Professional Documents
Culture Documents
ja.lozowski@gmail.com
(...)
kosmologia 1.1.
(fragmenty)
- ukad okresowy
- rozkad pierwiastkw
- ile "ukadw"?
wniosek jest taki, e - w ukadzie okresowym mam dwa ukady. jeden ukad dla
"linii rozpadu", zmiana tworzca ten proces idzie "ku grze" (elementy zbioru
ulegaj degradacji) - a drugi ukad, do niego przeciwny, to tor "schodzcy",
to budowanie si struktur (tu atomw pierwiastkw), kierunek takich zjawisk
oddaje "linia opadania". patrzc w poziomie ("na wprost"), o symetrii w tym
podwojonym, dwuliniowym zdarzeniu przebiega midzy stronami ukadu i dzieli go
na dwie czci. ale to nie jest zabieg mechaniczny, tak wprowadzony logiczny
podzia biegnie znacznie gbiej, przez kady element. dowolny pierwiastek i
dowolny fakt w takim procesie to zarazem rozpad i czenie, a postrzegany stan
fizyczny jest wypadkow (sum) tych stronnych zjawisk. "atom" to nie jednostka,
ale wielo postrzeganych (jako rejestrowanych) "nadprogowych" faktw plus
zakres "podprogowy", konieczny i dopeniajcy (i nieoznaczony). - co z takiego
ujcia wynika? sporo.
po pierwsze to, e naley rozbi, podzieli w analizie obecny ukad okresowy
na symetryczne do siebie "wiry" (linie) - na dwa dopeniajce si i wzajemnie
warunkujce zjawiska energetyczne i ewolucyjne. ustalana w eksperymencie jako
jedno struktura i zalenoci w postaci "ukadu okresowego" (chemiczne oraz
fizyczne powizania elementw), to dwie ewolucje, ktre w "powierzchniowym" i
"zgrubnym" ogldzie staj si jednoci.
inaczej - poniewa wane. stan dzisiejszy iloci pierwiastkw i ich wasnoci,
ktry obrazuje powszechnie znany schemat (tabelka z pionowo-poziomymi liniami)
- to "zmieszanie", czne zobrazowanie dwu przebiegw. to fizycznie jeden i
caociowo odbierany przeze mnie stan wydarze, jednak skadajcy si z dwu
linii. jeden proces tworzy "linia rozpadu", drugi "linia czenia", czyli dwa
najbardziej fundamentalne i wyrnialne w ewolucji energetycznej (w ramach
rzeczywistoci) kierunki zjawisk. dla mnie to jedno, fizyczny proces w toku
zachodzenia (ktrego jestem wytworem) - jednak logicznie s to dwa zdarzenia,
przeciwnie do siebie skierowane i wzajemnie si dopeniajce.
poznajc rzeczywisto, rejestrujc (porzdkujc oraz zestawiajc) elementy
otoczenia, musz je wpisywa w cigi (linie, zbiory, cechy) czyli doznawany
i zastany zbir poddaj klasyfikacji, ktra umoliwia definiowanie wydarze i
ustalania wzajemnych relacji midzy nimi. ten etap jest konieczny, przecie
musz "posortowa" ("poliniowa") otoczenie na wszelkie moliwe sposoby, eby
fizyczny "chaos" unieruchomi i zrozumie - bez tego nie przejd do kolejnego
(i nastpnych). czyli szukania "wewntrznych" i gbokich zalenoci.
"ukad okresowy pierwiastkw", czy dowolnie inny fakt postrzegany w wiecie,
to dla mnie "objaw" (skutek) ewolucji i abstrakcja zmiany, ale postrzegam z
niego wycznie "powierzchni", ktra swoje "korzenie" posiada daleko-gboko
- rejestruj i "obrabiam" wielowymiarowe zjawisko, a nie fakt jednostkowy czy
punktowy. kiedy pomijam te zalenoci i nie dostrzegam, e przejcia zawsze
s niejednoznaczne i "pynne", e koniec jednej ewolucji oznacza jednoczenie
pocztek nastpnej, moje postrzeganie si rwie - i atwo o bd.
atom pierwiastka jest procesem - pierwiastek (zbir atomw) jest procesem ale zbir pierwiastkw (abstrakcja wywiedziona ze zmiennego wiata) rwnie
jest procesem, z ktrego postrzegam jedynie fragment. - z otaczajcej mnie
(wielowymiarowo) rzeczywistoci zawsze widz kawaek...
4
- cig pokole.
- i to w duo wikszej skali, ni ci si wydaje. o tym, e jestemy w linii
prostej potomkami dawno wymarych gwiazd, nie trzeba si rozwodzi, cho to
emocjonalnie porusza. kiedy uwiadomisz sobie, e krew krca w ciele (oraz
samo ciao) jest bezporednim nastpstwem tego, e byy wczeniej pokolenia
gwiazd, ktre si zapaliy, a pniej zgasy i rozproszyy - i na lokalnej,
peryferyjnej planetce tak si "skbiy" rnopierwiastkowo, i mog teraz
do ciebie mwi, to robi wraenie, przyznasz. a teraz dodaj do tego kolejny
poziom: krenie energii w skali wszechwiata. wszystko, co postrzegasz, co
fizycznie rejestrujesz - w tutaj prezentowanym ujciu to przecie tylko i
wycznie chwila. jedna z chwil, ktre tworz-ksztatuj wszechwiat. jeeli
postpujesz inaczej, czynisz tak, jakby z caoci swojego ycia wybiera
wanie si dziejcy moment (z jego wszelkimi fizycznymi przemianami, ktre
rejestrujesz i parametrami, ktre ustalasz) i powiada: oto wszystko. nic
wicej nie byo i nigdy nie bdzie. przyznaj, gono zaprotestujesz przeciwko
takiemu ujciu. a w przypadku wszechwiata nie protestujesz. przecie chodzi
o to samo, dokadnie o takie samo spojrzenie. obserwujemy wycznie "jeden
dzie z ycia" wszechwiata i mwimy: to ju cao. a jego przeszo, a
przyszo?
- pogubiem si.
- sorry. potraktuj to jako zajawk dalszej rozmowy. obecnie,eby przybliy
i pokaza, o co mi chodzi, odwoam si do analogii.
- zauwaam, e chtnie korzystasz z analogii.
- to ma by zarzut? masz co przeciw? lubi odwoywa si do analogii oraz
skojarze, ktre nieomal automatycznie narzucaj obraz procesw, ktrymi si
zajmuj i, co wane, szalenie uatwiaj zrozumienie zalenoci pomidzy
elementami wystpujcymi w analizowanym zjawisku. staram si rwnie, aby to
byy odniesienia do najbliszego i dobrze rozpoznanego zakresu. dlaczego? bo
atwiej wwczas takimi pojciami operowa. osobicie szczerze podziwiam, jak
kto buduje abstrakcje, w ktrych wystpuj na przykad "czas urojony" lub
"przestrze urojona". powtrz, po co nadmiernie komplikowa to, co ju samo
z siebie jest skomplikowane.
- s granice analogii.
- jeeli jedna nie wystarczy, bdzie nastpna (i kolejne). przekonae si,
mam nadziej, w trakcie naszej poprzedniej rozmowy, e osobliwo ma wiele,
bardzo wiele wsplnego z nieboszczykiem. a pozornie to tak odlege procesy,
przynajmniej dla tych, co odbieraj taki fakt "powierzchniowo". przy okazji
do tematu jeszcze powrc, bo wany. - przyznaj, zapisywanie wzorw to nie
moja dziaka, podsuwanie pomysw to rwnie moe by niezy kawaek chleba.
przy tym jaki ciekawy. cho zgadzam si, e przyjta w tej rozmowie konwencja
i uywanie sdw oraz stwierdze zdecydowanych, to mona poddawa krytyce.
tylko e ja, zapewniam ci, rzeczywicie tak to widz, w moim pogbionym
"ogldzie" ("oczami duszy") procesy ewolucyjne tak wanie si prezentuj.
mam nadziej, i chciabym eby tak byo, e rozumiesz oraz akceptujesz styl
tej rozmowy i zaproponowane podejcie (czyli prezentacji "obrazw-uj" dla
ewolucji-Ewolucji). - zgoda, to jest moja i na dzi propozycja zobrazowania
"tego wszystkiego", ale, przyznaj, pomimo obiekcji, nie daje si tak atwo i
od razu odrzuci. jeeli potwierdzisz, na tym etapie to mi wystarczy.
- chwytajmy byka za rogi, jaka to analogia?
- cile biorc, to nie bdzie analogia. chc bowiem wykorzysta istniejce
zobrazowanie zjawisk, ktre pozwol sobie okreli jako "szacowny staro".
w niczym nie umniejszajc jego zasug. dlaczego tak, za chwil zrozumiesz.
ukad okresowy pierwiastkw...
- o, masz co przeciwko ukadowi?
- przeciw? - nie. ale proponuj oraz postuluj wzbogacenie. nie tyle treci,
tutaj kompetencji nie staje, co ksztatu i sposobu prezentacji. po prostu
mona przeprowadzi "lifting" piknego acz ju nieco sfatygowanego wizerunku.
6
- ...?
- sam na to wpadniesz. popatrz na analogi ze zdjciami, przeanalizuj takie
zdarzenie w ramach cywilizacji. kiedy si pojawiy? niedawno. wczeniej byy
portrety, szkice, naskalne rysunki. a jeszcze wczeniej? przecie byy liczne
pokolenia, ktrych ju nigdy nie poznamy, a ktre nale do naszej rodziny,
i to na zasadzie koniecznej.
- s jeszcze badania archeologiczne.
- piknie. ale, zauwa, kolego, e to jest dziaalno "na szcztkach", ju
w zakresie "rwanym" (rozpadajcym si) ewolucji (dowolnego ciaa, bytu). t
analogi postaram si wykorzysta, o ile nie zapomn. ale idmy dalej. jest
jeszcze okres - i to jest wane - ktrego w "fotografowaniu rodziny" adnymi
metodami nie osigniesz. to czas "przed". przed pojawieniem si osobnikw.
jednak nie zaprzeczysz, by i gboko wpywa na to, co si dziao dalej. oczywicie nie jeste bezradny. jest chemia, fizyka, genetyka (i inne takie)
ustalasz zalenoci na poziomie komrek, genw, skadnikw genw. czujesz
si coraz pewniej. ale, zauwa to, dziaasz ju poza "albumem rodzinnym". i
musisz mie tego wiadomo. mwic inaczej, dzisiejszy stan materii musi musi by uznany za zbir "zdj" z albumu rodzinnego. ale tylko, podkrelam
to, jednego "pokolenia". to jedna warstwa z caoci. - to czasoprzestrzennie
powizana ze sob "grupa rodzinna". ale przed ni byy inne rodziny, po niej
nadejd kolejne.
- to mog przyj, cho z trudem. jak jednak owe "zakryte" pokolenia opisa?
wydaje si, e to nazbyt odlega historia, eby j pozna, ju nawet nie to,
jak wspomniae, rozpadajca si, ale nawet takich szcztkw nie ma w naszym
otoczeniu. - a po drugie, czy my w dalszym cigu mwimy o jednym i tym samym
"domu rodzinnym"?
- genetyka. "genetyka materii". przyznaj, moe ponioso mnie, moe nazbyt
literackie nazwanie, ale niewtpliwie wygodne. bo kieruje mylenie od razu w
odpowiedni stron. czyli odpowiedzi na twj problem jest logika. dlaczego?
poniewa, co oczywiste i naturalne, w tym przypadku wspomc moe badajcego
otoczenie eksperymentatora wycznie konstrukcja logiczna. tutaj zaczyna si
wielka rola Fizyki. na bazie fizyki. czyli na bazie dotychczas zgromadzonego
materiau dowodowego (te wszelkie "szcztki-fotografie") trzeba zbudowa, a
dokadniej wydedukowa "ukad okresowy pierwiastkw wszelakich". przeszych,
aktualnych, nastpnych. stan dzisiejszy w tym ujciu to tylko cienki "pasek"
caoci. wany, bo to punkt naszego startu do analizy i pojmowania wiata (i
"opoka", na ktrej stoimy), ale to wycinek z caoci. ile moe taki "raport"
liczy stron-elementw? to atwo ustali. ale nie jest to obecnie w temacie,
wic pomimy.
- mam wraenie, e w ten sposb sam obecnie wykraczasz poza dowiadczenie i
e to nie jest konieczne.
- jest! i nie dlatego tak to akcentuj, e co mi si zwidziao, albo e w
analogiach posunem si zbyt daleko lub nadmiernie zaufaem powstajcym na
ich gruncie skojarzeniom. - zastanw si, jak przeprowadzisz pene opisanie
siebie bez twoich przodkw? moesz naturalnie tak postpi, zakazu nie ma.
ale to bdzie "ujcie chwili", a nie pena wiedza o rzeczywistoci. nosisz w
sobie "zapis" poprzednich (wszelkich) stanw, twj genowy garnitur szyty by
pokoleniami, ale twj "materialny garnitur" take powstawa "pokoleniami".
pokoleniami kolejnych ukadw okresowych materii. obecny jest elementem "z
cigu", skadnikiem, "pierwiastkiem", kwantem ukadu nadrzdnego. jeden fakt
czy element to dziw, niezwyko, co odbiegajcego od reguy, co domaga si
cudownego uzasadnienia. natomiast zbir podobnych, cho rnicych si bytw
(procesw) to norma i normalno. ty, jako struktura fizyczna, zajmujesz
miejsce po swoich przodkach, a po tobie ten kawaek podogi na zasadzie,
to tak nawiasem, "wiatw rwnolegych" - zagospodaruj twoi potomkowie. w
kadym przypadku, zauwa, "obszar" zajtoci generalnie jest ten sam, ale
jego zawarto ustawicznie si zmienia. - po jednej stronie "wyaniaj" si
9
- nuklidy
- punkty graniczne
istotne w wyej zaprezentowanym ujciu (i rozumieniu roli i stanu nuklidw)
jest to, e taki rozpad-czenie rzeczywicie jest wany, a nawet logicznie
ciekawy. zmiana, a jednak nic si nie zmienia, przeksztacenie "bezstratne"
samo na/w siebie. ewolucyjnie, przecie w toczcej si zmianie, ktra jest
regularna z zasady (ewolucja to nie chaos), taki "samotny punkt" procesu musi
posiada znaczenie, wyrnia go sama przemiana, wic jest stanem zasadniczym.
jeeli tak jest, a wszystko za tym przemawia, to wynika to z braku miejsca
("przestrzeni yciowej") do przebiegania ewolucji, nie widz innego sensownego
i odnoszcego si do zasad zmiany wytumaczenia. brzeg, osignicie punktu
brzegowego procesu, istnienie na/w skrajnym zakresie wycznie w taki sposb
mona wyjani fakt istnienia w rozbudowanym zbiorze (w ktrym jest mnogo
stanw porednich i chwilowych), e jest stan "jednostkowy", taki "samotnik
atomowy", jak to nazwaem.
nie moe ewolucja si rozprzestrzeni, poniewa osigna granic, i wystpuje
brak moliwoci ruchu, wic zmienia si na stan uprzedni. kiedy proces dociera
do kresu, kiedy pozostaje wykona ju tylko ostatni krok (czy odda ostatnie
tchnienie), to jest to ju jednostka kwant zmiany. to koniec pewnego etapu,
ktry nie ma szans dalej si toczy. i najpewniej nuklidy, to, co postrzegam
jako pierwiastek bez izotopw oraz jako fakty ewolucyjne, s dokadnie w takim
pooeniu a ich umiejscowienie w ukadzie posiada znaczenie. czyli oznacza,
oddaje cechy procesu i go "znakuje".
bd wic nuklidy w takim ujciu rozpoczyna ewolucj, bd u jej pocztku, a
ich istnienie bdzie jednoczenie wyznaczao granice, bdzie oznak, e w/na
tym odcinku zmiana si skoczya - e tu osiga swj kres. zmiana ewolucyjna
konkretnej w ukadzie linii lub caego ukadu, to do ustalenia. dlatego mona
nuklidy potraktowa jako "znaki drogowe" w tym procesie, punkty orientacyjne
i "milowe", ktre wyznaczaj szeroko i zajto przestrzeni przez proces. i
z tego powodu s wane. potraktowanie nuklidw jako "drogowskazw" oraz jako
wskanikw wytyczajcych linie (zaczynajcych lub koczcych) - to ciekawe i
obrazowe opisanie zjawisk, rzuca si na/w umys. i uwaam, e prawdziwe.
nuklidy niewtpliwie peni w ewolucji rol punktw wyrnionych, wzowych,
jednak czy bd ukadami (elementami) wytyczajcymi szlak danej ewolucji, czy
te bd tylko dostarcza energii (przez rozpad swojej struktury na mniejsze
elementy) to pytanie istotne. e nuklidy, co wynika z przelicze kwantowych,
zaczynaj kady poziom procesu swoim istnieniem, wic stoj na pocztku tego
poziomu, to zapewne posiada analogiczne znaczenie, jak umieszczony przy drodze
(a tu w ramach drogi) drogowskaz, czyli wymusza-nakazuje sposb postpowania,
jest stanem, ktry determinuje nastpne. jest efektem, kocem zdarze, ktre
toczyy si "do" tego momentu (i miejsca) - ale determinuje, wyznacza swoim
istnieniem to, co moe zdarzy si "dalej". jego posta (cechy i parametry),
pooenie i ukierunkowanie w przestrzeni, to decyduje o dalszej zmianie. - w
tym ujciu owe "punkty wzowe" decyduj o ksztacie ewolucji, s graniczn
stref - a waciwie, to chyba bardziej przystajce okrelenie do tej roli,
s "supami" granicznymi: dalej nie ma ju ewolucji. dalej jest "nic(o)"
(rodowisko).
nuklidy, to wniosek z takiego podejcia, s wane w procesie. czuj jednak, e
zbyt wsko i nie w peni potraktowaem zagadnienie, e nie wszystko jeszcze
zostao powiedziane, dlatego trzeba bdzie do sprawy wrci. pado wczeniej,
e nuklidw moe by 27. poprawka 28. "rozpisanie" procesu ewolucji wedug
szecianu uzyskuje 14 punktw wzowych. a poniewa sfera w czasoprzestrzeni
jest rozwiniciem szecianu - poniewa kada ewolucja to zdarzenie kuliste w
maksymalnym ujciu, dlatego ilo nuklidw musi spenia warunek posiadania
wspomnianej wielkoci. dlatego w ukadzie znajduje si 28 nuklidw (to s dwie
linie po 14 elementw). tyle ich bdzie, tyle moe by.
18
- atom
- wizualizacja "atomu" (model wspomagajcy)
pobocznie, przy okazji analizy ukadu okresowego, warto zastanowi si, jak
mona wyobrazi sobie dziaanie atomu. to nic, e s ju techniczne metody,
ktre pozwalaj na podgld intymnego wiata atomowego, a nawet majstrowanie
w mim zamierzam pokaza, e adnej rozbudowanej aparatury tu nie potrzeba,
e "atom" widzi kady i zawsze (o ile tylko chce). i o ile zagoni do wytonej
pracy swoje atomowe "szare komrki".
co jest najlepszym modelem "atomu"? - tum. dowolne zbiegowisko, grupa ludzi
lub adekwatny, podobny ukad ewolucyjny, ktry mona detalicznie obserwowa
w przemianach. istotne w tym modelu jest to, e w "ulicznym atomie" wszystko
wida w szczegach i kadego dnia. a co wicej, co rwnie wane, "atom-tum"
mam na wycignicie rki, natomiast prawdziwego osobicie nigdy nie zobacz,
poniewa skala nie ta. kade zachowanie w strukturach atomowych rejestruj tu
w formie i postaci mi dostpnej a co najwaniejsze, w trakcie przemian. to
nie jest energetyczny "punkt", czy inna "kropka kwantowa", ale konstrukcja w
chwili jej powstawania momentu w dziejach, kiedy zajmuje maksymalny obszar
w rodowisku oraz koczenia si. widz pocztek, rodek i koniec ewolucji,
ktrej na poziomie atomowym nigdy nie zarejestruj (osobicie).
atom skada si z elementw i tum skada si z elementw, nie ma znaczenia,
co to za elementy. w obu przypadkach "mechanika elementw" procesu jest ta
sama - i gboko analogiczna, a bezporednia "naoczno" takiego "ulicznego
atomu" jest wartoci, ktra skutkuje zrozumieniem takiego "wydarzenia". - w
tym konkretnym przypadku (poznawanie "atomu") mj eksperyment badawczy polega
na tym, e umieszczam si gdzie wysoko, najlepiej w proporcji (tego nie musz
zapewne podkrela) do uczestniczcych w badaniu ukadw. czyli jest z jednej
strony "eksperymentator", obserwator, ja a po drugiej "atom"-zbir, ktry
zaistnia, zgromadzi si swoimi "osobnikami" na ulicy. technicznie to moe
by na przykad wysokociowiec oraz dziesite pitro, z ktrego spogldam na
tworzce si na ulicy zbiegowisko.
moje zadanie w tym eksperymencie jest banalnie proste: obserwuj "atom-tum"
i robi zdjcia. oczywicie ponownie w proporcji do tempa procesw, ktre mnie
charakteryzuj i przemiany atomowe. dlatego s to dziaania w duym odstpie
czasu. obserwacja samej ewolucji zgrupowania (cisk, rotacja wok centrum,
swobodne elektrony, falowania-drgawki, doskakiwanie oraz pozyskiwanie nowych
elementw lub tracenie ich na rzecz otoczenia /wic przeskoki po orbitach/,
kordon policji /warunki rodowiskowe/, ktry ogranicza nadmierny rozrost, czy
strumie energii przez ten kordon si wydobywajcy /w jakim kierunku, ktry
w "ogrodzeniu" jest najsabszy/ itd. itp.) - to wszystko jest bardzo ciekawe
i oczywicie rzuca si na oczy obserwatora (i pozwala zrozumie atom). ale ja
nie z tych, co chc jedynie popatrzy, wyznaczam sobie zadanie ambitniejsze:
zamierzam przewidzie, co si zdarzy w zjawisku, jakie zajd w nim zmiany i w
ktrym kierunku. czyli robi zdjcia i prbuj, staram si na ich podstawie
przewidzie, co wystpi "za moment" w zbiegowisku - lub jak bdzie zachowywa
si pojedynczy, wyrniony element ("elektron").
moje zadanie jest pozornie banalne. ot, widz na fotografii osobnika, ktrego
zachowanie mnie zaciekawio. przemieszcza si w tumie, przepycha do centrum
(co go w t stron wyranie "popycha", czy "przyciga") dlatego staram si
przewidzie, gdzie znajdzie si na kolejnym zdjciu, ktre bd robi dopiero
za kilka minut. - c, zadanie wydawaoby si banalne i proste, jednak jego
praktyczna realizacja bardzo ograniczona. konia z rzdem temu, kto skutecznie
i z detalami wytypuje pooenie "elektronu-osobnika" w kolejnym "rozdaniu",
taki szczciarz moe miao zacz uprawia zawodowo hazard. przeprowadzajc
w tak nakrelonej skali swj eksperyment, z zachowaniem koniecznych proporcji,
szybko przekonuj si, e jest to fizycznie i realnie zadanie ponad moje siy,
nie do wykonania.
19
- kwant
- pojcie kwantu
- kwant a filozofia
w fizyce pojcie kwantu jest pojciem oglnym, bardzo opisowym, nie ma jego
definicji fizycznej - i oczywicie by nie moe. nie chodzi o wzory i mechanik
takich elementw, ale o "fakt" kwantowy. wedug definicji sownikowej, kwant
to: "/quantum = ile/ fiz. najmniejsza porcja, o jak moe zmieni si dana
wielko fizyczna (np. energia, pd) okrelonego ukadu; teoria kwantw
teoria fizyczna opisujca procesy, w ktrych bior udzia mikroczsteczki,
uwzgldniajca niecigo (skokowo zachodzcych zmian) wielkoci fizycznych
charakteryzujcych stany mikroczsteczek."
w takim rozumieniu kwant to najmniejsza wielko i nie jest zdefiniowane, czy
dotyczy to "porcji" energii, czy rnicy pomidzy porcjami. nie jest jasne,
czy "kwant" opisuje (definiuje) "ilo" energii, najmniejszy w naturze stan,
czy tylko rnic pomidzy ilociami najmniejszymi. sowo "porcja" rozumie
mona dwoicie, jako minimalna ilo, wielko czego - oraz jako minimalna
rnica midzy czym a czym. jednak, co zrozumiae, niekoniecznie ustalana
rnica musi by zarazem rwna najmniejszej porcji (czego). w ukadzie, ktry
zbudowany jest z kwantw (porcji), rnice midzy "porcjami" zachodzenie
rnic bdzie mogo realizowa si o kwanty, tyle e ju inne, oznaczajce
odrbny fakt i z innego zakresu. ale, co wane, cho to bdzie ju inny kwant,
to jednak zawsze jest to kwant.
"porcja" to ilo, jak i zdarzenie ("co" i relacje midzy "kropkami co") dlatego "kwant", chwilowo bez gbszego definiowania, jawi si jako pojcie
ze swojej natury dwoiste: opisujce sta wielko i zwizki midzy ustalanymi
wielkociami. - czyli opisuje "cegiek" natury (jak by tej cegieki na ten
moment nie postrzega), jak i mona go (w logice) stosowa z powodzeniem do
opisu zachodzcych zmian midzy tymi cegiekami. chyba nie ulega wtpliwoci,
e rwnie oddziaywania midzy elementami dadz si uj w najmniejsze (acz
niekoniecznie mierzalne) "porcje" energii, wic bd podlega skwantowaniu.
to samo pojcie stosuje si, moe by z powodzeniem zastosowane do opisywania
skadnika ewolucji, jak rwnie do zjawisk zachodzcych w ramach ewolucji. czyli jest "kwant" pojciem opisujcym "przestrze" (rozumian jak odlego
midzy elementami) - jak i "czas", relacje.
pytanie: czy ten dwoisty charakter jest uzasadniony? czy mona opisywa tym
samym "elementem" ("parametrem", "faktem kwantowym") zmian kiedy do opisu
tej zmiany uywam elementu, ktry jest w tym ujciu "bytem" skoczonym? nie
ma przecie znaczenia, e "kwant" to "porcja", e to niekoniecznie, a pewnie
i rzadko, moe by jednostka ("jedynka") w analizie tak prowadzonej, nawet
liczny zbir elementw jest kwantem. czy zmiana, wic rnica midzy stanami
- jest tak sam wielkoci (tym samym), co element tej zmiany? inaczej: czy
najmniejsza rnica midzy zdarzeniami, jest tym samym (tak sam wielkoci),
jak najmniejszy element tej zmiany? - czy kwant zmiany (co) jest tosamy z
kwantem iloci, czy to ten sam "fakt" (co)? pojcie kwantu zawiera w sobie,
jak wida, zarazem pojcie jakoci, jak i iloci, jako i ilo zbiegaj si
w jedno. ciekawe. - do tej pory traktowaem "kwant" jako najmniejsz moliw
do pomylenia ilo "czego" i na tej podstawie opisywaem ewolucj. i nie
zastanawiaem si nad dylematem logicznym, co ilo, co jako, utosamiaem
ilo i jako, przyjmujc, e to "ilo". ale przecie tak nie musi by. nie
jest powiedziane, e stan "a" i "b", e rnica midzy tymi stanami, bdzie
rna (inna od) "a" lub "b". - wicej, jeeli a = 1 i b = 1, to rnica midzy
nimi take moe wynosi 1. sowem, rnica midzy kwantem a kwantem miaaby
take wielko kwantu. tylko czego? jak wymierzy, jak nazwa to "co"? czy
to energia, sia, czy co? przecie minimalna rnica midzy dwoma kwantami a
dwoma moe wynosi tylko jeden kwant, najmniejszy "skok" energetyczny czy
wic ten kwant bdzie "powk" tych dwu kwantw?
25
- kwant
- pojcie kwantu
- czy ostateczne w definiowaniu wiata?
pojcie kwantu jest niewtpliwie bardzo uyteczne i konieczne - ale abstrakcja
w formule "kwant", idea najmniejszej dajcej si uj badawczo oraz rozumowo
iloci "czego" (w tym przypadku energii, zdarzenia, czasu-przestrzeni), to
przede wszystkim i w pierwszej kolejnoci pojcie logiczne. i podkrelam ten
wniosek, jest zasadniczy dla dalszego toku analizy.
i dlatego - o czym w kocu jest cay ten tekst - pojcie kwantu nie dotyczy
tylko materii (materii pojmowanej jako skadniki "twarde", czyli najmniejsze
iloci jako "namacalne"). kwant, pojcie kwantu dotyczy wszystkiego. kwanty
odkryli fizycy, ale kwant to pojecie filozoficzne.
powtrz to zdanie, poniewa jest istotne: kwanty odkryli fizycy, peny szacun
za ten wysiek - jednak kwant to pojcie filozoficzne, odnosi si do zakresu
"poza" fizyk. fizyk posiada do swojej dyspozycji "porcj", "skok" kwantowy
w postaci zbioru-kwantu ale e to zbir jednostek (kwantw), to moe ustali
tylko zewntrzna do zachodzcej zmiany refleksja filozofia. dlatego nie o
fizyce kwantw wypada obecnie mwi, ale o filozofii kwantw. albo, to formua
zamienna, o "filozofii ewolucji", w ktrej kwanty, "jednostki" s elementem
fundamentalnym. - kwant ma zastosowanie, z dobrymi rezultatami, w przypadku
kadej ewolucji, jest uyteczny w kadym dostrzegalnym (i niedostrzegalnym)
procesie. i dlatego jest "faktem"-stanem-bytem filozoficznym, pomaga fizyce,
ale to czysta filozofia.
tylko e - powstaje pytanie: na ile i w jakim stopniu pojcie kwantu odnosi
si do wiata, czy odpowiada prawdzie? czy co takiego istnieje? mona na to
pytanie odpowiedzie: nie ma znaczenia, czy co takiego istnieje, skoro tak
dobrze sprawuje si w poznaniu i pomaga zrozumie procesy. i dlatego, nawet
jeeli pojcie "kwantu" jest "tylko" bdnym wytworem logiki oraz "sposobem"
rozumu na wiat, "sztuczk" na ujcie i zdefiniowanie procesw bez realnego
odniesienia - naley je przyj. a przede wszystkim stosowa, skoro tak dobrze
si potwierdza (wyjanienie oparte na praktyce). to jednak nie uspokaja. e
co sprawdza si w konfrontacji ze wiatem i pozwala przewidywa zjawiska, e
opis na kadym poziomie wspomaga zrozumienie - to jeszcze nie oznacza, a na
pewno nie od razu, e rozum godzi si na taki "fakt" w swoim otoczeniu.
postawi pytanie inaczej: czy pojcie kwantu jest ju ostatnim tchnieniem i
ostatnim ustaleniem moliwego przez rozum opisu zdarze? czy nic i nigdy ju
nie jest w stanie go w przyszoci zastpi? czy kwant, pojecie "kwantu", to
rzeczywicie kres poznania, rzeczywisty kres natury, koniec logiki? czy kwant
to "ciana", paszczyzna?
e wszystko zawiera w sobie najmniejsz "porcj" lub "zdarzenie" ("czego") to oczywiste. oczywiste dla rozumu, ktry funkcjonuje, yje-reaguje, obserwuje
i sam dziaa w oparciu o zmian, o przechodzenie jednego stanu w drugi, wic
o ewolucj wiata. dlatego nie moe by w tym ujciu niczego, co byoby stae,
niezmienne, trwae. sama taka myl (e jest co staego) rodzi powtpiewanie
w zdolnoci intelektualne goszcego takie pogldy, poniewa nawet nie mona
wyobrazi sobie "dziaania", czy "istnienia" osoby-ciaa-rzeczy niezmiennej.
wszystko podlega ewolucji nawet "boskie" (na)tchnienie.
Kosmos - tak, Kosmos jest "trway" i wieczny. ale dlatego, e "zakotwicza" go
umys w nieskoczonoci. to w zupenoci wystarczy, eby go unieruchomi w
logice oraz w myleniu. ale czy w ewolucji, czy w przemianach jakiego faktu
mona tak ustawi rozum, eby dostrzeg na jego "dnie" kwant, wic "fakt" o
niezmiennej ju "postaci"? - czy jest w moim otoczeniu "element", o ktrym
mgbym powiedzie: oto koniec ewolucji, dalej ju nie ma niczego poniewa
ewolucja to zmiana. a "to", co okrelam jako kwant (i co jest dla mnie stanem
jednostkowym) ju si nie zmienia.
czy rozum godzi si - moe zgodzi si na "ostateczny element" bytu?
28
- kwant(y)
- kres logiki?
wyjanienie: zastosowane w tekcie pojcie "zjawiska podprogowe" na oddanie
faktw zachodzcych poniej strefy granicznej fizycznego eksperymentu (wic
ktre s "poza" pomiarem, ale zawsze pozostaj w ramach Fizyki) oraz pojcie
"zjawiska nadprogowe", ktre odnosi si do przedziau (krgu) wewntrznego w
ewolucji, te pojcia zostay wprowadzone w analogii i na podobiestwo terminw
wystpujcych w psychologii i s niezbdne w analizie. procesy podprogowe
to stany konieczne i istniejce realnie (fizycznie), jednak nie uwiadamiane,
ktre nie s doznawane (mierzone) przez obserwatora znajdujcego si w ramach
mocno skomplikowanej i rozbudowanej struktury. i to dlatego "kwant fizyczny"
w takim ujciu jest najmniejsz "porcj" energii, ktra tworzy fizycznie, ju
w pomiarze dostpny zakres "nadprogowy" ("wiadomy fizycznie"), a "logiczny
kwant" to wielko najmniejsza z moliwych, ktra z tego tytuu zawiera si w
zakresie "podprogowym" (podwiadomym) warunkuje procesy i pomiary, ale sama
ju nie podlega rejestracji. - fizycznie ustalam w obserwacji zawsze zbir,
logicznie "postrzegam" jednostk.
odpowiadajc na pytanie, czy kwant(y) to pojcie graniczne w ujmowaniu oraz
postrzeganiu (wszech)wiata, wydaje si, e tak. - wicej, trzeba powiedzie,
e to konieczno. musi tak by, poniewa logika nie moe wykaza, e mogoby
by inaczej, e jest co jeszcze mniejszego od najmniejszego z moliwych. "kwant" to fundament analizy, i to dwustronny: najmniejszy i najwikszy "fakt"
w otoczeniu. co wicej, kady wyrniony i postrzegany element rzeczywistoci
to kwant. kady. nie ma znaczenia, co wyrniam w otoczeniu (mierz-doznaj),
to zawsze i tylko kwant.
ale uyte w tym kontekcie sowo "musi" oznacza, e cho stwierdzam niemono
innego obrazu, nie do koca daj przyzwolenie na opracowany rezygnuj, bo
mam wiadomo, e inaczej nie mog postpi. a taki stan wytwarza psychiczny
dyskomfort. przecie wszelkie granice maj to do siebie, e od razu prowokuj
pytanie: co jest dalej? a kiedy nie ma adnych szans na poznanie "dalszego",
powstaje "naturalne" zniechcenie i odrzucenie (albo stracecza ciekawo,
ktra produkuje chimery). swoj drog to ciekawe, e rozumowi nie wystarcza
nawet nieskoczono i wieczno, e dopytuj si, co jest dalej. to "skaza"
bycia w obszarze "ewolucyjnym", w wiecie zmian oraz granic nigdy dokadnie
zdefiniowanych. wypada jednak, trzeba (chcc nie chcc) pogodzi si z myl
o nieprzenikliwoci tego, co z samej zasady jest nie do przeniknicia, i to
nigdy. przyznaj, nie widz szansy, eby kto mg w "kwantowej powoce" co
ulepszy, a tym bardziej j przebi (logicznie). kwanty to kres poznania, acz
kres poznania "pionowego". kwanty to kres badania "w gr" lub "d" natury.
co innego badanie "poziome", na/w poziomach, to bdzie nie-skoczone. jednak
to smutna prawda: nauka w badaniu przemieszcza si "w poziomie" (w poziomach),
dlatego nigdy nie wyczerpie swoich badawczych "pokadw". ewolucja oraz jej
nieskoczono, w przestrzeni rwnie nieskoczonej, ksztatuj moliwoci
nieskoczone. wiadomo niewyczerpywalnego poznania dla rozumu jest tak samo
porak, jak wiadomo ograniczonego trwania i skoczonych moliwoci (ktre
cigle si osobniczo zmniejszaj). ech...
poznanie pionowe, podajce w gb lub w gr wiata, na/w teorii kwantowej
(filozofii kwantowej) ustanawia swoje granice. w tym ujciu najwaniejsze nie
jest pytanie o fizyczny sens zmian, ale o ich logiczne, zwaszcza filozoficzne
konsekwencje. "teoria kwantw" to nie jest teoria fizyczna, ale w najgbszym
znaczeniu filozoficzna. to teoria rodem z logiki, nie fizyki. i cho pokazuje,
e mona j doskonale na kadym kroku uzasadni i zastosowa w praktycznych
zliczeniach - to jednak nie nabiera przez to sensu wycznie fizycznego, ale
pozostaje ujciem przede wszystkim logicznym. i dla przyszych pokole nie
ma ju miejsca w tym obrazie na "ulepszanie". - kwantw nie mona ulepszy,
mona uszczegowi.
31
kosmologia 1.2.
32
- kwanty
- kwanty logiczne, ich istnienie w kadej chwili
"cebula" ewolucji warstwy kwantowe. jeszcze jeden element kwantowania wymaga
doprecyzowania: chodzi o to, czy kwanty logiczne, pojmowane jako najmniejsza
"porcja zdarzenia", jako "elementarny fakt" (jednostka energetyczna, jedynka),
wystpuj w kadej chwili? czy tworz ciao, zdarzenie w kadym momencie, czy
te s obecne jako "wymiar historyczny" (byy gdzie-kiedy)?
czy kwanty logiczne buduj rzeczywisto w jej najniszym wymiarze, i buduj
zawsze (i zawsze indywidualnie), czy te buduj jej histori, a konkretna ju
chwila ciaa (energii, materii) jest jedynie zlepkiem tych chwil i "cebul"
(wielowarstwowym zdarzeniem), ktrej obraz mam za "stabilne ciao"? - mwic
inaczej, czy "piramida kwantowa", rne poziomy kwantowe, wystpuj cznie
i dziaaj wsplnie, czy s w ujciu aktualnym nieobecne i mona wspomina o
nich tylko w ujciu historycznym (e byy kiedy tam w ewolucji)? czy, mwic
obrazowo, na moje ciao skadaj si rwnie tak nazwane przeze mnie "kwanty
logiczne" czy jedynie "kwanty logiczne"-komrki ycia (poniewa to s dla
mnie, dla mego ciaa kwanty logiczne)? czy moja cielesna konstrukcja w danej
chwili jest realizacj caej kwantowej piramidy i wszystkie rodzaje kwantw
je tworz, czy te jest przestrzennym tworem, ktre jedynie tworz komrki?
czy kwanty logiczne, "elementarne zdarzenia", wchodz w skad aktualnych dla
mojego ciaa procesw (cia skomplikowanych, z wyszych poziomw), czy nie?
jak rol peni kwant logiczny w ewolucji?
po iloci formuowanych pyta wida, e odpowied nie jest atwa. a nie jest
atwa z tej przyczyny, e ewolucja, ciao, zdarzenie w ramach energetycznego
pola, to nic innego, jak "cebula" zjawisk idcych "z gbin" "w gr" - i "z
przeszoci" "w przyszo" - i obecne na/w kadym "poziomie". to struktura
w formie "nawarstwienia", fakt aktualno-historyczny. nigdy jednostka, zawsze
zbir, ktry odbieram-postrzegam jako np. stan jednostkowy mojego ciaa. to,
podkrelam ten wniosek, w dostpnym dla mnie obszarze nie ma "elementarnych"
bytw (procesw), to zawsze zoenie. - ale dla mnie czy w ogle?
kwant logiczny to najmniejsza "porcja" ("jedynka") energii uczestniczca w
ewolucji w kadej ewolucji. poniewa kada zmiana ewolucyjna posiada wasny
stan "kwantu logicznego", czyli najmniejsz "porcj", ktra j tworzy. i nie
jest wana nazwa, ktra okrela niepodzielne ju do niczego zdarzenie tworzce
dane zjawisko (proces, ewolucj). mona kwant logiczny definiowa "atomem",
"monad", kwantem (logicznym) - jednak to zawsze oznacza tylko "elementarne
zdarzenie" i najmniejsze z najmniejszych wystpujce w wyrnionym procesie.
identycznie ma si sprawa ze zrozumieniem fotonw, atomw, elektronw itp.
elementw materii. nie zrozumiem ich, jeeli potraktuj jako formy i byty od
otoczenia oddzielone. nie bd mg wyjani, jak i dlaczego istniej fotony
wiata (i co to s "fotony"), o ile nie "rozo" ich na zdarzenia jeszcze
nisze (kwanty fizyczne, jak je okreliem, czyli kwanty wszechwiata). ale
i ich nie pojm w przemianach, nie zrozumiem, dlaczego i jak istniej, jeeli
nie odnios ich do zdarze lecych "poza" "tym" wiatem, "poza t chwil".
podzia kwantw to nie konieczno, to logiczna powinno rozumu. eby cao
przewietli, trzeba w zbir podzieli (chwilowo), ustali w nim wzajemne
relacje i zwizki i ponownie opisa w caoci. nie ma innej drogi.
kade zdarzenie jest historyczne i aktualne jednoczenie. ma w sobie poziomy
kwantw logicznych, ten absolutnie najniszy do pomylenia poziom "zdarze",
a jednoczenie posiada, jest zbudowane ze zdarze wielkiej skali, ktre s i
zachodz "teraz". - to tak, jakby do ziarenek piasku, ktre przesypuje si
pojedynczo, co pewien zakres (w pewnej regularnoci), dodawa kolejne, coraz
wiksze przerwy, ustala coraz wiksze cykle. sekundy, godziny, tygodnie, lata
- wieki, eony ("wszechwiaty") itd. to nic innego, jak ujmowanie tego samego
procesu w rnej wielkoci. sekundy tworz i godziny, i tysiclecia - i s
skadnikiem "najprostszym", elementarnym, "jedynkowym". kwantem.
34
- kwant
- istnienie kwantu
- subiektywne nieistnienie kwantu logicznego
zaznaczam - ponisze sformuowania to nie bekot czy stan odmienny, ale prba
oddania z mojej, wic "wysokiej" (skomplikowanej) ewolucyjnie pozycji faktu,
e kwant logiczny istnieje. e musi "istnie". kiedy staram si opisa "co"
takiego, co znajduje si na poziomie fundamentalnym, nie mog jednoznacznie i
fizycznie okreli, e ten fundament istnieje (std znak umownoci), przecie
on tworzy wszelkie moje poznanie (i moje elementy). dlatego - i musz z tego
wyciga wnioski - z mojej perspektywy znajduje si taki kwant "poza" krgiem,
poza zakresem, w ktrym si zawieram, jest "faktem podprogowym" i "ukrytym",
i to na zawsze. a co wicej, jest rwnie faktem z zasady "ciemnym" (przecie
dopiero z niego moe si sta wiato, i wszelkie inne). istnieje jako stan
fundamentalny, jednak kiedy zamierzam go fizycznie zdefiniowa "znika", jest
poza "fizyk". nie Fizyk jako tak (w znaczeniu: e co "jest" i e mona to
"pomaca"), ale poza fizyk i dostpnym jej pomiarom (eksperymentom), poniewa
pomiar z tych elementw wanie si skada. jak mam pomierzy element, ktry
suy mi do pomiaru jako stan fundamentalny? mierz rzeczywisto, wic taki
"element" jest (jako "istnieje"), ale jego ju pomierzy (uchwyci metodami
fizycznymi) nie mam czym, po prostu brak "narzdzia". - dlatego, kiedy sigam
na/w ten poziom, co trzeba wyranie podkreli, nie "widz" kwantu logicznego,
w takim przypadku zachodzi "subiektywny" fakt nieistnienia kwantu jako bytu
samodzielnego, nieistnienia dla mierzcego otoczenie obserwatora (w dowolny
sposb mierzcego-doznajcego). logicznie taka jednostka "jest" i by musi,
eby fizyka (i ja) moga istnie. ale kiedy fizyka (i ja) prbuje uchwyci
najmniejszy z moliwych stan, napotyka "ciemno", widz ciemno. i to nawet
dosownie, bowiem dla mnie jest to zakres ciemny i niepoznawalny fizycznie.
dla mnie, w moim wewntrznym, osobistym i subiektywnym odczytywaniu wiata,
kwant logiczny nie istnieje, nie ma czego takiego. logika mwi, e jest oraz
tworzy to wszystko, fizyka (i moje zmysy) temu zaprzecza.
dlatego obecne postrzeganie kwantw jest niepoprawne, a jednoczenie poprawne.
rzecz ma si tak, e kwant logiczny istnieje i zarazem nie istnieje, jest i
go nie ma. kwant to "byt logiczny", to oddanie zmian ewolucji w jej stanach
i "porcjach" najmniejszych ale nie do fizycznego pomiaru (czy do zmysowego
doznania). w sensie logicznym kwant istnieje i ma si dobrze ale fizycznie
go nie ma. i nigdy nie bdzie. fizycznie to niezbdna do wyjanienia procesw
konstrukcja (wanie logiczna), ale nie-mierzalna.
co zrozumiae, nie neguj, nie odrzucam - a wrcz stwierdzam tu usilnie, e
zachodzi konieczno "istnienia" kwantu "jako takiego", jako "bytu w sobie",
czy jakby tego skadnika Kosmosu nie nazywa. o "czym" takim nie tylko trzeba
myle obiektywnie - ale "to" po prostu "jest", dowolnie przemieszcza si po
Kosmosie tu i tam, buduje mnie i ca t reszt i "istnieje". tylko e, z
poziomu mojej rozbudowanej ewolucji oraz w obserwacji z wntrza wiata, tego
czego nie ma. kwant w zakresie "poza" (podprogowym) dla ewolucji nie istnieje
- jest tem. a ta-paszczyzny nie mona przecie zdefiniowa. to logiczne
konieczne dopenienie, jednak fizycznie stan zewntrzny.
"Fizycznie" kwant jest, ale zarazem nie ma go fizycznie, poniewa znajduje si
poza tutejsz (dla mnie dostpn) fizycznoci. wicej, wspomniane fizyczne
"nieistnienie" dotyczy kadego kwantu logicznego, kadego poziomu, kadej w
tle wyrnionej ewolucji. kwant logiczny tworzy proces, ale znajduje si poza
nim. "kwanty rodzicielskie" s skadnikiem mojego istnienia, ale zawsze s
"poza" moim istnieniem-ewolucj - warunkuj kad moj cech (fizyczn), ale
s poza krgiem (sfer) procesu mi dostpnego. - kwant "tam" i "tu" jest, to
warunek konieczny wszystkiego, fundament, ale nie istnieje dla analizujcego
go obserwatora, ktry zawsze znajduje si w ramach rozbudowanego poziomu.
kwant logiczny moe "dojrze" tylko logika - nigdy fizyka.
35
- kwant
- "obecny" przez histori
pojcie "kwantu" pojawio si niedawno i jest kolejnym "wcieleniem" tego, co
staroytni nazywali atomem, a inni jeszcze inaczej. chodzi mi w tym miejscu
o podkrelenie, e, tak naprawd, "kwant" by zawsze obecny w myleniu oraz
opisywaniu wiata, "objawia" si we wszelkich rekcjach i analizach, i rnie
by nazywany, ale w gbokim ujciu chodzio o to samo o "kwant(y)".
wyodrbniajc co z otoczenia (dowolny fakt, ciao, proces), byt-obserwator
dostrzega "kwant", nadaje mu nazw i definiuje - oraz przydziela symboliczn
formu. i ju moe przystpi do operacji na tak zdefiniowanej formule. w
takim dziaaniu kade sowo (pojcie) to nic innego, jak kwant wiata (samo
sowo jest kwantem jzyka). okrelenia, ktre si pojawiay, s albo bd to kwanty rzeczywistoci. kada istota-byt, dziaajc na/w pojciach, dziaa
na/w kwantach (i sama jest kwantem). jeeli myl (lub kto inny), to procesy
zachodzce w ukadzie odpowiedzialnym za operacje umysowe s kwantowe, to z
zasady i cech fizycznego wiata "porcje" energii w trakcie przemieszczania
si w rodowisku (tu akuratnie mzgu). osobnik operuje takimi "elementami"
energii, ktrym nadaje (w moim, czowieczym przypadku) posta "dwikow" lub innych zmysw (kwant obrazu czy wchu przecie rwnie istnieje itd.).
przebiegajce operacje zawsze s kwantowe, maj swj maksymalnie najmniejszy
poziom energetyczny. - mwic inaczej, mylc o "pierdukach" i tak dziaam
kwantowo i na kwantach. procesy w mojej gowie s identyczne, jak u tytanw
mylenia i najwikszych geniuszy, ktrzy byt i niebyt analizowali ale, na
tej samej zasadzie, moje operacje mylowe s rwnie zbiene z rozbudowanymi
analizami wiata idioty za cian, midzy nami nie ma adnej rnicy w stylu
dziaania mzgu (w znaczeniu fizycznym). jedynie ilo energii zaangaowanej
oraz operacje na niej czynione ("przeplecenia", ktre si kryj za kadym z
kwantw), odrnia imbecyla od geniusza. jeden stosuje minimalne "porcje" i
"tycie" kwanty, drugi maksymalne ("porcje" energii, "czego", tu w znaczeniu
symbolicznym, co zrozumiae - w ujciu fizycznym wszelkie "porcje" kwantowe
s rwnowane). - mylenie, biologiczno-fizyczna funkcja centralnego ukadu
nerwowego, jest w swej fundamentalnej, wic fizycznej strukturze identyczne
u wszystkich form, ktre tak funkcj posiadaj. "mylenie" to energetyczne
zjawisko o bardzo maej skali potencjau (przyrwnujc do procesw wiata),
ale zarazem o bardzo duym potencjale logicznego modelowania tego wiata.
jedynie skutki gromadzenia oraz podkadania pod pojcia (symbole) fizycznych
(rzeczywistych i konkretnych) elementw energii, to nadaje - tworzy rnic w
wykorzystywaniu "kwantw", ale take buduje rnych "osobnikw" (ewolucje).
dla jednego pojcie "kosmos" oznacza krg zdarze, ktre otaczaj go bardzo
blisko, w promieniu do najbliszego punktu sprzeday piwa - ale dla innego,
bardziej "zasobnego" w kwanty, Kosmos to pojcie maksymalne (te maksymalne
logicznie) i zawierajce w sobie takich "budek" maksymaln ilo (nie moe
by wicej "punktw sprzeday" energii).
to samo dotyczy, na tej samej zasadzie, wszelkich "jzykw", ktre zostay
wytworzone na oddanie obserwowanych w otoczeniu (lub w sobie) procesw, to s
kwanty, czyli elementy oglnego "jzyka" (ewolucji), zawsze i tylko kwanty. a
tumaczenia pomidzy nimi, to szukanie bardziej zrozumiaej formuy wyrae.
"zrozumiaej", to znaczy bardziej zasobnej w energi dla danego "suchacza".
eby w konkretnym jzyku co wyjani, musz jedno pojcie opisa innym a
dokadniej zbiorem poj, ktre odwouj si do zasobu odbiorcy. czyli jednej
kwantowej formie, jednemu kwantowi musz przypisa wiele dla "nadajcego" i
"odbierajcego" wsplnych elementw, eby dialog by w ogle moliwy. innymi
sowy, musz nada "tumaczeniu" (rozkwantowaniu i przebiegajcej ewolucji)
charakter "regularny", uj w rozpad kwantu-pojcia w reguy w "system",
poniewa to jest podstaw porozumienia, a nie chaotyczny zbir danych. kady
jzyk ("jzyk"), kade zjawisko posiada "skadni", zasad swojej ewolucji.
36
kosmologia 1.3.
38
- kwant
- "ksztat" kwantu
- geometria kwantu - geometria kwantowa
ju samo podniesienie sprawy - ksztatu kwantu - wydaje si dziwaczne, a co
najmniej zaskakujce. jak rozwaa co, co samo nadaje, samo wchodzi w skad
ksztatu (w takim pojmowaniu, w jakim odbywa si to na co dzie). s kwanty
skadnikami cia, zdarze, mojego mylenia - to z iloci (wieloci) kwantw
powstaj ksztaty, chwilowe konfiguracje przestrzenne, ktre s przez umys
postrzegane jako posiadajce "ksztat". natomiast nie s kwanty (logiczne),
w tym rozumieniu, niczym - "niczym" w sensie ksztatu. pyta, jak wyglda, jak
"zbudowany" jest kwant, to pyta si o to, jak wyglda prnia. i cho kwant
energii "zdecydowanie rni" si od prni (logicznie i intuicyjnie jest to
uchwytne), to w obu przypadkach trudno jest natury zasadniczej i po prostu
fundamentalna: nie mona powiedzie nic ponad to, e prnia, NIC, "istnieje"
(jakby sowo "istnieje" nie brzmiao dziwacznie w odniesieniu do prni, ale
znw "intuicyjnie" jest to atwo przyswajalne) oraz e energia istnieje. oba
podstawowe (logiczne) stany tworz nierozczn par zdarzenia, ktre z kolei
wchodzi w skad zdarze "tutejszych", czyli cia (konstrukcji) wyszego rzdu,
rozbudowanych i skomplikowanych. - kwantu jako samodzielnego bytu opisa nie
mona. trzeba siga, i to jest konieczno logiczna, do drugiego stanu do
prni. tylko przez wzajemne dopenianie si jest moliwe ujecie i opisanie
tych "bytw", ograniczenie si w analizie (czy pojmowaniu) do jednej strony
prowadzi do fundamentalnych sprzecznoci.
kwant z zasady nie posiada znaku lub jakoci, to bezporednio wynika z tego
pojcia - natomiast potencja jest pochodn iloci, jest skutkiem istnienia
sumy elementw, wieloci kwantowych zdarze. "jedynka" (co by pod tym pojciem
nie rozumie) nie ma waciwoci "jest". jest w parze z "zerem", i tylko w
ten sposb. jeeli jednak stawiam spraw "ksztatu" kwantu i formuuj pytanie,
jak ten "fakt" wyglda, to podnosz problem, czym "jest" i jak kwant? i jest
to tym samym pytanie o posta "zdarzenia granicznego" - o "wygld" i "form"
"zjawiska", ktre zachodzi na granicy logiki.
e "kwant", jako "zdarzenie elementarne", musi posiada trzy wymiary, pewien
ksztat - i musi si wyrnia w "przestrzeni prni" swoim "istnieniem", to
oczywiste, to wynika bezporednio z samego kwantu, e "jest". co jest, wic
posiada "ksztat", jest inne od "nic". natomiast nie ju oczywistym, i o to
w tym pytaniu chodzi, jaki to bdzie ksztat. przecie nie dowolny, poniewa
wwczas o adnej cznej (czcej si) zmianie ewolucyjnej nie mona mwi
- kiedy wszystko jest inne, nie ma adnego sposobu to ze sob powiza. kwant
fundamentalnie podstawowy (logiczny, jedynka, jednostka liczenia) nie moe,
po prostu nie moe by inny od "ssiada" - wanie dlatego, e istnieje obok
mnie i we mnie zmiana. e ja istniej.
oczywicie teoretycznie i w powierzchniowo prowadzonej analizie mgbym ju
w tej chwili spokojnie zapisa ostateczny wniosek (ktry powinien logicznie
pojawi si na kocu tego rozumowania): e nic powiedzie na temat ksztatu
kwantu nie mona, e to sprawa "spoza" docieka i ju w ewolucji (zmianie)
si nie mieci (e "tam" mona si dosta zupenie inn drog). ale...
zgoda, z wntrza obserwowanej zmiany energetycznej nic o tym powiedzie nie
mog, to rzeczywicie temat znajdujcy si "poza" procesem przecie kada
"jedynka" z zasady jest poza zmian, buduje, wchodzi w skad zmiany, ale sama
nie jest zmian. i dlatego wanie jest poza definiowaniem "od rodka". ale ja
na dzi i w tej chwili przeskakuj w opisie od razu do granic - nie fizyki i
jej skrajnego badania otoczenia, lecz logiki. i pytam o "posta" tego czego
w moim otoczeniu (dowolnie pojtym), co nazywam "kwantem logicznym". ju nie
rozpatruj, jak wyglda kwant fizyczny, kwant tego konkretnego dostpnego mi
w ogldzie-doznaniach wszechwiata (co jest oczywicie istotne, ale na pewno
nie wyczerpuje sprawy), ale kieruj wzrok "dalej" do podstaw.
39
- "jak" i "dlaczego"
- wspzaleno
to jest na tyle ciekawe i wane sumaryczne ustalenie, e mona je wyodrbni
w osobny akapit. oto okazuje si, e przy kracach logiki pytanie "jak" oraz
"dlaczego" co si dzieje, posiada jednakow odpowied: poniewa si dzieje.
- i nie jest to, wbrew pozorom, banalne ustalenie.
pyta o to, dlaczego zachodz zjawiska, to jednoczenie, jak z tego wynika,
pyta, jak one zachodz. wicej, nie mona rozczy obu pyta. co byo do tej
pory (przynajmniej przeze mnie) pojmowane jako oddzielne zagadnienia, czy te
traktowane jako poszukiwanie "pierwszej przyczyny", okazuje si by pytaniem
wzajemnie zalenym, sumarycznym - nie mona pyta "dlaczego" bez "jak". nie
mona, poniewa tylko fakt zachodzenia zjawisk (jak one zachodz) wpywa na
to, e pytanie, "dlaczego" one zachodz, ma sens. bez dziejcego si procesu
pytania by nie byo i rwnie pytajcego. pytanie o to, dlaczego realizuje si
proces, wspistnieje obok samego procesu i jest pochodn zachodzenia zjawisk,
a zarazem zachodzenie zjawisk, czyli jak one zachodz, jest powodowane tym,
dlaczego zaszy. nie mona w analizie wyodrbni tylko jednej strony, poniewa
popadnie si w sprzeczno mam powizanie, jedno dlaczego-jak.
co zrozumiae, owa sumaryczna zaleno dotyczy kadego poziomu ewolucji i nie
ogranicza si wycznie do najniszych, fundamentalnych zjawisk kwantowych.
przecie kada wyrniona ewolucja posiada swoje logiczne kwanty, najmniejsze
tworzce j skadniki a te, wanie jako podstawa i fundament, s w relacji
do siebie na zasadzie "dlaczego-i-jak". czyli, idc dalej, kada ewolucja na
granicy (swojej) logiki przebiega w ten sam sposb, posiada swoj, ale te z
caoci powizan rytmik przemian. kada ewolucja posiada stref, w ktrej
pytanie o to, jak przebiega, oraz pytanie, dlaczego przebiega, jest cznym.
- zmiana dlatego przebiega, e zachodzi - a zachodzi dlatego, poniewa jest
zmian. w kadej ewolucji jest najmniejszy skadnik, ktry czy w sobie te
pytania - zaistnia jako jednostka, wic proces tworzy, a dlatego tworzy, e
zaistnia.
filozoficzne, logiczne konsekwencje sprowadzenia pytania "jak" do "dlaczego"
(i na odwrt) powoduj, e pytania te staj si wspzalene i powizane ze
sob w sposb fundamentalny (poprzez wsplny fundament kwantowy). do tej pory
byy traktowane oddzielnie, jednak okazuj si czne - okazuje si, e nie
mona zjawisk opisywa (definiowa) w oderwaniu od ich zachodzenia, od tego,
"jak" nastpuj (wedug jakiego rytmu-reguy). zjawiska jednoczenie si staj
i zarazem nastpuje ich stan pocztkowy. i nie ma znaczenia, co analizuj,
fizyczne ciao, proces abstrakcyjny, "byt pojciowy" (np. pozornie samoistne
symbole matematyczne), zawsze ustalam jedno zmiany i jej reguy. nie mona
mwi o rytmie procesu bez tego procesu ale rwnie nie ma procesu bez
jego reguy. jedno i drugie zachodzi jednoczenie.
w kadym przypadku ustalam wspwystpowanie pytania "dlaczego" proces biegnie
i "jak" biegnie. z powodu? zasadniczy jest tu fakt, e bez elementw nonych,
na/w ktrych proces istnieje i si regularnie toczy, bez fizycznego nonika
(co by nim nie byo) nie ma zmiany oraz nie ma pyta o zmian. pustka (nico)
niczego w sobie nie koduje i adnych pyta nie stawia. - NIC "jest" - i nic
poza tym.
wystpuje jednoczenie i powd zjawiska, i samo zjawisko. przyczyna i skutek
s nierozerwalne, to jedno.
nie mona ich rozdziela bez powanych, logicznie dramatycznych konsekwencji
(niezrozumienia wydarze). - w ujciu kwantowym "przyczyna" wspistnieje ze
"skutkiem", jest do wspbiena, rwnolega, jednoczesna. przyczyna (zmiana)
powoduje, e pojawiaj si kwanty, e pojawia si ewolucja - a zarazem zmiana
(zachodzca ewolucja), ktra si zacza (objawia si), zachodzi w postaci i
w rytmie zdarze kwantowych. jedno i drugie (kwanty i ewolucja, przyczyna oraz
skutek) s nierozdzielne. - ewolucja to kwanty, kwanty to ewolucja.
43
nie mona powiedzie, e przyczyna poprzedza skutek (czy jako inaczej, np. e
skutek poprzedza przyczyn). wicej, mona powiedzie wycznie (zawsze i na
kadym poziomie), e zachodzi proces jednoczesny: skutek pojawia si jako wynik
przyczyny, ktra go powoaa do ycia - ale i przyczyna jest zarazem skutkiem.
kwanty tworz si jako skutek, ale i zarazem tworz przyczyn: ewolucj. nie
ma tak, e obserwujc zachodzce zjawiska, choby moje istnienie, mgbym w
takim wydarzeniu wyodrbni co jako przyczyn mego istnienia. to, co traktuj
za przyczyn (nawet w najdokadniejszym pomiarze i ogldzie), jest zawsze i
tylko faktem, ktry zaczyna, by rwnoznaczny z rozpoczciem si ewolucji,
tu mojego istnienia. jednak w szerszym ujciu to tylko jeden, chwilowo i ze
wzgldu na moje moliwoci wyodrbniony element z ogromnego zdarzenia, fakt w
ramach zbioru. e mona w taki sposb cofa si do pocztku wszechwiata, a
po nieskoczono zjawisk w Kosmosie? - ale tak. i, co wicej, nie mona z
tego acucha niczego wyczy czy wyrzuci nie mona, poniewa nie ma w nim
niczego zbdnego, kade "ogniwo" tych zdarze byo potrzebne, abym w zaistnia
tej formie. nie byo przyczyny w znaczeniu czego odrbnego czy pierwszego,
istniejcego "poza" wydarzeniem - nie byo, poniewa wszystkie w tym procesie
(nieskoczonym-wiecznym) "fakty" byy-s jednym i powizanym ze sob cigiem
ewolucji (i Ewolucji), ktrej jestem maym "ogniwkiem". kada z czstkowych
przyczyn bya pocztkiem mojego istnienia i mylenia.
mog, co zrozumiae, wrcz na niektrych etapach analizowania otoczenia to po
prostu konieczno (nie wszystko mog dojrze, nie mam narzdzi do badania,
nie mog od razu kadego szczegu w analizie uchwyci itd.) - mog niektre
z tych zjawisk potraktowa jako lece poza moim yciorysem i zdefiniowa jako
przyczyn mojego istnienia - ale (ale!) to bdzie zawsze i wycznie zabieg
logiczny i dzielcy jedno. to rozrnienie na poziomy zdarze czego, co nie
jest podzielnym zjawiskiem w sensie fizycznym (i Fizycznym). wyodrbnienie z
cznego ta przedziaw zmiany jest moliwe i odpowiada pewnym urednionym
stanom ewolucji, jednak zawsze jest opisem "elementu" z "acucha" ewolucji,
jego chwilowym pokawakowaniem (skwantowaniem) dla zrozumienia. i musz o tym
pamita. - poniewa kiedy pomijam czstkowo i chwilowo obserwacji, albo
popadam w sprzecznoci nie do pokonania - albo musz w strefach granicznych
radykalnie "ci" zakresy "wystajce" poza moje zrozumienie albo, to ju z
bezradnoci, odwoywa si do "pierwszej przyczyny". i mam problemy.
przyczyna wspistnieje ze skutkiem - skutek wspistnieje z przyczyn a
cao jest ewolucj (regularn zmian w toku).
opisywanie w inny sposb postrzeganych w rzeczywistoci (czy w sobie) procesw
to oznacza (informuje otoczenie), e tak mwicy nie zanalizowa gboko i
w peni zjawisk, o ktrych si wypowiada, e nadaje im osobny, wyodrbniony ze
wiata charakter, czyli rozdzielny od rodowiska i tym samym czstkowy. moe
to by powodowane przyjciem jakiej zasady porzdkujcej, ale take skutkiem
niedostrzegania elementw "poredniczcych", brakami w oprzyrzdowaniu (tak
technicznym, tak logicznym). jednak kwantowo, w ramach jednorodnej paszczyzny
zdarze, nie mona wykaza, e jeden kwant by pierwszy (zaistnia "przed"),
a nastpny, ktry widz, to w kolejnoci drugi. w "paszczynie" wszystko jest
sobie rwne i posiada t sam posta. w takim odniesieniu skutek nie jest po
przyczynie ani przyczyna przed skutkiem - s razem, wystpuj w jednym czasie
- zachodz w jednym obszarze, tworz par, ktrej nie mona rozczy.
w najszerszym, logicznie maksymalnym ujciu, biegncym z nieskoczonoci w
nieskoczono, nie ma niczego (i by nie musi), co naleaoby okrela jako
przyczyn procesw. mog lokalnie okreli, zawsze arbitralnie, e co jest
faktem wczeniejszym i poprzedza zaistnienie konkretnego bytu, jednak jest to
moje, obserwatora, zawsze chwilowe ustalenie. w ewolucji zaistnienie kwantw
jest przyczyn procesu zmiany ale zmiana oznacza zarazem, e mam skutek w
postaci zaistnienia kwantw. i dlatego mona w uproszczeniu powiedzie: skutek
jest przyczyn - a przyczyna jest skutkiem.
44
- kwant
- geometria kwantu - geometria kwantowa
- logika kwantowa
konsekwencj ujcia zaistniaego oraz obserwowanego "ksztatu" (dowolnego w
otoczeniu wyrnionego stanu-faktu) jako procesu (ewolucji, zmiany w trakcie
jej zachodzenia) jest to, e trzeba wszystkie ewolucje traktowa jako proces
wszystkie, nawet jeeli pozornie dotyczy to form czy ksztatw "danych" i
"odwiecznych".
mam w tej chwili szczeglnie na uwadze i myli wszelkie "zjawiska logiczne",
czyli logik i inne symboliczne opisy wiata. logik, filozofi, ale rwnie
(a nawet przede wszystkim) matematyk z jej abstrakcjami. poniewa wszystko
jest ewolucj - z tej zasady wynika i to, e logika jest procesem - e jest
wytworem ewolucji (zachodzcej zmiany). czyli e, mwic inaczej, nie jest i
nie moe by form absolutn, dan jakby z zewntrz, odwiecznie, gdzie-tam
"bytujc", a ktr obserwator czy badajcy "odkrywa" (wydobywa, "przywouje"
z niebytu /spoza jaskini/). bd. bd logiki.
wicej - w odniesieniu do wyej powiedzianego, nie mog wyodrbni z jednoci
wiata logiki, czyli zasady tworzcej rzeczywisto, poza t rzeczywisto nie mog jej "usamodzielni", wyprowadzi "poza". dlaczego? poniewa takiego
"poza" nie ma. jeeli nie ma skutku bez przyczyny i przyczyny bez skutku, to,
na tej samej zasadzie, nie ma i logiki bez wiata, w ktrym ona funkcjonuje.
przecie, powtarzam (i to jest fundamentalnie wany argument), w pustce, w
absolutnej (logicznej) pustce nic - nic nie moe istnie. rwnie logika. nie
moe, poniewa nie ma "logiki prni" (reguy odmieniania si nicoci). mona
logicznie si odnosi do nic(oci), mona analizowa relacje midzy nic a co
ale tylko zawierajc si w ramach ewolucji, wic jako fakt ju zaistniay.
moe by logika ewolucji (regua j tworzca), ale nie moe logika istnie w
niczym musi by nonik, na/w ktrym abstrakcje logiki si usadowi. logika,
kada regua zmiany, jest elementem wspwystpujcym wobec procesu, ktry
opisuje i nigdy poza nim. nigdy. ewolucja biegnie wedug reguy, ale regua
powstaje dlatego, e jest ewolucja. jedno warunkuje drugie. i jest jednoci,
jest nie-rozerwalne.
swoj drog (nawiasem) potrzebna jest "logika kwantowa", czyli oparcie zasad
logiki o zjawiska wypywajce ze zrozumienia procesw kwantowych. do chwili
obecnej logika jest "kwantowa" z przypadku, musi operowa kwantami, jednak ich
nie uwzgldnia.
jedn z konsekwencji opisu symbolicznego wiata w logice kwantowej bdzie to,
e geometri, a wic "sztywne" ("suche") wyobraenie procesw przestrzennych,
rwnie trzeba zrewidowa. - to znaczy, wszelkie pojcia geometrii, wszelkie
paszczyzny, figury, czy w kolejnoci wymieniajc bryy, wszystko staje si
procesem, zmian w trakcie przeobrae i, co istotne, uzyskuje (odzyskuje)
swoj czaso-i-przestrzenn histori (formowania si). pojcia paskich figur,
tylko do dwu wymiarw zredukowanych abstrakcji, prezentuj si w zobrazowaniu
kwantowym, w wietle pojcia "skwantowana ewolucja" zjawiskami, i to zjawiskami
"narastajcymi". nie ma w wiecie niczego, co by byo "paskie", "punktowe"
("jednowymiarowe"). rysujc kwadrat na kartce papieru, adnym sposobem nie uda
mi si przecie narysowa caoci "za jednym zamachem", to zawsze jest proces,
zawsze ewolucja zoona z wielu elementarnych zjawisk.
tak samo i w pojmowaniu. to nic, e "postrzegam" w moim odczuciu "kwadrat"
"momentalnie" i "od razu". warto si zaduma nad faktem, ile wysiku kiedy
wymagao, ebym zrozumia, e to jest figura o takiej nazwie i ile wysiku
byo potrzeba, ebym poczy wyobraenie (widok) z pojciem sownym oraz je
nastpnie praktycznie zastosowa. a i dzi, cho pozornie jest to czynno
automatyczna i zachodzi "atwo" skutkiem dowiadczenia, jest to rozbudowany
proces, ustalenie takiego "kwadratowego istnienia" jest dynamiczn ewolucj.
adna myl nie jest "dana", kady przebieg w szarych komrkach to ewolucja.
45
- kwant
- "geometria kwantowa" odniesienia do geometrii
- pojcia
punkt. wypada rozpocz od tego elementarnego pojcia w geometrii - "punkt",
czyli co?
podkrelenia, ju na wstpie tego (nomem omen) punktu analizy wymaga fakt, e
tradycyjna ("szkolna") geometria praktycznie nie ma szansy zdefiniowania, co
to jest punkt i czym jest. dlaczego? poniewa takiego stanu nie siga w swoich
"suchych" ustaleniach. operuje takim pojciem, jest to "byt" wyprowadzony ze
wiata i jego wasnoci poprawnie, ale czym jest realnie punkt, tego nigdy z
geometrii si nie dowiem. "punkt" jest poza - to ju fizyka.
historycznie rnie do zagadnienia podchodzono, rnie starano si wyjani
znaczenie tego niezastpionego niczym w wyobraaniu zjawisk oraz zalenoci
wiata "elementu". punkt wystpuje w kadym geometrycznym sposobie ujmowania
rzeczywistoci - i nie tylko geometrycznym. nie mona si bez niego obej,
ale zdefiniowania take nie daje si przeprowadzi. takie sformuowania, jak:
"nieskoczenie may punkt przestrzeni", czy "stan jednostkowy" albo podobne,
to wszystko opisowe ujcia symbolu punktu, ktry przecie "intuicyjnie" jest
doskonale "pojmowany". niby wszystko jasne, czym jest punkt, jednak wyjani
trudno, std "uniki". - w ujciu kwantowym mona to zrobi. przynajmniej tak
si wydaje. punkt to kwant. - "punkt" to jedynka energii, co jednostkowego.
a mwic inaczej - elementarne zdarzenie, poniewa kwant (jednostka, "co"),
to "elementarne zdarzenie" w nieskoczonej "przestrzeni" Kosmosu. najmniejszy
stan. - z zastrzeeniem, e pojcie "zdarzenie" jest konieczn umowa, eby
odda taki stan, ale "realnie" "jedynka" tylko "jest", to fakt, a nie zmiana
(a "zdarzenie" to zmiana). ale poniewa chodzi o rne poziomy ewolucji, nie
mog inaczej tego zdefiniowa "jedynka", kwant w ruchu to "zdarzenie" dla
mnie elementarne, podstawa wszelkich zjawisk.
utosamienie punktu z kwantem prowadzi do ciekawego wniosku: s rne punkty.
- jak s rne kwanty, tak s rne punkty. i dlatego w ujciu logicznym, ale
w odniesieniu do kwantw (realnych faktw), nastpujcy zapis a = b oraz
a b - te wyraenia s sobie rwnowane!
chodzi o to, e cho kwanty "rozmiarami", wic posiadanymi "w sobie" zasobami
energii rni si od siebie, niekiedy wrcz dramatycznie, jednoczenie dalej
s kwantami, czyli jedynk, "elementarnym zdarzeniem", ktre tworzy ewolucj.
nie ma czego takiego, jak rne kwanty (pojcie) - cho zarazem kady kwant
jest rny od wystpujcego w zdarzeniu (fizycznie). kwanty budujce proces
"w poziomie" s sobie rwnowane (fizycznie) ale kwanty "w pionie" s wobec
siebie rne ("rozmiarem"). jednak zawsze s to kwanty (jako pojcie).
wyjanienie, dlaczego w geometrii (w pojmowaniu) musia si pojawi punkt, w
ujciu kwantowym jest stosunkowo proste. logicznie dalej jak jedynka i zero,
czyli punkt i brak punktu, zej w ujmowaniu zjawisk nie mona. ale e to w
ewolucji przybiera posta "elementarnego zdarzenia", to ju tylko tumaczenie
zjawisk logicznych na form fizyczn. geometria nie pyta, jak wyglda punkt,
bo punkt - jak w logice kwant, a w matematyce jedynka tworzy wszystko inne.
z sumowania punktw powstaj wszelkie inne formy. i nie mona opisa punktu
inaczej, jak przez fakt jego istnienia - lub jego zaprzeczenie. natomiast, co
ciekawe, w ujciu kwantowym (ewolucyjnym) pytanie o wielko punktu posiada
gboki sens. wicej - jest konieczne.
okazuje si, e punkt w kwantowaniu posiada "rne" wielkoci, e posiada co
prawda zawsze charakter punktu (kwantu) - ale rwnoczenie jest zalenym od
konkretnej formy, w ktrej przychodzi mu by zwizanym. kwant skadajcy si
na ewolucj, j tworzcy (w geometrii "punkt"), posiada wasny zasb energii,
wasny potencja i jest kadorazowo czym innym. innym wobec kwantu "obok",
w innej ewolucji. nie ma dwu jednakowych punktw, jak nie ma dwu jednakich
kwantw w ewolucji (powyej kwantu logicznego, co zrozumiae).
46
jak kwant pola energetycznego jest inny od kwantu ycia, cho przez cay czas
jest to kwant (i dla kadej z tych ewolucji jest to kwant logiczny), na tej
samej zasadzie i "punkt" wydarze w polu (dowolnym) bdzie punktem rnym od
punktu w innym polu. logicznie to analogiczny, tosamy punkt ale Fizycznie
inny, odrbny. funkcjonalnie punkt od punktu niczym si nie rni (to zawsze
punkt), jednak logicznie jest to tylko-i-zawsze konkretny punkt na/w prostej
nieskoczonej ("znumerowany").
to znaczy, nazwa "punkt" (chodzi tu w kocu tylko o nazw-sowo, abstrakcj,
pojcie) dotyczy tak samo punktu mojego ciaa (czyli kwantu mego ciaa) oraz
tak samo dotyczy "punktu" caego pola energetycznego. moje ciao jest faktem
punktowym, punktem ale rwnie cae pole energetyczne jest punktem. z tej
przyczyny, e w geometrii nastpio logiczne "stopienie" (zlanie) si poj
punktu i kwantu, mam takie trudnoci z operowanie "punktem" i przypisaniem mu
rzeczywistych, wic fizycznych wielkoci ("wymiarw" i rozmiarw). - mwic
inaczej, w geometrii "najmniejsze zdarzenie" (a tylko ono jest dostpne dla
takiego opisu) stao si najmniejszym z najmniejszych do pomylenia skadnikw
rzeczywistoci, jedynk logiczn. fakt wywiedziony z procesw wiata, punkt
wanie, w geometrycznej analizie uzyska posta (bezwymiarow), ale przecie
inaczej nie mg si "zaprezentowa".
jednak, jak ju zaistnia w analizie, moliwe stao si wyobraanie sobie, a
dalej sprawdzanie eksperymentalne zjawisk wyprodukowanych w jej trakcie (wic
potwierdza w badaniu suszno wyobrae). dlatego mog, stosujc "paskie"
pojcia, opisa wielowymiarow "geometri ewolucji", cho nigdy jej na wasne
oczy nie zobacz. i dlatego take mog opisa ("zobaczy") ksztat i przebieg
zjawisk w przestrzeni wielkiej grawitacji, cho nigdy si w czarnej dziurze
nie znajd itd. - "punkt" to konieczne i bardzo uyteczne pojcie w analizie,
ale oderwane od fizyki, usztywnione. a przez to trudne do interpretacji.
geometria, posugujc si pojciem "punktu", co jest koniecznoci i pochodn
(bezporedni) istnienia w wiecie kwantw, moga przej do dziaa na tyche
punktach i tworzenia z nich rnych wielkoci (konstrukcji) jednak dzi to
geometria musi od filozofii oraz fizyki zaczerpn uzupenienie do pojmowaniu
punktu, to krok oczywisty. a "punkt", cho dalej niezbdny, staje si w ujciu
kwantowym jedynie symbolem ewolucji, tej najmniejszej z najmniejszych "porcji"
zdarzenia. jako symbol, jako pojcie i abstrakcja zawsze jest punktem, jednak
rni si od siebie w poszczeglnych wydarzeniach. - jeeli paszczyzna jest
zbudowana z punktw, czyli logicznie identycznych kwantw, o tyle w zoeniach
ewolucyjnych wystpuje ju "rny" "punkt", kwanty rni si midzy sob w
ujciu kwantowym s "rne" punkty, rne wielkoci punktu. co do tej pory nie
byo moliwe do powiedzenia, a wrcz byo logiczn sprzecznoci, okazuje si
w/na poziomie kwantowym jak najbardziej zasadne. - wicej nawet, okazuje si
niezbdne. dlatego, e bez "gabarytowej" rnorodnoci punktw wielu spraw nie
mona zrozumie i wyjani (np. "wielkoci" "stanu osobliwego" w ewolucji).
"punkt" jest jeden - ale kadorazowo inny.
zaprezentowanie, na gruncie kwantowania, e punkty s rne, to sprawa wana
dla geometrii i wymaga gbszego ujcia. dlaczego? powd jest zasadniczy, oto
okazuje si, e u podstaw, w/na samym fundamencie zjawisk, ley co, co cho
nominalnie, z nazwy jest zawsze tym samym ("punktem", "jednostk"), w ujciu
fizycznym posiada bardzo rne "wielkoci i formy" istnienia (objawiania si
w wiecie).
geometria to "wypreparowana" ewolucja kwantowa, "usztywniona" - ale dobrze o
tym fakcie wiedzie i odpowiednio stosowa. dobrze jest (roz)pozna "gbi"
powstania geometrii (jak i innych "jzykw" opisujcych rzeczywisto), co i
z czego wypywa, co konkretnie opisuje i, co najistotniejsze, co moe opisa
w kolejnych krokach. przez dodanie "fundamentu" kwantowego, jestem przekonany
o tym, uzyskuje geometria swoje miejsce w Kosmosie. nie "czysta logika", ale
fizyczna realno za "kropkami", "kreskami" i "kkami" si kryje.
47
- prosta
na drugim kracu geometrii, jako dopenienie logiczno-pojciowe - oraz jako
dopenienie punktu (kwantu; skoczonoci i chwilowoci), znajduje si prosta
(paszczyzna kwantowa w ewolucji; nieskoczono i wieczno).
nie przypadkiem prosta biegnie z nieskoczonoci w nieskoczono i take
nie przypadkiem jest zbiorem nieskoczonym punktw, najmniejszych "faktw" w
geometrii. prosta to suma wydarze, to "ewolucja" (zmiana w toku zachodzenia)
podkrelam, to symbol procesu, ktry rozciga si, biegnie "w przestrzeni"
bez zdefiniowanego pocztku i okrelonego koca. to pojcie maksymalne zmiany
wyraone w sformuowaniach geometrii. jak punkt jest odpowiednikiem kwantu tak prosta jest odpowiednikiem samej Ewolucji, ktra nie ma pocztku i nie ma
koca, ktra rozciga si, dzieje w przestrzeni Kosmosu z jedynie punktowymi
("chwilowymi") wydarzeniami. jak wystpuje to w ewolucji, lokalne "wymiary"
kwantu (tutaj: punktu) wyznaczaj "rozmiary" ewolucji (tutaj: prostej) i jej
zajto w przestrzeni. - dlatego te prosta, symbol zmiany (cho pozostaje
zawsze "prost" i zbudowana jest tylko z punktw) w ujciu kwantowym raz si
"po-grubia" - a raz staje si "kwantow nitk", ktr definiuje "szeroko"
jednego punktu-kwantu.
co wane, o prostej mona ju co nieco powiedzie. punkt tylko jest, natomiast
prosta, jako suma kwantowych punktw, jako zdarzenie biegnce (i realizujce
si) w nieskoczonoci, kiedy zobrazowa j za pomoc kwantw (wic zmiennych
w historii punktw) staje si niezwykle ciekawym "ukadem", obrazuje ewolucj
a co wicej, pozwala j zrozumie. o ile kwant-punkt moe by tylko zawsze
kwantem i punktem (ale zarazem posiada rne, lokalne "wymiary", rni si
zauwaalnie od siebie) - o tyle po zsumowaniu, "prostym" poczeniu takich
jednostkowych, "miejscowych" zdarze punktowych, uzyskana w ten sposb prosta
okazuje si obrazem ewolucji - jest geometrycznym obrazem ewolucji. symbolem
ewolucji (Ewolucji w Kosmosie).
tak "wyglda" prosta w ujciu kwantowym. - to nic innego jak ewolucja, tyle
e o rnej "rozpitoci" kwantu w danej chwili. w kadym punkcie istnieje,
po zsumowaniu, inny stan, inny kwant. o ile w "paszczynie prostej", czyli
w obrbie jednego punktu, istnieje zawsze tylko punkt i nie ma go do czego
rwna (inne punkty paszczyzny, w ktrej znajduje si otoczenie wyrnionego
w tle punktu, do tak budowanej prostej nie nale, aczkolwiek stanowi "punkt
odniesienia" - s "podobne", jednak obok) - o tyle w cigu punktw (sumie)
punktw, wystpuj "rnice". kady nastpny po sobie punkt, kady nastpny
z punktw prostej rni si od poprzedniego. posiada inne "wymiary" (posta),
jest zasobniejszy energetycznie lub mniej ubogacony (realnie, w wielkoci o
"namacalnej" postaci, czy jako mira-uuda, wic potencjalnie). po dodaniu do
siebie tych stanw, po zsumowaniu wszystkich punktw ksztatujcych prost w
ewolucyjnym ujciu wychodzi na to, e taka prosta staje si fal. - posiada
maksymalne i minimalne wielkoci, ktre definiuj proces, staje si zjawiskiem
falowym, dynamicznym, przestrzennym. przy czym kolejne "zgrubienia" na/w fali
zdarze, na prostej nie musz by do siebie podobne (i bdzie to przypadek
wyjtkowy). w "historii" prostej kada pojawiajca si fala-moment moe by
innej wielkoci ni j poprzedzajca. kada jest jedna i lokalna. i dopiero w
sumie tworz cao wydarzenia. czyli nieskoczony cig Ewolucji.
49
- prosta
- pprosta
ciekawym elementem geometrii jest pprosta. ciekawym w ujciu kwantowym w
odniesieniu do tego, co symbolizuje. pprosta, w ujciu tradycyjnym i dzi
obowizujcym, to "poowa" prostej. dlatego, posiadajc "punkt zaczepienia",
czyli zdefiniowany pocztek, biegnie w nieskoczono. przy czym, istotne a
ciekawe, nie jest zdefiniowany kierunek pprostej. to znaczy, w takim ujciu
nie jest wyznaczony tor, po ktrym takowe "zjawisko" biegnie. dlatego rwnie
dobrze moe przemieszcza si "w przd", ale rwnie "w ty", "bok" te jest
zasadny. - jednak rzeczywicie ciekawe i logicznie brzemienne w konsekwencje
pojmowanie pprostej pojawia si dopiero w opisie kwantowym, w poczeniu z
"jednostkami" energii (i ich przemieszczaniem si).
ot p-prosta, jako element, czyli "powka" prostej, okazuje si by tak
samo symbolem ewolucji (zmiany), jak prosta - jednak w tym przypadku ewolucji
biegncej "od teraz" (std do nieskoczonoci /wiecznoci/). pprosta staje
si w zobrazowaniu kwantowym zjawiskiem, ktre zaczyna si w chwili obecnej,
eby "skoczy" si w/na granicy nieskoczonoci. przy czym, co zrozumiae,
w tak opisywanym "procesie" wyrniony jest szczeglnie "punkt zaczepienia",
to on decyduje o wyborze kierunku obserwacji i "wyceny" zachodzcej zmiany.
zapewne nie musz pisa, czym - a raczej, kim jest ten punkt.
eby wyjani, w czym rzecz, trzeba odwoa si do mojej obserwacji. czyli do
mnie jako obserwatora, konkretnego zjawiska, ktre postrzega oraz wyznacza w
otaczajcej przestrzeni (rzeczywistoci) regularnoci i nadaje takim stanom
(ewolucjom) posta geometryczn (lub inn). - to ja, byt zanurzony w wiecie,
mj rozum i jego moliwoci (zasb posiadanych danych o otoczeniu) wytycza,
na podstawie obserwacji i przeprowadzonych eksperymentw, fakt "istnienia" i
przebiegania prostej. tak samo, na tej samej zasadzie, wyznacza, przez swoj
chwilowo, odcinki, czyli skadowe prostej. - i podobnie, identycznie ma si
sprawa z pprost: to moja obecno, to moje postrzeganie nadaje jej cechy
i charakter. i dlatego nie jest pprosta wycznie "mechanicznym" podziaem
prostej na dwie czci, poniewa ten podzia jest zaleny od mojej obserwacji
(i decyzji). - co czyni, kiedy w przebiegu ewolucyjnym, ktry symbolizuje dla
mnie prosta, wyznaczam punkt (wyrniam jeden i konkretny kwant z dostpnego
zbioru zmiany)? jeeli wyrniam punkt w przestrzeni, jeeli tak oznakowany
punkt naley do prostej, ktr wsptworzy - to wyznaczajc go i nadajc mu
"szczeglny" charakter, poprzez mj wybr (wiadomy albo nie), wyznaczam w
przebiegu caej ewolucji "chwil" ("punkt-chwil"), nadaj tak dookrelonej
moj decyzj "chwili" wyrniony stan.
jeeli caa prosta jest symbolem "penej", wic nie koczcej si ewolucji,
to przez fakt wyrnienia jakiego punktu tej prostej, czyli nadanie pewnemu
kwantowi znaczenia wyjtkowego, tworz, ustanawiam pprost. i ta pprosta
biednie, "cignie" si od tego punktu w kierunku, ktry jako obserwator take
wyznaczam. efekt? tak podzielona prosta, co tu wane, uzyskuje dwa kierunki:
z nieskoczonoci do tego punktu - oraz od punktu w nieskoczono.
wyrniajc pewien kwant, wyrniem w/na prostej, czyli w ewolucji, pewien
"moment", wyrniem take kierunki i nadaem owej ewolucji cechy ze wzgldu
na mnie. na mnie jako obserwatora - lub na jak inn ewolucj, ktr z ta
wyodrbniem. oczywicie takie wyrnienie dotyczy moe kadej, dowolnej w
otoczeniu zmiany i kadego punktu, jednak istotne jest to, e w taki sposb
pprosta staje si opisywalna. opisywalna ze wzgldu na mnie jako szczeglny
stan (byt). dlatego mog obecnie "zjawisko" (ewolucj), ktre z definicji nie
posiada pocztku ani koca, uj, opisa ze wzgldu na ten wyrniony kwant.
co moe by takim wyrnionym stanem? - zawsze najlepiej definiowa otoczenie
ze wzgldu na siebie, na siebie jako byt i obserwatora - przecie to jedyny
"w tym wszystkim" pewny punkt prostej. inne mog, ale nie musz wystpi.
jestem - wic prosta istnieje.
51
- prosta - punkt
- przejcie prostej przez punkt
przechodzenie prostej (prostych) przez punkt jest ciekawym potwierdzeniem
ustalenia, e ewolucja musi zawiera w swoim stanie pocztkowym dwa stany, e
nie wystarcza jeden kwant do zdefiniowania ewolucji. przecie to "dogmat" w
geometrii - przez jeden punkt w przestrzeni mona przeprowadzi nieskoczon
ilo prostych, ale przez dwa konkretne punkty, ktre w ten sposb wyrniaj
przestrze i j "cechuj", przez dwa fakty moe przej tylko jedna prosta.
przy czym tak dookrelona prosta to nic innego, jak ewolucja, wyrniona z ta
ewolucja.
to oznacza, e do zapocztkowania ewolucji (i do jej opisania) potrzebne s
dwa punkty, nie jeden. przez jeden moe przemieszcza si wiele ewolucji, a
nawet nieskoczenie wiele prostych - dlatego nie mona adnej z nich opisa.
eby jednak tego dokona, musz w przestrzeni wyrni jeszcze jeden punkt i
je ze sob w analizie powiza. eby wyrni w przestrzeni jak ewolucj i
nada jej charakter regularnoci, nie mona operowa jednym punktem - jedynka
moe posuy do opisu nieskoczonej iloci zjawisk, jednak nie wyrnia w
paszczynie adnej, ktra ju posiada "twarz" (a czasami i nazwisko).
prosta, ktra przechodzi przez dwa punkty, to wane i godne podkrelenia, nie
jest "prost bezimienn", to nie jest byt wszechmoliwy - jest wyrnion i
konkretn prost. wanie ten przypadek (dwupunktowoci opisu) wystpi, kiedy
trzeba byo uj prost "od wewntrz", od strony obserwatora. musiaem wwczas
w prostej (w ewolucji) wyznaczy dwa stany, czyli okreli w odniesieniu do
swojego istnienia przeszo i przyszo. i to byy dwa niezbdne do opisu
punkty, ktre odkrelaj mnie jako kwant prostej. musz w/na ramach prostej
istnie dwa punkty, ebym mg si opisa jako zjawisko. czyli musi by chwila
obecna i chwila j poprzedzajca, kwant obecny oraz poprzedni (kwant obecny w
formie fizycznej, kwant poprzedni w mojej pamici). to s dwa kwanty prostej,
ktre wyznaczaj jej charakter - z bezimiennej, kadej moliwej, ktr mona
by przeprowadzi przez jeden punkt, powstaje tylko konkretna, ta moja. czyli
moje ycie.
jeden kwant, jeden punkt w przestrzeni moe by pocztkiem nieprzeliczalnej,
nieskoczonej iloci ewolucji. a raczej, dokadniej to wyraajc, mog przez
niego przechodzi nieskoczone iloci zjawisk. jednak eby opisa konkretne
wydarzenie, tylko to jedyne w nieskoczonej zmianie (ktre mnie interesuje),
musz dysponowa dwoma miejscami w przestrzeni, musz ujmowa ewolucj w co
najmniej dwu stanach (jako okrelonych), i tylko w taki sposb. mog to na
zasadzie "odcinka" przeprowadzi, czyli ujmowa zdarzenie w/na jego "pocztku"
i "kocu" - ale ze wiadomoci, e tak wyrnione punkty s takimi jedynie
dla mnie. pojawiy si na moim poziomie postrzegania jako ju uksztatowane
formy, stay si elementami mojego horyzontu zdarze przez ich urednienie,
ale te same punkty dla innego obserwatora mog oznacza co innego, mog by
postrzegane odmiennie lub bd doznawane zupenie inaczej. - wane jednak w
tym ujciu jest to, e dla konkretnego obserwatora fakty niejako wyaniaj
si z niebytu, z lecego poza horyzontem obszaru. to powoduje, e traktuje
je (musz je tak traktowa, poniewa nie dostrzegam ich pomniejszych stanw)
jako pene i skoczone, posiadajce pocztek oraz koniec.
zrozumiae i oczywiste jest, e z jednego punktu (Kosmosu) mog wyprowadzi
"pk" pprostych, poniewa z jednego kwantu, przez fakt jego "rozkwantowania",
moe zaistnie wiele rnych torw ewolucji. take z kadego nastpnego punktu
(kwantu) mona wyprowadzi kolejne "pczki" pprostych - pczki fal, ktre
bd tworzyy kolejne "konary" ewolucji. w tym ycia. w rezultacie tworzy si
"siatka", nieskoczona siatka powiza, ktrej skadniki, kwanty energii (a w
geometrii punkty) wsptworz wszelkie moliwe byty. w takim logicznym oraz
maksymalnym ujciu Kosmos to "fakt" skrajnie "zagszczony". - a fizycznie? o
tym przyjdzie si jeszcze wiele (w rnej tonacji) powiedzie.
53
- prosta - pprosta
- "pk" pprostych, prostych
- przejcie przez punkt
nad tym zagadnieniem rwnie warto si zatrzyma, i to szczegowo. dlaczego?
poniewa ujcie zjawisk w postaci kwantowej, w "pczkach" pprostych, posiada
swoje (niezwykle) ciekawe obrazowanie. oto wida wyranie, e z kadego, wic
dowolnego punktu, jednego i konkretnego punktu w przestrzeni (kwantu energii
w "przestrzeni"), mona wyprowadzi (albo przeprowadzi przez niego) wiele, a
maksymalnie nieskoczenie wiele pprostych. - a to oznacza, e jeden kwant
przestrzeni moe by pocztkiem nieprzeliczonej iloci zdarze ewolucyjnych.
zdarze, ktre tylko przez dodanie drugiego punktu, drugiej "identycznej" w
ramach przestrzeni wartoci-stanu Kosmosu, uzyskuj charakter oraz "nazw" nazwisko. jednak w tak rozpocztej ewolucji, czyli w wyznaczonej w taki sposb
pprostej, w kadym dosownie kolejnym punkcie - w kadym kolejnym kwancie
ewolucji, zaczyna si, moe potencjalnie rozpocz si ten sam proces (o tych
samych cechach). to znaczy, e moe si zacz kolejna "paczka" fal, ktre tu
okrelam jako "pproste". i jest to oczywiste.
oczywiste z tej przyczyny, e kwant rozpada si (lub czy) - a tym samym z
tego samego punktu dadz si wyprowadzi bardzo rne ewolucje (ale do pewnej
skoczonej iloci zdarze, wszak podzia nie moe biec w nieskoczono). to
tak, jak z jednego "protoplasty" rodu po pewnej iloci pokole tworzy si w
rodowisku caa genealogia - identycznie z "protoplasty" kwantowego tworz si
liczne zdarzenia (nie-przeliczona ilo, kiedy zjawiska rozpatrywa w skali
pola energetycznego i nieskoczona w Kosmosie). ile takich rozkwantowa moe
by? w ujciu kwantowym oraz w odwoaniu si do wielkoci wanych wspominam
o wystpowaniu siedmiu poziomw, a kady z nich posiada siedem podpoziomw i wydaje si, e ma to w tym przypadku zastosowanie. dlaczego? przecie nie
mona z jednego kwantu, nawet najbardziej rozbudowanego, wyprowadzi bezlik,
nieskoczon ilo linii ewolucyjnych (w kocu zasoby energetyczne kadego,
nawet najwikszego kwantu kiedy si kocz). nie da si od/z jednego punktu
wywodzi nieskoczonej iloci ewolucji, moe ich by nieprzeliczona ilo, ale
na pewno bdzie to ilo skoczona. no, chyba e rozpatrywa punkt jako ju
wielko "absolutn" - jako Kosmos lub punkt nieskoczonego-wiecznego Kosmosu.
w tym ujciu nieskoczono wydarze jest oczywista. to tylko w energetycznym
polu ilo moliwych rozkwantowa, ilo pprostych wywodzcych si z tego
kwantu jest nieprzeliczalna ale na pewno skoczona.
jeszcze co
niezwykle wane w kwantowym widzeniu procesw, z czego i warto, i trzeba i
koniecznie musz zdawa sobie spraw (poniewa to fundament mylenia): przez
jeden konkretny punkt w przestrzeni mona przeprowadzi nieskoczenie wiele
prostych - zgoda prawda tak jest to logicznie poprawne. - ale...
ale nie jednoczenie! - nie w tym samym momencie!
to jest ustalenie dodatkowe, wanie kwantowe, ktrego "jednowymiarowa", wic
"sucha" ("wypreparowana" z rzeczywistoci) geometria wypracowa nie moe. i
to nigdy. - poniewa geometria analizuje i uznaje zachodzenie zjawisk (czyli
w tym przypadku przebieg, przeprowadzenie prostych) za oderwane od obecnego,
aktualnego stanu ewolucji (traktuje je "wiecznie" oraz "sztywno"), nie moe
dostrzec, nie dostrzega ogranicze w takim podejciu. kiedy logicznie pewne
ustalenia odnie do fizycznego, kwantowego konkretu okazuje si, e nie ma
nieskoczonego i jednoczesnego przejcia prostych przez punkt-kwant, w takim
kwantowym obrazie jest to niemoliwe.
nie mog "jednoczenie" dwa kwanty (stany, ewolucje) zajmowa "tego samego
miejsca", w jedynk ju nic "wcisn" nie mona. - moe by proces o jeden
kwant "przesunity" - ale nie moe by rwnoczesny!
54
wicej - przez jeden punkt nie mona w jednym stanie ewolucji, a wic przez
ten sam kwant i "ten sam moment", przeprowadzi wicej ni jednej prostej.
nigdy i nigdzie w jednostk niczego wicej wprowadzi nie mona, jedynka to
kres podziau, stan fundamentalny i podstawa rozumowania.
zgoda, mona tego dokona, jeeli w miejscu, gdzie do tej pory by poprzedni
kwant, znajdzie si kwant nastpny. w takim rozumieniu, niejako uznajc punkt
w przestrzeni za absolutny i oderwany od ewolucji mona w takim przypadku
rzeczywicie przeprowadzi przez to "abstrakcyjne" i postrzegane ponad "czasem
i przestrzeni" "miejsce", nieskoczon ilo zdarze. to oczywiste, a dlatego
oczywiste, e przez "punkt" prni, i do tego rozumiany "niezalenie" (czyli
idealnie i w oderwaniu od okolicznoci), moe przechodzi w nieskoczonoci
nieskoczona ilo wydarze. nic nie stoi na przeszkodzie, a logicznie nawet
wszystko to potwierdza w "wypreparowanym" ogldzie, eby przez prni co rusz
przemieszczaa si jaka ewolucja. - tylko e, zwracam uwag, takie ujcie i
podejcie do zagadnienia posiada w sobie oczywist a ukryt przed spojrzeniem
"od rodka" "puapk": zgadza si jako zdefiniowanie logiczne, na tym poziomie
jest w peni poprawne (wicej, inaczej "w spaszczeniu" tego nie mona sobie
wyobrazi) dlatego te umoliwia przeprowadzenie przez punkt umiejscowiony
w prni nieskoczenie wiele przebiegw najrniejszych, dowolnych ewolucji.
ewolucji, czyli prostych, jako ich symbolu. tylko e, i to jest problem oraz
wspomniany dylemat, jak w prni wyznaczy "punkt"? oto jest pytanie.
po drugie, w takim rozumowaniu jest zawarta nastpna puapka logiczna, ktra
przez odwoanie do podejcia w formule "jednoczesnoci", po prostu wyklucza
praktycznie, ju na poziomie reakcji fizycznych takie postrzeganie "przejcia
przez punkt". przecie, zwracam na to uwag, poniewa to jest istotny argument
w tym cigu rozumowania, nie przemieszcz przez "punkt prni" w "tym samym
momencie" (jednoczenie) rnych procesw. nastpczo, w kolejnoci, jeden po
drugim - zgoda, jako zachodzenie w formie uporzdkowanej, jako "ponumerowanej"
(przez osobnika wzgldem procesu wyodrbnionego, obserwatora), te prawda ale nie cznie i jednoczenie. przecie w to "puste" miejsce, kiedy w nim ju
znajduje si jaki stan kwantowy (jedynka energii), nic wicej nie wcisn, bo
miejsce jest zajte. zajte "na jeden kwant" ("czasu" oraz "przestrzeni"), ale
zajte. i dlatego nie przeprowadz "jednoczenie" przez to "punktowe miejsce"
niczego wicej. - przez kwant prni, identycznie jak przez kwant "czego",
przez zero nie przepuszcz w "tym samym czasie" wicej ni jednej ewolucji
i jednego elementu. jeeli miejsce "zera" zagospodaruje (wypeni) jedynka, to
ten "teren" jest aktualnie i caociowo "uytkowany", czyli nic wicej ju si
tutaj nie ulokuje, nie ma jak. "za moment" owszem, ale nie "teraz". - nie ma
takiej moliwoci fizycznej ani logicznej. nigdy.
kwant, wic wyobraenie punktu, stanowi o pocztku zjawisk, ale kwant zawsze
jest wielkoci skoczon i jednostk. mona od niego (z niego) wyprowadzi
maksymaln (nieprzeliczaln) ilo zdarze (w ramach Kosmosu nieskoczon) ale przez niego nie mona przeprowadzi wicej, jak jednego procesu w jednym
momencie. dlaczego? poniewa jeden kwant jest zawsze obecny tylko i wycznie
w jednej ewolucji. i nie mona tego omin nie mona w poszerzonym ujciu
logicznym (poszerzonym o poziom kwantw) tego ignorowa, poniewa kiedy tak
si czyni, popada si w sprzecznoci, a co najmniej postrzega zjawiska jako
"jednowymiarowe" (w spaszczeniu) - wic bdnie. kwant prni czy energii w
"konkretnym momencie" moe znajdowa si tylko w jednej prostej (ewolucji).
nastpczo (jako elementarny skadnik) moe-musi przechodzi nieskoczon ilo
wciele, znajdowa si w nieprzeliczalnej iloci faktw, ale nie jednoczenie.
kwant jest jeden, wic niepodzielny ju do niczego. - konkretny kwant na cae
kwantowe tyknicie przypisany jest swoim penym stanem do jednej i konkretnej
ewolucji, nie moe by jednoczenie obecny w nieprzeliczalnej, czy tylko wielu
ewolucjach. przez punkt abstrakcyjny mona przeprowadzi nieskoczon ilo
zdarze, ale przez konkretny punkt-kwant mona przepuci tylko jedno.
55
- proste
- proste rwnolege - proste prostopade
proste prostopade. i przecinajce si pod ktem prostym. to fundament, wrcz
"dogmat" geometrii, jedno z jej podstawowych uj. przy czym geometria wprost
nie okrela, nie definiuje (zreszt na jakiej podstawie miaa by to czyni),
w jakim punkcie, a zwaszcza jak si proste przecinaj. a to w zobrazowaniu
kwantowym posiada (zasadnicze) znaczenie.
przed chwil pado (mam nadziej wyranie i jednoznacznie), e kiedy opisuje
si przechodzenie prostych i analizuje zmian w realnej przestrzeni, to mwi
si o przechodzeniu ewolucji w prni i mwi si o przemieszaniu si kwantu
energii i jest to zawsze "fakt jednostkowy", ju logicznie do niczego niej
nie redukowalny. a to oznacza skutki. wanie logiczne, istotne dla geometrii
i jej uj. - ot, jeeli stwierdzam, e mona przez cile okrelony punkt
przestrzeni przeprowadzi nieskoczon ilo prostych (ewolucji), to tym samym
jednoczenie stwierdzam, e w Kosmosie istnieje, e w takim "obiekcie" "bez
kresu" zachodzi nieskoczona ilo zjawisk (przemian energii) - oraz e jest
tym samym nieskoczona-wieczna Ewolucja.
pojciu "punkt" nadaje geometria, a szerzej "usztywniona" analiza logiczna,
dwoiste znaczenie: jest punkt zarazem i prni, i energi - zerem i jedynk
- i nie ma pomidzy takimi "punktami" rnicy. oczywicie ten dwoisty stan
(charakter) "punktu" jest w takim dziaaniu konieczny, ale niewiadomy. musi
si pojawi w opisie i w efekcie deformuje postrzeganie (i rozumienie), ale
jest nie do wychwycenia w ogldzie "od rodka" procesu. a tak sytuacj mam
wanie w przypadku opisu geometrycznego (czy matematycznego) to zawsze jest
i musi by opis zawarty wewntrz zjawiska. przecie nie mona wyj w takim
dziaaniu poza obiekt badany (opis musi dotyczy "czego") - to przeprowadzi
moe tylko i wycznie refleksja filozoficzna.
jeeli stwierdzam, e przez "0" przechodzi nieskoczenie wiele "jedynek", to
ustalam, e ewolucja przebiega w nieskoczonym Kosmosie i w prni. ale nigdy
nie moe zaj, przej przez jeden kwant (w rozumieniu: energia czy prnia)
wicej, jak jedna i konkretna prosta. przez jeden "stan" energii lub prni
nie moe przej wicej jak jedna prosta. nie moe jednoczenie. - to znaczy,
nie mona opisywa zjawisk w oddzieleniu od ich "fizycznego", wic realnego
i "namacalnego" zachodzenia. geometria operujc "punktem", pojciem kwantu,
nadaje mu znaczenie "wypadkowe": i prni, i energii, poniewa nie moe tego
od wewntrz podzieli. dopiero spojrzenie zewntrzne (obiektywne) pozwala fakt
podziau zrealizowa i wyjani, w jakim momencie jest analizowany proces. nie
mona ani rozerwa tych elementarnych poj, ani te ich scala, czy czy w
jedno pojciow. brak rozgraniczenia prowadzi do nieporozumie. w ewolucji
istniej dwoiste stany - ale dopeniajce si, nie sumujce.
i dopiero na tak wyznaczonym tle mona zaj si prostymi prostopadymi, ten
wstp by tu niezbdny. dlaczego? oto geometria powiada, e dwie proste mog
si przeci. "przeci", czyli przej przez ten sam punkt. bez definiowania,
jak "wyglda" ten "punkt" i co oznacza pojcie "przeci". prawda czy fasz?
na/w paszczynie prawda, jednak w podejciu kwantowym rzecz prezentuje si
odmiennie i bardzo ciekawie - oraz posiada zasadnicze znaczenie. okazuje si,
e nie ma czego takiego, jak dwie proste przecinajce si - i to prostopadle.
nie ma czego takiego - nie ma prostopadych przeci. sprawa w pojciach, w
rozumieniu zjawiska "prostopade". bo oczywicie mog ewolucje przebiega w
przestrzeni wzgldem siebie prostopade, ale nie mog si przecina w jednym
punkcie (i dokadnie prostopadle). dlaczego? poniewa nie mog przechodzi
"jednoczenie" przez ten sam punkt w przestrzeni (jedynki czy zera). a jak nie
mog jednoczenie znale si w tym samym miejscu, jeeli ten sam element z
zasady nie moe przynalee w tym samym momencie do dwu rnych procesw to
tak wyrnione w oglnym zdarzeniu ewolucje-proste nie mog si przecina. nie
ma prostopadych, czy innych, przeci w ewolucji. nigdy-i-nigdzie.
56
- proste rwnolege
- zakres wsplny
kolejnym ciekawym ukadem (poczeniem logicznym), ktry mog wsptworzy
dwie proste (dwie ewolucje), to ukad rwnolegy wystpowanie "obok siebie"
dwu zmian energetycznych. co poniekd ju zaistniao przy omawianiu "prostych
prostopadych". przecie "prostopado", czego gbiej uzasadnia nie trzeba,
czyli "mijanie si" linii ewolucyjnych w przestrzeni, to jedynie szczeglny
przypadek rwnolegoci, w zobrazowaniu i odniesieniu kwantowym staje si to
oczywiste.
ot w przypadku prostopadoci dwu prostych "rwnolege" s w stosunku do
siebie dwa kwanty z tak wyrnionych przebiegw. i nic wicej. - to znaczy, z
dwu "prostopadych" wobec siebie prostych, z dwu prostopadych do siebie oraz
mijajcych si na stan jednego kwantu w przestrzeni ewolucji, zachodzi w tym
samym czasie i przez cay okres takiego "mijania" si procesw sytuacja, e
dwa kwanty, po jednym kwancie z kadej ewolucji, zajmuj rwnolegy, ten sam
w przestrzeni poziom kwantowy. poziom jest ten sam, ale pooenie w nim ju
"w przesuniciu" o jednostk, to s rne kwanty (fakty, byty). rwnolego
w tym przypadku jest wic kracowa: mniej rwnolegych w przestrzeni punktw
ju by nie moe. nie ma mniejszej "rwnolegoci", jak jeden kwant z kadej
prostej (czyli dwa cznie, cztery z prni). "niej" wystpuje ju jedynie
nico i nie ma adnej rwnolegoci, adnego powizania wydarze (cho, co
zrozumiae i logiczne, zero i jeden, prnia i energia to rwnie stany wobec
siebie "rwnolege", to stan rwnolegoci "absolutny" i podstawowy.)
drugim kracowym przypadkiem rwnolegoci ewolucji jest granica maksymalna:
wszystkie punkty (kwanty) z obu prostych (ewolucji) s rwnolege w stosunku
do siebie i przebiegaj "lustrzanie". czyli kademu wyrnionemu (i rwnie
wyodrbnionemu, samodzielnemu w tle) zjawisku kwantowemu odpowiada w drugim
zdarzeniu ten sam poziom przebiegania (istnienia) oraz panujce warunki a
do tego wystpuje analogiczny kierunek zmiany (jednak to ju niekoniecznie,
przecie ewolucje mog by skierowane w przeciwnym kierunku). wany jest tu
identyczny w obu przebiegach stan (i w kadej chwili). - przy takim, jak wida
mocno rozbudowanym zdefiniowaniu, postrzegam i wyznaczam sytuacj maksymalnego
stanu rwnolegego.
to oczywicie teoria, takiego doskonaego odwzorowania dwu ewolucji nie ma i
by nie moe przecie proste, czyli symbol zmiany (ewolucji) nie s paskie
i "zawsze" jednorodnie niezmienne. tak jest w "spaszczonej" geometrii, tak
jest w sytuacji, kiedy symbolizuj na kartce papieru proces ale realnie, w
konkretnie dziejcych si zjawiskach jest, po pierwsze, wanie zmiana, to
cecha fundamentalna - a po drugie kwant, stan "teraz" prostej rni si od
stanu "po"-teraz, rni si o jeden kwant (pooenia w czasie-przestrzeni),
ale si rni. na/w karce papieru (na/w paszczynie) logicznie to jest dla
mnie zawsze "to samo" ale fizycznie, na/w "paszczynie fizycznej" to jest
ju inny fakt. proste cakowicie rwnolege s logicznym tworem, dopenieniem,
stanem, ktry mgby zachodzi, gdyby ewolucja bya przebiegiem doskonaym.
e tak nie jest, to wynika z lokalnych zdarze i losowych rozkadw energii
w przestrzeni. rwnolego absolutna to wniosek, pojcie "absolutne" i jest
granic logiczn. i w tym ujciu "wystpuje" tylko w jednej postaci: 1 i 0,
energii i prni, CO i NIC. to rzeczywicie jest rwnolego doskonaa i
czna. tych podstawowych elementw-poj nie mona rozdziela, tumacz si
na siebie i dopeniaj.
jednym brzegiem logiki jest przypadek prostych prostopadych, gdzie pojawia
si jeden kwant "rwnolegoci" i wspdziaania ze sob dwu prostych a na
przeciwnym kocu jest stan maksymalny, kiedy to wszystkie elementy-kwanty ze
sob wspdziaaj. a pomidzy rozciga si cae spektrum moliwoci, zbir
rzeczywistych przypadoci ewolucyjnych i ich wzajemnych, zawsze "na chwil"
powstajcych" "rwnolegoci" czyli moja realno.
59
- proste rwnolege
- "rwnolego okresowa"
na pytanie, czy mog istnie przebiegi nie posiadajce stycznoci, odpowiedzie
trzeba, e mog. ale dotyczy to jedynie faktw skoczonych, faktw zawartych
wewntrz prostej (ewolucje-"odcinki"). w przypadku analizowania procesu "w
caoci", jako "prostej"-Ewolucji, takie spotkanie w nieskoczonym wymiarze
jest zasad. energie z jednej ewolucji istniej w innej, tworz, wchodz w
skad zjawisk, ktre nie maj ani pocztku, ani koca. i tu pojawia si inne
ciekawe pytanie: ile moe by "rwnolegych" punktw w ewolucji (prostej)? i
odpowied: od jednego - do wszystkich. to ju pado, ale warto podkreli, e
powstay tak zbir moliwoci jest zakresem, w ktrym realizuj si procesy.
a e praktycznie bdzie to tylko "fragment" tego zbioru, e zawsze tylko pewna
ilo powiza si zrealizuje, to oczywiste. ilo takich "odniesie" midzy
ewolucjami bdzie zaleaa od poziomu zjawisk, na/w ktrym rwnolegoci si
rozpatruje. - czyli maksymalna w przypadku kwantw logicznych, ktre tworz
rwnolegoci (s bytami do siebie maksymalnie rwnolegymi), ale minimalna
w przypadku pl energetycznych (wszechwiatw). z tym, e poniewa struktura
pola skada si z kwantw, a te zawieraj si w jednym nadrzdnym wobec nich
Kosmosie, to takie rwnolegoci bd miay charakter piramidy, wic zakres
wsplny bdzie mala w miar komplikacji rozpatrywanego ukadu. jednak w tym
najszerszym rozumieniu s to fakty do siebie rwnolege przecie "s obok",
a co wicej, powstaj wedug tej samej zasady (s rwnolege logicznie).
jest jeszcze co ciekawego w ujciu rwnolegoci prostych (ewolucji), co nie
moe wystpowa w geometrii, a pojawia si w ujciu kwantowym: chodzi o fakt
"lokalnego" i powtarzalnego stanu rwnolegoci.
w geometrii, jeeli co jest rwnolege, to jest tym "zawsze", nie moe by
rozbiene (gdzie, kiedy tam). w ujciu kwantowym, falowym, mona powiedzie
jak najbardziej, e pewne fragmenty procesu s lokalnie rwnolege, posiadaj
analogiczne stany w pewnych zakresach - lub, w ramach tych samych procesw,
zachodz do siebie "pod ktem". fala ewolucji (jej symbol, prosta) posiada
moe nie tylko lokalny stan rwnolegoci (w rozumieniu jednego zdarzenia i
nie powtarzalnego), ale moe taka sytuacja zachodzi wielokrotnie. moe dwie
ewolucje czy nie jeden, ale wiele rwnolegych wzgldem siebie kwantowych
stanw czstkowych. to, co w geometrii nie jest moliwe (z powodu "paskiego"
opisu), w fali kwantowej zachodzi czsto. wicej, dopiero takie "powtrzenia
z rozrywki" s w ewolucji jej sednem (np. tworzenie si ycia).
rwnolego, analogiczno zachodzenia zjawisk w dwu przebiegach, zwaszcza
kiedy nale jeszcze do tego samego poziomu zdarze i posiadaj podobny punkt
"rozpoczcia" ("pra-kwant") - to w takim przebiegu moliwe jest wyznaczenie
wielu rwnolegych zjawisk. zaistnieje wwczas nie jeden odcinek rwnolegy,
ale bdzie ich wicej, nawet bardzo duo. w jednej fali znajdzie si odbicie
i rwnolego podobnych procesw, ktre maj miejsce w drugiej fali. szczyt
("szczytowanie") jednej fali odpowie w podobny sposb w drugiej "doowi",
d, itd. - geometria "sztywna" nie potraktuje takich rwnolegych ani jako
proste, ani tym bardziej jako rwnolege, a przecie, co mam nadziej wida
w tym opisie dobrze, te zjawiska takie sobie bd - i proste, i rwnolege.
okazuje si, e w rzeczywistym (fizycznym) procesie energetycznym proste mog
by "zafalowane", a rwnolegoci "okresowe" - wicej nawet, e mog by take
"zakrcone" w "koo" (spiral). a mimo tego bd prostymi. mog dziaa na
siebie "prostopadle", a bd rwnolegym zdarzeniem.
jako zjawiska analogiczne, rwnolego musi by w "prostych geometrycznych"
sta, a nie okresowo pojawiajc si cech, ale w ujciu falowym (kwantowym)
mona mwi o "nawrotach", o "cyklicznym" (lub nie) pojawianiu si rwnolegych
wasnoci i parametrw w przebiegu zmiany, o zjawiskach "odcinkowo" i lokalnie
podobnych w geometrii kwantowej rwnolege mog by odcinki (jednostki), ale
nie proste (ewolucje).
61
a skoro dwie proste (symbol zmiany) nie s w ujciu kwantowym rwnolege "w
nieskoczono", jako wniosek oczywisty i konieczny pojawia si zobrazowanie
wszechwiata w formule co najwyej okresowej rwnolegoci w relacji do innego
tego typu "obiektu" jednak nigdy jako faktu "wiecznie trwaego" w zmianie.
mwic inaczej, nie ma rwnolegych wszechwiatw - w znaczeniu identyczne.
kady tak wyrniony (logicznie) w Kosmosie fakt powstaje zawsze na tej samej
zasadzie (skoro s jednakie kwanty tworzce to regua musi by jedna) - ale
jednostkowo i niepowtarzalnie. takie struktury s rwnolege w zdefiniowaniu
jako "proste", ale nie s czym identycznym, nie s takie same. tworz si i
przebiegaj "obok", ale zawsze "na wasn rk". po pierwsze dlatego, e jest
to struktura maksymalnie skomplikowana (choby z tego wzgldu, e ja si w
niej zawieram /lub nie/), a po drugie, wystpuje "gabarytowe" zrnicowanie
takich kwantw oraz ich nastpowanie w innym "punkcie-momencie" (przecie
nie zao, e zawsze i wszdzie wszystko dzieje si tak samo i w tym samym
okresie). "wszechwiat rwnolegy", czyli abstrakcja powstae na podbudowie
"kartki papieru", to kolejny wymowny przykad "spaszczenia" postrzegania i
rozumienia zjawisk. konieczno logiczna, ale odlega od treci fizycznej. i
dlatego bdna.
mona nawet powiedzie inaczej: dwie "proste rwnolege" nigdy w przestrzeni
Kosmosu si nie spotkaj, nie ma takiej moliwoci w ujciu kwantowym. czy to
niesprzeczno z wyej zapisanymi twierdzeniami? nie. to jest wanie skutek
logicznego ujmowania tego, co si nazywa prostymi, punktami, kwantami. ot
w ujciu geometrycznym (punktowym) zostaa pomieszana, a w kadym razie nie
zostaa rozdzielona prnia od energii. w tym ujciu oba stany s tym samym:
punktem (w zastpstwie kwantu). czyli, jeeli teraz oznaczam "prni" oraz
"energi" jednym pojciem "punktu", to w konsekwencji podzieli, postrzega
tego funkcjonalnie w inni sposb nie mog (a przecie to inne fakty). efekt?
rozrnienie nie jest moliwe. i poprawny opis rwnie. kwantowo (i logicznie)
jest to sensowne, jednak fizycznie (i logicznie) tworzy "wze", i umys si
"supuje". ju przy omawianiu przechodzenia prostych przez punkt ta trudno
si pojawia i zachodzia konieczno rozgraniczenia. tutaj, przy omawianiu
prostych "odnoszcych" si do siebie, take ma to znaczenie.
przez "punkt", pojmowany jako prnia, mona przeprowadzi nieskoczon ilo
prostych - ale w rnym czasie (nastpczo), przez jeden punkt (kwant) energii
rwnie mona przeprowadzi wycznie jedn-prost. czyli, wniosek, konkretna
ewolucja moe by "obsuona" przez jeden i konkretny kwant.
to samo powtarza si obecnie, kiedy rozwaa, czy spotykaj si, czy te nie
spotykaj proste rwnolege w przestrzeni. jeeli prostymi okrela ewolucje
wycznie "energetyczne", czyli analiz prowadzi w odniesieniu tylko do CO,
odnosi si do przebiegw zdarze energetycznych - to tak wyrnione stany
ewolucje jak najbardziej si spotykaj. te pproste, ewolucje energetyczne
w przestrzeni spotka si musz. s rozbiegym w "przestrzeni" Kosmosu tylko
chwilowo "pkiem" zjawisk, ktre po pewnym okresie i tak musz si ponownie
sple (zbiec) w jedno. dlatego w tym ujciu stwierdzenie (rozumienie), e
proste rwnolege (wszystkie proste) kiedy si spotykaj, cz, schodz jest jak najbardziej poprawne, koniczne, logiczne. ale na pewno "chwilowe".
i zawsze chwilowe. jednak takie "zbieganie si" (czy "rozbieganie") nie moe
trwa wiecznie. - poniewa ja jestem.
jeeli teraz pod pojcie "prosta" podoy dwa stany ewolucji, czyli dwa stany
kwantowe Kosmosu: prni i energi, to te dwie proste nie spotkaj si nigdy.
nie mog si spotka, nie s tym samym. s do siebie na nieskoczono oraz
wieczno rwnolege, razem tworz dwoisty stan Kosmosu, Ewolucji. pojte tak
proste nie przetn si, nie mog si ani si zbiec, ani rozbiec. to proste,
ktre nie mog istnie bez siebie. te dwie rwnolege, jedynka i zero, nie
zespol si - to fakty absolutnie rwnolege.
wniosek? proste rwnolege spotykaj si i nie spotykaj w przestrzeni.
62
- proste styczne
- pojcie "stycznoci"
innym ciekawym zagadnieniem, ktre wie si z prostymi (oraz z pojmowaniem
ewolucji), to "styczno", "dotykanie" si dwu ukadw (ewolucji prostych).
potocznie pojmuje si i definiuje "styczno" jako poczenie dwu lub wicej
elementw "bez adnej przerwy" - "stykanie" si to stan "bez oddzielajcej
fakty przestrzeni", bez-przerwowo. jednak w ujciu kwantowym sprawa wyglda
nieco inaczej, a na pewno komplikuje ten codzienny ogld, ktry przeprowadza
obserwator o skomplikowanej budowie. dlaczego? poniewa w kwantach nie ma i
by nie moe adnej "stycznoci". przyczyna takiego ustalenia? zawiera si w
rozumieniu kwantw, i to gboko. wypada wic sign do rozwaa, jak wyglda
ukad, ktry si "styka" w ujciu kwantowym, jak przedstawia si ewolucja i
jej "styk" z inn (ssiedni).
bior dwie ewolucje, na przykad dwa ciaa, ktre jako si stykaj ze sob
w pewnym przedziale przestrzeni a przynajmniej tak to postrzegam (nawet za
pomoc przyrzdw czy na bazie ustale "paskiej geometrii"). czyli nie mog
wyrni adnych wolnych zakresw (odlegoci) midzy analizowanymi faktami.
nie moe ich by, przecie "styk" uwaa si za maksymalny wwczas, kiedy nic
"pomidzy" nie zachodzi. - jednak sytuacja zmienia si, kiedy bd rozwaa,
a zwaszcza fizycznie prbowa rejestrowa coraz mniejsze odlegoci, coraz
mniejsze odcinki zmiany ewolucyjnej, czyli "drobi" (np. w zderzeniach) dla
mnie dostpna czaso-przestrze. wwczas okae si, e dojd w tym dziaaniu
do takiej wielkoci - ktr okrelajc kwantem - ju adnym sposobem nie mog
przekroczy. kwant, jako pojcie elementarne (i "elementarne zdarzenie"), nie
moe by w tak ujmowanym wiecie niczym zastpiony. dlatego, kiedy rozpatrywa
"styczno" dogbnie i fundamentalnie (logicznie i fizycznie), to okazuje
si, e w rzeczywistoci nie ma czego takiego - okazuje si, e "styczno"
dwu cia nie istnieje. na kocu otrzymuje si zawsze wielko, ktrej niczym
ju nie mona zastpi (przeskoczy) ani logicznie, ani fizycznie. w moim,
nadprogowym zakresie jest to wykonalne "na dole" Fizyki nie. "tam" nie ma
stycznoci.
dlaczego kwant nie moe styka si z drugim kwantem tak, aby nie byo midzy
nimi adnej "wolnej" przestrzeni? sprawa jest prosta: gdyby kwanty "stykay"
si (w pojciu potocznym), nie byoby midzy nimi rnicy. dlaczego? kiedy
kwant, ktry czy si "bez adnej przerwy" z innym kwantem, przestaje by w
tle wyrnialnym i tym samym nie ma takiego kwantu. dopiero "czynno" w
postaci wyodrbnienia kwantu w przestrzeni wydobywa go z niebytu po prostu
zachodzi oddzielenie od caoci-jednoci energetycznej. i to wanie decyduje
o tym, e kwant si pojawia ("objawia" w tle). dopki dwa kwanty stanowi ze
sob cao, s poczone przez jedno zachodzenia zjawiska, tym samym ich
nie ma jako stanw rozdzielnych, jako jednostek odrnialnych. mona tumaczy
co prawda, e w takim kwancie nastpuje "wyynanie", "zarysowywanie" si nowej
struktury (np. nowego bytu w onie matki), jednak nie mona powiedzie, e
taki kwant ju istnieje. - a po drugie, wspomniane "wyodrbnianie" si z ta
nie dotyczy kwantw logicznych, tylko wyszych poziomw. na tym najniszym z
moliwych moe by wycznie "elementarny fakt", ktry tworzy, wchodzi w skad
wydarze wyszego rzdu. kwant, ktry czy si z innym kwantem, nie istnieje.
i to stanowi decydujcy argument na rzecz stwierdzenia, e nie ma stycznoci
cia w formie absolutnej. jaka jest? odlego midzy ukadami (ewolucjami)
musi najmniej wynosi jeden kwant. i to "kwant" prni. ukady wyodrbnione
z otoczenia musz si wyrnia, oddziela od siebie co najmniej na kwantowy
"ruch" - na jeden kwantowy "skok" ewolucji. styczno w potocznym rozumieniu
nie ma racji bytu na poziomie kwantowym, nie ma racji bytu na adnym poziomie.
kade ciao musi oddziela od drugiego jaka przestrze, nie moe by "zlania"
si (ujednolicenia) dwu cia. dwa odrbne byty s, zawsze musz by od siebie
w oddaleniu - poniewa inaczej trac tosamo.
63
- "ksztat" kwantu
- sfera ewolucji
jak obecnie od tego ciekawego, ale ju zrozumiaego wniosku o nieskoczonoci
skoczonej, przej do ksztatu kwantu? jak kademu kwantowi, ktry zawarty
jest w ewolucji (i Ewolucji) nada wzmiankowany ju kulisty ksztat? sprawa
w owym dwoistym ujciu prostej, w powizaniu z jej skoczonym lub bezkresnym
przebiegiem. - jeeli kad ewolucj opisaem, zdefiniowaem jako prost, ju
bez znaczenia, czy chodzi o foton w jego przemianach, atom, czy moje istnienie
w ramach nieskoczonego-wiecznego Kosmosu - zawsze jest to prosta, i zawsze
jest to prosta o dwoistym znaczeniu: skoczona albo nieskoczona. przecie
zawsze znajdzie si obserwator (byt), ktrego postrzeganie bdzie zawierao
si wewntrz zmiany (wszak nawet w "elementarnym zdarzeniu" tworzcym stan
lokalny ukadu jest to ewolucja, to zawsze zmiana) - i zawsze znajdzie si
rwnie obserwator zewntrzny do zdarzenia, ktry maksymalnie jest umieszczony
na poziomie Ewolucji. oczywicie w tym przypadku chodzi o "obserwatora", wic
byt logiczny, ktry fizycznie znajduje si wewntrz procesu, ale postrzega
i analizuje otoczenie i na tej podstawie "widzi" za pomoc abstrakcji zmian
do niego nadrzdn. mwic inaczej, "tu" ("tam" z mojej perspektywy) ju nie
ma adnego zdarzenia o cechach obserwatora.
z takiego dwoistego pojmowania prostej trzeba przej do ksztatu kwantu i
to kadego kwantu, niezalenie o ktry poziom chodzi. jak to przeprowadzi?
wanie wychodzc z ustalenia, e kada ewolucja jest skoczona i nieskoczona
jednoczenie. co to wnosi? e, aby znale taki odpowiednik, czyli opisa w
geometrycznym ksztacie podobn waciwo - trzeba si odwoa ni mniej, ni
wicej - tylko do kuli. przecie, zwracam uwag, tylko kula, sfera posiada te
dwuwartociowe i odpowiadajce wymaganiom warunki. czyli jest nieskoczona,
ale i skoczona w innym opisie, przy innym umieszczeniu obserwacji.
a raczej, eby by dokadnym, przecie bior za wzr zdarzenie rozbudowane i
wysokiego poziomu, to "rysowana", tworzca kul prosta, ktra si po/w niej
opisuje i zarazem taki fakt rysuje (ksztatuje) w przestrzeni, to tak krelona
ewolucja tworzy kul. mwic inaczej, kiedy prosta-ewolucja zakrzywia si w
czasoprzestrzenny fakt, staje tworzy si to, co dla mnie oznacza "sfer",
kul, co w taki sposb postrzegam i nazywam (w zgrubnym i powolnym dziaaniu
obserwacyjnym). energetyczny proces w postaci prostej (wic przemieszczajcego
si kwantu), zakrela, rysuje i w efekcie buduje w moim doznaniu ze stanw
chwilowych (punktw na/w prostej) ksztat w tym przypadku kulisty. i jest
to fakt zarazem skoczony oraz nieskoczony.
inaczej prosta (ewolucja) ksztatujca sfer nie posiada koca i przebiega
nieskoczenie, jako kula (okrg na paszczynie) nigdy nie ma kresu. i dlatego
stanowi odpowiednik nieskoczonej prostej geometrycznej, logicznie ustalonej
abstrakcji. czyli symbolizuje niekoczon ewolucj. a zarazem, dla obserwatora
zewntrznego wobec takiego "kulistego zdarzenia", jest kula jak najbardziej
skoczonym i policzalnym stanem, bry skoczon i cile w czaso-przestrzeni
zdefiniowanym. posiada wymiary. jednak, co istotne, w caoci dostpne s one
tylko dla obserwatora zewntrznego natomiast dla wewntrznego s to granice
jego wiata i zawsze widzi tylko cz "wymiarw". jest wic "kula" zarazem
skoczona i nieskoczona.
jak od tego przej do ksztatu kwantu logicznego? przez ustalenie, e skoro
kada ewolucja to prosta - a ta "nawija" si na/w sfer (czyli j buduje)
e skoro kady postrzeony element ewolucji jest kulisty, bowiem opisuje go
prosta skoczona-nieskoczona - poniewa kada prosta w innym ujciu rwnie
jest kwantem (kada ewolucja jest kwantem, penym kwantem - take logicznym
kwantem) - to tym samym przypisanie kwantowi logicznemu "ksztatu" kuli, jest
zasadne.
kwant logiczny musi by kul. i to najmniejsz z moliwych.
69
- "pk" prostych
- styczno, mijanie si prostych przejcie przez dwa punkty
- wielo prostych w ewolucji
przez jeden punkt Kosmosu mona przeprowadzi nieskoczon ilo prostych czyli przez dany punkt nieskoczonoci w teje nieskoczonoci, bdzie si
przemieszcza nieskoczona ilo ewolucji. z podstawowym i fundamentalnym w
tym ujciu zastrzeeniem: nie jednoczenie. - kiedy o tym zapominam, kiedy w
analizie logicznej nie uwzgldniam faktu "nastpowania" po sobie ewolucji i
zajmowania miejsca na zasadzie "generacyjnej", popadam w sprzeczno. efekt?
"widz" "w punkcie", a co gorsza rozumuj w taki sposb, e umieszczam w nim
nieskoczon ilo zdarze. bd straszny bd.
zgoda, w ujciu "spaszczonym" (w ramach dwuwymiarowej kartki papieru), bez
oddzielnego postrzegania faktw (po ich "skompresowaniu" w umyle i usuniciu
dzielcej je pustki), przez punkt "przechodzi" nieskoczona ilo prostych,
ale powtarzam to jest ujcie geometryczne, wic logicznie "twarde", bez
koniecznego komponentu w postaci prni. - ale, idc dalej, proste wdrujce
przez punkt w przestrzeni tworz "po drugiej stronie" pk prostych, ewolucja
po pokonaniu punktu rozprzestrzenia si i maksymalnie nabiera cech kulistych
(staje si sfer), to od tej "paskiej" kwantowej struktury (energetycznie na
wejciu "punktowego" stanu), narastaj wydarzenia, narasta sferyczna i pena
zarazem ewolucja. kocem jest jednokwantowa "powoka" zdarzenia. maksymalnie
jeszcze powizany "wybuch". a krokiem nastpnym jest rozpad struktury, ustalam
oddalenie si elementw na tyle, e struktura bytu przestaje by zjawiskiem
cznym i powizanym. i na kocu tak zobrazowanego "wybuchu" jest - w ujciu
geometrycznym - nieprzeliczalna ilo prostych, ktre si rozprzestrzeniaj,
rozchodz w prni, w nieskoczonym Kosmosie i w maksymalny sposb. prostych
lub pprostych, rozrnienie zaley od obserwatora.
pojedyncze kwanty, wywodzc si z jednego punktu (tu: kwantu-pola), biegn w
prni i coraz bardziej oddalaj si od rda. ale rozbieganie, oddalanie
si kwantw moe by teoretycznie nieskoczone (skoro Kosmos jest nieskoczony
i nieskoczona jest Ewolucja) i jeeli poprzesta na takim opisie wybuchu,
jako zdarzeniu koczcym bieg wszelkich zjawisk, to nie wiadomo, dlaczego si
to zaczo i nie wiadomo, gdzie-kiedy si skoczy. i wwczas proste, kwanty
tego pola, rozprzestrzeniaj si bez adnych przeszkd i to nieskoczenie.
i nic wicej ju si nie wydarzy. bo niby dlaczego-jak miaby co nowego si
wydarzy? ot, jakim "zbiegiem okolicznoci" (cud mniemany) poprzedni stan,
ju obecnie historia, zaistnia w swojej cznej postaci w nieskoczonoci,
wytworzyy si byty mniej lub bardziej skoczone (i czasami rozumujce o tym
wydarzeniu) ale teraz wszystko si rozprasza. gdzie? do nieskoczonoci. i
koniec. - koniec? - niekoniecznie.
w nieskoczonoci podobnych "wysepek" powstaych przez "zbiegi okolicznoci"
rwnie jest nieskoczenie wiele. zaistniay, teraz istniej bd istnie.
zaistniay i si rozpady - lub rozpadaj. "obok" lub "gdzie-kiedy". jest
wic oczywiste, e losowo rozoone kwanty energii, z nieskoczonej iloci
podobnych faktw, ktre miay swoje pi minut przed tym zdarzeniem (w iloci
nieskoczonej) - nie bd si rozprzestrzenia nieskoczenie, e napotkaj
albo takie same kwanty, jak one, albo stan si kwantem, wejd w skad kwantu,
ktry ju istnieje w wielkiej postaci (czyli dodadz si do ju istniejcego
- ale innego bytu). takie spotkanie dwu kwantw w przestrzeni to nic innego,
jak ewolucja, pocztek zmiany. kolejny stan w opisie zewntrznym, ale pierwszy
w opisie wewntrznym (tego nowego ju procesu). - do takiego spotkania doj
musi, "za chwil" czy "za nieskoczon chwil", ale musi.
do wyznaczenia ewolucji, jak do wyznaczenia prostej (jej opisania), potrzebne
s dwa punkty, oto je mam. mam dwa kwanty, ktre poczyy si i tym samym
zostaa zapocztkowana ewolucja. jest stan, ktry si wyrnia w jednorodnym
wczeniej tle, wyrnia pord rozbiegych we wszystkich kierunkach kwantw.
