You are on page 1of 686

JANUSZ OZOWSKI

KWANTOLOGIA STOSOWANA
opowiastki filozoficzno-fizyczne
dla dzieci duych i maych

copyright 2015 by Janusz ozowski


wszelkie prawa zastrzeone
ISBN 978-83-942582-6-9

ja.lozowski@gmail.com

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 1.1 Mylca pustka?
Znacie? To posuchajcie.
Dawno, dawno temu, za lenymi miraami, za grami pustosowia, y
niejaki P., jegomo silny bicepsem i pomylunkiem (tak, rwnie i
tacy bywaj). I chadza sobie tam i siam tene osobnik, zaczepia
tego i owego, i wypytywa o co si tylko dao. A nawet owe dialogi
by nabazgra w ksigach.
No i - suchajcie ludkowie mili - zanotowa on, e s gdzie tam, w
oddaleniu niebagatelnym od tego wszystkiego tutaj, stworki, ktre
co to nie orz i nie siej, a bytuj bezproblemowo i znakomicie, i
chwal to sobie niebiasko na przerne tonacje. Polatuj tu i tam
owe metafizyczne konstrukcje, szarogsz si nie wiedzie w jakim
celu w wiecznej nieskoczonoci i w oglnoci to dziwne pokazuj
zachowania.
Ale to ju nie nasze sprawy, my s tutejsi.
Tylko bywa niekiedy i tak, ludki wy moje, e co si lokalnie zatnie
w onym kosmicznym bezkresie, czy z innego niepojtego na rozumno
przymusu poplcze tak bardzo w owych szlakach, e dzieje si tak,
e owe duszne stworki spadn w otcha gbok; co je przycignie
w te rejony (a moe wcinie) - i jest problem. Bo, suchajcie, one
byty, co to bezcielenie si obnosiy, teraz w materi rnorak i
pospolit s odziane, rzucone s wwczas w rejony oznaczone nauk
i opisane tabelkami atomowymi, a to boli. To wyciska z nich pot, a
bywa i zy, to krwawi lub inne ekskrementy z siebie wyrzuca i w
ogle przykro wielka, bo trza w jaskini fizycznej siedzie i na
cian z utsknieniem spoglda (bo cienie tam swj filmowy taniec
uprawiaj). A al si robi, ludkowie, serce rozdziera ta niedola
bytw swobodnych i wszdy doznawana niesprawiedliwo.
A doda musz, e takie popltania drg bytowych owych stworkw s
czste, w ichniej bezczasowej zmiennoci to przypado nagminna, z
tworzywa atomowego kajdany to dla nich dowiadczenie czste, wic
przemijajce. Acz bardzo niechciane. ...
Takie to dziwne dziwy opowiada dawno temu one P. - i tak to ju
poszo poprzez cae stulecia oraz wiksze tysiclecia. I zerkali w
niebo kolejni podgldacze wszystkiego, gwiazdy nad sob widzieli i
praw w sobie si doszukiwali, nawet ksigi wielgachne pisali; albo i
wzory wywiedzione z matematyki podbudowanej fizycznym doznaniem i
eksperymentem. Co wicej - suchajcie, ludkowie, suchajcie - mimo
mnogich dowiadcze onych, mimo latajcych machin, ktre dalekie i
bliskie okolice penetruj mimo zagldania w otwory codziennoci
i przeszoci a po horyzont (a nawet dalej) mimo obmacania tego
wszystkiego (a moe wanie dlatego), bajania opitych filozofij i
innymi przypowieciami o stworkach zbudowanych z niczego, o takich
bytach, co to je matematyka z niebytu wydobywa, o czym takowym (i
podobnym) si rozpowiada. - Nawet, ech, dyskutuje, nawet takie tam
2

pozatutejsze lokalizacje pokazuje. Bo one, tak si mwi, ten wiat


i jego reguy warunkuj raz fizyk i materialnym szyfrem to si
zapisuje, a raz pozamaterialnym. I toczy si to tak bez pocztku i
bez koca, w celu jakowym, to jedni gadacze podkrelaj lub bez
celu, to drudzy, inaczej usposobieni do idei.
Ech...
Dlatego, ludkowie mili, zerknijcie wy w siebie i wiat naokolny i
zastanwcie si, i gboko pomylcie przez dusz chwil i co
o sprawie rzeczonej, czyli stworkw bez fizycznego szkieletu, bez
atomowego fundamentu, co w temacie rzeknijcie. Prawda li to, czy
jeno bajanie, ktre moe i odkrywa jakowe tajniki rzeczywistoci,
ale zarazem prawd prawdziw o tym wszystkim przykrywa mnogoci
sownych osadw oraz zason abstrakcyjnych poj? Czy mog-musz
istnie odmaterlializowane byty? Rzeknijcie na logik swoj, czy
tutejsze fakty materialnie namacalne potrzebuj do zaistnienia tak
nietutejszego i dziwacznego elementu podtrzymujcego? - Czy fizyka
jest konstruowana meta-fizycznie?
Bo to jest tak, suchajcie. Siedzi sobie w mieszkaniowej kazamacie
jaki matematyk czy inszy filozof (a bywa e i fizyk z ambicjami
zerkania w zakres pozaaktualny) i kombinuje. Co mu wpadnie do
rki, wic kawakiem materii obraca, drugi przykada i wyciga
wnioski. e to takie a takie, e kamyk do kamyka i jest kupka dwa.
I zaczyna podskakiwa w radoci taki kto, chwali si, e znalaz
i odkry, i e w ogle to dziw, bo z niczego czyli z gowy na
tym padole, w niepokalany sposb, zaistniaa liczba. Liczba albo i
inna abstrakcja dowolnego gatunku.
Liczba, czyli co? Zauwacie, ludkowie, e naocznie liczby - jako i
owych ideowych stworkw - nikt nie dowiadczy, dwa kawaki czego
i owszem, ale liczby nie. I jest problem. Bo gdzie owa bezcielesna
liczbowo si gniedzi, a zwaszcza, dlaczego i jak tutaj objawia
si czekowi obracajcemu pojciami? Pytanie nie jest gupawe: czy
abstrakcjonista owe niefizyczne konstrukty odkrywa, czy tworzy? I
co z tego wynika?
Wic tak, filozoficzni i matematyczni (i podobni), to do was mwi
- suchajcie. Jest NIC. I jest CO. Przyznacie sami, e dalej opis
i logika nie siga, dalej w analizie t drog si nie pjdzie. CO
to wiadomo co, bana energetycznie pospolity, codzienno obeznana
i doznawana. Ale NIC to nic taka nico nicociowa, pustka pusta
pustk absolutnie absolutn, ni kwantu czego, ni adnego badziewia
materialnego, NIC to NIC.
I teraz wane pytanie: jak wy, filozoficzni mdrale, moecie w tej
cakowicie pustej nicoci lokowa byty, konstrukcje skomplikowane,
a nawet mylce (bo i takie legendy si gosi)? Czy, powiedzcie to
gono i szczerze, czy NIC, pustka logicznie pojta, zapisuje na/w
sobie jaki stan? Czy prnia, abstrakcja skrajna i dopenienie do
"czego" (energii), posiada waciwoci, zmienia si i oddziauje
na otoczenie? Jako to by moe jako to si dokonywa?
Tak, sprawa dla was wana a istotna, wytajcie swoje pomylunki,
dawajcie gos i wiadectwa moe w niczym co si zadzia? Moe
pustota wyzerowana do matematycznego zera przeobraa si, swoje
3

wntrze (czy zewntrze) odksztaca? ... Itd., itp.


Mylcie, ludkowie fizyczni, mdrkujcie tematyka powana, gboka
i fundamentalnie podstawowa.
Zaprawd powiadacie ludkowie - maj racj fizykanci zgbiajcy w
codziennym eksperymencie podszewk rzeczywistoci (na czym wielce
korzystaj matematyczni oraz filozoficzni) - po wieki wiekw maj
racj. Tak, w drobieniu wiata jest granica, ktrej nigdy i aden
eksperyment nie pokona to fakt. Jest jaki foton czy podobny, a
reszta nieoznaczona - i nie do poznania. Fakt.
Ale z takiego schematu nie wynika zauwacie - e dalsze wycznie
ju losowo obsadza i e to popltana zwiewno niematerialnego
meta-wiata.
Bo, wecie to pod uwag ludkowie - czy przerzucajcy w znoju rne
abstrakcje matematyk dziaa w pustce? Nie. Siedzi lub spaceruje (a
bywa, e i popija), ale uboczne produkty jego aktywnoci, ktre na
karteczkach zapisuje, to po pierwsze fakty odnotowane realnie,
fizycznie i namacalnie, ale to po drugie i waniejsze tworz
si w gowie owego bytu, co to jest mylc trzcin. - A jak si w
gowie tworz i kotuj, to rwnie (i zawsze) s "zanotowane" na
fizycznym noniku. Materialnie tym/takim samym, bo atomowym. I nie
ma znaczenia, zauwacie ludkowie, e matematyk nie siga w swojej
pracy tego podprogowego (skrytego, ciemnego) poziomu korzysta z
przeksztace energetycznych bez wiedzy, e one zachodz. I efekt
musi mu si przez to wyda niespodziank; obrabia abstrakcj, a w
rezultacie jeden plus jeden musi mu da (liczb) dwa.
Mwic inaczej, eby zaistniaa w gowie matematyka niematerialna
abstrakcja czego, musi owa gowa, jak najbardziej fizyczna, oblec
si w materi, a zachodzce w niej reakcje tako musz si dokona
realnie i by uporzdkowane. e matematyk lub filozof (dowolny ju
abstrakcjonista) otrzymany wynik procesu poznaje-doznaje nagle i
e ma przy tym odlotowe dreszcze? C, to przypado dziecicego
wieku, z tego si wyrasta. - Zazwyczaj si wyrasta.
Ale, ludkowie, powtarzam, fizykanci maj racj: bariera jest. Czy
z tego wynika, e matematyczne problematy lokuj si poza nasz i
codzienn realnoci - e s byty swobodne od materialnych trosk?
Nie - z tego nic takiego nie wynika.
Bo to jest tak, moe fizyk zasadnie rozprawia, e dalej w materi
adnego swojego organu nie wetknie, bo tego "dalej" w laboratorium
ju nie ma (i w ogle nie ma). Ale moe na to rwnie zasadnie rzec
filozof (wsparty logik), e tego "dalej", i owszem, nie ma ale
nie ma dla fizyka. - I rzec na to jeszcze, e granica fizyczna nie
jest granic absolutn.
A dlaczego tak moe rzekn? Bo wywiedziona z postrzeganego wiata
regua (czyli logika zmiany) to gosi: e s rne stany skupienia
energetycznych jednostek i e materialne fakty przeksztacaj si.
Czyli, mona powiedzie, e fizyka zaczyna swoje eksperymenty (lub
koczy) od pewnego poziomu-zbioru tyche jednostek ale e dalsze
rwnie istniej i warunkuj tutejsze procesy. Tylko e nie s ju
poznawalne. - Czyli jest stopniowalno w schodzeniu w gb, jest
4

prg fizycznie osigalny - ale to dalece nie wszystko. A co wicej,


to "gbsze-dalsze" jest poznawalne. Logicznie poznawalne.
Ale jest jeszcze jeden waki z tego wniosek, ludkowie mili: nic i
nigdzie nie moe by niefizyczne. Owszem, nie da si tego dotkn,
nie zmierzy tego aden laborant w najbardziej wymylnym badaniu
to na zawsze obszar podprogowy, ciemny, fizycznie nieoznaczony, z
losowoci, jako element niezbdny, w opisie. Ale to zawsze jest i
zawsze bdzie obszar Fizyczny. To nie jest pustka!
NIC "otacza", dopenia CO, to zrozumiae i logiczne. Ale jeeli w
zapale analizowania tego wszystkiego kto twierdzi, e s byty bez
materialnego nonika jeeli inny kto dowodzi, e s konstrukty
matematycznie bezcielesne jeeli kto dalszy ogasza, e takowe
odrealnione i metafizyczne byty zmieniaj si, co odczuwaj, albo
i prowadz wewntrznie ze sob (i midzy sob) dialogi i e wpywa
to na tutejsze atomowe gruzowisko jeeli kto wygaduje, e takie
abstrakty odwiecznie i poza czasem i przestrzeni uprawiaj swoje
harce - to tacy ktosie daj wiadectwo co najwyej w sprawie stanu
osobistego i mao ciekawego umysowego funkcjonowania. eby ich!
Ludkowie, wecie to na logik, jeeli nawet kto i kiedy wyrzuca
z siebie pogld, e by postrzeg ducha lub inn zwidzian w jaki
nieobyczajnie fizycznych warunkach zjaw e czsto miewa takowe
zudzenia i e on w te bezcielesne konstrukcje bezgranicznie i na
zawsze wierzy, to przecie mona mu podsun pod rozwag nieodparte
w logicznoci stwierdzenie: pustka absolutna, zero matematyczne, w
sobie lub na sobie niczego nie koduje. Moe by zudzenie, a co, w
fizycznym bycie mnogo stanw uudnych i gupio zudnych, ale nie
ma zudzenia bez fundamentu, na ktrym zachodzi. Nie ma i by nie
moe "omamw" bez podstawy, materialnej opoki, na/w ktrej takowy
dziwaczny fakt zachodzi. - To, przyznacie, moe dokonywa si jeno
w czerepie z jakowy powodw le funkcjonujcym, to moe by (te
si zdarza) w nauk i reguami naszpikowanym obiekcie ale to nie
jest "fakt niematerialny", to zawsze jest fakt.
Wicej, ludkowie, jeeli wam bdzie jaki rozentuzjazmowany swoimi
abstrakcjami osobnik dowodzi, e wspomniane zjawy i zjawiska s i
dziaaj, dla wasnego dobra, nie tylko umysowego, omijajcie owe
dziwado szerokim ukiem (matematycznym). Rkoczyny, jako argument
na poparcie abstrakcji, to fizycznie mao ciekawe doznanie.
Mylca pustka?

Pustka mylenia!

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 1.2 Bezkres.
Czowiekowaty to jednak dziwne zwierze.
yje ot sobie taki ludzki byt, z wody i marze si skada, bo go
matka natura tak utkaa no i myli. Fakt i prawda, nie kady on
mylcy, osobnicy si trafiaj, co to z myleniem nigdy w bliskie
kontakty nie weszli, ale jest i margines, ktry procesy umysowe w
epetynie uskutecznia. Tak zawsze byo.
Zerknie wic taki jajogowiec jeden na ten przykad w gr, tak go
co skusi. I zobaczy na swoje zmysowe patrzaki migajce punkty
i si zadziwi. I dalej szare komrki wyta, i gwkuje ostro, a
kult(ur) i inne normy z tego w realnoci do istnienia powouje; i
si nimi wizi, niekiedy a do zatraty. - Co to takiego? - pyta i
popatruje w gwiazdy czy s tam mi podobni? a co dalej? czy wida
wszystko, czy jeno kawaek? Itp. Lata mijaj, tysiclecia odchodz
w zapomnienie, a czowiecza poczwara cigle zerka naokoo i rne
do tego narzdzia oraz wzory wykorzystuje i zastanawia si: czy
koczy si, czy nie koczy? ...
Przyjdzie na ten pad ez w kolejnym rozdaniu pokole taki jeden,
co to krzyknie: wszystko pynie i si koczy pojawi si nastpny,
ktry zobaczy spadajce jabko i zakrzyknie po analizie rachunku
kaba podszytego: jest czas absolutny i przestrze absolutna - no
i s zawsze. A w jeszcze dalszym uoeniu cywilizacyjnym inny si
gociu z tego zamieje i bdzie dowodzi, e kady osobnik czas i
przestrze na swojej grzdzie doznaje oddzielnie i indywidualnie;
a, co wicej, czas i przestrze to jedno, i nawet pokrzywiona. I
w ogle to moliwe do obserwowania w dowolny sposb zajmuje jeno 4
procent z caoci, a reszta ciemna i niewiadoma.
Wic jak to jest, kto ma racj koczy si czy nie?
Kiedy tak rozglda si wszechkierunkowo, kiedy gbokiej analizie
poddawa wszystko widoczne i niewidoczne, to czeczyna dochodzi do
nieodpartego wniosku, e wiat to jeden wielki wir energii, ktry
si cigle zmienia. Narodzi si kto lub inna czstka, przybiera w
gabarytach i na wadze osiga wiek mski (pniej klski) a w
pozycji siedzcej lub horyzontalnej osiada na kanapie i kapcanieje
- i oglda seriale bez koca. A nastpnie si definitywnie wypala.
I wszystko tak ma.
Wszystko? Jak okiem albo zmylnym teleskopem sign, wszystko tak
si ksztatuje. Czyli pojawia si, stabilizuje na poziomie, kiedy
nabierze si i zanika, rozprasza si w tle jednorodnym, koczc
ten yciowy koowrt; krenie i koowanie energii jest zachowane
zawsze i wszdzie.
Jest pocztek zdarzenia, jego rodek stabilny oraz rozbudowany i
koniec.
Ech. Ale czeczyna, tak on ma, kombinuje zerka i kombinuje. No i
wychodzi mu tak, e wsio po horyzont obserwowalny nieustannie si
6

przepoczwarza, jedno w inne przemienia, energetyczne elementy si


cz lub rozpadaj i wszdzie ewolucja swoje reguy pozostawia
na widoku. I wszystko si w analizowaniu zgadza.
Tylko e, ech, na ostatnim etapie takiej kombinatoryki pojciowej,
i to zawsze, i to w kadym przypadku analitycznym wyazi (a nawet
matematycznie logicznymi wzorkami domaga si prawa do istnienia),
byt nieskoczony a wieczny. Byt czy podobny Kosmos, to ju uboczna
i marginalna tematyka.
Wychodzi rozum z chwili teraniejszej i miejsca lokalnego w takiej
analizie, a po onglerce pojciami ma na kocu brak koca - wiat
si w nieskoczon wieczno rozciga (albo kurczy, to w innej ju
lokalizacji). - Wszystko si koczy, tako rzecze z drugiej strony
dowiadczenie, co to je kadego dnia rozum prowadzi, i nie chce to
inaczej by (oj, nie chce). - Ale z trzeciej strony logika - co to
w wiecie otaczajcym nieskoczon zmienno ustala podpowiada,
e kocem tego wnioskowania jest jedno-stao, e tutejszy stan
przemijajcy i niestabilny, koniecznie musi by dopeniony "czym"
nieodmiennym-wiecznym i (najpewniej) logicznym. - Wszak logiczno
tutejszej zmiany musi by w czym zamocowana.
Ale na tym nie koniec argumentacji za wiecznoci, jest rwnie i
taka, ktr solidnie wyprowadzone wzory podbudowuj. Rni tacy od
matematycznych krzaczkw, tacy macherzy fizyczni, ogaszaj wszem i
wobec skoczono rzeczywistoci; konieczny fina wszelkiej zmiany
to pewnik. A ogaszaj to wpatrujc si w owe wzorki swoje - acz po
zmylnej procedurze renormalizacji. Bo one wzorki, trzeba to doda
i mocno podkreli, uparte s, same z siebie wiecznego bezkresu nie
odrzucaj, a nawet go promuj. Fizyczni wyrzucaj owe wszelakie a
niezbdne logicznie znaczki z nieskoczonym procesem w tle, zgadza
im si wszystko w dalszym podliczaniu ale czemu tak jest i co to
znaczy, nie wiedz. Tak to si ma.
Wic jak to jest, zapytanie si cinie: koczy si toto widziane i
niewidziane, jako wszystko wok, koczy po kres i na zawsze? Czy,
tak na drug moliwo, inaczej to w bezkresie si dzieje; w onym
bezkresie, ktry jest i to wszystko warunkuje. Czyli, rozciga si
to w wiecznej a nieskoczonej przemianie (i tak samo w niezmiennej
rytmice swojej), czy nie? Jest koniec tego wszystkiego czy nie ma?
Jak sobie z tym wszystkim poradzi, jak y w tak nierozpoznanym i
nieoznaczonym?
Z nieskoczonoci - trzeba przyzna - problem jest. Liczne zastpy
wielce odwanych umysw analizowao poprzez histori bezkres oraz
jego aktualno - a nawet potencjalno bytu bez pocztku i koca
rozpatrywao. I wielu zestrachao si widokami, ktre z ciemnoci
wwczas si wyoniy i wielu poniechao dalszej drogi. Bo cigi
nieskoczone to zdradliwe rejony.
Ale byli i tacy, co w logicznie tworzonym konstrukcie bez granic i
ogranicze upychali wszystko, a nawet wicej; i to po wielokro. Skutek takiego hokus-pokus? Ech, buduje si wwczas przeogromne, a
nawet nieskoczone bestiarium, dziwy wielokrotnego zaptlenia bytu
7

i zamieszkiwanie tego samego kawaka podogi (hotelowej) - to tylko


niewielki procent owych nieskoczonych niezwykoci. A wszystko na
powanie si roztrzsa, naukowo maluczkich straszy, dowody wzorami
podbudowanymi pokazuje, e nieskoczony bezkres dodany do takiego
samego bezkresu to zawsze bezkres i w ogle w wiecznoci miejsca
na wszystko duo, nieprzeliczalnie i bezkrenie duo. I e tego w
umyle normalnie si nie ogarnie.
I co na to powiedzie, jak rozedrgane nieskoczon logik szare a
ciekawe wiata otaczajcego komrki uspokoi - co z ow konieczn i
tak dziwaczn wieczyst bezkresnoci pocz?
Jedno i najwaniejsze trzeba na wstpnie przewietlania Kosmicznej
strefy rzekn: nieskoczono to nie jest brak granic, bezkres to
nie "stan", w ktrym wszystko moe si zdarzy, i to po wielekro,
i nieskoczenie wielekro. Nic z tych rzeczy. Analitycy od siedmiu
boleci (czy inni amatorzy zgbiania wiata), przyjmijcie sobie i
do oglnej wiadomoci, e "nieskoczono" to abstrakcja, ktra ma
w sobie nie tylko warto graniczn ale, co wicej, e jest to w
logicznoci swojej granica maksymalnie ostro ustanowiona. Nie ma w
Kosmosie innej tak jednoznacznej wartoci, kada inna jest rozmyta
i nieostra, kada inna granica jest zakresem, przedziaem i stref
poredni. Ale nie nieskoczono.
Nieskoczono to tylko-i-wycznie-i-zawsze bezkres. I nie moe
by inaczej. To jedno, bezkresna jedno. - Nieskoczono jest
maksymalnie i jednoznacznie, i na wieczno w kosmicznym obszarze
ustalon "wartoci": jest nieskoczona. Ale nie wiksza ale nie
mniejsza!
Przyjmijcie to do wiadomoci, filozoficzni i fizyczni, i stosujcie
w analizowaniu bytu i niebytu. Nieskoczonoci nie mona zwikszy
o jednostk (dowolnie pojty element), ale rwnie nie mona odj
i pomniejszy nieskoczono jest "jedynk", fundamentem kadego
dziaania. A dopenia j "zero", NIC, nico. Stan zero-jedynkowy
to podstawa postrzegania Kosmosu oraz jego zrozumienia. - Z takim
w tym analizowaniu istotnym dodatkiem, e o ile "jedynka" ("co",
fizycznie "energia") moe rozpada si na jednostki skadowe, to
"zero" ("nic") jest zawsze i tylko jednoci. Acz nieskoczon. I
jest "powk" Kosmosu.
Dobrze, niech tam sobie bdzie energetyczny bezkres jedynk, ktra
z bezkresnym zerem pospou to wszystko wsptworzy w nieskoczonej
gonitwie, ale pojawia si pytanie, ktre swoje uzasadnienie ma we
wzorach i gboko w logice si lokuje: co z dodawaniem rnorakich
nieskoczonoci - co z innymi dziaaniami na/w takiej abstrakcji?
Czy owe wszelakie, w popularnych ujciach prezentowane dziwy rodem
z nieskoczonoci (i podwiadomoci autorw), to wszystko jedynie
bdzenie w pustce? umysu zwidzenia, ktry bezradnie szamoce si
w sieci pojciowej?
Kolejny raz trzeba powiedzie, e sprawa do banalnych nie naley oraz e to nie bd. Nie myl si ot analitycy nieskoczonoci,
z etykietek i logicznych symboli, ktrymi znakuj wiat, wycigaj
prawidowe wnioski. Nieskoczono dodana do nieskoczonoci, fakt
oczywisty, musi nieskoczonoci zaskutkowa. I w niczym to si z
8

wnioskiem, e jest jedna nieskoczono, nie kci. Problem w tym,


e takiego dziaania (sumujcego) nie postrzega si w poprawny, a
zarazem jedynie logicznie moliwy do akceptacji sposb. I to mimo,
e rozwizanie jest znane od dawna (od zawsze) i jest dostpne dla
kadego.
Co bdzie rezultatem dodania nieskoczonoci do nieskoczonoci? Jedynie moliwa odpowied jest taka: wieczno.
To warto, ku oglnemu poytkowi filozoficzno-fizycznych, zanotowa
w sposb szczeglny: zwielokrotniona nieskoczono buduje, tworzy
"czas absolutny" czyli wieczno. O ile "nieskoczono" Kosmosu
(aktualna nieskoczono) jest jedna i bezkresna, o tyle zmiana w
takim zakresie, czyli ruch "czego" przemieszczenie si o zakres
jednostkowy kwantu energii, to tworzy "wieczno". Czyli, w innym
nazwaniu, "nieskoczono potencjaln".
W takim ujciu "nieskoczono" to synonim "przestrzeni", ale ju
w maksymalnym, skrajnym znaczeniu a "wieczno", odpowiednio, to
synonim "czasu", rwnie w skrajnej interpretacji. - "Przestrze
absolutna" to nieskoczono, "czas absolutny" to wieczno.
Przy czym, co istotne w tym cigu rozumowania, zachodzi gradacja,
stopniowalno: "przestrze" i "czas" przynale do Wszechwiata,
a "przestrze absolutna" i "czas absolutny" do Kosmosu ("struktury"
nadrzdnej wobec wszechwiata).
I to dlatego wspomniani wczeniej macherzy od analizowania zakresu
bezkresnego mog te swoje rne dziwada produkowa - zreszt jak
najbardziej poprawnie. Wystarczy przemieci jednostk (czego) o
jednostk pooenia, a ju tworzy si kolejna "warstwa" zdarze w
Kosmosie i w nieskoczonoci. W takim rozumieniu rzeczywicie na
to samo miejsce "w hotelu" mona zameldowa nastpnego (i innych)
goci. A to dlatego, e pierwszy (za takiego uznany), ju znajduje
si "o krok dalej", a poprzednio okupowany kawaek podogi okazuje
si wolnym. I tak dalej w nieskoczono.
Kady punkt w nieskoczonoci zajmowany jest nieskoczenie wiele
razy ale nie jednoczenie!; przez dowolny punkt bezkresu mona
przeprowadzi nieskoczenie wiele prostych ale nie w tym samym
"czasie"!
My czowiek, od kiedy spogldamy w niebo i widz gwiazdy, znam(y)
prawd.

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 1.3 Wielki wybuch?
Wybucho. Tak mwi.
Ale jeeli wybucho, to znaczy, e miao co wybuchn. Jeeli miao
co wybuchn, to znaczy, e byo "spakowane", zbiegnite (nawet do
"punktu"). Jeeli byo zbiegnite i zgszczone, to znaczy, e si
wczeniej gromadzio. Jeeli si gromadzio, to znaczy, e proces
wiodcy do takiego stanu musia trwa "jaki czas". - To mg by
nieskoczenie wielki odcinek czasu, to mg by nieskoczenie may
odcinek czasu ale to nie mogo by zero czasu!
Jeeli to nie byo zero czasu, to powstaje pytanie - po pierwsze
jaki to by czas (w stosunku do mojego), a po drugie, jak wiele (w
jednostkach czasu) trwao zbieganie si "w punkt"?
Z tym wybuchem, tak po prawdzie, to jest spory problem. Fakt, si
zgadza, tak "na oko" si zgadza. Wszystko wok si rusza - nawet
w tempie przyspieszajcym w miar lat - i w dal nieskoczon, i w
czasow wieczno si oddala. A to co oznacza.
Przyjdzie taki jeden, co to powie, e dlatego si to tak obrazowo
i analitycznie ma, e by pocztek i wszystko si w nim zawierao
punktowo, no i wybucho. A na potwierdzenie tych rewelacji podsuwa
do zastanowienia swoje zbiory danych, w ktrych rnorakie cieplne
i widowiskowe elementy si znajduj. e, na ten przykad, wszystko
w okolicy podobnie si zachowuje, e ogromniaste przerwy pomidzy
wysepkami rozkodowanej naukowo atomowej materii uzupenia "faszywa
pustka", w ktrej taka dziwno co si w wirtualnym kotowaniu
poczyna (pono z niczego). - A jeszcze one obserwator dodaje do
tego, e takowa pustka nie jest dzi trupio zimna i e ma w kadym
swoim kierunku podobn warto drgania. I poza tym wszystko zgadza
si, jak ten pocztek w okrelonym oddaleniu czasowym umieci i z
niego wyprowadza kolejne pokolenia gwiazdowych mas i innych bytw,
co to z prochu powstaj.
Ale objawi si inny kto, co to oficjalnego i popartego rnymi i
powanymi konferencjami pogldu na okolice nie akceptuje, no i si
domaga gosu w sprawie. e i owszem, wszystko si od wszystkiego w
pdzie sporym (i narastajcym) oddala, ale to nie musi by tak, e
pocztek by i e wybucho. I dodaje, e nawet owe cieplne resztki
to nie lady sprzed miliardw lat z okadem, ale uboczny efekt si
dzi i tutaj dziejcych energetycznych zawirowa. Sowem, w kto
garduje za cigoci w zjawiskach, a lokalny wszechwiat dla to
tylko jednostka w zbiorze moliwych rozwiza, ktra owym losowym
rozdaniem taka szczeglna i wspaniaa si wydaje (co poniektrych
a do skadania rczek przed zaniciem przymusza). - Dla takiego
kogo nic w tym cudacznego, wszdzie pospolito widzi i regu w
ewoluowaniu energetycznym postrzega, jedn a nieodmienn w czasie
i poprzez nieskoczon wieczno regu kosmiczn.
Itd.

10

Wic jako to jest? Wybucho czy nie wybucho?


Zapytanie skierowane do wiata o "czas poprzedzajcy", o rytmik i
schemat zmian, to pytanie, jak logicznie przebiegaa energetyczna
ewolucja, w wyniku ktrej tutejsze po horyzont si wyprodukowao
czyli, jak to si ma do aktualnie tykajcego zegara dziejw?
Dlatego pojawia si oczywista na owo dylematyczne pytanko odpowied:
musi si tak samo zmienia. Nie ma logicznie innej moliwoci. Nie
ma - po prostu nie ma. Trzeba si z tym pogodzi i do takowej myli
na zawsze i sposobnie przyzwyczai.
Nie ma innego odmienia si, nigdzie nie ma logicznej nienormalnoci.
Dlaczego gdzie tam, w zakamarkach wiecznego bezkresu, w ktrym i
nie do koca zrozumiaym matematycznym wymiarze, dlaczego tam nie
moe si inny, lokalny i nietypowy w zachowaniu i dziwaczny (w tym
tu rozumieniu) czas, czyli rytm zmiany objawi? Dlatego, e logika
kadej zmiany - od zawsze do zawsze - jest taka sama. Wicej: musi
by taka sama. Nigdy inna. - I nie jest to gardowanie jeno po to,
eby w opisywaniu wszystkiego spraw sobie uatwi, czy postulowa
dla uspokojenia swego jestestwa tak zgodno. Dlatego tak pa to
musi, poniewa tutejsze to wzr dla wszelakich konstruktw, ktre
mog powsta, wzr po nieskoczono - nie ma odstpstwa od tego.
Tak to wynika z samej procedury zmiany.
Mwic inaczej i bez owijania w zbdne wymiary: eby tutejsze si
w caoci nieskoczonego Kosmosu mogo wyklu, zdoby samodzielny
ksztat jako taki, a nastpnie (po wielokrotnych zaptleniach) si
w onym bezkresnym ywiole kwantowym rozpuci to musi by zgodne
w kadym calu z tamtejszym; eby tutejsze zaistniao w wikszym a
nadrzdnym zdarzeniu, nie moe by sprzeczne z mechanik tame si
dziejc. Nie ma odwoania, albo zgodno, albo wypad z istnienia.
- Tu obserwowana i jedynie dostpna procedura zmiany, to pochodna
rytmu generalnego, to lokalnie zaistniaa ewolucja energetyczna, w
ktrej ten rytm si objawia. I trzeba z tego wycign odpowiednie
wnioski.
Po drugie, czas tamtejszy, czyli "minusowy" wzgldem obecnego si
dokonujcego tykania zegarw - to logicznie dla mnie, bytu w tutaj
si dziejcym rytmie, zawsze ten sam czas. Dlaczego? Bo tak si to
skada, e innego nie zrozumiem (nie "poczuj"). Tak to jest.
Na logik, niechby nawet byo i tak, e si jaki naukowiec z onym
czasem w swoim laboratoryjnym zaktku zmierzy i wyprodukowa co
nowego w tematyce zmiany (inny rytm mu si objawi w analizowaniu
i odmienna regua). Czy one badacz zrozumie ten inny czas i go w
dalszym procesowaniu przewietli? Warto si nad zagadnieniem mocno
pochyli i je zgbi, bo istotne. Nie zrozumie, na kocu swojego
wmylania si w w odmienny proceder i tak musi si do otoczenia
tutejszego odwoa, odnie to do swojego oraz codziennego tempa
odmieniania, czyli do czasu mu zrozumiaego; na kocu i tak, czy
si chce czy nie, jest czas std i teraz. Dlaczego? eby procesy
zrozumie. - Trzeba, to konieczno!, na dowolny przedzia-zakres
nieskoczonego bytu nanie, naoy rytm std i teraz, eby swoim
lokalnym rozumkiem to ogarn. I to mimo tego, e nieskoczony w
proceder zupenie nic nie wie, e obserwator tak to nazywa, e tak
to znakuje abstrakcyjnie. - I zawsze tak jest.
11

Po trzecie, kiedy na fundamencie odnotowanych w otoczeniu zjawisk w


formule rozbiegania si (przyspieszajcego uciekania materialnych
kawakw od siebie) opisz to jako zdarzenie z "chwil zero" albo
podobnie (tak si to bdzie postrzega) - to jedynie sensowna, wic
logicznie zborna mylowa konstrukcja jest taka, e w mityczny i w
przeszoci umiejscowiony punkt ewolucyjny, to bya jedno, jakby
jedna komrka yciodajna, z ktrej (w kosmicznym akcie no, tego
tam, "zapodnienia") co si zaczo wykluwa na wyprzdki, a te
inflacyjnie (lub inaczej). - e byo zbiegnite i wybucho, bo dzi
si wanie porusza w kad stron.
Tylko e z tego wynika, e zbieganie w w punktowy stan kwantowy,
to musiao by stronnie analogicznie (wic symetrycznie) rozoone
wobec tutejszego wybuchania, musiao si na zasadzie lustrzanego
odbicia dopeni do postrzeganego. - Przecie, to na logik trzeba
bra, adna bytujca konstrukcja nie jest tylko lewa czy prawa lub
w inny sposb poowiczna, wszystko ma dwie strony. - Czyli tam si
zbiegao, tu wybucho, ale w caociowym ogldzie zjawiska wyania
si symetria, nie inaczej. Nie moe by inaczej.
Dlaczego nie, zapyta ten lub w? Czy logika, a nawet wzory na tak
okoliczno wyprodukowane, zabraniaj dziwacznego, wic jakiego
niesymetrycznego rozoenia stron? Nie zabraniaj w oglnoci, acz
zabraniaj w tyme wszechwiatowym uoeniu. - Bo tene wiat, co to
go nauka pospou z filozofi (a i innymi kultami tako) objania w
wiekowym trudzie pokole, to przypado wielce szczeglna, ktra
w zbiorze podobnych zajmuje wybrane miejsce. I nie jest to aden
tam cud mniemany, czy inne houbce grali, ale fizycznie konieczna
a stronnie symetryczna ewolucja. - Tak to si lokalnie w bezkresie
zadziao, e na ile tam nieskoczonych realizacji energetycznych
procedur, tutejsze dwie strony zjawiska maj taki sam rytm i tak
sam zajto - w wiecznoci to pospolito, musi jaki wiat tak
rytmik wylosowa.
I wniosek z tego oczywisty: strony s sobie rwne; do i od "zera"
biegnie to tymi samymi kroczkami, a zegary po kadej stronie tykaj
miarowo i tak samo. I jest jasno oglna w temacie.
Jeeli wybucho - jeeli byo zbiegnita, to inaczej nie moe si
dzia. To symetria, supersymetria. - Koniec i kropka.
A jak nie wybucho? - A jak nie byo zera czy innego pocztku - to
co?
To samo. Dokadnie to samo. adnych rnic w postrzeganiu wiata,
w kad obserwowan stron ucieczka elementw, stabilne cinienie
w ukadzie analizowanym, osobliwoci we wzorach i w fizycznie na/w
niebie rejestrowanym zdarzeniu sowem, po horyzont wszechwiat w
trakcie ewolucji i detalicznie si zgadza.
Tylko - tama maa rnica (niech yje!): pomylunek inaczej sobie
to ukada w cao. Zaprawd to drobiazg wobec nieskoczonoci i
fakt marginalnie marginalny.
Tak na logik absolutnie podstawow trzeba to uj, z myli bardzo
oczywistej wyj: e jedno wielkie kosmiczne bum, to niezwyko w
12

zbiorze i dziw nad dziwy, w bezkresnym odmienianiu si wyjtek od


zasadny, ktry w sposb niezwyky zaistnia i nie wiedzie po co i nie wiedzie dlaczego tak wanie si przepoczwarza. Jeden wybuch
to wyjtek w regule, domaga si solidnego uzasadnienia dowodowego,
sigania po tumaczenia rodem z mitologii oraz innych naleciaoci
kulturowych; i w ogle wyzwanie ogromne dla szarych komrek, co to
wszdzie przyczynow konstrukcj postrzegaj i na takiej podstawie
skutek odlegy w czaso-przestrzeni potrafi poda.
Dlatego, wanie na logicznoci si zasadzajc, trzeba rzekn - i
to gono - e nie jeden niezwyky w swojej formule "pocztek" si
tutaj zrealizowa i kolejnymi krokami cigle realizuje, ale e si
wielo podobnych faktw dokonywaa, dokonuje i bdzie jeszcze si
czas jaki dokonywa, ku poytkowi obserwacyjnemu. - Jeden i sabo
w naukowym cigu wytumaczalny egzemplarz, to odstpstwo od zasady
i zagwozdka rozumowo trudna do oceny wielo takowych zjawisk, co
to si w jeden ukad skadaj, to bana logicznie uzasadniony, nic
szczeglnego w zbiorowisku bezkresnym a wiecznym. Prostota.
Jeeli nie wybucho "z punktu", to identyczne zjawisko wiatowe w
jego postrzeganej zmianie mona pozyska "z wieloci punktw"; nie
jeden i niebywale niezwyky fakt, ktry "co innego" uruchomio w
odpowiednim rytmie, ale zbiorowisko lokalnych faktw, ktre dziej
si stronnie ("przed" i teraz) i razem, razem skadaj si na to
wszystko obserwowane. - Nie pocztek kiedy tam-gdzie, ale cigle
si dziejcy wielostronny ewolucyjny proceder. - Nie wybucho, ale
wybucha. - Nie wybucho, ale zapada si i wybucha zapada si i
wybucha ... zapada si ... wybucha ...
Ale, co trzeba podkreli z silnoci maksymaln: zapada si oraz
wybucha w jednym i lokalnym, i chwilowym wszechwiecie, ktry w
ramach Kosmosu si uksztatowa; w jednym z mnogich podobnych, co
to w caoci takiego zachodzcego po wielokro rytmu si pojawiaj
we wzajemnym powizaniu. - Wzmiankowana symetryczno stron odnosi
si do tego jednego wiata; wybuchanie-zapadanie zaczo si kiedy
dzia, dzieje aktualnie i bdzie si dziao. Ale do czasu. Rytm si
pocz i czas si pojawi (a przestrze pokrzywia wielokrotnie),
jednak po skoczonej i obliczalnej iloci tykni to si skoczy definitywnie i dla wszystkiego tutaj si skoczy. Bo wyczerpie si
"zapas" tykni, zabraknie energii na atanie dziur w niebie (wszak
ono coraz szybciej si oddala w rozszerzaniu swoim). - I rozproszy
si baka mydlana... Ech...
Co si koczy, aby co si mogo ("gdzie i kiedy") zacz...

13

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 1.4 Kot w pudeku.
Uspokajam obrocw zwierzt i podobnego badziewia, nie zamierzam
analizowa stanw yciowo-umarych kota w kartonie, w kocu jest
21. wiek, wiadomo ekologiczna ronie w si (wazi na drzewa i
inne konstrukcje), dlatego do bada wezm osobnika zza ciany (w
tym przypadku okres ochronny nie obowizuje). - Zaraz - zakrzyknie
ten i w kolega fizyk - ssiad to 180 cm ywej masy, napakowany po
brzegi zlepkami komrkowymi, to byt gabarytowo wielkoskalowy (ktry
wida, sycha - i czu), wic jego dziwy losowoci oraz przeskoki
po orbitach nie obowizuj, to co innego ni kwantowa podatomowa
drobnica.
Czyby, kolego fizyku, czy na pewno inny? - Czy "ssiad" za cian
to co innego ni "elektron" gdzie tam "na/w dole"? Moe warto
przyoy zmys badawczy do "ciany" i zastanowi si i gboko
przemyle efekty eksperymentu.
Na pocztku bya cisza.
A pniej do lokalu obok wprowadzi si ssiad. - I zaczo si
"naukowe" i mudne, bo codzienne, badanie zewntrznego wobec mnie
wiata. (W czym niebagateln rol odgrywaa wielce wysublimowana
technologia budowlana, ktra takie dziaanie umoliwia; czyli
niewielka - w odniesieniu do nieskoczonoci - grubo materialnej
przegrody ciennej).
Po pierwsze i istotne, okazao si, e kto-co za cian jest. - A
raczej, eby zachowa wszelkie rygory i metodologi badawcz, musz
powiedzie, e tak zinterpretowaem rejestrowane moimi wszelkimi
czujnikami-wtyczkami (zmysami) podczonymi do rzeczywistoci
pozacienne fakty fizyczne. Co stukao lub wrcz walio w cienk
materi odgradzajc mj wiat od tego obok, czasami dla odmiany
wiercio bliej nie zdefiniowan przeze mnie powierzchni poziom
lub pionow, ale bywao rwnie i tak, e wyraao si (w jzyku
podobnym do naszych parlamentarzystw, eby ich!). C, przyznaj,
nie by to dla mnie atwy okres yciowy, znosiem go jednak mnie,
z pokor, eby nie powiedzie, e heroicznie, wiedziaem przecie,
e to dla dobra oglnego.
Po drugie, kiedy czas naporu akustycznego zela i przeszed by w
stadium akceptowalne, a drgania i podobne wibracje struktury nie
powodoway oczoplsu w trakcie czytania, postanowiem zagadnienie
"ssiada" zgbi na gruncie i od strony literatury fachowej. I to
wanie wwczas - z tak pewn niemiaoci - skonstatowaem, e
moja wiedza na temat tak mi bliskiego istnienia (c to w kocu
jedna ciana) jest znikoma, a przy tym wielce powierzchowna. - A
nawet, mona tak to uj (za wspomnian wiedz ksikow, z ktrej
czerpaem ju penymi zdaniami), e jest wycznie statystyczna.
Czyli, co wiem, ale nic pewnego.

14

Ot, na ten przykad, ssiad prbowa zawiesi na cianie realnie


niezidentyfikowany przedmiot (tak logicznie powizaem w jeden
cig przyczynowo-skutkowy odgos wierta oraz kolejne efekty). Ale
przecie, tak po prawdzie, kolega fizyk to potwierdzi, to nie mog
ani powiedzie, e ssiad podj si takiego zadania - ani e w
ogle co prbowa zrobi. Dla mnie, postronnego obserwatora, acz
poniekd uczestnika ycia za barier (przez wsplnot znajdowania
si w jednej konstrukcji czasoprzestrzennej), to zawsze jest fakt
niedookrelony i poza osobistym poznaniem zawsze rejestruj stan
"po", nigdy stan przebiegajcy tu i teraz. Tylko z samego faktu
skoczonej prdkoci przenoszenia si sygnaw, ju tylko z tego
powodu moja wiedza o tym, co dzieje si minimalnie obok, ta wiedza
zawsze jest wtrna, spniona i niepewna. I fizycznie nigdy inna
nie bdzie.
Ale, kombinowaem, warto by jednak wybada, co tam si dzieje, co
te lokator obok wyprawia, jak sobie swoje cztery kty urzdzi i
co z tego wynika dla tutejszego wiata. Po co? Przede wszystkim
dlatego, eby zaspokoi swoj ciekawo, w kocu czowiek - tak ma
z natury - to byt wielce ciekawski (nawet nie proszony wlezie w
kad szczelin rzeczywistoci i teren oznaczy). Ale rwnie z tej
przyczyny, e dobrze by przygotowanym na ekstra wydarzenie, kiedy
to (jeeli si ssiadowi co "omsknie" w dziurawieniu granicznego
muru) nagle nad gow wybuchnie tynk i posypie si betonowy gruz.
Mog osobicie adnych szczegw z ycia osobnika obok nigdy nie
pozna, bo to inny poziom-orbita, ale mog - na rozpoznanej bazie
ubocznych skutkw jego podprogowych zachowa, ktre ju zaszy wywnioskowa potencjalnie przykre dla mnie zdarzenia w bliskiej
lub dalszej przyszoci. A to ma ju swoj cen.
Skoro ssiad, analizowaem sytuacj dalej, szaleje po tych swoich
uwaszczonych metrach kwadratowych i realizuje plan neoliberaw
od siedmiu boleci ("wolno w domku"), to mj dylemat winia
czterech wymiarw jest zasadniczy: musz stara si rozezna w
sytuacji, mimo niepewnoci i nieoznaczonoci. - I w tym momencie
pojawia si pytanie: jak? Jak to zrobi? - I wicej, czy mog to
zrobi?
Pytanie jest fundamentalne: czy mog jednoznacznie zdefiniowa w
czasie i w przestrzeni pooenie "ssiada" za cian?
Pozornie zagadnienie jest trywialne, z gatunku, ktrym prawowierny
fizyk si nie zajmuje - nic tylko zaopatrzy si w dobr wymwk
(lub "procenty") i zrobi wgld badawczy w wiat blisko-daleki i
"wszystko jasne". - Ale pojawia si pytanie, czy mog ssiada tak
pozna, e wyznacz jego yciowe cieki i chwilowe przesiadywanie
w okresach zwolnienia obrotw? Czy na bazie zewntrznych i zawsze
spnionych "odgosw" wywnioskuj, co si dzieje i dlaczego (i co
z tego wynika)? - Zgoda, kolega fizyk ma racj, sysz "kroki" (a
przynajmniej tak to definiuj w posiadanym zbiorze abstrakcji),
co trzaska, gra muzyka. To zjawiska (i fakty) dobrze mi znane, w
rny sposb opisane to mj codzienny wiat, oswojony i obmacany
wszelkimi przyrzdami. Ale czy mog mie pewno? - adnej.
Przecie to nie musi by ssiad, to moe by kot, ktry wyskoczy
15

z pudeka i godny wyczynia brewerie, skacze po meblach i haasuje


- to moe by dowolny czynnik, ktry zawiera si dla mnie w treci
pojcia "ssiad". Ale nie mam i nie mog mie pewnoci, e kryje
si za nim konkretny fakt (ten i tylko ten). Co "haasy" mwi o
stanie "tamtejszego" zakresu, ale to nigdy nie jest pewno.
Ta droga poznawcza jest jedynie i realnie dostpn, ale jest tylko
i zawsze przyblieniem.
A moe jednak zrobi zwiad bojem i "zerkn" do ssiada? Czy mj
wgld w obiekt badany (tu: lokal obok) co wyjani - czy wzgldem
obywatela z tego samego poziomu, na ktrym i ja bytuj, jestem w
innej pozycji i z innymi moliwociami ni fizyk wobec elektronu?
Owszem, ssiada znam, wiem, e to istota takich a takich rozmiarw
(zbienych do mojego tempa reakcji) i dlatego poznawalnych w caej
ich peni, tak to oceniam zgrubnie. Ale, prosz koleg fizyka o
uwag, warto si zastanowi: czy to, co uznaj za "ssiada", to
penia, jeden ostro wyznaczony w rodowisku fakt? Czy wos, ktry
wanie lduje na pododze, to jeszcze ssiad, czy ju nie? A to
tylko jeden z elementw opisu, s inne zakresy (promieniowania lub
atomowe). Gdzie postawi granic tego, co uznaj za byt i jak tu
zdefiniowa granic? Statystycznie, jako fakt "rozmyty na fali"
moliwych lokalizacji w czasie-i-przestrzeni? Czy mog ewolucyjne
przebiegi tworzce wielkoskalowy zbir opisa cile - czy to, co
mam na wycignicie rki (czy innego zmysu), jest w logicznym
sensie - rne od tego, co podobno kotuje si na dole i zadziwia
fizykw popltanym zachowaniem?
Odpowied na te pytania jest oczywista i jednoznaczna: to to samo,
ten sam i taki sam problem. Jednostki poddane analizie zasadniczo,
wrcz kracowo inne, jednak zagadnienie poznawcze to samo. I takie
same dylematy.
Czyli, ebym mg spa spokojnie i nie obawia si inwazji obcego
zza ciany (czy z zakresu nieoznaczonego), musz dokona inspekcji
na miejscu zajrze do "ssiada". Ale s ograniczenia. Dlaczego?
Poniewa otwarcie "puszki z lokatorem" jest zawsze chwilowe. Fakt,
pozwala mi stwierdzi, czy osobnik istnieje i czy nadal yje (czy
te dynda pod sufitem, bowiem odechciao mu si z przypadociami
losu walczy). Wicej, moje zadziaanie, ktre polega na otwarciu
drzwi, zmienia stan energetyczny badanego obiektu (caego ukadu)
identycznie, jak to "mechanika elementw" wyprowadza ze wzorw dla
maych i bardzo maych bytw. Przecie moje zerknicie do ssiada
wytrca go z rytmu i "unieruchamia" w jakiej stabilnej dla mnie
pozycji (i lokalizacji). Wczeniej, "przez cian", miaem ogromny
zbir moliwych pooe obiektu w mieszkaniu, teraz, kiedy poddaj
go obserwacji bezporedniej, jest dla mnie w cile okrelonym i
zdefiniowanym parametrami punkcie. I tylko dla mnie. - Dlaczego?
Poniewa dla kolejnego obserwatora jest to albo inny punkt wiata
(ona widzi go inaczej, pod innym ktem i z innymi emocjami i w
innym ukadzie odniesienia), albo cigle i zawsze stan niepewnoci
poznawczej (bo ten inny obserwator jeszcze drzwi do stwierdzenia
faktu nie otworzy). Dla mnie i tylko dla mnie obiekt postrzegany
"znieruchomia" i mog go opisa w kadym dostpnym mi zakresie i
parametrze. Tylko e, kiedy ponownie przymkn szpar postrzegania,
16

wracam do sytuacji braku danych, znw dla mnie "elektron"-ssiad


wdruje po szlakach, ktre ukadaj si w bardzo nieostry i zawsze
rozmazany na fali prawdopodobiestwa zbir potencji.
Kiedy "zerkam" do wntrza, jestem fizykiem, wiem, co si dzieje
kiedy zamykam drzwi, pozostaje niepewno i domys. I filozoficzny
namys (nad rzeczywistoci).
Kolego fizyku, halo, obud si.
Czy dostrzegasz podobiestwo midzy "elektronem" i jego wybrykami
w obszarze ciemnym a "ssiadem" za cian? Widzisz podobiestwa w
opisie zachowania jednego i drugiego? Potrafisz dopasowa swoje
wzory, z ktrych wyania si obraz przeskokw strzpkw materii
midzy orbitami, do rwetesu w lokalu obok czy poznanie rozkadu
elektronw w atomie jest czym innym od poznania rozkadu "krokw"
ssiada?
Nie, nie ma rnic. To nie jest inny czy jako szczeglny poziom,
do ktrego tylko wtajemniczeni (fizyczno-matematyczni) maj wgld,
to moje (czy dowolnego obserwatora) moliwoci badawcze wyznaczaj
granic. To prawda, e jest strefa, do ktrej fizycznie nie sign
nigdy. To wita prawda, do blu prawda ale to tylko fizyczna
prawda. I mona j dopeni ujciem zewntrznym, filozoficznym - a
wic niezalenym od ukadu badanego-poznawanego tu-i-teraz.
Czyli - w najszerszym rozumieniu mona na bazie fizyki zbudowa
Fizyk (i zawsze-tylko-wycznie Fizyk!). Przecie na poziomie
fundamentalnym fizyka spotyka si z filozofi, ten obszar od dawna
by rozpoznawany i penetrowany, nawet z sukcesami. e dzi kolega,
zerkajc w swoje szkieka, potyka si o odwieczne dylematy (oraz
sofizmaty), e rejestruje nieostro oraz zadziwienia?...
C, moe ju czas zajrze do ssiada?

17

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 1.5 Atom i okolice.
Atom, wiadomo, to takie cu, co kotuje si gdzie tam na dole od
kilku tysicy lat (a nawet duej), kotuje rnopierwiastkowo i
wedug rubryk w tabelce. I jest niepodzielny.
Tak po prawdzie - stan na dzi z ow niepodzielnoci atomowych
jednostek to tak do koca nie jest, standardowo ukada si toto w
konstelacj drobnicy materialnej, numeruje i porzdkuje a nawet
konstruuje z tego wszystko tutejsze oraz okolic po horyzont (a
cae 4 % wszystkiego, eby to!), ale kto by w to wierzy.
Bo czy kto widzia atomowe dziwo na oczy, organoleptyczne zbada
podszewk codziennoci? - Niech bdzie, zgoda, ten i w chwali si,
e intymny wiat atomw z wypiekami na twarzy podglda, nawet owe
bestyjki tunelujc maca i modeluje w wybrane pozycje, jego sprawa.
Ale - jako przecitnemu obywatelowi wiata - c mi po tym, ja na
swoje patrzaki atomu nie sigam, a chciabym. Czy mog zobaczy i
uwierzy? Do skomplikowanego sprztu mnie nie dopuszcz, bo co
zego z tego jeszcze wyniknie, aden mikroskop tu nie pomoe (tego
te nie mam), to jak zobaczy elektron i pozosta rodzin? Czyli
jestem bez szans, moja ciekawo sobie a muzom?
Czym dysponuj? Chciami, to ju jest punkt zaczepienia. Przecie,
literatura przedmiotu to potwierdza, byle powany (czy domorosy)
eksperymentator od tego zaczyna (czsto w garau lub na dachu). Po
drugie, mam (a przynajmniej mam takie wraenie) kilka szarych
atomw do dyspozycji, ktre co w okolicy potrafi zinterpretowa.
Po trzecie, wanie, mam t okolic. Bo z siebie, co zrozumiae,
atomu nie wydubi (integralno cielesna to niezy ewolucyjnie
wynalazek, warta zachowania). Dlatego atomu musz szuka w okolicy
- okolica to jest to. Tylko dalekiej czy bliskiej okolicy? Oto
jest pytanie.
Wygldam przez okno, eby zaczerpn wieego powietrza i ykn
nowych pomysw. Wygldam drugi raz i ju wiem, odkryem, mam
atom na wycignicie jednego spojrzenia! Oto zupenie szczliwym
zbiegiem okolicznoci, na skutek zawirowania w lokalnym wiatku i
jako zredukowanie si fali moliwych stanw kwantowo-spoecznych,
w bliskoci eksperymentalnej zebra si (w yciowo wanej sprawie)
uliczny tumek. Czyli mam model atomu w penej krasie. Mam zdybany
na gorcym uczynku samotworzenia si w czasie rzeczywistym model
atomu - model ze wszelkimi orbitami (oraz orbitalami), przeskokami
tu i siam elektronw, z centrum i obrzeami; no i w interakcji z
otoczeniem. Idealny model.
e co, e to nie ten poziom? e tumek to nie atom, e znacznie i
wielokrotnie przerasta taki zbir jednostk atomow i jej elementy
elementarne? Kolega fizyk powanie sprzeciw zgasza?
A dostrzega kolega w tym tumie jednostk elementarn, konkretnego
18

"ludzia", inaczej byt czowieczy? e czowiek to popltany zbir


atomw i pozostaego drobiazgu, to prawda, ma kolega racj. Ale,
zwracam koledze uwag, w caociowy ludzki konstrukt to jednostka
elementarna w ramach zbioru spoecznego; to zbir jednostek, ktre
go tworz, ale take jednostka w zbiorze, ktry wsptworzy. Atom,
jednostka obliczeniowa, jest elementem tworzcym zbir w formule
pierwiastka (wyrnione w tle i pokrewne sobie byty o tych samych
cechach) - czowiek jest elementem tworzcym grup-zbir w postaci
spoeczestwa. W obu przypadkach (i w kadym innym) mog wyznaczy
elementarn "jedynk" budujc zbir czyli wyznaczy kwant tego
zbioru. Prawda, kolego?
e w odniesieniu do innego wyznaczonego poziomu (znajdujcego si
wyej lub niej obserwowanego) jest to mocno rozbudowana struktura
w toku zmiany, to te prawda. Tylko e ja tu prowadz eksperyment
na jednostkach, drogi kolego, a jednostka zawsze jest jednostk.
Przecie, kolega potwierdzi, kady zbir faluje korpuskularnie tylko tak i zawsze tak. Czy atom, czy tum, nie ma rnicy. - Co
najwyej wdrukowane w mylenie "twarde dowody" i przyswojone w
szkole abstrakcje sugeruj inne podejcie. Ale to ju problem z
marginesu.
Czyli najlepszym modelem "atomu" jest tum, dowolne zbiegowisko (i
zbiorowisko), ktre mona detalicznie obserwowa w przemianach i
wyciga wnioski. Istotne, najwaniejsze w tym modelu jest to, e
w "ulicznym atomie" wszystko wida w szczegach i kadego dnia. I
e mog to ledzi na bieco, bez wyrywanych podatnikom wtych
zasobw na skomplikowane oprzyrzdowanie. To nie jest punkt, czy
inna kropka kwantowa, ale energetyczna konstrukcja w chwili jej
powstawania nastpnie w momencie, kiedy zajmuje maksymalny w
rodowisku obszar oraz w stadium kocowym: zamierania, zanikania
w jednorodnym tle; widz pocztek, rodek i koniec skomplikowanego
procesu, ktrego nigdy na poziomie atomowym nie poznam.
W tym konkretnym przypadku (poznawanie "atomu") moje dziaanie
badawcze polega na tym, e umieszczam si gdzie wysoko, najlepiej
w proporcji (tego zapewne nie musz podkrela) do uczestniczcych
w badaniu elementw. Z jednej wic strony jest eksperymentator, a
z drugiej atom-zbir, ktry zaistnia na ulicy. Technicznie moe
to by na przykad wysokociowiec i dziesite pitro, z ktrego
spogldam.
Moje zadanie jest fundamentalnie proste: obserwuj "atom" i robi
zdjcia. Ale poniewa reakcje zachodzce na poziomie atomowym to
inne tempo, dlatego moje dziaania (czyli kolejne zdjcia bytu "na
dole") rozdziela duy odstp czasu; tam si krci, wiem o tym, ale
znacznie szybciej.
Warto wypunktowa, to dla niedowiarkw, co to fizyczne hokus-pokus
wzili sobie zbytnio do serca i atom traktuj jako co z nie tego
wiata (pokrcone i statystycznie nieoznaczone). Ot w takowym
"atomie-tumie" mog zaobserwowa przerne skadniki i zalenoci
midzy nimi, wielce interesujce. A to skondensowane centrum, a to
wolne elektrony na obrzeu, a to wdrwki tam i z powrotem owych
jednostek tworzcych (pod wpywem si zewntrznych). Ale i wicej,
19

na przykad rotacj caego ukadu, bo to nigdy nie jest struktura


w zatrzymaniu, mona wyrni falowania-drgawki, pozyskiwanie oraz
tracenie kwantw energii. - To moe by rwnie "kordon" policji,
ktry "dociska" i ksztatuje z zewntrz struktur "atomu", to moe
by sabe ogniwo tego kordonu, przez ktre wycieka strumie silnie
naadowanych emocjonalnie czstek - itd. itp. Nic tylko wyobraa
sobie, analizowa i wyciga wnioski. Prawda, e ciekawe?
Ale to dobre dla pocztkujcych, ten poziom zgbiania dziww "na
dole" polecam na rozgrzewk, ja stawiam sobie (nieco) ambitniejsze
zadanie: zamierzam przewidzie, co si zdarzy w takim ukadzie w
trakcie jego przemian. Mwic inaczej, zamierzam wyprodukowa opis
przyczynowo-skutkowy postrzeganych zmian: jest fakt i szukam jego
nastpstw. Czyli robi zdjcia "atomu" i prbuj na ich podstawie
wyznaczy, co zaistnieje w zbiorze (gdzie i kiedy). Lub jak bdzie
si zachowywa wyrniony element, tzw. "elektron".
Moje zadanie jest tylko pozornie banalne. - Ot, widz na fotografii
osob, ktrej zachowanie mnie zaciekawio (podobnej do znajomego
fizyka). Przemieszcza si w tumie, przepycha do centrum (co j w
t stron wyranie "popycha", czy "przyciga"), dlatego staram si
przewidzie, gdzie znajdzie si na kolejnym zdjciu, ktre bd
robi dopiero za kilka minut. - Zadanie wydawaoby si proste, ale
jego realizacja ograniczona. Konia z rzdem temu, kto skutecznie i
z detalami wytypuje pooenie "elektronu-osobnika" i jego cechy w
kolejnym rozdaniu (a tym bardziej w dalszych). Przeprowadzajc w
tak nakrelonej skali dziaanie badawcze szybko przekonuj si, e
jest to zadanie ponad moje siy, nie do wykonania. Ani teraz, ani
nigdy. Dlaczego? Poniewa dysponujc nawet super technologi, czy
oprzyrzdowaniem w postaci "mechaniki elementw", nie mog tego
zrobi; kade moje ustalenie obarczone jest wpisan integralnie i
na zawsze w eksperyment niepewnoci, pozwala wyznaczy pooenie
albo stan obiektu z przyblieniem, zawsze jako zakres potencjalny
(i nigdy z jednoznacznie wyznaczonymi granicami). Nie ma znaczenia
wysiek i zastosowana metoda, obserwowanego obiektu, ktry tam na
dole si przemieszcza, nie mog zarejestrowa w przemianach (jego
krokach po ulicy).
Krci si, wiem o tym ale poza moj obserwacj.
Wszystko piknie, ale dlaczego tak jest? Dlaczego nie widz mojego
"elektronu"? Uzyskuj, na co zwracam usilnie uwag, dokadnie ten
sam efekt i ten sam dylemat, co fizyk badajcy drobnic atomow w
ogromnych machinach. Za oknem kbi si tum, czyli pozornie jest
to mj poziom istnienia, ale jeeli tak wyskaluj eksperyment, e
zachowane s proporcje pomidzy mn a elektronem, cay obszar z
mojej obserwacji wypada - jego po prostu w tej obserwacji nie ma.
Dziw, szok, itd., fizycy z luboci tak opisuj zachowanie wiata
w zakresie podprogowym.
Ale przecie ja wiem ja wiem, e wytypowana przez mnie jednostka
nigdzie nie znika. Midzy kolejnymi "fotkami", na ktrych pojawia
si w caoci i w zdrowiu, przemieszczaa si krokami od punktu do
punktu, wiem, e nie zapada si w aden rejon nieoznaczony i nie
znika z istnienia. Wiem o tym, bo wystarczy tylko, e wychyl si
20

przez okno i na bieco zweryfikuj eksperyment.


Wicej, co take jest tu istotne, w "obiekt" - z jego perspektywy
patrzc - nic nie wie o tym, e dla mnie przesta bytowa pord
fizycznych faktw i rozpad si na chmur prawdopodobiestwa, dla
niego cigo jest w caej peni zachowana, a wpyw targajcych
nim si zewntrznych w znacznym stopniu poddany kontroli; wiat w
jego ujciu to dynamiczna jedno.
Wniosek: ten sam fakt fizyczny, ale opisywany z innego poziomu,
wyglda skrajnie odmiennie.
Czy kolega fizyk to widzi? Czy zamierza zaniecha goszenia wszem,
e tutejsze to oznaczone i przewidywalne, a tamte przeciwnie? Czy
kolega nie pozyskuje z tego eksperymentu wiedzy, e ograniczenia w
obserwacji s nie w wiecie, ale w bycie obserwujcym? - Czy nie
mona z zaprezentowanego wycign wniosku, e zakres nieoznaczony
jest powizany nie tyle z obiektem wirujcym "na dole" (co by nim
nie byo), ale z moliwociami i z pooeniem obserwatora wzgldem
obserwowanego?
Zabawa w eksperymentatora dostarcza wielu pyta.

21

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 1.6 - Spojrzenie z wysoka.
Kady domorosy znawca wszystkiego wie, e niejaki Einstein (ten od
"E") nie godzi si na hazard z bytem pozafizycznym oraz nie dawa
przyzwolenia na spltany wewntrz rzeczywistoci stan elementw. Co
wicej, podobne uwagi wobec bliskiego i dalekiego wiata mieli inni
fachmani dubicy w kwantowym podatomowym drobiazgu - wyszo p za,
p przeciw. Czyli temat zdiagnozowany.
Ale sprawa, trzeba to przyzna kolego fizyku - mimo eksperymentw,
ktre owe dziwy dziaania na dystans potwierdzaj - jednoznaczna i
do koca jasna nie jest. Dzi, to faktyczny fakt, dominuje i nawet
gruje "spojrzenie fizyka" - prawda, tak jest, wszystko pikniaste.
Losowo w fundamentach bytu (a zwaszcza w jego opisywaniu) wydaje
si absolutn koniecznoci.
Ale. - Ale pozostaje i domaga si usilnie swoich praw odwieczne i
od zawsze, i na co dzie, i w kadym osobniczym przypadku obecne
odczucie (i dowiadczenie!), e fakt poprzedzony jest innym faktem
- i e cignie si to w nieskoczon wieczno.
Mwic inaczej - fizyka fizyk, eksperyment prowadzony na kawakach
materii i przy pomocy machin wnosi wiele (i jest to istotne), jednak
negowanie i odrzucanie podejcia, w ktrym to eksperyment mylowy,
czyli filozoficzny, jest podstaw do wnioskowania o rzeczywistoci,
to jest bdem.
A co najmniej dziaaniem jednostronnym. Wic tym samym niepenym z
zasady (uomnym, poowicznym).
Dlaczego? Poniewa owe dziwy i dylematy, ktre z takim przejciem s
aktualnie obserwowane w zachowaniu "porcji" czego na dnie, to jest
znane od zawsze, to byo analizowane na wszelkie sposoby - a nawet
zostao jako oswojone i ponazywane. e wspomniane analizy prowadzono
w innym narzeczu ni fizykalno-matematycznym, e byo to gaworzenie
egzotyczne (niekiedy rwnie ezoteryczne), to insza inszo i detal
wobec Kosmosu.
Pojawia si wic oczywiste w tym momencie pytanie: czy filozof (po
prostu go od dubaniny w abstrakcjach czy innych pojciach) moe
do skwantowanego opisu rzeczywistoci co nowego i interesujcego
dorzuci - czy moe, mwic wprost, "wychyli" si poza fizycznie
i jedynie dostpne czas-i-przestrze i spojrze "na to wszystko" z
daleka?
Moe. I powinien. - I nie chodzi o adne "byty niematerialne" (czy
podobne), ale o jak najbardziej konieczne. Chodzi o Fizyk. Chodzi
zawsze-tylko-wycznie o Fizyk.
Eksperyment.
Jednym z wielce skutecznych sposobw analizowania rzeczywistoci
jest analogia - potne narzdzie, ktre pozwala zobaczy to, co w
22

inny sposb poznane by nie moe. Dlatego, fizyczny kolego - eby


podeprze wyej wyartykuowane - chciabym zaproponowa prosty, ale
wymowny mylowy eksperyment, ktry wspomoe kolek w analizowaniu
tego i owego.
A co, korzystaj fizycy z prbwek oraz zderzaczy, inni nie gorsi,
rwnie swoje sposoby maj.
Spotyka si ot w popularnych ujciach (ktre staraj si urobek
naukowy i "obraz tego wszystkiego" zaknionej gawiedzi przybliy, w
zbiorze dla niej dostpnych znakw-uj zakamarki wiata bliskiego
i dalekiego pokaza) z rnymi sztuczkami. To te wszystkie modele z
maymi i duymi kulkami co tam symbolizujcymi (elektron, planet
lub dystans) - to te zobrazowania ze stadionami, po ktrych osobnik
objaniajcy si przechadza, gdzie skadniki krc si, iskrz albo
migocz - itd. Znane, lubiane, robi wraenie. A czyni si to po to,
eby wykaza, jakie to wielkie, a moja-nasza pozycja to pyek wobec
caoci.
Fajne to, powtarzam, serce ciska i rozum pobudza, jednak mona z
tego wycisn co jeszcze - i to gboko, zasadniczo waniejszego.
Jednym z takich uj jest zobrazowanie oraz opisanie relacji midzy
mn a "faktem elementarnym", dalej zwanym "elektronem".
A mwic konkretnie, e ta relacja ma si tak, jak moje istnienie
wzgldem macierzystej gwiazdy. Sowem, e elektron w proporcji do
mnie to to samo, co ja do Soca. Ciekawe.
Ciekawe, ale te istotne. I to z logicznego, filozoficznego punktu
widzenia. Cho, co warto podkreli, rwnie liczby, ktre musz w
tym momencie pa, one take maj swoj wag.
Z grubsza biorc (prosz nie przejmowa si szczegami, w analizie
tu prowadzonej chodzi o zasad i zobrazowanie), lokalne soneczko to
2 x 1030 kg, natomiast czowiek to 102 kg.
Czyli zachodzi proporcja: Czowiek 1 - Soce 2 x 1028.
Dalej - jeszcze dwa niezbdne elementy eksperymentu, bez tego si
nie obejdzie. 31 536 000 s, rok kalendarzowy. Oraz dodatkowo, jako
skadnik zasadniczy dziaania i rozumowania, naley wprowadzi w
tym miejscu pojcie "obserwatora hipotetycznego". Czyli kogo, kto
jest umieszczony w stosunku do mnie w takiej proporcji, w jakiej
ja lokuj si wobec elektronu. To obserwator ulokowany "w grze",
swoje badania prowadzi na takim poziomie, na ktrym jedna sekunda
jego obserwacji oznacza na moim 2 x 1028 sekund odnotowanej zmiany.
(Zaznaczam, chodzi o eksperyment logiczny, bez adnych odniesie.)
Ja postrzegam rytmik zdarze, ktre definiuj jako "elektron", w
w proporcji 2 x 1028, ale jednoczenie sam jestem postrzegany (jako
"elektron-czowiek") rwnie w proporcji 2 x 1028.
Efekt? W przeliczeniu jedna sekunda - podkrelam, kolego fizyku tylko jedna sekunda "obserwacji z wysoka" to w moim, tak pozornie
dobrze znanym wiecie, 634 195 839 675 291 730 086,3 lat.
Ciekawostka? Zabawne podejcie? Igraszka logiczna? Ot nie.
Zwracam uwag na podane wielkoci: jedna sekunda tzw. "obserwatora
hipotetycznego" obejmuje w moim otoczeniu odcinek czasu o zakresie
23

634 195 839 675 291 730 086,3 lat, a wic znaczco "wystaje" poza
najmielsze ustalenia wieku Wszechwiata.
Co to oznacza?
e w opis - a raczej, eby by precyzyjnym, e w prb wyznaczenia
mojego pooenia w tak zakrelonym (wyliczonym) zbiorze elementw
i ich lokalizacji, wprowadzi trzeba, po pierwsze, Kosmiczny ocean
moliwoci (wszak "Wszechwiat" moe, ale nie musi zmaterializowa
si, to moe by ten lub inny ukad planetarny, nawet bardzo wobec
tego odlegy - to moe by stan potencjalny, ktry nie "zredukuje
si falowo" do realnoci itp.; paleta rozwiza rwna opisujcych
ten proces jest przeogromna) - a po drugie zawsze niepewno co do
stanu rzeczy, niepewno jako fakt integralny opisu.
Po trzecie, kiedy nawet maksymalnie zawzi obserwacje (do granic
technicznych i fizycznych moliwoci obserwatora), wic analizowa
minimalny przedzia "czasoprzestrzeni", to i tak rotacji elementu
(czy innych parametrw) nie sposb wyznaczy cznie. - Dlaczego?
Poniewa najmniejsza, zarazem graniczna rozpito (rozdzielczo)
obserwacji "bytu hipotetycznego", jest dalece wiksza ponad to, co
oznacza moj sekund; jedno "tyknicie" na poziomie wysokim to dla
mnie wieczno.
Po czwarte, co wymaga szczeglnego podkrelenia: w takiej obserwacji
z wysoka "fakt" analizowany ("elektron" czy podobne), to zbir, nigdy
jednostka - to zawsze zoenie elementw tworzcych. A te zbieraj
si w postrzegany fakt dugo - licznie i dugo. Wic obserwator ma
w swoim obrazie - skutkiem odbioru wielkiego zakresu przestrzeni i
czasu - ogrom zdarze czstkowych. Widzi jednostk, a ta jednostka
rozciga si daleko-szeroko-wysoko-i-dugo. Efekt? Postrzegany fakt
zawiera w sobie (dla tego "wysokiego obserwatora") elementy, ktre
albo w nim ju dawno si nie zawieraj - zawieraj si aktualnie albo jeszcze si nie zawieraj, bo bd go budowa za "tyknicie",
"za jaki czas"; zgrubno rozbudowanego spojrzenia czy w jedno
co, co takim (dla siebie samego) nigdy nie jest. Rnica w tempie
zmian, a w tym przypadku jest ogromna, powoduje, e obserwacja tego
samego bytu (tu: "elektronu") prezentuje si odmiennie - zaley od
pooenia i struktury osobnika analizujcego (jego budowy).
"Elektron" sam dla siebie jest bytem zbornym w "chwili wystawania"
ponad prg; kiedy jest zborny i caociowy (zbudowany z elementw),
to istnieje. Ale ten sam fakt dla obserwatora wysokiego, skutkiem
rejestracji znacznego spektrum zjawisk, zawiera w sobie etapy, ktre
wiod do takiego stanu (elektron si buduje) - oraz te, ktre ju
nim nie s (struktura si rozpada).
Powolno obserwacji z wysoka skutkuje sumowaniem tych zdarze - a
w efekcie bdnym (nieostrym, rozmytym na fali) ich rozumieniem. A
wic co najmniej niepenym.
Inaczej, bo sprawa zasadnicza: jestem sam dla siebie struktur jak
najbardziej zborn i bytem caociowym (i nie rejestruj adnych w
tym procesie niecigoci, przeskokw czy dziww), ale w takiej, a
wic prowadzonej "z wysoka" rejestracji zmian wyrnionego z ta i
caociowego obiektu, cae moje ycie, wszystko od chwili zero a
24

po ostatnie tchnienie - w tym ujciu to mao, to prawie nic. - To


"mniej ni punkt" (kwantowy).
W takim zobrazowaniu zjawisk, ktre znam z codziennoci i ktre s
dla mnie wszystkim, w taki sposb prowadzonym opisie (ktry mona
przecie zmatematyzowa) zapewne nawet nie zbli si do realnych,
faktycznych rozmiarw badanego obiektu, kiedy przyrwnam stosowan
metod do prby wyznaczenia pooenia czowieka w zbiorze rozmiaru
galaktyki - a moe nawet i w gromadzie galaktyk (i to w rozkadzie
przestrzennym oraz historycznym). "Ja", w dowolny sposb rozumiane
"ja", w takim odniesieniu to nieprzeliczalny zbir prawdopodobnych
lokalizacji. I co wicej, nigdy z ostro zaznaczon stref, ktr
mona zdefiniowa jako granica badanego-obserwowanego istnienia. A
zarazem i jednoczenie, co rwnie trzeba bardzo mocno podkreli,
byt wielorako spltany z kadym innym stanem energetycznym, ktry
znajduje si w okolicy.
Mnie w tym ujciu po prostu nie ma - "ja" to zawsze zbir, wielki i
przeogromny, i "rozwleczony" w czasie-i-przestrzeni "fakt zbiorowy".
Warto w tym momencie wyobrazi sobie pole obserwacji wspomnianego
wyej "bytu hipotetycznego" i odnie to do zdeterminowania fizyka
w poszukiwaniu elektronu - wnioski s pouczajce.
Jeeli "obserwator hipotetyczny" bdzie zdesperowany w wyznaczeniu
mojego obecnego pooenia (czy innych parametrw, ktre opisuj w
czasie i przestrzeni jednostk) - jeeli zapragnie "przyszpili" i
pozna "elektron-czowieka", musi podj decyzj: sprawdzam. Czyli
musi wykona pomiar - musi zdecydowa si na zadziaanie (wskaza
"palcem" punkt). Ale, zwracam uwag, z caoci mojego zaistnienia
(obecnie i historycznie), w takiej skali dokadno badawcza siga
nie pojedynczego bytu, ale obejmuje wielgachne przylegoci (moe
nawet caociowa linia ewolucji biologicznej w takim "mgnieniowym"
pomiarze si zawiera). Jak w takich okolicznociach wychwyci ten
jeden badany konkret? ...
Nie mona. Jego w takiej obserwacji po prostu nie ma.
Na jednostk "tyknicia zmiany" z poziomu obserwatora ("w grze")
skada si to, co aktualnie mnie (lub elektron) tworzy, ale take
zdarzenie sprzed wielu lat, nawet milionw. Skutek? Rozmycie na/w
fali prawdopodobnych stanw, ktr redukuje do jednego ciaa-stanu
akt pomiaru (aktywny akt pomiaru). Przed tym zdarzeniem byy fakty
wczeniej mnie budujce, ale ju "zagase" - po nim s inne, ktre
jeszcze nie zaistniay w moim doznaniu, jednak one wszystkie razem
tworz to, co mnie stanowi. Pomiar "odrzuca" brzegi i wybiera fakt
ze zbioru - natomiast obserwacja (dowolnego ju obserwatora oraz
dowolnego ju faktu) tylko-i-wycznie moe rejestrowa zbir. Czyli
nieostry, rozmyty, zoony z wielu poziomw i mniejszych jednostek
stan energetyczny.
Taka obserwacja notuje, zalicza do faktu bye, aktualne i przysze
- to zawsze suma zdarze, nigdy punkt.
Decydujc rol w dziaaniu odkrywajcym skadniki rzeczywistoci
(te wszelkie "fakty elementarne") ma techniczna zdolno dotarcia
do szczegw. Historia poznania to "drobienie" drobiazgw - a te
szukania zalenoci midzy nimi (regu ich zmiany). Tylko e, to
25

trzeba sobie powiedzie szczerze i otwarcie kolego fizyku - w tym


deniu "w gb" jest granica: nie mona zbada fizycznie niczego
mniejszego ni najmniejsze z najmniejszych dostpnych.
Co nie oznacza - kolego fizyku - e to koniec, e to rzeczywicie
logicznie najmniejsze z najmniejszych. Dalej-gbiej jest Fizyka.
Zwracam uwag na tak powstay obraz mojego pooenia - czy czego
to nie przypomina? - Czy "mechanika elementw", ktr hipotetyczny
obserwator musi wyprodukowa do zdefiniowania mojej lokalizacji,
nie jest analogiczn procedur, ktr jako fizyk musz zastosowa
wobec faktu nazywanego "elektronem"? Czy obrazy, tak odlege skal
i iloci zaangaowanej energii, czym si rni? Czy "d" jest
czym innym od "gry"?
W tym eksperymencie (i wczeniejszych) centralnym elementem jest
to, e przy pomocy niezwykle prostego zabiegu logicznego uzyskuj
mozaik uj, ktra przyprawia fizykw o fundamentalne zmieszanie,
a ktr przypisuj wycznie procesom na dnie. Jak wida, sprawa
ma znacznie gbsze odniesienia i nie ogranicza si do "zakresu
ciemnego" - dotyczy kadego poziomu i kadej obserwacji.
Co wane i co podkrelam, w tym dziaaniu nie przekraczam w adnym
punkcie intuicyjnego postrzegania faktw i relacji midzy nimi, tu
nic nie jest sprzeczne z tzw. zdrowym rozsdkiem - wszystko jest
std i teraz i dobrze opanowane. A przecie obraz, ktry wyania
si z tego ujcia, jest sprzeczny z codziennoci, jest cudaczny,
dziwaczny, szalony, daleki, oszaamia (mgbym tak dugo, fizyka
dostarcza wielu podobnych okrele). Co wic jest tego przyczyn,
wiat i jego cechy, pono gboko ukryte, czy obserwator prbujcy
rozpozna te wasnoci?
Dlaczego fizyka w fundamentach dostrzega dziwy, cho wok w miar
spokojnie?
Odpowied, ktra si nasuwa, jest wyrana: to obserwator oraz jego
moliwoci (i pooenie w zbiorze) decyduj o tym, co i jak widzi
(rejestruje) - to fizyczna budowa eksperymentatora wyznacza zakres
"obmacywania" otoczenia.
A take to, jakie na tej podstawie tworzy abstrakcje.
Prawda, kwanty odkryli fizycy (peny szacun) - ale kwant to pojcie
filozoficzne.
I warto z tego wycign wnioski.

26

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 1.7 Ciar abstrakcji; "grawitacja", prawda czy fasz?
Tak, wiem, ogoszenie byo: "grawitacja" zapana i przewietlona.
Jednak usilnie uprasza si wszelkich krytykantw o doczytanie co
najmniej do poowy tekstu, jako e wczeniejsze odoenie zapiskw
z uwag, "co za idiota", moe skutkowa nieporozumieniami.
Po primo poniszy zbir sw uoonych w cig zda gramatycznie
ze sob powizanych nie odnosi si do codziennie doznawanego stanu
pomierzonego fizycznie, a nawet matematycznie obrobionego wzorami.
Tego nie tykam, w tych rejonach nic po mnie.
Po secundo interesuje mnie tylko-i-wycznie interpretacja prawa
powszechnego "docisku" do gleby, matki naszej. - Interesuje mnie,
powtarzam, logiczna (pojciowa) analiza tego, co powszechnie si
przyjo nazywa "grawitacj" licz si tu jedynie zastosowane
abstrakcje, reszta jest faktem (o ktrym powani "gendermeni" nie
dyskutuj).
I to by byo na tyle wzgldem wstpu.
Rozwinicie.
Krtki zestaw danych:
- grawitacja jest si podstawow,
- dziaa na odlego (du),
- dziaanie siy sabnie odwrotnie proporcjonalnie do kwadratu
oddalenia obiektw (tako rzecz wzory),
- grawitacja jest si jednokierunkow (zawsze skierowan do masy
i jej centrum),
- siy grawitacyjne zawsze maj charakter "przycigajcy" i nale
do tzw. oddziaywa wzajemnych,
- rdem (przyczyn) jest masa,
- grawitacja jest zjawiskiem falowym,
- jednostk, nonikiem fali grawitacyjnej jest tzw. "grawiton",
- grawitacja deformuje otoczenie masy (zakrzywia okolic),
- fala grawitacyjna rozchodzi si z prdkoci wiata.
Wystarczy, wicej danych nie pamitam. Dla ciekawskich dostpne w
zbiorach bibliotecznych lub podobnych.
Rysunek.

M masa, "g" "grawiton", r odlego fali grawitacyjnej wobec


masy, ktra jest powodem jej zaistnienia.
27

Inne szczegy nie s tu istotne (np. druga masa, ruch - albo e


"grawitacja" jest form istnienia energii), prosz si nie czepia.
Kilka stwierdze oglnych.
Zjawisko niewtpliwie istnieje - chodz, jabko spada, planeta si
krci i marszczy otoczenie, rakiety lataj tam i z powrotem, wzory
sprawdzaj si do wielu miejsc po przecinku. Tylko jest problem:
brak namacalnego dowodu na realne, a nie hipotetyczne istnienie
nonika grawitacji, czyli tzw. grawitonu. e sabo oddziauje, e
potrzeba oprzyrzdowania w postaci obiektw o rozmiarze kilometrw
i miliardw dolarw, e by moe nawet konstrukcja zajmujca cz
orbity planetarnej nie wystarczy? Prawda.
Moe wic wypadaoby na pocztek spyta, czego to konkretnie si w
stogu rzeczywistoci szuka, a nastpnie sprbowa owo co namierzy
i zdyba - prawda?
Pytanie.
Jeeli - odwouj si w tym momencie do rysunku powyej jeeli
"grawitacja" jest si zawsze skierowan do centrum masy i jest z
owa mas integralnie powizana jeeli dziaa na odlego (nawet
w nieskoczono) jeeli jest fal jeeli nonikiem teje fali
i jednostk tworzc jest co w formule "grawitonu" i razem z fal
wyrnion przemieszcza si do/w kierunku masy jeeli uwzgldni
te wszystkie "jeeli" i gboko spraw analizowa, to pojawia si
fundamentalne, a przy tym mocno niepokojce szare komrki pytanie:
jak-ktrdy-dlaczego owo "co" znalazo si w punkcie-miejscu, w
ktrym si znalazo?
Czyli, dlaczego tzw. "grawiton" objawia si w odlegoci r od masy
M i jakim sposobem tam si dosta?
Jeeli przyczyn fali grawitacyjnej jest masa "na dole", jeeli ta
fala jest jednokierunkowa i zawsze skierowana w d (zawsze w d
skierowana i zawsze jednokierunkowa!) to jakim sposobem element
nony tej fali znalaz si wysoko i poda zwrotnie do masy, ktra
go "produkuje"?
Do stu tysicy zapadych gwiazd, przemieci si w nadprzestrzeni,
a moe wdruje podprzestrzeni? Jest faktem pozaczasowym, porusza
si nadwietlnie, tuneluje w niezbadanych naukowo rejonach a
moe co-kto go tam detalicznie przenosi (apage!)?
Podkrelam, powtarzam.
Nie chodzi o zjawisko, jest i dziaa, i dobrze. Ale o wyjanienie,
interpretacj, czym taki fizyczny proces jest. Zaburza i zakrzywia
otoczenie zgoda, to wida, sycha (i czu). Ale jeeli wi to
z fal wytworzon przez obiekt, jeeli owa fala rozchodzi si po/w
tym otoczeniu, a zarazem jest zawsze skierowana do centrum masy,
to co tu nie gra. I dlaczego tego nie daje si pomierzy, zapa
w te rne wymylne urzdzenia? Nawet jeeli zdefiniowa zjawisko
na mod nowoczesn, czyli jako oddziaywanie form energii i jej
gstoci, z pominiciem pojcia siy (wszelkie dodatnie i ujemne
28

cinienia) jeeli opisywa to jako ruch po osobistej krzywinie


kadego masywnego ciaa i w interakcji z innymi podobnymi, to i tak
w centrum dotychczasowego rozumowania o tym procesie znajduje si
fala i jej element nony wic i problem pozostaje.
Jest "grawitacja" czy jej nie ma?
Moliwe kierunki wyjanienia.
Generalnie moliwe s dwa kierunki postpowania: wewntrzny oraz
zewntrzny. Czyli rdem zaburzenia ("grawitacji") jest masa "na
dole", ale konsekwencj jest powysze pytanie. I problem z prb
odpowiedzi. Drugi trop, czyli ulokowanie przyczyny takiego procesu
na zewntrz w stosunku do masy, to znw jest sprzeczne z cieniem
i przyciganiem (nie ze zjawiskiem, ale takim jego opisywaniem e co "przyciga"; fakt, takie podejcie to ju historia, jednak
mocno si w opisach trzyma, dlatego trzeba si z nim zmierzy).
A poza tym, niezalenie od podejcia tumaczcego, pojawia si, i
to jako kopotliwa zagwozdka - czym jest i skd pochodzi nonik tak
postrzeganego i odczuwanego zjawiska.
Tak le i tak niedobrze.
Wniosek.
"Prawo powszechnego cienia" prawda czy fasz?
Wybr, Szanowny Czytelniku, naley do Ciebie.

29

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 1.8 - Zbir skoczony acz nieograniczony.
e co, e nie ma takiego? - Hej, ory, sokoy, herosy pomylunku i
podobni, rozejrzyjcie si, co rzuca si wam w kaprawe oczka? Czy
widzicie plenice si w kadym zakamarku rzeczywistoci materialne
badziewie, czyli ycie? Dostrzegacie t wyjtkow pospolito, co
to si mnoy przez dzielenie i pczkuje odnami albo odwokami?
Czy widzicie, jak jedno yjtko zasysa z otoczenia kawaek czego,
a w kolejnym kroku, trawic tene ks, przebudowuje (od wewntrz)
swoj cielesno? Czy rejestrujecie w swych wielce rozbudowanych
przyrzdach, e w strumie energii jest niebywale skromny iloci
elementw skadowych (ich form pierwiastkow), ale przeogromny (i
jeszcze raz ogromny) liczb atomowych jednostek zaangaowanych w
tak wyrniony z ta cig zdarze?
Widzicie? Dobrze. To przemylcie, co widzicie.
To jest tak, yjtko w kadej znanej tutaj postaci to kilka, albo
w maksymalnym liczeniu kilkanacie elementw tworzcych (inaczej
zwanych pierwiastkiem). Zgadza si? Fajnie. Przyjrzyjcie si teraz
detalicznie stworkom. - Istnieje sobie takie co, namierzy zmysem
swoim w okolicy co innego do skonsumowania, pochonie to, strawi
- no i, sami rozumiecie, na drugim kocu resztek si pozbdzie. I
odpoczywa zadowolone. Tylko e, zauwacie fachmani, kady ksek to
to samo, adnej odmiany ksania. Nowa porcja ciao stworka buduje,
ale elementy uyte do wznoszenia muru komrek s w kadym momencie
jego istnienia takie same, nihil novi. Kumacie? - A co wicej, nie
mog by inne, poniewa stworek tego nie przetrawi.
Ale, wecie i to po uwag, kady przeuwany w yciu okruch to duo
i niebywale duo (i nieprzeliczalnie duo) jednostek w ramach ju
kadego pierwiastka.
Mwic inaczej, konsumuje si pierwiastek, czyli jednostk, ale te
zarazem wielgachny zbir atomw, ktre w tak chemiczno-fizyczn si
konstrukcj skadaj. - I tak kadorazowo, i tak w kadym zasilaniu
pokarmowym.
Czyli posiek (i ciako stworka w konsekwencji), to kilka owych - w
szczycie troszeczk wicej pierwiastkw, skromna reprezentacja. Ale,
kiedy to sumowa w formie atomw poprzez dni i lata, to tworzy si
wielki zbir elementw, w praktyce strumie energii, ktry tylko na
krtko goci konkretnym elementem w konkretnym organizmie. eby w
kolejnym rozdaniu, ju oswobodzony z materialnej cielesnej celi i
"wyzerowany" informacyjnie z genetycznych naleciaoci, mc si w
nastpne (i dalsze) stworkowate istnienie ponownie wprzc. Pynie
energetyczna kwantowa rzeczka, a brzegowo i w zakolach gromadzi si
komrkowa struktura yjtka.
Itp.
Obserwujcych otoczenie zadziwia mnogo elementw tworzcych to
wszystko, a szczeglnie wspomnian yciow pospolito. Tyle owych
30

skadnikw, mieszanina yciotwrczej zupy skomplikowana, zoy to


w samym zliczaniu kopot - a o tym, eby to jeszcze si zazbiao i
chodzio dwunonie, o tym po prostu strach myle.
No bo jak to tak, stworek bytuje, niekiedy tam rozumnie, a przecie
jego konstrukcj zapenia kosmiczna ilo elementw, i to ksztatu
przernego i pochodzenia. Jak to zebra w funkcjonaln kup, a ju
szczeglnie mylc? Przecie to horrendum i pandemonium, w epetynie
(i w ogle) to si nie mieci - to poza normaln analiz wiata si
wychyla, bo takie niezwyczajne.
Zbierze si stadko leniwych mapiatek lub innego ywego inwentarza,
usadowi si przed maszynk do wystukania literek oraz caych zda ale czy z takiego co logicznego i linicego si wykluje losowymi
klikniciami - takie co, co to wykrzyknie "eureka!", albo i zapyta
filozoficznie: "by albo nie by?"
Nie - niepodobna. To musiao si za przyczyn (pierwsz, a rwnie
kolejnymi) zadzia - to, e ta biologiczna trzcinka myli oraz si
po okolicy abstrakcyjnie rozglda, to sprawka odgrnego zarzdzenia;
eby to!
Ale - jak to zawsze w takich okolicznociach bywa - trafi si druga
w przestrzeni i czasie osobowo, co to wyprowadzi owe zawirowania
mylce z reguy ewolucyjnego dobierania, a przy tym cile zmian
losow warunkowanego. Osobnik do osobnika, a w kolejnym pokoleniu
si ywe i nawet logik posugujce stworzenie zagniedzi w tyme
wiecie - i to be adnego niepokalanego poczynania. I adnego si
w tym dziwu nie da dopatrzy, co najwyej regu, ktra obleka si
w cielesne konstrukcje pokoleniami. e przy okazji zarazem wiele w
tym si dzieje krwi ociekajcego horroru - e pokolenia i gatunki
odchodz w niebyt, bo nie "wstrzeliy" si w dziejow i aktualnie
dominujc formu? C to wobec wiecznoci, ewolucja jednostkami,
pokoleniami i gatunkami si testuje - a losowo wyznacza zakres
ich ywota.
Tylko, eby ju prawd zapoda, z t losowoci istnienia do koca
tak nie jest. eby do blu by szczerym i nie kama, powiedzie tu
trzeba, e obie strony maj racj.
Obie - tak pozornie odlege we wnioskowaniu strony - opisuj stan
faktyczny.
Dlaczego? Poniewa ycie, kade ycie, ale przede wszystkim takie,
z ktrym mona wymieni pogldy (jak je posiada) - takie konstrukty
w wiecie to wyjtek.
ycie jako takie w wszechwiatowym zakresie pleni si wszdzie - to
pospolito banalna swoj oczywistoci. Jednak istnienie wiadome
siebie i otoczenia - o, to fakt mocno, ale to mocno nietypowy (cho
w piramidzie dziejw konieczny). I nie ma w tym sprzecznoci.
Fakt, ycie jako takie musi si zbiec w grudk genetyk zabudowan,
ale czy z takowej w kolejnych przeksztaceniach wyoni si co, co
rozejrzy si i zobaczone w pamici odnotuje (a po kolejne wycignie
z tego wnioski), to pewne ju nie jest. Moliwo zaistnienia tak
definiowanego jest pewna, to si musi zdarzy. Ale czy si zdarzy w
tym konkretnym (wszech)wiecie - to uwarunkowane jest przeogromn
31

liczb granicznych wielkoci - tak znaczn, e od ich zliczania wir


niepewnoci rozum ogarnia (a zwaszcza jak ustali, e fundamentem
tego jest wieczna nieskoczono). Bo tak to jest.
Dlatego nie dziwi - i dziwi nie moe - e si czowiekowate byty
w tym dopatruj diabli wiedz czego, raz interwencji kreacyjnej i
sprawstwa kierujcego, raz hazardu typowego dla kasyna, w ktrym to
kilka razy przy wejciu obejrz, zanim ptaka do rodka dopuszcz.
I dlatego nie dziwi, e jak si ju w znajda po wiecie rozejrzy
i do kasyna zajrzy, to si w ruletk czy inne toto zapatrzy - i na
tej podstawie wyprodukuje, w celu wiadomym (wzbogacenia) teoryj o
losowoci, zaetykietuje j pod abstrakcj "prawdopodobiestwa" - i
zacznie na takiej podstawie byt i niebyt, i w ogle wszystko liczy
i opisywa.
I wyjdzie mu wwczas w tym zapale losowego porzdkowania, e wiat
wszelaki, a ju szczegln szczeglnoci mikry w rozmiarach, taki
nano i mniejszy, e to chmura rozmytych lokalizacji na fali czego
tam oraz losowy hazard z logik (logik z poziomu tutejszego si
wywodzc).
I wycignie z tego wniosek, e nie mona tego zbada czy przenikn,
bo tego - tam na dole - to tak na prawd w realnoci nie ma. A te,
e trzeba si z tym pogodzi i y - liczy i si nad tym zbytnio
nie zastanawia. Bo inaczej si nie daje.
Powiem tak, specjalici od chaosu fizycznego i liczb, co to si w
nieskoczono i prawdopodobiestwo wpatrujecie, a przy okazji te
o rnych skrytych, ciemnych i nieoznaczonych rejonach gadacie - w
przypadku yciowych rozkadw losowo wam ciekawego figla pata,
okazuje si trzeci drog prawdopodobiestwa. Tak, wecie to sobie
pod uwag: ycie i jego genowe odmienianie si to ani konieczno
zupena, ani losowo absolutna - ycie to trzecia w procedowaniu
droga.
ycie to trzecia droga.
Bo jak to jest z owym prawdopodobiestwem?
Zjawiska tak opisywane posiadaj dwa generalne kierunki. Pierwszy,
e narasta ilo elementw tworzcych zbir, jednak zachowana jest
liczba pobieranych (losowanych) jednostek. Czyli np. pokolenia si
kolejne rodz i przybywa egzemplarzy do karmienia, ale z nich si
sta liczb parlamentarnych krzykaczy wybiera i daje prawo, eby
prawo stanowili (dziwne, ale tak si utaro w demokracjach; po co?
tego najstarsi grecy nie pamitaj). I powtarza si te losowanie, i
sumuje si to w zbir.
Drugi kierunek, przeciwny do wyej wzmiankowanego - to narastanie
liczby losowa, jednak zbir pozostaje w tej samej postaci, ilo
elementw pozostaje stabilna. Czyli jest tak, e w kraju zachowana
jest liczba mieszkacw, ale poszerza si (przez kolejne wybuchy i
rewolucje) zbiorowo krzyczcych o swoje i dla znajomych. I te to
si sumuje, ronie w si zbir.
Co si dzieje w tych dwu moliwych procedurach? Kadorazowo efektem
jest wzrastanie, przyrost iloci elementw wystpujcych w zbiorze
32

- niezalenie od metody, skutek jest zauwaalny: przyrasta "masa"


zaangaowana w proces. W takim "losowaniu" ukad puchnie komrkowo
i gabarytowo, tak w konkretnej jednostce, tak w ramach zbiorowiska
- a taki rozrost substancji treciwej jest dla poniektrych cudowny,
mimo jego rozlazej konsystencji; zaprawd tak to definiuj.
W pierwszym przypadku narasta w zbiorze ilo elementw, ale niczym
innym to nie skutkuje. W drugim, kiedy pozostaje zachowana liczba
jednostek, to prowadzi do powtrze, do pojawiania si tych samych
skadnikw w procesie. Czyli rwnie adna nadrzdna struktura si
wyoni sama z siebie nie moe. - W pierwszym przypadku mam chaos
narastajcy, ktry tylko ingerencja z zewntrz moe uporzdkowa,
w drugim postrzegam porzdek (ograniczony), ktry do wytworzenia
adnej funkcjonalnej struktury nie wiedzie.
Samodzielnie adna z tych drg nie prowadzi do interesujcych oraz
rozumnych efektw - ale cznie ju tak. I to jest ta wspomniana
wyej i poszukiwana procedura.
Pytanie: ile elementw tworzy tutejsze ycie? Odpowied: kilka. W
szczytowym zliczaniu kilkanacie. Mao.
Pytanie: ile elementw tworzy tutejsze ycie? Odpowied: mnogo i
jeszcze wicej, nieprzeliczony zbir. W szczytowym ujciu wielko
nieskoczona wchodzi w gr. Czyli duo.
Dziwne? Ale skd. Tak trzeba opisywa zjawisko ycia. Zaleenie od
tego, co umieszczam w centrum opisu, ycie to zbir mao liczny albo nieprzeliczalny.
Wydarzenia yciotwrcze nie s ani ruletk, ani determinacj. Nie
s adem powstajcym pod prd oglnej ewolucji, ale rwnie nie s
wydarzeniem maksymalnego adu - s takie i takie. Opis procedury
ycia nie jest w lewo czy w prawo (a tym bardziej nie kieruje si
"w niebo" czy "poza"); nie jest wycznie przypadkowym narastaniem
iloci elementw, ale nie jest take narastaniem losowa w zbiorze
ograniczonym - ycie jest "trzeci drog".
Zbiorowo elementw, ktra jest potrzebna do opisania ycia, nie
jest zbiorem nie-skoczonym, ale jest ogromnym - to s te miliardy
komrek. A jednoczenie zbir ycia jest bardzo ograniczony (liczb
w proces wprzgnitych jednostek logicznych, tu: pierwiastkw). Ale
to wystarczy do zaistnienia nawet mocno skomplikowanego ukadu (np.
"ja"). Wystarczy. I adnych dziww nie potrzebuje.
Jeeli ycie przeprowadza losowania z bardzo ograniczonego zbioru
pierwiastkw (z szeciu gwnych oraz kilku pobocznych) - to jest to
powtarzanie si losowania jako wzrastania adu; losowanie dokonuje
si jako kolejne pobieranie elementw w ramach tego samego i, co tu
najwaniejsze, skoczonego zbioru pierwiastkw. W tym przypadku sam
proces dziaa w stron tworzenia adu, bo nie zachodzi przyrastanie
iloci elementw do losowania. Zbir jako taki jest skoczony, ale
zarazem ograniczony w konkretnym losowaniu. - Jednak, zwracam na to
uwag, w cigu poszczeglnych i dopeniajcych stanach chwilowych,
wic w kolejnych "cignieniach", s dokadnie takie same elementy;
zbir powiksza si i zabudowuje iloci uytych atomw, ale zarazem
pozostaje ograniczony i stay iloci pierwiastkw; zbir fizycznych
jednostek jest ogromny, ale zbir jednostek logicznych jest bardzo
33

nieliczny. Ale poniewa odbywa si to w zakresie elementw o takiej


samej budowie, dlatego nie moe uoy si dowolnie, zdeterminowane
jest samym toczcym si procesem - o ile, co zrozumiae, w otoczeniu
w potrzebna energia wystpuje.
W kadym tworzcym si stanie chwilowym - w jednym "kadrze filmu" mam we wzajemnym powizaniu niewielk ilo elementw w przernej
konfiguracji oraz w funkcjonalnie bliskiej odlegoci. Skutek? Moe
zaistnie czterowymiarowy "film" w postaci zmieniajcego si ciaa
(czy cielska), bywa e mylcego. Taka konstrukcja zajmuje miejsce
w rodowisku, reaguje na zmiany - jest namacaln realizacj zasady
dwukierunkowego losowania w zbiorze: poziomego i pionowego.
Czyli dobierania z niewielkiego zbioru ogromnej liczby konkretnych
ju elementw, zawsze takich samych, ale nigdy tych samych. To zbir
skoczony liczb pierwiastkw, ale nieprzeliczalny liczb atomw.
Fenomen ycia polega na tym, e to trzecia droga prawdopodobiestwa
- dziaanie w ramach zbioru skoczonego acz nieograniczonego.
W tym momencie trzeba zauway, e konkretne uoenie si yciowej
konstrukcji, to posiada znaczn swobod interpretacyjn - zawsze w
ewolucji zoy si "twarz", ale kadorazowo to bdzie inna, nowa i
niepowtarzalna twarz osobnika. - Ale, co zrozumiae, dowolnoci nie
ma i by nie moe, wszak przeszo warunkuje stan aktualny - a to
dzisiejsze jest fundamentem nadchodzcego; acuch pokole objawia
si chwilowym konkretem.
Nie ma dowolnoci, bo musi zaistnie zbir pierwiastkw, w ramach
ktrego byt si tworzy - musz powsta kolejne pokolenia gwiazd, a
temperatura ustabilizowa - lokalizacja planety musi spenia spor
liczb parametrw itd. To rodowisko i jego cechy wyznacza zoono
przeywajcych swoje istnienie konstrukcji oraz ich osignicia. To
zawsze jest logicznie identyczny do mnie byt - ale to zawsze jest w
fizycznym rozumieniu jednostkowy byt. ycie jest wieczne, ale tylko
jako zasada.
Kiedy wic rozpatruj "cig pokole" istot rozumnych, jednostkowy i
wyjtkowy przez fakt swojej zoonoci byt w Kosmosie, to nie mog
poprowadzi prostej w nieskoczono, fizycznie musz w rozumowanie
wpisa koniec. Co si zaczo, dlatego si skoczy.
Ale to zarazem oznacza, e na/w tej prostej za iks czasu, w jakim
zaktku, znw pojawi si kto, kto spojrzy w niebo i w siebie.
Spogldamy w niebo i widz gwiazdy ...

34

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 1.9 Matematyka ucieleniona.
I bdzie tak,
e wyoni si z odmtw niebytu wszystko, jasno i ciemno a po
horyzont, i materia w kadym wydaniu; zaistnieje od najwikszego
po najmniejsze, i bdzie si objawiao namacalnie, w przyrzdach i
wszelako.
I zaczn si konstrukcje materiaowe wypitrza z atomw albo i
wikszych pierwiastkw, w cielska szkieletami oraz mas komrkow
poczn si obleka rne stwory martwe i ywe (i nijakie), wyoni
si wzorowy ksztat i ad naturalny - a wszdy bdzie si kwantowo
dziao, liczbowo i wedug schematw matematycznie przewidywalnych.
I pocznie si gdzie w zakamarku onego wszystkiego, gdzie w ciszy
i oceanicznej gbinie planetarnej, gdzie na kracu widocznego w
najczulszych zbieraczach fotonw pocznie si w takiej kosmicznej
guszy byt, czyli obserwator otoczenia i wycigacz wnioskw z tego
podgldania. I zacznie si on rozglda z ciekawoci swojej, ten i
w ogle pad zami zalany analizowa, zastanawia si, kombinowa
w zapamitaniu i pyta: jako to jest? co to jest? I dlaczego to
tak wyglda, jako wyglda? I bdzie szuka odpowiedzi, pytania te
i inne mnoy, i w ogle wszystko liczy, ale i w tabelki zmylne
a pomocne zestawia.
A wszystko w celu jedynym: eby zrozumie, eby przenikn mrok w
okolicy i dalej i eby krok kolejny na drodze postawi, eby si
przemieci w energetycznej wszechwiatowej sztafecie.
I dokona si tak, e poustawia sobie wszelakie stworzenia w byt w
kolejnoci zaistnienia, materi zgrudkowan w tablic atomami oraz
wasnociami zapakuje ku poytkowi fizycznych i chemicznych co
si tylko da dojrze zmysami dowolnymi (lub przyrzdami do ciaa
doczonymi) ponazywa abstrakcyjnymi pojciami i nic w zakresie
najdalszym a postrzeganym si z tego nie wyamie, wszystko si ze
wszystkim zgadza bdzie (nawet jak si nie bdzie zgadza). I nic
mu straszne nie bdzie, nawet myl, co j z eksperymentw dziwnych
a pewnych posidzie, e okolica to czubek gry, jeno cztery fakty
procentowe z koniecznej peni wszystkiego. One obserwator ponad
to si wzniesie, liczb to pozna i poza lokalno czasow oraz
przestrzeni si umiejscowi. I nic mu skryte nie bdzie a mroczne,
a nieoznaczone w swoich przebiegach.
Bo bdzie tak, e kiedy ju genetycznie obciony rozumem byt si
obezna w okolicznym jestestwie, kiedy rozpozna mechanik elementw
i zastosuje j do swoich prognoz materiaowych, to ustali, e si
wszystko tutejsze (i zapewne nieskoczenie wszystko) tak samo i w
kadej chwili wiecznej odmienia e wszystko to liczba i harmonia
sferyczna, bezkresn melodi si dziejca; e kady z materialnego
przestworza wystajcy chwilowy konstrukt, to jeno realno reguy
liczbowej i ideowa bytowo matematyczna.
35

Zadziwi si tym ustaleniem oczywistym obserwator, liczb w kadym


kierunku i rytm liczbowy postrzegajc, bo zaiste dziwne to bdzie.
Nic tej zasadzie nadrzdnej si nie uchyli w analizowaniu, nigdzie
i w adnym czasie odmiennego si nie zoczy, acz starania rozliczne
ku temu bd. Wszystko z liczby si mie bdzie, wszystko mieci
si w liczbie pocznie; i zbiegnie w dziaaniu liczb motywowanego
do jednoci.
Ale zaistnieje na zegarze dziejowym taka chwila, kiedy obserwujcy
byt, co sam si ju z otoczenia przemylnie wyodrbni i sam si w
sownictwo encyklopedyczne (i podobnie wulgarne) wprzgnie e
zerknie one osobnik w matematyczno wszelak, na ten przykad
zbiorow. - I zobaczy w on czas, e najdziwniejsze zbiory liczbowe
w wiecznoci si wszdzie przelewaj. Jedne z nich bdzie mona w
sposb regularny a uporzdkowany oznaczy wzorami, a inne nie, bo
oka si nieprzeniknione; jedne cigi liczbowe z nieskoczonoci
do nieskoczonoci pobiegn i wiadomo dlaczego one takie by bd,
inne skryj swoje tajemne rytmy zazdronie. - A bd i takie w tym
zbiorze zbiorw, e zupenie nie wiedzie czemu one zaistniej w
takim nateniu i nie bdzie pomysu, co z nimi poczyni. I nawet
pokolenia zmylnych a zasobnych w abstrakcyjne metody rozumowcw
im rady nie dadz, takie one przebiege w zawiociach funkcyjnych
si oka. - Pokolenia min, rozumni wysila si bd, a liczbowa
ciemno skrywa bdzie powszechn a pierwsz tajemnic.
Szczeglnie jeden liczbami naszpikowany zbiorowy stan matematyczny
okae si kopotami objawia zbir pierwszych liczb. Ach, ile
to wielkich a zacnych mdrali si nad nim pochyla bdzie, ile si
czasu i wiekw na nicowanie takiego usypiska informacyjnego bdzie
tracio w pocie i cielesnym trudzie mnogo; w przyszoci nikt
tego nie policzy. Co tene zbiorowy fakt liczbowy podsunie si pod
zmylne analityczne procedury, to jeno wichrowato swoj pokae i
nieregularno, taki on bdzie. Co tam lokalnie a z trudem bdzie
mona z niego wydusi, co o sobie wyszepce rozcignity na fali i
pokae swoje miejsca czue a zerowe (kiedy go rozum bdzie szpili
logik skomplikowan), ale nic to w ostatecznoci nie da, pierwsze
liczbowe zbiorowisko swoje tajemne gbie utrzyma. Ech.
Tak to bdzie, tak to si z matematycznego umysu liczba namieje.
I bdzie tak, e cho liczby pierwsze takie tajemne bd, to je w
wielu, w licznych we wszelakich strukturach dojrze si da. I to
gboko, jak zasad onego wszelkiego.
Bo gdzie tylko bytujcy popatrywacz nie skieruje swojego uwanego
dziaania, tam wszdzie wykryje liczby pierwszymi zwane. A to we
wasnej cielesnoci je postrzee, a to w przyrodniczej liciastej
formie, a to w konstelacjach atomw i galaktykach gwiezdnych jak
signie wzrokiem ocznym czy duszy spojrzeniem, wszdy napotka taki
rytm cyfrowo-liczbowy, zawsze odmienia si mu to bdzie cigiem
przewidywalnym cho tene si nie da przewidzie swoim rozkadem
inaczej jak losowo.
Wzronie wic zdumienie osobnicze i zbiorowe nad takim dziwem. Co
si za tym faktem abstrakcyjnie pocztym skrywa?, bd pyta ten i
36

w (i tamta), bo to wielce wane si stanie. Zwaszcza jak liczby


takie zaczn porzdkowa roboty i inne automaty, przede wszystkim
te, co to gotwk banknotow wyrzuca z siebie zaczn ku oglnemu
poytkowi zakupowemu. Doprawdy, istotne si to stanie w ten czas
przyszy a dokonany.
Czy to przypadkowo tak bdzie si dziao, czy to prawda niejawna a
wana za tym si skryje; skd taka regua podszyta matematyk?
I spojrzy jaki kto, co to z losowoci energetycznej si wyoni
nadpowierzchniowo, i dojrzy, e w tajemniczy i postopniowany mao
przewidywalnie zbir pierwszy, to jeno i tylko cztery cyferki, e
nic w nim wicej odszuka si nie da. Fakt i wieczna prawda prawd
obecna, liczby one wielkie i wielgachne si zaprezentuj i cign
si w dal bd bez koca ani wyrnialnego pocztku. Ale, dziw nad
dziwy, zawsze opisa si dadz tylko tymi czterema cyferkami ich
ostatnia warto cyfrowa, bez znaczenia, jak same dugie bd, ona
bdzie si koczy owymi, i tylko tymi faktami.
Rzuci si to na rozum owemu komu, i rzuci si on wertowa daleki
i bliskie rejony w poszukiwaniu podobnego dziwu. I znajdzie go - w
sobie go znajdzie.
Bo kiedy bdzie si tak rozpatrywa w rzeczywistoci, kiedy mnogie
szczegy genetyczne znajdzie w cielesnej fizycznej swojej formule
to postrzee, z niejakim duym pomieszaniem, e i on zbudowany z
takiej samej zbiorowej bdzie ukadanki. Czyli zauway, e mie w
sobie bdzie cztery litery, jedynie i zawsze, i w kadym yciowym
przypadku bd tylko cztery literki, jako te cegieki standardowe,
z ktrych domy czy inne fabryki powstawa bd. Jako tam ponazywa
owe skadniki yciotwrcze i drobiazgowo bada je zacznie, i si
swojego pochodzenia dopatrzy w powizaniu ze wszystkim innym.
Ale jedno najwaniejsze w tym si okae: e tylko cztery jednostki
i e pokrcone i uporzdkowane samym swoim zachodzeniem e tak w
opisywaniu to si zaprezentuje. A kiedy ju spiral w peni opisze
i jej odmiany lokalne porwna, kiedy zwizki gbokie i krewniacze
poustala, to powie, e i ten fragment wiata liczba pierwsza i jej
wielokrotno definiuje - nie inaczej.
Zacznie wic przymierza i skada ze sob kawaki, porwnywa to,
co w mikroskopach jako podwojon lini spiraln wykryje, z tym, co
abstrakcyjnie zobaczy w zbiorze pierwszym. No i si zaduma.
Bo po jednej stronie, w yciowych przepoczwarzeniach, dojrzy rytm
i regu, a przede wszystkim owe linie cztery, co to si splataj
i rozplataj w tacu godowym pokole. I dojrzy obserwator, i powie
obserwator, e tak samo zapewne by bdzie w zbiorze tajemniczym a
pierwszym. e tak bdzie bo tak by musi. Skoro jedno a wane w
wiecie si tak dzia bdzie, to wszelakie i zawsze.
I wywiedzie wniosek z tego zasadniczy, e zbiorowisko, ktre przez
wieki jako da si postrzega, e to nie jeden fakt zbiorowy by
musi, ale zoenie e to a cztery linie tworzy tak struktur
musz. e takowe linie te biec bd z zawsze do zawsze, a jedynie
lokalnie i tylko na moment dziejowy oblek si fizyk i rozumnym
konceptem.
I e tak si to dziao i e tak si to bdzie dziao.
37

I zaczn z tego korzysta byty lokalnie rozumne, stosowa wszdzie


w analizach i innych filozofiach. I mona bdzie zobaczy, jak si
zmieni kady kawaek gruntowej podogi, dlaczego bdzie si chwia
pod naporem si pywowych i innych; mona bdzie przeledzi ruch
atomowych czstek w powietrzu i snu prognozy pogodowe na dugie i
krtkie dystanse, dla tu i teraz, i w ogle; bdzie mona ledzi
w detalach swoje i obce elementy cielesne albo i galaktyki w ich
koowaniu wszechwiatowym.
Po kres nie bdzie barier w takim dziaaniu.
I bdzie tak.

38

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 2.1 - 4 %.
Przed nami same znaki zapytania, mona by powiedzie.
Co moe tak do koca faktem prawdziwym nie jest, tylko e od czego
trzeba byo w rozmowie zacz, sami rozumiecie.
Nasza mnie, widzicie, taka chwila, e telewizyjny ekran sobie na
czas jaki uruchomiem. Rozumiecie, s na wiecie przerne stany
zboczone, no i pord nich ekranowy. eby nie byo, czsto w takie
rejony nie zbaczam, rzadko mi si to przytrafia, mona powiedzie jednak, wiecie, bywa. Oglnie przewidywalnym bytem jestem, tylko po
zrwnowaone emocjonalnie informacje na co dzie sigam, ale bywa tak od czasu do czasu - e sobie pudeko z obrazkami uruchomi. Co
by, rozumiecie, zobaczy naocznie takie nienormalnoci ociekajce
konstrukty bytowe. I w ogle.
I, wiecie, chyba tym razem tak to si zadziao, e na szczliw i
niezwyk chwil nadawcz trafiem, bo audycja o rozumie bya. No,
tak byo; sami pojmujecie - e dziw telewizyjnie niezwyky. Takowa
jedna pani, profesorka jej chyba byo, dugo, bo chyba z minut, a
moe i ciut wicej, na ekranie gadaa. O tym rozumie, rozumiecie,
gadaa. e taki, e owaki, rozumiecie - e generalnie rozumny. Ale
jedno w tej przemowie mnie trafio, informacja pada, e naukowe w
swoich pomiarach ustaliy - e to, co rozum unosi w gr, czyli ta
caa nasza biologiczno genowo znaczona, e to jeno kilka procent
z caociowych stu.
e, mwic inaczej, jak posumowa genowe znaki w komrkowym wiecie,
takie jako tam przeniknite logik naukow - to z tego rozpoznane
jest procentowo 4. Moe i dwa, w szczegach jasne to nie byo - e
tego jest kilka z procentowej caoci.
Rozumiecie? Naukowi ponatrudzali si, namczyli za miliardy monet a wiedzy z tego tyle, e zysk 4 %.
Moe i nie taki may, banki tak dochodowe nie s, ale, przyznacie,
duo to nie jest. Na obecny czas badawczy cztery procent uzysku z
badania wszelkiego - to jako mao si prezentuje.
Tylko, widzicie, nie to mnie w tej pogadance z ekranu trafio jako
specjalnie, dzi cztery procent z caoci wiemy - jutro bdzie co
wicej, tak to przecie si dzieje. Ale sama warto liczbowa tak
mnie szturchna, co mnie, widzicie, w tej czwrce tkno. Jakbym
to ju gdzie sysza. Albo i czyta.
U mnie to jest tak, e pami mam dobr. Jak co w ni wpadnie, to
pniej koacze si i koacze. Ale, wida, dawnym czasem czyta to
musiaem, bo koatanie bardzo sabe byo. Zawziem si, wane si
to mi wydawao, gboko ze wszystkim powizane.
Tak, przypominaem sobie, dokopaem si informacji. Takie, wiecie,
39

skojarzenie mnie naszo, e czytaem kiedy tam takiego grafomana w


tekcie internetowym - i to byo to. Ja tam, rozumiecie, takie co
grafomaskiego na kilometr oraz kilobajt zauwaam - zdanie poznam, i
ju wiem. Dla mnie sowo przeczyta - a ju wiem, e to z wasnym
jzykiem ojczystym nie miao stycznoci nawet poprzez cian, ju o
interpunkcji czy ortografii nie wspominajc, bo to poziom jedynie
dla eksperta. Sami zreszt wiecie...
Wic tak to sobie przypomnie przypomniaem, jaki Lozowski czy inny
ski to by, pies go trca po caoci i detalicznie. Ale, rozumiecie,
na tej stronie, com si z trudem wgryzajc by j przeczyta - taka
tam wiadomo te bya. Czyli, e to si wszystko oraz wszelakie na
kilka, na cztery sownie i dokadnie jednostek - e to tak wystaje
ponad powierzchni. I e to jako tam naukowo wida w rzeczywistoci
- w wszechwiatowym energetycznym oceanie.
To, rozumiecie, napisane tak byo, e czowiek a si przekrca w
sobie przy lekturze, nudy okropne, flaki z olejem, i to kilka razy
przetrawione, jednak osobnik by to napisa, spraw trzema mu odda.
A nawet by pokaza na licznych przykadach, e to szerzej tak si
prezentuje.
e gdzie w okolice si nie zerknie, to zawsze mona uwag swoj tak
cztery procent z caoci wyuska.
Bo te sami zauwacie i pomylcie, pynie sobie grka lodu oceanem w
dal i w czasie - i teraz pytanko: ile tego wida? Na jaki procent to
z otchani wodnej wystaje? A co, cztery procent. Prawda, co do tej
konkretnej wartoci liczbowej to nie warto si czepia, jedynka w t
lub druga stron, to marno zliczeniowa - o zasad chodzi: e to w
takiej minimalnej proporcji do caego elementu ponad powierzchni
wystaje i daje si postrzega naukowo czy dowolnie. Ale, tak to ja
ju sobie dopowiadam, najpewniej w kadym przypadku - jakby tak si
szczegami w zliczaniu zaj, e to zawsze i wszdzie jest cztery
procent z caoci.
Takie, rozumiecie, przeczucie naukowo podszyte mam i si nim z wami
dziel. Co mi si tak umysowo po gowie snuje, e tak to wanie
zawsze jest, byo i bdzie.
Ale co tam gra lodowa, to bana przykadowy, pospolito w kadym
telewizorze co rusz widoczna. A przecie i inne zobrazowania tene
"ski" podawa, ciekawe, nie powiem.
Dajmy na to, jak si zjadamy. Rozumiecie? Przecie to tak idzie - co
sobie na lekcjach biologii kady uwiadamia - e jest piramidalne
uoenie kolejki w zjadaniu. Podstawa, rozumiecie, szeroka - ale z
drobnicy. A pniej, w gr idc, wiksze cielska, ale coraz mniej
liczne w sobie jednostkami. A, rozumiecie, po szczyt szczytw - a
po nasz wiecznie godn czered.
Albo przypadek szczeglnie widoczny, sam si od razu w analizie tu
narzuca: wszechwiatowo materialnie rozjaniona. Wypisz wymaluj
i przelicz, a cztery procent z caoci wyazi.
Tak si tym naukowi zadziwiaj, tak licz, tak si z tym dziwacznym
wynikiem obnosz i nad nim debatuj - co by moe to jaki pomiarowy
bd by - e a si patrze na to nie chce. Co pomierz cao, to
40

im wychodzi, e tylko cztery jednostkowe procenty z koniecznych stu


przyrzdowo i jako si pokazuj - a reszta, co z reszt? Czym owa
resztkowo jest i dlaczego taka niepoznawalna?
Pytaj - pytaj - lata ju nad tym debatuj, ale kroku nie zrobili.
Prawda, poetykietowali to sobie na rne sowne abstrakcje, umysowo
obaskawili, tylko treci nic a nic nie sigaj - myl hipotetyczn
snuj gst a liczn, jednak o krok dalej w analizach jako si nie
przemiecili. Sami zreszt wiecie.
Po kolejne, to samo widzenie nasze codzienne warto tu podkreli, w
jego stopniowalnym zachodzeniu. Zauwacie, e z caej powiaty, co
to w zmysowy kana wzrokowy wpada, z wszelkich punktowych a mocno
mnogich faktw wietlnych, ktre si w zmys oczny dostaj, z tego
niewielki procent przechodzi do kolejnego etapu obrbkowego. Nic w
tym dziwnego, to laboratoryjni ju dawno wyliczyli, to poziomami i
stopniowo si dzieje. Jeden si fakt zakoczy i zaczyna kolejny. A
ten ju mniej niesie jednostek, i coraz mniej.
A to nie koniec ani fina tej procedury, dalsze obrabianie takiego
sygnau znw si w mzgu tak samo dzieje. A do pojedynczego elementu
tak idzie, sam szczyt si pojawia i jarzy dla osobnika. Tylko e to
jest tak wielokrotnie podbudowane, to on zupenie tego nie widzi nie moe. Rejestruje fakt na powierzchni, czyli ten najjaniejszy,
a przecie to ta ciemno jest tu najwaniejsza, ta nieoznaczona i
zakryta. Przecie to te poziomy s podstaw piramidy, warunkuj oraz
warunkuj istnienie "szczytu". Szczyt jest tylko i wycznie punktem
- "pykiem" wobec caoci. Rozumiecie?
A dalej, wzajemne relacje midzy warstwami materii, relacja fotonw
do elektronw. Albo powyej, elektronw i atomw, atomw i komrek
biologicznych - cielenie biologicznej podbudowy do komrek mzgu,
neuronalnych. Co, jest podobnie? Baza i nadbudowa s wobec siebie
w proporcji, co? A relacja midzy ciaem-nosicielem i umysem - co
w pomierzonym na oczy si rzuca?
Jeszcze dalej, wiadomo. Znacie te bzdurne bo bzdurne, jednak z
jaki obserwacji wynikajce ustalenia, e mzg pracuje na zakresie
niewielkim, a caa reszta to ugr i nadmiarowo, ktra zupenie w
caoci nie wiedzie po co si znajduje. Przypadek? Tak to sobie w
przyrodzie si uoyo samo z siebie?
Sami widzicie, sprawa robi si ciekawa, wspomniane znaki zapytania
wszdzie po wiecie ustawia oraz w zbir oglny zestawia. Bo skoro
tak rne elementy rzeczywistoci wobec siebie tak s uoone, e
z przeliczonej caoci jedynie kilka, najpewniej zawsze na cztery
elementy to wida - to wida z tego, e co to prezentuje.
Przecie, chwytacie?, jeeli po jednej stronie rozumowania zestawi w
tabelce stan maksymalny, czyli wszechwiatowo policzaln, a te
po drugiej, po maksymalnie drugiej umysowo mzgow nasz - i w
obu przypadkach, a te wszelkich porednich, staa proporcja si w
tym zestawieniu pojawia, to co si w tym musi pokazywa. - Musowo
musi si w tym co ukrywa istotnego informacyjnie.
41

I nawet takie co, e bd o takim w serwisach dziennikowych gada


telewizyjni. Bo przecie to czysta losowo oraz przypadkowo nie
jest - nie moe by.
Fakt i prawda, naukowi zawsze w pierwszym swoim spojrzeniu kieruj
oprzyrzdowanie na to, co si z ta wybija, co wazi swoj widoczn
jasnoci wizualn w pomierzenie. A reszt, ktra ukada si w to,
to maj za dodatek. A czasami nawet za mie. Dla nich si to tylko
liczy, co wyrane i oczywiste.
Ale, zauwacie, jak to si w lata robi, jak badanie za badaniem idzie
- jak moliwoci sprztu na wyszy poziom si podnosz, a konkretne
pomiary coraz gbiej zanurzaj si w rzeczywisto i w szczegy,
to wczeniej bezadne, bezsensowne, niezauwaalne to - ono wanym
si okazuje, elementy mae i mniejsze wchodz w poznawanie i tworz
zalenoci.
Czyli piramida si z tego robi - taka "gra lodowa poznania".
Co byo szczytem wszystkiego i najlepiej si pokazujce, to takim
pozostaje, tylko proporcje w obrazie mocno, i jeszcze mocniej si
zmieniaj. Tene szczytowy szczyt wczeniejszy i cao uprzednio
jako jedno postrzegana, to na finiszu dziaa okazuje si punktem
w caoci - jeno ladowym procentem w zbiorze.
Na koniec okazuje si, e wszystko ze wszystkim gdzie tam na dnie
nieoznaczonym a ciemnym si lokuje i czy - i e jedno wszdzie
si panoszy.
Powiem wam nawet wicej - tak to sobie bowiem kombinuj - e zasada
"czterech procent" nie tylko w zakresie materialnym si prezentuje
w takiej wartoci, ale wszdzie i we wszystkim. Na uwadze gwnie
teraz nasz wewntrzny poziom umysowy mam - relacj midzy jedynk
mylenia, czyli faktem abstrakcyjnym, a jego fizyczn podbudow.
I tu przecie tak samo musi by.
Co si w kupk fizycznie musi jako tako zebra, poczy, i dopiero
na tym (albo w tym) uytkownik si dopatrzy, odczuje pojcie - albo
dowolnie inne sowo. To nie moe tak si w mzgowiu toczy, e jest
porcja byle jaka oraz e na tym (czy w tym) si abstrakcyjna warto
objawia - to nie tak pjdzie.
Jak w caoci jest stao i proporcja, to i tutaj podobnie si to
uoy (zoy).
I jeszcze wicej, regua "gry lodowej" bdzie rwnie w zakresie
pojciowym si objawia - ju tylko symbolicznym; bo jak wszdzie,
to wszdzie.
Czyli wytworzy osobniczy byt jedno sowne nazwanie wiata, a te nim
wiadomie obraca, jednak w gbinie, gdzie w zakamarkach pojmowania,
unoszone to jest, obudowane to jest znaczeniami na 96 procent.
Wida jako, obrbce jako tam prowadzonej podlegaj jeno cztery z
caoci jednostki, a reszta pozostaje skryta w mrokach. I w analizie
prowadzonej od wewntrz niedotykalna. Reszta to fakty dopeniajce,
ktre kiedy w przeszoci musiay zaistnie, eby w teraniejszej
chwili unosi, podbudowywa - dopenia abstrakcyjnie na/w poziomie
42

wiadomoci chwilowy konstrukt, ktry jest obrabiany.


Ciemne, podprogowe i podwiadome fakty s jak najbardziej konieczne
i stanowi fundament dziaa, tylko, co oczywiste, w obserwacji nie
wystpuj.
Stawiam orzechy przeciwko wartociom, e tak to jest.
Co ja bd was przekonywa, sami przecie widzicie, e wszystko w
takie szczytowanie si ukada.
Szczyt jest zawsze jeden i punktowy, to oczywista oczywisto, ktr
oczywisto pogania. Tylko e, i to wecie sobie pod uwag i rozwag
- e ten widoczny z daleka i ostro szczyt, e ten najwyej pooony
fakt dziejowy, ktry przez to tak prosto i na wszelkie sposoby si
w badanie rzuca, e to daleko nie wszystko.
To mocno daleko nie wszystko.
Prawda, zauwacie i to, bo to istotne w tym zrozumieniu, e takiej
"podstawy" piramidalnej ju dawno moe nie by, ona si gdzie tam
w przeszoci osobnika badanego znajduje, jednak ona jest koniecznym
w opisie dopenieniem tej bytowej konstrukcji, bez niej nigdy nic z
mechaniki jej odmian nie zrozumiecie. Nawet jak obserwujecie tylko
"goy" fakt, to musicie mie wiadomo, e tak naprawd postrzegacie
dalekie i gbokie zjawisko - e ono poprzez czas, ale i przestrze
poczone jest ze wszystkim. A tylko teraz i tu jako w lokalnoci
si pokazuje.
Szczyt tego faktu jest tutaj, jednak jego najwaniejsze dopenienie
zawsze i wszdzie - rozumiecie?
Dajmy na to widzi sobie jaki fizyk czy inszy chemik taki atom albo
co podobnego - niechby i t gr lodow. Czy on widzi wszystko? No
nie, rejestruje tylko punkt szczytowy energetycznych przeksztace,
ktre w pogbionej analizie powizane s ze wszystkim wok, a te
z wszystkim w ogle - a po nieskoczono i wieczno. Fizyczna w
obserwacji oraz skoczona dla postrzegajcego struktura, to zawsze i
tylko wyrnienie z ta, chwilowe zerodkowanie si energii w tak
konstrukcj - tylko chwilowe.
W badaniu fizyk napdzanym - w takim poznawaniu zawsze musi si w
przyrzdzie badawczym mieci jednostka, to zrozumiae.
Ale jeeli badajcy tego nie dopeni faktami, co to je wyprodukuje
logicznie poprzez wszelakie stany wiata - jeeli nie dooy do tej
czstki wielopoziomowego zakresu zmiany (caej piramidy elementw),
to nigdy nie zrozumie ani jej, ani wiata - ani siebie na dokadk.
Rozumiecie?
Bo w gbokim ujciu adnego "punktu" rzeczywistoci nie ma, zawsze
jest zbir, ktry fizykowi si prezentuje w obserwacji jako "jedynka"
- to szczyt na fali, wierzchoek piramidy dziejowej, zoenie oraz
zudzenie. Tylko tak - tylko tak.
I zawsze jest to - zauwacie - mao wobec caoci, ktr trzeba w
analizie uwzgldni, bardzo niewielki procent z caoci, ktry jest
wszystkim w obserwacji.
Tylko e logicznie jest to dalece nie wszystkim.

43

Naukowi co ogldaj i mierz jakim tam zmylnym sposobem, jakie


zalenoci midzy faktami ustalaj - a to jedynie wierzchoek "gry
lodowej", a to zawsze niewielka cz z caej a koniecznej piramidy.
Rozumiecie?
Wida wszystko - prawda. I niczego wicej nie ma - prawda. Zawsze
jest tylko to, co udaje si w dowolny sposb zaobserwowa, zmierzy
i ponazywa - prawda.
Ale to nie wszystko. I to rwnie jest prawd.
Fizyk, czy dowolnie inny naukowy osobnik, ma do zbadania tylko to
"widoczne", tylko tym si moe zajmowa, to sens jego dziaania.
Jednak musi mie rozeznanie, e to nie wszystko. Dlatego, jeeli w
swoim badaniu ograniczy si do jako widocznego, to bdzie w takim
czynie jako ten, co to usiad na szczycie gry i twierdzi, e poza
tym miejscem niczego wicej nie ma. Nie wie w tej swojej pysze - a
te i sabowitym widzeniu - e jest wielkie i wspaniae "otoczenie"
owej "gry", e ta gra ma dopenienie w d i w bok. Oraz e jest
kolejna gra, i dalsze. Nie wie, e jest gbia czca gdzie tam
na dole wszystkie moliwe gry, e to dokonuje si poprzez czas i
przestrze i podpowierzchniowo. Nie wie, e stanowi to jedno tu i
teraz, ale i wszelako.
Nie wie, e absolutnie wszelkie "gry", poprzez ich logiczn, wic
filozoficzn jedno, mona w takowym pogbionym spojrzeniu ujrze
w przemianie nieskoczono-wiecznej. I zrozumie.
Widzi wszystko. Tylko e to punkt, wierzchoek Wszystkiego...
Jeeli byt popatrujcy na okolic (a po horyzont) w taki sposb nie
spojrzy na rzeczywisto, jeeli tej wielopoziomowej cznoci nie
uwzgldni w swoim obrazie - bdzie niczym lepiec w jaskini, ktry
co tam widzi oraz opowiada o bycie otaczajcym, ale jake mao z
wszystkiego potrafi dojrze, jake to niewiele z caoci. Cienie na
cianie, nawet zwiewnie pikne i skoczne, to doprawdy nie wszystko.
Taki obserwator widzi "4 %", a reszt pomija.
Rozumiecie?
Wida zawsze "punkt". Ale to zawsze jednostka w zbiorze.

44

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 2.2 wiadomo, ja.
Data... Miejscowo... Niepotrzebne skreli...
NOTATKA SUBOWA
Temat: Odpowied na zapytanie.
Autor: wiadomo ja.
Adresat: Wszystkie dziay i oddziay.
Forma: Oklnik.
Sporzdzono w jednym egzemplarzu, do uytku wewntrznego.
W nawizaniu do pisma subowego z poprzedniego okresu dziaania i
rozliczeniowego, ktre dotaro na poziom centralny jako zapytanie
dziau interpretacji, ale ktre powstao w porozumieniu z dziaami
zmysw oraz dziau archiwizacji, kierownictwo, wiadomo czyli
ja postanowio sporzdzi niniejsz notatk.
I kieruje j, jako wyjanienie, do wszystkich dziaw.
Z uwagi na istotno zagadnie poruszonych we wzmiankowanym wyej
zapytaniu z uwagi na to, e udzielane odpowiedzi mog przyczyni
si do lepszej pracy caego ukadu osobowociowego, czyli moe si
w konsekwencji zrealizowa nasza lepsza wydolno, zapada decyzja
i tu jest realizowana, eby tre pisma udostpni wszystkim, i to
w formie oklnika. Z zaleceniem do zapoznania.
Jednoczenie wiadomo jednoczenie informuj, e prawdopodobnie
jest to jedno z kilku podobnych pism, poniewa rwnie zostao ju
podjte okolicznociowe zobowizanie, e ma to by cykl, w ktrym
z rnym nateniem czasowym bdzie realizowana akcja objaniajca
i informujca. Oczywicie wszystko na miar potrzeb i moliwoci.
Zapewne nie musz dodawa, e wiadomo, czyli ja, jest zarzucona
przernymi tematami i nie zawsze wystpuj sprzyjajce warunki do
tego rodzaju czynw. Jednak w zamyle kierownictwa jest to istotne
i na tyle potrzebne, e powinno by kontynuowane.
Zainteresowanych treci zapytania, ktre lego u podstaw obecnej
notatki informuj, e pena jego tre znajduje si w zaczniku i
tam odsyam w razie wtpliwoci.
Odpowied na pytanie numer jeden.
Wbrew zawartej w pytaniu sugestii, poziom wiadomoci nie podlega
ju rozszerzeniu i nie moe podlega. To wynika wprost ze stanu
wiata, z praw natury. To stan zastany i jedynie moliwy. I nigdy
nie ulegnie zmianie.
Kierownictwo zakada, e pytanie nie jest powodowane z wol, ale
wzio si z niedoinformowania. - Dlatego i std tutejsze obszerne
wyjanienie tematyczne.
Przede wszystkim trzeba pytajcym uzmysowi, i to jako fakt wany
i zasadniczy, e poziom wiadomoci jest kracowym, maksymalnym w
zmianie. W ujciu oglnym i obrazujcym zagadnienie, ten poziom w
swoich przebiegach mona podzieli na dwa poziomy - cile ze sob
45

wsppracujcych i wzajemnie zalenych. Pierwszy to tak zwany rytm


strumienia wiadomoci a drugi to sama wiadomo, punktowa, ju
do niczego wicej sprowadzalna chwila "teraz" moje ja. Czyli ja
po prostu.
Rozumiem, e powysze wymaga poszerzenia, e tego tak zostawi nie
mona. Teoretycznie znajcy temat mog to objanienie opuci, ale
zaleca si zapoznanie z nim i zawart tu argumentacj. Ma to wane
konsekwencje dla dalszego toku rozumowania o naszym bycie, tak jako
ciaa, tak jako umysu tak jako integralnej caoci.
Sugestia zawarta w pytaniu, a waciwie, prawd mwic, zoliwo
pod adresem kierownictwa przy czym kierownictwo chce wierzy, e
wynika to z niedoinformowania, a nie zej woli ta sugestia mwi,
e wystarczy tylko powikszy dostpny wiadomoci zasb, eby ta
staa si bardziej funkcjonaln i sprawn. Nieprawda.
By moe taki pogld, o zwikszeniu elementw uytkowanych, bierze
si z powszechnego przekonania, e wystarczy zwikszy nakady lub
obsad dziau, a wyniki same si pojawi. Nic z tego, powtarzam, i
nie jest to moje, czyli wiadomoci, widzimisi. Gdyby to byo a
tak proste, mog zapewni, kierownictwo ju dawno by tak czynno
usprawniajc podjo - kierownictwo jest wiadome wiadomoci oraz
jej ogranicze a po kres. Dlatego wie, e jest to niemoliwe.
Zwracam uwag osobom krytykujcym obecny stan posiadania elementw
w zakresie wiadomym, e liczba tych jednostek obrachunkowych jest
pochodn podstawowego, fundamentalnego rytmu zmiany w wiecie, ten
za obejmuje maksymalnie osiem jednostek. To z tego, zwracam na to
uwag, bierze si obserwowana i mierzalna w strumieniu wiadomoci
warto liczbowa znakw, czyli elementw obrabianych. W kracowym
ujciu ten zakres wynosi od zera do omiu jednostek, praktycznie w
badaniu wychodzi przedzia dwa siedem elementw. Nie wicej. To
efekt tego brzegowego, ju rzeczywicie nieomal punktowego zakresu
zmiany.
Prosz zwrci uwag, tak zwany strumie wiadomoci, czyli to, co
powierzchownie i potocznie traktuje si za wiadomo waciw - to
wanie ta zmiana, kilkuelementowa zmiana. Nie ma znaczenia, czym
s elementy uyte w tym strumieniu, to mog by dowolne jednostki,
ale wane jest to, e ta zmiana, e ten proces biegnie praktycznie
ju na granicy, e wicej w tej czasoprzestrzeni zmiany niczego i
nigdy umieci si nie da to wykluczone. I dlatego te wszelkie
myli o zwikszeniu elementw, poszerzeniu zdolnoci, rozszerzeniu
parametrw, to naley wrzuci na pk z yczeniami, ktre nigdy i
nigdzie si nie speni. Na stray tego nie stoi trudno taka lub
owaka, ale waciwoci fizyczne wiata.
Po drugie, ale w powizaniu z powyszym, trzeba powiedzie, e to
dopiero wiadomo sama siebie wiadoma, e dopiero ostatni w tym
cigu zmian poziom e to jest faktem punktowym. wiadomo jest
stanem osobliwym, brzegiem zmiany.
wiadomo to osobliwo osobliwie osobliwa. I niczego ponad tak
punktow struktur wicej by nie moe. wiadomo to fakt rwny w
swojej konstrukcji Kosmosowi to drugi moliwy brzegowy zakres, i
na zawsze taki.
46

To mona odczu, wyczu w analizowaniu samego siebie. - Zwracam na


to uwag, e kiedy operuj pojciami, kiedy biegnie ten strumie i
ktry uwaam za wiadomo e niejako powyej, ale w tle, gdzie
obok znajduje si zrozumienie tego, co si dzieje. Strumie kwantw
energetycznych pynie i pynie, ale wiadomo zawartoci, wiedza,
co si dzieje to znajduje si ponad. wiadomo waciwa, wiedza
zmiany i efekt tej zmiany, to jest powyej i jest z samej formuy
zmiany stanem punktowym. - Zmiana odczuwana ksztatuje si z kilku
jednostek, ale wiadomo jest ju punktem. Gdyby przedstawi to w
formie sfery, to strumie energii jest stref podbiegunow, jednak
dopiero to biegun jest punktem uwiadomienia sobie, e poniej - i
to w skali caoci sfery, na wszystkich poziomach poniej - biegnie
to, co ostatecznie zbiega si w jedno wiadomego siebie punktu.
wiadomo to punkt, ktry buduje wszystko poniej, to szczyt gry
ale podbudowany zmian wszystkich zakresw i dziaw oraz caego
organizmu.
I dlatego jest tak istotne, eby harmonijna wsppraca obejmowaa
jak najwikszy przedzia zjawisk.
Odpowied na pytanie numer dwa.
Tak, wiadomo jest stanem rodkowym. Maksymalnie rodkowym. Jest
punktem, jest chwil "teraz" zmiany. Jest osi symetrii procesu i
zarazem punktem rodkowym midzy tym, co wewntrzne, a tym, co si
lokuje na zewntrz ukadu.
I warto, i trzeba zda sobie spraw, czym to skutkuje.
Przede wszystkim w pytaniu centrala zauwaa pewn nieciso, co
by moe wynika z niedoinformowania zadajcego pytanie. Ot nie w
samym fakcie rodkowego pooenia lokuje si znaczenie zmiany, tu
okrelanej jako wiadomo, to zdecydowanie za mao do wyrnienia
i podkrelenia znaczenia tego pooenia. Chodzi o to, e zmiana ma
charakter rodkowy w caym, w maksymalnie pojmowalnym zakresie. W
ramach umysu jest to rodek, ale rwnie jest to rodek zmiany od
najmniejszego zakresu wiata, od samego fundamentu. Umiejscowienie
wiadomoci w rodku odnosi si do przebiegw w mzgu, jako skraj
moliwoci ale rwnie do przebiegw w rzeczywistoci, tutaj te
jako skraj moliwoci.
wiadomo jest rodkiem oraz szczytem procesu w mzgu, ale rwnie
jest rodkiem i szczytem procesu w wiecie - niczego i nigdzie, i
nigdy bardziej skomplikowane by nie moe.
Zwracam na to uwag, to wany punkt rozumowania. - Jeeli w zmianie
jako takiej, zmianie energetycznej, ktra kwantowo przebiega przez
wszystkie fakty, ktra na fundamentalnym poziomie dzieje si tylko
tu i teraz i ktra jest po prostu wiatem w toku zmiany jeeli
tak spojrze na wiadomo, to ten stan jest wanie tym punktowym
zdarzeniem. wiadomo posiada po jednej stronie cao faktw do
tego momentu prowadzcych, to mog by dane z archiwum umysu, to
moe by strumie danych z dziau zmysw a po drugiej pojawiaj
si fizyczne elementy, ktre w owej chwili "teraz" poczyy si w
jakie ustalenie. Ustalenie o wiecie, o czym tam, ale ktre jest
47

ju faktem fizycznym - czyli przybray posta namacaln. I s dalej


kierowane do zasobu archiwalnego. Z materiau wczeniejszego, jako
skutek zachodzenia w bliskoci i w porozumieniu, wic w strumieniu
wiadomoci, co si nowego tworzy. I moe oddziaywa na kolejne
w procesie powstajce fakty.
wiadomo jest osi symetrii tak pojmowanego procesu, to moment w
powizaniu z chwil aktualn wiata, ale to rwnie aktualny stan
rodkowy zmiany w ramach caego ukadu osobniczego. A przez to tak
niezwykle wany dla caoci.
wiadomo w tym ujciu to tylko owo jedno "tyknicie" kwantowego
zegara, przecie niczego wicej realnie nie ma ale zarazem takie
tyknicie odnosi si do wszystkich elementw wiata i osobowoci.
I razem, w sumie tych lokalnych tykni dotyczcych wszelkich ju
elementw, taka suma jest wiadomoci. - W jednym zobrazowaniu jest
to tyknicie kwantu na dnie, a w drugim tyknicie na samej grze i
w caoci. I jest to w sumie to samo. Najmniejsze i najwiksze to
wanie wiadomo. Przebiega i realizuje si punktowo, jednak nic
i nigdzie bardziej skomplikowanego nie ma poniewa taki punkt i
osobliwo, to dokonuje si poprzez zmian wszelkich punktw niej
lecych.
wiadomo to szczyt szczytw piramidy zdarze, to absolutny punkt
szczytowy "gry lodowej" rzeczywistoci zaleny od wszystkich
procesw poniej oraz ich efekt.
Warto zwrci uwag, e tak pojmowany stan rodkowy zmiany zawsze
wystpuje, niezalenie od momentu w istnieniu. Przecie nigdy nie
ma w zmianie energetycznej chwili zatrzymania czy innego rytmu, to
wiat i jego rytmika nadaje ukadowi jego posta. Ale w trakcie, na
na przykad, snu czy zaburze chorobowych, w takim zdarzeniu, ktre
dla organizmu jest zaburzeniem pracy na jawie w takim przebiegu
z oczywistych powodw, a wic blokady, czy te wyczenia zmysw,
dochodzi do pracy ograniczonej. Zawsze stronnie symetrycznej, bo w
zmianie zawsze jest stan przed i po, jednak tym razem dzieje si w
ograniczonym do pola wiadomoci zakresie. O ile na jawie, w czas
zmiany okrelanej jako jawa, jeeli w tym okresie proces biegnie w
wiecie zewntrznym i wewntrznym, a spotyka si w chwili "teraz",
wic w wiadomoci o tyle w trakcie snu czy choroby, tutaj stan
rodkowy jest zachowany, jednak rdem elementw wiadomoci jest
zasb archiwalny i weryfikatorem jest ten sam zasb. - A w efekcie
to od jego zbornoci danych zaley zborno snu. Brak chimer albo
nocnych horrorw wynika z adu panujcego w umyle; jeeli zbir w
archiwum jest uporzdkowany i logiczny, tworzce si fakty rwnie
bd powiela logiczny schemat i nie bd straszy. Im bardziej w
podsyanych przez archiwum obrazach panuje ad, tym lepsza praca i
tym sen ciekawszy.
Symetria procesu jest zawsze zachowana, musi by zachowana, wszak
struktury zwichrowane s odsiewane z ewolucji jako niedopasowane
ale o symetrii jest umiejscowiona inaczej na jawie i we nie.
To warto i trzeba podkreli: w trakcie jawy to wiat zewntrzny w
formie strumienia energii docierajcego do zmysw dostarcza jaki
fakt, a umys to kwant po kwancie skada w obraz czy inne doznanie.
Na kocu jest wiedza, e taki fakt zachodzi. - Tylko e to jeszcze
48

nie wszystko, to poowa wiedzy o fakcie. Dlatego, e aby wiedzie,


e to jest fakt i eby wiedzie, e to jest konkretny w sobie fakt
- czyli eby rozpozna jego charakterystyk oraz kod to powinno
zosta odniesione, porwnane z zasobem.
Czyli po jednej stronie w zmianie wytwarza si obraz wiata i jest
dochodzenie do rodka w zmianie, do chwili teraz i wiadomoci a
po drugiej, prawie e jednoczenie, ale w oczywistym opnieniu na
potrzebne odszukanie podobnego kodu, w zbiorze danych pilnie jest
wykrywany schemat i kod takiej zachodzcej i budujcej si zmiany.
Po co? eby porwna. eby stwierdzi, e zbudowany i postrzegany
fakt to na przykad drzewo czy znajoma twarz. Bez tego dopenienia
nie ma wiedzy - nie ma dwustronnego dopenienia i wiadomoci, e
obserwowane to jest to, co si rozpoznao.
Chyba nie warto w tym momencie podkrela zupenej oczywistoci, e
nie ma i by nie moe jednostronnego poznania. Jeeli mam po jednej
stronie wybudowany obraz w postaci "drzewa", to co takiego w mojej
gowie obiektywnie istnieje i na zewntrz istnieje, i byo powodem
caej sytuacji tylko e mi nic po tym, poniewa to czysty zapis.
Identyczny zapis do pyty, albo w postaci notatki ze zbiorem sw.
Z samego tylko zaistnienia faktu nic w moim wewntrznym wiecie i
w wiecie jako takim nie wynika. Taki "fakt", warto to podkreli,
to sucha "notatka", ktrej brakuje odbiorcy - czyli dopenienia w
formie odczytujcego (kiedy mnie nie ma soce nie wieci).
Tak, dopiero dopenienie drugostronne - dopiero wytworzenie si po
drugiej stronie zmiany odpowiednika tego faktu, dopiero to pozwala
stwierdzi: tak, to drzewo. Ten fakt jest w zasobach archiwum, jest
w swojej konstrukcji, w swoim kodzie zbieny do tego, co aktualnie
widz. I dlatego jest rozpoznawalny. Bez tego dopenienia wiedzy o
fakcie nie ma, bo nie ma porwnania. Jeeli to zupena nowo, to
trzeba odnie do podobnych elementw lub konstruowa dopenienie,
ale nie moe pozosta bez takiego dziaania. Bez dopenienia fakt
po prostu dla mnie nie zaistnieje, bdzie faktem poowicznym, wic
pustym.
Jeeli stwierdzam, e postrzegane jest zbiene do kiedy poznanego
drzewa, to jest tym samym ju wiedza, e to faktycznie drzewo - i to
moe zosta odniesione do wszelkich poznanych w osobniczej historii
drzew, z ktrymi miaem do czynienia.
Warunkiem koniecznym takiego dziaania jest jednak to, e mam co z
czym porwnywa, co do czego odnie bez tego nie ma poznania.
Fakty w postaci strony przychodzcej z zewntrz, czyli ze wiata w
jego zmianie - i fakty strony przychodzcej z wntrza, czyli kod z
archiwum, te fakty w chwili teraz i wiadomoci si spotykaj. I w
formie lustrzanego, mniej wicej lustrzanego odbicia, stanowi dla
mnie jedno. I to ta jedno dopiero jest faktem i wiedz o takim
fakcie. Dopiero takie co, dopenione do penego zakresu, dopiero
to moe sta si penym stanem fizycznym i przej dalej. Czyli w
zasobach si znale i oddziaywa na kolejne fakty.
Poznanie nie jest biernym poznaniem, to oczywisto - ale nie jest
take tylko zbieraniem danych, to zawsze porwnywanie z tym, co w
zasobach ju si znajduje. Porwnywanie po to, eby zidentyfikowa
49

nowo oraz doda j do zbioru jako kolejny fakt albo stwierdzi


powtrzenie faktu i doda do ju istniejcego zbioru, jako kolejny
element potwierdzajcy dowiadczenie.
Warto rwnie podkreli, e tworzenie si abstrakcji, bo przecie
w tym procesie tylko i wycznie tworz si abstrakcje, acz zawsze
w formie fizycznych stanw e proces "do" i proces "z wntrza",
e te przebiegi, kady z nich, rwnie posiadaj swoje rodkowe i
symetryczne rozoenie. W ich przebiegu rwnie jest tworzenie si w
formule dochodzenia do chwili teraz, ale tylko dla tego przebiegu i odchodzeniu od niego. Przecie fakt musi si wybudowa, przecie
z archiwum nie fakt, ale cig energii pynie i skada si w fakt
i dopiero takie pene fakty mog si spotka i na siebie dziaa w
ramach punktowej wiadomoci. W wiadomoci nie przebieg, ale fakt
skoczony i dopeniony moe by zestawiany do porwna.
I to dlatego w ramach snu proces moe biec, mimo e brakuje strony
zewntrznej. W tym przypadku stron zewntrzn jest wypywajcy z
archiwum strumie danych, ktry jest oczywicie porwnywany take
ze strumieniem idcym z archiwum wic wszystko procesowo jest w
dokadnie takiej samej postaci, jak na jawie, tylko e jawy nie ma,
brakuje rodowiska. I tym samym brakuje weryfikacji przez stany w
tym wiecie zachodzce. - W trakcie snu dostarczycielem danych jest
umys i tene spenia rol weryfikatora czyli wszystko przebiega
po jednej stronie. Mimo e proces zawiera w sobie obie strony i jest
symetryczny, to w logicznym ujciu brakuje caej jednej ewolucji.
Brakuje zmysowego dopenienia.
I std bierze si niepokojcy fakt senny: jest z zasady uomny. A
przez to moe wprowadza w bd.
Odpowied na pytanie numer trzy.
I znw z poziomu centrali musi pa uwaga, e to pytanie rwnie w
swojej gbszej warstwie zawiera niejasne, a nawet faszujce do
mocno rzeczywisto zmieszanie interpretacyjne. wiadomo, czyli
ja, nie neguje swojej roli w analizie, jest stanem rodkowym, a w
efekcie centralnym, jednak pojawiajce si na tym poziomie, wic w
strumieniu wiadomoci, tutaj wystpujce elementy, to pochodna w
sposb oczywisty pracy poniszych i wszystkich poziomw i warstw
jeeli co si dzieje le, a tak czsto niestety si zdarza, to co
najmniej wina jest wsplna. - I warto mi to na uwadze, kiedy si
takie i inne uwagi kieruje do kierownictwa.
To prawda, e elementy strumienia wiadomoci mog by dowolne, a
wic reprezentowa wszelkie odniesienia do rzeczywistoci tylko
e ich forma, ich kod zapisu, ktry w poowie dostarcza archiwum,
to jest efekt pracy tego dziau. Sugestia, e wiadomo moe to w
dowolny sposb korygowa, jest wic niepoprawna. By nie powiedzie
mocniej, e zupenie bdna. e to kiedy tam przeszo przez stan
wiadomy, to oczywicie prawda, mam tego wiadomo, i std bierze
si poczucie wspodpowiedzialnoci za efekt kocowy, jednak tene
efekt jest wypadkow pracy dziaw, a nie stanem punktowym. Jeeli
kiedy tam w naszej wsplnej przeszoci, z dowolnego nawet powodu
co poszo nie tak, zmysy dziaay le, co wypado w obrabianiu
50

danych, to taki wadliwy element archiwum zostaje na zawsze, wszak


wiadomo nie ma rodkw do modyfikacji przeszoci. Mona obiekt
nadpisa nowym stanem, doda wyjanienie, poszerzy zakresem, taki
czyn jest realny, ale nie poprawka historii. A jeeli archiwum mi
podele takie bdne, zdeformowane ujcie, to co mam zrobi? Musz
nim operowa, bo ani wiem, e jest bdne, ani mog to skorygowa.
I by moe nawet nigdy si nie dowiem, e abstrakcja posiada bd
w sobie a to moe skutkowa.
Wiedza, a wic uwiadomienie sobie, e postrzegany fakt jest tym i
konkretnym faktem, to dzieje si przez odniesienie do archiwum. I
to od tego, jak zakodowany jest taki fakt - to przede wszystkim od
tego zaley, czy w fakt moe zosta rozpoznany. Jednak tego, jak
kiedy zosta zakodowany, tego nie sposb teraz zrzuci wycznie
na wiadomo. Nie mona, bowiem miao na to wpyw wiele czynnikw
i okolicznoci, idce z wntrza osobnika jak i rodowiska. Mwic
prawd, mona tu wprowadzi wszelkie uwarunkowania.
Wyj w tym tumaczeniu trzeba od tego, e jest oczywistoci, i
w umyle nie ma niczego, co by nie przeszo przez poziom wiadomej
analizy, wszystkie dane obecne w archiwum kiedy tam przeszy swj
szlak, czyli budoway si po stronie przyjciowej, zostay poznane
w chwili teraz, czyli wiadomie, no i znalazy si w zasobach. Nie
ma niczego, co tej drogi nie pokonao w umyle nigdy nie da si
wyrni stanu "czystej karty", bo takiego stanu nie ma. Albo jest
stan biologiczny i to on jest punktem odniesienia, czyli cielesna
konstrukcja albo jest choby szcztkowy zapis z dozna, np. szumu
lub podobne elementy z najwczeniejszego okresu. I to stanowi fakt
odniesienia do dalszego. Kada abstrakcja, kada fizycznie zapisana
w umyle konstrukcja, ktra dla mnie koduje w/na sobie abstrakcj,
posiada w historii swojego powstawania przemieszczenie si przez
brzegowy punkt wiadomoci.
Ale powtarzam, to kadorazowo efekt pracy caej struktury, adnym
przypadkiem wyczna domena wiadomoci. W wiadomoci proces si
dzieje, ale w powizaniu z caoci.
I nie jest to samousprawiedliwienie si, nic z tych rzeczy. Chc w
ten sposb pokaza, e to wsppraca wszystkich elementw, dzia w
dzia musi ze sob dobrze wspdziaa, eby na kocu pojawia si
pena, funkcjonalna i przede wszystkim uyteczna - wic zbiena do
wiata abstrakcja. wiadomo zbiera i organizuje, zestawia sobie
podobne fakty i wyciga z tego wnioski, ale eby si tak zadziao,
musi dzia zmysw od samego pocztku dobrze funkcjonowa - archiwum
nie moe strajkowa z byle powodu - a dzia interpretacji nie moe
podsya czstkowych, zmieszanych uj. Jeeli wszystko si dobrze
sprzga, na kocu jest poprawny wniosek i wiadomie podjta myl i
decyzja, eby kolejny krok w wiecie postawi. Ale jeeli dziaam
w oparciu o znieksztacone dane ktre zostay znieksztacone na
jakimkolwiek poziomie to czy trudno si dziwi, e moja decyzja
jest na kocu bdna? Nie mona. I wszystkie dziay take powinne
czu si odpowiedzialne za uzyskany wynik. Zrzuci na kierownictwo
atwo, ale wasnego w tym udziau si nie widzi.
Przepraszam za ten przytyk, ale wiadomo te ma swoje emocje. To
nie tylko przyjemno z bycia tu i teraz, ale rwnie poczucie, e
51

to odpowiedzialno.
Odpowied na pytanie numer cztery.
Czym s elementy tworzce si w strumieniu wiadomoci? Czy chodzi
o jednostk, czy zbir?
Odpowied jest prosta: to jednostka zaistniaa na bazie zbioru i
do tego zbioru si odnoszca.
Z oczywistych powodw na poziomie caociowym, wiadomoci, nie ma
zbiorw, ktre przechowuje archiwum z rozlicznych powodw tak to
musi przebiega. Od banalnego stwierdzenia, e po prostu nie ma na
to czasu, bo gdyby wszystkie skadowe tworzce dany fakt si w tym
miejscu objawiay, to wiadomo byaby totalnie zapchana danymi i
w efekcie zanim dopracuje si najprostszego ustalenia, tak zasza
zmiana zostanie skonsumowana przez godnego stwora i nigdy si nie
pokae w realnym wiecie a po ustalenie, e to nie jest nawet i
konieczne, poniewa w kadej chwili mog konkretny element zasobw
wywoa i obrabia.
Co wic pojawia si na/w poziomie "teraz"? Symbol, jak najbardziej
fizyczny w swej budowie stan - ktry koduje w sobie odniesienie do
faktu. Jeeli myl lub widz drzewo, to przecie nie wywouj do
analizy wszelkich widzianych drzew, ale symbol, abstrakcj takiego
elementu rzeczywistoci w analizie jest obecne szczytowe oraz na
dany moment maksymalne ujcie odnone faktu. W chwili "teraz" jest
abstrakcja, znak, jednostka w formie "wierzchoka" gry lodowej i
punkt, ale powstay z caej piramidy elementw widz drzewo, a w
podbudowie znajduje si cao zasobw archiwum.
I jeszcze wicej, za takim postrzeganym faktem kryje si caa moja
osobowo, wszystko do tego momentu zebrane i jako przepracowane.
Obrabiana jest jednostka, jednak eby zostaa ona zinterpretowana
poprawnie i w konsekwencji zrozumiana, na to skada si caociowo
idca zmiana, caa praca ukadu - na to wpywa dziaanie wszelkich
poziomw rzeczywistoci i mnie. Przecie w to, co okrelam, co dla
mnie jest mn samym i moj osobowoci, na to zbieraj si poziomy
od najmniejszego po najwikszy, wszelkie jako wyrnialne fakty tu niczego nie mona pomin. I dotyczy to pospou zakresu atomw i
abstrakcji, to jedno funkcjonalna.
Operuj w wiadomoci symbolem zbioru, jednak realnie to jednostka
i skadanka - to zbieranina i kwerenda czyniona po caoci danych,
i to w zakresie uznawanym za abstrakcyjny (tylko pojciowy), ale i
w zakresie fizycznym, konkretnie namacalnym stanie energetycznym,
to dziaanie po wszystkich dziaach i zakamarkach. I nie moe by
inna, poniewa to wszystko to ja.
A poniewa tak zaistniay w wiadomoci fakt to jednostka - i tylko
jednostka to operowanie ni oraz w konsekwencji tworzenie nowych
jednostek, to jest stosunkowo proste. - Mam co do wyboru, w chwili
"teraz" dokonuj w miar wolnego wyboru z kilku maksymalnie faktw
(elementw) - i na tej podstawie, w takim czynie i akcie, tworzy si
nowo. Czyli kolejna abstrakcja do archiwum.
52

e to trwa i musi trwa? Prawda, ale w kupie sia. W tym przypadku


fizycznie abstrakcyjna.
Odpowied na pytanie numer pi.
Istotne zagadnienie. Dzia zgaszajcy zapytanie sugeruje, e to w
tym obszarze lokuje si obserwowana czsto niemoliwo odszukania
w zbiorze potrzebnego elementu, e to le wytworzone, le budowane
w wiadomoci pytanie nie pozwala w dziale archiwizujcym w miar
poprawnie odkodowa, a nastpnie przekierowa strumienia danych. A
w konsekwencji zwrotnie pojawiajce si elementy w wiadomoci nie
s adekwatne ani do postawionego pytania, ani tym bardziej dobrze
nie odwzorowuj wiata.
wiadomo, czyli ja, ma zrozumienie dla tego argumentu. Jest do
dobrze udokumentowan prawd, e to posta pytania warunkuje efekt
kocowy, jednak nie przyjmuj krytyki w sposb bezrefleksyjny ani
te w stu procentach; cz winy ley w moim dziaaniu - ale takie
dziaanie znw jest rezultatem funkcjonowania "po caoci", o tym
nie naleny zapomina. Wanie po to, eby to poprawia.
Jak w polu wiadomoci tworzy si nowo, zapytanie czy wniosek z
odniesieniem do stanu aktualnego?
Wchodz na przykad do pomieszczenia, proces zapoznawania si z tu
obecnymi faktami, bez znaczenia, czym one s, to przebiega tak, e
analizuj, odbieram owe fakty jako strumie energii ale zarazem
odnosz je do podobnego kodu z mojej przeszoci. I przyrwnuj. A
to do osoby, a to do szafy, a to do krzesa. I jeeli jest jako w
sobie jedna strona zbiena do drugiej, mimo konkretnych rnic, co
zawsze przecie wystpuje, zaliczam wyrniony fakt do odpowiedniego
zbioru. I to pozwala mi ju skutecznie odnale si w przestrzeni,
ktrej wczeniej nie miaem okazji pozna. Znajomo funkcjonowania
podobnych faktw (bytw) w przeszoci pozwala oswoi, odnie si
do nowoci i je zagospodarowa, pozwala dziaa.
Kiedy natomiast wracam do ju rozpoznanej czasoprzestrzeni, to nie
musz skanowa i porwnywa wszystkiego, wystarczy e odnios stan
aktualny do tego zapamitanego lepiej lub gorzej. Wystarczy, e w
przechowywanym obrazie wyrni, a to dzieje si szybko, nowo i
j przetworz i dalsze dziaanie jest ju uatwione, moe pobiec
sprawnie i szybko.
W obu przypadkach porwnuj do zasobu - raz pojtego oglnie, wic
do caoci danych. Czyli proces troch musi trwa, zanim si w tej
nowej okolicznoci odnajd, ale nie jest to dramatycznie wiele, to
nie wymaga angaowania wielkich energii i uwagi. I na pewno bardzo
sprawdza si w kolejnych etapach ycia bo nie musz ponownie ju
zgbia tematw kiedy przepracowanych, zastanawia si nad wanym
problemem, e kiedy postawi krok w tym konkretnym miejscu, to czy
podoga si utrzyma pode mn, czy nie. To zostao ju dawno w moim
yciorysie przeanalizowane, ju wiem, e taka a taka struktura jest
dozwolona, a taka nie.
W sytuacji drugiej, czyli wczeniej rozpoznanej, dziaanie jest i
szybsze, i pewniejsze. Analiza rnic to jedno spojrzenie, i fakty
odbiegajce od faktw archiwalnych s jaskrawo widoczne. Jeeli to
co potencjalnie niebezpiecznego, to powicam temu uwag, jak nic
53

podobnego nie rejestruj dalsza praca moe si toczy.


