestionowania samego pojcia wszechwiata
i jego fizycznej treci. wszelkie wczeniejsze ustalenia o "wszechwiecie"
(rwnie w formule "wszechwiat-pole") s oczywicie zasadne, s poprawne nie
tylko w tym zapisie, ale innych opisywaczy. w tym momencie przychodzi jednak
uczyni kolejny krok na tej drodze, czyli usun abstrakcj "wszechwiat" z
rejestru. mona j stosowa w dalszym cigu, bo jest uyteczna, ale zawsze
ze wiadomoci ogranicze.
to, co funkcjonuje w nauce, w astronomii (czy kosmologii szerzej) jako byt o
cechach "wszechwiata" - to nie istnieje. ten "statyczny", cho poszerzajcy
si fakt energetyczny, ten jednokierunkowy tok przemian ewolucyjnych, to ju
zakwestionowaem na samym pocztku. ale przyznaj, e cho inaczej nie mogo
by, ukad zwany "wszechwiatem" traktowaem dalej jednostkowo i caociowo,
jako fakt peny i skoczony, zaczynajcy si i koczcy. pole, wszechwiat,
nastpnie pole-wszechwiat, to byy elementy drogi dochodzenia do wyraonego
przed chwil stwierdzenia. pomimo tego pozostawa dla mnie wszechwiat przez
dugi czas stanem "zamknitym dynamicznie", stanem jednej penej ewolucji.
a jak jest? nie ma wszechwiata.
to bodaj ostatnie z miejsc, ktre rozum do tej pory mia za stabilne - a w
rozumieniu astronomii nawet jako "wieczne" (przynajmniej dugo istniejce i
dugotrwae). okazuje si teraz, e po zakwestionowaniu staoci gruntu pod
nogami (jako wynik tego dziaania), przyszed czas na zakwestionowanie samego
wszechwiata. oraz jego odrzucenie. oczywicie nie zakwestionowanie tego, co
widz na/w niebie, co tworzy wszystko wok i mnie, ten obszar i doznania z
niego pynce, to pozostaje bez zmiany, zakwestionowaniu podlega sowo i jego
tre zmieni trzeba wszystko, eby wszystko zostao po staremu. dlaczego
musz to zrobi? poniewa co, co byo dla mnie opok i staoci w swojej
zmianie, co byo faktem o podobno nieskoczonej-wiecznej postaci, to okazuje
si arbitralnie, z uwagi na obserwatora, wyrnionym etapem w ewolucji to
tylko cz procesu energetycznego (w przepywie), ktry rejestruj za pomoc
swoich ulotnych zmysw czy przyrzdw. jako jednostka, jako cao, jako byt
zamknity (zmiennie zamknity), co takiego nie istnieje "wszechwiat" jest
abstrakcj, chwilowym unieruchomieniem zmiennego wiata. jest fikcj umysu,
ktry poznajc rzeczywisto (wic ju wstpnie fakt czstkowy), dzieli to
jeszcze na "kawaki". i cho w tym przypadku jest to zaiste solidny kawaek,
to jednak tylko kawaek z wikszej caoci. - umys poznajcy dziaa tu jako
(s)twrca i jednoczenie konstruktor rzeczywistoci. z dynamicznie zmiennego
i caociowego procesu wybiera "kadry", eby je nastpnie opisywa i "niza"
na prost wiedzy. to konieczny szlak poznania, jednak w pewnym momencie musi
zosta odrzucony, dzi ju czas na porzucenie tej niewtpliwie koniecznej a
przydatnej abstrakcji. i zastpienie jej nowym ujciem przemieszczajcym
si, dynamicznym, zmiennym. czym j zastpi, co na miejsce "wszechwiata"?
nic.
437

nie ma wszechwiata i nie ma niczego, co byoby czym podobnym. - nie ma nic


stabilnego, nie ma jednostkowego i penego istnienia, nie ma pojcia i ukadu
odpowiadajcego do tego pojcia treci nie ma czego takiego, co odpowiada
zdarzeniom nazwanym i wymiarowanym w formule "wszechwiat". powiedziaem, e
na to miejsce nie mona ju nic innego wprowadzi, to nie do koca prawda
jest zmiana, proces ewolucyjny "na szeroko" kwantu. mwic inaczej, zamiast
pojcia "wszechwiat" musz wprowadzi "pasek", maksymalnie may i zarazem
oznaczajcy "wszystko" "pasek rzeczywistoci". jednokwantowy pasek procesu
energetycznego, ktry oznacza-jest tym wszystkim, co postrzegam. a ktry tak
wiele zamieszania narobi mi w innym miejscu opisu zjawisk w polu energii.
dlaczego? poniewa nie byo atwo wyobrazi sobie (i przyj do wiadomoci
wraz z koniecznymi skutkami), jak co moe by "paskiem" i kul jednoczenie,
jak najmniejszy fakt energetyczny oznacza to wszystko i mnie na dokadk. a
obecnie okazuje si to dziaaniem niezbdnym i powoduje, e musz "pasek" na
cay wszechwiat przenie. bo to, co do tej pory byo "wszechwiatem-polem"
dla mnie, to tylko lokalne i wybrane z wikszej caoci (i zawsze wyrwane z
kontekstu) istnienie jednego elementu, tu materii (promieniowania-materii).
tu i teraz, od tego momentu pojmowania i opisywania, "wszechwiat" "kurczy"
si - z olbrzymich i paraliujcych umys miliardw lat i kilometrw, ktre
liczyem i ktre policz za chwil dokadniej, zostaje lokalnie (zawsze ledwo
i zawsze w jedynej postaci) wydarzenie o tak wskim zakresie (i przynalene
do rodkowego okresu w wydarzeniach, kiedy mog to obserwowa), e nie ma co
si do tego przywizywa i nazywa penym i nobliwym terminem. bo nie jest to
ani peny stan, ani trway, ani "obecny", ani jednostkowy (tylko ten jedyny).
to zdarzenie w postaci prostej, ktra przemieszcza si z nieskoczonoci w
nieskoczono i gdzie si lokalnie "zamotaa" ("namotaa") w wiksz oraz
skomplikowan struktur, nic wicej i nic mniej. ale poniewa "ja" take w
jej zachodzenie jestem "wmotany", dlatego mog i musz z tego swojego punktu
obserwacyjnego otoczenie opisywa - tylko wychodzc z tu i teraz mog prost
nieskoczon podzieli. na zakres do mojego "ja" i od niego w nieskoczono.
nie ma, nigdy nie mam innego sposobu dziaania, dla mnie punktem zasadniczym
i wyrnionym, i jedynym, jest moje istnienie. std konieczno, dlatego musz
dostpny dla mnie "odcinek" w ramach "paska rzeczywistoci" uzna za wybrany
i z niego poprowadzi obserwacj. i uzna jednoczenie, e to, co przyjmowaem
do tej pory za cao i "wszechwiat", e to zudzenie, ktre musz odrzuci.
cakowicie odrzuci.
pytanie zasadnicze: jeeli przyjmuj, a nawet kategorycznie stwierdzam, e
"rzeczywisto" to "pasek" energii w przemianach, e to "szeroki" na jeden
kwant strumie energii, ktry si wielokrotnie "zakrzywia", przechodzi przez
siebie, kouje i wiruje - i w takim zdarzeniu tworzy, skada si w fakty dla
mnie dostpne (rejestrowane), w tym rwnie buduje samego obserwatora to co
w tych okolicznociach znaczy pojcie "ja" (i "wiadomo")? co tu jest bytem
obserwujcym, obserwatorem? jak "daleko" si rozcigam, ile miejsca "zajmuj"
w czasoprzestrzeni? czym jestem? jeeli "wiat" to zbir bardzo maych oraz
chwilowych stanw, ktre zajmuj, rozcigaj si na "szeroko" jednego, dwu
czy nawet kilku kwantw, gdzie, kiedy i jak tworzy si to, co mnie stanowi?
jeeli wiat i jego elementy s fiksacj umysu z powodu tempa zmian, ktre
przez to ukadaj si dla postrzegajcego w stabilny grunt materii, czy "ja"
to zudzenie? umys wiat konstruuje, fakt, ale czy rwnie tworzy sam siebie
i swoje stany? gdzie w tych warunkach energetycznych zaczyna si to, co jest
mn - czy "ja" to zbir pusty i na pustce zbudowany?
powysze pytania to nie s byle kwestie, dlatego przyjdzie si je zanalizowa
dokadnie i jeszcze dokadniej, ale nie w tej chwili. niektre zostan "przy
okazji" omwione, inne bd musiay by podjte jako tematy samodzielne. tu
jedynie je sygnalizuj - jako konieczne dopenienie do "wszechwiata" w jego
jednokwantowym, "paskowym" ujciu.
438

- dlaczego mwi, e nie ma wszechwiata?


wynika to logicznie i wprost z tego, e zmuszony byem wprowadzi do analizy
zdarze w obrbie wszechwiata fal "c". w pierwszej chwili potraktowaem to
do marginalnie, przebkujc tylko, e zachodzi ju konieczno operowania
fal now, ktr nazwaem "c". pozornie drobiazg, ale rozsadza "wszechwiat"
i odsya go do historii myli. e to nic nowego, e mwiem ju o tym wprost
czy porednio przy okazji omawiania wszechwiata w ramach pola? fakt, jednak
obecnie, w tym miejscu analizy, przychodzi "zamkn" tamte, przyzna trzeba
spekulatywne wnioski (uzyskane z obrabiania abstrakcji "falowych") obecnie
przychodzi czas nadania tamtym ustaleniom "namacalnej", logicznej, a przede
wszystko policzalnej w jednostkach lat formy. i okazuje si, e ostatecznej
ju formy.
dlaczego fala "c" jest a tak wana? bo jest to nie co innego, jak opisanie
wydarze lecych ju "poza" wszechwiatem. poza tym, co do tej pory miaem
za wszechwiat. czyli, kiedy wprowadzam do procesu zwanego "wszechwiatem"
kolejn ju fal, kiedy do dwu tu si ju znajdujcych dodaj nastpn, to
wprowadzam do zjawiska kolejny rzut (cz, element wikszego wydarzenia), i
wprowadzam z jego rwnie podwojonym stanem. a jeszcze dokadniej, fala "c"
jest warunkiem wydarze w obrbie tego wszechwiata, tego, co si przyjo
za wszechwiat uznawa, ale znajduje si do stanu, ktry mam za wszystko i
"teraz" ju "poza" jest ju nastpn "odson" tej sztuki. mwic inaczej,
fala "c", cho tworzy i wsptworzy zdarzenia (i je warunkuje), nie jest z
samego zaoenia faktem "teraz". dlaczego? bo wykracza poza podwojenie.
podkrelam, z chwil wprowadzenia tej fali, ktra sama dla siebie jest, bo
musi by, podwojona kiedy wprowadzam j w zakres rzeczywistoci, w to, co
byo do tego momentu dla mnie rzeczywistoci, to jednoczenie wprowadzam w
proces zdarzenie lece poz tak zdefiniowanym zakresem. skoro do faktu dwu
linii tworzcych moj rzeczywisto musz doda kolejn, to oznacza, e dwie
postrzegane przez mnie fale (i strony procesu) ani nie s wszystkim, ani nie
tworz wszystkiego. to tylko cz wszystkiego, ktra znajduje si daleko od
mojego "teraz", rozciga si daleko w obie strony od tego punktu. gdyby byo
inaczej, gdyby do opisu wystarczyy mi dwie linie (jedna idca z gry, druga
z dou), gdyby nie zachodzia konieczno wprowadzenia trzeciej, wszystko by
si zgadzao. to byaby pena i jedna ewolucja dwuelementowa, dwuliniowa, i
to zaatwiaoby spraw. kiedy w fakt z zasady podwojony (i na pocztku jako
jeden traktowany) musz jeszcze wprowadzi kolejny element (i zapewne dalsze),
to nie mog pocztkowo dla mnie jednego faktu (nawet w skali wszechwiata)
uzna za wszystko. musz stwierdzi, e to element, "kadr" z filmu, ktrego
co prawda jestem pilnym obserwatorem, ale wyrywkowo i na zasadzie kolejnego
ju widza. przede mn byli inni, po mnie bd inni, a w ogle to obserwacja
jest tu zdarzeniem na pograniczu przypadku (i koniecznoci). wczeniej oraz
pniej wobec tego, co uznaj za wszystko, take s procesy, take intensywne,
take oznaczaj rzeczywisto tego ukadu (wszechwiata). s to procesy jak
najbardziej rzeczywiste i dla tego momentu s stanem "teraz" i "dzi" ale
to nie s procesy z mojej rzeczywistoci. warunkuj moje istnienie, ale s
poza nim i poza fizyk wszechwiata. ale s.
powtarzam fala "c" wyklucza jednostkowo wszechwiata i rzeczywistoci w
jej obecnym pojmowaniu. jednostkowo ewolucyjna to dwie linie (paszczyzny
w szerszym ujciu). jeeli taki opis nie wystarcza do oddania tego, co uznaj
za jedno, to oznacza, e s zakresy w ramach energetycznej zmiany, ktre
znajduj si poza tak wyrnionym faktem. s to zakresy albo ju szcztkowe,
albo jeszcze szcztkowe albo nie istniejce. ju nie istniej albo jeszcze
nie istniej. ale ktre, tu bardzo mocne podkrelenie, musz by, ebym mg
ten mj rzeczywisty wycinek "rzeczywistoci nadrzdnej" opisywa. bez takiego
dopenienia nie ma mowy o zrozumieniu mojej wyspy. poniewa ona nie jest z
kraja, ale w rodku.
439

- fala za fal
proces wyglda nastpujco: fala "a", tak nazwana i wyrniona jako pierwsza
w procesie, ale ktra jest faktem kolejnym w wikszej caoci, posiada numer
i mog go zdefiniowa jako stan "7". poniewa jest to "moja" fala (ja si w
niej zawieram), mog jej przyzna tak ciekaw nazw i rwnie "szczliwy"
numer (co nie jest takie gupie, jak si okae). i ta fala dochodzi brzegu,
czyli osiga maksymalne rozkwantowanie. jednak, co zrozumiae, po drodze ma
take w swojej historii "spotkanie", spotkanie z fal j poprzedzajc. w tym
przypadku bdzie to fala "d". po "tamtej stronie", przed jej rozkwantowaniem
maksymalnym. co to za fala "d", skd si tu przypltaa? fala "a", jako ju
kolejna fala w zbiorze, sidma, musi napotka na swojej drodze do brzegu fal
idc ju powrotnie, fal w trakcie zapadania si, czyli fal "d". przecie
przed moim wyrnieniem byy inne fale, "moja" fala nie zaistniaa jako fakt
cudowny czy w prni, procesy si tocz w rytmie kwantowym, od osobliwoci do
osobliwoci biegnie fala za fal wic nic w tym osobliwego, e "moja" fala
napotyka na/w swej drodze fal wczeniejsz. fala "d" zaistniaa, dotara do
brzegu i wraca. i dochodzi do spotkania.
ale fala "a" nie tylko fal "d" spotyka, analogicznie spotka fal "c", ktra
dopiero "startuje" u dou wydarze. kiedy elementy w fali "a" s w postaci
skondensowanej ("d" energetyczny, maksymalne skondensowanie), punkt startu
notuje fala w stanie drugiej osobliwoci ("gra", rozpad maksymalny) i si
zaczyna kondensowa. a poniewa te fale s w tym samym momencie dokadnie po
dwu przeciwnych stronach procesu (brzegowo s odlege od siebie na maksymalny
zakres, to osobliwoci), dlatego "id eb w eb" - ale nie obok siebie, tylko
w rytmie zdarze (cho take fizycznie "eb w eb", co zrozumiae, przecie
to proces wewntrzny w ewolucji nadrzdnej, wiec zawsze dzieje si "obok").
a skoro to ten sam rytm, to fale musz si dzieli lub rozpada analogicznie
i musz si spotka w cile okrelonym punkcie (i wszelkich innych punktach
wyznaczonych po drodze przez proces kwantowy). a to ju daje efekty. w formie
spitrze, fali stojcej itp. a przede wszystkim dopenienia z dwu kierunkw
i stron. przecie te fale, cho fizycznie s obok siebie, to logicznie nale
do odlegych faktw ewolucji i biegn "nad" czy "pod" sob. wic si wzajemnie
wielostronnie dopeniaj. dlatego wybrana fala "a" ma kilka spotka w swojej
historii, i to wanie te spotkania z innymi falami tworz rzeczywisto rn rzeczywisto i rn materi. raz bardziej, raz mniej skondensowan,
raz jest luniej, raz gsto od kwantw, lepsze lub gorsze warunki dla ycia.
co zrozumiae, fala "a", czy kada inna, raz jest fal rozpadajc si (a do
postaci maksymalnej), a raz jest fal powracajc, zapada si. raz spotyka
si jako fala "b" (peni w dzisiejszej ewolucji rol fali "b") - a raz jest
tym, co jest dla mnie fal "a". to moje wyrnienie okrela te kierunki oraz
grupy ewolucji, to s moje arbitralne nazwania tych fal, ktre ze wzgldu na
siebie i na swoje istnienie wybieram. w rzeczywistoci s to fale raz idce
"w gr", wybuchajce, raz kierujce si "w d", zapadajce. to jest bardzo
"prosty" energetyczny proces, w ktrym nastpuje, w punkcie spotka, tworzenie
si zagszcze fal. fal stojcych. stojcej pojedynczej fali, ktra powtarza
si na rnych odcinkach procesu. w ramach tych fal, take jako kolejne "fale
stojce" w ewolucji wyszych poziomw, buduj si kolejne struktury.
jaki z tego pynie wniosek? powysze zobrazowanie procesu oznacza w praktyce
zakwestionowanie wszechwiata. dlaczego? bo to tylko wybranie tych fal, tutaj
fali nalecej do grupy "a" ukadu pierwiastkw, tworzcych t grup i fali
"b", tworzcej z kolei drug grup, to jest w "wszechwiat". to jest cay
mj wszechwiat, za ktry go miaem. to jest ten wski pasek materii, ktry
zdawa si by caoci. mimo e dodawane byy do niego okresy "jeszcze nie
atomowe" (wobec atomw wczeniejsze) lub ju po ich rozpadzie, koczce tok
zdarze to cigle by w opisywaniu wszechwiat i caociowa ewolucja. ale,
niestety, nie ma czego takiego, "wszechwiat" to zudzenie wywoane zmian.
440

- "spotkania" fal
jedno takie "zazbienie" si i spotkanie fal wanie przeywam, jestem jego
wynikiem i obserwatorem - i dobrze, bo mam przynajmniej przyjemno z tego
faktu. ale, co zrozumiae, takich spotka bdzie wicej (i duo), wszystkie
s wane, poniewa skadaj si w jedno "wszechwiata", jednak oczywicie
nie mam zamiaru omawia kadej, to mona zrobi, zwaszcza e nie bdzie ich
ogrom, ale o kilku trzeba powiedzie, skoro ju zaczem temat analizowa a
i pouczajce to. pouczajce, cho nie nowe w tekcie. o innych "numerach" fal
ju mwiem. o tym, e rodek jest najlepszy, take "co kartka" napomykaem.
ale wspomnie tego kolejny raz nie zaszkodzi (bo sprawa zasadniczej wagi). o
chaosie, "piekle" procesw lecych poza fal rodkow rwnie nadmieniaem,
itd. dlatego mam prawo w tym miejscu powiedzie, e w praktyce, i dla mnie,
tylko te dwa punkty w caej ewolucji "wszechwiata" s najwaniejszymi: ktre
oznaczaj spotkanie fal w strefie rodkowej. dwa punkty "lustrzanie" lece
po tej i "tamtej" stronie rodka zdarzenia. i, zrozumiae, jest to spotkanie
"najlepsze" z moliwych. pomimo e okrelane s "padoem ez", to wanie te
"wskie" paski, odcinki rodkowe s "rajem" w stosunku do innych lokalizacji.
- cho do raju tak tu daleko...
jak wygldaj te spotkania? zachodz w kilku punktach jednoczenie, przecie
to nie jedna fala z innymi si spotyka, ale kada z kad, i to po wielokro.
omwi jednak na przykadzie fali "a", tego, co dla mnie dzi w ukadzie jest
fal, grup pierwiastkw "a". e to wybr, e to moja arbitralna decyzja tak
wyznacza tok ewolucji - c, w praktyce jest to tylko jedna z fal biegnca z
koca w koniec i wyczerpujca wszystkie stany moliwie. po drugie, to "moja"
fala, i to jest tu wane (i najwaniejsze). ale to tylko jedna z fal, ktre
razem "tkaj" rzeczywisto.
fala "a" w swoim poprzednim "wcieleniu", "tamto-stronnym" istnieniu, w czasie
"przedistnieniowym" (jak to adnie trzeba okrela...), ta fala miaa swoje
pierwsze i rwnie wane dla wydarze, czyli potencjalnie "yciorodne" (nawet
"rozumorodne") - ta fala posiadaa takie spotkanie w takim samym pooeniu,
w ktrym dzi ja si znajduj. czyli, jak na rysunku, spotkanie nastpio w
chwili, kiedy fala "d", powracajca od brzegu (zapewne fala numer "8"), e ta
fala ju bya odlega o 1/4 od osobliwoci - wic "zapada" si na odlego
("gboko") 1/4 od kraca, tyle czasu od jej maksymalnego rozkwantowania
upyno. - z kolei fala "a" bya w stanie, po tamtej stronie, w rozpadzie i
bya w odlegoci o 1/4 od tego brzegu. czyli dokadnie tak, jak dzi lokuje
si fala idc w gr, fala "b". to w takim opisanym spotkaniu fal "a" i "d",
jako pierwsze tego rodzaju wydarzenie w polu energii, mogo przydarzy si
yciodajne spotkanie elementw materii. co zrozumiae, fala "a" przesza ju
punkt maksymalnego rozpadania si i poda w kierunku zapadania, ju zapada
si - i obecnie spotyka si z fal "6", ktra idzie w gr, rozpada si. a z
tego spotkania rodzi si materia - i ycie. w tym okresie fala "8" ju tak
daleko si zapada, e znajduje si poza horyzontem zdarze, gdzie dokadnie
w samym dolnym brzegu, albo tu nad nim (16 + 32 = 48 miliardw lat - w tym
punkcie si znajduje), i spotyka si teraz w punkcie 480 z fal podajc w
gr. czyli fal "c". jako e to, co przypisaem do spotkania dla fali "a",
to ju bdzie fala nastpnego rzutu, fala "e". "c" jest fal numer "5" a
fala "a" bdzie fal numer "4", jako kolejna warstwa wybuchu, itd.
wane w tym ujciu jest to, e powstaje w tym obrazie wyrniony punkt rodka
(i okolice). to kolejne, tu za pomoc fal ewolucji, podkrelenie znaczenia
tego miejsca. z oczywistych powodw tylko stan rodkowy we "wszechwiecie"
mona uzna za najwaniejszy. inne bd co prawda take owocowa materi, ale
na krtk chwil i w formie niestabilnej. te inne "odcinki" rzeczywistoci
musz zaj, eby proces dotar do rodka (a pniej od niego odchodzi), ale
warunki s w nich, delikatnie mwic, niegocinne. tam na degustacj wiata
obserwatorw nie zapraszaj.
441

kiedy fala "a" spotka si drugi raz w wanym punkcie kwantowym z kolejn ju
fal, bdzie w bardzo skondensowanym stanie. natomiast ta fala, z ktr si
spotka, bdzie procesem dopiero co, o 1/4 odlegym od brzegu wyjciowego, od
stanu maksymalnego skondensowania. i dlatego bdzie to spotkanie "cikie",
atmosfera musi by "duszna", zderzenie tych dwu torw, do ktrego musi doj,
nie wytworzy procesw stabilnych. a raczej zaowocuje doprawdy wszechwiatowymi
wybuchami (wybuchami powikszajcymi chaos, "rozdrobnienie" i ilo procesw
w oglnym zdarzeniu, co w sumie ze nie jest). i tak si dzieje przy kadym
tego rodzaju spotkaniu fal. czyli, "po kawau", zawsze i na bieco.
tak samo proces przebiega przy spotkaniu fali "a" w etapie pocztkowym jej
historii, kiedy dopiero startowaa do przemian. ale z jak konkretnie fal
si spotykaa w tym wyjciowym i historycznym dla mnie okresie? chyba z fal
numer "9" - o ile si nie pogubiem w liczeniu. spotkanie takie byo moliwe,
poniewa w historii fali "a" rwnie by okres szybszego rozpadu na skutek
zderze materii i tworzenia si "zjawisk wybuchowych". w kadym razie musi to
by okres zdarze jeeli nie gorcych, to "cierajcych" si, wydarze jako
"tarcia o siebie" takiej przechodzcej obok siebie materii skondensowanej,
a to zawsze tworzy ciepo i drgania.
najwaniejsze w tym ujciu, w takim "skadaniu" fal (skadaniu si fal, jak
rwnie skadaniu przez umys w jedno, przecie to obserwator skada co,
co w takiej postaci nie istnieje), najwaniejsze jest uwiadomienie sobie,
e "tak naprawd" "wszechwiat" to mira, zudzenie, abstrakcja, stan, ktry
realnie nie istnieje - e to arbitralny, zawsze przez konkretnego i w danym
okresie istniejcego obserwatora dokonany wybr, ktry zarazem swoim aktem
obserwacji taki "byt" powouje do istnienia.
ju z iloci w tych zdaniach znakw umownoci wida, jak trudno odda zawarty
w przekazie sens, jak trudno odda to "co", kiedy analizuje si zjawiska w
ich maym i najmniejszym, czyli "teraz" zakresie (mego "dzi"). tutaj nie ma
czego takiego jak "wszechwiat", to "tylko"/a jedna warstwa kwantowa, ktra
si przez Kosmos "przetacza". e skutkiem "zakrzywienia" oraz "zamknicia" w
jeden i brzegowo "oporny" proces "zatrzanita" to warstwa - to dlatego mog
mwi o tym czym, wyrnia jego "zakres" (gabaryty). ale czyni to tylko i
wycznie na wasny uytek, to efekt moich znikomych rozmiarw wobec procesu,
ktry opisuj. kiedy dugo "filmu" przekracza moje istnienie, nie mog go
opisa inaczej, jak fragmentem. a i samego "filmu", tak naprawd, realnie w
caoci nigdy nie ma. nigdy! "przeskok", przejcie midzy kolejnymi czciami
odbywa si szybko i cigle (przerwy "na zmian" s jednokwantowe), ale nigdy
to nie jest jeden kawaek. cho logicznie tak mog go opisywa, kiedy wyjd
z obserwacj "poza".
oczywicie nie zamierzam tutaj negowa istnienia "obiektywnego" zbioru energii
w postaci "wszechwiata", czyli jego (procesu ewolucyjnego) rozcignicia w
Kosmosie. taka "otoczka" do tego bytu musi by, ebym si mg o niej mniej
lub bardziej sensownie wyraa. ale to efekt, skutek, wynik "spotykania" si
wspomnianych fal, efekt procesu idcego z nieskoczonoci w nieskoczono,
ktry w tej nieskoczonoci tak si "zaptli" i "namota" (i chwilowo), e
moje opowiastki s moliwe. to nie jest "byt", nie jedno, nie "co", nie
"wszechwiat" - ale proces oraz sumowanie si procesw czstkowych. jestem w
swoim ogldaniu rzeczywistoci "powolny", skadowe mojego ogldu tworz si
znacznie szybciej - i w efekcie ten "poklatkowy" film odbieram w ruchu, jako
dynamiczny i "caociowy". bd. "oszustwo" zmysw. nieporozumienie. pojcie
i abstrakcja, ktr umys na tej podstawie buduje, czyli "wszechwiat", to
fikcja. o wielkich rozmiarach (w czasie i przestrzeni), ale "fikcja". wana
i konieczna do zdefiniowania tego, co postrzegam, fizycznie wielowymiarowo
zabudowana, ale abstrakcja - to byt zbudowany i trwajcy w postaci zudzenia
moich zmysw, jako efekt mojej powolnoci wzgldem procesu, ktry prbuj
opisywa. "wszechwiat" - realistyczna fikcja.
442

- wiek "wszechwiata"
- wielkoci liczbowe
kiedy policzyem wiek wszechwiata, dzi si okazuje, e w miar dokadnie.
a raczej policzyem wiek, ktry upyn midzy jego kolejnymi procesami. co
tu jednak wane, policzyem go tylko dla jednej fali, co dao ten efekt, e
symetryczny stan "tamtej", dopeniajcej strony, musiaem uzna za przedzia
ciemny (i to musi pozosta, zawsze stron "jasn" dopenia strona "ciemna")
- bo e to by okres ciemny - to jasne. rwnie by podprogowy. tylko e do
tego musz obecnie doda wydarzenia nastpnych fal, zobrazowa nie w jednej
fali, ktra powouje stany "wszechwiata", ale ktra sama wchodzi w zdarzenia
- i dopiero suma tych fal wytwarza, ksztatuje rzeczywisto.
pytanie: jak policzy wiek "wszechwiata"? to proste. na zaprezentowanej tu
zasadzie logicznej to prawie mechaniczne zliczenie. w takim liczeniu trzeba
wyj od tego, e chwila obecna, wyrniona z powodw oczywistych, jest ju
faktem i zdarzeniem odlegym od rodka, czyli e przemiecia si od chwili
wyznaczonej na podstawie odlegoci od maksymalnego rozpadu fali "7" ("a").
"pocztek" liczenia na tej drodze to "punkt" przed 16 - 18 miliardw lat w
stosunku do aktualnoci (wspominaem, e na dzi jest to wielko 13,7 ale
mona to od razu odoy "midzy bajki", poniewa taka liczba, z zasady, nie
obejmuje brzegw). obie prezentowane wielkoci s wane, tutaj wypadnie do
tego nawizywa i pokaza "janiej".
jeszcze raz odwoam si do rysunku, na nim wszystko ju jest. oto mam rodek,
chwila obecna, to zdarzenie w przedziale zaznaczonym jako "rzeczywisto".
jak odlega jest moja rzeczywisto od brzegu, maksymalnego rozkwantowania?
odlego wynosi 8 miliardw lat. a dokadniej, eby operowa jednostkami, 8
jednostek liczenia. e to s miliardy lat, to oczywiste, ale dlaczego pojawia
si wielko 8 jednostek? bo do rodka, do czasu spotkania si fal, jest 16
jednostek, od brzegu "zerowego", rozkwantowania, do stanu spotkania z fal
"b", upywa 16 jednostek. ale rzeczywisto, czyli przedzia zjawisk w formie
ju-spotka (wic przedzia formowania si obecnego ukadu materii) zakres
pierwszych wymian energii midzy falami, ten zakres ju zaczyna si po omiu
jednostkach od brzegu. a przy 16 jednostkach od brzegu znajduje si szczyt
tego spotkania (i wymiany). to w tym momencie ukad pierwiastkw osiga swoje
pene, maksymalne upostaciowanie (w liniach tworzcych znajduje si wwczas
najwicej elementw). co jednak nie oznacza, e wszystkie linie s zapenione
w tym czasie tylko rodkowe, te szczytowe linie-okresy s obsadzone. bo w
linii "a" jeszcze nie wszystkie si zrealizuj, a w linii "b" proces jeszcze
nie dojdzie do koca.
rodek. rodek ewolucji zajmuje punkt 16 jednostek, +/- 8 jednostek. co to
znaczy? e po obu stronach rodka (wyznaczonego dla caociowego, nadrzdnego
procesu), na odlego 8 jednostek, znajduj si wydarzenia, ktre stanowi
o tym, e ukad, e materia w obecnej postaci, z cigle malejcymi ilociami
wsplnymi, jeszcze "ma co ze sob", jaki kontakt i wymiana energii biegnie
oraz przestrze kwantowa si utrzymuje. do rodka liczba wsplnych reakcji
narasta, od rodka maleje. rodek, rzeczywisto rwnie ma 16 jednostek. czyli z przedziau pomidzy brzegiem a stanem pierwiastka 286 (320) albo
inaczej: od brzegu do rodka wydarze, w przedziale 1/2 wydarze w zakresie
"wszechwiata", w tym obszarze, take w poowie, istnieje to, co moe by za
wszechwiat traktowane: materia namacalna w kadej postaci (promieniowania i
materii). nawet jeeli do obecnego wiata doda jeszcze stany przed-atomowe
i po-atomowe, to bdzie jeszcze daleko mniej, ni to, co si za wszechwiat
przyjmuje w kosmologii. rzeczywisto rozciga si na 16 jednostek i jest to
poowa z 32 jednostek, ktre przypadaj na poow wydarze. rzeczywisto ma
16 jednostek, ale zakres, w ktrym istniej, rwnie ma tylko 32 jednostek.
jest to poowa wydarze, symetrycznie leca to obu stronach linii rodkowej
procesu.
443

32 jednostki zajmuje poowa (1/2) "wszechwiata" - z tego do rodka jest 16


jednostek. jednak i rzeczywisto zajmuje 16 jednostek, a pozostae "brzegi"
rwnie maj 16 jednostek (2 brzegi po osiem). pytanie: jaki przedzia czasu,
ile jednostek zajmuje "rzeczywisto"? jest to wielko 16 jednostek (+/- 8
jednostek w odniesieniu do rodka), co tworzy, jak atwo policzy, przedzia:
8 24 jednostek. rzeczywisto rozciga si midzy punktem 8 miliardw lat
po zaistnieniu brzegu w postaci maksymalnego rozkwantowania - a 24 miliardw,
rozchodzi si wic o wielko 8 jednostek za punktem 1/4 od rodka ewolucji.
to rodek rodka... itd.
co to oznacza? jeeli odwoa si w tym momencie do ustale astronomicznych,
wielkoci 13,7 - ale z dodatkiem zakresu brzegowego, to liczba 18 (18,4), ju
wczeniej wzmiankowana dla wieku ukadu, staje si bardzo realna. - dlaczego
18, a nie 16 jednostek? nie musz zapewne przekonywa, e to take wielko
rodkowa, kolejny przedzia rodkowy (rodek rodka kolejnego odcinka). czyli
odlego midzy stanem 16 jednostek a 24 (8 jednostek), wyrnia ewolucyjnie
wany stan 20 jednostek (rodek przedziau 16 - 24). ale dochodzie do niego,
rodek dochodzenia, to wypada przy liczbie 18. te wanej w liczeniu kwantowym.
wielko 18 jednostek, miliardw lat, to moe by chwila obecna. a jak to w
dalszej czci tekstu wystpuje, okoo tego punktu. jest to pierwsza z wiartek
tego odcinka, rodek tego odcinka (16 - 20). rodek procesu przebiega na linii
20 jednostek (jako 20 +/- 2). czyli pomidzy stanem 18 22 jednostki, i to
te wanie miliardy lat istnienia "wszechwiata" tworz wyranie stabilne w
ramach caoci procesu konstrukcje. to s cztery jednostki, ale wane.
jak wida - jest to rodek, okres dochodzenia do tego rodka, i na ile mona
to ocenia, nawet ten "lepszy" okres. dlaczego "lepszy"? poniewa po przejciu
rodka w ukadzie bdzie ju na tyle ubytkw z linii "b", e prawie cay d
grupy "b" bdzie pusty, nie bdzie ju pierwiastkw tej grupy. oczywicie to
jest miejsce, ktre wypenia si lini "a", ale znaczenie ma tutaj fakt, e
od rodka zacznie ju brakowa moliwoci, rzeczywisto zacznie intensywnie
si skraca, bdzie jej ubywa tym szybciej, im dalej od rodka. do rodkowego
punktu elementw przybywa - ale generalnie, w caym ju ujciu 1/4 fali, od
rodka, od wielkoci-stanu 16 jednostek, przybywa pustki i fale si rozchodz.
natomiast na odcinku 18 - 22 jednostek, tu nastpuje przyspieszenie procesu.
do stanu 20 w ramach generalnego ubywania co tam przybywa, ale pniej coraz
szybciej znika, eby przy 24 ju rozej si cakowicie. - czyli w praktyce
jedynie "po tej stronie", w obecnej warstwie wydarze moe by, i jest, ycie.
w kadym innym punkcie, przy innych spotkaniach fal, jest za gorco albo za
zimno, za twardo albo za luno itd. po prostu, inne spotkania s dla struktur
rozbudowanych mao przyjemne. jedynie podobny oraz podobnie dogodny stan, to
symetrycznie pooony okres w dziejach ewolucji, wic analogicznie policzalny
punkt "sprzed" 32 jednostek (miliardw lat) - czas spotkania si fali "a" z
jej poprzedniczk. to wycznie fala "a", w spotkaniach z poprzedni, jak i z
nastpujc po niej, moe wytworzy ycie i rozum (rozum ju wyjtkowo). inne
fale s "bezpodne". s potrzebne, ale to zdarzenia bez ycia.
"wszechwiat", zdarzenie energetyczne logicznie "szerokie" na zakres jednego
kwantu logicznego, ale "namotane" wielowymiarowo czyli proces postrzeganej
fizycznej ewolucji, taki fakt mona opisa za pomoc przechodzenia fal midzy
punktami osobliwymi. - mona taki cay "konstrukt" zobrazowa i opisa jako
wydarzenie dwustronne i znajdujce, realizujce si midzy punktami brzegowymi
w postaci nastpujcych jednostek w ujciu skrajnym: 640 - 0 640. "start" dojcie do brzegu - zapa do pocztku. daje to cznie 1280 jednostek, tu w
postaci miliardw lat. wic 1,280 biliona lat zmiany. tak wyliczone i uznane
za jeden proces 1280 jednostek, to "wiek" wydarze w ramach pola-wszechwiata.
tyle "czasu", tyle czasoprzestrzeni przepywa (musi zaj), eby zaistniaa
rozumna forma zjawisk (i efekt w postaci opisu procesu). bowiem rozum w takim
bilionoletnim wydarzeniu to punkt - szczyt szczytu (i "piana na fali").
444

w tak zarysowanym przedziale wydarze, w jego rodkowym biegu, czyli po obu


stronach punktu "0", w odlegoci +/- 16 jednostek, znajduje si rodek, w
ktrym moe by ycie. to jest ten szczyt wydarze, szczyt fali (i piana na
fali, ju bez cudzysowu, bo to rzeczywicie jest spieniony stan materialny
w postaci czstek czy rozumnego analizowania otoczenia) tutaj znajduje si
rodek ewolucji pola-wszechwiata. zaiste, bardzo may to zakres w stosunku
do koniecznej caoci. tych kilka jednostek, maksymalnie 4 jednostki wobec
128, to oszaamia skal. jake ma i jake du. ile trzeba zdarze, eby w
cigu tych 4 jednostkowych "tykni" mogo si wytworzy istnienie. choby
planeta, na ktrej siedz ile potrzeba procesw, ebym zmdrza.
czy jest to ju wiek caego pola-wszechwiata? w kadym razie jest to "wiek"
dla penego przebiegu fali. fali, w ktrej przyszo mi istnie. to peny jej
cykl, od wejcia do zejcia, od narodzin do mierci. 128 jednostek wydarze,
czyli peny, dwustronny tok procesw. i zarazem uczestnictwo w dwustronnych
wydarzeniach, lokalnie bo lokalnie, ale jake skutecznie. tak to wyglda na
schemacie:

w tym miejscu kolejny raz natykam si na "stary" problem, ktry tylekro ju


si objawi: gdzie postawi kropk w zliczaniu "wszechwiata"? problem stary,
ale jary. i pociesz czytajcego te sowa (o ile kto taki jest i wytrwa do
tego punktu), e nie pierwszy raz to si dzieje i nie ostatni. zahacz o ten
temat jeszcze wielokrotnie i si potkn. - pole-wszechwiat, wic to, co dla
"wszechwiata" byo liczone, to "fakt" pomidzy brzegami. pomidzy stanem
zerowym na pocztku i zerowym take na kocu. to wielko, jak szacuj, 1280
miliardw lat. wielko "solidna", budzi szacunek, a przecie jest to "tylko"
poowa wydarze. nawet jeeli jedna strona miaaby "tylko" 640 jednostek, a
wic wybuch i zapa po tyle by miay, a dwustronna cao by miaa jednostek
1280, to i tak owe 640 te robi wraenie. ale, moim zdaniem, jednak jest to
1280 jednostek dla dwu stron. jeeli taka jest warto penego cyklu (oraz
koa, zakrzywienia) ewolucji pola-wszechwiata, czy ogranicza si tylko do
stanu 640 jednostek, to i tak jest to "ciekawy" wynik. a skokiem w nim jest
"drobne" 8 miliardw lat zmiany. skok w takiej spirali wydarze wynosi tylko
8 drobnych jednostek (miliardoletnich), te "solidna" wielko. zwaszcza
wobec moich kilkudziesiciu lat. w takiej skali odniesienia moje dni to chyba
nanosekundy. czy jeszcze mniej...
445

- ile fal?
warto przeznaczy chwil w analizie i zastanowi si, ile to fal bdzie si
skadao na zdarzenie okrelane jako "wszechwiat", ile takich wydarze musi
si aktualnie pojawi w jednym ukadzie energetycznym takiej skali? ile fal
przez ukad przebiega i go jednoczenie tworzy? 2, 4, 6, 8, 16? - odpowied
najlepiej sformuowa w oparciu o szkic:

punkty oznaczone jako "2" i "6" - to s rodki rodkowych odcinkw procesu,


to s rodki dwu stron ewolucji. a punkt "4" jest rodkiem caego wydarzenia.
punkt "8/0" to grny brzeg, czyli stan penej ewolucji (tu rozkwantowania
maksymalnego). natomiast punkt "0", przeciwny, jest stanem penej ewolucji w
postaci maksymalnego zabiegnicia si energii. z tego ujcia mona odczyta
ilo fal, ktra bdzie zawieraa si w penym cyklu midzy brzegiem, przez
brzeg rodkowy ("8/0"), po brzeg.
ile fal? zalenie od spojrzenia i dziaania wyrniajco obserwatora. wynik
jest paradoksalny. okazuje si, e wynik opisujcy tworzenie si struktury
rzeczywistoci jest wartoci wzgldn, ma swoje uwarunkowania w cechach, w
zdolnociach obserwatora (jego rozrniania szczegw, "ostroci" ujmowania
otoczenia). dlatego w zalenoci od ustawienia pola widzenia (przyrzdu lub
zmysu) i zdolnoci wyuskiwania z ta elementw przez dokonujcego liczenie,
liczba fal tworzcych "wszechwiat" bdzie osiga nastpujc warto: 6,
7, 8, 9 fal w ukadzie. i kada z tych wielkoci jest poprawna.
czyli s to liczby pochodne sposobowi opisywania ewolucji. mam wic tu ich
tyle, ile wynika z ujcia w postaci fal i liczb kwantowych. sze odcinkw
ewolucji wewntrznej, siedem punktw ewolucyjnych, osiem odcinkw ewolucji
z brzegami i dziewi punktw dla caej fali.
sze fal, kiedy pojawi si taki opis? to dla przypadku rozpatrywania zmiany
ewolucyjnej bez brzegw. w tym ujciu stany "0" i "8/0" nie wchodz w zakres
liczenia. w tym przypadku zliczenie ustali trzy fale po kadej stronie ukadu.
czyli po dwie w punktach "2", "4", "6". razem daje to sze fal.
kiedy 7? to w sytuacji, kiedy wliczony zostaje brzeg. brzeg w postaci "8/0"
maksymalnego rozkwantowania i koczcy przedzia ewolucji, kiedy wyrniam
cao procesu wraz z jego kocem (ale bez puntu "0", pocztku).
kiedy 8? jeeli uj to czne, z brzegiem "0", pocztkiem. ale, co wane w
tym przypadku, jest to wydarzenie skoczone. to znaczy, obejmuje zdarzenie
od chwili wstpnej a do zakoczenia w stanie brzegu zerowego.
kiedy 9? to konsekwencja opisu wydarze w rytmie cigym, jako procesu ju
koczcego si w brzegu "0". w tym punkcie rozpoczyna si ju nastpny cykl,
nowa fala. dla "kogo-i-gdzie".
446

- spotkania fal
- zalenoci i konsekwencje
sowo jeszcze o spotkaniach fal, tych gwnych fal (nie liczc pod-fal oraz
zdarze na podpoziomie), poniewa o takich "spotkaniach" mona wiele rnych
ciekawostek powiedzie (ciekawych szczeglnie dla rozumu operujcego prost
lini, ktry ongluje ujciami "liniowymi" i nastpczymi).
pytanie: ile bdzie takich spotka fal? w przedziale "ycia" jednej fali, np.
"mojej", wybranej ze wzgldu na moje istnienie fali numer "7" ("a") - w jej
istnieniu, w jej przechodzeniu przez "wszechwiat"-pole takich zasadniczych
spotka wytworzy si 6. a maksymalnie 8. dlaczego 6? to wynik spotykania si
z falami innych numeracji, spotykania si w punktach kwantowych. w obrbie
ewolucji jest ich 6. i s to nastpujce "punkty", liczone "liniowo", co tu
musz podkrela: -48, -32, -16, +16, +32, +48. plus i minus przy ustalonych
tak wielkociach to oczywicie oznaczenia umowne, to prba zasygnalizowania,
e chodzi o oddanie procesu w jego "tam" lub "tutaj", to podzielenie zdarze
z uwagi na moje aktualne istnienie. co do tego punktu byo wczeniej, co
jest pniejsze, a ja pomidzy. dlatego musz, eby si nie pogubi w takim
liczeniu i definiowaniu, podzieli jednolity proces na etapy, wprowadzi w
niego rytm. generalnie jednak to cigle i zawsze jedno zdarzenia i energia
w przepywie.
w tak opisanych punktach, ktre zostay wyznaczone w odniesieniu do mojego
istnienia - w rodkowych przedziaach, jak i przedziaach "otoczenia" tego
szczytowego punktu (rwnomiernie po obu stronach), w takich punktach dokonuje
si spotkanie fal. do tego trzeba doda jeszcze dwie fale w punktach -64 i
+64, w miejscu pocztku i koca fali, czyli w stanie osobliwym. - z chwil,
kiedy pierwsza fala powraca do tego stanu, nastpna, a raczej o kolejnej ju
numeracji, jako odlega od tej wracajcej na skali zdefiniowania numerami,
ta nastpna fala zaczyna si i rozpoczyna si jej ruch ku grze. w praktyce
fala zstpujca i wstpujca spotykaj si na/w tym brzegowym stanie, staj
si jednoci. przecie rozrnienie na brzegu, poszeregowanie i ustalenie,
co jest co, w tym/takim punkcie wycznie moe by umowne. fizycznie brzegi
"nakadaj" si na siebie i s tym samym stanem energetycznym (i nigdy do
przypominania tego fundamentalnego faktu).
zapewne takie spotkania, ktre tutaj opisuj jako jedn fal o przechodzeniu
midzy punktami -64 i +64, to element wydarze nastpnego rzutu ewolucji, to
bdzie "tylko" jedna fala w ramach ju nastpnego procesu. i dlatego w takim
"szerszym" liczeniu skokiem bdzie wielko 64 jednostek, rol jednego faktu
obrachunkowego, jednostki liczenia, bdzie spenia 64 "tutejszych", po "tej"
stronie wystpujcych jednostek. zasada jest analogiczna. - jeeli do opisu
mojej fali potrzebuj skoku, jednostki liczenia o wielkoci 8, to w ramach
nadpoziomu w stosunku do mojej fali, jednostk bdzie stan 64, tu ju cao
mojej fali staje si kwantem logicznym procesu. c, 64 miliardw to nie jest
mao, taki skok w ewolucji to co "grubego".
w sumie, co wane dla zrozumienia procesw, w ramach mojej wyrnionej fali
dochodzi do omiu spotka, tylekro si ona "natyka" na inne generalne fale
przechodzce przez "(wszech)wiat", ale brzegowe mona naturalnie w zliczeniu
pomin. co wicej, mona nawet si spiera, czy jest osiem czy siedem. skoro
fizycznie mam jedno energetyczn, to "pocztek" i "koniec" doskonale si
"zamykaj" (s tym samym, nakadaj si na siebie), a wic brzeg posiada w
sobie dwa fakty, ma dwoisty charakter. jest jeden, ale buduj go dwa kwanty
z rnych linii procesu. w ujciu logicznym to s dwa brzegowe zakresy, ale
fizycznie wanie to jedno funkcjonalna. pocztek i koniec to inny punkt w
dziejach, ale fizycznie ten sam. dwa razy do tej samej rzeki si nie wchodzi,
tylko e w tym przypadku rzeka jest "ta sama" i zanurzajcy si "ten sam". a
zmienia si tylko moment "zanurzenia". dlatego tak trudna do operowania (i
wypracowania) to abstrakcja.
447

o spotkaniach fal w ewolucji mona powiedzie wiele ciekawego - i wszystko


bdzie prawd. to, co wyliczyem dla wielkoci wydarze, to jak podzieliem
na punkty, to wszystko jest dziaanie "liniowe" umysu. poprawne, prawdziwe
- a jednoczenie proces nigdy tak nie przebiega. to znaczy, zaprezentowana
forma zmiany oraz podane przedziay s jak najbardziej zasadne, tylko e, i
to jest wane w dalszej analizie, pomijaj najwaniejsz cech procesw: ich
dynamiczny charakter. to, co opisuje umys jako rozoone na prostej fakty,
jest przecie wydarzeniem zmiennym i przemieszczajcym si. to s dwie fale
(dwie generalnie fale czy paszczyzny), ktre na siebie i o siebie dziaaj
- ale s to fale przemieszczajce si. a w wyniku przemieszczania wytwarza
si "fala stojca", czyli lokalno-chwilowy szczyt w postaci jako namacalnej
(fizyka). w praktyce wic wszelkie wyznaczane przedziay s takimi tylko dla
umysu. proces sobie biegnie - i ma za nic etapy, punkty wzowe, brzegi i
osobliwoci - i obserwatora rwnie. przykre, ale prawdziwe. to liniowo
mylenia, liniowo dzielenia wydarze sprawia, e ukad prezentuje si jako
statyczny i e nastpuje (logiczne) zatrzymanie procesw. to, co zmienne oraz
dynamiczne (fizyczne), staje si stabilne i trwae "na zawsze". bd. - ale
jednoczenie konieczno. bowiem opisu inaczej nie sporzdz, "kartk" musz
"zastuka" znakami w linii, eby je zrozumie - ale e ta "linia" w ewolucji
to sferyczna brya, c, taka wiedza jest zewntrzn do wiata "paszczaka"
i wymaga dziaa korygujcych "spaszczone" widzenie. konieczno zatrzymania
jest oczywista, dopiero po uczynieniu tego mog dalej opisywa i obrazowa
wydarzenia, ale ju w dynamicznym, penym ruchu. mog, jak mwiem, puci
ten "film" i oglda go w przemianach.
dlaczego to wane? moe nie a super wane, poniewa ruch i tak pojawi si w
rozwaaniach prdzej czy pniej, ale wane jest dla rozumienia, dla oddania
dynamicznego charakteru procesw. bez tego fakty, ktre s dla mnie (w wiecie
"paskim") oddalonymi i oddzielnymi na/w kartce papieru punktami, mog nagle
si okaza czne lub sobie bliskie. i zaskoczenie. - widz zwizek, mam na
wycignicie rki (i na odlego jednego kwantu) elementy, ktre patay
si w poprzednim obrazie skrajnie i nie wiedzie po co i oto nagle co, po
zakrzywieniu w sfer (i wielowymiarowo), co pozornie mao wanego plasuje
si w rodku procesu, a to, co byo w rodku, okazuje si faktem peryferyjnym.
paradoksy wynike z dynamicznego charakteru fal oraz ich przemieszczania si
wzgldem siebie, to najlepiej wida w przypadku punktu "32" i spotkania si
w nim dwu fal. wic dokadnie w rodku zdarze dla tak zaznaczonego i umownie
okrelonego "wszechwiatem" ukadu (rodka wydarze dla cyklu midzy -64 a
+64). e takie spotkanie bdzie, to oczywiste. nie mwiem o nim wczeniej,
poniewa omawiaem "grny" i "dolny" teren spotka. teren, na/w ktrym sporo
si procesw dzieje. w kadym spotkaniu dochodzi do wydarze rangi namacalnej
i dramatycznych, ale tylko w punkcie "16" nastpuje, w nim moe oraz w jego
okolicach nastpi yciosprawcza randka fal.
co si dzieje w punkcie "32"? tutaj spotykaj si dwie fale, i to fale o tej
samej, rodkowej budowie. fala "a", eby si trzyma zaproponowanego opisu,
opada na tyle, e osigna punkt rodka. a fala idca w gr, ta fala jest
ju tak rozkwantowana, e rwnie znajduje si w rodkowym punkcie. jedna od
momentu maksymalnego rozkwantowania idzie i jest w rodku wydarze druga
idzie do tego brzegu i take jest w stanie rodkowym. co z tego wynika? tak
szczerze i najprociej naleaoby powiedzie, e wszystko, ale w tej chwili
to ju bana. najwaniejsze, e spotykaj si elementy "identyczne". nie te
same, nie podobne - ale identyczne. po dwu stornach, "z gry" oraz "dou",
"lustrzanie" przez o symetrii punktu zakrzywienia, spotykaj si dwa fakty
identyczne. tu nie ma "skazy" lustra, to nie jest "krzywe zwierciado", ale
pene, stabilne, dwudzielne "odbicie" i przegldanie si wzajemne stron. mam
maksymalnie symetryczn ewolucj. a to znaczy, e jest "brak zmiany". to stan
osobliwy, "kant" zgitej kartki. ewolucja "zaraz" ruszy, ale "tu" jej nie ma.
448

taka fala, rozmieszczona w okolicy rodka, symetrycznie po obu stronach stanu


"32", w zakresie +/- 8 jednostek (wic midzy 24 - 40 jednostek), taka fala
bdzie najbardziej symetryczna. jak to kiedy okreliem, to "oko cyklonu",
"cichy zaktek" w oglnej zawierusze. i nie jest to a tak bardzo przesad
czy pjciem w emocje. na tle otoczenia, wczeniejszego oraz pniejszego, to
rzeczywicie cicha okolica. jeeli odnie to do energii, ktre cieraj si
ze sob we "wszechwiecie" (zwaszcza poza przedziaem rodkowym), kiedy do
"zachodzenia" na siebie "pyt" materii z obu fal odnie, to dynamika tutaj
i teraz notowanych zdarze musi robi wraenie adu rajskiego zaktka w
piekielnym otoczeniu. co wicej, tylko z tego punktu wida najlepiej to, co
si dzieje w wypadku przesuwajcych si fal. wida to i dlatego mona punkt
obserwacji doceni.
co wynika z tego liczenia? e przedzia rodka rozciga si w/na zakresie 24
- 40 jednostek. punkt 24 zaliczyem do stanu brzegowego dla punktu 16, czy
to s te same punkty, czy "zachodzi" na siebie przedzia "ycia" i przedzia
"rodka"? i tak, i nie. to jest zasada rodka w jej najlepszym obrazowaniu.
dlaczego pojawia si w wyliczeniu stan 24 dla rodkowej czci ewolucji,
skd si on tutaj bierze? bdu w tym wyliczeniu nie ma - jak i jest. takie
paradoksy wynikaj z liczenia liniowego, kiedy analizowane zjawisko fizycznie
jest dynamiczne i zmienia si. sprawa jest w gruncie rzeczy prosta i wynika
z przesuwania si fal. kadej z nich przesuwania si wzgldem wszystkich - w
ukadzie ewolucyjnym wszystko wzgldem siebie si przemieszcza. abstrakcje
rwnie.
co si dzieje, kiedy w rodku spotykaj si dwie fale? przenikaj si. a w
ten sposb to si dzieje, e przedzia wzajemnego przenikania i wzajemnego
na siebie dziaania, to przedzia rozcignity na przestrzeni +/- 8 jednostek.
pierwsze spotkanie realizuje si dokadnie w rodku, czyli w stanie 32. ale
po obu stronach, w obu kierunkach dziej si dalsze przemiany. mwic inaczej,
fala "a", ktra dochodzi do rodka, rozciga si w caym przedziale od samego
brzegu, czyli od stanu maksymalnego rozkwantowania, a po rodek. dokadnie
w poowie odcinka si znajduje. e coraz mniej jej w stron brzegu, e coraz
bardziej skupiona jest ku rodkowi, coraz bardziej "wyczerpana" i rozrzedzona
- to prawda. do tego nastpna ju fala od brzegu idzie i tworzy swoje lady.
ale te lady po fali "a", sabe i rozdrobnione, jednak s, objawiaj si na
jakim zakresie. im dalej od rodka w stron brzegu, tym na niszym poziomie
- ale s. i manifestuj swoj obecno i to, e fala przesza. czyli w tym
zakresie fala, sabo lub mocno, ale istnieje. i teraz nadchodzi z przeciwnej
strony druga fala. i wnika w fal pierwsz, w czasoprzestrze tej fali. wnika
i "kontaktuje" si ze stanami tej fali. cay czas, praktycznie ju do brzegu,
bdzie jej towarzyszy dziaanie tej fali zapadajcej si. na/w przedziaach
coraz mniejszych, ale spotkania bd. coraz mniejszymi elementami i niskich
poziomach, ale zarazem coraz misterniejsza powstaje tkanina rzeczywistoci,
coraz mniejsze przedziay wydarze na siebie zachodz, ale wanie zachodz.
i wydarzenia si dziej.
co oczywiste, jeeli wyrniam przedzia atomowy (czy te kady inny) to
wwczas omawiam tylko ten przedzia. i mog powiedzie, e w przedziale +/8 jednostek od rodka, materia w postaci atomw przestanie istnie. element
si rozejdzie i przedzia zaniknie. i caa ewolucja "za jaki czas". ale to
samo dotyczy poszczeglnych skadowych materii czy promieniowania. kady tak
wyrniony w rodowisku fakt ma swj przedzia istnienia. atomy to pny byt
i efekt przemian mocno skomplikowany wobec promieniowania i skadajcy si
z wielu fal. opis powyszy dotyczy przedziau atomowego i jest liczony dla
niego, ale ma to przeoenie (take liczbowe) na wielkoci odnoszce si do
innych elementw piramidy kwantowej i to w proporcjach. wszystko si kiedy
w ewolucji "zbiego" i kiedy "rozejdzie", ale poniewa jest to skwantowany
proces, dlatego jest policzalny. dokadnie policzalny.
449

dlaczego stan 24 jednostek dla przebiegu ycia i rodka? to efekt oddalania


si fal, przesuwania wzgldem siebie. kiedy fala "a" spotyka si z idc z
dou, dochodzi nie do zatrzymania si, to przecie nie moe si sta, ale do
przenikania - i kada fala nadal biegnie w swoj stron. powstaje wymiana i
na/w tym przedziale czna, jedna i dwustronnie dopeniona ewolucja, ale nie
dochodzi do zatrzymania. mj opis musi zatrzyma proces, eby go po prostu
zrozumie - ale energetyczna zmiana przemyle na temat samej siebie nie musi
prowadzi, biegnie dalej. kwantowo, miarowo, cigle i dobrze. dlatego fale
przenikaj si - i oddalaj. "chwila spotkania", moment "styku", to zarazem
wyznaczenie "czasu" pierwszych reakcji i pocztek tworzenia si zdarze w
formule czasoprzestrzeni (tej konkretnej ewolucji w ramach oglnej). ale to
rwnie wyznaczenie przedziau wydarze oraz wzajemnych powiza. przedziau,
poniewa obecnie naley liczy w obie strony, dla atomw i pierwiastkw +/8 jednostek (czyli 24 40).
ale, i teraz to najciekawsze, tu opisywany punkt-stan 24 jednostki procesu,
nie jest tym samym, ktry dotyczy brzegu ycia. w liczeniu liniowym to jest
to samo, ale czasoprzestrzennie te dwie wartoci. to s maksymalnie bliskie
sobie punkty, bliej ju nie mog by (jeden kwant rnicy), ale s zarazem
maksymalnie w ukadzie odlege od siebie bowiem s dokadnie po przeciwnych
stronach osi symetrii. maksymalnie blisko, a zarazem maksymalnie daleko. co
najbliszego jest zarazem "po drugiej stronie" i najdalej, jak tylko moe by.
fizyczna maksymalna blisko to logicznie maksymalne oddalenie elementw
t blisko tworzcych. ech.
po tej samej stronie (generalnego procesu zwanego "wszechwiatem"), czyli ju
w fazie "do rozpadu" (wiata), te dwie fale, tworzce razem aktualn stron
procesu te fale oddziela cay omiojednostkowy zakres, 8-elementowy. jak?
zwyczajnie. proces nie ma adnych trudnoci z wyprodukowaniem takiego stanu,
tylko obserwator musi si poci w opisie. - nim fala przeciwna do fali "a",
wic warstwa idc w gr dojdzie do stanu 24, tego omawianego jako brzegu
ycia, upynie 8 jednostek liczenia. od rodka, od stanu 32 do tego punktu,
jest 8 jednostek. kiedy fala "a" opuszczaa ten brzeg i urywaa si kwantowa
przestrze ycia, dochodzio do "zatrzymania" czasu wydarze ewolucyjnych, bo
jednostka nie moe podlega ewolucji. materia bya i jest, ale nie ma drugiej
linii. a spotkanie z drug lini, ktre jest przed fal "a", to bdzie dopiero
w punkcie 32. wiec za osiem jednostek wydarze. ten okres, to czas "przerwy",
tutaj nie ma ewolucji. cho i atomy s, i wydarzenia. ale wszystko dzieje si
w obrbie tej jednej linii, fakt, podwojonej, bo inaczej by nie zaistniaa ale nie ma dopenienia "drugostronnego" do caoci zdarze. materia jest, ale
ewolucji nie ma, taki paradoks powstaje.
to ustalenie jest bardzo wane - jego zrozumienie warunkuje dalej zachodzce
fakty w ramach procesw. kiedy stwierdzam, e jest "jedna strona", ale brak
drugiej, to przecie opisuj jedn lini (tu atomw, jednak dotyczy to kadej
ewolucji). a skoro jest jedna i podwojona linia, to w jej ramach oczywicie
procesy ewolucyjne mog zachodzi i zachodz - tylko e s z zasady "kalekie",
"pokrzywione w lustrze". symetria jest w nich po prostu zachwiana a oglnej
i maksymalnej jeszcze (lub ju) nie ma. dlatego efekty musz by "stronne".
np. bdzie jaki "wczesny" atom, ale z czym on ma wej w reakcj, co stworzy?
eby ewolucja moga nabra si i mie rodki do dziaania, musz si ze sob
dwie linie (tu pierwiastkw) dopeni dwustronnie oraz jednoczenie po dwu
stronach. jedna cz, jedna linia to za mao do skomplikowanej struktury,
jedna zoona na p kartka to mao. musz by dwie "zoone kartki". najmniej
tyle, eby mona byo mwi o ewolucji wielopoziomowej i wielowymiarowej. bo
wczeniej mam fakt "paski", zdarzenie w ramach paszczyzny, bez dopenienia.
to jest, podkrelam, zdarzenie, zachodzi i si zmienia, ale nie ma struktury
fizycznej, wic tego, co dla mnie jest fizycznym wiatem. fizyka to nie tylko
zaistnienie "czego", ale take moliwo wspdziaania z innymi faktami.
450

taki omiojednostkowy odcinek wydarze fala przeciwna do fali "a", idca od


stanu rodka, pokona w 8 jednostek. w 8 jednostek, wic razem daje to przerw
16 jednostek. od chwili rozejcia si do ponownego wejcia w ten punkt, mija
czas 16 jednostek. jak wynika z tego liczenia (w ktrym mona si pogubi),
ilo wydarze ronie do wielkoci 24 jednostek. ronie pomidzy rozejciem
si fal "a" i "b", pomidzy punktem 24 brzegowym dla obecnej chwili i ycia
obecnego - a spotkaniem si w punkcie 16 tej fali, ktra si spotka z fal
"a" w rodku, w stanie 32. (uf, jak to brzmi.) czyli, mwic inaczej, 8 do
rodka dla fali "a", 8 dla fali przeciwnej do punktu 24, plus 8 dla tej fali,
nim dojdzie do stanu 16. (pokrtne to szalenie, ale ewolucja biegnie prosto,
tylko linie si zakrzywiaj, a szare komrki dostaj skrtu). "przerwa" trwa
24 jednostki, ale w nastpnym wydarzeniu brzegiem ponownie bdzie stan 24 (16
+/- 8), do tego zakresu bdzie przebiega wymiana energii w postaci atomowej,
reakcji midzy tak skomplikowanymi strukturami. itd.
podaj oczywicie te wyliczenia na zasadzie "do sprawdzenia", przede wszystkim
chodzi o logiczn konstrukcj, nie o detaliczne stany. operuj tu abstrakcj
w postaci obrazu wzajemnego przechodzenia fal wzgldem siebie, dlatego mog
szczegy umyka. ale, powtarzam, tu nie rozchodzi si o detale, wany jest
sam fakt tego przechodzenia oraz jego fizyczne przeoenie. proces jest w
swojej fizycznej formule banalnie prosty (prostszy ju by nie mone; i nie
jest to aforyzm, to fakt), ale jego zdefiniowanie krok po kroku wymaga wielu
logicznych amacw. kiedy staram si przeoy zdarzenie wielopoziomowe na
liniowe i nastpcze, musz zastosowa wanie takie zobrazowanie - nie mam
wyjcia. ale wystarczy banalnie prosta animacja, w ktrej jedna sfera bdzie
przecinana przez drug, jeden "balkonik" bdzie si nadyma, a drugi kurczy,
a ich wzajemne punktu spotka bd stanami "pogrubionymi" (przez wzajemne
ciskanie oraz spitrzanie si), eby wygldao to na oczywisty i prosty tok
ewolucji. sfera w sferze i wzajemne przenikanie, tylko tyle i a tyle. zasada
jest pewna i prosta, sama ewolucja j podpowiada, tylko prosta linia zapisu
nie pozwala na wiele i jest "lekko" skomplikowana.
kolejne wane ustalenie czyli przesuwanie si wzgldem siebie zjawisk ju
w trakcie wzajemnego "przenikania" si. z samego ujcia wynika ruch w takim
zdarzeniu, ale trzeba to silnie podkrela, poniewa efekty, skutki tego s
wane i wielkie - a w konsekwencji dramatycznie wane. i nie przesadzam. to
rzeczywicie na skutek tego przenikania si, chwilowego w obrbie tych zjawisk
wzajemnego przebywania, a nastpnie oddalania si "w szar dal" to skutkuje
dramatycznie. po stronie "spotkania" si ma efekt "pozytywny": co zrodzi si
z takiego zejcia stron, ale kiedy proces dociera do momentu, ktry wyznacza
fakt rozejcia si, to efektem jest dramat. dramat na skal wielk, ogromn,
maksymaln. tu nie tylko zy rozstania pyn, to w tej sakli nic wanego, ale
zaczyna si "zatrata", rozpad, rozproszenie elementw, ktre oznaczay taki
proces, ktre tworzyy wsplny fakt. pki ewolucje "s w sobie", dochodzi
moe do wymiany energii midzy stronami, kiedy oddal si poza przedzia, to
ewolucja si koczy. i rzeczywisto si koczy.
to znaczy - kiedy opisuj wydarzenia "liniowo", nastpczo i unieruchomione,
punkt 16 i spotkanie fal jest "stabilne". proste dodawanie wielkoci okrela,
e przedzia spotkania rozciga si do punktu 24. a kolejne przedziay w tym
zakresie maj wielko 20 (jako rodka) i 18 oraz 22. czyli ten najbardziej
mnie interesujcy przedzia. ale omawia to trzeba tak, jak zaprezentowaem
powyej, jako dynamiczne przemieszczanie si wzgldem siebie linii i caych
ewolucji. a to oznacza, e wyznaczenie zakresw zachodzenia na siebie a tak
oczywiste i "wyrane" nie jest, e musi by "rozmyte". nie tak oczywiste,
poniewa linia 16 przemieszcza si w czasie, kiedy nastpuje przyblianie si
kolejnych stanw z fali "a". przemieszcza si rodek wydarze, przemieszcza
si linia "a" i inne linie. rzeczywisto to nie prosta "skadanka", ale co
znacznie ciekawszego.
451

w rzeczywistoci jest to jeszcze bardziej ciekawe, poniewa dochodzi strona


druga wydarze. rysunek, ktry nakreliem wczeniej dla fal, jest poprawny
tylko e dopiero jest to jedna strona. tak bdzie to wygldao w liniowym
analizowaniu, w obrazowaniu fali w jej pojedynczym, stronnym istnieniu, ale
to jeszcze nie jest peny, podwojony fakt ewolucyjny. dlatego, poniewa nic
nigdy pojedyncze nie jest, dlatego trzeba zaprezentowa to dwustronnie, dla
dwu fal. - i teraz, ju jako fragment tamtego rysunku, musz przedstawi to
w sposb nastpujcy:

nawet jeeli jest to mao czytelne ujcie i schemat wydaje si zagmatwany, to


fala "b" rzeczywicie nie spotyka innych (po "drugiej" stronie punktu "16"),
dowolnie energetycznie zbudowanych wydarze - ale, co wane, w punktach dla
ewolucji wzowych "randkuje" ze swoim odbiciem, procesami identycznymi. po
przejciu caego zakrzywienia, wic po znalezieniu si dokadnie "po drugiej"
stronie, i to jako stan odlegy na jeden dokadnie kwant, obie fale dopeniaj
si z obu stron i tworz jeden nadprogowy ju fakt (fizyczny, realny fakt). a
dzieje si tak dlatego, poniewa fala "a" po obu stronach stanu-punktu "16"
jest symetryczna, czyli przed fal "b" s wydarzenia analogiczne, ktre miay
miejsce (wystpiy) w przedziale 24 - 16. i to jest, mwic inaczej, druga
strona tego procesu. kiedy opisuj to rozdzielnie i liniowo, to mam odlege od
siebie zdarzenia, ale kiedy nakadam to na sfer (a raczej w sfer zakrzywiam
i zamykam, ksztatuj zmian w formie kluli), wwczas odlege od siebie punkty
s "obok", dosownie obok siebie, o jeden kwant logiczny procesu od siebie.
i dlatego realnie uzyskuj jednostk w postaci "czego", ju dla mnie czego
(namacaln). - pomidzy 16 a 8, jako proces energetyczny, a nie w liczeniu
liniowo-nastpczym, ktre utrudnia opis i analiz (i po prostu wprowadza w
bd), wydarzenia s procesami o 16 + ile tam odlegymi od brzegu. to nic,
e w zliczaniu liniowym jest to "tylko" 8 jednostek, w liczeniu ewolucyjnym
ten punkt, dla fali "b", jest odlegy od brzegu a o 24 jednostki, ta fala
dociera do tego punktu po 24 jednostkach czasu od momentu, kiedy wystpi i
realizowa si brzeg maksymalnego rozkwantowania dla fali "a".
mwic inaczej - to jest nie co innego, jak druga strona rzeczywistoci. bo
ewolucja to nie jest linia, tylko wybuch-zapadanie si, to sfera zoona z
warstw. dlatego, kiedy fala "a" si zapada, to "dopenia" j idca "w gr"
fala "b", to ona daje drug stron (wspomniane "odbicie" w lustrze). "poowa"
ewolucji uzyskuje, w takiej samej odlegoci, symetrycznie pooony stan. taki
sam, pochodzcy z tej samej ewolucji, przynaleny do jednej reguy a jednak
pooony ju po drugiej stronie. i dopiero razem te dwie paszczyzny wydarze
daj jedno. ewolucj w jej rozumieniu dzisiejszym czyli zaistnia powyej
progu i fizyczn. wiat, byt to dwustronne zdarzenie, acz dla mnie jedno.
452

- "spirala ewolucji"
- zakrzywienie czasoprzestrzenne
- "model wulkaniczny"
pojcie "spirala ewolucji" to niewtpliwy "zysk" z rozpatrywania wydarze w
ujciu "wulkanicznym", to kolejny urobek pochodzcy z analizy tego modelu.
dopiero teraz, w innym zobrazowaniu, zamyka si i koczy tamto, rozpoczte
kiedy prezentowanie zjawisk. wspominaem wwczas o drobinach, czstkach oraz
zaczynajcej si na poziomie namacalnym spirali wydarze w postaci koowania
i wirowania energii obecnie czas poprowadzi to dalej, poszerzy wynikajce
z tego ujcia, eby zrozumie mechanizm "krenia" kwantw. jestem bytem z
wysokiego poziomu, moje reakcje s powyej progu fizyki (ale zawsze zawarte
s w Fizyce), dlatego przedziaw brzegowych nie dostrzegam one warunkuj
moje reakcje, ale ich nie mierz w aden sposb. jednak mog je opisa przez
odwoanie si do takiego modelu. to nic, e jestem "w rodku" i wewntrznie
w procesie, mog zdefiniowa wszystko, poniewa tutejsze jest pochodne wobec
tego "wszystkiego" gdyby byo inne, choby w minimalnym zakresie, mnie by
nie byo. dlatego, analizujc tu i teraz, ustalajc zmiany w zakresie jako
dla mnie dostpnym analizuj (i obrazuj) wszystko. powtarzam, wychodzc
w dziaaniu std, dojd wszdzie i warto t drog pokona.
opisywaem kiedy ukad atomw i pojedyncze atomy jako "wir" i energetyczny
"lej", ktry ruchem spiralnym "przepuszcza" przez siebie energi i zarazem
tworzy si w tym procesie. jak si okazuje, jak teraz mog to zapisa, tak
"spiral ewolucji", takim wirowaniem jest cao zjawisk, kady element oraz
pole-wszechwiat rwnie. rzeczywisto okazuje si by "zawirowaniem" i po
wielekro "zakrconym" procesem przemieszczania si (przepywania) kwantw.
to proces, ktry mona definiowa w rytmie wybuchu-zapaci dwukierunkowej,
dwustronnej i podwojonej "nici" materii. dokadnie tak, jak manifestuje si
to w komrce ycia, w "kodzie" genetycznym - tak samo, tylko na inn skal,
proces realizuje si w caoci zjawisk. tu nie moe by inaczej, to ten sam
proces, ten sam kwant, ta sama regua. skala zdarze inna, ale zasada zawsze
ta sama. i dlatego uywam pojcia "spirala ewolucji", bo jest to dokadnie i
zawsze ten sam proces. "podwojona helisa" nie jest wynalazkiem ycia tylko
ma w sobie zapisany, odwzorowany rytm tworzenia wszystkiego. to generalne
prawo: wszystko jest wydarzeniem dwudzielnym i jest podwojon lini. jest
spiral. skrcon lini ewolucji. kod ycia ma fundamenty na/w "samym dole"
rzeczywistoci, bo rzeczywisto jest tak podwjn, skrcon nici. zawsze
i wszdzie.
warto, trzeba z tego zrobi uytek w postrzeganiu i zrozumienia wiata i
wszech-wiata. jeeli stwierdzam, e wszystko, caa rzeczywisto "wiruje" i
jest energetycznym "lejem", przez ktry przepywa energia, jeeli mwi, e
jest to, nawet w tym maksymalnym ujciu, "spirala", a wic dwie podwojone i
skrcone ze sob linie ewolucyjne to wynikaj z tego dla mojego rozumienia
wiata wakie konsekwencje. mam oto nie tylko dwie linie, dwie paszczyzny
tworzce wszystko, ale mam "obraz" procesu, ktry raz znajduje si po stronie
"jasnej", a za chwil, jak dzie po nocy, przesuwa si w zakres "ciemny". tu
narodziny przeplataj si ze mierci, generacje i pokolenia pojawiaj si na
powierzchni, eby za "moment" zanikn w "odmtach" czasu oraz przestrzeni.
cao, powtarzam, cao zjawisk jest tak opisywalna. ma swoj stron jasn
i ciemn, nadpowierzchniowe i podpowierzchniowe wielkoci a zarazem biegnie
ich "okresowa" wymiana. "zejcie" za horyzont dotyczy pojedynczego osobnika,
ale dotyczy rwnie caej strony rzeczywistoci. przemienno i wymienno
jest pena. pki trwa ewolucja, dopki nie brakuje energii.
rzeczywisto toczy si koem - po spirali. wzejdzie na/po stronie jasnoci,
eby za moment zej do "podziemi". z perspektyw, e znw si pojawi.
i tak dalej
453

kosmologia 3.7.

