You are on page 1of 54

JANUSZ OZOWSKI

KWANTOLOGIA STOSOWANA

opowiastki filozoficzno-fizyczne
dla dzieci duych i maych

copyright 2015 by Janusz ozowski


wszelkie prawa zastrzeone
ISBN 978-83-942582-2-1

ja.lozowski@gmail.com

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.1 Zudny wszechwiat.
Czy "wszechwiat" jest zudzeniem?
Ju na samym wstpnym pocztku trzeba powiedzie, e nie poczuwamy
si na siach do przeniknicia tematu; a po drugie, kto by w takie
co wierzy? - Stuknie czowiek gow w cian, czy ciana go jako
napadnie ceg, to o adnym tam zudzeniu wicej wypowiada chcie
si nie chce, wszelkie wwczas wzmianki traktuje z naleyt powag
i odpowiednio. Czyli wykopnie za prg i jeszcze na dokadk gono
splunie - co by si nie podnioso.
Ale, widzicie, s tacy, co o zudzeniach gadaj. I nawet dowodz w
swojej zapalczywoci, e nie moe by inaczej. Niby atom czy foton
widz, niby materi rnopciow obmacuj - a jednak zudzeniami na
prawo i lewo rzucaj. Trudno temu zaprzeczy. Ale jeszcze trudniej
w takie odchylenie od normalnoci uwierzy i zaakceptowa.
Fakt, niejaki pan K. Kowalski rwnie nie wierzy. W zudzenia tak w
zupenoci nie wierzy. A wrcz twierdzenia podobne zbywa godnie
i po swojemu - ze schodw i na gleb. Zudzenia, mona powiedzie,
u niego gociny i akceptacji nie miay.
C, wiadomo, ycie swoje prawa ma, toczy si raz tak, raz inaczej
i swj paluszek paniom i panom pokazuje. Panu K. Kowalskiemu te w
jeden czas pokazao. I cho tak do koca pana K.K. w zawierzenie w
zudno wiata nie wprowadzio, to przyzna trzeba, e mocno jego
wiatopogld "anty" nadwtlio. I trudno dzi powiedzie, co dalej
w temacie si zadzieje. Pan K. Kowalski jeszcze w siach, jeszcze w
yciu niejedno go podprogowo zaskoczy - wic moe rnie to by. I
zudzenie by moe si okae wszdzie i wszechwiatowo dominowa to
zacznie.
A nawet, e to wszystko zudzenie...
Sprawa u swojego zapocztkowania wygldaa prosto i banalnie - tak
na p litra bez zakski. Nic, tylko siada, pogada, ponarzeka w
nocny czas rodakw.
Problem w tym, widzicie, e akuratnie sensownych do wymiany zda w
okolicy nie byy. Jaki profesor si napatoczy czy inny filozof,
wic rozumiecie, e na powan rozmow trudno liczy byo mona. W
takim towarzystwie w ogle na co trudno z sensem liczy. - Sidzie
taki, zapatrzy si w dal, szkoda sw, sami rozumiecie.
Generalnie, trzeba to powiedzie, pan K. Kowalski naley do gatunku
dusza czowiek, wspomoe w potrzebie, od stou nie odgoni. Bo sam
wie, e sia wysza, e z blinim wypada si podzieli, uszanowa
pragnienie, pomc rad lub czynem. Ale w tym konkretnie przypadku
si chyba z dobroci dla istnie przeszacowa, dalsze ycie stawi
do hazardu logicznego. C, zdarza si.
Profesor czy filozof, wiadomo, gow napchan ma czym takim, co w
normalnej si zupenie nie mieci, wic ju przy drugiej kolejce w
2

takie tam rejony by zalecia, e Kowalski K. tylko wspczujco w


niedoli drugiego rozumu uczestniczy. Co tam od czasu do czasu ku
zaznaczeniu swojej obecnoci wspomina, ale tak cisz uskutecznia
i nasika obcymi sobie tematami. Niestety, nasika.
- Widzisz, Krzysiu, to wszystko zudzenie jest - profesor czy tam
filozof zacz zagadywa, a przy tym wzrok jaki taki mia, e si
tylko zestracha.
- Karol jestem.
- A, tak, niech bdzie, Krzysiu. Co to jest tam wobec wiecznoci co to wobec zudzenia, ktre nam tu wszdzie si kotuje? Nic, tak
mona powiedzie, zupena nicowato. - Bo to, widzisz, Krzysiu, tu
wszdzie zudno wiat nam pokazuje. No, ta szklanka, widzisz, ja
wiem, szklanka dla ciebie wana, ja to wiem... Tak, butelka te si
wanie dzieje, moe nawet i ona waniejsza, ale, widzisz, to nic, w
tej rzeczywistej rzeczywistoci to zudzenie, niczego takiego oraz
nigdzie, widzisz, takiego czego nie ma. - Tak, wiem, dziwisz si, w
nauk nie wierzysz, zudzenia nie dostrzegasz - ale, widzisz, bd
robisz, niewiar grzeszysz, rozumowi zaprzeczasz, w dogmat kiepski
popadasz - bo to, widzisz, zudzenie. Tak po caoci, a tak daleko
tam, po caoci tylko zudzenie... Widzisz, stukam w butelk, i co
syszysz? Powiesz, stukanie ty syszysz, a ja ci powiem, e bd w
swojej naiwnoci fizycznej i realnej popeniasz takim gadaniem, bo
ty zudzenie syszysz, w sobie je syszysz. - Fakt, brzczy, nawet w
adnej tonacji ta butelczyna brzczy, nie zaprzeczam, a nawet tak i
potwierdzam. Tylko, widzisz, to daleka przeszo w twoich usznych
zmysach tak brzczy, rozumiesz, Krzysiu?
- Karol jestem.
- Tak, mwie. Bo to jest tak, widzisz, stukam w butelk, ale to
stukanie nie tak od razu, widzisz, nie tak hop i siup sobie w twj
cielesny stan si dostaje - ono, widzisz, pdzi std a do ciebie.
A to pdzi w tak zwanym czasie, widzisz. Ja tu stuk-stuk robi, a
ty po ile tam tykniciach to jako intensywny fakt brzczcy sobie
odsuchujesz. Niby nic, niby adna w tym niezwyko, powiadasz i
si nad spraw nie zastanawiasz - twoja wola, twj demokratycznie i
wszelako gwarantowany wybr, niech ci bdzie. Ale, widzisz - a jak
w tym si takie zagadnienie ukryje, e ja tu postukam, a za moment
i jeszcze mniejszy moment, e w tym tak zwanym czasie co si tam
zadzieje, e butelczyna zniknie, to co? - Tak, nie patrz si tak, to
naukowo moliwe, naukowo nawet udowodnione. Ty sobie patrzysz, a w
dolnych tam gbinach co si tak miesza, e raz tu, raz tam - albo
raz w zupenie nie wiedzie gdzie si takie elementowe co lokuje.
A nawet, widzisz, z pomiarw wychodzi, tak!, e to i tu, i tam, tak
jednoczenie i od razu si rozpycha, pojmujesz? No, po prawdzie to
tylko tam, czyli w tej gbokoci materialnej si tak dzieje, tej
wysokoci to nie siga. A szkoda, ech. Bo to by czowiek sobie, co
go pragnienie najdzie, tak butelczyn znalaz w tym i tamtym, lub
i innym punkcie. - C, niesprawiedliwo w tym jest, e tam to si
moe tak dzia, a tu nie... Polej, Krzysiu, eby nam pyn si tak
w zudzenie nie podmieni.
- Karol jestem.
- Ja wiem, Krzysiu, e ty ten tam swj realizm pojciowy uprawiasz
i kultywujesz, masz prawo, a co. - Tylko, widzisz, to zudzenie, to
3

droga do pomyki. Widzisz, wieci - co to, Krzysiu, wieci? Soce


czy Ksiyc, bo ja nietutejszy.
- To lampa jest.
- Lampa, powiadasz, a - dziwne teraz lampy robi. Tak, c to wobec
wiecznoci. Wic, widzisz, to jest tak, e takie soce sobie tam
gdzie wieci, ty si wygrzewasz w jego promienistym dziaaniu i w
twojej gowie nawet myl taka nie postanie, e ty dalek histori
doznajesz, e to ju przeszo tak ciebie dopieszcza. - Tak, to si
naukowo potwierdzio, nie patrz tak dziwacznie. Soneczko tam swj
proceder grzewczy uskutecznia, ty si w tym pawisz i przyjemnoci
cielesnej doznajesz, a to ju fakt z dalekiej historii tak ci si
pokazuje, to zaszo z tak zwanego czasu, ktra tobie teraz i tu
si objawia - rozumiesz? Ten tam wietlny promyczek, takie co, co
si w szklance tu kpie i zalotnie do nas mruga, to a cae osiem
minut i jeszcze troszk do nas pdzi od tego naszego soneczka - ty
to chwytasz?... A niechby tak si co tam z tym naszym gwiadzistym
obiektem stao, ty sobie pomyl, e dopiero po omiu tykniciach w
twoje oczy by doleciao, e ju nie ma co lecie - pojmujesz? Tak w
gwiedzie jakie procesy zaszy, soneczko zagaso, ale ty sobie tu
w cakowitej jasnoci dalej yjesz i w nieuwiadomieniu, tam si w
rzeczywistoci fizycznej dramat zadzia, a w twojej fizycznoci to
daleki fakt przyszociowy - rozumiesz, Krzysiu? Ty zudzenie tak w
szczegach ogldasz, zawsze zudzenie.
- Karol jestem.
- Albo tak sobie gwiazdeczk na nieboskonie upatrzysz, tamt lub
tamt, to obojtne po caoci. I teraz ty mylisz, e ty takie co na
tym niebie ogldasz? Jeeli tak mylisz, Krzysiu, to wielki bd w
swoim myleniu robisz - wielki, ci powiadam. Ty zudzenie, ogromne
zudzenie ogldasz. - Ty sobie wykombinuj, e kiedy ten promyk si w
tym tak zwanym wszechwiecie pokaza fizycznie, to tej butelczyny na
wiecie nie byo, nas nie byo i nawet wszystkiego wok nie byo tak, Krzysiu, to wszystko bya daleka przyszo wobec tego maego
promyka. Bo, pojmujesz, kiedy ta gwiazdeczka si bya zapalia, to
tak zwany czas jeszcze nam zupenie nie tyka, tu jeszcze nawet nikt
o adnym zegarku nie mdrkowa, bo adnego mdrkowania nie byo. Ta
gwiazdeczka, widzisz, to przeszo, zudzenie, daleki fakt, ktry
dla ciebie si teraz pokazuje, i co ty na to, Krzysiu?
- Karol jestem.
- Albo taki tak zwany wszechwiat, czy to zudzenie, tak po swojemu
spytasz. - Pytasz, tak? No, spytaj.
- Karol jestem.
- I dobre pytanie, Krzysiu, bardzo dobre. Za samo pytanie masz tak
od razu pi. Bo pytanie, widzisz, najwaniejsze, odpowied byle i
gupi poda. Tak, powie, nie, powie - albo inaczej powie - no i ju
mona powiedzie, e odpowied jest. Ale kwesti gbok zapyta i
trafi w centrum, to sztuka, Krzysiu, wielka sztuka... Wic ten to
tak zwany wszechwiat, ja ci to mwi, to te zudzenie. I to tak
po caoci... Niby, widzisz, spoglda taki astronomowaty czy jako
podobny kosmolog w dal dalek, widzi gwiazdy i podobne atomy, niby
to si krci, reguy matematyczne spenia - ale, Krzysiu, jak sobie
to poskroba logicznie, jak si wmyle w ten wirujcy fakt, to w
tym myleniu si jedna i oczywista mylowa uwaga pojawi - e to po
caoci zudzenie, e to zamieszanie energetyczne, e to dla nas w
4

obserwacji tak si przedstawia - a te e w ogle to w wszechwiat


jedynie w nas si takim pokazuje. Bo to my, widzisz, Krzysiu, taki
wiat i wszechwiat w sobie budujemy. To ty, tak, nie dziw si, ty
te taki wszechwiat w sobie tworzysz, i ja, i kady. Tak zwany po
naukowemu wszechwiat, to zudzenie, niczego takiego, Krzysiu, nie
ma i nigdy nie byo, rozumiesz?
- Karol jestem.
- Rozumiesz, to dobrze. Bo, widzisz, nie kady z tym si zgadza, i
nawet polemizuje. Dla takiego, rozumiesz, atom czy inna galaktyka,
dla niego to ju fakt - to kiedy tam si wybudowao z jakowy tam
powodw, i tak to trwa. A dzisiejszy ten kto to sobie przyrzdem i
inaczej poznaje. A to, widzisz, Krzysiu, bd, fundamentalny bd.
To, widzisz, zudzenie poznawcze, fasz obserwacyjny. A z czego on
si bierze? - Bo to, widzisz, z naszej zmysowej obserwacyjnoci, z
naszego powolnego wirowania energetycznego. My tu sobie butelk w
detalach ogldamy, a tam na dnie rzeczywistoci te wszelkie drobne
elementy wiruj i wiruj. I dlatego w tym szybkim wirowaniu dla nas
si jako stae pokazuj. Rozumiesz, Krzysiu? Tam si krci tak, e
tu twardy st - tam tylko ruch, wirowanie, pd... By taki jeden, z
pamici mi wyleciao - taki, wiesz, fizyczny. I ten on pokaza, e z
tego wirowania to si tak robi, e ty takiego wiateka adnym swoim
sposobem nie dogonisz. Pucisz promyk, pucisz drugi, i nic, blada
twoja, adnym sposobem nie dogonisz. Dziwne, powiadasz? A to jest
prawd prawdziw. Tylko, dlaczego tak jest, tego w jegomo ju w
swoim liczeniu nie poda - sprawa go, widzisz, Krzysiu, zmoga, tej
akuratnie tematyki nie sign. A to gociu by, e ho-ho, widzisz,
takie i inne zgbia.
- Karol jestem.
- Wiem, Krzysiu, e dla ciebie to nowo, e nie wszystko jeszcze z
tego zudzenia ogarniasz, jednak to w sumie proste jest, takie ju
proste, e prostsze by nie moe. Takie, powtarzam, e ju mocniej
proste by nie moe. - Nie prostackie, Krzysiu, adne takie, ale e
proste. Takie jeden plus jeden - ile to jest?... Dwa, dobrze, tak. A
dalej cztery, osiem, i podobnie - rozumiesz? Co si do czego w tym
niczym doda, i to ju tak biegnie. Bo, Krzysiu, tak na dole logiki
jest owo co i takie jakie nic, takie zero znaczy si, pojmujesz? I
to owo co, kwant jaki energii, on si rusza, kumasz? - Tu w miejscu
jednym jest, a za tyknicie w drugim, rozumiesz? Nic go w tej owej
nicoci nie wyhamuje, bo i jak, rozumiesz. Dlatego ten kwant sobie
tak si rusza. A jak si rusza, to maksymalnie prdko, przecie go
nic nie zatrzymuje. Tylko e, zauwa, takich podobnych elementw i
kwantw w kosmosie duo oraz nieskoczenie wiele - tak w bezkres to
si cignie, rozumiesz?... Wic jak si takie spotkaj, a musz, to
co z tego dalej si zbuduje, bo musi. Taki wszechwiat tak zwany,
na ten to przykad. To tam swoje uwarunkowania fundamentalne ma, to
si tak prostacko nie dzieje, ale si dzieje. Na jaki tam kosmiczny
i tak zwany czas to si dzieje. I jest wszechwiat. I gdzie si na
chwil tak zwany wszechwiat pokae, Krzysiu. A my w nim.
- Karol jestem.
- I masz racj, ten tak zwany wszechwiat to zudzenie. Niczego tu
takiego nie ma. To wszystko nasza obrazowa powolno sprawia, e w
tym miejscu co widzimy. Bo to, Krzysiu, ty zrb tak - poprowad ty
przez wszystkie takie tam kwantowe fakty, co to si w tym miejscu
5

napotkay, w tym wszechwiecie tak zwanym, ty poprowad lini. Tak


prost, znaczy si. Tak kresk, widzisz - jak tu rysuj. Ona sobie
z zawsze do zawsze biegnie, rozumiesz. I teraz ty na t prost te we
wszechwiecie wszystkie jedynki materialne nacignij - takie sobie
zobrazowanie wiata zrb, bo to mona zrobi, Krzysiu. I co, co ci
si pokazuje - co widzisz?... Prawda, e nic ciekawego, taka sobie
tam prosta, taka tam sobie paszczyzna. Skd ta pasko? Krzysiu,
to proste, banalne, pospolite. - Ot, na tym dole tyknie sobie. Czyli
kwant czego si w tej nicoci przesunie, bo inaczej nie moe, on
tylko w ruchu jest. Wic i taka caa prosta si te przesunie o owo
jedno tyknicie - bo przecie wszystkie elementy tej prostej te w
dalsze pooenie si przemieszcz. Tylko, widzisz, tu jest taki myk
w rozumowaniu, e ty nizae te kwanty w pionie, po nieskoczono
tak je nanizae, a one teraz sobie w poziomie si przesuwaj - tak
na jedno tyknicie "w poziomie" wobec tego "pionu" bezkresnego. I
co si buduje, Krzysiu, co powstaje w takim "tykaniu"? Wieczno,
Krzysiu, wieczno, powtarzam. - Prosta nieskoczona przesunita na
jednostk buduje wieczno. Ona zawsze i tylko jest nieskoczona,
ale ruch o jednostk wytwarza "w poziomie" paszczyzn - wieczno
zdarze i paszczyzn. Rozumiesz?
- Karol jestem.
- Tylko e, widzisz, "wszechwiat" to tylko kawaek paszczyzny, to
wycinek - lokalne zawirowanie. Ty sobie w nieskoczono prost po
wszechwiecie prowadzisz logicznie, ale popeniasz bd. Niby to w
analizie konieczno, niby wzory pokazuj, e jest nieskoczono,
niby tak musisz to robi - ale to bd. Bo tak zwany wszechwiat to
tylko kawaeczek z tej nieskoczonoci, to spotkanie kilku linii w
nieskoczonoci taki twr powoao do istnienia. Osiem, Krzysiu, z
omiu linii si dokadnie ten nasz wszechwiat skada. Mona sobie
to na jedn prost naniza, wwczas jak bry sobie wyprodukujesz
na ten przykad sferyczn, a mona osiem i wwczas co bardziej
skomplikowanego. Na przykad atom, gwiazd - albo i siebie, Krzysiu
zbudujesz.
- Karol jestem.
- I racja, i tak trzyma. Bo to, widzisz, spjrz ty na ten zbir w
postaci atomowej, albo i jeden wspomniany atom. On tu jest, tu tak
si na dnie szklanki krci. Ty powiesz, e to fakt, e to fizyka i
pewnik - a to, widzisz, zudzenie, ktre wytwarza si z ruchu. Atom
czy inny foton, to aden tam fakt, to wypitrzona, i to na chwil,
materialna struktura - nic staego. Kiedy tam powstaa moliwo i
si to objawio, ale kady konkretny element buduje si i zanika w
ramach zbioru cigle. Ty widzisz i czujesz atom, a to nadprogowe w
twoim postrzeganiu chwilowe zdarzenie. Rozumiesz? Prdko wiata
jest dlatego najwiksz, Krzysiu, e tak si najszybciej elementy
tego procesu buduj - nic szybciej si w kupk nie zoy. Tylko e
to nie znaczy, e nie ma wikszych prdkoci, bo s, Krzysiu, tu i
wszdzie one s, tylko niedostpne w naszej obserwacji. A dlaczego
niedostpne? Bo musz zaj, eby to nasze obserwowanie byo jako
moliwe, rozumiesz? - Buduje si taki foton, buduje, ale eby mona
byo z jego usug skorzysta, to musi tak zwany czas min, takie
"c" si zadzia, dopeni do tej fotonowej jedynki. A to, widzisz,
Krzysiu, trwa. To dugo trwa. Dla nas to mgnieniowa i najmniejsza
ju moliwo faktograficzna, ale wobec maych nieskoczonoci to
6

duga chwilka. Bardzo duga, Krzysiu.