Sprawa kodu poszczeglnego faktu, ktry pojawia si w wiadomoci,
to rwnie istotne zagadnienie. Warte omwienia.
To, e docierajcy z zewntrz strumie energii jest w sobie zawsze
jednym i jedynym kodem, tego nawet nie trzeba podkrela. Przecie
nie ma dwu jednakich spojrze w oczy. Dlatego kady wytworzony fakt
w polu wiadomoci ma swj indywidualny odcisk i jako taki zostaje
w zbiorze zapisany oraz przechowywany. e s podobne do siebie, e
czas ycia wnosi zbiene fakty, to take oczywisto, std niekiedy
trudno wyapania tego konkretnego. Zwaszcza przy prbie idcej
ze wiadomoci, kiedy pytanie jest kodowane w formie oglnej, bo i
inne wszak nie moe by. Skutkuje to albo brakiem odzewu ze strony
archiwum, bo dzia nie moe przekierowa zapytania, albo podsya w
odpowiedzi mao przydatne, cho pewnie jako podobne kody.
Ciekawy w tym kontekcie wydaje si wanie kod poszukujcy, taki,
ktry ma wpa w rezonans z kodem w archiwum.
Trzeba mie wiadomo, e tworzce si "w teraz" abstrakcje, i to
dowolnej postaci, one s ze sob powizane czasem i miejscem swego
zaistnienia. Dlatego nie moe dziwi, e cho przestrzennie lokuj
si daleko siebie i przynale do miejsc zwizanych z konkretnymi
zmysami, to w reakcji wywoania uaktywniaj si wsplnie. Nale
do tej samej warstwy zmiany i dlatego s wobec siebie w poziomie,
a wic wspwystpuj. I w efekcie przypominajc sobie obraz dawno
widziany, kojarz to ze smakiem ciastka i na przykad dotykiem - te
wraenia cz si ze sob, bo zaszy w powizaniu.
A jak odszuka intencjonalnie konkret w przepastnych zbiorach? Co
jest wane i co musi si znale w kodzie poszukujcym? Przecie i
to trzeba mie na uwadze, e archiwum jest w cigej przebudowie,
e to biblioteka, w ktrej trwa nieustanne zamieszanie wywoywane
drganiami wiata e tu elementy oddalaj si od siebie, e nowe
spycha stare w zakamarki, albo e starocie nadpisywane s nowym i
niekiedy odlegym od pierwowzoru kodem. Zamieszanie w zbiorze jest
konieczne i wynika z fizycznoci tej struktury, dlatego znaczenia
nabiera zdolno opanowania chaosu.
W tym miejscu i w tym momencie oczywicie nie pokusz si o budow
katalogu zalece wspomagajcych, mam wiadomo, e jest to zabieg
konieczny, ale wymagajcy odrbnego oklnika, by moe uda si do
tego kiedy wrci, bo z pewnoci to si przyda. Ale na dzi, tak
zgrubnie i wstpnie wypada powiedzie, e wszelkie metody czce
i kojarzce, czyli rne mnemotechniki pomagaj kodowa tre oraz
jej odszukiwanie. Znane i rozpoznane zagadnienie - i godne pilnego
stosowania.
Podobnie, jak to si dzieje w zbiorze spoecznym, kiedy wystpuje
potrzeba odszukania konkretnego osobnika, tak samo i w zbiorze ju
wewntrznym, ale ktry przeobraa si kwantowymi jednostkami, wic
rwnie logicznie tutaj take sprawdz si metody wypracowane w
tym pozornie innym zakresie. Czyli kade dookrelenie wyszukiwania,
kade odniesienie do miejsca i czasu zaistnienia lub do zawartoci
abstrakcji, to jest wspomoeniem tak uksztatowane w kod pytanie
moe znale w archiwum swj odpowiednik. Warto tego zalecenia si
54

trzyma, nawet jeeli wydaje si banalne i powierzchowne.


Odpowied na pytanie numer sze.
wiadomo ma wiadomo swojej roli. I nie zamierza przenosi na
innych nalecych do niej obowizkw. Co rwnie zaleca pozostaym
dziaom.
Przywoanie fachowca jest potrzebne, jednak nie zastpi wasnej i
logicznej aktywnoci.

55

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 2.3 Kosmos czy wszechwiat?
Wysokie zgromadzenie, szanowni zebrani.
Przypad mi w udziale zaszczyt wygoszenia odczytu wprowadzajcego
oraz prezentacja gwnego tematu naszych obrad. Za przyzwoleniem i
porad naszego przewodniczcego, po konsultacjach z szacownym, tak
zasuonym dla sprawy gremium, chciaabym koleankom i kolegom, a
take zaproszonym gociom, zaprezentowa stanowisko w sprawie, czy
tak powszechnie stosowane pojcia, czyli "kosmos" i "wszechwiat",
to odrbno, czy to samo. Nie musz zapewne dodawa, e tematyka
naszego zebrania jest istotna, to potwierdza obecno tak licznych
goci oraz zaangaowanie kierownictwa. Mam wic nadziej, e moje
wystpienie bdzie tylko jednym z wielu, a dyskusja, jak powtarza
to przewodniczcy, rozgorzeje po caoci tematycznej.
Koleanki i koledzy, temat jest wany, pryncypialnie zasadniczy i
siga samych podstaw rozumowania. Dlatego nie dziwi, e wyczulone
na problemy kierownictwo, wanie jako zagadnienie centralne, taki
temat zapisao we wstpnych uwagach do naszego zebrania. Ustalenie
i wyjanienie, czym jest wzmiankowany "kosmos" oraz czym nie jest
tak powszechnie stosowany termin "wszechwiat" - to sprawa powana i
zasadnicza dla naszego dalszego dziaania. Omielam si zdefiniowa
to nawet jako zagadnienie fundamentalne.
Przecie, to zrozumiae, jeeli mamy w dyskusji i opisie wszelkich
stanw wiata, tego, co za wiat uznajemy - na ten moment wstrzymam
si z definicjami - jeeli mamy zrobi krok dalszy, to musimy, eby
w ogle mc si porusza, ustali, czy w tak rnych sytuacjach, w
tak rnych opisach pojawiajce si, najczciej, zwracam uwag na
to zebranych, w sposb wymienny pojcia "kosmos" i "wszechwiat"
to musimy ustali na samym pocztku, czy to jest zasadne. Pytanie,
ktre przed nami postawio kierownictwo, a ktre - sama dziwi si
temu - wczeniej jako nie znajdowao si w centrum dziaa naszej
zbiorowoci, to pytanie jest bardzo istotne. Znw nie musz mocno
argumentowa, bo to oczywisto, ale jeeli zachodzi zmieszanie i
naoenie si pojciowe i znaczeniowe tych terminw, to, koleanki
i koledzy przyznacie, mamy problem.
Wicej, powiem szczerze, znak zapytania, tak niewinnie wygldajcy
w tytule naszej konferencji, to mao, to dalece za mao na oddanie
stanu niepokoju i zamieszania. - Jeeli, powtarzam, zachodzi trudne
w tym momencie do ustalenia zespolenie si tych poj, to moemy w
dalszym stosowaniu tych terminw popa w logiczne zaptlenia albo
i pobdzi. e to zaskutkuje, tego podkrela nie musz.
Oczywicie, to rwnie trzeba uwzgldni, zwaszcza
bardzo wstpnym, e zachodzi realne, fizycznie jako
pomiarze ustalenie - e to rne obiekty. Wyjaniam,
"obiekty" umownie, na potrzeby tego wystpienia, nie

na etapie tak
tam moliwe w
stosuj sowo
zamierzam nic
56

narzuca ani ogranicza, ale, co zrozumiae, musiaam jako takie


struktury okreli. "Kosmos", termin z przeszoci, "wszechwiat"
rwnie, ale to tylko sowa, pojcia z naleciaociami. Pomagaj w
analizach, pomagaj nam uchwyci abstrakcyjnie zagadnienie (a take
tonuj emocje), ale przecie - mamy tego pen wiadomo to tylko
"szczebelki" w drabinie poznania - pomocne i niezbdne, ale jednak
szczebelki.
Czy "kosmos" moe pojawi si, moe zosta jako tam pomierzony w
eksperymencie? Zagadnienie nie jest proste, ale, moim zdaniem, nie
z tych beznadziejnych. Fakt, samo pojcie i logiczna konstrukcja,
to jest ju mocno wiekowe, nawet wicej ni wiekowe. Ju dawni, a
wic ju staroytni Grecy to opisywali. Wszyscy to znamy. Mona to
uj w ten sposb, e siedzieli w tych swoich jaskiniach, mieli co
do garnka woy, nie musieli zabiega o granty i dofinansowania,
i tak sobie powolutku obmylali. A to kosmos w jego nieskoczonej
i wiecznej, a przy tym logicznej zmianie - a to wiat. Nie musieli
zwaa na adne punktacje i publikacje, to sobie pisali i ustalali
w szczegach. - C, inne czasy nam nastay, koleanki i koledzy,
nam si wmawia, e trzeba si spieszy i wynik za wynikiem robi w
tamowej produkcji...
Kierownictwo to potwierdza, kierownictwo uprawia to tak w codziennym
dziaaniu. Znamy, znamy...
Koledzy i koleanki, sami wiecie, e staroytni poukadali sobie w
wiecie detalicznie wszystko, a nam przypado to sprawdza. A to,
trzeba przyzna, wymaga nakadw. No i czasu.
Czy mona "kosmos" eksperymentalnie pozna? I tu, eby na to pytanie
odpowiedzie, trzeba zada pierwsze w szeregu i kolejnoci pytanie:
czym jest "wszechwiat"? Jeeli chcemy pozna i zdefiniowa kosmos,
to musimy opisa wszechwiat. Wszechwiat, czyli fizycznie dostpny
nam fundament, po ktrym codziennie stpamy i do ktrego odnosimy
wszelkie ustalenia. Jeeli "kosmos" jest znaczeniowo tym samym, co
"wszechwiat", jeeli oba pojcia s tym samym i w opisie posiadaj
te same skadowe elementy, to nie ma problemu, dalsza dyskusja moe
toczy si spokojnie i stosowa zamiennie oba terminy. - Ale jeeli
s to rne "obiekty", to tworzy si logiczny problem. A w kolejnym
kroku, to oczywisto, trzeba we wzajemnych relacjach tych struktur
szuka zalenoci, powizania oraz wzajemnego na siebie dziaania.
- Bo jeeli to s struktury zalene, wynikajce jedna z drugiej, to
powizania by musz, i ma to istotne skutki w dalszym pojmowaniu
rzeczywistoci. - Na kadym zreszt poziomie, co zapewne nie wymaga
podkrelania.
Czy kosmos to wszechwiat?
Pozwol sobie od razu wyrazi zdanie na ten temat, a pniej szerzej
to uzasadni. Ot nie.
Kosmos nie jest czym takim, co okrelamy jako "wszechwiat" - to
inna, nadrzdna skala w zjawiskach. A raczej w sposobie opisywania
zjawisk.
Mam wiadomo, e to wywoa dyskusj, licz na to gorco. Jednak
w moim osobistym odczuciu, ale i w logicznej konstrukcji, kosmos i
57

wszechwiat to inne, rozdzielne pojcia. Fakt, dzi stosowane do


zamiennie, na zasadzie bezrefleksyjnej - ale to musi si skoczy.
Wanie po to, eby nie popada w sprzecznoci.
Dlaczego "kosmos" nie moe by "wszechwiatem"? Odwoam si teraz
do podstawowych poj, ktrymi moemy operowa, do samej podstawy.
Czyli do "co" i "nic". Oraz, na zasadzie niezbdnej, do "zmiany",
ruchu czego w nic.
Dodatkowo naley wprowadzi pojcie bezkresu, nieskoczonoci. Oraz,
take na zasadzie koniecznej, jednoci rytmu zmiany - jednej reguy
przeksztace.
Podkrelam, nie chodzi o terminy i uyte sowa w tym dziaaniu s
spraw wspomagajc, ale uboczn.
I teraz, wysokie zgromadzenie, pytanie: co zawiera w sobie powyej
wymienione skadniki? I oczywista odpowied: Kosmos. To samoistnie
si narzuca. Nie "wszechwiat", wszak to struktura z samej swojej
ewolucyjnej zmiany skoczona. Kiedy tam si zacza i si skoczy.
A wic na pewno nie ma cech wiecznoci.
e "wszechwiat" niekiedy, a nawet czsto jest tak pojmowany, e z
faktu swojej jednoci i jednostkowoci jest wszystkim e uznaje
si tak na bazie fizycznie obserwowanych faktw, jedynie dostpnych
- e przyznaje si mu atrybuty skrajne - to wszystko prawda. Tylko
e to bd.
Uwaam, e to bd.
Czy kosmos moe zosta zweryfikowany badawczo? Jeeli to zewntrze
wobec wszechwiata, nadrzdne "zdarzenie", to oczywicie nasuwa si
jedynie moliwa odpowied, e tego nigdy i niczym pomierzy sobie
nie pomierzymy. Przecie nigdy poza wszechwiat rki nie wystawimy
i na aden sposb. - Tylko czy jest tak do koca? Warto zada sobie
w tym momencie to pytanie, poniewa wi si z abstrakcj "kosmos"
i pojciem "wszechwiat".
Czy jestemy bez szans?
Nie, szanowni zebrani, nie. - Owszem, fizycznie i technicznie nigdy
poza wszechwiat si nie wydostaniemy, nawet wybierajc si poza i
dalej, nawet wwczas pozostaniemy w jego zakresie - ale zarazem nie
jest tak, e nie moemy ustali prawdy. Powd? Zaleno. Jeeli w
hierarchii zalenoci jest to tak, e logicznie prostsze i zarazem
nadrzdne jest kosmiczne uoenie zjawisk, to zmiany obserwowane w
ramach wszechwiata nie mog by dowolne. Nigdy z nich nie wyjd w
badaniu, ale mog by pewn, e nie s przypadkowe. Nigdy sama nie
poznam stanw kosmosu, ale mog mie cakowit pewno, e tutaj i
na rne sposoby obserwowane i doznawane - e te s pochodn tam i
zawsze si dziejcych.
Czyli, koleanki i koledzy, tak naprawd "kosmos" nie jest nam dzi
do poznania potrzebny, poniewa kosmos mamy w kadym pomiarze, tu
wszystko, od najmniejszego po najwiksze - to kosmos i jego zmiana
w trakcie zachodzenia, zmiana poddana regule.
Prawda, fizycznie kosmosu nie poznamy, mog zda si wycznie na
badanie logiczne, na konstruowanie tamtego zakresu ale to wszak
58

nic trudnego. Mamy przecie do dyspozycji t bardziej rozbudowan


w szczegach i zalenociach stron zmiany - trzeba dobudowa, po
prostu dopasowa do ukadanki t prostsz. - Raz dopasowa, drugi,
a moe i tysiczny, ale, to statystyczny pewnik, za ktrym razem
w tym zestawie pojawi si obustronna zgodno; jedno bez drugiego
w opisie nie bdzie mogo si pojawi.
Kosmosu, koledzy i koleanki, nie poznamy, ale to nie znaczy, e w
opisach go nie zobaczymy kosmos mamy na wycignicie logiki, to
konieczne dopenienie, to zakres Fizyki, pisanej z duej litery w
odrnieniu od dziaa wewntrznych, ale na pewno realnie i zawsze
poznawalny.
To nie jest dziwaczne "poza", jako tam nazywane przez desperatw,
co to snuj swoje dywagacje na fundamencie mitw albo podobnych w
treci konstrukcji o wtpliwej reputacji. To jest konieczne, a te
logiczne i przez to poznawalne dopenienie tutejszego.
I warto wycign z tego wnioski.
To, e kosmos nie jest wszechwiatem, to dla mnie logiczny pewnik i logiczna konieczno.
Wszechwiat jest zdarzeniem w swojej strukturze tak rozbudowanym, tak
wielopoziomowym, e po prostu nie spenia zasady bytu prostego to
musi znajdowa si poza nim. - Wszechwiat, to, co postrzegamy oraz
przyjmujemy za wszechwiat, to stan lokalny w kosmosie, to "wyspa"
w nieskoczonoci.
Mam wiadomo, e to stanowisko dyskusyjne, wymagajce pogbionej
refleksji i e nie bdzie podzielane przez wszystkich. Zwaszcza
moe to by trudne do akceptacji dla tych, ktrzy badaj t nasz,
jako tako widoczn wszechwiatow okolic. Jak ich przekona, e to
jednak nie jest i nie moe by wszystko, e potrzeba jeszcze stanu
nadrzdnego?
W tym momencie chciaabym silnie zwrci uwag na wzory, te rne
i powszechnie, nawet ze skutkiem stosowane wzory. Tego poziomu nie
sposb w analizie ani pomin, ani odrzuci. Ja nie mog odrzuci
w opisie, a zwolennicy wszechwiata, jako jednego i jedynego w tej
postaci konstruktu, nie mog tego pomin w dyskusji.
Co tu jest istotne, mona spyta? Po pierwsze, e w ogle te wzory
daj si stosowa, e mona je wytworzy i stosowa. Nawizuj tu
do powszechnego w pewnych krgach zdumienia, e rzeczywisto daje
si policzy i jest przez to przewidywalna. Niby naokoo wszdzie
chaos, a jednak policzalny. Zdumienie, zaskoczenie, a poniektrzy
to i takie tam, sami rozumiecie, postuluj. Czy to przypadek? Ale
oczywicie nigdy i przenigdy nie. To pochodna tej nadrzdnej, tak
tu przeze mnie eksponowanej kosmicznej prostoty. Jeden plus jeden
zawsze i wszdzie da liczb dwa, nawet jeeli dodajcy nic o takim
matematycznym dziaaniu nie bdzie wiedzia. Ale jeeli dodaje, to
znaczy, e istnieje i istnieje wedug tej reguy. Nie ma odwoania,
i inaczej si to nie dzieje.
Po drugie, tu specjalnie nawizuj do kolegw fizykw, zauwacie,
e kiedy tak sobie upraszczacie owe wzorki, kiedy wyrzucacie przy
kadej okazji te nieskoczonoci, ktre s tam gsto i czsto - to
nie robicie niczego innego, jak tylko dzielicie nieskoczono na
59

stan "tu" i "tam". Tu w analizie pozostaje i si wszystko zgadza,


a "tam", czyli kosmos, odcinacie jako fakt niepotrzebny. I on jest
dla was rzeczywicie niepotrzebny, tego zakresu nie poznacie nigdy
i adnym przyrzdem. Dlatego wasz czyn nie tylko e bezkarnie mona
przeprowadzi, ale dla was to konieczno. - Kosmos we wzorach jest
zawarty integralnie i na zawsze, ale poniewa wam to przeszkadza
poniewa to wy te wzory stosujecie poniewa zgadza wam si dalej
wszystko, to, sami rozumiecie, narzucacie tak a nie inn wzorkw
interpretacj. I dobrze. Wam si zgadza, liczycie w t oraz drug
stron z powodzeniem - to jak to moe si nie zgadza komu, kto w
dalszej analizie opiera si na wynikach waszej pracy i to stosuje?
Musi uwzgldni wasz punkt widzenia, czyli w kocowym ustaleniu ma
bd skali nieskoczonej. Dosownie.
Na koniec, troch na zasadzie godzenia odrbnych stron, chciaa bym
zaproponowa wsplne dziaanie. Ot przyjmijmy roboczo, e kosmos
to stan nadrzdny wobec wszechwiata, e to logicznie maksymalny w
prostocie stan, e policzalny. I ustalmy rytm zmiany, takiej ju w
fundamentach, bez adnych skomplikowanych naleciaoci. Nie zapis
w formie fizycznych znaczkw, to, koledzy fizycy, nie tak bdzie w
ostatecznoci szo. Owszem, we wszechwiecie wasze wzroki s dobre
i potrzebne, ale nie w najszerszym ujciu. Tu ju tylko logika, taka
najprostsza matematyka moe by zastosowana. Wzr ostateczny moe
i musi by maksymalnie prosty, co na podobiestwo liczby "dwa" z
kilkoma dodatkami w rozszerzeniu.
A jak ju podobny rytm ustalimy, o ile go ustalimy - to w zwrotnym
dziaaniu zobaczmy, czy mona wykry i stosowa we wszechwiecie
co takiego. - Jeeli si to nie uda, jeeli si nie sprawdzi, to
przyjcie wniosku, e wszechwiat jest jeden oraz nieskoczony, e
wida z niego tylko may fragment, to bdzie konieczno.
Ale jeeli w analizie logicznej uzyskamy rytm, ktry wszdzie oraz
zawsze pokae swoje walory, to uzyskamy bezporedni dowd i take
wniosek, e "kosmos" jest w stosunku do wszechwiata nadrzdnym i
przez to niezbdnym dopenieniem. Niepoznawalnym, ale koniecznym
dopenieniem.
I jeszcze z tego wywnioskujemy, e "wszechwiat" to lokalny - ale
zarazem przemijajcy fakt w bezkresie. e to stan chwilowy, jeden
z nieprzeliczalnych na prostej...
I moemy to przeprowadzi...
Dzikuj za uwag.

60

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 2.4 - wiato.
I staa si wiato...
Tak, tak, znacie - ale czy to prawda? Spokojnie, nie zamierzam tu i
teraz was zanudza bajkami, mitologia to nie moja dziaka - jednak
warto si zastanowi, co w trawie pojciowej piszczy. Wiadomo, e
trzeba to byo wszystko wok jako ponazywa, ubra w sowa oraz
odnie do wczeniej rozpoznanego. Wszelkie sposoby na poradzenie
w yciu s dobre, jeeli istnienie przeduaj; nie ma znaczenia,
czy abstrakcja jest budowana na bazie naukowej, religijnej, czy ma
w sobie dowolnie inny element, liczy si skuteczno. Eksperyment
i przydatno s rozstrzygajce.
Moe by bardziej zyskowny efekt dziaania, moe by ograniczony w
dostarczaniu wiedzy - ale jeeli pomaga zrobi kolejny krok, liczy
si w bilansie. Przecie czas na podsumowanie kiedy nastanie, tu
i teraz trzeba ten krok jednak zrobi i nie wpa w kopoty. Wic
nie ma znaczenia, co i jak nazywam - liczy si sam akt nazywania i
dziaania. Drog i jej puapki poznaje si w trakcie wdrowania, a
nie z oddalenia.
To tak oglnie, co by pierwsze zdanie wytumaczy.
Ale nie tylko dlatego. Przecie warto si zastanowi, czy ujcie z
mitu rodem, czy takie podejcie jest znaczco odlege od tego, co
si w rzeczywistoci dzieje i co moe zaj? Czy zakres widzialny
w postaci wiata i jasnoci, czy to "zabyso", czy si stawao co jest mitem, a co prawd?
Ot, jest sobie widmo promieniowania, znacie, uczylicie si o tym,
bo kiedy zachciao si fizykom uszeregowa w czstotliwociach i
pod linijk pomierzone wartoci drga.
Niby nic, mona powiedzie, zestawienie jak zestawienie. Tu co w
skali popiskuje dwikami i rni si od zera, czyli ciszy - wyej
w zbiorze s wartoci jako widoczne i doznawane - a jeszcze wyej
te energetycznie naadowane, zagraajce. A szczytem urywa si to
w sposb przypadkowy - i nie bardzo wiadomo, dlaczego wanie tutaj.
Jedne elementy w widmie s wyranie zarysowane i wyznaczone, inne
zachodz na siebie - jedne to rozcignite na znaczcym dystansie
wartoci, inne skupione i liczone w mikrometrach.
Fakt jak fakt, mona powiedzie - a jednak zasadniczy. Przecie w
tym zbiorze znajduj si dwa zasadnicze podczenia do wiata, tu
lokuje si mj gwny punkt dostpowy do danych.
Czyli jest w tym zbiorze wiato, tak niewielki w zajtoci caego
widma i w przeliczeniu na elementy zakres tego, co jest "oknem" na
otoczenie - pasmo widzialne. Niewielki zakresem, a jake istotny w
poznaniu.
I jest oczywiste pytanie: dlaczego jest, jak i kiedy zaistniao, i
do jakiego momentu bdzie? Jaki mechanizm prowadzi do wytworzenia
we wszechwiecie warunkw, e wiato moe si sta. Si sta. - Co
61

warunkuje powstanie wiatoci?


Na pocztku jest regua. Kosmiczna regua. Nieskoczona i wieczna i jedna regua. Ruch "czego" w "niczym", jest pd CO przez NIC. I
to ju wszystko potrzebne.
A dalsze? Dalsze w skrcie prezentuje si nastpujco (szczegy w
innej opowiastce).
Dalej jest wczeniejszy wiat, ktry si rozpada - warstwy kwantw
w oddalaniu - podobne i liczne strumienie energii z innych wiatw,
a tych w nieskoczonoci jest mnogo - te strumienie energii si
przecinaj, a tym samym "trasuj" w bezkresie sfer - a nastpnie
wtaczaj, wpychaj do wntrza, czyli "w d", kwant za kwantem. I
w rodku narasta zagszczanie, ronie cinienie, malej odlegoci
midzy jedynkami czego - a proces, po wielu etapach i epokach, w
swoim gstnieniu i zapenianiu "baki" osiga punkt krytyczny: nie
mona wcisn wicej, bo wszystko zapenione.
I co si dzieje? Dopyw energii trwa i nie moe si zatrzyma, nie
ma ucieczki ze sfery, poniewa nacisk idzie z kadej strony, take
nie ma wolnego miejsca w rodku - wic co si dzieje?
Zapada si. Struktura si zapada. "Wciskane" w sfer elementy si
zapadaj. W siebie si zapadaj.
Czyli "krok dalej" - o jeden kwant dalej dochodzi do zapaci. W do
tej pory jednorodnym zbiorze, gdzie kwant energii od kwantu energii
jest oddalony rwnie o kwant (wic o jednostk liczenia), dochodzi
do zapaci. Jedynka zblia si na tyle do drugiej jedynki, e maj
teraz cznie rwnie warto jedynki - wczeniej byy dwa kwanty
czego i jeden prni je dzielcy, obecnie jest jeden kwant czego i
jeden prni - prni, ktra separuje od identycznego faktu. Obecnie
ju podwojonej wewntrznie jedynki.
I tym samym w caoci sfery ilo wolnego miejsca zwikszya si o
poow, dokadnie o poow. Jeden kwant wicej docisku, a wiat w
kadym kierunku robi si luny, ponownie pusty - i ponownie tworz
si warunki do dalszego "pompowania" sfery.
Prosty w swojej fizycznej mechanice proces - ale jake istotny dla
dopiero rysujcych si na horyzoncie bytw. Co docinite do tego
samego obok - i jest "podwojona jedynka". Te czego, a jake - ale
zarazem nowo, kwant kolejnego poziomu rzeczywistoci. Przecie w
tym dociniciu ju si rzeczywisto buduje. Jeszcze nie fizyka, do
tego kilka krokw porednich, ale czasoprzestrze i owszem, to zakres
buzowania kwantowego, dziejcego si brzegowo, jednak tu ju formuje
si czasoprzestrze.
Kwant w ruchu, a przestrze i czas nabieraj cielesnoci.
Poniewa docisk zewntrzny trwa i trwa, i trwa - a do rodka tej
caociowej zmiany, to w kolejnych punktach wzowych, kiedy tylko
jednego kwantu trzeba do dopenienia, znw dochodzi do zapaci, na
coraz nisze poziomy schodzi ewolucja. Ale jednoczenie przybiera
na wadze. Tworz si coraz wiksze materialne "zbrylenia", o coraz
wikszym wewntrznym skomplikowaniu - a zarazem coraz mniej liczne
s to zbiory. C, skoro do zaistnienia fizycznego faktu potrzeba
62

caej piramidy kwantw, to w budow kolejnego bytu wchodz zbiory i


zbiory zbiorw. I dlatego takie zbieranie si w kup musi trwa. Bo
wymaga zasobw.
I dlatego te moe w caoci zaistnie sporo - jednak na pewno nie
dowolnie duo. C, nawet w nieskoczonoci nie ma zasobw na dowolne
i wszelakie. Wieczna zasada krtkiej kodry daje zna o sobie.
W miar zapeniania si wntrza sfery jedynkami czego i w trakcie
dociskania elementw do siebie, tworz si kolejne poziomy zmiany,
od najbardziej rozedrganych, od energetycznie zasobnych - czyli od
grnego zakresu widma promieniowania - a po te "zerowe", ospae i
masowe. Czyli ju materialnie atomowe. Z chwil wypenienia si w
sferze wszystkich moliwoci komplikowania struktur promieniowania
- od tego momentu, poniewa nacisk zewntrzny nie ustaje i dopyw
kwantw trwa, od tego momentu "zagszczanie", zbrylenia tocz si
w ramach ukadu okresowego i atomowej drobnicy. - A pniej dalej,
w ramach nastpnych poziomw ewolucji.
Zasada docisku, "maszyneria cinieniowa" jest cay czas w ruchu, a
jej produktami jest i obserwator, i wszystko wok niego.
Istotny z punktu widzenia tego obserwatora jest moment "zaponu" w
sferze - pojawienia si wiata. To stosunkowo wczesny etap takiego
procesu, ale wany z powodu faktu obserwacji: wczeniej dla fizyka
rejestrujcego zdarzenia nic nie istnieje - a "w punkcie", nieomal
natychmiast, wybucha promieniowanie (i wiato jako takie) w kadym
ju kierunku.
Wczeniej "nie byo niczego", ciemno i bezkres oraz wieczno - i
jest "pstryk" - i zapala si, i "staje si jasno".
Z punktu widzenia obserwatora fizycznego, zawartego w zmianie - co
trzeba podkreli w tym kontekcie - fakt zaistnienia w sferze (i
to w kadym kierunku jednoczenie) wiata, to jest proces wybuchu,
"zapalenia si". Ten moment musi uzyska w tym ujciu formu etapu
pierwszego - i (wszech)pocztku.
I jest zdumienie fizyka, i jest zakopotanie filozofa, ktry si w
fizycznoci nurza oraz na niej opiera, a przy tym odrzuca dziwy jako
tumaczenie tego momentu. I jest prba za prb przeniknicia tej
wietlnej zasony, ktra jest jedynym dostpnym faktem - i jest a
do nerwowoci poszukiwanie rozwizania.
Dlaczego wybucho - co wybucho - gdzie wybucho - jednorazowo, a
moe wielokrotnie wybucho - jednostka czy zbir - nieskoczony a
moe skoczony - regua czy wyjtek... ?
Pytania istotne, ale wynikaj z samej istoty obserwacji - z punktu
obserwacyjnego i jego cech, czyli rodkowego pooenia w zmianie;
a po drugie, z zawierania si w procesie, czyli moliwoci odbioru
i pomiaru takich faktw, ktre ju s mocno rozbudowane. Zdarzenia
prowadzce do wyonienia si na poziomie obserwacyjnym elementu w
jego cielesnej postaci - ten brzegowy zakres zmian jest skryty na
zawsze i poza pomiarem. Warunkuje pomiar, ale jest poza nim.
Z tego te powodu cay i rozwleczony w czasie oraz przestrzeni tok
zmiany prowadzcy do "wiata", to znajduje si poza zason samej
wietlnej ewolucji - po prostu zaistniaa jasno zakrywa ciemno
63

wczeniejsz, elementy ju rozbudowane (w obserwacji od rodka) s


dosownie wiksze od tych poprzednich - i przesaniaj pomniejsze.
I dlatego punktem najdalszym w przeszoci - i zarazem najniszym w
aktualnej obserwacji - jest najbardziej rozedrgany oraz najmniejszy
tym samym element promieniowania.
Fizyk (eksperyment) niej-gbiej nie signie, poniewa operuje w/na
najniszym-i-najgbszym sobie dostpnym poziomie - tylko e ten jest
stanem zbiorowym i poczeniem jeszcze mniejszych elementw.
Kiedy we wszechwiecie pojawia si wiato widzialne, ewolucja tej
struktury jest ju daleko posunita, a historia zmian liczy spory
zestaw krokw porednich. Zakres widzialny lokuje si praktycznie
w rodku caego widma, wic dochodzenie do tego momentu trwao. A
jednoczenie w obserwacji fizycznej dystans od pocztku do wiata
podlega skrceniu - pojedyncze fakty s trudno rozrnialne, przez
co nakadaj si na siebie. Jak w przypadku zoenia kilku zdj,
obraz jest prawdziwy, oddaje tre, ale sumuje si w jedno. Kiedy
ta jedno skada si z wielu odrbnych etapw.
Czy mityczny opis zaistnienia wiata we wszechwiecie jest bdny
i odlegy od prawdy?
W adnym punkcie, jasno si staa - i wybucha.
Czy mityczny opis zaistnienia wiata we wszechwiecie jest bdny
i odlegy od prawdy?
Jak najbardziej. Jasno si stawaa i adnego wybuchu nie byo.
Oba stwierdzenia s prawd - oba opisy s poprawne.
Nie ktry z mnich, ale jeden i drugi cznie oddaj ten fakt. Nie
wolno ich rozdziela, poniewa jednostronno ujcia prowadzi i do
zafaszowania obrazu, i do niezrozumienia procesu zmiany. Ogld z
wntrza, ogld fizyka jest potrzebny na rwni, jak ogld filozofa,
czyli zewntrzny.
To na bazie ustale z zakresu "namacalnego", na bazie fizyki, moe
filozof zbudowa obraz brzegu, wic na zawsze ciemnego i skrytego
zakresu, i dopeni nim widoczne. Jednak eby to przeprowadzi, w
wiecie musi si pojawi ten fundament i dalej pokaza w pomiarze,
a nastpnie przybra posta wniosku.
Oraz musi by wzmiankowane wiato, eby mona byo to zapisa na
jakiej kartce papieru.
I jest jasno.

64

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 2.5 Materialna gbia.
Prawda, wysoki sdzie, potwierdzam, mam yciow sabo do materii
i j zbieram. Tak, wysoki sdzie, pan prokurator zebra i zestawi
wszystko, w oglnoci prawd opisa. Nie zaprzeczam, tam a tam i w
czasie opisanym byem, prbki pobraem. Wszystko prawda i szczera
w szczegach prawda. Ale, wysoki sdzie, cho to prawda jest, to
w swojej gbinie zafaszowana, czyli rozmijajca si ze stanem i
faktycznoci. Wnioski, ktre prokuratorsko pady, zupenie si z
rzeczywist prawd nie maj, to w innym kierunku idzie.
Prawda, wysoki sdzie, zbieraem, ale w celu naukowym, ku oglnemu
poytkowi. I sprzeciwiam si, eby to zniewaa, to praca dziejowa
bya, z perspektywami.
Tak, wysoki sdzie, z perspektywami. Raz nawet udao mi si blisk
przygranic w celu naukowym zwiedzi, pan prokurator tego w swojej
mowie nie zaakcentowa, ale tak byo. Dziaanie si rozwijao, ju
strefy granicznej sigao, ale organa si wtrciy, niestety. Tak
bym ju daleko w badaniu materii zaszed, a tak jestem tutaj. I to
w zupenie niezrozumiaym charakterze.
Tak, wysoki sdzie, to badania byy - wielkie, przekrojowe, naukowe
i wszelakie. Tak, wysoki sdzie, wane byy, podstaw i fundamentw
sigay. Owszem, ma wysoki sd racj, ale prbki braem do bada,
to yciowa konieczno bya, naukowa konieczno. Bo czy sd wie,
jak si teraz naukowo dzieje, ma pojcie sd, jak badania si dla
dobra ludzkoci prowadzi? Sd nie wie. No i lepiej eby sd musie
tego nie musia wiedzie. ao, mona powiedzie, wszdzie taka
marno ponad marnociami. Co sobie czowiek naukowy, choby taki
jak ja, temat nony badawczo wymyli, co sobie jakie wiekopomne i
none zagadnienie w trudzie ustali, to mu zwierzchno momentalnie
i od razu, wysoki sdzie, ju od drzwi mwi, e nie ma, e rodkw
brak, e trzeba si dzieli i ogranicza. e, sowem, wszystko si
bdzie dobrze i piknie dziao, jak optany naukowo sobie finanse
sam najlepiej sprawi. - I ja sobie rodki sprawiem, wysoki sdzie,
ja na garnuszku spoeczestwa nie chc by. Ja rodki budetowe i
i trud podatnika szanuj gboko i podziwiam, ministerialny zawrt
gowy z przydzielaniem oraz dotowaniem nie chc pogbia, to dla
mnie niegodne, bo ja osobowo naukow posiadam. Bo ja szlachetnej
materii produktem jestem, wysoki sdzie.
Owszem, wysoki sdzie, to jest sztabka, wszystko prawda. Ale taka
wanie bya do badania zawartoci materii w materii niezbdna, po
prostu to konieczno bya. Sd wysoki powie, e to sztabka zota,
i sd bdzie mia racj, sd powie, e to obrczki lubne, te to
pena prawda, sd powie, e biuteria jubilerska, i trudno takiej
przenikliwej uwadze zaprzeczy. To wszystko prawda prawd gbok
przesiknita. Ale, wysoki sdzie, to tylko sdowa prawda. Bo jest
jeszcze naukowa prawda, sd wybaczy, omielam si powiedzie, e i
waniejsza w naszej rzeczywistoci. Bo gdzie bymy dzi byli, jak
by nasz wiat wyglda, jakby przesze pokolenia bada naukowych w
realnoci nie prowadziy, jakby sdy zakazyway i cenzur badawcz
65

stosoway? Sd przyzna, e w innym miejscu. Moe i w mao ciekawym


miejscu.
Tak, wysoki sdzie, te wszystkie przedmioty, co to le zupenie w
bezadzie przed sdem, to naukowo zebrane prbki badawcze, do celu
i oglnie. Tak, potwierdzam, to prbki w celu naukowym pozyskane.
Bo ja, wysoki sdzie, metodologi badawcz cile przestrzegaem,
dwa razy w to samo miejsce, dwa razy do tej samej skrytki sejfowej
nie sigaem, uchowaj. Wiarygodno badawcza przede wszystko, dla
mnie czysto prbki najwaniejsza. Owszem, w granicach generalnie
si mieciem, raz, jak wspomniaem, bliskiej zagranicy poznaniem
signem, ale organa si wtrciy. Bo plany oczywicie miaem, to
zrozumiae, chciaem eksploracj poprowadzi daleko i dalej, tylko
e organy si wtrciy. Szkoda, perspektywy byy.
Tak, wysoki sdzie, prbki tylko pierwszej klasy braem, przecie
adnego materialnego faszowania nie miaem w planach, do bada i
zestawienia wynikw tylko czysta materia si nadaje, mieszaniny to
nie ja. Po co to byo, sd pyta. Mwiem, do badania. Jakiego? No,
gbokiego. Ot, widzi sd t sztabk i kolejn, dla sdu to adnej
rnicy nie przedstawia. A to bd, wysoki sdzie, wielki bd, co
prawd deformuje. Prawda, zoto jak zoto, takie a takie, wieci i
kosztuje odpowiednio. Tylko e to powierzchnia obserwacyjna, taka
zupenie bez znaczenia, to zudzenie dla mao wyrobionego umysu.
Tak, wysoki sdzie, zudzenie.
Niech sd sobie wyobrazi, e ta maa sztabka - fakt, nie taka maa to dziejowo zawieruszona w tym miejscu pozostao po kiedy dawno
tam zapadym socu. Tak, wysoki sdzie, to ju naukowo zbadane, to
pozostao. Bya sobie gdzie tam gwiazda, dawno to byo, no ona
si zapalia, zgasa, a pniej wybuchajc rozniosa. I teraz jej
szcztkowy kawaek ley przed sdem. Po prawdzie, wysoki sdzie, w
tym sdowym budynku i w ogle wszdzie, tu tylko i wycznie takie
popielisko i odpadki gwiezdne, niczego innego. Owszem, mona takie
te bada, naukowo obrabia, ale to nie dla mnie, ja szlachetn i
dostojn materi poznaj, byle czym si nie zajmuj. Atom elastwa
to niby podobne, ale przecie te pospolite. To ley na ulicy, si
starzeje rdzewiejc, zamienia w py i unosi. A atomowa konstrukcja
zotonona z samej swojej szlachetnoci a po oczach bije, to si
rzuca mocno w rozum, to wyobrani podnieca. Sam sd powie, e tak
jest. Fakt, sd nie moe.
Tak, wysoki sdzie, prawda jest taka, e kada z tych prbek to w
badaniu inny ju element wiata, z innej epoki dziejowej. Dla sdu
to kawaek tego metalu, z takiego a takiego sejfu, i tak dalej.
A to najmniej wane, to zupenie niewane. Przecie, wysoki sdzie
i szanowni pastwo, to naukowe dowody na przeszo wiata, w nich
zawarta jest nasza historia. Wysoki sdzie, sd przyzna, e to nie
moe tak by, eby kto jeden tyle naszego wsplnego dobra sobie w
skrytce trzyma, badanie utrudnia, prawd skrywa, tak nie moe w
wiecie si to dzia. - Wiem, wysoki sdzie, prawo znam i szanuj w
detalach. Ale jest jeszcze prawo nadrzdne, prawo prawdy wiecznej
i naukowej, ono najwysze.
No i ja, wysoki sdzie, nim si kierowaem, zawsze i wszdzie jeno
prawd naukow zbieram. Bo dla mnie, wysoki sdzie, kady zebrany
i zbadany kawaeczek materii to przyczynek, to kroczek w stron i
dla dobra prawdy, nie inaczej. Dla sdu to tylko zota byskotka,
66

a to przecie kolejny atom i wiadek dalekiej epoki. Tak, wysoki i


godny sdzie, kady atom to posaniec z przeszoci, co to si tu
znalaz i nam zawiadcza, jak to byo. Wicej, wysoki sdzie oraz
szanowni pastwo, kady atom w tej sztabce to inna dziejowa epoka
i warstwa, to inny czas i przestrze. Tu, wok nas i w nas, tylko
atomy i ich zbiorowe dopenienie pierwiastkowe, ale to zawsze si
tylko z jednego miejsca poczynajcy fakt materialny. Wysoki sd na
t lamp migajc spojrzy, bana wietlny, prawda? A nie, wysoki i
szlachetny sdzie, bdna interpretacja. To nie lampa byska, ale
z odlegej przeszoci naszej i gbiny materialnej sygnay do nas
wysya kiedy tam zaistniaa ewolucja. Niech wysokie zebranie tak
to sobie przedstawi, e kady jednostkowy czy to atom, czy dowolna
materialna jednostka, e co takiego na wasnej i tylko dla niej w
historii przynalenej orbicie kouje, no i e z niej, jak czym w
taki stan szturchn, do nas byska. Im dalej, tym bardziej to si
czerwone robi, tak samo, jak to astronomiczne badanie wykrywa. Bo
to nie ma znaczenia, wysoki sdzie, czy to si w daleko naukow
zapatrzy, czy w gbin materialn badaniem nakierowa. To zawsze
to samo, cho ilo prbek do zbadania rniasta.
Tak, wysoki sdzie - kady atomowy stan do nas z daleka i gbokiej
czasowej pozycji sygnay przesya. Fakt i owszem, to prawda sdzie
i szanowna publicznoci, to, co tu przed nami ley i co odnotowane
w aktach zostao jako zoty bibelot, to wiato realnie i zgodnie
z prawami fizyki odbija, czyli jest jako jest. Ale te prawd jest
powan, e to si z owej wielkiej przestrzeni czasowej tak tutaj
objawia. e tam i kiedy to powstao, ale tutaj i teraz pokazuje,
e jest i jakie jest.
Tak, wysoki sdzie, to zawsze inna atomowa prbka, zawsze jednostka
i unikalno. - Tak, wysoki sdzie, zmieszanie moe do nieporozumie
doprowadzi, faszerstw laboratoryjnych zamierzonych lub nie mona
si po takiej niepoprawnej metodologii badawczej spodziewa. A to
przecie grone jest, wysoki sdzie. Tak, grone. Bo to zasadnicze
znaczenie ma, to fundamentalnie wane jest, wysoki sdzie. - Jak si
to objawia? A tak, e na ten przykad zmierzy kto sygna atomowy,
co to do niego z daleka dociera. Niby atom od atomu si nie rni
i niby wszystko si zgadza. A nieprawda, a bd, a problem wielki
z tego moe wynikn. Tak, wysoki sdzie, problem. No bo przecie
kady atomowy sygna, jak mwiem, z innej epoki, wczeniej albo i
pniej powstay. Piknie laborant to znakuje, wiato takie albo
takie wykrywa, niby wszystko w detalach poznaje. Tylko jest wane
pytanie: z jakiej epoki to wiato, ono stare czy mode, od cigu
atomowego gwnego, czy izotopowe? A moe z jeszcze innego? - No i
jest dylemat, wysoki sdzie, zasadniczy. No bo jeeli czowiek ma
swoj dat yciow poda, to poda, wszystko piknie. Ale jeeli w
badaniu naukowym dokadnego zlokalizowania w czasie nie podam, to
moe z tego co zego wynikn, moe si obserwacja zagroenia do
faktu nie zbliy. I problem, wysoki sdzie. Bo nagle co si mao
przyjemnie pokae i uszkodzi cigo wiata, czy tylko cielesn.
I jest nieprzyjemnie. Sd to wie, sd to czsto bada.
Zdatowanie w naukowym badaniu, wysoki sdzie, to podstawa, to by
i nie by naukowego czynienia, to fundament wszystkiego. Mona to
na przerne sposoby robi, metody s. Na ten przykad prokurator
swoje badanie wstpne prowadzi poprzez odpytywanie, a to kiepska
67

w cisoci metoda. Std, wysoki sdzie, bdy w materiale sdowym


wystpuj, sd to zauway. Mona naukowo wglowe szcztki bada,
ale i to metoda przyblieniem mao szczegowa. Tak po prawdzie i
do blu po prawdzie, adne dzisiejsze datowanie momentu siga nie
siga, to zawsze, wysoki sdzie i szanowna publiko, to zawsze jeno
przyblienie, plus minus ile tam, milion latek w t lub drug ze
stron, to norma w tym zliczaniu. Wic jak tu si rozezna, jak to
wszystko ponumerowa i przypisa do konkretu dziejowego? Nie mona
i si nie da, wysoki sdzie.
Tak, wysoki sdzie, ma sd trafn intuicyjnie uwag, to wszystko w
tej naszej materialnej gbi, tak si kotujce, to identycznie w
obserwacji dogbnej si prezentuje jak na niebie. Jak to sobie w
teleskopach astronomowie pokazuj, te galaktyki, skrtna tak albo
owak, te gwiazdy i planety krce po orbitach, pyy wszelkie oraz
wybuchy. Tak, wysoki sdzie, tak samo to si w materialnym naszym
jestestwie prezentuje. Fakt, trudno si do tego badaniem dosta i
odpowiednie wnioski wycign, ale to tak samo idzie. To zawsze i
w kadym przypadku tak samo jest, tyle e w gr olbrzymie kawaki
si bada, a w gb szczypta prbkowa wystarczy. No, czasem wicej,
sztabka si przyda, to prawda, ale to przy szeroko rozcignitych
w czasie badaniach konieczno.
Tak, wysoki sdzie, mona to sobie tak wanie prezentowa, e do
nas z tej wielkiej czasoprzestrzeni jaka bytno sygna kieruje,
e rozum czy tylko gwiezdna i naturalna konstrukcja informacj na
swj temat miga. I kady kolor w tym sygnale to inny poziom, inny
czas zaistnienia takiego sygnalisty. Zawsze inny, wysoki sdzie. I
nigdy to si nie powtarza. Kady z nas, wysoki sdzie, na takiej z
przeszoci w przyszo przepywajcej energetycznej prostej, to,
wysoki sdzie, tylko jednostkowe zaistnienie. Niczego takiego nie
byo, nie ma i nie bdzie kady z nas tutaj tylko na chwil. To
takie prawo jest, ponad dziejowe.
Tak, wysoki sdzie, tylko prawd mwi, adnego zagmatwania si w
sowie nie dopuszczam. Badanie naukowe prowadziem, a jak wysoki i
askawy sd pozwoli, to dalej bd prowadzi. Ja, wysoki sdzie, w
nauk wierz, w poznanie wierz, w prawd wierz. Ja wiem, e duo
pracy jeszcze przede mn, e materi zbada dogbnie to wysiek i
szukanie w stogu, ale nie ustan, nie potrafi. Wysoki sd wie, e
w wiecie tyle jeszcze miejsc do przebadania, tyle prbek wydoby
z ukrycia trzeba, dla nauki pobra i porwna. e to poraa umys,
gdy bezuyteczno takiego zakrycia przed wiatem si stwierdzi, e
to trzeba wydoby i owietli potencjalnie non naukow wartoci?
- Sd to wie, ja to wiem, i wszyscy to wiemy.
I dlatego warto sign w materialne gbiny.

68

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 2.6 - Rzeczywisto, czyli co?
yje sobie czowiek yje na tym wiecie iks lat z okadem - niby w
tym nic wielkiego, przecie kady tak ma. Niby nic interesujcego
go nie spotyka, co najwyej ona wypuci si z pobliskim znajomym
dalsz okolic zwiedza, co najwyej jaki wypadek czowiek zaliczy
i autko skasuje, albo go z pracy biurowej bd zwalniali za jakie
tam nie wiadomo co. Sowem wszystko to pospolite i wszystkim znane
do znudzenia.
Ale czasem w tym byle jakim yciu codziennym tak si robi, jako w
duszy cielesnej tak si przestawi, e sidzie czowiek, w przestrze
czasowo si zapatrzy, a w nim myl taka dziwna zacznie koata: co
to rzeczywisto? dlaczego to tak jest, jak jest? - czym jest wiat
i co to wszystko znaczy?
Rozumie si, to tak nieoczekiwanie czowieka nachodzi - tak z rana,
a moe wieczorem, to tak nurtuje jestestwo i domaga si wyjanie,
e nie sposb si oprze.
Wic rzuca wwczas pan Zdzisio robot w biurze i w wiat daleki si
wybiera, eby tumacze szuka. Kiedy tam si by przeterminowanych
bajek naczyta, o mdralach pono w odmtach spoecznych bytujcych
wywiedzia, dlatego teraz odszuka te stwory postanawia. Co by si
o rzeczywisto wypyta.
No i idzie, idzie przez ten wiatowy pad, ludzi zaczepia, o sens
pyta, o rzeczywisto zagaduje - pytania o co si tylko da zadaje.
Ale ludzko, w tym adnej sensacji nie ma, rozpowiada o takowych
sprawach nie chce, pana Zdzisia zbywa burczeniem, czasami te psem
szczuje. A generalnie w wielkim powaaniu to posiada, co przecie
adn niespodziank nie jest.
Ale napotka wreszcie bohater naszej opowiastki osobnika, ktry o
zoonoci rzeczywistoci z nim wymieni uwagi rwnie zapragn. I
tene osobnik tak mu dusz gadk w temacie zaprezentowa:
"Pytasz si, co to rzeczywisto... Tak, pytanie, trzeba przyzna,
ciekawe, nie powiem. Ty sobie pewnie tam mylisz, e rzeczywisto
jaka tam jest, e to wszystko wok i w tobie to takie mocno i a
fundamentalnie pewne i trwae, prawda? No i, widzisz, ty si tak w
caoci mylisz, tak zwana rzeczywisto nie istnieje, niczego takiego
nie ma. To wszystko zudzenie... Tak, zudzenie, nie dziw si. No,
nie w tym prostym a prostackim mniemaniu, e tego nie ma, e to na
umyle si tylko czowiekowi dzieje, nie. To, widzisz, o to chodzi
- e tego tak nie ma, jak my sobie to przedstawiamy. Ty tam co na
tym obrazku wiata widzisz, ja swoje, ale to i tak dalekie od tego
rzeczywistego. Bo to zudzenie - to nasze spojrzenie to zudzenie.
I fakt, nie moe by zudzenia w pustce, to oczywisto jest - musi
by co, co takie zudzenie dla nas pokazuje, tylko ono inaczej si
w sobie ukada, ni my to postrzegamy... Kady rzeczywisto swoj
odmiennie ze sob taszczy, pojmujesz?... Ty swoj, ja te. I nie ma
jednej i ostatniej tej rzeczywistej zudy, wszyscy popatrujcy t
69

rzeczywisto dla siebie samych maj, kade spojrzenie sobie rwne


i jednako wane. Rozumiesz? ... Siedzimy tu mio, browarka pijemy i jest dobrze. I to ta nasza rzeczywisto jest, wsplna. Tam sobie
id ludzie w celu im wiadomym i te maj swoj, te wan. I wydaje
si, e ona inna, oddzielna, samoistna - a nie. Ona, widzisz, take
wsplna, z nasz tutejsz poczona przez wiat, cao wszystkiego.
My i oni, widzisz, w jednym siedzimy, jednako si zmieniamy, zawsze
sobie bliscy zasad przeksztace. - A zarazem, zauwa, to inne ju
w sobie zjawisko, ich rzeczywisto - i kadego - jest indywidualna,
jedna i jedyna, i to poprzez histori. I zawsze osobniczo doznana,
i zawsze odrbnie przeywana. Nie ma podobnej i nie bdzie. Nigdy.
Rozumiesz?... Ty idziesz, ludzi tak sobie zaczepiasz, o rzeczywisto
zagadujesz, i co, mylisz, e ci powiedz? A co maj ci powiedzie?
Niby przez wsplnot wiata tak oglnie mog ci powiedzie o tym lub
owym, i ty to zrozumiesz. To cz wsplna, ktra umoliwia jaki tam
dialog midzyosobniczy i jakie tam porozumienie - ale wszystko poza
tym ju osobiste, konkretnym yciem naznaczone, jako podobne, ale
jednak inne... Dla ciebie jedna rzeczywisto, dla mnie moja - dla
ciebie jedno jest wane, dla mnie drugie. Tak przykadowo mwic,
masz pitk poyczy, pierwszego oddam... Nie masz."
Ruszy pan Zdzisio dalej i zaszed w jedno miejsce. Innego pozna.
Przypowieci wysucha.
"Widzisz jest dom. Taki kady. Fundamenty, dach, okna i drzwi. Nic
szczeglnego. I co, pytasz, gdzie tu rzeczywisto? W tym, e to w
twojej obserwacji cao funkcjonalna i pena konstrukcja. I ona w
twoim spojrzeniu inna by nie moe. Zauwa, e to jest 'dom' ju w
stanie skoczonym, tu niczego nie brakuje. To wane, bardzo wane.
Dlaczego?... Wyjd w swoim zastanawianiu si nad wiatem od tego,
e to proces, e si zacz kiedy tam, jest stan teraz, ale wszak
za chwil, kosmiczn chwil to si skoczy. To ju wiadomo, nauka
w dowolny sposb ten fakt potwierdzia. Mona si spiera, kiedy w
tym zaczn robi si dziury, ale nie co do tego, e tak to bdzie.
Tylko, zauwa, o tym fakcie wiadomo dlatego, e badamy, e uczymy
si oglda to wszystko - i e wycigamy wnioski... A teraz ustaw
to sobie tak od pocztku, naszego osobniczego pocztku i zarazem w
caoci, jako spoeczestwa. Oto przychodzi na wiat nowy czowiek
i si rozglda, na przykad ty. To oczywicie nie jest adna tam w
sobie pusta karta, to zapchane z poprzedniego etapu informacjami i
komrkami istnienie, ale wobec tego, co w wiecie si znajduje, to
rzeczywicie jeszcze pustka, trzeba si wiele nauczy. I co takie
widzi, co odbiera zmysami?... Jakie plamy, dwiki, w ktrych na
tym poziomie nawet rytm trudno znale - sowem, pojedyncze fakty w
ich fizycznej postaci. Ley takie co w koysce, piszczy, eby da
sygna o tym i tamtym, w sumie nic ciekawego to nie jest, zadatek
na przyszo, ktry moe, ale nie musi si w osobnika zamieni. I
to tak trwa, dugo trwa... Po jakim czasie wylezie z tej koyski,
bo ju pewne zasady wiata si w nim wdrukuj, rozpoznaje bliskie
sobie twarze i poznaje okolic. Czyli raczkuje i podog smakuje,
pniej do okna z ciekawoci zaglda, za drzwi, i tak dalej. A to
wszystko, zauwa, bo to istotne, w penym domu si dzieje, co by tym
domem nie byo. Kade takie obserwowanie wiata dlatego jest moliwe
w swojej zoonoci, e wszystkie skadowe elementy tego 'domu' ju
70

w realnoci s, tu niczego nie brakuje, tu liczy si kada cegieka.


To nie prowizorka, ktra dopiero si staje - zrozum to... Dlaczego
to takie istotne? Poniewa, jak ju staniesz na nogi i jak si tak
caociowo rozejrzysz, masz te wszystkie fakty dostpne, one tu s i
warunkuj twoje spojrzenie. A przecie 'okna' oraz inne wtyczki do
wiata, czyli twoje zmysy, to zaledwie niewielki, maleki zakres z
caoci, to szparki, przez ktre obserwujemy wiat. I a dziwne, e
w tym spojrzeniu nie ma dramatycznie wielkich bdw, e mona kroki
w otoczeniu stawia i zazwyczaj w cian si nie trafia. e to dugo
trzeba poznawa i uczy si? Oczywisto... A pniej jeszcze dalej
idziesz, z domu wychodzisz, rozgldasz si, poznajesz wszystko, co
mona pozna. Ale czy to wszystko? Zadaj sobie takie pytanie, to w
twojej sprawie rwnie istotny element... Przecie 'domu', w ktrym
si pojawie - jego w powstawaniu nie widziae, bo to niemoliwe.
I jego koca te nie zobaczysz, to te niemoliwo. Jednak wiesz,
e si budowa, i chcesz to pozna. Jak to zrobisz? Moesz uy do
tego przyrzdw, zbada wszystko od fundamentw po czubek dachu - i
co, ju wszystko poznae? Moesz pyta poprzednikw, szuka czego
w archiwach, bada szcztki historyczne, ktre zawiadczaj okresy
budowania - i co, uwaasz, e to ju wszystko?... Ot nie, to tylko
na jedno spojrzenie z tego wszystkiego... Zauwa, e twoja osobista
historia si zacza iks z okadem temu, i dla ciebie to jest ju
wszystko. Jednak przed tob byli inni i po tobie bd kolejni - na
histori domu te tak mona spojrze... Ty na dzi postrzegasz 'dom'
w jego skoczonej formie i to jest dla ciebie dostpne, tylko e to
dalece nie wszystko, rzeczywisto wiata jest dalece inna od tego
obserwowanego - jest znaczco wiksza... Ty powiesz, e to takie tam
gadanie, e co w tym dziwnego. Jednak ty sobie podstaw pod nazwanie
'dom' sowo 'wszechwiat', tak na spraw spjrz. Nasza pozycja tak
wanie si prezentuje, zauwa. - Jako konstrukcja pojawiamy si nie
w dowolnym momencie, ale w cile okrelonym i policzalnym, i jest
to jedyny taki moment w dziejach tego wiata. I to nie jest adnym
tam jakim przypadkiem - gdybym mg, to bym ci to do gowy wbi na
wszelkie sposoby, i jeszcze przyklepa. To nie adne tam dziwactwa i
odchylenia od normy, o czym takim zapomnij na wieki wiekw, bowiem
w sprawie - w chwili naszego zaistnienia gboki fizyczny sens si
kryje, rozumiesz?... Nie wczeniej, nie pniej, tylko w rodku, to
jest nasz moment. Tylko w chwili, kiedy wszystkie elementy mona w
okolicy zaobserwowa i zuytkowa - kiedy s dostpne skadniki do
produkcji takiej gadatliwej poczwary, rozumiesz? Czy w zaktku si
jakim tak podzieje, e taka poskrcana kodem bytowo si pojawi i
e sobie o tym pogadamy - c, widzisz, to jest pewne tak na kilka
szans na wszechwiat. Ale to, zauwa, jedynie szansa. Moe z tego
co wyronie, a moe tylko zadatkiem si okae... Naszym zadaniem,
kadego z nas i wszystkich razem, jest tak spojrze na ten tutejszy
dom-wszechwiat, eby wyj w zastanawianiu si od takiego, co pod
rk i najbardziej widoczne, i jedynie zreszt dostpne - ale eby
tak z tego rodka, i zawsze od wewntrz, eby w spojrzeniu ju nie
ogranicza si do tego, co wida i co jest. Bo to, po prawdzie, i
obejrzane, i obmacane, i posmakowane - nawet zrozumiane. Chodzi o
to, eby opierajc si na istniejcym, tu i teraz istniejcym, jak
na materialnej opoce si opierajc - eby ujrze wszystko. Nawet i
to, czego ju nie ma lub jeszcze nie ma. I to jest moliwe... Mona
71

dobudowa, odtworzy i wytworzy w umyle fakty, ktre byy przed


naszym zaistnieniem i ktre bd po nas, mona stworzy obraz tego
caego wizienia. Acz zawsze, zawsze jest si uczestnikiem ycia w
jednej tylko celi... Wyjdziesz w takiej analizie z chwili aktualnej
i miejsca tutejszego, a dojdziesz do zawsze i wszdzie... I to ju
bdzie ta twoja ostateczna rzeczywisto."
Pan Zdzisio znw ruszy przed siebie, wdrwk ludow poprowadzi.
Trzeci si napatoczy.
"Mwili ci ju o zudzeniach? Mwili, to dobrze. A wspominali, co
za tym stoi? Nie wspominali. To dobrze. To ja ci powiem... Zjawisz
ty si na wiecie, tak, i rozgldasz si, tak - i co? Ten wiat si
okazuje twardy, tak? Wanie, cholera boli, jak si uderzysz o co
i guz ronie - stpasz po tym, bo twarde, a ciana atakuje, jak j
w pospiechu chcesz przej, prawda? I pytanie, czy to wiat jest w
sobie taki twardy, czy co? Zadajesz sobie takie pytanie, co? Tylko
e po jakim czasie w szkole ci ucz, bo tak poprzednie pokolenia
to wydumay, a nawet potwierdziy eksperymentalnie, e to inaczej
idzie - e to zudzenie. Uczyli, co? Dobrze. Pokazywali na lekcjach
i filmach, e owa twardo tak zaprawd nie istnieje, e to zmiana
w tempie zachodzca - e na dnie wiata wszystko si zmienia, jedno
w drugie przechodzi, e nic pewnego i nieoznaczona statystyka. Tak
to prezentuj, tak?... I z czego to si bierze, jak mylisz?... W
tym niedostpnym fizycznie i przyrzdowo zakresie wiata, cho on
tu wszdzie obecny, nie ma niczego innego jak cegieki, takie tam
jedynki czego, mniejsza o nazw. Jak ci wygodnie to sobie atomem
to nazywaj, czyli niepodzielnym - kwantem, czy inaczej. I takie co
si przemieszcza, nie ma w tym ruchu zatrzymania. Jest nacisk, a w
efekcie dowolna i lokalna konstrukcja z tych elementw moe sobie
zaistnie, ale to zawsze na chwil - nacisk ustanie i byt zanika w
tle owych jednorodnych jedynek. Na tym poziomie, a w konsekwencji
na wszystkich moliwych do wyrnienia, nie ma stabilizacji. I nie
ma niczego, co byoby elementarne. Nie ma. Fizyk co tam bada, ale
to zawsze zoenie, najmniejsze z najmniejszych, ale dla fizyka. W
poniszym zakresie jeszcze duo kolejnych faktw musi si zej w
jednostk, eby to fizyk mg zbada. Tylko z tego wynika, e tych
niszych cegieek adnym sposobem si nie pozna, to ju logiczny i
filozoficzny namys moe doj. Rozumiesz?... I teraz taka jedynka
si w tej zbiorowoci przemieszcza, buduje skomplikowane fakty. A to
skutkuje. Bowiem, jeeli fizyk ustala, e jest graniczna prdko w
wiecie, to przecie nie oznacza, e to si wzio tak sobie i e
nie wiedzie dlaczego taka warto. Nic podobnego. To tylko oznacza,
e wzmiankowana prdko 'c' jest graniczn zmian, jaka musi zaj,
eby co fizycznie obserwowalnego si pojawio. Niej prdkoci s
duo wiksze, jednak dzi w obserwacji tu jest prg. Tylko e to ma
swoje istotne konsekwencje. Takie, e twoje postrzeganie jest zawsze
spnione, nigdy aktualne, a w szerszym ujciu zudne w stosunku do
logicznie i maksymalnie pojtej rzeczywistoci. Tej rzeczywistoci
nie ma inaczej jak na jedno tyknicie, na jedno przemieszczenie si
jednostek tworzcych to wszystko... To wszystko wok mona sobie z
wygody i dla uproszczenia nazywa rzeczywistoci, co wyrnia w
takim zakresie, co uznawa za jedynk lub zbir - tylko e to zawsze
uproszczenie, nieostre postrzeganie oraz zsumowanie elementw. Ale
72

niech tam to sobie bdzie w nazwaniu rzeczywistoci, etykietka nie


ma znaczenia... Czyli, rozumiesz, wida w dowolnej obserwacji daleki
od tej gbokiej realnoci konkret. Zoenie, to po pierwsze, a po
drugie spnione wobec momentu zachodzenia urednienie i zbrylenie
energetycznych jednostek w fakt - w to, co uznajemy za fakt. I std,
i dlatego to jest zudzenie... To nie jest zudzenie w pospolitym i
banalnym ujciu, e tego nie ma, poniewa jest to jak najbardziej
stan fizyczny - nawet w formie nieobserwowalnej to jest fakt, zawsze
fizyka - tylko e tego nie ma w takiej formule i postaci, jak to si
tobie przedstawia. A po kolejne, ja tu ci tylko o takim wspominam,
twoja obserwacja to nie jest punkt i fakt jednostkowy, ale szeroko
i daleko w czasie oraz w przestrzeni rozcignity akt rejestracji dlatego wiedzy o detalach szukaj u kogo innego... Tak, na kade twoje
jednostkowe i 'plamiaste', a wic paskie ogldanie wiata - takie
fundamentalnie podstawowe, do ktrego jeste zmysami przymuszony na to skada si mnogo zdarze. To w tej rzeczywistoci zawsze i
tylko zbir faktw. I to szalenie rozbudowany. Dla ciebie jednostka
i ostro wyznaczony w rodowisku fakt, ale w ujciu gbokim mnogo
zjawisk. Czyli zudzenie... Ale ty powiesz na powysze, e jest ta
twardo, e opr, e wszystko zatrzymuje, e wiat to namacalnie i
bolenie doznawane ograniczenia, i skd to si bierze - tak powiesz,
co?... I wane pytanie, nie byle jakie. To si z tej zmiany bierze,
z szybkiej zmiany. Ty jeste solidnie rozbudowany w kad stron i
si skadasz z nieprzeliczonej liczby takich jedynek w ruchu, czyli
zajmujesz kawaek wiata i jego rzeczywistoci. Wic w kadym swym
kroku, a nawet i lec, opierasz si, trafiasz swoimi elementami na
te niej lece. Ty si zmieniasz i przeksztacasz w pdzie, ale i
kady element twojego istnienia, rozumiesz? A co wicej, co wane,
ty, jako urednienie wielu, nieprzeliczalnej liczby zdarze niskich,
jako skutek i zsumowanie tych zdarze, nie widzisz, nie doznajesz w
aden sposb tej podprogowej wobec twojego postrzegania zmiany - bo
to niemoliwe. Ta prdko tworzy ciebie i twoje widzenie, ale jest
nie do uchwycenia - nigdy tego nie poznasz. Tak si krci szybko i
szybciej, a dla ciebie to stao w postaci 'atomu' czy istnienia w
jakiej formie - tam drga i przeksztaca si po wielekro, jednak w
doznaniach rejestrujesz grunt pod nogami, rozumiesz?... Dlatego te
zawsze trafiasz na opr tych 'atomw', tych zbiegnitych na moment
w co 'twardego' faktw - tam si kotuje, pdzi, wiruje, a ty si
cielenie leniwie przecigasz i otoczenie podziwiasz; cho to zmiana
- to dlatego w doznawaniu stao, dlatego pokazuje si dla ciebie
jako niezmienno... Ale, zauwa i przemyl to, faktu zmiany wiata,
tej jego maksymalnie szybkiej zmiany, tego musisz dochodzi dugo i
z mozoem - eby ustali, e wszystko si zmienia, musisz porzuci
tak naturalny i stabilnie codzienny ogld, a to atwe nie jest. Tak,
rzeczywisto wiata to zmiana, i to ogromnie szybka, ale przez to
w odbiorze dla ciebie materialnie pewne... Co niebywale szybko si
zmieniajcego, to ma dla ciebie posta trwaoci, jest ciaem oraz
fizyk. I przez to zudzeniem... Jedno ci jeszcze na koniec powiem,
i ty to sobie zapamitaj: e to zudzenie, to ju wiesz, ale wane
w tym to, e to zawsze Fizyka, z duej litery. Bo musi by co, co
te zudzenia tworzy i przenosi, nie ma przecie zudze w nicoci,
bez elementu przenoszcego. Zera, pustki niczym nie zapiszesz, ale
kwant czego moe zudzenie budowa. Tak. - Dlatego nie wierz ty w
73

takie rne dziwaczne oraz logicznie pokrcone, ktre gosz wszem


i wobec mao z rzeczywistoci styczni osobnicy, to jest zudzenie
na temat zudzenia. Prawda, rzeczywisto zawiera w sobie zudzenie,
ale nie takie. To fizyczne i realne zudzenie. I nigdy inne."
Czwartego pan Zdzisio trafi przypadkiem - troch by dziwny. Ale
temat pocign jzykowo ostro.
"Naoyli w gow, co? - Pytasz o zoenia oraz abstrakcje wiata,
tak? - Mam ci opowiedzie, jak to wyglda, ha? - A jak moja wiedza
niewielka, to co? - Dalej si pytasz, tak? - Postawisz? - Moe by.
- Ja si uczyem - przeczytaem - i rne wiem. - A co. - Ty si po
wszystkiemu rozgldasz, co? - I co widzisz? - Tu co, tam co, tam
inne co, i co? - Czy to 'co' to takie, jak widzisz, co? - Sam to
ju wiesz, e nie, e to zudzenie, prawda? - No, prawda. - Nic tu
elementarnego, prostego, same zbiorowe istnienie tego i tamtego. I co? - A dla ciebie to trway kawaek - materia, powiesz, co? - A
to zoenie obserwacyjne, wiele obrazkw w jeden zoony, prawda? Tu sobie jedynka czego jest, tyknie kwantowo - i ona ju tu jest,
ale dla ciebie to nie do zobaczenia, prawda? - Dla ciebie przeskok
z miejsca do miejsca, widzisz, to tylko jedynka widzenia, tak? - A
nawet, po prawdzie, taka jedynka czego to sobie tyknie ile razy przesunie si mnstwo razy - ogromnie wiele razy - a ty widzisz tu
dopiero swoje atomowe co, rozumiesz? - Na dnie wiata tyka - tyk i
tyk - pdzi i pdzi - a dla ciebie dopiero jedynka si pokazuje, i
ty to mierzysz, rozumiesz? - Z czego to si bierze? - Z twojej tej
cielesnej budowy - widzisz?... Tak, widzisz, ale co ty widzisz? - I
jak widzisz?... No to spjrz, jest st - jest? - I sobie te kwanty
buzuj - prawda?... Padnie foton jeden i drugi - padnie - odbije od
powierzchni - i trafi w zmys - prawda? - Prawda. - Tylko e jeden
nigdy nie wystarczy - jedynki to ty nie zobaczysz, rozumiesz? - To
musi by strumie takich kwantowych jedynek, raz za razem, wiesz? Tam gdzie gboko zawsze jest stan chwilowy, takie 'teraz' wiata,
tam sobie przeskakuje kwantowo, rozumiesz? - Wic jak ten umys moe
sobie z tym poradzi, no, jak? - Zbiera, sumuje, punkt po punkcie w
swoich zakamarkach magazynuje, pojmujesz? - Niczego wicej nie ma,
tylko ten chwilowy tik-tak, a mzgowie to zestawia w co, w co? - A
to ju mao wane. - Taki atom choby, czy elektron, czy rozum, czy
dowolne, kapujesz? - Tyka, ale e dugo tak tyka, to zbierze si w
ogldaniu - i na skutek naszego powolnego ogldania - w konstrukcj
jak, co, widzisz? - Zgoda, takie tam 'teraz' wiata rnie sobie
mona opisywa, wiesz? - Raz to bdzie najmniejsze z najmikszych,
raz najwiksze z najwiksze, jednak to zawsze jest chwila teraz, i
nic innego, rozumiesz? - I zawsze, zawsze bdzie si to dla ciebie
pokazywao jako zoone, nigdy jedynkowe, rozumiesz? - Std-dlatego
to tylko w tobie ten obraz czego si skada i tylko jednostkowo si
skada - nic wicej nie ma - tej naszej rzeczywistoci, tak zwanej
rzeczywistoci, tego musisz w sobie szuka, rozumiesz? - To ty j w
kadym spojrzeniu tworzysz, skadasz sobie, sumujesz z elementw cho o tym nic nie wiesz, bo to twoja podprogowo obserwacyjna,
to twoje postrzeganie - co, apiesz sens tego zbierania? - Wszystko,
co widzisz, a nawet i to, czym jeste, to zbir oraz zoenie - to
abstrakcja, rozumiesz? - Ciao to abstrakcja, wiat to abstrakcja,
pojcia - to abstrakcje; cae czy detaliczne ujcie czegokolwiek 74

to abstrakcja; chwytasz sens?... Tu wok niczego elementarnego czy


staego - wszystko po horyzont to abstrakcja... Rozumiesz?"
Od pitego pan Zdzisio niczego si nie dowiedzia. Poniewa piaty
wymownie spojrza na pana Zdzisia, popuka si w jakim celu kilka
razy w czoo - i odszed w milczeniu swoj drog.
Za to szsty okaza si osobnikiem bardziej rozmownym, cho wyraa
si moe nazbyt grnolotnie.
"Stwrc jeste, kolego, stwrc tego wiata. To ty tworzysz swoj
rzeczywisto, i to w kadym rozumieniu... Zewntrznie j tworzysz,
w kadym czynie, ktry odciska si w otoczeniu, ale i wewntrznie,
skadajc na obraz i podobiestw tego wiata swoje abstrakcje. I
to one, te konstrukcje na fizycznym noniku, ktrymi znakujesz to,
co widzisz, co dociera do ciebie dowolnym zmysem - i te abstrakcje
s w twoim wiecie wszystkim. I niczego wicej nie ma. Kady z nas,
kolego, tworzy sobie wiat - jest stwrc tego wiata. Jeden lepiej
to robi, inny nieco gorzej, ale nie ma takiego, ktry by to robi
zupenie le. Wiesz, dlaczego?... Poniewa bdna, za hipoteza jest
z rzeczywistoci wiata wykasowywana, jako niepasujca do niego. W
swoim dziaaniu co spieprzysz, w efekcie ciana ci zaatakuje, bo
zachowasz si nieodpowiednio do okolicznoci i zachcesz przej nie
tam, gdzie mona. Ale jak zbudujesz w sobie abstrakcj, ktra jest
zgodna z aktualnym stanem wszechwiatowej zmiany, to wygrae - to
moesz przej dalej, zrobi kolejny krok. Tylko ten jeden kolejny.
Bo na kolejny znw trzeba zapracowa, znw si natworzy - odczyta
poprawnie stan rodowiska z tych wtych, jake niepewnych danych,
ktre ci zmysy podrzucaj w kadym tykniciu. Jeeli wtyczki le
pracuj, jak czego nie dojrzysz, sam rozumiesz, kolego, trafi ci
uliczny ruch albo nisko przelatujcy obiekt, albo dowolne co. - Ta
realno w tobie si znajduje, kolego, i nie ma innej. Twoja, moja,
kadego jest tyle samo warta - istniejesz, to znaczy, e sprawdzasz
si w roli eksperymentatora, e wycigasz poprawne wnioski. A jak
bdzisz i si obijasz o kanty wiata - c, kolego, daleko ju nie
zajdziesz. I dobrze, eby o tym wiedzia... Widzisz, to prawda, e
wiat nas stworzy - jednak prawd jest rwnie, e to my tworzymy
wiat. Wszak wiata nie ma poza chwil, poza stanem 'teraz', to ju
wiesz. Ale jak ten stan aktualnie wyglda, jak przebiega na kadym
poziomie wiata, o tym moesz powiedzie ty, ja, kady z obecnych i
obserwujcych zmian - kady j doznajcy. wiat nas stworzy, ale
ty my stwarzamy wiat kadym aktem obserwacji, stwrc wiata jest
kady - rozumiesz? Bo nie ma niczego wicej poza tymi abstrakcjami,
ktre nas zapeniaj, ktre tworzymy pod naciskiem wiata. To tylko
pynie z kiedy do kiedy, a my to w naszym spojrzeniu zbieramy. I
wyznaczamy arbitralnie, e w takim a takim miejscu zaczyna si lub
koczy jaki fakt, poniewa tylko tyle moemy zarejestrowa. A ta
- najwaniejszego elementu procesu - w obserwacji nie sigamy. Dla
nas to wydaje si nieistotne, zbdne, dopenia widzenie, ale jest
pomijane. A to zasadniczy bd... Przecie na kocu, kiedy badaniem
signie si jednostek tworzcych, i tak trzeba powiedzie i z tego
sobie zda spraw, e to wyrnianie jest w nas - e realnie i tak
czego takiego nie ma. e badane to zudzenie. Powiemy 'atom', czy
powiemy 'elektron', czy podobnie, niby oczywisto - a przecie to
75

tylko chwilowe ujcie czego, co ani takie jest, ani w ogle jest.
Na kocu musimy stwierdzi, e jest chwilowe - i e ponownie w tle
za moment zniknie. - Na kocu, kolego, musimy powiedzie, e w takim
obrazie najwaniejsze jest nasze dziaanie, a nie sam obraz - e to
my ten obraz tworzymy i stwarzamy - a nie, e wiat taki jest. Tam
si przemieszcza z miejsca na miejsce, a dla nas to ciao lub inne
wydarzenie - tam si kwantowo dzieje, a dla nas kwant ma posta ju
planety czy wszechwiata, rozumiesz, kolego? Kade nasze dziaanie
w wiecie, to dzielenie jednolitego procesu na kawaki - eby go w
tej zmiennoci zrozumie. To pochodna naszych lokalnych moliwoci
i rozumienia procesu. Tylko e na kocu tego dzielenia i sumowania
- na kocu musimy powiedzie, e to byo oczywicie potrzebne, tego
inaczej nie sposb zrozumie, e trzeba byo sobie to jako uj w
jedynki kwantowe, eby opisa i policzy w narzuconym zewntrznie
na zmian rytmie - ale realnie jest tylko ta zmiana. Niczego ponad
zmian nie ma. Rytm tej zmiany jest przecie dla nas, regua jest
dla nas, wiat i zmiana nic o tym nie wie, zachodzi. I dobrze, to
jest nasze wszystko, ktrego dochodzimy na samym kocu. Ale eby o
tym si dowiedzie, musimy przej te wszystkie wyrnienia, je w
zmianie pozna - i caociow ju zmian zdefiniowa. Zadanie nie
takie znw trudne, kolego, rzeczywisto nie jest skomplikowana. W
ogldzie wstpnym to wyglda na pogmatwane, ale ostatecznie staje
si jasne i przejrzyste - i zrozumiae. wiat jest tak prosty, e
ju prostszy by nie moe. A co wicej, co pewnie ci zaskoczy, o
tym przekonuje si kady osobnik i kade pokolenie. Prawd, regu
wiata posiadali i posiadaj wszyscy. A e czasem byo to wyraane
dziwacznymi abstrakcjami? To ju dzi, kolego, nie ma znaczenia jeste, jestemy, i to si liczy... Tak, twoja rzeczywisto zawiera
si w twoich abstrakcjach. I nie ma, nie ma innej rzeczywistoci."
Pan Zdzisio zaduma si. Ale nie wiadomo, jakie wycign wnioski
z tej swojej wdrwki.
yje sobie czowiek yje na tym wiecie iks lat z okadem, napotka
tego lub innego, pogada, czasami dowiadczy czego wanego, ale czy
to zmieni jego pogld na wszystko? Czy z kilku pogaduszek wiedza o
wiecie moe si w osobniku zmieni?... Wykluczone do koca to nie
jest, ale i pewnoci adnej mie nie sposb.
Wypada wic mie nadziej, e i pan Zdzisio skorzysta i e stwrc
swojej rzeczywistoci si poczu.
Ale kto go tam wie...

76

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 2.7 Widmo promieniowania.
Nie mona powiedzie, eby obroty yciowych sfer obywatela M. byy
w sposb szczeglny skomplikowane - wrcz przeciwnie. Wstaje sobie
o czwartej, co by si zaapa na poczenie do punktu zatrudnienia
- pniej byczy si przekadajc z miejsca na miejsce co w celu mu
nieznanym a jeszcze pniej kieruje si na domow wyerk, ktr
szykuje w mikrofalwce - jednoczenie zapoznajc si z najnowszymi
danymi o tym lub owym (a w sumie zawsze o tym samym). Sowem, taki
bana i pospolito bijca po oczach, pospolito po przestrzeni i
czasie.
Tylko e, widzicie, to si tak pozornie prezentuje - mona nawet i
powiedzie, e to tak wyglda w zgrubnym ujciu. Bo jak ju tak z
rozpdu gbiej w tym yciorysie poskroba, tu zajrze, tam co po
przyrzdowemu zmierzy, albo i logik fizycznie filozoficzn sobie
przewietli to wychodzi z tego skomplikowanie i zakrcone mocno
zagadnienie. A wrcz mona powiedzie, e bardzo zoone.
Zdziwi to was, powiecie, jak w takiej pospolitoci dziejowej mona
si dziwnych faktw doszuka, powiecie. I w ogle, jak je w takim
czym odszuka, kiedy w cay M. (ze swoimi przylegociami), sobie
samemu osobowo by moe wana szczegami, ale jednak po caoci
to takie oglne nic - to przecitno statystyczna i dodatkowo tak
jeszcze generalnie uredniona?
A jednak nie, powiem wam. To tylko taki zewntrzny i powierzchowny
pozr, wasze spojrzenie w sobie uomne z zasady i krtkowzroczne
a przez to niepene.
Tak, nie dziwicie si, kade wasze spojrzenie zawsze w sobie jest
powierzchowne i na krtkim dystansie ono si dzieje, ale fizycznie
inne nigdy nie moe by.
Spjrzcie dokadniej na wzmiankowanego obywatela M., co widzicie?
Zaawansowana ysina, worki pod oczami oraz piwny misie brzuszny
w stanie dynamicznego przyrastania. Ale, zauwacie, takie chodzce
po planecie co, niby byt rozumny i korona stworzenia, to zarazem
zoenie takie wielokomrkowe i wieloelementowe zoenie, mocno
w sobie pogmatwane. Widzicie to? Skada si to z atomw, a nawet i
elektronw, napchane jest biakowym wistwem i podobnie, wycieka
z niego rne takie sowem, rozumiecie, niby co pospolitego, a
jednak gbiej wielo procesw i faktw.
Powiecie, e kady tak ma, e w tym harmonia yciowa si objawia,
ale poza tym nic wicej.
Tak, moe i macie racj, takie M. faktem rzeczywistym wielkiego co
sob nie reprezentuje. Ale spjrzcie wy sobie na rwnie pospolity
element wiata, czyli promieniste widmo naukowo zbadane. Te si w
tym takim dzieje fotonowym banaem, jakie skadowe hulaj tam bez
sensu w swoim drgawkowym tacu - prawda, e pospolito?
Mwicie, e tak jest - i e to wszystko adnego zadziwienia waszego
77

nie wywouje.
Ha-ha-ha, ja na to wam si gono zamiej. I jeszcze wam w sprawie
powiem, e was podpuszczam, kit wam solidny wciskam, no i e wy si
na to dajecie prostoliniowo nabiera. Pospolito sobie uwiadamiacie
i widzicie tam, gdzie rwnie wielokrotna zoono oraz szalona w
swojej procedurze zachodzenia komplikacja. Na lep swek i wizyjn
ukryt tre si apiecie bezrefleksyjnie - w przekaz podawany tak
lub owak (byle haaliwie) dajecie si wmota bez wasnej oceny, bez
zgbienia.
Tak, taka prawda w tym waszym stanowisku yciowym si zawiera, mona
powiedzie, e w peni telewizyjna, beztreciowa.
Bo, widzicie, to takie na oko niby nic istotnego. To jakie w sobie
tabelkowate, poliniowane, znumerowane - i w ogle zestawienie drga
promienistych, naukowo kiedy zbadanych.
A tu nic z tego - to znw powierzchnia zjawiska, wana w badawczym
dziaaniu, pomocna w przernych okolicznociach, jednak w caoci
jeszcze nie przenikniona. W caoci, wam powiem, daleko we wszystkim
nie przepatrzona. Widzicie fakt w/na tle, ale samo to ju w waszym
spojrzeniu niewane, do pominicia; ono dla was puste treci, nie
sigacie jego gbi znaczeniowej. I bd robicie, zasadniczy taki
ju powany.
Zaprotestujecie, skrzywicie si, bdziecie dowodzi, e myl si i
e gupstwa opowiadam - e widmo fotonowego rozkadu adnego ju w
sobie dziwnego elementu nie posiada, od gry do dou poznane, e w
nim wszystko wida, nawet jak nie wida. e przyrzdowo to poznane
i nawet wykorzystane e tak dalej i tym podobne.
A ja na powysze wam pod kaprawe patrzaki obrazek z owym widmem i
promieniami podsun, do zastanowienia nad wizj przymusz, rozum i
okolic ka w analizie logicznej zaprzc. I co? I jak? - Jak taki
fizycznie wypracowany w trudzie i laboratoryjnym znoju rozkad tej
promienistej ewolucji widzicie, jak to odbieracie? Przecie ju to
wam jasne, ju wiecie, e tylko fakt wyrniajcy i rzucajcy si w
oczka si tak pokazuje, e rzeczywicie wane jest dalsze wic i
skryte w powierzchownym ogldzie. Ju posiedlicie wiadomo, e w
tematyk warto mocniej si wgry i w jej rozrysowaniu potraktowa
fundamentalnie.
Ju wiecie, e to chwilowo, e zudzenie, e jedynie fragment z
caoci, itd. - I co, i jak?
I nic, dalej nic? - A widzicie wy grn cz? Widzicie, e sobie w
jakim takim, nie wiedzie jakim i dlaczego takim miejscu si to w
procedurze urywa, widzicie to?
Czy to was w zamieszanie pojciowe nie wprawia, nie zastanawia, nie
zmusza do zreflektowania si nad tym wszystkim?... Nie dostrzegacie
w caoci takiego zbioru tej sensownej regularnoci, nie dzielicie
sobie tego zestawu na czci sobie rwne - oraz jedn, wanie t
grn, jako niepen? Tak to si wam nie przedstawia?
Powiadacie, e wam si nic podobnego nie prezentuje, e mam chyba
senne omamy i e dalej wam kit wciskam z tym rwnomiernym fotonw
78

rozkadem. Powiadacie, e wam widmo jest widmem, i tyle - e nauka


to ju zestawia i e nic wicej z tym nie potrzeba robi, e fakt
to jest i e tak to jest. I e lepiej temat na bardziej ciekawy w
sobie zamieni, opowiastk lepsz ludnoci przedstawi. Choby te
o owym obywatelu M.
Oj, ja wam powiem, oj. - Wy zupenie nie chwytacie sensu tam, gdzie
on wystpuje, a zerkacie na to, co prosto podane i co widoczne tak
na powierzchni.
Ja tu wam niebywale istotn faktografi pod oczka podtykam i cech
wiata najgbsz wydobywam na wierzch - powizanie ze wszystkim (i
zawsze) podrzucam do analizy, a wy krcicie nosami, wy lekce sobie
macie taki temat. Ech.
Przecie w tym niedokoczonym w czci grnej widmie, w tym kryje
si niebywale istotna informacja, to siga podstaw zrozumienia tej
caej energetycznej ewolucji wszystkiego.
Tak, nie patrzcie si tak dziwnie. I zastanwcie si, dlaczego to
tak wyglda, jak wyglda? Owszem, fizyka ju pomierzya wszystko i
niczego wicej w tym zakresie odkry si nie da, to zbir peny i
skoczony. Ale dlaczego on jest w tym zestawieniu niepeny, co? Co
si za tym kryje, co? e tak jest, to fakt, ale dlaczego to tak w
pomiarach si ukada przyszo wam kiedy takie pytanie do gowy?
Postawa w stylu, e tak jest, bo tak jest, to tak to ujm mao
w sobie postpowe, daleko si tak nie zajedzie.
A przecie, wecie sobie pod rozwag, widmo promieniowania wanie
tak si prezentuje, e ono ju jest niepene e ono, i owszem, w
przeszoci miao t grn warto, ale jej dzi nie ma i by nie
moe. I jeszcze wicej, e widma cigle i cigle ubywa, zakres do
badania si kurczy. - Widmo w jego postaci zbiorczej to nie zestaw
raz na zawsze danych faktw, ale konstrukcja pochodna stanu wiata
i dynamiczna i w swoich maksymalnych rejonach zanikajca.
I jest to rzeczywicie niebywale wany fakt fizyczny oraz logiczny
- taki z odniesieniami i wnioskami do wszystkiego.
Znw nie wierzycie, znw spogldacie tak jako dziwnie a ja wam
teraz mwi, e to prawda swoj gbok prawd prawdziwa. Musicie
to zaakceptowa.
Spjrzcie raz jeszcze na rysunek i jego symetryczne rozoenie do
dalszej analizy wecie. Mona tak zrobi, mona podzieli zakres w
regularne odstpy? Mona, jak najbardziej. Widzicie, e w zestawie
jest rodek, e s kolejne osie symetrii? Widzicie, dobrze. Macie
nakierowanie patrzenia na ten grny brak widma? Macie, dobrze...
I teraz zastanwcie si, ale tak powanie, dlaczego to tak wyglda
i co z tego wynika?
e to fakt badawczy, to ju pado - trzeba byo to pomierzy i tak
zestawi, koniec, kropka. Ale teraz warto na tym widocznym zrobi
kolejny krok poznawczy i zastanowi si, jak informacj ten zbir
ze sob niesie. Bo niesie, bez dwu zda. Niby banalny zestaw, ale
79

to gbokie przesanie.
Przecie, zauwacie, kada porzdna ewolucja ma w sobie rodkowy
zakres oraz o symetrii, zgadza si? Oczywicie s powichrowane, a
nawet zupenie skrzywione procesy, ale i tak mona w nich rodek i
o symetrii wyznaczy. Zauwacie te, e cho widmo promieniowania
to konstrukcja w formule abstrakcji, e nigdzie na wiecie nie ma
takiego zestawienia, to oddaje ewolucj energetyczn w trakcie jej
zachodzenia. A wic musi rwnie zawiera w sobie stan rodkowy i
o symetrii - to abstrakcja i narzucona na zmian zewntrzna wobec
procesu regua, ale musi oddawa fakt symetrii zmiany.
A tego, zauwacie, nie ma. Mona zrobi tak, jak na rysunku, czyli
wyznaczy peny, regularny odcinkami przedzia widma ale realnie
tego nie ma. I powstaje pytanie: dlaczego tak jest, co to wnosi do
zrozumienia wiata? Oczywicie mona zrobi tak, jak proponujecie,
a wic poprzesta na samym ustaleniu, e s takie i nie inne fakty
w widmie. Tylko e to pasywna, mao twrcza postawa rozumiecie?
Ustalenie, e jest tak a tak, i koniec, to, sami przyznacie, bana
poznawczy, wany, ale pospolicie prosty. Rozumiecie?
Rozumiecie, to dobrze. - Bo, widzicie, za tak wyznaczonym brakiem w
widmie, a to jest przecie fakt, za tym kryje si przekaz, e tych
wartoci nie ma i e adne, nawet najbardziej wymylne badanie ju
tego nie zmieni. Bo tych wartoci nie ma. Ale one byy, powtarzam
i was zapewniam, i to stosunkowo niedawno w caoci ewolucji tego
wiata, ale to ju odeszo w przeszo, to ju historia. I w tym
tutejszym wszechwiecie nic podobnego nie zaistnieje.
Przy czym, co te warto sobie uwiadomi, aktualnie grny rejon w
widmie i energetycznie maksymalny, to nie jest stan dany na zawsze
- to teraniejszy, chwilowy i przede wszystkim cigle zanikajcy w
swoich wartociach rejon. Skutkiem niebywale krtkiego przebywania
w wiecie bytu mierzcego, widmo jawi si jako co stabilnego, wic
odwiecznego, ale to pozr, to zudzenie, ktre wprowadza w bd. W
gbokiej analizie wida, e widmo promieniowania - a wic rwnie
i rzeczywisto jako taka e to si kurczy i znika. I nieodlege
zaniknie zupenie.
Skoro bya chwila, w ktrej widmo promieniowania posiadao w sobie
wszystkie elementy, od energetycznej gry do samego zera drga, to
oczywicie trzeba zada pytanie - kiedy we wszechwiecie tak wany
i zarazem szczeglny moment zaistnia?
W rodku przebiegu. W rodku zmiany, ktra oznacza wszechwiat. W
tym jednym momencie dziejw caociowego ukadu nastay warunki, w
ktrych wszelkie elementy widma byy obecne. To w tym punkcie - bo
to by punkt - w rodku zmiany mona byo zarejestrowa wszelakie
czstotliwoci.
Mwic nieco grnolotnie, ale przecie zasadnie, tylko w tym jednym
i jedynym momencie brzmiay wszystkie tony orkiestry wiata. Gdyby
by kto, kto by mg to stwierdzi, opisa by to jako harmoni
pene brzmienie harmonii sfer.
Problem jednak w tym, widzicie, e tego momentu aden rozumny byt
nie mg zarejestrowa. Dlaczego? Poniewa takiego bytu nie byo.
80

W momencie zaistnienia wszystkich czstotliwoci, w momencie tego


wspomnianego rodka wwczas nie byo nigdzie nikogo, kto by taki
fakt mg odnotowa. By rodek ewolucji wszechwiata, ale adnego
obserwatora zdolnego to odnotowa nie byo.
Tylko e, widzicie, ten moment by niezwykle istotny nie z takiej
tam sobie logicznej ukadanki, eby tu pokazywa, e czego brak w
zbiorze promieniowania, rodek zmiany to szalenie wany moment dla
nas i naszego istnienia. - Tak, uwiadomcie to sobie, wanie w tej
to rodkowej chwili zaczo si to, mogo zaistnie to, co oznacza
nas czyli komrka rozumu. A te w dalszej ewolucji rozum w swojej
penej postaci. - Uwiadomcie sobie, e tylko w tej jednej chwili w
dziejach wiata byy warunki, peny zakres moliwoci, ktre wiody
do powstania rozumu. Nigdy wczeniej, nigdy pniej. Rozumiecie? Wycznie i tylko w rodku moe taki fakt zaistnie.
Powiadacie, e to nacigane, e ycie to proces wielce odporny, e
na pewno by wczeniej i bdzie pniej. Prawda. To prawda, e si
ycie potrafi chwyci wszelkich dogodnych warunkw i e si pleni
w kadym zakamarku wszechwiata. To fakt, ale tylko biologiczny. W
przypadku bytu posiadajcego rozeznanie i samowiadomo c, to
ju zupenie inna gadka.
Takie rozumne co, nawet tak pospolite w swojej pospolitoci, jak
obywatel M. w jego urednionym jestestwie to moe zaistnie raz
i nigdy wicej. Raz jako fakt osobniczy i raz jako fakt zbiorowy.
Warunki do zaistnienia rozumu s tylko i wycznie w rodku caej
zmiany.
ycie to bana, ale ycie rozumne to wyjtek.
I wanie o tym mwi niepeny zakres widma. Podpowiada, kiedy taki
rodek wystpi, pozwala to obliczy i zarazem informuje, e to
zmiana w toku zachodzenia. A przez to skoczona. Te z momentem do
wykazania. - Ten brak wnosi wiedz, e moliwe do zaobserwowania w
wiecie fakty i elementy, e to nie jest kiedy tam zaistniay na
peny okres trwania wiata zestaw, ale e ten zbir powstawa i e
zanika powstawa krokami i zanika takimi samymi krokami. Powsta
w rytmie od gry, od najwikszych wartoci - ale i zanika w takim
samym rytmie. I dlatego tego grnego rejonu ju nie ma. Bo rodek
min, elementy si oddaliy od siebie i tego stanu skupienia by
nie moe. Ju nie moe.
Do rodka zachodzio kondensowanie, zblianie si elementw, ktre
tworzyy wszechwiat. Zewntrzny docisk wymusza wzrastanie w tym
ukadzie cinienia, a to skutkowao zblianiem jednostek energii i
tworzeniem kolejnych poziomw rzeczywistoci. W rodku tak opisanej
zmiany, tylko w tym jednym momencie, tylko w tym punkcie i rwnie
punktowo, zaistniay warunki do wytworzenia si najbardziej w tym
ukadzie skomplikowanej struktury rozumu. Powstaa konstrukcja,
w ktrej wielowymiarowo dopeniony zosta zbir kwantw. Powtrz,
nigdy wczeniej nie byo do tego warunkw i nigdy ju nie zajd w
tym wiecie. I to warto zrozumie i doceni.
Od rodka bowiem proces biegnie w drug stron. Czyli wczeniejsze
skupianie zamienio si w rozprzestrzenianie w wybuch i ucieczk
81

elementw. Ucieczk w nieskoczono. e to stosunkowo duy obiekt


wszechwiatowy, poniewa tworz go mnogie elementy, to i zjawisko
rozpadu jeszcze troch si utrzyma i pozwoli podziwia - ale trwa
i nawet przyspiesza.
Z tym wanym zastrzeeniem, e to nie kiedy tam, za ogromn skal
lat dojdzie do wspomnianego finau, ale ten fina bdzie niedugo.
W skali wszechwiatowych zdarze niedugo.
I jeszcze jedno wane, z czego te warto sobie zda spraw i co z
tego braku w widmie wprost wynika. Ten zanikajcy zakres nie jest
tam i daleko, on nie dzieje si gdzie brzegiem wiata. Jeeli tak
kto przedstawia sobie rzeczywisto i jej ewolucj, to znaczy, e
niczego z takiej rzeczywistoci nie pojmuje.
Przecie, zauwacie, zanikanie wartoci promieniowania przebiega w
caoci ukadu oraz w kadym miejscu. Niemono pomierzenia tych
wartoci to nie pochodna ulokowania mierzcego czy jego moliwoci
badawczych. To nie tak. Chodzi o to, e jeeli czego nie ma, to w
tym miejscu tego nie ma i w ogle nie ma - jeeli tutaj czego nie
stwierdzam, to tego nie ma w kadym zaktku.
Mwic inaczej - i co warto sobie uzmysowi - to nie na dalekim i
gdzie w horyzoncie zdarze umiejscowionym rejonie brzegowym wiat
ulega zanikowi i si zuszcza warstwa kwantowa po warstwie, ale e
to dokonuje si cigle i w kadym punkcie. Brzeg zjawisk jest tu i
teraz i wszdzie.
Rwnie we mnie. Skadajce si na mnie elementy wiata, ktre tak
stabilne wydaj si w swojej rotacji, ktre zamykaj si w tward
w moim pomiarze sfer, a to atomu, a to fotonu to rwnie podlega
rozpadowi, zanika ich pena w chwili rodkowej posta. Dlaczego? W
wiecie nie ma ju takich zasobw, eby ich powoki dopeni. Taki
moment ju nie zaistnieje, nigdy. Te elementy posiaday rodkowy i
maksymalny charakter, ale to przeszo. Obecnie cigle, cigle i
cigle si zuszczaj, trac grne wartoci.
Ten proces jest w ciele osobniczym, std moje zanikanie ale i w
ciele wiatowym, cay wszechwiat tak si zuszcza i zanika, traci
skadniki i zanika. - Na t chwil brakuje jednostki i troch, ale
to oznacza, e kady element ju jest dziurawy i e si nie dopina
w istnieniu ale to rwnie oznacza, e cao wszechwiata jest
dziurawa i si rozpada. Oraz e ta dziura si powiksza.
Si powiksza... Si powiksza...

82

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 2.8 - Wielki wybuch zmodernizowany.
Jest sobie obserwator...
Taki, wiecie, zwyczajny, czowieczy i przyspawany do teleskopu czy
podobnego narzdziowego przyrzdu. Znacie to, ogldalicie mnogo
razy w telewizyjnym okienku. Siedzi albo stoi przy tym sprzcie i
popatruje w dal wiata, albo i gbi, jego sprawa. - I jest temat,
co on takiego widzi, co w swoich zmysowych wtyczkach podczonych
do okolicy postrzega? Niby wszystko jasne i widoczne, jakie takie
gwiazdki na ten przykad s widoczne, wiksze i mae elementy tu i
tam si pokazuj - znacie to. Podobno to zbadane i nazwane, jakie
tam wzorki to opisuj, nawet ktr cyferk wyznaczaj, ale sprawa
dalej jest - a wrcz z ca moc si pokazuje: co wida?
Jest sobie wszechwiat...
Taki, wiecie, wybuchowy, z oddalajcymi si od siebie elementami w
nieskoczono. Znacie to, ogldalicie to mnogo razy zestawione
lepiej lub gorzej. - Niby wszystko jasne, tu nazwane, tam opisane,
a nawet poniektre miejsca w okolicy osobicie zwiedzone. Czyli to
tak ju pospolite.
C, nie do koca. Bo to, widzicie, sprawa jest, pytanie jest: co w
tej uczestniczcej obserwacji wszechwiata, ten tam obserwator, co
on widzi? Co w swoje zmysowe kocwki apie i co moe zapa? To
moe nie jest tematyka do analizowania przy niadaniu, jednak jest
na pewno wan. W kocu dobrze wiedzie, co i jak - i kiedy si tego
tutejszego fina zadzieje.
Jest sobie obserwacja...
Taka, wiecie, zwyczajna, adne skomplikowane oprzyrzdowanie tutaj
nie jest potrzebne. Siedzi sobie albo stoi, jego sprawa, osobniczy
byt czowieczy i rejestruje. Znajduje si w tej swojej okolicy, tu
i teraz swoje obserwacje prowadzi, wszystko wok zabudowane - a to
atom, a to planeta, a to inny wszechwiat. Obserwuje i wyciga tak
po caoci wnioski. e atom to taki, e tyle a tyle atomw to jest
pierwiastek, a mnogo pierwiastkw to planeta. A wiele planet ju
buduje poziom wszechwiata. Znacie to, ogldalicie wielokrotnie i
podziwialicie.
Niby znane, niby oswojone - a jednak nie do koca. Bo i tu pytanie
o sedno widocznego i o samo postrzeganie jest, pytanie gbokie i
pytanie natrtne w swoim znaczeniu. Co wida i jak wida?
Jest sobie okoliczno...
Taka, wiecie, niezwyczajna, wyjtkowa - i w ogle rodkowa. Przecie
byt przychodzi na wiat (czyli tu i teraz pojawia si obserwator) on pojawia si w chwili niecodziennej, mona nawet powiedzie, e w
szczeglnej. W chwili, kiedy wszystko wok zabudowane, zapenione
i ustalone. Rozumiecie?
Spjrzcie na to w normalnym toku jakiej tam ewolucyjnej zmiany. W
niej zawsze ustalicie, e jest pocztek, rodek i zakoczenie, tak
83

to si zgodnie z logik i porzdn literatur dzieje. Jak jest dom


i jego przeszociowa historia, to byo tak, e pocztkiem zjawia
si w konkretnej okolicy sterta cegie, z niej reguy budowania w
mury si oblekay, zosta pooony dach - pniej jeszcze elementy
wyposaenia si dokupio. Sowem, wszystko szo w ustalonym rytmie
i przewidywalnym tempie.
A teraz spjrzcie na t czowiecz bytowo obserwacyjn, na jego
zaistnienie w tym wszystkim. Przecie tu ju i dom gotowy, i plany
do jego wznoszenia od zawsze aktualne, i kady element w rodku po
caoci zabudowany i po ktach rozstawiony. Jak zawierucha, to si
tylko w nowym rozstawianiu sprztw objawia, niczego nie brakuje i
niczego wicej tu si nie wepchnie.
Czyli, widzicie, jest pytanie o to zabudowanie, takie zestrojenie i
dostrojenie do obserwacji. Nie eby o nieskoczon losowo tu si
dopytywa, ale te nie o pozalogiczn intencjonaln ingerencj. To
pytanie o regu budowania si "domu" - tylko tyle i a tyle.
Jest sobie postrzeganie...
Takie, wiecie, dwutorowe. Czyli prowadzone z zewntrz zjawiska lub
z wntrza. Takie, gdzie obserwator rejestruje pocztek oraz etapy
porednie, a po koniec - a te takie, w ktrym uczestniczy i widzi
tylko fakty odlege od momentu zaistnienia i zakoczenia.
Sprawa, rozumiecie, banalna - pozornie oczywista. W kadym naszym
uoeniu w wiecie albo widzimy cao zmiany, albo uczestniczymy
w niej i adnym sposobem brzegw procesu nie sigamy. - Niby idzie
to tak zawsze i wszdzie, jednak wnioski z tego niekiedy trudno na
postrzegane przenie. A warto.
Na ten przykad jest jaki sportowiec uczniczy i on sobie celuje i
dalej strzela do tarczy. Absolutna pospolito przykadowa, adnej
niezwykoci. I teraz zanalizujcie sobie, co postrzega ulokowany w
leccej do celu strzale osobnik (tosamy z ni i zachodzc zmian)
- a co stojcy z boku.
Macie w swoich oczkach i umyle obraz (wizj) takiego eksperymentu?
Przecie to oczywiste, w pierwszym przypadku, dla bytu zwizanego na
zawsze ze zmian, w jego odbieraniu adnego pocztku ani koca by
nie moe - nie moe, poniewa to stany-punkty osobliwe, brzegowe tej
ewolucji. Moment startu oraz moment wbicia si w tarcz s poza t
(ograniczon do lotu strzay) ewolucj - z zasady nie mog wej w
ten opis.
Kiedy jestem, nie ma narodzin i mierci - kiedy mnie nie ma, jest
wiodcy do narodzin proces albo zjawiska po mierci biegnce. Ja to
zmiana w toku - obserwator to zmiana w przebiegu i jej etapy.
Moje postrzeganie wszechwiata zawsze, zawsze jest rejestrowaniem
z wntrza. Brzegowe odcinki zmiany z oczywistych powodw nie mog
by zaobserwowane - s do logicznego wypracowania.
Co innego dla obserwatora z boku. Widzi pocztek, rodek i koniec,
wszystko. Dla niego zmiana postrzegana od rodka jako nieskoczona
- taka zmiana jest w sobie mgnieniem, przelotem strzay na krtkim
dystansie; kiedy proces definiowa z zewntrz, zawiera wszystkie w
sobie elementy i jest chwilowy - i skoczony.
84

Ten sam przebieg, dokadnie ten sam przebieg, ale rejestrowany oraz
opisywany z rnych punktw widzenia (w innym ukadzie odniesienia)
- to wyglda inaczej, skrajnie inaczej. - Od wewntrz przebieg ma
charakter nie-skoczony (nie koczy si), z zewntrz jest skoczony
i mgnieniowy (byo, mino).
Gdybym wic mg znale si poza wszechwiatem, zobacz to, co w
tej zmianie byo pocztkiem, co jest momentem rodkowym i dlaczego
jest tu tak, jak jest - oraz koniec. Gdybym mg, ale nie mog. W
fizycznym przebiegu nigdy tego nie dokonam. Fizycznie nie, ale na
fizycznym fundamencie mog logicznie (filozoficznie) zrekonstruowa
zdarzenia, ktre zachodziy "przed" i ktre bd "po" wybudowaniu
si "domu".
I warto to przeprowadzi.
Jest sobie Kosmos...
Taki, wiecie, banalny. Nieskoczono, wieczno, CO i NIC - plus
ruch tego czego w tym niczym.
A te na pocztek tej analizy jest jaki tam wszechwiat. Nie ten i
tutejszy - dowolny. Wszak w nieskoczonoci taki fakt to bana, nic
tam zaskakujcego.
Wic ten tam wszechwiat lokalny si w tej nieskoczonoci Kosmosu
rozpada - po tutejszemu i w aktualnej nowomowie wybucha. Tak jego z
brzegu warstwy kwantowe (czyli zbudowane z jednostek elementarnie w
pojmowaniu niepodzielnych), te warstwy si oddalaj. W t, co jasne
i zrozumiae, bezkresn dal. Taka, widzicie, ewolucja tego ukadu
si dzieje. - Ona oczywicie si kiedy zacza, osigna rodek i
teraz si warstwa po warstwie zuszcza.
I, widzicie, najciekawsze jest to, e w pewnym oddaleniu od tamtej
wszechwiatowej ewolucji (ale nieprzypadkowo, to nie moe by czysta
losowo) - tworzy si w bezkresie sfera, nastpna sera zjawisk. Po
prostu kolejny wszechwiat z jego reguami, z lokalnym rozkadem, z
by moe obserwatorem.
Jak to si dzieje, spytacie. W sumie prosto, cho i skomplikowanie
- tak to trzeba powiedzie.
Ot, jest sobie ten wczeniej wzmiankowany wszechwiat. A jego brzeg
to stan jeden kwant czego, jeden kwant pustki, jeden czego - tak
w caoci sfery. Krok dalej, czyli o jednostk zmiany pniej, ta
warstwa si rozerwie, przestanie by w cznoci. W brzegu jest ta
ostatnia chwila, w ktrej ten wszechwiat jeszcze istnieje, dalej
ju zaczyna si "ycie po yciu", ewolucja rwana. To dalej nie jest
stan absolutnej pustki, ale to ju nie jest stan czny - tutaj ma
miejsce pierwszy etap "po" ewolucji poczonej, ale to jednak jest
dalej ewolucja i zmiana. Kosmiczna zmiana ewolucyjna.
I wane - kiedy w takiej oddalajcej si warstwie odlego midzy
elementami osignie warto rwn rozmiarowi tej byej ewolucji w
postaci wszechwiata, kiedy osignie warto jednostki rwnej tej
ewolucji i jej gabarytom, wwczas moe si wytworzy sfera. Ale w
takim uwarunkowaniu, w takich okolicznociach, e obok w Kosmosie
jest jeszcze siedem podobnych wiatw i one si rwnie rozpadaj.
eby powsta nowy wszechwiat, taki nam tutejszy, musi zaistnie w
85

jednostkowej bliskoci osiem podobnych - i na przeciciu warstw w


oddalaniu si moe wwczas zaistnie co do obecnego podobne. Dla
niepenego zestawu czy pod innym ktem, czy w innym oddaleniu - w
tym procesie te co powstanie, ale bdzie niestabilne, bdzie si
speniao tymi wszelkimi moliwymi okolicznociami, ktre badanie
matematyczne wykrywa. A jak taka warstwa nie napotka nic, to si w
nieskoczono teoretycznie oddali. Oczywicie tylko teoretycznie,
bo skoro nieskoczono jest nieskocznie zapeniona, to musi si w
tym kosmicznym bezkresie co rusz co o co potyka. I skoczono
si tym albo innym wszechwiatem pokazywa.
Czyli, widzicie, kiedy jest w okolicy osiem takich wiatw i one w
tym wanym zerodkowaniu o jednostk si spotykaj, to tworzy si
nowy wszechwiat - zaczyna si tworzy nowa stabilna konstrukcja o
cechach wszechwiata i jego ewolucyjnej zmiany. Na zewntrz panuje
"pole rodzicielskie", czyli z kadej strony docierajce warstwy w
postaci jednostek kwantowych - i jest to nieustajcy dopyw, ale i
zarazem nacisk, bo to jest cinienie zewntrzne. Dlatego w punkcie
przecicia tych strumieni energii od omiu poprzednich wiatw, w
miejscu przez to szczeglnym - tu tworzy si, wykrela si, rysuje
si w nieskoczonoci skoczony fakt. Tworzy si sfera, na chwil
pierwsz sfera jednokwantowa. O gabarytach rwnie jednostkowych,
to kwant liczenia dla Kosmosu. Na dole kosmosu jest jedynka, taka
niepodzielna ju do niczego jedynka czego, energii - ale na drugim
kocu analizy, maksymalnie w grze, jest rwnie kwant. Tym razem
w postaci wszechwiata, to jednostka obrachunkowa nieskoczonoci.
Zawsze jest jednostka i kwant, ale jego gabaryty rne.
I co dalej? Jak to co? Jest nacisk zewntrzny, warstwa za warstw
dociera w ten rejon, kwanty uciec w bok nie mog, poniewa jest z
kadej strony docisk, cofn si te nie mog - to jedyna droga do
przodu jest taka, e kieruj si "w d". Czyli do wntrza sfery.
I zaczyna si zapenianie, takie mona powiedzie "pompowanie" tej
nowej wszechwiatowej ewolucji.
W sumie to nawet jest dosownie pompowanie, przecie we wntrzu to
pustka, niczego jeszcze nie ma. Z pola rodzicielskiego docieraj w
kolejnych warstwach kwanty i one s wciskane, wpychane - dosownie
dopeniaj i zapeniaj wntrze nowego wiata. e to ogromna sfera
i dopyw z daleka si poczyna, to zmiana trwa i trwa - i trwa. Nim
co w rodku osignie poziom zagszczenia umoliwiajcy powstanie
czego... ech, sporo zmian zajdzie.
I znw wane - w tym procesie "pompowania" s liczne etapy wiodce
do stanu rodka, najwaniejszego momentu ewolucji. Skoro cinienie
zewntrzne si utrzymuje, skoro docieraj kolejne kwanty, to w tej
sferze ronie zagszczenie - oczywisto. Czyli element od elementu
dzieli coraz mniejsza odlego. Jeeli wczeniej spotka si byo
mona wielkim przypadkiem, a i to na chwilk, obecnie, w pewnym ju
momencie zagszczenia, staje si to nieuniknione.
A kiedy odlego od drugiego kwantu jest rwna jednostce - rwna
rozmiarowi kwantu, to z tego musi, po prostu musi co fizycznie si
zbudowa.

86

Co si zbuduje? Na pocztek jaki tam foton, pniej, jak gsto w


zbiorze si zwikszy, jaki atom, moe komrka ycia. Sowem, tak w
sferze wszechwiatowej si zadzieje, e zabynie wiato. Musi. W
tej gstwinie kwantowej i zapchanym ju bardzo mocno stanie, takie
zjawisko musi zaj. Moe nie od razu w formie blasku, ale podobne
fotony zaczn si tu i tam, i siam pokazywa.
Caa sfera ma ju w sobie takie zagszczenie, e wida fotony.
A przecie to jeszcze nie rodek, to jeszcze nie "dom" z jego ju
wszystkimi elementami, jeszcze zagszczenie si powiksza, przecie
zewntrzne pole rodzicielskie dziaa.
Jak dugo taki idcy z zewntrz nacisk oddziauje na tutejszy stan
sferycznej ewolucji? Do rodka, do momentu, a wszechwiat uzyska
poowiczne istnienie. To z t chwil ustaje docisk, a zaczyna si
wybuch. Bo przecie nic tego teraz w nieskoczonej oraz kosmicznej
pustce nie hamuje. A jak nie ma zewntrznego nacisku, to jedynym w
zmianie moliwym kierunkiem "do przodu" jest oddalanie si warstw.
Do tego momentu by docisk i kierunek "w gb", teraz zmienia si w
kierunek "w dal" - w nieskoczono.
I te same kwanty, ktre ten wiat tworzyy, w tej samej kolejnoci,
teraz si oddalaj. Punkt rodkowy, czyli "punkt dorosoci" zosta
osignity, "rodzicw" ju nie ma, dlatego zmiana toczy si std do
wiecznoci.
I biegnie coraz szybciej... W kocu to wybuch.
Z punktu widzenia mieszkaca tego domu istotne jest to, e ten wany
rodkowy punkt zaistnia - i e mia maksymalnie moliwe wewntrz
zapenienie.
Bo co tworzy si w tym rodku? Jakby tego nie opisywa, obserwator
i jego moliwoci postrzegania wiata. Nigdy wczeniej, nigdy te
pniej - wycznie w rodku takiej wszechwiatowej zmiany moe si
pojawi wiadomy siebie i otoczenia obserwator. Tylko w takiej chwili
moe wybudowa si komrka rozumu - dopeniona maksymalnie z kadej
strony fizyczna i wielowymiarowa konstrukcja ewolucyjna. Moe si
to pniej zmienia, obleka w kolejne ciaa, moe dochrapa si i
poziomu mylenia o wszystkim - jednak pocztek tej ewolucji moe i
musi - musi zaj w tej rodkowej chwili. Jeeli nie zajdzie, to w
sferze nie zajdzie ju nigdy. I warto to doceni. Poniewa nawet w
skali nieskoczonoci nie jest to codzienne zdarzenie. Pojawi si
i zniknie nieskoczenie wiele razy, to prawda, jednak odlego od
drugiego podobnego faktu moe rwnie by nieskoczona...
Z punktu widzenia bytu zaistniaego nieskoczenie wielka odlego
jest nieskoczenie ma odlegoci, ale mimo wszystko robi spore
wraenie, kiedy si nad tym zastanowi.
Istotne w tym ujciu jest to, e w rodku zmiany jest stan, gdzie
mam wszelkie elementy tworzce, ca piramid moliwoci - nic si
wicej tu nie zmieci. Mam jednostki absolutnie logiczne, ktre w
maksymalny sposb zapeniaj sfer, tu ju nie ma miejsca na nic,
to stan penego "napompowania". A skutkiem tego jest rwnie caa
mozaika stanw fizycznych.
Warto podkreli, e cho w rodku cinienie jest takie, e mona
87

ju wszystko obserwowa i e moe zaistnie obserwator, to etapy


wczeniejsze te s ju fizyczne, dziej si realnie. Cho nie ma
kto tego stwierdzi.
Przekroczenie kolejnych poziomw gstoci to zaistnienie elementw,
fizyka wyania si w miar wzrastania stanu wewntrznego cinienia
sfery. A w rodku osiga maksimum. I tylko w rodku (oraz ze rodka)
mona ten fakt stwierdzi.
Teoretycznie osiga maksimum. Fakt, w takim momencie jest wszystko
- ale w chwili, kiedy obserwator zaczyna aktywnie si przyglda i
analizowa, tego wszystkiego ju od pewnego okresu nie ma. Byo na
czas jego zaistnienia, a teraz ju przeszo do historii. Wwczas po
ktach byo wszystko rozstawione i brzmiaa harmonia sfer - dzi to
stan miniony i ju nigdy nie do odtworzenia. Dzi brakuje jednego
odcinka w grnym rejestrze czstotliwoci, orkiestra traci such o
pen jednostk moliwoci. Do rodka zmiany ewolucyjnej brakowao
czci dolnej widma, obecnie wypada gra. Wszechwiat zaczyna ju
"basowa", a elementy oddalaj si od siebie - wiat rozrasta si i
w efekcie kwant oddala si od kwantu. I... Wiadomo, koniec wida na
horyzoncie.
Jest sobie wntrze sfery...
I jest obserwator w tym wntrzu. Taki, wiecie, pospolity, niczym si
nie wyrniajcy. I on siedzi przy jakim teleskopie albo te innym
przyrzdzie, czyli przy takim oknie w wiat. I zerka w to i tamto. I
widzi, e wszystko si od wszystkiego oddala - widzi, e w badaniu
ma punkt pocztkowego zbiegnicia, e wiato (i wszystko) tam si w
drgawkach pojawio i e to szybko si zadziao. Tak nagle, e w sumie
inflacyjnie - e wybucho w kadym kierunku. I e wszelakie, co si
w obserwacji pokazuje, jednorodne i zadziwiajco zgodne.
Ten taki tam obserwator to takie sobie notuje i wzorkami wyjania, i
nawet mu si to generalnie zgadza. Acz czasami to lub tamto z takiego
i innego wzorku trzeba cichcem wyrzuci, eby si bardziej godzio.
I jest fajnie, i jest w temacie wyjanienie.
C, jakby nie do koca - prawda?
A spjrzcie wy na powyszy opis zmiany w toku zachodzenia, ktr w
tej zmianie ustala obserwator zewntrzny. Wszystko banalnie, nic w
tym zadziwiajcego - banalne pompowanie kwantami zachodzi. Sfera w
sobie si dopenia, cinienie narasta i zagszczenie - a efektem w
tym ujciu jest wszystko, co fizyczni dzi obserwuj. A co wicej,
nawet w proces mona policzy, wyznaczy punkty wzowe.
I jest super, i jest w temacie wyjanienie. - Ech, jakby ta nie do
koca. Prawda?
Dlaczego? Poniewa do penego opisu potrzeba dwu uj - dwu stron.
Czyli tego, ktry dostarcza fizyka oraz tego, ktry wypracowuje, na
bazie fizyki, filozofia.
W kadym jednostronnym ujciu (i pojciu) musi - po prostu musi si
pojawi bdne zobrazowanie. I w efekcie bdne postrzeganie zmian
tworzcych wiat, ich niezrozumienie. I obserwatora, co oczywiste.
Bo co postrzega umieszczony w zmianie obserwator?
88

W kadym szczegle to, co prezentuje fizyka. To poprawne ujcie, i


nie moe by inne. Ale przecie wida wyranie, e ten sam proces,
z takimi samymi skutkami, a po detal i ostatni szczeg - e to w
ujciu zewntrznym przedstawia si znacznie spokojniej i zarazem w
kadym kroku jako oczywisto. Tu nic nie wybucha z naga i nie ma
powodu wprowadza adnej niezwyczajnej logicznie przyczyny. Proces
biegnie, jest policzalny i przewidywalny - a przecie diametralnie
inny od tego, ktry wnosi fizyka. Tylko e jego wypracowanie byoby
nie do przeprowadzenia bez fizycznej wiedzy, to punkt odniesienia,
na ktrym mona to zrobi.
Dla obserwatora fizycznego, od rodka notujcego fakty, musi, musi
si to objawi jako "wybuch" - bo tak mwi pomiar. Kiedy warunki w
sferze osigaj "moment zaponu", kiedy jest do tego odpowiednie w
kadym kierunku cinienie, to po prostu, i jako tego skutek, moe w
ukadzie pojawi si wiato. W opisie z zewntrz jest to kolejny
i w sumie mao istotny fakt - w opisie od wewntrz wyznacza cao
obserwacji, poniewa zaczyna moliwo obserwacji.
Od rodka nie moe by w pomiarze brzegu zmiany - poniewa nie ma,
nie istnieje element umoliwiajcy pomiar (tu: foton); poniej zmiana
si toczy (i toczy szybko), ten brzeg si tworzy, jednak kiedy nie
ma jednostki do wykorzystania (kiedy nie ma takiego "zbrylenia"),
to nie ma pomiaru jako takiego. - Czyli cay i wielki odcinek zmian
ulega tym samym zatarciu (oraz wyparciu) - on si nie moe w badaniu
(obserwacji) pojawi, bo go nie ma w tej pomiarowej akcji badawczej.
I dotyczy to dowolnie ju pojtego brzegu zmiany.
Dla obserwatora wewntrznego rzeczywicie to jest "wybuch" idcy w
caoci sfery, a przez to rozmiary tej sfery (w takim opisie) musz
si rozrasta "mgnieniowo" oraz wszechkierunkowo. - Zewntrznie jest
banalnie proste dopenianie (pompowanie) jednostkami-kwantami czego
wszechwiata i efekt zmian, ale dla obserwatora wewntrznego to sama
zmiana, nic poza ni nie istnieje. I od razu w caej peni, i w kad
stron - i obejmujca cao fizycznie dostpnego zakresu.
Jest sobie byy rodek...
I po rodku, chciaoby si powiedzie. Byo, mino. Nastaa taka w
sferze chwila, kiedy rodek zmiany jest ju histori, a obserwator
to odnotowuje.
A jak punkt rodkowy min, to tym samym skoczy si zewntrzny i
skierowany w sfer docisk. Ju w okolicy nie ma adnej hamujcej i
warunkujcej stabiln zmian ewolucji. I zaczyna si wspomniany w
powyszym opisie wybuch do nieskoczonoci. Skutek? W efekcie, byt
znajdujcy si w rodku, obserwator wewntrz wiata rejestruje (ku
swojemu zaskoczeniu) oddalania si wszelakich elementw od siebie i to coraz szybciej.
Tylko e, widzicie, we wntrzu - mimo narastania odlegoci midzy
faktami - jednak cinienie dramatycznie nie spada, ciepota jeszcze
taka, e nie mona tego okreli wartoci trupi. Sowem, jest po
caoci obserwowana stabilizacja warunkw. I jest pytanie: co tak
stabilno zapewnia? Ju jest wiadome, e zaobserwowane to zaledwie
cztery procent z caoci, ju wiadome, e si wszystko oddala, i to
89

dynamicznie, jednak dlaczego to si tak w ryzach utrzymuje, to jest


zagwozdka.
Ha, dlaczego?
Odpowied jest oczywista: "czarne dziury". O ile w pierwszej czci
wszechwiat by "pompowany" zewntrznie i "z gry", o tyle w czci
drugiej jest "pompowany" "z dou", jest zasilany rozpadem struktur
w formule "czarna dziura". - Plus, co zrozumiae, rozpada si cao
konstrukcji, wszelka materialno, jednak to drobnica bez znaczenia
w odniesieniu do czarnych dziur.
Przecie narastajcy do rodka stan zagszczenia musi wytworzy w
sferze osobliwoci, kolejne zakrty zmiany i przechodzenie warstw w
sferze od brzegu do rodka i znw do brzegu - i to wielokrotne - to
musi wytworzy punkty maksymalnego zagszczenia. Jak rwnie punkty
maksymalnego rozrzedzenia w takiej sferze. Czyli wanie osobliwoci
- skrajne fakty zmiany ewolucyjnej.
A to dalej oznacza, e kiedy ustaje nacisk zewntrzny, e kiedy w
sferze narasta oddalanie si elementw, takie osobliwoci nie tyle
paruj, co wrcz wybuchaj wewntrz tej sfery strumieniami kwantw
- tych samych jednostek kantowych, ktre znajdoway si u pocztku
zmiany. I tak samo warstwa po warstwie oddalaj si w nieskoczono
kosmosu. Tylko e maj jeszcze przed sob do pokonania wielokrotne
zaptlenie wewntrz wszechwiata.
Zanim uciekn z ukadu (do wiecznoci), to zasil niezliczon ilo
razy konkretne byty i dowolne ciaa.
Te warstwy zawsze d "do przodu", przed siebie, ale e dzieje si
to w sferze, linia prosta zmiany przeksztaca si w zaptlenia, w
zawirowania - w fizyk. I obserwatora. To nie jest cinienie jako
tam ujemne, to jest normalne cinienie. Tylko e idzie z dou - dla
fizyka jest "spod podogi". Skoro fizyk obserwuje to od wewntrz, w
jego postrzeganiu taki do niego zewntrzny fakt, ale dziejcy si w
ramach wiata - on musi prezentowa si jako sprzeczny i "ujemny".
W szerszym ujciu jest przebiegiem oczywistym, jednak dla fizyka ma
formu niezwyk.
Zwaszcza, co trzeba podkreli, e fizyk takiego poziomu badaniem
i adn obserwacj nie siga. Poniewa nie moe. To s jednostki, z
czarnej dziury oddalaj si jednostki kwantowe, dlatego nie mog by
zaobserwowane. Dlaczego? Poniewa dopiero mog wej w obserwacj,
dopiero bd w konstrukcjach, ktre obserwacj zbuduj - to "zasb"
do wykorzystania. Ale dla fizyka to przedzia w ewolucji wszechwiata
spoza - brzegowy, to nieobserwowalne to. Mona to uchwyci wzorami
i skutkami, mona postulowa jako konieczno - to te wszelkie i z
wzorw wynikajce (i odrzucane) nieskoczonoci, jednak tego adnym
badaniem si nie uchwyci. Nie mona.
Sowem, pompowanie wszechwiata przebiega efektywnie, niezaleenie
czy zachodzi "z gry" czy "z dou" - a fizyczny pomiar ustala zawsze
w sferze wiata stabilizacj warunkw. W zakresie dostpnym takiemu
badaniu, wic w rodku i niebywale krtkotrwaego wobec poznawanego
procesu, panuj sprzyjajce okolicznoci - ktre to badanie tworz
i warunkuj. Ale zakresy spoza tego odcinka, zakresy zmiany, ktre
90

prowadziy do zaistnienia i ktre bd pniej - te brzegowe fakty


ewolucji s poza rejestracj. A wiedz o ich koniecznym istnieniu
mona wypracowa tylko z poziomu zewntrznego - a wic jako namys
filozoficzny. I dotycz to obu zakresw brzegowych.
W czci pierwszej wszechwiat zasilany jest z zewntrz, od gry w czci drugiej z wntrza, od dou. Ale w obu czciach zasilany
jest takimi samymi kwantami, w tym samym rytmie i wedug tej samej
zasady. I w rezultacie jest ten sam zbir moliwych konstrukcji, te
same elementy buduj si w obserwacji.
Filozoficznie wida wszystko, fizycznie tylko cz wewntrzn, bez
brzegw - ale dopiero oba ujcia cznie pozwalaj zrozumie, o co
tu chodzi.
Jest sobie fizyka i filozofia...
Po pierwsze i najwaniejsze: nie ma podziau na fizyk i logiczny,
filozoficzny punkt obserwacyjny. To jedno. Funkcjonalna jedno.
Podzia na wewntrzny i na zewntrzny zakres jest stanem na teraz
i chwilowym. W kocu trzeba wiat posmakowa we wszelkich faktach
i zebra to w tabelki, a to moe fizyka w jej zmysowym poznawaniu
i procedurach. e wymaga to nastpnie obrbki, to oczywisto - e
wymaga to filozofii, to oczywista oczywisto.
Fizyk w swoim zapale wyjaniania wielokrotnie przekracza granic,
za ktr jest ju filozofem, obrabiajc w dowolny sposb dane jest
daleko poza obrabianym faktem - jest na zewntrz procesu. I stara
si ten konieczny tok dziaania przenie na jedyny dostpny jemu
w obserwacji obiekt, wszechwiat - i popenia bd. Poniewa widzi
wiat w niepenym wymiarze, to po pierwsze, a po drugie, nigdy nie
wyjdzie swoim pomiarem poza zaobserwowane; bierze to za wszystko,
kiedy to dalece nie wszystko.
To zawsze jest proces Fizyczny, ale e jest taki, to moe ustali
tylko filozofia. Na bazie fizyki moe filozof wypracowa ujcie w
postaci Fizyki.
Fizyk sprawdza tu i teraz - filozof ustala zawsze i wszdzie.

91

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 2.9 Upiorne oddziaywanie na odlego.
Powiedzmy wszem i wobec: nam nie straszne dziwy natury, my si nie
z takimi spltaniami potrafimy za bary wzi i je ofiarnie zmc w
boju pojciowym. - C to jest nadwietlno wobec wiecznoci, dla
nas pestka po dawno skonsumowanej wisience. Powiedzmy szczerze, a
co, na szczero te nas sta: adne tam upiorne, adne dziaanie
i adne na dowoln odlego - wszystko normalne normalnoci oraz
naturalne naturalnoci.
Fakt i prawda, te to potwierdzamy: badanie jest i dowodzi. Sygna
si przenosi z miejsca do miejsca, pomiar si sprawdza, i w ogle
jest jasno tematyczna. Chyba e jej nie ma.
My, si rozumie, spraw postrzegamy w jednoznacznej formie - a jak
wy? Widzicie fundament i dostrzegacie zaleno? Macie jasno na
okoliczno fundamentu, ha?
Wic tak, nie ma co stosowa adnych sztuczek z obszaru dziwnego i
niewyjanialnego, nie z nami takie numery. Jest badanie, e sygna
biegnie z koca w drugi z prdkoci nienaturaln? Jest. Faktom my
nie mwimy nie, fakty my przyjmujemy do logicznej obrbki. - Jest w
ustaleniach norma graniczna, e prdkoci skoczone z natury, a te
e literka "c" je opisuje? Jest. I taki fakt przyjmujemy na siebie i
w swoje pojmowanie. Nam to niestraszne.
Bo to, pojmujecie, od wzmiankowanego spodu tak idzie, od fundamentu
i podstawy wszystkiego - z samego dna Fizyki (i logiki).
Dlatego teraz kierujemy w wasz stron zapytanie, tak po oglnoci:
czy moe by sygnalizacja po niczemu (w pustce)?
Nie kumacie i nie widzicie powizania? A ono zakumajcie, wanie w
podstawach i w gbinie znaczeniowej to si znajduje, wyjanienie z
niego si bierze - ono z tej nienormalnej normalnoci si poczyna.
I na wszystko widoczne i niewidoczne wpywa.
Bo to, widzicie, idzie tak. Jest co, taka, widzicie, jedynka - co
energetycznie, a przez to materialnie realnego; jednostka jaka tego
czego. Oraz jest zero, null, nic, pustka. Oczywisto pojciowa, na
samym dnie pojmowania si to znajduje. I jest zmiana, ruch czego w
niczym - przemieszczanie si z punktu do punktu. Te oczywisto w
kadym ujciu.
Czyli, zauwacie, jak si takie co w tym niczym i zawsze (wiecznie)
przemieszcza - to skutkuje. Tu co si zadzieje, tam trynie i jako
si objawi - sowem, ewolucja w toku.
A dlaczego tak to si dzieje? Bo jest owo co i owo nic. Jakby nie
byo takich elementw elementarnie pojmowanych, nie byoby nic - i
to takiego zupenego nic. Skoro fizyczni tu i tam eksperymentalnie
sobie ustalaj fakty ze zdrowym wzorem sprzeczne, to my si bardzo
spokojnie nad tym pochylamy, dla nas to adne zaskoczenie. Dlaczego?
92

Bo jest jasno i oczywisto, e fakt dziwny dzieje si na czym i


w czym - przecie, logicznie to biorc, "nic" samo si przemieci i
zmieni nie moe. Skoro prdko upiorna si pokazuje, to znaczy e
w tej wiatowej konstrukcji - e zmiana w niej zachodzca realnie
dzieje si jako fakt (zachodzi) i e dotyczy "czego" w odniesieniu
do czego. I najwaniejsze: e jest. Fizycznie jest.
Fakt i powszechna prawda fizyk potwierdzana: nie ma niczego, a po
kres dowodzenia, co by si przesuwao szybciej od fotonowego, wic
wietlnego promieniowania. Powtarzamy, oczywista obserwowalno to
potwierdza. Ale, zauwacie, z tego adnym sposobem nie wynika - nie
moe wynika odrzucenie zmiany szybszej od "c". Kumacie? Bo to tak
idzie, e przemieszczanie si moe by przez wzorki i obserwacje w
jeden sposb notowane - ale zmiana, ruch "czego w niczym", inaczej;
raz opisywanie dotyczy pionu zjawiska, a raz poziomu.
Sprawa, widzicie, jest fundamentalna, gboka i zasadnicza. My ju
to wiemy, teraz wam to przekazujemy.
Zauwacie, co by sygna dowolnie pojmowany przesa z miejsca "tu"
do "tam", trzeba elementu nonego. Tylko, zauwacie, sygna to nie
takie byle co - to nie wzi sobie z pki kawaek materii i j tak
w przestrze rzuci, co by do adresata doleciaa. Tak to nie idzie
w adnym przypadku. Nie, sygna, widzicie, take si musi zbudowa i
w pionie wynie, wic zaistnie elementami na poziomie uytecznym.
I dopiero tutaj, po czasie skadania si w jednostk ("dorastania"),
moe by "pchnity" w kierunku docelowym - kumacie?
Kady fakt skadowy sygnau, czym by taki sygna nie by, musi si
wypitrzy, zebra w jedynk, tak zauwaaln "grudk" czego - i to
dopiero moe przenie wiadomo o krok dalej. Nigdy inaczej.
Nigdy inaczej, kumacie? - Zawsze si trzeba zebra w sobie, urosn
i dojrze, i dopiero czym takim mona rzuca w przestrze. Ale w
staej ju prdkoci. Jest czas potrzebny na zbudowanie si, std i
dlatego jest prdko graniczna, maksymalna fizycznie rejestrowana
prdko zmian w ukadzie.
Takie najmniej w sobie skomplikowane, czyli najkrcej si zbierajce
w kup jednostkow - to jest elementem prdkoci maksymalnej, ktr
fizyk moe pomierzy. Dla niego jest to warto skrajna (brzegowa)
- a inne prdkoci, ktre do tej wartoci prowadz (wewntrzne oraz
wiksze wobec jego pomiaru), one s poza badaniem.
Czyli wszystkie notowane prdkoci (tudzie wszelkie wartoci, jakie
fizyka ustala) - w tym ujciu to zoenia elementw. Im bardziej w
sobie struktura zabudowana i skomplikowana, tym wicej potrzebuje na
swoje zaistnienie czasu i przestrzeni, tym powolniejsza w budowaniu
si i przemieszczaniu. Kumacie?
Taki czowiek - na ten przykad - eby sygna przesa dalej, czyli
si ewolucyjnie powieli zasobem genetycznym, musi zaistnie, wic
si oblec cielenie - musi odpowiednio nabra gabarytw w swojej i
dalszej okolicy, znaczenia nabra, znaczy si - i dopiero, kiedy w
dowodzie ju penoletno rodowisko mu notuje i do zblienia si
z inn jednostk symetrycznie podobn daje przyzwolenie - dopiero
takie co (wzrose w pionie), dopiero wwczas moe taki byt dalej,
93

w poziomie ju, przenie sygna. Wzrasta, nabiera ciaa, fizyk w


kadym calu si dzieje, ale dopiero na pewnym poziomie komplikacji
moe oddziaa z kolejnym takim elementem.
Sygna w ewolucji tylko tak si przemieszcza: pionowe dojrzewanie i
poziomie dziaanie. I nie ma od tego odstpstw.
Ale, widzicie, sprawa gbiej si jeszcze lokuje - tak prosto si w
tym nie dzieje. My to wiemy i wam teraz przedstawiamy.
Fakt i zgoda, skoro jest eksperyment, to znaczy, e realnie si to
dzieje, bo w pustce nic dzia si nie moe. Ale, widzicie, jeszcze
z tego nie wynika detalicznie odlega dziaalno na wielkiej, tak
dziwnej prdkoci. e punktowo i pionowo element skada si sobie w
jednostk szybciej od "c", to ju pojciowa bezdyskusyjno, to dla
was wyrozumowane. Tylko e, zwacie, ten wspomniany upiorny efekt w
dalekiej lokalizacji si pokazuje i tam umiejscawia - e tak a tak w
tym spinowym krceniu si element zachowuje. Jak to tak i dlaczego
tak?
A, widzicie, w tym si dylemat poniekd kryje - dylemat, jeeli w
swoje mylenie logiczne nie wprowadzicie "pola", zbioru takich to
jednostek podprogowych. Takich, rozumiecie, elementw, ktrych nie
sposb fizycznie sign, bo s etapami i elementami skadowymi do
tutejszych - s mniejsze, s w trakcie skadania si w to, co tutaj
jako tam mona pomierzy. Znacie to, wirtualnie si to traktuje i
czasami co si nadpowierzchniowo z tego pojawia w realnoci. Nic
w sumie dziwnego, kumacie? Przecie jak to si skada, dajmy na to
w fotona, to s tego konstrukta elementy mniejsze, czstkowe - tak
to logicznie si ukada. A e tego nie wida? Ech, jak to moe by
wida, jak to w element widzenia (w w foton) si buduje. I to nieco
szybciej, rozumiecie, od prdkoci "c". Logiczny bana oraz zupena
w analizie oczywisto.
Ale, powiecie, to wszystkiego i upiornego nie rozjania, dla was w
ciemnoci logicznej to dalej si znajduje. I bdziecie mie swoj
racj. Bo to idzie tak, widzicie, e takowe "pole" to wszdzie si
znajduje - i zapchane ono jest po maksimum moliwego.
Co, dalej nie kumacie? - Wic pokacie to sobie w umysowoci tak,
e cao takiej sfery a buzuje, a przepenione jest podobnymi w
swojej budowie elementami, e palca w to woy, bo wszdzie cisk
i wzajemne ugniatanie. - Jak z jednej strony naciniesz, to druga w
reakcji te musi si odksztaci, bo przez samo naciskanie, tak po
prostu mechanicznie, opierajc si element na elemencie, trcajc o
siebie swoimi istnieniem - e tak si ten nacisk przenosi. Przecie
nic innego w tym poredniczcego nie ma i by nie musi (ani moe).
"Kulka" czego nacinita tutaj - samym swoim istnieniem - kolejn
tak sam trca, a ta jeszcze kolejn. I tak dalej. A do drugiego
brzegu.
Widzicie to? Ukad wypeniony po brzegi i do ostatniego miejsca. I
kiedy to nacisn gdzie, to w nacisk, jako konieczno, jako co
"natychmiastowego", pokazuje si odksztaceniem po drugiej stronie
i daleko, teoretycznie bardzo daleko. Taki tum czy podobne, takie
do ostatniego kwantu zapenione miejsce - jak pchn, to zafaluje
94

i po drugiej stronie skutkiem si pokae. Widzicie to?