454

- spirala ewolucji rola podwojenia w ewolucji


- ukad pierwiastkw "generalny" - doprecyzowanie
- rola pierwiastkw "brzegowych"
- zachwyt...
omawiajc na poprzednich stronach ukad okresowy pierwiastkw i jego kolejne
upostaciowania w trakcie powstawania spirali ewolucji, "spirali wydarze"
energetycznych - w zasadzie powiedziaem wszystko. przynajmniej tak wydawao
si do momentu przeanalizowania kolejnego zagadnienia. bo oto pojawia si
konieczno wprowadzenia malekiej, wrcz kosmetycznej uwagi. nie chodzi o
korygowanie bdu, bdu nie popeniem (jeeli nawet, to nie w zasadzie, a
w wyliczeniach; nawiasem, o ile s w tekcie bdy, tycz wylicze dlatego
kolejny raz zastrzegam, e wszelkie tu prezentowane wielkoci liczbowe naley
traktowa jako "potencjalnie" obarczone bdem i do sprawdzenia).
bdu, powtarzam, nie ma, jednak jest konieczno lepszego oraz precyzyjnego
zaprezentowania obrazu, ktry wyania si ze "spirali ewolucji". wanie, ten
widok by zasadniczym powodem, ktry zadecydowa o dodaniu kilku kolejnych
stron zapiskw. nie mogem, tak po prostu nie mogem oprze si doznaniom i
odmwi sobie przyjemnoci, eby tych obrazw nie odnotowa, kolejny ju raz
i wzmocnione. dlatego w nagwku pojawia si sowo "zachwyt". mam do takiego
okrelenia podstaw, to nie przesada. i mam do takich sw prawo bo obraz
jest zaiste niezwyky, jest co podziwia.
skd taki wstp rozdziau? chodzi o pierwiastki "brzegowe" ("przejciowe").
powodem, dla ktrego zdecydowaem si na doprecyzowanie wczeniejszych uj
ukadu okresowego, jest wielko, liczba pierwiastkw "przejciowych", ktra
je definiuje. przejciowych, czyli takich, ktre znajduj si na pocztku i
na kocu, midzy "lokalnymi" ukadami widocznymi fizycznie. wic pierwiastkw,
ktrych stanem w obecnym ukadzie jest wielko "0" i "142", brzegowych i nie
znajdujcych si w zakresie nadprogowym ewolucji. nawet nadawaem im nazwy
(chyba dobre), tyle e wymaga to pewnego maego sprostowania - doprecyzowania
numeracji (bo nie idzie o ujcie w skali "masowej", ich liczby masowej, tu
ustalenia pozostaj w mocy).
ale zanim do tego przejd, zamierzam powiedzie kilka sw na temat linii w
obecnym ukadzie, "zmieszania" linii tworzcych ksztat graficzny (a co za
tym idzie i rozumienie) ukadu. w innych miejscach tekstu duo, moe nawet
zbyt duo o sprawie wspominaem (bo moe to by obarczone bdem), ale temat
jest wany, dlatego do niego wracam. chodzi o to, e obecnie zmieszanie linii
interesuje mnie szczeglnie - i ponownie generalnie. dlatego, e jeeli nawet
ukad zosta w swych stanach "pomieszany" (a fizycznie byo to nieuniknione),
to na tym poziomie operacji na abstrakcjach nie ma to ju wikszego znaczenia.
zmieszany czy nie (raczej tak, i to solidnie), oddaje to, co najwaniejsze
dla obecnego zastanawiania si: dwoisty stan ewolucji. e s to dwie linie
ewolucyjne i dwa ukady, ktre wzajemnie si przenikaj i razem tworz peny
ukad (chwilowy oczywicie). czyli pene ewolucyjne zdarzenie. dlatego nie
musz ju analizowa, co i jak jest zmieszane, to nie zmienia obrazu. sprawa
jest wana dla ustalenia kolejnoci powstawania i przemian w ukadzie, ale
nie ma znaczenia, kiedy rozpatruje si caociowy "kwant ukadu". podkrelam,
cay kwant ukadu, poniewa aktualnie dla mnie "jednostk obrachunkow" jest
cay ukad, kwantem ewolucyjnym jest caa jego obecna posta - na ten moment
nie zmieszanie, ale caociowy fakt jest w centrum zainteresowania. co jest
czym w ukadzie, to zadanie dla kwantowych "detektyww", dla mnie wane jest
"ciao" ukadu, ktre opisuj. czy linia "a" bdzie tak, jak wyglda, czy
"b" bdzie takie - to ju temat do sprawdzenia przez fachowcw, istotne dla
mnie jest tylko to, e te dwie linie ewolucji przenikaj si i wspistniej
- a ja w ramach nich. co i jak zalicza si do poszczeglnych linii, czy maj
graficzny (i energetyczny co najwaniejsze) ksztat obecny, to sprawa ciekawa
i wana, ale do przeanalizowania kiedy i przy okazji.
455

- pierwiastki brzegowe
w punkcie pocztkowym obecnego etapu analizy ukadu okresowego pierwiastkw
dysponuj nastpujcymi faktami - mam dwie linie ewolucyjne tworzce zjawisko
oraz "pierwiastki brzegowe" w ramach tak zdefiniowanego zbioru. i to ju do
dalszych operacji abstrakcjami wystarczy.
o tych faktach pomylaem, kiedy kolejny raz zastanawiaem si nad ksztatem
przechodzcych przez rzeczywisto linii atomowych (czyli tworzeniem si w
jej ramach ukadw pierwiastkw). w czym problem? w tym, e te pierwiastki,
ktre okrelam jako "brzegowe" i "przejciowe", wic nie nalece do ewolucji
- e takie pierwiastki, ktre maj liczby (przykadowo "142") i znajduj si
pomidzy zakrelonymi na poprzednich stronach kolejnymi "emanacjami" ukadu
- e te pierwiastki musz by obecne w procesie inaczej, na innej zasadzie.
co to znaczy "inaczej obecne"? zastanawiajce byo to, e lokuj si w bardzo
szczeglnym punkcie ewolucji. a poniewa zajmowane przez nie miejsce w ujciu
logicznym posiada cechy szczeglne, to jest prawdopodobne, e rwnie posta
fizyczna tego punktu bdzie niezwyka. e musz to by stany dwustronne oraz
ewolucyjne, to oczywiste - bo to spenienie zasady, ale niekoniecznie musz
takimi by w ujciu logicznym i skrajnie brzegowym, jako osobliwo. bowiem
w tym momencie pojawia si opis jednokwantowy (kwant logiczny) i maksymalne
zbiegnicie lub stan maksymalnego rozpadu. wielko brzegowa to z zaoenia
osobliwo, wic nie bdzie posiada dwu stron (cho jest dopeniona z dwu
kierunkw). zarazem w procesie fizycznym, z czym borykaj si fizycy, musi w
dzisiejszym stanie wszechwiata wystpi zbir pewnych szcztkowych zdarze
energetycznych, ktry oznaczaj "strony osobliwoci" - bo obecnie zbiegnicia
logicznie maksymalnego ju by nie moe (brak si do takiego "docisku"), wic
jaka dwudzielno "punktu" jednak realnie zaistnieje. s to byty jednostkowe
z tego wzgldu, e stanowi punkt na/w linii ewolucyjnej tworzcej tutejszy
wiat i jego fizyk, ale zarazem nie bd to pierwiastki o "dwu twarzach", bo
gdzie by ich "janusowe" oblicza byy skierowane, to musi by logicznie i co
wane fizycznie jednostka w procesie. itd.
pierwiastki brzegowe, skrajne i osobliwe, to nie jest prosta sprawa, dlatego
nie podobaa mi si myl, e mona przeprowadzi to mechanicznie, mnoc stan
danego ewolucyjnego ukadu, czyli wielko 142 przez 8 - i nastpnie dodawa
punkty na brzegu do oglnego zliczania, co tu byo niepokojcego. dlaczego
kwestionuj liczb 1136 (a dla jednej strony: 142 x 4 = 568)? wanie z tej
ich pozycji w ukadzie. bo jeeli znajduj si w tym szczeglnym punkcie, to
nie ma ich w postaci dwu elementw na/w "granicznym pasie" i na "przejciu"
- "tu" znajduje si tylko jeden stan, jeden pierwiastek. logicznie przynale
oczywicie do dwu stron, ale przecie to osobliwo. e jest to wewntrzna
logicznie ewolucja (w ramach nadrzdnego procesu)? fakt. ale to nie znaczy,
e podwojona, e posiada obok bliniaka. to jest punkt, logicznie punkt. i
tak samo musi si to przedstawia fizycznie. na brzegu bowiem logika spotyka
si z fizyk, jakby nie byy te drogi analizy wczeniej pogmatwane. na swoje
usprawiedliwienie mam to, e nigdzie w tekcie nie stwierdziem, e s to dwa
pierwiastki (e na "biegunie" s dwa punkty), przeciwnie, mwiem o brzegowej
i jednostkowej formie. ale problem w tym, e w trakcie liczenia wziem je
jako dwa. cho, praktycznie, po dokadniejszym sprawdzeniu okazuje si, e
pomyka jest tylko "o jeden" stan, czyli niewielka - ale wystpia. dlatego
wymaga to skorygowania liczenia i przede wszystkim obrazu ewolucji ukadu (i
kadej ewolucji). sprawa jest tylko z pozoru drobna i nieistotna, a dlatego
posiada znaczenie, e pozwala inaczej spojrze na ukad. ot w tym "innym"
ujciu odmiennie bdzie si liczyo to, co tak gboko na mnie oddziaao,
kiedy opisywaem stany brzegowe i kiedy je nazywaem. zgoda, dotychczasowy
opis, ujcie masowe (od strony mas), to prezentuje si dobrze, jest poprawne,
co innego, kiedy chc zaprezentowa dokadn warto "liczbow" takiego bytu
tu potrzeba precyzji jest ewidentna i musi si pojawi w analizie.
456

dlaczego pierwiastek "142" zastanawia w jego pozycji? wynikao to z faktu,


e skoro wszystko jest wycznie kolejnym przechodzeniem jednej ewolucji w
drug i e nie ma w tym wyrnionego stanu (stanu "zatrzymania", zawieszania,
czy jako tak), e jest to proces kwantowy i cigy krokami kwantowymi to
ten pierwiastek (a przy okazji rwnie cay powstajcy Fizycznie ukad) to
nic innego, jak przesuwajcy si si po/w szczycie fali chwilowy, postrzegany
fizycznie stan. niby wspominam o tym w kadym zapisie, ale kiedy pojawia si
konieczno ponownego i dogbnego przemylenia zjawisk, wyaniaj si nowe
zagadnienia, ktre domagaj si uoenia obrazu w nowej konfiguracji. czasami
may fakt burzy dotychczasowy ad tak wanie byo w tym przypadku.
pytanie: skoro kadorazowo jest to przechodzenie przez stan rodka fali, to
dlaczego nie zgadza mi si to z ujciem brzegowym? czy rodek jest na/w tym
brzegu, w takim "osobliwym" pierwiastku? ale, z drugiej strony, take ujcie
brzegowe ma wielki sens, wynika z tego samego liczenia. skoro moe i zarazem
nie moe by takiego pierwiastka i jego brzegowego umieszczenia (bo to ciga
ewolucja), dlaczego i jak on mi si pojawia? sprawa, powtarzam, zasadnicza
dla zrozumienia ukadu, warta solidnego przeanalizowania i opisu, co i jak w
tym punkcie si dzieje. bo wydarzenia na/w tym punkcie s i zarazem ich nie
ma. - mwic inaczej, kiedy postrzegam taki fakt z pozycji wewntrznej i tym
samym fizycznej, pierwiastek brzegowy znika jednak kiedy analizuj procesy
z pozycji zewntrznej i logicznej, pojawia si w caej krasie. jest i nie ma
go jednoczenie, bana ewolucyjny.
takie figle ewolucji opisywaem ju wielokrotnie - podkrelanie, e to stan
brzegowy, wic nie nalecy do ewolucji, a zarazem, w szerszym ujciu, obecny
jak najbardziej w generalnym procesie, tego nie musz podnosi, to wynika z
samej zasady kwantowej zmiany. co jednak w tym wypadku byo zasadnicze i po
prostu zastanawiao, e tak logicznie wyznaczone brzegowe pierwiastki wszak
nie znajduj si poza generaln ewolucj, nie s to jako "duchowe", ale jak
najbardziej "ywe" i namacalne stany. fizycznie s poza procesem i zmian,
ale logicznie jak najbardziej w nim. a w tym konkretnym przypadku rwnie w
obrbie fizycznym przecie s tu, "obok", poza pomiarem, ale w strukturze
wiata. i dziaaj jako elementy w ukadzie, np. w postaci "142" i "0".
zastanawiaem si, co si dzieje, kiedy jeden ukad przechodzi w drugi. czy
bdzie to zachodzio w ten sposb, e pojawi si "linia przerwy", jaki stan
szczeglny, ktry bdzie takim pierwiastkiem brzegowym? pomys, zapewne nie
musz tego uzasadnia, do odrzucenia. bo ewolucja to cigy przepyw energii
a to wyklucza wszelkie przerwy. czyli z jednej strony miaem w analizie
agodne przechodzenie midzy stronami, a jednoczenie na rysunku (i w gowie)
stan jednego zaczynajcego lub koczcego zmian kwantu. wic dylemat, jak
to jest - czy agodne przejcie, czy jeden kwant?
dylemat, jak zwykle w ewolucji, pozorny. jest i tak, i tak. to znaczy, jeeli
umieszczam na pocztku ukadu (czy na kocu) jeden stan, ktry wyrniam w
caoci, to umieszczam na pocztku "jedynk" - ale przeprowadzam taki zabieg
w ramach innych kwantw. mwi inaczej, kocem, stanem 142 ukadu obecnego
jest jeden kwant - i jest to w rozumowaniu stan jednostkowy (zgadza si to z
ujciem falowym, jako brzegu fali), ale jednoczenie naley on do paszczyzny
zdarze, jest otoczony, jest w przedziale caego (i duego) zbioru postaci
jednokwantowych. czyli jest wpisany w paszczyzn jednokwantow (zbir). i
dlatego moe i musi by na pocztku i na kocu ukadu stan jednego kwantu,
jednego pierwiastka - a zarazem musi to by przejcie wielkoskalowe agodne
i nastpowa w wielkim zakresie. i nie ma tutaj sprzecznoci, a jedynie brak
w analizie uwzgldnienia, e to paszczyzna i zbir elementw o takiej samej
konstrukcji, jednokwantowych wydarze. kiedy analizuj pierwiastek brzegowy,
to odwouj si logicznie do jednostki, ale jednostki w fizycznym zbiorze
analogicznych sobie kwantw. kiedy pomijam ten aspekt, tworz si dylematy
interpretacyjne, ktrych realnie nie ma. a na pewno nie ma ich ewolucja.
457

- procesy przejcia
mam na/w brzegu, w punkcie osobliwym, agodne przechodzenie ewolucji, w tym
zakresie pojawia si, jako jedynie moliwy, stan jednokwantowy - jeden fakt,
w tym przypadku pierwiastek. i peni on rol jednostki, jednego kwantu. tyle
e w zbiorze. nigdy nie wolno mi zapomina o tym, e kady wyrniony stan
jest elementem zbioru. jedynki, punktu, tylko jednego kwantu, ktry bdzie
oznacza "wszystko" - czego takiego nie ma. mog nie rejestrowa otoczenia
i dopenienia do zbioru, ale mog by pewnym, e ten zbir istnieje. jeeli
nie w tej chwili i obok, to w skali historii (czyli rwnie "obok", przecie
kady zbir buduje si w przestrzeni i w czasie). moje zdefiniowanie jedynki
zawsze dopenione jest innymi wsptworzcymi ten zbir elementami dla
mnie co jednostkowego, to w szerszym obrazie "reprezentant" zbioru, naley
do licznych zjawisk w szerszej skali.
przy czym, co take tu zachodzi, postrzegana przez mnie jednostka wewntrznie
take jest zbiorem, bowiem skada si z mnogoci elementw albo potencjalnie
jest zdarzeniem, ktre do postaci zbioru moe si rozkwantowa (kiedy mam do
czynienia z osobliwoci). do pewnego stopnia, ale tylko do pewnego, jest to
zbiene z tym, co matematyka mwi o zbiorze jednoelementowym, to jest wanie
taki przypadek. z tym, e ten stan "sam dla siebie" jest dwudzielny, peni
rol "jedynki", ale jest dwudzielny (poza oczywicie kwantem logicznym na
poziomie absolutnym kady inny kwant jest stanem dwudzielnym). - wane jest
tu rwnie to, e taki "punkt osobliwy" ma "dopenienie" (podkrelam mocno
ten wtek mylenia, bo ma szalone konsekwencje) - ma dopenienie w postaci
sobie podobnych-identycznych stanw, ale ju w ramach innych ewolucji, "tak
w ogle". poprzez czas-przestrze, poprzez kolejne ju "wcielenia" ewolucji
(w ramach pola-wszechwiata czy nieskoczonoci). ten punkt, obecnie i w mojej
obserwacji "osamotniony", ma "towarzystwo" zbir nieskoczony. tu i teraz
jest "samotnikiem", indywidualnoci, ale w szerokiej skali jest elementem,
kwantem, czci zbioru. zrozumienie tej zalenoci, powtarzam, ma znaczenie
i przydaje si zwaszcza przy analizie "czarnych dziur" oraz "zbioru stanw
osobliwych".
stan "142" jest jednostk, ale przynaley do wydarzenia zbiorowego, i takich
kwantw jest obok niego sporo. to zbir, ktry dla nastpnej ewolucji stanowi
punkt brzegowy i wyjciowy (lub kocowy), peni rol stanu przejciowego w
tym szeregu. - mwic inaczej, jest to, kiedy rozpatrywa kierunek, ktry ku
rozpadowi idzie, "w gr", e stan "142" jest pierwiastkiem, ktry bdzie si
nastpnie rozpada, jest to kwant, ktry zaczyna podziay, to z niego pocznie
si "radiacja" nastpnych stanw, to on stoi na pocztku linii rozpadu. mimo
e sam jest elementem (kwantem) w radiacji wikszego zakresu, dla konkretnej
i lokalnej linii ewolucyjnej stanowi punkt wyjcia zdarze, to jego podzia,
najmniej na dwa stany, zaczyna proces lokalny. - to samo dotyczy stanu "0",
ktry jest kwantem logicznym w/na paszczynie zdarze, to od jego pocze
(podwoje) rozpoczyna si tworzenie pierwiastkw kolejnego rzutu. tego faktu
rwnie nie ma w ukadzie.
wniosek: nie ma dwu pierwiastkw brzegowych. jest jeden, ktry peni podwjn
rol: koczy i zaczyna ewolucj. stoi na zakoczeniu jednego cyklu wydarze
i jednoczenie zaczyna nastpny. dobrze to wida na rysunku, gdzie mona to
przedstawi numerami. licz dla jednej strony wydarze, dla podwojonej linii
jednej strony.

458

- "fala ukadw"
tak wyglda rozkad dla jednej strony wydarze ewolucyjnych. przy czym w tym
zliczaniu stan "142", numer tego pierwiastka, skutkiem samego liczenia, si
przesuwa. jednak ten "szczeglny pierwiastek", czyli na tym rysunku, w tym
liczeniu stan 141, jest odpowiednikiem "142". jako e doda trzeba wielko
"0". w liczeniu sumarycznym pierwiastek 141 jest stanem 142 oglnego procesu
wane jest to, e stany 141 i 283 (142 i 284 inaczej), to stany brzegowe, to
s "pierwiastki jednokwantowe". nie ma tutaj dwu stanw, cho jest przejcie
midzy fazami ewolucji. i numeracja, jak wida, w tym poszerzonym ujciu si
zgadza. dla obu stron bdzie to wygldao w sposb nastpujcy:

maksymalna wielko moe wynosi 640 stanw, ale rzeczywista liczba to 568
- a w praktyce ostatnia wielko to 567, bdzie nosi taki numer. dlatego,
e jednoczenie bdzie to "0", bdzie to wielko ju przejcia generalnego,
bdzie to stan "567/0", pocztek oraz koniec. z takiego rozpisania wynika, co
atwo podliczy, e powstanie realnie, nie teoretycznie (cho cao analizy
jest teoretyczna), e powstanie 565 jednostek. a kiedy przyj wielko 567/0
za odrbny stan, to bdzie 566 jednostek. z tych rnych zlicze wyprowadzi
mona wniosek, e odchyka wynosi dwa elementy. w kadym razie wielko 283
(284) i 567 (568) peni rol rodkow.
zasadnicze pytanie, ktre w tym miejscu trzeba zada, ma posta: dlaczego
licz nie dla omiu elementw, a jednoczenie twierdz, e jest to ju peny
zakres ukadw, przecie na rysunku s cztery zakresy? ju w trakcie liczenia
maksymalnego, czyli 640 jednostek, wwczas wyjaniaem, e wicej jednostek
by nie moe. a realnie, jak wida, powstanie nawet mniej stanw. brzegowe
wielkoci "obetn" fakty "wystajce" ponad wewntrzne. w takim liczeniu s
dwie strony, pena omioelementowa ewolucja. - pytanie: dlaczego tylko cztery
zakresy na rysunku? to jest pena, ju pena ewolucja, i nie jest to bd.
jest to maksymalna, dwudzielna ewolucja, ktra ma w sobie nie jedn lini,
ale dwie. powtarzam ten wniosek, ukad obecny tworzy nie jeden kwant, to nie
jest jednostka, ale s to dwa kwanty, to kwant ewolucyjny. z zasady w ramach
fizyki nie moe by jednostki, to zawsze kwant podwojony, ewolucyjny. nawet
w tym przypadku, kiedy analizuj skrajn rozmiarami abstrakcj (bo dotyczy
to caoci ukadu okresowego, i to wraz z logicznie wywiedzionymi dodatkami),
to rwnie taka abstrakcja zawiera w sobie podwojenie. tabelka z symbolami
pierwiastkw to oddanie procesu dwudzielnego i ten fakt musi si w takim
ujciu zawiera (i odzwierciedla). to, e w ukadzie s dwie linie, "a" oraz
"b", to oznacza, e s to ju dwa ukady, dwie strony ewolucji, nie jedna.
std liczenie musi by ju na wejciu dwustronne. na rysunku mam maksymalny,
omioelementowy stan ewolucji ukadu, ale jednostk liczenia jest dwudzielny
kwant ewolucyjny. czyli jeden zakres to dwa kwanty, cztery odcinki po dwa
elementy i osiem jednostek.
459

podkrelam - kwantem logicznym tego liczenia jest jedna linia ewolucyjna, w


innej terminologii jeden ukad pierwiastkw. bowiem obecny jest ju zoonym
bytem - zoonym z dwu linii, z dwu ukadw. to jest stan ewolucyjny, stan
poczenia i zmieszania dwu linii. peni rol kantu logicznego w liczeniu,
ale jest kwantem ewolucyjnym (dwuliniowym, dwupaszczyznowym), to struktura
energetyczna wysokiego poziomu. za chwilk poka to na rysunku, tu powiem
jeszcze, e jest to maksymalna, omioelementowa ewolucja. ewolucja generalna
ktra moe zaj w takim dziaaniu. obecnie przeprowadzane operacje na takiej
abstrakcji to najbardziej skrajne logicznie, najdalej sigajce w kwantowaniu
dziaanie, na ktre mona sobie w ramach ewolucji pozwoli (w materialnym jej
wntrzu). w tej chwili bior za jednostk obrachunkow cay ukad, cay zbir
elementw, ktry zwie si "ukadem pierwiastkw". zbir obecnych pierwiastkw
oraz tych, ktre mog, przez logiczne dodawanie zasady, zaistnie gdzie i
kiedy w przemianach. jest to wielko jednego kwantu, ktry zawiera w sobie
maksymalnie, jak liczyem, 80 elementw, a praktycznie 70. poniewa w sumie
tyle ich moe si zmieci na szczycie fali, co daje, odpowiednio, 64 i 560
elementw skrajnie pojawiajcych si w ewolucji. a jak wida z przeliczonych
przed chwil stanw, to w ramach tych brzegowych moe powsta jeszcze sze
elementw. co daje razem 566 jednostek. std wynikaj konsekwencje w postaci
nie omiu odcinkw, ale czterech podwojonych. tak to wyglda na rysunku:

jeszcze raz, kolejny i do znudzenia podkrelam, e aktualnie moim kwantem


liczenia jest wielko caego ukadu, caa jedna linia ewolucyjna wchodzca
w skad, budujca fizycznie rejestrowan posta ukadu pierwiastkw ktra
to linia peni rol jednego kwantu logicznego. nie wszystkie elementy ukadu
obecnego, ale "poowa" jest jedn lini cao to stan ewolucyjny, kwant
ewolucyjny. z tym e uyte tu okrelenie "poowa" nie oznacza arytmetycznej
wielkoci, przecie ukad tworz elementy dwu generalnych linii (oraz wielu
mniejszych), a przez to s pierwiastki reprezentowane w niejednakowy sposb
zastosowane okrelenie ma odda fakt zawartej w ukadzie dwuliniowoci. co
to oznacza? to, e dysponuj w obu liniach wielkoci analogiczn - e dalsze
przeobraenia musz liczy analogicznie i przedstawia jako procesy logicznie
ju do niczego nie redukowalne. musi zaistnie druga strona i drugi brzeg w
liczeniu na kwantach logicznych. i to dlatego musz w liczeniu operowa nie
wielkociami nastpnych fal, ale pierwszym i wyjciowym ukadem pierwiastkw,
pojedynczych kwantw i jego obrazem - tutaj kwantami s jednostki w postaci
zbioru, a cao procesu to odcinek midzy 0 8.
gdzie "rodzi" si ukad pierwiastkw? na/w zakresie 0 - 2. w tym przedziale
dwuelementowym powstaje najmniejszy kwant ewolucyjny, dwie strony procesu,
czenie oraz rozpad razem. to s najmniejsze wielkoci w obrbie ewolucji.
zaistniao ju osiem elementw, ale s tylko cztery kwanty ewolucyjne, tylko
cztery odcinki ewolucyjne. dlatego w liczeniu pojawiaj si jedynie cztery
ukady podwojone (dwuliniowe), dlatego s tylko cztery elementy, poniewa s
one ju dwoiste i skadaj si z dwu kwantw (dwu stron).
460

jak na rysunku wyranie wida, w ramach ewolucji wystpuj cztery zakresy, w


ktrych powstaj dwudzielne wielkoci (0-2, 2-4, 4-6, 6-8) - tylko tyle moe
powsta ukadw z tych logicznych pocze. powstan cztery podwojone ukady,
ale skada si na taki fakt osiem jednostek (tu linii energetycznych, ktre
oznaczaj zbir w postaci ukadu). powstan tylko cztery interesujce mnie
ukady (ywotnie interesujce), ale logicznie bd skada si cznie z 8
jednostek.
i to jest "ten drugi brzeg" liczenia kwantowego, drugi skrajnie dostpny w
analizie. na samym "dole" rzeczywistoci (definiowanej Fizycznie), czyli na
poziomie kwantw logicznych (absolutnych jednostek energii), miaem ten sam
rytm - i takie samo realizowanie si zmiany. a obecnie, ju po przeciwnej i
maksymalnej stronie, na drugim skrajnym brzegu liczenia, znw w analizie mam
tylko jednostki i znw ten sam rytm kwantowy (i take w formule logicznego
kwantu). tylko e tym razem "jednostka obrachunkowa" zastosowana w operacjach
jest wielkoci caego ukadu, jednej linii obecnego ukadu pierwiastkw (lub
jednego ukadu obecnego, kiedy go traktowa jako kwant ewolucyjny, jednostk
ewolucyjn). co byo stanem pocztkowym w analizach i lokowao si najniej
w ewolucji, uzyskuje swoje dopenienie po drugiej stronie liczenia i to,
co trzeba podkreli, w takiej samej formie. zawsze mam kwant logiczny, jeden
element, jednostk.
przy uwzgldnieniu zasadniczego oraz dodatkowego w tym rozumowaniu faktu, e
jest to i tak tylko jedna strona procesw energetycznych, ktre wsptworz
zbir w postaci pola-wszechwiata. przecie wszelkie powysze dziaania s
w relacji do materii atomowej, dotycz "materii namacalnej" (zdefiniowanej
tak ze wzgldu na swoj "ziarnisto" i oporno dla obserwatora i moliwo
do pomiaru). dopiero przeprowadzenie takiego samego, analogicznego w formie
logicznej rozpisania kwantowego dla caoci materii (czyli tego, co obecnie
okrela si promieniowaniem i materi), tylko razem takie zliczenie moe da
poprawny, dwudzielny maksymalnie rezultat. nie musz zapewne podnosi w tej
chwili ju argumentu, e opis rzeczywistoci przeprowadzony tylko w postaci
ukadu pierwiastkw to dopiero poowa, tylko jedna z tak nakrelonych stron
ewolucji. w poszerzonym rozumieniu elementw tworzcych moje otoczenie jest
dokadnie o poow wicej.
oczywiste jest rwnie to, e kada ze stron, sama dla siebie, jest penym,
dwudzielnym, dwuliniowym i podwojonym zawsze wydarzeniem. ale jednoczenie
skada si na jeszcze szerszy zakres wydarze, na ca spiral ewolucji. na
te wielkie, ju maksymalne, "helisy" wydarze. promieniowanie jest samodzieln
lini ewolucyjn (i pen ewolucj), materia atomowa rwnie ale cznie
obie formy take stanowi pene ewolucyjne wydarzenie. kada z tak opisanych
stron procesu energetycznego jest faktem podwojonym, ale suma, rzeczywisto
w formule promieniowanie-materia take jest zdarzeniem podwojonym. co wicej,
tylko zazbianie si tych wydarze i ich czny stan jest tym, co z kadej
strony mnie otacza i wsptworzy. mog naturalnie chwilowo i lokalnie z tego
otoczenia wyodrbnia ktr z ewolucji i ni operowa (i zawsze to bdzie
stan dwudzielny oraz ewolucyjny), ale dopiero dopenienie w postaci drugiego
zakresu pozwala na zdefiniowanie i zrozumienie zjawisk. dziel wiat ja, byt
o pewnej materialnej konstrukcji, wprowadzam w proces przejcia i stany, ale
to zawsze jest podzia jednoci, jednego energetycznego procesu. musz tak
dziaa, przecie to moje zdolnoci (i przyrzdy) pozwalaj zrozumie fakty,
ale na koniec musz strony poczy. jedna strona, cho ewolucyjna sama dla
siebie, to nie wystarcza do poznania, musi by wspwystpowanie stron, eby
cao mona byo rozpozna.
dla mnie, bytu zbudowanego z materii oraz promieniowania, maj znaczenie oba
stany energetyczne, i materia, i promieniowanie s bowiem yciowo wane.
rozdzia tego jest bdem, nie pozwala na pene samoopisanie. promieniowanie
staje si materi namacaln materia przechodzi w promieniowanie (e = mc2).
461

- szczyt fali ukadw


- "ukad pierwiastkw" jako abstrakcja
z abstrakcj, ktrej przypisuj stan caego zbioru atomowego, za ktr stoi
cay ukad pierwiastkw (ten obecnie fizycznie namierzany, jak i wypracowany
logicznie), przy pomocy takiej abstrakcji mona przeprowadzi wiele rnych
operacji - z rysunkiem, ktry symbolizuje kolejne poczenia ukadw w tym
podstawowym rytmie, take mona przeprowadzi rozbudowane analizy, w tym i
takie, ktre sigaj samych podstaw, na przykad tego rodzaju:

maa fala na schemacie to zobrazowanie powstawania dwudzielnych ukadw, ta


fala naturalnie wpisuje si w przebieg wyszego rzdu, czyli w dwudzielno
caego tak zakrelonego ukadu. - mwic inaczej, obecnie ju dwa podwojone
stany, kwanty ewolucyjne traktuj jako podwojony i cznie jeden stan. co z
tego wynika? otrzymuj w opisie (i analizie) dwie strony wydarze, a kada z
nich to dwa procesy dwudzielne. - dalej efektem takiego ujcia jest to, e
mona okreli (po prostu wyliczy) przedziay najwikszego, najlepszego w
procesie istnienia, przedziay wsplnego istnienia ukadw czstkowych ich
wspwystpowania obok siebie. czyli mona wyznaczy szczyty wsplnych i tak
dla mnie wanych (bo fizycznych) reakcji. tak to bdzie wyglda:

czyli w przedziale pomidzy punktami "1" a "3", z maksymalnym stanem w "2",


istnieje, najintensywniej manifestuje si to dwudzielne wydarzenie, ktre ma
dla mnie posta materii. to w tym przedziale ewolucja materii uzyskuje swoj
pen, najbardziej stabiln posta. cz, punkt oznaczony jako "2", to stan
szczytowy tej fali, to przedzia istnienia najbardziej harmonijnego dla tych
czterech elementw (to fizycznie jest przedzia i rozciga si rwnomiernie
po obu stronach tego punktu). odwoujc si do wielokrotnie przywoywanego
ju terminu, to jest "piana na szczycie fali" - trwajca przez jaki (krtki)
moment...
z tego rysunku wida rwnie, e w zakresie, w przedziale pomidzy 0 - 1 (i
7 - 8/0) nie ma ewolucji, nie ma przemian. bo nie ma dwu elementw cznie.
dopiero w przedziale zaczynajcym si od stanu "1", a koczcym w "3", w tym
przedziale istnieje ewolucja. pki si znw nie rozjedzie. szczyt poczenia
i "zmieszania" wypada w punkcie "2". - zaznaczam, e to w tym przedziale, w
przedziale rozumianym jako odcinek 1 - 3, to tutaj zachodzi mieszanie oraz
czenie si, przenikanie i wspwystpowanie dwu fal. i a czterech ukadw.
a przy uwzgldnieniu strony promieniowania, nawet omiu linii ewolucyjnych,
ktre wspwystpuj obok siebie. lub omiu ukadw materii - ale to w innym
ju ujciu. o czym za chwil.
462

obecnie chciabym wprowadzi jednostk, ktra moe by uznana za wtpliw, i


to pomimo, e o niej wielokrotnie mwiem - 8. jednostk omiu miliardw, w
tym przypadku 8 mld lat. dlaczego tyle? ju na poprzednim etapie liczenia
czasu trwania "wszechwiata" (czy jego czci) ta liczba i jej wielokrotno
si pojawiaa. co wicej, na przestrzeni caego tekstu ta wielko w rnych
odniesieniach wystpuje, jest po prostu konieczna w opisie. i nie tylko jako
bezporednie nawizanie do wielkoci kwantowych, ale ma znaczenie fizyczne,
nie sposb bez niej zdefiniowa oraz zrozumie procesw. dlatego mam prawo
oprze dalsze podliczanie i przedstawianie zalenoci ewolucyjnych na tym,
przecie logicznie ustalonym stanie (temat jest wany, dlatego jeszcze wrc
do niego). e tyczy to miliardw lat, e z mojej perspektywy to "ogromna",
wrcz paraliujca wielko? wobec wiecznoci to chwilka i kwant liczenia
zmiany, tylko kwant. c to szkodzi, e bior do operacji logicznych tak, z
pozoru wielk warto, liczba jak liczba, przecie tylko rzd zliczania si
zmienia (miliard w t czy tamt stron w ewolucji to bez znaczenia, Ewolucja
o adnych miliardach nic nie wie...).
pozwol sobie przedstawi ponownie rysunek, ktry przed chwil wypichciem.
czyli obrazowanie dla ukadw w ich elementarnym, logicznym przebiegu. tym
razem rysunek z maym "dodatkiem":

czy nie prezentuje si to ciekawie (eby nie powiedzie: wspaniale)? warto


si przyjrze i przeanalizowa - c takiego interesujcego na tym rysunku
wida? to samo, co poprzednio i zarazem "dodatek", jak to wyej okreliem.
przypisanie tym szczeglnym odcinkom, ktre symbolizuj, definiuj jeden ukad
pierwiastkw, czyli s kwantami logicznym w tak opisywanym procesie ot
przypisanie takiej jednostkowej wielkoci (w postaci 8 miliardw lat) odcinkom
ewolucji ksztatujcej zbir atomw, to pozwala wyznaczy i okreli (przy
pomocy wielkoci liczbowych), cay przedzia 64 miliardw lat. ze rodkiem
w punkcie 32 - jak w kadej "przyzwoitej" ewolucji by powinno. i co to mi
daje? ha! a daje, daje. kolejny rysuneczek:

463

ju dawno-dawno ustaliem pewne wielkoci, ktre opisuj powstawanie ycia,


a niedawno odnosiem si do nich ponownie, jako pooenie na fali wydarze,
w ktrych dochodzi do spotka fal (a w ich zakresie dogodne warunki). i oto
na tym rysunku dzieje si co ciekawego. podzia procesu na odcinki, ktre s
odcinkami 8-miliardowymi (w latach), to daje moliwo ustalenia, w ktrym
momencie dochodzi do wzajemnego dziaania na siebie dwu linii (tu w postaci
linii tworzcych ukad pierwiastkw, szerzej materi). i daje moliwo, jak
wida, w zgodzie z zasad rodka - ustalenie, kiedy powstao dogodne do ycia
"zmieszanie" energii. doskonale, bo jaskrawo i w liczbach wida na rysunku,
e przedzia pierwszych omiu miliardw lat, pierwszy odcinak nie mg wej
w zakres liczenia, by jednostk. tu jeszcze nie byo dwu ukadw tworzcych
wsplny efekt. fale-linie tutaj si nie spotykay. dopiero w przedziale 8 16, jak wymaga ewolucja, byy dwie jednostki (stan 16 maksymalnie). i to w
takim przedziale wydarzenia, w swym rodkowym biegu, uzyskuj posta dogodn
dla ycia. i ono, wedug wylicze tak przeprowadzonych, powstaje. szacunki w
odniesieniu do pocztkw biologi opiewaj na 4 miliardy lat (dla ziemi), 4
miliardy liczone wobec rodka procesu.
nastpnie - "2". czyli wielko "16" jednostek (miliardw lat). tutaj, w tym
punkcie, wic w chwili wypenienia si drugiego cyklu, dochodzi do pojawienia
si czego? rozumu. a w kadym razie gdzie tutaj, w okolicach rodka tego
odcinka idcego do stanu "32". czyli rodek rodka... e obecnie jest, tak
na oko, 18 miliardw ewolucji? c, w kocu nikt nie twierdzi, e dokadnie
w punkcie "2" si znajduj. w kocu co si ju przesuno dalej od "tamtej"
chwili. a jak konkretnie daleko mogo si "to wszystko" przesun w liczeniu
i kwantowaniu? o, ciekawe pytanie. przed chwil o tym wspominaem, cho tu
wida to znacznie adniej. na tych "poziomach", kreskach oraz cyklach, ktre
diabli wiedz co znacz, trudno byo si poapa (acz miay symbolizowa fale
i ich wzajemne wspdziaanie). tu, prosz tylko zerkn, doskonale wida, e
przedzia cznego i stabilnego istnienia tak wyznaczonej ewolucji (ycia i
dogodnych warunkw do ycia), znajduje, rozciga si pomidzy stanem "12" a
"20" jednostek. czyli po obu stronach punktu "16" na wielko 4 jednostek i to symetrycznie. 16 miliardw lat, ale punkt "2" w caej skali, rodek. a
wypenienie si trzeciego cyklu oznacza zakoczenie, rozejcie si i rozpad
wsplnej ewolucji tutejszej materii - i przypada na punkt "24" jednostek w
ramach caoci procesu. i tak dalej...
to "dalej" opisywaem wczeniej w postaci spotka rnych fal, co oraz jak
powstanie. ze szczeglnym podkreleniem, e punkt na fali oglnej "32" (32
miliardy), to punkt "osiowy", centralny w ewolucji - ale przez to do ycia
"mao dogodny". to nie sprzeczno, chodzi o podkrelenie, e nie sam rodek
i osobliwo, ale przedzia okoo rodka (do-od) naley do najlepszych miejsc
w ewolucji. kada skrajno (nawet idea) jest do istnienia punktem trudnym
i niegocinnym. jest jej warunkiem i osi symetrii, ma szalone znaczenie, ale
ewolucja "w punkcie" si nie toczy. dlatego trzeba by zawsze w rodku, byle
nie w cakowitym rodku - zawsze w rodku rodka, ale z daleka od zupenego,
gdzie bezruch.
naturalnie, powysze ujcie jest wydumanym i logicznie skrajnym, podaj to,
bo spenia warunek poprawnoci, tak jest. ale ewolucja w zakresie "wysokim",
powyej kwantu ewolucyjnego, nie musi si "obawia" takiego "zatrzymania" w
rodku - bo tego nie ma w procesie fizycznym. takiego doskonaego, wic "co
do kwantu" rozoenia si energii na stronie nie ma. jajeczko (czy plemnik),
kiedy dochodz do osi symetrii, punktu zaamania, cho s bytem maksymalnie
"w sobie" uporzdkowanymi, s zarazem "stronne". wspominaem, e gwarantuje
to sama "niestabilno" Kosmosu, "stronno nieskoczonoci". dlatego nie ma
"penego" uspokojenia ewolucji, cho jest maksymalne - i przez to podane,
to jedyny taki punkt w dziejach (wszechwiata). tak zakrelony cykl, 0 64
miliardy lat, to peny cykl wydarze - a zarazem niewielka ich cz.
464

- model wulkaniczny
cig dalszy
na poprzednich stronach mwiem o wydarzeniach ewolucyjnych w postaci jednej
fali i opisywaem procesy jako przecicie si i zmieszanie dwu linii. kiedy
jednak definiowa cae ewolucje jako fale, musi zosta zaprezentowany szkic,
na ktrym trzeba pokaza zasad, e rodek wydarze pozostajc zawsze punktem
rodkowym, przesuwa si (jest rodkiem w postaci kolejnych szczytw fal). to
kadorazowo jest rodek procesu, ale zarazem inny rodek, ktry wyznacza i
okrela lokalny stan w ewolucji i jego istnienie. przecie wszystko pynie,
i warto to potraktowa nie wycznie aforystycznie, ale jako bardzo gbokie
zdefiniowanie rzeczywistoci - poszczeglne wydarzenia wschodz lub zachodz
za horyzont wydarze ("rodz si i umieraj - a oboki jak oboki"). bowiem
otaczajcy mnie wiat to zoenie zjawisk, a w tu prowadzonym opisie zoenie
fal. dlatego poniej kolejny rysunek, ktry do tego nawizuje:

co jest tu wane, na co warto zwrci uwag? na fakt, e praktycznie nie ma


adnej przerwy w ewolucji, zawsze jest "szczyt" i punkt brzegowy. i e zawsze
rejestruj proces w postaci "zmieszania", fizycznego zoenia linii. o ile to
oczywicie jest zakres wewntrzny, czyli pomidzy punktem "1" a "7". to w tym
przedziale znajduj si dwie linie, ktre mog si ze sob "pomiesza" (oraz
"poskrca"). nawet jeeli jedna z nich ju si wyczerpaa, to druga, jako
wydarzenie dopeniajce i kolejne w cigu fal-linii, uzyskuje fizyczn, dla
obserwatora "namacaln" posta (i wyania si zza horyzontu). kiedy jedna z
nich cakowicie znika na danym poziomie (tu materii, czyli wszystko ulegnie
ju rozpadowi), to skutecznie zastpuje j nastpna fala, ktra w momencie,
kiedy poprzednia si "wypalia", uzyskuje dopiero swj maksymalny, szczytowy
stan rozkwantowania. - dla mnie jednolity w obserwacji proces skada si z
wielu wydarze, ktrych nie dostrzegam, tworz go elementarne procesy, ale na
skutek tego, e jest ich wiele i e ich przebiegi si o siebie "zazbiaj"
(kiedy jedna fala jest w rodku swojego istnienia to poczyna si nowa a na
brzegu przeciwnym "schodzi" w ciemno najstarsza, banalny cykl pokole, tu
fal ewolucji) na skutek "zachodzenia" na siebie fal proces w zewntrznym
ogldzie jest stabilny i trway. zewntrznie mam "obiekt", ktry wewntrznie
si nieustannie zmienia - mam skutek w postaci cigoci istnienia jakiego
"faktu", mam "dynamiczn stabilizacj" w postaci cigej zmiany.
na rysunku przedziaem "wanym" jest zakres 12 - 20 jednostek. czyli tyle
miliardw musi liczy generalnie i "obiektywnie" (i z ogldu zewntrznego)
ukad materii, tyle musi trwa ten przedzia, eby ycie mogo si skleci.
jak wida-sycha-czu, to si w tutejszym ukadzie zdarzyo. a e do chwili
rozejcia si tych dwu skadowych fal, ktre umoliwiy ycie, niezbyt daleko
(co to 2 miliardy na poznanie wszystkich szczegw), to trzeba si spieszy
w analizowaniu tego "wypadkowego" ("zsumowanego") wiata...
465

- punkt "12"
warto w opisie zatrzyma si na chwil przy tym punkcie. dlaczego? poniewa
to wane dla powstawania ycia miejsce. wspominaem, e na ten punkt datuje
si pocztek zjawisk w obrbie tutejszego ycia, czyli gdzie 4 (tak okoo i
mniej wicej) miliardw lat temu. z jakiego powodu ten punkt jest tak ciekawy?
z uwagi na jego pooenie w tak zaprezentowanym schemacie. tzn., znajduje si
w poowie odcinka midzy 8 a 16 jednostek. czyli jest to wielko dokadnie
rodka tego odcinka. ale rwnie, co ciekawe i co z rysunku wynika, dopiero
uzyskanie przez fale, przez zmieszanie drugiej linii z pierwsz (wic moe
ju doj do takiego zmieszania, poniewa obie fale zaistniay), e to w tym
ciekawym punkcie mogo doj do wytworzenia (si) ycia. co konkretnie znaczy
w "ciekawym miejscu"? pierwszy fala, pierwszy cykl wydarze jest, tak mona
to zdefiniowa, ju na "stoku" schodzenia, do koca tej fali brakuje tylko 4
jednostek, ale zarazem, co wane, nowa fala, "wstpujca", rwnie posiada 4
jednostki swego istnienia. czyli powstaje symetryczna fala, z jednej strony
koczca si, a z drugiej zaczynajca. w jednej linii jest "strona zejcia",
w drugiej symetrycznie pooone wzejcie fali - i wyrnione tak obie fale
spotykaj si w wanym punkcie kwantowym oraz zarazem buduj jego fizyczn,
materialn posta. czyli spotkanie, tak wane w konsekwencje, mogo doj do
skutku tylko dlatego, e obie fale zaistniay. ale, co wane, spotykaj si
w tym miejscu fale sobie podobne, kwantowo do siebie analogiczne. i tworzy
si punkt (fizycznie oczywicie przedzia), w ktrym mog wchodzi ze sob w
relacje (rwnie chemiczne reakcje) elementy tworzce obie linie. wczeniej
ycie nie byo moliwe - obecnie, w punkcie 12, ju ma szans. wczeniej fala
"pierwsza" (wic przedzia 8 - 12) dopiero dochodzia do rodka swego rodka
(w zakresie 8 - 16; rodek wynosi w tym odcinku 12). a jednoczenie "druga"
fala, wschodzca, dya dopiero do swego rodka. dla niej rodkiem rwnie
jest (historycznie by) punkt "oglnie biorc" 12. i cho jej szczyt przypada
w punkcie 16 caoci ewolucji, to rodek tego zakresu (dokadniej: wiodcy do
tego zakresu) i dla tej fali (samej dla siebie) take wypada w 12 jednostek
i jest odlegy od powstania o 4 jednostki. przecicie si obu fal i wsplne
dziaanie tak w opisanym punkcie zbudowao, mogo wytworzy stabilny proces
energetyczny. po prostu grunt pod nogami, i to w sensie dosownym.
jak to wygldao praktycznie, czyli fizycznie i jako zdarzenie materialne?
proces musia przebiega w taki sposb, e fala pierwsza, ochadzajca si i
zapadajca, musiaa ju co "wyprodukowa" (pierwiastki), co musiao realnie
istnie. zapewne pojawianie si materii namacalnej jest przedziaem, ktry w
ramach pierwszej fali rozciga si od stanu 4 jednostki do 12, rodkowym dla
tej fali (ze rodkiem maksymalnym w przy 8). czyli, kiedy fala osigna 12,
ju byy materialne, "chodne", dajce si pod stabiln ewolucj podcign
formy energetyczne. ale zarazem nie byy jeszcze na tyle chodne i na tyle
zbite, eby zabrania wchodzenia w reakcje i uniemoliwia ewolucj (to nie
by jeszcze etap penego rozpadu i zaniku). z kolei fala druga, rozpad, wic
"wybuch", ktry si zacz i trwa a do stanu 12 (ale 4 w ramach tylko jej
yciorysu), w tym punkcie rozkwantowanie drugiej fali uzyskao tak posta,
e pojawia si jej "zewntrzna", ju obserwowalna posta promieniowanie.
ciepo po prostu. czyli, mwic inaczej, w tym konkretnym ziemskim wypadku,
byo to najpewniej zaistnienie (i zadziaanie) soca, ktre ogrzao wiat.
to dlatego "rozbysk" soneczny pojawia si we wszechwiecie i jego ewolucji
tak blisko punktu 12, okoo 5 miliardw temu - musiao nieco pogrza, eby
ycie mogo si pojawi. czyli, w tak zakrelonych "pokoleniach" fal materii
(pokoleniach w postaci fal omiomiliardoletnich), mogo si ycie "wczepi"
w materi. pierwszy cykl obecnie ju skoczy si, ale wwczas dopiero by
"w drodze do horyzontu", "schodzi". ale jednoczenie w tamtym punkcie (12)
zaczynaa si pena ewolucja, rodek ewolucji dla nastpnej fali (praktycznie
soca dla tutejszego ycia).
466

z takiego wyliczenia wynika wany a interesujcy wniosek co do procesw oraz


istnienia soca. taki, e jego reakcje bd zachodziy jeszcze do wielkoci
20 jednostek (czyli, liczc od dzi, okoo dwa miliardy). oczywicie mowa tu
o dwu jednostkach spokojnego trwania, nie cakowitego okresu ycia lokalnej
gwiazdy. ten moment, zakoczenie tej fali, wypada w punkcie 24, za okoo 6
jednostek (co, nawiasem, pokrywa si z wyliczeniami dla przedziau grzania
sonecznego). ale zakres stabilny to jeszcze/tylko dwa miliardy lat. troch
mao...
pierwszy cykl zakoczy si w stanie 16 jednostek (dla fali "1"), a to oznacza
praktycznie, e w tym punkcie pierwsze pokolenie energetycznych zjawisk take
dobiego koca. co przekadajc na jzyk procesw na/w niebie (moliwych do
obserwacji) zapewne oznacza koniec pierwszego cyklu gwiazdowego (pokolenie
pierwsze gwiazd "wypalio" si lub lokalnie si jeszcze koczy, o ile miay
przesunity swj czas powstania na fali generalnej). koniec pierwszego cyklu
(wic rne reakcje) zosta podtrzymany w postaci wydarze z nadchodzcego,
wyaniajcego si i zaczynajcego. ten cykl, po spotkaniu si, po przeciciu
si z cyklem wydarze pierwszej fali, ju schykowego, zbudowa ycie, zacz
ewolucj ycia (dokadniej: umoliwi takie procesy, poniewa dalsze fakty o
cechach ycia potoczyy si pod "opiek" kolejnej fali). tylko e, trzeba to
przyzna, najwaniejszy zawsze jest krok pierwszy (w tym przypadku dosownie
pierwszy krok). zakres trwania tego wydarzenia, zakres tej fali rozciga si
(jako procesu stabilnego) do punktu 20, w ktrym nastanie "rozjechanie" si
fal i gdzie stabilny okres w dziejach ycia si zakoczy. i nie pomoe fala
trzecia, rozumiana jako "naturalna". bo jej stany, cho zaczynajce si, nie
s ju takimi samymi, ktre wystpoway w punkcie 12, nale ju do innego
"pokolenia" zdarze. przetn, przejd przez fal drug i dadz w wyniku now
jako, ktra dla ycia nie bdzie ju przyjemn przynajmniej dla ycia w
tutejszym rozumieniu (tym rozumnie skomplikowanym). natomiast dla ycia "tak
w ogle" nie bdzie to posiadao adnej wartoci przeomowej. - ale, zarazem,
ta trzecia fala, zaczynajc si, czyli w przedziale pomidzy 16 a 20, i ze
rodkiem w punkcie 18, daje, w zmieszaniu z fal drug, posta ukadu, ktry
utrzymuje ycie w tutejszej formie. - to znaczy, w obecnym ukadzie wanie
ta fala prezentuje si pierwiastkami, ktre s w linii rozpadu i buduj, daj
efekty w postaci nowych pierwiastkw (i nowych jakoci). fala numer "trzy"
rodek swej aktywnoci uzyska dopiero w punkcie 24, ale przedzia midzy 16
(pocztek) a 24 (rodek) przecina fal drug i j wzmacnia w punkcie 20. a
zarazem w przedziale pooonym pomidzy 16 - 20, czyli punkt 18 i "okoo",
to w tym przedziale (bo to zawsze przedzia) powstaj najdogodniejsze warunki
do zbudowania si czego? jakby nie patrze i nie definiowa tego ciekawego
stanu ewolucyjnego - rozumu w ramach ycia. nie tylko do powstania (o czym
dalej), ale do dziaania, do ewolucji rozumu. punkt, moment powstania tworzy
si okoo punktu 16, ale dalsza i, co tu zasadnicze, "dobra" ewolucja moe
uzyska ju rzeczywicie ksztaty (i znaczenie w rodowisku) dopiero w okolicy
punktu 18. dlaczego? poniewa to w tym rodkowym punkcie istniej dwie fale.
wczeniej, wic w punkcie 16 bya jedna (pierwsza si skoczya, a trzecia
zaczyna) i nie mona mwi o przebiegu dwudzielnym. dopiero pojawienie si i
zmieszanie trzeciej fali z drug (nawiasem, wypenienie si trzeciego poziomu
kwantowania), to tworzy trwa podstaw do powstania dwu stron ewolucji. co
przekadajc na jzyk wydarze fizycznych, dao stabiln posta procesu w
ramach ewolucji tak soca, tak planety - tak ycia. fakt, jest to niezwykle
"cienka czerwona" linia i warstwa kwantowych wydarze w ramach generalnych
procesw we wszechwiecie, ktre dziej si jako zmieszania dwu linii ale z
mojego punktu widzenia wane, e ten moment zaistnia. fala druga jeszcze nie
przekroczya swojego rodka, w jej yciorysie jest to punkt 10 (fala druga w
punkcie generalnym 18 ma 10 jednostek - w 16 miaa 8 jednostki), ale trzecia
w punkcie 18 ma 2 jednostki, 10 + 2 = 12. jakby nie analizowa, ciekawy wynik.
467

fala druga istnieje wic w przedziale - jeszcze jest w przedziale stabilnym,


ktry rozciga si (w jej yciorysie) od 4 do 12 jednostek (co generalnie
tworzy przedzia 12 - 24). natomiast kolejna fala, trzecia, jest na pocztku
swojej drogi i osiga stan 2 jednostek. a punkt 18 na tej skali zdarze, czyli
obecny, jest tym, ktry zawiera w sobie najbardziej moliwe w takim liczeniu
rodkowe pooenie. dlaczego? poniewa punkt 18 jest rodkiem rodka dla fali
trzeciej. czyli rodkiem odcinka rozcigajcego si od jej powstania, punktu
16, do punktu 24. w/na tym odcinku, o omiu jednostkach, rodkiem jest punkt
20 ale rodkiem tego z kolei odcinka (16 - 20) jest wielko 18. co jest o
tyle wane, e w tym samym okresie fala druga osiga wielko 10 jednostek,
wic znajduje si ju po stronie "schodzcej" swego istnienia. ale zarazem
jest to w dziejach drugiej fali punkt rodkowy. tak samo rodkowy i pooony
symetrycznie. o ile uzna, e 10 i 2 pooone s wzgldem siebie symetrycznie
(10 - jako wielko o 2 powyej 8; a 2 jako wielko o 2 powyej 0 na fali,
w tym rozumieniu jest to symetria) jeeli wiec uzna, e tak pooone wobec
siebie punkty s symetryczne, to symetria, pomimo zasadniczego przesunicia
(bo o peny cykl wydarze), to niewtpliwie bdzie to symetria punktw. tu
chodzi o funkcjonaln symetri, o moliwo wspdziaania, a nie logicznie
wyznaczony rozkad elementw - przecie te fale spotykaj si w analogicznym
fizycznie sobie ksztacie. e yciorysem s z rnych i odlegych epok, fakt,
ale s zarazem dopenieniem do siebie, to dwie strony tego samego wydarzenia
(medalu rwnie). czyli spotyka si fakt z identycznym sobie i dopenia w
efekcie tworzy si dwustronnie (a przy wikszej iloci linii wielostronnie)
dopeniony element, dla mnie fizycznie postrzegany fakt nadprogowy. dodatkowo
punkt na fali drugiej 10 (a w oglnym liczeniu 18) jest dla niej, tylko dla
niej samej, rodkiem odcinka pomidzy 8 a 12. z kolei dla tej fali rodkiem
odcinka 8 - 16 jest wielko 12. a 12 to brzeg stabilnego zakresu.
wic - z tych dywagacji, prawie liczbowych spekulacji wynika (a "prawie" robi
rnic), e punkt 10 w historii fali drugiej jest rodkiem rodka, jak by
powinno w dziejach stabilnej ewolucji. sowem, punkt oglny 18 procesu, a dla
tej fali 10 jednostek, to najbardziej stabilna (zrwnowaona) cz ewolucji,
rodek tak wyznaczonych lokalnych oraz generalnych zjawisk. generalnych, bo
stan 16 (i 18) to przedzia w caym procesie najbardziej harmonijny (rwnie
symetryczny przez to), to s kolejne rodki rodkw procesw. powtrz ten
wniosek, ale rzeczywicie to w tym punkcie przecinaj si, zachodz, tworz
si i znajduj najbardziej dla ycia, dla rozumu stabilne okolicznoci. to w
tym punkcie zbiegaj si jednoczenie wszystkie fale (fale wydarze, i nie
ograniczam w tej chwili opisu tylko do fal dziejcych si fizycznie, rwnie
procesy "rozumne" maja tutaj swoje "zerodkowanie"). tylko ten punkt spenia
warunek, e jest naprzemiennie i jednoczenie symetrycznie rozoony na fali
wydarze, to tylko tutaj wystpuje takie wielokrotne "rodkowanie" procesw
i zakresw. oraz ich generalnego i lokalnego pokrywania si.
zaiste - jest to niebywale wskie pasemko wydarze, dlatego musz odnotowa
w tym miejscu wzmiankowane wyej emocjonalne podejcie do tematu. przecie
nie sposb tego pomin, wniosek sam si narzuca. kiedy opisywa procesy w
skali generalnej, gdzie jednostk liczenia jest 8 miliardw lat (lub wicej),
i dostrzega-ustala, e przedziaem mnie warunkujcym oraz powoujcym do
istnienia jest zaledwie kilka "tykni" w tym zdarzeniu, to robi wraenie i
porusza. przecie zakrelona tak ewolucja dzieje si na przestrzeni ju nie
miliardw, ale milionw, a nawet poszczeglnych lat. dosownie. w zakresie,
ktry dla rozumu przyporzdkowaem, nawet tutaj zasada rodka posiada i musi
mie swoje "rodkowanie". a to ju mao, mao, bardzo mao wobec caoci. to
ju nie pasek czy linia, to rzeczywicie (i rzeczywisty) punkt. w tym ujciu
dopiero staje si to wyrane, nabiera znaczenia i oszaamia. to doprawdy
"nitka", nawet nie pasemko wydarze, to bardzo wski przedzia, bodaj tylko
na jedno kwantowe tyknicie...
468

- bd?
mona zaprezentowanym na kilku poprzednich stronach obliczeniom zarzuci, e
s bdne, e nastpio co prawda nie logiki, ale matematyki naduycie - czy
tak? nie do koca. przyznaj, e mocno zasugerowaem si wyliczeniem, e od
16 odj 4 daje 12. wynik matematycznie poprawny, tylko e mniej poprawny,
kiedy przyjmuj, e chwila obecna w dziejach oglnych, punkt 18 jednostek,
jest tym zasadniczym dla liczenia. sowem, podliczyem wszystko dla punktu
16, a nie dla obecnej chwili logicznie zasada jest speniona, zmieniaj si
tylko liczby, i to nawet na jeszcze bardziej jaskrawe, mocniej potwierdzajce
ustalenia.
czy mam liczby i wyniki zanegowa? nie. bo oddaj cechy ewolucji, s opisem
wydarze, ktre zachodz, ale musz wprowadzi obliczenia dla stanu, momentu
18 jednostek. jeeli tak postpi, to wwczas powstanie ycia w generalnym
liczeniu przypadoby na wielko 14 jednostek - a 14 jednostek to dla fali
pierwszej ostatni punkt, ktry j jeszcze w tym wydarzeniu utrzymuje, czyli
dwa ostanie odcinki ewolucyjne, ktre w fali pierwszej mog w wydarzeniach
bra udzia. moment powstanie ycia dla fali pierwszej oznacza, e ona bdzie
si za "chwil" koczy, e przechodzi w zakres jednokwantowego brzegu. dla
fali drugiej natomiast punkt 14 oznacza, e brak jej 2 jednostek do rodka,
posiada 6 jednostek w swych dziejach. powstanie ycia przypada wic na punkt
2 oraz 6 (odpowiednio dla fali pierwszej i drugiej), wic tworzy to cznie
wielko 8 jednostek, take wan ewolucyjnie...
ale, idc dalej, ju teraz poprawnie matematycznie, rodkiem tego procesu,
czyli wielko oglna 16 (wana ewolucyjnie) przypada w punkcie 8 dla fali
drugiej (wana wielko ewolucyjnie) - i jednoczenie w tym samym punkcie
zaczyna si fala trzecia (wana wielko ewolucyjna)... punkt 16 na/w skali
oglnej peni rol rodka maksymalnego dla tak krelonych wydarze, jest tym
rodkiem rodkw. a w punkcie 18 fala trzecia uzyskuje wielko 2, rwnie
wielko ewolucyjna bardzo wan.
ale, idc dalej w tym rozumowaniu, mam dzi chwil 18, jest to symetrycznie,
dokadnie po drugiej stronie pooony punkt w stosunku do wielkoci, punktu
14. - czyli chwila obecna (18) stanowi "lustrzane odbicie" do pocztku ycia
(14), wobec wyznaczonego tak punktu na skali ewolucji oglnej (ze rodkiem w
stanie 16 /oraz 8 dla jednej fali/). fala pierwsza ju od dwu jednostek nie
istnieje, ale jej miejsce zajmuje, tak sam wielko uzyskaa fala trzecia,
natomiast fala drug jest w swym najbardziej, zaraz za rodkiem, stabilnym
punkcie. czyli osiga w swojej historii, w swoim wasnym przebiegu punkt 10
jednostek. fala druga jest w rodku cyklu midzy 8 a 12, w rodku rodkowej
odcinka. wic w rodku zakresu midzy 8-12-16 (10 jest rodkiem odcinka, a 8
rodkiem pierwszego odcinka, cyklu w tym odcinku).
punkt powstania ycia (14 jednostek). - wany punkt, z naciskiem pooonym
na symetryczno procesw ewolucji, ktre si tutaj prezentuj. w punkcie 14
fala pierwsza miaa jeszcze, podkrelam sowo "jeszcze" - miaa do przebycia
2 odcinki, dwie jednostki (dwa miliardy lat swych dziejw). a wic jest to
dla fali pierwszej ostatni jeszcze ewolucyjny stan, ostatni odcinek, w ktrym
znajduje si jako ewolucja. chwil pniej za tym punktem przechodzi w zakres
jednokwantowy. ale, zarazem, w tym samym punkcie, fala druga znajduje si w
swym yciorysie w punkcie 6, a wic jest ju, podkrelam, zrealizowaa si
ju na 2 jednostki poza punktem 4, a wic "wesza" w istnienie "na gboko"
2 jednostek spokojnego trwania ewolucji, jej przedziau spokojnego trwania,
czyli zakres 4-16 dla niej (a oglny 12 - 24). ten zakres zosta ju na dwie
ewolucyjnie wane wielkoci zbudowany (dwie jednostki). liczy wic sobie ta
fala 6 stanw oraz znajduje si ju, co wane w tym zobrazowaniu, w rodku
przedziau midzy 4 a 8 (czyli maksymalnym rodkiem). ponownie tworz si w
tym liczeniu wielkoci zasadnicze kwantowo, a to ma znaczenie i przeoenie
na efekty (fizyczne fakty).
469

czyli jest fala druga, w momencie powstania ycia, w punkcie rodkowym swego
pierwszego cyklu, w okresie wznoszenia si. jest to rodek drugiego okresu
wznoszenia si - rodek drugiego cyklu w ramach wznoszenia. jak opisywaem
to kiedy, zachodzi przemienno w zdarzeniach: pierwszy cykl, ale jego druga
poowa, rodek drugiego cyklu (lecego generalnie w czci pierwszej fali).
w tym punkcie fala druga ma ju 2 jednostki ponad rodek tego cyklu (4 + 2)
i ma jeszcze 2 jednostki do koca cyklu (6 + 2). znajduje si w wielokrotnie
opisywalnej, poprzez wielko dwu jednostek, symetrycznej pozycji. a zarazem,
w poczeniu z fal pierwsz, tworzy to stan, e jest 6 jednostek dla drugiej
fali i 2 dla pierwszej, e jedna jest "moda", a druga "stara", e jedna si
zacza jako spokojna, druga si koczy. i s to wartoci ewolucyjnie wane,
powtarzam. razem daje to 8 jednostek, ale kada z nich take spenia warunek
kwantowy.
mam wic dwie wartoci, 2 i 6. i mona na to spojrze w nastpujcy sposb:
warto 2 to zarazem 2 jednostki przed rodkiem (punktem 4) ale warto 6
jest o 2 jednostki dalej od rodka. czyli te punkty s pooone wobec siebie
symetrycznie wzgldem punktu rodkowego (4). to jest "lustro" ewolucji, o
symetrii w punkcie 4. sowem, powstaje symetria, w tym punkcie mam speniony
warunek 8, 6, i 2 jednostki wszystko wielkoci wane. i jest to wielko,
dla generalnego liczenia, o 2 jednostki odlega od stanu 16, tak wanego w
ewolucji.
dalej - punkt 16. rodek tego procesu. w tym punkcie nie istnieje ju linia
pierwsza oraz nie ma jeszcze linii trzeciej, a jest tylko w swoim maksymalnym
zachodzeniu linia druga. i co z tego? a to, e o ile si nie myl (chyba nie),
szacuje si zaistnienie komrki (jej postaci funkcjonalnej) na dwa miliardy
lat trwania procesu (przez taki okres "komrka" si skadaa w jednostk).
na dwa miliardy lat od dzi do chwili w historii. czyli, kiedy to policzy,
18 - 2 = 16. jakby nie analizowa, punkt symetryczny. ale oznacza to te, e
okres "przygotowawczy", czas potrzebny na pene uformowanie si komrki, to
rwnie musi by dystans 2 jednostek liczenia. dwu miliardw lat. wic punkt
16 - 2 = 14. sowem, symetryczna wielko, i to wielko ewolucyjna rozoona
po obu stronach tego punktu, dokadnie po obu stronach. punkt 16 peni rol
osi symetrii do chwili obecnej, peni rol rodka do drugiej strony zdarze.
po jednej stronie mam punkt 14, powstanie ycia, z drugiej obecnie trwajce
dzieje, punkt 18 (czyli dziaanie rozumu, efektywne dziaanie). a odlego
midzy tymi punktami, wielko 4 jednostki, to czas istnienia ycia. cztery
jednostki - take wana wielko w ewolucji, stan rodkowy. stan rodkowy, a
zarazem chwila powstania rozumu i obserwatora w jego ju penym wyposaeniu
(zdolnego do wiadomych ustale). punkt powstania ycia, jak i punkt obecny,
s w wydarzeniach do siebie uoone na przeciwnych i dokadnie symetrycznie
rozoonych punkach fali i razem tworz cao, dopeniaj si.
dalej - wielko 18, ale dla fali trzeciej. tutaj wystpuje ciekawa zaleno
i symetria zdarze. oto na fali trzeciej mam ju dwie wielkoci. w punkcie
16 jej nie byo, ale teraz uzyskaa wielko, dwa stany ewolucyjne (uzyskuje
je, kiedy rozum istnieje). i powstaje taka oto symetria: fala trzecia posiada
dwie jednostki, a fala druga ma tych jednostek 10. wic znajduje si w drugim
ju etapie swego istnienia, znajduje si po stronie opadania. i to w rodku
odcinka pierwszego tego opadania jest rodek rodka. czyli do rodka i brzegu
stabilnego trwania brak jeszcze 2 jednostek. ale zarazem istniej ju dwie
jednostki w okresie maksymalnego zaistnienia. pomidzy fal drug a trzeci,
podobnie jak to byo midzy pierwsz a drug w punkcie powstania ycia, jest
symetria rozoenia wydarze oraz ich wielkoci (kwantowo wanych) wzgldem
rodkowego punktu 16. czyli zachodzi, powstaje rwnie i w tym punkcie (i w
tym ujciu) lustrzane, cho odmienne odbicie procesw energetycznych. w tym
rodkowym i okoorodkowym punkcie symetria procesw take w chwili obecnej
a "bije w oczy".
470

- punkt 4 (32)
- rodek
- o symetrii - znaczenie
o wasnociach i przebiegu ewolucji w tym punkcie ju sporo pado, zreszt
przy rnych okazjach (bo punkt ewolucyjnie wany i wielko kwantowa take
jest zasadnicza w liczeniu), a dziao si to na przykad przy okazji analizy
fal i ich przechodzenia oraz spotykania si. dlatego obecnie zobrazuj to w
ujciu jednostek i przechodzenia linii wydarze. wyglda to nastpujco:

jak wida (mam nadziej wyranie, cho niewtpliwie powyszy szkic do miana
piknych nie pretenduje), ilo osi symetrii w tym punkcie, w tej fali, ktra
generalnie w punkcie 4 (32) si realizuje i tu osiga swj szczyt liczba
moliwych osi symetrii w tak wyznaczonym procesie jest maksymalna. a zakres
wydarze, czyli przedzia 28 - 36 jednostek liczenia, jest pooony w ramach
tej fali symetrycznie. oraz jednoczenie, co ma tutaj znaczenie zasadnicze,
znajduje si rwnie symetrycznie w obrbie wszystkich fal tworzcych wiat
wok to rodkowy moment (i punkt) w ramach caociowego, generalnie ju
wyznaczanego przebiegu tutejszej, lokalnej, wic fizycznie dostpnej ewolucji
(zmysowo i przyrzdowo).
abstrakcja, ktra tworzona jest na bazie operowania caym ukadem okresowym
pierwiastkw (wraz z jego dopenieniem), tak "wyprodukowany" maksymalny obraz
energetycznych zjawisk uzyskuje w takim punkcie warto szczegln rodka
rodkw. i to wanie, co podkrelam, w generalnej skali odniesienia. to ju
bowiem nie jest tylko lokalny, czyli tylko po jednej stronie ustalony fakt
(czy tylko w ramach jednego ukadu i rozkadu atomowego zbir elementw o
znamionach rodkowych), ale dotyczy to procesw o "gabarytach" wszechwiata
i to "wszechwiata caociowego". przecie tu nie chodzi o "okolic", tu
nie omawiam tego, co wida (w dowolny sposb) "za oknem", tu nie idzie o byle
fragment rzeczywistoci, tutejszy opis nie dotyczy tego, co dzi obserwuj,
czy co byo obserwowane przez wszystkich moliwych obserwatorw - to ujcie
wykracza daleko (w czasie oraz przestrzeni) poza ten obszar. to dopenienie
punktu z kadej jego strony - tak symetryczne, e bardziej ju nie mona.
471

- dwie strony ewolucji


- znaczenie, cig dalszy
bodaj nic czciej nie pado na tych stronach, jak stwierdzenie, e ewolucja
to dwie strony oraz dwudzielny stan, ten fakt pojawia si nieomal na kadej
kartce, a przecie nie do koca wszystko jest oczywiste - tyle ju pado na
ten temat, a okazuje si, e za mao. postrzeganie "proste", nastpcze, czyli
takie, ktrym musi operowa rozum, to postrzeganie jest "odpowiedzialne" w
tym procesie za niezbyt dokadny opis wydarze. to prawda, e tak jest, e
s dwie strony zmiany ewolucyjnej i e one wzajemnie si dopeniaj ale
prawd rwnie jest, e to ujcie wymaga kolejnego doprecyzowania. fakt, e
postrzegam, wicej: musz postrzega wydarzenia w ich podzielonym przebiegu
i "po kawaku", e nastpnie z trudem ujmuj je w sferyczny, a wic bardzo w
sumie energetycznie prosty przebieg, to skutkuje tym, e ten prosty przebieg
zmiany umys "postrzega" nastpczo, liniowo - przez co bardzo go komplikuje
(sposb opracowywania abstrakcji decyduje o tym, co "widz"). i to dlatego w
tej chwili musz odwoa si do sumarycznego i sferycznego ujcia procesw i to jednoczenie - eby wyjani, jak przebiega ewolucja, jak buduj si w
fali kolejne stany. podkrelam jednoczenie. chodzi o jednoczesno do tej
pory analizowanych oddzielnie uj (zobrazowa kwantowego procesu). zmiana
jest logicznie nastpcza, zawsze toczy si w jednym kierunku ("do przodu"),
ale fizycznie (w pomiarze oraz dla zmysw) realizuje si wszechkierunkowo.
zdarzenie proste (jak linia proste), jest w fizycznym tumaczeniu sfer, kul.
dlatego, po ustaleniu tego faktu, musz poczy oba sposoby definiowania
rzeczywistoci - i sprbowa wycign z tego wnioski.
w czym problem? chodzi o dwie strony, ktre obrazowo definiuj jako procesy
"tu" i "tam" na tym etapie analizy chodzi o to, eby tych stron si pozby.
takie poostrzeganie i rozumienie procesu energetycznego byo niezbdne, nie
opisz go inaczej, zawsze musz zjawiska odnosi do swojego pooenia na/w
prostej, ale w pewnej chwili taki sposb przeszkadza, nie pozwala pj dalej.
a w tej chwili wanie o to "dalej" przede wszystkim chodzi. jeeli zatrzymam
si w liniowym oraz nastpczym punkcie rozumowania, na zawsze pozostan "w
paszczynie", ugrzzn w analizie jako element prostej bezwymiarowej a ja
chc wiedzie. dlatego musz (musz!) przyj, e nie ma niczego takiego, jak
"tamten" czy "ten" stan-etap w ewolucji, nie ma "stron", nie ma "linii" itd.
jest zawsze-i-tylko jeden proces. to tylko "stronne" i chwilowe (z)widzenie
przez rozum tworzy w jednoci podziay i "strony", ustala czci i etapy. w
tym cigu notowania cech ewolucji taki wniosek ju si pojawi (np. w trakcie
omawiania pierwiastkw brzegowych), ale tutaj staje si, wicej: powinien si
sta regu postpowania. podzia ewolucji jest spraw umown i jest umow
rozumu samego ze sob, jednak nie jest wpisany w fizyczny przebieg zdarze,
"osobliwo" to "wymys" potrzebny do opisw, ale energetyczna przemiana o
czym takim nic nie wie.
inaczej, te brzegowe wielkoci, i to dla kadej ewolucji, peni rol stanu
osobliwego energii, stanu koczcego lub zaczynajcego procesy, ale nie ma tu
stron. jest tylko proces, ktry rozum opisuje jako strony, jako wynurzanie i
zanurzanie si - bo tak opisywa musi. to pomocne dla niego abstrakcje, ktre
odnosz si do zrozumiaego w sposb "naturalny" jego wiata, s z jego pki
(zmysowej), inaczej nie ma szansy na zdefiniowanie przebiegu i umieszczenie
si samemu w nim - ale fizycznie proces ewolucyjny biegnie jednoczenie na
wielu poziomach i jest wszechkierunkowym logicznie, wic sferycznym. dlatego,
eby go zrozumie, musz obecnie zrobi tak, e ten "film" puszcz w ruch do tego momentu skadaem go "kadr po kadrze", bo robiem za montayst, ale
obecnie warto si wysili i zobaczy efekt pracy w caoci. czyli w ruchu i
z analiz, co te reyser (fizyczna ewolucja) mia na myli. musz (sam dla
siebie) "liniowe" zjawiska "przetumaczy" na realny proces, wic pokaza go
jako sferyczny-symetryczny-sumaryczny.
472

pytanie: jak przebiega proces wielowymiarowy? odpowied: prosto. zaznaczaem


wczeniej wielokrotnie, e ewolucja nie ma adnych problemw z zachodzeniem,
po prostu si toczy. napywa energia do ukadu, tworz si lokalne namotania
i zmieszania, w efekcie gdzie i kiedy (ale nie na zasadzie gry w koci czy
ruletki) mona podyskutowa o tym wydarzeniu. prosty, tak prosty mechanizm za
tym wszystkim stoi, e ju prostszy by nie moe. to nie ewolucja mczy si
z jego zrozumieniem, ale "paszczak" rodem ze wiata poliniowanej kartki. a
wystarczy si tylko ponad paszczyzn wznie...
w pewnym okresie przemian ewolucyjnych (energetycznych) kwanty znajd si w
"czarnej dziury", s w punkcie osobliwym procesu. energia zawarta w czarnej
dziurze to stan brzegowy, istnieje jako cao i fizyczny "obiekt" w obrbie
ewolucji, ale jej energia jednoczenie przynaleny do pocztku pewnego cigu
wydarze. koczy jeden etap zmian, ale znajduje si na pocztku nastpnego
("komrka rozrodcza"). dlatego mona logicznie stan osobliwy definiowa jako
stan jednostkowy i efekt (pozostao) po okresie pocztkowym (pocztkowym
dla mnie, w ramach czci generalnego procesu) ale zarazem fizycznie mona
wnosi, jak z rozkadu fal wida, e takich tworw jest, po pierwsze, spory
zbir, a po drugie, e tworz si jako kolejne generacje. nie e kiedy tam
powstay i teraz si gdzie brzegowo kwantuj (i kwantowo paruj), ale e s
cae "rodziny", kolejne fale osobliwoci. e byy, s, bd. przynajmniej do
czasu. - dlatego mona mwi, e dzi bdzie ju kolejna generacja istnienia
ewolucji w formie "czarnych dow", e ponownie energia w ewolucji uzyskaa
posta osobliw, a "krg" zdarze zakoczy si. ale, co zrozumiae, to nie
s "identyczne" stany osobliwe do tych wczeniejszych, poniewa zmieniy si
warunki. nastpcy nigdy nie s doskonale podobni do poprzednikw, zawsze to
"krok" kwantowy dalej. owszem, funkcjonalnie i logicznie s to zawsze punkty
osobliwe, ale nie s ani takie same, jak byy "na pocztku" wszechwiata, ani
takie same, jak w rodku procesu tworzcego taki "obiekt" - ani nie s takie
same, ktre bd za dzie czy miliardy lat. w ewolucji nigdy nie ma takiego
samego faktu, cho jest taki sam. funkcjonalnie, jako speniana w procesie i
w jego opisie funkcja, to zawsze jest osobliwo ale to kadorazowo inna
forma osobliwa. co byo, a nie jest, pisze si w rejestr, poniewa warunkuje
zaistniae ale wicej si nie powtarza.
kiedy wic energia uzyskuje posta osobliw, to taka fala, ktra si w tym
punkcie przestrzeni "schowaa" (znalaza na/w brzegu), ta fala ponownie za
chwil zacznie tor wydarze. i znajdzie si na pocztku nastpnego cyklu, i
wynurzy si z niebytu, i zacznie si kwantowanie. doskonale zaobserwowa to
mona na zbiorczym rysunku oddajcym przechodzenie kolejnych fal w ewolucji.
po etapie zaniku w formie "okresu ciemnego", fala przemieszcza si dalej - z
tym, e powstaje zoenie, powstaje wielokrotnie omawiana "semka" wydarze.
na/w brzegach fala (proces) si "zawija" i ponownie wraca w obrb ewolucji.
i co z tego "semkowania" wynika? tak wiele, e na pocztku zanotowaem w
zachwyt. poniewa rzeczywicie jest czym si zachwyca, w kocu tak banalnie
w tym miejscu odnotowany fakt - to wszystko. ja i caa reszta.
co to znaczy, e fala ponownie wraca do rzeczywistoci? co znaczy fizycznie,
a nie jako logiczne zdefiniowanie procesu? oto mam sytuacj, w ktrej kwanty
ponownie wchodz w obrb zjawisk. nie uciekaj "w dal", nie rozpraszaj si
natychmiast, ale ponownie wchodz, po dotarciu do ktrego brzegu, w obszar
wewntrzny zmiany. co z tego? a to, e jeeli fala dotara do grnego brzegu,
maksymalnego rozkwantowania, kieruje si "w d", kondensuje si oraz tworzy
kolejne formy, czy si w fizycznie rozbudowane struktury. jednoczenie fala
opada, "cinita" do osobliwoci, "wynurza" si i przechodzi w nadprogowy
zakres rozpadu. generalny i caociowy proces dzieje si po ktrej "stronie"
i na innym poziomie, ale przez cige cyrkulowanie energii wewntrz, tworzy
si czny, stabilny, przetykany (tkany) kolejnymi falami wiat. i jest to
ten wiat - i ta materia, ktra mnie tworzy.
473

co si dzieje, kiedy ewolucja si zapada? nastpuje czenie kwantw w coraz


wiksze struktury. a co si dzieje, kiedy si rozpada? powstaj kwanty, coraz
drobniejsze kwanty. i to ju wszystko.
ten tak bardzo skomplikowany w opisywaniu logicznym proces - fizycznie tak
i tylko tak przebiega. nic wicej, nic mniej. a skutek? no, skutek, zaiste,
jest wspaniay. ja i wszystko si w tym mieci.
co mam na myli? to, e przecie fizycznie nie ma znaczenia (nie jest w aden
sposb do rozrnienia), e jaka fala pdzi przez cae pole-wszechwiat i
e si w rytmie kwantowania dzieli (czy czy). lokalnie, w danym momencie i
punkcie wydarze, nie ma zupenie znaczenia, czy kwant z fali pierwszej si
z drug poczy, czy z ktr tam. kwant to kwant. taki sam, cho za kadym
razem to odrbna jednostka. jednostka do jednostki - i zaistnieje ewolucja
(jednostki). byle te "jednostki" byy pod rk. procesy, ktre definiuj na
potrzeby rozumu generalnymi falami, ktre wyznaczaj (i oznaczaj) wydarzenia
w obrbie ukadw oraz ich tworzenie si, te generalne procesy przetumaczone
na wydarzenia lokalne - dziej si zawsze i wszdzie. fala moe przebiega
sobie po tej lub tamtej stronie, znajdowa si, schodzi w przedzia zjawisk
namacalnych (jasnych) lub toczy si podprogowo (w "ciemnociach") itd. - to
nie ma znaczenia w fizycznym obrazie i dla przemiany energetycznej (oraz dla
pomiaru, co ma fizycznie powane konsekwencje). kwanty i tak musz si czy
- bo nie maj wyjcia, jak mwiem. czy fala bdzie przebiega w gr, czy w
d, cz si w przestrzeni te same, cho za kadym razem inne kwanty no
i skutek tylko generalny jest inny. proces fizycznie pozostaje ten sam, taki
sam zawsze, ale jednoczenie znajduje si ju o krok dalej, jest o kantowe
"tyknicie" starszy. generalnie, w ramach oglnego liczenia, proces zawsze
jest ukierunkowany i wpisuje si w nadrzdny, caociowy tok zdarze (czy
si lub rozpada) - ale zarazem w ramach tego caociowego procesu tocz si
lokalne i chwilowe wydarzenia, ktre skadaj si swoj czstkow ewolucj
na fakt czny (maksymalnie "wszechwiat"). i co wane tym w rozumowaniu, na
kadym poziomie, niezalenie od rozpatrywanej skali zjawisk, jest to ten sam
rytm zmiany. zawsze ten sam. - to zawsze jest przebieg "do przodu" i zawsze
ostateczny, jednak lokalnie kwant, ktry oderwa si przed chwil od stanu
osobliwego, na skutek zawierania si w caoci ewolucji, moe zasili fakt
ssiedni albo ponownie poczy si z ciaem osobliwym. wszelkie zdarzenia
fizycznie s moliwe logicznie pena determinacja, fizycznie "wolna wola".
jednak w ramach generalnego procesu i robic "bilans" dla caoci wydarze,
naley taki kwant uwzgldni po stronie "przychodw" bo w caoci zmieniy
si okolicznoci, wzrosa ilo moliwych zderze (i zdarze). kady fakt w
procesie zaistniay wpywa, ogranicza skal wyboru w nastpnym kroku ale,
i to jest wane (np. wanie w analizie wolnej woli i swobodnej decyzji), w
ramach "teraz", warstwy oznaczajcej "teraniejszo", mam swobod wyboru
bo "teraz" nie jest zdeterminowane, ustala si, dzieje, tworzy. przeszo
jest "zastygym" stanem i warunkuje to, co si buduje, przyszo jeszcze nie
istnieje, ale teraniejszo jest wyborem midzy faktami. nie zachodzi wic
ani pena determinacja wyboru, ani absolutna swoboda to zawsze dziaanie w
ramach (prawa i okolicznoci), ale z elementem swobody. po prostu, w analizie
"wolnej woli" obie strony maj racj, to stan wsplny (jak zawsze w ewolucji).
ale im wicej elementw, drga i ruchu, tym nieuporzdkowanie wiksze, ronie
stan "zamieszania". skutki? nie od razu widoczne (cho od razu odczuwane),
ale na pewno zaistniej i dadz si pozna w formie mao przyjemnej. wrcz
kracowo i przyjemnoci kasuj, poniewa nie ma komu, czym oraz w czym zmian
smakowa. lokalnie moe powsta wszystko, co dopuszcza stan ukadu, jednak
generalnie proces i tak by-jest-bdzie jednokierunkowy. to zawsze ewolucja
postpu, ale w granicach prawa. proces jest "prosty", ale jego "zaptlenie"
i "pokrzywienie" buduje to wszystko, co ogldam. i to jest w tym obrazie tak
interesujce.
474

- spirala ewolucji
w ujmowaniu falowym spirala ewolucji nie wyrnia si w sposb znaczcy, ot,
kolejne ujcie procesw. zdarzenia jawi si tu jako oczywiste, to po prostu
wir energii, ktry "wciga" lub "wyrzuca" kwanty energii (zalenie od ujcia
i wyznaczonego kierunku ewolucji). kiedy to opisywaem, byo to emocjonalnie
chodne ustalanie zjawisk i ich ruchu, a nie poruszajca abstrakcja. obecnie
natomiast, kiedy dodaj do tego wielkoci kwantowe, ktre opisuj tworzenie
si i przemiany w ukadzie okresowym, czyli wspomniane wielkoci 8 jednostek
(miliardw lat procesu), o, staje si to niebywale wymowne oraz emocjonalnie
dotyka. kiedy uzmysowi sobie, e kolejne cykle dzieli odlego 8 miliardw
lat, e potrzebny jest taki czas, eby fala uzyskaa poow swego istnienia,
a zarazem nastpna fala si zacza - to pojawia si zdziwienie i dreszcz po
plecach przechodzi. e tak to wyglda, e tak musi to rozciga si w czasie
i przestrzeni (i zawsze tylko-a na odlego dosownie jednego kwantu), eby
moje "co-nic", pyek wobec tego procesu, mg si zrealizowa. tak "wielkie"
procesy warunkuj ten kawaek podogi i mnie na nim - to musi porusza. kiedy
uzmysowi sobie, e rzeczywisto jest "przepleceniem", ale przepleceniem,
ktre zachodzi na "styk" jednokwantowy, e linie-warstwy tego procesu s od
siebie odlege o 8 miliardw lat - to robi, to musi robi wraenie.
w czym rzecz? we wspomnianych "semkach ewolucji". czyli "zawijania" si na/w
zakresie brzegowym zmiany ewolucyjnej - zachodzenia za horyzont i ponownego
wyaniania si wydarze. i wszystko w rytmie kwantowym. w tym samym rytmie,
ktry tworzy najnisze procesy, na samym "dnie" rzeczywistoci (a ktry dla
fizyki ma posta nieostr, czasami dziwaczn, a na pewno nieoznaczon). - i
teraz ten/taki sam rytm widz na przeciwnym kracu, w postaci procesw skali
najwikszej. to jest ten sam rytm (ledwo osiem jednostek, zawsze kwantw),
tylko "rozmiar" zastosowanej jednostki si zmienia. drobiazg. w stosunku do
uzyskanego obrazu to zupeny drobiazg bez znaczenia - bo liczy si wanie
ten obraz. czyli cykle energetycznej procedury, ktre tworz kolejne zakresy
w rzeczywistoci, i ktre mnie tworz. jedno wszdzie.
jak to wyglda fizycznie? oto mam atom. niby nic, jeden spokojny "atom" jako
energetyczne wydarzenie, zbir kwantw, proste istnienie. - ej, stop, jakie
proste. przy rozumieniu, ktre dopiero co zapisaem, to spirala wydarze, to
czny zbir a omiu, powtarzam, omiu linii ewolucyjnych, ktre przechodz
w sobie, obok siebie i przez siebie - przechodz na odlego najmniej oraz
najwyej jednego kwantu logicznego. tylko e, to wany element tego obrazu,
przechodz obok siebie i przez siebie linie, ktre dzieli w "prostym", wic
nastpczym liczeniu wydarze dystans omiu miliardw lat! podkrelam, kada
linia jest odlega od nastpnej o osiem miliardw lat - a jednoczesne tworzy
cao jednokwantowego zbioru. i spotykaj si te fale "na zakadk" jednego
kwantu, tylko jednego kwantu logicznego. zachwyt, zdumienie, perfekcja i
prostota maksymalna.
czym jest "atom", czym jest rzeczywisto materialna? zoeniem, wypadkow
sum tych omiu fal, ktre przechodz w kadej chwili, ktre maksymalnie mog
przej przez wydarzenia energetyczne. atom to nic innego, jak "zbiegnicie"
si omiu warstw czasoprzestrzennych - osiem linii czy osiem paszczyzn, ktre
razem twarz maksymalnie symetryczne wydarzenie w postaci sfery. to fizyczne,
realne, rzeczywiste - i namacalne zrealizowanie si logicznych konstrukcji.
logika to "wypreparowana" z rzeczywistoci zasada ewolucji, a "atom" (dowolny
"obiekt"), to ucielenienie tej zasady - to jest, mwi poprawnie, szecian,
osiem punktw w przestrzeni, osiem kwantw, ktre w rnych nastpczych wobec
siebie liniach (a wystpujcych razem), zbiegaj si w konkretnym punkcie w
czny, wanie stabilny, wanie twardy, wanie namacalny, wanie atomowy
stan. "atom" to wydarzenie, ktre rozciga si na przestrzeni 64 miliardw
lat (i nawet wicej), to proces, ktrego budowanie tyle trwa. a jednoczenie
jest tu i teraz, i obok - i we mnie.
475

kwanty nie znaj swojego miejsca w historii, lokalnie cz si dowolnie, ale


przynale do ronych generacji. fizycznie wszdzie jednakie, zawsze jednakie
- logicznie cile "wpisane" w kolejne warstwy wiata. s elementami pokole
i generacji, ktre przechodziy lub za chwil znw bd przechodziy przez
to miejsce. - tylko e to "za chwil", to trzeba liczy w okresach po osiem
miliardw lat (lub wielokrotno tej wielkoci).
eby wyobrazi sobie, o jak skomplikowany proces tu chodzi, pozornie prosty
przykad: klanicie w donie. niby nic, ale spotkanie tych dwu ewolucji w
jednej przestrzeni i czasie, to "nieskoczenie" skomplikowane zjawisko, ktre
skada si z ogromu zdarze czstkowych. wystarczy uwiadomi sobie, e teraz
trzeba przemnoy ten "prosty" gest jeszcze przez cztery - czyli wyobrazi
sobie razem osiem faktw, operowa jednoczenie a omioma skadnikami, eby
uzyska prosty efekt dwikowy. w tym gecie a osiem linii w rnych falach
ewolucyjnych musi si "sklaska" (w rnych czasach oraz przestrzeniach) i
musz to by bliskie na jeden kwant zdarzenia, musz posiada rne kierunki,
musz by "zsynchronizowane" w reakcjach i budowie - itd. ech! niby "prosta"
czynno, ale jej zrealizowanie si tu-i-teraz ma swj logiczny fundament w
nieskoczonoci-wiecznoci. eby zaistniao co tak zwyczajnego, jak "atom"
(elektron, foton - ja czy "wszechwiat"), potrzeba minimum omiu ewolucyjnych
linii. przy czym kada z nich to proces w skali omiu miliardw lat. to robi
wraenie. jedna linia od drugiej jest odlega o osiem miliardw lat, a trafia
dokadnie z tolerancj jednego kwantu (w przesuniciu o jeden kwant). przy
czym, trafiajc "w punkt", tworzy nie co innego, jak atom, czyli "cegiek",
z ktrej powstaj wszelkie byty w moim otoczeniu.
e czasami, bywa, w tym procesie nie wszystko trafia dokadnie "w punkt"? to
prawda, std "bdy". nie wszystko moe zbiec si idealnie, czego lokalnie
zabraknie, co si podczy do procesu nadmiarowo, bo cinienie w otoczeniu
byo znaczne - itd. przykre w tym jest tylko to, e im wyej siedzi si na
drabinie, tym owych "niedorbek" wicej. prostota deformuje si trudno, ale
struktura skomplikowana degraduje si w skali sekund, najdalej minut. i taka
zdeformowana ewolucja "wypada" z obiegu - staje si bytem "poronionym". ale
kiedy uwzgldni skal zjawiska oraz ilo "mijanek" na odlego jednego
kwantu, to takich poronionych bytw a tak wiele w obserwowanym wiecie si
nie pojawia. kiedy pomyle, e brak jednego kwantu logicznego wyklucza fakt
i jego ewolucyjne istnienie, to porusza i zmusza do refleksji. skoro istniej
i ustalam (sczytuj i opisuj) regu tej zmiany, oznacza to, e w mojej linii
niczego nie brakowao, e wszystko "zazbio" si na/o jeden kwant warto
wic to doceni. na rysunku tak to wyglda:

476

to naturalnie szkic, ale oddaje tre wydarze. zasadnicze przesanie, ktre


jest w nim zawarte, odnosi si do faktu, e rzeczywisto to wielowymiarowe
zoenie e kady fakt postrzegany (mierzony w dowolny sposb), to jedno
w odbiorze, ale podprogowo suma wielu zdarze. mwic inaczej, musi si zbiec
a osiem jednostek (a te jednostki przynale do odlegych o osiem miliardw
fal), ebym mg podziwia okolic.
co wicej, a co tak w tym ujciu porusza, proces musi jednoczenie zbiec si
w jednym punkcie i w jeden punkt. podkrelam to ustalenie, to nie przesada,
osiem miliardoletnich linii ewolucyjnych musi si "zestrzeli" dokadnie w
punkcie. przecie to, co dla mnie jest punktem, kady najmniejszy fizycznie
dostpny "stan punktowy", to jest wielostronne zoenie w czasoprzestrzeni
wicej: to, co dla mnie jest "czasoprzestrzeni", to zoenie. widz cigo
i stao wiata, a to tylko "chwilowy" energetyczny proces, ktry rozciga
si daleko w czasie oraz przestrzeni. widz (rejestruj) jedno, jednak to
"zudzenie" - jedynie dostpne dla mnie, ale zudzenie (bo za nim kryje si
wielo, i ogrom, zdarze jednostkowych). kolejne fale energii tworzce "to
wszystko" s odlege od siebie o kwantowe wielkoci, odlege tylko o kwant w
fizycznym ujciu ale jednoczenie te same fale i te same elementy tworzce
proces s w opisie logicznym odlege o osiem miliardw lat, o kwant logiczny
rzeczywistoci (kwant wszechwiata).
dlatego, jeeli kiedy (i niedawno), mwiem o stronach pola-"wszechwiata",
to nie mwiem o bycie fizycznym i jego stronach, ale o stronach procesu w
jego logicznym i przez to "sztywnym" ujciu. opis logiczny to jest, jak to
okrelam, "wypreparowana" regua obserwowanej zmiany natomiast fizycznie,
namacalnie ukad istnieje jako fakt "przemieszany", a tworzce go elementy
cz si dowolnie - aczkolwiek zawsze w ramach generalnej ewolucji i na tak
szalonych w ewolucji zakresach. rzeczywisto, jako dziejcy si proces, to
proste, wrcz prostackie w swej rytmice kwantowe zjawisko prostsze ju by
nie moe, a zarazem jest niezwykle skomplikowane. i nie ma sprzecznoci midzy
tymi okreleniami, cho na pierwszy rzut oka tak si wydaje. nie ma, poniewa
fizyczna prostota jest logicznym skomplikowaniem. jak to kiedy okreliem,
pomimo e zdarzenie jest w zachodzeniu maksymalnie proste, to jednoczenie
jego liniowy opis musi by maksymalnie skomplikowany. obserwowana skoczono,
chwilowo, kwantowa struktura odmieniajca si fizycznie prosto i banalnie,
to wymaga w opisie nastpczym prawie nieskoczonego cigu obrazw (i sw).
z nieskoczonego w Kosmosie procesu oraz nieprzeliczalnej iloci czstkowych
procesw, powstaje skoczona fizycznie, ale zarazem nie koczca si w opisie
forma wydarze. "prostacka" formua zjawisk, opisana w sposb nastpczy i
liniowy - to wymaga duego, olbrzymiego, nieprzeliczalnego zmagania si. co
sferycznie, w czasie i przestrzeni realizuje si prosto, np. (za)istnienie
tego wiata, w analizie i rozoeniu na "czynniki pierwsze", czyli ujte w
skali "paskiej", to wydaje si szalenie skomplikowane.
mwic inaczej - fizyczny proces, najprostszy z moliwych, w ujciu rozumu
i pokawakowany, "supuje" si i wielopoziomowo zaptla do szalonej liczby
wymiarw - najmniej omiu wymiarw. omiu w liczeniu "liniowym", prostackim.
bo w rzeczywistoci jest duuuuo wicej.
"nieco" kwantw oraz zasada, e 1 + 1 = 1, ot, i wszystko. a w innym ujciu
jeden plus jeden rwna si dwa, dwa plus dwa rwna si cztery, cztery plus
cztery rwna si osiem. i to ju wszystko. czyli kupka energii plus zasada
jej uoenia i organizacji - i to ju wszystko. reszt zapewnia sam proces
samopilnujcy si i samoorganizujcy proces. maksymalna prostota obleczona
w ciaa.
prostota - a ile przy tym przyjemnoci.
477

- fala "numer 7"


w tym miejscu chc bardzo mocno (i gono) powiedzie co, co przemkno na
poprzednich kilku (i wszystkich w sumie) stronach tekstu dotychczasowego i
gdzie midzy zdaniami si znajduje - jednak nie na tyle wyranie i jaskrawo,
jak na to zasuguje: wiek pola-wszechwiata. chodzi o to, e prby, ktre do
tej pory czyniem, eby cho w szacunkowy sposb okreli swoje pooenie w
caoci zdarzenia i umiejscowi w ewolucji, te prby zadowalajce nie byy.
przeprowadzaem to czsto i w rnym ujciu, i wahajc si midzy przyjtymi
sposobami liczenia. wrcz niekiedy uznawaem, e jest to spekulacja, ktrej
trzeba si w przyszoci przyjrze dokadnie. zgoda, po czci rzeczywicie
to byy spekulacje liczbami, dopasowywanie ich do siebie, czy tylko intuicja,
e tak a tak by moe, e wiek pola ma warto - i tu podawaem rne liczby
o do moe ciekawej, ale nie do sprawdzenia wartoci. jednak w tej chwili
przyszed czas na ich weryfikacj.
jak? przez odniesienie si do zaprezentowanego przed chwil sposobu liczenia
i ujmowania fali, do ujmowania fal w postaci przedziaw, ktre maj w sobie
warto elementarn, s jednostk w postaci "8 miliardw lat". jest to stan,
warto odniesiona do mojego istnienia, do mojego "tu i teraz", do sposobu
liczenia zjawisk, ktre bior si z tego tutaj miejsca i jego waciwoci.
podkrelam to, jest to wielko wywiedziona z tego wiata, z jego dostpnych
mi fizycznym badaniem stanw energetycznych - to fundament, na ktrym mog i
musz si oprze, bo innego nie mam. poznaem go tak, jak potrafiem i jak
to byo moliwe, ale na pewno jest to co konkretnego, ma swoje odniesienie
(i wpisanie) na rnych poziomach. trafiam na t warto (i pochodne) przy
rnych ujciach, mog wic zakada, e wyznaczyem ja poprawnie, e kryje
si za ni jaka tre (i regua), ktr powinienem rozwin. nie mam innej
metody do zdefiniowania otoczenia, musz wiat opisywa za jej pomoc, musz
prost wiata i jego ewolucji odnosi do swojego istnienia i do liczb, ktre
moje pooenie okrelaj. poniewa to ja wyznaczam punkt w/na prostej i moje
istnienie wyznacza istnienie prostej i tego punktu dlatego wszelkie fakty
musz by do mnie przyrwnane, nie mam wyjcia, kady inny punkt opisu nie
jest moim opisem, wic zafaszowanym. - nie ma wic sensu przyjmowa jaki
"nad"-jednostek, ktre byyby odrbne do tego, co postrzegam, w czym yj i
jak ujmuj procesy. nie ma znaczenia, czy to bd lata, czy tysiclecia, czy
miliardy lat - byle to byy jednostki "tutejsze", dla mnie znane. i z tego
wiata. to z tej koniecznoci i moliwoci wywodzi si owo prawo, wywodzi si
szansa na opisanie wydarze najszerszej nawet skali. nawet jeeli dotyczy to
procesw, ktre dziay si lub bd si dzia wwczas, kiedy mnie oraz mojej
skali od dawna ju nie bdzie (lub nie byo).
w tym miejscu chc zaproponowa co, czego dotychczasowe (naukowe i wszelkie
inne) obrazowanie wiata nie mogo przeprowadzi: to znaczy prb opisania
prostej. nie wiecznoci, nie nieskoczonoci, ale odcinka zawierajcego si
w prostej nieskoczonej, odcinka, w ktrym przyszo mi y. do tej pory rozum
posugiwa si w opisywaniu ewolucji przedziaami, "pprostymi", odcinkami
- zahacza wydarzenia o jaki punkt "0" i chwil zero. inaczej by nie mogo
i nigdy inaczej nie bdzie. tylko e zaprezentowane tutaj ujcie pozwala na
opisanie tej nieskoczonej prostej i na ustalenie w niej odcinkw i nadanie
jej przedziaw wyskalowanych. nie, nie ca prost mog "policzbowa", mog
tak uj jedynie ten kawaek, ktry zaistnia i ktrego jestem elementem, a
to przecie ma znaczenie. natomiast pozostae wielkoci, poniewa dokonuj
si analogicznie, mog-musz opisywa tak samo ale ze wiadomoci, e to
ju inny "fragment" zdarze nieskoczono-wiecznych. tutejsze wydarzenia, ich
maksymalne ujcie liczbowe, mog i musz przenosi na inne, ale pozostaje to
w sferze "uprawnionego spekulowania", nigdy wiedzy doznawanej. rozum do tej
pory ustanawia "chwile zerowe" w rny sposb, dzi chwila zero ma granic
w wielkoci 16 jednostek (18) - i czas j przesun.
478

i wanie - caa ta "inwokacja", cay powyszy wstp by mi potrzebny w tym


momencie po to, eby "wykrzycze" jedno: "punkt pocztkowy", ktry nauka za
taki ma, czyli wielko 16 (18), (a tym bardziej 13,7) jednostek e taka
wielko jest jedynie "chwil zero" na dzi.
inaczej - to, co nauka, spogldajc w niebo, uznaje za chwil pocztkow, za
moment powstania wszystkiego, to ledwo "punkt" w dziejach, to ledwo chwilka.
to tylko wyskalowanie wydarze w oparciu o jedn, i to nawet nie pocztkow
fal (a ktr rodkow). nie jest chwila 16 (18) jednostek, zaistniaa przed
takim czasem chwila nie jest adnym pocztkiem "wszystkiego". co najwyej dla
mojego pojmowania i opisywania, dla mojego istnienia ta fala jest zasadniczo
wana, bowiem w niej si lokalnie znajduj. ale to tylko jedna fala ze zbioru
sobie podobnych, to wydarzenie lokalne, ktremu nadaem, przez pomyk (oraz
"lepot" przyrzdw) charakter chwili zero. ju dzi, przy ograniczonym do
najbliszego horyzontu spojrzeniu, powstaj zasadnicze z tego powodu kopoty
z wyznaczeniem, dlaczego w ukadzie zwanym "wszechwiatem" istnieje materia
"cika", dlaczego zachodzi proces przemian atomw o strukturze, ktra jest
tak skomplikowana, e si rozpada. e to si dzieje w supernowych wybuchach,
czy jako tak-i-tam opisywalnych bytach - zgoda, tylko skd i dlaczego owe
supernowe? dlaczego jest w tym "wszechwiecie" "stan osobliwy energii", czyli
"czarne dziury", dlaczego i skd wzia si tu, gdyby liczy w przemianach
czasowych (w latach) materia o zakresie ewoluowania przewyszajcym ramy tego
ukadu? (chodzi o materi w jej pocztkowym stanie, ktry w liczeniu prawie
"ociera" si o pocztek wyznaczanego dzi wszechwiata, to sprawia kopot. i
prowadzi do budowania dziwnych teorii o inflacji energii, czy tym podobnych.)
dlatego na tak postawione pytania odpowiedzi padaj rne, i padaj jako efekt
analizy wydarze w oparciu o warto 18 jednostek miliardoletnich, musz si
w niej zawiera (bo s pochodn w stosunku do tej wielkoci, jako element,
czy wielokrotno).
zaznaczam, powyszy akapit odnosi si do mojego liczenia (przeprowadzonego do
tej chwili), ale i kadego, ktre zostao do dzi poczynione przez innych.
kady osobnik, ktry jako zlicza (i zlicza) rzeczywisto, popenia bd.
a zarazem nie ma innego wyjcia - gbi rzeczywistoci nie siga, bo innej
rzeczywistoci nie ma, ale w jego liczeniu bd jest elementem integralnym,
koniecznym i fundamentalnym. i nigdy do usunicia w obserwacji "paszczaka".
widz wszystko, co mona ale to tylko skrawek Wszystkiego.
czy odwoanie si do 16 (18) jednostek "rzeczywistoci" to bdne podejcie?
nie. analizy procesu s poprawne, susznie "zamykaj" si w/przy wartoci 18
jednostek. a ta jest prawidowa. - czy takie liczenie jest bdne? jest. bo
porusza si tylko "po powierzchni", w ramach jednej linii, definiuje proces
sumaryczny, ale jednostkowy (kiedy logicznie jest on szalenie rozbudowany w
swojej gbokiej strukturze). zewntrznie, a innego w tym przypadku obrazu
fizycznie si nie otrzyma, to jest "jeden" cig wydarze, jedna linia ale
dopiero ogld "wewntrzny", logiczny, sigajcy w mechanik kwantw, pozwala
dojrze "podskrne" powizanie wydarze pozwala "wyodrbni" z naoonego
na siebie wielowymiarowego procesu (i zakrzywienia si ewolucji w symetrii)
wielo linii, ktre "tkaj" fizyk. a poniewa fizyk postrzega "prosto" co
skomplikowanego jako jedno, dlatego zewntrznie wszystko mu w obrazie si
zgadza - kiedy tym czasem nic si nie zgadza.
w efekcie niemonoci wydzielenia i rozdzielenia tych rnych linii, kiedy
fizycznie postrzegany jest wycznie "naskrek" wszystkiego, to utosamienie
punktu odlegego o 18 jednostek z pocztkiem jest po prostu koniecznoci. a
nawet sprawa jest jeszcze gorsza, czego dowiadcza np. teoria kwantowa, kiedy
prbuje ustala wielkoci (dowolnie jakie). wwczas pojawia si w liczeniu,
jako konsekwencja zmieszania poziomw, nieskoczono. w rnej postaci, czy
to masy, odlegoci, czy prdkoci itd. nieskoczono musi si pojawi, bo
nie ma metody do jej oddzielenia. za to jest dylemat.
479

- ewolucja jako zoenie


- rodek wydarze, znaczenie
obserwacja jest poprawna, oddaje wydarzenia, i to bardzo dokadnie widz
wszystko. jednak widz fizycznie (zmysami oraz przyrzdami), ale to daleko
nie wszystko, co mona "dojrze" logicznie. przyjcie, e "wszechwiat" (to,
co za taki fakt dzi uznaj), e ten proces energetyczny zacz si (pocz,
czy z jaki tam powodw "wybuch" w skwantowanym i nieskoczonym "oceanie"
energii) z "chwil zero", ktra miaa miejsce okoo 18 miliardw lat temu, to
dramatycznie zawa mylenie i w konsekwencji postrzeganie rzeczywistoci i zakrela zaklty krg, z ktrego wyj w takim liczeniu i spojrzeniu ju
nie sposb.
ale, powtarzam ten zasadniczy wniosek: to, co widz, to nie jest cao, to
tylko fragment caoci. fala, w ktrej istniej, "zatara" poprzednie lady,
jednak nie do koca, nie wszystko zaniko. i zadaniem rozumu jest wanie te
ladowe byty odnale i opisa. i, co zasadnicze w tym rozumowaniu, dopisa
do nich "cig wczeniejszy" i "cig dalszy". wczeniejsze zdarzenia warunkuj
to, co jest, a to, co si aktualnie dzieje, wpywa, determinuje to, co bdzie
istniao kiedy-gdzie (przy koniecznym elemencie wyboru w ramach "teraz", o
czym nie wolno zapomina, to nigdy nie jest absolutne zdeterminowanie, zawsze
jest swoboda okrelenia kierunku). - zasadniczy w tym ujciu jest take fakt
zawierania si w rodku zmiany, o czym wielokrotnie wspominaem. tu nie ma
wtpliwoci, musz istnie w rodku ewolucji, tylko taki punkt spenia rol
dogodnego do powstania ycia (i rozumu). a poniewa "zasada rodka" do tej
pory nie zawioda, wic zapewne mona wykorzysta j do zdefiniowania zdarze
w ramach pola-wszechwiata, do opisania innych fal. ale, co tu wane, teraz
ju opisania w przemianie wyskalowanej latami (jednostkami zmiany, ktre s
pochodne do mojego sposobu postrzegania i opisywania wiata). dlatego mog
i musz w tym celu posuy si wynikami, ktre odczytywane, ustalane s z
przechodzenia tej fali, ktra zacza si 18 miliardw lat temu. - to jest i
okrelenie pocztku (jedynie moliwe fizycznie), i to jest mj lokalny punkt
zero. cho w praktyce (logicznie) oznacza tylko jeden z brzegowych i jeden
z przejciowych punktw w oglnej skali, w pomiarze dla mnie jest jedynie i
w peni dostpnym wyliczeniem. czyli mog i musz si o niego "zaczepi", bo
niczego innego nie uzyskam. - ale to nie jest mao, na tej podstawie, na tak
wyliczonym fundamencie, mog si oprze w liczeniu faktw dalszych. to nic,
e chwila maksymalnego wybuchu w tej fali ju zaistniaa i e lady zostay
zatarte, to nic nie szkodzi, e "resztkowe" elementy s mae, mam podstaw w
postaci wynikw - i mam podstaw w postaci zasady tych przemian. i na tych
dwu ju stronach mog si solidnie oprze. i sprbowa wyliczy oglny wiek
tego rzeczywicie ju caociowego procesu.
uznanie, mocno osadzona w dotychczasowym procesie analizy zdarze myl, e
znajduj si w rodku (jakim rodku procesw) i fundament w postaci zasady,
to musi prowadzi do ustalenia rozmiaru zjawisk w skali wykraczajcej poza
moje obserwacje (jednostkowe czy zbiorowe istnienie). to jest niewtpliwie
dziaanie "meta-fizyczne" i "nad-fizyk", ale znajduje si w ramach Fizyki.
zawsze zawiera si w ramach Fizyki, poniewa dzieje si realnie, namacalnie,
rzeczywicie. - e proces poznania biegnie "po kawaku"? wszystko dzieje si
"po kawaku", take analiza wiata. w tym przypadku poczenie przed chwil
prezentowanego ustalenia, co do przechodzenia fal oraz ich wieku, ustalenia
dotyczce tworzenia si materii (pierwiastkw), czyli kolejne "wschodzenia"
i "zachodzenia" linii materialnych - dodanie tego do ustalenia, e jednostk
zliczania jest miliard, a dalej 8 miliardw lat - te ustalenia pozwalaj na
wyjcie poza "chwil zero". chwil, ktrej tak naprawd nigdy nie byo. czas
najwyszy w analizowaniu wydarze na/w niebie (i we mnie) przej do procesw,
ktre le poza "tylko widocznym" zakresem - trzeba przej do tych, ktre
cho obecne, znajduj si na/w skrytych (chwilowo) poziomach.
480

- "piramida liczb", cd
- wiek "wszechwiata"
powracam do zasady "piramidy" kwantowej - konkretnie do "piramidy liczb". w
oparciu o tak piramid kwantow i opisujc obecnie symbolicznie i liczbami
wielkoci lece ju poza przedziaem ewolucji materii pierwiastkw (i ukadu
okresowego w jego obecnej formule), mog przedstawi nastpujcy liczbowy
cig, ktry opisuje (uwaam, e logicznie i poprawnie) wydarzenia w polu jego wiek oraz procesy energetyczne, kolejne w tymi procesie punkty wzowe,
wyskalowane z punktu "tu i teraz" linie przejciowe. tak wyglda "piramida"
liczb i zdarze (zapis "od dou", od teraz):
128

128

256

128

128

256

512
co znaczy taki zapis? same liczby niewiele mwi, jednak kiedy odnie to do
"pionowego" powstawania kwantu w ramach rzeczywistoci, "wyaniania" si jako
pionowej, punktowej formuy energetycznej, to obraz zaczyna ukada si w
schemat (rytm). co dla mnie jest prostym fizycznym faktem, ktry w ramach
jakiego poziomu rzeczywistoci obserwuj, to okazuje si zoeniem w skali
ogromnego czasu i rwnie wielkiej przestrzeni. w powyszym zapisie zawarty
jest rytm tworzenia si jednego kwantu fizycznego w formule "po dwa i przez
dwa" (po dwa si cz - lub na dwa si rozpadaj), a dzieje si to cznie
na dystansie 512 jednostek, jeden fakt, a skada si na niego 512 miliardw
lat procesu. i jest to wiek maksymalny, ktry moe zaistnie w przebiegu
lokalnej a zbornej ewolucji.
czy na pewno maksymalny? pytanie w tym momencie bardzo zasadne, i to z kilku
wzgldw. wynik jest i poprawny, i nie. dlaczego? z prostej przyczyny, bowiem
"jest to jedna strona", to opis wydarzenia, ktre realizuje si "po jednej
stronie" ewolucji pola. to albo wybuch, albo czenie si. jeden generalny
co prawda, ale tylko jeden cykl w ramach caoci. co z tego wynika? pamita
trzeba, e to procesy zawsze ewolucyjne, dwudzielne, dwustronne i dlatego
musz wielko wydarze, 512 jednostek, podwoi. czy to zasadniczo zmienia
obraz? i tak, i nie. tak, bo tworzy na "szczycie" jednostk, daje pocztek
w jednostce, ale to zawsze jednostka ewolucyjna (dwustronna). - ale zmienia
obraz, bo procesy, ktre s "fizycznie" dla jednego cigu (cyklu), uzyskuj
swoje "drugostronne" dopenienie, w proces zostaje wpisany rwnie cykl
czenia si do postaci "chwili zero". - tak przedstawia si pena piramida:
512
512
256
128

128

256
128

128

1024 (miliardw lat) - to jest "pena" piramida wydarze, na ktre podzieli


mona proces i ktre s tu jednoci. 512 jest ostatni wielkoci, ktra
jeszcze oznacza istnienie cznej ewolucji. wielko 512 z "drugiej strony",
czyli "nad kresk" - to wielko, ktra oznacza, e tyle trwao gromadzenie
si wydarze na/w posta pola. i razem daje to wielko "jednostkow", w tym
przypadku - a i w innych wyliczeniach potwierdzan - jednego biliona lat (z
"dodatkiem"). mona zada pytanie, czy to wszystko? moim zdaniem to jest ju
wszystko. przyznaj, e w pierwszej chwili mylaem o tym, e jednostk tu
bdzie stan dwudzielny (czyli 2 biliony), ale wycofaem si, dylemat, gdzie
postawi kropk, znw daje o sobie zna.
481

- "1024"
- "wszechwiat"
bilion dwadziecia cztery miliardy lat, taka skala wydarze tyczcych caego
pola-wszechwiata wyania si z "piramidy" liczb. i nie chodzi w tym wypadku
o "powierzchniowo" (przez fizyk) rejestrowany "obiekt" w postaci procesu o
nazwaniu "wszechwiat" - jak wspominaem, taka naskrkowa obserwacja to tylko
niewielki fragment tak policzonej zmiany. 1024 mld lat zdarze to jest i to,
co widz, i to czego nie widz oraz to, co ju lub jeszcze nie istnieje w
ramach tak zakrelonych w nieskoczonoci. widz szczyt tej piramidy, a niej
jest mnogo poziomw i zdarze.
musz jednak w tym miejscu, i to na zasadzie specjalnego ustalenia, wprowadzi
pewn konieczn przy dalszym rozumowaniu nie tyle poprawk, co wyjanienie.
dlatego, e dalej nie bd, dla lepszego i wygodniejszego liczenia, sprawy
uwzgldnia. ot nie bd uwzgldnia "ogonka" kwantowego. wielkoci, ktra
"wystaje" ponad liczb kwantow w jej kadym zliczaniu. jest jasne, e nie ma
liczby kwantowej, a ju zwaszcza tej skali (8 miliardw lat, ktra obecnie
dla mnie stanowi jedynk liczenia), nie ma tej liczby jako "dokadnie takiej".
posiada ona, w dokadnym liczeniu, pewn "kocwk", ktra wynika z liczenia
niszych poziomw. czyli wszelkie wyliczenia, bye i nastpne, o t kocwk
i jej wielokrotno naley poprawia. powtarzam, dla jasnoci i wygody, moe
i niepoprawnie, ale przecie zawsze zgodnie z zasad, liczyem i bd liczy
wydarzenia ewolucji specjalnie si "ogonkami" nie przejmujc. bo cho kady
kwant w ewolucji ma znaczenie i wpywa na stan caoci, to w liczeniu zjawisk
tej skali, tu mog "dodatki" pomin. przynajmniej w tej chwili i dla tego
liczenia, poniewa oczywicie prdzej czy pniej regua bdzie domagaa si
uwzgldnienia tych dodatkowych wielkoci (eby si zgadzao) bo generalnie
chodzi wszak o takie ustalenie pooenia (mojego) w procesie, eby byo to
"zdatowane" maksymalnie.
dlatego, eby nie byo nieporozumie, ale jednoczenie w celu polepszenia
wzmiankowanej "jasnoci", chc w tym miejscu wprowadzi wyliczenia na tyle
ju pene, na ile pozwalaj moje obecne moliwo. jest jasne, e nawet te
dodatkowe stany liczbowe, ktre tutaj podaj, a ktre okrelaj podstawow
"semk", to s stany posiadajce dalej (a po stan logicznie najmniejszy),
swoje elementy skadkowe, wielkoci kolejnych kwantowych "ogonkw". i eby
byo zupenie ju dokadnie, musiabym je wszystkie zliczy. czego po prostu,
z przyczyn technicznych, nie jestem zdolny wykona. jeeli przyjem wielko
"8" miliardw lat, to w rzeczywistoci, jako wielko ewolucyjna, wystpuje
liczba wiksza i musi by ona na kocu uzupeniona o stany nisze, dlatego
wynosi: 8,192. czyli 8 miliardw 192 miliony lat. to jest jednostk dla tego
poziomu i stanowi peny stan piramidy.
jako konsekwencja tego pojawiaj si kolejne wielkoci, ktre poszczeglne
punkty opisuj cae pole. cao wydarze, cae pole uzyskuje rozmiar ewolucji
rwny 64 x 8,192 = 524,288. taka wielko pojawia si dla jednej strony pola
- ale zarazem i caego pola (zakresu w przestrzeni, tak daleko "w otoczenie"
to co, co okrelam "wszechwiatem", si "rozciga"). co te, po podwojeniu,
daje wielko: 1048,576. co znw, powikszajc o omiokrotny stan, wynosi:
8388,608. itd.
ale na tym nie koniec wynikajcych z tego praktycznych wnioskw, ktre cho
na nastpnych stronach pomijam, s wane. oto punkt "16" oglnego procesu,
tak dla ycia szczeglny (i pniej dla rozumu), mimo owych dodatkowych lat,
w dalszym cigu jest pooony, jako zasada, w punkcie "szesnacie", ale jako
warto "obiektywna", dzieje si w wielkoci: 8,192 x 2 = 16,384. co tworzy,
przy dodaniu dwu miliardw, ktre od tamtej chwili w dziejach upyny to
ustala wynik na 18,384, osiemnacie miliardw z "kawakiem". czyli tyle, ile
wynika z wylicze (w innym ujciu) dla obecnej chwili wieku "wszechwiata".
itd.
482

- rodek
opisanie rodka ewolucji, opisanie "semki" ewolucji z uwagi na rodkowy w
niej punkt, to zarazem podzia wydarzenia i opisanie przedziau jako opadania
i narastania. to rwnie wyodrbnienie w cigym procesie, ktry przebiega
jako fizyczna jedno kolejnych stron ewolucji (jednak logicznie w formule
pojawiania si naprzemiennoci). wane w tym dziaaniu jest to, e taki opis,
takie ujcie prowadzi do wyznaczenia rodka, punktu szczeglnego w przebiegu
zmiany ewolucyjnej (dowolnej ewolucji). rodek pojawia si ju wielokrotnie
w tekcie i w rnych odniesieniach, definiujc go jako "punkt 32" (w oparciu
o wielkoci kwantowe), czyli centralnie pooony wzgldem zjawisk zachodzcych
w skali 0 64 jednostek, okrelaem go jako "uspokojenie", jako miejsce, w
ktrym cho nigdy do koca, to jednak w sposb maksymalny pojawia si stan
"wyciszenia" ewolucji, a to miao i ma powane konsekwencje.
czy nie zachodzi sprzeczno midzy tamtym, wwczas nakrelonym obrazem tego
punktu, a tym, co teraz mwi? odpowied jest skomplikowana, i tak, i nie.
kiedy omawiaem wydarzenia w postaci spotykania si fal (zarazem nazywajc
punkt "32"), i przyznawaem mu najbardziej spokojne, najtrwalsze, maksymalnie
"mocne" powizanie si wydarze w posta fizycznej materii opisywaem, jak
teraz wida, nie co innego, jak stan "1", czyli wielko 512/512. i wanie
to ta "kreseczka" czca oba stany brzegowe, "stron" czenia i zapaci, to
jest ten wwczas tak "spokojnie" opisywany punkt. to jest ta wyjtkowa chwila,
ktra oznacza, e materia (energia) tworzca pole energetyczne tak cile i
dokadnie si ze sob czy, e panuje wwczas w polu ustabilizowanie, i to
maksymalne. nie zastj, ale ustabilizowanie wydarze. fale rozchodz si w
rytmie kwantowym, procesy trwaj i tylko zdarzenia, w stosunku do okresu
"wczeniej" i "pniej", maj "znone" rozmiary.
rodkiem procesu, w najbardziej maksymalnym ujciu, jest przedzia punkt
"1". dlaczego jedynka? skd taki zapis? poniewa w maksymalnym ujciu zmiany
ewolucyjnej i rzeczywicie skrajnym, na ktry mona si zdoby, proces musi
zosta zdefiniowany w formule przedziau o cechach: "0-1-2". lub "0-1-2/0",
o ile wprowadzam kolejny rzut procesu (np. wszechwiat nastpny). od zera do
maksymalnego zajmowania otoczenia, czyli do punktu "1", eby nastpnie doj
do drugiego brzegu, punktu "2" (te zerowego, osobliwego). dwie ewolucyjne
jednostki, dwa kwanty opisujce proces. w rozwiniciu dwa kwanty o cechach
ewolucyjnych (i jeszcze wewntrznie podwojone). tak maksymalnie mona oraz
trzeba definiowa proces. od zaistnienia, przez rodek, po drugi brzeg. dwa
kwanty i wszystko.
to najbardziej maksymalne opisanie przebiegw. - ale idc dalej, w kierunku
opisania wydarze w postaci semki ewolucji i rodka, mog uy take innych
wielkoci: 1, 2, 4, 8, 16 (rodek dwu cykli, czyli "16/0"), 32, 64, 128, 256,
512. a dalej? dalej znw jest 1 (czyli 1024). po tym szeregu znw si pojawia
jedynka, jeden stan kwantowy. zmienia si wielko, poziom i skala wydarze,
ale funkcja tej wielkoci jest dokadnie ta sama, to jedynka, kwant logiczny
procesu. ju wyszego rzdu, ale kwant logiczny.
pytanie: co aktualnie uznaj za rodek, czym jest ten wany punkt, kiedy go
do ycia odnie, a przede wszystkim do rozumu? teraz opisuj nie wydarzenia
maksymalne, nie rodek w obrbie caej ewolucji, ale rodek tego rodka. wic
rodek jednej strony wydarze, punkt "256". i to punkt "256" jest jedynym w
swoim rodzaju punktem, w ktrym wydarzenia s w rwnowadze. - i to naleny
podkreli. owszem, proces "rozprzestrzeni si", jako cao w Kosmosie, na
"dystansie" 512 jednostek (i jest to zarazem moment rodkowy ewolucji caego
wszechwiata w skali 1024 miliarda lat), ale rodek tego "odcinka" wypada w
rodku procesu o rozcigniciu 512 jednostek, w punkcie 256 jednostek (mld
lat). fizycznie musz znajdowa si w rodku, musi by zabezpieczajca ycie
"otoczka", a nie brzeg i niegocinne rejony. proces logicznie (i fizycznie)
znajduje si w rodku rodka - maksymalnie w rodku.
483

w rzeczywistoci wyrniony punkt "256" jest jeszcze bardziej energetycznie


"skomplikowany" (o czym za chwil powiem dokadnie), jako e skada si na
dwustronne wydarzenie. czyli jest to punkt jedyny w takim rozumieniu, gdzie
i strona zapaci, i strona wybuchu si spotykaj (jako jeden punkt wsplny).
jest to punkt, w ktrym i zapa uzyskuje "poow" wydarzenia, i wybuch swoj
"poow". logiczne dwie strony procesu oraz realnie fizycznie "stapiaj" si
tutaj, tworz razem jedno energetyczn. - dlatego, kiedy omawiam w takiej
chwili rodek, to mam rodek wydarze dla caego "pola-wszechwiata" ale
zawiera si on aktualnie tylko w tym, co "istnieje", czyli wszechwiecie tu
i teraz obserwowanym ("tutejszym").
tylko zwracam uwag na trudnoci z tym ujciem zwizane. jeeli przyjem, e
obecny wszechwiat jest drug stron do wydarze i e mia pierwsz, ktra
ju nie istnieje, to wychodzi na to, e jestem tylko po jednej stronie, tej
aktualnie istniejcej. a przecie w dopiero co policzonym ustaliem, e to
proces generalny i dwuczciowy. i jest zagwozdka dla rozumu. oczywicie nie
dla ewolucji, e znw powtrz t fraz, ale dla rozumu liniowego. kopot z
tego si bierze, e w schemat nastpczy wciskam zjawisko wielowymiarowe oraz
sferyczne. i otrzymuj efekt wewntrznie "zakrcony". tylko e tak to musi
przebiega czyli moe by punkt rodkowy w pooeniu 256, jak i 512, ale i
1024 rwnie, cho to jest brzeg zdarze. w zalenoci, co uwzgldniam i co
wyrniam w swojej obserwacji, uzyskuj inny punkt odniesienia i inny rodek.
to zawsze jest rodek i jego "spokojne" istnienie, ale inaczej, ze wzgldu na
co innego ustalony rodek. - taki rodek to jedyne tego rodzaju wydarzenie
w caym przebiegu ewolucji. po prostu, drugiego rodka o takich cechach nie
ma, drugi raz stabilizacja midzy stanem osobliwym maksymalnego zbiegnicia
i stanem osobliwym maksymalnego rozbiegnicia si nie zdarza, nigdy wicej tak
dokadnego i rwnomiernego rozoenia elementw w wydarzeniu nie ma i by nie
moe. drugiego rodka nie ma - i niesie to dla zrozumienia fizycznych procesw
logiczne konsekwencje (filozoficzne).
fizycznie, kiedy to ujmowa jako rozkadu energii na/w niebie, w odniesieniu
takim byby punkt "256" rzeczywicie szczeglnym znajduje si dokadnie (i
to "dokadnie" a, jak si wydaje, do jednostki logicznej, kwantu logicznego)
w rodku, czyli energia jest wzgldem niego rozmieszczona rwnomiernie po dwu
stronach moliwoci, czyli albo w gwiazdach i ich okolicy (materia namacalna),
albo w postaci promieniowania. oba stany osobliwe (zapaci i rozpadu) w tym
momencie zmian, w tym punkcie, s w "doskonaej" rwnowadze. jest "tyle samo"
zaangaowanej energii w materi namacaln, co w promieniowanie. po rwno. to
w dziejach pola-wszechwiata jedyny taki stan. nigdy wczeniej, nigdy pniej
- i dlatego mwi o wakich logicznych konsekwencjach. stanem osobliwym jest
wszystko, co znajduje si w brzegowym zakresie dla wybranej ewolucji, ale w
tym przypadku chodzi o "stan osobliwy", ktry uzyskuje posta maksymalnego
zagszczenia. mwic inaczej, ten szczeglny okres by takim, mia tak swoj
"waciwo", e ilo "czarnych dziur" bya w swojej energetycznej iloci i
zawartoci poow stanu energii w caym ukadzie (tutaj polu - ale moe by
to potraktowane jako zasada). energia, ktra "znajdowaa" si w osobliwoci
brzegowej, miaa swoje lustrzane odbicie w iloci ("masie") w postaci drugiej
osobliwoci, stanu maksymalnego rozbiegnicia. promieniowanie oraz namacalna
materia, jako "stany porednie" midzy brzegami osobliwymi, byy w doskonaej
rwnowadze, ale i brzegi rwnie. w rwnowadze byo wszystko, od brzegu do
brzegu. o symetrii absolutna, absolutne "lustro" zjawisk. z jednym kwantem
logicznym stronnej przewagi. i w tym, i tylko w tym rozumieniu to wyjtkowy,
niezwykle wyjtkowy stan w ewolucji. takiej chwili drugi raz ju (tu) nigdy
nie bdzie. to w tak szczeglnym punkcie, i w jego okolicach, moe przebiega
na tyle spokojna ewolucja, e co si moe "wyklu". pojawia si - a raczej,
eby by dokadnym, moe si pojawi ycie. powstaje piramida wydarze, ktra
zawiera w sobie "konieczny wyjtek". czyli obserwatora.
484

- 1024 miliardw (lat)


- cig dalszy
dalej? tak. jak ju to ju, w kocu raz si yje. nawet jeeli pole kwantw
istnieje bilion lat, to z tak uzyskanego wyniku mona wycisn znacznie wicej
ni do tego momentu. na takim fundamencie, wanie bilionoletnim, i odwoujc
si do tej wielkoci, mona dopracowa si wielu nowych faktw, ktre oglny
obraz znaczco poszerzaj. i to jest warto, ktrej nie wolno zignorowa. nie jest bowiem tak, e po wyliczeniu wielkoci pola (czasu istnienia takiej
energetycznej struktury) mog na tym, a tym bardziej, e musz na tym fakcie
poprzesta. to byo jedynie "opisanie zgrubne" oraz wstpne, jednak z ca
pewnoci nie zakoczenie moliwej do poprowadzenia analizy. bo wywiedzione
z otaczajcego wiata zasady (i rytmy kwantowe), cho dotycz tylko fragmentu
maksymalnej ewolucji, musz opisywa, logicznie biorc, jej cao, bo s jej
wynikiem (jako zawierania si w niej). dlatego mam moliwo, konieczno i
ochot i w tym dziaaniu dalej eby ustali, jak wyglda i jak ksztatuje
si pole w chwili obecnej. czego nie mog dojrze (i to nigdy, przecie nie
zobacz "pola-wszechwiata" nawet wykraczajc poza taki fakt), to wanie w
tym dziaaniu i teraz zamierzam ujrze. ujrze si logiki, poprzez symbole
i zasady. chc ujrze to, czego jako "zmysowiec", nigdy nie zobacz chc
ujrze to jako "rozumowiec". i to jest moliwe. wicej: konieczne. musz to
zrobi, eby mj kawaek wiata zdefiniowa i swoje w nim miejsce. jeeli w
tym momencie si zatrzymam, nie tylko e niewiele z otoczenia zrozumiem, ale
popadn w dylematy, z ktrych nigdy si nie wydobd.
jak, jak mam opisa co, czego nigdy nie zobacz i co nigdy w takiej postaci
nie istnieje, a jednoczenie chc/musz si w tym umieci? jak opisa swoje
pooenie w tym "czym"? - przez odwoanie si do logiki. do ustale, ktre
rozum wyprowadza z dostpnego mu kawaka rzeczywistoci, z praw wiata oraz
ewolucji, i nie ma innej drogi (adne "wizje" tu nie pomog, cho zarazem nie
s te cakowicie bdne; kada droga prowadzi do wiedzy, ale nie wszystkie
szczegy dowolnej drogi s uyteczne). oczywicie mog kwestionowa "w imi
regu" to podejcie i uwaa, e s mao poprawne (czy zupenie bdne), e
nie oddaj prawdy, e nie mog by "dokadne", bo to zjawiska jednostkowe i
losowe. c, wszystko prawda. wita prawda, do blu prawda fizyczna prawda.
bo mam jeszcze logik (filozofi). wspominaem, e kwanty wynaleli fizycy,
ale kwant to pojcie filozoficzne. i odwoujc si do tego pojcia (oraz je
komplikujc, poszerzajc o kolejne poziomy), mog na tym zbudowa swoj drog
"w dalsze". przecie nie mam niczego wicej do dyspozycji i nigdy nie bd
mia. tylko zasada i logika wywiedziona przez rozum ze wiata (z przeistocze
tego wiata) musi wystarczy. a skoro tak, musz si na tym oprze. jeeli
nawet bdzie si to "fizycznie" i "obiektywnie" rozmijao z faktycznym stanem
- c, nigdy si tego nie dowiem i nikt mi o tym nie powie.
nigdy si nie dowiem, nigdy realnie nie zobacz ale mog to zweryfikowa.
jak? o tym przyjdzie si niejedn stron zapisa, ale zasada jest banalnie
prosta: jeeli "tu" jest pochodne "tamtego" (i "Wszystkiego"), to moje "tu"
dzieje si, musi si dzia wedug jednej i jedynej zasady w kadym miejscu.
w takim rozumieniu podzia na "tu" i "tam" traci sens, bo to wszystko to jest
"to samo". i tylko moje ulotne i wewntrzne zawieranie si w zmianie ogranicza
spojrzenie "poza". zasada procesu jest jedna, dlatego musi si realizowa w
kadym punkcie jednakowo. a majc zasad i punkt wstpny analizy (i fizycznie
zdefiniowany), czyli moje "tu", mog na tej podstawie wyj "poza" i doj
"wszdzie". a pniej, ju zwrotnie, dysponujc opisem tamtejszych regionw,
sprawdzi, czy pasuj do tego, co postrzegam w okolicy. zgadza si opis
"tamtego" jest poprawny, czyli jest widoczny (dla rozumu), ju znajduje si
w zakresie "jasnym". - jak opisa wasn pozycj w polu-wszechwiecie? przez
odwoanie si do zasady rodka, a take do zasady analogii. poczenie tych
zasad umoliwia to, e mog uj nieujmowalne. - i staje si jasno.
485

- 512 jednostek
a rodek
pierwszy krok w rozumowaniu, to pozornie cofnicie si w analizie. jeeli w
tym miejscu mam ju wielko 1024 miliarda lat procesu, to zarazem mam stan
skrajny oraz zoony wydarzenia (z dwu stron), mam proces ewolucyjnym ktry
rozciga si w liczeniu nastpczym midzy 0 512 1024 jednostek. ale ze
rodkiem i zarazem brzegiem w postaci 512. i nigdy wicej fizycznie nigdy
wicej "zajtoci" w obserwacji zewntrznej nie ma. ale zarazem mam fizyczny
fakt o "rozmiarach" 512 i to nim musz si w pierwszej kolejnoci zaj.
oczywicie po to, aby w dalszych krokach przej do wielkoci 1024 miliardw.
dlaczego 512 jako wstp do analizy? poniewa jest to wszystko, co istnieje
realnie ("obiektywnie"). to jest fakt jedyny jedyny dostpny fizycznie. to
mam przed oczyma, kiedy mwi o polu-wszechwiecie, to bada swoimi przyrzdami
fizyk (czy astronom), kiedy analizuje procesy. strony procesu, dopeniajce
si dwie strony ewolucji wprowadza analiza logiczna, ale realnie do obejrzenia
zawsze mam tylko "powierzchni" zjawisk w postaci 512 jednostek. i niczego
wicej. powtarzam to ustalenie, ale jeszcze do sprawy wrc.
pytanie: czym si rni podejcie w liczeniu 1024 od 512 jednostek? jeeli
chodzi o zastosowan metod, ktra ma doprowadzi w efekcie do wyznaczenia
rodka zjawisk (i mojego w konsekwencji pooenia) - to niczym. to ta sama
metoda, tok rozumowania identyczny - tylko na kocu dziaania pojawiaj si
inne wielkoci. kiedy stosuj 512, to jest to analogiczny w rozumowaniu stan,
jak 1024 tak to musz przyj w analizie. i w efekcie liczenie przebiega w
ten sam sposb. dlaczego, po co wic wprowadza kolejne strony i wielkoci?
eby si zgadzao w sposb maksymalny z wszelkimi ustaleniami. nie wprowadzam
wielkoci 1024 dlatego, e wydaje mi si adn, ale eby zgadzaa si ilo
ustalonych wielotorowo stron w procesie. owszem, kiedy stosuj wielko 512
jednostek, te mam dwie strony, tu rwnie musz ten fakt uwzgldni, jednak
w dalszym rozumowaniu okazuje si, e mam za mao linii procesu, eby dobrze
wyjaniao to zjawiska. dlatego nie jedna, nie dwie, ale kilka stron buduje
ewolucj. na nastpnych kartkach krel schemat takiego podwajania, i nie
jest to doprawdy zadanie z gatunku prostych. niby zasada jest banalna, czyli
jeden plus jeden daje dwa dwa plus dwa daje cztery cztery plus cztery
daje osiem, ale w praktycznym przeoeniu i operowaniu tak abstrakcj umys
osiga granic swych moliwoci (przynajmniej moich). dlatego musz wyj w
swym dziaaniu od wielkoci 512, bo to jest wstp do dalszych czynnoci. a
musz z tego powodu, e to stan caociowy.
co daje poczenie zasady rodka i procesu kwantowania? konieczny i oczywisty
wniosek: obecny "rozmiar" pola-wszechwiata nie moe by tym maksymalnym i
brzegowym, musi by wicej ni 512. pole energii, przez wykluczenie, nie moe
posiada stanu 512 jednostek, bo 512 to wielko jednej "strony" procesu i
po prostu za maa "na wszystko". w odniesieniu do "jednostki" bilionowej wiek
pola bdzie przekracza warto 512 - a to wymusza wprowadzenie w kolejnym
kroku 1024. jednak wyj trzeba od 512, czyli zakadam, e mam na pocztku
512, przyjmuj to do wiadomoci idc za jedynie dostpn mi obserwacj. nie
musz wic podkrela, e licz dla jednej strony z caoci 1024, ale w tym
ujciu to jest dla mnie cao (chwilowo nie wiem o koniecznym dopenieniu).
czyli dla mnie wyjciem analizy jest stan 512. dlatego czy to strona wybuchu,
czy zapaci, maksymalnie bdzie to kula o promieniu 256 jednostek (o rednicy
512 jednostek). i zawsze wielko 512 jednostek "w przekroju". teraz pytanie
zasadnicze: skoro nie brzeg, to gdzie jestem? to nie moe by wielko 256 w
tak liczonej caoci, bo to punkt oczywicie rodkowy, ale dla zakresu 512
jednostek po prostu jest brzegiem maksymalnego oddalenia si w otoczenie i
jest "skrajem", a to nie moje miejsce (fizycznie, bo logicznie tak). nie moe
by 512, to zrozumiae, nie moe by 0, pocztek przedziau, to rwnie fakt
oczywisty. wic gdzie si znajduj?
486

jedno z zasady, do ktrej si odwouj, wynika jako pewnik: znajduj si w


jakim rodku w jakim rodkowym biegu ewolucji. tylko pytanie, jak si ta
ewolucja prezentuje z ogldu "zewntrznego", gdzie znajduje si ten "mj"
rodek? - nieco nacigajc, ale zawsze formuujc logicznie wnioski, musz
zaoy, e pole w tej chwili jest rwnie w stanie rodka, e chwila mojego
zaistnienia take dla pola-wszechwiata oznacza rodek procesu. to niby nic
nowego, to pojawiao si w analizach dawno (take jako przyjcie zasady "fali
numer 7"), ale powtrzone kolejny raz w tym momencie ma znaczenie bo kade
dodane ujcie, ktre wzbogaca obraz, pomaga zrozumie.
jednak wbrew pozorom i spokojnemu brzmieniu powyszych sw, nie jest to fakt
i argument mao warty. przecie opiera si na podstawowym dla mnie elemencie
rozumowania: e jestem bytem rodkowym. jestem, istniej, analizuj a wic
z tego wynikaj logiczne konsekwencje. oczywicie fizycznie prezentuje si to
tak, e postrzegam (jako fizyk) swoje miejsce w coraz bardziej odlegym od
rodka punkcie (jakiegokolwiek rodka) - wspominane kiedy "wywaszczanie" z
miejsc uprzywilejowanych we (wszech)wiecie przebiegao skutecznie i nadal
przebiega. jednak logicznie, w odniesieniu do kwantw oraz ich reguy, jestem
nie tylko w rodku rozumowania na zasadzie takiej, e to ja wyznaczam zmian
i jej regu, e tym samym musz ze wzgldu na siebie (i tylko siebie) wiat
dookoa tak opisywa (i przez to bd w jego rodku) w tym przypadku chodzi
o poziom wyszy do tego rozumowania: mj opis dlatego jest prowadzony, e jako
byt znajduj si w rodku i swoim istnieniem wyznaczam ten rodek. - owszem,
osiuj go w odniesieniu do siebie i jestem z tego powodu w rodku, ale opisuj
go w taki sposb dlatego, bo jestem rodkiem tego procesu. a skoro rodkiem,
to musz uwzgldni w rozumowaniu, e cao otaczajcego mnie zakresu jest
stanem rodka i posiada cechy rodka, e mogem si tu znale dlatego, e to
rodek i e w innym momencie po prostu by mnie nie byo. i jest to argument
rozstrzygajcy: ja to rodek - rodek to ja.
w zobrazowaniu narastania wydarze od paszczyzny tak moe si pole zmienia:

punkt wyjciowy

stan obecny

przy wanym a oczywistym zastrzeeniu, e fizycznie oraz praktycznie to jest


kula, ale w logicznym ujciu tak wyglda narastajca ewolucja. pole ma dzi
posta "niespenionego" sferycznego zdarzenia. jest "p-kul", "powk",
wydarzeniem "poowicznym" (cho i tak zawsze penym).
co takie zaoenie, mona je okreli jako "zaoenie antropomorficzne" (z
uwagi na moje istnienie), co to mi daje? pozwala na okrelenie (plus/minus),
e obecna chwila pola-wszechwiata i jego rozprzestrzenienie (w wybuchu lub
zapaci) osigno stan 256 jednostek. e brzeg takiego wydarzenia, opisanego
jako moja pozycja w procesie, jego najdalsze "wychylenie" si w "przestrze"
Kosmosu, wynosi 256 jednostek obliczeniowych. podkrelam nie, e brzeg faktu,
"obiektu" w postaci "wszechwiata" fizycznie znajduje si o 256 jednostek od
centrum sfery i e tak daleko mam ostatni element (bo ten jest o kolejne 256
jednostek dalej), ale e "mj" brzeg i rodek wypada w punkcie 256 procesu
caociowego o wielkoci 512 "rozcignicia" w Kosmosie. gdzie wic jestem?
nie moe to by 512, bo to brzeg absolutny, nie moe by moment wybuchu, bo
to warto brzegowa i w/na brzegu nie ma ewolucji. nie moe to rwnie by
wielko 64, bo to jednostka w tym liczeniu (a tym bardziej 8, jako jednostka
niszego rzdu). gdzie umieci si, gdzie znajduje si mj punkt obserwacji?
487

co bdzie wydarzeniem, ktre skada si na mnie i na moje otoczenie? znw


zasada rodka, ale nie tylko. wpierw, odwoujc si do tej zasady, wyznaczy
musz wielko kolejnego rodka w tym zliczaniu. czyli umieszcz si np. w
punkcie 128 jednostek. w kadym razie w jego pobliu. czyli, jestem w ramach
strony wybuchu, a ktry to punkt lokuje si w stanie rodka historii procesu
tej strony (wyznacza moment rodkowy tego etapu zmiany). w historii "oglnej"
rwnie w rodku, pomidzy stanem "0", pocztkiem "wybuchu", a wydarzeniem
brzegowym, w ktrym znajduje si aktualnie pole jako cao - czyli 256. to
daje 128 jednostek. ale, zarazem, taka wielko, 128, nie jest byle czym, to
kwant ewolucyjny tak zarysowanego procesu, to jednostka, ktra zawiera w sobie
warto dwudzieln, po 64 jednostek. czyli od chwili pocztkowej wydarzenia
"upyn" ju dwuzdarzeniowy fakt ewolucji, przeminy, "zadziay" si dwie
jednostki obrachunkowe. i to jest kolejny argument za takim liczeniem. mog
wic obecnie uczyni nastpujc rzecz:

na tak caociowo zaznaczonym przebiegu ewolucji pola mog nanie jego stan
aktualny (256). czyli wyznaczy, e w tym punkcie wydarze znajduje si dzi
pole, jego brzeg energetyczny (jeszcze czny). a dalej mog wnioskowa, e
midzy "0" a "256", w punkcie 128, znajduje rodek tego procesu, czyli stan,
w ktrym (w ramach tego ju aktualnego wydarzenia), znajduje si take jego
rodkowe, najspokojniejsze przebieganie wic najpewniej rwnie moje. ale
zarazem mog "wok" punktu "128", jako szczyt fali, wykreli krg wydarze
stabilnych, przedzia "spokojnoci" (najbardziej stabilnego trwania). wwczas
uzyskuj przedzia 96 160, bo jednostk tutaj (w tym podzakresie do caego
zakresu) jest wielko "32", poowa jednego odcinka. w "obie strony" punktu
128 daje to rwnie jeden odcinek, 64 jednostki. mog miao zakada, e w
tym przedziale si najpewniej znajduj, e tutaj realizuje si moje istnienie
i mego wiata (w odniesieniu do oglnego procesu).
ale czy "przed" 128, czy "po"? na to pytanie jest tylko jedna odpowied: "po"
tym punkcie. dlaczego? poniewa nie moe by wydarze ewolucyjnie penych
przed wypenieniem si dwu cykli, a te si kocz w chwili "128", dopiero tu
dwudzielny cykl, pierwszy dwudzielny cykl wydarze si koczy, tu wypada kres
pierwszego etapu ewolucji. co zrozumiae, nie mog istnie w zakresie, ktry
jeszcze nie jest stanem penym. - wic na pewno jest to moment "po" 128, ale
gdzie? ha, i tutaj ju mog, musz wprowadzi to, co ustala fizyka pospou z
astronomi oraz logika opisujca wydarzenia w tym najlepszym ze wiatw.
czyli musz wprowadzi wyniki, ktry podsya obserwacja nieba - wielko 18
jednostek, albo 16 (bo i tak mona, kiedy chce si zobrazowa inne rzeczy;
wielko 13,7 mld oczywicie skrelam w przedbiegach z oczywistych powodw:
brak brzegu w tym liczeniu). musz doda do wielkoci 128 + 18 = 146, w tym
punkcie oglnej ewolucji znajduj si dzi jako jednostka. - z koniecznym
zastrzeeniem, e dotyczy to drugiej strony ewolucji ("po wybuchu") oraz
e przeprowadzona tak analiza wymaga dalszych sprawdze. przecie to tylko
"spekulacja" na liczbach, uprawniona logicznie i w odniesieniu do zasady,
ale jednak spekulacja.
488

kontynuujc to rozumowanie musz powiedzie, e praktycznie (realnie) cao


tak nakrelonej ewolucji ju mi "ucieka" rwnie o te dwie wielkoci. mwic
inaczej, pole ma dzi rwnie o dwie wielkoci wicej ni punkt "256" wic
wynosi 258. dlaczego? bo wielko 256 jednostek zostaa wyznaczona z uwagi
na rodek, dla wielkoci "16" jednostek. dla wielkoci, ktra oznacza, e w
"moim" wiecie jest (byo) 16 jednostek skadowych (miliardw lat przebiegu
wydarze). tylko e, o czym nie mog zapomina w tym dziaaniu, z uwagi na
nieustajc zmian stanu oglnego, cao ju si przemiecia, jest dalej o
dwie jednostki. punkt 16 by, wane (dla mnie) fakty wwczas zaistniay, ale
to ju historia, a dzi brzeg zdarze jest dalej i dlatego jest konieczno
uzupenienia. wyliczenia fizyki i astronomii (czyli konkret) s niczym innym,
jak ujciem dla lokalnej fali, s opisem jednego zdarzenia w fali oglnej, a
przede wszystkim s postrzeganiem "naskrka". ale naskrka, ktry jest, tak
si tutaj-teraz to szczeglnie skada, stanem oraz wielkoci rwnowan do
postrzeganych zjawisk. to dlatego w tym i tylko w tym momencie opis-pomiar
prowadzony fizycznie oddaje "prawd" logiczn, nawet jeeli jest bdny, a
do tego naskrkowy (powierzchniowy). po prostu, mierzc zjawisko w rodku, a
tylko w tym punkcie mog jako obserwator zaistnie i dziaa, ustalajc dla
mnie jedynie dostpn "prawd powierzchniow", ustalam prawd w ogle bo
to, co jest, idealnie "pokrywa" si z wielowymiarowym zoeniem. widz fakty
pene i prawdziwe, a zarazem tylko stan zewntrzny, powierzchni (niezalenie
od fizycznej gbokoci pomiaru). - dlaczego pomiar jest poprawny? bowiem w
kadym innym punkcie zachodziaby rozbieno (gabaryty by si nie zgadzay).
jednak w rodku pomiar fizyczny, cho powierzchniowy, pokrywa si z pomiarem
wielowymiarowym. - czyli to, co widz, ma dokadnie ten stan, ktry oznacza
wielopoziomow ewolucj w rodku. mog o tym nie wiedzie, a nawet nie mog
o tym wiedzie, ale wynik pomiaru ustal dobrze. dlatego, e aktualny rozmiar
wiata pokrywa si z logicznym - w rodku jest ten sam "rozmiar" dla kadej
linii tworzcej sumaryczne zjawisko, w innych okresach nie ma takiego ujcia.
dzisiejsze "rozcignicie" sfery ewolucyjnej jest dokadnie takie, jak jej
wielokrotne zoenie, dlatego mona przyj pomiar fizyczny i okreli, e
jest "dobry". cho zarazem gboko odlegy od rzeczywistoci.
podkrelam ten wniosek, ktry pynie z analizy ewolucji energetycznej i jej
geometrycznego ksztatu w skali pola-wszechwiata oraz jej odniesienia do
procesu postrzeganego logicznie: pole w jego dzisiejszym, fizycznie i realnie
dostpnym zakresie, posta pola-wszechwiata jest identyczna, jak to wynika
z ujcia logicznego (ma te same wartoci liczbowe). ale to nie jest rozkad
wystpujcy w zawsze, to efekt prowadzenia obserwacji w szczeglnym momencie
historii wszechwiata, w jego rodku. tutaj, skutkiem tego procesu, dochodzi
do "zrwnania" si, "naoenia" na siebie logicznej linii wydarze na posta
fizyczn. i ich jednoczesnoci. - jeeli miabym to uj w sposb bardziej
przejrzysty, to przywoabym analogi ze "strojeniem ostroci" obrazu oraz
nakadania na siebie kilku kadrw, ktre s od siebie odlege. przekrcajc
soczewk w rzutniku, zmieniam punkt zogniskowania i widz "na ekranie" jedno
faktu, ale to wanie jest "zestrojenie" kilku linii zdarze, a nie jeden i
samodzielny proces. w tym przypadku jest to dokadnie to samo: ewolucja si
"dostraja" do siebie, poziomy ewolucji ustawiaj si wzgldem siebie tak, aby
w rodku bya najwiksza "ostro" i stabilizacja elementw. wczeniej lub
pniej wzgldem punktu rodkowego "ostroci" po prostu nie ma jeszcze jej
nie na lub ju jej nie ma. tylko i wycznie w rodku logiczna konstrukcja i
fizyczna posta procesw zbiegaj si w wielowymiarow jedno. i to dlatego
fizyk, obserwator umieszczony w takim punkcie, sam moe zaistnie jako zborny
energetycznie byt w takim "wyostrzeniu" si elementw, to po pierwsze, a po
drugie, co rwnie wane, moe postrzega otoczenie ostro i wyranie. a nawet,
co najwaniejsze dla prezentowanego tutaj rozumowania, w wielkoci dokadnie
dopasowanej do ustale.
489

eby wzmocni ten opis powiem, odwoam si do produkowanych, na bazie wzorw,


zobrazowa wszechwiata. te wszystkie moliwe rozwizania, ktre podpowiada
wzr kosmologiczny, to nic innego jak kadry filmu, ktry skada si dla mnie
w jedno pod nazwaniem "pole-wszechwiat". to nie s inne i gdzie istniejce
wszechwiatowe byty, ale inne okresy-etapy tego samego obiektu, inne poziomy
ewolucji wielowymiarowej. razem, podkrelam to, razem te "obrazy" s jednym,
wielowymiarowym "filmem", ktry trzeba "wyostrzy", "dostroi" w projekcji.
i to musi/moe wykona nie kto inny, jak rozum (filozof konkretnie).
dlatego lokalna "chwila zero" w tym procesie (a ta chwila znajduje si, jest
zbiena z punktem 128) oznacza, e to brzeg wydarze oraz koniec pierwszego
penego cyklu. przejcie przez moment 128/0 w dziejach, to chwila tutejszego,
mojego brzegu wydarze. i tylko w takim rozumieniu fizyka i obserwacje maj
raj, kiedy ustalaj chwil zero na stan 16 (18) jednostek. bowiem w takiej
obserwacji, ktr prowadzi mona zawierajc si wewntrznie w procesie (ale
zawsze w stosunku do niego zewntrznie jako byt konkretny i przez postrzeganie
skutkw tego nadrzdnego faktu, pola-wszechwiata) w takiej obserwacji mog
ustali warto poprawn, ale "naskrkow". uywam takiego pojcia, bo oddaje
doskonale tre: to zawsze jest poznanie "lizgajce" si "po powierzchni".
kady poznany przeze mnie "fakt" (taki zapis jest wany i konieczny) to stan
zoony, to wielopoziomowe wydarzenie, nigdy jednostka. to stabilna w mojej
obserwacji (i doznaniu) jednostka. - dlaczego? bo wszystko w jej wntrzu si
zmienia, ale na zewntrz wszystko jest staoci (dla mnie, bytu chwilowego).
widz powierzchni procesu, ciao o fizycznej konstrukcji, sam jestem efektem
zbieganie si w jedno linii ewolucyjnych, ale nie mog, fizycznie nie mog
sign w gb, bo jej dla mnie nie ma. logika (filozofia) podpowiada, e za
tym, co postrzegam (we "wntrzu" rzeczywistoci) jest mnogo procesw, ale
ja ich nie rejestruj. nigdy i w aden sposb. bo to wykracza poza eksperyment
i moje moliwoci. tego zoenia fizycznie dla mnie nie ma, cho w logicznej
konstrukcji to element niezbdny. dzieje si w kadym punkcie, ale ustali,
e to fizyczna jedno stanw i rnorodno linii ewolucyjnych (ktre wobec
siebie s o miliardy lat odlege), tego w fizycznym badaniu nie wyowi bo
jak? to zawsze i tylko kwant, ten sam kwant, co obok. jak je ponumerowa, jak
przypisa do konkretnej linii nie sposb. w pomiarze to zawsze "to samo" i
jedno fizycznej mieszaniny. i tym samym take "naskrkowo" obserwacji, bo
tylko tak mona to odebra. proces jest dla mnie paski, jeden i jedyny (mimo
szalonych odlegoci w czasie oraz przestrzeni). logiczna gbia zmiany kryje
si w ciemnoci, wic jest stracona dla fizyka. ale nie dla filozofa.
eby jeszcze zagmatwa ujcie trzeba doda, e s etapy procesu, ktrych nigdy
nie ma cznie jako faktw jednoczesnych. ale ktre musz by w rozumowaniu
uwzgldnione, bo byty istniejce warunkuj. co, czego ju nie ma (lub jeszcze
nie zaszo), to wpywa na zaistniae. postrzeganie otoczenia to proces zawsze
"naskrkowy" - i to w czasie, i w przestrzeni. i zawsze "po kawaku". kiedy o
tym naskrkowym postrzeganiu si zapomina (lub o nim nic nie wie), na kocu
analizy musi si pojawi "paski" obraz, "wiat paszczaka". - dlatego musz
powiedzie, e dzisiejszy stan pola-wszechwiata wynosi 258, a moja obecna
chwila to 128 + 18 = 146. ale, co ciekawe w tym liczeniu, kiedy powstawaa
komrka ycia, proces by w punkcie 16 i w oglnym liczeniu by to stan 144
jednostek. bo 144 : 8 = 18, wana w liczeniu kwantowym wielko. a przedzia
powstania i trwania ycia to 142 - 144 - 146. - te 146 jednostek to kolejny
rodek rodka rodka... itd. z tym cigle zastrzeeniem, e to jest liczenie
dla strony zjawisk, skrajnie i poprawnie, ale dla strony. dopiero podwojenie
tego stanu wprowadza wielko znaczc. i cho jedna strona jest wszystkim,
co mog w wiecie zauway, to dopiero dopenienie tego o drugi kierunek jest
wydarzeniem penym, czyli o "rozmiarach" 512 jednostek. i mona wyznaczy w
nim wiele rodkw, jednak zaistnienie komrki ycia, wic punkt 16 w lokalnym
liczeniu (a oglnym 144), to maksymalnie rodkowy etap procesw.
490

- pole energetyczne (kwantowe)


- dwie strony ewolucji
- emocje
z niejak niemiaoci - z dreszczem emocji - eby nie powiedzie, e nawet
z dreszczem zgrozy, zamierzam poprowadzi dalej analiz pola energetycznego,
kwantowania tego ewolucyjnego wydarzenia. bo cho wszystko do tej pory (jak
i to, co dalej powiem) wynika logicznie z uprzednio wydedukowanego to jednak
to, co teraz zamierzam potrci, a co wczeniej byo tylko "linite" wstpn
i ograniczon analiz, to wprawia w wielkie zdumienie. wrcz budzi "zgroz".
wrcz przeraa. wrcz...
czy mona co jeszcze uczyni z takim zaprezentowaniem procesw ewolucyjnych
w ramach pola-wszechwiata? - mona. nawet trzeba. mona nawet poprowadzi a
do granic, pj a do brzegowego ujmowania (i rozumowania). i mona wykona
to nastpujco, w oparciu o taki, z pozoru niepozorny schemat:

to pierwszy krok w tym rozumowaniu, to opisanie pola w jego ekspansji (albo


zapaci) i w kolejnych cyklach, tak one bd miay warto. co z tego szkicu
wynika? e uzyskaem pen, omioelementow fal. maksymaln fal, ktra to
jedyne w swym rodzaju wydarzenie opisuje - i na ktrego "marginesie" ja si
znalazem. nie przypadkiem czy losowo, ale jako "konieczny wyjtek". w taki
oto sposb, pozornie prosty, udao mi si dzieje (cao ewolucji, ale take
i zdarzenia lokalne) wpisa w jeden, bardzo ju generalny cig zjawisk. czyli
mog obecnie te zdarzenia, przyrwnujc do "piramidy kwantowej", zobrazowa
przedziaami. a nastpnie, dysponujc takimi przedziaami, mog w ich ramach
wykreli kolejne przedziay dla poszczeglnych kwantw. - mam oto, tworz w
ten oto sposb podstaw do przeprowadzenia skalowania pola ze wzgldu na jego
przejawy, na kwanty i ich posta, na umieszczenie wydarze w ich materialnej
(konkretnie energetycznej) postaci.
co z tego rozpisania wynika? po pierwsze i zasadnicze brzegi procesu. niby
nic ciekawego, a jednak mam oto do dyspozycji "odcinek", czyli ograniczony w
ramach prostej nieskoczonej zakres. prostej, wiadomo, nie przelicz, to cig
nieskoczono-wieczny, ale mam odcinek, doskonale obustronnie ustalony odcinek
w jej obrbie. a to ju wiele i duo. oczywicie jest to zakres wobec mnie
i mojego wiata pochodny, wprost oparty na moim istnieniu, ale jest. i posiada
brzegi, i s to brzegi liczbowo i ostro zdefiniowane. a skoro tak, mog na/w
tym zakresie dokona operacji logicznych. abstrakcja jak abstrakcja, nie ma
znaczenia, e odnosi si do zaiste Kosmicznej wielkoci, dla mnie to tylko
fakt do dalszej obrbki ("kwant operacyjny").
czyli mam dwa przedziay brzegowe, zakres 0 - 64 i 448 - 512. mwic inaczej,
uzyskuj poprzez podzia caej wielkoci (512 jednostek) dwa nie wchodzce w
zakres ewolucji przedziay brzegowe (skrajne). mog je wyznaczy, poniewa w
tym obszarze, tak definiowanym, kwantem obrabianej abstrakcji jest wielko
64 jednostek. i dokadnie tyle bdzie przypadao na zakres "wstpny" (0 64),
ale rwnie dokadnie ten sam stan mam na kocu odcinka, w przedziale, ktry
opisuj wielkoci 448 512 jednostek. to s przedziay skrajne i brzegowe
tak caociowo pojtej zmiany (od 0 do 512). to w/na tych brzegowych stanach
rozciga si jednokwantowe "otoczenie", tu jest sfera (warstwa sfery), ktra
otacza wszelkie inne zdarzenia i fakty (fakty, ktre zawieraj si w rodku,
wewntrz zmiany). czyli - mam ramy dla ewolucji.
491

czyli, przekadajc to na jzyk tego wydarzenia, s to kwanty logiczne. kiedy


chodzi o zakres 0 64, kwant logiczny osobliwoci maksymalnego poczenia,
a w przypadku przedziau 448 512, maksymalnego rozpadu. lub odwrotnie. co
zrozumiae, wyrnienie jest pochodn postrzegania i zdolnoci analizujcego.
s to kwanty logiczne, stan osobliwy, i to na/w tych przedziaach przebiega
wydarzenie, ktre jest albo pierwszym poczeniem, trwajcym taki odcinek
czasu - albo, na/w drugim brzegu, mam jeszcze dwa, ale ju oddalajce si od
siebie elementy. w punkcie 64 zaczyna si ewolucja, w punkcie 448 wydarzenia
si kocz. wczeniej (do 64) i dalej (po 448) jest warstwa jednokwantowa
pierwsza lub ostatnia - i maksymalna. to zakres warstwy, ktra ju-jeszcze
znajduje si w obrbie "obiektu" (pola-wszechwiata) i jest "szeroka" na 64
jednostek.
eby wewntrzny proces mg wielowymiarowo zaistnie, musi powsta, wytworzy
si rodowisko, ktre posiada brzeg (zakresy brzegowe) dla wydarze, musz
zaistnie jednokwantowe "cianki" dla procesu po prostu fizyczne ramy, w
ktrych moe przebiega dalsza ewolucja. kwanty z pola uciekaj nieustannie,
brzegowa warstwa "zuszcza" si cigle i po jednym kwancie (jednokwantow
warstw brzegow) ale dziki temu wntrze moe si spokojnie zmienia. na
brzegu pole traci energi, ale poniewa brzeg jest szeroki ("gruby") na, jak
tu wida, 64 jednostki (64 miliardy lat), wytwarza si szeroki i wany dla
procesw przedzia (bo ograniczajcy wypyw nastpnych warstw energii). i to
wyznacza tym samym brzeg procesu i, co najwaniejsze - wewntrzne cinienie.
ograniczajc ucieczk energii, "zamyka" brzeg proces energetyczny wewntrz
sfery. a poniewa zjawiska tocz si dalej, i to pomimo narastania wolnej w
"obiekcie" przestrzeni (bo cao ukadu si rozbiega), cinienie wewntrzne
utrzymuje si w ustabilizowanej postaci. przynajmniej do czasu. mimo nastania
(i narastania) wywntrz "luzu", a wrcz dziki temu, ewolucja moe si dalej
toczy.
brzeg wydarze dla caego pola-wszechwiata jest szeroki na 64 jednostek, ale
w praktyce, logicznie biorc, ma "wielko" 128 jednostek, bowiem s to dwa
brzegi, ktre wspwystpuj i energetycznie pokrywaj si w jeden brzeg - s
tym samym brzegiem (przecie kwanty logiczne maksymalnego rozpadu znajdujce
si na pocztku cyklu s takie same jak na kocu - to s takie same, cho nie
te same kwanty). i dlatego proces fizycznie nie rozrnia, z czego lokalnie
si buduje, bierze to, co ma pod rk. a moe wykorzysta kwanty z kadego
brzegowego miejsca. nawet te, ktre aktualnie mnie tworz na brzegu. zawsze
jest to brzeg i zawsze naley do generalnego brzegu - cho przebiega tu-teraz
i jest "obecnie" we mnie, przynaley jednoczenie do brzegu caego pola. ten
lokalny (i mj) brzeg istnienia czy si przez jednokwantowy stan energii z
brzegiem pola - jest tym brzegiem. i wypenia przestrze pomidzy ciaami zapenia i tworzy przestrze pola. jest niezbdnym skadnikiem i otoczeniem
czasoprzestrzennych bytw, ktre fizycznie, kiedy spogldam w niebo, objawiaj
si jako "wysepki" materii "oblane" polem kwantowym. ale brzeg jest zarazem
"tutaj"-i-wszdzie, energetycznie linia brzegowa pola-wszechwiata biegnie
wszdzie, przez kady element (kwant logiczny).
zastanowienia jednak wymaga ustalenie, e jest to wielko 128 jednostek. to
nie takie oczywiste. owszem, koniecznie tyle musi by, kiedy opisuj to przy
pomocy nastpczego, liniowego i logicznego schematu. to s dwa brzegi, ktre
oddziela od siebie ogrom wydarze. one oczywicie fizycznie wsptworz brzeg
ewolucji, s jednoci fizyczn ale czy mam tu 128, czy tylko 64 jednostek
"gruboci"? logicznie na pewno 128, ale fizycznie? mona pj torem czenia
("zbrylenia") si elementw. jeeli przyj, e mam dwa kwanty z dwu rnych
brzegw, ale obok siebie fizycznie, to one po prostu s. zajmuj "przestrze",
istniej. a wic gdyby przyj, e to tylko 64 jednostek, w tak wyznaczonym
przedziale nie byoby ju miejsca na prni, czyli elementu niezbdnego do
ewolucji.
492

dlatego przychylam si do ujcia, e brzeg musi rzeczywicie posiada wymiar


128 jednostek, e cho fizycznie to jedno - to jedno ewolucyjna, ktra
rozciga si na dystansie 128 jednostek. w innym przypadku kady punkt brzegu
byby zapeniony, nie byoby tu niczego poza energi. to oczywicie tworzy
maksymalnie "twardy" brzeg, ale jest jednoczenie sprzeczne z ewolucyjn
zasad, e to zawsze prnia + energia. - to rozumowanie mona podbudowa
stwierdzeniem, e chodzi wanie o elementy logiczne oraz brzeg w logicznej
postaci (w stosunku do wewntrznej ewolucji), wic take brzeg musi posiada
warto logicznej jednostki i dodawa si, sumowa w wielko dwuelementow,
fizyczn. w jedno brzegu, ale w postaci dwu "wymiarw" - dwu przedziaw
brzegowych. i to z tej przyczyny, czyli fizycznego poczenia rnych, ale
energetycznie tosamych oraz pokrywajcych si stanw, warstwa, przedzia
brzegowy fizycznie "nakada" si na siebie. fizycznie s to fakty jednakie i
nierozrnialne, ale logicznie bardzo, bardzo cile przyporzdkowane. w tym
samym zakresie brzegowym s kwanty logiczne pochodzce od dwu bardzo odlegych
i rnych logicznie linii ewolucyjnych, ale fizycznie, jako konkretna posta
energii, to s identyczne, dokadnie takie same kwanty. i dopeniaj si w
tworzeniu zjawisk. "nakadanie" si w fizycznym procesie zjawisk, to sprawia
w analizie problemy, rzeczywisto postrzegana za pomoc zmysu (przyrzdu)
nie moe tego faktu uchwyci, poniewa istnieje jako skutek tak rozumianego
nakadania si procesw na siebie jest "ponad", "obok". proces jest ten sam
fizycznie, ale logicznie przesunity o "szmat" czasu-przestrzeni. prezentuje
si dla obserwatora jako jedno, ale to wielokrotne zoenie, ktre ginie z
pola widzenia.
na marginesie tego zagadnienia i w nawizaniu do wyej powiedzianego, maa
refleksja - o fizycznym i filozoficznym postrzeganiu otoczenia. o ile fizyk
musi operowa "naskrkiem", czyli jedynie mu dostpn warstw wiata, to
filozof (dowolnie pojty, chodzi o osobnika /rozum/, ktry analizuje wiat)
siga, bo musi, do zakresw podpowierzchniowych, dobudowuje do postrzeganego
obszaru zakresy ukryte. oczywicie fizyk take bywa filozofem (czasem bardzo
tego chce) i miesza punkty obserwacyjne oraz ujcia ewolucji - a to ma ju
skutki niepokojce rozum. bo tworz si struktury mao adekwatne do ycia,
"nieoznaczone", "ciemne", "rozmyte" czy nawet losowe. a przecie wystarczy
tylko zachowa si zgodnie z tym, co samemu usilnie si postuluje: nie mnoy
punktw obserwacyjnych ponad potrzeb. kademu wedle potrzeb. jednemu naskrek
wiata, innemu gbia wymiarw i poziomw. i nie ma dylematu. a swoj drog,
pki poznanie przestrzega rozdziau, ma cechy poprawnoci, i to niezalenie
od czasu i zdolnoci rozdzielczych przyrzdu. prawd o wiecie znaj wszyscy,
kade pokolenie i kady osobnik. tylko czasem si to miesza (w gowach), std
problemy. a pniej dziw si, czowieku, e to tak sprawnie funkcjonuje.
brzeg to przedziay 0 - 64 i 448 512, a co dalej? dalej mam ju wstp do
nastpnego przedziau, to ju wprowadzenie do wewntrznego "krgu" w procesie.
brzegi i pominicie ich w kolejnych krokach analizy (nie nale do ewolucji),
to wyznacza dokadnie szecioelementow ewolucj, wewntrzny i ewolucyjny
przedzia wydarze. czyli powstaje zakres: 64 448 jednostek. czym jest ten
wewntrzny krg, powstay jako podzakres w "kwantowej wodzie" (i jako efekt
cinienia)? promieniowaniem. a dalej znajduje si, wewntrz, stan fizycznego
kwantu. wic tu-tu wiato, jako "bysk" ewolucji. w zakrelonym tak krgu,
pod naciskiem kolejnych podziaw energii "od dou", zaczyna si proces, ktry
dosownie czy, spycha do siebie elementy a to skutkuje tworzeniem si
"jednostek". na/w tym zakresie cz si kwanty logiczne w elementy pionowe,
tworz si omioelementowe struktury, ktre zaczynaj "wychyla" si w gb
i "wchodz" w obszar fizyki. i powstaje kwant fizyczny, czyli promieniowanie
i jego pochodne. w przedziale 64 - 448, moe i musi zaistnie promieniowanie,
nie ma jeszcze (lub ju) nic innego. i to w nim, wewntrznie, w miar trwania
ewolucji energetycznej, tworz si kolejne byty - ju fizyczne.
493

promieniowanie, co wane, istnieje w caym tak wyznaczonym przedziale. albo


ju jest w punkcie 64 jednostek, albo jeszcze jest do punktu 448, te liczby
to brzegi skrajne dla zakresu promieniowania - to pocztek oraz koniec tak
zdefiniowanej formy istnienia energii. ale w jego ramach, rwnie w oparciu
o jednostk liczenia dla poszczeglnego, niej lecego zakresu (czy powyej
jako skomplikowanie), mog wyznaczy kolejne krgi ewolucji. ale do wane
w tym przeliczaniu jest stosowanie metody w sposb konsekwentny. czyli, jeeli
ustalam cao wydarze na stan 512 jednostek (miliardw lat) i zarazem jest
to odcinek omioelementowy (a jego skokiem, jednostk liczenia wielko 64
miliardw), to na tej samej zasadzie musz wyznacza kwanty logiczne niszych
procesw. to jest kwant pochodny caoci, ale przynaleny do danego poziomu.
mwic inaczej, przedzia promieniowania to 64 - 448, cznie 384 jednostek.
zakres promieniowania to sze wewntrznych odcinkw ewolucyjnych w ramach
pola-wszechwiata. czyli, jeeli ewolucja promieniowania rozpoczyna si w
punkcie 64 jednostek, to zakres brzegowy dla tej, ju tylko tej ewolucji ma
posta 64 - 80 i z drugiej strony 432 - 448. czyli promieniowanie ksztatuje
si (tworzy si) przez zakres 64 - 96, a zanika 416 - 448. punkt 96 oznacza,
e mam ju do czynienia z uformowan jednostk promieniowania, a punkt 416,
e to ostatnia wielko pena w promieniowaniu.
tu nie ma bdu ale zapis niewtpliwie wymaga wyjanienia, zwaszcza e ma
to przeoenie na dalsze etapy tej analizy. - ot nie ma bdu, kiedy mwi,
e promieniowanie zaczyna si w punkcie 64, bo to jest poziom wyszy wobec
podpoziomu w postaci kwantw logicznych, tu kwanty logiczne ju si zbiegy
w jedno ewolucyjn. wane byo na podpoziomie, e kwanty czyy si na/w
dystansie 32 jednostek, a uzyskay stan ewolucyjnie peny w punkcie 64, w ich
zakresie o symetrii procesu, dodawanie si drugiej strony rozpoczyna si w
rodku przedziau 0 64, wic w punkcie 32. mona powiedzie, e fizycznie
proces przebiega tak, e jeden kant logiczny "istnieje" sam przez zakres 32
jednostek, w tym punkcie uzyskuje o symetrii, czyli pojawia si drugi kwant
logiczny i poczenie w jedno dwudzieln (kwant ewolucyjny) oraz e ten
fakt staje si (fizycznym faktem) w punkcie 64.
ale, co wane w tym rozumowaniu, z t chwil zaczyna si nowy etap ewolucji
- tym razem promieniowania. a on rwnie posiada swoj o symetrii i rwnie
dokonuje si w przedziale 32 jednostek. ale komplikacja zdarze ju o stopie
ronie. - wyjaniam: ronie ilo osi symetrii. o ile na poziomie logicznych
kwantw bya jedna o symetrii, to tutaj mam ju dwie. zasada jest oczywista
i bya tu wielokrotnie przytaczana, ale jej zastosowanie w tym miejscu jest
trudne - i zarazem niebywale efektywne dla toku rozumowania. chodzi o zasad
jeden + jeden = dwa, dwa + dwa = cztery, cztery + cztery = osiem. czyli
zawsze podwojenie wzgldem podpoziomu. dlatego mam na poziomie promieniowania
ju dwie osie symetrii, bowiem elementy tego zakresu buduj dwie podwojone
linie, czyli cztery linie kwantw logicznych. dlatego te o symetrii zakresu
promieniowania wypada, jako fakt pierwszy, w punkcie 80 (64 + 16), a drugi
raz w punkcie 96 (80 + 16). przedzia ma 32 jednostki, ale ma dwa wyrnione
stany. co fizycznie bdzie w tych punktach? trudno mi okreli, ale to musz
by fakty ju mierzalne, jakie porednie byty, ktre na promieniowanie si
skadaj. przecie cay proces to przepyw energii oraz w lokalnym a wanym
miejscu tworzenie si bytw fizycznych - czy to w ramach promieniowania, czy
na kadym innym poziomie, co w tych punktach musi si pojawi.
wane dla dalszego rozumowania jest to podwajanie si ewolucji w kolejnym
przejciu (wzejciu na wyszy poziom skomplikowania). kwanty logiczne w osi
symetrii podwajay si na dystansie 32 jednostek, co oznacza przedzia 64.
ale ten sam przedzia wystpuje (jako pochodna) na kadym nastpnym poziomie,
tylko jest inny skok. dla promieniowania 16, materii twardej 8, dla ycia 4.
z tym, e kwanty logiczne maj jedn o symetrii, promieniowanie 2, materia
atomowa 4, ycie 8. i trzeba o tym pamita w liczeniu.
494