- Karol jestem.
- Widzisz, atom czy foton, to aden tam atom czy foton, to mocno w
swoim splataniu energetyczna ruchawka, taki kbek zmian budowany
z przemieszczania si czego w niczym. Masz te osiem linii, czy t
jedn, nie to jest wane - i one tak sobie swoimi skadnikami po tej
nieskoczonoci si snuj. Niby nic z tego nie bdzie, tak powiesz,
i zrobisz bd. Bo, widzisz, one si snuj w tej to sferze - a tu w
kadym kierunku peno i gsto. Tu adnego pustego miejsca nie ma i
by nie moe. - I co z tego, spytasz? A, widzisz, wszystko. Tak si
to przedstawia, e wszystko. Bo jak taki ruszajcy si z miejsca na
miejsce element nie moe nigdzie uciec, czyli tylko w tym zakresie
mu danym si rusza - kiedy tak oscylujco odbija raz w jedn, a raz
na drug stron, a takich elementw jest mnogo, to one musz co
razem w tym ruchu zbudowa, nie ma wyjcia. One nie maj adnego ju
wyjcia. S w kadym kierunku blokowane przed oddaleniem, wic si
musi z tego lokalnie jaka konstrukcja skomplikowana, zsumowana oraz
zoona pojawi. A to foton, a to atom, a to ja czy ty. Bana taki
fizyczny.
- Karol jestem.
- Tak i ty, Krzysiu, masz racj. I jeszcze dalej masz racj, to na
wieczno si nie rozciga, to tak zwane wszechwiatowe zudzenie to kiedy si tam zaczo, i, c, fakt prawdziwy, si skoczy. Nie
stresuj si, to jeszcze chwilk tak potrwa. Skala, widzisz, dua i
ogromna. Z naszego podwrka taka po nieskoczono, jednak logicznie
maa. W absolutnej nieskoczonoci to punkcik - to drobna chwilka w
wiecznoci. - Bo my, widzisz, Krzysiu, na tej prostej tylko tak na
moment, tak raz na wieczno. Niby, mwisz, e punkt od punktu si
niczym w prostej nie rni, byo to samo, mwisz, i bdzie - e si
kiedy ju podobnie zadzialimy i e si zadziejemy. I bdnie to,
Krzysiu, mwisz, faktu prostej nie zgbie. Bo, widzisz, kwant i
kwant prostej, tu zgoda, ten sam, tego drobiazgu zawsze i tylko w
nieskoczonoci jest nieskoczenie wiele ale z tego, widzisz, to
nie wynika, e wszystko wolno, a nawet wicej, nic podobnego. To w
nieskoczonej wiecznoci inaczej idzie, Krzysiu. - Tylko raz na t
nieskoczono si wszystko dzieje. Punkt prostej niby taki sam, i
to prawda, tu czy za iks jednostek taki sam. Ale, zauwa, on si na
tej oraz w tej prostej tylko raz pokazuje. Taki sam, ale tylko po
jednym fakcie - zawsze ten sam, ale za kadym razem ze swoj, tylko
ze swoj numeracj. Na tej prostej kady punkt tylko jeden numerek
obstawia - tylko jeden! Nigdy fakt si nie powtarza, cho to zawsze
i tylko taki sam fakt. Rozumiesz?
- Karol jestem.
- Tak, Krzysiu, masz racj. Ty, tylko ty tu siedzisz, i nigdy inny
kto. Kiedy by taki sam Krzysiu, teraz razem pijemy, kiedy tam
bdzie inny Krzysiu - ale nawet jeeli bdzie detalicznie taki sam,
to bdzie ju inny, rozumiesz? Nic dwa razy si nie zdarza, nie ma
dwu jednakich spojrze w oczy, Krzysiu, rozumiesz? Butelka bya i
ju jej prawie nie ma, cho by si przydao. Tylko, widzisz, tak w
tym wszechwiecie to si ukada, e to wszystko jest zudzenie - i
to tak boli... Co byo, gdzie tam tykajco tykno - i ju tego nie
ma, przeszo do historii. Nie masz, Krzysiu, drugiej, co? - Tak, nie
masz, widzisz, wszystko to zudzenie. My tu sobie siedzimy, mio i
7

w ogle rozmawiamy, a tam, wiesz - na samym dole - to si rusza, to


si kotuje, to pdzi z nieskoczonoci w nieskoczono. I tak po
caoci ma nas w nosie, nawet nie wie, e my o tym wiemy. I kwantami
tak sobie tyka - tyk, tyk, tyk... Ech, Krzysiu, zudzenie, wszystko
to zudzenie.
- Karol jestem.
Trudno powiedzie, co dalej w yciu Krzysia - tfuj, wr, co si w
yciorysie pana Kowalskiego Karola zdarzy, mody on jeszcze jest,
w kwiecie wieku, mona powiedzie. Do tego czasu w zudzenia tak w
oglnoci i szczegami nie wierzy, wszelkie zwidzenia traktowa
naleycie, jak na to zasuguj. Ale, to si samo przez si mocno i
detalicznie rozumie, taka ekspozycja dugotrwaa na sowa i obrazy
ze zudzeniem w tle, takie co nie mogo pozosta bez efektu. Wic
rnie to zapewne si jeszcze odbije. Moe i jak czkawk logiczn
- lub nawet myleniem, tak zwany wszechwiat ju nie takie dziwnoci
widzia. To si okae.
Wszystko w tym zudzeniu moe zaistnie. Nawet mylenie.

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.2 - Dostawka do umysu 2.
Szanowni pastwo, witam na kolejnej prelekcji. Witam i zapraszam do
zajmowania miejsc.
Szanowni pastwo, zgodnie z wywieszonym przy wejciu tematem - dzi
pragn zaj si zagadnieniem, ktre byo ju tu omawiane, wikszo
zapewne tamt pogadank pamita. Po prawdzie, obecna jest skutkiem
wwczas powiedzianego - w zamierzeniu ma by dopenieniem i ujciem
poszerzajcym.
Tak, przyznaj, dotary do mnie gosy, e poprzednia prelekcja nie
spenia wszystkich oczekiwa, e nazbyt skrtowo i emocjonalnie to
zostao przedstawione. Osobicie znam to jedynie z relacji, dlatego
trudno mi si do tego odnie, przyjmuj jednak to do wiadomoci skoro takie gosy byy, to znaczy, e s faktem. Na usprawiedliwienie
poprzednika powiem, e temat jest rzeczywicie istotny oraz e nie
sposb przy jego omawianiu uwolni si od skojarze i nie reagowa,
w tym konkretnym przypadku chodna i beznamitna prezentacja jest z
wielu powodw niemoliwa.
Wspomniane krytyczne gosy odnosiy si gownie do tego, e referent
w nadmiernie osobistej formule przedstawia pomys takiej "dostawki"
- czy w innym nazwaniu "przystawki". Powtarzam, nie dziwi si, ale
sam postaram si mwi o tym w sposb stonowany - mam nadziej, e
mi si to uda, a za momenty jako odbiegajce od tego, ju teraz za
to przepraszam.
Temat "przystawki", na ile zdoaem si zorientowa, zaprezentowany
zosta do szeroko, z odniesieniami do technologii, ale i rwnie
do skutkw spoecznych. Dlatego ten zakres generalnie dzi pomin,
ale na bazie ju powiedzianego zamierzam przej dalej. Poniewa to
w tym "dalszym" zawieraj si znaczce, moim zdaniem nawet niebywale
znaczce elementy, i to najrniejsze. Od wiatopogldowych, przez
filozoficzne, a po bardzo ju codzienne i praktyczne. Zdaj sobie
spraw, e tego wszystkiego na tej prezentacji nie zdoam nakreli
nawet w zarysie, ale na pewno postaram si jak najwicej pastwu z
tych spraw przedstawi.
Poniewa temat jest tego wart, zapewniam.
"Dostawka" do umysu, nie przesadzam, to potencjalnie najistotniejszy
w dziejach fakt, ktry w jakim zakresie jest znany od zawsze - co
o tym powiem - ale ktry swoje wielkie moliwoci pokae dopiero w
przyszoci.
Raczej ju bliskiej przyszoci - trzeba mie tego wiadomo.
Prosz mi pozwoli, e na wstpie odnios si jeszcze do poprzedniej
czci, poniewa ma to znaczenie w dalszym wywodzie - rozchodzi si
o stron techniczn takiej "dostawki", o jej sposb dziaania. Fakt
i oczywisto, nie w sensie jako gboko technicznym, tego poziomu
9

nie poruszam, to wykracza poza ramy tej prezentacji - a take poza


moje osobiste ramy. A po drugie, w sumie te istotne, konkret, wic
realnie wytworzony fakt, to dopiero przysza, dzi tylko oglnie i
mglicie moliwa do zarysowania konstrukcja.
Tak po prostu, schemat pocze staje si faktem w trakcie realizacji
- a tej jeszcze nie ma.
Chodzi mi tutaj o zasad, sposb pracy, sposb zmieniania si tej
technicznej struktury. A mianowicie, e to jest analogiczny przebieg
zmian, jak w mzgu, czy szerzej w umyle. Taka "przystawka" zawiera
peny i funkcjonalnie zakres moliwoci centralnego orodka. To nie
jest oczywicie identyczno konstrukcyjna, to nie jest tosame na
poziomie materiaowym (acz tak moe by) - ale chodzi o identyczno
moliwoci i funkcji, "przystawka" to analog rozumu. I tak prosz to
traktowa, technologia jest istotna, ale na ten moment pomijalna i jak zaznaczyem, powstanie w trakcie tworzenia.
"Przystawka do umysu" suy w tym pierwszym okresie, czyli dzie w
dzie i w kadej chwili - jako wszechmoliwy "kontakt", jako element
poredniczcy, ktry wspomaga nawizywanie poczenia z otoczeniem.
I w tym ujciu jest tylko i a urzdzeniem (struktur i konstrukcj)
do wspomagania w reagowaniu i umoliwiania reakcji. Ju to na dzi
wydaje si czym znaczcym, przecie coraz bardziej oplata nas i na
kadym kroku sie, czasami dosownie sie z kabli.
Ale, powtarzam, nie chodzi o to, e taka przystawka jest zanurzona
jako w organizm czy inaczej to bdzie podczone - nie jest wane,
czy i jak to bdzie naladowao ewolucyjnie, tu: biologicznie ujte
schematy dziaania - najwaniejsze jest to, e sposb, regua pracy
takiej "dostawki" jest identyczna z prac umysu.
Mona w skrcie powiedzie, e jest to "drugi umys", "dubler".
To naturalnie nie ma znaczenia w chwili, kiedy nasza biologiczna i
cielesna konstrukcja dziaa oraz w codziennym zmienianiu czy si
z otoczeniem - wwczas to "powielenie" (podwojenie) umysu si nie
liczy. Urzdzonko dziaa, czy ze wiatem, pomaga y - wspaniale.
O to chodzio.
Ale nabiera to niebywale istotnego znaczenia "pniej".
Szanowni pastwo - "przystawka" jest pomylana tak, eby pomaga w
kadym dziaaniu, w kadym, w ktrym funkcjonuje biologiczny umys.
Ale zarazem, co tu jest najwaniejsze, gromadzi - niczym w swoistym
archiwum - wszelkie dane, absolutnie i zawsze wszelkie dane o bycie,
o osobniku, z ktrym zwizana jest na przysowiowe dobre i ze. To
ma znaczenie, to si liczy.
W pierwszym planie to wspomoenie w kontakcie z otoczeniem, istotne
niebywale zwaszcza dla tych, ktrzy z jaki powodw s w dziaaniu
ograniczeni - ale w drugim, nieco w tle codziennoci, gromadzona w
zasobach jest cao danych o wacicielu, o jego osobowoci.
I to na kolejnym "zakrcie" ycia jest tak niebywale istotne, nie do
przecenienia - o to toczy si teraz gra.
Szanowni pastwo, w tym momencie musi pa zasadnicze, fundamentalne
10

pytanie: do czego ma suy "przystawka"?


I odpowied: do wszystkiego. Tak, do wszystkiego. - Absolutnie do
wszystkiego.
To w oglnym ujciu ju na poprzedniej prelekcji pado, dlatego w
tym momencie tylko dodam, e takie urzdzenie zastpuje - eliminuje
kade inne.
Wszelkie podczenia, kable, to wszystko, czym musimy w technicznym
rodowisku operowa - co musimy stosowa, eby je jako kontrolowa
i wprawia w ruch - to wszystko, zwracam na to uwag, przestaje mie
znaczenie. Po podczeniu si do takiej "dostawki", te wszelakie a
niezbdne nam dzi poczenia, to odchodzi w przeszo i przestaje
straszy.
Po jednej stronie lokuje si umys i jego zmiany - po drugiej wiat
z jego zmianami, ktrymi zawiaduj wszelkie techniczne ustrojstwa a porodku, pomidzy, tak dziaajca "przystawka". Niczego wicej i
nigdzie nie potrzeba. Niczego.
Szanowni pastwo, czy to nie robi wraenia?
Ale s dalsze konsekwencje, i to powane, tu tylko je zasygnalizuj.
I nie mam na myli owego wszechpodczenia - to powierzchnia sprawy
i w sumie najmniej istotna. Najbardziej widoczna i uytkowo wana,
jednak polednia w znaczeniu.
Co bowiem jest wane? Struktura nadrzdna. Zwracam uwag, prosz w
swoich zobrazowaniach to tak przedstawi, e takie podczenie na
stae i wszystkich - to prowadzi do stanu, e wyania si, e tworzy
si nowa jako. Do tego momentu jedynie przeczuwana, czasami mao
ciekawie literacko penetrowana - albo filozoficznie szkicowana: oto
tworzy si "umys planetarny". Dosownie, prosz pastwa, to ju w
tym ujciu si mieci. Przecie na bieco i stale podczone s w
tym ukadzie elementy logiczne, czyli konkretne jednostki - wic z
tego ju poziomu patrzc, jako sum rozumnych elementw - ju to w
wielko rozumn si zbiera. - I to, podkrelam, na bieco, to nie
jest dziaanie w czasie i przestrzeni oddalone. W przeszoci, czy
obecnie, mona si takiego dziaania rwnie dopatrzy, tylko e w
tym aktualnym procesie elementami nonymi s zapisane sowa, obrazy
i inne fakty przenoszce informacj. Czyli jest to mniej lub bardziej
rozproszone, powolne, z trudem si zazbiajce. Ale to zmienia si
w takiej strukturze, ktr tu omawiam, diametralnie i zasadniczo - i
zmienia si to na zawsze. Przecie tu jest prdko maksymalna, w
kadym momencie i miejscu, wszystko dzieje si praktycznie "teraz"
i "tutaj", oczywicie z tym ograniczeniem, e taki sygna musi si
wybudowa, a to trwa, ale to jest rzeczywicie prdko maksymalna
w naturze, ju nic szybciej si nie zadzieje. - Wic taka struktura
musi w zewntrznym ogldzie "zobrazowa" si osobowoci - to musi
si jako "usamodzielni". Jak? Mona snu domysy, ale na chwil
obecn nie jest to istotne, dlatego pomin. Zreszt kady sam dla
siebie moe takie wiczenie logiczne przeprowadzi.
Szanowni pastwo, wielce szanowni pastwo - ale to wszystko nic, to
11

namiastka tego, czym naprawd jest taka "dostawka" i "przystawka"


do umysu. To marno i pospolito.
Przyznaj, sam pocztkowo urzdzonko widziaem tylko tak, jak to w
powyszych opisach si pojawio - czyli jako konektor, funkcjonalny
porednik techniczny. A to znaczco mao, to drobiazg wobec tego,
co si za tym kryje. Doprawdy drobiazg.
Znw zasadnicze pytanie, szanowni pastwo: czym rni si zapisana
w "przystawce" poprzez ycie zawarto, wobec tej w gowie osobnika
przechadzajcego si po wiecie?
I oczywista odpowied: niczym. W adnym zakresie si nie rni.
Owszem, nonik, materialny nonik, na ktrym zostaje zapisana taka
tre, to jest inne - tu biologiczne komrki, tu "mechaniczne". To
oczywicie tylko sowo, prosz si do tego nie odnosi. Przecie w
realnoci to moe by elektronika, rwnie oczywicie biologia - to
moe by dowolny materia, na/w ktrym mona takiego zapisu dokona.
Jest tylko jeden warunek: reakcje zachodzce musz by analogiczne
do tych dziejcych si w mzgu (w umyle).
Jeeli te warunki s spenione, w adnym przypadku i nigdy nie mona
powiedzie, e co jest rne od drugiego.
I to jest tak istotne, szanowni pastwo. To jest sedno sprawy.
Szanowni pastwo - prosz to wzi pod uwag, i to w sposb bardzo
szczeglny: to s dwa odrbne, ale zarazem identyczne do jednostki
przeliczeniowej struktury, tu nic nie jest inne.
Zawarto jest ta sama, funkcja jest ta sama, sposb dziaania jest
ten sam. Co to w praktyce oznacza? e to jest jeden umys, ale w dwu
czciach. W dwu egzemplarzach.
Na co dzie, w trakcie pracy ukadu, ta identyczno nie ma wikszego
znaczenia, to swoistego rodzaju archiwum - zapasowy zbir danych o
osobniku, z ktrego moe dowolnie korzysta.
Ale - ale staje si to niebywale wane w chwili szczeglnej...
Jaka to chwila? - widz na pastwa twarzach pytanie. To narzuca si
samoistnie: kres istnienia. mier, po prostu.
Tak, szanowni pastwo, to o ten moment chodzi, tu si znajdujemy w
naszej analizie.
Przed chwil byo istnienie, aktywny osobnik, co to mia marzenia i
plany, kontaktowa si z bliskimi, oddziaywa swoj cielesnoci na
otoczenie, a ono deformowao jego byt - ale ju go nie ma, reakcje
zamary, wszystko si skoczyo.
Co pko - co si w wiecie stao, e go nie ma.
Tylko, szanowni pastwo - czy naprawd go nie ma? Prosz si mocno
zastanowi. Czy zamara na zawsze biologiczna konstrukcja to ju w
realnoci wszystko, co zostao z osobnika?
Oczywicie nie.
Zamara jedna struktura, ale jest absolutny jej duplikat - tak samo
sprawny w zmianie, to samo zawierajcy, co skoczony byt. Po jednej
12

stronie byt skoczony, dotar do swojego brzegu, jednak po drugiej,


identyczny do pierwszego w kadym kwancie, jest byt z perspektywami
- potencjalnie nawet bezkresnymi...
Dostrzegacie pastwo w tym obrazie niezwyko?
Tak, szanowni pastwo, sprawa jest z logicznego punktu widzenia - a
w tej chwili tylko tak to moemy analizowa - szczeglna, niebywaa,
szalenie niezwyka.
Bo co mona o zaistniaych okolicznociach oraz o opisywanych tutaj
okolicznociach powiedzie? - e nie sposb rozgraniczy w opisie
osobowo skoczon i trwajc nadal, to jest niemoliwe. Niby jest
pena jasno sytuacyjna, ale zarazem jej nie ma.
Niby w jednym ujciu jest byt skoczony na zawsze, ktry nigdy nie
odezwie si w adnym jzyku - ale w drugim, przecie ten sam, tak do
szczegu dokadnie i idealnie jest ten i taki sam osobnik. Dziaa,
odzywa si, wszystko pamita, ale take reaguje w sposb, ktry by
znany "od zawsze"...
Nie ma, po prostu nie ma jak poprowadzi w opisie wyodrbnienia i
podziau na tego i tamtego - to jest ten sam osobnik i osobowo. A zarazem nie jest.
Doprawdy, szanowni pastwo, powstaje niebywaa logicznie sytuacja z szalonymi konsekwencjami. Rwnie nie do nakrelenia w penym i
szczegowym ujciu, to wykae dopiero praktyka - jednak na pewno z
ciekawymi w pogbionym ujciu konsekwencjami.
Bo to rzeczywicie sytuacja wyjtkowa - w naszym wiecie absolutnie
nowa i wyjtkowa.
Pomimo rnego rodzaju opisw takiej "przesiadki", przeniesienia z
ciaa biologicznego zawartoci osobniczej do jakiej konstrukcji mimo e temat jest literacko eksploatowany od dawna i wielorako, to
wszystko nic wobec tego, co si realnie zrealizuje, to marno.
Tak, ma pan racj, to nowo poniekd z przeszoci, i to dalekiej,
i na kady sposb obrobionej, o tym mwi - jednak upieram si, e to
nowo.
Nic, nic podobnego do tego momentu nie zaistniao, to byy wycznie
spekulacje i "wizje" ("duszne" wizje) - jednak teraz, podkrelam to,
wanie aktualnie te logiczne konstrukcje przebieraj, zaczynaj ju
przybiera konkretn, techniczn posta.
I to jest takie istotne. Abstrakcja si ucielenia.
Owszem, jest prawd, e podobne "przejcie" z ciaa do "dalszego",
tak to trzeba zapisywa i nazywa - to "przejcie" byo przez wielu
oraz na rne sposoby opisywane. Tylko e, zwracam uwag, oglnie jako skrajny w analizach logicznych stan. Tam zupenie nie liczya
si strona techniczna (cielesna, materialna) zagadnienia. Przejcie
"duszy", bo o to przecie w tym chodzi, to byo spenienie banalnie
prostych zakl - i ju dalsze si toczyo samoistnie.
W tym przypadku, podkrelam to, ten etap jest podbudowany mnogoci,
na t chwil niemoliwych jeszcze do przepatrzenia czynnoci - ale
jak najbardziej realnych i moliwych do przeprowadzenia. To ju nie
lokuje si w zakresie dziaa cudownych, czy jako tak - to schodzi
13

na poziom fizyki. I techniki wanie. A to zupenie, to diametralnie


zmienia ocen i odbir faktw. Prawda?
Czy to bdzie osobniczo istotny fakt?
Ech, szanowni pastwo, mona tylko snu domysy, jako literacko to
obrabia. Mona korzysta z istniejcych ju w wiecie opisw takiego
stanu, ktry kto stara si w analizach poda. Jednak zapewne to i
tak nic nie bdzie znaczyo na czas realnego "przejcia".
Przecie, prosz sobie uzmysowi, jest jednostka zamara, ktra mi
bya najblisz z najbliszych - czyli ja sam. Zamara ju - jednak
dalej istniejca we mnie. - e tym razem ju w formule technicznego
urzdzenia? A co ma za znaczenie - przecie to dalej ja.
Koniec, ale i pocztek - ten sam, ale nie ten sam - stare, ale te
nowe... I tak to dalej mona opisywa.
Nie bdzie w osobniczym istnieniu momentu z tym porwnywalnym. Wszak
to mier i ponowne narodziny w jednym - i to jednoczenie, w tej
samej chwili zaistniae.
O ile swojego naturalnego pocztku nie sigam - o ile wiadomie nie
doczekam naturalnego koca - to w tym-takim ujciu wszelkie etapy s
poznawalne.
I s moim dowiadczeniem, co mocno podkrelam.
W tym procesie jestem wewntrz zmiany, ale i na zewntrz - jestem
uczestnikiem procesu, ale take obserwatorem - to byt fizyczny oraz
logiczny w jednym...
Szanowni pastwo... waciwie trudno to dalej cign, poniewa nie
ma sownictwa i odniesie, to opis zdarzenia, ktre zajdzie, bo to
ju techniczna oczywisto, ale ktre jest nieopisywalne na dzi w
szczegach - to aktualnie jest niemoliwe.
Ale to zajdzie, to ju znajduje si w nieodlegym miejscu historii.
Za moment to bdzie... I warto to przemyle...