70
mam oto "powok" powsta z "wybuchu" pola (lub innej ewolucji), ktra si
rozprzestrzenia w prni, i mam jaki kwant, ktry istnieje z innego, "nieco"
wczeniejszego wybuchu, ktry si zrealizowa w przestrzeni kosmicznej. jeeli
teraz te dwa kwanty si spotkaj, jeeli utworz jeden kwantowy fakt (czstk,
ktra bdzie wyrnialna z ta, w tym przypadku z "nicoci", z prni) to w
takich okolicznociach uzyskam now jako, dwie jednostki cznie wytworz
jako wpywajc na swoje otoczenie (rodowisko). czyli nowo zaistniaa,
kolejna prosta biegnie w swoj nieskoczono.
mae a konieczne w tym miejscu wyjanienie. ze wzgldu na to, e prezentowany
tu zapis nie oddaje caoci filozofii ewolucji (si rzeczy to fragmenty)
moe powsta wraenie, e pojcia "Kosmos" oraz "wszechwiat" to to samo i w
efekcie wytworzy si zmieszanie (i zamieszanie). chciabym to wyranie i mocno
podkreli: dla mnie Kosmos to "stan" nadrzdny wobec wszechwiata. inaczej,
ni to si obecnie (i powszechnie) dzieje, nie utosamiam poj "wszechwiat"
i "kosmos" - wrcz jest to dla mnie kracowo rozbieny stan. o ile Kosmos to
wieczno i nieskoczono (nieskoczono-wieczno), o tyle "wszechwiat"
(dlaczego w zapisie ze znakami umownoci? o tym wicej w innym punkcie) jest
"zjawiskiem" jak najbardziej lokalnym, niewielkim, ulotnym w trakcie zmiany.
i "przejciowym". nawizuje tu do idcego przez wieku rozrnienia na byt w
swojej postaci stay i zmienny, nieskoczony i skoczony, wieczny i chwilowy
czyli logiczny Kosmos i fizyczny wszechwiat.
wszechwiat jest procesem w Kosmosie mgnieniowym, wielokrotnym i powtarzalnym
(ale nigdy tym samym). natomiast "Kosmos" to pojcie maksymalne, logiczne - i
jednostkowe, to ostateczny punkt pojmowania rzeczywistoci. Kosmos to skrajny
"kwant" logiki. - o ile "wszechwiat" jest struktur wewntrzn w Kosmosie,
ewolucj nieskoczono-skoczon - o tyle Kosmos to ju "prosta prawdziwa" to nieskoczono nieskoczona. - Kosmos to nie "wszechwiat".
co daje takie rozrnienie? to, e kwantowe zjawisko, ten jeden "wikszy" i
wanie si (w mojej analizie) zbiegy kwant, moe zacz ewolucj, kwantow.
wic moe si wok niego rozpocz (z faktu bycia ju jakoci w tle, czyli
posiadania znaku) gromadzenie energii, innych kwantw. moe zapocztkowa si
proces, ktry w konsekwencji doprowadzi do powstania nowego energetycznego
pola. - spotkanie si dwu kwantw w nieskoczonoci jest zdarzeniem pewnym,
musi zaistnie. natomiast ile potrzeba na to "czasu", nawet nie prbuj teraz
tego okreli, poniewa zdarzenia w Kosmosie i tak nie posiadaj swojej skali
(czas to pojcie z niszych poziomw). ale takie spotkanie jest pewne. moe
wydarzy si po maksymalnie nieskoczonym czasie, ale si wydarzy. jak jeden
plus jeden jest dwa. oczywicie dwa kwanty nowej ewolucji. - czy one bd z
tutejszego pola (a tylko spotkaj si "o kwant dalej"), czy z "poprzednich",
przecie to nie ma znaczenia, liczy si rezultat funkcjonalny: jeden dodane
do jednego i tworzy si "para" (ewolucyjna).
w Kosmosie rozprzestrzenia si nie kwant (jako zdarzenie), tylko kwant jako
"elementarna porcja energii", "jedynka" energii. z istotnym zastrzeeniem, e
integralnie powizany z tym faktem ruch kwantu w otoczeniu oznacza faktyczne
"zdarzenie" (kwant "co kwant" jest "o kwant dalej"). i dlatego symbolizujca
taki element energii prosta rozbiegajca si w prni napotyka (mija) inne
kwanty - a to ju oznacza zapocztkowanie ewolucji, mam opisan pierwsz faz
procesu (ujt w dwa punkty). a kiedy zaistnieje pocztek, zacznie odchyla
bieg innych prostych i zacznie si czenie energii. coraz szybsze czenie.
im wicej energii, tym szybciej przyczane s kolejne elementy. znw tworz
si zdarzenia-efekty kwantowe (ktre nigdy nie przestay biec, to poznajcy
umys kawakuje to, co nie jest rozdzielne) przecie "przerwa" w procesie
nie-istnieje. c to w kocu ma za znaczenie, e "midzy" faktami (ewolucjami)
bya nieskoczona ilo sekund czy lat? - nic to nie znaczy. dla zaistniaej
ewolucji to "jedna chwila", nieskoczenie maa chwila...
71
- sfera ewolucji
- jako suma paszczyzn
- dziaanie na siebie dwu lub wicej paszczyzn
zagadnienie dziaania na siebie zbiorw w ujciu kwantowym to kolejny temat,
ktry warto zasygnalizowa w tym miejscu, przecie dla mnie, obserwatora "z
wysokiego puapu", wszystko wok to zbir, zoenie, dlatego jest to wane.
co zrozumiae, wzajemnego spotkania w przestrzeni dwu zbiorw kwantowych nie
mona rozpatrywa tak samo i analogicznie, jak spotkanie prostych, to kolejny
poziom komplikacji (analiz i zmian). s paszczyzny "zdarzeniem zbiorowym",
posiadaj, tworz tak struktur rne poziomy i rne stany energetyczne (a
wic elementy i zbiory elementw, warstwy). i to jednoczenie. dlatego, kiedy
dochodzi do "spotkania" paszczyzn-ewolucji i wzajemnego zadziaania ich na
siebie, moe doj do minicia si albo kolizji skadnikw ale rwnie, co
istotne (z uwagi na praktyczne skutki), moe zaj, i zajdzie, wypadkowa tych
procesw. o ile prosta moe si tylko zderzy lub min z drug prost, o tyle
zbir prostych, paszczyzna, zbiorowisko poziomw zdarze, moe jedno i drugie.
czyli zderzy lub min.
mwic dokadniej, dwie ewolucje, ich elementy tworzce, mog si w pewnym, ale
nie przypadkowym miejscu, zderzy, a w innym min. mog si do siebie zbliy
na kwantow odlego lub kwantowo zderzy, wszelkie prawida (i moliwoci)
oddziaania prostych na siebie maj w tym przypadku zastosowanie. jednak, jako
skutek faktu, e s to zbiory i e trzeba rozpatrywa skomplikowane zjawiska,
dodatkowo wystpuj jeszcze inne, gbsze zalenoci (komplikacje). poniewa
s to rozbudowane, wieloelementowe zdarzenia, dochodzi w dziaaniu na siebie
i we wzajemnym wpywie na siebie dwu paszczyzn do zjawisk, ktre w przypadku
prostych byy jedynie skrajnymi, maksymalnymi przypadkami. - mog si zbiory
zderzy i min jednoczenie, a raczej ich skadowe mog tak si zachowa we
wzajemnych relacjach. nie jest przecie tak, e ewolucja, tu definiowana jako
paszczyzna, czyli uczestniczce w zbiorze kwanty-punkty, s rozmieszczone w
przestrzeni jednakowo. w paszczynie, w ujciu kwantowym, jest oczywiste, e
mog by rne punkty i rne ich pooenie, kwanty maj rne wielkoci
oraz stany energetyczne wsptworz jedno funkcjonaln, ale to zbiorowisko
faktw. sowem, paszczyzn (ewolucj) tworz kwanty, ktre posiadaj rny
poziom energetycznych zasobw, a to skutkuje w momencie spotkania.
istotne w postrzeganiu i analizowaniu dziaania na siebie paszczyzn-ewolucji
jest ich struktura, czyli wytworzona w trakcie powstawania i utrzymujca si
w okresie istnienia zbioru jego "ziarnisto". przecie paszczyzna, ktra tu
symbolizuje zmian ewolucyjn, to zoenie kwantw, to stan niecigy, wic
skwantowany. wane jest w tym obrazie to, e wok kadego elementu, kwantu
energii, jest prnia jako skadnik niezbdny. taki zbir nazywam paszczyzn,
ale to zoenie energii i pustki, i oba elementy s konieczne, eby proces
mg si toczy. "widz" to jako paszczyzn jednorodnych kwantw, ale musz
mie wiadomo, e to zbir rnych skadnikw na rnych poziomach, ktre s
"otoczone" prni poniewa tylko taka konstrukcja moe si zmienia. kiedy
wok kwantu brak miejsca na ruch, po prostu nie ma ewolucji.
co wicej, te rne gabarytowo kwanty na licznych poziomach musz zawiera si
w rodowisku o zmiennej "iloci" prni. znw wyraenie niezbyt precyzyjne,
ale chodzi o to, e wok elementw jest inny odstp, zaleny od rozpatrywanego
poziomu. pomimo e "dystans" midzy kwantami logicznymi musi by wszdzie i
zawsze jednakowy (i wynosi jeden kwant prni), to ewolucja jako cao ma w
sobie rne poziomy, warstwy - i jako suma tych warstw jest reprezentowana w
przestrzeni przez fakty do niej przynalene, ale wystpujce "w rozcigniciu"
(w rnych od siebie odlegociach), czyli posiada struktur i gsto. a to
przekada si na skutki "spotkania". dlatego, kiedy dwie rozbudowane ewolucje
(paszczyzny) si "skomunikuj", moe doj do nastpujcych zjawisk: cz
kwantw si minie, a cz si zderzy i wytworzy nowe jakoci.
72
- paszczyzna - zbir
- przejcie zbioru przez szczelin (jedn lub kilka)
- dziaanie na siebie zbiorw (oddziaywanie)
przejcie przez jedn szczelin.
kiedy ewolucja przemieszcza, rozprzestrzenia si w rodowisku (czyli dochodzi
do jej wybuchu, logicznie jest to sferyczny wybuch, fizycznie pojawiaj si w
procesie deformacje), musi, prdzej czy pniej, spotka si z inn ewolucj,
zbiorem elementw innej ewolucji. i teraz w zalenoci od tego, jak dysponuje
si (potencj, jak jest zasobna) oraz jak dochodzi do spotkania si energii
nastpuje rne formowanie (formatowanie) wypadkowego ksztatu dalszej, ju
kolejnej fali. elementy otoczenia peni w tym przypadku rol aktywn, samym
swoim istnieniem i wywieranym naciskiem, odksztacaj tor ruchu ale rwnie
ksztatuj "wybuchajc" (tworzc si) zmian.
najprostszym przykadem przejcia zbioru przez "szczelin" (i nabierania tym
samym "struktury"), jest przechodzenie, przeciskanie si czsteczek wody przez
przeszkod z otworem. ale dotyczy to oczywicie kadego zbioru, kadej porcji
energii w postaci kwantowej, od wiata po wszechwiat. w takim przejciu, a
wic w trakcie "przeciskania si" przez rodowisko, zachodzi przepuszczenie
tylko pewnego fragmentu danej ewolucji, dochodzi do selekcji kwantw, ktre
do tego momentu j tworzyy. cz zbioru jest "eliminowana", odrzucana jako
"niedopasowana" przez stan rodowiska, a cz, ktra losowo znajduje si na
"torze prostopadym" do takiej przerwy (filtra) i jest zgodna, dopasowana do
panujcych w "paszczynie kwantowej" warunkw, swobodnie przenika na drug
stron zapory. gdzie wywouje, jakby by to punkt pocztkowy ewolucji, fale w
postaci swobodnie rozprzestrzeniajcych si zjawisk (w omawianym przypadku
wodnych). i po drugiej stronie zaczyna si (liczc od tego punktu, w ktrym
wystpuje "szczelina", co, co formuje zdarzenie) nowa, zaistniaa na skutek
przejcia energii ewolucja, realizuje si nowy proces i w nowej przestrzeni.
o ile dziaa sia (i dopywa energia), tworzy si nowy etap, nowy "wybuch",
(dla obserwujcego zmian taki "pocztek", czyli wyrniony punkt pocztkowy
jest "wybuchem", proces si tu zacz i rozprzestrzenia w kadym kierunku, w
logicznym ujciu jest wszechkierunkowy). - w tym przypadku "szczelina" bya
jedynie punktem pocztkowym zjawisk ("oznakowanym"), to miejsce, z ktrego
bior pocztek pproste (a w szerszym ujciu proste) ewolucji. rol takiej
szczeliny spenia w naturze wszystko. od bramki, ktra formuje i przepuszcza
na stadion tum w postaci uszeregowanej (i spokojnej), przez "polaryzujce"
strumie fotonw pryzmaty, przez fakty historyczne, ktre jako "nawietlaj"
odczytywanie przeszych wydarze, przez "kompleksy" wyznaczajce-deformujce
w umyle reakcje - itd. itd.
w tak postrzeganym procesie ("w wybuchu ksztatowanym") nie wszystkie kwanty
ulegaj przepuszczeniu przez szczelin, cz zostaje odsiana i zderza si z
kwantami paszczyzny, czyli si bezpowrotnie rozprzestrzenia. uszeregowaniu,
porzdkowaniu podlegaj mae iloci elementw, ktrych tor przemieszczania si
pokrywa si ze "szczelin". ale to wystarczy. szczelin w rodowisku jest wiele
- kwantw mnogo - przej ogromna ilo wic skutkiem tego musi powsta
ksztat, ciao. "co".
zbir, ktry mona zdefiniowa jako "paszczyzn zdarze formujcych", dziaa
w takim przypadku jak filtr, przepuszcza tylko pewn ilo elementw, a inne
pozostaj w przedziale dotychczasowej ewolucji. jeeli jest to ukad celowo
profilowany w formule "filtra", wic przestrze zamknita (z granicami), na
przykad naczynie, to po wypenieniu kwantami dostpnej przestrzeni pojawia
si w tej czci (strefie) stan stabilizacji. i jeeli teraz bd okresowo, w
sposb uporzdkowany (wanie celowy) otwiera szczelin i wypuszcza kwanty
- inaczej mwic, bd przemieszcza zbir faktw paszczyzny ograniczajcej,
to pojawi si na wyjciu uformowany, skwantowany moim dziaaniem stan zjawisk
ewolucyjnych. powstanie ewolucja sformatowana (kropki i kreski kodu zmiany).
75
- figury bryy
kolejnym etapem s figury i bryy.
figury s "zjawiskiem"-faktem "zamknitym" na paszczynie, jak to definiuje
geometria, a bryy s "zamknite" w przestrzeni przez paszczyzny. - czyli z
pobienego ogldu pojcia figury przy pomocy i odniesieniu si do kwantw (i
kwantowania) wynika, e nie bdzie to tak, jak definiuje geometria w swoim
"spaszczonym" rzucie. - abstrakcja geometryczna tworzy figur jedn prost,
zamykajc j w/na paszczynie, natomiast figury w ujciu kwantowym powstawa
mog dwojako: z "zaamywania" si w otoczeniu (w odbiciu), w zakresie "prostej
przestrzeni" - oraz z przechodzenia obok siebie, mijania si w wanej kwantowo
odlegoci i pod jakimi ktem rnych prostych. na rysunku tak to wyglda:
78
- bryy
- mijanie si w przestrzeni dwu paszczyzn (lub kilku)
- ewolucja wielopoziomowa
kolejnym stopniem komplikacji w geometrii s bryy - czyli, jak stwierdza ta
dziedzina, rozwinicie figur, paskich zdarze w przestrzeni. jednak rwnie
w tym przypadku, w ujciu kwantowym, sprawa jest wysoce ciekawa i zasadniczo
komplikuje obraz oraz pojmowanie bry.
ot, jeeli figur moe wykreli na/w paszczynie ju jedna prosta, ktra
ulega "zaamaniom", rnemu filtrowaniu i odbiciom od otoczenia (co doskonale
mona zaobserwowa w tworzeniu tak zwanych "jednocigwkach"), to w przypadku
bry zachodzi podobny fakt, rejestruj tu podobne procesy: moe powsta brya
z odbi paszczyzny od elementw rodowiska, moe zaistnie brya jako efekt
zakrzywiania (si) w czasie-i-przestrzeni oraz wielokrotnych zaama procesu
energetycznego (deformacji strumienia kwantw). czyli w takich okolicznociach
zostanie wytworzona brya z jednej tylko paszczyzny z jednej ewolucji, tu
symbolizowanej przez paszczyzn.
wicej - realnie (praktycznie) nie ma czego takiego w kwantach, co by byo
"figur", jednowymiarowym tworem w przestrzeni. kady kwant i kady kwantowy
wytwr posiada przestrzenne rozmiary, jest wydarzeniem, ktre istnieje jako
fakt "namacalny" - "rozciga" si i zajmuje miejsce w wiecie. oczywicie nie
musz w kadym przypadku siga takiego poziomu (lub nie mog), to moe by
rny i odlegy od mojego postrzegania "stan skupienia", ktry zdefiniuj z
tego powodu jako "nieoznaczony" oraz "ciemny" (podprogowy), jednak logicznie
jest to uchwytne i pewne wiem, e "co" posiada wymiary (i rozmiary), "co"
to stan rny od "nic".
figury, ktre powstan w trakcie przechodzenia fali (prostej) w rodowisku to kwantowe twory, ktre posiadaj ksztat (ciao) i przebiegaj w czasie i w
przestrzeni. wystarczy tylko jedn prost odksztaci, a ju w jednolitym do
tego momentu tle zarysuje si regularno - a jeeli jeszcze odlegoci midzy
kolejnymi przejciami prostej (zakrzywieniami) s sobie kwantowo bliskie (na
jednostk) zaistnieje, powstaje acuch zdarze, tworzy si brya. jeeli w
tradycyjnej geometrii musi zaistnie co najmniej jedna prosta, eby powstaa
figura (np. koo), to w przestrzeni kwantowej wystarczy jedna fala-ewolucja,
eby powstaa "brya sferyczna", kula. czyli rozwinicie czaso-przestrzenne
koa na paszczynie.
sfera, kula - to rezultat przechodzenia (oraz "nawijania" si "na siebie") w
przestrzeni jednej prostej (paszczyzny w zwielokrotnieniu). poniewa "suche"
ujcie (geometria) redukuje wymiary (do jednego), w analizach, a co wicej,
w myleniu, tworzy si koo zamiast kuli. - koo na paszczynie to symbol,
to chwilowe zobrazowanie fizycznej sfery (jednego poziomu kuli wyaniajcego
si z paszczyzny bryy w trakcie tworzenia si).
poniewa w kwantach i w ich czeniu si (lub rozpadaniu) nie moe by jednego
wymiaru, zawsze z rozchodzenia, przemieszczania si fali w rodowisku tworzy
si brya kwantowa. "zarysowane", wykrelone zostanie w rzeczywistoci samym
ruchem elementu zjawisko, wyodrbni si ksztat na kilku poziomach, najmniej
na dwu. i "objawi" si brya. im wicej elementw mijajcych si prostych na
siebie dziaa, tym efekt bardziej rozbudowany i skutki znaczniejsze. - wane
jest tu rwnie to, e mijajce si "na kwant" w przestrzeni dwie proste (lub
kilka) tworz bry - i to nawet wwczas, kiedy nie ulegaj zakrzewieniu. sam
fakt "wsppracy" gwarantuje, e co skomplikowane si "wybruzduje" w tle. a
zaamanie ktrej z prostych tylko t amigwk zwiksza. poniewa rodowisko
jest oporne i s inne ewolucje, takie zaamania nastpuj, nie ma fali, ktra
nie ulega odbiciom. ewolucja nigdy nie realizuje si po liniach prostych nawet jeeli jest to "prosta"-ewolucja. nie dzieje si to "prosto", ale jako
"krzywizna". i to jako krzywizna wielorako i wielokrotnie "pokrzywiona".
ewolucja biegnie prosto - po liniach krzywych.
81
- kod dziedziczny
- podwojenie
na tak zakrelonym tle geometrii kwantowej wracam do kodu genetycznego oraz
jego zdefiniowania, w kocu to dla mnie temat maksymalnie ywotny. nie musz
zapewne wykazywa zbyt du iloci opisw, e struktura kodu dziedzicznego
dlatego posiada (obrazuje si dla analizujcego procesy) dwie spirale, dwie
skrcone w spiral i podwojone linie, e inaczej nie moe istnie. przecie
podwojenie to fundamentalna zasada w ewolucji.
aby zaistnia proces ewolucyjny, potrzeba dwu stanw - eby zaistniaa brya
ewolucji, czyli konkretna biologiczna konstrukcja w tym przypadku, potrzeba
takich zdarze minimum cztery. dlatego kady kod tworzcy osobnika (i kady
element tego kodu) posiada, skada si z dwu linii, to s dwie fale w trakcie
przemieszczania si wzgldem siebie i rodowiska, a ich suma dopiero tworzy
cznie ewolucj, to, co za ewolucj uznaj. czyli zjawisko odmieniajce si
w czasie-przestrzeni.
ale to dopiero jest jedna komrka, tak postrzegany proces to dopiero jeden z
wielu (bardzo wielu) elementw tworzcych "bry" w formule ycia. wane w tym
ujciu jest to, e to tylko jedna chwila w istnieniu zjawiska ewolucyjnego.
eby doda do tego cig zdarze, wic zbudowa struktur w rozwiniciu poprzez
histori, potrzeba drugiego takiego stanu, po prostu drugiej komrki o takich
samych cechach (podwojonej wewntrznie). do wyprodukowania jednej ewolucyjnej
struktury musz zatrudni cztery zdarzenia kwantowe, dwie fale (fale o ju
dwoistym, podwojonym rytmie). natomiast do wytworzenia, zaistnienia bryy w
ujciu czasoprzestrzennym potrzebne s dwie "bryy chwilowe".
powtarzam - do powstania "bryy chwilowej" potrzebne s cztery linie procesu
(stany kwantowe), a do powstania "bryy ewolucyjnej", czyli caego zdarzenia
w ujciu historycznym (rozcignitego w czasie i przestrzeni), potrzebne s
minimum dwie "bryy chwilowe". - mwic inaczej, musi w przestrzeni zaj (i
zej si) razem osiem zdarze kwantowych, eby pojawia si brya, ewolucja
- co, co rozpocznie zdarzenia. na przykad w formie mojego, ju fizycznie
biologicznego ciaa. to dlatego pena kula ewolucji, szecian ewolucji, musi
zawiera w sobie osiem kwantw, sze cian zdarze. jak w fali, ktr opisuje
sze "aktywnych" odcinkw nalecych do ewolucji (osiem wszystkich, wraz z
brzegami) - oraz dziewi punktw caej skali. kiedy zcz si dwie komrki
ycia, to cz si dwa podwojone przebiegi ewolucyjne i powstaje jedna, ju
pena komrka (pena ewolucja). ale jest to dopiero zaoenie wstpne, ktre
musi zaistnie, eby mona byo mwi o ewolucji, o jej pocztku.
komrki "rodzicielskie" (czyli z pozycji nastpnego zdarzenia, ktre dopiero
zaistnieje, kwanty "poziomu zerowego") s ju podwojone, poniewa s elementem
wiata i bez stanu podwojenia nie zaistniej. ale te dlatego, kiedy dochodzi
do ich poczenia, tworz struktur cztero-kwantow. tylko e taka komrka nie
jest i nie moe jeszcze by ewolucj. to dopiero jej pierwszy etap (zerowy,
wstpny i ciemny dla tworzcego si bytu), ktry musi zaistnie, eby proces
si zacz, ale z zasady ukryty, poza wielopoziomow zmian. - istotne w tym
rozumowaniu obecnie jest to, e dopiero dodanie drugiej oraz analogicznej w
budowie struktury (wic po prostu pierwszy w tym przypadku podzia komrkowy),
to tworzy ewolucj, zapocztkowuje pen ewolucj, zdarzenie omioelementowe.
i pen sfer ewolucji. powstaje brya ewolucji z dwu bry chwilowych.
zwracam uwag na ten fakt, dopiero od uformowania si drugiej komrki zaczyna
si ewolucja moe proces ewolucyjny si rozpocz. o ile pozwoli na to stan
rodowiska. fundamentalne w tym opisie jest to, e nie ma elementu w formie
jednostkowej, nie ma jako zmiany. jak do zdefiniowania prostej potrzebne s
dwa punkty, tak do pocztkw ewolucji (i jej analizy) potrzeba dwu kwantw,
w tym przypadku komrek biologicznych. nawet podwojona jednostka sama z siebie
ewolucji jeszcze nie oznacza, musz by dwie wewntrznie podwojone. dopiero
wwczas "brya"-ycie zaczyna si toczy (wirowa).
82
- brya chwilowa
- brya ewolucyjna
do wytworzenia "bryy chwilowej" wystarczy jedna paszczyzna (i dwie proste),
ale do powstania "bryy ewolucyjnej", kwantowego zjawiska ewolucyjnego, ktre
rozciga si w czasie i przestrzeni, s ju potrzebne dwie paszczyzny, dwa
pene zdarzenia. jedna komrka jest co prawda pen ewolucj, czyli posiada
ksztat oraz pen struktur (sama powstaa z dwu poziomw zdarze), jednak
to konstrukcja wielokomrkowa, wic najmniej dwu-"komrkowa", to dopiero stan
pierwszy bryy ewolucyjnej. - eby zaistniaa funkcjonalna ewolucja potrzeba
dwu penych "komrek" (jednostek).
im wicej w przestrzeni mija si ze sob paszczyzn (im wicej zaistnieje w
rodowisku penych "komrek" i penych ewolucji) - im wicej bdzie ze sob
wspdziaa kwantowo (na odlego kwantow i w rytmie) elementw skadowych,
tym wiksza powstanie struktura, tym wicej ukad "zagospodaruje" otoczenia
- tym rwnie bdzie bardziej skomplikowany. po prostu, wyrni si w tle i
zacznie "wystawa" w rodowisku. dlaczego? poniewa zasobno ewolucji (bytu)
przekada si na jej obecno w wiecie, take na "wano" (znaczenie, ktre
zdarzeniu przypisuj inni lub ktre sam sobie nadaje). e niekiedy "rozmiar"
nie jest wspbieny do zawartoci (treci) i rozmija si z ocenami idcymi z
zewntrz, e, bywa, "osobnik" posiada nieodpowiedni format (i stanowisko), e
postrzega siebie ponad moliwoci i zasugi - to ju przypado ewolucji. w
kocu na kogo "nieszczcie zasobnoci" (nadmiernej wobec umiejtnoci oraz
okolicznoci) musi spa. pocieszajce, e trwa to tylko "do czasu". sabo,
nieodpowiednio dopasowany do sytuacji byt szybko podlega odsianiu, poniewa
nie mieci si w tworzcej "to wszystko" regule.
ale podobnie, jak w przypadku prostych, ktre tworz w "zakrzywieniu" figur
na/w paszczynie, tak ewolucj tworzy mog nie tylko liczne paszczyzny w
jednym czasie (acz mijajce si na rnych poziomach) podobnie "zdarzenie"
w postaci zmiany o cechach jednoci moe wytworzy jedna paszczyzna, ktra w
rnym czasie "zaginie" si w przestrzeni, "skrci" lub "zakrzywi". powstan
wwczas poziomy tego samego zdarzenia, tej samej ewolucji, i bdzie cigo
"tego samego przebiegu", ale w/na rnych ju warstwach ewolucji. oba sposoby
opisu i tworzenia si zjawiska s do siebie analogiczne, i, co wane, skutek
jest podobny.
jest, na przykad, moje ciao zbudowane z komrek, wic mona je opisa jako
zdarzenie mijania si w przestrzeni licznych paszczyzn (czyli ogromnej ju
iloci penych ewolucji komrkowych) - ale rwnie dobrze mona opisa cao
ciaa jako jedn paszczyzn (a t umieci w obrbie spoeczestwa). jednak
mona opisa cay cig-zbir wytworzonych i wspdziaajcych ze sob komrek
jako jedn paszczyzn, ale komrek (jednostek) rozcignitych w przestrzeni
i czasie (powstajcych w czasie i konkretnym punkcie przestrzeni). komrki w
tym drugim przypadku bd "odcinkami" jednej paszczyzny, ktra oddaje proces
(raczej fragmentami, kwantami-punktami). czyli komrki bd faktami, ktre
powstay na rnym poziomie, nale do innego ju zakresu i warstwy, jednak
mona je potraktowa jako efekt jednej ewolucji, kolejnych faz caociowego i
jednego zjawiska, kolejnych kwantw, poziomw kwantowych caoci. - sposb
obrazowania, jak wida, zaley od tego, co i jak si wyrnia. przecie zawsze
chodzi o to samo: kwantow zmian. a jedyna wystpujca w analizie rnica to
wiksza ilo wyodrbnionych z ta zdarze (elementw) oraz "naoczno" dla
opisywacza-obserwatora.
jestem niewtpliwie wydarzeniem, analogiem bryy ewolucyjnej, ale skadam si
z bry chwilowych. jeeli jednak odnie si do caego zbioru, w ktrym si
znajduj, do innych osobnikw i caej populacji, do caego gatunku wreszcie to w tym ujciu staj si zdarzeniem chwilowym. w dziejach gatunku (i ycia)
jestem jedynie kwantem-punktem - zjawiskiem, ktre powstao, eby zaraz si
skoczy. w/na takim planie zawsze jestem tylko jednym kwantowym "tykniciem".
83
kosmologia 1.4.
84
- kwanty
- czenie si kwantw (dlaczego istniej i jak si cz?)
- kwanty "podwojone"
kolejny temat do rozwaenia: czenie si kwantw energii w prni, dlaczego
i jak si cz - co sprawia, e si cz? bo e si cz, to oczywisto.
inaczej nie byoby pola energii oraz jego wytworw. gdyby nie byo przemiany
i jej skutkw w postaci mi znanej z kadego ogldu otoczenia, zachodziaby
konieczno wprowadzenia nieustajcego cudu - lub miabym tylko jednostkowo
wydarze (dokadnie w tym tylko egzemplarzu). obie moliwoci, co zrozumiae,
s logicznie mao pocigajce. a gdybym zdecydowa si na ktry wspomniany
wariant, to musiabym podda w wtpliwo wasne istnienie i, co szczeglnie
niemie, swoje "ja". powd? przecie w tych okolicznociach pytanie, dlaczego
wanie ja miabym si w bezkresie nieskoczonoci zrealizowa, pozostaje w
mocy i to w sposb fundamentalnie zasadniczy.
czenie si energii jest wic faktem - faktem ktrego nie mona z rozwaa
usun, bez tego etapu ewolucji energii pola (jako fragmentu caej Kosmicznej
Ewolucji) nie byoby niczego. przy czym, co mona podkreli na marginesie,
nie ma znaczenia, co rozumiem pod pojciem "energia" - chodzi oczywicie o
kwanty. czyli "co", fakt "namacalny" i istniejcy. czy si moe zawsze i
tylko co, pustka ani si czy, ani nie odmienia, NIC nie analizuje wiata.
co zrozumiae, mog mwi o rnym stopniu skupienia czego, jednak nie mog
odrzuci bytu w formie "CO". a skoro energia jest, to ma w sobie tym samym
najmniejsz z najmniejszych, elementarn "wielko" - jedynk, kwant. i s to
z definicji elementy skadowe wszystkiego. tylko, dlaczego one si ze sob
cz i wchodz w reakcje, oto jest pytanie. - oczywisto samego czenia i
jego analogiczno na wszelkich poziomach fizyki jest po porostu faktem, bo
istniej. dlatego nie wystarcza tylko pyta: jak moliwe jest czenie si w
prni kwantw oraz dlaczego one si cz? - trzeba na te pytania sprbowa
odpowiedzie. i nie s to pytania, wbrew pozorom, atwe do analizy. chodzi o
zasadniczy dylemat, e w prni nie ma adnej siy, ktra bdzie "nakaniaa"
rozpraszajce si kwanty logiczne pola do ponownego skupiania si w jedno
(do jakiegokolwiek poczenia). nie ma adnej w otoczeniu podstawowej siy na
tym poziomie Kosmicznej dziaalnoci, ktra bdzie "skadaa" kwanty w nowe
pole, w tym czy w innym cyklu. - oczywicie to si dzieje, argument mojego
istnienia jest tu rozstrzygajcy, i nic go nie wzruszy. dlatego wypada i musz
zapyta: jak to si realizuje i co sprawia, e czenie jednak ma miejsce? to s pytania istotne i fundamentalne - dotycz mojego istnienia istnienia
wszechwiata i kwantw na kadym poziomie. efektem tak sformuowanego (i to
gono) "zapytania do wiata" jest ten fragment notatek.
czciowych odpowiedzi pada ju wczeniej, i na rne sposoby. przy analizie
ewolucji pola pojawi si opis, jak prnia i kosmiczne zero ciepoty wpywa
na przemiany kwantowe, jak to hamuje "wybuch" i nastpnie dziaa na roznoszone
w przestrzeni jednostki energii. z chwil maksymalnego, wiec ju sferycznego
zajmowania przez pole "przestrzeni", realizuje si pocztek drugiego etapu w
jego dziejach: po wybuchu zachodzi czenie si energii. z t chwil zaczyna
si proces wyhamowywania kwantw, trac one znak, staj si "pojciem", czyli
"paskim" i pozbawionym wymiarw "porcjowanym" stanem energetycznym kolejnej
ewolucji. "oddziaywanie" prni zachodzi, zachodzi musi - i posiada na tym
etapie znaczenie zasadnicze. w rodowisku, w ktrym nie wystpuj adne siy
dziaajce na energi, ju sam brak takich si jest czynnikiem wanym bardzo
wanym najwaniejszym. Kosmicznie fundamentalnym. kiedy nie mog wprowadzi
w proces adnej siy (jakiejkolwiek) - to mam co prawda powan trudno w
ustaleniu reguy zmiany, ale jednoczenie mam, co tu jest faktem gwnym i
najwaniejszym, brak na tym poziomie ogranicze. a brak ogranicze pozwala
powiedzie, e nic (a ju na pewno "nikt") tym procesem nie steruje. brak si
sterujcych to wolno maksymalna (co nie oznacza, e buduje si chaos).
85
dlatego musz ten "okres" zmian nazwa Ewolucj. bo to nie jest ewolucja.
zasady zmiany s takie same (i zawsze takie/te same), ale to ju proces od
ewolucji odlegy, czyli zjawisk znanych mi na co dzie. - ewolucja to moja
codzienno Ewolucja to codzienno Kosmosu. a to oznacza, e kade pole
"rozprzestrzenia si nieskoczenie", e ekspansja kadego takiego "wybuchu",
kadej ewolucji pola energetycznego jest w swym przebiegu nieskoczona e
prosta (czy pprosta) ewolucji moe by poprowadzona w takim zakresie w
bezkres. i tak biegnie. bo nic w prni nie moe zatrzyma takiej ekspansji,
nie ma si, ktre by wyhamoway prdko kwantw. mog powiedzie, e kade
pole, e kada ewolucja (przecie moje ciao rwnie) rozprzestrzenia si
nieskoczenie, e jestem "skadnikiem" nieskoczonoci. e te elementy, ktre
tworzyy mnie rok temu, lata temu - s, czemu nie, ju w jakim ciele (moe
nawet rozumnym) po drugiej stronie globu - albo po drugiej stronie tutejszego
wszechwiata - albo nawet ju i wszechwiat opuciy i gdzie tam pomagaj w
istnieniu. "przeduenie" torw "moich" elementw jest wanie nieskoczone.
- i ostatecznie kuliste. nieskoczone dlatego, e Kosmos jest nieskoczony,
a kuliste dlatego, e nic "wybuchu" z adnej strony nie hamuje, a jak nie ma
siy powstrzymujcej, powstajcy ksztat musi by sfer, wszechkierunkowym
oddalaniem si w postaci sfery.
to wszystko prawda - tylko e "teoretyczna". moe potencjalnie tak si dzia,
moe nastpi nieskoczone roznoszenie si energii w otoczeniu, czyli moe
ewolucja przybra nieskoczony stan zajtoci otoczenia "tylko" e jest to
konstrukcja logiczna. poprawna, ale logiczna. i cho mona wykaza, e kade
zjawisko i kade ciao energetyczne jest elementem nieskoczonoci - to w
praktyce zachodzi jednak zjawisko czenia si energii w wiksze struktury,
nawet w Kosmosie. dlaczego? bo sprzyja temu fakt "ekosfery". czyli dalsze,
przeduone "istnienie" rozprzestrzenianie si energii pola. cho mogoby
si potencjalnie rozbiega ono w nieskoczono, a "ekosfera" tym samym miaa
nieskoczone wymiary (rozmiar), a "rozrzedzenie" energii nieskoczenie mae
(a Kosmos "ekosfer absolutn") jednak to, e "Fizyczne" nie zachodzi a
tak nieskoczenie mae rozrzedzenie, to wynika z tego, e istniej. mnie by
nie byo, gdyby nie zachodziy "zdarzenia" losowe, ktre w nieskoczonoci
tworz sytuacj, e energia si nie tylko rozpada, ale take ("lokalnie")
czy. nieskoczono Ewolucji to zapewnia. zapewnia to nieskoczono sobie
podobnych procesw - w nieskoczonej ich ilo - w ramach nieskoczonego
Kosmosu. przebieg procesw jest nieskoczony, ale rwnie ich ilo jest
nieskoczona. to powoduje, e cho potencjalnie (logicznie) przebieg mgby
by nieskoczony - to w wyniku Fizycznego "spotykania" si w nieskoczonoci
tych nie-skoczonych "ewolucji", powstaj jak najbardziej skoczone lokalne
zdarzenia!
kiedy ewolucja "std-teraz" rozprzestrzenia si w nieskoczono, skutkiem
tego, e w nieskoczonym Kosmosie takich "zdarze" rwnie jest nieskoczona
ilo (to tak do koca nie jest, ale szczegy s w innym punkcie - polecam,
bo ciekawe) - dochodzi do nieskoczonej iloci "zderze" ("zazbie" si)
procesw "po drodze". kwant logicznie ju swobodny oraz "czysty", napotyka
"chmury" podobnych sobie elementw - i w wyniku "kolizji", ale jednak dalej
w tej "chmurze", zaczyna "nowe ycie" z innym "partnerem" (ale identycznym).
i "co" si "poczyna".
to nawet zabawne stwierdzenie, ale jake prawdziwe: z nieskoczonego procesu
- w wyniku "zderze" ze sob nieskoczonej liczby podobnych sobie zdarze
nie-skoczonych - tworzy si skoczona liczba lokalnych ewolucji. rwnie o
cechach podobnych.
c - nieskoczono do nieskoczonoci - i tworzy si skoczono.
nieskoczono to ciekawe (i fajne) miejsce...
88
- kwanty - czenie si
- czenie si kwantw innych poziomw (pierwiastkw, atomw)
kolejnym problemem, ktry trzeba rozway, to sprawa czenia si w due
ukady i struktury wicej ni dwu kwantw logicznych. wypada si tym zaj
ponownie, poniewa dalszym etapem tego procesu bdzie poczenie pomidzy
atomami tego samego i rnych pierwiastkw - wszelkich ewolucji, wszelkich
kwantw. czyli wane zagadnienie. bo to, e kwanty logiczne si cz, to
sprawa banalna. kiedy odnie proces do nacisku otoczenia (rodzicielskich
warstw), to zblienie dwu elementw nie stanowi problemu, musi zaj w tak
zdefiniowanych warunkach. pocz si, bo w kocu s to jednakowe, obojtne
na dodatek postacie energii. natomiast pytanie o to, dlaczego poczy si
ze sob indywidualno, jak jest np. atom objawiajcy si si, dlaczego
cz si ze sob rne stany energetyczne (rne atomy), to ju wymaga
gbszej analizy. trzeba zacz ponownie - raz kolejny - od opisania, jak
wygldaj i jak si formuj kolejne poziomy kwantowe, jak tworz si na
nich zjawiska. czyli trzeba wyj a od poziomu zerowego.
poziom zerowy. - to poziom jednego kwantu, na ktrym wystpuje tylko jedna
"komrka". ale sprawa nie jest taka prosta. mam oto tak sytuacj, e
spotykaj si w przestrzeni dwa kwanty logiczne i nastpuje ich poczenie.
a raczej zaczyna si proces poczenia, nie dzieje si to przecie jako
cud. to nie jest na zasadzie "szast-prast" i poczyo si. to nie jest ani
nage, ani "bezczasowe" - ani banalne. jest to kwant zdarzenia, najmniejsze
z moliwych wydarze, ale to ju jest proces! podkrelam, to jest stawanie
si, to zacza si ewolucja. co do identycznego sobie dy, eby poczy
si (pod naciskiem otoczenia, to trzeba mie w staej pamici procesu).
identycznego, takiego samego, wic mona z nim wej "w zwizek". ale jest
to nie zawsze, nie w kadym przypadku identyczno pod kadym wzgldem
tutaj rozpatruj fakty na poziomie logicznym i one oczywicie musz by pod
kadym wzgldem do siebie identyczne, ale na wyszych poziomach mog si
czy kwanty procesu w postaci co prawda logicznej ale rne gabarytami.
mam tu szczeglnie na uwadze komrki rozrodcze, mskie i eskie. to s
kwanty logiczne, ale z przeciwnego bieguna moliwoci ewolucji. cz si
dwa elementy identyczne sobie w funkcji logicznej, acz rozmiarem rne.
kwant do kwantu zawsze da kwant i nie moe by inaczej. wanie, na
poziomie zerowym zaczynaj si ju procesy poziomu drugiego, a pierwszego w
ramach rozpatrywanej ewolucji, to z chwil poczenia si, zetknicia dwu
kwantw logicznych ta ewolucja si zacza. do tego momentu mona tylko
mwi, e proces si toczy, e elementy si do siebie zbliaj, ale nie
mona twierdzi, e ju jest ewolucja. do momentu zaistnienia jednoci w
postaci np. komrki biologicznej podwojonej (czyli zapodnionej), nie ma
ewolucji. poczenie oznacza pocztek procesu cho w szerszym ujciu jest
poprzedzony mnogoci zdarze. z perspektywy nowej ewolucji "tamto
wczeniejsze" nie istnieje.
w ogle sprawa z poziomem zerowym nie jest taka oczywista. ten poziom, cho
nie znajduje si bezporednio w ewolucji, to w niej uczestniczy. nie jest
te tak, e on jest dany, e to cudowne zdarzenie i zaistniao "od razu".
nie ma go dla ewolucji, ale jest wpisany w obrb ewolucji wyszego poziomu,
a przynajmniej w obrb poziomu generalnego, Ewolucji. dla poziomu zerowego
wydarzenia "zaczynaj" si z chwil wyodrbnienia z caoci poprzedniej
ewolucji kwantw logicznych i uzyskaniu przez nie postaci i odrbnoci. bo
to stanowi pierwszy "krok" w procesie. mona wic zasadnie dowodzi, e
pocztkiem poziomu zerowego jest ostatni poziom poprzedniej ewolucji. mona
dowodzi, e to jest acuch nierozerwalny, a tylko wyodrbnienie logiczne,
dla potrzeb zrozumienia, nadaje mu form pocztku i koca, skutku i
przyczyny. w realu jest to proces, ktrego rozdziela nie wolno, mona
wykaza tylko jego kolejne postaci w nieskoczonej fali zjawisk.
91
- prdkoci nadwietlne
wyjanienia wymagaj tak zwane "prdkoci nadwietlne", poruszanie si w tej
czci zdarze energetycznych. temat ciekawy, nawet fascynujcy a na dzi
z obszaru nawet nie spekulacji, ale fantastyki. a przecie w wietle kwantw
i opisywania za ich pomoc ewolucji, zaczyna si to jawi moe nie jako co
koniecznego, ale moliwego. to nie jest fanaberia rozumu, ktry ma ochot
podrowa szybko (i szybciej), a po drugie wszelkie ograniczenia s mu obce
z natury (jego mylenia). kwanty daj tu pewn nadziej. e dla "zamonych"
(duchem i energi), to inna sprawa.
zaczn od tego, e - przede wszystkim - prdkoci "nadwietlne" s faktem
"obiektywnie" istniejcym, tworz wszystko, co jest w wiecie i we mnie. to
zawsze proces, ktry ma swoje podprogowe zachodzenie - a to oznacza, e tak
po prostu musi si toczy szybciej od maksymalnej mi dostpnej prdkoci. bo
kiedy uznam, e "wiato" ma w ukadzie fizycznym (tu: wszechwiecie) swoj
maksymaln i eksperymentalnie ustalon warto, to przecie nie neguj, e
nie ma do tej wartoci prdkoci wikszej. tylko stwierdzam, e w obszarze
dostpnym jej nie ma i nie moe by. ale, wane ustalenie ewolucyjne, kady
byt, kady element zakresu mi dostpnego buduje si, ksztatuje, wyania z
paszczyzny (kwantowej). a wic jego zaistnienie "dokonuje si" - to zawsze
jest proces. nie mam w dostpnym obszarze niczego, co byoby dane, co byoby
bytem prostym. to tylko zoenie i to, powtarzam, dokonujce si.
dlatego wniosek z tego rozumowania brzmi: nawet element wiata tworzy si i
wyania, tworzy si kwantowo "w pionie" i wyania z paszczyzny (ta). eby
w ewolucji mona byo przekaza sygna, musz posiada wielko pen oraz
trwa, przekaz moe zaj na elementach powyej progu. ale ich tworzenie
si przebiega podprogowo i wanie "nadwietlnie" w stosunku do procesw w
moim zasigu. bo skoro moje s najwiksze (fizycznie), ale zarazem buduj si
- to fakty je tworzce musz przebiega szybciej. czyli s to do mnie fakty
poza-fizyczne (meta-fizyczne). ale na pewno Fizyczne. bo s. - to zdarzenie
konkretne, i zawsze Fizyczne.
dlatego prdkoci "nadwietlne", to szybko reakcji wiksza od tego, co si
w danym momencie znajduje w rozpatrywanym wiecie (lokalna warto prdkoci
wiata). takie prdkoci nie tylko mog by, ale i s. wystpuj, s faktem
(skadnikiem) procesw ewolucji na najniszym poziomie, kwantw logicznych.
te prdkoci rzeczywicie musz zawsze by wobec mnie nad-wietlne, poniewa
tworz ze swoich stanw prdko wiata. co, co tworzy (buduje) najwiksz
z moliwych prdkoci, musi samo ksztatowa si "szybciej", to zrozumiae.
w tym znaczeniu piramida zdarze ewolucyjnych, jej kolejne poziomy to take
piramida prdkoci procesw: najwiksze prdkoci dotycz najmniejszych w
rzeczywistoci elementw, fundament buduje si najszybciej (tu: prdko, ale
rwnie i najwczeniej), inaczej by go nie byo. im wiksze skomplikowanie,
im wyszy poziom na skali energetycznej, tym prdko zjawiska mniejsza.
pytanie, obecnie przychodzi czas na pytanie gwne: czy bd moliwe podre
z prdkociami nadwietlnymi? - tak. bd moliwe. - ale odpowied nie jest
tak prosta, jak na pierwszy rzut oka si wydaje. co w ewolucji moliwego
nie oznacza, e jest to do wykonania. teoretycznie sprawa do przeprowadzenia
jest moliw, ale praktycznie, jak zaznaczyem, dla nielicznych. - o ile w
ogle dojdzie do takiego poziomu.
dlaczego to zastrzeenie? poniewa prdkoci nadwietlne, cho wystpuj w
obrbie wszechwiata (i go tworz w zakresie podprogowym), jednoczenie nie
pozwalaj na poruszanie si w tym ukadzie szybciej od "c". skoro co mnie
tworzy elementarnymi stanami, nie mog tego pokona, bo rozbij si o cian
"teraz" (o paszczyzn kwantow). mniejsze wartoci mona pokona sygnaem
zbudowanym z jeszcze mniejszych elementw oraz przemieci si w otoczeniu
dalej-szybciej - ale nie prdko wiata, maksymalne tempo budowania si
struktury (mnie i wiata). nigdy jej nie przebij wewntrz rzeczywistoci.
93
- wniosek
prdkoci nadwietlne tworz wszechwiat, ale dlatego nic si szybciej od
wiata w nim nie przemieci. w relacji do prdkoci, ktr posiada wiato
w danym ukadzie, nie ma szybkoci wikszych, nie jest moliwe poruszanie
si ukadu fizycznego z nadwietln prdkoci. jako ciao materialne, wic
"utkane" z fotonw (i niszego drobiazgu), nigdy nie mog przebi tej bariery
(ciany, paszczyzny) - adna materialna struktura nie osignie prdkoci
nadwietlnej.
co, powtarzam, nie wyklucza podejcia, a nawet jest oczywistoci, e mona
przemieszcza si z du, bardzo dua dowoln prdkoci. prdkoci,
wobec ktrej warto przemian wietlnych jest ma, bardzo ma znikom. i nie jest to paradoks. i nie jest to stwierdzenie bez sensu. i nie jest to
fantastyka. to opis moliwoci ewolucji. - w czym tkwi haczyk? na jakim
poziomie ewolucja pozwala sobie na takie, z mojej perspektywy niewybredne
arty? c, odpowied jedynie moliwa jest tylko taka: w Kosmosie.
dokadnie na poziomie Kosmosu, czyli poza wszechwiatem "poruszanie si"
ukadu fizycznego moe-musi realizowa si z prdkociami do mnie duymi i
bardzo duymi, potencjalnie nieskoczonymi. ale to oczywicie kolejny art
ewolucji, mwiem przecie, e nie ma prni doskonaej. wic i na poziomie
Kosmosu wystpuje opr, hamowanie i niszczenie bytw tam si znajdujcych.
wszelakich bytw, a wysanych intencjonalnie tym bardziej. - ale logicznie,
tak do mnie skrajne prdkoci, s moliwe - i s oczywistoci.
i znw zwracam uwag na art ewolucji, bo ewolucja w tym zakresie to zaiste
dowcipni niesamowity. daje drog, w ktra mona pj, ale od razu ustawia
na niej takie bariery, e tylko si i podziwia. bo co musz zrobi, eby
znale si w przestrzeni poza-wszechwiatem? musz z niej oczywicie si
wydosta. ale, pytanie, jak to zrobi? przecie w kadym kierunku mam stan
paszczyzny cian kwantw. powoli jej nie przebij (gruba), przy szybkim
dziaaniu sam si roztrzaskam a chc wyj. jak to zrobi? c, fakt, to
moliwo dla bytw, po pierwsze, rozumnych, po drugie zasobnych w energi.
w duo energii. w mnstwo energii. - i to "kilkupunktowej". dlaczego tak? bo
porusza si w Kosmosie mona tylko bdc we wszechwiecie. dokadnie. to nie
ja artuj, ale ewolucja. powtarzam, z niej artowni nielichy. co to wic
oznacza? - e wyj poza wszechwiat moe ten obserwator, ktry wszechwiat
zabierze ze sob. do przemieszczania si statku kosmicznego w prni bdzie
konieczna "otoczka", "kokon" w postaci caego ewoluujcego pola energii. aby
zachowana bya lokalna stabilizacja warunkw (przez jaki czas) i cigo
istnienia wewntrznych bytw (np. mojej cielesnej struktury), ktre zawieraj
si na co dzie w ramach wiata, musi by wytworzona ewolucja o cechach
wszechwiata. oczywicie nie takich gabarytw, bo to prowadzioby wprost do
absurdu, ale to musi by energetyczny proces "susznych" rozmiarw. kilka na
przykad gwiazd czy co takiego. a dlatego kilka, e musi by w procesie
nacisk z kilku stron, jedno rdo nie wystarczy. kilka tworzy w rodku tego
zbioru stan stabilny i porwnywalny do wntrza wszechwiata. i tylko to moe
suy za (chwilowy) statek kosmiczny.
jedno trzeba jeszcze wyjani: nigdy nie bdzie mona, dla potrzeb ewolucji
"wewntrznej", znajdujcej si w obrbie wiata (czyli we wszechwiecie
"zamknitej"), nie da si wykorzysta prdkoci lecej poza t graniczn
wielkoci. nie mona dzi i nie bdzie mona jutro porusza si samemu w
tej strefie zjawisk, wicej: nawet adnego "kanau", drogi transmisyjnej dla
sygnaw informacyjnych si nie zbuduje. pomimo e ten zakres faktycznie
zachodzi - nie jest w aden sposb do praktycznego wykorzystania (przekazu
danych). owszem, jest na co dzie i bieco eksploatowany, i to przez kad
ewolucj, ale jako obszar intencjonalnie penetrowany nie zaistnieje. koniec.
"upiornych oddziaywa na odlego" nigdy nie bdzie (wiadomie).
94
kosmologia 1.5.
96
zakres 21 24 lat.
to w tym okresie dochodz w yciu jednostki wane role spoeczne, uzyskuje
w strukturze grupy prawa, ktre wi si z rolami w ramach zbioru. mog to
by na przykad prawa polityczne, obowizek pracy itp. itd. odniesie jest
rzeczywicie sporo. 3 x 7 = 21, 3 x 8 = 24.
to w tym okresie osobnik wchodzi w wiat jako penoprawny, jako rwnoprawny
ju uczestnik zdarze. dors. i staje si elementarnym bytem, ktry zdolny
jest do funkcjonowania jako pena osobowo (i ewolucja). w tym rwnie, co
tu ma zasadnicze znaczenie, do funkcji przekazywania "sygnau" w procesie.
- czyli do przekazania "kolejnej generacji" kodu ewolucyjnego w rodowisku
(po prostu do rozmnaania si).
wiek 32 - czyli stan rodkowy w liczbach kwantowych. 4 x 8 = 32.
zapewne nie musz przypomina i podkrela, jak wane oraz jak wielorako s
zwizane z tym wiekiem w kulturze liczby i ich odniesienie do ycia jak s
znaczce.
wiek 32 (33) to powszechnie w odczuwaniu, ale przede wszystkim w realnie si
toczcym yciu uzyskiwanie maksymalnych efektw dziaa, to najwaniejszy, w
szerokim ujciu, moment istnienia. jeeli uwzgldni jeszcze, e w praktyce
chodzi o przedzia lat 16 (18) 50, z punktem wyrnionym "32", to obraz
staje si peny. to w tym zakresie osobniczej ewolucji zachodz znaczce i
najbardziej rozbudowane fakty, w tym przedziale tworzone s najwartociowsze
dziea (co by tym dzieem nie byo). ten czas ycia to nie co innego, jak od
staroytnoci wyrniany stan/okres "akme" w yciu kadego czowieka, czyli
najbardziej "produktywny" pod kadym wzgldem wiek. te lata stanowi, s po
prostu "szczytem" fali yciowej istoty ludzkiej.
wiek 64 (65) lat. 8 x 8 = 64.
tradycyjnie w tym wieku uznaje si, e organizm czowieka si "wypali" i tym
samym, ustawowo (cho nie zawsze biologicznie), uzyskuje prawo do relaksu i
"wypoczywania". czyli wypada z przedziau "produkcyjnego" (i redystrybucji
dbr). oczywistym jest, e nie dotyczy to kadego osobnika, indywidualna i
przez osobiste dowiadczenia ksztatowana struktura biologiczna tyka swoimi
kwantowymi "sekundami", jednak rnice nie s wielkie. 64 lat przemija i
organizm czowieka zaczyna silnie odczuwa odksztacenia w charakterystyce
czasoprzestrzeni wasnej ewolucji (szczeglnie porankami, kiedy to stara si
ustali, jaki aktualnie jest dzie i jak si analizujcy podmiot nazywa). pomimo silnego obecnie trendu na wyduenie okresu aktywnoci (i zbierania,
na rzecz innych, skadek emerytalnych), kwanty mwi swoje: w tym wieku, po
osigniciu 64 lat, czeniu, daleko ju nie pobiegniesz oraz zbyt wysoko nie
podskoczysz. a w oglne "to" ju nie to...
wiek 98. 14 x 7 = 98. 12 x 8 = 96.
to "schyek" ycia. i w praktyce. i w ujciu kulturowym. i w ujciu, jak to
wyranie wida, liczb kwantowych. doywajcych tej granicy wyrnia si, a
nawet otacza szacunkiem (cho najczciej potrzebuj codziennej opieki), za
jako innych od pozostaych uznaje, gromko wituje "setne" urodziny, pyta o
przepis na dugowieczno i takie przemylenia szeroko rozgasza.
tylko czy owi "szczliwcy" tak samo myl o tej granicznej sytuacji, tak w
kwantach wanej?... jak dotrwam - to powiem.
wiek 128. 18 x 7 = 126. 16 x 8 = 128.
kres. w liczeniu kwantowym granica maksymalna zbornej jednostki wyrnionej
z ta energetycznego. maksymalny zakres zmian w jednym cyklu osobniczym.
98
- grupy spoeczne
- liczby kwantowe a struktura grupy
pytanie: co sprawia, jakie rnice, e w jednym przypadku z dwu jednostek (tu
ludzi) powstaje rodzina, a w innym tylko (czy a) kwant spoeczestwa? czym
rni si kwant w postaci rodziny (mczyzna + kobieta), a czym kwant, ktry
tworzy na przykad grup z dwu albo omiu mczyzn, przecie, czemu trudno
zaprzeczy, w takim przypadku take powstanie kwant-grupa. w jednym zbiorze
i zestawieniu (kobieta i mczyzna) cz si ze sob dwa kwanty i tworz
jeden kwant, w drugim take mam jednostk do zlicze. w przypadku mczyzny i
kobiety struktury s "dopasowane" i ewolucyjnie uzupeniaj si, co skutkuje
"fizyczn" wymian energii midzy nimi (i fizyczn bez cudzysowu), tylko e
w relacjach dwu osobnikw tej samej biologicznej budowy taka wymiana rwnie
zachodzi (czasami intensywna). co decyduje, e s to tak odmienne (w skutkach)
relacje?
jako efekt midzyosobniczej wymiany energii mog zaistnie kolejne kwanty tak indywidualne, tak spoeczne, mog pojawi si nowe jakoci, np. dzieci,
a w kolejnych rzutach procesu zbuduje si wielopokoleniowa rodzina (3 lub 4
generacje). idc dalej w tym rozumowaniu, w przypadku wzajemnego poczenia
i oddziaywania na siebie 4 rodzin w czasie aktualnym (w jednej warstwie i w
ramach ewolucji, w jednym okresie czasu i bliskiej przestrzeni), take ustalam
wymian energii. czyli rodziny mog si szybko "dopracowa" skutkw w postaci
nowych jakoci, potomstwa. czym takie relacje rni si od grup i zwizkw
"dopasowanych inaczej", jakie skutki taka zbiorowo wytworzy i dlaczego? co
jest gwnym czynnikiem wyrniajcym procesy?
warto przeanalizowa tworzenie si kwantu (grupy) w ramach spoeczestwa, a
ktry to kwant buduj osobnicy jednej formy ewolucyjnej. kiedy cz si dwa
kwanty spoeczestwa (dla prostoty rozumowania tylko jedna pe) o jednakowych
i rwnorzdnych stanach ewolucyjnych, z takiego poczenia odpowiednich sobie
jednostek powstanie take kwant - tylko e kwant w postaci grupy, powstanie
zbir lokalny w ramach zbioru generalnego. ale skutki jego istnienia, co tu
wane, nie wytworz ewolucji nastpnego rzutu, przynajmniej w rozumieniu, e
bdzie potomstwo. co zaistnieje, taka grupa na pewno wytworzy nowe byty (i
inne produkty), ale nie bd to ewolucje przeduajce proces biologiczny. w
tym przypadku nie wystpuje przekazanie "sygnau". - oczywicie dzi, w dobie
inynierii biologicznej, takie ograniczenie traci swoje znaczenie, a za moment
(dziejowy) straci go zupenie, jednak wykazanie takiego rozrnienia swojej
wagi nie straci nigdy, poniewa zawsze bd ewolucje, ktre mog "wytworzy"
zwizki "rodzicielskie" (i to niezalenie od swojej konstrukcji) i w efekcie
uzyska "potomstwo" - oraz takie, ktre nie bd, z rnych powodw, takimi
parametrami dysponoway. przy czym, co ciekawe i wane, sens pojcia "efekty
potomne" mona rozciga szeroko, to nie musz by tylko obiekty biologiczne.
to moe by np. praca twrcza, publikacja, czy inny podobny wytwr ewolucyjny
(materialny czy niematerialny).
wane w tym rozumowaniu jest to, e rodzina (pojta tradycyjnie, na dzi) to
struktura, ktrej "produktem" bdzie nowa jako. tylko taka "konstrukcja",
kolejne wane oraz zasadnicze, moe wytwarza "namacalne" nowe jakoci (ktre
przedu cig ewolucyjnego istnienia). grupa zoona z jednakowych kwantw
nowe jakoci (i take namacalne) zbuduje, ale bd to na przykad barykady na
ulicy lub inne podobne ksztaty... co powoduje, co decyduje, e jedna grupa
wytworzy takie, a druga odmienne kwanty? czym te kwanty si rni i czym s?
czym rni si struktura grupy spoecznej, w ktrej dominuje rozkad "pionowy"
("rodzinny") od grupy, ktr tworz zalenoci w ramach poziomu, "poziome"
(np. jednakowi osobnicy)?
w szerszym rozumieniu sprawa jest wana, poniewa dotyczy wszelkich procesw
ewolucyjnych, w ktrych takie rozrnienie mona przeprowadzi - to chyba i
oczywiste, i zrozumiae.
99
obie tak zakrelone grupy mog wytworzy nowe ewolucje, co powstanie z ich
dziaalnoci. owe ewolucje oddziaaj na otoczenie, i to w podobny sposb, a
efektem ich istnienia w obu przypadkach bdzie jaki kwant zdarzenia - i to
w chwili aktualnej, jak i w ujciu historycznym. w obu przypadkach powstan
ewolucje dwupoziomowe, majce charakter zjawiska penego (faktu realnego). i
obie grupy s w czasoprzestrzeni tak samo "podne", tworz takie same fakty
oraz zdarzenia, wpywaj na otaczajcy ich wiat. a przecie "na oko wida",
e nie s to te same i takie same wartoci. obie grupy powstaj tak samo:
jako dopenienie si ich struktury o kolejne kwanty. tak samo, na tej samej
zasadzie przebiega wymiana energii w ramach grupy, jak i z otoczeniem i to
psychicznej, i fizycznej. w obu grupach zajd analogiczne procesy, bd si
wyodrbnia kolejne podstany kwantowe (przywdztwo np.) - czyli hierarchia
grupy, "kolejno dziobania" bdzie podobna.
wanie, czy podobna? w przypadku grupy-rodziny wymiana przebiega pomidzy
"biegunami", czyli od jednej strony do drugiej (rodzice - potomstwo). a jak
w grupie rwnorzdnych elementw? czy w tym przypadku bdzie zachowana taka
struktura wymiany? co w takiej grupie bdzie punktem "biegunowym"? co bdzie
pobierao, a co oddawao energi? i jeszcze jedno - czy taka grupa elementw
o identycznej budowie bdzie miaa dwa poziomy, jak to si dzieje w ewolucji
rnych osb? czy w tym przypadku bdzie wystpowa jeden poziom ewolucja
pena, ale na jednym tylko poziomie? "pena", zaznaczam, w rozumieniu, e ma
w sobie, posiada 8 elementw - ale nie istniejca na rnych poziomach (dwu
minimum).
i to moe by ta zasadnicza rnica, o ktr chodzi. to znaczy elementem
rnicym obie ewolucje, cho s takie same w wietle kwantowych liczb oraz
zdarze wewntrz jest fakt istnienia tych procesw jako "rozcignitych"
pomidzy dwoma poziomami ewolucji - albo tylko na/w jednym.
ciekawe w tym rozrnieniu jest to, e jeden kwant (tu kwant-grupa) zajmuje
tylko jeden poziom, a nie dwa. w tym ujciu kwant zbudowany z osobnikw o tej
samej konstrukcji zmienia si, ewoluuje "w paszczynie", w ramach zbioru o
tej samej konstrukcji kwantw (tego samego rodzaju). proces biegnie tak samo
i podwajanie si, i wszelkie liczby kwantowe maj tu zastosowanie jednak
zdarzenie ani na moment nie opuszcza swojego poziomu i zawiera si tylko w
nim. ewolucja ma te same cechy i przebieg, ale tworzy si tylko i wycznie
"w poziomie" - cz si zawsze i wycznie takie same elementy (kwanty).
w przypadku drugim, ewolucji midzy poziomami (spotykaj si dwa procesy w
przesuniciu o jeden kwant zbudowane, ktre nale ju do dwu rnych stanw)
- skutkiem takiego pionowego poczenia si ewolucji (take penych) zbuduje
si rwnie pena, omioelementowa struktura potomna. kiedy mijaj si dwie
rozbudowane czasoprzestrzenne ewolucje na odlego jednego kwantu, tworzy
si pomidzy nimi zakres wsplny, zakres wzajemnego na siebie dziaania i
tworzy si zakres wymiany energii. i to w tym, dla obu ewolucji wsplnym i
zabudowanym podobnymi elementami obszarze, tworzy si nowa jako, tu, w tym
przypadku, biologiczna ewolucja potomna. a co wicej, poza tak wytyczon w
rodowisku "stref rodzicielsk" nie moe si nic zbudowa, bo w pustce nic
si nie zbuduje.
wniosek, jaki wypada z tej analizy wycign bdzie taki, e kwanty nalece
do tej samej strefy (poziomu) nie mog utworzy nic innego, jak "krgi" w
ramach swojego zbioru. proces ewolucyjny w obu przypadkach jest identyczny,
ale dokonuje si raz "w pionie", drugi raz "w poziomie". - w ramach jednego
poziomu proces dotyczy zbiorw sobie rwnorzdnych, ktrych "produktem", tak
to mona okreli, bdzie "powielanie" kwantw, natomiast midzypoziomowa
ewolucja wytworzy now jako struktur potomn.
100
- liczby kwantowe
- odniesienia do zjawisk spoecznych
- jednostka a zbir
ponisze, podawane przykadowo wielkoci kwantowe (tak dla ewolucji zbiorw,
tak dla ewolucji jednostek), s maksymalne. podane tu liczby s "idealnymi"
stanami, takimi, ktre mog zaj w rodowisku (zbiorze, strefie, poziomie),
do ktrego przez cay czas istnienia ukadu dopywa energia, i to w stopniu
zaspakajajcym potrzeby. uwzgldnienie tego faktu jest konieczne, poniewa w
efekcie procesy ewolucyjne nie wyhamowuj, nie dochodzi do ich destrukcji (s
czne i tworz "acuch zdarze"). e to sytuacja (prawie) niemoliwa, to
oczywisto, przecie ycie (istnienie jako takie) w rodowisku to ciga i
zazwyczaj brutalna walka i o zasoby, i o samo przetrwanie. e "rozum" agodzi
ten "naturalny" i gboko wpisany w mechanizmy tok zachowa prawda. ale, to
rwnie stwierdzenie prawdziwe, tylko czasami (i u niektrych).
przykady zrealizowania si liczb. oto czytam w "antropologii", e podstawowa
grupa spoeczna (grupa owiecka), najczciej jest opisywana jako wielko 25
- 30 osb. ju to moe stanowi podstaw do analizy, jednak w wietle liczb
kwantowych bdzie to przedzia 24 - 32. a nawet, ale to warunkowo, zakres 16
- 32 jednostek (16 - 24 warunkowo w takim cigu). dlaczego przedzia 16 24
pojawia si warunkowo? poniewa jest to wielko jednego zbioru, jednej tylko
rodziny, ktra musi by, eby ukad sta si elementem dopeniajcym. 16 to
peen zbir, ale jako kwant-zbir. tu nie wystpuje stan, na ktry wskazuj
liczby kwantowe, czyli tych jeszcze dwu elementw na "dobry pocztek" i ju
kolejny pocztek w nowej ewolucji. natomiast wielko grupy 25 30 jednostek
jest dobrym odniesieniem, ktre pokazuje, e liczby kwantowe w spoecznych
zbiorach uzyskuj swoj reprezentacj.
nastpny przykad. kto pisze, e grup funkcjonaln jest stan 500 osobnikw,
e tylko takie (jako cao) grupy mog realizowa swoje zadania w rodowisku
i tworzy struktury spoeczestwa (przez mnoenie, wielokrotno). zagldam
do liczb kwantowych - i prosz, jest wielko 512 kwantw. ciekawe, prawda?
kto kim si tu sugeruje, liczby kwantowe struktur grup spoecznych, czy te
grupy liczbami? - to tak artem, przecie wczeniej ju pado, e nigdy nie
mona rozdzieli procesu od jego zasady, a zasady od procesu. liczby kwantowe
s, wcielaj si w wielko grupy spoecznej. poniewa proces ewolucyjny ow
grup tworzcy podlega liczeniu kwantowemu poniewa jest skwantowany, to w
efekcie budujce si struktury (tu spoeczne) musz takie wielkoci zawiera
w sobie. nie ma znaczenia "wielko" kwantu, to zawsze jest kwant i "mechanika
kwantowa". - co wicej, liczenie jednostek w konkretnym zdarzeniu zawsze jest
obarczone losowoci i wymaga uwzgldnienia wielu danych. w przypadku reguy
(kwantowania) mam od razu stan, wielko idealn - czyli 512 osb. mog wic
miao zaoy, bez obawy o pomyk, e wanie takie wyliczenie jest pene
ewolucyjnie, a podawane 500 osobnikw to tylko lokalny, losowy fakt. albo po
prostu podajcy t wielko autor, dla wygody liczenia, uj w analizie tylko
"pisetk" z caoci. mona i tak.
podobne wielkoci znajduj si w opisie ras, genotypu, kultur itd. a jeeli
liczby kwantowe definiuj tak dokadnie procesy z obszaru ludzkiej populacji
- mam prawo powiedzie, e dotycz i innych populacji i innych, wszelakich
ewolucji. bo, to pytanie zasadne, niby dlaczego tylko w tym jednym przypadku
zachodziaby taka zgodno? w odniesieniu do czowieka "namacalno", wicej,
oczywisto tych liczb jest a przytaczajca. nie tyle zastanawiajca, wszak
dotyczy jednego wiata i jednego procesu, ale wanie "przytaczajca", e to
si a tak gboko i w sposb ewidentny prezentuje - e dotyczy historii oraz
stanu aktualnego. odnosi si do czowieka, ale dotyczy planety i jej historii
- dotyczy biologii - dotyczy zwierzt dotyczy wiata i (wszech)wiata i
zawsze-i-wszdzie.
a reszta? reszta to pochodna tego faktu. i losowe zawirowania.
102
- podwajanie ewolucji
- "zasada podwajania"
- mae podsumowanie
na koniec tego odcinka notatek - podsumowanie zasady podwajania. podwajania,
wystpowania w procesie dwu elementw (jednostek, kwantw) jako stanu nie to
e logicznie koniecznego, co jest prawd, ale fizycznie niezbdnego, eby o
procesie mona byo mwi i eby ten proces mg si toczy (mg si w tle
wyrni oraz toczy). czyli chodzi w ewolucji o fakt zasadniczy, ktry musz
w kadej analizie rzeczywistoci uwzgldni. podkrelam, to fundament mwienia
o ewolucji i opisywania zmian.
po pierwsze, "zasada podwajania", mona to nawet okreli w tym momencie jako
"prawo podwajania" ewolucji, dotyczy zjawisk zachodzcych tak "w pionie", jak
i "w poziomie". nie ma wyjtkw. - to znaczy, e pena ewolucja, peny kwant
ewolucji (gdy takim si stanie, wybuduje si w zakresie nadprogowym, fizycznie
"namacalnym" i mierzalnym) przechodzi, zmienia swoj pozycj w przestrzeni.
i jako byt "penoprawny" moe rozpocz przekazywanie sygnau do nastpnego
punktu w ewolucji staje si zdarzeniem, ktre dysponuje si ("i godnociom
osobistom"), eby taki "sygna" wytworzy i przesa dalej. mwic inaczej,
posiada wystarczajcy zasb energii na "rozpychanie" si w rodowisku oraz na
zaznaczanie obecnoci.
z penej ewolucji z dwu jednostek ewolucyjnie podwojonych, w ramach zmiany
zachodzcej midzy poziomami, powstaj nowe jakoci kolejna jednostka. ju
jednostka (kwant) kolejnego poziomu, to kolejny krok w historii. i taki fakt,
w miar wyaniania si z ta (gromadzenia energii), usamodzielnia si, staje
si "bytem" i, jako nastpne ju "pokolenie", moe znw oddziaa z innym
stanem ewolucji "w pionie". czyli w mijaniu "na kwant" (czasu-i-przestrzeni)
wsptworzy nowo. w przypadku czenie si ewolucji dwu rnych poziomw,
ale kwantowo bliskich sobie, efektem jest nowa jednostka, nowa konstrukcja w
postaci zbioru podwojonego (jednostka ewolucyjna).
natomiast z penej ewolucji "w poziomie" powstaj zbiory. kwant zaistniay,
wytworzony powoany do dziaania w trakcie ewolucji "pionowej", czy si w
coraz wiksze struktury, zbiory energetyczne, ale "tosame". buduje si take
na zasadzie podwajania, poniewa w procesie zawsze musi uczestniczy element
w formule ewolucyjnej (sam musi by podwojony oraz wsptworzy proces wraz z
takim samym stanem), jednak w efekcie takiej zmiany buduj si struktury, w
ktrych brak zrnicowania, brak symetrycznego dopenienia, brak tu "drugiej
strony" ("lustra").
podwojenie - to dokadnie: zdwojenie stanu. uzupenienie, dopenienie kwantu
drugim takim samym przebiegiem (symetrycznym do niego). i dotyczy podwojenie
kadego nowego poziomu, kadego nowego zakresu ewolucji. czy to w pionie, czy
w poziomie. zawsze na/u pocztkw zmiany jest stan dwudzielny, dwuelementowy
podwojony. i musz mie tego wiadomo. kiedy ustawiam (ustanawiam) gdzie
i kiedy stan jednostkowy w przedziale fizycznym, popeniam zasadniczy bd
mylowy: nie ma bytw jednostkowych, elementarnych, punktowych. to zawsze i
wszdzie zoenie najmniej z dwu jednostek.
eby uzyska nowy kwant, now jakociowo jednostk w pionie ewolucji, musz
podwoi stan poziomu poprzedniego, pen, dopenion "do brzegu" ewolucj z
niszego zdarzenia. - rwnie w poziomie, eby uzyska, zbudowa nowy zbir
i uzyska now posta ewolucji zbiorw, potrzebuj dwu penych jednostek z
poprzedniego odcinka (strefy) wyrnionego zakresu ewolucji poziomej. zawsze
dwa podwojone wewntrznie (i symetrycznie "w sobie" zabudowane) energetyczne
stany buduj zmian, s warunkiem tworzenia si nowego bytu ewolucyjnego. w
otoczeniu, "po horyzont" (fizyczny), kady rzeczywisty fakt, to wydarzenie
dwoiste, podwojone dwuliniowe. najmniej dwuliniowe.
ewolucja to proces "podwajania" - jednostka jest niczym, para wszystkim.
103
kosmologia 1.6.
104
- ukad okresowy
- ile ukadw?
w praktyce ukad zaczyna si od dwu pierwiastkw, ale dotyczy to, zrozumiae,
tylko jednego cigu ewolucji. powyej ju pado generalne stwierdzenie, e
nie ma i to na adnym poziomie analizy pojedynczego faktu w ewolucji. co
by tym faktem nie byo, jak wielki dystans proces (czy abstrakcja procesu) by
nie obejmowa. nie ma stanu jednostkowego - nie istnieje tylko jedna linia
ewolucji. dlatego nie ma tylko jednego ukadu okresowego.
i dlatego na pytanie, ile jest "ukadw" pierwiastkw, trzeba znw sign
po ewolucyjn zasad podwajania. musz by najmniej dwie jednostki - w tym
przypadku dwa ukady, eby mona by mwi o ewolucji w postaci materii, w
postaci pierwiastkw.
najwaniejsze w tym toku rozumowania jest wykazanie (przez odwoanie si do
generalnej, nadrzdnej zasady ewolucyjnej), e w praktyce nie ma jednego, e
nie moe by tylko jednego ukadu, ktry by wszystko w sobie "konsumowa". w
rzeczywistoci s liczne ukady, a najmniej musz by dwa. - najmniej musz
by dwie linie ewolucji materii, dwie drogi.
te drogi - to naturalnie rny czas ich zaistnienia, czyli rne tym samym
przebiegi. przecie tylko w taki sposb mona wyjani istnienie izotopw,
wic bardzo podobnych sobie stanw pierwiastka. jeeli nie opisz tego jako
procesw z innego czasu i przestrzeni (jako stanw porednich), to nie bd
mg tego zrobi inaczej. mog skonstatowa fakt i przyj go do wiadomoci,
ale na pytanie, "co to s izotopy oraz dlaczego s?", odpowiedzi nie udziel
adnej. nie mam punktu zaczepienia. - kiedy natomiast uznaj, e ewolucja to
proces toczcy si wielowymiarowo (i wielopaszczyznowo), jeeli stwierdzam,
e s co najmniej dwa poziomy zdarze i wzajemne oddziaywanie ich na siebie
(i przepyw energii pomidzy nimi), to mog wykaza, e w tak opisanym i tak
rozumianym zdarzeniu s i stany porednie, i sam fakt przepywu, i rny w
czasie i przestrzeni moment tworzenia si odrbnych elementw (a dla mnie
pozornie jednego pierwiastka). w tak szerokim ujciu istnienie izotopw czy
krtkotrwaych skadnikw materii to oczywisto oraz konieczno to stan
chwilowy, ktry obserwuj. izotopy to fizyczne "stany porednie" tego samego
pierwiastka, ale ktre przynale do innego ukadu. s to elementy caoci,
ale ktre ju "odchodz" z ewolucji, albo "wschodz" w zakres obserwowalny.
a najliczniej i najbardziej "masywny" element tej ewolucji to chwila obecna.
ukad pierwiastkw jest procesem w trakcie przemian i nie mona inaczej
go pojmowa.
- ile ukadw?
odpowied: najmniej dwa. tzn. dwie linie, dwa poziomy. ale ile ich bdzie
konkretnie (takich linii, ktre zdoay si zrealizowa do tej pory i, co
wane, istniej jeszcze w jakiej formule) - to do ustalenia.
czy istnienie w obecnym ukadzie pierwiastkw dalszych poziomw (cikich) i
towarzyszcych im licznych izotonw dowodzi, e tyle byo ju linii przemian
- e tyle byo ju w historii materii linii ewolucyjnych i si jeszcze nie
skoczyy ostatecznie? skaniam si raczej do wniosku, e w tym przypadku
chodzi jednak o stany porednie, e tak opisane izotopy nale do tego samego
pierwiastka, tylko z rnych okresw jego przemian. jednak nie wyklucza to
ujcia, e jest to rna ewolucja, z rnych faz. raczej pierwiastki cikie
naley rozumie jako przemiany wewntrz jednej linii ewolucji, a nie rne
ewolucje (z rnych ukadw).
wniosek zasadniczy, ktry naley wyprowadzi w wyej zapisanego brzmi: nie
moe by jednego ukadu.
107
- ukad okresowy
- analogie
- obrazowanie ewolucji
analizujc ukad pierwiastkw odwoywaem si, i to wielokrotnie, do procesu
ksztatowania komrki, co w nim wida i jak zachodzi. okrelenie "komrka" w
tym cigu rozumowania jest wane. wynikaj z niego ciekawe analogie, ktre
nie tylko wspomagaj zrozumienie, ale s konieczne, kiedy analizie poddaj
zakresy jeszcze nie rozpoznane lub "ciemne" z zasady (na zawsze czy chwilowo
poniej progu rejestracji). po pierwsze, jeeli ukady s podobne do komrek
i powstaj w ten sam sposb (czy komrki tak samo jak ukad, jeeli za punkt
odniesienia bra chronologi) - to oznacza, e analogie s, a na pewno mog
by daleko idce. jakie? takie, e i cay ukad, i jego podukady (ale take
cay wszechwiat w najszerszym ujciu) tworz si, ich powstawanie zachodzi
w formie ewolucji i na podobiestwo tworzenia si komrek ycia. argument,
e jedna zasada musi si jednakowo (analogicznie) realizowa, jest tu, moim
zdaniem, rozstrzygajcy. o ile, co zrozumiae, przyj, e taka jedna zasada
jest faktem. - ale, osobicie (i chyba nie tylko ja), odrzucam podejcie, e
wiat jest formowany (formatowany) przez lokalne i liczne tym samym zasady
(w nieskoczonoci), nie daj przyzwolenia na wielo regu. dlaczego? chaos
w ramach jednej zasady jest faktem, w przypadku mnogoci praw bdzie totalny
(i nic tu z podejcia, e lokalnie moe by ad, bo przecie w bezkresie i
tak "kiedy-gdzie" oddziaanie tych lokalnych stanw musi si dokona a
to wyklucza dusze i stabilne trwanie). - jeeli ma by zachowana jedno
wiata oraz powizanie elementw (moliwo korzystania z innych skadnikw
ewolucji) - to tak samo, jak kod genetyczny ycia jest dla wszystkich tego
zakresu elementw jednaki (fizycznie i logicznie), tak samo "kod genetyczny
ewolucji" ("kod ewolucji") musi by jeden. realizowa bdzie si w wielu w
niezliczonych konkretnych postaciach, ale musi by jeden. odrzucenie zasady
jednoci (jednego "kodu" i zasady analogii) oznacza dowolno i chaos. a
tego nie dostrzegam w wiecie. uwaam, e proces powstawanie komrek-ukadw
pierwiastkw jest analogiczny do tworzenia si komrek ycia, e tak nawet
pozornie inne oraz odmienne logiczne struktury (abstrakcje) rwnie powstaj
jako omioelementowe ukady materii. powstaje maksymalnie 8 po 8 elementw
ukadw. razem 64 elementy.
chodzi o fakt, ktry obserwuj biolodzy w trakcie formowania si komrek zachodzi mianowicie podwajanie liczby skadnikw, energia ukada si w takiej
sferze w ramach podziau lub czenia i, co wane, ukada si "biegunowo"
lub "rwnikowo". zachodz zmiany, ktre skutkuj tym, e w pewnych miejscach
ukadu gromadz si "zgszczenia", a nastpnie dochodzi do podziau komrki
oraz powstania nowego odrbnego, ale stanowicego cznie cao ewolucyjn
zjawiska. czyli nowej komrki. dlatego musz traktowa ten ukad (ten wiat,
w ktrym yj) jako stan tworzcy si - jako ewolucj w toku. jako "komrk"
materii w trakcie podziau - "wyynania" si w rzeczywistoci, "bruzdowania"
w Kosmosie.
mwic jeszcze inaczej - wszechwiat (rwnie i ukad okresowy), to element
podwajajcy si, tworzcy. zachodz w nim procesy analogiczne, identyczne do
przypadku podwajania si komrki. rnica jest tylko jedna: skala zjawiska.
o ile w komrce zachodzi to na/w malej iloci energii i maej przestrzeni,
o tyle w przypadku wszechwiata jest to zjawisko "rozlege" (delikatnie to
okrelajc). ale to zawsze-wszdzie jest ten sam proces w sposobie dziania
si. wszechwiat jest rwnie "komrk", ktra si podwaja, ktra dzieli si
na coraz bardziej skomplikowane stany. mona si zastanawia, w jakim czasie
obecnie, w ktrej "komrce" przyszo mi y i ile takich komrek potrzeba,
eby ycie powstao - ale to na pewno jest ewolucja "w trakcie" (dzielenia
si i rozprzestrzeniania).
108
- sfera ewolucji
- zestawienie
zamieszczony w tym punkcie rysunek to graficzne wyobraenie sfery ewolucji i
zestawienie danych to zsumowaniu wszelkich i do tego momentu opracowanych
uj. podkrelam, chodzi o zbir ustale, ktre odnosz si do obecnego punktu
opisu, oczywicie to nie zakoczenie dziaa, ale tylko etap w definiowaniu,
do tematu w dalszym toku pracy bdzie trzeba nawiza (wielokrotnie).
(1, 2, 3... 7, 8) - to s elementy, poziomy sfery ograniczone liniami, ktre
oznaczaj "poudniki", a tych jest 9.
- sfera (ewolucji)
- zalenoci
na powyszym rysunku, co warto w tym momencie wyrni (to istotny fakt dla
opisu zmiany ewolucyjnej i skadnik rozumowania), jest tu widoczne "stykanie"
si, wystpowanie "obok siebie" (bez przerwy) linii zdefiniowanych jako "1"
i "8" - czyli "zamknicie si" ukadu z "drugiej strony" czyli pokazanie,
e w rzeczywistoci chodzi o jeden i caociowy proces, ktry jedynie staje
si w moim "spaszczonym" (do kartki papieru) obrazie podzielonym na odlege
sobie czci. widz kartk z liniami i naniesionymi na/w nie nazwami (a take
innymi symbolami, za ktrymi co si kryje), ale przez ten fakt, wanie tej
"paskiej" konstrukcji szkicu, umyka mi z pola widzenia, a co gorzej nie mam
wiadomoci, e tak ogldana i analizowana abstrakcja to realnie "zamknity"
w sfer proces ewolucyjny w trakcie zachodzenia. widz paszczyzn kartki i
"rozumuj pasko" o zdarzeniu, ktre nie jest ani paskie, ani skoczone. i
to jest problem.
jest na/w rysunku take zawarte ujcie (potencjalnie, poniewa nie mona tego
faktu byo tu prosto zawrze, ale to wniosek konieczny) - e ewolucja toczy
si "po spirali". skoro to sfera, skoro to struktura w trakcie wybuchu albo
zapaci (czyli "rozszerza" si lub "pomniejsza" w obserwacji zewntrznej), to
efektem musi by wanie spirala denie do centrum lub odchodzenie od tak
wyrnionego punktu. co istotne w tym podejciu, ale ju w odniesieniu wobec
przebiegu realnego, wic toczcego si konkretnie i wobec konkretnych zdarze,
w praktyce nie bdzie to miao, co zrozumiae miejsca "spirala", logicznie
idealny obraz zmiany i konieczny, to konstrukcja maksymalna (tak samo, jak i
sfera dla zdarze zachodzcych wewntrz fizyki). po prostu, tak idealnego i
penego rozoenia rwnikowego i rwnolenikw nie zaobserwuj, zawsze stan
wypadkowy (konkret) bdzie "spiral zdeformowan", przeksztacon przez to,
e przeciska si przez oporne rodowisko. ale i tak, to rwnie wymaga tutaj
podkrelania, bdzie to zawsze spirala, ktrej koniec jednego poziomu stanowi
zarazem pocztek poziomu nastpnego, to jest proces mijania si w czasie i
przestrzeni, i to mijania "na jeden kwant" i po coraz mniejszych krgach.
ewolucja toczy si po coraz cianiejszej spirali (lub coraz szerszej, kiedy
wyrniony jest kierunek rozpadu w analizie).
jeeli chodzi o ukad okresowy, to takich "komrek" ("globusw" z naniesion
siatk kartograficzn) bdzie w tej chwili dwie. z tym, e druga si dopiero
- jak to wynika z wylicze - formuje, powstaje (czyli "bruzduje", e odwoam
si ponownie do wielce uytecznej analogii). oraz jeszcze nie osigna tym
samym penego stanu (jeszcze si wszystko nie zrealizowao). dla dwu komrek
pena wielko to 128 elementy, jednak do "tego momentu" pewien czas ewolucja
"pokouje" (i wszystko wewntrz niej).
jeszcze jedno: obraz tak zarysowanej ewolucji, jej kulista forma - to ujcie
nie tylko dla ukadu pierwiastkw, co zrozumiae, ale dla kadej ewolucji. tu
ponownie kania si zasada jednoci reguy i (wszech)wiata. wszelkie kwantowe
zjawiska - wszystko, co (jako) istnieje, mona tak opisa i zobrazowa. kula
(sfera) i jej "siatka kwantowa", ktr tu rysuj w formie i w odniesieniu do
siatki kartograficznej definiujcej planet, to opis oraz zobrazowanie dla
caoci. nie ma wyjtku. nie ma nigdzie adnych "wyszych" form zjawisk, np.
psychicznych, czy te kulturowych (co czowiek chtnie przypisywa sobie do
tej pory), ktre by si z tego opisu wyamyway. wszelkie procesy w logicznej
konstrukcji to sfera (fizycznie deformowana) - rwnie mylenie, rozumowanie,
odczuwanie, emocje (jak mio) tworzenie - czy tumy na ulicy wszystko
to mona zobrazowa, postrzega i analizowa jako kul ewolucji. a co wicej,
na takiej podstawie rwnie okrela jej stany (na przykad matematycznie).
i to jest ten zasadniczy zysk z tego podejcia, po ktry warto si pochyli.
jedno wszdzie.
110
- ukad
- ile ukadw? ile pierwiastkw? ile izotopw?
- zasada "7/7" i "8/8" (wyjanienie)
poniewa wielokrotnie w zapisie pojawia si odwoanie do przywoanych wyej
zasad, czyli regu opisujcych zmian, krtkie wyjanienie. dlatego krtkie,
e doprecyzowania jeszcze si pojawi a w praktyce cao tekstu jest takim
poszerzonym objanieniem ("suplementem" do reguy).
zasada "7/7" opisuje stany wewntrzne w ewolucji, ilo elementw budujcych
"krok po kroku" wyrnion w otoczeniu zmian, natomiast zasada "8/8" oddaje
zalenoci pomidzy penymi ewolucjami. "7/7" to opis od wewntrz "8/8" to
ujcie od zewntrz procesu.
czenie si penych ewolucji (czy to ukadw, czy komrek, itd.), podlega
zasadzie "8/8", ale ich wewntrzny przebieg, czyli ilo stanw kwantowych,
ktre musz zaistnie, aby taka ewolucja powstaa, to ju jest domena zasady
"7/7". elementy wewntrzne ewolucji to take pene ewolucje, take stanowi
osiem poziomw (odcinkw) - rwnie podlegaj liczbom kwantowym. ale, co tu
posiada znaczenie zasadnicze, miesza obu kierunkw opisu (i obserwacji) nie
to, e nie mona nie wolno. owszem, to s dopeniajce oraz warunkujce si
wzajemnie ujcia, ale nie s tym samym spojrzeniem. obserwacja "od wewntrz"
wnosi inne obrazy i wartoci (liczbowe), postrzeganie "od zewntrz" inne. raz
widz z ewolucji proces "w toku" przemian (wewntrznie), a raz w peni i ju
brzegowo w rodowisku, jako skoczony i wyrniony jednostkowy byt (ewolucj,
kwant "co").
obraz ewolucji moe by przez obserwatora rejestrowany na dwa sposoby: jako
wspuczestniczenie w zmianie, czyli "od rodka" - albo "z zewntrz", kiedy
zmian ujmuj w formie penej i brzegowej (poniewa tylko ten obszar zmiany w
takim ujciu jest dostpny). wewntrznie widz reakcje (etapy) prowadzce do
penych ewolucji (elementy skadowe) - a zewntrznie widz ju gotowe, wic
pene i kompletne stany (np. komrki po podziale). w rodku widz proces z
zewntrz widz skutek procesu. w rodku skutku nie zobacz (bo go jeszcze nie
ma), na zewntrz nie ujrz krokw porednich w ewolucji (bo ju ich nie ma).
a jako obserwator fizyczny mog postrzega tylko i zawsze z jednej strony. ale, co zrozumiae, oba spojrzenia cznie (!) prowadz do poznania, a przede
wszystkim do zrozumienia zjawisk. nie mona, nie wolno ich rozdziela nie
mona, nie wolno ich miesza. to s dwa dopeniajce si ujcia, i tylko tak.
jedno ujcie, jedno spojrzenie ewolucji nie oddaje, tylko dwa punkty widzenia
speniaj to kryterium (o tym szerzej w innym punkcie).
w liczeniu kwantowym mam zawsze wielkoci, ktre ulegaj zmianie. w liczbach
kwantowych mam ju zarazem i koniec jednego - i pocztek nastpnego odcinka
(stad np. 16 a nie 18). w ujciu penych ewolucji (cho te kwantw) mam nie
co innego, jak zasad ewolucyjnego podwajania. czyli zasad dopenienia "do
penej jednostki". operujc zasad "8/8", opisuj nie co innego, jak proces
zachodzenie zjawisk w skali "penej" ewolucji, natomiast kiedy operuj zasad
"7/7", opisuj stany wewntrzne zmiany, ilo elementw, ktre musz zaistnie,
eby ewolucja si dopenia - staa pen. eby "wyonia" si na moim, ju
dla mnie dostpnym poziomie obserwacji.
naturalnym w tym ujciu jest to, e zasada "7/7" jest "podstanem" do zasady
"8/8", ujciem wewntrznym tego samego procesu. zasada "7/7" okrela cz
najwaniejsz, ale cz penej ewolucji. opisuje i podlicza ilo elementw
w procesie, nie opisuje natomiast caoci. zasada "8/8", mona powiedzie, to
operowanie na wyszym poziomie, na caoci zjawiska (oraz zjawisk). o ile w
oparciu o zasad "7/7" licz stany wewntrzne ewolucji, podliczam, jakich i
ile kwantowych zjawisk musi zaj, eby powstaa ewolucja, o tyle zasad "8/8"
zliczeniu podlegaj zrealizowane ju, cae i uksztatowane ewolucje. - jedna
zasada pomaga liczy to, co w rodku - druga to, co si z tym caym ksztatem
dalej dzieje. jedna to wntrze, druga istnienie w otoczeniu.
111
ilo kwantw
2
8
18
32
50
72
98
w tym miejscu nie mog sobie odmwi przyjemnoci (c, czowiek jest tylko
czowiekiem), eby nie powoa si na kolejny, jake jaskrawy i wymowny, ale
gboko w ustaleniach ewolucyjnych osadzony przykad istnienia i "objawiania"
si liczb kwantowych, liczenia kwantowego, ktre mona przeprowadzi w ramach
powstawania ycia. podaj za "antropologi":
powstanie czowieka:
australopiteki:
czowiekowate:
mapy:
naczelne:
2
6
25
38
65
miliony
milionw
milionw
milionw
milionw
lat temu
tu maa przerwa. 2 miliony, czyli ostatni stan kwantowy, ktry jeszcze naley
do ewolucji, to wiek, ktry przypisuje si dla zaistnienia czowieka (lub 1
milion lat, to w innym rdle, ale to rwnie kres ewolucji i wana liczba).
6 - milionw, to kolejna suszna kwantowo wielko, to ostatni odcinek, ktry
istnieje midzy pen, 8-elementow ewolucj, a stanem 2, czyli kocem. 6 to
ilo dostpnych wewntrznie odcinkw ewolucji.
czowiekowate - 25 milionw lat temu. dlaczego nie 24, tego nie wiem, jednak
o milion nie bdzie szo (w kocu przy takich rozmiarach liczy si nie pena
i dokadna wielko, ale istotny jest rzd; a po drugie, kto powiedzia, e
ustalenie jest poprawne, w kocu byo prowadzone "na szcztkach", i to ju w
bardzo szcztkowej formie).
mapy - 38 milionw. moim zdaniem powinno by 40. ale i w tym przypadku nie
zamierzam si spiera, moe by i 38. poziom si zgadza.
no i - naczelne. tutaj wielko do zapisania 64 jednostek a si prosi. tyle
moe trwa pena wielko ewolucji. 65 to jednak o ten milion za wiele. ale,
konsekwentnie i podobnie, jak to zanotowaem poprzednio, nie zamierzam zbyt
mocno podkrela faktu, e to najpewniej "nieostre" ustalenia (nie s bdne,
co zrozumiae, ale sia rzeczy nieostre). c milion lat wobec wiecznoci?
dalej: ssaki - powstanie: 225 milionw. dlaczego nie 224, co jest wielkoci
jak najbardziej kwantow, to take do gbszego ustalenia. 224 to (224 : 8 =
28), a przy ujciu penych przebiegw ewolucji jest tak: 224 : 64 = 3,5. a
wic dokadnie trzy pene przebiegi w kwantowaniu i jeszcze dokadnie poowa.
co prawda bardziej byoby bliskie takiej wielkoci 256 (jako 4 x 64), czyli
poowa z 512 (8/8), ale wielko trzy i p jest do przyjcia. - powtarzam,
bardziej, moim zdaniem, dla powstania ssakw "odpowiednim" w tym wyliczeniu
byy stan 256 milionw lat temu, ale i 224 jest do zaakceptowania, mieci si
w zbiorze. a poniewa nastpna era w dziejach to datowanie na 270 milionw
lat temu (pocztek permu), dlatego nic nie stoi na przeszkodzie, eby pocztek
ssaczego zaistnienia umieci w permie. na co, odnoszc si do niedawnych i
chyba jeszcze nie do koca potwierdzonych ustale (przynajmniej do mnie to
nie dotaro), wanie gdzie na takim poziomie ten fakt naley ulokowa, ale
oczywicie nie przesdzam. cho osobicie, po dowiadczeniach w operowaniu
liczbami kwantowymi, przychylam si bardziej do logicznego datowania zdarze,
jak do ustalania okresw przy pomocy rozpadajcych si atomw (np. wgla). po
prostu jestem przekonany, e "twarda" i logicznie ustalona data jest stanem
pewnym, natomiast tego o "rozmytej", nieostrej wielkoci fizycznej nigdy nie
mona powiedzie.
a tak przy okazji, jak ju o czowieku oraz liczbach kwantowych poszo, warto
tu przywoa znane obliczenie, e cielesna, cao energetycznej konstrukcji
oznaczajcej fizyczn posta czowieka e ta ilo energii zmieci si w
szecianie o boku 40 cm. czyli "czowiek" (co tak dumnie brzmi) w prowadzonym
tak zliczaniu to tylko/a 64 dcm3 "substancji" materialnej. czy musz jako
specjalnie podkrela te wartoci? mam nadzieje, e jest to oczywiste. a do
tego wyranie pokazuje miejsce czowieka "w tym wszystkim".
113
- inne cywilizacje
- w wietle liczb dla wszechwiata i pola
nie, to nie jest odstpstwo od gwnego nurtu zapisu, wbrew pozorom temat jest
cile zwizany z wielkociami kwantowymi. o ile moe co-gdzie-kiedy-jako
istnie w ten dese, czyli obserwowa otoczenie i o nim rozumowa mniej lub
bardziej skutecznie, jest na pewno (na pewno) w relacji do wielkoci wanych
kwantowo tu nie ma adnych wtpliwoci. ponownie zapisz fraz o jednoci,
wiat i jego regua tworzca s niezczone zawsze-i-wszdzie. i dlatego nie
ma pytania, czy "inni" znaj i wykorzystuj wielkoci kwantowe, musz zna.
a jeeli istniej, to oznacza, e wykorzystaj.
ale - tu odrobina realizmu w odniesieniu do liczb i poszukiwa tych innych,
ot wynika z nich, i to wprost, e stanw (miejsc po prostu), gdzie bdzie
mogo (za)istnie ycie, nie jest tak mao - cho duo rwnie nie. nie kady
z wszechwiatw, ale tylko te nalece do rodka "krzywej ewolucyjnej" bd
mogy (potencjalnie) by nonikami ycia oraz rozumu. co jest tu przecie
kluczowe. pozostae s z samej zasady poza analiz. przedzia i zbir wiatw
moliwych do zaistnienia jest spory (na pewno do policzenia), ale jedynie w
niewielkiej iloci takich konstrukcji ycie, a tym bardziej w inteligentnej
formie, moe si pojawi. - a co wicej, zasada przynaleenia do spokojnego
okresu rozciga si na kady poziom analizy, posiada znaczenie zawsze. czyli,
ju w obrbie konkretnego (wszech)wiata rwnie. mwic inaczej, w innych,
poza wyrnionym jako "rodkowym" okresem w zmianie, bdzie albo za chodno,
albo za gorco - wic niegocinnie.
owszem, "wszechwiat" jest wydarzeniem lokalnym i osobnym w Kosmosie, ale z
tego przecie nie wynika, e nie podlega dziaaniu zewntrznych si i jest na
zawsze odseparowanym (a jeeli kto tak go traktuje, natyka si na zasadniczy
dylemat logiczny: skd i jak si "co takiego" wzio). jeeli postrzegam i
opisuj wiat w powizaniu z nieskoczonoci zmiany i staoci reguy, to
na sadzie rodka mog stwierdzi, e drastycznie zmniejsza to ilo moliwych
wiatw do zasiedlenia. i jest to konieczno logiczna.
po drugie - we wntrzu wszechwiata ilo ogranicze nie tylko, e nie spada,
ale ronie, i to do potgi. to znaczy, bdzie istniaa warstwa, dokadnie i
cile okrelona warstwa w zbiorze podobnych, w ktrej zaistniej (wszdzie
podobnie i podobne) zjawiska ycia. ale nie poza tak wyrnionym okresem, tu
nie ma dowolnoci. przecie musiay si pojawi elementy do budowania, a tych
nie ma na wczesnym etapie (i nie bdzie na pnym). musi wytworzy si, jak
to okreliem w innym miejscu, "zaktek ycia" w ukadzie okresowym, eby w
jego ramach mogo co ywego zacz si tworzy. rozprawianie, tym bardziej
poszukiwanie ladw ycia w rejonach, gdzie s inne warunki, to bd - i to
zasadniczy (wiadczy o gbokim niezrozumieniu regu). wyra to bezporednio:
nie mogo by duo wczeniejszego wydarzenia ycia, ale i nie moe by duo
pniej "czego takiego". powstanie ycia jest cile ograniczone do pewnej
warstwy czasoprzestrzeni. poza tym zakresem nie ma szans, eby powstano. i
jeeli ju poszukiwa ycia, to tylko w tym zakresie, w tej warstwie.
ale zarazem zasada rodka szukanie ycia (prawie) wyklucza. dlaczego? skd
taki pesymizm? prawda jest banalna: informacja o yciodajnym stanie nie ma ani
czasu, ani jak si wczeniej w przestrzeni znale. poniewa nie ma komu j w
otoczenie ekspediowa (wiadomie czy nie). duo wczeniej ycia, rozumu tym
bardziej, nie byo i nie mia "kto" wiadomoci w otcha czasu wrzuci. dzi
natomiast, jeeli teraz (rwnolegle do mnie w czasie) kto istnieje i takie
wieci po wszechwiecie rozsya, bo chce podyskutowa o tym wiecie (czy innym)
- nic mi po tym. bo nie doczekam sygnau. przecie takie informacje, ktre w
"to" miejsce "po mnie" trafi, adnego zysku w moje istnienie nie wnios, taki
sygna jest faktem "poza". c, duchy nie czytaj przekazw midzy-rozumnych.
wniosek dla poszukujcych? a dajcie wy sobie wszyscy, do jasnej ciasnej, z
tym spokj.
114
kosmologia 2.1.
115
soce.
soce, dla mnie gwiazda z okolicy, od dawna fascynowaa czowieka - w tym
i rytmy, ktre w sonecznej aktywnoci mona wyodrbni. ju omawiajc zasad
"7/7" wskazywaem, e jej bardzo dobrym zobrazowaniem s pojawiajce si w
staym (mniej wicej) rytmie plamy, bo jest to zmienno zwizana z kwantami
i jest z tego powodu zjawiskiem przewidywalnym. skoro wszystko mona podda
skwantowaniu, to rwnie pojawianie si na tarczy sonecznej ciemniejszych
miejsc musi temu podlega.
zasadniczy cykl, redni cykl tworzenia si zjawisk na socu, to wielko 11
lat. z oscylacj od 7 do 17 lat maksymalnego powstania. moe zastanawia si,
skd w tym szeregu wielko 11 lat, dlaczego wprowadzam t liczb i odnosz
do stanw kwantowych. liczba jedenacie, fakt, nie jest "zbiena" z rytmem
kwantowym ale tylko pozornie. dlaczego nie mona mwi o rozejciu si i
niezgodnoci liczb? oto wyliczenie:
1 (dzie)
8
64
512
4096
32 768
252 144
2 097 152
zwracam uwag, e wielko rodkowa w takim zbiorze (cyklu) wynosi 4096. a
to, przy podzieleniu przez 365 dni, czyli przez jeden rok - daje: 11,221917.
odpowiednio rwnie pozostae z tej skali wielkoci, podzielone przez zakres
roku, wnosz w wyniku wielkoci, o ktrych mona sdzi (cho dokadnie nie
znam rozmiaru wielkich cykli sonecznych), e maj swoje znaczenie. - co do
pozostaych wielkoci, czyli zakresu 7 i 17 lat, brzegw tego zjawiska, to
wyliczenie dla 7 lat stanowi: 5 x 512 = 2560 : 365 = 7,0136. - dla 17 lat:
12 x 512 = 6144 : 365 = 16,832. - natomiast wielko 4096 (11,22 lat), to
stan 8-krotnych wartoci 512, czyli rodek tego cigu liczbowego. a 5 i 12,
jak wynika z przelicze, to brzegi procesu - ale rodek wypada dokadnie w
penym stanie kwantowym. jestem przekonany, e grny brzeg oraz jego warto
nie wymaga gbszego komentarza, zawiera si i wypada dokadnie w wartoci,
ktra znajduje si w kwantowaniu (to jedna pena ewolucja i jej poowa).
co innego z wartoci doln, czyli ze stanem 5. - mog zakada, e realnie
jednak wystpuje nieco nisza warto tej liczby, e, najpewniej, bdzie to
wielko 4. dolna granica cyklu byaby nie w 7 lat, ale w 5,6109. tak to z
wyliczenia przynajmniej by wynikao, cho w praktyce moe to by po prostu
niewidoczne i nie do rejestracji. postulowabym dokadniejsze wyznaczenie
tego dolnego zakresu, poniewa zasadniczo odbiega od wielkoci kwantowych.
wyrnione powyej cykle s tymi, ktre wida najwyraniej, ktre s zbiene
do zdolnoci obserwacyjnych (i zmysw czowieka), ale jest pewne, e musz
istnie jeszcze wiksze i znaczne wiksze cykle w tym procesie, chwilowo o
tych zakresach zjawisk tylko si "napomyka". poniewa nie ma na t chwil w
sposb dostateczny zweryfikowanych obserwacji o tak dugim okresie, dlatego
s tylko przypuszczeniem i teoretyczn moliwoci. w wietle reguy, ktr
tu prezentuj, takie cykle to nie stan potencjalny, ale konieczno. i chodzi
o cykle znaczco wiksze, sigajce rytmw, ktre opisuj zjawiska w skali
wszechwiata. - kiedy obserwacja uczestniczca siga "najbliszej okolicy"
(w czasie i przestrzeni), trudno mwi o duych cyklach, ich ogrom po prostu
przytacza obserwatora. ale jak z istnienia kropli wody mona wywnioskowa
oceany tak samo mona wyprowadzi (wyliczy) z lokalnego rytmu kwantowego
rytm caej struktury. - i jest to zadanie do wykonania.
117
- czowiek
- cykle biorytmy
w kontekcie rozwaa o rytmach kwantowych nie sposb pomin rytmw, ktre
s zawarte w yciu czowieka, przecie istnienie takich rytmw nie podlega
dyskusji, a w wietle zasad kwantowania maj one swoje znaczenie i dokadnie
wyliczaln w procesie rytmik. poniej, co zrozumiae, tylko niewielki zbir
rytmw, moim zamiarem bowiem jest wykazanie, e takie rytmy istniej, a nie
pene ich skatalogowanie.
bodaj najwaniejszym, ktry narzuca si w obserwacji reakcji ciaa, to rytm
miesiczny, rytm o wartoci 26 - 29 dni. do tradycyjnie odnosi si ustalony
tak przedzia reakcji organizmu do cyklu ksiycowego, ktry trwa 29,5 dnia.
a jak to wyglda w liczeniu kwantowym? ot z cyklem miesicznym sprawa nie
jest prosta. powd? to nie jest cykl oparty "bezporednio" (przy pierwszym
ogldzie) na liczbach kwantowych. poprawniej jest, tylko e nie s one w
tym rytmie a tak prosto i "naocznie" zauwaalne (s "zakryte" samym procesem
i przez to w obszarze "poza"). dlaczego? przyczyna pozornego "rozjechania"
si tego cyklu z wielkociami kwantowymi znajduje si w gbokim ewolucyjnie
zakotwiczeniu. jak to pojawio si ju przy liczenia wieku wszechwiata (do
sprawy wrc), trzeba do penych ewolucji (penych odcinkw ewolucji) doda
wielko chwilow. czyli ostatni zakres, ktry si wypenia (w tym przypadku
zakres, ktry nie ma szansy si wypeni). - co tu jest wane? to, e "cykl
miesiczny" to praktycznie dwie fazy: wypeniania si kolejnych i ju penych
ewolucji (w organizmie jednego osobnika) - i dodatkowo jeden niepeny cykl,
ktry nie ma szansy tylko w tym ukadzie si zakoczy, bo w takim procesie
brakuje wielkoci ostatniej i "dopeniajcej" (konkretnie zapodnienia), nie
osiga penego wymiaru, bowiem brak dwu stanw penego zakresu.
cykl miesiczkowy jest odbiciem zasady - ale nie jest prostym wypenieniem
liczb kwantowych, te s w nim zawarte w penej postaci - ale z "dodatkiem",
ktry pen ewolucj sta si nie moe w samodzielnym zdarzeniu (brak jest
czynnika, ktry "domyka" ewolucj).
mwic inaczej, cykl miesiczny "sam z siebie" jest pochodn kwantowania, ale
nie jest "skoczonym" procesem, przecie pena ewolucja to taka, ktra uzyska
"dopenienie". co jest "dopenieniem" do cyklu? zapodnienie. cykl miesiczny
bez tego zakresu zdarze "urywa" si przedwczenie, jest niepeny z samej
zasady. kiedy nie dochodzi do takiego momentu, proces postrzegany nie moe
zobrazowa wielkoci kwantowych bowiem one w tym procesie nie zaistniay.
pene liczby kwantowe procesu s "poza" tak wyznaczon ewolucj, ju do niej
fizycznie nie nale s potencj, ktra nie miaa okazji si zrealizowa,
i to potencj "na zawsze" (to "byt pusty").
jak liczy taki cykl? 24 + 6 = 30. gdzie 24 dni to wielko trzech penych
cykli, a 6 znw jest stanem maksymalnym, ktry moe posiada taka w ramach
jednego organizmu "niedokoczona" ewolucja. w sumie wypada maksymalny termin
30 dni. ten ostatni odcinek moe by rny i wystpowa w osobniczo swoistym
rytmie. - dlaczego nie jest to jednak ani pene 4, ani 8 stanw kwantowych?
do omiu ewolucja dy, ale tylko dy. - to znaczy, e przy stanie 32 dni
powinna si zamkn jako cae zdarzenie, uzyska przeduenie w ju dalszym
zachodzeniu, ale nie osiga tego wymiaru i "wypada z gry". to nie jest
wielko 8/8, jako pene stadium - tylko jego poowa, a raczej zblianie si
do poowy. bowiem kiedy dojdzie do zapodnienia, to ewolucja osignie stan
32 i uzyska dalszy cig. wielkoci dopeniajc jest tu przebieg nastpny,
kolejny cykl 32 dni. ju jako wydarzenie o cechach ycia. ten kolejny cykl,
drugie 32 dni w ewolucji, to dopenienie do caoci - i to w tym nastpnym
odcinku zachodzi formowanie si zdarze.
cykl miesiczny, "sam dla siebie", jest procesem "niedokoczonym" z zasady.
ma w sobie cz pen - i "zadatek" na cig dalszy, ale czy on nastpi, to
ju warunkuje rodowisko.
119
- ziemia
- planeta "szczeglna"?
nie mona, w tym miejscu rozwaa nad rytmami, nie postawi pytania: a jak
to si ma do ziemi? dlaczego wanie na tej jednej, pozornie banalnej, gdzie
w mao ciekawym miejscu pooonej planecie ycie mogo powsta, rozwin si
i trwa? sowem - stawiajc spraw jasno czy to jest planeta szczeglna,
czy to jest planeta wybrana, czy to jest "ppek" wiata? odpowied: tak - to
planeta szczeglna.
wyjaniam od razu, e aden religijny, czy zwichrowany tok rozumowania nie
prowadzi do tego wniosku. proces, ktrego (na dzi) jestem zakoczeniem, jak
najbardziej jest fizyczny, realny, logiczny i oparty na kwantach. to, e na
ziemi powstao ycie (i rozum w konsekwencji), to nie jest przypadek czy do
tego wiata zewntrzna interwencja - cho jest to zdarzenie losowe. losowe,
ale nie jako wynik "gry w koci". przecie w ramach wielkiej liczby zdarze,
to oczywiste/naturalne/konieczne, takie miejsce dogodne do dalszej ewolucji
musiao si gdzie we wszechwiecie pojawi. a w nim, ju w przedziale, tylko
w zakresie rodka ewolucji, musiao powsta ycie i kolejne w tym procesie
jego objawy. "przypadkiem" powstao na ziemi - jestem jego elementem. i mog
ten fakt stwierdzi.
dlaczego powstao na ziemi?
musz w tym momencie odwoa si do "zasady rodka" ewolucji. do tematu wrc
dalej, tu nadmieni, e w bardzo zgrubnym ujciu jest to powizane z na co
dzie i intuicyjnie ustalan prawd (i przez wieki), e najlepszy moment do
dziaania to rodek. w przypadku powstania ycia to rwnie ma zastosowanie,
i to na bardzo gbokim, maksymalnie gbokim w ewolucji poziomie. kiedy mam
odpowiedzie na pytanie, dlaczego tu, na ziemskim globie, zaistniay warunki
dla ycia, musz si wanie na t zasad powoa, nie ma wyjcia. ycie moe
powsta w zakresie rodkowym ewolucji - i musi w tym zakresie powsta. ycie
to "zdeterminowany przypadek". ale poniewa "rodek" to pojcie szczeglne,
dlatego logiczny dowd (i jego fizyczna interpretacja), co tym rodkiem jest,
to poziom wyszy analizy, w czci wstpnej moe poprawi si tylko w formie
zasygnalizowania.
zasada rodka ewolucji (i kolejnych wyznaczanych rodkw w wielopoziomowym
procesie) najlepiej wyjania moliwo i potrzeb zrealizowania si ilociowo
niezliczonych rodkowych stanw (ktre kocz si w moim myleniu). w ramach
nieskoczonoci, bo a taki zakres zjawisk w tym wypadku trzeba rozpatrywa,
jakie miejsce w Ewolucji energetycznej te wszystkie "rodki" speni, to po
prostu pewnik. e pado na "tutaj i teraz"? osobicie nic przeciwko temu nie
mam. ale jeeli si cho prze moment o wspomnianej nieskoczonoci pomyli,
to jako tak (dziwnie) si robi...
ziemia posiada wanie takie rodkowe pooenie, gdzie to zrealizowa si
musiao, tak po prostu.
na innej planecie, przy innym zakresie rytmw, nie byoby tak dogodnych dla
ewolucji przebiegw. rytm ziemi, jako najbardziej zgodny z rytmami kwantowymi
(to "przypadek" w rozkadzie wszelkich planet, e ziemia si w takim rytmie
znalaza, ale jest pewne, e taka planeta w zbiorze si trafi), ten rytm ju
na "wejciu" zgadza si z liczbami kwantowymi. i zapewnia tym samym, jako
otoczenie, dla wewntrznych przebiegw rytm zgodny z generalnym przebiegiem
ewolucji. na tej planecie realizoway si od pocztku rytmy kwantowe (i to
wszelkie moliwe), procesy byy (i s) zajciem maksymalnie rodkowym oraz
maksymalnie stabilnym. i to by fundament, ktry pozwoli na proces ewolucji
chemicznej - i w konsekwencji ycia opartego na tych zjawiskach (stabilnego,
umiarkowanego, a przez to cielenie cznego).
ziemia to "przypadek" ewolucyjny ale konieczny.
121
- planety "szczeglne"
skoro ziemia jest planet szczegln w caym zbiorze planet oraz naley do
zbioru - podzbioru, ktry jest potencjalnie obdarzony yciem, zastanowi si
mona, jak taki podzbir planet bdzie wyglda, jakie musz by spenione
warunki (w wielkociach kwantowych), eby zaistnia?
nie ma sensu zakada (i byoby to niemoliwe w ujciu zasady rodka) - e
ziemia jest w takim zbiorze wyjtkiem absolutnym (jedynym) i kracowo spenia
kryteria takiego "wybranego" globu, a takiej idealnoci trudno oczekiwa.
natomiast nie ulega wtpliwoci, e wikszo elementw, wikszo taki zbir
opisujcych zalenoci musi by tu speniona. e tak oglnie oraz logicznie
definiowane uwarunkowania musz by zbiene lub podobne do ziemskich - albo
wrcz identyczna w innym przypadku. ziemia jest niewtpliwie planet ciekaw
i szczegln, ale raczej nie jest wyjtkiem w ramach zbioru takich planet
(czyli planet w punktach wzowych i kwantowo wanych si znajdujcych). mog
przypuszcza, e jest to glob w okolicach rodka takiego zbioru, ale jest mao
prawdopodobne, e znajduje si w centrum (cho, dlaczego nie?).
jakie parametry wchodz w gr?
zasadniczo wiele z tych ogranicze jest ju znanych, ale powtrzy je mona,
a przy okazji dorzuc kolejne. bardzo wanym czynnikiem jest wielko i stan
gwiazdy, w nastpnej kolejnoci rozmiar planety i odlego pomidzy nimi, to
zasadniczy parametr. im mniejsza gwiazda, tym rwnie jej punkty wzowe bd
mniejsze (czyli punkty wzowe promieniowania bd zlokalizowane w mniejszej
odlegoci od gwiazdy). a to ma wane znaczenie dla umiejscowienia planet i
ewentualnie ywych stworze, ktre z takiego rda energii korzystaj. mona
z tego wnosi, e wielko planety rwnie bdzie kolejnym ograniczeniem, i
to wanym.
planeta nie moe by zbyt wielka (musi si zmieci w wle kwantowym), a
odlego planety od soca, jak w przypadku ziemi, powinna by w ewolucyjnie
wanym kwantowo punkcie. dla ziemi ta wielko jest rwna "8". z tego mona
wycign wniosek, e pooenie takiej planety w przestrzeni musi oddawa i
realizowa rozkad kolejnych punktw wzowych fali. wchodz tu w gr takie
wielkoci: 8 - 16 - 24 - 32 - 40 - 48 - 56 64. zakres szeroki, ale zapewne
prawdziwy. przy czym nie gwarantuje zaistnienia ycia. musi planeta znale
si w dogodnej strefie, ale jest to jeden z wielu parametrw. zbir w taki
sposb opisywany bdzie skada si z wielu podzbiorw o coraz wszych i
"wyrubowanych" granicach.
nastpny wany parametr - czas obrotu planety wok osi. jest oczywiste, e
taki ruch musi by zgodnym z rytmik tworzc wzy kwantowej fali. niewielka
nawet niezgodno i rozsynchronizowanie tego parametru (wic dziaanie wbrew
kwantom) spowoduje, e przebieg zjawisk bdzie nierwnomierny, procesy bd
nalee do rnych fal. skutek? atwy do przewidzenia: brak "wyszego" rzdu
ewolucji. - tak jak planeta musi si znajdowa w punkcie wzowym, zapewne w
punkcie 32, tak samo jej wielko obrotu, czas zjawisk wewntrznych musi si
zgadza z wielkociami kwantowymi. w przypadku ziemi jest to zakres "24" (z
ma odchyk). teoretycznie najlepszym byby czas 32 godzin obrotu, wic po
szesnacie godzin na obie czci doby, a te czci znw w rwnowadze. c,
moe (warto to sprawdzi). w przypadku ziemi jest to cykl trzyczciowy, po
osiem godzin kady (to take przejaw rytmu "8/8"). wielkoci skrajne, czyli
8 i 64, wydaj si mimo wszystko dla ycia zbyt mae lub zbyt wielkie. jest
mi trudno sobie wyobrazi egzystencj przy wielkoci czasu przemian 8 lub 64
godzin. przekonany jestem, e optymalna warto to 32, a zakresem moliwym
do przyjcia 16 - 56 godzin obrotu. przy zasadniczym warunku, co oczywiste,
e soce ma odpowiednie parametry. to znaczy, e nie znajduje si nadmiernie
daleko i moe dogrza planet.
122
124
- inne planety
- pooenie
- zaleno od wielkoci kwantowych
ziemia jest o tyle ciekawym przykadem, e spenia gwne warunki kwantowe,
ktre decyduj o jej szczeglnym stanie w ramach zbioru podobnych ukadw
szczeglnym, bo yciodajnym. jednak tak rodkowe i sprzyjajce skomplikowanym
konstrukcjom pooenie w ewolucji jest wyjtkowe w ukadzie planetarnym w
tym, lokalnym zbiorze planet, a zapewne take w szerszym (nawet maksymalnie
pojtym). zgoda, jak wczeniej zaznaczyem, na kogo pa musiao, ogrom czasu
i przestrzeni budujcych wszechwiat, skala zjawiska to zapewnia. ilo planet
i zgszcze energii jest tego poziomu, e jedna (kilka?) lokalizacji musi w
tej puli spenia ostro wyrubowane warunki. i cho w takim przedziale miejsce
do obsadzenia byo jedno, liczy si to, e byo. ale wanie z tego powodu
warto pokaza, dlaczego, z jakich powodw jest to tak dogodne ulokowanie i
dlaczego inne planety nie wylosoway w tym kwantowym totolotku "szczliwego
numerka".
eby by dokadnym i eby nie wytworzyo si bdne odczytanie rozmieszczenia
ziemi pord innych planet, trzeba zaznaczy, e pozostae globy sonecznego
ukadu rwnie znajduj si w punktach kwantowo wanych, ich orbity i rozmiar
s opisywalne (i inaczej by nie moe) kwantowymi liczbami, ksztatuj si w
wzowych stanach fali jednak to ju nie s tak dogodne, tak "wybrane" oraz
istotne punkty. stan "4", albo w innym odniesieniu "32" (lub "64"), to rodek.
a rodek, co zrozumiae, moe by tylko jeden. i zajmuje go ziemia.
inne planety w takim liczeniu posiadaj nastpujce wielkoci orbit (przyjte
do oblicze wartoci s urednione, chodzi o pokazanie zasady, czyli o fakt
nastpowania w sposb "uporzdkowany"):
merkury
12 400 (57,9 : 4687,5 = 12,352, co zaokrglajc daje 12,4 - 12 400). dlaczego
wielko 4687,5? to podwojony kwant wiata, czyli 2 x 2343.
ale przy merkurym pojawia si jeszcze ciekawa zaleno. jego odlego od
soca, 57,9 miliona kilometrw, podzielona przez 128, daje 452343,75. a to
jest wielko rwna 1,5 prdkoci wiata - czyli jedna wielko 300 tysicy
i plus poowa tej wielkoci. wic jeden podwojony kwant i jeden kwant (kiedy
kwantem jest pena wielko prdkoci wiata). - albo inaczej: 452343,75 :
4687,5 = 96,5. tutaj w kwancie prdkoci wiata, w jednostce kwantowej tej
prdkoci rwnej 4687,5 - tak wyraona odlego merkurego od soca wynosi
96,5. co oczywicie jest stanem kocowym w liczeniu kwantowym, "ocierajcym"
si o "98", brzeg liczenia dla zakresu ewolucji (w ujciu zasady "7/7"). i
bliej soca nic innego z planet ju znajdowa si nie moe, jest to punkt
wzowy w tak prezentowanym liczeniu.
pozostae planety uzyskuj podobne stany (pochodne do reguy), a wynikajce
z kwantowania. przeprowadzone dla nich przeliczenie pozycji tak wyglda:
merkury
wenus
ziemia
mars
12
23
32
48
jowisz
saturn
uran
neptun
166
304
612
950
pluton
400
000
000
600
12,5
23
32
48,6
(16)
(24)
(32)
(50)
000
400
300
200
166
304
612
959,2
(16)
(32)
(64)
(96)
12 686 900
12 687
- (16)
125
mae wyjanienie.
nawet w tak podzielonym zestawie, jak wida, daj si wyrni grupy planet,
ktre tworz podzbiory w ramach caoci. co ciekawe i na co warto zwrci w
tym momencie uwag, podzia tego ograniczonego zbioru przebiega w odniesieniu
do rozmiarw i pooenia globu (wewntrzne lub zewntrzne ulokowanie). i jest
to podzia fizycznie zrozumiay i zgodny z pojmowaniem tworzenia si ukadu
planetarnego ale w zaprezentowanym rozrnieniu wida, dlaczego tak to si
dzieje i to jak wie si z wielkociami kwantowymi std znaczenie takiego
podejcia.
ot pierwsza grupa planet, typu ziemskiego, znajduje si w przedziale cyklu
pierwszego, a sama ziemia jest tutaj planet szczegln i plasuje si w rodku
- dokadnie w samym punkcie "32". inne globy okupuj rwnie wane kwantowo
miejsca, ale nie s to lokalizacje zbyt dogodne. w przypadku wenus zachodzi
wrcz moment przeciwnej fazy (o czym wicej w innym zapisie).
wielkoci w nawiasach, zaokrglenia i podcignicia pod wielkoci kwantowe,
mona uznawa za nazbyt nacignite, ale przecie oddaj pewne prawidowoci
w ukadzie planetarnym, ktre jednoczenie pozwalaj spojrze inaczej na jego
struktur oraz zalenoci spojrze w nowy, wydaje si ciekawy sposb. a na
pewno porzdkuje to obraz.
pierwszy cykl rozoenia planet, ktry koczy si na marsie, jest przedziaem
wewntrznym, wyznacza planety ziemskie. a kiedy doda do takiego podliczenia
planetoidy, ktre znajduj si w punkcie okoo 2,8 jednostki astronomicznej
- czyli w punkcie, 89,6 (ok. 96) wedug tutaj prezentowanego "kolejkowania"
globw (wic znajduj si w przyblieniu na kocu pierwszego cyklu), to tak
zarysowany (skwantowany) ukad planetarny staje si podlegy zliczaniu przy
pomocy liczb (i wzorw) kwantowych i prezentuje si w sposb widowiskowy.
a nawet szczeglny (e taki "uadzony" i przewidywalny).
dotyczy to rwnie drugiego cyklu, planet olbrzymich, ktre pojawiaj si ju
w znacznej odlegoci od soca.
trzeci cykl, ktry w tym zobrazowaniu posiada tylko jedn reprezentacj, glob
o nazwaniu "pluton", to "zgszczenie" energetyczne, ktre znajduje si na/w
pozycji odpowiednio wikszej, i jest to kolejne ju podwojenie w tym zbiorze
wielkoci kwantowych. przy zaoeniu oczywicie, co posiada tu znaczenie, e
pluton jest planet, a nie, jak wprost wynika z wylicze, tylko ksiycem (a
wic obiektem "podrzdnym"). ale tak czy tak, jest to planeta nastpnego ju
cyklu zdarze, ktry zapewne uzyskuje swoje przeduenie w dalej pooonych
materialnych "okruchach" otaczajcych ukad, rnych kometach, czy w jeszcze
innym "pyle" dalej sigajc w rozoenie kwantw. pooenie plutona w stosunku
do soca spenia warunek, e otwiera nastpny ju etap ewolucji.
(tutaj musi pojawi si wyjanienie dotyczce zapisu o plutonie, wyjanienie
wzgldem czasu analiz i samego tekstu. - ot te uwagi zostay zanotowane w
kocu roku 1994, i nie miaem pojcia /jak i inni/, e za kilka lat, w efekcie
postanowienia opartego na szerokim przegldzie nieba, pluton, do tego momentu
ostatnia planeta ukadu sonecznego, zostanie zdegradowany do obiektu, tak to
mona okreli, planetopodobnego - i e znajdzie si w towarzystwie licznego
zbioru podobnych ukadw. z przedstawionych wyej oblicze bezporednio to
wynika, jednak wwczas bya to czysta "zabawa abstrakcjami" i skutek operacji
logicznych - i przeoenia na postrzeganie otoczenia nie byo. ale, jestem o
tym przekonany, tym dobitniej potwierdza to, e liczenie e metoda liczenia
przede wszystkim w taki sposb si sprawdza. a e pluton to rzeczywicie ju
element "dalszego cigu" rozkadu energii w ukadzie planetarnym? - dzi to
nie podlega dyskusji.)
126
- planety
- wyliczenia kwantowe a system dziesitny
na marginesie - ale nie od rzeczy - warto skrtowo zasygnalizowa zwizek
pomidzy liczbami kwantowymi a systemem liczenia dziesitnego. co by wszak
nie powiedzie o liczeniu kwantowym, nie jest to atwy i prosty sposb do
analizowania wiata (te kolejne poziomy, podwajanie itp.). - co mam na myli
wic liczby opisujce pooenie planet z liczeniem dziesitnym? do pewnego
stopnia wynika to z pokazanych i wymagajcych dalej dokadnego przeledzenia
przemian ewolucyjnych liczb. ot z tak zaprezentowanych wylicze wida, e
w pewnym, trudnym do jednoznacznego wykazania punkcie (w tej chwili, jeszcze
do tego wrc), nastpuje przejcie od wielkoci kwantowych do dziesitnych
("przejcie" rozumiane jako urednienie wydarze, gdzie liczby kwantowe maj
swoje "ogonki"). jeeli dokonuj zaokrglenia liczb, a to wida wyranie na
przykadzie oblicze dla planet, to dokonuj w ten sposb, e wyliczenie
kwantowe "zgadza" si z liczeniem dziesitnym. jeeli np. dla ziemi uzyskuj
wielko 32 000 to mog opisa to jako "32", wielko podstawow w ramach
stanw kwantowych. to tak, jakby owe dodatkowe zera, czyli kolejne wielkoci
dziesitne, dochodziy do podstawowej wielkoci kwantowej, jak jest stan
"32". czyli nastpne rzuty wydarze, w liczeniu dziesitnym, s niejako
pochodn liczb kwantowych, wielokrotnoci. - mam w duym stopniu pewno,
e jest to efektem nie tylko urednienia zjawisk wielkoskalowych i z wieloma
miejscami po przecinku (czyli zaokrglenia liczenia), ale e energetyczna
zmiana przechodzc z niszych poziomw na wysze tak wanie si fizycznie
obrazuje e wielkoci kwantowe realnie uzyskuj posta "dziesitn".
inaczej - moim zdaniem nie tylko si w pewnym zakresie liczenia pojawiaj
stany dziesitne, z jedynk i zerem na ktrym poziomie (np. atomw, ludzi),
ale e takie przejcie jest "zapisane" w samym liczeniu kwantowym. jedynka,
czy bdzie oznaczaa jeden atom, czy jednego czowieka, czy jeden logiczny
kwant, zawsze jest jedynk. tworzy system dziesitny wraz z dodaniem stanu
zerowego. w ten sposb tworzy si ukad dwjkowy 1 i 0, zero-jedynkowy, tu
kwanty s wprost obecne i zliczane. - kiedy zliczam wielkoci kwantowe i
dokonuj na nich operacji, dochodz do jakiej wielkoci, ktra dla mnie
oznacza jeden kwant - ale jest to kwant "dopeniony" na tym poziomie, jest,
zajmuje du i zarazem skoczon (w ramach tego poziomu) ewolucj. on si tu
ju skoczy, jest "jedynk" ale zmienia si ju nie moe. i musz go
traktowa jako warto pen. - owszem, proces pobiegnie dalej, ale w ramach
nastpnego poziomu (wyszego lub niszego, to zaley jak postrzega wybran
do analizy ewolucj). i na tym "nowym" dla niego puapie jest dopiero i
tylko jednostk - ktra moe si w relacje z innymi podobnymi jednostkami
(kwantami) wdawa. jego "przeszo" podpoziomowa tu si nie liczy, nie ma
znaczenia ilo rzeczywista elementw skadajca si na t jedynk - to ju
i na zawsze jest (w/na tym poziomie) "jedynka". a przez wchodzenie w relacje
z innymi buduj si "zera".
i teraz kwant poziomu w liczeniu, obecnie ju dziesitnym, realizuje si jako
oczywisto. jednak w dokadnym liczeniu kwantw takiego idealnego wyniku
by nie moe. ewolucja nie ma nigdy swojej postaci "stanw idealnych", ani w
kwantowym, ani tym bardziej w dziesitnym zliczaniu (s zawsze jakie dodatki
i ogonki). zawsze jest to wielko uredniona. dlatego liczenie dziesitne
naley traktowa jako urednienie stanw na niszym poziomie to pochodna
"wyaniania" si jednostek w ramach kolejnych zakresw. w ktrym momencie
nastpuje w kolejnych cyklach ewolucji, w kolejnych poziomach, przejcie na
system dziesitny a przynajmniej takie liczenie urednione staje si tak
samo rwnoprawne, jak zliczanie wydarze w iloci kwantw ("obiekt" jest tak
duy, e pojedyncze kwanty logiczne staj si wielkoci "marginaln", wic
urednienie jest wwczas takim kwantem, jedynk).
131
- ukad okresowy - cd
- ile pierwiastkw?
- stany porednie
tyle pobocznych, ale i bardzo ciekawych tematw si pojawia w trakcie analizy
kwantw, e cigle odsuwa si sprawa rozoenia pierwiastkw w ukadzie, wic
pytanie, jak to mona policzy, pozostaje w mocy. jak doj, ile w kocu tego
"wistwa" atomowego jest? ktre z liczb, i czy w ogle, s poprawne? sowem,
ile jest elementw w ewolucji?
ukadw moe by 8, to ju pado, tyle moe si pojawi maksymalnie penych
ewolucji. osiem ukadw i kady z nich skadajcy si z 64 (8/8) elementw.
to cznie stanowi wielko 512. czym jest ta liczba i co oznacza? czy jest
512 pierwiastkw, czy oznacza to jedynie, e tyle jest penych i skoczonych
ewolucji w ramach caego zdarzenia? czy to jest wielko pierwiastkw, i to
wielko ju ostateczna, czy jedynie wielko, ktr dopiero trzeba bdzie o
stany wewntrzne powikszy, czyli o zasad "7/7"? - to w praktyce przecie
oznaczaoby, e naley przemnoy liczb 512 stanw postrzeganych zewntrznie
przez 280 stanw wewntrznych ewolucji. rezultat takiego dziaania to 143 360
wszelkich moliwych punktw (w tym byoby ju zawarte liczenie dla poziomw
kwantowych, jednak bez podpoziomw - to znw wymagaoby przemnoenia przez
kolejne liczby) trzeba przyzna, e wychodz z tego liczby olbrzymie, co w
tych okolicznociach jest niepokojce. jeeli przyjmuj za pewnik, e liczby
i w ogle dziaanie odnoszce si do kwantw jest poprawne, to teoretycznie
tak ustalane wielkoci nie powinne budzi oparw, ale s jednak co najmniej
zastanawiajce. czy pierwiastkw moe by a tak duo? a jeeli 143 360 raz
jeszcze przemnoy przez podpoziomy oraz na kady pierwiastek doda ponownie
280 elementw, to mam jakie monstrum. czy takie zliczanie ma sens?
nie neguj w tej chwili, e tak by moe, sumarycznie rzeczywicie moe tyle
by wszelakich stanw kwantowych, ale czy z tego wyniknie liczba elementw w
ukadzie pierwiastkw (wszechwiata)? moe, moe tak by. ale pod warunkiem,
e to jest ujcie maksymalne, wielko, ktra losowo i lokalnie nie ma prawa
nigdzie si w takiej iloci zrealizowa (przynajmniej cznie). jednak, mimo
wszystko, wielko jest tego rzdu, e powoduje zdumienie i wahanie, czy licz
logicznie? mona powiedzie, e w ten sposb licz nie pierwiastki, czy te
komrki, ale jedynie stany kwantowe, zliczam wewntrzne stany kwantowe, ktre
tworz ewolucj, a "tego" rzeczywicie moe i powinno by duo. - e, mwic
inaczej, liczby te oddaj nie to, co zaistnieje w formie ewolucji i objawi si
w rzeczywistoci (nadprogowo i namacalnie), tylko cao procesw, wszelkie
punkty wzowe na drodze do zrealizowania si fizycznego stanu ewolucji (wic
"detale" zmiany, a tych rzeczywicie musi by "sporo"). w takim przypadku, w
liczeniu pierwiastkw czy komrek, naleaoby oprze si jedynie na zasadzie
"8/8". czyli uzna, e w praktyce w ukadzie mam do czynienia tylko z penymi
ewolucjami, z ich konkretnym zrealizowaniem. trzeba by wic uzna, e liczba
512, czyli ilo maksymalna penych ewolucji, oznacza zarazem ilo maksymaln
pierwiastkw. mwic inaczej, e bdzie osiem ukadw i kady z nich bdzie
si skada z 64 elementw. a taka wielko ju nie straszy.
dobrze, ale co dalej? co zrobi z liczb 280, ktra liczba poprawnie oddaje
sum stanw na poszczeglnych liniach wewntrznych? czy to s izotopy, stany
porednie, ktre prowadz do powstania pierwiastka, tyle si ich znajduje na
orbitach i istniej w postaci stanw kwantowych, czy jednak s to kolejne ju
pierwiastki, a raczej zbir pierwiastkw? w drugim przypadku liczenie byoby
jak wyej, czyli pojawi si wielkoci astronomiczne. a moe to bd izotopy,
wielkoci porednie midzy kolejnymi pierwiastkami? - samo porwnanie liczb
wskazywaoby na drugi sposb widzenia zjawisk, to znaczy 512 byoby ujciem
maksymalnym dla iloci pierwiastkw. ale to naleaoby przemnoy przez 280
stanw - i to by by ju koniec, to ju bdzie zawierao w sobie wszystko,
czy tak? a podpoziomy? - ech, znw w punkcie wyjcia.
132
czy, powtarzam pytania, nie jest tak, e sumowa nie bardzo wypada, e nie ma
to wikszego sensu? raczej ma. wydaje si, e jest to podejcie treciwe. nie
mona miesza obrazw, jak zaznaczaem wczeniej, jednak dobrze wiedzie, ile
takich wszelkich stanw moe istnie, ile moe wystpi, choby jako formy
potencjalne, we wszechwiecie (tym lub dowolnie innym) pierwiastkw i ile
bdzie pomidzy nimi stanw porednich (czyli ile moe by "izotopw"). warto
pozna, co, gdzie i kiedy. a tego bez podwojonego, wewntrzno-zewntrznego
ujcia nie wypracuj, jedno spojrzenie to za mao.
obecny ukad pierwiastkw to czny, zsumowany opis przemian materii, ktr
postrzega (w dowolny sposb) tutejszy i aktualny obserwator. to jednoczenie
energetyczna historia, teraniejszo oraz przyszo ujta w jedno. ale to
tylko i zawsze "chwila obecna" tego "wszechwiata". do potencjalnej caoci
jeszcze daleko. - mwic inaczej, obecny "ukad pierwiastkw" to logiczna i
pena konstrukcja, oddajca skwantowany i gboko-daleko zachodzcy proces (i
czasoprzestrzenny), ale ograniczona do "wycinka", budowana przez obserwatora
postrzegajcego rzeczywisto zawsze "po kawaku", "z wysoka" oraz, przede
wszystkim, powierzchniowo.
w praktyce zapewne bdzie to wygldao tak: poczy wypadnie ujcie penej
ewolucji z zasad "7/7". uzna, e jest w sumie 8 ukadw, e tyle ich moe
by w caej historii wszechwiata - i do kadego z tych ukadw zastosowa
liczenie jak dla jednego. to oznacza, e nie mno przez stan 512, taka liczba
oddaje tylko to, ile maksymalnie moe powsta pierwiastkw (8 ukadw po 8/8
elementw, czyli 64). natomiast mnoeniu podlegaoby tylko 8 x 280 i to ju
byoby liczba, ktra oddaje ile bdzie pierwiastkw w trakcie historii tych
ukadw. 512 to liczba, ktra bdzie na kocu, po przemianach, a 2240 to stan,
ktry opisuje wielko porednich wypitrze w procesie (czyli pierwiastkw),
ktre objawi si w historii ewolucji materii. i wydaje si, e tak moe by,
e jest to podejcie sensowne.
pozostaje jednak pytanie, czy w wielkoci 2240 elementw jest zawarta liczba
izotopw, czy te dopiero do izotopw trzeba si kolejnym mnoeniem dobra?
czy to s wszelkie stany, ktre si fizycznie objawi, czy tylko "rodkowe",
generalne w fali? 280 to suma stanw kwantowych dla poziomu, a przecie jest
jeszcze podpoziom. czyli na kady jeden stan przypada nastpny odcinek fali
o takiej samej, czyli penej liczbie zdarze. dlatego wyglda na to, ech, e
jednak trzeba mnoy... co znw prowadzi do ogromnej liczby, ktre zdumiewa.
tylko e nie chce by inaczej.
to znaczy, ograniczenie si do omiu ukadw (i tylko do liczby 280), nie jest
moliwe, to przecie nie wszystko, musi by jeszcze uwzgldniony w liczeniu
podpoziom. czyli to, co rozciga si na fali pomidzy jej szczytami. przecie
nie wszystko, co znajduje si na "zboczach" fali (czyli nie jest dokadnie w
rodku), musi zaistnie, to moe by stan nie mieszczcy si w aktualnych i
dominujcych uwarunkowaniach otoczenia - ale jest pewnym, e wiele z takich
teoretycznie moliwych stanw si objawi (wszak w miar ewolucji proces si
rozciga w czasie i przestrzeni). zgoda, prawdopodobiestwo ich zaistnienia
jest zdecydowanie mniejsze, jak czci rodkowej, ale przecie i tak due, to
nie zero, nawet jeszcze na skraju fali prawdopodobiestwo nie spada do zerowej
wartoci. a to oznacza, e takie stany mog zaistnie, i na pewno istniej w
trakcie przemian. na krcej lub duej (zalenie od miejsca na zboczu fali,
jako "wirtualne" dla obserwatora "z nadpoziomu), ale przecie istniej. a to
oczywicie oznacza, to bezporednia konsekwencja tego cigu rozumowania, e
nie tylko musz uwzgldnia stany rodkowe (i e pierwiastkw bdzie poprzez
histori tutejszego, i kadego, wszechwiata nie tylko 2240) - ale e rwnie
liczy trzeba to, co moe si zrealizowa, co jest stanem porednim. e w ten
sposb ponownie w analizie uzyskuj ogromn liczb? c, w kocu wszechwiat
to nie jest mae zjawisko, wielkie liczby w jego opisie to norma.