ale idc dalej, teoretycznie to oznacza, e w punkcie 96 bdzie zaczynao


si formowanie kolejnego wewntrznego zakresu, czyli atomw. ot nie, nie
tak od razu i nie tak prosto. dlaczego? punkt 96, zgoda, oznacza ju jednostk
promieniowania ale to wanie jest jednostka, wic kwant logiczny, nie stan
kwantu ewolucyjnego. mwic inaczej, musi si to "odbi w lustrze", musi si
w osi symetrii powieli, eby z tego powsta kwant ewolucyjny promieniowania.
czyli dopiero w punkcie oddalonym od punktu 96 o kolejny przedzia w postaci
32 jednostek, wic w punkcie 128, dopiero tutaj moe zacz si formowa, "z
niebytu" wyania kolejny poziom. elementy obecne w punkcie 128 posiadaj ju
w sobie podwojenie - i krg materii zaczyna si formowa. i trwa, liczc na
tej samej zasadzie, do punktu 384. ale znw z zastrzeeniem, e cho jest to
ostatni dwudzielny, czyli realny fakt materii i on si w tym momencie koczy,
to jeszcze przez pene 32 jednostki, a do punktu 416, "zuszcza" si jedna
strona atomw. przecie to nie jest momentalny fakt, "obdzieranie" elementw
materii z jednej, czy tym bardziej z dwu linii (stron) musi trwa. zgoda, to
zaczo si w punkcie 384 jednostek, ale pene "zuszczenie" i zanik dopiero
w punkcie 416 osiga warto maksymaln (wszystko z tej strony zniko) ale
ten proces trwa przez 32 jednostki. w 384 nie ma ju materii, ale zanikanie
jej jest rozcignite na/w dystansie 32 jednostek, tyle trwa "zwijanie" si
jednej strony procesw atomowych.
ale tu znw wane, cho oczywicie szalenie to "skbia" analiz: proces
tworzenia si ju materii atomowej, czy jej zanik, to wobec promieniowania
przebieg wewntrzny i posiadajcy wasny przedzia zdarze. czyli to, co mam
za materi atomow, taki stan skupienia energii, tworzy si, zaczyna tworzy
si w punkcie 128, osiga posta "jedynki" kwantowej w punkcie 136 (128 + 8
= 136), ale wielko pen i ewolucyjnie wan (stan podwojony dwukrotnie)
moe dopiero uzyska w punkcie 160 (128 + /8 + 8/ + /8 + 8/). i dopiero ten
punkt oznacza, e moe si rozpocz kolejny rzut ewolucji ju w postaci
ycia (krg ycia si tu wytycza).
ale tu znw wany element rozumowania: podwojenie. owszem, mam ju w tej
chwili atom dopeniony do wielkoci dwustronnej, wic jest to wielko kwantu
ewolucyjnego, ale to s "tylko" dwie strony. podkrelam to. jak zbudowanie
si atomu wymagao podwojenia, tak samo musz ponownie, wkraczajc na kolejny
poziom ewolucji, take dokona podwojenia. podwojenia wstpnie ju podwojonego
faktu. atom jest podwojony, ale jego ewolucyjne zaistnienie oznacza dopiero
tylko jedn stron wydarzenia dalszego, to dopiero dwie z potrzebnych czterech
do zaistnienia ycia. w punkcie 160 mam kwant ewolucyjny i dwie strony, ale
do kolejnego kwantu proces znw musi si "podwoi" i "odbi" symetrycznie. i
dopiero w punkcie 192 mam ycie (160 + /4 + 4/ + /4 + 4/+ /4 + 4/ + /4 + 4/
= 192). tu ono si zaczyna. ycie, przypominam, posiada jednostk zmiany o
wielkoci 4, ale ma 8 osi symetrii, osiem linii procesu skada si na takie
wydarzenie rodkowe. - oczywicie w samym rodku procesu tyle osi wystpuje,
natomiast w formach porednich, ktre zaistniej fizycznie, mog to by rne
stany. dla mnie liczy si jednak rodek, a tu mam omiokrotne podwojenie. i
ma to wany efekt kocowy. - ycie to zoenie czterech podwojonych stron.
atom ma dwie takie strony, ale ycie to komplikacja o stopnie wiksza.
natomiast przypadek czenia do postaci atomu i pniej rozpadu atomu, czyli
owo wspomniane "zuszczanie" stron oznacza, e znika, dosownie znika jedna
strona takiej formy fizycznej. atom jest i zarazem znika. istnieje, bo jest
zbrylenie energii, ale ju ginie, strona procesu "wycofuje" si (lub dodaje,
kiedy to tworzenie, zakres pocztkowy). podkrelam te uwagi, bo s niebywale
wane dla zrozumienia. w tej chwili operuj stronami oraz efektem tego dla
ewolucji. moe co "istnie" tylko po jednej stronie ale dla ewolucyjnego
procesu z tego nic nie wynika, bowiem brakuje dopenienia w postaci drugiej
strony. drugiej - czyli absolutnie niezbdnej do ewolucji. brak symetrii w
takim "jednostronnym fakcie" uniemoliwia stabiln zmian. std kopoty.
495

sprawa, powtarzam, naley do fundamentalnych. ewolucja, moje otoczenie, ktre


rejestruj fizycznie w dowolny sposb, to zoenie, a nie fakt "prosty". a
z tego wynikaj wane, zasadnicze - wanie fundamentalne dla zrozumienia
wiata ujcia oraz wnioski.
ot nie ma "elementu", bytu, czstki czegokolwiek w formie "trwania", jest
zmiana, ktra buduje zoenie w postaci fizycznej i dla mnie "namacalnej". i
to jest zmiana wielowymiarowa, wieloliniowa. ale to zarazem oznacza, e jak
si taki "fakt" buduje wielowymiarowo tak samo "pruje" si wielowymiarowo
a to zarazem oznacza, e jak strony si dodaj, tak samo si "odejmuj" (w
kolejnoci i zawsze na zasadzie "do przodu", zawsze ponumerowane i logicznie
pojawiajce si nastpczo). - w efekcie byt, dowolny element rzeczywistoci,
jest albo w trakcie "dochodzenia do siebie", albo "odchodzenia" buduje si
albo rozpada. i tylko w rodku jest wielostronnie dopeniony.
w efekcie musz postrzega (i rozumie) wszelkie otaczajce mnie fakty jako
proces w toku - a do tego zawsze (dla mnie zawsze) "czciowy". przecie ju
brakuje penego stanu elementw strony wiata, zaistniaem w momencie, kiedy
byo wszystko, ale to ju mino i nie wrci ju czci otoczenia brakuje,
rzeczywisto ju si skraca (pruje). i musz mie tego wiadomo. - jako
byt zoony, zaistniay i istniejcy w przedziale rodkowym, wielowymiarowym
(wielostronnym), nawet nie mog sobie wyobrazi, co to znaczy "zuszczanie"
si jednej strony wiata a z tym wanie w tym momencie mam do czynienia
w analizie. dla mnie "rzeczywisto" zawsze i tylko jest fizycznie dana, to
posta "twarda", czasami opornie bolesna, ale zawsze obecna jako wydarzenie
wielostronne (omiostronne) - i to jest zawsze fakt. po prostu fakt fizyczny.
dlatego mam ogromne trudnoci, kiedy przychodzi w logicznie ju prowadzonej
analizie sign podpoziomu fizyki, czyli operowa "faktami" Fizyki jak mam
nazwa taki gboki "fakt", czym to bdzie-jest, kiedy nie ma jednej strony
tego procesu, jednej czy kilku?
co to jest? ewolucja? niekoniecznie, a na pewno nie pena. fizyka? nie, bo
dla fizyka to byt (i zakres) "nieostry", wic nie istnieje realnie (nie mona
go pomierzy), to nieoznaczono. oczywicie dojd tego za pomoc wzorw i
w konstrukcji logicznej, ale to na pewno nie jest byt w tutejszym, "wysokim"
i nadprogowym rozumieniu. owszem, mog to (w oparciu o wzory fizyczne) jako
byt niepeny lub "kaleki" okreli, bo takim rzeczywicie fizycznie bdzie,
ale na pewno to nie jest mj zakres - to s te wszystkie inne rozwizania
wzorw, tylko e to nie jest znany mi i "ostro" ujty, "dostrojony" element
fizyczny "tego wiata" z mojego przedziau wiata, w ktrym przyszo mi
egzystowa. wszystko poza tym wskim (w takiej skali definiowania) zakresem,
ktry oznacza mnie i moje otoczenie, jest z definicji nieostre i rozmyte na
fali, zawsze czstkowe posiada strony w postaci niepenej. czyli zawsze
przez to "zdeformowane". ten inny zakres (wczeniejszy do rodka lub wobec
niego pniejszy), jest konieczny, musi si zrealizowa, ebym zaistnia, ale
to ju "inny wiat", Fizycznie tutejszy, ale inny.
ten inny zakres to "pieko" ewolucji. a tu jest jego przeciwiestwo. i to
nie jest metafora.
po tej niezbdnej dygresji, ktra odnosi si do postrzegania oraz rozumienia
rzeczywistoci, powracam do definiowania przedziaw, ale zasada tu ju si
tylko powtarza. promieniowanie to przedzia 64 448, jego krg wewntrzny,
materia "twarda" (atomowa), to przedzia 128 384 - a krg kolejny, ycie,
to stan wewntrzny w atomach (192 320 jednostek). - czyli mam w przypadku
krgu ycia tak sytuacj, e zaczyna si w punkcie 192, uzyskuje wielko
jedynki w punkcie 196 (192 + 4 = 196), ale dopiero w punkcie 208 osiga stan
podwojony (kwantu ewolucyjnego; 192 + /4 + 4/ + /4 + 4/ = 208). a podwojenie
kolejne osiga w punkcie 224 (208 + /4 + 4/ + /4 + 4/ = 224). - i punkt 224
trzeba jeszcze raz podwoi. czyli ostatnie podwojenie dociera w swoim penym
fakcie do punktu 256 (224 + /8 x 4/). to rodek.
496

czyli "element ycia" tworzy si jako podwojenie stanu do niego wyjciowego


atomu. zasada podwajania obowizuje na kadym poziomie. po co podwaja?
eby otrzyma dopenienie. na poziomie kwantw logicznych dokonuje si tylko
jedno podwojenie, ale to tworzy (po 64 jednostkach) kwant ewolucyjny, ktry
jest wyjciem do liczenia zjawisk w promieniowaniu. na tym kolejnym poziomie
te mam kwant ewolucyjny, dalej mam kwant ewolucyjny w postaci kwantu atomu
(z dwu elementw podwojonych wewntrznie), dlatego musz podwoi wielko tu
dla mnie jednostkow (czyli "atom" w tym przypadku), eby przej na poziom
ycia. promieniowanie to dwa podwojenia, atom cztery ycie to ju podwoje
osiem, tyle musi by stron w takim fakcie. podwojenie podwojenia (ju rwnie
wewntrznie podwojonego). ycie, komrka biologiczna, to osiem stron tyle
musi si zbiec linii, eby taki byt powsta. ycie to przedzia wewntrzny
do atomw, istnieje od punktu 192 do 320. ale w stanie, wic w formule, ktra
dla mnie oznacza ycie, jest to przedzia: 224 288. - czyli "ycie pene"
dzieje si na dystansie oglnej ewolucji o wielkoci 64 jednostek (po 32 na
kad stron wobec rodka). wielko wana kwantowo i symetryczna. i to ma
znaczenie. punkt 224 zaczyna ycie pene, ale maksymalna symetria w tym krgu
wypada w punkcie 256 jednostek.
dalej w ramach ycia znw mog wyznaczy przedziay wane, i ju dla mnie
najwaniejsze. punkt "startu" ycia to wielko 192 koniec 320 jednostek.
ale w tych ramach tworzy si kolejny krg, czyli przedzia 224 288. i to w
nim musz wyznaczy zakresy mnie interesujce. pocztek tworzenia si wypada
w punkcie 228 (224 + 4 = 228). tu bowiem ju jednostk liczenia jest stan 4.
promieniowanie budowao si w oparciu o rytm 32 (16 x 2) jednostki, atom o
32 (8 x 4), ycie buduje si w rytmie 32 (4 x 8) jednostek. i w tym liczeniu
228 to punkt osignicia postaci kwantu logicznego, "jedynki ycia". kolejne
podwojenie wypadaj w nastpujcych punktach: 228, 232, 236, 240, 244, 248,
252, 256. - podwojenie podwojenia w 240 jednostek a podwojenie podwojonego
podwojenia w 256. w rodku! - i jest to ju maksymalne podwojenie "czwartego
stopnia". o symetrii wypada dokadnie w punkcie 256 - ostatnie podwojenie
wewntrznie ju podwojonych linii, wypada w punkcie maksymalnego rodka dla
caoci ewolucji wszechwiata, koniec moliwego podwajania wypada idealnie
w punkcie rodkowym procesw. i ma to znaczenie. niebywae znaczenie.
jednak w kontekcie tego dziaania wypada podkreli kilka spraw. ycie, tak
wyznaczony przedzia ycia, to wielokrotne skadanie si elementw. jest to
proces budujcy si na ju ewolucyjnych i penych wielkociach, ale i sam, w
ramach swojego krgu, buduje rne stany przejciowe. owszem, znaczenie dla
mnie ma gwnie punkt 256, rodek maksymalny, ale kady punkt wiodcy do tego
momentu rwnie ma znaczenie. to zawsze jaka forma przejciowa, co oznacza
fizycznie. komrki si podwajaj, ale lokalnie proces ma rne stany, jak w
kadej ewolucji. - po drugie i wane. tak rodkowo wyznaczone i maksymalne
poczenie stron procesu to nie jest jego zakoczenie. proces dociera do osi
symetrii po jednej stronie w postaci omiu linii (wic stan maksymalny), ale
po drugiej, w formie "odbicia w lustrze", nastpuje jego podwojenie ale
znw mam stan omiu linii ewolucji.
powtarzam i podkrelam: omiu. ani wicej, ani mniej. tylko osiem. osiem linii
dwustronnie podwojonych. bo to nie jest stan liczony nastpczo, nie mam tu
szesnastu linii (czy te wymiarw), to jest tylko-a osiem ewolucyjnych linii
zbiegnitych w jedno punktu (i rodek). dlaczego? przecie to brzeg, koniec
ewolucji, to stan analogiczny i symetryczny do Kosmosu, osiem jednostek ale
podwojonych. to ten sam, taki sam logicznie fakt, jak dwudzielno Kosmosu,
energii-prni. nie jedna strona oraz druga, ale funkcjonalna i ewolucyjna
jedno. mam tu zarazem jedno fizyczn i logiczn, i to w omioodcinkowej,
dopenionej z dwu stron formule. to jedno ewolucyjna z dwu stron dopeniona
maksymalnie rodek. i brzeg wydarze. nic ju dalej si nie skomplikuje,
bo nie ma gdzie i jak. to omiowymiarowy punkt - i koniec.
497

- rozum
- piramida elementw ewolucji
zanim wyjani, dlaczego te wszystkie wyliczenia, na czym polegaj i czemu
musiaem je precyzowa, chc jeszcze, ale tym razem ju ostatni raz, narysowa
ujcie "piramidy wydarze". obecnie jest to wersja pena, czyli zaznaczam
wszystko:

przyznaj bez bicia, e czciowo dopasowywaem poprzednie ustalenia do tego


schematu. by moe naleaoby ten rysunek opatrzy komentarzem, e nie jest
to pewne, e moe zachodzi pomyka, e to tak jako "samo z siebie" jednak
uwaam, e tak si sprawy wanie maj. powysze zmagania z przedziaami (i w
ich ramach podwajaniem) mam nadziej pokazuj wyranie, e to musi by prawda.
i cho jest niezwyka, to jest prawd. to, co z tego rysunku wynika jest w
takim stopniu "dramatyczne", e chtnie bym powiedzia, e owo dopasowywanie
nie miao sensu, e byo nadinterpretacj. ale, wydaje si, e niestety tak to wyglda. niestety albo stety, w zalenoci jak na to patrze. od punktu
siedzenia zaley, czy uznam tak przedstawiony punkt widzenia jako "suszny"
czy "niesuszny. ale wnioski i tak s poruszajce.
co mona z tego "piramidowego" rysunku odczyta? przede wszystkim to, e tak
zaznaczona na dole "kropka", to rozum. czyli obserwator. ja. tyle wydarze,
cae pole-wszechwiat nade mn, kolejne zakresy, promieniowanie i atomy w ich
przemianie, ycie w jego zakresie atomowo moliwym i ycie w ramach przedziau
okoorodkowego to wszystko "krci" si (dosownie si krci), eby powsta
ten jeden punkt. eby zaistniaa maa czerwona kropka w rodku eby mg
zaistnie obserwator. eby zbudowa si byt obserwujcy, ktry to wszystko
dostrzee i opisze. o ile sprosta zadaniu. - oto mam z jednej strony kwant
"caego" Kosmosu, a po drugiej jednostk w postaci wiadomego postrzegania.
podkrelam, wiadomego - take punktowego. wiadomo jest stanem punktowym,
to taki sam brzeg energetycznych wydarze, ktry z jednej strony definiuje
pojcie "Kosmos", a z drugiej "wiadomo". to s brzegi, absolutne brzegi
w nieskoczonoci-wiecznoci. i, co w tym ujciu najwaniejsze, jestem - "ja"
jestem jednym z tych brzegw.
498

a gdzie tu dramatyzm, w "dreszcz zgrozy"? przecie jest to spenienie tego


wszystkiego, co opisywaem. czyli ujcie powstania rozumu jako rodkowego,
najbardziej rodkowego zdarzenia - gdzie tu zgroza? w tym rysunku, ona jest
zwarta w tej piramidzie - w tym punkcie, ktry oznacza rozum. mnie. zwracam
uwag i podkrelam - to jest punkt! rozum to punkt!
to jest wydarzenie, ktre jest tylko "sekund" w procesie trwajcym 512 mld
lat (i w podwojeniu tej wartoci, o czym w innym miejscu dokadniej, bo na
512 jednostkach liczenie wieku pola si nie koczy). to jest, jak wida na
rysunku, punkt, ktry nie ma wok siebie ju nic. nie ma niczego wicej na
tej prostej, w czym mgby si znajdowa. o ile ycie posiada jeszcze szeroki,
a dwuelementowy przedzia, to rozum musi si znale dokadnie "w punkcie"
256. rozum to zdarzenie, ktre "nie ma luzw", musi trafi dokadnie w zbieg
tych fal, ktre przechodz w polu-wiecie, bo inaczej go nie bdzie. to tylko
jeden jedyny taki punkt na tej, co prawda skoczonej prostej, ale przecie
nalecej do nieskoczonego w Kosmosie przebiegu. w tym odcinku ("kawaku")
nieskoczonoci jest tylko jeden punkcik - jeden stan kwantowy, ktry moe,
ktry prowadzi do rozumu. oraz wiadomoci w obrbie rozum. prosz to bra
pod uwag i rozwag tylko jeden taki punkt znajduje si w caym wydarzeniu,
ktre jest opisywalne jako pole-wszechwiat. nigdy wczeniej i nigdy pniej
rozum nie ma szans "wykiekowa". tylko jeden "wze" na/w wszystkich falach
moe tak si "zasupa", e kto o tym fakcie pomyli. ale eby do tego mogo
doj, musi si zbiec osiem linii ewolucyjnych w jedno i to z tolerancj
jednego, sownie jednego kwantu logicznego. tu po prostu nie ma luzu, nie ma
adnej dowolnoci, proces biegnie "na zakadk" o wymiarach jedynki. kiedy to
odnie do skali 512 (lub 1024) jednostek liczenia, miliardw lat procesu,
to zaczyna si robi ciekawie. i wszystko to w ramach tylko i wycznie (!)
samoistnego, samopilnujcego si zdarzenia. kwanty energii + prnia + regua
zmiany = wszystko. to ma swj potny adunek emocjonalny.
wniosek, ktry w tym rysunku rwnie jest zawarty, to wiadomo tego, e
tak symetryczne zdarzenie jest wydarzeniem jedynym na 512 (1024) miliardw
lat procesu. dlatego mog miao powiedzie, e jeeli nie jest to jeden i
jedyny w tym polu-wszechwiecie rozum, to na pewno nie jest to liczny zbir.
jeeli istniej w towarzystwie innych rozumnych, to jest ich, jak sdz, ale
to ju spekulacja, najwyej w iloci 8 jednostek rozrzuconych "po okolicy".
czyli jeeli nie jeden wiadomy siebie rozum, to maksymalnie 8 (o 16 raczej
bym nie mwi). co to oznacza? wspomniany wyej dramatyzm. oto nawet jeeli
znajduj si w tym "dobranym" towarzystwie, to skutkiem podobiestwa chwili
tworzenia (si) i odlegoci - a tak musi by, bo to ten sam czas powstania
(czyli w obecnej chwili gdzie w polu moe inny osobnik opisuje oraz poznaje
wydarzenia tak samo) to spotkanie si tych rozumnych bytw bdzie ju nawet
nie z pogranicza niemoliwoci, ale wrcz cudu. przecie w tak zakrelonej
przestrzeni nie ma szansy na spotkanie - nie ma szansy na inne spotkanie, jak
logiczne. dokadnie tak - "spotkanie logiczne". nawet dzisiaj "wrzucona" do
oceanu wszechwiatowego informacja nie dotrze na czas do odbiorcy, rozum si
pojawi i zniknie, a "prbnik" przemierzy zaledwie kilka lat wiata. ech!
podkrelam, to nie oznacza braku ycia, to nie zaprzecza yciu "gdzie tam".
nie neguje nawet rozumnego ycia. ycie moe by i musi by - w tym czy innym
wszechwiecie, bowiem ycie to bana ewolucyjny. ale kontakt ponad czasem i
przestrzeni tego ukadu, skutkiem jego waciwoci, jest niemoliwy. albo,
eby nie popa w skrajno, prawie niemoliwy. otoczony jestem, jako rozum,
pustk. dosownie. w otoczeniu nie mam nic innego, co by byo do tego stanu
podobne. by moe nawet w obrbie tego "wszechwiata" nie ma nikogo "innego"
- i jestem tu sam. a nawet gdyby by, to istniejemy w jednej warstwie, w tym
samym czasie. i adnej wiadomoci przesa nie mona.
sam, zawsze jeden, zawsze jako kwant (logiczny), zawsze samotnie podziwiajc
wydarzenia... patrzymy w niebo i widz gwiazdy...
499

- kula ewolucji ("kula rzeczywistoci")


wszelkie do tej pory dokonane ustalenia, wszelkie logiczne konstrukcje tego,
co postrzega rozum i jego "wypustki" w otoczenie (zmysy) - wszystko to, co na
tych stronach wczeniej, jak i przed chwil zanotowaem, to na pewnym etapie
musi przemieni si w widzenie dynamiczne. wiele razy o tym mwiem, to jest
wiosek zasadniczy, wynika z samej formy istnienia obserwatora w wiecie oraz
sposobu jego postrzegania i musi by zastosowany. kiedy rozum ustala reguy
przemian w otoczeniu, dzieli zjawiska na elementy, czci czy strony i w
efekcie, kiedy chce nastpnie pozna rzeczywisto w jej zoonej postaci,
natrafia na problemy. i musi si sporo nabiedzi, eby poznane fakty ponownie
wprawi w dynamiczny ruch. - tym razem, i dlatego pojawia si to nawizanie
do uprzednich zapiskw, zamierzam ponownie do tego wrci. ponownie, poniewa
obraz, ktry wyoni si z ujcia w formie przechodzenia kolejnych fal przez
kul ewolucji, zoenia si tych linii w posta cia - czyli to wszystko, co
dodao si do dawno ju zapisanego, to wymaga doprecyzowania. i powikszenia
o fakt, e dzieje si to realnie, e nie jest to logiczny, ale fizyczny jak
najbardziej proces. mog nawet zaartowa, e gdyby proces ewolucji zachodzi
"logicznie", nic by nie (za)istniao - nawet aden obserwator. tylko dziki
temu, e ewolucja nie ma adnego "sterownika" oraz nic jej wydarzeniami nie
kieruje (a jedynie sam proces narzuca sobie ograniczenia i go ksztatuje)
tylko dlatego ja istniej i wiat. procesy logicznie mog w analizie dzieli
na etapy, jednak gdyby ewolucja tak "szatkowaa" swoje stany c, z tego
niczego wicej poza "jatk" by nie byo...
co mam na myli, kiedy powiadam, e musz fizycznie zobrazowa procesy, ktre
tworz pole? - chodzi o to, e tak opisane wydarzenie energetyczne, ktrego
maksymalna rednica wynosi 512 jednostek, e to pole, ktrego jestem maym
fragmentem (punkcikiem), e jest ono fizycznie "czym innym", ni to ujmuj
logik. czy to oznacza, e umys si myli? nic podobnego. wszystko opisa jak
najdokadniej i po szkolnemu przykadnie - tylko e musi teraz opis w czasie
i przestrzeni rozwleczony, ju kolejny, ale tym razem ostatni rzeczywicie
raz, scali i ujrze w cznym zachodzeniu. w zasadzie to nic nowego w tym
zapisie, od samego pocztku na ten temat umys si wypowiada, tylko e, tak
si ewolucyjnie skada (wszystko przecie pynie, ewoluuje) "tamten" pocztek
nie jest pocztkiem "teraz". doszy nowe elementy w analizie - i to, co byo
pocztkiem, stao si faktem rodkowym. ewolucja toczy si po "semce" (po
spirali dokadniej), pocztek nie czy si z kocem. dlatego cho to zawsze
"pocztek", to zawsze inny pocztek.
jak wyglda pole, wydarzenie w postaci kuli energii, ktre nazywa si polem
energetycznym, a ktre przez naoenie si ustale stao si "wszechwiatem"
dla fizykw i astronomw? jak to wydarzenie dzieje si fizycznie, realnie?
jeeli opisuj cae ju teraz pole jako wybuch, ktry rozciga si w Kosmosie
na dystansie 512 jednostek, opisuj tym samym kul w dwustronnym procesie.
nie ma w polu wiecznej oscylacji wydarze, ale jest proces, ktry trwa 1024
(1048,576) jednostek i ktry jednoczenie "rozciga" si na przestrzeni 512
(524,288) jednostek. tak to wyglda. dokadnie, tu nie ma pomyki. ewolucja
pola ma "wymiar" "czasowy" 1024 jednostek (miliardw lat), bilion i troch
- ale jej przestrzenna, czyli "wymiarowana" odlegoci (wielkoci) posta
wynosi "tylko" 512 jednostek (w obserwacji zewntrznej). i nie ma w takim
liczeniu sprzecznoci. opiera si na logice i na fizycznym obrazie sfery (i
ewolucji w postaci sfery, geometrii sfery w trakcie przepywu energii). o ile
"logicznie" byoby to rozcignite na "odlego" biliona jednostek, o tyle
fizycznie jest tego tylko 512 jednostek, ta kula w Kosmosie zajmuje tylko 512
jednostek. jej rednica, i to zawsze, przez cay okres wydarze, jest staa
i nie zmienia si (o tym powiem dalej, bo to nie do koca tak, to dynamiczna
i okresowo stabilna struktura, jednak w duszej skali albo si kurczy, albo
ulega powikszeniu). wymiar jej 512 - a imi jej 1024. i kropka.
500

a za kropk jest dalsza, ju rwana ewolucja. czy to w postaci oddalajcych


si w nieskoczono kwantw pola, czy "nadchodzcych" z wiecznoci innych,
zasilajcych tutejsze wydarzenia. sprawa logicznie (i w tym przypadku take
Fizycznie) jest oczywista, cho dla "nastpczej" logiki szalenie trudna do
zaakceptowania. dylemat dlatego jest powany, e umys musi przyj do swojej
wiadomoci, e co, co jest lini (prost) na bilion jednostek rozwleczon,
jednoczenie zamyka si idealnie w poowie tego zakresu jak? dlaczego? co
za tym si kryje? nastpczo i liniowo, "kadr po kadrze", ten (wszech)wiatowy
film trwa, projekcja tego filmu biegnie przez bilion lat (z kwakiem) ale
jednoczenie, w "obmacywaniu" (Fizycznym), ten "obiekt" zajmuje w Kosmosie
"tylko" 512 jednostek. dziw? nic podobnego ewolucja (Ewolucja) w dobrym, bo
nieskoczono-wiecznym wydaniu.
proces rzeczywicie zamyka si i tworzy razem kul o staym, podkrelam to,
staym promieniu (dokadniej: stabilnym w dugim okresie) ale inaczej nie
moe, to musi by proces rozcigajcy si na dystansie 1024 jednostek czasu,
ale 512 jednostek przestrzeni. dlaczego? odpowied: podwojenie naoenie
si stron. i cznie stan ewolucyjny.
cho przepyw energii pomidzy stronami (i ich zarazem tworzenie) trwa w tym
procesie bilion lat, to zajto przestrzeni, wielko sfery nie przekracza,
nie moe nigdy przekroczy poowy tej wielkoci. jest to "przepywanie", ale
we wntrzu. z jednej strony sfera "zanika", ale z drugiej "wyania" si i
ewolucja si wypenia. s to strony, ktre razem tworz jedno s a dwie
strony logiczne, ale jedno fizyczna. - s to dwie strony (a raczej cztery
strony wewntrznie podwojone), ktre tworz w summowaniu si rzeczywisto.
jeeli opisywaem niedawno fakt wyaniania si czy to ycia, czy rozumu, to
opisywaem nadprogowe wyanianie si kolejnych kwantw, jako coraz mniejsze
krgi (sfery) wiata i przechodzenie fali w szczytowy stan. a do wielkoci,
stanu jednego kwantu. i takie ujcie to nie co innego, jak coraz bardziej
skupiajce si linie wydarze (a do punktu, konkretnego fizycznego faktu),
to kolejne zazbiajce si procesy przenikania si wzajemnego obu generalnych
sfer (kierunkw w ewolucji).
oto jedna sfera si zapada, ale druga wybucha i oddalajce si fale z tak
wyznaczonych punktw pocztkowych (ktre fizycznie mog by wszdzie, ale w
logicznym ujciu s na brzegu), te fale przez siebie przechodz. naciskaj
na siebie, tworz wewntrzne struktury i proces si zazbia. poniewa dopyw
energii w postaci kolejnych warstw jest cigy, nacisk ronie, elementy mog
i musz si do siebie zblia i powstaje fakt, fizyczny fakt. w samym rodku
zjawisk o skali 1024 miliarda lat jest to absolutnie wyjtkowy fakt. bo jest
to najbardziej w ewolucji i do ewolucji dogodny punkt. to maksymalne, jedyne
w tym procesie zdarzenie, kiedy obie "strony" si spotkaj - i tworz z omiu
a linii zdarzenie.
dlaczego omiu? poniewa kada z tych stron uzyskuje posta symetryczn we
wasnym przebiegu (512 posiada rodek w 256), ale i razem tworz rodek w tym
punkcie. dlatego tak si dzieje, e oba cykle spotykaj si wewntrz sfery i
cz w jedno - na punkt 256 skada si symetria jednej "strony" ewolucji
(np. wybuchu), ale i strony zapaci. rzeczywisto to zoenie "wybuchu" oraz
"zapaci" "rzeczywisto" to wybuch-czenie. obie strony ewolucyjne w tym
samym fizycznie punkcie, w tym samym zdarzeniu, tylko e w odlegoci o 1024
(o jeden bilion) lat uzyskuj tak sam ilo symetrii. odlego 1024 lat
wydarze zbiega si w tym punkcie po dwu stronach jednoczenie i w jedno.
dodatkowo wok punktu 256 jednej strony powstaje a czterostronna symetria
(dla omiu linii) i to dopiero daje sum wydarze. takie zoenia i taka
ilo procesw, na/w takich odlegociach tworzy to, co jest mn ("ja").
czy nie wymaga co najmniej chwili zadumy fakt, e bilion lat procesu musi
zaj, eby z dokadnoci jednego kwantu powstaa struktura, ktra myli.
to zaiste kosmicznie punktowe zdarzenie.
501

kosmologia 3.8.

502

- rozum
- wiadomo
najlepszy "ksek" w ramach ewolucji: stan aktywnego odbierania i rozumienia
otoczenia, ktry jednoczenie moe ewolucj zdefiniowa. wiadomo to proces
historyczno-aktualny i aktualno-historyczny. i oba opisy s oddaniem faktu w
jego cznej postaci naley je odnosi do procesw wiadomych cznie. tak
dokadnie naley definiowa to pojcie, dlaczego? poniewa to poziom zmian,
ktry jest aktualnym zakoczeniem procesu rozpocztego w nieskoczonoci (gdy
si do ogranicza) - i rwnie do nieskoczonoci powrci. mona wiadomo
rozpatrywa osobniczo i zbiorowo, jako funkcj ukadu, ale w obu przypadkach
ma zastosowanie ujcie historyczno-aktualne oraz aktualno-historyczne. dla
zbioru jednostek punktem wyjcia jest "kiedy-i-tam" pojawienie si komrki
rozumu (neuronu) i jej dalsza ewolucja natomiast dla konkretnego osobnika
jego pierwszy etap w przemianach (take zaistnienie rozumnej komrki). ale to
zawsze jest cig, linia idca z przeszoci do teraz, do aktualnej chwili. a
ta znw, jako fundament i podbudow, posiada "za sob" ca lini osobniczego
dziaania (rozumowania) - ale take zbiorow (dorobek pokole). a co wicej,
i co zasadnicze w tym ujciu, chwila aktualna rozumowania rwnie ma swoj
"aktualn histori", czyli zbir wydarze i fizycznych procesw skadajcych
si na ostateczny wynik (tu mylenie i wiadomo, "ja").
dlatego na brzegu historii, ktrym jest aktualny poziom i ktry koczy lini
wydarze idcych z przeszoci (i jest np. stanem wiadomoci, chwili "teraz",
czyli zawiera i odzwierciedla zbir wiedzy osobniczej i zbiorowej) mam tu
"przedzia" zjawisk zbudowanych w pionowo-poziomym procesie. i jest to dla
mnie wydarzenie obecne (aktualne), ale ktre posiada gbokie zakotwiczenie
w caej przeszoci. realizuje si "teraz", ale to skutek istnienia zbioru
(np. danych w umyle, ktre byy osobniczo gromadzone latami). ale to take
efekt istnienia zbioru w postaci podobnych osobnikw, ktry gromadzi wiedz
o wiecie przez wieki. przy czym pojcie "wiedza" ma tu szersze zastosowanie,
chodzi o wszelkie "nabytki" ewolucyjne, nie tylko zakres symbolicznych, do
umysu sprowadzonych operacji. mj "teraniejszy" brzeg mylenia opiera si,
jest szczytem piramidy idcej z dalekiej przeszoci i jest budowany latami
(i tysicami lat dla zbioru). czyli jest rwnie piramid wydarze idcych
"z gbi" (czy "w gb", tu rwnie ma zastosowanie postrzeganie zalenie od
wyrnienia kierunku). moje operacje abstrakcyjne to efekt kumulacji w skali
czasu i przestrzeni, jestem na jej (obecnym) szczycie - to zawsze i w kadej
epoce jest szczyt rozumowania, przecie kto konkretny i aktualny to prowadzi
- ale to zawsze jest inny szczyt.
wane w tym ujciu jest rwnie to, e aktualno ma swoj pionowo-poziom
struktur zachodzenia. to, co dla mnie jest stanem "teraz", to zbir zdarze,
one take si "skadaj" w/na jednostk moich operacji. po prostu, musi si
zbir elementw w wiadomoci (mojej czy zbioru) wybudowa - a to zajmuje
skoczony odcinek czasu. i tym samym proces "mylenia" ma swoj histori, ma
swoje historyczno-aktualne zachodzenie. szczyt jest w tu i teraz (co dla mnie
jest punktem "teraz"), jednak swoje "korzenie" ma w ogromnym procesie, jest
"kwerend" po wszystkich poziomach (wiedzy, ale i energetycznych). dlatego w
takim procesie zawsze mam stan najmniejszego wydarzenia, "zbiegnicie" si
tej piramidy w punkt. dla historycznego zdefiniowania jest to punkt w postaci
"caej" wiadomoci wystpujcej w stanie "teraz" - dla cigu dziejcego si
w "teraz" jest to punkt w postaci konkretnego stanu, czyli myli, odczucia
wiadomoci wasnego istnienia ("ja").
wiadomo, z uwagi na zaangaowanie w ten proces caego, maksymalnego zbioru
elementw (od kwantw logicznych po komrk, komrki rozumu), jest w Kosmosie
najbardziej skomplikowanym zdarzeniem, opis takiego procesu jest najbardziej
wielowymiarowy. nie ma - nie moe by w ewolucji zjawiska, ktre przewysza
bdzie zoonoci stan "wiadomoci". to brzeg Ewolucji.
503

tak mona schematycznie przedstawi zaleno pomidzy wydarzeniami w ujciu


hisoryczno-aktualnym (czyli z zakoczeniem w "warstwie" obecnej dla caoci
ewolucji) i aktualno-historycznym (kiedy chodzi o analiz zjawisk w ramach
przedziau "teraz", aktualnoci):

brzeg historyczno-aktualny ewolucji, czyli kwant wiadomo, to zakoczenie


procesu "wydobywajcego" si z gbin czasu i przestrzeni - a jednoczenie
wytworzenie si wiadomoci. to zakoczenie chwilowe procesu, ktry "zacz"
si w nieskoczonoci, ale uzyskuje w momencie obecnym swoje jednostkowe i
zawsze niepowtarzalne uoenie. dlatego, kiedy w opisie uwzgldniam elementy
skadowe, czyli fizyczn struktur i histori tworzenia si materii, to nie
mog inaczej tego "odwiecznego" procesu opisa, nie mog go pomin, bowiem
warunkuje "tutejsze" fakty. oczywicie mog wyrni odcinek w/na prostej,
ale kiedy zamierzam poprawnie i caociowo uj cig wydarze, ktre prowadz
do wytworzenia si tego szczeglnego stanu w Kosmosie, musz odwoa si do
nieskoczonego-wiecznego ewoluowania i tworzcej si pomidzy poszczeglnymi
poziomami piramidy zalenoci. wiadomo to brzeg, ktry jest zrealizowaniem
si wszelkich moliwych pomniejszych kwantw. one musz si wielowymiarowo
zoy ("powieli" w kolejnych osiach symetrii), a dopiero na kocu (szczycie
lub dnie) tego procesu moe zaistnie "chybotliwa", i to bardzo chybotliwa
fizyczna forma ewolucji w postaci wiadomoci. to warstwa ostatnia ewolucji,
brzegowa, ktra jest definiowana jako "teraz" (rozcignita fizycznie, ale w
odczuciu to jedno, to fizyczny przedzia zjawisk, ale w odbiorze jedno).
ten stan powstaje jako struktura na podbudowie caej piramidy kwantowej, a
kwantami s tu, z jednej strony, fizyczne elementy (atomy, elektrony itp.),
ale take "kwanty mylenia", elementy zgromadzonej wiedzy. take historycznie
zmienne (w skali osobniczej i zbiorowej), zalenie od pozyskanej, "zsumowanej"
energii (danych). kwanty fizyczne koduj w/na sobie fakty, ktre wiadomo
wykorzystuje do budowania chwili "teraz", jak i pojcia "teraz" (na poziomie
analiz ju filozoficznych). kwanty s zarazem podwalin pod nastpny stan w
dziaaniu rozumu, ale take "odkadaj" si warstwami w "archiwum", mona z
nich skorzysta w przyszoci. czyli w kolejnych przejawach indywidualnego
i spoecznego mylenia powstaje wiedza o wiecie, ewolucji rzeczywistoci.
czy to proces mylenia, kultury, spoeczny, fizyczny, zawsze jest kwantowo
opisywalny, kwantowo liczony oraz kwantowo przebiega. poziomem najwyszym
poznania, brzegowym, jest jednoczesne zbiegnicie si dwu gwnych linii w
ewolucji: pionowej (historycznej) i poziomej (aktualnej).
mwic inaczej i nieco (ale tylko nieco) patetycznie, wiadomo to wcielone
w fizyczny fakt wielopoziomowe, maksymalnie na wielu poziomach przebiegajce
energetyczne zdarzenie - ktre dzieje si "teraz", ale siga Kosmosu i jest
elementem nieskoczonoci-wiecznoci. tylko tyle i a tyle.
504

ile wymiarw opisuje wiadomo? jak Kosmos: osiem.


mona okreli mylenie (oraz procesy w obrbie mylenia) jako tworzenie si
abstrakcji - tworzenie si "abstrakcji fizycznych", ale rwnie "abstrakcji
symbolicznych". i nie ma w tym niczego innego, jak mtny moe jzykowo, ale
jednak w prawidowy sposb oddany fakt dwudzielnego charakteru zjawisk, w tym
przypadku ewolucji w postaci mylenia i wiadomoci. bo rozumowanie to ju
nie jedna forma zjawisk, nie jedna ewolucja, ale dwie razem, i to dwie pene
ewolucje. jest to jedno wydarzenie materialne, ale w formie dwu podwojonych
wewntrznie linii. fundament jest faktem materialnym i fizycznym - ale jest
mylenie rwnie ewolucj "abstrakcyjn", ewolucj w obrbie poj i symboli.
to znaczy, po zbudowaniu si na noniku fizycznym "czego", konkretnej myli
(jako skutek dowiadczenia zmysowego), teraz taki element, przebieg fizyczny
"zakodowany" w/na strukturze materialnej (w sposb zawsze niepowtarzalny i
jedyny, co wie si z cechami rodowiska, uytymi "filtrami") taki fakt
jest kwantem ewolucji. informacja plus nonik jest jednym kwantem dalszego
procesu - mam stan ewolucyjny. ewolucja w obrbie fizycznym "spenia" swoj
rol (jako nonik cigle j spenia), ale teraz proces przechodzi znaczeniowo
na inny, wyszy poziom i biegnie w ramach ju wycznie symboli, abstrakcji.
zasada ewolucji w obu procesach jest ta sama, dlatego jest take moliwo
jej zachodzenia i wzajemnego oddziaywania na siebie - jednak po zakoczeniu
fizycznego formowania si myli, kolejny etap przebiega ju w zakresie tylko
poj. i z tego powodu mwi o dwu naoonych na siebie ewolucjach. do tematu
oczywicie wrc w innym miejscu, przecie naley do zasadniczych, tu tylko
szkicuj obraz.
mylenie, wiadomo jest zdarzeniem dwukrotnie podwojonym, i przez to penym
maksymalnie. a brzegiem tego "super" podwojonego procesu ewolucji jest stan
okrelany jako "ja". do wiadomoci, do punktu zrozumienia istnienia wiata
i siebie biegnie (tak w osobniczym, jednostkowym ukadzie, tak historycznym,
zbiorowym) dwukrotnie podwojona linia ewolucji. to tak, jakby na "melodi"
natury zostaa naoona "melodia rozumu" - to tak, jakby te dwie melodie ze
sob wystpoway (wspgray). a przynajmniej cae zmaganie rozumu polega na
tym, eby te dwie melodie brzmiay ze sob w harmonii, eby rozum mg, przez
stopniowe reakcje, dziaa i oddziaywa na swoje rodowisko. a przez to, ju
zwrotnie, rwnie na siebie. czym te "melodie" bardziej wspbrzmi (nigdy
do koca rozej si nie mogc; w takim dramatycznym przypadku dochodzi do
"wykasowania" "bdnego" umysu z rejestru), czym wiksza harmonia w procesie
ustalania regu wiata, tym melodie brzmi pikniej, tym lepiej wspbrzmi
z otoczeniem. a efektem tego s stabilne struktury i, co jest "nagrod" za
dobr "kompozycje", istnienie autora.
wypada podkreli, e obie melodie musz brzmie zgodnie z reguami ewolucji.
trzeba te powiedzie, eby ju trzyma si tej muzycznej analogii, e kada
dysharmonia, czyli bdne odczytanie regu wiata, czy bdne zastosowanie
ich w yciu, moe prowadzi maksymalnie do zniszczenia ukadu. co wicej, co
rwnie musz podkreli, symbole uyte do dziaa, wypracowane ju kwanty
abstrakcji, musz by maksymalnie zgodne do fizycznego ich stanu, do nonika.
a dlatego podnosz t spraw, bo ma to znaczenie. zalenie od tego, jakich
do opisu otoczenia uywam poj, mog lub nie mog posuwa si w analizie uyty element mylenia wpywa na sam proces mylenia (jak narzdzie wpywa
na uywajcego). jeeli stosowane prze mnie abstrakcje s "skomplikowane" i
"wydumane", to otrzymam skomplikowany obraz kiedy s "proste", to wynik
dziaa take jest "prosty" (i mog go zrozumie). co absolutnie nie znaczy,
e "prostacki". mog uy poj "pionowo-poziomych", czyli wywiedzionej ze
wiata prostoty a mog uy "czasu urojonego" oraz "przestrzeni urojonej".
czym si atwiej, a przez to skuteczniej operuje? chyba nie musz mwi. ale
szczerze podziwiam umysy, ktre takie pojcia buduj i si nimi posuguj poniewa wymaga to, eby co z nich wycisn, szalonych nakadw energii.
505

podkrelam ten wniosek: to nie przypadek, e jedynie proces w obu obszarach


maksymalnie oparty na zasadach ewolucji, na zaobserwowanych w niej cechach,
tylko taki moe wyda z siebie poprawne (czyli stabilne, ale i symetryczne,
a przez to "pikne") konstrukcje. do budowy (czegokolwiek) mog uy zgodnych
z cechami wiata elementw, ale rwnie faktw "kalekich", ktre nie znajduj
si w wanych kwantowo punktach ewolucji. podobnie jak dziecko, ktre nawet
nie ma pojcia o fizyce i wiecie, potrafi zbudowa z klockw stabiln bry,
tak samo ewolucja buduje stabilne byty w oparciu o proste elementy (tak ju
proste, e prostsze by nie mog) bowiem nie moe inaczej. dziecko nie moe
zbudowa wiey z klockw poprawnie, jeeli nie wdroy (cakowicie dla siebie
niewiadomie) zasad wiata w t konstrukcj. identycznie tak samo ewolucja
nie moe (z)budowa niczego, co ze stanem wiata jest sprzeczne. z aktualnym
stanem wiata ale i z generaln regu. dlatego, kiedy osobnik przechodzi
w swoim dziaaniu od zabawy klockami do zabawy abstrakcjami, stosuje, wicej:
musi zastosowa (najczciej niewiadomie) ten sam tok postpowania: buduje
wiat z "klockw abstrakcyjnych" (teraz ju wewntrznie). ale eby mu si ta
wiea poj nie zawalia, musi uwzgldni i zastosowa reguy otoczenia na
ile tylko to potrafi. kiedy czyni to w sposb poprawny, budowla nie zawali
si przy byle krytycznym spojrzeniu innego osobnika.
w efekcie poprawnego rozeznania reguy otoczenia mam poprawne dziaanie - i
zgodno ze stanem oglnym. bo w tym procesie wszystko warunkuje powstanie
wiedzy, wnioskw - a na koniec wiadomego istnienia. w takim dziaaniu, co
oczywiste, niebywale atwo o "skrcenie", o zaburzenie std konieczno,
yciowa konieczno samokontroli w przemieszczaniu si (w stawianiu kolejnego
kroku na tej drodze). - "bd" jest moliwy na poziomie fizycznym mylenia
(bdne przesanie nonika), na poziomie dziaa na noniku (np. nadmiernie
w stosunku do wiata "skrcone", "pokrcone" abstrakcje) w/na kadym etapie
mog si "omskn". i w konsekwencji omskn z egzystencji. im mniej bdw,
im sprawniej potrafi osobnik (rozum) obrabia energi (w/na dwu poziomach
jednoczenie), im szybciej koryguje "zwichrowane" procesy, tym moe dziaa
sprawniej, duej, lepiej. i moe by.
wiadomo, procesy prowadzce do stanu okrelanego jako "wiadomo" ("ja"),
to "podwojona ewolucja". to dwie pene ewolucje, dwie strony penej w kadym
wypadu omiowymiarowej ewolucji. - to jedna ewolucja o dwukrotnym skrceniu
spirali, to wydarzenie z czterech podwojonych linii - czyli 2 x (2 x 2), co
cznie daje osiem pojedynczych linii ewolucji. kada z nich jest zdarzeniem
omiowymiarowym - ale i cao jest rwnie omiowymiarowa. to dwie ewolucje,
ktre si wzajemnie dopeniaj i warunkuj - ewolucje, ktrych "pocztek" w
nieskoczonoci-wiecznoci si znajduje. i w tym kierunku dy.
wane w tym ujciu jest to, e s to istniejce razem, splecione razem dwie
spiralne. ewolucja energii, czyli nonik i fizyczna strona ewolucji oraz
ewolucja mylenia, skutek tej fizycznej spirali i zarazem odrbna ju forma
zjawisk. ale nie samodzielna! nonik jest tu oczywicie warunkiem wstpnym i
fundamentalnym, musi si co pojawi, na/w czym mona kodowa sygna. jednak
pytanie o proces wiadomy mylenia (dziaania umysu) jest dokadnie takim
samym pytaniem, ktre posiada artobliw posta "jajko czy kura?". poprawna
odpowied brzmi: ani to, ani to. tylko razem. nie ma prni bez energii, mam
tylko stan czny w postaci prnia-energia - nie ma jedynki bez zera, mam
stan zero-jedynkowy. i tak dalej. tutaj mam to samo: nonik-mylenie. dlatego
operacje na abstrakcjach s moliwe, e jest nonik ale wiem, e ten nonik
jest, bo myl. zachodzi jedno obu stron ewolucji.
ewolucja kadej strony biegnie jako fakt peny i spenia warunki kwantowe,
zawarte s w niej wszelkie punkty wane, inaczej nie zaistnieje (lub nie
uzyska poprawnej, zgodnej wobec wiata postaci). to warunek konieczny, eby o
skutecznym myleniu i istnieniu mona byo mwi. - dla obu linii tok zmian
musi spenia warunek kwantowy, regua dotyczy stron, ale take caoci.
506

jak wzgldem siebie s rozoone te linie (czyli jedna fizyczna, "nonik", a


druga abstrakcyjna, pojciowa)? - uoenie tych elementw, po pierwsze, nie
moe by przypadkowe, poniewa w innych okolicznociach nie byoby efektw w
postaci operacji na abstrakcjach, tu mylenia. a po drugie, musi zachodzi
to wobec siebie w postaci "przesunicia" ale maego i minimalnego, mam tu
na uwadze faz poszczeglnych linii. to nie mog by nigdy procesy idce po
tym samym torze, bo to prowadzioby do kolizji i braku efektw. mog linie
oczywicie by o kwant przesunite w czasie-i-przestrzeni (bo nieskoczona
prosta nie moe jednoczenie przechodzi przez ten sam punkt wicej jak tylko
jeden raz w danym "momencie"), ale nie mog zajmowa tego samego miejsca w
procesie ani kierunku. a skoro nie mog, to s do siebie w innym pooeniu.
innym pooeniu, czyli s wzgldem siebie wczeniej albo pniej w stosunku
do caoci (myl co przed, co po) - albo przebiegaj pod innym ktem. a
skoro pod innym ktem, to musi zachodzi przesunicie faz. tak uwaam.
dlaczego? cho pozornie s to dwie rne ewolucje, to przecie wspzalene.
dlatego, eby nie zachodziy na siebie i nie kolidoway (nie blokoway si
wzajemnie), "faza" procesw musi by wzgldem siebie przesunita. to znaczy,
musz obie ewolucje by do siebie rozoone w cyklu co 90 stopni. - czy tak
bdzie? czy 90, a moe inny kt? wydaje si, e to musi by musi kt prosty.
czyli, eby proces mg si toczy w miar stabilnie, musi by przesunicie
z powodw ju podanych i kt 90 stopni zachodzenia wzgldem siebie. poniewa
jest to proces wspbieny i wzajemnie od siebie zaleny, a "skrty" fizyczne
s fundamentem "skrtw abstrakcyjnych", nie moe to by nakadajce si na
siebie zdarzenie. musi by czne, ale nie jednoczesne i w tym samym kierunku
(lub przeciwnym), bo to rwnie prowadzi do niezgodnoci. nie moe by take
pod "wielkim" ani tym bardziej przypadkowym ktem. a skoro wszystko jest w
ewolucji zjawiskiem pionowo-poziomym dlatego mam powody, eby uwaa, e
"przesunicie fazowe" jest nie tylko postulatem logicznym, ale e wystpuje
realnie i e zachodzi wanie pod katem 90 stopni wzgldem siebie, e linie
obu ewolucji s przesunite o kt prosty.
mona taki wniosek rwnie zobrazowa, podeprze ujciem "odbijania" si od
brzegu warstw kwantowych. kiedy fala dochodzi do osobliwoci, to wracajc nie
ma przecie moliwoci naoy si dokadnie na to samo miejsce, bo ju tego
miejsca nie ma - a kolejne jest zajte. jednak proces biegnie dalej (zawsze
do przodu), jak to si wiec dzieje? fala oddala si po odbiciu od brzegu (i
kieruje "do wntrza") ale dlatego to si dzieje, e w tym odbiciu faza i
kierunek si zmieniy. kierunek logiczny zmiany zawsze pozostaje "do przodu",
ale fizycznie biegnie "do tyu" - natomiast faza "skrcia" o kt prosty. co
biego poziomo, oddala si pionowo. to s dwa elementarne kierunki ewolucji.
skoro pierwszy si wyczerpa, pozostaje drugi.
moe powyszy opis jest banalnie prosty, uwaam jednak, e logicznie zasadny.
czyli "dalsze" przebieganie ewolucji realizuje si "tu obok" (o kwant, jeden
kwant), ale ju w przesuniciu o kt. i znw, na bazie powiedzianego, uwaam,
e nie moe to by dowolny kt. musi to by przesunicie wanie o wielko
90 stopni, jako dodanie drugiej linii, drugiej strony ewolucji. i, co wane,
wielokrotno tego kta w kolejnych przejciach przez o symetrii. przecie
"linia wiadomoci" "zakrzywia" si maksymaln ilo razy, jednak powrt do
procesu po "zakrzywieniu" w osi symetrii nie moe by (jako zdarzenie) faktem
doskonale symetrycznym, rnic jest tu wanie kt padania, odmienny sposb
nakadania si na stron "pierwsz". ale przez to zarazem dopeniajcy.
mwic inaczej, "punkt" przecicia tego zdarzenia biegncego z przeszoci ku
przyszoci (fizycznie to rzeczywicie bdzie punkt), przecicie jednoczesne
dwu pozornie bardzo odlegych procesw (czasami traktowanych skrajnie jako
oddzielnych) przecicie w dwu liniach, fizycznego (poziomu) i logicznego
(pionu), to daje "wypadkow" w postaci mylenia - a maksymalnie wydarzenie w
postaci "wiadomoci". "ja" to podwjna, poziomo-pionowa ewolucja.
507

- wiadomo - ujcie "punktowe"


- punkt "32"
"punktowe" opisanie wiadomoci, to zdefiniowanie fal przemieszczajcych si
w czasoprzestrzeni i zarazem tworzcych czasoprzestrze w tym przypadku w
postaci "czasoprzestrzeni mylenia". czyli opisanie fal nonika fizycznego
(fal ktre tworz nonik), jak i fal abstrakcji, ewolucji abstrakcji (ktre
twarz informatyczne "skrty", punkty wiedzy) - to jest dokadnie takie samo
opisanie, jak kolejnych przemieszczajcych si wzgldem siebie fal w materii
(wic wzowe i w postaci namacalnych, fizycznych "zbryle"). wynikiem tych
oddziaywa (tu bd to myli, skojarzenia, pojcia itp.) jest wytworzenie
si "materialnej abstrakcji". termin moe mieszny, ale przecie prawdziwy.
nonik jest zakodowany informacj, jest wic faktem obiektywnym i obecnym.
a przez wypadkowa takich dwu ewolucji musi zawiera i odzwierciedla w sobie
to dwustronne wydarzenie czyli jest "abstrakcj materialn". bo to jest ju
nowa jako. z nonika fizycznego i "nonika abstrakcyjnego", z poczenia
tych dwu przebiegw ewolucyjnych, uzyskuj "co nowego", nowy stan. dla mnie
szczeglny, bo mnie oznacza, ale to s tylko dwie ewolucje, tak samo biegn,
jedna regua w kadej z nich dziaa jednak wynik czny to "ja". dlatego
nie mog tego uzna za fakt nieistotny. sam nonik jest faktem, ale rwnie
naoony na nonik kod jest "faktem". a regua plus nonik to ewolucja, to
fakty w trakcie tworzenia si - i nowoci kolejnych struktur. myl, pogld,
"konstrukcja", ktra jest zapisana na/w elementarnym przebiegu (fizycznie),
koduje elementarny stan logiczny (abstrakcj). dlatego obie ewolucje cznie
daj efekt w postaci strumienia myli (czy "wiadomoci" na brzegu procesu).
to s dwie ewolucje i dwie dwustronne strony, ale efekt jest jednoci.
niezwyky z tego punktu widzenia, czyli zaistnienia wiadomego przeywania
wiata, jest punkt "32" w ujciu przechodzenia fal (punkt "4" w obrazowaniu
liczbami kwantowymi) - ma zasadnicze znaczenie w tworzeniu si wiadomoci:
w tym punkcie na fali i w zbiegu fal wiadomo moe zaistnie. wicej ten
punkt jest wiadomoci. i to nie jest naduycie. w tym maksymalnym miejscu
procesu idcego wieloliniowo (a kada linia przebiega 1024 miliardw lat),
tu moe si zrealizowa wiadomo, w adnym innym. oczywicie element, ktry
skada si na fizyczn budow umysu (kwant neuron) take w punkcie "32" si
tworzy, ale to jest rodek procesw, ktre ju byy. to "tamten", miniony ju
rodek. wwczas bya ta maksymalna w ukadzie symetria, wszystkie strony si
zbiegy w jedno punktow (osiem stron) - ale dzi rwnie ten rodkowy w
ewolucji punkt ma swoje zaistnienie, jest stan rodka procesu. i ja istniej
w nim, a moja wiadomo si tu realizuje. jestem, powtarzam, tym punktem.
to nie jest "tamten" rodek, ale to jest rodek dla procesw ksztatujcych
wiadomo, ewolucja wiadomoci sama dla siebie (w swoim zakresie) toczy si
zgodnie z oglnymi zasadami, jednak warunkiem tej wewntrznej (w organizmie)
ewolucji jest wystpowanie rodka procesu ukadu nadrzdnego i o cechach na
tyle jeszcze stabilnych, e mog wiadomie o wiadomoci mwi. jeeli nie
ma momentu, kiedy brak strony ewolucji, ona si jeszcze nie zdya na tyle
"zuszczy", eby proces si urwa myl kry, a "ja" istniej. wczeniej
byo to niemoliwe, pniej bdzie nierealne ale w rodku jest faktem.
przywoujc ponownie ujcie pionowo-poziome, to wanie w tym punkcie dochodzi
do spotkania si fal nonika fizycznego (jakie neurony, komrki nerwowe i
jej elementy) z elementami ewolucji abstrakcji. czyli jednoczenie dla obu
przebiegw, w ich chwili "teraz" i chwili rodkowej zmiany, jako zdarzenie
pionowe i poziome (nonik to pion, pojcia poziom lub odwrotnie), dochodzi
do spotkania fizyki i logiki elementy namacalne spotykaj si z elementami
symbolicznymi. ale, co wane, oba procesy s w punkcie "32" ("4"), w rodku.
i tworz jedn, rwnie rodkow ewolucj. bo to, co mam za "ja", wiadome i
pene istnienie, to przedzia "teraz", to brzeg tego zdarzenia, punktowy i
na jeden kwant (wielowymiarowy) fakt.
508

kiedy w "polu operacyjnym" umysu spotykaj si elementy, skadowe procesu


(w iloci moliwej do zaistnienia na/w szczycie fali), co z tego wynikn
musi. i to zarazem w obrbie fizycznym, bo powstanie nowa jako (komrka czy
podobnie) i w zakresie abstrakcyjnym (myl czy podobnie). oczywicie moe
to by nowo, ktra powstaje "od podstaw", ale bardziej prawdopodobne jest
zmodyfikowanie ju istniejcej fizycznej struktury i na nowo jej zabudowanie.
poprzez dodanie czy te odjcie elementw (a na pewno poprzez inne uoenie
skadnikw) uzyskam nowe wydarzenie, inny stan ewolucyjny. biorc pod uwag
skoczon (cho olbrzymi) ilo elementw w umyle, modyfikacja wydaje si
bardzo czstym zjawiskiem, czstszym od przypadku budowania od podstaw. bo po
prostu nakady energii na wytworzenie nowoci musz by due, wic atwiej i
szybciej "przemodelowa" ju istniejce.
wane jednak w tym ujciu jest to, e dopenianie si elementw oraz stron,
ktre dokonuje si w chwili "teraz" (dopenienie do stanu "wiadomego"), e
to jest brzeg zdarze. i dzieje si "poza" ewolucj tworzc mylenie. - nie
poza biologiczn struktur, ale na/w brzegu ewolucji, ktra wynosi "do gry"
proces. mona to zobrazowa jako zapis pionowo-poziomy, jako zapis na pycie
gramofonowej przez drgajc "ig".
to jest nawet ciekawe ujcie i analogia, dlatego warto j pocign. oto mam
fizycznie, a wic "poziomo" wirujc pyt - i brzegowo, "pionowo" wobec niej
ustawion ig, ktra "rysuje", kreli po/w "paszczynie" swoje "znaki", ju
logiczne symbole (tre informacji, abstrakcj), kreli lini spiraln takiej
ewolucji (tu mylenia). czyli nakada si na nonik (energetycznie wikszy
niewtpliwie) "sygna", tworz si "kreski-kropki" i ustala charakterystyczny
kod jedynego w dziejach faktu. jedyny i niepowtarzalny kod (kod dowolnie ju
pojty, to moe by kod ycia, to moe by "kod mylenia"). i to w rodkowym
zakresie obu ewolucji (punkt "4") dochodzi do zapisywania informacji - a "w
bok" w stosunku do takiego cznego zdarzenia tworzy si, "jest" fakt-stan
wiadomo. - fizyczny nonik mona okreli jako "zapis odoony", "pami
trwa", czy "wiadomo historyczn", bo "wirujca pyta" nona nigdy nie
moe by pusta (bia kart), choby przez samo swoje (za)istnienie jest ju
uformowana ewolucyjnie - jest materialnym stanem, ktry podlega deformacjom
w trakcie przemian. dla rozumu rwnie nie ma stanu "zero", bowiem z chwil
pierwszego zakrelenia krgu w procesie, ju si ksztatuje. zawsze w chwili
aktualnej ma swoj histori, ma swoj "wiadomo historyczn" i przeszo.
e pocztkowo "praktycznie" nieodrnialn od "paszczyzny", to raczej efekt
"paskiego" obserwowania, a nie realny w umyle stan rzeczy. kiedy osobnik
pojawia si w zakresie poziomu (wyaniajc si z podpoziomu), jest zabudowany
solidn ju porcj "danych", i to w obu zakresach ewolucji umysu. czyli w
postaci budowy (struktury) komrek umysu (i caego umysu), ale rwnie w
postaci "zakodowanej" informacji na noniku - moment uznawany za narodziny to
daleki etap formowania si osobowoci. nonik fizyczny w momencie wejcia w
wiat jest zabudowany maksymalnie, przecie to jest ewolucyjnie najbardziej
skomplikowana struktura i dopiero zaczyna si tworzenie logicznych "duktw"
i pocze w zbiorze. fakt, ewolucja abstrakcji dopiero si zaczyna, ale ona
take nie jest "zerowa". wiadomo tutaj si "pocza", ale nie jako stan
logicznie najmniejszy, to ju i zawsze w procesie "chwila rozbudowana". kwant
logiczny jest (by) na niszym poziomie, natomiast kiedy jest umys, mam ju
kolejny poziom. - wiadomo, brzeg aktualny procesu idcego przez lata oraz
kilometry, jest "ponad" punktem rodkowym, to "wypitrzenie" energii, brzeg
aktualnego procesu (aktualno-historycznego). iga rysujca dane na noniku,
kodujca je w rytm "porusze" idcych ze rodowiska (w tym ze rodowiska w
umyle, to rwnie stan zewntrzny, cz "archiwalna" umysu), jednoczenie
ksztatuje nonik i informacj. w efekcie z dwu linii powstaje "dwukrotnie
zapisany" cig wydarze. linia fizyczna ma "swj" zapis, a logiczna obrazuje
si "swoim". ale fizycznie-logicznie jest to jeden wsplny fakt - myl.
509

- logika kwantowa (logika kwantw)


- filozofia ewolucji (filozofia kwantw)
wszystko jest kwantem i z kwantw si skada. oto wynik analizy, ktry ustala
filozofia ewolucji (filozofia kwantw). kwanty nie tylko s w rozumowaniu
"czstk", lecz s take pojciem filozoficznym, ktre musz rozcign na
wszelkie zjawiska i ksztaty. kwanty odkryli fizycy, ale kwant to pojcie jak
najbardziej filozoficzne, i trzeba mie tego wiadomo. "chytro" kwantw
polega na tym, e cho skoczone i jednostkowe, stanowi element zbioru, w
ewolucji nigdy samodzielnie nie wystpuj. nie ma znaczenia, w jaki sposb
tumacz sobie ten wiat, jak go opisuj - to moe by podzia na najmniejsze
z najmniejszych elementy, czyli kwanty, ale mog stosowa do analizy takiego
"obiektu" dowolnie inna nazw. w opisie, w deniu do zrozumienia procesw
wane jest samo dziaanie, a nie obrany kierunek czy metoda. kiedy dziaanie
bdzie konsekwentne, to w efekcie samego "maszerowania" droga si zbuduje, a
metoda zostanie wypracowana (i wiea poj si nie zawali). bo rytmika wiata
na to nie da przyzwolenia. jeeli id drog i stosuj si do zasad ruchu, do
celu dojd, ewolucja to umoliwia. kade nazwanie w ostatecznym dziaaniu
prowadzi w susznym kierunku, trzeba tylko i. droga prowadzona "ku miraom"
(i abstrakcjom) jest zawsze drog "gdzie", wic w efekcie dobr. - to brak
ruchu lub kierunku ruchu jest najgorszym z moliwych zachowa. porcje wiata
mog definiowa jako "kwanty", "atomy", "monady" czy dowolnie, ale za kadym
razem operuj przecie kwantem energii. traktuje to jako "kwant" energii i
nazywam kwantem. kada nazwa to abstrakcja, to "pojecie, to "naniesione" na
fizyczny nonik (np. biako w mzgu) "drganie", to zapis tego informacyjnego
drgania. nie znajc kwantw, ale opisujc wiat, i tak stosuj te "kwantowe
byty" i na nich dziaam. a wic musz uzyska w rezultacie poprawny wynik.
mog go w danej chwili nie zrozumie (w wielowymiarowoci), zabraknie mi do
dalszego procedowania danych (energii, wiedzy), ale rezultat jest, musi by
poprawny. bo kade dziaanie w wiecie jest poprawne istniej, operuj w
wiecie i elementami wiata, czyli dziaam zgodnie z jego cechami. kiedy w
swoich reakcjach pobdz, rzeczywisto wykasuje mnie z rejestru. wynik moe
by mao zyskowny energetycznie, bo "nazwa" przesoni "gbok" tre, jednak
na pewno bdzie oddawa relacje w tym wiecie zachodzce. kiedy id, gdzie
id - dojd. to pewnik. w rzeczywistoci do celu na pewno dojd, bo "cel"
jest jeden: rzeczywisto. to nie tylko efektowna fraza jzykowa, ale fakt.
celem ewolucyjnej drogi jest sama droga, jedynym celem dziaania poznawczego
w rzeczywistoci jest sama rzeczywisto. nie ma nad-celu, nie ma odwoania
do czego-kogo - wartoci poznawan jest samo poznanie. to nie jest mao.
kiedy obserwator rusza w wiat, kiedy zaistnieje i zacznie si przemieszcza,
dojdzie celu albo zginie. dojdzie, jeeli pozna reguy zachowania w okolicy
- zginie, kiedy je zignoruje, zbyt daleko poszybuje w budowie abstrakcji. ale
jeeli nie popeni bdu, dojdzie do Kosmosu i do nieskoczonoci-wiecznoci.
zastosowane abstrakcje nie maj znaczenia, byle byy poprawnie wywiedzione ze
wiata. kiedy speniaj warunek poprawnoci i nie naraaj na "zaptlenie",
to si dojdzie. bo innego celu nie ma. mona t drog pokona "skokami", nie
uwzgldniajc (nie dostrzegajc) przerw midzy kwantami (ktre maksymalnie
mog posiada "rozmiar" nieskoczony) - ale mona mozolnie drapa si "pod
gr" (po prostej nieskoczonej), ale z namacalnymi efektami (w postaci bytw
materialnych /wiedzy i rzeczy praktycznych/). kada droga jest dobra, acz nie
kada jednako zyskowna. - co wane, kada bya przez wieki stosowana. rozum
"skok" std do nieskoczonoci wykonywa czsto i atwo, poniewa operowanie
abstrakcjami takie atrakcje umoliwia. uytkownik abstrakcji nie zauwaa,
kiedy ewolucja poj "go ponosi", etapy porednie to "w dole" i niewane, bo
ja tajniki bytu zgbiam, po co si tym zajmowa. materia brudzi, a "duch"
polatuje... i ulatuje tre gwna analizy: kwantowy drobiazg. i buduje si
od razu kwant skrajny. i cho wiedza jest poprawna, jake daleka od prawdy.
510

- art ewolucji
rzeczywisto pata figla opisujcym i zachwycajcym si ni - pata figla
niebywaego. bo im wicej uywa si sw i wicej poznaje, tym bardziej wiat
jawi si jako skomplikowany. prostota wczesnego ujcia jest tyle samo warta,
jak jej maksymalne i pne skomplikowanie: oddaje to, co w rzeczywisto jest
zaklte - byt i niebyt (a z nich wsplne istnienie). wszystkie jzyki opisu,
w miar pobierania energii, poprzez komplikowanie si wasne oraz wewntrzn
ewolucj, jednoczenie komplikuj poznawane. z prostego i bardzo prostego,
nawet prostackiego zdarzenia fizycznego, ktre nie potrzebuje adnych mdrych
ksig do swojego zachodzenia (bo jest proste i przez to pewne), to zdarzenie,
kiedy stara si je opisa abstrakcjami wyprodukowanymi przez umys, gmatwa
si, rozrasta, a przede wszystkim niebywale komplikuje. i powstaje "wze"
kwantowych fal, ktry trudno rozwiza. co nie oznacza, e nigdy nie da si
go rozsupa (przeci).
z drugiej strony - umys nie moe wiata poznawanego nie komplikowa. kady
dodany do zbioru element, jaka myl, fakt wywiedziony z rzeczywistoci, to
poznanie buduje, a jednoczenie komplikuje przestrze kwantow (tu przestrze
kwantow poznania). ewolucja poznania jest analogiczna do kadej i biegnie
kwantowymi reguami, a te s jednoznaczne: dodany do zbioru energetyczny stan
(np. wiedzy) powiksza oglny zakres ewolucji, ale zarazem utrudnia dojrzenie
brzegw procesu. jak co ronie i zaczyna wypenia tysice ksig w tysicach
bibliotek (i terabajty), to trudno dojrze kres zbioru i si w nim porusza.
taka ewolucja jest rwnie kwantowo opisywalna, przecie to proces jak kady,
reguy kwantowania w nim s zawarte. nie dziwi wic, e s okresy zbierania
danych, jak i docierania do brzegu, czas "sumowania" wiedzy, uoglnie i e
s "osobliwoci", punkty "zakrzywienia", ktre wytyczaj nowe odcinki. co,
nawiasem, pozwala dziaa w zakresie pozyskiwania danych z wyprzedzeniem. o
ile bowiem nie mona zaplanowa konkretnych osigni poznawczych, to mona
je skwantowa - wyznaczy w procesie obiektywny rytm. a jak ustalam rytm w
zjawisku, to i cig dalszy...
na kocu drogi poznania okazuje si, e jednak wszystko jest proste, e cho
"zasupanie" wiata jest faktem, to w rzeczywistoci jest to "supeek", e
prostszy ju by nie moe. okazuje si, tak po prawdzie, e to poznajcy tak
si w linie (i wymiary) kwantowe zaplta, e jedynie cicie mieczem logiki
moe go uwolni. na kocu okazuje si, e wza nigdy nie byo, e zerkajc
w niebo widz gwiazdy i widz to, co istnieje, i zawsze widz prawidowo.
i zawsze widz wszystko, cao od horyzontu po "horyzont". nie ma adnych
tajemnic na tym "dole" wiata, bo d jest "gr" i znajduje si wszdzie
ale zawsze brzegowo i jednokwantowo w chwili "teraz".
mona powiedzie to dosadnie: w ewolucji nie ma adnych tajemnic. nie ma ich
w rozumie i nie ma w wiecie. nie ma adnych tajemnic, tylko rozum, "widzc
prawd", dostrzega w tym tajemnic. jedyn tajemnic przyrody jest to, e nic
w sobie nie skrya, e nie ma tajemnic natury. wszystko tu jawne oraz jasne.
dosownie jasne, poniewa owietlone. nie ma niczego tajemniczego i ciemnego
- nawet jeeli ciemno skada si na tre poznawanego. kiedy spogldam w
niebo (czy w siebie) widz to, co tu jest i widz wszystko. i wycznie od
dokadnoci, ostroci mojego ogldania, od uytej rozdzielczoci (przyrzdw
i abstrakcji) zaley, czy dostrzegam "Wszystko", czy ograniczam "widzenie"
do ciasnego krgu wyobrae i mitw. to od zdolnoci dostrzegania drobiazgw
i poziomw z drobiazgw zbudowanych zaley, czy dostrzegam powizania midzy
wszelkimi zdarzeniami wiata - czy widz tylko fakty chwilowe i czstkowe,
bez caej gbi. na/w niebie wszystko jest zapisane - we mnie wszystko jest
zanotowane, pozostaje tylko uczy si czyta te znaki na ziemi i niebie, i w
sobie. i moe wreszcie si filozofom przyni, e potrafi te znaki poprawnie
odcyfrowa. eby na koniec stwierdzi: ach, jakie to proste... e wczeniej
na to nie wpadem...
511

- logika kwantowa (kwantowanie)


- konsekwencje filozoficzne i praktyczne
- prognozowanie wydarze
ciekawym wnioskiem wypywajcym z filozofii kwantw/ewolucji jest moliwo
prognozowania nadchodzcych wydarze. czyli moliwo opracowania prognoz w
stosunku do zdarze, ktre dopiero w zmianie zaistniej. prognoz, ktre s
oparte nie na "gdybologii" (czy fusach po kawie), ale uzyskuj w ten sposb
podbudow teoretyczn, zmatematyzowan. poprzez skwantowanie rzeczywistoci
(rzeczywistoci ju zaistniaej), kiedy ustalam rytm w procesie ju zaszym,
mog na tej podstawie, jako "uzysk" z tego dziaania, podj si wyznaczy
fakty, ktre pojawi si dla mnie dopiero w przyszoci. filozofia kwantw
tworzy podstaw do takich dziaa, wprowadza nie tylko metod, ale podbudow
logiczn i uzasadnienie. jedno wiata i jego reguy s tu fundamentem. to
umoliwia, z duym prawdopodobiestwem (przy odpowiednich zaoeniach oraz
zastosowaniu caoci filozofii ewolucji/kwantw), osign poprawne wyniki.
nie jest to dziaanie oparte na adnym "zdeterminowaniu" dziejw (w "teraz"
zawsze mam moliwo wyboru), ale na ustaleniu, e zachodzce w wiecie fakty
s natury kwantowej, a jako takie maj swj ustalony rytm. dlatego mog, na
tej podstawie, "opisa" to, co dopiero si wydarzy.
podkrelam, to nie adna "dziwaczna" myl czy zachcianka rozumu, to wniosek z
analizy rzeczywistoci konieczno, realno, fakt. jeeli co si dzieje,
to dzieje si kwantowo oraz posiada swj kwantowy rytm zmiany. skoro tak, to
przeszo, teraniejszo, przeszo procesu jest definiowalna kwantowymi
przedziaami, w zgodzie z liczbami kwantowymi. - skoro do poznawanego ukadu
energia cigle dopywa (i kwantami), skoro otoczenie take byo-jest-bdzie
kwantowe, to forma dalszego cigu procesu rwnie musi by kwantowa. a skoro
kwantowa, to wedug rytmu. i to nie moe by dowolny rytm, bo aden proces
nie jest dowolny. mog wic go opisa.
ale rwnie mog, i to jest tu wane, opisa wydarzenia przysze, ktrych dla
mnie jeszcze nie ma. one na pewno zaistniej, bo ich przyczyna znajduje si
w mojej przeszoci (a j znam) dlatego fakty przysze s tylko chwilowo w
mojej obserwacji "ciemne", jednak na pewno si pojawi. czyli mog wykreli
w swoim otoczeniu przedziay wydarze przyszych, ktre dopiero kiedy si
"wypeni". o ile, to najwaniejszy element tego "kwantowego horoskopu", do
analizowanego ukadu energia bdzie dopywaa, a ukad istnia to zliczenie
tego jest moliwe. dlaczego? poniewa ja nie stawiam kwantowej kabay, tylko
stwierdzam, e jeeli proces bdzie si toczy, to musi si toczy kwantami
i kwantowo. jednak czy si bdzie toczy - to zaley ju od wielu czynnikw,
ktre tutaj nie s i nie mog by brane pod uwag. kady proces, ktry si
realizuje, mona zdefiniowa "prognostycznie", ale nie jako pewno, tylko
jako prognoz wanie. gdy bdzie - to pobiegnie tak a tak. to nie przesdza
jednak, e ewolucja na pewno bdzie si toczya.
prognozowanie na podbudowie kwantw staje si nie tylko moliwe, ale przede
wszystkim konieczne - dla wasnego dobra rozumu. bo tu przecie nie chodzi o
igraszki w postaci wiedzy o tym, czy felek kocha zosi, a ta innego osobnika,
ale o to, czy za "x" czasu-przestrzeni wydarzy si co takiego, e zatrzsie
gruntem pod nogami, czy e z nieba pocieknie nadmiar wody. procesy przyrody,
rodowiska, procesy ta s kwantowe, wic rytmiczne. a skoro posiadaj swoj
rytmik, skoro znam zasady tworzenia si ewolucji (dowolnej), to tym samym
mog si pokusi o takie ich zastosowanie, e "drgawki" otoczenia opisz. mam
dane z przeszoci, mam chwil "teraz", mam zasad - to dlaczego nie prbowa?
fakt, trzeba do tego celu si zbliy kolejnymi krokami (zwikszajc ostro
"widzenia"), ale mog-musz to zrobi, bo od tego zaley, czy dalej co bd
mg. "horoskop kwantowy" to nie zabawa - a jeeli gra, to o ycie. jeeli
nie chc gra w rosyjsk ruletk ze wiatem, to musz zastosowa reguy tego
wiata. a te s kwantowe - tylko i zawsze kwantowe. - i poznawalne.
512

- zasada "7/7" i "8/8"


- a obserwator
- postrzeganie wewntrzno-zewntrzne i zewntrzno-wewntrzne
- wyjanienie-ucilenie
zasady "7/7" i "8/8", czyli relacja midzy poziomem i tworzcym, wynoszcym
go podpoziomem, to zasadniczy element zrozumienia zjawisk i w caoci tekstu
pojawia si wielokrotnie (jako odniesienie lub zapis bezporedni). dlatego, w
tym momencie, musi pa wane doprecyzowanie i ucilenie postrzegania oraz
rozumienia tych zasad. ta s dwa dopeniajce si i wspwystpujce sposoby
opisu zjawisk ale i ich rejestrowania. w dotychczasowym tekcie zasada "7/7"
pojawiaa si jako spojrzenie "od wewntrz", kiedy obserwator zawiera si w
zachodzcej zmianie i z tej pozycji ustala rytm natomiast zasada wyraona
jako "8/8", tutaj obserwator by umieszczony zewntrznie, czyli poza toczc
si ewolucj. obecnie, powtarzam, przychodzi czas scali te punkty opisw i
obserwacji. oczywicie obserwatora logicznego, maksymalnie zewntrznego wobec
wiata, ktrego co rusz musz wprowadzi w tok wyjanie, niczym zastpi nie
mog i nie jest to konieczne. bo ten obserwator to ja. ustalany logicznie
i jako zewntrzny, przecie zawiera si w toczcej zmianie, zewntrzny punkt
obserwacji, tak konieczny dla ustalenia zjawisk, przecie realnie zawiera si
w nich nie ma, nie moe by adnego obserwatora, ktry znajduje si "poza".
poza toczc si zmian. dlaczego? bo nie ma nonika, cznika, ktry by go
z obserwowan zmian wiza. a jak nie ma nonika ("czego"), to nie ma take
samej obserwacji. obserwator, eby ustala rytm zmiany, musi si w niej sam
zawiera, by otoczony elementami obserwowanej zmiany i musi skada si z
tych elementw. nie ma bytu poza i odrbnego (innego).
powtarzam, kady obserwator, eby postrzega zmian i ustala jej zasady, w
tej zmianie musi si zawiera, wprowadzony logicznie zewntrzny punkt ustale
jest fizycznie wewntrznym. ale i odwrotnie: wewntrzna obserwacja zmiany nie
zostanie przeprowadzona caociowo, jeeli do fizycznego doznania nie dodam
refleksji zewntrznej, logicznej (filozoficznej). w rzeczywistoci oba punkty
s jednoci jednoci logiczno-fizyczn. i jednoci w postaci obserwatora.
nie ma rozdziau, jest chwilowy, dla potrzeb opisu, wprowadzony odrbny punkt
widzenia, ale to zawsze jest postrzeganie otoczenia wewntrzne-zewntrzne lub
zewntrzne-wewntrzne (w zalenoci co uznam za punkt wstpny). poniewa mogo
pojawi si zmieszanie i niedokadne rozumienie tych zasad i powizanych z
nimi wzorw, takie wyjanienie i ucilenie jest konieczne. to nigdy nie jest
(jedno)stronne opisanie oraz obserwowanie ewolucji, ale zawsze podwojone. jak
generalnie mog zdefiniowa wiat w obserwacji wewntrznie i zewntrznie (a
czenie obserwacja jest wanie wewntrzno-zewntrzna), tak samo kady wzr
oddajcy w sobie schemat zmian jest opisem cznie takim i takim. i musz mie
tego wiadomo, nie ma opisu-postrzegania z jednego punktu. kade ustalenie,
ktre przeprowadzam, jest wewntrzno-zewntrzne dwustronne.
czyli np. wzr 2n ujmuje wiat z pozycji w nim zawartego obserwatora (moe to
by biolog rejestrujcy podzia komrek), ktry widzi fakty w peni i w swojej
swojej skali "z zewntrz" ale, co wane w tym ujciu, zawiera si wewntrz
tego obserwowanego procesu. dlaczego? poniewa ten sam proces tworzy jego i
poznawany fakt. "biolog" jest fizycznie obserwatorem zewntrznym, logicznie
jednak zawiera si wewntrz zmiany. - natomiast drugi, dopeniajcy wzr, 2n2,
oddaje obserwacj zewntrzno-wewntrzn, gdzie "widz" zmian pozostaje zawsze
fizycznie wewntrz procesu, jednak logicznie (filozoficznie) lokuje si poza
zdarzeniem (i obserwuje "obiektywnie"). - 2n to zewntrzno-wewntrzne ujcie,
2n2 wewntrzno-zewntrzne ale oba cznie i jednoczenie buduj obraz tego,
co mnie otacza: rzeczywistoci. mog chwilowo podzieli obserwacj, wyrni
kierunek zmian i ustali odmienne punkty odniesienia, jednak ostatecznie (i
zawsze) jestem "w rodku", wewntrz toczcej si ewolucji. i dlatego, eby j
zrozumie, musz opisywa z dwu stron jednoczenie. i nigdy inaczej.
513

- ewolucja
- wzory do opisu ewolucji, 2n - 2n2
- wyjanienie, ucilenie
wzorem do opisu ewolucji w obserwacji zewntrzno-wewntrznej jest zapoyczony
z fizyki kwantowej wzr 2n, gdzie "n" rwna si: 0, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7. ale
rwnie wzorem opisujcym ewolucj, tylko w jej wewntrzno-zewntrznym toku,
jest wzr 2n2 - gdzie "n" wynosi: 0, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8. poniewa s to
wzory zalene od siebie, uzupeniajce si (oraz warunkujce), poprawny zapis
musi to uwzgldnia. tzn., oba wzory naley stosowa cznie i jednoczenie.
zapis jest wic nastpujcy:

2n
2n2

n =
n =

0,
0,

1, 2, 3, 4, 5, 6, 7.
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.

jest takie powiedzenie, e wzr oddajcy mechanik wiata powinien by tak


prosty, eby zmieci si na koszulce. trudno uzna powyszy zapis za a tak
prosty - jednak nie ma problemu, mona go skrci. wielkoci "n" to dodatek,
potrzebny dla zrozumienia, ale to dodatek. w praktyce wzr mona zapisa w
taki sposb, e bdzie spenia wymg zmieszczenia si na kawaeczku materii.