14

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.3 - Ja-i-Ty.
Szanowny Kolego.
Pozwoliem sobie uy takiego zwrotu, poniewa znamy si od dawna
i mijamy prawie kadego dnia. Nie zaprzeczam, nasza znajomo jest
do zdawkowa i powierzchowna, jednak to i owo o sobie wiemy, to w
kocu nie jest inny wiat. To w kocu chodzi o ten sam konstrukt w
czasie i przestrzeni, ktry pospou zasiedlamy. Tylko, e wewntrz
i gboko - to ja, kolega si rzeczy bardziej zewntrznie oraz na
styku z tym, co dalej i poza ciaem.
Jeeli Kolega czuje si nieswojo w takim tytuowaniu, to prosz o
wyrany sygna, w kolejnym licie zmieni form zwracania si, ale
na ten moment pozostan przy takiej poficjalnej i tradycyjnej moim zdaniem si sprawdza.
Kolego, ten list jest reakcj na pewne fakty, ktre obserwuj, ale
ktre mi si nie podobaj. Wiem, Kolega jest zakotwiczony w swojej
fizycznoci, Kolega preferuje poznanie bezporednie, dla Kolegi to
kontakt zmysowy, czyli fizycznie namacalny si liczy - rozumiem i
doceniam ten fakt, prosz nie myle, e jest to zakres dla mnie
obojtny (acz niedostpny, co zrozumiae) - jednak martwi mnie to,
e Kolega przedkada go ponad wszystko. - Zmys zmysem, fizyka to
fizyka, ale - kolego - jest jeszcze nadbudowa, interpretacja.
Zgoda Kolego - moje "ja" jest odmienne od ja Kolegi; to inny wiat
i zakres. Mj wewntrzny, zbudowany o zasoby i logiczny, a nawet i
filozoficzny - Kolega to owe zmysy i relacja dotykowa. Prosz si
nie obruszy, jednak w moim rozumieniu nieco uproszczona. Nie chc
Kolegi obrazi - i nie jest to moim zamiarem - ale wrcz cinie si
na myl sowo, e to prostackie i powierzchowne. Te wszelkie niskie
i biologi sterowane, a przy tym olize zachowania - moe, tego w
adnym przypadku nie neguj, emocjonalnie poruszajce, tylko e, i
nie ma co tego kry, wywodzce si z gbin czasu i wrcz zwierzce
- e to nie moe w osobowoci wzbudza wyszych odczu i refleksji.
Wiem, Kolega si bdzie zarzeka, e to wane, e dla naszego dobra
wsplnego, wszak sadowimy si na tym samym cielesnym wzku. Jednak
prosz uwzgldni w kalkulacjach i moj wraliwo - i po prostu w
przyszoci stonowa nieco swoje zachowania. Nieco. To wystarczy.
Szanowny Kolego, zasadniczym jednak powodem, dla ktrego kieruj w
stron Kolegi ten list, jest fakt pozostawania Kolegi - tak to na
potrzeby tego listu okrel - w stanie niewiadomoci. W stanie, w
ktrym nie dochodzi do wielce podanego traktowania wiata, czyli
obszaru rzeczywistoci poza naszym wsplnym ciaem - tej czci jako
faktu zoonego i wielowymiarowego, to po pierwsze. A po drugie, co
nawet waniejsze, ale zarazem jako pochodna punktu pierwszego, e w
odbiorze, e w rozumieniu, ktre Kolega prezentuje, rwnie i nasza
cielesno osobnicza jest dla Kolegi faktem jednostkowym - a przez
to zbornym. I nie ma w tym wspomnianej zoonoci.
15

Zgoda, Kolego, ciao, czyli biologiczna struktura, ktra zawiera w


sobie mnie i Koleg, a take pozostae obszary, to jedno, jako
w rodowisku (bez definiowania na t chwil, czym to rodowisko ma
by, intuicyjnie jest to uchwytne) - to jest funkcjonalna jedno
i fizyczna jedno. Tu pena zgoda. Nawet ma Kolega moj zgod na
zaleno i pierwszestwo zakresu zmysowego w kontakcie z takim w
zewntrznym obszarze znajdujcym si bytem (znw bez definiowania,
czym ten byt jest; intuicyjnie, mam nadziej, Kolega to chwyta). W
tej brzegowej strefie to oczywista konieczno, inaczej si tego po
prostu nie da. Ani Kolega, ani tym bardziej ja, bez poziomu dotyku
i podobnych dozna niczego w otoczeniu nie zarejestrujemy, to poza
naszym zasigiem, musimy si opiera na tym, co ten skrajny zbir
cielesnych faktw dostarczy. To yciowa konieczno.
Ale - Szanowny Kolego, ale to wymaga refleksji, i to pogbionej.
Wiem, powtarzam, e dla Kolegi to mao istotne zagadnienie, e si
w pierwszym rzdzie liczy w fizykalny stan, e to poziom gwny i
determinuje zachowanie Kolegi. Niech tak bdzie, z niechci, ale
si na to godz - mona powiedzie, e sia wysza. Ale apeluj do
Kolegi, na tym etapie tylko apeluj (chwilowo nic poza tym, ale i
nie wykluczam dalszych dziaa) - apeluj, eby Kolega w kadym i
codziennym swoim postpowaniu stara si uwzgldni szerszy, a by
moe i maksymalnie szeroki kontekst spraw. Fizyka fizyk, ale te
i przede wszystkim liczy si filozoficzny namys nad fizyk. Co mi
- co nam po fizycznym doznaniu, jeeli to nie bdzie obudowane w
praktyce filozoficznym spojrzeniem. - Fizyka, przypominam Koledze,
to zawsze stan chwilowy, paski obraz chwili, ktry dopiero musi w
gbinie umysu zosta poddany obrbce, zespolony w wielowymiarowy
i ponadchwilowy fakt abstrakcyjny - i dopiero co takiego moe si
przyda do wykonania kolejnego kroku w wiecie. - Kolega musi mie
tego wiadomo, Kolega musi to uwzgldnia i nie ignorowa. Bo to
ley w naszym wsplnym interesie. Tak po prostu.
A za obszar pogbionej refleksji odpowiadam ja - to moja dziaka.
I czuje si zaniepokoimy tym, e Kolega nie szanuje mojego wkadu
w nasze istnienie. Jeeli Kolega dalej bdzie tak postpowa, tak
bdzie ignorowa ustalenia z obszaru refleksji, to widz kopoty dla nas obu. A szczeglnie dla Kolegi. Dlaczego? Ale to proste, w
obszarze dozna przecie w pierwszej kolejnoci bdzie si jako w
odczuwaniu to objawiao, wic Kolega to poczuje, dosownie. e ja
rwnie w kroku drugim tego dowiadcz, prawda, tylko e wanie w
drugim. A to zmniejszy wraenie i, nie wykluczam i takiej myli w
takim momencie - i by moe wywoa uwag: "a nie mwiem!". Nie, w
tym nie bdzie radoci z potknicia Kolegi, a tak daleko si nie
posun, ale jakie uczucie satysfakcji - no, to jest moliwe.
Szanowny Kolego, nie chciabym, eby doszo do takiej chwili - std
ten list, powtarzam.
W czym upatruj gwnego powodu do troski. Co najbardziej spdza mi
sen z powiek? Chodzi o stosunek Kolegi do naszego ciaa, do naszego
wsplnego ciaa. To fizyczna struktura, to prawda - ale zarazem, i
16

przede wszystkim, zoenie. To wielo stanw, ktra tylko w bardzo


zgrubnym, mocno uproszczonym spojrzeniu przedstawia si w obserwacji
jako jedno.
Tak, Kolego, wiem, e dla Kolegi to szokujce stwierdzenie, ale w
moim, pogbionym analiz ujciu, to jedynie moliwe stwierdzenie:
w naszym wsplnym organizmie - a nawet wicej: w caoci jako tam
rozumianej rzeczywistoci, w tej naszej wsplnej rzeczywistoci, w
ktrej ciao jest tylko elementem - w tym zakresie nie ma niczego,
co byoby faktem elementarnie jednostkowym lub jako tak. Wszystko
to zoenie, zbir mniejszych i bardzo maych elementw - i zawsze
zbir. Ja filozof, Kolegi codzienny towarzysz istnienia, to mwi.
Dla Kolegi, to zrozumiae, wszystko jest dane caociowo i jako
obserwowalne. A nawet zmierzone w formule jednostkowej. A jeeli w
zbiorze nawet, to redukowalnym do wyrnialnych jednostek, ktre w
ujciu Kolegi, na danym etapie poznania wiata zewntrznego, s w
postrzeganiu fizycznym Kolegi uznawane za jednostki.
Bd, Kolego, podstawowy bd logiczny. Owszem, fizycznie Kolega w
analizie musi tak to traktowa, nie ma innej drogi, to zawsze oraz
wszdzie tak si Koledze prezentowao i bdzie prezentowao. Ale,
Kolego, to zawsze zoenie, i tylko zoenie. I, Kolego na dobre i
ze, trzeba zdawa sobie z tego spraw. Wanie po to, eby bdw
nie popenia. Po to, eby zadba o nasze wsplne dobro cielesne.
W kocu to wszystko, co mamy.
Jeeli Kolega bdzie traktowa byt i okolice za stan ostateczny w
poznaniu - jeeli nie zaakceptuje wasnej chwilowoci w odbiorze z
otoczenia sygnaw - jeeli nie przyjmie do wiadomoci, e niczego
w formule "jednostki elementarnej" nie wypracuje adnym przyrzdem
- jeeli to si nie dokona, ech, moe by kiepsko. Za najbliszym
zakrtem moe czeka nas niespodzianka, i oby to nie bya niemia
niespodzianka...
Oczywicie szansa jest, bowiem jeeli Kolega uwzgldni, e nasze
ciao to zbiorowisko i e zoenie, e to konstrukcja - to moe uda
si nam pokona najbliszy zakrt. A nawet kolejne. Dlatego warto
si wysili, przemyle, zaakceptowa. Gra jest warta wieczki.
A przecie, Kolego Szanowny, na tym nie koniec konsekwencji tutaj
zaprezentowanego podejcia, chodzi o co powaniejszego w swojej
wymowie. O to, e tak naprawd i na gbokim poziomie zrozumienia
nas samych, naszego ciaa, ale i wiata jako takiego - e my i to
wszystko to zoenie, wic nigdy nie istniejemy w takiej postaci,
w ktrej sami siebie postrzegamy.
A raczej, eby by dokadnym, e z nas dwu to Kolega tak traktuje
nasze cielesne upostaciowanie. Bo dla mnie, jako dla filozofa, to
oczywista oczywisto, ja wiem, e to stan skomplikowany, zawsze w
zoeniu, nigdy ostro w rodowisku wyrniony. Prawda, to jedno
i jednostka, funkcjonalnie tak to Kolega opisuje, ale logicznie to
zoenie - a przez to byt w formie jednoznacznie definiowalnej nie
istniejcy. Nie ma czego takiego w fizyce, co byoby jednostk - i
nigdy nie bdzie.
Dlaczego, Kolega si pyta - dlaczego tak jest? Ale to oczywisto,
17

Kolego, banalna i przecie z samej fizyki na ten temat informacja


pynie: kady sygna ze wiata dociera do nas po jakim czasie. W
przypadku obserwacji nas samych po niezwykle maym czasie, jednak
po jakim czasie. Sygna, ktry opisuje nas jako takich, to wiele
faktw skadowych, te zoonych, a dociera w sygna do nas, wic
w obszar jako uwiadomiony (nadprogowy w poznaniu), pno, daleko
po realnym, gdzie tam "na dnie" zaistnieniu - odbieramy dalekie i
sabe echo czego, co zaszo dawno i ju jest histori. Dla nas to
stan teraz i aktualno, ale logicznie to przeszo. I jeeli si
tego nie uwzgldni, jeeli Kolega tego ustalenia nie zaakceptuje to bd kopoty. Niestety, bd.
Mwic inaczej, Kolega dowiaduje si o czym zaszym w ciele albo
w otoczeniu mocno ju po fakcie - a ja po jeszcze dalszym zbiorze
faktw. Dla mnie to, co dla Kolegi jest doznaniem aktualnym, a te
dominujcym, dla mnie to materia do przemylenia i skadkowego, i
porwnawczego obrobienia. Bywa, niestety, nie na czas dostpnego w
postaci wynikw. Przepraszam za spnienia i usterki, ale rwnie
i ja mam ograniczenia, dziaam w ramach i granicach.
Jeszcze wicej, Kolego fizyku, ktry tak bardzo zawierzasz w swoje
doznania lub przyrzdowe pomiary. W wiecie dostpnym badaniem nie
ma niczego, co byoby proste, jednostkowe oraz zachodzio "teraz".
Nic, dosownie nic. A twierdz to stanowczo, po mocno rozbudowanej
filozoficznej refleksji nad mechanik procesw. - Nic w fizycznie
dostpnym zakresie nie jest elementem i jednostk. I nie moe by.
Kolega temu nie wierzy. Kolega szuka. Kolega sprawdza - sprawdza sprawdza. - Ale, Kolego, Kolega goni uud, goni mira materialnej
jednostki. Czego takiego nie ma w fizyce, bo fizyka to wewntrzny
stan wiata, na zawsze wewntrzny.
Ja znajduj si na poziomie wewntrznym i w odciciu od wiata, a
wic skazany jestem na poznanie porednie, przez zmysy i poprzez
to, co Kolega mi dostarczy z obszaru fizycznego. Tylko e, zwracam
uwag Kolegi, w doskonale identycznej sytuacji znajduje si Kolega
jako fizyk w obszarze wiata. To jest spojrzenie z gbi, z daleka
i zawsze "po" zdarzeniu. Zawsze jako skadnik zachodzcej zmiany i
uczestnik zdarze, ale nigdy obserwator zewntrzny do niej. Nigdy
na poziomie faktu, nie jako zaistnienie z brzegami - ale jako cz
procesu i etap wewntrzny. I std zawsze skazany na interpretacj
faktw, a wic filozofowanie co do ich idealnego przebiegu (wic z
brzegami). Nie inaczej.
Kolega, jako fizyk, jest na zawsze zawarty w procesie i na zawsze
skazany na namys. Filozoficzny namys.
Tak, Szanowny Kolego, jedziemy na tym samym wzku, Kolega dostarcza
danych o wiecie, ja je obrabiam. I jako wsplnie udaje si nam
kolejne odcinki drogi pokona. Tylko eby szo to w miar sprawnie
- eby nie byo zatorw i wzajemnego obraania si - trzeba nasze
siy zespoli, nie ma rady. I to na takiej zasadzie, e kolega sam
przed sob przyzna (przede wszystkim przed sob), e nie posiada
monopolu na wykrywanie regu wiata i e dopiero wesp mona owe
reguy wypracowa. Nie fizyka jako taka, ale i nie filozofia jako
taka - tylko pospou i we wsppracy.

18

Czyli Kolega dostarcza danych, ja ustalam rytm, ktry definiuje to


zaobserwowane, a pniej Kolega zwrotnie te ustalenia w yciu znw
weryfikuje. Niby proste, niby znane, ale jako si nie udaje tego
sprzc i wykorzysta. W dziaaniu ju skrajnym, dotyczcym bytu w
jego maksymalnie zewntrznym zakresie, to si nam nie udaje.
Jeeli uda si nam, Kolego, poprawi wzajemn komunikacje - jeeli
potrafimy si dogada, to... No, to jeszcze co z tego bdzie.
A jak nie?
C, straszy nie ma co, nieskoczono zapchana jest bytami, ktre
niesprawnie odczytay wasnoci wiata - wieczno wiele podsuwa tu
wzorw, ktrych naladowa nie ma potrzeby.
Przykre, ale i my moemy ten zbir byych istnie powikszy.
Szanowny Kolego, warto si zastanowi i sprbowa naprawi swoje
postpowanie.
Jeszcze jest czas.
Z wyrazami szacunku, pozdrawiam,
"Ja"

19

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.4 Jzyk wiata.
(...)
dzie 18
dzie 20
jednak wyspa wlazem dzi na najwyszy pagrek
woda tylko woda
jest chyba nawet gorzej wyglda e to samotna wyspa
pogoda bya
adna widok daleki teoretycznie powinienem co zobaczy
niczego
po horyzont
dzie 23
zwiedzam moje wizienie
opuszczone tak dawno e lady zaczynaj
si zaciera widziaem zdziczae zwierzaki
prbowaem podej
ale uciekay chwilowo korzystam z zapasw i ograniczam do minimum
dzienne porcje ale na dugo nie starczy
wyspa nie podoba mi si to wydaje si e nie ley w uczszczanym
rejonie
le to wyglda
dzie 25
wszdzie znaki e ycie i cywilizacja wyniosy si std tak dawno
e naleny to zaliczy do poprzedniej epoki nie poddaj si i nie
popadam w zwtpienie
dziczyzna dalej nieuchwytna
na szczcie
nie brakuje wody
przeszukuj rumowiska i zbieram co si tylko moe przyda w mojej
sytuacji kady element si przyda
dzie 28
odkryem dzi pozostaoci po ogrdkach tak myl e to byo co
takiego bo rolinno w sporej iloci i taka do zjedzenia z czego
oczywicie si ucieszyem
chyba ju wiem jak zrobi puapki
gdyby nie okolicznoci mgbym podziwia widoki zachody s pikne
i takie majestatyczne
wzruszyem si
dzie 30
to ju miesic a trudno uwierzy ten czas tak leci
dziczyzna wreszcie daa si podej
smakuje doskonale dawno nie
jadem czego podobnego
dzie 32
zrobiem odkrycie dziwne ale wczeniej to przeoczyem w jednym
starym budynku oczywicie zupenie zrujnowanym bya piwnica a
w niej jakie papiery gazety i zapiski nie wiem wyglda mi to
na archiwum czy bibliotek - bo s i ksiki duo tego nie ma
ale zawsze co
dzie 33
rozczarowaem si to rzeczywicie co w rodzaju biblioteki - ale
20

w zupenie dla mnie obcym jzyku niczego nie rozumiem - nawet


nie potrafi okreli do jakiej grupy jzykowej naley
nabieram wprawy w owach puapki si sprawdzaj ale staram si
nie przesadzi przecie nie wiem jak dugo tu pozostan
dzie 36
pord ksiek znalazem podrcznik do nauki jzyka, gramatyka i
podobne. przynajmniej jest jaki punkt zaczepienia. oczywicie nie
jest tak, e niczego nie rozumiem, znaki interpunkcyjne s takie
same, czyli punkty zbiene wystpuj. w kocu jzyk jak jzyk, do
czego si odnosi. wiat jest jeden.
zastanawiam si nad tym, czy warto uczy si tego jzyka? mona to
potraktowa jako czyste szalestwo, przecie to dawno zamary, ju
nikomu niepotrzebny jzyk, ale pewnoci przecie nie mam. moe si
zdarzy, e podpynie do wyspy jaki dawny tubylec i wwczas sobie
z nim podyskutujemy.
wyglda to, przyznaj, na odlot, ale to chyba lepsze od zanudzenia
si. przynajmniej jest jaki cel. wpatrywanie si w dal jako mi w
tych okolicznociach nie pasuje. czy to nienormalne?
dzie 37
kropki i przecinki opanowaem, ale dalej ani w zb. uwiadomiem
te sobie, e nigdy nie poznam wymowy tego jzyka. jestem sam na
wyspie i nigdy nie syszaem tonacji tej mowy, czy jest sens nauki
w takich okolicznociach?
powanie si zastanawiam i mam due wtpliwoci.
dzie 38
czytam na gos sowa i zdania z podrcznika, zawiera duo rysunkw
i szkicw, wic orientuj si, o co chodzi.
znw si wzruszyem. kiedy zorientowaem si, e pierwszy raz od
niepamitnych czasw na tej wyspie kto mwi, to przyznaj po
plecach przeszy mi mrwki. to rzeczywicie wany moment. jzyk i
zdolno nazywania wiata robi wraenie.
sam jestem zdziwiony, e tak to przeywam. nigdy do tej pory nie
zastanawiaem si nad moliwoci jzyka i nad tym, co to daje. to
by zastany fakt ycia, zawsze obecny... a jednak to co wanego,
co zmienia gboko spojrzenie na otoczenie. niby niewiele, jednak
kade poznane sowo, kady zaznaczony w otoczeniu fakt, ktry teraz
okrelam symbolem, nabiera znaczenia. przede wszystkim wyania si
z ta, staje si, zauwaam go. wczeniej to nie istniao, byo tak
jako obok, ale tego nie widziaem. nazywam i to jest...
z duym podziwem ledz t zmian w postrzeganiu, jzyk pozwala mi
zorientowa si w tutejszym wiecie.
dzie 39
wpadem na pomys, jak zwikszy swoje szanse jzykowe. w kocu to
w rozmowie z drugim najlepiej szlifowa wymow. - ot w najmniej
zniszczonym budynku, nie wykluczam, e kiedy to by koci, czy
podobny obiekt, po prostu gono recytuj zdania i wsuchuj si w
echo. - tak naprawd czowiek zawsze sam do siebie mwi, tak byo,
i bdzie. w tym przypadku dosownie mwi do siebie. - skutki moe
nie s rewelacyjne, ale pomagaj.
21

dzie 39, popoudnie


gdzie wysoko przelatywa transportowiec. machaem, rozpaliem te
ognisko...
trudno pogodzi si z myl, e jest si tak wtopionym w to i tak
maym na tej wyspie oraz wobec innych wysp, e nikt inny tego nie
potrafi wyuska z otoczenia i zauway...
dzie 43
Odnotowuj postpy. Mae bo mae, ale jednak. Zaczynam chwyta w
tekcie sens, i raczej to nie jest zudzenie.
Mam oczywicie wiadomo, e ani to, w jaki sposb wypowiadam tu
i teraz sowa, ani to, co one dla mnie znacz, e to zupenie nie
musi si pokrywa z tamtym jzykiem. Mam wiadomo, e to jest i
musi by odlege od pierwowzoru - tylko czy to wane?
Mio byoby porozmawia z tubylcem, to prawda. Tylko e tubylcem w
tej chwili jestem ja, a innych nie ma. To take prawda. I by moe
tych innych tubylcw ju nigdzie nie ma, tego nie mog wykluczy,
na dzi kada opcja jest moliwa. Mam wiadomo, e weryfikacja i
potwierdzenie tego jest dzi poza moim zasigiem. Ale w ciemno tak
sobie obstawiam, e nikogo nie ma.
A gdyby nawet jaki tubylec si zjawi, to co? O czym bym rozmawia
i co chciabym mu przekaza? O uprawie ogrdka, hodowli zwierztek
i zachodach soca? Na ten temat sam ju sporo wiem, on rwnie, a
wic o czym? O budowie wiata, tak po oglnoci? Moe. - Ale i tu,
bazujc na ju rozpoznanym, w takiej rozmowie niczego ciekawego i
nowego si nie dowiem. Wiersze sam potrafi pisa, nawet rymowanki
mi wychodz, wic potencjalni inni tym take mnie nie zadziwi ani
nie zaskocz.
Sowem, tak naprawd to ucz si tego jzyka sam dla siebie. eby
nie byo nudno, to po pierwsze. Oraz eby sprawnie si porusza po
tutejszym wiecie, to po drugie.
To jest istotne, moje zachowanie wobec otoczenia, ponazywanego w
tym jzyku otoczenia - to jest najwaniejsze. Rozmowa z innym? C,
to mie, nawet podane, ale zawsze chwilowe. Natomiast jzyk, wic
zbir znakw kodujcych rzeczywisto, to jest potrzebne dla mnie.
Konkretnie jzyk ma suy mojemu przetrwaniu.
Jest mi potrzebny do dialogu - eby prowadzi rozmow ze wiatem.
eby sformuowa i zada pytanie - ale take po to, eby zrozumie
odpowied. Pytam wiat w kadym zdaniu dowolnego jzyka, a pytam o
to, jaki jest - oraz dlaczego jest tak, jak jest. Po dwiku, formie
i strukturze "odpowiedzi" staram si zrozumie, co si dzieje. To
nie jest atwe, ale wykonalne.
Przede wszystkim pytam jednak o to, co si moe dalej dzia i jak
to wpynie na moje ycie "na wyspie". Nie wszystkie odpowiedzi na
t chwil w peni rozumiem, ale s postpy.
dzie 44
W nawizaniu do wczorajszego wpisu. Ucz si tego konkretnego, ju
wymarego jzyka, ale to nie ma znaczenia. Kady jzyk, dowolnie w
czasie wyprodukowany jzyk, dowolnej formy, skadajcy si z poj
dowolnych to w gbokim znaczeniu jest zawsze ten sam jzyk. To
zawsze i tylko, i a "jzyk".
22