135
- ile pierwiastkw?
- cig dalszy
powracam do pytania, ile bdzie pierwiastkw, czyli odrbnych i penych stanw
w ukadzie (w ukadach)? z przeprowadzonych do tej pory wylicze wyaniaj
si olbrzymie liczby, ktre przez sam fakt swojej wielkoci wydaj si by co
najmniej zastanawiajce, a zapewne s nieprawdziwe. wychodzc od aktualnie w
wiecie obserwowanych faktw pierwiastkowych, jest to tak dramatycznie inna
i wiksza pula elementw, e wzbudza moje powane zastrzeenia, std ambaras.
a tu wypada, wicej: naleaoby si zdecydowa i powiedzie, ile tego jest.
i mam problem.
z wylicze wynika, e najpewniej bdzie tego 2240. i to ju byoby wszystko.
dlaczego tyle, na jakiej podstawie ograniczam si do takiej wielkoci? mam
powody eby uzna, e obecna ilo pierwiastkw (tych opisywanych jako stany
atomowe wystpujce "w naturalnych" warunkach - czyli 89), e jest to poziom,
ktry jest w proporcji do oglnej iloci (do caoci, ktra moe zaistnie w
ramach "jednej komrki", jednego ukadu) - to okoo 18 % takiej potencjalnej
caoci. natomiast procent adekwatny, taki sam w stosunku do caej wielkoci
(2240 jednostek) wynosi okoo 400 elementw. - wyraajc to inaczej, ilo
pierwiastkw uznanych za gwne to okoo 18 procent z oglnej liczby 512 (przy
wielkoci 560, jako podwojenie 280). teraz ten sam procent z caoci, czyli
z 2240, to daje w wyniku warto okoo 400 elementw. i to stanowi ju punkt
zaczepienia do dalszej analizy. owszem, w dalszym cigu jest to spora liczba,
jednak przecie jest to wielko do przyjcia. izotopw, ktre naliczyem w
ukadzie, jest okoo 340 wyszczeglnionych, ale mog miao zaoy, e nie
wszystkie zostay w tym zestawieniu wyrnione, z ronych zreszt powodw. i
dlatego najpewniej liczba znanych izotopw moe by bliska 400 elementw, w
kocu o kilka drobnych faktw nie ma co si kci.
czy zaprezentowane, trzeba przyzna do zawie tumaczenie, to hokus-pokus
liczbowy? mwic wprost, czy przedstawione podejcie to naduycie? czy tak
mona? uwaam, e takie analizowanie jest sensowne. dlaczego? poniewa wiat,
szeroko pojta rzeczywisto (bez definiowania w tej chwili, czym jest), to
na pewno wycinek z caoci, przecie zawsze postrzegam i mierz niewielki z
caoci fragment. a jeeli to wycinek, to musi by w proporcji do tego, co tu
okrelam "caoci" (znw z zastrzeeniem, e zdefiniowanie "wszystkiego" to
proces rozoony i rozcignity na wiele obrazw, stron notatek oraz morze
sw). a skoro w proporcji, to nie moe by stan ani dowolny, ani tym bardziej
chaotyczny (wic przypadkowo dobrany). dlatego, tak uwaam, zaprezentowane
podejcie do tematu posiada sens przynajmniej, co z samo z siebie nie jest
spraw marginaln, na poziomie logicznym, jako regua dziaania.
wane w tym postpowaniu jest to, e przez takie odniesienie (mona okreli
je jako "procentowe") pojawia si szansa na ustalenie iloci pierwiastkw e biorc za punkt wstpny do analizy to, "co wida" (jako), mona ustali
zakres znajdujcy si "poza". a w konsekwencji rwnie i caociowy. czyli na
tej podstawie mona doj do rezultatu, ktry oznacza stan maksymalny tu
w wielkoci 2240 elementw (ju bez podziau w liczeniu na pierwiastki gwne
i "poboczne", izotopy).
oczywicie w tym momencie, na tym etapie analizy ukadu nie przesdzam sprawy,
ale podaj, e taki zbir, o takiej liczebnoci jest prawdopodobnym. mwic
inaczej, to oznacza, e taka ilo - 2240 - jest do przyjcia, e moe realnie
tyle pierwiastkw (w trakcie ewolucji wszechwiata) pojawi si w kolejnych
"komrkach" czasoprzestrzennych. to nieza i spora liczba, a zarazem na swj
sposb maa, nie wywouje w umyle obserwatora przygnbienia swoim ogromem.
w kadym stabilnym wszechwiecie taki zbir pierwiastkw (teoretycznie) moe
si objawi. - poniewa zagadnienie naley do podstawowych, przecie od tego
zaleny, co i jak (i w ktrym momencie) moe si zoy w jednostk (cielesn
struktur), do tematu wrc.
136
- rodek ewolucji
- rodek ukadu
- rodek jako zasada dla ycia
z faktu, e ukad zrealizowa si w maym procencie (18 - 20) nie wynika, e
nie jest poprawny uprzedni opis, ktry wnosi ustalenie, e ycie biologiczne
(rozum przede wszystkim) pojawia si gdzie w samym rodku - lub okoo tego
punktu w oglnej ewolucji wszechwiata. przeciwnie, z tego mona wyprowadzi
wniosek, e taki wanie powinien by rozkad energii w ewolucji, e dokadnie
takie a nie inne pierwiastki musz wchodzi w skad ycia i rozumu. w innym
momencie na zaistnienie takich elementw ewolucji nie ma przyzwolenia. tak po
prostu czas przed lub po rodku nie zawiera w sobie odpowiednich skadnikw,
nie ma z czego wybudowa si taka struktura. a kiedy nie ma nonika, to nie
zaistnieje konstrukcja. pustka, nic(o) nie zmienia si (i nie myli).
dlaczego? rzecz w tym, e nie sam ukad pierwiastkw stanowi przecie cao
zjawisk, musi by umieszczony i odnoszony do caego spektrum. w tej analizie
obecna, jako element gwny materia atomowo namacalna, stanowi ledwo cz z
caoci, i to "doln" cz zjawisk dolna w rozumieniu, e dopeniajc do
promieniowania (przecie to promieniowanie jest stanem "lunym" w caociowo
pojtej ewolucji). zgoda, bdzie natria atomowa najduej trwajcym w dziejach
zdarzeniem, to proces powstawania, formowania si pierwiastkw, caego ukadu
(ukadw) zajmuje najwicej z historii wszechwiata, to jednak nie oznacza,
e stanowi cao i e to ju wszystko. nic podobnego, to ledwo cz. ledwo
jeden z trzech moliwych etapw ewolucji (po ewolucji wycznie fotonw /a
szerzej promieniowania/; fotonw wraz ze zjawiskami elektromagnetycznymi; i
dopiero nastpnie dochodz atomy i kolejny ich rzut, czyli pierwiastki), ale
to przecie nie oznacza, e w okresie, kiedy pojawiaj si pierwiastki, e to
dokadnie w tym momencie przebiega i realizuje si rodek ewolucji tego czy
dowolnego wszechwiata. to jest rodek dla procesw w formule promieniowania
i materii namacalnej, ale nie rodek dla wszechwiata kiedy zaczyna si w
ukadzie formowa pierwszy atom pierwszego pierwiastka, to oznacza, e zmiana
"w promieniowaniu" dotara do brzegu i "tu" jest o symetrii, a druga strona,
czyli materia, jest dopenieniem. ale to nie rodek logiczny tej zmiany ten
wyznacza obserwator, jego zaistnienie (kto musi fakt zmian stwierdzi). i to
dlatego mona miao powiedzie, e ycie, kiedy powstaje, stanowi zjawisko
lece okoo rodka i jednoczenie swym (za)istnieniem ten rodek wyznacza.
wynika to z faktu, e rodek liczbowy, arytmetyczny rodek kwantowej ewolucji
nie pokrywa si ze rodkiem geometrycznym, e rodek przemian (ich iloci)
stanowi uamek caoci procesu, caej przestrzeni, ktra w trakcie ewolucji
znajdzie si wewntrz. do czasu pojawienia si pierwiastkw "wszechwiat" to
may obszar podlegy zmianom kwantowym (w rozumieniu obiektywnym, bowiem dla
samego ukadu jest to cay wiat), ale bdzie pen ewolucj. pojawienie si
pierwiastkw przypada na okres ekspansji i coraz szybszego ochadzania si
ukadu (lub pojawi si pierwiastki w czasie rozpadu, w tym przypadku bdzie
podobnie, ale kierunek zjawisk odmienny). proces powstawania pierwiastkw, co
naturalne, zajmie w tym zjawisku i wiele czasu, i ogromn przestrze. pomidzy
chwil, kiedy zaczn si formowa pierwsze pierwiastki, a czasem zakoczenia
zjawisk, pojawieniem si ostatniego poziomu ewolucji namacalnej materii (tu
atomw), zrealizuj si wielkie odcinki czasu. i wytworzy si ogrom, bezlik
skomplikowanych ukadw. to po prostu wymaga i czasu, i przestrzeni i take
energii. a e dzieje si to w coraz bardziej rozcignitej ewolucji, w coraz
wikszej przestrzeni, tego czasu potrzeba duo (i wicej).
dlatego rodek ewolucji wypada "nieco" wczeniej, ilo zdarze arytmetycznie
bdcy rodkiem ewolucji znajdzie si ledwo w kawaku caoci. a to oznacza,
e chwila pojawienia si w ukadzie ycia (czyli stan najbardziej stabilny)
wypadnie w okresie, kiedy to jeszcze nie jest "rozwleczona" w przestrzeni i w
czasie struktura. ani za maa, ani za dua - tylko "na miar".
148
kosmologia 2.2.
155
- rodek ewolucji
- znaczenie rodka
- zasada rodka - geometria ukadu
rodek, pojcie rodka zjawisk odniesienia pooenia czowieka oraz rozumu
wzgldem jako zdefiniowanego rodka, tego pomin nie sposb w punkcie, w
ktrym takie zagadnienie jest analizowane. w przypadku omawiania rodkowej
lokalizacji w ramach nadrzdnej ewolucji (zmieniajcego si wszechwiata),
nie mog nie odnie si, nawet bardzo skrtowo, "do odwiecznego" i wanego
tematu, ktrym jest samoumieszczenie si rozumu w rodku wszelkich procesw.
oczywicie zagadnienie na rne sposoby w tym punkcie (i praktycznie kadym
innym tego tekstu) jest omawiane, jednak w tej chwili, na zasadzie wstpu,
musz powiedzie, e: nic, naprawd nic z historycznie wypracowanych uj,
ktre definioway pooenie czowieka w centrum wiata, nie jest bdem. tak
wanie jest. rozum (i czowiek, jako jego nosiciel) to rodek ewolucji - i
to przez mnie przebiega o rzeczywistoci.
owszem, fizyczne wywaszczanie, a czsto "przeganianie" rozumu "z wybranego"
miejsca miao i ma racj bytu, fizyczne pooenie wyglda na "peryferyjne",
polednie i mao znaczce i takim, w tej fizycznej optyce, jest. jednak
podejcie, e tu, w moim istnieniu, realizuje si rodek zdarze, to rwnie
jest prawda. fizycznie ten tutejszy punkt to stan identyczny do innych, a
przez to nieciekawy jednak logicznie to centrum, rodek, punkt zasadniczy
i wyrniony w procesie. jedyny taki punkt w czasie oraz przestrzeni. w obu
podejciach nie ma bdu, obie strony maj racj.
wicej, dopiero cznie maj racj! co logicznie rodkowego moe realizowa
si w procesach brzegowo i rodek fizyczny moe by brzegiem. ewolucja to
nie jest banalne i "proste" (prostackie) zjawisko, i trzeba wycign z tego
wnioski.
co to jest rodek ewolucji, dlaczego jest taki wany, czym si objawia dla
obserwatora oraz ewolucji jako takiej - czym si charakteryzuje? "rodek" to
pojcie logiczne czy fizyczne?
w stanie rodkowym, w ktrym przebiega linia dzielca zdarzenia na strony,
na obie czci procesu ewolucyjnego (do rodka i od rodka - bez cisego
definiowania w tej chwili, czym jest ten rodek) zjawiska przebiegaj w ten
sposb, e narastanie odlegoci pomidzy warstwami i elementami tworzcymi
proces nie jest "drastyczne" - nie przybiera wielkoci znacznych (oddalenie
midzy skadnikami jest optymalne lub bliskie tego stanu). a to ju skutkuje
najwaniejsz, z punktu widzenia skomplikowanej struktury cech: stabilnym
i dugo (w miar dugo) trwajcym zjawiskiem. - o ile wczesne i pne etapy
s dynamiczne (zabjczo dynamiczne) i s konieczne dla stanw pniejszych,
to rodek i okolice s swoist "stref ciszy" w huraganie, obszarem, rejonem
ustabilizowanego cinienia. dlatego to tak wany zakres. wczeniej mam brak
spokoju, pniej rwnie jest zamieszanie, zaistnie mona tylko i wycznie
w rodku. i nie ma w tym niczego nadzwyczajnego (tym bardziej mistycznego).
w zmiennym procesie ewolucyjnym, skutkiem reguy tego procesu, spokojny stan
rodka (no, w miar spokojny) po prostu musi wystpi. osobicie mi to nie
przeszkadza.
to z geometrii samego ukadu - to z charakterystyki energetycznego procesu
wynika ten szczeglny stan. to nie przypadek, e wanie rodek jest tak
wany, e ma takie znaczenie dla powstania wszelkich struktur, w tym ycia.
wczeniej nie tylko jest niedogodnie, ale zwyczajnie proces nie ma jak si
"zazbi", zoy w wiksze struktury. pocztek czy koniec to "zwichrowany",
z samej zasady zjawisk "niesymetryczny" okres i stan. i nic w tym dziwnego,
to sam proces wprowadza takie "zamieszanie", musi tak si zobrazowa. mwic
dokadnie, to geometria jest odpowiedzialna za tak realizujcy si proces
geometryczny ksztat sfery ewolucji w trakcie rozprzestrzeniania si. nic
innego, tylko banalna geometria.
156
eby pokaza, dlaczego tak jest, dlaczego rodek, punkt rodkowy zachodzcej
zmiany jest tak wany i posiada takie a nie inne wasnoci, may - ale jake
wymowny rysunek. schemat oczywicie, ale chodzi o zasad, a nie detale. bywa
niekiedy, e jeden skromy szkic zastpuje morze sw (a nawet ca filozofi),
w tym przypadku na pewno:
- wszechwiat
- geometria a rodek
rozmiary wszechwiata, jego czasowa oraz przestrzenna rozpito jest takiej
miary, e przyrastanie odlegoci pomidzy kwantami nie jest nage, to musi
trwa. oczywicie, znw opisujc to z mojej perspektywy i osiganych z tego
powodu korzyci, nie mam nic przeciwko dochodzio do tego momentu dugo i
dugo bdzie odchodzio, w efekcie mog ten proces podziwia (nawet smakowa
w rny sposb). dlaczego? poniewa w przywoywanej tu skali nawet "wybuch"
nie dokonuje si momentalnie i natychmiast (o ile oczywicie co wybucha). i
dlatego, gdzie lokalnie, jako skutek tego "rozwleczonego" cigu zdarze, w
miejscu o stabilnym (okresowo) trwaniu, na jakiej "skrajnej" i "przecitnej"
planetce, w ciszy albo nie - moe zbudowa si obserwator. obserwator, ktry
bdzie mia okazj zobaczy "to wszystko" - zanalizowa - i, jeeli potrafi,
moe uj w opis literacki, matematyczny czy w system filozoficzny. moe, ale
nie musi. w tworzeniu systemw rwnie obowizuje zasada rodka: s dogodne
warunki, to "produkty" analiz zaistniej nie ma ich w cywilizacji, nie ma
filozofii.
kiedy przyjrze si rysunkowi dokadnie to okazuje si, e w trakcie ewolucji
narastanie odlegoci pomidzy elementami zachodzi nieustannie. narasta cay
czas rwnie odlego kwantowa - inaczej nie byoby samej ewolucji, przecie
ewolucja to zmiana. a poniewa zmiana jest (zmieniam si, ech) - to oznacza,
e wszelkie odlegoci faktycznie (i fizycznie) narastaj, e tworzy si tym
samym wolne miejsce do dalszego przebiegu ewolucji. a to dalej oznacza, e
obserwator "za chwil" ulegnie "rozerwaniu" przez geometri. skoro elementy
budujce osobnika obserwujcego wiat oddalaj si od siebie, nie ma rady zniknie prdzej czy pniej (a zawsze za szybko). oczywicie obserwator, ten
z imieniem i nazwiskiem, zniknie ju "za chwil", w ramach swojej mgnieniowej
i krtkotrwaej (wobec wiata), ale jednak rwnie "geometrycznej" ewolucji,
toczcej si na tej samej zasadzie. e wszechwiat w swojej "krtkotrwaej"
ewolucji "za moment" si rozpadnie? c, z mojej perspektywy to odlega, wic
mao wana chwila. istotne jednak jest to, e niezaleenie jaki wyrniam i
opisuj w rodowisku proces (czy cao rodowiska), jest to energetyczny i
skwantowany proces - i rozprzestrzeniajcy si. dlatego geometryczny. czyli
rozrywa si w trakcie zmian. ewolucja powstaje na skutek i jako skutek zmian
w geometrii ukadu i rwnie ginie na/w skutek zmian w geometrii. i nie ma od
tego wyjtkw (sama geometria te tak powstaje i ginie).
fizyka, fakt pochodny do geometrii, zapewnia, e ukad, ktry si powiksza,
traci wewntrzn spjno. a skutkuje tym, e odlegoci kwantowe "rozchodz"
si (w czasie i przestrzeni) - e ju, ju jest brzeg rozpadu i czas koczy
zabaw. - ej, obserwator, spiesz si, bo za dzie, za chwil nie bdzie...
ale oczywicie nie wypada mi narzeka na proces, skoro jestem jego efektem.
wicej, wielko wszechwiata, ten olbrzymi w stosunku do mnie i do kwantw
rozmiar sprawia, e kiedy "rozdyma" si, powstaje coraz wiksza przestrze
zajta dla ewolucji a to znw gwarantuje, e wewntrz ukadu nie ma miejsca
i chwili wolnej od zachodzcej zmiany (ewolucji). - mwic inaczej, wszystko
po horyzont i "wok" jest ewolucj i podlega uregulowanej zmianie. ale to po
kolejne oznacza, i to nie jest ju byle jaki i bez znaczenia wniosek, e "jak
zmysami sign", wszystko jest z tej samej bajki - i zrozumiae. a to fajna
sprawa, poniewa wiem, e "strefa bezpieczestwa" jest spora wobec mnie i
na chwil zadziwienia (i podziwiania) czasu mi wystarczy.
e to jednoczenie wytwarza i oznacza sytuacj, e w procesie nigdy nie byo
i nie ma momentu "zatrzymania", e cigle-i-cigle narastaj odlegoci, e
kwanty si oddalaj, e wszystko si rwie? prawda. - zaistniaem jako skutek
tej prawdy i znikn jako jej efekt.
boli, ale w innym wypadku nie mogoby bole. boli, bo jestem.
158
- wszechwiat
- czy to cao pola (energetycznego)?
kolejne ciekawe logicznie zagadnienie do omwienia. chodzi o wany fakt, e
fizyka ujmuje wszechwiat (i opisuje go) - jako jeden, peny i nieskoczony
ukad, ktrego nic nie otacza (a nawet rozmowa o "otoczeniu" jest bez sensu),
ale ktry jednoczenie jest w trakcie przemian i rozprzestrzeniania si. take
ja mwiem wielokrotnie, e wszechwiat (co dzi pojmuje si za wszechwiat)
znajduje si w polu kwantowym (co by pod to pojcie nie podkada), e jest
zbyt maym ukadem na samoistne istnienie, e posiada, jak kada ewolucja w
toku zachodzenia zakresy, e ma granic doln i gr. itd. nie poddawaem tego
pod wtpliwo, przyjmowaem, e tak jest (zgadzao si to rwnie z ujciami,
ktre do tej pory udao si wypracowa). wszystko do czasu. nadszed moment,
eby w obecnym cigu rozumowania zatrzyma si nad spraw i doprecyzowa.
chodzi o odpowied na pytanie: czy ukad (proces, zdarzenie, fakt) opisywany
pojciem "wszechwiat" jest (nie jest), moe (nie moe) by caym energetycznym
polem kwantowym? czy wystpuje "w przestrzeni" (znw pomin na t chwil, co
to jest i definicj) jako samodzielny, podlegajcy wszelkim zasadom ewolucji
ukad - czy jest t-tak przestrzeni? dalej: czy jest bytem jedynym, czy w
zbiorze? czy musi (nie musi) zachodzi wymiana energii na brzegach? itd.
odpowied na te pytania (oraz sprawa "wszechwiata") nie jest jednoznaczna.
dlaczego? w obecnie obowizujcym opisie (i rozumieniu) takiej ewolucji, ukad
ten jawi si i jest pojmowany jako byt samodzielny, a co wicej, nieskoczony
w zmianie, i wyjcie "poza" jest traktowane jako temat ju poza fizyczny, co
z pogranicza fantastyki, nawet zabawy logicznej. w tym ujciu wszechwiat to
byt "samowystarczalny" w ramach skwantowanego pola energii. bez definiowania,
co podkrelam, czy pole to wszechwiat, czy jednak jest wiksze i go otacza.
oraz, jako konsekwencja braku takiej analizy, czy pole kwantowe jest zasilane
z "zewntrz" i czy jest faktem jednostkowym. w obecnym ujciu wszechwiat jest
jeden i nie mona z niego, na gruncie fizycznego eksperymentu, wydosta si.
cho, ciekawostka, energia tworzca t struktur dy do nieskoczonoci i si
rozprasza "w gdzie" i w skoczonym "czasie".
i pojawiaj si problemy. np., pocztek - jaki by? jeeli wszechwiat jest
jeden w nieskoczonym "polu kwantowym" (podam za wzorami), to "cao" tej
energii musiaa si znajdowa w tym jednym ukadzie. - jak? gdzie? w "punkcie
osobliwym". - czyli? w stanie bardzo gstym-gorcym, a na pewno niezwyczajnym
w obserwowanym wszechwiecie. - i co si stao? wybucho. poniewa wszelkie
dane dowiadczalne podpowiadaj, e cao jest obecnie "w rozbieganiu", e
si rozszerza. a jak si rozbiega, musiao kiedy by "zgromadzone" w jednym
osobliwym miejscu. i o parametrach, ktrych za nic nie daje si tymi samymi
wzorami zdefiniowa. i kropka. i punkt osobliwy nauki.
oczywicie, wiem, fakt - masa, ciskana energia - wielka sia wytwarza gorc
i ciepot; skrajna temperatura - niestabilno wybuch cinienie ujemne
i dodatnie; ukad ma swoje lokalne niecigoci, "grawitacja kwantowa" szaleje
i geometria przestrzeni si zmienia, czas zakrzywia - itd. fizyka dostarcza
wielu podobnych a ciekawych uj - ale ja tutaj przecie analizuj pojcia,
fizyka wzorw (ciekawa, zgoda) nie moe mi by "zason". i nie chc podda
si dyktatowi podejcia, e to "inny wiat", inny i bardzo odlegy od mojego
istnienia zakres ewolucji. mwiem to wielokrotnie, to ten sam wiat, jedna
ewolucja i jedna zasada zmiany. nie ma znaczenia, czy analizowane pojcie
dotyczy ciskania grudki materii w postaci osoby mi bliskiej (co jest, fakt,
przyjemne) - czy takiej samej grudki materii, ale ju na granicy logicznej
fizycznego wiata. to ta sama materia, ten sam proces efekt ten sam (ten
sam w skali, odpowiednio). e to mona oraz trzeba opisywa rnymi wzorami?
prawda. tylko e to s wzory pochodne wzgldem siebie, nie ich zaprzeczenie.
poszerzenie obszaru postrzegania i analizy nie oznacza, e ten obszar jest
inny. kolejne wzory dopeniaj si i opisuj ten sam wiat. ten sam wiat.
159
wniosek? wniosek jest jednoznaczny: nie mona utosamia tych dwu okresw i
stapia w jedno. nie mona "okresu do" "zbiegnicia" si energii "w punkt",
po pierwsze, odrzuca (negowa), przecie to logiczna konieczno "co" musi
si gromadzi, eby mogo "wybuchn" (nawet jeeli sam termin jest w sposb
niewaciwy uywany, realnie nic nie "wybucha"). a po drugie nie mona, nie
powinno si, wanie z logicznych powodw, czy tych stron w jeden przebieg
fizycznego zdarzenia, stapia w jedno. e tak to "wida"? prawda, dlatego
tak usilnie staram si podkreli fakt bdnej interpretacji wzorw i stanw
postrzeganych na/w niebie to nie jest bd obserwacji, ale bd analizowania
i wnioskowania. wida rzeczywicie wszystko, eksperymenty przeprowadzone s
poprawnie, przyrzdy speniaj swoj role tylko, drobnostka, interpretacja
pozyskanych ze wiata danych jest bdna. po prostu "zsumowana". mwic nieco
inaczej, ale bez artu (do sprawy kiedy wrc), brak w opisie, we wnioskach
"przecinkw i kropek" (i innej interpunkcji). a kiedy brak znakw na drodze,
to poruszanie si po/w niej jest utrudnione lub niemoliwe.
co wicej, nie mona twierdzi, e "strona" "przed" "wybuchem" nie istniaa.
owszem, i to nawet jest oczywiste w fizycznej interpretacji, tak zarysowanego
dwustronnego procesu nie mona wypracowa pozostajc wewntrz zmiany, s one
logicznym dopenieniem i produktem analizy poj, ale strony poprzedzajcej
"wybuch" wszechwiata rzeczywicie w ramach tego wszechwiata pomierzy lub
dojrze fizycznie nie mona (co by za ten "wybuch" nie uznawa). to jest stan
nieobecny w takim eksperymencie - i to na zawsze, i z samej zasady procesw
ewolucyjnych. nie sign dalej, jak brzeg mojego istnienia.
ale, postulowana tutaj "pierwsza strona" zdarze w formule "wszechwiata", a
postulowana jako logicznie niezbdny (po prostu konieczny!) etap w toczcej
si zmianie - eby obecna, czyli druga, a dla mnie pierwsza i jedyna strona,
moga si realizowa. taka strona, powtarzam, musi (za)istnie, ebym mia
okazj "tutejsze" zjawiska opisa. mwic inaczej, co si musiao dzia (i
jako, i gdzie), eby postrzegane fakty miay szans si zrealizowa. nie ma
obecnie znaczenia, co "to-jak-gdzie" jest, istotne jest to, e musi by dodane
do "teraniejszoci", eby t aktualno uzasadni. - przecie nie ma w adnej
ewolucji zdarzenia dziejcego si tylko po jednej stronie i jednostkowego. i
wicej, nie ma ewolucji, ktra miaaby tylko jedn stron, zawsze i wszdzie
jest dwustronno (symetryczno!) dwudzielno procesu. i zawsze ustalam w
zmianie pocztek, rodek, koniec. zawsze.
z tego mona - trzeba musz by wycignite wnioski. "wszechwiat" (to, co
na dzi jest w opisach "wszechwiatem"), nie jest jeden i nie jest procesem
tylko "po jednej stronie" ("wybuchu") - to ewolucja. a jak ewolucja, to zawsze
dwustronna. dlatego strony (i to dwie strony) tego wydarzenia s potrzebne,
eby mona taki "obiekt" opisa, eby mg zaistnie (w zbornej analizie oraz
fizycznie). po prostu - te strony s do siebie komplementarne, dopeniaj si
i s konieczne. bez "drugiej strony" zmiana to cud, nie ma innego na takim
(jednostronnym) poziomie tumaczenia uzasadnienia dla obserwowanych faktw
(wszech)wiat bez dopenienia stanem-stron "przed" jest kaleki z zasady. ale
postrzeganie ewolucji, dowolnej zmiany, jest jednoznaczne i nastpcze w tym,
tu proponowanym ujciu. nie ma przeskokw, cudownych zaistnie, "wybuchw" z
niczego. - "wczeniejsze" zdarzenie warunkuje "pniejsze". zawsze. nawet w
przypadku wszechwiata, tak ogromnego "zdarzenia" i dla zawartego kad swoj
czstk w takim procesie obserwatora. - e nigdy nie mona wyj badaniami
poza prg (logiczny) "czasu zerowego" (lokalnego czasu zerowego), to jeszcze
nie oznacza, e jego nie byo. to rwnie nie oznacza, e nie mona takiego
"pomiaru" dokona logicznie. - to jednoczenie nie oznacza, e umys ma na/w
tej granicznej wielkoci kapitulowa i, eby to!, oddawa "dalsze-poza" na
pastw rnych hochsztaplerw z "wizjami". nie wolno zakresu nieskoczonoci
i wiecznoci pozostawia poza Fizyk. kiedy tak si czyni, budz si demony.
wicej wiata (i mylenia).
164
- wszechwiat
- wiek wszechwiata
na tym tle warto przez chwil zastanowi si nad zagadnieniem, ile lat ma
wszechwiat? wyliczenia obecne oscyluj pomidzy 10 - 20 miliardw lat, z
najczciej rodkowym jego zakresem, czyli 14 - 16 (konkret "na dzi" to
13,7). co oczywiste, nie jest to wiek wszechwiata w jego obu przebiegach
kwantowych, nie jest to ujcie w latach dla procesu obu stron no bo skoro
"tamtej" strony nie byo...
fizyk, ktry by si jednak odway i sprbowa oszacowa rozpito zjawisk
prowadzcych do zaistnienia wszechwiata, czyli sprbowa opisa "w czasie"
procesy "strony pierwszej", poprzedzajcej obecn, staje rzeczywicie przed
trudnym zadaniem. musi wprowadzi albo jednostki z tutejszego zakresu, albo
jaki zewntrzny, "absolutny" rytm. w obu przypadkach jest to zadanie mao
sensowne. dlaczego? poniewa tutejszy czas jest wanie std i teraz, wic
przenoszenie go na zakres "poza" jest moliwe tylko na zasadzie umownoci i
analogii, ale nie ma solidnych podstaw do takiego dziaania. a jednoczenie
nie ma fizyk adnych moliwoci, eby wyznaczy rytm procesw wikszych od
wszechwiata, poniewa w jego badaniu nie ma adnych takich rytmw. procesy
fizyczne, ktre analizuje, maj swoje tempo zmian - ale s z tego wiata, i
trudno, nie ma podstaw do ich rozcignicia na "wszystko".
kopot i dylemat a przecie chc wiedzie, mam zamiar, na przekr granicom
(oraz kpinom) "zwymiarowa" ten zakres w sposb mi dostpny i zrozumiay.
czy nie mam adnych szans? czy nie ma moliwoci, eby wyj poza fizycznie
realny stan i uj to, co si wydarzyo przed pocztkowymi "sekundami", czy
nie mog przeduy liczenia o kolejne, praktycznie nieskoczone odcinki?
czy "na zawsze" jestem winiem chwili tutejszej?
mog to zrobi, nie jestem na straconej pozycji. ale wyjcie z tego dylematu
jest wycznie przez opis wiata jako procesu kwantowego. tu nie ma innej
drogi. "zobaczy", co jest poza granic (i poza "teraz"), mona wycznie
krokami kwantowymi. fizycznie "muru" koca wiata nie pokonam, logicznie to
jest do przeprowadzenia. a poniewa zyski z takiego dziaania s ogromne,
warto je podj.
co przyj za punkt wyjcia w takiej analizie, do czego si odwoywa? mj
zbir danych, ktrym tylko i wycznie dysponuj, to wiedza o tym zakresie
ewolucji, to wielkoci, liczby i parametry ustalone dla "tu i teraz". wic
czy mog, czy mam prawo na ich podstawie co wyrokowa o zakresie lecym
"poza" dostpnym mi wiatem? a jeeli mog, to na jakiej zasadzie - jak to
przeprowadzi, co bdzie fundamentem?
co bdzie fundamentem analizy? ten wiat oraz jego cechy. - to, e nie mam
niczego wicej nie oznacza, e co wicej jest w tej analizie potrzebne wrcz przeciwnie. ten wiat, dla mnie cao, to jest wszystko, co mog mie
w poznaniu, ale to jest zarazem "to wszystko", ktre potrzebuj do poznania.
nic wicej nie jest konieczne baz, fundamentem jest ten wiat, ale to ju
wystarczy, eby opisa wszech-wiat (Kosmos). dlaczego? poniewa mam zasad,
z zakresu mi dostpnego wywiedzion, e kady postrzegany element otoczenia
(rzeczywistoci) jest faktem powstajcym wedug jednej reguy oraz w jednym
"wiecie", e nie ma odstpstw w adnym punkcie. mam jedno procesw na
kadym kroku zawsze-wszdzie. czy mam prawo przenie tutejsze rytmy "na
wszystkie"? mam prawo i musz tak zrobi. kady element tutejszej (i kadej)
ewolucji jest pochodn reguy, rwnie "wszechwiat". a skoro "wszechwiat"
jest ewolucj powstaje logicznie. i ta logika jest tosama z tutejsz, bo
inaczej by tego wiata nie byo. eby istnia ten wiat, musi by zgodny z
tym, co "istnieje" w nieskoczonoci. dlatego znajc stan tutejszy, mog
opisa kady. kady w bezkresie.
165
- wszechwiat
- etapy procesu
w historii wszechwiata s wic trzy graniczne stany: maksymalnie gsty i
maksymalnie zimny - maksymalnie gorcy i maksymalnie rozkwantowany oraz
maksymalnie gsty i maksymalnie zimny.
stan rodkowy, czyli maksymalnie rozkwantowany, to przedzia najwikszego
zajcia przestrzeni przez ukad (analogicznie przez kad ewolucj). i nie
ma w tym schemacie wydarze kwantowych miejsca dla jednoczesnego zaistnienia
(wystpowania) obu takich stanw w wersji maksymalnej. - albo gsty, albo
gorcy.
co obserwuj astronomowie na niebie? oddalanie si od siebie elementw oraz
"lady" w postaci "promieniowania pocztkowego", czyli mae w przestrzeni
zdarzenia, ktre maj odzwierciedla w sobie "pami" tamtych wstpnych, ju
dawnych zjawisk. a wic w tym ujciu proces toczy si obecnie "do" rozpadu
maksymalnego, do stanu rozkwantowania.
powstaje jednak pytanie: dlaczego w ogle wida jaki may obiekt z chwili
pocztku? dlaczego nie wida wydarze w ich maksymalnym rozproszeniu (tak
"promienist drobnic"), ktra znajduje si na brzegu? e jeszcze nie czas
na koniec? ale to znw nie tumaczy, dlaczego nie wida wycznie tylko tej
strony ewolucji w ramach ukadu okresowego pierwiastkw - dlaczego w zmianie,
ktra symbolizuje stan aktualny wszechwiata, wida oprcz rozpadu (linii
wybuchu) rwnie stron, lini czenia energii (bo wida)? - w ewolucji
materii, zdefiniowanej w postaci ukadu pierwiastkw, realizuj si przecie
rne kierunki procesw, i czenia, i rozpadu. jeeli jest to linia zdarze
w postaci "rozpadu"-wybuchu energii, czyli aktualnie "druga strona" ewolucji
si realizuje, jak chce dominujcy pogld, to dlaczego we wszechwiecie mam
lokalnie i z konsekwencjami, stan czenia si elementw? skoro wybuch - to
wybuch, powinno si wszystko rozpada. skala zjawiska nie tumaczy w peni
tej niezgodnoci. nie tumaczy jej rwnie dostatecznie fakt wynikajcy z
generalnych zasad ewolucyjnych, e wszystko jest zawsze stanem zmieszanym i
dwukierunkowym stanem rozpadu-czenia energii. to ustalenie fundamentalne
i opisuje obserwowane fakty, ale dlatego niepokoi logiczna rozbieno w
ustalaniu procesu.
to, co dociera do obserwatora, jako skutek rozpadu wielkiej oraz gstej "z
pocztku" "tutejszego czasu" struktury (czyli "od wybuchu", zakadajc, e
wybuch by), to wyglda jak przebieg procesw zachodzcych po stronie "do"
maksymalnego rozpadu (wszechwiat si rozszerza, a nie kurczy), czyli musz
to przypisa do linii rozpadu energii wywodzcej si z pocztkowego stanu
osobliwego. ale przecie "dzi" si dziejcy proces zawiera w sobie rwnie
czenie energii - czy to oznacza, e "jednoczenie" wystpuje w zjawisku
kolejny ju etap ewolucji, czyli "zapa" - czy te linia "wybuchu" jest le
umiejscowiona (jestem w innej ju czci procesu, a tylko przez obserwacje
"wprowadzony" w bd i umieszczam siebie po stronie rozpadu)? "moja" strona
wszechwiata zacza si tworzy i liczy od "przejcia" procesu ze stanu
maksymalnego poczenia (zimny-gsty) - w etap podajcy "do" maksymalnego
rozpadu. "tamtej" strony nie widz i widzie nie mog, jest poza procesem cho go warunkuje. czy wic linia "czenia" energii jest wewntrznym wobec
linii wybuchu procesem, wewntrznym i lokalnym? czy czenie jest stanem "z
poprzedniego" etapu, a wida go "przez zasiedzenie" (jako resztki "tamtej
strony") - czy te jest to ju moe nowa linia zjawisk, ktre oznaczaj stan
"do" maksymalnego poczenia idcy (trzeci etap w oglnym procesie, ale ju
si "obok" realizujcy).
pytanie: czym jest moja "teraniejszo"? jedn stron, dwiema - czy moe
mieszanin wielu? mieszanin wielu linii oraz procesw, ktre razem dopiero
tworz rzeczywisto (mieszanin "czasw" i ewolucji). czym jestem gdzie
jestem - kim jestem?
167
- wszechwiat
- maksymalne rozkwantowanie
maksymalne rozkwantowanie dla obserwatora wewntrznego bdzie zawsze tylko
stanem poszczeglnej warstwy, bdzie chwilowe i aktualne. dla kogo innego
i na zewntrz procesu, bdzie to jednak wydarzenie o dobrze widocznych oraz
cile zdefiniowanych (wyznaczonych) brzegach, posiadajce swj pocztek i
koniec. i to w takiej skali maksymalnej procesu, "skali obiektywnej", bdzie
zachodzio wydzielenie, ustalenie punktu (przedziau) rodkowego. opisanie
tylko dla rozkwantowania wewntrznego, tylko postrzeganego jednostronnie,
takiego wydzielenia nie da si przeprowadzi.
dlatego, e proces trwa zawsze i bez przerw, jest kolejnym przechodzeniem
przez poszczeglne poziomy kwantowania, jest przesuwaniem si (kolejno) po
wszystkich warstwach ewolucji. "warstwa aktualnoci" (logicznie wyznaczony
stan "teraz") w takim zjawisku istnieje zawsze, przecie dla konkretnego i
w procesie zmiany zawartego obserwatora jego przemiany, ktrych dowiadcza
w sobie i w otoczeniu, s jego warstw "teraz", to jego aktualno i ycie.
e dokadnie ta sama warstwa energetyczna jest dla innego, nawet tu obok
si znajdujcego obserwatora, odlegym faktem w jego yciorysie, to w niczym
nie odbiera znaczenia tego procesu dla obserwatora-uczestnika. ewolucja to
wielokrotne zoenie rnych procesw oraz pochodzcych z rnych czasw i
przestrzeni elementw. na skutek skoczonego tempa przemieszczania si tych
elementw w rodowisku (nie ma znaczenia, co tym elementem bdzie), mog w
swoim otoczeniu rejestrowa (lub mog na mnie wpywa) fakty, ktre s wobec
mnie dalek przeszoci lub przyszoci tu nie ma ostrego podziau na
ju zaistniae czy jeszcze nieobecne. dlatego, cho pocztek wszechwiata
ju dawno si zrealizowa i nawet mg si zrealizowa gdzie jego lokalny
koniec, to wie o tym jeszcze do mnie nie dotara.
wszechwiat kolejnymi warstwami kwantowymi po prostu si rozpada - tak jak
kolejnymi warstwami powstawa. - jego zakres istnienia to czas pomidzy tymi
zdarzeniami: pierwszym powstaniem warstwy ("promieniowania kwantowego")
a ostatnim takim zdarzeniem. lub pomidzy pierwsz rozpadajc si fal a
ostatni. ewolucja - to te fale. i ich czno. najmniej dwie fale, dwie
warstwy tego promieniowania (kwantw oddalajcych si, lub czcych). kiedy
pozostanie ju tylko jedna warstwa energii, jeden kwant - ewolucja skoczy
si.
ten obraz kolejnych powstajcych (lub wygaszajcych) warstw (co dzieje si
jednoczenie, bo z jednej strony powstaj kolejne fale, a z drugiej ju si
jakie u pocztku i "czoa", na brzegu rozpadaj) - to nic innego, jak skala
wydarze energetycznych. i kolejne "warstwy" rzeczywistoci. taki obraz to
rwnoczenie widok maksymalnego rozkwantowania, ktre nastpuje w czasie i
przestrzeni, to rozcignite "rozwleczone" po/na fali, nigdy ostre, ale
zawsze "rozmyte" "ciaa" oraz "zjawiska". w maksymalnym ujciu jest to sfera
wydarze.
dla wewntrznego obserwatora taka sfera posiada, skada si z wielu zakresw
jest procesem rozcignitym i zachodzcym pomidzy brzegami, posiada swoje
zakresy, punkty zasadnicze (wzy) - i biegnie kwantowymi krokami. obrazowo
mona powiedzie, e wszechwiat poprzez kolejne warstwy najpierw si tworzy
(jak soje na drzewie), a nastpnie tymi samymi warstwami i w takiej samej
kolejnoci si "zuszcza". kolejne warstwy wiata odpadaj, oddalaj si w
nieskoczono, zuszczaj w sensie dosownym. rzeczywistoci ubywa warstwa
po warstwie (kwantowej).
to nie energia "ginie" czy ulega destrukcji - ale cigo zdarze w tych
warstwach pka i si rozrywa. powstaj coraz drobniejsze elementy, ktre si
oddalajc od siebie (w dal, w rodowisko), wypadaj z "obiegu" ewolucji a
ona "zatraca" si w czasie-przestrzeni.
i pyk.
169
- brzeg ewolucji
- brzeg wszechwiata - stan jednokwantowy
"zuszczanie" si warstwa po warstwie konkretnej ewolucji, wszechwiata - czy
mnie, zachodzi zawsze, cigle i bez adnej przerwy. i wszdzie. wszdzie, a
wic w kadym punkcie tak wyrnionej ewolucji. - to nie jest proces dopiero
zaczynajcy si, nie jest tak, e warstwa "czeka" na konkretny moment-stan w
oglnej ewolucji eby wystartowa do rozpadu (i zaniku), ale rozpad warstwy
biegnie cigle. nie ma w tak postrzeganym zdarzeniu i w ramach wyrnionego
zakresu, e to od niego zaczyna si jeden rodzaj procesu, a w innym wystpuje
drugi, rozpad i czenie to stan jednoczesny i toczcy si. z chwil, kiedy
czno midzy kwantami warstwy ulegnie rozerwaniu, czyli w momencie, kiedy
odlego kwantu od kwantu jest wiksza ni kwant, ewolucja (ciao, zjawisko,
byt) przestaje istnie jako jednostka, jako zborna oraz wyrniajca si w
tle jedno. a poniewa warstwy brzegowe s coraz wiksze (pooone dalej od
centrum), wic bardziej rozcignite "na krzywinie", tym szybciej zachodzi
proces rozpadu. rozpad trwa nieustannie, biegnie "na grze" (lub "na dole",
zalenie od punktu opisu i podziau wprowadzonego przez obserwatora), i tworzy
warunki dla ewolucji. nieustanny proces pojawiania si kolejnych kwantowych
warstw (np. jako rozpad przejtej przez ciao materii w postaci pokarmu), to
podtrzymuje i warunkuje istnienie ukadu. kiedy "grudka" materii rozpada si
w ramach generalnej ewolucji (tu ciaa osobnika), tak uwolnione kwanty j do
tego momentu tworzce (po prostu wczeniej jeden ks czego), oddalaj si i
rozprzestrzeniaj (w opisie fizyka "wybuchaj") i wchodz w zwizki, jakie
reakcje fizyko-chemiczne z ju istniejcymi elementami tej ewolucji. skutek?
w efekcie stabilizuj to ciao, uzupeniaj ubytki wrcz, obrazowo mwic,
"zasypuj" dziury po energii, ktra si oddalia (zostaa utracona). i dopki
trwa tak pojty rozpad wewntrzny w ramach wyrnionego obserwacj ukadu (a
wic dopki dziaa "od dou" na struktur nadprogow "cinienie ujemne"), to
byt moe trwa we wzgldnej rwnowadze. jak dugo rozpada si energia, czyli
ma co si rozpada, tak dugo istnieje i si przeobraa "pasek wydarze" w
postaci mojej aktualnoci. oraz aktualno wiata.
maksymalna zajto i "dobro" ewolucji wystpuje wwczas, kiedy zajta dla
tego procesu przestrze jest najwiksza (co nie oznacza, e maksymalna), a
zarazem w toczcej si zmianie nie zachodzi przewaga "ubytkw" energii nad
jej pozyskaniem. mwic inaczej, najlepszy stan dla ewolucji (zmiany w toku)
jest taki, kiedy zachodzi rwnowaga, czyli kiedy (mniej-wicej) bilansuje si
strona koniecznych strat na dziaanie w otoczeniu ze stron "przychodow", ze
rodkami pozyskanymi. ten punkt-moment nie oznacza, podkrelam, najwikszego
zajmowania otoczenia (w obserwacji obiektywnej, zewntrznej), taki "rozmiar"
pojawia si dopiero "na kocu" zdarze, kiedy dochodzi do maksymalnego, wic
jednokwantowego rozoenia si elementw tworzcych ewolucj (wszystkie na t
struktur skadajce si kwanty s jedn i ostatni warstw w cznoci).
to w tym momencie-punkcie jest brzeg, kres zmian, krok wczeniej bya jedno
ewolucyjna, "tu", w brzegu, jest czno "na kwant" a krok dalej przebiega
ju proces "po-ewolucyjny", rwany.
ciekawe a wane w tym ujciu jest to, e moja "teraniejszo" jest tylko (i
zawsze) fragmentem wielkiego wydarzenia, ktrym jest zewntrzne rodowisko
tu "wszechwiat". a teraniejszo wszechwiata rozciga si midzy brzegami
- od grnej do dolnej granicy energetycznej, od wielkich oraz "rozedrganych"
energii po sabo "syszalne" w zakresie osobliwym. moja aktualno to cz,
niewielka czstka tego przedziau, ale dopki obserwuj na niebie zdarzenia,
jestem i wszechwiat rwnie - kiedy niebo "pociemnieje" ktrego dnia, bdzie
to wyrany sygna, e dotarem (ja i/lub wszechwiat) w przemianie do brzegu.
e tym samym "teraniejszo" osiga kres i zrwnuje si z brzegiem wiata.
lokalnym brzegiem (wszech)wiata. - jednak to nie oznacza, co zrozumiae, e
jest to kres wszelakich wydarze kwantowych. te nie maj kresu.
170
- wszechwiat-pole
- skoczony czy nieskoczony?
dylemat, zagadnienie, czy wszechwiat, to co za taki ukad si pojmuje, jest
skoczony czasowo i przestrzennie, czy nieskoczony, to temat z obszaru i z
gatunku podstawowych - historycznie rozpatrywany by przez wielu, i rne w
analizie paday odpowiedzi. w tym tekcie, nieco wczeniej, wyraziem swoje
zdanie, tutaj do niego nawie, bowiem czy si to wprost z pojmowaniem pola
energetycznego i wszechwiata. przy czym aktualny zapis jest jednym z wielu
dotyczcym sprawy, byy wczeniejsze, bd szczegowe pniej. w rozumieniu
najszerszym cao zapisu jest prb odpowiedzi na tak sformuowane pytanie.
tekst jest prb opisu, w oparciu o wielkoci i reguy kwantowania, w ktrym
staram si pokaza, e jest "wszechwiat", z jednej strony, skoczony, ale z
drugiej nieskoczony. e, wicej, midzy tymi ujciami nie tylko e nie ma
sprzecznoci, lecz dopeniaj si. e - jak w wielu sprawach kada strona
w tym sporze ma, ostatecznie biorc, racj. ewolucja, powtrz, to nie jest
prostackie zdarzenie, logicznie jednostronne.
w uwadze, ktr zamieciem wczeniej zaznaczyem, e dla mnie pojcie-fakt
"wszechwiat" jest zakresowo podporzdkowane pojciu "Kosmos", e to wielko
skoczona w nieskoczonym "otoczeniu" Kosmosu. w ujciu, ktre tu proponuj,
wszechwiat jest procesem ewoluujcym i lokalnym - skoczonym i zalenym od
wymiany energetycznej z "otoczeniem". natomiast Kosmos to stan nieskoczony,
tray, jedyny. - id w tym rozrnieniu za wiekow tradycj, ktra pojciu
"kosmos" nadaje cechy staoci, nieskoczonoci i wiecznoci, cechy dokadnie
przeciwne wobec zmiennego ukadu. w tym wypadku przeciwne do "wszechwiata".
uwaam, jestem przekonany, e tylko takie rozgraniczenie pozwala wyj poza
wszechwiat jako taki (oczywicie logiczn analiz) oraz e jest to jedyna
dostpna droga postpowania. - w przypadku pojcia "wszechwiat", jako stanu
nieskoczonego, jak to jest dzi, zachodzi bowiem identyczny przypadek, jak
z analiz zjawisk granicznych w ewolucji czyli np. zjawisk pocztkowych (w
szerszym ujciu to to samo, ten sam dylemat). kiedy nie posiadam moliwoci
podziau stosowanego pojcia, a w zakresie brzegowym nie jest to w ogldzie
"od wewntrz" nigdy moliwe (fizycznie), musi doj do zlania si, naoenia
ustale. czyli np. musz uzna, e pocztek wszechwiata to stan maksymalnie
gsty i gorcy i jednoczenie taki. dwa rne stany ewolucji s w moim
postrzeganiu jednoci, zbiegaj si w jedno. czyli musz, z braku danych
weryfikujcych (a tych z brzegu nie osign "namacalnie" nigdy) uzna, e to
jest jedno. i kopot, dylemat gotowy.
identycznie ma si sprawa z zagadnieniem, czy wszechwiat jest skoczony czy
nieskoczony. kiedy w analizie (i wzorach) pojawia mi si zakres i wielkoci
nieskoczone, i odnosi si to do badanego obiektu, nie mam, adnym sposobem
nie mog stwierdzi, czy tak jest, czy inaczej. nieskoczono jest w tym
"zliczaniu" integralnie zawarta, a ja nie mam szansy dowiedzie si, czy jest
zawarta "czciowo" (lokalnie i chwilowo) - czy na stae, jako fakt zwizany
z tym obiektem. to jest na gruncie fizyki oraz obserwacji uczestniczcej po
prostu niemoliwe. jako ewolucja czstkowa wobec wszechwiata, a tym samym
ograniczona jego rozmiarami i na zawsze w tym procesie zawarta, nie mog ani
dotrze do granicy, ani tym bardziej stwierdzi badaniem, czy co "dalej" i
jak jest. nie mam adnego narzdzia badawczego, ktre by to umoliwiao. a
majc tego wiadomo, bo jako fizyk o tym wiem, nie mog da przyzwolenia
na adne "wykraczanie" - bo dla mnie, jako eksperymentatora-uczestnika, takie
wykraczanie jest nierozumieniem, jest poza stosowan fizyk (badaniem). std
te bior si (w sumie desperackie) usiowania, aby dylemat jako okiezna,
czyli produkuje si pojcia "wielowiata", rozciganie czasoprzestrzeni, czy
przepywania energii w ramach nieskoczonego ukadu i lokalne tworzenie si
"zgszcze" - itd. jeeli uznaj wszechwiat za nieskoczony i jedyny, nie
mam innego wyjcia. i "kredowe koo" poj si zatrzaskuje.
172
- "osobliwo" w ewolucji
- stan osobliwy
"stan osobliwy" w fizyce (a poprzez rnorodne publikacje take powszechnie)
zagoci w myleniu o wszechwiecie. do pewnego stopnia osobliwo zaczyna
dzi robi za fakt niezwyky i wyjtkowy, ktry mieci w sobie co tylko komu
przyjdzie na pomylunek a dlatego tak si porobio, e to "stan" z zakresu
brzegowego, czyli z natury trudny do opisu z wntrza ewolucji. ale poniewa
jest niezbdny w zdarzeniach, warto mu si przyjrze.
czym jest stan osobliwy energii, na ktrego podbudowie zachodzi cao tu i
teraz obserwowanych procesw? czym jest "osobliwo", ktra warunkuje byty
i wszelakie zjawiska (w tym istnienie istnienie pola-wszechwiata)? jak rol
w ewolucji peni "osobliwo", punkt osobliwy? pytania na gruncie fizyki i
w jej zakresie postrzegania-definiowania otoczenia s praktycznie nie do
odpowiedzenia, cho zarazem bardzo atwe logicznie. atwe dlatego, e pojawia
si natychmiast odpowied o jednoznacznym, pewnym brzemieniu: stan osobliwy
to stan jednego kwantu. stan osobliwy to "etap" ewolucji energii, w ktrym
nie ma ju adnych dajcych si wyodrbni z ta wydarze zjawisk czyli
kwantw. to stan, gdzie skoczyo si czenie, gdzie kada indywidualno
staa si "czym", o czym ju nie mona mwi (jako o fakcie oddzielnym). e
cay tak wyrniony stan jest takim jednym kwantem, ktry nie ma ju w sobie
innych kwantw. "osobliwo" to jeden kwant. ktry "wczeniej" by zbiorem
kwantw, ale pod dziaaniem "siy" ("ciskania", szerzej: rodowiska) uleg
"sprasowaniu" w jedno. "osobliwo" to - zbir, ktry sta si "jedynk".
bezpostaciow jedynk.
trudno natomiast zdefiniowa osobliwo, kiedy przychodzi zastanowi si nad
spraw, jak dugo moe toczy si czenie elementw w takim "obiekcie" i do
jakiego stopnia? bo, e nie dzieje si to nieskoczenie, e proces zapaci
energii "w siebie" nie biegnie wiecznie, to oczywisto. logiczna oczywisto
bo fizycznie dokadnie odwrotnie. musi by kres w zjawisku czenia si ze
sob elementw. granice midzy ciskanymi elementami, "niewielkie" z zasady
(wszak cz si kwanty, najmniejsze skadowe rzeczywistoci), nie s mae,
"nieskoczenie mae" s z mojej perspektywy znikomo "mae", ale nie jest to
na pewno nieskoczono, kres procesu czenia si kwantw jest "wpisany" w
proces. dlaczego? bo nie ma moliwoci, eby co czyo si nieskocznie i
bez ustanku, bez granicy. nie ma moliwoci, eby co, co istnieje, mogo si
zapada w siebie bez koca. musi istnie granica takiego czenia. poziom,
prg, przy ktrym ustaje czenie, w ktrym elementy zbliyy si do siebie
w stopniu maksymalnym. - gdzie przebiega taka granica? na to pytanie jest
tylko jedyna moliwa odpowied: w punkcie.
i to jest ten "synny" fizyczny "punkt" nieskoczenie may, w ktrym energia
(pola) "kiedy" "bya zbiegnita". to jest rzeczona osobliwo, o ktrej ju
tyle napisano, a zapewne wiele jeszcze dzie powstanie. tutaj jest "granica"
analiz (dla fizyki), z tego "punktu osobliwego" wszystko, co istnieje, si
wywodzi. - ech.
ale, panie i panowie fizycy, teraz pytanie najwaniejsze: czym ten stan jest,
czym jest "punkt osobliwy"? e on si pojawia we wzorach (jako konieczno),
to jedno, ale pytanie o jego "fizyczn natur" to drugie. - i tu waniejsze
jeszcze pytanie: nie tyle sam punkt osobliwy jest wany (cho niewtpliwie
bardzo ciekawy), ale to, "czym" jest (lub nie jest) - jak si "zachowuje" i
jak dziaa na otocznie i otocznie na niego?
pytanie o "fizyczno" (realno) punktu osobliwego jest zarazem pytaniem o
jego logiczn "form istnienia" - bo, co zrozumiae, inaczej tego "ugry"
nie mona. fizyka rzeczywicie nie moe "sama z siebie" i nigdy tego miejsca
w otoczeniu sign, bo "ono" jest poza eksperymentem oraz poza ewolucj
(acz porednio tak). ale jedyna droga do poznania i do "rozwietlenia"
ciemnoci osobliwej, to naturalnie logika. rozum.
175
- stan osobliwy
jak zdefiniowa "osobliwo"? nie uczyni tego "wprost", poniewa dosign
"ciaa osobliwego" nie mog. jedyna dopuszczalna logicznie droga prowadzi
"od teraz", od miejsca, w ktrym si znajduj, do tego "stanu". kolejnymi
krokami (zawsze-i-tylko kwantowymi) mog si do "osobliwoci" przyblia w
analizie (spokojnie), a co wicej, j osign. proces i mozolne kwantowanie
rzeczywistoci prowadzi do zrozumienia takiego "ciaa", nie aden "przeskok"
czy iluminacja. najwaniejsze s tu "stany porednie", to zrozumienie drogi
prowadzcej do osobliwoci, to jest rwnoczenie analiza, czym jest "punkt
osobliwy" i wiedza o nim. bowiem osobliwo to "zaprzeczenie" tej drogi (nic
ju w niej czstkowego nie ma).
"osobliwo" - w tak zdefiniowanym "punkcie" koczy si ewolucja. dlaczego,
co to znaczy? czy charakteryzuje si to stanem, e wszystkie skadniki, ktre
"dyy" (byy "wpychane") w "ciao osobliwe" straciy swoj odrbno, e
tu nie ma adnego kwantu (z etapw poprzednich)? w osobliwoci czas poprzedni
nie istnieje - bo nie ma elementw do wyznaczenia tego czasu. co byo jako
"wczeniej", "skupio" si, poczyo w jeden "organizm", "ciao", "obiekt".
nie ma przeszoci - nie ma przyszoci - nawet nie ma teraniejszoci. bo
nie ma co z czym rwna. jedynki z niczym przecie nie porwnam. ona jest.
ale jest "sama", jedynka zawsze jest jednoci i samotnoci. - jedynka to
kwant.
czy osobliwo to bezruch, stan zaniku drga? jeeli opis drogi tworzenia
si osobliwoci (denia energii do punktu osobliwego) zawiera czenie (i
ciskanie, dociskanie) elementw, to w maksymalnym punkcie czenia, kiedy
wszystko si poczyo (i dalej proces biec nie moe), to tak "zaistniaa"
jedno i jeden kwant nie moe posiada w sobie stanw wewntrznych, ich po
prostu tu nie ma. maksymalny docisk do siebie elementw sprawia, e nie mog
w tym procesie adnych kwantowych drga logicznie wyrni. logika buntuje
si, kiedy w co maksymalnie "cinite" (poczone) jeszcze jakie fakty i
zdarzenia wprowadza brak na to fizycznie miejsca, a logicznie zgody. jest
koniec procesu, kwant "kropka kwantowa".
wszystko z obszaru "przed", wszystko "z teraz", wszystko "z potem" znajduje
si w tym jednym kwancie - zostao we "wprasowane". nie ma w nim przerw, nie
ma "luzu", jest maksymalna gsto, jak sobie tylko mona logik wyobrazi.
ale nawet pojcie "gsto" traci tu sens, bo zakada, e jednak "co" si
zmienia, maksymalnie wolno, ale si musi zmienia, a w tak "osobliwym ciele"
ju nic zmieni si nie moe. wszystko jest jednym kwantem, jednym osobliwym
stanem. w "chwili" maksymalnej zapaci koczy si i ewolucja, koczy si i
logika. nie ma adnego sposobu, eby przej dalej i nie ma po co i dalej.
bo przecie "w tym punkcie kocz si wydarzenia". tutaj, na/w tym zakresie
brzegowym analizy koczy si kwantowanie, koczy si istnienie kwantowego
pola wszystko. koczy si to, o czym tylko mona pomyle oraz wyobrazi
sobie. dalej "jest"...
co jest dalej czy jest dalsze? zapyta nie zaszkodzi, przecie kto pyta,
nie bdzi. czy w punkcie, w ktrym koczy si fizyka, bo e tu si koczy
definitywnie i zaamuje (z bezradnoci) to fakt, czy w tym punkcie mona co
dojrze? - kiedy "nie ma niczego", kiedy nie ma zdarze, ruchu, elementw,
kiedy nie ma czegokolwiek do mierzenia, a nawet sposobu mierzenia nie ma,
kiedy nie ma "ogldu" i "wgldu" - pytanie, "co wic jest?", ma znaczenie, i
to zasadnicze. przecie nie moe by tak, e "nie ma niczego". eksperyment
moe mnie zawie, "zmysy" mona oszuka i zwtpienie zasia - ale logika
powinna zawsze by na miejscu. jeeli co "byo", to oznacza, e jest. moe
by inne, zmieni "stan skupienia", "skry si" przed moim badaniem wiata,
ale "na pewno" jest. "gdzie" jest - jako "jest".
bo ja jestem.
176
- osobliwo
stanu osobliwego, do czasu jego kwantowania, nie ma. dla fizyki punkt "poza"
ewolucj nie istnieje, jest nieobserwowalnym "stanem energii". nie ma zmiany
nie ma ewolucji - nie ma obserwacji - nie ma pomiaru. mona "odczu" stan
osobliwy przez fakt jego oddziaywania na otoczenie, czyli porednio, ale w
inny sposb nie. taki ogrom energii, tak wielki kwant musi "zakrzywia" ju
samym swoim istnieniem tory innych ewolucji - a przez rozkwantowanie tworzy
dla nich okolic "znon" do przemian, ale pomierzy si nie da. im wiksze
"cielsko" osobliwe, tym wicej "wyssie" energii z otoczenia. ale tym wicej
warstw kwantowych od niego si moe oderwa i "zasili" pole-wszechwiat w
skadniki.
osobliwo to wany element rzeczywistoci, waciwie naley, na tle tego,
co obecnie opisuj, inaczej, odwrotnie postrzega wszechwiat i osobliwo.
musi nastpi zamiana rl tych zjawisk. to nie wszechwiat, tak naprawd,
tworzy "osobliwoci" (czy pole kwantowe), ale to "punkty osobliwe", pojte
jako liczny zbir (w czasie i przestrzeni) umoliwiaj istnienie (istnienie
i zaistnienie) wszechwiata. to osobliwoci tworz kwantowe pole-wszechwiat
- i go utrzymuj w ruchu. a, tak ju do koca prawd i tylko prawd mwic,
to jest (jak zawsze w ewolucji) stan dwudzielny: wszechwiat tworzy si z
kwantowania osobliwoci - a stany osobliwe powstaj we wszechwiecie. jest
czny, wypadkowy i sumaryczny proces, gdzie jedno wynika z drugiego. i oba
bez siebie nie zaistniej. co najwyej o generacjach, kolejnych zakresach
ewolucji mog mwi. czyli o zbiorze cia osobliwych, ktre zaistniay w
ramach caego ukadu, przeszy cao im dostpnych zmian i si skoczyy.
cigle, podkrelam, w tym samym generalnie i caociowo pojtym jako jeden
byt i jednostka wszechwiecie. jedne osobliwoci si skoczyy, ale tworz
si nowe, ktre zastpuj w tworzeniu pola-wszechwiata wypade. - i proces
biegnie, pki starczy si.
pytanie: jak dugo "przebywa" energia w "stanie osobliwym"? jak dugo trwa
"przejcie" kwantu przez osobliwo? pytania, pozornie, bez sensu. bo jak
pyta o co, co adnym sposobem si nie daje pomierzy i wyskalowa. czasu
w takim stanie energii nie ma, nie ma take zajmowania przestrzeni, nie ma
elementu do pomiaru, bo skadnikw nie ma i nie ma adnej zmiany (ewolucji)
- "nie ma niczego". dla wiata, dla otoczenia, taki stan po prostu nie
istnieje. nawet uwikanie si w jego oddziaywanie (zanurkowanie w czelu
osobliwoci) jest praktycznie bezowocne. dlatego, e takie ciao "wdrujce"
do punktu osobliwego w nim zniknie i nie przele adnej wiadomoci. nawet w
otcha wrzucona pozornie nadmiarowa do fizycznego nonika informacja take
zniknie (zaniknie) w punkcie, bowiem kiedy nonik ginie, nadpisany na nim
nadmiarowy fakt przestaje istnie. - adnego rwnie pomiaru w tym miejscu
nie mona zastosowa, poniewa przystawiajc urzdzenie badawcze nawet "krok
dalej", maksymalnie blisko osobliwoci, nic nie uzyskam, bo pomiar warstw,
ktre oddalaj si od "punktu", niczego nie wykae. dlaczego? poniewa tych
warstw dla skomplikowanej aparatury po prostu nie ma. pomiar jest moliwy
dopiero na kolejnych pitrach ewolucji, nie tutaj. w stanie, tak to okrel,
"czystym" osobliwoci (maksymalne zbiegnicie), nic si zdarzy nie moe z
zasady.
owszem, z punktu widzenia wewntrznego ewolucji (w polu kwantowym), osobliwy
stan nie ma czasu, logicznie to moe by przerwa ogromna, moe energia sobie
"leakowa" (i dojrzewa) w nieskoczono, ale fizycznie, realnie to jest
"bez znaczenia". proces si "zbieg" - i ju "krok dalej" ponownie i atwo
si zaczyna. "przerwa" jest "na jeden kwantowy krok", na jeden tylko kwant
(dziejw).
z mojego punktu widzenia mog wic powiedzie, e w stanie osobliwym energia
"przebywa" na czas jednego tyknicia kwantowego - tyle "co nic".
180
ale znw "dzielc kwant na czworo", sprawa nie wyglda tak jednoznacznie i
prosto. wspomniaem, e postrzeganie osobliwoci zaley do umiejscowienia
obserwatora i e w tym brzegowym eksperymencie zachodzi ciekawa zamiana tak
punktw opisu, tak postrzegania. ma to swoje konsekwencje.
ot, jeeli fizyk postrzega osobliwo z logicznego punktu, to "widzi" taki
proces-fakt jako wanie "bez-czasowy", czyli rozcignity w nieskoczono
(czasu, masy, innych wielkoci). ale logik ten sam punkt osobliwy postrzega
jako element "chwilowy", punkt chwilowy w fizycznym cigu zjawisk. ot, co
byo kwantem ostatnim zbiegajcym si w jedno, "zachodzi" i nastaje taki
punkt maksymalnej cznoci (jedno kwantowa, jeden kwant), a "dalej", i to
zaraz dalej, w "prawie tej samej chwili", ukad si zaczyna, musi si zacz
rozpada. dlaczego musi? bo ju nie ma siy, ktra go "w siebie" spychaa,
bo stan rodowiska jest taki, e nacisk si skoczy, wszystko zostao w ten
"obiekt" wepchnite (wcinite) - i ju dalej proces docisku nie ma sensu:
jak wszystko si docisno do siebie, to przecie nic wicej w "to" ju si
nie wcinie. a jak si proces docisku koczy, kiedy rodowisko nic wicej
nie moe zrobi to zaczyna si proces odwrotny: rozpad struktury.
podkrelam ten wniosek, bo to wany, zasadniczy punkt analizy: kiedy proces
fizycznie osiga stan maksymalny, czyli wszystko "upchno" si w jednostce
i tylko jest ta jednostka (adnych czci skadowych) - to siy, ktre do
tego stanu doprowadziy, ustaj. po prostu ich nie ma, nastaje "cisza", mam
ukad w stanie rwnowagi cinie. "obiekt" jest zrwnowaony z otoczeniem,
mam "w obiekcie" i w rodowisku rwnowag osobliwo w chwili maksymalnej
jest rwnie maksymalnie zrwnowaona: na ni ju nic nie dziaa, ale i ona
nie dziaa. "w punkcie" nie ma zmiany w adnym kierunku. ale tylko tylko
na jedno "tyknicie" kwantowe. bo oczywicie procesy otaczajce takie ciao
osobliwe nie zaniky, s nadal w otoczeniu, ale nie maj ju si: wszystko
si zbiego, proces "do" zanika. nastpuje "cisza", "wiatr kwantowy" ju nie
wieje. a kiedy sia nacisku ustaje, to proces rusza "od razu" dalej. zaczyna
kwantowanie biec dalej. - ale, to znw wany element rozumowania, "strzaka"
wydarze jest tym razem dokadnie odwrotna: do rozpadu. byo "do poczenia
maksymalnego", jest "do rozpadu maksymalnego". i dzieje si to dla logicznego
obserwatora (zewntrznego do procesu) od razu, natychmiast, bez przerwy czy
"leakowania".
jak wida, co jest ciekawostk, dla obu obserwatorw, niezalenie od punktu
postrzegania i opisywania, wynik ostateczny jest dokadnie ten sam: proces
biegnie "dalej" momentalnie. nie ma adnych w nim przerw, cho pozornie moe
by nieskoczony. a skd owe nieskoczonoci? to kolejny ciekawy wniosek z
tej analizy, e zachodzi "mieszanie" si punktw obserwacji. raz postrzeganie
fizyka miesza si z logicznym, a to znw logik wchodzi w zakres fizycznych
procesw, aby za moment, w kolejnym miejscu analizy, powrci na podwrko
wasne. efekt? nieporozumienia. dla logika proces fizycznie "banalny", wic
bez-przerwowy (jedna linia wydarze), staje si nieskoczonym, jeeli mu si
"pomiesza" z polem kwantowym Kosmosu (o co przecie atwo). w tym wypadku i
na tak szerokim poziomie analizy nieskoczono jest pewnikiem. i logik musi
tutaj skapitulowa. i wrci na poziom konkretu, wszechwiata. - z drugiej
strony, fizyk, kiedy analizuje ten konkret, nie moe w swej analizie dojrze
procesu osobliwego, dlatego wchodzi w buty logiczne i ma w efekcie wielko
nieskoczon energii (bo zlicza Kosmos, nic o tym nie wiedzc - i sobie nie
poradzi bez renormalizacji).
logik "widzc" wszystkie skadowe procesu, jeeli si "rozpdzi" w analizie
i nie dopilnuje podziau na wszechwiat i reszt - zlicza nieskoczono. a
fizyk, liczc "tylko" wszechwiat, jeeli go nie "odkroi" od reszty, rwnie
bdzie niewiadomie zlicza nieskoczono.
jak wida, nieoczekiwana zamiana miejsc (obserwacji) prowadzi do sporych
kopotw.
181
- osobliwo
wane a ciekawe pytanie (z wielu powodw): czy osobliwo, punkt osobliwy
maksymalny, czy taki stan wystpuje w ewolucji? powtarzam, maksymalny, czyli
skrajna forma zbiegnicia, ktr tu logicznie wprowadzam. e osobliwo to
fakt w procesie, to oczywisto (i konieczno) ale pytanie dotyczy tego,
czy s siy we wszechwiecie, ktre do takiego maksymalnego zbiegnicia mog
doprowadzi? czy s teraz, czy byy kiedy?
odpowied nie jest jednoznaczna. na tym etapie analizy skania bym si do
wniosku, e takiej siy ju nie ma bya, ale ju jej nie ma. dlaczego i
czym to skutkuje? dlatego, e rodek ewolucji wszechwiata, wiele wskazuje
na to, ju min, czyli maksymalny pod kadym wzgldem punkt take jest ju
histori. a skutki s takie, e tworzce si cigle i na nowo osobliwoci
nie s, nie mog ju by skrajn form zbiegnicia i e zawieraj w sobie
(na dnie procesu) jakie minimalne drgania. ale z tego, e dzi to nie jest
do osignicia nie wynika, e we wszechwiecie-polu nigdy takich warunkw
nie byo maksimum przeszo, ale wanie byo. dzi stanu "zatrzymania" w
postaci idealnej osign (chyba) nie mona, ale taki stan jest logiczn w
procesie koniecznoci a jak koniecznoci, to powinien i musi wystpi.
najpewniej w rodku.
z mojego punktu widzenia wane jest to, e realnie (fizycznie) "odpoczynku"
adnego energia sobie w osobliwoci ani nie planuje, ani nie urzdza. jak
si ju "upchnie" w "jedynk" kwantow - to krok dalej si zaczyna rozpada.
i ewolucja tego osobliwego momentu nawet nie dostrzega. granice w proces, w
takie zdarzenie, jak zawsze, musi wprowadzi (dla siebie) ulotny obserwator
- eby si nie pogubi, eby wszystko byo od-do i pod linia. ewolucja, na
moje ulotne szczcie, nic o dnych granicach nie wie, pdzi z kwantami raz
do czenia, raz do zapaci. a "po drodze", w "midzyczasie" mog zaistnie.
mi to odpowiada.
jak dugo trwa kwantowanie "osobliwoci"? prosta odpowied: do ostatniego
kwantu. do ostatniej sferycznej postaci kwantowej powoki, ktra oddala si
od "osobliwoci". z t chwil nastpuje koniec procesu, koniec wyrnionego
tak przebiegu ewolucji. cao energii (wczeniej zgromadzonej) ulega ju
rozkwantowaniu, a "osobliwo" w ten sposb uzyskaa maksymalne, caociowe
rozprzestrzenienie w otoczeniu. w procesie "parowania", oddalania si warstw
od osobliwoci, nastpuje zanikanie, wytracanie si "punktu". z wielkoci, z
siy oddziaywania na otoczenie mona wnosi o chwili jego powstania im
wikszy fakt osobliwy, tym modszy.
ale rwnie w tym przypadku sprawa nie jest banalnie prosta. zasada musi by
analogiczna (tworzenie si osobliwoci), jak dla obiektw materialnych. mam
tu na myli fakt, e we wczesnym ukadzie powstaj elementy mae, a dopiero
nastpnie rosn. ale jednoczenie, jako skutek oddalania si skadnikw, po
przekroczeniu rodka procesu, musi si zjawisko zmieni. - czyli bd znw
mogy (wyznacz to warunki rodowiska) tworzy si mae oraz coraz mniejsze
obiekty. do rodka ukady "rosn", od rodka malej. i zapewne rwnie ta
zasada dotyczy "stanw osobliwych". mwic inaczej, tworzenie si kolejnych
pokole czarnych dziur musi spenia regu, e po pierwszej stronie procesu
generalnego (czyli "do") czarne dziury tworz si od maych do duych a
po stronie drugiej (aktualnej) od duych do maych. pocztkowo jest mao
energii do upchnicia w osobliwo i mao si zdolnych do takiego dziaania
w drugiej czci energii ubywa i si ubywa. proces musi by analogiczny do
wszelkich innych: od kwantu logicznego (minimalnego), przez kwant logiczny
(maksymalny), do kwantu logicznego (minimalnego). nie ma innego schematu
zdarze.
ze stanu osobliwego rzeczywisto si zaczyna - i w nim si koczy. a to, co
jest pomidzy - to ewolucja. czyli wszystko. warto doceni ten "punkt".
182
- ewolucja zbiorw
- jak dugo trwa istnienie "zbioru" wsplnych wydarze?
- jak przebiega ewolucja na/w rnych poziomach zbioru?
pytanie: czy im wiksze ciao i bardziej skomplikowanie, tym czas istnienia
krtszy? sprawa jest oczywista: im duej istnieje ewolucja, im bardziej jest
zasobna w energi (rozbudowana), tym wiksza przestrze zajta (rodowisko),
tym dalej siga i tym wicej przechodzi stadiw przemian. a im duej trwa,
tym bardziej jest skomplikowana czyli okupuje wiksz liczb poziomw. ale,
co wymaga podkrelenia, ten proces przebiega dwudzielnie: do poowy, do punktu
rodkowego (a przez to szczeglnego, jedynego w dziejach) narasta zajto
rodowiska i narastaj "ksztaty" (gabaryty) oraz sia oddziaywania na t
zmian i tej zmiany na inne konstrukcje. i dotyczy to wszelkich (bez wyjtku)
procesw, ewolucja to zmiana z wyrnionym stanem rodka. a po rodku, mimo,
a raczej przez fakt dalszego wzrastania odlegoci midzy elementami, proces
przebiega (realizuje si) jako pomniejszanie si skadnikw dalszej ewolucji.
czyli, mwic inaczej, elementy ksztatujce zmian (ciao, byt) skracaj si,
skadniki aktualnie skadajce si na/w konstrukcje energetyczn pomniejszaj
si ale i elementy moliwe do wykorzystania w nastpnym kroku do zabudowania
rwnie ulegaj "zanikaniu", rozpadaj si.
do poowy ewolucji ronie zajto otoczenia i "rosn" ciaa w procesie, bo
przyrasta ilo i rozmiar skomplikowanych elementw (jest z czego si skada
w wiksz jednostk) natomiast po przejciu rodka wzrasta zajto okolicy
przez ewolucj, ale elementy tworzce taki proces ulegaj pomniejszeniu. po
prostu rozpadaj si. dlaczego? bana, geometria. to wczeniej ju pado: w
procesie elementy oddalaj si od siebie, struktura (zaczynajc to od warstwy
brzegowej) "dziurawi" si, w efekcie spada, pomniejsza si "rozmiar" jednostki
tworzcej. czyli zachodzi banalnie przykre fizyczne "starzenie" si, to nic
innego w kocu, jak "druga strona" oraz "wypadanie" z cielesnej konstrukcji
kolejnych elementw (i, ech, moliwoci). (sygnalizuj tu, e do sprawy dalej
wracam, poniewa jest wana - i nie a tak prosto si to toczy. ale na obecnym
etapie jest to ujcie poprawne.) - w drugiej czci skadniki malej, jednak
zajto przestrzeni postpuje, a nawet przyspiesza (efekt geometrii, ech, i
niestety). ale to nie jest takie ze, wszak to wanie w tej czci, drugiej
czci procesu, maj szans i mog zaistnie ukady skomplikowane. do rodka
"rosn", ale dopiero po przejciu osi symetrii mog si "objawi" w postaci
wikszych struktur. do rodka powikszaj si do wielkoci maksymalnej (ale
dozwolonej oglnym stanem ukadu), a dopiero "za rodkiem" mog zacz si w
konstrukcje "wikszego kalibru" gromadzi - na przykad tworzy biologiczne
ycie wielkoskalowe. kiedy cao procesu (wszechwiata) przebiega "po drugiej
stronie", a nawet w swojej zmianie przyspiesza, to dopiero w tym okresie (i
lokalnie) mog si pojawi skomplikowane i rozbudowane jednostki. odlegoci
w ramach caoci ewolucji si oddalaj, jednak ich elementy skadowe mog si
zbija, przyblia i tworzy wiksze kwanty, a przede wszystkim byty kolejnych
ju rzutw (poziomw i podpoziomw). e na krtko? c, prawda, ale troch to
trwa. wczeniej rozbudowanych elementw nie byo, tworzyy si, od rodka s
i tworz ciaa. materia od rodka procesu uzyskuje, a raczej w rodku uzyskuje
swoje maksymalne skomplikowanie, wczeniej si tworzya, tu ten stan osiga.
podkrelam materia, jej elementy, na przykad fotony, atomy, pierwiastki.
rnorodno narasta do punktu rodka, po nim mona ju tylko obraca si,
wybiera ze zbioru istniejcego i skoczonego (nic wicej nie powstanie jako
skadnik, ale i z tego zbioru zaczyna ubywa), mona budowa z istniejcych
elementw dalej, jednak stabilnej nowoci ju nie bdzie. do rodka ewolucja
powiksza si i w nastpnym kroku zaczyna si jej degradacja. a pocieszajce
z mojej perspektywy jest to, e chodzi o fakt wielkiej skali i dlatego moe
si gdzie zgromadzi nieco materii, a z niej utworzy si jakie ciao. oraz
kolejne, do niego dopeniajce (si). a dalej to ju toczy si samoistnie.
183
- proporcje kwantowe
- liczby kwantowe w ewolucji
- zalenoci midzy procesami i poziomami
rzeczywisto, wszystko wok mnie, czyli przedziay nadprogowy, fizyczny, i
podprogowy, Fizyczny wszystko to jedna zmiana ewolucyjna przebiegajca na
fundamencie jednych i jednakowych skadnikw tworzcych (kwantw logicznych)
i wedug jednej reguy (rytmu). i jest to ustalenie zasadnicze, z ktrego w
kolejnych krokach wynikaj istotne zobrazowania procesw. midzy innymi taki,
e pomidzy budujcymi si wewntrznie (w ramach procesu, jako zdarzenia ju
kolejnych poziomw) strukturami energetycznymi zachodzi bezporednia, ale co
wane z punktu widzenia obserwatora starajcego si zrozumie (oraz zwaszcza
przewidzie) zmiany, zaleno i proporcja liczbowa. kady kolejny budujcy
si poziom kwantowy jest efektem zaistnienia wczeniej stanw pooonych niej
(na podpoziomie) w stosunku do niego (s prostsze budow, jednak nadrzdne i
otaczajce jako zbir), a poniewa jest to konstrukcja "pionowa", zaistniay
poziom jest efektem poprzedzajcego. poniewa skadnikami s zawsze i tylko
kwanty poniewa poziomu jest zbiorem i jest zbudowany z penych elementw
podpoziomu - dlatego relacje midzy poziomami s policzalne. czyli proporcje
kantowe, to wniosek z tego etapu analizy, s zawarte w procesach.
i nie jest to stwierdzenie bahe. dlaczego? dlatego, e liczenie kwantowe i
stosunki kwantowe midzy elementami dotycz wszelkich parametrw oraz relacji.
tu nie ma wyjtkw. skoro kwanty tworz rzeczywisto na/w kadym poziomie i
skoro dziej si kwantowo (proces jest skwantowany), dlatego wszystkie (wic
dowolne) pochodzce od nich stany i wielkoci s take opisywalne kwantowo.
kwanty opisuj i bd si odnosi do czasu istnienia struktur, zalenoci i
proporcji midzy ukadami (np. kolejnoci zaistnienia), wielkoci elementw
w ramach poszczeglnych poziomw (zbiorw), zajto przestrzeni, prdkoci,
temperatury, wagi, dugoci-szerokoci-wysokoci - itd. itp. nie ma adnego
parametru opisujcego ewolucj, ktry wyamuje si z zalenoci kwantowych,
jedno zasady i skadnika gwarantuje jedno opisu. wszystkie parametry same
w sobie zawieraj proporcjom kwantowym, ale take relacje midzy parametrami
s kwantowe. rozmiar, liczba 1040 (lub podobne), ktr w/na wywiedzionych ze
rodowiska staych wielkociach ustala fizyka, a ktra przedstawia zaleno
midzy zakresem najmniejszym i najwikszym, to rwnie pochodna kwantw, to
wynik istnienia jednostki tworzcej. i nie jest tu przypadkiem, e potga tej
liczby osiga warto 40, przecie to jest punkt "4" ewolucji, tak w liczeniu
kwantowym wany punkt. to rodek tutejszej zmiany, w tym ujciu zobrazowany
stanem "40". i nie jest te przypadkiem, e wanie w takim momencie, kiedy
ta wielko w caociowym ukadzie si pojawia, moe o tym fakcie (ze sob)
podyskutowa obserwator. na ten moment analizy ustalenie zwizku midzy tak
liczb a bytem postrzegajcym wiadomie otoczenie jest wnioskiem oglnym, ale
poniewa temat naley do podstawowych, dlatego wielokrotnie jeszcze si pojawi
w rnych odniesieniach. moja rodkowa w zmianie pozycja jest faktem, take
wszechwiat, w tym momencie obserwowany i otaczajcy mnie, jest wydarzeniem
rodkowym w caoci tak opisywalnego procesu. i ma to konsekwencje w analizie
logicznej (i filozoficznej).
to nie przypadek, zrzdzenie losu (czy "zarzdzenie"), e ustalane zalenoci
i gbokie powizania midzy staymi opisujcymi rzeczywisto tak doskonale
zgadzaj si ze sob i pozwalaj istnie obserwatorowi (i zadziwiaj go, kiedy
to stwierdza). jedyna sensowna odpowied na t pozornie niezwyk "zbieno"
jest taka, e przynale do rodkowego okresu dziejw ukadu, ktry definiuj
jako "wszechwiat". ukad nadrzdny jest w stabilizacji, dlatego parametry i
powstajce byty rwnie s zharmonizowane. wczeniej byo inaczej, "za chwil"
to si zmieni i parametry ulegn "rozstrojeniu", jednak aktualnie to wiat w
sposb maksymalny dopasowany do potrzeb. dopki kwanty zbiegaj si wanymi
kwantowo stanami, mog istnie - pniej jest mniej mio.
186
kosmologia 2.3.
187
- grawitacja
- czym jest grawitacja w ujciu kwantowym?
- skd si bierze, jak rol spenia?
ech, kolejny temat, ktry trzeba koniecznie poruszy - z powodu jego "wagi".
pojawia si na wczeniejszych etapach analizy, ale obecnie czas na czoowe,
"centralne" z nim zderzenie. kwant do kwantu i zbierze si "masa". jednak w
tym momencie pojawia si pytanie: jak si zbiera, a zwaszcza, co powstaje z
tego czenia? odpowiedzi, ktre si w tej analizie rysuj, s ciekawe, ale
z marszu nie mona ich udzieli, wymagaj nie kilku sw, lecz kilku stron.
co, co okrela si jako "grawitacj", pojawia si zawsze w ukadzie, zbiorze
"masowym", jest zjawiskiem powizanym z wieloma jednostkami kwantowymi - i,
co tu zasadnicze, jest konieczne. co nie znaczy, niestety, e mona wyjani
w atwy sposb, czym jest. przyznaj, w ujciu kwantw istnienie i dziaanie
"grawitacji" jest trudnym problemem, a przecie takiego "zjawiska" podway
si nie da. no - to przygldajmy si, gdzie spada jabko koo jaboni.
czym wic jest grawitacja? jest logiczne, e dodajc kwant do kwantu, tworzc
now energetyczn jako, buduj "mas", czyli rozbudowany ju energetycznie
element, wok ktrego nastpuje organizacja otoczenia. przestrze wyrniona
w taki sposb uzyskuje swoje "centrum", znak i "potencja". i musi pojawi
si w takim ukadzie grawitacja to, co za "grawitacj" uznaj. to znaczy
zjawisko (sia, proces) "przycigania" przez taki element w odniesieniu do
innych kwantw. - w zwizku z tym pojawia si do ciekawe pytanie: czy moe
"przyciga" pojedynczy kwant? czy "grawitacja" jest zwizana z samym bytem
kwantowym, faktem "istnienia" "czego" (tu kwantu logicznego), czy jest to
"cech" wyczenie duych ukadw (a jeeli rozbudowanych, to jak duych, o
jakich rozmiarach)? od ilu kwantw pojawia si "przyciganie"? i co dziaa
do tego momentu, co jest wczeniej? jak to wszystko si "poczyna"?
pytanie rozszerzajce i fundamentalne, ktre jest absolutnie konieczne dla
zrozumienia grawitacji: dlaczego w Kosmosie w ogle tworzy si kwantowe pole?
dlaczego i jak dochodzi do "zgromadzenia" si kwantw w konkretnym punkcie
nieskoczonoci? co sprawia, wracam do wczeniej sygnalizowanego zagadnienia,
e swobodne i samodzielne, i niezalene kwanty cz si ze sob jaka sia
popycha je do siebie, scala na "chwil", a nastpnie pozwala tej chwili trwa
duej? dlaczego kwanty, w zakresie Kosmicznej nieskoczonoci i prni, po
zbudowaniu stanu pocztkowego (pola) zaraz pniej si nie rozpadaj i nie
oddalaj? - "pniej", zgoda, pojawia si to, co nazywam "mas" (i potocznie
grawitacj), jako konsekwencja nagromadzenia energii, ale czy jeden kwant to
masa? "co", kwant logiczny "way", zgoda, to nie jest zero. to maksymalnie
najmniejsza z moliwych "wielkoci" czego, ale to nie jest nic. nigdy tego
"stanu" nie pomierz, bo to on umoliwia wszelkie pomiary, po prostu "jest".
ale, powtarzam t zasadnicz kwesti, czy "jedynka" kwantowa ma mas zdoln
przyciga inne jedynki?
pytanie nie jest gupie. dlaczego? poniewa na kocu jego logicznego rozbioru
pojawia si wniosek, e tylko zbiory kwantw mog spenia rol grawitacji,
w taki sposb bd si objawia zewntrznie dla obserwatora. natomiast "same
z siebie" pojedyncze elementy grawitacji nie posiadaj, skadaj si, buduj
proces okrelany jako "grawitacja", ale same przyciga nie mog. zjawisko
grawitacja, jak wszystko, jest pochodn ewolucji, pojawia si na ktrym
kolejnym kroku zmiany energetycznej. "grawitacja" prezentuje si jako efekt
kwantowych przemian energii, jako jej stan lokalny i rozbudowany, "masowy".
ale pytanie, dlaczego do tego dochodzi w nieskoczonym Kosmosie oraz wobec
rwnych i "luzackich" kwantw, pozostaje. i wypadnie si z nim zmierzy. jak
nie za chwil, to kiedy. i pomimo e czciowe odpowiedzi ju paday, s jak wida - niepene.
188
- fala "grawitacyjna"
warto chwil powici w analizie i zastanowi si, z jakich elementw taka
fala grawitacyjnego dziaania mogaby si skada? fizycy uparcie poszukuj
takiej fali (jej samej i skadnikw), uwaaj, e "fala grawitacji" to fakt
o bardzo maym zakresie (siy, wielkoci parametrw), ale o dalekim zasigu.
e to si przy analizie kwantowej nie potwierdza, to ju wida - ale trzeba
to krok po kroku przeledzi.
co powstaje w trakcie czenia, w "okresie grawitacyjnym"? kwanty, zgoda. ale
jakie? due, wiksze, ogromne. i to jest wanie to: elementami grawitacji
s kwanty, ale kwanty swoistego rodzaju: rzeczy, przedmioty, ciaa, planety,
soca, galaktyki oraz wszechwiat-pole na koniec tej wyliczanki. jeeli do
opisu grawitacji przyoy pojcie przestrzeni kwantowej (wic oddalania si
elementw lub ich przybliania), od razu staje si jasne, e zjawisko, ktre
okrela si jako "grawitacja" - to nie co innego, jak prdko ucieczki od
takich "rozbudowanych", "masywnych cia. podkrelam: prdko ucieczki "od"
cia jest grawitacj. sia potrzebna na pokonanie kierunku opadania "do ciaa
osobliwego" (czy dowolnego) jest rwna/identyczna temu, co definiuje si za
pomoc pojcia "grawitacja". to warto energii, ktr trzeba dysponowa, aby
uciec z tego "spychania" "w d" grawitacyjny, do masy. ruch "do" ciaa, jego
tempo i inne parametry, ruch wyskalowany i o jakiej wartoci to mwi mi,
e mam do czynienia z si, ktra "wciska" mnie w materi. jednak to nie mwi
nic o "grawitacji". ruch do osobliwoci jest procesem, w ktrym dochodzi do
czenia ale ten, taki sam ruch mam rwnie w przypadku denia do planety
i jej powierzchni, co definiuj jako dziaanie grawitacyjne globu. dla mnie
planeta jest stanem osobliwym, w ktrym si znajd, kiedy nie zdoam z siebie
wykrzesa odpowiednich si (eby podnie si ponad jej brzeg) - a potoczne
okrelenie tej siy to "anty-grawitacja". tylko e tak pojta anty-sia jest
przeciwnie skierowana do procesu spychania i wciskania ("do zapaci"), a nie
procesowi "cigania" w d przez ciao (przez glob, czyli kul u nogi). w
ujciu kwantowym to ruch elementw "do osobliwoci" jest "grawitacj", wiatr
kantowy wieje w stron do osobliwoci, a nie e osobliwo "wsysa" kwanty. dlatego musz dziaa, ucieka od tego dou, dysponowa znacznymi zasobami,
aby wyrwa si dociskaniu do powierzchni i oddali si na bezpieczny dystans.
bezpieczny w takim rozumieniu - e nie zostan "wcinity" w jednolite to,
w paszczyzn, w jednostk kwantow. przecie jako byt (chwilowo) swobodny i
samodzielny (acz w granicach prawa), nie chciabym "zanikn" w jednolitym i
jednowymiarowym stanie, broni si przed tym "nogami i rkoma". dopki mog.
czyli dziaam si anty-grawitacyjn, przeciwdziaam temu spychaniu w gb,
w "ciemno dou". - otoczenie "cinie", mam na swych plecach coraz wikszy
ciar, a si zaczyna brakowa. i ruch "do dou" si nasila. i ju si nieb
wywin z "grawitacyjnego dociskania". i ...
kiedy oddalaj si od siebie ukady energetyczne, ksztatuje si przestrze
kwantowa, pojawiaj si coraz mniejsze kwanty w procesie. tworzy si daleko
i gboko rozbudowana struktura, siatka wzajemnych zalenoci energetycznych
- struktura poziomych i pionowych powiza. "grawitacja" w takim zjawisku to
nie jest "przyciganie" elementw, ale skoczona prdko uciekania od siebie
skadnikw. jeeli co si rozpada, dziaa (to dobre porwnanie), jak silnik
rakiety: tworzy "cig" odpychajcy. a poniewa w ewolucji s tylko zbiory i
maj swoje rozbudowane ciaa, dlatego, kiedy rozpadaj si (a yjc zawsze
s ju na/w drodze z przewaga rozpadu), tworz wok siebie "pole", kwantow
przestrze. i "odpychaj" si, wywieraj nacisk na otoczenie. i w rezultacie
oddalaj si od niego. kada kwantujca si ewolucja, w wyniku tego procesu
(ale zawsze przy tym tracc energi na pokonanie siy oporu otoczenia) oddala
si "od rzeczywistoci". tym szybciej, im szybciej si rozpada. im dalej od
punktu "centralnego", tym szybciej dy do horyzontu.
192
- "przyciganie grawitacyjne"
- skadniki grawitacji
jeszcze jedno wypada wyjani jeeli mam do czynienia z "grawitacj", czyli
dziaaniem na znaczcym dystansie, musi istnie sia, ktra w rodowisku si
objawia, ale rwnie, co tu wane, musi by nonik tej siy. pytanie: jak si
taka ewolucja "objawia", na bazie czego si realizuje? czym jest nonik tej
siy? czy s to "grawitony", jak to ujmuje fizyczna interpretacja? posuguj
i odnosz si do zaczerpnitego z fizyki terminu, ale to nie jest pojcie w
jednoznacznej formule, nie jest ostro zdefiniowane (zwaszcza e, na dzi,
jest puste, bez realnego odniesienia). przyznaj, e uywam go z wahaniem i
wstpnie, do czego musz analiz odnie. - mniejsza o "grawitony", w tym
momencie zachodzi konieczno zdefiniowania, czy wystpuje dziaanie masy w
postaci przycigania, czy te nie wystpuje?
sprawa jest zasadnicza, tak mocno wpisana w codzienne dowiadczenie rozumu,
e wszelkie podejcie musi by maksymalnie jasne, inaczej nie speni swego
zadania, czyli zdefiniowania, czym jest "grawitacja". - ot, jeeli uywam
przyjte dzi powszechnie pojcie, ktre opisuje, pod terminem "grawitacja"
i "przyciganie", zjawisko "poruszania" si "do" "centrum" jakiego kwantowego
ciaa-zbioru - to wymaga ode mnie tak ujmowany proces zastosowania (w sposb
wiadomy lub nie) "nonika", czego, co takie zjawisko umoliwia. mog nazwa
to "grawitonami", kwantami grawitacji, czy dowolnie - ale to co musi takie
oddziaywanie przenosi. to mog by, jak powiedziaem, wielkie struktury,
ciaa i bryy, ale co tym kwantem w dziaaniu musi by. wic pytanie: czym
s elementy "grawitacji"? - jeeli jest "przyciganie" si cia, to trzeba
zaoy, e istnieje co pomidzy nimi, co daje taki efekt. o ile ciaa si
przycigaj. bo jeeli nie ma takiego zjawiska... jest znacznie prociej.
ale zakadam, e jednak moja codzienna obserwacja jest poprawna, e wszystko
"spada" na gleb, wpada w doy, e masa, ta kula u nogi, jednak mnie wizi w
ruchach. czy nonikiem tej siy bdzie "grawiton"? powiedziaem, niech sobie
takie co bdzie, nazwa jak nazwa. tylko dlaczego do tej pory, mimo nakadw
(ogromnych), rnych dziaa, straconych si i czasu, czego takiego nie ma,
a obserwacje zawodz. zjawisko jest wyrane, o wystajce kanty rzeczywistoci
potykam si na kadym kroku, ale nonika, eby go, nie ma. zy pomiar, mao
dokadny przyrzd, metoda nieodpowiednia - a moe...?
zakadam jednak, e taki nonik jest - jak musi si w ewolucji objawi? musi
oddziaywa odwrotnie do caego pola kwantowego. czyli, jeeli pole jest w
trakcie czenia (do osobliwoci), to "grawiton" jest nonikiem dziaania
zgodnego z kierunkiem procesu. czyli po stronie "do" obraz jest zgodny, i to
w peni, z pojmowaniem tego nonika. ale zasadnicza trudno interpretacyjna
pojawia si po stronie drugiej, kiedy ciao osobliwe jest w trakcie rozpadu,
kiedy proces zaczyna toczy si "od" osobliwoci. czy w tej czci ewolucji
grawitony staj si anty-grawitonami, przestaj dziaa i zanikaj? - taka
czstka "po stronie drugiej" musi przemieszcza si w przeciwnym kierunku,
dziaa w druga stron. a jak moe "fala grawitacyjna" w polu, w przestrzeni
kwantowej porusza si w przeciwnym kierunku, skoro istnieje oporne do ruchu
to? a zarazem, co wane w tym rozumowaniu, nic innego poza polem i kwantami
w ewolucji nie moe istnie. proces biegnie w jednym kierunku i realizuje si
w ramach i na jednych tylko stanach, a "grawitony" bd temu ujciu przeczy
- i to fundamentalnie. kwanty w dowolnym procesie nie mog by zasadniczo od
caoci ewolucji odmienne, musz by pochodn stanu ukadu. nawet, kiedy do
analizy wprowadz oczywisty fakt, e procesy tocz si na wielu poziomach i
generalnie zawsze w dwu kierunkach (do i od, jednoczenie w obu) to sprawy
nie rozwizuje. bo zwracam uwag takie podejcie w ujciu grawitacji nie
istnieje, jest poza nim. fizyka operuje grawitacj, ale nie jej ewolucyjnym,
czyli dwukierunkowym opisem. problem wic nie znika. - "grawitacja", a ju w
sposb szczeglny jej nonik, to logicznie dylemat nie do pokonania.
193
- "grawitacja"
dlaczego jednak energia dy ku sobie - bo, e dy, tego na co dzie mona
dowiadczy. na tym zaoeniu przecie jest oparty opis dziaania i dziania
si wydarze po jednej z generalnych stron przemiany ewolucyjnej. skoro nie
moe by przycigania, bowiem nie ma kwantw takiego procesu, co pozostaje?
swego czasu (z alem) odrzuciem ciekawie prezentujcy si pomys, e to, co
okrela si jako "grawitacj", to "docisk od gry" (ktry realizuje si pod
mas energii opadajcej) - obecnie wypada do tego wrci. inaczej bowiem nie
mona dowie istnienia "grawitacji". a raczej, teraz wyraajc si w sposb
poprawny, skoczonego tempa rozkwantowania oraz lokalnego opadania energii
w posta stanu osobliwego.
pytanie: co wpywa hamujco na rozpad kwantowy? dlaczego, co byoby logiczne
i szybkie, nie dochodzi do rozpadu ciaa czy innego zjawiska? teoretycznie
przecie proces rozpadu moe dokona si "natychmiastowo", a przynajmniej na
tyle gwatownie, e nie powstanie w nim nic stabilnego i rozbudowanego. i,
podkrelam, taki natychmiastowy rozpad bdzie przebiega w kadym, dowolnym
rodowisku, czy to bdzie Kosmos i prnia, czy inny ukad nadrzdny wobec
wyrnionej ewolucji (w ktrym zachodzi jej zmiana). dla procesu, ktry mam
w analizie (zosta wyrniony), zawsze jest to stan "prni" - przecie to,
co jest wobec niego otoczeniem, rodowisko z punktu widzenia takiej ewolucji
jest pustk, nie istnieje (jest bardzo "rozrzedzone"). e zachodzi wymiana
energii midzy obiektem a otoczeniem, e on napotyka opr rodowiska to
wszystko wiedza wtrna dla tej ewolucji, ju wynikajca z cech procesu. ale
teoretycznie, gdyby nie generalia (regua zjawisk), to ciao si rozpadnie
byskawicznie. jeeli odrzucam istnienie "grawitacji" (neguj jej moliwo
we wspomnianych generaliach procesu, brak nonika przenoszcego tak pojte
dziaanie), to musz w to miejsce co adekwatnego wprowadzi, to konieczno
- przecie istniej. moje ciao si rozpada, i to czuje kadego dnia (coraz
dotkliwiej), ale trwa w stabilizacji na tyle dugo, e mog to rejestrowa
(i analizowa). wic jak nie grawitacja jest tego powodem, to co? skoro "ja"
to ja (jestem), wniosek jest jeden: nie ma nagego procesu, jest w czasie i
przestrzeni "rozcignita" energetyczna zmiana (i skwantowana). i jeeli jest
"hamulec" tej zmiany, musi on znajdowa si zewntrznie do tak wyrnionej
ewolucji czyli musi to by rodowisko.
rodowisko pojte jako stan "poza" wyodrbnionym procesem, wyodrbnionym w
zakresie mi dostpnym. w ujciu najszerszym takim rodowiskiem jest Kosmos
dla wszechwiata i jego "cechy", ktre istnienie Ewolucji umoliwiaj oraz
warunkuj (szczegy wpywu prni na wszechwiat bd, pamitam o sprawie).
do pewnego stopnia i przy dodatkowych wyjanieniach (o czym take powiem),
"ogranicznikiem" procesu rwnie moe by brzeg, zakres graniczny zjawiska,
ale generalnie to opr otoczenia wyznacza zachodzenie i form ewolucji, to
rodowisko jest najwaniejsze w tej analizie.
istnienie ewolucji w postaci dwubiegunowej, dwudzielnej istnienie wymiany
energii midzy biegunami, to skutek tego, e rozprzestrzeniajca si energia
z rozkwantowania, ktra tworzy przestrze kwantow, nie dzieje si w pustce,
ale odbywa si pod dziaaniem, w ramach rodowiska. - to fale poprzedzajce
wyrnion ewolucj, warstwy wywodzce si z poprzednich ewolucji (czy stanw
wczeniejszych tego procesu) wyznaczaj granice. po prostu s. a istniejc,
ju samym faktem swojego istnienia, tworz oporne otoczenie - rodowisko.
wspominaem, e kwant wyszego poziomu nie "przebije" si przez zbir
kwantw podpoziomu, "rozpaszczy" si na ich "zmasowanym" istnieniu. dlatego
kolejne fale, te "z tyu" i pniejsze w kwantowaniu, nie mog dowolnie si
rozprzestrzeni, bo maj "przed sob" wczeniejsze. musz poczeka na "swoja
kolejk", tu nie ma "przeskokw". co logicznie naley do wybranej fali, na
wieki wiekw ju w niej pozostaje. fizycznie moe kry po bardzo szalonych
orbitach, ale logicznie nigdzie nie przeskoczy.
195
- "grawitacja", cd
przyznaj - odrzucenie, konieczno odrzucania "grawitacji", jako czynnika
powodujcego opadanie energii, wywouje opr. wrcz szok. co, czego (i tak
wyranie) dowiadcza si codziennie, o czym mwi si od "zawsze", okazuje
si nagle nie istnie. to moe powodowa i powoduje opr. - traktowaem do
tej pory filozofi ewolucji/kwantw z ufnoci (potwierdzon przez dziaania
praktyczne) i bez zastrzee. w tym przypadku, jako fakt psychologiczny to
stwierdzam, zaczynam po raz pierwszy odczuwa - wzgldem tego ustalenia i
zakopotanie, i zaskoczenie.
tak silne jest przyzwyczajenie, e istnieje grawitacja i "ciganie" w d,
tak silne jest codzienne przyzwyczajenie, e nie dociska mnie co od gry do
ziemi, a tylko ja spadam na t tward "opok" - e trudno przy zanegowaniu
tego podejcia przej obojtnie i zupenie na chodno. ale logicznie inaczej
nie mog postpi, o ile nie chc popada w kopotliwe, pitrowe dowodzenia
czy "zawirowania" (np. wprowadzania rnorodnych kwantw). sytuacja jednak,
fakt, jest trudna i psychologicznie poruszajca. z jednej strony mam bowiem
konstrukcj logiczn, z drugiej codzienne dowiadczenie, tak silnie wpisane
w ogld wiata, e a podwaajce logiczne ustalenia. a przecie logicznie
zbudowana struktura otoczenia, to rwnie pochodna dowiadczenia, na rne
sposoby (i kadego dnia) przeprowadzany eksperyment - chodz, dotykam, mam
co w rku, co "way", czy wic zabdziem w tej analizie? a moe nie? czy
to wypracowany obraz otoczenia jest bdny, czy zmysy podpowiadaj bdne
wiata zobrazowanie?
kiedy analizuj wpyw rodowiska na ewolucj, musz uzna, z braku nonika,
e to nie "wciganie w gleb" decyduje o procesie, ale "zewntrzny nacisk".
co by w takiej analizie danej ewolucji nie poprzedzao, peni rol filtru,
ktry tworzy jej posta, naciska i formuje. to otoczenie ksztatuje, formuje
i decyduje o tym, jak ewolucja przebiega, jak daleko siga. czy to bdzie
poziom rodzicw dla dzieci, czy czasy historyczne cywilizacji, prawa nauki,
wiara, stosunki spoeczne - to zawsze jest pewien stan otoczenia, ktry na
powstajc i dziaajc ewolucj wywiera wpyw. i jest zewntrznym do niej
"naciskiem", form ksztatowania. wszelkie granice, warstwy ewolucji - to
one stanowi i narzucaj ograniczenia, "naznaczaj" ewolucj i zakres swobody
oraz wyznaczaj ramy jednostkowej wolnoci. czy to kulturowo-spoeczne prawa,
czy fizyczne to nie ma znaczenia. to s "ograniczniki" procesu, deformuj go
i formuj, a tak powstay "produkt" jest jedyny w dziejach. nie ma penego i
absolutnego stanu wolnoci w ewolucji, bo nie ma ewolucji bez ogranicze nie ma ewolucji bez otoczenia (i jego oporu). jest proces energetyczny, ktry
tworzy "zasad postpu w granicach prawa". i wszystko to jako stan wypadkowy
oraz efekt "nacisku zewntrznego". "grawitacyjnego wcigania" w takim ujciu
nigdzie nie ma.
cho, prawd mwic, w szerokim rozumieniu sprawy, dowiadczenie codzienne,
na ktre umys tak mocno si powouje, nie wnosi niczego odmiennego wobec
"opracowania" logicznego. to ten sam i taki sam w swoim przebiegu proces. zmysy dostarczaj danych, ktre s zgodne z ustaleniem "wciskania" w grunt
i nie s z tym obrazem sprzeczne. dlaczego wic pojawia si tak silny opr
przeciwko odrzuceniu "grawitacji"? energia przemieszcza si "w d", ja po
powierzchni ziemi swobodnie chodz, deszcz spada z gry (samoloty rwnie)
nic, powtarzam nic nie zmienia si w opisie, moim odczuwaniu oraz samym
procesie. czy wic dowiadczenie wprowadza w bd? czy moe interpretacja
dowiadczenia jest tutaj tak silnie "narzucona", e tworzy "iluzjonistyczn
sztuczk"? - w moim prywatnym rozumieniu to jest wanie gwn przyczyn:
"wdrukowane" przez nauczanie wnioski, a nie ich interpretacja logiczna oraz
osobista s tutaj zasadniczym powodem pomyek i oporu.
dlaczego "grawitacja" wielk spraw jest? - bo jest wielk spraw.
196
- ukad planetarny
wyjani, bez grawitacji, dlaczego planety kr po swych orbitach, i to tak
stabilnie, nie jest atwo. nawet jeeli ma si do dyspozycji cay pojciowy
aparat filozofii ewolucji. cao tu prezentowanego cigu zdarze jest oparta
na ujciu, e docisk idzie z gry, z ju podlegych rozkwantowaniu warstw.
obraz tak zaprezentowanego procesu jest warunkowany tym, e poprzedzajce i
otaczajce planety (tu wystpujce jako kwanty pola, przestrzeni kwantowej)
strefy, warstwy, fale kwantowe nie dopuszczaj do ich rozbiegania si. tak
po porostu jest oporne wzgldem nich, "solidnie" oporne rodowisko, ktre
nie pozwala na oddalenie si. e takie rodowisko istnieje, e wpywa na to,
co si dzieje (i nie chodzi tu o rnice sabo zauwaalne), to wtpliwoci
nie podlega. w dugim okresie czasu nacisk osabnie i zaniknie, wwczas cay
ukad planetarny zostanie rozerwany i ulegnie rozproszeniu, ale nim nastpi
ten niewtpliwy ewolucyjnie fakt, aktualnie proces si toczy spokojnie, take
przewidywalnie (matematycznie). trzeba wytumaczy, jak i dlaczego nie dzieje
si to "wybuchowo"? zwaszcza wypada wyjani, dlaczego jest to nacisk silny
na tyle, e t stabilizacj warunkuje. e dalszy zakres wszechwiata moe
wpywa na stan tutejszy, to nie podlega wtpliwoci, ale logicznie problem
pojawia si, kiedy ma to by wpyw zasadniczy, jako nacisk warunkujcy ruch
planet. tu nie moe chodzi o "byle jakie" dziaanie, ale silne, dalekie - i
trwae.
dlatego wyjanienie musi opiera si i odnosi do istnieniu ograniczajcych
warstw ewolucji - "fal" kwantowych. czyli innych w otoczeniu przebiegajcych
procesw. co przekadajc na bardziej wyrazisty jzyk opisu oznacza, e s
do wyrnionego przebiegu kolejne strefy, zakresy, przedziay w nadrzdnej
ewolucji. czy moe inaczej: "tuneli", tras, "kolistych" i "spiralnych" drg
kwantowych, w ktrych znajduj si jednolite pod wgldem budowy energetyczne
stany (te/takie same elementy buduj taki przedzia). te "krgi" kwantowe, a
raczej caa sfera danego zakresu kwantowego (jest to sfera ewolucji o pewnym
staym zakresie rozkwantowania) - to ona wyznacza zakres, krg, przedzia (z
granicami najmniejszymi i najwikszymi), po ktrym porusza si mog kwanty,
w tym wypadku cae planety. ewolucja dowolnie wyznaczona to jest przebieg w
postaci krenia kwantw w jej ramach - ale, co tu wane, sama jest wpisana
w podobny cig zjawisk na wyszym, powyej niej zachodzcym poziomie (ktrego
jest elementem). kiedy kwanty odrywaj si od stanu osobliwego (lub dowolnej
ewolucji), nastpuje coraz szybszy, w miar oddalania si, ich rozpad. ale
ten rozpad nie dzieje si dowolnie, to nigdy nie jest rozpad (czy czenie w
drug stron) chaotyczny czy losowy, ewolucja to w adnym momencie nie jest
zdarzenie dowolnie si dziejce. ewolucja to cile uporzdkowany i logicznie
biegnce zjawisko, skwantowane zjawisko. co oznacza, e powstaj fale, strefy
i zakresy (poziomy i podpoziomy) kwantowe, a w nich istniej jednolite (lub
zblione w budowie) kwanty. na/w tych strefach istniej, s wpisane w taki
stan energetyczny i zgodnie z liczbami kwantowymi. i te formy kwantowe swoim
istnieniem wyznaczaj t stref. tworz "tunel" energetyczny, po/w ktrym
mog si porusza kwanty. co rwnie wane, jest to "tunel" czasoprzestrzenny
- jeeli spojrze w przekroju i duszym zakresie zdarze. powstaje czne
zdarzenie w formie zoenia warstw, "cebula" ewolucji. powstaje ukad coraz
dalej pooonych od rda i coraz mniejszych kwantw. te kolejne warstwy
ewolucji, kolejne fale (zakresy), to nic innego, jak przedziay, w ktrych
znajduj si na danym poziomie kwantowym moliwe do istnienia ewolucje. nie
dowolne, lecz "dopasowane" do tego poziomu.
kady "obiekt" wielopoziomowej i rozcignitej zmiany to zjawisko w postaci
oddalajcych si i zbliajcych do niego elementw wielowarstwowy proces.
w paskim przekroju przypomina soje drzewa, w ujciu wielowymiarowym jest
"cebul", zbiorem sferycznych warstw. rzeczywisto energetyczna to wielki
zbir takich warstw, fizycznie przeplatajcy si.
198
takie orbity, strefy i zakresy (czy te poziomy) ewolucji dotycz kadej jej
formy. omawiam tutaj przestrze ewolucji kadego rodzaju, cho w obecnym, tu
prowadzonym toku rozumowania, odnosi si to do ukadu planetarnego oraz jego
dynamicznej postaci. jednak identyczne "tunele", po/w ktrych bd poruszay
si kwanty, znajduj si w atomach (orbity przemieszczania si elektronw,
to nic innego jak ruch po takich sferach wzowych), znajduj si w kulturze
i szerzej, w przestrzeni spoecznej (zakresy towarzyskie, zalene od zasobw
danego osobnika), znajduj si w psychice (poziomy mylenia) itd. kolejne
fale i warstwy, jednolite formy kwantowe ewolucji, razem tworzce pole tej
ewolucji (przestrze kwantow), to nic innego, jak przedziay brzegowe dla
wyrnionych zakresw. same posiadaj przedzia istnienia, ktry definiuje
ich pooenie w ramach procesu, ale rwnie wyznaczaj, ograniczaj posta i
dziaanie innych obszarw (wewntrznych w zjawisku ale take oddzielajc
od wiata na zewntrz). "twardo" tych kolejnych warstw jest oczywista - i
dlatego mona mwi o oporze tych przedziaw dla fal kolejno nastpujcych
w procesie.
to do wane i wymaga podkrelenia kady kolejny zakres, warstwa procesu
ewolucyjnego posiada swoj "twardo", "oporno", hamuje zjawiska rozpadu
wewntrz niej znajdujcego si obiektu. dlaczego, przecie jest zbudowana z
mniejszych kwantw? pozornie taki "luny" stan energetyczny powinien by dla
bardziej rozbudowanej ewolucji atwo przenikalny ale to bdne rozumowanie.
jeeli obiekt jest w ruchu, a nie ma innych, to kiedy napotyka, dociera na
swojej drodze do zbioru kwantowego, ktrego elementy s zarazem skadnikiem
jego istnienia, to zachodzi dziaanie zbioru na zbir i dziaanie "kwant do
kwantu". tzn., e zbir i jego skadowe "zderzaj" si z elementami, ktre
go tworz, kwant trafia na odpowiadajcy mu kwant. tak samo, jak przyoone
do siebie jednakowym biegunem magnesy napotykaj swoje stany i nie mog si
"przepchn" przez rodowisko (jest dla nich takie samo i ma dokadnie taki
sam "rozstaw" elementw), identycznie dowolny obiekt nie przepchnie si przez
zbir, bo rozpaszczy si o barier. oczywicie wolno, spokojnie i dziaajc
delikatnie, opr mona pokona albo ogromn si, przez przebicie warstwy
izolacyjnej. ale procesy rednie "ciany kwantowej" nie pokonaj, musz si
"lizga" po tak wyznaczonym "torze" (w ramach tunelu, po czasoprzestrzennym
zakrzywieniu). - nawiasem, przypadek oddziaania na siebie np. magnesw, w
ktrym zachodzi "poczenie", to jest proces "w przesuniciu" o jeden kwant.
czyli nie wystpuje napotkanie na drodze procesu o takiej samej budowie, ale
dopenienie drugim moliwym przebiegiem. proces si zazbia, bo ewolucje s
z innego zakresu (poziomu).
dlatego planety, dowolne ewolucje nie przeskocz midzy orbitami, kwantowych
warstw nie przebij, bo nie posiadaj dostatecznej siy. krgi, sfery ewolucji
wywieraj cinienie na zjawiska samym swoim istnieniem, duym w stosunku do
obiektu wyrnionego istnieniem. - i znw element rozumowania do podkrelenia
z uwagi na znaczenie: "krg", warstwa, w ktrej znajduje si "obiekt", jest
wikszy znaczco od niego, ma wiksz "mas", rozpito, znaczenie w caej
ewolucji. dlaczego? przypominam zasadnicze ustalenie tyczce wzajemne relacji
midzy zbiorem "rodzicielskim" a "potomnym". czyli zaleno, e z poziomu
kwantw logicznych moe tworzy si kolejny poziom (i jego kwant), ale moe
si tworzy tylko w ramach tego poziomu. jako jednostka jest "gabarytami", co
wida, wikszy, ale duo mniejszy od zbioru go tworzcego (czego ju dojrze
nie mona z tej perspektywy). mae elementy zbioru z podpoziomu tworz due
elementy z poziomu, ale elementw poziomu jest znaczco mniej jak elementw
podpoziomu (w proporcji kwantowej). komrek biologicznych jest wicej od cia,
ktre z nich mog powsta. dlatego rodowisko, warstwa dla ewolucji, o ktr
si "obija" w swoim ruchu przez rzeczywisto, jest w stosunku do niego duo
masywniejsza i bardzo oporna. a jeeli uwzgldni fakt, e we wszechwiecie
s tylko zbiory energetyczne, to zderzenia z faktami i opr musi by duy.
199
- ukad planetarny
- soce - galaktyka - wszechwiat
po omwieniu poruszania si planet w "tunelach" (torusach) energetycznych,
sferycznie uksztatowanych przestrzeniach ograniczonych "z gry" oraz "dou"
stanami kwantowymi nalecymi do tej samej fali kwantowej - po omwieniu w
takiej formie istnienia i dziaania mechaniki sfer nieba (harmonia sfer si
przypomina, matematyczne ujcie tej harmonii) moe si wyoni problem: jak
to moliwe, e jednak sonce i planety, ktrych przedzia istnienia i wiek
powstania jest podobny - jak to moliwe, e jednak powstay? dlaczego i jak
istnieje ukad planetarny, skoro wczeniej pola kwantowego soca nie byo,
czyli nie byo czynnika, ktry by stabilizowa, nadawa posta kondensujcej
si materii? co trzymao w ryzach materi (ochodzon materi), aby si nie
rozbiega w przestrzeni, eby mogy z niej nastpnie powsta planety, i sama
gwiazda w pierwszej kolejnoci? to dopiero powstanie gwiazdy zadecydowao o
tym, jak bdzie wyglda ukad, jak bdzie wygldao pole tej gwiazdy, jak
bd wyglda fale w tym "morzu" kwantujcej si energii, ale co byo si
trzymajc cao zdarze w ustalonych rytmach i postaci?
sprawa jest oczywista: pole rozkwantowujcej si energii. z centrum, punktem
centralnym w tym, co obecnie nazywa si galaktyk. czyli rodowisko wiksze
i nadrzdne do tego wyrnionego w analizie ukadu planetarnego (przyszego
w tej perspektywie ukadu planet). to z tej przestrzeni kwantowej dotary w
"to miejsce" skadniki - z ktrych dalej powstao cae to lokalne krcce si
"planetarium", to nacisk otoczenia oraz kolejne fale procesu tworzyy punkty
wzowe.
podkrelam, tym razem mwi o fali w skali galaktycznej i jej wzach. proces
zawsze jest ten sam: przestrze kwantowa i warstwy w niej. to w "miejscach
szczeglnych" tego procesu (samym procesem wyrnionych) moe si zbudowa
struktura materialna. wybudowa si, bo kolejne warstwy dopywaj, czyli s
pierwiastki, ktre "kiedy-gdzie" si uformoway (ale przecie nie losowo
czy dowolnie), jest nacisk kolejnych fal procesu, dlatego nic nie stoi i nie
moe sta na przeszkodzie (bo niczego wicej poza tak zobrazowan zmian nie
ma), eby moga si budowa, dociskana tymi falami, kolejna w dziejach wiata
"epoka". oddalona od poprzedniej, bo rzeczywisto si przemiecia w nowe
miejsce, ale to nastpne pokolenie gwiazd (i planet) jest w oczywisty sposb
pochodn poprzednich zjawisk. tak w ramach galaktyki - ale, co zrozumiae, i
w ramach wszechwiata-pola, gdzie galaktyki rwnie si tworz nie dowolnie,
tylko w wzowych punktach. w kadej przestrzeni kwantowej takie "torusy",
miejsca "wybrane" na fali s - i to w nich "obiekty" mog i musz powstawa.
poza nimi zaistnieje "drobnica", "uomne" struktury. take wane, take si
na stan caoci skadajce, ale drobnica. - wyrnione w kwantowym procesie
punkty musz, po prostu musz si objawi cielesnym stanem, czyli fizycznie
rozbudowan struktur. mam docisk, mam dopyw energii do punktu wic co
si zczy i zbuduje. w ramach "pola galaktycznego", tej kwantowej struktury
polowej ju w skali caej galaktyki, wystpuj fale kwantowe (podobnie, jak
w obrbie ukadu planetarnego, std atwy do wyjanienia podobny, jak to si
przyjmuje, wiek powstania soca oraz planet). fale, w ktrych dochodzi do
gromadzenia si form materii o staych, podobnych sobie stanach i wielkoci
(w centrum ukadu inne, w kolejnych "kanaach"-torusach inne, "dopasowane"
do nich), to logiczne - w kolejnych punktach wzowych gromadziy si tylko
podobne sobie czstki materii. im bliej centrum, tym cisze i rozbudowane
struktury, w efekcie stabilne formy o "cikiej" budowie. im bliej rda
kwantowania, im mniejsza odlego od rda, tym gciej i tym mniejsze
mog w tej strefie istnie elementy. bo due si "odbij", albo si rozbij,
kiedy uderz o "pask" przeszkod. porzdek w ewolucji tworzy sam proces,
a miejsce siedzenia jest pochodn zgromadzonych zasobw.
201
- galaktyka
- proporcje w ewolucji
- kilka ciekawych liczb
wedug obecnych pomiarw wynika, opieram si na podrczniku "astronomii", e
soce, lokalna gwiazda nad moj gow, znajduje si w odlegoci 33 000 lat
wiata od centrum galaktyki. jednoczenie przyjmuje si, rwnie w formule
"tak okoo", e caa galaktyka ma rozmiary 100 000 lat wiata. a ilo tu
istniejcych gwiazd to przedzia 100 200 miliardw. ju te liczby daj do
mylenia, zastanawiaj.
po pierwsze, 33 jest tak blisko 32. i a si prosi, eby jednak powiedzie,
e soce znajduje si w punkcie 32 000 lat wiata od centrum drogi mlecznej
- zwaszcza, e wynik 33 take jest opatrzony komentarzem: okoo, przyjmuje
si. a znaczenia dla liczb kwantowych punktu "32" nie musz zapewne ju w tym
miejscu szczegowo omawia. - podobnie dystans 100 000 lat wiata jest jak
najbardziej "kwantowy". to znaczy "okoo", mwic dokadniej.
jeeli to jest "okoo" i co rusz te wartoci s doprecyzowywane, to rwnie
dobrze mona powiedzie, e galaktyka ma rozmiary 128 - 130 000 lat wiata.
skd te dodatkowe wielkoci? to, po pierwsze, zasadnicze liczby kwantowe. a
po drugie, przyjcie rozmiarw 100 tysicy lat wiata (dla tego wiatka),
to zapewne, i jest to zrozumiae, wyznaczenie pomidzy najodleglejszymi, w
jaki sposb dogodnymi do pomiaru gwiazdami, czy innymi punktami. oznacza to,
e pominito ca i spor (i wan) porcj materii, ktra naley do pola tej
galaktyki. drobnej, tworzcej cae otoczenie i zbr energetyczny, ale ktry
nie wieci i nie jest uformowany w wielkie struktury. - za to na pewno jest
"otoczeniem" galaktyki (istnieje jako "materia ciemna"). 128 - 130 tysicy,
to byby peny stan, z najodleglejszymi do tego pola nalecymi elementami.
czego obserwacje nie s zdolne uchwyci, ale logicznie trzeba doda.
a jeeli tak jest - a nie mam powodu, eby nie ufa danym astronomicznym z
jednej strony, a z drugiej ustaleniom filozofii ewolucji, wniosek wydaje si
oczywisty: soce - a wraz z nim ziemia, a wraz z ni i ja znajduje si w
odlegoci "kwantowej". wic w poowie odlegoci pomidzy centrum tutejszej
galaktyki a jej maksymalnym brzegiem.
dlaczego? skd taki wniosek? 33 (32) to wielko dokadnie rodkowa, liczc
od rodka ukadu do brzegu. czyli rodek poowy. to jedna druga promienia
galaktycznego. 128 : 2 = 64 : 2 = 32. - nawet jeeli jest to wyliczenie nie
tak precyzyjne (ale uwaam, e si potwierdzi) - to zbieno tych liczb z
tymi, ktre powinne by w ujciu kwantowym, ju to samo musi zastanawia. a
przecie na tym nie koniec. wielkoci kwantowe wpisane w ewolucj galaktyki
s liczne, trudno je tutaj nawet wszystkie wymienia. przecie ma znaczenie
i globalna masa takiej ewolucji, jej zawarto w postaci gwiazd, jej rozkad
sferyczny (co wnosz pomiary) - ma znaczenie istnienie centrum, i to z du,
masywn czarn dziur, ktra podsya nieustannie elementy do tworzenia si
struktur wielkoskalowych. w kadym procesie tworzcym galaktyk, czy zbiory
podobnych struktur, tu wszdzie s wielkoci kwantowe bo musz by. to nie
jest przypadek (ale co tak niektrych zadziwia), e obraz wielkoskalowego we
wszechwiecie rozmieszczenia materii przypomina komrki, skomplikowane formy
i konstrukcje - ze szczeglnie mocno narzucajcym si ujciem i odniesieniem
do rozkadu neuronw w mzgu. pomijam niekiedy fantastyczne budowane na tej
postawie ujcia, bardziej literackie i nacechowane (e to umys wielkiej skali
w trakcie panteistycznej pracy), ale przecie to jest ten sam proces i takie
same kwanty tworzcy (acz w inne proporcji). mj umys lub rozoenie energii
w ewolucji (wszech)wiata, to ten sam przebieg, regua jest jedna, elementy
procesu s te same dlatego rezultat musi by analogiczny. nawet w postaci
fizycznej podobny. nic wicej, nic mniej. jedno elementw oraz zasady ich
porzdkowania to wymusza.
202
- kondensacja energii
- przepyw midzy stronami
energia po jednej stronie ewolucji ulega pochanianiu (kondensowaniu), a po
drugiej zachodzi jej rozpad (rozkwantowanie). pojcie "pochanianie", ktre
jest obecnie konieczne do opisu faktw, niczego nie zmienia w postrzeganiu
procesw do tej pory okrelanych jako "grawitacja". jest tym samym, a nawet
obrazowo lepiej dopasowanym do codziennych obserwacji. o "przyciganiu" oraz
"grawitacji" rozum dowiaduje si w szkole, e co "wciga", "pochania" o
tym "wie" od pierwszych swoich dziaa w wiecie. dlatego jest "ekologicznie"
przyjazne, a na pewno wizualne.
"pochanianie" samo z siebie niczego w "przyciganiu" nie zmienia, ale kiedy
do pochaniania, jako niezbdny w pojmowaniu dopeniajcy stan zdarze doda
tracenie, rozproszenie energii, wwczas wszystko staje si jasne i klarowne.
co do tej pory byo rozbite na oddzielne przebiegi ewolucyjne (przez rozum
poznajcy) - czyli na "grawitacj" oraz wysyanie energii w otoczenie przez
proces, to nagle staje si cznym, nie do rozdzielenia jednolitym faktem sam ewolucj, jest wydarzeniem penym. oto mam po jednej stronie, ale nigdy
nie jako co oddzielnego lub odmiennego, kondensowanie si energii w posta
jednego kwantu (stanu osobliwego, co by tym stanem jednokwantowym dla danej
ewolucji nie byo) - a po drugiej stronie, jako skutek tego kondensowania,
nastpuje proces "nadawania", "wysyania", czy "parowania" energii w postaci
oddalajcych si w kwantw. "innych" - to prawda, ale zawsze "tych samych"
logicznie kwantw. co innego "wchodzi" do takiej caociowej ewolucji, co
innego z niej "wychodzi", ale to zawsze s i tylko s kwanty. poniewa punkty
wejcia i wyjcia znajduj si na innych poziomach i zakresach, poniewa nie
zachodzi kolidowanie, wystpowanie tych/takich samych elementw w ramach tego
samego poziomu rzeczywistoci, proces moe dziki temu si "zamkn". czyli
w jednym ukadzie moe zachodzi pozyskiwanie energii i jej tracenie. ukad
ewolucyjny (kady), to jakby "dziura" w jednym punkcie czasoprzestrzeni, na
jednym poziomie (dziura lub tunel, kana czcy) - i jego wylot, czyli punkt
"wypywu" dla energii, ktry znajduje si ju na innym z poziomw. "zlepek"
materii (choby atom), to co jakby antena nadawczo-odbiorcza, ktra nadaje
na jednym zakresie (promieniuje, wysya w przestrze promieniowanie), a na
innym zakresie-poziomie moe te kwanty zbiera, odbiera. wejcie i wyjcie
sygnau jest w tym samym "ciele" materialnym, ale poniewa skutecznie "mija"
si w poziomach (w czasie i przestrzeni), moe zachodzi bezkolizyjnie. "na
dole" energia dopywa "na grze" jest tracona. lub odwrotnie.
zwracam uwag na to zobrazowanie w tym ujciu ewolucja to "tunelowanie", w
sensie praktycznie dosownym (to s "tunele" energetyczne midzy poziomami
wiata) ewolucja to krenie energii pomidzy poziomami rzeczywistoci.
jednej rzeczywistoci, ale posiadajcej kilka, bardzo wiele poziomw, stref,
zakresw. dopiero na tym tle pojcie "pochanianie" (dawniej grawitacja) ma
znaczenie i swoj gbok tre, jest opisem poprawnym. tylko przez dodanie
do pochaniania rozpadu tej energii, a razem utworzenie jednolitego procesu
ewolucji, mona wydarzenia w ich rnorodnoci poj. dlatego zastosowany we
wczeniejszym etapie termin "pochanianie", powinien by zastpiony na w tym
miejscu bardziej odpowiedni, obrazujcy przebiegi. uwaam, e adekwatnym jest
pojecie "przepywu" energii, przemieszczania si kwantw pomidzy elementami
wiata.
nie jedna strona zjawiska, ktra nie posiada ani nonika, ani dopenienia,
ale dwustronna, pena ewolucja - tylko tak mona, tylko tak musi postrzega
si procesy. po jednej stronie energia si kondensuje, po drugiej rozprasza.
po jednej jest "wtaczana" w ciao, po drugiej obrazuje si oddalaniem w
rodowisku, na ktre wywiera cinienie. i tak w kadym punkcie przestrzeni
kwantowej - adnego wyjtku.
206
- "grawitacja" - cd
- prawo powszechnego ... ?
- wnioski, ucilenia
zastanawiaem si usilnie, bo to by kopot, jak nazwa wiat, w ktrym nie
ma grawitacji - czym zastpi tak "odwieczne" prawo, jak prawo powszechnego
cienia, ktre w konsekwencji zanegowania cienia, przestaje mie racj
bytu. co i jak powinno by sformuowane, eby nie wygldao artobliwie, a
nawet byo "naukowe"?
musz obiektywnie przyzna, e uywane przeze mnie do tej pory okrelenie
"prawo docisku", cho moe obrazowe i momentalnie wyjaniajce, w czym tutaj
rzecz, nie spenia postulatu "powagi". przywodzi bardziej na myl "wielkie
prasowanie", jak "pras", ktra dociska biedne kwanty do planet, gwiazd czy innego osobnika. nie, stanowczo nie jest dobrym okreleniem, mao w nim
statecznoci i odpowiedniej (po)"wagi". wic jakie?
wyszedem od strony, czym jest owo "prasowanie", "dociskanie" - i sprawa od
razu staa si jasna: cinieniem.
niczym innym, jak banalnym oraz powszechnie znanym cinieniem. zastosowanie
tego pojcia, rodem z fizyki, nie tylko, e niczego nie zmienia w samym, tak
dobrze rozpoznanym zjawisku (i jego obrazie), nie potrzeba zmienia adnych
wzorw ani wielkoci, ani podejcia. bowiem tego nie mona zmieni, wyniki
s nie do podwaenia. - nie potrzeba zmienia w tym miejscu podrcznikw, a
nawet nazwa, brzmienie samego prawa nie ulega wielkiej modyfikacji - co to
jest jedno sowo? i jak powanie teraz brzmi: prawo powszechnego cinienia.
tyle w nim "naukowoci"...
na prawie autorskim si opierajc oraz na zasadzie pierwszestwa, chc tak
nazw zaproponowa. wydaje si, e speni wszelkie wymogi. i, co wane, nie
burzy niczego w odwiecznym pojmowaniu bytu. a nawet "cinienie" wydaje si
bardziej "ekologiczne" i przystajce do wiata, bardziej naturalnie wpisane
w kady element mojego czy innego ciaa. czego na pewno nie mona powiedzie
o jakim logicznie skonstruowanym "cieniu". - cinie, wiem, e cinie. bo
czuj to kadego dnia.
niczego nie burzy?
ot nie tak bardzo. waciwie burzy wszystko. sformuowanie tego prawa oraz
zastpienie jednego sowa innym, taka niewinna zmiana w pojciach, a za ni
idzie "wymazanie", usunicie z obrazu wiata ostatniego "dogmatu", ktry do
rozumu wprowadzaj zmysy. oto nie "prawo powszechnego cienia", opadania,
nie kierunek w d - ale "prawo powszechnego cinienia", czyli kierunek z
dou do gry (energetycznej). nie planeta jest na dole, ale niebo. zmienia
si wszystko - cho nic si nie zmienio.
co si zmienia?
pojmowanie wiata, a to nie tak mao. w samym prawie, w stosunku do ujcia
poprzedniego ulega "jedynie" na nowo wyznaczenie punktu przyoenia strzaki
czyli inne umocowanie wektora siy. bardzo mao. zamiast siy wywodzcej
si z ukadu "grawitacyjnego", jest nakierowana w jego kierunku, zamiast w
centrum planety szuka grawitacji, ktrej nie ma, trzeba szuka cinienia w
wiecie, ktre za taki ukad si jest odpowiedzialne (czyli "wysoko").
czego trzeba si wyzby?
abstrakcji. abstrakcji, ktra ma nieodpowiedni ewolucyjnie kierunek. zmiana
rzeczywicie jest drobniutka, "kosmetyczna", praktycznie pomijalna. zamiast
wyobraa sobie, e jaka sia cignie mnie do dou, musz j "widzie" jako
wciskajc mnie ku grze procesu.
grze, ktra znajduje si pod moimi stopami. taka drobna zmiana...
208
kosmologia 2.4.