Fakt i prawda, to nie jest upiornie dalekie, ani te nieskoczenie
szybkie oddziaywanie - ale, sami przyznacie, znacznie szybsze ni
to pionowe budowanie si sygnau i poziome przenoszenie go dalej w
zakresie dostpnym fizycznie. Dla takiego fizykalnego obserwatora
nacisk "poprzez pole" jest znaczco szybszy, zwaszcza jeeli si
dzieje laboratoryjnie czy w zakresie kilometrw. - Jest nacisk, jest
skutek.
Tak, niech tam, powiecie, to naciskajmy sobie tu i tam, sprawa si
atwa wydaje i ju logik pokazana. Tylko e, powiecie, dalej si
dopatrujecie w temacie zagwozdki - takiej fundamentalnie gbokiej.
Jak to, powiecie, w takim naciskaniu to si odszukuje? Jak taki i
inny elemencik pola si w tym kosmicznym chaosie znajduje z tym w
dalekoci oddalonej, czyli z tym bratnio bliniaczym? - Jak on wie,
e to jego bliniak materialnie wczeniejszy mu takie "naciskowe"
czy "dociskowe" sygnay przesya? Przecie, powiecie i bdziecie w
tym mieli racj, nacisk idzie po wszystkim i do wszystkich, a on bestia jedna - wie, e to do niego byo (i tylko on si tak w sobie
przekrca, e zasad kwantow spenia)? Jak to jest, powiecie i si
zadziwicie.
I w tym, widzicie, niezwyko sytuacyjna si tego dziaania - tak
upiornego w pojmowaniu - ona si w tym pokazuje. To nic niebywaego
czy inaczej omawianego, to adna tam taka jaka, sami to rozumiecie,
dziwaczno a-logiczna za tym kryje. To banalna fizyczno tak si
modeluje, zawsze tylko fizyczna regua.
Ale, widzicie, eby si w tym poapa, w pojmowaniu uchwyci, trzeba
pewne skromne zaoenie poczyni. Powtarzamy, jasne i oczywiste, ale
ono pa musi.
Ot, widzicie, jak si wzgldem siebie jakie dwa - czy wicej, bo
to i zbir moe by - jak si te elementy wzgldem siebie i na jako
tak blisko sobie pokazuj (a mwic pospolicie, e w zwizki i
podobnie ze sob fizyczne wchodz), to one jako na siebie wsplnie
bd dziaay. Czyli, e takie wzajemne dziaania codzienne bd si
w nich odciska - bd, bo musz, to banalnie nieuniknione.
A jak co ze sob wspyje, widzicie, to si w takim kod struktury
ewolucyjnie bratniej a bliskiej (kod wszechwiatowo indywidualny) ten kod si zobrazuje. Po prostu odcinie si cielenie (fizycznie)
w tym codziennym przeywaniu - w obu ukadach si odcinie (zapisze
w obu konstrukcjach).
Ciao w bliskoci z drugim musi ten kod pozna. Kumacie?
Popatrzcie na dylemat w takowy sposb, e s jakie dwa ludziska,
wic due elementy yciowe - i e one kr po sobie bliskich i te
serdecznych orbitach. Dni i lata mijaj, a one tak wzajemnie sobie
wysyaj sygnay - dziaaj na siebie, mwic inaczej. I co, jak to
si odbije w nich wzajemnie? Jedno jest pewne, jako si odbije. W
caoci zbioru ludzkiego, czy kadego innego, takie spltane bytem
i yciem osobniki nosz w sobie indywidualny kod - bliski sobie w
sposb maksymalny. aden inny zbir elementw, adne inne czstki
95

w przepastnym kosmosie nie s sobie tak bliskie. S oczywicie do


tego podobne, jednak te s wewntrznie zakodowane sobie najbliej.
To nie s identyczne czstki, ale maksymalnie podobne. Jedyne tak
zbiene. Ten kod si w nich zapisa i trwale odcisn i owe byty w
rozpoznawaniu tego kodu maj jak tam wpraw.
I co? Ciekawe to jest, powiecie, ale dalej przeniesienia sygnau w
tym nie dostrzegacie. - I racja, adnego przekazania sygnau w tym
nie ma i by nie moe, a te nigdy go nie bdzie. Bo to nie sygna
w takim nacisku si przenosi, ale kod, uoenie jednej czstki, jej
kod cielesny, to odciska si w polu - rozoenie jej skadnikw ma
"odbicie" w nacisku. A wic odebranie tego uoenia, "odczucie" w
innym bycie tej struktury jest moliwe tylko dlatego, e i jej kod
jako temu odpowiada. W innym przypadku, dla innego kodu (dla bytu
z boku) to bdzie szo take ubocznie; nie potrci, nie nacinie na
jej inaczej ustawione w czasie i przestrzeni elementy skadowe. W
jednym, tylko w jednym kodzie, tym zbienym yciowo, tylko w tym i
tylko w tym w nacisk si pokae. Podprogowo, przecie nie bdzie
to w umyle czy ciele napis "halo, jestem", ale co poruszy si w
tej drugiej i bliniaczej konstrukcji. I to moe by odczute. Albo
i pomierzone, kiedy bdzie dotyczyo fotonu i jego skrtnoci.
Im wyej na drabinie komplikacji znajduje si ukad dziaajcy na
drugi podobny, tym takie oddziaywanie, co zrozumiae, sabsze lub
pomijalne, ale na pewno wystpuje. A dla najprostszych struktur jest
to konieczno. Dlaczego? Poniewa ich budowa, si rzeczy i tak na
logik to ujmujc, musi by mao elementowa, po prostu prosta. Wic
i kod takiej maej czstki musi by mao skomplikowany. Dlatego jak
nacisk idzie po caoci, to na tym niskim poziomie potrca wiele i
bardzo wiele jednostek. I "uzgadnia" ich upostaciowanie w czasie (i
dalekiej) nawet przestrzeni. Dalekiej, ale nie dowolnej.
Mwic obrazowo, w odniesieniu do moliwoci wytworzenia gatunkowego
spltania, takie powizanie funkcjonalne moe siga "najbliszego
zakrtu". Czyli koczy si tam, gdzie ze zwizku osobnikw nie ma i
nie moe ju by nowego bytu. Znw trzeba powiedzie, e dla nisko
lecych elementw (mao skomplikowanych) "zakrt" bdzie odlegy, a
dla rozbudowanych bliski - jednak to nie bdzie niebywale a daleki
dystans. Warto to sprawdzi eksperymentalnie.
Widzicie, adne tam upiorne, adne dziaanie, adne na dowoln tam
odlego. Wszystko fizycznie pojmowalne, logicznie strawne. Jak w
sobie si zaprze, to wszystko pomylunkiem zmoemy i przenikniemy.
Prawda?

96

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 3.1 Gdzie oni s?
Cikie czasy, nie ma co. wiat schodzi na psy i w ogle. Tu si w
czasoprzestrzeni co zadzieje, tam wybuchnie, a bywa, e zatnie po
swojemu i ani si ruszy. Cikie czasy.
W yciorysie kapitalisty rwnie same niedogodnoci, a to bankowe
konta nie chc si po myli zapenia, a to mierdzce robole tak
jako krzywo patrz i zwizkowo o podwykach co rusz wspomn, wic
trudno si porusza bez obstawy i odpowiedniego wyposaenia. wiat
zwyczajnie nie rozumie, e taki kierujcy swoje kopoty ma, e si
z on w sprawie rozwodu nie dogada, e nowa wybranka kaprysem po
sklepach chodzi i kupuje, co jej na oko padnie. Nie, ludzko taka
nieudaczna, e w niedoli wspczu nie potrafi, kody w cikiej i
na niwie pracy klasie posiadajcej rzuca. A przykro to notowa i
nawet si wyskary nie mona.
Cikie czasy dla zasobnych w pieniny garb si porobiy, trzeba
to szczerze stwierdzi. I nawet dugo potwierdzenia tego szuka w
przestrzeni nie trzeba, wystarczy odwiedzi prezesa W.
Nie ma co ukrywa, prezes wszystkiego doszed by sam i prac. To
znaczy sam zagania do pracy. Wiadomo, zatrudni si trutnia, co to
z dziaaniem na rzecz dobra innego czowieka nie mia do czynienia
i nawet nie posmakowa wysiku twrczego, to skutki tego bd dla
dbr prezesa opakane, prezes o tym wiedzia i wie. Dlatego nic na
pastw samodzielnoci innych nie zostawia, sam dopilnuje, sam tak
pryncypialnie potrafi przysoli, e robol si nie zastanawia. Ale
jak si nawet zastanawia, to szybko mu si odechciewa, bo prezes w
try miga takiego darmozjada za pysk, po pysku i niech sobie tam
w dalekiej okolicy dalej pyszczy. Prezes wie, co robi.
Tylko, tak si jako ostatnio porobio na terytorium podlegym do
wadania prezesa, e co roboli trudno mu nagoni, a i te, co si
u niego jakim tam cudem ostay, nawet te przebkuj o zmianie i o
wyprowadzce w inne okolice. Tak to si dzieje nie wiedzie czemu,
co prezesa niebywale dziwi. Tak czule przecie ludzko szanuje, w
potrzebie wspomoe mieciwk robocz, nadgodziny daje liczne, a w
odpacie taka niewdziczno. - Nie ma co, cikie czasy nastay w
yciu waciciela. Dobrobyt ludzko mczy, w ze zachowanie mocno
kieruje i ku zgubie oglnej. Sowem, nie jest dobrze.
Ale nic to, prezes si w sobie stanowczo zawzi, dalej dziaania
ku poytkowi chce prowadzi, swoj szlachetno chce pokazywa. I
daleko, i szeroko postanowi publiczno o tym powiadomi.
Prezes W., trzeba to przyzna, bardzo szeroko akcj werbunkow do
roboli nakierowa, mona powiedzie, e a zasig kosmiczny si w
tym zaapa. Z rozmachem to poszo.
Bo, trzeba wiedzie, jak ju si za co zapie, to caociowo si
z tym zmaga, a do podstaw, a do wzmianki w telewizji i miejsca w
97

zestawieniu innych prezesw. W werbowanie roboli agencj konkretn


zaangaowa, znaczy si kosmiczn. Nie, nie dlatego, e innej nie
byo pod rk. Jeeli tak pomylelicie, to w bdzie jestecie, z
dalekosinoci prezesa to wynikao, z jego przenikliwoci. Bo jak
w okolicznej okolicy robola trudno zapa na minimalny cenowo plan
kontraktowy, to trzeba poskroba w dalszej rejonizacji. A jak i ta
ju przebrana przez konkurencj, to najlepiej odpowiednio sowny i
radiowy komunikat zredagowa, napisa, e tak a tak, e rozwojowa
dziaalno, e zadowolenie, e horyzonty no i co tak piknego
a optymistycznego nadawa w dal dalek.
I prezes W. tak wanie zrobi, kosmiczny sygna puci, werbunek
a po najdalsze czci wszechwiata ogosi na stanowisko.
C, cikie czasy wida wszdzie zaistniay, bo cho kapitalizm w
si ronie, to robolom dostatniej y si nie chce. I to pewnie w
kadym zaktku kosmosu tak si aktualnie dzieje i wszdzie si tak
robolskie pasoytnictwo pleni, bowiem prezes W. na swoj dobro w
odpowiedzi tylko cisz usysza - prezes osobicie si przekona,
e wiat jego wybitnego poziomu nie siga.
Nie mona powiedzie, e sygnalizacj wolnych etatw pracowniczych
prowadzi byle jak i po epkach, nic podobnego. Agencja si dobrze
spisaa, akcj nadawcz i nasuchow prowadzia po wszystkich jako
tako dostpnych kanaach, a nawet ulotki, gdzie si tylko udao, z
informacj rzucia, zawodowych naganiaczy zatrudnia. Nic. Trzeba
uczciwie powiedzie, e odzew na ogoszenie by zerowy. adna si
z dowolnego kierunku pracownicza osobowo nie zgosia, aden si
tam robol czy robot spod jasnej czy ciemnej gwiazdy nie zgosi i
chci wysiku ku chwale prezesa nie zameldowa.
Tym to ju prezes si mocno zdziwi, a takiej cikiej sytuacji w
planach swoich nie uwzgldni. Wydao mu si to niepokojce, a te
i mocno podejrzane.
Badanie zleci w temacie, gdzie ci inni s, spyta si nauki oraz
tytularnej profesury. Bo w naukowe spojrzenie ufa.
Zgosi si z odpowiedzi taki jeden naukowy. Wyjania, e obecna
wiedza dziurawa w sprawie kosmitw, wzory co prawda liczne pisze i
prawdopodobiestwo ich zasiedlenia oblicza po przecinku, ale samo
liczenie funta niewarte, bo wszystko plus albo minus, a najpewniej
i z sufitu.
Drugi wyjaniajcy na ograniczon techniczn czno oraz kopoty
porozumiewawcze zwraca uwag. e daleka, e prdko skoczona i
e jak wysa, to wnuki to odbior, a moe i dopiero po naszym si
kocu kto odezwie. Sowem, adnego sensu w wysyaniu komunikatw
w dal kosmiczn nie widzia, zwaszcza e diabli wiedz, po jakiej
mowie bdzie si to porozumiewao.
Trzeci, taki w sobie filozofujcy, doktor czy amator, o wyszoci
logiki nad praktyk rozpowiada i dowodzi, e nawet jeeli tam i
gdzie robole si ze swoich legowisk wykluli, to pewne nie jest, w
jakiej to kondycji funkcjonuje, biologicznej czy innej, a moe te
zupenie nieziemskiej i w porozumieniu i zatrudnieniu same tylko i
rozliczne problemy bd. A ponad to, dowodzi, pewne nie jest, e
im si w ogle chce na ogoszenia odpowiada, bo moe popadli tak
w stan oglnie medytacyjny, a moe ju dawno sobie dali spokj na
98

takie anonse reagowa. Bo po c z galaktycznym planktonem styka


si i z wrblowatym byle czym dialog prowadzi. Przypadku skrajnej
sytuacji te nie wyklucza, e stadium aktywnego oni jeszcze byli
nie osignli, e ich wiadomo pracownicza w dalekich powijakach
i nieodpowiednia do zada prezesa. - Albo ju nieodpowiednia, jako
e im co tam lokalnie w technologii poszo nie tak, a moe spado
co na nich. No i zdolni do wiadczenia usug ju nie s.
Sowem, wszelka syszalna cisza wiadczy, e kosmos jeszcze gotw
na szczodrobliwo oferty prezesa nie jest, e trzeba poczeka tak
z kilka tysicy lat, wwczas si moe front badawczy zmieni i co
w temacie bdzie wicej wiadomo.
Nie mona powiedzie, eby prezes W. zadowoleniem tryska i eby w
tak zaistniaej sytuacji pogodzi si z brakiem robolskiego zbioru
pracowniczego. Zwaszcza e wybranka serca kolejne zakupowe zbytki
szaleczo czynia.
Trzeba szczerze powiedzie, e prezes nie ustawa w woli werbunku
i dalej zleca akcj po caoci czstotliwoci i po kanaach. Co,
mwi, przecie si gdzie w tym wszystkim kryje, gdzie oni musz
by, na tych tu, eby ich jasna ciasna, wiat si nie koczy. Ale
w odruchu pewnej desperacji jeszcze jednego jajogowca zwerbowa w
celu objanienia, eby si upewni w wtpliwociach.
C, cikie czasy, mona powiedzie, nawet naukowo. Bo tene si
naukowiec zupenym dziwakiem okaza, cho gadatliwym. Zupenie si
prezesem i jego marzeniami nie przejmowa, troski prezesa o plan i
pracowniczy zysk pieniny nie podziela. Dziwny go.
No bo to, tak mwi, zupenie nie ma sensu, nijakiego. Wyle si w
kosmiczn otcha sygna, powiadomi o lokalizacji i poda warunki w
szczegach, ale to przecie trafi w pustk. Nie tylko dlatego, e
tych innych mao i mniej, jaki si gdzie zapewne trafi, moe te
i chtny do kontaktu, moe nawet i gotowy na zapotrzebowanie jako
odpowiedzie tylko e, prezes musi mie tego wiadomo, zanim u
niego zadwiczy sygna, e jest oferta dialogu, to nas ju tutaj
nie bdzie. Nawet jak ta lokalizacja za najbliszym zakrtem, to i
tak nas ju nie bdzie.
Dlaczego, prezes si na to dopytuje, mocno pognbiony. Bo tak si w
tym caym kosmicznym mieciowisku to dzieje, e wszelkie plemiona
i robole, e one tylko tu oraz teraz dziaaj. e mona w historii
ju umieci mniemanie, e tamci inni tak dowolnie sobie w wiecie
si pokazuj, e splun i jaki kosmita si pokae. Nic podobnego.
To cile, bardzo cile w caoci zmian zamieszkuje. - e, mwic
inaczej, tylko tak jak my, wic rwnolege do nas to si dzieje, i
nigdy w innym czasie. Znaczy si, e moe si gdzie w dalekim tam
kosmosie i tak zadzia, e kto tam zafunkcjonuje rozumnie, ale my
si o tym nie dowiemy. Bo ani wczeniej, ani pniej ten kto si
tam si wyoni z niebytu. - A, tak oglnie mwic, to najpewniej
nigdzie wicej nikogo nie ma.
A nawet jak si to obok dzieje, tylko daleko od nas, jeeli si i
nawet tak samo dzieje, czyli technicznie, to i tak nigdy si o tym
nie dowiemy w realnoci. - Co tam sobie taka zbiorowo pracujca
wyprodukuje, jakie sygnay czy dobra rzuci w przestrze okoliczn
i dalsz, jednak tak dugo bdzie si to snuo pord gwiazdowego
99

pyu, e i po nas proch zostanie, a wiadomo tu nie trafi. Tak na


moje oko z kilka adresw we wszechwiecie jest, gdzie kto moe by
i sowem si odezwa, ale nie wicej. A moe adnego.
Trzeba szczerze przyzna, e prezes wiadomociami podbudowany by
nie by. I trudno mu si dziwi. On tu chce wdraa, rusza pen
par, szkoli i zatrudnia, plany rozwojowe dalekie snuje, agencje
reklamujce wynajmuje i na wszelkie sposoby zachca, a tu wiat mu
takie trudnoci tworzy. Nie do, e jakie tam podatki, e rne
bzdurne kontrole urzdy nasyaj, e trzeba dba o wygod takich i
innych darmozjadw, to jeszcze rzeczywisto si taka nieposuszna
dla przedsibiorcy zrobia. Nic, tylko wspczu w niedoli, tylko
pocieszy sowem lub czynem. A najlepiej skoatan gow prezesow
znik jak wesprze, eby si dobrze mu rozwijao.
Ale czy to tak moe si zadzia? Czy wredny wiat zrozumie problem
prezesa? Czy robol jeden z drugim pogoni si sam do roboty? Nie, w
caoci i nie. A ao bierze.
I jak tu w takich okolicznociach szuka wsparcia w gwiazdach, si
na innym ludzie pracowniczym wesprze, jak to zrobi, jak go chyba
nie ma? A jak nawet jest, to te z tego adnego poytku, bo dojazd
do firmy na czas si nie zrealizuje. Ech. Nic, tylko sobie spokj
ze wszystkim da, machn rk na pustk i zaj si swoim yciem,
z kapitau y. Przyjemnoci zacz smakowa...
Powiedzie trzeba szczerze, e prezes tak wanie postpi planuje
i si odgraa. Ale jeszcze chwilowo si wstrzymuje, poczucie stanu
wyszego i obowizku nim wada. Jednak czasy cikie s, wszdzie
to wida, dla zaradnych ju zupenie cikie. Wic nie wiadomo, co
to bdzie i kiedy prezes si na duchu zaamie.
By moe jaki drobny sygna od innych, jakie takie "wow", ktre
gotowo do kontaktu by zasygnalizowao, co tak pociesznego by tu
si przydao. Jednak prezes coraz mniej w spraw inwestuje i nawet
coraz mniej w kontakt wierzy. Ech... Jakby by podupad w zaufaniu
do innych, jakby straci nadziej, e gdzie i kiedy, e w ogle.
A przykro na to patrze.
Cikie czasy, nie ma co. I niczego na horyzoncie nie wida.

100

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 3.2 Szybko, coraz szybciej.
...czekajcie, spokojnie, to mona wytumaczy.
Taka analogia: zaleno od poprzedniego pokolenia. Za nieodlegy
czas formalnie staniecie si dorosymi. Jedni czekaj tej chwili z
utsknieniem, inni obojtnie, ale dla wszystkich, tak czy tak, jest
to istotny i znaczcy moment w yciu. Dlaczego? Poniewa ustaj, a
raczej zmieniaj swoj posta i natenie siy, ktre steroway na
kadym kroku waszymi wyborami. Prawda, to czysto symboliczny fakt,
ale przecie co si zmienia, od tej daty jestem w innej sytuacji.
Ma to przeoenie, ma odniesienie na pozornie tak odlegy proces,
jak wybuchajcy wszechwiat. Rozszerzajcy si w coraz to wikszym
tempie.
T analogi warto pocign w detalach, pozwala zrozumie, co oraz
dlaczego zachodzi w ukadzie, kiedy ustaje nacisk zewntrzny, jak to
si objawia w obserwacji wewntrznej. A tak przy okazji, i zupenie
nawiasem, mona z tego wyprowadzi wniosek, e i wszechwiat jest
"zanurzony" w rodowisku - e musi by zewntrzne wobec niego, ale
zarazem konieczne rodowisko, poniewa inaczej nie sposb wyjani
tu obserwowanych zjawisk.
Co si dzieje, kiedy przekraczam graniczn lini, w tym przypadku
w postaci umownie zwanej "dorosoci"? Najwaniejsze to poczucie,
i to dominujce (ale i dojmujce), e "wszystko wolno". Oczywicie
w praktyce bardzo szybko si okazuje, e wolno mao i bardzo mao,
ale jednak to nie ju jest stan poprzedni. Okres "do" tej granicy
charakteryzuje si dominacj, zmniejszajc si w miar dorastania
czowieka, ale jednak siln dominacj rodzicw; tego nie wolno, a
tamto zupenie zabronione, tylko pojedyncze sprawy mona wykona,
znacie to dobrze. Nacisk "pola rodzicielskiego", uyj do opisania
tego etapu takiego pojcia, jest przemony. Otacza, warunkuje, po
prostu takie "pole" decyduje o zakresie swobody osobnika. Stadium
pocztkowe jest cakowicie zdeterminowane, a po elementy (a stan
biologiczny po elementy elementw), tu swobody praktycznie nie ma.
Ona si pojawia, jak czowiek nabiera ciaa. W sensie dosownym w
otoczeniu si rozpycha - ale i przenonie, jak zaczyna rozumie, e
ma takie a takie moliwoci i prawa. Po prostu sam nabiera si, a
w efekcie moe dziaa na otoczenie i je ksztatowa. Zaistniae w
rodowisku zostawia lad, mwic banalnie.
I teraz zasadnicze w tym rozumowaniu pytanie: do jakiego momentu w
yciu osobnika, tak namacalnie i fizycznie, dziaa wspomniane pole
rodzicielskie? Macie pomys na odpowied?
Nie, nie tak. Do koca, zawsze. Uwiadomcie to sobie, nigdy si z
tego oddziaywania nie wyzwolicie, zawsze w tym polu pozostaniecie
i zawsze bdziecie pod jego wpywem. Zaskoczenie? Nie powinno by
to zaskakujce.
Pomylcie, reguy, normy, zasady, ktrymi "karmi" was rodzice, a
w szerszym ujciu spoeczestwo, to zostaje z wami na zawsze, nie
101

sposb przecie bez tego funkcjonowa. Oszem, buntujecie si, sam


co jeszcze z tego okresu pamitam, ale to jest bunt w zakresie i
przestrzeni moliwej - co inaczej si uoy, do czego innego si
bdzie odwoywao; nowo, ale bez szalestwa. Bo adnej wielkiej
nowoci by nie moe. Czy bdziecie si buntowa przeciwko temu,
e trzeba oddycha, e s prawa fizyczne? Zakazu nie ma, ale chyba
nie warto prbowa, przyznacie.
Prawda, by moe kiedy to wejdzie do obszaru modyfikacji i bdzie
mona to zmieni, jednak nie dzi.
Ale jeeli mwi, e na zawsze pozostaje si w obrbie okrelanego
tak "pola rodzicielskiego", to przecie nie jest tak, e zawsze w
rwnym stopniu - wrcz przeciwnie. I o to w tej analogi w gwnym
sensie chodzi. Jestecie jeszcze w takim wieku, e wikszo, bez
przypadkw losowych, posiada rodzicw. Ale zdajecie sobie spraw,
e przychodzi taki moment, kiedy realnie odchodz. Czyli, wecie w
swojej analizie to pod uwag, w kadej ewolucji, w kadym procesie
wyrnialnym w wiecie - wic zapewne i dla caoci wszechwiata - w
takim przebiegu jest moment, kiedy "poprzednie pokolenie", ktre w
swoim dziaaniu "otaczao opiek" zaistniay fakt, e to pokolenie
schodzi ze sceny. Odchodzi na zawsze.
I co?
Zauwacie, e ustaje, teraz ju radykalnie z dziaania znika "pole
rodzicielskie". Pozostaje w pamici, jako ladowo i marginalnie, na
sposb "rwany" dziaa, ale to nie jest i by nie moe dziaanie
odczuwalne. Z momentem zaniku pokolenia "rodzicw", w otoczeniu, w
rodowisku tworzy si, zaczyna dominowa pustka. Jest zapas danych,
kultura, nawyki i podobne, to zostaje na zawsze - ale realnego ju
nacisku nie ma, poprzednie pokolenie odeszo. Rozumiecie?
Owszem, to nigdy nie jest zupena pustka, bo to niemoliwe, ale nie
ma ju tej bezporedniej i "twrczej" aktywnoci nacisku, ktry by
wczeniej oraz nie ma tego zewntrznego formowania ("formatowania"),
ktre tak dalece wpywa na nasze istnienie. S cigle i zawsze inne
obecne w otoczeniu ewolucje, wszak zewntrzny, decydujcy o istnieniu
nacisk nigdy nie spadnie i nie moe spa do zera - ale to jest ju
stan zdecydowanie odmienny, nie tak jednoznacznie powizany. Dlatego
jest to zmiana w kadym yciorysie fundamentalnie wana i zasadnicza
- najwaniejsza. By okres "do" i jest czas "po".
Zauwacie, wyobracie sobie, co si dzieje, kiedy nastaje chwila z
brakiem oddziaywania "rodzica".
Widzicie? - Tu, zobaczcie, jest tak umownie narysowana granica sfery
istnienia, a tu wolna przestrze i co? Co si stanie? Oczywicie.
Jak jest wolny tor "w rodowisko" i nic nie hamuje, albo sabo, to
nastpuje, musi nastpi wybuch. Czy absolutny wybuch? Nigdy.
Po pierwsze, co w otoczeniu zawsze (i na zawsze) pozostaje wic
ogranicza. Ale waniejsze jest to, co we wntrzu takiej ewolucji (w
trakcie "wybuchu") si znajduje. Czyli to wspomniane dziedzictwo po
rodzicach - czyli reguy zmieniania si. Tak na poziomie cielesnym,
fizycznym i biologicznym - tak reguy wyszego rzdu, a wic normy
zachowania i reagowania. To warunkuje, jak dany osobnik "wybucha" w
wiecie. Jeden, rozumiecie, bez utrwalonych na "beton" norm wybuchnie
szybko i byskawicznie si wypali - inny, dla odmiany uksztatowany
102

zgodnie w warunkami wiata, ten sobie jaki czas poyje.


I tak dalej temu podobne rozumiecie.
Ale - i tu przechodz do najwaniejszej czci tej analogii - wany
i najwaniejszy element tego rozumowania jest taki, e trzeba si
spyta: kiedy to si dzieje? Chodzi o moment, oczywicie w formule
urednienia - kiedy nastpuje to przejcie od stanu "dziecicego" w
etap "dorosoci"? Powtarzam, chodzi o chwil pojt logicznie, w
realu to s losowe zdarzenia. Kiedy odchodz "rodzice"? Macie co
do powiedzenia?
Tak, dokadnie - w rodku. W poowie ycia osobniczego.
Spjrzcie na swoje yciowe przypadoci, ktre ju mielicie, ale
take te, ktre bd waszym udziaem. Czowiek to takie co, co w
swojej epetynie moe wyprodukowa proces, ktry nawet si jeszcze
nie dokona. Czyli na bazie zaobserwowanego w otoczeniu, wychodzc
z ustalenia, e s obok was istnienia wam podobne, ale w innym ju
wieku, wic zwrotnie moecie zaoy, e i wasze istnienie jako w
przyszoci potoczy si podobnie. Nie tak samo, to niemoliwe, ale
podobnie. - Czyli, mwic wprost, zestarzejecie si.
Co z tego wynika? e ycie osobnicze mona podzieli na zasadniczo
trzy etapy: dziecko, dorosy, stary. I zawsze tak. Czyli jest taki
moment, kiedy na jednym brzegu wrzeszczy "berbe", i to wy musicie
za niego odpowiada jako rodzic, ale na drugim brzegu wtapia si w
to pokolenie dziadkw (za ktre te ponosicie ju odpowiedzialno).
Wy jestecie w rodku tego zakresu, a jego brzegi to etap wstpny
i zstpny. e to si cigle zmienia, e nowo si rozpycha i da
dla siebie miejsca, a dziadkowie odchodz, to oczywisto - banalna
zmiana w toku zachodzenia.
Co tu jest najwaniejsze? Ten rodkowy punkt przejcia. Tym razem
opisany nie z uwagi na formalne, jako tam uzasadnione osignicie
wieku dorosoci, ale fizyczna doroso: nikogo ju "przed" nami
do zaniku nie ma, nic nie hamuje "wybuchu" - rozumiecie?
Poprzednio, jak wspominaem, pki yli rodzice, jaki nacisk by i
czasami irytowa. A to tego nie robisz dobrze, a ju mgby si w
czym porzdnym zanurzy - znacie to doskonale. I sami te rwnie
tacy bdziecie, to pewne, mwi wam. Pki jest nacisk, choby taki
szcztkowy "pola rodzicielskiego", nie ma mowy o penym i mocno w
obserwacji zauwaalnym wybuchu kiedy zostaje przekroczona poowa
istnienia ("poowiczny rozpad"), hamulce redukuj si praktycznie
do stanu zerowego. Z zastrzeeniami oczywicie, jak wczeniej to w
analogii pado, ale to praktycznie zero.
Zauwaacie zbieno z obserwacjami kosmologicznymi, z narastaniem
tempa zmiany w rozszerzaniu wszechwiata? Widzicie powizanie?
Ale ta analogia idzie znaczenie dalej, to nie tylko nakrelenie w
obrazie punktw zasadniczych zmiany, ale gbsze zalenoci. - Macie
wiadomo, e istnieje bezporednie poczenie midzy pokoleniem
dziadkw a wnukw? Chodzi o to, e wnuczka swoje istnienie wywie
moe i musi bezporednio od babci. Syszelicie o tym? - Nie, nie o
zaleno genetyczn tu chodzi, ale o to, e komrka rozrodcza, z
103

ktrej ksztatuje si pokolenie wnukw, ta komrka tworzy si ju


w ciele "babci", dziewczynka rodzi si z penym zestawem komrek,
ktre bd pniej cyklicznie wchodziy na drog "w rodowisko". W
tym znaczeniu jest bezporednie poczenie midzy trzema poziomami
ewolucji - trzy fale zmian, a funkcjonalnie jedno.
Jakie to ma przeniesienie na wszechwiat? Zapewne, opierajc si
na tej analogi, bezporednie. Czyli obecny wszechwiat nie tylko w
"polu rodzicielskim" si ksztatowa, ale jest powizany z "polem
dziadkw", poprzedni generacj. Z tym zastrzeeniem, e skoro ju
obecny ukad przyspiesza w rozpadzie, to znaczy, e i pokolenie z
epoki "dziadkw" dawno nie istnieje, ale i "rodzice" to przeszo
oraz czas dokonany.
Co dalej? Pytanie nie jest gupie. Znacie te serwowane w mediach i
innych publikatorach ujcia, e wszechwiat to si bdzie w kadym
kierunku rozszerza i rozszerza - a w nieskoczono. C, logika
w tym pewna jest, nie ma co zaprzecza, jednak z fizyk posiada to
mao wsplnego.
e do nieskoczonoci, to prawda. Jak spojrzycie na swoje ycie i
zajmowanie coraz nowych terenw do obserwacji (i penetracji), to te
zauwaycie, e potrzeba na to coraz wicej energii. Chcecie gdzie
si wybra na wycieczk, trzeba rodkw, nic za darmo, wiadomo. No
i nie inaczej we wszechwiecie. Jak si rozszerza, to znaczy musi
z czego czerpa zasoby. Bo chwilowo tak si skada, e nie wida
brakw w wewntrznym cinieniu. Ciao, wiadomo, generalnie si ju
rozpada, ale zarazem pozostaje w stabilnej dynamicznej strukturze,
bo dostaje zasilanie pokarmem "od spodu". Czym jest zasilacz i jak
dziaa, to moe w tej chwili pomimy, to omwimy przy okazji. Ale
jest faktem, e obecnie takie "oddolne" zasilanie biegnie i nawet
skutecznie uzupenia ubytki.
Owszem, jeeli poprowadzi logicznie tor przemieszczania si faktu
w takim rozszerzaniu si, poprowadzi tor czstki, to on musi biec
w nieskoczono - inaczej tego si nie da zrobi. Tylko czy, tak w
realu, to jest nieskoczono? Czy w dowolnie dugim czasie mona
ata ubytki w wybuchajcym ukadzie? Odniecie to do ciaa, ktre
was unosi, czy mona w nieskoczono dziury zapenia? No nie, a
tak uprzejma ewolucja nie jest, staro dopada czowieka w najmniej
miym momencie - sami si przekonacie. Czyli wszechwiat, to co za
taki ukad si pojmuje, rwnie "za moment" odczuje braki, co si
w nim zatnie lub pomarszczy, jakie moliwoci odpadn. To nie tam
i kiedy si stanie, ale za chwil. Przyszo nam zaistnie "w czas
rodkowy", korzystamy z najlepszej kondycji i wydolnoci ukadu, ale
przecie w dziejach to mgnienie oka - ju si koczy. Tylko rozmiar
struktury sprawia, e dla nas to troszeczk trwa i moemy o takowym
fakcie sobie tutaj porozmawia.
Wszechwiat rozszerza si, i to coraz szybciej. To ju wiadome, to
ju policzone. Wystarczy skierowa przyrzd w dowoln stron nieba
i staje si to widoczne. - Co istotne, jest to proces, ktry wida z
pozycji od wewntrz. Czyli wida skutek, a przyczyn trzeba sobie
dobudowa logicznie. Mona powiedzie, e na szczcie, poniewa w
chwili, kiedy tu dojdzie warstwa zjawisk oznaczajcych przyczyn,
nas ju dawno nie bdzie. Ale poniewa regua zjawisk jest zawsze
104

ta sama oraz biegnie tak samo, to mona pozna to, co zadziao si


przed naszym zaistnieniem i to, co bdzie po nas. Co zaszo gdzie
tam daleko i dugo przed nami, ale czego skutkiem jestemy i ktre
to skutki postrzegamy w kadym kierunku. Przyczyna w tym przypadku
poprzedzona fizycznie jest skutkami, cho logicznie zaistniaa jak
najbardziej zgodnie z regu.
Jedn z metod w takim dziaaniu jest "zasada analogii" - i warto z
niej korzysta. Dlatego, wychodzc z tego oraz tutejszego wiata,
na bazie fizycznie rozpoznanej, mona zbudowa, skonstruowa obraz
wszelakich zjawisk.
I teraz wane pytanie: dlaczego szybciej? Dlaczego rejestruje si,
e oddalanie wszystkiego od wszystkiego narasta? - I oczywista, mam
nadziej, w takim odniesieniu odpowied: poniewa wok wszechwiata
brakuje i nigdy ju nie bdzie czynnika hamujcego. Na tyle silnego
czynnika, ktry proces by zatrzyma. Nigdy.
Skoro sfera wszechwiata przybiera w gabarytach, skoro powiksza si
rednica ukadu, to jako nieuchronny skutek - kady dziejcy si
fakt, kady jako wyrnialny w tym ukadzie element oddala si od
innego podobnego, i to coraz szybciej. I kade tyknicie zmiany ten
stan pogbia elementy s coraz dalej. Banalna geometria zaatwia
spraw - puchnie, to si rozpada.
A jak si rozpada, to ju blisko do brzegu. Coraz szybciej pdzi do
brzegu...
Ciekawe i istotne jest w tym procesie to, e kade "tyknicie" to
stan maksymalny i szczyt fali takiego wczeniej tu nie byo, ale
i pniej nie bdzie. Kade pokolenie, widzicie, to zmiana, ktra
ma w swojej historii etap pocztkowy, przechodzi przez rodek i ma
wwczas najlepsze dopasowanie do otoczenia oraz etap kocowy, w
ktrym wtapia si w to. Zawsze jest szczyt, ale chwilowy i bardzo
krtkotrway. Bardzo mgnieniowy...
Kade pokolenie to szczyt na fali. Skorzystajcie z tego.

105

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 3.3 Kosmos.
Na ostatniej lekcji byo... o Kosmosie.
Czyli o wszechwiecie w innej terminologii. Po prawdzie to co innego
jest, ale tak to si w nauce porobio, e im kosmos si zmiesza z
wszechwiatowym faktem i sami nie wiedz, co jest co. Mwilimy o
tym. I ten wszechwiat w kad stron si rozciga i jak gdzie i
tam materi poyskuje - albo te i gdzie gboko toto si objawia.
A ten, no, kosmos, to dalsze oraz ju logiczne. Albo filozoficzne,
te mwilimy.
I ten wszechwiat - tego... w onym kosmosie si znajduje, tutaj si
to wszystko zmienia. I w ogle.
A w tym kosmosie, tak jako to si dzieje, e si dzieje i dzieje i nie ma w tym adnego koca i pocztku.
Mwilimy jeszcze, e to ju staroytni - tacy Gracy oraz podobni,
e oni si wysilili w pomylunku i ten cay kosmos, co to nigdzie
si nie zaczyna i nie koczy, e oni co takiego sobie chodzc tam
i wszdzie wydumali.
Wiadomo, kiedy to wszystko byo lepsze, tata tak mwi. I oni, ci z
greki, takie kosmiczne co w opisach podali - i tak to ju idzie. I
my si o tym uczymy. Tata mi mwi, e po choler nam to, ale ja nie
wiem...
Wic owym mdralom ze staroytnoci byo wyszo, e musi si to z
tego i niczego skada - e nic i co si dzieje. Oraz e ten cay
kosmos z nieskoczonoci do wiecznoci si z takiego elementarnego
i atomowego skada. Prawda, atom to ju dawno tacy kolejny byli w
swoich naukowych narzdach rozbili i na kawaki podzielili, ale to
nie o to chodzi, tylko o t - tu, abstrakcj. Albo sowne pojcie, i
to wanie ci z przeszoci wiekowej mieli na uwadze. Bo jak sobie
tak chodzili i owe atomowe jednostki ustalali, to przecie wiedzie
nie mogli, e pniej to si w py podatomowy rozkawakuje i e si
bdzie to skada z drobnicy. Oni, te stare greki i podobni, oni nic
takiego nie wiedzieli, dla nich to jedynka matematyczna bya - taka
logiczna atomowa jedynka. - A jak takie najmniejsze z najmniejszych
histori si nazywao, to w szczegach ju zupenie bez znaczenia.
Dlatego tene kosmiczny cig jest logik wypeniony - znaczy si, e
porzdek ponadczasowy w nim zawsze panuje. Czyli zawsze si dzieje
tak samo, a najpewniej matematyczn interpretacj. I std tene si
kosmos ju ostatecznym elementem owej logicznoci okazuje - bo si
dalej w poznawaniu rozumne bytowanie adnym podejciem czy chwytem
jakim logicznym nie wypuci.
Ja tam nie wiem, moe i tak jest, ale to pewne nie jest. Mwi, jak
byo na lekcji mwione.
Czyli ten cay kosmiczny ad logik gbok jest przesiknity - tu
106

tylko podobno dwa elementy s, tak mwilimy. Takie zero jest, wic
nic - takie ju zupene nic-nic. Oraz takie i jakie co. Jedynka,
si znaczy. Takie co czego.
Czego, to emy dokadnie nie mwili, bo to mao wane byo wida.
I to nic i to co - one si mieszaj w nieskoczonoci - i rwnie
same s nieskoczone. Tak mwilimy.
I jeszcze w nieskoczonym tym caym kosmosie wszystko si przesuwa
z miejsca na miejsce, si znaczy rusza - zmiana jest. I to istotne
wielce jest.
Jest jaki fakt, taka jedynka albo podobnie, i ona si rusza z tego
miejsca, gdzie akuratnie si w tej nieskoczonoci lokuje. A jak si
rusza, to od razu jest inna i zupenie inna okoliczno. Mwilimy
o tym. Bo jak si taka z czego skadajca jedynka przesunie, i te
o jedynk, to robi w onym kosmosie ciekaw spraw, czyli przestrze
i czas powouje do zaistnienia swojego. Paszczyzn pojciow tak
znaczy si tworzy w zapamitaniu.
Tylko, mwilimy tak - tylko trzy elementy skadowe w kosmos tak w
kad nieskoczon stron wyznaczaj.
Wic to nic i to co, a te z ruchem to si dzieje.
I do wszystkiego to ju wystarczy, niczego wicej ta logika kosmiczna
nie potrzebuje.
Inne, takie skomplikowane, to tylko kombinatoryka z tych elementw
elementarnych. Tylko tak.
I w efekcie kocowym, ale nigdy i nigdzie w kosmosie si koczcym,
z tego si wszystko skoczone a liczne, i po nieskoczenie liczne,
tak wielokrotnie poczyna. Pocztek logicznie prosty i maksymalnie w
sobie prosty - mwilimy i ja teraz to opowiadam - a skutkiem teje
logicznoci jest nieskoczony cig przechodzenia jednego w jako tam
kolejne - i nieskoczenie kolejne.
I zawsze w onej bezkresnej kosmicznoci wszystko tylko tak ani nie
inaczej si dzieje, zawsze w jednakiej regule matematycznie gboko
sterowanej si to objawia. I zawsze wiecznie si powtarza. Ale te
nigdy si to samo nie powtarza.
Zawsze to inna bytowo cielesna - cho taka sama.
Tak, to sprawa wana, mwilimy o tym. Bo jak to si tak w dowolnie
wyznaczonym kierunku rusza, to od razu opisa to mona, przecie z
jedynki adnego opisu si nie wycignie, ale z przemieszczenia na
jedynkowy dystans i owszem. Bo to na takim poziomie poruszenie si
w kosmosie dzieje, zero-jedynkowym. I od razu jest moliwo w tym
opisywaniu zmian ruchow wyskalowa, co by nauki miay poytek z
tego, i eby w zegarach mona byo godzin ustawi. Jak ju taki z
naukowcem drugim to zauwa, to ow zmienno mog sobie linijk i
podobnie powierzy - czas i przestrze wyskaluj. I jest poytek, i
jest krok dalszy w zrozumieniu.
Dziwne to, mwilimy o tym, ale tak w tym kosmosie jest, e owe co
i nic mieszaj si z poytkiem dla caoci. e to proste jest, to w
szczegach nie powiem, ale to prostsze ju by nie moe. Przecie
dalej swoj logik nie mona sign.
I nic prostszego zmyle si nie daje. Jak ju tak powanie si w to
107

i z sensem wgry, to owo nic i owo co - to ciana i koniec. Czyli


koniec mylenia na i w tym si mieci.
Nic i co, jak wnioskowa z tego naley, to koniec kosmosu. Koniec
mylenia o kosmosie. I w ogle. - Mylenie adnym razem dalej pj
nie pjdzie. Bo i gdzie?
Std teraz, tak mwilimy jeszcze, jak si to co w owym nic tak z
zawsze do zawsze snuje logicznie i prosto - to wieczno si przez
to tworzy, czas absolutny, znaczy si. I przestrze absolutna, si
znaczy. Podobno fizyczni si na takie co krzywi, o dnym tam z
absolutnoci elemencie gada nie chc, ale wiadomo jacy to fizyczni
s, im wszystko si granicami pokazuje. A ja tam w absolutno te
przekonanie mam, tata te. I e to wszystko tutaj trzyma, e taka
kosmiczna logiczno tu si we wszystkim pokazuje. I e to fizyczna
logiczno, nigdy nie inna - ale logiczno.
Bo to tak wanie na logik logiczn trzeba opisywa - inaczej si
nie daje. Skoro tutaj si to przesuwa i zmiennoci wszelak jako
pokazuje, skoro nic po horyzont staego i nieruchawego, to przecie
daleko tam, gdzie w owym kosmicznym i staroytnie pojtym stanie
bez kresu i pocztku - e to kosmiczne caociowe i logiczne musi w
sobie stae by, adnoci si zmienia nie moe. Bo jak?
Tu si cao zmienia, ale cao ponad t caoci te si bdzie
zmienia? To niemoebne, tata mi to mwi - a tata wie, co mwi. Jak
tu si zmienia i wzajemnie zjada, to tam dalej i wyej ju tak by
nie moe - si nie da tak w nieskoczon wieczno tej zmiennoci i
innych zalenoci cign, bo to absurdem logicznie niestrawnym si
odbija, tak to idzie.
Musi si w tym logicznym konstrukcie, niechby i w nieskoczonoci,
stao na jakim tam poziomie analitycznym pokaza, tego najprostsza
logika i w ogle logika si doprasza. A nawet wymusza, co by si w
bezkresie dowodzenia nie zaptli - albo i zagubi. Tak to idzie.
Mwilimy o tym - musi by kres dowodzenia, tak w gr, tak w dolne
rejony schodzc. Jako na dole, tako i na grze by musi. Czyli na
dole jednostka ju do niczego nie rozdrabnialna, nic w sobie ju
wicej majca - ale tako i na grze logiki musi si byt jednostk
charakteryzujcy znale, tak to musi i. A wszystko pomidzy tymi
faktami jednostk opisane - to take zawsze i tylko jednostka, te
inaczej by nie moe. Logika to mwi, prosta logika.
e to bdzie skomplikowana i zmieniajca si jednostka, wszechwiat
taki na przykad, to oczywista oczywisto i zrozumiao. Tylko e
zawsze jednostka bdzie. - I my w niej, te jednostka.
Std jak ju takie co si w tej kosmicznej nieskoczonoci bdzie
wiecznie przemieszczao, mwilimy o tym, to si gdzie lokalnie i
szczegowo i musowo z innym czym zderzy. Czyli si zetknie albo
zakouje w parze. Jak to po detalicznym szczegle si dzieje, to w
mwieniu nie byo wyjanione, to ma by na nastpnej lekcji. Ale w
kosmosie to musi zachodzi, wic si jedno co z drugim czy musi
- w kocu jako mog dzi takie zadziaanie w wypowiedzi opisa, a
te nim delektowa.
Ale, po prawdzie, takie kosmiczne zespolenie to nie byle jakie co 108

to skutkami si objawia. I nieskoczenie si to tak objawia, te o


tym mwilimy.
Tu si co zetknie i wiatem jakim dogodnym si w kosmosie objawi,
tam si zetknie, ale innym ju wiatem to obrodzi. I to ju niezbyt
miy wiat w sobie bdzie, znaczy si nie do zagospodarowania albo
innego wykorzystania. - Tata mi mwi, e to moe by rnie, e to
si wzorami opisuje, e to zbiorow ogromna jest, te takowe wiaty,
e to wszelkie moliwoci reprezentuje. Bo ten nasz to taki dobroci
swoj nietypowy on jest - i to mocno nietypowy on jest. Mwilimy o
tym.
Tak, mwilimy. Jak ju taka nieskoczona prosta z inn prost si
w kosmosie przetn, to lokalnie w wiecznoci si co zaczyna jako
cielenie dzia.
Dlatego te wwczas jest i zaczyna by byt, co to wszystko i w ogle
obserwuje. I nawet wnioski co do tego wyciga. - I czasami z logik
si to mylenie spotyka.
Bo to jest tak, e si w onym bezkresnym kosmosie wszechwiat zapala,
znaczy wybucha. - Lub nie wybucha, bo tata mwi, e to jeszcze nie
jest pewne, moe si to wybuchowo dzieje, a moe inaczej. Nie wiem.
To si jednak tak w tej wiecznoci dzieje, e skoczony element si
buduje. Co si zagszcza i zgszcza z tych najmniejszych i taki z
tego wszechwiatowy zgstek si robi. Czyli jaki mniej lub wicej,
a nawet wikszy element.
A dalej taki element si zmienia. Jest tego duo i bardzo duo, to
w opisywaniu naukowym, co to je laboranci rni robi, wychodzi po
detalu. Takie tam w latach lub kilometrach opisy robi. I wychodzi
im, e to si kiedy tam zaczo, ale bardzo dawno, tego najstarsi
nie pamitaj, dlatego si kiedy te tam zakoczy. I nikt tego nie
zobaczy. Ale tak bdzie. Tata mwi, e tak by musi, bo wszystko w
tym tu si zaczyna i koczy.
I ten wszechwiatowy supe jedynek i zer si rozsupa. I nigdy ju
tak samo si nie zasupa. e to tak w tym nieskoczonym kosmosie raz
na wieczno.
Tak, ja tam nie wiem, moe, ale tata tak mwi. A na lekcji tego nie
byo, wszechwiata dokadnie nie omwilimy. Wszechwiat podobno w
dalszym planie lekcyjnym si znajduje - wic si wyjani, jak on w
tej kosmicznej nieskoczonoci si objawia i dlaczego on taki jest
i nie inny. Mwilimy tylko, e jest. I to dobrze, e on jest - bo
moemy teraz o kosmosie sobie poopowiada, i oglnie.
Jeszcze mwilimy tak - e ten kosmos cay to matematyka zasiedla i
logika. Logik to ja rozumiem, tata te mwi, e to podstawa, e to
zna trzeba. Ale matematyka mi si nie podoba. Wiem, e tamto albo
inne mona policzy, doda lub odj - ale mi si podoba jako nie
podoba.
Bo jako to tak, e matematyczne liczby gdzie sobie tam siedz, a my
je pniej na lekcji zapisujemy. To mi si dziwaczne wydaje w swojej
sztucznoci. To takie pojciowo abstrakcyjne, e a wydumane. Tata
te mwi, e to gupie i e si tym przejmowa nie trzeba. e tacy
z pustk w gowie to powouj w istnienie fizyczne - i e si swoj
109

logiczn nieuwag chwal w takim argumentowaniu.


Nie wiem, moe tak, moe nie, ale mi si to nie podoba. Ja w adne
tam takie bezkostne konstrukcje nie wierz, w fizyk i owszem - ale
eby co bez podstawy materialnie namacalnej fruwao w kad stron
sobie i si wyraao - nie, dzikuje - dla mnie to z obszaru mocno
przedszkolnego jest.
Prawd jest, ja tam nie broni w takie zjawy bezfizyczne wierzy i
to gono wypowiada, ja tam dopuszczam inn logik, ale sam si w
takie i podobne nie bawi. Kosmos to kosmos, mwilimy, co i nic,
i wystarczy. Po co tam jeszcze dalsze umieszcza, komplikowa, si
w analizy pogmatwane wprzga. Prostota na dole, prostota na grze
maksymalna, i wystarczy. I si sprawdza logicznie. A pniej niech
sobie te matematyki w wiecie dogodnym do takiej kombinatoryki na
liczbach si sposobi, niech gryz wiat w poszukiwaniu sensu, si
niech staraj logik pokaza i zyski z tego pocign, ja to sobie
bior do serca i akceptuj, mi to nie przeszkadza.
Jednak adnego w poza-wiecie wszechwiatowym bytu bezcielesnego nie
potrzeba, to w analizie zbdny element - do takiego si nie trzeba
odnosi. Tak to mwilimy, tak ja to mwi.
Jest NIC, jest CO, jest ruch i starczy.

110

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 3.4 Ile istnieje wszechwiatw?
Jak to ile nieskoczenie wiele.
No, moe nie do koca. Sprawa, widzicie, a tak prosto prezentowa
si nie prezentuje, jest tu pewien haczyk. A nawet i hak, w kocu
o nieskoczono biega. Przecie bezkres to takie miejsce, gdzie w
detalu moe si wszystko zdarzy... Tak mwi.
e jest jeden, to wiadomo, tego podkrela nie ma co. To wida, to
sucha, to czu. Ale czy to ju wszystko, czy moe dalej jeszcze
jaki w tyme bezkresie si trafi, to pewne nie jest. I nigdy nie
bdzie w szczegach pewne.
Ale zastanowi si mona, okolicznoci zbada mona, no i logicznie
i filozoficznie rozwin si w boju analitycznym mona. A co, nie
takie zagadnienia si brao na widelec i je smakowao. Co tam jaki
wszechwiat w t czy w drug stron, skoro sprawa w sobie moliwa
do zgbienia, to warto si wysili - co sobie aowa.
Na pocztku...
Stop! adnego pocztku. Na na tym poziomie analizy nie ma adnego
pocztku.
Kiedy w rozwaaniach pojawia si Kosmos, czyli nieskoczono oraz
wieczno, a dalej NIC i CO i ruch czego poprzez nico jeeli
rozpatruj zakres poza konkretnym wszechwiatem, czyli rodowisko
do tutejszej fizyki, to adnego pocztku ani koca ju nie ma, ten
zakres zmian podlega Ewolucji, a nie ewolucji.
Dobrze, punkt pierwszy jest tym samym zdefiniowany. Kosmos to stan
to logicznie wywiedzione dopenienie do tutejszej chwilowoci i
skoczonoci. Na bazie fizyki, na fundamencie dowiadczenia, ktre
wnosi, e wszystko ma swj pocztek, rodek i koniec na tym si
opierajc ustalam, e do tutejszego niezbdne jest nieskoczone i
wieczne procedowanie, eby uzasadni ten kawaek podogi. Inaczej
w zaistniae, u jego zarania, musz wprowadzi niezwyczajny, moe
i skrajnie dziwaczny logicznie fakt, ktry obserwowane zakotwiczy
by w istnieniu. Jeeli warunkiem aktualnoci tego wiata jest stan
nieskoczony i wieczny, ale zawsze Fizyczny - co podkrelam dla tej
tam prawdy i e to aden tam ten, rozumiecie, dziw abstrakcyjny
gdy u tego tutejszego pocztku jest logiczna i zborna w sobie krok
po kroku regua i maksymalnie proste elementy tworzce, to nie ma
w tym adnego pocztku ani koca. Pocztek i koniec w Kosmosie to
przypado faktw niszych, choby takiego "wszechwiata", tak to
przykadowo opisujc.
Kosmos, warto powtrzy to NIC i CO. Oraz zmiana przebiegajca
z nieskoczonoci do nieskoczonoci. Reszta jest tego pochodn.
Dlatego punkt drugi jest nastpujcy.
W tyme Kosmosie wspomniane NIC to matematyczne zero, a CO kwanty
111

energii, matematyczne jedynki. CO w Kosmosie to takie najmniejsze


z najmniejszych, do niczego ju nie rozdrabnialne. I tego CO jest
nieskoczenie wiele.
I jak to CO sobie tak pdzi przez NIC, to si lokalnie - jak to w
nieskoczonoci bywa i by musi - losowym rozkadem w jakie takie
tam zaptlenie si zamota. W taki wspomniany wszechwiat, jeden, a
moe i wiele, to do ustalenia w dalszym toku analizy. Pospolito
i Kosmiczna oczywisto. Jak w gr wchodzi bezkres i wieczny ruch,
to skutek musi by, nie ma odwoania. Midzy takimi zaistnieniami
to moe sobie i nieskoczony odcinek zmiany si zadzia, to nie ma
znaczenia. - Z punktu widzenia zaistniaego bytu, ktry stwierdzi w
swoim badaniu, e jest okolica i on sam z punktu widzenia kogo
takiego nieskoczenie wielki przedzia zmiany, to nieskocznie may
przedzia; kiedy brak obserwatora, ktry taki fakt ustali, nie ma
tematu kiedy nie istnieje byt postulujcy nieskoczono Kosmosu
i wiecznego ruchu, wiata nie ma.
Tak po prostu. eby stwierdzi, e "co" jest, musi by to CO oraz
musi istnie ten, kto taki fakt wygosi. Brak ktrejkolwiek strony
w tym dziaaniu wyklucza samo dziaanie i kady wniosek.
Punkt trzeci analizy.
W tak definiowanym Kosmosie (ktry jest kwantem i jednostk, ale w
formule wewntrznego podwojenia) w takim zakresie mona wyznaczy
pewne analogie do wszechwiata. Po co? eby ten zakres opisa - eby
go zrozumie.
Przecie, jako obserwator, na zawsze pozostaj we wntrzu wiata i w
toku zmiany, wiata z pocztkiem i koniecznym kocem to mj "dom".
I to na zawsze.
I abstrakcje (symbole, obrazy, sowa) opisujce ten wiat s std, i
nigdy innych w moim postrzeganiu nie bdzie. Musz z nich korzysta,
eby zakres Kosmosu jako dookreli - musz, poniewa innych do tego
zadania narzdzi nie mam.
Tutejszym (wszech)wiatem zajmowa si ju nie bd, to stan lokalny
w Kosmosie, jednak odwoywa si do niego na kadym kroku musz to
konieczno.
Natomiast to, co dalsze w tej analizie, czyli Kosmos, to jest teraz
w centrum zagadnienia. Co byo pierwsze w osobniczym czy zbiorowym
poznawaniu (i w doznawaniu), wic fizyczna okolica - to jest tylko/a
fundamentem dziaania (i punktem odniesienia).
Zmiana w Kosmosie jest nieskoczona i wieczna a wic zachodzi w
swojej skwantowanej rytmice zawsze-i-cigle, nie ma pocztku ani te
koca. I nigdy inaczej. Jednak dla mnie - ebym mg j zrozumie musi podlega podziaowi na jednostki i etapy. Ale tylko dla mnie,
przecie sam proces nic o kwantach i odcinkach nie wie - zmiana si
toczy. I dobrze.
Podkrelam to: jest tylko-i-wycznie nieskoczona-wieczna zmiana,
ruch jednostek w prni, aden wicej element nie jest logicznie na
tym etapie potrzebny do opisu. I jest to tym samym ciga zmiana.
Acz przebiega ("dzieje" si) jako skwantowana, czyli niepodzielnymi
ju do niczego "cegiekami".
Tylko e, abym mg j opisa ("ujrze" i zdefiniowa) - po prostu
112

zrozumie - musz w ten jednolity logicznie tok zjawisk wprowadzi,


i to rwnie jako logiczn (oraz Fizyczn) konieczno, niecigo
- jednostki, kwanty (lokalne w bezkresie zagszczenia czego). Musz
to wprowadzi, poniewa inaczej zagubi si w analizie nieskoczonej
paszczyzny.
To w moim logicznym postrzeganiu (i tylko dla mnie) Fizycznie wieczna
i ciga zmiana dzieli si na elementy (lub zbiory tych elementw)
- dzieli si na fakty i zmian.
Co z tego wynika? e mona znale w Kosmosie analogi do "czasu"
i "przestrzeni". A to ma ju znaczenie poznawcze.
Czyli - jeeli postrzegam, wyznaczam ruch i zmian w takim zakresie,
to oczywist dla mnie analogi jest tutejszy czas i tym samym w
Kosmosie rwnie mog przeprowadzi ujcie zmiany jako skwantowanego
zdarzenia. Zwaszcza e kwanty jednostkowe, jedynki zmiany - e to
jest dokadnie to samo.
I dlatego mog - mam podstaw, eby mwi o "czasie absolutnym". O
zmianie zdefiniowanej jako "kwantowe tykanie".
Ale nie tylko tak, jest jeszcze jedno odniesienie do poj, ktre
istnieje w logice opisujcej wielkoci skrajne. Przecie "czas" w
jego maksymalnym ujciu to synonim wiecznoci zmiana toczca si
nieskoczenie to wieczno. Tak po prostu.
I dalej "przestrze", tutejsze pojmowanie przestrzeni. Kosmos z
jego bezkresem to oczywista i maksymalna analogia do rejestrowanej
w okolicy przestrzeni nieskoczono to "przestrze absolutna" i
z definicji bez brzegw. Dla mnie, wewntrz wiata z brzegami, to
stan logicznie ostateczny, dalej si w analizie nie posun.
Teoretycznie z wszechwiata mog wyj - z nieskoczonoci nigdy.
I jeszcze dalej. Bo jest suma tych form postrzegania. - Skoro jest
analogia "czasu" i "przestrzeni", to zoenie rwnie jest moliwe
w opisie Kosmosu. Skoro sprawdza si we wszechwiecie, skoro fakty
tworzce s te same i regua jest ta sama, to zmiana przebiegajca
poza wszechwiatem moe i musi by tak samo opisywana. Skala jest
znaczco inna, skrajnie maksymalna, ale mechanizm ten sam. Wic i
wnioski podobne.
Czyli mona w nieskoczono-wiecznej zmianie wyznacza przebiegi w
formule "czasoprzestrzeni" cznej. Podzia na skadowe takiego
zakresu jest uproszczeniem, etapem, ktry analogicznie, jak si
to dziao we wszechwiecie trzeba wczeniej wypracowa. A to po
to, eby przej na czne, zsumowane postrzeganie tej zmiany. Bo
to w ostatecznym ujciu ma znaczenie.
I pomaga odpowiedzie na przykad, ile jest w Kosmosie wiatw do
tego podobnych albo zupenie niepodobnych.
Punkt czwarty.
Kosmiczny bezkres to nieskoczony zbir jednostek, wspomnianych we
wczeniejszym wejciu "najmniejszych z najmniejszych". Tak to si z
tej analizy wyania. Czego w Kosmosie jest nieskoczenie wiele i
jest to rwnie dopenione nieskoczonym "zbiorem" NIC.
Kosmos ma cechy nieskoczonoci i wiecznoci - ale take elementy
113

tworzce s nieskoczone i wieczne.


I teraz mona przeprowadzi takie dziaanie logiczne: poczy na
jednej prostej - jak to w przypadku prostej musi by, biegncej z
nieskoczonoci w nieskoczono "naniza" na t prost wszelkie
jednostki kwantowe energii. Mona tak zrobi? Mona. A wrcz nawet
trzeba. Dlaczego? Poniewa to pierwszy wany krok analizy.
Bo co z takiego uszeregowania jednostek na prostej wynika? Fizyka
Kosmosu jest taka, e te jedynki oczywicie s rozrzucone losowo i
bezadnie, inaczej tego nie mona opisa. Tu jedynka czego, dalej
kolejna i tak w nieskoczono. A jedynk czego od drugiej tak
pojmowanej jedynki dzieli "jedynka" pustki. - Najmniej jedynka nic,
bo oczywicie druga skrajno jest taka, e nieskoczono.
Czym jest "jedynka" NIC? To intuicyjnie atwo uchwytne, ale jakby
nieco trudniej opisywalne. Mona uj to tak: jeeli kwant czego
przemieci si o kwant, to opuszczone miejsce jest rwnowane tej
kwantowej jedynce. I gdyby ponownie ta jedynka znalaza si w tym
punkcie, to zapeni go bez reszty. - Nieco pokrtne, ale zrozumiae.
(A nawiasem, wszelkie kwantyfikatory opisujce NIC, nico, to efekt
zawierania si opisujcego w ramach CO. Dlatego definiowanie NIC,
wic logicznie stanu prostszego od CO, jest rozbudowane - musi si
odnosi do drugiej skadowej. Co dalej tworzy wraenie, e owo NIC
jest skomplikowane.)
No i mam teraz t prost z uszeregowanymi od nieskoczonoci a do
nieskoczonoci kwantami. e losowe rozmieszczone, to ju nie ma w
tej analizie znaczenia wiadomo Fizyka sobie, logika sobie. Cho
jedno z drugiego wynika i jest wzajemne powizanie.
Czym jest taka prosta?
I to najciekawsze na tym etapie pytanie. Taka prosta jest ni mniej
i ni wicej, ale "stanem chwilowym" czasoprzestrzeni. Dla tego tu
wszechwiata stanem chwilowym albo analogicznie dla Kosmosu take
"absolutnym stanem chwilowym".
Czyli najmniejszym z moliwych "tykniciem" zmiany. - To "sekunda"
Kosmosu. Jedna prosta jest stanem analogicznym do jednostkowej zmiany
- jest najmniejsz zmian, jaka moe zaj.
Z oczywistym dopenieniem, e jest to poczone - jako zawsze fakt
niezbdny - z NIC, z pustk. Samej prostej i w bezruchu opisa nie
mona, jak punktu. Ale jeeli przemieszcz taki punkt, czy prost,
to zmiana pooenia kwantu o kwant to wnosi najmniejszy zakres i
zmiany, i przestrzeni. To jest czasoprzestrze. Albo absolutna ju
czasoprzestrze Kosmosu. Zasada jest ta sama, kwant w ruchu, takie
zdarzenie wyznacza najmniejsze "tyknicie". I tworzy, buduje takim
rytmem "czasoprzestrze". Czyli paszczyzn.
Jeeli rozpatruj odcinek na/w prostej - wic lokalny wszechwiat w
Kosmosie - ten zakres ma punkt pocztkowy i kocowy, ale rwnie i
rodkowy (dla mnie najwaniejszy). Dlatego mog, skutkiem zmiany w
tym zakresie, skutkiem przemieszczania si elementw, wyznaczy rytm
tej zmiany czyli skwantowa ruch. Po to, eby go policzy.
I to samo, ale ju w maksymalnym zakresie, mog przeprowadzi dla
Kosmosu, adna dziwna procedura tylko wykorzystanie tego, co mam
w otoczeniu, co udao mi si wypracowa na temat wiata. Poniewa
114

ten wiat jest pochodn, skutkiem Kosmicznej reguy - bo inaczej by


nie zaistnia - to nie tylko mam prawo opiera si na analogiach z
tego obszaru, ale musz je wykorzystywa, eby kady poziom takiej
analizy si ze sob zgadza. To proste.
Punkt pity.
Mam najmniejsze "tyknicie" w Kosmicznej Ewolucji jeden i zero,
CO i NIC w niezbdnym, integralnym logicznie poczeniu. I mam w
bezkresie poprowadzon prost, ktra si kolejnymi punktami w tym
Kosmosie przemieszcza. Kady kwant energii przemieszcza si tak na
wasn rk, ale w tym logicznym uporzdkowaniu nieskoczony zbir
elementw prostej rwnie si przemieszcza o kwant.
I co? I jest tene ruch nieskoczonym z zasady. W nieskoczonoci
nie ma zahamowania, nie ma momentu zatrzymania jest co najwyej
chwilowe zaptlenie w jaki byt, w "odcinek" bytujcy na/w prostej.
A to oznacza, e jeeli prosta nieskoczona bdzie, przykadowo na
rysunku, wyznaczona z gry do dou - to przesunicie jej o kwant w
bok, czyli prostopadle, e to rozpocznie, tyknicie po tykniciu,
w Kosmicznym bezkresie budowa paszczyzn. Proste. Sumowanie si
w nieskoczonoci stanw chwilowych buduje, wyznacza paszczyzn. I
nic innego.
A czym jest taka paszczyzna? Oczywicie wiecznoci.
Nieskoczono jest stanem chwilowym, ale to zarazem bezkres, wic
nieskoczono aktualna jedna oraz jedyna, innej przecie nie ma.
Ale ruch w takim nieskoczonym zakresie, zoenie wszelkich stanw
chwilowych Kosmosu, to buduje nieskoczono potencjaln - czyli w
tym tu odniesieniu wieczno.
Nieskoczono to "przestrze" - wieczno to "czas".
Punkt szsty.
Czy Kosmos to paszczyzna? W ujciu logicznym tak. Ale w ujciu
Fizycznym nie.
Skoro Kosmos to nieskoczono, to rwnie symbolizujc tak zmian
nieskoczon paszczyzn mona "zamkn" w sfer skoro Fizycznie
w tak pojmanym zakresie rozkad elementw jest wszechkierunkowy oraz
bez wyrnionego faktu - to nic nie stoi na przeszkodzie, eby tak
paszczyzn "stykn" brzegami i zbudowa nieskoczon sfer. Dla
wygody opisu i zrozumienia. Ale i dlatego, e tak mona.
Co to daje? Obraz zmiany, ktr mona opisa jako koow. Co si
bdzie dziao jako fakt pierwszy w moim ujciu, co bdzie punktem
rodkowym, co kocowym. Wieczny obrt w nieskoczonoci tym samym
nabiera dla mnie cech - staje si rozpoznawalny oraz definiowalny.
A nawet policzalny.
Fizyka Kosmosu nic o takim dziaaniu nie wie i niczego takiego nie
stosuje, ale dla mnie taki zabieg jest koniecznym inaczej tego nie
zrozumiem. Inaczej tej nieskoczono-wiecznej jednoci-jedynoci nie
przenikn. Podzia jest mj i dla mnie, prowadzony w abstrakcjach
wywiedzionych std i teraz jednak moe (i musi) posuy do opisu
zawsze i wszdzie. Dlatego powinien by przeprowadzony.
W tym koowym ujciu - dla mnie rzeczywicie w obrazie przypomina
115

to "koowrt" nie ma Fizycznie wyrnionego miejsca, wszystkie


s rwnie istotne, bowiem skadaj si na cao. Ale mj podzia
na etapy takiego wiecznego "obrotu", to wnosi owe istotne z punktu
widzenia obserwatora momenty i te mniej wane. Bo przecie i tutaj
wyrniajce si moliwoci zaistnienia struktur chwile bd. Jak
jest losowo rozmieszczenia, to skutkiem tego musz by "okresowe"
w zmianie mniej lub bardziej dogodne chwile-obszary - co zbiegnie
si atwo i prosto lub przeciwnie, z trudem.
Ale jest te pewna konstatacja tego ruchu "po kole" - e nawet jak
po jednej stronie proces si koczy, to symetrycznie do niego si
zaczyna tworzy dopenienie, e nie ma nigdy stanu braku. Albo e
jest ogromna wyrwa w procesie. To niemoliwe. - Nieskoczono tego
Kosmicznego zakresu jest zapeniona dokadnie nieskoczon iloci
kwantw, ani mniej, ani wicej. A to oznacza, e jest to wielko
absolutna, najcilej wyznaczona jedyna taka warto. Wszelakie
inne s zawsze przyblieniem, nieostre, rozmyte. Nieskoczono to
stan maksymalny i jednoznaczny i nie mona tego inaczej rozumie
bez popadnicia w sprzecznoci. Czyli wszelkie nieskoczone "dziwy"
skutecznie zagospodarowuje wieczno - natomiast nieskoczono to
jedno i jedyno.
Czyli rwnie w bezkresie Kosmosu jest maksymalne zbiegnicie si
elementw i maksymalne rozproszenie i w kadym, w kadym punkcie
tej koowej zmiany jest to w rwnowadze. I dlatego, jak jeden etap
si koczy, to po drugiej stronie - ktra Fizycznie moe by wszak
tu obok - buduje si dopenienie. I nigdy niczego nie brakuje. To
w kocu nieskoczono-wieczno Ewolucji.
Punkt sidmy.
Kosmos mona wic opisywa z poziomu jednostki i jednostki. Raz
z poziomu kwantu logicznego, najmniejszego z najmniejszych, a raz
z poziomu kwantu logicznego - najwikszego z najwikszych. Czyli w
formule "wszechwiata". Na kadym poziomie analizy jest kwant oraz
zbir kwantw a co wicej, rytm zmiany w obu zakresach jest taki
sam. Ten sam. I fundamentalnie prosty. - "Na dole" jest niepodzielne
i najmniejsze, "na grze" jest najwiksze z moliwych, ale rytmika
zmiany tych kwantw jest ta sama.
Dlaczego to istotne? Poniewa jeeli chc ustali - a co najmniej
zgrubnie okreli ile istnieje wszechwiatw, to musz dziaanie
odnie raz do stanu chwilowego, a raz do wiecznoci; zalenie od
tego, na czym si w analizie skoncentruj, od tego zaley wynik. I
raz bdzie skromny, liczebnie ograniczony a raz nieskoczony, bo
wwczas wieczno wejdzie w opis. Nieskoczono chwilowa zawiera
w sobie nieskoczon ilo jedynek kantowych, ale wytworzy moe w
sobie skoczon liczb wszechwiatw - ale poniewa przebiega to w
formule wiecznej zmiany, tym samym kolejne przemieszczenia kwantw
mog budowa kolejne byty w liczbie nieskoczonej.
Przy okazji, poniewa wie si to z powyszym. Owszem, ustalenie,
e przez punkt mona przeprowadzi nieskoczon liczb prostych to jest oczywisto. Ale z istotnym ograniczeniem, ktre nie moe
116

by przeprowadzone w geometrii: nie jednoczenie. Przez punkt moe


w trakcie Ewolucji przej nieskoczenie wiele kwantw, ale one tu
s nastpczo - nie jednoczenie. Dlatego w jednej nieskoczonoci w
tym samym miejscu moe znajdowa si nieskoczenie wiele bytw - ale
"po sobie", w przesuniciu. W przesuniciu co najmniej o jednostk
zmiany. Proste.
Punkt smy.
Ile istnieje wszechwiatw? Jak to ile? To zaley od tego, co si
obserwatorowi podsunie do liczenia. Jeeli ograniczy si do fizyki
i tutejszych wnioskw, to jeden. Chwilowo zaistniay i ju wiadomo,
e skoczony w czasie i przestrzeni. - Ale jeeli byt poznajcy w
analizowaniu si rozpdzi, jeeli z wzorw nie wyrzuci rnorakich
nieskoczonoci, bo s pozornie niepotrzebne, to sobie liczb tych
zdatnych do zamieszkania wiatw zwikszy te o nieskoczono. Z
tym istotnym dalej zastrzeeniem, e to jeszcze zaley.
Bo jeeli zacznie opisywa Kosmos poprzez stan chwilowy, to si mu
w liczeniu pokae skromna reprezentacja wszechwiatowa, a i z niej
do zamieszkania bdzie tylko kilka - moe i jeden nawet. W kocu i
na poziomie nieskoczonego-wiecznego koowania jest rodek zmiany,
rodek Ewolucji. Co przed rodkiem moe by znone do zbudowania
bytu, ale najpewniej jeeli w ogle pojawi si takie mylce i
dziaajce co w rodku. Przecie dopiero wszechwiat dopeniony z
kadego kierunku jest tym najlepszym, najsymetryczniejszym, a wic
zdatnym do zaistnienia skomplikowanych struktur, ktre momentalnie
si nie rozpadaj.
Jeeli natomiast opis bdzie na zasadzie, e w nieskoczonoci to
mona wszystko, a nawet wicej to efektem musi by zliczanie tej
nieskoczonoci w kolejnych stanach chwilowych, wic w wiecznoci.
No i skutek jest atwy do podania: nieskoczono bytw, bezkresna
liczba wiatw, zaiste kosmiczne liczby w opisie. I na kocu jest
zdumienie, zaskoczenie a i emocjonalne pomieszanie, e to si w
tym Kosmosie tak dzieje. Jak si wejdzie w procedur zliczania ze
zmieszaniem pojciowym, na wyjciu musi by brak granic. O ile ma
to ograniczone znaczenia w zakresie wszechwiata, o tyle Kosmos w
jego zmianie bez takiego rozrnienia jest niepoznawalny. I efekt
zaskakuje.
e niepotrzebnie w tym punkcie to ju chyba oczywisto. Prawda?
Nieskoczono-wieczno to ja.

117

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 3.5 Czstki elementarne.
Wiecie, ja tam nic przeciwko szkole nie mam, instytucja nawet tam i
jako potrzebna. Rodzicielsko musi zarabia na jednym i drugim, i
kolejnym etacie, to i trzeba gdzie bachory przechowa w godzinach
dziennych - eby si nie szwenday bez celu. W takiej potrzebie to
szkolny budynek za okolicznociowe wizienie moe robi. - Wszystko
oczywiste, nawet i akceptowalne pokoleniowo.
Tylko, widzicie, problem w tym jest, e w tej szkole trafiaj si i
tacy, co to gdzie tam - zapewne w susznie minionym czasie, w tej
innej spoecznej dziejowoci - e oni wwczas jako tak si rol i
pedagogik przejli, e aktualnie chc pilnowanych czego nauczy,
z t tak nauk zapoznawa, do czego wdroy, itd.
e to ze szkod dla delikatnych osobowoci, e to moe przynie w
osobniczej przyszoci co zego, taki belfer z drug nauczycielk,
a i dyrektorem placwki na dokadk - oni w swoim zapale nauczania
tego pod uwag nie bior, szkd takiego postpowania nie notuj, za
nic nie uwzgldniaj tego w swoim posannictwie.
Bo to wyjdzie taki nauczony do wiata i si po nim pilnie rozejrzy i stwierdzi, e wiat to zupenie co tak innego od podrcznika, e
trudno si w nim porusza. Lektury moe i generalnie ciekawe byy,
oprcz tych nieciekawych - moe i palce do matematyki byy przydatne,
ale obecnie si to mniej sprawdza. Przecie w realnoci chodzi o t
smykak do interesu, a nie zdolnoci we wzorach, nie o umiejtnoci
w przerzucaniu si pimiennym sownictwem, czy o krytykanctwo jakie
wobec naczelnej wadzy pastwowej to nie o to idzie.
Sowem, nie ma co i kry, e nauczanie szkolne dalekie od lokalnego
zapotrzebowania produkcyjnego i e tylko dziatwie szkod robi. Mao
yciowe zasoby pod oczy i umysowo podsuwa, horyzonty otwiera. A
nawet wraliwo wyrabia. A to bd.
Wiecie, ja tam szkoy generalnie nie krytykuj - mwiem, e swoje
zasugi placwka posiada, tylko e nie na kadym kierunku tak si to
dobrze dzieje.
Szczeglnie na uwaaniu trzeba mie fizyczny i podobnie rzeczywisty
zakres. Niby niczego tu w modej osobowoci i pomylunku zepsu si
nie da, niby kierownictwo szkodliwo takiego, a te analogicznego
nauczania ju dawno zauwayo i profilaktycznie si z eksponowania
przedmiotu fizycznego wycofao na rzecz aktualnie niezbdnego, wic
wielce konkretnego duchowego ksztatowania przez osoby uduchowione,
ale w tej i owej jeszcze szkolnej placwce, chyba przez zaniedbania
i inne niedopatrzenia no, e tam si taka fizyka bya ostaa. A z
fizyk, rozumiecie, jest problem. I to spory.
Bo przyjdzie sobie taki on, albo taka ona, na lekcj z fizykiem a
moe i fizyczk w roli gwnej. Przyjdzie takie jeszcze po caoci
118

i w szczegach nieuwiadomione, jeszcze zapatrzone w nauczycielskie


sownictwo przyjdzie, i co?
A tu nadejdzie programowo w historii i na tej fizycznej lekcji, tak
przykadowo, zagadnienie elementarne i czstkowe. Czyli bdzie si
pokazywao obecnym i jeszcze nieupionym, e s czstki - e one w
wiecie caym s. A te, e one s elementarne.
Taka si, wiecie, w te mode i logik adn nieskaone umysowoci
przesczy informacja, e to wszystko - tak od dou do gry skada
si z czstek. e co prawda atom staroytny i podobne to przeszo,
ale e, tak czy owak, to zbudowane z faktw elementarnych.
Powiem ja wam, jest problem. Fundamentalny problem.
Niby, zgoda, spojrze tu, spojrze tam - wszdzie jaka skadowa w
tym jest. Jedynka albo podobnie.
Tylko e, sami zwacie, jak to w szczegach poszturcha, to kada
taka jednostka okazuje si nieco inna w budowie. A nawet mocno ona
jest inna.
Bo okazuje si, to przede wszystkim, e to adna tam i elementarna
czstka - e to zoenie. I to wielkie.
Tu ju niby fizyk w swoim przyrzdzie lub zderzaczu wykryje, e to
fakt, e zota czstka do niczego tam nieredukowalna - a za chwil
ju mu si kopot we wzorach pokazuje i w poprzedniej jedynce wiata
wielo kolejnych jedynek widzi. A jak nawet chwilowo nie widzi, to
postuluje - bo inaczej to mu si zgadza w tych tam przeliczeniach
nie chce.
Jest problem, przyznacie.
Taki mianowicie problem - czy jest jaka w tym dzieleniu wiata, w
tym dolnym zakresie elementarna jednostka, czy jej nie ma? Mona w
nieskoczono drobi rzeczywisto, czy nie?
Fakt, zagadnienie po prawdzie mao istotne, w szkole mona si nim
zbytnio nie kopota i dziatwie, jeeli chce sucha, o takim czym
opowiada. I nawet przy okazji mwi, e to cegieki wiata, e si
z tego nasza cielesno skada i wszelka.
Mona tak robi, ale po co. Przecie wiadomo, e za chwil kolejne
zderzenie elementw si objawi dalszym - czyli gbszym poziomem - i
e znw trzeba bdzie o elementarnym czym uczy. To lepiej od razu
ju powiedzie, e niczego w ten dese nie ma, e fizycznie i tako
eksperymentalnie adnego jednego i ostatniego si nie chwyci.
e goni mona, a jak - ale si nigdy nie dogoni. Bo takiej jedynki
dla fizyki nie ma.
Czy to oznacza, e zupenie jedynki wszystkiego nie ma?
Nie, nie, i jeszcze raz nie. Ja niczego takiego nie powiedziaem, a
te i nigdy tak nie powiem. Jedynka jest i by musi. Tylko e poza
fizyk ona tak sobie jest.
Trzeba wiedzie - i tak tego w szkole uczy - e fizyka, e badanie
w realu, w zakresie dostpnym, e takie dziaanie nigdy nie moe si
poziomu elementarnego dopracowa - to niemoliwe. Ani teraz, ani w
dowolnym czasie. Fizyczny moe drobi i drobi, coraz wiksze siy
do poznawania zaprzga, pomylunek wysila budow sprztu, jednak
i tak na zawsze pozostaje si w strefie zbiorw i tylko zbiorw. Na
119

zawsze, powtarzam.
Dlaczego? Poniewa fizyka, jako taka, to fakt zoony - wszelkie w
jej obrbie dostpne i rejestrowane (w dowolny sposb) fakty, takie
fakty s zoeniem. To wewntrzny, wic daleki od dna wiata poziom
- to suma faktw, nigdy fakt jednostkowy.
Fizyk widzi-bada zawsze stan zoony, zsumowany z jednostek, ktrych
nie pozna w adnym dziaaniu - bo one tworz dziaanie.
Ale to zarazem nie oznacza, e nie ma takiego ostatniego - takiego
ju fundamentalnego. Jak najbardziej jest.
I musi by. Bo nie ma w czynie rozdrabniajcym cigu nieskoczonego,
on si koczy. - W tym tylko jednak sk i trudno, e si koczy w
analizie logicznej, kiedy na pojciach si to prowadzi. Czyli kiedy
opisuje to Fizyka. Albo w innym nazwaniu filozofia.
Banalny fizyk tego zakresu w aden sposb si nie dopracuje, i musi
mie tego wiadomo; dobroduszny i zarazem atwowierny w otoczenie
fizyk, c - adnego pewnego elementu elementarnego nie zapie. Bo
go dla niego nie ma.
Badania oczywicie trzeba prowadzi, nakady ponosi, drobi a po
kres moliwoci danego czasu i przestrzeni.
Ale po co od razu tak szeroko rozpowiada, e czstek elementarnych
si szuka - po co to zaraz w modele i tabelki, podobno ostateczne,
zestawia - szkolne oraz pozaszkolne spoeczestwo mami, e ju, e
za chwil si to cae i wszelkie rozpozna, kiedy to nieprawda. Kiedy
to bd logiczny i mylowy.
To bd, ktrego nawet nie chce skorygowa ustalenie, e jest taka
graniczna prdko wiata, e nic i nigdzie si szybciej rusza po
wiecie nie rusza.
Jako tak z tego oczywistego faktu nikt wiedzy nie wyprowadza, e to
prdko nie przemieszczania si, ale tempo tworzenia si oznacza.
e to najwiksza, fizycznie obserwowalna w realnoci zmiana - e to
szybko zbiegania si w jednostk elementw, tych niej lecych
elementw.
Foton si buduje - osiga stan caej jednostki i peni - i dopiero
takie co moe poda, przenie fakt dalej. Wszak to nie foton przez
wszechwiat wdruje, ale nacisk, fala w trakcie zmiany. I w ramach
tej fali, w kadym jej punkcie, foton w kolejny foton si buduje. I
to oznacza przeniesienie sygnau. Nie jednostka pdzi, ale zdolno
budowania si jednostek.
Im wiksza konstrukcja, tym wolniej taka fala si przemieszcza, tym
wiksza liczba elementw skadowych musi si w ni zbiec. Bo i kada
taka czstka w ciele si buduje, i cao. A to trwa.
Wszechwiat - tak zwany "wszechwiat" - to nie pustka przetykana tu
i tam czym materialnym, atomem czy fotonem. To maksymalnie - i to
maksymalnie zapchana struktura. I tu cigle jeszcze wewntrz nie ma
pustki wicej ni na jednostk. I dlatego jest ruch, i dlatego si
fala moe przemieszcza. - I dlatego moe si co w due i wiksze,
ale i mierzalne struktury budowa.
To oczywicie za chwil zmieni si, za niewielki moment w dziejach
tej konstrukcji ubytki przewysz zasoby i moliwoci atania - ale
120

to jeszcze troszeczk potrwa i pozwoli na obserwacje. Tylko e takie


rozejcie si nastpi, i to nieodlege.
Ukad, to ju w kad stron wida, wybucha - a ten wybuch jeszcze
przyspiesza.
Przestacie wic wy wszyscy naucza te biedne dzieci, e s jakie
czstki, czy podobne, i e one zaludniaj rzeczywisto.
Trzeba im prawd powiedzie: e to wszystko, co si jako tam daje
obserwowa, to wytrcona - na podobiestwo osadu wytrcona w ramach
tak zwanego "wszechwiata" materialna, jednak zawsze na moment tak
zaistniaa i pokazujca si zmysowo "czstka". e, tak naprawd i
w gbokim rozumieniu, to chwilowa, dynamiczna - a przede wszystkim
cay czas zmieniajca si konstrukcja energetyczna. Pobiera elementy
z otoczenia i si buduje - ale i traci. Jeeli wicej pobiera, to w
gabarytach si zmienia i w wiecie cielenie si rozpycha - ale jak
wicej traci, to zanika i rozprasza si. Do tej wiecznoci.
Kade ciao, kady fizyczny fakt to dwie linie procesu, a wypadkowa
tworzy to, co wida.
Jestemy bytami na samym dnie, albo i grze, jak kto woli. yjemy w
najgbszym punkcie rzeczywistoci, cinie na nas cay wszechwiat
i jego elementy i to z kadej strony. Jestemy jako te stworki w
gbinie, ktre nic o tym wielkim nacisku nie wiedz i wiedzie nie
mog, poniewa to ich cae istnienie warunkuje, widzimy i wyrniamy
to, co si tu pokazuje, czyli wytrca osadem i jest "namacalne" dla
nas w jaki sposb. Ale to dalece nie wszystko.
Dalece waniejsze jest to, czego w takim (wanie fizycznym) ujciu
adnym sposobem pokaza nie mona.
Waniejszy jest "ocean" oraz jego falowanie, bo to jego przemiany s
tu warunkiem wszelkich zmian. I nas, jako faktw.
Waniejszy jest "wirtualny" ocean, ktry otacza wszelkie materialne
i rozbudowane fakty - ni to, co wida w pobienym i powierzchownym
ogldzie jako materi czy promieniowanie. To wepchnite, zepchnite
na ten nasz poziom elementy - to stanowi nas i nas buduje.
yjemy na dnie, na "paskim dnie" rzeczywistoci. I warto, i trzeba
sobie z tego zdawa spraw.
Problem jednak w tym, e ten wirtualny dla nas ocean jest zakresem
gwnym i najwaniejszym. I - tak naprawd - to ten podprogowy stan
jest realnoci, a wszystkie "osady" chwilowe i nietrwae. Procesy
Fizyczne naley opisa i rozumie odwrotnie: od najbardziej maych
i staych, po najbardziej skomplikowane i nietrwae. - Czyli po nas
samych (na dnie).
Na koniec analizy rzeczywistoci okazuje si, e waniejsze jest w
caoci to, tak niepozorne i lekcewaone - najczciej pomijane w
badaniu to.
Na koniec okazuje si, e wszystko, co wystaje z tego ta, co tak w
oczy oraz przyrzdy si rzuca, to tutaj tylko na chwilk i e zaraz
zniknie. Wyroso "z grzybni" ta, rozejrzao si po okolicy dalej i
bliej, czasami nawet o faktach pomylao - i zanika.
I wtapia si ponownie we wszechwiatowe, tudzie w kosmiczne to. Z
nieskoczonoci si wyonio i wraca do nieskoczonoci. Ech...
121

I e to byo jedyny raz w teje nieskoczonej wiecznoci...


Dajcie wic spokj ju z tymi czstkami, faktami, bytami przecie
to wszystko zudzenie. To wszystko zbir elementw w trakcie zmian
i zawsze chwilowy w tej formule. Przestacie powtarza, e mona w
badaniu zapa co ostatecznego, e trzeba si tylko silnie napi
i zebra, a bdzie element.
Nie bdzie. Nie ma adnego elementu - adnej jednostki fizycznie w
badaniu by nie moe.
wiat to zmiana - dopasowanie si - ewolucja w trakcie zachodzenia.
Po co mci dziatwie pogldy jakimi staymi i jednostkami, przecie
sami widz, e niczego staego nie ma. Si zatrudni na umow jak
lub zlecenie, to ich szybko ze staoci widzenia i doznawania tego
wiata wytrci zwolnienie - si naucz, e jest jaki tam dogmat, to
przy najbliszym zakrcie dziejowym si tego im w caoci odechce.
Chyba e szkoleni bd tak gboko niemdrze, e si tego dogmatu na
zabj i na zawierzenie uchwyc.
Ale wiat ich wwczas z tej bdnej i zej hipotezy szybko i pewnie
wyprowadzi. Znaczy si poza rzeczywisto i w caoci wykasuje.
Trzeba dlatego dziatw nauczy jednego: e jest zmiana i e wiat to
fakt w cigej odmianie. Oraz tego, eby mieli oczy szeroko otwarte
na wszystko. Wszak za zakrtem moe czai si niespodziewane.
Jeeli tak wiedz wynios ze szkolnego budynku i systemu, to im na
dalsz drog w zupenoci starczy - poradz sobie.
A czstki elementarne? C, to ju historia.

122

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 3.6 Osobliwo niejedno ma imi.
Najlepiej by redniakiem.
Takie, widzicie, prawo ewolucyjne jest. Moe ono i mao efektowne,
moe swoj zawartoci nieciekawe na pierwsze oko ale jest. No i
wszechwiatowa zmiana je na kadym kroku preferuje.
Bo, dajmy na to, taki mikry. Wiadomo, co takiego podskakuje i si
rzuca, ale na boisku toto pokopi po kostkach - albo i wyej. A jak
si wnerwi, to i konusem nazw albo i gorzej. Czasami takiemu z
ambicji lina cieknie, okciami si w zbiorowoci rozpycha i nawet
do stanowisk z tego przerostu dochodzi. Ale przecie i tak wie, e
na niego inni z gry patrz, uwagi robi - nawet i celowo czy przez
nieuwag splun. Sowem, adna przyjemno by maluchem.
A duy? Te nie inaczej. Rwnie si gow w autobusie po suficie to
obija, nogi gdzie daleko w dole si snuj i nie wiadomo, w co si
wazi. No i w ogle kocwki cielesne jakie takie niezgrabne s u
takiego i jakby samoistne w przemieszczaniu. Sowem, dua ciaem i
gabarytem ewolucja to adna tam przyjemno.
Ale najgorzej, widzicie, maj byty w sobie rozrose - takie w jedn
stron rozrose, w drug, a nawet i w kad. Takie, co to grubasem w
podwrkowej mowie si okrela. Nagromadzi taki byt w sobie zapasw
kwantowej energii, zajmuje siedzenie w pojedzie albo i dwa, obficie
si poci, sapie na chodach, w ogle ciko idzie i le funkcjonuje w
kadym wymiarze. Sowem, przykro na to patrze.
Prawda, sprawiedliwie trzeba opis uzupeni, e taka olbrzymia, i w
sobie obficie ciaem obrosa ewolucja, to rzadko z zachcenia tak w
t energetyczn nadmiarowo popada - e to zrzdzenie losowe takim
kieruje i przypadek. e tak si w okolicy ewolucyjnej porobio, tak
wirowao kwantami, e olbrzym teraz si krci albo i nadolbrzym. A
to, te wiadomo, nic dobrego tej nadmiernej konstrukcji nie wry.
To si szybko dzieje i wybuchowo si dzieje.
Sowem, widzicie, redniactwo w ewolucji jest najlepsze.
Powiecie, e to tylko tak chwilowo, e lokalnie, e dawniej a tak
nie byo, bo i zasobw do skonsumowania nie byo. Powiecie, e si
rozpdziem w stanowieniu reguy.
A nie, zupenie i nie. Na ten przykad spjrzcie w gr i wiatow
dal czasow oraz przestrzenn, w te tam gwiazdowe ukady spjrzcie
i si przyjrzyjcie. I jak, widzicie? Jak jaka wielka w sobie taka
gwiazdowo, jak napakowana energi, to i od razu wiadomo, e dugo
w swoim wieceniu nie pocignie. A i koniec te ma spektakularny mona powiedzie, e wybuchowy. A nawet, e osobliwy. Jak olbrzymi
taki si bczek krci, to si zaraz rozleci - w siebie si gboko
zapadnie, a nadmiarowo prochem i pyem po okolicy si rozejdzie.
Taka, widzicie, czarna dziura w czasoprzestrzeni z takiego bytu, co
to nadwag si objawia taki d ciemnoci wypeniony jedynie
si w obserwacji jako pokazuje.
123

I duo tego jest w kadym kierunku.


Ale powysze to tak oglnie i na rozgrzewk, dla wprowadzenia oraz
pokazania zwizku midzy gabarytami a szans na istnienie. I nie o
ten element ukadanki gwiazdowej tu chodzi.
Pytanie, widzicie, w temacie jest waniejsze: czy czarny d, taka
osobliwo w ewolucji czy to zbir, czy jednostka?
Powiecie, e to pytanie z gatunku niedorzecznych i odlotowych, e
przecie badanie, e obserwacja, e wzorki e wszystko w oczywisty
sposb podtyka zbir i e tylko zbir. Jaka galaktyka albo nawet i
lokalne zgrupowanie czego, tam si osobliwo pokazuje, mimo e jej
tak wprost nie wida.
A ja wam na to powiem, e wasza racja i owszem jest - ale ona taka
w sobie poowiczna; e wasza racja fizycznie pena - ale mimo tego
dalej logicznie jednostronna i niepena.
Spjrzcie na to tak - jest "twarz"? Jest. A jest kadorazowo inna?
Jest.
I z tego, widzicie, wynika szersze ustalenie.
e jest logiczna jednostka (owa "twarzyczka") i e jest konkretnie
i detalicznie fizyczna jednostka (faktyczna buka osobnicza).
e jest "czarna dziura" - osobliwo znaczy si i e jest takiego
czego konkretne i fizyczne w formie zbioru rozoenie w wiecie.
e jest logiczna jednostka, ktra realizuje si fizycznie zbiorem.
Filozoficznie "twarz" fizycznie twarz.
I zawsze tak. Rozumiecie?
A co wicej, e osobliwo to nie tylko zapa, to nie tylko czer i
horyzont zdarze ale i druga posta brzegu: maksymalne oddalenie
elementw od siebie.
Jest osobliwo maksymalnego zbiegnicia, tutaj w formule "czarnej
dziury", ale jest rwnie osobliwo rozbiegnicia, a wic "chmura
kwantw".
Z jednej strony logicznie ustalam w zmianie kierunek do zapaci z
drugiej kierunek do rozproszenia. A zakres pomidzy, to to wszystko,
co mona tak czy owak zaobserwowa.
Nie jedna, ju opisana forma osobliwoci, ale dwie - nie jeden brzeg
ewolucji, lecz dwa. I oba wzajemnie cile powizane wzajemnie si
warunkujce wzajemnie i zawsze cznie oddajce to, co okrela si
rzeczywistoci.
Osobliwo to nie jeden brzeg ewolucyjnej zmiany, ale dwa - "gra"
i "d" - maksymalne rozproszenie oraz maksymalne zbiegnicie.
Rozumiecie?
W takiej analitycznej procedurze trzeba wyj od stanu zero - czyli
pierwszej w nieskoczonoci Kosmosu zarysowanej sfery, wytworzonej
warstwy kwantowej. Zaistniaa jako skutek nacisku zewntrznego. Ale
124

i zmienia si kwantowo, wedug reguy.


Czyli - pierwszym stanem jest maksymalne oddalenie jednostek, ktre
tworz zbir w postaci wszechwiata. A raczej, na taki moment, jest
to dopiero "zadatek", ktry moe przeksztaci si w wszechwiat z
jego rytmem zmian. Proces w sensie logicznym rozpoczyna si stanem
maksymalnego, ale ju wsplnego istnienia elementw skadowych.
W maksymalnie logicznym sensie, gdzie wchodzi w gr nieskoczono,
w takim ujciu przeduenie torw oddalajcych si od wszechwiata
kwantw mona poprowadzi rwnie w nieskoczono - i to byoby w
analizie kosmicznej obecne. Jednak w tym przypadku, dla konkretnej
ewolucji, tu stanem maksymalnym jest jednokwantowa powoka sfery, w
ktrej nastpnie zaistnieje wiat. Ten i tylko ten.
I proces dociskania, "pompowania" kwantami tej sfery trwa dugo
trwa. Kwanty tworzce to jednostki niepodzielne ju do niczego, a
wic zapenienie zakrelonej tak przestrzeni musi trwa. Tylko e w
takim przebiegu miliard w t czy drug stron nie ma znaczenia w
takim przebiegu do zaistnienia obserwatora, ktry to skonstatuje (a
i same miliardy wprowadzi w liczenie) - do tego momentu daleko albo
i jeszcze dalej...
Czy dla niezaistniaego bytu ma to jakie znaczenie, czy wielki a
po bezkres dystans czasu i przestrzeni ma dla takiego warto inn
ni liczbowa?
Absolutnie nie - i adne nie. Prawda?
Pompuje si, pompuje pompuje pompuje ten wszechwiatowy balon,
zagszcza w sobie - cinienie wewntrzne pod naciskiem zewntrznym
narasta i w pewnym tam momencie to "iskrzy". Znaczy si zapala w
sobie, wiatem czy innym podobnym fotonem rzuca si w przyrzd i
w obserwacj. - Taka chwila, widzicie, w tym pompowaniu wiata sobie
nastaje, e kwant do kwantu si zblia, ciepo zaczyna drga, jak w
kadym pompowaniu by to powinno, rozgrzewa si ciao, znaczy si w
tym nabieraniu-pozyskiwaniu masy ono si rozgrzewa, drga w sobie
i si budzi do istnienia.
Pustka si kwantem w kwant zapenia i zagcia - no i fizycznego
co moe powsta.
Powstanie jedno, drugie, nawet i trzecie czyli piramida elementw
si tworzy, a wszdzie na "zakrtach" zmiany osobliwo zaczyna po
oczach dawa sygnay.
Po prawdzie brzegowa osobliwo adnych tam w odbiorze sygnaw nie
rzuca, chowa si poza obserwacj, ale czy to wane czy nie mona
sobie na licencj poetyczn pozwoli przy takim czym? No, mona.
Tego adnym tam sposobem nie wida, to tylko porednio daje o sobie
zna, ale osobliwo jest musi by w tym przebiegu. W kadym ona
musi by.
Bo co jest kocem takiego zapadania si warstw kwantowych? Brzeg i
jego maksymalne zbiegnicie.
Kiedy ciska elementy do siebie, to w tym dziaaniu jest oczywisty
kres: mona docisn kwanty na tyle, e ju dalej si nie da. - To
fizycznie ekstremalnie kopotliwy do opisu proces, zblianie si do
granicy zawsze jest trudne (a w tym przypadku szczeglnie), jednak
logicznie i filozoficznie nie ma w tym niczego nadzwyczajnego ot,
125

kwanty zbliyy si tak do siebie, e ju nie ma wolnego miejsca i


wszystko uprzednio odrbne, teraz jest ju jednym ciaem, jednostk.
I kwantem tym samym.
Podkrelam - w opisie, ktry moe prowadzi fizyk, w takim obrazie
nie ma miejsca na etap brzegowy, na punkt.
Kiedy fizyk opisuje przebieg zagszczania si, wic dy do granicy
i osobliwoci, to dla niego zblianie si do takiego momentu zawsze
jest procesem o charakterze nie-skoczonym taki proces musi, musi
si toczy w nieskoczono. W jego wewntrznym, zbienym ze zmian
opisem-doznaniem, tu nie ma brzegu, to jest poza.
Kiedy jest zmiana i opis - jest fizyk. Kiedy zmiana ustaje - nie ma
opisu i fizyka.
I jest zakres "poza". Wewntrzny we wszechwiecie, wida skutki tej
struktury, ale nie ma jej w obserwacji. Istnienie osobliwoci jest
domen filozofii. I tylko filozofii. Czyli zewntrznego spojrzenia
na zmian i jej rytmik.
Sowem, kocem jest jednostka, kwant w formule "czarna dziura". A w
innym nazwaniu, ewolucyjnie szerszym osobliwo.
I jest to osobliwo maksymalnego poczenia.
Na pocztku linii zmian jest osobliwo maksymalnego rozproszenia,
na kocu natomiast tworzy si osobliwo maksymalnego zbiegnicia,
poczenie wszystkich wczeniejszych elementw w jednostk.
Nie ma znaczenia, jak wielka to bdzie jednostka. To moe posiada
gabaryty planety, gwiazdy czy wszechwiata - ale bdzie jednostk.
Skoro w tym "obiekcie" nie ma elementw skadowych, skoro wszystko
tak zbio si ze sob, e nie ma pustki - to takie ciao jest tylko
i wycznie kwantem, jedynk w rozumieniu logicznym.
Na pocztku jest "chmura" jedynek (i kwantw) w zbiorze - na kocu
zapaci jest jedynka kwantowa i potencjalny, w tej chwili brzegowej
"zastygy" zbir. Jednak za chwil to si zmieni. Natomiast w takim
szczeglnym i osobliwym punkcie jest tylko kwant - jest jednostka.
"Czarna dziura" to punkt-jednostka.
Ale, widzicie, to nie koniec, absolutnie nie koniec.
Bo co si dzieje, kiedy proces zmian osiga maksymalne zbiegnicie?
Ustaje, degraduje si, koczy?
Nic z tych rzeczy.
Przecie z chwil maksymalnego poczenia si w jednostk, w takie
"na mgnienie" zastyge w zmianie ciao - teraz ju nic na nie cinie
- bo co ma cisn?
W tym ukadzie nie ma siy, ktra mogaby jeszcze co wicej wcisn
w byt. W byt, ktry jest przecie maksymalnie, do ostatniego kwantu
docinity.
W takim kwancie-jednostce proces uzyskuje swoje maksymalne w ewolucji
wszechwiata zoenie. Jest jednostk.
I co moe dzia si dalej?
Skoro nic nie cinie, to proces ani si zatrzyma w tym stadium, ani
bdzie dziwaczny, ani nie pobiegnie w gdzie czy kiedy tam.
Jest osobliwo zawarta we wszechwiecie? No jest. Moe proces si
126

zatrzyma? Nie moe. Jeeli brak czynnika nacisku czy hamowania,


proces nie moe si zatrzyma. A czy moe przeksztaca si inaczej
ni kwantowo? Nie moe.
Czyli co moe? - Moe si warstwa po warstwie elementw zuszcza,
traci zbiegnite wczeniej w punkt kwanty na rzecz rodowiska.
Oczywicie zawsze jednostkami, niepodzielnymi do niczego mniejszego
kwantami - ale musi traci zasoby.
I nie tak jako delikatnie, wic przez parowanie - to jest wybuch. I
to w formule maksymalnie szybkiego oddalania si jednostek od stanu
osobliwego.
e to w rodowisku jest tonowane, e to nie jest absolutnie swobodny
albo niestabilny kierunkowo wybuch?
To oczywista oczywisto, przecie te kwanty maj do pokonania ca
struktur wszechwiata - po wiele razy wejd w fizyczne konstrukcje
i ciaa; zanim na dobre (na zawsze) opuszcz ten wiat i popdz do
nieskoczonoci, wielokrotnie si sprawdz w dopenianiu lokalnych
istnie.
Dlatego to nie jest "wybuch", a "proces wybuchania" to wybuch pod
kontrol samego wybuchu.
Do jakiego momentu moe biec rozpraszanie elementw?
Do maksimum.
A wic tak daleko i dugo - jak moe. Czyli w wikszoci do stanu
maksymalnego rozproszenia w tym wszechwiecie. Do postaci kwantowej
chmury jednostek do ta-brzegu.
Przecie warstwy oddalajce si od osobliwoci w niewielkim stopniu
od razu dotr do brzegu i si oddal w bezkres, wikszo od takiej
granicznej strefy si odbije, wikszo nie zostanie przepuszczona
przez ten graniczny cisk i wrci, ponownie wejdzie w przebieg "do
rodka", do maksymalnego zagszczenia.
I przebdzie t drog wielokrotnie, zanim faktycznie ucieknie.
I dobrze, bo w ten sposb nieco ubocznie po drodze (to i owo) w
tym wielokrotnym zaptleniu moe powsta.
Na przykad obserwator.
Czyli w historii "wszechwiata" s a trzy stany osobliwe.
W takiej zmianie, ktra oznacza ten wiat i jego logiczn (podleg
regule, policzaln i przewidywaln) procedur w tym przebiegu mona
wyrni etap pierwszy, maksymalne rozproszenie elementw w drugim
i rodkowym, maksymalne zbiegnicie w trzecim ponownie maksymalne
rozproszenie.
To jest peny cykl zmian w ujciu generalnym.
I osobliwo w formule "czarna dziura", czy zbir takich faktw, to
tylko jeden z etapw zmiany.
Wany, bardzo wany - ale pozostae s rwnie istotne. I wsplnie,
w jednoci tworz, warunkuj to wszystko wok
Dlatego - eby cao wok bya zrozumiaa, eby nie potyka si o
127

sprzecznoci i dylematy, w opis ewolucji (wszech)wiata musi wej,


na zasadzie koniecznej i cznej, jeden oraz drugi punkt brzegowy
musz si w zobrazowaniu znale dwie formy osobliwoci.
"Czarne doy" to dobrze widoczny w powierzchownym (czyli fizycznym)
opisie skraj zmiany, jednak sam z siebie nie do wyjanienia; jeeli
nie zostanie obudowany i dopeniony zakresem drugim, chmur kwantw
pozostanie logicznym dziwem.
"Czarne dziury" to wielce istotne (i poyteczne) "zjawisko", wszak
zasilaj podporogowo rzeczywisto. Ale zasilaj jednostkami, czyli
elementami drugiego stanu osobliwego kwantami logicznymi. Zasilaj
poniej rejestracji wic s pomijane, niemierzalne. Ale na rwni
tworz to, co fizyk bada.
Dlatego obie formy osobliwoci s istotne, odpowiadaj za ksztat i
stan postrzeganego.
Dla fizyka rozpad osobliwoci ("czarnej dziury") do stanu-postaci w
formule osobliwoci chmury (jednostek) na skutek zachodzenia niej
progu jego postrzegania to prezentuje si jako niezwyko, jako
"cinienie ujemne".
Przecie rejestruje skutek takiego przechodzenia od osobliwoci do
osobliwoci, wszystko od wszystkiego si oddala a jednak wewntrz
panuje stabilne cinienie. Dziw. - e odpowiada za to tak pojmowana
i opisywana "zmiana osobliwa"? To fakt spoza fizyki filozoficzny.
Dla fizyka wewntrz zjawisko to ma posta "wybijania" energii "spod
podogi" tworzenia elementw z niczego, itp.
Czyli dziw dziwem poganiany i w ogle niedocieczone to jest.
Tylko e ten wypywajcy spod progu strumie elementw, ktry toczy
si zawsze do przodu (i przed siebie), to nic nadzwyczajnego tak
przebiega zmiana od jednego stanu osobliwego do drugiego.
Raz proces dociera do jednego brzegu i si od niego odbija, a drugi
raz znajduje si na krawdzi i si zapada do jednoci i ponownie
zawraca. Raz si skupia (w czarny d), a raz rozprasza do (chmury)
i tak po wielekro.
Wszystko pomidzy tymi brzegami to fizyka. Zmiana zawsze toczy si
do przodu, cho zawsze w zaptleniu. A lokalnie w tym obserwator.
Wane w tym opisie, zauwacie, jest filozoficzne spojrzenie nie w
tym konkretnym, czyli w przebiegu dla tutejszego wszechwiata, ale
faktycznie ju dla caoci zrozumienia.
e, po pierwsze, s trzy etapy dla kadej ewolucji. - I e s dwa w
zmianie brzegi i punkty osobliwe, to po drugie.
Osobliwo to nie jedna forma, osobliwo niejedno ma imi. I kadej
bez wyjtku ewolucji to dotyczy. Kadej bez wyjtku.
Zauwacie, e nie ma znaczenia, co wezm do analizy, jaki bd na
stoliku w laboratorium (czy na kartce papieru), obrabia logicznie
w jego etapach porednich proces - w kadym wyrni pocztek, stan
maksymalnie rozproszony, pniej rodek i maksymalne zrwnowaenie
skadnikw, czyli "po rwno" stanu poczenia i rozproszenia no
i na drugim brzegu koniec zmiany, ponownie osobliwo rozproszenia
128

skadnikw. A do nieskoczonoci.
Maksymalne oddalenie, maksymalne poczenie, maksymalne oddalenie
tak wyglda schemat zmiany w maksymalnym ujciu. To s punkty w
zmianie, jej punkty brzegowe i osobliwe.
A co wicej, to te musicie uwzgldni w analizie, zawsze zawsze
dopenieniem jednej formy osobliwoci jest w rodowisku stan drugi
i symetrycznie w zmianie rozoony.
Jeeli wyrniam - na przykad - w ewolucji osobliwo zbiegnicia,
"czarn dziur", mam w otoczeniu dopenienie w postaci rozproszenia,
to-brzeg jest zapenione jednostkami kwantowymi. Jeeli w procesie
wyrniam maksymalne rozproszenie, to dopenia to zbir w ogromnej i
rwnie rozproszonej postaci czarnych dow. A dlatego rozproszonej,
e przecie funkcjonalnie to zbir. Logicznie "czarne dziury" s w
analizie jednostk (speniaj te same funkcje) - ale realnie takich
obiektw jest wiele (i mnogo), dlatego s fizycznie wieloci, s
zbiorem.
Dlatego kade wyrnienie w zmianie jest jej zafaszowaniem, tylko
czny obraz jest ujciem poprawnym - i jedynie moliwym.
Ale na koniec jeszcze jedno warto sobie w kontekcie osobliwoci i
zakresu brzegowego w ewolucji przywoa. Tak dla rozrywki, ale te
eby sobie skojarzy to i owo.
Ot, takie tam komrki elementarne, po jednej stronie "jajeczko", a
po drugiej "plemniki". Niby tutejsze i niezwyke w swojej ewolucji
zdarzenia tak "podnoszone" i wyrniane.
A to przecie realizacja tej generalnej ewolucyjnej procedury to w
jednym przypadku maksymalne zbiegnicie do postaci jednej kwantowej
struktury, a w drugim maksymalne rozproszenie w formie kwantowych
jednostek; tu jedynka, tu zbir jedynek; tu jedynka w otoczeniu i w
dopenieniu chmur jedynek tu chmura jako zbir, ale zarazem te
jednostka liczenia; a tu jedynka i kwant, ale zarazem w zbiorze do
tego jajeczka podobnych jajeczek - ju w innych ewolucjach i bytach
fizycznych.
A proces ewolucyjny to przechodzenie ze strony na stron, raz si w
osobliwo jednego typu przeleje, raz w drug a pomidzy, tak "po
drodze", co si zadzieje.
Osobliwo niejedno ma imi. Na przykad moje. Albo Twoje.

129

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 3.7 Paszczyzna wielowymiarowa.
Obywatelu matematyku, spokojnie, prosz odoy ten przedmiot, to
cikie jest, moe si uszkodzi. Tak, dobrze, prosz usi. Tak,
oddycha gboko, gboko. Tak, rozluni si, spojrze za okno i na
ziele, to podobno pomaga na stres... Tak, pomaga...
I teraz, obywatelu, prosz si zastanowi. Wiem, sprawa prezentuje
si dziwacznie, wiem, wyglda to odlotowo, czy jako tak, ale prosz
si nie denerwowa, wyjanienie padnie. Za stron albo cztery, ale
padnie. - Paszczyzna wielowymiarowa to nie przejaw zwichrowania i
czego spoza naukowego ogldu, ale konieczno. Obywatel sam to za
jaki czas potwierdzi. - Tak, obywatelu, obywatel to potwierdzi. I
sam to potwierdzi, zupenie nie przymuszony.
e to koncept, e to wspomoenie abstrakcyjne w poznawaniu wiata,
trzeba to przyzna, tak to idzie. Ale, obywatelu, obywatel przyzna
i potwierdzi, e wszystko, caa zawarto obywatelskiej gowy oraz
kadej gowy, to abstrakcje. - To jako tam zsumowane w pojciowe
konstrukcje zaobserwowane w wiecie regularnoci. Tak samo dzieje
si w tym przypadku.
Nazwa jak nazwa, obywatelu, ale co za tym si kryje.
Tak, obywatelu, co si za tym kryje. Wiem, obywatelu, jestem tego
wiadom - to moja odpowiedzialno. Przykad podam, zrozumienie to
wspomoe. Naocznie obywatel zapozna si i rozumem ogarnie, pniej
wnioski wycignie.
I tak - obywatel sidzie wygodnie - obywatel oczy wyobrani popuci
i si rozejrzy. Taka sceneria badawcza si rozciga: sala kinowa i
ciemno wszdzie. - Sala robi tu za przykad naszego zawierania si
w wiecie, nasze pomieszkiwanie w rzeczywistoci symbolizuje, czyli
atmosfer do rozumowania oglnie zapodaje.
I scena w owej sali jest, i ogromny ekran jest, taka biaa i paska
powierzchnia do rzutowania "obrazw" od sufitu do podogi. A przed
ni, plecami do widowni, byt obserwujcy stoi, dalej "obserwatorem"
si nazywajcy. Samiusieki wobec owej pachty ekranowej. Jednostka
yciowa albo i zbiorowa, to zaley jak toto opisywa - ale zarazem
osobnik w relacji (w poczeniu) z otoczeniem.
Pocztkowo - co trzeba wykiem podkreli - takie co zagubione w
wiecie jest. Pojawia si na tym padole ez (najlepszym ze zych) i tak po caoci jest nieporadnie zagubione. Plamy, szumy, czy inne
drgnienia odbiera i w pamici notuje - obraz skacze, przewraca si i
niczego staego dojrze nie mona.
Lata mijaj w tej ciemnicy, jaskini nie jaskini, obserwujcy wprawy
nabiera, taka "akomodacja" do mroku zachodzi i osobnik szczegy ju
obrazowe dostrzega - nawet je w zapale twrczym symbolicznie nazywa i
inaczej definiuje. I w ten to czas zwiksza si zdolno osobnika do
wychwycenia elementw otoczenia. Obserwujcy i doznajcy wiat byt
130

zaczyna wwczas rejestrowa na "ekranie" rne plamy - paszczyzna,


na ktrej i w ktrej co si dzieje, oywa swoim rytmem. Co si z
czym innym sprzga oraz czy, wida zalenoci proste i bardziej
skomplikowane - wida "cienie" w przernych postaciach, mniejsze i
wiksze; nawet w ruchu, nawet kolorowe, nawet wpywajce na siebie.
I nawet pewien sens w tym obserwator notuje.
I jeszcze kolejne lata na zbieraniu danych odchodz w niebyt, wraz
z nabieraniem ciaa i dowiadczenia obserwator przepoczwarza si w
czowieka i na koniec przed tak oglnie pojtym "paskim" ekranem
wiata staje, przed abstrakcj caociow rzeczywistoci. Zebra o
otoczeniu mnogo danych, zestawi je w zwizki chemiczne albo te
konstelacje niebieskie, ponazywa genetycznie i matematycznie - i w
tej "sali kinowej", logicznie nieskoczonej i wiecznej, a fizycznie
rozcignitej, zawierajcej si w zakresie nadprogowym, w niej staje
i si wpatruje w plamiaste wzory na paszczynie.
Istotne, wane w tym ujciu (zobrazowaniu sytuacji rozumu w wiecie)
jest to, e byt - e obserwator nic w tej ciemnoci poza "ekranem"
nie widzi, dla niego ekran jest wszystkim. "Ekran" to jego wiat w
kadym szczegle, obserwuje zachodzce na/w nim zjawiska, ale i sam
si w nim zawiera.
Jest w tej chwili (mimo zdobytego dowiadczenia) w takiej sytuacji,
jak mu byo u zarania osobniczego i zbiorowego: widzi, doznaje owej
paskiej "ekranowej" rzeczywistoci. Za nim mnogo poznanych faktw
- ale sytuacja identyczna: "ciana" poj, paszczyzna, granica; w
epetynie zbir zarejestrowanych w czasie i przestrzeni zalenoci,
ale logicznie to paszczyzna.
W ten to czas przejcia (od doznajcego do analizujcego), mimo e w
staej pamici regu ju wielowymiarowoci wyprodukowa, staje byt
przed paszczyzn i si zastanawia. To logicznie zdecydowanie inna
paszczyzna od tej wstpnie pocztkowej (czyli zmysowej), bogata w
ustalone wewntrzne powizania - jednak fizycznie to zawsze i tylko
paszczyzna. To "wielowymiarowa paszczyzna".
Tak, obywatelu, macie racje - moe sobie obserwator rejestrowane na
"ekranie" plamy kolorw, a te "krgi" wyrnialne (czy inne jako
zauwaone ksztaty) nazywa, zbiera w wiksze konstrukcje. I to w
zapamitaniu czyni, wszystko prawda. Ale, obywatelu, to zawsze na
tym podstawowym poziomie, energetycznie zmiennym, to zawsze jest i
zawsze bdzie paskie. - Bo to w gowie, w epetynie obywatelskiej
naszej si wymiar znajduje i w kolejne wymiary skada tak to si
ukada.
Przecie, zauwacie obywatelu, realnie jest tylko energetyczna taka
sobie zmiana, przemieszczanie si czego w niczym. e to obywatelowi
si w atom, planet czy "wszechwiat" skada, to ju si w wiecie
nie zawiera - tak, obywatelu, to si w wiecie nie znajduje. To si
w gowie obywatelskiej buduje i tam lokuje, tylko w gowie. Zmiana
si toczy, ale w jakim rytmie, w jakiej postaci (w jakim zbryleniu)
- to obywatel sam tworzy i ustala. Tylko obywatel.
Czyli z kresek czy owych "plamiastych" stanw wiata kombinuje sobie
obserwator one wiat, skada cierpliwie - bo wszak niczego innego
131

zrobi nie moe. To jego by - albo i nie by.


Zanim si we wzmiankowanej "sali" znajdzie, zanim w caociowy obraz
przyjdzie mu to zoy, zbiera fakty i buduje kolejne pitra. A to
w gmatwanine wiateek - co, co takim si pozornie wydawao - tam
w podszewce ad dojrzy (i mechanik elementw zbuduje), a to rne w
zakresie atmosferycznym nasycenie kolorw i wirw sobie odnotuje, i
map synoptyczn zbuduje i bdzie z niej korzysta. Albo poziomice
naniesie na papier i map do celu wykreli. - Widzi "plamki", ktre
si z kierunku w inny kierunek przemieszczaj - i zawsze tylko owe
plamki widzi - ale na tej podstawie rytm pozna, "wiat" zdekoduje w
jego fizycznych przeksztaceniach.
I cho reguy w penoci uchwyci jeszcze nie zdoa, ju ustali, e
takie mae plamki, cho drobne i nieostre, to w zapamitaniu krc
si i mog szkodzi e te due, cho powolne, te s w doznaniach
nieprzyjemne lub grone. A wszystko na "ekranie" drga i wzajemnie
si potrcajc sam w ekran buduje. e jest drobnica atomowa, a te
mniejsza - ale i e s wielkie kawaki materii. Itd.
I e to wszystko wane, e sensowne - e moe nawet podlega jednej
logicznej zasadzie. Zawsze-wszdzie jednej.
Ba, czuje obserwator - nawet wie obserwator, e paski w obserwacji
a po brzeg ekran, e to jest realnie zakodowane informacj, e s
w nim gbokie powizania, e to kawaek po kawaku i plama jedna po
drugiej z sensem si pokazuj, e moe to by rozumnie skonstruowane
i poznane w caoci. - I mimo e tego jeszcze nie potrafi dowie,
mimo e w tym wiecie tylko "paszczyzna" jest mu dostpna, to jest
pewien, e mona j rozpozna.
Tak to obserwator ustala, i coraz pewniejszy tego. A dlaczego tak
to moe-musi by? Poniewa wczeniejsze warunkuje aktualnie obecne,
i tako dalsze. W tym chaosu nie ma, logika to spaja. Policzalna w
kad stron.
Wida chaos, ale to ad prezentujcy si jako chaos.
Tak, obywatelu, to policzalne. To zawsze tylko paszczyzna, ale to
si daje w skadaniu pojciowym zliczy.
Dla mnie, obywatelu - dla obserwatora znaczy si - "obraz ekranowy"
to wszystko, w aden sposb wyj "poza" nie mona. Obserwowana w
dowolny sposb paszczyzna i przesuwajce si po niej cienie-plamy,
to w rejestracji wszystko, owe "zjawiskowe" zjawiska s wszystkim.
Nic wicej nie istnieje.
A do tego, zauwacie obywatelu, zawsze to pokrzywione, zamazane, w
odbieraniu nieostre, przez co trudno w porzdkowaniu wiksza.
Trzeba rwnie powiedzie, e byt obserwujcy nic nie wie, e poza
ciemnoci kinow jeszcze co jest. - Bo, tak po prawdzie, tego nie
ma, to umysowa wyobrania bytu co takiego do istnienia powouje przez podobne dziaania zrozumienie sobie uatwia.
Ale zarazem tene byt, co to zawsze tylko "ekran" nacienny widzi (i
film plamisty), nie wie jeszcze (o tym si dopiero krok po kroku z
analizy wiata dowiaduje), e jest "widownia" oraz e ma "za sob" (i
w kadym kierunku) wielk, ogromn "sal", po brzeg wypenion - e
jest logiczna, wiec abstrakcyjna sala kinowa i jej "zawarto". Nie
wie, e s rzdy, e s obsadzone "faktami"; nie wie, e te persony
132

rozmieszczone s wszechkierunkowo wzgldem niego, e zbudowane s z


regu, zasad i matematycznych przelicze. - Byt nic o tym nie wie,
ale zarejestrowane fakty uoglnia, czy ze sob w abstrakcje - i na
kocu w "obraz" sali kinowej dla uatwienia poznania to zestawia. Dla niego dostpna jest tylko (i wycznie) "mapa", "paszczyzna" z
naniesionymi "punktami" oznaczajcymi jaki stan zmieniajcego si
wiata (np. izobary czy podobne poziomice), ale on sobie z tego (w
gowie) buduje (stwarza) wielowymiarowy model rzeczywistoci - tu
w postaci sali kinowej.
To z takiej "paskiej mapy", z niej - i zawsze pozostajc w ramach
niej - prbuje odczyta rytmik zjawisk, odczyta zaistniae procesy
i przewidzie nadchodzce. Bo wie, e od tego zaley jego ycie teraz i zawsze.
Tak, obywatelu, ycie.
Jeszcze raz wypada zada fundamentalne i gbokie pytanie: co widzi
"paszczak", zanurzony w paszczynie i na zawsze w niej pozostajcy
byt?
Pocztkowo widzi chaos - "ciemno widz!" - w zapamitaniu wwczas
krzyczy. Ale kiedy ju widzenie w miar szczegowe i powizane si
pojawi, to stwierdzi (biedaczysko, ktry bka si po caym wiecie,
eby szuka tego, co jest bardzo blisko), e to co prawda chaos, ale
uporzdkowany. Bo cho nic si nie skleja w jedno rozumn, to na
dystansie paru dni (parunastu maksymalnie), w jako zauwaalny rytm
pogodowy to si na przykad uoy, wye i nie pozwoli rozpozna.
Po licznych obrotach niebieskich sfer tak mu si to zoy, e cho
generalnie rejestruje zalenoci statystyczne, to gbsz regu w
tym przeczuwa - i uparcie dy do niej. I cho dalej trzepot motyla
polatujcy z maszyny liczcej straszy go dalekimi konsekwencjami (bo
on taki malutki wobec tego na ekranie), to przecie krok zrobi, co
logicznego a pewnego ustali.
Co moe uczyni obserwator w takiej chwili - co powinien zrobi w
takim punkcie dziejowym byt obserwujcy "paszczyzn" - co powinien
zrobi, kiedy ju stoi przed "ekranem" w owej abstrakcyjnej "kinowej
sali" i wie, e ona (logicznie) istnieje?
"Wicej wiata!", mgby i powinien dobitnie zawoa, "wiato na
sal!" - powinien krzykn z paszczyzn skonfrontowany rejestrator
otoczenia.
I staa si jasno.
I moe rozejrze si byt. I moe spojrze na to, co za nim i przed
nim, i nad-pod.
I co dojrzy? Duo i wszystko. I zwaszcza - i przede wszystkim ad.
Wszdzie ad.
Oto widzi obserwator, e "sala" skonstruowana jest jak amfiteatr, e
rzdy krzese posiadaj w swojej strukturze "zakodowane" rytmy, e
s rozmieszczone regularnie i w przewidywalnych regu odstpach,
e to nie losowo, czy inne prawdopodobiestwo podszyte hazardem,
ale wywiedliwa logicznie prawidowo.
Widzi, e na pocztku - najbliej "sceny" - znajduj si rzdy dla
drobnych, maych, ale bardzo w swoim drganiu ruchliwych "berbeci".
133

Im dalej (oraz wyej), tym wicej powanych osobnikw, tym bardziej


stateczne i znaczce "persony" w ponumerowanych rzdach przesiaduj
(cikie, powolne i pot z nich spywa). Widzi, e w kadym "rzdzie"
znajduje si tyle samo krzeseek, e s tak samo numerowane, ale e
ich "rozmiar" jest odpowiedni do "zawartoci". O ile bliskie rzdy
obserwator postrzega wyranie, to wysokie (lub "dostawki" lokujce
si gboko poniej) odbiera nieostro, "po kawaku" (skwantowane) i przede wszystkim, co tu fundamentalnie istotne, okresowo (co jaki
czas).
Wany szczeg, po chwili obserwator dostrzega fakt, ktry dotyczy
kadego widza: "latarka", rdo wiata (tu: sygnau). W rzdach
pierwszych, ktre definiuje, ze wzgldu na ich rozmiar, jako fakty
"dziecice" (mae oraz ruchliwe), zasiadajcy na/w nich "widzowie"
trzymaj w doniach "latareczki", silne nateniem, ale punktowe
wiatem, przez to "operatywne" (skacz po ekranie). Im dalej i "w
gr" sali siga wzrokiem, tym "sia raenia" kierowanego na ekran
wiata ronie; w ostatnim rzdzie s "reflektory" o gigantycznej
mocy, ktre wysyaj co prawda powolne smugi wiatoci, ale ktre
potrafi "stumi" wszelkie pozostae.
Ganie wiato.
I co obecnie widzi stojcy przed (wielowymiarowym) "ekranem" byt,
czy inny nieszcznik "wpisany" na zawsze w czasoprzestrze? Co mu
si ukazuje na "ekranie"?
Pocztkowo znw chaos. Ale ju nie taki chaotyczny. Bo obserwator
wie, e ten konkretny "punkt wietlny", ktry pojawi si z "lewej
strony" (wyoni z niebytu) - taki niewielki rozmiarami, ale za to
"rozrabiajcy" w otoczeniu - to "rzutuje" go na ekran (czyli wysya
w rodowisko) siedzcy w pierwszym rzdzie "maluch" ubrany bodaj w
pstrokat kurteczk, troch zawadiaka. - A ten wikszy krg wiata
z prawej ("krg" ewolucji lokalnej), za to odpowiada trzeci "fakt"
z czwartego rzdu na sali. A znw ten ogromny, co przemieszcza si
po "ekranie" wolno i ospale, to rzd smy na samej grze...
Itd.
Obserwator ju wie, e moe przypisa poszczeglne, dla niego w/na
paszczynie widoczne krgi (a logicznie sfery), do cykli (rzdw)
"na sali". Wie, e moe to opisa w formule czasoprzestrzeni omioi wielowymiarowej. Wie, e kady sygna w postaci "krgu wiata"
widoczny na ekranie, to cile przyporzdkowany i do konkretnego
rda odnoszcy si fakt - e tu nie ma adnej dowolnoci (i nigdy
jej nie ma), e postrzegany-doznawany konkret pojawia si i znika w
cile okrelony sposb.
Obserwator ju wie, e wypadkowa, obserwowana "pstrokacizna plam" o
rnym nateniu, to zadziaanie "sali", e to wielki, ale zarazem
policzalny zbir i zoenie. Ju wie, e to zbir, ktrego elementy
rozmieszczone s logicznie oraz czasoprzestrzennie (buduj, "tkaj"
czasoprzestrze), ale ktrych obserwator nigdy realnie nie dojrzy,
poniewa to niemoliwe - "ciemno sali" to wyklucza. Ale ktre s
i istniej abstrakcyjnie (s doskonale widoczne "oczami duszy").
Fizycznie konkretny obserwator ma zawsze i wycznie do dyspozycji
"ekran", czyli "pacht" i paszczyzn mapy geograficznej albo te
134

synoptycznej (albo dowolnie inny ju "obraz" otaczajcego wiata)


- ma zawsze-i-tylko-i-wycznie "(z)rzut" zewntrznego wobec niego
wielowymiarowego "zjawiska" na/w paszczyzn. I tylko ten rzut jest
realny i dostpny, niczego wicej-nigdy-nigdzie nie ma.
Tym-takim "rzutem" jest "rzeczywisto" - to, co za rzeczywisto
obserwator uznaje.
To tylko (i a) "paski ekran" w trakcie zmiany (ale i obserwacji)
- to zredukowana do pojcia i abstrakcji wielopoziomowa energetyczna
przemiana. - To "wielowymiarowa paszczyzna".
Obserwator ju wie, e jego "zachowanie", jego budowanie si (oraz
budowanie si "obrazu" na/w "ekranie"), tworzenie si w kolejnych
krokach - e to nie jest aden chaos, ale cile uporzdkowany i w
swoim zachodzeniu logiczny (policzalny) proces. Proces, ktry sam
kontroluje si w zachodzeniu. Obserwator ju wie, e kiedy wpatruje
si w "paski wiat", dostpne jest wycznie to, co takie "rda
jasnoci" (z)rzutuj na "ekran" - to s obrazy (lub cienie), ktre
mona realnie zauway i zanotowa (lub dozna), ale niczego wicej
nie ma.
To, co wida, to zawsze jest "odbicie", nic wicej.
Tak, obywatelu, to tylko i zawsze "cie", "refleks" realnie obecny
i podlegy poznaniu - ale to tylko cie. A postrzegana cao, co
by ni nie byo, dowolnie rejestrowana "czstka" - to abstrakcja. I
zudzenie.
Tak, to warto podkreli: "ekran", "paski stan mapy", to wszystko,
co mona zobaczy i niczego poza tym nie ma. Wszystkie skadajce
si na taki "obraz" sfery ("rzdy" z punktami wiata), to nie fakt
fizyczny, tylko konstrukcja naniesiona na zmienne otoczenie przez
obserwatora. Ale, to jeszcze mocniej trzeba podkreli, poza gow
owego bytu nie istnieje. "Sala" i zgromadzone audytorium - to "fakt
pusty" (konstrukt logiczny), ktry dopenia tutejszy wiat. Jest do
tu-i-teraz koniecznym dodatkiem (instrukcj obsugi, objanieniem),
jednak realnie nie ma niczego wicej ni "mozaika plam" na ekranie
(poszczeglnych "kadrw" filmu).
To moja obserwacja powouje do istnienia "film" w formule "wiat" i
poza mn jego nie ma.
Istotne jest to, e zawsze rejestruj nieostre, rozmyte - losowo w
mojej powierzchownej obserwacji istniejce fakty. I tylko na takiej
podstawie mog-musz wnioskowa o tym, co si dzieje poza mn, poza
chwil "teraz" - co si dzieje "na/w sali".
Musz jednak mie wiadomo, e ani takiej sali nie ma, ani adnej
projekcji, ani ekranu ani nawet mnie w postaci, w jakiej sam si
postrzegam. Jest tylko-i-wycznie "ekran", paszczyzna na/w ktrej
"odbija" si to, co nieistniejce a czasoprzestrzenne sfery rzutuj
w mj paski wiat (jednoczenie go tworzc).
Wicej - co bardzo-bardzo-bardzo wane - obserwator rejestrujc na
ekranie fakty, postrzega je "po kawaku". Dotyczy to wszystkich, a
wic duych i maych zdarze - ale szczeglnie wielkich. W takim
135

przypadku, dla dalekich oraz wysoko pooonych "rzdw" (sfer), nie


fakt si postrzega, tylko zbir wydarze rozcignity (niekiedy w
duej skali lat i kilometrw) "fakt zbiorowy", z ktrego realny i
peny odbir dotyczy jedynie czci procesu (kwantu). Za cao cao nigdy nie jest osigalna inaczej ni abstrakcyjnie.
"Fakty" dalekie ode mnie struktur (duych rozmiarw) postrzegam bo przecie inaczej to nie moe si dzia - jako jednostki procesu,
a nie ich czn posta. Widz element z caoci, ktry to element
jest dla mnie caoci; widz cz, jednak na skutek ograniczenia
w czasie i przestrzeni, traktuj to za wszystko. Mog "odbudowa"
(lub zbudowa) w umyle postrzegany fakt, zoy w cao i jedno
zapamitane (i rozpoznane) stany czstkowe - "ujrze" logicznie to,
co nigdy w takiej formie nie istniao oraz nie zaistnieje, tylko e
jest to dziaanie "spoza" (abstrakcyjne), wykracza poza chwilowo
fizycznego wiata - to ujcie wobec niego zewntrzne (filozoficzne).
Tego-takiego faktu nie ma w caoci, fizycznie jest tylko chwila i
"element" - cao jest we mnie. Realnie cz zjawiska zaistniaa
duo wczeniej (daleki przodek to widzia) - a koniec zarejestruje
potomek, moe nawet bardzo odlegy potomek.
Widz wszystko, jednak to wszystko jest maym skadnikiem procesu,
ktrego fizycznie i cznie nie ma. Mog logicznie taki obiekt opisa
i go zobaczy, jednak fizycznie nigdy nie wyjd poza stan chwilowy.
Nigdy.
Tylko e to nie jest problem. Kiedy ju wiem, e znajduj si przed
wielowymiarow paszczyzn - kiedy ju wiem, e buduj (tworz) j
logicznie (przewidywalnie) rozmieszczone elementy i e kolejno ich
pojawiania si podlega regule - to mog na tej podstawie, na zawsze
pozostajc w chwili "teraz", zbudowa (stworzy) obraz-schemat faktu
w jego caoci (przed-teraz-pniej). I to si liczy - to ma swoj
cen.
Bo cho mj wiat to "jaskinia", jednak to nie oznacza, e wizie
jest na zawsze skazany.
Rozum moe wzlecie ponad poziom d-n-a.

136

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 3.8 Usuga wibracyjna.
Znacie mnie, wynalazczy jestem. Jak si w co wgryz, to... wiecie
sami.
Tylko e ostatnio doa miaem, kopot yciowy znaczy si by mnie w
caoci dopad. ycie spoeczno-gospodarcze oglnie mi tego doa dao
i si, tego tam... rozumiecie. Kapitalizm, znaczy si, zredukowa.
Od roboty, znaczy si, uwolnili zarobkowej. Sowa nie powiedzieli,
ani pocauj - rozumiecie.
Nic to, ja wynalazczy jestem, to na duchu podupada tak szybko nie
padam, zawzity generalnie jestem yciowo, tak mam. Wic si byem
zaparem, i szukam po ogoszeniach. Sami detalicznie i yciowo spraw
znacie, takiego doa trudno zmc, nasz kapita jeszcze standardowych
norm nie siga, dla niego to mga pojciowa. Jednak to i owo byo w
ogoszeniach, nie powiem.
Praca, pisali, jest. Rozwojowa, pisali, w zespoowoci, i tak dalej
znacie to. Czyli, rozumiecie, stra nocnego potrzebowali. Co w
okolicy si budowao albo rozbierao, wic i ochrona potrzebna bya
na okoliczno czasowo ograniczon. W obecnej nowomowie security,
a moe podobnie to si nazywa, rozumiecie.
Dzwoni, pytam, zatrudnili. Tu i tu, powiedzieli, pilnowa trzeba,
a tu sobie posiedzie moecie, powiedzieli. Znacie mnie, wszelkie
przepisy od razu pojem i rozgryzem, praca jak praca. Tylko e w
czas nocny. Senno znaczy trzeba zwalcza, czym w godzinach mao
dla cielesnoci sposobnych si zajmowa.
Sami rozumiecie, zwyczajne to nie jest, norm normaln czowiek do
nocnego ycia nie przygotowany, noc to mona inne yciowo wane i
przyjemne sprawunki robi, ale wdrowanie po konstrukcji w fazie a
to skadania, a to rozbierania - nie, nic to z sensem biologicznym
si nie czy. Sami rozumiecie.
Od razu te problema wynalazczego w temacie postrzegem. Jak by tu
tak porobi, co by si nie zamczy nadmiarowo nocnym szwendaniem
po obiektowym odcinku. - Sami rozumiecie, taka potrzeba pracownicza
bya si wyonia palca. Usprawnienie, znaczy si wynalazek domaga
si yciowo zaistnienia.
I wgbiem si w temat, wgryzem na odcinku i tego tam, rozumiecie.
Nie powiem, atwo nie byo. Ale ciekawie byo, bo temat nonym si
by okaza, w ogle i yciowo potrzebny. - Co tam, rozumiecie, moje
na obiektowym dziaaniu kopotliwe noc okolicznoci, to wobec si
w wiecie dziejcego dramatu adna tam okoliczno, bana i wicej
nic. Ale, pojmujecie, taka szeroka problematyka si przede mn ju
otworzya, po horyzont tematyczny signem, i nawet dalej. Tak, si
w problemie usadowiem, go chwyciem.
Bo to, zauwacie, kademu i zawsze takie kopotliwe fakty mog si
yciowo objawi, kademu, zauwacie. - Ja tam noc, wiadomo, sobie w
pozycji krzesekowej oko przymkn i w dal ciemn zapatrz, senno
137

swoj si w ciele pokae - i, rozumiecie, czowiek si okae wobec


siy natury mao odporny. A tu czajniczek na urzdzeniu elektryk
napdzanym stoi, wod na istotny element wspomagajcy prac nocn i
w ogle podgrzewa, a w cielesnoci drzemka si rozlaa. I jest, to
sami rozumiecie, problem. Bo to wykipi - to skacze i haasuje, jak
si na podog czajniczek omsknie. W ogle nieprzyjemno si taka
po okolicy roznosi, bo to pniej ciera trzeba. Rozumiecie, jaki
wynalazek usprawniajcy zagroenie by si w temacie przyda, co w
sprawie delikatnego powiadomienia o wartoci krytycznej by si tak
i w ogle przydao, sami to czujecie.
Ale i szerzej na problem popatrzcie, to sami si przekonacie, e w
temacie wano pomieszkuje, wielce istotna. - Bo, powiadam, co tam
moja herbaciana nocna zmora, jako si to przetrzyma. Czajniczek i
sznureczkiem mona do ciany i gwodzika podpi, inaczej sobie w
okolicznoci wspomc, wynalazczy przecie jestem. Ale, taki si na
oczy przykad cinie, jaki str czy straak czego tam wanego w
jeszcze waniejszym zabudowaniu dopilnowuje nocn zmian. No i si
siom natury te podda. Wiadomo, czowiek ma swoje potrzeby, co w
dniu poprzednim si dziao, kolega na ten przykad imieniny gone
wyprawia, dlatego jest ubytek si witalnie potrzebnych. I sen jest
w godzinach pracy. A tu si co dalej niespotykanego dzieje, jaki
w mechanice trybik czy inna zapadka le uoy - to i, rozumiecie, w
okolicy nieprzyjemno si buduje. A tu senno stranicza, a tu nie
ma reakcji. I jest problem, powiadam.
Tak, sami rozumiecie, o takowej okolicznoci inynierstwo te byo
uwiadomione, przewidziao - w kocu czowiek to zwierz, swoje tam
uomnoci posiada. Std te inynierstwo ow wano konstrukcyjn
byo zaopatrzyo w dwik syren alarmow motywowany, a ponad to i
jeszcze wietln sygnalizacj przernymi kolorami, sami rozumiecie.
Ale, te rozumiecie, wszystko byoby norm ogarnite, wszystko by si
w czas odpowiedni dziao i byoby po kopocie, jakby nie ten tam i
senny osobnik obiektu dogldajcy. - Wszak, sami rozumiecie, jak to
ustrojstwo ju wyje i kolorow dyskotek prezentuje, to czeczyna,
co to ze snu i sennych marze si wydoby, to taki kto, sami si w
temacie rozeznajecie - on do dziaania momentalnego zupenie si nie
nadaje. A jakby i nawet co tam na olep poprzestawia, to tylko si
z tego wikszy baagan zbuduje. Szczera prawda.
Nie, myl ja sobie, nie, to tak nie moe i - to lepy kierunek w
dziaaniu. Fakt i prawd dopeniony, kiedy inaczej si tej sennej
chwili przegoni nie dao, ale dzi postp oglny, techniczno w
rne udogodnienia wiat wyposaa, wic czego innego na problemy
nocne trzeba szuka. A jak trzeba, to wykombinowaem. A co, ja byt
wynalazczy, tak od maego mam.
Rozejrzaem si po okolicy, dorobek innych wynalazczych podpatruj
na okoliczno pomocy w pilnowaniu wiata. - Patrz i patrz, ale w
detalu niczego akuratnego nie znalazem, nie byo na czym si tak
naukowo oprze. Co tam w rnych zakresach dao si zauway, ale
nic pewnego. Kombinowa trzeba, myl sobie, z tego albo i tamtego
do potrzebnego wykorzysta - tak, rozumiecie, zbiorwk techniczn
138

trzeba mi byo oporzdzi.


Wic tak, myl sobie, jakby tu tak delikatnie, po kawaku, a wic
bez panicznoci w oczkach i innych zmysach strujcego ze sennej
pozycji wytrci - jak mu spokojnie da zna, e herbata kipi, albo
i mleko? A te eby, takie dodatkowe utrudnienie sobie wynalazcze w
temacie ustawiem, eby kogo innego o tym nie powiadamia - po co w
mojej nocnej aktywnoci ma by rozeznany jako tam postronny wobec
mnie byt, rozumiecie, to zbdne zupenie. Wiadomo, zatrudniajcego
kapitalisty nie ma co o yciu nocnym strw powiadamia, bo moe
taki potrzeb ludzkich nie zrozumie, przecie to yciowo sensownie
mao ksztacone - w ogle to podgrupa biologiczna przez natur nie
tak skonstruowana.
Dlatego myl i rozumowo konstruuj. Problema za nogawk chwyciem,
jak czajniczek z pytki elektrycznej cigaem. - Gorce byo, wic
sobie paluszek oparzyem. Niby nic, powiecie. A nie, bd zrobicie
w sprawie wynalazczej, bo to istotne byo. Bole bolao, tylko e w
temacie wynalazka jasno si bya zrobia, przejrzaem - rozumiecie?
Nie rozumiecie? Dziwne, bo ja momentalnie olnienie odnotowaem, to
w mzgowiu a echem si odbio.
Wecie to pod swoj rozwag, tak gboko - nasza bytowa cielesno
opancerzona jest, powierzchniowo to rozlege, e ho-ho. Rozumiecie?
Jeszcze w spraw nie sigacie? Zmysa mamy, zauwacie to w analizie
i uwzgldnijcie, mamy dotykowego zmysa - duo tego mamy. Tu i tam,
i w ogle. Od czubka gownego, a po koczyn stopn, rozumiecie?
Bo to jest tak, uwaajcie, czeczyna zmysowy byt jest, prawda? I,
sami rozumiecie, popatruje, nasuchuje wiata poprzez takie swoje
zmylne kanay. Niby wszystko si zgadza, nawet sprawnie to si w
wiatowym rozgldaniu dzieje, ale zauwacie s jeszcze tu oraz
tam inne zmysowe wtyczki, te wane. Dotykowo, znaczy si, albo
wchowe badanie czy smakiem okoojzykowym odczuwanie. Bana? - Nie
i nie, sami w temacie jasno za chwil uzyskacie.
Patrzaki i suchawki nasze codziennie pomocne s, prawda. Ale tak
to si yciowo teraz robi, e za technologicznym wycigiem, co to
nam inynierstwo kadego dnia podtyka pod nos - e za tym ju ten i
w nie pod, zadyszki dostaje. I nawet modo w tym si zbytnio
nie kapuje, tak to si robi - o staruszkach nawet nie rozpowiadam,
to problem generalny jest. Po prostu i banaem idzie, e te kanaowe
cza si nie wyrabiaj, zatkane takie informacj po brzegi - a to
kopot, to problem. Bo, zauwacie, niechby i taka sytuacja bya: tu
jaki pilot lotny w samolotowym urzdzeniu siedzi, wzrokowo ju w
wypatrywaniu szczegw mu siada, bo to i tamto, i siamto taki musi
zoczy - i on si zatyka, i wiadomo istotn gubi. I w caoci jest
dylemat, bo to co zego z tego moe by. Rozumiecie?
Nie rozumiecie? - Jak z kopotliwego uoenia takiego kogo wyj i
inaczej mu konieczn do dziaania informacj poda? Dotykowo, to
przecie oczywista oczywisto w tematyce. - Jak ocznie tego si nie
zrobi spokojnie, jak suchalno zagroona z powodu jakiego, to w
zakres decyzyjny takiego pilnujcego pilota trzeba wiadomo przez
kana cielesny podsun. I mona to zrobi, i delikatnie nawet, i z
139

poytkiem nawet.
Rozumiecie? Zaczynacie, to dobrze. Jak to zrobi - pytacie. A to w
caoci ju szczeg technicznie wtrny, ale powiem. A co, ja taki
jestem, e jak ju si wgryz w temat...
Pocztki mylenia tematycznego byy skromne, przyznaj, od takiego
czego wychodziem, widzicie. Ale pniej to si rozkrciem, du
perspektyw przed wynalazkiem zobaczyem, zaprawd du. Powiem, a
co, powiem, ale kolejno to bdzie. Bo ja dokadnie opowiadam.
To, co tu widzicie - takie sobie niepozorne - to opask nazywam. I
niech tak to bdzie. Ja po prawdzie do etykietek sownych zbytnich
przywiza nie mam, jednak sami widzicie, e to opaska jest. I t to
konstrukcj zakadam sobie na rk. Moe by na nog, a co, przecie
to uniwersalny wynalazek. Problem jeno w tym, eby si z osobnicz
cielesn powok stykao. W tym cay cymes wynalazczy.
Bo, wiecie, w tej konstrukcji cao pomysu si znajduje - tutaj i
pomidzy. Taki elemencik tu wetknem, drga to, wibruje sobie pod
dziaaniem elektryki bateryjnej. Fakt, nie tak przypadkowo wibruje
i bez sensu, ale to ju naddatek konstrukcyjny, szczeg technik
modulowany. Z dowiadczenia pracowniczego wiem, e wybudzenie musi
si stopniowo odbywa, pulsacja narasta i przyjemnie si wibracje
takie musz kojarzy - rozumiecie. Dlatego tak to ustawiem, opaska
w swojej aktywnoci startuje od delikatnoci, pniej przyspiesza i
si nacisku wzmaga... rozumiecie.
Z dowiadczenia osobniczego i ju niejakiego wam powiem, e takowy
wynalazek si sprawdza. Bo jak herbatka osiga zdatno do uytku,
czy jaki kto pod strwk nocn por si zblia, to mnie opaska
z drzemki wybudza, zawsze na czas do rzeczywistoci si przemieszcz
i senno pokonam. Szczerze wynalazka polecam.
Tak, widz, e rozumiecie. Tu nie ma problema, co pod urzdzonko w
detalu podczy - to ju zupenie fantazja osobnicza jest. Co tam
komu w duszy gra i potrzeb si objawia. A to czajniczek podgrza
do wartoci zapotrzebowanej, a to kontrolowanie dziaania tego lub
owego w jakiej machinie zmylnej, na ten przykad lotniczej. A to
lekarzyna sobie w czasie operacji pulsowania pacjenta bdzie przez
dotyk opaskowy siga mnogo i wielo pomysw, tylko zrobi i
zastosowa. Prawda?
Tylko e, rozumiecie, to daleko nie koniec takiego wynalazka, jeno
powierzchni uytkow wam wyej przedstawiem. Jest dalsze, nawet i
waniejsze. Duo, po prawdzie, waniejsze.
Prawda, sam pocztkowo prosto na to popatrywaem, przez codzienne w
pracy senne problemy analizowaem. A to, wiecie, bana, yciowo dla
mnie wany, przecie trzeba aktywno okazywa tu i tam, jednak to
nic - to uboczno dziejowa, proch i przeszo.
Wszak, rozumiecie sami, wynalazka mona rozbudowa - moliwoci na
rne sposoby zwielokrotni. Przecie, zauwacie, cielenie natura
nas tak porobia, e dotyka si moemy tu i tam, wiecie to sami. A
skoro tak, to trzeba to wykorzysta, cielesno nasz do szerokiego
dziaania na korzy zastosowa. Nasz, kadego z nas. - A ju tych
140

szczeglnie, co to problemy z gwnymi kanaami informatycznymi maj


z jaki tam powodw losowych czyli okolicznociowo czno si ze
wiatem w ich cielesnoci ograniczya albo i zerwaa.
Sami ju rozumiecie, e tak opask to mona w kierunkach rnych i
funkcjonalnie poszerzy. Tak to idzie, e mona. Choby, rozumiecie,
ekran cay z tego zrobi, na nim punkciki wibruj mniej lub jako
mocniej, to wszystko uporzdkowane i nauczalne i co takiego na
osobnika si tu lub tam mocuje. Po jednej stronie osobnicza bytowa
cielesno, a po drugiej kamerka na wiat skierowana. A na ekraniku
co si odpowiednio do ksztatw w wiecie zmienia.
Macie widzenie, wynalazka w zastosowaniu postrzegacie?
Tak i prawda, tego trzeba si bdzie odpowiednio dugo uczy, to w
rozumie si od razu nie pokae. Ale, sami wiecie, kadej zmysowej
cznoci trzeba si byo edukacyjnie dopracowa, dugo to trwao
i bolesne czasami byo. Wic i to pjdzie, bo musi. Zwaszcza e w
poznawaniu to nie pocztek, e ju rozumno szeroka i wiat jako
w zmiennoci rozpoznany, wic czek si nauczy - nie ma obawy. A z
tego korzyci dalej bd, sami rozumiecie.
Tak po prawdzie to mona sobie pod cielesno takich ekranikw czy
wibratorw mnogo podpasowa, przecie cielsko osobicze metrami w
dotyku liczone. Czyli jednoczenie rne informacje w mzgowie si
da tak wprowadza. Ale to ju faktem faktycznym przyszo czasowo
daleka i technik rozpoznana. Dzi to szkic wynalazczy, tak sobie
i oglnie przedstawiony.
Tak, sami widzicie, pomysa niezego trafiem. Takiego przydatnego
rnym okolicznym i dalszym zapotrzebowaniom. Mi si sprawdzi tak
po caoci i przednio, dalej na obiekcie siedz, nocki pracownicze
uskuteczniam - i jeszcze adna z kapitalistycznych osobowoci mnie
na przymknitym spojrzeniu zdyba nie zdybaa.
Tak, wynalazek si na okoliczno potwierdzi. Szczerze wam takie
co zalecam.
Bo trzeba tak porobi, eby si nie narobi... Sami wiecie.

141

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).

Cz 3.9 Jawa to sen, ktry ni wraz z innymi.


Wyjanienie zamiast wstpu. Tytu obecnej opowiastki w maym stopniu
odnosi si do fizycznej oraz fizjologicznej warstwy zjawisk - nie o
sen jako taki tu chodzi (rwnie nie o zgrabn fraz). W centrum, w
zasadniczym punkcie prowadzonej tutaj analizy znajduje si warstwa
logiczna, czyli zbir abstrakcji, ktrymi byt znakuje otoczenie na
czas tak zwanej "jawy" i tak zwanego "snu" - chodzi o tosamo, o
identyczno dziaa-reakcji-dozna w obu, tak pozornie odrbnych w
odbiorze procesach.
Fakt - w trakcie snu s rne fazy, ale nie o tym mowa. Prawda w
trakcie snu punktem odniesienia jest "archiwum", ktre konkretny i
po nazwisku zdefiniowany osobnik zebra w cigu ycia, natomiast na
jawie to rodowisko weryfikuje-kontroluje abstrakcje tworzce si w
gowie. Oczywisto w trakcie snu "pobdzenie" w produkowaniu i
w obrabianiu poj, a wic przerne majaki czy chimery, to najwyej
zaskutkuje wykrzyknikiem "sen mara!" i przebudzeniem - za to bdne
i niezgodne ze stanem wiata pojcia odnoszce si do jawy, c, to
grozi wyrzuceniem poza istnienie. I "snem wiecznym".
Dlatego aktywno oraz uwano w konstruowaniu abstrakcji jest tak
istotna - logicznie jednak sen i jawa s tym samym procesem.
Nie ma co rozwodzi si nad argumentem, e fizycznie jawa i sen to
to samo - wszak odmienna formua wyklucza dziaanie, tak po prostu.
Natomiast ma gboki sens podkrelenie, e zbir abstrakcji zawarty
w umyle, do ktrego rozum odnosi swoje senne albo jawne produkcje,
to dokadnie to samo, co zbir poj zgromadzony w bibliotekach i
bankach informatycznych. - Opisujc funkcjonowanie rozumu-umysu w
fazie snu oraz opisujc dziaanie umysu-rozumu (zbiorowoci albo
jednego) na jawie, nie mona wykaza adnych rnic, to jest ten sam
mechanizm. Czyli tworzca si nowo musi by odniesiona do danych
ju zebranych - i jeeli si zgadza, mona j wykorzysta. A jak nie,
wywouje stan zaniepokojenia i wymaga sprawdzenia.
Dobrze, jawa to sen - adnie powiedziane i robi wraenie, ale moe
by tak, filozofujcy kolego, jaki przykad, co?
e sen jest ewolucj (dziaaniem) "w odciciu" od wiata, od tego, co
tradycyjnie okrela si rodowiskiem, a przez to abstrakcje hulaj
- pena zgoda. Jednak przyzwolenia na okrelenie jawy (tego, co za
rzeczywisto uznaj) jako snu - c, tu tak atwo nie idzie. e w
obu obszarach proces w umyle biegnie tym samym rytmem oraz na tym
samym noniku - i tu zgoda. Tylko e z tego zupenie nie wynika, e
kiedy rejestruj przed sob cian, to ni - opr wzmiankowanej i
skadajcej si z cegie budowli (i spory guz na gowie), to przekona
mnie skutecznie, e to nie jest ani sen, ani zudzenie, e to realna
(i bolenie namacalna) rzeczywisto.
Wic - czy naley to dalej za sen uwaa - jawa to sen?...
142

Naley. I nie ma odwoania.