Zaskakujce? Nie powinno. wiat jest jeden i nie ma znaczenia jak


zostaje "dwikowo" ponazywany. To w kadym przypadku jest inne i
niekiedy bardzo od siebie odlege, ale przecie w znaczeniach, na
poziomie treci, odnosi si do tego samego i jedynego wiata. Std
i dlatego s moliwe tumaczenia. Weryfikatorem dowolnego jzyka i
odniesieniem jest rodowisko, rzeczywisto i jej zmiana. Jeeli w
jzyku wystpuj elementy poprawnie odczytane ze wiata, jeeli w
kolejnych krokach pozwala to przej dalej to taki jzyk zyskuje
na znaczeniu. yje i pozwala y.
A jak zawiera zuyte elementy? C, przechodzi do przeszoci wraz
z uytkownikami. I zostaj tylko ruiny.
dzie 45
Jeszcze o jzyku. Powiedziaem, e wszelkie jzyki opisuj wiat i
zmian. Prawda. Logicznie nie sposb w zbiorze jzykw wyrni z
nich adnego, s sobie rwnowane. Ale to nie oznacza, e wszelkie
jzyki s jednakowo sprawne, tu ju mona przeprowadzi hierarchi
wanoci. Z uwagi na skutki. S jzyki, ktre prowadz do uzysku z
dziaa, czyli pozwalaj czerpa z otoczenia rodki do istnienia ale s te mniej sprawne. A s nawet takie, ktre utwardziy si w
trakcie dugiego stosowania i s oporne i odporne na zmian. e to
prowadzi do zaburze, tego nie musz podkrela. - Kiedy jzyk si
na czas nie zmodyfikuje, czyli nie wpisze w swoje granice zaszych
w rodowisku zmian, zniknie.
Nie musz dodawa, e takim szczeglnym jzykiem, ktry pozwala na
rne sposoby operowa w wiecie, e tym jzykiem jest matematyka.
Z tym istotnym zastrzeeniem - co moe wyda si zaskakujce - e
i tak na kocu znajduje si sowne, wic filozoficzne tumaczenie
terminw z obszaru matematycznego na pojcia codzienne (a chciaoby
si powiedzie, e z matematyki na ludzkie).
dzie 45, pne popoudnie
Uwagi o matematyce s istotne, wracam do tego. - Z licznych powodw
chc ponownie do tego nawiza.
Matematyka, na tle innych jzykw opisujcych otoczenie, to system
rzeczywicie wyjtkowy, to maksymalnie sprawny sposb wyraania i
opisywania. Jego najwaniejsz zalet jest skrtowo i moliwo
objcia w jednym wzorze ogromnej skali zjawisk. To budzi szacunek.
I si zwyczajnie sprawdza.
Ale matematyczna sprawno opisu - chciabym to podkreli - obraca
si przeciwko niej samej. Matematyka to doskonao z defektem. Z
koniecznym defektem. Przez brak interpunkcji.
To nie art - wanie tego dowiadczam, kiedy ucz si staroytnego
jzyka tamtych tubylcw. Nie tyle dokadnie chodzi o sam zasad i
regu interpunkcji, co o sposb wyraania si. W sensie szerokim,
w maksymalnym znaczeniu chodzi o "artykulacj" przekazu.
Co mam na myli? e matematyczny zapis, dowolny wzr, ktry koduje
w sobie tre, ktry odnosi si do mniejszego lub wikszego stanu
wiata, e to wymaga objanienia, i to jako konieczno. - Co mi po
najbardziej nawet rozbudowanym wzorze, jak nie wiem, do czego si
odnosi. I wicej, nawet jeeli wiem, do czego suy, to nie widz
- nie wiem, co si skada na tak zdefiniowan zmian. Wzr spenia
23

swoj role, mog przewidzie, kiedy i gdzie spotkaj si pocigi i


co z tego wyniknie, ale wiem o tym dlatego, e tumacz to sobie na
bliskie i znane terminy. Bo wzr, to istotne, takiej informacji w
sobie w aden sposb zawiera nie moe. Ta nadmiarowa wiedza jest
we mnie - w tym osobniku, ktry postrzega i dekoduje wzr.
Jeszcze inaczej, poniewa zagadnienie jest istotne. - Kiedy omawiam
w jzyku proces, dowolny fakt z jako tam postrzeganego wiata, to
chcc czy nie chcc, ale stosuj "interpunkcj" w takim opisie. To
po prostu konieczno. Za nic nie zrozumiem zmiany, jeeli bdzie
to dla mnie "ciurkiem" biegnce jedno "zdanie". W minimalnym, tak
na jedn stron zapisie, w takim zakresie jeszcze si nie pogubi,
acz z trudem. W przypadku ksigi to wykluczone. A przecie moe i
wzr "na wszystko" si trafi, tego ju bez suplementu, instrukcji
obsugi ani rusz nie pokonam. - Co mi po piknym widoku ze szczytu
gry, kiedy nie mam pojcia, e ta "gra" musi by zakotwiczona w
nieprzeliczonym i skrytym zakresie, eby ten widok mona byo tu i
teraz podziwia?
Widok, owszem, pikny, ale jake daleki od wiedzy o caoci.
I wanie o to chodzi: doskonao "wzoru" jest pozorna; przydatna
i wspaniaa - ale wymaga dopenienia. Na kocu dziaania okazuje
si, e jzyk, ten codzienny, z kropkami, przecinkami i wszystkimi
zawijasami - e dopiero to umoliwia oraz warunkuje zrozumienie. Co
jest tego powodem? Blisko, styczno z dowiadczeniem. - Jeeli w
opisie wiata zastosuj na przykad "pion" i "poziom", to nawet po
omacku wiem, co to znaczy, to fundamentalnie we mnie zapisany i w
kadym dziaaniu poznany fakt wiata. Ale jeeli to samo wyra w
jzyku matematyki, jakim susznym wzorem - niby to bdzie to samo,
ale jake odlege i obce.
I w efekcie mao bliskie lub zupenie obojtne. A nawet, zdarza si,
niezrozumiae.
Ale nie tylko z tej przyczyny matematyczna definicja jest zawsze i
na zawsze "zdeformowana". Chodzi o sam sens "interpunkcji". Czyli?
Chodzi o przerwy. Chodzi o miejsca zerowe, cisz w procesie, stan
pozornej nieobecnoci sygnau. Wszak brak sygnau te jest wanym
sygnaem - dopenia przekaz. Dlaczego? Poniewa nie ma procesu, nie
ma zjawiska, ktre biegnie bez przerwy.
Znany powszechnie jest art cznociowcw: czego najwicej mieci
si w rozmowie? I odpowied: ciszy. Kiedy matematyk stosuje wzr w
opisywaniu wiata i t cisz pomija - robi fundamentalny bd. Moe
o tym nie wiedzie, i zazwyczaj o tym nie wie, ale dlatego istotne
staje si tumaczenie "z matematycznego na normalne".
Tumaczenie jest warunkiem zastosowania wzoru, nie wolno o tym etapie
zapomina - ma wiksze znaczenie ni sam "wzr".
dzie 48
Od rama zmagam si z dylematem, ktry czy si z nauk martwego
jzyka, a nawet jzyka jako takiego.
Czy dlatego mog opanowa tak struktur opisu wiata, e jest ten
wiat, czyli wsplna tre opisu czy dlatego, e jako struktura
24

uczestniczca w tym wiecie na wszelkie sposoby, posiadam w sobie


wpisane na stae i na zawsze elementy umoliwiajce t nauk? Czy
s gbokie skadowe jzyka, dla kadego i zawsze?
Gramatyka jzyka w moim rozumieniu jest jedna i wsplna, zawsze i
wszdzie. Ale nie z tego powodu, e jako zakodowaa si we mnie,
tylko dlatego, e moja cielesna konstrukcja zawiera w sobie reguy
tego wiata.
Istniej jako byt fizyczny dlatego, e speniam konieczne warunki
zaistnienia. Czyli ciao zawiera w sobie, jako fakt niezbdny i na
kadym poziomie, rytm zmiany i sam zmian, ktra jest pochodn do
otoczenia. To jest warunek fundamentalny. A skoro zaistniaem, tym
samym speniam warunek dopasowania. Gdyby nie to dopasowanie, mnie
by na tej wyspie nie byo.
Ale z tego wynika, jako poziom kolejny analizy i zachowania, e w
cielesnoci zawiera si jzyk wiata. I musi si zawiera.
I dalej. W praktyce nie ma znaczenia, czy jzyk to gramatyka jako
tam obudowana dwikami, czy idzie o kod genetyczny z jego reguami
- to zawsze jzyk. Dlatego, w takim wanie znaczeniu, jzyk, to,
co za jzyk mwiony uznaj, jest swoimi uniwersalnymi "kwantami" i
strukturami dany w chwili pocztkowej - i jest faktem zastanym. Oraz
jest odbiciem wiata, realizacj reguy. Tak na poziomie, e jest
i si objawia, tak na poziomie swojej wewntrznej reguy, ktra w
adnym zakresie nie moe by sprzeczna z fizycznym stanem wiata.
Uytkownik jzyka zazwyczaj nie ma pojcia o tej zalenoci, ale i
tak j stosuje - inaczej ani jego by nie byo, ani jzyka.
W sensie logicznym nie ma znaczenia, co wyrni i uznam za poziom
i element fundamentalny, on jest na zawsze zanurzony w wiecie i w
rytmie wiata przebiega - jest realizacj tego nadrzdnego jzyka.
A poniewa konstrukcja bytw posugujcych si dowolnym jzykiem,
ta konstrukcja jest w tym wiecie i jest taka sama - to tym samym
s wsplne, identyczne i gbokie elementy tworzce i osobnika, i
jzyk, i struktur kadego jzyka.
Dlatego, notuj to jako wniosek, mona, jeeli kto chce, wytyczy
lini graniczn i powiedzie, e tu i tu przebiega wsplny zakres
jzykw, e to jest "kwant" nony kadej gramatyki. Mona zrobi w
ten sposb, tylko e to zawsze zawenie pola definiowania to, w
gbszym znaczeniu, ograniczenie narzucone na jzyk opisu. A wic
niepene, umowne i bdne zdefiniowanie.
Poniewa ciao jest zanurzone w wiecie i jest kolejnym "sowem" w
tyme wiecie - to powyej i jako kolejny poziom - musi si pokaza
jzykiem dwikowym. A te kadym innym w miar poznawania wiata
i nabywania sprawnoci komunikacyjnych. - Regua jest jedna, ale jej
realizacja przebiega w rny sposb.
To wiat i jego gramatyka s fundamentem dziaania, to rytm zmiany
jest najgbsz baz jzykow.
dzie 51
adny dzie... Byem na dugim spacerze...
Czy matematyka, wracam do tematu - czy matematyczny opis zmiennego
25

wiata jest ostateczny? Wspomniaem, e tak ale z dodatkiem, e


wymaga to doprecyzowania.
Wyjani, o co mi chodzi. Rol przerwy, ciszy w sygnale opisaem,
to istotny element zrozumienia. Ale matematyka, z uwagi na wydajny
sposb definiowania zmiany, lokuje si na samym brzegu moliwoci sama jest punktem odniesienia. Tylko e pene zaufanie dla takiego
jzyka opisu, a to dzi dominuje, to prowadzi do nieporozumie - a
co najmniej niepenego zrozumienia procesw. Z jednej strony przez
brak wspomnianych znakw interpunkcyjnych - a z drugiej, jako fakt
do tego pochodny, przez zmieszanie tworzcych si obrazw. Kiedy w
opisie mam kilka uj i nie potrafi ich rozdzieli na fakt przed
i po jako tam wyrnionym momencie, to uzyskuj wielo w jednym
"kadrze". To tak, jakbym na jednym zdjciu, na skutek trudnoci w
podziale na kolejne elementy, widzia kilka pokole jednoczenie
a przecie to bd. Owszem, te pokolenia tu byy, kolejno yy w
domach, ale nie jednoczenie; to byo nastpstwo w czasie, a nawet
czciowo w przestrzeni. We wzorze matematycznym, albo fizycznym,
jako pochodna dziaania, w takim wzorze mam rozmyty, zawsze pynny
"obraz" czego, co w gbokim rozumieniu jest zbiorem jednostek. W
takim ujciu zbir staje si jednostk, a to faszuje opis.
Mwic inaczej, wzr z zasady opisuje cig zmian, wielo faktw i
procesw skadowych. Ale w ujciu logicznym owe fakty s sum oraz
zoeniem - to nigdy jednostka. eby wprowadzi w taki opis sens i
wze rozsupa, musz w struktur wzoru wprowadzi przerwy, obraz
podzieli na elementy - i dalej w tak "skwantowany" strumie zdarze
wpisa, nanie rytm. To moe by dowolny rytm, matematyczny czy w
postaci sw - wane, eby to by rytm. Od tego zaley zrozumienie
i poznanie wiata.
Oczywicie im bardziej fundamentalnego poziomu dotyczy opis, tym w
rytmie pojawi si musi prostszy element tworzcy. Maksymalnie, a
wic najniej (i najwyej) jednostka, matematyczna jedynka. - Albo
adekwatny kwant rozumowania.
dzie 55
Jeeli nie matematyka, to co?
Odpowied nasuwa si samoistnie: filozofia. Nie ma innej. Namys i
pogbiona analiza otoczenia, wanie filozoficzna, byy na etapie
pocztkowym, dlatego musz zamyka nauk "jzyka wiata". Nie ma w
tym dziaaniu innego zakoczenia. Wszelkie nauki z wzorami, jak to
w poprzednich zapisach si pojawio, nie s zdolne - nie posiadaj
w sobie metody rozgraniczenia, podzielenia zmiany na skadowe. To
moe wycznie filozofia. A przecie w opisie chodzi o ten rytm, a
nie konstatacj, e on jest. - Podstawy do jego wyuczenia si, jako
poprawnego sczytania ze wiata, tak podstaw stanowi wszelkie i
konkretne nauki, jednak ustalenie i stworzenie rytmu, to wycznie
mona przeprowadzi w dziaaniu filozoficznym.
Owszem, przyznaj to z pokor, wymaga to oceanu sw, a nawet duo
wicej. "Wyspa" rzeczywistoci wystaje ponad powierzchni, to mj
wiat i jedynie dostpny, ale to wyspa. Dlatego jej opisanie musi
odnosi si do tego "oceanu". - Po horyzont niczego wicej nie ma,
ale mog by pewnym, e "w gbinach" tutejsza wyspa i jej "jzyk"
26

- e to jest powizane z innymi wyspami, e to rozciga si daleko


oraz czy z wszelakim. Moja wyspa z kraja, ale zawsze w zbiorze.
Na zawsze w zbiorze.
Pewno tej jednoci opiera si na tym, e wiat jest jeden i e
regua zmiany rwnie jest jedna. I zawsze ta sama.
dzie 64
Tak, ucz si tutejszego jzyka wiata. Cigle si go ucz. Ale to
ju zupenie inny etap. Tamte, pocztkowe zmagania z jzykiem, to
daleka przeszo, ktra budzi z jednej strony szacunek, e za co
takiego si zabraem, ale z drugiej wywouje umiech, e biego to
tak nieporadnie i e wymagao tylu wysikw.
Dzi ju wiem, e moje dziaanie byo w sumie zbdne - ale zarazem
nie znaczy, e gupie. Byo konieczne w tych warunkach, ale zbdne
w nakierowaniu na cel: z adnym tubylcem nie pogadaem i nigdy nie
pogadam. I nie dla tego, e tubylcw nie ma, bo nie ma, ale z tej
przyczyny, e to jest mj jzyk i dla mnie. - Ten konkretny jzyk, w
jego zapisie, jest tylko dla mnie.
Nadrzdnym jzykiem, wsplnym w kadym czasie i miejscu, jest jzyk
natury i kady go zna. O ile istnieje, to go zna.
Ten jzyk, ktrego z trudem si wyuczyem, to teraz mj jzyk - ju
potrafi w nim wyrazi dowoln myl, materialnie czy symbolicznie,
to nie ma znaczenia. Za chwil biego osignie poziom tworzenia
nowoci, ktrych innym sposobem by nie byo. Z uczcego si, tylko
dostosowujcego si do "zasyszanego", zaczynam by kreatorem sw
i caych zda. A nawet zaczynam pisa powieci. Wydaje si, e mam
ju rozeznanie w gramatyce tutejszego "jzyka". - Oraz w gramatyce
jzyka w ogle. To duy postp.
A nawet przez to moja wyspa jakby stracia swoj niegocinn twarz
i ju sam nie wiem, czy chciabym j opuci. - Zapewne kiedy taka
chwila nastanie, zapewne bdzie to koniecznoci... Ale dzi sam
nie wiem...
Wszak to wszystko jest wysp. Wic czy tu, czy tam si znajd...