209
- dwustronno
na przykadzie anteny nadawczo-odbiorczej doskonale wida, e ewolucja, i to
w kadym przypadku, przepywanie energii - jednoczesne dwa procesy, ktrych
rozerwa nie mona. w tym konkretnym przypadku gromadzenie energii ma posta
elektronw, ktre s dostarczone do anteny, a ich rozpad i powstawanie pola
kwantowego to druga strona wyrnionego cigu zdarze. tu korzyci wnosi
strona druga, rozpadu, to z uwagi na efekty tego procesu antena jest uyta.
ale jest naturalnym, e i strona czenia dla ewolucji jest wana. naturalnym
i oczywistym faktem jest dwukierunkowo procesu. chodzi o to, e generalnie
przepyw energii bdzie posiada urednion, przewaajc form, natomiast
lokalnie bdzie dochodzi (i dochodzi) do toru przeciwnego zdarze. proces
na poziomie caoci bdzie np. czeniem, ale jego dopenieniem, na poziomie
wewntrznym, bdzie rozpad oraz "promieniowanie" w rodowisko. ewolucja, np.
planety, generalnie moe pozyskiwa, pochania energi z otoczenia (i si
formowa w ksztat podczas tego pozyskiwania, filtrowania), ale w pewnych
zakresach nastpi emisja elementw w przestrze (cieplny zakres, radiowy czy kawakw w postaci gruzu). w przypadku planet przewag na dzi ma linia
pochaniania, w przypadku soca wysyanie energii, ale kady ukad ma drug
stron procesu, ona take wystpuje. i lokalne zjawiska s dopenieniem do
caoci, a ich urednienie daje postrzegan jedno ciaa.
pytanie: jak to si dzieje, e energia wchodzi na jednym poziomie w zakres
ewolucji, a wydostaje si na innym ale ju w postaci "rozbitej" na elementy
mniejsze (lub poczona w wiksze konstrukcje w drugim kierunku)? odpowied
jedynie moliwa, ktra si nasuwa, wydaje si taka: wejcie, czyli strona w
wyrnionym zdarzeniu pochaniania, to jest "dno" zdarze energetycznych (w
innym ujciu, zalenie o spojrzenia, "gra", nazwy wymienne), przez ktre
przechodzi, przez ktre moe przej, przepyn, przedosta si do ewolucji
energia z jednego poziomu na drugi. nastpuje "wypychanie" przez bardziej w
energi zasobne elementy tych "sabszych", ochodzonych i zuytych. nacisk
jest tak duy, e si "przeciskaj" na poziom niszy, dla "mniej zaradnych".
na ktrym znw s "w grze". lecz do czasu. teraz, na tym nowym poziomie, z
kolei dla nich jest "luno", mog sobie "poszale". o ile na poprzednim byo
za ciasno i tworzyy si coraz bardziej skomplikowane ciaa, to obecnie, na
tym nowym dla nich zakresie, jest zbyt luno, maj zbyt wielk energi wobec
i w stosunku do oporu otoczenia. co w takim wypadku nastpuje? ich rozpad.
nie ma "opornego" rodowiska, nic je nie powstrzymuje (mao co hamuje teraz
zaistniay rozpad, nacisk jest saby) - opr w stosunku do ich drga (iloci
zasobw energii) jest zbyt may - i dochodzi, musi doj skutkiem "luzw" w
przestrzeni do rozkwantowania. skondensowana wczeniej energia, ktra skupia
si pod naciskiem otoczenia, po przejciu na nowy, niszy (skomplikowaniem
wyszy) poziom, ulega natychmiastowemu rozpadowi. proces natychmiast zaczyna
si toczy, ale oczywicie musi potrwa, ciao ma zapas zgromadzonej energii
i nie "wybucha" caym zakresem, nie moe wybuchn. bo, po drugie, istnieje
do tego "wybuchu" otoczenie, ktre skutecznie hamuje rozpad, stabilizuje go.
proces biegnie w rodowisku, lunym dla tego ciaa, ale nie pustym. dlatego
upynie nieco "chwil", zanim dojdzie do cakowitego rozpadu. - a uwolnione w
ten sposb kwanty oddalaj si tam, gdzie jest luniej, w "chodny" obszar
ewolucji (gdzie mniej drga i ruchu w rodowisku).
tak powstaje, na nowym poziomie, to co nazywa si polem kwantowym, idca w
kierunku coraz wikszego rozkwantowania (i wygaszenia) przestrze kwantowa.
ale na tym nowym poziomie energia nie rozpadnie si do stanu pocztkowego.
jest na nim chodniej, luniej, a to gwarantuje, e bdzie to ograniczony i
"krtkotrway" proces. jak dugo? do stanu, ktry na tym poziomie oznacza,
ktry na tym poziomie jest stanem kwantw logicznych. dalej rozpad si nie
potoczy, tylko do postaci "ta", paszczyzny. nastpi wyrwnanie poziomw z
otoczeniem i dojdzie do ujednolicenia caego poziomu i rwnowagi.
211
- kolejne poziomy
pytanie: co si stanie z elektronem, ktry bdzie "wpychany" do struktury o
zabudowaniu wewntrznym luniejszym ni jego, kwantu-elektronu, konstrukcja?
sprawa jest prosta: stanie si, jako cao, kwantem nowego dla niego poziomu
- czyli zacznie budowa (dobudowywa) kolejne elementy wyszego bytu. bdzie
skomplikowanie tego poziomu wsptworzy przecie kwant do kwantu dodany
buduje tylko i zawsze kwant. e innego ju rodzaju, e ma obok siebie podobne
"elektronowe fakty " ktre wesp-zesp (zbiorowo) na now jednostk si
skadaj to informacja do procesu zewntrzna i porzdkujca, ale nieobecna
w ramach samej zmiany. ewolucja si toczy bez tej wiedzy (i dobrze), takie
ustalenie moe przeprowadzi, narzuci tylko obserwator. eby zrozumie, e
to jedno w trakcie przeobrae.
elektron dodany do elektronu(w) buduje fakt wyszy struktur, tu "atom". ale
jednoczenie tak powstaa jednostka pozostaje elementem wewntrznym zbioru
elektronw. jest atom zasobniejszy jako jednostka w elektrony ale zbir w
postaci elektronw jest zasobniejszy od atomu i od zbioru atomw. atom jest
"otoczony" morzem elektronw i w tym morzu si buduje. zbiory nisze swoim
skomplikowaniem "obejmuj", otaczaj bardziej zoone. elektron, czy dowolna
ewolucja (zbir energetyczny) - kiedy znajdzie si w zakresie niej lecym
(lub wyej, znw wzgldno spojrzenia i opisu), automatycznie stanie si
jego kwantem tworzcym, kwantem logicznym procesu. na kolejnych poziomach
piramidy kwantowej nastpuje tworzenie si nastpujcych po sobie wielkoci
tej piramidy. nigdy dowolnie, ale jako efekt nacisku i w punktach wzowych
ewolucji, kwantowo wanych i w proporcji.
moe zbudowa si (albo rozpa) zawsze tylko to, co moe i zawsze tylko
tak, jak moe. nie ma wyjtkw.
ewolucja to nie chaos procesu, ale proces uporzdkowany samym swoim biegiem.
dlatego z elementw niej lecych buduj si wysze, z fotonw elektrony,
z nich atomy, z tych komrki ycia i dalej, na kocu, komrki rozumu. a jako
suma tych poziomw - obserwator.
warto zaznaczy, e nazwanie zakresu rozumu "najwyszym", jest dokadnie tak
samo umowne i zarazem poprawne, jak nazwanie go najniszym z poziomw. takie
ustawienie kierunku "piramidy" jest, powtarzam, umowne i wynika z preferencji
umysu do (samo)wywyszenia si. i niedostrzegania, e na tak pozycj, i to
w caoci, skada si wszystko "nisze" wic jakie ono tam nisze, skoro
to "wysze" warunkuje? rozum jest na "szczycie" swoim skomplikowaniem, ale i
na dole zupenym. bo maksymalnie pooonym we wntrzu procesu caej ewolucji
(dalej ju nie mona komplikowa). piramida ma dwa generalne kierunki opisu
i spojrzenia: od dou w gr - i z gry w d. kiedy prostot, a przez to i
maksymaln funkcjonalno (zdolno wchodzenia w nieprzeliczone byty) uzna
za podstaw (ale o najwikszej "rozpitoci"), to maksymalnie zoone, czyli
rozum, jest na szczycie. i jest to "czubek czubka" piramidy. - jeeli obraz
uj z gry w d, czyli opisywa "lejkowaty" cig zdarze, to rozum jest na
samym dnie tego zjawiska, ot, drobinka, ktra si w proces gdzie zapltaa.
fakt, to zrozumiae, e sam siebie staram si umieci na "szczycie", to co
w moim rozumieniu jest szczytem. jeeli uznaj, e to skomplikowanie jest w
procesie stanem najwaniejszym, to musz umieci si w punkcie maksymalnym.
ale jeeli prostot i jej niebywa wszdobytno uznaj za warto, to stan
kwantu logicznego musz uzna za szczyt piramidy. kiedy ilo elementw bra
za punkt odniesienia, to jestem bytem rzadko, bardzo rzadko wyjtkowo w
ewolucji reprezentowanym, bo dominuj bezapelacyjnie kwanty logiczne. itd.
kade podejcie wyrniajce mog opisywa w dwu kierunkach, co szczytowego
bdzie wwczas rwnie stanem dolnym. to obserwator, jego decyzja i zasoby
(zdolnoci) wyznaczaj kierunek definiowania. pojcia gra czy d nie s
obecne w ewolucji. gra d, to umowa - a czasem pycha opisujcego.
214
- obserwacja wewntrzno-zewntrzna
- przejcie przez osobliwo
jak to si ma do pytania o czas przemieszczania si energii przez ewolucj
i przez poziomy? w sposb zasadniczy. opis wydarzenia prowadzony z rnych,
z dwu rnych punktw obserwacji, wewntrznego lub zewntrznego pokazuje, e
mwienie o natychmiastowym i rozcignitym przepywie przez ukad ma sens.
wicej, pokazuje, e kada ewolucja jest takim zewntrznym oraz wewntrznym
obserwatorem i uczestnikiem wiata. kada ewolucja jest procesem zewntrznym
do czego, co wyrniam, albo wewntrznym. postrzeganie otoczenia to zbir
uj, nigdy rozgraniczenie ostre. zaleenie od tego, ktry punkt odniesienia
obierze obserwator, wzgldem czego porwnuje uzyskane dane (w jakim ukadzie
si znajduje lub umieci), bdzie rejestrowa zjawiska z zewntrz i jako cae
- lub z wntrza i fragmentarycznie. i bd to inne efekty. prawdziwe, ale
czstkowe.
wicej - kada ewolucja czenie oraz jednoczenie jest takim obserwatorem
wewntrznym-zewntrznym. w ewolucji nie mona rozdziela procesw na czci,
rwnie punktw obserwacji. jeeli postrzegam wiat, otoczenie w zmianie, to
rejestruj go wewntrznie i zewntrznie jednoczenie. kiedy o tym zapomn
lub pomin w analizach - zmieszanie gotowe. i mam zapewniony bdny odczyt
rzeczywistoci.
"kana" energetyczny - konsekwencje analogii.
wprowadzajc w opis, a zwaszcza w pojmowanie energetycznej ewolucji pojcie
"kana" ("tunel", "przepust") z jednej strony uzyskuj zobrazowanie procesu
z bliskimi i na co dzie obecnymi w moim otoczeniu elementami (mog uchwyci
je analiz), ale z drugiej pozwala mi to na spojrzenie szersze, a na pewno
ciekawsze. ot przez odniesienie do "kanau" mog wprowadzi w ewolucyjne
zjawiska, w przepyw energii pomidzy stronami tak wyrnionego stanu, rne
znieksztacenia wyjani sobie, e takie fakty mog by, ale i wyjani,
dlaczego oraz jak zachodz. jeeli w moim otoczeniu co rusz jaki kana si
zatyka i mam z tego powodu kopoty, to mog miao wnosi, e w dowolnym
procesie rwnie takie "przytkania" maj miejsce i e powoduj zawirowania.
zjawisko to samo w kadym przypadku, co najwyej skala kanau inna i ilo
zaangaowanej energii odmienna.
jakie to mog by zdarzenia? ot, banalna sprawa, kana zapchany. co, wobec
moliwoci przepustu nadmiernie rozrosego, starao si przecisn i utkno.
albo cinienie przyoone po stronie wlotowej byo nadmierne i w efekcie zbyt
wiele czstek zostao jednoczenie wtoczone w przepust. efekt? brak "cugu"
i przepywu, kana zaczopowany. - w kadym takim przypadku wystpuje nadmiar
energii, ktra poda w kierunku wylotu pchana si naciskajc. a poniewa
nie ma proporcji midzy naciskiem, iloci poddanej naciskowi energii oraz
stanem (przekrojem) kanau, dochodzi do awarii, przepyw ustaje i ogranicza
si drastycznie. w efekcie albo ewolucja przepywu energii si koczy, albo
dochodzi do gwatownego zdarzenia (np. zniszczenia, rozerwania).
ciekawe jest to, e takie "kanaowe" podejcie oraz jego rne skutki mona
odnosi do wszelkich ewolucji, tu nie ma ogranicze. to moe by realnie i
praktycznie kana, zatkana rura ale moe by ciao i jego przytykajce si
energetyczne kanay ale rwnie dobrze opis moe dotyczy ukadw znacznie
wikszych, np. caej planety. w kadym takim przypadku mona proces przepywu
kwantw ujrze jako dobrze przebiegajcy, kiedy parametry s dobrane ale
mona rwnie zobaczy skutki destrukcyjne, zniszczenie. mam w tej chwili na
uwadze w sposb szczeglny planet wenus, tak w oglnych zarysach podobn,
a jednak w szczegach tak dramatycznie inn. w tym wypadku zachodzi nie co
innego, jak "zatkanie kanau" przepywu energii, ta planeta to doskonay, po
prostu wzorcowy dowd, co si dzieje z ewolucj, ktrej zdolno przepustowa
zostaa ograniczona. nie jest to przyjemny widok.
219
kosmologia 2.5.
220
teraz najciekawsze. te dwie drogi procesu nie oddaj wszystkiego oraz nie s
wszelkimi moliwymi sposobami istnienia czarnych dziur. powiem wicej, s to
rzadko wystpujce zjawiska, a zasadniczo s to niemoliwe w ewolucji formy
zmiany. osobliwo tak si nie zachowuje - jest trzeci, tak, trzeci wariant
istnienia czarnych dziur. i to on jest najciekawszym z moliwych.
ale nim do niego przejd, jeszcze opis dziaania ewolucji wszechwiata, ktry
zostaje "przebity" przez czarn dziur. to rwnie wane zagadnienie, bowiem
chodzi o "przebicie" w kadym brzegowym miejscu takiego ukadu. osobliwo,
proces tworzcy osobliwo jest mianowicie "przebiciem" poziomw w obszarze
wszechwiata. pod ogromnym naciskiem otoczenia dochodzi w jakim punkcie do
zjawiska, w ktrym energia z poziomw mocno ju skomplikowanych, fizycznych,
zostaje "przeniesiona" w zakres logiczny. i dzieje si to spektakularnie. w
warunkach konkretnego poziomu (i normalnie) nie ma siy zdolnej pokona opr
otoczenia i wepchn energi "niej" i j rozdrobni, trzeba zastosowa si.
warstwy kwantowe i ich budowa skutecznie hamuj opadanie (czy wznoszenie) na
kolejne zakresy, ewolucja toczy si w "tunelu" energetycznym. dla ukadu w
randze wszechwiata jest potrzebna maksymalnie wielka sia, eby doszo do
pokonania oporu wszystkich warstw kwantowych. przebicie jednej warstwy jest
wydarzeniem trudnym, pokonanie oporu wszystkich poziomw to proces wielkich
energii i si. - co wane, tu chodzi o siy, ktre odpowiadaj jego obecnej,
wszechwiata, fizycznej konstrukcji. nie w kadym czasie wystpuj takie same
wielkoci, kady etap ma swoje parametry (ilo i jako warstw), w kadym
sia cisnca bdzie inna. przebicie jest pochodn stanu ukadu, ale jest po
prostu ewolucyjn koniecznoci. wystpi, kiedy zaistniej po temu warunki.
czyli? - kiedy lokalnie nagromadzi si ilo energii w skali przewyszajcej
"zdolno tolerancji" ukadu (ciao materialne jest zbyt wielkie w stosunku
do panujcych warunkw, zbyt mocno si rozpycha w rodowisku), musi doj i
dochodzi do kontrakcji: wciskania w paszczyzn. kada ewolucja jest takim
rozpychaniem si w otoczeniu, ale w skrajnym przypadku "obarstwa" dochodzi
do skrajnego odreagowania rodowiska bana. i zapa (oraz zapadanie si)
ciaa nabiera tempa. a do wyrwnania si cinie.
w "ujciu cinieniowym" wszechwiat jest "balonikiem". po prostu cinienie
tutejszej ewolucji, jej kwantowanie, wyznacza jego stan. zaczyna si i ronie
tempo rozpadu energii, a balonik sam, "pompowany" kwantami wasnej ewolucji,
"nadyma" si. mwic obrazowo, sam w swoje wntrze pompuje coraz wicej i w
narastajcym tempie kwantw energii. i ronie, i rozdyma si, i "przestrze
puchnie". energia dopywa logicznie "z zewntrz", jest wynikiem kwantowania
logicznie "czystej energii", ale dla ewolucji wewntrznej jest to zjawisko
poza ni. i jako takie, w niej nieobecne. dla obserwatora wewntrznego jest
to "proces samoistny": wszechwiat si rozdyma. jeeli co znajduje si poza
granic dostpnego mi badaniem zakresu, nawet jeeli znajduje si "tu obok"
(i wszdzie), to tego nie mog pozna i fizycznie nie mog uzna za element
mojego wiata (krgu, sfery, w ktrej istniej). brzeg ewolucji nie jest mi
dany w poznaniu, wic nie istnieje. - dla obserwatora zewntrznego zjawisko
jest jak najbardziej fizyczne i jest jednoci energetyczn. "ciao osobliwe"
(liczne ciaa osobliwe) jest w rodku i w ewolucji, znajduje si w rnych
miejscach ukadu - i promieniuje. zasila podprogowo wiat i zasila go wanie
"od rodka", "od dou", od najniszego poziomu kwantowego. dla zewntrznego
punktu obserwacji fakt ewolucji "podprogowej" nie jest wyrnialny, to tylko
jeden z caej piramidy zdarze, dla niego to jedno zmiany. poziomy ustala
i wprowadza ujcie logiczne - fizycznie nie ma takiego podziau. obraz jest
jednolity i czny, cho przebiega kwantowo. ot, tu co "wypywa" z jednego
punktu, za chwil si "zbryla", kondensuje w wiksze struktury, a za kolejn
chwil ponownie "wpywa" w osobliwo i ginie "poza horyzontem" eby znw
"wytrysn", po przepyniciu przez taki ukad, kwantami do wntrza ewolucji
now-star porcj energii. i to tak trwa. czas jaki.
224
- "osobliwo"
- analog dziaania
teraz ten trzeci, najciekawszy sposb istnienia czarnej dziury. bowiem to, co
jest moliwe w procesie opisanym zewntrznie, czyli przebicie poziomu midzy
wszechwiatem, w ktrym istniej (w ktrym obserwator wewntrzny to widzi) a
poziomem ewolucji do lecym obok (fizycznie zewntrznym, tak to rejestruje
i ustala, dzielc proces na kawaki, obserwator wewntrzny ale logicznie
i Fizycznie jak najbardziej wewntrz tego lokalnego ukadu) - to samo, ale
na wiksz skal, a nawet bardziej i powszechniej, jest moliwe we wntrzu
tego wiata (lub dowolnej ewolucji). co si dzieje? nie zachodzi przebicie
poziomw energetycznych tylko na zewntrznych do ukadu granicach (gdzie by
tych granic nie umieszcza), ale rwnie midzy poziomami w samej ewolucji.
i ma to zasadnicze znaczenie dla zrozumienia zjawisk.
eby duo nie mwi i nie budowa nadmiernie skomplikowanych zda, przywoam
tylko jeden termin medyczny, dwa sowa, ktre wszystko czyni jasnym, wicej
oczywistym: krwotok wewntrzny.
dokadnie tak. podobnie, jak antena promieniuje energi na poziomie innym w
stosunku do stanu "wejcia", tak samo kada ewolucja "nadaje" sw energi w
caociowo pojtym ukadzie i wewntrznie w nim. lecz, zwracam uwag, jest
to ju inny, wyszy lub niszy poziom. przemieszczanie si, przepywanie z
poziomu na poziom energii (przez "tunele" materii, przez kady "zgstek"), to
nic innego, jak takie wewntrzne przebijanie powok kwantowych. w efekcie
przechodzenie energii, jej przepyw pomidzy "obszarami" odizolowanymi wobec
siebie (jako inny stan zabudowy, odseparowanymi warstwami kwantowymi) staje
si moliwy, ewolucyjnie konieczny i w szerszym ujciu niebywale wany w
skutkach. w innych okolicznociach takie zdarzenie nie mogoby si dokona,
bo opr zbyt wielki i "paski" stan. "osobliwo" to jednoczenie "kana" dla
energii i "producent" materii.
kiedy gwiazda wieci, wypromieniowuje energi w zakresie dla mnie widzialnym
- jeeli jest czarn dziur, rwnie "wieci", take wysya swoje kwanty do
otoczenia. tylko e odbywa si to na niszym poziomie, przebiega w stosunku
do mojego pomiaru podprogowo i w zakresie poza-rejestracj. jednak jest to
"wiecenie" i tak samo si dokonuje, a nawet intensywniej i "wyraniej", w
kocu ilo zaangaowanej energii jest niepomiernie wiksza, ale faktycznie
to jest "wiecenie", proces rozkwantowania. - wok "osobliwego obiektu", w
jego polu kwantowym, jest ciasno, "rdo" bije silnie "do wntrza" wiata,
dlatego moe si w "zawirowaniach" co (z)budowa.
chciabym to podkreli, nie popioy powstae w tak opisywanym wybuchu s tu
najwaniejsze (acz potrzebne), ale to w takim dziaaniu, jako zasilanie "od
dou", podprogowe, objawia si gwna funkcja czarnej dziury. materia, kiedy
wybucha supernowa, uzyskuje form rnych, wanych (yciowo) pierwiastkw, a
ktre tylko w takim wybuchu mog si wytworzy ale to margines, dosownie
efekt uboczny, dodatek do rzeczywistego i najwaniejszego zdarzania. bowiem
to dalszy etap istnienia osobliwoci jest tym zasadniczym dla wszechwiata.
dlaczego? o ile wczeniej miaem do czynienia z "czarn dziur", teraz jest
to "jasna dziura". wieci dla mnie "na ciemno", ale jednoczenie produkuje
cinienie ujemne i "dopycha" kwantami wiat "od dou" (i "od gry" zarazem)
nie pozwalajc mu si nazbyt szybko rozpa.
po drugie i niezwykle wane, te oddalajce si warstwy kwantowe od takiego
ciaa s gwnym "akumulatorem" wiata, rdem energii, ktra wszelkie byty
i procesy moe i musi tworzy (i porusza). czy to pierwsze, czy ju kolejne
pokolenia osobliwych obiektw, to z ich rozpadu moe budowa si wszystko w
ramach wszechwiata, to na ich "zgliszczach" ronie kada kolejna ewolucja.
s, to nie przesada literacka, nawozem wiata (i dziejw te).
226
kosmologia 3.1.
228
wybuch, rozkwantowanie
1. - to "strzaka", kierunek powstawania materii. czyli na skutek wybuchu, po
stronie czenia si, wraz z postpujcym ochadzaniem si ukadu, nastpuje,
tworzenie si materii. kierunek jest tutaj zgodny z kierunkiem poruszania si
wybuchu. strzaki 1 i 2 s sobie rwne (fizycznie i logicznie).
2. - to kierunek od rodka ku brzegowi, to "wybuch".
co z tego wynika? c, z tego wynika - e tak jest... i e tak nie jest.
proces moe tak by prezentowany, nie jest bdem, ale mona wyprodukowa do
niego "lepszy". - i jest tak jednoczenie, poniewa gdyby ten proces opisywa
w ujciu absolutnym, czyli w ujciu obserwatora zewntrznego do wydarzenia
(albo w obrbie ewolucji, ale jako obserwator zewntrzny do wydarze, ponad
nimi czy obok), wwczas zjawiska tak rzeczywicie zachodz.
przykad. oto chwila zaistnienia jakiego elementu w przestrzeni, niech to
bdzie foton. poniewa foton to wydarzenie z okolic "blisko" rodka procesu
i mae, zaistniao w ramach oglnego zdarzenia duo wczeniej od nastpnego
elementu, ktrym jest elektron. i tym samym znajduje si "dalej" czasowo od
punktu odniesienia (tu: punktu rodkowego ewolucji), powsta pniej. w tym
absolutnym, podkrelam, zewntrznym skalowaniu wydarzenia, odlego midzy
powstaniem pierwszego fotonu a drugiego (czy elektronu), odlego mierzona
liniowo, byaby dla obserwatora nastpcza (i "prosta", taki pomiar bdzie si
ukada w "linii prostej"). powstanie fotonu drugiego jest dla obserwatora
wyznacznikiem tego, w ktrym kierunku porusza si cay ukad oraz w jakim
kierunku tworzy si materia. i zarazem skaluje ten proces. dla niego, dla
obserwatora zewntrznego, powstawanie materii ma charakter cile powizanego
ze sob nastpowania wydarze, liniowego nastpowania.
inaczej. nastpuje skupianie si energii po stronie czenia, i to skupiania
w wyniku ochadzania. tworz si "kupki" coraz bardziej skondensowanej ju
materii i formy skomplikowane. nastpuje rwnie coraz szybsze oddalanie si
elementw takiego ukadu - i tworzy si przestrze kwantowa. z jednej strony
nastpuje kondensowanie si materii w ciaa, co ju powiksza odlegoci, a
z drugiej strony zachodzi przeduenie ruchu rozpadu, wybuchu. ruchu, ktry
si zapocztkowa w "wybuchu". powstaje przyspieszony proces "zanikania" za
horyzontem coraz to innych elementw. po stronie czenia si, ktra to strona
(w tym ujciu) jest liniowo przeciwstawiona stronie rozpadu, tworz si coraz
odleglejsze i coraz mniej ze sob poczone wymian energetyczn struktury
kwantowe.
i to jest prawda, tak rzeczywicie, dla obserwatora zewntrznego, skalujcego
wydarzenia w sposb "absolutny", tak to zachodzi. materia powstaje i formuje
"coraz dalej" od chwili "zero".
230
234
wcale nie jestem pewien, czy wszystkie moliwoci takiego postrzegania wyej
wyliczyem, rozum dostaje "kociokwiku", kiedy "wczeniej", "pniej", "brzeg",
"rodek", "d", "gra" (itp.) chce opisa w dla siebie dogodnej formule, wic
pionowo-poziomej i nastpczej. mwiem, w ewolucji nie ma kierunkw, rwnie
nie ma czasw, rodka czy brzegu. do kadego z takich poj mog wytyczy w
zmianie ewolucyjnej dopeniajce do ujcie, ktre dopiero cznie bdzie do
zrozumienia wiata co wnosi. - naley wprowadzi ustalenie, e w procesach
nie ma liniowoci i nastpowania prostego, zawsze trzeba maksymalnie nieufnie
odnosi si do myli czy pogldu, ktry chce "jednostronnie" opisa ten czy
dowolnie inny energetyczny byt. nie brzeg, ale te nie rodek ewolucji, cho
zarazem i brzeg, i rodek. rodek-brzeg, to bdzie najlepszy zapis, ktry,
przecie nie przypadkiem, tylekro musz stosowa. ogld "stronny" - owszem,
ale na chwil, tylko do uchwycenia zjawiska. a dalej - pozbycie si stron i
ujmowanie jako jedno wielopoziomow. nie ma kierunkw. musz je stosowa,
bo tego domaga si "umys fizyczny" ("codzienny", liniowo "prosty"), ale bez
skrupuw powinienem si ich pozby, kiedy tylko jest to moliwe, bo inaczej
wpadam w takie "wirowanie" umysu, e popa mona (i spa w) dowodzenie
bdne. - jak co proste, to znaczy le opisuje proces. - co nie znaczy te,
e trzeba ewolucj zagmatwanie tumaczy, przecie to "maksymalna prostota".
co, moe nieprawda?
przykad. - kiedy omawiam "zasilanie" w kwanty (np. uzupenianie strat na/w
poziomie komrkowym ciaa w energi pochodzc z pokarmu), to opisuj proces
jako brzegowy w tym rozumieniu, e jest to zasilane "od dou". od dou w tym
znaczeniu, e pokarm, w postaci kwantw (kwantw w stosunku do tej komrki,
energia ma wielko kwantu komrki, jej skadnika) tak przetworzony pokarm
dociera energetycznie "od brzegu", jest zasilaniem wydarze "od dou", wobec
komrki (i tym bardziej ciaa) z podpoziomu. - nawet jeeli geometrycznie to
dzieje si na brzegu komrki, jej brzegu, ktry za taki mam (czyli brzegu w
rozumieniu np. "skra", czy bona komrkowa) - to ten sam proces w rozumieniu
energetycznym, ten brzeg nie ma znaczenia, to jest brzeg lecy daleko oraz
"ponad" wydarzeniami zasilania. dla kwantu energetycznego brzegiem (tak dla
mnie wyrniony stan) nie jest w adnym rozumieniu, dlatego swobodnie przez
taki "brzeg" przenika. - to jest brzeg geometryczny, a i to tylko na jednym
ledwo poziomie. natomiast brzeg energetyczny procesu przebiega przez kady
kwant tej komrki. takim brzegiem energetycznym dla tego kwantu (ktry mnie
"karmi") jest ta warstwa, ktra posiada ten sam ukad, tak sam budow, jak
ten zasilajcy. to jest dopiero brzeg w rozumieniu energetycznym. i dlatego
mog mwi, e kwant przenika w komrk (w sfer ewolucji) w kadym miejscu
i wszechkierunkowo - e brzeg wydarzenia tej komrki (kadej ewolucji) jest
wszdzie.
tylko e, wane dla zrozumienia, ten energetyczny brzeg rwnie zamyka si w
sfer, warstw o ksztacie sfery, ktra jest "maksymalnym brzegiem" obecnie
geometrycznie ju wyznaczanego brzegu. - mwic inaczej, fizyczny brzeg take
"zamkn" si geometrycznie i logicznie w ksztat kuli. proces prowadzcy
"do" wntrza tworzy sfer (zasilanie w energi jest wszechkierunkowe) ale
budujcy si w tym przebiegu byt rwnie uzyskuje wszechkierunkowe, sferyczne
uoenie. powd? bo promieniuje, traci w otoczenie energi bez wyrnionego
kierunku. - energetyczny brzeg wydarzenia jest wszdzie w sferze zdarzenia
ewolucyjnego - wszdzie. i przebiega jako "pasek" procesu, na wielko-stan
"jednego kwantu" rzeczywistoci. i to dlatego mam prawo mwi, e otoczenie,
rzeczywisto jest "szeroka" na jeden kwant, i e kady element wszechwiata
(i kadej ewolucji tym samym) styka si z "drug stron" w procesach ewolucji
"o jeden kwant" bdc tylko "dalej". - w takim energetycznym rozumieniu
brzegu, kwanty we wszechwiecie powstaj nie "gdzie" i "kiedy", a dokadnie
wszdzie. i tworz "pionow" struktur bytu.
236
wybuch, rozkwantowanie
w ujciu absolutnym, powstanie czstki w przestrzeni (w prni "faszywej",
jak to okrela fizyka), jest "pniejsze", dalej pooone od tego, ktre z
wczeniejszego ujcia wynikao. jednak w rzeczywistoci znajduje si bliej.
miarka odlegoci wskazuje, e druga czstka powstaje dalej od centrum (od
chwili zero), jak pierwsza. ale w ujciu sferycznym, jest to proces idcy "ku
centrum", w t stron, gdzie znajduje si rdo energii. powstawanie materii
w tym procesie jest dokadnie odwrotne od tego, ktre realizuje si w wyniku
rozpadu energii na kawaki. tutaj materia niejako "schodzi" na coraz nisze
poziomy, opada i kondensujc si, uzyskuje coraz wiksze skomplikowanie. a
po cz "doln", gdzie znw spotyka si ze stanem, z ktrego wysza. czyli
w ten sposb zamyka si dwukierunkowy ruch energii, koo procesu domkno
si. - w jednym kierunku przemieszczaj si kwanty, ktre podlegaj coraz to
przyspieszajcemu rozpadowi (im opr otoczenia mniejszy, tym proces szybszy)
a cay tak zdefiniowany proces biegnie "ku grze", ku brzegowi. natomiast
w drug stron, w wyniku narastania cinienia, materia znw poddawana jest w
rodowisku naciskowi (sam proces ten docisk take tworzy) i moe/musi si
struktura budowa, nie ma wyjcia. to samo rdo i przyczyna zjawisk, czyli
dziaanie "osobliwoci", ale efekt dwukierunkowy. - a w wyniku materialna i
"namacalna" fizycznie konstrukcja.
240
przykad - soce.
eby opisa ukad ewolucyjny w ujciu dwustronnego tunelowania i przepywania
energii, musz powiedzie co takiego: istniej we wntrzu soca. dokadnie
tak. yj we wntrzu lokalnej gwiazdy, w zakresie wyznaczonym jej reakcjami
i istnieniem. skd takie pozornie paradoksalne i sprzeczne z dotychczasowym
ujmowaniem zjawisk stwierdzenie? skd taki wniosek? wynika z tego, e fizyka
(i codzienne dowiadczenie) nie analizuje zjawisk wraz z ich tem, z czci
dopeniajc procesw. eksperyment oddziela pole od ewolucji i nie traktuje
pola ewolucji jako samej ewolucji. i inaczej w pomiarze postpi nie mona.
ale pole i jdro ewolucji, to jest dopiero cao procesu.
oczywicie to nie dziwi, podejcie redukujce w pierwszym spojrzeniu to i
otoczenie ewolucji musi wystpi. przecie mog dostrzec dopiero co, co w
tle jest wyrnione, posiada jako odmienne istnienie, w paszczynie sobie
jednakich kwantw niczego nie zarejestruj. i fizyk jest dokadnie w takiej
samej sytuacji, musi do swojego dowiadczenia bra element wiata i musi go
bra jako fakt wyodrbniony z tego wiata. zalenie od tego, jakimi dysponuje
narzdziami do obserwacji i dzielenia jednolitego energetycznie otoczenia,
tak moe w tym otoczeniu wyodrbni skadniki. idzie w dziaaniu od bardzo
zgrubnych i duych elementw, po najmniejsze dla niego moliwe. i inaczej nie
moe. - ale okazuje si w pewnej chwili, e jego fizyczna obserwacja doda
musi do postrzeganego elementu otoczenie, np. promieniowanie wytworzone przez
uyty do analizy obiekt. poniewa zaobserwowane na tym etapie promieniowanie
jest pochodn istnienia obiektu, fizyk musi je z tym ukadem poczy oraz
uzna, e s sobie zalene. ale nie moe, co wane, zaliczy promieniowania
do tego obiektu, bowiem wczeniej wyrni go jako jednostk i samodzieln
cao w ewolucji, dla niego jest to inny stan. owszem, powizany, ale inny
treci. - i w efekcie te procesy staj si rozdzielne. zgoda, dochodzi do
uznania, e wytworzona "otoczka" w postaci promieniowania to "pole kwantowe"
owej ewolucji (czy jako tak), ale to ju jest inny proces. i jest trudno,
i to zasadnicza.
dlaczego? poniewa w pewnej chwili badania takiej ewolucji musi fizyk zej
na poziom sobie najniszych danych, musi dowiadczeniem sign elementw tej
ewolucji (logicznych skadnikw). wic w najszerszym ujciu rozpatrujc, musi
fizyk sign najmniejszych elementw dostpnych fizycznie. i konstatuje w
takim momencie, e w kadym badanym elemencie rzeczywistoci ma dokadnie te
same skadniki e wszystko si ze sob czy. tylko dlaczego, z jakiego to
powodu, przecie wszystko jest czym innym, wyrnionym, jednostkowym i po
wielekro odrbnym? - postrzeganie na zasadzie bytw skoczonych prowadzi
fizyka do odrzucenia dopenienia do ewolucji, mimo e to dopenienie mierzy.
dla niego w badaniu "centrum" procesu jest faktem gwnym, ale oddzielnym od
"pola". to bd.
to zasadniczy bd. wiedza, e byty cz si ze sob elementami skadowymi,
to musi by przeoone na wiedz, e to wszystko jest ten sam proces. jeden
proces, ktry w najszerszej skali (wszechwiata) jest czn ewolucj. nie
stan i zakres skoczony obiektu, ale wszystko, co si z t ewolucj wie
jest takim badanym obiektem. ewolucja + pole = obiekt. nie moje skoczone z
natury i chwilowe postrzeganie, ale wszystko, co tworzyo i tworzy proces,
jest elementem. przy czym uycie czasu przeszego ("tworzyo") te jest
niepoprawne, bo wprowadza podzia zjawiska na stan dla mnie jako obecny i
miniony. w ewolucji nie ma zdarzenia minionego albo jest zakres czny i
jest ewolucja, albo go niema i ewolucja ju przekroczya brzeg istnienia w
formie cznej. promieniowanie, pole kwantowe ewolucji (tu soca) jest tak
samo t ewolucj, jak to, co uznaj za "centrum", to zakres wsplny. mog i
musz ze wzgldu na swoje moliwoci obserwacyjne wyznaczy granice i stany
skupienia ale na najniszym, logicznie wyznaczonym zakresie, jest jedno,
jeden proces. jeeli tego nie czyni, popadam w sprzecznoci interpretacyjne.
241
w tym ujciu powstanie soca, czyli jego "zajarzenie", nie musi by czym
gorcym - wrcz przeciwnie. od postaci chodnej oraz bardzo chodnej materii
zgromadzonej (z popiow gwiezdnych) "w tym punkcie", nastpuje, dochodzi, w
wyniku wzrastania cinienia wewntrznego (pojmowanego jako cinienie w caej
tak ksztatowanej sferycznej przestrzeni) - to dopiero wzrost cinienia w tym
ukadzie prowadzi do powstania zaponu i do wiata. a dalej do spalania si
zasobw wczeniej przez proces zgromadzonych.
pytanie: czy to oznacza, e widok dalekich gwiazd jest take dla mnie faktem
i procesem, w ktrym si zawieram, e istniej w ich obrbie? oczywicie. to
dokadnie to oznacza. kiedy obserwuj niebo i widz byskajce na nim jasne
punkty, to jednoczenie zawieram si w tak wyrnionych z ta ewolucjach
jestem elementem ich ewolucji. jak one mojej. jestem ewolucj w ich ewolucji,
uczestnicz w tym procesie. eby pozna inn ewolucj, trzeba by elementem
w niej - nie ma poznania poza procesem (czy pustce). poniewa nie ma wwczas
adnych elementw wsplnych, nic nie czy procesw.
tworzenie si fotonw w przestrzeni (dowolnych skadnikw, ktre rejestruj),
to nic innego, jak "wntrze" ewolucji. to jej przestrze kwantowa tworzy we
mnie takie stany, bo "sygna" do mnie dotar. ja, zawierajc si w procesie,
mog go dozna. i nie ma dla mnie znaczenia, e moe to by odlege ju w
czasie i przestrzeni rdo kwantw, e to ju "rwany" okres ewolucji. dla
mnie to aktualno. w moim dowiadczeniu wanie teraz mnie otaczajca swym
istnieniem ewolucja to fakt jak najbardziej realny i konkretny. doznaj jej
nacisku ewolucyjnego, warstwy procesu, ktre do mnie docieraj i jednoczenie
"obejmuj", s fizyczne i namacalne, a wic poznaj-dowiadczam ewolucji w
postaci rzeczywistej. - docierajce do mnie kwanty dziaaj na mnie, tworz
nacisk, tworz w moim wntrzu skomplikowane struktury (wraenia zmysowe w
rnej postaci), wic s dla mnie "aktualne" i obecne w "tej chwili". kiedy
cinienie ewolucji jest na tyle sabe, e warstwa pierwsza-ostatnia (czyli
brzegowa) dociera do mnie ju rozproszona i za saba, aby wywoa wraenie,
wwczas taka ewolucja znajduje si poza zasigiem mojego odbioru, poniej
progu odczuwania, pozy horyzontem zdarze.
to rwnie oznacza, e, jako odbiorca sygnaw, musz posiada pewien "prg
gstoci", eby napywajca do mnie energia, sia cinienia takiej ewolucji
zdoaa wywoa w moich zmysach (ciele i umyle) reakcj, zjawisko. jeeli
bdzie to kwant, ktry w budowie zmysw i zapisanych w pamici danych nie
znajdzie dla siebie "oporu", nie natrafi na barier i przeniknie bez ladu wwczas nie zarejestruj go. musi istnie dla fali przestrzennej jej budow
odpowiadajca energia, na ktr trafiwszy, wywoa reakcj. a ja, ju przez
kolejne stopnie wzmocnie, odczytam j jako sygna ze wiata. bezporednio
odczytam albo przy pomocy przyrzdw.
eby widzie wiato, aby doznawa soca, eby mie pen wiadomo jego
istnienia, musz posiada pewien ksztat, budow, form. - eby rozumie do
mnie kierowany przekaz, musz posiada struktur, w ktrej docierajca ze
wiata energia wywoa wtrn reakcj, zbuduje kolejne poziomy i stabilne (i
przez to poznawalne) stany. eby y, musz by stanem energetycznym, ktry
pozyskuje i traci energi, ma do tego odpowiednie wewntrzne oprzyrzdowanie
(zmysy, organy, narzdzia). ale i energia musi w rodowisku si znajdowa.
kiedy nie ma "nacisku" z zewntrz, nie powstanie "kontrakcja" w ewolucji
ale zarazem, kiedy nie ma energii (i cinienia) wewntrz ewolucji, nie ma w
czym napywajcy z otoczenia kwant "rezonansowa" - i nie dokona si proces
jego odbioru. jak w przypadku istnienia struktur skomplikowanych, tak samo
przy kadym sygnale (dowolnie pojtym), musi zachodzi dwustronne, wzajemnie
si dopeniajce i stabilizujce cinienie energii. od wewntrz i zewntrz.
ale zawsze, zawsze musi istnie kto, obserwator, kto sygna rejestruje, aby
stwierdzi, e sygna jest. jedyny "pewny" w tym procesie "punkt" - to ja.
ja-obserwator.
243
- cinienie a temperatura
- zero temperatur (zero bezwzgldne, absolutne)
w tok opisywania wiata w ujciu "cinieniowym" doskonale wpisuje si prba
analizy parametrw tego wiata. czyli badanie (logiczne) zakresw "grnego"
i "dolnego" prdkoci wiata i "zera temperatur". jeeli odniesie si takie
stany fizyczne do "przestrzeni kwantowej" oraz cinienia w tak zdefiniowanym
ukadzie - po prostu mona i trzeba na nowo, inaczej spojrze na wyznaczone
kiedy wielkoci, take liczbowe. mam tu na myli szczeglnie warto poziomu
"ciepoty" wszechwiata wyraonego w jaki stopniach temperatury - tak zwane
promieniowanie reliktowe ("resztkowe"). co wane i interesujce, w takim, na
nowo opracowanym ujciu, samo "zjawisko" przestaje by, po pierwsze, w taki
sposb opisywane (jako pozostao po "wybuchu", echo tego wydarzenia), a po
drugie, moe by inaczej zdefiniowane. a to ju wnosi do oglnego pojmowania
wszech-wiata inn, now jako.
pytanie zasadnicze: czym jest takie "resztkowe" pole kwantowe? po pierwsze i
najwaniejsze: w adnym wypadku reliktowe, ale jak najbardziej aktualne, w
sposb maksymalny teraniejsze i bardzo wane dla ewolucji. czym jest "to"
i dlaczego promieniowanie tak zdefiniowanego ta (bo to jest to, jednolity
w ewolucji stan paszczyzny dla fizyki) osiga tak warto? to oczywisto
w ujciu cinieniowym - to pole kwantowe w trakcie przemian. to odchodzce i
dochodzce do cia warstwy kwantowe - wszelkich cia. z osobliwymi na czele,
jako zasadniczym tego stanu "sprawc". to nie jest "pozostao" po czym,
co si kiedy zdarzyo, lecz chwila obecna, to "ciepo" "drga" przestrzeni
zapenianej (cigle) kwantami. to stan progowy - i podprogowy tego wiata.
to "ciepo" minimalne, ale do pomiaru. to nie jest poziom logiczny ciepoty
w tym ukadzie (najniszy). - pomiar ta jest przecie pomiarem wewntrznym,
czyli z zasady ewolucji niepenym. dlatego musi mie swoje "poza"-graniczne,
podprogowe dopenienie. temperatura pola jest "krgiem" wewntrznym procesu
(zakresu temperatur), a nie stanem "absolutnym". owszem, zero jest "faktem"
zawsze absolutnym ale ono, znw z zasady, nie wystpuje w przedziale, ktry
mierzy wewntrzny w ewolucji eksperymentator. jeeli fizyka "nie dostrzega"
(nie uwzgldnia, bo nie moe) "drugiej strony" procesu to nie wypracuje tym
samym modelu "cinieniowego" wiata. a wic rwnie nie opracuje koncepcji
warstw kwantowych i przestrzeni kwantowej. efekt atwy do przewidzenia: musi
tylko skonstatowa istnienie temperatury ta, jednak na pytanie, skd ono i
dlaczego takie odpowiedzi nie wypracuje. albo pobdzi w analizach. fakt,
ja z tego powodu nie pacz, ale tyle wysikw przez to poszo "na przemia"
- troch al.
w czym rzecz? w tym, e zero temperatur nie jest dolnym, absolutnym stanem
temperatur, i nie moe nim by. - dlaczego? poniewa dowolnie przeprowadzona
obserwacja (pomiar) otoczenia przez obserwatora, ktry si jednoczenie w tym
otoczeniu zawiera, a w przypadku wszechwiata to oczywisto na zawsze, kada
obserwacja wewntrzna nie moe sign brzegu. co by tym brzegiem do pomiaru
nie byo, wartoci skrajnych nie mona sign. ciepo, prdko, najmniejszy
fakt pomiar musi si zatrzyma przed granic, i to daleko przed ni.
sowem, wypada skal temperatur przesun w d czyli do zera rzeczywicie
ju absolutnego. co wicej, w wietle prezentowanych tu relacji kwantowych,
jest to do przeprowadzenia. oczywicie logicznie.
jak? czy mam podstawy, eby w oparciu o zasad powszechnego cinienia oraz w
odniesieniu do tego, co ju posiadam (czyli dane fizyczne o ciepocie "ta"
w tej chwili), czy mog na tej podstawie wyliczy podprogowy zakres ciepa?
tak, mam takie prawo, konieczno - i moliwo. zero, jak to wprost wynika
z analizy, jest nie tylko niej pooone, ale jest o pewn, niewielk warto
liczbow niej. i mam na to dwa argumenty. - jeden liczbowy, ale, niestety,
mao precyzyjny, a drugi, eby byo ciekawiej, opisowy, logiczny. ale za to
pewny. podaj je w kolejnoci poznawania i analizowania.
244
- zero absolutne
jak ma si sprawa z wartoci grn, skoro mwi, e doln trzeba przesun
o pewien zakres? czy grna granica jest take do przesunicia? jeeli uzna
ten niewielki zakres, o ktry wypadnie przenie doln granic, za konieczn
"poprawk", a ustalenie dokadniejsze wielkoci za warto - to tak, wwczas
grna wielko temperatur rwnie musi by skorygowana. tylko e zakres grny
temperatur, ktrym nie bd si szerzej zajmowa, jest pochodn kwantowego
liczenia, nic si z tego nie wyamuje (take i rozpito, kolejne stopnie
ciepa moliwego w ukadzie). grna warto temperatury jest bezporednio od
dolnej zalena, to tylko kwantowa wielokrotno. i nie wydaje si to bardzo
trudne do przeprowadzenia, kiedy oprze si na danych, ktrych dostarcza (i
to w duej iloci) astronomia.
oto czytam, w posiadanych przeze mnie tekstach, e przedzia powierzchniowych
temperatur gwiazd rozciga si pomidzy 1 a 100 tysicami stopni ( ok). jakby
nie patrze na ten przedzia, wypisz wymaluj zakres zjawisk definiowanych w
ujciu zasady "7/7". czyli midzy jednym kwantem (jeden tysic) a jego grnym
brzegiem, gdzie stanem jest 98 tysicy (jednostek liczenia, tu stopni). ju
pomijam te dwie wielkoci do penej setki, bo taki "bd" nie jest przecie
bdem. jednak cay zapewne i moliwy przedzia temperatur (oraz cz grna
temperatur), bdzie pochodn zasady "8/8". dlatego naleaoby ich szuka nie
na/w niebie, a wyliczeniach teoretycznych, owego idcego a do wielkoci 128
jednostek zakresu. owszem, s take wysze temperatury, zwaszcza we wntrzu
gwiazd, ale one rwnie bd podlega zliczaniu kwantowemu bd tworzyy
przedzia wszelkich moliwych temperatur w ukadzie.
w sumie, najwaniejsza do rozwaa, jest dolna warto temperatury, warto
"zera absolutnego". i nim musz si dokadnie zaj.
pocztkiem mylenia o zerze zdarze (bo i tak mona okreli wielko zera
absolutnego ciepoty) byo ustalenie, e moje ciao, ktre lokuje si cile
w przedziale rodkowym ewolucji, wic najbardziej stabilnym, ma temperatur
okoo, o ile dobrze licz, 309,6 stopni w skali bezwzgldnej. co oznacza, e
w skali dla mnie codziennej, wynosi to 36,6 stopnia (dokadniej, prawidowy
zakres wynosi 36 37 stopni). zastanawiajc bya tutaj wielko 309,6, a
to dlatego, e nie jest to w adnym zliczaniu wana wielko kwantowa. moje
istnienie, ktre jest ze wszech miar (i jak jeszcze) rodkowym zdarzeniem w
liczbach kwantowych, to istnienie nie znajduje si w adnym punkcie wartoci
bezwzgldnych temperatur (idc od zera tej skali). ustalona tak liczba, ktra
z zaoenia powinna by szczegln, znajduje si w punkcie, ktry niczym si
nie wyrnia. a rodkowym stanem tym bardziej nie jest. zgoda, jest to ledwo
o 10,4 (11) stopnia do tego stanu rodkowego mniej - co ju musi zastanawia
(e tak niewiele bukuje do wielkoci wanej kwantowo), jednak rodek to nie
jest, to nie punkt 320 stopni. a tak powinno to si przedstawia, gdyby moje
pooenie przyj za wyrnione, gdyby potraktowa wasne istnienie za zasad
antropiczn (w przypadku temperatur wiata). w zgodzie z liczeniem kwantowym,
promieniowanie cieplne mojego organizmu powinno znajdowa si dokadnie w
takim miejscu, jako stan "320" jednostek z plus-minus przedziaem wahni
(te kwantowo wyznaczanym przedziaem).
istniej w rodku, postrzeganie ewolucji prowadz w taki sposb, e rodkowy
punkt uznaj za wyrniony i e to ja go okupuj. traktuj swoje ciao oraz
zwizane z nim procesy za przynalene do rodka, przyjmuj, e jest to stan
pochodny wielkociom kwantowym rodkowym dla procesu dlatego tu nie moe
zachodzi dowolno lub przypadkowe wartoci reakcji. dlatego punkt ciepoty
organizmu, ktry jest przecie tak precyzyjnie wyznaczony, a co wicej jest
niezwykle dokadnie kontrolowany przez ukad, tu nie moe by przypadku - to
nie moe by wielko dowolna, ktra si realizuje nie wiedzie czemu. std
pytanie, dlaczego zachodzi pewna rozbieno w liczeniu, to ma znaczenie.
245
- mae wyjanienie
- wielkoci kwantowe i inne
w tym punkcie chc wprowadzi may, pozornie marginalny temat. niewielki w
rozmiarze zapisu, bo nie zamierzam si nad nim rozwodzi (dla mnie jest to
ju oczywisto), ale bardzo wany znaczeniowo dla zrozumienia faktw, ktre
zachodz w ewolucji. uwaam, e jeeli tego nie zdefiniuj "raz na zawsze",
moe by to podnoszone jako zarzut. i waciwie zasadnie. a dlatego usilnie
podkrelam, e na "zawsze", poniewa odnosi si do wielu dalszych zapisw, w
ktrych pojawiaj si wartoci liczbowe. przy kolejnych tego rodzaju opisach
powtarza go nie bd. sprawa jest generalna, dotyczy caoci tekstu.
chodzi o wszelkie pojawiajce si na tych stronach liczby, o ich stosowanie.
ot moe si pojawi zarzut, e dowolnie, zalenie od okolicznoci, wrcz
dopasowujc si do potrzeb, stosuj raz metry, raz stopnie, innym znw razem
przechodz na liczenie kwantami itd. sowem, e stosuj wielkoci z ronych
fizycznie zakresw, e one do siebie nie przystaj wzajemnie, a ju najmniej
do kwantowego liczenia (czy generalnego definiowania procesu). oczywicie na
temat gbokich zalenoci midzy liczbami kwantowymi i innymi (szczeglnie
dziesitnymi) powiem osobno, to temat wany i musi posiada "ugruntowanie"
(wspominaem ju o tym), ale obecnie chc podkreli - i powiedzie bardzo
wyranie, e ten zarzut dowolnego stosowania liczb jest chybiony.
dlaczego? poniewa nie ma znaczenia, co bior z fizyki, ktr jednostk czy
parametr analizuj. to zawsze, zawsze jest wielko pochodna kwantom. jeeli
nie pomieszam kilometrw ze stopniami ciepa, to nie popeniam bdu - i mog
liczy proces w takich jednostkach-kwantach. moe to by metr, moe milion
kilometrw, dopki znajduj si w ramach jednostek jednego rodzaju, bdu nie
ma. rozpatrywany element czy wielko, to zawsze wynik kwantw oraz kwant,
jednostka czego. ustalona, pomierzona w dowolny sposb warto lub liczba,
to stan kwantowy tylko "przeoony" na pewne, ju w danym zakresie ustalone
"konwencj" "kreski zliczania". na powierzchni liczenia mam jak jednostk
ustalon na bazie dowiadczenia i jej wielokrotno ale pod powierzchni,
w gbi i tak znajduj si procesy kwantowe. to zawsze i wycznie kwant i
jego "pochodna".
jeeli wic do opisu, jak w tutaj prowadzonym dziaaniu, bior stopnie, ktre
oddaj to, co mam za "ciepot" - to one s (to logiczne ustalenie) pochodn
caego procesu. jeeli zastanawiaem si, i w tej chwili to powtarzam, skd
i dlaczego temperatura mojego ciaa ma tak yciowo wan warto (kiedy j
jednak wyrazi w wielkociach fizycznych, to w zliczaniu kwantowym si nie
mieci) - to opieram si na tym, e jestem, po pierwsze, elementem ewolucji,
wic take musz posiada ciepot pochodn ciepocie wiata - a po drugie,
warto tej ciepoty musi si realizowa nie dowolnie, lecz z precyzja godn
tej rodkowej pozycji ("z precyzj zegarmistrza", to odniesienie do znanego
a lekko gupawego argumentu "na wyregulowanie" wiata). to nie jest dowolny
stan ciepa, ktry jakie bakterie produkuj (i takie koncepcje syszaem),
ale warto wana, zasadnicza i pochodna oglnego stanu wiata. - jestem w
rodku procesu, i z tego mog-i-musz wyprowadza wnioski. w pierwszym kroku,
to zrozumiae, logiczne, ale w nastpnym musz one by uzasadnione pomiarem,
wartociami fizycznymi.
kiedy wic stosuj jakie wielkoci (ciepa, prdkoci, wagi) s to zawsze
wielkoci pochodne kwantom i zawarte w wiecie. a skoro wiat jest logicznie
i kwantowo definiowalny - jako skutek tego kwantowego krajobrazu rwnie i
stosowane liczby s zdefiniowane kwantowo. moje zadanie to je zastosowa. a
jeeli gdzie si rni od wielkoci kwantowych i regu, musz ustala, co
i dlaczego tak si dzieje.
wiat jest jeden, zasada zmiany jedna - z analizy rozbienoci zawsze moe
co ciekawego wynika do dalszych przemyle.
247
- temperatura ciaa
- wielko odniesienia
jestem. i jestem bytem rodkowym. dlatego z uwagi na moje istnienie oraz w
odniesieniu do niego wyznaczam rodek, w ktrym powinienem si znajdowa. tu
rodek ciepoty - czyli dokadnie punkt 320 stopni w skali maksymalnej. lub
okoo tego punktu (przy czym odchylenia nie mog by znaczne w stosunku do
caej skali). to jest punkt wyjcia w analizie.
mona zarzuci temu rozumowaniu, e sam sobie wyznaczam warunki szczeglnego
istnienia i przyznaj w nieuprawniony sposb wyrnione pooenie. ot mam
takie prawo, mieci si one w caoci rozumowaniu (jestem elementem prostej
w ewolucji-Ewolucji). nie bd si nawet odwoywa do "odwiecznego" pogldu,
e czowiek (rozum, dokadniej) to stan w wiecie wyrniony, na pewno za
szczeglny wasnociami (w tym samowiadomoci), bowiem mona go zbi, do
zasadnie, argumentem pychy goszcego i poda fizyczne wielkoci, ktre temu
pogldowi zaprzecz w sposb jaskrawo bolesny. - ale przecie nie jest tak,
e aby przesun skal temperatur w d, musz polega wycznie na swoim w
oglnej zmianie istnieniu. mj punkt obserwacyjny i moje fizyczne, cielesne
uksztatowanie jest tu zasadne i stanowi podstaw do wyjcia w analizie, ale
to nie jedyny fakt. - jest wany i jedyny dla mnie, poniewa to ja dziaam w
wiecie i z tego jedynego punktu prowadz pomiary, ale w szerszym ujciu to
punkt jeden z wielu, bo s inni obserwatorzy, inaczej umieszczeni i mierzcy
inny zakres, bo s inne "okresy" do obserwacji-pomiaru. mj punkt jest wany
dlatego, e uwiarygadnia i umoliwia dziaania, ale jest jedn z moliwych
drg argumentacji. - w moim przekonaniu argumentem wagi zdecydowanie wikszej
w takim rozumowaniu jest to, e mam generalne, fundamentalne i, co wane, w
kadym etapie logiczne podejcie, ktre mwi w jednoznaczny (i kategoryczny)
sposb o niemonoci pomiaru "od wewntrz". - ktre stwierdza, e nigdy nie
mog pomierzy skrajnych, brzegowych wielkoci czegokolwiek, bowiem brzegu
w dowiadczeniu nie ma. zawsze dowiadczenie podpowiada mi jaki stan, ale
musz go logicznie dopeni o zakres, ktry si poza nim znajduje, zawsze mam
wynik dla mnie najmniejszy, ale jest on "z zasady ewolucyjnej" ograniczony,
niepeny, wewntrzny w stosunku do zjawiska caociowego. fakt, moje dane s
poprawne, jedynie dostpne i fizycznie ostateczne ale jednoczenie bdne,
niepene i logicznie chwilowe. i musz z tego wycign wnioski.
jakie wnioski?
po pierwsze, nie da si utrzyma, e skala temperatur koczy si na wielkoci
obecnie uznawanej za stan zero. to tylko jedna, tutejsza i lokalna warto.
niewtpliwie wana, fizycznie najnisza, ale na pewno nie jest to "zero" dla
Fizyki. jest jeszcze niszy poziom zdarze.
po drugie, droga do poznania i wyznaczenia poprawnej i ostatecznej wielkoci
wiedzie przez punkt tu si znajdujcy, wewntrznie - ale szlak koczy si
"poza" obszarem fizyki. jest Fizyk i warunkuje fizyk, ale jest zawsze poza
fizycznym zakresem mi dostpnym.
po trzecie, jedynym punktem, ktry w tej analizie moe by uyty na zasadzie
pewnej (bo jest i jest dany w doznaniu), to moje istnienie. nie mam adnego
innego rwnie pewnego. owszem, mam wielki zbir danych ze wiata, wiem, ile
stopni ciepoty przypada na gwiazd czy inn bakteri, ale s to dla mnie
wartoci dopeniajce, pomagaj zrozumie skal temperaturow (dowoln), ale
nie s punktem oparcia do poruszenia tej skali a przez to nie mona oprze
si na nich, kiedy chodzi o wykorzystanie praktyczne. jeeli wic uznaj, e
istniej w ramach logicznie wyznaczonego procesu ewolucji oraz jestem bytem
fizycznym pochodnym wszelkim reguom tej ewolucji (a przez to zawarty w jej
rodku), to musz uzna, na zasadzie koniecznoci, e jest to najdogodniejszy
punkt, i jedyny do przeprowadzenia analizy. wielo danych realnych moe by
pomocna na etapie weryfikowania ustale, ale na wejciu mam tylko jeden stan:
swoje istnienie i jego parametr temperatury. i nie jest to mao.
248
- zero temperatur
jak warto bdzie posiada "dolna" cz dostpnej fizycznie skali ciepa
(temperatur), kiedy j odnie do mojego istnienia?
jeeli moje istnienie to ciepota 36,6 (36 - 37), a w skali dzi uznawanej
za absolutn jest to 309 (309 310) stopni, to "brakuje" tym samym do penej
wielkoci, do wanego w kwantowaniu stanu rodkowego, 10 (11) jednostek. i o
tyle dolny zakres skali naleaoby przenie. argumentem za tym jest take
i to, e skala temperatur, bezwzgldna skala, to pochodna kwantowania, wic
stopnie tej skali to wydarzenia w kolejnych punktach wzowych. wnosibym z
tego, e naley przenie temperatur mojego istnienia w punkt, albo w jego
okolice, 320 stopni. a dolny zakres przenie w stan minus 284 (283) w skali
dla mnie codziennej (oc). rzeczywicie nie tak wiele, kiedy zway, e jest
to ledwo dziesi, jedenacie stopni (c to wobec wiecznoci).
nie upieram si, e musi to by dokadnie taka warto (za kilka stron wrc
do tematu, tutaj zdaj, do pewnego stopnia, drog dochodzenia do ustale).
nie musi dlatego, e nawet tak bezwzgldnie pilnowany parametr jest przecie
przedziaem, zakresem zjawisk, wic z definicji jest to wielko "okoo". ale
"koo" w tym przypadku nie moe by z duym promieniem. czyli np. moe by
to zakres na wielko jednostki ewolucyjnej, wic dwa stany (320, 322 stopnie
skali absolutnej).
nastpny argument, ktry pojawia si w serii "liczbowej", odnosi, odwouje
si do "promieniowanie ta", wielkoci 2,7 (3) stopnia na skali absolutnej.
to oczywicie wyraz zjawisk, a nie "resztka" po zjawiskach, ktre kiedy tam
zaszy, to nie jest przeszo - cho zarazem, w szerszym rozumieniu, take
przeszo wydarze. "promieniowanie ta" to tylko przeszo, ktra cigle
i aktualnie si dzieje. ju z opisujcych to promieniowanie wielkoci wynika
niezbicie, e jest ono podlege liczbom kwantowym. dlaczego? jest go w kadym
centymetrze szeciennym 400 radiokwantw, jak czytam. to liczba rodkowa oraz
wana dla ewolucji (4), i taka wielko przypada na jeden atom "namacalnej"
materii. co take o czym wiadczy.
ale nie to jest najwaniejsze, sama wielko 2,7 (3) stopnie jest szczeglnym
i pomocnym tutaj stanem, ktry dopiero dopeniony o wielko 10,4 (11) stopni
staje si zrozumiay. - co wynika z wielkoci 2,7 lub 3? praktycznie nic.
jeszcze liczb "3" mgbym wpisa w przebiegi, ale "na si". - a co stanie
si, kiedy doda do tego dziesi lub jedenacie elementarnych stanw?
otrzymuj wielko 12,7 (13,7) lub 13 (14). w tym ujciu zwaszcza wielko
14 przykuwa wzrok. to wana dla wydarze liczonych w rytmie "7/7" liczba. i
przypada ona dla mojej ciepoty w punkcie 36 ( oc). nie dokadnie w punkcie
36,6, ale w dolnym zakresie tej liczby. tylko, mimo wszystko, chodzi jednak
o 36,6, to powinno by wielkoci lec rodkowo i jej szukam. dlatego mog
te liczby przyj do rozwaa, ale z zastrzeeniem, e mog by niepoprawne.
temperatura ta, promieniowanie ta nie moe by wielkoci dowoln na skali
energetycznej. musi by kwantowo wan. moim zdaniem, logicznie biorc, jest
nawet zbyt ma wielkoci, kiedy mowa o wydarzeniach wewntrznych i kiedy
opisywa, definiowa procesy w ukadzie wszechwiata. ta wielko jest zbyt
ma, eby cay tak ujty ukad by w ruchu. - zgoda, jest wielkoci du,
kiedy uwzgldni w analizie, e ma jeszcze dopenianie w zakresach lecych
"niej", ju poza wewntrznym eksperymentem, ale sama z siebie, zwaszcza e
nie "wpasowuje" si (a powinna) w adne liczenie kwantowe, jest wartoci o
maym "wymiarze". dlatego, jestem pewien, przesdza to o przesuniciu w d
temperatury ta o wspomniane wyej dziesi, jedenacie stopni. - do brzegu
tyle jednostek wystarczy. oraz na pojmowania wydarze jako mieszczcych si
w szerszym krgu zjawisk i umoliwiajcych istnienie stabilnej ewolucji jako
"otoczki".
249
- 1,024 stopnia
na chwil musz si w tym miejscu zatrzyma, poniewa warto przeprowadzi
dokadniejsze obliczenia. pocztkowo chciaem tego unikn i poda od razu
wielkoci "pene", ale widz z dokadnego ogldu liczb, e gbiej rwnie
pojawiaj si ciekawe zalenoci ewolucyjne. bowiem kiedy zastanawiam si,
co w kocu bdzie stanem jednego stopnia w liczeniu, ile bdzie wynosia tak
ustalona "jedynka" i co ni bdzie w skali absolutnej (oraz w odniesieniu do
zasad kwantowania) to pojawiaj si problemy. dlatego zasadne jest pytanie,
ile bdzie wynosia rozpito i przedzia pomidzy "kreskami" skali?
odpowied, ktr mog udzieli w ramach dostpnej mi dokadnoci oraz na t
chwil (do obliczania "jednostki obrachunkowej" bd wielokrotnie wraca, w
kocu to wana wielko i w wielu punktach niezbdna), ta wielko wynosi tu
i teraz 1,024 stopnia. by moe uda si to jeszcze doprecyzowa i przesun
"w bok", czyli ustali kolejne jeszcze liczby po przecinku, ale wydaje si,
e "kreska", jedynka liczenia ciepoty posiada wanie tak warto. jest to
stan, wielko z liczenia kwantowego, stan wany w tym liczeniu. dlatego na
pewno zawarty jest w skali z samej zasady. - "1,024" jednostki, jeden punkt
(stopie) skali absolutnej temperatur, czy, jak mog to nazwa, "kwantowej
skali", opisuje skok tej skali.
wielko 1,024 to wielko "jedynkowa", "jednostka obrachunkowa" prowadzonego
tak liczenia.
co wynika z wprowadzenia wielkoci "obrachunkowej"?
po pierwsze, dokadniejsze wyliczenia, a po drugie, niczego to nie burzy w
dotychczasowym ujciu. wszystko si zgadza - a nawet nieco inaczej ustalaj
si liczby. szczeglnie te zasadnicze dla mojego istnienia, czyli temperatury
stabilizacji ycia (36,6 stopnia). ile w takim ujciu bdzie wynosia obecna
temperatura wszechwiata? to wielko 14 x 1,024 = 14,336 stopnia (w skali
absolutnej).
sprzeczno z ustaleniami wczeniejszymi i fizycznie obowizujcymi, to s
ju inne wartoci? niekoniecznie. po pierwsze dlatego, e obecne wyliczenia
(2,7 - 3 stopnie), s przecie liczeniem w wielkoci absolutnej (nie chodzi
o skal obecn; "absolutna", czyli poza fizyk). uyta jest skala absolutna,
a jej stopniem (jednostk liczenia) wielko, ktr tutaj opisuj jako stan
"1,024". wic, w takim liczeniu byoby to 2,7648 lub 3,072. tyle by wynosia
obecna temperatura ta w skali, ktr tutaj omawiam. co przy dodaniu nieco
wczeniej postulowanych 10 (11) stopni, dawaoby odpowiednio punkty: 12,7648
(13,7648) lub 13,072 (14,072) stopnia. rnice nie s wielkie.
ale wyliczania co do temperatury ciaa mona poprowadzi inaczej w oparciu
o parametr 1,024. wczeniej jeszcze powiem, e w takim liczeniu temperatura
wszechwiata, kiedy powstawao ycie, wynosia 18,432 - w rodku osigna
16,384 - a obecnie wynosi 14,336 stopnia. stopnia kwantowego, co podkrela
trzeba. jako e w liczeniu w skali obecnie obowizujcej, bdzie to wielko
"14" kresek. przeprowadzajc na tej zasadzie obliczenie dla ciepoty ciaa,
co byo celem pocztkowym tego dziaania w ustalaniu temperatur zachodzi
konieczno skorygowania pewnych wartoci, a jednoczenie nie musz niczego
z poprzednich ustale zmienia. bo s ono, co ciekawe, poprawne.
ot jeeli ustaliem, a raczej zaoyem, e wielko 36,6 stopnia, ktr
charakteryzuje si ciepota mojego ciaa (309,6 w skali absolutnej) e jest
to wielko dokadnie rodkowa i od tego liczyem wielko doln to wymaga
to ponownego wyliczenia i poprawienia. przyjmujc teraz ustalone jednostkowe
zdarzenia, czyli 1,024 - to przy takim wyliczeniu i dalej si konsekwentnie
trzymajc zasady, to wielko rodkowa, wic "32" ("320") osignie, otrzyma
temperatur (kwantow), 1,024 x 320 = 327,68. tyle, w kwantowym zliczaniu,
wynosi moja ciepota.
252
- skale
w praktyce mog uczyni co takiego, e przyrwnam do siebie te trzy skale.
powd? dla potrzeby, dla praktyki - i dla wasnej, poznawczej przyjemnoci.
majc "skok", wyliczon warto jednej "kreski" na skali wydarze, mog bez
problemw przeliczy wydarzenia w jednej z tych skal na drug. i wyraa, w
zalenoci od potrzeb, w postaci wartoci "skali aktualnej" - lub przej na
"skal pen", czyli z brzegami. lub przej na "skal kwantow", czyli ju
z "dodatkami". kada ze skal jest poprawna i dobra, tylko "aktualna" wymaga
dodania wartoci brzegowych i "penych", ale dopiero po nastpczej analizie
(do wykonania kiedy tam). mona owe brzegi dodawa ju dzi, jednak rwnie
dobrze mona posugiwa si, pozostajc wewntrz ewolucji, skal w postaci
aktualnej. wwczas wydarzenia podlegaj analizie bez logicznego brzegu, ale
jeeli o tym pamitam, mog tak dziaa. dopiero przy dokadnym wyjanianiu
procesw, dopiero tutaj musz uwzgldni stany skrajne. kiedy poruszam si
w ewolucji, rwnie dobra jest skala "absolutna", jak i "aktualna" ale te
i "kwantowa". dla jasnoci, mog zrobi zestawienie poniektrych, wybranych
wartoci ze skali obecnej i je przeliczy na skal "pen" ("320") i skal
kwantow ("327,68"). przy czym, co wane, licz dla stanu rodkowego, czyli
309,6 ciepoty ciaa, nie dla wielkoci 36 (lub 37), ale dla punktu 36,6 jako rwnowanego, jak zaznaczaem, stanowi to warto 320 na/w absolutnej
skali. tak to si prezentuje:
skala
"aktualna"
skala
"pena"
0
1
2
2,7
3
3,6
11,5
23
75
98
128
200
273
309,6
373
1
10
10,4
11,4
12,4
13,1
14
21,9
33,4
85,4
108,4
139,4
210,4
283,4
320
383,4
"absolutna"
1,024
10,24
10,6496
11,6736
12,6976
13,4144
14,336
22,4256
34,2016
87,4496
111,0016
141,7216
215,4496
290,2016
327,68
392,6016
skala
"pena"
inne wartoci
20
16
25
32
40
50
150
250
300
320
400
500
600
700
800
900
1000
skala
"kwantowa"
20,48
16,334
25,6
32,768
40,95
51,2
153,6
256
307,2
327,68
409,6
512
614,4
716,8
819,2
921,6
1024
- skale temperaturowe
- uwaga (zastrzeenie)
przy omwieniu skal temperaturowych i ich stosowania, nie mog nie wyrazi w
tym miejscu pewnej uwagi. zastrzeenie wynika z tego, e jest moliwe, a to
skutkiem zbytniego zasugerowania si (i rozpoczcia analizy od obowizujcej
aktualnie skali temperatur /jakbym mg inn wybra/), wic przywizania si
nadmiernego do jednego spojrzenia - e to mogo skutkowa pewnym "przechyem"
w analizach. czyli skal "aktualn" i "absolutn" (ktre s dzi i fizycznie
jedn skal, a tylko aktualna jest "niepewna"), przyjem za punkt wyjcia
do liczenia. tym samym ograniczyem si w spogldaniu na wydarzania do skal
obowizujcych i dopiero z nich wyliczaem, ucilaem skal "kwantow".
zgoda, w praktyce wszystkie trzy, a w rzeczywistoci dwie skale, czyli skala
"kwantowa" oraz "absolutna" (ktr mog inaczej nazwa "dziesitn" i "pen"
fizycznie)- te skale s poprawnie obliczone i zaznaczone, logicznie tu nic
si nie zmienia. to s skale istniejce wymiennie. maj swj skok, tworzcy
je kwant wydarzenia. ktra z tych skal jest "pierwotna", a ktra "pochodn",
to wymaga zastanowienia, wymaga ustalenia hierarchii i kolejnoci. czy jest
to w ogle moliwe? przyznaj, e do koca nie jestem tego pewien. wymienno
powoduje, e jedna jak i druga s poprawne, dlatego trudno uznawa ktr za
pierwsz, ale... wanie to "ale" wymaga wyjanie.
std wzia si ta uwaga? wyej przeprowadziem pewne wyliczenia, wydawao
si, e wykonaem to poprawnie, ale pojawia si wtpliwo. bowiem moe by
tak, e zasugerowanie si skal aktualn i fizycznie jedynie dzi dostpn,
daje w efekcie "przesunicie" moe by tak, e przypisanie "szczeglnego"
pooenia ycia (czyli w stanie "320" na skali absolutnej), to zaskutkowao
zym, a raczej nie "pod takim ktem" ustawionym postrzeganiem zjawisk. co mam
na myli, w czym problem? oto jeeli przenios ze skali "absolutnej" punkt
"320" na skal "kwantow", to tym samym rwnie uzyskam pooenie w takim
punkcie. czyli na skali "kwantowej" take bdzie to punkt "320". ale, co ma
tu znaczenie, tym razem bdzie to ju obliczane w skali kwantowej. w efekcie
uzyskam inn warto "niedoszacowania" zera w skali aktualnej i inn warto,
inne pooenie na skali "absolutnej" zjawiska ycia. zasada si nie zmienia,
logicznie wszystkie ustalenia pozostaj, a tylko zmieniaj si wartoci. za
skal "kwantow" i stosowaniem jej wielkoci przemawiaoby to, e wszystko
jest kwantowe, a poprawne liczenie powinno, musi by oparte na zdarzeniach
kwantowych. ale, z drugiej strony, skala obecna ("absolutna"), rwnie ma,
musi po porostu zawiera w sobie takie kwantowe zalenoci. fakt, powstaa
w krgu wewntrznym procesu i dalekim od brzegu, ale w nim. dlatego, skoro to
skutek kwantowych zmian, a tylko "skok" skali jest wyraany w jednostkach dla
niej charakterystycznych i "penych", musi wic zawiera w sobie wielkoci
dla kwantowej skali wane - rnica wobec skali "kwantowej" jest tu wycznie
na poziomie zastosowanej "jednostki obrachunkowej".
w tym postrzeganiu skal ustalenie, co jest pierwsze, co pochodne, traci sens.
przypomina pytanie o pierwszestwo jajka lub kury. obie skale s do siebie
dopeniajcymi si, poprawnymi i logicznymi ujciami, tylko wygoda i decyzja
liczcego przemawia za tym, eby skorzysta ze skali o "penych" jednostkach
i nie mczy si kocwkami. za skal "kwantow" natomiast stoi dokadno w
liczeniu jednostkowych stanw. nie zwalania to, przynajmniej w tej chwili,
od pytania, na jakiej skali umieszcz punkt ycia, dla mnie najwaniejszy.
ot, jeeli przypisz pooenie ycia do punktu "320" skali "kwantowej", to
zmieni si warto temperatury obliczona w skali "absolutnej", i wpynie to
na posta oraz pooenie punktw skali aktualnej (na jej dopenienie w kocu
liczenia, czyli zero temperatur). wszystkie obliczenia przeprowadziem w
spojrzeniu "od skali absolutnej", z punktu "320" na/w tej skali, a to moe
rzutowa na kolejne wartoci. jak wic jest?
255
- zastrzeenie (kolejne)
- o krok dalej
kolejne zastrzeenie-uwaga, ktr musz przy opisywaniu temperaturowych skal
i ustalaniu "zera wydarze" (oraz prezentacji argumentw na rzecz pogldu,
e wydarzenia w ewolucji maj swoje brzegi) - t kolejn uwag "oprotestowa"
chc liczenie. nie liczenie fizyki, nie ustalenia temperatur (czy wydarze)
dokonanych w laboratoriach, ale to, ktre przeprowadziem ciut wyej. a
przed chwil nawet zadecydowaem, jak ma by. - tak rzeczywicie bdzie. ale
zarazem musz kilka sw dla jasnoci obrazu doda.
to kolejne zastrzeenie dotyczy owego "skoku", "kreski", "jednostki", ktr
do obrachunkw stosuj - wielkoci "1,024" stopnia. wedug ktrej ustalaem
nastpne stany na skali kwantowej, a przez odniesienie, rwnie na/w skali
absolutnej. czy ten skok jest poprawny? i tak - i nie. odpowied, jak to bywa
w ewolucji i kwantach, jest dwoista. nie ma niczego jednostkowego w ewolucji
- rwnie s dwie skale temperatur (wydarze energetycznych). i dlatego s
dwie dopeniajce si wzajemnie odpowiedzi. nie ma tak, e mona ustali od
razu i jedn prawd w ewolucji. prawda, jak ewolucja, jest dwudzielna (take
ma swoje dwa elementy).
problem, ktry w tym miejscu wystpuje, wic na samym pocztku temperaturowej
skali (w punkcie "1" skali absolutnej), problem jest tego rodzaju, czy stan
i warto "1,024" jest ju peny, czy to te niepena wielko, czy skok dla
caej skali i dla wszystkich, a do koca "kresek" ma tak sam warto i to
samo oznacza, czy si zmienia? sprawa w liczeniu kwantowym jest powana. i w
gruncie rzeczy, jako tylko wycznie "temperatura" - nie do rozwizania. bo
dylemat wyania si przy analizie samego pojcia temperatury - co "to" jest?
e to wydarzenie, to niewtpliwe. ale czym jest temperatura w kwantowym, te
i cinieniowym ujciu? jak si zmienia? odpowied jest jednoznacznie banalna:
kwantowo. - ale, jeeli opisuj, ustalam skal kwantow, a tylko taka moe
ostatecznie by poprawna, to musz, za kad odmian stanu kwantowego, now
"kresk" na takiej skali opisywa, wyznacza, ustala. kady dodany kwant do
uprzedniego stanu podniesie i stan posiadania (i temperatur), i ustali now
jako wydarze. kwant dodany wraz z prni (dodawanie energii, jednostki
kwantu energii bez prni nie oddaje wydarzenia jako ewolucyjnego), da tylko
"sum", ale nie ewolucj. o tym dopenieniu wydarze nie mona zapomina.
temperatury prni nie policz, bo musi by "co", co zliczam, ale zrozumiae
jest, e aby powstay, aby si day wyodrbni i zliczy kwanty energii, musi
by prnia. trwa musi wzajemne przenikanie obu rodzajw kwantw.
i wanie, czy jednostka liczenia, ktr wyej zaprezentowaem, jest ustalona
poprawnie? odpowied: jest i zarazem nie jest. dlaczego? w kwantowaniu, na/w
kolejnych poziomach wystpuj nie te same jednostki, ale odpowiednie zawsze
do danego poziomu kwant logiczny kadego poziomu jest inny. absolutny, wic
najmniejszy z najmniejszych, ten kwant logiczny wszystkich wydarze jest taki
sam wszdzie, ale poniewa ewolucja toczy si na rnych poziomach i dotyczy
rnych parametrw, trzeba z tego dla skal opisujcych, definiujcych moje
fizycznie mierzone otoczenie wywie niezbdne konsekwencje, w tym take dla
skal temperaturowych. - jakie konsekwencje? takie, e jeeli ustalam na skali
absolutnej, np. dla punktu "1", analogiczn do niej wielko na kwantowej
skali, to musz wyrazi to nie w jednostce wiecznej oraz niezmiennej ale
odnie do tego poziomu, ktry opisuj.
i w tym momencie pojawia si dylemat: czy moje wyznaczenie pocztku, punktu,
pierwszej "kreski" jest ju jednym kwantem, czy wieloma kwantami logicznymi?
czy mierz-ustalam jednostk, czy zbir? i jest to sprawa zasadnicza, wbrew
pozorom. wpywa na posta skali kwantowej i jej rozumienie, cho absolutnej
nie rusza. wicej, co trzeba podkreli, te dwie skale s dwoma obrazowaniami
tego samego: ewolucji.
257
trzeba wic zapyta, czy na skali kwantowej wielko "1,024" jest pierwszym
stanem, czy kolejnym? a inaczej to wyraajc, czy tak ustalona pierwsza dla
mnie (wewntrz wiata) "kreska" oznacza wielko jednego kwantu logicznego
(absolutnego), czy jest to kwant, tak go okrel, "wielkoskalowy", a tylko
peni rol kwantu logicznego dla ktrego z poziomw, a jeeli tak, ktrego?
e jest to kwant logiczny jakiego poziomu, to naturalne, to z samej metody
liczenia ("dopenienia"), a take z faktu "ogonka" kwantowego wynika. skala
wydarze, skala w postaci temperatur nie moe, na dzi nie moe rozpoczyna
si od wielkoci jednego kwantu logicznego - nie ma jak tego wyznaczy.
zgoda, na podstawie zasad "7/7" i "8/8" mona prbowa opisa, ile poziomw
rozdziela tak zaznaczony punkt (1,024) od "dou" absolutnego. ale to na t
chwil, bez pogbienia reguy, bdzie tylko prba.
jeeli wiadomie wprowadziem na stan pierwszy skali kwantowej wielko ju
o rozbudowanym potencjale, to ustaliem, e wydarzenia niej lece, poziomy
wchodzce w zakres tego pierwszego przedziau e one wnosz do tego, dla
mnie tutaj wyznaczonego pierwszego poziomu liczenia, wielkoci kwantowe. tym
samym najmniej jeden poziom ewolucji ustaliem do wydarze na tym zakresie.
co jest "tym" przedziaem "niej" progu, to nie jest "tylko" jeden stan i
nie moe takim by. skutkiem tego, przez przeniesienie takiego wyliczenia na
bardziej generalne, caociowe ujcie, powiadam, e bd wydarzenia o pewn
wielko kwantow narastay. e nie bd to wielkoci "pene", ktre zlicz
i ktre s takie wygodne na skali absolutnej (rwnie dziesitnej), ale e
wydarzenia maj zawsze swoje dopenienia, nie dziej si w rytmie dziesitnym
- ale maj "ogonki" i e to rytm dziesitny jest pochodn, po urednieniu,
wydarze kwantowych.
mwic inaczej, dla mnie "punkt zerowy zdarze" jest ju przedziaem zdarze
i skada si z elementw, ktre go tworz. wielko zerowa i fundamentalna
jest tu speniona, ale to nie jest kwant logiczny, "jedynka" pojta skrajnie
i absolutnie. to jest "zakres", ktry spenia rol jedynki. i jeeli jest to
poprawna interpretacja, to pomimo e ten zakres jest tworzony z logicznych
kwantw, najmniejszych z moliwych stanw "czego" - to najmniejszy fakt
dla mnie w postaci "temperatury" tworzy, stanowi przedzia i zakres zjawisk,
w ktrym dochodzi do czenia si kwantw logicznych. w takim ujciu to nie
"jednostka", ale "drgania" w ramach zbioru s najmniejszym oraz fizycznie do
"zarejestrowania" faktem zmiany ciepoty wyznaczaj ten najmniejszy stan
temperatury. i std pojawiaj si w liczeniu, jako konieczne, wielkoci nie
pene, ale "z ogonkami".
dlatego, jako wniosek musz zapisa, e to najmniejszy z moliwych stanw ale w postaci zbioru - jest tym, co oznacza temperatur, nie jedynka. zbir
elementarnie logiczny stanowi skadnik liczenia zmian "ciepa". tylko taka
wielko stanowi o zmianie (drga, ruchu, ciepoty).
na dnie procesw mam niewtpliwie zawsze kwant logiczny, ale takie ustalenie
jest logiczne wzgldem procesw w ramach ewolucji. i jest niewtpliwie dnem,
stanem zerowym skali kwantowej mniej, jak jeden kwant, by nie moe. ale
kiedy staram si przenie to ustalenie na "podziak" w postaci do mierzenia
i obliczania faktw, czyli chc zbudowa skal pomiarow zjawisk, nie mog w
najniszym punkcie skali umieci kwantu logicznego, bo to nie jest poziom
kwantu logicznego tej skali. kada ewolucja, wic i kada skala, ma w sobie
kwant logiczny j tworzcy czyli rwnie skala kwantowa, ale to nie jest
jeden absolutny kwant, to musi by zbir. elementarny zbir, ale zbir. eby
wyznaczy "skok", podziak skali, musz odwoa si do zbioru jednostkowego
- nie kwantu logicznego. kwant logiczny tworzy proces oraz jest jednostk
zmiany - ale zmian jakociow i mierzalne zrnicowanie w procesie wyznacza
kwant logiczny w postaci zbioru. - i to dlatego, e nie ma drga jedynki, e
drga moe tylko zbir, to dlatego jednostk liczenia zmian temperatury moe
by wielko ju zoona, kwant-zbir.
258
kosmologia 3.2.
259
- skala absolutna
cig dalszy
po wyraeniu uwag i zastrzee, mog obecnie przystpi ze spokojem i czystym
sumieniem do przechylania szali w analizie na drug stron. jest to efektem
przemylenia i nowego emocjonalnie spojrzenia na "zasad rodka". zasad t,
e tak okrel, zastosowaem w formie "nadinterpretacji" w zaprezentowanym
wszystko si zgadza, zasada jest suszna, wyniki rwnie poprawne (w miar),
ale oglnie powstaa potrzeba, jak mniemam ostateczna (cho jaki eksperyment
fizyczny by musi), eby przechyli spojrzenie ku brzegowi - oraz w stron
wielkoci 2,9. a dokadniej mwic, 3 stopnie (bo o tak liczb aktualnie si
rozchodzi). mog sobie w tej chwili z wasnych emocji dworowa, bo okazay
si nieco na wyrost, ale zarazem znw mog powiedzie, e zastosowanie zasad
ewolucji "pokrtne" (bo nie bdne), musi doprowadzi do wyniku poprawnego.
w ewolucji i w yciu najwaniejsze jest przemieszczanie si, przecie i tak
gdzie si dojdzie, to pewne.
pytanie: czy ustalenie, wyraone z takim naciskiem, e ycie znajduje si w
samym rodku, czyli w punkcie "320" stopni, jest bdne? i tak, i nie. to na
pozr (i kolejny ju) paradoksalny w opisywaniu ewolucji wynik rozumowania,
tylko pozornie jest to sprzeczno. ot ycie nie tyle znajduje si w tak
wanym punkcie "320" (punkty ewolucyjne opisane jako "32", "4") - co jest
zjawiskiem "w odniesieniu" do tego punktu wydarze. mwic inaczej, z zasady
rodka wynika (oraz kolejnych rodkw rodka), e wydarzenia, czyli ukady i
postacie (w tym wypadku ycie jako takie), a ciepota ciaa szczeglnie, e
taka ewolucja energetyczna znajduje si w zakresie, ktry wyznacza, okrela
punkt "320". tylko e, i to jest ustalenie ciekawe, niekoniecznie tak jest.
a nawet wicej, nie mog si znajdowa w tym zakresie, czyli dokadnie w tym
punkcie.
sam punkt jest jak najbardziej rodkowym i zasadniczym stanem ewolucji ja
przynale do zakresu rodkowego (i tego nic ju nie zmieni), procesy mnie
otaczajce i mnie tworzce s rodkowe ale, jako byt skomplikowany, jestem
"obok" tego punktu - nie lokuj si w punkcie "32".
dlaczego? poniewa wydarzenia rodkowe istniej, po pierwsze, jako przedziay
wydarze, a nie pojedyncze punkty - a dwa, same rwnie nale do przedziaw
rodkowych, ktrych brzegiem (albo centrum) jest taki rodkowy punkt. jestem
blisko tego punktu, ale nie w nim. dlaczego wic uzyskaem poprawne wyniki w
dziaaniu, pomimo e wyprowadzone wczeniej wielkoci w efekcie bd musia
podda maym korektom? bowiem opisujc stan "320", liczc dla tej wielkoci,
w praktyce, czyli na skali kwantowej, uzyskaem, w innym rozumieniu, take
punkt rodkowy. ale o stanie "256" jednostek. czyli jest to rodek w innym
liczeniu, ale jak najbardziej stan rodkowy. wic speniajcy zaoenie, i to
w peni. itd.
bdu w sumie nie ma, cho emocje poprowadziy w kierunku zapisania ycia i
umieszczenia go tam, gdzie po prostu by nie moe. emocje byy tutaj suszn
podpowiedzi, kieroway w stron wyrnion i punkt szczeglny, ale za bardzo
chciaem w tym wyjtkowym miejscu istnienie (i siebie) umieci. a to okazuje
si niemoliwe. zasada postpowania jest poprawna, ale jej zastosowanie, c,
okazao si naznaczone nadmiernym zachceniem. - co, z drugiej strony biorc,
nie byo takie ze, w caym przebiegu analizy pozwolio na ciekawe, a nawet
wartociowe ustalenia. gdyby nie usilne denie do umieszczenia ycia w tym
szczeglnym punkcie, moe wtek temperaturowy ewolucji wszechwiata bym tu
pomin i moe nie byby tak wacy w caoci tekstu oraz rozumowania. a tak
mam okazj nieco zaduma si nad yciem, jego miejscem i prawami ewolucji. i
wasnymi dziaaniami. poniewa zyskuj w ten sposb pewne wartoci, caej tej
drogi nie mog, nie mam prawa nazwa bdn i nie usuwam z zapisu. mog, co
najwyej, okreli jako poprowadzon "po omacku". cho, gdyby pomyle, moe
"macania" byoby mniej. ale przecie tyle naszego, co obmacane.
260
- temperatura
punktem wyjcia do tego punktu analizy byo opisanie - ustalenie w aktualnie
obowizujcej skali temperatur przedziau, e tak go okrel wstpnie oraz
z uwagi na znaczenie, "przedziau wody". dlaczego wody - tgo nie potrzebuj
zapewne szczeglnie uzasadnia, z jej rol dla ycia. ale ten szczeglny i
w swoim rodzaju jedyny przedzia nie tylko ze wzgldu na ycie "wpad mi w
oko". ot, jak to za chwil bdzie jaskrawo wida, posiada w sobie (zawiera
i jest "opisany"), jak najbardziej kwantowymi liczbami. ten przedzia i ta
woda, ktre tak wiele dla ycia razem znacz, s jak najbardziej penym, a
nawet doskonaym obrazowaniem zasad kwantowania. i liczb kwantowych. i jest
to dla mnie ju oczywiste. wystarczy tylko spojrze na rysunek zamieszczony
kilka linijek poniej.
jak pozycj zajmuje woda? nie oglnie, ale na skali temperaturowej. jest to
przedzia, w dzisiejszym liczeniu, midzy 273 a 373. czyli, podkrelam taki
fakt, jest to dokadnie 100 stopni pomidzy "powstaniem" (topnieniem lodu) a
"giniciem", rozpadem w stanie wrzenia. przy jednoczesnym, co take ma swoje
znaczenie, punkcie parowania, w ramach takiego przedziau, ktry wypada przy
wielkoci 40,66 (wedug wylicze moich jest to nieco mniej). co w wyliczonym
tak zakresie jest wane? to najlepiej wida na rysunku, bo inaczej trzeba by
byo gada zbyt wiele.
proporcje nie s wane, nie byo moim zamiarem oddawa prawidowych zakresw
skali w tym momencie - ale dosownie rzuca si w oczy, przy tak rozrysowanym
ujciu "przedziau wody", nie co innego, e punkt rodkowy takiego "wodnego"
zakresu oscyluje w okolicy - a moim zdaniem wrcz dokadnie wypada w punkcie
"320". dlaczego 320, skoro na wykresie pokazuj 323? to wynika z samej zasady
rodka, ewolucji pojtej jako zjawiska kolejnych rodkw. jeeli na aktualnej
skali temperatur wypada to w punkcie 323, a ten punkt jest wyej "ledwo" o 3
jednostki od "punktu szczeglnego", a jednoczenie tutaj analiz i dowody na
to przedstawiam, e jest to warto w gr podniesiona (jako konieczne przy
pomiarze niedoszacowanie brzegu dolnego zjawisk) dlatego, eby odnale w
prezentowanym procesie "waciw" pozycj tego rodkowego punktu, musz ca
skal w d przenie. czyli zero skali temperatur obniy dokadnie o trzy
stopnie. proste i oczywiste? jak najbardziej. i konieczne.
ju poprzednie ustalenia, warto 2,9, a wczeniej 10,4, ju tamte wielkoci
byy sygnaem, e skala jest przeniesiona w gr - e wewntrznie po prostu
nie mona ustali zera absolutnego wydarze (i temperatur). - tutaj, co wida
tak wyranie, zasada rodka pozwala na ustalenie, e wydarzenia s, to fakt
pierwszy, opisane z du dokadnoci (przecie rnica trzech jednostek nie
jest wielk - ja si "pomyliem" wicej, bo a o dziesi kresek), a dwa, e
woda peni tutaj rol szczegln, to nonik ycia i jego gwny "wypeniacz".
dlatego umieszczenie ycia w tym tak wanym punkcie kwantowym byo suszne,
"przedzia wodny" stanowi granic, wyznacza zakres istnienia.
261
to, e woda jest tak wanym, fundamentalnym skadnikiem ycia - to, e w tak
wanym przedziale na skali oglnej si znajduje - to, e jednoczenie zawiera
w swoim krgu (i to dokadnie w rodkowym punkcie) najbardziej zasadniczy ze
rodkowych punktw kwantowych - ju to wymusza wniosek, e ustalenie, co do
pooenia ycia i jego gwnego parametru (ciepoty), jest poprawne.
czy w takich okolicznociach przyrody mam si zastanawia z przeniesieniem
punktu rodkowego badanego przedziau o trzy stopnie w d, kiedy wywiedzione
z caoci argumenty, zasad ewolucji stoj za tym? j si nie waham, dla mnie
to fakt i konieczno. tu nie ma pytania, czy tak jest, sprawa tylko w tym,
co z tego wynika. - i tylko przyjdzie mi wyrazi jedynie al, e od takiego
ujcia pozycji ycia nie zaczem, mniej byoby "macania" po okolicy. to, e
woda nie w punkcie 323, jak obecnie, ale w punkcie "zasadniczym" 320 stopni
ma swj rodkowy stan, tego jestem pewien.
po drugie, co wyuszczyem w "uwadze", cho nie przyznaem zapisanej myli
zbytniej (wasnej) uwagi: e brzeg nie moe by rozbudowany. dla mnie, tak
po ludzku i emocjonalnie, byo mao. owe trzy stopnie (2,9 uprzednio), to w
powierzchownym ogldzie wydawao si maym, skromnym zakresem, jak na stan,
przedzia brzegowy. na swoje usprawiedliwienie powiem (i ma to "wag", ale i
"rozpito"), e cho to mao w skali temperatury, bo "lewo" kilka punktw,
to geometrycznie i iloci znajdujcych si na/w brzegu elementw kwantowych
ten przedzia jest ogromny, najwikszy. przecie najwicej jest w ewolucji
stanw najmniejszych, wanie brzegowych std te podwiadome postrzeganie
tego zakresu jako duego miao uzasadnienie. ale e to przekada nie musi
si na ilo drga w tym obszarze i iloci stopni, to wiem dopiero w chwili
obecnej. pno, ale dobre i to. - zakres brzegowy to stan "poza"-fizyczny,
poza obrbem procesw wewntrznych, i nie moe by szerokim. co, przyznaj,
jest logicznie silnie uzasadnione. bo wyranie wida z tej interpretacji, e
trzy stopnie to wielko wystarczajca, to jest wszystko, co na/w tym brzegu
moe si dzia. dlatego przyjmuj bez oporw trzy stopnie.
poniewa 2,9 okazao si by wielkoci wyznaczon "okrn drog", a tu mam
po prostu przed oczyma mocne zliczenie czyli mam fakt, e te wielkoci si
"pokrywaj", ju to przesdza wszelkie wtpliwoci. jeeli rnica w takim
rozumowaniu musi wynosi trzy stopnie, jeeli uznaj, e eksperymenty byy i
s poprawne, a nie mam adnych podstaw ich negowa, to przeniesienie o trzy
stopnie wydarze jest zabiegiem mechanicznym i oczywistym. poniewa to punkt
"320" ma by w rodku (w myl zasady rodka i liczb kwantowych), to wpisanie
i umieszczenie wanie jego w rodkowym punkcie dla wody, a przez to jeszcze
bardziej kwantowe opisanie caego temperaturowego liczenia (opisania skali
wedug tej zasady) - to tym bardziej taki zabieg mog i musz przeprowadzi.
po prostu, logika ewolucji nakazuje, eby duo nie mdrkowa oraz nie mnoy
bytw ponad potrzeb, tylko ustanowi rodek ewolucji tam, gdzie ma by: w
punkcie "320". a skoro si w nim dzi nie znajduje, skoro wystpuje rnica
"tylko" trzech stopni, trzeba korygowa o tyle brzegowy stan i lokalizacj
obecn. i to korygowa w d.
w takim rozumowaniu "zasada rodka", czyli punktu "32", "zaatwia" wszelkie
argumenty. jeeli woda ten punkt zawiera, a zawiera przecie, jak naocznie
wida w obecnej skali, to tym bardziej musi by opisywana wedug tego punktu.
zwaszcza, e jest to dokadnie rodkowy przedzia tej ewolucji, "ewolucji
wodnej". w ogle mona na zasad kolejnych rodkw ("rodkowa") spojrze,
jak na kolejne wypitrzenia, jak na wznoszce si (lub opadajce) przebiegi.
bo to jest, w ujciu "kresek" i "k", nie co innego, jak oddanie wyaniania
si i wypitrze. to analogia "poziomic" w opisywaniu, obrazowaniu tworzcej
si "gry", tu ewolucji. a po najmniejszy krg, szczyt wydarze ze rodkiem
w maksymalnym rodku. i taki punkt znajduje si w stanie "320". a ycie, co
wydaje si oczywiste na tle wypowiedzianego, stanowi element "zbocza", to
rodek jednego zbocza procesu. - to rodek kolejnych rodkw.
262
nie upieram si, e topnienie wypada w punkcie 6,25 stopnia, mimo e obecne
ustalenia ujmuj t warto jako 6,01 stopnia. czyli w wewntrznym zakresie
tej ewolucji. tak samo ustalenie, e kolejny rodek rodka, czyli parowanie
wody, to w takim "rodkowaniu" wartoci nie wielko 40,66, ale 40,625 wic
troszeczk mniej. nie upieram si, ale tak wychodzi z tej analizy i trzeba
to sprawdzi.
moe by te tak, e obie liczby s poprawne. to znaczy, e mimo wyszej od
temperatury topnienia i niszej od temperatury parowania, ktre s ustalone
w eksperymencie, obie wartoci s poprawne. a to z uwagi na przeprowadzanie
dziaa w obrbie wydarze. lub przez uwzgldnienie zjawisk brzegowych. czyli
w praktyce moe wystpi wczeniejsza topnienie, cho jeszcze ewolucyjnie to
nie oznacza procesu fizycznego (mierzalnie). moe te zachodzi wczeniejsze
parowanie, cho to jeszcze nie jest uchwytne na zakresie pomiarowym. w takim
rozumieniu wydarze, zaliczenie do zakresu topnienia oraz brak zaliczenia do
parowania pewnych brzegowych wydarze, moe nie nastpi. i dlatego kocowy
wynik pomiaru si zmieni. - moe te zachodzi to, e warunki (np. cinienie
rodowiska) zmieniaj przebieg eksperymentu i uniemoliwiaj jego brzegowe,
dokadne wyznaczenie. a cinienie to take kwanty i ich wielkoci.
wane w tym rozumowaniu jest jedno - e tak zakrelone punkty rodkowe i dla
ewolucji wane (jako jej kwantowe "znaczniki"), ustalone jako kolejne rodki
przedziaw, pokrywaj si z pewnymi wartociami, ktre s do opisu ewolucji,
w ramach "przedziau wody", zasadnicze. to s jeeli nie dokadnie i cile
te punkty, to lece obok nich. i jako takie wyznaczaj procesy. wicej, s
procesami opisywalnymi w ten sposb.
dlatego w takim rozumieniu rwnie jeden przedzia, z uwagi na ycie, jest
tutaj bardzo wany, mianowicie przedzia pomidzy 295 (25) a 320 (50) stopni.
czyli "wiartka ycia", jakby mona okreli w odniesieniu do szkicu i liczb
kwantowych. to w niej, i wok jej rodka, koncentruje si ycie. wszystko
to, co mam za ycie.
263
- 0,78125
czas obecnie na analiz tej, jak nazwaem, niepozornej liczby. bo z faktu,
e tworzy wod, przedzia wody w iloci 128 jednostek, stanowi l/l28 cz
tego przedziau - ju to wiadczy o roli, jak peni w liczeniu. w liczeniu
temperatury tutaj, ale i szerzej. - szerzej, tzn. w caym zakresie liczenia
kwantowego, wszystkich wartoci. skoro tak dobrze si wpisuje oraz opisuje
obszar wydarze, ktry naley do "przedziau wody", nie mam podstaw, to nie
mam adnego argumentu na odrzucenie tego parametru w liczeniu szerszym. wrcz
przeciwnie, wszystko wiadczy za tym, eby dokona caociowego "przejrzenia"
struktury liczb kwantowych pod tym ktem tej wieloci. skoro opisuje zakres
pojedynczy, tak wany i rodkowy, musi opisywa wszystkie. czyli bdzie, nie
mniej i nie wicej, jak "skokiem kwantowym", ktry wczeniej wyznaczyem (w
nieco bdny sposb).
dlaczego bdnie? proste dziaanie matematyczne przynosi odpowied: 0,78125
x 327,68 = 256. policzyem dla wielkoci rwnie rodkowej, ale by to ju
rodek w innym liczeniu (komrkowym). rodek by i owszem, tylko pomieszanie
zakresw zadecydowao o kocowym mao precyzyjnym ujciu.
znacznie jednak waniejsze, z uwagi na konsekwencje logiczne i przeliczeniowe
- jest opisanie caoci wydarze takim samym "skokiem". jeden parametr i ta
sama jednostka dla caego zakresu - to ma znaczenie. w taki sposb uzyskuj
wielko kwantow, czyli wielko najmniejszego stanu w procesie, ktry ten
proces kwantuje, nadaje rytm (ustala ten rytm). zysk niewtpliwy. - mam skok
kwantowy dla skal temperatury, i to wszystkich. jako e o ten sam parametr
odmieniaj si wszystkie.
czy jest to "staa kwantowa" lub co analogicznego? mam powody, eby wanie
tak uwaa. niepozorno liczby jest mylca, zawiera w sobie wiele cech, bo
znajduje si w ciekawym miejscu pomidzy stanem 32 a 0, dzieli si przez 8 i
7, itd. spenia wiele warunkw dla liczby bazowej. oto niektre z wylicze:
0,78125 x 1,28
6,4
8
16
32
64
128
256
512
1024
1280
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
1
5
6,25
25
25
50
100
200
400
800
1000
x 18
50
72
98
160
224
288
320
640
=
=
=
=
14,0625
39,0625
56,25
76,5625
=
=
=
=
=
125
175
225
250
500
itd. itp.
ciekawe jest to, e w ten sposb uzyskuj zarazem wielkoci kwantowe, jak i
jednostki dziesitne, i to dokadne. a co jeszcze waniejsze, takie liczby
pokrywaj si idealnie w punktach wzowych ze sob. 1 - to 1,28 podstawowej
jednostki, 1000 jest pochodn 1280 takich jednostek. 100 to 128 jednostek,
wic wielko kwantowo wana, brzegowa. - take 5, jak i wielokrotnoci, s
pochodne liczeniu przez punkt "64", a "wiartka" wydarze przez punkt "32".
przeniesienie tego na kolejne poziomy to ju dziaanie poniekd mechaniczne,
tak ustalony "kwantowy skok" ("kreska") wydarze, moe rwnie dobrze suy
do tworzenia skal kwantowych, jak i dziesitnych. jedna i druga skala s do
siebie pochodne i dopeniaj si. a jedno dziaania tak uzyskana ma swoje
znaczenie.
270
- 0,15625
o ile skok kwantowy opisuje liczba 0,78125 (0,0078125), o tyle, na tej samej
zasadzie wyznaczona liczba, czyli 0,15625 (0,015625), bdzie opisywa "skok
komrkowy". czyli, mwic inaczej, obie liczby su razem, odpowiednio do
siebie przyszeregowane, do ustalania cigw 2n2 i 2n. jeeli pierwsza opisuje
wydarzenia na poziomie kwantw, to druga odnosi si do rytmu komrkowego
ale rwnie dobrze da si zastosowa do opisu wszystkich liczb i wielkoci.
przy jej pomocy take mog uzyska kwantowo-komrkowy diagram:
0,15625 x 1,28
3,2
6,4
8
12,8
19,2
32
64
128
256
320
640
1024
1280
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
=
0,2
0,5
1
1,25
2
3
5
10
20
40
50
100
160
200
x 18
24
50
72
98
256
512
720
800
1600
=
=
=
=
=
2,8125
3,75
7,8125
11,25
15,3125
=
=
=
=
=
40
80
112,5
125
250
itd. itp.
w praktyce, co zrozumiae, obie liczby s do siebie dopenieniem, wyznaczaj
wszystkie zdarzenia, tylko o "innym stanie". ale mog by uywane zamiennie,
w zalenoci od potrzeb. najwaniejsze, e przy tak zakrelonym zliczaniu,
przez kolejne zoenie wielkoci kwantowych, i to kwantowo zasadnych, mog
uzyska kad liczb w diagramie kwantowym lub komrkowym. a take, w innym
liczeniu, uzyska wszystkie liczby dziesitne, rwnie te w wanych punktach
wzowych. jeeli do stanu 64, w wyej zaprezentowanym liczeniu, dodam stan
6,4, to uzyskam porednie, ale pene "dziesitnie" stany kwantowe.
kada liczba tak wyznaczona jest zarazem penym stanem, ale take graniczn
wielkoci w kwantowaniu. w zaprezentowanym liczeniu pokrywaj si wartoci
dziesitne, opisywane przeze mnie jako "absolutne", oraz liczby kwantowe w
ich penych zakresach.
czy te liczby bd sprawdza si na kadym poziomie ewolucyjnej zmiany? tak,
uwaam, e tak. przy oczywistym ustaleniu, czyli wiadomym dziaaniu, o jaki
poziom chodzi, na jakim kolejnym zakresie dziaam. mog to by wartoci, jak
w tym liczeniu, 0,15625 ale rwnie moe to by 0,015625 (jako 1/64, czyli
kwant, jednostka kwantowa wobec wielkoci 0,15625). co wane, rwnie dobrze
moe to by, w ramach ju innego, tu nadrzdnego poziomu liczenia, wielko
w postaci 15625 - czy jeszcze wiksza jednostka. to kadorazowo jest "jedynka
kwantowa", kwant liczenia, tylko na/w innym poziomie, z inaczej ustawionym
punktem odniesienia. kwant logiczny zawsze jest kwantem logicznym, ale jego
"rozmiar" (gabaryty) si zmieniaj, s zalene od warunkw lokalnych (i od
zdolnoci wyrniajcych obserwatora). - to zawsze jest jednostka przedziau
tak wyznaczanego (kwantowego, czy komrkowego) i zawsze peni rol kwantu o
logicznej formule, ale to inny puap ewolucji, w zalenoci od spojrzenia w
gr lub d zmiany skierowany (rozpadem czy czeniem). dlatego inny bdzie
skok dla wydarze na poziomie kwantw logicznych, ale rwnie inny, kiedy w
analizie mam planety czy wszechwiat. to zawsze bdzie skok kwantowy, czyli
wielko oparta na tym liczeniu, ale skala wydarze si naturalnie zmienia.
i to musi by uwzgldniane.
271
- "diagram kwantowy"
ustalajc pewien czas temu rozkad kwantowy (jednostek i zdarze), doszedem
w takim liczeniu, czynionym "na piechot", co warto podkreli ze wzgldu na
"heroizm" takiego dziaania (heroizm w odniesieniu do potgi kwantw i liczb
je opisujcych) ot doszedem do stanu 281 bilionw komrek (z kawakiem)
i 7205 bilionw kwantw, jako ostatnich wartoci na smym, czyli brzegowym
poziomie. ale pojawia si pytanie, czy te wartoci, odpowiednio 1288 i 648, s
ju wartociami maksymalnymi fizycznie - w rozumieniu, e dalej nie ma sensu
o niczym w cznym charakterze mwi, e dalej wystpuj nieskoczone cigi
wydarze, ale ju wydarze na poziomie Ewolucji Kosmicznej, wic "rwanej" (i
gdzie naley zastosowa "brzytw" lub renormalizacj) - czy zachodzi moe
cig dalszy, kolejny poziom zdarze - jeszcze cznych zdarze? wartoci 648
(281 bilionw) i 1288 mog by, kiedy chodzi o jednostki, o kwanty logiczne
(absolutne) take zapisem, opisem procesw i iloci elementw wszechwiata?
czy, przeciwnie, takie zliczanie nie ma ju sensu oraz prowadzi do zliczania
nieskoczonoci czy mam si ju zatrzyma? czy warto liczenie poprowadzi
dalej w poczuciu, e to jeszcze nie wszystko?
mgbym na te pytania odpowiedzie w ten sposb, e dokonane przed chwil,
na poprzednich stronach przeprowadzone ustalenie skoku kwantowego, opisanie,
jak si zmienia i ustalenie, e warto tego skoku jest staa i obrazuje
go liczba 0,78125 - oraz e ta warto jest "stopniem kwantowym" temperatury
- i na takim ustaleniu poprzesta. jednak pytanie o to, czy jest sens dalej
liczy, czy diagram, ktry przy pomocy tych liczb ustalam (nie tylko diagram
temperaturowy, ale kady), czy ten diagram jest skoczony na poziomie smego
cyklu, czy dzieje si dalej (dalej w rozumieniu zjawisk istniejcych ze sob
w cznoci, jako wydarzenie rzeczywiste, fizyczne, cielesne) takie pytanie
ma znaczenie. we wczeniejszym liczeniu dotarem do poziomu smej potgi i
pojawia si pytanie, czy tak zapisane wartoci s kocem, czy tylko jednym
etapem liczenia? czy sma potga, smy cykl kwantowy jest brzegiem skrajnie
maksymalnym, czy to jedynie punkt przejcia? - w bezporednim nawizaniu do
wzorw opisujcych kwanty i komrki, wyglda to tak:
(2n2)x
n = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.
x = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8...
(2n)x
n = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7.
x = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8...
pytaniem zasadniczym w tym rozumowaniu jest kwestia, czy mam prawo, czy mog
wobec wartoci "x" uywa nieskoczonego szeregu, jak by to wynikao z tego
zapisu, czy takich poziomw wydarze, czyli kolejnych cykli ewolucji, bdzie
ograniczona ilo? e to bdzie, logicznie biorc, warto skoczona, to nie
ulega wtpliwoci, to wynika z samach uj ewolucji. dlaczego? wychodzc z
ustale, ktre tworz pojmowanie kwantowe, zjawisk jako kwantowych (czyli w
zachodzeniu jako niecige, z "jedynk" w swoim fundamencie), nie tylko mam
prawo do mwienia o skoczonoci zjawisk w ich cznym rozumieniu, ale jest
to konieczno. jeeli istnieje najmniejsza wielko kwantowa, to musi, jako
logiczne dopenienie i konieczno, istnie wielko najwiksza, ktra jest,
ktra oznacza jeszcze czn zmian. dlatego mam prawo i obowizek nie tyle
nieskoczono w ten opis wprowadza, ale, jak w przepadku wartoci "n" dla
iloci cykli (jako skoczony) - rwnie dla "x" wprowadzi cig ograniczony,
skoczony. to jest analogiczny przepadek, ktry pojawia si przy sumowaniu
stanw kwantowych wszechwiata. pojawia si konieczno postawienia zamiast
trzech, tylko jednej kropki - i zamiast cign wydarzenia w nieskoczono,
musz ustali, e si kocz. pytanie ma jednak w tej chwili dla mnie posta
zasadnicz: w ktrym momencie?
272
n = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.
x = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.
(2n)x
n = 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.
x = 1, 2, 3, 4, 3, 6, 7, 8.
dla obu wielkoci parametr "x" jest jednaki, poniewa ilo cykli jest taka
sama, ilo poziomw wydarze, w ramach ktrych dziej si procesy, jest ta
sama. ale pytanie, czy koczy si na smym stanie, czy poziomy biegn dalej,
i jak daleko? gdzie postawi kropk - bo kropka, jak to argumentowaem przed
chwil, by musi, to konieczno. wszak (wszech)wiata, ktry jest zmian, w
nieskoczono nie mog rozcign, zmiana nie moe by nieskoczona. regua
jest wieczna, ale fizyczna zmiana z zasady jest ograniczona. - gdzie wic w
procesie postawi znak "stop", ta kwestia wymaga zastanowienia. by moe na
tak sformuowane pytanie udzieli odpowiedzi dopiero eksperyment, czyli kiedy
uda si wyznaczy, ile kwakw bierze udzia w jednym wszechwiecie. co dalej
pozwoli przenie wyliczenia odpowiednio wyej, na poziom pola energii, wic
wszelkich kwantw zaangaowanych w "ten", "historycznie" biorc jeden wiat
w postaci wszechwiata.
jednak rwnie logicznie nie tylko mona, a trzeba prbowa ustali brzeg i
miejsce, gdzie przebiega granica fizycznych zdarze. wielko, liczba kwantw
zaangaowanych w tworzenie wszechwiata na pewno jest policzalna (ale zawsze
bdzie to policzenie chwilowe i urednione, bo kwanty uciekaj i dopywaj do
ukadu). przypuszczam, e to musi by w proporcji do policzonych ju faktw
materialnych. znajc jedn warto, znajc zasady kwantowania, mog podliczy
dynamiczn chwil pola kwantowego.
pytanie jest takie: czy warto "x" koczy si na 8, 16, 32, 64, 128 a moe
256, 512, 1024 - czy wrcz na 8192?
przyznaj, e kiedy pisz te liczby, to idzie atwo, mechanicznie, ale kiedy
uwiadomi sobie skal, uwiadomi, co oznacza wielko 128128, to rka oraz
umys dr. a co dopiero mwi, gdyby w gr wchodzia liczba 1281024 lub nawet
1288192. czy "tylko" 648192. liczby zaiste kosmiczne i emocje zasadne.
w tym zestawie najbardziej "pociga" wielko 128128. czyli 128 cykli zdarze
z maksymalnym stanem w kadym cyklu 128 jednostek (lub 64 w liczeniu zmiany
komrkowej). taka "kula", ktra z tego powstaje, wydaje si by najbardziej
nie tylko optymalna, co logicznie strawna. jednak nie wykluczybym w liczeniu
nawet wielkoci tutaj maksymalnej, czyli 1288192. jak w innym miejscu licz,
wielko 8192 (a kwantowo nawet nieco wicej), to jest parametr opisujcy co
prawda wydarzenia nie czne, ale warunkujce polowo-czne istnienie zmiany
ewolucyjnej. dlatego oszaamiajca ta liczba moe mie jaki sens, i to, co
wane, fizyczny. cho niekoniecznie w rozumieniu cznego zjawiska. - pole,
istniejc, nie tylko skada si z samego siebie, ale w pewnym przedziale jego
istnienie warunkuj procesy rwane, ju rozdzielone. i w tym, poszerzonym ju
rozumieniu, w takim "nadinterpretowanym" rozumieniu fizycznych zjawisk, moe
to posiada praktyczny, cho ju rzeczywicie maksymalny sens.
za tak monstrualn liczb przemawiaoby i to, e 128128 to "dopiero" jest 16
poziomw semkowych - 128 poziomw, jeeli je podzieli na omioelementowe
przedziay i potraktowa jako jeden kwant - to 128 : 8 = 16. gdyby trzyma
si takiego rozumowania, to peny stan, 64 jednostek, w tym liczeniu byoby
przy wielkoci 128512 - a uwzgldniajc fakt, e 64 to poowa maksymalnych
wydarze, musiabym powiedzie, e wielko 1281024 jest dopiero t pen. wic
take i tutaj jest osiem jednostek (1024 : 128 = 8). za kad z liczb co
przemawia. nawet jeeli "na oko" jest to tak wielkie, e pewnie ju o Kosmos
zahacza. no i jest problem.
273
n
x
n
x
=
=
=
=
1,
1,
1,
1,
2,
2,
2,
2,
3,
3,
3,
3,
4,
4,
4,
4,
5,
5,
5,
5,
6,
6,
6,
6,
7, 8.
7, 8, ... 128. (.... 1024. /... 8192/).
7, 8.
7, 8, ... 128. (... 1024. /... 8192/).
- liczby
uywam na okrelenie liczby 2128000 terminu "kosmiczna", zapewne susznie. ale
mija pierwsze wraenie i "zachynicie" si tak wartoci (niewtpliwie w
stosunku do mojego codziennego rachowania niebotyczn), emocje stygn i ju
tak nie drani umysu. za to pojawia si refleksja, e moe jest co wicej.
przecie w tak podliczonym mam ju "wszystko", powinienem zawrze wszystko.
czyli cao wydarze, energi oraz prni skadajce si na procesy, w tej
wielkoci musi si zawiera kady element, ktry skada si na analizowan
ewolucj (tu wszechwiat).
dlatego po ochoniciu nachodzi osobnika myl: przecie to ""zaledwie"", o
ile dobrze porachowaem, 38 400 miejsc. to liczba, ktr mona (skutecznie)
zapisa na co prawda duym, ale jednak skoczonym, liniowo biorc, terenie.
niewtpliwie jest dua, ale w odniesieniu do caego pola-wszechwiata wydaje
si za maa. podkrelaem kilka razy, e zapis oparty na emocjach nie zawsze
wychodzi na dobre dla opisu, ale mog chyba w takim przypadku powiedzie, e
zaprezentowana wielko jest rzeczywicie ma i nie siga caoci fizycznie
powizanych zdarze. e nie zlicza kwantw logicznych. to jest problem, nawet
dylemat, ktrym zajmuj si dugo, prbuj oszacowa wielko (ilo) takich
"drobinek", temu suyy wszelkie ustalane reguy ("8/8" itp. ujcia). ale
przyznaj, e nie potrafi postawi tak oczywistej i potrzebnej kropki w tym
liczeniu. ona by musi, mam tego pen wiadomo, ale wybr miejsca, w/na
ktrym powinna zaistnie, to pozostaje nadal, pomimo lokalnych pewnoci, nie
do koca i caociowo oczywistym.
jakie jest wyjcie? wyjcie pewne jest praktycznie tylko jedno: eksperyment.
eksperyment, ktry rozstrzygnie, e podane - lub te, ktre za chwil podam
(jak i te, ktre s zapisane w caym tekcie przy okazji kolejnych "zapasw"
z tym zagadnieniem) e te liczby maj ju na pewno w sobie "zawarto" w
postaci pola i jego pod-wydarze. ja nie potrafi, do koca i jednoznacznie
powiedzie, e to jest ostateczna wielko i e dalej zachodzi ju "zliczanie
nieskoczonoci". w takim szamotaniu si, doskonale rozumiem (nawet odczuwam)
dylematy fizykw, ktrzy nie majc zasad ewolucji pod rk, staj przed tym
samym zagadnieniem. przecie nieskoczonoci wa kadym wzorem, a wyrzuci
ich nie ma jak. zgoda mona renormalizowa. ale, takie pytanie, czym jest
i co to w praktyce znaczy? dlaczego, mimo wyrzucenia niezbdnego elementu ze
wzoru, wynik si fizycznie potwierdza? czyli, gdzie ci, na jakim poziomie
zmiany? - ktra z podanych wielkoci jest t prawdziw, tego z teoretycznych,
dla mnie jedynie dostpnych ustale, wywie nie mog. tutaj, powtarzam, jako
fakt rozstrzygajcy, moe by zastosowany sprawdzian w naturze. policzenie,
ile na "jednostk czasoprzestrzeni" (jednostk objtoci) wchodzi kwantw,
samych kwantw energii lub wraz z prni, to dopito umoliwi, na zasadzie
przeniesienia wyniku na cao, oszacowa tak nerwowo szukan liczb. - tu i
teraz, niestety, pozostaje mi odczucie, czyli podejcie emocjonalne. i co ono
podpowiada? e wielko 2128000 to za mao. za mao eby mona byo opis uzna
za cao wydarze i przy tej liczbie ustawi sup graniczny cznego jeszcze
procesu. logiczne kwanty s mae, dlatego, eby taka ich ilo na jednostk
zdarze wystarczya, musi by takiego "drobiazgu" wicej - wydaje si, tak to
odbieram, e taka "skromna" liczba ich (na pewno) nie opisuje. take gbsza
analiza przedstawionego liczenia wnosi, e nie dopracowaem si co najmniej
kilku rzdw w liczeniu. dlaczego? problem nie w zaprezentowanej metodzie,
ale jej niepenym zrealizowaniu. czyli potraktowanie wyrywkowo, a nie jako
zasady generalnej, liczenia owych cykli po osiem poziomw. czyli doszedszy
do wielkoci 1288, i nastpnych, nie podawaem tego, jak si okazuje, w penym
zestawieniu. zasada bya uyta poprawna, jednak nie do koca wykorzystaem
wszelkie moliwoci. wszystko jest poprawne, te liczby co oznaczaj, jakie
zdarzenia materialne i ewolucyjne za tym si kryj - ale, uwaam, e to nie
jest opis pola. za mao tu kwantowego pyu do zbudowania tak duej ewolucji.
276
- temperatura pola
idc tropem analizowania temperatury wszechwiata, czyli ustalania wielkoci
redniej temperatury tego ukadu - warto zada pytanie, jak temperatur ma
pole rednio? skoro wszechwiat, jako wydarzenie lokalne i chwilowe w polu
(jedno "tyknicie" w zbiorze podobnych), ma temperatur okoo 6 stopni (na
dzi), to jak ma lub mie moe w takim logicznym ujmowaniu cae pole? czy
to bdzie wicej, czy mniej? okoo 6 stopni, to s 3 liczone przez fizyczny
pomiar plus 3 z "przesunicia" liczenia w d ju po doliczeniu koniecznego
brzegu. do zagadnienia temperatury wszechwiata jeszcze wypadnie wrci, ma
to znaczenie dla logicznego ujmowania wydarze tej skali, ale poniewa ju
przedstawiem wyliczenia i metod dochodzenia do tych wylicze dla ukadu,
trzeba zada pytanie: jak temperatur ma "to" wszechwiata, jak "ciepe"
jest pole energetyczne (kwantowe) otaczajce i dopeniajce to, co mam, co
dla mnie oznacza "wszechwiat" (w potocznym, fizycznym rozumieniu)? pytanie
nie bez znaczenia, wyznacza warto z jednej strony brzegu, a z drugiej jest
rodowiskiem dla wewntrznych wydarze.
ile stopni ma pole-wszechwiat? odpowied opisowa jest oczywista: nie moe
by zbyt ciepe, nie moe by zbyt zimne. zbyt ciepe nie moe by dlatego,
e - jak wida - w urednianiu temperatury i jego stanu, pojawia si poziom,
warto co najwyej 32 stopni (lub, niechby nawet 128). - a nie moe by te
bardzo zimne, bo wwczas mnie by nie byo. kiedy rozrzedzenie elementw jest
nadmierne (powyej kwantowo wanego), nie ma moliwoci budowania si wobec
ta bardziej skomplikowanych ukadw. czyli pole, jako cao, nie moe by
w Kosmosie nigdy wydarzeniem gorcym, ale nie moe by i zimne. moe, co te
bdzie zachodzi, najwyej zmienia swoje stany, przechodzi midzy pewnymi
urednionymi wartociami.
skoro uredniona temperatura dla wszechwiata (wewntrznego krgu) nie jest
du, to musi by jeszcze mniejsze dla caoci pola. jaki to bdzie zakres?
jeeli "opisanie temperaturowe" wszechwiata moe dokonywa si w przedziale
0 - 32 - 64/0, to jest to jednoczenie opisanie oparte o skal "semkow",
omioelementow - a to ju daje podstawy, eby powiedzie rzecz nastpujca:
pole energetyczne rwnie jest tak omioelementowo opisywalne. dlaczego, jak
mog przenosi wewntrzne ustalenie na cao (i to w skali "historycznej")?
skoro wszechwiat to pole (fragment pola, jeden element zmiany wyrnionej w
postaci "wszechwiata"), to tym samym opis dla niego ustanowiony przenosz
automatycznie na poziom caociowy. wszechwiat jest wydarzeniem 8/8, a pole
ma ile? odpowiedz jest oczywista: 8.
to znaczy, pole jest w swym urednionym zakresie temperatur opisywalne jako
wydarzenie omioelementowe. jest ewolucj o temperaturze w przedziale, ktry
definiuj wielkoci: 0 - 4 8/0. pole to uredniona temperatura maksymalnie
4 stopni bezwzgldnych. przy czym, jak w przypadku wszechwiata, rodek jest
zarazem najwysz temperatur, jaka moe si znajdowa w wydarzeniu. to przy
stanie 4 stopni dla caoci zachodzi najbardziej stabilny proces.
wyjanienie, bez ktrego ten zapis nie spenia swojej roli, pomimo e zosta
przeprowadzony poprawnie. jeeli mwi tutaj o urednionej wartoci ciepa
i mwi o polu, a obok zaraz o ciepocie urednionej dla wszechwiata a do
tego, nieco wczeniej, ujednoliciem pole z wszechwiatem, moe wytworzy si
stan zmieszania i nieporozumienie. ot "pole-wszechwiat" to nie tylko stan
aktualny, jego widoczne na niebie upostaciowanie. na ten temat powiem dalej
duo wicej (i bd argumentowa), tutaj zaznaczam, e chodzi ju o wszelkie
stany bye, aktualne, przysze. ich razem nigdy by nie moe (jak pokole
kolejnych w rodzinie) - ale ktre razem jednak, logicznie, dopeniaj si. i
s, to podkrelam, s jedn lini, jedn rodzin w procesie. - urednienie
temperatury "aktualne" moe dlatego posiada stan 3 (6 z brzegami) stopni
i jednoczenie by "tykniciem" ponad czasem-przestrzeni w urednieniu. i
wwczas wynosi 4 stopnie. nie ma zmieszania - jest inny punkt spojrzenia.
279
- "stan osobliwy"
- cig dalszy
kilka sw na temat zagadnienia pomiaru "osobliwoci", czy jest moliwy? i
odpowied: nie. jako obserwator wewntrzny w ewolucji - i jednoczenie jako
"mierniczy" zewntrzny do "rzeczy w sobie" (tu ciaa osobliwego), nigdy nie
stwierdz, e jeden kwant istnieje, bo takiego pomiaru by nie moe. zawsze
bd ze swoim pomiarem "obok", zawsze spniony. i zawsze jaka "resztwka",
brzeg ewolucji nie wejdzie w moje postrzeganie. mierzc od rodka, w caoci
ewolucji, lecz na (od) zewntrz w odniesieniu do mierzonego "obiektu", zejd
do "punktu", do jednostki w swoim pomiarze - i na tym "wydarzeniu" skocz.
co wicej, nigdy nie okrel inaczej, jak metod logicznego eksperymentu,
czy to jest kwant logiczny (jakiego poziomu), czy ju bardziej rozbudowana
struktura. jednego kwantu nie dojd jako obserwator wewntrzny, natomiast w
zewntrznym ujciu stwierdz, e wydarzenia w tym punkcie s w postaci-stanie
maksymalnego poczenia (lub rozpadu). czego nigdy nie przeprowadzi w swoim
pomiarze obserwator wewntrzny, atwo ustali zewntrzny. w osobliwoci ginie
linia idca w ewolucji, ktra oznacza obserwatora wewntrznego tutaj znikam
jako jednostka i osobowo (i wszelka z tym zwizana informacja). dlatego w
tym punkcie mierzenie ciepoty przestaje mie jakiekolwiek sens. fizyka nie
urywa si w osobliwoci generalnie, ale lokalnie si koczy.
sowo o "obserwatorze", ktry to "byt" co rusz si tutaj przewija, raz jako
umieszczony wewntrznie, raz zewntrznie. - co to znaczy, e obserwator jest
zewntrzny do ewolucji? to "punkt", ktry znajduje si "poza zmian". kiedy
chodzi o opis wszechwiata, to obserwator idealny, "absolutny", ktry, gdyby
istnia, teoretycznie mgby postrzega zjawiska w ich caociowym przebiegu.
czyli taki kto "ujrzy", e energia zbiega si do "stanu osobliwego" (stanu
zera procesu, zera drga), do jedynki, kwantu logicznego "czego" o znacznych
nawet rozmiarach, ale istniejcych jako fakt jednostkowy i dostpny wycznie
logicznie. albo postrzee kwanty oddalajce si od takiego punktu. to logiczny
obserwator, "przenikajcy" analiz wszystkie zjawiska, dla niego nie ma stanu
ciemnego, nieoznaczonego, skrytego.
obserwator "wewntrzny", czyli byt "fizyczny", cielesny i skomplikowany w
obrbie wiata umieszczony (tu: wszechwiata), z zasady nie moe dojrze i
pomierzy stanw "poza" ewolucj, wic osobliwoci, "punktu". ustala, e co
takiego "istnieje", bo to konieczno do wyjanienia tutejszej, wewntrznej
zmiennoci, ale tylko i wycznie porednio. wie, e osobliwo jest, bowiem
rejestruje "zakrzywienie" toru ewolucji, ktre przechodz obok "obiektu", ale
nie pomierzy go, bo ten punkt z jego pomiaru "wypada" poza ewolucj - i to
pod kadym wzgldem, rwnie temperatury. jeeli "cisn" maksymalnie "co",
to nie tylko jednostki tworzce ewolucj tak potraktuj, ale rwnie relacje
wzajemne, ktre okrelaj je wobec innych faktw. kiedy wic mam "obiekt", w
ktrym nie ma po prostu miejsca na ruch tworzcych go elementw, to nie mam
ju tych elementw, bo zniky w jednolitym tle, ale nie mam rwnie drga i
zmiany, ktra wyznacza - jest "ciepot" ukadu. kiedy nic nie "drga", nie
ma temperatury. w osobliwoci drgania cieplne spadaj do zera i to zera
pojtego dosownie: nic si nie rusza. "osobliwo" dlatego jest osobliwa, e
to bezruch logicznie doskonay. a punktu mierzy nie ma jak. i bariera, nie
ma dalej metody fizycznego dziaania.
ale s wzory, i osobliwo w nich goci. - co to znaczy? ju o tym mwiem,
powstaje zmieszanie punktw obserwacji. fizyk zamienia si z logikiem metod
dziaania. i ustala: jest w ewolucji osobliwo. i byskawicznie przechodzi
z pozycji mierzcego "od wewntrz", do pozycji "od zewntrz". bo postrzega
wwczas (nawet nie wiedzc, e postrzega logicznie) tak osobliw chwil w
dziejach ewolucji. a skoro nie wie, e przekroczy granice swego wiata, to
uznaje "mira" (logiczny), za fakt (fizyczny). - i nastpuje "zlanie" si w
jedno ogldw oraz wynikw. i bd gotowy.
280
- zero
ciekawe jest tutaj to, e fizyk, cho zanurzony w oglnej ewolucji wiata, w
stosunku do ciaa osobliwego (a zasadniczo do kadego ciaa i kadej ewolucji
wyrnionej w otoczeniu) - jest rzeczywicie obserwatorem zewntrznym wobec
procesu. przestrze kwantowa oraz skoczone rozchodzenie si "sygnau", to
sprawia i decyduje o takim ogldzie. jako byt fizyczny, ktry operuje tego
wiata elementami, zawsze jestem w stosunku do innego ciaa czy zjawiska w
formie zachodzcej zmiany obok, poza, zawsze spniony w odbieraniu pyncych
od procesu sygnaw. i tym samym, cho poznaj zjawisko-ciao fizycznie, na
noniku fizycznym, poznaj je jako obserwator zewntrzny w stosunku do niego.
i logiczny jednoczenie. dlatego zawsze musz przeprowadza dziaania, ktre
pozwol mi "zrekonstruowa", "dobudowywa" zdarzenia stworzy obraz, ktry
nigdy takim nie jest cznie. postrzegam kawaek, ale pragn oraz musz zna
cao. jednak eby to uzyska, skadam fakty ("obrazy") ju nie istniejce
cz sekundy zjawiska, ktre ju si stay histori i rozpady. a to moe
czyni tylko obserwator istniejcy wobec procesu "poza" nim. jednak wniosek
najwaniejszy, ktry z tego pynie, jest taki - e moe to robi.
rnica w ustaleniach obserwatora zewntrznego i wewntrznego w stosunku do
ciaa osobliwego jest taka, e zewntrzny rejestruje maksymalne zbiegnicie
energii, a wewntrzny nigdy tego nie moe osign. w obserwacji prowadzonej
z wntrza, jakbym nie drobi i nie stara si przybliy do granicy, punktu
nie osign. zawsze mam jakie drobne i drobniejsze drgania, co si krci
i zmienia a pomiar, cho coraz dokadniejszy, brzegu nie moe sign. bo
kiedy nie ma brzegu, jest pomiar kiedy jest brzeg, pomiaru nie ma. dlatego
nie moe, e jakby si do osobliwoci nie zblia, zawsze pomidzy ostatnim
moliwym pomiarem obserwatora wewntrznego a granic, posiadaj wydarzenia
dce do brzegu jeszcze przed sob wiele stanw to zawsze jest przedzia
do pokonania, nigdy "stan elementarny". kiedy kto twierdzi, e w pomiarze
siga faktu elementarnego (np. czstki elementarnej), po prostu ogasza swoje
niezrozumienie procesu ewolucyjnego. w badaniu od wewntrz nie ma i by nie
moe niczego elementarnego, czstki, faktu, zjawiska. - ostatni pomiar, ktry
ustali eksperyment fizyczny, z zasady nie moe by faktem logicznie skrajnym.
w praktyce, czego dowiadcza fizyka wyznaczajc stan zera, jest to wielko
odbiegajca (cielesnoci) od absolutnego brzegu, od stanu "punktu".
nie mona w eksperymencie wewntrznym - to kolejny powany kopot obserwatora
mierzcego od rodka - zej pomiarem niej, jak stan caego ukadu. to take
wyznacza barier w ustalaniu zera zjawisk (tu temperatury). eby wyznacza i
uzyska punkt, trzeba by warunkw, ktre nie wchodz w zakres dziaania. i
dlatego, nawet dysponujc stanem osobliwym "pod rk", nie mona by byo go
mierzy. kiedy gin jednostki, ktre mog pomierzy, zaamuje si tym samym
wewntrzna, koczy si "wewntrzna fizyka" - a zaczyna "fizyka zewntrzna".
i mona j nazwa "metafizyk" (ale bez tych wszystkich naleciaoci przez
wieki, to jest tylko i wycznie dziaanie po-fizyczne, tylko tyle). - i tak
pojta metafizyka stwierdza, e fizyka nigdy zera dowiadczalnie ani ustala,
ani w przyszoci wyznaczy. rwnie i t warto moe poprawnie zdefiniowa
dopiero logika (i rozum).
"stan osobliwy" jest "zerem" w ewolucji, cho jest jednostk w wydarzeniach
wikszego zakresu - jest stan osobliwy punktem zbiegnicia si energii, ale
rwnie uj logicznych. jest punktem, w ktrym nastpuje zaamanie si, ale
nie koniec fizyki. i doprawdy musi szacunkiem napawa szamotanie si fizykw
chccych "przebi" od wewntrz stan osobliwy, opisa go kwantowo w zmianie.
doprawdy warto zaduma si nad tym kierunkiem dziaania, ktry jest jedynie
dostpny i oczywisty i w takim postpowaniu, wynika jednak z niezrozumienia
ewolucji i jej zasad - a przez to "zastopowany" na zawsze. konieczno stanu
osobliwego wynika z ruchu po/w drodze "od wewntrz", ale nie jest poznawalny,
mog doy do granicy, ale jej nigdy nie osign.