Przykad? Prosz - pierwszy z brzegu, ktry w pole eksperymentalne
wazi: religijna grupa (mionikw "czego"). Mniejsza lub wiksza
- na tym poziomie analizy to nie ma znaczenia. Cho w zachowaniach
sekty faktycznie wszystko lepiej wida, to sytuacja tak klinicznie
czysta, e hej.
e id na atwizn? C, przyznaj. - A dlatego nie sigam gboko w
zachowania zbiorowo-spoeczne i odwouj si do grupy "co witego"
widzcych-doznajcych, e to okoliczno skrajnie prosta badawczo to eksperyment uczestniczcy, wspbieny i detalicznie rejestrowany
w procesach zachodzcych. Przecie tu wszystko wida (sycha, czu;
itd., itd...).
Oto mam zbiegowisko na ulicy - kilka, kilkanacie osb, ktre co na
szybie pobliskiego budynku "widz".
"Patrz, pan, wita osoba", kto woa, a obok nastpny (oraz kolejni)
potwierdzaj: "tak-tak, wita! czas si modli!". I wszyscy rzucaj
si do odprawiania, w tej sytuacji odpowiedniego - i tylko dla nich
znanego rytuau.
Czy to zachowanie na jawie? - Czy to dziaanie w obiektywnie przeze
mnie, ale rwnie przez innych osobnikw (inne byty) uznawanej tzw.
rzeczywistoci? - Czy to sen?
Nie, to jawa.
Jak najbardziej mog dotkn wzmiankowanej szyby, a nawet stwierdzi,
e to zapewne lad po niedbale przeprowadzonym czyszczeniu.
Wicej - mog nawet spyta stojcego obok czowieka o histori tego
"zjawiska" (albo o godzin, o drog do miejsca "iks") - i w kadym
przypadku uzyskam potrzebn mi informacj. Zborn, konkretn, nawet
logiczn w szerokim ujciu - i odnoszc si do tego, co uznaj za
wzmiankowan rzeczywisto.
No, chyba e spytam, gdzie jest "niebo" i jak tam doj. Tu, prawda,
ju rozbienoci mog si pojawi.
Jednak na gruncie bliskim, podkrelam, a wic w fizycznym zakresie
dozna, jest to niewtpliwie dla wszystkich uczestnikw tego teraz
i tu dziejcego si zdarzenia, ten sam i rzeczywisty wiat.
A przecie inny.
Czy moja jawa-rzeczywisto jest inna od jawy-rzeczywistoci osb
stojcych obok? - Czy to ja ni i nie widz "witego obrazu", a
caa sytuacja jest moim zudzeniem? - Czy to pozostali dziaaj na
jawie?
Kto ni? Kto jest na jawie?
Wicej - jeeli tumek zacznie w moim kierunku woa: "obud si!",
"zobacz prawd!", "otwrz oczy!" - jak mam si do tego odnie? Kto
ma racj? Ja, uwaajc, e oni "ni" - czy oni, e to ja pogrony
jestem w sennym majaczeniu, ktre nie przystaje do wiata? Wszak z
ich punktu widzenia "wite znaki" na szybie s prawd - a myl, e
to brudna plama, to bd (i herezja).
143

W ujciu logicznym mona powiedzie, e z faktu indywidualnego (i


zawsze takiego) budowania si obrazu rzeczywistoci wynika, i moja
i innych rzeczywisto jest realna i e s to rwnowane ujcia.
Nie ma pierwszej i waniejszej.
W tym przypadku jednak, mimo wszystko, chciabym wiedzie, ktra z
przedstawianych jawnych wizji jest obiektywnie poprawn - czy mog
to przeprowadzi?
Odpowied jest oczywista: nie mog, nie posiadam skutecznej metody
weryfikujcej.
Z logicznego punktu widzenia moje widzenie brudnej szyby i innych jako witoci - jest tosame i rwnowane w ocenie. Ja mog regu
wiata postrzega "o jedno zudzenie mniej" (i by bliej prawdy),
jednak to nie ma znaczenia dla tych, ktrzy w brudnym kawau szka
widz relikwi.
Tu nie ma rnicy wartoci, to s tak samo dobre-sprawne podejcia
do rzeczywistoci. Bo istniej.
Podkrelam - to s dziaania w zakresie, ktry potocznie definiuj
jako stan "jawy", to fizyczna rzeczywisto.
Stojcy obok ludzie rzeczywicie widz to, co mwi, e widz. Dla
nich, w ich zbiorze danych (abstrakcji), to faktycznie jest wity
wizerunek i posiada dla nich takie (wanie "wite") znaczenie. e
dla mnie, stojcego z boku, to zudzenie i "omam" - taki sam, jak w
trakcie snu? Fakt - tylko e to moja rzeczywisto, wspbiena do
tamtych - ale jednak znajduje si "obok".
Prawd, rzeczywistoci, jaw jest to, co uznaj za taki stan to
ja definiuj i ksztatuj wiat.
Dalej - ciekawe jest to, e tak zaznaczone rzeczywistoci, w pewnym
zakresie, si spotykaj i nakadaj (zachodz na siebie).
Kiedy si spytam o czas lub drog, to otrzymuj odpowied zbien w
stosunku do mojej rzeczywistoci, na tym zakresie wyznaczam wsplny
z bytem obok przedzia ("jawnych") procesw. Kopoty pojawiaj si,
kiedy spyta o obszar spoza krgu wsplnego i rozpoznanego w takim
przypadku "archiwum" osobnika wyprodukuje rne opisy, wytworzy do
sytuacji adekwatne tumaczenie. Jednak, co wane, zawsze w oparciu
o fakty, ktre ju posiada (zgromadzi poprzez yciorys). - Efekt?
Pojawiaj si "chimery" i majaki, czyli abstrakcje jak najbardziej
sensownie zbudowane, ale bez treci, "puste" (chwilowo puste lub na
wieczno).
Dlatego, w tu analizowanym zdarzeniu, mimo obiektywnego zawierania
si w rzeczywistoci (przynajmniej tak to oceniam, prostych znakw
chorobowych nie obserwuj), produkcja umysu musiaa odnosi si i
opiera na zasobach zawartych w mzgach owych osobnikw - jednak na
kocu powstaje "chimeryczna" abstrakcja, wyranie "senna".
Prawda, odwouje si do rozpoznanych wasnoci wiata i zbudowana
jest poprawnie (logicznie), jednak jaskrawo (jawnie) trzeba j poza
rzeczywistoci umieci; dzieje si w realu, jednak jest produktem
mocno "sennym".
144

Wane - ja widz na szybie brudne smugi, a byt obok (jego umys) te


same smugi zestawia w wito, a poniewa nic wicej (aden z nas)
nie widzi, dla kadego jest to caociowa, jedyna i jedynie dostpna
informacja.
Zasb mojego "archiwum" abstrakcji to mj wiat - niczym innym nie
dysponuj. Tak jako osobnik, tak jako zbiorowo.
Przy okazji (i na marginesie) warto dopowiedzie, e w zmienionych
okolicznociach oba sdy mog ulec odmianie. Ja mog uwierzy albo
ssiad zwtpi.
Dlaczego? To efekt nacisku wywieranego na osobnika przez otoczenie.
Chyba nie musz przywoywa eksperymentw, w ktrych nacisk grupy
zmienia reakcje osb badanych. Kiedy wok zafaluje tum i zacznie
krzycze "wity obraz!", doprawdy trzeba w takich okolicznociach
posiada silnie ugruntowany zesp przekona (i zaufanie do wasnych
postrzee), eby si przed takim naciskiem uchroni. - I tak samo
w drug stron, jeeli do stojcych ludzi podejdzie grupka wtpicych
i komentujcych, niezachwiana do tej pory wiara w wito legnie w
gruzach - tym szybciej si to bdzie dziao, im rnica midzy tak
wyznaczonymi zbiorami bdzie wyraniejsza.
Moja wizja (idea) wiata jest powizana z grup odniesienia.
Zostawiam rozmodlon grup na ulicy - ktra jawnie ni o witoci
z brudnej szyby (i ma do tego prawo) - a sam wybieram si do innego
punktu rzeczywistoci, wchodz do pozornie skrajnie innego wiata,
wiata wiedzy, do laboratorium i eksperymentu na kadym kroku.
Czy jawa w takowym miejscu jest, tak to okrel, spotgowan? - Czy
w tym przypadku-miejscu rzeczywisto jest rzeczywicie maksymalnie
rzeczywista?
Jakby to delikatnie wyrazi - niezupenie. A nawet zupenie nie. I
nie dlatego, e mona zafaszowa efekty obmacywania wiata (zdarza
si) - nawet nie dlatego, e z zasady w eksperymencie fizycznym nie
sign dalej, jak do granic w takim badaniu dostpnych - ale z tego
powodu nie ma tu "wzmoonej" rzeczywistoci, e kady poznany oraz
pomylany przez badajcego fakt jest abstrakcj. Abstrakcj na tej
samej zasadzie wytworzon, jak w trakcie snu.
Czy co rni pojcie "atom" (czy to logicznie, czy przez przyrzdy
postrzegany) od "chimery"? W gbokim sensie nic, nie ma rnic. To
tylko efekt gromadzenia energii i operacji na/w niej. Fizycznie co
si za tak postrzeganym "faktem" kryje - atom mona rozbi, zdyba
przyrzdem, itd. Ale rwnie i chimer niesie w gowie realny, tylko
i wycznie fizyczny (namacalny) proces. Tylko e w logicznym ujciu
to to samo: abstrakcja.
W tej chwili nie ma znaczenia, czy "ni na jawie", czy dzieje si
to w trakcie nocnego majaczenia - to zawsze abstrakcja, zawsze tak
samo powstajca.
eby j zweryfikowa, musz odnie si do otoczenia i przeprowadzi
eksperyment, ktry potwierdzi lub odrzuci hipotez. Niekiedy mona
to przeprowadzi do atwo (np. wystarczy przetrze szyb), czasami
wymaga to budowy urzdzenia wielkiego jak zderzacz czstek.
Zdarza si jednak i tak, z uwagi na wewntrzne granice i moliwoci
145

techniczne (bytu poznajcego), e nie mona badania weryfikacyjnego


dzi wykona, poniewa obiekt poznawany (wszech-wiat) w urzdzeniu
pomiarowym si nie mieci.
Skutek? Efektem niemocy badawczej s harce pojciowe - i anektowanie
terenw "poza horyzontem" przez rnych oraz dziwacznych. Bo kiedy
rozum uchyla si od zmierzenia z dylematami, abstrakcje rozbestwiaj
si (i hula dusza).
No i wida wwczas w "brudnej materii" witoci (a nawet, eby to!,
poza materi).
Czy jestem bezradny wobec "zasony abstrakcji"? W sensie logicznym
nie ma wyjcia, nic poza abstrakcjami mnie (i innych) nie tworzy i
nie oznacza - to s rwnowane sobie konstrukcje.
Czy to na jawie, czy we nie (i zawsze) - umys w kadym przypadku
produkuje swoje elementy identycznie. e zarazem jest to warunkiem
poznania jako takiego, to prawda, ale jeeli s to produkty "senne"
(mimo ich jawnego tworzenia), to uwolni si od tego jest trudno. I
nie ma znaczenia, czy odnosi si to do zbiorowoci definiowanej jako
religijna sekta, czy "sekta naukowa", w kadym przypadku mechanizm
tworzenia si abstrakcji jest ten sam - produkcje naukowe s rwnie
"jawne" lub "senne".
Dlaczego? I to jest istotna sprawa: poniewa s faktem wewntrznym
w ramach rzeczywistoci - powstaj "po jednej stronie", w zakresie
"sennym"; nie ma weryfikacji "poza". - I nigdy fizyka nie moe tego
krgu opuci.
Mwic inaczej - tak samo, jak umys w trakcie snu produkuje tylko
abstrakcje w zakresie sobie dostpnym, wic w oparciu o "archiwum"
poj-znakw - identycznie naukowiec na jawie konstruuje abstrakcje
korzystajc z archiwum zgromadzonego w jego gowie lub bibliotece.
To jest dziaanie "tylko w wiecie" - i "tylko po jednej stronie"
rzeczywistoci, fizycznej rzeczywistoci. A stronno obserwacji i
opisu, to zawsze prowadzi do zwichrowanego (chimerycznego) obrazu
wiata - czy to we nie, czy na jawie. Zawsze musz posiada punkt
odniesienia, ktry pozwoli na weryfikacj - w maksymalnym zakresie
musi to by Fizyka (filozofia).
Nieufno wobec otoczenia to nie fanaberia czy utrudnianie sobie
ycia, to konieczno. Bo pewna jest podobno tylko mier (acz nie
do koca) i podatki (te z wyjtkami dla niektrych). - Wic jak tu
by czegokolwiek pewnym?
Wicej - mona to poszerzy i powiedzie, e ten zewntrzny, wielki
dla mnie i praktycznie nieskoczony zbir, te jest dany, poniewa
istniej w otoczeniu. Przecie fakty - ktre na mnie dziaaj ju
si zrealizoway (lub realizuj), a ja odbieram ich nacisk. W tym
rozumieniu s to zdarzenia z co prawda przeogromnego wobec mnie,
ale skoczonego zbioru. I s rwnie wyborem midzy tym, co jest
i s losowym wyborem spord istniejcych faktw. wiat zewntrzny
w tym ujciu to powikszona (ile tam razy) zawarto mojej gowy,
powikszona o potencja energetyczny, ale nie jej tre.
146

wiat zewntrzny w tym ujciu to "archiwum" (tak samo zapchane, tak


samo powstajce, wedle tych samych regu si budujce) to zbir,
z ktrego i w ramach ktrego, i w odniesieniu do ktrego buduj na
jawie swoje abstrakcje (indywidualnie czy zbiorowo). W zachodzcych
na jawie procesach wybr dokonuje si w powikszonym (znaczco, a
do nieskoczonoci) zakresie, jednak z perspektywy uczestnika, mnie
lub grupy - i tak przebiega losowo; na co rzuc okiem i przyrzdem,
to wchodzi w obszar mojej wiadomoci. A dalej odkada si w moim,
ju prywatnym archiwum, ktre notuje, "odbija" w/na sobie zaistniae
fakty.
Jawa jest "powikszonym snem", powikszonym o (wszech)wiat. Jawa to
nie-skoczony sen.
Podobiestwo jawy do snu idzie jeszcze dalej - poniewa tak samo w
trakcie snu nie ma czystego procesu, jak i w okresie jawy.
Umys odbiera ze rodowiska szmery oraz sygnay zakcajce, ktre
wpywaj na efekt kocowy - to mog by banalne szumy, ale rwnie
"wizje", czy "para"-dziaania. Skutek jest powany: deformacji ulega
obraz wiata. A w konsekwencji przekada si to na bdne mylenie,
a jeszcze dalej na ze dziaanie jednostek i caych spoeczestw bywa, e przez wieki i tysiclecia.
Trudno wyobrazi sobie wiat bez takich "szeptw i krzykw", jednak
trzeba wiedzie, e wprowadzaj znieksztacenia w obserwacjach.
Tworzenie abstrakcji w gowie jest atwiejsze ni w wiecie, we nie
(lub fantazjujc) to ja produkuj abstrakcje (i szybko) - na jawie
rzeczywisto skada pojcia w konkrety i fakty z trudem i kosztami.
Dlatego ich weryfikacja jest tak dugotrwaa i wana.
Jawa to sen, ktry nie ma koca, ktry ni pospou z innymi. Innymi
tu i teraz, ale te zawsze i wszdzie. ni punktowo, prywatnie i
indywidualnie - ale zawsze jako element oglnego snu-jawy.
Przykre jest tylko to, e mj sen jest tak krtki...

147

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 4.1 Pompowanie wszechwiata.
... Wiecie, jak si czowiek powanie zastanowi - jak wgryzie si w
histori wszechwiata, to od razu mu wyjdzie w takim analitycznym
zapale, e kiedy tam - a nawet jeszcze cakiem niedawno - tutejsza
sfera zdarze musiaa by poddawana pompowaniu.
Dosownie, potraktujcie to dosownie. To, co uznajemy za wiat - za
nasz "wszechwiat" - to byo poddane podprogowemu pompowaniu, czyli
zewntrznie otrzymywao zasilanie w postaci kwantw czego. Inaczej
tego wszystkiego, tak rnie postrzeganego, nie da si wyjani.
To byo rzeczywicie pompowanie, dopenianie. Jest zmiana, jest ruch
i wszystko pdzi? Jak najbardziej. Ale dlaczego to tak przebiega, z
czego si wzio i do czego to dy - tego inaczej, inaczej anieli
przez "pompowanie", si nie wytumaczy.
Dlaczego fizycy tego nie podnosz? Ale podnosz, wprost nie mog,
przecie to ju wykroczenie poza dostpn fizyczno, jednak swoje
rozszerzone modele w takie dziaanie zaopatruj - po co, eby zakres
tutejszy wyjani. Tylko, widzicie, wychodz od faktw, zebranych w
badaniu konkretw, innych zreszt nie moj - dlatego obraz wytworzony
ju na samym wstpie jest zdeformowany (bo fizyk widzi tylko to, co
moe; zasada fizyczna odrzuca nadmiarowo). Jeeli pocztek zmiany
(tu: poznania) zawiera zmieszanie, naoenie na siebie wielu faktw
czstkowych - a musi zawiera, poniewa kada zarejestrowana jako
"jednostka" to zoenie - to dalsze tumaczenie rwnie jest sum,
wieloci uj. I tym samym zawiera w sobie defekt.
Skutek? Niemono opisu. Banalne zaptlenie w dowodzeniu i ciana
pojciowa. Tak po prawdzie nic wielkiego, ale samodzielnie, tylko w
ramach fizyki pozostajc, wyj z tego nie sposb.
Dobrze, to by byo wzgldem oglnego wstpu - rozumiecie, jako ten
temat musiaem zagai. Teraz wam poka, jak z tych zaptle si w
analizie wydosta. Sprawa w sumie te prosta, tylko trzeba zmieni
punkt opisu zacz nie od tego, co widzi fizyk, ale poprowadzi
opis z pozycji zewntrznej (filozoficznej)
To konieczno, sami za chwil do tego dojdziecie.
Od czego wyjdziemy? Od Kosmosu. W takim rozumieniu, e to logiczna
i nadrzdna wobec wszechwiata "struktura". Uywam takiego pojcia
celowo, eby odda jej logiczny stan, e to nie totalny chaos czy
przypadkowo. - To nawizanie do dawnego rozumienia tego terminu i
przy tym najlepsze. Nie wchodmy teraz w definicje, to nie jest na
ten moment konieczne, ale zaznaczam, e trzeba z takiego poziomu w
opisie wyj, eby mona byo przej dalej.
Przy czym, podkrelam to usilnie, Kosmos to zawsze i tylko Fizyka,
nie fizyka. Bo fizyka to obszar wewntrzny, zmiana we wszechwiecie
- natomiast dalej to ju Fizyka.
adne inne, adne dziwaczne - zapamitajcie!
Po drugie taka uwaga: wszelkie stosowane terminy i pojcia, trzeba
148

mie tego wiadomo, pochodz std i teraz i odnosz si do tu i


tego - inne przecie by nie mog, innych nie zrozumiem. Ale jeeli
stosuj abstrakcj "struktura" (lub podobne), to zawsze na zasadzie
umownoci, jako mi bliskie i poznawalne - ale w przeniesieniu na inny
poziom musz by traktowane z uwag, ostronie i z objanieniem. I
z tak myl, e to zawsze przyblienie. Uyteczne i konieczne, ale
przyblienie.
Czyli jest Kosmos, nieskoczono, tak mczca kosmologw wzorami no i jest co oraz nic. I oczywicie ruch czego w tym niczym. Co
to znaczy "co", "nic" - to znw darujmy, to przy innej okazji, na
inn lekcj to sobie zostawmy. - Po prostu, co pdzi w niczym, i to
rzeczywicie pdzi, przecie nie ma adnych hamulcw i gdzie tam
w nieskoczonoci wytwarza si sfera. Ponownie odsyam ciekawskich
do kolejnej lekcji, poniewa nie chc wchodzi a tak detalicznie w
zagadnienie, zwaszcza e to nie jest temat gwny. Wic si teraz
nie pytajcie, dlaczego i jak tworzy si taka sfera w nieskoczonym
Kosmosie i jakie musz by spenione warunki, eby taka konstrukcja
si wytworzya. To jest mocno uwarunkowane, ale pomimy. - Powiem na
ten moment tylko tyle, e skoro to nieskoczono, to rwnie musi
by nieskoczenie wiele podobnych do naszego wszechwiata bytw i
to z nich dociera w to miejsce energia. I e dzieje si to dugo i
przez okrelony czas, e ma posta nacisku i zasilania z zewntrz.
I na tym etapie to wystarczy.
Po prostu - przyjmujemy, e jest jednokwantowa sfera, powierzchnia
takiej sfery, ktr tworz elementy najmniejsze z najmniejszych, i
s to kwanty energii. - Zaistniaa w Kosmosie sobie taka sfera, ze
swojego otoczenia otrzymuje zasilanie w postaci jednostek czego i
si zmienia w sposb policzalny i logiczny. A dlatego logiczny, e
skoro jest to proces skwantowany, a przecie inny by nie moe (to,
co dociera do tej sfery, to jednostki czego, czyli najmniejsze z
najmniejszych) - skoro tak, to ta zmiana zawiera rytm. A to oznacza
dalej, e obserwator wobec tej zmiany zewntrzny (nawet jeeli si
fizycznie w niej znajduje), moe w takim przebiegu ustali regu i
j zastosowa do opisu procesu. I to na kadym etapie. Oczywisto.
I teraz wane pytanie do was: co jest w rodku? O, rysuj okrg, w
naszym ujciu sfer - co jest wewntrz? Oczywicie, pustka. Niczego
w tak wyrnionym zakresie nie ma. Ponownie trzeba zastrzec, e w
tej chwili nie zastanawiamy si, co to znaczy zupene "nic", mona
to uchwyci logicznie, prawda? Pustka, zero, nico tylko sowa,
ale chyba dla was przyswajalne...
Idziemy dalej. Jest ten cigy zewntrzny dopyw energii - warstwa
po warstwie, kwant za kwantem energia dociera do tak zarysowanej w
Kosmosie sfery.
I wane w tym obrazie: ten strumie energii nie moe pobiec dalej,
jakby w nieskoczonoci bez zahamowa si to dziao, przecie jest
na jego drodze przeszkoda - wanie ta sfera. A skoro napotyka tak
struktur, to musi skierowa si w swoim ruchu w t stron, nie ma
innej opcji. - Zmiana w nieskoczonoci jest zawsze do przodu i
tylko do przodu i nie moe si zatrzyma, poniewa jest cigy ruch
- sowem, gdzie si teraz kieruje? Jak mylicie, gdzie te kwanty w
149

tym przebiegu si kieruj? Z tyu naciskaj kolejne kwanty energii


w cigym dopywie (cigym w znaczeniu, e on nie ustaje), nie ma
kierunku "w bok", poniewa inne strumienie przeszkadzaj - gdzie w
tym ujciu jest ruch "do przodu"?... Jak mylicie?...
Ale oczywicie, "w d" - do rodka tak wytworzonej sfery. Jeeli
powstanie w Kosmosie taka struktura - a na pewno powstaje, przecie
istniejemy - to kolejne kwanty bd warstwa po warstwie spychane w
rodek, do rodka tej struktury. - Bo teraz, ju jako oczywisto,
tworzy si struktura, widzicie to? Od pierwszej zaistniaej cznej
kwantowo warstwy, jako skutek cigego dopywu energii, zaczyna w
Kosmosie tworzy si pole energii oraz jego struktura.
Czyli wyznaczone, wyrnione w nieskoczonoci zbiorowisko kwantw
o zwikszonej w stosunku do otoczenia "gstoci"; odlego midzy
jednostkami jest znaczco mniejsza ni w tle.
Przecie to oczywisto, jak dociska z kadej strony, jak jednostki
nie mog uciec, to wewntrznie w sferze musi rosn zagszczenie i
spada odlego midzy elementami.
A co si dzieje dalej, a to przecie dugo si dzieje, bardzo dugo
(w kocu mwimy o sferze wielkoci wszechwiata)? Co zachodzi i co
si dzieje?... Wzrasta wewntrzne cinienie.
Proste, banalne, oczywiste, zrozumiae.
Jeeli pompuj sfer, na przykad balon - to we wntrzu struktury
ronie gsto i cinienie, nie ma innej moliwoci, przyznacie. I
cho to trwa rzeczywicie ogrom "czasu", mwimy umownie, bo czasu
jako takiego jeszcze nie ma, to w pewnej chwili gsto dochodzi w
tym pompowaniu do jakiego punktu krytycznego. Takich punktw jest
bardzo wiele, praktycznie z kadym "pompniciem" jest nowy stan, w
naszej jednak analizie skupiamy si na tych zasadniczych. Pompuj
jednostkami najmniejszymi z najmniejszych, kwantami czego, ale w
pewnym momencie cinienie jest ju tak due, e musz pojawi si
wewntrzne skutki jako zauwaalne skutki.
Ronie cinienie i gsto, wic odlego kwantu od kwantu spada
z pocztkowej i maksymalnej, wic rwnej sferze, do bardzo bliskiej;
wczeniej kwant od kwantu by skrajnie odlegy, dlatego spotkania
jednostek naleay do rzadkoci i byy mgnieniowe, obecnie jest to
zakres "na kwant" - maksymalnie bliskie.
Co to oznacza? e dalszy docisk o jednostk, kolejne "pompnicie",
docinicie, e to musi wytworzy efekt. - I teraz si was spytam:
jaki efekt? Co zaistnieje, co si zdarzy o to jedno "dopenienie"
sfery dalej?
To bardzo wane w tym zobrazowaniu - pomylcie, co si dzieje?...
I jak, widzicie?... Ot to, pojawia si wiato - widz jasno.
No, moe nie a tak od razu, ale rzeczywicie pojawia si, zaczyna
istnie to, co fizyk definiuje jako promieniowanie.
I znw zastrzeenie, e to si tak prosto nie dzieje, e s stadia
porednie, e to przebiega bardzo porzdnie, czyli uporzdkowane i
e ma liczne ograniczenia ale to omwimy sobie kiedy tam, przy
okazji, jak to si mwi. Najwaniejsze jest uwiadomi sobie, e w
wyniku tego "pompowania" wszechwiata ronie cinienie oraz e fakt
kwantowy, kada jedynka kwantowa zblia si do ssiednich. I e to
150

trwa tak dugo - jak moe trwa.


Czyli tak dugo, jak istnieje zewntrzny dopyw energii - ale te
tak dugo, jak dugo mona dociska do siebie kwanty.
Przecie, zauwacie, to nie moe trwa dowolnie dugo - to nie moe
toczy si w nieskoczono. Zaczo si, dlatego kres jest pewny.
Owszem, kwant to najmniejsze z najmniejszych - ale jednak to "co"
posiada swoje jednostkowe rozmiary. Wic nie mona tego ciska i
ciska, w takim dociskaniu jest oczywisty koniec. I co wicej - i
co istotne - moment maksymalnego ucisku, a zarazem ostatni etap w
zewntrznym dociskaniu, ten szczeglny moment dla tutejszej sfery,
to nakada si - to dzieje si jednoczenie z chwil, w ktrej nie
mona ju niczego wicej w t struktur wepchn. Dopyw energii z
zewntrz si koczy, zasoby w rodowisku si wyczerpay, a w sferze
zarazem brakuje ju miejsca na dalsze dopenianie, jest maksymalne
zbiegnicie, zblienie si jednostek.
Czyli ostatnie "dopompowanie" z zewntrz przypada na chwil, kiedy
cinienie wewntrz wszechwiata jest w punkcie maksymalnym, wicej
si niczego nie doda. I jest to w tym ujciu punkt niezwyczajny: to
rodek procesu. Zmiana dochodzia kolejnymi krokami do rodka, a w
chwili osignicia tego stanu zmienia si tok zdarze. - Z docisku
idcego z zewntrz, zmienia si w nacisk z wntrza.
Znw konieczne zastrzeenie: omawiamy tu przypadek szczeglny, to w
Kosmosie, to w nieskoczonoci stan konieczny (istniejemy), jednak
niezwyczajny. Na jeden taki logicznie peny (i symetryczny) fakt na taki wszechwiat przypada mnogo "zwichrowanych", niegocinnych
- a przez to chwilowych. I trzeba mie to na uwadze. To nie cud, ale
i nie pospolito.
W rodku tak opisywanej zmiany, ktr definiuje abstrakcja "wiat",
czy szerzej "wszechwiat" w osi symetrii tej zmiany dochodzi do
zaniku nacisku przychodzcego z zewntrz, czyli ze rodowiska tej
struktury, a pojawia si, zaczyna dziaa nacisk idcy z wntrza,
z zakresu podprogowego. - Co ciekawe, w ujciu fizycznym, takim z
poziomu fizyka i eksperymentu, w obu przypadkach jest to nacisk z
zakresu "poza", nie do rejestracji. I to te oczywisto, przecie
brzegu zmiany w pomiarze prowadzonym fizycznie by nie moe - brzeg
mona postulowa, definiowa z poziomu Fizyki, ale nie pozostajc w
rodku i zawierajc si w zdarzeniu.
Istotne w takim "pompowaniu" jest to, zauwacie, e tworz si - e
w cigej zmianie mona wyrni punkty wzowe oraz powiza je z
kolejnymi faktami. Na przykad zachodz zjawiska, ktre mona do
dobrze okreli jako "czas promieniowania" - jako "czas materii"
albo "czas rozumu".
Nic przypadkowo tu si nie dzieje - zmiana jest zawsze logiczna i
policzalna, i przewidywalna. Cho fizycznie przebiega w dowolnym i
pozornie peryferyjnym miejscu, jednak logicznie dzieje si w bardzo
cisym rozlokowaniu; taki proces dla fizyka i w jego obrazie jest
chaosem, jednak to porzdek upostaciowany na chaos.
Rozumiecie?...
Wrmy do momentu, w ktrym jest tak gsto, e pojawia si to, co
151

fizyk opisuje jako promieniowanie. Sprbujcie wyobrazi sobie tak


sfer i dokadnie ten moment, kiedy kolejne "pompnicie" energii z
zewntrz oznacza zapocztkowanie nowej sytuacji kiedy tworz si
warunki do zaistnienia fotonu. Zblienie jednostek kwantowych jest
ju takie, e to przeomowe dopenienie i docinicie inicjuje po
caoci sfery "stan fotonowy". Czyli pojawia si w zakresie fizyki
najmniejsze z najmniejszych, co rejestrowane fizycznie, ju obecne
w pomiarze. Jak to bdzie przebiegao?...
Zastanwcie si, jak realnie bdzie wyglda moment wytworzenia si
fotonw? Co moe powiedzie o tym etapie dziejw wszechwiata fizyk
- na zawsze ulokowany w zachodzcej zmianie obserwator?
Macie racj, to bdzie wybuch. - Oczywicie nie w sensie dosownym,
a nawet zupenie nie bdzie to wybuch, ale chodzi o to, zauwacie,
e taki docisk w caej sferze wytworzy jednoczenie - no, z naszej
perspektywy jednoczenie - wytworzy takie warunki, e wszdzie si
mog pojawi fotony. To z logicznego punktu widzenia musi trwa i
przebiega z wieloma etapami porednimi, to nie jest natychmiast i
nie moe takie by - ale to rzeczywicie jest prawie e od razu. Po
prostu taka struktura w kadym kierunku "wybucha", zaczyna si dla
fizyka "jarzy". Przyrosty faktw w tym "wybuchu" s rzeczywicie
olbrzymie cho, po prawdzie, nic szczeglnego si nie dzieje. W
ujciu zewntrznym niczego szczeglnego nie ma. - Ot, proces zmian
doszed do wielkoci krytycznej, cinienie zagcio elementy na
tyle, e s w bliskoci funkcjonalnej, wic kwant od kwantu lokuje
si te o kwant wic w tym punkcie, pod wpywem docisku, co si
musi zadzia. A to co oznacza, e niezalene wczeniej kwanty si
cz cz w pary czy wiksze zbiory. Taki bana wszechwiatowy.
Prawda?
Kiedy jest to wzowe docinicie i kiedy kwanty wczeniej odlege
od siebie na kwant teraz stykaj si, zachodzi gwatowna reakcja w
ramach caej sfery spada cinienie i gsto. Dlaczego? Poniewa
to, co byo "tyknicie" wczeniej dwoma oddzielnymi elementami, to
w tym docisku staje si jednostk, z dwu elementw buduje si, lepi
w jedno kwant poziomu fizycznego, tutaj fotonw. W sferze teraz
jest mniejsza gsto, i to mniejsza o poow. Dlatego zmiana, dla
ktrej ju nie byo wolnego toru, moe biec dalej. I biegnie, bo z
zewntrz cigle jeszcze dopywa energia.
I co si dzieje? Kolejne dociskania, to nowe i kolejne poziomy, to
kolejne punkty wzowe procesu i kolejne fakty rzeczywistoci. I
ich obserwacja fizyczna. Wszystko to, co fizyk moe postrzega, to
buduje si w kolejnych "dopenieniach"; powstaje piramida elementw.
Od najprostszych, czyli dla fizyka bezmasowych fotonw - co jest, to
nawiasem, logiczn gupot - bo jak "co" moe by bez masy? Mona
mwi, e jest poniej progu mierzenia, ale nie bez masy, sami chyba
to przyznacie?... W tym dociskaniu buduje si wszystko moliwe, a
po szczyt piramidy - po wiadomego widza tego wszystkiego.
W sumie, poniewa chodzi o sfer susznych rozmiarw, a te wielu
poziomw, proces zapeniania si trwa. Nieco trwa...
I teraz zmieniamy obecnie najwyszy ju czas na zmian punktu w
opisie. O ile wczeniej bylimy umiejscowieni zewntrznie, obecnie
152

zajmujemy pozycj fizyka, czyli umieszczamy si wewntrz wiata i


procesu.
I co? Widzicie? Tak, teraz ju wida, bo jest wiato. Ale, to te
musicie uwzgldni w swoim ujciu - to, e widzicie, to jest efekt
tego, e jako byt, e jako fizyk, jestecie w punkcie szczeglnym,
w rodku caego procesu. Nie wczeniej, bo jeszcze nie byo a tak
gsto, eby osobowo fizyczna moga si pojawi, rozumna osoba - i
to trzeba podkreli. Ale rwnie nie pniej, bo pniej ju nie
bdzie tak gsto, eby rozum mg si wytworzy.
Zaistnienie, nasze zaistnienie w procesie zachodzcym w sferze, to
punkt, zauwacie, dosownie punkt. Punkt rodkowy. I warto to sobie
uzmysowi.
I co widzi fizyk, kiedy z tego wybranego miejsca obserwuje wiat i
jego przemiany? Co widzi w przeszo, bo przyszoci oczywicie w
tym ujciu nie ma. Co postrzega?
Pomog wam, macie ju wczeniejszy obraz zewntrzny, wiecie, jak w
detalach to si "pompowao", a obecnie obserwujecie to samo, tylko
e od rodka, jako uczestnicy tego procesu - i co?... Przecie to w
opisie fizyka jest ju zawarte, znane, opisane wzorami, nawet do
dobrze zrozumiane. To jest wanie ten tak zwany "wielki wybuch",
co to adnym wybuchem nie by. Przecie fizyk w swoim dziaaniu i
opisywaniu moe jedynie do tego krytycznego zakresu doj tego,
kiedy w strukturze wszechwiata zaistniao cinienie odpowiadajce
stanowi fotonw. Wczeniejszego adnym sposobem nie signie, a jak
bdzie prbowa, bo przecie prbuje, to napotka cian. Dosownie
cian w postaci jednolitego obrazu "punktu zero". A kiedy bdzie
si stara, napina i szuka faktw "przed", napotka takie dziwy i
sprzecznoci, bdzie opisywa biegnce w nieskoczono proste, e
si w tym pogubi.
Bo jak, powiedzcie sami, jak biedaczek moe w takim wewntrznym i
z wntrza budowanym ujciu rozdzieli zjawiska? Jak moe podzieli
i zdefiniowa, e to Kosmos, a to wszechwiat - e to wntrze, a to
dopenienie w postaci bezkresnego ta? Nie moe. Dla fizyka zmiana
dy do nieskoczonoci, wic zaczyna zlicza nieskoczony proces.
A to, przyznacie, zadanie rwnie nieskoczone. - Oczywicie broni
si przed tym, wyrzuca powizane z nieskoczonoci znaczki, ale w
gbokim sensie nigdy si od tego nie uwalnia. Przecie, kiedy si
stara, kiedy w pocie czoa i przy skrcie szarych komrek pragnie
opisa, co si dzieje w osobliwoci chcc czy nie, ale przelicza
bezkres. I popada w sprzecznoci.
Ale jeeli powie w samoograniczeniu, e tu i tu si zaczo to, co
mam za czas i przestrze, to jako sobie z tym poradzi. - Jeeli w
dziaaniu zrezygnuje z ambicji wyjaniania wszystkiego, to zadanie
sprawnie policzy, i nawet bdzie si zgadzao.
Ale fizyk te czowiek, tego nie musz podkrela, chce wiedzie,
co w procesie si dziao "przed", te chce wyjani, dlaczego oraz
skd no i co dalej, zrozumiae, prawda? Tylko e, widzicie, sam
tego nie zrobi, bo nie moe. Bez zewntrznego dopenienia tego nie
przeprowadzi. Tak po prostu, nie przeprowadzi.
Ale zastanwcie si, wyobracie sobie, jak fizyk w tym swoim, tak
153

upartym deniu do pocztkowej "ciany" - jak opisze, jak "zobaczy"


i jak abstrakcyjnie to zdefiniuje? Wybuch, to ju pado. Ale skd
i dlaczego tak? Przypomnijcie sobie, co si zadziao, kiedy sfera
osigna poziom krytyczny dla fotonw. Wanie, wybucho. Ale jak
wybucho? Wszechkierunkowo i jednoczenie. W ujciu, w obrazie "z
wntrza", tak to musi si ukaza. Przecie od tego momentu zaczyna
si liczy wszystko, czym fizyk dysponuje - i zaczyna si tak "od
razu", po caoci. Oraz, co wicej, bardzo jednorodnie - przecie
te same warunki wytworzyy si wszdzie. Tak jednorodne, e prawie
identyczne.
Jak taki proces zdefiniowa, kiedy przyrosty zdarze osigaj stan
prawie nieskoczony? Mona jako inflacja czy podobnie. Dlatego tak,
poniewa w tym ujciu od rodka tak wanie to wyglda, i nie moe
inaczej. Opis prowadzony ze rodka poszczeglne "tyknicia" procesu
musi definiowa maksymalnie maymi, wic z naszej rozbudowanej ju
perspektywy to rzeczywicie prezentuje si prawie natychmiast. Jak
w kadym kierunku zachodzi zmiana o tych samych cechach, a dzieje
si to w bardzo krtkim zakresie, to opis tego faktu musi przybra
form wybuchu w spojrzeniu od wewntrz to konieczno.
Mwic inaczej, "kadry" tego filmu, cho logicznie powolnie dziejce
si, dla fizyka zlewaj si w mgnienie, nakadaj si na siebie i
s nie do rozdzielenia wida jedno tam, gdzie jest wielo, i
to wielokrotnie spltana.
A pniej, rozumiecie, dzieje si dalsze.
Czyli te wspomniane elektrony czy atomy, czy rozumy - to ju tylko
kolejne fazy procesu. e toczy si to tylko do czasu? e oddala od
siebie, e rozpada? e krytyczna w tym ujciu warto rodkowa, a
wic ostatnie "dopompowanie" sfery - e to skutkuje ju faktycznym
wybuchem, jednak tym razem w nieskoczono Kosmosu e fizykowi
prezentuje si to jako oddalanie z narastajcym przyspieszeniem, i
e koniec tym samym ju wida? ...
C, fakt. I cho moe to caociowo smutne, to jednak z drugiej
strony biorc - daje si w swojej zmiennej, ciekawej formule kilka
lat podziwia. A nawet daje si zrozumie, jak widzicie.
A tak po dalsze, i to te trzeba uwzgldni, e my tu i teraz, za
inni "kiedy" i "gdzie".
W sumie banalny proces. Prawda? ...

154

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 4.2 Materia, itd.
Nie lubi, koledzy, lata, tak mam. A wszystko to przez szko. Tak,
kiedy chodziem do szkoy, koledzy, prawd mwi, nie kami. To
dawno byo, nie ukrywam faktu, ale chodziem. Nawet si czego te
nauczyem, nie miejcie si, tak byo.
I dlatego lata nie lubi, tak si yciorys potoczy.
Bo to, widzicie, koledzy, raz nam fizyczna baba zaniemoga, si w
szkole nie pojawia i jednego w zastpstwie nam podstawili - eby z
wiedz zapoznawa. Owszem, koledzy, fizyk to ja nawet lubiem, do
tego czasu lubiem. Nie powiem, co przynie albo zanie, to ja
zawsze pierwszy, wic i ocena do tego odpowiednia. Tylko e jak si
ta fizyczna rozkraczya i fizyczny nasta, to si zmienio. Jako
tak nosi ju niczego nie trzeba byo - i te, koledzy, ocena mniej
si dobra pokazaa. A tu mamu naciska, kieszonkowego drobniaka na
tamto i to gderliwie auje, ucz si, cigle powiada, z ciebie taki
i owaki, powiada.
Sowem, koledzy, jako tak si niemio zrobio.
Nic to, sobie myl, zawezm si w sobie i ocen dobr wyrobi, a
co, sta mnie - tak sobie myl.
Oglnie tak to byo, e ju lato si zaczynao robi, czyli wakacje
w szkolnym budynku miay by. A jak wakacje, to i sumowanie roku, to
i oceny wystawiaj. Ale jak maj tak ocen wystawi, jak pod moim
nazwaniem adnego objawu, nic, zero i mniej nawet. Dlatego, kumacie,
ta zawzito bya we mnie szalona zasza, eby punktacj wyrobi,
co by od trosk si uwolni.
Wal wic ci ja do fizycznego, tak a tak mu mwi - ja to oceniany
chciabym by, niech mi da co ekstra do nauki, bo z ambicjami, bo
i mamu dusi - tak mwi. Pomyla, co tam w kajeciku poczyta - i
rzuca temat do przedyskutowania ze sob, to na pocztek, a dalej z
nim, czyli przy przepytywaniu.
Nie powiem, rzuci tematem, e mi si w szparce pot i ciurkiem by
pojawi, a mnie skrcio wielowymiarowo.
Poczytajcie, mwi fizyczny do mnie, co to jest materia. - Zastanw
si, mwi, czym jest promieniowanie oraz czym materia. - A jak ju
bdziesz wiedzia, to daj zna.
Widzicie, koledzy, zay mnie. Chyba zemci si za co ze swojego
yciorysu chcia si na mnie, tak sobie po latach myl. - Bo czy w
normalnym czerepie taka nienormalna myl moe si zagniedzi? Czy
rozumna istota tak moe postpowa? - Bo ja wiem, koledzy, niech i
by by spyta o abk, co to sobie skacze w dal i trzeba wzorkiem
te skoki przeliczy, rozumie si, fizyka pierwsza klasa, a moe te
nawet druga, oczywista jasno tematyczna. Niechby nawet, jego tam
ma, pocigi sobie przeciwnie jadce kaza sumowa w prdkoci i w
przestrzeni spotkanie kaza wyznaczy, te si rozumie, to poza i
155

w szczeglnoci plan lekcyjny nie wystaje, to logik mona obj i


liczbami przedstawi. Ale, koledzy, nie, taka fizyczno jedna si
pytaniem na mnie rzuca, czy promieniowanie to materia. A co, ja to
filozof jaki, rozum na loterii wylosowaem, eby na takie dylematy
wygadywa byle co?
Nic to, fizyczny zamkn kajecik - czyli sprawa ogoszona. Co mi w
nieszczciu byo robi, musiaem si do tematu przygotowa. Sami,
koledzy, rozumiecie, musiaem. yciowa konieczno bya.
Siadam, ksik wycigam, czytam. Tak, koledzy, czytam. Powiem wam
prawd, czytam i si zastanawiam. Bo w takiej ksice to pisz tak
jako, e czowiek spojrzy z prawej, widzi jedno - a spojrzy sobie
z lewej, to inne. I bd tu, czowieku, owieconym. Niby, prawd i
tylko prawd wam powiem, niby pisz, e materia to takie co, co w
badaniu si namacalnie moe objawi - rozumiecie. Jak zapiesz co
takiego atomowego lub podobnie, to materia, a jak foton taki albo
z tego zakresu, to promieniowanie. I wszystko pokazane na adnych
obrazkach, wykresami poznaczone. Tu tabelka z pierwiastkami, tam
widmo promieniste si rozciga. Sowem, koledzy, jasno taka si
snuje, e nic z tego nie wiadomo.
Sam wiem, koledzy, te tak miaem. Przecie logiki w tym nie ma nic
a nic, za grosz nie ma. Ale tak pisz tacy, co to sobie rne tam
przed nazwiskiem tytularne skrty nadaj. Pewnie wiedz, co mwi
i pisz. Tak myl. Skoro materia to jaka grudka czego, sobie tak
myl w tym delektowaniu fizycznej wiedzy, to czym jest owa druga
moliwo realna, czyli promienisto - to ju nie materia? Faktem
pewnym to jest, e fizyczni tak sobie tene wiat podzielili. Jak
zapi w szczypczyki czy inne zderzacze, to w materialne tabelki i
schematy to notuj, ale jak tylko poczuj, tak oglnie to krel,
koledzy, to to ju za promieniowanie licz. Niby jasne, ale jednak
niejasne.
Czym si promieniowanie od materii rni, oprcz tego, e si roni
- tego w zb nie pojmuj. Czytam i nie pojmuj.
A najgorsze to byo, widzicie, e lato ju byo. Czyli ja, bo jake
inaczej mogo by, sobie te fizykalne dylematy na soneczku byem
czytaem. Ja o promieniowaniu czytam logiczne wywody, e ono takie
i takie, a tu jarzy si gwiazda w niedalekiej bliskoci i mnie tym
promieniowaniem obejmuje. Tak caego, rozumiecie, obejmuje - od tej
zamylonej fizycznym problemem gowy - a po stop, te zamylon.
Bo, tak to mam, jak ju w mylenie id, to po caoci, rozumiecie.
Tak, po wszystkim si zawziem.
C powiedzie, koledzy, jedna godzina mina, druga i trzecia, ja
co prawda dalej nic o materialnym wiecie pewnego nie wiem, ale za
to moje cielesne upostaciowanie od tego wystawiania na soneczko i
jego promieniste dziaanie zrobio si mniej ciekawe.
C, koledzy i pozostali, zaczerwieniem si. Tak po caoci.
Nie powiem, pocztkowo bole nie bolao, tylko coraz mniej mi si
to podobao, w taki buraczany kolor to szo. A ja, koledzy, jako
156

tak mam, e buraczkw nie lubi.


Pojmujecie, w tych okolicznociach natury naukowa fizyczno si w
czasow dal odsuna, a por nocn zupenie si w przeszo mocno
odsuna. C powiedzie, koledzy, bolao, e niech to jasna taka
i ciasna wemie. Lato, rozumiecie, lato i nauka materialnej fizyki
mi wszystkimi bokami wychodzia. Nie dziwcie si, e od tej pory w
letnie dni soneczka bezporednio nie tykam. Wyjd, nie powiem, w
dal sobie spojrz, ale z ostronoci naleyt i szacunkiem, rk
jasno przesaniam i od promieniowania si opdzam, materi sobie
cienisto zapewniam. Rozumiecie.
Koledzy, niech tam, eby tylko tak to byo, e czowiek buraka na
cielesnoci i duszy przypomina, cierpiabym, pies to maca. Ale,
widzicie, egzamin na ocenianie mia by, powany i przyszociowy.
I mamuka naciskali, rozumiecie.
Id ja na to pytanko. Mwi, e czytaem oraz e fizyk osobicie
i cielenie doznaem, e gotowy z wyrokiem losu jestem si spotka
i e czas nadszed.
I tak si stao, rozumiecie, spotkaem swoje przeznaczenie.
Wic jak, pyta fizyczny i popatruje, wiesz ju? Wiem, mwi, sobie
poczytaem i wiem. Materia to jest wszystko, co jest. Atomy i te
te inne, te fotony - to wszystko materia, mwi. Tu wszdzie, rk
cign z lewa na prawo, tu wszystko materia.
Spojrza fizyczny na mnie. Ale jako tak nie z tej ziemi to byo w
oglnoci spojrzenie. Chyba si zdziwi, tak myl. Tak, mwi, to
wszystko materia jest. Jak co jest, to materia to jest. Nie moe
by inaczej.
Jeszcze dziwniej spojrza i si pyta, czy na pewno czytaem tematy
polecone. Czytaem, mwi, nawet dowiadczalnie poznaem materi z
gwiazdy naszej codziennej, i pokazuj tu i tam ciao czerwone tak,
e a bio po oczach. Materi promienist osobicie doznaem w jej
pracy, eksperymentalnie i a do boleci.
Widz, e osobnik w zb logiki gbokiej i filozoficznej poj nie
moe, si tylko do swojego fizycznego kajecika tak dalece stosuje,
e poza temat namacalnie naukowy wyj nie potrafi. Mwi mu wic
w przystpny sposb, tumacz prostacko i odpowiednio, e gdyby z
gry na mnie nie materia, ale tylko promieniowanie spywao, to w
chwili aktualnej tak bym nie wyglda. e to materia z materi si
musiay spotka, czyli moje cielesne materialne struktury zostay
potrcone w czasie i przestrzeni przez materialne promieniowanie.
No i e to cholernie boli.
C powiedzie, koledzy, widz ja, e osobnik dalej nie rozumuje w
poziomie i naleycie i za moim, sami przyznacie, wielce subtelnym
wywodem nie nada mylowo. C, fizyczny by, dlatego tak opornie
to szo. Dlatego przystpiem do pogbionej analizy tematycznej i
po argumentacj z wysokiego lotu sigam. Promieniowanie, mwi, w
wiecie to cz materii, takie lokalne skupienie energetyczne to w
caej moliwoci jest. - Z tego powodu, mwi, jak ju fizyczno to
wszystko w otoczeniu sobie poklasyfikowaa, to tak wyszo, tak si
157

to zanotowao i mylowo utwardzio - jednak to materia. Tak oglnie


i najbardziej podstawowo to jest materia. Bo skoro to jest, to musi
to by materi.
Fakt, dalej tumacz - mona sobie, dla wygody czy jako tak, stan
wyrni i powiedzie, e tyle a tyle czego i e tak a tak si na
oko czy w przyrzdzie pokazujce, e to materia, tak mona sobie w
celu uatwienia zrobi. A to inne, ju z tego a tego zbudowane, w
te celu wyjanienia, to promieniowaniem nazwa. Wola czowiecza,
tak mona to ponazywa. - Ale, dalej tumacz, to tylko etykietka i
pojciowe sownictwo, abstrakcyjne zawoanie, co by sobie fizyczni
mogli powiedzie o tym lub owym. Nic innego to by nie moe, jako
e kady elementowy i poznawalny fakt jest materi. W sensie takim
i podstawowym musi by materi - jak jest, to jest materi.
Zgoda, tumacz jasno, eby zmieszania w nazywaniu nie byo, mona
jeszcze kolejnej etykietki sownej si dopracowa, na ten przykad
wszystko energi zamianowa. Tylko e znw chodzi o nazewnictwo i
wyrazisto pojmowania, a nie o treciow fundamentalnie i gboko
istniejc prawd. Bo ten fundament to zawsze materialny jest. Nie
moe by inny.
Przecie, rzucam abstrakcj z cikiej argumentacji, nic - pustka w
sobie czy na sobie niczego nie przenosi ani nie koduje, jak co jest
- to to jest materia. Bo ona jest.
Cisza si zrobia, bo mi chwilowo tematu zabrako, ale widz, e w
fizycznym jakie procesy dziwne zachodz. Nic to, myl sobie, a te
dalej wnioski uczone snuj o fizyce. - Bo to jest tak, tumacz, w
wiecie labolatoryjni co ustal i tak ju zostaje. A przecie nie
ma w realnoci naszej rzeczywistej niczego odrbnego, jedno si w
kolejne przemienia, materia w promieniowanie zgodnie z wzorem si
przeobraa lub odwrotnie, wic z tego wniosek jest jeden i pewny,
e to to samo. Bo jakby to byo co innego, to by nic nie byo, bo
adne atomy by nie wybuchay. Co najwyej o stanie skupienia sobie
mona gada, czyli e do takiego zbrylenia to promieniowanie, e w
dalszym to materialnie atomiaste oraz e tyle a tyle czego robi
w tym liczeniu rnic. Co, substancja jaka - to zawsze materia,
filozoficznie i gboko to materia. I realno. A jak tam sobie kto
to sownie dookreli, to ju jego sprawa.
I na koniec w fizycznego takim wnioskiem rzucam - e tak prawd, na
poziomie maksymalnym jest to, e ani promieniowania nie ma, ani i
materii, ale tylko chwilowy stan zbiegnicia jednostek kwantowych,
co to je kiedy tam filozoficzni atomami nazwali. Takie mniej albo
i wicej poczone elementy, zawsze jednak chwilowe i dynamicznie w
swojej zmiennoci zbrylenia - i e tylko takie co fizyczny moe na
swoje patrzaki przerne obserwowa.
Promieniowanie to materia, a materia to promieniowanie, mwi. Tylko
osobnik opisujcy to si w swojej procedurze raz na jednym stanie
fiksuje, a raz na drugim. Dlatego, w przystpny sposb mwi, eby
fizyczny zrozumia, badajcy caoci przez to nie widzi - wiat go
szczegami zarzuca.
Nie powiem, koledzy, eby fizyczny sign by tej oczywistej, dla
158

was przecie jasnej prawdy materialnej i promienistej. Patrzy si


na mnie i patrzy, nawet co tam nerwowo w swoim kajeciku szuka,
ale wida niczego sensownego nie znalaz, bo nic nie powiedzia. I
za drzwi na koniec wyrzuci.
Nie powiem, trj postawi, do klasy przeszedem, mamuka rwnie w
rygorze finansowym ju si nie upieraa, wic generalnie mino. A
w kolejnej klasie znw fizyczna bya - wic kopoty si skoczyy.
I tak to zeszo.
Ale, rozumiecie koledzy, lata to ja od tamtej pory nie lubi jego
materialnego promieniowania nie cierpi.

159

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 4.3 Czarne dziury.
Widz, e kolega fizyk nerwowo si wierci. Prosz, niech kolega w
swoich emocjach wyhamuje, moe si kolega czego nowego dowie, nie
wszystko ju o czarnych dziurach zostao powiedziane. Tak, kolego,
nie wszystko, zapewniam. Kolega si przekona. Kolega wysucha oraz
si zastanowi, a pniej si na pewno przekona. - Czarne dziury to
dorobek fizykw, przyznaj, kolego - ale wy tak nie chwytajcie si
tych ciemnych dow, jak pijany potu. Bo czasami, kolego fizyku,
w swoim opisywaniu warto oddali si, spojrze z boku bo wwczas
wicej wida. Tak, wicej wida.
Kolega si obraa, kolega si boczy kolega, e tak to powiem, nie
dopasowa si swoim zachowaniem do powagi sytuacji. Kolega, mwi
to przykro, nie zgbi tematu. - Zapewniam, e kolega nie zgbi.
Wzory wzorami, trzeba powiedzie, e dobrze pokazuj tre, tylko,
kolega zauway, kolega le je interpretuje, w ich wymow naleycie
i uwanie si nie wsuchuje. Tak, w ich nieskoczony zapiew kolega
si mao dokadnie wsuchuje. A to skutkuje. Tak, to skutkuje.
Czarna dziura to czarna dziura, prawda. Czyli rowerem dojecha tam
nie mona, autostop te odpada, wszystko oczywiste. I dlatego taki
temat najlepszy na wieczorn a wakacyjn pogawdk, prawda, kolego?
Wyjechali wszyscy nasi podopieczni na wakacje, czas naley spdza
w kulturalnym towarzystwie, normy spoecznie akceptowalne spenia
i powanie si nad wszystkim zastanowi. I my, kolego z fizycznych,
wanie taki temat obierzemy do rozmowy, a co, mona. Jak, kolego,
mona?
To jedziem, panie kochany, z tym doem bez dna.
Powiada kolega, a kolega to powiada za tymi swoimi wzorkami, e t
czelu mona zasypywa energi i zasypywa, tak po nieskoczono
i w ogle. I kolega ma racj. Tak, kolego, kolega ma racj. Ja tej
wiedzy wzorkowej nie zaprzeczam, ona suszna w swojej wymowie jest
i wszelako. Niech kolega poczeka, zaraz przejdziemy do rzeczy, ale
trzeba temat zwiza, w szeregu czasowym i przestrzennym ustawi,
z caoci poznania czarnych dziur poczy. Kolega fizyczny, wic
kolega niecierpliwy, a tak nie sposb, trzeba krok po kroku, trzeba
w temacie si rozsmakowa, szczegami go zgbi.
Nie, kolego, tego si tak w nieskoczono zapenia nie daje, to
wzorki te koledze mwi. Tak, kolego, mwi. Tylko kolega, jak to
ju wyej gono pado, kolega w t melodyjk sabo zasuchany - a
moe zupenie na ni guchy, niestety.
Bo co te wzorki koledze i wszystkim oznajmiaj, co w swej nowinie
gosz? e proces biegnie i biegnie, e energetyczne jednostki, a
wic kwanty, e to si zapada w t czelu bezdenn nieskoczenie,
e diabli wiedz, co si tam czyni no i ju zupenie rozeznania
nie ma, co si z tym zapadym dalej dzieje? Wyleci to gdzie, czy
tak na wieczno zostaje w tej gbinie? Kolega przyzna, e tak w
160

zarysie schematycznie zgrubnym to idzie, kolega przyzna?


I dobrze kolega robi, e przyznaje, bo kolega inaczej tego - jako w
swojej fizycznej obserwacji byt wewntrzny - nie zdefiniuje. Trzeba
to w caoci potwierdzi, e dla kolegi w obserwacji oraz w opisie
inaczej si to nie moe prezentowa. Taka porcja czego, co w taki
dziurawy, ale i wietlnie czarny d, taka tam porcyjka materialnej
cielesnoci, to w podaniu do sedna gdzie tam - to nigdy nie moe
w fizycznym ujmowaniu wyhamowa. Spada sobie i spada.
To trzeba podkreli i nagoni maksymalnie: w opisie, ktry jest
moliwy od wewntrz, w opisie prowadzonym w ramach procesu, kiedy
si opiera na elementach dcych do czarnej dziury w takim to
ujciu nie ma koca, nie ma zatrzymania, nie ma chwili zero. I nie
jest wane, co tak "chwil zero" miaoby by, istotne jest to, e
jej w fizycznym procesie by nie moe. I w opisie jej tym samym by
nie moe.
Dlaczego? Kolega fizyk si wyrywa i garduje, dlaczego? - Ale to
oczywiste, jasne jak czarna dziura.
Przecie, kolego fizyku, kolega to sobie przedstawi wyranie, e w
opisie, e w procesie, kiedy zachodzi moment zatrzymania - znw bez
definiowania, co to znaczy - ale w takiej chwili kolega ju si nie
liczy w analizie, kolega z tego peletonu odpada. Tak, kolego fizyku,
w chwili, kiedy proces opisywany ulega zatrzymaniu, kiedy ustaje w tej to chwili opis i wszelka obserwacja si koczy. Nie ma ju w
analizie zmiany, wic co kolega chce opisywa, ha? Kolega moe, a
nawet musi prowadzi opis do takiego momentu - moe pniej, o ile
co w rodowisku daje si wyrni i powiza z poprzednim rytmem,
jednak "w punkcie", w chwili zatrzymania wszelkie dziaanie ustaje
po prostu nie ma adnego opisu w tym miejscu.
Niech kolega uwzgldni to w swoim postrzeganiu, e jako fizyk jest
kolega zawsze i tylko zwizany ze zmian, z toczcym si procesem.
I dlatego, kiedy w opisie pojawia si brzeg, osobliwo czy jak
to zwa ten opis si urywa, koczy. I tym samym fizyka si koczy.
Nie ma fizyki bezruchu, zatrzymania. Opis fizyczny moe "drobi" i
obejmowa coraz mniejsze elementy, ale nie moe uchwyci "ciszy" w
zmianie; opis fizyczny moe dy do nieskoczonoci (do granicy),
ale nie moe zawiera w sobie stanu koca (czy pocztku).
Jak powiedziaem, kolego, jeeli kolega fizycznie co dalej z tym
wczeniejszym powie, jeeli pominie w analizie - jeeli niejako w
dziaaniu opisujcym przeskoczy ponad miejscem zerowym zmiany - to
dziaanie moe biec dalej. Ale jeeli si tego nie uczyni, to albo
si ginie w cigu nieskoczonego zapadania, na przykad, albo opis
si definitywnie urywa. I nie moe by inaczej.
Niech kolega zauway w swojej fizycznej procedurze, e kolega jest
zwizany integralnie ze zmian co doy do czarnej dziury, nawet
si przedostaje przez jej horyzont i zapada dalej, jednak analiza
cay czas, bo inaczej nie moe to by uchwycone, trzyma si faktw
w trakcie zmiany. To jest najbanalniejszy w swojej procedurze cig
nieskoczony, zblia si do stanu granicznego - ale nigdy w takim,
od wewntrz i w powizaniu z procesem prowadzonym ujciu - nigdy
tej linii krytycznej (brzegowej) nie moe osign. Bo kiedy osiga,
nie ma obserwacji i opisu kiedy jest mier, nie ma ycia.
161

Proces dla kolegi biegnie tak dugo, jak jest zmiana, przecie nie
ma fizycznego opisu, jak nie ma elementw w przemieszczaniu si
po prostu nie ma. Dlatego kolega w tym swoim deniu do punktu, w
takim dziaaniu drobi i drobi, i coraz bardziej drobi, bada mae i
coraz mniejsze przedziay czasu i przestrzeni, stara si kolega to
zapeni wzorami i je zrozumie tylko e to dziaanie z zasady,
z samej zasady jest nie skoczone, nie moe si skoczy. I nigdy
si nie skoczy. Kolega to chwyta?
Dobrze, idziemy dalej - bo dalsze jak najbardziej w tym opisie jest
i domaga si pokazania.
Czy obrazowanie zapadania si w czarnej dziurze, ktre prezentuje
kolega fizyk, to wszystko? I oczywista odpowied: nie. To jeden z
moliwych sposobw, konieczny jako pierwszy, ale nie jedyny. Jest
bowiem drugi, filozoficzny czyli zewntrzny. Tak, kolego fizyku,
jest jeszcze filozoficzny. I warto go pozna.
Co w nim ciekawego, kolega pyta. A to, e wnosi inne spojrzenie i
inny wniosek co do zapaci. Tak, kolego, inny, dopeniajcy - wic
przez to wany.
Pytanie wstpne w tym etapie: do jakiego momentu, jak dugo moe w
kierunku czarnej dziury poda kwant energii, kwant czego? - Jak
kolega myli?
Kolega nie wie, kolega si zastanawia, kolega wtpi, e to mona w
liczbach czy jako poda. I kolega si myli, to dziecinnie prosto
mona zdefiniowa. Tak, dziecinnie prosto.
Jak dugo biegnie proces zapaci w czarnej dziurze? Tak dugo, jak
moe biec.
Tak, kolego, tak brzmi definicja tego procesu w ujciu zewntrznym
i filozoficznym. Kolega si mieje, kolega si krzywi, kolega puka
si w czoo i kolega le robi. To wbrew pozorom jest ostateczne
i definitywne, a przy tym wartociowe opisanie zmiany, ktra tutaj
koczy si zapaci w czarnym dole. Proces toczy si tak dugo, a
si naturalnie zatrzymuje. Zapa trwa tak dugo, jak moe trwa.
Kolego, prosz o powag - i prosz o spokojne zastanowienie si.
Co to znaczy, e proces moe biec do momentu zatrzymania? To nie
jest, mimo sownej formuy, byle jakie stwierdzenie, za nim kryje
si konstatacja, e zmiana, to po pierwsze, ma swj koniec, ale po
drugie, e jest to koniec zwizany z gromadzcymi si w zbiorze, a
wic tu w czarnej dziurze, elementami. Po prostu, kolego, nie ma w
zmianie cigu nieskoczonego, poniewa ciskanie do siebie faktw,
czyli kwantw, takie dociskanie nie moe biec nieskoczenie. Jakie
by te kwanty mae nie byy, to jest kres tego docisku jest stan,
kiedy ju nic wicej wcisn w struktur si nie daje. Czy wynika
to z braku miejsca w tej strukturze, czy z braku siy, ktra moe
by wywarta na zmian, to ju nie takie istotne - liczy si to, e
w caociowym ukadzie, czyli we wszechwiecie, nie mona pokona
pewnej granicznej gstoci.
Kolega przyjmuje to do wiadomoci, kolega jest zainteresowany, to
dobrze, wida postp we wzajemnych relacjach.
Ale to oczywicie nie wszystko, analiza zewntrzna takiego faktu i
162

stanu jest znacznie bardziej rozbudowana. Prosz, niech kolega to


sobie odnotuje, e maksymalna zapa w postaci czarnej dziury, tak
nieuchwytna w fizycznym ujciu, staje si banaem i koniecznoci to musi zaj. Ale ma te swoje, dla fizyki, ciekawe konsekwencje.
Jakie, kolega pyta, i susznie, e kolega pyta. Taki obiekt jest z
punktu widzenia fizyka, po pierwsze, poza fizyk, nie wchodzi ju
w opis, jest tym sawetnym punktem a po drugie, posiada rozmiary
znaczce. Tak, kolego, to moe by ogromny obiekt, zawalidroga na
wielkim dystansie, a logicznie jest punktem. Dlaczego? A jak sobie
kolega to zdefiniuje, kiedy wewntrz takiego obiektu nie ma adnego
ruchu i adnej wyrnialnej skadowej? Jak kolega opisze obiekt, w
ktrym nie ma czci skadowych? Oczywicie, to punkt. A jako taki,
nie istnieje w obrbie fizycznego doznania.
Ech, kolego, chwileczk. Tu nie omawiamy skutkw zewntrznych tej
jednostki, tylko odnosz to do tego, co kolega moe zrobi w takim
opisywaniu. To, e kolega widzi skutki istnienia czarnej dziury, a
wic, e co wpadajc do leja si rozgrzewa i emituje, e paruje i
podobnie kolego, to ujcie wanie zewntrzne, ju spoza procesu
dostpnego w fizycznym opisie. To, e kolega co widzi, to znaczy,
e kolega w swojej niecierpliwoci wychodzi z roli fizyka i si w
filozofa, w obserwatora zewntrznego zmienia. Tak, kolego fizyku,
w takim ujciu kolega staje si filozofem, porzuca wybrane miejsce
obserwacji, zmienia ukad odniesienia i widzi to, co ju lokuje
si poza opisem. Ja mog to zrobi, kolega nie. A kiedy kolega tak
czyni, popenia bd interpretacyjny. e konieczny, e to wnosi w
poznanie warto, oczywicie prawda, ale to logiczny bd, ktry w
badaniu faszuje wynik.
I teraz pytanie: co si dzieje, kiedy czarna dziura zapenia si i
osiga stan maksymalny? A raczej, eby nieco przeskoczy w naszej
analizie, co si dzieje, kiedy jedna wczeniej wyrniona warstwa
procesu - albo jaka "grudka" materii - kiedy osiga stan punktu,
kiedy nie ju ma elementw skadowych i jest jednostka, punkt? Co
dalej?
Kolega fizyk si zastanawia - si zastanawia i co? I tak, kolego,
i nie. Owszem, wzory dobrze podpowiadaj. Co si dzieje, energia
si przedostaje przez czarn dziur i gdzie tam si ponownie jako
fakt wprzga w budowanie dalszego.
Wszystko prawda, tylko e to nie jest pena prawda. Tak, kolego, w
procesie kwant dochodzi do "ciany", czyli maksymalnego cisku i
odbija si od tej ciany. Co jest postpem, kiedy staje si przed
cian czy na krawdzi? Odwrci si i pj przed siebie. Kwanty
w "punkcie zero" maj jedyn moliw drog: przed siebie. Ale to w
tym procesie oznacza, e zmiana odwraca swj kierunek zachodzenia,
z wczeniejszej "do" centrum, teraz staje si "od" centrum. I tym
samym dalszy cig toczy si dokadnie odwrotnie. - Ale, zwracam na
to uwag koledze, zawsze jest to kierunek "do przodu", i to chyba
co koledze mwi, prawda?
To, co w ujciu logicznym jest zawsze zmian "do przodu", kolego z
fizycznych dokadnie ten sam cig zmiany w ujciu fizycznym, ale
w odniesieniu z osobliwoci i wobec niej, to biegnie w zaptleniu
i w zakrzywieniu. Czyli, kiedy zmiana dociera do punktu osobliwego
163

zmiany, odbija si od niej i zawraca, wraca kwant po kwancie do


obszaru zmiany; nie moe nigdzie uciec, zasadniczo nie moe, cho
s wyjtki, no i wraca. I buduje wszystko dalsze po drodze. Postp
w tak opisywanej zmianie oznacza, e proces dociera do brzegu, i si
zakrzywia... I to dugo trwa, z wielokrotnym, z takim po wielekro
zakrzywianiem (koowaniem) elementw.
Logicznie prosta zmiana i zawsze "do przodu" - fizycznie zaptlenie.
I teraz, kolego, kolejne wane pytanie: gdzie, w czym, kiedy taka
kwantowa, teraz ju lustrzanie odbita energia si pojawia? Bo e w
czym i gdzie si pojawia, to oczywisto.
Co, kolego - gdzie? Przecie to oczywiste: w tym naszym wiecie. I
zawsze tylko w tym. e o tyknicie kwantowe pniej, to ju w tym
ujciu nie ma znaczenia, ale istotne jest to, e to ten sam wiat,
e to nasz wszechwiat. I to, e ta energia, tym razem podprogowo,
a wic niezauwaalnie dla fizyka, zasila rzeczywisto. Kolega to
chwyta - kolega widzi skutki?
Niech sobie kolega to przedstawi na podobiestwo krenia wody na
globie. Tu chmura, tam deszczyk, tam lodowiec to si znw topi i
wchodzi w zakres podprogowy, a pniej wybija rdem. Tak, czarna
dziura to nic innego, to dokadnie to samo. Energia kry, zapada
si i wytryska - i ponownie zasila kwantami wszystkie struktury we
wszechwiecie. e w tym obiegu s zalenoci, e opis zmiany posiada
swoje uwarunkowania ale oczywicie, ale pewnie. Tylko e w tym
momencie to nie jest wane, szczegy i szczegliki na inn okazj
zostan, i na lepszy nastrj kolegi.
Tak, kolego fizyku, energia poprzez czarne doy zasila od spodu - w
takim kwantowym koowaniu - wszelkie konstrukcje, ktre kolega tam
jako obserwuje. I moe koleg zaciekawi, e to obserwowane ujemne
cinienie, ktre koleg tak w pomieszanie wprawia, e to dokadnie
jest ten "wytrysk" z czarnej dziury. Kolega tego adnym sposobem w
pomiarze nie uzyska, moe tylko stwierdzi, e taki fakt ma miejsce
- ale nie pomierzy. A dlatego nie zmierzy - poniewa dzieje si to
poniej progu rozdzielczoci przyrzdu, dowolnego przyrzdu. To s
kwanty (jednostki), a kolega korzysta zawsze ze zbiorw kwantowych.
Czy to jasne?
I jeszcze jedno, to musi w tym momencie pa - bez tego opis byby
niepeny.
Kolego fizyku, kolego badajcy czarne dziury czy dowolny fakt w
rzeczywistoci. Kolego szanowny, jak kolega moe twierdzi, e si
w czarnym dole informacja o wczeniejszym stanie zachowuje? e ona
przechodzi do dalszego etapu, ech. Drogi i szanowny kolego fizyku,
przecie to horror, bd totalny.
Ja rozumiem, jest nacisk interpretacyjny, trzeba wzr sobie, ale i
innym objani - co powiedzie. Opis adnym sposobem miejsca zera
i zatrzymania nie wychwytuje, wic analiza biegnie bezproblemowo.
I w efekcie jest zmieszanie i zamieszanie w ustaleniach. - Ja ca
okoliczno rozumiem, trud fizyka doceniam, wsparcia udzielam. Ale
przy tym poj nie mog, jak mona zasuwa z twierdzeniem, e stan
wczeniejszy si w czarnej dziurze (jako) zachowuje. Tego adnym
164

sposobem nie pojmuj.


Przecie, kolego fizyku, w takiej zapaci energia nie tylko punktu
zerowego siga w ciskaniu, ale rwnie zeruje si wszelka jako w
procesie naniesiona na zmian informacja. To idzie a do jednego i
pojedynczego elementu, tu nie ma adnego stanu zbiorowego. A wszak
informacja to zawsze stan zoony, to wielo jedynek, a nie fakt
jedynkowy. Informacja jest materialna, bo nonik tej informacji ma
materialn struktur jest czym fizycznym. I jako takie co ma w
sobie wielo elementw. A w "czarnej dziurze" wszelkie elementy w
jedno obiektu si zbijaj - s tak ciskane, e wszelkie do tego
momentu wystpujce w strukturze indywidualnoci, to zanika i jest
przeszoci. Po drugiej stronie proces biegnie od nowa, jest ten
sam wszechwiat, ale proces jest w peni odnowiony i wyzerowany z
naleciaoci. Woda ze rda, to przecie oczywisto, mimo swojej
nieskoczonej w historii wdrwki przez ciaa i procesy, jest taka
wiea i czysta, i pozbawiona tych nadpisa z przeszoci - bowiem
w osobliwoci si z nadmiaru oczyszcza. Osobliwo czarnej dziury
to "rdo" energii, wic te filtruje mieci.
Kolego fizyku - czy do kolegi nie trafia argument, e gdyby nie to
"zerowanie" w czarnym dole z informacji - e gdyby nie to, to dalej
zachodzioby wielokrotne "zanieczyszczenie" informacyjne, a wic w
kolejnym cyklu gromadziaby si nadmiarowa i zbdna wiedza o tym, co
byo. W ktrym momencie spowodowaoby to blokad, poniewa nowo
byaby wstpnie obciona stanem z przeszoci. - e to ma w innych
procesach zastosowanie, e choby dlatego ycie moe si powiela w
kolejnych pokoleniach, to prawda i fakt. Tylko e, warto i trzeba to
uwzgldni, w tym przypadku przejcie przez zero zmian dokonuje si
w sposb szczeglny, gdzie minimalizuje si sumowanie bdw. A po
drugie, zdarzenie dzieje si w ramach nadrzdnej zmiany - jest jej
skutkiem oraz skadow. Wic do logicznie pojtego, nic w sobie nie
zawierajcego strumienia kwantw (czyli informacyjnego nadpisania),
to nie musi si zerowa (acz zeruje si z nadmiaru w ramach takiego
procesu). Tym bardziej takiego gromadzenia si naleciaoci nie moe
by w czarnym dole, to skrajny etap zmiany. Czarna dziura to kana
przejciowy energii z tu i teraz - do pniej i gdzie. A to dalej
oznacza, e nie moe nie w sobie i na sobie wiedzy o przeszoci.
Czarna dziura jest spoza - i trzeba to uwzgldnia w opisie.
Tak, kolego fizyku, czarna dziura to niezwyke miejsce. Ale cho w
sobie ciemna na zawsze, dla pogbionej analizy to nic strasznego,
wystarczy si tylko rozejrze. I wycign wnioski.
Czarne dziury - koniec i pocztek.

165

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 4.4 Precyzyjne dostrojenie.
S na wiecie tematy nie do wyjanienia.
Na ten przykad szefostwo. Wzywa w sprawie. Kurs jest, szefostwo w
moim kierunku papierkiem rzuca. Delegacja jest. Pojedziecie i si
wyszkolicie. Dalmierzyst zostaniecie, mwi szefostwo. Takie co z
rozdzielnika przyszo, kogo trzeba byo posa - rozumiecie. Tutaj
azymut macie. Jedcie i si kursujcie.
C. Wola szefa. Z ni si zawsze zgadza trzeba.
Sami rozumiecie, pod sufit nie skakaem. Normalna ludzko inne ma
w yciu detale za pierwszoplanowe. Spotka si, porozmawia o takim
czym znajomym - spoy to i owo dla rozrywki. adne tam mierzenie
czowiekowi w gowie nie siedzi, ani tym bardziej jaka w sobie tam
interferencja - tfuj i jeszcze raz tfuj, obrzydlistwo.
Ale jad. Rozpakowuj bambetle. I si na caego kursuj.
Hotel, nie powiem, z gwiazdk, jedzenie strawne, towarzystwo tak w
oglnoci akceptowalne. Sowem, delegacja zapowiada si znonie. A
nawet z perspektyw.
Tylko, widzicie, ten kurs to chyba programowo z archaiku tematyk
swoj zaczerpn, a moe i z gbszej warstwy geologicznej. Niby w
okolicy dwudziesty i pierwszy wiek, niby przyrzdowo czowiek si
na okoliczne planety szarpn, niby laser sobie do sprawdzania tej
tam odlegoci wykorzystuje, a te podobne czstotliwoci. A w tym
to kursowaniu optyk pospolit nam zaserwowali, widzicie. Szkolne
prawa fizyczne podtykali, eby to.
Ja nie powiem, nic do pryzmacikw i rurek tubusowych nie mam, to i
owo nawet sobie po okolicy lornetkuj w wolnej chwili. Tylko, sami
rozumiecie, ta kursowa okoliczno dziwn mi si wydaa. Taka, nie
ma co duo mwi, z czasw telefonii korbkowej i przeszoci mocno
zatchej. Sowem, archeologia po wszystkim.
Wiecie, technologii operatorskiej to ja wam streszcza nie bd, a
ciekawskich odsyam do fachowych rde. Dalmierzenie, rozumiecie,
tak generalnie na zrcznoci palcowo-manualnej si zasadza, proste
w sumie to jest. Ja tam si nie chwal, ja z palcwkami jestem a
po sam koniec obeznany. I dobry. Tak mwi.
No wic w takim kursowaniu to trzeba w odpowiedni szpark zajrze
- ale te odpowiednio. Palcami pogmera, troch na czuja pokrta
nastroi, tu i tam pomaca delikatnie, a przy tym takie, wiecie, w
przyrzdzie prki na ekraniku ledzi. Takie kreseczki tam wida
i one si maj na siebie naoy. Pokry, znaczy si, maj. A jak
si ju pokryj, to sobie taka procedura samoobsugowa si dzieje.
No i trzeba z podziaki warto zanotowa, przeliczy. I jest wynik
i jest odlego.
I jest rado, e si wstrzelio w cel.
C tu duo duo mwi, kurs kursem, swoje na delegacji odbbniem
166

i papierek certyfikujcy na dalmierzyst dostaem. Czyli poszo w


dobrym kierunku generalnie. Mona tak powiedzie.
No i pewnie by tematyka odesza w swoj histori - wszystko by si
potoczyo codzienn rutyn, gdybym tak zupenie losowym przypadkiem
w jakiej tam okolicznoci nie trafi na problemat z dostrojeniem,
znaczy si dziwnym naoeniem si wszelakich zgodnoci. Z takim w
sobie precyzyjnym dostrojeniem tego wok.
Spraw znacie - te wyliczenia, e ktra cyferka po przecinku jest
wana, eby to si prezentowao tak, jak si prezentuje. No i znacie
te te wszystkie ochy i achy, e dziw, e niezwyko dajca mocno
do mylenia e to wiadczy. Takie tam gadanie, wiadomo.
Co tu duo mwi, wiedza we mnie wiea bya, dalmierzenie w jego
zoonoci poznaem, wic sobie tematyczno jedn i drug umysem
skojarzyem. Znaczy si, inaczej na okolic zaczem zerka.
Skoro to w sobie takie dziwnie niezwyke, skoro tak zmienno si
wiata zbiera, e patrzcemu we wzorki fizyczne albo matematyczne
si ukada, a wszystkie one architektur w jej wzorzystoci cia i
te budowli wspieraj to znaczy, e za tym zestrojenie kreseczek
w dalmierzu rzeczywistoci si kryje. e linie procesu zmiany si
na siebie naoyy. I to skutkuje. I to si pokazuje.
Czyli wiat tak manualn palcwk robi i paseczki zmiany ukada w
to lub tamto. A ludzko z tego przyjemno obserwacyjn ma. A te
i oglnie yciow, wiadomo.
Wiecie, temat moe na pierwsze wejrzenie sobie daleki, tu wiat po
jego zmianie nieskoczonej i wszechwiatowej, a tu przyrzd rodem
z epoki geodezyjnej. Tylko, widzicie, tu zestrojenie swoje reguy
pokazuje i tu; tu zadziwienie dziwnym stanem a tu wynik, ktry
do uzysku celowniczego prowadzi; tu wana chwila yciowa, ktra po
zestrojeniu elementw obserwacyjnie porusza i tu znaczenie mocno
istotne linii, co to w pokryciu odlego pokazuj.
Sowem, jest zaleno. To nie byle skojarzenie mao wprawnego do
analiz umysu, ale faktem si dziejca zaleno.
Bo to zerknijcie sobie na efekt przesunicia. Sami wiecie, pdzi w
dal sobie co pdem pdzi z tej strony na drug. I pdzi sobie w
dwiku albo kolorami. I jak si do punktu obserwacyjnego zblia,
to si pokazuje. A to piskiem lub odpowiednio wysokim kolorem lub
basuje i czerwienieje. Jest efekt? No, jest.
A postawcie sobie pytanie, takie gbokie: czy wszechwiatowa taka
tam zmiana tworzca - to statyczno, czy moe pd ogromny, ruch po
kierunku? Pd z tej na drug stron, znaczy si. Co, pdzi? No. To
pdzi, bez dwu czy wicej zda. A furkocze, a skry id i para tu
i tam z brzucha bucha tej wiatowej machiny. Nie do, e pdzi, to
w tym pdzie wiekuistym zatrzymania adnego nie ma; to pdzi sobie
kwantami i pdzi dwutorowo. Czyli rozpada si i czy jednoczenie
przecie tak to si generalnie prezentuje, sami wiecie.
Zauwacie, e wszystko wok w swoim urednieniu i czy si, wic
tworzy z elementw, ale i rozpada, wic traci zdobyte wczeniej po
167

okolicy zasoby. Wida element, atom czy planet, albo czowiecz w


swojej pokracznoci bytowo, a to w ujciu filozoficznym cielesna
wypadkowa pozyskiwania i tracenia, to dwa procesy skierowane sobie
przeciwnie takie co wznosz w jego fizycznej posturze w przedzia
nadprogowy. Co si z czym zczy i chwilowo nie zdy rozpa
i w efekcie osobisto sobie myli, gwkuje, analiz tego wiata
po horyzont i dalej prowadzi w zapamitaniu. Nic, tylko jedna si
kreseczka na drug nakada, stabilizuje na mgnienie i pniej w
tle, z ktrego si poczo, zanika na wieki wiekw.
Tylko, widzicie, sprawa przez to dalmierzenie generalna si robi i
w sobie zasadnicza taka, wiecie, do wszystkiego.
No bo skoro wszelkie obserwowane z bliska czy daleka tak si w tym
pdzie buduje, skoro nic z tej reguy tworzenia oraz zanikania si
nie wyamuje to, sami przyznacie, cao wszechwiatowa te si
w ten sam dese musi zmienia. Ja tam mog sobie kreseczki w swym
przyrzdzie na ekraniku notowa i z tego odlego do obiektu tam
lub siam oblicza, dajmy na to do bliskiej gwiazdy - ale na takiej
samej zasadzie i okoliczno, i odlego, i czasowo wiatow w
caoci mog pomierzy. Przecie i we wszechwiecie promieniowanie
si po kadym zaktku szwenda, w sobie wiadomoci z archaiku albo
innej epoki przenosi, czyli do dalmierzenia ono wielce przydatne.
Niby w nim takie drobiazgi fotonowe, niby takie nic i bez ciaa, a
to posaniec z historii si tutaj w przyrzd mierzcy zapltuje. I
piknie.
Mona na wszechwiatow aktualno historyczn spojrze banalnie i
sobie mierzy soneczko za soneczkiem, ustala ciar materialny
tego lub tamtego mona, nie powiem. Ale mona spojrze i tak, e
to wszelkie widoczne - cae cztery procent wszystkiego - to lokalne
urednienie, wypadkowa dwu linii zmiany, ktre pdza sobie po dwu
wzajemnie do siebie rwnolegych torach e rzeczywisto, to, co
za rzeczywisto si powierzchniowo traktuje, e to zoenie oraz
skutek owego pdu. Kwant czego tam pdzi sobie z nieskoczonoci
do nieskoczonoci, zaptli si we wszechwiatow sfer, spotka w
tym pdzie z drugim - a skutek jest taki, e materia lub promienie
si pokazuj. I inne pochodne na dokadk.
Mona tak spojrze na wszechwiat? Mona w takim pdzcym procesie
linie dojrze i wzajemne powizanie? Mona je usysze i zobaczy
w dochodzeniu do obserwatora i oddalaniu si? - Mona.
Spjrzcie sobie na takie linie, taki model badawczy sobie w gowie
czy na rysunku skonstruujcie. Jest kolejowy cig komunikacyjny, w
t i w drug stron. Znaczy si jeden tor biegnie z lewa na prawo,
a drugi z prawa na lewo, wiadomo. Fizyczni mog si przy okazji w
synne wzory na spotkanie jednostek pdzcych wpatrywa, ale to w
tym dziaaniu specjalnie konieczne nie jest wspomoe w liczeniu,
ale filozoficznie to bardziej urozmaicone i proste zarazem.
Czyli pdzi sobie jeden skad osobowy - a waciwie ekspresowy, bo
to wiatowa, wszechwiatowa prdko wchodzi w gr. No i pdzi po
drugim torze identyczny, w detalach identyczny skad wagonw - tak
punkt w punkt identyczny, okno w okno. No i pdz sobie te skady
elementw ku sobie.
168

I teraz wiadomo, e one si w pewnej chwili spotkaj, taka jest tu


mechanika dziejowa, e si spotkaj. Ale zanim do tego dojdzie, to
warto - to trzeba w takim modelowaniu wszelkie stany porednie te
przemyle. A moe i wycign wnioski.
Bo to jest tak, e kiedy nawet pocigowe zbiory s daleko i nawet
je namierzy trudno, to ju s zjawiska, sabe bo sabe, ale s i
daj skutki obserwacyjne. A to jeden maszynowiec zatrbi, a to si
drugiemu spodoba promyczek w dal reflektorem rzuci. Sowem, sami
widzicie, e co si w tym poczyna. Niby pustka, niby torowisko w
caoci wolne, ale sygnalizacja dwikowa czy kolorami ju moe po
czasie i przestrzeni si roznosi.
A tu chwila za chwil mija, kwanty sobie tykaj, zblienie liniowe
si dokonuje. I jest, i nastaje ten moment, kiedy czoo w czoo te
pdzce machiny i materialne strumienie czego si spotykaj. Nie
mog w adnym przypadku zboczy czy uciec w bok, poniewa zabudowa
toru to uniemoliwia. Zabudowa toru, a wic zawieranie si w sferze
wiata. Czyli musz si spotka.
I co wicej, co bardzo istotne, spotka si na odlego jednostki
kwantu. Przecie drugi tor jest w oddaleniu na jeden kwant, nie
bliej, nie dalej. Jeden kwant, i zawsze jeden w takiej wypadkowej
ewolucji kwant.
Zmiana si toczy, mknie lokomotywa po szynach i wagony cignie. A
w wagonach siedz pariasy i grubasy, chucherka ledwo widoczne, ale
i obarte mas konstrukcje. I wszelakie.
I stuka, i byska, i pdzi; haas i zawierucha.
Widzicie to? Stoicie z boku i obserwujecie? Dostrzegacie, jak krok
po korku, okno po oknie, wagon po wagonie to si do siebie zblia
i na siebie w waszym obrazie nakada? Rejestrujecie, e oddalone w
chwili wczeniejszej maksymalnie oba "skady", teraz fakt po fakcie
si wzajemnie pokrywaj? Widzicie to?
A przecie w tym zblianiu i nakadaniu si s rne momenty, tak
w sobie malekie, ale i rozbudowane. Najpierw brzegowo, pocztek i
czoo skadu, wic i zbienoci s minimalne. Jaki foton, albo i
element fotonu zaistnieje. Nastpnie pierwszy wagon z ssiadem po
drugim torze pdzcym si zrwna i jest atom na ten przykad. A
dalej, kiedy ju kilka "wagonw" si na siebie z obu pdzcych po
torach zjawisk naoy, to i komrka ycia zaistnieje, bowiem zbir
elementw skadowych bdzie lustrzanie dostpny. Itd.
I nastaje taka chwila, jest w tej obserwacji taki moment, e mona
stojc z boku zauway, mona wyznaczy, e wszystko z jednego
toru jest symetrycznie odbite i dopenione drugim przebiegiem, e
w tym pedzie szalonym nie mona powiedzie, co jest stron jedn i
co drug bo cznie, wsplnie to jest jednoci. Wasz fizyczn
obserwacj.
Kiedy oba tory zmiany dokadnie, szczeg w szczeg si wzajemnie
dopeniaj w tym jednym jedynym momencie wielostronnie dopenia
si to, co jest wierzchokiem gry lodowej i rzeczywistoci jako
tak. Dokadnie w tym jednym momencie jest wszystko, co moe si w
169

procesie wszechwiatowej zmiany pojawi. Tylko tu i tylko teraz. W


rodku tej wielotorowej i wielowymiarowej zmiany.
Na ten ruch po obu torach mona spojrze w sposb szczegowy, ale
i generalny. I to jest wane.
Przecie tak opisywana zmiana, ten szczeglny moment spotkania, on
jest rzeczywicie jeden jedyny ale tak dla procesu wewntrznego i
jego skutkw i tak dla procesu oglnie i dla jego skutkw. A tak
po prawdzie, jedno z drugim jest w cisej zalenoci. rodkowa i
szczeglna w obserwacji zoono albo "dostrojenie", jak komu
to pasuje dotyczy samej moliwoci obserwacji, to po pierwsze, a
po drugie tego, kto t obserwacj moe prowadzi. Musi zaistnie w
tym pdzie wszechwiatowym chwila rodkowa, eby rodkowo mg si
w niej zagniedzi obserwator i swoje palcwki mg przeprowadza,
czy inne manualne robtki wyczynia.
Zauwacie, e takie pdzce linie, a jest ich w caoci wicej, bo
cznie a osiem, takie cztery podwojone tory to tworzy jedyny w
tej cznej zmianie moment, kiedy kwant po kwancie si to ze sob
w pdzie mija na odlego jednego kwantu. Owszem, caociowa taka
wiatowa konstrukcja maa nie jest i to troch zajmuje przestrzeni
i czasu, wic w jakim tam zaktku, zanim si to ponownie oddali w
nieskoczono, zanim si to rozejdzie z braku nacisku - tworz si
kolejne materialne zgstki. Od fotonu po osobliwo osobowoci. W
trakcie nakadania si linii na siebie i w miar zazbiania si w
pdzie buduje si w kolejnych krokach to, co jest obserwowanym
zbiorem faktw.
Z samym obserwatorem jako faktem rodkowym, jako ostatnim w takim
pdzie moliwym zoeniem.
Przecie w tym dopenianiu si krok po kroku linii tworzcych, w
tym wielowymiarowym pdzie jest rwnie jeden i jedyny moment, tak
ju absolutnie jedyny, kiedy dosownie wszystko cakiem wszystko
z jednego "skadu" uzyskuje lustrzane dopenienie w drugim. Kiedy
to obserwowa z boku - to mona w takim szalonym pdzie wyznaczy
punkt, dosownie punkt, gdy kady fakt jest zwielokrotniony, jest
dopeniony z kadego kierunku. - Kwant wczeniej byo przed, kwant
pniej bdzie po, ale w tym jednym punkcie wszystko jest caoci
i dopenieniem, w adnym kierunku nie ma dziury.
To punkt ale jake szczeglny w caoci wszechwiatowej zmiany
punkt.
I teraz pytanie: co powstaje w tym wyjtkowym momencie? Tutaj si
rozpoczyna ewolucja, ktra moe doprowadzi do wiadomego siebie i
wiatowej zmiany obserwatora. - Tu i tylko tu, w takim wielokrotnym
zoeniu moe zaistnie byt postrzegajcy rozumnie. Nie wczeniej,
nie pniej - w punkcie.
Oczywicie wszystkie linie tworzce pdz od zawsze do zawsze, ale
w tym przypadku i w tym wszechwiecie tak si lokalnie zaptlaj,
e tworzy si wpierw caa okolica, czyli w trakcie dochodzenia do
rodkowego zakresu zmiany powstaj elementy t okolic budujce
od drobiazgu promieniowania po komrki biologiczne. A w rodku, w
170

tym absolutnym i logicznie wyznaczonym rodku buduje si to moe


zaistnie to, co doprowadzi do umysu i mylenia. Obserwowana tak
przernie okolica i jej elementy, ktra tak zadziwia i wywouje u
nastawionych emocjonalnie wytrysk abstrakcji, to rodek procesu w
formule "wszechwiat" ale i sam obserwator to efekt tego rodka.
Okolica jest dlatego dogodna i dostrojona do obserwatora, e w jej
zaistnienie zaangaowane s linie tworzce i ruch elementw, ktre
te linie tworz oraz e to skadao si w t struktur ogromnym
zakresem czasu i przestrzeni. Ale i sam obserwator dlatego moe to
obserwowa, e skada si z tych linii i elementw w ruchu. I te
jest rodkiem absolutnym rodkiem zmiany.
Warto sobie uwiadomi, e dla obserwatora dostpne s nie linie i
skadowe, ale zsumowanie tych linii stojcy z boku nie widzi ani
torw, ani pdzcych strumieni, ani pojedynczych kwantw. Dla niego
dostpna jest wycznie suma takiego nakadania si, wielokrotny w
sensie logicznym i filozoficznym proces, ale fizycznie jedno. W
obserwacji jest jednostka, ale w analizie jest wielowymiarowy tok
procesw skadowych.
Na to, co dzi oraz na aktualn chwil jest punktem w postaci
obserwatora, na to, co dzi jest mnogoci punktw w postaci bytw
materialnych na to skadaj si liczne procesy - to obserwacyjna
fizyczna jedno, ale zbudowana na wieloci.
Wszechwiat to osiem linii budujcych a widoczne to powierzchnia
i naskrek. Ale tylko to jest dostpne w mierzeniu. Reszta jest do
tego tem. - Reszta jest niezbdnym dopenieniem, ktre tylko namys
moe wydoby z mroku.
Rozumiecie? Kiedy tak sobie zestrajam ten swj przyrzd mierzcy,
to korzystam z tego, e te "kreseczki" mog si w aparacie zetkn
i poka odlego. Ale dlatego moe to si sta, e w wiecie si
linie skadowe te na siebie naoyy i dopeniy w pdzie. One za
chwil si rozejd, ju si dynamiczne te pocigi od rodka zmiany
oddalaj, ju wida dziury w powoce tego i tamtego, jednak pewien
czas to jeszcze potrwa, jeszcze swoje dalmierzenie mog czyni. I
warto z tego korzysta ku uciesze swojej i innych.
W tej wszechwiatowej zawierusze nie ma niezwykoci, jest banalne
zaptlenie kwantw w sfer i wewntrzny, i wielokrotny w niej pd.
I w efekcie poczenie na chwil w konkretn struktur czy posta.
Obserwowane to nie powd do zadziwie, ale okazja do smakowania i
podziwiania; to nie precyzyjne dostrojenie, ale samoistna zmiana w
trakcie zachodzenia. I jej skutek. Nic mniej, nic wicej.
e mylcy skutek? Zmiana zawiera osobliwo. To rodek rodka.

171

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 4.5 Wadca zudze.
Szczerze powiem, a do bulgotania wewntrznego powiem, nie lubi
ja filozofujcych, dla mnie co takiego nie istnieje, dla mnie co
takiego sprzeczne z natur, przekrelone na zawsze i do koca.
Szczerze powiem, spotkaem takiego jednego i zagadnem. Z daleka
ju byo wida, e arystokrata pomylunku. Sweterek w ciapki takie
ladowe po dawno jadanym, kant na spodniumie bardzo historyczny i
zwichrowany, w miejscach rnorakich byo toto zakolczykowane, a i
pokrelone wykresami. No i tego typa zagadaem, a nawet pogadaem
z takowym. I to mi wystarczy, na zawsze wystarczy. eby to!
Szczerze powiem, konferencja bya. Taka, wiecie, od wszystkiego, a
to jedno, a to drugie. Co sobie miaem aowa, czas jako w yciu
trzeba uzupenia, nie sam prac na eksperymencie czowiek yje,
trzeba si spotka, kultur sown niekiedy podnie w gr, a te
co na tym zyska. Bo, trzeba wam wiedzie, na tej konferencji to
tak byo, e bilet na tras docelow dawali i lokum zupenie takie
do akceptacji, a te wyerka darmowa w to si doliczaa. Nawet, to
ju zbytkiem mierdziao, ale tak byo, organizacja organizujca i
barek z darmoch wystawia, nie powiem, si szarpnli. - Wic jak,
sami powiedzcie, al byo nie skorzysta.
No i ja na tej konferencji owego wadc zudze poznaem. Dzie to
kiepski by. Pochmurno i w ogle w duszy co ka i melodia jaka w
powietrzu taka, e czowieka nawet szklanka wypeniona procentem
znacznym nie pociesza, ech. Siedziao toto gdzie pod ktem i nic
si przy nim nie dziao, wic podszedem. Z litoci, rozumiecie, i
w ogle. Inni, i owszem, si krcili, co tam w swoim naukowym i
lokalnie jzykowym narzeczu gardowali, ja tam czowiek fizyczny,
jzykowo prosty, wic si wtrca nie chciaem, po co im wstydu i
zakopotania robi. Wic sweterkowego zagadnem, bo te szklank
suszy, i to wiksz od mojej. Szczerze powiem, jak na zebraniu i
przed zgromadzonymi, wraenie robi umiarkowane, ale spojrzeniem
zbytnio nie rzuca. Wic zagadnem.
- Kolega z jakiego panelu? podchodz i pytam. Nawet rk poda
chciaem, tak mi si porobio.
- Filozoficznego sweterek si odezwa i w dal spoglda.
- Bo ja ja na to fizyczny reprezentuj, tamta sala, gdzie ten
plakat z bohomazem i kierunek szklank pokazuj.
Nie odezwa si jeden, zapatrzony by. A e gupio byo i w ogle,
to dialog midzywydziaowy chciaem podtrzyma, wic brn w takie
tam konwersacje salonowe.
- My w sprawie fizycznej drobnicy jestemy, omawiamy mwi tak w
oglnoci, bo nie wiem, jak takiemu filozoficznemu wane fizyczne
treci przekaza, przecie na rok wietlny wida, e to nijakiego
kwarku na oczy nie widziao, adnego leptona czy bozona nie gonio
i nie zdybao, wic jak takiemu swoje wraenia gboko w mzgowiu
zapisane streci, nie mona, sami przyznacie. Przecie wzorw mu
pod nos nie podsun, czeczyna si omieszy i obrazi, a moe te i
172

znarowi i ucieknie. Spokojnie, pomylaem sobie, ogln rozmow ja


poprowadz, na wyyny si sowne wznios i polszczyzn z skiem i
podobnie zastosuj.
- My, kolega rozumie, wiat badamy. Takie tam, kolega rozumie, na
dole caego rzeczywistego, staramy si przenikn i pozna.
Spojrzao toto, a wzrok zamglony, jaki taki, nie powiem, moe si
nawet z gbiny i duszy poczyna, no i rzuca:
- Zudzenie, wszystko zudzenie.
Ja, rozumiecie, prosty fizyk jestem, fizyczny, znaczy si, mi tam
o zudzeniach duo na wykadach nie gadali, a nawet nic nie gadali
bo to porzdna szkoa licencjatu bya. Ja, rozumiecie, na sowo
"zudzenia" w odku burczenie mam, co mnie tak ciska w sercu i
okolicach, e bym... Sami rozumiecie, fizyczny jestem... Przerzuca
czowiek te gluony i inne, to minie posiada, siowania mu adna
w tym nie jest potrzebna, tym bardziej zudzenia. Ja, rozumiecie, samo
sowo "zudzenia" omijam z daleka, dla mnie fizyka do koca i ciut
dalej to wszystko znane i obeznane, ja zudze nie tykam - tak ju
mam z natury. A tu takie co.
No, sami rozumiecie, zmilczaem, zamieszania midzygatunkowego nie
chciaem wyczynia, przewagi realu nad wirtualnoci dowodzi nie
byo warto. Po prawdzie, sami rozumiecie, przewaga bya oczywista.
Jakbym si zamachn, to zudzenia o pitro niej by si znalazy,
i to z szybkoci przyspieszajc wprost i proporcjonalnie, bowiem
schody strome byy. Ale si powstrzymaem, taki jestem, fizycznie
i w sobie stabilny.
- Zudzenie, kolega powiada odezwaem si, bo cisza bya. - Wic
to wszystko zudzenia? - zagadnem, tfuj. A w tym jakby, zupenie
i bez chci tak poszo, filozofia zaczyna dzwoni, gbia sowna i
pojciowo otchanna popiskuje, apage!
Oywio si toto, nawet wzrok mu si nieco obudzi i daleki plan w
bliszy zamieni.
- A kolega w to wtpi? - pyta. - Kolega fizycznie to tak obejmuje
i si nie dziwi, e tak to si ma? Nie widzi kolega, e wszystko
pynie i zudzeniem si objawia?
Szczerze powiem, fizyczny jestem, mnie filozoficzni nie imponuj,
ja takich... Tak, prawda, ju mwiem. Ale jeszcze dzi mn rzuca
i telepie, jak w dialog grnolotnoci podszyty prowadziem. Ech.
- Jak to rzucam niby z cicha, acz we mnie, rozumiecie, a si w
gbinie jestestwo przenicowuje kolega powanie z tym zudzeniem?
- I stukam cian w tym kcie, comy tam dyskutowali, a pyn si
wyla na powierzchni i cieknie grawitacyjnie. - Przecie twarde,
widzi kolega, a te mocne, solidna materia. I nas przetrzyma.
Znw toto spojrzao, tym razem bez wyrazu, wida umys jego si z
zastoju wybudza, jako e troch trwao nim rzuci:
- Ja, rozumiem, kolega prbwki przestawia, cigoci szuka? Atom
kolega szturcha?
- W zderzaczach robi mwi na to to due jest.
- A... on mwi. I kolega swoje kulki tam zderza?
- Szukamy w fundamencie, elementu szukamy. Takiej cegieki wiata,
si znaczy, szukamy tumacz przystpnie.
- I znalaz kolega?
- Jeszcze nie, ale znajdziemy. Wzory mamy, nawet wykresy, czasami
si dobra teoria trafi, co szuka pomaga, wic znajdziemy mwi
173

i patrz, czy poziomu nie przekraczam i czy jego umysowo wywd


naukowy na bieco ledzi.
- Zudzenie on na to. - adnego elementu elementarnego kolego w
zakresie dostpnym nie ma, za miraem kolega goni. Wszystko jako
tam dotykalne, tak w ogle i w szczegle, to zoenie, zbiegowisko
w dynamicznym przeksztacaniu energetycznie pokrcone. Tu wszdzie
rk w powietrzu si zacign niczego elementarnego.
Nie wiem, moe bd zrobiem, e tak naukowo zagadnem, moe si
toto filozoficzne w sobie popltao, ale faktem faktycznym tak si
to objawio, w moich usznych zmysach co takiego wybrzmiao. Si
nawet zbytnio w owym sownictwie nie rozsmakowaem, emocji to nie
pchno do wielkiego wybuchu, ju wida pobaliwy si dla takowej
istoty zrobiem.
- Jak to mwi, a delikatno i subtelno ze mnie pynie jak
to, kolega nie wie, e elektron, e foton, a te inne podobne, to
fakty elementarne? Przecie tego w elementarzu fizyki ucz?
Nawet, powiem szczerze, al mi si owej osobowoci zrobio, e si
w podstawach nie rozeznaje. Nie powiem, ebym zgbi i rozpozna
wszystko w podrczniku, duo tego byo, ale pocztek przebrnem i
wiem, co to fundament materialny wiata.
Nie wiem, moe za duo si w tym momencie psychologi zajem, ale
co mi si w jego spojrzeniu nie spodobao, bo by zerkn na mnie
akuratnie i wydawao si, e mao przyjemnie.
- Szanowny kolega uparty widz, materialnie zatwardziay mwi mi
na to. - Nie bierze kolega pod uwag, e z wntrza procesy oglda,
e zawsze nadprogowo je poznaje, e najmniejsze z najmniejszych w
takim dziaaniu to znaczco wielkie w stosunku do logicznie maego
i najmniejszego. Nie, kolego mwi i jako si tak dziwnie patrzy
na moj cielesno adnego i nigdy "atomu", czego jednostkowego
a niepodzielnego kolega nie chwyci. Bo czego takiego w fizyce by
nie moe. Bdzie kolega goni i goni mwi filozoficzny i si na
wszystkie kierunki rozglda jakie tam w tych swoich zderzaczach
co chwila byski widzia, tylko e to zudzenie, zawsze zbiorowy i
skomplikowany stan. Nabawi si kolega kulkami i narozbija, mnogie
przy tym elementy wyprodukuje, a i tak na koniec stwierdzi, e nic
pewnego, e to zudzenie. To od dawana wiadomo. Prostot wycznie
logik mona sign.
Nieco mnie targno, przyznaj, dlatego z grubej abstrakcji zay
go postanowiem.
- Co ja widz i sysz, kolega w takie tam, no, te, matematycznie
oraz niematerialnie byty zapatrzony? Tu, kolego, powiem szczerze,
kolega mnie martwi, jak w cielesno bez cielesnoci i fizyki, a
wic bez zmiany, moe kolega zawierza? Jak kolega moe mylenie w
pustce mieci?
Dziwnego si co stao, filozoficzny si rozedrga, spojrza jako
wawiej i nawet mnie by tkn.
- Ciesz si, e ci spotkaem, wreszcie jaka bratnia dusza. Nie
wszystko stracone. Masz racj, to bzdura, zawsze si dziwi, jak w
pustce mona co lokowa, ale s tacy, niestety. Wiem, fizyczny z
ciebie osobnik, ale widz, e z rozumem. - I dalej mwi: - Widzisz,
to jest tak, e, jako fizyczny, nigdy si z tego nie wyplczesz i
bdziesz drobi te kuleczki, ale to nie znaczy, e dalsze to inne
czy niefizyczne, to zawsze Fizyka. I adne tam bezcielesne. Cho w
174

badaniu ju niedostpne.
Trudno, filozoficzny te czowiek, y prawo ma. Dlatego zniewag
wobec fizyki strawiem, zby zacisnem i nic nie powiedziaem na
ten wywd podwaajcy. Ale to jeszcze nie byo najgorsze, jeszcze
osobnik mwi i zudzenia moje wzgldem tej nauki - tak mwi, e
to nauka - wzgldem tego zakresu by rozwiewa.
- A dlatego niedostpne, posuchaj, e wszystko, co tylko dowolnym
przyrzdem moesz zarejestrowa, to wszystko, sam wiesz, rozmyte i
nieostre, chyba tak to po waszemu si nazywa. A rozmyte, bo zbir
i zoenie, nic prostego. - I jeszcze cignie: - Fakt, musi by w
takim badaniu koniec, ale to ju tylko filozofia moe opisa, nie
masz szans, przyjacielu, ostatecznego elementu nie signiesz. Cho
na pocieszenie twoje dodam, e fizyk szanuj i doceniam, co tam
w tych swoich probwkach sensownego odkrywacie, czasami przyda si
to w yciu, na przykad kalkulator. Ale, tak w ogle, to filozofia
jest krlow poznawania, sam przyznasz.
I zamia si, i klepie mnie, niby tak w przyjani, po plecach, i
si wok rozglda w poszukiwaniu oklaskw. e niby tak wszystko i
gboko wyjani. I w ogle zadowolony z siebie by, cho dmucha
solidnie i prycha. - Przyznam, e nie robio to wraenia, adnego
dobrego wraenia.
Szczerze powiem, przytkao mnie wwczas jzykowo i gosu wyda nie
potrafiem, a rzadko mi si to przydarza. Pewnie w innych momentach
i okolicznociach co bym wygardowa, stan w obronie fizycznych
i fizyki, ale kilka sekund dziejowych mino w gbokiej ciszy, a
pniej rozdzwonio si, e przerwa zakoczona, no i e konferencja
rusza dalej wiat zgbia. Daem spokj, zostawiem na pastw losu
ogarnitego zudzeniami i wrciem do normalnego i porzdn fizyk
zbadanego przedziau rzeczywistoci.
Szczerze powiem, od tej pory takich na kilometr rozpoznaj i wiem
z kim mam do czynienia, dlatego szerokim ukiem toto omijam. I wam
radz. Bo to grone zjawisko jest. Taki filozofujcy to dla waszego
zdrowia niebezpieczestwo, wic uwaajcie. Zagadasz, z litoci si
pochylisz nad osobowoci, a w odwecie usyszysz, e on ci wadc
abstrakcji i e fizycznie jeste zudzeniem. I w ogle to si nie
liczysz, e pewnie ciebie nawet nie ma. Ech.
Oj, nie lubi ja takich, nie lubi.

175

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 4.6 Widmo promieniowania 2.
Znacie mnie, wynalazczy jestem.
I tak ostatnio chwyciem si za fizyk, znaczy si za podrcznik. A
jak ja ju si za co chwyc, to, wiecie, nie popuszcz, to... Sami
wiecie.
No i wanie si tego ksikowego zasobu wiedzy o wiecie lokalnym
i oglnym chwyciem. Tak dokadnie powodu owego czynu rcznego to
nie zaprezentuj, on jaki taki zapewne by, ale musia by w sobie
mao wany, bo dzi to ju w gowie trudno odszuka. O co tam mi
zapewne chodzio, jakiego detalu informacyjnego zapewne sobie po
publikacji szukaem, chyba co wznosiem abstrakcyjnie w gr - co
by si zapozna i uskuteczni...
Mniejsza z dylematem, istota sprawy w tym si zasadza, e si nad
takim pochyliem i po wydawnictwo apk wycignem.
I, rozumiecie, kartkuj sobie owo tomiszcze, zerkam tu, zerkam tam.
Wszdzie, pojmujecie, same krzaczki w fizycznej nowomowie, takie i
podobne zawijasy mylowe, sowem pospolito oraz nic ciekawego dla
istoty zrcznociowej i wynalazczej. - Swoj drog, taka mnie teraz
myl refleksyjna bya nasza, e ci fizyczni zupenie zagubieni w
tej swojej jzykowej warstwie musz by, przecie to takie mao w
sobie romantyczne - niczego w tych znaczkach wzniosego. Niech tam
i taki fizyczny nawet sobie mwi, e on w tym widzi nieskoczono
i nawet dalsze, niech sobie wmawia, e mu si to podoba i e on w
zbiorze sens dostrzega, jego sprawa. - Ale, tak na moje oko, daleko
mu w tym do drgnie duszy, kiedy to sobie czeczyna jaki liczny
obrazek horyzontalnie zobaczy, dotknie czego miego i bliskiego
ech, sami rozumiecie.
Wic, tego tam, kartkuj ja ten zbir danych dowiadczalnych, co to
przez wieki by gromadzony po zakamarkach wiata - i w jakim takim
momencie dziejowym rzuca mi si na oczy rysunek. Niby nic, mona i
rysunek zobaczy. Ale, widzicie, on mnie zastanowi - tak a po ten
czubek gowy poruszy. A takie mrowie mi plecow czci ciaa si
pokazao i przemaszerowao. Sowem, w emocje popadem.
Nie, nie powiem, rysunek sam z siebie to nic ciekawego - takie mao
w sobie wyrafinowane zestawienie czstotliwoci promieniowania. To
bana, lekcyjnie obrabiana pospolito szkolna. - I tak po prawdzie
owe mrowienie plecne to nie w samym ogldaniu widma si pokazao i
doznao, ale nieco pniej, na etapie zgbiania. W czas widoczny
i analitycznie spokojny nic takiego miejsca nie miao, ot, szkic w
formie zestawienia, jakie takie tam podziay zakresowe, jakie tam
drgawki wyrnione fotonw. Co w okolicy zera, co inne w dalszej
i rodkowej czci zbioru zlokalizowane a co...
Tak, rozumiecie, to ostatnie "co" mnie dopiero w takie gbokie i
wane ostatecznie poruszenie wprawio. Zero to zero, wiadomo, takie
176

rodkowe, to rodkowe, te wiadomo - ale, widzicie, gra widma, ta


gra to taka gra, e za nic gr nie chce by...
Tak, w tym wanie mj niespotykanie dziwny stan si zamieszcza, w
tej zwichrowanej dziwacznoci.
Powiecie, e si dziwicie, e co w tym takiego emocjonujcego - co
tu za wano informacyjna?
C, powiem wam, e si wam dziwi, e nie pojmuj waszego spokoju
i umiarkowania emocjonalnego w takim spogldaniu na widmowo tak
promienicie zgromadzon. - Prawda, trzeba si temu przyjrze i tak
wynalazczo ze sob wszelkie dane zestawi, tu pokombinowa, tam na
inne zerkn - i, rozumiecie, sprawa si objani po caoci. Bo to
wanie w tym zestawieniu kryje si istotna wiadomo. Takie sobie
widmo promieniowania, taka niby banalno zbiorcza oraz abstrakcja
wielka, to daleko niebanalne ustalenie - to nie fizyczna podziaka z
laboratoryjnie ustalonymi faktami, to daleko jeszcze nie wszystko,
rozumiecie?
Powiecie, e nie ma co si tego promieniowania czepia, e fizyka
swoje poprawnie zrobia i zebraa, e jest wszystko i e starczy
tego dobrego. A ja wam na to powiem, e wasza postawa mocno ju w
sobie archaiczna, mao ambitna, o dylematy nie zahaczajca. Bo czy
ja neguj takie zbiorowisko danych, czy ja odrzucam i podwaam ten
wysiek gromadzenia? Nie i nie, przyznacie.
Ja tylko, zauwacie to w swojej askawoci odbiorczej, powiadam, e
ze zebranego jeszcze daleko cae i wszystko nie zostao pokazane.
Fakt, jest zestaw, jest fakt, niczego wicej zebra ju w wiecie
nie mona, zgoda. Ale, widzicie - taki zestaw ju peny i fizycznie
ostateczny - wic taka pojciowa abstrakcja ostateczna, to w dalszej
analizie te moe by przydatne. Przecie na samym zestawieniu si
dziaanie nie koczy, prawda?
Znacie mnie, dla mnie, jak co po okolicznoci si snuje i jest, to
jest, nie podwaam, zwaszcza e tu albo i tam natura poskpia do
podwaania umiejtnoci. Tylko e jak widz, e co jest, to adnym
tam przypadkiem osobniczym tego nie zostawiam, nie mwi, e skoro
to jest - to jest. I e to wszystko wyjania.
Dla mnie, widzicie, tak postawiona sprawa to dalece nie wszystko dla mnie podejcie, e jest tak, jak jest, to mao wane. A nawet i
po prawdzie nic wane.
W mojej yciowej postawie ma znaczenie proste pytanko: "dlaczego?",
rozumiecie? Co mi po samym zestawieniu, ono sobie jest, dobrze, e
jest, pochylam si z uznaniem za zrobienie czego takiego - jednak
eby na tym swoje mylenie i dziaanie koczy, ech, nigdy.
Tak, powiem kodem zupenie otwartym, bez owijania w sowne zakrty
stylistyczne: jeeli kto nie pyta, dlaczego widmo promieniowania
jest takie, jako jest jeeli to nie stanowi dla niego podstawy do
dalszej analizy i namysu, to, ech, taki kto znaczy si mao dla
mnie powany, to... rozumiecie.
C, fakt i prawda, nie bd wam ciemnia - ja te nie tak od razu
w to pene zachwycenie popadem, cho, powiem szczerze, tak ju na
wstpnym ogldzie mnie co tkno i faktograficznie tak byo, em
177

dreszczyku emocjonalnego dowiadczy. Gboko w stan si dopiero


w przyszoci bliskiej pokaza, jak chciaem to i owo w tym widmie
ze sob zgodzi.
Powiem szczerze, jak na prezentacji komisyjnej powiem. Pocztkowym
tym pocztkiem to ja sobie tylko to ogldaem, wanie ten zerowy w
widmie punkcik obejrzaem i pamitliwie zanotowaem - dalej dalsze
te postrzegem - ale rwnie na podziay takie lub owakie w zbiorze
fotonw zerknem. I wszystko byoby pikne i po caoci zrozumiae,
gdyby nie to, e grny rejestr mnie nieco w pomieszanie wprowadzi.
- Niby jest, niby stwierdzony, niby niczego wicej fizykalnie nie
wida i w ogle niczego wicej nie mona pomierzy, ale - widzicie
jako mi to nie podpasowao, co w tym dziwnego byo.
Nie powiem, mczyo to, takie w sobie niepokojce byo - niby jest,
ale jakie takie niepene to jest, mylaem sobie.
Mczyem si z tym nieco, nie powiem, z p godziny - moe te ciut
wicej. Zestawiaem z tym i owym, i ni jak mi si to po wszystkiemu
zgodzi nie chciao, za nic si nie chciao zgodzi z tym wszelakim
obserwowanym.
Bo to sami teraz si po tej naszej codziennoci rnorodnej bliej w
analitycznym spojrzeniu rozejrzyjcie. I co, jak wida? Oczywista w
tym wszystkim oczywisto a bije po oczach, wszdzie wida, e w
procesie dowolnym, w ciele materialnie procesowym zawsze jest ten
tam zerowy punkt, na przykad zero drga - jest w odcinku badanym i
wyznaczonym dla faktu punkt rodkowy ale, przyznacie, jest i stan
drugi, maksymalny. Czyli grny. Taka, widzicie, ewolucyjna zawsze
si statystyka i prawda pokazuje.
Co z tego, powiecie, przecie niczego nowego wam nie tu przekazuj,
powiecie, znacie to i stosujecie, powiecie. No to ja wam na to te
powiem, e wida nie wszdzie to stosujecie, bo dla promieniowania
zebranego w widmo jako to waszemu dziaaniu umkno - przeoczenie
w analizie widocznie zaistniao, rozumiecie?
Dziwicie si? - Wic spjrzcie z uwag na ten zbir czstotliwoci,
i co? Zero jest? Jest. rodek jest? To akuratnie zawsze jest, ale w
tym przypadku ma znaczenie, gdzie one rodkowy stan jest. Tylko e
sprawa w tym - i na tym zasadza si moje zadziwienie - e nie ma w
tym zbiorze gry, wartoci maksymalnej.
e co, powiecie i nawet zakrzykniecie - czym olep i nie widz, e
to tam jest i nawet czym si przyrzdowo objawia? Tylko e, tak w
caoci to sobie przedstawcie, ja nie o obserwowanym fakcie sobie w
tej pogadance jzyk strzepi, tylko rozchodzi mi si o to, czego w
tym zestawieniu nie ma a co by powinno. Rozumiecie?
e co, e jak, znw zakrzykniecie. A tak. Chodzi o to, czego w tym
zbiorze nie ma. Bo to, co jest, wiadomo, jest - i dobrze, niech tam
sobie bdzie. Jeszcze jest, to niech bdzie. Tylko problem w tym,
widzicie, e wszelkie tak naokoo postrzegane, e to wszystko jest
rozoone w sobie symetrycznie jak jest pene, to pokazuje si i
nawet piknie si pokazuje symetri swoj. Rozumiecie? Jak co ma
w sobie rozoenie symetryczne - to jest pikne. Nie bd przecie
wam tu wykadu z estetyki podrzuca, ale tak przecie jest. A jak
178

co brzydkie, zwichrowane, niepene - to si tak skada, e w takim


niepena symetria wystpuje, czego brak lub czego nadmiar.
I jeszcze wam zasun w ten dese. Znacie przecie czy to fizyczny,
czy matematyczny, a nawet te i logiczny postulat, eby ustalenie
byo w sobie pikne e jak wzr czy prawo jest moe i tam sobie
sprawne, ale jakie takie pokrtne i skomplikowane, to ono si ju
wydaje nieestetyczne, naturalnego pikna w nim brakuje. e trzeba
nad takim ustaleniem dalej popracowa, szczegy ustali - sowem,
e trzeba to zaakceptowa tylko na chwil, poniewa pewnie kiedy
dojdzie lepsze, peniejsze ustalenie.
I co, takie podejcie was przekonuje? Widzicie w promieniowaniu i
w takim rozkadzie elementw ten symetryczny stan i pikno? e to
samo w sobie interesujce i istotne, ju pado kilka razy tylko
czy w tym jest owa tak wana ewolucyjnie symetria? Jest?
Nie, nie ma - przecie sami to widzicie. Zerem si zaczyna, cignie
na przestrzeni wielu drgnie skadowych, ale gra si urywa tak w
sobie jako dziwnie, i ju. Dlaczego tu, a nie wyej albo niej
dlaczego na takiej wartoci, co moe by powyej? Proces zbierania
urywa si w dziwnym punkcie, sensu w tym adnego, przyznacie. Niby
mona powiedzie, e to czysty fakt i e nie naley, nie wolno do
tego przykada znaczenia, bo popadnie si w bdzenie. - Jednak w
takim odniesieniu, e to powinna by procedura symetryczna, e to
musi by, e to powinna by pena ewolucja w takim podejciu nie
moe grna cz widma promieniowania by dowoln, to musi jako,
a nawet logicznie i fundamentalnie korespondowa z doem zakresu tu nie moe by dowolnoci. Nie moe.
Ale s fakty, jest zbir fizycznych konkretw. I skoro wyglda to
na przypadkowy stan, ktrego ju niczym dopeni nie sposb, to z
czego to wynika. I dlatego warto w tym momencie analizowania zada
sakramentalne pytanie: dlaczego jest tak, jak jest?
I tu, widzicie, zaczyna si robi ciekawie. Kiedy porzuci dogmat,
e zaobserwowane to ju wszystko i e nie ma sensu zastanawia si
nad powodami takiego stanu, to pojawia si myl, e trzeba gbiej
sprawie si przyjrze, bo moe co z tego wyniknie. Na przykad w
takim zastanawianiu wyjdzie, e widoczne to cz i e wyrnione
z ta to jeszcze nie wszystko a jak nawet wszystko dostpne, to
i tak logicznie musi by dopenione.
Sowem, rozumiecie, pojawia si pocztkowo mylowa sugestia, a te
pniej ustalenie, e wywiedzione ze wiata fizyczne rozoenie i
posta widma - e to nie jest ju stan peny. e i owszem, pomiar w
otoczeniu ju nic nie pokae, ale namys logiczny moe to zrobi. I
w konsekwencji dobuduje brakujce elementy.
Wanie na podstawie tej myli, e musi by symetria oraz pikno w
procesie - e nawet pojcie i abstrakcja, e nawet "suche" ustalenie
nie moe tej zasadzie si uchyli i z niej wyama.
No i co z tego wynika? - Wiecie, sprawa w sumie prosta, tu mog wam
to jedynie zarysem pokaza, taki szkic sowny zrobi, drog waszej
myli wskaza. Bo skoro to ma by symetryczne, ale takie nie jest,
to wystarczy w ustalonym zbiorze wyznaczy jednakowe odcinki drga
179

i na tej podstawie zrobi dopenienie. Nie chodzi w tym o to, eby


dzielenie i wyznaczanie odnosi do fizycznych waciwoci, czyli w
powizaniu do jakiego tam "iksa" czy innego fotonowego drgania. W
takim porzdkowaniu - skoro to abstrakcja - chodzi rwnie o proces
logicznego podziau, trzeba zrobi podziak dla rozumu, ktry to
analizuje, a nie odnosi si do fizyki.
Sowem, rozumiecie, trzeba narzuci rytm na zmian, ktr przecie
widmo promieniowania jest. Jaki rytm? Ale to oczywiste, prosty i
najprostszy. Czyli 0 8. Mwi inaczej, trzeba widmo podzieli w
taki sposb, eby powstao osiem odcinkw. A dokadniej siedem, od
zera liczc, siedem sobie liczbowo rwnych oraz jeden, ostatni na
grze widma, niepeny.
Niby wydaje si to skomplikowane, niby trudno si pojawia w tym
dzieleniu, ale ja wam powiem, e adna tam trudno. Co wicej, ja
wam powiem, e sami fizyczni tak sobie dziel zakres, wystarczyo
tylko nieco poszpera w zasobach, eby zdatny do obrbki rysunek z
promieniami wyapa, a co. Wystarczyo nanie podziak, odcinki
wyznaczy i dodatkowo pokaza, e gra wymaga do penej symetrii
tyle a tyle, prostota po wszystkiemu.
Dobrze, powiecie, po co owe trudy logiczne i cae zamieszanie, co w
tym takiego istotnego, eby tak si kopota?
Bo to, widzicie, sprawa powana i zasadnicza - logicznie, fizycznie
i wszelako podstawowa. Nie naduywam sownictwa, adnego i niczego
wam bdnie nie podrzucam. Sami to zreszt przemylcie.
Jeeli na dzi czego brakuje do stanu penego, a ewidentnie brak,
to wniosek jest oczywisty: albo tego nigdy nie byo - a jak byo i
ju nie ma, to co to znaczy, e nie ma penego zbioru. Oraz jeszcze
pytanie, kiedy on by peny? I co to znaczyo, czym to skutkowao
w ewolucji, e by peny?
Rozumiecie, faktem faktycznym chodzi o gbokie ustalenie tyczce
tego wiata. To, e jest tak, jak jest - to ju wiadomo. I wiadomo,
co z tego wynika. Ale ustalenie, e byo inaczej, i to niedawno w
caoci zmiany, to jest istotne. Bo z braku czci widma wyaniaj
si konsekwencje. Nie tylko takie, e tego ju nie ma, ale i takie
istotne, e ten zanik jest cigy i e zachodzi stale. I e zanika
tym samym rzeczywisto.
Tak, widzicie, z tego, e tego nie wida - z tego naley wyciga i
ten wniosek, e to byo, ale zniko. Skoro by powinna symetria, a
jej nie ma, to znaczy, e zanim jeden fizyk z drugim to pomierzyli
i podzielili na zakresy, z caoci ju spory kawaek zdy si po
wszechwiecie rozproszy i znikn. I ju nigdy tego nie bdzie - w
tym ukadzie ju czego takiego si nie zobaczy.
Po drugie, rozumiecie, istotne jest to, e w taki sposb widziany
cig zmian tworzcych wiat, e to posiadao punkt rodkowy e w
tej zmianie bya wyjtkowa chwila, jedna i jedyna tak istotna, e
istniay wszelkie elementy widma. e, mwic inaczej, brzmiay na
ten moment wszystkie instrumenty i wszystkie tony orkiestry e w
ewolucji bya maksymalna symetria i pena obsada. Nigdy wczeniej
tego nie byo, nigdy pniej tego nie bdzie.
180

Skoro zniko, rozumiecie, to samo z siebie i cudownie tak sta si


nie stao - taki skutek ma swoj przyczyn. Jak, spytacie. A tak,
e z chwil przejcia przez punkt rodkowy zmiana przesza ju na
drug stron ewolucji ze strony "do" rodka, z epoki gromadzenia
si i kondensowania w coraz to wiksze konstrukcje do epoki "od"
punktu rodkowego, czyli w czas rozpraszania si. Wczeniej trwa
docisk zewntrzny i przewaao czenie elementw, od rodka idce
z zewntrz cinienie skoczyo si i przewaa rozpad. Bana, kada
porzdna ewolucja tak ma.
Pytacie, co to za docisk i skd on si w tej analizie bierze? C,
widzicie, sprawa te prosta, tylko e poza tutejszym tematem - wic
sobie darujmy. W wolnym czasie si warto tym zaj, to zrozumiae
i oczywiste.
Tutaj i teraz, wiecie, istotne jest takie pytanko: co si w takiej
rodkowej chwili zadziao? Czym to si objawio? Bo skoro to byo
tak niezwyke wydarzenie, to ono sobie przecie banalnie zachodzi
nie zachodzio - co z tego si wylgo.
Co si tam i wwczas, w sumie nie tak dawno dziejowo wykluo i co
z tego wynika? Tak, ech, jakby to powiedzie... Co tu duo gada po
prnicy, to logicznie ustalony lad po naszym zaistnieniu. To, ni
mniej ni wicej, nasza osobista historia rozumna.
Tak, dokadnie i szczegami tak. W tym to szczeglnym punkcie si
rozumno nasza i wszelako tutejsza wytworzya.
Rozumiecie? Oto po wszystkiemu wok penia, we wszechwiecie si
ju wszelkie elementy skadowe wytworzyy - te fotony, elektrony i
atomy, wszystko znaczy si. I nastaje ta chwila osobliwa, punkt w
dziejach i co moe w takim momencie si pojawi? To oczywiste:
komrka rozumu. Czyli element najbardziej ju skomplikowany swoj
komplikacj, stan maksymalny w wiecie. Owszem, to wymaga bdzie
dalszej ewolucji, teraz ju w poziomie ale jest element, ktry w
tej ewolucji moe uczestniczy. Do tego momentu budoway si tamte
wszystkie ponisze konstrukcje, od najbardziej prostych po szczyt,
ale wierzchokiem tego szczytu jest komrka rozumu, najbardziej we
wszechwiecie symetryczna i skomplikowana struktura. I tylko w tym
jednym punkcie ona moga powsta.
Dlaczego tylko w tym, pytacie. Poniewa wczeniej jeszcze nie byo
elementw skadowych, nie zdyy si wytworzy a pniej ju w
tym penym zestawie ich nie ma, rozpadaj si. Tylko ten-taki punkt
w dziejach moe zaowocowa rozumem. To szczyt, albo w innym ujciu
d maksymalny wiata.
Zaraz, zaraz, zakrzykniecie. Moe i wczeniej faktycznie takiej to
sytuacyjnej okolicznoci oraz skomplikowania odpowiedniego nie byo,
wic i komrka rozumu nie moga powsta, ale dlaczego nie pniej?
Czy w tej analizie nie wyazi sprzeczno?
Ot nie. I jeszcze raz nie. Bo to, widzicie, te jest sprawa taka
mocno zasadnicza i gboka i ona z faktu tego zanikania widma w
grnym rejonie si bierze. Jeeli elementy znikaj, a znikaj cay
czas - to co z tego ustalenia wynika. Rwnie dla tworzenia si w
wiecie rozumnych bytw.
181

Ot to idzie tak, pojmujecie, e do powstania - do zaistnienia tej


komrkowej penej konstrukcji, do tego wymagana jest harmonia sfer
i to w caej swojej peni. I nie jest przesadne nazwanie ani te
taki tam sobie ukon do historycznie rozumnych istnie. To fakt, w
swojej fizycznoci gboko zasadny. W szczegach teraz nie da si
tego poruszy, ale tak si to prezentuje.
Czyli do zbudowania si naszej jednostki neuronalnej - tego, co nam
umoliwia dziaania logiczne - do tego potrzeba caoci, wszelakich
i penych w sobie elementw. Podkrelam sowo "penych", poniewa
to sedno zagadnienia i zrozumienia. Przecie w tym szczeglnym dla
nas momencie nie tylko wszelkie moliwe skadowe piramidy istniay
i si skaday na cielesne konstrukcje, ale rwnie tych elementw
fizyczne konstrukcje byy pene, niczego i nigdzie w tamtej chwili
nie brakowao.
Jak ju taka konstrukcja zaistnieje, jak neuron sobie zacznie owe
iskrzenia po sobie przepuszcza, to dalsza ewolucja takiego czego
moe si zgodnie z prawami wiata toczy, co przecie zaistniao
i to co podlega rytmowi zmiany. W oparciu o taki fakt mona sobie
dalsze tworzy, kolejne rozumne byty powoywa do istnienia. Czy w
naturalnie biologicznym, czy naturalnie mechanicznym procederze, to
ju nie ma znaczenia. Ale samo z siebie takie co ju powsta nie
moe, do wytworzenia maksymalnie skomplikowanego elementu, do tego
te potrzeba maksymalnie skomplikowanych jednostek tworzcych. - A
tej chwili ju nie ma. Rozumiecie?
Widz po waszych minach, e nie w peni. A to przecie proste to
banalne w swojej procedurze.
Ot zauwacie, e kada istniejca konstrukcja to w maksymalnym i
logicznym ujciu sfera, tak to idzie. Po prostu jednostki kwantowe
si w tym wszystkim z miejsca na miejsce przemieszczaj, a w takim
pdzie co si buduje. Czyli sfera takiego elementu zamyka si dla
obserwujcego w stabilny i twardy fakt. Obserwator notuje w swojej
obserwacji, e jest atom a tak w rzeczywistoci notuje szybk i
bardzo szybka zmian, ktra mu si w stabilny grunt pod nogami tak
zatrzaskuje. Proste.
Tylko e z tego wynika co wicej: e taka pena i maksymalnie po
caoci stabilna powoka, e to moe zaistnie dopiero w rodku, w
punkcie rodkowym caej zmiany. Owszem, atom, idea atomu powstanie
duo wczeniej, ale bd to pocztkowo atomy "uomne", "proste", a
przez to ewolucyjnie wczesne. Te maksymalnie dopenione zaistniej
tylko i wycznie w rodku. - I ich powoki bd tym samym wwczas
pene.
Ale z tego wynika dalsze. e po przekroczeniu rodka zmiany takie
dopenienie nie jest ju moliwe. - A nawet wicej: e si zatraca,
e powoka elementw si rozpada i dziurawi. Kiedy powoka sfery
nie moe si zbiec w pdzie jednostek tworzcych w stabilny grunt,
a nie moe, bo brakuje docisku zewntrznego - to rzeczywisto si
rozpada, to po pierwsze. A po drugie, spadek wewntrznego cinienia
w ukadzie, ktry jest efektem braku nacisku zewntrznego, to dalej
skutkuje oddalaniem si od siebie elementw tworzcych. Po prostu
konstrukcja uwalnia si od nacisku i rozpra - czyli "wybucha" w
182

rodowisku. e dzieje si to przy jakim zewntrznym cinieniu, to


wybuch podlega kontroli i dokonuje si stopniowo ale biegnie, i to
coraz szybciej. Dlaczego coraz szybciej? Poniewa na dalekim brzegu
nie ma adnego ju oporu i jest to wybuch "do nieskoczonoci". Pki
w ukadzie s rda dopeniajce ubytki, jest okresowa stabilizacja
ale kiedy zabraknie si kompensujcych... C, wiadomo.
Tylko e, widzicie, sprawa jest jeszcze powaniejsza w swoich dla
nas skutkach. Moe nie a tak bezporednio, to nie jest dramatyczne
- acz nie jest bez znaczenia.
Ot z faktu, e dziurawi si daleki brzeg wiata, z tego wynika w
naszym lokalnym wiecie (i to w kadym elemencie tego wiata) duy
kopot. Bo to dziurawi si i daleki brzeg, ale i dziurawi si nasz
wiat, nasze istnienie i kady element istnienia. To nie jest w
taki schemat uoone, e gdzie i daleko wszechwiat zuszcza si
warstwa kwantowa po warstwie i e to nas bezporednio nie dotyczy.
Dotyczy, jak najbardziej. To nie tylko tam si zuszcza, ale take
tu i teraz - i w kadej powoce cielesnej a fizycznej. Tam ucieka i
tu ucieka, tam si dziurawi, i kady atom si dziurawi, elektron,
foton wszystko. Rozumiecie? Nie gdzie i daleko, ale wszdzie i
wszystko. W kadym zaktku (skutkiem oglnego zaniku docisku) brak
ju elementw na zapenienie tych wybuchajcych i rozszerzajcych
si powok cielesnych. I nigdy ju nie bdzie tak, eby one mogy
zosta dopenione. Nigdy. Ten punkt by jeden, jestemy w prostej
linii tego skutkiem, ale niczego ju takiego nie bdzie w obecnym
wszechwiecie. Trafia to do was?
W tym wiecie, warto to sobie uzmysowi, ju wida dno, ju wida
braki ju wida, e to si rozchodzi w szwach. Sowem, to ju si
nie spina w cao, caociowo to ju jest na torze do zaniku.
To niemay ukad i konstrukcja, wiec troszeczk jeszcze zanikanie
potrwa, a nawet dugo jeszcze potrwa. Tylko e o ile generalnie do
zaniku czas jeszcze daleki, to do zaniku funkcjonalnego najbardziej
zasobnych i skomplikowanych struktur termin ju stosunkowo bliski.
I coraz bliszy... Rozumiecie?
Wszystko pynie. A nawet si rozpywa. Std do nieskoczonoci.

183

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 4.7 """Telepatia""".
Szanowni pastwo... Prosz zajmowa miejsca. Prosz ju o wyciszenie
rozmw - za moment rozpoczniemy...
Szanowni pastwo, tak, zdaj sobie spraw, e temat jest dyskusyjny,
e wzbudza emocje - dlatego zreszt znalaz si w programie naszych
spotka. Oczywicie mona do niego podchodzi rnie, organizatorzy,
do ktrych mam przyjemno si zalicza chcielimy to potraktowa
z naleyt powag i w miar moliwoci bez nadmiernych emocji. Mam
nadziej, e to si nam uda... Chyba ju moemy zaczyna? ...
Szanowni pastwo - na pocztek kilka sw wyjanienia. Chciabym to
powiedzie w swoim imieniu i organizatorw. Temat "telepatii" jest
zasobny emocjami, take skojarzeniami, mam tego wiadomo - tak po
stronie, mwic w skrcie, zwolennikw, jak i, co rwnie zrozumiae,
przeciwnikw. Rwnie pozostajcy pozornie w rodku, jak si wydaje,
maj podobnie niejednoznaczne stany i wiedz "w temacie" telepatii,
jak to si obecnie modnie powiada.
Tak, organizacyjnie mamy tego wiadomo - moe nawet powyej stanu
przecitnego, jako e kiedy temat okazjonalnie si pojawi. I nie
przebiegao to w ciszy i spokoju - mwic delikatnie. Dlatego bd
si dzi stara - mocno bd si stara - eby z roli spokojnego i
statecznego referenta nie wypa.
Mam nadzieje, e pastwo mi w tym pomoecie...
Dlatego te, wracajc do oglnych wyjanie, osoby szukajce w tym
wystpieniu heheszek, podmiechujek - albo, po drugiej stronie, nie
do aprobujcego podejcia - takie osoby, uprzedzam, mog si czu
zawiedzione, przykro mi.
Ale, jeszcze raz i dobitnie to powtarzam, w peni oraz wiadomie wanie w odniesieniu do tego konkretnego zagadnienia - moim zamiarem
jest podej do niego w umiarkowaniu, bez "wypadw" w tak lub inn
stron, bez wprowadzania do dyskusji niepotrzebnych emocji i sw z
jakim zabarwieniem. Warto tak postpi i odpuci sobie wzajemne,
mao powane docinki, poniewa sprawa jest wielce ciekawa - a nawet
potencjalnie doniosa.
Ale, od razu uprzedzam, w inny sposb, ni to si sdzi tradycyjnie
i powierzchownie.
Szanowni pastwo, zamiarem organizatorw jest przeprowadzenie nawet
kilku spotka pod takim wsplnym nazwaniem. e s to rne obszary,
to zrozumiae, jednak czy je nadrzdna tre, ktr, mam nadziej,
uda si nam wydoby. Czy rzeczywicie bdzie to kilka spotka, to
si okae, ale sdzc po dzisiejszej frekwencji to moliwe. Sprawa
jeszcze nie zostaa przesdzona, zobaczymy. Co zrozumiae, prosz o
pisemne lub osobiste poinformowanie, choby poprzez nasz stron w
sieci - e s osoby tematem zainteresowane i e chc uczestniczy w
spotkaniu, to niewtpliwie pomoe w dalszych dziaaniach.
Przy okazji od razu powiem, e adnych materiaw w formie druku z
184

naszych spotka nie przewidujemy - przykro nam. C, zapewne nie ma


co pastwu tumaczy, mizeria finansowa jest totalna - take aden
sponsor si do nas nie zgosi "na okoliczno". A prbowalimy, i
to solidnie, tematem zainteresowa... C, pozostaje tylko strona
internetowa, tutaj widzicie pastwo jej dokadny adres. Tam s pene
sprawozdania, referaty, wszystko po prostu. Odsyam i zachcam.
Szanowni pastwo - mam nadziej, e tematyka wstpna z grubsza ju
zostaa przedstawiona, pyta nie widz, a jakby co si nasuno, to
prosz si nie krpowa i podnosi rk, odpowiem. Zreszt mona to
robi w kadej sprawie i kadym momencie, nasze spotkania tym si
charakteryzuj, e s w peni otwarte. Mona te zgasza pytania
pisemnie, na stoliku w kcie s karteczki i dugopis, w przerwie i
pod koniec bdzie mona notatki wykorzysta.
Szanowni pastwo - temat telepatii, powtrz si, ale to prawda, w
caej swojej rozcigoci - w caej, powtarzam - jest wart powanej
dyskusji i rwnie powanego podejcia. Zostawmy sobie na boku mao
rozumne analizy, to poza nasz godnoci - prawda? Zwracam pastwa
uwag w tym kontekcie na form zapisu tematu prezentacji - jestem
przekonany, e pastwo sami to wychwycili. To bardzo istotne...
Wiem, w popiechu mona byo to przeoczy, dlatego teraz prosz to
spokojnie przeanalizowa - spojrze i przeanalizowa... Dziwne? Nie
tak bardzo.
Powiem to w imieniu organizatorw, ale gwnie we wasnym: inaczej
tego nie mona byo zapisa. Zaraz wyjani to w szczegach, temat
jest tego wart, ale jeszcze powiem, e wanie z obawy, e w naszej
dyskusji wezm gr moje czy pastwa emocje - gwnie z tego powodu
opatrzyem sowo-nazw-termin "telepatia" wielokrotnym, tu potrjnym
znakiem umownoci. Uwaam, e to konieczno.
Prosz o powcignicie emocji - wiedza, prawda, poznanie wiata - a
take spokojna dyskusja - to przede wszystkim. I prosz obecnych, w
miar swoich moliwoci, o uszanowanie tego podejcia.
Dlaczego, szanowni pastwo, taki zapis? C, od strony technicznej
i po prostu zasad pisowni, wic zasad interpunkcji naszej kochanej
to jest mao poprawne, przyznaj. Ale, pastwo rozumiecie, kiedy
sia wysza zadecyduje, to nawet elazne zasady mona zama - eby
jeszcze bardziej nadrzdne zasady zachowa.
Po prostu, szanowni pastwo - mam w peni wiadomo, e ju samo
sowo "telepatia", tak poprzez wieki naduywane, niesie ze sob i
w sobie rozliczne skojarzenia, czasami nawet sprzeczne. Dlatego te
stosowanie tego wyrazu obarczone jest ryzykiem znacznym ryzykiem.
A zarazem trudno si bez tego sowa obej - to paradoks - z powodu
owych skojarze. Tak niedobrze, inaczej te le. Chce czowiek uy
tego pojcia, ale w zestawie ma cay pakiet dopowiedze, ktre mog
potencjalnie i realnie wypaczy w odbiorze jego intencje ale jak
pragnie tego unikn, to musi posikowa si nowomow, neologizmami,
kombinowa. A to znw si moe okaza nieczytelne. - Sowem, jest z
terminem "telepatia" problem.
Jak zachowa tre, a jednoczenie nie wpa w puapk jzykow? W
ostatecznoci wybraem powyszy zapis. A nawet w tekstach, ktre w
185

powizaniu tematycznie si pojawiaj, w takich tekstach stosuj nie


trzy, ale wicej - nawet osiem znakw umownoci. eby t umowno
doprowadzi a do logicznej granicy - eby podkreli, e chodzi o
to samo, a jednak nie o to samo...
Ale powiem pastwu zupenie szczerze, e nawet po takim zabiegu, e
nawet po takim zwielokrotnieniu interpunkcyjnym mam obawy, czy si
w odbiorze nie pojawi przekamania - przecie moje intencje i tak
nakadaj si na to, co kady pod przekaz moe i potrafi podoy.
Mog sobie zakada wielokrotn umowno, a i tak kto to odbierze
wprost i po swojemu. C, ryzyko jest, ale inaczej si nie da.
Szanowni pastwo, przechodzc ju bezporednio do tematu telepatii
i do analizy "zjawiska" - znw sowo "zjawiska" trzeba ubra w znak
umownoci - to w tej analizie bdzie pojawiao si wielokrotnie, i
to wrcz w zasadniczym znaczeniu... Ot sowo "telepatia", cae z
tym zwizane pojmowanie tego obszaru zjawisk nie zjawisk... w tej
chwili do treci gbokiej si nie odnosz, to zreszt w obecnym
wystpieniu si nie pojawi - to planujemy dopiero w kolejnych...
Ot pojcie, sowo "telepatia" mona rozpatrywa na co najmniej
dwu poziomach - zalenych od siebie, jednak wartych potraktowania w
tej dyskusji oddzielnie...
Chodzi o poziom "przekazu", cudzysw tu jako konieczno, oraz o
"nonik", te konieczny cudzysw. - Nonik jako "co", co w sobie
lub na sobie taki przekaz przenosi. Sprawa za moment wrci, prosz
si nie niecierpliwi.
Proponuj, szanowni pastwo, zacz jednak od pojcia "przekaz" - w
mojej ocenie jest on kluczowym, przynajmniej na tym etapie. Tak, w
mojej ocenie to kluczowy element pojcia "telepatia" nonik, te
istotny, te budzcy kontrowersje, to co poniekd wtrnego. Tak, w
mojej ocenie wanie tak to si prezentuje.
Rejestruj po jednej stronie poruszenie, domylam si, e to osoby
sceptycznie nastawione do tematu - chyba si nie myl?... Tak, dla
mnie "nonik" w "telepatii" to poniekd sprawa ubocza. Oczywicie
nie bez znaczenia, jednak, powtarzam, znajduje si na drugim planie.
Temat naturalnie za moment wrci.
Co w abstrakcji zdefiniowanej jako "telepatia", co w takim "zjawisku"
jest sednem? Co w gbokim sensie oznacza "telepatia" i to nawet
niezalenie od tego, czy jest si jej zwolennikiem, czy osob z obozu
przeciwnego? Tak, szanowni pastwo - "przekaz".
To przesanie z punktu "a" do punktu "b" jako pojtego "znaku", to
jest elementem centralnym. Co si w jednym miejscu wykluwa, tworzy
- tradycyjnie sprowadza si to do gowy osobnika - i nastpnie, na
skutek "przekazu", bliej mao zdefiniowanego, jako tam "odbija", a
moe "powiela" w gowie innego bytu, potencjalnie w odlegej czci
wiata.
Zwracam pastwa uwag, e to wanie jest w centrum znaczeniowym nie nonik, ktry pobudza do aktywnoci przeciwnikw. "Przekaz" w
obu grupach przecie wystpuje, dla obu stron jest strawny, a nawet
akceptowalny. To jest element czcy oba podejcia, zwracam na to
uwag.
186

Zwolennicy i przeciwnicy na/w tym zakresie mog si w opisywaniu i


definiowaniu "telepatii" spotka.
Przesy danych jest istotny w grupie zwolennikw - przecie o taki
przekaz w tym chodzi - ale rwnie przesanie danych nie jest adnym
kopotem dla przeciwnikw, przecie przekazanie sygnau dla nich to
nic nowego, to dzieje si w kadej z chwil naszego ycia. Ja teraz
do pastwa mwi czy pisz, ale to w kadym przypadku jest po prostu
i tak zwyczajnie przekaz sygnau. To bana, ktry si dzieje, ktry
istnia w przeszoci, i ktry zawsze bdzie.
Dlatego, szanowni pastwo, bd si upiera, e to wanie element
"przekazu" sygnau jest zagadnieniem centralnym - e to "telepati"
charakteryzuje.
I temu warto powici w tym momencie nasz uwag.
Mwic inaczej, i wychodzc od powyszego stwierdzenia, e to przekaz
jest w centrum pojcia "telepatia", warto si zastanowi, czy tak
zaprezentowane podejcie jest bdne? To analiza z punktu widzenia
zwolennikw, ale kierowana do przeciwnikw. - Czy posugujcy si w
taki sposb terminem "telepatia" zwolennicy popeniaj bd?
Odpowied zasadniczo z powyszego wprost wynika, ale warto j tu w
sposb peny wyartykuowa: nie. Nie popeniaj bdu. - Wszystko w
ich ujciu i na tym zakresie jest poprawnie wyprowadzone z ogldu
wiata. Przeciwnicy musz to przyzna. Zreszt przyznaj bez oporu
i wtpliwoci, jeeli "a" komunikuje co "b" - to to jest przekaz.
Tak po prostu przekaz.
Czyli, szanowni pastwo, na tym oglnym poziomie analizy pojcie w
rozbiorze logicznym nie okazuje si gupie - a wrcz jest faktem i
oczywistoci. - Wicej nawet, co jest poniekd moim zamiarem tu i
teraz w prezentacji, chc powiedzie, i to si samoistnie narzuca,
e kady e dosownie kady jako tam pojty przekaz informacji
z punktu do punktu, i to dowolnie pojtego punktu... e to jest ni
mniej ni wicej, ale telepatia. Ju teraz bez znaku umownoci. To w
kadym przypadku telepatia.
Tak, szanowni pastwo, kiedy ja teraz o tym do pastwa mwi - to w
logicznej interpretacji, stosujc nazewnictwo adekwatne do obecnej
prelekcji, to jest telepatia. Bez dwu zda.
Naduycie? Ale skd. Ja to punkt w czasie i przestrzeni, tak to w
zgrubnym modelu opiszmy - pastwo to zbir, ale rwnie jednostki w
zbiorze, punkty. I teraz ja do pastwa, oczywicie na bazie nonej i
w formule akustycznej, wysyam sygna. To, zwracam uwag, jest co i
to co jest zakodowane. - Oczywicie moemy temat dry. Powiem w
takiej analizie, e to drga struna gosowa, e to drobiny powietrza
przenosz te drgania do zmysw odbiorcy, itd. Znane, moemy to na
t chwil pomin. Fizycznie istotne, prawda, ale logicznie sobie
darujmy. Liczy si fakt przesania sygnau. - I na takim poziomie,
w takim opisywaniu, to jest wanie telepatia.
Jeszcze wicej, szanowni pastwo. Nie do, e kady obecny jako w
czasie i przestrzeni dla nas przekaz (ju niewane, w jakiej formie
si dokonujcy) - to telepatia, ale take kady sygna z dowolnego
czasu oraz przestrzeni to telepatia. - Tak, to telepatia.
187

Prosz, przykad. Znamy wszyscy strofy opiewajce wojn o pikn i


skutki tej wojny. Kilka tysicy lat dzieli nas od autora, ale nas
to porusza, to dla nas ywy przekaz. Inna kultura, odlegy czas i
przestrze po wielokro zmieniona, zewntrzne opakowanie odlege
od naszego - a przecie przekaz jest poruszajcy, emocjonalnie dla
nas na wskro czytelny. Jeden punkt nadaje, jak odlega gwiazda, a
my ten sygna odbieramy i si zachwycamy. Czysta telepatia, sami i
w peni pastwo przyznacie.
Ogldamy obraz i si zachwycamy, czytam o wdrowaniu po miecie i
przygodach bohatera, sucham ktrej tam symfonii, dowiaduj si o
wypadku na drugiej pkuli i potokach bota... szanowni pastwo, w
kadym przypadku to telepatia, przekaz z miejsca do miejsca, jeden
nadaje, drugi odbiera sygna. Zawsze tak jest.
Dobrze, powiedz w tym momencie przeciwnicy. - Widz, a raczej na t
chwil nie widz pomrukw zaprzeczenia. - Dobrze, powiecie pastwo,
to moemy przyj, w takim ujciu nam telepatia, samo sowo, nic a
nic nam nie przeszkadza. Sowo jak sowo, to temat drugorzdny. Jak
jest przekaz i wszystko dzieje si w zgodzie z obserwacj - jeeli
nie jest podbudowane takim czym, no, wiadomo to moemy przyj i
stosowa, nie w nazwach sedno.
I co, zgoda na takie postawienie sprawy? Kady sygna i jego tre
w przejciu przez rodowisko to telepatia - to chyba do przyjcia
dla kadego?...
Dobrze, idziemy dalej.
Mona wic powiedzie, e tak zwani zwolennicy telepatii - nawet o
tym nie wiedzc - odczytali poprawnie mechanizm wiata. e si dla
nich zawiera to w specyficznym zakresie? C, zakres jak zakres, w
logicznym ujciu tylko nazwa, pojcie, mniej lub bardziej sprawnie
skonstruowana abstrakcja. Przecie co si za ni kryje, to trzeba
przyzna...
Stop.
Wiem, e to ju obszar draliwy, e w gr wchodz emocje, e trzeba
ostronie. - Dlatego pocignijmy logicznie.
Czy w takim przekazie musi by fakt nony, przenoszcy sygna? To
oczywisto, nie ma co si rozwodzi. - Czy musi by uporzdkowany,
a wic jako zakodowany? Te oczywisto, przekaz chaosu nie jest
z adnego punktu przekazem, i po prostu nie ma sensu. - Czy obie tam
jako definiowane strony ten kod musz zna? Kolejna oczywisto,
nie ma przekazu, jak ktra ze stron kodu nie zidentyfikuje. - Czy w
takim przekazie potrzebne jest rodowisko? Tak, w kocu przekazu z
obiektu do obiektu w formie bezporedniej nie ma. - Kade, nawet na
oko najmniejsze z najmniejszych oddalenie, to ju oddalenie, czyli
rodowisko. - I to rodowisko te musi mie, to te oczywiste, jako
tam zdefiniowane wasnoci, to nie moe by pustka, bowiem w pustce
i przez pustk przekazu by nie moe, ale te nie moe to by chaos
energetyczny, to rwnie przekazanie sygnau wyklucza.
Sowem, szanowni pastwo, za pojciem "telepatia" rzeczywicie si
kryje, i to w logicznym ujciu, mnogo szczegw, ktre rzadko w
188

analizach si pojawiaj. Zarysowany zbir elementw tego ujcia nie


jest, co zrozumiae, peny, ale nawet to pozwala powiedzie, e w
analizie mona zrobi krok - i to bez emocji. Przecie zwolennicy i
przeciwnicy si w tym odnajd, to opis pasujcy do ich wyobrae.
I to ju jest postp, prawda?...
Tak, szanowni pastwo - teraz trzeba si zabra za element istotny,
ktry potencjalnie, a nawet i nie potencjalnie, wywouje najwiksze
emocje. Czyli za nonik. Wczeniejsze, jak pokazywaem, mona do
spokojnie i racjonalnie zaprezentowa, nawet udao si do obecnego
momentu nie wywoa zamieszania. Sprbuj dalej i t drog.
Czy sprawa "nonika" jest zapaln - czy to gwna rnica dzielca
zbir opisywaczy wiata na zwolennikw telepatii oraz przeciwnikw?
Tak si wydaje. Ale nie powinna.
Co mam nadziej za chwil pastwo sami przyznacie.
Warto wyj tym razem od przeciwnikw, poniewa odnosz si w swym
sceptycyzmie, co najmniej w sceptycyzmie, do zasad fizyki, do tego,
co fizyka - jako nauka eksperymentalna - ustala w rodowisku. Bo w
tym momencie ma to znaczenie.
Oczywicie zwolennicy s przekonani, e taki poziom istnieje, maj
na to swoje doznania i relacje. Wszystko wiemy. Druga strona to ma
za nic i podwaa na caej linii. - Nie oceniam, stwierdzam fakt. To
na t chwil nie jest istotne, chodzi o warstw logiczn "zjawiska".
Czy "nonik", co by nim nie byo, istnieje a agodniej mwic, czy
moe by? Oczywicie z wszelkimi uwarunkowaniami, ktre sygna na
sobie i w sobie powinien zawiera, wyej to wyliczyem. - A tutaj i
ten jeszcze musz doda element utrudniajcy wiar w "telepati":
e taki sygna musi by po prostu silny. Inaczej przez oporne, wic
jako zapchane rodowisko si nie przebije - a chodzi o dystans, w
niektrych ujciach o ogromny dystans. A nasze gowy, co by o nich
tu nie mwi, nadajnikami s kiepskimi. Zwolennicy takiej komunikacji
musz ten fakt bra pod uwag, acz najczciej nie bior. Trzeba to
podkreli, niestety nie bior.
Tak, zagadnienie nonika, ktry bdzie przenosi tak zwany "sygna
telepatyczny", to sprawa istotna, wywoujca kontrowersje. Strona w
obron zaangaowana, zwolennicy twierdz, e taki nonik jest - dla
nich wynika to z samego faktu "istnienia" "telepatii". Przeciwnicy
powouj si na fizyczne badanie, ktre niczego takiego wykry nie
wykrywa. Konflikt? sprzeczno? niezgodno?
Niekoniecznie, szanowni pastwo. I sprbuj to uzasadni. Czy to w
ktr stron przechyli szal? Te niekoniecznie. - Rzeczywisto, i
to wbrew wielu, tak prosto si nie ukada.
Abstrakcyjne, logiczne ujcie wiata jest wartoci, jednak pojcia
trzeba jeszcze odnie i zastosowa w realu.
Czy zwolennicy "telepatii, szanowni pastwo, si myl? Warto zada
sobie takie pytanie, jako pierwsze na tym etapie. Nie.
Chwileczk, logicznie si nie myl. Prosz o spokj, ju wyjaniam.
I odnosz si do wczeniej powiedzianego. Od strony logicznej oraz
189

pojciowej, to w kadym ujciu poprawnie ustalona abstrakcja. Jest


nadajnik i odbiornik - no i jest nonik, ktry ten sygna, na rne
sposoby zakodowany sygna, przenosi. Od tej strony aden przeciwnik
pogldu o telepatii nie zaatakuje - bo nie moe.
Owszem, zgadzam si z pastwem, to teoria - wanie konstrukcja, w
ktrej jest cig przyczynowo-skutkowy, ktry jest bardzo poprawnie
przeprowadzony - w odniesieniu do caoci wiata i jego cech wrcz
w peni zgodny. Tylko e...
C, problem w tym, e realnie zdybanego faktu nonego nie ma, nikt
go nie pomierzy ani nie podaje sposobu, jak takiego, by moe do
przeomowego pomiaru dokona. I co, koniec dyskusji?
Ot nie, szanowni pastwo - mona nasz rozmow poprowadzi dalej,
mam nadziej, e bdzie to ciekawe.
Co - a zwaszcza: jak postrzegaj w wiecie, tak to okrel, osoby z
zaciciem "fizykalnym", po prostu fizycy? Mona dugo to okrela
i definiowa, chciabym zaproponowa najmniej kontrowersyjne tak
myl - podejcie. Ot fizycy, zawsze i wszdzie, widz, jako tam
rejestruj stan zbiorowy "czego". Znw bez definiowania, czym owo
"co" jest - to zagadnienie na inny, i to szeroki, referat. Dla tak
zdefiniowanego odbiorcy wiata zawsze w pomiarze jest dostpne co
zoonego. Czyli, prosz zauway, z tego wynika, e nie ma adnej
tak zwanej "czstki elementarnej", czego prostego. Kontrowersyjne
i budzi sprzeciw? Przyjmuj to do wiadomoci, ale... ale uwaam, i
mam na to dowody logiczne, inaczej si to dzia nie moe. Fizyka w
adnym badaniu nie ustala niczego prostego - z zasady nie moe. Tu
i teraz, i zawsze s tylko jaki tam wyrnialne zbiory "czego", w
jako tam ustalonym "stanie skupienia" (zbrylenia).
Skomplikowanie brzmi? To moe tak... W badaniu fizycznym mona si
posuwa w gr i w d - oczywicie ujmujc to umownie. Czyli i w
stron duych i bardzo wielkich faktw lub w d, do maych oraz
bardzo maych. Tylko e, prosz zwrci uwag, w obu kierunkach, i
to z zasady, nie ma wartoci skrajnych - to niemoliwe, eby si w
obserwacji fizyka one pojawiy. Niemoliwe. - Dlaczego, pan pyta. Z
takiego powodu, e brzegu zdarzenia, zawarty w tym zdarzeniu fakt i
byt poznajcy, on tego nie moe przeprowadzi. - To jest to synne i
mocne powiedzenie: kiedy jestem, mierci nie ma, kiedy mier jest
- mnie nie ma. Prawda?...
Prawda, szanowni pastwo. Tylko e z tego wanie wynika dalsze - i
to jako oczywisto. e badanie "od wewntrz", z pozycji zawsze w
rodku, e z takiego punktu mona w badaniu uzyska co najwyej, i
to zawsze, zoenie dozna; e mona pozna przedzia zjawisk e
mona si do granicy zblia, drobi elementy... ale jednostki uj
w pomiarze nie mona.
Mona poznawa stany skupienia, takie "grudki" czego, ale zawsze
ze wiadomoci, e to obudowane jest dalszym. Tak w gr, tak w
d rzeczywistoci. Mona to bada i bada, zblia si do granicy
ale teje si nie osignie, fizycznie nie ma na to szansy.
Po drugie, rwnie istotne, badanie fizyczne zawsze, zawsze zwizane
jest ze zmian w pomiarze, w dowolnie pojtym eksperymencie, nie
190

ma i by nie moe stanu bezruchu, zatrzymania, staoci - nie moe.