27

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.5 - Niepodzielny.
Koledzy, widz w waszych oczach nieme pytanie - o czym wam dzi to
ja powiem. Temat, widzicie, bdzie atomowy. Nie krzywcie si tak,
koledzy, to powanie idzie, w rzeczywisto nasz siga. Przecie
nic inaczej si nie dzieje, tylko atomowo. Rozumiecie?
Koledzy, spjrzcie na zagadnienie poprzez histori, tak wieki oraz
tysiclecia w tym swoim spojrzeniu przewietlcie. I co widzicie, i
jak sobie atom i atomowe zbiory przedstawiacie? Wiem, e nijak, ja
tak po oglnoci i dla zagajenia dyskusji pytam. Bo jak to moecie
sobie przedstawi, jak tego adnym sposobem zmysami nie wida ani
inaczej czu. Si nie daje, ot co.
Ale, koledzy, wy wecie sobie pod rozwag, e tacy staroytni, to
dawno przecie byo, oni sobie ten atomowy drobiazg wykoncypowali
w tym swoim staroytnym wiecie. Chodzili z kta w drugi, albo te
siedzieli w tej przeszoci - i wymylali w epetynach to i owo, a
te takie rne, jak popadnie. Dzi si o tym seriale krci, a oni,
to tak byo, wszystko zmylali, eby ich. Sporo tego byo, nie mona
w jednym zdaniu pomieci.
I, koledzy, widzicie, jedn tak wanie spraw trafili wan, by
moe i po przypadku, ale trzeba im odda, e w analizach wiata si
im "atom" pokaza. Tak byo, koledzy. Niby, jak si tak po okolicy
rozejrze czujnym okiem, to przecie adnego w takiej okolicznoci
niepodzielnego nie wida, wszystko zbiorowo oraz zoono. A oni,
eby ich, najmniejsze z najmniejszych ze wiata wyprowadzili, a to
tylko wmylajc si w powizania tego widocznego.
Tak, prawda, koledzy, to trzeba szczerze zauway, ich terminy nie
goniy, punktacji naukowej nie mieli i pisali dla potrzeby serca i
ukojenia emocji. adne tam sprawozdania czy nasiadwki naukowe nie
byy jeszcze znane, to i rne dziwaczne tematy mogli przenicowa,
logik poszeregowa, a nawet policzy, te i matematycznie obrobi.
Swoj drog, ciekawe to byy czasy.
Tylko, widzicie, oni tam pomyleli, pomyleli - a pniej wiekami i
tysicleciami trzeba to byo sprawdza, owe zbiory w szczegach i
na kady sposb poznawa. A to trwa, to wymaga nakadw, to domaga
si sprawdzania i jeszcze raz sprawdzania. Sowem, prdko to nijak
si zrobi nie chce. Myle poprawnie mona za kawaek jada, tak
miseczk z zup, dajmy na to. Ale, widzicie, atomu w zoonoci a
tak prost metod si nie rozbije - oj, nie.
Mniejsza z tym, wspomniane czasookresy si ju zadziay - ju to i
nawet owo o wiecie si wyjanio, nawet wspomniany najmniejszy z
najmniejszych element atomowy si zbiorem okaza, tak poszo. Tyle
e to nic a nic w pojmowaniu rzeczywistoci pogldu nie zmienio bo jak mogoby? Zerknie taki dzisiejszy naukowy osobnik w wiat, w
tym zakamarku lub innym sobie na niego spojrzy, ale z podzielnoci
skoczonej zrezygnowa nie zamierza, swoim przekonaniem potwierdza
28

tamtejsze, historyczne ustalenia. A przecie mgby, eksperyment w


eksperyment dostarcza wiedzy, e to tylko zoenie. Co si kawaek
materii rozbije, to wylatuj z tego czstki takie lub owakie, ale
w adnym jednostki ostatecznej nie wida. Jej zowi adn metod
nie mona, nawet wzorami czego takiego nie wida.
Wic jest rozumny dylemat - moe i gdzie zwtpienie si delikatnie
pokazuje, tego wykluczy nie sposb. Statystycznie to si liczy, w
losowo gbok wiata zaczynaj si gosy zawierzenia pojawia sowem, jest zamieszanie po rnych kierunkach. Niby najmniejsze w
realu by musi, tylko go jako nie wida - dlaczego?
Koledzy, wy wystawcie sobie ten dylemat logiczny, wy wczujcie si
w zagadnienie: dlaczego takiej cegieki wiata nie wida adnym i
to adnym przyrzdowym mierzeniem? Wiadomo, owo co by musi, tak to
wychodzi z rozumnej, a nawet tej i filozoficznej wiedzy, ale tego w
otoczeniu si nie trafia, dlaczego?
Jak to szuka, gdzie tego szuka - i co o tym skrywaniu myle? Jak
mylicie, koledzy?
Znw si krzywicie, a niesusznie si krzywicie - w tym tematycznym
zagadnieniu si powaga wiata ukrywa, jego zabudowa i jego regua.
Tak, koledzy, to nie w kij dmucha, to sens wszystkiego z takiego
atomowego, czyli niepodzielnego mona wyprowadzi.
Postarajcie si i gwk uruchomcie, moe co o "atomie" powiecie.
Widzicie, staroytni si nie hamowali w swoim mylowym dziaaniu,
ich normy towarzyskie nie zniewalay. - Bo to, koledzy, tak wanie
trzeba na to spojrze, wyj z pojmowalnego ograniczenia. wiat w
swojej zmiennoci dogmatami si nie kieruje, toczy si rytmicznie,
i dobrze, bo mona go przez to smakowa - ale nam pogldy nasze na
otoczenie prawd przesaniaj, w zym kierunku prowadz.
Koledzy, wy sobie wystawcie to tak, e owa jedynka by musi, e w
staroytnoci i kolejnych wiekach ludzko mylca miaa racj, e
takie co tam gdzie dennie i fundamentalnie si znajduje. Czyli w
bycie naszym wszelakim "atom", czy podobnie nazwana owa jedynka si
lokowa musi.
I nie ma od tego odwoania. - adnego w nieskoczono podziau by
nie moe. - Prawda, koledzy?
A dlaczego tego nie wida, koledzy? Bo nie moe by wida. Nasz w
odbiorze, w dowolnym odbiorze wiat - to, co za taki wiat mamy - to
zoenie, zawsze fakt zbiorowy. Moe tam sobie fizyk dowolny swoje
badanie prowadzi, drobi element te zupenie dowolny, ale adnej
w tym badaniu jednostki elementarnej nie signie - bo jej w takim
badaniu by nie moe. Nie moe, koledzy.
Wy sobie to tak przedstawcie, e nasze ycie gdzie na dnie oceanu
wszechwiatowego si toczy. e w kadym kierunku i do kadej czstki
w ocean z jego masywnoci trzeba w analizie doda, rozumiecie? I
w efekcie, tak sobie bytujc na tym dnie, dociskani jestemy przez
nieprzeliczaln ilo mniej lub bardziej rozbudowanych jedynek. My
tu sobie komrk, foton czy fizyczny atom badamy, a to tylko takie
zbiegnicie, cinicie w jednostk mierzaln zdarzenie - tak sobie
29

to si zbiego i w tym naszym "dennym" istnieniu pokazao. Sigacie


tematu, chwytacie zagadnienie?
Koledzy, przecie to proste. - Jak jest jednorodna w kad dziejow
stron struktura, taka energetyczna "zupa", czy jak to tam nazwa,
taka z jednostek w cigym ruchu, ale minimalnym, te na jednostk
- to musz te jednostki w tym ruchu i w tym cinieniu co ju tak
masywnego wytworzy, nie maj wyjcia. I to dosownie nie maj. Bo,
uwagldnijcie w tym obrazowaniu, e je z kadej strony dociska, i to
wszechwiat cay dociska - wszystko, co si skada na tak zwany wiat
i wszechwiat.
Zauwacie, koledzy - to z tego dociskania oraz naciskania wzajemnego
wszystko si zgrubne bierze, czstka jaka albo i atom.
Owszem, czsto tylko na chwil, tak na wirtualne mgnienie. Ale jak
tego lokalnie si duo ju zbierze, jak nacisk jest silny i w sobie
regularno jak posiada - czyli ma kod nacisku, rytm ma w sobie to si co pojawi musowo musi. Nie ma wyjcia, koledzy.
Nie - zauwacie, koledzy - e dopiero od pewnego zbiorowego stanu w
tej obserwacji "na dnie" to moe si pojawi, nie wczeniej. Wszak
wczeniej nie ma odpowiedniej siy, nie ma nacisku, a takie ciao
nie ma siy na wychylenie si ponad progiem. Bo prg, koledzy, tak
w badaniu si pokazuje - do pewnego poziomu iloci jednostek nie ma
obserwacji, od pewnego ona jest moliwa. A ten prg to nie tak si
przypadkowo umieszcza, nic z tych rzeczy. To cile i logicznie w
wiecie si lokuje, a te policzalne jest, koledzy. Tu adnej tam w
realnoci losowej wielkoci nie ma, to regua zmiany wyznacza - tak
detalicznie wyznacza.
Wy sobie, koledzy, tak przedstawcie, e jest jaka wielka - no, taka
wielka struktura, taka sfera sferyczna, czy podobnie. I e ona po
caoci jest zapchana - tak na maksymalny poziom jest jedynkami, na
samym dnie logiki i niepodzielnoci jedynkami zapchana. Rozumiecie i
pojmujecie, prawda?
I taka struktura ma w sobie tylko tyle wolnego (pustego), e jedynka
raz tu raz nazad si moe przemieci - tak to sobie pokazujcie. To
w szczegach gbszych idzie nieco inaczej, tak na podobiestwo z
mechanik wdrowania fotonu w gwiazdowej konstrukcji, gdzie pono
taka szamotanina elementu to i milion (albo i wicej) lat trwa, nim
si foton tak w dal oddali na swobod, ale na tym obecnym poziomie
wmylania si w rzeczywisto poprzestacie wy na powyszym obrazie
szamotania si tej jedynki czego... I co widzicie?
Nic?, to niemoebnie. Wy sobie teraz przedstawcie, e taka sfera w
sobie nacisk rejestruje, e tak czysto mechanicznie co j cinie
i cinie - i co? Koledzy, na t chwil pytanie jest zbdne, jest i
dziaa nacisk, i to si liczy. - Wy zaraz, skd nacisk, jaki on i co
to znaczy? Koledzy, jest nacisk, i co? - Jak to, co? Nacisk przeoy
si na jak konstrukcj. Jeeli wczeniej, przed chwileczk, taka
konstrukcja bya w stanie rwnowagi, to nacisk musi w niej budowa
gdzie i lokalnie wiksze zbiegnicie tych elementw - ich docisk
do siebie musi pokaza si, dosownie si pokaza jak formu o
cechach obserwowalnych. Im wicej jednostek uytych w tym nacisku,
30

tym wiksza konstrukcja moe si "osadzi" na dnie wiata. Foton,


atom, moe nawet i kolega z drugim koleg - a co, moe.
Wy swoje: "skd ten nacisk?" Ale, przyznajcie, ujcie cinieniowe to
ju akceptujecie?...
Koledzy, jak to skd, zewntrzny - banalna, a i nawet prosta sprawa.
Nic, tylko pomyle, wic pomylcie. Jak nie dacie rady, to do sprawy
przy okazji wrcimy, obecnie waniejsze dla toku naszej dzisiejszej
wymiany pogldw jest to, co moe powsta z takiego dziaajcego na
wszystko cinienia. Oraz dlaczego cegieki nie wida - to jest sedno,
koledzy.
Ju powiedziaem, e tylko od pewnego poziomu skupienia elementw
moe fizyk w swoim laboratorium fakt zauway, wczeniej taki stan
jest faktem podprogowym. - Co to znaczy, e podprogowym? e nie jest
na tyle zasobny, na tyle rozbudowany, eby speni kryterium bycia
w wiecie - e nie ma takiego nacisku w otoczeniu, eby stabilnie
si zachowywa. Po prostu, nacisk jest zbyt saby i taka jednostka
na mgnienie zbita w jedno, taki zbir elementw niszego rzdu,
on si momentalnie - z punktu widzenia fizyka momentalnie rozpada i
zanika. - Przypominam, koledzy, e kada fizycznie i realnie obecna
w naszym zakresie konstrukcja, to proces idcy pionowo, czyli si
budujcy "w gr", w skomplikowanie - a kiedy jest ju naleycie w
energi zasobna, dopiero wwczas taka zbiorowo moe przekaza w
wiecie sygna dalej. Po prostu wybudowawszy si, moe nacisk swym
istnieniem przenie dalej - jest, wic cinie. I jest dziaanie w
tempie fizycznie obserwowalnym. Wczeniej byo "upiorne", teraz to
fizyka z "c" i przewidywalna.
Wczeniej si pionowo budowao, teraz w poziomie sygna si niesie.
Oczywisto.
Rozumiecie, koledzy? Tam, poniej poziomu obserwacji, a si krci
i kotuje, a-a, rozumiecie. Ale kiedy nie ma dostatecznej siy i
nacisku, wic w czasie formowania si takiej sfery, w pocztkowym
okresie jej istnienia - albo w drugiej, schykowej, kiedy nacisk w
otoczeniu zanik - to powstajce konstrukcje s mae i coraz takie
w sobie mniejsze. Po prostu, koledzy, w pierwszej czci gsto w
strukturze jest zbyt maa, eby co duego mogo si wytrci i na
dno opa, a w drugiej te gsto jest zbyt maa, bo sfera si w
wybuchu rozszerza i rozszerza. Wic, koledzy, na atanie dziur nie
ma ju zasobw. I robi si pusto, i robi si "pyk" - rozumiecie?
W pierwszej czci procesu definiowanego jako "wszechwiat", tutaj
zasilanie w elementy ("atomy" czego, kwanty) przychodzi z zewntrz,
ukad si, tak mona powiedzie, "tuczy", pochania pokarm i si w
pionie buduje - a w drugiej, od rodka procesu liczc, traci zasoby
do rodowiska, starzeje si, mwic prosto. - Ot i co, koledzy.
Tylko, widzicie, najwaniejszy w tym wszystkim - z naszego punktu i
zalenoci - najwaniejszy jest w rodek. Przecie, zauwacie, ten
wszechwiatowy proces to troch miejsca oraz czasu zajmuje, zbiegnie
si w sobie, uzyska wszystkie elementy, tym naciskiem zewntrznym i
wewntrznym je uzyska - a to wszystko musi trwa. I trwa. I bardzo
dobrze, e trwa. Bo w tym to rodku, koledzy, zauwacie i docecie
31

to, w tym rodku takie co si moe pojawi, co to ten rodek moe


zwiedza, ocenia, rozumowa o nim, kumacie? Ani ciut wczeniej ani ciut pniej, tylko w rodku, tylko w tym jednym punkcie co z
gatunku mylowego moe zaistnie. Cinienie jest wwczas w stadium
maksymalnym, nigdy nie byo podobne, to i najbardziej skomplikowana
w tej sferze struktura, te z grubsza biorc sferyczna, takie cosik
moe zacz gwkowa - i dobra nasza.
Warto z tej moliwoci, tak w oglnoci, koledzy, skorzysta. - Tak,
warto, koledzy.
Na samym dnie tego procesu jest niepodzielny element, jedynka co.
A na grze logicznej komplikacji, ale na dnie wiata, tu take si
dzieje jedynka - tyle e najbardziej skomplikowana, docinita na
kadym kierunku i w kadej czstce skadowej. Caa piramida takiej
cinieniowej machiny skada si na to, e teraz mog o tym do was
mwi i o tym przekonywa. - Brak, koledzy, jednego elementu, a tej
rozmowy by nie byo. By nie byo, rozumiecie?
Zawsze jest tylko jedynka czego - zbir takich jedynek; jest ruch
w nieskoczonoci, a efektem tu i tam, gdzie lokalnie w bezkresie
takie si rozumne pojawia. e rzadko, e w tych specjalnych, tak w
niektrych ujciach zdumiewajcych warunkach i uwarunkowaniach, to
wszystko prawda. Ale prawd jest, e to si musi zdarzy - to si
po prostu musi zdarzy.
Przecie wanie o tej koniecznoci mwi, prawda, koledzy?
I na koniec, rozumiecie, trzeba spraw owych staroytnych "atomw"
wyjani - takie, widzicie, uszanowanie odda bytom podobne fakty do
analizy wiata i zastanawiania si nad jego sensem podajcych. Bo to,
sami teraz to widzicie, nie ma znaczenia swko takie czy inne tu podejcie do sprawy si liczy.
Niepodzielnym takie "co" (najdrobniejsze z najdrobniejszych) mona
nazwa, czyli atomem - mona monad, kwantem, jedynk; czy tak lub
siak. To nie ma znaczenia.
Bo, widzicie, chodzi o t zasadnicz myl - tak fundamentaln - e
jest fakt, element czego, czego ju nijak si podzieli nie daje,
i to jest takie wane. Na tym mona dalsze rozumowanie prowadzi i
si w rzeczywisto wgbia.
Wyjdzie si w takiej analizie atomem - i wrci tako "atomem". Tylko
e innym, przejrzanym na wszelkie z moliwych stron.
Zawsze jest "atom", widzicie, tylko jego rozumienie si zmienia.

32

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.6 Punkty wzowe.
Gdziekolwiek spojrze, tam dziejowa zawierucha.
Sprawa, widzicie, powana. Nie, nie strasz. Nie o to chodzi w tej
pogadance, eby wasz rozum w panik wpdza - adnego takiego celu
niniejsza opowiastka sobie nie wytycza. Ale sprawa, trzeba gono
powiedzie, jest - i domaga si pokazania. Przede wszystkim teraz
i tu pokazania, o konsekwencjach inn czasow okazj pogadamy. Na
tym etapie chodzi o poinformowanie masowe, e co takiego pojawia
si w ewolucyjnym cigu zmian - i e na caoksztat wpywa. Niby to
takie gboko ukryte - a wpywa.
Wszdzie wok zmiana. Tak si to w sobie zmienia i rytmem zmienia
takim, widzicie, policzalnym. Ewolucja, czy jako tak, zwa jak
zwa, to w ten dese idzie. Gdzie tam fundamentalnie jedynka si z
miejsca na nastpne przesunie, czas i przestrze si w tej zmianie
wytworzy i dalej w normalnym ju, czyli fizycznym zakresie, tu si
takie i owakie zaprezentuje. adnie si zaprezentuje, dygnie przed
publik - albo mord zaronit i wykrzywion pokae, to ju mao w
sobie wane.
Ewolucja tak ma, e czasem twarzyczk, czasem mord pokazuje. Bywa,
e z jzyczkiem.
A jak ta zmiana si ju tak toczy po tej swojej prostej bezkresnej
i si lokalnie zwija w jaki byt, to ona si tymi kwantami dzieje,
czyli jednostka do jednostki - i zbuduje si jednostka. A nawet i
niekiedy osobowo.
A jak si kwantami, wic jednostkami dzieje - to i matematyk przy
okazji buduje, tako matematyka, co te znaki sczytuje ze wiata. Ale
i filozofa, ktry te krzaczki zbiera oraz w pocie czoa tumaczy z
lokalnego narzecza na ludzkie.
Wiadomo - jak jest zero i jedynka, jak jest NIC i CO, to z takiego
zbioru mona zbudowa wszystko. Jak przepuci logicznie jedynk w
nicoci, jak popdzi za ni abstrakcyjnym namysem - to si zobaczy
w takim wyobraeniowym spojrzeniu a to wszechwiat, a to gstwin z
kwantw i do ostatniego punktu zapchan, a to narastanie cinienia
w tyme sferycznym wiecie pod wpywem z zewntrz dostajcych si tu
warstw kwantowych - a to ciao fizyczne takie i dowolne. Ale zawsze
ciao budowane regularnie i wedug tej jednej, wiecznej reguy.
I jest efekt tej ewolucyjnej procedury: logiczne zastanowienie, w
jakim to si dzieje rytmie? Jak to si dzieje, e si dzieje? Jak w
tej skoczonej, wic nigdy stabilnej dziejowej zawierusze, jak si
tworzy stabilizacja - z czego to wynika?
Jak to "z czego"? Z tej wyej wzmiankowanej jedynki i zera, czyli z
CO i NIC. To przemkno tak poktnie, ale rzeczywicie z takich
elementw mona ju zbudowa wszystko - dosownie wszystko, co tu
moe by zbudowane. I nawet niczego wicej nie mona pomyle. Co
33

jest moliwe, to zaistnieje - co nie, nawet nie moe by pomylane


w dziaaniu kombinatorycznym.
To z tych jedynek i zer tworzona jest caa, jake skomplikowana w
sobie matematyka - to z tych skadnikw buduje si jake zoona w
sobie fizyka z pokrewnymi dziaami - to z takich abstrakcji wznosi
si gmach filozofii; wszystko, dosownie wszystko ze stanu jeden i
zero mona skonstruowa.
Jak ju w Kosmosie zarysuje si sfera jednokwantowa, jak zaczn do
niej dociera i zapenia si w niej kwanty z pola rodzicielskiego,
to nie ma siy, musi si wewntrz zagszcza, musi male odlego
jednostki od jednostki - musi wzrasta cinienie. I musi wytwarza
si skomplikowanie.
I nie moe to przebiega chaotycznie - przecie dopyw elementw z
zewntrz jest skwantowany. Ale rwnie zagbianie si w sfer warstw
z kolejnymi kwantami jest regulowane samym dopywem. W tym procesie
nie ma przeskokw - cho fizycznie wyglda to na chaos, tu nie ma w
adnym kierunku dowolnoci, cho jest fizyczne wszechkierunkowe, a
wic pozornie losowe zachodzenie. To ad.
To logiczny ad upostaciowany na stan fizycznego chaosu.
A co wicej, z punktami wyrnionymi (wzowymi) w tak przebiegajcym
"pompowaniu" wiata.
Bo co si dzieje, kiedy te kwanty dopywaj, kiedy s "wciskane" z
zewntrz w sfer (wszech)wiata?
W pewnej chwili, ale nie przypadkowej (tylko jako skutek takiego i w
ten konkretny wiat docierania elementw), wytwarza si takie ju w
zbiorze cinienie - jest takie zagszczenie, e moe doj do stanu
"wybuchu" (tego, co fizyk obserwujcy to od wewntrz definiuje dla
siebie wybuchem). Dla niego to rzeczywicie jest wybuch, poniewa w
kadym kierunku, nieomal jednoczenie, tworz si warunki, w ktrych
moe doj do wytworzenia si "zbryle". Czyli takiego momentu, e
wczeniej samodzielne i od siebie odlege elementy, teraz znajduj
si na tyle blisko, e s w cznoci. Ju w fizycznej, nadprogowej
- po prostu widocznej dla obserwatora cznoci. Efekt? Pojawia si
foton, a dalej wiato. I staje si jasno.
Jasno nie jako fakt cudowny, nie jako nagle nie wiedzie co oraz
dlaczego si zadziao, ale jako efekt tego dociskania elementw do
siebie, jako efekt tego cigle trwajcego zewntrznego zasilania w
kwanty. Jak wewntrz balonu ronie cinienie oraz gsto, to musi
si pojawi chwila, kiedy to si zamieni w co namacalnego - w co
widocznego. W tym przypadku dosownie widocznego.
I nie jest to moment ustalony losowo w ujciu zewntrznym - jest i
policzalny, i przewidywalny.
e od wewntrz wyglda to jak chwila pocztkowa wszystkiego? Fakt,
prawda, inaczej tego fizyk nie moe w obserwacji zarejestrowa ani
opisa. Kiedy, prawie nagle, wybucha cao wiata, a po kres (po
horyzont obserwacji), kiedy tworzy si to, co jest najmniejszym czym
do obserwacji i z czego sama obserwacja si skada - to tej chwili
inaczej nie mona okreli, to jest zapon i pocztek wszystkiego.
Pozostajc w rodku (i w zmianie), obserwator musi tak postrzega
34

zdarzenia. I twierdzi, e to "wszech-wiat".