281
- obserwator fizyczny
w "punkcie osobliwym" tradycyjna fizyka si zaamuje - to naturalne, wicej,
konieczne. tego mona si domyle, to rwnie fizycy sami gosz. ale tego,
e w punkcie osobliwym koczy si rwnie fizyka, na to sama fizyka ani da
zgody nie chce, ani takiego przyzwolenia na wasny koniec da moe. wicej,
takiego ustalenia nawet nie moe wprowadzi we wasne pogldy, bo nie jest to
moliwe inaczej, jak przez wyjcie z obszaru fizycznych wydarze. tylko e
fizyka i jej dziaanie, take logiczne dziaanie, jest "zapuszkowane", i to
na zawsze, w ewolucji. fizyka to wntrze ewolucji - i nigdy inaczej. a jako
takie, jest kroczeniem ku brzegowi i zblianiem si do niego, to operowanie
coraz mniejszymi zakresami temperatur, zdarze czy prdkoci. sowem, coraz
mniej w tym procesie energii i kwantw, ale zawsze oraz na wieczno takie
dziaanie pozostanie w przedziale ewolucji (zmiany). wniosek: fizyka nigdy
nie dotrze do "osobliwoci". adnej.
jak powiedziaem, napawa szacunkiem to cige szamotanie si i prbowanie.
jake trudne, bo niemoliwe. wyjcie poza wydarzenie, prby wyjcia na brzeg
s niemoliwe, prby wykroczenia poza "kraniec" skazane s na niepowodzenie.
bo brzeg, stan osobliwy, to martwota dla oblicze i pomiaru, to zero w kadym
rozumieniu (cho fizycznie "aktywne" zero). to jedynka energii, ale zarazem
zero ewolucji. - to zdarzenie potencjalne, z ktrego moe zaistnie podzia
na elementy ("jajo") lub z ktrego bdzie czenie skadnikw ("plemniki" i
"zapodnienie"). skojarzenia u odbiorcy jak najbardziej zasadne. ale to nie
fizyka, tu ju nie ma fizyki. "jest" osobliwo.
dramat, bo mona mwi o dramacie prbujcych wyj poza brzeg, tych, ktrzy
prbuj zbudowa teori kwantow stanu osobliwego - ten "dramat" polega na
tym, e mylenie zostaje zawarte, na zawsze mylenie zamkno si w ujciu
ewolucyjnym. porzucenie jednostek, kwantw, skadnikw procesu okazuje si
niemoliwe. bo jak mierzy co (i mwi o tym), kiedy to ju "co" z obszaru
historycznego i nie istnieje. eksperyment odnosi si do zmiany i czego, ale
nie do stanu bezruchu i "braku" elementw czego. i to przesania, po prostu
uniemoliwia, jake w sumie proste, nie logicznie, przede wszystkim wanie
fizycznie proste rozwizanie tego problemu: s jednostki - ale jest rwnie
jednostka, s kwanty, ale i jeden kwant. kiedy jednostki znikaj i wtapiaj
si w to wydarzenia, ono teraz przejmuje rol jednostki, jest "jednostkowe".
kiedy wszystko fizycznie "cichnie", to nie oznacza jeszcze, e ucicha caa
rzeczywisto. a tylko, e lokalnie ewolucja stracia swoje stany. e szykuje
si do przejcia na kolejny poziom.
zero temperatur, najniszy poziom zjawisk we wszechwiecie, jest tutaj moe
najbardziej jaskrawym, bo dugotrwaym deniem do ustalenia prawdy. jeeli
wyznaczone potrafio na taki okres czasu przesoni rzeczywisty stan rzeczy,
to jake trudne musi by dla rozumu, ktry tym "zerem absolutnym", czyli z
wyliczenia niepenym, musi operowa. jeeli rozpatruj czarn dziur, stan
osobliwy energii w ukadzie, jeeli mam do dyspozycji zero ciepa wyznaczone
wewntrznie, to nigdy nie ustal zera temperatur, zera wydarze zachodzcych
w czarnej dziurze. zawsze pozostan w zakresie lokalnych, marginalnych, ale
jednak jednostek-zbiorw, wydarze kwantowych. nigdy energia (i jej drgania)
w czarnej dziurze nie "schowa" mi si za horyzont zdarze, zawsze w takich
wyliczeniach bdzie aktywna, kwantowa, rozdrobniona - nigdy nie zejdzie do
stanu osobliwego. liczenie bdzie zawsze niepene, nie-brzegowe, zawsze tylko
wewntrzne. i nigdy nie poznam penego wyniku, zawsze bdzie to "o krok" najmniej o krok kwantowy przed barier. kiedy mam na wejciu w liczeniu stan
wyszy od zera absolutnego pojtego w sposb logiczny (czyli mam jaki poziom
drga, zawsze co w tym procesie si zmienia, jest ciepe) to na wyjciu w
liczeniu te mam ruch i zmian, minimaln, skraj, ale zmian. wprowadzony
raz w obliczenia fakt nie moe z niego znikn, bo za sabo, zawsze za sabo
"ciskam" rzeczywisto swoim pomiarem. i mam bd.
282
- powszechne cinienie
- powizania pomidzy rnymi elementami ewolucji
kolejny temat, ktry musz doda do zobrazowania wiata w jego "cinieniowym"
opisaniu. chodzi o powizania midzy ronymi zjawiskami, ktre byy do tej
pory postrzegane jako oddzielne, nawet czasami dalekie od siebie. mam tu na
myli szczeglnie procesy zachodzce na ziemi (innych planetach), ktre si
obrazuje przez zmiany, przez rozkad cinie. od atmosferycznych, ktre s
najbardziej widoczne - i odczulane - a po tak, zdawaoby si mao majce z
tym wsplnego, jak cinienia w skorupie ziemskiej, a wic idc dalej, wpyw
na trzsienia materii. kiedy "prawo powszechnego cinienia" czy wszystko w
jeden "cug" energii w plancie (przez planet" biegncy), te zjawiska take
powinne zosta logicznie i fizycznie ze sob powizane, naley je postrzega
cznie. s bowiem, musz by od siebie zalene bo ich przebieg wzajemnie
si wyznacza. skoro jest to jedno procesu, skoro, niezalenie do lokalnego
i chwilowego (ze wzgldu na moliwoci obserwacyjne) wyrnienia, podzielenia
jednoci zmiany na etapy, jest to czny tok energii w trakcie przepywu, to
musz to rwnie opisywa jako cao. eby nie popa w sprzecznoci. jeeli
ewolucja energii, jeeli przepyw energii przez "kana"-ziemi wanie tak
si dzieje, a musi - w obrbie takiego "kanau" powinno dochodzi do zjawisk
opisanych dla takiego procesu, i to cznie. tu nie ma podziau na czci i
procesy samoistne, odrbne jest jedno.
czyli zachodzi w takim przepywie czenie energii w coraz wiksze elementy,
wystpowanie "cisku" energetycznego midzy elementami - i w efekcie pojawia
si zjawisko "zatykania" kanau oraz opadanie energii na nisze poziomy. i
jej wypadnie z ukadu, przemieszczania si poza rzeczywisto wszechwiata.
bo skoro kady element wewntrzny w przestrzeni kwantowej jest, w opisaniu
cinieniowym, takim kanaem-tunelem energetycznym (i "czarnym doem"), przez
ktry energia przepywa na kolejne poziomy, eby "na kocu" wpa w przedzia
podprogowy - to take, to rwnie planeta, jako wielki obiekt skadajcy si
z takich elementw, tym bardziej taki obiekt jest "przepustem" dla kwantw,
i to solidnym. i warto z tego wyciga wnioski rwnie praktyczne, a moe
przede wszystkim praktyczne.
ujmujc to inaczej, zjawiska tak pozornie odrbne, jak trzsienie ziemi oraz
atmosferyczne, musz by ze sob sprzone, zalene od siebie - bo to jest
jeden "cig technologiczny" wpadania i przepywania energii przez planetarne
rne poziomy. atmosfera nie jest "warstw" oddzieln, niezalenie unoszc
si nad planet i bez wpywy na stan globu. jest cile powizana ze stanem
"twardej" powoki globu choby z faktu przynaleenia do jednej ewolucji. - i
na odwrt, zakres twardy planety ma wpyw na stan warstwy gazowej. i w tym
punkcie nie chodzi mi o banalny, cho wany fakt oddziaywania "cieplnego"
(miejsc podgrzanych i chodnych), to oczywisto. nawizuj tu do "gbokich"
(i dosownie gbokich) zalenociach wzajemnych. - w "modelu cinieniowym"
przepywu energii jest to proces wielopoziomowy i wielozaleny (i rwnie
wielowymiarowy).
przykad? anomalie atmosferyczne w miejscach, w ktrych wystpio wczeniej
trzsienie ziemi czyli rnego rodzaju burze, spadki temperatury (szybkie
i due), deszcz lub inne podobne fakty, czsto skumulowane i cznie ze sob
wystpujce. przypadek? w obowizujcym do tej pory rozdzielnym postrzeganiu
takich (ziemnych i atmosferycznych) wydarze, to "dopust natury" kolejny,
jeszcze jeden czynnik gnbicy i tak ju mocno poszkodowanych. w cinieniowym
modelu powizanie tych obszarw to oczywista konieczno, to efekt jednoci
i "przemieszczenia" si energii w ukadzie. to wniosek oczywisty na poziomie
oglnych stwierdze, i to w tonie kategorycznym, ale wymagajcy dalej (dalej
w tekcie) szerokiego objanienia. natomiast e taki efekt zalenoci zjawisk
wystpuje - tego chyba nawet najwikszy sceptyk nie odrzuci od razu, bowiem
tu wystarczy pilnie obserwowa otoczenie.
284
- dygresja
- o poznaniu fizycznym
czuj si w obowizku powiedzie w tym miejscu o postrzeganiu wiata w jego
subatomowym zakresie, ktry wypracowaa i dzi stosuje z powodzeniem fizyka.
czyli o zobrazowaniu kwantowym tego przedziau. ujem to nieco wczeniej w
zdanie, e fizyka odkrya kwanty ale kwant to pojcie filozoficzne. i w
tej chwili chciabym do tego nawiza, bo cile mieci si w ramach analizy
atomw i tym podobnego drobiazgu. dlaczego jest to wane? poniewa to ten sam
wiat na kadym poziomie i poznanie przebiega tak samo, tylko fizykom inaczej
si wydaje (na dzi).
ot pojcie "kwantu" to pojcie ze wszech miar filozoficzne - i w filozofii
obecne od zawsze. nie ma znaczenia, co pod to pojcie w historii podkadano,
to zawsze by kwant. oczywicie, zgoda, to byo powizane z aktualnym stanem
rozumienia i postrzegania wiata, i nie mogo by inaczej. kiedy staroytni
dzielili rzeczywisto na "atomy", to dzielili sobie dostpny zakres bytu i
definiowali go w swoim ("zgrubnym") zakresie. mieli takie a nie inne metody
i narzdzia, dlatego takie a nie inne wysnuwali wnioski. drobienie otoczenia
w kolejnych epokach i schodzenie coraz niej (czy siganie dalej), to zawsze
byo powizane z aktualnym stanem obrabiania i manipulowania materi. dlatego
nic dziwnego, e kiedy zdarzyo si naprawd sign w zakres sub-atomowy, to
fizycy natrafili w nim na to samo, co udao si wypracowa przez wieki tylko
w oparciu o logiczn spekulacj: "drobiny", materi w stanie kwantowym. nie
pisz w tym miejscu historii filozofii czy fizyki, nie oddaj drg, ktre do
kwantu prowadziy, ale staram si powiedzie jedno: niezalenie od epoki i
uytej abstrakcji, poznanie zawsze dotyczyo "kwantu" oraz dylematw z nim
zwizanych.
podkrelam t uwag: niezalenie od epoki i metody badania rzeczywistoci,
niezalenie od przyjtych poj (to naprawd jest bez znaczenia, jakich sw
uywam), zawsze analizuj i operuj kwantami. i zawsze napotykam na te same
problemy w takim dziaaniu. - nie jest przypadkiem, na co take mocno zwracam
uwag, e kiedy fizycy trafili na swoje kwanty i wytworzyli mechanik, ktra
zakres nieoznaczony pomaga zdefiniowa, to uznali go za wyjtkowy. dlaczego?
bo stwierdzili w nim na tyle niezwyke i od zdrowego rozsdku (i codziennego
dnia) odlege fakty, e jawiy si jako niepoznawalne, jako znajdujce si w
zakresie ciemnym, a zdarzajce si w nim "dziwy" fizyczne byy z pogranicza
i spoza nieoznaczonoci. w tym wiecie, ich zdaniem, element wyrniony do
analizy albo istnieje, albo nie istnieje albo jest w jakim punkcie, albo
go nie ma. w ogle to wszystko stan rozmyty na fali, ktry moe opisa tylko
prawdopodobiestwo. sowem, przedzia atomowy wiata to jedno wielkie (dla
rozumu) zamieszanie i na tyle odlege, e nie do przewietlenia. i intelekt
musi tu skapitulowa. eby to.
ale, na co rwnie zwracam uwag, ci sami fizycy, ktrzy z jednej strony zgoda, z trudem i oporami dawali swoje przyzwolenie na "gr w koci", do
wiata atomowych drobiazgw podchodzili z rezerw. poniewa widzieli w takiej
analizie, w zgbianiu jego tajnikw, te same i "odwieczne" problemy, ktre
filozofia wypracowaa wczeniej. w nawet bezporednim sensie tego sowa, ale
byo dla badajcych atomy szokiem, kiedy w badaniu jak najbardziej obecnego
w rzeczywistoci zakresu wiata dostrzegali dylematy, ktre logicznie byy
rozpatrywane kiedy tam i przez byle filozofa. czy element bytu (lub dowolny
byt) jest jeden, czy skada si z elementw, ma skoczone czy nieskoczone
istnienie czy jest ostro czy nieostro postrzegany, co to znaczy, e jest
postrzegany? czy mog opisa pooenie jakiego dowolnego elementu w wiecie
dokadnie, czy nie jak daleko mog sign badaniem w rzeczywisto? itd.
fizyka w swoim dolnym zakresie badania trafia w ten sam zbir pyta, ktre
ju dawno paday. tu czy si fizyczne i logiczne badanie otoczenia i jest
jednoci. fizyka odkrya kwanty, ale dylemat kwantu zawsze jest ten sam.
289
eby pokaza, e to zawsze takie same problemy badawcze, a tylko inny zakres
rzeczywistoci (i iloci zaangaowanej w proces energii), przykad. z obszaru
jak najbardziej mi bliskiego, wspbienego. a przez to podlegego analizie.
ot, ssiad za cian. banalna sprawa. ale pojawia si pytanie: czy mog jego
istnienie opisa, zdefiniowa jego pooenie w czasie i przestrzeni, czy mog
wyznaczy drogi, ktrymi si przemieszcza? to nie jest trywialne, jakby si
zdawao, pytanie. - owszem, ssiada znam, wiem, e to istota ciekawa, e ma
pragnienia i tak dalej. ale, prosz si zastanowi, czy mam moliwo go w
peni dookreli? pomijam ju oczywist spraw, e nie wiem o nim wszystkiego
- bo nawet sam o sobie wszystkiego nie wiem. ale rozchodzi si w tej chwili
o wany fakt: czy mog opisa jego przebiegi ewolucyjne, bez jednoczesnego
zagldania do niego? odpowied: nie.
nigdy nie mog opisa "ssiada" w sposb dokadny. dlaczego? bowiem to jest
to same zagadnienie, ktre napotykam, a raczej ktre fizyka napotyka w opisie
swojego atomowego "ssiada". co si bowiem dzieje, kiedy chc ustali punkt
przesiadywania, pooenie osobnika za cian? owszem, sysz jego kroki (a
przynajmniej tak myl), co trzaska, chyba okno i gra muzyka. z tych oznak,
dla mnie zawsze zewntrznych i wtrnych wobec istnienia ssiada wnosz, e
istnieje. ale czy mog mie pewno? nie. adnej pewnoci. bo przecie to nie
musi by mj ssiad, tylko kto inny, kto si pod moj nieuwag w tym lokalu
zameldowa, to moe by kot, ktry z godu skacze po meblach i czyni haas,
a ja bior to za oznaki ycia ssiada. to moe by dowolny czynnik, ktry dla
mnie stanowi tre pojcia "ssiad". ale nie mam pewnoci, e to pojcie ma
realna tre. nie mam tej pewnoci, dopki nie zajrz do lokalu obok.
dlaczego? bowiem tylko konkretna weryfikacja pooenia obiektu badawczego, w
tym przypadku ssiada, pozwala mi na jednoznaczne ustalenie, czy mj ogld i
opisanie zjawiska na zasadzie przypuszcze (prawdopodobiestwa) jest trafne.
kady inny pomiar jest albo bdny z zaoenia (wic nie jest przez to adnym
pomiarem), albo nie moe doj sedna. jedynie otwarcie "puszki" z lokatorem
pozwala mi stwierdzi, czy yje, czy te dynda pod sufitem, bo odechciao mu
si walczy z przypadociami losu. - wicej nawet, moje zadziaanie, ktre
polega na otwarciu drzwi, zmienia stan energetyczny badanego obiektu, moje
zerknicie do ssiada wytrca go z rytmu i "unieruchamia" w jakiej dla mnie
pozycji. wczeniej, "przez cian", miaem zbir moliwych pooe obiektu w
mieszkaniu teraz, kiedy go obserwuje, jest dla mnie w cise okrelonym i
zdefiniowanym parametrami punkcie. i tylko dla mnie. dlaczego? poniewa dla
kolejnego obserwatora to jest albo inny punkt wiata (ona widzi go inaczej,
pod innym ktem i z innymi emocjami), albo cigle i zawsze stan niepewnoci
poznawczej, bo ten inny obserwator jeszcze drzwi do stwierdzenia faktu nie
otworzy. dla mnie i tylko dla mnie obiekt badawczy "znieruchomia" i mog
go opisa w kadym dostpnym mi zakresie i parametrze. kiedy jednak przymkn
ponownie "szpar" postrzegania, znw jestem w sytuacji bez danych, znw dla
mnie "elektron"-ssiad wdruje po szlakach, ktre ukadaj si w nieostry i
rozmazany na fali prawdopodobiestwa zbir potencji. itd.
jaki z tego przykadu pynie wniosek? po pierwsze, mgbym go cign dalej
i rozpatrywa w szczegach, mgbym pokazywa, e poznanie pooenia atomu
i jego elektronw jest dokadnie tym samym dylematem poznawczym, jak czynno
obserwacji ycia ssiada za ciana. tu nie ma adnych rnic. nie ma czego
takiego, e to inny, skryty i szczeglny zakres wiata poniewa takim dla
mnie jest kady zakres otoczenia. e tego nie dostrzegam na co dzie, e tu
(pozornie) wszystko jasne i zrozumiae, to efekt dugiego uczenia si regu
rzeczywistoci oraz pomijania szczegw. ale w logicznym i fundamentalnym
ujciu to jest to samo fizyka spotyka si, powtarzam, na tym poziomie z
filozofi. to jest ten sam wiat w kadym ujciu i te same problemy. skala
inna, ale problemy te same. "widzenie" rodowiska jest zawsze to/takie samo,
niezalenie od uytej metody. i warto, trzeba z tego wyciga konsekwencje.
290
- atomy
- wiat atomowy, mikro-wiat
z jakiego powodu wypowiedziaem tyle sw, po co tak rozbudowany wstp, i to
o filozoficznym bardziej wydwiku? powd jest zasadniczy i dowiadczyem go
sam, nim doszedem do ciekawego, wyraonego w pierwszym, wprowadzajcym ten
temat zdaniu, ktry przybrao posta wniosku. musiaem si sporo nagowi (z
przyjemnoci, to nie byo przykre, nie narzekam), eby wreszcie, w wyniku
skojarzenia wielu faktw (abstrakcji rnych poziomw) doj do ustalenia,
e efekt przesunicia w pomiarze sygnau dotyczy obiektw oddalajcych si
(lub przybliajcych) zarwno w dal, jak i w gb rzeczywistoci. - znam ten
bl, wiem, e trudno przeama nawyki, dlatego musiaem, take dla siebie,
opisa obecny stan morzem sw, eby pokaza, e jest zasadne (nie tylko na
zasadzie ciekawostki) przeniesienie abstrakcji opisujcych gwiazdy na wiat
dla mnie ju "wewntrzny", atomowy. przeniesienie, jako zasady, sposobu
postrzegania - takiego samego dla obu zakresw. to jest na kadym poziomie
ten sam wiat, tylko "porcje" energii nieco inne.
zaczem si zastanawia, dlaczego wiato (wszak zawsze rozpoczyna si od
wiata...), dlaczego promieniowanie opisywalne jako wiato posiada barw
bia? co sprawia, e kolory objawiaj si dopiero po rozczepieniu strumienia
energii na elementy? i co to oznacza, e istniej kolory, co to jest kolor,
co to barwa? itd. - pytania s wane z rnych powodw, a ja zapewne ju nie
musz podkrela, e nie mam w obecnej chwili na myli odpowiedzi, ktrych
udziela fizyka. stwierdzenia fizyki s oddaniem faktu, eksperymentem fizyka
ustala zalenoci prowadzce do "czego", do wyniku (zrobi to a to, a uzyska
si to i tamto). fizyka stwierdza, e "co" jest-zachodzi, lecz nie podsuwa
odpowiedzi, dlaczego tak si dzieje.
powtarzam, tu nie chodzi o zagadnienie w rodzaju, e kiedy strumie fotonw
(czstek-fali) pada na przykad na pytk metalu, to w wyniku ksztatuje dla
obserwatora zjawisko (proces, ewolucj) o specyficznej postaci. czyli e w
w zalenoci od uytego materiau, eksperymentator zaobserwuje jedn i tylko
jedn dugo wypromieniowanej fali. albo e w trakcie przejcia przez ciao
(np. pryzmat) jednolite wczeniej strumienie energii ulegaj podziaowi. mam
w tym momencie na uwadze inny poziom analizy, zagadnienie, ktre analizuj,
to nic z zaprezentowanego przedziau tu niczego doda nie mog. ani nawet
si staram, bo brak fizycznego oprzyrzdowania. natomiast pytam, zastanawiam
si przy pomocy narzdzi logicznych - dlaczego tylko ta jedna dugo, dla
danego pierwiastka si realizuje? dlaczego pierwiastek, po "podranieniu" go
energi, zaczyna wieci i ma kolor? dlaczego wiato biae jest zoone, z
czego to si bierze? przecie z kwantowania wynika, e jest to do stabilna
wielko. na kwant wiata, jak liczyem, skadaj si w ewolucji 32 kwanty.
skd wic te rne dugoci fali, rne elementy skadowe?
biae wiato, czy ono jest jednorodne? oczywicie nie. jest zoone, bo to
wynika z eksperymentu. czyli to, co postrzegam, jest nie jednym faktem, ale
zbiorczym stanem. widz, moje zmysy postrzegaj nie jedn, ale wypadkow i
rozbudowan wielko ewolucyjn. nie postrzegam wic jednego tylko procesu,
nie jedna ewolucja do mnie dociera, ale jest to suma zjawisk, wielopoziomowy
proces i ewolucja, co tu wane, rnych zakresw oraz poziomw. wiato,
a szerzej: promieniowanie elektromagnetyczne, cay zakres promieniowania, to,
w ujciu kwantowym, wielko zbudowana z jednego, zawsze tego samego kwantu.
skala energetyczna, w ktrej promieniowanie elektromagnetyczne jest jedynie
podewolucj (cao to promieniowanie + materia "twarda") - cay przedzia
zjawisk promieniowania buduje si w ten sam sposb i z jednych kwantw. tylko
ilo elementw i ich wzajemne uoenie (bliskie czy dalekie od siebie), to
decyduje, czy jest to zdarzenie grnej czci promieniowanie (np. twarde),
czy dolnej, np. radiowe. fizyczny kwant, ktry tworzy promieniowanie, jest
jeden, a tylko poziom ewolucji tworzy kolejne i rne postacie.
291
- promieniowanie
- czstotliwo, dugo fali
czym jest wiato biae? czym, w ujciu kwantowym, jest energetyczny proces
w postaci, ktry rejestruj jako wiato biae? i odpowied na t chwil: to
kilka, siedem lub osiem kolejnych warstw kwantowych. to wielko zsumowana
z "ewolucji paskich", suma skadowych, to suma zbudowana z kolorw (ewolucji
czstkowych, ktre same dla siebie s jednoci). mwic inaczej, "wiato
biae" to brzegowo postrzegana jedna fala, ale zbudowana z kliku mniejszych.
postrzeganie przeze mnie biaego wiata to wynik dugiego procesu, to fakt
czasoprzestrzenny, ktry dopiero sumarycznie mog okreli "wiatem", i do
tego "biaym".
natomiast do ciekawym i wanym w tym kontekcie stwierdzeniem, ktry jest
zarazem potwierdzeniem takiego poczonego charakteru istnienia "bieli", to
moje wyrnienie w zakresie tak zdefiniowanej ewolucji. ot kiedy wyodrbni
z tego procesu (np. w trakcie eksperymentu) tylko jeden stay przedzia na
skali dugoci i czstotliwoci fal, kiedy skieruj badanie na element zmiany
to przez akt wyboru (lub cechy przyrzdu pomiarowego), dokonuj selekcji w
ustalam zakres, w ktrym obserwuj oraz ustalam rozdzielczo postrzegania.
i jednoczenie stwierdzam fakt zoonoci poddanej badaniu ewolucji. gdyby to
by tylko "elementarny proces", o adnym podziale na elementy skadowe mowy
by nie byo, jednak w tym przypadku pojawia si cay zbir "kolorw". e to
w szerszym ujciu dotyczy kadej fizycznie (wewntrznie) postrzeganej przeze
mnie zmianie? prawda, ale przypadek wiata (promieniowania) jest tu o tyle
wany, e dotyczy zakresu dla mnie wyjtkowego, a po drugie takiego, ktry
znajduje si na najniszym poziomie obserwacji i prezentuje si jako fakt w
zmianie jednolity. skoro jednak dziel "wiato" na skadniki powiedzie
mog, mam prawo stwierdzi, e wszystko "wok" jest zoeniem.
kiedy postrzegam otoczenie, wydzielam ze zbioru i tworz "strumie", poprzez
filtrowanie ksztatuj "wsk" posta tylko jednego zbioru (ale fragmentu z
caoci). to moje dziaanie, obserwatora i odbiorcy sygnau (obserwatora oraz
uczestnika zdarzenia, beze mnie ta ewolucja nie istnieje), to ja decyduj, co
jest wyrnione. jeeli postrzegam cay zbir - mam "wiato biae", a kiedy
dokonuj selekcji, pojawia si "kolor". cao zbioru (tu wiata), wszystkie
skadajce si na t ewolucj fale, tak na siebie oddziauj, e obserwator
"zewntrzny" postrzega jeden "biay stan" procesu. fale-ewolucje w ramach
zbioru s do siebie w stosunku wzmacniania, wygaszania itd. efekt caociowy,
to "biel", suma zjawisk. - wybr zakresu obserwacji (narzucenie z zewntrz
filtra) wyrnia i formuje jeden cig ewolucyjny, a pomija pozostae. to ja,
obserwator, ustalam, jaki cykl, ktre szczyty fal i odlego midzy nimi z
jednej ewolucji obserwuj. jeeli "wiato biae" jest sum tych siedmiu czy
omiu warstw kwantowych, sum a tylu kwantw (co cznie musi da wielko
32 kwanty), to wybierajc tylko jeden przedzia, ktr z dugoci fal na to
biae si skadajc, zamiast penej ewolucji postrzegam tylko dugo fali
jej fragmentu. i tak, zamiast biaego, zaobserwuj np. zielone.
wiato, ewolucja, ktr okrelam jako "wiato", powstaje, tworzy si do
penej postaci dopenia wraz z moimi doznaniami. moje postrzeganie wiata
to jest proces, w ktrym jestem uczestnikiem i stron, a nie ty]ko biernym
odbiorc.
293
- czstotliwo
wypadnie ponownie, mocno skrtowo si rzeczy, zaj si analiz ewolucyjnej
"cechy", form opisu procesw w postaci "czstotliwoci". poniewa wchodzi to
w cig tematu. warto przeanalizowa, czym jest materia i co si z ni dzieje,
kiedy definiuj zjawiska w postaci nastpowania ich po sobie.
czym jest czstotliwo? to odlego pomidzy kolejnymi falami ewolucji (w
jaki sposb zdefiniowanych, np. przez odniesienie do wartoci szczytowej),
to wielko kolejnych warstw i wyrnionych punktw. - to rwnie odlego
midzy nimi, poniewa w procesie rozkwantowania, jak i "skwantowania", proces
dzieje si "przez p". w efekcie powstaj kwantowe warstwy, ktre s takie
same w tunelowaniu dla strony "do" osobliwoci (wpywania) i "od", czenia
(wypywania). w procesie przepywu, co trzeba podkreli, zawsze i w rwnej
odlegoci od "kanau", zachodzi albo rozpad elementw, albo ich czenie. to
nie jest i by nie moe dowolny punkt przestrzeni kwantowej. - jeeli rozpad
czy czenie odbywa si w rytmie "prze dwa", nie ma moliwoci, eby proces
wytworzy si, zaistnia w dowolnym punkcie. zawsze jest w tak opisanej oraz
wyrnionej ewolucji zakres "do" rozpadu elementu i "od" rozpadu, i jest to
cile policzalny stan - czyli zakres wyznaczony "czasem" realizowania si
zjawiska. czenie lub rozpad struktur kwantowych nie zachodzi momentalnie,
to dzieje si na/w pewnym odcinku czasu i przestrzeni. a to skutkuje dalej
zaistnieniem i "wyznaczeniem" punktw wzowych w procesie. to obrazuje si,
ujmujc falowo, szczytami i "dolinami" w czasoprzestrzeni to tworzy tak
czasoprzestrze. czasoprzestrze konkretnej ewolucji lub czasoprzestrze
pojt oglnie, dla caego wszechwiata, ju jako urednienie tych lokalnych
zjawisk. rozkad czaso-przestrzenny procesu, to rozkad cinienia energii, to
rwnie rozkad (i zobrazowanie) przepywu przez kana. - jak woda (dowolna
ciecz lub substancja) docierajc do "wlotu" kanau, spitrza si, fale s "z
przodu" dociskane przez docierajce "z tyu" - nastpuje wzrost cinienia i
"zatory" w przemieszczaniu si elementw. powstaj coraz drobniejsze fakty
(lub coraz wiksze przy zjawisku czenia). w takim obrazowaniu przeprowadzam
"unieruchomienie" zmiany, traktuj jako stan "bierny", ktry "tylko" rozpada
si lub czy i w efekcie tworzy wok siebie pole energetyczne. wic rozkad
cinie kolejnych warstw.
jednak, eby obraz nie by tak statyczny, mog nim poruszy i wprawi w ruch.
i co si okazuje? e oto te same kwanty (takie same w budowie), jak rwnie
dugo fali (mierzalna tak samo), e powstanie w wyniku tego ruchu "co" element skomplikowany. ewolucja idca do osobliwoci lub od osobliwoci, e
zoenie tych procesw skutkuje wytworzeniem cinienia warstw kwantowych, w
ramach ktrego "co" si "zbryla". w tym ujciu, co wane, kiedy obiekt jest
w ruchu, rwnie pojawia si nacisk na otoczenie (take na warstwy wasnej
ewolucji) w procesie powstaj logicznie takie same okolicznoci, jak przy
zmianie dziejcej si do-od osobliwoci. z fizycznego punktu widzenia nie ma
rnicy, ktry mechanizm powouje do istnienia element, poniewa jego skutek
jest ten sam: czstka, fakt, byt skomplikowany. nacisk jest taki sam i efekt
taki sam. - czyli na scen wkraczaj elementy, ktre powstaj w wyniku ruchu
ewolucji. kwanty powstajce identycznie, jak przy rozpadzie lub czeniu. bo
inne, po prostu, powsta nie mog.
w wyniku tego, e ewolucja wywiera nacisk na otoczenie, co si dzieje jako
rozpad-czenie (lub jej ruch), powstaj w rodowisku "zagszczenia", nawet
dosownie pojte. raz bd to zagszczenia wytworzone cinieniem "wybuchu",
a innym razem te same dugoci fali, takie same odlegoci midzy warstwami
powstan w wyniku przemieszczania si ewolucji. i nacisku, ktry swoim ruchem
(i ciaem) wywiera. obiekt si przemieszcza, w rodowisku powstaje zaburzenie
(opr, bariera kwantowa), fale zagszczaj si w kierunku ruchu i powstaje
w fali stan, w ktrym, przez zblienie si do siebie elementw i "zsumowanie"
zjawisk, zaistnieje "rodowisko", ktre poczy te elementy. i mam "co".
294
- atomy, ruch
kiedy od obserwatora oddala si galaktyka (czy inny obiekt),tworz si coraz
dusze przedziay midzy kolejnymi warstwami ewolucji, kolejne docierajce
do obserwatora fale (ich szczyty) s pooone dalej i tym samym mierzony
fakt objawia si dla mnie inn, coraz wiksz dugoci fali. czyli wsplna,
zazbiajca si ewolucja obu procesw (nadajnika i obserwatora) rozrzedza si
i maleje gsto przestrzeni kwantowej. stopniowo te przesuwa si widmo
takiej ewolucji po skali energetycznej. od szybkich i zasobnych w "drgania"
stanw, przez zakresy "wietlne", a po fale radiowe. im dalej znajduje si
rdo, tym szybciej si oddala (naoenie ruchu ma tu znaczenie, wypadkowa
obu kierunkw), tym dusze odcinki dziel kolejne fale-warstwy kwantowe,
ktre rejestruj. i tym "powolniejsze", tym mniej zasobne w energi, dusze
fale o mniejszej czstotliwoci docieraj - "kurczy" si i zanika przestrze
kwantowa. odlego ronie i "rwie" si czno midzy ewolucjami. wymiana
pocztkowo przebiega w formie nawet "kawakw" materii, pniej s to czci
(elementy) promieniowania, a najdalej w przestrzeni wymiana dokonuje si w
postaci najprostszych, najbardziej stabilnych kwantw logicznych (dla ukadu
fizycznego ju poza zakresem odbioru).
a co si dzieje, kiedy oddala si ode mnie atom? jeeli jego generalny tor
procesu znajduje si po stronie czenia, to si zapada i kurczy. i zarazem
spada jego "zdolno" sygnalizacji wasnego istnienia. posiada mniej energii,
mniej warstw oddala si od takiego wydarzenia i ono "ganie", w przenoni i
dosownie. odlego midzy kolejnymi docierajcymi do mnie falami ronie i
powikszaj si przedziay zdarze. fizycznie objawia si to dla mierzcego
zmniejszeniem czstotliwoci sygnau oraz zwikszeniem dugoci fali. skoro
punkty kolejnych fal s coraz dalej od siebie pooone, kiedy docieraj do
mnie opnione (i to opnienie narasta), to musz je rejestrowa jako coraz
rzadsze, sabsze i odlege (na jednostk przestrzeni przypada mniej faktw).
a jeeli kolejne fale s dla mnie ewolucj, procesem wszystkim, co widz
(jako doznaj), to ich "rozrzedzanie" oznacza wygaszenie, zanik sygnau. i
wszelkie po drodze tego sygnau deformacje zwizane z ruchem obiektw. o ile
pocztkowo objawiao si to du "wysokoci" tonu (obiekt si zblia), o
tyle po drugiej stronie, w trakcie oddalania, odbieram tony niskie, i coraz
cichsze. wpierw ewolucja zmienia "kolor" (dosownie), a nastpnie kryje si
za horyzontem, w "strefie cienia".
w przypadku procesu idcego generalnie ku rozpadowi, efekty obserwowane s
dokadnie odwrotne: wyania si zza horyzontu, przechodzi po skali od wiata
o dugich zakresach (czerwieni), staje si coraz bardziej w mojej obserwacji
intensywnym zdarzeniem ("kolorowym") - wchodzi w obszar naadowanych czstek
- a maksymalnie mog mu "poda rk", dotkn struktury materialnej. te dwie
generalne linie procesu tworzcego ewolucj maj inny, przeciwny (ale take
dopeniajcy si) charakter. zalenie od wyrnionego i uytkowanego atomu,
mam do czynienia z procesem "wygaszajcym" si albo narastajcym. czyli ze
zjawiskami, ktre dopiero wchodz, tworz si, zaistniay - albo oddalaj si
ju, s na/po stronie "do dou". jedni si rodz - inni umieraj, ci odlatuj
- ci zostaj. ruch w interesie trwa.
czstotliwo, dugo fali atomu (czy dowolnej ewolucji, kada tworzy swoje
pole w przestrzeni), to "znak rozpoznawczy". std moliwo datowania jego
istnienia i pozycji w caoci procesu. jak datowane s gwiazdy w oddalaniu
si od obserwatora (w wyniku przesunicia na skali), tak samo i to samo si
dzieje, kiedy oddala si atom. im dalej ode mnie, tym przesya w moj stron
bardziej "wyblake", mniej kolorowe zdjcia swego istnienia tym informacja
biegnie duej, z wikszej gbi-oddali dociera sygna. czas i przestrze
wchaniaj ewolucj, a zakresy brzegowe, krace mikro-wiata i wszechwiata
cz si. kada ewolucja ma swj "kolor" i "linie papilarne", i obserwator
moe je odczyta poprawnie. o ile wie jak to zrobi.
298
kosmologia 3.3.
299
- sfera ewolucji
od chwili wejcia w tunel, a do wyjcia na kolejnym poziomie, energia skada
si, tworzy - jest jednym procesem i jedn ewolucj. fizyk, kiedy przykada
swoje przyrzdy (zmysy) do wybranego przez siebie poziomu, rejestruje objawy
cinienia-ruchu, ale obserwuje je wyrywkowo. jeeli nie "wyrozumuje", e to
jedno ewolucji, nie zrozumie, dlaczego i co si dzieje. bdzie zawsze na
poziomie "pola kawakw" - zawsze w tumie oddzielnych elementw. czyli bez
szans. w takim "dociskaniu" kwantw, jako tego skutek, tworz si warstwy i
linie, caa "mapa" linii pola. "pole" to nic innego, jak "zdjcie" rozkadu
cinienia w danym miejscu - i caociowo. to "mapa" ewolucji, zapis, notatka
o jej etapowym (warstwowym, "poziomicowym") uoeniu. to na paszczynie (na
kartce papieru) zobrazowany czasoprzestrzenny proces.
ale, podkrelam, to stan postrzegania (i rozumowania) "na teraz". to, co do
tej pory ujmowaem jako proces liniowy i nastpczy dwustronny. czyli mam
po jednej stronie napyw energii do kanau, a po drugiej jej wypyw. obecnie
musz rozkwantowanie w takim samym ukadzie linii kwantowych i warstw opisa
jako zaleno wielopoziomow, i to odbywajc si w jednej przestrzeni. ale,
ale w rnej czasoprzestrzeni. w ramach jednego ciaa, ale na ronych jego
poziomach.
mwic inaczej, do tej pory opisywaem rzeczywisto liniowo, nastpczo oraz
stronnie (jako przechodzenie ze strony na stron procesu). dokadnie tak. i
nie ma znaczenia, e co rusz mwiem o sferach i strukturach rozcigajcych
si w czasoprzestrzeni. nic z tego, to byo zawsze opisywanie "liniowe", wic
kanaowe, przepywowe oraz "paskie". czyli nie byo w nim "rzeczywistej"
rzeczywistoci. bo ta jest wielowymiarowa i wielopoziomowa (wielowarstwowa).
i sferyczna. zawsze, na kadym poziomie, w kadym zjawisku tylko sferyczna.
nigdy inna. i nigdy inna by nie moe. - nawet opis, zwracam uwag, kanau,
tunelu, w ktry wpada czstka, to jest w swojej analogi "linia", bo kana to
"rura", przepust (czasem filtr), ale to "zdarzenie" rozcignite, to proces
nastpczy. z jednej strony wlot do kanau - a gdzie i kiedy wylot. prosta.
a wiat nie jest ani prosty, ani to prosta. to sfera. - czyli? czyli pojawia
si pytanie: jak przeoy obraz "kanau" na to, co w otoczeniu postrzegam?
dlaczego wszdzie widz kuliste formy energii, czy linia-prosta to wycznie
efekt mojego "skromnego" w czasie i przestrzeni widzenia? skoro planeta jest
sfer, co i jak si w taki "kanale"-planecie dzieje, e przepyw energii pod
cinieniem zachodzi? gdzie, pytanie zasadnicze, gdzie ja mam, gdzie widz ten
kana? - i to jest moe najwaniejszy wniosek z analizy cinieniowego,
warstwowego rozoenia ewolucji - e kanaem jest kula. e to, co logicznie
i przez nastpowanie po sobie etapw (bo inaczej pocztkowo nie mog) opisuj
jako lini i prost, to przekada si fizycznie na kul, jest sfer w trakcie
przemian. wlot i wylot w takim kanale s wszdzie - proces ewolucyjny "do" i
"od" dzieje si wszechkierunkowo, nie moe inaczej. - wiat to nie "prosta
logika", ale wielopoziomowo. a to ma skutek w postaci sfery wanie. kwanty
do ukadu docieraj z kadej strony, przypominam, e tu nie ma wyrnionego
kierunku (pomijam losowe zdarzenia). docieraj z poziomu wyszego, ktry ju
jest sfer - i wpasowuj si, s wciskane do sferycznego brzegu ewolucji na
poziomie niszym. energia dociera z otoczenia wszechkierunkowo, take buduje
sferyczny ksztat ciaa - i wypywa z ukadu (po drodze go budujc), rwnie
wszechkierunkowo. dlaczego wypywa wszechkierunkowo? poniewa tworzce si
pola wok planety (dowolnego ciaa) nie s ukierunkowane (wbrew pozorom) i
rozchodz si bez adnego wyrnionego kierunku. s oczywicie filtrowane i
ksztatowane stanem cinienia otoczenia (i budow fizyczn kanau), jednak
logicznie rozchodz si w postaci sferycznej oraz wszechkierunkowo. - kwanty
wyrnionego zakresu, czy cao tak opisywanej ewolucji, traci energi na
innym zakresie, innej warstwie ewolucji ni j pozyskuje. - pozyskiwanie nie
ma wyrnionego kierunku, ale tracenie rwnie jest wszechkierunkowe.
305
i teraz - co si dzieje dalej? kiedy ewolucja nie "zatyka" si, kiedy kana
funkcjonuje w miar normalnie, czyli energia moe przemieszcza si pomidzy
poziomami, proces nie ma koca - w takim przypadku planetarna dziura si nie
zapenia i nie staje si osobliwoci w postaci jednego kwantu. wane w tym
momencie jest jednak pytanie, co dzieje si dalej? jak przemieszcza warstwa
kwantowa, gdzie dociera energia i zwaszcza, gdzie-jak wydostaje si z tego
ukadu (bo przecie w nim nie pozostaje)? - tutaj naley doda drugi element
tego procesu: rozkwantowanie. to wany etap rozumowania. o ile proces biegncy
"do" kanau jest w opisie wydarzeniem w formie "dociskania", to dopenienie
tego ujcia, wic rozpad na elementy proste i ich oddalanie si w "poziomie
swobody" (poziomie luzu) to jest "odreagowanie". czyli ucieczka w otoczenie
i nacisk oddalajcych si warstw na wiat w procesie "od" ukadu-kanau.
wane: dlatego to, co ujmowaem do tej pory jako proces dwukierunkowy, wic
logicznie dziejcy si rozdzielnie, w postaci wlotu i wylotu "kanau" (czyli
liniowo), musz obecnie opowiedzie jako zjawisko fizycznie wszechkierunkowe.
nie e "wlot" do kanau dzieje si "gdzie i kiedy" i e "wylot" realizuje
si "gdzie i kiedy" tylko e wszystko jest "tu i teraz". ale na rnych
poziomach. to, co byo w ujciu nastpczym zakoczone w rejonach bliej nie
sprecyzowanych, gdzie poza rzeczywistoci (i co jest tak wanie obrazowane
i koczone, kiedy definiowa procesy w skali absolutnej, czyli logicznie, z
zewntrz) - e to w ujciu krenia energii w przestrzeni oraz jako proces
fizyczny (realnie si toczcy - ale jako skutek logicznych zasad) e to si
"zakrzywia" w tym samym ukadzie i w tej samej ewolucji. zakrzywia si przez
ukad i w ramach ukadu (procesu, ciaa, elementu). e nastpuje zakrzywienie
energetycznego procesu, ktry logicznie jest "prost" ale fizycznie sfer.
w kocu kula to "zakrzywiona", "namotana" na siebie prosta (kwantowa).
i teraz wypada podkreli w procesie przemian ewolucyjnych nie co innego jak synne zakrzywienie czasoprzestrzeni. nie rozumiane, jak to na co dzie
si opisuje, czyli jako "zakrzywienie" samej geometrii, metryki przestrzeni
(co jest oczywicie ujciem poprawnym, jednak opisuje skutek, nie przyczyn
zjawiska). natomiast rzeczywiste zakrzywienie, to wyrniona warstwa kwantowa
i przepyw przez ni energii - takie zakrzywienie wystpuje wszdzie i zawsze
- i jest to skutek cinienia oraz ruchu kwantw.
"zakrzywienie" w procesie musi wystpi, bo "kana" jest "punktem", ma posta
sfery. czyli wlot i wylot znajduj si na tym samym "brzegu", ale na innym
zakresie energetycznym (poziomie ewolucji). jeeli proces przemieszcza si
moe zawsze tylko "do przodu" - to tym samym "w ramach punktu" moe, ju "po
drugiej stronie" zdarze, toczy si do przodu - jako "do tyu". definiowany
logicznie kierunek ewolucji i pojty zawsze w formule "do przodu" w realnym
i fizycznym zjawisku "tumaczy" si, przekada na proces biegncy "do tyu".
to jest zawsze przebieg zjawisk "do przodu", ale tylko jako logiczny rytm.
fizycznie, jako ciao-ewolucja (ale w wyniku tej logicznej reguy), zjawisko
musi potoczy si dalej, czyli do przodu w ruchu "do tyu". jako logiczny
i zewntrzny do zdarzenia obserwator ten fakt zarejestruj, jako fizyczny i
w procesie zawarty, tego "zwrotu" akcji nawet nie postrzeg - zawsze bdzie
to dla mnie posiada strzak "przed siebie". - zakrzywienie procesu jest tu
efektem samego procesu, wszechkierunkowego rytmu zachodzenia. cinienie oraz
ruch kwantw w rodowisku - to w skutkach obrazuje si sferycznie. fizycznie
kula ewolucyjna tak zbudowana jest pochodn zakrzywienia procesu sfera to
namacalny fakt przemieszania si energii w kanale. "zakrzywienie" pojmowane,
wyrozumowane logik, o czym fizyczny tok zjawisk nawet "nie wie" i do niczego
nie jest to mu potrzebne, okazuje si niezbdne do opisu przemieszczania si
kwantw. zawsze te same kwanty, zawsze ta sama ewolucja, zawsze ten sam rytm
procesu - wic zawsze ten sam skutek. a e dla rozumu to z zakrtami, wirami
i "zakrzywione", c, niech si mczy w rozsupywaniu tego kbka, ktry si
"w rzeczywisto" "namota" (i "zamota").
307
- "zakrzywienie" ewolucji
"zakrzywienie" ewolucyjne to bardzo wany etap w rozumowaniu o procesach, z
tego powodu musi by dokadnie opisany. - wlot energii dokonuje si tutaj na
jednym poziomie, znajduje si na jednym z poziomw skali energetycznej, ale
wylot ju na innym. zaleno jest taka, jak w przypadku odbiornik-nadajnik.
czyli cikie i naadowane, ale mao ruchliwe elementy energetyczne zostaj
si "wtoczone" w ukad (np. elektrony), a nastpnie, po ich przeniesieniu,
rozdrobnieniu oraz "przeciniciu" na niszy poziom, na ktrym jest mniejsze
cinienie, nastpuje "uwolnienie" w trakcie ruchu i przeciskania si przez
paszczyzn kwantow zachodzi ich rozkwantowanie. nadmiar w procesie moe
oddali si, a na niszym poziomie pozostae w ukadzie elementy poczy w
wiksze struktury. zachodzi przepywanie i przeciskanie przez kana, przez
tunel ewolucyjny. jeeli jest to tor "nadajnika", elektron w "przewodniku"
jest "dociskany do ciany", rozpada si w posta promieniowania i uwalnia oddala si w rodowisku. w tym przypadku zachodzi "wysanie", ukad "nadaje"
w otoczenie swoimi elementami. - to moe by pole magnetyczne, jednak rwnie
dobrze mog odrywa si kawaki gruntu - i powstanie pole wymiany "kawakw
materii" ewolucji.
mae wyjanienie uyte powyej sformuowanie, e elektrony s wciskane w
niszy poziom, na ktrym si rozpadaj na skadowe i e nastpnie oddalaj w
otoczenie, jest poprawne ale. to rzeczywicie jest wciskanie w/na niszy
zakres ewolucji, niszy skomplikowaniem budowy elementw, ale wyszy w ujciu
energetycznym. na/w skali energetycznej najwyej plasuj si byty o budowie
najprostszej - s najaktywniejsze i mog przeby najdalsz drog w ukadzie.
to jest rzeczywicie niszy poziom skomplikowania, ale wyszy stanem energii.
i to dlatego, jako elementy pola, czyli kwanty o wysokiej "ywotnoci", mog
si procesy objawia w formie zjawisk, np. magnetycznych. pole magnetyczne w
stosunku do elektronu jest "prostszym" bytem ewolucyjnym i niej pooonym
budow, ale wyszym potencjaem. co w ewolucji znajdujcego si niej mona
pomierzy po stronie wyszych stanw, w rejonie promieniowania wysokiego. i
ta zaleno, przeniesiona na rne zdarzenia, ma swoje odbicie na zasadzie
analogii, tylko proporcje s inne. - energia z jednej strony jest wpychana
w kana, nie moe si proces "zastopowa" (kana-ziemia nie ulega zatkaniu)
i energia dokada si do zasobw wczeniejszych (jaka cz energii istnieje
i znajduje si ju w postaci namacalnej). ale czy ziemia, czy planeta w ten
sposb powiksza si, to nie tak atwo okreli. dlaczego? przecie zachodzi
wyrwnanie cinie, stan chwiejnej, ale jednak rwnowagi z otoczeniem mam
proces pozyskiwania, ale i tracenia kwantw, to jest zawsze "bilans na zero"
lub z niewielkimi odchyleniami w ktr stron. w dugim okresie obserwacji
to musi si ukada "stronnie", co przewaa, ale lokalnie i na chwil raczej
jest stabilizacja. mona przyj, e "przyrost masy" jest tu niewielki, cho
pewny. im duej trwa ewolucja, tym kana "obrasta" w rne "mieci", co si
przylepia do cianek. ale zapewne bilans musi by bliski rwnowagi (nadmiar
i niedobr szkodz).
czyli dopiero poczenie, ale poczenie w ukad krenia energii w tej samej
rzeczywistoci daje peny obraz procesu, tylko tak mona wyjani, dlaczego
powstaj zjawiska typu "pole magnetyczne". na ten proces cznie skadaj si
pierwsza i druga cz ewolucji. "wlot" energii i jej "wylot". - a przepyw
kwantw przez "kana" to jest caa i pena ewolucja. aby byo promieniowanie,
musi by przepyw energii. eby by przepyw energii, musi promieniowanie si
wytworzy (i inne punkty skali promieniowania-materii). zawsze jest to fakt,
zjawisko obustronne: rozpadu i czenia. tak obecnie, tak historycznie. a co
wicej, nie ma podziau na obecne i historyczne, jest zawsze proces czny,
aktualno-historyczny. elementy powstae kiedy i by moe szalenie daleko,
s dzi we mnie i tworz moj rzeczywisto. a to, co dzi mnie tworzy, za
"jaki czas", bdzie kogo-co tworzyo. wszystko pynie (przepywa).
308
- ziemia
- jako "rotor"
z faktu, e przez ziemski kana energetyczny przepyw dokonuje si w postaci
wszechkierunkowej nie wynika jeszcze, e przepywa w kadym miejscu w takim
samym stopniu nasilenia - przeciwnie. z faktu istnienia ewolucji w rodowisku
i z jego czciowo losowego zapenienia, zalenego od czaso-przestrzennego
rozkadu innych ewolucji wynika, e taki przepyw energii jest pochodn do
tego rodowiska. od tego, gdzie znajduj si rda energii zaley, jaki ma
charakter przepyw kantw przez kana. a z tego wynikaj rne zalenoci i
konsekwencje. jeeli dwa (lub wicej) ukady dziaaj na siebie, to dopyw
energii do nich jest zaleny do kierunku, w ktrym znajduje si ewolucja
dziaajca na drug - i od szerszego ta zdarze. przecie energii napynie
do tych ukadw wicej w wymianie wzajemnej, anieli z przestrzeni "pustej",
mniej zasobnej. od soca, co zrozumiae, napyw bdzie wikszy ni z gbi
wszechwiata (przynajmniej w okresie intensywnego dziaania gwiazdy, jednak
w dugiej skali zdarze to "dalsze" okolice dostarczaj elementw do budowy
ukadu planetarnego).
skd napywa energia do ziemi? najobficiej od lokalnego soca, z kierunku,
w ktrym nastpuje rozkwantowanie gwiazdy. to w pasie "rwnikowym" takiego
procesu, w pooeniu na linii najwikszego rozkwantowania - w tym przedziale
wystpuje najwiksze dziaanie na ziemi i inne planety. rozkad planet w
ukadzie, ich pooenie, jest pochodn nacisku, ktry wywiera na te obiekty
ewolucja gwiazdy. jeeli ze soca do rodowiska wypywaj "uszeregowane" i
upostaciowane w jaki sposb kwanty, to pozostae elementy ukadu, ktre s
wobec tego procesu elementami wewntrznymi, musz si do niego dopasowa, s
ukierunkowywane przez to nadrzdne wydarzenie. cinienie soca jest na tyle
silne, e porzdkuje swoj okolic (tu nie ma przypadkowoci).
co odpowiada na ziemi tej rwnikowej linii soca? take rwnik, przedzia,
ktra pochania, ale jednoczenie najwicej wydaje z siebie energii w postaci
promieniowania. zachodzi, tak samo jak z uoeniem do ksiyca, dynamicznie
ksztatujca si, wzajemna ewolucja wymiany energetycznej. to w strefie dla
tej ewolucji maksymalnego rozkwantowywania, czyli w pooeniu rwnikowym do
analogicznego ze socem, wystpuje takie zjawisko. to, e nastao oraz trwa
takie uoenie procesw, to wynik wzajemnego dopasowywania si obu ewolucji.
pooenie rwnikowe soca wymusio takie pooenie ziemi (i innych planet).
wrcz to uoenie stworzyo. to efekt "synchronizacji" ukadu energetycznego.
jak wymagana jest synchronizacja pracy prdnicy w sieci, tak tu nastpowao
wzajemne synchronizowanie (pod "dyktando" silniejszej ewolucji). dlatego to
nie na biegunach wystpuje najwiksze natenie pola, jak by si pozornie
mogo wydawa. dlaczego? bo najwiksze rozkwantowanie wystpuje w punktach,
ktre znajduj si "rwnikowo".
pytanie: a dlaczego wanie na rwniku natenie pola ma najmniejsz warto,
dlaczego pomiar wykazuje znaczc rnic w stosunku do biegunw? oczywicie
nie upieram si, e wytumaczenie jest poprawne, by moe bdzie to bdne
odczytanie zjawisk, lecz uwaam, e jest to pochodn formy rozkwantowywania
si ukadu - tu uoenia linii i kwantowych warstw oraz ich pomiaru. w czym
rzecz? jeeli ukad promieniuje jak antena, czy planeta w tym przypadku, to
rozchodzenie si promieniowania, pola w rodowisku, jest pochodn ksztatu
anteny, jej budowy. nacisk ewolucji na otoczenie ma inn posta, kiedy jest
to dipol prosty, inny przy antenie wieloelementowej, inny talerzowej - eby
odwoa si do wielkiego i wanego w elektronice dziau o antenach. budowa
nadajnika ma dla ksztatu jego pola znaczenie zasadnicze. fizyczny ksztat
anteny, czyli odpowiednik wybranego poziomu kanau, na/w ktrym rozkwantowana
energia si rozprzestrzenia, to decyduje o ksztacie pola. wszechkierunkowo
logicznie dziejcy si proces, w konkretnym i fizycznym bycie-ciele zostaje
poddany naciskom, dopasowuje si do otoczenia. i uzyskuje ksztat.
314
- bieguny ewolucji
- wpyw i wypyw energii
jak nadaje, jak promieniuje w otoczenie sferyczna, wszechkierunkowa "antena"
ziemi? uoenie rwnikowe, z biegunami pooonymi po bokach, grnym i dolnym,
to nakazuje dynamika caego ukadu planetarnego, gwnie soca. ale, pytanie,
dlaczego? odpowied, jak si wydaje, wymusza "przestawienie" mylenia o tym
zjawisku. pole najmocniejsze nie jest najsilniejsze tam, gdzie wykazuje to
pomiar, ale tam, gdzie jest w pomiarze najsabsze. mona to okreli nawet
jako "zudzeniem przyrzdu", kolejnym zudzeniem zmysw. - i wydaje si, e
moe to by tumaczenie zasadne (a na pewno ciekawe).
w czym sprawa? w tym, e kiedy ewolucja wypromieniowuje w przestrze kwanty,
dzieje si to "rwnikowo", tutaj jest "gwny" wylot energetycznego kanau.
na sferze nie mona wyrni kierunku - ale z tego mona wnosi, e skutkiem
przepywu i rozkadu energii (budowy wewntrznej przepustu), rozkadu mas w
rodku i ich przemieszczania si e takie wyrnienie kierunku jednak w
fizycznym, realnym ksztacie si pojawia, e okresowo i w czasie si zmienia
- to wydaje si oczywisto. zreszt "przebiegunowanie" jest faktem, z czego
si przecie bierze. w efekcie na sferze jest preferowany jaki kierunek, ale
ktry musi si z caoci ukadu zsynchronizowa, nie ma wyjcia. a ustalony
tak szczeglny kierunek w procesie, to rwnik. to tdy nastpuje najwiksze
"upuszczanie" energii w otoczenie. ale te najwiksza stabilizacja tym samym
procesu. nie na biegunach, gdzie jest najwiksze natenie mierzalne, ale na
rwniku, gdzie jest najmniejsze.
dlaczego mwi o stabilizacji? ot, jeeli cinienie pola magnetycznego w
otoczenie si rozchodzi, to napotyka (odpowiednio do odlegoci) na elementy
sobie podobne. i tworzy si dynamiczne, wypadkowe i okresowo stabilne pole.
ale wewntrzny rozkad linii, warstw w tym zjawisku nie obrazuje si duymi
rnicami dlatego wanie, e jest skutkiem dynamicznego, wzajemnego wobec
siebie dziaania rnych pl (ktre s w swoim maksymalnym nateniu). a jak
nie ma rnic, to pomiar ich nie pokae, albo jako mae. bo one rzeczywicie
s mae. dlatego, e w tym kierunku rozkwantowanie jest maksymalne.
co innego z biegunami, punktami na sferze, ktre przez ten rozkad i ruch
wewntrznych mas staj si (okresowo) miejscami wyrnionymi i "na skraju"
ewolucji, na jej "biegunach". tu wewntrzny przepyw materii w plancie tworzy
to, co w rnych miejscach nazywam jako "cug", na podobiestwo wymuszonego w
kominie przepywu powietrza. jeeli wypyw gwnie dzieje si na rwniku, to
napyw, wlot do kanau bdzie na biegunie. cinienie zewntrzne rodowiska
jest stabilne (mniej wicej), ale cinienie wewntrzne w kanale zalene od
jego "uksztatowania", pochodne do wspomnianego przepywu mas materii. czyli
jeeli ruch "do" planety, wlot znajduje si na biegunie, to odlegoci midzy
warstwami do mierzenia take tam musz by najwiksze. ale za to stabilizacja
najmniejsza. kiedy na planet (kad ewolucj), dziaa nacisk rodowiska, to
j tworzy pod kadym wzgldem. wymuszony tym naciskiem przepyw energii przez
ukad-kana ksztatuje, ale i wanie buduje, tworzy wewntrzne elementy i
struktury ewolucji. a to oznacza, e dynamika wewntrzna ciaa jest pochodn
przepywania "cieczy" energetycznej. ale poniewa kady kolejny krok kwantowy
nie moe by w nastpnym, po przemieszczeniu si warstw, identycznym, nie ma
moliwoci idealnego odwzorowania si procesu "przed" i "po", a dzieje si to
jako zdarzenie "o krok kwantowy dalej" - i proces zamyka si "po spirali".
to ponowne uoenie si elementw w ewolucji (szczeglnie w przypadku cieczy
jest to widoczne) ma posta "przemieszczenia" si, kolejnego uoenia si wanie "przepynicia" o jeden kwantowy krok dalej. - co z tego wynika? e
rozgrzana (ciskaniem) materia, jako ciecz, cigle si we wntrzu planety i
kwantowo "przelewa". nie moe zastygn w jednym punkcie i nie moe dziaa
w jednym punkcie. a to ma ju przeoenie na posta pola, wszelkich zjawisk
wytwarzajcych pole. dowolne pole.
315
- model "cinieniowy"
- stabilizacja warunkw
- trzsienia ziemi
warto, nawet trzeba w tym punkcie omawiania efektach dziaania stabilizacji w
ukadzie planetarnym (i kadym) wspomnie o skutkach, konkretnych skutkach
rnego natenia pola magnetycznego - ale ju w odniesieniu do zmiennego,
z otoczenia przychodzcego nacisku. bo te s powane. i nie mam obecnie na
myli "osony" przed naadowanymi czstkami, to, powtarzam, skutek uboczny
istnienia pola. wany, ale nie najwaniejszy. zmiana aktywnoci soca i jego
"docisk" planet o rnym nateniu, to przekada si na znacznie waniejsze
skutki, o dugookresowym zwaszcza znaczeniu.
dlaczego? pole magnetyczne (i inne), na skutek swojej budowy, moe dostosowa
si do zmian w rodowisku "natychmiastowo" - jest to element ewolucji, ktry
moe reagowa na zmiany otoczenia po niewielkim czasie, niewielkim w stosunku
do innych parametrw. zmiana na socu zachodzi, sygna do ziemi dociera i
jest efekt. w przypadku innych cech ukadu tak szybko to si nie dzieje - bo
nie moe. a skutki bardzo wane.
co mam na myli? trzsienia ziemi. a dokadniej mwic, dynamik ziemskiej
skorupy. lub, co zrozumiae, innych planet, innych ewolucji. omawiam zmian
na przykadzie ziemi, bo ta kula u nogi jest dla mnie najwaniejsza i atwo
si j postrzega oraz analizuje, lecz ustalenia tycz wszelkich procesw. ot, kiedy zmienia si, narasta, a zwaszcza osabia si nacisk idcy spoza
ukadu, z otoczenia - co si dzieje? odpowied jest prosta: ukad, ewolucja
si "odpra", dosownie. tu nie ma przenoni, nastpuje rozprenie, czyli
oddalenie si od siebie w ukadzie warstw kwantowych. "docisk" zewntrzny si
osabia - ronie nacisk wewntrzny na "rozerwanie". banalna kontrakcja si.
i stabilizacja, czego przecie nie trzeba podkrela. ale stabilizacja przy
nowym, sabszym ukadzie si zewntrznych. kiedy gwiazda z jakiego powodu
wywiera na planety lokalne mniejszy wpyw, to procesy wewntrzne w planetach
musz przej gwn rol - a na pewno wiksz. i wzrasta cinienie idce z
gbi ciaa planetarnego.
pytanie: czym to skutkuje? atwo przewidzie: ruchami materii, jej "ywszym"
si przemieszczaniem, wikszymi przepywami. i "wypywami" na inne, wyej w
stratyfikacji planetarnej lece warstwy (np. geologiczne). jeeli odlego
midzy warstwami si powiksza, kiedy sabnie docisk i wzrastaj tym samym
"drgania" wewntrz (bo robi si luniej, jednostki kwantowe si wyrniaj
w tle), mog wwczas zachodzi wyrane lub gwatowne ruchy w nagromadzonej
energii. ciao osobliwe jest pod wielkim cinieniem "wygaszane", ale kiedy
cinienie ustaje "ekspanduje" w rodowisko (ale pod kontrol procesu, co ma
znaczenie i nie wolno o tym zapomina). podobnie dzieje si na kadym innym
poziomie. kiedy osabia si aktywno gwiazdowa, mog i musz ruszy do akcji
siy nagromadzone w planetach - "spryna" odskakuje. ale, wane, nie dzieje
si to nagle, "spryna" nie odskakuje od razu.
po pierwsze, takie wygaszanie si gwiazdy nie zachodzi natychmiast i z dnia
na dzie, to s procesy w skali lat, i to milionw (zapewne rwnie cykle i
miliardoletnie wystpuj), wic zjawiska maj czas na "dopasowanie" si. a po
drugie, skutkiem wielkoci cia, proces zmiany aktywnoci musi posiada swoj
"bezwadno" zdarze, przyrost zmiany musi si dokonywa od najmniejszych
skal a po cao, a to trwa. po prostu, atom na nacisk zareaguje szybko (w
mojej skali "natychmiast"), ale planeta czy gwiazda potrzebuje ju epok do
wyrwnania cinie. a nastpnie epok na ponowne wejcie, dopasowanie si do
nowych warunkw stabilizacji. kiedy zewntrzny ucisk na planet sabnie
ronie aktywno wntrza, nie ma uspokojenia, ktre byo wczeniej zapewniane
stanem rodowiska. i pojawiaj si znaczce, w kadej warstwie odpowiednio
skorelowane z tym osabionym dziaaniem fakty. - inne w atmosferze, inne w
gbi planety. ale wszystkie dramatyczne dla jej warunkw.
317
- inne planety
nie wszystkie planety mogy si uksztatowa w yciodajne struktury, poniewa
w wyniku odmieniajcego si czasie "nacisku" powstay lokalnie inne warunki.
dlatego warto, odwoujc si do ziemskiej ewolucji, co przy okazji wicej
powiedzie o procesach tych innych globw. w tym miejscu szczeglnie o tak
blisko ziemi lecym marsie, bo o wenus powiem dalej i wicej. tutaj mars, bo
logicznie cile wie si z dopiero co powiedzianym. to jest (bya) planeta
pechowa rwnie pechowa. wenus jest planet pechow szczeglnie, ale mars
take. ziemia dopiero na tym tle uzyskuje swoje szczeglne, niezwykle wane
w ukadzie miejsce.
dlaczego mars jest pechowy? kiedy gwiazda bya w okresie sabszej aktywnoci,
ta planeta moga y - i to w sensie dosownym. mogo by na niej ycie, bo
warunki byy podobne do ziemskich. to ten sam okres w dziejach, budowa do
podobna (w miar), warunki zewntrzne zblione - wic "buzowanie" planety i
okolic due. i planeta rozgrzana, i aktywno tworzca powierzchni. czyli to
wszystko, co si i tutaj dziao. skadniki do ycia potrzebne byy, dlatego
ycie na pewno si zaczo formowa. w tym ujciu nie ma "czy", byo z ca
pewnoci. ycie to we wszechwiecie bana, pospolito, wystpuje wszdzie
i przy kadej drodze si kbi. co nie oznacza, e wszdzie ma skomplikowan
posta, to znw wyjtek, prawie absolutny. co si stao, kiedy nacisk idcy
od gwiazdy znaczco wzrs? o ile na ziemi dao to tak potrzebne uspokojenie
to na marsie dao tak niepotrzebne uspokojenie. czyli po prostu "zagasio"
aktywno planety. sama jej wielko do tego si przyczynia. bya zbyt maa,
tworzya sabe pole magnetyczne, musiao wic doj do ucieczki (lub ich w
posta niedogodn przeobraenia) materiaw niezbdnych do ycia (wody) itd.
stabilizacja warunkw daa yciu na ziemi woln drog natomiast na marsie
j zablokowaa. i tak ju zostao.
zostao, bo nie ma moliwoci w ewolucji powrotu do stanu uprzedniego. mona
na nowo planety "uaktywni" (o tym dalej), ale nie mona wrci do tego, co
byo. nawet ponowne osabienie gwiazdy, co dla ziemi byoby dramatem, marsa
do ycia nie wrci, to umary glob. rozum ziemski moe go reanimowa, ale to
wymaga dostarczenia zasobw energii z zewntrz (rnych energii), a zapewni
tego sam proces nie moe. uoenie na nowo warunkw jest do przeprowadzenia,
ale "tamto" si nie wrci.
mona filozoficznie powiedzie, e straci musi kto, eby zyska kto, bo
tak to w tym wypadku wyglda. gdyby dzi nadal dziaa saby nacisk gwiazdy,
nie byoby ycia na ziemi (i jego opisu). albo, to w najlepszym przypadku,
miao by posta prostych form, taki wszechwiatowy bana jednokomrkowy. za
to na marsie, by moe, kto by sczytywa dzieje wiata. - jednak "docisk"
zaistnia, nabra cech regularnoci, ustabilizowa si w swym wieku rednim
- dopasowa do okolicznoci zewntrznych - i ziemia si ustatkowaa. i to na
tym globie, pooonym w wzowym miejscu ukadu, mogo si ycie rnorodnie
(samo)komplikowa. co nie miao szansy - nie zaistniao, co nie zaistniao to nie miao szansy. jeeli w ewolucji fakt nie zachodzi, oznacza to, e nie
ma do tego warunkw, skadnikw, okolicznoci. brak czego, choby tylko w
wymiarze jednego elementu, i rozrywa si acuch zdarze, i ewolucja wypada
z rzeczywistoci, "wykrusza".
nie wolno do tego procesu stosowa, przykada norm innych, jak te, ktre z
ewolucji si wywodz. szczeglnie "chciejstwa", czy tzw. "moralnoci". bd.
takie opisanie prowadzi do zafaszowania wiata, a w konsekwencji zego w
nim dziaania. tym samym krtkiego. dla wiata to i tak bdzie jeszcze jeden
przykad na to, e brak elementu (tu wiedzy o wiecie) powoduje "skasowanie"
zej ewolucji. jednak dla stosujcego takie "bdne zasady" ycia oznacza
wszystko - brak wszystkiego.
warto wic wiat pyta, eby w odpowiedziach doszuka si prawdy - oraz nie
(po)bdzi.
319
ziemia posiada (na ile mona ocenia z istnienia przepywu energii w formie
ustabilizowanej), budow zarazem i przewodnika, bo swobodnie przebiega w niej
przepyw energii - ale jednoczenie izolatora, bo ten przepyw nie jest w
adnym przypadku dowolny czy chaotyczny. eby to wyjani, warto odwoa si
do przepywu prdu przez przewodnik, ma to zastosowanie w tej analogii.
ot kady przewodnik energii ma swoj graniczn wielko przepuszczania, po
przekroczeniu ktrej dochodzi do zniszczenie elementu. a najmniej przytkania
przepywu - wydzielania si nadmiernej iloci "efektw ubocznych", od ciepa
po drgania ukadu. w sytuacji, kiedy oporno elementu jest dla energii zbyt
wielka (elementy nie tworz "kanau" lub s struktur izolatora), to proces
"stopuje", nastpuje "blokada" i przepyw jest szcztkowy. w sytuacji, kiedy
nacisk jest silny i trwa dugo, dochodzi do "przebicia" oporu i zniszczenia.
- wszystkie moliwe stany, ktre wystpuj w trakcie przepywu prdu, plus
tego skutki, s rwnie obecne w przepywie energii przez planet.
jednak w przypadku ziemi nastpuje stabilizacja przepywu i jest to efektem
"zakrzywienia" si w przestrzeni. energia wpywa, przepywa i wypywa w tej
samej strukturze geometrycznej (i fizycznej), ale logicznie jest kanaem i
"prost" przenoszc kwanty midzy poziomami. nie ma zatrzymania. dziki temu
przepyw potencjalnie grony, z moliwoci przerwania granicznych stanw,
pozostaje w cigej stabilizacji. nie nastpuje nadmierne "adowanie" si
akumulatora, ale i nie ma braku energii do cigego zasilania. nie dochodzi
do zatkania kanau i jego dramatycznego w skutkach "przebicia" wyadowaniem
energetycznym, ale nie ma rwnie swobodnego, bezoporowego przepywu stan
kanau na to nie pozwala. budowa planety zwanej "ziemi" jest z gatunku, e
stabilizuje, nie dopuszcza wielkoci skrajnych. rodek to jest to. rwnie
w tym przypadku.
budowa planety nie moe by oparta wycznie (czy w przewadze) o jeden rodzaj
materialnego skadnika. to nie moe by tylko sama materia "cika", wwczas
bdzie to bowiem rodzaj ewolucyjnego, midzywarstwowego "piorunochronu" do
przepywu energii. nie moe to by rwnie gazowa kula, poniewa tutaj opr
dla przepywu jest wielki i jego przebicie musi wiza si z duymi ilociami
wydzielanego ciepa. to te tumaczy, dlaczego gwiazdy s tak energetycznie
wydajne bo nie ma swobodnego "cyrkulowania" wewntrz, nie ma swobodnego i
"prostego" przepywu. jest cisk i skutki uboczne. drgania, ruch elementw
w takiej strukturze s znaczne i powanie ograniczaj drog (swobod) innym
skadnikom. kiedy wszystko wok jest rozedrgane, a budow podobne, to nie
ma jak si przebi przez t cian, tor czstki musi by skomplikowany, biec
co prawda prosto, ale po szalenie "pokrzywionych" liniach.
planeta nie moe si rwnie skada z materiau "lekkiego", izolatora, ktry
jest "luno" zabudowany (elementy skadowe daleko od siebie). bo wwczas w
tym ukadzie wydzielane ciepo i ciepo od lokalnej gwiazdy czyni taki ukad
wyjtkowo niegocinny - to materialne, rzeczywiste pieko. planeta musi by
"pprzewodnikiem", ukadem zbudowanym nie prosto, jako doskonay przewodnik
- ale i nie przesadnie skomplikowanie, czyli jako izolator. mona dowodzi
zasadnie, e kady przechy w proporcjach midzy przewodnikiem i izolatorem
na ktr ze stron, to moe mie i bdzie miao wpyw na ewolucj ukadu.
mog rwnie, odnoszc si do powiedzianego, wysnu wniosek, e w historii
ziemi byy rne okresy, rnie si proporcje przewodnika-izolatora ukaday.
ruch materii w tym ukadzie, jej przepyw, musi odbija si na zdolnoci do
"przepuszczania" kwantw. kana raz lepiej, raz gorzej spenia t rol - raz
si zbieraj na ciankach "osady", raz jest ich mniej. to po prostu inne i
przy pomocy innych poj opisywanie ewolucji: przepyw energii pod cinieniem
- i w tym ujciu ziemia znw okazuje si by planet bardzo "urednion". i
znw wypadnie mi powiedzie, e z tego powodu nie narzekam. ale to kolejny
kamyczek do obrazu tej szczeglnej planety, kolejny element zbioru warunkw,
ktre musz zosta spenione, eby obserwator mg to analizowa.
322
- ziemia
- bieguny magnetyczne (przemienno w czasie)
o ziemi mona wielorako, tematu nie mona szybko wyczerpa. wypada powiedzie
kilka sw o biegunach ziemskiego pola magnetycznego, z uwagi na przemienne
ich wystpowanie. jednak zagadnienie nie naley do banalnych. eby sprbowa
wyjani spraw, musz odwoa si do przepywu energii z jednej strony i do
kwantowych cykli z drugiej. przyznaj, nie byo atwo skojarzy te dwa fakty,
czyli cykle i przepyw. do pewnego okresu, przez zapomnienie cyklicznoci, z
uwagi na dziwn niemono wycigania wnioskw z dopiero co powiedzianego (e
soce i ziemia s w dynamicznej do siebie rwnowadze), wytumaczy si nie
udawao przemiany biegunw. zdawaem sobie spraw, e tylko jedno ustalenie:
e nie ma niczego trwaego, ju to musi wpywa na wystpowanie magnetycznej
zmiennoci postaci pola. a skoro nic trwaego nie istnieje, to przemiana fazy
rwnie jest faktem, a co wicej, okresowym i policzalnym. mimo to dwu faktw
ze sob nie poczyem: cykli kwantowych oraz wzajemnej stabilizacji ukadu
ziemia-soce. a bez takiego poczenia sprawa jawi si beznadziejnie. miaem
wiadomo, e musi nastpowa zmienno biegunw, poniewa bezporednio to
wynika z ujcia w formule rozkwantowania-kwantowania, ale to take musiaoby
wywoywa (gdyby by to proces odrbny i lokalny) trudnoci z synchronizacj
globu. - mwic inaczej, nastpowaoby w wyniku zmiany biegunw to, co dzieje
si przy zmianie kierunku przepywu prdu w silniku: zmiana kierunki ruchu
wirnika. kiedy nie zmieniaj si warunki otoczenia, ale kiedy ulega zmianie
kierunek przepywu energii dostarczanej do silnika, zachodzi zmiana w pracy
ukadu. i silnik obraca si w przeciwnym kierunku. jednak efekty tej nagej
zmiany s dla ukadu znaczce (i dramatyczne, lepiej si wwczas w pobliu
nie znajdowa). natomiast eby planeta zmieniaa kierunek rotacji przy innym
dostarczaniu energii? a strach pomyle o skutkach. - po drugie, cho fakt
zmiany biegunw jest znany i wielokrotnie w dziejach wystpi, to nigdy nie
byo zmiany kierunku i rytmu ruchu, dlatego trzeba z tego wyciga wnioski.
pytanie: jak dochodzi do zmiany biegunw?
wyjanienie pojawio si, kiedy przeczytaem krtkie zdanie o tym, e wraz z
przemianami pola magnetycznego soca, zachodziy (z tym faktem skorelowane)
zmieniany cykli lodowcw na ziemi - zmiana biegunw magnetycznych zbiegaa
si z wystpieniem epok lodowcowych na planecie. to "poczyo" wczeniejsze
zapiski, o ktrych wspomniaem: cykle kwantowe na socu, ktre to procesy
dokonuj si w rytmach kwantowych - a z drugiej strony myl, e magnetyczne
pole, cao ewolucji w ukadzie ziemskim, dynamicznie jest skorelowana z
gwiazd. - wicej, jest faktem, e nie tylko skorelowanie wydarze zachodzi.
takie okrelenie jest "usamodzielnione" w skrajny sposb i po prostu oderwane
od zjawisk, brzmi tak, jakby na socu dziao si co odmiennego, i do tego
procesy na ziemi mniej lub bardziej "sprawnie" si dopasowuj. nie, proces
jest nie tylko skorelowany i zsynchronizowany, ale jest tworzony wydarzeniami
na socu. w drug stron take wpyw zachodzi, to zrozumiae w przestrzeni
kwantowej, ale jest zasadnicza rnica wagowa tych zawodnikw, wic i wynik
przewidywalny.
to soce i jego cykle, przez fakt przepywu energii do i w ukadzie planety
ziemskiej, to wywouje ow synchronizacj. to nie jest zwyczajne dopasowanie,
ale powizany wzajemnie proces. ziemia i inne planety wpywaj na przebieg
wydarze na socu - a soce wpywa na przebieg zdarze na/w planetach. i
tak w kko. to przepyw energii, ewolucja wzajemna (i wypadkowa) dziaaj
na siebie. nie ma tutaj niczego samodzielnego, czy oderwanego od stanu ukadu
planetarnego. jest nastpstwo, ale i czno, jedno procesu. wydarzenia
zachodzce na socu, przepyw energii przez kana-planet, w tym przypadku
ziemi, to wytwarza bieguny, tu magnetyczne. o ile nie zapominam o powizaniu
wielowtkowym, wielowymiarowym zjawisk, nie ma problemu i sprawa biegunw
przestaje by nierozwizywaln.
323
- bieguny
eby wyjani mechanizm zmiany biegunw, nie trzeba odwoywa si do adnych
"wdrwek" biegunw po globie, czy podobnych "faktw". - jak prezentuje si
w ujciu cinieniowym oraz przepywie energii sprawa zamiany stron biegunw?
ewolucyjnie. co to znaczy? e proces nie musi si radykalnie zmienia, nie
musi nigdzie wdrowa, eby nastpio jego inne uoenie. fraza "zmienia si
wszystko - eby wszystko zostao po staremu" ma tu pene zastosowanie.
bieguny ziemskie w skali czasu wyznaczaj spiral, nigdy nie s w jednym i
tym samym miejscu. tak bieguny geograficzne, jak i magnetyczne. w wdrowaniu,
przemieszczeniu si punktw biegunowych oba elementy wystpuj zalenie, nie
mona traktowa ich oddzielnie. kiedy zmienia si pooenie geograficznego
bieguna, ma to wpyw na przemieszczanie si mas w rodku planety a to znw
skutkuje innym uoeniem pola magnetycznego. i odwrotnie. kiedy magnetyczne
pole si zmienia, wpywa to na uoenie planety wrd innych ukadw. w tym
ujciu nie tylko bieguny geograficznego si "zataczaj", ale zmieniaj si
rwnie punkty biegunw magnetycznych. oba procesy s skorelowane w stopniu
takim, e mona je uzna za jedno zmian. - przy czym magnetyczne dotycz,
zachodz w jednej warstwie kwantowej, geograficzne wszystkich. ale zachodzi
wzajemna zaleno.
i teraz najwaniejsze pytanie: dlaczego proces zmiany biegunw odbywa si tak
"spokojnie"? poniewa dokonuje si w formie rozkwantowania-kwantowania. czyli
przechodzi przez rodek ewolucji. jeeli uwzgldni si fakt "zakrzywienia"
procesu w rodku, na/w osi symetrii, kiedy uwzgldni si fakt, e "po drugiej
stronie" wystpuje "lustrzane" odbicie, to zrozumienie, e zamiana wystpi
musi, e czstka uzyskuje swoje dopenienia to nie jest trudne. w wielkiej
skali urednienia zjawisk (cae pole ziemi), dochodzi do faktu, ktry okrela
pojcie "przebiegunowania". "zakrzywienie" procesu oznacza, e docierajca do
osi symetrii ewolucja, ostatni "przed cian" punkt, jest zarazem pierwszym
po stronie drugiej. proces biegnie "do przodu", ale zaamanie, odwrcenie w
drug stron "twarzy" procesu sprawia, e "wyania" si za osi symetrii jako
pierwszy stan ten, ktry by pierwszy. co dociera pierwsze, jest pierwsze w
dalszym toku zjawisk. "zasada lustra", zakrzywienie zjawisk, kiedy docieraj
do punku skrajnego w ewolucji (do "osobliwoci) powoduje, e cho proces nie
ustaje i biegnie dalej (i to biegnie "jakby nigdy nic"), uzyskuje dokadnie
odwrotny kierunek ruchu, jest wydarzeniem "do przodu" logicznie, ale biegnie,
trafia na swoje lady, kiedy do punktu zakrzywienia dociera. trafia na te
same w procesie warstwy i dopenia je drugostronnie. powstaje jedno ale
"rozcignita" po obu stronach "punktu osobliwego".
oczywicie mona to rozcign na wszelkie procesy i powiedzie, e w trakcie
przejcia przez o symetrii procesu (np. komrki), ju po drugiej stronie,
wystpuje nie tylko lustrzane odbicie tej komrki - ale "pena" komrka. e,
co wane, dopiero takie "odbicie w lustrze" jest sam komrk (czenie obie
strony procesu). e nie jedna strona, nie jeden biegun zjawiska jest komrk,
ale dopiero o takim "wydarzeniu" (jako penej komrce, czy innej ewolucji)
mog mwi, kiedy ono przemieci si przez o symetrii, przez "zakrzywienie"
procesu. - jeszcze wicej, moje postrzeganie nie ujmuje, bo nie moe, jednej
strony komrki, ale widz, doznaj, rejestruj "komrk w przejciu", widz
i mierz zjawisko, ktre jest "w trakcie przechodzenia" przez o symetrii.
postrzegam zjawisko w "chwili" przejcia rodka, a nie "fakt" skoczony. akt
postrzegania jednej i drugiej strony cznie - to jest komrka, ciao, glob.
czy jego biegun w trakcie istnienia i zmieniania si. to moja "nieostro" w
widzeniu, niezdolno postrzegania oddzielnego elementw skadajcych si na
proces i ich "rozmycie", czne postrzeganie wielu zjawisk - to jest "fakt",
brya, czy proces. podprogowo wiele si dzieje, ale ja, powolny, "zgrubny" i
uredniony, nie mog tego dojrze. widz "zakres", nie elementy zakresu. i
widz komrk w jej "biegunowym" uoeniu. albo planet. albo siebie.
325
nie "co", nie "ciao", nie "brya" - ale proces. nie rejestruj, nie ustalam
niczego innego - jak proces i przemian. dociera do mnie wielo skadnikw,
z ktrych mog-musz utworzy jedno. ale to mi przesania skadowe. i owa
pozorna "jedno" staje si dla mnie czym stabilnym. bd, wszystko pynie.
ciao, fakt - to "przepyw" w trakcie przepywu. urednienie przepywania,
a wic dla mnie "film" ogldany z duym przyspieszeniem. to "gubi", przede
wszystkim "zaciemnia", "ukrywa" w moim postrzeganiu pojedyncze "kadry" takiej
wielowymiarowej projekcji, "widz"-doznaj caego "albumu", ale jednostka w
formie "zdjcia" (stanu chwilowego) jest nieobserwowalna. ale one s, takie
"kadry" filmu "istniej" bo ten "film" widz. s i "tykaj" kwantowo. ale
eby o tym si dowiedzie (i przekona), musz jednolity dla mnie fizycznie
proces logicznie "poklatkowa", obejrze w detalach - i ponownie puci go w
ruch. inaczej tego nie pojm, inaczej tego nie zdefiniuj (nie ponumeruj).
o symetrii, punkt zakrzywienia, "punkt lustra" - to jest "miejsce", zakres,
przedzia, w ktrym ewolucja "si skada". zakrzywia si, biegnie w drug
stron, "nakada" si na sam siebie a ja widz "z daleka" cao, jedno
w formie "ciaa", "procesu", bytu. - o symetrii to "linia" rodkowa, w/na
ktrej dochodzi do "dodania" drugiej strony. jak jedna kartka papieru, ktr
po/w linii zaginam razem tworzy dwustronne, a dokadniej: czterostronne, wic
pene zjawisko - tak samo "skadajca" si ewolucja dopenia si w momencie
przejcia. do punktu zakrzywienia bya jednostronna, po przejciu staje si
pena "penoprawna". i biegunowa.
tak to wyglda na rysunku, jeeli chodzi o bieguny:
326
- o symetrii ewolucji
bieguny zbliajc si do rodka s na etapie rozkwantowania. nastpnie, po
przejciu osi symetrii ewolucji, ju po drugiej stronie, staj si procesem
czenia. co byo pierwsze w rodku (jako pierwsze dotaro do osi), ulegnie
"odwrceniu" w procesie jako pierwsze i jako pierwsze oddali si. i zmiana
si zacznie. kade obserwowane "przebiegunowanie" to zmiana w jego toku. - a
nawet wicej: kady stan pola magnetycznego to obserwowane nie co innego, jak
przechodzenie biegunw ze strony na stron. ja to widz "od wewntrz" i "po
kawaku" (duym "kawaku"), ale na pewno nie widz caociowo i z zewntrz.
w takim przypadku, kiedy chodzi o wielk skal zmiany rozcignitej w czasie
(i przestrzeni), nie widz ani pocztku, ani koca tylko zawsze i wycznie
stany porednie. kadego dnia zjawiska s w innym punkcie, ale ja ustalam je
zawsze "na t chwil".
wane doprecyzowanie w oparciu o cytat z powyszego akapitu: "co byo pierwsze
w rodku (jako pierwsze dotaro do osi), ulegnie 'odwrceniu' w procesie jako
pierwsze i jako pierwsze oddali si. i zmiana si zacznie." - to zdanie
wymaga wyjanienia z kilku powodw. po pierwsze, cho prawdziwe, wprowadza
moe w bd. po drugie, z uwagi na wag zagadnienia, a tu omawiam o symetrii
ewolucji i odwrcenie kierunkw, czyli najwaniejszy fakt procesu, nie moe
by nawet cienia zafaszowania, std konieczno maksymalnej precyzji. po
trzecie, o symetrii i "odbicie" tak banalnie prosto si nie dzieje.
o co chodzi? nie odwouj si wprost do rysunku, cho to z nim jest w sposb
oczywisty powizane, zapisz to w formie cyfrowej. oto do ciaa o "cechach"
stanu osobliwego (lub dowolnej ewolucji) zbliaj si warstwy kwantowe, jako
wyrnione i nazwane przeze mnie stany: 1-2-3-4-5, i kolejne. jako pierwsza
w tym procesie dociera do brzegu, do dna, "do punktu" warstwa o numerze "1".
i teraz pytanie zasadnicze: co i jak odbije si od brzegu? - w tym momencie
analizy pomijam fakt, e logicznie biorc pierwsza warstwa w osobliwoci si
zatraci (zginie), bo jest pierwsz. to fakt. ale dla mnie, czyli osobnika w
procesie wewntrznego, nigdy wyrniona "pierwsza warstwa" nie jest tak w
ujciu generalnym, to zawsze zdarzenie jedno z wielu. wic tym samym ma ono
przed sob zbir poprzedzajcych, ktre s wobec niej tward cian. dlatego
mog pomin ten warunek zaniku w brzegu a skoncentrowa si ju na fakcie
"odbicia", osi symetrii zdarzenia. czyli na "stronnoci" ewolucji.
co si i jak dzieje w takim docieraniu warstwy "1" do bariery granicy? czy
si odbije? musi, nie ma wyboru. z tyu nacisk nastpnych warstw, prze ni
ciana, a proces musi si toczy "do przodu". - czyli dalszy tok zdarze ma
charakter "do tyu" w ujciu generalnym, tak to mona zdefiniowa w ujciu z
zewntrz. "do tyu", czyli do rodka ewolucji, do jej wntrza w sferycznym
opisie zdarze. - ale jak si takie "odbicie" od brzegu dokonuje? zaznaczam,
to nie jest trywialne pytanie. pozornie, "w prostym" ujciu oraz tumaczeniu
zjawiska, prostym, czyli "kanaowym", miabym "po drugiej" stronie taki rytm
i ukad warstw: 1-2-3-4-5, i kolejne. co byo pierwsze do osi symetrii, jako
pierwsze po stronie drugiej musi si pokaza. prawda? - ot sprawa a tak
banalnie prosto nie wyglda. dlaczego? ale, co podkrelam, mam "za swoimi
plecami" te kolejne warstwy, one cisn i nie mona ich pokona. warstwa dla
mnie "1", ktra dotara do brzegu i nie moe przebi warstwy do niej, tak to
mona okreli, "0", ma za sob warstw "2" - i jej take nie moe pokona,
przebi si prze ni. a proces, podkrelam, musi biec dalej. jeeli zao,
e jednak po drugiej stronie mam jako pierwsz warstw kwantw z numerem "1",
to uzyskam zadziwiajcy ukad wydarzenia o schemacie: 5-4-3-2-1 / 5-4-3-2-1.
czyli kiedy fala-warstwa "1" oddalia si ju na pi jednostek od centrum,
to kolejny zbir takich samych fal-warstw, te o numeracji 1-5 (takich samych
struktur, bo tu nie ma dowolnoci procesu, to s identyczne fale) te dwie
linie nie s do siebie symetryczne, ale dokadnie przesunite stanami. co
innego jest przed i po przejciu rodka.
327
- bieguny
na rysunku zamieszonym po lewej zaznaczyem, e bieguny tak tworzcej si
zmiany - e ewolucja zmienia si w dwu kierunkach. to znaczy, e w kadym
"kanale" (w postaci sfery) procesy biegn dwukierunkowo, wpyw i wypyw mog
si realizowa jednoczenie - to "szosa" dwupoziomowa, dwupasmowa. jedno
w postaci ciaa (tu planety), ale wielopoziomowo dochodzenia i oddalania
si warstw kwantowych, na jednym poziomie wpyw energii, na innym, ju jako
efekt "przetrawienia" wewntrz globu, wypyw. nie ma wpywu tylko w jednym
biegunie, jak i wypyw si moe realizowa wycznie w drugim. owszem, jest
w pomiarze dominacja jednego kierunku, mog wyznaczy na sferze dominujc
posta procesu i nazwa go "biegunem" ("s" lub "n"), ale nie ma zjawiska w
formie jednoznacznej, jednostkowej. to, co mam za "biegun", to co dla mnie
stanowi dowolny punkt pola magnetycznego (czy dowolnej ewolucji i dowolnej
w niej "czstki"), to zawsze-i-tylko proces o dwu kierunkach: czenia oraz
rozpadu, wpyw energii i wypyw. jedno tak obserwowanego "ciaa" to sutek
tego przepywu "widz" jedno, a to wielowarstwowe zoenie.
i to dlatego linie pola od jednego do drugiego bieguna mog przemieszcza
si w obu kierunkach bo to s rne poziomy i nie ma kolizji. nastpuje
przemieszczanie si "pionowe" zjawisk, czyli przechodzenie "z gry na d",
jako stanu "urednionego", a jednoczenie nastpuje zamiana w "poziomie".
czyli zanik jednego bieguna i jego potencjau, a wyrastanie siy drugiego.
to jest proces wielowymiarowy, trzeba o tym zawsze pamita. fizycznie jest
prosty, ale postrzeganie "nastpcze" zaciemnia, po prostu utrudnia dojrzenie
etapw porednich, a one tu s najwaniejsze. bieguny tworz si "pionowo",
w ramach ewolucji, ale zamieniaj rolami "poziomo", w ramach planety. mimo
e to fizycznie sfera, proces logicznie biegnie "w" warstwie, w poziomie.
acz fizycznie zmiana dotyczy rozkadu pionowego na planecie.
obrazowo mog powiedzie, e jeden biegun zajmuje stopniowo, krok po kroku,
miejsce drugiego e wymieniaj si pooeniem w sposb doskonay. jak jedno
pokolenie zajmuje miejsce po poprzednikach (i samo go straci na rzecz swoich
nastpcw), tak samo bieguny zamieniaj si miejscami. i dzieje si to dla
obserwatora zewntrznego "w ramach punktu". punkt jest ten sam, ale lokator
si zmieni (cechami). - przy czym "w przejciu" nigdy nie ma nawet momentu
zatrzymania czy pustki, mam zawsze cig energetycznych zjawisk, ktre tworz
fakt zmiany jako urednione, tu "przebiegunowanie". praktycznie (fizycznie)
nigdy nie ma chwili "rodka", czego na podobiestwo "ciszy magnetycznej"
bo to ogromna skala wydarze. zawsze jest jaka "drobnica", ktra ma inny w
odniesieniu do caoci stan i inn biegunowo. fakt uredniony daje sabsze,
ale zawsze i na pewno bieguny magnetyczne daje sabsze, ale pole z jego tak
wan funkcj. co zapewnia, e ochrona istnieje. a w efekcie nastpuje take
"wdrowanie" biegunw - ale nie po plancie, tylko w ramach tej ewolucji. nie
wdruj jako "punkt" na/po czym, lecz s przemieszczeniem si "w obrbie",
wewntrz zjawiska (od rodka, w rodku i najmniejszymi elementami). zamiana
biegunw dokonuje si "jeden na jeden", to jest zamiana jednego na drugi, ale
nie jednego przez drugi. biegun, czy dowolny stan dowolnej ewolucji, wyania
si "kwant po kwancie" w tym miejscu, ktry kwant po kwancie opuszcza stan
poprzedni. w tym procesie przepywania jednego faktu w drugi nie ma przerwy
wikszej od jednego kwantu, jednego kwantowego "tyknicia". "co" na "co"
si "wymienia" - a ja postrzegam trwao.
taki proces to stabilizacja przez odmienianie si, zmiana nastpuje przez
sam zmian, ktra oznacza stabilizacj. zmiana, oglna wymiana "czego tylko
si da", jest "bezbolesna" dla wydarze "na powierzchni" (lub nie tak bardzo
dramatyczna). jestem "po drugiej stronie lustra", ale jest zachowana trwao
i stabilizacja, kierunek jest utrzymany, procesy biegn, ycie moe si dzia
dalej.
wszystko po staremu. cho zarazem wszystko si zmienio.
329
- wenus
bardzo ciekawym, wymagajcym osobnego i wnikliwego rozpatrzenia jest, w cigu
omawiania "tunelowego" zjawisk w ewolucji, przypadek wenus. planety, w takim
zdarzeniu (i odniesieniu do zbioru planet) nie tyle moe wyjtkowej, co wrcz
dobitnie pokazujcej, jak si przepywanie energii przez "kana" ma wobec
kolejnych etapw planetarnej zmiany. to dopiero na tym tle ziemska ewolucja
ma swoje "dopenienie" - czyli, jak by nie powinno.
z ustale dotyczcych tej planety wynika, e posiada szcztkowe, jak to si
okrela, pole magnetyczne. jej do wyjtkow cech jest obrt dookoa osi
w rytmie nieomal rwnym obrotowi dookoa soca (tzn. czas obrotu dookoa
soca wynosi 243 dni, a doba wenusjaska trwa 116,8 dnia - czyli na wenus
s tylko dwa dni). a co wicej, co ma znaczenie w tu prowadzonej analizie,
ruch obrotowy planety jest przeciwnie skierowany do ruchu po orbicie (wenus
wykonuje dwa przeciwstawne sobie ruchy: wirowy w inn stron, obieg soca w
inn). - do tego dochodzi bardzo gsta atmosfera, ktrej skad przypomina
moe wszystko, tylko nie przyjemne miejsce do ycia. trzeba rwnie wspomnie
o temperaturze, cinieniu, zjawiskach geologicznych (wulkany) itd.
i jest jeszcze co, na co dopiero w ujciu kwantowym trzeba zwrci uwag:
odlego od lokalnej gwiazdy, ktra wynosi 108,2 miliona kilometrw. czyli:
108 000 000 : 300 000 = 360 : 60 = 6. wic pozycja planety jest praktycznie
dokadnie w punkcie kwantowym "6", tyle minut biegnie wiato od soca do
tego globu.
dlatego przytaczam te dane, e s niezwykle ciekawe. tutaj, przy omawianiu
przepywu energii przez "kanay" materii, staje si to bardo interesujce i
wane dla zrozumienia procesw. bowiem to na przykadzie wenus, powtarzam,
w sposb doskonay i detaliczny wida, jaki "pech" w ewolucji spotka, by
moe potencjalnie dogodn do ycia planet. a za to ile "trafie" przypado
na ziemi. przyrwnanie do siebie tych dwu planet, tak pozornie podobnych i
tak blisko siebie pooonych, przyrwnanie w ujciu kwantowych zasad, dopiero
to pokazuje, jak niewiele brakowao, eby mnie nigdy nie byo. odniesienia
midzy tymi planetami pozwalaj na peny "rejestr cudw", jak to okreliem,
w wyznaczaniu wszelkich ogranicze zaistnieniu ycia (w obrbie sonecznego
ukadu, bo dalej s nastpne). - rzeczywicie, skala tych ogranicze, ilo
wydarze prowadzcych do ycia jest tak wielka, e miao pozwala mi to na
twierdzenie, e wydarzenia takie, cho konieczne w Kosmosie (wiecznoci oraz
nieskoczonoci), we wszechwiecie s bardzo elitarnym zbiorem. skadaj si
na to ograniczenia samego procesu i ograniczenia samej ewolucji, przedzia i
ilo warunkw do zaistnienia ycia, droga, ktra musi si uoy w ewolucji
- to robi wraenie. i powtarzam: jest to proces oczywisty, musi zaj w tak
ogromnej skali odniesienia, ale nie jest to zjawisko, nie moe to by "fakt"
powszechny. to na przykadzie wenus wida doskonale. stosunkowo niewielkie
elementy skadowe procesu (ich brak lub znieksztacenie) powoduj, e ycia
nie ma i nie moe by (przynajmniej w "spontanicznej" formie, bez dziaania
czowieka).
dlatego wszelkie opisy naukowe, e wenus jest planet "wyjciow" i zdoln
potencjalnie do powoania tycia - to okazuje si w wietle ustale ewolucji
i jej praw po prostu niemoliwe. i to z licznych powodw, ktre postaram si
wymieni. nigdy wczeniej i nigdy pniej - nie miaa, nie ma i samodzielnie
mie szansy na ycie ta planeta nie moe. to wykluczone. to nie jest i nie
by nigdy glob, na ktrym mogo si pojawi "co" biologicznego, nie ma na
to warunkw. mimo pozornego podobiestwa, rozmiarw, gstoci planetarnej
materii, mimo nawet lepszego - pozornie - pooenia na skali odlegoci od
soca, czyli od ciepa mimo tego wszystkiego, a waciwie przez to wenus
nie tylko dzi, ale nigdy nie moga by yciodajna. dopiero przykad takiej
planety jaskrawo, jake jaskrawo pokazuje ilo ogranicze dla ycia. dlatego
jest si nad czym zaduma.
330
- wenus
- jako linia kwantowa numer "6"
co by si mogo dzia, gdyby bya to planeta identyczna do ziemskiej? co by
si dziao w kanale tak blisko pooonym gwiazdy, rda energii? jedynie w
tych okolicznociach moliwa odpowied brzmi: szybko by si zatka. dosownie
i dokadnie tak, zatka. a w kadym razie przepyw energii byby ograniczony.
powd? z nadmiaru. energia, ktra jest wciskana w kana, przy jej nadmiarze,
musi zaczopowa ukad. nacisk wystpuje, energia jest wtaczana w "may" wlot
kanau, nastpuje przed wlotem i w rodku "tunelu" spitrzenie fal, wchodzi
w gr tarcie i dua ilo wydzielanego ciepa, co jeszcze dodatkowo utrudnia
proces. dlatego on musi si wyhamowa, a kana si "zaczopuje". blisko tak
silnego rda kwantw w otoczeniu kanau i wlotu do, to oczywisty powd,
przyczyna zatkania. i to szybkiego. wenus jest tak blisko lokalnej gwiazdy,
e otoczona jest silnym cinieniem energii, ktre nie mogc si przedrze i
przepyn dalej, tworzy dramatyczne, gwatowne na poziomach zjawiska.
izolacja przepywu stabilizuje go na niskim puapie oraz waciwie wyklucza
jego prawidowe zachodzenie. przy czym jednoczenie i cigle dziaa nacisk
otoczenia, gwiazda skutecznie dostarcza energii. skutecznie i duo wicej,
ni dla ziemi. wytwarza si stabilizacja, ale stabilizacja "od gry", jako
efekt nacisku. i powstaje "cieplarnia". powstaje to, co mona nazwa sowem
"cieplarnia" (i tak to si w przypadku wenus okrela). nie ma ucieczki ciepa
(energii) ani w gb kanau, ani w gr (przez atmosfer). twarzy si bardzo
stabilna w czasie warstwa energetyczna. "termostat" (termos) planetarny jest
tutaj doskonay. a doskonao szkodzi. jak nadmiar.
warto w tym momencie wymieni najbardziej zasadniczy z elementw, ktry na
"pechowe" pooenie tej planety si skada: warstwa kwantowa oznaczona jako
"6". czyli odlego 108,2 miliona kilometrw od gwiazdy. co przekada si,
co oznacza czas biegu wiata (promieniowania) do planety w wielkoci minut
6. i to ten czynnik decyduje o wszystkim. a dodatkowo skorelowany wprost z
uoeniem warstw w stan izolatora, to dopenia "ponury" zbir uwarunkowa,
ktre zadecydoway (i decyduj nadal), e wenusjaski glob nie oy i sam z
siebie nigdy nie oyje.
co wynika z faktu przynaleenia do linii "6"? gwnie to, e proces zachodzi
w "przeciwfazie". to znaczy, e proces kwantowy w tym punkcie znajduje si
dokadnie w poowie pomidzy rodkiem a jego kocem, pomidzy punkiem "4" a
"8". takie pooenie powoduje, e wenus znajduje si idealnie w przeciwfazie
do procesu caoci ukadu.
czym to skutkuje? po pierwsze, obrotem przeciwnym do kierunku obiegu soca:
wenus obraca si w odwrotnym kierunku. wolno, bo jest may przepyw energii,
ale i ten szcztkowy nadaje ruchowi posta odmienn. to ju "gwarantuje", e
planeta jest nie do zasiedlenia przez ycie. w takiej postaci to nigdy nie
bdzie miejsce do zamieszkania. linia "6" oznacza, e wirnik planety obraca
si przeciwnie do caego ukadu, a przez "silnik" pynie prd o odmiennym w
stosunku do innych ukadw biegunowaniu, energia przepywa, ale jest w fazie
przeciwnej do caego rodowiska. i w tym punkcie nie mog powsta czstki,
ktre bd zgodne z regu ycia. nie ma w tym punkcie zdarze kwantowych o
penej formule, nie ma "wykoczenia". to miejsce porednie, dlatego nigdy o
penej formie.
miaa wenus pecha w rozdawaniu kart (pozycji) na niebie. - a trzy czynniki
sprzgy si, aby wytworzy takie warunki, o ktrych mona powiedzie wiele,
tylko nie jedno: e mog powoa ycie. przeciwnie, s to warunki przeciwne
yciu (o ile uzna, e ycie jest dla planet "szczciem", co wtpliwe...).
przynaleno do "warstwy szstej" zadecydowao o tym, e wenus jest planet
martw i tak zawsze bdzie w naturalnych warunkach. to "pechowe" pooenie
polega na tym, e proces ewolucyjny w tym miejscu nie ma zakoczenia i jest
tylko stanem porednim, wytworzone w nim konstrukcje s z zasady "kalekie".
332
- wenus
- "rozruch" (ksiyca, itp. przy okazji)
nie bez powodu podkrelaem fakt, e wenus (a sprawa ma si do podobnie w
przypadku ksiyca i innych, podobnych ukadw) nie moe samodzielnie ruszy
ju z miejsca, e na zawsze pozostanie w "przeciwfazie", docieplana z gry i
zaczopowana "na dole". w sposb naturalny to si nie odmieni i pozostanie w
obecnej formie energetycznej stabilizacji.
ale to jest opis na dzi i przede wszystkim opis dokonywany przez obserwatora
o skomplikowanej budowie i istniejcego. a jako taki, chciabym zmienia w
swoim otoczeniu to, co mog. planeta wenus nie wie, w jakim miejscu toczy si
jej orbita oraz jakie to niesie konsekwencje nie wie, dlaczego krci si w
odwrotn stron ani jak to zmieni. jednak ja, obserwator, wobec tego procesu
may i ulotny wiem. a skoro wiem, skoro kiedy ten glob moe mi przyda si
do czego (choby na organizowanie piknikw na skraju drogi), to warto, nawet
trzeba pomyle, jak to przeprowadzi. i jest to zadanie do wykonania.
pojawia si wic ciekawe zagadnienie logiczne, a fizycznie zasadne pytanie:
czy mona ruszy z posad bry wiata (w tym przypadku wenusjaskiego)? - i
odpowied: mona. jak najbardziej. i nie potrzeba adnego lewarka czy punktu
zaczepienia, wystarczy nieco oleum w gowie...
pomys na ruszenie bryy wiata jest bardzo prosty i znany od dawna. trzeba
dobudowa, doda do planety pole magnetyczne. tylko tyle - a tyle. w wyniku
tego powstanie ruch, sia dziaajca na otoczenie. po prostu pole magnetyczne
planety rozrusza, poruszy i "zakrci" globem. operacj "przestrojenia" wenus
moe rozum powanie bra pod uwag, to na pewno si opaci. dobudowanie pola
jest proste i "banalne", nie potrzeba wielkiej skali prac i ogromu materiaw
- co nie znaczy, e chodzi o rutynow operacj. potrzebnych jest tylko nieco
uzwoje... uzwoje, poniewa trzeba planet "okablowa", "odrutowa". i to w
sensie dosownym. odrutowa tak, jak si nawija na wirnik silnika miedziany
drut. identycznie na planet trzeba "namota" przewodnik, po prostu "gruby"
kabel. namota poudnikowo, w kierunku od bieguna do bieguna, i w odstpach
geograficznie bliskich (i nieprzypadkowych, co zrozumiae). nie mona marzy
o uczynieniu z planety "magnesu trwaego", jak mona by sobie to prostacko
wyobraa, ale za to mona ze zrobi magnes nietrway (zmienny), jako efekt
przepuszczania energii przez zwoje rozmieszczone po planecie. nie ma mowy o
wywoaniu przepywu energii w naturalny sposb, czyli w kierunku w gb, bo
na to nie zezwala budowa geologiczna - ale mona wytworzy pole niejako na
zewntrz niej. i to wystarczy do wywoania, wymuszenia ruchu. a e zasilanie
tego ruchu bdzie leao w elektrowni? c za rnica, skd pochodz kwanty
potrzebne do obrotw? czy ich rdo jest w gwiedzie i nastpnie przepywaj
przez planet, czy z zapasw materiaw rozczepianych - to przecie to samo.
i efekt ten sam: pole magnetyczne. i ruch planety.
wicej, takie pole mona stabilizowa w dowoln posta. a to ma przeoenie
nie tylko na dopasowanie si do linii kwantowej, ale moliwe bdzie rwnie
takie uksztatowanie pola (jak ju to ju), e bdzie odpowiadao warunkom,
ktre musi mie ycie. czyli wpisania go w rytm 24 godzinny. i to w kierunku
zgodnym z ziemskim poruszaniem si. moliwo wyrwnania bdu natury, ktry
nada kierunek wenus przeciwny do "normalnego" - to jest w zasigu, to ley
w tym projekcie jako moliwo. co naturalne, trzeba tylko staej kontroli i
staego dopywu energii. i bdzie to pracowa. i wenus stanie si moliwa do
zasiedlenia przez czowieka. w pierwszej kolejnoci, to oczywiste, poligonem
dowiadczalnym bdzie ksiyc (o ile bdzie na to zgoda, po do skrupulatnym
podliczeniu moliwych zyskw oraz wywoanych tym zaburze). to si zwyczajnie
opaci, w kadym razie poruszenie w ten sposb "nieruchomego" satelity ziemi
jest moliwe. a by moe konieczne. pniej inne podobne ukady. - wszystko
si krci, ale z jakiego powodu, to w ewolucji nie ma znaczenia. w oglnym
ujciu to przecie i tak jeden proces.
333
kosmologia 3.4.
334
czy wyszy, kolejny poziom zmiany zaczyna kwantowa "jedynka", czy chodzi o
wielko podwojon? to na ten moment nie jest oczywiste. dlatego wymaga to
analizy. przecie z faktu podwojenia wynika, e ewolucja ma na wejciu, musi
posiada na kolejnym poziomie wielko 256 komrek, dlatego dylemat jest i
jest zasadniczy. musi mie tyle, bo jest ju faktem podwojonym, ale skd, jak
i dlaczego do tego stanu dochodzi, skoro na podpoziomie mam wielko kocow
128? mam przeskok od stanu 64, w ktrym ewolucja si koczy (tyle obserwator
zewntrzny widzi), a do stanu 256, kiedy to objawia si ju na/w nastpnym
punkcie procesu. takie fakty potwierdza obserwacja podziaw komrkowych.
ten nastpny rzut wydarze co prawda szybciej si dzieli, ale nie dzieli si
skokowo. w ewolucji adnych skokw by nie moe i nie ma prawa. skd wic ten
rzut o a 4 wielkoci?
sprawa w odpowiedzi jest w zasadzie banalna, ale jej ustalenie przyszo z
trudem. chodzi o to, e nastpne wydarzenie, ju w nastpnym cyklu, musi si
zaczyna od stanu 256 (kwantw, "obrachunkowych jednostek"). w punkcie "8/0"
mam kwantowy stan dla poziomu wyszego (dodatek "0" do semki oznacza wanie
fakt rozpoczynania w tym miejscu nastpnego odcinka oraz nowej ju ewolucji,
"stary" proces si w "8" koczy i dopenia, a w "0" zaczyna si nastpny punkt ten sam, "punkt przejcia", ale dla jednego cyklu to koniec zdarze,
dla nastpnego dopiero "jeden kwant" i pocztek). problem natomiast pojawia
si z wyjanieniem, dlaczego w punkcie "8" jest dopeniona, wic 128-kwantowa
"komrka", ale "o krok dalej", w punkcie "0" ("8/0") pojawia si ju wielko
256 elementw? skd to podwojenie? e jest to podwojenie, to fakt i fundament
procesu (i jego rozumienia). tylko skd i dlaczego druga taka sama wielko?
w ogldzie zewntrznym procesu na tym "wyszym" poziomie mam 256 jednostek,
a przecie skoku by nie moe. co si dzieje? przecie nie ma adnej przerwy
w zjawisku, adnej "ciemnej ewolucji" (ukrytej). jest "banalne" podwajanie tylko jak to si dzieje?
pomidzy punktem "7", wic brzegowym stanem w ewolucji pierwszego rzutu (na/w
podpoziomie) a punktem "1", czyli pierwszym punktem rzutu nastpnego, nie ma
i by nie moe zmiany (dla obserwatora wewntrznego, bowiem zewntrzny ten
przedzia zarejestruje) - jednak to w/na tym przedziale ewolucja osiga swoj
wielko maksymaln, rozkwantowania lub czenia si energii. w punkcie "8"
("8/0") uzyskuje stan 128 kwantw, ale nie komrek. jest tu "osobliwoci",
dociera do brzegu tego cyklu, ale w tym punkcie nie ma "komrek" i penych
ewolucji, nie ma ju ewolucji jako takiej - jest koniec wydarze w obserwacji
zewntrznej. na/w punkcie "8" proces koczy si dla linii "niszej", dochodzi
w ramach jednego zdarzenia do wielkoci "8", przestaje by wewntrznie, dla
obserwatora postrzegajcego "od rodka" widocznym - i wypada "poza" proces.
jest osobliwoci i jednoci w ramach wyrnionego poziomu. a jednoczenie
jest kwantem, staje si kwantem poziomu w ewolucji "wyszego" (bardziej ju
skomplikowanego, o ile to cig czenia). co si koczy - co zaczyna, a
punkt "8/0" jest punktem przejcia w tym procesie. to "o" symetrii, "punkt
zakrzywienia". dlatego tak wany.
jednoczenie, o czym naley pamita, stan "128" jednostek, ktry zaistnieje
w punkcie "8/0" i jest kwantem nastpnego rzutu ewolucji, jest stanem jednego
kwantu logicznego dla procesu dalszego cigu. przy czym, co wane, w ujciu
wewntrznym w punkcie "8/0" jest 128 kwantw, ale biologicznych komrek, ju
ogldanych zewntrznie, mam tylko 64, w rodowisku tyle widz komrek. jest
128 kwantw, jest zarazem jedno, czyli osobliwo jednego kwantu nastpnego
rzutu ale take, kiedy analizuj ju wysoki poziom zjawisk, mam stan nie
128 komrek penych - ale 64. 128 jest ju dwudzielnym stanem, ktry na tym
poziomie koczy cykl zjawisk, uzyskuje wielko kwantow pen (128), ale w
procesie, fizycznie s obserwowane 64 komrki (czy inne ewolucje). i by ich
wicej nie moe, bo to przedzia w obserwacji brzegowy, dlatego zawsze poza
rejestracj (obserwacja ustaje w punkcie "7", a zaczyna sie na nowo w "1").
338
- "zoenie", o symetrii
ponownie wracam do zagadnienia "skadania" si ewolucji w osi symetrii, w
"zakrzywieniu", bo to chyba, mam takie wraenie, najwaniejszy element caego
rozumowania o ewolucji. bez tego nie ma szansy na dalsze (oraz wczeniejsze)
zrozumienie procesw. kiedy nie bd postrzega zjawisk, wszelkich zjawisk,
jako "rozcignitych" po "dwu stronach" "lustra" (osi), jeeli nie postrzeg
tego jako procesu w toku i dziejcego si "krokami" (kwantowymi), jeeli nie
wyzbd si w pojmowaniu ujcia "liniowego" (potrzebnego wczeniej, tutaj ju
balastu), to niczego nie zrozumiem z ewolucji.
"lustro" procesu powstaje dlatego, e ten proces po prostu "troch" trwa
musi trwa. gdyby to by przepyw ze strony na stron nagy i "momentalny",
gdyby nie byo w tym pewnej "bezwadnoci", nie byoby odbicia w lustrze - i
w ogle ewolucji by nie byo. kwant po przejciu zakrzywienia, po odwrceniu
si w "drug" stron - jednoczenie, "obok", "rka w rk" ma "sam siebie".
te same i takie same kwanty maj po obu stronach te same wielkoci, to s te
same warstwy kwantowe. oczywicie ten "tu obok" kwant logiczny procesu nie
jest tym samym kwantem, to inna i odrbna jednostka energetyczna ale jest
taki sam, identyczny pod kadym wzgldem. i w tym sensie jest to "odbicie"
siebie samego, bliniak doskonay. fizycznie, w procesie nie ma znaczenia,
skd si w tym miejscu wzi taki kwant - wane, e jest. i e moe wej w
zmian, wsppracowa. liczy si kocowy efekt, tu nikt nie pyta pochodzenie
i przynaleno do generacji (czy organizacji). to ma znaczenie w logicznym
ujciu, kiedy analizuj zjawiska krok po kroku, ale dla ewolucji to obojtne.
chodzi o cig dalszy, a wszystko inne jest pochodn bez znaczenia.
kiedy wic ujmuj fakty "z oddali", z wysoka i rozmyte, a inaczej nie mog,
to "jednoczenie" postrzegam dwie strony (oczywicie przesunite o jednostk,
o jeden kwant, co dla mnie jest niedostrzegalne). a skoro jednoczenie, to
widz je jako jedno, "ciao", lub siebie. energia "przepywa" i zakrzywia
si, a ja widz cigo, jedno, stabilno. wszystko pynie, a ja widz,
rejestruj stabilizacj w konkretnej formie. co, co si podwaja i powiela w
"osi lustra", ma dla mnie wymiar jednego stanu, jest jednym kwantem. dlatego
mog powiedzie, e mam w punkcie "8/0" zarazem 64 komrek, mam 128 kwantw,
mam 256 kwantw i mam 128 komrek. - tylko e, tak naprawd, w tym momencie
mwi nie o punkcie "8/0", ale o caym, rozwlekym przedziale procesu, ktry
rozciga si od punktu 7 poziomu niszego, zakrzywia si w 8/0 - i koczy w
stanie 1 poziomu wyszego. ale o tym fizycznie wiedzie nie mog, tego ju
"nie widz". te dwa skrajne przedziay ewolucji, dochodzenia i odchodzenia
od punktu symetrii, one s dla mnie jednym fizycznie stanem, ich elementy s
w mym odbiorze jednoci. a jako zakresy brzegowe i jednokwantowe z zasady,
s poza rejestracj. i wypadaj z pomiaru. stwierdzam istnienie faktw przed
tymi przedziaami lub po nich i dlatego widz procesy ju zoone, ktre
przemieciy si przez o symetrii i ktre s powielone, podwojone, wic ju
dwustronne. moje opnione postrzeganie (lub przedwczesne) nigdy nie siga
brzegu. nigdy.
dlatego, jeeli zapisuj na rysunku wielko "(l)" i "(128)" jako istniejce
w nawiasach, to chc powiedzie w ten sposb, e ich nie ma dla obserwatora
w obrbie wydarze, dla niego ewolucji tu nie ma. mog wyznaczy je, kiedy
umieszcz punkt obserwacji na zewntrz, poza zmian, czyli kiedy to bdzie
ujcie logiczne - ale dla mnie, fizycznego zdarzenia, s to stany oraz "byty
potencjalne", brzegowe, zawsze "poza". na pocztku jest stan jednej komrki
(dwu podwojonych rodzicielskich), ale nie dzieje si tu adna ewolucja z
mojej perspektywy, bo mnie, jako obserwatora, nie ma. - to samo w brzegowym
zakresie drugiej strony, jest potencja 128 komrek, ale one nie istniej w
tak zakrelonej ewolucji. warunkuj dalszy tok procesu, ale eby przej z
"przedziau potencji" do "przedziau faktw" ("przedziau realizacji"), musi
proces si "zakrzywi", "odbi w lustrze" brzegu.
341
- o symetrii - "podwajanie"
- rola "obserwatora"
zagadnienie "obserwatora" (zaraz wyjani, dlaczego bior to sowo w znak
umownoci) jest rwnie fundamentalne w ewolucji i w jej obserwacji. to nie
podlega dyskusji. dlatego termin i odwoanie do takiego bytu wielokrotnie
na tych stronach ju si pojawiao i bdzie si pojawiao. jednak obecnie,
kiedy analizie podlega o symetrii, podwajanie i zakrzywienie oraz punkt
osobliwy ewolucji, punkt "8/0", musz pojcie obserwacji i pomiaru opisa w
odniesieniu do niego (czyli "osobnika" rejestrujcego zdarzenia). i to nawet
z kilku powodw.
po pierwsze, ma to znaczenie dla zrozumienia tego punktu i faktu "podwajania"
w nim wydarze energetycznych. bez odwoania si do obserwatora (i pojcia
obserwacji), i to w maksymalnie szerokim ujciu tego terminu, nie zdoam w
peni wyjani roli osobliwoci (koca-pocztku) w procesie, jak i istnienia
samego obserwatora nie miabym na czym "osadzi". - po drugie, co wane, jest
to dopenienie do w zapisie nieco wczeniej zamieszczonego obrazu procesu jako docieranie do punktu brzegowego kolejnych warstw i ich "odbijania" si
od niego. to jest bezporednie nawizanie do tego ujcia, obecny zapis jest
kontynuacj tamtego, ale co innego wysuwa si na plan pierwszy obserwator
wanie. to rola pomiaru, doznania, rejestracji jest najwaniejsza w chwili
obecnej. o ile w tamtym zapisie chodzio o opisanie fizycznie dziejcego si
wszechkierunkowo procesu, ktry logiczne prezentuje si nastpczo i liniowo,
to w tej chwili opis musi wyj poza, wzej powyej tamtego. jest pochodn
tamtego ale jest zarazem now jakoci.
dlaczego tak silnie wi poznanie punktu "8/0" z obserwatorem, dlaczego do
opisania osobliwoci i brzegu potrzebuj kogo/czego, co taki fakt bdzie
zdolne ustali? to nie przypadek, "obserwator" w tym ujciu jest funkcj oraz
pochodn punktu "8/0", to efekt odbicia si procesu od granicy i powracania
fali do wntrza ewolucji. "obserwator", kady fakt mnie otaczajcy, byt jako
wyrniony i ja sam, to skutek, efekt, rezultat tego czasoprzestrzennego
"zakrzywienia", "odbicia" procesu.
to ju pado wprost kilka stron wczeniej, tutaj tylko powtarzam, poniewa
ma to zasadnicze znaczenie. a po drugie, dla jasnoci tego stwierdzenia, eby
uwypukli ten fakt. chodzi o "powolno" rejestracji, moj zawsze w stosunku
do wydarze "zgrubn" obserwacj. a w efekcie postrzeganie rozbudowanych ju
wielkoci w procesie na zakresach poza-brzegowych, podwojonych, ewolucyjnych
(brzegowych przecie nie sigam). powtrzenie tego ustalenia w tym momencie
i w odniesieniu do samego obserwatora, to ma gbokie znaczenie.
dlaczego? dlaczego w powyszym zapisie stosuj na pojcie "obserwatora" tak
wanie formu? sam termin wydaje si jednoznaczny i przewanie jest w tym
konkretnym ujciu tutaj stosowany, ale nie mog w obecnym punkcie tak czyni,
bo wprowadza w bd. obecnie musz pojcie "obserwacji" rozcign szeroko,
maksymalnie szeroko. tak szeroko, jak to tylko jest moliwe. co to oznacza?
e w poczeniu z punktem osobliwym ("8/0") musz termin "obserwacji" przyda
wszelkim formom istniejcym w obrbie wiata w ramach wszechwiata. kada
zoona struktura, kade "ciao" i byt to obserwator. drobiazg subatomowy,
ja w formie ciaa, czy obserwacja jako taka planeta, gwiazda, wszechwiat
w postaci fizycznej (wszechwiat dzi tak pojty), to wszystko jest stan
"obserwacji", to "uczestnik" ewolucji na prawach jej postrzegania. oczywicie
termin potoczny zawiera w sobie, jako stan konieczny i intencjonalny, cz
aktywn poznania (akt poznawczy nakierowany na "obiekt") ale w ujciu tu
prezentowanym musz "obserwacj" rozcign na wszystko, co istnieje. jako
"istnieje" w postaci skomplikowanej. mona, dla jasnoci, eby nie miesza
poj, stosowa termin "doznanie", "uczestniczenie aktywne", "zaistnienie",
ale mimo wszystko najbliszy jest mi "obserwator". pojcie jest adekwatne do
treci, a w powizaniu z wyraonym zastrzeeniem, spenia swoje zadanie.
344
- obserwator
dlaczego mwi o "obserwacji" w przypadku np. atomu czy planety, czy innego
dowolnego ciaa? dlaczego nie ograniczam postrzegania do rozumu? poniewa w
powizaniu z osi symetrii procesu, z podwajaniem ewolucji kady taki "byt"
postrzega, rejestruje i mierzy, i "doznaje". kady byt materialny fizycznie
jest efektem podwajania i istnieje dziki temu.
oto gdzie tam, bardzo nisko w stosunku do mego istnienia (czy dowolnego w
zakresie fizycznym), tyka proces kwantowy. z mojej, z kadej wewntrznej w
ewolucji pozycji obserwacyjnej, jest to zdarzenie poza rejestracj, jest w
zakresie brzegowym (przedziale brzegowym dokadniej) ale jest. musi by to
najmniejsze z moliwych "tykni", eby moje tykanie zegara byo. jest to na
tyle szybka zmiana, e kiedy warstwa kwantowego wydarzenia, jak to wczeniej
pisaem, dociera do osobliwoci i si od niej odbija, e kiedy proces osiga
punkt "8/0" i powraca do wntrza to ten "fakt" dzieje si dla mnie w takim
tempie, e "widz", "rejestruj", tylko doznaj ten stan. on mnie i wszystko
wok tworzy, to tempo zjawisk jest fundamentem, ale ja postrzegam i doznaj
efekt, ale nie mog go w aden sposb fizycznym pomiarem sign i ustali.
logicznie tak, wiem, e jest i jaki jest ale fizycznie nie mam tam nigdy
wstpu. nigdy w pomiarze. ale w kadej chwili i zawsze w moim doznaniu. dla
mnie stan "teraz" zmiany jest dostpny bezporednio, ale w analizie, w jako
zdefiniowanym pomiarze, tylko porednio. jestem, zmieniam si, doznaj tego
faktu ale przedziau, procesw toczcych si brzegowo (i podprogowo) nie
mog pomierzy. one mnie tworz, ale s poza rejestracj.
"drgania", ktre zachodz na tym najniszym przedziale s tak szybkie, e z
mojej perspektywy s staoci, tworz stabilny grunt pod nogami tworz to
wszystko, czym jestem i w czym jestem. proces dochodzenia do "osobliwoci"
warstw kwantowych - i ich oddalania si i ponownego przybliania czyli
"drgania" na zakresie do mnie brzegowym, to zachodzi tak szybko z mojej ju
"wysokiej" i skomplikowanej pozycji, e staje si dla mnie "cian", faktem,
ciaem materi lub promieniowaniem w fizycznym ujciu. proces tyka i drga
w szalonym tempie, ale ja widz fakt, struktur czy siebie. dlaczego? ale
to banalne to samo widz i to samo doznaj w kadym przypadku, kiedy mj
zmys wzroku (w poczeniu z umysem) rejestruje szybkozmienny w stosunku do
moich moliwoci proces. co wwczas widz? jeeli jest to "prosty" fakt, co
pdzi ze strony na stron, to mam wraenie "smugi", kiedy taka smuga bdzie
koowaa i zataczaa okrg zobacz koo. zobacz koo, poniewa w odbiorze
moim fakt skadajcy si niewtpliwie logicznie z elementw, z poszczeglnych
stanw energetycznych (i kady z nich jest opisywalny w sposb dokadny oraz
jednostkowy) ten fakt dla mnie "czy" si w jedno, jest jednym faktem.
zmiana tempa procesu ten "ziarnisty" proces rozbije dla mnie na elementy,
ale kiedy zachodzi z normaln dla siebie rytmik, mam w odbiorze jeden kwant
obserwacji. kiedy natomiast postrzeenie bdzie dotyczyo wielokrotnego ju
zoenia "krgw" o rnych rednicach, "namota" mi si w obserwacji "kbek"
i sfera czasoprzestrzenna sfera ewolucji. czyli kady skomplikowany, dla
mnie fizyczny byt.
podkrelam, to moja cecha (obserwatora), moje zdolnoci obserwacyjne s tym,
co decyduje o zaliczeniu procesu do cigego czy skwantowanego to ja, byt
o skomplikowanej budowie, nadaj znaczenie i form wyrnionemu postrzeganiem
zbiorowi elementw, bowiem kady taki zbir (sam dla siebie i "w sobie") jest
zdarzeniem, ktre tworz kwanty. jestem ciaem, na ktre skadaj si liczne,
maksymalnie liczne w ewolucji poziomy i dlatego na kady mj akt poznawczy
skada si wielko procesw niszych. zanim one si zbior w kup, zanim je
opracuj, zanim wycign z tego wnioski, to wiat w jego najniszym poziomie
przekrci si po wielekro (i do potgi). w moim odbiorze kady obserwowany
fakt energetyczny to zoenie, suma niej lecych zdarze. ja nigdy, nigdy
nie widz jednostki, bytu prostego. zawsze postrzegam "kawaek".
345
- obserwator
- "twardo" wiata
moje postrzeganie, "postrzeganie" dowolnego obserwatora w obrbie wiata mi
fizycznie dostpnego to zawsze zoenie, nigdy pojedynczy stan, ale to ma
przeoenie na wszelkie poznanie i wszelkie fakty. co bowiem wynika z ujcia,
e kady byt jest zoeniem? jak naley rozumie ustalenie, e w najniszej,
"dolnej" strefie istnienia rzeczywisto, to, co za rzeczywisto traktuj,
nie wystpuje, e nie ma czego takiego, jak "opoka" (czy podobne)? - temat
by poruszany wielokrotnie, ale jest tutaj wany, i jeszcze powrci. dlatego,
e musz si przyzwyczai do myli, e w swoich podstawach, na fundamentalnym
oraz tylko logicznie dostpnym poziomie, jest wiat nie "twardym" i "opornym"
sam z siebie, ale dlatego takim dla mnie jest, takim go odbieram, e zachodzi
poczenie dwu elementw: energii i prni. to w zdefiniowaniu generalnym. a
w rozszerzeniu jest to poczenie kwantw i ich ruchu w prni. i to te dwa
stany tworz to, co mam za podparcie do istnienia i za swoje istnienie.
mwic inaczej, "rzeczywisto" to ruch (czy drgania w przedziale), ktre s
dla mnie stabilnoci. wiat nie dlatego jest dla mnie "twardy", e materia
jest tak, ale ma cech "twardoci" dla mnie, bo ja tak doznaj zachodzcych
w otoczeniu procesw. a dlatego tak doznaj, e skadniki mojego istnienia
s "zabudowane" elementami w trakcie ruchu, przepywania, przemieszczania si
midzy punktami osobliwymi ewolucji. co dla mnie "twardego" jest takim, bo
jestem zapeniony i zbudowany z procesw szybszych od mojego istnienia oraz
postrzegania. kiedy wic moje ciao i jego poszczeglne elementy napotykaj
w otoczeniu inny byt, to napotykaj rwnie struktur rozbudowan, daleko i
szeroko rozcignit swoimi procesami (w czasoprzestrzeni) i musz stawi
opr. moje ciao zderza si z elementami o takiej samej budowie, logicznie
jest to ciana i paszczyzna, i efektem jest odbicie si od przeszkody. lub
rozbicie si o ni, kiedy ruch mojego ciaa wzgldem ruchu "przeszkody" jest
duy swoj wartoci. kiedy spotykaj si struktury, ktrych wewntrzny stan
"drga", czyli ruch elementw skadowych w ich cigym tworzeniu-zanikaniu
jest identyczny (a przecie jestem zbudowany z tych samych elementw, ktre
wystpuj w otoczeniu) - to w takim "spotkaniu"-zderzeniu cia "swj trafia
na swego", zbiory wchodz we wzajemne relacje (dopenienia lub oporu). efekt?
doznaj "twardoci".
wiat fizyczny, kady element wiata rwnie doznaje "twardoci", poniewa
dla kadej energetycznie skomplikowanej formy wszechwiata "postrzeganie" z
jej punktu widzenia przebiega dokadnie tak samo: jest opnione w stosunku
do reakcji najniszych (bardzo opnione). jak dla mnie "smuga" tworzy si
dlatego, e nie wyrniam skadowych (czyli "kadrw" w filmie), tak samo dla
kadego bytu wiat prezentuje si jako zoenie - kady fakt jest zoeniem
procesw. dla mnie obserwacja dlatego jest moliwa, e skadaj si na ni
liczne procesy, ale tak samo fakt fizyczny istnieje, poniewa zawiera w sobie
liczne elementy. "bezwadno" obserwacji, ale rwnie "bezwadno" kadego
istnienia s "podszewk" wiata. kwanty dosownie tkaj fizyk. nie ma czego
takiego, jak "fakt elementarny" w fizycznym zakresie, zawsze mam energetycznie
zoony i skomplikowany stan. w obserwacji zoony moj powoln reakcj, ale
zoony i w doznaniu, bowiem zachodzi znaczca, ogromna rnica tempa mojego
istnienia i procesw tworzcych. doznaj je, ale nie rejestruj. - ja to byt
powolny i efekt bezwadnoci procesu, jego zazbiania si i skadania w due
struktury, dlatego zdarzenia brzegowego nie zaobserwuj. moja obserwacja jest
zgrubna, przypomina spojrzenie osoby z wad dalekowzrocznoci: postrzegam od
punktu, kiedy ten punkt ju jest (wic ma wielko fizycznie znaczn). a po
drugie, kiedy si przemieszcza, i to wolno. widz daleko od osobliwego punktu,
w efekcie cay mi najbliszy przedzia znika z rejestracji. jednak nie wolno
nigdy z tego wycign wniosku, e odbieram (ustalam) w takim "upoledzonym"
postrzeganiu cay wiat, e to wszystko. kiedy tak postpi, popeni bd.
346
1
2 (128 : 64 = 2)
4
8
16
32
64
128
256
512
1024
2048
4096
8192
16 384
32 768
65 536
- "komrka ewolucyjna"
- pojcie "komrki" - "piramida komrek"
- ogld zewntrzny ewolucji
- stany brzegowe - "bezwadno" zjawisk
poniewa komrka biologiczna to wane w ewolucji zdarzenie, zwaszcza przez
odniesienie do mojego istnienia, dlatego warto procesom, ktre j formuj,
przyjrze si gbiej. a po drugie dlatego, e jest to analogia do kadej
zmiany ewolucyjnej. mwi "komrka" - myl ewolucja.
punktem wyjcia musi by eksperyment, czyli odniesienie teoretycznych ustale
do rzeczywistoci, to najlepsza - jedyna metoda weryfikacji hipotez. kiedy
mam ustali, co z produkcji umysu posiada charakter oczywistoci i wystpuje
"namacalnie", co z konstrukcji opisujcego wiat obserwatora ma sens, a co
jest "zudzeniem" poszukiwacza prawdy - to musi pojawi si eksperyment, musi
ustalenia logiczne potwierdzi zbadany konkret, np. "komrka" (biologiczna).
przez eksperyment do wiedzy pewnej, tego podkrela nie musz - co najwyej
do tego si zastosowa. dlatego w tym miejscu wypada, jest wrcz konieczne
przyjrze si ustaleniom, i to pod ktem ich odniesienia do eksperymentu. co
w moim przypadku przekada si na pytanie: a jak ma si to, co wyej zostao
policzone, do procesw realnych? jak ustalenia kwantowe maj si do fizycznie
i przez przyrzdy (niekoniecznie powikszajce) ustalane fakty? sprawdza si
to, czy trzeba co doda?
wystarczy przyjrze si dokadnie rysowanej (nie tak dawno) oglnej formule
przebiegu ewolucji, czyli podziau na przebieg "wewntrzny" i "zewntrzny" wystarczy przeledzi, jak zaczyna si oraz kontynuuje w kolejnych odcinkach
ewolucja, eby nabra przekonania, e cho zasad ustaliem dokadnie, e tak
zawsze i w oglnym schemacie powstaje i toczy si ewolucja, ale jednak trzeba
co do tego dooy. pytania, ktre stawia sobie w chwili pocztkowej biolog
(w chwili oznaczajcej tworzenie si faktw "komrkowych", podzia itp.), te
pytania s zasadniczym powodem uzupenienia obrazu procesu.
co postrzega obserwator, ktry rejestruje pocztek ewolucji biologicznej? dla
jasnoci i wyrazistoci procesu ograniczam si do zbioru komrek ycia, ale
opis, wiadomo, stosuje si do wszystkiego. w procesie kwantowym wydarzenia
przebiegaj jako przechodzenie na kolejne poziomy, i jako podwojenie. czyli
pierwszy stan, pierwszy etap wydarze w ewolucji to dwa kwanty, dwie komrki.
i to jest zasadniczy punkt rozumowania. tutaj, na/w tym pierwszym etapie co
si dzieje, co nie posiada, pozornie, odpowiednika w innych etapach: s dwa
kwanty i dwie komrki ("rodzicielskie"). podkrelam, mam tu jednoczenie, w
obu sposobach liczenia (wedug zasady "7/7" i "8/8"), w obu przypadkach mam
tu t sam wielko, ewolucja zaczyna si tym samym stanem. czyli kada tutaj
zaangaowana w proces komrka, sama z siebie podwojona, buduje rwnie stan
podwojony. czy to nie jest pomyka? nie. dlaczego? poniewa ewolucja musi si
zacz od dwu kwantw - eby moga w ogle zaistnie. oczywicie mgbym
powiedzie, e zakres biologii jest ju wewntrznym, bardzo skomplikowanym i
dwudzielnym z zasady elementem rzeczywistoci, e dwa kwanty (tu dwie komrki)
musz by u pocztku "narodzin" - ale tu chodzi o jedno zjawisk. jeeli to
dzieje si w ten sposb przy komrkach, to wystpuje i w kadym procesie.
obie zasady, oba sposoby postrzegania maj w pocztkowym punkcie ten sam i
jeden stan: dwa elementy. w ewolucji nie ma wielkoci jednego kwantu. widz,
obserwator zewntrzny go "zarejestruje", ale to przecie nie jest wydarzenie
ewolucyjne, to "powka" ewolucji (potencjalnej ewolucji). - "powka" dla
obserwatora wewntrznego, ktry stara si dojrze fakt pocztkowy (i to jest
ta "synna" powka kwantowa). w takim pocztkowym punkcie ilo logicznych
kwantw procesu jest rwna temu, ile jest komrek. to dokadnie w momencie
"styknicia" si na "jeden kwantowy krok" elementw (komrek) startuje proces
- wczeniej go nie byo, zaczyna si od chwili poczenia dwu rodzicielskich
kwantw. dopiero w tym punkcie ewolucja konkretnego bytu nabiera znaczenia.