2n
2n2
wyjanienie, ucilenie.
przez cao tekstu przewija si odniesienie do zapoyczonych z fizyki wzorw
2n2 i 2n. odnotowuj fakt poyczki nie tylko z intencj oddania pierwszestwa
- przecie to fizycy odkryli kwanty ale eby jednoczenie stwierdzi, e z
tego "urobku" rozumu naleyty (i peny) uytek moe zrobi dopiero filozofia.
i nie jest to ani zarozumialstwo, ani przesada, ani prba odebrania zasug w
tym zakresie (acz o "atomie", jednostce, elementarnym skadniku bytu filozofia
rozprawiaa "od zawsze") to stwierdzenie faktu. dlaczego? poniewa fizyka, z
zasady dziaanie odnoszce si do konkretu, kiedy tego konkretu brak (lub nie
ma rodkw, metod, podstaw do jego zbadania a wic "obiektu badawczego" nie
wida), musi badanie "dalszego" odrzuci. przecie nie ma eksperymentu, kiedy
tre badana si (pozornie) skoczya - "dalej" moe-musi w zakresie Fizyki
operowa filozofia (logika). zgoda, kwanty to fizyka ale kwant to filozofia.
i dlatego analiza powiza midzy kwantami musi by prowadzona ju z pozycji
meta-fizycznych. punktem wyjcia jest to, co mnie otacza, ale kiedy fizyk na
zawsze w tym krgu (obmacywanym) pozostanie, to Fizyk moe "zgbia" tylko
filozof-fizyk (w szerszym dookreleniu Fizyk, przecie filozofia to rozbudowana
odmiana fizyki, orzeka o CO i NIC). nie ma innej drogi.
zapisane w takiej spektakularnej formie wzory na rzeczywisto (w kadej jej
postaci), cho fizycznie pewne, wymagaj jednak filozoficznej interpretacji
co poniekd ju si dokonao na poprzednich stronach, bdzie szczegowo
rozpatrywane na kolejnych (i dalszych), ale w tym miejscu musi pa, e to
s wzory cile, absolutnie cile powizane z obserwatorem. czyli podwojone,
bo w ewolucji nic nie jest jednostkowe. kady ustalony w otoczeniu fakt to
stan dopeniony przez istnienie ustalajcego (bytu obserwujcego), nie ma w
wiecie niczego, co byoby "samo z siebie" kiedy mnie, obserwatora, nie ma,
tego "bytu" rwnie nie ma. postrzegam wiat istnieje, mnie nie ma wiata
nie ma. zawsze s dwie strony obserwacji. i dwa punkty widzenia. z zewntrz i
wewntrz. i jednoczenie tak. to ja ustalam posta tego zapisu, to ja koduj
w nim tre, dlatego dopiero obie strony, wzr oraz obserwator, stanowi s
jednoci. i posiada to konsekwencje dla zrozumienia powyszych "znakw".

514

kosmologia 3.9.

515

- "spirala ewolucji"
- "wszechwiat", gdzie jestem? cig dalszy
dlaczego powracam do tematu? poniewa nie wszystko zostao powiedziane. nie
tylko mog, ale musz wprowadzi kolejny etap analizy, bez niego cao si
nie zamknie, caociowa wizja pozostanie w punkcie, ktry cho wszystko ju
opisuje, nie jest kocem (to nie sprzeczno). ostatecznie proces musz tam
doprowadzi, gdzie by pocztek, czyli do jednoci, i w taki sposb zamkn
cykl wydarze. pocztek w ewolucji zawsze czy, stapia si z kocem, a koniec
procesu znajduje si tam, gdzie pocztek. mam jedno, sfer rzeczywistoci
- punkt w Kosmosie, w nieskoczonoci-wiecznoci.
ewolucja to maksymalnie prosty tok energetycznych procesw, wszystko wok
mnie i ja to prostota, nic wicej ponad energi-prni i regu zmiany. ale
nie jest to prostackie, powtarzam kolejny raz to ustalenie, prostota zmiany
nie jest oznak prostactwa chyba e obserwatora, ktry tak to postrzega.
kiedy prbuj zdefiniowa regu zdarze, kiedy staram si napisa instrukcj
obsugi (suplement) do procesw, zadanie okazuje si trudne, skomplikowane i
pojawia si "umysopls". poniewa jestem fizycznie bytem wewntrznym w tej
zmianie (i na zawsze w niej), poniewa tworz mnie bilionoletnie zdarzenia i
dlatego istniej chc wiedzie, logicznie chc wiedzie, dlaczego, gdzie i
jak znajduj si w tej skali. w tym upartym ustalaniu wasnej pozycji kieruje
mn nie tylko czysta ciekawo, ale konieczno musz wiedzie, bowiem od
ustalenia pozycji wobec wszystkiego zaley moja bliska, dalsza - i w ogle
przyszo. to jest moje by albo nie by. (wszech)wiat, pole-wszechwiat
wok mnie, to dostpny moim zmysom zakres obserwacyjny, i nic wicej nie
mam. jako element tej fizycznej zmiany musz si do niej odnie, zrozumie
a na kocu wprowadzi w ten pozornie chaotyczny cig zdarze "podziak",
wyskalowa go logicznie. bez tego nie zdefiniuj ani punktu obserwacji, w
ktrym si znajduj, ani samego siebie.
przepraszam za rozbudowany i grnolotny wstp, jednak zagadnienie jest wane,
zwaszcza w kontekcie prby ustalenia "miejsca zamieszkania". wszak jeeli
pole-wszechwiat to proces rzdu 1024 miliarda lat, a ja jestem "punktem" w
rodku (dosownie) - to dlatego mam prawo powiedzie, e: ewolucja to ja, e
pole-wszechwiat to ja. a imi moje bilion i 24 (nie starczyo wyobrani i
precyzji poecie w rachunkach). bo wszystkie linie tworzce tak struktur
zbiegaj si w rodku, tu jest o symetrii a ja jestem w nim i tu dziej
si (wiadomie). dlatego musz, po pierwsze, te linie ewolucji okreli, a
po drugie wyznaczy w nich i w odniesieniu do nich swoj pozycj. jestem w
ewolucji punktem, ale punktem omiokrotnie dookrelonym (obudowanym) a to
ma konsekwencje, rwnie liczbowe. czyli cig dalszy w tej analizie to prba
ostatecznego (jednoczenie logicznego i fizycznego) zoenia ustalonych do tej
pory faktw, opisanie kuli fizycznej i "kuli logicznej" ewolucji. (nawiasem,
ile ju razy byo "ostateczne i definitywne" opisanie, jednak ewolucja nie
chce da si ostatecznie zdefiniowa.) czyli musz obecnie zsumowa te dwa
sposoby postrzegania w kocu przecie jednego wydarzenia.
co w "cigu dalszym" musi si znale? moje miejsce w ramach caoci. ju nie
analiza "strony", nie ustalenie, e znajduj si w punkcie 256 i okolicach
(czy 160 w ujciu jednostronnym), ale musz opisa, gdzie znajduj si wobec
wszystkiego. mog i musz to zrobi, ale to, co wyania si z tego obrazu, to
przyprawia o zawrt gowy. bo oto okazuje si w logicznej analizie "prostego
wydarzenia", e wszystko, co umys mia i ma za pewniki, staje si zmieszane.
ba, staje si tym samym. kiedy nagle koniec znajduje si tam, gdzie pocztek,
a pocztek tam gdzie koniec, kiedy zero zdarze jest u gry lub u dou wiata
- a jednoczenie jest, wedug "prostego" mylenia, rozdzielne i osobne, to
trudno si nie zmiesza wobec takich "igraszek" ewolucji. pozostaje wwczas
jeden pewnik: e to jedno, jedno procesu i jego reguy. oraz e jestem
tego elementem te jako jedno.
516

- cao, pole-wszechwiat
cao wydarze w polu to "wiek" 1024 jednostek wic logika podpowiada, e
skoro jestem (a przecie tego nie neguj), musiao zaistnie tyle wydarze,
ktre si zoyy na ten czasoprzestrzenny byt, moje "ja". obecnie zadanie
polega na tym, eby wykreli w oglnej ewolucji krg-miejsce, w ktrym si
znajduj i ktry jest mn. czy lokuj si na/po stronie generalnej wybuchu,
czy na/po stronie generalnego zapadania - po stronie "pierwszej" (uznan za
tak), czy po drugiej? odpowied, ktra wyania si z analizy, jest doprawdy
niesamowita: znajduj si po stronie i wybuchu, i zapaci po pierwszej i po
drugiej stronie - a zarazem tylko po jednej, a wydarzenia s naprzemienne.
wszystkie, podkrelam, jednoczenie wszystkie ustalenia, ktre odnosz si do
pooenia ycia (i obserwatora), uzyskuj spenienie w tej wizji. wszystkie
s poprawne. jest ewolucja w polu naprzemienna i jednoczesna, i jest to cykl
kolejnych rodkw pooonych naprzemiennie i cykl rodkw rwnowanych wobec
siebie, zlewajcych si itd. itd. itd. co wydawao si niemoliwoci, to
okazuje si moliwe. jedynie moliwe!
czyli - mog wyznaczy stron ewolucji, a zarazem okazuje si to niemoliwe,
bo tej "strony" po prostu nie ma. ech, te kwanty. "logika prosta" podpowiada
oczywiste widzenie sprawy, ale one a tak proste nie s. moje postrzeganie
biegnie w ten sposb, e skoro ja si "zoyem" w jedno, to proces musia
si take skada, sumowa, co do czego si dodawao "po kawaku" bd.
musz tak nastpczo opisywa proces, bo inaczej go nie zdefiniuj, jednak
rzeczywisto buduje si wszechkierunkowo i jednoczenie, nie zna stron czy
kolejnoci. acz wszystko przebiega wedug jednego rytmu, uporzdkowane i "do
przodu" zawsze. dla mnie, od chwili "pocztkowej", wic "0" (zbiegnicia si
kwantw w Kosmosie oraz utworzenia sfery "rozmiar 512"), od tak wyznaczonej
chwili i pocztku jednej, pierwszej strony, zdarzenia na tyle przewdroway
ten zoony szlak (poprzez stan osobliwy energii), e ta energia znalaza si
po "stronie drugiej" procesu. i znajduje si jako dopenienie tych wydarze.
bo przecie istniej. tylko e jest to obraz, cho poprawny, nakrelony z
pozycji wewntrznego punktu widzenia i "pod linijk". wic poprawny i bdny
zarazem. jest to logika "prosta" - poprawna, jednak prosta. prosta w sensie
takim, e dodaje do siebie elementy i skada je w prost (czy odcinek), ale
rwnie prosta niepenym, uproszczonym widzeniem - to "logika nastpcza", a
nie fizyczno-sferyczna.
gdzie wic jestem? prezentowane liczenie przebiega z uwagi na moje pooenie,
dlatego cao wydarze trzeba odnosi do tego punktu czyli 256 jednostek.
kiedy wychodz z tego miejsca, ale w ujciu "nastpczym", to moj pozycj w
procesie okrela punkt 768 (512 + 256 = 768). skoro przyjem nastpowanie
po sobie stron, skoro przyjem, e jestem po stronie drugiej, skoro jedna
strona trwa 512 jednostek i skoro rodek strony (w ktrym musz istnie) to
punkt 256 wynik przeliczenia ustala moj pozycj w punkcie 768 jednostek
liczenia. poprawne? tak. poprawne? nie. obie odpowiedzi s suszne. tylko e
realnie to ani o krok nie przyblia mnie do ustalenia mojej rzeczywistej w
otoczeniu lokalizacji. dlaczego? bo to, powtarzam, liczenie nastpcze, wic
tylko pozornie poprawne. pole-wszechwiat to sfera, ktrej wymiary "nigdy"
si nie zmieniaj (mona powiedzie, e to dynamiczne trwanie w staoci), to
zawsze i obiektywnie 512 jednostek zajtoci "otoczenia". - tylko e to jest
"sfera dwusferyczna", bo tworz j dwie ewolucje jednoczenie, tworz j dwie
"strony" procesu cznie. to, co w nastpczym opisie jest dla mnie przebiegiem
penym procesu i tak musz to ujmowa, jest tylko skadow, elementem mojego
widzenia i opisu dla mnie koniecznym faktem opisu, jednak samodzielnie nie
istnieje i nie istnia. razem moje logiczne "strony" analizy s fizycznym
faktem polem-wszechwiatem. nie ma stron jako takich, nie byo nigdy i nie
bdzie. to ja, byt ulotny i przez to postrzegajcy wiat "po kawaku", dziel
zjawisko, ktre jest fizyczn jednoci.
517

mog/musz opisywa to w taki np. sposb, e kiedy jedna strona jest w rodku,
w stanie maksymalnego zrwnowaenia midzy wybuchem a zapaci (strona druga
logicznie wyznaczona), to w tym samym okresie pierwsza jest w symetrycznym
stanie, czyli jest zrwnowaenia midzy zapaci a wybuchem - i tworzy si,
utrzymuje si obiektywna rwnowaga generalna: sfera postrzegana zewntrznie
si nie zmienia si. dla obserwatora zewntrznego, ktry pole-wszechwiat
(czy dowoln ewolucj) postrzega "z zewntrz", taki "obiekt", ukad, proces
w trakcie przepywu energii si stabilizuje w jednostk. i jest sfer. tylko
e jest to opis budowany z uwagi na moliwoci techniczne mojego centralnego
ukadu nerwowego. realnie jest to jedno, fizyczno-logiczna jedno. - czy
taka sfera istnieje? tak. przepyw energii pomidzy stronami tworzy stabilny
fakt (czy dowolne ciao) w obrbie ukadu, bo w procesie wszystko musi si
zmieni, eby zewntrzna "powoka" bya stabilna. kiedy kolejne warstwy od
zbioru jednostek osobliwych (obu brzegw) si oddalaj, kiedy rozchodzca si
wszechkierunkowo sfera przechodzi przez inn sfer (drugiego kierunku), bo
to s przecie dwie na siebie, przez siebie, w sobie dziaajce sfery - musi
si wytworzy dynamiczna stabilizacja caoci, a lokalnie struktura wyszego
skomplikowania. jednak to zawsze jest obraz narzucony z zewntrz, a przez to
logiczny i liniowo nastpczy. tylko e fizycznie nie ma znaczenia, co z czym
si czy, fizycznie "widz" sfer i jej przemiany w sposb cigy i prosty,
dla mnie zawsze jest stabilny "obiekt" (wszechwiat, atom, ja).
ciekawe w tym ujciu jest to, e pozornie w przepywie energii ze strony na
stron, w obserwacji zewntrznej, powinienem uzyska albo "kurczenie" si tak
wyznaczonej strefy ewolucji, albo jej powikszanie a tu nie. w do dugim
okresie "obiekt" badawczy jest form stabiln, jego "gabaryty" nie zmieniaj
si - albo nieznacznie. zawsze w przekroju mam wielko 512 jednostek sfery
i liczenia. dlaczego? przez wielofalowe zdarzenie - to skutek przepywu nie
jednej fali przez ukad, ale ich zbioru. kiedy jedna si wyczerpie (dotrze
do brzegu osobliwoci), nie tylko e zastpuje j nastpna, ale kolejne fale
i liczne. ciga zmiana wewntrzna skutkuje cig stabilizacj zewntrzn.
co nie znaczy, e wieczn stabilizacj. w dugim okresie obserwacji, czyli
midzy pocztkiem pola-wszechwiata a kocem tak wyznaczonej ewolucji, mam
okres "zmniejszania" si (to etap pierwszy), kondensacji elementw, tworzenia
si, dochodzenia procesu do osobistoci i etap drugi, powikszanie, kiedy
ustaje nacisk otoczenia i ewolucja znajduje si na torze "do rozpadu". kiedy
przestaje cisn pole poprzednie, "pole rodzicielskie" (wic po chwili rodka
wydarze), proces przyspiesza, sfer powiksza rednic, wzrasta wewntrzny
luz a cao dy do zaniku w nieskoczonoci.
moim szczeglnym punktem istnienia jest rodek zmiany, i to jednoczenie po
jej dwu stronach. czyli, gdyby liczy to w ujciu nastpczym, s to pooone
wzgldem siebie o niebyway zakres fakty, bo pomidzy nimi mam punkt zerowy,
stan osobliwy procesu (tak wyznaczony przedzia to 256-0-256 jednostek). wic
odlego tych dwu punktw 256 od siebie daoby odcinek 512. niby si zgadza,
ale nie w ujciu fizycznym-logicznym. bo to jest zarazem maksymalny zakres w
postaci 0-512-1024 jednostek. geometrycznie jest to przedzia 0-512, i wicej
nic, bo kula nie rozrasta si. a jednoczenie przedzia, odlego przejcia
wydarze wynosi dla obu stron 1024 jednostek. i tyle musz doda do liczenia,
jeeli chc okreli swoje pooenie wobec procesu o skali bilionoletniej (z
kawakiem). czyli 256 + 1024 = 1280. tyle lat dzieli rodek jednej fali od
drugiego rodkowego punktu. jednak ten punkt, tak logicznie odlegy, zawsze
fizycznie jest "tu obok", o jeden kwant obok - fizycznie to jedno, ktra
to wszystko tworzy. brzeg aktualnoci (dla mnie) znajduje si (po kadej ze
stron) w punkcie 256 - a tym samym, w liczeniu procesu ze wzgldu na mnie,
rednica takiej ustabilizowanej kuli rwnie osiga 256 jednostek, a promie
ma warto 128. i to nie jest bd. tak wyznaczon sfera rzeczywicie opisuje
rednica 256 i promie 128 jednostek. fizycznie ta sfera tyle sobie liczy.
518

dlaczego 256? wyjaniam, chodzi o sfer wewntrzn, sfer lokaln wobec 512
jednostek - "moj" sfer. o sfer, ktra opisuje w oglnej sferze punkt dla
mnie najwaniejszy, rodek. ta sfera jest definiowana dokadnie na tej samej
zasadzie, jak sfera zewntrzna. nie ma fizycznego znaczenia, ile w procesie
wyznaczam linii skadowych (z ich wielkociami), zewntrznie mam stabilizacj
"obiektu". to samo dotyczy sfery rodkowej, mojej. przepyw energii midzy
stronami jest w latach wielkoci olbrzymi, ale dzieje si fizycznie "tu
obok", mam jedno jedno przez fakt naoenia si na siebie tych stron.
co w liczeniu nastpczym oddalone jest od siebie o 1024 jednostek - jest tym
samym, fizycznie to ten sam punkt. czyli, jeeli ustalam odlego od "chwili
zero" do rodka w postaci liczby 256, to mam taki punkt po obu stronach tego
"zerowego" stanu osobliwego. i jest to w liczeniu nastpczym 512 jednostek.
poprawna warto ale logiczna warto. przecie to jest przejcie strony na
stron, ale na "dystansie" jednej strony. mam zamian, "podmian", a raczej,
poprawnie mwic, dodanie si jednej strony do drugiej na tym samym zakresie.
to jest odbicie w lustrze, obie strony nie s oddzielnym faktem, a jednoci
fizyczn, s po prostu jednym faktem fizycznym (stronami jednego ciaa). wic
nie mam tutaj dodawania si tak wyznaczonych stron, liczby fizycznie si nie
sumuj, ale nakadaj si na siebie, fizycznie si nakadaj. logicznie to
oczywicie jest proces o nastpczym charakterze, zawsze "do przodu", jednak
fizycznie si "sumuje" "w poziomie", nie w pionie. ustalam dwa tory wydarze
idcych obok siebie o kwant odlegoci, czyli dla mnie najbliej jak mona,
ale uzyskuj jeden fakt, ktry jest wiatem. lub mn.
dlatego sfera rodkowa (moja) rozciga si na fizyczn rednic 256 jednostek
i jest lokalnym wydarzeniem w sferze 512 pola-wszechwiata. pole-wszechwiat
ksztatuje proces, ktry opisuje przebieg w postaci 0-512/0-1024 lub taki:
512/0-0/1024. gdzie punkt "512/0" albo "0-0" to koniec-pocztek. wic znw
mam sytuacj, ktrej posugujcy si nastpczym opisem umys nie moe przyj
do wiadomoci, a tak wanie jest. przecie fizycznie pocztek oraz koniec
procesu s "w tym samym punkcie", to rwnie jedno. ogromnie odlege od
siebie w logicznym ujciu momenty ewolucji te punkty s fizycznie tu obok,
wicej: s tym samym punktem. kwanty logiczne s na przeciwnych w logicznym
opisie brzegach, ale fizycznie tworz ten brzeg cznie, jednoczenie i na/w
tym samym dystansie. pocztek i koniec w ewolucji jest pocztkiem-kocem czyli znw uzyskuj pojcie dwudzielne i nierozerwalne. kiedy je podziel na
elementy skadowe, uzyskuje co prawda "prosty" przebieg, ale jake daleki od
fizycznego konkretu.
dla uatwienia sobie sprawy, eby zobrazowa wydarzenia oraz rozkad wanych
punktw w dwu generalnych liniach, poczyni szkic. w uoeniu "pionowym", a
to dlatego, e umys przywyk do tego sposobu widzenia wydarze (jako efekt
tu i teraz). ale, co zrozumiae, pooenie nie ma znaczenia. w sferze, a to
przecie kula, rwnie dobrze mgbym rysowa w poziomie - jak i "na skos".
jest to szkic z podziaem na strony zmiany i naniesionymi na nie wielkociami
wzowymi. wyszczeglnione s rwnie zasadnicze punkty, w ktrych ycie moe
osiga wymiary (i ciao). trudno powiedzie, e rysunek jest przejrzysty,
cho, z drugiej strony, jego gboki sens jest atwo odczuwalny. - poniewa
chciaem mie z gowy nastpne rysunki i poprzesta na tym, naniosem na
ten szkic wszystkie w wydarzeniu wystpujce wielkoci (ktre wczeniej si
w opisach pojawiy). moe to utrudnia odbir, jednak na pewno jest oddaniem
sfery zwanej "rzeczywistoci". - ale nie od razu chc przej do omawiania
tego rysunku, a to dlatego, e jego analiza to dla umysu wspaniaa rozrywka.
zamierzam wic nieco si pobawi moliwociami, ktre postrzeganie "liniowe"
tworzy - i ktre (przy zderzeniu z ujciem fizyczno-sferycznym) prowadzi do
nieporozumie, a umys traci orientacj. zabawa jest przednia, szczerze j
polecam. - sowem, zamierzam na wstpie opisa kroki, ktre doprowadziy do
tego sumarycznego ustalenia.
519

- pooenie obserwatora w ewolucji


- "wszechwiat" - a ycie i rozum
- rozkad wanych punktw kwantowych
- szkic "wieloliniowy"

520

rozpoczn ponownie od jednej strony, od tego, co najwczeniej i najatwiej


umys w ewolucji ustala (po prostu rejestruje fakt w otoczeniu i uznaje go za
jedno niezoon). czyli wracam do przebiegu jednej linii. w tym przypadku
jest to linia "lewa", zdarzenie w ujciu 0 - 512 jednostek (miliardw lat).
dlaczego ta? bo wydarzenie posiada dla mnie, kiedy opisuj w jednym przebiegu
(acz jest to poprawne), bardzo i to bardzo skomplikowane "procedowanie". a
ta linia dlatego, e musz swoje istnienie opisywa w przedziale, ktry si
zaczyna od zera. w analizowanym przypadku jest to linia, w ktrej wydarzenie
zaczynajce zmian ewolucyjn, "zerowe", znajduje si "u gry" (wystpuje ju
po okresie maksymalnego zbiegnicia, wic symbolizuje drugi etap). poniewa
wyliczyem wczeniej, e moje pooenie w ramach tej linii pola to punkt 160,
a ten punkt znajduje si na/w linii "lewej" (bd j okrela jako "pierwsz"
i rozpoczynajc), dlatego, eby by zgodnym z liczeniem, musz j wanie
bra do analizy. przypominam, e w tej chwili postrzegania wiata jeszcze nie
dysponuj wiedz o drugim procesie, ktry jest osobn lini (i stron). wiem
tylko o tym, e ewolucja jest dwudzielna, e pole-wszechwiat jest dwudzielne
- ale nie wiem, e jest druga linia. dla mnie fizycznie dostpne jest tylko
to, co widz (mierz). licz w jednym cigu - czy to zapaci, czy wybuchu. i
mam do dyspozycji przedzia 512 jednostek - i to w nim musz umieci swoje
istnienie. uczyniem to wczeniej (z niejakim powodzeniem), tylko e obecnie
powinienem nada temu wygld fizyczny.
i tutaj pojawiaj si "schody" (a nawet ciana). oto mam do dyspozycji zakres
0 - 512, wielko procesu, ktry tworzy pole. ale jeeli znajduj si, idc
zgodnie z wyliczeniami, w punkcie 160, to w tym przedziale (jak go rysuj),
znajduj si w jego "grnym rejestrze". czyli w rodku pomidzy "0" a "256"
(dokadnie: 128 256; i 160 jako kolejny rodek). niby wszystko si zgadza,
ale pozornie. bowiem, kiedy przyoy skal do wydarze w fizycznym przebiegu,
pojawia si dylemat. jaki? zero znajduje si na "grze", wic tam, gdzie si
wydarzenia zaczynaj. niby wszystko si zgadza z liczbami, to jest zero, tylko
nie to zero. pole si tutaj zaczyna, jego ewolucja si zaczyna od zerowego
stanu (od zerowej warstwy), ale zaczynajc si na "grze", nie moe by w tym
przedziale ju tak gste (ebym ja si mg pojawi jako obserwator). na tak
zakrelonym pionowym procesie "gra-d", przedzia opisywany tutaj jako 0 256, jest tym, w ktrym pole musi si formowa (zagszcza), ale nie jest tak
gste, ebym w nim zaistnia. ten grny przedzia jest "luny", rzadki, jest
niewtpliwie przedziaem w moim liczenia pocztkowym - ale nie jest, co tu
zasadnicze, pocztkowym dla mojego cielesnego faktu. ustalenie, e znajduj
si w punkcie 160 procesu, cho skdind suszne, jest bdne. co wida na
"zdrowy rozum". a jednak w liczeniu prostym jest tak, e tylko w tym punkcie
musz si znajdowa. - wystarczy wic przyoy ten "zdrowy umys" do obrazu
fizycznego, eby si wszystko zaczo si zgadza. czyli, skoro nie ma mnie w
punkcie 160, w przedziale grnym (midzy wydarzeniami 0 - 256), to na pewno
zasiedlam przedzia dolny, wic 256 - 512. i wszystko si zgadza. wszystko?
no, niezupenie. bo skoro wyszo w liczeniu, e ycie lokuje si w punkcie
160, to dlaczego mam je umieci w 352? przecie to punkt dokadnie przeciwny
i oznacza, e przedzia "dla ycia" (sfery ycia) w tym punkcie si koczy,
tutaj jest to ostatnie (w liczeniu od zera) miejsce, gdzie jeszcze znajduj
si dogodne warunki. a po drugie, skoro licz wydarzenia od zera, to musz
by na pocztku, a nie na kocu tego przebiegu. dlatego punkt poszukiwany,
jakby nie patrze, musi by "u gry". zaraz, u gry? a moe jest u dou? i
wwczas bybym jednak midzy 0 a 256 - tylko e w dolnym rejestrze. i teraz
wszystko si zgadza. czy wszystko? jakby jednak nie. bo mam teraz tak oto
sytuacj. u dou, czyli w stanie osobliwym, mam zero wydarze oraz pocztek
procesu. dla ewolucji wszystko jedno, co uznam za jej pocztek i gdzie zero
umieszcz, mona rwnie dobrze liczy od stanu spotkania si jednych kwantw,
a rwnie dobrze od stanu osobliwego energii.
521

dlatego w tym teraz przemienionym ujciu znajd si w dolnej strefie, a cae


pole bdzie w generalnym wybuchu, od stanu osobliwego a do brzegu w punkcie
512. - tylko e pojawia si banalne a drczce pytanie: skd, do wszystkich
kwantw, wzio si to skupione ciao osobliwe? dlaczego i jak si skupio?
zgoda, dla mnie, jako dla obserwatora-uczestnika, to nie ma adnego wanego
znaczenia, jest pole, ja w nim - i wszystko gra (nawet harmonijnie). jednak
dla obserwatora-logika jakby dylemat cuchncy cudem si pojawia. no bo pole
jest, kwantuje si, ale jak doszo do jego powstania? no i gdzie si ono w
kocu kwantuje? znw pojawia si dylemat kondensacji, ktry przed momentem
zmuszony byem odrzuci. znw zataczam koo w logice, bo przecie musi by
taki okres, ktry bdzie opisywalny przedziaem 0-512, i to w pionowym jego
przebiegu, od gry do dou.
jednoczenie ustaliem, e u gry by nie mog, bo tam nie ma naleytych do
tego warunkw, musz by w dolnym przedziale wydarze. ale zarazem nie moe
to by w dolnym przedziale, bo nie moe co si dzia, kiedy nie ma procesu
do wiodcego... czybym, na koniec, mia powiedzie, e mnie nie ma? c, a
tak daleko si nie posun, nawet jeeli logika piknie wyklucza si wzajemnie
w opisywaniu procesu raz jako logicznego (w sumie rozumnego) - a drugi raz
jako fizycznego, te, jakby nie patrze, rozumnego. do negacji siebie samego
si nie posun, co to, to nie.
(ale, znw w nawiasie, przecie nie jest to "z czapy". podejcie, e mnie nie
ma - w gbokim rozumieniu jest suszne. wszak nie ma mnie jako "punktu", w
ewolucji nic "punktem" nie jest. kiedy szukam dokadnie mnie oznaczajcego i
jednego punktu, to go nie znajd - bo go nie ma. jestem zoeniem linii, a
nie punktem na/w linii. jestem w czasie-przestrzeni "rozwleczonym" daleko i
szeroko faktem-zoeniem, a nie bytuj "punktowo" i punktualnie. ja to "byt"
czaso-przestrzenny, a przez to "nieostry" i "rozmyty" na fali.)
skoro wic nie mog znajdowa si ani "u gry", ani "u dou" (ani "z boku")
- a jednak istniej, dlatego musi by rozwizanie tego dylematu ewolucji i
jej sferycznej postaci. i takim, jedynie sensownym rozwizaniem, pozostaje
wprowadzenie drugiej linii.
czyli - musz powiedzie sobie, e s dwie sferyczne i wzajemnie dopeniajce
si ewolucje, jedna w drugiej - i zamieniajce si miejscami. e opisywane
wczeniej i tak "dziwaczne" w ramach jednej linii moje poenie w generalnej
sferze, jest logiczne, kiedy je zdefiniowa za pomoc dwu cigw wydarze,
dwu linii (i to jednoczenie). linii idcych z gry w d, czyli zapaci
oraz idcych w gr, rozpadu energii do postaci wyjciowej. w tym przypadku
moje pooenie nie jedna linia, ale obecnie ju dwie linie bd opisyway nie jeden punkt, np. w postaci wielkoci 160, ale kady punkt wiata bdzie
opisywalny dwoma wielkociami (jak w ukadzie wsprzdnych).
czyli np. 160 + 512 = 672. skd wielko 512? to peny cykl, ktry ewolucja
musi pokona, eby znale si w punkcie dokadnie po drugiej stronie zdarze
i dopeni - i opisa mnie w tym pionowym, ale rwnie i poziomym ujciu (a
przede wszystkim w ujciu gra-d). oczywicie 512 to wielko dla jednej
strony, kiedy ju wprowadz drug, uzyskuj cznie obieg dookolny w postaci
1024 jednostek. kada strona biegnie samodzielnie, ale dopiero obie razem
daj "pene okrenie" i fizyczn jedno. dlatego zoenie tego, co si nie
chciao zgodzi w ustalaniu wasnej pozycji w procesie nastpczym, to zoenie
jest jedynie dostpnym dziaaniem w tej chwili. o ile naturalnie nie zamierzam
popa w sprzeczno z ustaleniami i ze zdrowym rozsdkiem (lub zaama si,
pomodli i okreli temat jako "wykraczajcy poza nauk", eby to!). inaczej
musiabym si cakowicie "wykasowa" ze wiata lub powiedzie, e istnieje
mnie tylko "poowa", jedna linia w procesie (wznoszenia lub opadania). c,
do takich paradoksw, pozbawiajcych mnie poowy yciorysu, prowadzi ujcie
jednoliniowe, ujcie jako wydarzenia idce od 0 do 512. (nawias - wanie o
ten dylemat potyka si analiza fizyczna, to te sawetne "powki" kwantowe.)
522

wane a zasadnicze w tym momencie jest to, e kiedy wprowadzam w analiz, do


tego punku logicznie przeciwn, drug lini procesu, sprawy zaczynaj ukada
si prociej staj si nie tylko zrozumiae, ale wyrane. wyrane w takim
sensie, e w wielokrotnym naoeniu na siebie linii fakty s ostro zarysowane
w rzeczywistoci. co wczeniej byo odlege i "rozmyte", staje si przez to
poczenie fizyczne i ju nadprogowe. pozornie wydawaoby si, e druga linia
to jest konkurencyjny, inny przebieg (konkurencyjny w takim rozumieniu, e
toczy si w oderwaniu od tu i teraz, e jest rozcignity gdzie w Kosmosie)
- jednak ten drugi przebieg dodaje si jako lustrzana i wanie konieczna do
procesu strona (dodaje si do strony we wczeniejszym liczeniu pierwszej). i
teraz, ju bez dylematw, dwa przebiegi cznie, ich wypadkowa, tworz mnie
w formie cielesnej. a raczej, eby by dokadnym, tworz przedzia ycia, a
"przy okazji" mnie w nim (i w ktrej tam kolejnoci). czyli tworz sfer, w
ramach ktrych ycie moe istnie. jest to sfera wydarze o granicach grnej
i dolnej, jest to warstwa w generalnej sferze, ktr opisuj jednoczenie a
cztery wielkoci.
sowem wprowadzenie drugiej linii okazuje si ju koniecznoci. i w takim
dwoistym odniesieniu przedzia ycia rozciga si, jest warstw opisywaln
jako wydarzenie pomidzy 160-352-672-864. - a w innym zapisie, ktry zgodny
jest nie z nastpcz, ale wspwystpujc obok siebie i dwukierunkow form
ewolucji, bdzie wyglda nastpujco: 160-864, 352-672, 672-352, 864-160.
ale taki zapis, podkrelam, jest "wymiarowaniem" przedziau, nie punktu. to
sfera, warstwa kuli, w ktrej istnieje przedzia ycia.
czyli - jak z tego wida, jest ycie w polu energetycznym banalnym, wicej:
pospolitym oraz szeroko si plenicym zjawiskiem. posiada do swej dyspozycji
nielichy przedzia zdarze. bo i w "pionie" tego sporo i w poziomie daleko
si rozciga (co zrozumiae, w tym liczeniu trzeba uwzgldni jeszcze brzegi,
bo tego nie uczyniem, a to nieco ograniczy zakresy). skoro tak, to obecnie
mog powiedzie, e znajduj si nie w punkcie 160, ale w punkcie 512 + 160,
czyli w 672. mog? jakby nie bardzo, dlaczego? bo cho "na zdrowy rozum" po
tej stronie si znajduj i wszystko si zgadza z ustaleniem, e to generalny
rozpad i wybuch - tylko drobnostka: nie zgadza si to z dopiero co przyjt
zasad, e realnie s nie punktowe, ale definiowane jako dwudzielne fakty i
elementy rzeczywistoci, e nie ma punktu (a mnie w nim), ktry opisywa by
si jako stan 672. za to jest punkt 672-352. - tylko e tak wyznaczony punkt
znw nie zgadza si z ustaleniem, e jestem w punkcie 160. bo od "dou", od
stanu osobliwego jest 160 jednostek, ale w tym liczeniu, dla drugiej fali,
wystpuje jako 352, a 160 znajduje si znw u gry. wic, czy znajduj si w
punkcie 672, czy w punkcie 160? za punktem 672 przemawia to, e jest stanem
zgodnym z fizycznym rozumieniem - a za punktem 160 to, e to stan zgodny z
ujciem logicznym. musi by ten punkt, a zarazem jest nim inny. to tak samo,
jak przyj, e gra raz moe znajdowa si w punkcie zerowym, wyjciowym, a
raz ustali, e przemieszczam gr na/w doln cz, w stan osobliwy. czyli
pojawia si ten sam dylemat, co wczeniej. przemieszanie stron skutkuje tym,
e pocztek wydarze znajdzie si w ich zakoczeniu, a koniec odnajduj w
pocztku. ba, one si nawet zaczynaj w tym obrazie pokrywa, nawet staj si
jednym punktem (czemu ju umys nastpczy nie moe si nadziwi). eby koniec
i pocztek byy w tym samym miejscu, eby si pokryway punkty biegunowe a
gdzie w takim razie lece pomidzy nimi wydarzenia? jak to gdzie wszdzie
i w kadym kierunku. "w bok". przecie to takie proste oraz oczywiste (dla
ewolucji i kwantw).
jak wida, w ujciu sferycznym ewolucji, wydarzenia mog by i zarazem ich
nie moe by, moe pocztek z kocem si pokrywa - i nie pokrywa. dlatego
przyjcie, e opisuj mnie dwie linie, to dylematy rozwizuje. i pozwala na
ustalenie, e przedzia ycia to szeroki zakres wydarze i e w jego ramach,
jako rodkowy punkt, ktry opisuj cztery liczby, ja istniej.
523

i wane, zasadnicze w tej chwili pytanie: ale czy tylko cztery liczby opisuj
moj pozycj? czy nie ma ich wicej? jest. takich liczb jest cznie osiem.
dlaczego? bo przecie na kady punkt przypada, kady fizyczny "punkt" tworzy
suma procesw, to dopeniony wielostronnie fakt, a nie jednostka logiczna. w
kadej linii s po dwa stany poniewa kada linia znw jest wydarzeniem
dwudzielnym. w sumie opisuje moje istnienie 8 liczb, ktre mona zapisa w
sposb nastpujcy:
160-864

864-160

352-672

672-352

dysponuj ju omioma wielkociami, ktre definiuj 4 punkty w przestrzeni


wydarze ewolucji. a poniewa wielko cztery rwnie nie jest jeszcze stanem
penym ewolucyjnie, mog miao zapisa, poprzez dziaanie w logicznej formule
podwojenia, e takich punktw bdzie osiem. i znw zasadne pytanie: a skd
je wzi? i odpowied: przez fakt, e kade wydarzenie musi by dwudzielne,
e kada linia procesu jest dwutorowa, e zawsze przebiega jako dwukierunkowe
pionowe (czy poziomie) to jest podstawa tego dziaania. kiedy wprowadzam
w proces jedn stron i jej wyliczone punkty (wsprzdne przedziaowe), to
mog-musz wprowadzi takie same, ale symetrycznie ju rozoone punkty dla
strony drugiej, to konieczno logiczna, fizyczna i ewolucyjna. dlatego,
w/na kocu tego dziaania, otrzymam taki sumaryczny zapis:
160-864
352-672

864-160
672-352

352-672
160-864

672-160
864-352

o ile nie popeniem bdu w ustalaniu poszczeglnych wartoci, tak wyglda


opisanie mojego istnienia jako obserwatora rodkowego - rozumnego. jest to
opis z uwagi na lata ewolucji (jednostki ewolucyjnej zmiany w postaci roku),
ktra tworzy, ksztatuje zjawisko pole-wszechwiat. zastosowan tu jednostk
jest konkretnie miliard lat, wielokrotno roku, mojego i tutejszego odcinka
liczenia czasu.
powyszy zapis jest to nie co innego, jak osiem wektorw, to omiowymiarowe
istnienie, omiowymiarowa rzeczywisto. a dokadniej i poprawniej si teraz
wyraajc, uzyskaem w tym przypadku "omiowymiarowy punkt". czyli rozum o
omiowymiarowej ewolucji. - musz posiada razem osiem punktw i szesnacie
liczb, eby opisa rozum. musz uy omiu wektorw i osiem linii (linii w
formie ewolucji), ktre ten rodkowy stan-fakt (s)tworz.
ech, tylko e to tak atwo si mwi, a jeszcze atwiej rysuje (co nagminnie
przecie uprawia matematyka lub powtarza za ni fizyka, kiedy operuje ile
tam wielowymiarowymi konstrukcjami). kiedy jednak obywatel wiata, rysujcy
te rne kreski, kropki i fale, uwiadamia sobie, e kad kresk-wektorem
kryje si, dzieje si bilion lat wydarze cznych (bilion i kawaek, o czym
nie wolno zapomina, bo nawet ten "kawaeczek" do caoci si liczy, a i sam
z siebie taki skromny nie jest) kiedy uwiadamia sobie sczytujcy zasady
ze wiata obserwator, e to zawsze jest proces co najmniej w przedziale setek
miliardw lat - wwczas jego rka i umys dr. to nie jest ani banalne, ani
atwe, ani szybkie ani przypadkowe wykrelenie linii. - to nie jest byle
"pocignicie owka" - to moje istnienie.
konieczny wyjtek - ale jake wyjtkowa to konieczno.
524

- refleksja
- "tak oglnie"
- i ku pokrzepieniu serc
ubolewaem kilka stron wczeniej nad losem rozumu, by moe tylko jedynego w
otchani tutejszej czasoprzestrzeni (a nawet w nieskoczonoci-wiecznoci,
to take jest przecie "aktualnie" moliwe). obecnie przyjdzie si to jeszcze
wzmocni. bo jest tylko jeden taki punkt, w ktrym obserwator moe zaistnie
nigdy wczeniej, nigdy pniej. a raczej, skoro to sfera, jest to jedna w
takim procesie warstwa. podkrelam, to wane to jest jednokwantowa warstwa
i nic wicej. w energetycznym polu (pod nazwaniem "wszechwiata") mam sporo
i ogromnie wiele warstw, jednak kiedy prbowaem wyliczy ich stan (zbir),
uyty przez mnie licznik si zaci - zbuntowa si ju przy wielkoci zmian
w formie sekund. a przecie sekundy, tak dla mnie mae zdarzenie ewolucyjne,
to proces wobec kwantw logicznych skali ju kosmicznej. owszem, moje myli
skadaj si w tempie 500 milisekund plus jeszcze dwiecie na dotarcie a do
poziomu wiadomoci, ale obiektywnie, wobec "drobiazgu kwantowego", to fakty
w czasie i przestrzeni mocno rozwleczone. podaj te wartoci za ustaleniami
biologii, bo doskonale wpisuj si w liczby kwantowe (to pewnie jest cznie
wielko 800 milisekund, przecie obserwacja nie moe sign brzegu), ale
w tym miejscu chodzi o pokazanie, e tak may dla mnie odcinek czasu, jest
tak wielkim obiektywnie (i oczywicie w proporcji do wszystkiego).
mona oczywicie policzy, ile takich warstw w polu jest, ile na co takiego
co okrelam jako pole-wszechwiat kwantowych "tykni" si skada - ale to
zajcie nie dla mnie. pozostaje tylko skonstatowa, e jest warstwa, jedyna
taka fala-warstwa w procesie (dziejach) i e ta "stojca" fala, zbiegnita z
wielu kierunkw i tak wielu miliardw lat w jedno - e ten szczyt, e to
wypitrzenie, e ta "punktowa piania" - to ja.
nie jest to centrum geometryczne, jak i nie jest centrum energetyczne ale
jest to "centrum logiczne" tego procesu. i nawet trudno wyznaczy moje w tym
odniesieniu pooenie, do czego (przez wiele stron oraz akapitw tekstu) tak
usilnie staraem si doj. miao i ma to dziaanie swoj warto, wnosi do
zrozumienia procesw wiele ale obecnie okazuje si, e to denie byo nie
tyle bdem, co pogoni za miraem okazuje si, e nie ma mnie jako jednego
i dajcego si uj punktowo stanu. "ja" to punkt, ale w ewolucji wiata to
wielo jednoczesnych punktw, rozmyty i nieostry punkt na/w fali. zgoda, to
jest rodkowy punkt ewolucji, jednak w postaci a omiu punktw - nie jedna
strona i wydarzenie jedno, ale najmniej dwa w generalnym ujciu. a realnie a
osiem takich punktw. i to odlegych od siebie o niebagatelny dystans biliona
lat procesu. le po dwu stronach rodka, a jednak musz zaj cznie, eby
bya czasoprzestrzenna struktura mylca. w energetycznym zdarzeniu nie mona
wyznaczy mojego (czy dowolnego) punktu to prawda, jestem "punktem", ale w
czasoprzestrzeni i wielowymiarowo. energetycznie jestem "rozmazany" na fali,
ktra przechodzi przez miliardy lat procesu, i nigdy nie ma mnie w jednym, w
jednoznacznie zdefiniowanym punkcie, jak mniemam na co dzie (i "prostacko").
znajduj si w caym procesie (i caociowo pojtego pola), istniej w kadym
jego objawie, moja fizyczna konstrukcja, fizycznie lokalna, logicznie czy
si z caoci - pole-wszechwiat to ja, a imi mi bilion (z kawakiem).
e fizycznie jestem "tu i teraz" i nigdy nie bdzie mnie w innym miejscu? c
z tego. te wszystkie fale, osiem gwnych fal musiao przej (i przechodzi
nadal), ebym istnia. proces rozcignity w ujciu logiki nastpczej, jest
sumarycznym i punktowym w czasoprzestrzeni i "ogniskuje" si we mnie. nie ma
fizycznie znaczenia, ktry kwant si z ktrym poczy, ale logicznie staje
si to wane. w prostym, fizycznym zdarzeniu czy si to, co znajduje si
pod rk, byle "pod rk" byo ale logicznie to zawsze maksymalny porzdek.
jestem std i teraz, ale korzeniami (energetycznymi) zawieram si w "zawsze
i gdzie". logicznie jestem w rodku - fizycznie wszdzie.
525

- kula w kuli
- rzeczywisto wielo-sferyczna
poniewa wydarzenia w polu-wszechwiecie to przechodzenie wzgldem siebie
sfer, z jednej strony tracenie, z drugiej zajmowanie stanw czy wic nie
zachodzi sytuacja, e kiedy opisuj wydarzenia w wielkoci 512-0-512, kiedy
wyznaczam przedzia dwu sferycznych ewolucji czy nie mwi take o tym, e
takich sfer jest wicej? czy nie jest tak, e pole-wszechwiat to nie tylko
te dwie generalne sfery, ale zoenie kilku, kilkunastu - potencjalnie nawet
a 512 kul, ktre maj "wielko" jednostki obliczeniowej? czy nie jest tak,
e skoro mam do dyspozycji wielko 64 jednostek, take sfer (i to sfer,
ktra opisuje wydarzenia w jednej linii, caej linii materii namacalnej),
czy nie jest to ju zarazem wielko caego pola, czy ono, obiektywnie, musi
posiada 512 jednostek rednicy, a nie wanie 64?
przecie moe rwnie by tak (logika podpowiada to jako kolejny stopnie w
komplikacji analizy), e pole-wszechwiat realizuje si w postaci 512 - ale
przy uwzgldnieniu ju nie jednej strony, ale dwu. czyli byaby to wielko
nie obiektywna, tylko energetyczna. czyli e, mwic inaczej, wielko 1024
powstaje nie jako sumowanie energetycznego przechodzenia przez dwa stany po
512 kady, ale przez cztery odcinki po 256 kady. - a moe, czemu nie, takich
przej, "zaama" wydarze, jest nie cztery, ale osiem, po 128 kade? czyli
moe jest tak, e suma, 1024 jednostek, powstaje jako wielokrotny przepyw
i przechodzenie w jednej co prawda kuli, ale o rednicy tylko 128 jednostek
e a omiokrotnie skada si ten proces na/w jeden cig? moe s to nie
dwie generalne, ale osiem (albo nawet wicej) kul, ktre wzajemnymi do siebie
pooeniami, przechodzeniem z pozycji na pozycj, wzajemne si dopeniajc,
tworz to, co okrelam jako czasoprzestrze?
odpowied: jest i tak, i tak.
to znaczy, te wszystkie "kule", jak je okrelam w kolejnych zoeniach, tak
opisywane przechodzenie sfer wzgldem siebie i przez siebie, a take wymiana
energii - to wszystko tak przebiega. i dlatego posiada kula generalna i cae
pole zarazem jeden kwant wielkoci (kwant logiczny, elementarny) to rwnie
wielko 1 jednostki (mld lat), i 64, i 128, i 256, i 512 i 1024 rwnie.
dlaczego a tak? bo te rne kule-fale, ktre przechodz przez pole, s tym
polem, to s rne fale, tylko rnorodnie postrzegane. w innym ujciu oraz
nazwaniu s to fale zdarze, czy fale energii, to s warstwy, ktre opisuj
raz generalnie, jako wielko, ktra ma 512 jednostek - a raz jako wielko
jednego kwantu logicznego. takie, i takie widzenie jest poprawne. to s raz
najmniejsze, a raz najwiksze zdarzenia (jako suma tych najmniejszych). kade
z tych uj jest poprawne, oddaje procesy w wielowymiarowej strukturze. jest
pole i generalnym stanem, opisywalnym jako kula o rednicy 512 ale take
jest zoeniem tych lokalnych wielkoci i zaama. jeeli zastosuj do opisu
kwanty logiczne, wyjdzie mi 512 jednostek, jeeli wielko 64, to 8 jednostek
(16 dla biliona) i bd to kule, ktre zakrzywiaj si w jednej kuli, ktra
jest 64-jednostkow. a poniewa maksymalnie mog liczy dla rozumu, dla tak
licznych kul w kuli (ktre zbiegaj si w wiadomo - i s mn), to liczba
takich sferycznych procesw tworzcych wiadomo signie ogromnej liczby,
maksymalnej, ktra definiuje fakt w tym polu-wszechwiecie (i w Kosmosie).
kady fizycznie przeze mnie poznawany "obiekt" jest zoeniem sferycznych
procesw, wszechkierunkowo rozchodzcych si w ewolucji. wszechkierunkowo w
ujciu logicznym i pod postaci konkretnego ciaa w ujciu fizycznym. sama
z siebie (i w prni) ewolucja przebiega bez wyrnionego kierunku, jednak w
otoczeniu innych procesw musi si deformowa, podlega filtrowaniu ksztatem
innych bytw.
dlatego kady z powyszych zapisw jest poprawny, to obserwator ustala, do
czego si odniesie, ile wyrni poziomw ile uwzgldni sferycznych faktw.
ale to zawsze jest sfera w szerze, ktra tworzy sfer.
526

- pole kwantowe w Kosmosie


- pole Ewolucji
to, e na/w "polu-wszechwiecie" kocz si, e w takiej postaci zbiegaj si
wszelkie do tego momentu wyprodukowane ujcia-zobrazowania-definicje (w tym
tekcie, jak rwnie w dowolnym jzyku) - to, e na "zamknitej" w stabiln
dynamik pola kwantw ewolucji koczy si pojmowanie wydarze w dwudzielnej
postaci, i koczy si ewolucja - to nie oznacza, e nie mog niczego wicej
ponad to powiedzie, bo przecie mog jeszcze sign w tym cigu rozumowania
do "pola kwantowego" w skali Kosmosu. wszystkie opisy przeprowadzone na tych
stronach, wszystko wczeniej powiedziane w trakcie uporczywego zastanowienia
si nad ewolucj w Kosmosie, wszystko to pozostaje w mocy i ma znaczenie, i
jest to zapis krok po kroku tutejszego wiata, tak jest. natomiast, co teraz
ma znaczenie, nie oznacza to koca pracy, w skali nieskoczonoci-wiecznoci
pole-wszechwiat (czyli realnie dla mnie wszystko), to wydarzenie pospolite
i jedno z wielu (bezkrenie wielu). wiem, e to Kosmiczne dopenienie do "tu"
jest koniecznoci i oczywistoci (bez "dalszego" mnie by nie byo), ale czy
mog ten zakres opisa? e chc, to prawda, ale czy mog? czy mona analiz
wyj poza ewolucj i sign Ewolucji? mona mog to zrobi. i posiada to
znaczenie dla zrozumienia tutejszych wydarze.
jednak to, e mog to zrobi, to tylko jeden z powodw, ale nie najwaniejszy.
powracam do opisu "pola kwantowego" w ramach Kosmosu, poniewa jest to w tej
chwili konieczne, bez tego dalej si nie posun. kiedy kocz z wydarzeniem
lokalnym, musz przej do oglnego, w tym przypadku ju rzeczywicie w skali
Kosmicznej - czyli musz uwarunkowa fakty tutejsze procesami Ewolucji. bez
takiego opisu, bez zdefiniowania procesw "lecych poza wydarzeniami" pola,
bez etapu "poza" zjawisko mnie otaczajce ("wszechwiat"), staje si faktem
skrajnie niemoliwym nie wiadomo, dlaczego oraz jak zaistniao, gdzie si
znajduje, co bdzie "po". std absolutna konieczno "wychylenia" rozumu poza
tutejsz, lokaln rzeczywisto.
a po drugie dlatego to czyni, e dopiero w tym miejscu, dopiero w tym punkcie
rozpatrywania zmiany mog powrci do przewijajcego si przez wiele stron,
czasami w dramatycznej formie pytania: dlaczego? - dlaczego kwanty, kiedy si
spotykaj w prni, nie rozpadaj siw od razu w kroku nastpnym? co oraz jak
ciska je do siebie i nie pozwala uciec w nieskoczono? wczeniej pojawiay
si odwiedzi czstkowe, obecnie przychodzi czas na generalia.
co mam na myli? to, e aby zaistniay warunki, eby powstao nastpnie pole
o wymiarach "512" jednostek, musz si spotka i, wane, oddziaa na siebie
w "przestrzeni" Kosmicznej najmniej dwa "strumienie" energetyczne. najmniej
dwa, i to idce z rnych "kierunkw". czyli musi si spotka "pozostao"
dwu linii z poprzednich ewolucji (w stosunku do wyrnionego z ta pola), dwu
"szcztkowych" procesw w ramach nie-koczcej si Ewolucji. - ale, wanie,
dwie, czy wicej linii? o ile byo to zrozumiae przy omawianiu "generalnym",
czyli w ujciu dwu stron ewolucji - o tyle, ju po ustaleniach co do postaci
ewolucji pola w jego stabilno-zmiennym (i sferycznym) trwaniu, jak si zdaje
(jestem o tym przekonany), tylko dwu linii jest zwyczajnie i po prostu zbyt
mao, eby powstao pole-wszechwiat. owszem, takie spotkania Kosmiczne s na
pewno najczstsze, na pewno co z nich si tworzy (nacisk procesu jest), ale
to nie moe by fizyka, cho oczywicie to zawsze jest Fizyka. jaka struktura
o "kolawej" konstrukcji z takiego poczenia moe zaistnie, ale nie bdzie
to wielostronnie dopenione "ciao".
czyli pytanie brzmi: ile musi si zej, spotka w Kosmosie linii i strumieni
energii, z ilu wydarze poprzedzajcych musz si wywodzi, eby zaistniao
pole-wszechwiat? ile musi by strumieni, aby nacisk wytworzy lokalnie pole?
oczywicie stabilne w ewoluowaniu pole, bo nie chodzi o byle pole i zjawisko
nietrwae? ile musi poczy si w jednym miejscu procesw o rozmiarach 512,
eby wytworzone zostao pole? - odpowied: osiem.
527

czyli, inaczej formuujc odpowied oraz w rozwiniciu - musi "zej" si,


wywrze na siebie sumaryczne, wielokierunkowe dziaanie 8 strumieni energii
(a raczej "rzek energii", chodzi o olbrzymie procesy). najmniej tyle ale i
najwicej tyle. przecie kada rnica w tym zbiorze burzy jego wewntrzny
ad. niedobr jednego toru zjawisk prowadzi do "kalekiego" tworu, ale rwnie
nadmiar symetri zniszczy. osiem, nie mniej, nie wicej. musi si w "jednym
punkcie" nieskoczonoci-wiecznoci spotka i wytworzy na siebie dziaanie
wzajemne a osiem strumieni kwantowych, czyli energii wywodzcej si z omiu
podobnych pl, w jakim si obecnie znajduj. w nieskoczonoci-wiecznoci nie
ma znaczenia jak dugo i jak daleko przemieszcza si z "wybuchajcego" pola
strumie energii (mwic dokadniej: rozpadajcego si rwnomiernie pola).
"prdzej" czy "pniej" napotka podobny sobie podobny strumie z jakiego
wydarzenia. z jakiego czy to "dawniej", czy "aktualnie" rozpadajcego si
ewolucyjnego wydarzenia energetycznego. jedno jest jednak pewne: tylko dwa
strumienie nie wytworz "masy krytycznej", ich wzajemne na siebie dziaanie
(jako dwu zbiorw), nie wytworzy rwnomiernego i wielokierunkowego dziaania,
nie wytworzy "zamknitego" w pewien stabilny, acz wewntrznie zmieniajcy si
stan "balonika"-wszechwiata. dwa spotykajce si, przechodzce przez siebie
strumienie energii oddziaaj na siebie, ale "zogniskowanie" bdzie zbyt mae,
aby powstao z tego zerodkowane, ustabilizowane w takim zerodkowaniu pole
o cechach yciorodnych.
wszechwiat, kiedy si rozpada w prni Kosmosu, "wybucha" stabilnie, kiedy
traci warstwy energii, dokonuje si to rwnomiernie (lokalne stany pomijam),
w kadym kierunku kwanty oddalaj si rwnomiernie. nie wytworzy si jeden
strumie, ale caa sfera - wiele takich "sfer-warstw", kiedy uwzgldni, e
w Kosmosie proces Ewolucji jest nieskoczony (nieprzeliczalny). we wzajemnym
na siebie "dziaaniu" przez "przerw" nieskoczonoci, wywiera na tak pojte
fakty "nacisk" wielu rnych, nieskoczenie wielu pl. dziaaj na siebie
"procesy", ktre realizoway swoje "zaistnienie" - no, ile tam "lat" "temu"
(nawiasem i refleksyjnie: jak "tu" ju brakuje adekwatnych okrele do tego,
co opisuj, ile trzeba "cudzysowi", eby odda zjawiska). a skoro tak, to
te dziaajce na siebie przebiegi maj posta sferyczn i dopiero "wpadnicie"
na podobny stan (a to musi w takich "ramach" si dokona) - to powoduje, e
moe co z tego si skleci. ale musi "wpa" na siebie, zderzy si 8 takich
"sfer" (i to nie dowolnie), osiem wydarze ju uprzednio zrealizowanych musi
wej we wzajemne dziaanie "ogniskujce" (i z omiu a kierunkw), eby z
tego powstao stabilne pole energetyczne. dopiero proces "ciskajcy" z omiu
stron moe "co" "zrwnowaonego" zbudowa.
zapewne zachodzi tu jeszcze ten warunek, e w miar oddalania si warstw od
"centrum" i powikszania si "sfery", nastpuje tak znaczce rozejcie si
elementw, e jeeli nie nastpi w tym "okresie" zderzenie z innymi kwantami,
to efektu moe nie by. i bdzie si to toczy przez wielkie "odcinki czasu",
a pozostan wycznie pojedyncze kwanty logiczne (gdyby by to tor "pusty" w
Kosmosie). najpewniej jednak bdzie to strumie wikszej iloci i nowe pole
w jako sensownej odlegoci musi z innych pl powsta. w "sensownej" na skal
Ewolucji Kosmicznej. nie zamierzam tutaj szkicowa "przerw" midzy procesami,
nie chc okrela, ile trwa "wdrowanie" pojedynczego strumienia energii przez
Kosmos, eby gdzie lokalnie zbiec si w wydarzenie z omiu poprzednich. z
mojej perspektywy to nie ma wikszego znaczenia. niewtpliwie jest logicznie
ciekawe, ale jeeli nawet jest to nieskoczenie wielki "dystans" "czasu", to
jest to i tak znikomo, nieskoczenie may "czas" dla zaistniaego lokalnie
bytu w postaci obserwatora. "gdzie i kiedy", cho te pojcia teraz trac
zupenie sens, takie spotkanie nastpi i patrz na/w gwiazdy. w wiecznym i
nieskoczonym ukadzie to wydarzenie z rejestru "banalnie pospolitych" ale
dlatego banalne, e dzielce je bezkresne "odlegoci" i "czasy" po prostu
nie istniej dla zaistniaego bytu.
528

w tej perspektywie, kiedy w Ewolucji "przerwa" "obiektywnie" dzieje si "eony


czasu", to w ewolucji nie wystpuje adna przerwa. po jednym zdarzeniu drugie
nastpuje "momentalnie i bezporednio". a tylko uparty umys i jego logika
opisuje to jako wieczny proces (jako wieczne trwanie i jako wieczne midzy
tymi procesami zachodzenie). ale mimo wszystko tak zakrelona wizja "spotka"
i kolejnych etapw procesu w wiecznoci robi wraenie zaistnienie w takim
ujciu pola-wszechwiata to zdarzenie rzeczywicie banalne w Kosmosie, ale
dla jego uczestnikw staje si przez to ywotnie ciekawe. - oczywicie w tej
prospektywnie moja obecno, jako punktu w wiecznoci, przestaje dziwi, ale
na pewno nie jest to sprawa z gatunku obojtnych.
czyli - jeeli na moje istnienie, kilka kartek wczeniej, byo mi potrzeba
biliona lat z kawakiem, to teraz ile? jakby nie liczy: potrzebuj wiecznoci
i nieskoczonoci. i trudno nawet powiedzie (jak to byo analogicznie z polem
i jego ewolucj), e w Ewolucji jestem punktem oraz e znajduj si gdzie
lokalnie. bo cho dla "zdrowego rozumu" to oczywiste i pewne, dla logiki jest
nie do przyjcia, skadam si z wydarze (procesw) nieskoczono-wiecznych i
wieczno-nieskoczonych, ktrych adnym wypadkiem rozdzieli nie mona. mog
wyrni w nich pewien odcinek, ale, eby uzasadni jego istnienie, musz si
odwoa do Kosmosu i jego cech. obecnie, w takim ujciu, wpisuj w siebie ju
cay Kosmos, "ca" wieczno nieskoczonoci i nieskoczono wiecznoci i wpisuj jako "element" integralny. jestem "punktem" Kosmosu, ale i kosmos
jest mn. a na pewno przeze mnie ta Kosmiczna linia przechodzi. dlatego nie
bilion mi na imi, ale wieczno-nieskoczono. kosmos to ja.
jednoczenie jednak na to "ja", wypowiadane lub pomylane, na to tylko jedno
zrealizowanie si stabilnej zmiany (dynamicznej stabilizacji) - na to jedno
"ja-kosmos" (i to dosownie, jako wpisanie nieskoczonoci oraz wiecznoci w
siebie), na to okrelenie, ktre pa moe i pada - przypada, wiele, bardzo
wiele, bezkres "zdarze", ktre nie byy a tak "koniecznym wyjtkiem", ktre
nie stay si Kosmicznym wyjtkiem. - czyli obserwatorem wiadomym wiata i
siebie.
zastanawiaem si kiedy, czy mog by inne ni tutejsza ewolucje (zbudowane
inaczej), czy moe by inne poczenie elementw jak "przez dwa"? i odpowied
bya jednoznaczna: tylko poczenie po/przez dwa elementy, poczenie dwu
kwantw ksztatuje struktur. jednak obecnie, nie negujc tego generalnego i
obowizujcego wniosku (i dla kadej ewolucji, i zawsze), w wietle ustale
dokonanych przed chwil, wypada do sprawy wrci. nie po to naturalnie, eby
co do tamtych, teoretycznych ustale doda, ale musz odnie je do zjawisk
fizyczno-logicznych.
musz w tej chwili powiedzie tak: eby zaistnia wiadomy obserwator i eby
mg opisywa procesy musi zaistnie pole, to konieczno, to niezbdny w
tej analizie (i procesie) warunek. musi zaistnie pole w formule skwantowanej
ewolucji, ktra ma w sobie a 8 "strumieni" energii. najmniej tyle penych
wydarze, ktre dziaaj z rnych kierunkw (i jednoczenie) i tworz pen
maksymalnie ewolucj. e to skutkuje wrcz dramatycznym podwyszeniem skali
trudnoci? prawda. c, z perspektywy uczestnika wydarze, z punktu widzenia
skoczonego wymiarami obserwatora (cielesnymi i czasowymi), jest to doprawdy
skala Kosmicznych rozmiarw. poziom trudnoci takiego "spotkania", ktre moe
zbudowa symetryczny fakt fizyczny (w ramach Fizyki), jest wielka, maksymalna.
jednak w ukadzie, w ktrym nie ma czasu i gdzie obserwator moe si dopiero
pojawi, to nie ma znaczenia, to logicznie fakt zewntrzny i nieobecny, nawet
pomijalny. - czyli musi zrealizowa si to, co uznaj za niewiarygodnie ma
i skrajn moliwo, eby o tym zagadnieniu kto mg spokojnie podyskutowa.
wczeniej nie ma kto stwierdzi tego dramatycznego stanu rzeczy dlatego i
dramatu nie ma. gdzie brak ofiary (czy wygrywajcego na loterii istnienia),
tam nie ma dramatycznych przey. po prostu, eby skonstatowa szalone wymiary
i znikomo szans zaistnienia, wczeniej - drobnostka - trzeba zaistnie.
529

ale, po drugie, w takich wymiarach (wiecznych wymiarach) jest to i tak, jak


powiedziaem, wydarzenie banalnie proste i pospolite. nawet jeeli jest to
Kosmiczny wyjtek, to na pewno jest to konieczny Kosmiczny wyjtek, e tak na
koniec okrel swoje istnienie. to, e musi by osiem dziaajcych na siebie
elementw, czyli wydarze energetycznych w randze caego pola, cho rwanych
(ale pojmowanych jako "pole rodzicielskie") - to powoduje, e w Kosmosie, i
o tym chc tu teraz powiedzie, znajduj si, musz si znajdowa ewolucje,
czy raczej naleaoby powiedzie "procesy", w ktrych bierze udzia niepeny,
wiec nie omioelementowy stan, ale mniejsza lub wiksza ich ilo. co to w
praktyce oznacza? ju analizujc czenie si iloci elementw, a nastpnie
rozwaajc, jak si zachowuj fale o niepenym czy wikszym zbiorze elementw
mwiem, e powstaj - ale to byo w obrbie jednego pola fakty "kalekie",
o chaotycznym przebiegu (kiedy stan jest inny od "semki"). okrelaem taki
wiat jako totalny chaos. obecnie, jak si wydaje, posiada to (musi posiada)
przeniesienie na poziom Kosmicznej Ewolucji. a przynajmniej nie wydaje si
to sprzeczne z zasadami.
co powstanie z takich "niepenych fal"? take lokalne wydarzenie, ale bdzie
to "ewolucja" niesymetryczna. eby utrzyma kwanty cho na krtko w cznym
istnieniu, nie potrzeba penej ewolucji o omiu kierunkach nacisku, one si
pocz ju w ramach dwu strumieni. ale eby utrzyma je w stabilnym trwaniu
i eby tworzyy czny fakt, potrzeba a 8 kierunkw nacisku ("docisku"). w
ramach dwu linii powstanie element "materii", jednak zaraz si rozpadnie, a
skadowe kwanty uciekn "w bok". to si powtrzy przy kadej niesymetrycznej
konfiguracji dziaania "si" i fal. takie pole, cho niesymetryczna i niepena
ewolucja, rwnie ma swoje wydarzenia, buduje bardziej albo mniej stabilne
formacje energetyczne. poniewa mwi o "zjawiskach" w Kosmosie, to mwi o
wielkiej (nieskoczonej) liczbie podobnych "faktw", dlatego mog powiedzie,
e s to bardzo czste przypadki. jednak zdarzenie symetryczne, a przez to
"spokojne", to w takim zbiorze rzadko, "rozmieszczenie" takich "faktw" w
Kosmosie jest "rzadkie", wszak operuj skal wiecznoci. jednak, co warto w
tym momencie sobie uwiadomi, to nie jest nieskoczona ich wzgldem siebie
odlego Logicznie-Fizycznie one s "tu obok", to kwanty procesu.
czy to oznacza, e tworzy si "struktura" Kosmicznych "wysp" energii w ramach
Ewolucji (na poziomie "CO")? czy w ten sposb mog mwi o "siatce" Ewolucji
Kosmicznej? co jest na rzeczy. to s wzgldem siebie oddzielne byty, ale w
ramach Kosmosu powizane jednoci zasady i elementami tworzcymi. pola na
siebie wpywaj w formie "nacisku" i ma to wane, zasadnicze, fundamentalne
znaczenie - zwaszcza w wytworzeniu i nastpnie w podtrzymywaniu istnienia
"pola-potomnego" (przez poow jego istnienia). a takie dziaanie jest wpisane
ju w cig wyszy, to jest z mojej perspektywy rwana Ewolucja, ale logicznie
jak najbardziej Ewolucja. czyli w skali Kosmosu rwnie mog wprowadzi rytm
wydarze - mog-i-musz j wprowadzi, poniewa inaczej nie opisz swojego
zaistnienia (nie uzasadni go). jeeli ogranicz si do tutejszego pola, to
jego zaistnienie, kiedy nie bdzie wpisane w jednolit regu, nigdzie nie
jest umocowane i pojawia si cud mniemany a niechciany. wniosek jest wic
jednoznaczny: musz wprowadzi "siatk zdarze" Ewolucyjnych.
zgoda, ale jakich i ile trzeba "mijanek" energetycznych, ilu potrzeba zdarze
"bezpodnych", eby lokalnie zasza pena i symetryczna ewolucja w postaci
niewielkiego pola-wszechwiata? jak, jak - i na jakiej podstawie wprowadzi
mog jednostk liczenia dla Kosmosu? e to ju daleki zakres "poza" wiatem
(moim)? prawda, ale przecie ten wiat jest pochodn "tamtego", a po drugie,
mam do dyspozycji tylko ten zakres i w odniesieniu do niego mog definiowa
"dalsze". nie mam wyboru, nawet jeeli wiem, e to co innego. eby zrozumie,
musz opisywa to w tutejszej skali i za pomoc poj dostpnych. wychodz z
tu-i-teraz, ale chc doj zawsze-i-wszdzie - czy mog to zrobi? tak. czy
musz to zrobi? tak. po co? eby zrozumie. siebie.
530

- Kosmos
zamierzam w tym miejscu przeprowadzi co, co jeszcze kilkanacie, a nawet
kilka stron wczeniej wydawano si niemoliwe: opisa, "zwymiarowa" Kosmos.
opisa, dla jasnoci wyraania, matematycznie. nie logiczne, nie filozoficzne
czy literacko (etap "wizji" w duym zakresie jest ju poza mn). zamierzam
obecnie opisa go "dokadne", z wielkociami, liczbami, "parametrami". nigdy
jako "pewnik" i nigdy do koca jak spojrzenie obiektywne, przecie nigdy tego
"przedziau" Ewolucji nie bdzie mona fizycznie dojrze - jednak w wietle
przyjtych regu i toku rozumowania o Ewolucji i Kosmosie, jest to moliwe.
"Kosmos" jest w analizie zaoeniem jak najbardziej logicznym (i koniecznym
"bytem") i, co wane w tym ujciu, niesprzecznym z moim wiatem. oczywicie
jestem jego pochodn i to mj wiat jest niesprzeczny z nim, jednak dla mnie
zakres Kosmosu jest faktem wtrnym (pojawia si na kocu), to otoczenie jest
pierwsze. dlatego musz niesprzeczno definiowa w stosunku do siebie oraz
okolic.
wniosek? "Kosmos" to kolejne dopenianie do obrazu, ju na bardzo wysokim
poziomie analizy, ale to "szczeg" ukadanki. konieczny, niebywale wany, ale
szczeg. eby to tutejsze moje istnienie si zgadzao, musz wprowadzi do
niego zewntrzny "fakt" o skali Kosmosu. nie mniej, nie wicej, ale Kosmos
nieskoczony-wieczny jest potrzebny do opisania chwili mojego istnienia. i
jest to, powtarzam, w tej ukadance element niezbdny. bo co zmiennego oraz
chwilowego "wskazuje" na fakt niezmienny i trway. tu nie ma pytania o to,
czy Kosmos jest, ale jak ja (i pole) wobec niego si znajduj.
zakadam, e na poprzednich stronach doprowadziem parametry wiata w jedno
logiczno-fizyczn i e zrobiem to w miar poprawnie. w kadym razie widz
to jako spjn cao i wzajemne "powizanie". czyli mog z takim "obrazem"
przej dalej. opierajc si na zaoeniach i baczc pilnie, eby nie byy ze
sob w konflikcie, musz sprbowa skonstruowa dalszy cig do mojego wiata
(a to zawsze mog). czyli, skoro posiadam w repertuarze wielkoci i parametry
(i opisaem pole ewolucji kwantowej jako wielko "skalowan", wymiarowan
latami, ktre s jednostkami mego ywota) to mog, a jako osobnik ciekawy,
musz poprowadzi dalej t "zabaw". nawet gdyby miaa to by ju "czystej
wody spekulacja", musi by podjta. a jeeli jest niesprzeczna z tym, co na
okoo spostrzegem i wyeksperymentowaem w rzeczywistoci, to taka spekulacja
osiga rang "spekulacji koniecznej". a po drugie, w pewnym okresie historii
kada myl o wiecie bya "konieczn spekulacj", dlatego mog rozgrzeszy
si z czynienia tego, czego pozornie czyni nie mona: opisywa wydarzenia
lece "poza".
jak si do tego zabra? musz w analizie cofn si o jeden krok. czyli do
tego, co przed momentem zanotowaem o dziaaniu na siebie "fal" oraz "sfer"
Ewolucji. czyli rozpadajcych si, a poprawnie ujmujc, oddalajcych si do
siebie strumieni-warstw energii. cofnicie polega na tym, e chc zanalizowa
procesy, ktre na siebie oddziauj, chce "zobaczy", jak wyglda dziaanie
na siebie "ewolucji rwanych". czyli pytanie brzmi: jak mog w nieskoczonoci
dziaa na siebie dwie lub wicej ewolucje (w tym "wicej" kryje si sposb
na opisanie "otoczenia", rodowiska "mojego" pola)? czym jest ewolucja, kiedy
znajduje si w zakresie rwanym? oczywicie sfer. dlaczego? bo brak czynnika
hamujcego wszechkierunkowy proces oddalania si energii. - tyle e jest to
sfera ewolucji, ktra zakoczya swj "ywot" dawno, lub co najmniej "przed
momentem", kiedy rozpatrywa ostatni jeszcze wspln warstw wybuchajcego
pola. ta warstwa, a raczej warstwy, bo s to cigle pojawiajce si warstwy
wydarzenia, cho rwane, nale do "ewolucji" w postaci sferycznej i oddalaj
si. i tworz potencjalnie nieskoczon sfer, ktra moe przej na "cay"
Kosmos w najszerszym ujciu. procesy si w poprzedniej ewolucji kocz, ale
ewolucja biegnie dalej. i moe si lokalnie z tego co wyoni. i teraz w tym
cigu analizy pytanie najwaniejsze: jak-dlaczego?
531

"gsto", rozoenie kwantw energii "pola", ktre przestao by cznym,


nadal nie osiga i nigdy nie osignie wartoci "zero", to zawsze jest etap
"rwanej ewolucji". gsto i rozoenie kwantw maksymalnie osiga wielko
"jeden kwant na nieskoczono", jeden kwant logiczny na wieczno ale jest
to obraz maksymalny i brzegowy. tylko e i w takim ujciu to nie jest zero,
co podkrelam. a przecie w Kosmicznej praktyce sfera rwanej ewolucji trafia,
musi trafi "po drodze" na inne i podobne elementy, co si w skali Ewolucji
Kosmicznej znajdzie "wczeniej" ni nieskoczenie. przecie mam "obok", przez
nieskoczono, rwnie nieskoczon liczb podobnych wydarze, co zawsze
si tworzy i co rozpada. spotkanie strumienia energii jest w Kosmosie faktem
codziennym, kopot ze spotkaniem "w towarzystwie" (w zbiorze podobnych). kiedy dziaaj na siebie oddalajce si warstwy sfer, na/w przeciciu si
tych strumieni, powstaje "lokalne wydarzenie". zbiory zadziaaj na siebie,
a raczej zadziaaj na siebie dwa "stoki" sfer (wycinki sfer). i w punkcie
przecicia si, w ramach wsplnego na siebie dziaania, musi powsta (jak z
przecicia dwu strumieni wiata) "zogniskowany" "obraz" w postaci "czego".
powiedziaem ciut wczeniej, e dziaajce na siebie dwa strumienie, a w tym
ujciu "stoki" ("piramidy") ewolucji rwanej, e dwa to za mao. aktualnie
trzeba to gbiej przeanalizowa. dlaczego dwa strumienie, dwa stoki ewolucji
to zbyt mao, eby takiego spotkania nie potraktowa jako wystarczajcego do
wytworzenia stabilnego pola? odpowied jest prosta: maj w sobie zbyt mao
energii, nie jest to wielko wystarczajca do powoania pola. dlaczego? i tu
odpowied jest prosta: w takim stoku, nawet dziaajcym jako zoenie wielu
bardzo fal (bo w kocu jest to "brya" kolejnych warstw kwantowych, ktre si
"porway", ale nadal skadaj si na "wycinek" tej sferycznej i rwanej kuli)
- e w takim stoku jest zbyt mao elementw. w najlepszym razie to tylko
jedna sma pola, z ktrego si wywodzi. wicej ni dwu smych nie bdzie (po
jednej smej w kadym stoku), czyli zdecydowanie za mao. oczywicie takie
zadzianie na siebie fal "co" wytworzy, w takim nacisku na siebie strumieni
i w punkcie przecicia dwu stokw co "zaistnieje", ale bdzie niestabilne
i nie wytworzy si nic, co byoby materi namacaln. - co zrozumiae, rwnie
powtrzy si to w stanach wicej ni dwu strumieni, albo wicej jak osiem. w
kadym wypadku "co" powstanie w przeciciu si stokw ewolucji rwanej, ale
nie bdzie to struktura o cechach harmonijnych.
w tym momencie trzeba zada pytanie: jak to si dzieje, jak na siebie takie
dwie sfery dziaaj (lub wicej, ale bior dwie ewolucje do analizy)? jaka
"gsto" musi istnie w takim stoku, eby dziaanie byo sensowne? i co to
znaczy "sensowne"? tutaj wkraczam ju na drog analizy Kosmicznej Ewolucji.
o ile wczenie opisywaem j jako "wydarzenie" filozoficzne i, jak okreliem
to, "literackie", o tyle obecnie, przez analiz "stoka" rwanej ewolucji, ju
wkraczam na teren "geometrii nieskoczonoci" (dokadnie tak). wchodz na/w
teren, ktrego wydawao si nigdy nie bdzie mona opisa. a jednak jest to
nie tylko moliwe, co wrcz konieczne. bez "geometrii Kosmicznej" nie jest
moliwe opisanie symetrycznego pola jako wydarzenia penego i istniejcego
(a mnie w nim). tylko wprowadzenie zaoenia, w randze fundamentu analizy, e
dziaanie na siebie omiu strumieni energetycznych musi wytworzy symetryczne
cinienie, czyli na kocu pole omioelementowe, to stwarza moliwo, ale i
konieczno analizy Kosmicznej Ewolucji. co do tego miejsca byo wycznie
"opisem sownym", obecnie okazuje si podatne ujciu matematycznemu. w tym
przypadku, analogicznie jak uznaem swoje istnienie za punkt szczeglny do
opisu pola-wszechwiata, tak obecnie cae pole-wszechwiat (ze mn w rodku)
jest punktem-faktem odniesienia (punktem wzorcowym) do opisu Kosmosu. tylko
byt w postaci omioliniowej, a prze to penej, jest zdarzeniem realnym (bo
ja, obserwator, w nim si znajduj) i to z niego mog opisywa "otoczenie",
wszystkie inne tego rodkowego warunku nie speniaj. to Kosmiczny poziom
analizy, ale zasada cigle-i-zawsze ta sama.
532

efektem rozpatrywania dziaania na siebie dwu strumieni energetycznych, ju


na poziomie Kosmosu, jest konstrukcja, co prawda logiczna, jednak przez fakt
niesprzecznoci wobec wczeniej wypracowanych elementw, na pewno poprawna i
zasadna jako dopenienie. pytanie, na ktre teraz musz znale odpowied, to
pytanie o "gsto", ktra ma jeszcze jaki sens. - to znaczy, maksymalnie,
jako to na poprzednich stronach pado, absolutnie ju skrajnie i teoretycznie
bdzie dziaa na siebie, w "punkcie przecicia" (i co nie jest sprzeczne z
zaoeniami tutaj prezentowanymi) tylko po jednym kwancie logicznym. czyli w
punkcie przecicia, w Kosmicznej nieskoczonoci, spotykaj si i dziaaj
na siebie, tworzc zbir wsplny - linie idce od procesw o "wielkoci" 512
jednostek (podaj wielko "512" jako przykadow, bd przecie rne rda
energii). natomiast pytanie o "zawarto" liczbow, ile bdzie potrzebnych
kwantw, konkretnie liczonych kwantw - to pytanie tutaj pomijam. e duo to fakt. "gsto" energii bdzie w "stoku" na pewno wiksza od "otoczenia",
ale jaka? tutaj potrzeba ju kwantowo-geometrycznej analizy, czyli musz si
zastanowi nad tym, jak szybko w stoku narastaj odlegoci midzy kwantami,
jak "szybko" oddalaj si od siebie dwa kwanty brzegowej warstwy ewolucji czyli, jak narasta "sfera" ewolucji rwanej? fizyka, kiedy analizuje zachowanie
si dwu elementw w prni, ujmuje to jako proces naturalny, jako samoistny
fakt oddalania si takich umieszczonych w pustce kwantw. nie pozostaj one
w stanie spokoju, ale uciekaj od siebie. co zrozumiae, w wietle opisanych
zasad kwantowania (rozkwantowania) energii, musi nastpowa oddalanie si,
taki dwudzielny ukad nie napotka na nic, co by go od tego rozchodzenia si
powstrzymao (brak czynnika hamujcego). a poniewa prnia jest dla ukadw
wikszych od jednostkowego (kwantu logicznego) stanem niszczcym i "aktywnym",
nie ma szansy, eby w prni co trwao i przetrwao. ale z tego wnika take,
e kwanty warstwy brzegowej, rozdrobnione i ju od siebie odlege, take si
oddalaj - potencjalnie w nieskoczono.
w jakim tempie narastaj odlegoci? odpowied jest ciekawa: zawsze o jeden
kwant. o jeden kwant prni midzy elementami energii opisywanymi jako "CO",
zawsze o jeden kwant w kadym "przyrocie" sfery rwanej narastaj odlegoci
midzy elementami. i nie ma znaczenia, e w kadej "sekundzie" przyrasta te
"zakrzywienie" takiej sfery - zawsze proces zmienia si tylko o stan jednego
kwantu, zawsze o jeden i tylko jeden kwant. przemieszczenie si o jeden kwant
"do przodu", to rwnie o jeden kwant wiksza odlego midzy kwantami tak
wyrnionej pary (a ktre to elementy wchodz ju w skad "rwanej" warstwy
ewolucji). nie ma znaczenia "jednostka" takiej zmiany, to zawsze jest kwant,
zmiana dokonuje si "o kwant".
"stoek wydarze", ktry mnie obecnie interesuje, czyli obszar od pierwszego
zerwania cznoci a po punkt przecicia si, ktry moe, potencjalnie, w
nieskoczonoci si znale - ten stoek zaczyna si w pierwszej warstwie
"po rozerwaniu". dlatego obecnie, analizujc proces, pomijam ju stan "niej
lecego" pola-wszechwiata, to "zostao za mn". obecnie stawiam pytanie:
jak musi wyglda warstwa, eby nastpio rozerwanie wydarze? czyli, gdzie
koczy si czne pole, a zaczyna "pole rwane"? odpowied jest do prosta:
w punkcie, w warstwie, w ktrej odlego midzy kwantami logicznymi osiga
warto: jeden kwant energii przypada na dwa kwanty prni. pomidzy dwoma
kwantami energii musi pojawi si ("wcisn" si) stan dwu kwantw prni,
odlego musi wynosi stan dwu kwantw logicznych prni, eby taka warstwa
bya ju w postaci rozerwanej - acuch wydarze zrywa si, kiedy dwa kwanty
prni i jeden kwant energii stanowi "warstw". wielko, w ktrej jeden
kwant energii od drugiego dziel dwa kwanty pustki - taki punkt jest stanem
pocztkiem stoka rwanej ewolucji. - czyli, kwant prni + kwant energii
taka warstwa jeszcze przynaley do ewolucji, jest jej maksymalnym brzegiem.
niej, w polu, prni jest mniej od tej wielkoci, "wyej", poza polem, jest
prni wicej. na brzegu stan si rwnoway.
533