Bo bezruch jest niemierzalny, jest brzegiem zmiany i jako taki nie
wchodzi w obserwacj. - Std, nawiasem, takie kopoty fizykw oraz
kosmologw w opisie osobliwoci. Mona dy do brzegu - ale nigdy
go nie mona w badaniu doj, to sawetne zblianie si do granicy
i zwizane z tym efekty.
Zgoda na takie ujcie?... Dobrze, przyjmuj, e jest ograniczona i
warunkowa, ale jednak zgoda.
Tylko prosz zauway, co z tego w dalszym kroku wynika. - Skoro si
mona, na bazie logicznej, dopracowa koniecznego, ale ju ogldem
fizycznym niedostpnego zakresu - to nic nie stoi na przeszkodzie,
eby tam zamontowa, ustawi poziom nonika "telepatycznego", tak?
Ot to nie takie proste. Fakt, to samoistnie si nasuwa, ale to w
teje logicznej analizie tak banalnie proste nie jest. Co zreszt
nie jest na rk zwolennikom. Cho i przeciwnicy chyba te nie s
zadowoleni. Ale jeszcze pogadamy.
Dlaczego nie na rk? Poniewa, tak to mona tradycyjnie uj, dla
zwolennikw jest to jako niezwyczajny, by moe nawet "stykajcy"
si z "czym" zakres. To zreszt, tak nawiasem, jest gwny powd
niechci przeciwnikw - w tym "czym" upatruj dziwnoci telepatii
i podobnych "faktw". - A przecie, zwracam uwag, powyszy opis z
niezwyczajnoci "telepatii" robi bana, i to tym razem ju poziomu
fizycznego. Tak, fizycznego. Owszem, nie jest wykrywalny, ale nie
jest te "cudowny", to tylko inny stan skupienia czego. Co moe,
potencjalnie moe, gdyby byy takie przyrzdy i moliwoci - co si
moe podda teoretycznie badaniu. Nie podda si, to pado, ale nic
logicznie nie stoi na przeszkodzie.
I co dalej? Wniosek jest oczywisty: to fizyka. A raczej, stosuj w
tym przypadku zapis z du liter, to Fizyka. Zawsze-tylko Fizyka.
Nic innego. aden dziwny czy dziwaczny, a tym bardziej cudowny na
jaki sposb fakt. Po prostu bana.
Szanowni pastwo - prosz zwrci uwag na konsekwencje. I to w obu
obozach. Przecie kada ze stron pozostaje przy swoim ujciu, ale
zarazem inaczej si to ukada. Zwolennicy maj wszystko, co im si
w obrazie telepatii miecio, dosownie wszystko. Przecie ujcie
z "cudownoci" w tle, by moe dla kogo istotne, generalnie si
w tym nie musi mieci (jak kto chce, niech to pomieszcza) - jednak
dla wikszoci, jak wnosz, powysze opisywanie jest do przyjcia i
w peni zrozumiae.
Po drugie, rwnie przeciwnicy si w takim opisie odnajd - i to na
zasadzie dogbnej, tu nic nie jest sprzeczne z obrazem, ktry si
im co dnia pokazuje fizyk i na ktrej si opieraj. Zreszt nawet
z duymi skutkami praktycznymi.
Tak, ma pan racj, jest jeszcze sprawa weryfikacji. To oczywisty i
konieczny etap kadego badania i opisywania. - Fizyk powie, e jak w
eksperymencie nie ma elementu do bada, to adnego wniosku ustali
z badania nie mona. A jak zbada co, co z zasady poznane by nie
moe? No bo nie moe. - Owszem, jest Fizyk, to nie adna "duszna" i
podobnie nieobyczajna sprawa, ale zarazem nie podlega przebadaniu
191

na bazie i w obszarze fizyki. Czy to wyklucza dalsze postpowanie?


Niekoniecznie.
Znajduj si - jako fizyk - zawsze w rodku, to wyklucza badanie na
brzegu. Ale to nie oznacza, e jestem bez szans. I to w badaniu na
brzegu grnym, i na brzegu dolnym. Dlaczego? Poniewa mog tak moje
czyny ustawi, tak proces poprowadzi, e eksperyment, cho zawsze
wewntrzny, co mi o brzegu powie.
I przy okazji rwnie o mnie. A to ma ju swoj warto.
Czyli, szanowni pastwo, tak musz w nadprogowym, dostpnym sobie
zakresie wszystko poustawia - tak to poprowadzi, e kiedy badanie
signie, a raczej przejdzie przez brzeg, to "po drugiej stronie",
a wic jako wynik eksperymentu, co mi si pojawi. Bo zawsze si w
tak fizycznym badaniu co pojawi. I majc stan przed i po zakresie
brzegowym, porwnujc budow elementu przed zdarzeniem i po nim, w
takim zakresie mog ustali, co tam te musiao si zdarzy, aby to
si ze sob zgadzao. Pocztek znam, wynik znam, to niewiadoma jako
skryta jest tylko zagadk do ustalenia - a raczej zabudowania przez
abstrakcje pojciowe. Proste? Oczywicie. Przy pewnej wprawie to
zadanie logiczne jest proste. W kocu jeden plus jeden zawsze daje
na kocu dwa.
Mwic inaczej, i to kieruje do sceptykw, nie zakresu nonego tak
naprawd musz szuka, ale ukadu badawczego, ktry potwierdzi, a
moe wykluczy istnienie tego obszaru podprogowego, poniej odczytu
fizycznego. Kady wynik z takiego badania bdzie istotny, doda do
poznania co wicej, ale zawsze fizyczne. - Albo odrzuci, co rwnie
bdzie znaczcym ustaleniem.
Tak czy tak, szanowni pastwo, jestem przekonany, e warto nieco w
spraw si zaangaowa i potrudzi, poniewa przesunie to o kolejny
krok zrozumienie wiata. I o to w tym wszak chodzi.
Dzikuj, dzi to wszystko. Przechodzimy do pyta i dyskusji.

192

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 4.8 Wszechwiat nie-skoczony.
Takie pytanko na pocztek i na rozgrzewk: czy wszechwiat jest, a
moe nie jest skoczony?
Ha, ciekawe, co? Koczy si to wszystko fizycznie obserwowane, czy
nie koczy? Zaczo si i si skoczy, czy jest zawsze, a tylko w
odwiecznych przemianach i lokalnych formach materialnych? Czy si
koczy realnie i fizycznie, jako jeden z wielu podobnych faktw w
materialnej formule a moe koczy si absolutnie, wic logicznie
(filozoficznie)?
To wok to jednostka bez wczeniejszej analogi i bez dopenienia
w przyszoci czy element w zbiorze?
Co, wane pytania, nieprawda? I none. Moe nie yciowo i tak na
co dzie, a tak si czek nad owym dylematem nie zastanawia, ale
w chwilach wolnych a istotnych, kiedy jeszcze nie zapada w gboki
sen lub kiedy siedzi w spokoju i popatruje w dal horyzontaln, to
si takie (i podobne) pytania cisn do wiadomoci, domagaj si
uwagi i analizowania - a nawet zmuszaj do jakiego tam dziaania.
A to w lokalnym przybytku kultowym, a to w bibliotecznym zbiorze,
gdzie rozum szuka odpowiedzi; a to w dywagacjach filozoficznie lub
fizycznie podbudowanych. W takich to rozmowach rodakw, z ktrych
niewiele wynika, ale s konieczne dla samooceny oraz zadowolenia z
ycia.
Pytanie wstpnie pomocnicze: czym jest i co to jest wszechwiat. Z
maej literki pisany, czyli wszystko, co jako tam daje si bada
przyrzdami lub zmysowo. I nie tylko do horyzontu, ale te dalej,
wszak to "dalsze" rwnie do tego zakresu przynaley, take musi
si w fizycznym procederze mieci oraz podlega liczbie w opisie.
Czy tak wyrniony, wyodrbniony z logicznie nieskoczonego terenu
"obiekt" jest skoczony?
Fakty. Tak wyznaczony zakres badawczy zmienia si, jest w cigym
ruchu i rozszerza si. Nawet w tempie narastajcym. Poprowadzona
wstecznie analiza (pomijajc, czy poprawnie) wykazuje, e by stan
i moment pocztkowy, w mityczny "punkt", z ktrego si to zaczo
(i poczo). Mimo przyrastania odlegoci midzy "wyspami" materii
i wzrastania dynamiki, cinienie wewntrzne nie spada. Czy chwilowo
i "za moment" si to zmieni, czy bdzie tak dugo, to obecnie nie
do ustalenia. - Itd.
Dalsze fakty mona mnoy, jednak powysze wystarcz, mona z nich
wysnu w miar sensowne wnioski. I warto si po nie schyli.
Znw pytanie: co w tym zbiorze jest faktem zasadniczym? Zmienno.
A wic ewolucja ukadu (nie definiujc, co to znaczy "ewolucja")
oraz drugi fakt, e jako obserwator zawieram si w takim procesie.
Pocztek i cinienie, cho istotne, na skrajnym poziomie analizy,
w ktrym dominuje logika, nie s konieczne - no, moe w kolejnych
193

krokach si przydadz.
Po pierwsze, co wynika z faktu postrzegania zmiany "od wewntrz",
z poziomu uczestnika? Odpowied: brak moliwoci stwierdzenia, e
istnieje brzeg owej zmiany. A w konsekwencji, jako oczywista oraz
logiczna konstatacja, e tak postrzegany proces nie ma koca. To w
takiej obserwacji konieczno. - Widz-doznaj zmian, jednak bez
momentu pocztkowego i kocowego, dlatego musz j zdefiniowa w
formule nieskoczonej. I nie ma odwoania od tego.
Podkrelam: obserwator, zawierajc si w zmianie, nie moe dojrze
i stwierdzi, e ta zmiana miaa pocztek i e si skoczy. Tego w
osobistym, indywidualnym i fizycznym badaniu nigdy nie ustali. W
takim postrzeganiu tych zakresw zmiany po prostu nie ma.
Po drugie przykad, analogia, ktra to podejcie wyjania, ale i
uzasadnia.
Mona do zobrazowania przyj dowolny przebieg, jednak ja bior od
zawsze znany: ucznik strzela do tarczy. Banalnie prosty zestaw i
prosty opis. Pozornie prosty.
Jest osoba, ucznik na pozycji strzeleckiej, jest strzaa, ktra z
uku zostaje uwolniona i przemieszcza si w czasoprzestrzeni. No i
jest tarcza, cel, do ktrego zmierza. adne inne elementy nie s w
tym dowiadczeniu wane, adne ograniczenia fizyczne i warunki, to
zbdny balast logiczny i zaciemniajcy.
Pytanie: jak mog, z jakich pozycji mog opisywa eksperyment? - Z
dwu, co najmniej z dwu i to wystarczy. Ograniczenie do jednego z
punktw obserwacji prowadzi do nieporozumie, wielo rwnie. Dwa
to jest stan optymalny.
Jakie to punkty? Wewntrzny, czyli tosamy z przemieszczajc si
strza oraz zewntrzny. Jeden obserwator jest ow "strza" i
kieruje si w stron celu (brzegu), drugi rejestruje zmian w jej
wszelkich momentach, czyli wraz z punktem pocztkowym i kocowym
z momentem "spuszczenia z ciciwy" oraz "wbiciem w tarcz". Zgoda,
wyglda znajomo i banalnie jednak banalne nie jest. A prostackie
tym bardziej nie.
Co postrzega, co ustala obserwator i jednoczenie uczestnik zmiany
tu w postaci leccej "strzay"?
Istotne: ustali zmian. Odnoszc do zewntrznego wobec niego stanu
i obserwujc, e si zmieniaj, wyprowadzi z tego wniosek, e sam
wobec innych faktw te si zmienia. Ale, po drugie i waniejsze,
nie moe ustali, e mia pocztek i e bdzie koniec jego ruchu.
Dlaczego? Poniewa to nie wchodzi w zakres jego obserwacji. Czy na
pewno nie wchodzi? Przecie to ustalenie jest obecne w yciorysie
kadego wiadomego obywatela wiata, wie, e zaistnia i wie, e w
pewnej odlegoci od chwili "teraz" si skoczy. Skd i dlaczego u
niego taka wiedza?
Co ustala osobnik w trakcie zmiany (lecca strzaa)? e zblia si
do "tarczy". Mierzy, jako tam mierzy odlego do brzegu, ktry w
jego obserwacji jest "faktem na horyzoncie". Ale kadorazowo, jak
przeprowadza pomiar, ustala pewn warto czasu-i-przestrzeni do
pokonania. Na przykad rozpoczyna pomiary "w punkcie rodkowym", w
tej chwili uzyska moliwoci takiego dziaania. Co ustali? e ma
194

do pokonania jeszcze odcinek rwny poowie caego, teoretycznie w


zliczaniu ustalonego zakresu. Po kolejnym pomiarze ustali np., e
znw ma przed sob poow odcinka (lub podobnie). I tak w kadym z
przeprowadzanych ustale. - Zawsze, zawsze jego tosamy ze zmian,
w ktrej uczestniczy, pomiar - ten pomiar wykae, e si zblia do
"tarczy", ale z zasady, z samej zasady uczestniczenia w procesie,
tej granicznej wartoci nie osignie. Nigdy. Zblia si do granicy
i dy do niej, ale cigle ma przed sob w obserwacji jaki zakres
wydarze dy do brzegu, ale nigdy go nie osignie.
Podkrelam: obserwator-uczestnik zmiany nie moe opisa, dozna i
opisa brzegu tej zmiany. Poniewa to s fakty spoza. Spoza jego
badania (ycia). Warunkuj jego istnienie, lecz nie s poznawalne,
i to nigdy.
Z jego, wewntrz-zmiennej perspektywy, narodziny i mier s ju
"zdarzeniem" meta-fizycznym, poza-fizycznym, s zakresem, ktrego
w badaniu-istnieniu nie ma. I nie moe by. - Bo kiedy jestem, nie
ma mierci, kiedy jest mier, to mnie nie ma.
Mwic inaczej dla takiego "leccego" do brzegu obserwatora, w
jego obserwacji i doznaniach, to, co uznaje za swoje istnienie, to
jest proces nie-skoczony, si nie koczy.
Zmiana, ktra oznacza istnienie, dla obserwatora si nie koczy.
Dobrze, ale przecie byt wiadomy swojego istnienia oraz wiata na
okoo, taki kto wie, e "za chwilk" dziejow si skoczy e w
ramach tego wszystkiego "ciut" wczeniej si pojawi, troch moe
si zabawi obserwacj i uczestniczeniem, jednak za kolejn chwil
osignie cel, "wbije" si w tarcz. Sprzeczno? Skd taka wiedza?
Drugi punkt obserwacyjny to wiedza obserwatora umieszczonego na
zewntrz w stosunku do postrzeganej-doznawanej zmiany, to ujcie w
innym ukadzie odniesienia.
Co postrzega i ustala obserwator umieszczony na zewntrz wobec tu
analizowanego "lotu strzay"? Widzi pocztek, rodek i koniec w
caoci wyznacza zakres, ktry dookrela pierwszego obserwatora. A
wic ustala, e proces trwa tyle a tyle, na takim a takim odcinku
- i e ju go nie ma. Trwao chwilk i si skoczyo.
Istotne, ten sam proces, ktry dla pierwszego bytu jest zdarzeniem
nie-skoczonym, dla drugiego to zdarzenie mgnieniowe, "strzaa" w
tarczy znalaza si byskawicznie, to "iskierka", ktra rozbysa
i zgasa. Zalenie od umieszczenia punktu obserwacji i zalenie od
ukadu odniesienia, ten sam fakt jawi si raz jako nieskoczony, a
raz jako skoczony. I nie ma midzy tymi ujciami sprzecznoci. I
oba musz by uwzgldnione, jeeli chc opisa zjawisko.
Nie jeden punkt obserwacji, ale zawsze dwa, to jest warunek opisu
i poprawnego zrozumienia.
Tak naprawd kady obserwator, a wiadomy w szczeglnoci, to s
dwa ujcia, dwa punkty rejestracji wewntrzny i zewntrzny, i to
jako konieczno.
Bo skd obserwator-uczestnik zmiany wie, e si skoczy? Postrzega
w otoczeniu inne byty, innych obserwatorw-uczestnikw zmiany, ma
wiedz, e s to byty jako do niego podobne, postrzega powstanie
takiej innej zmiany, rejestruje jej yciowe perypetie i ustala w
pewnej chwili jej koniec. I na tej podstawie, jako obserwator-byt
195

zewntrzny, zwrotnie wyciga wniosek, e sam, jako podobny, take


si skoczy. Tylko e to jest dziaanie spoza-zmiany, to zawsze i
wycznie hipoteza, ktrej nigdy nie zweryfikuje. Praktycznie jest
pewien, e czeka go kres ("cel"), wszystko na to wskazuje, jednak
osobicie nie ustali, e ju nie istnieje - to domena wycznie i
tylko innego obserwatora. To zakres meta-fizyczny.
Kiedy opisuj zmian i uczestnicz w niej, jestem fizykiem kiedy
opis dotyczy innej zmiany, zewntrznej wobec mnie, jestem logikiem
i filozofem. Realnie tym i tym, niekiedy nie zdajc sobie sprawy,
e zmieniam punkt obserwacji. e prowadzi to do nieporozumie, e
skutkuje bdnym ujciem? C, prawda.
Jak powysze ma si do wszechwiata? Wprost i detalicznie.
Przecie, jako fizyk, jestem obserwatorem-uczestnikiem zachodzcej
zmiany i na zawsze, na zawsze si w niej bd zawiera. Przecie
nie ma adnej szansy wydoby si z ciaa, z wszechwiata, z fizyki
jako takiej zmiana w trakcie zachodzenia to ja. - Wobec bytw mi
bliskich mog ustawi si na pozycji zewntrznej i wynik "pomiaru"
przenie, przeskalowa na siebie, wobec "wszechwiata" nigdy tego
nie przeprowadz, nigdy poza ten eksperyment nie wyjd (nawet si
znajdujc poza wszechwiatem w nim si zawieram). Ale czy skazuje
to mnie na wieczyst niewiedz? Ale skd!
I pytanie: dlaczego? Bo mog ustali, a raczej zbudowa hipotez w
stosunku do obserwowanej zmiany. Fizycznie nigdy si nie znajd w
obszarze zewntrznym ale logicznie (filozoficznie) to adna tam
trudno, bya po wielokro przeprowadzana. A, tak po prawdzie, to
kady byt tak czyni, kiedy ustala hierarchi w tym wszystkim. - A
czyni to, eby mu si zgadzao, od najmniejszego po najwiksze; to
po prostu yciowa konieczno, trzeba si jako w tym chaosie i na
bieco rozezna, eby nie pobdzi.
Czyli, eby stwierdzi, czy wszechwiat jest skoczony, czy nie
wystarczy ustali regu, rytm zmiany, ktra odpowiada za to, co w
okolicy mog zaobserwowa. Proste.
Przy czym, odpowiadajc wprost na wstpnie sygnalizowane dylematy
trzeba powiedzie, e obie moliwoci s stwierdzeniem poprawnym:
jest wszechwiat nie-skoczonym i skoczonym, i to jednoczenie. W
mojej wewntrznej obserwacji musz go okreli jako proces, ktry
si nie zacz i nie skoczy ale w ujciu zewntrznym, poniewa
jest w nim zmiana, musz opisa go jako fakt z brzegami. Czyli e
jego kres "za moment" nastanie. Ja tego nie doczekam, ale w skali
kosmicznej nieskoczonoci to rzeczywicie bdzie za moment.
A co dalej? Skoro wszechwiat to stan-obiekt skoczony, to co jest
w dalszym "zakresie"?
A, to ju bajka z innego rozdziau. I na inn okazj.

196

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 4.9 - NIC, fundament.
Ja tam, wiecie, z nauk obeznany jestem, raz nawet takiego jednego
profesora telewizyjnego widziaem. Nie, nie zagadaem, daleko by,
ale widziaem, potwierdzam. - Dla mnie, znacie mnie, nie ma tematw
zbdnych, yciowo pokrconych, takich do schowania, bo nie wiadomo
jak je podej. Nic z tego, wiecie, jak si czego chwyc, to tak w
cao pjd, do ostatniego.
No i niedawno tak mi przyszo, czujecie. Pno byo, do nocnego to
nie ma co i, bo zanim czowiek obrci, to wytrzewieje. Wic si
do babci wybraem - tak po znajomoci pogada chciaem.
Pukam, co si ruszyo, drzwi otworzya. Pytam grzecznie, ale sysz,
e nie ma, e zero, e nic. Sami rozumiecie, godzina ciemna, w duszy
tak cinie, e jasna i ciasna, a tu czowiek potrzebujcy syszy, e
w caoci nic i nic. Ech.
Nie powiem, nerwy mi si nieco napiy, odsuwam wic babci na kilka
metrw od drzwi i sprawdzam. Sprawdzam - i wychodzi, e faktycznie
nigdzie nic. Zajrz tu i w miejsce wiadome - i w kadym zaktku nic.
Takie zupene, wyschnite na wir nic. A si od tego nic czowiekowi
w jestestwie przewraca. eby to.
Co byo robi, czujecie, wracam do siebie i si w cian wpatruj,
bo co mi pozostao, prawda? Czowieka a tak - tak, rozumiecie, e
si skrcam - czujecie? A tu godzina jeszcze nie kowa, jeszcze w
mzgowiu myli si pdem snuj z tej na drug stron - sowem, si
dla ukojenia czym musiaem zainteresowa. Nie dao si inaczej. A
czym po nocy czowiek spragniony moe si zaj, pomylcie. - Tak i
nie inaczej, takim "niczym" trzeba si byo zaj.
NIC zaczem przenika - w temat ostateczny, mona powiedzie, si
wgryzem. Bo co byo robi, sami rozumiecie.
A te "nic", wiecie, to sprawa zakrcona, tematycznie niezwyczajna.
Sowem, wpatrywaem si w to cienne nic i a mnie dreszcze takie,
rozumiecie, przenikay do ostatniej komrki - kropelki potne sobie
wyhodowaem w tym przenikaniu mylowym.
Bo to, widzicie, widzi czowiek pustk nacienn - a przecie to po
adnemu pustka nie jest. W takim to zakamarku wiata, na albo w tej
ciennej paskoci, to a si gotuje, a skwierczy od zjawisk; to z
tej w tamt stron si przesuwa, przerzuca, gsto i rnie ukada w
tym swoim szalonym przeksztacaniu.
Tak, nie zerkajcie wy na mnie tak dziwnie - to prawda. Przecie to
ciana, powiecie, przecie to pustka wizyjna, tu nic si nie dzieje
- moe ta pajczyna sobie gdzie powiewa, powiecie. A to prawd nie
jest i jeszcze bardziej nie jest. To mnogo ycia si wszelakiego tu
i wszdzie kotuje, wzajemnie w pragnieniu zjada, zasadzki na siebie
szykuje. - Sowem, rozumiecie, to a drga w tej swojej warstwie, to
si cigle i nieustannie w ewolucyjnym pdzie przepoczwarza. Jak t
197

pustk na cianie zgbi jakim tam przyrzdem powikszajcym, to


si cae i jeszcze wiksze rodowisko pokae, tu adnej pustki nie
ma i nigdy nie byo, tu adnego nawet tyci wolnego kawaka si nie
znajdzie. A to si naocznie niby takie puste prezentuje, widzicie.
Tylko e, rozumiecie, ten yciowy zakres to jedynie powierzchnia i
najmniej wane zagadnienie, nicoci prawdziwej mocno w dole trzeba
szuka - i to bardzo mocno w dole.
Sidzie sobie jaki fizyk czy inny eksperymentator zapalony w swej
naukowoci, no i powie, e on tego niczego dojdzie. A figa z makiem
pasternakiem, nie dojdzie. Wypompuje, dajmy na to, cae powietrze
z rurki czy baki, i co, pustki si dopracowa - to ssanie tak si
w czelu wiata wessao, co? A nie, to tak nie idzie. Niby rurka
z powietrza wyczyszczona, ostatni atom odessany, a w rodku cao
widoczna doskonale - szczegy mona bezproblemowo sobie oglda i
podziwia tykanie zegarka.
Co w tym dziwacznego, spytacie, wida to wida, jego tam ma. I tu
wy si mylicie. To, e wida, to informacj ze sob cignie, tak z
wanych. - e, rozumiecie, nawet cakowicie z atomw odessane ma w
sobie jeszcze co, co te wizyjne obrazki przenosi. e pustka - ale
nie pustka - e atomowe pustkowie, ale nie pustkowie, rozumiecie?
I jest zagwozdka, taka interpretacyjna, taka mylowa. Skoro pustka
i nico, to co tam siedzi i pokazywanie umoliwia - no, co?
Powiecie, e trzeba dalej zasysanie przeprowadza, podczy jak
tam pompk, czy metod usta usta - i e wycign to, co tam siedzi,
i to widzenie zniknie.
I tu was, koledzy, w zawstydzenie mylowe wprowadz, to zupenie w
sobie niemoliwe. A tak, koledzy, niemoliwe. Co by tam nie robi,
co by nie zasysa jak tam metodologi, nie da si, absolutnie nie
wycignie si tego czego, co ewidentnie tam si lokuje, nijak nie
da si wyprowadzi takiego z rzeczywistoci, rozumiecie?
Powiecie, e to taka nasza ludzka i przyrzdowa uomno, e jakby
tak i tam gdzie - to, e si da. A nie, nie da si, koledzy. Ani w
tym tu miejscu, ani w adnym innym punkcie wszechwiatowej zmiany
i ewolucyjnej zawieruchy energetycznej. Nie da si, wszdzie si w
tym wszystkim taka jaka faszywa pustka urzeczywistnia i nasz t
rzeczywisto nadprogow warunkuje.
I co? Co uwaacie? Jak wida w waszym mniemaniu taki pusty-niepusty
i nicociowy dziw?
Powiecie, e to zapewne co by musi, e inne fizyka wyklucza, a ju
rozumno w szczeglnoci - e skoro si dzieje, to znaczy, e nie
zero pustki, ale e fakt fizycznie namacalny to jest. I generalnie
wy bdziecie mieli racje, koledzy, to musi by jakie co. Przecie
pustka w sobie czy na sobie niczego nie przenosi, niczego si zero
w sobie nie dopracuje - pustota to pustota.
Ale skoro jest, to jest. A to dalej oznacza, e musi namierzalne i
badalne by. - Niby musi, a nie jest, koledzy, adnym sposobem si
w badaniu nie pokazuje. I co?
Wy w takiej to chwili powiecie, e skoro tego zmierzy adnym si
198

sposobem nie daje - to co to oznacza. I jest, trafiony, zatopiony.


Tak to idzie, koledzy. To mwi, e jest poziom wiata, ktrego si
fizycznie i przyrzdami zbada nie da, e to niemoliwe. Ale nie z
jakiej takiej tam pokrtnej faktografii to wywodzc, e dziwaczne
i nieobyczajne logicznie - ale dlatego, koledzy, e tego eksperyment
sign nie moe. e jest granica dla fizyka w badaniu wiata, e
jest najmniejsze z najmniejszych, ktre jeszcze moe tkn swoimi
patrzakami - ale to nie oznacza, e to ju logicznie najmniejsze z
najmniejszych, rozumiecie? Fizyk swoje bada i bada, jednak dochodzi
granicy, ktrej nie przeskoczy. Bo skadniki niej lece przyrzd
jego buduj - w taki, dajmy na to, foton si skadaj. Fizyk foton
wykorzystuje, ale skadowych tej zbiorowoci nie signie. Korzysta
z fotonowego faktu, jako jedynki poznania, tylko e ta jedynka si
kadorazowo buduje - i buduje duo szybciej od tego, co fizyk moe
w swoim pomiarze pozyska.
Zapatrzy si taki fizyk w dal, gwiazd dalek sobie podejrzy w jej
yciu intymnie zaprzeszym, niby nic w tym ciekawego, bana kadej
istocie patrzakowej dostpny. A nie, widzicie, to podpowiada, e w
kadym kierunku wszechwiatowej pustki si co znajduje, e to jeno
w naszym fizycznym widzeniu pustka, a rzeczywisto jest taka, e to
zapenione do ostatniego punktu. e wida pustk - a to ciana. To
zapeniona po brzegi zmienna energetycznie rzeczywisto.
I e si w tej rzeczywistoci wszystko miesza - i e jest graniczna
warto prdkoci przemieszczania si.
Powiecie na to, e to moe i ciekawe, ale co to do wiecznoci? Co po
tej informacji, to takie odlege - i w ogle.
A z tego, widzicie, istota zrozumienia wiata pynie - oraz pustki.
Jaka, spytacie. A taka, e to to, e to, co niewidoczne, e takie
jest najwaniejsze w zrozumieniu wszechwiata. Jeszcze nie pustki,
to w kolejnym kroku przyjdzie si zrobi, ale wszechwiata. Skoro
to wszystko zapenione po ostatnie miejsce, to znaczy, e widoczne
jako tam fizycznym przyrzdem, e tylko wystajce z otchani nad
powierzchni byle jakie co - e to czubek gry, ktrej wikszo
znajduje si podprogowo, poniej linii widocznoci. - My sobie jak
cian atomow widzimy, co badamy, jaki element uznajemy za fakt
i jednostk, a to, widzicie, tylko czubek gry lodowej, podstaw i
fundamentem siga tej faszywej pustki, z niej wystaje. A te e to
ta faszywa pustka, jak dobrze policzy, to wikszo z caoci, e
widocznego tylko cztery procenty, a reszta ciemna i nieobeznana po
detalach. Rozumiecie?
Taki fizyk powie sobie, e atom, e takie co na ten przykad, e to
rozciga si od tego miejsca do tego - i e dalej to ju co innego
i niepowizanego. I prawda, on w swoim badaniu jest w prawie, w jego
pomiarze chodzi o ten atomowy drobiazg, wszystko piknie, naukowo to
si zgadza. Tylko e, koledzy, to fasz, w takim badaniu po caoci
fasz si gromadzi.
Zgoda, fizyk niczego wicej nie moe w swoim dziaaniu zdyba - ale
logicznie to dalece nie wszystko. Dalece nie wszystko. To wyrnienie
ma sens, jednak w to, w otoczenie musi by odniesione. Po to, eby
mona to byo przewietli, a w kroku nastpnym zrozumie. Wszak taki
"atom" to niby cao, ale bez dopenienia w postaci ta i podpoziomu
199

procesw, bez tego zupenie nie wiadomo z czego wynika oraz dlaczego
tak. Fizyk wyrnia "obiekt" do badania, ale to niewielka czstka z
faktycznej caoci - fizyk widzi kawaek, a reszt uznaje za pustk
i odrbno wobec wyrnionego, tylko e wanie owo odrzucone jest
warunkiem istnienia faktu. "Pustka" jest dopenieniem - absolutnie
koniecznym dopenieniem do obserwowanego.
To nie pustka, nawet i nie faszywa pustka - to gwny i zasadniczy
element rozumowania. Trzeba zmieni punkt widzenia. To, co widoczne,
uzna za dodatek, za "fenomen" - a gwn tre badania przenie na
to, co wydaje si nieistotne, dopeniajce - na to. Czyli na pustk.
Bo to pustka, NIC jest "faktem" najwaniejszym w tym wszystkim.
To pustka, koledzy, jest w centrum zrozumienia wiata.
Powiecie, e odlot, e mnie ponioso - e to przecie "co" jest w
tym wszystkim najwaniejsze i e przyroda nie znosi prni. Take
si w argument zaopatrzycie, e to najdziwniejsze jest, e owo co
istnieje - bo niczego dziwnego nie ma w takim obrazku, e jedynie
jest pustka. Sowem, dla was znw to, co wida, to, co jest - czyli
"co" - to okazuje si najwaniejsze. I znw popeniacie zasadniczy,
na najbardziej fundamentalnym poziomie analizy bd. Dla was dziwne
i niepojte, a do granic rozumnoci, a nawet poza rozumno, jest
istnienie w wiecie "co" - bo co to wszystko, co mona dotkn i
z czego si skadamy.
A ja wam, koledzy, mwi na koniec, e to najbardziej zasadniczy z
bdw, jaki popeniacie - e nie banalne "co" jest wane, tak do
fundamentw wane, ale to pogardzane przez was "NIC". To pustka w
tym wszystkim Kosmicznym jest najwaniejsza, to na pustce wszystko
stoi i w pustce si dzieje, koledzy. Rozumiecie?
Fakt i prawda, "CO" wesp z "NIC" skada si na Kosmos, ruch co
w nieskoczonej pustce jest warunkiem tworzenia si wszystkiego ale to nie o tym teraz mowa, tu chodzi o zasadniczy fakt logiczny,
o graniczny zakres pojmowania. I na tym dnie wszystkiego to "NIC",
to pustka jest najwaniejsza - to znajduje si w centrum dowodu na
rzeczywisto.
Nie "CO", ale "NIC" jest sednem.
Powiecie, e nie tak, e si myl, e CO jest gwne. - Ot nie,
koledzy, ot nie.
Ostateczn granic logiki s "CO" i "NIC", oraz ruch. Prawda? No,
prawda. Dalej posun si w analizowaniu wszystkiego nie sposb, i
to nigdy. Jeden i zero, energia i prnia, co i nic, to pojcia z
samego dna - albo gry, jak kto woli. Tylko, widzicie, "CO", wic
Fizycznie namacalny stan, to mona podzieli, pokawakowa, jakie
"jedynki" w tym wyznaczy - ale "NIC" jest jedno i jedyne. I nie ma
kresu - "NIC" jest nieskoczone z samej swojej nicoci. CO moe mie
rne stany zbiegnicia, moe by rnie ciskane - wszechwiat albo
atom, jak kto lubi; to stan skupienia wyznacza zbir i to jak taki
zbir mona postrzega. Ale "niczego" adnym sposobem si nie uchwyci
- cho jest absolutnie koniecznym dopenieniem dla rozumu w analizie
rzeczywistoci. Bez zera nie ma matematyki, bez NIC nie ma Kosmosu i
ewolucji na kadym poziomie - NIC to fundament w myleniu, ktrego
adnym innym nie mona zastpi.
200

Ale nie tylko na tym zasadza si gwna wano NIC, to dopiero do


wanego wstp.
Ot, podejdzie do was jaki osobnik, ktry co tam sobie yciowo na
temat wiata wyznaje, jego przyrodzone prawo. No i on wam dowodzi,
e jest jeszcze co ponad, jego prawo. - I jak takiemu wyjani, e
to wszystko Fizyka, e policzalne i zrozumiae - jak? A tak, e da
mu do przemylenia ze sob zagadnienie: jak dalej co wcisn, dalej
ni nieskoczono. Albo, to dla mocno zatwardziaych w dowodzeniu
wyszoci czego-tam nad Fizyk, niech powiedz, co zamiast NIC, co
w rozumowaniu umieci zamiast nicoci.
CO, wiadomo, zanegowa prosto, i od zawsze to byo robione. Prosto
i atwo si to robi w pomyliwaniu, bo przecie logicznie w zapasie
jest to wielce usune NIC. Wic mona sobie tam mwi, e odejmujc
CO z rzeczywistoci - e na kocu bdzie NIC. I jest peny komfort
w analizie, i cao si piknie komponuje.
Ale jak odrzuci NIC, to co zostaje? Jak zanegowa NIC?
Nie, koledzy, to nie zabawa pojciami. To nie logiczne igraszki ku
uciesze szarych komrek pn nocn por i z rozumem na godzie to fundament zagadnienia.
Jeeli sprbowa, a to przecie mona zrobi, sprbowa zanegowa
NIC, to co bdzie? - Przecie w takim dziaaniu neguje si logik w
caoci, wszelkie sposoby postpowania, ktre wyznaczaj to, jak w
wiecie si poruszamy i jak o nim mylimy. CO, powtarzam, mona w
przypywie zego humoru wyrzuci, cho przy okazji swoje istnienie
te si neguje - ale NIC pozostaje ostatecznym "faktem" analizy, i
adnym ju sposobem nie poddaje si usuniciu.
Opok, fundamentem w logicznym pojmowaniu rzeczywistoci, czyli Tego
Wszystkiego, okazuje si NIC, nico - tego ruszy z posad ju nie
mona. NIC to ostateczny punkt oparcia do poruszenia caoci. A do
nieskoczonoci i po wieczno.
Co, koledzy, cechuje, znakuje prost? Oczywicie zero, czyli nic.
A czym jest to zero, a raczej kim? Oczywicie. To my - kady z nas
to takie zero w/na tej prostej. To, co byo wczeniej, to "minus" z
przeszoci, a "plus" to przyszo. To nasza pozycja definiuje t
prost - nasz jako zbiorowoci, ale i nasz jako jednostki. I to
nasze mylenie dookrela t prost - to nasze "zerowe mylenie" i
nasze na pustce oparte dziaanie charakteryzuje wszystko. Nie ma w
wiecie innego tak istotnego miejsca.
Tak, my to mylca pustka - my to mylce zero. - Jednostki tworz
fakty, ale to zera tworz histori.

201

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 5.1 Jak rozlegy jest Kosmos?
Gupie pytanie - oczywicie, e nieskoczenie.
Ja tam pojmuj, e s byty w sobie ograniczone, e spojrzy taki za
okno, a nawet w siebie (jak ma czas na takie fanaberie) - i powie w
swojej pysze, wniosek z tego ogldania wycigajc, e wszystko jest
skoczone. e si zaczyna, dorasta po trudach i mce, a pniej na
kanapie zasiada i rce rozkada. A na koniec si koczy. Czyli musi
wszelkie by skoczone.
Ja tam rozumiem tak yciow postaw, nawet doceniam i wyceniam
ale nie przeceniam.
Wiadomo, po horyzont wszystko sobie pynie czasem i przestrzeni,
wszystko si zmienia, siwieje, wosy wypadaj - a w ogle wiatowy
zakres mao przyjemny w odczuwaniu. Wic z tego mona wyprowadzi
poprawne wnioskowanie, e i ten tutejszy wiat si skoczy. On si
kiedy tam zacz, podobno nawet jajogowi dat tego pocztku byli
ustalili, ale te i przez to si skoczy.
To wiadomo, to jasne w tym taka zasadnicza fizycznie mdro si
przejawia.
Tylko e, to te wiadomo, jak co si zaczyna i si koczy, to tak
w sobie samym przecie to si nie dzieje. Niby po horyzont wida i z
grubsza wiadomo, co to jest, nawet cae cztery procent ju zostao
poznane i opisane, ale co jest "dalej" - nie wiadomo, co si w tym
dalej kryje - nie wiadomo, jak to daleko si rozciga nie wiadomo.
Wiadomo, e jest tutejsze i e si w sobie rozciga, e wszystko si
od wszystkiego oddala, i to w pdzie narastajcym.
Czyli aktualno w sobie puchnie, cinienie wewntrzne w sferze nie
spada, a oglnie stabilizacja panuje i y pozwala. Cho zawierucha
w tym spora - i po wszystkiemu ona idzie.
C, moe i tak. Ale ja tam w takie proste tumaczenia nie wierz dla mnie to nacigane, dla mnie to tumaczenie na si, eby si w
obrazku zmieci. Skrawek tu doda, tam uci przeszkadzajce, no
i cao mona pokaza. e atka na atce, e umysowo liniowa i
przyczynowo-skutkowa si w sobie skrca - c, nie dorosa do tej
wizyjnej hipotezy - matematycznego wzoru i gbi analizy nie siga
w swoim naturalnym zdrowym rozsdku. To dalsze i gbsze, fizyczni
powiadaj, to takowe nietutejsze, w sobie dziwaczne, rozumowi mocno
zaprzeczajce, a poza tym nieoznaczone i skryte.
I w ogle nie ma co si stara takiego zrozumie, bo to rozdygotane
statystycznie, wic nieprzewidywalne z samej swojej zasady.
Ja tam - powtarzam - w takie banalnie skomplikowane tumaczenie nie
zamierzam si wmyla, niech to dni przygd czyni, ja tam tylko
w prostot mog si zapatrzy.
Bo czy moe to inaczej i? Czy tutejsza skoczono to ju bdzie
wszystko? Tak na zawsze - i to na takie logiczne "zawsze" - takie
202

z gbi rozumnoci pynce, niczego i nigdzie wicej? To powanie


i fundamentalnie warto przedyskutowa, nawet samemu ze sob.
Jedno jest pewne: tutejszy wszechwiat jest skoczony. Zacz si i
puchnie, wic musowo si skoczy. Tylko nie o to chodzi. W pytaniu
jest odniesienie do Kosmosu a ten jest nieskoczony.
I o to wanie tu chodzi. O rozrnienie na zakres fizyczny tego i
tylko tego wiata, czyli to wszystko, co jako widoczne przyrzdem
i poznawalne oraz na zakres logiczny, na wszystko w bezkresie i w
wiecznoci.
Sedno pytania zawiera si w tym i wynika z tego, e nie zostao do
tej pory przeprowadzone rozdzielenie poj "kosmos" i "wszechwiat"
- e s to terminy stosowane wymiennie. A to nie to samo, zasadniczo
nie to samo.
Wszechwiat to nie Kosmos.
Ot, jeeli opis poprowadzi tak - a z pozycji wewntrznej zrobi
tego inaczej nie mona, przecie do obserwacji teraz i zawsze jest
tylko ten egzemplarz wiata ot, jeeli opisywa to jako proces
nieskoczony, bo tak podpowiadaj wzory oraz logika, to wszechwiat
jest sam dla siebie i wszelkie tu obecne te jest samo dla siebie.
A poniewa w gabarytach si rozciga - a co wicej, bez widocznego
uszczerbku w stanie wewntrznym - to musi si to dzia w owym bycie
nieskoczonym i jedynym.
Taki wniosek, e wszechwiat jest jeden i jedyny, podbudowuje fakt
skoczonego obszaru postrzegania (tu: fizycznie dostpny do pomiaru
zakres), ktry realnie nigdy dla obserwatora si nie powikszy. Ale
przecie to nie oznacza, e to rzeczywicie ju wszystko. - I jest
zagwozdka.
Z logiki i filozofii wynikajcy bezkres zderza si tutaj z ujciem
fizycznym, z wszelkimi ustaleniami, ktrych nie tylko, e nie mona
ale ktrych podway si nie da, bo to namacalny fakt i konkret
wielorako sprawdzony.
Z jednej strony jest ustalenie, e skoczy to si nie moe (bo jak
jedno-jedyno moe si skoczy?), jednak z drugiej jest pewnik,
e si skoczy, i to nieodlegle z jednej strony jest rozszerzanie,
a z drugiej samoistno tutejszego wiata. I trzeba to pogodzi.
Efekt? C, skutkuje to wszystkimi rozpowszechnianymi ujciami, w
ktrych wszechwiat rozpada si do nieskoczonoci - wszelakie si
od wszelakiego oddala sowem, smutek spenionych przepowiedni i
hipotez snuje si ekranowo i straszy.
Co tu duo gada bzdura.
A wynika to z prostego, ale trudnego do korekty z pozycji wewntrz
i zawierania si w zmianie korekty pogldu, e wszechwiat to nie
kosmos. Niby proste, a niewykonalne dla fizyka. Bo jak biedaczek ma
podzieli co, co w jego opisie jest wszystkim? No, nie sposb. To
jedno i jedyno, wic niepodzielne. Kosmos i wszechwiat w tym
spojrzeniu to jedno, i to nieskoczona. Niby fizycznie prezentuje
si jako skoczony - ale jest jeszcze logika i wzory, a tu wieczny
i bezkresny kosmos wyazi z kadego kta.
I jest zmieszanie - i jest zamieszanie i jest nieporozumienie.
203

A wystarczy te pojcia rozdzieli, wyznaczy zakres wystpowania i


dziaania "wszechwiata" i zakres "kosmosu". Do pierwszego odnie
wszystko zmienne, a przez to skoczone do drugiego logiczne oraz
stae, nieskoczone i wieczne. I kopot z gowy.
Jak to zrobi? Na bazie fizyki przej do Fizyki. Proste? Proste.
Bez dwu zda, to rzeczywicie jest banalnie proste, przecie tutaj
istniejce w adnym przypadku nie moe by sprzeczne z bezkresem i
jego waciwociami bo by nie zaistniao. To punkt pierwszy tej
analizy.
A skoro tutejsze jest pochodne tamtego i dalszego, to musi w sobie
zawiera rytm zmiany, ktra jest zawsze oraz wszdzie. - A to dalej
oznacza, e wszelkie tu obserwowane i wyznaczane dokonuje si tak,
jak wszelakie.
A to znw oznacza, e wystarczy pilnie i dokadnie obserwowa, co tu
si dzieje, eby wyznaczy zasad zmian wszelkich.
I co z tego wynika? e wszechwiat zmienia si tak, e mona opisa
go z zewntrz. To punkt drugi analizy.
Pozostajc wewntrznie w ukadzie, ktrego wszak nigdy realnie si
nie opuci, ale w oparciu o wypracowane reguy zmiany, mona opisa
i zdefiniowa proces tak, jakby si to ogldao z zewntrz. I tym
samym wyznaczy pocztek, rodek, ale take koniec tego tutejszego
wsplnego domu. Proste? Proste.
Czyli, jeeli wszelkie tutejsze procesy - jako rozrnialne w tle
(co by tym tem nie byo, chodzi o punkt odniesienia) struktury tak
si zmieniaj, e po przekroczeniu pewnego poziomu w tym tle wiata
zanikaj to na tej podstawie, jako zasadzie, mona powiedzie w
przypadku wszechwiata, e rwnie i taka struktura w swoim tle si
rozpada i zanika.
Jeeli kada zmienna forma ewolucyjna tylko do pewnego punktu jest
stabilna, jeeli tylko w pewnym zakresie posiada ostro w rodowisku
wyznaczon granic (nawet jeeli ta granica w logicznym ujciu adn
oczywistoci nie jest) to taka konstrukcja ("po jakim czasie")
zanika i degraduje si do jednostek skadowych - czyli do jednostek
ta.
Mwic inaczej, fizyczny konkret traci brzegowo elementy, a kiedy
brak si podtrzymujcych, definitywnie si rozpada. A przeduenie
toru elementw tworzcych, w ujciu logicznym, biegnie w bezkresn
wieczno. - Na brzegu ewolucji (to, co za brzeg uznaj) jest ostatni
wsplny stan oznaczajcy ten fakt, wwczas jednostki tworzce s w
takim oddaleniu od siebie, e element od elementu jest oddalony na
jednostk (kwant).
I jest to ostatnia czna z konstrukcj warstwa. Dalej jest rozpad
i oddalanie si. Ju faktycznie do nieskoczonoci.
Tak zobrazowany i opisany przebieg ewolucyjnej zmiany, co by ni nie
byo - to odnosi si do wszelkich faktw. Jest okresowy konkret (w
postaci "zbrylenia", zaptlenia elementw tworzcych w jednostk)
204

- jest granica, czyli warstwa czna oraz wyznaczajca zakres tego


faktu w tle (i wobec ta) - a "poza" jest owo to, zbiorowisko ju
do niczego redukowalnych jedynek czego.
A co najwaniejsze w tym ujciu, e bez ta nie ma ani faktu, wszak z
elementw ta si buduje (to s "cegieki" tworzce), ale rwnie i
nie ma obserwacji owego zdarzenia - poniewa jedynie (wycznie) w
odniesieniu do ta taka obserwacja moe zaj. Kiedy nie ma punktu
odniesienia, nie ma aktu postrzegania - kiedy nie ma moliwoci do
porwnania, nie ma wiedzy, e co istnieje.
I wanie tak to si realizuje w ostatniej warstwie wszechwiata
i tak musi si to realizowa.
Czyli kwant po kwancie, warstwa po warstwie ukad, ewolucja nazwana
"wszechwiatem" (lokalny stan w Kosmosie) - traci zasoby. Kiedy to
si zbiegao w t form pod naciskiem zewntrznym, aktualnie si w
nieskoczono Kosmosu rozpada. Rozpada w/do ta Kosmosu. I nigdy tu
nie wrci. Nigdy.
Proste? Proste.
Ale eby to si mogo tak do tej bezkresnoci oddala - to musi ona
by. To rwnie jest proste (i oczywiste).
Tutaj si zmienia i zanika, jednak eby to mogo tak zachodzi, to
musi by tor ("przestrze"), w ktrej to moe si dzia. Czyli musi
by Kosmos musi by to i dopenienie do tutejszego zakresu. To
z maksymalnie ju prostymi elementami, z zerem i jedynk, NIC i CO.
I w wiecznym ruchu w ramach nieskoczonoci.
eby tutejsza skoczono moga zaistnie i si chwilowo zmienia,
musi by zewntrzny do niej nieskoczony Kosmos - to konieczno.
To Fizyczna (filozoficzna) konieczno.
Jeeli nie wprowadz podziau na tutejszy, wic lokalny tym samym w
bezkresie wszechwiat - oraz na Kosmos, to nigdy (nigdy) z dylematw
i paradoksw si nie wyplcz, na zawsze pozostan winiem fizyki
i zmieszanej z ni logiki. I koniec.
eby skorzysta z podpowiedzi, ktrej udzielaj wzory, nie naley
rezygnowa z rozlicznych, a te koniecznych symboli nieskoczonoci
- tylko naley je przenie o jeden poziom wyej, do Kosmosu. Po co
wyrzuca skadnik, skoro na dalszej drodze przyda si znakomicie.
Ale jeeli tego nie zrobi i si upieram przy "wszechwiecie", jest
zmieszanie. I koniec.
Wyjcie jest oczywiste i jedyne: bezkres, nieskoczono elementw,
wieczny ruch - i jedno reguy.
Nic wicej, nic mniej.
Pytanie wstpne dlatego prezentuje si jako nieprzemylane - wrcz
gupie - poniewa wszechwiat bez dopeniajcej go nieskoczonoci
jawi si jako niemoliwy. Lokalna zmienno dlatego moe wytworzy
poszczeglne fakty, e caociowy ukad powsta, przeksztaca si
i zaniknie w ramach, ktre ju zmiennoci nie podlegaj. Jeeli nie
wprowadz w hierarchi zmian granicy, mam cig nieskoczony - i tym
205

samym niemono wyjanienia. Kiedy traktuj tutejsze za wszystko,


za jednostk i jedyno - to ustalane relacje i zwizki rwnie s
zakotwiczone w nieskoczonoci, wic tworz logiczn amigwk bez
rozwizania.
Kiedy (wszech)wiat opisywa bez ta, obserwacja ulega fiksacji na
wyrnionym, za reszta, przecie ta najwaniejsza - to znika z pola
widzenia. Std problemy.
Do dugo, do pewnego momentu to poznawcza konieczno. Analiza i
postrzeganie wyodrbnia bardziej oczywiste, jaskrawsze - zmysowo i
przyrzdowo wyrane w ksztacie i skupieniu. Ale przychodzi moment
na powiedzenie i na uzmysowienie sobie, e widoczne to daleko nie
wszystko e to dopeniajce i pomijane wczeniej to jest tutaj
elementem co najmniej rwnorzdnym, a w logicznym ujciu staje si
wrcz najwaniejsze. Jeeli takiego przewartociowania nie dokonam
polegn.
Wszechwiat bez ta nie istnieje. A Kosmos jest tem bezkresnym.

206

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 5.2 Dostawka do umysu.
Czowiek to brzmi krtko. Wiadomo.
Znacie mnie, wynalazczy jestem, yciowo generalnie zaradny, koniec
z drugim kocem zasadniczo udaje mi si zwiza. - Cho, tak prawd
mwic, to rnie bywa. Sami wiecie, jak to jest. Czasami czowiek
musi si solidnie rozumem nawygina, eby te koce chciay si na
jako tak zbieno uoy. Sami wiecie.
Ale ja nie o alach serdecznych chciaem, tak jako mi to pocztkowe
zdanie sowne wylazo, ycie oglnikiem cikie - tematyk znacie.
Acz czasami swoje barwy rwnie pokazuje, kalejdoskopem wrae si
w czeczynie odbija, podziwia pozwala i zmysami na wszelki sposb
mona to odebra... ech, sami pojmujecie.
Tylko e tak czeka niekiedy najdzie, tak si na to wszystko gboko
zapatrzy i uczuciem ogarnie, e, sami rozumiecie, al mu si robi,
jak pomyli, e to za jak tam chwilk si finalnie skoczy i ju
uczu si do niczego i nikogo nie bdzie wysyao. - Przykre to, nie
ma co. Sami dowiadczacie.
No i mnie, nie ma co ukrywa, takie generalnie pomyliwanie naszo
byo - tak, rozumiecie, filozoficznie mnie si zrobio. Na duszy i
w ogle tak si uoyo, e ho-ho. A mnie samego to poruszyo, a
sam si temu zadziwiem. - C, s tematyczne sprawy na wiecie, co
to i normalnym mog si ukaza.
Bo trzeba wam wiedzie, e tak na co dzie takim czym oraz podobnym
to si nie zajmuj, graniczne zainteresowania to nie ja, moja dziaka
to materialna realno pospolita, podobnie uyteczna i zarobkowa. Sami rozumiecie, y trzeba czyli taki koniec z kocem... Prawda,
mwiem.
Wic mnie w w czas - a niedawno to byo - tak wanie grnomylnie
byo porazio, na analizowanie brzegowego zaistnienia czeczego i
podobnego naszo, po skrajnociach mnie rzucio. Fakt, troch si
wolnego czasu zebrao - akuratnie materialnego syzyfa pcha w gr
pilnie nie byo trzeba - to sobie przysiadem na trawce, twarzyczk
do soneczka wystawiem, i takie mylenie o dalekim uskuteczniem.
Moe nie w tempie nadmiernym, bo taka lekka senno bytu mnie te
w ten czasowy odcinek nasza, ale gdzie si to po mzgowiu sobie
patao. A nawet, rozumiecie, efektami obrodzio... Bo ja, znacie
mnie, wynalazczy jestem.
Spraw generaln, mwi wam, przemyliwaem, wiat i czowieka pod
lup rozwaa wprowadziem. I sukces odnotowaem. Mylowy, prawd
to jest, ale przyszociowo wany, to te prawd jest. Ja tam, tak
to si skada i z samego tego wynalazka to filozoficznie wynika, z
tego nic nie wycign, to poza moj generaln granic si lokuje,
ale satysfakcj mam. Bo przeniknem, bo wiem, jak to si ma robi
- i w ogle.
207

W oglnoci, rozumiecie, wynalazczo na chwil obecn si swoimi


elementami nakada i w niej odciska - ale s i takie projektowe, a
te podobne konstrukty, co to dopiero po wiekowym leakowaniu swe
cielesne moliwoci odnajd w realnoci. No i nie inaczej ten mj
wynalazczy koncept si prezentuje, to przyszociowa wizja. Czyli
tak gratisem go sprzedaj i nic za niego nie chc. Jak sobie to w
materi sami ubierzecie, jak to zastosujecie, wasz zysk yciowy
a jak nie, trudno si mwi, smakiem si obejdziecie. Bo wy ju to
wiedzie bdziecie, e tak mona, jak i ja wiem.
Tego wic, sami rozumiecie, filozofem si tak czasem (a i niechccy
zupenie) kady czowiekowaty staje. To i mnie tak naszo. Na takie
i oglne rozumowanie naszo. W tej sennoci odpoczynkowej sobie moj
problematyk techniczn w porozumieniu ze wiatem komputerowym tak
fundamentalnie unaoczniem i filozoficznie pocignem. A po takie
wnioski oraz konsekwencje to poprowadziem.
Bo sami wiecie, e takie elektroniczne bydl, jak si konstruktorom
w kreleniu co tam nie sprawi, e takowe co to potrafi czowieka
w zdenerwowanie wprowadzi - w takie emocjonalne drgnienia wprawi,
e byt moe bydl kopn, a nawet i inne bydl pogry... Albo ono
jego zmanierowa, kiedy czowiek z objawianiem i usiowaniem sobie
nerwowo pofolguje.
Czyli, temat ju chwytacie, w tej rozleniwiajcej sennoci myl mnie
w chwili przebysku nasza - taka, eby sobie generalnie i caociowo
ycie wiatowe uatwi. eby sobie wszelkie kontaktujce metaliczne
puszki (i podobnie zabudowane), co to nas pojedynczo i zbiorowo do
technologi rnej a uytecznej podczaj - eby to, rozumiecie, w
przeszo historyczn rzuci, eby to ju nie byo do niczego oraz
zupenie potrzebne.
Sami rozumiecie - wizja osobistego i bezporedniego podczenia do
tego wszystkiego mnie nasza.
C, powiecie, moe to i dobra myl, generalnie postpowa - mocno i
na kadym kroku sprawunki wspierajca. I tak dalej, sami jako to
ju chwytacie, sedno sensowne pomysa widzicie.
Tylko e, te dalej to powiecie, jak to zrobi? Jak tak oglnie i
trafn wizj w co namacalnego oblec? I tu, widzicie, jest pies z
pogrzebaczem, e tak powiem. W tym sk deskowy si zawiera, eby w
takim elemencie uyteczno wzbudzi i eby to nie bya tylko taka
sobie a muzom pojciowa kombinatoryka...
Sami rozumiecie, gdybym to ci ja by filozoficznym typem - co to w
myleniu mocny, ale fakty fizyczne przegania, bo przeczce one s
w rozmylaniu oglnie detalicznym - to pewnie na wizji by si tako
zakoczyo. Tylko, rozumiecie, ja wynalazczy jestem, za problemem
si w dal mylow udaem - no i, ju mwiem, udao si. Ja tam si
i na wyynach teoretycznych obeznaj, ale - jak trzeba - to i zej
w materialn brej potrafi, przerzuc z kupki na kupk - albo te
wbij gwodzika w cian... Czyli, rozumiecie, potrafi dojrze w
popiele diamentowy okruszek.
Wic tego poytecznego temata te przeniknem.
208

Rozumiecie, sprawa do prostych nie naley, kopotami si na kadej


pce pojciowej prezentuje tak mocnymi, e a hej i ho. No bo to,
tak sami zauwacie, kada osobnicza bytno inna. Niby taka sama,
ale przecie ten swj i tylko swj odcisk ma. Czyli mylenie si
niby tak samo dzieje, ale inaczej. Wic i jak tu takie co do tego
wiata technik napdzanego podczy? Tak, nie da si. Po prostu i
w ogle si nie da. A przecie o to w caoci chodzi, eby niczego
w podczaniu innego nie byo trzeba. - eby tak byo, e jak sobie
czeczyna pomyli o jakim temacie, "pstryk" mu si zrobi w gwce
- to i si z tematem wybranym taki osobnik poczy. I jest jasno
tematyczna. Wszystko na zadanie, od razu i bez ograniczenia. Nic
innego, adnego dodatku elementowego. Chcesz to, masz, chcesz co
odmiennie innego - masz. A jak si znudzisz, to cisz sobie tak w
mzgowie zaaplikujesz. I odpoczniesz pierwszoplanowo, cho przecie
gdzie gboko to wszystko cay czas pen par funkcjonuje. Jakby
tak si zadziao, e konieczno nastpi - to ponownie si "pstryk"
realem zadzieje i dalsza aktywno moe biec...
Sami pojmujecie, wane to po oglnoci i szczegami.
Tylko e, tak to idzie, taka potrzebno techniczna prosta w sobie
nie jest, nie od razu ona moe konstrukcyjnie wyskoczy i swoj w
yciu moc pokaza. - Gdyby tak byo, zauwacie, takie co ju dawno
filozoficznie przestao by by omawiane, a si materialnoci jak
pokazao. A tego nie ma, cho powinno, bez dwu zda. Bo myle moe
sobie czeczyna o czym takowym, myle do tej... sami rozumiecie,
a i tak z takiego oglnego zmylania adnego "pstryka" realnie si
nie zoy. Bo to, rozumiecie, nie pjdzie, adnym sposobem tak nie
pjdzie. - Co najwyej osobnik si zdenerwuje, co sownie albo te
przedmiotowo rzuci w dal i zanie myleniem gboko wymczony. Nie
inaczej.
A wszystko tak - zakarbujcie sobie w pomylunku - przez to, e tego
zczenia rozumnego z przyciskiem zrobi si nie da. Nigdy tego "na
wprost" w rzeczywistoci nie bdzie.
Tak, wiem - oczywicie, e wiem. Robi si od kiedy tam podobne, a
i bardziej pogmatwane eksperymenta. Podsadza gow ochotnicz pod
urzdzenie, w kabelki oplata - no i, sami widzielicie, niby si to
czy tak ze wiatem poza cielesnoci. Ech, naiwno z tego a po
oczach bije, braki w rozpoznaniu rzeczywistoci wya i strasz.
Bo to, powtarzam, lepe jest, droga bez tunelu nawet, tylko ciana
fizyczna za zakrtem si kryje. Przecie to adne tam czenie, to
taki sam przyciskowy konstrukt, jak ten, co go w cianie sobie mona
obejrze. Elementa skadowe nowoczeniejsze - fakt, ale zasada ju
z niebotycznie dalekiej przeszoci w tym uyta. Tak to idzie, co
takiego to rk machn i posprzta. - Ciekawe jest, przyznam, na
badanie fundusze mona pobra, wykresik jaki pokaza lub wiateko w
telewizorze uruchomi, jakie inne poruszy - sowem, pospolitych i
w tematyce nieobeznanych do rozdziawienia otworu gbowego zmusi.
Tylko e to cyrkowo banalna, nic warte popisy.
Wic - jak to tak porobi, eby si technicznie nie pogubi, ale i
zysk mie z takiego podczenia? Co pocz, jak ywot w przyszo
209

nakierowa, pytacie?
Wyjcie z dylemata jest - powiem na zacht. Ale proste to ono nie
tak proste. Tylko innego nie ma i nie bdzie. Tak to idzie. Prawd
wam zapodaj, jest wiato na kocu tego etapu dziejowego, ale i
koszta nieliche trzeba w to wetkn, darmo to nie pjdzie. Jak ze
wiatem naoklnym pomylunek da poczenia bezstratnego, to si
na niejakie i wielkie trudnoci musi pogodzi. Tak i nie inaczej. I
nie ma zmiuj.
Bo to tak idzie - rozumiecie - e kada bytno to osobisty i jeden
w nieskoczonoci kod. Wic jak go odczyta? Prawda, macie racj,
jednego osobowego osobnika si da, kompania laborantw przy takim
si poprzemieszcza w czasie i przestrzeni, to i si kod yciowy na
kadym poziomie takiego pozna. - Tylko, wiadomo, tu nie o osobniczy
detal chodzi, ale o zbiorowy hurt czowieczy. Przecie kady chce w
takim technologicznym wycigu zaistnie, co sobie na zayczenie w
umyle poczyta - albo i obejrze. Albo ze znajom poplotkowa, bo
tak akuratnie go emocjonalnie naszo.
I jest problem, rozumiecie: kto takie zakodowanie osobowe zdekoduje
- jak t cian abstrakcyjn zmc praktycznie i uytecznie (i dla
wszystkich)?
Jak jest zagmatwanie analityczne oraz logiczne zaptlenie, warto si
na moment zatrzyma, popatrzy w przestrze, nawet senno lekk i
poyteczn przeprowadzi - i temat tak do fundamentw przewietli.
A co, znam to, mi to skutecznie pomaga na zastj umysowy.
Dylemat caociowo i filozoficznie, powtarzam, banalny i wszystko w
technice si generalnie bdzie musiao uoy. Ale, rozumiecie, od
czego trzeba w realizacji projekta wyj. A tym "czym" jest taka
uwaga, e trzeba osobnika od pocztku "nagrywa". Sami rozumiecie,
jak ju taka pokraka raczkuje po pododze, to sprawa przegrana - to
ju musztarda po konsumpcji. Przecie toto co tam sobie pomyliwa
niemoebnie, ju kombinuje. I wniosek jest oczywisty, jak soce na
czystym nieboskonie: trzeba osobnika od jego "zerowej" karty na
urzdzenie nagrywa. Tak to idzie.
Tak po prawdzie, to o adne tam nagrywanie nie biega - tak obrazem
tu rzucam, eby to strawne pojciowo byo. Tylko e realno musi
tak pobiec, eby "urzdzonko" zawsze i na stae zapisywanie w sobie
prowadzio - cae, detalicznie cae rozumowanie osobnikowate. Cae,
powiadam, od pocztku po koniec.
I o to w tym biega, o to idzie hazard yciowy.
Sami rozumiecie, wszystko - musowo wszystko w takiej "przystawce" i
archiwum musi si z osobnika znale, tylko tak unikalne kodowanie
mona pokona. Sami wiecie, e jak si gdzie tam w wiatowoci te
dane komputerowe zbiera, to notowane to jest wielokrotnie, a tutaj
przecie o super istotny konkret chodzi, nie o jakie tam zdjcitko
z wakacji - tu osobniczy kwant rozumowy trzeba zanotowa. Tu adnej
brakujcej cegieki nie mie w rozliczeniu uby, bo to wszystko w
cao wiadomego istnienia musi si zoy, nie inaczej.
210

Sami pojmujecie, e takie "zgrywanie" prowadzi stale, zawsze, i w


kadym emocjonalnym zawirowaniu trzeba, nie ma wyjcia. e pachnie
to kopotami na odlego ju dzi, sami wiecie, a w bliskiej tam
przyszoci jeszcze si do potgi podniesie. I ktrej tam potgi.
Jednak wyjcia z tego nie ma, kady i zawsze musi by podpity i w
najdrobniejszym mylowym swoim zawahaniu zapisywany - i najlepiej w
wielokrotnym miejscu.
Bo podziurawiona osobowo to adna osobowo.
Ale jak ju sobie techniczni z dziaaniem "przystawki" poradz, no
i jak problematyczno staego zczenia kadego z kadym, a tako
ze wszystkim uda im si zmc... ech, to si dopiero wiat rysuje,
to niecodzienno si na horyzoncie pojawia...
Wszak, sami rozumiecie, to ju inny wiat bdzie - niby ten sam, a
jednak zupenie inny. Fakt i prawda, ciekawe to bdzie, i chciaoby
si to zobaczy, posmakowa przez czas jaki, owego "pstrykania" w
kadym miejscu i czasie dozna... Ech.
Ale, po prawdzie, czy w takim czowiek dzisiejszy by si odnalaz,
czy by si rozsmakowa? Dzi tego si nie przeniknie. Dla nas, sami
rozumiecie, to ciastko za szyb - i to tak na zawsze opancerzon.
Moe to i byoby fajne, moe i byoby mie... Ale, po prawdzie, nie
wiem. I si nie dowiem.
Moe to nawet i lepiej, tak sobie filozoficznie pomyliwam. Ale nie
wiem...
Dlatego, sami rozumiecie, jako tak bez alu dogbnego pomysa na
kontaktowanie si ponad wszystkim daj, co mi tam, filantropijnie
to potraktuj. Przecie i tak nic nie trac, zyskw z tego zaliczy
nie zalicz, a te podatku nie pobior. Wynalazek pierwsza klasa i
przydatny w kadym kierunku. A skoro taki, to i realnie si tutaj
objawi, swoj przydatno wielowtkow pokae. e nie dzi, a te i
dla nikogo yciem si objawiajcym?
S wynalazki na wczoraj, s na dzi - ale s i takie "na pojutrze".
"Przystawka" pokazuje si wanie tak przyszociowo.
Idcie i korzystajcie z tego wszyscy. Jeeli chcecie.

211

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 5.3 - Jednostka czy zbir?
Cikie czasy. Wiadomo, nigdy lekko nie byo - zawsze si trzeba z
realnoci zmaga i materi po ktach rozrzuca.
Ja tam generalnie na rzeczywisto si nie krzywi, swoje robi i
jak ka, to z miejsca na miejsce ciarki przenosz - jak ka, to
postawi albo rzuc gdzie tam pod cian. Wiadomo, przejmowa si
kapitalistyczn nowomow nie ma co. Jednak dzisiejsze czasy, takie
to prawd prawdziwe, szczeglnie problematycznie si objawiaj i w
myleniu dylematami si prezentuj. I to w kadym kierunku, gdzie by
swj wzrok nie skierowa.
Przecie to tak idzie, e wszdzie nie ma oczywistoci oraz staoci,
wszdzie si nieostro pokazuje; losowo nauka w wiecie ustala i
wzorami na prawdopodobiestwo studentw mocno straszy - bo takie w
sobie skomplikowane to wzory.
Sowem, nic pewnego nikomu si nie wydaje - nawet jak si komu co
wydaje.
I jest problem. Trzeba powiedzie, e jest. Nie mona go zmilcze
ani haasem telewizyjnym przydusi - nie mona. Bo jak to tak si w
wiecie dzieje, e bez logiki si dzieje? e jeeli nawet jest tam
jaka logiczno w tym wszystkim gbokim, to zupenie niejasna oraz
przypadkiem zarzdzana.
Trzeba to gono powiedzie i omija w myleniu nie mona, to kopot
jest. Znaczny kopot.
Owszem, nie ma co zawartoci talerza z obiadem si zajmowa, tu w
detalach wszystko wida, wszystko policzone i w logik si normuje,
a nawet ukada. Ale gdzie tam daleko i gboko - no, moe w takim
jakie wredne i niepokojce si gniedzi... I kopot.
Powiadaj tacy jedni, e to kwantowo si dzieje. Czyli kwantem tu,
kwantem tam, i statystycznie bez gbszego sensu.
Owszem, wzorami opanowa si to pozwala, zapisa na wykresie te si
daje (a nawet funkcj matematyczn poniektrzy pokrtnie to potrafi
wytumaczy) - wic niby jasno jest. Jednak co i dlaczego tak si
dzieje - tego po prawdzie nie wiadomo, nie da si tego oznaczy i w
przebiegach pozna, bo w podprogowoci bytu si kryje.
A czowiek tak ma, e jednak chciaby si w tym poapa i rozezna
dla satysfakcji.
A przecie wszystko z owych kwantw si bierze - gdzie eksperyment
nie ustawi, tam kwant w kwant i kwantem pogania. Tylko, widzicie,
tak do koca (i na logiczno) nie wiadomo, c za dziw ten kwant czym to maca i jak?
Czy to jednostka, czy zbir - tego do koca nie wiadomo. Ja tam swe
ciarkowe elementy zawsze jednostkowo przerzucam, co tu, co tam
- i jest jasno. Ale przecie w gbokiej analizie to zbir - dla
mnie jednostka tak a tak cika, ale naukowo to zbir.
212

A moe to i jednostka, i zbir? - I jak to ugry myleniem?


Po prawdzie trzeba powiedzie, e fizyczni z kwantami sprawuj si
dobrze, i e tak to musi by. Policz drog satelitarn, sprawdz
z wzorkiem - i si zgadza. Czyli mechanika elementw pokazuje si
w swojej matematycznoci pewnikiem i wiatowe zawirowania wyznacza
do ktrego miejsca po przecinku.
Ale i tu s zwtpienia: czy tak realno si pokazuje? Czy tak si
wiatowa rzeczywisto objawia? Czy to tylko matematyczny pojciowy
symbol tak dobrze zmian dekoduje?
Niby jest jasno, ale taka jaka w sobie zamazana, zafalowana - w
swoim zachodzeniu obca i daleka. Sowem - pokrtna.
C tu powiedzie, nawet sami jajogowi, co takie wzroki wypichcili,
nawet oni ich kocowej formy nie byli pewni. A i dzi nie s. Co o
wiecie to opowiada, ale co - nie wiadomo.
I jest problem. Moe nie taki z pierwszych stron, snu normalsom to
z oczu nie spdza - jednak problem jest.
Pierwsze i gruntownie najwaniejsze pytanie, ktre kady ciarkowy
powinien sobie zada, jest takowe: czy przerzucane "ciarki" to w
sobie kwantowa jednostka - czy zbir?
Niby banalne pytanie, niby naukowi ju temat objanili, a nawet na
kawaki podzielili i drobnicy na wiatowym podatomowym poziomie si
dopracowali - ale to nie o to w tym wszystkim chodzi, tu pytanie o
"ciarki" logiczne idzie i filozoficzne.
Ciarek przecie zawsze jest ciarkiem, czego by tu nie bra do
analizy. Czy kawaek wielkogabarytowej materii bd w zapamitaniu
chwyta, czy atomowy py materialny - to zawsze ciarek, to zawsze
co. I nigdy inaczej.
I wyglda tak, e zbir - e zoenie. Bo jakby tego nie kawakowa
i bada, zawsze w tym jest co mniejszego.
Dlatego w analizie trzeba wyj od spojrzenia - od obserwujcego,
od bytu doznajcego-mierzcego, nie od wiata.
Przecie to ja, ciarkowy, widz, a wiat nic nie wie na mj temat
- wiat to... sami wiecie, jak obchodzi. To ja ustalam w tym swoim
zapatrzeniu, e ciarek do przerzucenia z kta w inny kt to tyle
a tyle - i e dalej to ju inne.
Ale po prawdzie to fasz, niedokadno obserwacyjna, ktra po oczach
bije. Moe nie prosto i nie tak od razu bije, trzeba si przyjrze
- ale bije.
Sami powiedzcie, co ja widz - i jak widz? Ciarek, powiecie tak
w oglnoci - i generalnie wy bdziecie mieli racj w takim swoim
stwierdzeniu. Ale jakby nie w peni tylko ciarek.
Bo to, jak przyoy do tego kawaka materii jaki przyrzd - na ten
przykad z mikroskopem albo podobnie sprzgnity - to teraz co tym
ciarkiem bdzie? Ha? Gdzie to si zaczyna i gdzie koczy - ha?
Tak na krok odejdzie czowiek i spojrzy - i widzi ciarek. Nawet to
na urzdzeniu sobie pomierzy i zway pod kadym wzgldem. Ale znw
si na blisko najmniejsz zbliy, i co? - jest ciarek, czy jaka
dziwna w sobie materialna konstrukcja? Jest fakt materi ociekajcy
213

- czy go nie ma?


Tak, po prawdzie w takim "zblinym" spojrzeniu, w takim detalami i
szczegami materialnymi przepenionym, ten mj ciarkowy element
do rzucenia w dal przemysow, to ani wyranie ze wiata wyrnialne
- ani tak w sobie jednoznaczne. I nawet diabli wiedz, w jaki sposb
to na tym niskim poziomie zdefiniowa - jak opisa relacje z innymi
faktami.
Niby granica jest i ona wyrana jest - a jak si wgbi, to adnej
granicy tu nie ma i wszystko ze wszystkim si czy. A "ciarek",
to co mam za ciarek, to okazuje si way wiele. I nieskoczenie
wiele...
Badam kawaek - a na koniec si okazuje, e mam w analizie wszystko.
Nawet nieskoczone. I jest zagwozdka.
Powiecie, e to zudzenie, e pozr - e nie ma czym si przejmowa
i e mam dalej te swoje ciarki dwiga, bo kady je w yciorysie
dwiga i nie zajmuje si byle czym. Powiecie, e temat moe i tak
w sobie ciekawy, ale zbdny - e jest w caej okolicy jakie co, to
niech sobie bdzie, jest wyrane i z granic - to niech sobie takie
pozostanie.
A e w gbi tej tam filozoficznej i fizycznej jakie dziwne to oraz
kwantem zapenione?... A pies to trca w kadym kierunku.
Nie powiem, mona i tak.
Tylko, widzicie, nie wiem jak wy, ale ja chciabym wiedzie, czy za
rogiem nie czai si co oblenego, czy jaka gadzina nie wychyli si
z zakresu nieoznaczonego a ciemnego - albo czy w kolejnym kroku nie
trafi w nieprzyjemno materialn. Tak mam, e chciabym wiedzie.
Jak rzucam w skazane miejsce ciarki, to zerkam, czy tam co ywego
nie wegetuje, czy przypadkiem inny byt ciarkowy nie opad z si i
pilnie potrzebuje pomocy - nie wiem, jak dla was, ale dla mnie to
istotne.
Powiecie, e to insza inszo, e mieszam porzdki - i e tak robi
si nie godzi. A nie, mylicie si. Ciarki ciarkami, ale sprawa
w tym, e bez wiedzy, jak to wszystko wok urzdzone, czy to jest
zbir, czy jednostka - bez tego dalej w poznawaniu wiata przej
nie mona. To sedno zagadnienia.
Mona sobie przerzuca ciarki std do dalszego punktu, mona nie
zastanawia si w kadej sekundzie, co, dlaczego, gdzie, jak oraz po
co si dzieje - ale, mimo wszystko, w pewnej chwili takie pytania
trzeba zada. I trzeba sprbowa na nie odpowiedzie.
Uwaam, e warto to zrobi.
Ot, taka sprawa, pozornie odlega od tematyki kwantowej - czy fakt
zwany paszczyzn, to jednostka, czy zbir?
Nie rozumiecie? Ju mwi. Paszczyzna - to, co za paszczyzn si
uznaje - to symbol jednorodnego ta, ktre tworz identyczne sobie
kwanty. Taka, widzicie, logiczna konstrukcja, ktra ma odda, e w
wiecie jest stan jednorodnoci.
I teraz rzeknijcie, co tu jest "ciarkiem"? Gdzie tu i jak wyznaczy
214

granic elementu? I co bdzie tym elementem?


Powiecie, e to niemoliwe - e skoro wszystko sobie z bezkresnego
zakresu (a do bezkresnego detalu) sobie rwne, to adnym sposobem
tu niczego wyrni nie mona. Tak powiecie i bdziecie mieli racj
w kadym sowie. Bo nie mona.
W paszczynie niczego wyodrbni nie sposb, wszystko "po horyzont"
nieskoczenie takie samo.
I teraz zastanwcie si - dlaczego w tym naszym wiecie "ciarki"
mona zauway, a nawet chwyci i przenie dalej?
Po pierwsze, to skutek wasnoci tego wiata, a po drugie - wasnoci
oraz zdolnoci obserwacji osobnika.
Tak - w sensie logicznym wszystko wok to jednorodna paszczyzna,
ktr tworz jednakie sobie kwantowe jednostki - takie co, co ju
niczym drobniejszym by nie moe.
I to takie co pdzi sobie przez bezkresn wieczno, czyli samo si
z miejsca na miejsce przerzuca i nic (zazwyczaj) owego czego w tym
pdzie nie hamuje. Dlaczego? Poniewa niczego hamujcego w Kosmosie
nie ma.
Tylko e, widzicie, niekiedy w tej wiecznoci nieskoczonej tak to
si dzieje, e zbiera si lokalnie wiksza ilo tych elementarnych
ciarkw i wwczas powstaje na przykad wszechwiat - albo lokalny
byt rozumujcy.
Po prostu, jak taka wytworzona w bezkresie sferyczna zmiana zapchana
jest jednorodnymi elementami, czyli kwantami, to wystarczy j tylko
docisn ("dopompowa"), a uzyska si wiksze lokalnie skupienie. I
powstanie atom - czy ju wzmiankowany twr dwigajcy due ciary.
Bana ewolucyjny.
Ale, zauwacie - i daj to wam pod gbok rozwag - logicznie, tak
filozoficznie to biorc, to zawsze tylko jednorodne to kwantowe, w
ktrym si co lokalnie i na chwil zbiego w wiksz struktur. I
zaraz zaniknie, ponownie wtopi si w to.
To, e jest, e mona to obserwowa, mierzy i przerzuca - to stan
chwilowy, adnym tam przypadkiem trwao. e istnieje takie duej
od naszego caociowego i ulotnego bytu, to fakt - ale przecie to
nie oznacza, e jest trwae (stae, wieczne, czy jako tak). Take
si zmienia, take powstaje i zanika - tylko skala zmiany jest tak
cirka plus i odrobin wiksza.
Wic skoro to jest - tak czy owak - element ta, a tylko lokalnie w
postaci "ciarka", to powiedzenie, e to jest tylko ciarek i e
ostro wyznaczony w rodowisku - to po prostu nieporozumienie, eby
nie uy "ciarkowego" okrelenia.
Ja co w otoczeniu widz, jednak to moje - obserwujcego zaliczenie
ustala, e to jest takie a takie oraz e dalsze ju do elementu nie
naley. Kiedy, na przykad, laborant bada atom i wyrnia w wiecie
tak struktur, a zarazem idce od atomu promieniowanie okrela jako
fakt zewntrzny (e cho z tego atomu si wywodzi, to co innego) to nie tylko gboko si myli, ale przede wszystkim faszuje obraz
215

rzeczywistoci. Atom, tak zdefiniowany stan w realnoci, ale zarazem


w dopenieniu (w jednoci) z promieniowaniem - to jest caociowa
i funkcjonalna ewolucja w toku zachodzenia. Tylko tak. Nie "atom",
nie "promieniowanie" - ale cznie atom-promieniowanie, to stanowi
jednostk wiata (i poznania).
Mog, to zrozumiae, wyrni jedynie "atom" i go bada, ale to nie
jest wszystko, brakuje dopenienia - brakuje ta, ktre warunkuje i
dopenia zaistniay fakt. e tego ta nie wida, e jest pomijalne,
e zdaje si by niepotrzebnym, przeszkadzajcym balastem (bo wnosi
szumy i zakcenia)? Oczywicie.
To dlatego jest tem, e uzupenia obraz - on dlatego jest wanie
widoczny w postaci "ciarka", e jest to to i e jest jednorodne.
Jeeli elementem obserwacji jest najmniejsze z najmniejszych - co,
co fizycznie za takie na danym etapie poznawania wiata si uznaje,
to nie znaczy, e poniej nie ma elementu jeszcze mniejszego - bo
jest. Zawsze jest. I tworzy to.
W jednorodnym tle "atom" atwo zauway, ale dlatego mona zrobi
takie rozrnienie, e jest to to - ale zarazem skutkuje to tym, e
analiza odnosi si do postrzeganego elementu, a zupenie pomija w
opisie to. - Tylko, tak naprawd, to wanie pomijane to jest tym
najbardziej istotnym kwantem mylenia i rozumienia - skada si z
kwantw, ale i jest kwantem (jednoci).
Na kocu zastanawiania si nad otaczajcym zakresem to wysuwa si
na plan gwny - i jedynie istotny.
Nie pierwszoplanowe i jaskrawo widoczne co jest naprawd wane, to
otoczenie, rodowisko - w najszerszym ujciu "to" jest znaczce. Z
niego fakt si wyania, posiada mas i zachcianki, pobiera z ta do
(za)istnienia potrzebne elementy i na jego rzecz je traci - i zawsze
jest dynamicznie ustalonym i urednionym "zdarzeniem". e sam si w
tle wyrnia i nadaje znaczenie? C...
To, jednokwantowe to jest wieczne, a wszelkie "ciarkowe" byty i
produkcje tu tylko na chwil...
I wanie na takim tle - w takim odniesieniu trzeba si ponownie, i
gboko, pochyli nad wstpnie zasygnalizowanym pytaniem: czy kwant
to jednostka, czy zbir?
Po prawdzie, na ten moment, to specjalnie nie trzeba si schyla, w
swojej gbi to oczywisto. Kwantem jest to, co za taki stan uznam
w swoim postrzeganiu wiata. - Kwant to jednostka, jeeli tak sobie
to wykalkuluj, jeeli tak okrel "ciarek".
Jednak - to istotne - ten sam ciki i masywny element wszechwiata
bdzie zbiorem, jeeli zaczn si w niego wbija i drobi elementy
w celu mi wiadomym.
Zaliczenie elementw do konkretnego ciaa i wyznaczenie granicy tego
ciaa, to moja - tylko moja decyzja. Podjta w oparciu o posiadane
moliwoci zmysowe i techniczne.
W ujciu logicznym to zawsze stan umowny i nigdy peny - a przez to
zudny. Dowolny fakt w otoczeniu - czy ja sam - to zbir w jednym
odniesieniu, albo jednostka w innym. Jestem jednostk oraz kwantem w
216

zbiorze podobnych sobie kwantw i skadam si na to tej struktury;


to z takich (mi podobnych) kwantw w spoeczestwie tworzy si grupa,
plemi, nard. Ale zarazem jestem zbiorem licznych elementw, i to
na przernych poziomach. Tworzy mnie zbir komrek, atomy s w tym
jeszcze wikszym zbiorem kwantw - a ilo logicznych jedynek jest
tej skali, e ociera si o nieskoczono. To ja - kadorazowo ja.
Kwant w zbiorze i zbir kwantw.
Ale co jest kwantem, a co okae si zbiorem - o tym decyduje moje
(za)dziaanie. wiat to jedno i nigdy inaczej, a podzia to ja i
moje moliwoci.
wiat to zmiana w trakcie zachodzenia, ale jak si zmienia, w jakim
rytmie, o tym decyduj samodzielnie i w oparciu o jednostki, ktre
sam ustalam - w oparciu o kategorie i zalenoci midzy nimi, ktre
wyznacz.
Ja tworz wiat - cho to on mnie stworzy.
Jednostka zawsze jest jednostk, to oczywisto (i aksjomat), ale
jakie posiada konkretne rozmiary, co jest t jednostk - to ustalam
ja. Tylko ja.
Czy bdzie si to objawiao rozmiarem punktu ("kropki kwantowej"),
gabarytem planety, energetycznym zawirowaniem w formie wszechwiata
lub nieskoczonoci - albo, na przeciwnym kocu, fotonu, elektronu,
atomu - albo rodkiem, czyli moim istnieniem - to nie ma znaczenia.
To zawsze w liczeniu jest jednostka i kwant zmiany. To zawsze kwant
i jednostka.
Na najniszym poziomie jest kwant - na najwyszym jest kwant - i w
kadym wyrnionym jest kwant. Kwant to wielce uyteczne narzdzie
analizy jednorodnego ta, a w konsekwencji wiata.
Kwant do kwantu i zbuduje si "ciarek". Na przykad moje "ja".
Kwanty to fizycy, ukony - ale kwant to filozofia.

217

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 5.4 podprogowy nadprogowy.
Kosmos.
NIC i CO zero i jedynka prnia i energia nieskoczono i
wieczno ruch, bezustanne przemieszczenia si "czego" poprzez
nico Fizyka i Ewolucja.
Kosmos, logiczne i konieczne dopenienie do zmiennego zakresu oraz
chwilowoci i skoczonoci rejestrowanej w dostpnym obserwatorowi
zakresie. Maksymalny poziom pojmowania.
Wszechwiat.
Strumie energii + strumie energii = wykrelona w Kosmosie sfera.
Warstwy kwantowe dociskaj z zewntrz sfer i spychaj, wpychaj w
jej zakres kolejne jednostki. Narasta wewntrzne cinienie, ronie
zagszczenie, a elementy zbliaj si do siebie.
W punkcie wzowym toczcej si zmiany, w policzalnym momencie, w
ktrym odlegoci midzy elementami osigaj warto krytyczn w
sferze moe i musi doj do "zaponu". Momentalnego w obserwacji z
wntrza zdarzenia w formie pojawienia si fizycznych faktw. Czyli
fotonw, jako pierwszych z caej piramidy. W miar trwania dopywu
kwantw, w kolejnych punktach wzowych procesu, tworz si dalsze
i wszelkie moliwe poziomy ewolucyjne i ich elementy.
Zaistnienie kadego poziomu i jednostek je budujce oznacza, e w
sferze ponownie zostaje uwolniona przestrze oraz e nie dochodzi
do zatrzymania i zaniku zmiany.
Nowa jednostka, rozbudowana i skomplikowana wobec poprzedniego i
dominujcego stanu, "opada niej" - jako cika i zasobna zostaje
"wytrcona" z ukadu. Zarazem fizycznie pozostajc w sferze. I si
zmienia, ju tylko w ramach swojego poziomu.
Nacisk zewntrzny trwa do punktu rodkowego. W tym momencie ustaje
dopyw elementw z "pola rodzicielskiego" i sfera, na skutek braku
czynnika hamujcego w rodowisku, zaczyna zwiksza swoje rozmiary.
I wybucha. Warstwa po warstwie kwanty tworzce oddalaj si std
do nieskoczonoci.
Od rodka zmiany procesem odpowiedzialnym za utrzymanie staego i
stabilnego zagszczenia oraz cinienia mimo ubytkw jest idcy z
"dou", z zakresu podprogowego, nacisk-docisk warstw kwantowych z
rozpadu osobliwoci brzegowych. "Cinienie ujemne" zaczyna dziaa
z chwil zaniku nacisku zewntrznego i zapewnia trwao struktury
mimo jej przyspieszajcego rozpadu.
Obserwator.
Byt rodkowy. W kadym rozumieniu rodkowy. Fizycznie ulokowany (w
powierzchownym ujciu) z boku i przypadkowo logicznie w rodku, w
samym rodku zmiany. Ani o kwant wczeniej, ani pniej. Istnieje
w rodku - powstaje w rodku procesu i obserwuje stan rodkowy i
nigdy tego pooenia nie opuszcza.
Obserwator rejestruje fakty z pozycji wewntrznej lub zewntrznej,
raz jako fizyk, drugi raz jako filozof. - Wyrnia w rodowisku i w
218

tle elementy, dzieli jednolity w jego skwantowanej formule proces,


wyznacza jego stan graniczy i nazywa. Oraz ustala powizania. W
caoci zbioru szuka zwizkw, ktre prowadz do zaistnienia tego
i konkretnego faktu, a dalej wpywaj na kolejne zjawiska.
Fizyk.
Kim jest fizyk? To zawarty w zmianie obserwator. Skutek tej zmiany
i jej rejestrator. Obmacuje na wszelkie dostpne sposoby okolic i
definiuje zalenoci. Rwnie bada t okolic w zakresie, ktry mu
jest dostpny. Bada bez brzegw.
Co "widzi" fizyk? Wszechwiat jako zmian w toku zachodzenia. Jako
byt pochodny tej zmianie - i na zawsze w niej obecny postrzega z
punktu wyrnionego proces, postrzega ze rodka (ale i od rodka).
W efekcie odbiera wszechwiat w jego elementach skomplikowanych, w
zjawiskach powyej progu (widzi byty "zagszczone").
Dla fizyka "wiat" - to, co za wiat uznaje - pojawia si w zakresie
poznawanym nagle, "wybucha" promieniowaniem, a pniej jasnoci
i jest zdarzeniem rozchodzcym si w chwili pocztkowej w kadym z
kierunkw praktycznie jednoczenie. Dla fizyka wszechwiat zaczyna
istnie od wysokiego w caoci zmiany progu skomplikowania a to
dlatego, e "elementem jedynkowym", e kwantem poznania jest stan
z zaoenia ju rozbudowany i pny w dziejach. Nie mona zbada i
skorzysta z zakresu niszego, bowiem najmniejsze z najmniejszych
w zakresie fizycznym jest znaczco due wobec najmniejszego.
Fizyk nie moe wczy w swj eksperyment brzegu zmiany, jej stanu
pocztkowego i kocowego, poniewa jest zmian i opisuje zmian.
Stan kocowego zatrzymania i moment startu procesu, to znajduje si
poza badaniem; kiedy nie ma zmiany, nie ma fizyka kiedy zmiana i
kolejne jej fazy zachodz, fizyk moe dziaa.
Poznanie fizyczne, prowadzone od rodka zdarze, dy do brzegu, a
wic do nieskoczonoci z oczywistym stwierdzeniem, e lecego
na brzegu punktu nie osignie. Nigdy.
Dlatego odrzucenie nieskoczonoci z wzorw, renormalizacja, jest
zabiegiem poprawnym i skutecznym, poniewa na terenie fizyka tego
nieskoczonego etapu nie ma i nawet nie musi on by. Wzory mwi
swoje, odnosz si do Kosmosu, natomiast fizyk musi to odci, bo
w innym przypadku zlicza bezkres. Zabieg jest poprawny w obszarze
fizycznym ale faszuje obraz caociowy; metoda dobrze sprawdza
si w procesie lokalnym, a jednoczenie odcina od zrozumienia, co i
dlaczego si dzieje.
Filozof.
Kim jest filozof? To "produkt" fizyki, cielenie na zawsze zawarty
w materialnym obszarze zmiany, to byt rodkowy procesu ewolucji i
w peni jej podlegy zarazem zewntrzny do zachodzcych zdarze.
Filozofem jest kady obserwator, niezalenie od pooenia, ktry w
stosunku do obserwowanej zmiany jest zewntrzny. Jeeli rejestruje
pocztek, rodek, koniec procesu, czyli cao - jest filozofem. W
jego obserwacji - nie ma znaczenia, czy zmysowej, czy jako proces
logicznej konstrukcji w jego postrzeganiu zawiera si zjawisko z
brzegami.
Umiejscowienie zewntrzne pozwala na rejestracj wszelkich faktw
umiejscowienie wewntrzne tylko czci. Obserwacja wewntrzna ma
219

znaczenie fundamentu i punktu oparcia, z ktrego i na ktrym mona


prowadzi dziaanie poznawcze obserwacja zewntrzna jest zyskiem
poznawczym, rekonstrukcj caoci na podstawie obrazu fragmentu. I
pozwala powiza ze sob szczegy.
Co "widzi" filozof? W przypadku wszechwiata, odmiennie do fizyka,
widzi wszystkie etapy zmiany. Od pierwszego "zakrelenia" sfery w
bezkresie, przez kolejne fazy narastania wewntrznego cinienia i
zagszczenia elementw poprzez "zbrylanie" si materii w ciaa i
struktury a po stan rodkowy i zaistnienie obserwatora. Oraz to
dalsze, drugostronne zachodzenie zmiany, ju bez docisku idcego z
pola kwantowego.
Dla filozofa wszechwiat, proces tworzcy wszechwiat, to w adnym
punkcie dziw, niezwyczajno, aden wybuch - czy cinienie ujemne.
To w kadym momencie policzalny i przewidywalny tok zmiany, ktra
ma umocowanie w nieskoczonoci-wiecznoci Kosmicznej Ewolucji. Z
jego perspektywy to, co dla fizyka jest nagym zaistnieniem wiata
i jego fizyki dokadnie ten sam fakt i proces, to prosta, nawet
banalna w swoim rytmie, o ile dopyw kwantw i ten rytm istnieje,
procedura. Jak ronie gsto orodka, to przy dalszym dopenianiu
sfery musi wystpi "zaiskrzenie" - musi. Jeeli caa konstrukcja
nie moe si rozpa, a nie moe - jeeli kwanty nie mog ucieka
na boki, a nie mog, bo blokuj to tworzce ten wiat energetyczne
i skwantowane strumienie, to w punkcie wzowym jeden choby wicej
kwant sprawi, e cao wytworzy w sobie warunki do zczenia si
jedynek czego w "co". Na przykad foton czy atom. I inne.
Cay proces, mimo e to dokadnie ten sam proces, dla filozofa ma
inny, zasadniczo inny przebieg ni dla fizyka. Wybuch postrzegany
jest jako stopniowe dochodzenie do wielkoci krytycznej, nastpnie
szybki fakt ustalania si nowych warunkw i zaistnienie wszdzie w
ukadzie tego samego stanu oraz dalsze analogiczne progi, punkty
wzowe.
Co dla fizyka dzieje si "nagle", dla filozofa jest rozcignite w
liczne etapy i stany porednie i jest warunkowane brzegiem. A w
szerszym ujciu tem, rodowiskiem, w ktrym zmiana zachodzi. Dla
filozofa nie ma faktu wyrnionego w tym nieskoczonym przebiegu,
jest stan chwilowy i cise powizany z caoci.
"Wszechwiat" to energetyczne zaptlenie oraz lokalny fakt, ktry
si zacz, ju przeszed rodek i si skoczy.
Podprogowy nadprogowy.
Poniewa fizyk jest konstrukcj zawsze wewntrzn, a zarazem moe
rejestrowa tylko i wycznie fakty skomplikowane, zawierajce si
we wszechwiecie (we wszechwiecie bez brzegw) to z tego wynika
oczywisto, e jest fizyczny prg postrzegania. e istnieje stan,
poziom, warto cinienia i zagszczenia wewntrznego w sferze, od
ktrego moe toczy si fizyczne badanie.
Wszystkie wczeniejsze etapy z historii wszechwiata s odcite z
poznania, s poza obserwacj. Jak zaobserwowa fakty, ktrych w tym
dziaaniu nie ma to niemoliwe; jak dziaa na elementach, kiedy
tych elementw jeszcze nie ma to niemoliwe.
Ale z tego samego powodu, niemonoci signicia do stanu brzegu
rwnie nie mona operowa faktami poniej pewnego progu, poniewa
ich nie ma. Nie ma tu i teraz. Nie tylko nie byo kiedy, w fazie
220

pocztkowej wszechwiata ale nie ma aktualnie. Nie ma z powodu,


e one si kadorazowo dopiero tworz.
Elementy fizycznego poznania i dziaania, atomy czy fotony, to nie
fakt kiedy tam zaistniay i pniej obrabiany na rne sposoby
to dynamiczny proces tworzenia si i zanikania, czenia i rozpadu
struktury, ktr w zewntrznym ujciu obserwator odbiera jako co
w formyle "atom" lub "foton". Owszem, idea, "pomys" na taki fakt,
moliwo zaistnienia takiego faktu to zaszo we wszechwiecie w
odlegej fazie dociskania sfery, ale to by pocztek zbioru, nigdy
nie jednostki. Zbir istnieje tak dugo, jak istniej jednostki go
tworzce, ale jednostki wchodzce w zbir powstaj i zanikaj jako
fakty w ramach zbioru. - Czowiek, moliwo zaistnienia czowieka w
ramach caej ewolucji wytworzya si w dalekiej przeszoci, ale w
ramach takiego zbioru poszczeglne jednostki rodz si i umieraj
w kolejnoci i nastpczo.
Dlatego aktualnie, i w kadej chwili, fizyk ma do dyspozycji fakt z
zakresu ponad progiem, nigdy niszym. Musi zebra si odpowiednia
liczba kwantw czego, zbliy si do siebie na odlego kwantow
i dopiero wwczas moe fizyk to zaobserwowa pomiarem. Rwnie z
tego samego powodu nie zarejestruje etapu rozpadu do stanu kwantw
poniewa dzieje si to ju poza najmniejszym dostpnym mu faktem
badawczym.
Na pocztku wszechwiata ale i w kadej jego chwili, na zasadzie
pocztku konkretnego elementu wiata s te same procesy, zmiana
toczy si tak samo, z tych samych kwantw i zawsze wedug tej samej
reguy.
Dlatego pocztek jest wszdzie i koniec jest wszdzie. I rodek
jest wszdzie. I kady inny etap jest wszdzie. I przebiega zawsze
tak samo. To jedno i jednorodno.
Prg.
Zakres podprogowy, na podobiestwo zakresu podwiadomego, nie moe
by poznany, jednak jest i gboko wpywa na zachodzce w zakresie
nadporgowym procesy. To fundament, warunkuje poznanie i wpywa na
to, co dzieje si powyej progu. I co moe zaistnie.
Dla fizyka prg to pocztek rejestracji, kiedy tam oraz teraz tu.
Dla filozofa to wyrniony punt wzowy zmiany, ale jeden z wielu
analogicznych.
Fizycznie prg pocztkowy i kocowy to ten sam stan, elementy si
tu znajdujce s detalicznie takie same filozoficznie, w ujciu
logicznym, to kracowo odlege sobie fakty budujce zmian. Fizyk
widzi chaotyczn mieszanin jednorodnych elementw filozof stan
maksymalnie uporzdkowany, ktry prezentuje si jako losowy.
Itd.
Punkt widzenia zaley od miejsca siedzenia.

221

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 5.5 Promieniowanie reliktowe?
Bywa, wiecie, e spojrzy czek na co - i zacznie si zastanawia.
C, bywa.
Niby wszystko znane, niby po nieskoczono przeniknite - ale jak
si rozejrze, to jeszcze kilka spraw wymaga tematycznie zapodania
szczegw.
Taka, wiecie, mikrofalwka. Powiecie, e to nic, adne tam w sobie
ciekawe urzdzonko, e stoi w kcie, e woy, pstrykn - i jest
podgrzewanie, i jest smakowanie.
To kawaek czego, powiecie, czym ludzka normalno si nie zajmuje.
Ale nie, jest pytanko: jak to jest, e to zagrzewa? Znw powiecie,
e to adne tam pytanko, przecie jest kabelek, jest i napiciowy w
cianie prd, i e jest pstryczek. Tylko e, widzicie, to mao tak w
sobie precyzyjna odpowied, ona nawet zupenie nieprecyzyjna tak w
sobie jest. Bo pytanko o energetyczne zasilanie w podstawy wiata i
wszechwiata siga, maksymalnie gboko. Tu nie o wtyczk chodzi ani
pstryczek, ale fakt podgrzewania tego wszystkiego. O energetyk po
caoci, o elektrowni, ktra to wszystko podtrzymuje w ciepocie.
Urzdzonko napdza taka tam sobie elektryka, to wiadomo, ale pytanie
jest, widzicie, co napdza - a zwaszcza, jak napdza to oraz jego
mikrofalowe ciepo? W tym, rozumiecie, sedno zapytania.
Rozejrzyjcie si, jest wiat a, jest. I tak na oko zwyczajno i
wszystko jasne - prawda? Tak, prawda. A, widzicie, nieprawda. wiat
si w sobie rozpdza, wszystko od wszystkiego ucieka, a ciepota w
caoci si utrzymuje - cinienie si utrzymuje, warunki generalnie
do akceptacji, sowem, kupy to si trzyma. - Tak na oko, na prost w
sobie logik biorc, jak balon rozazi si w kadym kierunku, to w
nim wszystko rzednie, wewntrzna pustka si wytwarza i okoliczno
robi si taka, e adnej okolicznoci ju by nie moe, prawda? No,
prawda. A, widzicie, nieprawda. Na teraz to nieprawda. Moe ona tam
i kiedy w przyszoci bdzie prawd, jednak na dzi nie jest.
I jest zapytanie do wiata: dlaczego owo nie jest prawd i co si za
tym kryje? Gdzie zasilanie tego wszystkiego?
Na logik to biorc, jak taka sferyczna baloniasto wiatowa si po
wszystkiemu rozpdza, jak si w sobie rozszerza, to i wychodzenie
w niej powinno narasta - taka, widzicie, zimniejsza i zimniejsza w
konstrukcji trupio zimna stabilno powinna si robi. A si robi
nie robi, drgania jeszcze cakiem wawe, tu i wdzie nawet podne i
yciem obradzajce. Dziwne, przyznacie.
Nie, mwicie - niczego w tym dziwnego, mwicie. Przecie to w sobie
wiadome, policzone, ustalone i z wzorw wywiedzione do cyferki tej
tam ostatniej. I zgodne po caoci. - Tak mwicie, a te podtykacie
pod zmysowe wizjerki ustalenie, e ciepota reliktowa si tutaj i
222

wszdzie przyrzdowo pokazuje, nawet telewizyjnie mona to sobie w


uomnej ciekawoci obserwowa e, sowem, mikrofalwka wiatowa si
naleycie sprawuje oraz e podgrzewanie dugo si jeszcze sprawowa
znonie bdzie. e chdnie i chdnie, ale policzalnie i jako tam
przewidywalnie. Normalno i pospolito.
Dla was wszystko jasne, dla was to ladowa pozostao po dawnym w
dziejach wybuchowym fakcie ewolucyjnym, dla was liczbowa warto i
wzorkowata zgodno wiadczy o zjawisku i o wszystkim.
Niby tak, niby jasne. Ale nie do koca. Jest i miejsce na zadumanie
si nad tym wszelakim.
Bo czy to pewne, e tutejsze zacza wzmiankowana wybuchowo? e
to tak gromko pukno po nieskoczonoci i si lokalnie aktualno
zapocztkowaa a dalej to sobie stygo i stygnie do dzi. I e to
aktualnie w pomiarze odpowiedni wartoci si pokazuje.
Widzicie, to pewne nie jest. Nie jest. - Zupenie nie jest pewne.
Dalej trzymacie si swego? Co? - Wybuch i tak dalej?
Na pocztek postawcie sobie tak hipotez - e "wybuchu" nie byo,
tak to sobie wstpnie zacie. Mona? Mona. Zacie sobie dalej
taki rytm, e obserwowane co prawda ukada si w spojrzeniu jako
podobnie do eksplozji, jednak przecie to nie musi prezentowa si
a tak prosto. Moe? A jak, moe.
I teraz zastanwcie si. Jest Kosmos i jest nieskoczona wieczno,
plus CO i NIC. I to elementarne CO sobie pdzi w tyme Kosmosie,
tak od zawsze do zawsze. Bo nic i nigdzie tego nie zatrzyma, wszak w
absolutnej pustce adnego hamowania by nie moe. Zgadza si? Tak,
zgadza. - A dalej jest chwilowe zaptlenie takiego "czego", takie
lokalne w tej nieskoczonoci sferyczne zawirowanie, zbiegnicie w
struktur, losowo czy jako efekt tego wiecznego koowania, to jest
na ten moment nieistotne. Moe tak by? A moe. - Po kolejne jest w
tym sferycznym zaptleniu czego w sobie "pompowanie" kwant w kwant
i warstwa kwantowa w warstw - takie, rozumiecie, idce z zewntrz
dociskanie kolejnymi strumieniami energii sfery. Moe tak by? Tak,
moe. - Znw nie ma na t chwil znaczenia, z czego ten nacisk si
w procesie wyrnionym bierze i jak przebiega - to na inn okazj.
Ale istotne jest to, e takie zewntrzne w stosunku do tej sfery w
toku zmiany zasilanie energetyczne jest, e "kabelek" podczony i
"mikrofalwka" nie stoi bezczynna w kcie. Moe tak by? I owszem.
- A kolejno jest wzrost cinienia w sferze, bo jak cinie, to si w
rodku zagszcza, kwant czego do innego kwantu si zblia, nie ma
dziww i adnych tam zaskocze, prosta logicznie w sobie mechanika
elementw. A ja si zblia co do czego, to ronie w si - czyli
si rozrasta, pcznieje, pogrubia si, zbryla, czy jako podobnie to
wyraajc sownikowo. Jest tak? Tak, jest. - A jak si zbryla, to i
staje si namacalne, mierzalne i zauwaalne, i w ogle fizycznie w
badaniu moliwe do uchwycenia. Wczeniej byo jednostkowe i sobie w
tej sferycznej wyrnionej w nieskoczonoci strukturze odlege, a
wic niepoznawalne i podprogowe, jednak od pewnego poziomu cisku w
ukadzie, nie od dowolnego poziomu, a dokadnie policzalnego, robi
si tak, e kwant od kwantu te jest odlegy na kwant, na jednostk
i przez to wesp zesp mog przedosta si w nadpoziom. Osobno,
223

czyli samodzielnie, s zbyt sabi i niezauwaalni, ale razem tak w poczeniu si ju daj si wymaca. Rozumiecie?
A przecie cinienie ronie, nacisk nie ustaje. Dlatego co pewien
okres, znw cile policzalny, tworz si w sferze warunki, ktre
umoliwiaj takie zblienie elementw, e buduj si kolejne fakty
z piramidy moliwoci, wszelkie promieniowanie i materia, wszystko
to, co sobie rozrysowujecie w podziaki i tabelki.
Na kocu gdzie poktnie fizycznie - ale rodkowo logicznie - tworzy
si takie co rozumnie obserwujcego. Czyli wiadomy siebie i wiata
byt. To nie jest byle co, cho i przecenia nie warto - osobliwo
jest wpisana w ten proces jako konieczno.
Ponownie zaznaczam, e nie miejsce w tej opowiastce na szczegy, to
w innym punkcie, "pompowanie" wszechwiata jest oczywistoci w tej
hipotezie i logiczn, policzaln koniecznoci - ale obecnie to nie
sedno opisu. Natomiast istotne jest podejcie, spojrzenie, ktre w
bezkresie tak konstrukcj wyuskuje.
I tu, zauwacie, mog by dwa kierunki definiowania: zewntrzny i
wewntrzny. Mona opis prowadzi tak, jak powyej, ale rwnie od
rodka, jak to czyni fizyk zapatrzony w zjawisko i przyrzdy. Wic
w efekcie jako "wybuch". Bo co jest istotnego w takim narastaniu w
sferze cinienia? e wstecznie prowadzony opis tego procesu, a nie
moe by przecie inny, e takie postrzeganie tego zbliania si w
sferze jednostek kwantowych - e to musi przybra posta "wybuchu"
i rozprzestrzeniania si wszechkierunkowego i jednorodnego w swoim
tym eksplodowaniu. Musi.
Postawcie si w sytuacji kogo, kto wczeniej zaprezentowany rytm
zjawiska postrzega wewntrznie i zastanwcie si, co widzi. Niby z
zewntrz jest banalne dociskanie i elementy zbliaj si - i jest
moment "zaponu". Czyli nastaje chwila, kiedy moe "mikrofalwka"
si uruchomi - "pstryczek" zadziaa i w kadym kierunku, prawie e
jednoczenie, mkn fotony promieniowania. A pniej, w miar trwania
procesu, i fotony wiata, i kolejne.
I jak, widzicie to? Widzicie w takim wewntrznym ju postrzeganiu to
zjawisko? Przecie taki obserwator, nawet po wielu epokach ewolucji,
bdzie to rejestrowa w formie wybuchu, bo dla niego to bdzie co
takiego: wybuch, bez dwu zda wybuch. Rozumiecie?
Z zewntrz oraz w opisie zewntrznym to stopniowalne dociskanie do
siebie elementw i ich rwnie stopniowalne pojawianie si w formie
kolejnych "zbryle", jednak od wewntrz to moment-punkt praktycznie
natychmiastowy. Wczeniej nic tu nie byo. A za moment, od kiedy co
mona zauway, od kiedy w badaniu jest element do badania, od tego
momentu wiat wybucha w jego istnieniu i mierzeniu. Rozumiecie?
Ten sam proces, raz banalnie prosty, a raz dynamicznie inflacyjny opis takiej zmiany oraz jego zobrazowanie jest pochodn pooenia w
nim osobnika, ktry taki opis prowadzi, rozumiecie? To, e jednemu
wybucha nie oznacza, e drugiemu te musi poniewa obaj maj racj.
W ich osobistym spojrzeniu na dziejowe widowisko jest racja i penia
opisu. Ale, widzicie, tak po prawdzie, to dopiero obaj cznie ten
224

opis mog uzna za prawdziwy.


Nie ma opisu z zewntrz bez tego wewntrznie si dziejcego, choby
dlatego, e najpierw trzeba si tu i teraz pojawi - a to moe si
zrealizowa wewntrz wiata; eby sobie w logicznym dziaaniu, ale
na bazie fizycznej obserwacji, wypracowa to zewntrzne ujcie, to
trzeba realnie zaistnie, tak po prostu. Rozumiecie?
Ale oba, oba ujcie cznie i w porozumieniu s dopiero pokazaniem
tego, co si dzieje i jak si dzieje.
Zauwacie, e "wybuch" jest i nie jest wybuchem. Zaleenie od punktu
umiejscowienia obserwacji ten sam fakt mona opisywa odmiennie.
Rozumiecie? Wycigacie z tego wnioski? Dalej z obserwowanego, a te
mierzonego wyodrbniacie promieniowanie ta na zasadzie, e relikt
i pozostao - co? A przecie widzicie, e wybuchu nie byo. - e
mogo nie by, eby trzyma si zaproponowanej na obecn pogawdk
konwencji hipotezy. Cao ta sama, wszystko po szczegy to samo,
a wybuchu adnego nie byo. Wybucha dla obserwatora, ale niczego w
zmianie takiego nie byo - i co?
Czym w takim razie jest promieniowanie ta? Reliktem na pewno nie wic czym?
Powiecie, e moe to i ziarenko prawdy w sobie zawiera, e nawet i
jestecie gotowi si zastanowi i e moe kiedy tam wycigniecie z
tego wnioski, ale tak na dzi to si zastanawiacie. - Bo skoro to w
cigym "dopompowywaniu" si dzieje, to dlaczego obecnie w tym taki
pd do przyszoci, i to narastajcy? I dlaczego to stygnie sobie w
caoci, skoro cinienie si utrzymuje i zagszczenie te dobrze w
modelach i realnie si sprawdza?
Widzicie, dobre pytanie, zagadnienie w jego uwarunkowaniach cile
pokazuje - podstaw, widzicie, siga.
Bo czy w tej hipotezie - jak ju sobie tak gaworzymy - nie mona na
ten przykad zaoy, e pompowanie to ju przeszo? Mona? Fakt,
mona. - A nie mona zaoy, e to pompowanie nie tak sobie, ot, z
dnia na dzie i losowo si skoczyo, ale e to w policzalnym oraz
wielce istotnym momencie ustao? Tak, mona. A nie mona zaoy, e
jak ju zewntrznego na tutejszy wszechwiat nacisku nie ma, to si
tene sferyczny wszechwiatowy tok zmiany rozszerza - czyli e si
w swojej pierwszej czci zagszcza, a teraz, po przejciu rodka,
on si tak w sobie rozrzedza? Mona to zaoy? Tak, mona. A mona
dalej zaoy, e mimo przyspieszajcego do nieskoczonoci obecnie
wybuchu wszechwiata - bo go nic nie hamuje w Kosmosie - e w tyme
wybuchu chwilowo cinienie nie spada poniej krytycznej wartoci z
tego powodu, e jest obecnie "podpompowywane" od rodka? Mona. - A
mona zaoy, e elementem obecnie dostarczajcym zasobw jest nie
co innego, jak rozpadanie si czarnych osobliwoci, poniewa w tym
tutejszym ukadzie nie ma ju siy, ktra taki obiekt moe trzyma
w ryzach? Fakt, mona.
I co z tego, powiecie, zaoy mona wiele - tylko zwizku widzie
nie widzicie.
A powinnicie. Wszechwiatowa sferyczno w takiej hipotezie jest
obecnie w fazie rzeczywistego wybuchu - cho to wybuch szczeglny,
225

w praktycznie absolutnej pustce. Bez definiowania, co to znaczy i


jak si objawia absolutna pustka - intuicyjnie jest to uchwytne, a
nawet wytumaczalne. I to w takim wszechkierunkowym wybuchu kwant
po kwancie i warstwa po warstwie energetyczne zasoby wczeniej tu
"wpychane" zewntrznym naciskiem pola rodzicielskiego, teraz one w
bezkres si oddalaj. A cay ukad si rozszerza. Do rodka, do stanu
rodkowego caego procesu, by nacisk i zagszczanie - a teraz jest
wybuch i rozrzedzanie. Fizyczna banalna procedura.
Tylko jest dodatkowy, integralnie powizany z promieniowaniem ta
element analizy: czym ono jest - co warto tej ciepoty oznacza w
ukadzie, ktry generalnie ju wybucha?
Oczywicie w takiej sferze musi spada cinienie i musi si take
wszystko od wszystkiego oddala. Bo skoro brzeg caoci wybucha oraz
si oddala, to i wewntrzne elementy rwnie - nie ma zmiuj. Wic
tym samym cao stygnie.
Ale jakby nie dramatycznie, jakby nie nagle. Cinienie spada, tylko
e nie z sykiem i wichrem. I jest pytanie: dlaczego? Co sprawia, e
mimo tego wybuchu, chwilowo bo chwilowo, ale stabilizacja panuje a te daje si nawet podziwia?
Odpowied w zaoeniach ju pada: czarne dziury. To oczywiste. To
absolutnie oczywiste. Taka tam sobie osobliwo nie rozpada si w
inny wszechwiat, nie jest bia czy czarn tylko tutejsz. A to
dalej oznacza, e jak si rozpada, to si rozpada podprogowo, wic
jednostkami kwantowymi, wic nie do obserwacji ale skutecznie i
cigle. I zasila tutejsze wewntrzne pole kwantowe od dou, takimi
najmniejszymi z najmniejszych elementw. Wczeniej byo pompowanie
z gry wszechwiata, a od poowy pompowanie idzie z dou. Efekt w
obserwacji dokadnie ten sam: stabilizacja i powolne oddalanie si
wszystkiego od wszystkiego. Powolne w ujciu obserwatora, to tak w
ucileniu - bo to przecie a furczy kwantowo.
C, obiekt w obserwacji wewntrznej spory, cho taka obserwacja w
sobie wielokrotnie musi by zaptlona ale obiekt w obserwacji te
zewntrznej rwnie niczego sobie, wic i elementy umoliwiajce i
warunkujce obserwacj mog si pojawi w piramidzie moliwoci. A
i obserwator przy okazji sobie swoje analizy fizyczne oraz logiczne
moe prowadzi. Troch to trwa. Do rodka trwa i od rodka trwa. A
e w adnym innym rejonie tego zdarzenia obserwator si nie pojawi,
to i przy okazji zadziwienie w nim narasta - i narasta - a do tych
emocjonalnych westchnie to idzie i si sowami rozpycha.
Zupenie niepotrzebnie si rozpycha, przecie to fizyczna procedura
i zupenie banalna. Co, moe nie?
Dlatego, tak przy okazji powiem, dajcie ju sobie spokj z ujemnym
cinieniem, bo ono zupenie normalnie logiczne w sobie, to tylko w
waszym spojrzeniu takie co jest niezwyczajne. Jak si od rodka i
w d spoglda, to "wybijajce" spod podogi rdo musi wyda si
zadziwiajce. A nawet niepokojce, bo z zakresu niemierzalnego si
to wyania. Tylko, widzicie, adnej w tym sensacji, tylko defekt w
postrzeganiu - taka, widzicie, krtkowzroczno badawcza.

226

I teraz ponownie na tapecie nasza "mikrofalwka" (wszech)wiatowa


si pokazuje - z czym to je?
A, widzicie, sprawa ju rwnie prosta, zwyczajna, oswojona. Wszak
kiedy to cinienie jest w brakach uzupeniane, jak te kwantowe si
elementy ze sob (mimo generalnego oddalania), dalej mog trzyma w
cznoci funkcjonalnej, czyli co moe si zlepia w wiksze ju
grudki to na pograniczu widzialnego i mierzalnego moe si taka
tam w sobie elementarna wielko cieplna pokaza. Albo wirtualnie
inna jednostka. Nic nadzwyczajnego. - Prawd jest, e ubytki licznie
si dziej i tempo tracenia przyspiesza, bo jak rednica sfery si
zwiksza, to nawet tempo oddolnego pompowania nie nastarcza - wic
caociowa temperatura musi spada - ale i prawd jest i to, e ten
proces nie dzieje si i nie moe dzia si w formie dynamicznego i
nagego wybuchu. To wybuch, zgoda, ale pod kontrol - sam siebie w
tym wybuchaniu kontroluje.
Czyli we wntrzu stabilizacja, czyli mikrofalowe elementy ta mog
i musz powstawa. I jest to pochodna, to stan wspzaleny do tej
caociowej ewolucyjnej sytuacji. Im rzadsze zagszczenie kwantw,
tym mniejsza zdolno do tworzenia si elementw fizycznych, tym w
zbiorze mniejsza ilo zderze elementw i tym samym "bilard" z
kwantowych kuleczek mniej skuteczny. Im dalej od rodka, tym stan
zagszczenia mniejszy, tym dalsza droga do pokonania ale rwnie
tym samym wypadkowa, czna liczba faktw w tle spada. I tym samym
uredniona, czna warto tych drga nisza. A skoro ciepo to te
drgania i rozedrganie struktury, to spadek takich zdarze oznacza
w ciele osobniczym, tu we wszechwiecie, nakierowanie w oczywistym
kierunku: na cmentarzysko. Ciao stygnie, stan trupa i zaniku te
blisko. Jasno w temacie, prawda?
Te przy okazji. Najnisza mierzona warto ta oznacza, e takie
w ukadzie panuje zagszczenie elementw. Wczeniej byo wiksze i
ciepota bya wysza, teraz spada, bo cinienie spada. - Ale chodzi
o warto urednion, dla caoci. Lokalnie gsto moe by duo
wiksza lub duo mniejsza. I std zakres temperatur - od "zera" po
ile tam, ile moe by.
Z oczywistym zastrzeeniem, e mierzone zero nie jest absolutne, ono
jest wartoci najnisz fizycznie dostpn. A to wszak nie oznacza,
e niej nie ma drga oraz ciepoty. Jest jak najbardziej. I jest do
wyznaczenia. Ale nie pomiarem, tylko logicznym namysem. Proste?
Fakt, proste.
Promieniowanie ta to nie przekaz z przeszoci to aktualno.

227

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 5.6 Rytm zmiany.
Wszystko pynie, kto i kiedy powiedzia. I mia facet racj.
Nie ma znaczenia, czy to yciowy padalec, czy profesorska gnida, a
moe inna ludzka bytno, kady taki spojrzy w wiat i wszdzie mu
w widzenie zmienno wejdzie, niczego staego a elementarnego, nic
podobnego nie wypatrzy.
Zmiana po wszystkim si snuje, a wszystko ruchem si przedstawia i zawsze tak.
Ale, widzicie, jest pytanie, takie logicznie podbudowane: czy taka
zmiana to sobie losowo hula, chaotycznie a moe w tym sens jest,
moe regua? Bo jeeli przypadek po kadym idzie, to jak to idzie,
e sensownie idzie? A jeeli jest w tym rytm, to jaki jak doj
rytmiki zmiennoci?
Wiadomo, wiatowa rzeczywisto to co przemierzajce w niezwykym
pdzie nico, to dowodzenia ju nie wymaga. Oraz jest zawsze stan
chwilowy, takie "teraz" wiatowe i tylko to jest. adnego nie ma
byego czy przyszego, tylko ten tykajcy aktualnie zegar - taka w
kwantach sekunda to ju wszystko. A e to si w pomylunku tego lub
owego w jaki atom czy gwiazd zamienia, to banalne zbieractwo si
tak umysowo objawia, takie chorobliwe gromadzenie informacji. Co
si przemieci z miejsca na miejsce, zmysowa wtyczka to odbierze i
przele dalej a mzgowie po licznych sumowaniach to sobie tym a
tym przedstawi. Im wicej punktw informacyjnych zapie i lepiej to
otoczenie zeskanuje, tym wyrazistszy obraz wiata uzyska, tym dalej
w rzeczywistoci si przemieci. Oczywisto.
Ale, widzicie, pytanie dalej si domaga wyjanienia, dalej trzeba
si zastanowi, dlaczego takie dziaanie jest moliwe i czy proces
jest jakim rytmem opisywalny. - wiat tyka sobie kwantami, raz tu
pokae si czstka, raz tam, wiat zmienia si nieustanie i nic o
osobniku to obserwujcym nie wie. Zachodzi, i piknie, i dobrze
ale jak zachodzi i dlaczego tak to zachodzi, to nigdzie nie jest w
wiecie napisane, to obserwator musi sobie samodzielnie policzy i
wykalkulowa.
Zmiana jest skwantowan cigoci, biegnie z kiedy do zawsze - i
trzeba to tak opisa, eby si wszystko zgadzao z kadym. Proste.
Skoro tak, to trzeba zada sobie pytanie, tak hipotez postawi w
formie pytania: co bdzie tworzy fal zmiany? Czym jest element w
zmianie, i czy zawsze jest tym samym elementem?
Sprawa, widzicie, niby prosta - a jednak skomplikowana. Powiecie w
swojej naiwnoci, e takim elementem jedynka czego bdzie. I fakt,
racja w tym jest ale jednak nie do koca. Bo jaka jedynaka to ma
by, co? Jeden atom to jedynka, czy nie? A planeta, a czowiek, a
wszechwiat to jedynka czy nie? A jeeli nawet jeden czowiek i
228

jeden wszechwiat, to ktry moment z takiej konstrukcji, obecny, a


moe wczorajszy - a moe jutrzejszy - co? Przecie w takiej jednej
faktograficznej konstrukcji, kiedy j bada szczegami, znajduje
si mnogo pomniejszych jedynek, a po najmniejsze jako jeszcze
mierzalne. A to przecie, tego te nie trzeba dowodzi, to adne w
sobie najmniejsze z najmniejszych - do takiej elementarnej jednostki
daleko, i ley ona poza pomiarem. Wic co uzna za jedynk, co?
Fakt, logicznie to sprawa zasadniczo prosta, jest to najmniejsze z
najmniejszych, tam gdzie na dole kadego czego si to znajduje - i
sobie si przemieszcza o jednostk. A efektem tego jest wszystko i zmiana. Fakt, tak jest i logicznie inaczej by nie chce. Kosmos w
jego nieskoczonym bezkresie i wiecznym ruchu, fundamentalne jedynki
czego w tyme Kosmosie - to wanie Ewolucja w toku zachodzenia. I
ju.
Ale - ale kiedy si taka jednostka zaplcze w sfer wszechwiata,
si lokalnie w nieskoczonoci wprzgnie w budowanie struktury oraz
pomniejszych wewntrznie konstrukcji, to tej jednostki jako takiej
w badaniu i obserwacji nie ma - to zawsze jest zbir.
I dlatego, i teraz to pytanie nabiera tak istotnego znaczenia: jaka
jednostka buduje postrzeganie? e nie logicznie najmniejsza, to ju
oczywisto - ale jaka?
I tu, widzicie, pojawia si jedynie moliwa odpowied: tak jedynk
bdzie to, co za taki fakt uzna obserwator.
Tak, dokadnie tak. Przecie to jest ciga zmiana, ktra dokonuje
si kwantami niszego poziomu. Wyrnienie, co jest jedynk, proces
zaliczenia tego do "atomu" czy "planety", takie dziaanie to czyn
obserwacyjny, akt pomiaru plus ustalenie granicy pomiaru. To jest
"obiektem", co obserwator uznaje za obiekt to pochodna zdolnoci
mierzenia i wiedzy, co si mierzy. Co innego bdzie jedynk pomiaru
dla osobnika uzbrojonego w zmysowe doznanie, np. oko - co innego w
obserwacji mikroskopem takim czy innym. Zawsze, zawsze o podzieleniu
cigego procesu na jednostki decyduje obserwator.
To on, byt obserwujcy, o ile moe wyodrbni, powiza w wyrany
fakt z jednolitego ta jaki przebieg (stan skupienia elementw) to dla niego stanowi w fakt.
I tym samym jedynk poziomu. To jest stan nadprogowy, ktry okazuje
si elementem skadowym (jednostk) zbioru podobnych faktw.
Czy to oznacza, e w otoczeniu nie ma odrbnych bytw, e wszystko
jest chwilowe w swoim wystawaniu z otoczenia? I tak - i nie.
W logicznym ujciu rzeczywicie nie sposb pomin ta, to warunek
zrozumienia rzeczywistoci. - W takim gbokim zobrazowaniu nie ma
niczego bez ta, bez otaczajcego rodowiska. W tym rozumieniu to
wszystko razem stanowi rzeczywisto i razem musi by analizowane
to konieczno. Wyrnienie moe by na chwil, eby zrozumie
zalenoci, ale chwil pniej trzeba to zespoli z tem, eby si
nie zagubi w detalach.
Tylko e, z drugiej strony, to te "detale" s wszystkim, czym moe
si rozum zainteresowa w wiecie to detale s wszystkim, co mu
229

podsyaj zmysy - to detale s wszystkim, co wida w dowolny sposb


i w kadym kierunku. I zawsze w tych detalach jest wielko maa i
najmniejsza z moliwych - czyli jedynka wyrnionego procesu. Byt w
jego istnieniu i w poznawaniu zawsze ma do czynienia z elementem o
nieostro wyodrbnialnych z ta granicach, zawsze musi si namczy
z ustaleniem, co do czego przynaley, ale w jego dziaaniu wanie
takie jedynkowe zbiory s jedynie dostpne i na nich przeprowadza
operacje. I przede wszystkim od nich wychodzi w analizie powiza
w wiecie. - e to jest niezbdnym dopenieniem, to wiedza pna i
bardzo pna, pocztkowo i dugo liczy si jako tam zauwaalna w
tle struktura. I to ona jest dla obserwatora jedynk. - By moe w
dalszym dziaaniu powie j z otoczeniem i innymi jedynkami, ale
moe by i tak, e na zawsze pozostanie w obserwacji powierzchni i
gbokich powiza nie stwierdzi. I jego prawo. Jeeli w dziaaniu
si to sprawdza, jeeli pokonuje zakrty, wszystko dobrze. Jednak
dobrze byoby pozna a do podstaw, eby co niespodziewanego nie
zaskoczyo i nie zburzyo obserwacji dobrze byoby.
Jedynk jest wszystko to, co za jedynk zmiany uzna obserwator. To
moe by czowiek, ale i gwiazda, i wszechwiat nie ma granicy w
tym ustalaniu. To moe by czowiek z caym jego yciowym zbiorem,
a wic bez rozrniania na elementy skadowe - ale to moe by, w
innym ju liczeniu, dzie z ycia w skali lat, te jednostka. Moe
by jedynk sekunda istnienia, ale i zbir w postaci caego cigu
i pokolenia jednostek. I tak dalej. Zalenie od tego, co wyrni i
z jak intencj obserwator, to bdzie jednostk skadow zliczania
takiego zbioru.
W jednolitym i cigym tle nie jest wane, jak je dziel, wane jest
to, e w ogle fakt podziau si dokonuje. Poniewa w ten to sposb
zachodzi porzdkowanie - ustalanie rytmu zmiany i jej reguy.
To warto podkreli: nie ma znaczenia jednostka uyta do zliczania
i znakowania rytmu, najwaniejsze jest samo dziaanie porzdkujce
i szeregujce zmian.
Nie ma znaczenia, gdzie w jednolitym tle przeprowadz granic - to
sam akt wyznaczania linii granicznej jest istotny. To dziaanie i
rytmicznie ustalona jednostka "cechuje" to i nadaje znaczenie tak
wyrnionemu. I pozwala zrozumie w wyrniony fakt.
Takimi jednostkami reguy mog by jedynki i pochodne matematyczne
- to moe by pojcie - to moe by znak nutowy - to moe by fakt
fizyczny - to moe by obraz - wiersz - budynek - rolina - imi i
nazwisko... Nie ma znaczenia uyta abstrakcja, to zawsze jest fakt
i jedynka. I zawsze to jest abstrakcja. To zawsze zoenie, ktre
z ta co wyodrbnia. - I to zawsze jest operowanie jedynk. Nawet
o tym nie wiedzc, taki uytkownik abstrakcji operuje jedynk i na
kocu te ma jedynk w postaci jakiego ustalenia.
Zawsze, zawsze operuje si jedynk i zawsze skutkiem jest jedynka.
Widzicie, jedynka moe mie gabaryty wszechwiata, a by logicznie
jedynk, moe by najmniejszym z najmniejszych, ale bdzie jedynk
i jednostk obrachunkow nie ma znaczenia "wielko" jedynki, bo
to zawsze jest jedynka.
230

A skoro tak, skoro kadorazowo jedynka jest jednostk do niczego w


dziaaniu redukowaln, czyli niepodzielnym faktem, to pojawia si
pytanie, czy mona prowadzi operacje na takich jedynkach - a jak
mona, to jak to zrobi?
I tu, jako konieczno, wyania si dziaanie, najprostsze z tych
najprostszych. Skoro dziaanie dotyczy najprostszych elementw, to
i operacje na tych elementach musz by skrajnie proste.
Czyli co takiego: jeden plus jeden rwna si dwa. - Dwa plus dwa
rwna si cztery. - Cztery plus cztery rwna si osiem.
I to wszystko. Niczego wicej nie potrzeba. To jest rytm najniej
w rzeczywistoci zachodzcy, fundamentalnie podstawowy. I wszystko
inne jest tego pochodn.
Istotne w tak wyznaczonym rytmie zmiany jest to, e wypenienie na
poziomie moliwoci ruchu, a wic dopenienie do jednostki, e to
skutkuje przejciem na poziom wyszy albo opadnicie na niszy,
o ile obserwacja dotyczy kierunku rozpadu. I teraz, ju na tym dla
procesu nowym poziomie, w tym obszarze to, co uprzednio dopenio
si do maksymalnego stanu posiadania i stao si zbiorem, to w tym
nowym rodowisku znw jest jedynk elementarn, jednostk liczenia
i obrabiania. I znw w rytmie generalnym - i w jego wielokrotnoci
- przebiega jego przeksztacanie si. Znw wchodzi w relacje, znw
jest elementem najmniejszym z najmniejszych.
W maksymalnej skali, na samym dole i na samej grze zmiany, w tych
strefach granicznych i logicznie pojmowalnych, realizuje si taki
sam i zarazem podstawowy rytm, a wszystko pomidzy jest pochodn.
Rytm zmiany jest jeden i zawsze ten sam, natomiast jego produkcje,
realne upostaciowania s liczne - nieprzeliczalne.

231

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 5.7 - Umys zurbanizowany.
Problem jest, ludkowie. Naukowy i oglnie.
Bo to - zauwacie - tak si w tej, tego tam, ewolucji powyczyniao
dziejowo, e wszystko si w co innego zmienia (albo zjada) - i w,
takim tam, stabilnie zmiennym porzdku si chwilowo trzyma. Miarowo
i podug reguy sobie kombinuje, rozumiecie (o ile kombinowa moe).
Logika w tym jest, a co, gboka i badawczo zgbiona, a co - nawet
zanotowana w ksigach, a co. Logika, dostrzegacie, co to j rozum w
trudzie poznawczym ustala i oglnie ustala.
Ale problem jest, ludkowie - z onym rozumem jest.
Rozum rozumuje, i nawet rozumnie si to objawia; przenika wszystko
daleko - albo i dalej. Poznaje gwiazdy i, takie tam, kwazary, albo
te ziarenka wiata na logik chwyta i je przewietla, gdzie signie
- to ad i regu ustala. Ale, ludkowie, problem jest.
Bo to, rozumiecie, rozum rozumuje, ale te rozumnie wykryte prawdy,
pojmujecie, samego rozumu nie sigaj - tak to si dzieje. Prawda i
fakt oczywisty, co tam biologiczni, pospou z fizycznymi i reszt
ferajny laboratoryjnej, co tam takowi w gowiastej konstrukcji z
trudem ustalaj. A to plasterek po plasterku pod mikroskop duy a
zmylny wtykaj, a to prdowe iskierki na ekranach ledz i na ich
podstawie, rozumiecie, to lub tamto o rozumnym bycie mwi. To si
szeroko dzieje, to si pleni w kadym naukowym lub innym zaktku ale, ludkowie, problemat jest. Oj, jest.
Bo to, rozumiecie - jak tak moe by, eby osobnik rozumem wszystko
bliskie i dalekie ponazywa, w liczby oraz tabelki upcha - ale sam
siebie przebada do koca nie moe. Bo nie moe. Rozumiecie? Co te
w epetynie w pokoleniowej sztafecie poznawczej si ustali, jakie
wzgrki czy zakrty psychole wykryj, to zaraz przyjdzie kolejny i
powie, e to zgrubne i chwilowe, bo cao i tak zmienna, e si w
kadym pokoleniu inaczej ukada. I nawet w kadym osobniku inaczej
si ukada. I problem, ludkowie, jest.
Jak tu, rozumiecie, tego rozuma rozumnie zrozumie? Jak go zapa
w zmianie i stabilnie w owej zmianie opisa?
Wmyli si w siebie gboko jaki byt literacko rozedrgany, elementy
elementw psychiki swojej czy osobnie innej opisze, detalami tak w
podwiadomoci bdzie obraca na wszelkie sposoby i najwczeniejsze
wspomnienia smakowania ciasteczek notowa, ale poza to nie wyjdzie.
Bo jak, ludkowie? - Z drugiej strony naukowo w zupie komrkowej si
kto inny zanurza w nadziei na rozpoznanie i wyczyn, a te liczy na
znan nagrod - ale nie wychodzi. Bo jak ma wyj, ludkowie?
Jak rozezna to, co rozeznanie prowadzi?
Czy mona - czy si da tak zrobi, eby pozna siebie w poznawaniu?

232

Rozum, ludkowie, to takie "urzdzenie", ktre do jednego zasadniczo


si sprowadza: w chaosie wiata zwizki wykrywa. Gdzie zerknie, to
powizanie widzi - tak z natury on ma. I dobrze generalnie na tym w
yciu wychodzi... Fakt i prawda, czasami bokiem mu to wychodzi, jak
nadmiernie dugo w jedne konstrukcje pojciowe zawierzy i na czas z
ich usug nie zaprzestanie korzysta. Kiedy tego nie zrobi, to wiat
mu wwczas bolenie swoj zmian do pomylunku daje, e trzeba to i
owo w wymylonym zmieni.
Jednak, ludkowie, tak w oglnoci rozumnie to wszystko si sprawdza
- cho nie do koca wiadomo, dlaczego ono si w tym sprawdzaniu a
tak sprawdza. Ale tak jest.
Wic, ludkowie, jak si sprawdza, to moe poszuka czego jakiego
w wiecie, co by pomogo rozum pozna. W siebie rozum nie wejdzie i
zalenoci gbokich nie rozpozna (nie da si), z zasady ewolucyjnie
zawsze bdzie si po powierzchni lizga i w tropach gmatwa, take
metod technologiczn tego nie pokona - wic jak, wyjcia nie ma? po
caoci kapitulacja?
Skoro w siebie nie wniknie, skoro adnego narzdzia poznajcego nie
zbuduje - to moe z siebie powinien wyj, co, ludkowie? Moe poza
sob ma szuka tego, co w nim si dzieje. Co, ludkowie?
Prawda i fakt, gow muru si nie przebije, jednak kiedy brak innych
sposobw, warto sprbowa. Co, ludkowie?
Co zrobi, kiedy nic nie mona zrobi?
Trzeba wyj z siebie i si rozejrze. I warto to, ludkowie, serio i
dosownie potraktowa. I warto to przeprowadzi krok po kroku.
Jak, ludkowie - gdzie szuka czego rozumnie podobnego, skoro nic i
nigdzie bardziej skomplikowane nie istnieje? Czy jest co, co si
jako model rozumnie sprawdzi w badaniu rozumu? - Jest, ludkowie, w
wiecie bliskim on ci jest.
Co to jest, pytacie - gdzie, pytacie i myl po okolicy biegniecie.
Rozejrzyjcie si wok, pomdrkujcie silnie a logicznie. I co?
Ju zoczylicie w odlegoci bliskiej-dalekiej konstrukt rozumnie
rozumny - ale nie rozum?
Co to za model? - pytacie. - Miasto.
Miasto to nie to, woacie - "obiekt" wam nie odpowiada, woacie - e
pomys nie ten i tego. I e w ogle.
Ludkowie mili, zerknijcie wy z uwag naton, a tako przyjrzyjcie
si naleycie. I szczeg w szczegle dojrzyjcie, i og budowlany
w jego aktualnoci i historycznoci zauwacie - i w kadym aspekcie
logicznoci rozumnej takiego czego przejrzyjcie w miejski byt. Bo
moe z tego jaki mylowy skutek si wykluje oraz zamiar rozumnego
przepatrzenia umysu w rozumie usadowionego jako tam wspomoe.
To warto uskuteczni, ludkowie, warto wnioski z tego eksperymentalnie
osobistego zwiedzania "rozumu" wyciga.

233

Ech, ludkowie, dalej noskami krcicie i twarzyczki w niedowierzaniu


wyginacie, model wam nie odpowiada, powiadacie. Ech.
A wezwijcie wy przed oczka swoje takie miejskie betonowe i ludzikami
zapchane rodowisko yciowe - i analizujcie. Przecie tu, zauwacie
ludkowie, tu kady poziom funkcjonalnie oraz krok po kroku moecie
sobie na przerne sposoby rozpozna, to nie rozum gboko skryty w
gownej bace, ale hektarami w poziomie i pionie zabudowana tkanka,
ktr mona w celu informacyjnym przeby. I to na bieco pozna, i
zrozumie w aktualnym odmienianiu.
Tu wszystko wida i sycha (a take, fakt, czu wchowo).
A uwzgldnijcie ludkowie i takie co, e "miasto" to produkt jako
tam rozumnych, a nawet w peni rozumnych. To tako zasiedlone jest
istotami, co to za rozumne si uwaaj, wic i o "osobowoci" w onym
obiekcie mona rozprawia. Ale, ludkowie, najwaniejsze w modelowaniu
takim jest to, e tu wszelkie moliwe funkcje, ktre znajduj si w
umyle, one tu wystpuj. Wszelkie, szczegowo wszelkie.
Miasto, prawda?, to struktura logiczna, co to buduje si od podstaw
i sensownie - umys rwnie. Miasto to komplikacja w narastaniu, w
skali czasu i przestrzennie - umys rwnie. Miasto to centrum i
okolice; ulice, place, zauki - infrastruktura i suby specjalne,
rozrywka i zdrowie; i cmentarz(e); budowle punktowe, zbiorowe, raz
w gr, raz w d, raz w bok; jadodajnie oraz zanieczyszczenia (i
cieki, i odprowadzanie mieci); transport indywidualny i zbiorowy
- podziemny, naziemny i lotny; cieki spacerowe i wskie, ale te
wielopasmowe trakty; infostrady powolne, szybkie oraz maksymalnie
szybkie; miejsca wieckie i wyrnione; budowle ju stojce, ale i
w trakcie budowania, ale i gruzowisko, ale te warstwy archiwalne,
nie odwiedzane i zapomniane; dobrze, le czy podstpnie dziaajce
jednostki; wybuchy terrorystyczne i policyjne akcje; ruch normalny
i uprzywilejowany; pochody zadowolonych i niezadowolonych ze swego
istnienia i warunkw; dziaania energetycznie zasobne, emocjonalne
- ale i chodne, przemylane; archiwa, biblioteki, punkty wymiany
towarw, urzdy, miejsca do snu i pracy, punkty widokowe, lokale z
renom i wstydliwe; i tak dalej, i tak dalej. - Umys wszystko to
zawiera.
A spjrzcie, ludkowie, na miasto poprzez histori - jak tylko si w
przeszoci mona rozezna.
Co byo na pocztku? Ot, azio po wiecie kiedy tam praszczurze
jakie istnienie, zoczyo na swoje historycznie tamtejsze oczta w
miejscu jakim, e adne ono, e zasobne w dobro jakowe, e sobie
tam rzeczka pynie i pycizn posiada zdatn do przejcia, e tak
losowo w tym miejscu cieki innych bytujcych si krzyuj - i to
tamto kiedyniejsze jestestwo postanowio w tej okolicy piknej si
zatrzyma. I osiado.
A wecie pod uwag swoj, ludkowie, e tako samo w mzgowi to si
objawia, elementa budulcowe inne, ale funkcjonalnie i analogicznie
takie same. Przecie, ludkowie, w onym rozumnym konstrukcie rwnie
si miejsca wybrane "geologi" i mapow topografi znajduj. A to
koniec zmysowego kanau gdzie jest, a to szlaki przepywu danych
234

si zbiegaj lub rozbiegaj, a to dopywa rdlana woda (albo dane


informatyczne), a to zuyta wsika w podglebie. S w umysowiu tak
samo "chatki" rozrzucone w oddaleniu i rzadko si komunikujce, ale
s te "dzielnice" we wzajemnym powizaniu funkcjonalnym, ktre w
czasie i przestrzeni cz wpierw cieki - pniej trakty mniej i
wicej uczszczane - a po "autostrady" zapchane elementami. Idzie
to historycznie, zauwacie ludkowie, w miecie oraz w rozumie tako
samo, od jako tam losowoci determinowanego zdarzenia, miejsca w
caoci wiata wybranego, ale nie zupenie dowolnego - a po ad i
maksymaln logiczno; na pocztku jest wielo moliwego uoenia
w otoczeniu, a dalej wczeniejsze warunkuje nastpne.
Fakt, ludkowie, rnie to si poprzez histori dzieje. A to, bywa,
wyschnie rzeczka, ssiad sam albo te z pobratymcami najedzie wiosk
czy ju miasteczko, kierunki przemieszczania si z towarami biec w
inna stron zaczn - sowem, bywa, wszystko popada w zapomnienie i
piasek historii to zakrywa. Byo, mino.
W kadym przypadku dziejowego rozdawnictwa istnienia tak si dzieje
- czy miasto, czy te rozumna konstrukcja, zawsze tak samo.
Zauwacie to, ludkowie - i przemylcie to ludkowie. Z tej czasowo
odlegej chwilowej godziny taki bytowy twr to jeno projekt - albo
i hipoteza do sprawdzania poprzez wieki. To moe, ludki - to moe,
ale nie musi si zrealizowa i skutecznie dziaa. Ilo czynnikw
w wiecie, ktre taki byt mog w mgnieniu oka wykasowa ze zbioru
istnie, to jest takiej skali, e wypada podziwia, i co tu oraz
wdzie si wczepio w wiat i e si utrzymao. I e si rozwino
w sprawn konstrukcj. Ech. I jeszcze raz ech.
Zwrcie uwag, ludkowie, e koce zmysw (take czci osady) si
osobno w dogodnym miejscu tworz. Idzie to tak, e pocztkowo owe
"dzielnice" buduj si (jako e w okolicy duo miejsca) odlegle od
siebie i s samorzdne; co innego dzieje si w centrum, "na zamku"
- a co innego w strefie brzegowej, na podzamczu. Ten sam organizm,
jednak autonomia spora, a przenikanie si warstw (spoecznych) mocno
utrudnione. Tylko e w miar przybywania budynkw i zapeniania si
rodowiska, pojawia si konieczno porzdkowania przestrzeni. Jak
i czasu. I pojawiaj si suby odpowiedzialne za porzdek.
Bo musi by ad zabudowy i ad ruchu po szlakach, i inne ady. Np.
miary i wagi. Suby s wane, przyznacie. Mona zasadnie rzec, e
od ich pracy zaley przetrwanie. - eby przez bram wejciow mona
byo duo interesantw na zamek przepuci (np. z darami), musi by
w strumieniu energii porzdek, sami przyznacie. Inaczej wejcie si
zatka, a z tego rewolta jakowa moe powsta; zator czy korek to w
strukturze wielce niebezpieczne zdarzenie.
Widz, ludkowie, e dalej noskami krcicie, e jeszcze umysowoci
w miecie nie dostrzegacie. e umys to co wicej, mwicie, e w
rozumie moe s i owe kanay wodne i ciekowe, e drogi i budowle
biakami budowane - ale, powiadacie, to tak wszdzie si dzieje. A
przecie rozum rozumem si rozumnie objawia - to co wicej i duo
wicej nili materialna, niechby nawet ciekawa zabudowa.

235

Racj macie, ludkowie mili, rozum to materia z dodatkiem - a jake.


I nikt zdrowy na rozumie temu zaprzecza nie zaprzecza. Tylko e,
ludki rozumne, zerknijcie wy w miasto modelowe, przejrzyjcie si w
jego lustrzanym odbiciu - i co, postrzegacie rozumno?
Przecie - zauwacie - jak ju miejska architektura cielesna si w
form i formu upostaciuje, w poziomie i pionie zabuduje, jak uoy
si to ju wieloma przestrzennymi i czasowymi warstwami - to si w
tym "duch" poczyna, "osobowoci" miejsk objawia, "atmosfer" oraz
podobnie paruje. Widzicie?, czujecie? Mury pn si do gry, ale z
nimi przyrasta tre, zauwacie - i to cile z ksztatem i stanem
powizana.
Jak miasto sensownie rozplanowane, skrzyowania dobre i przepustowo
sprawne, jak zaopatrzenie funkcjonuje naleycie - to na twarzach tu
i teraz zakwaterowanych zadowolenie si odbija; liciasto zieln
mog z okien podziwia i ptaszyska dokarmia, i w ogle jest znonie
- i w ogle idzie y.
Warstwa wysza, nadmaterialna si buduje - i ma to znaczenie w tej
oglnoci; miasto tkank materii obrasta, a osobnikom dostatniej si
yje.
I znw, ludkowie, analogia si sprawdza - tym razem w tak wanym i
rozumnym ju zakresie.
Przecie, zauwacie, wszelkie dziejce si w umysowoci osobniczej
i rozumnej fakty, te o szlachetnej i wyszej wartoci, czyli wanie
rozumne - to mona odszuka w wielkomiejskim modelu, i to prosto, i
to w nateniu. W miecie orodkw ksztacenia mnogo, wszdzie si
tu pojciami przerzuca, co w nich lub z nich kombinuje, abstrakcje
niematerialnie si na kadym kroku pokazuj i swoj warto ogln
i szczegln pokazuj. Wszystko jako w mzgowiu.
W miejskim zawirowaniu zapiskw tekstowych czy innych melodycznych
wtkw mnogo - tomiszcza biblioteczne czy uliczne plakaty symbole
swoje pod wszelkie zmysy mieszkacom na rne sposoby podtykaj. A
to w szkole, a to w jakim teatralnym lub kinowym budynku - a to na
inne jeszcze formaty i formuy. Czy zbiegowisko, czy indywidualno
- kady kierunek miasta abstrakcje i znaki znakuj. A po przesyt,
a do nadmiaru - a si to mietniskiem pojciowym wydaje, kiedy w
kanay informatyczne chaotycznie si wpycha.
A przecie wszystko to "duch", czyli wyszo nad pospolitoci tej
tam nieoywionej czy jakiej innej materii - wszytko to zakodowany w
symbolach duch tak opisywanego zbiorowiska.
I co, ludkowie, dostrzegacie zwizki?
Ju miasto oczami duszy swej za powikszony do ilu tam razy umys
postrzegacie?
Ale, ludkowie, to nie koniec tej miejskiej architektonicznej i dla
rozumu pouczajcej wycieczki eksperymentalnie uczestniczcej - jest
jeszcze dalsze. I te wane.
Bo, zauwacie - na dzi miasto jest jeszcze na etapie daleko nie
takim, jako si umysowo kadego i w yciu pokazuje. Tak na oko,
236

ludkowie, miasto w obecnym swoim rozdciu jeno poowy moliwoci


si dopracowao, ma jeszcze wiele do zapenienia.
Ot, spjrzcie na wycignite przez laborantw z rozumu obrazki, na
krzaczaste i niebywale powizane konstrukcje, ktre do istnienia i
funkcjonowania powouje osobnicza aktywno. - To do zudzenia, tak
a po ostatnie szczegy przypomina to, co kosmiczni jajogowcy w
dalekiej dali notuj obserwacyjnie. Przecie te wszelkie zgstki i
struktury, krzaczaste poczenia midzykomrkowe - te rozcigajce
si pozornie w pustce konstelacje gwiazdowe czy cae galaktyczne i
midzygalaktyczne strumienie czego - to wszystko detalicznie mona
na/w tych preparatach zaobserwowa. Skala, pena zgoda, inna, daleko
inna - ale funkcjonalnie, ale znaczeniowo, ale nawet obrazowo to to
samo. W rozumnoci naszej odbija si ten sam schemat, ktry natura
w niebywale wikszym rozmiarze buduje - on si odbija, poniewa tak
wymusza sama mechanika procesu. Nie ma znaczenia, gdzie si procesy
dziej - znaczenie ma to, e inaczej nie mog. Jeeli buduje si to
z elementw (z kwantw), jeeli buduje si w rytmie (skwantowanym)
- to efekt musi by podobny. I analogie mona na tej podstawie te
prowadzi.
Miasto nie miasto - rozum nie rozum - galaktyka nie galaktyka - to
w kadym przypadku ewolucyjna zmiana w toku zachodzenia. I dlatego
poznawalna, i dlatego policzalna. I dlatego podobna.
Tak, ludkowie, tego poziomu skomplikowania, ktry zagci si nam
w epetynach i przejawia myleniem (zdarza si, e tak si objawia)
- tego zakresu komplikacji miasto jeszcze nie siga. Dzi nie siga
- ale jutro, jutro moe tak by.
Rozum poczyna si i zmienia w niewielkim ukadzie, ale siga poziomu
maksymalnej komplikacji i zabudowy. - A skoro osiga, to znaczy, e
miasto rwnie taki lub podobny sposb zabudowy uzyska. To wycznie
kwestia czasu, rnie pojtych zasobw oraz toczcej si zmiany. Bo
jak nie ma z czego budowa, to i mdrala z pustego nie naleje.
Reguy s te same, uyte w procesie elementy te same - wic rwnie
efekt musi by ten sam. Rozwj miast ma przed sob liczne moliwoci
zagszczania si i komplikowania.
Warto czerpa z wzorcw, ktre si wielorako sprawdziy.