348
jak biolog opisze wydarzenia, kiedy obserwuje komrk? dla niego, jak i dla
kadego obserwatora wewntrznego, procesy zaczn si toczy dopiero z chwil
pierwszego podziau, a nie z chwil poczenia komrek rodzicielskich. midzy
spotkaniem komrek a podziaem jest zakres ciemny procesu, podprogowy w tym
ujciu. dopiero podzia oznacza, e wydarzenia nabray cech, e poczynaj
si tworzy struktury. "czas ewolucji" zaczyna tyka od chwili spotkania si
dwu komrek (tu komrek rozrodczych), jednak skutki tego zdarzenia dotr na
poziom fizycznej obserwacji "po jakim czasie" - i s dalekie z tego punktu
widzenia, s przedziaem zdarze o licznych "zakrtach".
warto w dziaaniu biologa podkreli fakt, e jest to szczeglny przypadek
obserwacyjny. dlatego, e postrzega procesy sobie "bliskie", e rejestruje
byty w "swoim zakresie kwantowym". to wyrniony, niezwyky w ewolucji punkt
obserwacji. po pierwsze dlatego, e jest jedynym na dzi w takiej formule
(inni obserwatorzy s albo konstrukcj logiczn, albo bytem potencjalnym i
pustym), a po drugie, e obserwacja dotyczy procesw wspbienych do tego
obserwatora pokrewnych. zazwyczaj obserwuje si inne fakty i inne warstwy
kwantowe, obserwacja swojej ewolucji jest wyjtkiem w caym zdarzeniu wiata.
dlatego powstaje niezwyka sytuacja: jednoczesno wielu punktw obserwacji.
co nie moe zaistnie w przypadku postrzegania atomw czy gwiazd, to dzieje
si w biologii. - czyli biolog okazuje si obserwatorem zarazem wewntrznym
do tak konkretnie wyrnionego procesu, jak i bdzie ulokowany zewntrznie.
zalenie od tego, co wyrni, w jaki proces wpisze swoje poznanie, raz si
okae obarczony wiedz o stanach "rodzicielskich", bo widzi proces z jego
elementami skadowymi, ktre id "do" punktu symetrii i zakrzywienia (jak i
"od" punktu odchodzce) - albo ograniczy pomiar do faktu dzielcej si przed
nim struktury. to jest analogiczny punkt opisu, ktry ma miejsce w przypadku
mieszania obserwacji fizyka i logika przy definiowaniu brzegu i osobliwoci
wszechwiata, ale w tym momencie jest realnie moliwy do przeprowadzenia. bo
cho efekty i dylematy logiczne, jak wspominaem, s w obu dziaaniach takie
same, identyczne (i w generalnym ujciu wane), to w tym badaniu jednak nie
maj wikszego znaczenia. dla biologa liczy si to, co si obecnie dzieje, a
fakt "przed" jest dopenieniem, ktry mona wprowadzi w obszar badania. e
to miesza porzdki? miesza. i utrudnia pomiar. ale jest moliwym.
pozycja biologa, obserwatora zbienego z treci obserwowanej warstwy, ktrej
sam jest elementem, to daje przywilej obserwacji dokadnej i ze szczegami,
jedynej w tym rodzaju, ale jednoczenie wymaga dyscypliny. zawsze zmieszanie
punktw obserwacji prowadzi do bdu niedoszacowania lub przeszacowania w
badanym skadnikw, jednak dla biologia moe to nie konsekwencje znaczce,
a przede wszystkim dla tego, kogo bada. cise rozgraniczenie procesu swoj
wag posiada, bo przekada si na "by albo nie by". jeeli koncentruje si
w analizach na tym, co si dzieje od poczenia i jak si dziel na kolejnych
etapach komrki, stosuje punkt widzenia "wewntrz", jego opis zawiera si w
schemacie "7/7". ale kiedy, np. lekarz, pomaga proszcym o pomoc przyszym
rodzicom, to przecie dla niego wydarzenia wykraczaj daleko poza ten jeden
punkt. postrzega stany nawet bardzo odlege od chwili zejcia si komrek.
analizuje histori tej rodziny, zastanawia si nad przyczyn "niedronoci"
szlakw kwantowych. a efekty dziaa wasnych wprowadza w krg ewolucji,
ktrej jeszcze nawet w formie pocztkowej nie ma - i jest elementem skadowym
tego procesu. o ile fizyk (na dzi) moe tylko stara si pozna brzeg oraz
definiowa procesy o tyle biolog moe tworzy fakty, ktre nie zaistniay
jeszcze, i mie na nie wpyw. ale poniewa jest to ta sama ewolucja, jednej
energii i regua jej zmiany identyczna to rwnie fizyk moe posiada (i to
zasadnie) nadziej, e kiedy stanie si obserwatorem wspbienym do procesu,
e i on zacznie wpywa na fakty, ktrych jeszcze nie ma lub ktre inaczej
nigdy by nie zaistniay. wpywa nie tylko w krgu fizycznym, ale szerzej.
c, do rodzicielstwa trzeba dorosn.
350
- brzeg ewolucji
opis "komrkowy" jest opisem zewntrznym, a opis "kwantowy" to zdefiniowanie
zmiany z "wntrza" ewolucji, oba ujcia warunkuj si oraz dopeniaj. dla
wewntrznego obserwatora brzeg wydarze, zakres pomidzy punktem "7" poziomu
pierwszego a punktem "1" poziomu drugiego, nie jest postrzegany dla niego
w konsekwencji zjawiska zaczynaj si toczy od podziau komrkowego, dopiero
od punktu "1" drugiej linii. a to oznacza, e rejestruje nie punkt "zerowy"
wydarzenia (spotkanie elementw), nie przedzia 0-1, na/w ktrym dochodzi do
zbliania si do osi symetrii i zakrzywienia procesu (po spotkaniu elementw,
w ramach tego spotkania, rwnie dochodzi do wielokrotnego oraz podprogowego
docierania procesu do osobliwoci i "odbijania si") - lecz dopiero od punktu
"1", w przedziale 1-2 drugiego poziomu, moe taki obserwator postrzega fakty
i mierzy ("z wysoka" i pno). zdarzenie dla niego pierwsze, jest w historii
komrki wydarzeniem bardzo odlegym od brzegu, proces wielokrotnie ju si
zaama w osi symetrii. obserwator rejestruje co, co ma dugi yciorys w
postaci "wydobywania" si ponad paszczyzn.
dwie linie zaczynaj procesy na/w brzegu, w tym wypadku s to rodzicielskie
komrki. w jednym przypadku na brzegu znajduj si procesy w postaci komrki
"matczynej", w drugiej "ojcowskie", tu pojte bardzo dosownie. obie ewolucje
s w ramach swoich odcinkw dopenione, brzegowe, kracowe dotary do kresu
swych moliwoci. w linii "matczynej" do stanu jednoci, kwantu w czci
"ojcowskiej" s to kwanty jednoci, zbir kwantw logicznych. raz ustalam w
procesie maksymalne zbiegnicie ewolucyjne, raz rozproszenie maksymalne (w
ramach tej ewolucji). - jajeczko, komrka powstaa w takim procesie, jest
"idealnym" zobrazowaniem zasad kwantowych, to maksymalne zbiegnicie si w
ramach organizmu energii, to "caa" jednostka kwantowa. a druga strona, tu
ojcowska, plemniki, to nic innego, jak biologicznie dziejca si, biologiczna
realizacja drugiej moliwoci: maksymalnego rozpadu. to komrki maksymalnie
"proste" w procesie. o ile jajeczko to osobliwo jednego brzegu, plemniki s
osobliwoci drugiego rodzaju. w obu liniach jest to jednak skrajny, brzegowy
stan. maksymalne poczenie lub maksymalne rozbiegnicie si.
oczywicie jest to proces w ramach biologicznego, dlatego skomplikowaniem
"wysokiego" poziomu, czyli nie ma mowy, eby to by stan logicznie skrajny
dla wszechwiata, jednak zasada jest ta sama i efekt funkcjonalnie ten sam:
kwant logiczny. ale, co zrozumiae, w podprogowych zakresach wszelkie inne,
niej lece wydarzenia kwantowe s i "dopeniaj", warunkuj te "wysokie",
rejestrowane. s w "zakresie ciemnym", podprogowym ale s. musz by, eby
tutejsze, nadprogowe, mona byo obserwowa/doznawa. jajeczko i plemniki to brzeg ewolucji biologicznej (tu czowieka). to s stany maksymalne procesu
i jego "osobliwo". jajeczko to efekt procesu idcego "do" brzegu, plemniki
"od" brzegu. ich spotkanie w czasie i przestrzeni to wytworzenie kolejnej
osi symetrii i zakrzywienia - to punkt pocztkowy nowej linii ewolucyjnej.
ale ten nowy punkt moe zaistnie dlatego, e okres rodzicielski dobieg ju
koca.
pojawia si jednak zasadnicze pytanie o brzeg i jego rol: dlaczego elementy,
ktre znajduj si ju w punkcie "8", nie rozpadaj si? sprawa dotyczy faktu
dochodzenia do punktu skrajnego, nie docieranie do granicy jako takiej (i nie
ma znaczenia, o ktrym brzegu mwi). jeeli co dotaro do poziomu i punktu
skrajnego (do ciany), dlaczego nie "znika"? to jest pytanie, po pierwsze,
czysto praktyczne, ale ktre musi by zanalizowane logicznie, to po drugie.
przecie chodzi tu o dylemat, e zanim dojdzie do poczenia w rodowisku dwu
jednostek, musi min jaki okres czasu i przestrzeni (a rodowisko ma swj
niszczcy potencja). wic, gdyby nie "bezwadno" procesu, to nie byoby
"cigu dalszego" - gdyby proces w brzegu koczy si "natychmiast", tych sw
bym nie pisa. z mojego punktu widzenia pytanie o praktyczne zachodzenie na
brzegu zjawisk - to ma znaczenie zasadnicze.
351
- osobliwo
- wielko brzegu i znaczenie w ewolucji
kiedy "stan osobliwy" tyczy czarnej dziury, a jeszcze bardziej dla wikszego
ukadu, np. energii caego wszechwiata - wwczas odpowiednio dugo trwaj
procesy brzegowe. nim wydarzenia przejd od poziomu kwantw logicznych na/w
poziom kwantw caego ukadu, przeminie wiele jednostek czasu. poniewa jest
jajeczko "zbiorem osobliwym", moe by potraktowane jako analogiczne do stanu
osobliwego energii w czarnej dziurze. z tego mgbym wnosi (przy koniecznym
tu zastrzeeniu, e moe by inaczej), e czas istnienia brzegu w formie
czarnej dziury, czas "przebywania" energii w postaci brzegu (ale obu zakresw
brzegowych, koca i pocztku), take bdzie wynosi 16 (18) jednostek. w tym
wypadku miliardw lat ewolucji. co by si zgadzao z wyliczonymi przedziaami
zdarze w obrbie wszechwiata. cao cyklu tak ustalonego bdzie wynosia
8/8 = 64 jednostek, miliardw lat. brzeg osiem jednostek, a cao 64. przy
czym "wntrze", proces miedzy brzegami, to byoby 48 jednostek (64 - /8 x 2/;
po 8 jednostek na brzeg pocztkowy i kocowy). w kadym razie proporcje by
musz, jako e to ten sam proces - a zapisane w taki sposb, wygldaj nawet
zupenie sensownie.
ale to jeszcze nie koniec opisywania, co si dzieje, kiedy wydarzenia swoje
przeduenie na brzegu uzyskaj, czyli kiedy nastpi spotkanie si logicznych
kwantw - w tym przypadku jajeczka i plemnika. mona tutaj wyodrbni jeszcze
w wydarzeniu pewne etapy. jeeli wszystkie kwanty logiczne s ju jednostkami
i uporzdkowane do stanu maksymalnego - i w tym stadium nastpi wniknicie
do ukadu ze rodowiska innego kwantu logicznego, to naturalnie w takim, ju
teraz wsplnym ukadzie, nastpi ewolucja, zacznie si formowanie wok tego
wyrnionego punktu, do ktrego wnikn "plemnik", rnicowanie wydarze i
ksztatowanie nowego cyklu. dlaczego si zacznie? ale to proste: jeeli jest
"cisza i ad" stanu maksymalnego, to dosownie jeden kwant, kwant "nadmiaru"
burzy zastyg konstrukcj, wprowadza zamieszanie oraz tworzy "stronno"
procesu. mwic banalnie, jeden z punktw "przewaa", ma wiksz mas wobec
pozostaych - i tworzy si tym samym nie tylko ruch, ale "wir" w jednolitym
do tego momentu tle. i rusza proces, zjawisko si ksztatuje. z wpywaniem,
przepywaniem, warstwami, czeniem i rozpadami, polami itd. itp. jeden kwant
logiczny w takim uporzdkowanym ukadzie to "nadmiar", zaburzenie osobliwego
stanu. wic nie dziwi, e w postaci plemnika to si realizuje. bo wicej nie
potrzeba. to uzyskuje "punkt centralny", wok ktrego i w odniesieniu do
ktrego mog i musz si formowa procesy. nastpuje porzdkowanie wntrza
tego ukadu ju pod dyktando nowych okolicznoci i (filtrowania).
co si dzieje, kiedy plemnik wnika w ukad? o, tutaj nastpuje, zaczyna si
ciekawe i fascynujce biologw zjawisko (zreszt nie tylko biologw, to dla
wielu, nazbyt rozentuzjazmowanych osobowoci, przykad na istnienie wiadomo
czego). ot w takiej obserwacji jajeczko "wie", e nastpio zapodnienie i
"stawia" barier dla innych kwantw (cho, bywa, nie do skutecznie). co si
dzieje, e taka reakcja nastpuje? nie byoby to do wyjanienia, gdyby nie
wielopoziomowo zdarze. jeeli trzyma si w opisywaniu tylko wewntrznego,
jednego poziomu ewolucji, tutaj poziomu biologicznego, to nie mog nic doda
do tego procesu mog tylko opisa (co te nie jest mao). dlaczego pojawia
si "blokada" energetyczna jajeczka? dlaczego niekiedy zawodzi? odpowied,
jeeli przywoa obraz rozkwantowania, udzielenie odpowiedzi jest proste:
nastpuje "zasypanie", "zatkanie", po prostu nastpuje zablokowanie "dziur"
kwantowych przez sam proces. w/na stadium brzegowym, w ktrym do tej chwili
znajdowao si jajeczko, bya energetyczna stabilizacja i brzeg wydarzenia
by stabilny (jednorodny). plemnik zaburza ad, proces rusza, a brzeg si na
nowo "definiuje". czyli rusza "pole" kwantowe idce "od" osobliwoci - i
odrzuca kwanty dce "do". - "wiatr" zmieni kierunek w procesie i "wieje"
teraz "na zewntrz". (roz)poczyna si nowe.
357
- piramida kwantowa
- kwant ewolucyjny, kwant fizyczny
- doprecyzowanie
kwant fizyczny to zasadniczy element piramidy kwantw, jest na podstawowym,
ale nie fundamentalnym poziomie. rozrnienie ma wymiar "subtelny", pozwala
jednak powiedzie, e to s inne wielkoci jednostkowe. pojcie "fizycznego
kwantu" zmuszony byem wprowadzi, kiedy okazao si, e jednostka budujca
mj wszechwiat, nie jest tosama z jednostk wszystkiego, kwantem logicznym.
to w obu przypadkach jest oczywicie kwant logiczny poziomu, na ktrym si
znajduj (czy ktry analizuj), ale nie s to te same byty energetyczne. podzia poj zosta wprowadzony, termin by wielokrotnie stosowany, jednak
w tej chwili, pomimo do jasnego i intuicyjnie rozrnienia, musz ponownie
kilka sw o kwancie fizycznym nadmieni w formule doprecyzowania. dlatego,
e ujcia dotychczasowe niedokadnie oddaj jego zoon ju "natur". a po
drugie, doprecyzowanie, jak powstaje i dziaa kwant fizyczny, na pewno nie
zaszkodzi.
w jaki sposb dochodzi do wytworzenia si kantu fizycznego? to zbiegnicie
si "w tle" jednostek, to poczenie kwantw logicznych. zczenie si dwu
elementw logicznych, i tworzy si, zaczyna istnie kwant fizyczny. pniej
dzieje si to oczywicie na/w przedziale. graficznie proces wyglda tak:
- przedzia zjawisk
wane w tym rozrysowaniu jest ujcie "przedziaem", poniewa oddaje drog w
procesie, ktra zachodzi do wytworzenia si, "wyonienia" faktu na/w kolejnym
poziomie. rysunek pierwszy to prba oddania, e kwant fizyczny tworzy si "w
poziomie", jak i "w pionie" - jednoczenie tworzc te kierunki. oczywicie
kierunki ju dla mnie, jako istnienia rozbudowanego. jeeli co wyania si
"z paszczyzny", "wzrasta" (wyrasta) nad poziomy, to tym samym tworzy czas i
przestrze, tworzy struktur rzeczywistoci. "w chwili" przed zaistnieniem
kwantu fizycznego mam jedno i to w postaci "paskiego" wiata logicznych
kwantw, ale kiedy dochodzi do "zamieszania", "zawirowania" w rodowisku i
kiedy kwant logiczny si do swojego bliniaka zaczyna dodawa, mam zdarzenie,
elementarne zdarzenie fizyczne si zaczynajce. ono jeszcze nie istnieje, tu
dopiero zaczyna si tworzy. to etap analogiczny, ktry wystpuje w budowaniu
si komrki ycia, to proces do tego faktu wstpny, "rodzicielski" jednak
konieczny. jeszcze nie ma "komrki" w postaci penej jednostki, ale mam ruch,
kierunek zmiany, ktry w tym kierunku wiedzie. mam dwa elementy logiczne byt
energetyczny tworzce ale nie mam samego bytu w postaci funkcjonalnej. ju
nie ma stanu "ciszy" i bezruchu, ale jeszcze nie ma "ciaa". jest proces i
jest zdarzenie dziejce si "w przedziale" wobec takiej przyszej ewolucji
brzegowym, a przez to ciemnym (i dla niej nigdy nie istniejcym), ale proces
ju si toczy i warunkuje dalsze fakty. i nigdy nie dzieje si to nagle,
powtarzam ten zasadniczy argument. z mojej, ju w ewolucji wysokiej pozycji,
zakres brzegowy i jego przemiany s nage, maj charakter "od razu" - bo dla
mnie nie istniej. dla mnie nawet proces w skali nieskoczonej rozcignity,
ale przed moim zaistnieniem, taki "stan" ma wymiar nieskoczenie maego faktu
i nie istnieje. z perspektywy dla mnie dostpnej, wydarzenie poprzedzajce
jest "zaistnieniem nagym" (a dla niektrych cudownym), ale przecie realnie
si "dzieje", czenie si elementw wymaga czasu i przestrzeni, nage nie
jest w adnym przypadku. i wanie to oddaje pojcie "brzegu", "przedziau
brzegowego".
czyli terminy opisujce tutejszy wiat, "poziom" i "pion", zaczynaj realne
swoje zaistnienie w takim zakresie tworzcy si pierwszy stan dostpny w
ramach fizyki buduje, oznacza zarazem wyanianie si czterech wymiarw. oraz
obserwatora. kady nastpny dodany do ju zaistniaego w tle elementu kwant
tworzy, buduje wiat fizyczny, a pierwszym zakresem, ktry jest postrzegany
i ktry zaczyna fizyk - to kwant fizyczny. na podpoziomie, w krgu kwantw
logicznych, proces ma posta tworzenia si pierwszego "wydarzenia", zblienia
si do siebie dwu jednostek (pod naciskiem rodowiska, ktre odgrywa tutaj
zasadnicz rol, nigdy nie mona zapomina, e jest otoczenie do wyrnionego
faktu) - i w punkcie "1" ich poczenie w jedno. w tym punkcie koczy si
pierwszy odcinek, pierwszy zakres ewolucji - a zaczyna, w tym punkcie zaczyna
si tworzenie kwantu fizycznego. wczeniej by stanem, do ktrego ewolucja
dy, by wic bytem potencjalnym (inne okrelenie na ten moment, a ktre ma
fizyczne odniesienia: byt wirtualny), jednak w punkcie "1", kocu przedziau
tworzenia (si), tu ju mam fakt realny fakt, ktry znajduje si dla mnie
w zakresie poznania. jest bytem fizycznym, nadprogowym i znajduje si na/w
poziomie wszechwiata (tego, co uznaje za "wszechwiat" w zgrubnym ogldzie
i z wysoka).
wane w ujciu "przedziaowym" jest to, e pozwala mi na rozrnienie dwu
stanw, czyli kwantu logicznego oraz kwantu fizycznego, pokazuje, e jedno z
drugim jest cile (poprzez ruch) powizane, ale e to jednak ju inny poziom
zdarze w "polu-wszechwiecie". kwant logiczny ksztatuje fundament logiki (i
mylenia), kwant fizyczny buduje fundament fizyki, jeden jest najmniejsz
"cegiek" wszystkiego - drugi jest cegiek wszystkiego, co jest mi dostpne
i co mnie tworzy. kwant logiczny "buduje" w "zakresie" nieskoczonym, kwant
fizyczny buduje, skada si na skoczono.
360
- piramida kwantowa
- kwant foton, kwant promieniowania
prdko wiata. rwnie doprecyzowanie pojcia oraz czciowo powtrzenie
wczeniejszego, ale w cznoci z dopiero co zapisanymi stronami - poniewa
kwant foton, kwant promieniowania (czyli zakres ju dostpny badaniem), take
naley opisywa przedziaem, to nie jest "stan elementarny". dla zbudowania
takiej wielkoci potrzebuj kwantw fizycznych w iloci dwu. - ewolucyjnym
stanem dla zakresu promieniowania jest wielko dwu kwantw poziomu niszego,
wic kwantu fizycznego. to dopiero taki "byt" rozpoczyna fizycznie tworzenie
si tego zakresu. co wicej, tylko w powizaniu z zachodzeniem zjawisk na/w
niszych zakresach mog wyjani, dlaczego wystpuje w naturze skoczona i
cile okrelona warto przemieszczania si sygnau, dlaczego w procesach
jest granica prdkoci - prdko wiata (promieniowania). eby zobrazowa
ten fakt, rysunek:
- piramida kwantowa
- kwant komrka ycia
mwic o kwantach tworzcych piramid kwantow, warto kilka sw powici
jeszcze na omwienie kwantu komrki ycia - najmniejszego tworzcego ycie
"wydarzenia". przecie ja z tego poziomu, one tworz moje cielesne, i to w
kadym zakresie istnienie. "nonik" jest tak samo wany, jak to, co si w/na
nim koduje. dlatego warto powici nieco czasu, eby ucili, co tworzy ten
kwant, co jest kwantem ewolucyjnym dla komrki ycia.
na niszym, "poprzednim" wobec komrki poziomie organizowania si kwantowo
materii, znajduje si kwant atom, jednostka logiczna ze zbioru "nieoywionej"
materii elementem budujcym moje czci (narzdy) s atomy, energetyczne
strumienie w postaci zbiorw atomowych. "atom" to podpoziom mojego podpoziomu
dlatego jest wany. jak to si ma do "komrki ycia"? e atom w ksztacie
jakiego konkretnego pierwiastka jest skadnikiem dla komrek organizmu, to
oczywisto, tego nie potrzeba podkrela, ale wane jest, w jakiej dzieje
si to proporcji? w takiej samej, jak przebiega to w stosunku kwant logiczny
- kwant fizyczny, czyli od stanu dwu kwantw zaczyna si proces, czy inaczej?
atom to kwant logiczny poziomu ycia, wielkoci ewolucyjn s dwa atomy
pochodn tego skadnia i podwajania moje ciao. - przy czym, co tu wane, za
"kwant ycia" mona traktowa dopiero komrk w postaci omiu elementw stanu
wyjciowego. zasada jest identyczna w kadym przypadku - wydarzenie buduje
si "pionowo", powiela "w poziomie", i jako stan ju dwuelementowy, przenosi
dalej sygna. tutaj buduje dalsze etapy ycia. - nie "byt sam w sobie", ale
proces, zjawisko, wydarzenie w trakcie przemian jest tym, co stanowi oraz co
oznacza komrk. i ewolucj szerzej.
w takim odniesieniu, czyli do kwantw i organizmw biologicznych wysokiego
poziomu, mona zada pytanie, dlaczego pojawia si zrnicowanie na pe w
obrbie jednolitej pocztkowo ewolucji? dlaczego istnieje podzia na dwie, i
to symetrycznie rozoone strony? czyby "pe" bya "zapisana" w prawach i
rytmach wiata i Kosmosu? oczywicie. wyanianie si pci, podzia ewolucji
na dwie strony - to skutek oddalania si w czasoprzestrzeni stron procesu w
formule kolejnych kwantowych warstw, to skutek rozchodzenia si brzegw (w
kadej ewolucji nieuchronnego). - w tym miejscu chc jednak postawi bardziej
generalne pytanie: co sprawia, e to rozdzielenie nastpuje? dlaczego nie
zostaje zachowana jedno ("powek" jabka)? dlaczego nastpuje ten "rzut
na wybrany kierunek", ktry oznacza zdeterminowanie dalszego losu wanie si
zaczynajcej ewolucji (i to w pocztkowym okresie)?
inaczej - dlaczego i jak si to dzieje, e ju w/na pocztku procesu pojawia
si podzia na dwa zasadnicze kierunki: na stron rozpadu i stron czenia?
wystarczy przyjrze si ewolucji w obu pciach, eby odczyta z ich formuy
przebiegu, zwaszcza z postaci komrek rozrodczych, e s to dwie generalnie
przeciwne, ale dwie jednoczenie dopeniajce si linie zjawiska. co wic si
dzieje, e te "lustrzanie" podobne sobie procesy na tak wczesnym etapie si
pojawiaj, co tworzy to zrnicowanie? obie linie oraz postacie ewolucyjne,
eska i mska komrka rozrodcza, to s dwie dopuszczalne i wystpujce jako
przeciwne bieguny tego samego procesu wydarzenia. na jednym biegunie tworzy
si posta czystej energii w Kosmosie, maksymalne zbiegnicie si, na drugim
maksymalne rozkwantowanie (posta kwantw logicznych w prni Kosmosu), ktre
(analogicznie) "zapadniaj" lub wchodz w obrb kolejnych wiatw. jak na
poziomie Kosmosu (i w kadej ewolucji) - tak samo dwie strony procesu (rozpad
i czenie) zachodz w dwu oddzielnych fizycznie osobnikach. ciao jest inne
- ale struktura i "mechanika kwantw" dokadnie taka sama. w kadym ukadzie
wystpuje linia do rozpadu, jak i poczenia, tylko obecno po/w jednej ze
stron osi symetrii decyduje, e ostatecznym, brzegowym efektem zmiany takiej
linii bdzie "jajeczko", stan "wizualnie" zbiegnicia, a po drugiej forma
maksymalnego rozbiegnicia - "plemniki".
364
- osobliwoci brzegowe
we wszechwiecie stanem analogicznym do komrek rozrodczych jest jedno oraz
niepodzielno logiczna kwantu osobliwego, osobliwo punktu (wic fizycznie
"czarna dziura") a po drugiej strony, na przeciwnym biegunie, osobliwo w
formie punktw, zbir oddzielnych jednostek kwantowych. jednak, co ciekawe i
wane w tym ujciu, w obu przypadkach mam zawsze jednostk, jak i zbir. to
mocno podkrelam, ma to bowiem znaczenie dla zrozumienia procesw. - chodzi
o to, e niezalenie od tego, co analizuj, kwant logiczny w postaci punktu,
osobliwoci maksymalnego zbiegnicia, czy kwanty-punkty logiczne osobliwoci
maksymalnego rozbiegnicia w kadym przypadku mam zbir lub jednostk. to
od mojej decyzji poznawczej zaley, jak fakty opisz.
zwracam uwag, e kiedy omawiam stan maksymalnego zbiegnicia, to osigam w
logicznym obrazie procesu jedno wszystko si zbiego w jeden "punkt" o
cechach brzegowych (dla mnie niezwykych), mam kwant logiczny o "olbrzymich
rozmiarach". ale, powtarzam, jest to ujcie logiczne, nie posiadam fizycznych
szczegw. oczywicie, w skali Kosmosu, takie zbiegnicie si jest moliwe
i konieczne, nieskoczono to "pojemne" "zdarzenie", ale przecie ja stan
osobliwy ustalam wewntrznie i dla wszechwiata tu rwnie mam takie fakty.
i teraz najwaniejsze w tym cigu rozumowania pytanie: jak to si przekada,
jak si obrazuje fizycznie? co mam w ramach wiata fizycznego, kiedy mwi o
jednoci kwantu osobliwego? zbir. dokadnie zbir. przecie wszechwiat si
nie zbiega do punktu i nie zbiegnie ale osobliwoci w nim s potwierdzonym
eksperymentalnie faktem. i s zbiorem. to liczny i zasobny w rne rozmiarami
osobliwoci zbir. z logicznego punktu widzenia to jest jeden stan i brzeg
procesu ale fizycznie realizuje si jako zbir, jest zbiorem. mam jedno
logiczn, ale zbir fizyczny, mam jedno funkcji, ktra dokonuje si poprzez
liczne fakty fizyczne. - na obu brzegach rozumowania mam jednostk i zbir
zarazem. przecie i stan maksymalnego rozpadu take jest logicznie jednoci
to zbir, ale o cechach jednostki. fizycznie mam multum elementw, ale one
peni logicznie t sam role, s tym samym: "jednostk zbiorow". osobliwo
to zbir i jednostka, i to w kadym przypadku - to "jedno zbiorowa". na/w
kadym etapie mam tu kwant logiczny, niezalenie od rozpatrywanego momentu.
"jajeczko" jest kwantem logicznym - "plemnik" jest kwantem logicznym - kwant
powstay z poczenia take jest jednostk, kwantem logicznym. Kosmos take
jest kwantem logicznym i jednoci ("jedynk").
a pytanie obecnie jest takie: co sprawia, e u pocztku, w chwili zczenia
si komrek mskiej i eskiej (kwantw logicznych), nastpuje ustalenie w
procesie kierunku przemian - co i jak si dzieje, e tok wydarze przybiera
albo kierunek rozpadu ("mski" generalnie), albo czenia ("eski")? jak i
dlaczego na tak wstpnym etapie pojawia si "stronno" procesu? bo, e jest,
to fakt. jeeli "przypisz" linii "mskiej" stron w procesie, np. kierunek
"od" osi symetrii, to druga strona musi by w tym rozumieniu "odbiciem", wic
czeniem si. rozpad jednej strony "odbija si w lustrze" ewolucji czeniem.
jak to si realizuje? mog miao zakada, e rnica jest "niewielka" (i
niech yje ta maa rnica), e to wielko jednego kwantu decyduje o takim
"stronniczym" procesie. - jeeli mam w dochodzeniu do osi uporzdkowanie, to
nawet jeden kwant logiczny zaburzy ad, wyrni stron. "masa" jednego kwantu
logicznego ju wystarczy do wytworzenia nierwnowagi. tylko pytanie: skd si
ten kwant bierze? przy "doskonaym" rozoeniu stron, musi by rwnowaga i
bezruch. ale skoro jest ewolucja, to oznacza, e nigdzie, od najmniejszego
po rwnie najwikszy wymiar (Kosmos) takiej rwnowagi nie ma. musi by "na
jeden kwant logiczny" przewaga jednej ze stron. - i to dopiero jest w takim
ujciu fascynujce i niezwyke. e powstaje pe, fajne i mie, ale e jako
efekt "stronnoci" w Kosmosie powstaje - o, to ju robi wraenie. musi by
na maksymalnym poziomie analizy (w ramach nieskoczonoci oraz wiecznoci) o
jeden kwant czego wicej. albo prni, albo energii. ale nie ma rwnowagi!
365
- schemat ycia
- pe
powtarzam, gdyby na poziomie Kosmosu bya rwnowaga, to w procesie o skali
nieskoczono-wiecznej musiaoby doj do stanu rwnomiernego rozoenia si
energii i prni, rwnomiernego "zmieszania". "prdzej czy pniej", ale taki
stan musiaby zaistnie, w nieskoczonoci-wiecznoci to pewnik. i nic tego
ju by nie ruszyo z miejsca. ad doskonay - to mier ewolucji. ale skoro
jestem - adu idealnego nie ma. jest stronno zjawisk. na kadym poziomie
stronno. o jeden kwant ale nierwnowaga. i pe musi by tego pochodn.
nie mog inaczej uzasadni tego faktu, jak przez odwoanie si do zdarze o
nieskoczonym zachodzeniu i wiecznej nierwnowadze.
poniej schemat procesw tworzenia si stron ycia:
- rzeczywisto
- ile poziomw?
chronologicznie obecnie zapisywany etap analiz by pnym, jednak musi by w
tym miejscu umieszczony z koniecznoci (wynika to z pokrewiestwa tematycznego
i kolejnoci prezentacji zagadnie). czasowo byo to zdarzenie brzegowe (co
te wane) a poniewa, jak wczeniej to pado, brzeg znajduje si wszdzie,
to mam prawo umieci ten punkt tutaj (tak mi si to komponuje). pojawi si
w momencie "obrabiania" umysu (w zapisie jest to odlegy punkt, ale musz tu
do niego nawiza) i pojawi jako dopenienie wczeniej ustalonych elementw
ewolucji (poziomw i tworzcych je kwantw). zestawienie, ktre zamieszczam
poniej, powstawao kolejnymi odsonami, ale dopiero z pogbionej analizy, i
to na tak odlegym (pozornie) obszarze, jako skojarzenie moliwych stanw w
piramidzie kwantowej, wyoni si smy kwant - tak istotny kwant.
odniesienie do chronologii pracy ma tutaj znaczenie, to nie jest drugorzdny
fakt i sprawa uboczna czy ciekawostka, pozwala na powizanie midzy wielkimi
partiami tekstu. w kocu filozofia ewolucji, cho tworzona jako zapis liniowy
i nastpczy, bya skadana z faktw czstkowych i kolejnych "wetkni", to by
wielowarstwowy i wielopoziomowy proces zachodzcy na siebie w wielu obszarach.
wyjanienie to pozwala rwnie, w razie potrzeby, na signicie do tego, co
byo powodem, rdem pomysu. a dlatego jest to istotne, poniewa skutek, a
wiec dopenienie piramidy kwantowej o "wierzchoek" (albo "samo dno"), jest
efektem spojrzenia zewntrznego, logicznego. w trakcie opracowywania piramidy
droga prowadzia w stron brzegu, od rodka do brzegu, a poniewa brzegu nie
mona doj, to take dopracowa si brzegowej postaci kwantw nie ma jak. i
dopiero chwila wyjcia poza rozpatrywanie piramidy kwantowej i dopenienie w
postaci ewolucji nastpnego poziomu poznania (rozpatrywania dziaania umysu)
- to pozwolio (nie od razu), na poszerzenie obrazu. i spojrzenie wewntrzne
zostao wzbogacone w ten sposb ujciem zewntrznym. efekt? po zanalizowaniu
istniejcych (rozpoznanych do tego miejsca) kwantw w ewolucji, po przejrzeniu
piramidy kwantowej i jej budowy, doszedem do wniosku, e to nie koniec. e
jest jeszcze jeden, jak si okazuje najwaniejszy z kwantw, "kwant jednoci".
w takiej czy innej formie wiele ju zostao powiedziane, w wielu przedziaach
opis zmian dotar do brzegu ale. ale nie jest peny w takim rozumieniu, e
wszystko w wystarczajcy i peny (jasny) sposb zostao zaprezentowane.
a skoro nie jest skoczony, to pojawia si naturalne oraz konieczne w takich
okolicznociach pytanie: ile jest poziomw rzeczywistoci? jak liczna jest w
pionie reprezentacja kwantw? ile i jakie kwanty buduj rzeczywisto, czyli
dostpny mi wiat i ten fizycznie skryty? podkrelenia w tym momencie wymaga
fakt, e wiadomo (ponownie, i wiadomie, do wiadomoci nawizuj, poniewa
w tym punkcie to wany element analizy), logicznie wypracowane ujcie wiata
jako struktury wielopoziomowej (wielowymiarowej) jest powszechne i znane "od
zawsze", to gboko zakorzenione w myleniu ustalenie. dlatego zdefiniowanie
rzeczywistoci jako "piramidy kwantowej" jest zabiegiem wtrnym, "cebulowaty"
charakter otoczenia jest oczywistoci. problem tylko w tym, ile jest takich
poziomw, jak i dlaczego powstaj. i tu, co zrozumiae, jedyn dostpn oraz
pewna drog postpowania jest kwantowanie, wielkoci kwantowe. wiat to nie
chaos, ale zaleno midzy tworzcymi go elementami, zaleno matematycznie
i liczbowo wyznaczalna to proporcje i wynikanie jednego poziomu z drugiego.
a skoro tak, to do ustalenia. i warto podj ten trud, poniewa na jego kocu
jest zrozumienie, jak to si (w pionie) ukada.
jeszcze mae wyjanienie w sprawie uywanych tu oraz w caoci tekstu nazw w
odniesieniu do poszczeglnych kwantw. nie upieram si, e kolejne poziomu w
ramach piramidy buduj wanie te jednostki logiczne (np. elektron czy foton),
chodzi o zasad. e kady wyrniony przedzia rzeczywistoci posiada swj i
logicznie oznaczajcy jednostk stan, czyli kwant logiczny w tu proponowanym
zapisie. konkret moe by rny i jest do ustalenia, ale zasada jest pewna.
369
- piramida kwantw
- ile poziomw?
co byo na pocztku? w kolejnoci zastanawiania si, jako pierwszy, wyoni
si z ta (i niebytu) kwant logiczny, w kocu "co" by musi, i to w postaci
jednostkowej, jedynkowej. oczywicie dochodzenie do "jedynki" byo dugie i
"pokrzywione", jak to w ewolucji, ale kwant-jednostka logiczna zaistnia. a
w kolejnoci, jako jego dopenienie, "zoy" si w jednostk, rwnie stan
logiczny, kwant ewolucyjny - czyli dwa kwanty logiczne powstae jako skutek
ruchu kwantu energii (co). a dopeniony do poziomu omiu jednostek kwant, to
ju by poziom kwantu fizycznego najmniejszego, "elementarnego" stanu, ktry
mog, jako fizyk, zaobserwowa (acz w podwojeniu). przy czym kwant fizyczny,
przy okazji kolejny raz to podkrelam, jest ju-i-zawsze zbiorem, to zoenie
omiu jednostek logicznych, nigdy "fakt elementarny". musz o tym jako fizyk
pamita, poniewa zamiana pozycji postrzegania z logikiem (filozofem) moe,
a na dzi prowadzi do nieporozumie wiem, e jest stan elementarny, ustalam
to w toku zewntrznej (logicznej) wobec badanego zakresu analizy i sam dla
siebie sprawiam kopoty. kwant dostpny fizycznie, krg eksperymentu to ju
pny (rozbudowany) w ewolucji moment-punkt, to zbir jednostek. to zawarty
wewntrznie w przemianie obszar i zawsze stan zbiorowy.
w kolejnoci, nieco na zasadzie analogii, ale uprawnionej w odniesieniu do tu
prezentowanej konsekwentnie zasady kwantowania, pojawiy si kolejne kanty i
poziomy piramidy. skd ilo poziomw? wanie z zasady. "7/7" w pierwszej i
wewntrznie poznawalnej zasady, a w kolejnoci "8/8". czyli siedem na siedem
poziomw lub osiem na osiem siedem (lub osiem) poziomw budowanych przez
przez siedem (lub osiem) podpoziomw. maksymalnie wic mam osiem poziomw w
ramach tego, co uznaj za rzeczywisto. i kiedy zestawi to w hierarchiczn
(pionow) struktur, ktra tworzy si w czasie-przestrzeni, tak to wyglda:
kwant logiczny,
kwant ewolucyjny-fizyczny,
kwant foton,
kwant elektron,
kwant atom,
kwant komrka ycia,
kwant neuron.
istotne jest to, na co zwracam uwag, e jest to siedem stanw, ktre mona
w obserwacji od wewntrz rozpozna, dalej nie ma ogldu (wgldu). przy czym,
co rwnie wane w postrzeganiu i rozumieniu mechanizmu ewolucji, s to kwanty
logiczne poszczeglnych poziomw ustalone w nastpowaniu pionowym. ale z nich,
ju w ramach poziomw (poziomo) buduj si "w polu operacyjnym" konstrukcje
cielesne, zbiory i zjawiska. ewolucja w poszczeglnym poziomie idzie niejako
"w bok", rozprzestrzenia si w ramach tak wyznaczonego przedziau. i dlatego
np. ramach pola operacyjnego atomu moe powsta caa chemia, a lokalnie co
takiego, jak kwant komrka ycia. i dlatego, w ramach np. poziomu opisywanego
jako "kwant neuron", kwant rozumu, moe wanie "w poziomie" zbudowa si
to, co uznaj za rozum. czyli struktura biologiczna, ktra potrafi operowa
abstrakcjami i wyciga z tych operacji wnioski. w sumie banalna sprawa, w
kocu caa ewolucja to "wyciganie" (pionowe) wnioskw ze stanu poprzedniego
(czyli zoenia elementw ze sob na odlego kwantow), ale w tym przypadku
jest to wyjtkowo energetycznie oszczdne - i szybkie przez to.
istotne rwnie jest to, e tak zaprezentowana piramida, jak wida, nie jest
pena, brakuje w niej stanu smego, maksymalnie brzegowego. dostrzeenie i
uwiadomienie sobie tego faktu, to byo zasadniczym powodem zastanawiania si
i w konsekwencji dziaania poszukiwawczego. skoro jest miejsce, ktre moe
by zapenione, to powstaje pytanie, co okupuje ten poziom czym jest i jak
jest reprezentowane w wiecie? smy kwant piramidy moliwoci ewolucyjnych to
stan maksymalny i konieczny ale co to jest?
370
- brzeg
- kwant brzegowy
nie ma kwantu fizycznego jako bytu "cegiekowatego", to nie jest dwuelementowa
(czy omioelementowa) formua skoczona, jest przedzia zdarze, zakres, w
ktrym si ta "wielko", "wstp" do ewolucji ksztatuje. zaczyna si od dwu
jednostek logicznych "skrzyknitych" (popchnitych) do siebie a peny stan
uzyskuje przy liczbie omiu jednostek. itd. przywoanie w tym momencie tego
wyjanienie jest wane i zasadnicze, poniewa ma znaczenie na/w drugim kocu
zdarze, na brzegu przeciwnym ewolucji. jeeli kwant fizyczny jest procesem
rozcignitym w przedziale (wyania si nad powierzchni), to analogicznie
i logicznie druga strona, koczca wydarzenia, bdzie stopniowym zanikaniem,
"wtapianiem" si w to to, podkrelam, nie moe by, drugi brzeg nie moe
by "faktem momentalnym", to rwnie musi dokonywa si "przedziaowo", jako
proces wanie stopniowy (i stopniowalny). co wicej, musi si to dzia jako
regularny i tym samym policzalny. skoro wstpny etap tak si dzieje, skoro
pierwszy odcinek procesu podlega rytmom kwantowym to, na zasadzie symetrii
i analogii, ostatni w wyrnionym przebiegu energetycznym take musi si w
tej samej konwencji zmienia. to nie moe by dowolny rozpad czy przeskok w
procesie.
takie ustalenie, taki wniosek, to pozwala mi powiedzie oraz podkreli, e
drugi brzeg ewolucji, jej smy odcinek jest take w obrbie ewolucji ale
zarazem i poza (analogicznie jak pierwszy). e na tym brzegowym zakresie, w
tym samym "stylu", jak kwant fizyczny, kada ewolucja uzyskuje jedno - e
staje si w tym brzegowym odcinku jednoci. i znika z obserwacji.
w czym trudno? dlaczego ten zapis? raczej nie trudno, ale wany powd do
zastanawiania si. chodzi o to, e kwantw w piramidzie kwantowej (do tego
momentu) uzyskaem (wywnioskowaem) siedem, czyli e do tej pory budow oraz
opis piramidy koczyem na kwancie sidmym - "kwancie rozumu", neuronalnej
komrce (neuronie) tworzcej rozum jako taki. kwant neuron to by szczyt tej
piramidy (dno). siedem, i koniec. dalej - wedug zasad ewolucji, nie ma ju
moliwoci nic si bardziej skomplikowa. nic wicej? sprbowaem, wanie
teraz (a nie wczeniej, co te jest znamienne), te kwanty uoy, wzgldem
siebie je zestawi i "przyporzdkowa" do rozkadu ewolucji, zamierzaem to
uj graficznie i pokaza rozoenie. tak to wygldao:
kiedy uwiadomiem sobie, e "kwant neuron" to nie jest cay rozum i e mam
dopiero punkt wyjciowy do ewolucji, tym razem "w poziomie", to byo dla mnie
ustalenie przeomowe (c, wczeniej jako si na taki poziom wdrapa dane
mi nie byo). jednak, kiedy ju si pojawio, skojarzenie tego z ustaleniem,
ktre dotyczyo pracy mzgu, procesu zrozumienia, procesu "jani" - to byo
w tym kontekcie co "prostego". eby poczy te odlege sprawy, one musiay
by wczeniej wypracowane, ale poczenie to ju "bana". rozum to oczywicie
"struktura pozioma", ale jako cao, jako jedno funkcjonalna jest szukanym
smym kwantem kwantem dopeniajcym "pion" zjawisk. to najwsza, brzegowo
realizujca si (i w ramach tego brzegu "porzdkujca") ewolucja. struktura
neuronalna rozumu buduje si poziomo, jako nakadanie si oraz dokadanie do
siebie elementw energetycznych w trakcie przemieszczania si (przeciskania)
przez zaistniae elementy. - mwic inaczej, rozum tworzy si "w poziomie",
jako ewolucja w trakcie swojego zachodzenia, buduje si z elementw dla niego
logicznych, czyli komrek nerwowych (neuronw) i jest to "normalna", jak
w kadym innym przypadku ewolucja.
jednak, co ma tu znaczenie zasadnicze, jest rozum bytem pionowym, buduje si
"sam dla siebie" poziomo, ale jest zarazem maksymalnym, brzegowym, aktualnym
najwyszym (skomplikowaniem) elementem piramidy kwantowej. to jedno, ale
z podbudow w postaci caoci moliwych ewolucyjnych zdarze i z fundamentem
w najgbszej strefie wiata, kwantw logicznych. jest bytem pionowym, i to
skrajnym, nic wicej si ponad niego nie skomplikuje. nie moe. sprawa jest
w gruncie rzeczy prosta, a zarazem niezwykle filozoficznie doniosa. naukowo
take, ale podkrelam filozoficzne odniesienia, bo waniejsze. - omawiajc
dziaanie rozumu mona wywnioskowa, e istnieje poziom wyszy, "nadpoziom"
do tego, co potocznie okrela si jako strumie wiadomoci. ten nieustannie
przesuwajcy si w polu operacyjnym umysu cig fizycznych faktw to przecie
nic innego, jak "sznureczek" rnych abstrakcji (ale na fizycznym noniku).
jakie pojcia, wyrazy czy obrazy - to, co w mym postrzeganiu za co takiego
uchodzi. w jakiej by owe "byty mylowe" nie byy postaci (tu w znaczeniowej,
treciowej formie, bo energetycznie jest to zawsze ten sam typ wydarze) to w tej (tamtej dla mnie) analizie ustaliem, e do poziomu operacyjnego
naley doda (co atwo odczu, kiedy si wczu w proces tworzenia myli),
naley doda poziom wyszy - poziom brzegowy. poziom rozumienia tego, co si
w polu operacyjnym dzieje. czyli wiadomo. czyli poczucie wasnej odrbnoci
i istnienia czyli "ja".
na poziomie operacyjnym, w przepywie elementw i w ruchu tworzcym zdarzenia
nie zachodzi zrozumienie, tutaj tylko spotykaj si i wzajemnie oddziaywuj
na siebie elementy - sumuj si (cz) i rozpadaj. powstaj, skutkiem tego
dziaania na siebie, wypadkowe ewolucje - myli (gupie i mdre, ale zawsze
tak samo). s te przesanki i zarazem ewolucyjna konieczno, eby co si
pojawio jeszcze - jako efekt tego "obracania" poj, "zakrcenia" nimi. ale
to nie moe dokona si w ramach tego zakresu (przedziau) moe formowa
si na/w tym odcinku, ale musi "wzej" wyej, eby zaistnia fakt czny i
jedno. to na poziomie w stosunku do "przedziau operacyjnego" zewntrznym,
wyszym i caociowym, moe si "objawi" taka jedno. czyli w stosunku do
zakresu operacyjnego na/w "nadpoziomie". dopiero tutaj proces si koczy. niej jest operowanie pojciami, ale to na "nadpoziomie" jest "wiedza", wynik
tych operacji. wiadomo. ja. umys. wiem. jestem. wiat istnieje.
na "poziomie zrozumienia", na poziomie wiadomoci, dopiero na tym poziomie
zachodzi koniec procesu ewolucji. tego poziomu, jako wydarze i zmiany, jako
skadanie si elementw, tego ju tak nie mona ujmowa. tu jest koniec, i to
koniec zupeny procesw. tu ju nie ma zmian jest fakt logiczny. zmiany s
poniej, w/na brzegu mam jedno.
wiadomo to brzeg absolutny tego, co w Kosmosie moe zaj. wiadomo to osobliwo w ramach osobliwoci rozumu. kwant logiczny. punkt.
373
- piramida kwantowa
- zestawienie kwantw
pena piramida kwantw skada si wic z omiu poziomw - z omiu kwantw,
ktre s w niej moliwe. opisujc wewntrznie, opierajc si o rytm "7/7",
nie mogem naturalnie tego brzegowego stanu przekroczy. przecie to jest,
jak w kadym wewntrznym zdarzeniu, proces denia do brzegu, ale z zasady
nieosigalny. wyj poza wydarzenia, w tym wypadku ustalenie, zrozumienie i
uwiadomienie sobie (przez rozum i wiadomo), e ten stan jest brzegowym,
to musiao by procesem rwnie brzegowym - ostatnim efektem w toku pracy
jest brzeg. to skraj rozumowania, jedno wiedzy o tym, co ewolucja wytwarza
i na co "pozwala". budowa piramidy kwantowej, kolejne jej poziomy oraz ich
o siebie "zazbianie" si, taka piramida kwantowa przez dodanie do niej stanu
jednoci kwantu rozumu (a w jego zakresie wiadomoci, kwantu-wiadomoci)
uzyskuje take peni, dopenia si. i nie ma ju w niej adnego pustego
miejsca. piramida kwantowa wyglda tak:
kwant
kwant
kwant
kwant
kwant
kwant
kwant
kwant
logiczny
fizyczny
foton
elektron
atom
komrka
rozumu
rozum
(kwant promieniowania)
(kwant biologiczny, ycia)
(kwant neuron)
(kwant logiczny) (punkt "8" = kwant wiadomo = jedno)
w taki oto sposb pocztek i koniec piramidy stykaj si. na pocztku jest
kwant logiczny i na kocu. na pocztku jest jedno, jednostka logiczna, na
kocu jest jedno, jednostka logiczna. w ten sposb poziom Kosmosu i poziom
wiadomoci stykaj si.
na brzegu "0" znajduje si nieskoczony i wieczny Kosmos, ktry zawiera w
sobie wszystkie elementy nastpnych poziomw. tu zaczyna si poziom kwantw
logicznych (energii i prni, zero i jedynka). na kocu znajduje si, take
zawierajca w sobie wszystkie poziomy, wiadomo - jedno wiadomoci. tu
znajduje si myl.
wiadomo rwnowana Kosmosowi, wiadomo zawierajca wszelkie takie same
poziomy oraz podpoziomy, ktre zawiera w sobie Kosmos. tylko e Kosmos jest
jednym brzegiem moliwej ewolucji, wiadomo tej ewolucji brzegiem drugim.
te same warunki, te same elementy, a brzegowo odmienna posta, dopeniajca
si. cznie tworzca cao czyli jedno nieskoczonoci i wiecznoci.
granicami wiadomoci, jak Kosmosu, s nieskoczono i wieczno. wiadomo
(jak Kosmos) tworzy si poziomami i zawiera w sobie te poziomy. wszystkie
poziomy pracuj, musz si zdarzy, eby powstao zrozumienie, eby ostatnim
wydarzeniem, ktre moe przytrafi si rozumowi i wiadomoci, byo poznanie
i odczytanie peni Kosmosu. i peni samego siebie.
375
kosmologia 3.5.
376
- zakres promieniowania
jak wyglda przedzia ewolucji promieniowania? podaj za tym, co aktualnie
obowizuje w ujciu fizycznym. tak prezentuje si widmo elektromagnetyczne z
dodaniem kwantowego ujcia:
promieniowanie gamma,
promieniowanie x,
nadfiolet,
wiato widzialne
podczerwie,
mikrofale,
fale radiowe.
wyliczenie bardzo ciekawe, siedmio-elementowe. powyszy zbir zakresw widma
promieniowania elektromagnetycznego zosta utworzony w kolejnoci fal, cz
grna to najkrtsza dugo i najwiksza czstotliwo, a po wielko doln,
radiow. co naturalne, poziom grny to elementy energetyczne o najbardziej
naadowanej, "scalonej" postaci, najbardziej przenikliwe i "drobne", to stan
fundamentalny fizycznego dziaania. - promieniowanie, schemat graficzny:
- wiato widzialne
- wiato biae
zaznaczyem, e opisuj ten zakres, poniewa jest najlepiej rozpoznany. ale
rwnie z powodw emocjonalnych (tak szczeglny dla rozumu) i z historycznych
(od wiata si zaczo...). dla pozostaych jednak zakresw promieniowania,
i dla wszelakich ewolucji, jest to dziaanie analogiczne identyczne. tak w
postpowaniu, tak we wnioskach.
jak wyglda wiato? mwiem, przy okazji "tunelowania", e wiato to suma,
to ewolucja i wydarzenie w trakcie zachodzenia, dopeniania, tworzenia si
e to proces, ktry dla mnie jest jednoci. obecnie wypada doda, e jest
jednoci, ktra skada si z wielu wydarze. dlatego z wielu, poniewa jest
to proces pionowy i poziomy. wpierw si "zbiera" w cao, wypitrza w gr,
uzyskuje pen posta jednostki "penoprawnej" (zdolnej przenie sygna) eby nastpnie, w postaci kwantu zdarzenia (tutaj kwantu wiata, wic fotonu
promieniowania widzialnego), eby w tej postaci mc si w czasoprzestrzeni o
"krok dalej" przemieci, przesun w poziomie o kolejny punkt. - ale eby
wykaza ten pionowo-poziomy charakter wiata (oraz kadej ewolucji), musz
ponownie narysowa schemat, tym razem jest to schemat "pola operacyjnego" dla
zakresu wiata widzialnego. - wiato w ujciu kwantowym:
380
- wiato
w tym miejscu dochodz do bardzo ciekawego - najciekawszego punktu w opisie
ewolucji wiata i kadej ewolucji, co usilnie podkrelam. w momencie, kiedy
zastanawiaem si nad tym problemem, nie przyszo mi atwo wykaza, co si
dalej dzieje, dlaczego jest - i czym jest wiato, co powoduje, co sprawia,
e postrzegam wiato biae (ju bez skadnikw tworzcych). dlaczego w ogle
istniej barwy, dlaczego istnieje biel, ktra, jak dowodzi eksperyment, jest
mieszanin kolorw? pytanie byo zasadnicze: dlaczego i jak tworzy si taka
sumaryczna ewolucja? bo jej tworzenie si nie podlega dyskusji: wiato jest,
kolory rwnie. i wzrok jako daleki ewolucyjnie tego skutek.
na powyszym wykresie szkicowo zaznaczaem, e musi by tyle kolorw, i nie
wicej, e ich wielko, sze barw - oraz sidma pena biel - to s liczby
wane ewolucyjnie. i bezporednio wynikaj z faktu, ile moe si elementw na
szczycie fali pomieci. tyle moe by zasadniczych kolorw - i ani jednego
wicej (szczyt fali jest dlatego szczytem, e nie jest rozcignity na wiele
stanw, to zawsze wielko liczbowo "skromna"). a odbierany przeze mnie taki
fakt w obserwacji zewntrznej, peny stan energetyczny, tworzy caociow i
sferyczn ewolucj - w tym wypadku tworzy to biel. i pytanie: dlaczego? i w
tej chwili jedynie sensowna odpowied: poniewa ewolucja to czasoprzestrzenne
zjawisko i skada si z elementw, ktre dopiero razem tworz zbir wydarze
to skutkiem tych poziomw i podpoziomw, w oglnym zakresie postrzegania
odczuwam, rejestruj, widz po prostu to, co nazywam "wiatem biaym". to,
co do mnie dociera w postaci kolejnych warstw kwantowych procesu, sumuje si
w akcie obserwacji, czy, dopenia - i ja, jako obserwator "aktywny" (wic
yjcy) traktuj za jedno. dociera zbir elementw i warstw, ale to ja, na
skutek bezwadnoci mojego postrzegania, scalam taki zbir w jeden fakt, tu
o cechach "bieli". i co zoonego staje si w odbiorze jednym, dopenionym
brzegowo faktem dla mnie wiato to fizyczna jedno. cho zjawisko jest
kwantowe i "pokawakowane", ja "odbieram" je jako cao. nie tyle "wiato"
jest tu elementem wanym (acz takie "zjawisko" musi zaj), ale obserwator,
byt aktywny (jednak na poziomie podprogowym do swoich reakcji, zwaszcza tych
wiadomych) jest tu czynnikiem wanym, najwaniejszym. - nie byoby wiata
(adnego doznania), gdyby nie "aktywno" w obserwowaniu bytu. czy dotyczy to
"zmieszania" kolorw, czy jednego wycinka (odfiltrowanego przez rodowisko),
postrzegam, rejestruj cay zbir kwantw, nigdy jednostki cho i zarazem
widz jedno zbioru i skutek jego cznego istnienia. dlatego, e postrzegam
zjawisko i strumie energii, ktry tworzy proces i stanowi, jest "obrazem" i
zoeniem dla mnie "w obraz" (i cigiem obrazw). postrzegam "wiato", kolor
i zakres promieniowania ale to jest zjawisko, zbir dziaajcych na zmys
kwantowych warstw. postrzec jednej warstwy nie mog, bowiem nie mam wwczas
skali porwnawczej, ale zbir ju tak. i mog wyapa rnice, wyznaczy w
zmianie kolejne szczyty warstw. odlego warstw kwantowych jest oznak dla
mnie, e proces ma inn warto, e si odmienia i jest to jedyny element,
ktry mog pomierzy. jednej fali nie pomierz, ale rnic pomidzy falami
owszem. i mog tej rnicy nada znaczenie, np. koloru, czy nazwa dugoci
fali - lub opisa w skali iloci docierajcych w jednostce czasu szczytw i
okreli to jako czstotliwo ewolucji. cay tak wyrniony zbir bdzie w
moim odbiorze posiada form wiata biaego, ale jego czci (rwnie pene
w swoim obrbie) bd dla mnie kolorami. - wiato, adna ewolucja, nie jest
wydarzeniem jednostkowym. nie jest i by nie moe jedn warstw czy fal. to
zawsze zbir. w przypadku "wiata" zbir nalecy do pocztkw "namacalnej"
ewolucji (skadajcy si, dla promieniowania w grnym zakresie, z fizycznych
kwantw) - ale samo wiato (zakres widzialny), naley do stanu rodkowego
tak generalnie wyznaczonego przedziau wydarze (o czym sporo dalej powiem).
wiato to rodek, to najbardziej ze rodkowych przebiegw promieniowania.
to "wypitrzenie", ktre mog obserwowa i dziki ktremu obserwuj.
381
- wiato
pozwol sobie w tym momencie na moe przesadny emocjonalnie akapit, jednak
w kocu omawiam wyjtkowy dla mnie zakres ewolucji, przecie jest "wiato"
gwnym procentowo i dominujcym kanaem czcym z otoczeniem, dlatego jest
tak wanym fragmentem zjawisk zachodzcych w wiecie. - to wydarzenie, ktre
jest najbardziej "widocznym" procesem ewolucji, jeeli mog tak powiedzie.
i, podkrelam, nie tylko do faktu jasnoci wiata, jako blasku, odwouj si
w tym momencie. ale do tego, e zasady tworzenia, istnienia i przemieszczania
si wiata e to przynaley do bardzo szczeglnego punktu. to w wietle
"odbija" si, "przeglda" zasada ewolucji - "wiato" to ewolucyjna regua,
ktra "zajarzya". i jest to jaskrawo widoczne.
co si dzieje ze wiatem, co si dzieje od momentu, w ktrym zaistnieje jego
"pole operacyjne"? jako punkt pierwszy tej analizy musi si pojawi opis oraz
wyjanienie dziaania "pola operacyjnego", bowiem jest to ciekawa abstrakcja.
powstaa na podobiestwo wczeniej wypracowanego terminu (chronologicznie do
tych zapiskw wczeniej, ale pniej w liniowym ujciu tekstu), ktry odnosi
si do faktu, e w ewolucji jest wydarzenie prowadzce do brzegowego, penego
i ostatniego stanu - i e na tym poziomie tworzy si to, co zewntrznie jest
postrzegane jako skoczona ewolucja. analogicznie, jak to byo przy analizie
wiadomoci, gdzie przy wczuciu si w proces mylenia mog ustali fakt, e
abstrakcje (wyrazy, obrazy, itd.), ktre si tworz, e te elementy poziomu
operacyjnego (cho realne w odczuciu) s dopenione zakresem nadpoziomu, ju
w aden sposb nie osigalnym doznawanym, pojmuj "tre" zmian podpoziomu,
ale nieosigalnym (nie do pomiaru). poziom "zrozumienia" znajduje si "dalej"
i "wyej". - powtarzam, to jest ten sam tok rozumowania i ten sam tok zmiany
ewolucyjnej. czy analizuj mylenie, czy promieniowanie widzialne, czy cao
promieniowania, czy dowoln ewolucj, mam zawsze przedzia zdarze, ktrych
pomierzy fizycznie nie mog. pojcie "pola operacyjnego" oddaje to, co tworzy
si w wiadomoci z rnych linii, z elementarnych ewolucji, z pod-zakresw
(jako kwantw zjawiska), a w przypadku wiata ma to posta "barw skadowych"
na podpoziomie. suma kolorw - to "wiadomo wiata", czyli "kolor" biay.
"polem operacyjnym" wiata bdzie na rysunku ten "poliniowany" ewolucyjny
zakres na poszczeglnych podzakresach, wszystkie odcinki i ich zajto. to
one tworz to, co definiuj jako "pole operacyjne". samodzielnie wszystkie
odcinki wytworz pene ewolucje i jako takie, jako suma tych elementw, te
dadz jedno: wiato biae. ten sam mechanizm, ktry tworzy wiadomo oraz
dopenia j kolejnymi kwantami, ten sam mechanizm tworzy wiato biae. kad
ewolucj. na/w tym poziomie zdarze nastpuje proces wyodrbniania si faktu
ostatniego w ewolucji: tworzy si pionowa struktura, ktra nastpnie si jako
pena jednostka "objawia" na brzegu.
powiedziaem, e po wytworzeniu si "pola operacyjnego" ewolucji (w caoci
czy tylko we fragmencie) dochodzi do budowania si kwantw kolejnego poziomu:
poziomu brzegowego, kwantu wiata biaego. dlatego zasadnicze pytanie brzmi:
jak dokonuje si to tworzenie oraz co je wymusza? - ot przejcie nie jest
"zwyczajne". mam na myli fakt, e nie jest to opisywane szeregiem kwantowym
"zoonym", ale prostym. co w tym dziwnego? to, e aby dosta si na poziom
brzegowy, smy i skrajny, tutaj w postaci wiata biaego - ewolucja, kwanty
ewolucji ju nie cz si w rytmie 2-8-18-32-50-72-98, ale w najprostszym,
czyli 1-2-3-4-5-6-7-8. to znaczy, e aby z pola operacyjnego ewolucji przej
na poziom brzegowy, "wiadomociowy", musz czy ze sob pojedyncze kwanty
pola operacyjnego (zawsze w postaci ewolucyjnej, nie logicznej, eby nie byo
wtpliwoci). - inaczej, dlatego na poziomie brzegowym, na poziomie wiata
biaego powstaj tak "ciekawe" zjawiska, poniewa dwie lub wicej barwy mog
utworzy kwant wiata biaego. kiedy dodaj si elementy z rnych zakresw,
kiedy cz si w "pionie" budujc kwant wiata biaego, to cz si fakty
z rnych zakresw i w rnych proporcjach - i maj rne stany wewntrzne.
382
384
- pole operacyjne
- zakres widzialny
eby wyodrbni zakres wiata widzialnego z caoci odcinka oznaczajcego
promieniowanie elektromagnetyczne, konieczne jest wyodrbnienie rodkowego
przedziau tego pasma, bowiem w tym wanie punkcie realizuje si ewolucja
o cechach, ktre rejestruj jako wraenie jasnoci wok mnie. jednak zabieg
wyrnienia wiata biaego nie jest atwy. jak to si ukada na skali? jako
przedzia dla wielkoci "32", ale nieostry w moim odbiorze jest to proces,
a przez to zawsze nieostry (przecie kady obserwator inaczej postrzega). po
obu stronach tego punktu znajduje si, rozciga zakres "bieli", czyli may
niebywale przedzia w skali caego zakresu promieniowania, ale jake wany.
i on rzeczywicie dopiero w rodkowym punkcie nabiera cech penej, stabilnej
i "na szczycie" fali ju biaej w odbiorze ewolucji. wiata. poszczeglne
rodzaje promieniowania nie tylko na siebie zachodz (nie tylko si "mieszaj"
moliwociami kwantowymi), ale agodnie przechodz z jednego w drugie. dzieje
si to niekiedy nawet tam jeszcze, gdzie pozornie zaczyna si ju nastpny
zakres. - wiato widzialne:
387
- atomy
- ewolucja "wyaniajca" si z paszczyzny
to, co mwiem o wypenianiu si ewolucji i ogldaniu jej od wewntrz lub od
zewntrz, to ma swoje znaczenie - szczeglne w odniesieniu do atomw i ich
zbiorw, pierwiastkw. szczeglne, to nie oznacza, e jako wyjtkowo, bo tak
samo dzieje si w kadej ewolucji. sowo "szczeglnie" odnosz w analizowanym
tu przypadku do wagi, ktr ma dla mnie, dla mojego istnienia forma atomowa
ewolucji. to "szczeglne" znaczenie dlatego podkrelam, eby wyartykuowa
nastpujc spraw: "ukad okresowy pierwiastkw" jest ewolucj ogldan "od
wewntrz" jako wspuczestniczenie w procesie. powtarzam, poniewa to wany
element rozumowania: zbir fizycznych elementw otoczenia w postaci struktur
atomowych (pierwiastkw), to zmiana ogldana od rodka, jestem jej elementem.
ukad okresowy jest zmian w trakcie zachodzenia, ktr dowiadczam i mierz
jako jej uczestnik.
oczywicie rysuj tabelki i umieszczam w przegrdkach poszczeglne fakty dla
mnie fizycznie dostpne jako "stan poza" mn ustalam rytm tej zmiany jako
obserwator zewntrzny do niej, jednak to jest zawsze opis "od wewntrz", bo
opisywany proces mnie tworzy. i mog tym samym opisa tylko to (jako fizyk),
co istnieje. bytw potencjalnych ani pustych tu nie zanotuj, bo brak treci
badawczej. mog zakada inne formy materii atomowej (na bazie wzorw), ich
ksztaty postulowa, ale w fizyczny schemat ich nie mog wprowadzi, s poza
tak zdefiniowanym przedziaem. dlatego mj opis wiata w postaci "atomowej"
dotyczy zawsze chwili - a do tego nawet "chwili chwilowej". i nie moe by to
ujcie wiksze. rozkad atomw i pierwiastkw w ukadzie okresowym (w wersji
na dzi) to ewolucja ogldana od wewntrz - i przez to atualno-historyczna
(czy historyczno-aktualna).
dotyczy to, na zasadzie analogii, drugiego wystpujcego w ewolucji zakresu,
promieniowania. to ten sam proces, tylko obszar zajty treci badania jest
wikszy. materia jest "gruba", kwanty promieniowania "chude", jednak sposb
poznawania ten sam. wane tu natomiast jest to, e wypenianie, dopenianie
si promieniowania mog obserwowa na rne sposoby, np. w postaci materii
"namacalnej" (zamiana atomw w posta promieniowania i odwrotnie). mog to
obserwowa, ba, mog jako uczestnik tkwi w tym "wydarzeniu" nie zdajc sobie
z tego sprawy. poniewa energia w ukadzie nadrzdnym kry midzy elementami
("wybrzuszeniami" ponad stan paszczyzny), to jestem w to krenie wpisany.
kiedy elementy jednej strony dowolnej ewolucji (skadnika mnie tworzcego)
docieraj do brzegu, czy tylko warstwy oznaczajcej zakres promieniowania,
to tym samym i ja si tym procesem wpisuje w to promieniowanie trac swoje
elementy na rzecz otoczenia na/w tym zakresie. lub je pozyskuj. atomy mnie
tworzce buduj si z kwantw promieniowania, ale i zasilaj promieniowanie
w wymianie a ja, do tego poziomu stan wyszy (cho wewntrzny), rwnie w
tym "procederze" uczestnicz. i przeywam-doznaj tworzenie si brzegowych
elementw wsplnej ewolucji, nawet przeywam etapy porednie.
natomiast nie przeywam, co wane, tworzenia, dopenienia, wypenienia si
ewolucji - faktu jednoci. nie przeywam (nie mierz), ale doznaj, istniej,
korzystam z tego brzegowego stanu chwilowego (aktualno-historycznego). jestem
na/w tym brzegu. nie widz skadajcych si na ten zakres oraz ju kocowych
faktw ale nimi jestem, tu si moje istnienie realizuje. nie przeywam w
sposb bezporedni ewolucji atomu w przemianach, ale korzystam z tych stanw
porednich. korzystam na zasadzie brzegowego zaistnienia. w historii zmiany
atomowej to zawsze jest (z mojej perspektywy) stan poredni i chwilowy, ale
ma rang faktu brzegowego bo jest jakim chwilowym brzegiem procesu (i
dlatego zaistnia w formie fizycznie stabilnej). ewolucja "atomu" toczy si,
energia jest w trakcie przepywania, a ja korzystam z aktualnie zaistniaego
"skrzepnicia" (i wielopoziomowoci) eby (za)istnie. i dlatego, jako skutek
przepywania energii, niestety sam si za chwil w otoczeniu rozpyn.
389
390
- atomy
- liczenie
nim przejd do caoci skali energetycznej, warto si chwilk zatrzyma si
przy zobrazowaniu, jak wyglda liczenie, a zwaszcza jak musi przebiega w
ramach skali energetycznej ustalanie "skokw" ("kresek" liczenia) dla faktw
atomowych. dlaczego? poniewa o ile opis procesu tworzcego wiato obejmowa
trzy wektory - co byo dla wiata "tylko" wydarzeniem trzy-wektorowym (bez
wliczenia wydarze idcych do brzegu), to dla procesw atomowych liczenie ma
ju bardziej skomplikowan posta. na zobrazowanie tego procesu potrzebuj
a piciu wektorw.
uywam tutaj sowa "wektory" w postaci, ktra moe wprowadza w bd wic
dla jasnoci: chodzi o "szczegy" na/w skali energetycznej, kolejne w opisie
kwantu wiata przyblienia (poziomy skomplikowania elementw, ilo takich
tworzcych linii; wiato to: kwant logiczny + kwant fizyczny = foton wic
razem trzy "wektory"). mona to okrela jako dziaanie wektorowe, a mona
uznawa, e s to "stopnie" skomplikowania na skali. nazwa, jak nazwa. jeeli
wspomaga zrozumienie, to dobrze.
jak wyglda materia w ujciu "wektorowym"? poniej schemat takiego procesu
ewolucyjnego, ktry tradycyjnie okrela si "materi". naturalnie nie mam w
tej chwili zamiaru "drobi", kreli poszczeglnych fragmentw skali, dlatego
jest to schemat i cao. zasada jest zrozumiaa i jasna, tylko zmienia si
ilo wektorw opisujcych.
co oznacza zaprezentowany poniej rysunek? picio-wektorow form ewolucji,
w wyniku ktrej tworzy si byt energetyczny okrelany jako "atom". po prostu,
do zdefiniowania takiej czasoprzestrzennej struktury potrzeba a piciu linii
(uszczegowionych opisw). eby odda dokadnie ten i tylko konkretny atom,
musz odwoa si a do piciu skadowych. dla elektronu, co atwo policzy,
takich elementw i pod-etapw tworzenia bd cztery, dla wiata trzy, a dla
kwantu fizycznego dwa zdarzenie pionowo-poziome. z brzegiem absolutnym dla
kwantu logicznego. czym s te kolejne wektory? kwantami z poprzednich, niej
lecych poziomw. im poziom wyszy, tym ilo kwantw tworzcych, tym ilo
podpoziomw wiksza. zasada powtarza si na kadym, a do maksymalnego ju
zakresu, czyli smego kwantu.
ujcie dla atomw - dla caoci i poszczeglnych zakresw:
391
392
- czstki materii
- podzia ewolucji na elementy
mona podzieli cao czstek, ktre mog znale w danych, w nastpujcy
sposb (rysunek poniej). ten szkic to nic innego, jak zobrazowanie kwantowej
przestrzeni. czyli coraz bardziej odlegych i cay czas oddalajcych si od
siebie elementw. "czstki" (byty) tworz si i oddalaj. przybywa nowych,
ktre wchodz w ewolucje "od dou", one si "rozpychaj" w zakresie wyszym,
nadprogowym (fizycznie dostpnym) i w efekcie poprzednie, starsze, oddalaj
si od poprzedniego swojego miejsca i od innych elementw. to dynamiczny i
cigy proces, ktry "w rodku", w osi symetrii dla caej struktury, tworzy,
"dodaje" brzegowo kolejnych elementw a w efekcie doznawany oraz mierzony
zakres (rzeczywisto) jawi si obserwatorowi jako "narastajcy", "puchncy"
i przyspieszajcy w swojej ekspansji w otoczenie. kiedy postrzegane elementy
schodz poza brzeg i horyzont, kiedy obserwator stopniowo rejestruje zanik
poprzednio wyranie obecnych w otoczeniu faktw musi stwierdzi, e wiat,
caa postrzegana rzeczywisto zajmuje coraz wikszy obszar, e narasta od
"stanu pocztkowego". musi to stwierdzi, poniewa nie rejestruje, nie moe
postrzega zdarze poniej progu, poniej fizyki. i nie wie, e na opuszczone
miejsce wchodz nowe ukady, ktre zajmuj miejsce po poprzednikach. e take
"do czasu", to rwnie jest poza jego ustaleniem, bowiem to drugi w analizie
brzeg i przez to z zasady niedostpny. - w generalnym procesie "do" rodka
narasta ilo duych i coraz bardziej skomplikowanych bytw, ale po przejciu
rodkowego punktu i osi symetrii, zaczyna przewaa "drobnica" energetyczna
i narasta rozpad, tworz si, wypitrzaj coraz mniejsze zdarzenia. dopki
jest to proces w zakresie stabilnym, elementy skadowe mog budowa "cikie"
byty, rozbudowane ale czasoprzestrze ju si rozpada i wiat traci siy.
- oddalajce si wzgldem siebie elementy, ktre fizyka "chwyta" na gorcym
uczynku istnienia, to s czstki, stany chwilowe ewolucji, jej energetycznie
zasobne wielkoci masowe. zaprezentowane ujcie nie musi w detalach oddawa
zmiany, ale jest tak sugestywne, e chc to wczy w tekst. moe si okaza,
e podzia zawiera wicej szczegw, e dane mog si zmieni - ale jeeli
nawet pojawi si kolejne elementy, bd to ju wycznie "stany porednie",
coraz mniejsze wypitrzajce si byty.
elektron = 1, nastpne wielkoci jako wielokrotno.
394
kosmologia 3.6.
395
- materia
- atom - rozpisanie atomw i pierwiastkw na kuli
- modele pomoce w obrazowaniu
- ukad okresowy zmodernizowany (peny)
powiedziaem, e rozpisania atomw i ich zbiorowego, pierwiastkowego istnienia
na kuli nie przeprowadz i to jest, niestety, prawda. jednak prawd jest
rwnie to, e mog si do "bariery wiata" i brzegu przyblia. co i czyni.
e s problemy? fakt, s. dlatego kolejna porcja tekstu oddajcego drog do
takiego ustalenia.
w czym rzecz? mwic krtko, w rozpisaniu poziomw obecnego ukadu, aktualnie
obowizujcej jego graficznej formuy. chodzi o rytm: 2, 8, 8, 18, 18, 32, i 18 (rozoenia na poziomach, iloci jednostek w formie pierwiastkw). ju
w trakcie pierwszych ustala wspominaem, e wynika to ze "zmieszania", nawet
szkicowaem sposoby odczytywania tego zmieszania. jest to jednak w obecnej
chwili tak odlegy dla mnie etap pracy, e mog go jedynie skonstatowa (e
by i skada si na cao podejcia do zagadnienia). wany natomiast teraz
jest inny aspekt sprawy wanie zaprezentowany rytm. skoro jest, skoro ze
wiata i jego fizycznych struktur zosta skutecznie "wypreparowany", trzeba
si nim zaj. a to oznacza, e musz wyjani, skd i dlaczego takie co si
w ukadzie znajduje? dlaczego aktualne wartoci s rne od liczb kwantowo
wanych? dlaczego mam rytm 2-8-18-32..., i to podwjnie?
co oznacza ten podwojony rytm? nie co innego, jak ustalenie oraz opisanie dla
dwu paszczyzn zdarze. i nie jest to adna na tych stronach odkrywcza myl.
ju na samym pocztku podwajaem ilo ukadu i stwierdzaem, e jest to stan
najmniej dwu ukadw scalony w jeden, e s to dwie generalne linie (rozpadu
i zapaci). itd. natomiast "natchnieniem" dla obecnego ustalenia bya analiza
materialnego "drobiazgu", to nasuwao myl, e take rytm 8-8, 18-18 bdzie
dwustronnym, dwupaszczyznowym stanem ewolucji. nie pojawio si to od razu,
zastanawiaem si nad tym, e s to brzegi, czyli grna i dolna paszczyzna,
e jest to cznie jedna podwojona paszczyzna ewolucji. mona to uj w ten
sposb, e jedno "semkowe opisanie" (stan omiu pierwiastkw) jest grnym
brzegiem, a drugi zestaw dolnym. wwczas lece "pod sob" atomy (i zbiory w
postaci pierwiastkw) byyby tylko stronami tej samej ewolucji. takie ujcie
nie jest bdne, to rzeczywicie s dwie lece wzgldem siebie pionowo oraz
dopeniajce si warstwy, "wysza" i "nisza" - ale nie s to a tak ze sob
jednoznacznie "spokrewnione" linie, nie tak banalnie to si "splata". dlatego
musiaem odrzuci to ujcie. co nie oznaczao odrzucenia pomysu, skoro raz
si pojawi, musia by poprawny. i wpywa na dalsze analizy - ale to nie w
takiej prostej formule. jak si okazuje, nadmiernie przejem si liczeniem
stanw kwantowych i liczbami kwantowymi. nie to, eby byy ze, ale niekiedy
dobrze wyj poza nie, spojrze "z wysoka i z boku", wwczas mona gbiej i
dalej zajrze. refleksja moe i banalna, jednak prawdziwa. - okazuje si, e
rozwizanie znajduje si w uoeniu elementw, w przedstawionym rytmie, ktry
zosta zapisany w ukadzie. - powtarzam, obecnie ustalony rytm wystpowania
pierwiastkw jest poprawny, oddaje rzeczywisto. a to oznacza, e trzeba si
go trzyma i odnie do niego ustalenia.
i teraz zasadnicze pytanie: co to oznacza dla liczenia kwantw, e ewolucja
atomowa przebiega w wiecie wanie w tak "namierzony" sposb? to oznacza, e
zostay w jedno zczone i wpisane w jeden paski ukad graficzny dwie linie
ewolucyjne. kiedy widz tabelk z symbolami pierwiastkw na oddanie obecnego
momentu ewolucji materii, oznacza to, e postrzegam, analizuj oraz operuj
paskim wyobraeniem procesu, ktry jest wielopoziomowy i czasoprzestrzenny.
widz jedno abstrakcji, ale jest to zbiorczy i skadajcy si generalnie
z dwu linii ewolucyjnych opis. fizycznie widz paski oraz mocno "zmieszany"
symbol procesu - ale on jest zmieszany prawidowo. to nie jest przypadkowe
zmieszanie ani bdne. fizycznie w taki sposb to musi si realizowa.
396
400
linie pionowe (oraz ich liczenie w poziomie) uzyskuj w taki sposb pene i
symetryczne rozoenie. i to spenia zasadniczy warunek definiowania zmiany
ewolucyjnej: symetri. i ju sama konstatacja, e abstrakcja zbudowana jest w
taki sposb, ju to wystarczy, eby uzna schemat za poprawny do ustalenia
czy w szczegach. jednak droga analizy wydaje si sensown i wicej: jedynie
dostpn. ale moliwe do wycignicia z tego rysunku wnioski nie ograniczaj
si tylko do takich oglnikowych stwierdze, jeszcze jest kilka ciekawych (nawet
wanych) elementw analizy, ktre warto podkreli.
mona na przykad powiedzie, e rodek grupy "b", czyli 4-b, znajduje si,
przypada w punkcie 7a, kocu wydarze dla grupy "a", co ma znaczenie. e stan
wyjciowy dla grupy "b" zaczyna si w poziomie "4a", co rwnie posiada swoj
wymow, poniewa jest rodkiem wydarze dla tej grupy. - wanym jest take
ustalenie, zreszt nie tylko w tym schemacie obecne, ale analogicznie podaje
si to w chemii, e wielko 8a to jest zarazem poziom, linia "0" (zerowa,
zero). co oddaje, bo oddawa musi, charakter tego wydarzenia: brzegowy oraz
poczony z drug stron, czyli stanem 1a. podobnie jest w linii "b", gdzie
przebiega to jako bardziej rozbudowany stan.
co jeszcze warto uwypukla w obrazowanej ewolucji? e fizycznie s to dwie
ewolucje. ale s to dwie ewolucje, ktre na siebie zachodz. a raczej, eby
by dokadnym, jedna zachodzi pod drug, jak nasuwajce si na siebie pyty
kontynentalne. co nie jest naciganym zobrazowaniem czy literack przenoni,
ale analogia jest zasadna (do tematu wrc). to rzeczywicie jest zdarzenie
(proces energetyczny), ktry dzieli si na dwie czci, uzyskuje drug, wic
dopeniajc paszczyzn - i ta druga wchodzi w wyrnion pierwsz i zajmuje
jej pozycj (dosownie tak). zarazem, przy innym ujciu, jednoczenie jest to
warstwa dolna, bardziej "zbita", ubita, skomplikowana, ktr ta grna cinie
i wciska "w gb". to s, jak to kiedy rysowaem, dwie przemieszczajce si
wzgldem siebie ewolucje. tak to wygldao:
- dalej
pocztek liczenia tego ukadu, caego ju zmodernizowanego ukadu przypada
na wielko h-1. czyli wodr o dwu protonach (jednym wedug liczenia obecnego,
bez ewolucyjnego odniesienia) i jednym elektronie. to jest punkt wyjciowy.
a dojcie? dojciem jest wielko masy "prawie" 320 jednostek. wic taka w
ujciu obecnym liczba protonw, a 640 w ujciu ewolucyjnym. - sowo "prawie"
oznacza, e bdzie to liczba o jeden stan ewolucyjny, o jeden elektron (dwa
w ujciu ewolucyjnym) pomniejszony. to bdzie ten brzeg, ktrego ju ewolucja
materii doj nie moe. o jedn wielko ewolucyjn mniejsza (ewentualnie o
dwie wielkoci ewolucyjne - 4 elektrony). czy dwie, czy dwie podwojone? nie
ma sprzecznoci. to, co jest jednym elektronem dla fizyki, to fakt ewolucyjny,
dwa elektrony. podwojenie tego daje cztery, a dla fizyki dwa. jakby liczy,
musi si zgodzi.
ten "prawie" 320 masowy pierwiastek, to w przeliczeniu wielko nr 140. czyli
to, co w tym ukadzie moe si zmieci. brzeg tego ogldanego "od wntrza"
procesu, brzeg absolutny ewolucji drugi stan brzegowy, dopenienie wobec
pocztkowego h-1, wodoru z jednym elektronem. mona to potraktowa jako stan
przejciowy do pierwiastka, ktry obecnie ma oznaczenie "118". - to znaczy,
kiedy ustalaem mas kocow, 320, pocztkowo przyznaem tak wielko dla
tego wanie miejsca, pniej musiao ulec to zmianie, eby zosta przypisane
do numeru 140. ale i to nie do koca. jak wspomniaem, "zasugerowanie" si,
policzenie pocztkowo dla numeru "118" takiej masy kocowej, to sprawio, e
dopuszczaem moliwo, e wanie tutaj wypada koniec liczenia (zarazem przy
uwzgldnieniu moliwo zliczania w "zygzak", czyli wpisujc owe dodatkowe
pierwiastki w zakres aktualnie ostatniej linii). dzi to odrzucam, poniewa
ostatnim stanem bdzie numer "140" z linii 1b. to jest ten ostatni moliwy i
ostatni do zliczania pierwiastek w ukadzie. - a jaki bdzie "skok" pomidzy
pierwiastkami? may. jak wynika z prostego podliczenia, na tak wyznaczonym
brzegu jest "ledwo" ok. 60 mas jednostkowych . czyli, jeeli brak 22, to do
zagospodarowania mam na kady po ok. 2,68 jednostki, z moliwymi, zrozumiae,
przesuniciami w tym liczeniu. przecie, take oczywiste, musi si zmieci
w tym rwnie poznana liczba izotopw.
naturalnie tak zaprezentowany ukad jest wydarzeniem wewntrznym. wyliczonym
i postrzeganym "od wewntrz". dlatego twierdz, e od wewntrz, bowiem jest
oparty o stan aktualny, to nie jest jeszcze pene i "zewntrzne" spojrzenie.
peny opis musi by dokonany z innego, lecego "obok" punktu, czyli wedug
zasady "8/8". na dzi w takiej abstrakcji nie ma brzegu - i by go nie moe.
co wicej, brzegu ukadu nie moe by nie tylko ze wzgldu na fizyczny brak
moliwoci pomiaru jako takiego, ale dlatego, e brzeg jeszcze nie zaistnia.
o ile brzeg pocztkowy mia moment startu (kiedy-tam), to fakt zakoczenia
tworzenia si procesu jeszcze nie nasta, i dobrze. ewolucja obecnie jeszcze
nie dobiega do chwili skrajnej, a to, co obserwuj, to jej stany porednie
i formy przejciowe. ewolucja i zmiana trwa dlatego mog si "wypitrza"
elementy (byty) skoczone, kiedy cao dobije do brzegu (a raczej tylko w
jego okolic podejdzie), ju nic si nie wyoni ponad paszczyzn.
prezentowany ukad to osiem czci penej ewolucji, ale w jej ramach proces
dzieje si tylko w szeciu odcinkach i siedmiopunktowo. to jest wydarzenie
ograniczone, widz z niego tylko "fragment" zjawisk. i musz to podkrela.
to, co widz, to etap-cz procesu, abstrakcja fizycznych zdarze, oddajca
przemiany i jedynie moliwa do wypracowania abstrakcja ale to fragment z
caoci. zgoda, to cz naleca do maksymalnie brzegowego procesu, ale to
tylko etap w tym generalnym zdarzeniu. przed aktualnymi "zbryleniami" byy
liczne, pniej rwnie bd. poniewa aktualny rozkad elementw zawiera w
sobie pierwiastki ze rodkowego zakresu tak generalnie rysowanego zjawiska,
to ma przed sob jeszcze sporo energetycznych przeksztace. niewtpliwie to
jest ju"druga strona" - ale niewiele si z niej zrealizowao.
402
masa, jednostka masowa atomw. o tym wypada sowo powiedzie, bowiem sprawa
z masami jest ciekawa - z tego przeliczania wynikaj wnioski, co do oglnego
stanu pierwiastkw. oraz ich masowoci wanie.
i tak - pocztkiem ukadu jest wielko "1", czyli pierwiastek, ktry ma w
sobie jeden proton (dwa ewolucyjnie, co zawsze wymaga podkrelenia z uwagi
na moliwe nieporozumienia). wystpuje, pojawia si w literaturze dla wodoru
nazwa "prot" (izotop wodoru), jak ula pasuje dla tego stanu, dla h-0. czyli
mona dla nazwania wielkoci pocztkowej w ewolucji odwiey star, rzadko
uywan i jak si okazuje adn nazw, jako dopenienie do deuteru i trytu
(nawiasem - cztery w sumie wielkoci).
i dalej. kocem jest wielko "320", take nie wystpujca w ukadzie, jest
poza ewolucj. jak j okreli i nazwa? o tym dalej. rezerwuj sobie prawo
do okrelenia tego pierwiastka - jako jego "odkrywca" oraz wydobywajcy na
powierzchni (rozumowania).
ale to nie wszystko o masach, mona jeszcze co "zawnioskowa". co, co ma
znaczenie w postrzeganiu i definiowaniu caego obecnego ukadu, ale rwnie
odnosi si do poprawionego - jak i nastpnego, wyszego ju cigu analizy i
zjawisk, dla wszechwiata. wychodzc od tego, e pierwiastek 140 ma mas ok.
320 (a dokadniej 142 ma mas wanie 320 jednostek), z tego mona policzy
mas dla maksymalnego i caego ukadu. i tak, druga paszczyzna zdarze, wic
druga warstwa "tej strony wszechwiata", druga strona ewolucji w jej drugiej
poowie bdzie si rozcigaa od pierwiastka 142 do 284. w obrbie, liczeniu
wewntrznym jest to stan od 143 283. czyli take 140. stanu "320" i "284"
w tej drugiej czci oczywicie nie bdzie (142 i 284 dokadniej, poniewa
zmieszaem mas z liczb). brzegiem paszczyzny, w ktrej uczestnicz, ktra
oznacza tworzc mnie zmian (jej skadniki mnie buduj) brzegiem jest tutaj
wielko 320 mas jednostkowych. jednak, co wymaga podkrelenia, brzegiem w
liczeniu masy dla tej czci wszechwiata, wic dla obu paszczyzn cznie
(wszechwiat nie moe by jedn lini, jedn paszczyzn procesu) jest stan,
wielko 640 mas. jakby na to nie patrze, wana liczba kwantowa i ewolucja
pena, maksymalnie dopeniona. z oglnie moliwych pierwiastkw, czyli stanu
maksymalnego 640, po tej stronie powstanie "tylko" 320, teoretycznie tyle. a
praktycznie 280, o 40, o taki brzeg "mniej". ale jednoczenie, w "zliczaniu
masowym", takich 320 pierwiastkw bdzie miao mas maksymalnie take rwn
640 jednostkom - bdzie to pena, brzegowa ewolucja, ktra si wypeni, dojdzie
jednoci.
dalej idc tym tropem, liczc ju dla caego wszechwiata i dla obu stron,
czyli dla penej dwustronnej i omioelementowej ewolucji, w ktrej powstaje
materia, bdzie to miao nastpujce wartoci: pierwiastkw bdzie 640, a mas
1280 (jednostek). caa tak wyznaczona masa bdzie miaa tak brzegowo liczon
wielko. co dla przebiegu rzeczywistego, ktry zaistnieje realnie, bdzie
si przekadao na warto 1120 jednostek. - czyli pocztkowym stanem bdzie
wielko "1", a kocem tak caociowo liczonej masy, 1280 jednostek. ta masa
brzegowa, ktra moe wystpi, ten ostatni pierwiastek, ktry si utworzy (w
przedziale poza ewolucj), to wielko 1136 mas jednostkowych. - liczone od
brzegu, od powstania pierwszego stanu "po tamtej stronie", a do brzegu, do
koca wydarze po tej stronie. maksymalnie moe powsta 640 stanw, tyle moe
teoretycznie powsta po obu stronach wszechwiata elementw materii. jednak
praktycznie powstaje 560 w obrbi ewolucji, plus 8 jako wielkoci brzegowe,
ktre oznaczaj stan "poza ewolucj", ktre znajduj si na jej powierzchni
- to s ostatnie "pyty", fakty na powierzeni, ktre si z/w takiej ewolucji
ksztatuj.
doprecyzowanie, ktrego do tej pory nie wprowadziem (std pewne omyki w
trakcie analizy). maksymalnie moe powsta 568 pierwiastkw - poniewa 142 x
4 = 568. wspomniane 8 jednostek powyej 560 stanowi punkty kwantowo wane,
ale jako takie nie uczestnicz w procesach, nie s w fizycznej ewolucji.
403
tak prezentuje si peny ukad pierwiastkw dla dwu linii ewolucyjnych oraz
dwupaszczyznowego zdarzenia, ktre oznacza ewolucj materii namacalnej ju
w drugiej czci procesw skadajcych si na histori wszechwiata i etapu
pierwszego tej drugiej czci. to s dwie ewolucje, ktre na siebie zachodz
- i wchodz w swoje stany, wymieniaj, zamieniaj si pooeniem. co objawia
si dla mnie jednoci procesu, jest dwukierunkowym zdarzeniem, to dwie linie
wydarze przeciwnie do siebie skierowanych. w takim ujciu, w "spaszczeniu"
wydarze do kartki papieru, trudno to dojrze, jednak przecie rzeczywiste,
realnie zachodzce procesy s przestrzenne, dynamiczne i sumaryczne. co w
analizie rozbite (z koniecznoci zrozumienia) na strony i etapy, jest sum
("summuje" si w jedno funkcjonaln).
na rysunku nie umieszczam jednego elementu, poniewa nie jestem przekonany,
co nim bdzie - stanu "0b" dla linii 1. wic tego pierwiastka, ktry powinien
rozpoczyna rzut drugiej paszczyzny. czy jest nim jaki pierwiastek z koca
pierwszego rzutu - najpewniej. by moe jest to stan 128 ksenon. albo, co
teraz widz, moe to take by tellur. ale skoro ksenon jest brzegowym wedug
waciwoci, na niego naley zwrci uwag. jak bdzie, rozstrzygnie pomiar
i eksperyment. i cho osobicie obstawibym wanie ksenon (przynajmniej na
t chwil), to ustalenie pozostawiam fachowcom. - oczywiste jednak jest to,
e taki ostatni fakt procesu by musi, i to jest tutaj ustaleniem, wnioskiem
najwaniejszym. czy bdzie to rzeczywicie wzmiankowany ksenon, czy element
jeszcze nie wystpujcy w badaniu (dzi nie wstpujcy, czy na tyle drobny,
e nie do uchwycenia), to sprawa drugorzdna, z mojego punktu widzenia tylko
techniczna. taki fakt na pewno "jest", a jakie ma konkretnie "oblicze", to
ustali dokadnie wykonane zdjcie wiata.
404
- dalej
kilka spraw zwizanych z rysunkiem wymaga jeszcze omwienia. - i tak, jest to
liczenie pene, przeprowadzone wedug zasady "8/8", i to w kad stron. jak
wida, tworzy si w ten sposb peny, maksymalny obraz tego, co na dzi mona
wyczyta z obecnego ukadu - oraz to, co do tego "dzi" pozwala si dobudowa
(doda) w formie logicznej do stanu jednoci. zaprezentowany rysunek to cz
wikszej caoci, ale zarazem stan peny, cao jednej strony, ktr moe
ustali fizyczny eksperyment. niczego wicej realnie nie ma, ale jednoczenie
to tylko fragment.
h-0. w zasadzie ten element ju omwiem, rwnie pod wzgldem nazewnictwa.
"prot", tak proponuj go okreli. oddaje to jego cech: jeden proton (dwa)
i nic wicej. jako taki, poza ukadem ewolucji, jednak w jej moliwych, ale
take koniecznych stanach: warunkuje cae nastpne zdarzenia.
teraz drugi brzeg - "numer 142". czyli wielko masy 320 jednostek, brzeg i
kwant, pene zdarzenie brzegowe. jak go nazwa? tutaj musz si zastrzec, e
nie czyni tego z egoizmu, nie mam rwnie nic specjalnie na oku itd. ale na
tej samej zasadzie (pierwszestwa odkrywcy), mam prawo zaproponowa, jestem
o tym przekonany, nazwy dla kilku, dokadnie dla dwu pierwiastkw. e to nie
jest byt "realny", e nie eksperyment? c, moje laboratorium to tylko kartka
papieru oraz ja sam. trudno od kogo takiego wymaga wicej, przecie nie
zapi pierwiastka za rogi. co zreszt w przypadku numeru 142 dla nikogo nie
bdzie moliwe. wic choby tylko z tego powodu przysuguj mi prawa odkrywcy
nawet jeeli odkrycie dotyczy bytu fizycznie "pustego".
w identyczny sposb sprawa dotyczy pierwiastka ostatniego, czyli 284, masa
640. to brzeg, a jako taki nie wchodzi w zakres adnego badania wewntrznego.
tylko na kartce papieru i w umyle mona go dopa. co niniejszym uczyniem.
przyszedem, zobaczyem, odkryem.
dlatego chc te dwa pierwiastki opisa i nazwa osobicie. jak? zadziwiajco
dobrze do tego nadaje si moje imi. czysty przypadek, ale pasuje do treci.
nazywam w tym dziaaniu stan brzegowy i rodkowy zarazem tej strony ewolucji
wszechwiata, stan 320. i koniec tych wydarze, 640. dwa punkty, na ktre si
skada mnogo wydarze, a ktre kocz inne procesy. - pocztku zjawisk, z
przyczyn oczywistych, nie mog nazwa, bo "prot" od dawna jest znany, nawet
jeeli nikt o nim nie sysza w takiej postaci. jednak co innego z efektami
liczenia, ktre s wielkociami teoretycznymi. takowych nikt nawet na kartce
papieru nie oglda, std i dowolno, i miao moja wiksza. - jak zwa?
stan 142 (320) proponuj nazwa "janus". co prawda nie jest to dokadnie moje
imi, ale jake blisko. a prcz tego, co tutaj zdecydowanie waniejsze, jest
to pojcie obecne od dawna. pojcie utworzone od imienia rzymskiego bstwa,
janus, pocztek i koniec - wejcie i wyjcie. doskonale pasuje na ten zaiste
"janusowy" punkt w liczeniu wszechwiata. a drugi brzeg? c, w kocu raz si
yje, niech tam, proponuj nazwa wasnym nazwiskiem. - oba pierwiastki s
brzegowe, znajduj si poza ewolucj, dlatego adna nazwa im nie straszna i
znios wszystko. zwaszcza e nikt i nigdzie ich na oczy nie ujrzy.
dlatego nie traktuj tych nazw za przesadne czy niestosowne. prawo, powtarzam,
mam, takich pierwiastkw adn inn drog wyznacza nie mona, bo nigdy nie
wejd w zakres pomiaru. fizyka w eksperymencie wielu drobnych a chwilowych
bytw moe sign, ale nie tych, pozostan na zawsze w strefie koniecznej i
logicznej, jako byty skrajne. musi taki element brzegowy znajdowa si na/w
pocztku procesw tworzcych ukad okresowy (kady ukad, obecny czy peny i
logiczny), musi take proces mie ostatni stan, ktry go jeszcze oznacza, ale
nigdy aden fizyczny obserwator tego nie stwierdzi. bo albo go jeszcze nie
ma, albo ju go nie ma. w kocu obserwator to zbir pierwiastkw i kiedy nie
ma zbioru, nie ma na czym si obserwator oprze swoim istnieniem. - brzeg i
jego pierwiastek jest faktem, ale poza fizycznym poznaniem. taki "janusowy"
z niego fakt. koczy i - zaczyna...
405
- kula ewolucji
- rozpisanie ukadu na sferze
powiedziaem przed chwil, e nie mam szansy zawaszczy pocztku - no, c,
i tak, i nie. to znaczy, prota rzeczywicie nie zawaszcz historii, i nawet
nie chc. c mnie taki prot moe obchodzi, skoro pocztek waniejszy. nie
tylko e koniec sobie zaklepaem, ale i pocztek jednoczenie. bo chyba nie
musz dodawa, e w rzeczywistoci ten stan, czyli numer 568, to nic innego,
jak pocztek, pocztek nastpnej serii wydarze. koniec zapadania si, pena
zgoda, ale jednoczenie pierwszy stan w nastpnym wydarzeniu, w nastpnej ju
fali, w kolejnym cyklu wydarze z gry w d - i z dou do gry. u podstaw
jest zawsze ta sama wielko. i tylko ta. kady nastpny stan bdzie do niego
odmienny. bdzie na pocztku jako i na kocu. jedno musi i moe si rnie
dzieli, ale w tym punkcie tylko tak, tylko na poow (zawsze na poow). i
zawsze bdzie posiada jednakow mas, ale nie w zakresie maksymalnym, midzy
568 a 640, bo tych stanw ju w ewolucji nie ma. tego punktu nie ma, do niego
nie doszedem...
co nie oznacza, e nie mog kilku uwag na ten temat zanotowa. sprawa jest
po tym, co powiedziaem, prosta. nie powiem, e dziecinnie prosta, ale do
banalna w swojej technicznej ju czynnoci. po tym, co mwiem o rozkadzie
atomw i pierwiastkw w ukadzie, po zobrazowaniu, jak rzeczywicie ten ukad
wyglda, prezentacja rozpisania atomw na kuli, czyli zapenienie tej siatki
kartograficznej, zapisanie sfery ("planety") atomami, to zadanie rzeczywicie
"banalnie" proste, praktycznie mgbym je sobie odpuci i ca techniczn
stron pozostawi do dziaania fachowego, ale czasami warto si pobawi. - w
gruncie rzeczy jednak to, do czego usilnie dyem, opisanie tej kuli, to w
kocu okazao si mniej wane od tego, co przed chwil powiedziaem, nie jest
to bowiem nic innego, jak strona, jedna z moliwych stron pokazywania oraz
opisywania atomw i ich ewolucji, dobra i rwnorzdna jak kada, o czym dalej
jeszcze wspomn. opis kulisty jest tylko peniejszy, oddaje przebieg ewolucji
i oddaje jej dynamik, pokazuje, e wszystko si ukada (nawet abstrakcie) w
kulisty, sferyczny proces, e nie ma ewolucji paskiej itd. - moje ustalanie
rozkadu elementw na brzegu okazao si dokonaniem wtrnym, samo denie do
granicy byo faktem waniejszym.
jak rozpisa, opisa kul ewolucji dla atomw (i ich zbiorw, pierwiastkw)?
taki obraz, zrozumiae, powinien zosta nakrelony w rny sposb, jednak z
powodu technicznego skomplikowania sferycznego rysunku, odpuszcz go sobie
i nie jest to ucieczka od zagadnienia. po prostu niewiele nowego wnosi. mona
rysowa na jednej kuli i na jednej powierzchni, czyli zrobi co takiego, e
ukad prezentowany w obecnej chwili (stary czy zmodernizowany), "naoy" na
sfer - i wwczas na powierzchni kuli powstan linie ewolucyjne, poziome i
pionowe, czyli wspomniana "siatka kartograficzna" sfery. i to rzeczywicie
bdzie do zudzenia (i powinno) przypomina rozkad linii na kluli w postaci
globusa. nie na darmo wielokrotnie przy omawianiu ukadu okresowego do takiej
analogi si odwoywaem. przecie wystarczy tylko na rysunek rozmieszczenia
pierwiastkw w ukadzie spojrze (obecnym czy "zmodernizowanym"), aby dojrze
fakt - e mona to "zatrzasn" w sfer. przecie te dwa wystajce "u gry"
punkty pierwiastkowe i te dolne w zmodernizowanym ukadzie, przecie to nic
innego jak "bieguny" - brzeg procesu, ale jednoczenie biegun sfery. jeeli
przeprowadz "styk" stron ukadu, zamkn jego obecnie "pask" i "kartkow"
struktur w powierzchni kuli - to te odlege na/w paszczynie punkty zetkn
si oraz stan sobie bardzo bliskie, zdefiniuj powierzchni sfery. i bd
brzegowo bliskie. a co wicej, poszczeglne linie w ukadzie, linie poziome
i pionowe, utworz, oka si by "poziomicami" z jednej strony i "warstwami"
geologicznymi z drugiej. a rozkad masy w obrbie planety kolejnymi warstwami
pierwiastkw - cao planetarnej ewolucji to zobrazowanie, oddanie zmian w
ukadzie. to jego fizyczne, realne zaistnienie - jak najbardziej namacalne.
406
jak najlepiej wykona opis sferyczny? mona liczy jako proces ewolucyjny o
omioodcinkowej formule, czyli jako osiem odcinkw dla caej kuli (liczc od
gry do dou). jednak, tak to postrzegam, zadanie jest kopotliwe, cho moe
i ciekawsze. trudniejsze dlatego, e trzeba oba kierunki ewolucyjne umieci
w jednam cigu zmiany, mona to naturalnie zrobi, ale jest mao przejrzyste.
omioodcinkowy, sumaryczny szkic ma t zalet, e w jednym ujciu, na jednej
kulistej powierzchni pokazuj, jak energia po brzegu (i powierzchni sfery)
si rozpywa. co si oddala, w ktr stron i co w t "szpar" wpada, i skd
zaczyna wypywa kolejna porcja "materialnej magmy". - w takim ujciu dwa
do siebie przeciwnie skierowane procesy si "zderzaj" na/w strefie brzegu
(powierzchni). energia dolnej ewolucji "wypywa" w wyniku nacisku warstw od
dou, ale rwnie nacisku od gry, kiedy linie ewolucyjne (w formie materii)
dziaaj na siebie. przecie proces realizuje si jako zachodzenie "pod" lub
"nad" siebie tych linii (ale wzajemnie "w siebie" w szerszym ujciu). w takim
spotkaniu dochodzi do "trzsienia" powierzchni, materia skorupa pka, gdzie
co naciska, co wybucha - pyy, lawa, gorc, wulkany, gejzery - itd. adnie
to wyglda.
ale lepiej, jak si okazuje (i to by mj bd, e tak nie mylaem) pokaza
to na dwustronnej, ale cznie jednej kuli (kada ze stron posiada po osiem
odcinkw), w postaci penej i dwustronnej sfery, cay wydzielony cig zapaci
i cig wybuchu. dwa kierunki, pkule dla kadej ze stron i krenie energii
w ujciu od bieguna do rwnika (i jej powrt "podpowierzchniowo", w gbi i
poniej obserwacji). lokalnie w kadym punkcie s oba kierunki, tunel pracuje
w kad ze stron, jest dwukierunkowy (a geometrycznie wszechkierunkowy, bo to
kula). cao prezentuje si jako rozchodzenie si na boki od rwnika, rodka
zdarze. - a dokadniej, nastpuje w jednym cigu spywanie energii na lini
rwnikow ("w d"), w t stron energia si kieruje, a w drugiej w stron
przeciwn, czyli wypywa i si rozpywa. itd. - to o tyle lepsze ujcie, e
sumuje wszelkie moliwe ustalenia i daje peny obraz wydarze ewolucji. co
nie znaczy, e najpeniejszy. pokaza na rysunku tego nie mona, ale jeeli
sfilmuje si i zaprezentuje jako animacj, wwczas nastpczy proces stanie
si bliski i rzeczywisty, czaso-przestrzenny i wielowymiarowy.
czym to skutkuje, co oznacza? wnioski s ciekawe, a skutki dla rozumowania
wane. bo przepywanie energii, "wpywanie" pod powierzchni po jednej stronie
(co dzieje si na/w grnej czci powierzchni), czyli "opadanie" warstw od
zewntrz sfery do rodka i przenikanie, "wypyw" na powierzchni energii w
drugim stronnym zdarzeniu, idcym od rodka - to niesie ze sob interesujce
"widoki" dla zrozumienia procesw. przecie nie tylko pierwiastkw oraz ich
ujcia to dotyczy, ale wszelkich ewolucji. dzieje si co takiego:
to zawsze jest dwukierunkowe zdarzenie czne, zachodzi jako jeden proces ale generalnie, jako wydarzenie urednione i ujmowane logicznie, ma wanie
tak struktur (form i kierunek). generalnie proces we wszechwiecie jest po
jednej stronie ("nad" lub "pod" "powierzchni" rzeczywistoci), ale zarazem
jest zoeniem dwu przeciwnie do siebie skierowanych linii, to kolejny fakt
pochodny do rozpadu i czenia energii, fizyczny przejaw tej zasady. strzaki
na rysunku, wpywanie lub wypyw na powierzchni energii - to dwie linie w
ukadzie, dwie "cierajce" i "napierajce" na siebie linie, paszczyzny. w
takim ujciu zawsze jest to "rozpywanie" si po brzegu i powierzchni sfery
(konsekwencje tego "rozpywu" te s wane). raz energia spywa "z gry do
dou" i "osadza" si na/w brzegu, rozpywa si po powierzchni drugim razem
pynie "w rodku", po powierzchni wewntrznej kuli. i wypywa na brzeg.
407
- inne ujcie
rwnie kuliste, ale operujce nie jedn sumaryczn powierzchni, lecz jej
rozpisaniem na poszczeglne warstwy, paszczyzny w kuli. wic ujcie procesw
jako sferycznych, ktre zawieraj si w kuli generalnej - oraz ujcie jako
jednego cigu wydarze. czyli analogia do planety i jej uwarstwionej fizycznie
budowy. realizuje si to jako umieszczenie 70 pierwiastkw w ramach jednej
powierzchni, a na/w drugiej, wewntrznej do pierwszej, kolejnych 70. wzajemna
rotacja i ruch tych paszczyzn wobec siebie, to pozwala dojrze zalenoci i
konstrukcje wsplne. przy operowaniu poszczeglnymi warstwami, maksymalnie
omioma, mona w taki sposb zobrazowa cao zmiany tworzcej materi (w
rnej jej postaci we wszechwiecie) mona pokaza, e te warstwy bd we
wzajemnie wanym uoeniu (z efektami np. chemicznymi, kiedy pierwiastki si
wzgldem siebie znajd na odlego jednego kwantu) - lub pozosta w obrbie
jednego ukadu, kiedy uwzgldni izotopy.
kada warstwa, kady stan na skali energetycznej jest powierzchni sfery sam
dla siebie (proces tworzcy taki stan jest sfer, jest sfer i jej brzegowym,
jednokwantowym faktem) ale suma rwnie jest sfer i podlega opisaniu tymi
samymi wielkociami kantowymi. a naoenie tych warstw na siebie daje nie co
innego, jak czaso-przestrze i rzeczywisto aktualnie fizyczn. (nawiasem,
"rzeczywisto aktualnie fizyczna", ech, c za ciekawe logicznie i jzykowo
zdanie.) - jeeli do tego modelu doda ruch, przepywanie midzy warstwami,
jeeli doda rwnie "obroty sfer", wirowanie poszczeglnych poziomw oraz
elementw na tych poziomach, tworzenie si lokalnych "zgszcze" (galaktyk i
meta galaktyk) materialnych jeeli uj to jako koowanie energii pomidzy
brzegami i jej "zaptlanie" si w konkretnych ciaach, to powstanie ciekawy
obraz. zoenie czego, co nigdy nie zaistnieje cznie, ale co musi zaj i
zaistnie "po kawaku", eby wszystko si zgodzio. - fakt dawny lub obecny,
cho czasowo bardzo odlegy od tego, co byo lub bdzie za milion, miliard
lat, to wszystko razem i w powizaniu. czyli dzi ksztatuje jutro jutro
powstaje tu i teraz.
kolejne ujcia. - dzisiejszy stan wiedzy to paski obraz zdarze, linia. to
wszystko, co ustala fizyka i chemia, wszelkie podliczenia gstoci, rnych
parametrw mniej lub bardziej liniowych, to jest opisanie wiata w postaci
prostej, na/w cigu liniowym. jednak cao tak zebranych danych, wszelkie
abstrakcje dotyczce otoczenia, mona zaprezentowa na sferze jako "ni"
tworzc sfer. "oplatajc" kolejnymi oraz zachodzcymi o siebie skrtami i
zarazem budujc struktur tak "motanej" ewolucji. to linia, ktra "nawija"
si na sfer, ktra w ten sposb, poprzez "namotywanie" kolejnych "nici" i
warstw na kul, t kul jednoczenie tworzy jej "tward" powierzchni. i
mnie przy okazji. koniec cyklu pierwszego jest pocztkiem nastpnego, koniec
drugiego zaczyna trzeci itd. - i tak od bieguna, nawijajc na kul "pasek"
rzeczywistoci, raz przy razie (i wielostronnie, na powierzchni i pod ni),
a do drugiego bieguna (z zachowaniem proporcji). i uzyskuj obraz ewolucji w
przemianach.
podkrelam, wszystkie prezentowane ujcia s prb oddania przestrzennego i
czasowego zarazem rozmieszczenia elementw ewolucji, tu w postaci rozkadu
pierwiastkw. ale, co zrozumiae, metoda zobrazowania rzutuje na pojmowanie,
na fakt postrzegania wszelkich procesw. i ma to znaczenie. bo jak narzdzie
zmienia dziaanie i operujcego nim, jak kana przesyu informacji rzutuje
na tre sygnau (bo go filtruje), tak samo obraz rzeczywistoci si zmieni,
kiedy inaczej go "sfilmuj". inaczej wyglda wiat, kiedy opisuje go "kartka
papieru", inaczej kiedy jest to dynamiczny, wielowymiarowy czasoprzestrzenny
"film". przejcie od wiata "paszczakw" i "kartkowcw" do wiata kilku,
trzech-czterech wymiarw, cho trudne, jest konieczne. kiedy chce si siga
dalej, jak wzrok siga (i przyrzd), trzeba si wysili. widok jest tego wart.
bo gry s po to, eby si na nie wspina.
409
- "h-0" i "142"
- pierwiastki brzegowe, "zerowe" (znaczenie)
nim przejd do omwienia modelu "wulkanicznego" w szczegach (ktre mog na
chwil obecn wypracowa), jeszcze raz zamierzam wrci do analizy elementw
brzegowych tak opisanej ewolucji w postaci ukadu "znormalizowanego", czyli
pierwiastkw koca i pocztku, "h-0" i "142". problem w tym, e w pierwszym
odruchu, stosujc si do analogii, a ta wypywaa z tego, e potraktowaem
h-0 jako pocztek wszelkich wydarze - to sprawio, e umieciem taki fakt,
niewtpliwie wystpujcy w zmianie, w linii 1A, na jej pocztku, na poziomie
(okresie) zerowym. - nie jest to takie gupie rozoenie, poniewa h-0 jest
wielkoci co prawda brzegow, ale to ju jest wodr. znajduje si tu przed
wodorem w jego obecnej, w ukadzie obecnym odnotowanym ksztacie. dlatego, w
tym pierwszym rzucie analizy, mogem umieci wodr h-0 przed pozostaymi w
ukadzie pierwiastkami, na poziomie zerowym, to byo logiczne i sensowne. a
w kolejnym dziaaniu, rwnie przez analogi, musia si w linii 1B pojawi
stan "142", 320 jednostkowych mas. czyli brzeg, stan zerowy drugiej strony,
ktry koczy wydarzenia.
taki opis jest moliwy, powtarzam, jednak zdecydowanie lepszym rozwizaniem
jest to, na ktre trafiem przy okazji ogldu modelu krtkiego ukadu, gdzie
w linii 8A znajduje si jako stan "zerowy" i brzegowy neutron. przynajmniej
tak w modelu, ktrym dysponuj, jest to opisane. e jest to bd, e to forma
graficznego zanotowania w ukadzie postaci jednej z elementarnych czstek (a
przecie tak wanej dla masy atomowej), e to tylko "wypenienie" brakujcego
miejsca, dodanie tego, co znajduje si w jdrach jako wzorca to zrozumiae.
dlatego to bd, poniewa neutron, jako stan zerowy (i tak jest opisany "0"),
nie moe ten stan zerowy znajdowa si na samym pocztku liczenia, poniewa
jego masa jest wiksza od nastpnego w liczeniu elementu, czyli h-1. z tego
pynie oczywisty wniosek, e tak zbudowany wstp do dziaania by nie moe.
owszem, i z tym mona si zgodzi, nie jest bdem potraktowanie neutronu
jako stanu czy elementu wzorcowego, wyjciowego do liczenia (jako "jedynki"
operacji) - i dlatego mona go umieci w ukadzie na pocztku, ale tylko w
takim, tu sygnalizowanym znaczeniu. jednak umieszczenie go w stanie zerowym
jest po prostu nieporozumieniem.
dlatego, po namyle, zmuszony byem umieci stan h-0 w linii 8A, na zerowym
poziomie. a nastpnie, przez analogi, to samo przeprowadzi dla linii 8B,
gdzie, jako przeduenie, jako stan zerowy, musiaem umieci wielko 320
mas, pierwiastek 142. linie brzegowe i zerowe rwnie musz zawiera na swych
brzegach pierwiastki brzegowe. co z tego, e wodr, jako taki, znajduje si
w grupie pierwszej, kiedy jako stan wyjciowy do dalszych procesw musi si
znajdowa w linii brzegu (w stanie zamykajcym jeden, wczeniejszy cykl, a
otwierajcy nastpny). wic musi by to linia sma, brzegowa. ju w trakcie
opisywania ukadu wspominaem, e w praktyce sma linia i pierwsza (w jednej
linii "a", w drugiej "b") stykaj si, ssiaduj ze sob w ewolucji. to tylko
rozpisanie, "rozpaszczenie" ukadu w jednej paszczynie rysunku daje taki
efekt, e nastpuje oddalenie si do siebie tych czci ukadu. co widz na
paszczynie maksymalnie oddalone, czyli po obu stronach kartki, to w ujciu
sferycznym procesu ssiaduje ze sob na odlego jednego kwantu. i dlatego
moe wchodzi w reakcje moe by pochodn. rozdzielenie procesw w ujciu
paskim skutkuje ich gbokim niezrozumieniem i wiata przy okazji. natomiast
w przypadku linii "b" blisko elementw zostaa zachowana dlatego, e tak
wychodzio z rozpisywania. nie moga by zachowane dla linii "a", std wypada
to jako odlege od siebie zdarzenie. umieszczenie h-0 w linii zerowej, smej,
jest sensowne take i z tego powodu, e jest to stan brzegowy, dlatego jego
waciwoci musz by podobne do niej, w tej grupie lecych pierwiastkw.
mwic inaczej, musi to by pierwiastek "szlachetny". stan h-0 w grupie smej
to jest "w bok" tylko o jeden stan - na sferze to tu obok.
411
- "142" (320)
drugi wany brzegowo stan, wielko "142", ten numer pierwiastka (czyli ju
posta drugiej strony ukadu) rwnie, przez analogie i przez identyczne w
warstwie logicznej tumaczenie, e to stan zerowy, take szlachetny, take
nie wchodzcy bezporednio w zwizki, poniewa znajduje si poza ewolucj
to nakazywao umieszczenie go w linii "b", 8b. - czy taka wielko, czy ten
pierwiastek bdzie cakowicie "szlachetny", wic nie bdzie wchodzi w adne
reakcje chemiczne - o, tego nie bybym pewien. po pierwsze, ju sam fakt, e
musz umieci go w linii (grupie), ktra ma nie tylko brzegowe waciwoci
(w stosunku do caego ukadu), ale wchodzi rwnie w reakcje z innymi, take
rozbudowanymi elementami, to moe sugerowa, e tak si dzieje a do koca
ukadu (czy pocztku, inaczej patrzc). a po drugie take dlatego, e jest to
wielko w rodku ewolucji. a nie, jak w przypadku h-0, gdzie jest to brzeg
wyjciowy, zaczynajcy. takie pooenie moe sugerowa, e jednak ten stan,
a przynajmniej "tu" przed nim (on sam w ewolucji si nie znajdzie), e ten
stan moe by "wpltywany" w reakcje, czyli by w obrbie wydarze jako-tako
chemicznych. jak to si bdzie reprezentowao, jak bdzie przebiega, wymaga
to naturalnie ustalenia. w kadym razie, gdyby si miao okaza, e to stan
cakowicie szlachetny i pasywny wobec otoczenia, wwczas wypadaoby umieci
go nie pod lini 8B, ale w linii 8A. co, owszem, by oddawao stan wchodzenia
w reakcje tego elementu, jednak byoby jednoczenie deformacj ukadu w jego
symetrycznym ujciu, a to w konstruowaniu tej abstrakcji jest warunkiem nie
to e wanym, ale po prostu fundamentalnie zasadniczym. dlatego przesunicie
wydaje si mao prawdopodobne. - cho, jak bd mwi ciut dalej, jest to w
pewnym stopniu do pogodzenia. chodzi o to, e pooenie "142" w linii 8B jak
i jego brzegowy, szlachetny stan, to wynika z faktu, e linia B jest w pewnym
okresie stanem brzegowym, a pniej przestaje nim by ("stanem brzegowym" w
rozumieniu nie wchodzenia w reakcje), jak to ma miejsce obecnie z lin 8A. i
wydaje si to ciekawe podejcie.
nazwy. powracam jeszcze do sprawy nazw. e "janus", tego nie ma co negowa,
to jest najbardziej sensowny dla tego faktu termin. co do "prota", chemia w
tym przypadku stosuje przywoan nazw dla okrelenia obecnego stanu h-1. e
rzadko, fakt, ale jednak stosuje. a to, przyznaj, moe by komplikacj przy
okrelaniu stanu h-0 i operowaniu tak abstrakcj. moe, ale skoro w chemii
tylekro ju rne nazwy zmieniano i tyle razy nastpowao "przesunicie" w
obrbie pooenia faktw i ich nazewnictwa, to chyba wielkiego pomieszania
nie bdzie, jeeli "prot" zostanie w tutaj proponowanym ujciu. zamieszanie
jest moliwe, ale zysk z takiego ujcia jest rwnie powany. dlatego upieram
si, e stan do tego najbardziej odpowiedni, jeden proton, powinien nazywa
si "protem". wodr ma swoj specyficzn nazw i jego izotopy rwnie. h-1
zostanie wodorem lekkim, a stan h-0 niech bdzie protem, przecie to tylko
"prot-on". usilnie na takie rozwizanie nalegam, ma sens.
ukad okresowy w zapisie "krtkim" albo, inaczej, "naturalnym". musz temu
ujciu kilka ciepych sw powici, naley si (wspominaem o tym). cay
czas operowaem "dugim ukadem", dlatego, kiedy signem po "krtki", eby
sprawdzi ustalenia, byem zdumiony jego budow. w tym ukadzie jest "prawie"
zapisane dwukierunkowe ujcie. wicej nawet, jest stan "0", wystpuje take
zrnicowanie w linii B. z rozkadu wida, e linia 8B jest podzielona, e to
dwie linie boczne i jedna rodkowa - podwojenie w rodku i po dwa podwojone
stany po bokach, jako e stan "trzy" elementy zawsze by dla mnie dziwnym. a
tu wida, e jest to "skadanka" i e nie tak prosto przebiega. krtki model
ukadu jest kopotliwym w stosowaniu, mao wyranym do odczycie, ale ma swoje
logicznie walory. to typowy stan przejciowy w ewolucji (tu analizach wiata
atomowego), ale speni swoje zadanie. i trzeba to z szacunkiem odnotowa.
412
- ukad pierwiastkw
- ujcie w modelu "wulkanicznym", dwie strony ewolucji
- "spirala ewolucji"
c, tak si dziwacznie skada, e kiedy bardzo chce si duo powiedzie, to
nie udaje si. zazwyczaj, kiedy odkadam na bok sprzt i myli, pojawiaj si
w chwili wyciszenia inne ujcia (pynce z gbin), ktre w czasie pracy nie
mogy si na powierzchni wydoby (miay zbyt ma si przebicia). dlatego,
zazwyczaj ju w horyzontalnie "rozcignitej" chwili (na kanapie...) pojawia
si myl e, psiakrew, nie wszystko powiedziaem. p biedy, kiedy oznacza
to co nowego i ciekawego, co dopenia ujcie oraz nadaje bardziej klarowny,
peniejszy stan wczeniej wypowiedzianemu. w takim wypadku mona prowadzi
dalsz rozmow ze sob spokojniej. gorzej znacznie, kiedy na czole pojawia
si pot zwtpienia... nie mam co ukrywa, w pierwszej chwili tak si stao,
kiedy wypyna pewna uwaga, skdind nie tak ostro wyraona. przeklestwami
nie rzucaem, musiaem si zastanawia, co te takiego zrobiem - a raczej:
czego nie zrobiem, e dostrzegam i ustalam w ukadzie "niepeny" stan? o co
chodzi? o dwie strony ewolucji.
znw, co zrozumiae przy omawianiu procesw, w tym przypadku pierwiastkw,
zaczo si od stron, dwustronnej ewolucji - oraz jej rozpatrywania w/na tle
rodowiska. stao si dla mnie jasne, e nie wszystko powiedziaem. e mona
co jeszcze doda o stronach ewolucji ukadu atomowego. co pominem? w czym
bd? ponownie rozpoczem od liczenia stanw w ukadzie. - czyli myl bya
nastpujca: skoro liczenie wczeniejsze doprowadzio mnie do ustalenia, e
w ukadzie s 142 elementy pierwiastkowe (a maksymalnie, dla caego obecnego
wszechwiata, na/w jego dwustronnym stanie 640) - i skoro doszedem do tego
przez liczenie rytmu w postaci 2-8-8-18-18-32-32-50-50-72-72-98-98, to (tu
miejsce na stosowne przeklestwo) dlaczego nie poprowadziem a tak daleko,
dlaczego si zatrzymaem? sprawa jest oczywista i wyrana, kiedy spojrze na
wyliczenia: zgadzaj si, maj si tak, e inaczej by nie moe. a jednak owe
pene 640 pierwiastkw, ktrych inaczej nie da si policzy, owe tak dobrze
si prezentujce ilociowo stany oglne (i dla poszczeglnego ukadu) owe
stany uzyskaem, jak na to spojrze, z niepenego rytmu. a raczej, operujc
nim, ale na zasadzie oglnej, jako maksymalny i do ukadu ju oddzielny stan
abstrakcji, na ktrym wykonaem dziaania. czyli, wynik jest tak "adny", e
musi by poprawny, ale pojawia si pytanie: droga dochodzenia, czy wioda do
niego bdna droga? ukad, istnienie atomw w dwustronnej ewolucji to fakt,
ale czy wszystko w tym zdarzeniu policzyem?
nie jest przypadkiem, e przed chwil omawiaem "model wulkaniczny" ewolucji.
ten model piknie obrazuje procesy, sam na tym skorzystaem. powtarzam, myl
wyjciowa bya krtka: dlaczego w liczeniu otrzymaem wynik poprawny, kiedy
zarysowany (nawet po modernizacji) ukad ma nadal w sobie stan niepeny? inaczej, dlaczego liczyem dla rytmu 2 - 98, a na rysunku pojawia si tylko
rytm: 1-2-8-8-18-18-32-32-10-10-2-1? a gdzie, mona zasadnie spyta, dalsze,
brakujce stany? gdzie owe fakty, ktre same si narzucaj, eby zachodzia
w procesie (tu w ukadzie) symetria? fakt, na rysunku jest pena symetria,
tego nie mog zaprzeczy. jako i na grze jest jeden stan wyjciowy, tako i
na dole - jako w grze jest osiem linii, tako i na dole - jako w grze dwa
stany s na linii drugiej, tako i na dole (a e bardziej liczne, to nie ma
znaczenia) itd. symetria jest - i zarazem jej nie ma. nie ma jej, bo linie
w grupie "b", a raczej lece niej linii "7" w liczeniu "do dou", na tych
liniach nie ma tego, co by si wydawao jako oczywiste: dalszych stanw z ju
dopeniajcej si ewolucji, czyli a do wielkoci "98". to tak, jakby ukad
zmodernizowany (jedn i pen ewolucj) opisa pod ktem tego, co zgadzao mi
si z wyliczeniami, a dalszego, drugiego cigu ju nie uwzgldniem. do koca
policzyem, ale na rysunku jest tylko poowa, tylko odcinki rodkowe. wic
czy si pomyliem? nie.
413
to nie jest pomyka, tak bdzie. ale zanim doszedem do tego wniosku, nieco
nerww straciem. to, e "suplement" jest takim "wulkanem" (o czym ilo oraz
czstotliwo dopisywanego wiadczy) - to byo dla mnie zrozumiae od dawna.
ale tego, e ukad pierwiastkw take moe i musi by "wulkanicznym" ukadem
wydarze - o tym powiedziaem sobie niedawno, dlatego nie wszystkie wnioski
z tego wycignem. - czyli, skoro w ukadzie zamieciem po jednej stronie
odcinki poowy ewolucji dla poszczeglnych linii (a i b) - to oznacza, e w
ukadzie "penym" musi znale si dla kadej linii caa, pena i tym samym
dwustronna ewolucja. dlatego, zamiast liczenia, jak to wida na rysunku, dla
stanw 0a - 8a i 0b 8b oraz 1A - 8/0A i 1B - 8/0B, oprcz tylko tych dwu
linii pionowych (o cz 0 - 8a i 0 - 8b si tutaj rozchodzi) dlatego linie
te musz w penym ukadzie uzyska swoje dopenienie. wic musz mie wygld:
0 - 8 - 0a i 0 - 8 0b. czyli musz posiada po penym zestawie elementw i
by dwustronnymi wydarzeniami. wwczas taki maksymalny ukad bdzie penym.
pytanie byo jednak zasadnicze: dlaczego tych stron nie wida?
dlaczego w ukadzie, nawet w wyliczeniach, mog pojawi si jedynie 140 lub
142 stany, kiedy taki "peny" ukad wnosi tych stanw znacznie wicej, bo a
568 jednostek? czyli tyle, ile jest na ca stron, ile si moe zrealizowa
z 640. dlaczego w "szczyt", ktry obserwuj w postaci pierwiastkw oraz ich
rozkadu w wiecie, dlaczego ten szczyt posiada tyle i tylko tyle elementw,
a pozostae fakty, dla ktrych zrobiem obliczenia (poprawnie), nie "istniej"
i s w postaci, ktrej nie mog dojrze - dlaczego s w zakresie "ciemnym"?
e jest stan 142 tylko jedyn paszczyzn wydarze, z czterech przypadajcych
na t stron wszechwiata, to zgoda - ale dlaczego tylko tyle si objawia?
jaki mechanizm i jakie warunki ewolucji sprawiaj, e tak to wyglda? jedna
czwarta z moliwej caoci si realizuje, dobrze i piknie (jestem czci
tego zbioru), ale co z reszt? w ukadzie jest miejsce dla 140 stanw, gdzie
pozostae 420?
to nie s zbdne pytania. to s pytania o to, dlaczego realnie wystpujcych
elementw, cho logika nakazuje ich zaistnienie, nie mona eksperymentalnie
zbada w obrbie ukadu? to s pytania o zjawiska w obrbie ewolucji i jej
przebieg. jak powiedziaem, bez opisania tego w ujciu dwustronnym, wic jako
wypywu na powierzchni, na brzeg (czy na szczyt fali w innym ujciu), bez
tego nie byoby moliwe udzielenie na to sensownych a ciekawych odpowiedzi.
tylko w takim modelu staje si to moliwe i dopenia cakowity obraz wydarze
w przebiegu ewolucji.
te pytania s sensowne, maj swoje znaczenie - i jednoczenie nie maj. to
znaczy, wystpuje wspomniane "doliczanie", dopenienie ukadu, rozpatrywa go
naley jako peny rytm, ale jego konkretne upostaciowanie, jego aktualny stan
(i to zawsze), taki stan nie bdzie mg by w ten sposb podliczony. takie
"ciemne" stany wpywaj i zaliczaj si do caoci i zarazem nie s moliwe
do wliczenia. s elementem wydarze, warunkuj i decyduj o tym, co si dzieje
- ale s poza tym, co w ukadzie, w jego generalnej, ale chwilowej postaci
moe by uwzgldnione. s to stany z innych, chwilowo innych poziomw, i nie
s obecne na poziomie pierwiastkw, to wydarzenia podprogowe, stanowi stan
potencjalny ukadu. powoli wypitrzaj si, zajmuj swoje pozycje w ukadzie,
jedna ewolucja zajmuje miejsce drugiej - ale ich jeszcze nie ma. co wicej,
by nie moe. w/na szczycie fali, w przedziale wydarze szczytowych, zbir
elementw zawsze jest peny, "dopenienie" jest logicznie uzasadnione, jednak
wymaga bardzo szerokiego, gruntownego opisania. to s wszystkie moliwe stany
ale ich posta chwilowa to jedynie fragment, i to fragment, ktry moe si
zrealizowa tylko raz w takiej statystycznej konfiguracji. moe to zawsze by
pierwiastek, ale posta, ukad tego pierwiastka jest wydarzeniem konkretnym,
jednostkowym, to zawsze jest konieczno, ale jej posta jest ju wyjtkowa.
tylko poprzez przechodzenie jednej ewolucji w drug, a pierwszej schodzenie
w "ciemny" zakres, tylko tak mona wyjani posta ukadu pierwiastkw.
414
415
- ukad podwojony
sowo wyjanienia o dziaaniach prowadzcych do zbudowania graficznej postaci
ukadu. jest to, co atwo zauway, konstrukcja oparta na zaoeniu (w sumie
banalnym), e obie strony musz by wzgldem siebie symetryczne. nie tylko w
obrbie pojedynczego, 142-elementowego ukadu, ktry rysowaem wczeniej, ale
e to samo obowizuje dalej (i wszdzie). - co byo powodem, z czego wynika
konieczno narysowania takiej formy? z analizy procesw oraz myli, e nie
wszystko w poprzednim schemacie zamieciem. wyglda bowiem na to, e kada
strona i kada generalna grupa w ukadzie moe by przeduona. e, idc w
dalej analizie, nie zostay pokazane i zamieszczone obszary, ktre jednak w
liczeniu byy uwzgldnione. czyli wane wielkoci w punktach kwantowych, ale
znajdujce si "poniej" linii poziomej "7" takie, ktre s poza rodkiem,
poza stanem "32-32" (ktry ostatecznie wchodzi w zakres tego ukadu) to na
rysunku, niestety, pominem. - przy czym, co musz obecnie podkreli (a do
czego pniej nawi), w ukadzie, w zliczeniu rytmu 2-2-8-8-18-18-32-32
w liczeniu takiego rozkadu s "tylko" 120 pierwiastki, a przez dodanie dwu
brzegowych 122. prawie dokadnie tyle, co obecnie wchodzi w zakres obserwacji
fizycznej. czy to bd? nie. nie jest bdem ani takie liczenie, ani nawet
jej pena wersja, 142-elementowa. obie wielkoci s poprawne.
to znaczy, w ukadzie bd, mog realnie by maksymalnie 142 stany - ale w
rzeczywistym, aktualnie istniejcym (widocznym) zestawie elementw bdzie ich
122. a raczej tylko 120 elementw (i to w aktualnie maksymalnym ujciu). wic
"namacalny" ukad bdzie posiada 120 pierwiastkw - a rzeczywisty 142. przy
jednoczesnym poszerzeniu go o dalsze stany. sprzecznoci w takim ujciu nie
ma. bowiem jest to, co wane oraz co musz specjalnie podkrela, dynamiczny
ukad, to przechodzenie dwu fal wydarze, i one razem dopiero daj to, co si
uwaa za materi "namacaln" (tward, atomow). nie jest to nigdy "sztywna"
wielko. i to z tego wynika pozorna rozbieno. potraktowanie uzyskanych
wielkoci jako niezmiennych, bez lokalnych w czasie odchyle od maksymalnych
wartoci to wprowadza zamieszanie. a to przecie proces, ktry "dopasowuje"
si do chwilowych moliwoci i jest tych chwil produktem, czyli si zmienia
- i to cigle (nie ma adnego "zatrzymania").
przy zliczaniu w rytmie 1 - 98, przy podwojeniu uzyskuj wynik, e w jednej
paszczynie znajduj si 142 elementy, a przy zliczaniu czstkowym (czyli
tylko do tego, co jest w ukadzie, do stanu 32-32), okazuje si, e na tak
zaznaczonym zakresie ukadu s 122 elementy. tutaj, powtarzam, sprzecznoci
nie ma. s to zliczenia maksymalne, ktre bd obowizyway dla caego zbioru
pierwiastkw oraz takie, ktre s i mog by aktualnie w konkretnej chwili.
a te, co zrozumiae, ze wzgldu na przemieszczanie si fal ewolucji, bd si
zmieniay. co wicej, owa rnica w liczeniu i w stanach, jak powiem dalej,
jest tym, co tumaczy, dlaczego tak wanie jest i dlaczego mog obserwowa
tylko takie wielkoci (taki zestaw elementw). mwic w skrcie, dzieje si
tak dlatego, e nie ma ju zakresu dolnego, ktry istnia dla grupy "b", a
ktry, logicznie biorc, powinien by nadal choby w szcztkowej postaci.
rysunek - jak powsta? jako mechaniczne sumowanie, ale przecie nie jest to
pozbawione sensu. cz "czarna", ju wczeniej rysowana, jest wydarzeniem
aktualnym. plus to, co musi by, eby ukad nabra penej liczby elementw
(czyli d poniej linii "7"). - cz "czerwona" to obecna tre analizy.
to jest cz wydarze, ktre powsta musz, kiedy doda do kadej linii w
kadej grupie jej drug i dopeniajc stron. czyli doda to, co uzyskuje
si w ewolucji kadej grupy w jej przejciu w zakres albo podprogowy (wobec
obecnego podprogowy, bo w aktualnoci to jest zawsze wydarzenie na poziomie
danym, wic obecne), albo nadprogowe (czyli nadpoziomem). w obu przypadkach,
w odniesieniu do chwili obecnej, taka ewolucja "zniknie" z obszaru odbioru,
dowolnie pojtego pomiaru-doznania.