- sfera rwanej ewolucji


kolejne warstwy oddalaj si, sfera narasta, a jej "objto" ronie zawsze
o jeden kwant prni na kady kwant energii w kadym kroku kwantowym. tworzy
to zaleno, e powstajcy tak stoek "rwanej sfery" maksymalnie obejmuje
obszar, ktry bdzie mia w podstawie, czyli w maksymalnej "odlegoci" od
pola pochodzenia, jeden kwant odlegy od drugiego o wielko take maksymaln:
nieskoczono.
pytanie: kiedy ten stoek osignie takie rozmiary, e jeszcze moe wej w
tworzenie nastpnego rzutu ewolucji, a gsto i odlego midzy elementami,
kwantami logicznymi, nie osignie nieskoczonoci i bdzie w jako sensowny
sposb "skoczona" i "uyteczna"? ile wynosi ta sensowna wielko oddalania
dwu kwantw energii, eby miao to jeszcze znaczenie "ewolucyjne"? odpowied
w wietle ustale wymiarw cznego pola energii jest oczywista: 512 jednostek
(miliardw lat) - i wielokrotno tego dla przypadku, kiedy dokonuj zlicze
w kwantach logicznych.
poniewa maksymalna rednica cznego pola wynosi 512 jednostek w obserwacji
zewntrznej, jest logiczne, e aby cho dwa kwanty z pola rwanego trafiy w
tak brzegowo rozcignity w Kosmosie stan nowego pola cznego (albo eby
ten brzeg wytworzy) - musi odlego midzy kwantami budujcymi nowe pole
wynosi maksymalnie wielko 512 jednostek. taka "gsto", taka odlego
midzy kwantami "gwarantuje", e zahaczy strumie, stoek rwanej ewolucji o
t maksymaln wielko pola cznego.
powstaje wic stoek, ktrego rednica podstawy wynosi 512 jednostek ale
zarazem odlego pomidzy brzegiem pola cznego (tego rozpadajcego si,
"starego", pocztkowego) - a wytworzonym brzegiem nowej sfery, ta odlego
rwnie wynosi 512 jednostek obrachunkowych. dlaczego tak? poniewa na kady
znajdujcy si w polu cznym (tworzcym si, "nowym") przypada po jednym
kwancie prni, a odlego pomidzy "starym" a "nowym" polem bdzie sobie
pochodna. jeeli maksymalnie pole moe osign "rozmiar" 512 jednostek, to
eby dotary do niego kwanty z poprzedniego cyklu (pola rodzicielskiego), ta
odlego kwantw w sferze rwanej nie moe przekracza tej wielkoci. kiedy
bdzie wiksza, po prostu kwanty omin nowo tworzc si struktur, lub nie
dojdzie do jej wytworzenia. odlego pomidzy starym a nowym polem nie moe
przekracza tej wielkoci. o ile, co zrozumiae, sprawa dotyczy pola-wiata
o stabilnym, symetrycznym i harmonijnym przebiegu.
poniewa nowe pole czne liczy 512 jednostek rednicy, powstaje zaleno,
e dwa kwanty warstwy brzegowej "sfery rwanej" wyznacz, zakrel, opisz w
punkcie przecicia si z podobn sobie ewolucj granic, brzegow wielko,
ktra bdzie warstw brzegow takiego "wypadkowego" stanu, bdzie krgiem
maksymalnym dla energii budujcej now ewolucj. z przecicia si w tym samym
punkcie dwu podobnych strumieni powstanie "sfera" o jednokwantowej "gruboci"
i zostanie zakrelony w nieskoczonoci wymiar pola. poniewa dwa strumienie,
dwa dziaajce na siebie stoki to za mao, eby dopeni wielostronnie now
sfer, takich przecinajcych si w tym punkcie linii ewolucyjnych musi by
osiem. dopiero takie dziaanie moe zbudowa brzeg, stabilny brzeg pola. i
co wane, warstw brzegow skadajc si z szesnastu kwantw energii po
dwa z kadej linii. dlaczego jest to znaczca wielko? poniewa dwustronnie
dopenia proces, tworzy dwie strony. kada jednostka mojej rzeczywistoci
(czyli penej, omioliniowej), to zdarzenie skadajce si z dwu stron, wic
omiowymiarowe - ale tworzone jest przez a szesnacie elementw (po osiem z
kadej strony osi symetrii). dlatego, kiedy trafia w pole warstwa rwanej ju
ewolucji i trafia po obu stronach nowej sfery (w odlegoci od siebie o 512
jednostek), to zarazem tworzy ten brzeg sfery, kreli w nieskoczonoci t
"bry" - ale rwnie tworzy w ten sposb dwa kierunki, dwie strony procesu
(przeciwne bieguny wydarzenia, strony ewolucji). a to ma przeoenie ju na
wszystkie nastpne "fakty" (i fakty take).
534

dopiero z takiego "przecicia" si wydarze "co" powstanie, i to wzajemnie


powizanego. nie mniej, nie wicej, ale osiem dziaajcych wzgldem siebie
dopeniajco procesw wczeniejszych moe zbudowa symetryczne pole w ramach
Kosmosu. e to wyjtkowo mao prawdopodobna okoliczno? c, prawda ale...
ale tu chodzi o nieskoczono-wieczno, wic "proces" bez ram. dlatego tak
mao moliwy fakt musi zaj. i to spor ilo razy. wystarczy tylko osiem
pl energii, zasada zmiany i mam potomn ewolucj. bana. osiem wyjciowych
pl w trakcie dziaania na siebie wytworzy brzeg, zarysowana zostaje warstwa
brzegowa w ewolucji nowego pola. - natomiast nadmiar elementw lub ich brak,
niesymetryczno nacisku warstw (inna odlego ktrego pola), to skutkowa
musi nierwnowag, stronnoci i rozpadem tworzcej si struktury, szybkim
i przedwczesnym rozpadem.
jeszcze sowo o szesnastu elementach tworzcych brzeg oraz nastpne warstwy
nowego pola, bo to do wane. dlaczego? chodzi o eksperymentalnie ustalon
zaleno, e pole-wszechwiat (ten aktualny i badany) ksztatuje energia w
nastpujcych proporcjach: 4 procent to materia dobrze znana i mnie tworzca
32 procent "materia ciemna", podobno jako zrozumiaa 64 procent "ciemna
energia", czyli nie wiadomo co. prosz uwzgldni proporcje midzy podanymi
liczbami. to 1 8 16. jednostka materii znanej odpowiada omiu jednostkom
materii ciemnej i szesnastu energii ciemnej. czy to o czym nie wiadczy? czy
mam rozwija argumentacj? przecie to pochodna tworzenia si pola, to ma
swoje umocowanie w zaistnieniu brzegu, i to wanie w postaci 16 elementw.
czyli po osiem na jedn stron, na jedno dwudzieln omiowymiarow. kady
mj element fizycznie dostpny jest tworzony z dwu stron i "unosi" go ponad
powierzchni szesnacie kantw logicznych. mam jednostk fizyczn, ale w jej
fundamentach "kbi" si szesnacie jednostek logicznych.
co si dzieje dalej? w tej chwili pomijam ju przypadek, e moe by zbyt
mao energii do wytworzenia nowego pola i zakadam, e dochodzi do przecicia
w jednym miejscu omiu (podwojonych) linii ewolucyjnych oraz e zaczyna si
tworzy nowe pole. i co si dzieje? szczeglnie wane na tym etapie analizy
jest to, eby uwiadomi sobie, e dziaajce tak warstwy sferyczne z pl
poprzednich nie s faktami jednostkowymi. przecie "tamte", stare dla mnie
pola "zuszczaj" si dugo, przez 512 jednostek. w odlegoci 512 od nich
tworzy si nowa jako i tworzy si od pierwszej warstwy starego pola, ktra
dotara w to miejsce. - powtarzam, warstwa najdalsza starego pola dotara na
odlego 512 jednostek, tu si spotyka i przecina z siedmioma pozostaymi
potrzebnymi do wytworzenia stabilnej struktury, ale w tym okresie, dopiero
teraz stare pole zaczyna si rozpada. czas potrzebny na dotarcie do tego
punktu i zapocztkowanie nowej jakoci w Kosmosie jest rwny 512 jednostkom,
czyli poowie ycia pola rodzicielskiego (i jego rednicy). dlatego takich
fal, ktre docieraj w nowy punkt, nie jest kilka, kilkadziesit, ale duo
i mnogo, to cay zbir fal-warstw. i to w postaci odpowiadajcej stanom,
uwarstwieniu pola starego. dociera tu wszystko, co znalazo si na brzegu
starego pola, ulego rozpadowi i oddalio si. poniewa "po drodze" nie ma
czynnika odksztacajcego tor strumienia energii, dociera wszystko, co moe.
- wniosek? wniosek jest taki, e cinienie zewntrzne wywierane na nowe pole
przez pole rodzicielskie trwa cigle i wyranie, i trwa przez 512 jednostek.
dopiero, kiedy ostatnia warstwa starego pola dotrze do nowoci, nacisk si
koczy, nowe pole staje si teraz starym polem, i zaczyna wybucha. bo nie ma
ju adnej "dociskajcej" siy zewntrznej. - w tym okresie, co warto sobie
uzmysowi, starego pola nie ma ju od 512 jednostek. kiedy nowe pole doznaje,
otrzymuje "ostatnie pozdrowienie" kwantowe, to wysyajcego warstwy energii
w otoczenie pola nie ma ju od 512 jednostek liczenia - nowo ksztatuje
si przez 512 jednostek - osiga doroso w chwili uzyskania rozmiaru 512
jednostek rednicy i jest to ostatni moment istnienia starego pola. - cykl
pokole w Kosmosie si zamkn.
535

wane i bardzo wane proces docierania energii do nowo powstaego pola z


pl go poprzedzajcych musi by maksymalnie symetryczny, cinienie wywierane
przez rodowisko musi by rozoone rwnomiernie, a strumienie kwantw tak
skierowane, e tworzcy si punkt przecicia oraz zachodzce w tym punkcie
wydarzenia musz by "dopychane" ze wszystkich stron - i to jednoczenie. w
takim zjawisku osiem linii wzajemnie sprzga si i je wielowymiarowo dociska.
nie ma w tym procesie i nie moe by pustej strony, osiem poprzednich zdarze
skada si na jedno nowe. tworzca si warstwa sfery jest pena i nie ma w
niej dziur, a to w ewolucji warunek fundamentalny (eby nie byo dziur, nie
tam przynajmniej, gdzie s niepotrzebne).
co si dzieje dalej? wytworzona tak wsplnie warstwa "schodzi niej" i staje
si wydarzeniem wewntrznym. nacisk kolejnych docierajcych fal spycha j do
rodka, do wntrza tak zakrelonego w Kosmosie krgu (sfery). i teraz fala
nastpna w kolejnoci jest brzegow w tym procesie dociskania, a pocztkowa
pomniejsza si, zapada, ciska i kondensuje. bo nacisk warstw kolejnych i
dalszych trwa. czyli proces idzie w stron osobliwoci rodzaju maksymalnego
skupienia. nowe pole zaczo si od stanu maksymalnego rozdrobnienia, czyli
dokadnie symetrycznie do tego, co go czeka na kocu (kiedy znajdzie si w
maksymalnym rozpadzie; wic na pocztku i kocu pole kwantowe jest w takiej
samej postaci) ale w tej chwili dy proces do stanu osobliwoci skupienia.
docisk idcy z zewntrz (ze rodowiska), to nadaje kierunek i gwarantuje, e
proces trwa, musi trwa i e bdzie trwa. kiedy pierwsza fala-warstwa staje
si drug, zaczyna istnie nowe pole i ewolucja si rozpoczyna. fakt, jedna
warstwa pola nie czyni, ale dwie po sobie zaistniae i zalene, to ju pole
i jego ewolucyjne przemiany. kiedy kwanty zostaj zepchnite niej, bo dla
nich to jedynie dostpny kierunek przemieszczania si, caociowo pojmowany
proces rwnie musi "zej niej", musi "opa". - czyli zacznie si proces
tworzenia struktury cznej. po prostu pole zaczyna si zapada i zaczyna si
kondensacja energii.
jak dugo dziaa rwnomierny nacisk przychodzcy ze rodowiska? dokadnie 512
jednostek. to wielko poowy istnienia pola. istnienia pola, ktre "wysya"
energi - i tego, ktre "odbiera", tworzy z tej energii now jako Kosmiczn.
pole "wysyajce" rozpada si przez 512 jednostek, o tak odlego powstaje
punkt przecicia si omiu pl tworzcych, ale kade z tych pl rozpada si,
istnieje rwnie na/przez wielko 512 jednostek. i taka odlego dzieli
wydarzenia midzy sob. - pola istniej ju 512 jednostek, s wic w stanie
"poowicznego rozpadu", maj ju w sobie stan "dynamicznego chaosu", ewolucja
przesza generalnie stan rwnowagi, bowiem jedna strona energii si w nich
wyczerpaa, ale te bd jeszcze istnie 512 jednostek. czyli osigajc wiek
512 jednostek, pola poprzednie (wczeniejsze) wkroczyy w okres "dorosy", to
ju etap "do rozpadu". - ale "w tym czasie", w odlegoci 512 jednostek od
brzegw tych pl, w punkcie przecicia, zaczyna si tworzy nowo polowa.
dla tej ewolucji jest etap "dziecicy i modzieczy" (takie porwnania mona
pogbi i wyrni pod-etapy) tworzy si okres "poowicznego zaistnienia",
tworzy si pierwsza poowa zdarze (do kondensacji). powstaje zdarzenie, w
ktrym jednostk obrachunkow jest i musi by wielko 512. poniewa proces
trwa, dlatego w chwili, kiedy nowe pole osiga wielko penej jednej strony
512 (nie jest to jeszcze ewolucja pena i dwustronna), pole stare osigno
ju zaistnienie pene, czyli 512 x 2 (1024) (minus) 512. kiedy nowo jest
tylko jedn pen stron, to "stare" pole ma ju 1024 512 = 512 jednostek
istnienia i jest ewolucj spenion. tak "widzi" to obserwator umieszczony w
nowym polu. kiedy nowo ma 512 jednostek, stare "obiektywnie" wanie si
skoczyo ale wiadomo o tym dotrze do nowego pola jeszcze po kolejnych
512 jednostkach. jak wyej pado, kiedy pole nowe osiga stan 1024, starego
obiektywnie nie ma ju od 512 jednostek. nowo osiga "penoletno", kiedy
poprzednia generacja jest ju tylko wspomnieniem.
536

- struktura kwantowa pl
- stare i nowe pole
- zalenoci obiektywne i subiektywne postrzeganie
zagadnienie wzajemnych zalenoci midzy "starym" (s) a "nowym" (n) polem nie
naley do banalnych przyznaj, e kiedy natknem si na niego, poniektre
problemy okazay si "pogmatwane", delikatnie to okrelajc. dlatego poniej
staram si to uporzdkowa w tym zapisie, bowiem jest koniecznoci, jak si
wydaje - eby mona byo temat zrozumie. - co stanowi dylemat? relacja dwu,
a w szerszym ujciu wicej pl rodzicielskich - oraz jeszcze wczeniejszych
generacji.
wracam do obiektywnego i subiektywnego liczenia jednostek, bo ma to znaczenie
w tym momencie. oto w chwili, kiedy nowe pole osiga stan 512, to starego pola
ju nie ma, w tym punkcie Kosmicznych dziejw si skoczyo. jednak ten fakt
dla obserwatora znajdujcego si w nowym polu (to zaoenie, w tym czasie nie
moe by jeszcze adnego wiadomego siebie i wiata obserwatora, to logiczny
opis procesw) do tego obserwatora taka informacja dotrze i bdzie powodem
refleksji dopiero za kolejnych 512 jednostek. i teraz ciekawe, na co zwracam
uwag, dla obserwatora wewntrznego w polu jest to obiektywnie 512, ale 1024
jednostek subiektywnie. dlaczego? to nie sprzeczno. przecie nie znajduj
si na brzegu pola, jestem gboko wewntrz (w rodku), dlatego warstwa, ktra
dociera do pola ostatnia, do mnie rwnie (mojej powierzchni) jako ostatnia
dotrze. musi pokona wszystkie "zakrzywienia" i 512 jednostek zanim si w
moim odbiorze stanie aktualnoci i chwil "teraz" czyli cznie 1024. dla
mnie pierwsze bd skutki braku nacisku ze starego pola (wzrastanie w polu
luzu, oddalanie si obiektw), a dopiero w dalekiej przyszoci "osobicie
poznam" ostatni warstw (jej brak). obiektywnie wczeniej poznaj skutki nim
ich przyczyn - skutki doznaj obiektywnie, ale przyczyn ustalam logicznie,
jako interpretacj eksperymentu. i dlatego obiektywna wielko procesu 512
jednostek przekada si dla mnie, bytu "w rodku", na 1024 jednostek. widz
i doznaj co, co jest dalek przeszoci.
wane w tym ujciu jest to, e nastpowanie pokole, kolejne generacje pl
kwantowych w Kosmosie, to jest "prosty acuch zdarze", "wynikowy", ktry
nastpuje, dokonuje si "bezporednio". chodzi o to, e "obiekt" ksztatuje
si jako potomny po rodzicielskim na zasadzie "przekazania paeczki", a nie
tak, jak to si dzieje wewntrznie w polu: e jedno pokolenie tworzy si w
ramach krgu rodzicielskiego. w Kosmosie, poniewa pole rozpada i buduje si
"po kwancie" (z kwantw logicznych, na poziomie jednostek logicznych), nie ma
i by nie moe ewolucji wewntrznej w rozumieniu zawierania si w polu. acz
jest oczywicie zawieranie si w Ewolucji i w "ewolucji rwanej" pola. ale w
tym momencie chodzi mi o to, e nowo polowa powstaje "na styk" z procesem
wczeniejszym, to wynik zdarze, a nie zawieranie si w nich. - czyli, kiedy
wewntrznie w polu powstaje fakt potomny, to rodzic istnieje, a nawet
jeszcze jedno pokolenie, dziadkw, ma swoje wane zadanie do spenienia. taki
zawierajcy si w polu proces przebiega w kolejnych wewntrznych krgach i
w efekcie w obserwacji zewntrznej tworzy si stabilizacja ukadu. wewntrz
si wszystko zmienia, eby na zewntrz wszystko pozostao stabilne. - ale w
przypadku Kosmosu i kolejnych generacji pl kwantowych, przy oczywistym si
zawieraniu w takim nieskoczonym Kosmicznym bycie, kolejne pole, nowe w tym
przypadku, powstaje jako "przeduenie" starego, i powstaje jako subiektywnie
zewntrzny fakt, cho obiektywnie i logicznie wewntrz w rwanym procesie. w
takiej analizie, ktr prowadz dla procesw wewntrz pola, poprzednie fakty
(pokolenia) s "zborne" cielenie i wsptworz nowo potomn, w przypadku
Ewolucji w Kosmosie wczeniejsze fakty s "niezborne" cielenie w tutejszym
rozumieniu, ale rwnie wsptworz nowo potomn. std trudno opisania
takiego zdarzenia. subiektywnie to jest ju odrbny fakt, jednak obiektywnie
dalej powizany z poprzednikami.
537

czyli moment wysyania w otoczenie warstw ze starego pola przypada na rodek,


na "penoletno" tego pola, bowiem wwczas skoczy si dla niego nacisk od
wczeniejszych pl i liczy ono sobie 1024 jednostek istnienia. dokadnie
tyle. od tego momentu energia si oddala od starego pola i po pokonaniu 512
jednostek przecina si z innym strumieniami energii. tylko e w tym okresie
(na tym dystansie) pole stare zuszczyo si ju o wielko strony - to ju
"fakt poowiczny". co to znaczy, e pole jest w stanie "poowicznym"? e nie
istnieje ju jako fizycznie stabilna forma, to ju tylko czysty energetyczny
proces, i to koczcy si (dcy do koca). co si obiektywnie (logicznie)
dzieje, jakie procesy tworz fakty tylko e brakuje caej jednej strony do
harmonijnej, penej ewolucji. czyli nie ma ju kto tego obserwowa, przecie
do aktywnej obserwacji potrzebny jest byt stabilny oraz wiat stay w swojej
zmianie. kiedy "rzeczywisto" to tylko jedna z dwu powek jej fizycznie
nie ma. jest Fizyczne zdarzenie, ale nie ma fizyki, a to wyklucza wszelkie
postrzeganie.
zuszczenie si 512 jednostek drugiej i ostatniej strony takiej, ju uomnej
w tym okresie ewolucji, rwnie trwa 512 jednostek a to skutkuje tym, e
"pole-potomne", w chwili zaniku starego, pola osiga okres "modzieczy" i
e jeszcze przez 512 jednostek, do osignicia przez nowo poziomu 1024 (i
dojrzaoci), do tego momentu trwa nacisk docierajcy z otoczenia. dopiero
z chwil, kiedy ostatnie warstwy starego pola dotr do nowego, wwczas nowe
staje si starym i zaczyna wysya, traci do otoczenia warstwy kwantowe. i
by moe budowa wsplnie z innymi kolejny rzut wydarze. kiedy "nowe" pole
osiga wiek stabilizacji, wiek "mski" (rodek, rwnowag rodka ewolucji),
zaczyna traci energi. rozpada si, wybucha, zuszcza brzegowo. kiedy nowe
pole osiga peny zakres, przestaje dziaa hamujcy oraz formujcy nacisk
poprzednikw i dochodzi do tracenia energii. pole rodzicielskie skoczyo si
i nie ma ju procesu pilnujcego i zaczyna si rozpad. ktry potrwa. wszak
utrata jednej caej strony istnienia musi trwa, jednak przekroczenie punktu
rodka ewolucji oznacza zawsze i definitywnie, i nieodwoalnie etap drugi.
i ostatni zarazem.
oczywicie zaprezentowane liczenie mona dokonywa w oparciu o wielko 512
lub 1024, oba s poprawne i oba przedstawiam. raz, dla 512, mam obliczenia z
uwzgldnieniem rednicy zewntrznej "obiektu", bez podziau na strony, a w
drugim przypadku, dla 1024, stronno ju jest uwzgldniona. kiedy licz dla
1024, to ubocznym skutkiem takiego dziaania jest moliwo dopasowania do
tak mi bliskich podziaw na okresy ycia (dziecicy, modzieczy, dorosy i
starczy). ma to swoj warto, bo przyblia do siebie tak pozornie odlegle
wydarzenia i etapy w nim. a przecie te pola to moja bezporednia przeszo
to warunek konieczny tego wszechwiata, tutejszej fizyki, a w ktrym ju
tam rzucie analizy ycia i rozumu. dlatego s wane. - dlatego musz to take
opisywa i wcza w cig zdarze, bowiem bez etapw wczeniejszych swojego
nie zdefiniuj.
czy tak opisany i zobrazowany przepyw energii w kolejnych "porcjach" przez
nieskoczony czas i wieczn przestrze nie jest ciekawy? czy moe by faktem
obojtnym dla lokalnie chwilowego umysu, ktry rzeczywisto postrzega w tak
ograniczonym zakresie? czy nie wprawia to rozumu w stan jeeli nie zachwytu
(bo przecie to Kosmiczny "bana" takie tam sobie "przepywanie" energii tu
i tam) to przynajmniej w stan zaciekawienia? uwaam, e wanie tak jest,
w kadym razie ja tak to odbieram. i to w czysto estetycznym odniesieniu, bez
adnych "takich-tam faktw". wszystko, na kadym etapie procesu (ewolucji czy
Ewolucji), przebiega tak samo, adnych odchyek. w nieskoczonej wiecznoci
(i wiecznej nieskoczonoci) nie ma niczego, co by si z tego wyamywao. i
nie ma niczego "innego i poza", co by proces musiao tumaczy. jedna zasada
- jedna Ewolucja - jeden wynik. a obserwator, rwnie jeden - "od czasu do
czasu".
538

pytanie: jaki przedzia, zakres Kosmosu wspuczestniczy w wytworzeniu si


nowego pola energetycznego? odpowied: na wytworzenie si nowej sferycznej
ewolucji (nowego pola o "rozmiarze" 512), skada si sfera o wymiarach 1024
jednostek. 512 jednostek odlegoci midzy polami + rozmiar pola starego o
rozmiarze 512. - ale zagadnienie nie jest a tak proste, cho zaprezentowane
zliczenie jest poprawne. dlaczego? choby ju z tego powodu, e musz doda
w tym zestawieniu jeszcze poow pola nowego, 256 jednostek. powd? przecie
to rwnie fakt rozcignity na 512 jednostek w Kosmosie ale nie mog tu
wliczy jego caego rozmiaru, bowiem to jest zoenie, najmniej dwu linii. i
tym samym druga "powka" pola przynaley do innego ju procesu. wsptworzy
opisywany fakt, ale nie moe by wliczona.
wicej w przypadku pola symetrycznego, najwaniejszego dla mnie, musz w
tym liczeniu uwzgldnia a osiem linii, czyli kwantem logicznym tworzcym
tak opisywane pole jest wielko 128 jednostek, bo taka wielko ksztatuje
zdarzenie. i nie ma w tym sprzecznoci. dlaczego? wracam do dziaania starego
pola na nowe, a w tym przypadku omiu p cznie w punkcie przecicia. co i
jak si tworzy? ot docierajce do "punktu zogniskowania" fale-warstwy s
o rozpitoci 512 jednostek (maksymalnie, przy wikszej podstawie stoek nie
oddziaa). kada linia, co wane, jest "samodzielna", to nie jest stan, jak
w polu (i wewntrznie) podwojony, "tu" mam zawsze i tylko kwanty samodzielne
i logiczne. wic nie moe proces tworzcy wprowadzi np. podziau na linie,
tory poziome i pionowe, to fakty wystpujce tylko wewntrz. owszem, kiedy
strumie, linia ewolucyjna w postaci "stoka" dociera do punktu przecicia,
dociera maksymalnie w dwu biegunowych punktach (odlegych o 512) i tym samym
tworzy i te bieguny ewolucji, i wyznacza, wsptworzy wszystkie dalej, ju w
rodku (wewntrz) przebiegajce procesy - ale jest "poowicznym" stanem, dla
jednaj linii nie ma caej poowy zdarze. tworzy si proces "dziurawy", on
si toczy, ale jest "kaleki". dopenienie do tej linii moe dostarczy tylko
inne pole, rwnie w wielkoci kwantu logicznego (128 jednostek) i jako fakt
poowiczny. dwa pola, dwie linie i mam kwant ewolucyjny, proces moe si
rozpocz.
ale takich pl-linii dziaajcych, kade po 128 jednostek, musi by w takim
przypadku szczeglnym 8, i to rwnomiernie rozoonych wzgldem siebie - i w
stosunku do tworzcego si nowego pola, co wane. te pola s rozmieszczone w
taki sposb wzgldem siebie i nowoci, e ich strumienie wyznaczaj pion oraz
poziom procesu, s w przesuniciu fazowym. jedne trafiaj w "biegun u gry"
(mona, dla zobrazowania, okreli to jako jako "pnocny czy poudniowy"),
ale inne, druga linia, trafia w "biegun boczny" ("wschodni lub zachodni"). a
to przekada ju si na dalsze, wewntrzne pionowo-poziome poruszenia.
czyli w punkcie przecicia powstanie nowe pole, ktre bdzie posiadao ju
osiem elementarnych linii ale powstanie wanie "w tym punkcie", w tak
opisywanym przeciciu omiu linii idcych z poprzednich etapw, ktre jest,
oznacza t jedn nowo polow. wane w rozumowaniu w tej chwili jest jednak
to, e to jest jeden z punktw, przecie warstwy kwantowe od poszczeglnych
pl oddalaj si wszechkierunkowo, tu nie ma ogranicze. analizowaem do tej
pory jeden wybrany kierunek i wyrniaem punkt przecicia (zogniskowania),
jednak nie mog pomin w analizie tych innych moliwych. o ile w maksymalnym
ujciu na jeden kierunek moe przypa jedna sma energii z poprzedzajcego
pola, to z tego pola energia oddala si jeszcze w siedmiu pozostaych, take
realnych kierunkach. oddala si siedem identycznych strumieni energii wobec
tego, z ktrego powstao wyrnione nowe pole. czy to s stracone linie, tam
nic si nie dzieje? przyjcie takiego zaoenia, cho oczywicie poprawnego,
prowadzi znw do koniecznoci wprowadzenia przypadku lub interwencji dla
mnie oba tak zaprezentowane rozwizania s nie do przyjcia. dlaczego? burz
ad reguy tworzcej procesy. omawiam poziom niebyway skal, ale reguy nie
mog nigdzie zama. skoczono czy wieczno, regua musi by ta sama.
539

co z tego wynika? e nie mog zanegowa moliwoci tworzenia si w kierunkach


pozostaych innych pl energii identycznych do mojego (lub podobnych, bo tu
ju wchodzi w gr okoliczno, czy wszystkie linie si wytworz). wicej dopiero takie zaoenie podtrzymuje i warunkuje istnienie mojego pola. jeeli
to jest zbir podobnych i podobnie powstaych faktw w Kosmosie, istnienie
moje nie posiada ju charakteru skrajnej niemoebnoci. dalej jest w skrajnym
zakresie prawdopodobiestwa, jednak to nie jest cud. sowem, inne pola musz
by, ebym ja mg zaistnie. to tworzy wspomniany "acuch pokole", ju w
skali Kosmosu. obraz zapiera dech, ale jest logiczn koniecznoci, bez niego
wszystko w analizie si rozpada.
pola "wyjciowe", czyli osiem "rodzicielskich" pl wobec mojego, wytwarza w
pozostaych kierunkach rwnie cinienie, ich sfery (ju w ramach Ewolucji
rwanej) spotykaj si z innymi polami (nieskoczono jest "pojemna", wiele
polowych bytw moe wygenerowa) i spotykaj si o odlego 512 jednostek.
od mojego pola do "starego" jest 512, ale "tamto", inne "nowe" pole (wobec
mojego "bliniacze") take znajduje si o 512 jednostek do "starego". czyli
znajduje si ode mnie (od brzegu mojego pola) w odlegoci 1024 jednostek +
512 = 1536, kiedy uwzgldni rozmiar pola rodzicielskiego. z tym, e uoenie
si, rozkad nowych i starych pl bdzie przypomina struktur "krysztau",
rwnomiernie rozoonych w "przestrzeni" elementw, gdzie jednostk liczenia
bdzie wielko "512". moe to by pole "po drugiej stronie" (liczc liniowo,
w "linii prostej"), ale moe by tu "obok", jako efekt ktrej z ssiednich
linii ewolucyjnych (ktra z innych ewolucji bdzie przechodzia w "strefie"
ssiedniej, o kolejne 512 jednostek, przecie to Kosmos i wielo zdarze).
co uzyskuj w takim obrazie? krenie energii w skali Kosmosu. kwanty s w
cigym ruchu, przepywaj pomidzy wydarzeniami, ktre s od siebie odlege
o jednakow wielko. powstaje midzy tymi wydarzeniami nieustannie nowa, ale
jednak, co tu wane, cile powtarzalna struktura. powstaje zazbianie si
wydarze, tworzy si zgodne z dwudzielnym ujciem tworzenie oraz zanikanie
kolejnych pl energetycznych. i to w zgodzie z zasadami, ktre wypracowane
zostay w ramach ewolucji wewntrznej, cznej (w ramach jednego pola) na
kadym poziomie mam jedno reguy. - tylko e taka wymiana midzy kolejnymi
polami to w tym przypadku budowanie si caych "epok", nastpowanie po sobie
kolejnych generacji pl, dlatego obraz jest szalenie ciekawy tu elementem
rozumowania jest jednostka o wielkoci 512, a jej dopenieniem nieskoczono
i wieczno. to na pewno jest proces Ewolucyjny i opisywalny, ale tym razem
w Kosmosie.
czyli idc dalej w tym dziaaniu oraz przyjmujc taki, niewtpliwie bardzo
emocjonujcy obraz za konieczno - zakadajc, e w Kosmosie jest mnogo
pl energetycznych (bezkres) i e s rozmieszczone "co rusz", to z omiu pl
rwnie powstaje osiem nastpnego rzutu. a jeeli doda nastpn i kolejne
"porcje" takich samych pl - no, to mam "dywan" utkany z jednostek polowych
o rozmiarach 512. gdzie okiem logiki sign, tam pole i pole. e nie moje?
ale obsiewa mona...
nieco sobie artuj, za chwil do tematu wrc, bo wany, ale przy pierwszej
mojej analizie tematu namczyem si bo wytworzya si paradoksalna, nawet
bardzo nieprzyjemna logicznie sytuacja. wyonio si w analizie pytanie, jak
to si bdzie obrazowa i przebiega. tutaj prezentowany obraz jest przecie
bardzo spjny, tworzy si, jak to nazwaem, "dywan kwantowy" z pl w Kosmosie
i si tworzy nieustannie, i tworzy si w kadym kierunku po "horyzont" w
nieskoczonoci i wiecznoci... tylko s uwarunkowania. i o te uwarunkowania
w tym momencie gwnie chodzi. bowiem to, co z tego logicznego ujcia wynika,
jest zaskakujce i pocztkowo nie do rozwizania w spojrzeniu od wewntrz i
wanie logicznie. niby wszystko si zgadza, jedno reguy i jedno obrazu
a jednak co jakby nie tak. nie chc od razu zdradza, w czym rzecz, std
te oglniki, ale przyznaj i stwierdzam: sprawa dla umysu jest ciekawa.
540

- stare pola i nowe


- dystans zalenoci
pytanie: jaki przedzia Kosmosu wspuczestniczy w wytworzeniu si nowego
pola energetycznego? powracam do odpowiedzi na to pytanie, tym razem w nieco
poszerzonej formule, to konieczno. dlatego, e relacje midzy generacjami
w polach wymagaj dokadnego zdefiniowania.
powiedziaem przed chwil, e nowe pole wystpuje w liczeniu przedziau, w
ktrym odbywa si jego istnienie (w wyznaczaniu sfery zdarze, ktra oznacza
i umoliwia zaistnienie stabilnej nowoci w Kosmosie), e to jest wielko
256 jednostek (2 x 128 dokadniej, jako podwojenie kwantu logicznego). fakt,
prawda ale wymaga doprecyzowania, i to zasadniczego. niby zdarzenia biegn
prosto, ale ich opis wymaga sporo sw. oto rysunek, na ktry bd si niej
powoywa:

co przedstawia rysunek? nowe pole (w rodku, zaznaczone na zielono) i pola


poprzednich generacji. czyli "pierwszego stopnia pokrewiestwa", niebieski
kolor na rysunku (pole rodzicielskie) i "drugiego stopnia pokrewiestwa",
kolor czarny (pole "dziadkw", eby ju trzyma si pomocnej analogii). dla
uatwienia sobie sprawy i eby nie przecia i tak skomplikowanego szkicu,
oddaj tylko dwie linie ewolucyjne, ale ich oczywicie musi by osiem, i to
pod rnym, w pionowo-poziomym wobec siebie przesuniciu. kada z linii to
stan 128 jednostek, ktry wnosi w "wianie" do nowego i stabilnego pola. gdy
jest to inne pole, np. zbudowane minimalnie z dwu linii, to powyszy rysunek
si sprawdza dokadnie, wanie tak.
zwracam gwnie uwag na wielko zaistniaego ju nowego pola, 512 bo to
ma tu znaczenie. skd taka wielko? to stan 4 x 128 jednostek. dwie, w tym
przypadku dwie linie wnosz, kada z nich, stan 2 x 128 jednostek, ale to nie
jest banalny proces. dlaczego? poniewa, kiedy linia "lewa", idc w opisie
zgodnie z kierunkiem zapisywania i czytania (ale to oczywicie umowa) kiedy
linia "lewa" dociera do punktu przecicia sfery z "praw", czyli w "zerowym"
stanie nowego pola (jego pocztku), pole rodzicielskie jest ju w ewolucji
poowicznej, zuszczyo si na wielko 512 jednostek (tyle trwa przepyw
energii do nowego punktu). i dokadnie ten sam fakt wystpuje symetrycznie
do wytworzonej w ten sposb osi symetrii, ktra to o dzieli idealnie nowe
pole na dwie powki. z dwu kierunkw, w punkcie zerodkowania, buduje si w
efekcie nacisku nowa jako w Kosmosie.
tylko e, co wane, energia w nowo tworzcym si pola rwnie, po pierwsze,
musi by w stanie ewolucyjnym (podwojonym), a po drugie, przepywa ze strony
na stron. czyli, jeeli nie wprowadz nacisku z dwu kierunkw po prostu
sobie przepynie i nic si nie wydarzy. dystans 512 jednostek strumie pokona
bezproblemowo i bez efektw. natomiast kiedy "zderzy" si z przeciwnym, to
co si zacznie dzia, musi si zacz, bo kwant uderza w kwant i cinie go
w gb tak zakrzywionej (zakrzywiajcej) si sfery.
541

zwracam uwag, e dwie jednostki liczenia (2 x 128) z jednego pola, czyli


stan 256, i drugi taki sam stan z pola pooonego symetrycznie - kiedy si
wic spotykaj, nakadaj si na siebie i dopeniaj. jednak w taki sposb,
e kiedy z "lewa na prawo" przemieci si strumie energii (przejdzie przez
o symetrii), to w tym samym czasie drugi strumie przemieci si z "prawa
na lewo", i to dokadnie w takiej samej proporcji, o tak sam jednostk. w
efekcie, w obserwacji zewntrznej, mam po obu stronach osi przez cay okres
stan 256 jednostek dla jednej strony sfery (promie), a 512 jej rednicy. i
to mimo, e strumie kwantw nieustannie przemieszcza si do przodu. w wyniku
dziaania na siebie dwu linii, w zewntrznej obserwacji, ksztatuje, buduje
si stabilizacja. i trwa dwuliniowa ewolucja.
mwic inaczej, gdyby nie drugi kierunek, nie byoby adnego procesu, bo nie
wytworzyaby si o symetrii. punkt spotkania to rodek nowego procesu, ale
i punkt wyznaczajcy, definiujcy odcinek na/w prostej nieskoczonej. przez
siebie przechodzce dwa strumienie energii wyznaczaj w ten sposb i rodek,
i brzeg odcinka (tu sfery w Kosmosie). i jest to sfera 512 jednostek, ale z
kadej strony osi symetrii budowanej na wielko 256 jednostek ale takie
zdarzenie znw buduje 128 z dwu linii, buduje jednoczenie. brak w procesie
drugiej linii wyklucza nowo. podkrelam to.
dalej wane: brzeg. odnotuj to kolejny raz, ale to rzeczywicie niezwykle
fundamentalny fakt. kiedy spotykaj si strumienie energii i "ogniskuj" w
posta sfery, jednoczenie wyznaczaj, "krel" w przestrzeni brzeg tej sfery.
i to jest warunek konieczny dalszej ewolucji, ju wewntrznej. kiedy kwanty
nie mog uciec "w bok", bo z kadej strony dociska pole rodzicielskie, to te
elementy kieruj si, spychane s kolejnymi warstwami "w gb", musz si w
tym kierunku przemieszcza, bo kady inny jest zablokowany. w efekcie co w
rodku zaistnieje, to w generalnym przebiegu tego nowego pola droga ku stanom
osobliwym, maksymalnego zbiegnicia. i potrwa tak dugo, jak jest nacisk z
otoczenia, czyli 1024 jednostek.
dalej zaznaczony na rysunku czny przedzia, 4096 jednostek, w ktrym, po
obu stronach osi na wielkoci 2048, rozciga si przedzia zalenoci midzy
polami energii, to wyliczenie dla "pokole", dla trzech generacji pl. z tym
"zielonym" w rodku, centralnie pooonym, np. moim oraz aktualnym. schemat
powyszy zosta policzony w ten sposb, e pocztek liczenia to "powka" z
kwantu, tu stan "dziadkw", i koniec cyklu po jednej stronie to rwnie stan
"poowiczny", 256 jednostek. z tym, e pocztek w takim liczeniu jest stanem
dwudzielnym, ju "istnieje" (istnia "kiedy", tu chodzi o schemat procesu),
ale koniec, czyli nowe i tworzce si pole, to stan wanie budujcego si
stanu ewolucyjnego, dopenianie si stron. - cay cykl po jednej stronie to
przebieg w formule 8 x 256 jednostek (16 x 128). czyli na jedn stron mam
4 x 512 jednostek a cao, dwustronna cao to 4096 jednostek. przy czym
od razu dodam, e zapewne jako sensown Ewolucyjnie wielkoci bdzie stan
jeszcze podwojony, 8192 jednostek, tak daleko w Kosmosie rozciga si sfera,
w ktrej centrum znajduje si "fakt polowy". tak daleko sigaj zalenoci,
w wyniku ktrych tworzy si nowo.
podkrelam, to nie jest wspuczestniczenie na zasadzie "aktualnej", ale to
schemat zalenoci "ponad czasem" ("Kosmicznym czasem"). przecie pokolenie
"dziadkw" dawno ju obiektywnie nie istnieje, kiedy tworzy si struktura w
postaci nowego pola - tak samo "rodzice" nie istniej, kiedy "nowo" osiga
"dojrzao". jednak to logicznie (i Fizycznie) konieczno, cig pokole w
skali Kosmicznej. nowe pole jest efektem, mona tak powiedzie, "brzegu" w
postaci rwanej Ewolucji o ile konkret, 512 jednostek pola, wymaga brzegu o
cznej postaci, o tyle sfera 4096 (i podwojona, 8192) to "brzeg rwany", to
zakrelenie w "otoczeniu" Kosmicznym "przedziau pokrewiestwa". itd.
przepraszam za cige odwoywanie si do generacji i koligacji midzy polami,
ale to pomaga zrozumie i lokuje mnie w procesie. przecie jestem z rodziny.
542

- 1024 czy 128?


- czci skadowe a cao
- ucilenie
wane: wartoci opisujce powstawanie nowego pola, liczby notowane powyej
jako skadowe tworzce nowo energetyczn w Kosmosie nie naley i nie mona
czyta wprost.
przyznaje, e sam si na tym zapaem i dlatego wiem, jakie to wprowadza do
analizy zamieszanie dlatego te to konieczne ucilenie. bez niego efektem
jest pojmowanie budowania si pola jako "prostego" sumowania si nowoci z
jednostek "rodzicielskich" i cho tak jest, to nie tak banalnie, prosto i
nastpczo. znw daje osobie zna zagadnienie, e rozumowanie proste, kiedy
je przeoy na sferyczne i wielowymiarowe, okazuje si, delikatnie mwic,
nieco "zakrcone".
pytanie: czym jest wielko 128 jednostki w postaci nowego pola? tyle ju w
Kosmosie elementw si zoyo, mam tak, niewtpliwie ju fizyczn ewolucj
i form zjawisk (s jakie wczesne reakcje). co oznacza taki stan? i jedynie
w tych okolicznociach moliwa odpowied: 128 = 1024. to nie pomyka, pole o
sumarycznym stanie 1024 jednostek rodzicielskich to "dopiero" fakt fizycznie
rwny 128 jednostkom.
nawiasem mona do tego liczenia uywa wielkoci kwantu logicznego, ktrego
wielko bdzie wynosia 64 jednostek, to nawet stan bardziej zgodny z tym,
co wczeniej liczyem, ale skoro w tutejszym odcinku opisu wdepnem w kwant
128, niech ju tak pozostanie. niej, wariantowo i w nawiasach, podam take
te wielkoci, ktre obnosz si do kwantu logicznego 64 jednostek.
dlaczego 128 = 1024? proste przecie to jest suma elementw rodzicielskich,
a nie cao nowego pola, co by wynikao z przeliczenia na zasadzie banalnego
i "prostego" dodawania. mwic inaczej, skoro szczeglne, symetryczne pole
buduje osiem linii ewolucyjnych, a kade z nich wnosi w wianie 128 (lub 64
w tym drugim liczeniu) jednostek, to suma, cay tak powstay zbir, pomimo
e liczy sobie 1024 jednostek, nie oznacza czasu trwania (istnienia) nowego
pola (a przecie ta wielko, 1024, opisuje taki fakt), ale oznacza tylko i
wycznie kwant logiczny tej nowoci. tu jako 128 podawany, w innym miejscu
jako 64. czyli 1024 jednostek skadowych, rodzicielskich, buduje nie cae i
skoczone pole, ale jego kwant logiczny, 128 (64) jednostek. jeeli tego nie
uwzgldniam w analizie, kiedy sumuj "wprost" ("prosto"), popadam w spore, a
nawet wielkie dylematy.
czyli - nowe pole to wielko tworzona z omiu linii, ale kada linia wnosi
do nowoci 8 x 128 jednostek, co cznie tworzy wielko (8 x 128) x 8. a
to oznacza, e nowo zaistniae pole buduje 8192 jednostek. - ale te jednostki
w liczbie 8192 to "dopiero" (i a) 1024 jednostek w postaci nowego pola i
jego ewolucji. 8 x 128 = 1024 = 128. lub (8 x 128) x 8 = 8192 = 1024. - dla
zapisu 64 jednostek kwantu logicznego wyglda to tak: 8 x 64 = 512 = 64. lub
(8 x 64) x 8 = 4096 x 2 = 8192 = 1024. (8192 to podwojenie stron.)
czyli tworzenie si nowego pola w Kosmosie naley pojmowa dokadnie tak
samo, jak "wyanianie" si kolejnych poziomw w ewolucji fizycznej, wic jako
"kondensowanie" si struktury. jeden poziom si dopeni i pole, jako cao,
przenosi si "wyej" na drabinie. 128 jednostek rodzicielskich w iloci omiu
linii to dopiero 128 jednostek fizyki, 1024 elementw Fizyki buduje 128
elementw fizyki, bo to jest omiokrotno ewolucyjna. - dlatego kiedy, jak
to jest na rysunku zaznaczone, pole liczy ju sobie 512 jednostek, to wszak
nie oznacza, e jest ju poowa zdarze. rysunek oddaje tylko fakt, e dwie
linie wniosy w zjawisko po dwa kwanty [(2 x 128) x 2]. i to dalej oznacza,
e rzeczywiste zbudowanie si sfery o wielkoci 512 dopiero nastpi, i to w
dalekiej wobec tego momentu przyszoci. w liczeniu sumujcym pole liczy ju
512 jednostek, ale w liczeniu fizycznym to tylko 4 kwanty z 64 i e proces
tworzenia si dopiero zacz.
543

- "polowa" "struktura" "kwantowa"?


- kwant logiczny Kosmosu?
- "czas" i "przestrze" i nieskoczono
pola energii wic na siebie dziaaj, co si lokalnie buduje i teraz wane
pytanie: co si w Kosmosie tworzy? nie lokalnie tym razem, ale "generalnie"
i "w caoci". pytanie jest ciekawe i wane, to rozwinicie wyej zapisanego
cigu pokole, w tytuliku rozdziau ju zawarem na nie odpowied. co teraz
powstanie, co w takim rozumowaniu mona powoa do "istnienia"? czy bdzie
to "polowa" "struktura" "kwantowa"? tak naprawd jedynie znak zapytania w tym
zdaniu moe by bez cudzysowu, bo rzeczywicie wyaniajcy si z rozwaa
obraz jest co najmniej zdumiewajcy.
czym dysponuj w tym punkcie analizy, jaki obraz powstaje w zaprezentowanym
schemacie dziaania na siebie pl energii? uzyskuj oto ni mniej, ni wicej,
ale dokadnie zaleno kwantw logicznych. mam rozoenie bardzo dokadne
i rwnomierne oraz nieskoczone i wieczne kwantowych wielkoci. a take, co
jeszcze bardziej zdumiewa, mam "stabiln zmienno" w przepywaniu energii.
mam wymian sfer i kwantw midzy dwoma ewolucjami, ktre tworz jednostk
liczenia w postaci "kwant-pole". mam take symetryczne rozoenie wydarze
i przechodzenie kolejnych fal wzgldem siebie, i nieskoczony-wieczny proces.
itd. itp. - mam "super-pole", w ktrym kwantem logicznym jest wielko 512
jednostek, a odlego midzy nimi rwnie zawsze i wszdzie buduje si jako
wielokrotno stanu 512. czyli uzyskaem w takim obrazie nie co innego, jak
Kosmiczne "pole kwantowe" "w stanie rwnowagi" - ktra jednoczenie rwnowag
(bezruchem) nie jest, bo przecie toczy si w nim ewolucja w ramach Ewolucji
(dopiero skutkiem Ewolucji realizuje si wzmiankowana rwnowaga w Kosmosie).
czyli jest to dla Kosmosu "wieczna zmiana" - zasad staoci w Kosmosie jest
wieczna zmienno.
mam tu rwnie, co wane ewolucyjnie, zawsze na jeden kwant logiczny jeden
kwant prni. czyli odlego midzy polami jest tej samej wielkoci, ktra
przypada na pole (kwant logiczny w postaci caego "pola 512" otacza prnia
o "wielkoci" 512 jednostek). mam wic dwudzielny stan kwantw logicznych,
prni i energii - co na najniszym poziomie, absolutnego "drobienia", take
posiada swoj analogi w postaci kwantu logicznego. rzd i gabaryty zdarze
zmieniaj si, ale nie regua.
ale mam tu rwnie zasad w jej trwaniu. czyli przechodzenie energii midzy
kolejnymi elementami (tu polami), i to w rytmie "przez poow". wic jest i
ta zasada zachowana. mam poowiczny rozpad caego pola, a zarazem poowiczne
jego powstawanie. mam przepyw energii z punktu do punktu, jako sferyczne
zdarzenie i przechodzenie jednej sfery w drug, i przy spenieniu zasady, e
jest to zawsze wymiarami taka sama sfera, czna sfera. - mam przepywanie
energii midzy punktami, wymian energii, a jednoczenie zachodzi maksymalna
stabilizacja procesu i nie ma dowolnoci. - mam wzajemne na siebie wpywanie
wydarze, i to w postaci nieskoczonej, bo takie pole powstaje i ginie i
nie ma koca. mam wic acuch, krenie energii nieskoczono-wieczne. - mam
te spenion, i to "idealnie", zasad rodka. dlaczego? bo kade pole samo
dla siebie jest symetryczne, ale i w ramach pl stanowi "stan osobliwy" dla
zjawisk (jest brzegiem procesu). - mam lustro, o symetrii procesu w postaci
"poowy" pola, o ktre "odbija" si ewolucja - a nowo w takim "procesie"
buduje si na/w "starym" zdarzeniu, i zarazem samo, przekraczajc "poow"
istnienia, staje si starym i zasila nastpne generacje. - kade pole jest
nowe, a zarazem inne - kada ewolucja dzieje si na bazie "przerobionej" ju
energii (i to nieskoczenie), a zarazem zawsze w nowej postaci, bez dnej
naleciaoci formy. - zawsze mam kwanty, tylko i wycznie pojedyncze kwanty
logiczne w tym procesie. kwanty logiczne buduj pola-wszechwiaty, ale te
pola-wszechwiaty s kwantami logicznymi w Kosmosie... kwant do kwantu - i
zbuduje si Kwant. itd. itd. itd. - i jestem.
544

warto odnotowa, e powysza "litania" od razu wyklucza wszelkie takie-tam


pomysy, np. tzw. "kreacjonistw". Ewolucja w/na "poziomie" Kosmosu, czyli w
logicznym ujciu "bytu" maksymalnego, staego, nieskoczono-wiecznego, ale i
dwudzielnego zarazem (energia + prnia) Ewolucja w Kosmosie to proces w
ustawicznej odmianie (bezkresna) - to jest ustawiczna odmiana, zmiana, tylko
e wanie Ewolucyjna. czyli wedug reguy, nieodmiennej nigdy zasady, ktra
si przez zaistniae fakty manifestuje. i dlatego jest to dynamiczne, ale i
stabilne odmienianie si, pozostaje w cigym i przemiennym tworzeniu si i
zanikaniu wicej: jest tym tworzeniem-zanikaniem (sformuowanie analogiczne
do wybuchu-zapaci, jako skadnikw procesu nierozdzielnych od siebie, kiedy
je opisuj). jest "pole energii" w Kosmosie nieskoczone, a zarazem posiada
skoczone elementy, jest procesem wypadkowym i okrelonym ramami, ale tworzy
si z nieskoczonego strumienia. wydarzenia cigle powstaj jako lokalne i
skoczone z tych przej, ale procesy krtkotrwae, skoczone swym istnieniem
na to nieskoczone wydarzenie Kosmiczne si skadaj. itd.
zwracam szczeglnie uwag na ten obraz, ktry z tego zbioru cech si wyania,
powstaje co zaskakujcego. nieskoczono, ktra ma swoje istnienie lokalnie
skoczone w postaci pola energetycznego, a przez zoenie takich stanw jest
nieskoczona przy czym jednoczenie ta nieskoczono jest gwarantem owej
lokalnej skoczonoci (bowiem nie byoby jej inaczej, gdyby byy tu jakie
"granice", kiedy Kosmos byby czym "obramowany"). musi by "nierwnowaga" w
postaci jednego kwantu logicznego absolutnego na ktr ze stron (najpewniej
prni) - musi by "logiczna" nierwnowaga, eby powstaa i co wane toczya
si wypadkowa Ewolucja. itp.
tak oto powstaje obraz, w ktrym jest maksymalnie stabilne, a jednoczenie
wiecznie (i nieskoczenie) odmieniajce si pole kwantowe. i to "pole", ktre
naley rozumie jako "super-pole" e to polowa struktura kwantowa. w kadym
kierunku to samo zawsze i wszdzie.
pragn w tym miejscu zwrci uwag na konsekwencje, poniewa mocno si z nimi
siowaem - bo powstaje obraz dla mnie niezwyky. z jednej strony niebywae
w nieskoczonoci ustabilizowanie, ktre realizuje si przez zmienne fakty
polowe (kwanty-pola) - ale z drugiej buduje si struktura, w ktrej brak ju
ruchu. podkrelam, nic si w tej strukturze nie przemieszcza - cho wszystko
si tutaj miesza jednoczenie. mam na "wysoko-szeroko-dugo" "kwantowe
pole", "dywan", "kryszta" - czy jakby to nazywa. w kadym "kierunku" wida
"to samo" i stabilne - ale w odmienianiu si. mam jedno, struktur, ktra
jest niezmienna, ale jest tak poprzez swoj cig zmienno. wszystko si
zgadza z ujciami logicznymi, wszystkie zasady s spenione - tylko, eby to,
nie ma ruchu, poruszania si obiektw. a bardzo, bardzo byem przywizany do
niego w analizach Kosmosu. tutaj, w tym ujciu, uzyskuj "bezruch w ruchu" co zaprzeczajcego "przemieszczaniu" si elementw. mam "kryszta", jak to
nazwaem, bo wszdzie jest to samo, kade tak wyznaczone pole-wszechwiat to
kwant, ktry jest kwantami otoczony, i to na kwantow odlego. przepywa
energia w kadym kierunku (kwantami), ale "struktura caociowa" nie zmienia
si ani na kwant, nie "przemieszcza" ani o kwant. wszystko na wszystko si
zmienia - ale nic si nie zmienia.
powtarzam, wszystko w tym modelu si zmienia, ale nie ma ruchu, potencjalnego
rozprzestrzeniania si kwantw "do nieskoczonoci". przywizany byem do
ujcia, w ktrym energia si przemieszcza, i to swobodnie. postrzegaem to
w ten sposb, e kwanty w Kosmosie "odpadaj" od pl, ale e opadajc gdzie
pdz, e kwanty z kwantami si "spotykaj" w przeciciach strumieni, e co
na zasadzie "wolnoci" bez ogranicze si dzieje. itd. jednak widok "kwantowej
struktury polowej", przyznaj, mnie zaskoczy. mocno zaskoczy, wrcz nawet
poruszy. bo wszystko w tym ujciu zgadza si z logik jednak nic si nie
zgadza z emocjonalnym, w tej analizie wanym przecie elementem. - czy jest
bd - a jeeli, to gdzie?
545

zastrzeenia do tego ujcia ju zgosiem, czas na nastpne. bo przecie nie


jest tak, e tylko znak zapytania mog pozostawi bez cudzysowu w powyszym
zdaniu (o "polowej strukturze kwantowej"). rwnie pozostae skadniki tej
logicznej "polowej struktury" Kosmosu rwnie tak zarysowana "rozpito"
Kosmicznych wydarze nie jest sprzeczna z wczeniej czynionymi analizami,
ale tworzy to razem obraz, ktry wzbudza emocje, co w nim jest nie tak. przyznaj, mam skonno do postrzegania Kosmosu jako losowo "zapenionego"
elementami (polami energii) nadrzdnego "wydarzenia" do takich chwilowych w
tej skali faktw w postaci pola-wszechwiata, ktre tylko lokalnie-i-kiedy
uzyskuje obserwowaln posta (bo z obserwatorem wewntrz). ale, jak wida z
przyjtych zaoe, wychodzi mi co, co jest z tym obrazem - nie skrajnie,
ale mocno sprzeczne. zasady pozostaj w kadym kroku analizy dokadnie te
same, cechy tak opisanego Kosmosu pozostaj w obu ujciach zawsze takie same,
zoenie w obraz przebiega tak samo i tworzy tak sam "zmienn stabilno".
- tylko e tak budujcy si obraz jest wyranie odlegy i odmienny od tego,
co preferuje "postrzeganie emocjonalne". czyli z jednej strony mam "bezruch
w ruchu", z drugiej "ruch w bezruchu".
to nie jest tylko zabawa sowami, ale dokadnie przeciwstawne "obrazy". bo
"bezruch w ruchu" to ujcie wzmiankowane jako "kryszta", gdzie wszystko jest
dokadnie poukadane i stabilnie zmienne (wiecznie-nieskoczenie zmienne)
natomiast "ruch w bezruchu", to przemieszczanie si energii w "bezruchu", w
pustce Kosmosu, w "bezruchu" nieskoczonoci-wiecznoci. w jednym ujciu ruch
jest bezruchem w drugim bezruch warunkuje ruch; raz wieczny ruch warunkuje
wieczny bezruch raz wieczny bezruch warunkuje wieczny ruch.
adnie to brzmi, tylko co wybra? oba ujcia? jedno? adne? logicznie oba s
poprawne, ale analiza na poziomie emocjonalnym si nie zamyka (a to argument
wany). tylko czy jest tu sprzeczno, czy nie mona logiki z emocjami jako
pogodzi? nie jest dla mnie adnym pocieszeniem myl, e to moe by bd w
logicznym dziaaniu. nie jest take takim pocieszeniem znacznie waniejsze
ustalenie ewolucyjne: e nigdy nie moe by jednostkowego stanu w ewolucji.
co, inaczej mwic oznacza, e nawet i "wizje" musz by w przedziale, nawet
wizja Kosmosu, ktry ju wyjciowo i wiecznie jest stanem dwoistym. c mi z
tego, skoro tak powstay obraz nie tyle si wyklucza, co jest dopenieniem
wzajemnym - to symetryczne moliwoci tego obrazu. Kosmos jest jeden, ale na
kocu mam dwa jego "zobrazowania". ech.
czy mona z tego wyprowadzi stan wsplny? nie. i to jest w tym najciekawsze.
bo oba ujcia konkurujc ze sob, a logicznie dopeniajc si, jednoczenie
tworz peni ujcia (podkrelam: jednoczenie). - oto mam do dyspozycji po
jednej stronie taki stan Ewolucji, e jest to w nieskoczonoci-wiecznoci
losowa wielko wydarze - e, mwic inaczej, zdarzenia s oparte o zasad
"wyboru" i losowo. czyli w tym ujciu przewaa ruch nad bezruchem, uzyskuj
stabilizacj przez losowo. - w drugim, rozpatrywanym obecnie ujciu, mam
sytuacj, e jest jedno, jake Kosmiczne pole kwantowe. rwane pole, a jednak
caociowe. realizuje si jako skrajnie dajc si pomyle stabiln zmian.
losowo w tej Ewolucji jak najbardziej wystpuje (wewntrznie), nic si nie
zmienia w zasadzie, nie ma ogranicze a jednoczenie mam "nieruchom" przez
swoj zmian wielko "super pola". cho wszystko pynie (przepywa), kwanty
trwaj. w jednym ujciu losowo powstaje ze stabilizacji adu, w drugim ad
powstaje ze stabilizacji losowej. w jednym ujciu powstanie ycia jest bardzo
i bardzo mao prawdopodobnym (cho nie zero), w drugim takie zdarzenie staje
si regu i tworzy si istne pandemonium rozumw. w jednym tego rozumu jest
za mao, w drugim a za duo (bo w kadym polu takie wydarzenie raz si musi
zdarzy). - raz ad w formie skrajnego porzdku (ale maksymalnie zmienny),
raz nieporzdek doprowadzony do skrajnoci, a przez to uporzdkowany.
z jednej strony ad zasady i zmienno, i wieczny ruch - z drugiej ad zasady
i zmienno, i wieczny ruch. ...
546

- "ujednolicenie"
pierwszy raz si zdarza, e nie potrafi zaj stanowiska oraz nie potrafi
wybra pomidzy moliwociami. wydaje si, e na/w tym dwoistym zobrazowaniu
Ewolucji w Kosmosie koczy si moje analizowanie procesu. ujcia, owszem, si
dopeniaj i warunkuj - ale s odmienne. wydaje si, e nie mog postpi
inaczej, jak potraktowa je jako uzupeniajce si, przecie nie zni si
do rzucania monet, ktr opcj wybra. jednak cigle nurtuje mnie pytanie,
czy nie mona tych uj uzgodni? - ot mona.
powysze zdania (i strony), to zapis wspominanego szamotania si z tematem.
w kocu chodzi o skrajny, brzegowy stan logiki (jeszcze w znaczeniu "brzeg
ewolucyjny", bo to dwa elementy, ktre postrzegam "od wewntrz"), dlatego to
nie mogo by proste. i nie byo. bardzo dugo oba podejcia byy dla mnie
rwnowane, kady przytoczony wczeniej argument (i inne) tylko powiksza
zamieszanie. pojawia si przykra "oscylacja" w myleniu, przychylaem si
raz do jednego ujcia, raz do drugiego. doszo do tego, e musiaem spojrze
za okno, zrobi przerw, przemyle na spokojnie okolicznoci. i cho tak do
koca (nawet dzi) nie odrzucam ujcia "bezruch w ruchu", czyli "krysztau"
rwnomiernego rozoenia, ostatecznie przechyliem szal na stron "ruchu w
bezruchu". i nie by to wybr na zasadzie mniejszego za, poniewa stoj za
tym powane fakty i argumenty.
co zadecydowao? nie rzucaem monet, nie przekonywaem si emocjonalnie, ale
zaway i przeway wany argument w postaci: "czas absolutny" i "przestrze
absolutna". tak, dokadnie te pojcia musiaem tutaj wprowadzi. i to nie na
zasadzie "ciekawostki", ale jako logiczn konieczno. oczywicie te nie na
zasadzie, e co takiego istnieje, bo nie ma czego podobnego, ale dlatego,
e to ja opisuj (obrazuj) Kosmos, a nie wydumany byt. ja, czyli osobnik z
tego i tutejszego zakresu czasu i przestrzeni. jeeli opisuj Kosmos, czyli
nieskoczono-wieczno, to czyni to w jakiej "skali czasu i przestrzeni".
oczywicie (i oczywiste) na tym poziomie jest to umowa, musz tak dziaa,
bowiem tylko takimi elementami dysponuj, to jest mj zakres postrzegania i
definiowania wiata. to nie "czas" istnieje w Kosmosie, ale ja, obserwator,
narzucam na nieskoczono skal mi znanych wielkoci nie ma "przestrzeni"
Kosmosu w wiecznej formule, ale to moje zdolnoci rozumowania tak to ujmuj.
nie Kosmos zawiera w sobie tre do poj "czasu-i-przestrzeni", ale ja mam
je w sobie (i jestem z nich). korzystam z abstrakcji wywiedzionych "std" i
opisuj nimi "tam". przenosz je o rzd wielkoci wyej, zgoda opisuj stan
i zakres "poza", prawda - ale nie mam innych. eby odda i okreli fakt, e
pole-wszechwiat si tworzy, przepywa przez niego ile tam strumieni energii
(kwantami), a nastpnie, jako tego skutek, powstaje w innym "przestrzennym"
punkcie Kosmosu nowo w postaci pola-wszechwiata - musz to jako dla mnie
"strawnie" uj. to jest zawsze tylko i wycznie abstrakcja, i wyskalowana
tutejszymi jednostkami fakt, nie neguj tego, ale jest to na pewno bardzo
uyteczna abstrakcja. i konieczna.
"czas absolutny" i "przestrze absolutna" - co to daje? pozwala mi wczeniej
wzmiankowany "kryszta", "dywan" - "polow struktur kwantow" zobrazowa i
ujrze w prawidowym "wymiarze". to znaczy, owszem, taka "polowa struktura
kwantowa" bdzie i powstaje cay czas, ale jako realizowanie si "w ramach"
"absolutnego czasu". czyli, owszem, jest tak opisywany przepyw energii, on
si tak dokadnie realizuje, ale w skali "czasu" i "przestrzeni" Kosmosu. to
nie jest "fakt" "jednoczesny", nie "teraz", nie "obok" - ale "poprzez czas".
kwanty-pola powstaj w takiej "krystalicznej" strukturze, ale jest to "obraz"
"zsumowany" i "historyczny". naoyy si tutaj ujcia z bardzo wielu z
nieskoczenie wielu "stanw chwilowych" Kosmicznej Ewolucji. w tak zbudowanej
strukturze kwantowej pola-wszechwiaty powstaj, zgoda - ale "mijaj" si w
procesie o "ile tam jednostek". obraz sumaryczny jest "zapeniony" takimi
polami, ale one realizuj si "przez ca wieczno".
547

mog dla lepszego zrozumienia wprowadzi podobny stan, jak w polu: chwil w
procesie, "stan chwilowy Kosmosu". i w takim jednym "stanie chwilowym" mam
drugi obraz, w nim spenia si druga wizja. w "jednej Kosmicznej chwili", w
ramach nieskoczono-wiecznej Ewolucji (fajnie to brzmi), wystpuje "ruch w
bezruchu" - czyli procesy tworz si jako lokalne i losowe, z wielu rnej
"jakoci" pl buduje si "nowe" pole-wszechwiat. ale, podkrelam, jest to
proces losowy, nie ma zdeterminowania. na poziomie Fizyki Kosmosu, tak samo
jak na poziomie pola-wszechwiata, jest losowo wyboru kierunku ruchu oraz
twarda i staa regua zmiany wybr w zbiorze dowolny, ale przebiega wedug
jednej reguy. i wszystko si zgadza. w ramach "chwili Kosmicznej", jednej
"warstwie" w Ewolucji, mam powtrzenie rytmw i regu budowania si zjawisk
w polu - skala inna, ale rytm ten sam. argument, e jest to analogiczny, ten
sam mechanizm na kadym poziomie, ten argument przesdza, Fizyka Kosmosu jest
tu argumentem rozstrzygajcym. czyli Kosmos ma w sobie losowo.
dlaczego wic przypadek drugi, w ktrym mam rwnomierno rozoenia kwantw
pl, dlaczego ten obraz narzuca si z tak intensywnoci? odpowied zawarta
jest w psychice obserwatora: to ja, analizujc zjawiska rozdzielne ze swojej
natury, a tutaj rozdzielno ma "wymiar" nieskoczonoci i wiecznoci, nie
mog tych "przerw" zanotowa, odczu, pomierzy w uzyskanym obrazie. dla mnie
te "podpoziomy" znikaj, lizgam si po powierzchni - i w efekcie uzyskuj
obraz tylko czny, zsumowanie zjawisk ponad nieskoczonoci. oczywicie dla
obserwatora zaistniaego (i chwilowego), wydarzenia rozwleczone w skali tak
ogromnej (bo nieskoczonej) nie istniej, s informacj nadmiarow do tego,
co postrzegam na co dzie, czyli siebie oraz okolice. ale w logicznym ujciu
s konieczne i niezbdne po to, eby nie powsta tak zsumowany, skondensowany
poprzez "czas-przestrze" widok Kosmosu. on jest poprawny, ale tylko wwczas,
kiedy pamitam o przerwach midzy zaistniaymi faktami w postaci pl. kiedy
o tym nie wiem lub kiedy o tym zapominam, popadam w "umysopols".
mimo wszystko niepewno jednak pozostaje, przyznaj to. mam wiadomo, e
to jest moja, obserwatora, przypado, ale wahanie utrzymuje si. dlaczego?
przez skal zjawiska, a raczej przez skutki dla rozumu. wspomniaem, e w
ujciu z losowoci oraz swobod wybory kierunku, w takiej skali zaistnienie
rozumu to szalenie "mao" prawdopodobne wydarzenie. w modelu "sztywnym" jest
to regu - w modelu "wolnociowym", prezentuje si to jako fakt o wyjtkowo
skromnym zajciu (w nieskoczonoci-wiecznoci). nie zerowym, jak podkrelam,
ale "maym". oczywicie mona to potraktowa jako analogiczny przypadek, ju
na/w poziomie Kosmosu, e rozum to "punkt" w ewolucji (tu Ewolucji), jak byo
w ramach pola-wszechwiata, gdzie rozum "realizuje" si punktowo, tak samo
dzieje si to w Kosmosie - ""punktowo"". tylko dylemat: jak wyznaczy w skali
nieskoczonoci-wiecznoci punkt? na/w polu-wszechwiecie jest to proste, to
"odcinek" w Kosmosie - ale jak to przeprowadzi na/w prostej rzeczywistej?
e to musz, tak czy owak, sprowadzi do siebie, mwiem wielokrotnie, nie
ma innego sposobu - ale...
ale to przecie oznacza, e Kosmos, nieskoczono-wieczno mona zliczy,
zwymiarowa, e rwnie na tym "poziomie" s jakie rytmy, s "wyrnione"
mniej i bardziej "etapy" Ewolucji. i cho odrzuci tego nie sposb, kci si
to z wolnoci wyboru przez kwanty ich losu. nie jest to dylemat bahy, a
jego rozwizanie znw naley umieci w moim postrzeganiu "brzegu", tym razem
brzegu logiki. przecie w tym punkcie si znajduj. dokadnie w takiej samej
pozycji i sytuacji ja teraz jestem, ktrej dowiadcza eksperymentator-fizyk
wobec wszechwiata, tylko badany ukad si zmieni i rzd wielkoci. obecnie
ja analizuj "od rodka" Ewolucj i nie mog, a w kadym razie jest to bardzo
trudne, odrzuci "drgania" "rzeczywistoci". nie mog opisa "osobliwoci",
"brzegu zerowego" dla logiki, bowiem cigle mam i musz mie dwa elementy
do analizy. czyli zawsze w obrbie "Ewolucji" si zawieram. te dwa elementy
to energia i prnia, zero i jeden. i ruch.
548

- rozum w Kosmosie
- Kosmos, postrzeganie przez rozum
- ile rozumw?
kiedy analizuj pozycj rozumu w Kosmosie, to nie analizuj zewntrznie do
Kosmosu, ale "wewntrznie", zawsze pozostaj w jego zakresie. granicy, brzegu
w Kosmosie nie osign, poniewa w tym przypadku sprawa dotyczy granicy nie
fizyki, ale Fizyki czyli logiki. moimi stanami elementarnymi mylenia s
prnia i energia, zero i jedynka. mog zblia si do brzegu, ale zarazem
wiem, e nie mam adnych moliwoci sign tego "punktu" w analizie, i to
nigdy. to rwnie dookrela wczeniej zapisan uwag, e nie mog postrzega
procesw w postaci "przerw" w nieskoczonoci, dla mnie ich rzeczywicie nie
ma, to s moje, odnoszce si do poziomu Kosmosu (i logiki) stany osobliwe,
wielkoci punktowe rozumowania. skutkiem tego w analizie proces "z przerwami
osobliwymi" (w postaci nieskoczonoci), to mi umyka w analizie, dlatego nie
mog zawrze w opisie "stanu osobliwego" i go zastosowa. z tego powodu, kiedy
ustalam "fakty" w Kosmosie, ju w ujciu "absolutnym" (czyli "ponad Czasem i
Przestrzeni"), "cz" "zdarzenia" w jeden "cigy proces", i pojawia si
"kryszta". i bd gotowy.
zagadnienie "brzegu Kosmosu", jak wida, jest ciekawe, trudne, wnosi wiele
do ustale, dalej do niego w specyficzny sposb powrc, jednak w tym punkcie
nie mog oprze si pokusie, eby nie wprowadzi szokujcej zaiste, jednak w
tym rozumowaniu, w tym odcinku analizy Kosmosu jak najbardziej zasadnej, bo
wynikajcej z przyjtej procedury jednostki liczenia wydarze: ilo rozumw
w Kosmosie. rozkad rozumw - jaki bdzie? ile rozumw, jak czsto? czy mona
to zdefiniowa? pytania, wydawaoby si, e bez sensu, bo jak zwymiarowa i
wedug jakiego kryterium, i jakiej jednostki Kosmos, jak opisa "zdarzenie"
nieskoczono-wieczno? czy to nie jest zadanie z gatunku absurdalnych? nie, okazuje si, e nie. mona, ponownie zakotwiczajc "punkt szczeglny" w
moim istnieniu (czyli rozumu jako takiego), mona pokusi si o co, co nie
tak dawno jeszcze wydawaoby si majaczeniem. mona opisa Kosmos oraz mona
zdefiniowa Ewolucj - "jako" mona. tylko czy rozum to zadowoli?...
ile zajmuje rozum w nieskoczonoci? 1/8 (jedn sm). jednostka przez swj
zapis jake absurdalna, ale przecie logiczna. na takim obszarze, na kwancie
logicznym "struktury kwantowej" Kosmosu, na/w jednym z omiu kwantw-polach,
znajduje si teoretycznie zawsze ycie. a takich "ywych kwantw" jest jeden
na szesnacie. szesnacie, bo dochodzi w liczeniu po kwancie prni pomidzy
polami, co daje cznie 1/16 nieskoczonoci, ktra jest "zarozumiona", wic
zasiedlona. potencjalnie tyle. sporo, jakby nie patrze. jednak sowo "zawsze"
musz bra w cudzysw dlatego, e ponownie zachodzi, przed chwil wyraone
ograniczenie, e analiza "gubi", nie dostrzega "pustki" midzy zaistnieniem
kolejnych rozumw, przerwy potencjalnie nieskoczonej. analiza t "przerw"
ruguje z rozumowania i nie dostrzega, "przeskakuje" ponad ni w "czasie oraz
przestrzeni". dlatego wyraenie "zawsze" jest tu opisem "procesu" bez tego
nieskoczonego "dna", ktre "fizycznie" (Fizycznie) zaj musi. i dlatego na
osiem pl jedno jest z oznakami rozumu. - mwic inaczej, kiedy ustalam tak
"zagszczenie" rozumu w Kosmosie, to opisuj "fakty" w formule "absolutnego
czasu" (wiecznoci). a w takiej skali rozumw rzeczywicie jest duo i zawsze
jaki istnieje - jednak praktycznie to rzadki przypadek.
oczywicie jest to liczenie "idealistyczne", wic logicznie poprawne, ale nie
uwzgldnia "uwarunkowa" Fizycznych. czyli moe by w polu rozum, ale po
pierwsze - chwilowo, ju si "zuy" (wyskwiercza na atomowym ronie), albo
nie zaistnia, albo nic mu do wiata (bo kontempluje) itd. a moe go nie
by zupenie, zero rozumw w tej skali to wielce prawdopodobny stan. dlatego
pojawia si dylemat: ile rozumw? a w kadym razie, ktry brzeg tego widzenia
jest bliszy stanu istnie rozumnych w Kosmosie? czy jest mao, czy duo tego
rodzaju zdarze? itd.
549

tu chc zwrci uwag na pewien element logicznej analizy, ktry ma spore w


tym przypadku znaczenie. ot mwic o 1/8 nieskoczonoci, nie popeniam
bdu - poniewa nie ma znaczenia, ile "realnie" bdzie "wysepek" rozumu w
takim Kosmicznym rozoeniu. dlaczego? przecie energii jest w Kosmosie a
i tylko (i dokadnie) "jedna druga", poowa. - w nieskoczonoci-wiecznoci
poowa kwantw oznacza energi, druga oraz dopeniajca powka, to prnia.
Kosmos to "stan" dwudzielny z zaoenia, jego fundament Fizyczny (logiczny)
to CO i NIC, energia i prnia, zero jedynka. to s cznie, podkrelam to
ustalenie, bo szalenie wane, to cznie stanowi Kosmos. nie CO i NIC jako
"fakty" osobne, ale cile, logicznie absolutnie cile powizane. jedno bez
drugiego nie istnieje, jeden element warunkuje drugi i warunkuje, co wane,
rozumowanie. przecie nie mog operowa w analizie tylko jedynk czy zerem,
te dwa skadniki buduj wszystko. i oznaczaj Kosmos.
dlatego, kiedy w rozwaaniach o Kosmosie i jego Ewolucji, mam po po jednej
stronie rozbiege maksymalnie wszystkie kwanty logiczne, i to do "postaci"
"osobliwoci" Kosmicznej (dobre okrelenie) a taki stan przecie moe-musi
wystpi w nieskoczonoci-wiecznoci, to w takim "rozoeniu", jakby na to
nie spoglda logicznie, uzyskuj "zajto" Kosmosu w formie "poowy". taki
nieskoczony i rwnomierny rozkad kwantw CO, to tylko p nieskoczonoci
i nigdy wicej. bo druga "powka" na zawsze (wiecznie) przypada dla prni.
ale, i tu kolejna ciekawostka, drugi "stan osobliwy" w skali Kosmosu, a wic
maksymalne zbiegnicie si w "jedno" "caej energii", a tego w tej skali
przecie rwnie wykluczy nie mog, to take "tylko/a" stan poowy, jednej
drugiej nieskoczonoci. jeden i caociowy kwant logiczny Energii w Kosmosie
to powka kwantu "rzeczywistoci" na takim poziomie analizy. - jednoczenie
i kady poredni rozkad energii, a wic kilka, kilkanacie, kilkadziesit nieskoczenie wiele kwantw lokalnie zbiegych w jednostk (kwant logiczny
jaki "gabarytw, pole kwantowe jaki "rozmiarw) - to take zawsze i tylko
poowa, jedna druga nieskoczonoci. prni jest zawsze i tylko poowa ale
i energii jest zawsze i tylko poowa. prnia si nie zmienia, a energia ma
rne "rozmiary", ale to zawsze "tylko" powka zbioru. dlatego nie ma ju
znaczenia, ile takich rozumnych wiatw, pl-wszechwiatw w Kosmosie si w
danej chwili pojawia to zawsze jest wyznaczony przedzia. tylko i wycznie
w nim rozgrywa si ten dramat.
co take ciekawe, nawet w przypadku, kiedy moje liczenie nie bdzie odnosio
si "do caoci", czyli do stanu energia-prnia, ale ogranicz si tylko do
energii, wynik bdzie identyczny, poniewa energia rwnie jest opisywalna
nieskoczonoci - i nie moe si inaczej, jak "poowicznie" rozkada. wic
mona rozumy w Kosmosie zlicza "aktualnie" i "historycznie". jeeli policz
pola obdarzone rozumem w ujciu "ponad czasem i przestrzeni", bdzie takich
zjawisk duo - nieskoczenie, a ja na/w tej prostej jestem tylko "punktem",
elementem zbioru o nieskoczonym stanie. jeeli policz "aktualnie", takich
ukadw w Kosmosie moe by sporo, jednak bdzie to uwarunkowane rozkadem
energii. i jej stanem "skupienia". przy czym, co ciekawe, znw pojawia si,
tak dla ujcia aktualnego, tak historycznego zasada, e moe to by przedzia
0 1/8 rozumw. dlatego taki, e niezalenie, czy analiza dotyczy "przekroju
historycznego", czy "przekroju chwilowego", w kadym przypadku do "obrabiania"
mam poow rzeczywistoci. energii ani nie przybywa, ani nie ubywa - ani nie
zmienia si jej posta. mam zawsze p Kosmosu zapenionego kwantami energii,
a pochodn tego jest wielko przedziau dla rozumu, moliwoci zaistnienia
rozumu.
czy najczstszym stanem bdzie rodek i blisko rodka tego przedziau? na to
wskazuje logika. skrajne przypadki, czyli rozproszenie si lub zapa a "do
jednoci" energii, s moliwe i konieczne (i wystpuj), ale przecie zawsze
skrajnoci tworz si najrzadziej. dlatego mona przyj, e rozumw w skali
Kosmosu teoretycznie dostatek - tak okoo rodka przedziau (1/4).
550

- "skalowanie" nieskoczonoci
- argumenty za skalowaniem
zarzut, e skalowanie nieskoczonoci to dziaanie absurdalne, ktre nie ma
sensu, poniewa "podzia", wyznaczenie czego w nieskoczonoci inaczej, jak
przez "literackie" opisywanie (czy filozoficzne dywagacje), jest niemoliwe
- taki zarzut mog-i-musz odeprze. choby dla uspokojenia samego siebie i
przyznania sobie "wolnej drogi" na dalsze dziaanie w tym punkcie (i w tym
stylu). i mam do takiego postpowania kilka powanych argumentw.
argument pierwszy, to dokonane przed chwil "podzielenie" Kosmosu, jego formy
jednostkowej, nieskoczono-wiecznej (acz fundamentalnie dwudzielnej) na stany
"aktualne" i "historyczne". ju takie dziaanie, przecie prowadzone nie bez
waha, dostarczyo wanego argumentu, e nie mona rozdziela widzenia bytu
zwanego "Kosmosem" na pozornie tak odlege, nawet sobie sprzeczne a jednak
dopeniajce si logicznie elementy (energia i prnia). Kosmos to nie jest
jednostka, to dwudzielna jednostka (ewolucyjna), i dzieli go na strony czy
skadowe fakty nie mona. ale to, e w jednym "aktualnym stanie" buduje si
w nieskoczonoci najmniej jeden ukad, w ktrym ycie moe si pojawi i e
moe wytworzy byty rozumne, to fakt - w kocu istniej.
ale, powtarzam, to jednoczenie nie oznacza, e w kadej "chwilowej warstwie"
Kosmosu ycie rozumne moe si wytworzy, tu mam przedzia moliwoci od
zera do omiu. oczywicie, podobnie jak we wszechwiecie, ycie jako takie w
Kosmosie to bana nad banay, pospolito powszechna, ale ycie rozumne, te
przez analogi do pola, to fakt rzadki, bardzo rzadki - Kosmicznie rzadki.
ale konieczny - istniej. zero moliwych rozumnych bytw to jeden brzeg w tym
przedziale, drugi to "peny Kosmos", cakowicie zapeniony punktami rozumnego
ycia. ale nie w chwili aktualnej, tylko "historycznie". aktualnie, w jednej
warstwie "teraz" Kosmosu, rozum zajmuje od zera do omiu punktw w historii
(historycznie) jest wszdzie, aktualno to maksymalnie osiem miejsc, ktre
Ewolucja szczeglnie wyrnia. - w nieskoczonoci kady punkt moe by i
bdzie zasiedlony przez rozum nieskoczenie wiele razy, w ujciu zsumowanym
ponad "czasem i przestrzeni" nie ma wolnego miejsca, wszystko jest zapchane.
w "chwili aktualnej" luzw do przemieszczania si duo, w ujciu historycznym
Kosmos jest "peny" i zapchany - jest "sztywnym polem kwantowym".
argument numer dwa: eby opisa nieskoczon prost, mam tylko jeden kierunek
rozumowania i dziaania - musz j opisa ze wzgldu na konkretny punkt, a
wic w odniesieniu do mojego istnienia, bo to jedynie pewny punkt. opisanie
nieskoczonoci jest tym samym jak najbardziej moliwe, ale i konieczne bo
istniej. czyli mam ju punkt zaczepienia (pocztkowy) w rozumowaniu, punk w
nieskoczonoci. a jak mam punkt oparcia, mog "dwign" Kosmos z posad. i
nie jestem w tym dziaaniu zdany na absurdalno, mam wyrnione miejsce i
pprost, i to nie jest mao. a jak si za chwil okae, mam nie tylko ten
punkt, ale nawet spor ilo takich punktw zahaczenia do analizy. bo, i to
kolejne ju w wyliczaniu argumentw ustalenie, nie jest tak, e to ja, przez
palc a nadmiarow tutaj ciekawo, za skalowanie nieskoczonoci si bior.
przecie, co tu wane oraz co mnie wspomaga w dziaaniu (w miaoci takiego
dziaania), w samej teorii kwantowej nieskoczono jest zawarta, i to jako
niezbdny, trudno usuwalny skadnik (bez renormalizacji usun si z wzorw
nie chce). owszem, dokonuje si jej "rugowania", eby wszystko grao ale
dlaczego pniej si wszystko z obserwacjami zgadza, to tajemnica (natury).
ju tylko ten fakt dowodzi, e teoria kwantowa rwnie jest "skalowaniem"
nieskoczonego Kosmosu - i e cho to zbdna i nadmiarowa na takim poziomie
analizy otoczenia informacja, to jednak zawiera w sobie zasadniczy przekaz:
nieskoczono jest faktem, i mona j wyskalowa (i zrozumie). nie byem
wic pierwszy w tym dziaaniu (o logicznych czy filozoficznych "robtkach"
nawet nie wspominam, te toczyy si zawsze). mam wic take i od tej strony
"rozgrzeszenie". czyli - do zliczania nieskoczonoci, odmaszerowa!
551