e to dalece nie wszystko, e przed punktem-stanem "zaponu" proces
przebiega wieloetapowo i dugotrwale, e tworzyo si cinienie i
zagszczenie, e wszechwiat nabiera ciaa i komplikowa si - to
jest poza tak obserwacj i ustaleniami, tego nie mona fizycznie (i
to nigdy) sign. Podobnie jak i koca, wic przeciwnego w zmianie
brzegu.
Jak dopenia si wszechwiat czym w postaci jedynek, jak cinienie
wewntrzne przyrasta rytmem kolejnych jednokwantowych warstw - jak
gsto w sferze dziaa tymi samymi warstwami to rwnie fakty, to
kolejne poziomy fizycznej piramidy moliwoci buduj si w rytmie i
z tych jedynek.
I, powtarzam, s policzalne. - I, powtarzam, s szczeglne punkty w
tej procedurze.
Co si dzieje dalej, kiedy sfera jest zasilana - zapeniana krok po
kroku kwantami?
Kiedy ju jest takie co, jak "foton" albo podobne kiedy jednak
dalej narasta cinienie i gsto rodowiska (tu ta wszechwiata),
to powstaj warunki do zaistnienia bardziej skomplikowanej formy i
struktury. Znw nie od razu, ale w wyniku skwantowanego procesu
znw nie chaotycznie, ale jako realizacja reguy.
Bo co tu jest istotne, czym charakteryzuje si ten docisk? e kiedy
s okolicznoci do zblienia si elementw, e kiedy one si w swoim
pdzie tak zbli wzajemnie, e tworz u odbiorcy - pomimo cigego
ich pdu - obraz stabilnego czego (na przykad "atomu") - to takie
konstrukcje "opadaj" niej. Nie fizycznie, cho i tu ruch istnieje
- ale logicznie: zaczyna si budowanie kolejnego poziomu piramidy
moliwoci.
Wane jest to, e tak zbiege, "wytrcone" w sferze jednostki - ju
materialne fizycznie - one na tym swoim teraz poziomie maj luz po
kadym kierunku. O ile moment wczeniej bya maksymalne gsto w
zbiorze, ju tak si wiat napompowa, e nie byo miejsca jeszcze
jeden kwant wetkn - to teraz, z momentem "zaponu" i powstania w
zbiorze fotonw, nagle przybyo sporo (i duo) wolnego miejsca. I w
to opuszczone miejsce moe kolejny kwant si wcisn - a raczej w
to puste miejsce zostanie wcinity idcym cigle z zewntrz (kwant
po kwancie) naciskiem.
I tak zaistniay foton ma wok siebie pustk, element znw jest w
oddaleniu od elementu - i zmiana moe si kwantowo toczy dalej w
rytmie tako kwantowym.
I co dalej? Krok po kroku, w chwilach wanych, kiedy cinienie si
podniesie do poziomu na t chwil maksymalnego - buduje si fakt z
kolejnego zakresu. Po fotonach jakie elektrony czy podobne, dalej
atomy, komrki - ycie i podobne, itd. Zasada zagszczania si pod
wpywem cinienia ta sama, elementy te same, rytmika trwa, przecie
zasilanie jest - wic nie ma zmiuj, musi si wytworzy wszystko,
co w tych warunkach moe powsta. Jak zabraknie ktrego elementu,
jak zabraknie lub ustanie dopyw kwantw z ktrego kierunku, to w
procesie zaistnieje dziura - i wszystko si posypie. Tym szybciej,
im wikszy brak.
35

Jak dugo to trwa?


Zewntrzny docisk, wiadomo, maksymalnie trwa do chwili rodka - do
zasadniczego punktu w zmianie. Od tego momentu zasilanie z zewntrz
ustaje, a rol przejmuje zasilanie z wntrza. Dosownie z wntrza,
bo "spod podogi", spod poziomu fizycznej obserwacji. Rozpad dziur
i oddalanie si warstw kwantowych od osobliwoci, to teraz stanowi
warunek stabilizacji. Oczywicie do czasu.
Przy czym rodek to nie tylko rodek - ale najwaniejszy w zmianie
punkt. To moment szczeglny choby z tego powodu, e tutaj i tylko
tutaj moe powsta, moe zacz powstawa wiadomy obserwator. Nie
wczeniej, nie pniej tylko w rodku.
Ale nie tylko dlatego jest to tak istotny moment - to chwila, gdzie
nastpuje przejcie z jednej strony zmiany na drug, symetrycznie
rozoon, dopeniajc. O symetrii w tym punkcie osiga poziom
maksymalny dla caoci wszechwiata, ale te dla poszczeglnych w
nim zawartych elementw - tu wszelkie skadniki s obecne, tutaj i
tylko w tej chwili brzmi caa harmonia sfer. To nie przenonia, to
nie przesada - to opis faktu.
Tylko e, widzicie, ma to swoje konsekwencje. A one s wakie. Co tu
moe wicej by, pytacie. To nie wszystko?
A nie, widzicie, powysze to opis poniekd literacki, sowny, wic
budujcy obrazy - a to nie wszystko. Jest jeszcze wspominana w jej
skomplikowaniu matematyka. Czyli cyferki i liczby. I ich zaptlenie
w sobie - jak ewolucyjne zaptlenie.
Bo przecie jak ten proces tak biegnie - jak to si tak zagszcza i
kondensuje w kolejne byty, to zarazem ten sam proces si takimi-tymi
fizycznymi bytami sam znakuje. Jak jest moment powstania fotonu, to
jest wany punkt, to ewolucja energetyczna si tak objawia - tak w
punkcie wzowym strumienie kwantw si zbiegy, e co wida. I tak
dalej, po kadym takim zbiegniciu w fakt (co) mona powiedzie, e
pokaza si wany punkt, e kolejne moliwoci kwantowe z puli si
zrealizoway.
A skoro to jest rytm, bo jest - skoro to znakuje swoimi ciaami to
wszystko i okolic - skoro jest to skwantowane, to tym samym mona
na tej podstawie wyznaczy nie tylko ten rytm, to ju teraz bana,
ale wyznaczy drog w jej przeszym i przyszym zachodzeniu. A to,
widzicie, ju banalne nie jest.
Czyli, mwic inaczej, na bazie teraz rozpoznanego i ustalonego, z
tych wszystkich punktw zebrane - obecnie trzeba te miejsca wane w
zmianie nanie na map, tak rozwalcowan wczeniej na warstwy i
poziomice oraz izobary pacht, ktra oddaje rozkad ewolucji. I na
tej podstawie powiedzie, e tu i w takiej chwili, e zadzieje si
tam to a to. Mona? Mona. - Warto? Warto.
Drogi wdrowania po wiecie - tego, co dla mnie jest drog albo te
opok - tego nie ma inaczej, jak na mgnienie. Droga skada si dla
mnie w drog zawsze i tylko na jedno tyknicie kwantowe - tak samo
i ja, obserwator. Dlatego te rozpoznanie tej procedury jest takie
wane. eby nie pobdzi, eby kolejny krok mona byo postawi.
Jedynka i zero to niby nic, ale to fundament takiej zmiany i jej
36

zrozumienia.
Kwant do kwantu - a zbierze si miarka wiedzy. A moe i Wiedza.
Ale to dalej nie wszystko.
Bo jest jeszcze moe mniej yciowo istotne ustalenie, ale na pewno
spektakularne.
Przecie jak ju sobie ta zmiana biegnie i cinienie ronie, i te
elementy w tym docisku si tworz - to kady wzowy punkt zarazem
jest osi symetrii, proces si tu koczy, ale i zaczyna. Co si w
kierunku tego punktu dziao, teraz od niego odchodzi.
Ale jak to jest o symetrii - i to taka, wiecie, wielokrotna, wszak
chodzi o skomplikowane konstrukcji (w zakresie fizycznie dostpnym
nie ma bytw elementarnie prostych) - to taka chwila, symetryczna w
kadym kierunku - ona ma znaczenie.
Nie tylko dla samego zaistnienia i wynurzenia si spod poziomu bytu
(faktu), ale dlatego, e ten szczeglny punkt w postaci "zaptlenia",
wza zmiany - e to si pokazuje. Dosownie pokazuje. Ale w do
szczeglny sposb.
Pokazuje si mianowicie tak, e - zmiana znika z obserwacji. Jej w
postrzeganiu zewntrznym nie ma.
Mwic nieco grnolotnie - a co, chwila szczeglna, to i opis musi
by adekwatny - samodzielne i samorzdne kwanty, cho przymuszone na
co dzie do dziaania w zmianie, wystawiaj w takim momencie baner
czy inny transparent i oznajmiaj wszem, e: "tutaj jestemy i takie
jestemy".
Moe nie do koca jest to transparent, moe nie jest widoczny, ale
jest sygna - przez brak sygnau - e w zmianie zosta osignity
punkt wzowy. e symetria tego momentu jest taka, e zewntrznie
nic nie wida.
e, ujmujc to jeszcze inaczej, wewntrznie oraz w konkretnym fakcie
zachodzca zmiana zapenia wszystkie wolne miejsca, wic jest idealne
pobieranie i tracenie - e jest rwnowaga ewolucyjna obiektu w
pozyskiwaniu i traceniu kwantw. - I e na tak chwil wzow jest
pena symetria.
A jak symetria, to punkt. A jak punkt, to nie do rejestracji.
Takie zdarzenie, co zrozumiae, to rzadko, ale zauwaalna. Jednak
jak ju si trafi w tej widowiskowej postaci (czyli, e nic nie da
si zobaczy), to oddziauje. Mocno i fundamentalnie. Przecie tu w
gr wchodzi zasada wiata.
Punkty wzowe - punkty milowe zmiany.

37

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.7 - Umys samobudujcy si.
... Sprbuj odpowiedzie na to pytanie. - Co prawda temat mia by
inny, ale niech tam. - Uprzedzam jednak, e zaskoczylicie mnie tym
zagadnieniem, nie przygotowaem si. Dlatego musicie si nastawi,
e to bdzie dua improwizacja.
Postaram si powiedzie wszystko, co wiem, jednak to moe by lekko
nieskadne...
Wiecie, to, co nosimy w gowach - te wszystkie komrki, a take ich
abstrakcyjna zawarto - to rzeczywicie fascynujcy temat, dlatego
nie dziwi si wam, e jestecie zaciekawieni. Duo ju wiadomo o
funkcjonowaniu tego organu, duo si praktycznie kadego dnia, ale
te nocami poznaje, jednak sporo jeszcze do zrobienia. Bana, ale z
gatunku prawdziwych.
Czekajcie - to wstp, od czego przecie trzeba zacz. Musi by i
wstp, i rozwinicie, i zakoczenie - albo jako podobnie. Chyba na
lekcjach jeszcze tego ucz, co? - Dobrze, nie wnikajmy w szczegy,
nie o nie chodzi.
Co sprawia, e moemy si uczy - a zwaszcza, dlaczego sami siebie
moemy zmienia? To rzeczywicie fundamentalne pytanie, wszystkie
pozostae s tego pochodn.
Jak powiedziaem, postaram si z tematem zmierzy.
Zaczn od przykadu, to nam pomoe. Sprawdzian, wy to znacie, i ja
si z tym mcz. - Prawda, masz racj, za to mi pac. Ale, mwic
szczerze, to rnica midzy nami jest tylko czasowa: ja oceniam te
wasze super literackie grafomastwo w chwili teraniejszej, wam za
nie zapac kiedy. O ile, co zrozumiae, bdziecie mieli okazj z
obecnie wypracowanej wiedzy skorzysta. Jak patrz na statystyki i
widz, e co trzeci mody przesiaduje u rodzicw, bo pracy nigdzie
po horyzont, to zaczynam powtpiewa, czy to moje ocenianie waszych
intelektualnych wypocin ma wikszy sens.
Pewnie, e mgbym sobie to odpuci i od razu wpisa wam pa, ale,
widzicie, jako mnie inaczej wychowano. Taka skaza z przeszoci...
Ej, nie zagadujcie, lekcja si skoczy i tego umysowego dziwu nie
omwimy nawet i pobienie.
Co w tym przykadzie jest istotne? e jest, z grubsza biorc, cig
wydarze, ktre razem stanowi w rzeczywistoci fakt. - Fakt, ktry
zarazem t rzeczywisto zmienia.
W umyle, a w wszym znaczeniu w mzgu, czyli w zakresie jako tam
fizycznym, to przebiega dokadnie tak samo. I w kadym postrzeganym
procesie mona takie etapy wyrni. - I dlatego, korzystajc z tej
jednoci reguy i postaci zmiany, na tym fundamencie zamierzam was
przekona, e sami siebie budujemy.
Przecie nie ma znaczenia, co si bada, jak stosuje si analogi na pewno waciw. Moe by i rzeczony sprawdzian.
38

Ot warto przeledzi cay cig zdarze, ktre oznaczaj taki fakt


w realnoci, wszystkie etapy prowadzce do tego momentu, w trakcie i po nim. Tu wszystko jest wane.
Uczymy si wic i uczymy, ja wam co z kolejnych zalecanych tematw
staram si w gowy wbi, z trudem bo z trudem, i czasami bez szansy
na powodzenie - ale zamy, e si udaje.
I przychodzi ta chwila. Czyli, eby sprawdzi, co tam zostao z tej
mojej pogadanki w komrkowym gbokim zakresie waszych mzgw, mam
zalecone okresowo sprawdzi to sownie oraz pisemnie. Odpytywa nie
lubi, wiecie, ale sprawdzi musz, wanie za to mi pac. W kocu
musz co dyrekcji pokaza, jak o postpy klasowe pyta.
Co si dzieje po ogoszeniu sprawdzianu? Ja sygnalizuj, z jakiego
zakresu bdzie, a wy siadacie i uczycie si.
Uczycie si - no, bez takich. Nie z nami te numery, co? Jedni, wiecie
ktrzy, faktycznie przysid i powtrz materia, inni bd liczyli
na swoj zawodn pami i los szczcia - a pozostali olej ciep
strug, bo co to ma za znaczenie.
Istotne jest to, e zachodz realnie, podkrelam to i zwracam na to
uwag, liczne, mniej albo bardziej liczne zdarzenia w powizaniu z
przyszym a koniecznym stanem, ktry tak jako znajomo si nazywa,
czyli sprawdzianem, kartkwk.
Zauwacie, zdarzenie jest tylko zapowiedziane, acz raczej pewne, a wy
jako szykujecie si na jego zaistnienie. Owszem, moe by tak, e
zachoruj, dyrekcja co ogosi i sprawdzian przejdzie bokiem - albo
na boisku szkolnym wylduje ufo i w tych okolicznociach sprawdzian
was ominie. Z czego bdziemy radzi.
Ale pomimy losowe i niemoebne zdarzenia - analizujmy dalej. Licz
si te wspomniane czynnoci przygotowawcze. Jedne sensowne, inne z
pozoru gupie - ale licz si.
Dlaczego? Poniewa zmieniaj wiat i was, to jest istotne.
Kade zdarzenie, nawet takie faktycznie niemdre (na przykad rytuay
magiczne) - to jako zmienia stan wiata, tu wszystko si liczy.
Co zrobicie, a to co zostanie w postaci ladu.
A czny zbir tych czynnoci wyznacza to, co ostatecznie zaistnieje
na sprawdzianie: albo bdzie ocena z przedziau pozytywnego - albo
nie.
Zauwacie - wszystko, co prowadzio do tego momentu, do zdarzenia w
chwili "teraz", w czasie "sprawdzianu", to by etap przygotowawczy
i niezbdny, eby ten fakt uzyska realn posta.
Jest klaswka i jest namacalny fakt w postaci kartki, ktry wiadczy
o tym, czy to wczeniejsze miao sens. I czy ja, mczc si z wami,
nie zdzieraem garda daremno, i czy wy z tego co wynielicie.
Chwila "teraz" jest skutkiem poprzednich stanw i jednoczenie etapem
pocztkowym dalszych.
Znw zwracam wam uwag na cig zdarze, on jest istotny. Kartkwka
39

si skoczya, zebraem wasze dziea odtwrcze, oceniem w mkach i


lepic nad bazgroami - i sprawa dosza do finau. Ten rozdzia si
skoczy - i jest realny, fizyczny fakt w postaci oceny wpisanej do
dziennika. Tylko e to ma skutki.
Ocena, czyli efekt dziaa - rezultat w postaci oceny oznacza w tym
przypadku, e albo mona si cieszy i temat odfajkowa, albo trzeba
si od pocztku mczy i poprawia.
Stan zaszy odbija si w kolejnym i go warunkuje.
I teraz przeniecie to na dziaanie umysu. Czyli struktury w sobie
fizycznej, mzgu, ale wraz a zawartymi w niej abstrakcjami.
Oczywicie pomijamy w tej chwili wszelkie biologiczne poziomy, one
s istotne, warunkuj procesy, ale omawiamy to jako cig zjawisk, w
ramach ktrych buduj si tak dla nas istotne - bo nas oznaczajce
- abstrakcje. To zawsze, podkrelam, dzieje si realnie i na jakim
tam noniku, kada myl jest stanem mierzalnym.
Zapewne nie musz tego podnosi, sami doskonale to wiecie - przecie
nie ma procesw w prni. Jak nie ma nonika - to nie ma nic, nie ma
adnego zdarzenia. To tak w stron znawcw "niematerialnych bytw".
Czyli jest jaki fakt w umyle, dowolny fakt, mdry lub gupi. Kto
analizuje byt albo niebyt, kto inny wyobraa sobie pup koleanki
pod prysznicem - nie ma znaczenia, to zawsze jest na realnie i jako
tam biegncym poziomie proces namacalny i mierzalny. I teraz kto z
takim przebiegiem postanawia, e - zamy optymistycznie - e si
zawemie i do poprawki ze sprawdzianu faktycznie podejdzie. Tak mu
si to dziwnie zachce.
Wiem, e to dziwne, ale jak rok si koczy i w perspektywie kopoty
z przejciem do nastpnej klasy s powane, a do tego rodzina popdza
i kieszonkowe ogranicza, to i taki dziw w naturze rzadko spotykany
moe wystpi.
Dlatego ten obywatel postanawia si nauczy. Znw gromadzi ksiki i
nawet robi notatki, sowem teraz pilnie i porzdnie ustawia sobie w
czasie "przed" poprawk bliska oraz dalsz rzeczywisto.
Stworzy warunki, ktre w efekcie, w trakcie uczenia si, zmieniaj
go. I to gboko.
To ma miejsce, powtarzam, w kadym czynie, w kadej myli, ale jeeli
jest to podbudowane warstw emocjonaln, wic przez to "gorc" (po
prostu yciowo wan dla tego osobnika), to kocowe efekty s lepsze
- znaczco lepsze. C, suchy i nudny fakt - nie ma co kry - takie
co zapada w pami pytko, jest reprezentowane lokalnie, a przez to
pniej trudno to odszuka.
Co innego z szerok akcj uczc, to po wielu poziomach idzie, niesie
ze sob liczne skojarzenia - dlatego, w razie potrzeby, niemal samo
pcha si do odpowiedzi.
Rozumiecie? Cay cymes uczenia si polega na tym, eby zapamita w
kontekcie - w powizaniu z licznymi odniesieniami. Jak jeden si z
tego fakt wykruszy, dramatu nie ma, poniewa inn drog dotrze si
do potrzebnej informacji.
Ale, i teraz najwaniejsze - zauwacie, e w trakcie takiego mocno
40

wiadomego dziaania, w caym cigu zachowa, ktre s nakierowane


na osignicie celu, rozum - caa osobowo ulega zmianie. By stan
przed chwil "teraz" (w tym przypadku poprawk), dalej zaistnia w
realnym dziaaniu cay zbir zachowa-czynw, ktre miay prowadzi
do zmiany - i ten cig faktw rzeczywicie w tym procesie doprowadzi
do podanej zmiany. Osobnik jest ju kim innym.
Chcia zmiany, prowadzi przygotowania po stronie "dochodzcej" do
chwili teraz - i w efekcie si zmieni.
Co potwierdza zbir faktw z momentu sprawdzianu. I aktualnie, jako
sprawdzajcy, faktycznie mog ocen poprawi, poniewa widz efekty
nauki.
Mwic inaczej, teraz strona "po" sprawdzianie zawiadcza realnymi
skutkami, e zmiana w ukadzie wystpia.
Zwracam wasz uwag na to, e "puste" zachcenia czy postanowienia w
tym procesie si nie licz - ale czyny. I to w otoczeniu. Podkrelam
to: czyny w rodowisku s istotne.
Tym rodowiskiem moe by zawarto naszej gowy, elementy zbioru w
postaci poj odnoszcych si do wiata i nas, ale to zawsze chodzi
o dziaanie "w rodowisku", w zakresie zewntrznym do naszego stanu
"teraz". Owszem, zmiana zachodzi zawsze w chwili, w punkcie "teraz"
- ale odnosi si do rodowiska.
Trzeba postanowi, e si zmieni co w sobie, dokona przebudowy w
otoczeniu - i zwrotnie, jako skutego tego dziaania (tu modelowania
wiata), uzyskuj zmian w bycie, w sobie. Tym zewntrznym wiatem
moe by moje wntrze, np. zakres gboko pojtego "ja" (osobowo),
ktry wpywa na konkretne decyzje osobnicze. Ale to rzeczywicie w
kadym przypadku musi by stan zewntrzny - z ktrego, ale rwnie
poprzez ktry wpywam na chwil aktualn procesu.
Zmiana otoczenia, sam przeprowadzany czym zmiany wiata - co by tym
czynem nie byo - to zmienia dziaajcego.
Istotne tu jest to, e wasnym postanowieniem - ale obudowanym spor
liczb realnych czynw (albo przymuszony innymi okolicznociami) osobnik sam si podprowadza a do chwili "teraz, w ktrej to chwili
na/w jego wiadomym poziomie zachodzi zmiana: co realnie zachodzi
- co si w konsekwencji realnie pojawia.
Wczeniej by plan, teraz jest konkret, fizyczny konkret zapisany w
strukturze (np. mzgu).
Co nowego si budowao po stronie "wstpnej" - wybudowao w czasie
"teraz" - i przeszo na stron "po", czyli do historii. I jest ju
faktem. I wzbogaca wntrze osobnika.
Ale, zauwacie, sytuacja si radykalnie zmienia.
Wczeniej byo tylko zachcenie, jako tam fizycznie reprezentowane
w umyle. Jednak nie byo faktu. Ale to zachcenie aktualnie zebrao
si "w kup" - czyli z kilku elementw zoyo w fizyczn jedno
(stan umysu, ale te i stan wiata; to fakt obiektywnie istniejcy)
- a to ju zmienio caociowy stan ukadu. I obecnie, ju dalszym w
przebiegu, fakt zaistniay moe realnie i namacalnie wpywa na to,
co si w kolejnym kroku moe pojawi.
41