416
- rysunek
powracam do omwienia rysunku, poniewa wymaga dokadnego wytumaczenia to,
dlaczego do opisu okresw w ukadzie zastosowaem rytm "8/0 - 8/0 - 0". jest
to umowne, wynika z odniesienia si do tworzenia fali kwantowej, ale moe by
ujmowane inaczej. jak? jako rytm dwustronny, jako rytm zapadania si i dalej
wydobywania, czenia i wybuchu. czyli moe to by rwnie dobrze nastpujcy
rytm: "0 - 8/0 0". moe to by ujte w dwie przeciwne do siebie strony a
moe by rwnie jako: "0 - 8/0 8/0", wic cig dalszy ewolucji. wszystkie
sposoby s poprawne i cho dugo si wahaem, ktry wybra, okazuj si by
do siebie ujciami komplementarnymi. dlatego, poniewa ewolucja jest przecie
wydarzeniem logicznie nastpczym, strzaka procesu obowizuje bezwzgldnie i
zawsze. fizycznie to nie ma znaczenia, logicznie jest fundamentem rozumowania.
procesy "strony drugiej", w swoim znaku przeciwne do pierwszej, s nastpnym
etapem i dopeniaj fakty pojawiajce si w pierwszej kolejnoci. i mog by
opisywane znw od pocztku do koca. - ale rwnie dobrze moe nastpowa to
jako wydarzenie idce przeciwnie, jako proces zapadania si (czy wybuchu).
mona to ujmowa w rytmie "lustrzanym", co objawia si symetri. - sowem, to
obserwator, niezbywalny fakt w ustalaniu rytmw rzeczywistoci, jak zawsze
to byt postrzegajcy wyznacza przy opisie procesu energetycznego, co zaliczy
do etapu wyrnionego i jaki nada mu kierunek - co uzna za stan "pierwszy" i
wzgldem czego. to moje zdolnoci postrzegania szczegw i moje rozumienie
ich przebiegu decyduje, co z czym i jak wi, to mj akt pomiaru-doznania
wydobywa z ta konkretny fakt. w realnym wydarzeniu taka wiedza nie wystpuje,
ewolucja nic o kierunkach nie wie. i dobrze.
na rysunku s zaznaczone 284 stany, ktre tworz wydarzenia w ukadzie. s
wydarzeniami 1/2 (0,5) wszechwiata. poowa wszechwiata, czyli paszczyzna
podwojona, jedna podwojona paszczyzna wydarze, ktra take ma w sobie dwie
takie paszczyzny. czyli 2 x (2 x 2). na jedn stron przypada 2 x 2, a na
cao 2 x 4. razem osiem paszczyzn wydarze. kada ewolucja tak wypeniona
maksymalnie, grupa energetyczna elementw docierajca do brzegu moliwego dla
paszczyzny, sama staje si w sumie tak ewolucyjn paszczyzn i zajmuje j
w caoci. a jednoczenie suma tych dwu linii (obu grup), taka paszczyzna
rwnie staje si jedn lini ewolucyjn i jest elementem poowy wydarze.
to wypenienie si obu grup, "a" oraz "b", do penej, czyli 142-elementowej
ewolucji, to tworzy, to jest poow zjawisk. to jest jedna pena paszczyzna
wydarze dla caego wszechwiata - to jest poowa moliwych procesw.
i teraz pojawia si pytanie: skoro tak, skoro wypenia si paszczyzna na/w
"wiartce" wszechwiata, skoro kada grupa i tak w swej ewolucji posiada stan
peny, 142-elementowy, dlatego moe, przez analogi, naleaoby rysowa nie
ujcie dla 284 elementw, ale dla 568? - susznie - naturalnie oczywicie.
to, co zrobiem, jest w gruncie rzeczy tylko teoretyczne oraz chwilowe, to
ujmowanie wydarze w ich czci. bo przechodzenie fali jest cige i nie ma
tutaj procesw wyrnionych. od brzegu do brzegu idzie cay czas ewolucja i
wypenia wszelkie jej dostpne stany energetyczne.
inaczej - kada linia, kada grupa "a" lub "b", ma przed sob a 568 stanw.
w kadej grupie, w kadej takiej ewolucji musi si tyle znale elementw.
czy to nie sprzeczno, czy nie tworzy to zbyt wielu nadmiarowych bytw? ale
ja nie mwi, e to bd inne elementy. to bdzie zawsze i tylko zajmowanie
moliwych w ewolucji punktw - a tych jest tylko 568. i nie wicej. a nawet
mniej, gdy patrze realnie. chodzi o to, e przemieszczanie si wydarze w
kadej ewolucji, jej zajmowanie przestrzeni, musi przebiega tak, e kada
linia ma w perspektywie przed sob peny stan. zajmuje wszystkie na/w danym
etapie moliwe w ewolucji miejsca, w kadej linii powstanie wszystko, co ma
szans powsta. ale bilans bdzie stabilny. na zewntrz to bdzie stabilny i
policzalny byt. to jest to samo, co zapisuj jako aforyzm: kwant dodany do
kwantu tworzy kwant. 1 + 1 = 1.
423
- rodek ewolucji
poniewa rodek procesu dla ukadu pierwiastkw, chwila maksymalnie zajtej
przestrzeni przez ewolucj materii ("zabudowania" czasoprzestrzeni materi)
znajduje si w momencie, kiedy ukad ma na/w kadej linii peny stan (i to
w ujciu obecnym, bez modernizacji) - to oznacza, e posiada na okresie "7"
32-elementow, rwnie pen ewolucj, tyle powinno si tu znajdowa. tylko,
pytanie, czy taki stan moe w ogle zaistnie? pytanie dotyczy tego, czy w
ewolucji bdzie taka chwila, e dojdzie do wypenienia ostatniej linii na/w
ostatnim okresie? ot nie, to jest niemoliwe. jest tak samo niemoliwe, jak
liczenie elementw dla penego, symetrycznego ukadu. takie zliczanie jest
moliwe tylko teoretyczne, w praktyce nie moe zaj. linie nie wypeni si
w jednym okresie, czyli brzegowym. - jedna linia, np. grupa "b", ulegnie ju
rozpadowi, bdzie coraz wicej pustych miejsc, a jednoczenie grupa "a" nie
dotrze jeszcze do chwili, do poziomu okresu sidmego. co najwyej, i to tylko
na "mgnienie", zdoaj si wytworzy na tym zakresie pojedyncze elementy, a
to nie wytworzy znaczcego, liczcego si (z efektami) zdarzenia. dlatego
takie rodkowe pooenie jest moliwe jedynie teoretycznie, jako maksymalne
liczenie, jako ujcie procesu rzeczywistego w jego dynamicznej i stabilnej
postaci idealnej. rodek ukadu "na dzi" przebiega na poziomie penym "6" i
czciowo "7" - i si zmienia.
to znaczy, wypenia si grupa "a", a grupa "b" maleje i kurczy ("chudnie").
przy czym jest to opis "czysty", nie uwzgldnia faktu, e w liczeniu grup,
tak dla "a", jak i "b", zachodzi zliczenie stanw grupy przeciwnej w postaci
izotopw (nie wszystkich izotopw, jako e cz jest zwizana na stae z
kad lini, to s wydarzenia "poboczne", znajdujce si na brzegu fali, ale
cz z tak ustalonych izotopw jest ju ewolucjami z drugiej grupy, to s
ewolucje podobne, acz nie takie same). czyli fizyczna mieszanina jest bardzo
rozbudowana i skada si z faktw nalecych do rnych linii i czasw.
rodek - ten stan w ewolucji jest faktem szczeglnym, wielokrotnie mwiem
o tym. tutaj, na przykadzie ukadu pierwiastkw, bodaj czy nie najbardziej
jaskrawo mona to przeledzi, a nawet zaprezentowa. oto przez uznanie, e
atomy, materia namacalna jest stanem rodka (e tu moga zaistnie w formie
stabilnej), jaskrawo i namacalnie, dosownie namacalnie okazuje si, jak jest
wane rodkowe przebieganie ewolucji. wyranie i mocno musz w tym punkcie
powiedzie to, co w innym ujciu, gwnie falowym, mwiem w odniesieniu do
zasady rodka: przesunicie si fali, przejcie ze rodkowego stanu w bok,
rozejcie si fal ewolucji, rozejcie si paszczyzn wydarze to rozejcie
si i rozpad ewolucji tworzy przestrze kwantow, ale przede wszystkim, co tu
zasadnicze, tworzy przestrze, ju bez adnych dopenie. po prostu, tworzy
si czaso-przestrze. rodek procesu jest zawsze, bo jaki stan energetyczny
oznacza chwil rodkow dla wyrnionego procesu, ale z mojej perspektywy to
nie rodek tak w ogle ma wag i znaczenie, ale rodek konkretny: maksymalny
rodek dla procesw, ktre mog wyznaczy w rodowisku (tu wszechwiecie, w
caej historii takiego ukadu). kiedy omawiam ten wanie punkt w dziejach,
mog powiedzie, po pierwsze, e istniej a po drugie, co wynika z punktu
pierwszego, istniej, bo ten szczeglny moment w ewolucji si zrealizowa i
realizuje. fale energii si przemieszczaj, proces biegnie a "stabilny"
grunt trwa na ich "szczycie". i ja na/w nim. do czasu. - tak to na schemacie
wyglda:
428
430
- ukad
- dwie strony ewolucji
wypada rozpocz analiz ukadu od powiedzenia tego, co byo ju wielokrotnie
wyraane: to s dwie ewolucje idce z przeciwnych kierunkw, to s dwie fale
(w ujciu "falowym"), ktre spotykaj si ze sob, zachodz na/w siebie, czy
"pod siebie" - i ktre tworz dwie paszczyzny wydarze (kwantowo zalene).
to jest spotkanie dwu fal, ktre obfituje w fizyczne skutki. mona zobrazowa
to w postaci "fali stojcej", czyli dobrze znanego w fizyce zjawiska. mwi
si, kiedy np. analizie s poddane reakcje w umyle, e jest to dziaanie w
postaci fala-czstka, gdzie miejscowo dochodzi do "zatrzymania" si procesu
w formule dynamicznej stabilizacji, i to pomimo oglnego narastania zmian w
rodowisku. dlatego nie bdzie przesad kiedy powiem, e ukad, pierwiastki
(take ja), to chwilowa "fala stojca", to powierzchnia fali oraz jej szczyt,
twardy i moliwy do obserwacji (i pomierzenia) grunt pod nogami. efekt? dwie
drogi procesu, ktre przybieraj posta dwu czci ukadu, zostaj na kartach
historii materii zarejestrowane w postaci namacalnej i peni rol "relacji"
z wydarzenia, s aktualnie dostpn "kart obecnoci" procesu. to skutek i
"zapis"-realizacja tego wzajemnego i chwilowego zazbienia si wydarze.
jak to wyglda w przypadku ukadu? oto idzie "z gry" linia, grupa "a". czy
si i zapada, jest w generalnym procesie zapadania si (jest jeden gwny w
danej chwili kierunek, w ktrym wystpuje dwukierunkowy przepyw energii). rwnie druga fala, drugi kierunek, druga grupa, ktra si tutaj spotyka w
postaci materii, grupa "b", take ta grupa jest dwukierunkow, na ni rwnie
skadaj si procesy wybuchu-czenia i wybuchu-zapaci. tylko e jej droga
jest dokadnie odmienna do grupy "a". co z tego wynika? e jedna fala jest w
kierunku generalnym "w gr", a druga jest w generalnym kierunku "w d". co
nie jest wycznie prostym zabiegiem logicznego zdefiniowania zjawisk, ale
posiada znaczenie dla fizyki (dziejcego si fizycznie procesu). i warto to
podkreli, poniewa w ten sposb mog wprowadza ujcie "warstwowe" zjawisk,
cinieniowe. co bowiem wyniknie z "naoenia" ujcia falowego na sfer? nie
co innego, jak model wulkaniczny. i to w warstwowej, na warstwy rozoonej
postaci. oto mam jedn fal-warstw, ktra idzie "w gr", wic podnosi si,
wypycha j cinienie wewntrzne procesu i kwantowanie przestrzeni. cinienie
"unosi", rozsadza powierzchni warstwy - i ona si rozpada. i oddala si. i
teraz pytanie: dlaczego ta pierwsza fala nie "ucieknie" w przestrze (jakie
otoczenie, maksymalnie w nieskoczono Kosmosu)? odpowied: bo nie moe. o
tym ju wczeniej mwiem: proces kontroluje sam siebie. - z/na brzegu fala
energii ulega rozpadowi, pole-wszechwiat traci kwanty w iloci ogromnej, ale
nastpna warstwa i nastpny poziom ewolucji dociera do miejsca "skrajnego"
i "zapycha" dziury w powoce. a dalsze, kolejne fale nie mog si wydosta
na brzeg, bo maj przed sob "przegrod" w postaci poprzedzajcej fali. i ta
fala, dosownie, zatrzymuje nastpne. proces nie biegnie natychmiastowo czy
nagle, warstwy toczc si do brzegu go jednoczenie uszczelniaj, w efekcie
proces trwa. rezultat? fale "odbijaj" si od brzegu, odbijaj "wewntrznie"
i wracaj w obrb ewolucji. wydarzenie po okresie rozpadu i dochodzenia do
skrajnej postaci, ale jednoczenie w zakresie ukadu i jako element cinienia
wewntrznego, nie ma prawa i nie ma sposobu, eby opuci ukad. i musi, po
okresie rozpadu, uda si w drog powrotn i zaczyna si w caoci procesu
zapada. to cinienie wewntrzne wymusza ten kierunek, fakty energetyczne i
urednione w duej skali wymuszaj ten "opadajcy" oraz powrotny tor zjawisk.
czyli czenia si i tworzenia struktur skomplikowanych. tylko e, co tu jest
zasadnicze, w polu energii, kiedy do brzegu sza, wybuchaa i swoje zajtoci
powikszaa fala "a", w tym okresie, o pewien stay interwa (do wyliczenia),
w okresie wybuchu fali "a", tworzy si wydarzenie lece "niej" powstaje
kolejna warstwa ewolucji, kolejna ju fala. jedna osiga szczyt, ale zaczyna
si nastpna, nie ma przerwy w procesie. i to jest wany fakt.
431
435
- "wszechwiat" ?
znak zapytania? dokadnie tak. a nawet wicej. wszechwiat, czy pojcie do
niego pochodne, czyli "pole-wszechwiat", to abstrakcja uyteczna i sprawdza
si w opisie otaczajcego mnie wiata - ale od obecnej chwili musz sowo i
kryjc si za nim tre notowa w formie "wszechwiat", na zaznaczenie, e
mam do czynienia z faktem umownym, cudzysw na oddanie tak przebiegajcej
zmiany energetycznej okazuje si po prostu niezbdny. dlaczego? przed chwil,
na kilku poprzednich kartkach praktycznie to powiedziaem. strony wszechwiata
("wszechwiata"), analiza tego procesu z rozbiciem na strony, a dalej z ich
ponownym poczeniem w jedno i pokazanie wzajemnych zalenoci (wpywania
stron na siebie i wspzaleno), to w praktyce prowadzi do wniosku, e co
takiego jak "wszechwiat" nie istnieje obraz zmiany wyaniajcy si z tak
nakrelonego procesu prowadzi do zakwestionowania samego pojcia wszechwiata
i jego fizycznej treci. wszelkie wczeniejsze ustalenia o "wszechwiecie"
(rwnie w formule "wszechwiat-pole") s oczywicie zasadne, s poprawne nie
tylko w tym zapisie, ale innych opisywaczy. w tym momencie przychodzi jednak
uczyni kolejny krok na tej drodze, czyli usun abstrakcj "wszechwiat" z
rejestru. mona j stosowa w dalszym cigu, bo jest uyteczna, ale zawsze
ze wiadomoci ogranicze.
to, co funkcjonuje w nauce, w astronomii (czy kosmologii szerzej) jako byt o
cechach "wszechwiata" - to nie istnieje. ten "statyczny", cho poszerzajcy
si fakt energetyczny, ten jednokierunkowy tok przemian ewolucyjnych, to ju
zakwestionowaem na samym pocztku. ale przyznaj, e cho inaczej nie mogo
by, ukad zwany "wszechwiatem" traktowaem dalej jednostkowo i caociowo,
jako fakt peny i skoczony, zaczynajcy si i koczcy. pole, wszechwiat,
nastpnie pole-wszechwiat, to byy elementy drogi dochodzenia do wyraonego
przed chwil stwierdzenia. pomimo tego pozostawa dla mnie wszechwiat przez
dugi czas stanem "zamknitym dynamicznie", stanem jednej penej ewolucji.
a jak jest? nie ma wszechwiata.
to bodaj ostatnie z miejsc, ktre rozum do tej pory mia za stabilne - a w
rozumieniu astronomii nawet jako "wieczne" (przynajmniej dugo istniejce i
dugotrwae). okazuje si teraz, e po zakwestionowaniu staoci gruntu pod
nogami (jako wynik tego dziaania), przyszed czas na zakwestionowanie samego
wszechwiata. oraz jego odrzucenie. oczywicie nie zakwestionowanie tego, co
widz na/w niebie, co tworzy wszystko wok i mnie, ten obszar i doznania z
niego pynce, to pozostaje bez zmiany, zakwestionowaniu podlega sowo i jego
tre zmieni trzeba wszystko, eby wszystko zostao po staremu. dlaczego
musz to zrobi? poniewa co, co byo dla mnie opok i staoci w swojej
zmianie, co byo faktem o podobno nieskoczonej-wiecznej postaci, to okazuje
si arbitralnie, z uwagi na obserwatora, wyrnionym etapem w ewolucji to
tylko cz procesu energetycznego (w przepywie), ktry rejestruj za pomoc
swoich ulotnych zmysw czy przyrzdw. jako jednostka, jako cao, jako byt
zamknity (zmiennie zamknity), co takiego nie istnieje "wszechwiat" jest
abstrakcj, chwilowym unieruchomieniem zmiennego wiata. jest fikcj umysu,
ktry poznajc rzeczywisto (wic ju wstpnie fakt czstkowy), dzieli to
jeszcze na "kawaki". i cho w tym przypadku jest to zaiste solidny kawaek,
to jednak tylko kawaek z wikszej caoci. - umys poznajcy dziaa tu jako
(s)twrca i jednoczenie konstruktor rzeczywistoci. z dynamicznie zmiennego
i caociowego procesu wybiera "kadry", eby je nastpnie opisywa i "niza"
na prost wiedzy. to konieczny szlak poznania, jednak w pewnym momencie musi
zosta odrzucony, dzi ju czas na porzucenie tej niewtpliwie koniecznej a
przydatnej abstrakcji. i zastpienie jej nowym ujciem przemieszczajcym
si, dynamicznym, zmiennym. czym j zastpi, co na miejsce "wszechwiata"?
nic.
437
- fala za fal
proces wyglda nastpujco: fala "a", tak nazwana i wyrniona jako pierwsza
w procesie, ale ktra jest faktem kolejnym w wikszej caoci, posiada numer
i mog go zdefiniowa jako stan "7". poniewa jest to "moja" fala (ja si w
niej zawieram), mog jej przyzna tak ciekaw nazw i rwnie "szczliwy"
numer (co nie jest takie gupie, jak si okae). i ta fala dochodzi brzegu,
czyli osiga maksymalne rozkwantowanie. jednak, co zrozumiae, po drodze ma
take w swojej historii "spotkanie", spotkanie z fal j poprzedzajc. w tym
przypadku bdzie to fala "d". po "tamtej stronie", przed jej rozkwantowaniem
maksymalnym. co to za fala "d", skd si tu przypltaa? fala "a", jako ju
kolejna fala w zbiorze, sidma, musi napotka na swojej drodze do brzegu fal
idc ju powrotnie, fal w trakcie zapadania si, czyli fal "d". przecie
przed moim wyrnieniem byy inne fale, "moja" fala nie zaistniaa jako fakt
cudowny czy w prni, procesy si tocz w rytmie kwantowym, od osobliwoci do
osobliwoci biegnie fala za fal wic nic w tym osobliwego, e "moja" fala
napotyka na/w swej drodze fal wczeniejsz. fala "d" zaistniaa, dotara do
brzegu i wraca. i dochodzi do spotkania.
ale fala "a" nie tylko fal "d" spotyka, analogicznie spotka fal "c", ktra
dopiero "startuje" u dou wydarze. kiedy elementy w fali "a" s w postaci
skondensowanej ("d" energetyczny, maksymalne skondensowanie), punkt startu
notuje fala w stanie drugiej osobliwoci ("gra", rozpad maksymalny) i si
zaczyna kondensowa. a poniewa te fale s w tym samym momencie dokadnie po
dwu przeciwnych stronach procesu (brzegowo s odlege od siebie na maksymalny
zakres, to osobliwoci), dlatego "id eb w eb" - ale nie obok siebie, tylko
w rytmie zdarze (cho take fizycznie "eb w eb", co zrozumiae, przecie
to proces wewntrzny w ewolucji nadrzdnej, wiec zawsze dzieje si "obok").
a skoro to ten sam rytm, to fale musz si dzieli lub rozpada analogicznie
i musz si spotka w cile okrelonym punkcie (i wszelkich innych punktach
wyznaczonych po drodze przez proces kwantowy). a to ju daje efekty. w formie
spitrze, fali stojcej itp. a przede wszystkim dopenienia z dwu kierunkw
i stron. przecie te fale, cho fizycznie s obok siebie, to logicznie nale
do odlegych faktw ewolucji i biegn "nad" czy "pod" sob. wic si wzajemnie
wielostronnie dopeniaj. dlatego wybrana fala "a" ma kilka spotka w swojej
historii, i to wanie te spotkania z innymi falami tworz rzeczywisto rn rzeczywisto i rn materi. raz bardziej, raz mniej skondensowan,
raz jest luniej, raz gsto od kwantw, lepsze lub gorsze warunki dla ycia.
co zrozumiae, fala "a", czy kada inna, raz jest fal rozpadajc si (a do
postaci maksymalnej), a raz jest fal powracajc, zapada si. raz spotyka
si jako fala "b" (peni w dzisiejszej ewolucji rol fali "b") - a raz jest
tym, co jest dla mnie fal "a". to moje wyrnienie okrela te kierunki oraz
grupy ewolucji, to s moje arbitralne nazwania tych fal, ktre ze wzgldu na
siebie i na swoje istnienie wybieram. w rzeczywistoci s to fale raz idce
"w gr", wybuchajce, raz kierujce si "w d", zapadajce. to jest bardzo
"prosty" energetyczny proces, w ktrym nastpuje, w punkcie spotka, tworzenie
si zagszcze fal. fal stojcych. stojcej pojedynczej fali, ktra powtarza
si na rnych odcinkach procesu. w ramach tych fal, take jako kolejne "fale
stojce" w ewolucji wyszych poziomw, buduj si kolejne struktury.
jaki z tego pynie wniosek? powysze zobrazowanie procesu oznacza w praktyce
zakwestionowanie wszechwiata. dlaczego? bo to tylko wybranie tych fal, tutaj
fali nalecej do grupy "a" ukadu pierwiastkw, tworzcych t grup i fali
"b", tworzcej z kolei drug grup, to jest w "wszechwiat". to jest cay
mj wszechwiat, za ktry go miaem. to jest ten wski pasek materii, ktry
zdawa si by caoci. mimo e dodawane byy do niego okresy "jeszcze nie
atomowe" (wobec atomw wczeniejsze) lub ju po ich rozpadzie, koczce tok
zdarze to cigle by w opisywaniu wszechwiat i caociowa ewolucja. ale,
niestety, nie ma czego takiego, "wszechwiat" to zudzenie wywoane zmian.
440
- "spotkania" fal
jedno takie "zazbienie" si i spotkanie fal wanie przeywam, jestem jego
wynikiem i obserwatorem - i dobrze, bo mam przynajmniej przyjemno z tego
faktu. ale, co zrozumiae, takich spotka bdzie wicej (i duo), wszystkie
s wane, poniewa skadaj si w jedno "wszechwiata", jednak oczywicie
nie mam zamiaru omawia kadej, to mona zrobi, zwaszcza e nie bdzie ich
ogrom, ale o kilku trzeba powiedzie, skoro ju zaczem temat analizowa a
i pouczajce to. pouczajce, cho nie nowe w tekcie. o innych "numerach" fal
ju mwiem. o tym, e rodek jest najlepszy, take "co kartka" napomykaem.
ale wspomnie tego kolejny raz nie zaszkodzi (bo sprawa zasadniczej wagi). o
chaosie, "piekle" procesw lecych poza fal rodkow rwnie nadmieniaem,
itd. dlatego mam prawo w tym miejscu powiedzie, e w praktyce, i dla mnie,
tylko te dwa punkty w caej ewolucji "wszechwiata" s najwaniejszymi: ktre
oznaczaj spotkanie fal w strefie rodkowej. dwa punkty "lustrzanie" lece
po tej i "tamtej" stronie rodka zdarzenia. i, zrozumiae, jest to spotkanie
"najlepsze" z moliwych. pomimo e okrelane s "padoem ez", to wanie te
"wskie" paski, odcinki rodkowe s "rajem" w stosunku do innych lokalizacji.
- cho do raju tak tu daleko...
jak wygldaj te spotkania? zachodz w kilku punktach jednoczenie, przecie
to nie jedna fala z innymi si spotyka, ale kada z kad, i to po wielokro.
omwi jednak na przykadzie fali "a", tego, co dla mnie dzi w ukadzie jest
fal, grup pierwiastkw "a". e to wybr, e to moja arbitralna decyzja tak
wyznacza tok ewolucji - c, w praktyce jest to tylko jedna z fal biegnca z
koca w koniec i wyczerpujca wszystkie stany moliwie. po drugie, to "moja"
fala, i to jest tu wane (i najwaniejsze). ale to tylko jedna z fal, ktre
razem "tkaj" rzeczywisto.
fala "a" w swoim poprzednim "wcieleniu", "tamto-stronnym" istnieniu, w czasie
"przedistnieniowym" (jak to adnie trzeba okrela...), ta fala miaa swoje
pierwsze i rwnie wane dla wydarze, czyli potencjalnie "yciorodne" (nawet
"rozumorodne") - ta fala posiadaa takie spotkanie w takim samym pooeniu,
w ktrym dzi ja si znajduj. czyli, jak na rysunku, spotkanie nastpio w
chwili, kiedy fala "d", powracajca od brzegu (zapewne fala numer "8"), e ta
fala ju bya odlega o 1/4 od osobliwoci - wic "zapada" si na odlego
("gboko") 1/4 od kraca, tyle czasu od jej maksymalnego rozkwantowania
upyno. - z kolei fala "a" bya w stanie, po tamtej stronie, w rozpadzie i
bya w odlegoci o 1/4 od tego brzegu. czyli dokadnie tak, jak dzi lokuje
si fala idc w gr, fala "b". to w takim opisanym spotkaniu fal "a" i "d",
jako pierwsze tego rodzaju wydarzenie w polu energii, mogo przydarzy si
yciodajne spotkanie elementw materii. co zrozumiae, fala "a" przesza ju
punkt maksymalnego rozpadania si i poda w kierunku zapadania, ju zapada
si - i obecnie spotyka si z fal "6", ktra idzie w gr, rozpada si. a z
tego spotkania rodzi si materia - i ycie. w tym okresie fala "8" ju tak
daleko si zapada, e znajduje si poza horyzontem zdarze, gdzie dokadnie
w samym dolnym brzegu, albo tu nad nim (16 + 32 = 48 miliardw lat - w tym
punkcie si znajduje), i spotyka si teraz w punkcie 480 z fal podajc w
gr. czyli fal "c". jako e to, co przypisaem do spotkania dla fali "a",
to ju bdzie fala nastpnego rzutu, fala "e". "c" jest fal numer "5" a
fala "a" bdzie fal numer "4", jako kolejna warstwa wybuchu, itd.
wane w tym ujciu jest to, e powstaje w tym obrazie wyrniony punkt rodka
(i okolice). to kolejne, tu za pomoc fal ewolucji, podkrelenie znaczenia
tego miejsca. z oczywistych powodw tylko stan rodkowy we "wszechwiecie"
mona uzna za najwaniejszy. inne bd co prawda take owocowa materi, ale
na krtk chwil i w formie niestabilnej. te inne "odcinki" rzeczywistoci
musz zaj, eby proces dotar do rodka (a pniej od niego odchodzi), ale
warunki s w nich, delikatnie mwic, niegocinne. tam na degustacj wiata
obserwatorw nie zapraszaj.
441
kiedy fala "a" spotka si drugi raz w wanym punkcie kwantowym z kolejn ju
fal, bdzie w bardzo skondensowanym stanie. natomiast ta fala, z ktr si
spotka, bdzie procesem dopiero co, o 1/4 odlegym od brzegu wyjciowego, od
stanu maksymalnego skondensowania. i dlatego bdzie to spotkanie "cikie",
atmosfera musi by "duszna", zderzenie tych dwu torw, do ktrego musi doj,
nie wytworzy procesw stabilnych. a raczej zaowocuje doprawdy wszechwiatowymi
wybuchami (wybuchami powikszajcymi chaos, "rozdrobnienie" i ilo procesw
w oglnym zdarzeniu, co w sumie ze nie jest). i tak si dzieje przy kadym
tego rodzaju spotkaniu fal. czyli, "po kawau", zawsze i na bieco.
tak samo proces przebiega przy spotkaniu fali "a" w etapie pocztkowym jej
historii, kiedy dopiero startowaa do przemian. ale z jak konkretnie fal
si spotykaa w tym wyjciowym i historycznym dla mnie okresie? chyba z fal
numer "9" - o ile si nie pogubiem w liczeniu. spotkanie takie byo moliwe,
poniewa w historii fali "a" rwnie by okres szybszego rozpadu na skutek
zderze materii i tworzenia si "zjawisk wybuchowych". w kadym razie musi to
by okres zdarze jeeli nie gorcych, to "cierajcych" si, wydarze jako
"tarcia o siebie" takiej przechodzcej obok siebie materii skondensowanej,
a to zawsze tworzy ciepo i drgania.
najwaniejsze w tym ujciu, w takim "skadaniu" fal (skadaniu si fal, jak
rwnie skadaniu przez umys w jedno, przecie to obserwator skada co,
co w takiej postaci nie istnieje), najwaniejsze jest uwiadomienie sobie,
e "tak naprawd" "wszechwiat" to mira, zudzenie, abstrakcja, stan, ktry
realnie nie istnieje - e to arbitralny, zawsze przez konkretnego i w danym
okresie istniejcego obserwatora dokonany wybr, ktry zarazem swoim aktem
obserwacji taki "byt" powouje do istnienia.
ju z iloci w tych zdaniach znakw umownoci wida, jak trudno odda zawarty
w przekazie sens, jak trudno odda to "co", kiedy analizuje si zjawiska w
ich maym i najmniejszym, czyli "teraz" zakresie (mego "dzi"). tutaj nie ma
czego takiego jak "wszechwiat", to "tylko"/a jedna warstwa kwantowa, ktra
si przez Kosmos "przetacza". e skutkiem "zakrzywienia" oraz "zamknicia" w
jeden i brzegowo "oporny" proces "zatrzanita" to warstwa - to dlatego mog
mwi o tym czym, wyrnia jego "zakres" (gabaryty). ale czyni to tylko i
wycznie na wasny uytek, to efekt moich znikomych rozmiarw wobec procesu,
ktry opisuj. kiedy dugo "filmu" przekracza moje istnienie, nie mog go
opisa inaczej, jak fragmentem. a i samego "filmu", tak naprawd, realnie w
caoci nigdy nie ma. nigdy! "przeskok", przejcie midzy kolejnymi czciami
odbywa si szybko i cigle (przerwy "na zmian" s jednokwantowe), ale nigdy
to nie jest jeden kawaek. cho logicznie tak mog go opisywa, kiedy wyjd
z obserwacj "poza".
oczywicie nie zamierzam tutaj negowa istnienia "obiektywnego" zbioru energii
w postaci "wszechwiata", czyli jego (procesu ewolucyjnego) rozcignicia w
Kosmosie. taka "otoczka" do tego bytu musi by, ebym si mg o niej mniej
lub bardziej sensownie wyraa. ale to efekt, skutek, wynik "spotykania" si
wspomnianych fal, efekt procesu idcego z nieskoczonoci w nieskoczono,
ktry w tej nieskoczonoci tak si "zaptli" i "namota" (i chwilowo), e
moje opowiastki s moliwe. to nie jest "byt", nie jedno, nie "co", nie
"wszechwiat" - ale proces oraz sumowanie si procesw czstkowych. jestem w
swoim ogldaniu rzeczywistoci "powolny", skadowe mojego ogldu tworz si
znacznie szybciej - i w efekcie ten "poklatkowy" film odbieram w ruchu, jako
dynamiczny i "caociowy". bd. "oszustwo" zmysw. nieporozumienie. pojcie
i abstrakcja, ktr umys na tej podstawie buduje, czyli "wszechwiat", to
fikcja. o wielkich rozmiarach (w czasie i przestrzeni), ale "fikcja". wana
i konieczna do zdefiniowania tego, co postrzegam, fizycznie wielowymiarowo
zabudowana, ale abstrakcja - to byt zbudowany i trwajcy w postaci zudzenia
moich zmysw, jako efekt mojej powolnoci wzgldem procesu, ktry prbuj
opisywa. "wszechwiat" - realistyczna fikcja.
442
- wiek "wszechwiata"
- wielkoci liczbowe
kiedy policzyem wiek wszechwiata, dzi si okazuje, e w miar dokadnie.
a raczej policzyem wiek, ktry upyn midzy jego kolejnymi procesami. co
tu jednak wane, policzyem go tylko dla jednej fali, co dao ten efekt, e
symetryczny stan "tamtej", dopeniajcej strony, musiaem uzna za przedzia
ciemny (i to musi pozosta, zawsze stron "jasn" dopenia strona "ciemna")
- bo e to by okres ciemny - to jasne. rwnie by podprogowy. tylko e do
tego musz obecnie doda wydarzenia nastpnych fal, zobrazowa nie w jednej
fali, ktra powouje stany "wszechwiata", ale ktra sama wchodzi w zdarzenia
- i dopiero suma tych fal wytwarza, ksztatuje rzeczywisto.
pytanie: jak policzy wiek "wszechwiata"? to proste. na zaprezentowanej tu
zasadzie logicznej to prawie mechaniczne zliczenie. w takim liczeniu trzeba
wyj od tego, e chwila obecna, wyrniona z powodw oczywistych, jest ju
faktem i zdarzeniem odlegym od rodka, czyli e przemiecia si od chwili
wyznaczonej na podstawie odlegoci od maksymalnego rozpadu fali "7" ("a").
"pocztek" liczenia na tej drodze to "punkt" przed 16 - 18 miliardw lat w
stosunku do aktualnoci (wspominaem, e na dzi jest to wielko 13,7 ale
mona to od razu odoy "midzy bajki", poniewa taka liczba, z zasady, nie
obejmuje brzegw). obie prezentowane wielkoci s wane, tutaj wypadnie do
tego nawizywa i pokaza "janiej".
jeszcze raz odwoam si do rysunku, na nim wszystko ju jest. oto mam rodek,
chwila obecna, to zdarzenie w przedziale zaznaczonym jako "rzeczywisto".
jak odlega jest moja rzeczywisto od brzegu, maksymalnego rozkwantowania?
odlego wynosi 8 miliardw lat. a dokadniej, eby operowa jednostkami, 8
jednostek liczenia. e to s miliardy lat, to oczywiste, ale dlaczego pojawia
si wielko 8 jednostek? bo do rodka, do czasu spotkania si fal, jest 16
jednostek, od brzegu "zerowego", rozkwantowania, do stanu spotkania z fal
"b", upywa 16 jednostek. ale rzeczywisto, czyli przedzia zjawisk w formie
ju-spotka (wic przedzia formowania si obecnego ukadu materii) zakres
pierwszych wymian energii midzy falami, ten zakres ju zaczyna si po omiu
jednostkach od brzegu. a przy 16 jednostkach od brzegu znajduje si szczyt
tego spotkania (i wymiany). to w tym momencie ukad pierwiastkw osiga swoje
pene, maksymalne upostaciowanie (w liniach tworzcych znajduje si wwczas
najwicej elementw). co jednak nie oznacza, e wszystkie linie s zapenione
w tym czasie tylko rodkowe, te szczytowe linie-okresy s obsadzone. bo w
linii "a" jeszcze nie wszystkie si zrealizuj, a w linii "b" proces jeszcze
nie dojdzie do koca.
rodek. rodek ewolucji zajmuje punkt 16 jednostek, +/- 8 jednostek. co to
znaczy? e po obu stronach rodka (wyznaczonego dla caociowego, nadrzdnego
procesu), na odlego 8 jednostek, znajduj si wydarzenia, ktre stanowi
o tym, e ukad, e materia w obecnej postaci, z cigle malejcymi ilociami
wsplnymi, jeszcze "ma co ze sob", jaki kontakt i wymiana energii biegnie
oraz przestrze kwantowa si utrzymuje. do rodka liczba wsplnych reakcji
narasta, od rodka maleje. rodek, rzeczywisto rwnie ma 16 jednostek. czyli z przedziau pomidzy brzegiem a stanem pierwiastka 286 (320) albo
inaczej: od brzegu do rodka wydarze, w przedziale 1/2 wydarze w zakresie
"wszechwiata", w tym obszarze, take w poowie, istnieje to, co moe by za
wszechwiat traktowane: materia namacalna w kadej postaci (promieniowania i
materii). nawet jeeli do obecnego wiata doda jeszcze stany przed-atomowe
i po-atomowe, to bdzie jeszcze daleko mniej, ni to, co si za wszechwiat
przyjmuje w kosmologii. rzeczywisto rozciga si na 16 jednostek i jest to
poowa z 32 jednostek, ktre przypadaj na poow wydarze. rzeczywisto ma
16 jednostek, ale zakres, w ktrym istniej, rwnie ma tylko 32 jednostek.
jest to poowa wydarze, symetrycznie leca to obu stronach linii rodkowej
procesu.
443
- ile fal?
warto przeznaczy chwil w analizie i zastanowi si, ile to fal bdzie si
skadao na zdarzenie okrelane jako "wszechwiat", ile takich wydarze musi
si aktualnie pojawi w jednym ukadzie energetycznym takiej skali? ile fal
przez ukad przebiega i go jednoczenie tworzy? 2, 4, 6, 8, 16? - odpowied
najlepiej sformuowa w oparciu o szkic:
- spotkania fal
- zalenoci i konsekwencje
sowo jeszcze o spotkaniach fal, tych gwnych fal (nie liczc pod-fal oraz
zdarze na podpoziomie), poniewa o takich "spotkaniach" mona wiele rnych
ciekawostek powiedzie (ciekawych szczeglnie dla rozumu operujcego prost
lini, ktry ongluje ujciami "liniowymi" i nastpczymi).
pytanie: ile bdzie takich spotka fal? w przedziale "ycia" jednej fali, np.
"mojej", wybranej ze wzgldu na moje istnienie fali numer "7" ("a") - w jej
istnieniu, w jej przechodzeniu przez "wszechwiat"-pole takich zasadniczych
spotka wytworzy si 6. a maksymalnie 8. dlaczego 6? to wynik spotykania si
z falami innych numeracji, spotykania si w punktach kwantowych. w obrbie
ewolucji jest ich 6. i s to nastpujce "punkty", liczone "liniowo", co tu
musz podkrela: -48, -32, -16, +16, +32, +48. plus i minus przy ustalonych
tak wielkociach to oczywicie oznaczenia umowne, to prba zasygnalizowania,
e chodzi o oddanie procesu w jego "tam" lub "tutaj", to podzielenie zdarze
z uwagi na moje aktualne istnienie. co do tego punktu byo wczeniej, co
jest pniejsze, a ja pomidzy. dlatego musz, eby si nie pogubi w takim
liczeniu i definiowaniu, podzieli jednolity proces na etapy, wprowadzi w
niego rytm. generalnie jednak to cigle i zawsze jedno zdarzenia i energia
w przepywie.
w tak opisanych punktach, ktre zostay wyznaczone w odniesieniu do mojego
istnienia - w rodkowych przedziaach, jak i przedziaach "otoczenia" tego
szczytowego punktu (rwnomiernie po obu stronach), w takich punktach dokonuje
si spotkanie fal. do tego trzeba doda jeszcze dwie fale w punktach -64 i
+64, w miejscu pocztku i koca fali, czyli w stanie osobliwym. - z chwil,
kiedy pierwsza fala powraca do tego stanu, nastpna, a raczej o kolejnej ju
numeracji, jako odlega od tej wracajcej na skali zdefiniowania numerami,
ta nastpna fala zaczyna si i rozpoczyna si jej ruch ku grze. w praktyce
fala zstpujca i wstpujca spotykaj si na/w tym brzegowym stanie, staj
si jednoci. przecie rozrnienie na brzegu, poszeregowanie i ustalenie,
co jest co, w tym/takim punkcie wycznie moe by umowne. fizycznie brzegi
"nakadaj" si na siebie i s tym samym stanem energetycznym (i nigdy do
przypominania tego fundamentalnego faktu).
zapewne takie spotkania, ktre tutaj opisuj jako jedn fal o przechodzeniu
midzy punktami -64 i +64, to element wydarze nastpnego rzutu ewolucji, to
bdzie "tylko" jedna fala w ramach ju nastpnego procesu. i dlatego w takim
"szerszym" liczeniu skokiem bdzie wielko 64 jednostek, rol jednego faktu
obrachunkowego, jednostki liczenia, bdzie spenia 64 "tutejszych", po "tej"
stronie wystpujcych jednostek. zasada jest analogiczna. - jeeli do opisu
mojej fali potrzebuj skoku, jednostki liczenia o wielkoci 8, to w ramach
nadpoziomu w stosunku do mojej fali, jednostk bdzie stan 64, tu ju cao
mojej fali staje si kwantem logicznym procesu. c, 64 miliardw to nie jest
mao, taki skok w ewolucji to co "grubego".
w sumie, co wane dla zrozumienia procesw, w ramach mojej wyrnionej fali
dochodzi do omiu spotka, tylekro si ona "natyka" na inne generalne fale
przechodzce przez "(wszech)wiat", ale brzegowe mona naturalnie w zliczeniu
pomin. co wicej, mona nawet si spiera, czy jest osiem czy siedem. skoro
fizycznie mam jedno energetyczn, to "pocztek" i "koniec" doskonale si
"zamykaj" (s tym samym, nakadaj si na siebie), a wic brzeg posiada w
sobie dwa fakty, ma dwoisty charakter. jest jeden, ale buduj go dwa kwanty
z rnych linii procesu. w ujciu logicznym to s dwa brzegowe zakresy, ale
fizycznie wanie to jedno funkcjonalna. pocztek i koniec to inny punkt w
dziejach, ale fizycznie ten sam. dwa razy do tej samej rzeki si nie wchodzi,
tylko e w tym przypadku rzeka jest "ta sama" i zanurzajcy si "ten sam". a
zmienia si tylko moment "zanurzenia". dlatego tak trudna do operowania (i
wypracowania) to abstrakcja.
447
- "spirala ewolucji"
- zakrzywienie czasoprzestrzenne
- "model wulkaniczny"
pojcie "spirala ewolucji" to niewtpliwy "zysk" z rozpatrywania wydarze w
ujciu "wulkanicznym", to kolejny urobek pochodzcy z analizy tego modelu.
dopiero teraz, w innym zobrazowaniu, zamyka si i koczy tamto, rozpoczte
kiedy prezentowanie zjawisk. wspominaem wwczas o drobinach, czstkach oraz
zaczynajcej si na poziomie namacalnym spirali wydarze w postaci koowania
i wirowania energii obecnie czas poprowadzi to dalej, poszerzy wynikajce
z tego ujcia, eby zrozumie mechanizm "krenia" kwantw. jestem bytem z
wysokiego poziomu, moje reakcje s powyej progu fizyki (ale zawsze zawarte
s w Fizyce), dlatego przedziaw brzegowych nie dostrzegam one warunkuj
moje reakcje, ale ich nie mierz w aden sposb. jednak mog je opisa przez
odwoanie si do takiego modelu. to nic, e jestem "w rodku" i wewntrznie
w procesie, mog zdefiniowa wszystko, poniewa tutejsze jest pochodne wobec
tego "wszystkiego" gdyby byo inne, choby w minimalnym zakresie, mnie by
nie byo. dlatego, analizujc tu i teraz, ustalajc zmiany w zakresie jako
dla mnie dostpnym analizuj (i obrazuj) wszystko. powtarzam, wychodzc
w dziaaniu std, dojd wszdzie i warto t drog pokona.
opisywaem kiedy ukad atomw i pojedyncze atomy jako "wir" i energetyczny
"lej", ktry ruchem spiralnym "przepuszcza" przez siebie energi i zarazem
tworzy si w tym procesie. jak si okazuje, jak teraz mog to zapisa, tak
"spiral ewolucji", takim wirowaniem jest cao zjawisk, kady element oraz
pole-wszechwiat rwnie. rzeczywisto okazuje si by "zawirowaniem" i po
wielekro "zakrconym" procesem przemieszczania si (przepywania) kwantw.
to proces, ktry mona definiowa w rytmie wybuchu-zapaci dwukierunkowej,
dwustronnej i podwojonej "nici" materii. dokadnie tak, jak manifestuje si
to w komrce ycia, w "kodzie" genetycznym - tak samo, tylko na inn skal,
proces realizuje si w caoci zjawisk. tu nie moe by inaczej, to ten sam
proces, ten sam kwant, ta sama regua. skala zdarze inna, ale zasada zawsze
ta sama. i dlatego uywam pojcia "spirala ewolucji", bo jest to dokadnie i
zawsze ten sam proces. "podwojona helisa" nie jest wynalazkiem ycia tylko
ma w sobie zapisany, odwzorowany rytm tworzenia wszystkiego. to generalne
prawo: wszystko jest wydarzeniem dwudzielnym i jest podwojon lini. jest
spiral. skrcon lini ewolucji. kod ycia ma fundamenty na/w "samym dole"
rzeczywistoci, bo rzeczywisto jest tak podwjn, skrcon nici. zawsze
i wszdzie.
warto, trzeba z tego zrobi uytek w postrzeganiu i zrozumienia wiata i
wszech-wiata. jeeli stwierdzam, e wszystko, caa rzeczywisto "wiruje" i
jest energetycznym "lejem", przez ktry przepywa energia, jeeli mwi, e
jest to, nawet w tym maksymalnym ujciu, "spirala", a wic dwie podwojone i
skrcone ze sob linie ewolucyjne to wynikaj z tego dla mojego rozumienia
wiata wakie konsekwencje. mam oto nie tylko dwie linie, dwie paszczyzny
tworzce wszystko, ale mam "obraz" procesu, ktry raz znajduje si po stronie
"jasnej", a za chwil, jak dzie po nocy, przesuwa si w zakres "ciemny". tu
narodziny przeplataj si ze mierci, generacje i pokolenia pojawiaj si na
powierzchni, eby za "moment" zanikn w "odmtach" czasu oraz przestrzeni.
cao, powtarzam, cao zjawisk jest tak opisywalna. ma swoj stron jasn
i ciemn, nadpowierzchniowe i podpowierzchniowe wielkoci a zarazem biegnie
ich "okresowa" wymiana. "zejcie" za horyzont dotyczy pojedynczego osobnika,
ale dotyczy rwnie caej strony rzeczywistoci. przemienno i wymienno
jest pena. pki trwa ewolucja, dopki nie brakuje energii.
rzeczywisto toczy si koem - po spirali. wzejdzie na/po stronie jasnoci,
eby za moment zej do "podziemi". z perspektyw, e znw si pojawi.
i tak dalej
453
kosmologia 3.7.
454
- pierwiastki brzegowe
w punkcie pocztkowym obecnego etapu analizy ukadu okresowego pierwiastkw
dysponuj nastpujcymi faktami - mam dwie linie ewolucyjne tworzce zjawisko
oraz "pierwiastki brzegowe" w ramach tak zdefiniowanego zbioru. i to ju do
dalszych operacji abstrakcjami wystarczy.
o tych faktach pomylaem, kiedy kolejny raz zastanawiaem si nad ksztatem
przechodzcych przez rzeczywisto linii atomowych (czyli tworzeniem si w
jej ramach ukadw pierwiastkw). w czym problem? w tym, e te pierwiastki,
ktre okrelam jako "brzegowe" i "przejciowe", wic nie nalece do ewolucji
- e takie pierwiastki, ktre maj liczby (przykadowo "142") i znajduj si
pomidzy zakrelonymi na poprzednich stronach kolejnymi "emanacjami" ukadu
- e te pierwiastki musz by obecne w procesie inaczej, na innej zasadzie.
co to znaczy "inaczej obecne"? zastanawiajce byo to, e lokuj si w bardzo
szczeglnym punkcie ewolucji. a poniewa zajmowane przez nie miejsce w ujciu
logicznym posiada cechy szczeglne, to jest prawdopodobne, e rwnie posta
fizyczna tego punktu bdzie niezwyka. e musz to by stany dwustronne oraz
ewolucyjne, to oczywiste - bo to spenienie zasady, ale niekoniecznie musz
takimi by w ujciu logicznym i skrajnie brzegowym, jako osobliwo. bowiem
w tym momencie pojawia si opis jednokwantowy (kwant logiczny) i maksymalne
zbiegnicie lub stan maksymalnego rozpadu. wielko brzegowa to z zaoenia
osobliwo, wic nie bdzie posiada dwu stron (cho jest dopeniona z dwu
kierunkw). zarazem w procesie fizycznym, z czym borykaj si fizycy, musi w
dzisiejszym stanie wszechwiata wystpi zbir pewnych szcztkowych zdarze
energetycznych, ktry oznaczaj "strony osobliwoci" - bo obecnie zbiegnicia
logicznie maksymalnego ju by nie moe (brak si do takiego "docisku"), wic
jaka dwudzielno "punktu" jednak realnie zaistnieje. s to byty jednostkowe
z tego wzgldu, e stanowi punkt na/w linii ewolucyjnej tworzcej tutejszy
wiat i jego fizyk, ale zarazem nie bd to pierwiastki o "dwu twarzach", bo
gdzie by ich "janusowe" oblicza byy skierowane, to musi by logicznie i co
wane fizycznie jednostka w procesie. itd.
pierwiastki brzegowe, skrajne i osobliwe, to nie jest prosta sprawa, dlatego
nie podobaa mi si myl, e mona przeprowadzi to mechanicznie, mnoc stan
danego ewolucyjnego ukadu, czyli wielko 142 przez 8 - i nastpnie dodawa
punkty na brzegu do oglnego zliczania, co tu byo niepokojcego. dlaczego
kwestionuj liczb 1136 (a dla jednej strony: 142 x 4 = 568)? wanie z tej
ich pozycji w ukadzie. bo jeeli znajduj si w tym szczeglnym punkcie, to
nie ma ich w postaci dwu elementw na/w "granicznym pasie" i na "przejciu"
- "tu" znajduje si tylko jeden stan, jeden pierwiastek. logicznie przynale
oczywicie do dwu stron, ale przecie to osobliwo. e jest to wewntrzna
logicznie ewolucja (w ramach nadrzdnego procesu)? fakt. ale to nie znaczy,
e podwojona, e posiada obok bliniaka. to jest punkt, logicznie punkt. i
tak samo musi si to przedstawia fizycznie. na brzegu bowiem logika spotyka
si z fizyk, jakby nie byy te drogi analizy wczeniej pogmatwane. na swoje
usprawiedliwienie mam to, e nigdzie w tekcie nie stwierdziem, e s to dwa
pierwiastki (e na "biegunie" s dwa punkty), przeciwnie, mwiem o brzegowej
i jednostkowej formie. ale problem w tym, e w trakcie liczenia wziem je
jako dwa. cho, praktycznie, po dokadniejszym sprawdzeniu okazuje si, e
pomyka jest tylko "o jeden" stan, czyli niewielka - ale wystpia. dlatego
wymaga to skorygowania liczenia i przede wszystkim obrazu ewolucji ukadu (i
kadej ewolucji). sprawa jest tylko z pozoru drobna i nieistotna, a dlatego
posiada znaczenie, e pozwala inaczej spojrze na ukad. ot w tym "innym"
ujciu odmiennie bdzie si liczyo to, co tak gboko na mnie oddziaao,
kiedy opisywaem stany brzegowe i kiedy je nazywaem. zgoda, dotychczasowy
opis, ujcie masowe (od strony mas), to prezentuje si dobrze, jest poprawne,
co innego, kiedy chc zaprezentowa dokadn warto "liczbow" takiego bytu
tu potrzeba precyzji jest ewidentna i musi si pojawi w analizie.
456
- procesy przejcia
mam na/w brzegu, w punkcie osobliwym, agodne przechodzenie ewolucji, w tym
zakresie pojawia si, jako jedynie moliwy, stan jednokwantowy - jeden fakt,
w tym przypadku pierwiastek. i peni on rol jednostki, jednego kwantu. tyle
e w zbiorze. nigdy nie wolno mi zapomina o tym, e kady wyrniony stan
jest elementem zbioru. jedynki, punktu, tylko jednego kwantu, ktry bdzie
oznacza "wszystko" - czego takiego nie ma. mog nie rejestrowa otoczenia
i dopenienia do zbioru, ale mog by pewnym, e ten zbir istnieje. jeeli
nie w tej chwili i obok, to w skali historii (czyli rwnie "obok", przecie
kady zbir buduje si w przestrzeni i w czasie). moje zdefiniowanie jedynki
zawsze dopenione jest innymi wsptworzcymi ten zbir elementami dla
mnie co jednostkowego, to w szerszym obrazie "reprezentant" zbioru, naley
do licznych zjawisk w szerszej skali.
przy czym, co take tu zachodzi, postrzegana przez mnie jednostka wewntrznie
take jest zbiorem, bowiem skada si z mnogoci elementw albo potencjalnie
jest zdarzeniem, ktre do postaci zbioru moe si rozkwantowa (kiedy mam do
czynienia z osobliwoci). do pewnego stopnia, ale tylko do pewnego, jest to
zbiene z tym, co matematyka mwi o zbiorze jednoelementowym, to jest wanie
taki przypadek. z tym, e ten stan "sam dla siebie" jest dwudzielny, peni
rol "jedynki", ale jest dwudzielny (poza oczywicie kwantem logicznym na
poziomie absolutnym kady inny kwant jest stanem dwudzielnym). - wane jest
tu rwnie to, e taki "punkt osobliwy" ma "dopenienie" (podkrelam mocno
ten wtek mylenia, bo ma szalone konsekwencje) - ma dopenienie w postaci
sobie podobnych-identycznych stanw, ale ju w ramach innych ewolucji, "tak
w ogle". poprzez czas-przestrze, poprzez kolejne ju "wcielenia" ewolucji
(w ramach pola-wszechwiata czy nieskoczonoci). ten punkt, obecnie i w mojej
obserwacji "osamotniony", ma "towarzystwo" zbir nieskoczony. tu i teraz
jest "samotnikiem", indywidualnoci, ale w szerokiej skali jest elementem,
kwantem, czci zbioru. zrozumienie tej zalenoci, powtarzam, ma znaczenie
i przydaje si zwaszcza przy analizie "czarnych dziur" oraz "zbioru stanw
osobliwych".
stan "142" jest jednostk, ale przynaley do wydarzenia zbiorowego, i takich
kwantw jest obok niego sporo. to zbir, ktry dla nastpnej ewolucji stanowi
punkt brzegowy i wyjciowy (lub kocowy), peni rol stanu przejciowego w
tym szeregu. - mwic inaczej, jest to, kiedy rozpatrywa kierunek, ktry ku
rozpadowi idzie, "w gr", e stan "142" jest pierwiastkiem, ktry bdzie si
nastpnie rozpada, jest to kwant, ktry zaczyna podziay, to z niego pocznie
si "radiacja" nastpnych stanw, to on stoi na pocztku linii rozpadu. mimo
e sam jest elementem (kwantem) w radiacji wikszego zakresu, dla konkretnej
i lokalnej linii ewolucyjnej stanowi punkt wyjcia zdarze, to jego podzia,
najmniej na dwa stany, zaczyna proces lokalny. - to samo dotyczy stanu "0",
ktry jest kwantem logicznym w/na paszczynie zdarze, to od jego pocze
(podwoje) rozpoczyna si tworzenie pierwiastkw kolejnego rzutu. tego faktu
rwnie nie ma w ukadzie.
wniosek: nie ma dwu pierwiastkw brzegowych. jest jeden, ktry peni podwjn
rol: koczy i zaczyna ewolucj. stoi na zakoczeniu jednego cyklu wydarze
i jednoczenie zaczyna nastpny. dobrze to wida na rysunku, gdzie mona to
przedstawi numerami. licz dla jednej strony wydarze, dla podwojonej linii
jednej strony.
458
- "fala ukadw"
tak wyglda rozkad dla jednej strony wydarze ewolucyjnych. przy czym w tym
zliczaniu stan "142", numer tego pierwiastka, skutkiem samego liczenia, si
przesuwa. jednak ten "szczeglny pierwiastek", czyli na tym rysunku, w tym
liczeniu stan 141, jest odpowiednikiem "142". jako e doda trzeba wielko
"0". w liczeniu sumarycznym pierwiastek 141 jest stanem 142 oglnego procesu
wane jest to, e stany 141 i 283 (142 i 284 inaczej), to stany brzegowe, to
s "pierwiastki jednokwantowe". nie ma tutaj dwu stanw, cho jest przejcie
midzy fazami ewolucji. i numeracja, jak wida, w tym poszerzonym ujciu si
zgadza. dla obu stron bdzie to wygldao w sposb nastpujcy:
maksymalna wielko moe wynosi 640 stanw, ale rzeczywista liczba to 568
- a w praktyce ostatnia wielko to 567, bdzie nosi taki numer. dlatego,
e jednoczenie bdzie to "0", bdzie to wielko ju przejcia generalnego,
bdzie to stan "567/0", pocztek oraz koniec. z takiego rozpisania wynika, co
atwo podliczy, e powstanie realnie, nie teoretycznie (cho cao analizy
jest teoretyczna), e powstanie 565 jednostek. a kiedy przyj wielko 567/0
za odrbny stan, to bdzie 566 jednostek. z tych rnych zlicze wyprowadzi
mona wniosek, e odchyka wynosi dwa elementy. w kadym razie wielko 283
(284) i 567 (568) peni rol rodkow.
zasadnicze pytanie, ktre w tym miejscu trzeba zada, ma posta: dlaczego
licz nie dla omiu elementw, a jednoczenie twierdz, e jest to ju peny
zakres ukadw, przecie na rysunku s cztery zakresy? ju w trakcie liczenia
maksymalnego, czyli 640 jednostek, wwczas wyjaniaem, e wicej jednostek
by nie moe. a realnie, jak wida, powstanie nawet mniej stanw. brzegowe
wielkoci "obetn" fakty "wystajce" ponad wewntrzne. w takim liczeniu s
dwie strony, pena omioelementowa ewolucja. - pytanie: dlaczego tylko cztery
zakresy na rysunku? to jest pena, ju pena ewolucja, i nie jest to bd.
jest to maksymalna, dwudzielna ewolucja, ktra ma w sobie nie jedn lini,
ale dwie. powtarzam ten wniosek, ukad obecny tworzy nie jeden kwant, to nie
jest jednostka, ale s to dwa kwanty, to kwant ewolucyjny. z zasady w ramach
fizyki nie moe by jednostki, to zawsze kwant podwojony, ewolucyjny. nawet
w tym przypadku, kiedy analizuj skrajn rozmiarami abstrakcj (bo dotyczy
to caoci ukadu okresowego, i to wraz z logicznie wywiedzionymi dodatkami),
to rwnie taka abstrakcja zawiera w sobie podwojenie. tabelka z symbolami
pierwiastkw to oddanie procesu dwudzielnego i ten fakt musi si w takim
ujciu zawiera (i odzwierciedla). to, e w ukadzie s dwie linie, "a" oraz
"b", to oznacza, e s to ju dwa ukady, dwie strony ewolucji, nie jedna.
std liczenie musi by ju na wejciu dwustronne. na rysunku mam maksymalny,
omioelementowy stan ewolucji ukadu, ale jednostk liczenia jest dwudzielny
kwant ewolucyjny. czyli jeden zakres to dwa kwanty, cztery odcinki po dwa
elementy i osiem jednostek.
459
463
- model wulkaniczny
cig dalszy
na poprzednich stronach mwiem o wydarzeniach ewolucyjnych w postaci jednej
fali i opisywaem procesy jako przecicie si i zmieszanie dwu linii. kiedy
jednak definiowa cae ewolucje jako fale, musi zosta zaprezentowany szkic,
na ktrym trzeba pokaza zasad, e rodek wydarze pozostajc zawsze punktem
rodkowym, przesuwa si (jest rodkiem w postaci kolejnych szczytw fal). to
kadorazowo jest rodek procesu, ale zarazem inny rodek, ktry wyznacza i
okrela lokalny stan w ewolucji i jego istnienie. przecie wszystko pynie,
i warto to potraktowa nie wycznie aforystycznie, ale jako bardzo gbokie
zdefiniowanie rzeczywistoci - poszczeglne wydarzenia wschodz lub zachodz
za horyzont wydarze ("rodz si i umieraj - a oboki jak oboki"). bowiem
otaczajcy mnie wiat to zoenie zjawisk, a w tu prowadzonym opisie zoenie
fal. dlatego poniej kolejny rysunek, ktry do tego nawizuje:
- punkt "12"
warto w opisie zatrzyma si na chwil przy tym punkcie. dlaczego? poniewa
to wane dla powstawania ycia miejsce. wspominaem, e na ten punkt datuje
si pocztek zjawisk w obrbie tutejszego ycia, czyli gdzie 4 (tak okoo i
mniej wicej) miliardw lat temu. z jakiego powodu ten punkt jest tak ciekawy?
z uwagi na jego pooenie w tak zaprezentowanym schemacie. tzn., znajduje si
w poowie odcinka midzy 8 a 16 jednostek. czyli jest to wielko dokadnie
rodka tego odcinka. ale rwnie, co ciekawe i co z rysunku wynika, dopiero
uzyskanie przez fale, przez zmieszanie drugiej linii z pierwsz (wic moe
ju doj do takiego zmieszania, poniewa obie fale zaistniay), e to w tym
ciekawym punkcie mogo doj do wytworzenia (si) ycia. co konkretnie znaczy
w "ciekawym miejscu"? pierwszy fala, pierwszy cykl wydarze jest, tak mona
to zdefiniowa, ju na "stoku" schodzenia, do koca tej fali brakuje tylko 4
jednostek, ale zarazem, co wane, nowa fala, "wstpujca", rwnie posiada 4
jednostki swego istnienia. czyli powstaje symetryczna fala, z jednej strony
koczca si, a z drugiej zaczynajca. w jednej linii jest "strona zejcia",
w drugiej symetrycznie pooone wzejcie fali - i wyrnione tak obie fale
spotykaj si w wanym punkcie kwantowym oraz zarazem buduj jego fizyczn,
materialn posta. czyli spotkanie, tak wane w konsekwencje, mogo doj do
skutku tylko dlatego, e obie fale zaistniay. ale, co wane, spotykaj si
w tym miejscu fale sobie podobne, kwantowo do siebie analogiczne. i tworzy
si punkt (fizycznie oczywicie przedzia), w ktrym mog wchodzi ze sob w
relacje (rwnie chemiczne reakcje) elementy tworzce obie linie. wczeniej
ycie nie byo moliwe - obecnie, w punkcie 12, ju ma szans. wczeniej fala
"pierwsza" (wic przedzia 8 - 12) dopiero dochodzia do rodka swego rodka
(w zakresie 8 - 16; rodek wynosi w tym odcinku 12). a jednoczenie "druga"
fala, wschodzca, dya dopiero do swego rodka. dla niej rodkiem rwnie
jest (historycznie by) punkt "oglnie biorc" 12. i cho jej szczyt przypada
w punkcie 16 caoci ewolucji, to rodek tego zakresu (dokadniej: wiodcy do
tego zakresu) i dla tej fali (samej dla siebie) take wypada w 12 jednostek
i jest odlegy od powstania o 4 jednostki. przecicie si obu fal i wsplne
dziaanie tak w opisanym punkcie zbudowao, mogo wytworzy stabilny proces
energetyczny. po prostu grunt pod nogami, i to w sensie dosownym.
jak to wygldao praktycznie, czyli fizycznie i jako zdarzenie materialne?
proces musia przebiega w taki sposb, e fala pierwsza, ochadzajca si i
zapadajca, musiaa ju co "wyprodukowa" (pierwiastki), co musiao realnie
istnie. zapewne pojawianie si materii namacalnej jest przedziaem, ktry w
ramach pierwszej fali rozciga si od stanu 4 jednostki do 12, rodkowym dla
tej fali (ze rodkiem maksymalnym w przy 8). czyli, kiedy fala osigna 12,
ju byy materialne, "chodne", dajce si pod stabiln ewolucj podcign
formy energetyczne. ale zarazem nie byy jeszcze na tyle chodne i na tyle
zbite, eby zabrania wchodzenia w reakcje i uniemoliwia ewolucj (to nie
by jeszcze etap penego rozpadu i zaniku). z kolei fala druga, rozpad, wic
"wybuch", ktry si zacz i trwa a do stanu 12 (ale 4 w ramach tylko jej
yciorysu), w tym punkcie rozkwantowanie drugiej fali uzyskao tak posta,
e pojawia si jej "zewntrzna", ju obserwowalna posta promieniowanie.
ciepo po prostu. czyli, mwic inaczej, w tym konkretnym ziemskim wypadku,
byo to najpewniej zaistnienie (i zadziaanie) soca, ktre ogrzao wiat.
to dlatego "rozbysk" soneczny pojawia si we wszechwiecie i jego ewolucji
tak blisko punktu 12, okoo 5 miliardw temu - musiao nieco pogrza, eby
ycie mogo si pojawi. czyli, w tak zakrelonych "pokoleniach" fal materii
(pokoleniach w postaci fal omiomiliardoletnich), mogo si ycie "wczepi"
w materi. pierwszy cykl obecnie ju skoczy si, ale wwczas dopiero by
"w drodze do horyzontu", "schodzi". ale jednoczenie w tamtym punkcie (12)
zaczynaa si pena ewolucja, rodek ewolucji dla nastpnej fali (praktycznie
soca dla tutejszego ycia).
466
- bd?
mona zaprezentowanym na kilku poprzednich stronach obliczeniom zarzuci, e
s bdne, e nastpio co prawda nie logiki, ale matematyki naduycie - czy
tak? nie do koca. przyznaj, e mocno zasugerowaem si wyliczeniem, e od
16 odj 4 daje 12. wynik matematycznie poprawny, tylko e mniej poprawny,
kiedy przyjmuj, e chwila obecna w dziejach oglnych, punkt 18 jednostek,
jest tym zasadniczym dla liczenia. sowem, podliczyem wszystko dla punktu
16, a nie dla obecnej chwili logicznie zasada jest speniona, zmieniaj si
tylko liczby, i to nawet na jeszcze bardziej jaskrawe, mocniej potwierdzajce
ustalenia.
czy mam liczby i wyniki zanegowa? nie. bo oddaj cechy ewolucji, s opisem
wydarze, ktre zachodz, ale musz wprowadzi obliczenia dla stanu, momentu
18 jednostek. jeeli tak postpi, to wwczas powstanie ycia w generalnym
liczeniu przypadoby na wielko 14 jednostek - a 14 jednostek to dla fali
pierwszej ostatni punkt, ktry j jeszcze w tym wydarzeniu utrzymuje, czyli
dwa ostanie odcinki ewolucyjne, ktre w fali pierwszej mog w wydarzeniach
bra udzia. moment powstanie ycia dla fali pierwszej oznacza, e ona bdzie
si za "chwil" koczy, e przechodzi w zakres jednokwantowego brzegu. dla
fali drugiej natomiast punkt 14 oznacza, e brak jej 2 jednostek do rodka,
posiada 6 jednostek w swych dziejach. powstanie ycia przypada wic na punkt
2 oraz 6 (odpowiednio dla fali pierwszej i drugiej), wic tworzy to cznie
wielko 8 jednostek, take wan ewolucyjnie...
ale, idc dalej, ju teraz poprawnie matematycznie, rodkiem tego procesu,
czyli wielko oglna 16 (wana ewolucyjnie) przypada w punkcie 8 dla fali
drugiej (wana wielko ewolucyjnie) - i jednoczenie w tym samym punkcie
zaczyna si fala trzecia (wana wielko ewolucyjna)... punkt 16 na/w skali
oglnej peni rol rodka maksymalnego dla tak krelonych wydarze, jest tym
rodkiem rodkw. a w punkcie 18 fala trzecia uzyskuje wielko 2, rwnie
wielko ewolucyjna bardzo wan.
ale, idc dalej w tym rozumowaniu, mam dzi chwil 18, jest to symetrycznie,
dokadnie po drugiej stronie pooony punkt w stosunku do wielkoci, punktu
14. - czyli chwila obecna (18) stanowi "lustrzane odbicie" do pocztku ycia
(14), wobec wyznaczonego tak punktu na skali ewolucji oglnej (ze rodkiem w
stanie 16 /oraz 8 dla jednej fali/). fala pierwsza ju od dwu jednostek nie
istnieje, ale jej miejsce zajmuje, tak sam wielko uzyskaa fala trzecia,
natomiast fala drug jest w swym najbardziej, zaraz za rodkiem, stabilnym
punkcie. czyli osiga w swojej historii, w swoim wasnym przebiegu punkt 10
jednostek. fala druga jest w rodku cyklu midzy 8 a 12, w rodku rodkowej
odcinka. wic w rodku zakresu midzy 8-12-16 (10 jest rodkiem odcinka, a 8
rodkiem pierwszego odcinka, cyklu w tym odcinku).
punkt powstania ycia (14 jednostek). - wany punkt, z naciskiem pooonym
na symetryczno procesw ewolucji, ktre si tutaj prezentuj. w punkcie 14
fala pierwsza miaa jeszcze, podkrelam sowo "jeszcze" - miaa do przebycia
2 odcinki, dwie jednostki (dwa miliardy lat swych dziejw). a wic jest to
dla fali pierwszej ostatni jeszcze ewolucyjny stan, ostatni odcinek, w ktrym
znajduje si jako ewolucja. chwil pniej za tym punktem przechodzi w zakres
jednokwantowy. ale, zarazem, w tym samym punkcie, fala druga znajduje si w
swym yciorysie w punkcie 6, a wic jest ju, podkrelam, zrealizowaa si
ju na 2 jednostki poza punktem 4, a wic "wesza" w istnienie "na gboko"
2 jednostek spokojnego trwania ewolucji, jej przedziau spokojnego trwania,
czyli zakres 4-16 dla niej (a oglny 12 - 24). ten zakres zosta ju na dwie
ewolucyjnie wane wielkoci zbudowany (dwie jednostki). liczy wic sobie ta
fala 6 stanw oraz znajduje si ju, co wane w tym zobrazowaniu, w rodku
przedziau midzy 4 a 8 (czyli maksymalnym rodkiem). ponownie tworz si w
tym liczeniu wielkoci zasadnicze kwantowo, a to ma znaczenie i przeoenie
na efekty (fizyczne fakty).
469
czyli jest fala druga, w momencie powstania ycia, w punkcie rodkowym swego
pierwszego cyklu, w okresie wznoszenia si. jest to rodek drugiego okresu
wznoszenia si - rodek drugiego cyklu w ramach wznoszenia. jak opisywaem
to kiedy, zachodzi przemienno w zdarzeniach: pierwszy cykl, ale jego druga
poowa, rodek drugiego cyklu (lecego generalnie w czci pierwszej fali).
w tym punkcie fala druga ma ju 2 jednostki ponad rodek tego cyklu (4 + 2)
i ma jeszcze 2 jednostki do koca cyklu (6 + 2). znajduje si w wielokrotnie
opisywalnej, poprzez wielko dwu jednostek, symetrycznej pozycji. a zarazem,
w poczeniu z fal pierwsz, tworzy to stan, e jest 6 jednostek dla drugiej
fali i 2 dla pierwszej, e jedna jest "moda", a druga "stara", e jedna si
zacza jako spokojna, druga si koczy. i s to wartoci ewolucyjnie wane,
powtarzam. razem daje to 8 jednostek, ale kada z nich take spenia warunek
kwantowy.
mam wic dwie wartoci, 2 i 6. i mona na to spojrze w nastpujcy sposb:
warto 2 to zarazem 2 jednostki przed rodkiem (punktem 4) ale warto 6
jest o 2 jednostki dalej od rodka. czyli te punkty s pooone wobec siebie
symetrycznie wzgldem punktu rodkowego (4). to jest "lustro" ewolucji, o
symetrii w punkcie 4. sowem, powstaje symetria, w tym punkcie mam speniony
warunek 8, 6, i 2 jednostki wszystko wielkoci wane. i jest to wielko,
dla generalnego liczenia, o 2 jednostki odlega od stanu 16, tak wanego w
ewolucji.
dalej - punkt 16. rodek tego procesu. w tym punkcie nie istnieje ju linia
pierwsza oraz nie ma jeszcze linii trzeciej, a jest tylko w swoim maksymalnym
zachodzeniu linia druga. i co z tego? a to, e o ile si nie myl (chyba nie),
szacuje si zaistnienie komrki (jej postaci funkcjonalnej) na dwa miliardy
lat trwania procesu (przez taki okres "komrka" si skadaa w jednostk).
na dwa miliardy lat od dzi do chwili w historii. czyli, kiedy to policzy,
18 - 2 = 16. jakby nie analizowa, punkt symetryczny. ale oznacza to te, e
okres "przygotowawczy", czas potrzebny na pene uformowanie si komrki, to
rwnie musi by dystans 2 jednostek liczenia. dwu miliardw lat. wic punkt
16 - 2 = 14. sowem, symetryczna wielko, i to wielko ewolucyjna rozoona
po obu stronach tego punktu, dokadnie po obu stronach. punkt 16 peni rol
osi symetrii do chwili obecnej, peni rol rodka do drugiej strony zdarze.
po jednej stronie mam punkt 14, powstanie ycia, z drugiej obecnie trwajce
dzieje, punkt 18 (czyli dziaanie rozumu, efektywne dziaanie). a odlego
midzy tymi punktami, wielko 4 jednostki, to czas istnienia ycia. cztery
jednostki - take wana wielko w ewolucji, stan rodkowy. stan rodkowy, a
zarazem chwila powstania rozumu i obserwatora w jego ju penym wyposaeniu
(zdolnego do wiadomych ustale). punkt powstania ycia, jak i punkt obecny,
s w wydarzeniach do siebie uoone na przeciwnych i dokadnie symetrycznie
rozoonych punkach fali i razem tworz cao, dopeniaj si.
dalej - wielko 18, ale dla fali trzeciej. tutaj wystpuje ciekawa zaleno
i symetria zdarze. oto na fali trzeciej mam ju dwie wielkoci. w punkcie
16 jej nie byo, ale teraz uzyskaa wielko, dwa stany ewolucyjne (uzyskuje
je, kiedy rozum istnieje). i powstaje taka oto symetria: fala trzecia posiada
dwie jednostki, a fala druga ma tych jednostek 10. wic znajduje si w drugim
ju etapie swego istnienia, znajduje si po stronie opadania. i to w rodku
odcinka pierwszego tego opadania jest rodek rodka. czyli do rodka i brzegu
stabilnego trwania brak jeszcze 2 jednostek. ale zarazem istniej ju dwie
jednostki w okresie maksymalnego zaistnienia. pomidzy fal drug a trzeci,
podobnie jak to byo midzy pierwsz a drug w punkcie powstania ycia, jest
symetria rozoenia wydarze oraz ich wielkoci (kwantowo wanych) wzgldem
rodkowego punktu 16. czyli zachodzi, powstaje rwnie i w tym punkcie (i w
tym ujciu) lustrzane, cho odmienne odbicie procesw energetycznych. w tym
rodkowym i okoorodkowym punkcie symetria procesw take w chwili obecnej
a "bije w oczy".
470
- punkt 4 (32)
- rodek
- o symetrii - znaczenie
o wasnociach i przebiegu ewolucji w tym punkcie ju sporo pado, zreszt
przy rnych okazjach (bo punkt ewolucyjnie wany i wielko kwantowa take
jest zasadnicza w liczeniu), a dziao si to na przykad przy okazji analizy
fal i ich przechodzenia oraz spotykania si. dlatego obecnie zobrazuj to w
ujciu jednostek i przechodzenia linii wydarze. wyglda to nastpujco:
jak wida (mam nadziej wyranie, cho niewtpliwie powyszy szkic do miana
piknych nie pretenduje), ilo osi symetrii w tym punkcie, w tej fali, ktra
generalnie w punkcie 4 (32) si realizuje i tu osiga swj szczyt liczba
moliwych osi symetrii w tak wyznaczonym procesie jest maksymalna. a zakres
wydarze, czyli przedzia 28 - 36 jednostek liczenia, jest pooony w ramach
tej fali symetrycznie. oraz jednoczenie, co ma tutaj znaczenie zasadnicze,
znajduje si rwnie symetrycznie w obrbie wszystkich fal tworzcych wiat
wok to rodkowy moment (i punkt) w ramach caociowego, generalnie ju
wyznaczanego przebiegu tutejszej, lokalnej, wic fizycznie dostpnej ewolucji
(zmysowo i przyrzdowo).
abstrakcja, ktra tworzona jest na bazie operowania caym ukadem okresowym
pierwiastkw (wraz z jego dopenieniem), tak "wyprodukowany" maksymalny obraz
energetycznych zjawisk uzyskuje w takim punkcie warto szczegln rodka
rodkw. i to wanie, co podkrelam, w generalnej skali odniesienia. to ju
bowiem nie jest tylko lokalny, czyli tylko po jednej stronie ustalony fakt
(czy tylko w ramach jednego ukadu i rozkadu atomowego zbir elementw o
znamionach rodkowych), ale dotyczy to procesw o "gabarytach" wszechwiata
i to "wszechwiata caociowego". przecie tu nie chodzi o "okolic", tu
nie omawiam tego, co wida (w dowolny sposb) "za oknem", tu nie idzie o byle
fragment rzeczywistoci, tutejszy opis nie dotyczy tego, co dzi obserwuj,
czy co byo obserwowane przez wszystkich moliwych obserwatorw - to ujcie
wykracza daleko (w czasie oraz przestrzeni) poza ten obszar. to dopenienie
punktu z kadej jego strony - tak symetryczne, e bardziej ju nie mona.
471
- spirala ewolucji
w ujmowaniu falowym spirala ewolucji nie wyrnia si w sposb znaczcy, ot,
kolejne ujcie procesw. zdarzenia jawi si tu jako oczywiste, to po prostu
wir energii, ktry "wciga" lub "wyrzuca" kwanty energii (zalenie od ujcia
i wyznaczonego kierunku ewolucji). kiedy to opisywaem, byo to emocjonalnie
chodne ustalanie zjawisk i ich ruchu, a nie poruszajca abstrakcja. obecnie
natomiast, kiedy dodaj do tego wielkoci kwantowe, ktre opisuj tworzenie
si i przemiany w ukadzie okresowym, czyli wspomniane wielkoci 8 jednostek
(miliardw lat procesu), o, staje si to niebywale wymowne oraz emocjonalnie
dotyka. kiedy uzmysowi sobie, e kolejne cykle dzieli odlego 8 miliardw
lat, e potrzebny jest taki czas, eby fala uzyskaa poow swego istnienia,
a zarazem nastpna fala si zacza - to pojawia si zdziwienie i dreszcz po
plecach przechodzi. e tak to wyglda, e tak musi to rozciga si w czasie
i przestrzeni (i zawsze tylko-a na odlego dosownie jednego kwantu), eby
moje "co-nic", pyek wobec tego procesu, mg si zrealizowa. tak "wielkie"
procesy warunkuj ten kawaek podogi i mnie na nim - to musi porusza. kiedy
uzmysowi sobie, e rzeczywisto jest "przepleceniem", ale przepleceniem,
ktre zachodzi na "styk" jednokwantowy, e linie-warstwy tego procesu s od
siebie odlege o 8 miliardw lat - to robi, to musi robi wraenie.
w czym rzecz? we wspomnianych "semkach ewolucji". czyli "zawijania" si na/w
zakresie brzegowym zmiany ewolucyjnej - zachodzenia za horyzont i ponownego
wyaniania si wydarze. i wszystko w rytmie kwantowym. w tym samym rytmie,
ktry tworzy najnisze procesy, na samym "dnie" rzeczywistoci (a ktry dla
fizyki ma posta nieostr, czasami dziwaczn, a na pewno nieoznaczon). - i
teraz ten/taki sam rytm widz na przeciwnym kracu, w postaci procesw skali
najwikszej. to jest ten sam rytm (ledwo osiem jednostek, zawsze kwantw),
tylko "rozmiar" zastosowanej jednostki si zmienia. drobiazg. w stosunku do
uzyskanego obrazu to zupeny drobiazg bez znaczenia - bo liczy si wanie
ten obraz. czyli cykle energetycznej procedury, ktre tworz kolejne zakresy
w rzeczywistoci, i ktre mnie tworz. jedno wszdzie.
jak to wyglda fizycznie? oto mam atom. niby nic, jeden spokojny "atom" jako
energetyczne wydarzenie, zbir kwantw, proste istnienie. - ej, stop, jakie
proste. przy rozumieniu, ktre dopiero co zapisaem, to spirala wydarze, to
czny zbir a omiu, powtarzam, omiu linii ewolucyjnych, ktre przechodz
w sobie, obok siebie i przez siebie - przechodz na odlego najmniej oraz
najwyej jednego kwantu logicznego. tylko e, to wany element tego obrazu,
przechodz obok siebie i przez siebie linie, ktre dzieli w "prostym", wic
nastpczym liczeniu wydarze dystans omiu miliardw lat! podkrelam, kada
linia jest odlega od nastpnej o osiem miliardw lat - a jednoczesne tworzy
cao jednokwantowego zbioru. i spotykaj si te fale "na zakadk" jednego
kwantu, tylko jednego kwantu logicznego. zachwyt, zdumienie, perfekcja i
prostota maksymalna.
czym jest "atom", czym jest rzeczywisto materialna? zoeniem, wypadkow
sum tych omiu fal, ktre przechodz w kadej chwili, ktre maksymalnie mog
przej przez wydarzenia energetyczne. atom to nic innego, jak "zbiegnicie"
si omiu warstw czasoprzestrzennych - osiem linii czy osiem paszczyzn, ktre
razem twarz maksymalnie symetryczne wydarzenie w postaci sfery. to fizyczne,
realne, rzeczywiste - i namacalne zrealizowanie si logicznych konstrukcji.
logika to "wypreparowana" z rzeczywistoci zasada ewolucji, a "atom" (dowolny
"obiekt"), to ucielenienie tej zasady - to jest, mwi poprawnie, szecian,
osiem punktw w przestrzeni, osiem kwantw, ktre w rnych nastpczych wobec
siebie liniach (a wystpujcych razem), zbiegaj si w konkretnym punkcie w
czny, wanie stabilny, wanie twardy, wanie namacalny, wanie atomowy
stan. "atom" to wydarzenie, ktre rozciga si na przestrzeni 64 miliardw
lat (i nawet wicej), to proces, ktrego budowanie tyle trwa. a jednoczenie
jest tu i teraz, i obok - i we mnie.
475
476
- "piramida liczb", cd
- wiek "wszechwiata"
powracam do zasady "piramidy" kwantowej - konkretnie do "piramidy liczb". w
oparciu o tak piramid kwantow i opisujc obecnie symbolicznie i liczbami
wielkoci lece ju poza przedziaem ewolucji materii pierwiastkw (i ukadu
okresowego w jego obecnej formule), mog przedstawi nastpujcy liczbowy
cig, ktry opisuje (uwaam, e logicznie i poprawnie) wydarzenia w polu jego wiek oraz procesy energetyczne, kolejne w tymi procesie punkty wzowe,
wyskalowane z punktu "tu i teraz" linie przejciowe. tak wyglda "piramida"
liczb i zdarze (zapis "od dou", od teraz):
128
128
256
128
128
256
512
co znaczy taki zapis? same liczby niewiele mwi, jednak kiedy odnie to do
"pionowego" powstawania kwantu w ramach rzeczywistoci, "wyaniania" si jako
pionowej, punktowej formuy energetycznej, to obraz zaczyna ukada si w
schemat (rytm). co dla mnie jest prostym fizycznym faktem, ktry w ramach
jakiego poziomu rzeczywistoci obserwuj, to okazuje si zoeniem w skali
ogromnego czasu i rwnie wielkiej przestrzeni. w powyszym zapisie zawarty
jest rytm tworzenia si jednego kwantu fizycznego w formule "po dwa i przez
dwa" (po dwa si cz - lub na dwa si rozpadaj), a dzieje si to cznie
na dystansie 512 jednostek, jeden fakt, a skada si na niego 512 miliardw
lat procesu. i jest to wiek maksymalny, ktry moe zaistnie w przebiegu
lokalnej a zbornej ewolucji.
czy na pewno maksymalny? pytanie w tym momencie bardzo zasadne, i to z kilku
wzgldw. wynik jest i poprawny, i nie. dlaczego? z prostej przyczyny, bowiem
"jest to jedna strona", to opis wydarzenia, ktre realizuje si "po jednej
stronie" ewolucji pola. to albo wybuch, albo czenie si. jeden generalny
co prawda, ale tylko jeden cykl w ramach caoci. co z tego wynika? pamita
trzeba, e to procesy zawsze ewolucyjne, dwudzielne, dwustronne i dlatego
musz wielko wydarze, 512 jednostek, podwoi. czy to zasadniczo zmienia
obraz? i tak, i nie. tak, bo tworzy na "szczycie" jednostk, daje pocztek
w jednostce, ale to zawsze jednostka ewolucyjna (dwustronna). - ale zmienia
obraz, bo procesy, ktre s "fizycznie" dla jednego cigu (cyklu), uzyskuj
swoje "drugostronne" dopenienie, w proces zostaje wpisany rwnie cykl
czenia si do postaci "chwili zero". - tak przedstawia si pena piramida:
512
512
256
128
128
256
128
128
- "1024"
- "wszechwiat"
bilion dwadziecia cztery miliardy lat, taka skala wydarze tyczcych caego
pola-wszechwiata wyania si z "piramidy" liczb. i nie chodzi w tym wypadku
o "powierzchniowo" (przez fizyk) rejestrowany "obiekt" w postaci procesu o
nazwaniu "wszechwiat" - jak wspominaem, taka naskrkowa obserwacja to tylko
niewielki fragment tak policzonej zmiany. 1024 mld lat zdarze to jest i to,
co widz, i to czego nie widz oraz to, co ju lub jeszcze nie istnieje w
ramach tak zakrelonych w nieskoczonoci. widz szczyt tej piramidy, a niej
jest mnogo poziomw i zdarze.
musz jednak w tym miejscu, i to na zasadzie specjalnego ustalenia, wprowadzi
pewn konieczn przy dalszym rozumowaniu nie tyle poprawk, co wyjanienie.
dlatego, e dalej nie bd, dla lepszego i wygodniejszego liczenia, sprawy
uwzgldnia. ot nie bd uwzgldnia "ogonka" kwantowego. wielkoci, ktra
"wystaje" ponad liczb kwantow w jej kadym zliczaniu. jest jasne, e nie ma
liczby kwantowej, a ju zwaszcza tej skali (8 miliardw lat, ktra obecnie
dla mnie stanowi jedynk liczenia), nie ma tej liczby jako "dokadnie takiej".
posiada ona, w dokadnym liczeniu, pewn "kocwk", ktra wynika z liczenia
niszych poziomw. czyli wszelkie wyliczenia, bye i nastpne, o t kocwk
i jej wielokrotno naley poprawia. powtarzam, dla jasnoci i wygody, moe
i niepoprawnie, ale przecie zawsze zgodnie z zasad, liczyem i bd liczy
wydarzenia ewolucji specjalnie si "ogonkami" nie przejmujc. bo cho kady
kwant w ewolucji ma znaczenie i wpywa na stan caoci, to w liczeniu zjawisk
tej skali, tu mog "dodatki" pomin. przynajmniej w tej chwili i dla tego
liczenia, poniewa oczywicie prdzej czy pniej regua bdzie domagaa si
uwzgldnienia tych dodatkowych wielkoci (eby si zgadzao) bo generalnie
chodzi wszak o takie ustalenie pooenia (mojego) w procesie, eby byo to
"zdatowane" maksymalnie.
dlatego, eby nie byo nieporozumie, ale jednoczenie w celu polepszenia
wzmiankowanej "jasnoci", chc w tym miejscu wprowadzi wyliczenia na tyle
ju pene, na ile pozwalaj moje obecne moliwo. jest jasne, e nawet te
dodatkowe stany liczbowe, ktre tutaj podaj, a ktre okrelaj podstawow
"semk", to s stany posiadajce dalej (a po stan logicznie najmniejszy),
swoje elementy skadkowe, wielkoci kolejnych kwantowych "ogonkw". i eby
byo zupenie ju dokadnie, musiabym je wszystkie zliczy. czego po prostu,
z przyczyn technicznych, nie jestem zdolny wykona. jeeli przyjem wielko
"8" miliardw lat, to w rzeczywistoci, jako wielko ewolucyjna, wystpuje
liczba wiksza i musi by ona na kocu uzupeniona o stany nisze, dlatego
wynosi: 8,192. czyli 8 miliardw 192 miliony lat. to jest jednostk dla tego
poziomu i stanowi peny stan piramidy.
jako konsekwencja tego pojawiaj si kolejne wielkoci, ktre poszczeglne
punkty opisuj cae pole. cao wydarze, cae pole uzyskuje rozmiar ewolucji
rwny 64 x 8,192 = 524,288. taka wielko pojawia si dla jednej strony pola
- ale zarazem i caego pola (zakresu w przestrzeni, tak daleko "w otoczenie"
to co, co okrelam "wszechwiatem", si "rozciga"). co te, po podwojeniu,
daje wielko: 1048,576. co znw, powikszajc o omiokrotny stan, wynosi:
8388,608. itd.
ale na tym nie koniec wynikajcych z tego praktycznych wnioskw, ktre cho
na nastpnych stronach pomijam, s wane. oto punkt "16" oglnego procesu,
tak dla ycia szczeglny (i pniej dla rozumu), mimo owych dodatkowych lat,
w dalszym cigu jest pooony, jako zasada, w punkcie "szesnacie", ale jako
warto "obiektywna", dzieje si w wielkoci: 8,192 x 2 = 16,384. co tworzy,
przy dodaniu dwu miliardw, ktre od tamtej chwili w dziejach upyny to
ustala wynik na 18,384, osiemnacie miliardw z "kawakiem". czyli tyle, ile
wynika z wylicze (w innym ujciu) dla obecnej chwili wieku "wszechwiata".
itd.
482
- rodek
opisanie rodka ewolucji, opisanie "semki" ewolucji z uwagi na rodkowy w
niej punkt, to zarazem podzia wydarzenia i opisanie przedziau jako opadania
i narastania. to rwnie wyodrbnienie w cigym procesie, ktry przebiega
jako fizyczna jedno kolejnych stron ewolucji (jednak logicznie w formule
pojawiania si naprzemiennoci). wane w tym dziaaniu jest to, e taki opis,
takie ujcie prowadzi do wyznaczenia rodka, punktu szczeglnego w przebiegu
zmiany ewolucyjnej (dowolnej ewolucji). rodek pojawia si ju wielokrotnie
w tekcie i w rnych odniesieniach, definiujc go jako "punkt 32" (w oparciu
o wielkoci kwantowe), czyli centralnie pooony wzgldem zjawisk zachodzcych
w skali 0 64 jednostek, okrelaem go jako "uspokojenie", jako miejsce, w
ktrym cho nigdy do koca, to jednak w sposb maksymalny pojawia si stan
"wyciszenia" ewolucji, a to miao i ma powane konsekwencje.
czy nie zachodzi sprzeczno midzy tamtym, wwczas nakrelonym obrazem tego
punktu, a tym, co teraz mwi? odpowied jest skomplikowana, i tak, i nie.
kiedy omawiaem wydarzenia w postaci spotykania si fal (zarazem nazywajc
punkt "32"), i przyznawaem mu najbardziej spokojne, najtrwalsze, maksymalnie
"mocne" powizanie si wydarze w posta fizycznej materii opisywaem, jak
teraz wida, nie co innego, jak stan "1", czyli wielko 512/512. i wanie
to ta "kreseczka" czca oba stany brzegowe, "stron" czenia i zapaci, to
jest ten wwczas tak "spokojnie" opisywany punkt. to jest ta wyjtkowa chwila,
ktra oznacza, e materia (energia) tworzca pole energetyczne tak cile i
dokadnie si ze sob czy, e panuje wwczas w polu ustabilizowanie, i to
maksymalne. nie zastj, ale ustabilizowanie wydarze. fale rozchodz si w
rytmie kwantowym, procesy trwaj i tylko zdarzenia, w stosunku do okresu
"wczeniej" i "pniej", maj "znone" rozmiary.
rodkiem procesu, w najbardziej maksymalnym ujciu, jest przedzia punkt
"1". dlaczego jedynka? skd taki zapis? poniewa w maksymalnym ujciu zmiany
ewolucyjnej i rzeczywicie skrajnym, na ktry mona si zdoby, proces musi
zosta zdefiniowany w formule przedziau o cechach: "0-1-2". lub "0-1-2/0",
o ile wprowadzam kolejny rzut procesu (np. wszechwiat nastpny). od zera do
maksymalnego zajmowania otoczenia, czyli do punktu "1", eby nastpnie doj
do drugiego brzegu, punktu "2" (te zerowego, osobliwego). dwie ewolucyjne
jednostki, dwa kwanty opisujce proces. w rozwiniciu dwa kwanty o cechach
ewolucyjnych (i jeszcze wewntrznie podwojone). tak maksymalnie mona oraz
trzeba definiowa proces. od zaistnienia, przez rodek, po drugi brzeg. dwa
kwanty i wszystko.
to najbardziej maksymalne opisanie przebiegw. - ale idc dalej, w kierunku
opisania wydarze w postaci semki ewolucji i rodka, mog uy take innych
wielkoci: 1, 2, 4, 8, 16 (rodek dwu cykli, czyli "16/0"), 32, 64, 128, 256,
512. a dalej? dalej znw jest 1 (czyli 1024). po tym szeregu znw si pojawia
jedynka, jeden stan kwantowy. zmienia si wielko, poziom i skala wydarze,
ale funkcja tej wielkoci jest dokadnie ta sama, to jedynka, kwant logiczny
procesu. ju wyszego rzdu, ale kwant logiczny.
pytanie: co aktualnie uznaj za rodek, czym jest ten wany punkt, kiedy go
do ycia odnie, a przede wszystkim do rozumu? teraz opisuj nie wydarzenia
maksymalne, nie rodek w obrbie caej ewolucji, ale rodek tego rodka. wic
rodek jednej strony wydarze, punkt "256". i to punkt "256" jest jedynym w
swoim rodzaju punktem, w ktrym wydarzenia s w rwnowadze. - i to naleny
podkreli. owszem, proces "rozprzestrzeni si", jako cao w Kosmosie, na
"dystansie" 512 jednostek (i jest to zarazem moment rodkowy ewolucji caego
wszechwiata w skali 1024 miliarda lat), ale rodek tego "odcinka" wypada w
rodku procesu o rozcigniciu 512 jednostek, w punkcie 256 jednostek (mld
lat). fizycznie musz znajdowa si w rodku, musi by zabezpieczajca ycie
"otoczka", a nie brzeg i niegocinne rejony. proces logicznie (i fizycznie)
znajduje si w rodku rodka - maksymalnie w rodku.
483
- 512 jednostek
a rodek
pierwszy krok w rozumowaniu, to pozornie cofnicie si w analizie. jeeli w
tym miejscu mam ju wielko 1024 miliarda lat procesu, to zarazem mam stan
skrajny oraz zoony wydarzenia (z dwu stron), mam proces ewolucyjnym ktry
rozciga si w liczeniu nastpczym midzy 0 512 1024 jednostek. ale ze
rodkiem i zarazem brzegiem w postaci 512. i nigdy wicej fizycznie nigdy
wicej "zajtoci" w obserwacji zewntrznej nie ma. ale zarazem mam fizyczny
fakt o "rozmiarach" 512 i to nim musz si w pierwszej kolejnoci zaj.
oczywicie po to, aby w dalszych krokach przej do wielkoci 1024 miliardw.
dlaczego 512 jako wstp do analizy? poniewa jest to wszystko, co istnieje
realnie ("obiektywnie"). to jest fakt jedyny jedyny dostpny fizycznie. to
mam przed oczyma, kiedy mwi o polu-wszechwiecie, to bada swoimi przyrzdami
fizyk (czy astronom), kiedy analizuje procesy. strony procesu, dopeniajce
si dwie strony ewolucji wprowadza analiza logiczna, ale realnie do obejrzenia
zawsze mam tylko "powierzchni" zjawisk w postaci 512 jednostek. i niczego
wicej. powtarzam to ustalenie, ale jeszcze do sprawy wrc.
pytanie: czym si rni podejcie w liczeniu 1024 od 512 jednostek? jeeli
chodzi o zastosowan metod, ktra ma doprowadzi w efekcie do wyznaczenia
rodka zjawisk (i mojego w konsekwencji pooenia) - to niczym. to ta sama
metoda, tok rozumowania identyczny - tylko na kocu dziaania pojawiaj si
inne wielkoci. kiedy stosuj 512, to jest to analogiczny w rozumowaniu stan,
jak 1024 tak to musz przyj w analizie. i w efekcie liczenie przebiega w
ten sam sposb. dlaczego, po co wic wprowadza kolejne strony i wielkoci?
eby si zgadzao w sposb maksymalny z wszelkimi ustaleniami. nie wprowadzam
wielkoci 1024 dlatego, e wydaje mi si adn, ale eby zgadzaa si ilo
ustalonych wielotorowo stron w procesie. owszem, kiedy stosuj wielko 512
jednostek, te mam dwie strony, tu rwnie musz ten fakt uwzgldni, jednak
w dalszym rozumowaniu okazuje si, e mam za mao linii procesu, eby dobrze
wyjaniao to zjawiska. dlatego nie jedna, nie dwie, ale kilka stron buduje
ewolucj. na nastpnych kartkach krel schemat takiego podwajania, i nie
jest to doprawdy zadanie z gatunku prostych. niby zasada jest banalna, czyli
jeden plus jeden daje dwa dwa plus dwa daje cztery cztery plus cztery
daje osiem, ale w praktycznym przeoeniu i operowaniu tak abstrakcj umys
osiga granic swych moliwoci (przynajmniej moich). dlatego musz wyj w
swym dziaaniu od wielkoci 512, bo to jest wstp do dalszych czynnoci. a
musz z tego powodu, e to stan caociowy.
co daje poczenie zasady rodka i procesu kwantowania? konieczny i oczywisty
wniosek: obecny "rozmiar" pola-wszechwiata nie moe by tym maksymalnym i
brzegowym, musi by wicej ni 512. pole energii, przez wykluczenie, nie moe
posiada stanu 512 jednostek, bo 512 to wielko jednej "strony" procesu i
po prostu za maa "na wszystko". w odniesieniu do "jednostki" bilionowej wiek
pola bdzie przekracza warto 512 - a to wymusza wprowadzenie w kolejnym
kroku 1024. jednak wyj trzeba od 512, czyli zakadam, e mam na pocztku
512, przyjmuj to do wiadomoci idc za jedynie dostpn mi obserwacj. nie
musz wic podkrela, e licz dla jednej strony z caoci 1024, ale w tym
ujciu to jest dla mnie cao (chwilowo nie wiem o koniecznym dopenieniu).
czyli dla mnie wyjciem analizy jest stan 512. dlatego czy to strona wybuchu,
czy zapaci, maksymalnie bdzie to kula o promieniu 256 jednostek (o rednicy
512 jednostek). i zawsze wielko 512 jednostek "w przekroju". teraz pytanie
zasadnicze: skoro nie brzeg, to gdzie jestem? to nie moe by wielko 256 w
tak liczonej caoci, bo to punkt oczywicie rodkowy, ale dla zakresu 512
jednostek po prostu jest brzegiem maksymalnego oddalenia si w otoczenie i
jest "skrajem", a to nie moje miejsce (fizycznie, bo logicznie tak). nie moe
by 512, to zrozumiae, nie moe by 0, pocztek przedziau, to rwnie fakt
oczywisty. wic gdzie si znajduj?
486
punkt wyjciowy
stan obecny
na tak caociowo zaznaczonym przebiegu ewolucji pola mog nanie jego stan
aktualny (256). czyli wyznaczy, e w tym punkcie wydarze znajduje si dzi
pole, jego brzeg energetyczny (jeszcze czny). a dalej mog wnioskowa, e
midzy "0" a "256", w punkcie 128, znajduje rodek tego procesu, czyli stan,
w ktrym (w ramach tego ju aktualnego wydarzenia), znajduje si take jego
rodkowe, najspokojniejsze przebieganie wic najpewniej rwnie moje. ale
zarazem mog "wok" punktu "128", jako szczyt fali, wykreli krg wydarze
stabilnych, przedzia "spokojnoci" (najbardziej stabilnego trwania). wwczas
uzyskuj przedzia 96 160, bo jednostk tutaj (w tym podzakresie do caego
zakresu) jest wielko "32", poowa jednego odcinka. w "obie strony" punktu
128 daje to rwnie jeden odcinek, 64 jednostki. mog miao zakada, e w
tym przedziale si najpewniej znajduj, e tutaj realizuje si moje istnienie
i mego wiata (w odniesieniu do oglnego procesu).
ale czy "przed" 128, czy "po"? na to pytanie jest tylko jedna odpowied: "po"
tym punkcie. dlaczego? poniewa nie moe by wydarze ewolucyjnie penych
przed wypenieniem si dwu cykli, a te si kocz w chwili "128", dopiero tu
dwudzielny cykl, pierwszy dwudzielny cykl wydarze si koczy, tu wypada kres
pierwszego etapu ewolucji. co zrozumiae, nie mog istnie w zakresie, ktry
jeszcze nie jest stanem penym. - wic na pewno jest to moment "po" 128, ale
gdzie? ha, i tutaj ju mog, musz wprowadzi to, co ustala fizyka pospou z
astronomi oraz logika opisujca wydarzenia w tym najlepszym ze wiatw.
czyli musz wprowadzi wyniki, ktry podsya obserwacja nieba - wielko 18
jednostek, albo 16 (bo i tak mona, kiedy chce si zobrazowa inne rzeczy;
wielko 13,7 mld oczywicie skrelam w przedbiegach z oczywistych powodw:
brak brzegu w tym liczeniu). musz doda do wielkoci 128 + 18 = 146, w tym
punkcie oglnej ewolucji znajduj si dzi jako jednostka. - z koniecznym
zastrzeeniem, e dotyczy to drugiej strony ewolucji ("po wybuchu") oraz
e przeprowadzona tak analiza wymaga dalszych sprawdze. przecie to tylko
"spekulacja" na liczbach, uprawniona logicznie i w odniesieniu do zasady,
ale jednak spekulacja.
488
- rozum
- piramida elementw ewolucji
zanim wyjani, dlaczego te wszystkie wyliczenia, na czym polegaj i czemu
musiaem je precyzowa, chc jeszcze, ale tym razem ju ostatni raz, narysowa
ujcie "piramidy wydarze". obecnie jest to wersja pena, czyli zaznaczam
wszystko:
kosmologia 3.8.
502
- rozum
- wiadomo
najlepszy "ksek" w ramach ewolucji: stan aktywnego odbierania i rozumienia
otoczenia, ktry jednoczenie moe ewolucj zdefiniowa. wiadomo to proces
historyczno-aktualny i aktualno-historyczny. i oba opisy s oddaniem faktu w
jego cznej postaci naley je odnosi do procesw wiadomych cznie. tak
dokadnie naley definiowa to pojcie, dlaczego? poniewa to poziom zmian,
ktry jest aktualnym zakoczeniem procesu rozpocztego w nieskoczonoci (gdy
si do ogranicza) - i rwnie do nieskoczonoci powrci. mona wiadomo
rozpatrywa osobniczo i zbiorowo, jako funkcj ukadu, ale w obu przypadkach
ma zastosowanie ujcie historyczno-aktualne oraz aktualno-historyczne. dla
zbioru jednostek punktem wyjcia jest "kiedy-i-tam" pojawienie si komrki
rozumu (neuronu) i jej dalsza ewolucja natomiast dla konkretnego osobnika
jego pierwszy etap w przemianach (take zaistnienie rozumnej komrki). ale to
zawsze jest cig, linia idca z przeszoci do teraz, do aktualnej chwili. a
ta znw, jako fundament i podbudow, posiada "za sob" ca lini osobniczego
dziaania (rozumowania) - ale take zbiorow (dorobek pokole). a co wicej,
i co zasadnicze w tym ujciu, chwila aktualna rozumowania rwnie ma swoj
"aktualn histori", czyli zbir wydarze i fizycznych procesw skadajcych
si na ostateczny wynik (tu mylenie i wiadomo, "ja").
dlatego na brzegu historii, ktrym jest aktualny poziom i ktry koczy lini
wydarze idcych z przeszoci (i jest np. stanem wiadomoci, chwili "teraz",
czyli zawiera i odzwierciedla zbir wiedzy osobniczej i zbiorowej) mam tu
"przedzia" zjawisk zbudowanych w pionowo-poziomym procesie. i jest to dla
mnie wydarzenie obecne (aktualne), ale ktre posiada gbokie zakotwiczenie
w caej przeszoci. realizuje si "teraz", ale to skutek istnienia zbioru
(np. danych w umyle, ktre byy osobniczo gromadzone latami). ale to take
efekt istnienia zbioru w postaci podobnych osobnikw, ktry gromadzi wiedz
o wiecie przez wieki. przy czym pojcie "wiedza" ma tu szersze zastosowanie,
chodzi o wszelkie "nabytki" ewolucyjne, nie tylko zakres symbolicznych, do
umysu sprowadzonych operacji. mj "teraniejszy" brzeg mylenia opiera si,
jest szczytem piramidy idcej z dalekiej przeszoci i jest budowany latami
(i tysicami lat dla zbioru). czyli jest rwnie piramid wydarze idcych
"z gbi" (czy "w gb", tu rwnie ma zastosowanie postrzeganie zalenie od
wyrnienia kierunku). moje operacje abstrakcyjne to efekt kumulacji w skali
czasu i przestrzeni, jestem na jej (obecnym) szczycie - to zawsze i w kadej
epoce jest szczyt rozumowania, przecie kto konkretny i aktualny to prowadzi
- ale to zawsze jest inny szczyt.
wane w tym ujciu jest rwnie to, e aktualno ma swoj pionowo-poziom
struktur zachodzenia. to, co dla mnie jest stanem "teraz", to zbir zdarze,
one take si "skadaj" w/na jednostk moich operacji. po prostu, musi si
zbir elementw w wiadomoci (mojej czy zbioru) wybudowa - a to zajmuje
skoczony odcinek czasu. i tym samym proces "mylenia" ma swoj histori, ma
swoje historyczno-aktualne zachodzenie. szczyt jest w tu i teraz (co dla mnie
jest punktem "teraz"), jednak swoje "korzenie" ma w ogromnym procesie, jest
"kwerend" po wszystkich poziomach (wiedzy, ale i energetycznych). dlatego w
takim procesie zawsze mam stan najmniejszego wydarzenia, "zbiegnicie" si
tej piramidy w punkt. dla historycznego zdefiniowania jest to punkt w postaci
"caej" wiadomoci wystpujcej w stanie "teraz" - dla cigu dziejcego si
w "teraz" jest to punkt w postaci konkretnego stanu, czyli myli, odczucia
wiadomoci wasnego istnienia ("ja").
wiadomo, z uwagi na zaangaowanie w ten proces caego, maksymalnego zbioru
elementw (od kwantw logicznych po komrk, komrki rozumu), jest w Kosmosie
najbardziej skomplikowanym zdarzeniem, opis takiego procesu jest najbardziej
wielowymiarowy. nie ma - nie moe by w ewolucji zjawiska, ktre przewysza
bdzie zoonoci stan "wiadomoci". to brzeg Ewolucji.
503
- art ewolucji
rzeczywisto pata figla opisujcym i zachwycajcym si ni - pata figla
niebywaego. bo im wicej uywa si sw i wicej poznaje, tym bardziej wiat
jawi si jako skomplikowany. prostota wczesnego ujcia jest tyle samo warta,
jak jej maksymalne i pne skomplikowanie: oddaje to, co w rzeczywisto jest
zaklte - byt i niebyt (a z nich wsplne istnienie). wszystkie jzyki opisu,
w miar pobierania energii, poprzez komplikowanie si wasne oraz wewntrzn
ewolucj, jednoczenie komplikuj poznawane. z prostego i bardzo prostego,
nawet prostackiego zdarzenia fizycznego, ktre nie potrzebuje adnych mdrych
ksig do swojego zachodzenia (bo jest proste i przez to pewne), to zdarzenie,
kiedy stara si je opisa abstrakcjami wyprodukowanymi przez umys, gmatwa
si, rozrasta, a przede wszystkim niebywale komplikuje. i powstaje "wze"
kwantowych fal, ktry trudno rozwiza. co nie oznacza, e nigdy nie da si
go rozsupa (przeci).
z drugiej strony - umys nie moe wiata poznawanego nie komplikowa. kady
dodany do zbioru element, jaka myl, fakt wywiedziony z rzeczywistoci, to
poznanie buduje, a jednoczenie komplikuje przestrze kwantow (tu przestrze
kwantow poznania). ewolucja poznania jest analogiczna do kadej i biegnie
kwantowymi reguami, a te s jednoznaczne: dodany do zbioru energetyczny stan
(np. wiedzy) powiksza oglny zakres ewolucji, ale zarazem utrudnia dojrzenie
brzegw procesu. jak co ronie i zaczyna wypenia tysice ksig w tysicach
bibliotek (i terabajty), to trudno dojrze kres zbioru i si w nim porusza.
taka ewolucja jest rwnie kwantowo opisywalna, przecie to proces jak kady,
reguy kwantowania w nim s zawarte. nie dziwi wic, e s okresy zbierania
danych, jak i docierania do brzegu, czas "sumowania" wiedzy, uoglnie i e
s "osobliwoci", punkty "zakrzywienia", ktre wytyczaj nowe odcinki. co,
nawiasem, pozwala dziaa w zakresie pozyskiwania danych z wyprzedzeniem. o
ile bowiem nie mona zaplanowa konkretnych osigni poznawczych, to mona
je skwantowa - wyznaczy w procesie obiektywny rytm. a jak ustalam rytm w
zjawisku, to i cig dalszy...
na kocu drogi poznania okazuje si, e jednak wszystko jest proste, e cho
"zasupanie" wiata jest faktem, to w rzeczywistoci jest to "supeek", e
prostszy ju by nie moe. okazuje si, tak po prawdzie, e to poznajcy tak
si w linie (i wymiary) kwantowe zaplta, e jedynie cicie mieczem logiki
moe go uwolni. na kocu okazuje si, e wza nigdy nie byo, e zerkajc
w niebo widz gwiazdy i widz to, co istnieje, i zawsze widz prawidowo.
i zawsze widz wszystko, cao od horyzontu po "horyzont". nie ma adnych
tajemnic na tym "dole" wiata, bo d jest "gr" i znajduje si wszdzie
ale zawsze brzegowo i jednokwantowo w chwili "teraz".
mona powiedzie to dosadnie: w ewolucji nie ma adnych tajemnic. nie ma ich
w rozumie i nie ma w wiecie. nie ma adnych tajemnic, tylko rozum, "widzc
prawd", dostrzega w tym tajemnic. jedyn tajemnic przyrody jest to, e nic
w sobie nie skrya, e nie ma tajemnic natury. wszystko tu jawne oraz jasne.
dosownie jasne, poniewa owietlone. nie ma niczego tajemniczego i ciemnego
- nawet jeeli ciemno skada si na tre poznawanego. kiedy spogldam w
niebo (czy w siebie) widz to, co tu jest i widz wszystko. i wycznie od
dokadnoci, ostroci mojego ogldania, od uytej rozdzielczoci (przyrzdw
i abstrakcji) zaley, czy dostrzegam "Wszystko", czy ograniczam "widzenie"
do ciasnego krgu wyobrae i mitw. to od zdolnoci dostrzegania drobiazgw
i poziomw z drobiazgw zbudowanych zaley, czy dostrzegam powizania midzy
wszelkimi zdarzeniami wiata - czy widz tylko fakty chwilowe i czstkowe,
bez caej gbi. na/w niebie wszystko jest zapisane - we mnie wszystko jest
zanotowane, pozostaje tylko uczy si czyta te znaki na ziemi i niebie, i w
sobie. i moe wreszcie si filozofom przyni, e potrafi te znaki poprawnie
odcyfrowa. eby na koniec stwierdzi: ach, jakie to proste... e wczeniej
na to nie wpadem...
511
- ewolucja
- wzory do opisu ewolucji, 2n - 2n2
- wyjanienie, ucilenie
wzorem do opisu ewolucji w obserwacji zewntrzno-wewntrznej jest zapoyczony
z fizyki kwantowej wzr 2n, gdzie "n" rwna si: 0, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7. ale
rwnie wzorem opisujcym ewolucj, tylko w jej wewntrzno-zewntrznym toku,
jest wzr 2n2 - gdzie "n" wynosi: 0, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8. poniewa s to
wzory zalene od siebie, uzupeniajce si (oraz warunkujce), poprawny zapis
musi to uwzgldnia. tzn., oba wzory naley stosowa cznie i jednoczenie.
zapis jest wic nastpujcy:
2n
2n2
n =
n =
0,
0,
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7.
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8.
2n
2n2
wyjanienie, ucilenie.
przez cao tekstu przewija si odniesienie do zapoyczonych z fizyki wzorw
2n2 i 2n. odnotowuj fakt poyczki nie tylko z intencj oddania pierwszestwa
- przecie to fizycy odkryli kwanty ale eby jednoczenie stwierdzi, e z
tego "urobku" rozumu naleyty (i peny) uytek moe zrobi dopiero filozofia.
i nie jest to ani zarozumialstwo, ani przesada, ani prba odebrania zasug w
tym zakresie (acz o "atomie", jednostce, elementarnym skadniku bytu filozofia
rozprawiaa "od zawsze") to stwierdzenie faktu. dlaczego? poniewa fizyka, z
zasady dziaanie odnoszce si do konkretu, kiedy tego konkretu brak (lub nie
ma rodkw, metod, podstaw do jego zbadania a wic "obiektu badawczego" nie
wida), musi badanie "dalszego" odrzuci. przecie nie ma eksperymentu, kiedy
tre badana si (pozornie) skoczya - "dalej" moe-musi w zakresie Fizyki
operowa filozofia (logika). zgoda, kwanty to fizyka ale kwant to filozofia.
i dlatego analiza powiza midzy kwantami musi by prowadzona ju z pozycji
meta-fizycznych. punktem wyjcia jest to, co mnie otacza, ale kiedy fizyk na
zawsze w tym krgu (obmacywanym) pozostanie, to Fizyk moe "zgbia" tylko
filozof-fizyk (w szerszym dookreleniu Fizyk, przecie filozofia to rozbudowana
odmiana fizyki, orzeka o CO i NIC). nie ma innej drogi.
zapisane w takiej spektakularnej formie wzory na rzeczywisto (w kadej jej
postaci), cho fizycznie pewne, wymagaj jednak filozoficznej interpretacji
co poniekd ju si dokonao na poprzednich stronach, bdzie szczegowo
rozpatrywane na kolejnych (i dalszych), ale w tym miejscu musi pa, e to
s wzory cile, absolutnie cile powizane z obserwatorem. czyli podwojone,
bo w ewolucji nic nie jest jednostkowe. kady ustalony w otoczeniu fakt to
stan dopeniony przez istnienie ustalajcego (bytu obserwujcego), nie ma w
wiecie niczego, co byoby "samo z siebie" kiedy mnie, obserwatora, nie ma,
tego "bytu" rwnie nie ma. postrzegam wiat istnieje, mnie nie ma wiata
nie ma. zawsze s dwie strony obserwacji. i dwa punkty widzenia. z zewntrz i
wewntrz. i jednoczenie tak. to ja ustalam posta tego zapisu, to ja koduj
w nim tre, dlatego dopiero obie strony, wzr oraz obserwator, stanowi s
jednoci. i posiada to konsekwencje dla zrozumienia powyszych "znakw".
514
kosmologia 3.9.
515
- "spirala ewolucji"
- "wszechwiat", gdzie jestem? cig dalszy
dlaczego powracam do tematu? poniewa nie wszystko zostao powiedziane. nie
tylko mog, ale musz wprowadzi kolejny etap analizy, bez niego cao si
nie zamknie, caociowa wizja pozostanie w punkcie, ktry cho wszystko ju
opisuje, nie jest kocem (to nie sprzeczno). ostatecznie proces musz tam
doprowadzi, gdzie by pocztek, czyli do jednoci, i w taki sposb zamkn
cykl wydarze. pocztek w ewolucji zawsze czy, stapia si z kocem, a koniec
procesu znajduje si tam, gdzie pocztek. mam jedno, sfer rzeczywistoci
- punkt w Kosmosie, w nieskoczonoci-wiecznoci.
ewolucja to maksymalnie prosty tok energetycznych procesw, wszystko wok
mnie i ja to prostota, nic wicej ponad energi-prni i regu zmiany. ale
nie jest to prostackie, powtarzam kolejny raz to ustalenie, prostota zmiany
nie jest oznak prostactwa chyba e obserwatora, ktry tak to postrzega.
kiedy prbuj zdefiniowa regu zdarze, kiedy staram si napisa instrukcj
obsugi (suplement) do procesw, zadanie okazuje si trudne, skomplikowane i
pojawia si "umysopls". poniewa jestem fizycznie bytem wewntrznym w tej
zmianie (i na zawsze w niej), poniewa tworz mnie bilionoletnie zdarzenia i
dlatego istniej chc wiedzie, logicznie chc wiedzie, dlaczego, gdzie i
jak znajduj si w tej skali. w tym upartym ustalaniu wasnej pozycji kieruje
mn nie tylko czysta ciekawo, ale konieczno musz wiedzie, bowiem od
ustalenia pozycji wobec wszystkiego zaley moja bliska, dalsza - i w ogle
przyszo. to jest moje by albo nie by. (wszech)wiat, pole-wszechwiat
wok mnie, to dostpny moim zmysom zakres obserwacyjny, i nic wicej nie
mam. jako element tej fizycznej zmiany musz si do niej odnie, zrozumie
a na kocu wprowadzi w ten pozornie chaotyczny cig zdarze "podziak",
wyskalowa go logicznie. bez tego nie zdefiniuj ani punktu obserwacji, w
ktrym si znajduj, ani samego siebie.
przepraszam za rozbudowany i grnolotny wstp, jednak zagadnienie jest wane,
zwaszcza w kontekcie prby ustalenia "miejsca zamieszkania". wszak jeeli
pole-wszechwiat to proces rzdu 1024 miliarda lat, a ja jestem "punktem" w
rodku (dosownie) - to dlatego mam prawo powiedzie, e: ewolucja to ja, e
pole-wszechwiat to ja. a imi moje bilion i 24 (nie starczyo wyobrani i
precyzji poecie w rachunkach). bo wszystkie linie tworzce tak struktur
zbiegaj si w rodku, tu jest o symetrii a ja jestem w nim i tu dziej
si (wiadomie). dlatego musz, po pierwsze, te linie ewolucji okreli, a
po drugie wyznaczy w nich i w odniesieniu do nich swoj pozycj. jestem w
ewolucji punktem, ale punktem omiokrotnie dookrelonym (obudowanym) a to
ma konsekwencje, rwnie liczbowe. czyli cig dalszy w tej analizie to prba
ostatecznego (jednoczenie logicznego i fizycznego) zoenia ustalonych do tej
pory faktw, opisanie kuli fizycznej i "kuli logicznej" ewolucji. (nawiasem,
ile ju razy byo "ostateczne i definitywne" opisanie, jednak ewolucja nie
chce da si ostatecznie zdefiniowa.) czyli musz obecnie zsumowa te dwa
sposoby postrzegania w kocu przecie jednego wydarzenia.
co w "cigu dalszym" musi si znale? moje miejsce w ramach caoci. ju nie
analiza "strony", nie ustalenie, e znajduj si w punkcie 256 i okolicach
(czy 160 w ujciu jednostronnym), ale musz opisa, gdzie znajduj si wobec
wszystkiego. mog i musz to zrobi, ale to, co wyania si z tego obrazu, to
przyprawia o zawrt gowy. bo oto okazuje si w logicznej analizie "prostego
wydarzenia", e wszystko, co umys mia i ma za pewniki, staje si zmieszane.
ba, staje si tym samym. kiedy nagle koniec znajduje si tam, gdzie pocztek,
a pocztek tam gdzie koniec, kiedy zero zdarze jest u gry lub u dou wiata
- a jednoczenie jest, wedug "prostego" mylenia, rozdzielne i osobne, to
trudno si nie zmiesza wobec takich "igraszek" ewolucji. pozostaje wwczas
jeden pewnik: e to jedno, jedno procesu i jego reguy. oraz e jestem
tego elementem te jako jedno.
516
- cao, pole-wszechwiat
cao wydarze w polu to "wiek" 1024 jednostek wic logika podpowiada, e
skoro jestem (a przecie tego nie neguj), musiao zaistnie tyle wydarze,
ktre si zoyy na ten czasoprzestrzenny byt, moje "ja". obecnie zadanie
polega na tym, eby wykreli w oglnej ewolucji krg-miejsce, w ktrym si
znajduj i ktry jest mn. czy lokuj si na/po stronie generalnej wybuchu,
czy na/po stronie generalnego zapadania - po stronie "pierwszej" (uznan za
tak), czy po drugiej? odpowied, ktra wyania si z analizy, jest doprawdy
niesamowita: znajduj si po stronie i wybuchu, i zapaci po pierwszej i po
drugiej stronie - a zarazem tylko po jednej, a wydarzenia s naprzemienne.
wszystkie, podkrelam, jednoczenie wszystkie ustalenia, ktre odnosz si do
pooenia ycia (i obserwatora), uzyskuj spenienie w tej wizji. wszystkie
s poprawne. jest ewolucja w polu naprzemienna i jednoczesna, i jest to cykl
kolejnych rodkw pooonych naprzemiennie i cykl rodkw rwnowanych wobec
siebie, zlewajcych si itd. itd. itd. co wydawao si niemoliwoci, to
okazuje si moliwe. jedynie moliwe!
czyli - mog wyznaczy stron ewolucji, a zarazem okazuje si to niemoliwe,
bo tej "strony" po prostu nie ma. ech, te kwanty. "logika prosta" podpowiada
oczywiste widzenie sprawy, ale one a tak proste nie s. moje postrzeganie
biegnie w ten sposb, e skoro ja si "zoyem" w jedno, to proces musia
si take skada, sumowa, co do czego si dodawao "po kawaku" bd.
musz tak nastpczo opisywa proces, bo inaczej go nie zdefiniuj, jednak
rzeczywisto buduje si wszechkierunkowo i jednoczenie, nie zna stron czy
kolejnoci. acz wszystko przebiega wedug jednego rytmu, uporzdkowane i "do
przodu" zawsze. dla mnie, od chwili "pocztkowej", wic "0" (zbiegnicia si
kwantw w Kosmosie oraz utworzenia sfery "rozmiar 512"), od tak wyznaczonej
chwili i pocztku jednej, pierwszej strony, zdarzenia na tyle przewdroway
ten zoony szlak (poprzez stan osobliwy energii), e ta energia znalaza si
po "stronie drugiej" procesu. i znajduje si jako dopenienie tych wydarze.
bo przecie istniej. tylko e jest to obraz, cho poprawny, nakrelony z
pozycji wewntrznego punktu widzenia i "pod linijk". wic poprawny i bdny
zarazem. jest to logika "prosta" - poprawna, jednak prosta. prosta w sensie
takim, e dodaje do siebie elementy i skada je w prost (czy odcinek), ale
rwnie prosta niepenym, uproszczonym widzeniem - to "logika nastpcza", a
nie fizyczno-sferyczna.
gdzie wic jestem? prezentowane liczenie przebiega z uwagi na moje pooenie,
dlatego cao wydarze trzeba odnosi do tego punktu czyli 256 jednostek.
kiedy wychodz z tego miejsca, ale w ujciu "nastpczym", to moj pozycj w
procesie okrela punkt 768 (512 + 256 = 768). skoro przyjem nastpowanie
po sobie stron, skoro przyjem, e jestem po stronie drugiej, skoro jedna
strona trwa 512 jednostek i skoro rodek strony (w ktrym musz istnie) to
punkt 256 wynik przeliczenia ustala moj pozycj w punkcie 768 jednostek
liczenia. poprawne? tak. poprawne? nie. obie odpowiedzi s suszne. tylko e
realnie to ani o krok nie przyblia mnie do ustalenia mojej rzeczywistej w
otoczeniu lokalizacji. dlaczego? bo to, powtarzam, liczenie nastpcze, wic
tylko pozornie poprawne. pole-wszechwiat to sfera, ktrej wymiary "nigdy"
si nie zmieniaj (mona powiedzie, e to dynamiczne trwanie w staoci), to
zawsze i obiektywnie 512 jednostek zajtoci "otoczenia". - tylko e to jest
"sfera dwusferyczna", bo tworz j dwie ewolucje jednoczenie, tworz j dwie
"strony" procesu cznie. to, co w nastpczym opisie jest dla mnie przebiegiem
penym procesu i tak musz to ujmowa, jest tylko skadow, elementem mojego
widzenia i opisu dla mnie koniecznym faktem opisu, jednak samodzielnie nie
istnieje i nie istnia. razem moje logiczne "strony" analizy s fizycznym
faktem polem-wszechwiatem. nie ma stron jako takich, nie byo nigdy i nie
bdzie. to ja, byt ulotny i przez to postrzegajcy wiat "po kawaku", dziel
zjawisko, ktre jest fizyczn jednoci.
517
mog/musz opisywa to w taki np. sposb, e kiedy jedna strona jest w rodku,
w stanie maksymalnego zrwnowaenia midzy wybuchem a zapaci (strona druga
logicznie wyznaczona), to w tym samym okresie pierwsza jest w symetrycznym
stanie, czyli jest zrwnowaenia midzy zapaci a wybuchem - i tworzy si,
utrzymuje si obiektywna rwnowaga generalna: sfera postrzegana zewntrznie
si nie zmienia si. dla obserwatora zewntrznego, ktry pole-wszechwiat
(czy dowoln ewolucj) postrzega "z zewntrz", taki "obiekt", ukad, proces
w trakcie przepywu energii si stabilizuje w jednostk. i jest sfer. tylko
e jest to opis budowany z uwagi na moliwoci techniczne mojego centralnego
ukadu nerwowego. realnie jest to jedno, fizyczno-logiczna jedno. - czy
taka sfera istnieje? tak. przepyw energii pomidzy stronami tworzy stabilny
fakt (czy dowolne ciao) w obrbie ukadu, bo w procesie wszystko musi si
zmieni, eby zewntrzna "powoka" bya stabilna. kiedy kolejne warstwy od
zbioru jednostek osobliwych (obu brzegw) si oddalaj, kiedy rozchodzca si
wszechkierunkowo sfera przechodzi przez inn sfer (drugiego kierunku), bo
to s przecie dwie na siebie, przez siebie, w sobie dziaajce sfery - musi
si wytworzy dynamiczna stabilizacja caoci, a lokalnie struktura wyszego
skomplikowania. jednak to zawsze jest obraz narzucony z zewntrz, a przez to
logiczny i liniowo nastpczy. tylko e fizycznie nie ma znaczenia, co z czym
si czy, fizycznie "widz" sfer i jej przemiany w sposb cigy i prosty,
dla mnie zawsze jest stabilny "obiekt" (wszechwiat, atom, ja).
ciekawe w tym ujciu jest to, e pozornie w przepywie energii ze strony na
stron, w obserwacji zewntrznej, powinienem uzyska albo "kurczenie" si tak
wyznaczonej strefy ewolucji, albo jej powikszanie a tu nie. w do dugim
okresie "obiekt" badawczy jest form stabiln, jego "gabaryty" nie zmieniaj
si - albo nieznacznie. zawsze w przekroju mam wielko 512 jednostek sfery
i liczenia. dlaczego? przez wielofalowe zdarzenie - to skutek przepywu nie
jednej fali przez ukad, ale ich zbioru. kiedy jedna si wyczerpie (dotrze
do brzegu osobliwoci), nie tylko e zastpuje j nastpna, ale kolejne fale
i liczne. ciga zmiana wewntrzna skutkuje cig stabilizacj zewntrzn.
co nie znaczy, e wieczn stabilizacj. w dugim okresie obserwacji, czyli
midzy pocztkiem pola-wszechwiata a kocem tak wyznaczonej ewolucji, mam
okres "zmniejszania" si (to etap pierwszy), kondensacji elementw, tworzenia
si, dochodzenia procesu do osobistoci i etap drugi, powikszanie, kiedy
ustaje nacisk otoczenia i ewolucja znajduje si na torze "do rozpadu". kiedy
przestaje cisn pole poprzednie, "pole rodzicielskie" (wic po chwili rodka
wydarze), proces przyspiesza, sfer powiksza rednic, wzrasta wewntrzny
luz a cao dy do zaniku w nieskoczonoci.
moim szczeglnym punktem istnienia jest rodek zmiany, i to jednoczenie po
jej dwu stronach. czyli, gdyby liczy to w ujciu nastpczym, s to pooone
wzgldem siebie o niebyway zakres fakty, bo pomidzy nimi mam punkt zerowy,
stan osobliwy procesu (tak wyznaczony przedzia to 256-0-256 jednostek). wic
odlego tych dwu punktw 256 od siebie daoby odcinek 512. niby si zgadza,
ale nie w ujciu fizycznym-logicznym. bo to jest zarazem maksymalny zakres w
postaci 0-512-1024 jednostek. geometrycznie jest to przedzia 0-512, i wicej
nic, bo kula nie rozrasta si. a jednoczenie przedzia, odlego przejcia
wydarze wynosi dla obu stron 1024 jednostek. i tyle musz doda do liczenia,
jeeli chc okreli swoje pooenie wobec procesu o skali bilionoletniej (z
kawakiem). czyli 256 + 1024 = 1280. tyle lat dzieli rodek jednej fali od
drugiego rodkowego punktu. jednak ten punkt, tak logicznie odlegy, zawsze
fizycznie jest "tu obok", o jeden kwant obok - fizycznie to jedno, ktra
to wszystko tworzy. brzeg aktualnoci (dla mnie) znajduje si (po kadej ze
stron) w punkcie 256 - a tym samym, w liczeniu procesu ze wzgldu na mnie,
rednica takiej ustabilizowanej kuli rwnie osiga 256 jednostek, a promie
ma warto 128. i to nie jest bd. tak wyznaczon sfera rzeczywicie opisuje
rednica 256 i promie 128 jednostek. fizycznie ta sfera tyle sobie liczy.
518
dlaczego 256? wyjaniam, chodzi o sfer wewntrzn, sfer lokaln wobec 512
jednostek - "moj" sfer. o sfer, ktra opisuje w oglnej sferze punkt dla
mnie najwaniejszy, rodek. ta sfera jest definiowana dokadnie na tej samej
zasadzie, jak sfera zewntrzna. nie ma fizycznego znaczenia, ile w procesie
wyznaczam linii skadowych (z ich wielkociami), zewntrznie mam stabilizacj
"obiektu". to samo dotyczy sfery rodkowej, mojej. przepyw energii midzy
stronami jest w latach wielkoci olbrzymi, ale dzieje si fizycznie "tu
obok", mam jedno jedno przez fakt naoenia si na siebie tych stron.
co w liczeniu nastpczym oddalone jest od siebie o 1024 jednostek - jest tym
samym, fizycznie to ten sam punkt. czyli, jeeli ustalam odlego od "chwili
zero" do rodka w postaci liczby 256, to mam taki punkt po obu stronach tego
"zerowego" stanu osobliwego. i jest to w liczeniu nastpczym 512 jednostek.
poprawna warto ale logiczna warto. przecie to jest przejcie strony na
stron, ale na "dystansie" jednej strony. mam zamian, "podmian", a raczej,
poprawnie mwic, dodanie si jednej strony do drugiej na tym samym zakresie.
to jest odbicie w lustrze, obie strony nie s oddzielnym faktem, a jednoci
fizyczn, s po prostu jednym faktem fizycznym (stronami jednego ciaa). wic
nie mam tutaj dodawania si tak wyznaczonych stron, liczby fizycznie si nie
sumuj, ale nakadaj si na siebie, fizycznie si nakadaj. logicznie to
oczywicie jest proces o nastpczym charakterze, zawsze "do przodu", jednak
fizycznie si "sumuje" "w poziomie", nie w pionie. ustalam dwa tory wydarze
idcych obok siebie o kwant odlegoci, czyli dla mnie najbliej jak mona,
ale uzyskuj jeden fakt, ktry jest wiatem. lub mn.
dlatego sfera rodkowa (moja) rozciga si na fizyczn rednic 256 jednostek
i jest lokalnym wydarzeniem w sferze 512 pola-wszechwiata. pole-wszechwiat
ksztatuje proces, ktry opisuje przebieg w postaci 0-512/0-1024 lub taki:
512/0-0/1024. gdzie punkt "512/0" albo "0-0" to koniec-pocztek. wic znw
mam sytuacj, ktrej posugujcy si nastpczym opisem umys nie moe przyj
do wiadomoci, a tak wanie jest. przecie fizycznie pocztek oraz koniec
procesu s "w tym samym punkcie", to rwnie jedno. ogromnie odlege od
siebie w logicznym ujciu momenty ewolucji te punkty s fizycznie tu obok,
wicej: s tym samym punktem. kwanty logiczne s na przeciwnych w logicznym
opisie brzegach, ale fizycznie tworz ten brzeg cznie, jednoczenie i na/w
tym samym dystansie. pocztek i koniec w ewolucji jest pocztkiem-kocem czyli znw uzyskuj pojcie dwudzielne i nierozerwalne. kiedy je podziel na
elementy skadowe, uzyskuje co prawda "prosty" przebieg, ale jake daleki od
fizycznego konkretu.
dla uatwienia sobie sprawy, eby zobrazowa wydarzenia oraz rozkad wanych
punktw w dwu generalnych liniach, poczyni szkic. w uoeniu "pionowym", a
to dlatego, e umys przywyk do tego sposobu widzenia wydarze (jako efekt
tu i teraz). ale, co zrozumiae, pooenie nie ma znaczenia. w sferze, a to
przecie kula, rwnie dobrze mgbym rysowa w poziomie - jak i "na skos".
jest to szkic z podziaem na strony zmiany i naniesionymi na nie wielkociami
wzowymi. wyszczeglnione s rwnie zasadnicze punkty, w ktrych ycie moe
osiga wymiary (i ciao). trudno powiedzie, e rysunek jest przejrzysty,
cho, z drugiej strony, jego gboki sens jest atwo odczuwalny. - poniewa
chciaem mie z gowy nastpne rysunki i poprzesta na tym, naniosem na
ten szkic wszystkie w wydarzeniu wystpujce wielkoci (ktre wczeniej si
w opisach pojawiy). moe to utrudnia odbir, jednak na pewno jest oddaniem
sfery zwanej "rzeczywistoci". - ale nie od razu chc przej do omawiania
tego rysunku, a to dlatego, e jego analiza to dla umysu wspaniaa rozrywka.
zamierzam wic nieco si pobawi moliwociami, ktre postrzeganie "liniowe"
tworzy - i ktre (przy zderzeniu z ujciem fizyczno-sferycznym) prowadzi do
nieporozumie, a umys traci orientacj. zabawa jest przednia, szczerze j
polecam. - sowem, zamierzam na wstpie opisa kroki, ktre doprowadziy do
tego sumarycznego ustalenia.
519
520
i wane, zasadnicze w tej chwili pytanie: ale czy tylko cztery liczby opisuj
moj pozycj? czy nie ma ich wicej? jest. takich liczb jest cznie osiem.
dlaczego? bo przecie na kady punkt przypada, kady fizyczny "punkt" tworzy
suma procesw, to dopeniony wielostronnie fakt, a nie jednostka logiczna. w
kadej linii s po dwa stany poniewa kada linia znw jest wydarzeniem
dwudzielnym. w sumie opisuje moje istnienie 8 liczb, ktre mona zapisa w
sposb nastpujcy:
160-864
864-160
352-672
672-352
864-160
672-352
352-672
160-864
672-160
864-352
- refleksja
- "tak oglnie"
- i ku pokrzepieniu serc
ubolewaem kilka stron wczeniej nad losem rozumu, by moe tylko jedynego w
otchani tutejszej czasoprzestrzeni (a nawet w nieskoczonoci-wiecznoci,
to take jest przecie "aktualnie" moliwe). obecnie przyjdzie si to jeszcze
wzmocni. bo jest tylko jeden taki punkt, w ktrym obserwator moe zaistnie
nigdy wczeniej, nigdy pniej. a raczej, skoro to sfera, jest to jedna w
takim procesie warstwa. podkrelam, to wane to jest jednokwantowa warstwa
i nic wicej. w energetycznym polu (pod nazwaniem "wszechwiata") mam sporo
i ogromnie wiele warstw, jednak kiedy prbowaem wyliczy ich stan (zbir),
uyty przez mnie licznik si zaci - zbuntowa si ju przy wielkoci zmian
w formie sekund. a przecie sekundy, tak dla mnie mae zdarzenie ewolucyjne,
to proces wobec kwantw logicznych skali ju kosmicznej. owszem, moje myli
skadaj si w tempie 500 milisekund plus jeszcze dwiecie na dotarcie a do
poziomu wiadomoci, ale obiektywnie, wobec "drobiazgu kwantowego", to fakty
w czasie i przestrzeni mocno rozwleczone. podaj te wartoci za ustaleniami
biologii, bo doskonale wpisuj si w liczby kwantowe (to pewnie jest cznie
wielko 800 milisekund, przecie obserwacja nie moe sign brzegu), ale
w tym miejscu chodzi o pokazanie, e tak may dla mnie odcinek czasu, jest
tak wielkim obiektywnie (i oczywicie w proporcji do wszystkiego).
mona oczywicie policzy, ile takich warstw w polu jest, ile na co takiego
co okrelam jako pole-wszechwiat kwantowych "tykni" si skada - ale to
zajcie nie dla mnie. pozostaje tylko skonstatowa, e jest warstwa, jedyna
taka fala-warstwa w procesie (dziejach) i e ta "stojca" fala, zbiegnita z
wielu kierunkw i tak wielu miliardw lat w jedno - e ten szczyt, e to
wypitrzenie, e ta "punktowa piania" - to ja.
nie jest to centrum geometryczne, jak i nie jest centrum energetyczne ale
jest to "centrum logiczne" tego procesu. i nawet trudno wyznaczy moje w tym
odniesieniu pooenie, do czego (przez wiele stron oraz akapitw tekstu) tak
usilnie staraem si doj. miao i ma to dziaanie swoj warto, wnosi do
zrozumienia procesw wiele ale obecnie okazuje si, e to denie byo nie
tyle bdem, co pogoni za miraem okazuje si, e nie ma mnie jako jednego
i dajcego si uj punktowo stanu. "ja" to punkt, ale w ewolucji wiata to
wielo jednoczesnych punktw, rozmyty i nieostry punkt na/w fali. zgoda, to
jest rodkowy punkt ewolucji, jednak w postaci a omiu punktw - nie jedna
strona i wydarzenie jedno, ale najmniej dwa w generalnym ujciu. a realnie a
osiem takich punktw. i to odlegych od siebie o niebagatelny dystans biliona
lat procesu. le po dwu stronach rodka, a jednak musz zaj cznie, eby
bya czasoprzestrzenna struktura mylca. w energetycznym zdarzeniu nie mona
wyznaczy mojego (czy dowolnego) punktu to prawda, jestem "punktem", ale w
czasoprzestrzeni i wielowymiarowo. energetycznie jestem "rozmazany" na fali,
ktra przechodzi przez miliardy lat procesu, i nigdy nie ma mnie w jednym, w
jednoznacznie zdefiniowanym punkcie, jak mniemam na co dzie (i "prostacko").
znajduj si w caym procesie (i caociowo pojtego pola), istniej w kadym
jego objawie, moja fizyczna konstrukcja, fizycznie lokalna, logicznie czy
si z caoci - pole-wszechwiat to ja, a imi mi bilion (z kawakiem).
e fizycznie jestem "tu i teraz" i nigdy nie bdzie mnie w innym miejscu? c
z tego. te wszystkie fale, osiem gwnych fal musiao przej (i przechodzi
nadal), ebym istnia. proces rozcignity w ujciu logiki nastpczej, jest
sumarycznym i punktowym w czasoprzestrzeni i "ogniskuje" si we mnie. nie ma
fizycznie znaczenia, ktry kwant si z ktrym poczy, ale logicznie staje
si to wane. w prostym, fizycznym zdarzeniu czy si to, co znajduje si
pod rk, byle "pod rk" byo ale logicznie to zawsze maksymalny porzdek.
jestem std i teraz, ale korzeniami (energetycznymi) zawieram si w "zawsze
i gdzie". logicznie jestem w rodku - fizycznie wszdzie.