- "krzywa" Ewolucyjna dla Kosmosu


- argument zdroworozsdkowy
czy mona wykreli "krzyw Ewolucyjn" na poziomie Kosmosu? wydaje si, e
taki zabieg jest do przeprowadzenia. a argumentem za takim podejciem jest
po prostu zdrowy rozsdek. i nie jest to argument pozbawiony sensu, tworzy
podstaw, moim zdaniem solidn, do opisania "dalej", czyli nieskoczonoci
w kolejnej jej "cesze". przy czym ponownie pojawia si trudno, co wybra?
pojawiaj si dwa konkurencyjne wobec siebie, ale logicznie poprawne ujcia,
a rozstrzygnicie wydaje si kopotliwe.
argumentem, ktry okrelam jako "zdroworozsdkowy", a ktry daje podbudow
do tego, e Kosmos rwnie mona opisa jako fakt "krzywej ewolucyjnej" (tu:
krzywej Ewolucyjnej), jest zwyka konstatacja, e nie ma powodu, nie widz
adnej logicznej ani fizycznej podbudowy dla myli, e w Kosmosie przejcie
procesu Ewolucyjnego "ze strony na stron", czyli od wyrnionego, brzegowego
stanu w postaci maksymalnego zbiegnicia - do rwnie maksymalnego stanu w
formule rozbiegnicia si, e to dzieje si "bezadnie" (i od razu wszystko).
wahaem si, jakiego uy sowa, ale to jest chyba najwaciwsze. to nie jest
proces bezadny. w skali tak ju wielkiej, przecie nieskoczonoci mi tutaj
wchodz w analiz (jak maj to fizycy), w tej skali teoretycznie wszystko si
moe zdarzy, wic nawet "bezporednie" przejcie od stanu "rozbiegnicia"
do "zbiegnicia". tego wykluczy przy takich ramach nie mog. tylko e jest
to podejcie czysto logiczne i po prostu nie widz adnego powodu, dlaczego
miaoby si tak akuratnie wydarza. nawet nieskoczono, nawet Kosmos musi
"dzia" si logicznie, a regua musi by jedna, o czym cigle przypominam. i
dlatego pozornie moliwy nagy przebieg w postaci "ze skrajnoci w skrajno",
to zwyczajnie odrzucam. jeeli co si zbiego w jeden fakt, to jego rozpad
w posta przeciwn nie nastpi "od razu", to musi przebiega kwantowo oraz
kwantowymi krokami. musi. nie ma innej moliwoci. dlatego wzmiankowany wyej
nagy proces jest logiczn sprzecznoci w mojej ocenie.
skoro wprowadziem "czas absolutny" i "przestrze absolutn", historyczne i
aktualne postrzeganie nawet w Kosmosie, to nie mam adnych podstaw uznawa,
e w historii Kosmosu dzieje si "dowolnie". jestem w sytuacji fizyka, ktry
zmaga si z tymi, dla niego rnymi i kopotliwymi nieskoczonociami ale
w odrnieniu od niego, adnej "renormalizacji" przeprowadzi nie to, e nie
chc, nie mog. nieskoczonoci na poziomie pola-wszechwiata s "dodatkiem",
ktry utrudnia ycie, a odrzucone daj poprawny wynik, ale ja w tym miejscu
na zabieg "odcicia" nieskoczonoci-wiecznoci nie mog sobie pozwoli bo
te "parametry" s integraln, gwn teraz "cech" oraz skadnikiem analizy,
tworz to wszystko "poniej". o pozbyciu si ich nie ma po prostu mowy, musz
si na tym opiera.
zgoda, na/w tym poziomie wszystko powinno by maksymalnie proste, zjawiska
przebiega "fundamentalnie", tutaj musi si realizowa najbardziej moliwie
"prosty" schemat procesu. wszystko prawda, ale nie widz podstaw, powtarzam,
do tego, eby dziao si to "bez adu i skadu" (logicznego). owszem, to musi
by przejcie rozpadu w zapa "bezporednio" - jednak uwzgldniajc skal
zjawiska, wic nieskoczono-wieczno. nigdy, nigdy nie mona w tym punkcie
analiz zapomina, e rozum ma tendencj i konieczno do ujmowania procesw
"bezprzerwowo", a w tym przypadku one s gigantyczne i nieskoczone przecie
(potencjalnie). "przerwy" znikaj w ogldzie, ale s, musz by. kiedy "czas
absolutny" "skomprymuj" i prowadz analiz jako obserwator "wewntrzny", a
tu inaczej nie mog, to otrzymam w efekcie cigy tok zjawisk, ktre realnie
s podzielone, i to w skali nieskoczonoci i wiecznoci. zgoda, proces musi
by w Kosmosie maksymalnie prosty, ale to nie oznacza, e moe by prostacki.
przejcie ze strony na stron, skutkiem skali, skutkiem "rozmiarw", musi si
odbywa etapami, poprzez stany porednie. z cigym, cigym pamitaniem, e
"po drodze" mam "przerwy", w ktrych wystpuje nieskoczono.
552

zjawiska w skali Kosmosu, cho proste i maksymalnie proste, nie mog rzuca
si od skrajnoci w skrajno. owszem, przepyw energii jest bezporedni, ale
nie widz powodw, nie widz adnych ogranicze, eby nie dziao si to przez
stany porednie. czyli ze "rodkiem" procesu i z "krzyw Ewolucyjn". i z
caym tokiem wydarze, ktre mam dla pola-wszechwiata. i to jest take wany
w tym dowodzeniu argument: analogiczny proces wobec pola-wszechwiata. to w
kadym miejscu i na kadym poziomie jedno zasady, identyczno "obrazw" w
takim procesie (a tylko skala inna). w przypadku Kosmosu, drobnostka, "w tle"
z nieskoczonociami, jednak opis zawsze jest ten sam i zasada ta sama, taka
sama. nigdzie rni. ta jedno, uwaam oraz jestem przekonany, tworzy mi
podstaw do takiego wnioskowania.
przecie - jeeli pole-wszechwiat jako si dzieje, posiada to swoje rdo
i analogie na poziomie "wyszym", jest odbiciem "cech" nieskoczonoci. i te
nieskoczonoci nie przypadkiem we wzorach si pojawiaj. fakt, s "balastem"
na poziomie wszechwiata, bo pole-wszechwiat to nieskoczono-skoczona i
odcinek w ramach prostej, ale w przypadku Kosmosu te nieskoczonoci, tutaj
ju prawdziwe nieskoczonoci, s skadnikiem niezbdnym, opisuj cechy tego
ukadu. tutaj nieskoczono-nieskoczona jest elementem, na/w ktrym musz
dziaa, to "cegieka" tego "zdarzenia" i nie sposb jej odrzuci. ewolucja
pola-wszechwiata jest mi wzorem, jestem std i teraz, dlatego musz si na
tym modelu opiera, bo innego nie mam.
owszem, mona zarzuci, e kiedy wychodz "poza i dalej", popeniam wwczas
"bd przeniesienia", czyli tutejsze fakty przenosz "tam", w wieczno. ale,
jak wielokrotnie wspominaem, tutejsze fakty s pochodn "tamtych", dlatego
mog-musz je stosowa. a po drugie, czy nie pociga tak zakrelona jedno?
logicznie i emocjonalnie odpowiada to mojemu postrzegania otoczenia, nawet
bardzo odpowiada. na adnym poziomie niczego odmiennego, zawsze jedna zasada,
jednej energii, w jednaki sposb si dziejca. silny argument.
jeeli proces na poziomie Kosmosu jest analogiczny do pola-wszechwiata, to
wedug jakiego schematu przebiega? mam do wyboru, znw wahajc si pomidzy
nimi, dwa modele. i nie jest to banalny dylemat, bo od przyjcia ktrego z
nich zaley, jak "wyglda" nieskoczono. na prywatny uytek ju udao si
mi to rozstrzygn, zreszt znw idc za gosem "intuicji" i emocji, jednak
nie jest to atwe. dlaczego? bowiem ponownie znalazem si w punkcie, ktry
co dopiero opisywaem. jeden z modeli to nic innego, jak "kryszta", tylko
opisany w skali jednostkowej. wybra, powtarzam, byo trudno. i zastrzegajc
si znw, e "tak na sto procent" i do koca tego ujcia nie odrzucam (bo to
rnie moe by) jednak przechylam szal, posiadam argumenty za tym, eby
przechyli szal na stron drugiego modelu.
jak mona opisa nieskoczono? jeeli wprowadziem stany porednie zjawisk,
co jest efektem "czasu absolutnego" i "przestrzeni absolutnej", to tym samym
mam ju w Ewolucji etapy, odcinki - "okresy" "wydarze", ktre "podskrnie",
ktre cho "przedzielone" nieskoczonoci, jednak dziej si wedug reguy,
i to prostej, najprostszej dla Ewolucji reguy. a jak "stany porednie", to
rytm i zasada. jaka zasada? mam do wybory opis w rytmie "0 8" albo rytm
"0 - 8 0". oba poprawne, oba suszne, oba zasadne. ale ktry?
jeeli wybieram rytm pierwszy, czyli "0 - 8", obraz, ktry z tego powstaje,
jest niezwykle ciekawy. jak wspomniaem, jest to "przeniesienie" "krysztau",
czyli maksymalnie rwnomiernie rozmieszczonej energii w Kosmosie, tylko tym
razem na jeden stan, nieskoczony i wieczny. w praktyce wyglda to tak, e
uzyskuj identyczny, jak w przypadku pola-wszechwiata rozkad energii. wic
"otoczk" w postaci kwantw logicznych, elementw absolutnych i "wntrze",
ze "zbieg" energi jako stan osobliwy. to jest dokadnie to samo, tylko,
co oczywiste, proporcje s zdecydowanie inne a do tego dochodz "przerwy"
w postaci nieskoczonej. cho to "rwana Ewolucja" i Kosmiczna, to jednak jej
zasada jest dokadnie ta sama.
553

drugi model to ujcie konkurencyjne, tak samo poprawny logicznie. to "obraz"


Kosmosu jako "przechodzenia" energii "ze strony na stron" w rytmie zasady
"0 - 8 - 0". czyli jest to opis z licznymi "etapami porednimi". przejcie
od stanu "zapaci" (zbiegnicia si nieskoczonej energii w jedno), a do
stanu "rozbiegnicia" (wszystko maksymalnie "rozdrobnione"). a dalej ponownie
"biegnie" to do "zera", "zbiegnicia". poniewa w tle jest ta nieskoczona
skala "procesu", musi si to dzia jako cig narastajcych zdarze, a ju po
"rodku" (osi symetrii wyrnionego "okresu", odcinka) jako ich wygaszenie.
tu rwnie mam etapy, tylko e obecnie ju w formie pojedynczego faktu - tu
jako brzegi osobliwe: maksymalny rozpad lub poczanie w jeden "punkt". raz
nieskoczona "cao" energii Kosmosu maksymalnie si rozprasza (jeden kwant
energii przedziela kwant prni), raz zbiega w stan punktowy. a pomidzy tak
nakrelonym przebiegiem stany, etapy porednie. nie ma "nagego" przeskoku,
jest "proces" ze rodkiem, jako wyznaczalnym rodkiem. wyznaczalnym, fakt,
logicznie, cho oczywicie logika "wzdraga" si stosujc pojcie rodka do
opisu nieskoczonoci-wiecznoci.
przyjcie kadego modelu ma konsekwencje. jeeli rytm 0 - 8, to efektem jest
obraz Kosmosu jako "struktury" stabilnej oraz "umiarkowanej", jest "otoczka"
z kwantw logicznych, a "lokalnie" i "punktowo" rozrzucone kupki "czego".
ale zasada ewolucyjna jest tu jak najbardziej zachowana, rytm 0 8 zapewnia
to. poniewa w rodku tego rytmu jest punkt "4", ktry oznacza, e tutaj si
taki proces "zakrzywia", e tutaj koczy si jedna strona i zaczyna druga.
bo w tym ujciu jak najbardziej s strony, jest "lustro" oraz o symetrii. i
jest dua zarazem stabilizacja. dynamiczna, ale stabilizacja. przyznaj, e
ten opis obecnie ju mnie nie pociga, zwaszcza e ten model odrzuciem, ale
logicznie tu wszystko jest "na swoim miejscu". cechy tego modelu odpowiadaj
obrazowi pola-wszechwiata, ale jest niepoprawne na tym etapie.
dokadniej, jest poprawne, ale ponownie zachodzi przypadek defektu mylenia,
"defektu rozumu". dlatego, e to znw jest opis "ponad czasem", znw rozum,
mimo wiedzy o tym fakcie, nie moe (bez gbokiego zastanowienia) odrzuci
"prostackiego" widzenia zjawisk. dopiero trudzc si, musi te nieskoczone
"przerwy" w proces wprowadza. i wwczas moe powiedzie, e rytm 0 8 jest
opisem czstkowym, e to ujcie "rodka" procesu, bo nawet nie jednej strony.
to tak, jakby z rytmu 0 - 8 - 0 opisywa cz tego procesu w formie odcinkw
od 4 do 4. z pominiciem wczeniejszych i pniejszych. obraz jest poprawny
- ale czciowy.
co przewayo szal na rytm "0 - 8 - 0"? wspomniane wczeniej ustalenie, e
jest to jedna zasada, e obraz pola-wszechwiata jest tu analogiczny, nawet
identyczny, a na pewno pochodny wobec tego, co si dzieje w innej skali. a
dodatkowo wane jest tu stwierdzenie, e nieskoczono i Kosmos to to samo.
jeeli ze struktury zwanej "pole-wszechwiat" kwanty ostatecznie uciekaj "na
zawsze", bo ich tory rozbiegu s potencjalnie "w nieskoczonoci", nie widz
powodu, eby tak nie byo w rytmie na poziomie Kosmosu. oczywicie kwanty w
tym przypadku nigdzie si "dalej" (jak do nieskoczonoci) nie rozbiegaj ale rytm si w ten sposb zamyka. jest opisywalny wanie jako "0 - 8 0".
i dalej tak samo. zawsze. wiecznie i nieskoczenie. - owszem, rytm 0 - 8 tak
samo jest opisem tego procesu, ale ogranicza si do czci wydarze. nie ma
znaczenia, e skala jest tu nieskoczona, ale zasada jest ta sama. i dlatego,
po przejciu do punktu "8", cykl w Kosmosie dy do maksymalnego rozbiegnicia,
do stanu, w ktrym na jeden kwant prni przypada jeden kwant energii. z t
"ma" rnic w postaci "nadmiaru" kwantu prni w stosunku do energii. i
rytm ponownie moe si toczy dalej. przechodzenie w tym ujciu energii na
strony trwa - no, trwa. z punktu widzenia "obserwatora zewntrznego" s to
"eony" "czasu", trudno je nazywa. z punktu widzenia obserwatora wewntrznego,
ktry w wyniku tego procesu powstaje, to nie ma znaczenia, to nieskoczenie
mae wielkoci. eby je doceni, trzeba zaistnie.
554

skoro proces w Kosmosie trwa (a niewtpliwe si toczy, przecie opisuje go)


- skoro jest to z zaoenia proces kwantowy oraz dzieje si kwantami, to tym
samym jest "wymiarowany" take kwantowo. mwic inaczej, nieskoczone w
moim logicznym ujciu "zdarzenie", proces z elementami nieskoczonymi w tle
i wieczny mona, przez odwoanie si do "istnienia" kwantw logicznych, a
wic absolutnych "cegieek" Wszystkiego, mona go opisa jako Ewolucj, ktra
posiada rytm. stay rytm. czyli tak wyznaczony "proces", jako jeden odcinek
w nieskoczonoci-wiecznoci, posiada rodek i posiada brzegi. e to s ju,
z mojej ulotnej perspektywy, wielkie zakresy i wobec dostpnych mi codziennie
po prostu niewyobraalne? c, fakt prawda oczywisto. ale s. nie mam
podstaw, powtarzam, odrzuci pogldu, e dzieje si to stopniowo, logicznie
i jako konieczno.
czyli - musz by w takim "odcinku" wiecznoci-nieskoczonoci cykle, ktre
bd si charakteryzoway wiksz iloci pl-wszechwiatw, jak i cykle z
ma lub minimaln (albo i zerow) reprezentacj takich bytw. musz by w
Kosmosie "okresy", kiedy ilo pl spenia warunek rodka rytmu, jak i etapy,
"okresy", kiedy pola energii cz si trudno i "powoli". ale na pewno jest
to rytm kwantowy, a przez to posiadajcy swoj regu.
nie chc obecnie, w odniesieniu do cyklw w Kosmosie, twierdzi, bo nie mam
do tego zbyt mocnych podstaw, e moja (konkretnie moja oraz zbioru, w ktrym
jestem), e ta pozycja jest w takiej skali "rodkowa", ale co niewtpliwie
jest na rzeczy. a w kadym razie to logicznie mona zaakceptowa. oczywicie
rodkowa w "aktualnoci" tego procesu, w jego "chwili obecnej" (warstwie o
cechach "teraz" dla Kosmosu) a nie "w ogle". historycznie, ponad "czasem
i przestrzeni", co tu do wane, nie ma adnego rodka, na tym poziomie nie
mona ju mwi o rodku, bo go zwyczajnie nie ma. tylko pojedynczy odcinek
na/w prostej, jeden cykl 0-8-0 moe-musi posiada rodek i najstabilniejsze
w Kosmosie ("aktualnie") przebieganie. mogem-musiaem rodek wyznaczy na/w
poziomie mojego wiata, tutaj ju tego nie mog. natomiast mog pokusi si
o stwierdzenie, jako pewnik, e takie "maksymalnie rodkowe" "zdarzenie" w
skali nieskoczonoci rwnie ma miejsce. nie w skali "historycznej", ale w
"warstwie aktualnej", tu rodek cyklu "zdarze" mona wyznaczy.
i pytanie w nawizaniu do tego: czy jestem w takim rodku, czy "obok"? dzi
praktycznego znaczenia to nie ma i nawet emocjonalnie nie jest to poruszajce
nadmiernie, jednak wiedzie zawsze jest lepiej. gdzie przecie zaistniaem
- czy w "rodku" nieskoczonoci (w rodku jakiego odcinka nieskoczonoci),
czy gdzie lokalnie, w innym punkcie skali? to nie ma wikszego znaczenia,
na dzi, podkrelam. bo jeeli kiedy uda mi si "wychyli" poza moj koysk
(pole-wszechwiat), znaczenia to nabierze. bo "okolica" moe si do dalszej
ekspansji nadawa lub nie. ale to, jakby nie patrze, zmartwienie marginalne.
dosownie marginalne.
"0 - 8 - 0", ten rytm opisuje Kosmos. jestem przekonany, e wanie ten rytm
oddaje charakter wydarze w tej skali. bowiem oznacza "agodne" przechodzenie
energii midzy stronami. a po drugie, jest identyczny do tego, co dzieje si
na kadym poziomie. to jest zawsze przejcie "bezporednie" (i maksymalnie
opisywane jako rytm "0 - 1 - 0"), ale poniewa istnieje "otoczenie", a tutaj
zwaszcza skala tego otoczenia, to w efekcie "wszystko po drodze" moe si
zdarzy. rwnie w nieskoczonoci. gdyby j pomin, gdyby "renormalizacj"
zastosowa, proces bdzie identyczny do pola-wszechwiata, to bdzie w peni
to, co opisuj wzory bez nieskoczonoci. jednak z Kosmosu takiego "parametru"
wyrzuci nie mona, bo to gwny skadnik opisu. bez nieskoczonoci fakty
i wszystko rzeczywicie dziao by si "raz dwa" i najwaniejszego elementu
w procesie, z mojego punktu widzenia najwaniejszego, "stanu rodka" i stanw
porednich, by nie byo. niech wic ju sobie ta nieskoczono bdzie i niech
fizykw nocami nie straszy. nie lkajcie si - prawda was uspokoi. bo cho
nieskoczono jest nieskoczona, mona j w skoczonoci opisa.
555

- skalowanie Kosmosu
mam jeszcze jeden argument, jak si wydaje - nie do odparcia. to "argument
rozumu". po prostu, mam prawo, wicej: konieczno "wyskalowa" nieskoczono
dlatego, e moe to by uczynione. i nie jest to argument kiepskiej jakoci
czy pozbawiony sensu. dlaczego? skoro moe co by uczynione przez rozum, to
uczynione by musi. i to nawet wwczas, kiedy dziaanie miaoby by oparte na
przyjtych z sufitu wielkociach (czego, jak uwaam, udao mi si unikn,
jednak nigdy dosy w takim postpowaniu weryfikacji). przecie nawet takie
dziaanie, mona je okreli jako "szarlataskie" (czy szamaskie), ma sens
- bo okazuje si konieczne. eby gdzie doj, trzeba i, eby co pozna,
musz to nazwa (w jakim jzyku), a nastpnie odnie do ju poznanego. o
ile okae si pomocne, przejd krok dalej w poznaniu otoczenia, kiedy padnie
w konfrontacji z rzeczywistoci, mam szans si poprawi oraz zbudowa nowe
pojcie. jako rozum w analizie mam, jednak jako fakt ewolucyjny (np. bdny
element kodu genetycznego) takiej drugiej moliwoci nie mam, tu artykulacja
bdu oznacza wykasowanie nosiciela takiego bdnego rozwizania.
wicej - takie "szamaskie" dziaanie byo rozumowi dane zawsze. inaczej, jak
bez stawiania "zwariowanych" hipotez, posun si do przodu nie mog (a te
przecie nigdy cakowicie nie mog by zwariowane, odbij cechy wiata, ale
nie w peni) nawet takie "pokrcone" dziaanie po etapie weryfikacji staje
si pomocne. e w tym konkretnym przypadku rozchodzi si o zakres maksymalny
z moliwych, e to brzeg absolutny mylenia, c, zasada tutaj rwnie si
sprawdza: mona (wy)skalowa nieskoczono, nawet gdyby miao to dla samego
rozumu by czynem absurdalnym. po prostu, gdyby takie skalowanie miao by
skalowaniem nicoci (co tutaj jest jake susznym okreleniem), to mam prawo
do tego wanie na tej "zasadzie rozumu". po to, eby "oswoi", eby si do
tego przyzwyczai, eby zrozumie. nawet jeeli elementem analizy jest obiekt
z zasady nie do zrozumienia, konieczno uchwycenia i nadania pustce wymiarw
jest niewtpliwa, to "konieczno rozumu". po co? eby mia si czego chwyci
w analizie i nie oddawa bez walki tego zakresu na pastw byle szarlatana z
wizjami. oczywicie pustki jako takiej uchwyci nie moe, niech to wic bd
"puste znaki", ale eby byy. lepsza uuda, ktra co daje, ni zupeny brak
mylenia. bo brak choby mirau wytwarza poczucie niepewnoci, strachu oraz
beznadziei - ale "zapeniona pustka" jest dla umysu "strawna". nawet gdyby
by to tylko omam, jest lepszy od pustki. do mirau mona dy - w pustce
tylko si bka.
dlatego, kiedy pojawia si moliwo, do sensowna podstawa do dziaania,
ktre moe prowadzi do opisu nieskoczonego Kosmosu, to nie tylko mog t
drog pj, ale musz. jeeli Kosmos jest tym "Wszystkim", co mnie otacza
i warunkuje, to mam obowizek stara si go zrozumie nie tylko "literacko",
ale rwnie w postaci literacko-matematycznej (kwantowo). a gdy to moliwe,
jak si obecnie wydaje, opisa take przy pomocy jednostek, liczb. "Kosmos
wyskalowany" to cel absolutny i maksymalny rozumu, nie ma niczego bardziej
brzegowego dla rozumu w jego symbolicznych operacjach i na wyprowadzonych
ze wiata "znakach". argumentem nie do odrzucenia, ktry przebija wszystko,
jest to, e jak chc co zrobi i mieci si to w moliwociach, to mam do
tego prawo. to moje decydowanie i zachcenie, nawet potencjalnie obarczone
bdem, nawet takie dziaanie, jako jednostki wolnej (cho zawsze uwikanej
w nieskoczono oraz Ewolucj), nawet takie dziaanie jest dopuszczalne
potrzebne - konieczne. to moja i wiadoma decyzja wyznacza, czy co zrobi.
ograniczeniem s tylko posiadane zasoby, czy mam do takiego czynu dostateczny
zasb energii (w tym przypadku wiedzy). bo to ja, punkt w nieskoczonoci,
takie dziaanie podejmuj - z tego i tylko tego punktu si rozgldam, eby
"prost" opisa.
eby istnie, trzeba zna siebie i otoczenie - eby istnie, musz wiedzie.
a wiedzie, to ustali swoje pooenie. rwnie w nieskoczonoci.
556

- "jednostka nieskoczonoci"
- kwant-pole jako kwant logiczny
zadanie stojce przede mn jest oczywiste: musz okreli miejsce, w ktrym
si znajduj w Kosmosie, po ktrej stronie rytmu "0-8-0". czego potrzebuj,
eby opisa wasne pooenie? jednostki, wielkoci jednoznacznie okrelonej,
przy pomocy ktrej bd mg nanie podziak na "wiat" - w tym przypadku
chodzi o "jednostk nieskoczonoci". i nie jestem tutaj bez atutw. przed
chwil powiedziaem, e tak jednostk posiadam, i to "ostro", bardzo ostro
wyznaczon, to prawda. zgoda, mgbym operowa wielkoci kwantu logicznego
(absolutnego, wielkoci najmniejsz z najmniejszych), czyli jednym brzegiem
przedziau kwantowego. tylko e jest to wanie brzeg i stan jednokwantowy,
ktry znajduje si poza ewolucj, j tworzy, ale w niej si nie znajduje. i
nawet "sparowany" z prni daje "tylko" wielko logiczn Kosmosu, ale nie
zakres do mierzenia. podobnie mgbym operowa w analizie wielkoci "poowy
nieskoczonoci", jedn drug nieskoczonoci (i jest to ju w miar pewna
jednostka), ktra to jednostka zostaa wyprowadzona z logicznego "badania"
Kosmosu, z uwagi a jego zapenienie energi i prni w rwnych proporcjach.
skoro Kosmos jest kwantem logicznym (ewolucyjnym logicznym stanem), to poowa
tej wielkoci oznacza kwant logiczny "jednej strony" Kosmosu. rwnie dobrze
kwant logiczny moe wic oznacza stan "caej", czyli nieskoczonej energii
Kosmosu albo bdzie to kwant logiczny "caej" prni Kosmosu. razem tworzy
to rwnie kwant logiczny o "rozmiarach" nieskoczonoci-wiecznoci. w takim
rozumieniu "sama" energia jest "poow" Kosmosu i jedn drug nieskoczonoci.
i analogicznie prnia drug "poow". - tylko e te kwanty, logiczne i pewne
niewtpliwie, s mao uyteczne i "nieostre" w liczeniu, a wszak dokadno
jest tu wymogiem zasadniczym. przecie nie zdefiniuj nieskoczonego wymiaru
(grnego czy dolnego) przez sam nieskoczono, musz dysponowa jednostk
"pewn". i naturalnie mam tak. to kwant logiczny w postaci pola, kwant-pole.
kwant jednej, penej, przez pewien okres trwaej, cznej - a take znaczcej
dla mnie ewolucji. znaczcej, bo w polu zawiera si moje istnienie. opisanie
tego kwantu to jednoczenie "zwymiarowanie", przez odniesienie tutejszego pola
energii, kwantu w postaci pola do przeciwnej wielkoci w Kosmosie "kwantu
absolutnego" ("cegieki wszystkiego") i zwymiarowanie najmniejszej wielkoci.
a z drugiej strony moliwo zwymiarowania przez wprowadzenie wielkoci ju
znanej w obrb nieskoczonoci. e strona "grna" nieskoczonoci tym samym
i tak zostanie opisana przez istnienie w wyliczeniach? co do tego pena zgoda
nieskoczonoci pozby si nie mog, ale mam ju nie "go" nieskoczono
w takim liczeniu, tylko uzupenion o jej jednostk. bo jednostka liczenia
jest "wymierna", dokadna - i wynosi "512" (i jej wielokrotno w kwantach
absolutnych). jest ostra i wyznaczona granicznie i brzegowo, i jest zarazem
jednym kwantem logicznym. podkrelam, wielko "512", cae i szczeglne pole
w Kosmosie, jest, peni rol kwantu logicznego - kwant-pole jest tym punktem
(w szerszej skali), ktry stanowi punkt zwymiarowany na/w prostej. to punkt,
z ktrego mona (w tym wypadku jak najbardziej zasadnie) opisywa Kosmos
to punkt na prostej, ktry nie tylko jest, ale rwnie posiada wymiary. a
przez swoj "powtarzalno" buduje ow prost.
to, co uzyskaem w zobrazowaniu w postaci abstrakcji "kwantowej struktury
pola Kosmicznego", na tej podstawie (oraz z faktu wasnego istnienia) mog
wyprowadzi nastpny parametr w tym liczeniu: kwant logiczny o "wielkoci"
512 (ju bez definiowania, e rozchodzi si o miliardy lat, poniewa kwant
to kwant). co oczywiste, przy jednoczesnym a koniecznym "podwojeniu" takiej
wielkoci, bowiem dokadnie tyle samo kwantw, 512 jednostek, przypadnie na
drugi skadnik Kosmosu, czyli kwant prni. w Kosmosie kwantem logicznym jest
wielko 512 jednostek, ale kwantem ewolucyjnym procesu jest wielko 1024
(jednostek). dysponuj tym samym moliwym do dalszego dziaania "przedziaem"
zjawisk. i nie jest to wielko ani baha, ani wzita z sufitu.
557

dlaczego 512? powstaa taka oto sytuacja w opisie Kosmosu, w jego logicznym
definiowaniu, e po jednej stronie moliwoci znajduje si stan kwantowego
maksymalnego "rozdrobnienia", czyli kwant logiczny, jak go okreliem czyli
najmniejsze z najmniejszych. natomiast po drugiej, jako przeciwny w analizie
do tego wydarzenia punkt logiczny, po drugiej stronie skali moliwoci jest
stan rwnie w postaci kwantu logicznego, ale maksymalnego poczenia. - i,
co tu wane, na tym, ju Kosmicznym poziomie, ten generalny schemat si nie
tylko e powtarza, ale jest po prostu jedynie moliwym. i to dlatego przyjem
schemat 0-8-0 jako najbardziej prawdopodobny i jedyny do akceptacji. przecie
przejcie energii od jednej do drugiej moliwej i skrajnej zarazem w takim
"procesie" formy (osobliwej formy, bowiem to s punkty osobliwe Kosmosu), to
przejcie musi si realizowa w postaci wszelkich moliwych stanw porednich.
od maksymalnego poczenia do maksymalnego rozpadu CO w skali Kosmicznej,
w nieskoczonoci-wiecznoci, przej nie mona ani szybko, ani od razu. wic
zdarzenia i wielkoci porednie w tym "procesie" musz by, po prostu musz.
i dlatego jest to schemat 0-8-0. czyli od rozoenia kwantw w postaci jeden
kwant logiczny i jeden kwant prni, i taki "przekadaniec" w nieskoczonoci
a do drugiej moliwoci, maksymalnego zbiegnicia w jedno (jeden fakt,
"obiekt") "caej" energii Kosmosu. taki "proces" Ewolucji w ramach Kosmosu
musi si realizowa, i musi si realizowa "krokami kwantowymi". nie moe by
innego ujcia. wic tym samym jest skwantowany i policzalny.
a skoro mam najmniejsz z moliwych wielkoci i skoro mam najwiksz moliw
wielko - to mam przedzia zjawisk, w tym przypadku w Kosmosie. i take w
nieskoczonoci. poniewa ten schemat jest ju maksymalnym moliwym opisem
zjawisk, nie mog niczego wicej zdefiniowa a nawet nic wicej potrzebne
nie jest, rytm jest tak prosty, e ju prostszego by nie moe. od jednego
rozoenia ("zerowego", punktu "0" w rytmie) do drugiego. ze rodkiem cyklu
w postaci maksymalnego zbiegnicia i osobliwoci. ze strony na stron przez
"eony czasu" i nieskoczon "przestrze, ale jednak rytm. w moim ujciu, tak
to postrzegam (ze wzgldu na owe nieskoczonoci), jawi si to jako proces
"agodny", "spokojny", rozcignity i z nieprzeliczon po drodze iloci
stanw porednich, wszelkich moliwych pl energetycznych, ktre podpowiadaj
wzory kosmologiczne. po stronie dochodzenia do punktu "8", wic maksymalnego
poczenia energii w nieskoczonoci, wszelkie moliwe fakty i po stronie
odchodzenia wszelkie moliwe. ze rodkiem w punkcie "4" dla kadej strony w
postaci najbardziej rwnomiernego uoenia si zjawisk. czyli tworzenia si
pola omioliniowego. - a po zakoczeniu tego cyklu, po ponownym dotarciu do
punktu "0" na schemacie, Cykl Kosmicznej Ewolucji rozpoczyna si od nowa. i
nigdy si nie koczy. w nieskoczonoci i w wiecznoci cigle ten sam rytm,
adnej przerwy i nic poza tym rytmem. od zawsze do zawsze od wszdzie do
wszdzie.
ale jest tu pewna wana zaleno punkt "4", czyli rodek strony cyklu. o
ile maksymalne rozdrobnienie, kwant logiczny najmniejszy, ale rwnie kwant
logiczny najwikszy, to s punkty skali przeciwne sobie, s to jednak punkty
niezbyt ostro zdefiniowane, to opis filozoficzny, literacki nawet. ma swoje
oczywicie zalety, a take oddaje fakty - ale aden z nich nie nadaje si do
liczenia. tylko e tak wyznaczony przedzia ma rodek w postaci punktu 4". a
to ju nie jest byle co, to kwant logiczny, to rwnie kwant logiczny procesu
- ale zdefiniowany. przez moje zaistnienie, to po pierwsze, a po drugie (i
pochodne do pierwszego) to punkt zwymiarowany. pole, tak niezwyke w swoich
cechach rodkowe pole-kwant w ramach Kosmosu ma swoj numeryczn wielko 512 jednostek. moich jednostek, dla mnie dobrze zrozumiaych, ale moliwych
rwnie przez to do zastosowania poza moim polem. kwant logiczny w postaci
kwantu-pola jest jedynie dla mnie dostpnym i jedynie zreszt moliwym do
wykorzystania w opisie Kosmosu, nic wicej si ani nie nadaje, ani moe by
zastosowane. std tak wielka rola tej wielkoci. 512 to jest to, o co chodzi.
558

ale na tym nie koniec "zyskw", ktre przynosi ustalenie kwantu logicznego
Kosmosu, jest ich wicej. mam w rku "skal" nie tylko nieskoczonoci, ale
i wiecznoci - skalujc nieskoczono zarazem skaluj wieczno. czyli nie
tylko wydarzenia (analogicznie do tworzenia czasoprzestrzeni ewolucyjnej) w
nieskoczonoci ("odlegoci") mog opisa, ale rwnie dobrze - a raczej, nie
mogc tego inaczej uczyni - musz wyskalowa "czas absolutny", rytm "czasu
Kosmicznego". czyli zdefiniowa wieczno. i nie jest to niemoliwe. - kiedy
dysponuj kwantem, mog nim operowa do woli. dodawa, odejmowa ustala
wzajemne relacje. i uzyskiwa aktualno-historyczn i historyczno-aktualn
"struktur kwantow Kosmosu". mwic inaczej, przez analogi do zachodzcej
w polu-wszechwiecie ewolucji, uzyskuj moliwo okrelenia najmniejszego
stanu w tym "wydarzeniu", ktre jest Kosmosem (nieskoczonoci-wiecznoci)
ale rwnie i maksymalnego. zyskuj tym samym moliwo opisania, co prawda
rwanej, lecz jednak cznej przez swoje prawa (rytmy) Kosmicznej Ewolucji.
e tak powstae wielkoci i otrzymane wyniki bd szacunkowe, e "Kosmiczna
rzeczywisto", a ju na pewno wieczno-nieskoczono lokalnie (jako losowe
rozdania) moe si radykalnie rni od skalowania teoretycznego? ale ja tu
zliczam "idea", nie konkretny przebieg, ktry zawsze ulega znieksztaceniu.
moim zadaniem jest wyznaczenie parametrw z nieskoczonoci i wiecznoci w
liczeniu, co mi tam drobiazg Kosmiczny bdzie brudzi. - a mwic powanie,
obecnie i na rwnych prawach, jako "warto", jako "stan", jako odpowiednik
"liczby" mi na co dzie znanej, jako element liczenia (jedynka), pojawiaj
si te "wieczne" i "nieskoczone" fakty - to s, tak samo jak stojce obok
liczby, elementy tego rachunku. jeeli uzyskam wynik w postaci "ile tam na
nieskoczono", to jest to wanie rezultat dziaania, a nie szacowanie, to
nie opis pustki. majc kwant dla Kosmosu rwny zawsze 512 (miliardw lat),
mam do dyspozycji element tworzcy struktur kwantow tego "ukadu", kwant
logiczny tego ju Kosmicznego procesu. prawda, wielko, "zawarto" kwantu
logicznego si zmienia, ale to nadal-i-tylko (i zawsze) kwant logiczny. pole,
pole-kwant jest tutaj tym samym, co w liczeniu pola-wszechwiata logiczny
kwant w maksymalnym rozdrobnieniu to jest to samo. dla pola-wszechwiata
kwant najmniejszy to wielko najmniejsza z najmniejszych, ale dla Kosmosu,
w nieskoczonoci, kwantem najmniejszym z najmniejszych (w liczeniu jednostek)
jest "kwant-pole". to jest "jedynka" Kosmosu. a na pewno ju tak rol peni
dla mnie, obserwatora tego "wszystkiego". std znaczenie tego kwantu-pola.
to jest najmniejsza wielko, ktra moe w Kosmosie (za)istnie sensownie.
istnie w rozumieniu: co w niej jeszcze rozumnego istnieje. czyli istnieje
i pole, i obserwator tego pola. a poniewa w Kosmosie "wszystko inne" jest
tylko dopenieniem do tego kwantowego stanu, std, powtarzam, jego znaczenie.
wyznaczajc wielko 512, kwant-pole, zyskuj najmniejszy stan Kosmosu, jego
kwant logiczny, ktry musi zaistnie w "strukturze kwantowej", eby mona o
takim "czym" mwi. jest to rwnie najmniejsza wielko, ktra moe by
brana pod uwag w rozpatrywaniu "stanu aktualnego" Kosmosu ("chwili teraz").
gdybym, dziaajc przez analogi do procesw w ewolucji, "przeprowadzi" w
Kosmosie i przez nieskoczono-wieczno paszczyzn chwilow zdarze, to w
tej paszczynie stan "512" bdzie kwantem logicznym. a co wicej, w takiej
paszczynie pojedynczych kwantw-pl o tej samej "wielkoci", bdzie jedno
najmniej pole-kwant, a w nim wiadomy rozum (rozumy?). i to bdzie "chwila
dzi" Kosmosu. bo istniej. czyli, w obecnym stanie chwilowym Kosmosu, jak z
tego wynika, moe by najmniej jeden stan, w ktrym istnieje rozum jedno
takie pole istnieje na pewno. jest obserwator, jest jeden w nieskoczonoci
element, ktry rozumuje. - oczywicie moe by stan "zero rozumw", moe by
ich wicej, ale w tym "konkretnym" stanie nieskoczonoci, w tej konkretnej
"chwili" jest co najmniej jeden kwant w postaci pola oraz jeden egzemplarz,
ktry spenia rol rozumu (na ile dobrze, to inna sprawa). i to jest punkt
odniesienia.
559

z tego wynika, e w kadym stanie chwilowym Kosmosu moe by najmniej zero


rozumw lub wicej. zero to dolna granica, w takiej paszczynie nie ma w
"chwili aktualnej" adnego ukadu z obserwatorem. poniewa ja jestem, wiem
tym samym, e stan Kosmosu i stan nieskoczonoci w tym zerowym punkcie si
nie znajduje jest "dalej" na skali zdarze Ewolucji. zero jest zdarzeniem
z obszaru brzegowego, z odcinkw Ewolucji brzegowej, mog to by przedziay
0-1, 7-8/0-1, 7-0 (s to zakresy z rytmu "0 - 8 0").
dla grnej granicy tak zakrelonego moliwego rozkadu bdzie to oznaczao,
e paszczyzna skada si wycznie z kwantw-pl, w ktrych wystpuj byty
rozumne. czyli poowa paszczyzny (czyli "caa" energia), poowa chwilowego
stanu Kosmosu byaby zasiedlona rozumami, jedna druga Kosmicznej paszczyzny
chwilowej byaby rozumna. - a to oznacza stan chwilowy Kosmosu o wielkoci:
(nieskoczono : 2) x 1/8. symbolicznie: n/2 x 1/8. przedzia niewtpliwie
"duy", ale nie nieskoczony (to nie bezkres). przy zastrzeeniu, e energia
to zawsze "poowa" nieskoczonoci Kosmosu. - a co wicej, nie ma znaczenia
"wielko" takiego pola, to kwant, zawsze kwant. wic cao energii Kosmosu
tworzy pola zawierajce rozum, z tym zastrzeeniem, e w jednej warstwie, w
jednym "czasie", moe istnie tylko 1/8 pl z rozumem. przecie na jedno pole
aktualnie rozumne skada si osiem rodzicielskich.
wane w tym obrazie jest jeszcze to, e taka moliwo dotyczy tylko "okolic"
punktu, "warstwy" w nieskoczonoci, ktra rozciga si w pobliu stanu "4",
rodka strony cyklu. pozostae rejony tworz pola energii, ale niestabilne i
chaotyczne, w tych "okresach" nie ma mowy o rozumnych istnieniach. dlatego
podana zaleno dotyczy wyjtkowego w nieskoczonoci-wiecznoci przedziau.
ale, tu ciekawostka przyrodnicza, nawet jeeli jest to jeden rozum w skali
Kosmosu, to jest to i tak poowa nieskoczonoci. oczywicie jest zbudowany
z dwu stanw, czyli prni i energii, ale kiedy zaistnieje, jest faktem do
sytuacji braku rozumw dopeniajcym. w nieskoczonoci jeden rozum to poowa
stanu posiadania, jest drug moliwoci do jego braku. mwic inaczej, nawet
jeden rozum, czy ich dowolna liczba, to zawsze zasiedlenie poowy Kosmosu i
poowa nieskoczonoci.
e n/2 (poowa nieskoczonoci), to rwnie zrozumiae, energia jest stanem
poowy "zasobw" w nieskoczonoci. e 1/8, to wynik wczeniejszej analizy,
e do powstania kwantu pola-wszechwiata, w ktrym moe si pojawi ycie
rozumne, potrzeba a omiu pl rodzicielskich. czyli z oglnego zbioru, dla
chwili aktualnej w Kosmosie, tylko w jednym na osiem ukadw moe by rozum.
osiem dlatego si tu pojawia, e kiedy jest rozum w takim polu, tych innych,
tworzcych, ju nie ma. osiem pl poprzednich tworzyo jedno pole, ale kiedy
rozum si w nim tworzy, znikaj (chwila zaistnienia rozumu wyznacza zarazem
ostatni moment istnienia cznie pola poprzedniego). doln granic istnienia
rozumw w Kosmosie jest zero, brak rozumnego osobnika ale granic grn
moe by jeden, albo "duo". o ile zero jest zrozumiae, o tyle powyej zera
kady stan jest ju wielkoci zajmowania Kosmosu "w poowie". a zarazem, "w
obrbie" energii tylko liczc, rozkad pl z rozumami naleny opisywa jako
1/8. oczywicie maksymalnie, nie wspominam tu o polach niesymetrycznych. przy
zaoeniu, e tworz si zawsze symetryczne pola-wszechwiaty, zasiedlenie
maksymalne byoby w wielkoci 1/8, sma cz nieskoczonoci byaby rozumna.
ale poniewa jest to proces "ponad czasem-przestrzeni", to warto musi by
mniejsza. czyli w postaci przedziaw. powyej przedziau 0-1 z wielkoci
"jeden +", ale z wartoci maksymaln w rodku, w okolicy punktu "4" (i po
drugiej stronie cyklu, drugie "4"). to tutaj mona si spodziewa "pewnego"
"zagszczenia" rozumnymi bytami, tu mam najbliej do wielkoci 1/8. w caoci
zdarze nieskoczono-wiecznych, w przechodzeniu energii "pomidzy stronami"
cyklu, to w okolicy punktu "4" (dla obu generalnych kierunkw) spodziewa si
mona najwikszej iloci rozumnych zdarze (co nie oznacza, e sensownych).
wczeniej lub pniej to wyjtek.
560

- rytm "0 - 8 0"


sowo o tym rytmie musz powiedzie, poniewa opisuje zjawiska w Kosmosie.
przypominam, e odrzuciem rytm "0 - 8" dlatego, e nie oddawa charakteru
nieskoczono-wiecznego przebiegu Kosmicznej Ewolucji.

ten schemat wydarze mona przedstawi (i rozumie) wanie w taki sposb.


czyli jako narastanie do punktu "8" procesw i odchodzenia nastpnie w stron
zera. mog np. okreli, e strona "do" tego punktu to jest "zagszczanie"
si, e w tym punkcie mam "zjawisko" w Kosmosie maksymalnego zbiegnicia do
postaci jednostkowej, kwantu logicznego ("wszystko" si zbiega w jednostk).
przyznaj, e ze wzgldu na postrzeganie procesw osobicie umieszczam w tym
punkcie wanie stan maksymalnego zbiegnicia energii, ale to psychologiczny
zabieg, w takim ujciu jest to tylko i wycznie decyzja opisujcego, efekt
jego postrzegania. przecie zdarzenia tocz si "od zawsze" i "do zawsze" tak
samo, a co umieszcz w rodku skali, o tym decyduj moje preferencje. wane
w tym jest tylko jedno: e ten proces si toczy, reszta to pochodna. i wane
jest jeszcze jedno: e nic wicej, z przysowiowego "boku", tym rytmem nie
kieruje, niczego wicej tu nie potrzeba. jest "trjca": energia, prnia i
rytm zmiany. i to wszystko. reszta jest chwilowym dodatkiem, ktry moe to
wszystko (bywa) zdefiniowa.
oczywistym jest, e w przedziale "rodkowym", blisko punktu "4", musi si tak
Ewolucja uoy, e potencjalnie najlepszych warunkw bdzie duo. wczeniej,
od punktu "1" wychodzc w analizie, warunki "si polepszaj" a do wielkoci
"4", "pniej" ulegaj stopniowo pogorszeniu, a do punktu "7". w zakresach
brzegowych, co zrozumiae, nie widz szansy na zaistnienie stabilnej, a tym
bardziej harmonijnej formy wydarze. - po drugiej stronie, czyli idc ju od
punktu "8", proces dy do przeciwnej postaci maksymalnej, ponownie "eonami
czasu" oraz "przestrzeni". operuj tu abstrakcj procesu, ktry toczy si w
skali nieskoczonej, ale na pewno si toczy, argument mojego istnienia jest
tu maksymalnie silny. ale musz mie wiadomo, e jest to proces, w ktrym
elementami s kwanty-pola i przerwy w postaci kwantu-prni adekwatnego do
tego stanu. umys ma swoje przyzwyczajenia i preferencje, dlatego pomija, nie
uwzgldnia "przerw" w zdarzeniu, a te s i s konieczne. jeeli o tym nie
pamitam, kiedy znika z analizy kwant przerwy, uzyskuj jedno procesu, a
to gwarantuje, e tego procesu nie zrozumiem. i bd gotowy.
na rysunku wiadomie nie zaznaczaem, e punkt "8" jest rwnie punktem "8/0",
poniewa chciaem pokaza tylko dwa cykle. "do" zbiegnicia w jedno i "od"
zbiegnicia. ale, co zrozumiae, jest to zawsze-i-tylko acuch zdarze, i to
w postaci jednego Procesu nieskoczono-wiecznego. o ile wczeniej, "poniej",
musiaem podkrela ten dwoisty charakter punktu brzegowego, to tutaj tego
czyni nie musz, w tym miejscu jest to oczywisto, ktra wystpuje zawsze.
w kocu chodzi o zdarzenia w nieskoczonoci i nieskoczone. dlatego zawsze
mam szereg, nieskoczony szereg cykli. od jednej do drugiej postaci - zawsze
etapami, zawsze w jednym rytmie, zawsze z "efektami". i zawsze tam samo, jak
na kadym innym poziomie Ewolucji. - wszystko, od poziomu kwantu logicznego
(absolutnego), poprzez kwant logiczny pola, do poziomu kwantu logicznego
(absolutnego) Kosmosu - wszystko i zawsze, i wszdzie tak samo przebiega.
adnych wyjtkw.
i tylko czasami obserwator na dokadk. eby to opisa.
561

- punkt "4"
pytanie: czy tak wyznaczone punkty rodkowe ("4") s rozdzielne i osobne, czy
si dopeniaj? czy to inne "okresy", czy "nakadaj" si na siebie - i mam
w efekcie jedno, dwudzielne zdarzenie? odpowied, jak zawsze w Ewolucji, jest
dwoista. przy logicznej definicji s to punkty oddalone od siebie i znajduj
si po dwu stronach procesu. ale w ujciu Fizycznym, czyli "realnym", tworz
razem dwie strony "faktw" (tu pl-wszechwiatw), dopeniaj si. oczywicie
analiza tego "punktu" Kosmosu nie jest atwa, ale jeeli si opieram swoje
dziaanie na analogii wyprowadzonych z tutejszego pola, to musz opowiedzie
i opisa Kosmos (i dziejce si w nim "zjawiska") take za pomoc przebiegw
identycznych. a to jednoczenie oznacza, e cho "granicami" tego "ukadu"
s nieskoczono i wieczno - to przecie w dalszym cigu jest to "jeden"
"ukad". Kosmos, cho nieskoczony-wieczny, jest jeden. a to skutkuje. tym
skutkuje, e przechodzenie strony na stron musi si odbywa "oscylacyjnie".
agodnie czy nie (na tym poziomie wielko, skala procesw jest taka, e nic
si zapewne "agodnie" nie dzieje) - to nie ma znaczenia w tej chwili. fakt
przejcia si odbywa - i to si liczy. i liczy si w ujciu logicznym jako
rytm "0 - 8 - 0" itd. nie moe inaczej. ale opis, ktry bdzie "charakter"
Fizyczny oddawa, "obrazowa" te zjawiska, musi si odwoa, po pierwsze, do
modelu pola-wszechwiata, a po drugie, co tu waniejsze, inaczej si nie da
zobrazowa. dlaczego? przecie nie ma innego Kosmosu. energia, cho przepywa,
to przepywa pomidzy stronami "w tym samym Kosmosie". w tym samym ukadzie.
czyli Fizycznie. czyli bdzie zachodzio to jako "nakadanie" si na siebie,
wspwystpowanie stron. identycznie jak to ma miejsce w przypadku lokalnego
pola energii. w Kosmosie energia nie ucieknie "gdzie" dalej, bo tego "dalej"
ju tu nie ma. dopiero na tym poziomie nie ma adnego "dalej", dopiero tu si
koczy logiczna analiza. fizyk, rozpatrujc wszechwiat, staje przed takim
dylematem zdecydowanie za szybko oraz nie wiedzc o tym. w przypadku Kosmosu
rzeczywicie jest granica wieczna i nieskoczona. i jak adna inna, jest to
granica pewna i ostateczna, i na zawsze. kada inna jest nieostra i niepewna,
cho posiada jak posta ta jest nieostra, bo bezkresna, ale jest pewna i
ostateczna. Kosmos to jedno, w "ramach" ktrej proces si toczy, i jest to
jedno z brzegiem w nieskoczonoci-wiecznoci.
co z tego wynika? e cho logicznie rozdzielne, jednak Fizycznie strony tak
wyznaczone "stykaj" si, dopeniaj tworz cznie (nawet na tym poziomie)
najlepsze, najstabilniejsze warunki dla rozumu w okolicy rodka. - energia,
przemieszczajc si, "zapenia" nieskoczono - ale poniewa jest "tylko"
jedna nieskoczono (jedne "ramy" procesu), musi si to dzia jak w jednym
"ukadzie". dlatego po zrealizowaniu si jednej strony, przechodzi proces w
drug. a ta znajduje si Fizycznie rwnie w "tej samej" nieskoczonoci. to
dziwnie brzmi, przyznaj, ale jest logicznie poprawne. co uzyskuj? efektem
jest "nakadanie" si stron procesu Fizycznie na siebie, znw wyznaczone w
Ewolucji strony dopeniaj si, razem stanowi "fakt" i razem tworz jedn
"struktur" Kosmosu. i w tym szczeglnym przedziale, okoo rodka, tworz si
tak szczeglne warunki w ramach nieskoczonego-wiecznego procesu. wczeniej
i pniej jest moliwe powstanie sprzyjajcych warunkw, jednak zdecydowanie
okolicznoci Fizyczne sprzyjaj rodkowi cyklu (naoonego z "dwu stron" na
siebie i w jedno). taka oscylacja jest wieczna i nieskoczona, i nie ma w
niej przerw. jest analogiczny i jeden na kadym poziomie schemat, rytm. raz
si "Rzeczywisto" kwantami zapada, raz rozpada - a Ewolucja trwa. lokalnie
rwnie jako ewolucja.
czy nie przesadzam, czy mona w tym punkcie mwi o nakadaniu si stron i
tworzeniu wsplnych warunkw w Ewolucji? tak, mona. i potrzeba. powtarzam,
to jest jeden Kosmos, nieskoczony, zgoda - ale jeden. nie ma znaczenia, e
potencjalnie elementy kwantowe "uciekaj" w nieskoczono, ale przecie nie
dalej. pozostaj w tych granicach i wchodz w procesy. zawsze (i wiecznie).
562

- nieskoczono
wane jest tu oczywicie podkrelenie jednego faktu: to jest i zawsze jest na
tym poziomie Ewolucja rwana (kwant od kwantu odlegy jest jako wielokrotno
kwantu). w odniesieniu do procesw fizycznych procesy Fizyczne, czyli w skali
Kosmosu, one s zawsze rwane. to inny, wyszy wobec ewolucji zakres zjawisk.
konieczny i niezbdny, eby mona byo lokalne fakty zdefiniowa, ale rwany
i znajdujcy si "poza". tylko e zakres rwany zmiany ewolucyjnej nie oznacza,
e ona biegnie inaczej. przecie to s zawsze kwanty, jednostki liczenia. i
jest to "proces" skwantowany, w efekcie tak samo policzalny i tak samo si
dziejcy. skala si zmienia, ale nie rytm, nie regua zmiany. czy nieskoczony
Kosmos, czy wntrze pola, Ewolucja toczy si tak samo jak ewolucja.
oczywicie potraktowanie nieskoczonoci jako "ram" ("obramowania"), w ktrych
"zjawiska" si tocz, to musi wywoywa poruszenie (zaniepokojenie lub nawet
odrzucenie), ale niesusznie. powiedziaem, e nieskoczono to jest jedynie
pewna logicznie granica, nie ma innej tak jednoznacznie wyznaczonej. to nie
przejzyczanie, drugiej tak jednoznacznie wytyczonej granicznej wielkoci nie
ma (do tego jeszcze wrc). kada inna jest nieostra i chwilowa, wyznaczona
przez kogo (czyli take nieostry fakt) oraz zawsze wobec czego. natomiast
nieskoczono jest logicznie skrajnym stanem, a przez to jedynym, ostrym i
"punktowym". co, co wydaje si pozornie najmniej dokadnie zdefiniowane (bo
jak okreli nieskoczono), w takim ujciu jest jedynie pewnym elementem
rozumowania, wszystkie inne s do niego stanami wewntrznymi z zasady.
wane w rozumowaniu o nieskoczonoci jest podejcie psychologiczne osobnika
analizujcego procesy, czyli dugo (od zawsze) wdrukowywana w mylenie formua
nastpujca: nieskoczono = dowolno. straszliwy bd! nieskoczono to
nie dowolna wielko, to nie jest "wszystko moe si zrealizowa" - to nie
jest bezkresna dal, czy "czas" bez zdefiniowania - to nie jest wszystko, co
tylko sobie mona pomyle (a nawet wicej). bd, bd, bd! nieskoczono
(i wieczno) nie jest ani dowolnym, ani chaotycznym stanem, ani rwnie nie
jest "obramowaniem" dla wszechmoliwych zaistnie. nieskoczono to cile
zdefiniowane pojcie, "wielko" o jednoznacznie okrelonym stanie. prawda,
nieskoczonym, ale ani mniej, ani wicej zawsze nieskoczonym. i wiecznie
takim co do jednego kwantu logicznego!
dlatego, powtarzam, kiedy energia czy to si czy, czy oddala z brzegu cyklu
w procesie Kosmicznym, nie oddala si na dowoln odlego, ale maksymalnie
do nieskoczonoci. ale w takich nieskoczonych ramach mieszanina energii i
prni wystpuje zawsze, kwanty energii s obok i s analogicznym stanem
brzegu, jak to byo dla pola-wszechwiata. tu rwnie mam "otoczk" w postaci
brzegu o cechach kwantu logicznego, a w jego ramach tworz si, mog si oraz
musz tworzy si struktury. musz, bo Ewolucja nie ustaje nigdy - musz w
rytmie kwantowym, ale musz. zapewne mgbym, przez analogi, ustali w tym
rytmie (i w oparciu o jednostk kwant-pola, 512) "przedzia" brzegowych tu
zdarze i okreli, ile trwaj kolejne etapy, ale cho mona (nawet by moe
warto), to zasadniczo jest to ju sztuka dla sztuki, ciekawe zagadnienie, ale
odlege od mego dzi. wane natomiast jest to, e energia ma potrzebne "obok"
siebie do budowania struktur elementy, e ten nieskoczony "zbiornik" nigdy
si nie wyczerpuje. moe w danym "punkcie" Ewolucji by zbyt mao zasobw i
wwczas powstanie kaleka konstrukcja, ale "kiedy" wreszcie si tak procesy
w nieskoczonoci zbiegaj, e mam okolic punktu "4" i mam dostateczn ilo
kwantw do skwantowania si w kwant-pole o stabilnej wewntrznej konstrukcji.
w nieskoczonym procesie zaistnienie takiego faktu jest Fizycznie dokadnie
rwne jednoci: musi zaj. a e pomidzy "faktami" s przerwy o rozmiarach
rwnie nieskoczonych? c, wypada mi tylko powtrzy wielokrotnie zapisan
ju fraz: dla zaistniaego bytu nieskoczenie wielki okres przejcia midzy
wydarzeniami to nieskoczenie maa chwilka to moment, ktry z perspektywy
jego egzystencji nie istnieje.
563

- punkt "4"
pytanie: tylko punkt "4" ma znaczenie, czy rwnie jego okolice czy jest
to "zdarzenie" (zaistnienie szczeglnego pola) wycznie punktowe, czy chodzi
o przedzia? e punkt "4" jest w "zdarzeniu" miejscem tworzenia si rozumu,
to nie ulega wtpliwoci, to wynika z przyjtego sposobu postrzegania oraz
opisu. ale pojawia si znak zapytania przy jego "okolicy", a tym bardziej w
odniesieniu do "wczeniejszych" i "pniejszych" odcinkw na skali. pomimo
dopiero co dokonanego zapisu, e take w innych zakresach moe dochodzi do
podobnych "zbiegw okolicznoci", mam w tej sprawie due wtpliwoci. owszem,
nie wykluczam, e inne zakresy mog si okaza askawe dla rozumu - w skali
nieskoczono-wiecznej trudno odrzuci tak moliwo. ale jeeli mam za wzr,
jeeli stosuj analogi w postaci mojego pola-wszechwiata jeeli dodatkowo
stwierdzam, e jest to "identyczny" co do mechaniki proces, to jednoczenie
musz przyj konsekwencje tego podejcia. a te s dla rozumu i jego powstania
jednoznaczne - i "bezwzgldne": poza rodkiem, wczeniej ani pniej, takie
zdarzenie nie moe zaj. jeeli przenios to na zakres Ewolucji rwanej, to
musz przyj, e na tym "etapie" postrzegania rzeczywistoci, e w Kosmosie
zachodzi, e w Kosmosie wystpuje analogiczny "fakt": tylko punkt "4" tu si
liczy, i aden inny. ani "wczeniej", ani "pniej". powiem szczerze, o ile
przyjcie tej zasady w polu-wszechwiecie byo dla mnie naturalne, oczywiste
i atwe emocjonalnie do akceptacji (pomimo poruszenia), o tyle zastosowanie
takiego wniosku dla Kosmosu, cho logicznie wynika jako konieczne z przyjtego
obrazowania Ewolucji, to w tym momencie mam ju opory. emocjonalne wanie.
dlatego, e byem przyzwyczajony do postrzegania (oraz pojmowania) Kosmosu,
wic nieskoczonoci i wiecznoci, "wolnociowo", e tak si wyra - a tu
"taki numer". i tym razem nawet nie mog domniemywa, e wyjciem bdzie inne
zdefiniowanie procesu, e moe popeniem bd w tym dziaaniu (e np. jest
to postrzeganie "zmieszane" z czym innym). przecie odnosz si aktualnie
do wczeniej ustalonych elementw ukadanki, ktre si, co wane, poprzednio
sprawdziy, tutaj stawiam tylko nastpny krok na tej drodze, praktycznie
ju ostatni. a zapisane wczeniej jednoznacznie mwi: analogia jest pena. a
skoro tak - to punkt "4" bdzie jedynym dla rozumu dogodnym w ramach cyklu
Kosmicznego momentem do zaistnienia (w ramach jednego cyklu).
co wicej, takie podejcie i ustalenie wspiera sam model. jeeli dla zjawisk,
ktre zachodziy w polu-wszechwiecie, uywaem formuy, e przebiegaj na
jednokwantowy "styk", e musi by dokadno jednego kwantu logicznego, abym
zaistnia - to nie mam powodu odrzuca tego ustalenia (cho umys przy tym
dry) dla Kosmosu, dla nieskoczonoci-wiecznoci. w jednym "cyklu", w ramach
jednej "oscylacji" (przejcia ze strony na stron), w tej skali rwnie musi
by wymagana "dokadno" kwantu logicznego. i to, eby to!, take jednego
kwantu logicznego absolutnego. nie kwantu logicznego Kosmosu, tu opisywanego
jako kwant w postaci pola (512), ale wanie kwantu logicznego, najmniejszego
z najmniejszych. nie widz innej moliwoci. dokadnie takiej "dokadnoci"
potrzebuj, eby Proces si zamkn na/w tym Kosmicznym zakresie. jeden kwant
logiczny rnicy, a mnie by nie byo. i to w skali nieskoczonoci-wiecznoci,
co podkrelam "cieniutk czerwon lini" (istnienia). dlaczego? jeeli mam
"zamkn" proces w jedno, nie moe by z adnej strony brak nacisku. jeeli
powstanie pola-wszechwiata ma by dokadne i symetrycznie uoone, aden w
otoczeniu skadnik nie moe tworzy si wczeniej czy pniej - musi zaj
synchronizacja. na jeden kwant. inaczej pojawi si niesymetryczno, powstan
"zwichrowane" i "kalekie" pola. a to wyklucza zaistnienie rozumu. proces musi
zaj z "precyzj Kosmiczn" (!), eby wszystko si "zazbio". i zawsze, na
kadym poziomie tak samo si musi dzia, nie ma wyjtkw.
chc jednak pozostawi sobie furtk w postaci, "e w nieskoczonoci" sporo
wolno i tak bd to postrzega. ale wyglda na to, e potrzebuj a Kosmicznej
dokadnoci do opisania wasnego istnienia. eby to!
564

- ile rozumw?
w tej chwili mam w "obrbce" nieskoczono i wieczno - ale ju wida, e
swoboda rozkadu elementw w tej skali take podlega zasadzie rodka. nie ma
dowolnoci, i to pomimo, e "rozmiar" Kosmosu jest nieskoczony. mog wic
mwi, e tylko "w pewnych okolicznociach", w pewnych okresach (przedziaach)
Ewolucji zachodz procesy, ktre wspomagaj rozum w jego zaistnieniu. te inne
okresy warunkuj "rodkowe", ale s mao "zapchane" lub "puste" pod wzgldem
obecnoci obserwatora. mog powiedzie rwnie, e inne odcinki, oddalone od
rodka, s w Ewolucji mao zagszczone bytami rozumnymi oraz e odlego
midzy rozumami ponownie si przesuwa (logicznie wrasta). dystans w okolicy
rodka jest teoretycznie najmniejszy i osiga warto maksymaln, czyli 1/8
- ale im dalej od tego punktu, tym "gsto" rozumu maleje.
czy to tylko zabawa pojciami? nie. przekonany jestem, e nie jest to tylko
logiczny slalom przez abstrakcje. bowiem majc takie ustalenie, mog odwoa
si do wczeniej wyznaczonej jednostki - 512, kwantu Kosmicznego o wielkoci
pola-wszechwiata. jeeli przyo to do szczeglnego, czyli do rodkowego i
maksymalnie rozumem "obdzielonego" momentu w Kosmosie, to mog rwnoczenie
powiedzie, e najmniejsza odlego pomidzy obserwatorami, ktrzy s zdolni
do rejestracji swoich stanw i analizowania otoczenia (przy sprzyjajcych do
tego warunkach "rodowiskowych") - e ta "odlego" wynosi 512 + 512 = 1024
jednostek. plus 512 jako rozmiar pola rodzicielskiego. dlaczego tyle? 512 do
punktu, w ktrym znajdowao si pole, z ktrego "czerpie" (czerpao) energi
pole-wszechwiat (moje), plus drugi taki sam odcinek po stronie przeciwnej,
gdzie te moe doj (potencjalnie) do wytworzenia pola-wszechwiata. to przy
najbardziej dla rozumu sprzyjajcych okolicznociach, podkrelam. brak tylko
jednego elementu w tym acuchu pogarsza warunki w sposb drastyczny (wrcz
je wyklucza). czyli, przy najlepszym uoeniu si kwantw w Kosmosie, mam do
ssiada w rozumie trzykrotn wielko rozmiaru pola. i eby (teoretycznie)
tam dotrze, trzeba pokona dystans rwny caemu zaistnieniu pola, w ktrym
rozum przebywa, plus poow nastpnego. czy to oznacza, e na tak "podr"
potrzebne s zasoby caego pola? to nie wydaje si sprzeczne. eby pokona
dystans 1024 jednostek, musz dysponowa energi na zabudowanie takiej skali
"przestrzeni absolutnej", a po drodze jeszcze pozyska rodki na dalsze si
przemieszczanie. mwiem kiedy, e taka podr, cho logicznie moliwa, to
tylko dla bogatych (w energi), jednak czy rozum moe "a tak" si wzbogaci,
tego pewien nie jestem. co najmniej zasobw caego pola potrzeba na dotarcie
do najbliszego rozumnego osobnika - czy wic warto? zrozumiae, e rwnie
"po drodze" moe si trafi "stacja paliw", czyli inne pole. niestabilne, ale
zasobne w energi. i bdzie mona "zatankowa". tylko znw powtrz pytanie
- czy warto? czy warto nawet o tym myle? e potencjalnie moe si to okaza
interesujce - to (by moe) prawda. ale czy warto?
dla rozumu wynika z tego zasadniczy wniosek praktyczny: o ile obserwator do
mnie analogiczny znajduje si w sferze o rednicy 3584 (6 x 512 jednostek i
plus 512, rozmiar mojego pola jako sidma wielko w tym liczeniu), mog wic
(w najlepszych warunkach) sprbowa poszukiwa bliniaka w rozumie, to obszar
potencjalnie do spenetrowania najbardziej zasadny. dalej trudniej dotrze i
szansa trafienia na pobratymca mniejsza. a w przypadku bytowania w gorszym
przedziale nieskoczonoci, ograniczenia wzrastaj "do potgi". najpewniej
"jako wywiedliwym" i jako "strawnym" jeszcze "praktycznie" stanem bdzie
wielokrotno 1024. czyli maksymalnie byoby to 8 x 1024 = 8192, a zupenie
ju skrajnie i maksymalnie 16 x 1024 = 16 384. na nic wikszego, jako zakresu
zalenoci w rozumie, moje postrzeganie Ewolucji si nie godzi. e "dalsze"
od tak wyliczonego bdzie, to prawda, tylko co z tego? to ju jest zliczanie
nieskoczonoci, a nie opis Fizycznego dziaania na siebie wydarze. zakres
16 384 mog jeszcze posdza o jaki "wpyw" na tutejsze "procesy, ale poza
tak sfer przyszoby mi to ju z trudem. koniec.
565

- wniosek
- rozum w Kosmosie
- ( ? )
zapisaem kilka stron zastanawiajc si, jak-gdzie-kiedy rozum w Kosmosie
moe zaistnie i co to dla niego wynika. sw pado wiele, ale wniosek jest
raczej jednoznaczny i "przykry": to "rzadki przypadek". i uycie w zapisie
znaku umownoci jest wielce zasadne, to rzeczywicie, w logicznej analizie
zagadnienia, "przypadek" cho konieczny, musi wystpi w nieskoczonoci.
dla mnie, zaistniaego obserwatora, to nie jest przykry wniosek, trudno nawet
w takiej konwencji to ocenia bo wanie istniej. jednak, tak obiektywnie,
tak a "do spodu", to faktycznie poruszajcy wniosek. jeeli ju na poziomie
pola-wszechwiata rozumna struktura jawia si jako fakt, delikatnie mwic,
szczeglny i punktowo zlokalizowany to w Kosmosie, w odniesieniu do skali
nieskoczono-wiecznej, "punkt" okazuje si rwnie "Punktem", i to w ramach
caego jednego cyklu Kosmicznego. a to ju mao bardzo mao niebywale i
wicej mao. a do tego przecie nie ma adnej pewnoci, e w kadym cyklu co
takiego si pojawi. moe ale nie musi.
dlatego, jeeli miabym w tej chwili i w oparciu o to, co udao si z analizy
ewolucji i Ewolucji wyprowadzi, gdybym mia podsumowa obraz, ktry wyania
si dla rozumu z analizy nieskoczonoci i wiecznoci, to powinienem szczerze
powiedzie, e cho jest to obraz niewtpliwie logicznie bardzo ciekawy, dla
filozofa nawet ekscytujcy (bowiem czy w sobie wszelkie wystpujce do tej
chwili, jako oddzielne czy wrcz sprzeczne, nurty mylowe) jednak zarazem
jest to fizycznie-Fizycznie szkic niezwykle pesymistyczny. moe nie cakiem
przygnbiajcy, bo istniej, ale trudno mi si doszuka w nim optymizmu. i
to nawet przy uwzgldnieniu, jak powiedziaem, e nie powinno si go ocenia
z emocjonalnego punktu widzenia. jestem bytem zbudowanym "z wody i marze"
(i emocji), wic tak oceniam swoje otoczenie (blisze, dalsze - i Kosmiczne).
ale nawet, kiedy to odrzuci, to i tak obraz jest "poruszajcy". powtarzam,
jest ciekawy, jeszcze mocniej wie rozum z Kosmosem i Ewolucj, z jej bardzo
szczeglnymi warunkami (rodka). i wie tak mocno, e jest to dla mnie wrcz
zaskakujce, nie spodziewaem si tego. zalenoci s tak gbokie oraz tak
istotne, e praktycznie nie mona w innym rejonie oczekiwa i poszukiwa bytu
rozumnego. rodek, i tylko rodek. - i dlatego, i przez to jest to obraz tak
pesymistyczny. poniewa owe szczeglne warunki dla zaistnienia rozumu musz
zaistnie, po pierwsze (wymieniajc w kolejnoci i wanoci nastpowania),
na/w poziomie Kosmosu, po drugie pola-wszechwiata, po trzecie galaktyki, po
czwarte ukadu planetarnego, po pite globu, szste biologii, sidme gatunku,
sme osobnika... itd. - a przecie wymieniem tylko te, ktre narzucaj si
w takiej wyliczance jako gwne, jednak wane s wszystkie "ogniwa" acucha,
wszystkie od najmniejszego z najmniejszych po najwiksze z najwikszych. eby
mona byo mwi ebym mg mwi, e istniej, tu s konieczne wszystkie
skadniki i poziomy.
o ile jeszcze na poziomie o stopnie niszym, w zakresie pola-wszechwiata,
wydawao si to zdarzeniem z pogranicza niebywale maego, wyjtkowego, ale
jednak koniecznego wyjtku, to przez kolejne przesunicie tej granicy, teraz
a do skrajnego, maksymalnego punktu w nieskoczonoci-wiecznoci (bo tutaj
"granic" jest wanie nieskoczono-wieczno) to w takiej skali "fakt"
zaistnienia mylcej grudki materii staje si jeszcze mniej moliwym, znikomo
maym. praktycznie a nie potrafi odnale waciwego sowa, eby odda ten
poziom wyjtkowoci podobnego zdarzenia. e to nie jest zero, e to "wyjtek
konieczny" w Kosmosie i e musi zaj - wszystko prawda. tylko ta skala...
kiedy umieszczam si w takiej perspektywie, po prostu trudno nie zaduma si
nad Kosmosem - wszechwiatem sob.
dlatego do koca sam nie wiem, czy to jest optymistyczne zobrazowanie tego
Wszystkiego bo istniej, czy odwrotnie, pesymistyczne - bo istniej.
566

- skalowanie Kosmosu, "oscylacja"


- jak dugo?
tu mam problem. na pytanie, jak dugo w przeliczeniu na "tutejsze" jednostki,
trwa "oscylacja" w ramach Kosmosu (nieskoczonoci), nie potrafi szybko i
atwo odpowiedzie. mj stan posiadania na t chwil to wiedza, e cykle s
i e "zjawiska" zachodz w rytmie 0 - 8 - 0 (itd.), e Fizycznie "nakadaj"
si na siebie oraz e dziej si kwantami o "rozmiarze" 512 (jednostek). ale
czy ten rytm jest zliczalny wedug zawartych w nim kwantw, czyli jako suma
moliwych stanw kwantowych, czy caociowo, nie potrafi tego rozstrzygn.
a chciaoby si, emocjonalnie to ciekawe zagadnienie. skoro opis siga ju
takiego puapu, to chciabym wiedzie, ile trwa taka "oscylacja"? nawet ze
wiadomoci, e jej przerwy to nieskoczono. interesujce dla rozumu jest
to, ile si mus zdarzy faktw, eby kto nastpny "podobny" powsta i si
rwnie zainteresowa otoczeniem bliszym i dalszym. a tego bez zliczenia,
bez zwymiarowania przejcia ze strony na stron nie ustal. jeeli punktem
wyjcia do liczenia uczyni rytm 0 8 - 0, a to byoby najbardziej naturalne
(bo "tu", w Kosmosie, musi by rytm najbardziej podstawowy i fundamentalny),
to naleaoby "po prostu" podliczy moliwe stany kwantowe w caym cyklu. i
wygldaoby to tak: 1-2-8-18-32-50-72-98-128 (x 2). od stanu jednego kwantu,
czyli maksymalnego zbiegnicia - do stanu 128 kwantw w punkcie maksymalnego
rozbiegnicia (lub odwrotnie, kiedy zmieni kierunek w liczeniu). a dalej to
samo. w drugim przypadku mgbym przyj, e w proces jest wpisanych "tylko"
128 kwantw - jako maksymalna realizacja caego cyklu. albo przyj, e jest
tylko 8 kwantw, jako najbardziej fundamentalny rytm.
wobec kadej wymienionej moliwoci od razu pojawia si pytanie: czym s te
kwanty? polami-kwantami, czym wicej, czym mniej? czy to ju wszystko, a
moe s inne wielkoci? przecie mwi o nieskoczonoci oraz wiecznoci czyby w tej skali byo a tak niewiele realnych kwantw (kwantw w postaci
pl-wszechwiatw)? zliczenie wszystkich stanw w zaprezentowanym szeregu to
wielko 409 elementw. druga wielko to 128, trzecia 8. mao, emocjonalnie
mao na Kosmos. czyby "caej" nieskoczonej energii "starczao" "zaledwie"
na 409 bytw, a i to nie "jednoczenie"? ciekawe. przecie, nawet przyjmujc
t maksymaln liczb, a zarazem opisujc ten proces przedziaami, powiedzie
musz, e skrajnie mog pojawi si jednostki w liczbie 128, i to w zakresie
brzegowym, czyli bez rozumw. na pewno bd w tym liczeniu "powichrowane" i
"niespenione", i wszystkie stany porednie. a dalej tym tropem idc, tylko
punkt "4" jest stabilny na tyle, e moe byty rozumne wytworzy. jednak, co
wicej, w tym punkcie wytworzy si mog maksymalnie tylko pola-wszechwiaty
w liczbie 32, bo w rodku na wicej struktur brak po prostu miejsca (nawet w
nieskoczonoci). e to jednoczenie zaatwia symetri w tym procesie oraz
"bliskie" ssiedztwo rozumne to mao. mao emocjonalnie. bo c to wobec
wiecznoci?
oczywicie mog powiedzie, eby logika bya caa i emocje zaspokojone (te
emocje to wany element analiz), e mam tutaj nieskoczono i skoczono
jednoczenie. e "ilo" kwantw logicznych (absolutnych) jest w Kosmosie
co prawda nieskoczona - jednak powsta, zbudowa si z nich moe skoczona
liczba bytw ("zsumowana" w jednostki "gabarytowe", Fizyczne). - e, mwic
inaczej, potrzeba nieskoczonej energii w postaci kwantw logicznych, eby
zbudowa skoczon struktur symetrycznego kwantu logicznego-pola e "caa"
nieskoczono "wystarcza" tylko na "ma" "ilo" bytw o skoczonych i
chwilowych "rozmiarach". nieskoczono buduje skoczono - jak wyszo to w
innym miejscu. ale e a tak "ma" skoczono, tego si nie spodziewaem.
zasada si zgadza, ale...
Kosmos - to ja. nieskoczono-wieczno - to ja.
ja.
567

jak dugo? przyjmujc, e nieskoczono buduje skoczono, i to w "maej"


liczbie (kwantw-pl), z zastrzeeniami, ale sprbuj to jednak policzy dla
wielkoci 409 jednostek, tej maksymalnej. dla mniejszej nawet nie mam zamiaru
- cho nie musz to by przecie ani bdne ustalenia, ani mae. ale jeeli
ju liczy, to dla zakresu maksymalnego. dlatego przedzia 1 - 128 kwantw,
w sumie 409 jednostek po 512, to mam teraz do "obrobienia". przeliczajc to,
uzyskuj: 409 x 512 = 209 408.
209 408 jednostek po 512 miliardw lat procesu. tyle w Kosmosie "trwa" cykl
jednej strony "oscylacji", tyle trwa "przepyw", "przejcie" nieskoczonej
energii przez zakres jednej strony (od zapaci do rozpadu lub odwrotnie). czyli dla obu stron jest to wielko 418 816 jednostek. przy jeszcze, co tu
oczywiste, podwojeniu w przypadku uwzgldnienia "czasu przerwy" w procesie,
pustki rwnie o wielkoci 512. czyli cznie mam wielko 837 632 jednostek.
czy to duo, czy mao? jeeli odnie do mnie, duo-duo. kiedy jednak jest
to odniesienie do nieskoczonoci-wiecznoci, mao-mao. to na pewno nie jest
"poraajca" liczba. ogromna, Kosmiczna, robi wraenie oraz wymusza szacunek
rozumu, ale skoczona. e to "tylko" jeden peny "cykl" - e za nim i przed
nim nieskoczony cig, prosta idca z nieskoczonoci w nieskoczono fakt,
prawda, tak jest. ale...
c, rozumowi si nie dogodzi, jak co sobie ubzdura... jak si przyzwyczai
do wizji, do postrzegania w nieskoczonoci przysposobi, to nawet nie starcza
mu skoczonej-nieskoczonoci (ktra jest i tak nieskoczonoci). rozum to
jednak "zakrcona" struktura.
tu oczywicie rozchodzi si nie o ten nieskoczony cig, prost idc przez
wieczno i nieskoczono, poniewa to doskonale wpasowuje si we wszystkie
opisy, ale o liczb rozumw, ktre mog potencjalnie w jednym cyklu powsta
i o logiczne, filozoficzne tego konsekwencje. w "historycznej" skali rozmw
w Kosmosie jest sporo i wicej, ale wane z mojego punktu widzenia jest to,
czy takie byty wspwystpuj "obok" w tej samej warstwie i "po ssiedzku".
osobnicy z przeszoci i przyszoci to ciekawostka, lokatorzy tego samego
Kosmosu to zagadnienie wane. poniewa mnie dookrela. jedynki (w tym wypadku
siebie) nie opisz, musz posiada inny punkt, punkt odniesienia. dlatego ma
to gbokie znaczenie dla wiadomoci, bo na moje istnienie nieskoczono
wesp z wiecznoci pracuj, a i to niewiele z tego moe-musi si stworzy
(liczbowo). to jest w analizie tutaj prowadzonej zagadnienie zasadnicze, o
fundamentalnych, filozoficznych konsekwencjach. przecie wszelkie ustalenia
ze wzgldu na siebie prowadz, to jest dla mnie najciekawsze ustalenie bo
chc wiedzie, gdzie, jak, a zwaszcza dlaczego i po co si znajduj. kiedy
wic z tego wyania si wniosek, przecie budowany krok po kroku logicznie,
e jestem produktem chwilowym, ale z fundamentem w nieskoczonoci-wiecznoci,
to emocjonalnie robi to na mnie wraenie. a przecie w tym kroku analiz ju
o "rzeczywistej" i "prawdziwej" nieskoczonoci i wiecznoci mwi, tu ju
tych "wielkoci" odrzuci nie mog. tutaj s to "stany" i "cechy" "ukadu",
ktre warunkuj wszelkie zjawiska. w najmniejszym stopniu nie przeraa mnie
ich konieczno - ale wynik tego dziaania budzi zdumienie (czemu kolejny ju
raz daj wyraz). jeeli fizyk wzdraga si przed zastosowaniem nieskoczonoci,
bo nie wie, co ma z tym "faktem" zrobi, to ja dla Kosmosu ani si wzdragam,
bo to konieczno, ani odrzucam, bo wiem, e to element niezbdny. jednak w
efekcie otrzymuj co, co porusza: byt jednostkowy maksymalnie. nie Kosmos
ale siebie. jeden "fakt" w skali 418 816 miliardw lat (837 632), bo nawet
nie wiem, czy te inne, ssiednie obok pola-wszechwiaty, ktre w punkcie "4"
by mog-musz, s zasiedlone. ja niewtpliwie jestem, ale "ich" moe nie by
(ju lub nigdy ich nie byo). w najbardziej symetrycznym nawet wszechwiecie
nie ma gwarancji na to, e rozum zaistnieje, e przetrwa i e bdzie zdolny
spojrze w gr. dlatego mog sam spoglda w niebo i obserwowa gwiazdy. a to ju wniosek...
568