237

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 5.8 Ukad okresowy pierwiastkw.
Na pocztek nieco literatury obrazkowej, co sobie aowa.
Scena pierwsza.
Pustkowie. Kamera ustawiona na daleki plan, obejmuje szeroki zakres
zjawisk. Dominuj szaroci. - Gdzie daleko i niewyranie majacz
gry, niebo zachmurzone i cikie, mao atrakcyjne. Obraz przesuwa
si wolno, na ekranie pojawiaj si kadry z nieprzyjaznym terenem,
raczej skalistym, lokalnie wida rachityczne drzewa lub kpy traw,
tak samo wtej. Po horyzont niczego ciekawego ani te nikogo nie
wida.
Zmiana ostroci i kadrowania. Odlege wczeniej elementy staj si
wyraniejsze, pojawiaj si szczegy krajobrazu. Niezauwaenie i
nieco przypadkowo, w szaroci ta mona wyodrbni poruszajcy si
punkt wyania si posta wdrowca. Przecitnej postaci, niezbyt
atrakcyjnej budowy, w nieokrelonym i zniszczonym stroju. - Idzie
bez celu, nie wiadomo skd ani dokd; istota bez przeszoci i bez
przyszoci; sam wobec otaczajcego wiata.
Scena druga.
W kadrze pojawia si dom na pustkowiu. Najpierw jako daleki, sabo
dostrzegalny fakt w przestrzeni, pniej wyraniejszy. Jednak nawet
z duej odlegoci mona zauway, e jest mocno zniszczony oraz w
zym stanie. Okna pozbawione szyb, drzwi bezwadnie zwisaj, jakby
w oczekiwaniu na swj koniec. - Wszdzie wida, e dom od dugiego
czasu poddawany jest naporowi si natury i atwo si domyle, e
nikogo w nim ani w okolicy nie ma.
Wdrowiec zblia si, rozglda i ostronie przekracza prg, ktry
nieprzyjemnie trzeszczy. Kamera wdruje wraz z przemieszczajcym
si wzrokiem czowieka. Wszdzie pusto i typowe lady wiadczce,
e dawno nikogo tu nie byo. Puste, brudne pomieszczenia, adnych
sprztw, na cianach naderwane tapety, plamy zaciekw oraz plamy
po kiedy tam wiszcych obrazach. Panuje pmrok. Przez szpary w
cianach wdzieraj si wietlne smugi, ktre drgaj wraz z kurzem
i dopeniaj ponure wraenie.
W jednym z przemierzanych pokoi wzrok wdrowca wyuskuje z szarego
ta lece na pododze fotografie. Zblienie. Wolny ruch kamery.
Wszdzie wida bezadnie rozrzucone zdjcia rnych osb, mocno ju
wyblake i zniszczone, najpewniej mieszkacw.
Wdrowiec zmczony siada na pododze i obserwuje obrazki. Leniwie
siga po najblisze zdjcie i w zamyleniu bawi si nim. Pocztkowo
znudzonym ruchem przerzuca elementy albumu rodzinnego mieszkacw
domu, pniej z rosncym zaangaowaniem. W miar trwania (dugiej)
sceny praca staje si intensywna i coraz bardziej zorganizowana oraz przemylana. Cicie.
Scena trzecia.
Kolejny kadr filmu przedstawia to samo pomieszczenie i tego samego
osobnika, ale obecnie w trakcie intensywnego krztania si. Kamera
238

pokazuje wntrze pomieszczenia. Zmiana w stosunku do poprzedniej


sceny jest wyrana i rzuca si momentalnie w oczy. Mona dostrzec
uoone i uporzdkowane fotografie. Wida w licznych zblieniach
szeregi jako podobnych sobie osobnikw, mona zauway linie oraz
cigi obrazkw, na ktrych znajduj si mczyni lub kobiety. W
innym miejscu pojawia si struktura rodzinna, ktr rozpoczyna w
zamierzchej przeszoci "praszczur", stateczny osobnik z wsami i
stroju odpowiednim do jego epoki; mona zauway, e pokolenia to
"wznosz" si ponad powierzchni ziemi w trakcie poszczeglnych i
kolejnych "odson"-fotek, to znw po pewnym czasie wtapiaj si w
grunt-to. - Wida rne i gbokie zwizki midzy pokoleniami i
rodzinami, zwizki "poziome" i "pionowe". - Wysiek porzdkowania
nabiera sensu, krystalizuje si wielokierunkowy ad.
W trakcie usilnej pracy nad "albumem rodzinnym" poprzednikw coraz
mniejsz rol zaczyna odgrywa to, jak (w co konkretnie) s ubrani
poszczeglni osobnicy i jakie wykonuj konkretne gesty, kto z kim
jest w bliskich stosunkach i zalenociach. Ten etap porzdkowania
odchodzi w przeszo, a zaczyna dominowa uoenie wedug pytania
nadrzdnego: "dlaczego?" Dlaczego s tak "ubrani" i dlaczego s ze
sob w "zwizkach", w caoci obrazu nabieraj znaczenia gbokie
cechy wzajemnych relacji i zalenoci. Czyli tworzy si "genetyka
materialna" rodziny.
Scena czwarta i ostatnia.
Scena przedstawia wdrowca z umiechem przygldajcego si efektom
swojej pracy rozoonej na paszczynie podogi.
Czym w istocie jest powyszy opis/zapis? atwo zgadn. To idce w
czasie i poprzez kilometry zmaganie czowieka z otoczeniem, wpierw
identyfikowanie elementw, ktre tworz rodowisko, a w kolejnoci
dalszej szukanie/ustalanie midzy nimi wszelkich powiza, przede
wszystkim fizycznych i chemicznych. Sceneria moe literacko mao
atrakcyjna, jednak trud porzdkowania materii oczywisty. Od stanu
pojedynczych i wyrnialnych w tle skadnikw, przez chaos zbioru,
po paski ad rubryk znanej tabelki. Stan aktualny wiedzy jest na
poziomie "podogi", paszczyzny.
Tak nakrelona intryga "okresowo-ukadowa" oczywicie wciga - to
dobry zadatek na krymina. I to rzeczywicie jest krymina, pisany
przez wielu. Metody dedukcyjne, szukanie wszelkich ladw, nawet
tak drobnych, jak pojedyncze czstki, praca koncepcyjna, a nawet i
agenturalna (lub w naszpikowanym przyrzdami laboratorium), to si
skada na pocig za wspomnianym adem. Dzi zwizki ustalone oraz
przewidywalne. I mimo e co pewien czas pojawia si doniesienie o
nowej fotografii materialnego bytu, a po prawdzie tylko "strzpku
fotografii" (przecie pojedynczy atom trudno inaczej okreli), to
wydaje si, e praca zostaa zakoczona. Niekoniecznie.
Czym jest aktualnie obserwowany "ukad okresowy"? Warto i trzeba
zada takie pytanie, a odpowied moe zaskoczy. - "Ukad" to stan
chwilowy, "kadr" z filmu.
Zaskakujce? Dlaczego, nie powinno by adnego zaskoczenia. Wszak
wszystko, co mona wyrni w otoczeniu, zawsze i wszdzie, jest
239

procesem, to po pierwsze, a po drugie, posiada cz wczeniejsz


i pniejsz zawsze jest "cig pokole", a nie jedno i zupenie
nie wiedzie z czego i dlaczego poczte. Jednostka, jeden fakt w
wiecie, to niecodzienno ("cud"), ktry domaga si niezwykego i
rozbudowanego tumaczenia - natomiast odmieniajcy si stabilnie i
przewidywalnie zbir, odmieniajcy si przez swoje "cegieki", wic
przechodzenie jednego w drugie to norma i stan oczywisty, ewolucja
w trakcie zachodzenia.
Ukad okresowy atomw nie moe si z tej zasady wyamywa.
Czym skutkuje takie podejcie? - Cig pokole pierwiastkw, i to w
duej-licznej skali.
O tym, e jestemy potomkami dawno zamarych gwiazd, nie trzeba si
rozwodzi, cho to emocjonalnie porusza. Kiedy uwiadomi sobie, e
krca w ciele krew (i samo ciao) jest bezporednim nastpstwem
tego, e byy pokolenia soc, ktre si zapaliy, zgasy i dalej
rozproszyy w taki sposb, e na peryferyjnej planetce skbiy si
rnopierwiastkowo, to robi wraenie (zwaszcza kiedy mona o tym
porozmawia). Ale to nie jest wszystko. Teraniejsza materialna i
atomowa forma zjawisk to "stan chwilowy", "zdjcie" z albumu, wic
musi by dopenione o pozostae fakty (przed i po).
Dlatego, na tym si opierajc, mog powiedzie, e nadszed czas
modyfikacji szacownego zabytku, mimo jego funkcjonalnej sprawnoci
i przyzwyczajenia. Postulat jest oczywisty: naley zmieni sposb
prezentacji, to na pocztek - a w dalszym kroku dobudowa widok o
postulowane etapy, ktrych ju nie ma lub jeszcze nie ma. - I nie
chodzi w tym dziaaniu o urod tabelek czy zabaw, ale o oddanie w
detalach gbokiego sensu energetycznej zmiany.
Warto zaznaczy, to na pocztek, e od czasu wytworzenia konkretnej
formy "ukadu" nieco lat mino. Wiadomo, e oprcz dwu wymiarw i
paskiego wiata jest jeszcze trzeci, nawet czwarty, a lokalnie ten
i w o n-wymiarowaniu rzeczywistoci rozpowiada. Dlaczego wic tak
istotne zobrazowanie wasnoci wiata ma by paskie niczym kartka;
dlaczego dwa, a nie trzy wymiary oddaj zalenoci skadnikw? - I
dlaczego nie doda do obrazu zmian w historii, czyli czasu? Fakt,
wczeniej byy trudnoci techniczne, ale obrazowanie procesw dzi
jest atwe i przyjemne, czy stoi wic co na przeszkodzie, eby dla
wygody, atrakcji i lepszego zrozumienia przeksztace pokaza to w
wielowymiarowej zoonoci?
Jak to zrobi? Prosto. S pierwiastki z grupy gazowej, bd u gry.
Pniej idzie zbir atomw, ktre tworz litosfer. A najniej, w
kolejnoci mas, te najcisze, metaliczne. Wszystkie dzi poznane
elementy materii uoone tak, e tworz nie paszczyzn kartki, ale
sfer planetarny glob. Zachowana zostaje ilociowa i jakociowa
struktura ukadu, ale uoenie elementw oddaje stratyfikacj globu
i zajto oraz rozmieszczenie konkretnych pierwiastkw. Mona w
takim modelu wyrni powoki i podpowoki, kolejne warstwy ale
i ruch, zmian gra-d (i odwrotnie), wpywanie i wypywanie pod
i nad wyrnion powierzchni; mona pokaza generalne procesy, a
wic czenie i rozpad; jest "siatka kartograficzna" oraz bieguny
240

sfery, itd. Ilo szczegw zaley od zapotrzebowania - maksymalnie


opis moe zawiera wszystkie wykryte parametry i zalenoci.
"Sfera"-ukad okresowy pierwiastkw. Z jednej strony abstrakcyjne
ustalenie zasad wspdziaania atomw i ad rubryk a po drugiej
fizyczne, bardzo konkretne upostaciowanie, dynamicznie zmienne.
Nie mona zapomina, e w takim modelu jest cigy ruch i wszystko
pynie, e jest cinienie wewntrzne, zewntrzne, e cigle narasta
temperatura (w zalenoci od analizowanego poziomu), e cao tego
wiata si "gotuje" i "bulgocze"; e s zjawiska magnetyczne - ale
te elektryczne, chemiczne; e wystpuje rotacja skadnikw oraz
caego "globu". Itd.
Ciekawe? I owszem. Ale to tylko etap na drodze do penego ujcia,
wany i pogldowy, ale jeden z wielu. Pytanie: czy takie uoenie
ukadu zamyka dalsz prac? I odpowied: nie.
To wymaga podkrelenia, tak zestawione elementy, wszystko, co daje
si w otoczeniu wyrni, to oczywicie "rodzina", spokrewniony ze
sob cig skadnikw. Ale to tylko "wycinek" wikszej caoci, to
wycinek znacznie wikszej caoci. Znaleziony "album zdj" jest
wszystkim, co pokazuje "mieszkacw", dookrela ich waciwoci i
pokrewiestwo ale tylko, ale wycznie w obrbie tej "rodziny",
nie uwzgldnia etapw-pokole "sprzed albumu" oraz tych "po" (wszak
owa rodzina miaa jak przeszo i przyszo, ju poza ogldanym
albumem).
Warto pocign analogi ze zdjciami, poniewa jest nona. Kiedy
si pojawiy fotografie? Niedawno. Wczeniej byy portrety, szkice,
naskalne rysunki. A jeszcze wczeniej? Przecie zaistniay liczne
pokolenia, ktrych nigdy nie poznamy, ale ktre nale do rodziny,
i to na zasadzie koniecznej. Fakt, s badania archeologiczne, ale
to jest dziaalno "na szcztkach", w zakresie rwanym. A dalej?
Jest jeszcze okres - i to jest wane - ktrego w "fotografowaniu
rodziny" adnymi metodami si nie uchwyci, to czas "przed". Przed
pojawieniem si "osobnikw". - Trudno zaprzeczy, e by i gboko
wpywa na to, co si dziao. Oczywicie jest chemia, fizyka, a w
zakresie biologicznym genetyka, mona ustali zalenoci pomidzy
komrkami, genami, skadowymi genw. Tylko e, to istotne, takie
dziaanie wykroczyo ju poza "album rodzinny", i trzeba mie tego
wiadomo.
Mwic inaczej, dzisiejszy stan materii musi by uznany za zbir
"zdj" z albumu rodzinnego. Ale jednego "pokolenia", to warstwa z
caoci - jedna ze zbioru. To czasoprzestrzennie powizana ze sob
"grupa rodzinna", ale przed ni byy inne rodziny, po niej nadejd
kolejne.
Jak owe "zakryte" pokolenia opisa? To odlega historia i nie ma
nawet szcztkw z tego okresu, czy pozostaje si podda, uzna, e
to ciemno? - A po drugie, czy to cigle ten sam "dom rodzinny"?
Odpowiedzi jest genetyka - "genetyka materii".
Zgoda, moe nazbyt literackie nazwanie, ale niewtpliwie wygodne.
Poniewa od razu kieruje mylenie w odpowiedni stron. Odpowiedzi
241

na problem jest logika. Dlaczego? Bo w tym przypadku wspomc moe


wycznie konstrukcja logiczna, tu zaczyna si wielka rola Fizyki.
Na bazie fizyki, na bazie zgromadzonego materiau dowodowego (owe
wszelkie "szcztki-fotografie") trzeba wyprodukowa - wydedukowa
"ukad okresowy pierwiastkw wszelakich". Przeszych, aktualnych,
przyszych. Stan dzisiejszy w tym ujciu to tylko cienki "pasek"
caoci. Wany, bo to punkt naszego startu do analizy i pojmowania
wiata (i "opoka", na ktrej si stoi), ale to wycinek z caoci.
Ile moe taki "raport" liczy stron-elementw? To atwo ustali,
ale nie jest obecnie w temacie.
Czy to dziaanie konieczne, czy to nie jest sztuka dla sztuki oraz
wykroczenie poza eksperyment?
Jest konieczne. I nie dlatego naley to zaakcentowa, e analogia
poniosa, a skojarzenia wybuchy obrazami, ale to konieczno, jak
najbardziej codziennie yciowa, ten etap musi by rozpoznany, bo
warunkuje tutejsze eby zrozumie tu i teraz, trzeba zrozumie
wszdzie i zawsze.
Jak przeprowadzi pene opisanie wasnego istnienia bez przodkw?
Mona tak postpi, zakazu nie ma. Ale to bdzie "ujcie chwili" nigdy pena wiedza o rzeczywistoci. Kady byt (kady; ywy, martwy
- dowolny) nosi w sobie "zapis" poprzednich (wszelkich) etapw, jego
genowy garnitur szyty jest pokoleniami. Ale "materialny garnitur"
take powstaje "pokoleniami", pokoleniami kolejnych "ukadw". Ten
obecny jest elementem "z cigu" - "pierwiastkiem", kwantem ukadu
nadrzdnego. Fizycznie niczego wicej nie ma i nie bdzie, ale to
nie oznacza, e to cao i to nie oznacza, e tej caoci nigdy
nie bdzie mona pozna. fizycznie nie, ale Fizyk tak.
Jeden fakt czy element to dziw, niezwyko, co odbiegajcego od
reguy, co domaga si cudownego uzasadnienia - ale zbir podobnych,
cho rnicych si bytw, to norma i normalno. Kady zajmuje w
otoczeniu miejsce po swoich przodkach, a pniej ten sam "kawaek
podogi" zagospodaruj potomkowie, w kadym przypadku obszar zajty
generalnie jest ten sam, ale jego zawarto cigle si zmienia. Po jednej stronie wyaniaj si z niebytu wrzeszczce berbecie i
rosn, i rozpychaj si "w moim" do tego momentu wiecie. W rodku
owego "domu" znajduj si rodzice i trzymaj to w ryzach, a gdzie
poktnie i na drugim brzegu wtapiaj si w to pokolenia dziadkw.
- Wszechwiat wypenia gwnie materia aktualna, jest w nim troch
przeszej, a lokalnie pojawia si ju przysza (czyli ta, ktra za
chwil zdominuje okolic). I t brzegow drobnic wida w dokadnie
wykonanych "fotografiach"-dowiadczeniach.
Ale to jednak nie koniec. Musi by dodany zakres zjawisk lecych
poza tym ujciem. Wczeniejsze warunkuje istnienie nastpnego, a
zarazem determinuje; nie ma chaotycznego cigu, jest nastpowanie
krok po kroku i zawsze zgodnie z przynalenym "numerem". Genetyka
tworzy si w trakcie istnienia nosiciela.
A skoro tak, i to jest wniosek fundamentalny, mona na fundamencie
obecnego rozpoznania reguy powstawania i cech materii zrobi to,
co nigdy w taki sposb nie zaistnieje cznie. Czyli chodzi o stany
242

materii, kiedy obserwatora nie byo - lub kiedy nie bdzie. Trzeba
to zrobi, poniewa owe "inne albumy" skadaj si na "bibliotek
albumw".
Prawda, to abstrakcja. To abstrakcyjny ukad okresowy pierwiastkw.
Z jednym elementem realnym i namacalnym - dzi. Wchodzi na salony
materia abstrakcyjna i domaga si zauwaenia. Fizyk nie ma tu nic
do roboty, to zajcie dla "fizyki filozoficznej". Fizyk w swojej
doskonaej materialnej mieszaninie poznaje-rejestruje kady fakt,
wszystkich obywateli, ale tylko tych aktualnych. Na jednym brzegu
jest grabarzem oraz archeologiem, na drugim akuszerem po jednej
stronie ostatni gasi wieczk, a po drugiej obwieszcza nowin. e
nadchodzi nowe i czas si na aweczce posun. I dalej si w takim
dziaaniu nie posunie, bo tego "dalej" dla niego nie ma. Logicznie
jest i domaga si wpisania w "album" na zasadzie koniecznoci, ale
fizyk tego nie chwyci w aden przyrzd. Dlatego pozostaje dopeni
obraz filozoficznym namysem, na bazie fizyki filozoficznie cao
"obfotografowa" i funkcjonalnie zestawi. I mona to zrobi.
Gwnym, fundamentalnym zadaniem umysu poznajcego otocznie jest
"dobudowanie" do murw pojedynczej celi obrazu caego wizienia. I
jest to zadanie wykonalne. Bo chwila warunkowana jest przeszoci
- a zarazem warunkuje przyszo. Za cao zawsze, zawsze jest
tylko abstrakcj.
Cao zawsze jest tylko abstrakcj.

243

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 5.9 Staa kosmologiczna.
Dnia... Miejscowo... Niepotrzebne skreli.
RAPORT POKONTROLNY.
Obiekt badany: umys.
Autor: osobowo wewntrzna ("ja").
Adresat raportu: osobowo wewntrzna, osobowo zewntrzna - oraz
caociowa.
Wsppraca okresowa: dzia zmysw, dzia archiwizacji, zesp ds.
przetwarzania danych.
Wsppraca epizodyczna: osobowo chwilowa, osobowo zadaniowa.
Cel raportu: wyjanienie, zapoznanie, przedstawienie, nakonienie,
uwraliwienie, ustalenie, analiza, efektywno, poszerzenie.
Wasno: Osobowo.
Raport zosta wykonany w jednym egzemplarzu. Udostpnianie osobom
postronnym i rozpowszechnianie zawartych w nim ustale moliwe, po
wczeniejszym uzgodnieniu.
Wyjanienie wstpne: zastosowana w tytule raportu terminologia ma
gbokie uzasadnienie, ale zostaa uyta na zasadzie niezbdnego
zapoyczania. Wszelkie skojarzenia s zasadne, jednak zaleca si
doczytanie do koca i osobiste przetrawienie zebranych informacji.
Za ewentualne nieprawidowe zdekodowanie autor nie odpowiada.
Powody podjcia kontroli:
Zasadniczym powodem niniejszej kontroli byo stwierdzenie licznych
nieprawidowoci, zwaszcza w ostatnim okresie rozliczeniowym (tak
w przyblieniu, plus minus, dziesi lat). - W wyszczeglnionym, a
zarazem wanym yciowo czasookresie, napyway do centrali mniej
lub bardziej niepokojce sygnay o wadliwej lub tylko niesprawnej
na styku z realnoci zewntrzn aktywnoci osobniczej. Objawiao
si to w sposb rnoraki, od banalnego zapominania, gdzie obecnie
znajduj si klucze do mieszkania, a po mylenie znajomych. Byo w
tym wiele oczywistej losowoci obserwacji, tego aspektu dziaania
w rodowisku nie mona pomin, lecz statystyczna nadreprezentacja
wzmiankowanych niedogodnoci wymusia akcj kontroln. Ktra, ju
na wstpie trzeba to stwierdzi, okazaa si zasadna, potrzebna, a
nawet niezbdna. Wnioski pokontrolne, ktre zostay zaprezentowane
w punkcie ostatnim, s dobitnym tego uzasadnieniem.
Plan kontroli:
Plan weryfikacyjny pocztkowo obejmowa wszelkie aspekty, poniewa
nie byo wiadomo, na co szczeglnie nakierowa uwag sprawdzajc.
To, z oczywistych powodw, po prostu niemoliwoci ogarnicia tak
szerokiego tematycznie zakresu - to okazao si nie do utrzymania.
I dlatego, ju w toku kontroli, plan podlega modyfikacjom, a te
zaweniu.
244

I tak, autor wasn decyzj skreli z bada obszar lecy daleko


poza osobowoci, a nawet poza osob. To obszar wany, autor ma w
temacie pene rozeznanie, ale dla tej konkretnej kontroli nie ma w
podejmowaniu tego zakresu badawczego adnego celu. Jeeli autor ma
to uzasadni choby zdawkowo, to podnosi taki fakt, e cao bytu
zewntrznego jest dana i zadana. e, cytujc klasyka, wiat trzeba
pozna i si dostosowa, albo si zginie. Autor wysnuwa z takiego
postawienia sprawy, e to nie otoczenie jest wane, ale wasna, a
wic wewntrzna strefa e wiat jest bolesnym weryfikatorem tego
wewntrznego zakresu i jego produkcji, ale nie podlega niniejszej
akcji kontrolnej.
Dlatego osobowo wewntrzna, czyli autor raportu, do dalszego i
penego sprawdzania zakwalifikowaa swoje dziaanie, wychodzc z
oczywistego zaoenia, e najciemniej pod latarni - a take inne a
wane dziay, ktre obsuguj terytorium wewntrznie bliskie, albo
lokuj si na styku z otoczeniem. W takim to obszarze ostatecznie
zostao wyrnionych kilka rejonw do skontrolowania.
Autor zdaje sobie spraw, e by moe nie jest to peny raport, to
zostao przed chwil wprost wyraone, jednak pozostaje otwarty na
ewentualne sowa krytyki lub sugestie poszerzenia frontu kontroli
w kolejnej edycji sprawdzajcej. Bowiem jednym z istotnych uj i
wnioskw z obecnego dziaania jest to, e podobna akcja kontrolna
nie powinna si ograniczy do jednorazowego czynu, ale by cig
praktyk.
Punkt pierwszy kontroli: dzia zmysw.
Ju zestawienie wstpne powodw kontroli, czyli yciowe problemy w
kontakcie z otoczeniem, ju ten aspekt sugerowa, a wrcz w sposb
oczywisty ukierunkowywa pierwsze sprawdzenia wanie w tym dziale
przecie podstawowym w interakcji.
Co ustalia kontrola? Po pierwsze i najwaniejsze, co wyszo ju w
trakcie wstpnego rekonesansu, dzia zmysw nie dziaa dobrze. A
nawet, i to nie jest stwierdzenie na wyrost, zarzdzanie istotnym
w caoci odcinkiem jest niedostateczne. Nawet jest jeszcze gorzej
w tym zakresie. Autor chwilowo powstrzymuje si od radykalnych lub
daleko idcych stwierdze, ale niewtpliwie jest le. Nie ma co ju
rozwodzi si nad mao aktywnym dziaaniem wspomagajcym prac tak
wanych wtyczek do wiata, czyli higieniczne ogldanie ekranu tego
czy owego, nie ma co podnosi dugiego przesiadywania i zalegania
na kanapie, to s okolicznoci poniekd zewntrzne i nieatwe do
zmiany. Acz, autor ma tego pen wiadomo, le w jego zakresie,
mona nad nimi popracowa.
Najwaniejsze z ustale kontrolnych na odcinku zmysw odnosi si
jednak do ich fizycznego stanu i funkcjonowania, a tu jest, mona
tak to uj, le. I si pogarsza.
Fakt, kierownictwo dziau, ktre trzeba przyzna do ofiarnie i z
determinacj godn lepszej sprawy w kontroli uczestniczyo w peni
i na bieco, ot kierownictwo dziau zmysw na swoj obron, i
245

to chyba nawet zasadnie, przedstawiao liczne monity kierowane do


centrali, pokazywao i cytowao pisma, w ktrych wprost i dosadnie
byo mwione, e infrastruktura ulega przemianom, e si starzeje
i dziaa coraz mniej sprawnie. To prawda, kontrola potwierdzia i
zarazem to uwypuklia, ale mimo tego zastany stan budzi znaczce i
gbokie zaniepokojenie. W tym tempie, przy utrzymaniu si zmian i
narastania defektw (a przecie nie mona wykluczy przyspieszenia
zjawisk), to mona powiedzie, e bdzie kiepsko. e ciemno si
rysuje na horyzoncie.
Trzeba odnotowa rwnie i to, e z centrali zwrotnie na zmysowy
odcinek przychodziy wyjanienia i zapewnienie. Mowa w nich jest o
akcjach i pobudzeniach, nawet wspomina si o bagalnym, mocno ju
podejrzanym w swojej sownej treci zachowaniu motywowanego jako
tam pogldami o ponad-realnoci - jednak to w adnym zakresie mie
wpywu na stan dziau nie miao. Poszczeglne poddziay, a ju ten
wzrokowy szczeglnie, zgaszaj ustawiczn dewastacj sprztu oraz
narastanie nieostroci w odbieraniu otoczenia. e to skutkuje, e
to zagraa, e stwarza problemy, oczywisto. Std niniejsza akcja
kontrolna przecie si wzia.
Rwnie trzeba doda, e w ramach tego dziau zostaa podjta do
gboko przeprowadzona weryfikacja pocze i kanaw technicznych
czcych zmysy z dalszym obszarem, bowiem ten fragment narzuca
si jako oczywisto do przejrzenia; nie znalazo to w zaoeniach
wstpnych umiejscowienia, ale wyniko samoistnie. - I co si tutaj
okazao? Moe nie naley tego okrela jako dramat, na chwil dzi
i teraz nie stwierdzono znacznego ubytku transferu danych, ale e
i tutaj daj si we znaki braki w wyposaeniu, e odczuwalne ju w
caym ukadzie niedoinwestowanie take na tym odcinku powoduje nie
takie dokadnie procedowanie, jak przewiduje to norma dla takiego
zakresu to oczywisto.
Punkt drugi kontroli: dzia przetwarzania danych.
Kolejno wanym dziaem, ktry zosta poddany sprawdzeniu, to bya
komrka wewntrzno-zewntrzna, czyli dzia przetwarzania. Dlaczego
i co byo powodem wyrnienia tego dziau? Zachodzio podejrzenie,
e zatrudnione tam jednostki i cae komrki nie s kompetentne, a
moe nawet zupenie le wykonuj powierzone zadania.
Co si okazao, jak wyglda prawda?
Nieprawidowoci, to wniosek generalny, byy - nawet liczne. A to,
e ju na etapie wprowadzania danych stosuje si przestarzae, a
wrcz archaiczne metody analogowe e obrbka przebiega powolnie
i na nonikach chemicznych, z ma iloci czynnoci energetycznie
wydajniejszych e kodowanie danych, przecie niebywale wraliwy
w dalszym etapie odcinek dziaania osobowego, e to nie spenia na
dzi norm zabezpieczajcych, e jest, mwic prawd, powierzchowne
i zgrubne. A nawet, e utrudnia to ostatecznie wyjcie na zewntrz
w porozumieniu, jednostkowo osobniczego kodowania uniemoliwia w
interakcji z otoczeniem wymian pogbion. W zakresie bliskim si
to jeszcze sprawdza, ale w planie dugookresowym prowadzi, moe do
246

nieporozumie prowadzi. O podanym kiedy tam podczeniu, jako


technicznie zabudowanego urzdzenia, o czym takim w opisywanych i
analizowanych okolicznociach wrcz nie ma mowy.
Nie to jednak w tym dziale stanowi punkt szczeglnej troski, wady
powyej opisane, przynajmniej teoretycznie, mona usun, jeszcze
na dzi, przy zastosowaniu odpowiednich metod, szkolenia i podobne
czynnoci - to wydaje si podatne na korekt. Zasadniczy dylemat w
funkcjonowaniu dziau kontrola widzi w samej zasadzie dziau, wic
w obrabianiu danych.
Tu, trzeba szczerze powiedzie, zalegoci i zaniedbania s takiej
skali, e s tosame z wiekiem osobniczym. Po prostu autor musi tu
stwierdzi, e siga to momentu zaistnienia i e tego ju adnym i
rozpoznanym dziaaniem nie mona skorygowa. Poniewa zastosowane
praktycznie kodowanie danych i sposb ich obrabiania, to jest sam
autor, e tak zosta zapisany w dziale archiwalnym i tak si na co
dzie przelicza. A co jeszcze gorsze, zanurzone i zamocowane jest
to w fizycznej warstwie, ktra podlega nieuchronnym zmianom, wic
wszystko si od wszystkiego w tej zakodowanej galaktyce oddala, no
i trudnoci "zaapania wtku" bd si pogbiay.
Wniosek z tej czci kontroli jest oczywisty, konieczny i niezbyt
optymistyczny: tego si zmieni nie da, trzeba si dostosowa.
Punkt trzeci kontroli: archiwum.
Sprawdzenie tego zakresu od pocztku leao w zamiarach kontroli i
byo szczegowo rozrysowane. W zaczniku pierwszym do raportu to
zostao pokazane, autor tam odsya zainteresowanych. Tutaj wspomni
tylko, e czas powicony na sprawdzenia zaj dokadnie poow z
caoci dziaa, odpowiednio do rangi tego dziau. Zreszt wyniki
wprost uzyskane i wypywajce z analizy rozszerzonej i skrosowanej
tematycznie, to tylko uwypukla fakt, e byo to potrzebne.
Trzeba powiedzie wprost, nie mona tego ukry ani zagada, prawda
musi dotrze na poziom wiadomoci: archiwum jest w zej kondycji.
I to si pogarsza.
Tak, cay obszar zebranych danych podlega przelicznym modyfikacjom
i reorganizacjom, nie zawsze sensownie przeprowadzanych. Osobowo
wewntrzna nie neguje koniecznoci dziaa ulepszajcych, dobowy i
roczny przyrost danych wymaga ustawicznego uzupeniania katalogu i
nanoszenia poprawek, ale stwierdzone liczne bdy, wrcz powane w
skali czasu zaniedbania, to skania autora raportu do gonego ju
woania o przemylenie - tak zbierania danych - tak ich obrabiania
tak archiwizowania. To nie moe by napyw chaotycznie bezadny i
w byle jakim powizaniu, przecie taki strumie informacji musi musi si "pokrci", "zwichrowa", itd. Zamiast uporzdkowanego i
przejrzystego, wic atwo dostpnego archiwum, tworzy si zbiorowy
stan nieuporzdkowania, z ktrego w razie potrzeby trudno realnie
co pomocnego wydoby i dalej wykorzysta. Bezad na wejciu musi
skutkowa na wyjciu chaosem.
Sprawa druga, archiwum, jak pozostae dziay, jest wyposaone do
ubogo i niedoinwestowane. Brak dopywu wieej, dotlenionej krwi i
247

rodkw odywczych, to ostatnio patologiczna norma. e to skutkuje


i niesie zagroenie? C, autor wielokrotnie ju o tym wspomina,
efekt jest taki, jaki jest. Przykro to stwierdzi, ale wasne i do
siebie kierowane zalecenia s ignorowane. Nawet podbudowane nauk
i logik argumenty, nawet one s zbywane, upychane po katach, a za
to dominuje znane "jako to bdzie". e to skutkuje? No...
Sprawa trzecia, w powizaniu integralnym z drug. Brak ulepszonego
dziaania powoduje, e poszczeglne "pki" i cae rejony archiwum
wydaj si stracone do uytku. W ramach akcji sprawdzajcej autor
prbowa dotrze do dawno i kiedy pozyskanych danych, ktre musz
by w zasobach, to pewnik, jednak dotarcie do nich okazywao si w
licznych prbach utrudnione. To co najmniej. Albo zupenie si to
nie powiodo, poniewa pod zapamitanym adresem niczego ju zbada
si nie dao. Prawdopodobnie adres by bdny, ale nie mona take
wykluczy sytuacji, e rejon z informacj oddali si tak dalece w
czasie i przestrzeni, e jest poza horyzontem. I tym samym strata
jest na wieczno.
W innym przypadku informacja bya ju tylko szcztkowo dostpna, a
wic wnosi z tego mona, e czas poowicznego rozpadu danych ju
si dopeni, a struktura nadpisana kodem stracia wano, przez
co rwnie jest niedostpna. - Albo, to take moliwe tumaczenie,
na ten sam adres naniesiona, dokwaterowywana zostaa kolejna porcja
poj i wywouje to oczywiste zamieszanie w trakcie odzyskiwania.
Nie mona wykluczy take przypadkowego dziaania czynnikw jako
zewntrznych, czyli promieniowania takiego lub innego, co wytwarza
przecie w zbiorze "dziury" i inne ubytki. Sprawa wyglda w miar
wiarygodnie, dlatego wymaga dalszych bada.
W trakcie dziaa testujcych stwierdzono w kilku przypadkach, ale
rzeczywicie w kilku, "efekt soczewkowania". Co objawiao si do
jednoznacznym od strony literatury przedmiotu zwielokrotnieniem w
rejestracji tego samego faktu, ale powodowao, czego podkrela i
nagania nie potrzeba, bdne dziaanie.
Rwnie na tym etapie doszo do odebrania z dalekich rejonw, by
moe z brzegu dozna, stosunkowo licznych tzw. "sygnaw", ktrych
w aden sposb nie udao si powiza z dowiadczeniem yciowym i
zebranym zasobem informacyjnym. Zachodzi graniczce z pewnoci i
wiedz przekonanie, e byy to omamy, ktre tworzyy bdnie albo
w sposb zdeformowany dziaajce elementy ukadu. Nie zdoano ich
namierzy, by moe s to jakie "wirusy", jednak z uwagi na fakt,
e wywouje to zaniepokojenie, w zaleceniach kocowych temat jest
omawiany jako pilny do sprawdzenia i wyczyszczenia.
Czy powysze dowodzi baaganu w prowadzeniu archiwum? To take, to
jeden z zasadniczych wnioskw. Ale nie tylko. Autor zwraca uwag i
to podkrela, e archiwum, ktre przecie jest autorem jako takim,
przecie wszystkie zgromadzone w zasobach i neuronalnie zapisane w
strukturze biakowej dane to autorska osobowo e ten obszar ma
w sobie gboko wpisan dysfunkcj. I to jest powany problem.
Punkt czwarty kontroli: osobowo.
248

Autor, czyli osobowo, pozwala sobie wyodrbni ten punkt, ktry


jako zasadniczy wypywa z ustale kontrolnych, poniewa wprost si
do osobowoci odnosi i do caociowego tym samo funkcjonowania w
wiecie. Wszelkie wczeniejsze ustalenia i raporty z miejsca akcji
to jest wane, ale ten punkt jest najwaniejszy. I powinien by
w sposb szczeglny podniesiony. I zauwaony, co zrozumiae.
O co chodzi? O atwowierno umysu i osobowoci jako takiej. - O
to, e bezkrytycznie przyjmuje napywajce z otoczenia dane, e je
sprawdza powierzchownie, e weryfikacja jest uboga i szybka. To w
tym kryje si obserwowany przez osobowo i powodujcy rozliczne,
a te niekiedy dramatyczne problemy dostp do zewntrznego wiata.
Tak, autor raportu potwierdza, e osadzona na danych archiwalnych
osobowo autora, na skutek zabagnionego stanu archiwum, tako na
skutek zego lub bdnego kodowania (lub dekodowania) danych, itd.
- e to wszystko skutkuje odczuwanym spadkiem adekwatnoci kontaktu
z otoczeniem. Tak jest. A nawet bdzie gorzej.
Ale autor zasadniczy problem widzi w tym, e osobowo nie nada
w swojej koncepcji wiata za zmianami, ktre j sam tworz co
tam w otoczeniu "widzi", innymi zmysami odnotowuje, ale w adnym
przypadku nie trafia na poziom wiadomego obrabiania danych myl,
e wszelkie tak odbierane informacje "skaone" s przez odbieranie
i obrabianie e to osobowo je tak przetwarza. C bowiem ma do
kopotw osobniczych wiat? Po prawdzie nic. Autor to podkrela, i
jest to po prostu fakt. - wiata na zewntrz zupenie nie obchodzi,
czy autor-osobowo przeyje kolejny zakrt dziejw, czy nie, to z
tej perspektywy zupenie obojtny stan. Co innego dla mnie, autora
tego obrazu wiata w sobie. Jeeli si pomyl, to zrobienie kroku
po ulicy moe skutkowa wypadkiem drogowym, albo te dopadnie mnie
nisko przelatujcy terrorysta. Wszystko moe si w otoczeniu sta,
i musz to uwzgldni w swoim autorskim modelowaniu otoczenia. Bo
to rzeczywicie moe by wszystko wszystko, na co zezwala prawo
ewolucyjne.
Wicej - zawarte w archiwum dane, ktre s mn w kadym elemencie,
to rwnie moe wywoywa nieporozumienia albo i kopoty. Przecie
pies ssiada, ktry mnie zna od lat, moe zwcha co mao miego
i zwariowa i bd problemy. Ssiad moe dosta wcieklicy i co
powie. Pogoda z przewidywalnej zrobi si nieprzewidywalna, atomy,
zamiast kry zgodnie z teori, gdzie si rozbiegn w dal. Itd.
Nic, nic w tej po horyzont obserwowalnej i odbijajcej si we mnie
okolicy nic nie jest pewne i dane raz na zawsze. Nawet stae na
oko prawa fizyki, co trzeba rwnie podkreli, ktrego piknego
dnia mog si odmieni.
Wicej jeszcze, co ten raport czyni szczeglnie istotnym nawet w
archiwum nie ma niczego pewnego, w mojej osobowoci nie ma adnego
staego faktu. Zasb si zmienia i przeksztaca, czyli co dodaje
si lub wypada, i trzeba bra to pod uwag. A skoro wypada z bazy
danych, to jedynie staa dla osobowoci, dla wiadomoci jest taka
konstatacja, e nie ma niczego, nawet w niej samej, co posiadaoby
znamiona staoci.
Nie ma niczego staego poza faktem zmiany. - Jedyn staoci jest
zmiana.
249

Czyli, autor t myl dedykuje sam sobie, wniosek co do dziaania w


wiecie jest taki, e "sta kosmologiczn" musi by nieufno, do
wszystkiego i zawsze. Nieufno wobec tego, co widz poprzez swoje
i zarazem cigle starzejce si zmysy do tego, co podpowiada mi
jako tam zakodowana informacja do tego, co ju znalazo si w
zbiorach i stanowi bibliotek ycia. - Ale take do tego, i przede
wszystkim do tego, co si aktualnie autorowi wiata jako wydaje o
tyme wiecie. Kada moja myl aktualnie i na poziomie wiadomoci
faktami obecna, oprcz owej faktograficznej zawartoci powinna te
posiada nadrzdn uwag: nie ufaj! sprawd! weryfikuj! Sprawdzaj
do koca wiata i jeden dzie duej.
Autor ma oczywicie wiadomo, e prowadzi to moe w przypadkach
skrajnych do paraliu decyzyjnego, zaniechania dziaania. Bo skoro
nic pewnego nie widz, to znaczy, e wszystko jest zudzeniem i e
trzeba usi i poczeka na koniec. Mimo tego zalecenie totalnej i
na kadym kroku kontroli jako nakazu - to pozostawia w raporcie, to
yciowa konieczno, nie ma odwoania. Jednak z mnoeniem dziaa
sprawdzajcych nie mona przedawkowa, to nie tylko grozi brakiem
ruchu, ale jest rwnie i po prostu strat energetyczn, wydatkiem
zbdnym. Jeeli widz na swojej drodze cian, to nie bd jej po
ile tam razy obmacywa, by si przekona ostatecznie, e istnieje
i e jest twarda. Mona chwilowo zaufa, e zmysy podpowiadaj mi
trafnie i e jest tak, jak si wydaje, e jest. - I wykona kolejny
krok (byle nie w cian). Co oczywicie nie zwalnia od czujnoci i
podejrzliwoci. Zanim ten krok wykonam, musz sprawdzi odnie
obraz ciany do "obrazu" z archiwum i jeeli one si nao, s do
siebie z grubsza zgodne, wzmiankowany kroczek zrobi. Ale jeeli w
obrazie jest co odmiennego, lepiej si wstrzyma, zastanowi, jak
to moliwe i dopiero po analizie i dalej. Proste?
Niby proste, ale w yciu trudne do cigego prowadzenia. Tylko e,
to cao raportu pokazuje, konieczne. yciowo konieczne.
Wnioski i zalecenia pokontrolne:
1. Zasadniczym, najwaniejszym wnioskiem pokontrolnym jest ten, e
kontrola bya konieczna. Ilo nagromadzonych bdnych odczyta ze
wiata jest ju tej skali, e refleksj nad tym faktem poprowadzi
trzeba. Oraz zastanowi si nad sob trzeba.
2. W powizaniu z wnioskiem numer jeden trzeba stwierdzi, e nie
moe to by dziaanie o charakterze akcyjnym, doranym. Wnioskiem
mocno czytelnym z caoci zgromadzonego materiau jest ten, e to
powinno by dziaanie ustawiczne, codzienne, zawsze obecne poprzez
wszelkie czynnoci osobnicze i osobowociowe.
3. W powizaniu z wnioskiem numer jeden i dwa pa musi, e pene
i sprawne poruszanie si w wiecie jest moliwe tylko w przypadku,
kiedy zebrany o tym wiecie materia bdzie do niego adekwatny, a
te na bieco weryfikowany. eby si tak stao, musz poprawnie w
tym wiecie uczestniczy zakoczenia zmysowe, musz one spenia
naoone na nie normy ale zarazem osobowo wiadomie musi dba
o przestrzeganie zalece i regulaminw.
4. W powizaniu z caoci materiau pa musi, e osobowo, wic
250

autor jako taki, to konstrukcja w trakcie zmiany - a przez to stan


niestabilny, z defektami, z narastaniem bdnych elementw. A to w
konsekwencji prowadzi do zaburze w pracy caoci.
5. Istotnym wnioskiem jest ten, e naley wzmocni kontrol oraz
egzekucj pracy poszczeglnych dziaw. Obserwowana tu i wdzie w
ukadzie samowolka organizacyjna, niekiedy nadmierna samodzielno
urzdnicza (lub przeciwnie, wyuczona bezradno), to moe wnosi
zamieszanie lub obstrukcj naley to zwalcza. W zaczniku dwa
s na ten temat zawarte szczegowe punkty, ale tu warto wspomnie
o przeprowadzaniu szkole, o uwraliwieniu na procesy, o dziaaniu
wspomagajcym fizjologi i fizyk.
6. Istotnym wnioskiem jest rwnie ten, e na kadym wyrnionym
etapie pozyskiwania, obrabiania i przechowywania danych wystpuje
zagroenie deformacji i przeinacze, trzeba mie tego wiadomo.
7. Odnonie zespou danych na temat wiata, wic archiwum, wniosek
jest taki, e naley traktowa go na zasadzie-regule ograniczonego
zaufania. Nic innego, jako osobowo, nie mam do porwna, ale te
musz wiedzie, e to moe wnosi bdne "obrazy".
8. Wniosek pokontrolny gwny: umys krytyczny.
Jako autor, jako osobowo, jako wiadomo wasnego w przestrzeni
przebywania, a zarazem odmienia si w czasie jako byt zmiennie w
owym nadrzdnym stanie zawarty jako kto taki musz mie pen
wiadomo tego, e si zmieniam. I e to niesie konsekwencje. I
to zasadnicze konsekwencje: wszystko pynie, zmienia si i ja si
zmieniam. I nie jest to banalne ustalenie.
Wynika z niego potrzeba nieufnego, krytycznego przede wszystkim
pod wasnym adresem krytycznego stosunku. "Staa kosmologiczna" to
nie wasno wiata, ale moja, bytu te wasnoci obserwujcego (a
po prawdzie tworzcego). To wasno mojego umysu. - Sta jest i
by musi krytycyzm, nieufno, niepewno co do otoczenia. W tym,
co zrozumiae, do otoczenia w postaci wasnego archiwum danych, a
wic do siebie samego. wiat nie jest pewnoci i si zmienia, ale
i "ja" nie jest pewnoci, bo si zmienia. Dlatego w mojej chwili
"teraz", jako owa staa, musi by rozwane i krytyczne dziaanie
tylko takie i a takie.
To powinno wystarczy do pokonania kolejnego dnia. I moe jeszcze
kilku.
Poziom przyswojenia
raporcie.

wnioskw

zostanie

zweryfikowany

kolejnym

251

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.1 Zudny wszechwiat.
Czy "wszechwiat" jest zudzeniem?
Ju na samym wstpnym pocztku trzeba powiedzie, e nie poczuwamy
si na siach do przeniknicia tematu; a po drugie, kto by w takie
co wierzy? - Stuknie czowiek gow w cian, czy ciana go jako
napadnie ceg, to o adnym tam zudzeniu wicej wypowiada chcie
si nie chce, wszelkie wwczas wzmianki traktuje z naleyt powag
i odpowiednio. Czyli wykopnie za prg i jeszcze na dokadk gono
splunie - co by si nie podnioso.
Ale, widzicie, s tacy, co o zudzeniach gadaj. I nawet dowodz w
swojej zapalczywoci, e nie moe by inaczej. Niby atom czy foton
widz, niby materi rnopciow obmacuj - a jednak zudzeniami na
prawo i lewo rzucaj. Trudno temu zaprzeczy. Ale jeszcze trudniej
w takie odchylenie od normalnoci uwierzy i zaakceptowa.
Fakt, niejaki pan K. Kowalski rwnie nie wierzy. W zudzenia tak w
zupenoci nie wierzy. A wrcz twierdzenia podobne zbywa godnie
i po swojemu - ze schodw i na gleb. Zudzenia, mona powiedzie,
u niego gociny i akceptacji nie miay.
C, wiadomo, ycie swoje prawa ma, toczy si raz tak, raz inaczej
i swj paluszek paniom i panom pokazuje. Panu K. Kowalskiemu te w
jeden czas pokazao. I cho tak do koca pana K.K. w zawierzenie w
zudno wiata nie wprowadzio, to przyzna trzeba, e mocno jego
wiatopogld "anty" nadwtlio. I trudno dzi powiedzie, co dalej
w temacie si zadzieje. Pan K. Kowalski jeszcze w siach, jeszcze w
yciu niejedno go podprogowo zaskoczy - wic moe rnie to by. I
zudzenie by moe si okae wszdzie i wszechwiatowo dominowa to
zacznie.
A nawet, e to wszystko zudzenie...
Sprawa u swojego zapocztkowania wygldaa prosto i banalnie - tak
na p litra bez zakski. Nic, tylko siada, pogada, ponarzeka w
nocny czas rodakw.
Problem w tym, widzicie, e akuratnie sensownych do wymiany zda w
okolicy nie byy. Jaki profesor si napatoczy czy inny filozof,
wic rozumiecie, e na powan rozmow trudno liczy byo mona. W
takim towarzystwie w ogle na co trudno z sensem liczy. - Sidzie
taki, zapatrzy si w dal, szkoda sw, sami rozumiecie.
Generalnie, trzeba to powiedzie, pan K. Kowalski naley do gatunku
dusza czowiek, wspomoe w potrzebie, od stou nie odgoni. Bo sam
wie, e sia wysza, e z blinim wypada si podzieli, uszanowa
pragnienie, pomc rad lub czynem. Ale w tym konkretnie przypadku
si chyba z dobroci dla istnie przeszacowa, dalsze ycie stawi
do hazardu logicznego. C, zdarza si.
Profesor czy filozof, wiadomo, gow napchan ma czym takim, co w
normalnej si zupenie nie mieci, wic ju przy drugiej kolejce w
252

takie tam rejony by zalecia, e Kowalski K. tylko wspczujco w


niedoli drugiego rozumu uczestniczy. Co tam od czasu do czasu ku
zaznaczeniu swojej obecnoci wspomina, ale tak cisz uskutecznia
i nasika obcymi sobie tematami. Niestety, nasika.
- Widzisz, Krzysiu, to wszystko zudzenie jest - profesor czy tam
filozof zacz zagadywa, a przy tym wzrok jaki taki mia, e si
tylko zestracha.
- Karol jestem.
- A, tak, niech bdzie, Krzysiu. Co to jest tam wobec wiecznoci co to wobec zudzenia, ktre nam tu wszdzie si kotuje? Nic, tak
mona powiedzie, zupena nicowato. - Bo to, widzisz, Krzysiu, tu
wszdzie zudno wiat nam pokazuje. No, ta szklanka, widzisz, ja
wiem, szklanka dla ciebie wana, ja to wiem... Tak, butelka te si
wanie dzieje, moe nawet i ona waniejsza, ale, widzisz, to nic, w
tej rzeczywistej rzeczywistoci to zudzenie, niczego takiego oraz
nigdzie, widzisz, takiego czego nie ma. - Tak, wiem, dziwisz si, w
nauk nie wierzysz, zudzenia nie dostrzegasz - ale, widzisz, bd
robisz, niewiar grzeszysz, rozumowi zaprzeczasz, w dogmat kiepski
popadasz - bo to, widzisz, zudzenie. Tak po caoci, a tak daleko
tam, po caoci tylko zudzenie... Widzisz, stukam w butelk, i co
syszysz? Powiesz, stukanie ty syszysz, a ja ci powiem, e bd w
swojej naiwnoci fizycznej i realnej popeniasz takim gadaniem, bo
ty zudzenie syszysz, w sobie je syszysz. - Fakt, brzczy, nawet w
adnej tonacji ta butelczyna brzczy, nie zaprzeczam, a nawet tak i
potwierdzam. Tylko, widzisz, to daleka przeszo w twoich usznych
zmysach tak brzczy, rozumiesz, Krzysiu?
- Karol jestem.
- Tak, mwie. Bo to jest tak, widzisz, stukam w butelk, ale to
stukanie nie tak od razu, widzisz, nie tak hop i siup sobie w twj
cielesny stan si dostaje - ono, widzisz, pdzi std a do ciebie.
A to pdzi w tak zwanym czasie, widzisz. Ja tu stuk-stuk robi, a
ty po ile tam tykniciach to jako intensywny fakt brzczcy sobie
odsuchujesz. Niby nic, niby adna w tym niezwyko, powiadasz i
si nad spraw nie zastanawiasz - twoja wola, twj demokratycznie i
wszelako gwarantowany wybr, niech ci bdzie. Ale, widzisz - a jak
w tym si takie zagadnienie ukryje, e ja tu postukam, a za moment
i jeszcze mniejszy moment, e w tym tak zwanym czasie co si tam
zadzieje, e butelczyna zniknie, to co? - Tak, nie patrz si tak, to
naukowo moliwe, naukowo nawet udowodnione. Ty sobie patrzysz, a w
dolnych tam gbinach co si tak miesza, e raz tu, raz tam - albo
raz w zupenie nie wiedzie gdzie si takie elementowe co lokuje.
A nawet, widzisz, z pomiarw wychodzi, tak!, e to i tu, i tam, tak
jednoczenie i od razu si rozpycha, pojmujesz? No, po prawdzie to
tylko tam, czyli w tej gbokoci materialnej si tak dzieje, tej
wysokoci to nie siga. A szkoda, ech. Bo to by czowiek sobie, co
go pragnienie najdzie, tak butelczyn znalaz w tym i tamtym, lub
i innym punkcie. - C, niesprawiedliwo w tym jest, e tam to si
moe tak dzia, a tu nie... Polej, Krzysiu, eby nam pyn si tak
w zudzenie nie podmieni.
- Karol jestem.
- Ja wiem, Krzysiu, e ty ten tam swj realizm pojciowy uprawiasz
i kultywujesz, masz prawo, a co. - Tylko, widzisz, to zudzenie, to
253

droga do pomyki. Widzisz, wieci - co to, Krzysiu, wieci? Soce


czy Ksiyc, bo ja nietutejszy.
- To lampa jest.
- Lampa, powiadasz, a - dziwne teraz lampy robi. Tak, c to wobec
wiecznoci. Wic, widzisz, to jest tak, e takie soce sobie tam
gdzie wieci, ty si wygrzewasz w jego promienistym dziaaniu i w
twojej gowie nawet myl taka nie postanie, e ty dalek histori
doznajesz, e to ju przeszo tak ciebie dopieszcza. - Tak, to si
naukowo potwierdzio, nie patrz tak dziwacznie. Soneczko tam swj
proceder grzewczy uskutecznia, ty si w tym pawisz i przyjemnoci
cielesnej doznajesz, a to ju fakt z dalekiej historii tak ci si
pokazuje, to zaszo z tak zwanego czasu, ktra tobie teraz i tu
si objawia - rozumiesz? Ten tam wietlny promyczek, takie co, co
si w szklance tu kpie i zalotnie do nas mruga, to a cae osiem
minut i jeszcze troszk do nas pdzi od tego naszego soneczka - ty
to chwytasz?... A niechby tak si co tam z tym naszym gwiadzistym
obiektem stao, ty sobie pomyl, e dopiero po omiu tykniciach w
twoje oczy by doleciao, e ju nie ma co lecie - pojmujesz? Tak w
gwiedzie jakie procesy zaszy, soneczko zagaso, ale ty sobie tu
w cakowitej jasnoci dalej yjesz i w nieuwiadomieniu, tam si w
rzeczywistoci fizycznej dramat zadzia, a w twojej fizycznoci to
daleki fakt przyszociowy - rozumiesz, Krzysiu? Ty zudzenie tak w
szczegach ogldasz, zawsze zudzenie.
- Karol jestem.
- Albo tak sobie gwiazdeczk na nieboskonie upatrzysz, tamt lub
tamt, to obojtne po caoci. I teraz ty mylisz, e ty takie co na
tym niebie ogldasz? Jeeli tak mylisz, Krzysiu, to wielki bd w
swoim myleniu robisz - wielki, ci powiadam. Ty zudzenie, ogromne
zudzenie ogldasz. - Ty sobie wykombinuj, e kiedy ten promyk si w
tym tak zwanym wszechwiecie pokaza fizycznie, to tej butelczyny na
wiecie nie byo, nas nie byo i nawet wszystkiego wok nie byo tak, Krzysiu, to wszystko bya daleka przyszo wobec tego maego
promyka. Bo, pojmujesz, kiedy ta gwiazdeczka si bya zapalia, to
tak zwany czas jeszcze nam zupenie nie tyka, tu jeszcze nawet nikt
o adnym zegarku nie mdrkowa, bo adnego mdrkowania nie byo. Ta
gwiazdeczka, widzisz, to przeszo, zudzenie, daleki fakt, ktry
dla ciebie si teraz pokazuje, i co ty na to, Krzysiu?
- Karol jestem.
- Albo taki tak zwany wszechwiat, czy to zudzenie, tak po swojemu
spytasz. - Pytasz, tak? No, spytaj.
- Karol jestem.
- I dobre pytanie, Krzysiu, bardzo dobre. Za samo pytanie masz tak
od razu pi. Bo pytanie, widzisz, najwaniejsze, odpowied byle i
gupi poda. Tak, powie, nie, powie - albo inaczej powie - no i ju
mona powiedzie, e odpowied jest. Ale kwesti gbok zapyta i
trafi w centrum, to sztuka, Krzysiu, wielka sztuka... Wic ten to
tak zwany wszechwiat, ja ci to mwi, to te zudzenie. I to tak
po caoci... Niby, widzisz, spoglda taki astronomowaty czy jako
podobny kosmolog w dal dalek, widzi gwiazdy i podobne atomy, niby
to si krci, reguy matematyczne spenia - ale, Krzysiu, jak sobie
to poskroba logicznie, jak si wmyle w ten wirujcy fakt, to w
tym myleniu si jedna i oczywista mylowa uwaga pojawi - e to po
caoci zudzenie, e to zamieszanie energetyczne, e to dla nas w
254

obserwacji tak si przedstawia - a te e w ogle to w wszechwiat


jedynie w nas si takim pokazuje. Bo to my, widzisz, Krzysiu, taki
wiat i wszechwiat w sobie budujemy. To ty, tak, nie dziw si, ty
te taki wszechwiat w sobie tworzysz, i ja, i kady. Tak zwany po
naukowemu wszechwiat, to zudzenie, niczego takiego, Krzysiu, nie
ma i nigdy nie byo, rozumiesz?
- Karol jestem.
- Rozumiesz, to dobrze. Bo, widzisz, nie kady z tym si zgadza, i
nawet polemizuje. Dla takiego, rozumiesz, atom czy inna galaktyka,
dla niego to ju fakt - to kiedy tam si wybudowao z jakowy tam
powodw, i tak to trwa. A dzisiejszy ten kto to sobie przyrzdem i
inaczej poznaje. A to, widzisz, Krzysiu, bd, fundamentalny bd.
To, widzisz, zudzenie poznawcze, fasz obserwacyjny. A z czego on
si bierze? - Bo to, widzisz, z naszej zmysowej obserwacyjnoci, z
naszego powolnego wirowania energetycznego. My tu sobie butelk w
detalach ogldamy, a tam na dnie rzeczywistoci te wszelkie drobne
elementy wiruj i wiruj. I dlatego w tym szybkim wirowaniu dla nas
si jako stae pokazuj. Rozumiesz, Krzysiu? Tam si krci tak, e
tu twardy st - tam tylko ruch, wirowanie, pd... By taki jeden, z
pamici mi wyleciao - taki, wiesz, fizyczny. I ten on pokaza, e z
tego wirowania to si tak robi, e ty takiego wiateka adnym swoim
sposobem nie dogonisz. Pucisz promyk, pucisz drugi, i nic, blada
twoja, adnym sposobem nie dogonisz. Dziwne, powiadasz? A to jest
prawd prawdziw. Tylko, dlaczego tak jest, tego w jegomo ju w
swoim liczeniu nie poda - sprawa go, widzisz, Krzysiu, zmoga, tej
akuratnie tematyki nie sign. A to gociu by, e ho-ho, widzisz,
takie i inne zgbia.
- Karol jestem.
- Wiem, Krzysiu, e dla ciebie to nowo, e nie wszystko jeszcze z
tego zudzenia ogarniasz, jednak to w sumie proste jest, takie ju
proste, e prostsze by nie moe. Takie, powtarzam, e ju mocniej
proste by nie moe. - Nie prostackie, Krzysiu, adne takie, ale e
proste. Takie jeden plus jeden - ile to jest?... Dwa, dobrze, tak. A
dalej cztery, osiem, i podobnie - rozumiesz? Co si do czego w tym
niczym doda, i to ju tak biegnie. Bo, Krzysiu, tak na dole logiki
jest owo co i takie jakie nic, takie zero znaczy si, pojmujesz? I
to owo co, kwant jaki energii, on si rusza, kumasz? - Tu w miejscu
jednym jest, a za tyknicie w drugim, rozumiesz? Nic go w tej owej
nicoci nie wyhamuje, bo i jak, rozumiesz. Dlatego ten kwant sobie
tak si rusza. A jak si rusza, to maksymalnie prdko, przecie go
nic nie zatrzymuje. Tylko e, zauwa, takich podobnych elementw i
kwantw w kosmosie duo oraz nieskoczenie wiele - tak w bezkres to
si cignie, rozumiesz?... Wic jak si takie spotkaj, a musz, to
co z tego dalej si zbuduje, bo musi. Taki wszechwiat tak zwany,
na ten to przykad. To tam swoje uwarunkowania fundamentalne ma, to
si tak prostacko nie dzieje, ale si dzieje. Na jaki tam kosmiczny
i tak zwany czas to si dzieje. I jest wszechwiat. I gdzie si na
chwil tak zwany wszechwiat pokae, Krzysiu. A my w nim.
- Karol jestem.
- I masz racj, ten tak zwany wszechwiat to zudzenie. Niczego tu
takiego nie ma. To wszystko nasza obrazowa powolno sprawia, e w
tym miejscu co widzimy. Bo to, Krzysiu, ty zrb tak - poprowad ty
przez wszystkie takie tam kwantowe fakty, co to si w tym miejscu
255

napotkay, w tym wszechwiecie tak zwanym, ty poprowad lini. Tak


prost, znaczy si. Tak kresk, widzisz - jak tu rysuj. Ona sobie
z zawsze do zawsze biegnie, rozumiesz. I teraz ty na t prost te we
wszechwiecie wszystkie jedynki materialne nacignij - takie sobie
zobrazowanie wiata zrb, bo to mona zrobi, Krzysiu. I co, co ci
si pokazuje - co widzisz?... Prawda, e nic ciekawego, taka sobie
tam prosta, taka tam sobie paszczyzna. Skd ta pasko? Krzysiu,
to proste, banalne, pospolite. - Ot, na tym dole tyknie sobie. Czyli
kwant czego si w tej nicoci przesunie, bo inaczej nie moe, on
tylko w ruchu jest. Wic i taka caa prosta si te przesunie o owo
jedno tyknicie - bo przecie wszystkie elementy tej prostej te w
dalsze pooenie si przemieszcz. Tylko, widzisz, tu jest taki myk
w rozumowaniu, e ty nizae te kwanty w pionie, po nieskoczono
tak je nanizae, a one teraz sobie w poziomie si przesuwaj - tak
na jedno tyknicie "w poziomie" wobec tego "pionu" bezkresnego. I
co si buduje, Krzysiu, co powstaje w takim "tykaniu"? Wieczno,
Krzysiu, wieczno, powtarzam. - Prosta nieskoczona przesunita na
jednostk buduje wieczno. Ona zawsze i tylko jest nieskoczona,
ale ruch o jednostk wytwarza "w poziomie" paszczyzn - wieczno
zdarze i paszczyzn. Rozumiesz?
- Karol jestem.
- Tylko e, widzisz, "wszechwiat" to tylko kawaek paszczyzny, to
wycinek - lokalne zawirowanie. Ty sobie w nieskoczono prost po
wszechwiecie prowadzisz logicznie, ale popeniasz bd. Niby to w
analizie konieczno, niby wzory pokazuj, e jest nieskoczono,
niby tak musisz to robi - ale to bd. Bo tak zwany wszechwiat to
tylko kawaeczek z tej nieskoczonoci, to spotkanie kilku linii w
nieskoczonoci taki twr powoao do istnienia. Osiem, Krzysiu, z
omiu linii si dokadnie ten nasz wszechwiat skada. Mona sobie
to na jedn prost naniza, wwczas jak bry sobie wyprodukujesz
na ten przykad sferyczn, a mona osiem i wwczas co bardziej
skomplikowanego. Na przykad atom, gwiazd - albo i siebie, Krzysiu
zbudujesz.
- Karol jestem.
- I racja, i tak trzyma. Bo to, widzisz, spjrz ty na ten zbir w
postaci atomowej, albo i jeden wspomniany atom. On tu jest, tu tak
si na dnie szklanki krci. Ty powiesz, e to fakt, e to fizyka i
pewnik - a to, widzisz, zudzenie, ktre wytwarza si z ruchu. Atom
czy inny foton, to aden tam fakt, to wypitrzona, i to na chwil,
materialna struktura - nic staego. Kiedy tam powstaa moliwo i
si to objawio, ale kady konkretny element buduje si i zanika w
ramach zbioru cigle. Ty widzisz i czujesz atom, a to nadprogowe w
twoim postrzeganiu chwilowe zdarzenie. Rozumiesz? Prdko wiata
jest dlatego najwiksz, Krzysiu, e tak si najszybciej elementy
tego procesu buduj - nic szybciej si w kupk nie zoy. Tylko e
to nie znaczy, e nie ma wikszych prdkoci, bo s, Krzysiu, tu i
wszdzie one s, tylko niedostpne w naszej obserwacji. A dlaczego
niedostpne? Bo musz zaj, eby to nasze obserwowanie byo jako
moliwe, rozumiesz? - Buduje si taki foton, buduje, ale eby mona
byo z jego usug skorzysta, to musi tak zwany czas min, takie
"c" si zadzia, dopeni do tej fotonowej jedynki. A to, widzisz,
Krzysiu, trwa. To dugo trwa. Dla nas to mgnieniowa i najmniejsza
ju moliwo faktograficzna, ale wobec maych nieskoczonoci to
256

duga chwilka. Bardzo duga, Krzysiu.


- Karol jestem.
- Widzisz, atom czy foton, to aden tam atom czy foton, to mocno w
swoim splataniu energetyczna ruchawka, taki kbek zmian budowany
z przemieszczania si czego w niczym. Masz te osiem linii, czy t
jedn, nie to jest wane - i one tak sobie swoimi skadnikami po tej
nieskoczonoci si snuj. Niby nic z tego nie bdzie, tak powiesz,
i zrobisz bd. Bo, widzisz, one si snuj w tej to sferze - a tu w
kadym kierunku peno i gsto. Tu adnego pustego miejsca nie ma i
by nie moe. - I co z tego, spytasz? A, widzisz, wszystko. Tak si
to przedstawia, e wszystko. Bo jak taki ruszajcy si z miejsca na
miejsce element nie moe nigdzie uciec, czyli tylko w tym zakresie
mu danym si rusza - kiedy tak oscylujco odbija raz w jedn, a raz
na drug stron, a takich elementw jest mnogo, to one musz co
razem w tym ruchu zbudowa, nie ma wyjcia. One nie maj adnego ju
wyjcia. S w kadym kierunku blokowane przed oddaleniem, wic si
musi z tego lokalnie jaka konstrukcja skomplikowana, zsumowana oraz
zoona pojawi. A to foton, a to atom, a to ja czy ty. Bana taki
fizyczny.
- Karol jestem.
- Tak i ty, Krzysiu, masz racj. I jeszcze dalej masz racj, to na
wieczno si nie rozciga, to tak zwane wszechwiatowe zudzenie to kiedy si tam zaczo, i, c, fakt prawdziwy, si skoczy. Nie
stresuj si, to jeszcze chwilk tak potrwa. Skala, widzisz, dua i
ogromna. Z naszego podwrka taka po nieskoczono, jednak logicznie
maa. W absolutnej nieskoczonoci to punkcik - to drobna chwilka w
wiecznoci. - Bo my, widzisz, Krzysiu, na tej prostej tylko tak na
moment, tak raz na wieczno. Niby, mwisz, e punkt od punktu si
niczym w prostej nie rni, byo to samo, mwisz, i bdzie - e si
kiedy ju podobnie zadzialimy i e si zadziejemy. I bdnie to,
Krzysiu, mwisz, faktu prostej nie zgbie. Bo, widzisz, kwant i
kwant prostej, tu zgoda, ten sam, tego drobiazgu zawsze i tylko w
nieskoczonoci jest nieskoczenie wiele ale z tego, widzisz, to
nie wynika, e wszystko wolno, a nawet wicej, nic podobnego. To w
nieskoczonej wiecznoci inaczej idzie, Krzysiu. - Tylko raz na t
nieskoczono si wszystko dzieje. Punkt prostej niby taki sam, i
to prawda, tu czy za iks jednostek taki sam. Ale, zauwa, on si na
tej oraz w tej prostej tylko raz pokazuje. Taki sam, ale tylko po
jednym fakcie - zawsze ten sam, ale za kadym razem ze swoj, tylko
ze swoj numeracj. Na tej prostej kady punkt tylko jeden numerek
obstawia - tylko jeden! Nigdy fakt si nie powtarza, cho to zawsze
i tylko taki sam fakt. Rozumiesz?
- Karol jestem.
- Tak, Krzysiu, masz racj. Ty, tylko ty tu siedzisz, i nigdy inny
kto. Kiedy by taki sam Krzysiu, teraz razem pijemy, kiedy tam
bdzie inny Krzysiu - ale nawet jeeli bdzie detalicznie taki sam,
to bdzie ju inny, rozumiesz? Nic dwa razy si nie zdarza, nie ma
dwu jednakich spojrze w oczy, Krzysiu, rozumiesz? Butelka bya i
ju jej prawie nie ma, cho by si przydao. Tylko, widzisz, tak w
tym wszechwiecie to si ukada, e to wszystko jest zudzenie - i
to tak boli... Co byo, gdzie tam tykajco tykno - i ju tego nie
ma, przeszo do historii. Nie masz, Krzysiu, drugiej, co? - Tak, nie
masz, widzisz, wszystko to zudzenie. My tu sobie siedzimy, mio i
257

w ogle rozmawiamy, a tam, wiesz - na samym dole - to si rusza, to


si kotuje, to pdzi z nieskoczonoci w nieskoczono. I tak po
caoci ma nas w nosie, nawet nie wie, e my o tym wiemy. I kwantami
tak sobie tyka - tyk, tyk, tyk... Ech, Krzysiu, zudzenie, wszystko
to zudzenie.
- Karol jestem.
Trudno powiedzie, co dalej w yciu Krzysia - tfuj, wr, co si w
yciorysie pana Kowalskiego Karola zdarzy, mody on jeszcze jest,
w kwiecie wieku, mona powiedzie. Do tego czasu w zudzenia tak w
oglnoci i szczegami nie wierzy, wszelkie zwidzenia traktowa
naleycie, jak na to zasuguj. Ale, to si samo przez si mocno i
detalicznie rozumie, taka ekspozycja dugotrwaa na sowa i obrazy
ze zudzeniem w tle, takie co nie mogo pozosta bez efektu. Wic
rnie to zapewne si jeszcze odbije. Moe i jak czkawk logiczn
- lub nawet myleniem, tak zwany wszechwiat ju nie takie dziwnoci
widzia. To si okae.
Wszystko w tym zudzeniu moe zaistnie. Nawet mylenie.

258

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.2 - Dostawka do umysu 2.
Szanowni pastwo, witam na kolejnej prelekcji. Witam i zapraszam do
zajmowania miejsc.
Szanowni pastwo, zgodnie z wywieszonym przy wejciu tematem - dzi
pragn zaj si zagadnieniem, ktre byo ju tu omawiane, wikszo
zapewne tamt pogadank pamita. Po prawdzie, obecna jest skutkiem
wwczas powiedzianego - w zamierzeniu ma by dopenieniem i ujciem
poszerzajcym.
Tak, przyznaj, dotary do mnie gosy, e poprzednia prelekcja nie
spenia wszystkich oczekiwa, e nazbyt skrtowo i emocjonalnie to
zostao przedstawione. Osobicie znam to jedynie z relacji, dlatego
trudno mi si do tego odnie, przyjmuj jednak to do wiadomoci skoro takie gosy byy, to znaczy, e s faktem. Na usprawiedliwienie
poprzednika powiem, e temat jest rzeczywicie istotny oraz e nie
sposb przy jego omawianiu uwolni si od skojarze i nie reagowa,
w tym konkretnym przypadku chodna i beznamitna prezentacja jest z
wielu powodw niemoliwa.
Wspomniane krytyczne gosy odnosiy si gownie do tego, e referent
w nadmiernie osobistej formule przedstawia pomys takiej "dostawki"
- czy w innym nazwaniu "przystawki". Powtarzam, nie dziwi si, ale
sam postaram si mwi o tym w sposb stonowany - mam nadziej, e
mi si to uda, a za momenty jako odbiegajce od tego, ju teraz za
to przepraszam.
Temat "przystawki", na ile zdoaem si zorientowa, zaprezentowany
zosta do szeroko, z odniesieniami do technologii, ale i rwnie
do skutkw spoecznych. Dlatego ten zakres generalnie dzi pomin,
ale na bazie ju powiedzianego zamierzam przej dalej. Poniewa to
w tym "dalszym" zawieraj si znaczce, moim zdaniem nawet niebywale
znaczce elementy, i to najrniejsze. Od wiatopogldowych, przez
filozoficzne, a po bardzo ju codzienne i praktyczne. Zdaj sobie
spraw, e tego wszystkiego na tej prezentacji nie zdoam nakreli
nawet w zarysie, ale na pewno postaram si jak najwicej pastwu z
tych spraw przedstawi.
Poniewa temat jest tego wart, zapewniam.
"Dostawka" do umysu, nie przesadzam, to potencjalnie najistotniejszy
w dziejach fakt, ktry w jakim zakresie jest znany od zawsze - co
o tym powiem - ale ktry swoje wielkie moliwoci pokae dopiero w
przyszoci.
Raczej ju bliskiej przyszoci - trzeba mie tego wiadomo.
Prosz mi pozwoli, e na wstpie odnios si jeszcze do poprzedniej
czci, poniewa ma to znaczenie w dalszym wywodzie - rozchodzi si
o stron techniczn takiej "dostawki", o jej sposb dziaania. Fakt
i oczywisto, nie w sensie jako gboko technicznym, tego poziomu
259

nie poruszam, to wykracza poza ramy tej prezentacji - a take poza


moje osobiste ramy. A po drugie, w sumie te istotne, konkret, wic
realnie wytworzony fakt, to dopiero przysza, dzi tylko oglnie i
mglicie moliwa do zarysowania konstrukcja.
Tak po prostu, schemat pocze staje si faktem w trakcie realizacji
- a tej jeszcze nie ma.
Chodzi mi tutaj o zasad, sposb pracy, sposb zmieniania si tej
technicznej struktury. A mianowicie, e to jest analogiczny przebieg
zmian, jak w mzgu, czy szerzej w umyle. Taka "przystawka" zawiera
peny i funkcjonalnie zakres moliwoci centralnego orodka. To nie
jest oczywicie identyczno konstrukcyjna, to nie jest tosame na
poziomie materiaowym (acz tak moe by) - ale chodzi o identyczno
moliwoci i funkcji, "przystawka" to analog rozumu. I tak prosz to
traktowa, technologia jest istotna, ale na ten moment pomijalna i jak zaznaczyem, powstanie w trakcie tworzenia.
"Przystawka do umysu" suy w tym pierwszym okresie, czyli dzie w
dzie i w kadej chwili - jako wszechmoliwy "kontakt", jako element
poredniczcy, ktry wspomaga nawizywanie poczenia z otoczeniem.
I w tym ujciu jest tylko i a urzdzeniem (struktur i konstrukcj)
do wspomagania w reagowaniu i umoliwiania reakcji. Ju to na dzi
wydaje si czym znaczcym, przecie coraz bardziej oplata nas i na
kadym kroku sie, czasami dosownie sie z kabli.
Ale, powtarzam, nie chodzi o to, e taka przystawka jest zanurzona
jako w organizm czy inaczej to bdzie podczone - nie jest wane,
czy i jak to bdzie naladowao ewolucyjnie, tu: biologicznie ujte
schematy dziaania - najwaniejsze jest to, e sposb, regua pracy
takiej "dostawki" jest identyczna z prac umysu.
Mona w skrcie powiedzie, e jest to "drugi umys", "dubler".
To naturalnie nie ma znaczenia w chwili, kiedy nasza biologiczna i
cielesna konstrukcja dziaa oraz w codziennym zmienianiu czy si
z otoczeniem - wwczas to "powielenie" (podwojenie) umysu si nie
liczy. Urzdzonko dziaa, czy ze wiatem, pomaga y - wspaniale.
O to chodzio.
Ale nabiera to niebywale istotnego znaczenia "pniej".
Szanowni pastwo - "przystawka" jest pomylana tak, eby pomaga w
kadym dziaaniu, w kadym, w ktrym funkcjonuje biologiczny umys.
Ale zarazem, co tu jest najwaniejsze, gromadzi - niczym w swoistym
archiwum - wszelkie dane, absolutnie i zawsze wszelkie dane o bycie,
o osobniku, z ktrym zwizana jest na przysowiowe dobre i ze. To
ma znaczenie, to si liczy.
W pierwszym planie to wspomoenie w kontakcie z otoczeniem, istotne
niebywale zwaszcza dla tych, ktrzy z jaki powodw s w dziaaniu
ograniczeni - ale w drugim, nieco w tle codziennoci, gromadzona w
zasobach jest cao danych o wacicielu, o jego osobowoci.
I to na kolejnym "zakrcie" ycia jest tak niebywale istotne, nie do
przecenienia - o to toczy si teraz gra.
Szanowni pastwo, w tym momencie musi pa zasadnicze, fundamentalne
260

pytanie: do czego ma suy "przystawka"?


I odpowied: do wszystkiego. Tak, do wszystkiego. - Absolutnie do
wszystkiego.
To w oglnym ujciu ju na poprzedniej prelekcji pado, dlatego w
tym momencie tylko dodam, e takie urzdzenie zastpuje - eliminuje
kade inne.
Wszelkie podczenia, kable, to wszystko, czym musimy w technicznym
rodowisku operowa - co musimy stosowa, eby je jako kontrolowa
i wprawia w ruch - to wszystko, zwracam na to uwag, przestaje mie
znaczenie. Po podczeniu si do takiej "dostawki", te wszelakie a
niezbdne nam dzi poczenia, to odchodzi w przeszo i przestaje
straszy.
Po jednej stronie lokuje si umys i jego zmiany - po drugiej wiat
z jego zmianami, ktrymi zawiaduj wszelkie techniczne ustrojstwa a porodku, pomidzy, tak dziaajca "przystawka". Niczego wicej i
nigdzie nie potrzeba. Niczego.
Szanowni pastwo, czy to nie robi wraenia?
Ale s dalsze konsekwencje, i to powane, tu tylko je zasygnalizuj.
I nie mam na myli owego wszechpodczenia - to powierzchnia sprawy
i w sumie najmniej istotna. Najbardziej widoczna i uytkowo wana,
jednak polednia w znaczeniu.
Co bowiem jest wane? Struktura nadrzdna. Zwracam uwag, prosz w
swoich zobrazowaniach to tak przedstawi, e takie podczenie na
stae i wszystkich - to prowadzi do stanu, e wyania si, e tworzy
si nowa jako. Do tego momentu jedynie przeczuwana, czasami mao
ciekawie literacko penetrowana - albo filozoficznie szkicowana: oto
tworzy si "umys planetarny". Dosownie, prosz pastwa, to ju w
tym ujciu si mieci. Przecie na bieco i stale podczone s w
tym ukadzie elementy logiczne, czyli konkretne jednostki - wic z
tego ju poziomu patrzc, jako sum rozumnych elementw - ju to w
wielko rozumn si zbiera. - I to, podkrelam, na bieco, to nie
jest dziaanie w czasie i przestrzeni oddalone. W przeszoci, czy
obecnie, mona si takiego dziaania rwnie dopatrzy, tylko e w
tym aktualnym procesie elementami nonymi s zapisane sowa, obrazy
i inne fakty przenoszce informacj. Czyli jest to mniej lub bardziej
rozproszone, powolne, z trudem si zazbiajce. Ale to zmienia si
w takiej strukturze, ktr tu omawiam, diametralnie i zasadniczo - i
zmienia si to na zawsze. Przecie tu jest prdko maksymalna, w
kadym momencie i miejscu, wszystko dzieje si praktycznie "teraz"
i "tutaj", oczywicie z tym ograniczeniem, e taki sygna musi si
wybudowa, a to trwa, ale to jest rzeczywicie prdko maksymalna
w naturze, ju nic szybciej si nie zadzieje. - Wic taka struktura
musi w zewntrznym ogldzie "zobrazowa" si osobowoci - to musi
si jako "usamodzielni". Jak? Mona snu domysy, ale na chwil
obecn nie jest to istotne, dlatego pomin. Zreszt kady sam dla
siebie moe takie wiczenie logiczne przeprowadzi.
Szanowni pastwo, wielce szanowni pastwo - ale to wszystko nic, to
261

namiastka tego, czym naprawd jest taka "dostawka" i "przystawka"


do umysu. To marno i pospolito.
Przyznaj, sam pocztkowo urzdzonko widziaem tylko tak, jak to w
powyszych opisach si pojawio - czyli jako konektor, funkcjonalny
porednik techniczny. A to znaczco mao, to drobiazg wobec tego,
co si za tym kryje. Doprawdy drobiazg.
Znw zasadnicze pytanie, szanowni pastwo: czym rni si zapisana
w "przystawce" poprzez ycie zawarto, wobec tej w gowie osobnika
przechadzajcego si po wiecie?
I oczywista odpowied: niczym. W adnym zakresie si nie rni.
Owszem, nonik, materialny nonik, na ktrym zostaje zapisana taka
tre, to jest inne - tu biologiczne komrki, tu "mechaniczne". To
oczywicie tylko sowo, prosz si do tego nie odnosi. Przecie w
realnoci to moe by elektronika, rwnie oczywicie biologia - to
moe by dowolny materia, na/w ktrym mona takiego zapisu dokona.
Jest tylko jeden warunek: reakcje zachodzce musz by analogiczne
do tych dziejcych si w mzgu (w umyle).
Jeeli te warunki s spenione, w adnym przypadku i nigdy nie mona
powiedzie, e co jest rne od drugiego.
I to jest tak istotne, szanowni pastwo. To jest sedno sprawy.
Szanowni pastwo - prosz to wzi pod uwag, i to w sposb bardzo
szczeglny: to s dwa odrbne, ale zarazem identyczne do jednostki
przeliczeniowej struktury, tu nic nie jest inne.
Zawarto jest ta sama, funkcja jest ta sama, sposb dziaania jest
ten sam. Co to w praktyce oznacza? e to jest jeden umys, ale w dwu
czciach. W dwu egzemplarzach.
Na co dzie, w trakcie pracy ukadu, ta identyczno nie ma wikszego
znaczenia, to swoistego rodzaju archiwum - zapasowy zbir danych o
osobniku, z ktrego moe dowolnie korzysta.
Ale - ale staje si to niebywale wane w chwili szczeglnej...
Jaka to chwila? - widz na pastwa twarzach pytanie. To narzuca si
samoistnie: kres istnienia. mier, po prostu.
Tak, szanowni pastwo, to o ten moment chodzi, tu si znajdujemy w
naszej analizie.
Przed chwil byo istnienie, aktywny osobnik, co to mia marzenia i
plany, kontaktowa si z bliskimi, oddziaywa swoj cielesnoci na
otoczenie, a ono deformowao jego byt - ale ju go nie ma, reakcje
zamary, wszystko si skoczyo.
Co pko - co si w wiecie stao, e go nie ma.
Tylko, szanowni pastwo - czy naprawd go nie ma? Prosz si mocno
zastanowi. Czy zamara na zawsze biologiczna konstrukcja to ju w
realnoci wszystko, co zostao z osobnika?
Oczywicie nie.
Zamara jedna struktura, ale jest absolutny jej duplikat - tak samo
sprawny w zmianie, to samo zawierajcy, co skoczony byt. Po jednej
262

stronie byt skoczony, dotar do swojego brzegu, jednak po drugiej,


identyczny do pierwszego w kadym kwancie, jest byt z perspektywami
- potencjalnie nawet bezkresnymi...
Dostrzegacie pastwo w tym obrazie niezwyko?
Tak, szanowni pastwo, sprawa jest z logicznego punktu widzenia - a
w tej chwili tylko tak to moemy analizowa - szczeglna, niebywaa,
szalenie niezwyka.
Bo co mona o zaistniaych okolicznociach oraz o opisywanych tutaj
okolicznociach powiedzie? - e nie sposb rozgraniczy w opisie
osobowo skoczon i trwajc nadal, to jest niemoliwe. Niby jest
pena jasno sytuacyjna, ale zarazem jej nie ma.
Niby w jednym ujciu jest byt skoczony na zawsze, ktry nigdy nie
odezwie si w adnym jzyku - ale w drugim, przecie ten sam, tak do
szczegu dokadnie i idealnie jest ten i taki sam osobnik. Dziaa,
odzywa si, wszystko pamita, ale take reaguje w sposb, ktry by
znany "od zawsze"...
Nie ma, po prostu nie ma jak poprowadzi w opisie wyodrbnienia i
podziau na tego i tamtego - to jest ten sam osobnik i osobowo. A zarazem nie jest.
Doprawdy, szanowni pastwo, powstaje niebywaa logicznie sytuacja z szalonymi konsekwencjami. Rwnie nie do nakrelenia w penym i
szczegowym ujciu, to wykae dopiero praktyka - jednak na pewno z
ciekawymi w pogbionym ujciu konsekwencjami.
Bo to rzeczywicie sytuacja wyjtkowa - w naszym wiecie absolutnie
nowa i wyjtkowa.
Pomimo rnego rodzaju opisw takiej "przesiadki", przeniesienia z
ciaa biologicznego zawartoci osobniczej do jakiej konstrukcji mimo e temat jest literacko eksploatowany od dawna i wielorako, to
wszystko nic wobec tego, co si realnie zrealizuje, to marno.
Tak, ma pan racj, to nowo poniekd z przeszoci, i to dalekiej,
i na kady sposb obrobionej, o tym mwi - jednak upieram si, e to
nowo.
Nic, nic podobnego do tego momentu nie zaistniao, to byy wycznie
spekulacje i "wizje" ("duszne" wizje) - jednak teraz, podkrelam to,
wanie aktualnie te logiczne konstrukcje przebieraj, zaczynaj ju
przybiera konkretn, techniczn posta.
I to jest takie istotne. Abstrakcja si ucielenia.
Owszem, jest prawd, e podobne "przejcie" z ciaa do "dalszego",
tak to trzeba zapisywa i nazywa - to "przejcie" byo przez wielu
oraz na rne sposoby opisywane. Tylko e, zwracam uwag, oglnie jako skrajny w analizach logicznych stan. Tam zupenie nie liczya
si strona techniczna (cielesna, materialna) zagadnienia. Przejcie
"duszy", bo o to przecie w tym chodzi, to byo spenienie banalnie
prostych zakl - i ju dalsze si toczyo samoistnie.
W tym przypadku, podkrelam to, ten etap jest podbudowany mnogoci,
na t chwil niemoliwych jeszcze do przepatrzenia czynnoci - ale
jak najbardziej realnych i moliwych do przeprowadzenia. To ju nie
lokuje si w zakresie dziaa cudownych, czy jako tak - to schodzi
263

na poziom fizyki. I techniki wanie. A to zupenie, to diametralnie


zmienia ocen i odbir faktw. Prawda?
Czy to bdzie osobniczo istotny fakt?
Ech, szanowni pastwo, mona tylko snu domysy, jako literacko to
obrabia. Mona korzysta z istniejcych ju w wiecie opisw takiego
stanu, ktry kto stara si w analizach poda. Jednak zapewne to i
tak nic nie bdzie znaczyo na czas realnego "przejcia".
Przecie, prosz sobie uzmysowi, jest jednostka zamara, ktra mi
bya najblisz z najbliszych - czyli ja sam. Zamara ju - jednak
dalej istniejca we mnie. - e tym razem ju w formule technicznego
urzdzenia? A co ma za znaczenie - przecie to dalej ja.
Koniec, ale i pocztek - ten sam, ale nie ten sam - stare, ale te
nowe... I tak to dalej mona opisywa.
Nie bdzie w osobniczym istnieniu momentu z tym porwnywalnym. Wszak
to mier i ponowne narodziny w jednym - i to jednoczenie, w tej
samej chwili zaistniae.
O ile swojego naturalnego pocztku nie sigam - o ile wiadomie nie
doczekam naturalnego koca - to w tym-takim ujciu wszelkie etapy s
poznawalne.
I s moim dowiadczeniem, co mocno podkrelam.
W tym procesie jestem wewntrz zmiany, ale i na zewntrz - jestem
uczestnikiem procesu, ale take obserwatorem - to byt fizyczny oraz
logiczny w jednym...
Szanowni pastwo... waciwie trudno to dalej cign, poniewa nie
ma sownictwa i odniesie, to opis zdarzenia, ktre zajdzie, bo to
ju techniczna oczywisto, ale ktre jest nieopisywalne na dzi w
szczegach - to aktualnie jest niemoliwe.
Ale to zajdzie, to ju znajduje si w nieodlegym miejscu historii.
Za moment to bdzie... I warto to przemyle...

264

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.3 - Ja-i-Ty.
Szanowny Kolego.
Pozwoliem sobie uy takiego zwrotu, poniewa znamy si od dawna
i mijamy prawie kadego dnia. Nie zaprzeczam, nasza znajomo jest
do zdawkowa i powierzchowna, jednak to i owo o sobie wiemy, to w
kocu nie jest inny wiat. To w kocu chodzi o ten sam konstrukt w
czasie i przestrzeni, ktry pospou zasiedlamy. Tylko, e wewntrz
i gboko - to ja, kolega si rzeczy bardziej zewntrznie oraz na
styku z tym, co dalej i poza ciaem.
Jeeli Kolega czuje si nieswojo w takim tytuowaniu, to prosz o
wyrany sygna, w kolejnym licie zmieni form zwracania si, ale
na ten moment pozostan przy takiej poficjalnej i tradycyjnej moim zdaniem si sprawdza.
Kolego, ten list jest reakcj na pewne fakty, ktre obserwuj, ale
ktre mi si nie podobaj. Wiem, Kolega jest zakotwiczony w swojej
fizycznoci, Kolega preferuje poznanie bezporednie, dla Kolegi to
kontakt zmysowy, czyli fizycznie namacalny si liczy - rozumiem i
doceniam ten fakt, prosz nie myle, e jest to zakres dla mnie
obojtny (acz niedostpny, co zrozumiae) - jednak martwi mnie to,
e Kolega przedkada go ponad wszystko. - Zmys zmysem, fizyka to
fizyka, ale - kolego - jest jeszcze nadbudowa, interpretacja.
Zgoda Kolego - moje "ja" jest odmienne od ja Kolegi; to inny wiat
i zakres. Mj wewntrzny, zbudowany o zasoby i logiczny, a nawet i
filozoficzny - Kolega to owe zmysy i relacja dotykowa. Prosz si
nie obruszy, jednak w moim rozumieniu nieco uproszczona. Nie chc
Kolegi obrazi - i nie jest to moim zamiarem - ale wrcz cinie si
na myl sowo, e to prostackie i powierzchowne. Te wszelkie niskie
i biologi sterowane, a przy tym olize zachowania - moe, tego w
adnym przypadku nie neguj, emocjonalnie poruszajce, tylko e, i
nie ma co tego kry, wywodzce si z gbin czasu i wrcz zwierzce
- e to nie moe w osobowoci wzbudza wyszych odczu i refleksji.
Wiem, Kolega si bdzie zarzeka, e to wane, e dla naszego dobra
wsplnego, wszak sadowimy si na tym samym cielesnym wzku. Jednak
prosz uwzgldni w kalkulacjach i moj wraliwo - i po prostu w
przyszoci stonowa nieco swoje zachowania. Nieco. To wystarczy.
Szanowny Kolego, zasadniczym jednak powodem, dla ktrego kieruj w
stron Kolegi ten list, jest fakt pozostawania Kolegi - tak to na
potrzeby tego listu okrel - w stanie niewiadomoci. W stanie, w
ktrym nie dochodzi do wielce podanego traktowania wiata, czyli
obszaru rzeczywistoci poza naszym wsplnym ciaem - tej czci jako
faktu zoonego i wielowymiarowego, to po pierwsze. A po drugie, co
nawet waniejsze, ale zarazem jako pochodna punktu pierwszego, e w
odbiorze, e w rozumieniu, ktre Kolega prezentuje, rwnie i nasza
cielesno osobnicza jest dla Kolegi faktem jednostkowym - a przez
to zbornym. I nie ma w tym wspomnianej zoonoci.
265

Zgoda, Kolego, ciao, czyli biologiczna struktura, ktra zawiera w


sobie mnie i Koleg, a take pozostae obszary, to jedno, jako
w rodowisku (bez definiowania na t chwil, czym to rodowisko ma
by, intuicyjnie jest to uchwytne) - to jest funkcjonalna jedno
i fizyczna jedno. Tu pena zgoda. Nawet ma Kolega moj zgod na
zaleno i pierwszestwo zakresu zmysowego w kontakcie z takim w
zewntrznym obszarze znajdujcym si bytem (znw bez definiowania,
czym ten byt jest; intuicyjnie, mam nadziej, Kolega to chwyta). W
tej brzegowej strefie to oczywista konieczno, inaczej si tego po
prostu nie da. Ani Kolega, ani tym bardziej ja, bez poziomu dotyku
i podobnych dozna niczego w otoczeniu nie zarejestrujemy, to poza
naszym zasigiem, musimy si opiera na tym, co ten skrajny zbir
cielesnych faktw dostarczy. To yciowa konieczno.
Ale - Szanowny Kolego, ale to wymaga refleksji, i to pogbionej.
Wiem, powtarzam, e dla Kolegi to mao istotne zagadnienie, e si
w pierwszym rzdzie liczy w fizykalny stan, e to poziom gwny i
determinuje zachowanie Kolegi. Niech tak bdzie, z niechci, ale
si na to godz - mona powiedzie, e sia wysza. Ale apeluj do
Kolegi, na tym etapie tylko apeluj (chwilowo nic poza tym, ale i
nie wykluczam dalszych dziaa) - apeluj, eby Kolega w kadym i
codziennym swoim postpowaniu stara si uwzgldni szerszy, a by
moe i maksymalnie szeroki kontekst spraw. Fizyka fizyk, ale te
i przede wszystkim liczy si filozoficzny namys nad fizyk. Co mi
- co nam po fizycznym doznaniu, jeeli to nie bdzie obudowane w
praktyce filozoficznym spojrzeniem. - Fizyka, przypominam Koledze,
to zawsze stan chwilowy, paski obraz chwili, ktry dopiero musi w
gbinie umysu zosta poddany obrbce, zespolony w wielowymiarowy
i ponadchwilowy fakt abstrakcyjny - i dopiero co takiego moe si
przyda do wykonania kolejnego kroku w wiecie. - Kolega musi mie
tego wiadomo, Kolega musi to uwzgldnia i nie ignorowa. Bo to
ley w naszym wsplnym interesie. Tak po prostu.
A za obszar pogbionej refleksji odpowiadam ja - to moja dziaka.
I czuje si zaniepokoimy tym, e Kolega nie szanuje mojego wkadu
w nasze istnienie. Jeeli Kolega dalej bdzie tak postpowa, tak
bdzie ignorowa ustalenia z obszaru refleksji, to widz kopoty dla nas obu. A szczeglnie dla Kolegi. Dlaczego? Ale to proste, w
obszarze dozna przecie w pierwszej kolejnoci bdzie si jako w
odczuwaniu to objawiao, wic Kolega to poczuje, dosownie. e ja
rwnie w kroku drugim tego dowiadcz, prawda, tylko e wanie w
drugim. A to zmniejszy wraenie i, nie wykluczam i takiej myli w
takim momencie - i by moe wywoa uwag: "a nie mwiem!". Nie, w
tym nie bdzie radoci z potknicia Kolegi, a tak daleko si nie
posun, ale jakie uczucie satysfakcji - no, to jest moliwe.
Szanowny Kolego, nie chciabym, eby doszo do takiej chwili - std
ten list, powtarzam.
W czym upatruj gwnego powodu do troski. Co najbardziej spdza mi
sen z powiek? Chodzi o stosunek Kolegi do naszego ciaa, do naszego
wsplnego ciaa. To fizyczna struktura, to prawda - ale zarazem, i
266

przede wszystkim, zoenie. To wielo stanw, ktra tylko w bardzo


zgrubnym, mocno uproszczonym spojrzeniu przedstawia si w obserwacji
jako jedno.
Tak, Kolego, wiem, e dla Kolegi to szokujce stwierdzenie, ale w
moim, pogbionym analiz ujciu, to jedynie moliwe stwierdzenie:
w naszym wsplnym organizmie - a nawet wicej: w caoci jako tam
rozumianej rzeczywistoci, w tej naszej wsplnej rzeczywistoci, w
ktrej ciao jest tylko elementem - w tym zakresie nie ma niczego,
co byoby faktem elementarnie jednostkowym lub jako tak. Wszystko
to zoenie, zbir mniejszych i bardzo maych elementw - i zawsze
zbir. Ja filozof, Kolegi codzienny towarzysz istnienia, to mwi.
Dla Kolegi, to zrozumiae, wszystko jest dane caociowo i jako
obserwowalne. A nawet zmierzone w formule jednostkowej. A jeeli w
zbiorze nawet, to redukowalnym do wyrnialnych jednostek, ktre w
ujciu Kolegi, na danym etapie poznania wiata zewntrznego, s w
postrzeganiu fizycznym Kolegi uznawane za jednostki.
Bd, Kolego, podstawowy bd logiczny. Owszem, fizycznie Kolega w
analizie musi tak to traktowa, nie ma innej drogi, to zawsze oraz
wszdzie tak si Koledze prezentowao i bdzie prezentowao. Ale,
Kolego, to zawsze zoenie, i tylko zoenie. I, Kolego na dobre i
ze, trzeba zdawa sobie z tego spraw. Wanie po to, eby bdw
nie popenia. Po to, eby zadba o nasze wsplne dobro cielesne.
W kocu to wszystko, co mamy.
Jeeli Kolega bdzie traktowa byt i okolice za stan ostateczny w
poznaniu - jeeli nie zaakceptuje wasnej chwilowoci w odbiorze z
otoczenia sygnaw - jeeli nie przyjmie do wiadomoci, e niczego
w formule "jednostki elementarnej" nie wypracuje adnym przyrzdem
- jeeli to si nie dokona, ech, moe by kiepsko. Za najbliszym
zakrtem moe czeka nas niespodzianka, i oby to nie bya niemia
niespodzianka...
Oczywicie szansa jest, bowiem jeeli Kolega uwzgldni, e nasze
ciao to zbiorowisko i e zoenie, e to konstrukcja - to moe uda
si nam pokona najbliszy zakrt. A nawet kolejne. Dlatego warto
si wysili, przemyle, zaakceptowa. Gra jest warta wieczki.
A przecie, Kolego Szanowny, na tym nie koniec konsekwencji tutaj
zaprezentowanego podejcia, chodzi o co powaniejszego w swojej
wymowie. O to, e tak naprawd i na gbokim poziomie zrozumienia
nas samych, naszego ciaa, ale i wiata jako takiego - e my i to
wszystko to zoenie, wic nigdy nie istniejemy w takiej postaci,
w ktrej sami siebie postrzegamy.
A raczej, eby by dokadnym, e z nas dwu to Kolega tak traktuje
nasze cielesne upostaciowanie. Bo dla mnie, jako dla filozofa, to
oczywista oczywisto, ja wiem, e to stan skomplikowany, zawsze w
zoeniu, nigdy ostro w rodowisku wyrniony. Prawda, to jedno
i jednostka, funkcjonalnie tak to Kolega opisuje, ale logicznie to
zoenie - a przez to byt w formie jednoznacznie definiowalnej nie
istniejcy. Nie ma czego takiego w fizyce, co byoby jednostk - i
nigdy nie bdzie.
Dlaczego, Kolega si pyta - dlaczego tak jest? Ale to oczywisto,
267

Kolego, banalna i przecie z samej fizyki na ten temat informacja


pynie: kady sygna ze wiata dociera do nas po jakim czasie. W
przypadku obserwacji nas samych po niezwykle maym czasie, jednak
po jakim czasie. Sygna, ktry opisuje nas jako takich, to wiele
faktw skadowych, te zoonych, a dociera w sygna do nas, wic
w obszar jako uwiadomiony (nadprogowy w poznaniu), pno, daleko
po realnym, gdzie tam "na dnie" zaistnieniu - odbieramy dalekie i
sabe echo czego, co zaszo dawno i ju jest histori. Dla nas to
stan teraz i aktualno, ale logicznie to przeszo. I jeeli si
tego nie uwzgldni, jeeli Kolega tego ustalenia nie zaakceptuje to bd kopoty. Niestety, bd.
Mwic inaczej, Kolega dowiaduje si o czym zaszym w ciele albo
w otoczeniu mocno ju po fakcie - a ja po jeszcze dalszym zbiorze
faktw. Dla mnie to, co dla Kolegi jest doznaniem aktualnym, a te
dominujcym, dla mnie to materia do przemylenia i skadkowego, i
porwnawczego obrobienia. Bywa, niestety, nie na czas dostpnego w
postaci wynikw. Przepraszam za spnienia i usterki, ale rwnie
i ja mam ograniczenia, dziaam w ramach i granicach.
Jeszcze wicej, Kolego fizyku, ktry tak bardzo zawierzasz w swoje
doznania lub przyrzdowe pomiary. W wiecie dostpnym badaniem nie
ma niczego, co byoby proste, jednostkowe oraz zachodzio "teraz".
Nic, dosownie nic. A twierdz to stanowczo, po mocno rozbudowanej
filozoficznej refleksji nad mechanik procesw. - Nic w fizycznie
dostpnym zakresie nie jest elementem i jednostk. I nie moe by.
Kolega temu nie wierzy. Kolega szuka. Kolega sprawdza - sprawdza sprawdza. - Ale, Kolego, Kolega goni uud, goni mira materialnej
jednostki. Czego takiego nie ma w fizyce, bo fizyka to wewntrzny
stan wiata, na zawsze wewntrzny.
Ja znajduj si na poziomie wewntrznym i w odciciu od wiata, a
wic skazany jestem na poznanie porednie, przez zmysy i poprzez
to, co Kolega mi dostarczy z obszaru fizycznego. Tylko e, zwracam
uwag Kolegi, w doskonale identycznej sytuacji znajduje si Kolega
jako fizyk w obszarze wiata. To jest spojrzenie z gbi, z daleka
i zawsze "po" zdarzeniu. Zawsze jako skadnik zachodzcej zmiany i
uczestnik zdarze, ale nigdy obserwator zewntrzny do niej. Nigdy
na poziomie faktu, nie jako zaistnienie z brzegami - ale jako cz
procesu i etap wewntrzny. I std zawsze skazany na interpretacj
faktw, a wic filozofowanie co do ich idealnego przebiegu (wic z
brzegami). Nie inaczej.
Kolega, jako fizyk, jest na zawsze zawarty w procesie i na zawsze
skazany na namys. Filozoficzny namys.
Tak, Szanowny Kolego, jedziemy na tym samym wzku, Kolega dostarcza
danych o wiecie, ja je obrabiam. I jako wsplnie udaje si nam
kolejne odcinki drogi pokona. Tylko eby szo to w miar sprawnie
- eby nie byo zatorw i wzajemnego obraania si - trzeba nasze
siy zespoli, nie ma rady. I to na takiej zasadzie, e kolega sam
przed sob przyzna (przede wszystkim przed sob), e nie posiada
monopolu na wykrywanie regu wiata i e dopiero wesp mona owe
reguy wypracowa. Nie fizyka jako taka, ale i nie filozofia jako
taka - tylko pospou i we wsppracy.

268

Czyli Kolega dostarcza danych, ja ustalam rytm, ktry definiuje to


zaobserwowane, a pniej Kolega zwrotnie te ustalenia w yciu znw
weryfikuje. Niby proste, niby znane, ale jako si nie udaje tego
sprzc i wykorzysta. W dziaaniu ju skrajnym, dotyczcym bytu w
jego maksymalnie zewntrznym zakresie, to si nam nie udaje.
Jeeli uda si nam, Kolego, poprawi wzajemn komunikacje - jeeli
potrafimy si dogada, to... No, to jeszcze co z tego bdzie.
A jak nie?
C, straszy nie ma co, nieskoczono zapchana jest bytami, ktre
niesprawnie odczytay wasnoci wiata - wieczno wiele podsuwa tu
wzorw, ktrych naladowa nie ma potrzeby.
Przykre, ale i my moemy ten zbir byych istnie powikszy.
Szanowny Kolego, warto si zastanowi i sprbowa naprawi swoje
postpowanie.
Jeszcze jest czas.
Z wyrazami szacunku, pozdrawiam,
"Ja"

269

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.4 Jzyk wiata.
(...)
dzie 18
dzie 20
jednak wyspa wlazem dzi na najwyszy pagrek
woda tylko woda
jest chyba nawet gorzej wyglda e to samotna wyspa
pogoda bya
adna widok daleki teoretycznie powinienem co zobaczy
niczego
po horyzont
dzie 23
zwiedzam moje wizienie
opuszczone tak dawno e lady zaczynaj
si zaciera widziaem zdziczae zwierzaki
prbowaem podej
ale uciekay chwilowo korzystam z zapasw i ograniczam do minimum
dzienne porcje ale na dugo nie starczy
wyspa nie podoba mi si to wydaje si e nie ley w uczszczanym
rejonie
le to wyglda
dzie 25
wszdzie znaki e ycie i cywilizacja wyniosy si std tak dawno
e naleny to zaliczy do poprzedniej epoki nie poddaj si i nie
popadam w zwtpienie
dziczyzna dalej nieuchwytna
na szczcie
nie brakuje wody
przeszukuj rumowiska i zbieram co si tylko moe przyda w mojej
sytuacji kady element si przyda
dzie 28
odkryem dzi pozostaoci po ogrdkach tak myl e to byo co
takiego bo rolinno w sporej iloci i taka do zjedzenia z czego
oczywicie si ucieszyem
chyba ju wiem jak zrobi puapki
gdyby nie okolicznoci mgbym podziwia widoki zachody s pikne
i takie majestatyczne
wzruszyem si
dzie 30
to ju miesic a trudno uwierzy ten czas tak leci
dziczyzna wreszcie daa si podej
smakuje doskonale dawno nie
jadem czego podobnego
dzie 32
zrobiem odkrycie dziwne ale wczeniej to przeoczyem w jednym
starym budynku oczywicie zupenie zrujnowanym bya piwnica a
w niej jakie papiery gazety i zapiski nie wiem wyglda mi to
na archiwum czy bibliotek - bo s i ksiki duo tego nie ma
ale zawsze co
dzie 33
rozczarowaem si to rzeczywicie co w rodzaju biblioteki - ale
270

w zupenie dla mnie obcym jzyku niczego nie rozumiem - nawet


nie potrafi okreli do jakiej grupy jzykowej naley
nabieram wprawy w owach puapki si sprawdzaj ale staram si
nie przesadzi przecie nie wiem jak dugo tu pozostan
dzie 36
pord ksiek znalazem podrcznik do nauki jzyka, gramatyka i
podobne. przynajmniej jest jaki punkt zaczepienia. oczywicie nie
jest tak, e niczego nie rozumiem, znaki interpunkcyjne s takie
same, czyli punkty zbiene wystpuj. w kocu jzyk jak jzyk, do
czego si odnosi. wiat jest jeden.
zastanawiam si nad tym, czy warto uczy si tego jzyka? mona to
potraktowa jako czyste szalestwo, przecie to dawno zamary, ju
nikomu niepotrzebny jzyk, ale pewnoci przecie nie mam. moe si
zdarzy, e podpynie do wyspy jaki dawny tubylec i wwczas sobie
z nim podyskutujemy.
wyglda to, przyznaj, na odlot, ale to chyba lepsze od zanudzenia
si. przynajmniej jest jaki cel. wpatrywanie si w dal jako mi w
tych okolicznociach nie pasuje. czy to nienormalne?
dzie 37
kropki i przecinki opanowaem, ale dalej ani w zb. uwiadomiem
te sobie, e nigdy nie poznam wymowy tego jzyka. jestem sam na
wyspie i nigdy nie syszaem tonacji tej mowy, czy jest sens nauki
w takich okolicznociach?
powanie si zastanawiam i mam due wtpliwoci.
dzie 38
czytam na gos sowa i zdania z podrcznika, zawiera duo rysunkw
i szkicw, wic orientuj si, o co chodzi.
znw si wzruszyem. kiedy zorientowaem si, e pierwszy raz od
niepamitnych czasw na tej wyspie kto mwi, to przyznaj po
plecach przeszy mi mrwki. to rzeczywicie wany moment. jzyk i
zdolno nazywania wiata robi wraenie.
sam jestem zdziwiony, e tak to przeywam. nigdy do tej pory nie
zastanawiaem si nad moliwoci jzyka i nad tym, co to daje. to
by zastany fakt ycia, zawsze obecny... a jednak to co wanego,
co zmienia gboko spojrzenie na otoczenie. niby niewiele, jednak
kade poznane sowo, kady zaznaczony w otoczeniu fakt, ktry teraz
okrelam symbolem, nabiera znaczenia. przede wszystkim wyania si
z ta, staje si, zauwaam go. wczeniej to nie istniao, byo tak
jako obok, ale tego nie widziaem. nazywam i to jest...
z duym podziwem ledz t zmian w postrzeganiu, jzyk pozwala mi
zorientowa si w tutejszym wiecie.
dzie 39
wpadem na pomys, jak zwikszy swoje szanse jzykowe. w kocu to
w rozmowie z drugim najlepiej szlifowa wymow. - ot w najmniej
zniszczonym budynku, nie wykluczam, e kiedy to by koci, czy
podobny obiekt, po prostu gono recytuj zdania i wsuchuj si w
echo. - tak naprawd czowiek zawsze sam do siebie mwi, tak byo,
i bdzie. w tym przypadku dosownie mwi do siebie. - skutki moe
nie s rewelacyjne, ale pomagaj.
271

dzie 39, popoudnie


gdzie wysoko przelatywa transportowiec. machaem, rozpaliem te
ognisko...
trudno pogodzi si z myl, e jest si tak wtopionym w to i tak
maym na tej wyspie oraz wobec innych wysp, e nikt inny tego nie
potrafi wyuska z otoczenia i zauway...
dzie 43
Odnotowuj postpy. Mae bo mae, ale jednak. Zaczynam chwyta w
tekcie sens, i raczej to nie jest zudzenie.
Mam oczywicie wiadomo, e ani to, w jaki sposb wypowiadam tu
i teraz sowa, ani to, co one dla mnie znacz, e to zupenie nie
musi si pokrywa z tamtym jzykiem. Mam wiadomo, e to jest i
musi by odlege od pierwowzoru - tylko czy to wane?
Mio byoby porozmawia z tubylcem, to prawda. Tylko e tubylcem w
tej chwili jestem ja, a innych nie ma. To take prawda. I by moe
tych innych tubylcw ju nigdzie nie ma, tego nie mog wykluczy,
na dzi kada opcja jest moliwa. Mam wiadomo, e weryfikacja i
potwierdzenie tego jest dzi poza moim zasigiem. Ale w ciemno tak
sobie obstawiam, e nikogo nie ma.
A gdyby nawet jaki tubylec si zjawi, to co? O czym bym rozmawia
i co chciabym mu przekaza? O uprawie ogrdka, hodowli zwierztek
i zachodach soca? Na ten temat sam ju sporo wiem, on rwnie, a
wic o czym? O budowie wiata, tak po oglnoci? Moe. - Ale i tu,
bazujc na ju rozpoznanym, w takiej rozmowie niczego ciekawego i
nowego si nie dowiem. Wiersze sam potrafi pisa, nawet rymowanki
mi wychodz, wic potencjalni inni tym take mnie nie zadziwi ani
nie zaskocz.
Sowem, tak naprawd to ucz si tego jzyka sam dla siebie. eby
nie byo nudno, to po pierwsze. Oraz eby sprawnie si porusza po
tutejszym wiecie, to po drugie.
To jest istotne, moje zachowanie wobec otoczenia, ponazywanego w
tym jzyku otoczenia - to jest najwaniejsze. Rozmowa z innym? C,
to mie, nawet podane, ale zawsze chwilowe. Natomiast jzyk, wic
zbir znakw kodujcych rzeczywisto, to jest potrzebne dla mnie.
Konkretnie jzyk ma suy mojemu przetrwaniu.
Jest mi potrzebny do dialogu - eby prowadzi rozmow ze wiatem.
eby sformuowa i zada pytanie - ale take po to, eby zrozumie
odpowied. Pytam wiat w kadym zdaniu dowolnego jzyka, a pytam o
to, jaki jest - oraz dlaczego jest tak, jak jest. Po dwiku, formie
i strukturze "odpowiedzi" staram si zrozumie, co si dzieje. To
nie jest atwe, ale wykonalne.
Przede wszystkim pytam jednak o to, co si moe dalej dzia i jak
to wpynie na moje ycie "na wyspie". Nie wszystkie odpowiedzi na
t chwil w peni rozumiem, ale s postpy.
dzie 44
W nawizaniu do wczorajszego wpisu. Ucz si tego konkretnego, ju
wymarego jzyka, ale to nie ma znaczenia. Kady jzyk, dowolnie w
czasie wyprodukowany jzyk, dowolnej formy, skadajcy si z poj
dowolnych to w gbokim znaczeniu jest zawsze ten sam jzyk. To
zawsze i tylko, i a "jzyk".
272

Zaskakujce? Nie powinno. wiat jest jeden i nie ma znaczenia jak


zostaje "dwikowo" ponazywany. To w kadym przypadku jest inne i
niekiedy bardzo od siebie odlege, ale przecie w znaczeniach, na
poziomie treci, odnosi si do tego samego i jedynego wiata. Std
i dlatego s moliwe tumaczenia. Weryfikatorem dowolnego jzyka i
odniesieniem jest rodowisko, rzeczywisto i jej zmiana. Jeeli w
jzyku wystpuj elementy poprawnie odczytane ze wiata, jeeli w
kolejnych krokach pozwala to przej dalej to taki jzyk zyskuje
na znaczeniu. yje i pozwala y.
A jak zawiera zuyte elementy? C, przechodzi do przeszoci wraz
z uytkownikami. I zostaj tylko ruiny.
dzie 45
Jeszcze o jzyku. Powiedziaem, e wszelkie jzyki opisuj wiat i
zmian. Prawda. Logicznie nie sposb w zbiorze jzykw wyrni z
nich adnego, s sobie rwnowane. Ale to nie oznacza, e wszelkie
jzyki s jednakowo sprawne, tu ju mona przeprowadzi hierarchi
wanoci. Z uwagi na skutki. S jzyki, ktre prowadz do uzysku z
dziaa, czyli pozwalaj czerpa z otoczenia rodki do istnienia ale s te mniej sprawne. A s nawet takie, ktre utwardziy si w
trakcie dugiego stosowania i s oporne i odporne na zmian. e to
prowadzi do zaburze, tego nie musz podkrela. - Kiedy jzyk si
na czas nie zmodyfikuje, czyli nie wpisze w swoje granice zaszych
w rodowisku zmian, zniknie.
Nie musz dodawa, e takim szczeglnym jzykiem, ktry pozwala na
rne sposoby operowa w wiecie, e tym jzykiem jest matematyka.
Z tym istotnym zastrzeeniem - co moe wyda si zaskakujce - e
i tak na kocu znajduje si sowne, wic filozoficzne tumaczenie
terminw z obszaru matematycznego na pojcia codzienne (a chciaoby
si powiedzie, e z matematyki na ludzkie).
dzie 45, pne popoudnie
Uwagi o matematyce s istotne, wracam do tego. - Z licznych powodw
chc ponownie do tego nawiza.
Matematyka, na tle innych jzykw opisujcych otoczenie, to system
rzeczywicie wyjtkowy, to maksymalnie sprawny sposb wyraania i
opisywania. Jego najwaniejsz zalet jest skrtowo i moliwo
objcia w jednym wzorze ogromnej skali zjawisk. To budzi szacunek.
I si zwyczajnie sprawdza.
Ale matematyczna sprawno opisu - chciabym to podkreli - obraca
si przeciwko niej samej. Matematyka to doskonao z defektem. Z
koniecznym defektem. Przez brak interpunkcji.
To nie art - wanie tego dowiadczam, kiedy ucz si staroytnego
jzyka tamtych tubylcw. Nie tyle dokadnie chodzi o sam zasad i
regu interpunkcji, co o sposb wyraania si. W sensie szerokim,
w maksymalnym znaczeniu chodzi o "artykulacj" przekazu.
Co mam na myli? e matematyczny zapis, dowolny wzr, ktry koduje
w sobie tre, ktry odnosi si do mniejszego lub wikszego stanu
wiata, e to wymaga objanienia, i to jako konieczno. - Co mi po
najbardziej nawet rozbudowanym wzorze, jak nie wiem, do czego si
odnosi. I wicej, nawet jeeli wiem, do czego suy, to nie widz
- nie wiem, co si skada na tak zdefiniowan zmian. Wzr spenia
273

swoj role, mog przewidzie, kiedy i gdzie spotkaj si pocigi i


co z tego wyniknie, ale wiem o tym dlatego, e tumacz to sobie na
bliskie i znane terminy. Bo wzr, to istotne, takiej informacji w
sobie w aden sposb zawiera nie moe. Ta nadmiarowa wiedza jest
we mnie - w tym osobniku, ktry postrzega i dekoduje wzr.
Jeszcze inaczej, poniewa zagadnienie jest istotne. - Kiedy omawiam
w jzyku proces, dowolny fakt z jako tam postrzeganego wiata, to
chcc czy nie chcc, ale stosuj "interpunkcj" w takim opisie. To
po prostu konieczno. Za nic nie zrozumiem zmiany, jeeli bdzie
to dla mnie "ciurkiem" biegnce jedno "zdanie". W minimalnym, tak
na jedn stron zapisie, w takim zakresie jeszcze si nie pogubi,
acz z trudem. W przypadku ksigi to wykluczone. A przecie moe i
wzr "na wszystko" si trafi, tego ju bez suplementu, instrukcji
obsugi ani rusz nie pokonam. - Co mi po piknym widoku ze szczytu
gry, kiedy nie mam pojcia, e ta "gra" musi by zakotwiczona w
nieprzeliczonym i skrytym zakresie, eby ten widok mona byo tu i
teraz podziwia?
Widok, owszem, pikny, ale jake daleki od wiedzy o caoci.
I wanie o to chodzi: doskonao "wzoru" jest pozorna; przydatna
i wspaniaa - ale wymaga dopenienia. Na kocu dziaania okazuje
si, e jzyk, ten codzienny, z kropkami, przecinkami i wszystkimi
zawijasami - e dopiero to umoliwia oraz warunkuje zrozumienie. Co
jest tego powodem? Blisko, styczno z dowiadczeniem. - Jeeli w
opisie wiata zastosuj na przykad "pion" i "poziom", to nawet po
omacku wiem, co to znaczy, to fundamentalnie we mnie zapisany i w
kadym dziaaniu poznany fakt wiata. Ale jeeli to samo wyra w
jzyku matematyki, jakim susznym wzorem - niby to bdzie to samo,
ale jake odlege i obce.
I w efekcie mao bliskie lub zupenie obojtne. A nawet, zdarza si,
niezrozumiae.
Ale nie tylko z tej przyczyny matematyczna definicja jest zawsze i
na zawsze "zdeformowana". Chodzi o sam sens "interpunkcji". Czyli?
Chodzi o przerwy. Chodzi o miejsca zerowe, cisz w procesie, stan
pozornej nieobecnoci sygnau. Wszak brak sygnau te jest wanym
sygnaem - dopenia przekaz. Dlaczego? Poniewa nie ma procesu, nie
ma zjawiska, ktre biegnie bez przerwy.
Znany powszechnie jest art cznociowcw: czego najwicej mieci
si w rozmowie? I odpowied: ciszy. Kiedy matematyk stosuje wzr w
opisywaniu wiata i t cisz pomija - robi fundamentalny bd. Moe
o tym nie wiedzie, i zazwyczaj o tym nie wie, ale dlatego istotne
staje si tumaczenie "z matematycznego na normalne".
Tumaczenie jest warunkiem zastosowania wzoru, nie wolno o tym etapie
zapomina - ma wiksze znaczenie ni sam "wzr".
dzie 48
Od rama zmagam si z dylematem, ktry czy si z nauk martwego
jzyka, a nawet jzyka jako takiego.
Czy dlatego mog opanowa tak struktur opisu wiata, e jest ten
wiat, czyli wsplna tre opisu czy dlatego, e jako struktura
274

uczestniczca w tym wiecie na wszelkie sposoby, posiadam w sobie


wpisane na stae i na zawsze elementy umoliwiajce t nauk? Czy
s gbokie skadowe jzyka, dla kadego i zawsze?
Gramatyka jzyka w moim rozumieniu jest jedna i wsplna, zawsze i
wszdzie. Ale nie z tego powodu, e jako zakodowaa si we mnie,
tylko dlatego, e moja cielesna konstrukcja zawiera w sobie reguy
tego wiata.
Istniej jako byt fizyczny dlatego, e speniam konieczne warunki
zaistnienia. Czyli ciao zawiera w sobie, jako fakt niezbdny i na
kadym poziomie, rytm zmiany i sam zmian, ktra jest pochodn do
otoczenia. To jest warunek fundamentalny. A skoro zaistniaem, tym
samym speniam warunek dopasowania. Gdyby nie to dopasowanie, mnie
by na tej wyspie nie byo.
Ale z tego wynika, jako poziom kolejny analizy i zachowania, e w
cielesnoci zawiera si jzyk wiata. I musi si zawiera.
I dalej. W praktyce nie ma znaczenia, czy jzyk to gramatyka jako
tam obudowana dwikami, czy idzie o kod genetyczny z jego reguami
- to zawsze jzyk. Dlatego, w takim wanie znaczeniu, jzyk, to,
co za jzyk mwiony uznaj, jest swoimi uniwersalnymi "kwantami" i
strukturami dany w chwili pocztkowej - i jest faktem zastanym. Oraz
jest odbiciem wiata, realizacj reguy. Tak na poziomie, e jest
i si objawia, tak na poziomie swojej wewntrznej reguy, ktra w
adnym zakresie nie moe by sprzeczna z fizycznym stanem wiata.
Uytkownik jzyka zazwyczaj nie ma pojcia o tej zalenoci, ale i
tak j stosuje - inaczej ani jego by nie byo, ani jzyka.
W sensie logicznym nie ma znaczenia, co wyrni i uznam za poziom
i element fundamentalny, on jest na zawsze zanurzony w wiecie i w
rytmie wiata przebiega - jest realizacj tego nadrzdnego jzyka.
A poniewa konstrukcja bytw posugujcych si dowolnym jzykiem,
ta konstrukcja jest w tym wiecie i jest taka sama - to tym samym
s wsplne, identyczne i gbokie elementy tworzce i osobnika, i
jzyk, i struktur kadego jzyka.
Dlatego, notuj to jako wniosek, mona, jeeli kto chce, wytyczy
lini graniczn i powiedzie, e tu i tu przebiega wsplny zakres
jzykw, e to jest "kwant" nony kadej gramatyki. Mona zrobi w
ten sposb, tylko e to zawsze zawenie pola definiowania to, w
gbszym znaczeniu, ograniczenie narzucone na jzyk opisu. A wic
niepene, umowne i bdne zdefiniowanie.
Poniewa ciao jest zanurzone w wiecie i jest kolejnym "sowem" w
tyme wiecie - to powyej i jako kolejny poziom - musi si pokaza
jzykiem dwikowym. A te kadym innym w miar poznawania wiata
i nabywania sprawnoci komunikacyjnych. - Regua jest jedna, ale jej
realizacja przebiega w rny sposb.
To wiat i jego gramatyka s fundamentem dziaania, to rytm zmiany
jest najgbsz baz jzykow.
dzie 51
adny dzie... Byem na dugim spacerze...
Czy matematyka, wracam do tematu - czy matematyczny opis zmiennego
275

wiata jest ostateczny? Wspomniaem, e tak ale z dodatkiem, e


wymaga to doprecyzowania.
Wyjani, o co mi chodzi. Rol przerwy, ciszy w sygnale opisaem,
to istotny element zrozumienia. Ale matematyka, z uwagi na wydajny
sposb definiowania zmiany, lokuje si na samym brzegu moliwoci sama jest punktem odniesienia. Tylko e pene zaufanie dla takiego
jzyka opisu, a to dzi dominuje, to prowadzi do nieporozumie - a
co najmniej niepenego zrozumienia procesw. Z jednej strony przez
brak wspomnianych znakw interpunkcyjnych - a z drugiej, jako fakt
do tego pochodny, przez zmieszanie tworzcych si obrazw. Kiedy w
opisie mam kilka uj i nie potrafi ich rozdzieli na fakt przed
i po jako tam wyrnionym momencie, to uzyskuj wielo w jednym
"kadrze". To tak, jakbym na jednym zdjciu, na skutek trudnoci w
podziale na kolejne elementy, widzia kilka pokole jednoczenie
a przecie to bd. Owszem, te pokolenia tu byy, kolejno yy w
domach, ale nie jednoczenie; to byo nastpstwo w czasie, a nawet
czciowo w przestrzeni. We wzorze matematycznym, albo fizycznym,
jako pochodna dziaania, w takim wzorze mam rozmyty, zawsze pynny
"obraz" czego, co w gbokim rozumieniu jest zbiorem jednostek. W
takim ujciu zbir staje si jednostk, a to faszuje opis.
Mwic inaczej, wzr z zasady opisuje cig zmian, wielo faktw i
procesw skadowych. Ale w ujciu logicznym owe fakty s sum oraz
zoeniem - to nigdy jednostka. eby wprowadzi w taki opis sens i
wze rozsupa, musz w struktur wzoru wprowadzi przerwy, obraz
podzieli na elementy - i dalej w tak "skwantowany" strumie zdarze
wpisa, nanie rytm. To moe by dowolny rytm, matematyczny czy w
postaci sw - wane, eby to by rytm. Od tego zaley zrozumienie
i poznanie wiata.
Oczywicie im bardziej fundamentalnego poziomu dotyczy opis, tym w
rytmie pojawi si musi prostszy element tworzcy. Maksymalnie, a
wic najniej (i najwyej) jednostka, matematyczna jedynka. - Albo
adekwatny kwant rozumowania.
dzie 55
Jeeli nie matematyka, to co?
Odpowied nasuwa si samoistnie: filozofia. Nie ma innej. Namys i
pogbiona analiza otoczenia, wanie filozoficzna, byy na etapie
pocztkowym, dlatego musz zamyka nauk "jzyka wiata". Nie ma w
tym dziaaniu innego zakoczenia. Wszelkie nauki z wzorami, jak to
w poprzednich zapisach si pojawio, nie s zdolne - nie posiadaj
w sobie metody rozgraniczenia, podzielenia zmiany na skadowe. To
moe wycznie filozofia. A przecie w opisie chodzi o ten rytm, a
nie konstatacj, e on jest. - Podstawy do jego wyuczenia si, jako
poprawnego sczytania ze wiata, tak podstaw stanowi wszelkie i
konkretne nauki, jednak ustalenie i stworzenie rytmu, to wycznie
mona przeprowadzi w dziaaniu filozoficznym.
Owszem, przyznaj to z pokor, wymaga to oceanu sw, a nawet duo
wicej. "Wyspa" rzeczywistoci wystaje ponad powierzchni, to mj
wiat i jedynie dostpny, ale to wyspa. Dlatego jej opisanie musi
odnosi si do tego "oceanu". - Po horyzont niczego wicej nie ma,
ale mog by pewnym, e "w gbinach" tutejsza wyspa i jej "jzyk"
276

- e to jest powizane z innymi wyspami, e to rozciga si daleko


oraz czy z wszelakim. Moja wyspa z kraja, ale zawsze w zbiorze.
Na zawsze w zbiorze.
Pewno tej jednoci opiera si na tym, e wiat jest jeden i e
regua zmiany rwnie jest jedna. I zawsze ta sama.
dzie 64
Tak, ucz si tutejszego jzyka wiata. Cigle si go ucz. Ale to
ju zupenie inny etap. Tamte, pocztkowe zmagania z jzykiem, to
daleka przeszo, ktra budzi z jednej strony szacunek, e za co
takiego si zabraem, ale z drugiej wywouje umiech, e biego to
tak nieporadnie i e wymagao tylu wysikw.
Dzi ju wiem, e moje dziaanie byo w sumie zbdne - ale zarazem
nie znaczy, e gupie. Byo konieczne w tych warunkach, ale zbdne
w nakierowaniu na cel: z adnym tubylcem nie pogadaem i nigdy nie
pogadam. I nie dla tego, e tubylcw nie ma, bo nie ma, ale z tej
przyczyny, e to jest mj jzyk i dla mnie. - Ten konkretny jzyk, w
jego zapisie, jest tylko dla mnie.
Nadrzdnym jzykiem, wsplnym w kadym czasie i miejscu, jest jzyk
natury i kady go zna. O ile istnieje, to go zna.
Ten jzyk, ktrego z trudem si wyuczyem, to teraz mj jzyk - ju
potrafi w nim wyrazi dowoln myl, materialnie czy symbolicznie,
to nie ma znaczenia. Za chwil biego osignie poziom tworzenia
nowoci, ktrych innym sposobem by nie byo. Z uczcego si, tylko
dostosowujcego si do "zasyszanego", zaczynam by kreatorem sw
i caych zda. A nawet zaczynam pisa powieci. Wydaje si, e mam
ju rozeznanie w gramatyce tutejszego "jzyka". - Oraz w gramatyce
jzyka w ogle. To duy postp.
A nawet przez to moja wyspa jakby stracia swoj niegocinn twarz
i ju sam nie wiem, czy chciabym j opuci. - Zapewne kiedy taka
chwila nastanie, zapewne bdzie to koniecznoci... Ale dzi sam
nie wiem...
Wszak to wszystko jest wysp. Wic czy tu, czy tam si znajd...

277

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.5 - Niepodzielny.
Koledzy, widz w waszych oczach nieme pytanie - o czym wam dzi to
ja powiem. Temat, widzicie, bdzie atomowy. Nie krzywcie si tak,
koledzy, to powanie idzie, w rzeczywisto nasz siga. Przecie
nic inaczej si nie dzieje, tylko atomowo. Rozumiecie?
Koledzy, spjrzcie na zagadnienie poprzez histori, tak wieki oraz
tysiclecia w tym swoim spojrzeniu przewietlcie. I co widzicie, i
jak sobie atom i atomowe zbiory przedstawiacie? Wiem, e nijak, ja
tak po oglnoci i dla zagajenia dyskusji pytam. Bo jak to moecie
sobie przedstawi, jak tego adnym sposobem zmysami nie wida ani
inaczej czu. Si nie daje, ot co.
Ale, koledzy, wy wecie sobie pod rozwag, e tacy staroytni, to
dawno przecie byo, oni sobie ten atomowy drobiazg wykoncypowali
w tym swoim staroytnym wiecie. Chodzili z kta w drugi, albo te
siedzieli w tej przeszoci - i wymylali w epetynach to i owo, a
te takie rne, jak popadnie. Dzi si o tym seriale krci, a oni,
to tak byo, wszystko zmylali, eby ich. Sporo tego byo, nie mona
w jednym zdaniu pomieci.
I, koledzy, widzicie, jedn tak wanie spraw trafili wan, by
moe i po przypadku, ale trzeba im odda, e w analizach wiata si
im "atom" pokaza. Tak byo, koledzy. Niby, jak si tak po okolicy
rozejrze czujnym okiem, to przecie adnego w takiej okolicznoci
niepodzielnego nie wida, wszystko zbiorowo oraz zoono. A oni,
eby ich, najmniejsze z najmniejszych ze wiata wyprowadzili, a to
tylko wmylajc si w powizania tego widocznego.
Tak, prawda, koledzy, to trzeba szczerze zauway, ich terminy nie
goniy, punktacji naukowej nie mieli i pisali dla potrzeby serca i
ukojenia emocji. adne tam sprawozdania czy nasiadwki naukowe nie
byy jeszcze znane, to i rne dziwaczne tematy mogli przenicowa,
logik poszeregowa, a nawet policzy, te i matematycznie obrobi.
Swoj drog, ciekawe to byy czasy.
Tylko, widzicie, oni tam pomyleli, pomyleli - a pniej wiekami i
tysicleciami trzeba to byo sprawdza, owe zbiory w szczegach i
na kady sposb poznawa. A to trwa, to wymaga nakadw, to domaga
si sprawdzania i jeszcze raz sprawdzania. Sowem, prdko to nijak
si zrobi nie chce. Myle poprawnie mona za kawaek jada, tak
miseczk z zup, dajmy na to. Ale, widzicie, atomu w zoonoci a
tak prost metod si nie rozbije - oj, nie.
Mniejsza z tym, wspomniane czasookresy si ju zadziay - ju to i
nawet owo o wiecie si wyjanio, nawet wspomniany najmniejszy z
najmniejszych element atomowy si zbiorem okaza, tak poszo. Tyle
e to nic a nic w pojmowaniu rzeczywistoci pogldu nie zmienio bo jak mogoby? Zerknie taki dzisiejszy naukowy osobnik w wiat, w
tym zakamarku lub innym sobie na niego spojrzy, ale z podzielnoci
skoczonej zrezygnowa nie zamierza, swoim przekonaniem potwierdza
278

tamtejsze, historyczne ustalenia. A przecie mgby, eksperyment w


eksperyment dostarcza wiedzy, e to tylko zoenie. Co si kawaek
materii rozbije, to wylatuj z tego czstki takie lub owakie, ale
w adnym jednostki ostatecznej nie wida. Jej zowi adn metod
nie mona, nawet wzorami czego takiego nie wida.
Wic jest rozumny dylemat - moe i gdzie zwtpienie si delikatnie
pokazuje, tego wykluczy nie sposb. Statystycznie to si liczy, w
losowo gbok wiata zaczynaj si gosy zawierzenia pojawia sowem, jest zamieszanie po rnych kierunkach. Niby najmniejsze w
realu by musi, tylko go jako nie wida - dlaczego?
Koledzy, wy wystawcie sobie ten dylemat logiczny, wy wczujcie si
w zagadnienie: dlaczego takiej cegieki wiata nie wida adnym i
to adnym przyrzdowym mierzeniem? Wiadomo, owo co by musi, tak to
wychodzi z rozumnej, a nawet tej i filozoficznej wiedzy, ale tego w
otoczeniu si nie trafia, dlaczego?
Jak to szuka, gdzie tego szuka - i co o tym skrywaniu myle? Jak
mylicie, koledzy?
Znw si krzywicie, a niesusznie si krzywicie - w tym tematycznym
zagadnieniu si powaga wiata ukrywa, jego zabudowa i jego regua.
Tak, koledzy, to nie w kij dmucha, to sens wszystkiego z takiego
atomowego, czyli niepodzielnego mona wyprowadzi.
Postarajcie si i gwk uruchomcie, moe co o "atomie" powiecie.
Widzicie, staroytni si nie hamowali w swoim mylowym dziaaniu,
ich normy towarzyskie nie zniewalay. - Bo to, koledzy, tak wanie
trzeba na to spojrze, wyj z pojmowalnego ograniczenia. wiat w
swojej zmiennoci dogmatami si nie kieruje, toczy si rytmicznie,
i dobrze, bo mona go przez to smakowa - ale nam pogldy nasze na
otoczenie prawd przesaniaj, w zym kierunku prowadz.
Koledzy, wy sobie wystawcie to tak, e owa jedynka by musi, e w
staroytnoci i kolejnych wiekach ludzko mylca miaa racj, e
takie co tam gdzie dennie i fundamentalnie si znajduje. Czyli w
bycie naszym wszelakim "atom", czy podobnie nazwana owa jedynka si
lokowa musi.
I nie ma od tego odwoania. - adnego w nieskoczono podziau by
nie moe. - Prawda, koledzy?
A dlaczego tego nie wida, koledzy? Bo nie moe by wida. Nasz w
odbiorze, w dowolnym odbiorze wiat - to, co za taki wiat mamy - to
zoenie, zawsze fakt zbiorowy. Moe tam sobie fizyk dowolny swoje
badanie prowadzi, drobi element te zupenie dowolny, ale adnej
w tym badaniu jednostki elementarnej nie signie - bo jej w takim
badaniu by nie moe. Nie moe, koledzy.
Wy sobie to tak przedstawcie, e nasze ycie gdzie na dnie oceanu
wszechwiatowego si toczy. e w kadym kierunku i do kadej czstki
w ocean z jego masywnoci trzeba w analizie doda, rozumiecie? I
w efekcie, tak sobie bytujc na tym dnie, dociskani jestemy przez
nieprzeliczaln ilo mniej lub bardziej rozbudowanych jedynek. My
tu sobie komrk, foton czy fizyczny atom badamy, a to tylko takie
zbiegnicie, cinicie w jednostk mierzaln zdarzenie - tak sobie
279

to si zbiego i w tym naszym "dennym" istnieniu pokazao. Sigacie


tematu, chwytacie zagadnienie?
Koledzy, przecie to proste. - Jak jest jednorodna w kad dziejow
stron struktura, taka energetyczna "zupa", czy jak to tam nazwa,
taka z jednostek w cigym ruchu, ale minimalnym, te na jednostk
- to musz te jednostki w tym ruchu i w tym cinieniu co ju tak
masywnego wytworzy, nie maj wyjcia. I to dosownie nie maj. Bo,
uwagldnijcie w tym obrazowaniu, e je z kadej strony dociska, i to
wszechwiat cay dociska - wszystko, co si skada na tak zwany wiat
i wszechwiat.
Zauwacie, koledzy - to z tego dociskania oraz naciskania wzajemnego
wszystko si zgrubne bierze, czstka jaka albo i atom.
Owszem, czsto tylko na chwil, tak na wirtualne mgnienie. Ale jak
tego lokalnie si duo ju zbierze, jak nacisk jest silny i w sobie
regularno jak posiada - czyli ma kod nacisku, rytm ma w sobie to si co pojawi musowo musi. Nie ma wyjcia, koledzy.
Nie - zauwacie, koledzy - e dopiero od pewnego zbiorowego stanu w
tej obserwacji "na dnie" to moe si pojawi, nie wczeniej. Wszak
wczeniej nie ma odpowiedniej siy, nie ma nacisku, a takie ciao
nie ma siy na wychylenie si ponad progiem. Bo prg, koledzy, tak
w badaniu si pokazuje - do pewnego poziomu iloci jednostek nie ma
obserwacji, od pewnego ona jest moliwa. A ten prg to nie tak si
przypadkowo umieszcza, nic z tych rzeczy. To cile i logicznie w
wiecie si lokuje, a te policzalne jest, koledzy. Tu adnej tam w
realnoci losowej wielkoci nie ma, to regua zmiany wyznacza - tak
detalicznie wyznacza.
Wy sobie, koledzy, tak przedstawcie, e jest jaka wielka - no, taka
wielka struktura, taka sfera sferyczna, czy podobnie. I e ona po
caoci jest zapchana - tak na maksymalny poziom jest jedynkami, na
samym dnie logiki i niepodzielnoci jedynkami zapchana. Rozumiecie i
pojmujecie, prawda?
I taka struktura ma w sobie tylko tyle wolnego (pustego), e jedynka
raz tu raz nazad si moe przemieci - tak to sobie pokazujcie. To
w szczegach gbszych idzie nieco inaczej, tak na podobiestwo z
mechanik wdrowania fotonu w gwiazdowej konstrukcji, gdzie pono
taka szamotanina elementu to i milion (albo i wicej) lat trwa, nim
si foton tak w dal oddali na swobod, ale na tym obecnym poziomie
wmylania si w rzeczywisto poprzestacie wy na powyszym obrazie
szamotania si tej jedynki czego... I co widzicie?
Nic?, to niemoebnie. Wy sobie teraz przedstawcie, e taka sfera w
sobie nacisk rejestruje, e tak czysto mechanicznie co j cinie
i cinie - i co? Koledzy, na t chwil pytanie jest zbdne, jest i
dziaa nacisk, i to si liczy. - Wy zaraz, skd nacisk, jaki on i co
to znaczy? Koledzy, jest nacisk, i co? - Jak to, co? Nacisk przeoy
si na jak konstrukcj. Jeeli wczeniej, przed chwileczk, taka
konstrukcja bya w stanie rwnowagi, to nacisk musi w niej budowa
gdzie i lokalnie wiksze zbiegnicie tych elementw - ich docisk
do siebie musi pokaza si, dosownie si pokaza jak formu o
cechach obserwowalnych. Im wicej jednostek uytych w tym nacisku,
280

tym wiksza konstrukcja moe si "osadzi" na dnie wiata. Foton,


atom, moe nawet i kolega z drugim koleg - a co, moe.
Wy swoje: "skd ten nacisk?" Ale, przyznajcie, ujcie cinieniowe to
ju akceptujecie?...
Koledzy, jak to skd, zewntrzny - banalna, a i nawet prosta sprawa.
Nic, tylko pomyle, wic pomylcie. Jak nie dacie rady, to do sprawy
przy okazji wrcimy, obecnie waniejsze dla toku naszej dzisiejszej
wymiany pogldw jest to, co moe powsta z takiego dziaajcego na
wszystko cinienia. Oraz dlaczego cegieki nie wida - to jest sedno,
koledzy.
Ju powiedziaem, e tylko od pewnego poziomu skupienia elementw
moe fizyk w swoim laboratorium fakt zauway, wczeniej taki stan
jest faktem podprogowym. - Co to znaczy, e podprogowym? e nie jest
na tyle zasobny, na tyle rozbudowany, eby speni kryterium bycia
w wiecie - e nie ma takiego nacisku w otoczeniu, eby stabilnie
si zachowywa. Po prostu, nacisk jest zbyt saby i taka jednostka
na mgnienie zbita w jedno, taki zbir elementw niszego rzdu,
on si momentalnie - z punktu widzenia fizyka momentalnie rozpada i
zanika. - Przypominam, koledzy, e kada fizycznie i realnie obecna
w naszym zakresie konstrukcja, to proces idcy pionowo, czyli si
budujcy "w gr", w skomplikowanie - a kiedy jest ju naleycie w
energi zasobna, dopiero wwczas taka zbiorowo moe przekaza w
wiecie sygna dalej. Po prostu wybudowawszy si, moe nacisk swym
istnieniem przenie dalej - jest, wic cinie. I jest dziaanie w
tempie fizycznie obserwowalnym. Wczeniej byo "upiorne", teraz to
fizyka z "c" i przewidywalna.
Wczeniej si pionowo budowao, teraz w poziomie sygna si niesie.
Oczywisto.
Rozumiecie, koledzy? Tam, poniej poziomu obserwacji, a si krci
i kotuje, a-a, rozumiecie. Ale kiedy nie ma dostatecznej siy i
nacisku, wic w czasie formowania si takiej sfery, w pocztkowym
okresie jej istnienia - albo w drugiej, schykowej, kiedy nacisk w
otoczeniu zanik - to powstajce konstrukcje s mae i coraz takie
w sobie mniejsze. Po prostu, koledzy, w pierwszej czci gsto w
strukturze jest zbyt maa, eby co duego mogo si wytrci i na
dno opa, a w drugiej te gsto jest zbyt maa, bo sfera si w
wybuchu rozszerza i rozszerza. Wic, koledzy, na atanie dziur nie
ma ju zasobw. I robi si pusto, i robi si "pyk" - rozumiecie?
W pierwszej czci procesu definiowanego jako "wszechwiat", tutaj
zasilanie w elementy ("atomy" czego, kwanty) przychodzi z zewntrz,
ukad si, tak mona powiedzie, "tuczy", pochania pokarm i si w
pionie buduje - a w drugiej, od rodka procesu liczc, traci zasoby
do rodowiska, starzeje si, mwic prosto. - Ot i co, koledzy.
Tylko, widzicie, najwaniejszy w tym wszystkim - z naszego punktu i
zalenoci - najwaniejszy jest w rodek. Przecie, zauwacie, ten
wszechwiatowy proces to troch miejsca oraz czasu zajmuje, zbiegnie
si w sobie, uzyska wszystkie elementy, tym naciskiem zewntrznym i
wewntrznym je uzyska - a to wszystko musi trwa. I trwa. I bardzo
dobrze, e trwa. Bo w tym to rodku, koledzy, zauwacie i docecie
281

to, w tym rodku takie co si moe pojawi, co to ten rodek moe


zwiedza, ocenia, rozumowa o nim, kumacie? Ani ciut wczeniej ani ciut pniej, tylko w rodku, tylko w tym jednym punkcie co z
gatunku mylowego moe zaistnie. Cinienie jest wwczas w stadium
maksymalnym, nigdy nie byo podobne, to i najbardziej skomplikowana
w tej sferze struktura, te z grubsza biorc sferyczna, takie cosik
moe zacz gwkowa - i dobra nasza.
Warto z tej moliwoci, tak w oglnoci, koledzy, skorzysta. - Tak,
warto, koledzy.
Na samym dnie tego procesu jest niepodzielny element, jedynka co.
A na grze logicznej komplikacji, ale na dnie wiata, tu take si
dzieje jedynka - tyle e najbardziej skomplikowana, docinita na
kadym kierunku i w kadej czstce skadowej. Caa piramida takiej
cinieniowej machiny skada si na to, e teraz mog o tym do was
mwi i o tym przekonywa. - Brak, koledzy, jednego elementu, a tej
rozmowy by nie byo. By nie byo, rozumiecie?
Zawsze jest tylko jedynka czego - zbir takich jedynek; jest ruch
w nieskoczonoci, a efektem tu i tam, gdzie lokalnie w bezkresie
takie si rozumne pojawia. e rzadko, e w tych specjalnych, tak w
niektrych ujciach zdumiewajcych warunkach i uwarunkowaniach, to
wszystko prawda. Ale prawd jest, e to si musi zdarzy - to si
po prostu musi zdarzy.
Przecie wanie o tej koniecznoci mwi, prawda, koledzy?
I na koniec, rozumiecie, trzeba spraw owych staroytnych "atomw"
wyjani - takie, widzicie, uszanowanie odda bytom podobne fakty do
analizy wiata i zastanawiania si nad jego sensem podajcych. Bo to,
sami teraz to widzicie, nie ma znaczenia swko takie czy inne tu podejcie do sprawy si liczy.
Niepodzielnym takie "co" (najdrobniejsze z najdrobniejszych) mona
nazwa, czyli atomem - mona monad, kwantem, jedynk; czy tak lub
siak. To nie ma znaczenia.
Bo, widzicie, chodzi o t zasadnicz myl - tak fundamentaln - e
jest fakt, element czego, czego ju nijak si podzieli nie daje,
i to jest takie wane. Na tym mona dalsze rozumowanie prowadzi i
si w rzeczywisto wgbia.
Wyjdzie si w takiej analizie atomem - i wrci tako "atomem". Tylko
e innym, przejrzanym na wszelkie z moliwych stron.
Zawsze jest "atom", widzicie, tylko jego rozumienie si zmienia.

282

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.6 Punkty wzowe.
Gdziekolwiek spojrze, tam dziejowa zawierucha.
Sprawa, widzicie, powana. Nie, nie strasz. Nie o to chodzi w tej
pogadance, eby wasz rozum w panik wpdza - adnego takiego celu
niniejsza opowiastka sobie nie wytycza. Ale sprawa, trzeba gono
powiedzie, jest - i domaga si pokazania. Przede wszystkim teraz
i tu pokazania, o konsekwencjach inn czasow okazj pogadamy. Na
tym etapie chodzi o poinformowanie masowe, e co takiego pojawia
si w ewolucyjnym cigu zmian - i e na caoksztat wpywa. Niby to
takie gboko ukryte - a wpywa.
Wszdzie wok zmiana. Tak si to w sobie zmienia i rytmem zmienia
takim, widzicie, policzalnym. Ewolucja, czy jako tak, zwa jak
zwa, to w ten dese idzie. Gdzie tam fundamentalnie jedynka si z
miejsca na nastpne przesunie, czas i przestrze si w tej zmianie
wytworzy i dalej w normalnym ju, czyli fizycznym zakresie, tu si
takie i owakie zaprezentuje. adnie si zaprezentuje, dygnie przed
publik - albo mord zaronit i wykrzywion pokae, to ju mao w
sobie wane.
Ewolucja tak ma, e czasem twarzyczk, czasem mord pokazuje. Bywa,
e z jzyczkiem.
A jak ta zmiana si ju tak toczy po tej swojej prostej bezkresnej
i si lokalnie zwija w jaki byt, to ona si tymi kwantami dzieje,
czyli jednostka do jednostki - i zbuduje si jednostka. A nawet i
niekiedy osobowo.
A jak si kwantami, wic jednostkami dzieje - to i matematyk przy
okazji buduje, tako matematyka, co te znaki sczytuje ze wiata. Ale
i filozofa, ktry te krzaczki zbiera oraz w pocie czoa tumaczy z
lokalnego narzecza na ludzkie.
Wiadomo - jak jest zero i jedynka, jak jest NIC i CO, to z takiego
zbioru mona zbudowa wszystko. Jak przepuci logicznie jedynk w
nicoci, jak popdzi za ni abstrakcyjnym namysem - to si zobaczy
w takim wyobraeniowym spojrzeniu a to wszechwiat, a to gstwin z
kwantw i do ostatniego punktu zapchan, a to narastanie cinienia
w tyme sferycznym wiecie pod wpywem z zewntrz dostajcych si tu
warstw kwantowych - a to ciao fizyczne takie i dowolne. Ale zawsze
ciao budowane regularnie i wedug tej jednej, wiecznej reguy.
I jest efekt tej ewolucyjnej procedury: logiczne zastanowienie, w
jakim to si dzieje rytmie? Jak to si dzieje, e si dzieje? Jak w
tej skoczonej, wic nigdy stabilnej dziejowej zawierusze, jak si
tworzy stabilizacja - z czego to wynika?
Jak to "z czego"? Z tej wyej wzmiankowanej jedynki i zera, czyli z
CO i NIC. To przemkno tak poktnie, ale rzeczywicie z takich
elementw mona ju zbudowa wszystko - dosownie wszystko, co tu
moe by zbudowane. I nawet niczego wicej nie mona pomyle. Co
283

jest moliwe, to zaistnieje - co nie, nawet nie moe by pomylane


w dziaaniu kombinatorycznym.
To z tych jedynek i zer tworzona jest caa, jake skomplikowana w
sobie matematyka - to z tych skadnikw buduje si jake zoona w
sobie fizyka z pokrewnymi dziaami - to z takich abstrakcji wznosi
si gmach filozofii; wszystko, dosownie wszystko ze stanu jeden i
zero mona skonstruowa.
Jak ju w Kosmosie zarysuje si sfera jednokwantowa, jak zaczn do
niej dociera i zapenia si w niej kwanty z pola rodzicielskiego,
to nie ma siy, musi si wewntrz zagszcza, musi male odlego
jednostki od jednostki - musi wzrasta cinienie. I musi wytwarza
si skomplikowanie.
I nie moe to przebiega chaotycznie - przecie dopyw elementw z
zewntrz jest skwantowany. Ale rwnie zagbianie si w sfer warstw
z kolejnymi kwantami jest regulowane samym dopywem. W tym procesie
nie ma przeskokw - cho fizycznie wyglda to na chaos, tu nie ma w
adnym kierunku dowolnoci, cho jest fizyczne wszechkierunkowe, a
wic pozornie losowe zachodzenie. To ad.
To logiczny ad upostaciowany na stan fizycznego chaosu.
A co wicej, z punktami wyrnionymi (wzowymi) w tak przebiegajcym
"pompowaniu" wiata.
Bo co si dzieje, kiedy te kwanty dopywaj, kiedy s "wciskane" z
zewntrz w sfer (wszech)wiata?
W pewnej chwili, ale nie przypadkowej (tylko jako skutek takiego i w
ten konkretny wiat docierania elementw), wytwarza si takie ju w
zbiorze cinienie - jest takie zagszczenie, e moe doj do stanu
"wybuchu" (tego, co fizyk obserwujcy to od wewntrz definiuje dla
siebie wybuchem). Dla niego to rzeczywicie jest wybuch, poniewa w
kadym kierunku, nieomal jednoczenie, tworz si warunki, w ktrych
moe doj do wytworzenia si "zbryle". Czyli takiego momentu, e
wczeniej samodzielne i od siebie odlege elementy, teraz znajduj
si na tyle blisko, e s w cznoci. Ju w fizycznej, nadprogowej
- po prostu widocznej dla obserwatora cznoci. Efekt? Pojawia si
foton, a dalej wiato. I staje si jasno.
Jasno nie jako fakt cudowny, nie jako nagle nie wiedzie co oraz
dlaczego si zadziao, ale jako efekt tego dociskania elementw do
siebie, jako efekt tego cigle trwajcego zewntrznego zasilania w
kwanty. Jak wewntrz balonu ronie cinienie oraz gsto, to musi
si pojawi chwila, kiedy to si zamieni w co namacalnego - w co
widocznego. W tym przypadku dosownie widocznego.
I nie jest to moment ustalony losowo w ujciu zewntrznym - jest i
policzalny, i przewidywalny.
e od wewntrz wyglda to jak chwila pocztkowa wszystkiego? Fakt,
prawda, inaczej tego fizyk nie moe w obserwacji zarejestrowa ani
opisa. Kiedy, prawie nagle, wybucha cao wiata, a po kres (po
horyzont obserwacji), kiedy tworzy si to, co jest najmniejszym czym
do obserwacji i z czego sama obserwacja si skada - to tej chwili
inaczej nie mona okreli, to jest zapon i pocztek wszystkiego.
Pozostajc w rodku (i w zmianie), obserwator musi tak postrzega
284

zdarzenia. I twierdzi, e to "wszech-wiat".


e to dalece nie wszystko, e przed punktem-stanem "zaponu" proces
przebiega wieloetapowo i dugotrwale, e tworzyo si cinienie i
zagszczenie, e wszechwiat nabiera ciaa i komplikowa si - to
jest poza tak obserwacj i ustaleniami, tego nie mona fizycznie (i
to nigdy) sign. Podobnie jak i koca, wic przeciwnego w zmianie
brzegu.
Jak dopenia si wszechwiat czym w postaci jedynek, jak cinienie
wewntrzne przyrasta rytmem kolejnych jednokwantowych warstw - jak
gsto w sferze dziaa tymi samymi warstwami to rwnie fakty, to
kolejne poziomy fizycznej piramidy moliwoci buduj si w rytmie i
z tych jedynek.
I, powtarzam, s policzalne. - I, powtarzam, s szczeglne punkty w
tej procedurze.
Co si dzieje dalej, kiedy sfera jest zasilana - zapeniana krok po
kroku kwantami?
Kiedy ju jest takie co, jak "foton" albo podobne kiedy jednak
dalej narasta cinienie i gsto rodowiska (tu ta wszechwiata),
to powstaj warunki do zaistnienia bardziej skomplikowanej formy i
struktury. Znw nie od razu, ale w wyniku skwantowanego procesu
znw nie chaotycznie, ale jako realizacja reguy.
Bo co tu jest istotne, czym charakteryzuje si ten docisk? e kiedy
s okolicznoci do zblienia si elementw, e kiedy one si w swoim
pdzie tak zbli wzajemnie, e tworz u odbiorcy - pomimo cigego
ich pdu - obraz stabilnego czego (na przykad "atomu") - to takie
konstrukcje "opadaj" niej. Nie fizycznie, cho i tu ruch istnieje
- ale logicznie: zaczyna si budowanie kolejnego poziomu piramidy
moliwoci.
Wane jest to, e tak zbiege, "wytrcone" w sferze jednostki - ju
materialne fizycznie - one na tym swoim teraz poziomie maj luz po
kadym kierunku. O ile moment wczeniej bya maksymalne gsto w
zbiorze, ju tak si wiat napompowa, e nie byo miejsca jeszcze
jeden kwant wetkn - to teraz, z momentem "zaponu" i powstania w
zbiorze fotonw, nagle przybyo sporo (i duo) wolnego miejsca. I w
to opuszczone miejsce moe kolejny kwant si wcisn - a raczej w
to puste miejsce zostanie wcinity idcym cigle z zewntrz (kwant
po kwancie) naciskiem.
I tak zaistniay foton ma wok siebie pustk, element znw jest w
oddaleniu od elementu - i zmiana moe si kwantowo toczy dalej w
rytmie tako kwantowym.
I co dalej? Krok po kroku, w chwilach wanych, kiedy cinienie si
podniesie do poziomu na t chwil maksymalnego - buduje si fakt z
kolejnego zakresu. Po fotonach jakie elektrony czy podobne, dalej
atomy, komrki - ycie i podobne, itd. Zasada zagszczania si pod
wpywem cinienia ta sama, elementy te same, rytmika trwa, przecie
zasilanie jest - wic nie ma zmiuj, musi si wytworzy wszystko,
co w tych warunkach moe powsta. Jak zabraknie ktrego elementu,
jak zabraknie lub ustanie dopyw kwantw z ktrego kierunku, to w
procesie zaistnieje dziura - i wszystko si posypie. Tym szybciej,
im wikszy brak.
285

Jak dugo to trwa?