Jak to jest stanowcza sprawa i gboka wola nauki, to taki osobnik


do kolejnego sprawdzianu godnie si przygotuje, a nawet - tak, to nie
art - bdzie mu to sprawiao przyjemno.
Ale jeeli w caoci by to tylko stan chwilowy i byle jak zrobiony
- to w przyszoci mona si spodziewa kolejnych, te i bolesnych
akcji poprawkowych.
Obecnie przeniecie ten obraz ju na cao funkcjonowania umysu,
tak poprzez ca wasz yciow drog.
Pytanie: co si dzieje w chwili tak definiowanej "teraniejszoci"?
Chodzi o to, e co si dzieje. Nie ma znaczenia, co konkretnie, to
moe by dowolna myl, obraz - czy strumie myli. Liczy si to, e
to przebiega - e to zawsze i tylko przebiega na noniku fizycznym.
Raz dzieje si to niewiadomie, czasami w nakierowaniu na cel - ale
to si dzieje. I zawsze dzieje si to jako fakt przejcia przez ow
chwil "teraz". Czyli dzieje si w wiadomoci osobnika. Nawet jak
dla niego jest to stan nieuwiadamiany, na przykad sen czy choroba
- to i tak ten przebieg dokonuje si na/w poziomie wiadomym. To nie
paradoks ani sprzeczno - wszystko, co dzieje si w umyle, dzieje
si w wiadomoci. Poniewa wiadomo to czny i caociowy stan
mzgu, wszystkie poziomy skadaj si na tak pojmowany stan.
Czyli, kiedy osobnik (dowolny byt rozumujcy czy dziaajcy rwnie
w dowolny sposb) - kiedy co myli lub wykonuj, to taki akt jest
odnotowywany, w nim si notuje - i w wiecie tym samym. I wanie o
ten "lad" w tym wszystkim chodzi - o zaistnienie faktu.
Bo skoro jest lad, zauwacie, to znaczy, e stan zaszy zmieni ten
mzgowy konstrukt (czy inny ukad) - zachodzca zmiana zmienia to,
co t zmian zainicjowao. Co byo "przed", przeszo przez "teraz"
- i po drugiej stronie jest tego efekt. Jeeli biego to wiadomie
i z nakierowaniem na osignicie calu, to skutek bdzie wartociowy.
Ale jeeli w procesie bya chaotyczno, niewiadome elementy, co
si pojawiao lub schodzio z pola uwagi - to skutkiem jest bezad
i zagubienie w wiecie. Itd.
Ale zawsze, zawsze jest to ju inny osobnik, kady zaistniay fakt
go zmienia.
Umys zawsze sam siebie w dziaaniu tworzy, sam siebie zmienia - i
sam siebie przeksztaca. Im wicej w takim dziaaniu sensu, tym na
kocu wicej dopasowanych do otoczenia rezultatw, tym wikszy na
wyjciu uzysk z woonej pracy.
I o to w tym wszystko chodzi, sami to przyznacie.
Wiecie, jest taki odwieczny dylemat, ktry z pojciem wolnej woli
si czy. Czyli, czy moemy, jako jednostka, wybiera - czy jestem
swobodny w dziaaniu? Kady z was si z tym zagadnieniem w jakiej
formie spotka. To fundamentalnie wie si z tym, co przed chwil
mwiem. Czy mamy woln wol?
Tak. Ale problem w tym, e wybr zawiera si w kilku - dosownie w
kilku elementach. Jak to si powiada, wolna rka, ale w trybach.
42

Zastanwcie si, przecie - logicznie biorc - jestemy tym, co si


zawiera w naszych abstrakcjach, nasze dziaanie wyznacza to, czym
jestemy zabudowani, to nas determinuje. Czyli przeszo posiada
nas i nasze zachowanie na wasno. - A przyszo to stan jeszcze
nie zaistniay, potencjalno maksymalna. Oczywicie potencjalna w
danych okolicznociach, wszak wasnoci wiata si nie przeskoczy,
trzeba oddycha, je i tak dalej.
Tak wic po jednej stronie znajduj si utwardzone, bo zaistniae w
jakim ksztacie fakty - a po drugiej znaczna nieprzewidywalno po jednej w peni ustalony stan historii, a po drugiej nic pewnego.
Gdzie wic tu miejsce na wybr - gdzie ta wolna wola osobnicza czy
zbiorowa?
A przecie w kadym z nas odczucie tego wyboru istnieje - stanowi o
nas. Czy to zudzenie?
Zastanwcie si, nie bdziecie w tym pierwsi - ale warto. Odpowied
jedynie moliwa (ktra nie neguje wolnego wybierania) jest taka, e
ten wolny, w jakim zakresie wolny wybr, e to dokonuje si - e
jest jedynie moliwe w te jako tam zdefiniowanej chwili "teraz",
w aktualnoci (wiata oraz naszej).
Nie chc wchodzi w fizyczne lub filozoficzne rozwaania, co jest
chwil teraz, a co nie moe by - to mniej wicej mona uchwyci w
analizie. I to w takim niebywale wskim zakresie, ktry zajmuje w
polu wiadomoci rzeczywicie kilka faktw - e to jest ten zakres
swobodnego wybierania.
Niewiele, ale to nie jest cakowita i zniewalajca determinacja.
Przeszo "podpowiada" pewne rozwizania, dalej wynosi to na poziom
wiadomoci, tutaj jest tego kilka faktw, no i osobnik moe i musi
wybra z tej "palety" drog postpowania. Umys-rozum "po cichu" i
podprogowo przygotowuje, zestawia etap wstpny, ten "przed" - a byt
w chwili "teraz" decyduje. I za moment, ju krok dalej, jest wynik w
postaci podjtej decyzji.
Z energetycznego punktu widzenia - takiego, rozumiecie, gdzie tam
na samym dole, ta chwila "teraz" to jedno - dosownie tylko jedno
tyknicie, na tak minimalnym zakresie to si dzieje. Przechodzenie
z przyszoci w przeszo to "pasek" szeroki na jednostk - tak
na "jedynk" kwantow.
Mao i bardzo mao - ale nic wicej nie ma. I warto sobie ten fakt
uwiadomi.
Zasadniczo mona powiedzie, e kada nasza chwila teraz jest jeno
wstpem do dalszego, i to prawda. Albo wiat za nas tworzy warunki
"przed", ktre w chwili teraniejszej nas buduj (nasze ciaa, to
w pocztkowym okresie, lub nasze mylenie, to pniej) - albo sami
tak dziaamy, eby si zmienia. Jeeli bycie zadali to pytanie na
lekcji religii katechetce - to ona wam powie, e cae ycie to jest
nic innego, jak etap przygotowawczy do "dalszego", i z jej punktu
widzenia bdzie miaa racj. W takim postrzeganiu wiata zakres na
tym padole ez, to nic innego jak dziaanie wstpne, ktre posiada
przeduenie w zakresie "poza". - C, mona i tak.
43

Co ja o tym sdz? Ech, powiem, bo do dzwonka jeszcze troch czasu


jest, ale nie liczcie na duo. W kocu jestem w pracy, a dyrekcja
ma swoje uszy. - Nie, to nie oto chodzi, e si obawiam, ale jestem
jako osadzonym w tej mojej rzeczywistoci i nie chc tego traci
z tak gupiego powodu. Natomiast powiem wam, e na szczcie, kiedy
mi przychodzio spenia obowizek szkolny, to takiej gupoty nam
nie serwowano. Byy oczywicie inne, ale nie takie.
Powiem szczerze, e wam wspczuj - naprawd. Jako ludzie, i to w
czasie ksztatowania si waszego "teraz", w chwili, ktra zadecyduje
o waszym dalszym yciu w sposb zasadniczy, e jestecie poddawani
bardzo sprzecznym sygnaom, ktre mocno deformuj postrzeganie. Ja
tego nie miaem, i to byo wartoci.
Czym to grozi? Jak was obserwuj, przecie z daleka w sumie, widz
trzy generalne kierunki zachowania: ucieczki, akceptacji oraz stan
nijaki, bierna obserwacja. - Oczywicie ucieczka od zabudowywania
teraniejszoci abstrakcjami, ktre wobec tej rzeczywistoci bywaj
mocno niestosownymi - to postawa najlepsza. Co prawda mona dy do
zudzenia (to poziom nieznacznie wyszy ni szamotanina w pustce),
ale jeeli mona budowa si logicznie, to po co korzysta z poj
zdeformowanych, prawda? Przecie z tego obszaru wielkiej i pomocnej
yciowo logiki spodziewa si nie moecie. To fakt.
Druga postawa, akceptacji, te nie jest z. Moe to was zaskoczy,
ale faktycznie lepiej co wybra, jak pozostawa niezdecydowanym.
Lepiej nawet w wanej chwili rzuci monet i pj w losow stron
- jak pozosta i si mczy w niezdecydowaniu. Trzeci stan bowiem
jest najmniej komfortowym, gwarantuje cig szarpanin i utrat w
codziennoci tak potrzebnej energii.
Jeeli ju budowa siebie, to z sensem.
A przecie po to o tym wam mwi, e kady z nas rzeczywicie i w
kadym momencie sam siebie buduje. Jestemy zawsze w stanie teraz,
a przez to moemy zmieni to, co bdzie.
To nie jest atwe, ju to wiecie - ale moliwe.
Przeszoci nie zmienimy, ale wykorzysta j moemy. Czyli na bazie
zaistniaego tworzymy warunki do przemiany w "teraz" i idziemy dalej.
Lub poprawiamy tak dugo, a sprawdzian zaliczymy.
W kocu przecie chodzi o to, eby "zaliczy". Reszta jest zupenie
bez znaczenia.

44

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.8 Zmysowy dodatek.
Nie ma co, oglnie postp wszechwiatowy zachodzi. Tak, prawda, nie
ciemniam, nowoczesno w kada stron si szerzy. Nie wierzycie?
Nic podobnego w wasze patrzaki nie wleciao, powiadacie - adnego
postpu nie zauwaacie? To ja wam powiem, e chyba le na te swoje
zmysowe podczenia do rzeczywistoci patrzycie, sensu gbokiego
w serwisach wiadomociowych nie chwytacie, ot co.
Prawd jest, e to generalnie i po caoci gupot ociekajce, tego
bez uszczerbku na duszy ciurkiem wchania nie sposb, jednak bywa
niekiedy i tak - tak chyba z przypadku - e co si w okienku wanego
ukae.
Wic wyobracie wy sobie, e wczoraj, a moe wczeniej, taka si w
tym suflowaniu wiadomoci ze wiata ciekawostka pojawia - e bd
nowe zmysy. Znaczy si, inaczej do otoczenia si bdzie mona tu i
tam podpi, rozumiecie?
Rozumiecie, ja te rozumiem. Ale pytacie, po choler wam jaki wtyk
zmysowy dodatkowy? Czy to, pytacie, przyrodzonych piciu, a moe
i szeciu, jak gbiej poskroba - czy tego nie wystarczy? Chodzi z
okolicy do innej okolicy byt czowieczy, fakt i oczywisto - bywa,
e o co zahaczy lub w co wdepnie przez nieuwag, ale normalnie i
po wikszoci to zmysowe wtyczki si potwierdzaj, daj y, a te
innym istnienie umoliwiaj. Po co wic, dalej si dopytujecie, w
yciorys osobniczy takie nowinki wprowadza?
I tu, widzicie, wasze zwtpienie w postp oglny jest nieuzasadnione
- a nawet i zgubne ono moe by. Tak, nie dziwicie si, nie negujcie
i nie odrzucajcie zmysowego dopenienia, to konieczno. Taka si
potrzeba szykuje na czas nadchodzcy.
Wy sobie wecie tak na pocztek mylenia stan i mono obecn, i
co widzicie? Co tam widzicie, nie ma co zaprzecza ale czy si
zastanawiacie, co wy widzicie? Czy macie uwiadomienie, e widokw
w takim patrzeniu mao i maleko, e przez szpark szerok tak na
kilka milimetrw wy zerkacie w otoczenie, ha? A w innym zakresie,
tego-tam, widma promieniowania, e tam bezuyteczne cae rejony s
drga i e je mona do obserwacji wiata zaprzc - wiecie o tym? A
czy mylicie, e inne zmysowe dziurki, przez ktre nasz ten umys
codzienny bytowo wszelak doznaje i poznaje, e to wielkie, e w
moliwoci szerokie zaopatrzone, co? Imaginujcie wy sobie, e nie i
nie, e to kadorazowo wski pasek z wielkiego zakresu, wycinek ze
zbioru.
Czyli, rozumiecie, jest zapas, jest moliwo - jest co istotnego
do pozyskania w celu wiadomym.
W jakim celu, pytacie, wy celu nie widzicie, mwicie. Dla was to w
swojej poszerzonej zmysowej reprezentacji dalej zbdne, dla was w
tym jaka zboczona nadpotrzeba si pokazuje - dla was to zupenie i
na zawsze niepotrzebne.
45

Oj, wy, tacy owacy, wstecznie do nowoci ustawieni. Wy si swoim i


konserwatywnym wiatopogldem nic a nic w wanoci zagadnienia nie
wyznajecie, w swoje zaprzesze ewolucyjnie moliwoci spojrzeniem
kierujecie, a z widoku wam najwaniejsze umyka, takie yciowo i po
wszystkiemu najwaniejsze. Rozumiecie, najwaniejsze.
Widzicie, sprawa w tym, e czowiek czas jaki ju temu z jaskini
by wylaz, tak mu si prehistorycznie zrobio, e wiat zwiedza
postanowi. Po jakiego on tak w ten wiat polaz, to trudno dzi w
caoci wiedzie, ale wylaz. Std my dzi skutki tego konsumujemy
i czasami mamy zgag. A to jaka cegwka z dachu spadnie, a to na
drodze mechaniczno pojazdowa si nieoczekiwanie pokae, tak e w
umysowoci brak sekund na cofnicie si - a to jaka energetyczna
elektryka po drucie pynie i nas niewidocznie kopie, sami to znacie,
sami wiecie. A z czego takie zaskakujce zachowanie wiata si dla
nas bierze, co? wiata za jego drgawki kwantowe nie ma co obwinia
on nic o naszej bytnoci nie wie, wiat ma nas po caoci w swoim
nosie, a moe i gbiej, rozumiecie.
Nie ma co owija w sownictwo oraz dowodzi wyszoci obecnego nad
moliwym, bo obecne jest - tak po prawdzie - mocno w swojej budowie
wadliwe i ograniczone. Tu nie ma pytania, czy to warto poprawia i
nowoci podpina, sprawa jest jednoznaczna i oczywista - trzeba. I
tylko zagadnienie techniczne si pojawia, co i gdzie sobie wetkn
i jak to bdzie dziaao.
Dalej si upieracie, e aktualno starczy. e moe ona taka nawet
i wadliwa, niepena, e powolna, ale e przecie s inne dodatki i
przyrzdowe uzupenienia. Po co sobie co doczepia, jak wystarczy
jaki miernik do druta podpi i bdzie widome, e tam prdowo w
kierunku pynie; wystarczy uwano zachowa i drog mona przej
nawet w poprzek, o ile policyjna osobowo tego nie obserwuje. Dla
was dalej nadmiar zmysowy niepotrzebny.
Oj, zatwardzialcy z was, niepoprawne osobowoci swoje pokazujecie.
Powiem wam, e przy takiej do wiata widocznoci szybko si z tego
tutejszego wykasujecie. Nie inaczej bdzie, mwi wam.
Widz, e trzeba wam wszystko jaskrawo pokaza, bez tego zmysowej
dostawki nie zauwaycie w jej koniecznoci.
Wecie wy sobie w obserwacj tak okoliczno. Ot, byo kiedy tam
w przeszoci, e nasz praprzodek zapala jaskiniow latarni, tak
ognisko znaczy si podpala. I co, powiecie, w tym dziwnego, niech
sobie podpala. Tylko, widzicie, on tam sobie w przeszoci jasno
ogniskow zaatwia przez takie lub owakie czyny, a my dzi widoki
jasnociowe zapewniamy rozpalajc stos atomowy. Niby to inny fakt
dziejowy, niby podpalenie stosu drewna w jaskini i stosu atomw to
daleki od siebie moment w dziejowoci oglnej - ale zauwacie, e
podpalajcy jest ten sam. Po komrkowe szczegy i zmysowe wtyki
ten sam, chwytacie? Wiedzy o wiecie poza jaskini przybyo, ale w
reakcjach kady z nas cignie wszystko to, co tamten jaskiniowiec
posiada, nic wicej nie doszo.

46

Wic teraz sobie zaprezentujcie, e jest ten atomowy koci i e si


w nim atomy rne rozpdzaj tak, e tego dojrze nie mona - no i
jest problem. Jaki, pytacie? - A bo to przyrzdem trzeba bada, a
bo to co w tym atomowym przepisie na jasno moe si pomiesza a bo to czek nadzorujcy ma swoje powolne patrzaki - a bo to w
mzgowiu tego nadzorcy musi si informacja pojawi, e co nie tak
poszo - a bo to on musi sytuacj przemyle - decyzj podj - a
to rk czy inn koczyn uruchomi... Sami widzicie, e to trwa i
trwa, a tam ta atomowa kipiel ju si z kota wylewa. A przecie w
tym przyrzdzie moe strzaka si nie tak ustawi, a przecie taki
obserwator nadzorujcy moe si zestracha i w kcie si bdzie na
wszystko wypina - a to wszelakie inne moe si zadzia. Czas tak
potrzebny na reakcj dawno min, a jej nie ma - i co teraz w swym
zatwardzeniu na postp powiecie?
Nie ma, widzicie, wyjcia. Mona osobicie dodatkowe zmysy sobie
nie fundowa i uwaa to za fanaberi - mona. Ale zbiorowo ju na
tak postaw nas nie sta, nie wolno odrzuca czego, co wspomoe
w kontrolowaniu wiata w jego najszybszych i skrytych dla nas dzi
rejonach - po prostu nie mona tego odrzuci. Zauwacie, e obecny
czas reakcji w wiecie, ktry technicznie sami sobie budujemy, to
coraz mniejsze przedziay, tu ju porednictwo przyrzdu zupenie
nie wystarczy, od chwili pomiaru do reakcji zrealizuje si bardzo
dugi odcinek czasu, ktrego nie wolno traci - bo to by albo nie
by, rozumiecie?
Najlepiej bezporednio i maksymalnie "od razu", wic w najkrtszym
od zaistnienia faktu czasie dokona potrzebnej korekty - a to moe
zapewni osobiste, zmysowe obserwowanie zjawisk. Kady porednik,
co by nim nie byo, obserwuje wiat po swojemu i dla siebie, a tu
liczy si maksymalna dokadno, liczy si kade tyknicie zmiany,
poniewa wiat pdzi. Coraz szybciej pdzi.
A wecie jeszcze i to pod uwag, e nie tylko o szybko reakcji w
chwili stresowej chodzi, ale rwnie o poszerzenie zakresu takiej
obserwacji. Obecnymi zmysami mona odebra mao, tego podkrela
nie trzeba - a jeeli co si wanego dzieje daleko? Gdzie tak na
kracu skali, to co, tylko przyrzd? A jak narzdzie nie wczone,
jak sfiksowane w swoich wskazaniach - ale przede wszystkim, jeeli
nawet sprawne, to pozostaje pytanie, co ono tak naprawd pokazuje i
co to za wiadomo? - Jeeli mona daleko i gboko sign, jeeli
mona to poprowadzi osobicie, to warto tak szans wykorzysta.
Dla wiedzy, co si w tych innych regionach dzieje. A po drugie, eby
w razie czego by przygotowanym. Prawda?
Jeszcze widz, e si zastanawiacie - jeszcze si wahacie, czy taka
zmysowa rozbudowa jest konieczna. Ju widzicie, e to niezbdne w
okolicznociach, e wspomoe, e inaczej mona istotny element si
w otoczeniu dziejcy przeoczy lub nie doceni - ale cielesnej si
zmiany obawiacie. Te najpowaniejszy dylemat wycigacie ze swojego
arsenau obronnego: czy to bdzie jeszcze czowieczy byt?
Ech, wy, tacy owacy, a co to ma za znaczenie? Czy liczy si taka i
na zawsze taka sama cielesna konstrukcja - czy to, e ta struktura
47

moe istnie? Przecie, uwzgldnijcie to w swojej ostronoci, e


w przypadku bdnego czytania wiata, w przypadku spniania si z
reakcjami na tempo zmiany - e to takiego niedopasowanego szybko,
i szybciej ni wam si wydaje, e takiego opnionego w rozwoju ze
wiata usunie. Nie ma pytania, powtarzam, czy si przebudowywa i
dodawa moliwoci, co najwyej mona pyta, w jakie konkretne, do
czego suce zmysy si wyposay. - I jak generalnie przebudowa
ciao, eby dalej istnie, eby dalej w rzeczywistoci dziaa.
Tu nie ma wtpliwoci, bez tych zmian, zauwacie, z tym swoim nagim
i wtym ciaem daleko si nie posuniemy. Jeeli tutejsza bytowo,
pono tak istotna dla wiata, ma przetrwa - to trzeba zmieni tak
generalnie wszystko, eby wszystko po staremu pozostao. Dodatkowe
zmysy to may piku w tym dziaaniu, w sumie chodzi o caociowe
przebudowanie si. I to jest moliwe.
I to jest konieczne. Rozumiecie? eby koyska grobem si nie staa
i czarn dziur, doem, w ktrym si polegnie - eby nie skoczyo
si to za najbliszym zakrtem, przebudowa jest koniecznoci, nie
ma wyjcia. Moecie si na to obrusza, swj absmak w sprawie cia
modyfikowanych ogasza, moecie przyrzeka, e wy nigdy, e nie i
nie - ale jeeli bdziecie si przy moe i przyjemnym starociu po
caoci upiera, c, marny wasz los.
Postp, widzicie, si panoszy wszdzie, nowoci podrzuca, to i te
inne podsuwa do wykorzystania. To moe nie zawsze jest tak dobre,
jakby miao by, wszystko prawda, ale nie ma ju wyjcia. To si w
tej tam kiedy jaskini zaczo, ten jaskiniowy osobnik rozpali to
ognisko - i tak to trwa wiekami. Czasem si polepszy i cieplej si
zrobi, czasami wybuchnie i jest nieprzyjemno.
Ale, widzicie, do jaskini nikt wraca nie chce, generalnie idzie za
postpem. Dlatego nie ma odwrotu, trzeba si na wielo zmysowego
patrzenia w wiat przygotowa - to ju si zaczo.
Zamysy tak, wypaczenia nie.