- Kosmos
- nieskoczono i wieczno
- jednostka "512" i "1024"
przyznaj, e ten bardzo wany punkt analizy powsta oraz pojawia si w tym
tekcie jako skutek "ogldania" dopiero co zapisanej liczby odnoszcej si
do wielkoci cyklu w ramach Kosmosu. po prostu z emocjonalnego punktu widzenia
wielko 837 632 jednostek dla takiego cyklu nie wydawaa si jeszcze stanem
penym, i to pomimo, e na jej pocztku znajduje si zasadna Ewolucyjnie i
kwantowo wielko 8. a wrcz szczeglnie dlatego szukaem jej dopenienia
do wielkoci 16, czyli do podwojenia. to nadal nie jest nieskoczona liczba,
jednak robi wraenie. a wnioski, ktre z takiego "spekulowania" wielkociami
pyn, s wane i bardzo wane, a do tego interesujce.
oto mam po takim podwojeniu liczb o wymiarze 1 675 264, czy to czego nie
przypomina, czy nie wydaje si ta wielko peniejsz od 837 632? przecie
tak dokonane podwojenie tworzy liczb bardzo przypominajc jednostk, ktra
obrazuje pole-wszechwiat (pole w postaci dwustronnej jako "czas" 1024). tyle
bowiem przechodzi cznie ewolucja generalnie ze strony na stron, pomimo e
zewntrznie dzieje si to i Fizycznie wyglda na stan 512 jednostek liczenia.
Fizycznie, w obserwacyjni zewntrznej pola-wszechwiata, mam wielko 512,
ale czas istnienia zmiany to 1024 jednostek. mwic inaczej, ewolucja pola
ma "rozmiar" jednoczenie 512 i 1024 jednostek. i s to do siebie wielkoci
wzajemnie odniesione, opisuj to samo pole-wszechwiat, s tym samym polem.
to jest jedna, ale dwudzielnie (ewolucyjnie) pojmowana wielko oznaczajca
to samo. pole energetyczne zawsze jest jedno i to samo, ale jego postrzeganie
i pojmowanie uzyskuje dwa punkty analizy, raz w ujciu nastpczym, i tu mam
1024 jednostek, drugi raz Ewolucyjnym, a tu mam pole-wszechwiat jako stan
zewntrzny 512 jednostek. powtarzam te ustalenia, bo s wane w tym miejscu,
to nie s ani inne, ani oderwane od siebie wielkoci, obie cznie opisuj
i oddaj to, co rozumiem pod pojciem "pola-wszechwiata".
kiedy analizuj ewolucj pola-wszechwiata, ustawiam raz punkt obserwacyjny
zewntrznie, drugim razem wewntrznie, jednak aktualnie i w tym przypadku oba
punkty obserwacji musz uywa jednoczenie. dlaczego? poniewa wielko 512
i wielko 1024 uzyskuj z obu punktw obserwacji. "widzc" w Kosmosie pole
energetyczne o tak szczeglnych cechach (symetryczne oraz harmonijne), widz
rozcigajce si na dystansie 512 jednostek wydarzenie o stabilnej zmianie
wewntrznej i stabilnych w dugim okresie postrzegania "gabarytach", widz
"ciao" ewolucyjne, ktre ma 512 jednostek "wzrostu", i ono moe mi suy
za wzr do skalowania nieskoczonoci ("przestrzeni absolutnej"). - ale mam
zarazem postrzeganie wewntrzne, rwnie aktualne i pewne, i jednoznacznie
informujce, e proces przechodzenia ze strony na stron trwa 1024 jednostek,
e tyle trwa czas "ycia" pola. na/w brzegu analizy oba punkty obserwacji i
wnioskowania si zbiegaj, i tak wanie mam tym razem. - pole-wszechwiat
istnieje wewntrznie 1024 jednostek dlatego, e wpierw tworzenie si stron
trwa po 512 jednostek, tyle samo Fizycznie jednostek ma kada z nich ale
rwnie obie razem maj 512 jednostek, tylko e po zsumowaniu daje to proces
czny o wymiarze 1024 jednostek. czyli nawet wwczas, kiedy jedna strona pola
cakowicie si "zuszczy" i oddali, to cigle mam jeszcze 512 jednostek w tym
punkcie Kosmosu, ewolucja pola tak dugo jeszcze trwa, cho to ju przedzia
niegocinny. co wewntrznie nie nadaje si do uytku, bo brakuje caej strony,
to w obserwacji zewntrznej nadal i cigle ma wielko (rozmiar) 512, tyle
jeszcze czasu proces si toczy. Fizyczna wielko 512, jako proces nastpczy
przebiega przez 1024 jednostek.
mwic inaczej, musz w tej chwili postrzega oraz zastosowa zaproponowan
jednostk nie w postaci "512" czy "1024", ale w ich cznym stanie, wic jako
liczb o szczeglnym zapisie "512-1024", to jest jedna liczba. - oznacza to
samo, tylko punkt odniesienia si zmienia.
569

- nieskoczono-wieczno
wniosek? jednostka Kosmosu, ktr wyznaczyem dla nieskoczonoci w postaci
512, musi zosta podwojona. ale... ale w ramach tego wniosku jednoczenie
musz zaznaczy, e zabieg podwajania nie jest przeprowadzany dla parametru
nieskoczonoci ale dla wiecznoci, dla "czasu absolutnego". dokadnie tak.
dokonane podwojenie, uzyskana wielko jednostki liczenia nie ma ju adnego
przeoenia na "dystans" w Kosmosie, bowiem tu jednostk pozostaje 512, ale
na "czas istnienie" jednostki, a ten trwa 1024.
mwic inaczej - "512" to jednostka nieskoczonoci, a "1024" to jednostka
wiecznoci.
co mi to daje? po pierwsze i wane - jedno. na kadym poziomie pojciow
jedno. jeeli kiedy zapisaem, e Kosmos to nieskoczono-wieczno, to
w tym momencie, ju liczbowo (matematycznie), uzyskuj tego potwierdzenie i
dopenienie, mam ten sam rezultat, tylko "sowo" jzyka opisu si zmienia.
Kosmos jest kwantem logicznym i maksymalnym logiki, ale jest procesem, stanem
dwudzielnym, dwustronnym Ewolucji - i to musi posiada odbicie w kadym do
takiego "obiektu" zastosowanym pojciu, inaczej popadam w sprzecznoci. - po
drugie, co rwnie bardzo wane, a dla mnie w tej akuratnie chwili analizy
szczeglnie mocno poruszajce, mam Kosmiczny acuch, krg Ewolucji. dokadny
i maksymalnie rozcigajcy si pomidzy stronami Ewolucji proces Fizyczny.
nigdzie adnej przerwy, niecigoci (logicznej oczywicie), zaskakujcego
faktu czy "co podobnego" wszdzie jedno.
dlaczego? prosz uwzgldni zasadniczy tutaj fakt, e kiedy proces przechodzi
w Kosmosie, w ramach cyklu 0-8-0, ze strony na stron, to Fizycznie, czyli w
"ramach" nieskoczonoci, to przemieszcza si tylko w tej nieskoczonoci i
nigdzie "dalej" nie ucieka (bo adnego "dalej" nie ma). a wic mija Ewolucja
strony, przechodzi i przenika stron drug. ale co pierwsz, co drug stron
w tym "zdarzeniu", to nie ma tu znaczenia, proces w opisie Fizycznym biegnie
identycznie, jak to byo dla pola-wszechwiata i fizyki: strony na siebie si
nakadaj i dopeniaj. skala inna, ale zasada ta sama. - kiedy wic proces
dochodzi do punktu osobliwego, np. "8", i kiedy rozpoczyna si etap kolejny
(od "8" do "0"), oznacza to, e zaczyna si w pocztkowym punkcie osobliwym
cyklu "zanikanie" tej strony ("0", pocztek wyrnionego cyklu). po prostu i
zwyczajnie i krokami kwantowymi ta strona "znika", przechodzi do "historii"
Kosmosu.
ale, zwracam szczeglnie na to uwag, jednoczenie, "w tym samym momencie"
procesu, jako jego dopenienie, i to bez jakiejkolwiek przerwy czy zawahania,
najwyej-najmniej o jeden kwant logiczny dalej, zaczyna si ju tworzy cykl
nastpny, tworzy si ju kolejna strona. ale tym razem jest to cykl "8-0-8".
zakoczeniem strony wyznaczonej przez mnie jako druga jest punkt "0", jednak
kiedy pierwsza jest w zaniku, tworzy si jednoczenie w tym liczeniu strona
"trzecia", ktra nie jest faktem trzecim, ale dopenieniem, uzupenieniem w
Procesie braku, ktry powstaje po zaniku pierwszej. - podkrelam, tu nie ma
stanu braku strony procesu, bowiem kady brak po jednej oznacza dopenienie
przez drug to jest "koo Kosmicznego cyklu". Fizycznie mam zawsze-i-tylko
dwie strony procesu, ale logicznie jest to nieskoczono-wieczne zamienianie
si stron Ewolucji w Kosmosie. idealne, cige, bezkresne w przestrzeni oraz
w czasie wymienianie si stron. w tym Procesie koniec jednego cyklu oznacza
pocztek nastpnego, nigdy przerwy czy inny rytm. poniewa jest to zawsze i
"tylko" jednostka, Kosmos, przejcie pomidzy stronami dokonuje si tylko w
tym "ukadzie" i zawsze tak samo, od osobliwoci do osobliwoci doskonay
okrg procesu. e jednostk liczenia jest tu 512-1024 miliardw lat? fakt,
ale to w niczym nie zmienia tego obrazu, a nawet go podkrela. mam na kadym
poziomie jedno Ewolucyjn, dwuelementow jedno logiczn.
Kosmos nieskoczono-wieczno prnia-energia zero-jeden (0-1)
512-1024 ja.
570

- Kosmos
- wielko cyklu
- pytanie
po takim opisie Kosmosu, przy odwoywaniu si do jego cech, musi si pojawi
zastrzeenie, musz je w tym miejscu poczyni, sprawa jest wana. - jednak,
zanim do niego przejd na kolejnej stronie, trzeba zada jeszcze jedno, take
wane pytanie: czy w tak "opisanym" Kosmosie, ktrego "skadnikami" s stany
nieskoczone i wieczne, a Ewolucja przebiega jako realizowanie si rytmu w
postaci 0 8 0, mog by wiksze cykle? to znaczy, mwic inaczej, czy w
logicznym ujciu, w ramach tej nieskoczonej prostej (na/w niej), przy tak
zaznaczonych przedziaach wydarze w ramach poszczeglnych etapw, czy mona
wyznaczy jeszcze wiksze cykle? czy jest co wicej, jakie "super epoki"
Kosmiczne, czy jakby to nazwa?
odpowied jest jednoznaczna: nie.
dlaczego? poniewa opisany rytm musi by ostatnim. logicznie jest "Procesem"
jednostkowym, ostatecznym, fundamentalnym, najbardziej dla Ewolucji skrajnym
- "absolutnym". to opis zmiany, ktra nie ma adnego - wicej, nie musi ju
posiada adnego innego (wyszego) dopenienia. to stan wieczny, nieskoczony,
niepodzielny, samoistny.
w obrbie ewolucji taki cykl pola-wszechwiata rwnie jest kocem liczenia,
a z tej analogii czerpaem gboko i pilnie przechodzc wyej w analizie (nic
innego przecie nie mam do dyspozycji). jednak w tym przypadku dopenieniem,
"wyszym" poziomem postrzegania wobec zmian zachodzcych w polu by wanie,
musia by nieskoczony-wieczny (i konieczny) byt, tu okrelony jako Kosmos
czyli logiczna stao i niezmienno. ale do tego "bytu" dodatkw ju nie
ma, wyej czy obok niczego wicej nie ma. dlatego tu si koczy rytm zmian
i wszelkie analizy rzeczywistoci. zmienno, lokalno, chwilowo zdarze
w obrbie pola-wszechwiata wskazuje na konieczno Kosmicznej staoci oraz
jednej reguy i niczego wicej ani potrzeba, ani opracowa mona.
Fizyka Kosmosu w ujciu kwantowym jest jednoznaczna, tu rytmy Ewolucji (oraz
ewolucji) si rozpoczynaj, tu maj swoj "pierwsz przyczyn" ale take,
co wane w tej analizie, tu si kocz. krg, krenie energii jest wieczne
i nieskoczone (wieczno-nieskoczone), ale na tym "poziomie" ten "okrg" si
zamyka. nic wicej ju nie wystpuje. - w ramach nieskoczonej prostej jest
tylko (czy a) nieskoczone tego rytmu powtarzanie (powielanie), doskonae
powtarzanie. ta "melodia" nigdy si nie koczy - i nie ma innego "zapisu".
"nuty" s zawsze te same, a "odgrywana melodia" ta sama. tylko, tak to si
skada, "obsada" si zmienia i kadorazowo jest inna. tak mniej wicej i plus
minus raz na 418 816 (837 632 - 1 675 264) spektakli. ale nawet i to nie jest
pewne...
nawiasem i przy okazji, skoro ju poszo w sformuowaniach w "rejony brzegowe"
i mocno fundamentalne, sowo o sposobie analizowania, stosowania poj. bd
jeszcze do zagadnienia wraca, ale tu musi pa stwierdzenie, e nie ma przez
wieki (i tysiclecia) bdnego postrzegania wiata - czy Kosmosu, jak w tym
przypadku. i to w dokadnie jego cechach. zwracam na to wag w kontekcie co
dopiero zapisanego o braku moliwoci "wyszego" rytmu. przecie wszelkie tu
zaprezentowane odniesienia, to nawizanie do ustale idcych od zawsze, tu
nic si nie zmienia. owszem, inne niekiedy sownictwo, dodatki odwoujce si
do ustale fizyki, ale obiektywnie nic nowego. my, czowiek, od kiedy w niebo
patrzymy i widz gwiazdy, znam(y) prawd. ilo szczegw si zmienia,
moje (obserwatora) spojrzenie siga dalej, ale to zawsze to samo i tak samo
jest opisywane, nic nowego pod socem. cho, fakt, jakby janiej wok. ale
czy abstrakcje kwantowe (kwanty), czy filozoficzne pojcia (lub religijne),
jeeli analiza dotyczy wiata i jest prowadzona poprawnie (a inna by nigdy
nie moe) wiem, jak to Wszystko wyglda i funkcjonuje. mog gubi si na co
dzie w szczegach, ale prawd znam. i dlatego jest to tak ciekawe.
571

- zastrzeenie
- wyjanienie
dla spokoju sumienia, ze wzgldu na ostrono procesow - musz poczyni w
tym miejscu zastrzeenie wzgldem "wizji" Kosmosu, ktr przedstawiem wyej
i do ktrej si dalej bd odwoywa. zastrzeenie wobec potencjalnego, ale
wielce prawdopodobnego zarzutu, e jest to by moe utosamienie, a na pewno
przeniesienie ustale z pola energetycznego na Kosmos. co skutkuje tym, e
zakres ju niewtpliwie "inny" postrzegam analogicznie do tutejszego wiata,
e jeden obraz tak mocno mi si narzuca w myleniu, e do niego, chcc nie
chcc, dopasowuj opis Kosmosu. itp.
fakt i prawda, korzystam z analogii pola-wszechwiata, zaznaczaem to mocno,
wielokrotnie i czyni to wiadomie. co wicej, mwiem, dlaczego to czyni:
bo nie mam nic innego pod rk. a po drugie, pole jest pochodn Kosmosu, wic
mam prawo i musz tak czyni.
po kolejne, zrobiem to w stopniu takim, jak potrafiem. czy jest tutaj bd?
nie wykluczam. ale uwaam, e mao prawdopodobny. przecie to dowodzenie nie
jest logiczne skomplikowane (skoro ja mogem to zrobi, to na pewno nie jest
a bardzo skomplikowane), dlatego mona je byo przeprowadzi krok po kroku,
a te s kroki wzajemnie logicznie cile powizane. - a co wicej jeszcze,
znane przez wieki, jak wspomniaem. zrobiem to ani pierwszy, ani zapewne te
ostatni (tu zawsze jakie szczegy mona doda), ani oryginalnie. - wicej,
brak oryginalnoci mona w tym przypadku poczyta za wspuczestniczenie w
tym idcym przez tysiclecia zmaganiu si z opisem otoczenia. a skoro wynik
jest podobny do uzyskanych przez innych opisywaczy, mam podstawy uwaa, e
postrzegam otoczenie podobnie i e nie "zakrcio" mn tak, e nie nie musz
woa, e "tym gorzej dla faktw", kiedy one si nie zgadzaj z ustalon na
drodze abstrakcyjnej mechanik elementw. jestem w zbiorze podobnych uj,
wic mog powiedzie, e "co jest na rzeczy".
eby podeprze ten argument przynaleenia do zbioru, odniesienie do innego
zakresu opisu otoczenia i aby nie byo nudno, tym razem do filozofii religii.
oto lokalny system wierze, w oparciu o swoje "wiekowe" ujcia, ale zawsze
w odwoaniu si do wiata, "wyprodukowa" pojcie "trjcy". oczywicie tylko
na poziomie sw i budowanych obrazw, to czysta mitologia, a do tego tworzy
"szkic" na poziomie dziecka w przedszkolu. ale, pytanie, czy na najgbszym
poziomie to bzdura? ot nie. jeeli to pojcia odnios do wzajemnych relacji
Kosmosu, czyli niezmiennego bytu i logicznej jednoci - wszechwiata, czyli
bytu podporzdkowanego oraz chwilowego, ktry ponownie wejdzie w cykl zmian
w innym ju "wcieleniu" i do "niematerialnej" reguy, ktra to wszystko ze
sob integralnie czy, to przecie otrzymuj w ten sposb fundamentaln i
Fizycznie prawdziw tre abstrakcji. moe autor stosujcy pojcia otrzyma
dziwaczne na powierzchni zobrazowania, ktre miesz lub powoduj wzruszenie
ramion, ale gboko jest tre. e Fizyczna-fizyczna, e zawsze materialna
to prawda, ale to tylko podkrela zalenoci. i pozwala mi powiedzie, e i
moje (przywaszczone) kwanty rwnie oddaj fakty i prawd. owszem, na skraju
Ewolucji, w zakresie nieskoczonoci i wiecznoci, operuje si rozumowi do
trudno, jak w kadym zreszt brzegowym zakresie, ale wyniki s, powtarzam,
moim zdaniem wywiedzione poprawnie. a e zaskakujce? to sam podkrelam oraz
tego dowiadczam.
po kolejne, wynik rozumowania dla tej skrajnej skali, pomimo emocjonalnych
"zawirowa", jest przecie zgodny z kadym wypowiedzianym wczeniej sowem,
obraz po prostu si zgadza. pasuje do caoci, jak i do kadego elementu tej
caoci. nie tylko w ramach tutejszego zapisu, ale wobec dowolnego jzyka
dookrelajcego otoczenie. e inaczej to sobie wyobraaem - to mj kopot,
Ewolucja, jak wida, takich "kopotkw" nie ma. spokojnie przebiega. e nieco
duej, a jednoczenie krcej od tego, co si w gowie roio trudno. musz
z pokor przyj ten rezultat. - ale i tak z emocjami...
572

- nieskoczono
- logika nieskoczonoci
"nieskoczono" to pojcie maksymalne, brzegowe, dlatego do zdefiniowania
trudne. intuicyjnie jest atwo przyswajalne i konieczne, kiedy jednak wymaga
doprecyzowania, zaczyna si wymyka analizie i staje si nieostre. bezkres
(inne okrelenie nieskoczonoci) to logicznie konieczne dopenienie "maego",
najmniejszego z najmniejszych. jeeli po jednej stronie w analizie pojawia
si fakt najmniejszy, to zupenie naturalnie musz wprowadzi, na zasadzie
dopenienia i przeciwiestwa, stan, zakres, pojcie odnoszce si do czego
najwikszego z najwikszych najmniejsze wymusza najwiksze. i jednoczenie
musi to przybra form, "posta" "czego" nieskoczonego, bez granic bez
moliwoci wyznaczenia w jakikolwiek sposb tzw. kresu (jego zaobserwowania).
wszelkie ograniczenie jest bowiem zaprzeczeniem nieskoczonego.
przy czym, do czego si jeszcze odnios w sposb specjalny, psychologicznie
nawet "bezkres" jest "faktem" ograniczonym - poprzez sam swoj nazw. mona
to okreli jako paradoks, ale umys tworzc pojcie nieskoczonoci, czego
bez kresu, stosuje w analizie fakt skoczony, sowo, pojcie, jest przecie
elementem jzyka. i dlatego, cho kodowana w abstrakcji gboka tre jest
bez kresu, to jednak przenoszce ow tre realne sowo jest jak najbardziej
ograniczone. a to wytwarza wiadome lub niewiadome podejcie u obserwatora,
e mona "uchwyci" nieskoczono "w caoci". i ma to swoje konsekwencje.
ale analiza nieskoczonoci nie moe pobiec tak prosto, posiada swoje ukryte
niedocignicia, zwaszcza w odniesieniu do kwantw oraz Kosmosu. na takim
poziomie analizy nieskoczono wymaga i domaga si zdefiniowania gbokiego,
musz wic wprowadzi do mylenia i opisw "logik nieskoczonoci", bez tego
dalej si nie posun, a to "dalej" jest wane. dlaczego? poniewa opisanie
Kosmosu i zrozumienie procesw w nim zachodzcych nie "zamknie" si bez tego,
kiedy pomin to zagadnienie, po prostu caociowy opis si nie powiedzie. oczywiste i zrozumiae, na tym etapie moe to by tylko w formule zgrubnej,
jako zasygnalizowanie dylematw, przecie nawet nie pretenduj do zgbienia
wiecznoci. ale jednoczenie (i szczerze) nie uznaj, e musz przed takim
pojciem okaza swoj bezradno i odpuci (jakim tam z wizjami). tak nie
jest, mam pewne podstawy, eby analiz poprowadzi i co ciekawego wywie z
niej. bezkres to niewtpliwie uyteczne i konieczne pojcie, ale rwnie do
opisania moliwe.
kiedy siga myl na poziom nieskoczonego Kosmosu, a w tym punkcie analizy
jest to koniecznoci, od razu nasuwa si uwaga i wniosek, e jest to pojcie
nie tylko brzegowe z definicji, ale przede wszystkim nieostre. w odbiorze, co
podkrelam, nie w sensie logicznym. nieostre dlatego, e kojarzy si od razu
z wielkociami dowolnymi - ja przynajmniej tak to odbieram "na pierwszy rzut
myli" (a poniewa rejestruj podobne zachowania u innych, mog podejrzewa,
e to czsta przypado). pojawia si w odczuciu, wydaje si e powszechnym
(co oczywicie wynika z faktu braku gbszych analiz nieskoczonoci na dzie
obecny), tworzy si obraz-wizja, e nieskoczone to co jednoczenie dowolnie
wielkiego, nieogarnite, stan, ktrego nie mona i nie sposb zdefiniowa i
w ktrym moe si wszystko zdarzy. w takim odbiorze nieskoczono, czyli
"co maksymalnie wielkiego", to stan dowolny, nieskoczony = dowolny. a to
prowadzi do fundamentalnej sprzecznoci logicznej, o czym za chwilk.
po drugie, pojcie "nieskoczono" odnosi si do rnych parametrw, a take
elementw, praktycznie wszystkich w maksymalnym ujciu. czy to bdzie masa,
prdko, gsto, obszar - nie ma znaczenia, w ujciu maksymalnym w kadym
z nich pojawia si nieskoczona warto. i znw mona mwi o sprzecznociach.
nie w tym, e s stany najwiksze z moliwych w takim konkretnym parametrze,
bo one oczywicie s, ale takie dziaanie nie ustala ani samego badanego faktu
i jego parametru, ani tym bardziej nieskoczonej wartoci. dlatego, eby te
zmieszania nazwa i rozdzieli, niezbdna jest logika nieskoczonoci.
573

pragn zwrci uwag na pewien fakt, mianowicie Kosmos to pojcie maksymalnie


skrajne logicznie, analogiczne do kwantu logicznego. czyli z jednej strony
byt najwikszy z najwikszych, a na drugim kocu najmniejszy z najmniejszych.
to s granice mi dostpnego zakresu do analizy i pojmowania, dalej nie mog
w aden sposb si wychyli (po prawdzie mog, o czym dalej, ale z powanymi
konsekwencjami). jednak sprawa nie jest jednoznaczna. przecie w przypadku
kwantu logicznego, najmniejszej z najmniejszej wielkoci, tu mwi o czym "czym", "co jest". tej absolutnej "wielkoci" nie pomierz nigdy (jak i nie
zarejestruj Kosmosu), mog tylko i wycznie wywnioskowa istnienie takiego
czego z dostpnego i doznawanego fizycznie wiata, na bazie jego logicznej
i koniecznej interpretacji. kwant logiczny z jednej strony i Kosmos z drugiej
s stanami niezbdnymi, eby wyjani tutejsze zdarzenia. ale o ile logiczny
kwant w tej interpretacji jest do "oczywisty", poniewa to "co" i jako
"istnieje" o tyle "Kosmos", to pojcie ju samo w sobie jest dwudzielnym
faktem, skada si z elementw. i przede wszystkim jest do mnie zewntrznym,
a ja jestem jego i na zawsze elementem wewntrznym. czy mog wic porwnywa,
uznawa, e kwant logiczny, najmniejsza warto z najmniejszych to logiczny
odpowiednik Kosmosu, czy to s "wartoci" skrajne i pochodne? mog. dlatego
mog, e w obu przypadkach mam wielko w szerszym sensie ewolucyjn. kwant
logiczny najmniejszy, tak samo jak kwant logiczny najwikszy, maj w sobie,
s wielkociami ewolucyjnymi. dlaczego? poniewa s stanami "zoonymi". i
nie jest to pomyka.
o ile w przypadku Kosmosu wydaje si to oczywistoci, bo jest stan jedynki
i zera, i razem tworzy to jedno o tyle w przypadku kwantu logicznego, co
warto podkreli, rwnie mam tak par. dokadnie tak. kwant logiczny, stan,
wielko najmniejsza z najmniejszych, rwnie jest faktem dwudzielnym ale
w szerokim ujciu. "sam z siebie", jako jednostka elementarna wobec procesw
na wyszych poziomach, jest jedynk zawsze jedynk i nigdy inaczej. ale nie
jest rozrnialny z ta, nie jest wyrnialny w otoczeniu (w Kosmosie) o
ile nie wprowadz do niego "stanu przeciwnego": prni. mog nie pamita o
tym, mog w analizie nie stosowa, ale prnia w moim ujmowaniu logicznego
kwantu istnieje, jest zawarta w tym pojciu integralnie jako dopenienie.
jak to ma miejsce w przypadku zastosowania w matematyce ukadu wsprzdnych,
gdzie nie ma czasu jako parametru (czwartego wymiaru), ale on "podskrnie"
tam jest, musi zawsze by obecny na zasadzie koniecznej, a kade dziaanie w
takim ukadzie dzieje si w czasie i opisuje zmiany z czasem. - identycznie,
tak samo w pojciu kwantu logicznego jest zawarta prnia, bo inaczej tego
kwantu nie wyrni. opis kwantu logicznego jest wic zawsze dwudzielny oraz
ewolucyjny, na wejciu zawiera ju w sobie dopenienie w formie "nic" (czyli
"jedynk prni"). dlatego kwant logiczny jest wielkoci ewolucyjn jak
kwant-Kosmos. to s punkty brzegowe i maksymalne rozumowania (logiki). i s
wielkoci ewolucyjn.
czy w Kosmosie jest "obecna" nieskoczono? pytanie o Kosmos i bezkres nie
jest bez sensu, cho to wanie pojcia "nieskoczonoci i wiecznoci" taki
"zakres" definiuj. Kosmos w logicznej analizie opiera si, istnieje w formule
nieskoczono-wiecznej. Kosmos jest. - i jest kwantem logicznym rozumowania,
maksymalnym kwantem logicznym filozofii kwantowej. "zakresem" najwikszym z
najwikszych. i w tym ujciu "sensem" Kosmosu jest bezkres, nieskoczono
nie mog inaczej opisa "bytu" maksymalnego. - jednak jest rwnie Kosmos
kwantem ewolucyjnym, dwudzielnym, zbudowanym z dwu stanw, prni i energii,
0 i 1 a kady z tych elementw take jest zdefiniowany poprzez "parametr"
nieskoczonoci (i wiecznoci). w ramach nieskoczonego Kosmosu rwnie jego
elementy skadowe s nieskoczone, maj "wielko" nieskoczon tak prni
"jest" nieskoczenie wiele, tak "energii". i ju pojawia si pytanie, czy to
s rne, dopeniajce si nieskoczonoci - czy jest jedna nieskoczono?
i mam kopot.
574

zgoda, mog opisa to na takiej zasadzie, e energii i prni jest tyle w


ramach Kosmosu, e rozoone rwno, "obok siebie", jako stan 0101010... - e
to tworzy mi nieskoczono. w efekcie otrzymuj nieskoczono Kosmosu, ale
skadajc si z dwu elementw rwnie nieskoczonych. oraz idealnie rwno
(lub prawie idealnie) rozoonych. jeeli operuj tylko stron tego ujcia,
czyli odnosz si do prni lub energii, to w oczywisty sposb nigdy z tego
dylematu si nie wyplcz bo to jest stronnie niemoliwe. uznajc, e co
w tym opisie stanem pierwszym, kiedy w analizie wychodz od czego, to zawsze
uzyskam sprzeczno: albo prni jest wicej, albo energii. i tak opisywane
nieskoczonoci dodaj si. i tworzy si paradoks: e nieskoczony Kosmos jest
zbudowany z dwu nieskoczonoci. - wyjcie jest moliwe tylko przez wyej ju
sygnalizowany stan ewolucyjny. mam w opisie Kosmosu stan prnia-energia, i
mam to jako stan pocztkowy, czny i nie do podzielenia logicznego. Kosmos
jest "bytem" nadrzdnym do tego, Kosmos to pojcie czne, ale wewntrznie
ju na wstpie (i zawsze) stan dwuelementowy ewolucyjny. i nigdy inaczej.
to prni-energii w Kosmosie jest nieskoczenie wiele, i nie mona nigdy tych
stanw rozdziela.
jednak na tym nie koniec problemw, dalej pojawiaj si te zwizane z jedn
stron. o ile nie mog wyodrbni w ramach Kosmosu prni lub energii, bowiem
wpadn w puapk dowodzenia, o tyle ograniczajc si wycznie do jednej ju
strony, rwnie jestem zaskakiwany, nieskoczono moe okaza si w analizie
kopotliwym dodatkiem. - ot, jeeli przyjmuj w nieskoczonoci Kosmosu za
moliwe takie rozoenie elementw prni i energii, e jeden kwant "czego"
jest oddzielony od nastpnej takiej wielkoci kwantem "nic" (a to w procesie
wiecznym i nieskoczonym zaj musi) to na/w przeciwlegym punkcie analizy
musz wprowadzi stan, "moment", e wszystko, nieskoczenie wiele elementw
tworzcych Kosmos zbiego si w jeden kwant, e energia Kosmosu jest zawarta
"w punkcie". logicznie oba "fakty" w Kosmosie musz zaj. i teraz czy tak
zczony stan energetyczny zajmuje poow Kosmosu, czy jest mniejszy? znw
bez przyjcia zasady, e Kosmos jest bytem ewolucyjnym i dwudzielnym, tego
dylematu nie rozwi. bowiem logicznie dostpne obie odpowiedzi s rwnie
sensowne. e jest w dalszym cigu poow Kosmosu i zajmuje logicznie poow
nieskoczonoci jak i e jest mniejszy, bo prnia go otacza, i to w skali
nieskoczonej. pozbywajc si zer z tego kwantu, usuwajc prni, uzyskuj
jedno niewtpliwie "zbit", ale zarazem jeden kwant logiczny. ale ten kwant
jest teraz rwnie opisywalny jako stan prnia-energia, nie inaczej. znw
mam, jak na kadym poziomie Ewolucji, stan jednego kwantu "czego" i jeden
"nic". tak poczon jednostk dopenia kwant logiczny prni, nieskoczone
poczenie energii dopenia nieskoczona prnia. i nie ma znaczenia, w jaki
sposb wyobraam sobie "nieskoczon wielko" prni, to jest jeden, jedyny
kwant logiczny. oba stany s sobie rwne, a logicznie rwnowane. i ponownie
w analizie mam wielko prnia-energia, wielko ewolucyjn.
podkrelam ten paradoks, ktry wynika z psychologicznego podejcia osobnika
analizujcego zagadnienie, a nie z logicznego toku opisu: jeeli ogranicz
si w dziaaniach do jednej strony lub jeeli uznam, e s dwie strony, ktre
musz do siebie odnosi - jeeli ktr (nawet niewiadomie) potraktuj jako
pierwsz i od niej zaczn analizowa procesy musz, musz popa w gbokie
dylematy. stronne widzenie zjawisk, tak na co dzie mi bliskie, w szerszym
ujciu staje si bdne. oczywicie i moje codzienne postrzeganie otoczenia
jest zawsze dwudzielne, ewolucyjne buduje si ze stanu "co" i "nic", z
jakiego faktu oraz jego zaprzeczenia. tylko e ja na co dzie o tym ani nie
pamitam, ani nie mog pamita, dla mnie wany jest "konkret", koncentruj
si na faktach i pomijam to, dopenienie, czyli "nic". i w efekcie nie mam
okazji nawet zauway, e wszystko wok to stan dwuelementowy, e nie ma
"jedynek", e zawsze mam stan zero-jedynkowy. dobrze jednak byoby od czasu
do czasu to sobie uwiadomi, moe kilka dylematw wwczas ubdzie.
575

dalej - teraz tak poczon w Kosmosie jednostk (o nieskoczonej energii)


dziel na dwie czci i co uzyskuj? dwa fakty. ale pytanie, ile zawieraj
w sobie energii Kosmosu? tu ju nie obowizuje zasada, e to jest ewolucyjna
wielko, bo cho to oczywisto, to na takim poziomie jest elementem w tle
ujcia, jest faktem integralnie zawartym w procesie, dlatego mog go pomin
w analizie. - w tej chwili interesujce jest dla mnie pytanie, ile energii,
jak cz z nieskoczonoci zawiera kada z tak wyodrbnionych jednostek?
jedynie sensowna odpowied - to p. jedna druga nieskoczonoci. i nie chce
by inaczej. dlaczego? wspominaem wyej, e potoczne (i proste) podejcie
utosamia nieskoczono, pojcie nieskoczonoci z dowoln wielkoci, bd.
w tym punkcie analizy staje si to oczywiste.
nieskoczono jest cile, bardzo dokadnie zdefiniowanym stanem Kosmosu
nieskoczono jest nieskoczona, ale przecie nie dowolna. nieskoczono
jest nieskoczona, ale ani o jeden kwant logiczny wiksza czy mniejsza. to
pojcie brzegowe, skrajne, absolutne i dlatego nie podlega ju operacjom
w postaci dodawania nie mona uzyska stanu "podwojonej nieskoczonoci".
jest tylko jedna Nieskoczono.
o ile mona j podzieli, mwi o czciach i skadnikach, to nie mona jej
zwikszy. jest nieskoczono kresem pojciowym, jednak bardzo - i bardzo
jednoznacznie wyznaczonym. nic mniej jak nieskoczono, nic wicej. a przez
to uzyskuje pojcie nieskoczonoci analogi do innych brzegowych stanw (np.
prdkoci wiata). tylko e to akuratnie pojcie jest do wszystkich innych
zdecydowanie "wiksze" - nieskoczenie wiksze.
nie mog przyj podejcia, e nieskoczono ma niepoliczalne, wic dowolne,
nieokrelone wielkoci, bo popadn w wielkie kopoty interpretacyjne. kiedy
stwierdz, e w podzielonym "obiekcie" o pocztkowo nieskoczonej energii i e w kadym z nowych faktw mam rwnie nieskoczone wielkoci popadam w
paradoks: czci maj nieskoczenie wiele elementw, tak samo jak zdarzenie,
obiekt wstpny. e tak si moe sta "po jakim czasie", e moe przemie
si energia z jednego obiektu do drugiego, a ten uzyska stan nieskoczony, to
nie podlega dyskusji, ale oba jednoczenie nie mog mie nieskoczonych w
sobie iloci skadnikw. dlaczego? powracam do argumentu i ujcia, e moe w
ramach wiecznego procesu Ewolucji Kosmicznej doj do rozkadu 0101010 e
jest rwnomierno. jeeli przyjmuj, e kady z dwu obiektw posiada w sobie
rwnie nieskoczenie wiele elementw, to uzyskuj obraz, e na ten sam punkt
w takim rwnomiernym uoeniu przypadaj dwa kwanty energii (a raczej dowolna
ich wielko, poniewa musz uzna kady zbir w Kosmosie za zawierajcy w
sobie nieskoczon wielko energii) - albo stwierdz, e w Kosmosie nie ma
prni, bo wszystko zapenia energia. sprzeczno fundamentalna. albo kady
z ukadw to "powka" nieskoczonoci (Energii), albo rwnomierne rozoenie.
- nie mog take w obraz Kosmosu wprowadzi wielopoziomowoci, bo Kosmos nie
ma poziomw, jest jeden. tym samym te rne nieskoczone wielkoci nie mog
si min, przej wzgldem siebie rwnolege czy inaczej. nie mog opisywa
tego na zasadzie dziaania na siebie dwu (lub wicej) paszczyzn, ich tu nie
ma. mam tylko paszczyzny energii i prni, i to wszystko. a raczej mam tylko
stan jednej dwuelementowej paszczyzny prnia-energia, o czym przypominam
usilnie.
wniosek jest oczywisty: podzielenie nieskoczonoci na dwa podzakresy (lub
wicej) jest moliwe w maksymalnym zobrazowaniu uzyskuj podzia ilociowo
rwnie nieskoczony i kwanty logiczne jako elementarne stany tego podziau,
ale nie ma rnych nieskoczonoci. nieskoczono to pojcie brzegowe, ale
wanie przez to cile zdefiniowana nieskoczono jest nieskoczona, ale
nigdy dowolna. - nieskoczono odmienia si wiecznie, a wieczno jest
nieskoczona, ale Kosmos to byt ewolucyjny. Kosmos zawiera w sobie pojcie
Ewolucji (zmiany) jako fakt podstawowy i absolutnie konieczny. dlatego, e
jest nieskoczony.
576

- nieskoczono
- punkt "8"
pytanie: czy w nieskoczonoci moe zaistnie punkt "8", czyli maksymalne i
pene zbiegnicie si Energii? ten dylemat wymaga osobnego potraktowania, bo
pomimo powiedzianego, e moe, nie jest to jednoznaczne i pewne. zwaszcza w
odniesieniu do wspomnianego "naturalnego" (powszechnego na dzi) pojmowania
bezkresu jako stanu nieograniczonego, dowolnego. czy w skali nieskoczonej
moe zaistnie punkt, tutaj zdefiniowany jako "8"? a to pytanie wie si z
drugim: czy energia w Kosmosie moe uzyska posta jednostki, czy skadnik
Ewolucji "w caoci" moe zbiec si do jednostki?
zagadnienie, niewtpliwie ciekawe logicznie, w odniesieniu do postrzegania
aktualnie rozpowszechnionego nieskoczonoci, jawi si jako sprzeczno a
przynajmniej na pierwszy rzut oka. dlatego, e w tym ujciu nieskoczono
ma zawsze wanie nieskoczone "zasoby". dlatego kady wyrniony "fakt", w
ktry wpisuj nieskoczon ilo elementw, rwnie moe-musi by dopeniony
nieskoczon iloci podobnych do siebie faktw w iloci nieskoczonej. e to
prowadzi do zaptlenia, take do logicznych paradoksw, podkrela nie musz,
temat jest znany od dawna i utrudnia analiz. w tym ujciu przypadek punktu
"8" staje si nie tylko kontrowersyjny, ale niemoliwy do zrealizowania si,
bowiem na kady tak wyrniony punkt przypada nieskoczenie wiele podobnych.
wspomniaem, e prowadzi to skrajnej sprzecznoci, w ktrej na jedno miejsce
w Kosmosie przypada dowolna, nieskoczona ilo elementw. w tym ujciu punkt
"8", maksymalne zbiegnicie energii w jednostk, to jawi si tylko i zawsze
jako lokalne wyrnienie cyklu, jednego z nieskoczonych.
czy wic sprzeczno fundamentalna? nie. - zwracam uwag, e w podejciu do
tego zagadnienia, ktre dzi obowizuje, tym "naturalnym", tutaj rwnie stan
w postaci jednego kwantu energii, ktry "zawiera" w sobie cao elementw w
Kosmosie, to take jest moliwe. kiedy traktuj nieskoczono jako miejsce,
w ktrym moe wszystko si zrealizowa, gdzie nie tylko nie ma ograniczenia
iloci elementw energii, ale nie ma barier dla kreatywnoci i pomysowoci
Ewolucji to w tak pojmowanym Kosmosie rwnie nie mog, nie mam podstaw do
odrzucenia zbiegnicia si energii nieskoczonej w punkt zbudowany z takiej
nieskoczonej iloci. jak wszystko jest moliwe, to rwnie i taka sytuacja.
albo nieskoczono jest dowolnym stanem i zawsze mam do wyrnionego faktu
(jednostki czy zbioru) dopenienie w postaci rwnie nieskoczonej, albo s
ograniczenia.
zasadniczym paradoksem, ktry wynika z powszechnego postrzegania wiecznoci
i nieskoczonoci, jest owo dopenienie do wyrnionej struktury otoczenia w
postaci nieskoczonej. nieskoczono w tym ujciu nie to, e si sumuje czy
potguje, ale wzrasta nieskoczenie. czyli na dowolnie wyznaczony fakt mam w
Kosmosie nieskoczon ilo dalszych faktw, zawsze dodatkiem jest zakres o
nieskoczonej (w praktyce dowolnej) iloci elementw. - tylko e to tworzy
wewntrznie sprzeczny tok rozumowania w odniesieniu do Kosmosu. dlaczego?
przecie mam drug skrajn moliwo uoenia si elementw w bezkresie, wic
na moim schemacie zmian Ewolucyjnych punkt "0", maksymalne rozoenie kwantw
w postaci 0101010101... jeeli przyjmuj, e dowolny fakt posiada otoczenie
zbudowane z nieskoczonej iloci elementw, to w takim ujciu kady punkt w
nieskoczonoci jest zajmowany przez nieskoczony zbir jednostek (co by tak
jednostk nie byo). a przecie, o ile uoenie si energii nieskoczonego
Kosmosu w stan jednostki (sumujcej w sobie cao elementw) wydaje si do
nietypowe w ujciu powszechnym, to rozoenie rwnomierne odwrotnie, ma si
zupenie naturalnie, niczym szczeglnym si nie charakteryzuje. ot, tak si
potoczyo, e w nieskoczonoci wszystko si naprzemiennie rozoyo, to musi
zaj. i nie ma sprzecznoci dla takiego spojrzenia z dopenieniem w postaci
nieskoczonej, przecie w nieskoczonoci wszystko si moe trafi, rwnie
maksymalne uporzdkowanie.
577

oczywicie mog zarzuci podejciu w formule punktu "8", e to sprzeczno


sama w sobie, poniewa nieskoczono nie moe si zsumowa w jednostk, nawet
o olbrzymich "gabarytach". ale z kolei podejcie "naturalne" do bezkresu ma
w sobie zasadnicze sprzecznoci, prowadzi do absurdw. a ja nie uwaam, e
Kosmos to absurd i na absurdzie fundowany, wrcz przeciwnie. skoro mogem si
w nim znale, skoro mam Ewolucj (i ewolucj), to znaczy, e albo powszechne
postrzeganie i rozumienie nieskoczonoci jest co najmniej niepene albo
punktu "8" w takiej postaci nie ma (i innych na wyznaczonym schemacie). czyli
mam dylemat.
ot nie. zaznaczyem, e wysuwam na plan pierwszy podejcie logiczne i nie
dopuszczam, nie daj przyzwolenia na powielanie nieskoczonoci. mam "stan"
jednej nieskoczonoci i w nim (i wobec niego) tak musz operowa pojciami,
eby si to wewntrznie zgadzao. nie daj przyzwolenia na byty ponad miar,
nawet jeeli dotyczy to "bytu" z zaoenia nieskoczonego. a zwaszcza w tym
przypadku wykluczam nieskoczon liczb bytw. do tego momentu miaem drog
"w gr", tutaj mam jedno pojciow i Fizyczn, na wicej ani zezwalam, ani
to jest potrzebne. a wic nieskoczono musi by zakresem jedynym, Kosmos
jest jeden.
to oznacza, e oba wyrnione stany (0 i 8), oba moliwe logicznie fakty na
skali Ewolucji w Kosmosie musz zaj. ale oba, nie wybrany z nich. to jest
sednem dowodzenia. - nie mam jednego i wyrnionego faktu w przeprowadzanym
eksperymencie logicznym. to znw jest sytuacja analogiczna do operowania albo
energi, albo prni w celu opisania Kosmosu. kiedy wychodz w analizie od
jednego tylko stanu (dowolnie ktrego), popadam w sprzecznoci. tu mam ten
sam przypadek i trudnoci. kiedy zamierzam wyrni punkt "8", musz uzna,
e "wszystko" si z nieskoczonoci zbiego w jednostk ale zapominam, e
mam "obok" prni, i to w "iloci" nieskoczonej. przecie to nigdy nie jest
zbiegnicie si Kosmosu w jednostk, ale jego poowy. to nie nieskoczono
Kosmiczna jako taka zbiega si w kwant logiczny, ale element skadowy takiej
nieskoczonoci. e take sam dla siebie jest nieskoczony fakt i prawda.
ale wanie sam dla siebie jest takim, a nie w odniesieniu do Kosmosu. wobec
Nieskoczonoci to skadowa, element z dwu rwnowanych sobie, Energia jest
"powk" Kosmosu. tylko tyle i a tyle. - powtarzam, to nie nieskoczono
"jako taka" si zbiega, ale tylko jedna strona tego nieskoczonego "zbioru"
w ramach jednostkowego (acz dwudzielnego) Kosmosu.
kiedy wic Energia, czyli jedna druga nieskoczonoci, zbiega si w punkt, to
mam co prawda stan kwantu logicznego, ale w ramach Nieskoczonoci, a nie poza
ni (czy jako inaczej). dysponuj jednostk, ale w otoczeniu prni w postaci
nieskoczonej. "ramy" s nieskoczone i jednoznaczne - i nie s powielane w
nieskoczono. mam tu zawsze sytuacje, e prnia jest jednostk kwantow i
stanem biernym (jakbym sobie "rozmiarw" nieskoczonoci nie wyobraa), to
zawsze jest kwant logiczny ("bierny") a po drugiej stronie mam jednostk,
rwnie zawsze jednostk w postaci energii. i te dwa stany cznie tworz i
oznaczaj ewolucyjn jednostk Kosmosu. Kosmosu pojmowanego take jako kwant
logiczny, jednostka. energia jest dopenieniem, drugim elementem rozumowania
(i Fizyki). przy czym jest elementem w ruchu, dynamicznym. i zawsze to kwant
logiczny, niezalenie ile wyrni w Kosmosie lokalnych i chwilowych bytw.
to zawsze kwant-zbir i kwant logiczny - i dopenienie do prni.
dwuskadnikowo Kosmosu, nierozerwalno elementw skadajcych si na to
pojcie sprawia, e nie ma sprzecznoci w pojmowaniu nieskoczonoci samego
Kosmosu i nieskoczonoci skadnikw go tworzcych. bo te s wobec Kosmosu
stanami podrzdnymi, to zawsze i tylko poowa. to nie Kosmos zbiega si do
punktu czy rozbiega do zbioru punktw, to nie nieskoczono si zmienia, ale
chodzi zawsze o elementy tworzce te pojcia. w dynamice lub bezruchu zawsze
pozostaje "powka" nieskoczonego Kosmosu a on jest ponad to. Kosmos to
nieskoczono nieskoczona. i nic wicej.
578

- Kosmos
- "stan chwilowy" "stan historyczny"
dlaczego wic powszechne postrzeganie i pojmowanie wprowadza w nieskoczono
"nieprzeliczalno" rozumian jako dowolno? wspomniaem, psychologia, to
z jednej strony oraz niemono rozgraniczenia Procesw Ewolucji. przecie
nie miabym adnych moliwoci uporzdkowania tego zagadnienie, gdybym w ten
poziom nie wprowadzi zewntrznego logicznie, a mi bliskiego na co dzie i
std wywiedzionego rytmu zdarze. nieskoczono bez narzucenia podziau na
dwa skadniki, a w efekcie i Ewolucji, jest nie do zinterpretowania, nie ma
fundamentu dziaania. rytm kantowy to umoliwia wicej, to jedyna droga do
opisania Kosmosu (nieskoczonoci-wiecznoci).
zgoda, to jest fundament operowania na/w tym poziomie, ale dlaczego ujcie
"naturalne" nie dostrzega jego zoonoci? banalna sprawa, poniewa operuje,
i to jednoczenie (co podkrelam) ujciem nieskoczonoci (czy Kosmosu, czy
wiecznoci, czy czegokolwiek w takim zakresie) operuje sum uj w "czasie
absolutnym" i "przestrzeni absolutnej oraz "czasem chwilowym" i "przestrzeni
chwilow" Kosmosu. to jest odpowied.
po prostu, kiedy nie mog w proces jednolity wprowadzi rozgraniczenia na
kolejne cykle, kiedy jawi si wic on dla mnie jako jednolity (i jest wwczas
dla mnie takim) kiedy "widz" Kosmos jako jeden i mam jedn nieskoczono,
to nie mog powiedzie, przyj, a dalej operowa pojciem, e to jest stan
dwudzielny, dwuelementowy i tym samym ostro zdefiniowany. dostrzegam jedno,
ktra "rozciga si" z nieskoczonoci do nieskoczonoci - a wieczno to
wszystko dopenia. i problem. i na jeden punkt w nieskoczonoci mam zawsze
nieskoczon ilo elementw. itd. zaptlenie si pojawia, dylematy, ktre
zdaj si niebotyczne (nieskoczone, to dobre okrelenie w tym przypadku),
a rozum analizujcego popada w drgawki (czasami "wizje", z ktrych takie-tam
rne byty-niebyty wya). - to nie jest moe nadmiernie i z uszanowaniem
wyraona myl w tej chwili (ktra przez wieki si przewijaa), ale pokaza
chc, e kiedy brak metody do "przecicia" dylematu, to rodz si demony
kiedy rozum oddaje pole (nieskoczone) w pacht "wizjonerom", to wya rne
"ciemne moce" i podobne logiczne straszyda. eby to.
ech, znw mnie "zarzucio", ale przecie sprawa jest jest oczywista. analiza
Kosmosu (nieskoczonoci) bez rozgraniczenia na "stan chwilowy", jedn, ale
nieskoczon "warstw" oraz tego dopenienie ponad "czasem i przestrzeni"
w formie zoenia takich "chwil" (stanw "teraz" Kosmosu), bez tego nie mam
nigdy szansy nieskoczonoci zrozumie. summowanie w jedno stanw "przed"
i "po" to automatycznie wprowadza "nieskoczony czas" Kosmosu, w dziaaniu
takim ("pionowym", "przekrojowym" przez Kosmos) rzeczywicie na jeden punkt
przypada nieskoczenie wiele elementw. przecie, przypominam, przez punkt
mog przeprowadzi nieskoczon ilo prostych ale nie jednoczenie! kiedy
"widz" to jako jako jedno, w taki punkt "wpycham", dodaj do niego to, co
jest Wszystkim. i mam, jak dla fizykw pocztek wszechwiata, jedno punktu
o nieskoczonych rozmiarach. i mam tym samym koniec analizy. bo jak wyj z
punktu, ktry jest nieskoczonoci-wiecznoci?
ot wyjcie jest tylko jedno i jedyne: podzia Kosmosu na etapy, cykle i
to w skali kwantowej. mam "warstw chwilow", stan "teraz", ktry jest, co
zrozumiae, "poziomo" nieskoczony, ale to "stan jednostkowy" tylko "on" w
tej chwili jest, nic poza-nad-obok. ale jego dopenieniem jest "pion", suma
kolejnych, nastpujcych po sobie logicznie i w uporzdkowaniu "etapw, te
poziomo nieskoczonych ale budujcych, dodajcych si do historii Kosmosu,
dodajcych si jako "sekunda" do "yciorysu" Kosmosu. raz mam "nieskoczono
chwilow", a raz "nieskoczono historyczn". jeeli w analizie zachowam tak
potrzebn staranno i tych uj nie pomieszam, a zarazem bd je postrzega
cznie, to uzyskam poprawny obraz. i adne dylematy nie bd wwczas dla
mnie straszne. ale musz o tym wiedzie, pamita i stosowa.
579

- nieskoczono
- przez wieki (kilka sw odniesienia)
w tym momencie, co zrozumiae, musi pojawi si koniecznie (choby w rozmiarze
jednej tylko strony) odniesienie do analizy pojcia "nieskoczono", ktra
przebiegaa przez wieki (nawet tysiclecia w takiej czy innej formie) musi
przez szacunek dla tych dokona, ale rwnie po to, aby powysze uwagi wpisa,
powiza z tym idcym "od zawsze" tokiem mylowym. przecie zastosowane wyej
pojcia ("nieskoczono chwilowa" i "nieskoczono historyczna") to lokalne
i na potrzeby tego tekstu wykorzystane definicje, jednak treciowo tosame z
wypracowanymi wczeniej w kocu nieskoczono jest jedna, Kosmiczna, tylko
jej opis posiada nieprzeliczalne, z uwagi na konkretnego obserwatora czynione
upostaciowanie (sowne lub inne). przy czym, na moment pomijajc niezbywaln
i integraln rol w nazywaniu oraz postrzeganiu otoczenia przez obserwatora
trzeba powiedzie, e termin "nieskoczono chwilowa", tak bliski (tosamy)
pojciu "nieskoczono aktualna" oraz "nieskoczono historyczna" (pokrewny
wobec "nieskoczonoci potencjalnej") uwaam, e zastosowane tu pojcia s
wyrazistsze, blisze codziennoci stosujcego takie okrelenia. - oczywicie
mona si spiera, czy tak jest, jednak przekonany jestem, e zaproponowane
terminy s szybciej "przyswajalne", wanie z uwagi na ich pokrewiestwo wobec
stosowanych na co dzie (aktualnie). kiedy opisuj procesy w ich "poklatkowym"
ujciu, czyli historycznie i w zoeniu ("w pionie"), to zdefiniowanie tego
w formule nastpowania po sobie kolejnych "warstw", wanie jako histori w
trakcie stawania si (z zakoczeniem chwilowym w "teraz"), to narzuca si w
sposb przemony (jako odwoanie do obserwowanych wok zjawisk), ale take
wspomaga zrozumienie. i dlatego jest wartociowe. sama nazwa jak nazwa, ale
jeeli uplastycznia tworzcy si obraz, jest wartoci.
kiedy postrzegam w opisywanym procesie zoenie w formie chwilowej, czyli w
lokalnym wydaniu bdzie to "wszechwiat" z zawart w nim "czasoprzestrzeni",
i na tej podstawie buduj nadrzdny i konieczny do tego zakres zdarze (eby
ten lokalny i fizycznie dostpny wyjani), jeeli buduj obraz zmian idc w
analizie z "tu" do "zawsze" to musz definiowa to w odniesieniu do tego,
co mnie otacza, co rozpoznaem. a mog mog to uczyni, poniewa wszystko w
otoczeniu (postrzeganym fizycznie czy logicznie) to jedno tworzcych zmian
elementw i reguy. i dlatego na/w kadym wyznaczonym poziomie zawsze "widz"
i ustalam zoenie, nieskoczono prostej to zoenie chwilowych stanw - w
Kosmosie rwnie. nieskoczono to zoenie ale "pionowo-poziome". czyli
cykliczno ujta w dwie ze sob cile powizane formuy, wynikajce jedna
z drugiej, ale ktrych nie mona dowolnie miesza, poniewa grozi to duymi
problemami (i w konsekwencji niezrozumieniem, chaosem pojciowym). oczywicie
wszystkie wypracowane operacje na tych terminach, zwaszcza w matematyce, s
poprawne, jednak musz by wpisane w takie powizane podejcie do zagadnienia
nieskoczonoci - bez rozrnienia, o ktrym stanie w prowadzonej konkretnie
analizie mwi (pionowej, wic "historycznej", nastpczej - czy "chwilowej",
"aktualnej"), popadnicie w sprzeczno jest wpisane w t analiz. operacje
w ramach jednej "warstwy" nieskoczonoci (jednego "cyklu" Ewolucji) odnosz
si do postrzeganej "od wewntrz" "chwili" Kosmosu, to jedno dwuelementowa
i cile, maksymalnie cile okrelona - i w tym zakresie dodawania nie ma i
by nie moe. natomiast operacje "w pionie" (w nieskoczonoci potencjalnej)
odnosz si do faktw zaistniaych lub takich, ktre dopiero zaistniej, i tu
na jedno miejsce przypada nieskoczona ilo elementw, form oraz bytw i w
takim ujciu mona ju przeprowadzi wszelkie dziaania logiczne, to zbir z
zaoenia "niewyczerpywany". - nieskoczono-wieczno to nie jest dowolno
i "tu" nie wszystko (i wicej) moe si zdarzy, to maksymalnie prosta, ale
cykliczno elementw tworzcych regu i jedno z regu. to nie bezmiar
(pandemonium) moliwoci, ale logiczny, na kadym wyrnialnym poziomie wiata
logiczny ukad (i rozkad) zdarze. i nie wolno tego ignorowa.
580

po drugie obserwator, fundamentalnie podstawowy element poznania, konkretny,


zawsze jednostkowy stan obserwujcy (acz w postaci wewntrznie podwojonej i
ewolucyjnej, co zrozumiae). i tu ju musi pojawi si stwierdzenie, e nie
ma Kosmosu, nieskoczonoci-wiecznoci (czy dowolnego poznania) bez chwilowego
i skoczonego bytu w postaci "obserwatora". nie ma poznania i nie ma wiata,
czy jak tutaj bezkresu. pojcie obserwacji i obserwatora jest gboko zwizane
z tym, co si postrzega i jak, nie ma rozdziau na (jako) obiektywny fakt i
obserwacj obserwator, postrzegany fakt oraz akt obserwacji to jedno. z
tego zbioru nie mona wykluczy adnego elementu, wszystkie s wane i razem
tworz poznanie. to jedno poznawcza.
co wicej, to obserwator, w stosunku do siebie (i swoich moliwoci) ustala,
co jest stanem "nieskoczonoci aktualnej", co "potencjalnej" co "chwil",
a co zoeniem chwil. wszystko, czego (w danym momencie) nie moe "ogarn"
i zdefiniowa "spoza", czyli wyj (fizycznie lub logicznie) poza postrzegany
obszar, co go przerasta to jest dla niego stanem nieskoczonym. i, co wane,
jest to "nieskoczono aktualna". "od wewntrz", dla obserwatora zawartego w
procesie zmiany, ta zmiana musi "objawia" si jako nieskoczona, bez kresu
(bez osigalnego brzegu /np. brzegu funkcji/). dopiero ujcie zewntrzne, o
inny punkt obserwacji poszerzone zobrazowanie, wprowadza konieczne odniesienie
oraz pozwala stwierdzi, e wczeniej opisywany jako nieskoczony stan jest
"nieskoczonoci skoczon". a po "Kosmos", logiczny i pojciowy kres tak
prowadzonego skadania chwilowych warstw wiecznoci w ramach nieskoczonoci
(czy tylko warstw wyrnionego procesu). na kocu tego dziaania pojawia si
- jest jedno logiczna w formie zera i jedynki, energii i prni, CO i NIC.
Kosmos.
rola obserwatora w poznaniu jest niezbywalna, to ja ustalam i w stosunku do
siebie, nie ma bytu obiektywnego. jestem elementem zmiany, ustalam jej rytm
w oparciu o swoje reakcje i posiadane zasoby dlatego zawsze to ja (jednostka
i zbir jednostek) tworz obraz "wszystkiego". i to jest mj obraz - i tylko
mj. nie ma poznania poza obserwatorem i zoeniem, ktre buduje w/na kadym
kroku swojego istnienia. rola obserwatora w poznaniu, powtarzam, jest wana i
podstawowa, poniewa nie tylko nie ma poznania jako takiego bez bytu, strony
poznajcej, ale nawet nie mona twierdzi, e istnieje "obiekt poznawany" bez
obserwatora przecie w takiej sytuacji nie ma kto stwierdzi, e "co" si
dzieje i istnieje. nie ma niezalenego i obiektywnego poznania, to obserwator
poznaje, to ja dowiadczam siebie, wiata, nieskoczonoci. "element", zmiana
ewolucyjna bez obserwatora po prostu nie istnieje owszem, to tylko/a fakt
zmiany w toku i w stanie "pojedynczego" (na danym poziomie) "tyknicia, ale
nic wicej. to ja w sobie te stany, na skutek swojej powolnoci obserwacyjnej
cz, scalam w jedno obiektu, poza moim umysem (poza zgromadzonym latami
"archiwum" i operacjami na/w nim) takiego "czego", co okrelam jako "byt",
"wszechwiat", "kosmos" (czy dowolnie co), tego nie ma. tu nie ma pytania, czy
to istnieje bo nie istnieje. istnienie wiata (a w jakim odlegym punkcie
i siebie) ustalam ja, to ja tworz wiat, siebie i "nieskoczono" w formule
aktualnej ("chwilowej") czy potencjalnej. to ja dziel jednolity tok zmiany,
ktra zachodzi w postaci "porcjowanej" i ustalam midzy wyrnionymi porcjami
zalenoci, narzucam na zmian rytm, wprowadzam zewntrzn (wieczn) regu.
ja, zanurzony w tej zmianie i jej integralny element, poprzez ustalenia wobec
zmiany zewntrzne, definiuj regu procesu, ktry mnie (oraz "to wszystko")
tworzy. jeeli obiektywizuj otoczenie i nie uwzgldniam wasnej twrczej (i
stwrczej) w tym procesie roli, nie zrozumiem i wiata, i nieskoczonoci i siebie.
Kosmos to nieskoczona zmienno (i cykliczno) w nieskoczonym rodowisku,
ale e tak jest, to ustalam ja, obserwator, byt wewntrzny w ramach zmiany,
ale zewntrzny (niezaleny) w definiowaniu zjawisk. Kosmos tworz ja cho
to nieskoczono-wieczno warunkuje moje (za)istnienie.
581

- Kosmos - logika
- logika kwantowa - 0 i 1 - co i nic - energia i pornia
- "pustka logiczna"
na koniec rozwaa o Kosmosie i logice (logice kwantowej), zamierzam, z tak
niejak rezerw chciabym zaprezentowa pewne ujcie, o ktrym wspominaem,
ale nigdy w takiej postaci. jednak w tym punkcie analizy ma to szczeglne
znaczenie i przynosi niezwyke doznania. mam tu na myli granice logiki oraz
granice rozumu i brzeg mylenia. czyli obszar, ktry si wyania - a raczej
wyoni si nie moe, kiedy prbowa "pj dalej" w analizach Kosmosu. przed
chwil zapisaem, e "dalej" ni "Kosmos" nie ma niczego, e wikszych cykli
ju nie ma w tak zakrelonym obszarze ale... czy zamierzam wic wprowadzi
jeszcze "co", co powiedzie? czy nie rysuje si fundamentalna sprzeczno?
nie. - niczego nie staram si tu wprowadzi, cho rzeczywicie chc o czym
powiedzie. jednak nie czym zewntrznym wobec mnie, ale pochodnym do mnie i
mojego postrzegania wiata i dziaania w nim. czyli w tym miejscu sam siebie
(jako obserwatora i rozum) chc wprowadzi w Kosmos, i to ju na szczeglnych
zasadach. wic w powizaniu z moim sposobem dziaania, emocjami, psychologi,
odbiorem i reagowaniem na otoczenie. to w tym momencie okazuje si faktem
gwnym. nie do Kosmosu mog co doda - to kres logiki (rozumowania), ale do
siebie, bo "Kosmos" to nie jest kres mojego mylenia. i ma to znaczenie.
wspominam, e mona pj "dalej", o co chodzi? - mona. mona wybra si w
"dalsze", mona umys "pogoni" tam, gdzie do tej pory nigdy nie by i nie
bdzie. mona wykona co, na co Ewolucji (i ewolucji) nie starcza si mona
"doj brzegu". i go przekroczy. nie mniej, ni wicej - ale mona w takiej
analizie zbudowa ostatni krok, niczym zwieczenie budowli. jak kopua koczy
wznoszon konstrukcj, tak rozum moe dobudowa do Ewolucji oraz do Kosmosu
jeszcze "co": brzeg. i "zakres osobliwy" do tego brzegu. o ile dotychczasowe
moje dziaania (wszystkie) przebiegay wewntrz Ewolucji (i ewolucji), o ile
ostatnim kwantem ewolucyjnym jest stan zera i jedynki, energii i prni - o
tyle kwantem logicznym, stanem osobliwym dla takiego przedziau i logicznym
brzegiem jest "Kosmos". kwant logiczny w tej postaci jest brzegiem, kresem i
"jednostk". zawiera w sobie Ewolucj i koczy ujcie. ale nie dla rozumu. rozum-umys, chciwa bestia, nigdy syta wrae, na brzegi nigdy nie moe si
zgodzi, nawet nieskoczonoci-wiecznoci jej mao. dlatego chce, moe, musi
pj "dalej". i jest to moliwe. mona wybra si dalej ni na to pozwala
logika. dalej ni logika siga. dalej anieli kiedykolwiek to byo czynione.
e rezultaty, uprzedzam, s "takie sobie", to ju wina rozgorczkowanego i
niepohamowanego umysu, a nie obrazu. "dalej" rzeczywicie mona pj, ale
jest tego koszt.
wane w tym dziaaniu jest to, e faktycznie ono moe zaj. ale musz mocno
podkreli jeden zasadniczy fakt: to nie jest wyjcie poza Kosmos, to rozum
sam z siebie wychodzi, ze swoich regu. w trakcie poznawania wiata buduje
obserwator jego reguy, ustala w nich porzdek, przekracza kolejne granice
i zawsze jest to prawomocne. granice s pokonywalne, a co wicej, trzeba je
pokonywa, eby zrozumie otoczenie, w ktrym si istnieje i siebie. ale to
wie si z silnie wdrukowanym w psychik kierunkiem i sposobem dziaania,
czyli na postrzeganie granic jako stanw chwilowych. to ja-"ja", obserwator
ze swoj psychik i emocjami, tak postrzegam ewolucj (i inaczej nie mog),
dlatego nawet nieskoczono-wieczno jawi si dla mnie jako "fakt" i co
skoczonego, a tym samym moliwego do ujcia "w caoci". kiedy docieram w
analizie do brzegu ju rzeczywicie logicznego w postaci nieskoczonoci, to
nie mog obecnie porzuci wczeniej na kadym kroku stosowanej metody i to
pomimo wiedzy, e jest bdna. nie mog bo ta metoda to ja.
dlatego pojawia si pragnienie i konieczno "zajrzenia" "poza" Kosmos oraz
nieskoczono, chc "wystawi" gow poza "sfer" o nieskoczonej-wiecznej
rednicy. czy mog to zrobi? tak. to jest moliwe.
582

wdrowanie "dalsze" jest moliwe, ale to nie ma nic wsplnego z "wizjami" i


przeyciami, tym bardziej stanami "mistycznymi". wszystko jest bardzo mocno
zakotwiczone w dotychczasowej logice i w znanej rzeczywistoci. to maksymalna
ju absolutnie konsekwencja rozumowania - jednak do przeprowadzenia. to jest
wzmiankowany efekt dziaania rozumu (i dla niego konieczny), to sposb na
"ujrzenie" Kosmosu, nieskoczonoci-wiecznoci, "z zewntrz". co nie moe by
"wykonane realnie" (ech, te sowa, te okrelenia) - jest atwe do zrobienia
"logicznie" (acz ju nie logicznie). rozum, przez te swoje emocjonalne oraz
wieczne poszukiwanie granicy i tego "dalej", siga wreszcie granicy, ktrej
rzeczywicie nigdy ju nie przekroczy. nigdy, powtarzam, bo w tym ujciu (i
miejscu) granice znikaj, nawet emocjonalnie. to jest nie tyle brzeg logiki,
bo ta skoczya si "o krok wczeniej", ale brzeg mylenia, brzeg rozumowania
- a tak.
w tym momencie, podkrelam to, rozum moe zrobi co, czego nawet Ewolucja,
czego Kosmos nie ma w sobie rozum w takim dziaaniu porywa si na rzecz dla
Kosmosu niedostpn: wykracza poza. to jest jedyne takie dziaanie w ramach
nieskoczonoci i wiecznoci, nie ma analogicznego. i nie polega to na byle
dziaaniu prostaczka umysowego, ktry potrafi rwnie w zakres nadrzdny do
nieskoczonoci co jeszcze wprowadzi, poniewa nawet nie rozumie, czym jest
pojcie bezkresu. w tym wypadku wiadomie, na bazie "logiki", dysponujc "za
plecami" caoci analizy, teraz mona sprbowa dokona takiego wyjcia poza
logik. w sumie nic wielkiego, ale jest z wielu powodw wane.
podkrelam to bardzo silnie, tu nie chodzi o jakie mistyczne przeycia, czy
podszyte religijnie tematy - bo takie podejcia, zwracam na to uwag, rwnie
kocz si w punkcie, ktry wyznacza 1 i 0, CO i NIC, prnia i energia. to,
co obecnie chc przedstawi jako moliwo "logiki", to daleko wykracza poza
wszelkie religijne ujcia, czy podobne. dlaczego? przecie wszelkie religie
to operacje na abstrakcjach, ktre odnosz si do wntrza Kosmosu, do zakresu
w obrbie energii-prni, zera oraz jedynki (i nieskoczonoci-wiecznoci).
nawet ujcie "szamaskie" nie moe dziaa poza tymi elementami logiki bo
gdy tylko sprbuje, tego dziaania nie ma. jeeli "prostaczek" zechce dalej
si upiera, e mona dodatkowo poza nieskoczono co "wcisn", to musi
zanegowa sam siebie, musi odrzuci istnienie energii i prni. i cho pewnie
nie dostrzee od razu skutkw (logicznych) takiego swojego dziaania, to by
moe za jaki czas si zreflektuje i zastanowi nad wasnym istnieniem (i moe
co z tego poytecznego wyniknie).
o "dalszym" wobec nieskoczonoci powiedzie ju nie mona, bo opisane oraz
wypowiedziane, kade "mwione" opiera si na tym, co w takich ujciach jest
"logicznie" zawarte, a to jest zawsze pochodn tutejszego wiata. owszem, na
wszelkich poprzednich etapach takie podejcie dobrze si sprawdzao, ale nie
tutaj. kiedy obserwator stwierdza swoj rzeczywisto (po dugim okresie jej
doznawania i analizowania), moe sobie dobudowa, jako zakres konieczny do
pola-wszechwiata, Kosmos, "byt" skrajny i niezmienny. ale nie moe niczego
ju wicej, nie moe niczego dobudowa do nieskoczonoci. jednak chce, ale
psychika mu podpowiada, e trzeba, e mona, e musi. - i rzeczywicie musi
to zrobi, i rzeczywicie moe to zrobi. dla siebie. - jeeli pominie taki
krok, jeeli uzna go za bzdur i gorczk niezaspokojonego umysu, to odetnie
sam siebie od bardzo wanego ustalenia i obrazu. nie niezwykego, ale wanego
dla niego samego. bo w tym obrazie on-ja, obserwator si przeglda, jego-moja
psychika. na brzegu Kosmosu sam siebie i swoje moliwoci spotykam. - to ja
jestem tu elementem najwaniejszym rozumowania. i dlatego musz to zrobi,
wyj poza Kosmos i siebie. dlaczego? eby uzyska pewno, e tego "dalej"
nie ma. wanie o to si w tym "kroku poza" rozchodzi: e tego "dalej" nie
ma. sam siebie musz przekona, e "dalej" nie ma. jeeli tego nie zrobi i
zawiesz teraz analiz, pozostan w przekonaniu, e wszystkiego nie dokonaem
i zawsze "co" si bdzie "wyaniao". dlatego musz to "zobaczy".
583

- "dalej"
to "przygotowanie" byo mi potrzebne do powiedzenia, e ostatnim dla rozumu
dostpnym aktem dziaania, na ktry moe si zdoby, jest odrzucenie logiki.
dokadnie tak. odrzucenie nie logiki w oglne oraz wszdzie - ale logiki dla
tego wyjtkowego punktu analizy, jedynego takiego punktu. eby pj "dalej",
musz odrzuci to, co do tej pory stosowaem. odrzuci 1 i 0. a to przecie
oznacza, e odrzucam wszystko. odrzucam energi i prnie, jako analog stanu
jeden i zero. odrzucam, na t tylko chwil, zakres, o ktrym mwiem i zawsze
bd mwi - i w ktrym si zawieram i zawsze bd si zawiera. ale przez
to dziaanie umysu mog te "elementy" skrajne absolutnie odrzuci. po co?
dokadnie po to, eby "zaspokoi" umys, swoj wyros w granicach i na ich
przekraczaniu psychik. bez tego kroku zawsze pozostanie niedosyt i szukanie,
oczekiwanie "czego" (a dla innych "kogo"). kiedy stwierdziem, e jeeli
spotkam na swojej drodze osobnika, ktry chce poza nieskoczono-wieczno
co dodatkowo wcisn, to naley to w peni uszanowa, ale obej taki "okaz"
ewolucyjny szerokim ukiem - dla wasnego bezpieczestwa. zdaj sobie jednak
spraw, e nigdy takiego "indywiduum" nie przekonam. co wicej, mnie rwnie
argument bez sprawdzenia nie przekonuje. wic skoro rozum moe - to wykona.
pj "dalej" w Kosmosie mona, i ten krok trzeba wykona. po to - eby si
przekona, e rzeczywicie to ju koniec. e dalej nic nie ma. e rozum w tym
"zakresie" gupieje. e wiem ju wszystko.
jak to przeprowadzi?
przez odrzucenie 1 i 0, to przecie "banalne" zadanie. ot, usuwam z analizy
to, co byo tej analizy fundamentem. i nic. ju "mam" nic. nie NIC, to si
"skoczyo" krok wczeniej - ale mam nic. podkrelam, nic. - takie banalne,
proste, zwyczajne, puste... nic. - odrzuciem prni, ale odrzuciem take,
usunem z logiki i z rozumu energi. nic, dosownie nic w tej "analizie" nie
jest skadnikiem. owszem, czuj, e umys dziaa, przecie funkcjonuj, ale
nie mam adnego fundamentu. nic mnie nie otacza, nic mnie nie "zasila", nic
do mnie nie dociera, nic nie widz, nie pracuje mj aden zmys, nie ma myli
- bo jak myle, jak nie ma nonika, jak przeprowadza operacje logiczne,
kiedy usunem wszelkie elementy logiki. nie to, e do fundamentu usunem,
ale wraz z fundamentem, nie ma niczego, na czym mog si oprze. pustka. - a
raczej nawet pustki nie ma, bo j rwnie zanegowaem w tym dziaaniu. ale
"wiem", e jestem, bo to "czuj". ja to ja. nieskoczono i wieczno chyba
mnie "otacza", cho je przecie powinienem mie ju za sob. jestem "gdzie",
ale skoro nie ma NIC, to co jest? e energii moe nie by, to zrozumiae (i
odwieczne pytanie, dlaczego jest CO, a nie NIC, staje si tu banalne: jest,
bo jest elementem Kosmosu). energi, jako CO, mona zanegowa, zgoda ale
jak przeprowadzi negacj NIC? negacja negacji daje CO? pytanie: jak pustk
zanegowa ? a przecie "ja wiem", e to w swoim poprzednim kroku odrzuciem,
e jestem dalej - i e CO i NIC "tu" ju nie wystpuj. ich ju nie ma. tylko, eby to, jak moe nie by niebytu? ale jednak czuj, ustalam, e go
nie ma...
tu musz wprowadzi osobnicze "postrzeganie", jako mnie, konkretnego, cile
definiowalnego bytu. zapewne jest to kadorazowo indywidualnie inne, zalenie
od preferencji i rozumienia wiata - jak rwnie emocji, o ktrych nie mona
zapomnie (zwaszcza w tym punkcie). w kocu to emocje napdzaj ten odcinek
analizy. co "widz"? dla mnie ma to charakter totalnej mgy. wszdzie mga.
ale, co ciekawe, co wydawaoby si sprzeczne z logik (ale co tu jest norm
i normalnoci?), postrzegam to w "wietle". to nie jest czer, co by si
narzucao, ale biel, mga. zapewne wynika to z tego, e umys musi zawsze w
wietle opisywa, e tak kadego dnia fizjologicznie funkcjonuje, jednak jest
to ciekawe. nawet nie musz "obserwowa" w jasnoci, ale tak "rejestruj".
"wszdzie" nic, ale "biae". nie odpieram tego rwnie z niepokojem, bo jest
"absolutna cisza" oraz brak dozna (bo i jak?). - c.
584

- Kosmos
- NIC i CO
kiedy pojawia si filozoficzne zaniepokojenie? dlaczego polecam wszystkim ten
eksperyment mylowy, zwaszcza umysom nastawionym i podatnym na "widzenia"?
poniewa w takim dziaaniu, skrajnie logicznym, a ktre polega na odrzuceniu
samej logiki dziaania, pojawia si zaiste niezwyky i bardzo wany wniosek
na kocu - wniosek, po ktry warto i trzeba si w t wycieczk wybra. zysk
z tego pozornie zbdnego dziaania jest znaczcy.
mam oto tak sytuacje, e kiedy musz zanegowa CO, jeszcze wszystko jest w
porzdku, logika "trawi" to spokojnie. bo mam w analizie "zapas" w postaci
dopenienia: prni. odrzucenie "co", to dziaanie dla rozumu banalne, wrcz
odruchowe. o ile nie przystan na chwil i nie zastanowi nad tym, e w ten
sposb neguj wasne cielesne istnienie. negacja CO to realizacja postulatu
odwiecznego, e zawsze w stosunku do CO moe by NIC. nico jest przecie
zaprzeczeniem czego. - ale zaniepokojenie ronie niepomiernie, a do stanu
zadziwienia, moe nawet logicznego przeraenia (jak dla kogo, dla mnie nie)
kiedy naley zanegowa NIC, a to przecie w tym wypadku zachodzi. kiedy w
analizie odrzucam wszystkie elementy Kosmosu (i Kosmos tym samym), to nawet
pustk, nico, NIC neguj w "istnieniu". na czym wic mam si oprze? nawet
NIC nie jest mi dane - ale mam za to niebyway dylemat: na czym "stoj", co
mnie unosi?
odpowied jest oczywista: nie utrzymuj si, nie opieram na niczym bo tego
"punktu" nie ma. to moja "imaginacja", funkcja rozumu ten moliwy w gowie
do przeprowadzenia eksperyment realizuje, ale nie ma go "realnie". Kosmos, z
jego stanem nieskoczono-wiecznym, jest skrajem ostatecznym na zawsze ju
ujmowanym, na wieczno-nieskoczono definiowanym w ten sposb. ale taki
"eksperyment" nie jest zbdnym dziaaniem ciekawego rozumu, to nie zabawne,
to wane. bardzo wane. dlaczego? poniewa pozwala uwiadomi sobie wasne
granice i dostrzec granice rozumu pozwala poj granice Kosmosu i pozwala
wytyczy wasne zakresy brzegowe. a przede wszystkim pozwala powiedzie oraz
odczu (!), e adnego "dalej" nie ma. bowiem z chwil odrzucenia nawet stanu
prni, "osuwam" si. nawet nie w niebyt, bo jego nie ma w tej analizie ale
w... wanie, eby si gdzie osun, musi "by" chocia prnia, ale brak
prni, brak NIC, nawet "osun" si nie pozwala. rozum traci "orientacj",
i to delikatnie okrelajc.
mwic inaczej, zanegowanie NIC pozwala mi "dojrze" oraz uwiadomi sobie
niezwykle wane konsekwencje: e NIC by musi, ebym ja by. e to wanie
NIC jest najwaniejszym skadnikiem nie tyle bytu, co mojego rozumowania o
tym Wszystkim. kiedy NIC usuwam z mylenia, wszystko znika. poniewa nawet
wyobrazi sobie trudno - wyobrazi sobie nie sposb i nie mona, e nie ma
NIC. mog pojmowa skrajny stan jako "Kosmos" (czy inaczej), jednak nie mog
takiej "jednostki" logicznej zanegowa, bo popadam w sprzecznoci. jeeli to
uczyni, to wwczas si okae, e odwieczny i nieskoczony Kosmos, to chwilowa
struktura, ktra jest "sterowana" przez niewiadome przyczyny, ktrych nigdy
nie przenikn. tylko e Kosmos to nie "zabawa w koci" - to Fizyczny fakt o
jednej regule, dwu elementach skadowych, a nieskoczono i wieczno to
"cechy" tego "ukadu".
okazuje si na koniec, to ci dopiero paradoks i filozoficznie doniosy fakt
(skadnik rozumowania), e waniejsze w logicznym dowodzeniu jest NIC ni
CO. e to wanie "brak" - brak NIC ma fundamentalne znaczenie dla rozumu,
w odrnieniu od "banalnego" CO. usun z analizy CO mona bardzo atwo,
ale kiedy usun z rozwaa NIC - o, to dopiero umys traci orientacj. i
czuje, e czego wanego, najwaniejszego ze wiata mu "brakuje". brak NIC
bardzo doskwiera. kiedy nieopatrznie odrzucam CO i NIC - mam nic.
i mnie nie ma.
585

- Kosmos
- o symetrii
- zakrzywienie analizy
warto byo ten krok zrobi - trzeba byo go zrobi. i wszystkie inne na tej
drodze. warto byo sign w analizie osi symetrii, doj do kresu i punktu
osobliwego w Kosmosie, czyli do samego pojcia "Kosmos". to ostatni moliwy
"ruch" rozumu, brzeg absolutny. a kiedy staje si na brzegu, kiedy poznajcy
otoczenie obserwator znajduje si nad przepaci (czy przed cian), wwczas
lepiej wida to, co mam za sob i skd przyszedem ale jednoczenie mona
spojrze w przyszo i zaplanowa czas niedokonany.
warto byo taki krok zrobi, eby si przekona, e nie ma sensu wicej go
popenia, e "dalsze" to zudzenie rozgorczkowanego umysu i zaprzeczenie
logicznej konstrukcji. warto byo ten krok zrobi, eby "odbi" si od punktu
brzegowego i osobliwego (jednoci mylenia) oraz osi symetrii. warto byo go
zrobi, bowiem ruch "dalej" na/w brzegu oznacza ruch "do tyu". stojc nad
przepaci, wyborem racjonalnym i oznak postpu (krokiem "do przodu") jest
odwrci si i skierowa "przed siebie".
kiedy dotarem do brzegu Kosmosu (a nawet "zajrzaem" poza niego), kiedy w
zakrzywieniu logicznej analizy stwierdzam, e wszystko jest Fizyk i zawiera
si w tu-i-teraz, moja dalsza droga musi prowadzi ponownie w obrb 1 i 0 energii i prni. w zakres Kosmosu - pola-wszechwiata - siebie.
po "zwiedzeniu" "tam", przejcie przez o symetrii Ewolucji wymusza drog do
"tu". zgoda, moe powrotna droga nie jest ju tak interesujca, emocje take
inne (przecie teren zosta czciowo "obmacany") ale kiedy widziao si
"tamtejsze", to "tutejsze" rwnie smakuje. po drugie, co do wane w tym
momencie, w Ewolucji (oraz ewolucji) dwa razy do tego samego punktu si nie
wchodzi. pokonaem dug drog, zatoczyem koo (nieskoczone-wieczne), znw
jestem u siebie - ale powracam do innego wiata.
o kwant innego. o kwant Kosmos innego. o kwant ja-kosmos innego.

586

You might also like