Zewntrzny docisk, wiadomo, maksymalnie trwa do chwili rodka - do
zasadniczego punktu w zmianie. Od tego momentu zasilanie z zewntrz
ustaje, a rol przejmuje zasilanie z wntrza. Dosownie z wntrza,
bo "spod podogi", spod poziomu fizycznej obserwacji. Rozpad dziur
i oddalanie si warstw kwantowych od osobliwoci, to teraz stanowi
warunek stabilizacji. Oczywicie do czasu.
Przy czym rodek to nie tylko rodek - ale najwaniejszy w zmianie
punkt. To moment szczeglny choby z tego powodu, e tutaj i tylko
tutaj moe powsta, moe zacz powstawa wiadomy obserwator. Nie
wczeniej, nie pniej tylko w rodku.
Ale nie tylko dlatego jest to tak istotny moment - to chwila, gdzie
nastpuje przejcie z jednej strony zmiany na drug, symetrycznie
rozoon, dopeniajc. O symetrii w tym punkcie osiga poziom
maksymalny dla caoci wszechwiata, ale te dla poszczeglnych w
nim zawartych elementw - tu wszelkie skadniki s obecne, tutaj i
tylko w tej chwili brzmi caa harmonia sfer. To nie przenonia, to
nie przesada - to opis faktu.
Tylko e, widzicie, ma to swoje konsekwencje. A one s wakie. Co tu
moe wicej by, pytacie. To nie wszystko?
A nie, widzicie, powysze to opis poniekd literacki, sowny, wic
budujcy obrazy - a to nie wszystko. Jest jeszcze wspominana w jej
skomplikowaniu matematyka. Czyli cyferki i liczby. I ich zaptlenie
w sobie - jak ewolucyjne zaptlenie.
Bo przecie jak ten proces tak biegnie - jak to si tak zagszcza i
kondensuje w kolejne byty, to zarazem ten sam proces si takimi-tymi
fizycznymi bytami sam znakuje. Jak jest moment powstania fotonu, to
jest wany punkt, to ewolucja energetyczna si tak objawia - tak w
punkcie wzowym strumienie kwantw si zbiegy, e co wida. I tak
dalej, po kadym takim zbiegniciu w fakt (co) mona powiedzie, e
pokaza si wany punkt, e kolejne moliwoci kwantowe z puli si
zrealizoway.
A skoro to jest rytm, bo jest - skoro to znakuje swoimi ciaami to
wszystko i okolic - skoro jest to skwantowane, to tym samym mona
na tej podstawie wyznaczy nie tylko ten rytm, to ju teraz bana,
ale wyznaczy drog w jej przeszym i przyszym zachodzeniu. A to,
widzicie, ju banalne nie jest.
Czyli, mwic inaczej, na bazie teraz rozpoznanego i ustalonego, z
tych wszystkich punktw zebrane - obecnie trzeba te miejsca wane w
zmianie nanie na map, tak rozwalcowan wczeniej na warstwy i
poziomice oraz izobary pacht, ktra oddaje rozkad ewolucji. I na
tej podstawie powiedzie, e tu i w takiej chwili, e zadzieje si
tam to a to. Mona? Mona. - Warto? Warto.
Drogi wdrowania po wiecie - tego, co dla mnie jest drog albo te
opok - tego nie ma inaczej, jak na mgnienie. Droga skada si dla
mnie w drog zawsze i tylko na jedno tyknicie kwantowe - tak samo
i ja, obserwator. Dlatego te rozpoznanie tej procedury jest takie
wane. eby nie pobdzi, eby kolejny krok mona byo postawi.
Jedynka i zero to niby nic, ale to fundament takiej zmiany i jej
286

zrozumienia.
Kwant do kwantu - a zbierze si miarka wiedzy. A moe i Wiedza.
Ale to dalej nie wszystko.
Bo jest jeszcze moe mniej yciowo istotne ustalenie, ale na pewno
spektakularne.
Przecie jak ju sobie ta zmiana biegnie i cinienie ronie, i te
elementy w tym docisku si tworz - to kady wzowy punkt zarazem
jest osi symetrii, proces si tu koczy, ale i zaczyna. Co si w
kierunku tego punktu dziao, teraz od niego odchodzi.
Ale jak to jest o symetrii - i to taka, wiecie, wielokrotna, wszak
chodzi o skomplikowane konstrukcji (w zakresie fizycznie dostpnym
nie ma bytw elementarnie prostych) - to taka chwila, symetryczna w
kadym kierunku - ona ma znaczenie.
Nie tylko dla samego zaistnienia i wynurzenia si spod poziomu bytu
(faktu), ale dlatego, e ten szczeglny punkt w postaci "zaptlenia",
wza zmiany - e to si pokazuje. Dosownie pokazuje. Ale w do
szczeglny sposb.
Pokazuje si mianowicie tak, e - zmiana znika z obserwacji. Jej w
postrzeganiu zewntrznym nie ma.
Mwic nieco grnolotnie - a co, chwila szczeglna, to i opis musi
by adekwatny - samodzielne i samorzdne kwanty, cho przymuszone na
co dzie do dziaania w zmianie, wystawiaj w takim momencie baner
czy inny transparent i oznajmiaj wszem, e: "tutaj jestemy i takie
jestemy".
Moe nie do koca jest to transparent, moe nie jest widoczny, ale
jest sygna - przez brak sygnau - e w zmianie zosta osignity
punkt wzowy. e symetria tego momentu jest taka, e zewntrznie
nic nie wida.
e, ujmujc to jeszcze inaczej, wewntrznie oraz w konkretnym fakcie
zachodzca zmiana zapenia wszystkie wolne miejsca, wic jest idealne
pobieranie i tracenie - e jest rwnowaga ewolucyjna obiektu w
pozyskiwaniu i traceniu kwantw. - I e na tak chwil wzow jest
pena symetria.
A jak symetria, to punkt. A jak punkt, to nie do rejestracji.
Takie zdarzenie, co zrozumiae, to rzadko, ale zauwaalna. Jednak
jak ju si trafi w tej widowiskowej postaci (czyli, e nic nie da
si zobaczy), to oddziauje. Mocno i fundamentalnie. Przecie tu w
gr wchodzi zasada wiata.
Punkty wzowe - punkty milowe zmiany.

287

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.7 - Umys samobudujcy si.
... Sprbuj odpowiedzie na to pytanie. - Co prawda temat mia by
inny, ale niech tam. - Uprzedzam jednak, e zaskoczylicie mnie tym
zagadnieniem, nie przygotowaem si. Dlatego musicie si nastawi,
e to bdzie dua improwizacja.
Postaram si powiedzie wszystko, co wiem, jednak to moe by lekko
nieskadne...
Wiecie, to, co nosimy w gowach - te wszystkie komrki, a take ich
abstrakcyjna zawarto - to rzeczywicie fascynujcy temat, dlatego
nie dziwi si wam, e jestecie zaciekawieni. Duo ju wiadomo o
funkcjonowaniu tego organu, duo si praktycznie kadego dnia, ale
te nocami poznaje, jednak sporo jeszcze do zrobienia. Bana, ale z
gatunku prawdziwych.
Czekajcie - to wstp, od czego przecie trzeba zacz. Musi by i
wstp, i rozwinicie, i zakoczenie - albo jako podobnie. Chyba na
lekcjach jeszcze tego ucz, co? - Dobrze, nie wnikajmy w szczegy,
nie o nie chodzi.
Co sprawia, e moemy si uczy - a zwaszcza, dlaczego sami siebie
moemy zmienia? To rzeczywicie fundamentalne pytanie, wszystkie
pozostae s tego pochodn.
Jak powiedziaem, postaram si z tematem zmierzy.
Zaczn od przykadu, to nam pomoe. Sprawdzian, wy to znacie, i ja
si z tym mcz. - Prawda, masz racj, za to mi pac. Ale, mwic
szczerze, to rnica midzy nami jest tylko czasowa: ja oceniam te
wasze super literackie grafomastwo w chwili teraniejszej, wam za
nie zapac kiedy. O ile, co zrozumiae, bdziecie mieli okazj z
obecnie wypracowanej wiedzy skorzysta. Jak patrz na statystyki i
widz, e co trzeci mody przesiaduje u rodzicw, bo pracy nigdzie
po horyzont, to zaczynam powtpiewa, czy to moje ocenianie waszych
intelektualnych wypocin ma wikszy sens.
Pewnie, e mgbym sobie to odpuci i od razu wpisa wam pa, ale,
widzicie, jako mnie inaczej wychowano. Taka skaza z przeszoci...
Ej, nie zagadujcie, lekcja si skoczy i tego umysowego dziwu nie
omwimy nawet i pobienie.
Co w tym przykadzie jest istotne? e jest, z grubsza biorc, cig
wydarze, ktre razem stanowi w rzeczywistoci fakt. - Fakt, ktry
zarazem t rzeczywisto zmienia.
W umyle, a w wszym znaczeniu w mzgu, czyli w zakresie jako tam
fizycznym, to przebiega dokadnie tak samo. I w kadym postrzeganym
procesie mona takie etapy wyrni. - I dlatego, korzystajc z tej
jednoci reguy i postaci zmiany, na tym fundamencie zamierzam was
przekona, e sami siebie budujemy.
Przecie nie ma znaczenia, co si bada, jak stosuje si analogi na pewno waciw. Moe by i rzeczony sprawdzian.
288

Ot warto przeledzi cay cig zdarze, ktre oznaczaj taki fakt


w realnoci, wszystkie etapy prowadzce do tego momentu, w trakcie i po nim. Tu wszystko jest wane.
Uczymy si wic i uczymy, ja wam co z kolejnych zalecanych tematw
staram si w gowy wbi, z trudem bo z trudem, i czasami bez szansy
na powodzenie - ale zamy, e si udaje.
I przychodzi ta chwila. Czyli, eby sprawdzi, co tam zostao z tej
mojej pogadanki w komrkowym gbokim zakresie waszych mzgw, mam
zalecone okresowo sprawdzi to sownie oraz pisemnie. Odpytywa nie
lubi, wiecie, ale sprawdzi musz, wanie za to mi pac. W kocu
musz co dyrekcji pokaza, jak o postpy klasowe pyta.
Co si dzieje po ogoszeniu sprawdzianu? Ja sygnalizuj, z jakiego
zakresu bdzie, a wy siadacie i uczycie si.
Uczycie si - no, bez takich. Nie z nami te numery, co? Jedni, wiecie
ktrzy, faktycznie przysid i powtrz materia, inni bd liczyli
na swoj zawodn pami i los szczcia - a pozostali olej ciep
strug, bo co to ma za znaczenie.
Istotne jest to, e zachodz realnie, podkrelam to i zwracam na to
uwag, liczne, mniej albo bardziej liczne zdarzenia w powizaniu z
przyszym a koniecznym stanem, ktry tak jako znajomo si nazywa,
czyli sprawdzianem, kartkwk.
Zauwacie, zdarzenie jest tylko zapowiedziane, acz raczej pewne, a wy
jako szykujecie si na jego zaistnienie. Owszem, moe by tak, e
zachoruj, dyrekcja co ogosi i sprawdzian przejdzie bokiem - albo
na boisku szkolnym wylduje ufo i w tych okolicznociach sprawdzian
was ominie. Z czego bdziemy radzi.
Ale pomimy losowe i niemoebne zdarzenia - analizujmy dalej. Licz
si te wspomniane czynnoci przygotowawcze. Jedne sensowne, inne z
pozoru gupie - ale licz si.
Dlaczego? Poniewa zmieniaj wiat i was, to jest istotne.
Kade zdarzenie, nawet takie faktycznie niemdre (na przykad rytuay
magiczne) - to jako zmienia stan wiata, tu wszystko si liczy.
Co zrobicie, a to co zostanie w postaci ladu.
A czny zbir tych czynnoci wyznacza to, co ostatecznie zaistnieje
na sprawdzianie: albo bdzie ocena z przedziau pozytywnego - albo
nie.
Zauwacie - wszystko, co prowadzio do tego momentu, do zdarzenia w
chwili "teraz", w czasie "sprawdzianu", to by etap przygotowawczy
i niezbdny, eby ten fakt uzyska realn posta.
Jest klaswka i jest namacalny fakt w postaci kartki, ktry wiadczy
o tym, czy to wczeniejsze miao sens. I czy ja, mczc si z wami,
nie zdzieraem garda daremno, i czy wy z tego co wynielicie.
Chwila "teraz" jest skutkiem poprzednich stanw i jednoczenie etapem
pocztkowym dalszych.
Znw zwracam wam uwag na cig zdarze, on jest istotny. Kartkwka
289

si skoczya, zebraem wasze dziea odtwrcze, oceniem w mkach i


lepic nad bazgroami - i sprawa dosza do finau. Ten rozdzia si
skoczy - i jest realny, fizyczny fakt w postaci oceny wpisanej do
dziennika. Tylko e to ma skutki.
Ocena, czyli efekt dziaa - rezultat w postaci oceny oznacza w tym
przypadku, e albo mona si cieszy i temat odfajkowa, albo trzeba
si od pocztku mczy i poprawia.
Stan zaszy odbija si w kolejnym i go warunkuje.
I teraz przeniecie to na dziaanie umysu. Czyli struktury w sobie
fizycznej, mzgu, ale wraz a zawartymi w niej abstrakcjami.
Oczywicie pomijamy w tej chwili wszelkie biologiczne poziomy, one
s istotne, warunkuj procesy, ale omawiamy to jako cig zjawisk, w
ramach ktrych buduj si tak dla nas istotne - bo nas oznaczajce
- abstrakcje. To zawsze, podkrelam, dzieje si realnie i na jakim
tam noniku, kada myl jest stanem mierzalnym.
Zapewne nie musz tego podnosi, sami doskonale to wiecie - przecie
nie ma procesw w prni. Jak nie ma nonika - to nie ma nic, nie ma
adnego zdarzenia. To tak w stron znawcw "niematerialnych bytw".
Czyli jest jaki fakt w umyle, dowolny fakt, mdry lub gupi. Kto
analizuje byt albo niebyt, kto inny wyobraa sobie pup koleanki
pod prysznicem - nie ma znaczenia, to zawsze jest na realnie i jako
tam biegncym poziomie proces namacalny i mierzalny. I teraz kto z
takim przebiegiem postanawia, e - zamy optymistycznie - e si
zawemie i do poprawki ze sprawdzianu faktycznie podejdzie. Tak mu
si to dziwnie zachce.
Wiem, e to dziwne, ale jak rok si koczy i w perspektywie kopoty
z przejciem do nastpnej klasy s powane, a do tego rodzina popdza
i kieszonkowe ogranicza, to i taki dziw w naturze rzadko spotykany
moe wystpi.
Dlatego ten obywatel postanawia si nauczy. Znw gromadzi ksiki i
nawet robi notatki, sowem teraz pilnie i porzdnie ustawia sobie w
czasie "przed" poprawk bliska oraz dalsz rzeczywisto.
Stworzy warunki, ktre w efekcie, w trakcie uczenia si, zmieniaj
go. I to gboko.
To ma miejsce, powtarzam, w kadym czynie, w kadej myli, ale jeeli
jest to podbudowane warstw emocjonaln, wic przez to "gorc" (po
prostu yciowo wan dla tego osobnika), to kocowe efekty s lepsze
- znaczco lepsze. C, suchy i nudny fakt - nie ma co kry - takie
co zapada w pami pytko, jest reprezentowane lokalnie, a przez to
pniej trudno to odszuka.
Co innego z szerok akcj uczc, to po wielu poziomach idzie, niesie
ze sob liczne skojarzenia - dlatego, w razie potrzeby, niemal samo
pcha si do odpowiedzi.
Rozumiecie? Cay cymes uczenia si polega na tym, eby zapamita w
kontekcie - w powizaniu z licznymi odniesieniami. Jak jeden si z
tego fakt wykruszy, dramatu nie ma, poniewa inn drog dotrze si
do potrzebnej informacji.
Ale, i teraz najwaniejsze - zauwacie, e w trakcie takiego mocno
290

wiadomego dziaania, w caym cigu zachowa, ktre s nakierowane


na osignicie celu, rozum - caa osobowo ulega zmianie. By stan
przed chwil "teraz" (w tym przypadku poprawk), dalej zaistnia w
realnym dziaaniu cay zbir zachowa-czynw, ktre miay prowadzi
do zmiany - i ten cig faktw rzeczywicie w tym procesie doprowadzi
do podanej zmiany. Osobnik jest ju kim innym.
Chcia zmiany, prowadzi przygotowania po stronie "dochodzcej" do
chwili teraz - i w efekcie si zmieni.
Co potwierdza zbir faktw z momentu sprawdzianu. I aktualnie, jako
sprawdzajcy, faktycznie mog ocen poprawi, poniewa widz efekty
nauki.
Mwic inaczej, teraz strona "po" sprawdzianie zawiadcza realnymi
skutkami, e zmiana w ukadzie wystpia.
Zwracam wasz uwag na to, e "puste" zachcenia czy postanowienia w
tym procesie si nie licz - ale czyny. I to w otoczeniu. Podkrelam
to: czyny w rodowisku s istotne.
Tym rodowiskiem moe by zawarto naszej gowy, elementy zbioru w
postaci poj odnoszcych si do wiata i nas, ale to zawsze chodzi
o dziaanie "w rodowisku", w zakresie zewntrznym do naszego stanu
"teraz". Owszem, zmiana zachodzi zawsze w chwili, w punkcie "teraz"
- ale odnosi si do rodowiska.
Trzeba postanowi, e si zmieni co w sobie, dokona przebudowy w
otoczeniu - i zwrotnie, jako skutego tego dziaania (tu modelowania
wiata), uzyskuj zmian w bycie, w sobie. Tym zewntrznym wiatem
moe by moje wntrze, np. zakres gboko pojtego "ja" (osobowo),
ktry wpywa na konkretne decyzje osobnicze. Ale to rzeczywicie w
kadym przypadku musi by stan zewntrzny - z ktrego, ale rwnie
poprzez ktry wpywam na chwil aktualn procesu.
Zmiana otoczenia, sam przeprowadzany czym zmiany wiata - co by tym
czynem nie byo - to zmienia dziaajcego.
Istotne tu jest to, e wasnym postanowieniem - ale obudowanym spor
liczb realnych czynw (albo przymuszony innymi okolicznociami) osobnik sam si podprowadza a do chwili "teraz, w ktrej to chwili
na/w jego wiadomym poziomie zachodzi zmiana: co realnie zachodzi
- co si w konsekwencji realnie pojawia.
Wczeniej by plan, teraz jest konkret, fizyczny konkret zapisany w
strukturze (np. mzgu).
Co nowego si budowao po stronie "wstpnej" - wybudowao w czasie
"teraz" - i przeszo na stron "po", czyli do historii. I jest ju
faktem. I wzbogaca wntrze osobnika.
Ale, zauwacie, sytuacja si radykalnie zmienia.
Wczeniej byo tylko zachcenie, jako tam fizycznie reprezentowane
w umyle. Jednak nie byo faktu. Ale to zachcenie aktualnie zebrao
si "w kup" - czyli z kilku elementw zoyo w fizyczn jedno
(stan umysu, ale te i stan wiata; to fakt obiektywnie istniejcy)
- a to ju zmienio caociowy stan ukadu. I obecnie, ju dalszym w
przebiegu, fakt zaistniay moe realnie i namacalnie wpywa na to,
co si w kolejnym kroku moe pojawi.
291

Jak to jest stanowcza sprawa i gboka wola nauki, to taki osobnik


do kolejnego sprawdzianu godnie si przygotuje, a nawet - tak, to nie
art - bdzie mu to sprawiao przyjemno.
Ale jeeli w caoci by to tylko stan chwilowy i byle jak zrobiony
- to w przyszoci mona si spodziewa kolejnych, te i bolesnych
akcji poprawkowych.
Obecnie przeniecie ten obraz ju na cao funkcjonowania umysu,
tak poprzez ca wasz yciow drog.
Pytanie: co si dzieje w chwili tak definiowanej "teraniejszoci"?
Chodzi o to, e co si dzieje. Nie ma znaczenia, co konkretnie, to
moe by dowolna myl, obraz - czy strumie myli. Liczy si to, e
to przebiega - e to zawsze i tylko przebiega na noniku fizycznym.
Raz dzieje si to niewiadomie, czasami w nakierowaniu na cel - ale
to si dzieje. I zawsze dzieje si to jako fakt przejcia przez ow
chwil "teraz". Czyli dzieje si w wiadomoci osobnika. Nawet jak
dla niego jest to stan nieuwiadamiany, na przykad sen czy choroba
- to i tak ten przebieg dokonuje si na/w poziomie wiadomym. To nie
paradoks ani sprzeczno - wszystko, co dzieje si w umyle, dzieje
si w wiadomoci. Poniewa wiadomo to czny i caociowy stan
mzgu, wszystkie poziomy skadaj si na tak pojmowany stan.
Czyli, kiedy osobnik (dowolny byt rozumujcy czy dziaajcy rwnie
w dowolny sposb) - kiedy co myli lub wykonuj, to taki akt jest
odnotowywany, w nim si notuje - i w wiecie tym samym. I wanie o
ten "lad" w tym wszystkim chodzi - o zaistnienie faktu.
Bo skoro jest lad, zauwacie, to znaczy, e stan zaszy zmieni ten
mzgowy konstrukt (czy inny ukad) - zachodzca zmiana zmienia to,
co t zmian zainicjowao. Co byo "przed", przeszo przez "teraz"
- i po drugiej stronie jest tego efekt. Jeeli biego to wiadomie
i z nakierowaniem na osignicie calu, to skutek bdzie wartociowy.
Ale jeeli w procesie bya chaotyczno, niewiadome elementy, co
si pojawiao lub schodzio z pola uwagi - to skutkiem jest bezad
i zagubienie w wiecie. Itd.
Ale zawsze, zawsze jest to ju inny osobnik, kady zaistniay fakt
go zmienia.
Umys zawsze sam siebie w dziaaniu tworzy, sam siebie zmienia - i
sam siebie przeksztaca. Im wicej w takim dziaaniu sensu, tym na
kocu wicej dopasowanych do otoczenia rezultatw, tym wikszy na
wyjciu uzysk z woonej pracy.
I o to w tym wszystko chodzi, sami to przyznacie.
Wiecie, jest taki odwieczny dylemat, ktry z pojciem wolnej woli
si czy. Czyli, czy moemy, jako jednostka, wybiera - czy jestem
swobodny w dziaaniu? Kady z was si z tym zagadnieniem w jakiej
formie spotka. To fundamentalnie wie si z tym, co przed chwil
mwiem. Czy mamy woln wol?
Tak. Ale problem w tym, e wybr zawiera si w kilku - dosownie w
kilku elementach. Jak to si powiada, wolna rka, ale w trybach.
292

Zastanwcie si, przecie - logicznie biorc - jestemy tym, co si


zawiera w naszych abstrakcjach, nasze dziaanie wyznacza to, czym
jestemy zabudowani, to nas determinuje. Czyli przeszo posiada
nas i nasze zachowanie na wasno. - A przyszo to stan jeszcze
nie zaistniay, potencjalno maksymalna. Oczywicie potencjalna w
danych okolicznociach, wszak wasnoci wiata si nie przeskoczy,
trzeba oddycha, je i tak dalej.
Tak wic po jednej stronie znajduj si utwardzone, bo zaistniae w
jakim ksztacie fakty - a po drugiej znaczna nieprzewidywalno po jednej w peni ustalony stan historii, a po drugiej nic pewnego.
Gdzie wic tu miejsce na wybr - gdzie ta wolna wola osobnicza czy
zbiorowa?
A przecie w kadym z nas odczucie tego wyboru istnieje - stanowi o
nas. Czy to zudzenie?
Zastanwcie si, nie bdziecie w tym pierwsi - ale warto. Odpowied
jedynie moliwa (ktra nie neguje wolnego wybierania) jest taka, e
ten wolny, w jakim zakresie wolny wybr, e to dokonuje si - e
jest jedynie moliwe w te jako tam zdefiniowanej chwili "teraz",
w aktualnoci (wiata oraz naszej).
Nie chc wchodzi w fizyczne lub filozoficzne rozwaania, co jest
chwil teraz, a co nie moe by - to mniej wicej mona uchwyci w
analizie. I to w takim niebywale wskim zakresie, ktry zajmuje w
polu wiadomoci rzeczywicie kilka faktw - e to jest ten zakres
swobodnego wybierania.
Niewiele, ale to nie jest cakowita i zniewalajca determinacja.
Przeszo "podpowiada" pewne rozwizania, dalej wynosi to na poziom
wiadomoci, tutaj jest tego kilka faktw, no i osobnik moe i musi
wybra z tej "palety" drog postpowania. Umys-rozum "po cichu" i
podprogowo przygotowuje, zestawia etap wstpny, ten "przed" - a byt
w chwili "teraz" decyduje. I za moment, ju krok dalej, jest wynik w
postaci podjtej decyzji.
Z energetycznego punktu widzenia - takiego, rozumiecie, gdzie tam
na samym dole, ta chwila "teraz" to jedno - dosownie tylko jedno
tyknicie, na tak minimalnym zakresie to si dzieje. Przechodzenie
z przyszoci w przeszo to "pasek" szeroki na jednostk - tak
na "jedynk" kwantow.
Mao i bardzo mao - ale nic wicej nie ma. I warto sobie ten fakt
uwiadomi.
Zasadniczo mona powiedzie, e kada nasza chwila teraz jest jeno
wstpem do dalszego, i to prawda. Albo wiat za nas tworzy warunki
"przed", ktre w chwili teraniejszej nas buduj (nasze ciaa, to
w pocztkowym okresie, lub nasze mylenie, to pniej) - albo sami
tak dziaamy, eby si zmienia. Jeeli bycie zadali to pytanie na
lekcji religii katechetce - to ona wam powie, e cae ycie to jest
nic innego, jak etap przygotowawczy do "dalszego", i z jej punktu
widzenia bdzie miaa racj. W takim postrzeganiu wiata zakres na
tym padole ez, to nic innego jak dziaanie wstpne, ktre posiada
przeduenie w zakresie "poza". - C, mona i tak.
293

Co ja o tym sdz? Ech, powiem, bo do dzwonka jeszcze troch czasu


jest, ale nie liczcie na duo. W kocu jestem w pracy, a dyrekcja
ma swoje uszy. - Nie, to nie oto chodzi, e si obawiam, ale jestem
jako osadzonym w tej mojej rzeczywistoci i nie chc tego traci
z tak gupiego powodu. Natomiast powiem wam, e na szczcie, kiedy
mi przychodzio spenia obowizek szkolny, to takiej gupoty nam
nie serwowano. Byy oczywicie inne, ale nie takie.
Powiem szczerze, e wam wspczuj - naprawd. Jako ludzie, i to w
czasie ksztatowania si waszego "teraz", w chwili, ktra zadecyduje
o waszym dalszym yciu w sposb zasadniczy, e jestecie poddawani
bardzo sprzecznym sygnaom, ktre mocno deformuj postrzeganie. Ja
tego nie miaem, i to byo wartoci.
Czym to grozi? Jak was obserwuj, przecie z daleka w sumie, widz
trzy generalne kierunki zachowania: ucieczki, akceptacji oraz stan
nijaki, bierna obserwacja. - Oczywicie ucieczka od zabudowywania
teraniejszoci abstrakcjami, ktre wobec tej rzeczywistoci bywaj
mocno niestosownymi - to postawa najlepsza. Co prawda mona dy do
zudzenia (to poziom nieznacznie wyszy ni szamotanina w pustce),
ale jeeli mona budowa si logicznie, to po co korzysta z poj
zdeformowanych, prawda? Przecie z tego obszaru wielkiej i pomocnej
yciowo logiki spodziewa si nie moecie. To fakt.
Druga postawa, akceptacji, te nie jest z. Moe to was zaskoczy,
ale faktycznie lepiej co wybra, jak pozostawa niezdecydowanym.
Lepiej nawet w wanej chwili rzuci monet i pj w losow stron
- jak pozosta i si mczy w niezdecydowaniu. Trzeci stan bowiem
jest najmniej komfortowym, gwarantuje cig szarpanin i utrat w
codziennoci tak potrzebnej energii.
Jeeli ju budowa siebie, to z sensem.
A przecie po to o tym wam mwi, e kady z nas rzeczywicie i w
kadym momencie sam siebie buduje. Jestemy zawsze w stanie teraz,
a przez to moemy zmieni to, co bdzie.
To nie jest atwe, ju to wiecie - ale moliwe.
Przeszoci nie zmienimy, ale wykorzysta j moemy. Czyli na bazie
zaistniaego tworzymy warunki do przemiany w "teraz" i idziemy dalej.
Lub poprawiamy tak dugo, a sprawdzian zaliczymy.
W kocu przecie chodzi o to, eby "zaliczy". Reszta jest zupenie
bez znaczenia.

294

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.8 Zmysowy dodatek.
Nie ma co, oglnie postp wszechwiatowy zachodzi. Tak, prawda, nie
ciemniam, nowoczesno w kada stron si szerzy. Nie wierzycie?
Nic podobnego w wasze patrzaki nie wleciao, powiadacie - adnego
postpu nie zauwaacie? To ja wam powiem, e chyba le na te swoje
zmysowe podczenia do rzeczywistoci patrzycie, sensu gbokiego
w serwisach wiadomociowych nie chwytacie, ot co.
Prawd jest, e to generalnie i po caoci gupot ociekajce, tego
bez uszczerbku na duszy ciurkiem wchania nie sposb, jednak bywa
niekiedy i tak - tak chyba z przypadku - e co si w okienku wanego
ukae.
Wic wyobracie wy sobie, e wczoraj, a moe wczeniej, taka si w
tym suflowaniu wiadomoci ze wiata ciekawostka pojawia - e bd
nowe zmysy. Znaczy si, inaczej do otoczenia si bdzie mona tu i
tam podpi, rozumiecie?
Rozumiecie, ja te rozumiem. Ale pytacie, po choler wam jaki wtyk
zmysowy dodatkowy? Czy to, pytacie, przyrodzonych piciu, a moe
i szeciu, jak gbiej poskroba - czy tego nie wystarczy? Chodzi z
okolicy do innej okolicy byt czowieczy, fakt i oczywisto - bywa,
e o co zahaczy lub w co wdepnie przez nieuwag, ale normalnie i
po wikszoci to zmysowe wtyczki si potwierdzaj, daj y, a te
innym istnienie umoliwiaj. Po co wic, dalej si dopytujecie, w
yciorys osobniczy takie nowinki wprowadza?
I tu, widzicie, wasze zwtpienie w postp oglny jest nieuzasadnione
- a nawet i zgubne ono moe by. Tak, nie dziwicie si, nie negujcie
i nie odrzucajcie zmysowego dopenienia, to konieczno. Taka si
potrzeba szykuje na czas nadchodzcy.
Wy sobie wecie tak na pocztek mylenia stan i mono obecn, i
co widzicie? Co tam widzicie, nie ma co zaprzecza ale czy si
zastanawiacie, co wy widzicie? Czy macie uwiadomienie, e widokw
w takim patrzeniu mao i maleko, e przez szpark szerok tak na
kilka milimetrw wy zerkacie w otoczenie, ha? A w innym zakresie,
tego-tam, widma promieniowania, e tam bezuyteczne cae rejony s
drga i e je mona do obserwacji wiata zaprzc - wiecie o tym? A
czy mylicie, e inne zmysowe dziurki, przez ktre nasz ten umys
codzienny bytowo wszelak doznaje i poznaje, e to wielkie, e w
moliwoci szerokie zaopatrzone, co? Imaginujcie wy sobie, e nie i
nie, e to kadorazowo wski pasek z wielkiego zakresu, wycinek ze
zbioru.
Czyli, rozumiecie, jest zapas, jest moliwo - jest co istotnego
do pozyskania w celu wiadomym.
W jakim celu, pytacie, wy celu nie widzicie, mwicie. Dla was to w
swojej poszerzonej zmysowej reprezentacji dalej zbdne, dla was w
tym jaka zboczona nadpotrzeba si pokazuje - dla was to zupenie i
na zawsze niepotrzebne.
295

Oj, wy, tacy owacy, wstecznie do nowoci ustawieni. Wy si swoim i


konserwatywnym wiatopogldem nic a nic w wanoci zagadnienia nie
wyznajecie, w swoje zaprzesze ewolucyjnie moliwoci spojrzeniem
kierujecie, a z widoku wam najwaniejsze umyka, takie yciowo i po
wszystkiemu najwaniejsze. Rozumiecie, najwaniejsze.
Widzicie, sprawa w tym, e czowiek czas jaki ju temu z jaskini
by wylaz, tak mu si prehistorycznie zrobio, e wiat zwiedza
postanowi. Po jakiego on tak w ten wiat polaz, to trudno dzi w
caoci wiedzie, ale wylaz. Std my dzi skutki tego konsumujemy
i czasami mamy zgag. A to jaka cegwka z dachu spadnie, a to na
drodze mechaniczno pojazdowa si nieoczekiwanie pokae, tak e w
umysowoci brak sekund na cofnicie si - a to jaka energetyczna
elektryka po drucie pynie i nas niewidocznie kopie, sami to znacie,
sami wiecie. A z czego takie zaskakujce zachowanie wiata si dla
nas bierze, co? wiata za jego drgawki kwantowe nie ma co obwinia
on nic o naszej bytnoci nie wie, wiat ma nas po caoci w swoim
nosie, a moe i gbiej, rozumiecie.
Nie ma co owija w sownictwo oraz dowodzi wyszoci obecnego nad
moliwym, bo obecne jest - tak po prawdzie - mocno w swojej budowie
wadliwe i ograniczone. Tu nie ma pytania, czy to warto poprawia i
nowoci podpina, sprawa jest jednoznaczna i oczywista - trzeba. I
tylko zagadnienie techniczne si pojawia, co i gdzie sobie wetkn
i jak to bdzie dziaao.
Dalej si upieracie, e aktualno starczy. e moe ona taka nawet
i wadliwa, niepena, e powolna, ale e przecie s inne dodatki i
przyrzdowe uzupenienia. Po co sobie co doczepia, jak wystarczy
jaki miernik do druta podpi i bdzie widome, e tam prdowo w
kierunku pynie; wystarczy uwano zachowa i drog mona przej
nawet w poprzek, o ile policyjna osobowo tego nie obserwuje. Dla
was dalej nadmiar zmysowy niepotrzebny.
Oj, zatwardzialcy z was, niepoprawne osobowoci swoje pokazujecie.
Powiem wam, e przy takiej do wiata widocznoci szybko si z tego
tutejszego wykasujecie. Nie inaczej bdzie, mwi wam.
Widz, e trzeba wam wszystko jaskrawo pokaza, bez tego zmysowej
dostawki nie zauwaycie w jej koniecznoci.
Wecie wy sobie w obserwacj tak okoliczno. Ot, byo kiedy tam
w przeszoci, e nasz praprzodek zapala jaskiniow latarni, tak
ognisko znaczy si podpala. I co, powiecie, w tym dziwnego, niech
sobie podpala. Tylko, widzicie, on tam sobie w przeszoci jasno
ogniskow zaatwia przez takie lub owakie czyny, a my dzi widoki
jasnociowe zapewniamy rozpalajc stos atomowy. Niby to inny fakt
dziejowy, niby podpalenie stosu drewna w jaskini i stosu atomw to
daleki od siebie moment w dziejowoci oglnej - ale zauwacie, e
podpalajcy jest ten sam. Po komrkowe szczegy i zmysowe wtyki
ten sam, chwytacie? Wiedzy o wiecie poza jaskini przybyo, ale w
reakcjach kady z nas cignie wszystko to, co tamten jaskiniowiec
posiada, nic wicej nie doszo.

296

Wic teraz sobie zaprezentujcie, e jest ten atomowy koci i e si


w nim atomy rne rozpdzaj tak, e tego dojrze nie mona - no i
jest problem. Jaki, pytacie? - A bo to przyrzdem trzeba bada, a
bo to co w tym atomowym przepisie na jasno moe si pomiesza a bo to czek nadzorujcy ma swoje powolne patrzaki - a bo to w
mzgowiu tego nadzorcy musi si informacja pojawi, e co nie tak
poszo - a bo to on musi sytuacj przemyle - decyzj podj - a
to rk czy inn koczyn uruchomi... Sami widzicie, e to trwa i
trwa, a tam ta atomowa kipiel ju si z kota wylewa. A przecie w
tym przyrzdzie moe strzaka si nie tak ustawi, a przecie taki
obserwator nadzorujcy moe si zestracha i w kcie si bdzie na
wszystko wypina - a to wszelakie inne moe si zadzia. Czas tak
potrzebny na reakcj dawno min, a jej nie ma - i co teraz w swym
zatwardzeniu na postp powiecie?
Nie ma, widzicie, wyjcia. Mona osobicie dodatkowe zmysy sobie
nie fundowa i uwaa to za fanaberi - mona. Ale zbiorowo ju na
tak postaw nas nie sta, nie wolno odrzuca czego, co wspomoe
w kontrolowaniu wiata w jego najszybszych i skrytych dla nas dzi
rejonach - po prostu nie mona tego odrzuci. Zauwacie, e obecny
czas reakcji w wiecie, ktry technicznie sami sobie budujemy, to
coraz mniejsze przedziay, tu ju porednictwo przyrzdu zupenie
nie wystarczy, od chwili pomiaru do reakcji zrealizuje si bardzo
dugi odcinek czasu, ktrego nie wolno traci - bo to by albo nie
by, rozumiecie?
Najlepiej bezporednio i maksymalnie "od razu", wic w najkrtszym
od zaistnienia faktu czasie dokona potrzebnej korekty - a to moe
zapewni osobiste, zmysowe obserwowanie zjawisk. Kady porednik,
co by nim nie byo, obserwuje wiat po swojemu i dla siebie, a tu
liczy si maksymalna dokadno, liczy si kade tyknicie zmiany,
poniewa wiat pdzi. Coraz szybciej pdzi.
A wecie jeszcze i to pod uwag, e nie tylko o szybko reakcji w
chwili stresowej chodzi, ale rwnie o poszerzenie zakresu takiej
obserwacji. Obecnymi zmysami mona odebra mao, tego podkrela
nie trzeba - a jeeli co si wanego dzieje daleko? Gdzie tak na
kracu skali, to co, tylko przyrzd? A jak narzdzie nie wczone,
jak sfiksowane w swoich wskazaniach - ale przede wszystkim, jeeli
nawet sprawne, to pozostaje pytanie, co ono tak naprawd pokazuje i
co to za wiadomo? - Jeeli mona daleko i gboko sign, jeeli
mona to poprowadzi osobicie, to warto tak szans wykorzysta.
Dla wiedzy, co si w tych innych regionach dzieje. A po drugie, eby
w razie czego by przygotowanym. Prawda?
Jeszcze widz, e si zastanawiacie - jeszcze si wahacie, czy taka
zmysowa rozbudowa jest konieczna. Ju widzicie, e to niezbdne w
okolicznociach, e wspomoe, e inaczej mona istotny element si
w otoczeniu dziejcy przeoczy lub nie doceni - ale cielesnej si
zmiany obawiacie. Te najpowaniejszy dylemat wycigacie ze swojego
arsenau obronnego: czy to bdzie jeszcze czowieczy byt?
Ech, wy, tacy owacy, a co to ma za znaczenie? Czy liczy si taka i
na zawsze taka sama cielesna konstrukcja - czy to, e ta struktura
297

moe istnie? Przecie, uwzgldnijcie to w swojej ostronoci, e


w przypadku bdnego czytania wiata, w przypadku spniania si z
reakcjami na tempo zmiany - e to takiego niedopasowanego szybko,
i szybciej ni wam si wydaje, e takiego opnionego w rozwoju ze
wiata usunie. Nie ma pytania, powtarzam, czy si przebudowywa i
dodawa moliwoci, co najwyej mona pyta, w jakie konkretne, do
czego suce zmysy si wyposay. - I jak generalnie przebudowa
ciao, eby dalej istnie, eby dalej w rzeczywistoci dziaa.
Tu nie ma wtpliwoci, bez tych zmian, zauwacie, z tym swoim nagim
i wtym ciaem daleko si nie posuniemy. Jeeli tutejsza bytowo,
pono tak istotna dla wiata, ma przetrwa - to trzeba zmieni tak
generalnie wszystko, eby wszystko po staremu pozostao. Dodatkowe
zmysy to may piku w tym dziaaniu, w sumie chodzi o caociowe
przebudowanie si. I to jest moliwe.
I to jest konieczne. Rozumiecie? eby koyska grobem si nie staa
i czarn dziur, doem, w ktrym si polegnie - eby nie skoczyo
si to za najbliszym zakrtem, przebudowa jest koniecznoci, nie
ma wyjcia. Moecie si na to obrusza, swj absmak w sprawie cia
modyfikowanych ogasza, moecie przyrzeka, e wy nigdy, e nie i
nie - ale jeeli bdziecie si przy moe i przyjemnym starociu po
caoci upiera, c, marny wasz los.
Postp, widzicie, si panoszy wszdzie, nowoci podrzuca, to i te
inne podsuwa do wykorzystania. To moe nie zawsze jest tak dobre,
jakby miao by, wszystko prawda, ale nie ma ju wyjcia. To si w
tej tam kiedy jaskini zaczo, ten jaskiniowy osobnik rozpali to
ognisko - i tak to trwa wiekami. Czasem si polepszy i cieplej si
zrobi, czasami wybuchnie i jest nieprzyjemno.
Ale, widzicie, do jaskini nikt wraca nie chce, generalnie idzie za
postpem. Dlatego nie ma odwrotu, trzeba si na wielo zmysowego
patrzenia w wiat przygotowa - to ju si zaczo.
Zamysy tak, wypaczenia nie.

298

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.9 Czas-i-przestrze.
S na wiecie sprawy trudne - wiadomo. Jednak centrala przesadza w
tej swojej aktywnoci, co by wszystko wyjani.
Skierowali na odcinek zmysowy, dobrze, nie narzekam. Przesyam na
adres spostrzeenia, przekadam z miejsca na miejsce elementy oraz
karteluszki, nawet dwigam co potrzeba i nie potrzeba - niech sobie
bdzie. Powiedzieli, e mam si przyglda i doglda, to si tak
po caoci i detalicznie przygldam i dogldam, a co. Raportowa i
notowa kazali, raportuj i notuj, bo ja tam prosty skryba jestem
i mi takie co niestraszne. Wiadomo, praca jest, to trzeba j jako
tako i ku chwale w godzinach urzdowych opdza.
Ale, widzicie, zwierzchno centralna ostatnimi czasy si jaka w
tej swojej dziaalnoci nadzorczej dziwna zrobia, domaga si sama
chyba nie wie czego. Pisz zalecenia i pisz, co czowiek sobie w
robocie za biurkiem sidzie, co te zmysy do wiata ekranowo i te
mikrofonowo podczy, zaraz telefon albo i drukarka haasuje, e w
tym a tym kierunku trzeba si ustawi, tu namierzy, tam zobaczy
sowem, wiecie, zamieszanie po wszystkim. Tak na moje oko, lewe
i prawe oko, to w tej sile kierujcej jakie niezwyke procesy si
lgn, co si tam dzieje niedobrego. Ale, wiadomo, ja tam skromy
skryba jestem, wic si nie wtrcam, przecie kierownictwo zawsze
ma racj, prawda?
Tylko e, widzicie, tak mnie czas temu nadrzdno ta kierujca na
odcinku polecenia zaya, takie jakie zlecenie subowe dostaem,
e nie wiedziaem zwyczajnie, jak si z tego wyswobodzi.
Bo sami powiedzcie, przychodz kiedy tam do swojego kcika i tekst
na biurku taki widz. e mam zbada, rozpozna i przenika, co to
takiego czas i co to takiego przestrze.
Centrala, widzicie, si tematem zainteresowaa - e czsto takich
i podobnych terminw uywam, e w takie co sprawozdania opatruj i
e nie podaj objanienia. Wic kierownictwo si domaga, da, nawet
w trybie natychmiastowym chce, eby poda nazewnictwo i paragrafy eby wyjani oraz podstawy pokaza. I tak dalej, i tym podobne si
domaga.
Sowem, chce pozna, co to czasowo i przestrzenno. - I jak tu w
zdolnoci kierownictwa nie zwtpi?
Nic to, myl sobie, nadrzdno oczywicie swoj racj zaposiada,
interesem si nadrzdnym kieruje, wszystkim zarzdza. Dlatego pewnie,
myl sobie, ona zwierzchno taka zagoniona, caociowo zapracowana
jest, i si pewnie zmylia w adresie i z zapytaniem. Notatk zwrotn
napisaem, po linii subowej.
e rozumiem, napisaem, e przyjmuj, e wykonam. Ale to, pisaem,
najpewniej jaka szczeglna okoliczno zasza, bo ja to etatuj tak
zmysowo, na odcinku stycznoci z rzeczywistoci - wic tylko si
299

punktami czepiam wiata i adnego oglnego spojrzenia w temacie i


na temat nie posiadam. - e, pisaem, najpewniej sprawa tyczy dziau
interpretacji, pewnie i archiwum, a moe i innych. Niech szefostwo
spraw jeszcze raz ze sob przedyskutuje, niech ustali, niech jaki
inny dzia do tego zadania adresuje. Bo ja, pisaem, czyli wtyczka
do otoczenia, si adekwatnie do tego nie stosuj.
Co ja tu wam bd streszcza moje operacje na czasie i przestrzeni
pracowniczo biurowej, detalami ciskania i rozcigania zagadnienia
i sztuk pisania odwoa na odwoania zanudza. Powiem tylko, e w
tydzie si zwierzchno na pierwsz notatk wyrobia, ale pniej
to i po miesicu niekiedy jej zeszo. Nie chwal si, w literatur
biurow si wprawiem. W sumie kilka miesicy proceder pisania tu
i tam trwa, akta sprawy pczniay i wydawao si, e ju centrala
o sednie dawno zapomniaa i e o czas tudzie przestrze wicej u
mnie pyta nie bdzie. Nie doceniem, niestety.
Ot, widzicie, zwierzchno chyba w swoim deniu do wyjanienia
tematycznego owej czasowej i przestrzennej faktycznoci mocno bya
utwardzona, wida si jej to zagadnieniem centralnym pokazao.
Co tu duo gada, najpewniej w swoim manipulowaniu przestrzeni i
czasem przedobrzyem, nazbyt poszedem w zaptlenia oraz przerne
zawirowania, paradoksy nadmiernie eksponowaem, i takie tam. Std,
rozumiecie, oczekiwanie si wytworzyo i dopominao wyjanienia. I
zrobi si problem.
Do tego doszo, widzicie, e centrala spraw za priorytet uznaa,
nagonia i nawet rodkami ekstra posypaa. Tak, sekretark dali,
stae a pilne linie subowe zaoyli - i nawet metry mojego kcika
wszerz i wzdu powikszyli i kilka biurek z odpowiednim personelem
dostawili, co by zagadnienie zgbia.
I tak, sami rozumiecie, kierownikiem istotnego dziau w nieplanowany
ten to sposb zostaem. A kierownictwo, wiadomo, tak w caoci racj
ma.
Tylko e, powiedzcie szczerze, jak samemu si kierownictwem zostaje,
to te ma si racj, co?
Nie powiem, ebym ze szczcia kierowniczego si unosi, powag
sytuacj rozumiaem. Pocieszajce byo to, e w czas miniony tak
tematyk ju si wgryzem, chcc nie chcc potencjalne kierunki
tumaczeniu obcykaem, e pisania wyjanienia mogem si podj.
zreszt innego wyjcia nie miaem, sami rozumiecie.

i
w
w
I

Dlatego od razu zamieszanie odpowiednie poszo. - Telefon tu i tam,


wizyta i rozmowa z tym i owym, jedno polecenie dla sekretarki, te
dla innych drugie, i tak strona za stron w akta z aktywnoci si
zapisuje. Nic to, myl sobie, jako do emerytury na odcinku czasu
i przestrzeni docigniemy, zagadnienie penetrujc po caoci.
Nie powiem, tak gdzie po roku to nawet wprawy w tym nabraem, a te
i pewnoci w tematyce biurkowania mi przybyo.
Tylko, widzicie, centrala o sprawie nie zapomniaa. Dziwne to byo
i zastanawiajce - ale nie zapomniaa. C byo robi, trzeba byo
jakie sprawozdanie z dziaalnoci tak w ogle wypichci i wykaza
300

po detalu, e dzia zmysw swoje wykonuje i e bardzo potrzebny.


Sami rozumiecie.
Czas to zudzenie. - Wiecie, od tego wyjanienie zaczem. e tak w
wiat otaczajcy spogldamy. Ja tam, pisaem, na zmysowym odcinku
to doskonale wiem, ja tylko pojedyncze punkty rzeczywistoci sobie
notuj, punkt po punkcie podsyam informacje na ten temat dalej, w
kierunku dziau interpretacji i wiadomoci. Oraz archiwum. adnej
czasowej formy i niczego podobnego w tym na zewntrz nie notuj, i
jej najpewniej nie ma i by nie moe. Czas i przestrze to w nas i
wewntrznie siedzi, jako skadanie tych punktw; zbieranie sobie w
kawaki i budowanie w caociowe elementy - inaczej to nie moe i
i inaczej to nie moe si centrali prezentowa.
A dlaczego to zudzenie i dlaczego si tak przedstawia? Dlaczego w
ogldzie to konieczno? Tu gboko i fundamentalnie poszedem, a
do samego dolnego zakresu wiata si schyliem. Ot sprawa w tym,
e wszystko (e tak zwana rzeczywisto) posiada w sobie fakt, tam
si dziejcy najmniejszy fakt, ktry si przemieszcza. Sprawa do
dobrze i od dawna znana, czyli wyjania detalicznie nie potrzeba.
Chodzi jednak o to, e my, a ja zmysowo w sposb szczeglny, tego
poziomu adnym sposobem sign nie moemy - to wykracza poza nasze
moliwoci fizyczne. My, konstrukcja zoona i zbudowana z mnogich
elementw skadowych, adnym dziaaniem technicznym i przyrzdowym
tej strefy nie uzyskamy - bo wszystko poniej najmniejszego z tego
tutejszego, to w poznanie nie wchodzi. Kady tutejszy, nadprogowy i
widoczny jako tam fakt, to zoenie - to wystajce w tutejsze, ale
z podstaw w zakresie podprogowym, fizyczne cielsko i zbiorowo.
A przez to zmiana w toku zachodzenia. Wielowymiarowa zmiana. Dlatego
wyklucza to uchwycenie elementu tej zmiany, jednostki tworzcej.
Sprawa - pisaem w sprawozdaniu o czasie i przestrzeni - idzie a z
podstaw, od samego co i nic. To trzeba tak widzie, pokazywaem.
e to logicznie (ale nigdy zmysowo i fizycznie) mona wywnioskowa,
e w otoczeniu jest "jedynka" - najmniejsze z najmniejszych. To za
dziaem interpretacji podaj. e jest jakie "co", energia albo i
podobnie, nazwa nie jest istotna, to moe by materia. I e jest w
kosmosie, te logicznej konstrukcji, "nic" - czyli zero, pustka. I w
tym "nic" to "co" si przemieszcza.
Tylko e, i na to zwracam szczegln uwag centrali, jest to wane
zagadnienie, warte powanego rozpatrzenia. - Jako dzia wstpny, tu
zmysowy, nie mamy moliwoci rozbudowanej interpretacji, moemy w
zagadnieniu tylko pokaza punkty szczeglne, ktre dobitnie wyka
temat tak zwanego "czasu" i tak zwanej "przestrzeni". Ale jasnym i
oczywistym jest, e trzeba to przekaza do innych dziaw i spraw
przenicowa na wszelkie sposoby.
Co tu jest wane? Trzeba wyj w analizie od takiego punktu, czyli
jedynki matematycznej. - Fizycznie, powtarzam, niedostpnej nigdy,
ale koniecznej logicznie. eby tutejsze nasze rejestrowanie wiata
objani.
Oto jest takie "co" jedynkowe - i co? I odpowied: nic. Nic o tym
301

powiedzie nie mona. Zupenie nic. Jeeli taka "jedynka" byaby w


stanie nieruchomym - co w pustce jest przecie niemoliwe - jednak
gdyby baa, to wwczas o czym takim adnego sensownego i spjnego
logicznie twierdzenia nie mona byoby poda; to sprzeczno. Taki
poziom analizy ustala, e w Kosmosie niczego nieruchomego by nie
moe; w nieskoczonoci-wiecznoci nie ma zatrzymania. - Dlaczego?
Poniewa nie ma elementu, nie ma czynnika hamujcego.
To pierwszy generalny wniosek. - I dotyczy bezporednio pojmowania
"czasu" oraz "przestrzeni". Czasu-i-przestrzeni pojmowanych tutaj
i teraz, czyli lokalnie - ale rwnie zawsze-i-wszdzie.
Po drugie, warto si zastanowi, co si dzieje, kiedy taka jedynka
si przemieszcza. To podstawa zrozumienia "czasu". Centrala musi w
swoich analizach to uwzgldni w sposb szczeglny.
Jest owa punktowa jedynka czego - i co si dzieje? Przesuwa si o
warto jeden, o jednostk. To moe by dowolna jedynka, ale warto
w opisie pozosta przy raz i na zawsze wyznaczonej jedynce. Czyli
operowa na wyrnionym obserwacj poziomie elementem najmniejszym
z najmniejszych - cegiek tego zakresu.
I co? Przesuwamy tak jedynk czego o zakres rwny tej jedynce. W
formie opisowej mona to uj w taki sposb, e miejsce oprnione
jest rwnowane jedynce. e, gdyby jedynka ponownie si znalaza w
tym punkcie, miejsce byoby cakowicie zajte.
Mam wiadomo, e brzmi to troch zagmatwanie, ale centrala musi
bra pod uwag, e chodzi o zagadnienie fundamentalne, ktre mona
uchwyci tylko opisem oglnym i obrazowym.
I teraz najwaniejsze - co si dzieje?
W tym miejscu, w takim przesuniciu jedynki o jedynk, a na takim
niskim poziomie naley umieci "czas" i "przestrze" - tu si one
zaczynaj.
Wieczny ruch "czego" poprzez "nic" - to w nieskoczonym Kosmosie
tworzy czas-i-przestrze. I wszystko.
Przecie, szanowna centralo, takie przesunicie wyznacza jednostk
najmniejszej zmiany. Co przesunite o jedynk daje jedynk czasu,
czyli wyskalowanej zmiany. Jest skala i jej "jedynkowa" zmiana, a
do tego jest kierunek zmiany. e w sensie logicznym prosta w takim
nieskoczonym Kosmosie biegnie z zawsze do zawsze, to prawda - ale
w ujciu dla nas wanym to jest zawsze odcinek, od do. Z jednostk
ten odcinek budujc i co istotne z wyrnialnym w tej zmianie
punktem szczeglnym: rodkiem.
A o wyskalowanej zmianie mona ju w analizie powiedzie wszystko.
Narzuci na t zmian rytm, ustali jego powtarzalno i wewntrzn
dynamik - i w ten sposb opisywa to, co byo - i, zwaszcza, co
bdzie.
I chyba o to centrali chodzi, prawda?
Po trzecie, w trakcie prac analitycznych dotara do naszej komrki
notatka z dziau interpretacji, czciowo pprywatna, ale istotna
- i dlatego zasugujca na drobn wzmiank w raporcie.
Ot pojawia si w wyniku prowadzonych midzy dziaami dyskusji,
w tak zwanym midzyczasie, sprawa - gdzie w ukadzie wsprzdnych
302

lokuje si odniesienie do czasu? Pocztkowo wydawao si to tematem


ubocznym i zbdnym - a na pewno nie adresowanym do dziau zmysw.
Jednak w oczywisty sposb znajduje si to "po drodze", jest cile
powizane z caoci zagadnienia - i dlatego si tu pojawia, acz w
skromnym zakresie.
Gdzie tak zwany czas w ukadzie wsprzdnych? Jedyna moliwa dzi
odpowied jest taka - e wszdzie.
Wydaje si to na pierwszy rzut oka dziwne, nawet nie do akceptacji
i wrcz do odrzucenia, ale nie widzimy innej moliwoci. Owszem, w
samym schemacie, w tej matematycznie wyprodukowanej konstrukcji, w
tym wielodziaowym wyniku badawczym - w takim ujciu nie ma osi dla
czasu, dla zmiany. Tylko e - to warto uwypukli - ta zmiana w takim
schemacie jest, jako fakt integralny i na kadym poziomie. Gwnie
z tego powodu, e nawet samo mylenie o ukadzie jako caoci czy
fragmentami, ju to dokonuje si, przebiega "w czasie". Rwnie i
krelenie jest zawsze "w czasie". - Wicej, namys matematyczny nie
moe by skrajnie pozbawiony czasu, poniewa aden element w takim
ukadzie nie jest faktem bez zmiany. Wszystko, co si na taki stan
sumuje, to albo zmiana jako taka, albo opis zmiany; kady punkt w
ukadzie to zoenie i tym samym zmiana.
Ukad jest zmian, ale rwnie tre, ktr oddaje, jest zmian. To
zawsze i tylko zmiana.
Po czwarte, skoro centrala pyta si o tak zwan "przestrze" - to
trzeba podobnie odpowiedzie: to zudzenie.
Dokadnie tak samo - jak w przypadku "czasu" - rwnie "przestrze"
to zudzenie. I wynika z tej samej fundamentalnej procedury. Wszak
jedynka przesunita o jedynk tworzy nie tylko rytm zmiany, ale i
buduje przestrze. To, co za przestrze centrala, umys nasz na co
dzie uznaje. Przestrze to wyskalowana zmiana. Jedynka jako taka
nie wchodzi w opis i poznanie, jedynki nie ma. Jedynka poznawalna
jest wycznie logicznie; to podstawa dalszego dziaania, jednak w
liczenie nie wchodzi. Dopiero jedynka w trakcie ruchu tworzy swoim
przemieszczaniem si zbir stanw, ktre cznie, jako zbir, mog
by mierzone lub ktre buduj fakt - fizyczny fakt.
Poniewa zmiana na tym fundamentalnym poziomie jest znaczna, nawet
bardzo szybka, to w moim zmysowym odbiorze, a w konsekwencji te
w interpretacji, jedynka w przemieszczaniu si wyglda jak ciao i
struktura. Jedynka w trakcie ruchu buduje fizyczn cielesno.
Ja widz, rejestruj swoimi powolnymi zmysami lini, ale to jeden
szybko przesuwajcy si element - rejestruj cigo i konkret, a
jednak w ujciu logicznym to wielo odrbnych punktw, ktre dla
mnie tworz wraenie cigoci przez swj szybki ruch - uznaj co
za jedno, a to wielo zmieniajca si jednostkami, kwantowymi
"tykniciami". I tak dalej.
Szanowna
w sobie,
skutkiem
odbiorze
ktr co

centralo, wszystko, co obserwujesz w otoczeniu, a nawet i


to zoenie. To ruch jednostki lub kilku jednostek, ktre
swojej szybkiej przemiany, buduj dla ciebie - dla nas w
stao. Nasza opoka, ta twarda w odbiorze opoka materii,
dnia i w kadej chwili dowiadczamy, to jedynka w trakcie
303

zachodzcej zmiany - to skwantowany ruch.


Poniewa tych jedynek, tych najmniejszych z najmniejszych, ktrych
do niczego ju nie mona rozdrobni, tych "atomw" jest troch - a
nawet wicej - to w efekcie, w tym swoim pdzie, nieustajco tkaj,
i to jest najlepsze okrelenie - tkaj rzeczywisto. To, co dla nas
w odbiorze jest rzeczywistoci. Tam na dnie jedynka si o jedynk
w ruchu przemieci, a to si zaptli z innymi jedynkami w okolicy
- i w naszym zmysowym, a pniej logicznym odbiorze to si zoy
we wszystko. W nas i wiat.
Ostateczny wniosek, ktry jako powany kierownik dziau zmysw i
interpretacji danych powinienem zoy na rce centrali jest taki,
e "czas", to, co za czas si powszechnie uznaje - e to zudzenie.
Konieczne, to analiza tego pojcia dobitnie pokazuje, poniewa nie
moemy tego inaczej wewntrznie uj. Przecie wiat si zmienia i
jako musimy to wyznacza, stosowa jednostk zmiany. e jednostka
taka jest pochodn jednostki na samym dole oraz w proporcji wobec
tamtej, to wnosi dopiero logiczna i pogbiona refleksja. Istotne
jest jednak to, e owej "jedynki" badanie fizyczne, a tym bardziej
zmysowe, nigdy nie signie, i trzeba mie tego pen wiadomo.
Jest, musi by jedynka zmiany - ale t jedynk moe z konkretnych
danych wywie namys, centralnie sterowany proces badawczy.
A to ju jest przestrze dziaania i odpowiedzialnoci szanownego
kierownictwa. Tak omielam si to sformuowa. - I stoj za takim
wnioskiem wszystkie wczeniejsze opisy i fakty.
Dzia zmysw zrobi co mg, teraz trzeba zawoa fachowca.

304

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 7.1 Obserwator przyrzdowy.
Wiecie, ja wadz szanuj, ja uznaj, e wadza ma racj - e std
ona jest wadz, e wie lepiej.
Nie, uchowaj, ja wadzy nie krytykuj, mi takie co w gowie nie i
nigdy nie. Tylko, widzicie, mam wtpliwoci. Tak ostatnio mnie to
byo naszo. W pracy byem, rozumiecie, zadania powierzone oraz tak
oglnie robiem - sowem, przekadaem z kupi na kupk.
Co ja tu bd wam detale w temacie zasuwa, sami tak zasuwacie, to
dobrze wiecie, jak to biegnie.
No i przychodzi do mego rewiru wadza, kierownictwo i podobne. Si
rozglda, przyglda i zaglda, znacie to. Tu zajrzy, tam pomaca, w
szczeglnoci normy wyrobnicze kartkuje. Ja, wiecie, nic, pracuj
w trybie i w wydajnoci maksymalnej. Ale wadza, wiecie, ma racj.
Wic wadza kierujca powiada, e trzeba zwikszy, e trzeba si w
wydajnoci postara, e tak dalej - sami wiecie. I wadza ju na
odchodnym powiada, e obserwatora trzeba w okolicy wstawi, co by
pilnowa tej narastajcej produkcji.
Sowem, kamer wadza ustawia tu i tam, a te popatruje na mnie i
innych.
Nie powiem, wadza ma zawsze racj, punkt pierwszy i drugi regu
tak si regulaminu pracowniczego pokazuje, ja tego nie krytykuj,
ja to szanuj, ja doceniam.
Tylko, widzicie, takie pogbione ow sytuacj mnie myli naszy na
okoliczno tej kamerowej aktywnoci kierownictwa.
Bo sami tak pomylcie. Czy taka kamerka tu lub tam to ona prawd o
yciu pracowniczym kierownictwu pod oczy podsuwa? Niby tak, mona
powiedzie, ale jednak nie, to te mona powiedzie. Bo to si tak
czowiek schyli do nonego buta, co tam pogmera - i nawet widok z
kamery nie pomoe, a sobie czowiek to oraz owo do domu przyniesie.
Sami to znacie.
Albo, rozumiecie, rzuci czek sowo materialne w stron obiektow i
kamerujc, jaki motek na ten przykad - i jest ciemno, i jest
ubytek, i jest utrata widokowa kierownictwa. A czowiek, rozumiecie,
piknie i akuratnie to lub tamto w domu ustawi na peczce. Nic si,
widzicie, z tego kamerowania dobrego nie lgnie.
Ale przecie kierownictwo swoje wie, dlatego ono kierownictwem jest.
Jak kierownictwo robolowi, to tak robol kierownictwu, takie generalne
prawo ewolucyjne jest. To sami wiecie.
Tylko e, rozumiecie, takie obserwowanie przyrzdowe to szersze w
logicznoci swojej zagadnienie - mona powiedzie, e filozoficzne
i fundamentalne. Kierownictwo, rozumiecie, spoglda detalicznie i
z bliska, czasowo i przestrzenno w powizaniu zawsze posiada i
jedno czasu akcji zachowuje. Ale, pomylcie tak zasadniczo - tak
po caoci - czy czowiek moe ufno w narzdziu pokada?
305

Nie, sprawa gboka, taka z samego dna tematycznego, omin tego i


przemilcze nie sposb.
Bo, wiadomo, w robocie czowiek sobie tak w realnoci poukada, e
sobie z kamerowaniem stanowiska roboczego poradzi, wszak kady swj
pomylunek odpowiedni posiada, zagadnienie na gruncie i w zalenoci
od okolicznoci rozwie naleycie. Sami to znacie, sami codziennie
praktykujecie.
Tylko e, widzicie, a co dalej? Co gbiej? Postawi wadza jaka w
czasie i przestrzeni kamerk albo inny przyrzd, zatrudni jakiego
jajogowego do popatrywania - i moe by problem. Powiadam, nie w
tym problem, e sobie jajogowiec co tam pozamienia w liczbach lub
innych tabelkach, tacy te bywaj, ale to drobiazg bez znaczenia i
nie warto sobie takim gwki zajmowa. Jest, widzicie, powane tak
dalece zagadnienie, e trzeba je pod uwano bra. Od niego, tak to
idzie, nasza, czyli ludzka, bytno zaley.
Sami pomdrkujcie. Jest taka przyrzdowa kamerka czy inny podobny
wynalazek - i on co tam sobie mierzy w fizycznym realu. Tu promie
wietlny jaki namierzy, tam elektronowe zawirowanie w drucie, a te
w innym jeszcze miejscu prdko autka na szosie, to ju mao jest
istotne. I, tak si teraz was pytam, co ten przyrzd mierzy? Czy owe
wszelkie wyniki, ktrymi nas fizykanci przernej maci zalewaj i
upewniaj o ich poprawnoci, czy to prawd prawdziw jest? Czy owe
przyrzdowe rezultaty to nasza prawda o wiecie?
Ha, sami widzicie, e temat zasadniczo i fundamentalnie wany. To nie
takie prostackie na logik zagadnienie.
Bo, widzicie, to tak idzie, e kady, kady element rzeczywistoci
swoj pozycj, tylko swoj w oglnym rozkadzie posiada. Niby atom
od atomu si niczym nie rni, ale przecie kady logicznie si na
innej pce dziejowej lokuje. Jeden tu powsta, inny w innej czci
czasu i przestrzeni, ale zawsze tylko na swojej, tej tam izotopowej
grzdzie dziejowej si to znajduje.
Taki byt zawsze ma tylko i wycznie swj numerek w oglnej zmianie
i zawsze cis lokalizacj na/w nieskoczonej prostej.
I jest problem, mwi wam. Czy takie popatrywanie przez obserwatora
przyrzdowego to nasze popatrywanie - i czy mona mu ufa?
Niby, rozumiecie, oczywisto tym rzdzi, takie kierownictwo jako
naczelne. Czyli e jest przyrzd i jest wynik pomiaru. A te niczego
innego nie ma, bo przecie ten przyrzd i jego obserwacja to ju w
caoci wszystko. Pomiar dokonany, wynik uzyskany tylko czy tak w
ostatecznoci to mj, biologicznie czynny wynik jest?
Taka si, rozumiecie, w gowie czowieczej lgnie mylowa szpilka i
kuje dylematem.
Bo to jeszcze gbiej mona zgbi. Przecie czowiek to wszelkie
komrki, pyny, humory, sami rozumiecie. A taka przyrzdowa bestia
to co? Jakie metale przerne, kable, plastiki i pokrta, dobrze
to sami obejmujecie. Std jest owo gboko wane pytanie: czy takie
materi i oddaleniem zaistnienia przyrzdowe narzdzie pokazuje to,
306

co dla mnie jest w yciu wane? e co pokazuje, tu obiektywna, a i


nawet pena zgoda, ale czy to moja obiektywnie obserwacja jest - tu
jest pytanie. Moe nawet i pies pogrzebany tu si znajduje.
Bo sami pomylcie, jak si wynik jaki pokae, jak przyrzd poda w
jakiej formule rezultat swojego mierzenia wiata, to on sam i dla
siebie ten wynik podaje. Ja ze swoj rozlaz cielesnoci inaczej
si lokuj, co innego odczuwam, gdzie dalej, czyli pniej si w
strukturze wiata umiejscawiam. Przyrzd podaje prawidowy wynik i
innego, powtarzam, by nie moe - ale to nie jest mj wynik, to w
szczegach dalekie od mojej pozycji. A jeeli, zauwacie, o takie
szczegy wanie chodzi, o te detale drobne, ktre o by albo nie
by decyduj, to co?
Czy mona to tak pozostawi? Czy mona si tym nie kopota?
Wecie to na gbok logik, czy obserwator przyrzdowy zawsze owe
wyniki podaje poprawnie? Jeden atom moe by co tam zmanierowany
i podele mi bdny rezultat, i co? Albo cay przyrzd w zabudowie
swojej bdzie bdnie czyta wiat, i co? Albo wszystkie narzdzia
przyrzdowe bd podpowiada wyniki, tylko e dla siebie, dla tej
ich konstrukcji, ktra przecie nie jest moj - i co?
Powiecie, e to niemoliwe, e si czepiam i wymylam problemy tam
i takie, ktre s nie tego. - Powiecie, e mona kolejny przyrzd w
pomiar zaprzgn, e cae zbiory przyrzdw mona w ich pomiarach
porwnywa i w ten sposb wyniki dobre wywie ze wiata. I tak w
ogle to dylemat z sufitu, bo do tej pory problemu z przyrzdami w
pomiarze nie byo - najlepszy dowd, e czowiek w skomplikowanych
warunkach si odnajduje i drog, na ten przykad, nie gubi.
Prawda, wszystko prawda - ale i ja swoj prawd mam. Bo to wecie w
uwaanie tak spraw, e niby foton od fotonu niczym si odmiennym
nie pokazuje, e cho raz to promieniowanie energetyczne, a innym
razem wiato widzialne - ale sprawa powaniejsza si w tym kryje,
i to znaczco powaniejsza.
Bo, zauwacie, e takie tam widzialne wiato to moe niewielkie,
ale jednak znaczce zakresem w widmie promieniowania zdarzenie. I
ono przez rne byty i obiekty jest wyapywane. Tylko e, tak si
to skada, nie dla wszystkich bytw ten sam zakres widzenia si w
ewolucji przydatnym okazuje. - Wic zadajcie sobie pytanie, takie z
tych najwaniejszych: dlaczego to si tak stao? Co si kryje, bo
si przecie kryje, w ewolucji nic bez sensu si nie dzieje - co w
tym takiego, e jedne byty, na ten przykad owadzie, e one si w
wiat poprzez zakres wysokich wietlnych drga wpatruj, a my si
w innym lokujemy? - Co si za tym kryje, pytam.
Ha, ciekawostka, powiadacie, bez znaczenia, powiadacie, niech tam
sobie owady popatruj w innym kolorze, a my w innym, powiadacie, i
tak jest dobrze, powiadacie.
A ja wam na to powiem, e le powiadacie, e bd logiczny mocny i
zasadniczy robicie, e to temat podstawowy w swoim znaczeniu. To w
ewolucji jest gboko ukryta prawda o wiecie - o tym, jak wszystko
307

si zmienia, dlaczego tak i co z tego wynika. Bo za tym, widzicie,


za tym si kierownictwo sprawcze reguy wiatowej kryje. Tak i nie
inaczej. Pojmujecie?
Bo co wynika z tego, e jaki tam owadzi byt popatruje w innym, w
naszym pojmowaniu dalekim fiolecie? To taka sobie tam ciekawostka,
jak to mwicie? Nie, i jeszcze raz nie, zapamitajcie to sobie. Za
tym si kolejno tworzenia bytw, a szerzej wiata kryje. Przecie
ten owadzi konstrukt zbudowa si w takiej konkretnej postaci ile
tam lat temu i w jego konstrukcji odcisna si okoliczno, jedna
i jedyna okoliczno dziejowa. W jego ciele i w sposobie, w jakim
oglda wiat - w tym jest zawarta informacja, co znajdowao si w
tym czasie w centrum, co wwczas byo szczytem fali zdarze.
Owszem, fotony byy fotonami, ale rodek zmian lokowa si w innym
punkcie ni dzi - i to do tamtego punktu dziejowego dopasowane w
maksymalnym stopniu jest postrzeganie tego owadziego obserwatora.
Dzi wiat ju jest w innym miejscu.
To byo dawno temu, powstanie tych bytw to odlega historia, ale
w ich biologicznej budowie tamten moment jest cigle obecny - wic
wpywa na ich dzisiejsze moliwoci. Dopki wiat nie zmieni si w
tak zasadniczy sposb, e wwczas zaistniae przestanie aktualnie
si sprawdza, tak dugo taka konstrukcja bdzie istnie. Jednak,
co zrozumiae, biada tworom, ktre rozejd si ze stanami wiata,
ich koniec jest przesdzony.
Rozumiecie? Zawsze jest jaki szczytowy stan na fali, taka dobra i
najlepsza okoliczno, taki, wiecie, szczyt gry, z ktrej cao
aktualnoci wida. Tylko e, rozumiecie, ta fala sobie pynie i co
byo przed momentem punktem najwyszym, teraz ju przeszo, sobie do
historii odpyno - i inne jest tym szczytowym szczytem i na nim
si szarogsi. Ale i ono za ciut zejdzie w otcha czasu, i co innego
bdzie w punkcie maksymalnym - i tak dalej. Rozumiecie? To zawsze
chwila i moment, nigdy co trwaego, zawsze tu i teraz.
I taka to chwila, taki moment pokazuje si w ciele tego lub tamtego.
Jak powstao w konkretnym punkciku dziejw, to tak jego konstrukcja
to w sobie cignie pokoleniami i warunkuje jego istnienie - kiedy
to tam si zadziao, a tu si pokazuje.
Rozumiecie?
Owady - trzeba mie tego wiadomo - zaistniay dalece przed nami,
my ze swoimi patrzakami jestemy pniejszymi w historii. Dlatego
w chwili naszego formowania si dominowa inny rodek, widzimy co
innego oraz inaczej. To nasza "pka" w czasoprzestrzeni, nikt inny
tutaj si nie lokuje. I tylko w tym miejscu moemy si caociowo i
w peni znajdowa, tylko tutaj jestemy dopasowani. My std i teraz.
I na zawsze tak.
Prawda, mamy wstp do innych zakresw, ale tylko poredni, poprzez
obserwacje innych bytw. eby zobaczy, co si dzieje w tamtych i
dla nas nigdy bezporednio dostpnych miejscach, musimy korzysta z
przyrzdw lub innych struktur. Kady, powtarzam, kady byt okupuje
swoje i tylko swoje miejsce w czasoprzestrzeni, wic tylko dla tej
chwili jego obserwacja jest poprawna - natomiast kada inna jest z
308

bdem. Im dalej, tym z wikszym bdem.


W przypadku obserwatora przyrzdowego, wic cielenie i struktur
bardzo odlegego od tej naszej krwistej i wodnistej zabudowy, tak
pozyskane dane s z samej zasady mao przydatne. Bo to bardzo ju
dalekie "spojrzenie" na wiat - potrzebne i jedynie moliwe, ale w
bardzo zgrubnym ujciu; to do nas mao zbiene informacje, dlatego
trzeba mie wiadomo ich oddalenia i innoci.
Co to podpowiada, co o otoczeniu mwi, jednak zawsze z bdem, z
gboko skrytym bdem. I zawsze trzeba to w analizach uwzgldni.
A te poprawi oraz tumaczy z przyrzdowego na nasze. Informacja
przyrzdowa jest wan, ale staje si powanie istotn dopiero po
odniesieniu do naszej pozycji. W innym przypadku, bez wprowadzenia
poprawki, przyjmowanie wynikw z penym zaufaniem jest zwyczajnie
nieporozumieniem.
I bdem. - Bdem, ktry moe okaza si ostatnim.
Pojmujecie? Biada bytom, ktre czy to w swojej cielesnoci uywaj
nieaktualnych elementw, czy korzystaj z pomocy obserwatorw ju
dalekich od stanu rodowiska - biada im, poniewa opieraj dalsze
swoje istnienie na znieksztaconych danych.
e to grozi kopotami i wykolejeniem? C, prawda...
Wszak, sami przecie rozumiecie, jak "kierownictwo" robolowi, tak
"robol" kierownictwu.

309

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 7.2 - Dusza-i-ciao.
Witam serdecznie.
Mamy dzi tak wielu suchaczy, e zaczynam si niepokoi, czy aby
nie zasza pomyka wywoana tematem spotkania. Oczywicie jestem
rad, e pastwo przyszlicie tak tumnie. I mam zarazem nadziej,
e nawet jeeli jest to powodowane nieporozumieniem, to wyjdziecie
zadowoleni. Chciabym jednak spraw wyjani ju na wstpie. To i
tak musiaoby si pojawi, poniewa poprzednie z tego cyklu nasze
spotkanie byo czas jaki temu, wic w ramach przypomnienia co o
sprawie trzeba powiedzie - ale postaram si to zrobi w wymiarze o
stopnie wikszym od wstpnego zaoenia. Mog bowiem zakada, e
cze z naszych goci jest tu pierwszy raz.
Musz rwnie uprzedzi, e nie jest to temat pojty religijnie, a
wic tradycyjnie - to nie ten poziom dyskusji, to nie takie ujcie,
to nie takie spotkanie. Jeeli kto z zebranych przyszed z myl,
e czego si dowie o duszach, ich przemieszczaniu si, o zakresie
"poza", jako tam pojtym zakresie "poza", zalenie od osobistych
preferencji, c, by moe si rozczaruje. A moe nie, bd stara
si nie zanudzi. Z tym, co od razu dodaj na zacht, odniesienia
do religii, rnych religii, bd czste, a wrcz s kanw obecnej
prezentacji.
Religia, filozofia, logiczny namys nad wiatem, to centralny w tym
dzisiejszym spotkaniu element dyskusji.
Witam raz jeszcze i przechodzc do tematu, chciabym zacz choby
od oglnego omwienia tego, co koledzy na poprzednich spotkaniach
prezentowali. Przypominam, a obecnych pierwszy raz informuj, e w
tamtych pogadankach, ktre nosiy tytu "Dostawka do umysu", byy
to dwie prelekcje, wwczas zostaa zaprezentowana myl, e wielce
w kontakcie z naszym codziennym otoczeniem przydaa by si swoista
"przystawka", czy jak to nazwa. Urzdzenie, ktre przejmuje pen
kontrol nad czeniem umysu, wanie umysu, nie tylko mzgu, ze
wiatem zewntrznym. Dzi, wystarczy si tylko rozejrze, jestemy
w pewnym, a nawet w dosownym sensie niewolnikami. Owszem, kade z
widocznych urzdze samo z siebie jest nam potrzebne, a nawet ju
niezbdne do ycia. I wszystko byoby pikne. Ale kady przyzna, e
zaczyna si to robi kopotliwe. A to trzeba podadowa, a to co
ustawi lub poprawi, tu zmieni i dopilnowa - i w ogle czujemy
si zniewoleni. Kable, fale takie i inne, terminy, rozmowy zawsze
i wszdzie, bo naciskaj - wszystko trzeba pilnowa. Nie musz si
duej rozwodzi, kady to zna.
I teraz prosz sobie wyobrazi, e to wszystko jest w jednym, ju
na zawsze jednym urzdzeniu. A do tego nasza aktywno zupenie w
nim nie musi grzeba, jest i jest - a czowiek korzysta w peni, na
kadym kroku i zawsze. adnie brzmi? Widz, e adnie. Jedno takie
skromne urzdzonko - a czy, odbiera, pozwala wczy co si chce
310

w technicznym otoczeniu, kontaktuje na wszelkie sposoby, ktre dzi


ju znamy, albo kiedy tam inynierowie wymyl. Kady chciaby co
w ten dese posiada. Ja na pewno.
Ale jest problem - zasadniczy: nasza indywidualno; osobnicza, tak
dla nas cenna osobowo. Cenna dla nas, ale ogromne wyzwanie, kiedy
to trzeba sprzgn ze wspomnianym technicznym otoczeniem. Jednego
obywatela wiata mona zdekodowa, odczyta jego sposb notowania
danych, ale milion, ale miliardy? To po prostu niemoliwe, nie da
si, aden inynier takiego zbioru nie odczyta. Problem? Tak, jest
problem.
Ale - to na pocieszenie nam natura daje - jeeli jest problem, to i
rozwizanie si znajdzie. Jak co w wiecie stanowi cian, ktrej
podobno si nie pokona, to zawsze jakie obejcie te mona odkry
i omin zawalidrog.
Jak to si powiada, gow muru nie pokonasz, ale jeeli brak innych
narzdzi, warto sprbowa.
Na poprzednich prelekcjach omwione to zostao szeroko - ogranicz
si wic do stwierdzenia, e wyjciem jest indywidualne, takie od
pierwszych chwil istnienia osobnika, notowanie jego funkcjonowania
w umyle. W mzgu, jako faktu biologicznego, ale i umyle, caoci
funkcjonalnej. Czyli nonika i treci abstrakcyjnej.
Zbudowanie i dalej wykorzystywanie tak rozumianej "przystawki", to
pozwala - ju realnie i technicznie pozwala na pokonanie wspomnianej
bariery osobnoci-odrbnoci kadego bytu.
Jest "porednik", ktrym czy ze wiatem i odbiera pynce z tego
wiata sygnay. I fajnie.
Tylko e to jest najmniej wane zagadnienie. W tej chwili zbliam
si ju do dzisiejszego tematu - poprzednie etapy to wanie takie
podczenie do otoczenia, wielce uyteczne, jednak banalne. Chodzi
o co znacznie istotniejszego.
Prosz zwrci uwag, e "przystawka" - urzdzenie dziaajce sobie
"w tle" osobniczej aktywnoci, e ono nie tylko kontaktuje, ale te
zapisuje kwant po kwancie, element po elemencie tak osobowo - i
to w skali caego istnienia. Co wicej, dziaa technicznie tak, e
zachowuje, prezentuje si w swoich funkcjach identycznie, jak to w
przypadku mzgu mona obserwowa. Zgoda, materialna substancja do
tego dziaania uyta jest inna, praktycznie kada, ktra si nada ale funkcja, sposb reagowania, dziaanie jest identyczne.
Nie ma znaczenia nonik - wane, eby procesy byy takie same.
Nie ma znaczenia, w czym i na czym si myli - najwaniejsze, eby
logicznie.
Czyli, to bardzo istotne, w chwili maksymalnie dla osobowoci ju
wanej, w chwili koca istnienia, pojawia si taka konsekwencja i
niezwyko tej "przystawki-dostawki": jeden obiekt, struktura ze
wszech miar pena, ale biologiczna - to si koczy, a po drugiej i
cigle aktywnej stronie jest owe "urzdzenie".
311

I co? Prosz si na chwil zastanowi - czy to dalej mona okrela


"urzdzeniem", std znak umownoci w wypowiedzi.
Czy to jest urzdzenie? ...
Widz pewne, a nawet spore zakopotanie - i susznie. To jest, i to
pod kadym wzgldem, stan niezwyky, ale to na pewno nie urzdzenie.
Dlaczego nie urzdzenie? - Przecie, tak na oko, nic si w stosunku
do stanu "ciut" wczeniejszego nie zmienio. Ta "drobna rnica" to
brak zauwaalnej aktywnoci biologicznej konstrukcji, tak istotnej w
poprzednim okresie. Mona by powiedzie, e to bana, nic wielkiego,
ale nie zamierzam ironizowa. Jednak w praktyce zachodzi tylko taka
rnica, nic wicej...
A zarazem jest zupenie co nowego, to si czuje - nawet nie trzeba
si w temat wgbia. Przecie poprzedniej osobowoci ju nie ma a jednoczenie jest dalej.
To jest konsekwencj tak pojmowanej "przystawki". Co si zakoczyo
- ale co trwa dalej. I to aktywnie.
Sowem, warto to sobie uzmysowi, w chwili przejcia, to pozornie
drugorzdne urzdzonko, wychodzi na plan pierwszy. I to ono teraz
spenia w wiecie, i to w caej peni, aktywn rol osobowoci. Po
prostu jest t osobowoci. Niczym, dosownie niczym w zawartoci
nie rni si od struktury biologicznej - na zmian wiata reaguje
tam samo, jak poprzedni byt - jest po caoci tym bytem. Wszystkie
funkcje oraz "narowy" poprzednika s szczeg w szczeg zapisane w
archiwum, nonik si zmieni, jednak zawarto pozostaa i zmienia
si tak, jak poprzednia konstrukcja - wszystko, wszystko zachowane
i stabilne, a przecie inne.
Osobnik si skoczy - osobnik istnieje.
Czy to czego nie przypomina? Zadaj to pytanie pod adresem osb,
ktre nie uczestniczyy w poprzednich spotkaniach, wwczas zostao
to zasygnalizowane. Czy to czego nie przypomina?
Dokadnie - dusza ulatuje w zawiaty. Czyli przechodzimy po wstpie
do zasadniczego dzisiejszego tematu: "wdrwki dusz". Ale zwracam
uwag, e w liczbie mnogiej, to nie chodzi o jednorazowe takie tam
sobie przejcie osobnicze, ani te jednostkowe. - Tu chodzi o fakty
liczne i powszechne. I techniczne.
Wanie, techniczne. To w tej chwili jest zasadniczy, gwny - ten
najwaniejszy element rozumowania. W tej chwili chciabym przej
nie do oglnych rozwaa, jak si duszyczki przemieszczaj, wdruj
po i w wiecie, ale do zagadnie technicznych. Nie w szczegach,
bo to niemoliwe, to zostanie wypracowane w przyszoci i na pewno
nie bdzie atwe do uzyskania, ale do samego faktu, e to staje na
porzdku dnia - i staje si realnie dostpne. To ju nie logiczne i
filozoficzne (albo religijne) ustalenie odnoszce si do skrajnego
faktu istnienia, czyli mierci - ale zagadnienie moe nie proste do
rozwizania, ale rwnie nie niemoliwe do pokonania. To ju wida
na horyzoncie.
Mwic inaczej, "wdrwki dusz" - przesiadanie si z ciaa do ciaa
312

- to nie fantastyka czy modlitewne zawoanie, ale realno. Jeszcze


nie do przeprowadzenia, ale ju do logicznego opisania. A skoro w
taki sposb jest to dostpne, to "za chwil" zaistnieje fizycznie i
w codziennoci.
Czy dla kadego? C, zapewne bdzie rnie, jak zawsze - ale tak w
przyszoci... Moe i dla kadego.
Chc mocno podkreli ten techniczny i fizyczny aspekt zagadnienia
i jego znaczenie. To za moment pozwoli mi przej dalej. - Chodzi o
to, e logicznie staje si strawne i atwo akceptowalne to, co dla
wielu sceptycznie nastawionych do koncepcji "duszy" jest obecnie i
od dawna nie do przeskoczenia. Chodzi o fakt, e samo podejcie i
analiza przechodzi z obszaru jako "poza", dziwnego i kopotliwego
do pogbionej analizy - w obszar codziennoci, wrcz banalnoci.
Z niezwykoci logicznej, do zwykoci technicznej.
I to jest w tym tak istotne - to jest sedno zagadnienia.
Oto okazuje si - z pewnym zaskoczeniem dla obu stron dyskusji - e
pojcie "duszy" upraszcza si, e to nic nadzwyczajnego. Ot, tylko
trzeba "zawarto" gowy osobnika pozna, zapisa na innym noniku
i w chwili kracowej przenie w now lokalizacj. e to realnie i
praktycznie przebiega musi w sposb skomplikowany, ju pado - ale
to w tym ujciu jest spraw ktr tam z rzdu, technicznie wan,
jednak w logicznym opisie zbd. - Zwracam na to uwag, za moment o
tym co w opisach si pojawi.
Czyli co do tej pory wrcz mistycznego i maksymalnie niezwykego,
sawetna na wieki "dusza", to okazuje si odniesione do jednostki
i fizycznego zanotowania, zawsze tylko do jednostki. I traci przez
to charakter wyjtkowoci - z wszelkimi tego konsekwencjami.
Czyli moe by przenoszone, dosownie ju wdrowa poprzez ciaa, i
to najrniejsze. Ograniczenia wynikaj tylko z fizyki i pomysowoci
- lub zapotrzebowania; teoretycznie mona si "wpisa" w kady stan
tej tutejszej rzeczywistoci.
I tym samym spenia si to, co wiekami i przez wszelkie dyskusje w
dziejach byo poodnoszone.
I to jest najciekawsze dla mnie w tej chwili - ten logiczny, idcy
tysicleciami i dowolnymi filozofiami koncept, e jest "dusza", e
moe wdrowa, e trzeba to a to wykona, eby taki stan osign
i ze korzysta.
Zwracam na to uwag, to byo od zawsze. Obecnie w ujciu logicznym
przechodzi do strefy technologii - ale mylowo to byo "od zawsze".
Czy to przypadek? Oczywicie nie. Absolutnie nie. Ale nie dlatego,
to w stron zwolennikw koncepcji duszy, czego niematerialnego i
podobnego mwi, e tre pojcia "dusza" jest taka, jak to sobie
w analizach pastwo przedstawiacie. Ale te nie dlatego, to znw w
stron przeciwnikw "duszy" mwi, e to pomys bzdurny czy daleki
od wiata, nic podobnego. - Pojcie "duszy" jest jak najbardziej, i
to przecie powyej pokazywaem, zasadne - to osobniczy zbir tych
w gowie zawartych abstrakcji i poj. A przez to nie bd, to nie
313

nadinterpretacja czy pobdzenie w analizach. e w dziaaniach na


pojciach do tej pory to mistyka i filozofia zawaszczyy - to nie
oznacza, e to by logiczny bd. Bo nie by.
Po prostu aktualnie zaczynaj si tym zagadnieniem zajmowa osoby
techniczne, wczeniej nie byo do tego podstaw. - Tematyka ta sama,
zmieniy si jedynie okolicznoci.
Tak, trzeba wyj od generalnego stwierdzenia: nie ma, nie ma - nie
moe by analizy, adnej konstrukcji logicznej, albo fizycznej tym
bardziej, ktra byaby sprzeczna ze wiatem, z jego prawami. Moe
na poziomie sownictwa i stosowanych obrazw mie to rne, jako
tam wypracowane upostaciowanie, to wszystko jest jednak wycznie
powierzchnia, najmniej wana - to literacka albo mityczna warstwa,
nic istotnego. Dla wielu najwaniejsza oraz jedynie dostpna, ale
- patrzc logicznie - zupenie nieistotna.
I teraz prosz tak wanie potraktowa koncepcj "duszy", jako co
poprawnie wypreparowanego z otoczenia, ale tylko logicznie. e to
stan realny potencjalnie, ale nie usamodzielniony, to nigdy nie jest
i nie moe by odmaterializowany i jako tam nadrzdny fakt.
To nigdy nie jest "fakt", ale moliwo logicznie poprawna; na dzi,
a do momentu zbudowania "przystawki", to tylko i wycznie moliwo
teoretyczna.
Warto sobie w tym momencie postawi pytanie, dlaczego taka formua
definiowania wiata i elementu wiata si pojawia? Czy to polega
na "objawieniu", "natchnieniu" - albo jako tak?
Moim zamiarem, i wszystkich tu wystpujcych, jest ch prezentacji
wanego tematu, ale nie tworzenie negatywnych emocji lub obraanie.
Dlatego nie chciabym, eby uywane terminy wzbudzay takie stany nasze spotkania maj co pokaza, ale nie drani. Mog domniemywa,
e niektrym wanie taki niezwyczajny ("duszny") poziom tumaczenia
wiata odpowiada, szanuj to...
Problem tylko w tym, drodzy pastwo, e jest to pojcie naduywane,
to po pierwsze, a po drugie - co tu istotniejsze - mocno i gboko
nieprecyzyjne. Niby wiadomo, o co chodzi, niby wiadomo to od razu i
dla kadego, jednak kiedy si wgbi, kiedy analizowa szczeg po
szczegle - kiedy odnosi do wielowtkowej i przez histori idcej
dyskusji na ten temat... to, sami pastwo przyznacie, jedno duszy
okazuje si wieloci, co wida, ale nieostro, a wszystko zanurzone
jest w tak licznych indywidualnych skojarzeniach, e gbszy sens,
ktry w tym przecie jest - ten sens staje si nieuchwytny. Dlatego
uwaam, e to pojcie jest fundamentalnie "obcione" - czyli mona
go uywa, ale na zasadzie ograniczonego zaufania.
Nie, nie jest faszywe, jest jak najbardziej prawdziwe, poprawnie ze
wiata zostao wywiedzione - wic jest prawdziwe. Ale jest zarazem
nieostre i wymaga wielu doprecyzowa. Rwnie technicznych.
W takim ujciu jest prawdziwe, e istnieje. Tak, dokadnie tak: co
istniejcego nie jest bdne - istnieje, wic dopasowao si, spenia
kryteria zaistnienia, spenia wymogi wiata. - Prawda, w przypadku
tu omawianym, duszy, taka abstrakcja pojawia si nagle, dla osobnika
314

tworzcego to pojcie (czy podobne) ma to znamiona olnienia, to co


cudownego - to "sygna" (i "spoza"). Wszystko biegnie w gowie, te
fizycznie, te podprogowo, dlatego byt nic nie wie o procesie i jego
uwarunkowaniach, ktre do takiego ustalenia doprowadziy.
Zwracam uwag, dla osobnika to poziom skryty, wszystko poniej jego
"mylenia", tego strumienia myli - cay techniczny (technologiczny)
poziom jest skryty i z zasady niedostpny - warunkuje zmian, jednak
nie jest poznawalny.
Dlatego rezultat operacji na abstrakcjach musi si wyda zaskakujcy
- lub wanie "objawiony". W tym rozumieniu to rzeczywicie proces
"spoza" - spoza poznania. Ale na pewno proces z zakresu doznawania
i komentowania. Std jego znaczenie oraz sia emocjonalnego raenia,
e tak si wyra.
Ale zarazem jest to gboko sprzeczne z logik jako tak - bo nie
ma "objawienia": jest obrbka materii i na tej podstawie ustalanie
abstrakcyjne faktw. I zawsze tylko faktw. - Nie ma objawienia w
takim znaczeniu, e to jest absolutnie spoza, z "czego" czy "kogo",
to zawsze std i teraz. I zawsze w tym konkretnym osobniku. - Tak
zwane "objawienie" czy olnienie (sawetne "eureka!"), to efekt, i
to dugiego, obrabiania abstrakcji, analizowania wiata oraz relacji
w nim, to rezultat i skutek zmian - tylko e nagy; wczeniej byy
etapy porednie, zaniky i zatary si, a jest wynik. I on jawi si
jako niezwyky, podnieca i wzbudza emocje - albo wrcz "nakazuje"
jakie zachowania.
Psychologicznie proste, fizycznie i cielenie banalne - ale skutek
dla uytkownika abstrakcji dojmujcy. Przecie w jego gowie tworzy
si co nowego - dla niego zupenie z niczego. Dlaczego? Bo swojego
mylenia nie uwaa za co namacalnego - nie moe tego poziomu nigdy
i w aden sposb sign. Korzysta z niego, tworzy si wynik-myl,
z ktr si co wie - ale procesu fizycznego nie siga. Rezultat
operacji pozwala na przykad rozpali ogie - albo i zasad wiata
wyjania, to ju nie ma znaczenia.
I teraz istotne w tym kontekcie pytanie: czy religia, filozofia,
albo naukowe dziaanie (i zupenie dowolne ju dziaanie) - czy to
moe prowadzi do faszywego obrazu wiata?
Kto powie, e moe i e czsto moe. I popeni bd.
Tak, to warto - a nawet trzeba sobie wyranie powiedzie: nie ma i
nigdy nie byo w dowolnie prowadzonym dziaaniu logicznym pojcia
lub abstrakcji, ktra byaby sprzeczna wzgldem wiata. Kada jest
poprawna i kada co o wiecie mwi.
Widz ruch na sali i niedowierzanie. Tak, taka jest ostateczna, na
bazie logiki przeprowadzona analiza moliwych systemw odnoszcych
si do rodowiska. Nie ma bdnych, oderwanych od rzeczywistoci i
przez to gupich czy jako tak okrelanych struktur. Nauka rodem z
najbardziej naukowego laboratorium - filozofia z najlepszego sortu
umysu - religia lub magia - zawarto gowy osoby z psychiatryka to wszystko jest poprawne ujcie wiata. Jeeli co istnieje, to w
sobie zawiera poprawne odczytanie wasnoci wiata.
315

Powtarzam, jeeli co istnieje, fizycznie czy jako abstrakcja - to


jest poprawne - spenia wymg poprawnego zdekodowania wiata.
Znw widz poruszenie, a niesusznie. Ju z samego faktu, e co w
realnoci funkcjonuje - ju to oznacza, e zawiera w sobie reguy z
tym wiatem zgodne, z jego stanami.
Owszem, i std si zapewne bierze na sali widoczne zaniepokojenie,
owszem, jest zrnicowanie w takim dziaaniu - w jego skutecznoci.
W jego mniejszej albo wikszej do wiata przystawalnoci. - Jednak
tylko tak.
Logicznie kady system objawiajcy si zaistnieniem jest poprawny.
Co istnieje - to oznacza, e uwzgldnia reguy wiata.
Mwic inaczej, jeeli jaka religia, dowolna religia, dopracowuje
si pojcia "duszy", czy adekwatnego, to przecie wypracowuje to w
oparciu o stan wiata - przecie niczego innego nie ma do odbioru i
poznawania. To fizyczno wiata i zachodzce w nim zmiennoci, to
wyznacza zakres takiej analizy, jest punktem odniesienia - ale te
jest weryfikatorem ustale. e dzieje si to najczciej zupenie
niewiadomie w gowie analizujcego? Pena zgoda. Inaczej zreszt
to nie moe przebiega. - Zasadniczo to cakowicie i zawsze dzieje
si bez wiadomoci takiego odniesienia. Osobnik w swoim zakamarku
rzeczywistoci prowadzi eksperyment, fizycznie lub logicznie, ale i
tak zawsze jest skonfrontowany ze stanem wiata - i nigdy inaczej.
Bo wiat to jest wszystko, co ma w takiej analizie. I dlatego musi
uzyska na kocu kombinowania pojciowego opis wiata we wszelkich
jego przeobraeniach, niczego innego nie uzyska.
Moe nie mie zupenie wiadomoci o mechanice kwantw i gbokiej
zasadzie rzeczywistoci - i najczciej jej nie ma - ale dziaajc
w rodowisku i w jego fizycznej zmianie zawsze si do tego rytmu i
tej reguy stosuje. Istnieje - wiec si stosuje. I tym samym moe
uzyska poprawny wynik operacji na kwantach, zupenie nie wiedzc,
e co takiego jest. Liczy si samo dziaanie, rezultat i tak musi
- musi by poprawny.
Owszem, jak to ju mwiem, na poziomie sw to moe by rnorako
definiowane, to zaley od tego, co zostanie wstpnie wprzgnite w
tak analiz. Jak wyjdzie si od aniow i podobnych, to przecie
na kocu nie pojawi si kwarki czy kwanty, to oczywiste. Ale gdy
jest to poprawnie przeprowadzony dowd logiczny, to gboki zakres
analizy oddaje prawd, jest opisem wiata. Musi takim by.
Fakt i prawda, mona w takim zbiorze logicznie rwnowanych sobie
systemw, ale ju zewntrznie do tego zbioru, przeprowadzi co na
podobiestwo drabiny uytecznoci, czyli wprowadzi klasyfikacj z
uwagi na korzyci dla stosujcego taki system. I w tym ju ujciu
wczeniej ustalona jednakowa dobro - to wyglda inaczej: uzyskuje
si gradacj. Czyli okazuje si, e system, w ktrym dominuje, tak
przykadowo, podkowa przybita nad drzwiami na szczcie, e taki w
wiecie ustalany porzdek moe i si sprawdza dla korzystajcego z
niego, ale ju dla innego osobnika nie, e tene inny osobnik jest
sam dla siebie kowalem losu. W innym przypadku to dopiero zasada z
mechanik kwantow okae swoj przydatno, itd.

316

Co wane, w takim zestawieniu, zwracam uwag, podejcie religijne


nie jest ze i na straconej pozycji. Dlaczego? Poniewa powstawao
dugo, dlatego mogo dopracowa si, i to po wielekro, zgodnych do
wiata abstrakcji, ilo prb weryfikacyjnych bya wielka i przez
wielu prowadzona. A to dalej oznacza, e skoro takie postrzeganie
otoczenia jest i posiada swoich uytkownikw i zwolennikw - to ma
dla nich praktyczne, yciowe znaczenie. - Czyli musi odpowiada na
zapotrzebowanie, w jakim zakresie si sprawdza. A skoro tak, jest
dobre i potrzebne. Dla tej konkretnej jednostki, ale potrzebne. I
nie mona tego negowa.
e dzi takie podejcie sprawdza si dla coraz mniejszego zbioru
odbiorcw, a wic codziennych eksperymentatorw oraz coraz gorzej
- fakt. Po prostu w wiecie zaszo tak wiele zmian, e odpowied w
formule religijnej zwyczajnie za t zmiennoci nie nad. Gdzie
skrajnie, wanie "dusznie", posiada to dla niektrych sens, tylko
ju wyranie wida, e ten zakres tumaczenia rzeczywistoci spada
w hierarchii, z gwnego i jedynego - do uzupeniajcego, jeszcze
obecnego, ale ju raczej magicznego. A nawet i zbdnego. Podejcie
motywowane filozofi religijn, w zderzeniu z nauk i jej "cudami",
z technicznymi moliwociami... C, wynik jest wiadomy.
Z religijnego pojcia "duszy" mona w analizie wycisn niewiele, z
pojcia "materialnej duszy", tutaj w analizie prezentowanej - cae
zbiorowisko zastosowa. I to takich, o ktrych mwiy najrniejsze
religie. Tylko mwiy.
Czyli, jak sobie religia wypracowuje po ilu obrotach sfer pojcie
"duszy", to oznacza, e pozyskuje je w oparciu o wasnoci wiata
i nie bdzi w takim dziaaniu. Bo nie moe.
Fakt, moe sobie jaki filozof, co to w swojej jaskini przesiaduje
i do dziaania wystarczy mu miska zupy, moe taki osobnik w chwili
wolnej byt i niebyt w jego wiecznej i nieskoczonej formule raz i
po wielekro analizowa. I zawsze co uzyska. Co, to ju zaley od
tego, z czego wychodzi. Ale uzyska, musi; tak to si w gowie tego
osobnika dzia dzieje, i inaczej nie moe. Abstrakcja z abstrakcj
wchodz w zwizek fizyczny w tej gowie, std jest nowo, rwnie
abstrakcyjna na wyjciu... Oczywicie pojawia si problem, jak to
zweryfikowa, sprawdzi. - Czasami wystarczy przetrze oko, eby w
analizie wykry mao dokadne ustalenie, czasami trzeba tysicleci
i wielkich konstrukcji, eby "atom" rozbi na elementy.
Myl wzlatuje swobodnie - cho zawsze materialnie - jednak zasady
fizycznego oraz zmiennego wiata ustala si dugo i wolno.
Odwoam si do wczeniej powiedzianego o "przystawce" - e pojawia
si w chwili brzegowej stan, e ciao odchodzi w niebyt, ale pene
odwzorowanie zawartoci osobniczej - e to pozostaje. I dziaa ju
samodzielnie.
Przecie to techniczne zrealizowanie ujcia duszy. W tym zawiera si
ten istotny fakt.
W zakresie religijnym trzeba to a to i odpowiednio wykona - tu, w
wiecie tranzystorw czy trybikw, tak samo: te trzeba zestawi i
317

zestroi. Efekt logicznie jest ten sam: dusza - czyli ju wanie


fizycznie pojta dusza. Przechodzi sobie z ciaa w kolejne ciao,
"ulatuje", wydostaje si, uwalnia z formy poprzedniej - i znajduje
oparcie w kolejnym bycie. Fizycznym i zawsze fizycznym, a przecie
kolejnym. "Wdrujca dusza".
W ujciu religijnym wystarczy speni rytua, to w jednej z takich
form, albo przej cay koowrt moliwych cielesnoci, zanim si
w nieskoczonoci rozpuci - ale zasadniczo to to samo. Zreszt, to
warto podkreli, nawet te sygnalizowane ujcie, pozornie mityczne
tylko i literackie, tak na dnie odnosz si do moliwych i realnie
technicznych do zastosowania drg przemian. Czyli wanie jedno i
ostateczne przejcie w wiat "dalszy" - albo mnogo cykli, a si
to lokuje w dalekim horyzoncie wiecznoci. Sowna, abstrakcyjna w
takim opisie warstwa jest, w odniesieniu do poziomu technicznego,
dziwaczna i bez sensu, jednak logicznie, a wic gboko, tosama.
Czy to oznacza, e my czowiek wkraczamy w "er duszy"?
Tak to trzeba postrzega. Nam tu obecnym to w adnym przypadku ju
nie grozi ani jest osigalne. By moe bdziemy to obserwowa, by
moe nawet nie bdzie to taki odlegy punkt, wszystko dzi pdzi i
zmienia si szalenie, ale osobicie, jako byty fizyczne, ju ziemi
"po drugiej stronie" chwili przejcia nie zobaczymy, to nie nasze
pokolenie. Ale jako zbiorowo musimy si na to szykowa, to wida
ju wyranie. e bd problemy? Ech, przeliczne, ogromne, z naszej
dzisiejszej perspektywy niebotyczne. Choby energetyczne, choby z
tym, jak tak populacj wyywi, zaj czym, itd. Ale to ju nie
my, to nie nasze zmartwienie. Ale ono nastanie, nie ma od tego po
prostu odwoania.
Jeeli co jest moliwe, to zaistnieje.
Chyba, e analizujcego nie bdzie...

318

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 7.3 - Kredowe koo poj.
Sprawa, tak na oko, prosta i banalnoci pospolita.
Wiadomo, jzyk wyznacza granice wiata, a stosowany zasb abstrakcji
- ktrymi znaczy si otoczenie - to wszystko, czym rozum jest. Oraz
wszystko, czym rozum dysponuje. I nie ma od tego odstpstwa.
Bo jak ju osobnik zasidzie pord yciem si objawiajcych bytw
i jak go ju w zakres zwyczajnie niezwyczajny elazna logika rytmu
ewolucyjnego w caoci wessie (czy wepchnie), to wszechkierunkowo si
rozglda wzrokowo i wszelkie konstrukcje zmysami doznawane jako tam
nazywa - tak osobnik ma, tak mu si w epetynie poprzez wieki rozumem
rozrosej to wszystko objawia.
Co se popatrzy w zakamarek materialny albo inn dziurk w wiatowej
niecigoci, to zaraz wyskakuje z niebytnoci nazwa abstrakcyjna czy
inna liczba. I sprawa jasna si robi, cao po horyzont obaskawiona
i oswojona. A jak ponazywane, to i obmacane, czyli mona krok pewnie
postawi i adna przepastna czer pod stop si nie rozstpi.
Wychodzi w takowym dziaaniu czek z aktualnoci i poprzez bolesne
obijanie si o kanty (i kwanty) bezkresu nabywa w omijaniu zasadzek
coraz wikszej wprawy, a pozyskane dowiadczenie w reguy, a take
i rytuay przerne przyozdabia. I dobrze na tym wychodzi. Oglnie
i generalnie dobrze.
Ale nie zawsze tak si to dzieje, abstrakcja pomaga kolejny krok w
realnoci wykona, ale potrafi rwnie zniewoli, kajdanami rwnie
silnymi, jak te materialne omota - a nawet na zatrat wyprowadzi.
Bo pojciowe nazewnictwo w sobie moc wielk zawiera i w realnoci
drog zestawia oraz wspomaga w poznawaniu wiata - ale te granic
tym samym tworzy, jzykow zason nieprzebyt z nitek zda i sw
tka; zdradliwy urok "pajczyny poj" wyznacza mj wiat oraz jest
tym wiatem. - Tak to jest.
Siedzi sobie, na ten przykad, kto w chwili dziejowo pocztkowej,
jeszcze nie ogarnitej rozumnie w caej peni, a nawet zupenie w
ten czas jeszcze nie wyrozumowanej - siedzi dajmy na to w jaskini
albo na innym zadupiu przedpotopowym. I tam sobie kawakiem materii
o drugi stuka. Tak to yciowe przypadoci urozmaica, bo akuratnie
szczliwym zbiegiem okolicznoci najad si by do sytoci, a te
akuratnie na nikogo z dusz bratnich nie poluje - a i nikt na niego
si podstpnie nie zasadza.
Wic kiedy tak sobie haasuje i nud wiekuist zapenia, to dziwem
zupenie przedziwnym - jeno przez sam fakt owego postukiwania - co
si poczyna w owej realnoci.
Iskrzy to stukanie, rzuca w przestrze gorce i piekielnie ogniste
punkty w dowoln stron - a w epetynie co si z tego wykluwa. Dla
onego ludzika nie wiedzie, co konkretnie si wykluwa, ale on takie
319

czuje - wie, e to jest.


I jest zdumienie - i jest rado - i zysk z tego czego jest. Bo to
w gowie bytu abstrakcja si pojawia. Tak si to dzieje.
Tylko e - i trzeba to usilnie podkreli - czynno owa, banalna
i zwyczajna sama z siebie w stopniu maksymalnym, fundamentalnie w
doczesnoci fizycznej zakotwiczona przecie, na kocu mechanicznie
czynionego procederu owego - nienamacaln abstrakcj objawia si w
gownoci osobniczej. Zaczyna si dowiadczenie przypadkiem losowym
zainicjowane, a koczy - i to niespodziewanie, i to wbrew wstpnemu
zaoeniu osobnika - nazw i symbolem krzesania w zwojach rozumnych
- nawet jak osobnik adnego jeszcze sowa powiedzie nie moe. A to
rado wywouje, a ciarki po plecach wdruj.
Acz, to dla cisoci trzeba doda, w tak zakrelonej chwili samej
nazwy nie ma i dugo jeszcze nie bdzie, w adnym gonym narzeczu
ona si nie objawia. Ale co ju si zaczo.
Notuje si abstrakcja trwale - jako rylcem na pycie si zapisuje krzaczasto odciska-buduje si ladem fizycznym w komrce mzgowej i jest odbiciem zaistniaego faktu, ktry osobnik moe, ku poytkowi
swojemu, po wielekro powtrzy.
Fakt, to zawsze jest "abstrakcja realna", czyli w eksperymencie oraz
materialnie wytworzone uoglnienie - jednak nic innego jeszcze nie
istnieje. Ale moe. To w tej odlegej chwili staje si potencjalnie
moliwe.
Tamto inne, ju w postaci nadbudowanej kultur, a pniej naukowo,
to si kiedy tam pojawi - o ile proces bdzie si toczy. Jednak w
owej chwili liczy si tylko to, e mona ogie rozpali i przey.
Przecie niebo spuszcza na wiat potoki deszczwki albo gniewnie, w
paroksyzmach gruntu, pluje wulkanicznie siark - albo inne zasadzki
na byt czyni i wszelakim nieszczciem dowiadcza. Dlatego czas na
filozofowanie przyjdzie pniej. - Za kilka, kilkadziesit tysicy
lat.
Jednak, co wane, tak powstaa abstrakcja ju obrasta zachowaniami
pozwalajcymi przetrwa w cigle przemiennym rodowisku - i dlatego
jest tak istotna.
Musz w taki a taki sposb uderzy kamyk o kamyk, eby ze wykrzesa
iskr - tak i tylko tak uoy zebrane w pobliu kawaki konkretnie
takiej a takiej materii - tak jej dokada do stosu, eby ogie si
utrzyma - itd.
Czynnoci z dzisiejszej perspektywy stosunkowo proste, jednak trzeba
si byo ich dopracowa - a to ju banalne nie byo.
Istotne, zasadnicze w ramach tutejszej opowiastki jest natomiast to,
e w trakcie takiego procesu powstaje cig zachowa wspomagajcych
istnienie - i to w osobniczej oraz zbiorowej skali.
A w powizaniu, i to jako fakt absolutnie w tym zdarzeniu niezbdny,
tworzy si w opisywanym "badaniu" wiata religia ognia. Naukowa jak
najbardziej, czyli cile zakotwiczona w eksperymencie, a te cigle
weryfikowana w licznych powtrzeniach.
Z kadym kolejnym udanym rozpaleniem ogniska tak powstaa abstrakcja
si potwierdza i zarazem utwardza, tak wytworzona hipoteza na temat
320

otoczenia nabiera znaczenia poprzez kolejne dziaanie; jest faktem


sprawdzonym, a przez to pewnikiem. Ale i dogmatem.
To warto i trzeba podkreli: wytworzona z niczego abstrakcja (bo w
gowie), si swojego zaistnienia i braku konkurencji (nie ma innych
do rwnania), narzuca osobnikowi, ktry swoim dziaaniem powoa j
do istnienia, jednoznaczne zachowanie oraz dyktuje warunki: musisz
zrobi dokadnie to, co trzeba, eby przetrwa, eby ogie rozpali.
A jak zechcesz si wyama - zginiesz.
I nie ma od tego odwoania, poniewa nie ma instancji odwoawczej:
pojcie zaistniae jest punktem odniesienia i reguluje, i warunkuje
nastpne kroki.
Kiedy duszyczka zapragnie, bo tak si jej zwidziao, tak si jej co
w cielesnoci objawio (za podszeptem) - kiedy zapragnie dominujc
powszechnie abstrakcj na nowo uoy, musi - musi si takowy kto
okaza zagroeniem i osobnikiem niebezpiecznym, przecie wystpuje
przeciwko witoci. "Ukara!", "na mier!", si wwczas rozlegnie.
I bd to suszne gosy.
Przecie - warto to wzi pod uwag - taki wywrotowiec oraz heretyk
jest zagroeniem adu pojciowego, ktry sprawdzi si pokoleniami
i pozwala y, nowo moe to zniszczy i uwicon drog zburzy,
dlatego trzeba nosiciela odmiennego postrzegania zlikwidowa.
Nie ma odwoania - albo nowo, albo tradycja. Wygrywa silniejszy.
Im duej w czasie, im bardziej obszarowo roznosi si abstrakcja, im
wicej wyznaje i wedug niej zachowuje si osobnikw, tym trudniej
przeama utrwalon i cigle sztywniejc konstrukcj pojciow.
W skrajnym przypadku jest to niemoliwe - a do zatraty wyznawcw,
a do tchu ostatniego.
Bo co jest ostatecznym weryfikatorem poj? Jeeli pocztkiem by
stan fizycznym, on powoa do istnienia abstrakcj - to rwnie na
kocu (i w kadym momencie) punktem odniesienia jest stan wiata.
Jeeli abstrakcja jest tak wewntrznie zbudowana, e potrafi w siebie
wprowadzi nowo oraz na tej podstawie wyprodukowa dalsze, wysze
uoglnienie zjawisk postrzeganych w rodowisku, taka konstrukcja si
utrzyma - i zdobdzie kolejnych wyznawcw. Czyli przetrwa w "doborze
naturalnym" poj. Ale kiedy nie dopuszcza poprawek i dogmatycznie
strzee ognia (ju witego), to ganie zdmuchnita si dziejowych
wichrw. I ginie w mrokach.
Los skostniaych poj jest przesdzony - los wyznawcw dogmatw jest
nie do pozazdroszczenia.
Mam oto tak sytuacj: wytworzona w umyle abstrakcja jest jedyn,
a przez to z zasady prawdziw - abstrakcje opowiadaj stan wiata,
i jest to jedynie dostpne "zeskanowanie" rzeczywistoci - niczego
innego nie mam.
Wszelkie posiadane przeze mnie pojcia s mn (to ja) i s odbiciem
otoczenia - zarchiwizowanym i zapisanym we mnie "odciskiem" wiata
321

w jego przeksztaceniach.
Wszelkie pojcia-abstrakcje, tak w bazie fizycznej, tak w logicznej
nadbudowie, to zakres przeze mnie rozpoznanego obszaru - to granice
wyspy, z ktrej ogldam i definiuj wszystko wok.
Przy czym nie ma znaczenia, czy jest to "wyspa" jzyka (dowolnie ju
pojtego), czy rzeczywista lokalizacja pord oceanu h2o - to zawsze
jest wyspa. Choroba jako odcinajca od otoczenia, zamknicie oczu,
decyzja wadz blokujca kontakt z innymi, symbole jzykowe, kultura,
religia, nauka - abstrakcje i wszelkie granice tworz "wysp" w/na
morzu rzeczywistoci.
I ma to swoje konsekwencje. Poznawcze i w porozumiewaniu si.
Jeeli stwierdzam, e osobnicze abstrakcje s jedynie dostpnymi i
poprawnymi z zaoenia, to - jako obywatel wiata, ktry chce innego
obywatela do czego przekona - musz wyprowadzi z tego racjonalne
konsekwencje. Jeeli inny osobnik posiada ugruntowany zestaw danych
o otoczeniu, to ani mam prawo szybko je zmienia, ani nie osign
celu poprzez pohukiwanie i pouczanie - ani nie uzyskam potrzebnej
zmiany swoj nadgorliwoci. Kiedy jednak chc taki cel osign,
musz przej na pozycje, ktre wyznacza druga strona. Czyli w tym
przypadku zestaw abstrakcji, ktrymi dysponuje modyfikowany ukad.
Mona dziaa tylko tak, jak stanowi granice konkretnej wyspy, a
nie moje zachcenia; eby przekaza sygna dalej, musz uwzgldni
stan odbiorcy.
wiat jest taki, jak wydaje si, e jest. - Tak dla mnie, tak dla
kadego.
I jest to zagadnienie z gatunku wanych i najwaniejszych.
Moc, przemona sia abstrakcji, wic "zamykanie" si w pojciach, o
tym trzeba powiedzie w kontekcie zawartoci epetyny, i to bardzo
wyranie.
Poniewa niczym wicej, poza w taki sposb "nanizanym" na fizyczne
elementy zbiorem poj, nie dysponuj.
Jzyk, zbir symboli, ktry stosuj do opisu wiata, wyznacza zarazem
jego granice, abstrakcje "zamykaj" mnie w sobie, a prba wychylenia
si poza nie jest trudna albo czasami i niemoliwa. "ciana poj",
"zasona abstrakcji" dosownie i bolenie wyznacza to, w jaki sposb
mog postpowa lub do jakiego punktu mog doj. Jawa to sen, ktry
ni z innymi za pomoc wypracowanych symboli, jednak eby ten sen
trwa dugo, pojciowe konstrukcje musz sprawnie oddawa zalenoci
i stan rodowiska. Bo jeeli jest inaczej - to widz to, czego nie
ma. A to ju moe by niebezpieczne.
W miar trwania ewolucji abstrakcji przybywa w niej konkretw - i
to potwierdzonych; tworz si "obiektywne" wartoci, ktre co na
temat wiata mwi. Istotne jest jednak to, e tak zaistniay fakt
abstrakcyjny usamodzielnia si i jest punktem odniesienia dziaa
kolejnych. Weryfikacje pojcia wzmacniaj jego "(s)kostnienie", w
efekcie prba uoenia obrazu na nowo, bo zmieniy si warunki - to
322

jest trudne lub niemoliwe.


Sia zaistniaej abstrakcji jest przemona, zniewalajca. Wytworzone
pojcie staje si mn, niczego innego poza takim zbiorem abstrakcji
nie posiadam - to jestem ja. Abstrakcje to ja.
I jest to moja (oraz grupowa) "zasona" poj, zza ktrej i poprzez
ktr obserwuj i definiuj otoczenie. - I musz mie wiadomo,
e tak jest.
To moe by lokalny zbir poj, konkretna nauka (np. matematyka),
to moe by "mikki" jzyk codziennoci - to moe by dowolny jzyk
sucy do znakowania i wyrniania zawirowa w rodowisku. Zawsze
jednak jest to symbol, chwilowo (i na fizycznym noniku) zanotowany
symbol zmiany, jej dla mnie uchwytny (bo skromy energetycznie, wic
skrtowy) "znak".
Ale zarazem jest to wszystko czym dysponuj, niczego wicej nie ma
i by nie moe. I kiedy o tym zapominam, kiedy nie prbuj wzbogaci
zbioru o kolejne elementy - kiedy nie stosuj innego punktu widzenia
- kiedy ograniczam si do "wyspy" (i znanego), sam siebie zamykam na
zawsze w wizieniu, z ktrego nie wyjd. I to jest bd.
Dlaczego? Poniewa pokonanie bariery abstrakcji i odrzucenie zych
symboli, to warunek mojego przetrwania. Ale eby zmieni siebie i
swoje pogldy na rzeczywisto, musz zarazem w tej rzeczywistoci
uczestniczy, a do tego musz posiada pojcia, ktre to dziaanie
umoliwiaj. Wic jeeli kiedy-gdzie, ktry z moich przodkw, w
tej przysowiowej jaskini, wyprodukowa bdn abstrakcj, moe to
okaza si barier, ktrej nie pokonam: zabraknie mi si oraz odwagi
- lub determinacji do dziaania. W rezultacie ugrzzn w "zasonie
poj". I to na zawsze.
Zmiana warunkw w rodowisku, na ktre nie znajd sposobu w zbiorze
posiadanych obrazw, "odsieje" mnie oraz wszystkich innych, ktrzy
podobne symbole stosuj.
Tu nie ma litoci ani drugiego podejcia - pobdzie, znikasz z
rejestru.
Trudno przebi zason abstrakcji, cho to yciowa konieczno na
kolejnych zakrtach. Ingerencja musi sign podstaw osobnika albo
grupy. Przestrojenie "zej" abstrakcji moe-musi dokona si przez
obudowanie nowym zbiorem poj starego elementu, ale zawsze trzeba
mie wiadomo, e nowo buduje si na przeszoci, e nie nigdy
ma absolutnej odnowy.
Abstrakcje to ja. Ja czowiek i "ja" Czowiek.

323

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 7.4 Droga.
Idzie sobie czowiek drog, idzie tak czy ow idzie za modu i
w staroci idzie i si nie zastanawia i si nie dziwi i nic
a nic ciekawego w tym nie widzi. Ech i eby to.
Droga jak droga, mona powiedzie, tu boto albo asfalt, tu cement
albo kamie; albo jeszcze co innego, takie mikkie i przetrawione
przez kogo. Zawsze i wszdzie to samo. - A jednak nie to samo. I
nigdy to samo.
Mona o drodze napisa esej, mona wiersz; mona kadrami filmowymi
pokaza, e cignie si w odleg dal, a mona to streci jednym
sowem i machniciem rki. Droga, twarda opoka. Droga materialna i
ycia. A to przecie ta nasza proza codzienna, kilometry do pracy
i takie same z pracy. Kurz i smrd, tok i spocone rce; zmczenie
i senno; i zo na idiot wyprzedzajcego na cigej; wzniose
i wyblake widoki; i wyrwane koo, i nieruchome ciao na poboczu w
worku... Droga do...
Przyznaj, ponioso mnie, macie racj. Ale czy mona si dziwi
czy mona odrzuci te wszystkie skojarzenia, ktre cz si z t
konkretn i dowoln drog? Powiecie, e droga jak droga, nic w niej
ciekawego, co najwyej mczcego i w gruncie rzeczy smutnego. - Bo
ma swj koniec. By pocztek, to bdzie koniec.
A tu, widzicie, was zaskocz i tak, i nie. Koniec dla was, no i
dla mnie, co zrozumiae, ale nie koniec tak w ogle. e to maa w
sumie pociecha? Bd oceny. Bo to, e zaistnielimy na tej naszej
drodze, to efekt tego, e te wczeniejsze si skoczyy. A jak si
nasza skoczy, to kiedy i gdzie ma szans zbudowa si inna. Te
gdzie poprowadzi. I te si skoczy.
Ale tego tak zostawi nie sposb, warto analiz skoczonoci drogi
i jej ulotno pocign dalej.
Warto wyj w takim filozofowaniu na temat drogi od obserwowanego
i doznawanego, wic konkretnego szlaku. Jest sobie cieka czy te
utwardzona autostrada, to nie ma znaczenia - niby wszystko poznane
i oczywiste od najpierwszego kroku. Ale...
Ale czy tak postrzegana i tak rozumiana droga istnieje? Czy to, co
uchodzi za grunt i co w szerszym spojrzeniu jest kul u nogi czy
co takiego to fakt? Znw powiecie, e si czepiam, e dziel kwant
na czworo, kiedy on w sobie ju niepodzielny. Sowem, sucha nie
zamierzacie, bo niczego tu ciekawego.
A ja wam na to powiem, e robicie bd, e postrzegane i doznawane
bierzecie za wszystko, kiedy to dalece nie wszystko.
Niby wic jest taka tam sobie drka, solidny kawa materii. Tylko
czy w ujciu filozoficznym on istnieje?
Gdzie tam daleko i bardzo fundamentalnie zarazem w rzeczywistoci,
324

tam (ale i tu) jest tylko kwant czego i jego ruch w bezkresie. Tak
si w tym nieskoczonym Kosmosu zadziao, e si lokalnie wytworzya
sfera tutejszego wszechwiata. W sumie adna tam dziwota, wczeniej
takie fakty byy, pniej bd - aktualnie trzymamy si tutejszego
kilometra podogi.
Sowem, pd si tak po wszystkiemu dzieje i adnej stabilizacji.
A nawet wicej trzeba powiedzie, e zmysowo odbierana stabilno
"drogi" to zudzenie tym wanie pdem spowodowane.
To sobie tak w wiecznoci pdzi z punktu do punktu - to po wielokro
zaptla si z podobnymi jedynkami czego - i to owo co w chwilowym
zawirowaniu (i zawsze jako zbir jednostek-cegieek) buduje konkret.
Jaki tam fizyczny konkret, foton, elektron, atom - czy te innego
osobnika.
Wida, a nawet czu twardy grunt - a to w swojej podprogowoci oraz
podszewce ruch. I to szalony ruch. Wida wiato w jego maksymalnym
pdzie, a to zoenie wielu pomniejszych faktw. - Wida-czu moje
"ja", a to wielowymiarowe, nieprzeliczalne swoj zbiorow zawartoci
zdarzenie - to byt, ktry zakotwiczony jest w nieskoczonoci oraz
wiecznoci.
A skoro to pd i zmienno odbierana jako stao - to czy w takim
ujciu droga - to, co uchodzi za drog, czy takie co istnieje? Czy
rzeczywisto istnieje tak, jak to postrzegam?
Jedyna logiczna odpowied jest taka, e nie, e niczego takiego nie
ma.
W postrzeganiu uczestnika marszu droga jest faktem, dla niego jest
i zawsze bdzie niezbdnym elementem rozumowania o wiecie - jednak
nie ma czego takiego. Nie ma adnej "drogi".
Jest tylko i wycznie zmiana w trakcie zachodzenia i stan mocno mocno chwilowy.
Prawda, idzie przez wieki marzenie o wyznaczeniu pooenia kadego
kwantu w ewolucji, ale to mrzonka.
Dlaczego? - Poniewa nie mona wyznaczy rozmieszczenia czego, co
nigdy nie istnieje w formule i postaci, ktr rejestruje obserwator.
Widz "drog", a to zmienny w swojej dynamice proces widz "atom",
a to struktura, ktr do zaistnienia powoaem swoim wyrnieniem;
stao wiata jest w moim spojrzeniu.
Czy jestem bez szans? Nie. Tego dowodzi choby to, e istniej - a
te rozliczne dziaania, ktre mog podj.
To oznacza, e zmiana i jej rytm jest poznawalna. To oznacza, e moje
odczytanie zmiany - mniej lub lepiej przeprowadzone, z takich albo
innych abstrakcji budowane - to pozwala ustali regu i korzysta
z niej.
Przecie wiat jest jeden, zmiana jest jedna, rytmika zmiany rwnie
jedna. Dlatego wystarczy tylko (roz)pozna rozmieszczenie "supkw
milowych" - reszta jest pochodn.

325

Czym jest "droga"?


Z analizy wyania si ujcie, e obserwator znajduje - zawiera si
w "rozwijajcej" si, ukadajcej w czasoprzestrzeni "drodze". To
zawsze-i-tylko stan chwilowy oraz kawaek moliwy do zaobserwowania
i oparcia si na nim - ale to jest droga.
Do mnie, konkretnego bytu, przynaley "iks" jednostek tego szlaku,
a zbir mi podobnych istnie liczy "iks" plus zbir - na linii
idcej z nieskoczonoci w nieskoczono mam do dyspozycji odcinek
i z niego mog okolic postrzega. A co przeyj, to moje.
Wok ciemno - dosownie jest to ciemno - a ja id wziutk (i
to bardzo wsk) ciek, ktra buduje si tu przede mn i tu za
mn rozpada. I ja rwnie. - I niczego wicej poza tak wyznaczon
chwil nie ma. Nie byo i nie bdzie.
Jednak wane jest to, e droga buduje si w rytmie kwantowym - i e
jest poznawalna.
Zasadnicze dla obserwatora, ktry stara si opisa "drog" w skali
lat-kilometrw, jest to, co si oraz gdzie na/w niej znajduje, gdzie
s wyboje i dziury - a gdzie na gow spadaj pociski. I taki opis
mona zbudowa.
Jak wyobraa sobie "drogowe" istnienie ewolucji?
W paskim ujciu jako lini, nieskoczon lini, po ktrej teraz i
tu id. To droga jednokierunkowa. Nie ma na niej innych przeskokw
jak kwantowe, czyli na jednostk. Nie ma tu zakrzywie i zaptle,
pomimo e czasoprzestrze jest zwinita i pokrzywa.
Na tej drodze nie ma zdarze innych ni mgnieniowe, logicznie jest
tylko punkt - a fizycznie kawaek rozbudowanej struktury.
Co wicej, obserwator-uczestnik marszu musi tak drog dopeni do
caoci w umyle, jako zoenie kolejnych krokw. Jego aktywna rola
w procesie budowania drogi jest fundamentalna - bez niej droga nie
zaistnieje. Dlatego im lepiej to robi, tym dalej siga spojrzeniem
i tym duej kroczy po wertepach.
Fizycznie znajduje si wycznie w punkcie, logicznie ustali obraz
nieskoczonego zbioru punktw; w chwili teraz "widzi" najblisz mu
okolic, ale w oparciu o zebrane w trakcie wdrwki jednostkowe i
konkretne dane moe zbudowa obraz wszystkiego i zawsze.
"Droga" jest zawsze tylko chwil oraz zmian, jej stao jest moj
obserwacj - jest we mnie i dla mnie.
Czyli mona na zmian nanie podziak, wyznaczy "sekundy" oraz
"kilometry". Jednostka uyta do opisu i jej abstrakcyjna forma, to
nie ma znaczenia - liczy si to, e jest jednostk i e obserwator
dokonuje podziau jednolitego i nieskoczonego procesu; dziaanie i
wypracowany rytm jest warunkiem poznania.
Podkrelam - liczy si sam akt podziau (znakowanie) rzeczywistoci
(tu definiowanej jako "droga"). Kady sposb jest dobry. Znaczenia
nie ma przyjta jednostka i abstrakcja, znaczenia nie ma sposb czy
motywacja, czy odniesienie (powd) dziaania - liczy si to, e jako
326

istniejcy byt dziel (dla siebie) jednolit w logicznym ujciu, a


przez to nieskoczon i wieczn "paszczyzn" - e dziel j na to
tu, na tamto, a te na jeszcze dalsze. e dziel j wedug jakiego
przyjtego schematu - wedug rytmu - wedug reguy.
I to jest takie wane i najwaniejsze: wprowadzenie rytmu-reguy w
zmian, nadanie jej (dla mnie) cech powtarzalnoci - skwantowanie.
Dlaczego? Poniewa wwczas bezkresno i jednolito (jedno) drogi
rozpada mi si w spojrzeniu na to, co byo, co jest - ale te na to,
co bdzie.
I tym samym mog wiat opisa (wyskalowa) i sam w nim si umieci
(zdefiniowa).
W wyniku opisania czasoprzestrzeni w kilometrach i sekundach, takie
dziaanie wprowadza regularno w proces - wydarzenia opisane jako
ukadanie si na/w mapie w taki sposb, e znajduj si w tym a tym
kilometrze i w tej a tej dobie - to decyduje o wyniku i moliwoci
fizycznego poznania.
Z jakich konkretnie "atomw" co si zoy w lini drogi albo te
w element drogi? Niewane, na pewno z odpowiednich - poniewa inne
si nie licz. A kiedy takich w konkretnej okolicy zabraknie - c,
nie bdzie obserwatora. I nie bdzie mia kto braku stwierdzi. I
narzeka na drog nie bdzie mia kto...
W przypadku postrzegania i opisywania "paszczyzny ewolucyjnej" a wic rozcignitej i "rozwalcowanej" wielowymiarowej ewolucji takie dziaanie jest drog. Samo dziaanie poznawcze jest drog w
czasoprzestrzeni, ale take uzyskany wynik i obraz to droga. Nawet
pojmowana dosownie.
W tym maszerowaniu, w kolejnych etapach oraz w/na kolejnych punktach
doznawania i analizowania wiata, rwnomiernie i nie losowo (cho to
pocztkowo wyglda na stan chaosu) - w tym dziaaniu pojawiaj si
fakty. Take regua.
Obserwuj, analizuj, wnioskuj. - Poznaem.
Zaistniae fakty, stan przeszy oraz zapamitany - poddany obrbce
rozumu - buduje, moe i musi zbudowa "narzut" na proces w formie
rytmu tej zmiany. Czyli obserwator (i zarazem uczestnik zmiany) musi
zbudowa teori, ktra tumaczy to, co si zdarzyo. I wykracza tym
samym w przyszo - poza aktualno swojej drogi. Buduje sam dla
siebie obraz tego, co ma si dopiero wydarzy. Na fundamencie ju
zaistniaych faktw, po ich zgromadzeniu oraz powizaniu ze sob w
zalenociach, konstruuje obraz zdarze, ktre jeszcze nie zaszy,
ale ktre zajd, poniewa stan aktualny warunkuje to, co si moe
zbudowa; obraz "dzi" przeduony o "jutro" dlatego si sprawdza,
e dalsze jest pochodn obecnego - i reguy zmiany. Tutejsze jest
znane, regua jest jedna i ustalona, dlatego wynik tej operacji na
elementach te jest poprawny.
Im wypracowany obraz peniejszy, tym dziaanie sprawniejsze. Mog
ustali to, co byo lub bdzie, mog zobaczy "supy milowe" drogi,
ktre oznaczaj moje istnienie lub planety - ktre s pokoleniami
327

acucha ycia albo acuchami grskimi.


Tej drogi nigdy-nigdy-nigdy nie ma cznie, grunt pod moimi nogami
tworzy si w kadej sekundzie i natychmiast rozpada, a ja stawiam
krok tam, gdzie "przed chwil" bya pustka, a za chwil zaistnieje
ponownie nieskoczono. Jednak "tu i teraz" mam pod stopami "fakt
materialny" i dlatego mog i.
Fizycznie jest zawsze stan chwilowy, szeroki na kwant - a "droga" i
jej obraz jest we mnie.
Ja i droga to jedno - istniej na niej i w niej.
Dlatego postrzeganie rzeczywistoci w formule tylko czasu lub tylko
przestrzeni - to musi si zmieni w posta "drogi". Czyli linii, a
wic paskiego i rozcignitego w czasoprzestrzeni wydarzenia. To
musi by paszczyzna, ktra "rozcignita" w poznawaniu na kolejne
etapy jawi si jako "mapa" wydarze.
I dosownie jako mapa, "pachta" papieru rozcignita i opisana w
jednostkach, z wszelkimi "poziomicami" czy "izobarami". Najlepszy
model zmiany to paszczyzna, ogromna karta papieru, w ktrej umys
wyznacza, nanosi kolejne punkty-fakty. I wtrnie, ponownie zwija w
fizyczny ksztat konkretnego ciaa - planet, dowolny byt.
Niby dziaanie zbdne, niby wiadomo, co jest pod nogami i co, i jak
si zmienia, a jednak po takim rozoeniu na kolejne warstwy, plus
naniesieniu skwantowanej podziaki na zmian i nastpnie ponownym
zoeniu w jedno - to zasadniczo zmienia sytuacj obserwatora i
uczestnika zmiany: z zawsze i tylko doznajcego stanu aktualnego,
staje si obserwatorem i uczestnikiem caoci zmiany - zmiany w jej
absolutnym przebiegu. Zamiany, ktrej w takiej postaci nigdy nie ma
i nie bdzie.
Rzeczywisto to skwantowana zmiana - strumie kwantw w pdzie po
nicoci, i nic wicej. Ale skwantowana zmiana plus suplement do tej
zmiany - czyli instrukcja obsugi z naniesionym na zmian rytmem to warunek poruszania si po drodze.
Mwic inaczej, poznanie biegnie od zarejestrowania istnienia, np.
sfery w otoczeniu i ustaleniu faktw tworzcych - dalej zmiana tak
postrzegana zostaje "rozpaszczona" do stanu jednokwantowego, a to
podlega znakowaniu i skalowaniu - na kocu, kolejnymi krokami, to,
co zostao spaszczone, ponownie podlega "zwiniciu" w "obiekt" i
fizyczny stan. Rozum pocztkowo zbiera dane, pniej "rozbiera", a
wic rozciga zoon i wielowymiarow ewolucj w kolejne "zwoje"
i ustala w tych zwojach "kilometra " oraz "sekundy" - a nastpnie
znw, znajc jednostki mapy, dokonuje "zwinicia" w kul. Czyli w
czasoprzestrze abstrakcyjn z naniesion siatk kartograficzn, a
przez to poznawaln.
Tym razem jest to ju siatka nadpisana na czym, co nie istniao w
taki sposb i nie zaistnieje. - Skutek? proces staje si po takim
zabiegu przewidywalny. I to nawet wwczas, kiedy obserwator uzna
nie moe, e rozpozna wszystkie atomy w zmianie od przeszoci do
przyszoci.
Dlaczego? Poniewa w tym ujciu okazuje si to dziaaniem zbdnym.
328

Wiedza o zaistniaych faktach, ktr przechowuje obserwator w swym


archiwum, to jest podstaw do zbudowania abstrakcji zmiany, ktra
toczy si zawsze w chwili aktualnej. A to pozwala nastpnie zrobi
sumowanie, pozwala czy nawet odlegle od siebie fakty i ustala
zwizki. W efekcie co, co nigdy nie istnieje zbornie, staje si w
postrzeganiu zdarzeniem cznym i poznawalnym. I nie ma znaczenia,
co buduje konkretny fakt - liczy si skwantowana zmiana i jej rytm.
I niczego wicej nie trzeba.
Droga - ale jaka?
Szlak zdarze, codzienny i tutejszy drogowy ruch w rzeczywistoci,
to jest znakowane w kilometrach i sekundach, generalnie w odrbnym
ujmowaniu. W skali wszechwiata, ze wzgldu na postrzegany dystans
- tu dominoway jednostki czasu. Ale niezalenie od opisywanego i
analizowanego zakresu zmiany, to zawsze jest droga, jednowymiarowy
szlak. To jest droga, a jej "supki milowe" s rzeczywicie milami
i kilometrami. Dlatego przychodzi obecnie czas, eby droga zacza
by postrzegana latami-i-kilometrami - jako czasoprzestrze. I to
w kadym miejscu i zawsze. Dlatego, e dopiero kilometry-lata mog
posuy za wyznaczenie, gdzie w takiej mylowo rozcignitej oraz
wielowymiarowej ewolucji si znajduj i gdzie znajduje si kolejny
jako dla mnie wany punkt.
Bez "kilometrw" nie mog powiedzie, e konkret bdzie podlega
trzsieniom ziemi, jednak opis wycznie czasem wnosi obraz oglny
i niedokadny wobec potrzeb. Co mi po obliczeniu, e w roku "iks"
i sekundzie "igrek" ziemia w jakim nieznanym zaktku si zatrzsie
- to sucha informacja, wrcz zbdna, bo tworzy atmosfer strachu.
Ale informacja przeliczona na kilometry-sekundy i ju ograniczona
do maego krgu, to wiadomo istotna. To pozwala na ustalenie, w
ponownym nawiniciu warstw na siebie - w umyle albo komputerze na jakiej gbokoci zagraajcy fakt wystpi i jak si w odbiorze
zaprezentuje. W przypadku planety ma to cen ycia.
"Droga" biegnie z nieskoczonoci w nieskoczono. Jednak jest w
peni poznawalna.

329

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 7.5 - Religia i wiat.
Wiecie, z religiami rnie jest. Ja tam nie bd tego dokumentnie
sownictwem obrzuca, po ktach rozstawia - cho, po prawdzie, to
by si przydao. Co tam sobie rce brudzi terminologi, kiedy to
ju schodzi ze sceny dziejowej i swoje niedopasowanie ewolucyjne i
wszelakie pokazuje.
Ale, widzicie, tematu zby nie mona, zostawi na pastw historii
nie wolno, przecie to wiatowa i osobnicza tradycja, jako to na
nasze zaistnienie oddziaao. Mona zasadnie pokazywa i rzuca na
prawo i lewo przykadami, e taka czy inna pojciowa abstrakcja po
rodowodzie religijnym, e takie co swoich wyznawcw na zatracenie
prowadzio, e szkodzi, e otumania niczym opium dla mas. Wszystko
prawda i wielokrotna prawda - ale to nie caa prawda.
Oczywista oczywisto, e nie w nadmiarowoci pojciowej ta prawda
si lokuje, e nie o fikune takie tam i niby zawiatowe si w tym
miejscu logika dopomina - ale o zasadniczy element rozumowania tu
idzie sprawa: o warto poznania jako takiego. Ta czy tamta wizja
religijna, takie czy owakie sownictwo, to powierzchnia, bajkowo
i warstwa najmniej wana - a waciwie zupenie niewana. Chodzi o
to, e w swojej gbokiej treci te sowne akrobacje waciwoci i
zasady wiata oddaj, e to wiekami si potwierdzao w dziaaniu i
y pozwalao, a nawet jeszcze dzi dla niektrych si sprawdza i to trzeba uj i uszanowa, bez tego naszego dzi by nie byo. I
to domaga si wyjanienia i podkrelenia, rozumiecie?
Wiadomo, siedzia kiedy tam sobie w tej przepastnej ciemnej epoce
prehistorycznej jaki mapolud i swoje pierwsze abstrakcje budowa,
cho nic o tym fakcie nie wiedzia i dugo jeszcze nie wiedzia. I
co, jak mylicie, mg sobie tak z kapelusza te pojcia wytworzy,
je zupenie losowo poukada w sowa i pene zdania na temat tego
caego widocznego i niewidocznego?
Znw oczywisto, nie mg. Jak sobie ju to ognisko rozpali, jak
upiek kawaek czego biologicznego, jak najad si na dzie i noc
najblisz, to mg sobie te abstrakcje dalej w gowie obraca. I
z nich kolejne ju budowa, takie nadmiarowe do rzeczywistoci, w
swojej znaczeniowej warstwie dalekie od tego namacalnego. - Sowem,
kult i kultur tworzy w zapamitaniu.
Ale zauwacie, e w pustce jego gowy te pojcia take dalej losowo
si nie lgy, one do tej realnoci musiay si odnosi - i zawsze
tylko tak. Niczego innego ten mapolud nie mia do dyspozycji. Po
wiatowej fizycznoci si przechadza, zjada, co ten wiat dawa
do zjedzenia i zawsze si tylko na aktualnie obecnym opiera. I to
w oczywisty sposb musiao i w kadym dziaaniu musi wej w cig
dalszy - w kolejne pitra obrabiania danych.
Wychodzi mapolud tak po caoci od wiata, jakim dwikowym czy
innym znakiem to sobie znaczy, a na kocu jest system filozoficzny
330

czy inna religia. Nie ma w tym przypadku i nie ma oderwania od wiata


- bo nie moe by. Jak co istnieje, czy to cielenie, czy pojciami,
to zawsze, tak na zawsze jest zakotwiczone w fizyce. Poniewa tego
inaczej by nie byo. I niczego by nie byo.
No wic tego, rozpali ten nasz znajomy mapolud ognisko, zebra w
sobie czynnoci do tego potrzebne, ustali w nich kolejno - i po
kolejne dni stosuje. I w ten to sposb, zauwacie, metodologi - i
to tak na wskro naukow - stosuje w tym swoim rozpalaniu ognia. W
tym jest i wstpna obserwacja wiata, jest zbieranie danych, jest
hipoteza i jej nastpnie sprawdzanie w kolejnych eksperymentach - i
zawsze rygor badawczy jest zachowany. Bo jak co pjdzie nie tak, to
ogie nie zaponie i jado bdzie zimne. A dalej, wiadomo, w nerwy
to idzie, sownictwo gsto pada i rkoczyny si stosuje pod adresem
rnym. Bywa, e ze skutkiem.
W takim dziaaniu jest gboki sens, ktry o cechy wiata zahacza w
kadym czynie. e to tak bez wiedzy o zoonoci, e poniekd si
prezentuje jako uboczne? A czy to ma znaczenie, mapolud sobie na
ognisku piecze smakowity ksek, dajmy na to z pobratymca w rozumie
i go dalej zjada - ale efekt jest, yje i kolejny dzie moe sobie
zaliczy do udanych. I nam adnym wyszociowym spojrzeniem tego w
ocen nie wolno poddawa, przecie to nasza genealogia, przez to i
dziki temu moemy te wspomnienia dziejowe sobie snu. Jakby nieco
inaczej si to potoczyo - nas by nie byo.
Ale, widzicie, jest takiego dziaania abstrakcyjnego konsekwencja,
ma to swoje znaczenie.
Bo, zauwacie, e taki eksperyment historyczny, to powtarzalne na
rne sposoby rozpalanie ognia, to si w kolejnych czynnociach na
beton i kamie utwardza - i to wyznacza zachowanie mapoluda, a na
dalszych etapach czowiekowatego. Przecie taki osobnik adnej nie
ma w tym momencie wiadomoci, e to pospolita fizyka tak si jemu
objawia, on to za faktyczne objawienie z czego tam wyszego ma - i
odpowiednio traktuje. Czyli religijnie.
Ogie si zapali, aska spywa i jest rado - ogie ganie z jaki
powodw, jest niepokj lub nawet rozpacz. Albo i biczowanie takiego,
ktry to spieprzy. Albo pacz i zgrzytanie zbw. - Bo to przecie
co zego oznacza i trzeba reagowa.
I znw tego nie wolno ocenia z obecnej dziejowej okolicznoci, w
ktrej ognisko zapak mona rozpali - w tamtym mrocznym czasie to
mogo oznacza utrat kontaktu ze wiatem, czyli fundamentalnie na
dalsze istnienie wpyn. e to pojciowo dla tamtejszych czyo
si z tym oraz tamtym w jakim niebie - a co to ma za znaczenie? To
zupenie marginalne.
Jeeli kto si takimi bzdetami zajmuje, znaczy si sensu nie siga;
jeeli w mitologi, czy w wyrazach sownych, komu sprawa zasadnicz
si pokazuje - to znaczy, e takowy osobnik niczego z wagi religii
nie poj. Bdzi.
Tak, to trzeba podkreli - w tym kryje si zasadnicza warto oraz
znaczenie religii: e na tym wstpnym etapie zastpowaa wszelkie
nauki, ktre dopiero za tysice lat mogy si pojawi, po dugim i
331

mozolnym zbieraniu danych. Czy to religia w naukowym eksperymencie


zakotwiczona, na przykad religia ognia, czy szamaskie zachowania
i rytuay - to ornamentyka, zewntrzne zobrazowanie, ktre opisuje
wiat jako taki i si z fizyki wywodzi. I pomaga przetrwa, pomaga
y - i to si tu liczy.
Nie ma znaczenia konkretny zbir zachowa i nazw, w ostatecznoci ma
znaczenie to, czy wypracowana metoda dziaania pozwala zebra kwant
energii do istnienia. To moe by zoony rytua religijny, to moe
toczy si naukowym schematem - jednak na kocu liczy si zdobycz,
ktr mona zje lub inaczej wykorzysta.
Tak czy owak, w kroku ostatnim zawsze pojawia si fizyka i dominuje.
Zupenie nie ma znaczenia w sensie logicznym, czy za przyczyn tej
ognistej ewolucji odpowiada sowna konstrukcja rodem z koszmarw i
podwiadomoci, czy laboratoryjne dziaanie - liczy si efekt: aby
ogie pon.
e na kocowym etapie wyszo pokazuje laboratorium? Prawda. Tylko
e, aby ten fakt stwierdzi, trzeba byo tu si znale. To rwnie
jest prawd.
Mona powiedzie, e wszystko piknie, e tak byo kiedy i e dzi
to ju przeszo - e religia to fakt bez znaczenia.
Nie do koca. I nie dla wszystkich.
System religijny, ktry powsta tam i kiedy, a nastpnie utwardza
si w kadym czynie, cignie ze sob (jako fakt konieczny) fizyk i
wasnoci wiata - ale rwnie nadbudow, sowne zobrazowanie regu
tego wiata. O fizyce nic nie wie - i ciao czsto nawet pomija a na plan pierwszy wysuwa pojcie, abstrakcje, ktre w swoim lokalnym
zakresie koduj procesy i zalenoci.
I byoby wspaniale, gdyby nie zmieniajcy si wiat i jego chwilowe
uoenie.
Religia - czyli filozofia uproszczona - moe sprawdza si i spenia
zadanie tumaczenia wiata (i wspomaga w yciu) tak dugo, dopki
w sposb zasadniczy nie odbiega od aktualnoci.
Kiedy abstrakcje oddal si do realiw, kiedy ich wyznawcy tego nie
uwzgldni na czas - istnienie takich poj jest skoczone. A przy
okazji odchodz take w przeszo wyznawcy nieadekwatnej do wiata
abstrakcji.
Taka jest cena za niedostosowanie si do okolicznoci i uparte, do
tchu ostatniego trwanie przy bdnych hipotezach. Takich uparciuchw
byo wielu, zosta po nich tylko lad. - Albo i ladu nawet nie ma.
Dowolny system religijny, to ju pado, spenia rol objaniacza i
przewodnika po wiecie. I trzeba to uszanowa. W najgbszym swoim
znaczeniu przystaje do rodowiska - operowanie pojciami i tak si
ostatecznie zbiega w swoich wnioskach z tym, co ustala naukowe, w
taki sposb rozumiane analizowanie rzeczywistoci. Rnica dotyczy
sw, warstwy znakw, ktre mog zamyka wyznawcw w kredowym kole
poj i uniemoliwia zmian - albo by systemem otwartym, ktry w
zbir danych moe wprowadzi nowo i dopasowa si do rodowiska.
Jeeli moe si zmienia, to przetrwa i pomoe.
332

Mona wic spyta, czy taki system, z zasady powierzchowny, zawsze


niepeny i posugujcy si dalekimi wobec realiw nazwami - czy to
moe dzi spenia swoje zadanie i pomaga?
Moe - tu nie ma i by nie moe adnych wtpliwoci.
Oczywicie najlepiej byoby, gdyby kady byt korzysta z tego, co
mu podpowiada zestaw naukowo zdobytych danych - byoby, ale to nie
dla kadego jest dostpne. I nic w tym nadzwyczajnego. Bo to mona
sobie dworowa czy si krzywi, e komu w yciu pomaga podkowa na
drzwiach przybita, czy chwytanie si za guzik na widok kominiarza.
Tylko e w tym nie ma niczego nienormalnego, w taki sposb objawia
si dziaanie umysu: szuka zwizkw przyczynowych midzy dowolnym
faktem a innym faktem. Jeeli taki zwizek znajdzie, to z niego w
kolejnym kroku skorzysta, jeeli nie - to odrzuci.
e prowadzi to w takim wizaniu faktw niekiedy do absurdu, e si
osobnik doszukuje zwizkw tam, gdzie ich w adnym gbszym sensie
nie ma? Znw trzeba powiedzie, e to koszt dziaania centralnego
ukadu analizy. Co si w umyle z czym zetknie, byle jak skojarzy
- i byt ma to za realno. A to tylko bdna interpretacja, losowa
zbieno wynika z chaosu panujcego w osobniczym archiwum danych.
I jest tego skutek: bdny wniosek o otoczeniu. I jest problem. Tylko
czy to do koca gupie, czy w tym nie ma gbszego sensu?
To warto sobie w peni uzmysowi: w tej "metodzie" jest sens - tak
prowadzone dziaanie jest sensowne.
Ot, zauwacie, niekiedy lepiej dy do zudzenia, ktre daje na
przykad wspomniana podkowa (co dalej podbudowuje zamiar osobnika
do wyjcia z domu i pozwala zrobi co w rodowisku) - to jest lepsze
ni trwanie w bezruchu, bo si nie chce, bo wiat zy - bo co tam,
co tam.
Niekiedy lepiej dy do mirau na horyzoncie, jak si krci bez
sensu w kko i adnego kroku w realu nie zrobi, rozumiecie?
Mimo e w punkcie startu powd dziaania jest zupenie "od czapy",
poprzez samo dziaanie, mona doj do mety we waciwym czasie oraz
miejscu - liczy si przecie wdrwka i regua "wdrwki". Bo wynik
i tak si pojawi.
Mira nie mira - wynik jaki bdzie.
Czy religia jest takim miraem? Zapewne tak, jej metody pochodz z
tego i tu, jednak cel ustawiaj gdzie i zawsze. I to oczywicie nic
innego jak zudzenie. Ale znw tylko w zakresie powierzchownym - w
opisie metod dochodzenia do takiego celu.
Jak to ju wielokrotnie pado: nie mona w wiecie pobdzi, nie ma
bdnych wnioskw. Mona w warstwie sownej pj w bajkowo, ale
i tak w gbi znajdzie si prawda o tyme wiecie - mona wyj w
analizie od stworkw jaki tam, a na kocu i tak bdzie Kosmos i
jego przeksztacenia. I te owa, tak dziejowo pokrcona dusza, jake
by inaczej.
Wszystko si w tej kombinatoryce pojciowej zgadza - oprcz tego, e
nic si nie zgadza.
333

Czy wiec naley odrzuci religie jako sposb tumaczenia bytu tu i


teraz? Tak byoby najlepiej.
Tylko e nie dotyczy to wszystkich. I trzeba to uwzgldni.
Nie ma przecie nigdy tak, e wszyscy korzystaj z tego samego, e
wszystko jest zrozumiae i przyswajalne. Dzi i zawsze dzieje si
to w taki sposb, e dla jednego bytu wyjanienie naukowe jest tym
najlepszym i sprawdza si - a dla drugiego filozofia uproszczona w
postaci religijnego katalogu odpowiedzi jest poprawna i pomaga y
na kolejnych zakrtach. I dobrze, nie musi by wszystko tak samo i
jednakowo. Dla jednego wiedza o wszechwiecie jest potrzebn, eby
rano spokojnie spojrze w lustro - a dla innego to zupenie zbdne
i dalekie, dla niego telewizyjny przekaz o modzie jest pierwszy i
istotny. I wspaniale, i dobrze - i niech tak bdzie. Jeeli oglny
poziom wiedzy w zbiorze bdzie si podnosi, jeeli ubdzie ogldu
zabobonnego, a przybdzie racjonalnego - wspaniale, o to chodzi w
tym wszystkim. Ale nie ma dramatu, jeeli spojrzenie biegnie sobie
powierzchownie i abstrakcjami mitologicznymi - chodzi o proporcje,
eby mitologia nie przesonia wiata. e trzeba si wysila i te
niekiedy wymia bajki - prawda. Ale bez paniki, liczy si cao
i kocowy efekt. A ten, jak dowodzi historia, udaje si osiga. I
to nawet skutecznie.
Czy religia jest dzi potrzebna? Tak, ale ju nie wszystkim i nie
zawsze.
Czy bdzie potrzebna jutro? Tak, ale z malejcym zakresem wpyww,
na coraz niszych poziomach, dla coraz mniejszych grup.
A pojutrze?... A czy "pojutrze" bdzie?