525
- kula w kuli
- rzeczywisto wielo-sferyczna
poniewa wydarzenia w polu-wszechwiecie to przechodzenie wzgldem siebie
sfer, z jednej strony tracenie, z drugiej zajmowanie stanw czy wic nie
zachodzi sytuacja, e kiedy opisuj wydarzenia w wielkoci 512-0-512, kiedy
wyznaczam przedzia dwu sferycznych ewolucji czy nie mwi take o tym, e
takich sfer jest wicej? czy nie jest tak, e pole-wszechwiat to nie tylko
te dwie generalne sfery, ale zoenie kilku, kilkunastu - potencjalnie nawet
a 512 kul, ktre maj "wielko" jednostki obliczeniowej? czy nie jest tak,
e skoro mam do dyspozycji wielko 64 jednostek, take sfer (i to sfer,
ktra opisuje wydarzenia w jednej linii, caej linii materii namacalnej),
czy nie jest to ju zarazem wielko caego pola, czy ono, obiektywnie, musi
posiada 512 jednostek rednicy, a nie wanie 64?
przecie moe rwnie by tak (logika podpowiada to jako kolejny stopnie w
komplikacji analizy), e pole-wszechwiat realizuje si w postaci 512 - ale
przy uwzgldnieniu ju nie jednej strony, ale dwu. czyli byaby to wielko
nie obiektywna, tylko energetyczna. czyli e, mwic inaczej, wielko 1024
powstaje nie jako sumowanie energetycznego przechodzenia przez dwa stany po
512 kady, ale przez cztery odcinki po 256 kady. - a moe, czemu nie, takich
przej, "zaama" wydarze, jest nie cztery, ale osiem, po 128 kade? czyli
moe jest tak, e suma, 1024 jednostek, powstaje jako wielokrotny przepyw
i przechodzenie w jednej co prawda kuli, ale o rednicy tylko 128 jednostek
e a omiokrotnie skada si ten proces na/w jeden cig? moe s to nie
dwie generalne, ale osiem (albo nawet wicej) kul, ktre wzajemnymi do siebie
pooeniami, przechodzeniem z pozycji na pozycj, wzajemne si dopeniajc,
tworz to, co okrelam jako czasoprzestrze?
odpowied: jest i tak, i tak.
to znaczy, te wszystkie "kule", jak je okrelam w kolejnych zoeniach, tak
opisywane przechodzenie sfer wzgldem siebie i przez siebie, a take wymiana
energii - to wszystko tak przebiega. i dlatego posiada kula generalna i cae
pole zarazem jeden kwant wielkoci (kwant logiczny, elementarny) to rwnie
wielko 1 jednostki (mld lat), i 64, i 128, i 256, i 512 i 1024 rwnie.
dlaczego a tak? bo te rne kule-fale, ktre przechodz przez pole, s tym
polem, to s rne fale, tylko rnorodnie postrzegane. w innym ujciu oraz
nazwaniu s to fale zdarze, czy fale energii, to s warstwy, ktre opisuj
raz generalnie, jako wielko, ktra ma 512 jednostek - a raz jako wielko
jednego kwantu logicznego. takie, i takie widzenie jest poprawne. to s raz
najmniejsze, a raz najwiksze zdarzenia (jako suma tych najmniejszych). kade
z tych uj jest poprawne, oddaje procesy w wielowymiarowej strukturze. jest
pole i generalnym stanem, opisywalnym jako kula o rednicy 512 ale take
jest zoeniem tych lokalnych wielkoci i zaama. jeeli zastosuj do opisu
kwanty logiczne, wyjdzie mi 512 jednostek, jeeli wielko 64, to 8 jednostek
(16 dla biliona) i bd to kule, ktre zakrzywiaj si w jednej kuli, ktra
jest 64-jednostkow. a poniewa maksymalnie mog liczy dla rozumu, dla tak
licznych kul w kuli (ktre zbiegaj si w wiadomo - i s mn), to liczba
takich sferycznych procesw tworzcych wiadomo signie ogromnej liczby,
maksymalnej, ktra definiuje fakt w tym polu-wszechwiecie (i w Kosmosie).
kady fizycznie przeze mnie poznawany "obiekt" jest zoeniem sferycznych
procesw, wszechkierunkowo rozchodzcych si w ewolucji. wszechkierunkowo w
ujciu logicznym i pod postaci konkretnego ciaa w ujciu fizycznym. sama
z siebie (i w prni) ewolucja przebiega bez wyrnionego kierunku, jednak w
otoczeniu innych procesw musi si deformowa, podlega filtrowaniu ksztatem
innych bytw.
dlatego kady z powyszych zapisw jest poprawny, to obserwator ustala, do
czego si odniesie, ile wyrni poziomw ile uwzgldni sferycznych faktw.
ale to zawsze jest sfera w szerze, ktra tworzy sfer.
526
- Kosmos
zamierzam w tym miejscu przeprowadzi co, co jeszcze kilkanacie, a nawet
kilka stron wczeniej wydawano si niemoliwe: opisa, "zwymiarowa" Kosmos.
opisa, dla jasnoci wyraania, matematycznie. nie logiczne, nie filozoficzne
czy literacko (etap "wizji" w duym zakresie jest ju poza mn). zamierzam
obecnie opisa go "dokadne", z wielkociami, liczbami, "parametrami". nigdy
jako "pewnik" i nigdy do koca jak spojrzenie obiektywne, przecie nigdy tego
"przedziau" Ewolucji nie bdzie mona fizycznie dojrze - jednak w wietle
przyjtych regu i toku rozumowania o Ewolucji i Kosmosie, jest to moliwe.
"Kosmos" jest w analizie zaoeniem jak najbardziej logicznym (i koniecznym
"bytem") i, co wane w tym ujciu, niesprzecznym z moim wiatem. oczywicie
jestem jego pochodn i to mj wiat jest niesprzeczny z nim, jednak dla mnie
zakres Kosmosu jest faktem wtrnym (pojawia si na kocu), to otoczenie jest
pierwsze. dlatego musz niesprzeczno definiowa w stosunku do siebie oraz
okolic.
wniosek? "Kosmos" to kolejne dopenianie do obrazu, ju na bardzo wysokim
poziomie analizy, ale to "szczeg" ukadanki. konieczny, niebywale wany, ale
szczeg. eby to tutejsze moje istnienie si zgadzao, musz wprowadzi do
niego zewntrzny "fakt" o skali Kosmosu. nie mniej, nie wicej, ale Kosmos
nieskoczony-wieczny jest potrzebny do opisania chwili mojego istnienia. i
jest to, powtarzam, w tej ukadance element niezbdny. bo co zmiennego oraz
chwilowego "wskazuje" na fakt niezmienny i trway. tu nie ma pytania o to,
czy Kosmos jest, ale jak ja (i pole) wobec niego si znajduj.
zakadam, e na poprzednich stronach doprowadziem parametry wiata w jedno
logiczno-fizyczn i e zrobiem to w miar poprawnie. w kadym razie widz
to jako spjn cao i wzajemne "powizanie". czyli mog z takim "obrazem"
przej dalej. opierajc si na zaoeniach i baczc pilnie, eby nie byy ze
sob w konflikcie, musz sprbowa skonstruowa dalszy cig do mojego wiata
(a to zawsze mog). czyli, skoro posiadam w repertuarze wielkoci i parametry
(i opisaem pole ewolucji kwantowej jako wielko "skalowan", wymiarowan
latami, ktre s jednostkami mego ywota) to mog, a jako osobnik ciekawy,
musz poprowadzi dalej t "zabaw". nawet gdyby miaa to by ju "czystej
wody spekulacja", musi by podjta. a jeeli jest niesprzeczna z tym, co na
okoo spostrzegem i wyeksperymentowaem w rzeczywistoci, to taka spekulacja
osiga rang "spekulacji koniecznej". a po drugie, w pewnym okresie historii
kada myl o wiecie bya "konieczn spekulacj", dlatego mog rozgrzeszy
si z czynienia tego, czego pozornie czyni nie mona: opisywa wydarzenia
lece "poza".
jak si do tego zabra? musz w analizie cofn si o jeden krok. czyli do
tego, co przed momentem zanotowaem o dziaaniu na siebie "fal" oraz "sfer"
Ewolucji. czyli rozpadajcych si, a poprawnie ujmujc, oddalajcych si do
siebie strumieni-warstw energii. cofnicie polega na tym, e chc zanalizowa
procesy, ktre na siebie oddziauj, chce "zobaczy", jak wyglda dziaanie
na siebie "ewolucji rwanych". czyli pytanie brzmi: jak mog w nieskoczonoci
dziaa na siebie dwie lub wicej ewolucje (w tym "wicej" kryje si sposb
na opisanie "otoczenia", rodowiska "mojego" pola)? czym jest ewolucja, kiedy
znajduje si w zakresie rwanym? oczywicie sfer. dlaczego? bo brak czynnika
hamujcego wszechkierunkowy proces oddalania si energii. - tyle e jest to
sfera ewolucji, ktra zakoczya swj "ywot" dawno, lub co najmniej "przed
momentem", kiedy rozpatrywa ostatni jeszcze wspln warstw wybuchajcego
pola. ta warstwa, a raczej warstwy, bo s to cigle pojawiajce si warstwy
wydarzenia, cho rwane, nale do "ewolucji" w postaci sferycznej i oddalaj
si. i tworz potencjalnie nieskoczon sfer, ktra moe przej na "cay"
Kosmos w najszerszym ujciu. procesy si w poprzedniej ewolucji kocz, ale
ewolucja biegnie dalej. i moe si lokalnie z tego co wyoni. i teraz w tym
cigu analizy pytanie najwaniejsze: jak-dlaczego?
531
- struktura kwantowa pl
- stare i nowe pole
- zalenoci obiektywne i subiektywne postrzeganie
zagadnienie wzajemnych zalenoci midzy "starym" (s) a "nowym" (n) polem nie
naley do banalnych przyznaj, e kiedy natknem si na niego, poniektre
problemy okazay si "pogmatwane", delikatnie to okrelajc. dlatego poniej
staram si to uporzdkowa w tym zapisie, bowiem jest koniecznoci, jak si
wydaje - eby mona byo temat zrozumie. - co stanowi dylemat? relacja dwu,
a w szerszym ujciu wicej pl rodzicielskich - oraz jeszcze wczeniejszych
generacji.
wracam do obiektywnego i subiektywnego liczenia jednostek, bo ma to znaczenie
w tym momencie. oto w chwili, kiedy nowe pole osiga stan 512, to starego pola
ju nie ma, w tym punkcie Kosmicznych dziejw si skoczyo. jednak ten fakt
dla obserwatora znajdujcego si w nowym polu (to zaoenie, w tym czasie nie
moe by jeszcze adnego wiadomego siebie i wiata obserwatora, to logiczny
opis procesw) do tego obserwatora taka informacja dotrze i bdzie powodem
refleksji dopiero za kolejnych 512 jednostek. i teraz ciekawe, na co zwracam
uwag, dla obserwatora wewntrznego w polu jest to obiektywnie 512, ale 1024
jednostek subiektywnie. dlaczego? to nie sprzeczno. przecie nie znajduj
si na brzegu pola, jestem gboko wewntrz (w rodku), dlatego warstwa, ktra
dociera do pola ostatnia, do mnie rwnie (mojej powierzchni) jako ostatnia
dotrze. musi pokona wszystkie "zakrzywienia" i 512 jednostek zanim si w
moim odbiorze stanie aktualnoci i chwil "teraz" czyli cznie 1024. dla
mnie pierwsze bd skutki braku nacisku ze starego pola (wzrastanie w polu
luzu, oddalanie si obiektw), a dopiero w dalekiej przyszoci "osobicie
poznam" ostatni warstw (jej brak). obiektywnie wczeniej poznaj skutki nim
ich przyczyn - skutki doznaj obiektywnie, ale przyczyn ustalam logicznie,
jako interpretacj eksperymentu. i dlatego obiektywna wielko procesu 512
jednostek przekada si dla mnie, bytu "w rodku", na 1024 jednostek. widz
i doznaj co, co jest dalek przeszoci.
wane w tym ujciu jest to, e nastpowanie pokole, kolejne generacje pl
kwantowych w Kosmosie, to jest "prosty acuch zdarze", "wynikowy", ktry
nastpuje, dokonuje si "bezporednio". chodzi o to, e "obiekt" ksztatuje
si jako potomny po rodzicielskim na zasadzie "przekazania paeczki", a nie
tak, jak to si dzieje wewntrznie w polu: e jedno pokolenie tworzy si w
ramach krgu rodzicielskiego. w Kosmosie, poniewa pole rozpada i buduje si
"po kwancie" (z kwantw logicznych, na poziomie jednostek logicznych), nie ma
i by nie moe ewolucji wewntrznej w rozumieniu zawierania si w polu. acz
jest oczywicie zawieranie si w Ewolucji i w "ewolucji rwanej" pola. ale w
tym momencie chodzi mi o to, e nowo polowa powstaje "na styk" z procesem
wczeniejszym, to wynik zdarze, a nie zawieranie si w nich. - czyli, kiedy
wewntrznie w polu powstaje fakt potomny, to rodzic istnieje, a nawet
jeszcze jedno pokolenie, dziadkw, ma swoje wane zadanie do spenienia. taki
zawierajcy si w polu proces przebiega w kolejnych wewntrznych krgach i
w efekcie w obserwacji zewntrznej tworzy si stabilizacja ukadu. wewntrz
si wszystko zmienia, eby na zewntrz wszystko pozostao stabilne. - ale w
przypadku Kosmosu i kolejnych generacji pl kwantowych, przy oczywistym si
zawieraniu w takim nieskoczonym Kosmicznym bycie, kolejne pole, nowe w tym
przypadku, powstaje jako "przeduenie" starego, i powstaje jako subiektywnie
zewntrzny fakt, cho obiektywnie i logicznie wewntrz w rwanym procesie. w
takiej analizie, ktr prowadz dla procesw wewntrz pola, poprzednie fakty
(pokolenia) s "zborne" cielenie i wsptworz nowo potomn, w przypadku
Ewolucji w Kosmosie wczeniejsze fakty s "niezborne" cielenie w tutejszym
rozumieniu, ale rwnie wsptworz nowo potomn. std trudno opisania
takiego zdarzenia. subiektywnie to jest ju odrbny fakt, jednak obiektywnie
dalej powizany z poprzednikami.
537
- "ujednolicenie"
pierwszy raz si zdarza, e nie potrafi zaj stanowiska oraz nie potrafi
wybra pomidzy moliwociami. wydaje si, e na/w tym dwoistym zobrazowaniu
Ewolucji w Kosmosie koczy si moje analizowanie procesu. ujcia, owszem, si
dopeniaj i warunkuj - ale s odmienne. wydaje si, e nie mog postpi
inaczej, jak potraktowa je jako uzupeniajce si, przecie nie zni si
do rzucania monet, ktr opcj wybra. jednak cigle nurtuje mnie pytanie,
czy nie mona tych uj uzgodni? - ot mona.
powysze zdania (i strony), to zapis wspominanego szamotania si z tematem.
w kocu chodzi o skrajny, brzegowy stan logiki (jeszcze w znaczeniu "brzeg
ewolucyjny", bo to dwa elementy, ktre postrzegam "od wewntrz"), dlatego to
nie mogo by proste. i nie byo. bardzo dugo oba podejcia byy dla mnie
rwnowane, kady przytoczony wczeniej argument (i inne) tylko powiksza
zamieszanie. pojawia si przykra "oscylacja" w myleniu, przychylaem si
raz do jednego ujcia, raz do drugiego. doszo do tego, e musiaem spojrze
za okno, zrobi przerw, przemyle na spokojnie okolicznoci. i cho tak do
koca (nawet dzi) nie odrzucam ujcia "bezruch w ruchu", czyli "krysztau"
rwnomiernego rozoenia, ostatecznie przechyliem szal na stron "ruchu w
bezruchu". i nie by to wybr na zasadzie mniejszego za, poniewa stoj za
tym powane fakty i argumenty.
co zadecydowao? nie rzucaem monet, nie przekonywaem si emocjonalnie, ale
zaway i przeway wany argument w postaci: "czas absolutny" i "przestrze
absolutna". tak, dokadnie te pojcia musiaem tutaj wprowadzi. i to nie na
zasadzie "ciekawostki", ale jako logiczn konieczno. oczywicie te nie na
zasadzie, e co takiego istnieje, bo nie ma czego podobnego, ale dlatego,
e to ja opisuj (obrazuj) Kosmos, a nie wydumany byt. ja, czyli osobnik z
tego i tutejszego zakresu czasu i przestrzeni. jeeli opisuj Kosmos, czyli
nieskoczono-wieczno, to czyni to w jakiej "skali czasu i przestrzeni".
oczywicie (i oczywiste) na tym poziomie jest to umowa, musz tak dziaa,
bowiem tylko takimi elementami dysponuj, to jest mj zakres postrzegania i
definiowania wiata. to nie "czas" istnieje w Kosmosie, ale ja, obserwator,
narzucam na nieskoczono skal mi znanych wielkoci nie ma "przestrzeni"
Kosmosu w wiecznej formule, ale to moje zdolnoci rozumowania tak to ujmuj.
nie Kosmos zawiera w sobie tre do poj "czasu-i-przestrzeni", ale ja mam
je w sobie (i jestem z nich). korzystam z abstrakcji wywiedzionych "std" i
opisuj nimi "tam". przenosz je o rzd wielkoci wyej, zgoda opisuj stan
i zakres "poza", prawda - ale nie mam innych. eby odda i okreli fakt, e
pole-wszechwiat si tworzy, przepywa przez niego ile tam strumieni energii
(kwantami), a nastpnie, jako tego skutek, powstaje w innym "przestrzennym"
punkcie Kosmosu nowo w postaci pola-wszechwiata - musz to jako dla mnie
"strawnie" uj. to jest zawsze tylko i wycznie abstrakcja, i wyskalowana
tutejszymi jednostkami fakt, nie neguj tego, ale jest to na pewno bardzo
uyteczna abstrakcja. i konieczna.
"czas absolutny" i "przestrze absolutna" - co to daje? pozwala mi wczeniej
wzmiankowany "kryszta", "dywan" - "polow struktur kwantow" zobrazowa i
ujrze w prawidowym "wymiarze". to znaczy, owszem, taka "polowa struktura
kwantowa" bdzie i powstaje cay czas, ale jako realizowanie si "w ramach"
"absolutnego czasu". czyli, owszem, jest tak opisywany przepyw energii, on
si tak dokadnie realizuje, ale w skali "czasu" i "przestrzeni" Kosmosu. to
nie jest "fakt" "jednoczesny", nie "teraz", nie "obok" - ale "poprzez czas".
kwanty-pola powstaj w takiej "krystalicznej" strukturze, ale jest to "obraz"
"zsumowany" i "historyczny". naoyy si tutaj ujcia z bardzo wielu z
nieskoczenie wielu "stanw chwilowych" Kosmicznej Ewolucji. w tak zbudowanej
strukturze kwantowej pola-wszechwiaty powstaj, zgoda - ale "mijaj" si w
procesie o "ile tam jednostek". obraz sumaryczny jest "zapeniony" takimi
polami, ale one realizuj si "przez ca wieczno".
547
mog dla lepszego zrozumienia wprowadzi podobny stan, jak w polu: chwil w
procesie, "stan chwilowy Kosmosu". i w takim jednym "stanie chwilowym" mam
drugi obraz, w nim spenia si druga wizja. w "jednej Kosmicznej chwili", w
ramach nieskoczono-wiecznej Ewolucji (fajnie to brzmi), wystpuje "ruch w
bezruchu" - czyli procesy tworz si jako lokalne i losowe, z wielu rnej
"jakoci" pl buduje si "nowe" pole-wszechwiat. ale, podkrelam, jest to
proces losowy, nie ma zdeterminowania. na poziomie Fizyki Kosmosu, tak samo
jak na poziomie pola-wszechwiata, jest losowo wyboru kierunku ruchu oraz
twarda i staa regua zmiany wybr w zbiorze dowolny, ale przebiega wedug
jednej reguy. i wszystko si zgadza. w ramach "chwili Kosmicznej", jednej
"warstwie" w Ewolucji, mam powtrzenie rytmw i regu budowania si zjawisk
w polu - skala inna, ale rytm ten sam. argument, e jest to analogiczny, ten
sam mechanizm na kadym poziomie, ten argument przesdza, Fizyka Kosmosu jest
tu argumentem rozstrzygajcym. czyli Kosmos ma w sobie losowo.
dlaczego wic przypadek drugi, w ktrym mam rwnomierno rozoenia kwantw
pl, dlaczego ten obraz narzuca si z tak intensywnoci? odpowied zawarta
jest w psychice obserwatora: to ja, analizujc zjawiska rozdzielne ze swojej
natury, a tutaj rozdzielno ma "wymiar" nieskoczonoci i wiecznoci, nie
mog tych "przerw" zanotowa, odczu, pomierzy w uzyskanym obrazie. dla mnie
te "podpoziomy" znikaj, lizgam si po powierzchni - i w efekcie uzyskuj
obraz tylko czny, zsumowanie zjawisk ponad nieskoczonoci. oczywicie dla
obserwatora zaistniaego (i chwilowego), wydarzenia rozwleczone w skali tak
ogromnej (bo nieskoczonej) nie istniej, s informacj nadmiarow do tego,
co postrzegam na co dzie, czyli siebie oraz okolice. ale w logicznym ujciu
s konieczne i niezbdne po to, eby nie powsta tak zsumowany, skondensowany
poprzez "czas-przestrze" widok Kosmosu. on jest poprawny, ale tylko wwczas,
kiedy pamitam o przerwach midzy zaistniaymi faktami w postaci pl. kiedy
o tym nie wiem lub kiedy o tym zapominam, popadam w "umysopols".
mimo wszystko niepewno jednak pozostaje, przyznaj to. mam wiadomo, e
to jest moja, obserwatora, przypado, ale wahanie utrzymuje si. dlaczego?
przez skal zjawiska, a raczej przez skutki dla rozumu. wspomniaem, e w
ujciu z losowoci oraz swobod wybory kierunku, w takiej skali zaistnienie
rozumu to szalenie "mao" prawdopodobne wydarzenie. w modelu "sztywnym" jest
to regu - w modelu "wolnociowym", prezentuje si to jako fakt o wyjtkowo
skromnym zajciu (w nieskoczonoci-wiecznoci). nie zerowym, jak podkrelam,
ale "maym". oczywicie mona to potraktowa jako analogiczny przypadek, ju
na/w poziomie Kosmosu, e rozum to "punkt" w ewolucji (tu Ewolucji), jak byo
w ramach pola-wszechwiata, gdzie rozum "realizuje" si punktowo, tak samo
dzieje si to w Kosmosie - ""punktowo"". tylko dylemat: jak wyznaczy w skali
nieskoczonoci-wiecznoci punkt? na/w polu-wszechwiecie jest to proste, to
"odcinek" w Kosmosie - ale jak to przeprowadzi na/w prostej rzeczywistej?
e to musz, tak czy owak, sprowadzi do siebie, mwiem wielokrotnie, nie
ma innego sposobu - ale...
ale to przecie oznacza, e Kosmos, nieskoczono-wieczno mona zliczy,
zwymiarowa, e rwnie na tym "poziomie" s jakie rytmy, s "wyrnione"
mniej i bardziej "etapy" Ewolucji. i cho odrzuci tego nie sposb, kci si
to z wolnoci wyboru przez kwanty ich losu. nie jest to dylemat bahy, a
jego rozwizanie znw naley umieci w moim postrzeganiu "brzegu", tym razem
brzegu logiki. przecie w tym punkcie si znajduj. dokadnie w takiej samej
pozycji i sytuacji ja teraz jestem, ktrej dowiadcza eksperymentator-fizyk
wobec wszechwiata, tylko badany ukad si zmieni i rzd wielkoci. obecnie
ja analizuj "od rodka" Ewolucj i nie mog, a w kadym razie jest to bardzo
trudne, odrzuci "drgania" "rzeczywistoci". nie mog opisa "osobliwoci",
"brzegu zerowego" dla logiki, bowiem cigle mam i musz mie dwa elementy
do analizy. czyli zawsze w obrbie "Ewolucji" si zawieram. te dwa elementy
to energia i prnia, zero i jeden. i ruch.
548
- rozum w Kosmosie
- Kosmos, postrzeganie przez rozum
- ile rozumw?
kiedy analizuj pozycj rozumu w Kosmosie, to nie analizuj zewntrznie do
Kosmosu, ale "wewntrznie", zawsze pozostaj w jego zakresie. granicy, brzegu
w Kosmosie nie osign, poniewa w tym przypadku sprawa dotyczy granicy nie
fizyki, ale Fizyki czyli logiki. moimi stanami elementarnymi mylenia s
prnia i energia, zero i jedynka. mog zblia si do brzegu, ale zarazem
wiem, e nie mam adnych moliwoci sign tego "punktu" w analizie, i to
nigdy. to rwnie dookrela wczeniej zapisan uwag, e nie mog postrzega
procesw w postaci "przerw" w nieskoczonoci, dla mnie ich rzeczywicie nie
ma, to s moje, odnoszce si do poziomu Kosmosu (i logiki) stany osobliwe,
wielkoci punktowe rozumowania. skutkiem tego w analizie proces "z przerwami
osobliwymi" (w postaci nieskoczonoci), to mi umyka w analizie, dlatego nie
mog zawrze w opisie "stanu osobliwego" i go zastosowa. z tego powodu, kiedy
ustalam "fakty" w Kosmosie, ju w ujciu "absolutnym" (czyli "ponad Czasem i
Przestrzeni"), "cz" "zdarzenia" w jeden "cigy proces", i pojawia si
"kryszta". i bd gotowy.
zagadnienie "brzegu Kosmosu", jak wida, jest ciekawe, trudne, wnosi wiele
do ustale, dalej do niego w specyficzny sposb powrc, jednak w tym punkcie
nie mog oprze si pokusie, eby nie wprowadzi szokujcej zaiste, jednak w
tym rozumowaniu, w tym odcinku analizy Kosmosu jak najbardziej zasadnej, bo
wynikajcej z przyjtej procedury jednostki liczenia wydarze: ilo rozumw
w Kosmosie. rozkad rozumw - jaki bdzie? ile rozumw, jak czsto? czy mona
to zdefiniowa? pytania, wydawaoby si, e bez sensu, bo jak zwymiarowa i
wedug jakiego kryterium, i jakiej jednostki Kosmos, jak opisa "zdarzenie"
nieskoczono-wieczno? czy to nie jest zadanie z gatunku absurdalnych? nie, okazuje si, e nie. mona, ponownie zakotwiczajc "punkt szczeglny" w
moim istnieniu (czyli rozumu jako takiego), mona pokusi si o co, co nie
tak dawno jeszcze wydawaoby si majaczeniem. mona opisa Kosmos oraz mona
zdefiniowa Ewolucj - "jako" mona. tylko czy rozum to zadowoli?...
ile zajmuje rozum w nieskoczonoci? 1/8 (jedn sm). jednostka przez swj
zapis jake absurdalna, ale przecie logiczna. na takim obszarze, na kwancie
logicznym "struktury kwantowej" Kosmosu, na/w jednym z omiu kwantw-polach,
znajduje si teoretycznie zawsze ycie. a takich "ywych kwantw" jest jeden
na szesnacie. szesnacie, bo dochodzi w liczeniu po kwancie prni pomidzy
polami, co daje cznie 1/16 nieskoczonoci, ktra jest "zarozumiona", wic
zasiedlona. potencjalnie tyle. sporo, jakby nie patrze. jednak sowo "zawsze"
musz bra w cudzysw dlatego, e ponownie zachodzi, przed chwil wyraone
ograniczenie, e analiza "gubi", nie dostrzega "pustki" midzy zaistnieniem
kolejnych rozumw, przerwy potencjalnie nieskoczonej. analiza t "przerw"
ruguje z rozumowania i nie dostrzega, "przeskakuje" ponad ni w "czasie oraz
przestrzeni". dlatego wyraenie "zawsze" jest tu opisem "procesu" bez tego
nieskoczonego "dna", ktre "fizycznie" (Fizycznie) zaj musi. i dlatego na
osiem pl jedno jest z oznakami rozumu. - mwic inaczej, kiedy ustalam tak
"zagszczenie" rozumu w Kosmosie, to opisuj "fakty" w formule "absolutnego
czasu" (wiecznoci). a w takiej skali rozumw rzeczywicie jest duo i zawsze
jaki istnieje - jednak praktycznie to rzadki przypadek.
oczywicie jest to liczenie "idealistyczne", wic logicznie poprawne, ale nie
uwzgldnia "uwarunkowa" Fizycznych. czyli moe by w polu rozum, ale po
pierwsze - chwilowo, ju si "zuy" (wyskwiercza na atomowym ronie), albo
nie zaistnia, albo nic mu do wiata (bo kontempluje) itd. a moe go nie
by zupenie, zero rozumw w tej skali to wielce prawdopodobny stan. dlatego
pojawia si dylemat: ile rozumw? a w kadym razie, ktry brzeg tego widzenia
jest bliszy stanu istnie rozumnych w Kosmosie? czy jest mao, czy duo tego
rodzaju zdarze? itd.
549
- "skalowanie" nieskoczonoci
- argumenty za skalowaniem
zarzut, e skalowanie nieskoczonoci to dziaanie absurdalne, ktre nie ma
sensu, poniewa "podzia", wyznaczenie czego w nieskoczonoci inaczej, jak
przez "literackie" opisywanie (czy filozoficzne dywagacje), jest niemoliwe
- taki zarzut mog-i-musz odeprze. choby dla uspokojenia samego siebie i
przyznania sobie "wolnej drogi" na dalsze dziaanie w tym punkcie (i w tym
stylu). i mam do takiego postpowania kilka powanych argumentw.
argument pierwszy, to dokonane przed chwil "podzielenie" Kosmosu, jego formy
jednostkowej, nieskoczono-wiecznej (acz fundamentalnie dwudzielnej) na stany
"aktualne" i "historyczne". ju takie dziaanie, przecie prowadzone nie bez
waha, dostarczyo wanego argumentu, e nie mona rozdziela widzenia bytu
zwanego "Kosmosem" na pozornie tak odlege, nawet sobie sprzeczne a jednak
dopeniajce si logicznie elementy (energia i prnia). Kosmos to nie jest
jednostka, to dwudzielna jednostka (ewolucyjna), i dzieli go na strony czy
skadowe fakty nie mona. ale to, e w jednym "aktualnym stanie" buduje si
w nieskoczonoci najmniej jeden ukad, w ktrym ycie moe si pojawi i e
moe wytworzy byty rozumne, to fakt - w kocu istniej.
ale, powtarzam, to jednoczenie nie oznacza, e w kadej "chwilowej warstwie"
Kosmosu ycie rozumne moe si wytworzy, tu mam przedzia moliwoci od
zera do omiu. oczywicie, podobnie jak we wszechwiecie, ycie jako takie w
Kosmosie to bana nad banay, pospolito powszechna, ale ycie rozumne, te
przez analogi do pola, to fakt rzadki, bardzo rzadki - Kosmicznie rzadki.
ale konieczny - istniej. zero moliwych rozumnych bytw to jeden brzeg w tym
przedziale, drugi to "peny Kosmos", cakowicie zapeniony punktami rozumnego
ycia. ale nie w chwili aktualnej, tylko "historycznie". aktualnie, w jednej
warstwie "teraz" Kosmosu, rozum zajmuje od zera do omiu punktw w historii
(historycznie) jest wszdzie, aktualno to maksymalnie osiem miejsc, ktre
Ewolucja szczeglnie wyrnia. - w nieskoczonoci kady punkt moe by i
bdzie zasiedlony przez rozum nieskoczenie wiele razy, w ujciu zsumowanym
ponad "czasem i przestrzeni" nie ma wolnego miejsca, wszystko jest zapchane.
w "chwili aktualnej" luzw do przemieszczania si duo, w ujciu historycznym
Kosmos jest "peny" i zapchany - jest "sztywnym polem kwantowym".
argument numer dwa: eby opisa nieskoczon prost, mam tylko jeden kierunek
rozumowania i dziaania - musz j opisa ze wzgldu na konkretny punkt, a
wic w odniesieniu do mojego istnienia, bo to jedynie pewny punkt. opisanie
nieskoczonoci jest tym samym jak najbardziej moliwe, ale i konieczne bo
istniej. czyli mam ju punkt zaczepienia (pocztkowy) w rozumowaniu, punk w
nieskoczonoci. a jak mam punkt oparcia, mog "dwign" Kosmos z posad. i
nie jestem w tym dziaaniu zdany na absurdalno, mam wyrnione miejsce i
pprost, i to nie jest mao. a jak si za chwil okae, mam nie tylko ten
punkt, ale nawet spor ilo takich punktw zahaczenia do analizy. bo, i to
kolejne ju w wyliczaniu argumentw ustalenie, nie jest tak, e to ja, przez
palc a nadmiarow tutaj ciekawo, za skalowanie nieskoczonoci si bior.
przecie, co tu wane oraz co mnie wspomaga w dziaaniu (w miaoci takiego
dziaania), w samej teorii kwantowej nieskoczono jest zawarta, i to jako
niezbdny, trudno usuwalny skadnik (bez renormalizacji usun si z wzorw
nie chce). owszem, dokonuje si jej "rugowania", eby wszystko grao ale
dlaczego pniej si wszystko z obserwacjami zgadza, to tajemnica (natury).
ju tylko ten fakt dowodzi, e teoria kwantowa rwnie jest "skalowaniem"
nieskoczonego Kosmosu - i e cho to zbdna i nadmiarowa na takim poziomie
analizy otoczenia informacja, to jednak zawiera w sobie zasadniczy przekaz:
nieskoczono jest faktem, i mona j wyskalowa (i zrozumie). nie byem
wic pierwszy w tym dziaaniu (o logicznych czy filozoficznych "robtkach"
nawet nie wspominam, te toczyy si zawsze). mam wic take i od tej strony
"rozgrzeszenie". czyli - do zliczania nieskoczonoci, odmaszerowa!
551
zjawiska w skali Kosmosu, cho proste i maksymalnie proste, nie mog rzuca
si od skrajnoci w skrajno. owszem, przepyw energii jest bezporedni, ale
nie widz powodw, nie widz adnych ogranicze, eby nie dziao si to przez
stany porednie. czyli ze "rodkiem" procesu i z "krzyw Ewolucyjn". i z
caym tokiem wydarze, ktre mam dla pola-wszechwiata. i to jest take wany
w tym dowodzeniu argument: analogiczny proces wobec pola-wszechwiata. to w
kadym miejscu i na kadym poziomie jedno zasady, identyczno "obrazw" w
takim procesie (a tylko skala inna). w przypadku Kosmosu, drobnostka, "w tle"
z nieskoczonociami, jednak opis zawsze jest ten sam i zasada ta sama, taka
sama. nigdzie rni. ta jedno, uwaam oraz jestem przekonany, tworzy mi
podstaw do takiego wnioskowania.
przecie - jeeli pole-wszechwiat jako si dzieje, posiada to swoje rdo
i analogie na poziomie "wyszym", jest odbiciem "cech" nieskoczonoci. i te
nieskoczonoci nie przypadkiem we wzorach si pojawiaj. fakt, s "balastem"
na poziomie wszechwiata, bo pole-wszechwiat to nieskoczono-skoczona i
odcinek w ramach prostej, ale w przypadku Kosmosu te nieskoczonoci, tutaj
ju prawdziwe nieskoczonoci, s skadnikiem niezbdnym, opisuj cechy tego
ukadu. tutaj nieskoczono-nieskoczona jest elementem, na/w ktrym musz
dziaa, to "cegieka" tego "zdarzenia" i nie sposb jej odrzuci. ewolucja
pola-wszechwiata jest mi wzorem, jestem std i teraz, dlatego musz si na
tym modelu opiera, bo innego nie mam.
owszem, mona zarzuci, e kiedy wychodz "poza i dalej", popeniam wwczas
"bd przeniesienia", czyli tutejsze fakty przenosz "tam", w wieczno. ale,
jak wielokrotnie wspominaem, tutejsze fakty s pochodn "tamtych", dlatego
mog-musz je stosowa. a po drugie, czy nie pociga tak zakrelona jedno?
logicznie i emocjonalnie odpowiada to mojemu postrzegania otoczenia, nawet
bardzo odpowiada. na adnym poziomie niczego odmiennego, zawsze jedna zasada,
jednej energii, w jednaki sposb si dziejca. silny argument.
jeeli proces na poziomie Kosmosu jest analogiczny do pola-wszechwiata, to
wedug jakiego schematu przebiega? mam do wyboru, znw wahajc si pomidzy
nimi, dwa modele. i nie jest to banalny dylemat, bo od przyjcia ktrego z
nich zaley, jak "wyglda" nieskoczono. na prywatny uytek ju udao si
mi to rozstrzygn, zreszt znw idc za gosem "intuicji" i emocji, jednak
nie jest to atwe. dlaczego? bowiem ponownie znalazem si w punkcie, ktry
co dopiero opisywaem. jeden z modeli to nic innego, jak "kryszta", tylko
opisany w skali jednostkowej. wybra, powtarzam, byo trudno. i zastrzegajc
si znw, e "tak na sto procent" i do koca tego ujcia nie odrzucam (bo to
rnie moe by) jednak przechylam szal, posiadam argumenty za tym, eby
przechyli szal na stron drugiego modelu.
jak mona opisa nieskoczono? jeeli wprowadziem stany porednie zjawisk,
co jest efektem "czasu absolutnego" i "przestrzeni absolutnej", to tym samym
mam ju w Ewolucji etapy, odcinki - "okresy" "wydarze", ktre "podskrnie",
ktre cho "przedzielone" nieskoczonoci, jednak dziej si wedug reguy,
i to prostej, najprostszej dla Ewolucji reguy. a jak "stany porednie", to
rytm i zasada. jaka zasada? mam do wybory opis w rytmie "0 8" albo rytm
"0 - 8 0". oba poprawne, oba suszne, oba zasadne. ale ktry?
jeeli wybieram rytm pierwszy, czyli "0 - 8", obraz, ktry z tego powstaje,
jest niezwykle ciekawy. jak wspomniaem, jest to "przeniesienie" "krysztau",
czyli maksymalnie rwnomiernie rozmieszczonej energii w Kosmosie, tylko tym
razem na jeden stan, nieskoczony i wieczny. w praktyce wyglda to tak, e
uzyskuj identyczny, jak w przypadku pola-wszechwiata rozkad energii. wic
"otoczk" w postaci kwantw logicznych, elementw absolutnych i "wntrze",
ze "zbieg" energi jako stan osobliwy. to jest dokadnie to samo, tylko,
co oczywiste, proporcje s zdecydowanie inne a do tego dochodz "przerwy"
w postaci nieskoczonej. cho to "rwana Ewolucja" i Kosmiczna, to jednak jej
zasada jest dokadnie ta sama.
553
- skalowanie Kosmosu
mam jeszcze jeden argument, jak si wydaje - nie do odparcia. to "argument
rozumu". po prostu, mam prawo, wicej: konieczno "wyskalowa" nieskoczono
dlatego, e moe to by uczynione. i nie jest to argument kiepskiej jakoci
czy pozbawiony sensu. dlaczego? skoro moe co by uczynione przez rozum, to
uczynione by musi. i to nawet wwczas, kiedy dziaanie miaoby by oparte na
przyjtych z sufitu wielkociach (czego, jak uwaam, udao mi si unikn,
jednak nigdy dosy w takim postpowaniu weryfikacji). przecie nawet takie
dziaanie, mona je okreli jako "szarlataskie" (czy szamaskie), ma sens
- bo okazuje si konieczne. eby gdzie doj, trzeba i, eby co pozna,
musz to nazwa (w jakim jzyku), a nastpnie odnie do ju poznanego. o
ile okae si pomocne, przejd krok dalej w poznaniu otoczenia, kiedy padnie
w konfrontacji z rzeczywistoci, mam szans si poprawi oraz zbudowa nowe
pojcie. jako rozum w analizie mam, jednak jako fakt ewolucyjny (np. bdny
element kodu genetycznego) takiej drugiej moliwoci nie mam, tu artykulacja
bdu oznacza wykasowanie nosiciela takiego bdnego rozwizania.
wicej - takie "szamaskie" dziaanie byo rozumowi dane zawsze. inaczej, jak
bez stawiania "zwariowanych" hipotez, posun si do przodu nie mog (a te
przecie nigdy cakowicie nie mog by zwariowane, odbij cechy wiata, ale
nie w peni) nawet takie "pokrcone" dziaanie po etapie weryfikacji staje
si pomocne. e w tym konkretnym przypadku rozchodzi si o zakres maksymalny
z moliwych, e to brzeg absolutny mylenia, c, zasada tutaj rwnie si
sprawdza: mona (wy)skalowa nieskoczono, nawet gdyby miao to dla samego
rozumu by czynem absurdalnym. po prostu, gdyby takie skalowanie miao by
skalowaniem nicoci (co tutaj jest jake susznym okreleniem), to mam prawo
do tego wanie na tej "zasadzie rozumu". po to, eby "oswoi", eby si do
tego przyzwyczai, eby zrozumie. nawet jeeli elementem analizy jest obiekt
z zasady nie do zrozumienia, konieczno uchwycenia i nadania pustce wymiarw
jest niewtpliwa, to "konieczno rozumu". po co? eby mia si czego chwyci
w analizie i nie oddawa bez walki tego zakresu na pastw byle szarlatana z
wizjami. oczywicie pustki jako takiej uchwyci nie moe, niech to wic bd
"puste znaki", ale eby byy. lepsza uuda, ktra co daje, ni zupeny brak
mylenia. bo brak choby mirau wytwarza poczucie niepewnoci, strachu oraz
beznadziei - ale "zapeniona pustka" jest dla umysu "strawna". nawet gdyby
by to tylko omam, jest lepszy od pustki. do mirau mona dy - w pustce
tylko si bka.
dlatego, kiedy pojawia si moliwo, do sensowna podstawa do dziaania,
ktre moe prowadzi do opisu nieskoczonego Kosmosu, to nie tylko mog t
drog pj, ale musz. jeeli Kosmos jest tym "Wszystkim", co mnie otacza
i warunkuje, to mam obowizek stara si go zrozumie nie tylko "literacko",
ale rwnie w postaci literacko-matematycznej (kwantowo). a gdy to moliwe,
jak si obecnie wydaje, opisa take przy pomocy jednostek, liczb. "Kosmos
wyskalowany" to cel absolutny i maksymalny rozumu, nie ma niczego bardziej
brzegowego dla rozumu w jego symbolicznych operacjach i na wyprowadzonych
ze wiata "znakach". argumentem nie do odrzucenia, ktry przebija wszystko,
jest to, e jak chc co zrobi i mieci si to w moliwociach, to mam do
tego prawo. to moje decydowanie i zachcenie, nawet potencjalnie obarczone
bdem, nawet takie dziaanie, jako jednostki wolnej (cho zawsze uwikanej
w nieskoczono oraz Ewolucj), nawet takie dziaanie jest dopuszczalne
potrzebne - konieczne. to moja i wiadoma decyzja wyznacza, czy co zrobi.
ograniczeniem s tylko posiadane zasoby, czy mam do takiego czynu dostateczny
zasb energii (w tym przypadku wiedzy). bo to ja, punkt w nieskoczonoci,
takie dziaanie podejmuj - z tego i tylko tego punktu si rozgldam, eby
"prost" opisa.
eby istnie, trzeba zna siebie i otoczenie - eby istnie, musz wiedzie.
a wiedzie, to ustali swoje pooenie. rwnie w nieskoczonoci.
556
- "jednostka nieskoczonoci"
- kwant-pole jako kwant logiczny
zadanie stojce przede mn jest oczywiste: musz okreli miejsce, w ktrym
si znajduj w Kosmosie, po ktrej stronie rytmu "0-8-0". czego potrzebuj,
eby opisa wasne pooenie? jednostki, wielkoci jednoznacznie okrelonej,
przy pomocy ktrej bd mg nanie podziak na "wiat" - w tym przypadku
chodzi o "jednostk nieskoczonoci". i nie jestem tutaj bez atutw. przed
chwil powiedziaem, e tak jednostk posiadam, i to "ostro", bardzo ostro
wyznaczon, to prawda. zgoda, mgbym operowa wielkoci kwantu logicznego
(absolutnego, wielkoci najmniejsz z najmniejszych), czyli jednym brzegiem
przedziau kwantowego. tylko e jest to wanie brzeg i stan jednokwantowy,
ktry znajduje si poza ewolucj, j tworzy, ale w niej si nie znajduje. i
nawet "sparowany" z prni daje "tylko" wielko logiczn Kosmosu, ale nie
zakres do mierzenia. podobnie mgbym operowa w analizie wielkoci "poowy
nieskoczonoci", jedn drug nieskoczonoci (i jest to ju w miar pewna
jednostka), ktra to jednostka zostaa wyprowadzona z logicznego "badania"
Kosmosu, z uwagi a jego zapenienie energi i prni w rwnych proporcjach.
skoro Kosmos jest kwantem logicznym (ewolucyjnym logicznym stanem), to poowa
tej wielkoci oznacza kwant logiczny "jednej strony" Kosmosu. rwnie dobrze
kwant logiczny moe wic oznacza stan "caej", czyli nieskoczonej energii
Kosmosu albo bdzie to kwant logiczny "caej" prni Kosmosu. razem tworzy
to rwnie kwant logiczny o "rozmiarach" nieskoczonoci-wiecznoci. w takim
rozumieniu "sama" energia jest "poow" Kosmosu i jedn drug nieskoczonoci.
i analogicznie prnia drug "poow". - tylko e te kwanty, logiczne i pewne
niewtpliwie, s mao uyteczne i "nieostre" w liczeniu, a wszak dokadno
jest tu wymogiem zasadniczym. przecie nie zdefiniuj nieskoczonego wymiaru
(grnego czy dolnego) przez sam nieskoczono, musz dysponowa jednostk
"pewn". i naturalnie mam tak. to kwant logiczny w postaci pola, kwant-pole.
kwant jednej, penej, przez pewien okres trwaej, cznej - a take znaczcej
dla mnie ewolucji. znaczcej, bo w polu zawiera si moje istnienie. opisanie
tego kwantu to jednoczenie "zwymiarowanie", przez odniesienie tutejszego pola
energii, kwantu w postaci pola do przeciwnej wielkoci w Kosmosie "kwantu
absolutnego" ("cegieki wszystkiego") i zwymiarowanie najmniejszej wielkoci.
a z drugiej strony moliwo zwymiarowania przez wprowadzenie wielkoci ju
znanej w obrb nieskoczonoci. e strona "grna" nieskoczonoci tym samym
i tak zostanie opisana przez istnienie w wyliczeniach? co do tego pena zgoda
nieskoczonoci pozby si nie mog, ale mam ju nie "go" nieskoczono
w takim liczeniu, tylko uzupenion o jej jednostk. bo jednostka liczenia
jest "wymierna", dokadna - i wynosi "512" (i jej wielokrotno w kwantach
absolutnych). jest ostra i wyznaczona granicznie i brzegowo, i jest zarazem
jednym kwantem logicznym. podkrelam, wielko "512", cae i szczeglne pole
w Kosmosie, jest, peni rol kwantu logicznego - kwant-pole jest tym punktem
(w szerszej skali), ktry stanowi punkt zwymiarowany na/w prostej. to punkt,
z ktrego mona (w tym wypadku jak najbardziej zasadnie) opisywa Kosmos
to punkt na prostej, ktry nie tylko jest, ale rwnie posiada wymiary. a
przez swoj "powtarzalno" buduje ow prost.
to, co uzyskaem w zobrazowaniu w postaci abstrakcji "kwantowej struktury
pola Kosmicznego", na tej podstawie (oraz z faktu wasnego istnienia) mog
wyprowadzi nastpny parametr w tym liczeniu: kwant logiczny o "wielkoci"
512 (ju bez definiowania, e rozchodzi si o miliardy lat, poniewa kwant
to kwant). co oczywiste, przy jednoczesnym a koniecznym "podwojeniu" takiej
wielkoci, bowiem dokadnie tyle samo kwantw, 512 jednostek, przypadnie na
drugi skadnik Kosmosu, czyli kwant prni. w Kosmosie kwantem logicznym jest
wielko 512 jednostek, ale kwantem ewolucyjnym procesu jest wielko 1024
(jednostek). dysponuj tym samym moliwym do dalszego dziaania "przedziaem"
zjawisk. i nie jest to wielko ani baha, ani wzita z sufitu.
557
dlaczego 512? powstaa taka oto sytuacja w opisie Kosmosu, w jego logicznym
definiowaniu, e po jednej stronie moliwoci znajduje si stan kwantowego
maksymalnego "rozdrobnienia", czyli kwant logiczny, jak go okreliem czyli
najmniejsze z najmniejszych. natomiast po drugiej, jako przeciwny w analizie
do tego wydarzenia punkt logiczny, po drugiej stronie skali moliwoci jest
stan rwnie w postaci kwantu logicznego, ale maksymalnego poczenia. - i,
co tu wane, na tym, ju Kosmicznym poziomie, ten generalny schemat si nie
tylko e powtarza, ale jest po prostu jedynie moliwym. i to dlatego przyjem
schemat 0-8-0 jako najbardziej prawdopodobny i jedyny do akceptacji. przecie
przejcie energii od jednej do drugiej moliwej i skrajnej zarazem w takim
"procesie" formy (osobliwej formy, bowiem to s punkty osobliwe Kosmosu), to
przejcie musi si realizowa w postaci wszelkich moliwych stanw porednich.
od maksymalnego poczenia do maksymalnego rozpadu CO w skali Kosmicznej,
w nieskoczonoci-wiecznoci, przej nie mona ani szybko, ani od razu. wic
zdarzenia i wielkoci porednie w tym "procesie" musz by, po prostu musz.
i dlatego jest to schemat 0-8-0. czyli od rozoenia kwantw w postaci jeden
kwant logiczny i jeden kwant prni, i taki "przekadaniec" w nieskoczonoci
a do drugiej moliwoci, maksymalnego zbiegnicia w jedno (jeden fakt,
"obiekt") "caej" energii Kosmosu. taki "proces" Ewolucji w ramach Kosmosu
musi si realizowa, i musi si realizowa "krokami kwantowymi". nie moe by
innego ujcia. wic tym samym jest skwantowany i policzalny.
a skoro mam najmniejsz z moliwych wielkoci i skoro mam najwiksz moliw
wielko - to mam przedzia zjawisk, w tym przypadku w Kosmosie. i take w
nieskoczonoci. poniewa ten schemat jest ju maksymalnym moliwym opisem
zjawisk, nie mog niczego wicej zdefiniowa a nawet nic wicej potrzebne
nie jest, rytm jest tak prosty, e ju prostszego by nie moe. od jednego
rozoenia ("zerowego", punktu "0" w rytmie) do drugiego. ze rodkiem cyklu
w postaci maksymalnego zbiegnicia i osobliwoci. ze strony na stron przez
"eony czasu" i nieskoczon "przestrze, ale jednak rytm. w moim ujciu, tak
to postrzegam (ze wzgldu na owe nieskoczonoci), jawi si to jako proces
"agodny", "spokojny", rozcignity i z nieprzeliczon po drodze iloci
stanw porednich, wszelkich moliwych pl energetycznych, ktre podpowiadaj
wzory kosmologiczne. po stronie dochodzenia do punktu "8", wic maksymalnego
poczenia energii w nieskoczonoci, wszelkie moliwe fakty i po stronie
odchodzenia wszelkie moliwe. ze rodkiem w punkcie "4" dla kadej strony w
postaci najbardziej rwnomiernego uoenia si zjawisk. czyli tworzenia si
pola omioliniowego. - a po zakoczeniu tego cyklu, po ponownym dotarciu do
punktu "0" na schemacie, Cykl Kosmicznej Ewolucji rozpoczyna si od nowa. i
nigdy si nie koczy. w nieskoczonoci i w wiecznoci cigle ten sam rytm,
adnej przerwy i nic poza tym rytmem. od zawsze do zawsze od wszdzie do
wszdzie.
ale jest tu pewna wana zaleno punkt "4", czyli rodek strony cyklu. o
ile maksymalne rozdrobnienie, kwant logiczny najmniejszy, ale rwnie kwant
logiczny najwikszy, to s punkty skali przeciwne sobie, s to jednak punkty
niezbyt ostro zdefiniowane, to opis filozoficzny, literacki nawet. ma swoje
oczywicie zalety, a take oddaje fakty - ale aden z nich nie nadaje si do
liczenia. tylko e tak wyznaczony przedzia ma rodek w postaci punktu 4". a
to ju nie jest byle co, to kwant logiczny, to rwnie kwant logiczny procesu
- ale zdefiniowany. przez moje zaistnienie, to po pierwsze, a po drugie (i
pochodne do pierwszego) to punkt zwymiarowany. pole, tak niezwyke w swoich
cechach rodkowe pole-kwant w ramach Kosmosu ma swoj numeryczn wielko 512 jednostek. moich jednostek, dla mnie dobrze zrozumiaych, ale moliwych
rwnie przez to do zastosowania poza moim polem. kwant logiczny w postaci
kwantu-pola jest jedynie dla mnie dostpnym i jedynie zreszt moliwym do
wykorzystania w opisie Kosmosu, nic wicej si ani nie nadaje, ani moe by
zastosowane. std tak wielka rola tej wielkoci. 512 to jest to, o co chodzi.
558
ale na tym nie koniec "zyskw", ktre przynosi ustalenie kwantu logicznego
Kosmosu, jest ich wicej. mam w rku "skal" nie tylko nieskoczonoci, ale
i wiecznoci - skalujc nieskoczono zarazem skaluj wieczno. czyli nie
tylko wydarzenia (analogicznie do tworzenia czasoprzestrzeni ewolucyjnej) w
nieskoczonoci ("odlegoci") mog opisa, ale rwnie dobrze - a raczej, nie
mogc tego inaczej uczyni - musz wyskalowa "czas absolutny", rytm "czasu
Kosmicznego". czyli zdefiniowa wieczno. i nie jest to niemoliwe. - kiedy
dysponuj kwantem, mog nim operowa do woli. dodawa, odejmowa ustala
wzajemne relacje. i uzyskiwa aktualno-historyczn i historyczno-aktualn
"struktur kwantow Kosmosu". mwic inaczej, przez analogi do zachodzcej
w polu-wszechwiecie ewolucji, uzyskuj moliwo okrelenia najmniejszego
stanu w tym "wydarzeniu", ktre jest Kosmosem (nieskoczonoci-wiecznoci)
ale rwnie i maksymalnego. zyskuj tym samym moliwo opisania, co prawda
rwanej, lecz jednak cznej przez swoje prawa (rytmy) Kosmicznej Ewolucji.
e tak powstae wielkoci i otrzymane wyniki bd szacunkowe, e "Kosmiczna
rzeczywisto", a ju na pewno wieczno-nieskoczono lokalnie (jako losowe
rozdania) moe si radykalnie rni od skalowania teoretycznego? ale ja tu
zliczam "idea", nie konkretny przebieg, ktry zawsze ulega znieksztaceniu.
moim zadaniem jest wyznaczenie parametrw z nieskoczonoci i wiecznoci w
liczeniu, co mi tam drobiazg Kosmiczny bdzie brudzi. - a mwic powanie,
obecnie i na rwnych prawach, jako "warto", jako "stan", jako odpowiednik
"liczby" mi na co dzie znanej, jako element liczenia (jedynka), pojawiaj
si te "wieczne" i "nieskoczone" fakty - to s, tak samo jak stojce obok
liczby, elementy tego rachunku. jeeli uzyskam wynik w postaci "ile tam na
nieskoczono", to jest to wanie rezultat dziaania, a nie szacowanie, to
nie opis pustki. majc kwant dla Kosmosu rwny zawsze 512 (miliardw lat),
mam do dyspozycji element tworzcy struktur kwantow tego "ukadu", kwant
logiczny tego ju Kosmicznego procesu. prawda, wielko, "zawarto" kwantu
logicznego si zmienia, ale to nadal-i-tylko (i zawsze) kwant logiczny. pole,
pole-kwant jest tutaj tym samym, co w liczeniu pola-wszechwiata logiczny
kwant w maksymalnym rozdrobnieniu to jest to samo. dla pola-wszechwiata
kwant najmniejszy to wielko najmniejsza z najmniejszych, ale dla Kosmosu,
w nieskoczonoci, kwantem najmniejszym z najmniejszych (w liczeniu jednostek)
jest "kwant-pole". to jest "jedynka" Kosmosu. a na pewno ju tak rol peni
dla mnie, obserwatora tego "wszystkiego". std znaczenie tego kwantu-pola.
to jest najmniejsza wielko, ktra moe w Kosmosie (za)istnie sensownie.
istnie w rozumieniu: co w niej jeszcze rozumnego istnieje. czyli istnieje
i pole, i obserwator tego pola. a poniewa w Kosmosie "wszystko inne" jest
tylko dopenieniem do tego kwantowego stanu, std, powtarzam, jego znaczenie.
wyznaczajc wielko 512, kwant-pole, zyskuj najmniejszy stan Kosmosu, jego
kwant logiczny, ktry musi zaistnie w "strukturze kwantowej", eby mona o
takim "czym" mwi. jest to rwnie najmniejsza wielko, ktra moe by
brana pod uwag w rozpatrywaniu "stanu aktualnego" Kosmosu ("chwili teraz").
gdybym, dziaajc przez analogi do procesw w ewolucji, "przeprowadzi" w
Kosmosie i przez nieskoczono-wieczno paszczyzn chwilow zdarze, to w
tej paszczynie stan "512" bdzie kwantem logicznym. a co wicej, w takiej
paszczynie pojedynczych kwantw-pl o tej samej "wielkoci", bdzie jedno
najmniej pole-kwant, a w nim wiadomy rozum (rozumy?). i to bdzie "chwila
dzi" Kosmosu. bo istniej. czyli, w obecnym stanie chwilowym Kosmosu, jak z
tego wynika, moe by najmniej jeden stan, w ktrym istnieje rozum jedno
takie pole istnieje na pewno. jest obserwator, jest jeden w nieskoczonoci
element, ktry rozumuje. - oczywicie moe by stan "zero rozumw", moe by
ich wicej, ale w tym "konkretnym" stanie nieskoczonoci, w tej konkretnej
"chwili" jest co najmniej jeden kwant w postaci pola oraz jeden egzemplarz,
ktry spenia rol rozumu (na ile dobrze, to inna sprawa). i to jest punkt
odniesienia.
559
- punkt "4"
pytanie: czy tak wyznaczone punkty rodkowe ("4") s rozdzielne i osobne, czy
si dopeniaj? czy to inne "okresy", czy "nakadaj" si na siebie - i mam
w efekcie jedno, dwudzielne zdarzenie? odpowied, jak zawsze w Ewolucji, jest
dwoista. przy logicznej definicji s to punkty oddalone od siebie i znajduj
si po dwu stronach procesu. ale w ujciu Fizycznym, czyli "realnym", tworz
razem dwie strony "faktw" (tu pl-wszechwiatw), dopeniaj si. oczywicie
analiza tego "punktu" Kosmosu nie jest atwa, ale jeeli si opieram swoje
dziaanie na analogii wyprowadzonych z tutejszego pola, to musz opowiedzie
i opisa Kosmos (i dziejce si w nim "zjawiska") take za pomoc przebiegw
identycznych. a to jednoczenie oznacza, e cho "granicami" tego "ukadu"
s nieskoczono i wieczno - to przecie w dalszym cigu jest to "jeden"
"ukad". Kosmos, cho nieskoczony-wieczny, jest jeden. a to skutkuje. tym
skutkuje, e przechodzenie strony na stron musi si odbywa "oscylacyjnie".
agodnie czy nie (na tym poziomie wielko, skala procesw jest taka, e nic
si zapewne "agodnie" nie dzieje) - to nie ma znaczenia w tej chwili. fakt
przejcia si odbywa - i to si liczy. i liczy si w ujciu logicznym jako
rytm "0 - 8 - 0" itd. nie moe inaczej. ale opis, ktry bdzie "charakter"
Fizyczny oddawa, "obrazowa" te zjawiska, musi si odwoa, po pierwsze, do
modelu pola-wszechwiata, a po drugie, co tu waniejsze, inaczej si nie da
zobrazowa. dlaczego? przecie nie ma innego Kosmosu. energia, cho przepywa,
to przepywa pomidzy stronami "w tym samym Kosmosie". w tym samym ukadzie.
czyli Fizycznie. czyli bdzie zachodzio to jako "nakadanie" si na siebie,
wspwystpowanie stron. identycznie jak to ma miejsce w przypadku lokalnego
pola energii. w Kosmosie energia nie ucieknie "gdzie" dalej, bo tego "dalej"
ju tu nie ma. dopiero na tym poziomie nie ma adnego "dalej", dopiero tu si
koczy logiczna analiza. fizyk, rozpatrujc wszechwiat, staje przed takim
dylematem zdecydowanie za szybko oraz nie wiedzc o tym. w przypadku Kosmosu
rzeczywicie jest granica wieczna i nieskoczona. i jak adna inna, jest to
granica pewna i ostateczna, i na zawsze. kada inna jest nieostra i niepewna,
cho posiada jak posta ta jest nieostra, bo bezkresna, ale jest pewna i
ostateczna. Kosmos to jedno, w "ramach" ktrej proces si toczy, i jest to
jedno z brzegiem w nieskoczonoci-wiecznoci.
co z tego wynika? e cho logicznie rozdzielne, jednak Fizycznie strony tak
wyznaczone "stykaj" si, dopeniaj tworz cznie (nawet na tym poziomie)
najlepsze, najstabilniejsze warunki dla rozumu w okolicy rodka. - energia,
przemieszczajc si, "zapenia" nieskoczono - ale poniewa jest "tylko"
jedna nieskoczono (jedne "ramy" procesu), musi si to dzia jak w jednym
"ukadzie". dlatego po zrealizowaniu si jednej strony, przechodzi proces w
drug. a ta znajduje si Fizycznie rwnie w "tej samej" nieskoczonoci. to
dziwnie brzmi, przyznaj, ale jest logicznie poprawne. co uzyskuj? efektem
jest "nakadanie" si stron procesu Fizycznie na siebie, znw wyznaczone w
Ewolucji strony dopeniaj si, razem stanowi "fakt" i razem tworz jedn
"struktur" Kosmosu. i w tym szczeglnym przedziale, okoo rodka, tworz si
tak szczeglne warunki w ramach nieskoczonego-wiecznego procesu. wczeniej
i pniej jest moliwe powstanie sprzyjajcych warunkw, jednak zdecydowanie
okolicznoci Fizyczne sprzyjaj rodkowi cyklu (naoonego z "dwu stron" na
siebie i w jedno). taka oscylacja jest wieczna i nieskoczona, i nie ma w
niej przerw. jest analogiczny i jeden na kadym poziomie schemat, rytm. raz
si "Rzeczywisto" kwantami zapada, raz rozpada - a Ewolucja trwa. lokalnie
rwnie jako ewolucja.
czy nie przesadzam, czy mona w tym punkcie mwi o nakadaniu si stron i
tworzeniu wsplnych warunkw w Ewolucji? tak, mona. i potrzeba. powtarzam,
to jest jeden Kosmos, nieskoczony, zgoda - ale jeden. nie ma znaczenia, e
potencjalnie elementy kwantowe "uciekaj" w nieskoczono, ale przecie nie
dalej. pozostaj w tych granicach i wchodz w procesy. zawsze (i wiecznie).
562
- nieskoczono
wane jest tu oczywicie podkrelenie jednego faktu: to jest i zawsze jest na
tym poziomie Ewolucja rwana (kwant od kwantu odlegy jest jako wielokrotno
kwantu). w odniesieniu do procesw fizycznych procesy Fizyczne, czyli w skali
Kosmosu, one s zawsze rwane. to inny, wyszy wobec ewolucji zakres zjawisk.
konieczny i niezbdny, eby mona byo lokalne fakty zdefiniowa, ale rwany
i znajdujcy si "poza". tylko e zakres rwany zmiany ewolucyjnej nie oznacza,
e ona biegnie inaczej. przecie to s zawsze kwanty, jednostki liczenia. i
jest to "proces" skwantowany, w efekcie tak samo policzalny i tak samo si
dziejcy. skala si zmienia, ale nie rytm, nie regua zmiany. czy nieskoczony
Kosmos, czy wntrze pola, Ewolucja toczy si tak samo jak ewolucja.
oczywicie potraktowanie nieskoczonoci jako "ram" ("obramowania"), w ktrych
"zjawiska" si tocz, to musi wywoywa poruszenie (zaniepokojenie lub nawet
odrzucenie), ale niesusznie. powiedziaem, e nieskoczono to jest jedynie
pewna logicznie granica, nie ma innej tak jednoznacznie wyznaczonej. to nie
przejzyczanie, drugiej tak jednoznacznie wytyczonej granicznej wielkoci nie
ma (do tego jeszcze wrc). kada inna jest nieostra i chwilowa, wyznaczona
przez kogo (czyli take nieostry fakt) oraz zawsze wobec czego. natomiast
nieskoczono jest logicznie skrajnym stanem, a przez to jedynym, ostrym i
"punktowym". co, co wydaje si pozornie najmniej dokadnie zdefiniowane (bo
jak okreli nieskoczono), w takim ujciu jest jedynie pewnym elementem
rozumowania, wszystkie inne s do niego stanami wewntrznymi z zasady.
wane w rozumowaniu o nieskoczonoci jest podejcie psychologiczne osobnika
analizujcego procesy, czyli dugo (od zawsze) wdrukowywana w mylenie formua
nastpujca: nieskoczono = dowolno. straszliwy bd! nieskoczono to
nie dowolna wielko, to nie jest "wszystko moe si zrealizowa" - to nie
jest bezkresna dal, czy "czas" bez zdefiniowania - to nie jest wszystko, co
tylko sobie mona pomyle (a nawet wicej). bd, bd, bd! nieskoczono
(i wieczno) nie jest ani dowolnym, ani chaotycznym stanem, ani rwnie nie
jest "obramowaniem" dla wszechmoliwych zaistnie. nieskoczono to cile
zdefiniowane pojcie, "wielko" o jednoznacznie okrelonym stanie. prawda,
nieskoczonym, ale ani mniej, ani wicej zawsze nieskoczonym. i wiecznie
takim co do jednego kwantu logicznego!
dlatego, powtarzam, kiedy energia czy to si czy, czy oddala z brzegu cyklu
w procesie Kosmicznym, nie oddala si na dowoln odlego, ale maksymalnie
do nieskoczonoci. ale w takich nieskoczonych ramach mieszanina energii i
prni wystpuje zawsze, kwanty energii s obok i s analogicznym stanem
brzegu, jak to byo dla pola-wszechwiata. tu rwnie mam "otoczk" w postaci
brzegu o cechach kwantu logicznego, a w jego ramach tworz si, mog si oraz
musz tworzy si struktury. musz, bo Ewolucja nie ustaje nigdy - musz w
rytmie kwantowym, ale musz. zapewne mgbym, przez analogi, ustali w tym
rytmie (i w oparciu o jednostk kwant-pola, 512) "przedzia" brzegowych tu
zdarze i okreli, ile trwaj kolejne etapy, ale cho mona (nawet by moe
warto), to zasadniczo jest to ju sztuka dla sztuki, ciekawe zagadnienie, ale
odlege od mego dzi. wane natomiast jest to, e energia ma potrzebne "obok"
siebie do budowania struktur elementy, e ten nieskoczony "zbiornik" nigdy
si nie wyczerpuje. moe w danym "punkcie" Ewolucji by zbyt mao zasobw i
wwczas powstanie kaleka konstrukcja, ale "kiedy" wreszcie si tak procesy
w nieskoczonoci zbiegaj, e mam okolic punktu "4" i mam dostateczn ilo
kwantw do skwantowania si w kwant-pole o stabilnej wewntrznej konstrukcji.
w nieskoczonym procesie zaistnienie takiego faktu jest Fizycznie dokadnie
rwne jednoci: musi zaj. a e pomidzy "faktami" s przerwy o rozmiarach
rwnie nieskoczonych? c, wypada mi tylko powtrzy wielokrotnie zapisan
ju fraz: dla zaistniaego bytu nieskoczenie wielki okres przejcia midzy
wydarzeniami to nieskoczenie maa chwilka to moment, ktry z perspektywy
jego egzystencji nie istnieje.
563
- punkt "4"
pytanie: tylko punkt "4" ma znaczenie, czy rwnie jego okolice czy jest
to "zdarzenie" (zaistnienie szczeglnego pola) wycznie punktowe, czy chodzi
o przedzia? e punkt "4" jest w "zdarzeniu" miejscem tworzenia si rozumu,
to nie ulega wtpliwoci, to wynika z przyjtego sposobu postrzegania oraz
opisu. ale pojawia si znak zapytania przy jego "okolicy", a tym bardziej w
odniesieniu do "wczeniejszych" i "pniejszych" odcinkw na skali. pomimo
dopiero co dokonanego zapisu, e take w innych zakresach moe dochodzi do
podobnych "zbiegw okolicznoci", mam w tej sprawie due wtpliwoci. owszem,
nie wykluczam, e inne zakresy mog si okaza askawe dla rozumu - w skali
nieskoczono-wiecznej trudno odrzuci tak moliwo. ale jeeli mam za wzr,
jeeli stosuj analogi w postaci mojego pola-wszechwiata jeeli dodatkowo
stwierdzam, e jest to "identyczny" co do mechaniki proces, to jednoczenie
musz przyj konsekwencje tego podejcia. a te s dla rozumu i jego powstania
jednoznaczne - i "bezwzgldne": poza rodkiem, wczeniej ani pniej, takie
zdarzenie nie moe zaj. jeeli przenios to na zakres Ewolucji rwanej, to
musz przyj, e na tym "etapie" postrzegania rzeczywistoci, e w Kosmosie
zachodzi, e w Kosmosie wystpuje analogiczny "fakt": tylko punkt "4" tu si
liczy, i aden inny. ani "wczeniej", ani "pniej". powiem szczerze, o ile
przyjcie tej zasady w polu-wszechwiecie byo dla mnie naturalne, oczywiste
i atwe emocjonalnie do akceptacji (pomimo poruszenia), o tyle zastosowanie
takiego wniosku dla Kosmosu, cho logicznie wynika jako konieczne z przyjtego
obrazowania Ewolucji, to w tym momencie mam ju opory. emocjonalne wanie.
dlatego, e byem przyzwyczajony do postrzegania (oraz pojmowania) Kosmosu,
wic nieskoczonoci i wiecznoci, "wolnociowo", e tak si wyra - a tu
"taki numer". i tym razem nawet nie mog domniemywa, e wyjciem bdzie inne
zdefiniowanie procesu, e moe popeniem bd w tym dziaaniu (e np. jest
to postrzeganie "zmieszane" z czym innym). przecie odnosz si aktualnie
do wczeniej ustalonych elementw ukadanki, ktre si, co wane, poprzednio
sprawdziy, tutaj stawiam tylko nastpny krok na tej drodze, praktycznie
ju ostatni. a zapisane wczeniej jednoznacznie mwi: analogia jest pena. a
skoro tak - to punkt "4" bdzie jedynym dla rozumu dogodnym w ramach cyklu
Kosmicznego momentem do zaistnienia (w ramach jednego cyklu).
co wicej, takie podejcie i ustalenie wspiera sam model. jeeli dla zjawisk,
ktre zachodziy w polu-wszechwiecie, uywaem formuy, e przebiegaj na
jednokwantowy "styk", e musi by dokadno jednego kwantu logicznego, abym
zaistnia - to nie mam powodu odrzuca tego ustalenia (cho umys przy tym
dry) dla Kosmosu, dla nieskoczonoci-wiecznoci. w jednym "cyklu", w ramach
jednej "oscylacji" (przejcia ze strony na stron), w tej skali rwnie musi
by wymagana "dokadno" kwantu logicznego. i to, eby to!, take jednego
kwantu logicznego absolutnego. nie kwantu logicznego Kosmosu, tu opisywanego
jako kwant w postaci pola (512), ale wanie kwantu logicznego, najmniejszego
z najmniejszych. nie widz innej moliwoci. dokadnie takiej "dokadnoci"
potrzebuj, eby Proces si zamkn na/w tym Kosmicznym zakresie. jeden kwant
logiczny rnicy, a mnie by nie byo. i to w skali nieskoczonoci-wiecznoci,
co podkrelam "cieniutk czerwon lini" (istnienia). dlaczego? jeeli mam
"zamkn" proces w jedno, nie moe by z adnej strony brak nacisku. jeeli
powstanie pola-wszechwiata ma by dokadne i symetrycznie uoone, aden w
otoczeniu skadnik nie moe tworzy si wczeniej czy pniej - musi zaj
synchronizacja. na jeden kwant. inaczej pojawi si niesymetryczno, powstan
"zwichrowane" i "kalekie" pola. a to wyklucza zaistnienie rozumu. proces musi
zaj z "precyzj Kosmiczn" (!), eby wszystko si "zazbio". i zawsze, na
kadym poziomie tak samo si musi dzia, nie ma wyjtkw.
chc jednak pozostawi sobie furtk w postaci, "e w nieskoczonoci" sporo
wolno i tak bd to postrzega. ale wyglda na to, e potrzebuj a Kosmicznej
dokadnoci do opisania wasnego istnienia. eby to!
564
- ile rozumw?
w tej chwili mam w "obrbce" nieskoczono i wieczno - ale ju wida, e
swoboda rozkadu elementw w tej skali take podlega zasadzie rodka. nie ma
dowolnoci, i to pomimo, e "rozmiar" Kosmosu jest nieskoczony. mog wic
mwi, e tylko "w pewnych okolicznociach", w pewnych okresach (przedziaach)
Ewolucji zachodz procesy, ktre wspomagaj rozum w jego zaistnieniu. te inne
okresy warunkuj "rodkowe", ale s mao "zapchane" lub "puste" pod wzgldem
obecnoci obserwatora. mog powiedzie rwnie, e inne odcinki, oddalone od
rodka, s w Ewolucji mao zagszczone bytami rozumnymi oraz e odlego
midzy rozumami ponownie si przesuwa (logicznie wrasta). dystans w okolicy
rodka jest teoretycznie najmniejszy i osiga warto maksymaln, czyli 1/8
- ale im dalej od tego punktu, tym "gsto" rozumu maleje.
czy to tylko zabawa pojciami? nie. przekonany jestem, e nie jest to tylko
logiczny slalom przez abstrakcje. bowiem majc takie ustalenie, mog odwoa
si do wczeniej wyznaczonej jednostki - 512, kwantu Kosmicznego o wielkoci
pola-wszechwiata. jeeli przyo to do szczeglnego, czyli do rodkowego i
maksymalnie rozumem "obdzielonego" momentu w Kosmosie, to mog rwnoczenie
powiedzie, e najmniejsza odlego pomidzy obserwatorami, ktrzy s zdolni
do rejestracji swoich stanw i analizowania otoczenia (przy sprzyjajcych do
tego warunkach "rodowiskowych") - e ta "odlego" wynosi 512 + 512 = 1024
jednostek. plus 512 jako rozmiar pola rodzicielskiego. dlaczego tyle? 512 do
punktu, w ktrym znajdowao si pole, z ktrego "czerpie" (czerpao) energi
pole-wszechwiat (moje), plus drugi taki sam odcinek po stronie przeciwnej,
gdzie te moe doj (potencjalnie) do wytworzenia pola-wszechwiata. to przy
najbardziej dla rozumu sprzyjajcych okolicznociach, podkrelam. brak tylko
jednego elementu w tym acuchu pogarsza warunki w sposb drastyczny (wrcz
je wyklucza). czyli, przy najlepszym uoeniu si kwantw w Kosmosie, mam do
ssiada w rozumie trzykrotn wielko rozmiaru pola. i eby (teoretycznie)
tam dotrze, trzeba pokona dystans rwny caemu zaistnieniu pola, w ktrym
rozum przebywa, plus poow nastpnego. czy to oznacza, e na tak "podr"
potrzebne s zasoby caego pola? to nie wydaje si sprzeczne. eby pokona
dystans 1024 jednostek, musz dysponowa energi na zabudowanie takiej skali
"przestrzeni absolutnej", a po drodze jeszcze pozyska rodki na dalsze si
przemieszczanie. mwiem kiedy, e taka podr, cho logicznie moliwa, to
tylko dla bogatych (w energi), jednak czy rozum moe "a tak" si wzbogaci,
tego pewien nie jestem. co najmniej zasobw caego pola potrzeba na dotarcie
do najbliszego rozumnego osobnika - czy wic warto? zrozumiae, e rwnie
"po drodze" moe si trafi "stacja paliw", czyli inne pole. niestabilne, ale
zasobne w energi. i bdzie mona "zatankowa". tylko znw powtrz pytanie
- czy warto? czy warto nawet o tym myle? e potencjalnie moe si to okaza
interesujce - to (by moe) prawda. ale czy warto?
dla rozumu wynika z tego zasadniczy wniosek praktyczny: o ile obserwator do
mnie analogiczny znajduje si w sferze o rednicy 3584 (6 x 512 jednostek i
plus 512, rozmiar mojego pola jako sidma wielko w tym liczeniu), mog wic
(w najlepszych warunkach) sprbowa poszukiwa bliniaka w rozumie, to obszar
potencjalnie do spenetrowania najbardziej zasadny. dalej trudniej dotrze i
szansa trafienia na pobratymca mniejsza. a w przypadku bytowania w gorszym
przedziale nieskoczonoci, ograniczenia wzrastaj "do potgi". najpewniej
"jako wywiedliwym" i jako "strawnym" jeszcze "praktycznie" stanem bdzie
wielokrotno 1024. czyli maksymalnie byoby to 8 x 1024 = 8192, a zupenie
ju skrajnie i maksymalnie 16 x 1024 = 16 384. na nic wikszego, jako zakresu
zalenoci w rozumie, moje postrzeganie Ewolucji si nie godzi. e "dalsze"
od tak wyliczonego bdzie, to prawda, tylko co z tego? to ju jest zliczanie
nieskoczonoci, a nie opis Fizycznego dziaania na siebie wydarze. zakres
16 384 mog jeszcze posdza o jaki "wpyw" na tutejsze "procesy, ale poza
tak sfer przyszoby mi to ju z trudem. koniec.
565
- wniosek
- rozum w Kosmosie
- ( ? )
zapisaem kilka stron zastanawiajc si, jak-gdzie-kiedy rozum w Kosmosie
moe zaistnie i co to dla niego wynika. sw pado wiele, ale wniosek jest
raczej jednoznaczny i "przykry": to "rzadki przypadek". i uycie w zapisie
znaku umownoci jest wielce zasadne, to rzeczywicie, w logicznej analizie
zagadnienia, "przypadek" cho konieczny, musi wystpi w nieskoczonoci.
dla mnie, zaistniaego obserwatora, to nie jest przykry wniosek, trudno nawet
w takiej konwencji to ocenia bo wanie istniej. jednak, tak obiektywnie,
tak a "do spodu", to faktycznie poruszajcy wniosek. jeeli ju na poziomie
pola-wszechwiata rozumna struktura jawia si jako fakt, delikatnie mwic,
szczeglny i punktowo zlokalizowany to w Kosmosie, w odniesieniu do skali
nieskoczono-wiecznej, "punkt" okazuje si rwnie "Punktem", i to w ramach
caego jednego cyklu Kosmicznego. a to ju mao bardzo mao niebywale i
wicej mao. a do tego przecie nie ma adnej pewnoci, e w kadym cyklu co
takiego si pojawi. moe ale nie musi.
dlatego, jeeli miabym w tej chwili i w oparciu o to, co udao si z analizy
ewolucji i Ewolucji wyprowadzi, gdybym mia podsumowa obraz, ktry wyania
si dla rozumu z analizy nieskoczonoci i wiecznoci, to powinienem szczerze
powiedzie, e cho jest to obraz niewtpliwie logicznie bardzo ciekawy, dla
filozofa nawet ekscytujcy (bowiem czy w sobie wszelkie wystpujce do tej
chwili, jako oddzielne czy wrcz sprzeczne, nurty mylowe) jednak zarazem
jest to fizycznie-Fizycznie szkic niezwykle pesymistyczny. moe nie cakiem
przygnbiajcy, bo istniej, ale trudno mi si doszuka w nim optymizmu. i
to nawet przy uwzgldnieniu, jak powiedziaem, e nie powinno si go ocenia
z emocjonalnego punktu widzenia. jestem bytem zbudowanym "z wody i marze"
(i emocji), wic tak oceniam swoje otoczenie (blisze, dalsze - i Kosmiczne).
ale nawet, kiedy to odrzuci, to i tak obraz jest "poruszajcy". powtarzam,
jest ciekawy, jeszcze mocniej wie rozum z Kosmosem i Ewolucj, z jej bardzo
szczeglnymi warunkami (rodka). i wie tak mocno, e jest to dla mnie wrcz
zaskakujce, nie spodziewaem si tego. zalenoci s tak gbokie oraz tak
istotne, e praktycznie nie mona w innym rejonie oczekiwa i poszukiwa bytu
rozumnego. rodek, i tylko rodek. - i dlatego, i przez to jest to obraz tak
pesymistyczny. poniewa owe szczeglne warunki dla zaistnienia rozumu musz
zaistnie, po pierwsze (wymieniajc w kolejnoci i wanoci nastpowania),
na/w poziomie Kosmosu, po drugie pola-wszechwiata, po trzecie galaktyki, po
czwarte ukadu planetarnego, po pite globu, szste biologii, sidme gatunku,
sme osobnika... itd. - a przecie wymieniem tylko te, ktre narzucaj si
w takiej wyliczance jako gwne, jednak wane s wszystkie "ogniwa" acucha,
wszystkie od najmniejszego z najmniejszych po najwiksze z najwikszych. eby
mona byo mwi ebym mg mwi, e istniej, tu s konieczne wszystkie
skadniki i poziomy.
o ile jeszcze na poziomie o stopnie niszym, w zakresie pola-wszechwiata,
wydawao si to zdarzeniem z pogranicza niebywale maego, wyjtkowego, ale
jednak koniecznego wyjtku, to przez kolejne przesunicie tej granicy, teraz
a do skrajnego, maksymalnego punktu w nieskoczonoci-wiecznoci (bo tutaj
"granic" jest wanie nieskoczono-wieczno) to w takiej skali "fakt"
zaistnienia mylcej grudki materii staje si jeszcze mniej moliwym, znikomo
maym. praktycznie a nie potrafi odnale waciwego sowa, eby odda ten
poziom wyjtkowoci podobnego zdarzenia. e to nie jest zero, e to "wyjtek
konieczny" w Kosmosie i e musi zaj - wszystko prawda. tylko ta skala...
kiedy umieszczam si w takiej perspektywie, po prostu trudno nie zaduma si
nad Kosmosem - wszechwiatem sob.
dlatego do koca sam nie wiem, czy to jest optymistyczne zobrazowanie tego
Wszystkiego bo istniej, czy odwrotnie, pesymistyczne - bo istniej.
566
- Kosmos
- nieskoczono i wieczno
- jednostka "512" i "1024"
przyznaj, e ten bardzo wany punkt analizy powsta oraz pojawia si w tym
tekcie jako skutek "ogldania" dopiero co zapisanej liczby odnoszcej si
do wielkoci cyklu w ramach Kosmosu. po prostu z emocjonalnego punktu widzenia
wielko 837 632 jednostek dla takiego cyklu nie wydawaa si jeszcze stanem
penym, i to pomimo, e na jej pocztku znajduje si zasadna Ewolucyjnie i
kwantowo wielko 8. a wrcz szczeglnie dlatego szukaem jej dopenienia
do wielkoci 16, czyli do podwojenia. to nadal nie jest nieskoczona liczba,
jednak robi wraenie. a wnioski, ktre z takiego "spekulowania" wielkociami
pyn, s wane i bardzo wane, a do tego interesujce.
oto mam po takim podwojeniu liczb o wymiarze 1 675 264, czy to czego nie
przypomina, czy nie wydaje si ta wielko peniejsz od 837 632? przecie
tak dokonane podwojenie tworzy liczb bardzo przypominajc jednostk, ktra
obrazuje pole-wszechwiat (pole w postaci dwustronnej jako "czas" 1024). tyle
bowiem przechodzi cznie ewolucja generalnie ze strony na stron, pomimo e
zewntrznie dzieje si to i Fizycznie wyglda na stan 512 jednostek liczenia.
Fizycznie, w obserwacyjni zewntrznej pola-wszechwiata, mam wielko 512,
ale czas istnienia zmiany to 1024 jednostek. mwic inaczej, ewolucja pola
ma "rozmiar" jednoczenie 512 i 1024 jednostek. i s to do siebie wielkoci
wzajemnie odniesione, opisuj to samo pole-wszechwiat, s tym samym polem.
to jest jedna, ale dwudzielnie (ewolucyjnie) pojmowana wielko oznaczajca
to samo. pole energetyczne zawsze jest jedno i to samo, ale jego postrzeganie
i pojmowanie uzyskuje dwa punkty analizy, raz w ujciu nastpczym, i tu mam
1024 jednostek, drugi raz Ewolucyjnym, a tu mam pole-wszechwiat jako stan
zewntrzny 512 jednostek. powtarzam te ustalenia, bo s wane w tym miejscu,
to nie s ani inne, ani oderwane od siebie wielkoci, obie cznie opisuj
i oddaj to, co rozumiem pod pojciem "pola-wszechwiata".
kiedy analizuj ewolucj pola-wszechwiata, ustawiam raz punkt obserwacyjny
zewntrznie, drugim razem wewntrznie, jednak aktualnie i w tym przypadku oba
punkty obserwacji musz uywa jednoczenie. dlaczego? poniewa wielko 512
i wielko 1024 uzyskuj z obu punktw obserwacji. "widzc" w Kosmosie pole
energetyczne o tak szczeglnych cechach (symetryczne oraz harmonijne), widz
rozcigajce si na dystansie 512 jednostek wydarzenie o stabilnej zmianie
wewntrznej i stabilnych w dugim okresie postrzegania "gabarytach", widz
"ciao" ewolucyjne, ktre ma 512 jednostek "wzrostu", i ono moe mi suy
za wzr do skalowania nieskoczonoci ("przestrzeni absolutnej"). - ale mam
zarazem postrzeganie wewntrzne, rwnie aktualne i pewne, i jednoznacznie
informujce, e proces przechodzenia ze strony na stron trwa 1024 jednostek,
e tyle trwa czas "ycia" pola. na/w brzegu analizy oba punkty obserwacji i
wnioskowania si zbiegaj, i tak wanie mam tym razem. - pole-wszechwiat
istnieje wewntrznie 1024 jednostek dlatego, e wpierw tworzenie si stron
trwa po 512 jednostek, tyle samo Fizycznie jednostek ma kada z nich ale
rwnie obie razem maj 512 jednostek, tylko e po zsumowaniu daje to proces
czny o wymiarze 1024 jednostek. czyli nawet wwczas, kiedy jedna strona pola
cakowicie si "zuszczy" i oddali, to cigle mam jeszcze 512 jednostek w tym
punkcie Kosmosu, ewolucja pola tak dugo jeszcze trwa, cho to ju przedzia
niegocinny. co wewntrznie nie nadaje si do uytku, bo brakuje caej strony,
to w obserwacji zewntrznej nadal i cigle ma wielko (rozmiar) 512, tyle
jeszcze czasu proces si toczy. Fizyczna wielko 512, jako proces nastpczy
przebiega przez 1024 jednostek.
mwic inaczej, musz w tej chwili postrzega oraz zastosowa zaproponowan
jednostk nie w postaci "512" czy "1024", ale w ich cznym stanie, wic jako
liczb o szczeglnym zapisie "512-1024", to jest jedna liczba. - oznacza to
samo, tylko punkt odniesienia si zmienia.
569
- nieskoczono-wieczno
wniosek? jednostka Kosmosu, ktr wyznaczyem dla nieskoczonoci w postaci
512, musi zosta podwojona. ale... ale w ramach tego wniosku jednoczenie
musz zaznaczy, e zabieg podwajania nie jest przeprowadzany dla parametru
nieskoczonoci ale dla wiecznoci, dla "czasu absolutnego". dokadnie tak.
dokonane podwojenie, uzyskana wielko jednostki liczenia nie ma ju adnego
przeoenia na "dystans" w Kosmosie, bowiem tu jednostk pozostaje 512, ale
na "czas istnienie" jednostki, a ten trwa 1024.
mwic inaczej - "512" to jednostka nieskoczonoci, a "1024" to jednostka
wiecznoci.
co mi to daje? po pierwsze i wane - jedno. na kadym poziomie pojciow
jedno. jeeli kiedy zapisaem, e Kosmos to nieskoczono-wieczno, to
w tym momencie, ju liczbowo (matematycznie), uzyskuj tego potwierdzenie i
dopenienie, mam ten sam rezultat, tylko "sowo" jzyka opisu si zmienia.
Kosmos jest kwantem logicznym i maksymalnym logiki, ale jest procesem, stanem
dwudzielnym, dwustronnym Ewolucji - i to musi posiada odbicie w kadym do
takiego "obiektu" zastosowanym pojciu, inaczej popadam w sprzecznoci. - po
drugie, co rwnie bardzo wane, a dla mnie w tej akuratnie chwili analizy
szczeglnie mocno poruszajce, mam Kosmiczny acuch, krg Ewolucji. dokadny
i maksymalnie rozcigajcy si pomidzy stronami Ewolucji proces Fizyczny.
nigdzie adnej przerwy, niecigoci (logicznej oczywicie), zaskakujcego
faktu czy "co podobnego" wszdzie jedno.
dlaczego? prosz uwzgldni zasadniczy tutaj fakt, e kiedy proces przechodzi
w Kosmosie, w ramach cyklu 0-8-0, ze strony na stron, to Fizycznie, czyli w
"ramach" nieskoczonoci, to przemieszcza si tylko w tej nieskoczonoci i
nigdzie "dalej" nie ucieka (bo adnego "dalej" nie ma). a wic mija Ewolucja
strony, przechodzi i przenika stron drug. ale co pierwsz, co drug stron
w tym "zdarzeniu", to nie ma tu znaczenia, proces w opisie Fizycznym biegnie
identycznie, jak to byo dla pola-wszechwiata i fizyki: strony na siebie si
nakadaj i dopeniaj. skala inna, ale zasada ta sama. - kiedy wic proces
dochodzi do punktu osobliwego, np. "8", i kiedy rozpoczyna si etap kolejny
(od "8" do "0"), oznacza to, e zaczyna si w pocztkowym punkcie osobliwym
cyklu "zanikanie" tej strony ("0", pocztek wyrnionego cyklu). po prostu i
zwyczajnie i krokami kwantowymi ta strona "znika", przechodzi do "historii"
Kosmosu.
ale, zwracam szczeglnie na to uwag, jednoczenie, "w tym samym momencie"
procesu, jako jego dopenienie, i to bez jakiejkolwiek przerwy czy zawahania,
najwyej-najmniej o jeden kwant logiczny dalej, zaczyna si ju tworzy cykl
nastpny, tworzy si ju kolejna strona. ale tym razem jest to cykl "8-0-8".
zakoczeniem strony wyznaczonej przez mnie jako druga jest punkt "0", jednak
kiedy pierwsza jest w zaniku, tworzy si jednoczenie w tym liczeniu strona
"trzecia", ktra nie jest faktem trzecim, ale dopenieniem, uzupenieniem w
Procesie braku, ktry powstaje po zaniku pierwszej. - podkrelam, tu nie ma
stanu braku strony procesu, bowiem kady brak po jednej oznacza dopenienie
przez drug to jest "koo Kosmicznego cyklu". Fizycznie mam zawsze-i-tylko
dwie strony procesu, ale logicznie jest to nieskoczono-wieczne zamienianie
si stron Ewolucji w Kosmosie. idealne, cige, bezkresne w przestrzeni oraz
w czasie wymienianie si stron. w tym Procesie koniec jednego cyklu oznacza
pocztek nastpnego, nigdy przerwy czy inny rytm. poniewa jest to zawsze i
"tylko" jednostka, Kosmos, przejcie pomidzy stronami dokonuje si tylko w
tym "ukadzie" i zawsze tak samo, od osobliwoci do osobliwoci doskonay
okrg procesu. e jednostk liczenia jest tu 512-1024 miliardw lat? fakt,
ale to w niczym nie zmienia tego obrazu, a nawet go podkrela. mam na kadym
poziomie jedno Ewolucyjn, dwuelementow jedno logiczn.
Kosmos nieskoczono-wieczno prnia-energia zero-jeden (0-1)
512-1024 ja.
570
- Kosmos
- wielko cyklu
- pytanie
po takim opisie Kosmosu, przy odwoywaniu si do jego cech, musi si pojawi
zastrzeenie, musz je w tym miejscu poczyni, sprawa jest wana. - jednak,
zanim do niego przejd na kolejnej stronie, trzeba zada jeszcze jedno, take
wane pytanie: czy w tak "opisanym" Kosmosie, ktrego "skadnikami" s stany
nieskoczone i wieczne, a Ewolucja przebiega jako realizowanie si rytmu w
postaci 0 8 0, mog by wiksze cykle? to znaczy, mwic inaczej, czy w
logicznym ujciu, w ramach tej nieskoczonej prostej (na/w niej), przy tak
zaznaczonych przedziaach wydarze w ramach poszczeglnych etapw, czy mona
wyznaczy jeszcze wiksze cykle? czy jest co wicej, jakie "super epoki"
Kosmiczne, czy jakby to nazwa?
odpowied jest jednoznaczna: nie.
dlaczego? poniewa opisany rytm musi by ostatnim. logicznie jest "Procesem"
jednostkowym, ostatecznym, fundamentalnym, najbardziej dla Ewolucji skrajnym
- "absolutnym". to opis zmiany, ktra nie ma adnego - wicej, nie musi ju
posiada adnego innego (wyszego) dopenienia. to stan wieczny, nieskoczony,
niepodzielny, samoistny.
w obrbie ewolucji taki cykl pola-wszechwiata rwnie jest kocem liczenia,
a z tej analogii czerpaem gboko i pilnie przechodzc wyej w analizie (nic
innego przecie nie mam do dyspozycji). jednak w tym przypadku dopenieniem,
"wyszym" poziomem postrzegania wobec zmian zachodzcych w polu by wanie,
musia by nieskoczony-wieczny (i konieczny) byt, tu okrelony jako Kosmos
czyli logiczna stao i niezmienno. ale do tego "bytu" dodatkw ju nie
ma, wyej czy obok niczego wicej nie ma. dlatego tu si koczy rytm zmian
i wszelkie analizy rzeczywistoci. zmienno, lokalno, chwilowo zdarze
w obrbie pola-wszechwiata wskazuje na konieczno Kosmicznej staoci oraz
jednej reguy i niczego wicej ani potrzeba, ani opracowa mona.
Fizyka Kosmosu w ujciu kwantowym jest jednoznaczna, tu rytmy Ewolucji (oraz
ewolucji) si rozpoczynaj, tu maj swoj "pierwsz przyczyn" ale take,
co wane w tej analizie, tu si kocz. krg, krenie energii jest wieczne
i nieskoczone (wieczno-nieskoczone), ale na tym "poziomie" ten "okrg" si
zamyka. nic wicej ju nie wystpuje. - w ramach nieskoczonej prostej jest
tylko (czy a) nieskoczone tego rytmu powtarzanie (powielanie), doskonae
powtarzanie. ta "melodia" nigdy si nie koczy - i nie ma innego "zapisu".
"nuty" s zawsze te same, a "odgrywana melodia" ta sama. tylko, tak to si
skada, "obsada" si zmienia i kadorazowo jest inna. tak mniej wicej i plus
minus raz na 418 816 (837 632 - 1 675 264) spektakli. ale nawet i to nie jest
pewne...
nawiasem i przy okazji, skoro ju poszo w sformuowaniach w "rejony brzegowe"
i mocno fundamentalne, sowo o sposobie analizowania, stosowania poj. bd
jeszcze do zagadnienia wraca, ale tu musi pa stwierdzenie, e nie ma przez
wieki (i tysiclecia) bdnego postrzegania wiata - czy Kosmosu, jak w tym
przypadku. i to w dokadnie jego cechach. zwracam na to wag w kontekcie co
dopiero zapisanego o braku moliwoci "wyszego" rytmu. przecie wszelkie tu
zaprezentowane odniesienia, to nawizanie do ustale idcych od zawsze, tu
nic si nie zmienia. owszem, inne niekiedy sownictwo, dodatki odwoujce si
do ustale fizyki, ale obiektywnie nic nowego. my, czowiek, od kiedy w niebo
patrzymy i widz gwiazdy, znam(y) prawd. ilo szczegw si zmienia,
moje (obserwatora) spojrzenie siga dalej, ale to zawsze to samo i tak samo
jest opisywane, nic nowego pod socem. cho, fakt, jakby janiej wok. ale
czy abstrakcje kwantowe (kwanty), czy filozoficzne pojcia (lub religijne),
jeeli analiza dotyczy wiata i jest prowadzona poprawnie (a inna by nigdy
nie moe) wiem, jak to Wszystko wyglda i funkcjonuje. mog gubi si na co
dzie w szczegach, ale prawd znam. i dlatego jest to tak ciekawe.
571
- zastrzeenie
- wyjanienie
dla spokoju sumienia, ze wzgldu na ostrono procesow - musz poczyni w
tym miejscu zastrzeenie wzgldem "wizji" Kosmosu, ktr przedstawiem wyej
i do ktrej si dalej bd odwoywa. zastrzeenie wobec potencjalnego, ale
wielce prawdopodobnego zarzutu, e jest to by moe utosamienie, a na pewno
przeniesienie ustale z pola energetycznego na Kosmos. co skutkuje tym, e
zakres ju niewtpliwie "inny" postrzegam analogicznie do tutejszego wiata,
e jeden obraz tak mocno mi si narzuca w myleniu, e do niego, chcc nie
chcc, dopasowuj opis Kosmosu. itp.
fakt i prawda, korzystam z analogii pola-wszechwiata, zaznaczaem to mocno,
wielokrotnie i czyni to wiadomie. co wicej, mwiem, dlaczego to czyni:
bo nie mam nic innego pod rk. a po drugie, pole jest pochodn Kosmosu, wic
mam prawo i musz tak czyni.
po kolejne, zrobiem to w stopniu takim, jak potrafiem. czy jest tutaj bd?
nie wykluczam. ale uwaam, e mao prawdopodobny. przecie to dowodzenie nie
jest logiczne skomplikowane (skoro ja mogem to zrobi, to na pewno nie jest
a bardzo skomplikowane), dlatego mona je byo przeprowadzi krok po kroku,
a te s kroki wzajemnie logicznie cile powizane. - a co wicej jeszcze,
znane przez wieki, jak wspomniaem. zrobiem to ani pierwszy, ani zapewne te
ostatni (tu zawsze jakie szczegy mona doda), ani oryginalnie. - wicej,
brak oryginalnoci mona w tym przypadku poczyta za wspuczestniczenie w
tym idcym przez tysiclecia zmaganiu si z opisem otoczenia. a skoro wynik
jest podobny do uzyskanych przez innych opisywaczy, mam podstawy uwaa, e
postrzegam otoczenie podobnie i e nie "zakrcio" mn tak, e nie nie musz
woa, e "tym gorzej dla faktw", kiedy one si nie zgadzaj z ustalon na
drodze abstrakcyjnej mechanik elementw. jestem w zbiorze podobnych uj,
wic mog powiedzie, e "co jest na rzeczy".
eby podeprze ten argument przynaleenia do zbioru, odniesienie do innego
zakresu opisu otoczenia i aby nie byo nudno, tym razem do filozofii religii.
oto lokalny system wierze, w oparciu o swoje "wiekowe" ujcia, ale zawsze
w odwoaniu si do wiata, "wyprodukowa" pojcie "trjcy". oczywicie tylko
na poziomie sw i budowanych obrazw, to czysta mitologia, a do tego tworzy
"szkic" na poziomie dziecka w przedszkolu. ale, pytanie, czy na najgbszym
poziomie to bzdura? ot nie. jeeli to pojcia odnios do wzajemnych relacji
Kosmosu, czyli niezmiennego bytu i logicznej jednoci - wszechwiata, czyli
bytu podporzdkowanego oraz chwilowego, ktry ponownie wejdzie w cykl zmian
w innym ju "wcieleniu" i do "niematerialnej" reguy, ktra to wszystko ze
sob integralnie czy, to przecie otrzymuj w ten sposb fundamentaln i
Fizycznie prawdziw tre abstrakcji. moe autor stosujcy pojcia otrzyma
dziwaczne na powierzchni zobrazowania, ktre miesz lub powoduj wzruszenie
ramion, ale gboko jest tre. e Fizyczna-fizyczna, e zawsze materialna
to prawda, ale to tylko podkrela zalenoci. i pozwala mi powiedzie, e i
moje (przywaszczone) kwanty rwnie oddaj fakty i prawd. owszem, na skraju
Ewolucji, w zakresie nieskoczonoci i wiecznoci, operuje si rozumowi do
trudno, jak w kadym zreszt brzegowym zakresie, ale wyniki s, powtarzam,
moim zdaniem wywiedzione poprawnie. a e zaskakujce? to sam podkrelam oraz
tego dowiadczam.
po kolejne, wynik rozumowania dla tej skrajnej skali, pomimo emocjonalnych
"zawirowa", jest przecie zgodny z kadym wypowiedzianym wczeniej sowem,
obraz po prostu si zgadza. pasuje do caoci, jak i do kadego elementu tej
caoci. nie tylko w ramach tutejszego zapisu, ale wobec dowolnego jzyka
dookrelajcego otoczenie. e inaczej to sobie wyobraaem - to mj kopot,
Ewolucja, jak wida, takich "kopotkw" nie ma. spokojnie przebiega. e nieco
duej, a jednoczenie krcej od tego, co si w gowie roio trudno. musz
z pokor przyj ten rezultat. - ale i tak z emocjami...
572
- nieskoczono
- logika nieskoczonoci
"nieskoczono" to pojcie maksymalne, brzegowe, dlatego do zdefiniowania
trudne. intuicyjnie jest atwo przyswajalne i konieczne, kiedy jednak wymaga
doprecyzowania, zaczyna si wymyka analizie i staje si nieostre. bezkres
(inne okrelenie nieskoczonoci) to logicznie konieczne dopenienie "maego",
najmniejszego z najmniejszych. jeeli po jednej stronie w analizie pojawia
si fakt najmniejszy, to zupenie naturalnie musz wprowadzi, na zasadzie
dopenienia i przeciwiestwa, stan, zakres, pojcie odnoszce si do czego
najwikszego z najwikszych najmniejsze wymusza najwiksze. i jednoczenie
musi to przybra form, "posta" "czego" nieskoczonego, bez granic bez
moliwoci wyznaczenia w jakikolwiek sposb tzw. kresu (jego zaobserwowania).
wszelkie ograniczenie jest bowiem zaprzeczeniem nieskoczonego.
przy czym, do czego si jeszcze odnios w sposb specjalny, psychologicznie
nawet "bezkres" jest "faktem" ograniczonym - poprzez sam swoj nazw. mona
to okreli jako paradoks, ale umys tworzc pojcie nieskoczonoci, czego
bez kresu, stosuje w analizie fakt skoczony, sowo, pojcie, jest przecie
elementem jzyka. i dlatego, cho kodowana w abstrakcji gboka tre jest
bez kresu, to jednak przenoszce ow tre realne sowo jest jak najbardziej
ograniczone. a to wytwarza wiadome lub niewiadome podejcie u obserwatora,
e mona "uchwyci" nieskoczono "w caoci". i ma to swoje konsekwencje.
ale analiza nieskoczonoci nie moe pobiec tak prosto, posiada swoje ukryte
niedocignicia, zwaszcza w odniesieniu do kwantw oraz Kosmosu. na takim
poziomie analizy nieskoczono wymaga i domaga si zdefiniowania gbokiego,
musz wic wprowadzi do mylenia i opisw "logik nieskoczonoci", bez tego
dalej si nie posun, a to "dalej" jest wane. dlaczego? poniewa opisanie
Kosmosu i zrozumienie procesw w nim zachodzcych nie "zamknie" si bez tego,
kiedy pomin to zagadnienie, po prostu caociowy opis si nie powiedzie. oczywiste i zrozumiae, na tym etapie moe to by tylko w formule zgrubnej,
jako zasygnalizowanie dylematw, przecie nawet nie pretenduj do zgbienia
wiecznoci. ale jednoczenie (i szczerze) nie uznaj, e musz przed takim
pojciem okaza swoj bezradno i odpuci (jakim tam z wizjami). tak nie
jest, mam pewne podstawy, eby analiz poprowadzi i co ciekawego wywie z
niej. bezkres to niewtpliwie uyteczne i konieczne pojcie, ale rwnie do
opisania moliwe.
kiedy siga myl na poziom nieskoczonego Kosmosu, a w tym punkcie analizy
jest to koniecznoci, od razu nasuwa si uwaga i wniosek, e jest to pojcie
nie tylko brzegowe z definicji, ale przede wszystkim nieostre. w odbiorze, co
podkrelam, nie w sensie logicznym. nieostre dlatego, e kojarzy si od razu
z wielkociami dowolnymi - ja przynajmniej tak to odbieram "na pierwszy rzut
myli" (a poniewa rejestruj podobne zachowania u innych, mog podejrzewa,
e to czsta przypado). pojawia si w odczuciu, wydaje si e powszechnym
(co oczywicie wynika z faktu braku gbszych analiz nieskoczonoci na dzie
obecny), tworzy si obraz-wizja, e nieskoczone to co jednoczenie dowolnie
wielkiego, nieogarnite, stan, ktrego nie mona i nie sposb zdefiniowa i
w ktrym moe si wszystko zdarzy. w takim odbiorze nieskoczono, czyli
"co maksymalnie wielkiego", to stan dowolny, nieskoczony = dowolny. a to
prowadzi do fundamentalnej sprzecznoci logicznej, o czym za chwilk.
po drugie, pojcie "nieskoczono" odnosi si do rnych parametrw, a take
elementw, praktycznie wszystkich w maksymalnym ujciu. czy to bdzie masa,
prdko, gsto, obszar - nie ma znaczenia, w ujciu maksymalnym w kadym
z nich pojawia si nieskoczona warto. i znw mona mwi o sprzecznociach.
nie w tym, e s stany najwiksze z moliwych w takim konkretnym parametrze,
bo one oczywicie s, ale takie dziaanie nie ustala ani samego badanego faktu
i jego parametru, ani tym bardziej nieskoczonej wartoci. dlatego, eby te
zmieszania nazwa i rozdzieli, niezbdna jest logika nieskoczonoci.
573
- nieskoczono
- punkt "8"
pytanie: czy w nieskoczonoci moe zaistnie punkt "8", czyli maksymalne i
pene zbiegnicie si Energii? ten dylemat wymaga osobnego potraktowania, bo
pomimo powiedzianego, e moe, nie jest to jednoznaczne i pewne. zwaszcza w
odniesieniu do wspomnianego "naturalnego" (powszechnego na dzi) pojmowania
bezkresu jako stanu nieograniczonego, dowolnego. czy w skali nieskoczonej
moe zaistnie punkt, tutaj zdefiniowany jako "8"? a to pytanie wie si z
drugim: czy energia w Kosmosie moe uzyska posta jednostki, czy skadnik
Ewolucji "w caoci" moe zbiec si do jednostki?
zagadnienie, niewtpliwie ciekawe logicznie, w odniesieniu do postrzegania
aktualnie rozpowszechnionego nieskoczonoci, jawi si jako sprzeczno a
przynajmniej na pierwszy rzut oka. dlatego, e w tym ujciu nieskoczono
ma zawsze wanie nieskoczone "zasoby". dlatego kady wyrniony "fakt", w
ktry wpisuj nieskoczon ilo elementw, rwnie moe-musi by dopeniony
nieskoczon iloci podobnych do siebie faktw w iloci nieskoczonej. e to
prowadzi do zaptlenia, take do logicznych paradoksw, podkrela nie musz,
temat jest znany od dawna i utrudnia analiz. w tym ujciu przypadek punktu
"8" staje si nie tylko kontrowersyjny, ale niemoliwy do zrealizowania si,
bowiem na kady tak wyrniony punkt przypada nieskoczenie wiele podobnych.
wspomniaem, e prowadzi to skrajnej sprzecznoci, w ktrej na jedno miejsce
w Kosmosie przypada dowolna, nieskoczona ilo elementw. w tym ujciu punkt
"8", maksymalne zbiegnicie energii w jednostk, to jawi si tylko i zawsze
jako lokalne wyrnienie cyklu, jednego z nieskoczonych.
czy wic sprzeczno fundamentalna? nie. - zwracam uwag, e w podejciu do
tego zagadnienia, ktre dzi obowizuje, tym "naturalnym", tutaj rwnie stan
w postaci jednego kwantu energii, ktry "zawiera" w sobie cao elementw w
Kosmosie, to take jest moliwe. kiedy traktuj nieskoczono jako miejsce,
w ktrym moe wszystko si zrealizowa, gdzie nie tylko nie ma ograniczenia
iloci elementw energii, ale nie ma barier dla kreatywnoci i pomysowoci
Ewolucji to w tak pojmowanym Kosmosie rwnie nie mog, nie mam podstaw do
odrzucenia zbiegnicia si energii nieskoczonej w punkt zbudowany z takiej
nieskoczonej iloci. jak wszystko jest moliwe, to rwnie i taka sytuacja.
albo nieskoczono jest dowolnym stanem i zawsze mam do wyrnionego faktu
(jednostki czy zbioru) dopenienie w postaci rwnie nieskoczonej, albo s
ograniczenia.
zasadniczym paradoksem, ktry wynika z powszechnego postrzegania wiecznoci
i nieskoczonoci, jest owo dopenienie do wyrnionej struktury otoczenia w
postaci nieskoczonej. nieskoczono w tym ujciu nie to, e si sumuje czy
potguje, ale wzrasta nieskoczenie. czyli na dowolnie wyznaczony fakt mam w
Kosmosie nieskoczon ilo dalszych faktw, zawsze dodatkiem jest zakres o
nieskoczonej (w praktyce dowolnej) iloci elementw. - tylko e to tworzy
wewntrznie sprzeczny tok rozumowania w odniesieniu do Kosmosu. dlaczego?
przecie mam drug skrajn moliwo uoenia si elementw w bezkresie, wic
na moim schemacie zmian Ewolucyjnych punkt "0", maksymalne rozoenie kwantw
w postaci 0101010101... jeeli przyjmuj, e dowolny fakt posiada otoczenie
zbudowane z nieskoczonej iloci elementw, to w takim ujciu kady punkt w
nieskoczonoci jest zajmowany przez nieskoczony zbir jednostek (co by tak
jednostk nie byo). a przecie, o ile uoenie si energii nieskoczonego
Kosmosu w stan jednostki (sumujcej w sobie cao elementw) wydaje si do
nietypowe w ujciu powszechnym, to rozoenie rwnomierne odwrotnie, ma si
zupenie naturalnie, niczym szczeglnym si nie charakteryzuje. ot, tak si
potoczyo, e w nieskoczonoci wszystko si naprzemiennie rozoyo, to musi
zaj. i nie ma sprzecznoci dla takiego spojrzenia z dopenieniem w postaci
nieskoczonej, przecie w nieskoczonoci wszystko si moe trafi, rwnie
maksymalne uporzdkowanie.
577
- Kosmos
- "stan chwilowy" "stan historyczny"
dlaczego wic powszechne postrzeganie i pojmowanie wprowadza w nieskoczono
"nieprzeliczalno" rozumian jako dowolno? wspomniaem, psychologia, to
z jednej strony oraz niemono rozgraniczenia Procesw Ewolucji. przecie
nie miabym adnych moliwoci uporzdkowania tego zagadnienie, gdybym w ten
poziom nie wprowadzi zewntrznego logicznie, a mi bliskiego na co dzie i
std wywiedzionego rytmu zdarze. nieskoczono bez narzucenia podziau na
dwa skadniki, a w efekcie i Ewolucji, jest nie do zinterpretowania, nie ma
fundamentu dziaania. rytm kantowy to umoliwia wicej, to jedyna droga do
opisania Kosmosu (nieskoczonoci-wiecznoci).
zgoda, to jest fundament operowania na/w tym poziomie, ale dlaczego ujcie
"naturalne" nie dostrzega jego zoonoci? banalna sprawa, poniewa operuje,
i to jednoczenie (co podkrelam) ujciem nieskoczonoci (czy Kosmosu, czy
wiecznoci, czy czegokolwiek w takim zakresie) operuje sum uj w "czasie
absolutnym" i "przestrzeni absolutnej oraz "czasem chwilowym" i "przestrzeni
chwilow" Kosmosu. to jest odpowied.
po prostu, kiedy nie mog w proces jednolity wprowadzi rozgraniczenia na
kolejne cykle, kiedy jawi si wic on dla mnie jako jednolity (i jest wwczas
dla mnie takim) kiedy "widz" Kosmos jako jeden i mam jedn nieskoczono,
to nie mog powiedzie, przyj, a dalej operowa pojciem, e to jest stan
dwudzielny, dwuelementowy i tym samym ostro zdefiniowany. dostrzegam jedno,
ktra "rozciga si" z nieskoczonoci do nieskoczonoci - a wieczno to
wszystko dopenia. i problem. i na jeden punkt w nieskoczonoci mam zawsze
nieskoczon ilo elementw. itd. zaptlenie si pojawia, dylematy, ktre
zdaj si niebotyczne (nieskoczone, to dobre okrelenie w tym przypadku),
a rozum analizujcego popada w drgawki (czasami "wizje", z ktrych takie-tam
rne byty-niebyty wya). - to nie jest moe nadmiernie i z uszanowaniem
wyraona myl w tej chwili (ktra przez wieki si przewijaa), ale pokaza
chc, e kiedy brak metody do "przecicia" dylematu, to rodz si demony
kiedy rozum oddaje pole (nieskoczone) w pacht "wizjonerom", to wya rne
"ciemne moce" i podobne logiczne straszyda. eby to.
ech, znw mnie "zarzucio", ale przecie sprawa jest jest oczywista. analiza
Kosmosu (nieskoczonoci) bez rozgraniczenia na "stan chwilowy", jedn, ale
nieskoczon "warstw" oraz tego dopenienie ponad "czasem i przestrzeni"
w formie zoenia takich "chwil" (stanw "teraz" Kosmosu), bez tego nie mam
nigdy szansy nieskoczonoci zrozumie. summowanie w jedno stanw "przed"
i "po" to automatycznie wprowadza "nieskoczony czas" Kosmosu, w dziaaniu
takim ("pionowym", "przekrojowym" przez Kosmos) rzeczywicie na jeden punkt
przypada nieskoczenie wiele elementw. przecie, przypominam, przez punkt
mog przeprowadzi nieskoczon ilo prostych ale nie jednoczenie! kiedy
"widz" to jako jako jedno, w taki punkt "wpycham", dodaj do niego to, co
jest Wszystkim. i mam, jak dla fizykw pocztek wszechwiata, jedno punktu
o nieskoczonych rozmiarach. i mam tym samym koniec analizy. bo jak wyj z
punktu, ktry jest nieskoczonoci-wiecznoci?
ot wyjcie jest tylko jedno i jedyne: podzia Kosmosu na etapy, cykle i
to w skali kwantowej. mam "warstw chwilow", stan "teraz", ktry jest, co
zrozumiae, "poziomo" nieskoczony, ale to "stan jednostkowy" tylko "on" w
tej chwili jest, nic poza-nad-obok. ale jego dopenieniem jest "pion", suma
kolejnych, nastpujcych po sobie logicznie i w uporzdkowaniu "etapw, te
poziomo nieskoczonych ale budujcych, dodajcych si do historii Kosmosu,
dodajcych si jako "sekunda" do "yciorysu" Kosmosu. raz mam "nieskoczono
chwilow", a raz "nieskoczono historyczn". jeeli w analizie zachowam tak
potrzebn staranno i tych uj nie pomieszam, a zarazem bd je postrzega
cznie, to uzyskam poprawny obraz. i adne dylematy nie bd wwczas dla
mnie straszne. ale musz o tym wiedzie, pamita i stosowa.
579
- nieskoczono
- przez wieki (kilka sw odniesienia)
w tym momencie, co zrozumiae, musi pojawi si koniecznie (choby w rozmiarze
jednej tylko strony) odniesienie do analizy pojcia "nieskoczono", ktra
przebiegaa przez wieki (nawet tysiclecia w takiej czy innej formie) musi
przez szacunek dla tych dokona, ale rwnie po to, aby powysze uwagi wpisa,
powiza z tym idcym "od zawsze" tokiem mylowym. przecie zastosowane wyej
pojcia ("nieskoczono chwilowa" i "nieskoczono historyczna") to lokalne
i na potrzeby tego tekstu wykorzystane definicje, jednak treciowo tosame z
wypracowanymi wczeniej w kocu nieskoczono jest jedna, Kosmiczna, tylko
jej opis posiada nieprzeliczalne, z uwagi na konkretnego obserwatora czynione
upostaciowanie (sowne lub inne). przy czym, na moment pomijajc niezbywaln
i integraln rol w nazywaniu oraz postrzeganiu otoczenia przez obserwatora
trzeba powiedzie, e termin "nieskoczono chwilowa", tak bliski (tosamy)
pojciu "nieskoczono aktualna" oraz "nieskoczono historyczna" (pokrewny
wobec "nieskoczonoci potencjalnej") uwaam, e zastosowane tu pojcia s
wyrazistsze, blisze codziennoci stosujcego takie okrelenia. - oczywicie
mona si spiera, czy tak jest, jednak przekonany jestem, e zaproponowane
terminy s szybciej "przyswajalne", wanie z uwagi na ich pokrewiestwo wobec
stosowanych na co dzie (aktualnie). kiedy opisuj procesy w ich "poklatkowym"
ujciu, czyli historycznie i w zoeniu ("w pionie"), to zdefiniowanie tego
w formule nastpowania po sobie kolejnych "warstw", wanie jako histori w
trakcie stawania si (z zakoczeniem chwilowym w "teraz"), to narzuca si w
sposb przemony (jako odwoanie do obserwowanych wok zjawisk), ale take
wspomaga zrozumienie. i dlatego jest wartociowe. sama nazwa jak nazwa, ale
jeeli uplastycznia tworzcy si obraz, jest wartoci.
kiedy postrzegam w opisywanym procesie zoenie w formie chwilowej, czyli w
lokalnym wydaniu bdzie to "wszechwiat" z zawart w nim "czasoprzestrzeni",
i na tej podstawie buduj nadrzdny i konieczny do tego zakres zdarze (eby
ten lokalny i fizycznie dostpny wyjani), jeeli buduj obraz zmian idc w
analizie z "tu" do "zawsze" to musz definiowa to w odniesieniu do tego,
co mnie otacza, co rozpoznaem. a mog mog to uczyni, poniewa wszystko w
otoczeniu (postrzeganym fizycznie czy logicznie) to jedno tworzcych zmian
elementw i reguy. i dlatego na/w kadym wyznaczonym poziomie zawsze "widz"
i ustalam zoenie, nieskoczono prostej to zoenie chwilowych stanw - w
Kosmosie rwnie. nieskoczono to zoenie ale "pionowo-poziome". czyli
cykliczno ujta w dwie ze sob cile powizane formuy, wynikajce jedna
z drugiej, ale ktrych nie mona dowolnie miesza, poniewa grozi to duymi
problemami (i w konsekwencji niezrozumieniem, chaosem pojciowym). oczywicie
wszystkie wypracowane operacje na tych terminach, zwaszcza w matematyce, s
poprawne, jednak musz by wpisane w takie powizane podejcie do zagadnienia
nieskoczonoci - bez rozrnienia, o ktrym stanie w prowadzonej konkretnie
analizie mwi (pionowej, wic "historycznej", nastpczej - czy "chwilowej",
"aktualnej"), popadnicie w sprzeczno jest wpisane w t analiz. operacje
w ramach jednej "warstwy" nieskoczonoci (jednego "cyklu" Ewolucji) odnosz
si do postrzeganej "od wewntrz" "chwili" Kosmosu, to jedno dwuelementowa
i cile, maksymalnie cile okrelona - i w tym zakresie dodawania nie ma i
by nie moe. natomiast operacje "w pionie" (w nieskoczonoci potencjalnej)
odnosz si do faktw zaistniaych lub takich, ktre dopiero zaistniej, i tu
na jedno miejsce przypada nieskoczona ilo elementw, form oraz bytw i w
takim ujciu mona ju przeprowadzi wszelkie dziaania logiczne, to zbir z
zaoenia "niewyczerpywany". - nieskoczono-wieczno to nie jest dowolno
i "tu" nie wszystko (i wicej) moe si zdarzy, to maksymalnie prosta, ale
cykliczno elementw tworzcych regu i jedno z regu. to nie bezmiar
(pandemonium) moliwoci, ale logiczny, na kadym wyrnialnym poziomie wiata
logiczny ukad (i rozkad) zdarze. i nie wolno tego ignorowa.
580
- Kosmos - logika
- logika kwantowa - 0 i 1 - co i nic - energia i pornia
- "pustka logiczna"
na koniec rozwaa o Kosmosie i logice (logice kwantowej), zamierzam, z tak
niejak rezerw chciabym zaprezentowa pewne ujcie, o ktrym wspominaem,
ale nigdy w takiej postaci. jednak w tym punkcie analizy ma to szczeglne
znaczenie i przynosi niezwyke doznania. mam tu na myli granice logiki oraz
granice rozumu i brzeg mylenia. czyli obszar, ktry si wyania - a raczej
wyoni si nie moe, kiedy prbowa "pj dalej" w analizach Kosmosu. przed
chwil zapisaem, e "dalej" ni "Kosmos" nie ma niczego, e wikszych cykli
ju nie ma w tak zakrelonym obszarze ale... czy zamierzam wic wprowadzi
jeszcze "co", co powiedzie? czy nie rysuje si fundamentalna sprzeczno?
nie. - niczego nie staram si tu wprowadzi, cho rzeczywicie chc o czym
powiedzie. jednak nie czym zewntrznym wobec mnie, ale pochodnym do mnie i
mojego postrzegania wiata i dziaania w nim. czyli w tym miejscu sam siebie
(jako obserwatora i rozum) chc wprowadzi w Kosmos, i to ju na szczeglnych
zasadach. wic w powizaniu z moim sposobem dziaania, emocjami, psychologi,
odbiorem i reagowaniem na otoczenie. to w tym momencie okazuje si faktem
gwnym. nie do Kosmosu mog co doda - to kres logiki (rozumowania), ale do
siebie, bo "Kosmos" to nie jest kres mojego mylenia. i ma to znaczenie.
wspominam, e mona pj "dalej", o co chodzi? - mona. mona wybra si w
"dalsze", mona umys "pogoni" tam, gdzie do tej pory nigdy nie by i nie
bdzie. mona wykona co, na co Ewolucji (i ewolucji) nie starcza si mona
"doj brzegu". i go przekroczy. nie mniej, ni wicej - ale mona w takiej
analizie zbudowa ostatni krok, niczym zwieczenie budowli. jak kopua koczy
wznoszon konstrukcj, tak rozum moe dobudowa do Ewolucji oraz do Kosmosu
jeszcze "co": brzeg. i "zakres osobliwy" do tego brzegu. o ile dotychczasowe
moje dziaania (wszystkie) przebiegay wewntrz Ewolucji (i ewolucji), o ile
ostatnim kwantem ewolucyjnym jest stan zera i jedynki, energii i prni - o
tyle kwantem logicznym, stanem osobliwym dla takiego przedziau i logicznym
brzegiem jest "Kosmos". kwant logiczny w tej postaci jest brzegiem, kresem i
"jednostk". zawiera w sobie Ewolucj i koczy ujcie. ale nie dla rozumu. rozum-umys, chciwa bestia, nigdy syta wrae, na brzegi nigdy nie moe si
zgodzi, nawet nieskoczonoci-wiecznoci jej mao. dlatego chce, moe, musi
pj "dalej". i jest to moliwe. mona wybra si dalej ni na to pozwala
logika. dalej ni logika siga. dalej anieli kiedykolwiek to byo czynione.
e rezultaty, uprzedzam, s "takie sobie", to ju wina rozgorczkowanego i
niepohamowanego umysu, a nie obrazu. "dalej" rzeczywicie mona pj, ale
jest tego koszt.
wane w tym dziaaniu jest to, e faktycznie ono moe zaj. ale musz mocno
podkreli jeden zasadniczy fakt: to nie jest wyjcie poza Kosmos, to rozum
sam z siebie wychodzi, ze swoich regu. w trakcie poznawania wiata buduje
obserwator jego reguy, ustala w nich porzdek, przekracza kolejne granice
i zawsze jest to prawomocne. granice s pokonywalne, a co wicej, trzeba je
pokonywa, eby zrozumie otoczenie, w ktrym si istnieje i siebie. ale to
wie si z silnie wdrukowanym w psychik kierunkiem i sposobem dziaania,
czyli na postrzeganie granic jako stanw chwilowych. to ja-"ja", obserwator
ze swoj psychik i emocjami, tak postrzegam ewolucj (i inaczej nie mog),
dlatego nawet nieskoczono-wieczno jawi si dla mnie jako "fakt" i co
skoczonego, a tym samym moliwego do ujcia "w caoci". kiedy docieram w
analizie do brzegu ju rzeczywicie logicznego w postaci nieskoczonoci, to
nie mog obecnie porzuci wczeniej na kadym kroku stosowanej metody i to
pomimo wiedzy, e jest bdna. nie mog bo ta metoda to ja.
dlatego pojawia si pragnienie i konieczno "zajrzenia" "poza" Kosmos oraz
nieskoczono, chc "wystawi" gow poza "sfer" o nieskoczonej-wiecznej
rednicy. czy mog to zrobi? tak. to jest moliwe.
582
- "dalej"
to "przygotowanie" byo mi potrzebne do powiedzenia, e ostatnim dla rozumu
dostpnym aktem dziaania, na ktry moe si zdoby, jest odrzucenie logiki.
dokadnie tak. odrzucenie nie logiki w oglne oraz wszdzie - ale logiki dla
tego wyjtkowego punktu analizy, jedynego takiego punktu. eby pj "dalej",
musz odrzuci to, co do tej pory stosowaem. odrzuci 1 i 0. a to przecie
oznacza, e odrzucam wszystko. odrzucam energi i prnie, jako analog stanu
jeden i zero. odrzucam, na t tylko chwil, zakres, o ktrym mwiem i zawsze
bd mwi - i w ktrym si zawieram i zawsze bd si zawiera. ale przez
to dziaanie umysu mog te "elementy" skrajne absolutnie odrzuci. po co?
dokadnie po to, eby "zaspokoi" umys, swoj wyros w granicach i na ich
przekraczaniu psychik. bez tego kroku zawsze pozostanie niedosyt i szukanie,
oczekiwanie "czego" (a dla innych "kogo"). kiedy stwierdziem, e jeeli
spotkam na swojej drodze osobnika, ktry chce poza nieskoczono-wieczno
co dodatkowo wcisn, to naley to w peni uszanowa, ale obej taki "okaz"
ewolucyjny szerokim ukiem - dla wasnego bezpieczestwa. zdaj sobie jednak
spraw, e nigdy takiego "indywiduum" nie przekonam. co wicej, mnie rwnie
argument bez sprawdzenia nie przekonuje. wic skoro rozum moe - to wykona.
pj "dalej" w Kosmosie mona, i ten krok trzeba wykona. po to - eby si
przekona, e rzeczywicie to ju koniec. e dalej nic nie ma. e rozum w tym
"zakresie" gupieje. e wiem ju wszystko.
jak to przeprowadzi?
przez odrzucenie 1 i 0, to przecie "banalne" zadanie. ot, usuwam z analizy
to, co byo tej analizy fundamentem. i nic. ju "mam" nic. nie NIC, to si
"skoczyo" krok wczeniej - ale mam nic. podkrelam, nic. - takie banalne,
proste, zwyczajne, puste... nic. - odrzuciem prni, ale odrzuciem take,
usunem z logiki i z rozumu energi. nic, dosownie nic w tej "analizie" nie
jest skadnikiem. owszem, czuj, e umys dziaa, przecie funkcjonuj, ale
nie mam adnego fundamentu. nic mnie nie otacza, nic mnie nie "zasila", nic
do mnie nie dociera, nic nie widz, nie pracuje mj aden zmys, nie ma myli
- bo jak myle, jak nie ma nonika, jak przeprowadza operacje logiczne,
kiedy usunem wszelkie elementy logiki. nie to, e do fundamentu usunem,
ale wraz z fundamentem, nie ma niczego, na czym mog si oprze. pustka. - a
raczej nawet pustki nie ma, bo j rwnie zanegowaem w tym dziaaniu. ale
"wiem", e jestem, bo to "czuj". ja to ja. nieskoczono i wieczno chyba
mnie "otacza", cho je przecie powinienem mie ju za sob. jestem "gdzie",
ale skoro nie ma NIC, to co jest? e energii moe nie by, to zrozumiae (i
odwieczne pytanie, dlaczego jest CO, a nie NIC, staje si tu banalne: jest,
bo jest elementem Kosmosu). energi, jako CO, mona zanegowa, zgoda ale
jak przeprowadzi negacj NIC? negacja negacji daje CO? pytanie: jak pustk
zanegowa ? a przecie "ja wiem", e to w swoim poprzednim kroku odrzuciem,
e jestem dalej - i e CO i NIC "tu" ju nie wystpuj. ich ju nie ma. tylko, eby to, jak moe nie by niebytu? ale jednak czuj, ustalam, e go
nie ma...
tu musz wprowadzi osobnicze "postrzeganie", jako mnie, konkretnego, cile
definiowalnego bytu. zapewne jest to kadorazowo indywidualnie inne, zalenie
od preferencji i rozumienia wiata - jak rwnie emocji, o ktrych nie mona
zapomnie (zwaszcza w tym punkcie). w kocu to emocje napdzaj ten odcinek
analizy. co "widz"? dla mnie ma to charakter totalnej mgy. wszdzie mga.
ale, co ciekawe, co wydawaoby si sprzeczne z logik (ale co tu jest norm
i normalnoci?), postrzegam to w "wietle". to nie jest czer, co by si
narzucao, ale biel, mga. zapewne wynika to z tego, e umys musi zawsze w
wietle opisywa, e tak kadego dnia fizjologicznie funkcjonuje, jednak jest
to ciekawe. nawet nie musz "obserwowa" w jasnoci, ale tak "rejestruj".
"wszdzie" nic, ale "biae". nie odpieram tego rwnie z niepokojem, bo jest
"absolutna cisza" oraz brak dozna (bo i jak?). - c.
584
- Kosmos
- NIC i CO
kiedy pojawia si filozoficzne zaniepokojenie? dlaczego polecam wszystkim ten
eksperyment mylowy, zwaszcza umysom nastawionym i podatnym na "widzenia"?
poniewa w takim dziaaniu, skrajnie logicznym, a ktre polega na odrzuceniu
samej logiki dziaania, pojawia si zaiste niezwyky i bardzo wany wniosek
na kocu - wniosek, po ktry warto i trzeba si w t wycieczk wybra. zysk
z tego pozornie zbdnego dziaania jest znaczcy.
mam oto tak sytuacje, e kiedy musz zanegowa CO, jeszcze wszystko jest w
porzdku, logika "trawi" to spokojnie. bo mam w analizie "zapas" w postaci
dopenienia: prni. odrzucenie "co", to dziaanie dla rozumu banalne, wrcz
odruchowe. o ile nie przystan na chwil i nie zastanowi nad tym, e w ten
sposb neguj wasne cielesne istnienie. negacja CO to realizacja postulatu
odwiecznego, e zawsze w stosunku do CO moe by NIC. nico jest przecie
zaprzeczeniem czego. - ale zaniepokojenie ronie niepomiernie, a do stanu
zadziwienia, moe nawet logicznego przeraenia (jak dla kogo, dla mnie nie)
kiedy naley zanegowa NIC, a to przecie w tym wypadku zachodzi. kiedy w
analizie odrzucam wszystkie elementy Kosmosu (i Kosmos tym samym), to nawet
pustk, nico, NIC neguj w "istnieniu". na czym wic mam si oprze? nawet
NIC nie jest mi dane - ale mam za to niebyway dylemat: na czym "stoj", co
mnie unosi?
odpowied jest oczywista: nie utrzymuj si, nie opieram na niczym bo tego
"punktu" nie ma. to moja "imaginacja", funkcja rozumu ten moliwy w gowie
do przeprowadzenia eksperyment realizuje, ale nie ma go "realnie". Kosmos, z
jego stanem nieskoczono-wiecznym, jest skrajem ostatecznym na zawsze ju
ujmowanym, na wieczno-nieskoczono definiowanym w ten sposb. ale taki
"eksperyment" nie jest zbdnym dziaaniem ciekawego rozumu, to nie zabawne,
to wane. bardzo wane. dlaczego? poniewa pozwala uwiadomi sobie wasne
granice i dostrzec granice rozumu pozwala poj granice Kosmosu i pozwala
wytyczy wasne zakresy brzegowe. a przede wszystkim pozwala powiedzie oraz
odczu (!), e adnego "dalej" nie ma. bowiem z chwil odrzucenia nawet stanu
prni, "osuwam" si. nawet nie w niebyt, bo jego nie ma w tej analizie ale
w... wanie, eby si gdzie osun, musi "by" chocia prnia, ale brak
prni, brak NIC, nawet "osun" si nie pozwala. rozum traci "orientacj",
i to delikatnie okrelajc.
mwic inaczej, zanegowanie NIC pozwala mi "dojrze" oraz uwiadomi sobie
niezwykle wane konsekwencje: e NIC by musi, ebym ja by. e to wanie
NIC jest najwaniejszym skadnikiem nie tyle bytu, co mojego rozumowania o
tym Wszystkim. kiedy NIC usuwam z mylenia, wszystko znika. poniewa nawet
wyobrazi sobie trudno - wyobrazi sobie nie sposb i nie mona, e nie ma
NIC. mog pojmowa skrajny stan jako "Kosmos" (czy inaczej), jednak nie mog
takiej "jednostki" logicznej zanegowa, bo popadam w sprzecznoci. jeeli to
uczyni, to wwczas si okae, e odwieczny i nieskoczony Kosmos, to chwilowa
struktura, ktra jest "sterowana" przez niewiadome przyczyny, ktrych nigdy
nie przenikn. tylko e Kosmos to nie "zabawa w koci" - to Fizyczny fakt o
jednej regule, dwu elementach skadowych, a nieskoczono i wieczno to
"cechy" tego "ukadu".
okazuje si na koniec, to ci dopiero paradoks i filozoficznie doniosy fakt
(skadnik rozumowania), e waniejsze w logicznym dowodzeniu jest NIC ni
CO. e to wanie "brak" - brak NIC ma fundamentalne znaczenie dla rozumu,
w odrnieniu od "banalnego" CO. usun z analizy CO mona bardzo atwo,
ale kiedy usun z rozwaa NIC - o, to dopiero umys traci orientacj. i
czuje, e czego wanego, najwaniejszego ze wiata mu "brakuje". brak NIC
bardzo doskwiera. kiedy nieopatrznie odrzucam CO i NIC - mam nic.
i mnie nie ma.
585
- Kosmos
- o symetrii
- zakrzywienie analizy
warto byo ten krok zrobi - trzeba byo go zrobi. i wszystkie inne na tej
drodze. warto byo sign w analizie osi symetrii, doj do kresu i punktu
osobliwego w Kosmosie, czyli do samego pojcia "Kosmos". to ostatni moliwy
"ruch" rozumu, brzeg absolutny. a kiedy staje si na brzegu, kiedy poznajcy
otoczenie obserwator znajduje si nad przepaci (czy przed cian), wwczas
lepiej wida to, co mam za sob i skd przyszedem ale jednoczenie mona
spojrze w przyszo i zaplanowa czas niedokonany.
warto byo taki krok zrobi, eby si przekona, e nie ma sensu wicej go
popenia, e "dalsze" to zudzenie rozgorczkowanego umysu i zaprzeczenie
logicznej konstrukcji. warto byo ten krok zrobi, eby "odbi" si od punktu
brzegowego i osobliwego (jednoci mylenia) oraz osi symetrii. warto byo go
zrobi, bowiem ruch "dalej" na/w brzegu oznacza ruch "do tyu". stojc nad
przepaci, wyborem racjonalnym i oznak postpu (krokiem "do przodu") jest
odwrci si i skierowa "przed siebie".
kiedy dotarem do brzegu Kosmosu (a nawet "zajrzaem" poza niego), kiedy w
zakrzywieniu logicznej analizy stwierdzam, e wszystko jest Fizyk i zawiera
si w tu-i-teraz, moja dalsza droga musi prowadzi ponownie w obrb 1 i 0 energii i prni. w zakres Kosmosu - pola-wszechwiata - siebie.
po "zwiedzeniu" "tam", przejcie przez o symetrii Ewolucji wymusza drog do
"tu". zgoda, moe powrotna droga nie jest ju tak interesujca, emocje take
inne (przecie teren zosta czciowo "obmacany") ale kiedy widziao si
"tamtejsze", to "tutejsze" rwnie smakuje. po drugie, co do wane w tym
momencie, w Ewolucji (oraz ewolucji) dwa razy do tego samego punktu si nie
wchodzi. pokonaem dug drog, zatoczyem koo (nieskoczone-wieczne), znw
jestem u siebie - ale powracam do innego wiata.
o kwant innego. o kwant Kosmos innego. o kwant ja-kosmos innego.
586