48

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.9 Czas-i-przestrze.
S na wiecie sprawy trudne - wiadomo. Jednak centrala przesadza w
tej swojej aktywnoci, co by wszystko wyjani.
Skierowali na odcinek zmysowy, dobrze, nie narzekam. Przesyam na
adres spostrzeenia, przekadam z miejsca na miejsce elementy oraz
karteluszki, nawet dwigam co potrzeba i nie potrzeba - niech sobie
bdzie. Powiedzieli, e mam si przyglda i doglda, to si tak
po caoci i detalicznie przygldam i dogldam, a co. Raportowa i
notowa kazali, raportuj i notuj, bo ja tam prosty skryba jestem
i mi takie co niestraszne. Wiadomo, praca jest, to trzeba j jako
tako i ku chwale w godzinach urzdowych opdza.
Ale, widzicie, zwierzchno centralna ostatnimi czasy si jaka w
tej swojej dziaalnoci nadzorczej dziwna zrobia, domaga si sama
chyba nie wie czego. Pisz zalecenia i pisz, co czowiek sobie w
robocie za biurkiem sidzie, co te zmysy do wiata ekranowo i te
mikrofonowo podczy, zaraz telefon albo i drukarka haasuje, e w
tym a tym kierunku trzeba si ustawi, tu namierzy, tam zobaczy
sowem, wiecie, zamieszanie po wszystkim. Tak na moje oko, lewe
i prawe oko, to w tej sile kierujcej jakie niezwyke procesy si
lgn, co si tam dzieje niedobrego. Ale, wiadomo, ja tam skromy
skryba jestem, wic si nie wtrcam, przecie kierownictwo zawsze
ma racj, prawda?
Tylko e, widzicie, tak mnie czas temu nadrzdno ta kierujca na
odcinku polecenia zaya, takie jakie zlecenie subowe dostaem,
e nie wiedziaem zwyczajnie, jak si z tego wyswobodzi.
Bo sami powiedzcie, przychodz kiedy tam do swojego kcika i tekst
na biurku taki widz. e mam zbada, rozpozna i przenika, co to
takiego czas i co to takiego przestrze.
Centrala, widzicie, si tematem zainteresowaa - e czsto takich
i podobnych terminw uywam, e w takie co sprawozdania opatruj i
e nie podaj objanienia. Wic kierownictwo si domaga, da, nawet
w trybie natychmiastowym chce, eby poda nazewnictwo i paragrafy eby wyjani oraz podstawy pokaza. I tak dalej, i tym podobne si
domaga.
Sowem, chce pozna, co to czasowo i przestrzenno. - I jak tu w
zdolnoci kierownictwa nie zwtpi?
Nic to, myl sobie, nadrzdno oczywicie swoj racj zaposiada,
interesem si nadrzdnym kieruje, wszystkim zarzdza. Dlatego pewnie,
myl sobie, ona zwierzchno taka zagoniona, caociowo zapracowana
jest, i si pewnie zmylia w adresie i z zapytaniem. Notatk zwrotn
napisaem, po linii subowej.
e rozumiem, napisaem, e przyjmuj, e wykonam. Ale to, pisaem,
najpewniej jaka szczeglna okoliczno zasza, bo ja to etatuj tak
zmysowo, na odcinku stycznoci z rzeczywistoci - wic tylko si
49

punktami czepiam wiata i adnego oglnego spojrzenia w temacie i


na temat nie posiadam. - e, pisaem, najpewniej sprawa tyczy dziau
interpretacji, pewnie i archiwum, a moe i innych. Niech szefostwo
spraw jeszcze raz ze sob przedyskutuje, niech ustali, niech jaki
inny dzia do tego zadania adresuje. Bo ja, pisaem, czyli wtyczka
do otoczenia, si adekwatnie do tego nie stosuj.
Co ja tu wam bd streszcza moje operacje na czasie i przestrzeni
pracowniczo biurowej, detalami ciskania i rozcigania zagadnienia
i sztuk pisania odwoa na odwoania zanudza. Powiem tylko, e w
tydzie si zwierzchno na pierwsz notatk wyrobia, ale pniej
to i po miesicu niekiedy jej zeszo. Nie chwal si, w literatur
biurow si wprawiem. W sumie kilka miesicy proceder pisania tu
i tam trwa, akta sprawy pczniay i wydawao si, e ju centrala
o sednie dawno zapomniaa i e o czas tudzie przestrze wicej u
mnie pyta nie bdzie. Nie doceniem, niestety.
Ot, widzicie, zwierzchno chyba w swoim deniu do wyjanienia
tematycznego owej czasowej i przestrzennej faktycznoci mocno bya
utwardzona, wida si jej to zagadnieniem centralnym pokazao.
Co tu duo gada, najpewniej w swoim manipulowaniu przestrzeni i
czasem przedobrzyem, nazbyt poszedem w zaptlenia oraz przerne
zawirowania, paradoksy nadmiernie eksponowaem, i takie tam. Std,
rozumiecie, oczekiwanie si wytworzyo i dopominao wyjanienia. I
zrobi si problem.
Do tego doszo, widzicie, e centrala spraw za priorytet uznaa,
nagonia i nawet rodkami ekstra posypaa. Tak, sekretark dali,
stae a pilne linie subowe zaoyli - i nawet metry mojego kcika
wszerz i wzdu powikszyli i kilka biurek z odpowiednim personelem
dostawili, co by zagadnienie zgbia.
I tak, sami rozumiecie, kierownikiem istotnego dziau w nieplanowany
ten to sposb zostaem. A kierownictwo, wiadomo, tak w caoci racj
ma.
Tylko e, powiedzcie szczerze, jak samemu si kierownictwem zostaje,
to te ma si racj, co?
Nie powiem, ebym ze szczcia kierowniczego si unosi, powag
sytuacj rozumiaem. Pocieszajce byo to, e w czas miniony tak
tematyk ju si wgryzem, chcc nie chcc potencjalne kierunki
tumaczeniu obcykaem, e pisania wyjanienia mogem si podj.
zreszt innego wyjcia nie miaem, sami rozumiecie.

i
w
w
I

Dlatego od razu zamieszanie odpowiednie poszo. - Telefon tu i tam,


wizyta i rozmowa z tym i owym, jedno polecenie dla sekretarki, te
dla innych drugie, i tak strona za stron w akta z aktywnoci si
zapisuje. Nic to, myl sobie, jako do emerytury na odcinku czasu
i przestrzeni docigniemy, zagadnienie penetrujc po caoci.
Nie powiem, tak gdzie po roku to nawet wprawy w tym nabraem, a te
i pewnoci w tematyce biurkowania mi przybyo.
Tylko, widzicie, centrala o sprawie nie zapomniaa. Dziwne to byo
i zastanawiajce - ale nie zapomniaa. C byo robi, trzeba byo
jakie sprawozdanie z dziaalnoci tak w ogle wypichci i wykaza
50

po detalu, e dzia zmysw swoje wykonuje i e bardzo potrzebny.


Sami rozumiecie.
Czas to zudzenie. - Wiecie, od tego wyjanienie zaczem. e tak w
wiat otaczajcy spogldamy. Ja tam, pisaem, na zmysowym odcinku
to doskonale wiem, ja tylko pojedyncze punkty rzeczywistoci sobie
notuj, punkt po punkcie podsyam informacje na ten temat dalej, w
kierunku dziau interpretacji i wiadomoci. Oraz archiwum. adnej
czasowej formy i niczego podobnego w tym na zewntrz nie notuj, i
jej najpewniej nie ma i by nie moe. Czas i przestrze to w nas i
wewntrznie siedzi, jako skadanie tych punktw; zbieranie sobie w
kawaki i budowanie w caociowe elementy - inaczej to nie moe i
i inaczej to nie moe si centrali prezentowa.
A dlaczego to zudzenie i dlaczego si tak przedstawia? Dlaczego w
ogldzie to konieczno? Tu gboko i fundamentalnie poszedem, a
do samego dolnego zakresu wiata si schyliem. Ot sprawa w tym,
e wszystko (e tak zwana rzeczywisto) posiada w sobie fakt, tam
si dziejcy najmniejszy fakt, ktry si przemieszcza. Sprawa do
dobrze i od dawna znana, czyli wyjania detalicznie nie potrzeba.
Chodzi jednak o to, e my, a ja zmysowo w sposb szczeglny, tego
poziomu adnym sposobem sign nie moemy - to wykracza poza nasze
moliwoci fizyczne. My, konstrukcja zoona i zbudowana z mnogich
elementw skadowych, adnym dziaaniem technicznym i przyrzdowym
tej strefy nie uzyskamy - bo wszystko poniej najmniejszego z tego
tutejszego, to w poznanie nie wchodzi. Kady tutejszy, nadprogowy i
widoczny jako tam fakt, to zoenie - to wystajce w tutejsze, ale
z podstaw w zakresie podprogowym, fizyczne cielsko i zbiorowo.
A przez to zmiana w toku zachodzenia. Wielowymiarowa zmiana. Dlatego
wyklucza to uchwycenie elementu tej zmiany, jednostki tworzcej.
Sprawa - pisaem w sprawozdaniu o czasie i przestrzeni - idzie a z
podstaw, od samego co i nic. To trzeba tak widzie, pokazywaem.
e to logicznie (ale nigdy zmysowo i fizycznie) mona wywnioskowa,
e w otoczeniu jest "jedynka" - najmniejsze z najmniejszych. To za
dziaem interpretacji podaj. e jest jakie "co", energia albo i
podobnie, nazwa nie jest istotna, to moe by materia. I e jest w
kosmosie, te logicznej konstrukcji, "nic" - czyli zero, pustka. I w
tym "nic" to "co" si przemieszcza.
Tylko e, i na to zwracam szczegln uwag centrali, jest to wane
zagadnienie, warte powanego rozpatrzenia. - Jako dzia wstpny, tu
zmysowy, nie mamy moliwoci rozbudowanej interpretacji, moemy w
zagadnieniu tylko pokaza punkty szczeglne, ktre dobitnie wyka
temat tak zwanego "czasu" i tak zwanej "przestrzeni". Ale jasnym i
oczywistym jest, e trzeba to przekaza do innych dziaw i spraw
przenicowa na wszelkie sposoby.
Co tu jest wane? Trzeba wyj w analizie od takiego punktu, czyli
jedynki matematycznej. - Fizycznie, powtarzam, niedostpnej nigdy,
ale koniecznej logicznie. eby tutejsze nasze rejestrowanie wiata
objani.
Oto jest takie "co" jedynkowe - i co? I odpowied: nic. Nic o tym
51

powiedzie nie mona. Zupenie nic. Jeeli taka "jedynka" byaby w


stanie nieruchomym - co w pustce jest przecie niemoliwe - jednak
gdyby baa, to wwczas o czym takim adnego sensownego i spjnego
logicznie twierdzenia nie mona byoby poda; to sprzeczno. Taki
poziom analizy ustala, e w Kosmosie niczego nieruchomego by nie
moe; w nieskoczonoci-wiecznoci nie ma zatrzymania. - Dlaczego?
Poniewa nie ma elementu, nie ma czynnika hamujcego.
To pierwszy generalny wniosek. - I dotyczy bezporednio pojmowania
"czasu" oraz "przestrzeni". Czasu-i-przestrzeni pojmowanych tutaj
i teraz, czyli lokalnie - ale rwnie zawsze-i-wszdzie.
Po drugie, warto si zastanowi, co si dzieje, kiedy taka jedynka
si przemieszcza. To podstawa zrozumienia "czasu". Centrala musi w
swoich analizach to uwzgldni w sposb szczeglny.
Jest owa punktowa jedynka czego - i co si dzieje? Przesuwa si o
warto jeden, o jednostk. To moe by dowolna jedynka, ale warto
w opisie pozosta przy raz i na zawsze wyznaczonej jedynce. Czyli
operowa na wyrnionym obserwacj poziomie elementem najmniejszym
z najmniejszych - cegiek tego zakresu.
I co? Przesuwamy tak jedynk czego o zakres rwny tej jedynce. W
formie opisowej mona to uj w taki sposb, e miejsce oprnione
jest rwnowane jedynce. e, gdyby jedynka ponownie si znalaza w
tym punkcie, miejsce byoby cakowicie zajte.
Mam wiadomo, e brzmi to troch zagmatwanie, ale centrala musi
bra pod uwag, e chodzi o zagadnienie fundamentalne, ktre mona
uchwyci tylko opisem oglnym i obrazowym.
I teraz najwaniejsze - co si dzieje?
W tym miejscu, w takim przesuniciu jedynki o jedynk, a na takim
niskim poziomie naley umieci "czas" i "przestrze" - tu si one
zaczynaj.
Wieczny ruch "czego" poprzez "nic" - to w nieskoczonym Kosmosie
tworzy czas-i-przestrze. I wszystko.
Przecie, szanowna centralo, takie przesunicie wyznacza jednostk
najmniejszej zmiany. Co przesunite o jedynk daje jedynk czasu,
czyli wyskalowanej zmiany. Jest skala i jej "jedynkowa" zmiana, a
do tego jest kierunek zmiany. e w sensie logicznym prosta w takim
nieskoczonym Kosmosie biegnie z zawsze do zawsze, to prawda - ale
w ujciu dla nas wanym to jest zawsze odcinek, od do. Z jednostk
ten odcinek budujc i co istotne z wyrnialnym w tej zmianie
punktem szczeglnym: rodkiem.
A o wyskalowanej zmianie mona ju w analizie powiedzie wszystko.
Narzuci na t zmian rytm, ustali jego powtarzalno i wewntrzn
dynamik - i w ten sposb opisywa to, co byo - i, zwaszcza, co
bdzie.
I chyba o to centrali chodzi, prawda?
Po trzecie, w trakcie prac analitycznych dotara do naszej komrki
notatka z dziau interpretacji, czciowo pprywatna, ale istotna
- i dlatego zasugujca na drobn wzmiank w raporcie.
Ot pojawia si w wyniku prowadzonych midzy dziaami dyskusji,
w tak zwanym midzyczasie, sprawa - gdzie w ukadzie wsprzdnych
52

lokuje si odniesienie do czasu? Pocztkowo wydawao si to tematem


ubocznym i zbdnym - a na pewno nie adresowanym do dziau zmysw.
Jednak w oczywisty sposb znajduje si to "po drodze", jest cile
powizane z caoci zagadnienia - i dlatego si tu pojawia, acz w
skromnym zakresie.
Gdzie tak zwany czas w ukadzie wsprzdnych? Jedyna moliwa dzi
odpowied jest taka - e wszdzie.
Wydaje si to na pierwszy rzut oka dziwne, nawet nie do akceptacji
i wrcz do odrzucenia, ale nie widzimy innej moliwoci. Owszem, w
samym schemacie, w tej matematycznie wyprodukowanej konstrukcji, w
tym wielodziaowym wyniku badawczym - w takim ujciu nie ma osi dla
czasu, dla zmiany. Tylko e - to warto uwypukli - ta zmiana w takim
schemacie jest, jako fakt integralny i na kadym poziomie. Gwnie
z tego powodu, e nawet samo mylenie o ukadzie jako caoci czy
fragmentami, ju to dokonuje si, przebiega "w czasie". Rwnie i
krelenie jest zawsze "w czasie". - Wicej, namys matematyczny nie
moe by skrajnie pozbawiony czasu, poniewa aden element w takim
ukadzie nie jest faktem bez zmiany. Wszystko, co si na taki stan
sumuje, to albo zmiana jako taka, albo opis zmiany; kady punkt w
ukadzie to zoenie i tym samym zmiana.
Ukad jest zmian, ale rwnie tre, ktr oddaje, jest zmian. To
zawsze i tylko zmiana.
Po czwarte, skoro centrala pyta si o tak zwan "przestrze" - to
trzeba podobnie odpowiedzie: to zudzenie.
Dokadnie tak samo - jak w przypadku "czasu" - rwnie "przestrze"
to zudzenie. I wynika z tej samej fundamentalnej procedury. Wszak
jedynka przesunita o jedynk tworzy nie tylko rytm zmiany, ale i
buduje przestrze. To, co za przestrze centrala, umys nasz na co
dzie uznaje. Przestrze to wyskalowana zmiana. Jedynka jako taka
nie wchodzi w opis i poznanie, jedynki nie ma. Jedynka poznawalna
jest wycznie logicznie; to podstawa dalszego dziaania, jednak w
liczenie nie wchodzi. Dopiero jedynka w trakcie ruchu tworzy swoim
przemieszczaniem si zbir stanw, ktre cznie, jako zbir, mog
by mierzone lub ktre buduj fakt - fizyczny fakt.
Poniewa zmiana na tym fundamentalnym poziomie jest znaczna, nawet
bardzo szybka, to w moim zmysowym odbiorze, a w konsekwencji te
w interpretacji, jedynka w przemieszczaniu si wyglda jak ciao i
struktura. Jedynka w trakcie ruchu buduje fizyczn cielesno.
Ja widz, rejestruj swoimi powolnymi zmysami lini, ale to jeden
szybko przesuwajcy si element - rejestruj cigo i konkret, a
jednak w ujciu logicznym to wielo odrbnych punktw, ktre dla
mnie tworz wraenie cigoci przez swj szybki ruch - uznaj co
za jedno, a to wielo zmieniajca si jednostkami, kwantowymi
"tykniciami". I tak dalej.
Szanowna
w sobie,
skutkiem
odbiorze
ktr co

centralo, wszystko, co obserwujesz w otoczeniu, a nawet i


to zoenie. To ruch jednostki lub kilku jednostek, ktre
swojej szybkiej przemiany, buduj dla ciebie - dla nas w
stao. Nasza opoka, ta twarda w odbiorze opoka materii,
dnia i w kadej chwili dowiadczamy, to jedynka w trakcie
53

zachodzcej zmiany - to skwantowany ruch.


Poniewa tych jedynek, tych najmniejszych z najmniejszych, ktrych
do niczego ju nie mona rozdrobni, tych "atomw" jest troch - a
nawet wicej - to w efekcie, w tym swoim pdzie, nieustajco tkaj,
i to jest najlepsze okrelenie - tkaj rzeczywisto. To, co dla nas
w odbiorze jest rzeczywistoci. Tam na dnie jedynka si o jedynk
w ruchu przemieci, a to si zaptli z innymi jedynkami w okolicy
- i w naszym zmysowym, a pniej logicznym odbiorze to si zoy
we wszystko. W nas i wiat.
Ostateczny wniosek, ktry jako powany kierownik dziau zmysw i
interpretacji danych powinienem zoy na rce centrali jest taki,
e "czas", to, co za czas si powszechnie uznaje - e to zudzenie.
Konieczne, to analiza tego pojcia dobitnie pokazuje, poniewa nie
moemy tego inaczej wewntrznie uj. Przecie wiat si zmienia i
jako musimy to wyznacza, stosowa jednostk zmiany. e jednostka
taka jest pochodn jednostki na samym dole oraz w proporcji wobec
tamtej, to wnosi dopiero logiczna i pogbiona refleksja. Istotne
jest jednak to, e owej "jedynki" badanie fizyczne, a tym bardziej
zmysowe, nigdy nie signie, i trzeba mie tego pen wiadomo.
Jest, musi by jedynka zmiany - ale t jedynk moe z konkretnych
danych wywie namys, centralnie sterowany proces badawczy.
A to ju jest przestrze dziaania i odpowiedzialnoci szanownego
kierownictwa. Tak omielam si to sformuowa. - I stoj za takim
wnioskiem wszystkie wczeniejsze opisy i fakty.
Dzia zmysw zrobi co mg, teraz trzeba zawoa fachowca.

54

You might also like