334

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 7.6 Szsty zmys.
Gdziekolwiek spojrze, tam zawierucha dziejowa. A co najmniej nie
tak to idzie, jakby potoczno podpowiadaa.
W niedalekiej przestrzeni okolicznociowej, tak cirka plus dwiecie
kilometrw w linii prostej, pokaza si szsty zmys. Tak, mwi i
podkrelam, szsty zmys pokaza swoje moce.
Powiecie, e to niemoliwe, e takie co to antynaukowy przesd i e
zmylenie w kadym detalu i po caoci i e w ogle pobocze, te
nawet lepa droga rozumnoci. Powiecie, e tego adnym przypadkiem w
przytomnoci przyczynowo-skutkowej tyka nie ma co. C, wasza tam
wola - moecie tak mwi.
Tylko e, ja wam na to powiem, e mylicie si w swoim odrzuceniu i
negacji. I wicej wam powiem - tematyka w sobie powana jest, taka
z sensem bezspornym, poznawczo oraz yciowo obrosa w znaczenia. I
warta przepuszczenia przez rozumne poznanie, tak bez wstpnego si
wykrzywienia warta poznania.
Bo, sami powiedzcie, czy to przystoi osobowoci na poziomie wpada w
dywagacje o zaletach na urzd osobnika K., albo wydmuszk polityczn
D. tako przewietla yciorysowo, kiedy tego yciorysu dzi nie ma
i nigdy nie bdzie - albo laleczk O., tak mizern zielenin w jej
miesznych fochach i achach ocenia, czy to warto? Przyznacie, e to
wsio swoocz pospolita, waszej uwanoci zupenie niegodna. Swoocz
po kadym oddechu i sowie, jak to si mwi w rodowisku naturalnie
naturalnym. Co to w oglnoci za sprawa? adna, mona powiedzie. I
machn na podobne wynalazki apk.
Ale taki szsty zmys, to, widzicie, istota i sendo, to rozum cay
do aktywnoci i wysilenia pobudza - to znane od zawsze, a jednak w
sobie nieznane, to emocje tworzy, krew naukow burzy, logik mocno
szarpie w jej zalenociach fizycznych i filozoficznych. I dobrze,
tak by powinno. Bo ten szsty, ostatni naturalny zmysowy cznik
z otoczeniem, to nie byle co, to nie widzimisi napalecw rodem z
podwiadomoci, ale gboka prawda o wiecie.
I warta waszej uwagi i warta przedyskutowania ze sob i pospou.
Oj, warta.
Powiecie, przymuszeni swoim negatywnym wiatopogldem, e dodatkowy
kontakt zmysowy z otoczeniem wam niepotrzebny, e do niczego i e
dzi dostpne pi wtyczek do rzeczywistoci to norma i spenienie.
A ten szsty zmys to co tak egzotycznego, e to mona sobie no,
wiadomo gdzie.
Tylko, widcie, ja wam na to powiem, e wy sobie moecie - ale nic
z waszego zaprzeczajcego nastawienia nie wyjdzie, bo szsty zmys
to faktem faktycznym fakt, a te, e on dziaa. W kadym bycie sobie
dziaa, w kadym rozumnym osobniku si pokazuje. Tak to idzie, tak
to sobie przedstawiajcie.

335

Ot, na ten przykad, by w takiej sobie pospolitej miecinie Z., w


dalekim oddaleniu od wiatowego centrum, osobniczo odrbny od tego
wiata byt czowieczy, niejaki J. Nic szczeglnego, tyle a tyle w
latach, tak a tak uminiony - nie a nie nastawiony do wszystkiego.
I do szstego zmysu, si rozumie, te na nie.
Tylko, widzicie, w J., tak to si yciowo zoyo, rodzink mia
w oddaleniu niejakim, tak cirka plus dwiecie kilometrw w linii i
po prostej. Niby nic, powiecie, co to wobec nieskoczonoci, ale w
analitycznym zapale trzeba to przedstawi, z szstym zmysowym do
wiata kanaem powiza. Niby nic, ale si liczy.
Wic siedzi albo te ley sobie raz tene J., co tak lekturowo na
tematy oglne przeglda i sownictwo ze stron sczytuje. A tu si
nagle - ech, moe nie a tak wystrzaowo, ale w sumie nagle - z tej
pozycji relaksujcej podnosi i nie wiedzie czemu po dawno rzucone
na pk urzdzonko elektroniczne siga. I chce je rozkrca, nawet
o naprawianiu myli.
Powiecie, e nic w tym dziwacznego, kady tak od czasu do czasu ma
ze swoim jakim tam lokalnym urzdzonkiem czy inn czynnoci. Tak
to si zdarza, e czek co robi, ale po co to on robi i co z tego
ma wynika dalszym cigiem, to nie wiadomo.
Moe wy i macie oglnie racj w swoim wypowiadaniu si, tak to si
dokonuje powszechnie i pod kad szerokoci przyrodnicz tylko
e w tym przypadku konkretnie nieco inaczej to trzeba zapoda, po
innej kolorystyce czynnociowej to odmalowa.
Bo to, widzicie, sprawa nie taka banalna w swojej historycznej, tu
i tej osobniczej przeszoci. Niby aktualno niezrozumiaa, taka
w sobie oderwana od wszystkiego tu lektura ciekawostkami gsto o
wiecie szpikowana, a tu czyn od tego odmiennie daleki. Niby jest
fakt, ale jego zakotwiczenie nieoznaczone, podprogowe - skryte tak
po caoci przed osobnikiem.
Ale tu wyjanienie pa musi, chwilowo czstkowe. Czas temu, wobec
tej notowanej ciekawej okolicznoci yciowej osobnika J., cirka i
plus rok z okadem wstecznie, si rodzinka z nim zgadaa i powyej
wzmiankowane urzdzonko mu wrczya. eby je do uytecznoci jakim
tam dziaaniem naprawczym przywrci. Wiadomo, aktualno podobnym
czynom antyrozwojowym jest mocno przeciwna, przecie nie po to lud
pracujcy miast i wsi kapitalizm tu przeflancowa, eby dao si w
byle sklepiku cz potrzebn do naprawy kupi - a tak dobrze by
na wiecie nie moe. Std, co tu duo mwi, urzdzonko leakowao
sobie w ciszy i kurzu na pce i czekao lepszych widokw - moe i
nawet ustrojowych.
Tylko e, widzicie, adnej si odmiany sprzt nie doczeka, a okres
dziejowy mija i mija; i tak trwao. A wanie czyn osobniczy J.
z tej pozaczasowoci urzdzonko wydoby. Dzie aden szczeglny w
sobie, niedziela jaka czy pitek, a tu siganie po przedmiot mocno
z przeszoci - po co, dlaczego, adnego wyjanienia po horyzont i
poza niego.
Powiecie, e to dalej nic szczeglnego, e tak bywa. Tak, bywa. Te
336

osobnik J. tak sobie pomyla, przekl w ciszy, co by nikomu nie


czyni zych wrae dwikowych w budownictwie wielorodzinnym - i
z odpowiedni si rzuci wzmiankowane elektroniczne urzdzonko na
jego poprzednie miejsce leakowania. Sam uskutecznianiem wiedzy z
przestrzeni ksikowej si ponownie zaj w pozycji odpowiedniej.
I ju po sprawie.
Moe do nie do koca. Bo to, widzicie, tak kilka godzin pniej si
w tym osobniczym wiecie porobio, e telefon si przebudzi. Niby
te adna w tym szczeglno, sama w sobie pospolito dwiczaa.
Tylko e, zauwacie i uwzgldnijcie, sygnalizowana wczeniej i o te
cirka plus dwiecie kilometrw odlega w linii prostej rodzinka w
fakt dziejowy bya sama z siebie wytworzya - telefonu, znaczy si,
uya w sprawie.
Tak a tak, powiada rodzinka, jest sprzt elektryczno napdzany, e
zepsuty, e moe rodzinka go podrzuci. e sobie rodzinka nieco o
tym wczeniej wewntrznie dywagowaa - wic moe podrzuci. I co w
temacie, pyta si rodzinka? W sumie to mao historycznie ciekawe i
osobniczo zbdne dopenienie informacyjne, ale mona powiedzie i
dla potomnoci to odnotowa, e J. przytakn na propozycj, cho
po jakiego grzyba mu to byo - to ju niczym wyjanione aktualnie
by nie moe. W tym przypadku nawet szsty i aden dodatkowy zmys
nie wspomoe w analizie.
Mniejsza o pokrcon dusz osobnika J. i jego zamiowanie do owych
nieco, a nawet bardzo sfatygowanych przedmiotw, s takie stworki
na tym wiecie, tylko sensu zajmowania si nimi nie ma adnego. I
chyba przyznacie mi racj.
C, w sumie mona by na tym opowiastk zakoczy, przekaz w takim
punkcie zostawi, na los szczcia i na osobnicz wasz aktywno
interpretacyjn to spuci. Niby mona by. Tylko to jako tak nie
wypada, opowiastka si finau doprasza i objanienia. Bez tego tak
w zawieszaniu to si buja i nic nie wnosi. I al jest.
A przecie sprawa, powtarzam, ciekawa, tematycznie nona, gboko
w rzeczywisto siga. Fizyczna ona w kadym calu, nic tu dziwne i
niewyjanialne, a przecie jednoczenie istotne filozoficznie - te
zwyczajnie poruszajce.
Gdzie tu dziw, pytacie, niczego tu nie widzicie wanego, mwicie.
A nie, to wszystko ma znaczenie.
Spjrzcie, osobnik J. co wykonuje, ale to co nie jest kierowane
przypadkowoci, to dziaanie cile i konkretnie skierowane. Tam,
w dalekiej rodzinnej lokalizacji, zachodzi proces, mowa jest tak a
tak, urzdzonko elektryczne dostarczymy tam a tam. A w tym czasie
i w tym cirka plus oddaleniu, osobnik J. siga, sam nie wiedzc z
jakiego powodu, po kiedy tam wrczone i inne co prawda urzdzonko,
ale dokadnie od tego samego bytu. A co wicej, te elektrycznego,
w detalach logicznych podobnego - acz nie funkcjonalnie zbienego.
Widzicie i dostrzegacie?
Dalej, nie tak hop siup, ale dopiero po kilku godzinach, kiedy ju
w gowie zupenie co innego si dzieje, odzywa si telefon i jest
337

pytanie o dostarczenie kolejnego sprztu. Czyli jest fakt, ktry z


wydarzeniami wczeniejszymi jest zupenie bez powizania. A jednak
w tutejszej prezentacji wida wyranie, e to powizanie wystpuje
- i e to nie jest zudzenie.
Dlaczego naley odrzuci nadinterpretacj, dlaczego nie mona tego
uzna za zudzenie? Za duo elementw wsplnych. Po pierwsze, mam
tu te same osobowoci, sobie zreszt rodzinnie bliskie, co rwnie
ma znaczenie w wyjanianiu szstego zmysu. Po drugie, tu i tu si
rozchodzi o sprzt praktycznie taki sam i z tego samego rda. Po
trzecie, do naprawy. Po czwarte, akcja czasowo jest zbiena, to po
fakcie moe zosta odtworzone...
Powtarzam, za duo zbienoci, eby to potraktowa wycznie jako
rozkad losowy i zbieg okolicznoci.
Dobrze, mwicie, niech bdzie, mwicie. Nawet moecie przyj, tak
na czas tutejszy, e jaki tam zwizek moe i zachodzi tylko co
i jak tu zachodzi, gdzie tu przyczyna, gdzie skutek - i gdzie co,
co te fakty ze sob czy? Gdzie nonik tego poczenia?
A, widzicie, w tym cay cymes tej opowiastki - wanie w takim to
zagadnieniu kryje si sens i warto logiczna.
Sprawa, widzicie, siga daleko i gboko a po zapchany w sobie
kwantami wszechwiat na najniszym poziomie. A tak. Bez tego si
takiego faktu, czy podobnych a przecie s liczne i od zawsze
inaczej tego si nie wyjani.
Mwic inaczej, chodzi o kwantowe to, o zapenione do maksimum i
tym samym poddawane naciskowi to wszechwiata. Jeeli taka sfera
zostanie w jakim punkcie poruszona, jeeli wystpi nacisk, ktry
ma jak najbardziej realny powd, co si zadziao - albo te co z
wszechwiata i jego kwantowego pola ubyo (to rwnie moliwy tok
zjawisk) - czyli, jeeli byt swoim istnieniem lub czynnoci jak
na otocznie oddziaa, a przecie kady byt wywiera taki nacisk i
kady czyn ma skutek, to tym samym w takiej strukturze to si musi
"odbi", wytworzy si "odcisk" tej aktywnoci. - Albo wytworzy si
jej brak, to w przypadku ustania czynnoci, brak rwnie moe by
zarejestrowany.
Nie moe by inaczej, jeeli wszechwiat jest zapchany kwantami, a
jest jeeli byt naciska swoim istnieniem i wszelkimi czynami na
otoczenie, a naciska to tym samym kada czynno odksztaca tak
struktur, rozpychajc si w niej i naciskajc, odwzorowuje swoje
czasoprzestrzenne rozoenie. Tworzy si "odcisk palca", odcisk po
caoci osobowoci, odcisk zachowania i reakcji. W tym rwnie, co
tu ma znaczenie, reakcji umysowych.
Nie, to nie jest nacigane to logiczna konieczno, ktra bazuje
na fizycznej oczywistoci. Przecie w tym ujciu nie ma adnego i
niezwykego elementu, tu wszystko jest dane i te jak najbardziej
fizyczne. e przyrzdowo nieobserwowane? - Ale to drobiazg, nic w
tym niezwykego, to zostao po wielokro ju objanione. wiat to
po kres zapchana kwantami sfera, ktr tym samym najmniejszy nawet
czyn "podrania" i uzyskuje "echo". Nacisn z jednej strony, a po
338

drugiej mona to odebra. A raczej, eby nie popada w skrajnoci,


jak to biegnie z "upiornym oddziaywaniem na odlego" - odebra
mona na dugim dystansie, ale nie ogromnym. Dystans zaley od siy
nacisku, im wiksza, tym dalej efekt bdzie zauwaalny. W skrajnym
przypadku, dla najmniejszych elementw, rzeczywicie rozniesie si
to szeroko i wyranie.
Dobrze, mwicie, niech bdzie, powtarzacie, moecie przyj takie
tumaczenie, wypchana kwantami sfera i dziaanie na to was jako
przekonuje. Tylko, mwicie, adnym sposobem wzmiankowanego przez i
daleki wiat poczenia nie widzicie jak, pytacie, to si tak ze
sob czy, jak mylowy nacisk, saby saboci do przesady - co i
jak sprawia, e takie co trafia na swojego odbiorc? Przecie, to
jeszcze powiadacie, to sygnalizacja po caoci, do wszystkich, jak
ten konkret osobniczy to wyapuje, a nie byle kto?
I tu ja si kaniam wam za ciekawe i wane pytanie, to te w takim
analizowaniu sedno i tematyczna logicznie istotno si kryje. Bo
to rzeczywicie ciekawe. Pierwsza wano bya w tym, e jest owa
kwantowa gstwina, kipiel pola elementw tworzcych wszystko. Ale
teraz jest druga wano, cile powizana z pierwsz i dotyczy to
ju osobnika.
W czym rzecz? W powizaniu osobniczym. - Owszem, prawda, e takowy
sygna jest skierowany si rzeczy do wszystkich. Naciskam sfer z
kwantami, ten nacisk jest wszechkierunkowy i dociera wszdzie. Ale
nie do kadego.
Na tym polega owo sawetne spltanie.
Co tu jest wanego? Kod tego sygnau. Przecie kada - i dosownie
kada jednostka posiada swj osobniczy rozkad w czasoprzestrzeni,
nie tylko indywidualny jest odcisk palca, ale przede wszystkim tak
pojmowana odrbno dotyczy osobowoci. Zreszt, odcisk palca moe
si zgrubnie powtrzy, ale osobowo nie, to jest takie odrbne i
niepowtarzalne w swoim rozoeniu, e nic i nigdy w wiecznoci si
takiego nie powtrzy. - Czyli nacisk wywieramy na otoczenie niesie
ze sob, jako stan integralny i niezbdny, charakterystyczny zapis
tej osobowoci, niesie kod tego bytu.
Skutek? Owszem, trafia do kadego, ale odczyta moe go ten, kto w
sobie ma odbicie, reprezentacj tego kodu. Sygna niesie w sobie i
na sobie rozmieszczenie elementw tego kodu, to porusza otoczenie,
ale "rezonuje" w sposb maksymalnie poprawny tylko tam, gdzie jest
odbicie, gdzie kwant kodu trafia na kwant odnotowany w archiwum, w
pamici drugiego osobnika. Drugiego czy wielu, to nie ma znaczenia
istotne jest to, eby to "odbicie" w odbiorcy byo.
A skd ten zapis kodu w odbiorcy? Podkrelaem fakt powizania, to
w rodzinnej cznoci w czasie przeszym wynika ten zapis. Nic tu
niezwyczajnego. Jeeli przez duszy czas yje si w bliskoci, to
ten kod odcinie si w drugim bycie, czy w wikszej grupie. Zapis
jest tym intensywniejszy, tym wicej ma znacze i odniesie, im to
emocjonalne oraz fizyczne spltanie duej trwa; bana, ktrego nie
trzeba podkrela. Dlatego te po rozdzieleniu - nawet przy duym
oddaleniu wczeniej poczonych bytw, mona ten znajomy, rodzinny
339

kod w natoku docierajcych ze wiata sygnaw wyapa. Mechanizm


prosty, skutek ciekawy, ale fizycznie proces biegnie podprogowo. I
tworzy zamieszanie. A nie powinien.
Na zakoczenie opowiastki o szstym zmyle by moe najciekawsze z
pyta: gdzie, jak mylicie, lokuje si ta wtyczka do wiata?
Ju nie wzdragacie si przed takim zjawiskiem, przestao wam si z
nie wiadomo czym kojarzy, ale pytanie, gdzie si to lokuje i jak
dziaa, to jest w tym wszystkim najwaniejsze. Jak, gdzie?
Spjrzcie na siebie, przeanalizujcie krok po kroku cielesn wasz
konstrukcj i gdzie detektor fal si mieci? Gdzie?
Co, nie widzicie, szukacie i szukacie i nic? Ale to oczywiste w
swojej oczywistoci, szstym zmysem jest cay umys.
Powtarzam, szstym zmysem jest cay umys - czyli caa biologiczna
i fizyczna konstrukcja oraz jej abstrakcyjna zawarto. To wszystko
skada si na szsty zmys. I niczego tu nie moe brakowa.
Dlaczego tak? Znw prostota i oczywisto, ktra bije po oczach. W
umyle, w zbiorze danych na noniku fizycznym, ktre zgromadzone w
archiwum leakuj, na tym i w tym zawiera si ten kod, ktry moe
zosta poruszony, przecie nie w ciele. Acz kod genetyczny te ma
tu znaczenie - ale nie takie, e moe przenie tre wyszego ju
rzdu. Te przenosi, ale o poziom niej.
To w umyle jest informacja, ktra moe si wydoby ponad poziom i
zosta zauwaona. Dociera ze wiata sygna, on ma jaki "rozstaw" w
czasie i przestrzeni, zawiera w sobie odcisk nadajcego i trafia
na podobny element w umyle odbiorcy. W efekcie, czyli razem kod i
zawarto archiwum, razem to wydobywa si w zakres nadprogowy do
wiadomoci. I moe zosta odczytane. O ile nie zostanie odsunite
i zignorowane. Na przykad przez pogld, e to niemoliwe. To jest
zawsze saby sygna, dlatego moe zosta stumiony przez inne, idce
od innych zmysw.
Wane jednak w tym jest co jeszcze innego tego nie mona uj w
formule sygna-reakcja. To nie dzwonek telefonu, to nie poczenie
drutem czy fal radiow. Sygna jest wysyany niezalenie od tego,
czy nadawca o tym wie, czy nie - to efekt samego istnienia. Rwnie
odbiorca nie ma adnego pojcia, e ten sygna dociera, to rwnie
istnienie jako takie. Co wic moe i musi si zadzia, eby sygna
pojawi si w polu wiadomoci? Napywajcy sygna musi trafi na
co, co ju w odbiorcy istnieje. Nie sam kod, bo to zbyt mao, ale
na przykad obraz czy inny rozbudowany zbir danych, fakt szeroko i
gboko zwizany z odbiorc. - To moe by caa sytuacja, ktra w
przeszoci si zdarzya i zapisaa w pamici. Na przykad obraz i
polecenie zwizane z napraw elektrycznego urzdzonka.
I teraz docierajcy zbieny, jako zbieny z nowoci sygnau stan
moe zosta poruszony jest osoba rozpoznana, jest element, ktry
odpowiada treci przekazu, jest nawet wymagana czynno. Czyli mam
tu wszystkie elementy informacji, cho adnego pojcia, e to jest
informacja. To przekaz bez przekazu, bez samowiadomoci przekazu.
Dopiero wtrnie i po czasie mog doj, e to zaszo, o ile "zdrowy
rozsdek" tu nie wkroczy i nie zaneguje, e taki przekaz nastpi.
340

- Wiedza, e to niemoliwe, czy przeciwnie, e moliwe, jest tutaj


elementem wrcz decydujcym.
Chc to podkreli - eby sygna zosta przeniesiony na poziom ju
wiadomy, eby uzyska wzmocnienie na tyle, e si pojawi, musi w
zasobach umysu znajdowa si element, ktry moe zosta poruszony
to nie jest przekaz treci, to jest przekaz nacisku. Tre musi
ju w odbiorcy by. Umys, czyli mzg i zawarto, to styka si po
caoci, wszystkimi elementami z otoczeniem a poniewa elementy
mzgu s konstrukcjami maksymalnie skomplikowanymi w wiecie, to i
tym samym zawieraj w sobie wszystkie moliwe skadniki czyli s
"na styk", kwantowy styk z tem wiata, z tym podprogowym zakresem
w jego rozedrganiu. I mog tym samym te drgania odbiera. Tylko e
mog skutecznie dopiero wwczas, kiedy w tym zbiorze ju co jest.
Nie takie tam byle co, szumy czy podobne to musi by tre, musi
to co oznacza. Wszak chodzi rwnie o tre. Szum drga wiata to
moe pokaza byle telewizor, jednak tre innej osobowoci odczyta
tylko w reakcjach zbiena osobowo oraz zawierajca zbiene dane.
Tu nie ma adnego przypadku czy niezwykoci, ale jest gboka i
fundamentalnie w tym wiecie zakotwiczona zaleno.
Szsty zmys to nie dziw czy odstpstwo od zasad, ani tym bardziej
kontakt z pozawiatem - to skadowa wiata. I to jako konieczno.
Jestem bytem wielowymiarowym. Rwnie zmysowo.

341

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 7.7 Udwig planetarny.
Wiadomo, nauki to potwierdziy, rozlazo si po globusie w t, ow
i pozosta stron yciowe towarzystwo, wszelakie gatunki umociy
w swoich naturalnych zakamarkach, miliardami si to zlicza, arcia
na wykarmienie i rodkw na opranie tego wszelkiego duo schodzi w
dziennym zapotrzebowaniu no i jest pytanie w temacie: jak dugo
to jeszcze pocignie nim si wykopyrtnie. Bo e si wykopyrtnie, w
to aden naukowo tytularny nie powtpiewa, co najwyej rne tam w
przyszoci datowanie stosuje. A to za rogiem, a to gdzie dalej i
jako tak w kocowy finisz ma si zadzia. Jakby nie byo, to si
sprawa gardowa staje, pytaniem wanym si pokazuje: ile moe si
na tutejszej planetce gbiasto akomych stworkw pojawi, eby si
dokumentnie nie pozagryza? Albo inaczej, filozoficznie zacigajc
temat: ile na ziemskim globusie jednoczenie yjtek si wyywi i
przey moe?
Wane pytanie, istotne yciowo. Mona powiedzie, e pierwsze oraz
najpierwsze. W kocu, teraz oczywisto padnie, to koyska nasza i
w ogle miejsce pomieszkiwania. Fakt i yciowa smutna prawda, duo
tego pomieszkiwania natura pospou z ewolucj to nam nie zapewnia,
co to jest tych par wschodw i zachodw soneczka w kalendarzu
ech. Dobre i to, trzeba na to powiedzie, a te si zastanowi,czy
aby i tego nie byo za wiele wobec zasobnoci ziemskiej tutejszej,
tak w czasie i przestrzeni.
Problem, trzeba przyzna, jest. Niby wiadomo, e kocowo w kady
przebieg energetycznie zmienny i policzalny od samego startu jest
zapisana, niby to wiadomo, ale gdzie tutejszy fina ustawi, co za
granic bezpieczestwa uzna i si do niej nie przyblia, tego w
zapiskach trudno szuka. A natura, wiadomo, sama z siebie tajemnic
nie rozgasza. Niby tu wszystko jasne i na talerzu widoczne, tylko
spojrze i przenikn rozumowo a do ostatniego, a jednak zagwozdka
jest, przecitna osobowo z trudem zagadnienie sobie prezentuje i
z jeszcze wikszym trudem sensowne wnioskowanie uskutecznia. - Ale
problem przecie jest, bez dwu i kolejnych zda. Niby jak ju si
tene problem zasadniczy zrobi, jak ju natura gono o sobie przy
porannej kawie przypomni, jak stanie chrupic bueczk w gardle
jak si natura przekrci na kolejny bok i towarzystwo zacznie si
ze sfery yciowej osuwa w gdzie tam nieodgadnione - to, wiadomo,
ten i w, a nawet owa, si tematem zainteresuje. Tylko, widzicie,
dobrze byoby zawczasu si w sprawie rozezna, moe godzin, moe
dzie wczeniej o tym osuwisku w niebyt wiedzie. Niby informacja
o chwili koca to adna mia okoliczno, a jednak warto wiedzie
i warto z tego jaki treciowo istotny wniosek wycign. Bo si
moe na co to jeszcze przyda.
Gdzie wic, takie zapytanie na rozum naciska, w jakim miejscu ten
glob swoje wartoci maksymalnie graniczne posiada?
Od czego trud analityczny oraz zgbiajcy realno zapocztkowa,
342

przy czym tematycznie punkt startu umieci?


Jakby tu powiedzie i jakby tu nie skama od jednostki trzeba w
tym opisywaniu wychodzi, od kwantu jedynkowego i rytmu zmiany. To
z takiego dna rozumowania wszystko si przecie poczyna.
Niby mona to i owo zestawia, na przykad temperatury pokazywane
przez przyrzdy wyrnia w ich wykresami szczytujcym pobudzeniu
mona ubytki stworkw tu i tam zlicza mona walajce si tak
wszdzie mieci filmowa i widok podtyka pod zmysy mona inne
strachy na ludzko spadajce prezentowa tylko, widzicie, to ma
w sobie niewielki rozumnie potencja. Lki wzbudza, odraz szerzy
do wszystkiego, w panik tum wprawia no i, rozumiecie, adnego
z tego przekazu konstruktywnego nie ma. A przecie o to si w tym
dziaaniu trzeba stara, eby ju ustalone zakoczenie zgbi, a
i drog wyjcia rozentuzjazmowanym niepokojami stworkom pokaza. W
straszeniu, widzicie, adna warto si nie kryje, horrory dobrze
w kapciach na kanapie si oglda problemat w tym, eby kanapa w
niebyt nie odesza i papucie z ng nie pospaday, ot co.
Skoro jednostka, to jaka i co ma ni by?
I tu, widzicie, te adnego wyboru nie ma, rytm jest jeden i jeden
fakt badany. Czyli stworkowata zbiorowo uytkujca i zjadajca z
planety wszelkie inne.
Mwic inaczej i szczegami, trzeba w liczeniu udwigu globu si
do elementarnego rytmu zmiany odwoa, a za jednostk przyj nie
co innego, jak miliard stworkw. Ludzkich stworkw.
Dlaczego tak? e o elementarn rytmik zmiany chodzi, to oczywista
oczywisto. Czyli od zera do omiu jednostek, a w podwojeniu, co
tu rwnie ma znaczenie funkcjonalne, do szesnastu. I to na takim
zakresie powstaje, rozwija si i ronie w si ludzki zbir no i
si koczy. Maksymalnie szesnacie jednostek obrachunkowych moe w
tej tutejszej planetarnej czasoprzestrzeni si wierci. e bdzie
to mao przyjemne ju pomieszkiwanie, e warto maksymalna niczym
raju i ziemi obiecanej nie bdzie przypomina? Te oczywisto.
Ale dlaczego do zliczania trzeba wykorzystywa miliard? Te prosta
tematyka przecie kwantem liczenia jest to, co uznam za kwant. W
tym przypadku po planecie szwenda si ju kilka takich jednostek,
to do dalszego liczenia te trzeba operowa takimi, tu wyboru nie
ma, jest miliard i wielokrotno jest tym samym jednostka rytmu
i liczenia. Oczywicie w innych okolicznociach, w innym momencie
dziejw, tak wyznaczona jednostka byaby inn, zalen od zasobw
populacji. U pocztkw hominidw jednostk byo co innego i teraz
jest co innego. Kropka.
Podkrelenia wymaga fakt, e chodzi o szesnacie jednostek, ktre
zamieszkuj ten glob a nie w ogle; jest to wielko maksymalna
dla tego ukadu, dla tubylcw.
Skd taka warto? Z prostego odniesienia i przeliczenia. Skoro na
obecny moment stworkw jest okoo siedem, osiem jednostek i skoro
ju robi si gorco od zamieszania, ktre stworkowate tworz, a po
drugie, skoro jest to tym samym praktycznie dopenienie si zmiany
343

do pierwszego stanu brzegowego i ewolucja dochodzi do osobliwoci to zrozumiae, e podwojenie tego zakresu jest maksimum moliwoci
dla tej konstrukcji. Kropka.
Tu nie ma pytania, czy to mona zwikszy, jest pytanie, co zrobi
i kiedy, eby granicznej wielkoci nie osign; a co najmniej, by
jej szybko nie osign. Stan maksymalny jest w punkcie 16 kwantw
i nic tego nie przeskoczy, ale dochodzenie do tej chwili moe si
odwlec. I o to w tym biega.
Oczywicie, czego rwnie nie trzeba podkrela, caociowa ludzka
populacja moe tam sobie liczy ile chce, to skala potencjalnie w
nieskoczono skierowana, ale w tym i tu miejscu nic ponad takie
marne szesnacie jednostek si nie zmieci i trzeba zdawa sobie
z tego spraw. Poza Ziemi mog dowolne hordy przemieszcza si po
bliskiej i dalekiej okolicy, fizyka wiata na to pozwala, jednak w
tym zaktku miejsce limitowane, tylko dla wybranych.
Mona to sobie rnie przelicza, mona procedury wdraa tylko
po co? Rytm jest, chwila rodkowa osignita i punkt graniczy te,
wic pozostaje nakreli scenariusz na dalsze osiem jednostek. - I
wyznaczy w tym przebiegu punkty szczeglne. Tylko tyle i a tyle.
I jest to wykonalne.
Skoro stan chwilowy zagszczenia osiga wielko
skoro dochodzenie do tego momentu to cae dzieje
przebiega dalej w tempie wybuchu to tym samym
granicznego bdzie szybkie. I tym samym czasu na
i bardzo mao. Ale nie beznadziejnie mao.
I to jest w tej zmianie element do zaczepienia.

osiem jednostek
ale skoro ma to
dojcie do punktu
reakcje jest mao

Jest osiem, maksymalnie moe by szesnacie czyli pozostaje cae


osiem jednostek? No, nie. A tak dobrze to nie jest.
Niby mona sobie tak pogwkowa, niby mona sobie kolejne tysice
czy nawet miliony lat dalszego przebywania na palancie wyobraa,
ale to tak banalnie i prosto si nie ukada, ewolucja jest zmian
poznawaln, ale przebiega po swojemu.
Czyli dochodzenie do omiu zajo kilka milionw lat, ale wielko
szesnastu ju jest widoczna na horyzoncie. Planeta si broni, stan
nadmiarowy strzsa z siebie kolejnymi drgawkami, podtapia i pali w
wybuchach tego lub owego, ale kolejne osiem jednostek zaistnieje w
krtkim ju odcinku dziejw, zegar zmiany tyka, a nawet tyka coraz
szybciej. Przecie to wybuch.
Szesnacie maksymalnych jednostek oznacza, e wicej tutejszy glob
nie nakarmi, e stworki zjedz wszystko, zamiec wszystko, a moe
i wysadz cao, bo si ze sob o wszystko por. Szesnacie jest
osobliwoci procesu, a osobliwo, wiadomo, to nic przyjemnego. A
nawet zupenie nic przyjemnego.
Szesnastk to mona sobie na cianie powiesi i napisem opatrzy:
"osobliwo, gupcze!"
Skoro wic nie szesnacie, to ile? - A, widzicie, i tu si otwiera
344

temat mocno w swojej zoonoci pokrcony, cho moe nie a bardzo


pokrcony - w tym si tematyka powana kryje. Taka, wiecie, yciowo
powana.
I najlepiej przedstawi to sobie na najprostszym choby szkicu, bo
to pozwala ogarn zagadnienie.

Wstpnie tych jednostek liczenia jest osiem, ale oczywiste, e nie


ma co si zajmowa brzegami, bo to punkty maksymalne. Odpada wic
z liczenia osiem i szesnacie i cae okoliczne dochodzenie tych
wielkoci czy odchodzenie od nich. Czyli przedzia midzy omioma
a dziewicioma oraz pitnacie do szesnastu to s odcinki w tej
zmianie pomijalne. Przecie nie ma co zajmowa si drgawkami bytu
w stadium zamierania.
Pozostaje przedzia 9 15. Tylko e to ujcie zgrubne, faszujce
postrzeganie, i z tego rwnie trzeba zdawa sobie spraw. Siedem
w tym zakresie dostpnych jednostek, ale sze odcinkw zmiany, to
niby duo, ale tylko pozornie. Przecie i z tego przedziau trzeba
wybra te istotne i pomijalne. I znw przestrze do reakcji ulega
zmniejszeniu a przecie to jeszcze nie wszystko.
Z rwnie oczywistych powodw wypada z liczenia przedzia 12 15,
przecie to przysowiowa musztarda po obiedzie. Mona oczywicie w
tym rejonie konstatowa uroki spadania w otcha, mona smakowa i
podziwia narastanie nowej epoki zniszczenia i barbarzystwa, ale
nic ju zrobi nie mona to prosty, szybki, spektakularny zjazd
w przeszo. Od punktu 12, czyli rodka caego zakresu, niczego w
wiecie do naprawy oddawa nie warto, bo wszystko si rozsypuje. I
cho to potrwa, ju orkiestra marsza gra.
Zasadniczym w tym liczeniu jest przedzia 9 12 jednostek, a ju
w sposb szczeglny punkty 10 i 12.
Z tym, e punkt 12 to moment w dziejach, kiedy zbiorowo musi, po
prostu ju musi by w stadium ekspansji poza koysk. Ten punkt to
ostatni moment, ale ostatni w sensie koczenia dziaa do takiego
wyjcia w otoczenie poza globem. Dlatego, cho istotny, jest tutaj
przywoywany jako warto graniczna, do ktrej trzeba dy ale
ktrej nie wolno przekroczy bez szerokiej podbudowy.
Co pozostaje? Tak naprawd gra idzie o przedzia 10 12 jednostek
z oczywistym rwnie podkreleniem, e najwaniejszy jest punkt
10. I to z kilku powodw.
Po pierwsze, w tym momencie nie pierwsze czy niemiae spojrzenia
w wiat poza globem powinne si zaczyna, ale pierwsze i ju pene
czynnoci wrcz gospodarcze, eksploracja pen par. Czas na mao
skomplikowane rozgldanie si po okolicy ju si zacz i nie moe
adnym przypadkiem si spowalnia wrcz przeciwnie, musi nabra
przyspieszenia.
Po drugie, punkt 10 jednostek po prostu warunkuje, wyznacza to, co
w chwili 12 si dopeni. Nie ma pytania, czy mona inaczej zmian
345

poprowadzi, jest zadanie do wykonania: tak ustawi procesy, eby


w chwili 10 jednostek zbir tutejszych stworkw na powanie zabra
si za wasn przebudow i przebudow wiata poza planet.
To by albo nie by. I to nie jest pytanie, ale stwierdzenie faktu
i oczywistoci.
Warto podkreli jeden istotny fakt: zaistnienie poszczeglnych w
zmianie punktw wzowych, to nie przypado, nie konieczno i
nie dziejowa, zewntrzna wobec stworkw realizacja mao konkretnej
ewolucyjnej zasady, to efekt zmian, ktry co prawda zachodz swoim
rytmem, ale zarazem podlegaj regulacji. Po to w ewolucji istnieje
strona dochodzenia do "teraz" i odchodzenia, po to rozum ustala w
zmianie jej kroczcy kwantowy rytm, eby mona byo tak poszykowa
elementy zdarze, co by poszczeglne fakty zachodziy wedug planu
i zapotrzebowania.
Skoro jest wiedza, co i kiedy wystpi, skoro w analizie jest znany i
oczywisty cel, ktry ma zaistnie po drugiej stronie to naley tak
poprowadzi zmian, eby si to dokonao. eby ju na dobre zaczo
si przebudowywa do kiedy tam podanej postaci.
To nie tylko potrzeba, to nie tylko moliwo, ale to trzeba zrobi.
Punkty wzowe zmiany musz zaistnie, w istniejcym procesie stan
wyrniony jest pochodn toczcej si zmiany i "trasuje" proces.
Jeeli energia dociera do ukadu i jeeli ukad istnieje, to nie ma
pytania, czy kolejne stany wyrnione zaistniej, zaistniej. Jest
natomiast pytanie, jak do tej chwili bd przygotowane stworki, no
i co wwczas zrobi.
Proces biegnie kwantami, dlatego kolejne wartoci musz zaj. Ale
to nie oznacza, e nie mona manipulowa zmian to nie oznacza,
e nie mona wybijanego rytmu modyfikowa. Wzgldno czasu to nie
wyczne dowiadczenie ogromnych prdkoci, to element ewolucyjnej
zmiany, kadej zmiany. Zalenie od iloci docierajcej do ukadu
energii, zalenie od toczcych si zmian czstkowych a kwantowych,
od tego zaley, kiedy i w jakiej postaci zrealizuje si wyrniony
punkt; zmiana jest koniecznoci, kwanty zmiany s koniecznoci,
ale wzgldna odlego od siebie kwantw podlega modyfikacji, jest
wartoci zmienn.
To nie dopust, to fizyczny proces, ktry poddaje si zmianie. - To
strumie energii, ktrym albo przypadek, albo celowe dziaanie ku
poytkowi moe za pomoc odpowiednich filtrw sterowa, nadawa mu
podana posta, tempo, ukierunkowanie. Zmiana ewolucyjna biegnie,
i dobrze. Ale to, jak biegnie, to jest zmienne to jest podatne w
znacznym stopniu na rozumne "pchnicia". A czasami wystarczy tylko
delikatne zamachanie motyla, eby daleko i szeroko zadziao si w
rytmie i z si huraganu.
Kwantologia to niezy wynalazek. Moe by tak z niego skorzysta?

346

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 7.8 Ziemia, planeta szczeglna.
Zadziwienie kry nad wiatem, zadziwienie planetarne.
Informacja mnie dopada. Ju nie wiem, obrazkowa czy literkowa. e
Ziemia, matka nasza, e ten nasz kawaek podogi w nieskoczonoci
e to miejsce szczeglne. e wybrane, w wyjtkowym zakamarku, e
dziwnie niezwyke. I w ogle.
Wiecie, ja tam swoje zdanie w sprawie wyjtkowoci mam, zwaszcza
w czas porannego macania rzeczywistoci. Niby wszystko po normie i
jako tako - ale tu co kapie, tam wypada, a nawet niekiedy pobolewa
i si natrtnie dopomina. Dlatego rewelacyjne wieci przyjmuj na
tak pewn odlego, mona powiedzie, e na jea. Co tam w niej
prawd si mieci, a co pewnie takie sobie a moe i nijakie. To
rnie yciowo si ma.
Ale, wiecie, wiadomo bya, propagandowo wzmocniona, wykresami i
profesorsko podbudowana. Wic zauwayem, przyjem na siebie i tak
po caoci temat postanowiem przenikn. Tak mam. Jak mnie co na
padole zami wypenionym zadziwi, zbada chc, rozumnie znicowa i
wyjani musz. Bo musz.
Wiecie, punkt ksikowy niedaleko by, takie miejsce dziwne, ktre
si ostao w przestrzeni naszej kapitalistycznej i dobrobytu a po
granice rozsdku. Jako tego przybytku informacji pogbionej nasz
system lokalnej wadzy nie zdy zamkn i zlikwidowa, wida na
gwce swojej powaniejsze dylematy historyczne ukada. Nic to, w
tym jeszcze dziaajcym kierunku si udaem, boje informatyczne na
prawo i lewo z wiedz ogln wytoczyem. Bo tak mam.
I tu, wiecie, te si zadziwiem - co na tej rzeczy byo.
Zerkam, rozumiecie, w jedn ksik, w drug - nawet ekranowo tak w
czeluciach sieciowych sprawdziem dla tej tam pewnoci.
I c, wiecie, to moje zadziwienie jakby si unioso i opada adnym
sposobem chcie nie chce. A nawet twardo i prosto sterczy. Tak ono
ma.
Nie, myl sobie, tak nie moe by, to zudzenie optymistyczne si
pewnie tak pokazuje. Przecie, myl sobie, w tym to bezkrenie tak
wiecznym i wszechwiatowym kosmosie - w czym takim podobnie miych
w zwyczajach planetowych globw bdzie duo i mnogo. Nie, myl,
to wyjtek tutejszy bdzie, ale zarazem te pospolito powszechna
w caociowym zobrazowaniu. Moe, myl sobie, gdzie tam, pod tym
jego lokalnym soneczkiem, tene kto w tamtejszej zbiorowni wiedzy
si zamieci i nad tamtejsz codzienn niezwykoci si gboko
zaduma... Ech, wiecie, wzruszyem si.
Tylko, widzicie, ta nasza i ziemska cudaczno nie dawaa spokoju,
ona taka, wiecie, dziwna jest, e ho i jeszcze raz ho.
347

Niby naukowi w kad stron pokazuj nieprzeliczalno planetarn,


niby po widokowy kres mrowie gwiazdowych konstrukcji, a wokoo si
nich jeszcze wiksze zbiorowisko materialne krci niby w tym si
tak dzieje, e losowo ad zapewnia i warunki w miar niby taka
tam statystyczno gosi, e w tej przepastnoci musi si gdzie w
sporej liczbie gniedzi yciowa, a nawet rozumna bytowo... ale,
w tym zagwozdka niezwyka, e tego nijak nie wida. Ani ocznie si
to nie pokazuje, ani inaczej.
Niby, tak dalej myl, wiatowo nieco ju czasu i kilometrw si
kotuje, niby po wielekro tu i tam si co powinno wyklu i jako
o sobie da zna - a to sygnaem lokalizujcym, a to kawakiem tak
czego nienormalnego przedstawi. A tu, sami wiecie, cisza zalega
po wszystkich kanaach, mona by powiedzie, e wiekuista cisza i
martwota.
Co prawda w yciow okoliczno jak pierwotn, tak prostack, to
w takie co to ja gboko siga nie musz, to najpewniej wszdzie
si prezentuje. To si wszystkiego czepi potrafi, czy gbia, czy
skalisto, czepi si i dzieli w stabilizacji. Tylko tej dalszej a
wyszej rozumnoci nie wida ani sycha - i to jest dziwno taka
po czubek. I wyej.
A moe - pomylaem ja sobie w ten czas zadumy - e w tej cichoci
co si kryje, e ta samotno obserwacyjna nasza co oznacza? e
tego tak zostawi nie mona.
Fakt i dobitna to prawda, e ziemska kula krci si inaczej nili
wszelkie do tej pory zdybane inne planetarne wiry. Fizyczni mwi,
e to banalno, e peryferyjna lokalizacja, e nie ma co si tym
w ekscytacj napdza. - Ale, widzicie, lata mijaj, a podobnego po
detalu globu nie pokazuj. Ja tam pojmuj, techniczno jeszcze w
moliwociach si nie upowszechnia oraz drobiazgu meterialnego z
daleka wypatrzy nie moe, jednak, rozumiecie, pewnikiem co ju w
temacie omawia by si dao. A tu, sami wiecie, tylko dziwacznoci
i odchylenia od tutejszej normy naszej. I dziwno przyspieszajco
si rozrasta - i domaga si tumaczenia.
Dajcie spokj, nie gadajcie, ja to wiem. Pewnikiem za chwil si w
tej przepastnej czerni pokae jaki glob zdatny do uytku, ale nie
o to chodzi. Nadmiarowo tego wszystkiego zastanawia, wielko i
nieprzeliczalna liczba, a zarazem cisza po wszystkich kierunkach.
Jakby to tak raz ciach miao si rozumem wykaza, to ju zapewne w
tej dali by si odezwao - a tu nic, zupenie zerowe nic.
Gadacie. - To faktem jest, e rnie by moe. A to si nie chce, a
to czasu na rozruch technicznych maszyn nie byo, bo co stukno
z gry, a moe dou a to co innego a losowego. Wiadomo, wiat
koem si toczy, a czasami i pod koem. Ale tak nic, zupene nic?
Tyle dziejw ju przeszo i nic?
Nie, ja takie zdanie sobie w temacie wyrabiam, e za tym si co i
oglnie, i szczegami kryje. I fundamentalnie to si z t nasz i
yciorodn ziemsk opok nawizuje. W tym znaczenie jest.

348

Uchowaj, adne tam takie. To zawsze i tylko fizyk napdzane, e w


detalach jeszcze nie wykryte, zgoda, ale to zawsze fizyczne.
Czyli trzeba tak na spraw zerkn, e wanie od fizyki naley tu
wyj i jej wartoci liczbowe uwzgldni musow koniecznoci - te
i w pomiary si zapatrzy oraz wnioski z tego w sprawie pocign.
I co? I jak?...
Powiadaj fizyczni, e Ziemia w polednim miejscu kouje - a to, na
samo wstpne spojrzenie, taka sobie tam prawda, a nawet zupenie w
prawdzie nieobecna. - Bo, widzicie, jak ten lokalny gwiazdowy punkt
przejrze, to si okae dobitnie, e glob w rodkowym i zalecanym
dla ycia rejonie si umieci. Niby na kogo w kosmicznej ruletce
pa musiao, niby z niepoliczalnego mrowia planet jaka w pasie o
zawyonych parametrach musiaa si znale wszystko jasne, ale w
odpowiadaniu o wyjtkowych faktach w niczym to nie pomaga. A nawet
zamieszanie wiksze robi. Przecie gdyby ta lokalizacja si tak na
kilka jednostek w kilometrach omskna, to, widzicie, nas w teraz
i tutejszym by nie byo.
I rozmowy by nie byo. I co?
A dalsze te do mylenia daje, te domaga si uzasadnienia. Niby w
galaktycznoci naszej lokalnej, tej mlecznej trasie gwiadzistej
w tym te fizyczni niczego szczeglnego nie widz. Pospolitoci i
poboczem to nazywaj. A jakby tak chcie si w centrum konstrukta
umieci, to co? Mie to by byo? - Moe nie do koca, przyznacie.
Bo to diabli wiedz, co si w tym galaktycznym centrum usadowio.
To czarne, a po kres rozumowania gbokie, aroczne i zupenie w
yciowych drogach niepomocne. Wic co?
A i wysze oraz dalsze te cegiek do logiki lokalizacji dokada,
o kolejnoci wyaniania si z niebytu pierwiastkw mwi, o cieple
i chodzie w ich wanym rozoeniu wspomina, o istotnych yciowo i
funkcjonalnie atomach rozprawia. Tak to losowo wszystko? Przypadek
za tym tylko i chaotyczno, co?
A jeszcze generalniejsze w tym zagadnienie, wszechwiatowo caa
i jej niezwyko w zbiorze podobnych. To tak sobie w zbiorze si
zadziao, e nam ta wygrana przypada? To tak na powanie, tak to
opis ma bra i si nie zastanawia? Co?
Prawda i prawd wielowiekow, fizyczni pospou z innymi czowiecz
nasz konstrukcj spychali z centrum, wywaszczali usilnie, a tako
i zasadnie z miejsca wyrnionego. A to ziemska kulka si okazaa
by dodatkiem do soneczka, a to zbir planet gdzie brzegowo si
znalaz, a i galaktyka taka jedna z niepoliczalnych. Wszystko si
fizycznym zgadza prcz tego, e si zgadza nie chce.
Bo oni, ci fizyk podbudowani, nawet oni, widzicie, sami ju widz
dylemat i zastanawiaj si - czemu pusto, czemu nikogo, czemu cae
to wszystko tak dziwacznie zestrojone. Ruszysz cyferk dalek, a w
liczeniu ci wyjdzie brak moliwoci liczenia i liczcego. Wic jak
tu si nie zadziwi, co?
Czy ci wszelacy fizyczni, a byo ich mnogo, czy owi chwalcy tak
w obserwacje skutecznie wierzcy - czy oni maj racj? A moe racja
349

po drugiej stronie si lokuje, tych, co to czeczyn w owym sednie


i centrum umieszczaj, moe to oni gosz suszn wiadomo? - Jak
to si ksztatuje, kto zaprawd powiada?
Wiecie, zadziwienie kry wiekami, raz w t, a raz na drug stron
myl si przechyla - a rozwizania nie wida.
Niby eksperyment szerok aw idcy mia wniosek pokaza, a tak to
si porobio, e tylko temat zamiesza, atwe kiedy odpowiedzi w
kierunku dziwnym dla wszystkich poprowadzi - tak e dalej nic si
w sprawie nie zmienio. Tylko ilo szczegw do ogarnicia mocno
wzrosa w si. Po prawdzie chwilowa dzisiejsza sytuacja taka sama
jest jak wiekowych, te same dylematy uwieraj i chc objanienia.
Jak z tego zestawienia ostateczn prawd wycign? Jaki mora w
tej bajce dziejowej si zawiera?
Powiadam, jest mora. I jedynie moliwy on jest.
e prawda rodkiem si dzieje. I nie jest to banalnoci swoj ani
pospolitoci swoj byle jaki wniosek.
Jeeli prawda logik wsparta, tak filozoficznie gbok, jeeli w
takim ujciu bytowo nasza w rodku i tylko w rodku si mieci to trzeba to w ustalaniu prawdy generalnej pod uwag i rozwag do
koca bra, i nie odrzuca.
Jeeli prawda fizyk wsparta, taka eksperymentem gboko na rne
sposoby potwierdzona, jeeli w takim obrazie nasza bytno zajmuje
brzegowe i peryferyjne punkty to takie pooenie trzeba w caej
generalnej konstrukcji uwzgldni jako konieczno. I odrzuca nie
mona z uwagi na inne preferencje mylowe.
Sowem, widzicie, w produkcji ostatecznej prawdy, tej naj i naj, w
takim dziaaniu, na zasadzie dopenienia, obie strony trzeba mocno
w opis wprowadzi rodkiem wniosek poprowadzi. Nie tak, e si
z tego tyle, a z tego tamto zaczerpnie, ale e i jedno, i drugie w
tym planie jest konieczne. Nie detalami, ale jako zasadnicze spraw
postrzeganie.
Mwic inaczej e obie strony maja racj. e oba ujcia cznie
opisuj, oddaj to nasze tutaj. Czyli na Ziemi uoenie, ale i tej
ziemskiej konstrukcji w ramach caoci.
Ja, My, Ziemia, Soce, Galaktyka, Wszechwiat to wszystko toczy
si rodkowo, i to maksymalnie rodkowo. Minimalne zboczenie z tej
drogi - i "nie ma niczego". Logicznie, jako konstrukcja budowana w
filozoficznym i przez to zewntrznym ujciu, w takim spojrzeniu ta
nasza pozycja jest na zawsze w rodku, i inna by nie moe. Tylko
tu s warunki do zaistnienia i do obserwacji. To nie wszechwiat w
zbiorze jest taki niezwyky (co te jest prawd), ale chwila tego
wszechwiata jest wyjtkowa. Nie byo takiej i nie bdzie. Dlatego
te nie ma tych innych, bo mog by tylko "w bok", rwnolegle. Ale
to wyklucza sygnalizacj.
Fizycznie, wic w obserwacji od wewntrz, pooenie jest zupenie
nieciekawe, peryferyjne, przypadkowe i tak jest. W doskonaej w
350

kadym kierunku mieszaninie nie ma adnego wybranego miejsca, si


wszystko od wszystkiego oddala i jest chaos. Tak jest.
Tylko e to tak wyglda w obserwacji uczestniczcej, jedynie moliwej
- ale to dalece nie wszystko.
Ziemia, widzicie, jest planet wyjtkow, poniewa spenia duo z
koniecznych warunkw, najpewniej wszystkie. W takim niepoliczalnym
zbiorze na kogo pa musiao, to prawda. I pado na nas. I przez
to wywouje zadziwienia.
Dlaczego? Poniewa opisujemy te wspaniaoci zami i krwi mazane
z pozycji osobnikw zaistniaych, ustalamy regu i warunki, swoje
obserwacje odnosimy do innych, w efekcie uzyskujemy zaskoczenie i
pomieszanie a do niepokoju bo ci inni nie mieli tego szczcia.
Tylko e to nie bya i nie jest ruletka, jeeli bdziemy opisywali
to jako kasyno, nie zrozumiemy procesw i popenimy bd.
W czym sedno tego spojrzenia, w czym wyjtkowo pozycji planety i
mnie, i nas?
W moliwoci przeprowadzenia tego "losowania".
To jest ostateczny wniosek, tak wyglda - tak musi by zapisane to,
co stanowi o wyjtkowoci, czy to planety, czy innych parametrw.
Chodzi o moliwo przeprowadzenia losowania.
Nie ma bowiem znaczenia samo losowanie, z mojej, z naszej pozycji wic zaistniaych bytw - to zupenie niewany fakt, jestemy, wic
losowanie si udao. Gdyby si nie udao, tematu by nie byo. Ale
w tym czy w kolejnym - czy za iks ile tam, takie "losowanie" si
by dokonao, to pewnik. Tak jak pewnikiem jest, e tutejszy obiekt
wszechwiatowy musia mie tak "dobr" planet, tak samo i powyej
taka regua pewnoci obowizuje.
Tylko eby owo losowanie mogo biec - eby losowymi zdarzeniami si
mogo w cielesno jak oblec - musi by nonik, konkret fizyczny.
W/na ktrym, wedug logicznej reguy, moe zachodzi zmiana. Gdyby
tego nie byo, gdyby nie byo moliwoci, to naszej rozmowy te by
nie byo.
Musi by nonik i regua w zmianie. Jedna, nieskoczona i wieczna.
I zawsze Fizyczna.
Wicej, gdyby nie byo tej moliwoci, nawet sensu by nie byo. Samo pytanie o sens byoby bez sensu.

351

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 7.9 meta-Fizyka.
W yciu liczy si pierwsze i drugie. Czyli to trzecie.
Wiem, wiem, powiedzonko jak powiedzonko, adnie brzmi, rzuca si w
pomylunek ale co znaczy? A kto to wie? Moe i co znaczy. Niech
kady tre sam sobie dopiewa, a co.
Sprawa, widzicie, identyczna, jak z t tam "metafizyk". Uywa si
tego sownictwa, ten i tamta sobie usteczka terminologi wyciera, o
jaki tam faktach spoza si rozprawia, pokazuje teksty, ktre maj
to podobno zawiadcza, gosi prawd oraz podobne dziwy sowem w
okolicy, a nawet dalej, wszelka metafizyczno si pleni. Ale co i
z czym si ma, co to konkretnie znaczy, diabli wiedz.
Owszem, to ju nieco historii trwa - to ju czasu nieco si zbyo,
jak takie pojciowe swko jest w obiegu, nawet i biblioteki si z
objanieniami dorobio, ale czy to pomogo zgbi, wiedz w takim
temacie poszerzy, co? Za nic.
Jest sobie metafizyka, i dobrze, a co jest, to kady sam sobie musi
dopowiedzie, a co.
Tylko, wiecie, jest zagadnienie tematycznie istotne, niby uboczne
i dalekie od codziennoci pospolitej, a jednak wane: czy mona na
pastw rnych hochsztaplerw teren zostawi, pod upraw byle czego
odda i zupenie si tematyk spoza nie interesowa, jak, mona? Na
te wszelkie hokus-pokus, sowne wygibasy i gestykulacje, czy takie
inne wykrcanie kota ogonem to rzuci - co, mona?
Jak zostawi z nieskoczonoci takiemu z drugim choby i milimetr,
to zaraz w takie wolne miejsce wcisn tam swoje dyrdymay, zapchaj
niematerialnym czy jako podobnie niegodziwym, sowem zrobi tak
po wszelkiemu umysowy baagan i zamieszanie na wieki wiekw. Wic
czy mona odpuci?
Nie godzi si, prawda? Nie bdzie nam plu w pojcia byle jaki tam
niedouczony osobniczy byt, adne podobne nie bd si po analizach
wszechwiata z jego brzegami (i poza brzegami) pta i mci takie
w sobie wane zagadnienie. Nic z tego - nie i nie.
Wiadomo, jest wiat - wiadomo, jest fizyka wiadomo, jest zmiana
energetycznie ewolucyjna i skwantowana, ktra to wszystko wytwarza w
zapamitaniu lokalnym. Std wiadomo, e to regu podszyte, tak od
fundamentw a po dach. I wiadomo, e mona od tego w analizowaniu
wyj - i wiadomo, e si dojdzie.
A co.
wiat jest skoczony wiadomo, fizyka jest macaniem we wntrzu wiadomo, zmiana to wszystko tworzca jest podstaw do dziaania oraz
wnioskowania - wiadomo. Std wiadomo, e regua jest policzalna i
dlatego jest regu. I wiadomo, e jak wyjd z tego tutejszego, to
dojd do zawsze i wszdzie.
A co.
352

Fakt, jest ten wiat - nie ma co ukrywa. Jak wstaj rano, to daje
si rzeczywisto poczu - tego rwnie nie ma co ukrywa. Macie to
samo, to wiecie, jak to jest. Zerknie czek tu, zerknie tam i ma
wiedz, e to si kiedy zaczo, dlatego, tfuj, si skoczy.
Niby znane, niby oswojone, niby pogodzone, a jednak jako tak nie do
koca, nie w peni - moe co tu dalsze jest?
Skoro tutejsze, tak sobie myli byt skoczony, skoro wszystko si
koczy, zaczo kiedy i zaraz si skoczy, to moe - czemu nie - ma
to swoje przeduenie, na tutejszym si przecie wiat nie zamyka,
jest horyzont i jest tym samym dalsze. Wic jakby tak przeduy w
dal t prost tutejsz, ktr w formie krtkiego odcinka osobniczy
byt obsadza i smakuje - jakby tak si w nieskoczono miao dzia,
to co? Mona tak zrobi?
A jak, ca moc intelektualn i chciejstwem emocjonalnym mona. A
jak mona - to mona.
I jest hop-siup, takie, wiecie, produkowanie abstrakcyjne obrazw,
caych systemw, gadania wieczornego i po pnocy, w godzinie ju
podszytej ciemnymi mocami. I jest zastanawianie si, co tam dalej
si dzieje, jak si dzieje - oraz jak zrobi, eby si tam dosta,
bo podobno to zapewnia.
Co zapewnia, te nie wiadomo, ale podobno to co wartociowego.
I tak to trwa wiekami, tysicleciami - i si utrwala w pojciowej
swojej abstrakcji.
I jest problem, widzicie. Bo jak to "dalsze", takowe metafizyczne,
zabetonuje si tak w tym swoim narzeczu, jak narzuci zobrazowania,
ktre si usamodzielni - to one przesoni, zasoni, odetn tak na
amen w pacierzu od tego wiatowego zachodzenia. I ubezwasnowolni
czowieka, i go sptaj.
A jak przyjdzie fizyk czy inny eksperymentator, jak zacznie bada
okolicznoci rodowiskowe, jak si chwyci nie swek, ale kamyka, a
moe i gwiazdy, to si robi problem. Przecie wito si podobno
rusza, czysto niepokalan brudzi, a nawet chaos pojciowy podobno
tym w gowach maluczkich stwarza. I jak tu pj dalej? Ech.
Mniejsza o lekcj historii i zaszoci, dzi ju wiadomo, e mona
pj, e mona zason poj skutecznie konkretem przebi i nowe
abstrakcje zbudowa, ju lepiej do wiata przystajce. To ju jest
znane, przerobione - i teraz warto z tego wycign wnioski.
Mam wic do dyspozycji fizycznie rozpoznany wiat, to podstawa oraz
punkt odniesienia. A wypracowane pojcia, ktre odnosz si do tego
zakresu, to jedynie dostpny i realny stan - i zawsze dostpny. Ale
te mog, w oparciu o niego, opisa kady zakres, nawet poza.
Dlaczego? Poniewa tutejsze musi by pochodne, musi spenia warunki
panujce wszdzie - bo inaczej si nie wytworzy. Co niezgodnego z
warunkami otoczenia, w ktrym si pojawia, takie co - i to na kadym
poziomie analizy - nie ma prawa zaistnie; co jest odmienne, inne,
353

sprzeczne z warunkami - takie co wypada z realnoci.


Dlatego te wszelkie fakty i relacje, zwaszcza "przestrze" oraz
"czas" dlatego pojcia lokalne mog i musz zastosowa do opisu
zakresu wszelakiego, poniewa s pochodne zmianie nadrzdnej. Co by
tak i gdzie zmian nie byo, to tutejsze warunki s tego pochodn.
Skoro rodowisko posiada jak rytmik, to zawarte w nim fakty, wic
elementy w tym rodowisku istniejce, one musz w sobie t rytmik
rwnie zawiera - poniewa inaczej nie zaistniej.
Dlatego, eby zrozumie - eby "dalsze" nazwa i uporzdkowa - nie
mam wyboru, musz w tym dziaaniu korzysta z tutejszego. Zreszt
nic innego mi nie pozostaje, przecie na/w wiecie nie ma podpisw
z tumaczeniem, co i jak si dzieje instrukcj obsugi wiata sam
dla siebie musz ze wiata sczyta i j napisa. I zawsze tylko na
moje konto, poniewa kady obserwator widzi inaczej i wedug tego,
czym dysponuje.
Zreszt, po kolejne, nie ma znaczenia, jak nazywam, jakie sowa oraz
abstrakcje stosuj. Zmiana jest jedna, toczy si w rytmie i toczy
si z bezkresnoci w bezkres - i toczy si kwantami. Wic jak sobie
to podziel, co zalicz do tego lub innego, to nie ma znaczenia. To
dziaanie dla mnie, wspomagajce zrozumienie. I jeeli dobrze w tym
przebiegu poprowadz linie graniczne, jeeli poprawnie ustal, co i
dlaczego si dzieje - to mam szans, ale tylko szans, na wykonanie
kroku w dalsze.
Tu dalsze albo daleko dalsze. Cho na pewno dla mnie skoczone.
Po drugie, tutejszy wszechwiat w jego skoczonoci, jedynie przez
ten fakt - ju z tego powodu nie moe by traktowany za byt, ktry
nie ma dopenienia. Jedyno i niepowtarzalno wszechwiata mona
i trzeba przenie w analizie na poziom Kosmosu, abstrakcji, ktra
w hierarchii logicznej znajduje si wyej. Z wszelkimi poprzez te
wieki i tysiclecia wypracowanymi obrazami odnoszcymi si wprost
do absolutu. e to inna dziaka, e zafaszowana mitologi c,
inna by nie moga. Ale jest pewne, e po oczyszczeniu z przernych
naleciaoci opowiada stan faktyczny.
Dlaczego? Poniewa adne ustalenie nie moe by oderwane od wiata,
rzeczywistoci. Nie ma znaczenia, jak znakuj otoczenie, jeeli jest
to dziaanie w oparciu o poznane i doznane fakty, to nie moe w nim
by fundamentalnego bdzenia na pewno jest powierzchowna, zmienna
historycznie ornamentyka sw, ale nie bd.
Byty nadmiarowe, byty sprzeczne z wasnociami wiata, co takiego
niedopasowanego jest z tego wiata bez litoci eliminowane. Zawsze
i wszdzie.
Dotyczy to poj - dotyczy ycia dotyczy wszechwiata.
Po trzecie - jeeli chc pozna wszelaki rytm, nie mog kombinowa
dowolnie, poniewa to nie jest dowolno. Dowolny wiat w Kosmosie
nie dzieje si wedug nieskoczonego zasobu moliwoci, ale musi w
zmianie podlega jednej procedurze - tylko jednej. e daje to skal
moliwoci wielki zbir konkretw, prawda, ale regua jest jedna. I
jedyna.
Dlaczego? Poniewa Kosmos w jego maksymalnym ujciu nie jest zbiorem
354

nieprzeliczalnych elementw (nieskoczono to nie dowolno - ale


tylko i a nieskoczono; nic wicej, nic mniej). Kosmos to bezkresny
zbir jednostek, ale najprostszych jednostek to poziom elementw
najmniejszych z najmniejszych, ju nieredukowalnych.
Wewntrznie, wic w ramach wszechwiata i kolejnych w nim poziomw
ewolucji, tu skomplikowanie ronie a po taki w skomplikowaniu byt,
ktry wiadomie sam siebie nazywa obserwatorem i wyrnia si z ta.
Kosmos to maksymalna prostota i maksymalne to odniesienia, dlatego
moe w nim zaistnie skoczony wiat i maksymalna rnorodno.
I jest to Fizyczny, zawsze Fizyczny zakres, cho ju nie zawiera si
w fizyce.
Jest wszechwiat, ten albo dowolny. I jest gdzie tam jego brzeg fakt. Mona powiedzie, e jest brzeg? Mona. - Dlatego, e jeeli
nawet jest to brzeg na linii horyzontu poznania, to jest to brzeg.
Nie mona przypisa tutejszemu zakresowi wiata znamion bezkresu poniewa bezkres nie moe si skoczy. Jakby tego nie pojmowa, co
nie rozmie pod faktem koca (czy to w czasie, czy przestrzeni,czy
funkcji) - z przemijania i ograniczonego istnienia wynika granica w
takim bycie (procesie, fakcie), mona jej nie siga poznaniem, ale
ona - logicznie - musi by.
Zmiana z definicji jest zawarta w staoci - i ograniczona. Moe si
chwilowo i lokalnie zawiera w wikszej zmianie, moe by elementem
wiecznej (nie koczcej si) zmiany - ale nie nieskoczonej (czyli
n-poziomowej) zmiany.
A to oznacza, e jest dalsze. e jest to, czy rodowisko, ktrego
zmiana dopenia i warunkuje obserwowane. Jeeli tutejsze si mocno
w sobie rozszerza, a si rozszerza, to granica obserwowana jest na
pewno tymczasow, w obserwacji tymczasow i logicznie take jest
stanem chwilowym. Dzi przebiega tu, jutro o jaki stan dalej. I w
efekcie nie mona tego tutejszego wiata uzna za jedyny. Co si
za tym rozszerzaniem kryje.
Co? Wanie, co? - I odpowied: Kosmos. Wzmiankowany nadrzdny, ale
i logiczny bezkres.
wiat lokalny to skwantowana zmiana, znw nie wchodzc w adne tam
definicje kwantu, operujc tylko pojciem (e to najmniejsze ju w
sobie z moliwych, e tego adnym sposobem nie mona rozdrobni)
z tego tylko wychodzc mona powiedzie, e brzeg wszechwiata jest
warstw jednokwantow. e niej pooone i we wntrzu wszechwiata
warstwy, e one s zagszczone silniej, ale ta brzegowa warstwa na
takiej zasadzie jest zbudowana, e jedynka czego, e kwant czego
jest w oddaleniu od drugiej jedynki rwnie na kwant, ale pustki e jest to znany powszechnie rozkad jeden-zero-jeden-...
I e krok pniej taka brzegowa warstwa si oddala, teraz ju nie
naley do wszechwiata - ale oddala si w nieskoczono. Przecie
przeduenie pprostej, a to jest pprosta, takie przeduenie w
bezkres biegnie, toczy si std do wiecznoci.
Nieskoczono to nie nadmiar w logice, to nie zbdny we wzorze i
do wyrzucenia element to absolutna konieczno analizy. Bez niej
355

wytumaczenie tutejszego jest niemoliwe. e fizyk natyka i potyka


si o takie pcie, to fakt i dlatego musi to wyrzuci. Zwaszcza
e po takim zabiegu wszystko si zgadza.
Tylko e to dla niego si zgadza, jednak nie zgadza si z logik i
filozofi. Czyli z Fizyk. Bezkres jest maksymalnym i ostatecznym
poziomem analizy, koniecznym dopenieniem do obecnego i postrzeganego
to nie dziw, ale rodowisko wszystkiego tutejszego, to absolutnie
konieczne dopenienie.
Przy okazji - dlatego wszelkie systemy logiczne, ktre prowadz ten
brzegowy opis, niezalenie od zastosowanych abstrakcji, napotykaj
w swoim dziaaniu to "dalsze". Poniewa to dalsze logicznie jest i
Fizycznie biegnie. Ju nie w zakresie wewntrznym, to si urwao o
krok wczeniej, ale biegnie i rzeczywicie do nieskoczonoci. I
dlatego, na tej podstawie (logicznie poprawnej) mona to "dalsze"
opisywa - cho w absolutnie faszywy jzykowo sposb.
Mwic inaczej, wszyscy "zabawiajcy" si analiz "dalszego", jako
oczywisty skutek i atwo w zastanawianiu si, buduj, dochodz do
wniosku, e to dalsze jest przecie nic im nie podpowiada, e si
wanie wychylili "poza" fizyk. To dzieje si szybko, sprawnie - i
bez ostrzeenia. Myl hasa, abstrakcje szalej, mrowie przemieszcza
si po plecach analizujcego, a emocje skacz a pod sufit i takie
tam rne powouj byty tylko e to wszystko ju nadinterpretacja
i bd. Nie do wychwycenia w takiej procedurze, jednak bd. Pniej
potrzeba kolejnych wiekw i rozbudowanych uj, eby wyprostowa te
sowne zawijasy i wprowadzi rozgraniczenia (granice). Czyli trzeba
podzieli na zakres tu i tam - ad i logik ustali.
I w ostatecznoci w fizyk i Fizyk to zdefiniowa. I zgodzi przez
to ze sob pozornie odlege stanowiska interpretacyjne.
fizyka skoczya si z t ostatni czn warstw energii, ale to
nie oznacza, e si skoczya Fizyka ona si dopiero zaczyna. A
raczej, eby by poprawnym w wyraaniu, zaczyna si dla takiego we
wntrzu fizyki zanurzonego obserwatora. Wszak Fizyka ani si tutaj
nie zaczyna, ani si nigdy koczy Fizyka jest. Tu nie ma adnych
pocztkw ani kocw, nieskoczono tylko jest. To najbardziej w
sobie jednoznaczna "warto": nieskoczona. Ani o kwant czego tu
moe by wicej, ani o kwant mniej.
Kada inna granica jest rozmyta, nie ma dokadnej wartoci, tylko ta
jedna jest maksymalna w zasobach i w definicji.
Czyli zaczyna si Fizyka. I meta-Fizyka.
Nawizuj do tego idcego przez wieki terminu. Wewntrznie to jest
jak najbardziej sensownie zbudowana abstrakcja. Wanie odnoszca
si do zakresu, "ktry nastpuje po fizyce". O to przecie chodzi.
To dalej Fizyka, cho ju nie fizyka rnica w formie przebiegu
zmiany, ale nie w jej odrzuceniu czy innym dziwacznym uzasadnieniu
rodem z podwiadomoci. Z punktu widzenia obserwacji wewntrznej,
a innej przecie fizyk i dowolny eksperymentator nie moe czyni
z takiego punktu widzenia to "dalsze" jest rzeczywicie dalsze, w
tutejszym si nie mieci. e jest powizane, e zalene, e zawsze
w tym samym rytmie prawda, tak jest. I ujcie meta-Fizyczne ten
356

aspekt podkrelao i podkrela. To nie inne, to dalsze.


A jak tylko dalsze, to i opisywalne tym tutejszym jzykiem. e nie
w postaci jeden do jednego, e trzeba zachowa ostrono, e nie
powinienem spuszcza logiki ze smyczy reguy wszystko prawda, do
koca prawda. Tylko nie zawsze wszystkie postulaty mona speni w
maksymalnym zakresie. - A to epoka dziaania obserwatora taka, e w
opis wejdzie dziw, a to moliwoci techniczne ograniczone, a to i
ukryta lub jawna cenzura si odezwie i pogrozi - to te prawda. I
w efekcie wiek za wiekiem, a nawet tysiclecia spyn rzekami, nim
to i owo w abstrakcjach mona naprostowa.
Tak to jako si dzieje, stety albo i niestety.
Tylko, tak po ostatecznej prawdzie mwic, to nie jest wane. Fakt,
nie do koca, swoj wag waciwe podejcie do wiata posiada, bo
to mona zbudowa lepsze urzdzonko, zje moe mniej brudne, a i
duej przez to wdrowa po zakamarkach rzeczywistoci ale, tak
na podstawowym i logicznym poziomie to biorc, tak to postrzegajc
i analizujc, nie ma wyrnionego punktu obserwacji. Kade jako w
przeszoci istniejce pokolenie znao prawd o wiecie. Kade. Bo
nie ma znaczenia, jak ten wiat owo pokolenie znaczyo, jak sobie
meta-fizyk produkowao, to na pewno byo zgodne ze wiatem. Wszak
niezgodne nie zaistnieje. e ilo szczegw jest zasadniczo dzi
rna od tamtych uj? Prawda prawd prawdziwa tylko, co z tego?
To w sensie logicznym jest sobie rwnowane, wiedza jest pena. I
jak najbardziej prawdziwa. Gdyby bya inna, czyli bdna - mnie by
nie byo. Tak, to te jest prawda.
I dlatego, ju nie ogldajc si na poszczeglne sowne wygibasy,
nie analizujc, co byo lub co jest zym (albo dobrym) jzykiem do
opisywania wiata trzeba odda szacunek wszystkim, ktrzy takie
pojcia przez czas i przestrze tworzyli. Zapewne mona byo robi
to sprawniej, zapewne z mniejsz liczb ofiar ale to ju historia
i przeszo. Liczy si to, e jestem.
Gdyby zabrako choby jednego kwantu w tym acuchu, mnie by tutaj
nie byo.
Gdyby zabrako jednego kwantu...

357

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 8.1 Abstrakcje to ja.
Cay nasz wiat pynie i odpywa - a my razem z nim; przecie nawet
nie ma si czego przytrzyma.
Rzeczywisto to zmiana. Tak po prostu i bez dwu zda.
Mona, i nawet trzeba, popatrywa na okolic jako na fakt, stao i
grunt-opok, ktra tylko niekiedy osuwa si spod ng (lub wibruje w
paroksyzmach jako geologicznych) ale w ujciu gbokim, takim ju
podbudowanym filozoficznym namysem, to zmiana, czyli proces w toku
zachodzenia. Nigdy stao.
To przemieszczanie si z nieskoczonoci w nieskoczono i poprzez
wieczno jednorodnych elementw - kwantw czego. Lokalnie zaptli
si to w struktur, pokae swoj fizyczn i chwilow twarz, jednak
logicznie to zmiana. I paszczyzna. Wieczny ruch w bezkresie, ktry
tworzy paszczyzn.
Jednak, co si w takiej paszczynie pokae, co oraz jak wyrni w
cigym procesie - to zaley ode mnie.
Czyli obserwatora zmiany oraz zarazem jej uczestnika.
To mj czyn, to mj zakres moliwoci (zmysowych i technicznych) z
jednorodnego ta wyodrbnia, wyrnia (wydobywa) konkret - i nadaje
mu posta; to moje wydzielenie w paszczynie tworzy regu zmiany
i stwarza fakt.
Zmiana si toczy toczy si w tempie maksymalnym, ale jak si toczy
- o tym decyduj ja. Tylko ja.
Niczego ani nigdzie staego, to zmiana. Tylko-i-wycznie zmiana. I
abstrakcja, pojcie uoglnienie. I zawsze zoenie, i zawsze suma
(summa) jednostek.
wiat - to, co mam za wiat - to abstrakcja, postrzegany konkret to
abstrakcja.
Ale i ja, obywatel wiata, to rwnie abstrakcja. Ja to abstrakcja.
Abstrakcjonist ci ja.
Niby, przyznacie, sprawa prosta i z tych najprostszych...
Ot, spojrzy w okolic blisk albo i dalsz osobnik osobicie - niby
dojrzy to, tamto i rne - niby nawet takie co zmysowo pomaca na
okoliczno pewnoci istnienia (swojego i owego czego - i e w tym
swoim otoczeniu to faktem faktycznym rejestruje) ale problem jest.
Taki, widzicie, powany.
Przecie jak ju to tak ponazywa i ponumeruje, jak to tak w przerne
konstelacje gwiezdne czy pierwiastkowo-materialno-promieniste sobie
zestawi - to si pilniej zaczyna takim czym zajmowa, zewntrznemu
wiatu i jego regule w gbinie skrytej zaczyna si przyglda. Bo
przecie w tym zebranym zestawieniu elementowym, w tej chaosem i
358

pozornie bezadem si pokazujcej rzeczywistoci ad wyczuwa - jak


tam gbsz myl konstrukcyjn postuluje - nawet o sprawstwie jakim
tam i gdzie przebkuje poktnie, albo i gono.
I generalnie wyjdzie mu wwczas, a to dziwne jest wielce, e on ci
tego nie widzi tak prawd prawdziw - e to wszystko pynce a te
zmienne - i e zudne. I cho policzalne regu, wic przewidywalne,
to jednak zudne.
Tylko gdzie ta regua jest i jaka ona jest? Pyta i pyta, i si w
dzie (i w nocy) nad tym zastanawia. Dugo si zastanawia.
Na pocztek, sami wiecie, to czeczyna zerka w gr...
Gwiazd sobie wypatrzy, w zbir jaki uoy, ponazywa - i jest rado
oglna.
Czyli po kres kosmos-wszechwiat rozpozna.
Ech!
Dalej czek spojrzy w gbin...
I tu sobie czas oraz przestrze po detalu szczegami nieoznaczonymi
opisze. I nawet w "czas" i tako "przestrze" wzajemnie powie, w
jedno funkcjonaln i "czasoprzestrzenn" splatajc poczy. A to
wszystko wzorami skomplikowanymi uzasadni.
I jest rado.
Cho tak z nutk statystycznej niepewnoci ona sobie jest - na takim
podstawowym wiata poziomie wszystko zdaje si losowoci rzdzone i
po caoci nieprzeniknione.
Niby co jest - niby poznane i wiadome - a jednak skryte - ciemne nieoznaczone...
Ech!
Jednak przychodzi taka chwila dziejowa, kiedy to obywatel wiata sam
siebie dostrzega i wyrnia ze rodowiska w szczeglnym istnieniu.
I to nie przypadek, e to si pno w dziejach dzieje e wszystko
wok ju obmacane, nazwane, wyrnione i e dopiero na ostatnim
okreniu byt sam siebie w ta wydobywa, swoje istnienie za wane i
centralne uznaje - i je bada zaczyna.
I taka kolejno poznawania wiata to nie aden przypadek - okazuje
si koniecznoci.
Bo czy odnosi si to do prywatnego definiowania rzeczywistoci (od
koyski), czy zbiorowego wysiku sczytywania wasnoci i zalenoci
wiata (od planetarnej koyski), ten proces biegnie od zewntrznego
zakresu - do wntrza poznajcego. Od "kosmologii" do "ja".
Rozum wyrnia i rozpoznaje w pierwszej kolejnoci to, na ktrym i
wobec ktrego moe umieci siebie - i dopiero w takim odniesieniu
sam siebie moe pozna.
eby stwierdzi, e jestem, musz wiedzie, e jest co poza mn.
I to dlatego rozum-umys rozpoczyna od rozwaa o naturze wiata i
formuuje wnioski o wszystkim. Bo jest to okres, w ktrym nastpuje
wyodrbnienie zjawisk regularnych - i wielkich, atwo zauwaalnych.
Nie ma szczegw, one pojawiaj si duo pniej.
359

Dlaczego? - Przecie atwiej dojrze gwiazd i pomimo jej pozornego


bezruchu ustali zmian orbity, natomiast przeksztacenia komrki w
ciele zdecydowanie trudniej.
eby zarejestrowa zmienno pozornie nieruchomego nieboskonu mam
zmysy i ich funkcjonalne, cielesne (genetyczne) oprogramowanie - i
to wystarczy. eby zanotowa zmienno elementu mojego istnienia eby odnotowa fakt komrkowy ciaa i jego przeksztacenia, do tego
potrzebuj zewntrznego wobec mnie i wielce rozbudowanego przyrzdu,
ktrego musz si dopiero dopracowa.
Wyaniajc si z ta - i budujc si jako jednostka - zakrelam swoim
dziaaniem w otoczeniu krgi, ktrych stanowi centrum. To z tego
wyrnionego punktu mog zdefiniowa rzeczywisto.
O ile do tego momentu proces poznawania zbiega si "w punkt", czyli
w moje "ja" - to od tej chwili, kiedy ju wiem, e jestem i jest owo
ja - od tego momentu nastpuje odwrcenie kierunku bada i ewolucja
poznania biegnie od punktu w dal.
I teraz to "ja" jest(em) punktem odniesienia.
Jest takie powiedzenie, e "czowiek skada si z wody i marze" c, prawda.
A wszystko to abstrakcje. Cielesna, fizyczna podstawa to nonik dla
poj (w niej i na niej owe symbole si buduj) - ale zarazem nonik
i pojcia to abstrakcje.
W pierwszym przypadku owe "abstrakcje" s wyraone w jzyku fizyki i
biologii, nadpisane kodem genetycznym - a w drugim kodem kultury, na
przykad literkami. Zasada ta sama, tylko artykulacja, sposb wymowy
i goszenia przebiega odmiennie.
e na co dzie dla mnie to znaki i pojcia s pierwsze, e fizyk
(jej reguy) poznaj wtrnie, po opanowaniu alfabetu? Prawda. Kiedy
korzystam z domu, czy podobnego w znaczeniu lokum, nie zastanawiam
si, e jest zbudowany z cegie (i e ja si zbudowaem) - korzystam
i musz z tego korzysta. A refleksja przychodzi pniej.
Korzystam z nadbudowy - baza jest w cieniu i wydaje si nieistotna.
Chyba, e zacznie si kruszy...
I wanie - to abstrakcje, stosowane na co dzie i od wita - takie
co staje si w tej chwili tematem centralnym, to przede wszystkim
do nich musz si odnosi.
Przecie tak zanotowana tre odnoszca si do wiata - to "ja". I
kady mj krok to abstrakcje - kada myl to abstrakcja. Zbiorowo
tych abstrakcji - to ja. Tylko ja.
Ciao to fundament, ktry unosi istnienie w zakres nadprogowy - ale
"ja" to zawarto mojego umysu.
I wicej. Nie ma wiata na zewntrz.
To, co uznaj za wiat, to jest wycznie i zawsze - i tylko we mnie.
Gdzie obok - ale i we mnie - jest tylko zmiana w toku zachodzenia.
Ale to, jak ta zmiana przebiega oraz jak si prezentuje - to jest we
mnie; jaki rytm ni rzdzi i co z tego chwilowo si tworzy - to jest
we mnie i dla mnie. I zawsze jako abstrakcja.
360

To ja i moja zdolno obserwacji i "produkowania" poj odnoszcych


si do otoczenia to jest warunkiem istnienia czegokolwiek - poza
mn i moimi abstrakcjami nie ma nic wicej.
wiat to ja. To ja powouj wiat do istnienia w kadym dziaaniu,
to zbir moich poj go wyznacza i tworzy.
Moje abstrakcje to mj wiat. I niczego poza nimi nie ma.
Niby w otoczeniu co wyrniam, niby dziel na fakt i otoczenie ale po prawdzie to zawsze pochodna mojego dziaania, wic zdolnoci
do wyrniania elementw i posiadanych zasobw.
To ja wyznaczam linie graniczne, ustalam, e w tym miejscu koczy
si badany fakt - e dalsze ju si nie liczy w analizie. Ja dziel
Fizycznie jednolity proces na czci - to ja porzdkuj ten paski
logicznie zakres zmian - i to ja wyznaczam w nim rytm-regu i inne
zalenoci.
Ale wiat w jego zmianie nic o takim podziale nie wie, sam z siebie
ani "atomu", ani "planety", ani obserwatora nie wyrnia. Wszystkie
postrzegane fakty s nimi dla mnie a realnie (i zawsze) jest tylko
przemieszczanie si czego w niczym.
Tylko tyle i a tyle.
Abstrakcje to wszystko czym jestem - i warto, i trzeba sobie zdawa
z tego spraw.
Bo pojcia - symbole, ktrymi znakuj otoczenie - to z jednej strony
warunek istnienia, im lepiej skonstruowane, tym w swoim zwiedzaniu
wiata dalej zajd, ale zarazem musz mie pen wiadomo, e to
zasona e to zafaszowanie rzeczywistoci.
e innej rzeczywistoci nie ma? To nie jest istotne - wane, e jej
nie ma dla mnie.
Zbir moich poj jest wszystkim i niczego wicej poza nimi nie ma.
Moje abstrakcje to wiat jako taki.
Ale musz z tego wyprowadzi wniosek, e do posiadanego zbioru poj
naley - i to jako konieczno - wprowadzi ustalenie i abstrakcj
naczeln: e nie wolno mi zaufa fizycznie odbieranym przebiegom i
mojej ich interpretacji.
"Sta kosmologiczn" jest nieufno - nieufno wobec wszystkich
produkcji mojego umysu. Skoro niczego innego nie ma, skoro niczym
innym nie dysponuj - dlatego, eby nie pobdzi lub nie wdepn w
nieoznaczone lub niebezpieczne, musz zachowa maksymaln ostrono
i wanie nieufno. To konieczno. yciowa konieczno.
Bo mog czego nie dojrze lub nie dosysze albo odbiera bdnie
i zdeformowane.
A dalej - jako pochodn tego (i rwnie jako konieczno) - musz w
sposb maksymalny wystrzega si wszelkich osobistych i zbiorowych
pewnikw (dogmatw) - w wiecie jest tylko jeden stay fakt: e nie
ma staoci. Wszystko pynie.
Wszelkie wytwory umysy to ja, innych nie ma - jednak to nie oznacza,
e trzeba je bra bezkrytycznie. Wrcz przeciwnie. To nie wiat le
361

w moj stron bdne sygnay, to ja je tak koduj-dekoduj - to nie


w wiecie s niecisoci, ale w moim tego wiata interpretowaniu.
I tylko we mnie.
Abstrakcje to ja - ale trzeba zadba, eby to byy poprawnie, wic
zgodnie z regu wiata zbudowane abstrakcje.
Co mi po najlepszej nawet konstrukcji logicznej, ktra rozsypie si
w starciu z jak cian czy gbokim doem.
wiat to "zudzenie", ktre staram si w kolejnym kroku oswoi oraz
scali w jedno, ale dlatego musz zadba, eby budujcy si symbole
zmiany - eby taka abstrakcja bya maksymalnie pena i regularna to moje by. Albo nie by.
Abstrakcje to ja. Warto, eby to nie bya tylko abstrakcja.

362

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 8.2 Wdrwki dusz.
Szanowni pastwo, witam na kolejnym naszym spotkaniu.
Dzisiejszy temat pocztkowo mia by inny, ale poniewa dotary do
nas proby, eby jeszcze kilka sw powiedzie o "przystawce" oraz
o metodach dochodzenia do takiego ustalenia, zwaszcza w cznoci
z religiami, postanowilimy obecn prezentacj temu powici. W
zwizku z tym informuj, e dzi jeszcze sprawa rozumu, duszy - oraz
tego, co jest dalej. A na kolejnym spotkaniu ju inne zagadnienie.
Na ktre, co zrozumiae, ju teraz serdecznie zapraszam...
Temat "dostawki" do umysu wywoa liczne uwagi, byy pytania, ale
i byy proby, eby odnie si do historycznie analogicznych form
postrzegania tego dopenienia.
Przyznaj, pocztkowo wydawao mi si to marginalne, na poprzednim
naszym spotkaniu o tym mwiem - rzeczywicie moe oglnikowo - ale
nie czuem si wielce kompetentny siga gbiej, a nawet wydawao
mi si to zbdne. To, e poszczeglne systemy filozoficzne, rwnie
wszelkie praktycznie religie o takim przejciu mwi, i e jest to w
wikszoci centralny element ich funkcjonowania to prawda. Tylko
e jest to zagadnienie dla mnie nieco z pobocza. - Istotne jako fakt
i stwierdzenie, e dziaanie rozumu, jeeli opiera si na danych czyli wywiedzionych ze wiata ustaleniach - e to musi doprowadzi
do logicznie poprawnego wyniku. I to mimo stosowania pozornie do tego
wiata abstrakcyjnych ("dziwnych") uj. Musi prowadzi.
Nie ma w procesie poznania istotnego znaczenia, oczywicie pomijajc
wane dla kogo bliskie i emocjonujce obrazy, jak nazywam zmian i
co w niej wyrniam za kwant istotny - oraz jak powierzchownie, w
dla mnie dostpnym zakresie, operuj tak w rzeczywistoci ulokowanym
elementem. To, szanowni pastwo, jest w warstwie logicznej, w sensie
gbokim nieistotne przecie prawdy wiata w kadym dziaaniu si
dojdzie.
Tak, prosz si nie dziwi, e tak to podkrelam - ale prawda jest
wanie taka: niezalenie, co i jak obrabiam, prawdy dojd. Nie ma
znaczenia, zupenie w sensie logicznym nie ma znaczenia, co bior do
obrbki w pojciach, kocowy wynik jest pewny.
Skd i dlaczego? Na to pytanie najlepiej odpowiedzie w taki sposb,
e wszelkie pojcia i abstrakcje s w swojej fizycznej i najbardziej
fundamentalnej podstawie pochodne i zbiene do procesw wiata. To
z tego si bierze.
Ot, dla przykadu... Prosz sobie wyobrazi, e kiedy tam, czyli w
dalekiej naszej gatunkowej przeszoci, w jaskini albo gdzie tak,
siedzia sobie nasz pra- i wielokrotny jeszcze praprzodek. I on w
tym swoim dawnym czasie, ktrego nawet skamieliny dobrze dzi nie
oddaj e on sobie wwczas pierwsze rozumne czynnoci wykonywa. I
co na przykad rozbija. - Ciaa mamy takie, e czynno uderzania
jest moliwa i e si potrafimy do tego lub innego dosta jak co
363

smacznego, to si dostaniemy.
Szanowni pastwo, prosz zauway, e to banalne dziaanie - ktre
byle dziecko powtrzy - to zarazem integralnie powizane ze wiatem
i jego wasnociami dokonanie. Osobnik wykonuje czynno, ma z tej
pracy zysk dodany w postaci na przykad zawartoci czaszki drugiej
osobniczej postaci a sam jeszcze ma z tego abstrakcj, ktra na
sobie przenosi, czy w sobie odbija t czynno.
I jest ju pene i konkretne skojarzenie. e jeeli zrobi tak a tak
- to bdzie mona kolejny kawaek jedzonka ze wiata zdoby.
Prosz zwrci uwag, e u podstaw jest absolutnie czysta fizyka i
reguy wiata, o ktrych ten osobnik nie wie i dugo jeszcze o tej
sprawie nic nie bdzie wiedzia a jednak, zwracam uwag, jest na
kocu wiedza o wiecie.
I to pewna, zdobyta przez dowiadczenie i eksperyment - to naukowy
i jak najbardziej logiczny tok postpowania. - Zasad logiki dugo w
tym wiecie jeszcze nikt nie sformuuje, ale ju s tu stosowane, z
tym tak zwanym poytkiem. Efektem dziaania jest pozyskanie porcji
pokarmu, a metoda powtarzalna, do zastosowania ju w kadym czynie.
Sowem, tylko korzysta.
Zwracam pastwa uwag, e cho byt osobniczy i nawet zbiorowy w tej
odlegej chwili nic nie wie o wiecie i jego reguach, e wwczas
liczy si po prostu przetrwanie - to efektem samego istnienia oraz
przeprowadzanych w realnoci czynw, e w ten sposb, zupenie dla
osobnika niewiadomie, tworzy si wiedza o mechanizmach i reguach;
niezalenie od stosowanych sownych czy obrazowych uj, te czyny,
w swojej gbokiej warstwie, zawieraj te reguy. Poniewa inaczej
taki fakt nie zaistnieje. - Mona opisywa dowolnie, osobnik moe to
sobie ubiera w co z bliskiego otoczenia, a to w posta zwierzt jakie wyrane znaki topograficzne - odnosi do gwiazd i czy te
gwiazdy w konstelacje a take samo niebo przy okazji zaludnia.
Itd. Sowem, jest absolutna dowolno nazwy, na tym wstpnym etapie
nie ma znaczenia, co wezm do opisu. - To naturalnie, przez uywanie,
pniej si utwardzi, wielokrotne stosowane sowo nabierze wartoci
pewnika i zamieni si w dogmat. Jednak w chwili zachodzenia, kiedy
tam, to rzeczywicie jest dowolno.
Oczywicie - eby to w caoci ju odda - ograniczeniem jest wiat
i jego dla obserwatora upostaciowanie. Czyli taki kto nie moe w
swoim zachceniu wybra dla procesu rozpalenia ognia nazwy, ktra w
sobie bdzie zawiera odniesienia do reakcji chemicznej lub procesw
kwantowych to zrozumiae. Wybierane jest to, co mona uy, wic
elementy otoczenia. Im waniejsza do przetrwania czynnoci, tym w
opisie musi si zawrze znaczenie czynu. - To znaczenie moe przyj
wtrnie, nabierze wagi w miar obrabiania, jednak takie powizanie
w tej ewolucji musi zaj to cig samoistny, fizyczny i konieczny.
I on oczywicie zachodzi, jak tego dowodzi historia.
Szanowni pastwo, tak zarysowany tok zdarze jest u podstaw, ale i
rwnie dotyczy kadego etapu opracowywania elementw wiata. Nie
ma znaczenia, czy chodzi o upanie kamienia, czy o analiz gwiazd
364

w ich przychylnoci, czy ustalanie regu etycznych zachowa. To w


kadym przypadku jest zanurzone, jest gboko zamocowane w fizyce,
w reguach fizycznego wiata. Religia, filozofia, konkretny byt w
swoim fundamentalnym przekonaniu moe twierdzi, e to natchnienie
i wola nieba, e to gos z zawiatw, e porozumiewa si z tym lub
dalszym - ale to powierzchnia dowodzenia, odczucie, ktre unosi si
na fali fizycznych procesw.
Fakt jest taki, e w kadym dokonaniu odcinite jest rodowisko. W
kadym, podkrelam.
Przecie, zwracam uwag, jeeli nawet osobnik - czyli byt gboko
w wiat i czas zanurzony, obserwator jeeli taki kto bierze sobie
do obrabiania pozornie oderwane wobec tego wiata pojcie, na ten
przykad analizuje "dusz", czy on pomija realno, wiat oraz jego
fizyk? Oczywicie nie. I nigdy nie.
Nie zdaje sobie nawet sprawy w takim dziaaniu, e w kadym pojciu
ten wiat gboko si zawiera - bo musi si zawiera. Skoro osobnik
istnieje, to spenia warunki i zasady wiata - skoro myli i tworzy
pojcia, to proces abstrakcyjny rwnie musi spenia warunki tego
wiata. Bo inaczej by tego procesu nie byo. Osobnik zupenie nie
wie, e u podstaw obrabianej abstrakcji - wic kiedy tam i w jego
osobniczej czy spoecznej przeszoci - kto zaobserwowa jaki fakt
w otoczeniu i to odnotowa. Takie na przykad dziaanie magnesu na
odlego. Mino iks plus ile tam pokole - i w aktualnie dziejcym
si obrabianiu jest ju utwardzona, ale przecie rwnie pochodzca
ze wiata i jego stanw abstrakcja. W tu i teraz jest samo pojcie
i pozornie nic konkretnego, jednak w fundamencie - tak osobniczym,
tak zbiorowoci - w tym fundamencie lokuje si cao dowiadcze i
tu niczego nie brakuje.
I fizyki wiata na pewno nie brakuje. Poniewa nie moe jej w tym
pojciu brakowa. Inaczej by tego pojcia nie byo.
Pozornie jest czysta abstrakcja i najdalsza od rzeczywistoci, ale
nic z tego, to zawsze nadbudwka nad t rzeczywistoci - zawsze w
podstawach kwantowa energetyczna zmiana i jej regua. A te zawsze
fizyka - zawsze i tylko Fizyka.
I teraz przychodzi czas religii, systemw mniej lub bardziej jako
symbolicznych. Z zakoczeniem w systemach filozofiach, jako efektem
tego dziaania.
Szanowni pastwo, zwracam uwag, e w tamtym, wczesnym dziejowo i
zasobem abstrakcji etapie, religie i wszelkie tego typu zachowania
to konieczno - przecie tak zwana nauka to odlega przyszo, i
do tego niepewna. A y trzeba. Dlatego, jeeli czynno rozpalania
ogniska zostanie opatrzona ("wyjaniona") nadprzyrodzonymi mocami, a
w efekcie uzyska rang dogmatu religijnego czy to bd? adnym i
adnym przypadkiem nie. Zreszt samo wyraenie "bd" w kontekcie
takim jest nieporozumieniem, poniewa to czysta konieczno. Chodzi
o przetrwanie, dlatego kada wspomagajca przetrwanie abstrakcja i
zobrazowanie, na przykad mityczne, jest wartoci sam w sobie - i
nie ma co, nie wolno tego ocenia z dzisiejszej perspektywy. Skoro
tu jestemy, skoro istniejemy, to oznacza, e poprzednie pokolenia
wytworzyy adekwatne do wiata abstrakcje. A co powierzchniowo si
w tych ujciach pojawiao ech, to midzy bajki woy.
365

Ju wiadomo, e w chwili zaistnienia religii jako takiej, czyli w


do pnym dziejowo momencie, kada abstrakcja takiego systemu - w
formule filozofii uproszczonej - e ta abstrakcja jest podbudowana
fizycznoci i oddaje stan wiata. To oczywisto. I teraz pojawia
si na horyzoncie pojcie "duszy" - albo adekwatnego. Ju wiadomo,
e to wywodzi si z obserwacji, e odnosi si do realiw - i takim
aspektem zagadnienia si tutaj nie bdziemy zajmowali, nie o to tu
chodzi. Po prostu religie, chcc nie chcc, na takie pojcie i na
tak procedur "przejcia" musiay wpa - jej si dopracowa. To
oczywisto. Musiay.
Natomiast istotne pytanie zawiera si w tym, jakimi drogami to si
potoczyo i co mona byo wypracowa. Przejcie, czyli "dostawka",
to konsekwencja operowanie pojciami - ale ciekawe jest to, jak na
bazie oglnej analizy mona wypracowa najrniejsze, bardzo nawet
szczegowe, wrcz techniczne ujcia tego etapu.
I to w dziaaniu religii jest takie interesujce. A przy okazji co
mwi o samych procesach.
Szanowni pastwo, z oczywistych powodw nie zamierzam odnosi si
do wszelkich wypracowanych torw "przejcia" w dalsze, to i zbdne,
ale te niemoliwe. Po drugie nie mamy a takiego zasobu czasu, to ma
by skromna pogadanka, a nie zdawanie relacji z przebiegu tworzenia
i dziaania poj.
Sowem, prosz wybaczy, jeeli kto liczy na wicej, ale ogranicz
si tylko do dwu generalnych torw opisu takiego przejcia jestem
przekonany, e to wystarczajce. Zainteresowanych odsyam do rde
- tu tylko szkic.
Jakie s te dwa generalne kierunki? Pierwszy okrel jako "skok" z
tu i teraz - oczywicie w chwili skrajnej, omawiamy przecie moment
ostateczny - do postulowanego "ycia wiecznego". Drugi tok dziaa
to drobiazgowe i wielokrotne czynnoci, ktre do tego samego wszak
prowadz. Znw pomijajc znaczenia i odniesienia tworzce konkretn
religi, prosz si tymi obrazami nie przejmowa, nie o tym teraz
mwimy.
Sowem, szanowni pastwo, odnios si do dwu generalnie moliwych
tokw analizy pojcia duszy i "przejcia" - mam nadziej, e bdzie
to wystarczajce.
Zwracam uwag, e tak powszechnie oraz na rne sposoby opisywany
moment przejcia z ciaa do urzdzenia, to wspczesny odpowiednik
wdrwki dusz w zawiaty. Oczywicie taka "przesiadka" umysu ani
nie jest prosta, ani atwa. - Zastanawiajcy si nad tym dawniejsi
analitycy dochodzili do momentu mierci i koca ciaa i pokonywali
t granic nie zdajc sobie sprawy, e taka granica w tym miejscu
istnieje i e ma wiele etapw czstkowych. I "dusza" odrywaa si
od ciaa i usamodzielniona moga wdrowa w nieskoczono. Bd?
Zudzenie? Ale nie. - Dusza, to co pojmuje si za dusz, to realna
i fizyczna zawarto mzgu, ktr mona przenie w kolejne ciao
- to dzi ju stan do realizacji, a nie poziom rozwaa.
Dla nas i dzi to poziom do realizacji - jednak kiedy oraz tam do
rozwaa.
366

Po prostu, kiedy analiza dotyczy samych poj, mimo e proces si


w mzgu toczy jak najbardziej fizycznie i realnie - to pozostaje w
cieniu, w zakresie podprogowym i podwiadomym. I tym samym osobnik
moe tylko obrabia "tre", warto nadpisan na fizycznym stanie
gowy. Efektem wic musi by "odmaterializowanie" treci od stanu
namacalnego, poniewa jego w doznaniu obrabiajcego pojcie nie ma
wiat obok jest jak najbardziej doznawalny, oporny, czasami te
bolesny, ale nie abstrakcja, nie tre. Przecie to takie ulotne i
nieuchwytne, gdzie tam bytuje, nie wiedzie gdzie i jak, wic nie
ma co si dziwi, e si usamodzielnia - a do zupenego oderwania
od fizycznoci i bylejakoci wiata.
Myli wic sobie czeczyna i myli - ale w konsekwencji jest jaka
"dusza". I jej wdrowanie tu i tam.
Ciekawe po dalsze jest to, e "przeniesiony" tak w kolejny odcinek
istnienia zbir abstrakcji, ktry oznacza osobowo, e to cao
i wszystko, co si liczy natomiast cielesna podbudowa, wszystkie
codzienne i fizyczne zachowania, to w takim ujciu waciwie znika
i staje si obojtne. - O ile w technicznym, a wic w realnym toku
dziaa, jest to zagadnienie centralne - ktre musi skada si z
ogromu prac czstkowych - o tyle system religijny tym aspektem si
praktycznie nie zajmuje. Przecie dlaczego mam kopota si form
cielesn, kiedy wiem (kiedy "wiem"), e bd dalej istnia i e to
bdzie "wieczne istnienie"? - A szczeglnie, kiedy wiem, e materia
to byle co, rozpada si, boli, poci, mierdzi. - Jeeli mam w cigu
abstrakcyjnych analiz brak krokw porednich wiodcych do wyniku,
to konkretna posta cielesnego nonika jest elementem zbdnym albo
wrcz przeszkadza. - Uomne ciao jest na teraz i jest sprzeczne z
duchowoci, dlatego si tym nie interesuj. W takim ujciu liczy
si cel, a nie droga dojcia do niego.
Zwracam uwag na ten aspekt - liczy si cel. Historycznie zbudowane
metody przejcia byy rne i byy pochodn wypracowanego systemu
poj.
Szanowni pastwo - "dusza" to abstrakcja, ktra w trakcie przemian
historycznych oderwaa si od fizycznego nonika i "odleciaa" w
za-wiaty. Dzi nadszed czas, aby j ponownie wpisa w materialn
struktur.
To moe by rna struktura, rny nonik - ale to musi by fizyczny
nonik.
Jak to byo prezentowane historycznie?
Interesujce jest to, e filozofie czy religie opracoway wszelkie
moliwe sposoby "przejcia" - i kolejne kroki po takim przejciu.
Mam wic w tym zbiorze uj z jednej strony banalne przejcie "do
wiecznoci", bez refleksji, co to oznacza. Wystarczy w odpowiednim
czasie i miejscu, raz na ile dni czy lat, arliwie lub obojtnie
wyklepa zestaw formuek-dogmatw - i ju "ycie bez kresu" dusz
czeka i kusi.
Czasami oczywicie trzeba si wysili. - Na przykad zoy solidny
materialny datek "na drog". I aden tam banalny, najlepiej taki w
sobie rozbudowany - wszak wieczno tania nie jest. Trzeba tamto i
367

to odczyni, tu zamwi modlitw wspierajc, tam domaga si sw


dobrych na dalsza drog. Trzeba o bliskich i znajomych zadba, co
by nie zapomnieli, eby przychodzili, eby mieli gdzie przychodzi
i zdania skada w standardowe formuki. Itd.
Z drugiej strony, i w innej czasoprzestrzeni kulturowej, mam wielce
skomplikowan, wieloetapow drog, z ostatecznym "rozproszeniem" w
nieskoczonoci. W pierwszym przypadku byo sobie ciao oraz jego
abstrakcyjna zawarto, jednak si skoczyo i rozsypao w proch,
a oswobodzona z fizycznoci "dusza" odlatuje w nieskoczone dale i
tam sobie jako bezkrenie bytuje. W drugim mam "dusz" wdrujc
przez rne konstrukcje fizyczne i krgi wcielenia - oraz z rnym
bagaem osobistych dowiadcze, ktre wyznaczaj, ale i determinuj
nastpne kroki-etapy istnienia. - A po ostateczne rozpynicie si
w Kosmosie.
Zwracam pastwu uwag, e to jest po prostu techniczny opis takiej
przesiadki. e w specyficznym zbiorze poj, to fakt - dlatego te
trzeba to potraktowa jako literatur i ornamentyk. Niekiedy te
w sobie pikn, tworzon wiekami i z emocjami.
Jednak kiedy odnie to do wiata, opis jest poprawny i czy si z
ujciem fizycznym - to zdanie relacji z momentu przejcia.
Kiedy obecnie technik zabiera si za montowanie drogi dochodzenia i
nastpnie samej "przystawki" - to na takie dziaanie rzeczywicie
mona spojrze zgrubnie i bez szczegw - albo z etapami porednimi
i wielorako zaptlonymi. Oba sposoby opisu tego przechodzenia s w
prawie i s zgodne z faktami.
Raz ograniczam si do wypracowania i stosowania samego pomysu na
przejcie, a raz, o ile mam czas i ochot na takie analizy, wyrniam
uwarunkowania i kroki. - Raz opis ogranicza si do powierzchni, raz
siga w gb. Ale obie drogi s poprawne i oddaj tak moliwo.
Prosz pastwa, to prawda i fakt, jestemy dzi - jako zbiorowo skonfrontowani z moliwoci "przesiadki" umysu w inn struktur,
to nie fantastyka, nie religijne marzenie to realno. Za moment
w dziejach, raczej bliski, taka wyczekiwana, podobno podana, ale
zarazem niepewna moliwo stanie si techniczn procedur.
Co to oznacza? Nie sil si na nakrelenie konsekwencji. Literatura
robi to od dawna, ale jestem przekonany, e rzeczywisto bdzie inna
kto doczeka, bdzie wiedzia.
Szanowni pastwo, wszystkiego dobrego na nowej drodze ycia.

368

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 8.3 Prdko graniczna.
- To kolejna nasza rozmowa, co ju wiemy o sobie. Jeste fizykiem
i powanie podchodzisz do tego, co robisz. Dlatego, nie zapominajc
o twoim fachu, chciabym ci spyta o tak osobist, po ludzku i na
co dzie reakcj, kiedy ustalasz w wiecie maksymaln prdko, co
do ktrej wiesz, e jest nieprzekraczaln granic? Zastanawiasz si
nad tym, jest to dla ciebie problem, czy przyjmujesz jako fizyczny
fakt? Ale tak szczerze.
- C, nieze pytanie. I jeszcze to osobiste odniesienie... Jeeli
ma by szczerze - to w spokojnym nie mi to nie przeszkadza, i do
dawno temat przeszed z pola "do poznania", w zakres faktu.
- Rozumiem. Ale nigdy nie mczyo ci pytanie, skd taka a nie inna
warto tej prdkoci, dlaczego w ogle jest warto maksymalna w
zmiennym wiecie? - Przecie, skoro wszystko, na przykad we wzorach
i logicznie, dy do wartoci nieskoczonych - dlaczego akuratnie w
tym przypadku jest inaczej?
- Nie mieszaj w to nieskoczonoci, przecie wiesz, e mona si bez
nich obej.
- Fizyka moe si obej, i nawet dobrze na tym wychodzi. Pytam ci
w tej chwili nie jako fizyka sprbuj, cho nieznacznie, z takiego
garnituru si wyswobodzi.
- To bdzie trudne, o ile w ogle moliwe. - Wszystko wok, jako
tam postrzegane, to fizyczno, a do tego dobrze policzalna. I sam
przyznasz, e takie podejcie si sprawdza... A poza tym, co tak
czuj, e prowadzisz t rozmow w upatrzonym celu, e zamierzasz co
udowodni.
- Nie zaprzeczam. Zreszt - jeeli to ma by ciekawe spotkanie to
nie bdziemy wymienia uwag na pogodzie czy programie telewizyjnym,
szkoda czasu... Pomylaem, e nasza rozumowa moe dotyczy czego
istotnego, tak dla mnie, tak dla ciebie. Mwisz, e si na co dzie
nie zastanawiasz, dlaczego granic zmiany jest prdko wiata, e
traktujesz to jako fakt zastany i pewny - wycigasz z tego wnioski
praktyczne i stosujesz je z poytkiem... Przyjmuj to. Rwnie jako
fakt zastany w naszej rozmowie. Ale warto pj dalej - uwaam, e
mona wyj poza tak nakrelony obszar, z poytkiem dla, tak mocno
przez ciebie podkrelanej, uytecznoci... A co do zaplanowanej z
gry tematyki? Podobno, tak mwi, lepiej dy w dowoln stron,
ale wanie w jak stron, ni szamota si w pustce.
- Wic rozmawiajmy, wszak warto rozmawia. Na ile zdoaem pozna
twj sposb dziaania, to za chwil rzucisz jak analogi i na jej
podstawie bdziesz udowadnia, e...
- Analogia? Oczywicie, jak najbardziej - to konieczno. Zupenie
nie rozumiem, jak mona nie korzysta z takiego potnego narzdzia
badawczego i nie stosowa do wycigania wnioskw, a tylko uparcie
si we wzorki czy linie proste lub krzywe wpatrywa. Przecie bez
odwoania si do realnie i namacalnie doznawanego wiata - ale ju
rozpoznanego - bez tego nie zrozumiesz nowoci, adnej nowoci. To
nie przypadek, e umys, kiedy "skanuje" otoczenie, nie przeprowadza
369

tego szczeg po szczegle, ale pozyskany obraz odnosi do wczeniej


wypracowanych obrazw i "obrabia" detalicznie tylko to, co jest w
obrazie nowego, albo wanego z jakiego powodu. Znany i poznany w
szczegach proces lub fakt, to podstawa dalszego dziaania. Czyli
analogia to jest to.
- Moe tak, moe nie, widz ograniczenia. Zwaszcza w zakresach, w
ktrych codzienna obserwacja nigdy si nie znajdzie.
- Powanie? Mwisz to z serca i gbi?
- Nie artuj, jestem fizykiem.
- Prawda, fizyk si w tobie odezwa. A prosiem, eby nasz rozmow
przenie na inny poziom.
- Jestem fizykiem i pozostan.
- Nie zaklinaj si. Mgbym od razu i atwo wykaza, e na wielu
polach i od zawsze wykraczasz poza zakres, ktrego tak uparcie si
starasz trzyma, jednak przyjemno drczenia wol rozoy na raty,
wiksza satysfakcja.
- W rzeczonej sprawie mam inne zdanie. Zamiast sowotoku prezentuj
analogi, moe bdzie interesujca.
- Obrazie si, niepotrzebnie. Na spokojnie zapewne przyznasz, e
fizyka po wielekro zamienia si w analizowaniu wiata miejscem z
filozofi - to taka yciowa przypado tej nauki. I nie jest to w
adnym przypadku zarzut, tylko stwierdzenie faktu. - Fizyk te jest
czowiekiem, chce wiedzie, wic "wychyla" si konceptem poza tu i
teraz mu dostpne... a to ju czystej wody filozofia.
- Analogia miaa by.
- Prawda... Odwoam si do pocztku naszej rozmowy. Nie sdz, aby
zwrci uwag na uyte przeze mnie terminy, kiedy byo o prdkoci
i granicznej zmianie. Zauwa, e nie odnosz si w tej analizie do
ruchu, czyli pokonywania dystansu, co narzuca si od razu w opisie
stosowanym potocznie. - To nie przypadek, e odwouj si do zmiany
jako takiej.
- Zmiana, czyli co? Wszystko jest zmian, w fizycznym zakresie nie
ma bezruchu. Czym, wedug ciebie, jest zmiana?
- Piknie, jestemy krok dalej w rozmowie. Czym jest zmiana, to w
trakcie wyjdzie samoistnie, definicja jest zbdna. Natomiast teraz
i od razu zaprezentuj wniosek. To po czci prowokacja, po czci
ukierunkowanie mylenia - ale i uatwienie w dialogowaniu.
- Pokrtnie to idzie.
- Poczekaj, mamy nieco czasu, cztery, a moe kilka stron zapisu mi
zejdzie, spokojnie si wyrobi w takim zakresie... Teraz wniosek:
prdko wiata, wielko graniczna prdkoci obserwowanej zmiany,
jest rzeczywicie tak i zawsze tak, czyli maksymaln. - Tylko e
zarazem, podkrelam, zarazem s wobec tego faktu prdkoci wiksze
i duo wiksze, teoretycznie nieskoczenie wiksze.
- Ale pojechae. Totalna sprzeczno. Po cichu powiem, e rwnie
ociera si o bekot. Nie obra si teraz ty.
- Ja? Obrazi? Ale skd. Wicej ci powiem, bybym mocno zdziwiony
inn twoj reakcj. Po prostu, jako fizyk, nie masz wyboru - opis
powyszy w twoim zbiorze poj si nie mieci. I mieci si w nim
nie moe. Jeszcze wicej, nawet kiedy odrzucisz postaw fizyka i w
tej formule dopatrzysz si czego interesujcego, to sprzeczno w
opisie a bije po oczach. Bo jak moe by warto najwiksz, ale
jednoczenie ma by dopeniona duo wikszymi?
370

- Wanie, jak? Zakadam, e wiesz, co mwisz - nie widz u ciebie


oznak chorobowych. Ja w tym widz tylko sprzeczno.
- Mamy punkt zaczepienia i cz wspln, to ju co jest. A, tak
na marginesie, kolejny wniosek - i to rangi najoglniejszej z tych
oglnych: w opisie wiata, i szerzej rzeczywistoci, nie proste i
liniowe definicje s prawd, a przynajmniej nie w maksymalnym ju
zakresie. W brzegowo skrajnym ujciu wszystkie czstkowe ujcia s
poprawne i razem - razem oddaj to, co jest ow rzeczywistoci. W
ostatecznoci kady opis jest poprawny - o ile by poprawnie, wic
logicznie poprowadzony. Warstwa sowna jest naddatkiem, literatur
i przesania gbok tre, ale ta jest jedna. Tylko jedna.
Nieco inaczej to ujmujc, ostatecznie opis dowolnego faktu jest w
sobie poprawny, jeeli uwzgldnia oba punktu widzenia - czyli jest
taki i taki. Podkrelam, oba punkty widzenia, pozornie sprzeczne i
wykluczajce si, cznie stanowi tre opisu oraz oddaj prawd.
Nigdy jeden.
- Tak, niele, niele...
- Dlaczego zmiana graniczna, a nie prdko? Niech bdzie, czas na
analogi.
- Robimy postpy.
- Wybacz, filozof to nie fizyk, co chwila go zarzuca, obrazy i za
nimi idce sowa mno si i trudno zmieci si w kilku zdaniach.
Co, znw nawiasem, ostatecznie jest pomocne w zrozumieniu. Bo wzory,
przyznasz, poprawnie opisuj procesy, ale s takie mao wyraziste,
suche... Dobrze, ju dobrze, nie machaj rk... Co za analogia? I
tu ci chyba nie zaskocz: ja, ty - czyli my. Dlaczego taki zbir?
Bo najbliszy, bo rozpoznany i doznany na wszelkie moliwe sposoby
i dogbnie. - Jak to lubi powtarza, tu sycha i wida wszystko.
I o to w tym chodzi.
- O ile dobrze ci rozumiem, chcesz dowodzi prdkoci wiata w
zbiorze ludzi, tak?
- Owszem, idealnie si do tego nadaje. To mgby by dowolny zbir
i proces, ale ten jest nam najlepiej znany, przez to doskonale si
nadaje do takiej analizy.
- Widz, e nie artujesz, gdzie tu prdko wiata? e czowiek
stosuje takie prdkoci - dziki fizyce - tu pena zgoda, ale chyba
nie o to ci chodzi?
- Nie, zupenie nie. Wzgldem zasug fizyki dobre sowo mog nawet
rzuci, co mi tam, ale to drobiazg. Chodzi o zrozumienie zjawisk, to
si liczy.
- Gdzie tu masz prdko maksymaln, wietln?
- Po pierwsze, wszdzie, w kadym procesie tworzcym istot, ktr
tu definiujemy jako "czowiek". Ale to temat na inn okazj - take
wielce ciekawy. Przecie na poziomie atomowym, czy podobnie, to w
swoich reakcjach zawiera t prdko, nie zaprzeczysz. - e zbir w
caociowym odbiorze jest powolny, prawda, ale zmienia si gboko
z tak maksymaln wartoci... Po drugie, nie o tym mowa w obecnie
prowadzonej analizie. Chodzi mi, podkrelam, o podejcie logiczne,
filozoficzne, o dziaanie na pojciach - a konkret to sprawa nieco
z boku, acz obecna w kadym zjawisku. Podkrelam to: tu uywana i
zgbiana analogia odnosi si do wszelkich zjawisk i wyrnionych
w rodowisku (w tle) faktw, to moesz zastosowa wszdzie-zawsze.
- Czowiek jako miara wszystkiego, to ju chyba byo?
371

- Byo, i nie miej si z tego. Prawda, fizycy umieszczaj dzi, i


susznie, czowieczy byt gdzie na peryferiach oraz w przypadkowym
odniesieniu do wasnoci wiata - powtarzam, poprawnie. Ale druga
moliwo jest rwnie zasadna: to punkt odniesienia wszystkiego w
okolicy. A nawet poza tutejszym.
- Zrobio si, e ho-ho.
- Czy, wracam do twojego pytania o prdko maksymaln, czy jest w
zbiorze czowieczym zmiana graniczna - a jeeli jest, to jak si w
obserwacji objawia?
- No jak?
- Tu musz nieco duej pomarudzi, tego w kilku sowach streci
si nie da... Pytanie wstpne: czym jest zbir, oraz: czym jest w
ramach zbioru jednostka? - Nie wchodzc w gbokie dookrelenia, to
nie jest potrzebne, mona powiedzie, e jednostki tworz zbir i
poprzez swoj zmian odmieniaj tene. A z drugiej strony zbir w
rodowisku jest faktem nadrzdnym do jednostek i istnieje duej.
- Zbir zacz si kiedy tam, ale jednostki powstaj i zanikaj w
tle wiata w ramach wyrnionego zbioru.
- Taak...
- I teraz zasadnicze pytanie: jak w takim zbiorze zachodzi zmiana i
jak si przenosi sygna? Zaznaczam, to istotne: swj opis moesz w
takim zbiorze prowadzi tylko od wewntrz i postrzegajc jedynie te
skadniki, ktre s dostpne - to twoja fizyka.
- Jaki sygna?
- Sygna, czyli zaistnienie kolejnej jednostki. Zbir to jednostki
w liczbie mnogiej, tworz si i zbir si przez to tworzy... Kiedy
w zbiorowoci ludzkiej moe zaistnie kolejny punkt zbioru? Czyli
kiedy moe pojawi si nowy obywatel wiata? Potraktuj t analogi
jako uniwersaln. - Wwczas, kiedy w czasie i przestrzeni, na wanym
z ewolucyjnego punktu widzenia dystansie, spotkaj si pokrewne
sobie, jednak nie identyczne wasnociami jednostki. I znw istotne
pytanie: czy dowolne jednostki? Ot nie. Musz spenia rozliczne
warunki - a ju jeden szczeglnie: musz by "dorose". W przypadku
spoeczestwa ma to posta dokumentu zawiadczajcego o wyborczych
prawach i penoletnoci oraz o prawach na "klonowanie"... Mwic
inaczej, i to w tym jest najwaniejsze, taka jednostka musi wpierw
pojawi si w zbiorze, nabra si i gabarytw, dobrze si odywia,
eby odlegle ju od momentu zaistnienia mc powoa do istnienia
kolejny fakt.
- Czy chcesz powiedzie, e jednostka sygnau "wyrasta" z ta?
- Tak, dokadnie. - Czekaj, widz, e ju chcesz protestowa i, tak
si domylam, za chwil rzucisz, e czowiek moe i tak si dzieje
w zbiorze, ale nie foton czy podobnie.
- Foton nie jest stanem zoonym, to bezmasowa...
- A skd, mj drogi, to wiesz? Jako fizyk tego nie sprawdzie, bo
nie masz jak. To zaoenie, niedefiniowalne zaoenie. I jedynie w
twoim dziaaniu moliwe - foton dla ciebie to element najmniejszy z
najmniejszych, i koniec. Tylko z tego, zauwa, nie wynika, e musi
to by logicznie najmniejsze z najmniejszych. I to wanie staram
ci si udowodni. Moe pokrtnie to robi, ale o to w tej rozmowie
biega. Po to wprowadzam analogi ycia czowieka, eby dopuci w
tym momencie, e to, co dla ciebie jest "faktem elementarnym" - e
to nie musi takim by.
372

- Z oporami i dla dobra...


- Spokojnie, sprawa fundamentalna i warto to przemyle... Jeszcze
raz o powstawaniu czowieka. - Zauwa, e etap "do narodzin", a do
pojawienia si w zakresie nadprogowym i jasnym, e to - pozostajc
w ramach zbioru - zakres nieoznaczony i wanie ciemny. Jeeli si
trzyma terminologii, ktr stosujesz w opisach tego zakresu, to w
aden sposb zjawisk podprogowych nie rozpoznasz, adna mechanika
kwantowa tu nie pomoe bo dla ciebie, od rodka i ze zbioru, nie
ma tego okresu ycia. Zgoda, powiesz, e masz mikroskopy i podobne
i e to zbadasz. - Tylko, zauwa, i to jest istotne, takie dziaanie
jest poza zbiorem, poza fizyk ci dostpn to wyjcie "poza". W
przypadku czowieka to mona przeprowadzi technicznie, ale nie w
przypadku zbioru maksymalnego, czyli wszechwiata. Przy czym, w obu
przypadkach, tak czy owak, to jest poziom filozofii - logiczny. Czy
masz tego wiadomo?
- Bo ja wiem?...
- Zakadam, e masz. - Dalej, narodziny. Zaistnienie jednostki jest
tylko pocztkiem etapu, nie zakoczeniem. Musi pozyska zasoby z
otoczenia, eby nabra ciaa oraz znaczenia. I to w kadym zbiorze
i w kadym przypadku, nie ma drogi na skrty. Kada jednostka musi
nabra gabarytw, eby mc przekaza sygna. - Jest powiedzenie, e
ciao czowieka to opakowanie dla genw, ktre umoliwia przesy
kodu. Jeeli zastosowa to do wszelkich procesw oraz przyj, e
kada jednostka ma swj "kod istnienia" (genetyk), to rwnie co
takiego, co okrelasz jako "foton", to take jest zbiorem faktw o
mniejszych "rozmiarach" i e si skada - e si buduje w czasie i
w przestrzeni. Nie "odwieczna", kiedy tam powstaa jednostka, ale
dynamicznie i cigle tworzca si (i zanikajca) struktura.
- Kontrowersyjny wniosek.
- W ramach analogi jak najbardziej zasadny. I, co wicej, piknie
wpisuje si w dowiadczenie.
- e co?
- Nie przesyszae si. Mam tu na myli synne upiorne dziaanie.
- Ale to co innego.
- Niekoniecznie. Nie mwi o spltaniu, ale o tempie zachodzenia.
Jeeli obserwuj zmian, ktra przebiega szybciej ni postrzegany
w zakresie fizycznym rytm, to jedynie suszny wniosek jest taki, e
"poniej" tego zakresu zmiana dokonuje si szybciej. - Pena zgoda,
dla ciebie, jako fizyka, to dziwactwo albo szalestwo, ktre burzy
ad. Ale w omawianej tu analogii to konieczno, nawet oczywisto,
poniewa inaczej zjawisk rejestrowanych nie wyjanisz.
- Foton jako zbir?
- Foton czy dowolna jednostka, nie ma znaczenia. Wszelkie realnie,
w ramach dowiadczenia fizycznego dostpne fakty - to zbiorowisko
jednostek, dynamiczna struktura w trakcie przemian. Znasz zabaw z
kamieniem na sznurku, ktrym szybko si krci? Co wwczas widzisz?
- Okrg.
- Lini prost zamykajc si w stabilny okrg. A jeeli tych linii
tworzcych bdzie wicej, jeeli bdzie to zachodzi szybko i duo
szybciej, to efektem bdzie stabilizacja - twardy grunt pod nogami.
Maksymalna zmiana oznacza tylko tyle, e musi zaj taki a taki w
rodowisku zbir procesw, ktre wytworz, zbuduj w postrzeganiu
element. Foton czy czowiek, to ju nie ma znaczenia.
373

- Czyli, z tego, co mwisz, mam wycign wniosek, e prdko w


postaci wartoci "c", wiata - e to nie ruch, ale budowanie si?
e to tempo skadania si w jednostk-zbir?
- Tak. Prdko wiata nie dlatego jest tak, e szybciej si nie
mona przemieszcza, bo to ju pado (poniej progu zjawiska duo
szybciej zachodz, szybciej zbieraj si "w kup") - ale dlatego,
e jest to maksymalna, graniczna warto zbiegania si w jednostk
elementw skadowych. - Dowolny fakt musi si "pionowo" wybudowa i
dopiero w kroku nastpnym "poziomo" przenie sygna, a to trwa. To
zajmuje tak zwany czas.
- Jeeli przyj, e masz racj, to widz liczne skutki uboczne.
- Zapewne liczne, ale nie powiem, eby jako zaskakujce. Przecie
temat na rne sposoby jest omawiany. Przykad? Prosz. Zmienna w
czasie warto prdkoci wiata. Dzi odrzucana, ale co takiego w
modelach si uwzgldnia. A przecie to z zastosowanej tu analogii
wynika wprost i jako oczywisto.
- Zaraz, czekaj, dlaczego?
- Dobrze, cignijmy porwnanie. - Dzi, jako fizyk, obserwujesz, e
wszystko od wszystkiego ucieka, i e dzieje si to coraz szybciej.
Zaskoczenie byo spore, kiedy to ustalono. Tylko e, po pierwsze,
ten fakt obserwujesz od bardzo niedawna, ledwo kilkadziesit lat, a
nawet biorc obserwacje jako takie, to niewiele wicej si poza to
nie wychylasz. C to jest kilkaset lat, czy nawet kilka milionw
w stosunku do wiecznoci?... Ale na podstawie tak wycinkowego zbioru
danych wypowiadasz si co do staoci parametrw w skali znaczco,
i to daleko znaczco wikszej, czyli miliardw lat i jeszcze dalej.
Wtpliwoci s, fakt, ale takie wnioski wycigasz.
- Z tego nie wynika, e bdnie.
- Nie wynika. Ale we pod uwag histori czowieka czyli zbioru,
ktry definiujemy jako "spoeczestwo". Jak w ramach takiego zbioru
mogo dokonywa si przekazanie sygnau? Pocztki byy takie, zauwa,
e trzeba byo uporczywie szuka w rodowisku (nieraz daleko oraz z
licznymi problemami) kandydatki na dopenienie - drug powk nie
tak prosto odszuka w stogu wiata. Z tym, to istotne, e w przypadku
spoeczestwa proces przebiega odwrotnie ni we wszechwiecie: zbir
ludzki zagszcza si w miar zmiany, za to wszechwiat rzednie, i to
coraz szybciej. - Przynajmniej tak to wygldao, jeeli potraktujemy
serio model, e wiat to tak sobie tam "wybuch" i si rozszerza, w
t tam nieskoczono.
- Znw kontrowersyjne ujcie, cinienie jest stabilne.
- Dzi tak, ale czy jutro bdzie tak samo? Kolejny temat, ktry by
warto omwi i zastanowi si, dlaczego to wewntrzne cinienie w
ukadzie si utrzymuje - ale odmy to. Z ca pewnoci, zgodzisz
si, e nie bdzie to trwao wiecznie. A to oznacza, e spotkanie w
pustce drugiego elementu bdzie coraz trudniejsze e konstrukcja
bdzie caociowo si wychadzaa i gasa, wrcz dosownie.
- Ale czy to oznacza, e kiedy prdko wiata bya wysza?
- Oczywisto, i te policzalna. A przy okazji - bo nie mog sobie
darowa - refleksja na temat "parowania" si w dzisiejszym zbiorze
spoecznym, jako analogia do etapu wszechwiatowego kiedy-tam. Bo
i tak mona to modelowa... Zauwa, e w miar przyrastania iloci
elementw w zbiorze rwnie ronie liczba "zderze", czyli atwo
tworzenia zwizkw. Ale, jednoczenie, jest to stan "kruchy", mao
374

trway. Jeeli z trudem (i z darami) musz szuka pasujcej czci,


to znajdujc doceniam to, jeeli za kadym rogiem czy klikniciem
mam wybr ponad zapotrzebowanie, to szukam i znajduj, i znajduj,
i tak dalej. Stan duego zagszczenia ("gorcy") nie sprzyja takim
zblieniom, jest nadmiernie energetyczny, i to wrcz dosownie. To
w rodkowym zdarzeniu, czyli ani zbyt gorcym, ani zbyt zimnym, s
najstabilniejsze struktury i tworz si harmonijnie i jest to
zaleno generalna i uniwersalna.
- Podoba mi si.
- Ale to nie koniec takiego "analogowania". Znw czowiek, ale tym
razem chodzi o "twarz". Twarz w rozumieniu oglnym, logicznym i
konkret, fizyczny i jednostkowy, zawsze inny fakt. apiesz?
- Nie. Nie wiem, o co chodzi.
- e "atom", "foton", czy dowolny wyrniony przez ciebie element w
otoczeniu, to pojcie, abstrakcja zbiorcza, za ktr realnie znajduje
si - tylko i wycznie (i raz na wieczno) - z imienia i nazwiska
zdefiniowany osobnik.
- Do czego zmierzasz?
- e "atom" to nazwa, ktra zachowuje swoje znaczenie w zakresie
miliardw lat, jednak atom, konkretnie postrzegany zbir-fakt, to w
trakcie zmiany uchwycony stan lokalny oraz czasowo krtko obecny w
odbiorze... Jeszcze inaczej, e pojcie "atomu", podobnie jak stan
zwany "spoeczestwo", to zaistniao kiedy tam, natomiast kryjcy
si za tym konkret - to powstaje, chwil trwa zbornie, a nastpnie
ginie, rozpywa si, rozpraszajc si w paszczynie jednorodnych
elementw. "Czowiek" powsta kiedy, ale czowiek buduje si tylko
lokalnie i zawsze chwilowo. I w ramach zbioru.
- Interesujce, ale...
- Nie domagam si, eby od razu si do tego odnosi. Spokojnie i
z detalami to przemyl, jeszcze pogadamy. Na tym etapie wystarczy,
e traktujesz to jako co ciekawego. To mi wystarczy.

375

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 8.4 Zasada dynama.
Sami wiecie, ycie to nie bajka. A ycie wynalazcy, wiecie, to ju
w szczeglnoci.
Bo ja wynalazc jestem, rozumiecie, tak od maego ju mam. Spojrz
na co, przed snem sobie pokombinuj - i rano ju wiem. Mamuka byli
opowiadali, e kiedy telewizor z pki na podog pocignem. To
i od tej pory tak ju mam, wynalazki to dla mnie pestka z masem.
I ostatnimi czasy te wynalazek przeprowadziem - wielki, a jak, z
rozmachem planetarnym. Bo to daleko siga, ja si tam detalami czy
byle czym nie zajmuj, tak u mnie z natury.
Rozumiecie, bya taka tam audycja, co po ekranie skakao, tak si
krcio, i podobnie.
Wic problem ten zapodali, e owa konstrukcja, planet zwana, wenus
jakie, a moe podobnie, e toto si nie rusza, czy wolno rusza i
jest z tego powodu problem.
Bo to, rozumiecie, yciowo warunki tam mao i kiepsko sprzyjajce.
Planetka duachna, w zasigu technologii, by moe do wykorzystania
handlowego, a tu, rozumiecie, zagwozdka dana z natury, stoi, si nie
krci. I klops, i blada.
Nic to, myl ja sobie, pokombinuj - wynalazczoci si zajm dla
dobra. Bo z tego, rozumiecie, nieze dochody mog by. Jak si tam
ci lotniarze zapdz, to z patentu na takie co niele czek sobie
uyje. No a co.
Dlatego, rozumiecie, senno odgoniem - i myl.
Myl powoli, eby w myleniu adnej dziury nie byo. Bo dziura to
wynalazczo nic przyjemnego, rozumiecie, a nawet kopotliwe.
Godzina ktra tam mina, ssiad za cian onie da spokj, a ja
cigle wynalazka nie dostrzegam i si przerzucam z boku na drugi w
mglistoci tematycznej.
Nie powiem, pojmujecie, za znaczny si problem zabraem potliwy i
umysowo pokrcony.
Zawzity ja ci jestem, tak mam, wic wgryzam si i nie popuszczam i si wkminiam, jak tylko mona. Ale, rozumiecie, nie poszo. Znaczy
si zasnem.
Budz si, soneczko promieniem kuje i oglnie ciekawie...
Tak, aem si byem poderwa, bo mn emocjonalnie zatrzso. Tak, po
sennoci wynalazka zrobiem. Wiem!, krzycz, odkryem!
I po prawdzie tak to byo, faktem faktycznym odkryem. Zawodowiec ci
wynalazczy jestem i, rozumiecie, nic przede mn skryte.
Problema, wiecie, na sposb chwyciem, po dobroci i prosto si nie
podda, to ja go chytroci logiczn przebiem.
Jak, pytacie - jak planetarn nieruchomo poruszy - gdzie dwigni
ruch zaczynajcej szuka?
376

Widzicie, w tym caa sztuka yciowo przewrotna, eby tak zrobi w


dziejowoci, eby zarobi, ale si nie narobi.
Rozumiecie, tak mdro wam podsuwam yciow - ona wielce yciowa.
Bo to jest tak, e taka globowata planetka sama i z siebie si nie
zakrci, to wiadomo. Bo jak by si miaa krci, to ju by migaa,
rozumiecie i kumacie, prawda?
No i ja, w tej sennoci rozumnej, to poprawiem, ten defekt naturalny
usunem. Prosto nie byo, ale poszo. Bo ja ju taki jestem, e jak
si chwyc...
Rozumiecie, sprawa prosta jest, rozwizywalna.
Trzeba, rozumiecie, planet odrutowa - dynamo takie, znaczy si, z
caoci materialnej zrobi.
Albo i silnik, to ju detal szczegami zbdny w informowaniu.
Czyli - to tak na oczywisto trzeba podej. Jak samo z siebie si
ruszy chcie nie chce, to przydepn trzeba gadzin, do rozumnej to
przysposobi trzeba poszusznoci.
A co, z nie takimi sobie poradzi rozumny a te w boju zaprawiony z
natur byt czowieczy.
Bo, rozumiecie, jak ju tak na planetk si w zgodzie z wzorami owe
druty poukada, jak w nie dmuchnie prdowe i napiciowe zasilanie jak to ju zadrga i zawyje - to planetka si po okolicy gwiazdowej
polem, rozumiecie, zaprezentuje.
Takim tam magnetycznym albo te i podobnym.
Niedowierzanie w oczach waszych rejestruj - w wynalazczo ludzk
nie wierzycie. I bd robicie. Bo wynalazek pierwszy sort, papier na
niego mam, widzicie? Patent, widzicie.
A co, zatwierdzone - mam tu zapisane, e wynalazek.
Bo to gupie nie jest. Sami pomylcie. Przedyskutujcie ze sob.
Bo jak ju si bdzie tak prdowo w tych kablach toczyo - jak ten
si w kosmosie polowy magnes zasiedli, a to nieco czasu zajmie, to i
planetka si z posad rozrusza. Soneczko swoje zrobi, pole magnesowe
pchnie odpowiednio i planeta zawiruje, i si w karuzel zamieni.
Prawda, uwaa trzeba, co by nie przesadzi. Prd trzeba odpowiednio
ustawia, rozumiecie, wszyciutko prawda - tylko czy to wynalazczo
ciekawe? E, to pestka po obiedzie... Ja tam detalami szczegowymi
w rozmylaniu si nie zajmuj, to nie moja broszka.
Ale pewnikiem jest, rozumiecie, e to glob z martwoty wytrci i e
dziur planetarn energetycznie przetka - i w procedur ewolucyjn
popchnie.
I o to biega.
Sami rozumiecie, ycie wynalazcy proste nie jest.
Wymyli co z gatunku wanego, skacze sobie i podpiewuje z tego tam
zadowolenia, ale to tylko pierwszy z etapw jego niedoli - ten taki
prosty, rozumiecie?
Bo w dalszym trzeba zgosi i zaklepa, co by innych ubiec. Godziny
377

przedsenne w wynalazczo czek zainwestuje, wmyli si w problem,


ale eby to w zysk monetarny zamieni, trzeba papierek mie.
Mwiem, e mam... Ale atwo nie byo.
Bo jak ju tego wynalazka zrobiem, jak go ju przejrzaem z kta w
kt i jak si zapaliem - to trzeba byo i za ciosem. Czyli si
trzeba byo urzdzeniem popisa.
Nie powiem, z technik jestem od maego zakolegowany, przerzucam to
takie - i w ogle, jednak atwo si nie potoczyo.
Tak, z samym przyrzdem eksperymentalnym to duego problema by nie
byo, nawet przeciwnie. Akuratnie ssiadowemu dzieciakowi na moj
stron pika wpada, to ubezwasnowolniem - do bada dla ludzkoci
posuya. Namotaem z kilometr druta, zamocowaem odpowiednio - i
pod wtyczk prdow wetknem.
I ju. Krcio si. Bo ja, wiecie i rozumiecie, potrafi z materi.
Tylko e to drobnostka, zabawka i w ogle - co to wobec urzdowego
dziaania. Mona powiedzie, e to nic wobec nieskoczonoci. - e
i nieskoczonoci nawet mao. Sami rozumiecie.
Bo jak ju si krcio, to poszedem do urzdu. - Rozumiecie, tak w
celu zaklepania pierwszej wasnoci poszedem.
Wchodz. Siedzi jeden.
Ja, mwi, po papierek
planetarnie wany i e
krci. Bo si krcio.

Karteczki przerzuca.
i zawiadczenie, e tak a tak, e wynalazek
dla przyszoci. - Mwi i pokazuj, e si
I nawet adnie wygldao.

Popatrzy, nawet palcem dotkn, pomyla dusz chwil - ale co


milczy.
Wic znw tumacz, e pomys, i tak dalej.
"Widz", on na to, "zbada to trzeba", on na to. - "Skieruj was do
profesora", on na to. "eby potwierdzi, e nowe".
Skoro trzeba, mwi ja na to, to pjd.
I poszedem. Daleko nie byo, wic poszedem.
Klitka urzdowa podobna, biurko te podobne - a i osobowo jako
podobna.
Mwi, e tak a tak, e wynalazek, e trzeba papierkiem potwierdzi
i pokazuj krcioka. Bo si dobrze krcio.
Profesor, czy jako tak, obejrza, zada fachowe pytanie, czy mam
dowiadczenie w konstrukcjach - a na koniec mwi: "Ciekawe". A te
jeszcze mwi: "Ju chyba co i gdzie takiego widziaem".
Ja na to silnie argumentem rzuciem, bo mnie by lekko obrazi, e
to tak w oglnoci niemoebno - e to ja sam z siebie i w zapale.
A te i to jeszcze dodaem, e pomys wynalazczy w sobie gboki e dla tej i tamtej ludzkoci on jest.
Moe i nie przekonaem profesora do koca, wzrok mia jaki taki z
innego obszaru rzeczywistoci, ale powiedzia to jeszcze, e trzeba
wynalazek dalej sprawdza i e do mechanika i elektryka trzeba si
378

uda. Co by, mwi, bezpieczestwo potwierdzi.


Skoro trzeba, to poszedem. Rozumiecie, niedaleko byo.
Mechanik zbytnio si nie czepia. Obejrza, postuka, zamocowanie w
oysku na okoliczno smarowania przepyta - i papierek podpisa.
Wida wicej takich wynalazkw dowiadczy, obeznany by.
Szczerze wam powiem, e otuch mnie to przepenio. "Nie jest le",
myl sobie, "z ludmi odpowiednimi mam styk, z urzdowo powanymi".
Fachowo, znaczy si, obsuguj.
C, sami rozumiecie, w bdzie byem, czowiek do czowieka podobny
nie tak bardzo - rni si trafiaj. Na przykad taki elektryk si w
rzeczywistoci przyrodniczej trafi.
I jest problem.
Wiecie, trzeba byo do takiego zaj, to zaszedem.
Po to a po to jestem, mwi, papierek potrzebny. Wynalazek elektryk
napdzany i wymaga potwierdzenia.
Wynalazek dla ludzkoci, planet ma ruszy z miejsca. Bo kiedy si
przyda jako wczasowisko.
Nie wiem, moe ten elektryk niedobr nog rano wsta - moe go ona
mao dobrym sowem do pracy poegnaa, ale wyglda na zmczonego
yciem. I cigle po szklank siga.
"Wynalazek, powiadacie, elektryczny", mwi - i si krzywi, i zapija
gono.
"Taka myl mnie nasza", mwi, "wynalazek zrobiem", mwi, "eby
w planecie ruch zrobi i otoczy polem", mwi przekonujco i plan
daleki krel. "To wszystko nieruchome poruszy i yciem zasiedli",
mwi i rk pokazuj horyzontaln perspektyw rozwojow.
"Chwali si", elektryk na to, "widz, e kolega elektrycznie jako
obeznany".
"Szko koczyem", tumacz. "Wszystko przemylaem", tumacz. I
sowem zawiadczam.
"A jak to klas bezpieczestwa pokazuje?", zaciekawi si. "A jak
te kabelki si gdzie z izolacji zetr - to co?", pyta. "Jak sobie
osoba jaka krzywd zrobi - to co?", pyta.
"To model, eksponat pokazowy i pogldowy", tumacz. "Na plancie w
docelowoci po gbinie to zakopi, albo inaczej tam poprowadz",
mwi. - "Ja detalami si nie param, ja wynajduj", mwi.
"Wynalazek elektryczny to nie byle co", elektryk na to. "Elektryka
w yciu to wana sprawa", mwi. "Bezpieczestwo musi by" - mwi i
si po gowie drapie. "No i jakie to takie", mwi i si krzywi z
niesmakiem, "gdzie to ju pokazywali w wiecie". - I by zamyli
si na dugo. "To chyba dynamo si nazywa, e nie?"
"Dynamo inaczej wyglda", tumacz, "zasada podobna, ale to nie o
to chodzi", tumacz. "To silnik planetarny ma by. Puszcz takimi
to kabelkami prdowe zasilanie, to si rozkrci. O, tak", pokazuj
na modelu. "I w caej okolicy si bdzie mona zadomowi".
"A skd zasilanie, kolega przewidzia? Bo wynalazek wynalazkiem, a
jak to zasili? Przecie to potrzeba elektrowni, e ho-ho, diabli
wiedz jak wielkiej. Planet kolega chce z posad ruszy, a to si w
379

koszta trzeba wpdzi, to nie byle miasto czy nard zasili - to z


nieba mann elektryczn nie spadnie... Kolega zdaje sobie spraw?
Kolega uwiadomiony problemami?", pyta i si coraz mocniej krzywi.
Wida, e osobowo przeywajca i e filozofia uyteczna jej nie
obca.
"Ja dylematy rozwojowe doceniam i akceptuj", mwi.
"A przewidzia kolega szkolnictwo dla takiego dziaania - ilu si w
tym bdzie babrao, co? A jak tam polecie, co? I po co to, co? Na
tym wiecie kopotw duo i wicej, to jeszcze na innej planecie w
podobnym stylu to si ma dzia, po co?", pyta i si krzywi, a si
patrze na to nie daje.
"Ja", mwi, "ja wanie w celu powyszym, jakby co si w obecnym
wiecie nie po myli uoyo. Dobrze przecie tak zapasow, tak na
wypadek planet mie. Jakby, tak przykadowo zupenie - jakby si w
wiecie tak porobio, e by wody w butelkach zabrako, to warto na
nowym miejscu produkcj fermentacji puci, prawda?", mwi. I sen
suchy a bez pokrzepienia porannego opowiadam ku przestrodze swej i
wszystkich postronnych.
Skrzywi si przeogromnie elektryk myl apokaliptyczn tknity i
wizj wieczystej suchoci wczesnogodzinowej z rwnowagi emocjonalnej
zosta wytrcony i a duego hausta wody rdlanej z desperacji by
ykn. I odchuchn.
I dreszcze grozy po nim przebiegay, i prawie e na bezdechu dysza:
"No, prawda - szczera prawda", mwi. "Jakby powszedniego miao tak
zabrakn, to... Prawda... Straszno tak y".
Sami rozumiecie, wynalazek wiekopomny, do ycia niezbdny kadego
przekona. Nawet najbardziej niedowiarkowatego czy w szczegach i
procedurach zaptlonego.
Dlatego papierek dostaem, widzicie sami. Wisi i czeka swojego. Jak
si za rozkrcanie planetarnego biznesu zabior, poka, a te swego
zadam. Naley si, przyznacie.
Bo - tak po prawdzie - to idea si liczy, znaczy myl ponadczasowa.
Jak ju droga pokazana, jak ju wiadomo, w ktr stron w nagej
potrzebie si uda, to rodki na realizacj si znajd i detale nie
bd w parali decyzyjny wpdzay.
e to wysiku wymaga, e trzeba rkawy zakasa i nieco si utrudzi,
nawet ubrudzi? Prawda.
Tylko e to drobiazg, wane jest myl zaposi.
Wane, eby wynalazka odkry. Reszta jest dodatkiem.

380

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 8.5 Umysowa regua.
Naszo mnie, rozumiecie. Naszo mylenie. Tak si jako to zrobio
i porobio, e sobie pomylaem. Nie, nie miejcie si, z mzgowym
dziaaniem to ja za pan brat i na co dzie jestem zakolegowany. Z
tym lub nawet owym mylowym czynem jestem w relacjach, nawet takie
i bliskie s to relacje. Nie mylcie sobie, e jakiego kowego
czy tam kanapowego ogldacza seriali telewizyjnych macie na swoim
widoku - to nie tak.
O wypacie, co to mi si naley, ale ktrej to w szefostwie da nie
chc, albo o pogodzie na jutro, czy popada, czy soneczko zawieci,
o czym takim myl - aktywuj swoje wntrze, a te i zewntrze na
bieco. Takie to dla mnie normalna norma, tu wszystko prawidowo i
po czowieczemu.
Nie, mylenie mnie, widzicie, takie oglne mnie naszo - jak to na
co podobnego mwi, filozoficzne. Z wysokiej pki ono poczo i
zaznaczyo si we mnie. A to, rozumiecie, ju takie normalne sobie
przecie nie jest. Ale naszo.
To, widzicie, mylenie byo o myleniu. Dlaczego si tak dzieje i
co si dzieje, e w epetynie myl powstaje? Trudne, przyznacie i
wane pytanie, takie z fundamentw pomyliwania. Niby bana, ale i
wany, przegry go tak od razu nie mona.
I nie powiem, ebym tym swoim myleniem w ogle zmg mylenie, ale
prbowa zawsze warto, moe co z tego wyjdzie. Jaki wniosek albo
i regua wyjdzie.
Idzie sobie czowiek, tak przykadowo mwi, ulic - i znajduje co
cennego, jaki banknot lub monetow warto. Sami rozumiecie, e to
pocieszna sprawa, mona co z tego mie. - I tak mu si wwczas na
duszy robi ciekawie, e zaczyna si zastanawia, czemu tak poszo,
co si zadziao, e si tak dochodowo objawio.
Wic przypomina sobie w taki czas istotny, e na poprzedniej ulicy
kominiarza by zobaczy oraz e chwyci si za guzik "na szczcie".
Sami rozumiecie i wiecie, e to w wiecie tak idzie - przecie co w
ten dese wiele razy widzielicie, sprawa dla was ju mylowo jasna
i oczywista.
A jak dalej i kolejny raz si tak zadzieje, e kominiarz i banknot
w jednym cigu si ustawi - ha-ha, tylko si zamia z radoci. Bo
to mamy tak ju gbok regu wiata - nic, tylko si chwyta, gdy
kominiarza si zobaczy. Tak sobie czowiek myli.
Nie miejcie si - to nie jest miesznoci podszyte. Przecie w tym
analizowaniu mylowym prawd wam pod oczy podsuwam, tak to w naszej
realnoci si dzieje. Jest kominiarska istota, jest guzik - i jest
banknot. I jest rozumowa jasno i pewno.
Pewnie, macie racj, w tylko pojedynczym przypadku tak to bdzie, ale
to si zdarzy, to w miecie przecie pewnik statystyczny, rozumiecie?
Przecie dla takiego tak regua wiata si objawia.
381

Czyli taki kto w tym miecie gosi, e to a to, e tak a tak i e


na kocu bdzie jako pewne szczliwe zdarzenie. Taki kto gono
przekonuje, i to w formule pewnika - i to na fundamencie, zauwacie,
eksperymentu - e regu wiata jest kominiarz i guzik.
I on ma racj, zauwacie - on ma racj po swojej stronie. Zbada i
si upewni.
Tak, wy si nie krzywcie w swoim odrzucaniu poprawnego wniosku, to
po caoci dziaanie naukowe, eksperymentalne, metod podszyte i
w ogle rozumowo racjonalne.
To na kadym kroku przecie faktami oraz w wiecie obecne, dziaanie
przyczynowo i skutkowo powizane - tako z tej umysowoci poczte.
Zauwacie to, docecie.
Ale i takie tam wnioski z tego wysnujcie.
Nie takie tam wnioskowanie sobie tutaj prezentujcie, e jest jaka
kominiarska osobowo mundurowa i banknotowa okazjonalna mia dla
portfela zyskowno ale e to tak ta nasza epetyna gowiasta w
sobie dziaa - e ona takie zwizki okolicznociowe buduje.
Nie detal w tym dostrzegajcie, a zasad nie miesznostk czy te
opowiastk tak w sobie ucieszn, ale przypowie o doli naszej tej
rozumnej - o umysowej aktywnoci naszej wszelakiej.
A teraz spjrzcie na to szerzej, z perspektywy.
Czy jako inaczej taki inny czowiek postpowa, co to kiedy i tam
gdzie ognisko sobie do posiku rozpala? Zaprezentujcie wy sobie w
gowie myl i wizj, e to w przeszoci dziejowo odlegej si dziao
i e nasz przodek tak mia. e on postukiwa sobie kamyk o kamyk.
I co?
Jak to co, iskr ognist z takiego stukania wykrzesa - rozumiecie?
Proste, powiecie, a co to ma z myleniem wsplnego, powiecie. To i
z myleniem, i rozumowaniem, i nawet z oglnoci wszelak ma swoje
powizanie. I to gbokie, e ho-ho, w same fundamenty to idzie.
Bo to, zauwacie, ten taki kto - ten poprzednik nasz - to on w tym
postukiwaniu swoim regu wiata wyprodukowa. Nic, osiek jeden, nic
o tym nie wiedzia i dugo nie wiedzia, ale wyprodukowa. Tak to mu
wyszo zupenie niechccy. Bo oczywicie ju sobie skojarzy w tej
rozczochranej epetynie, e jak tak a tak uderzy kamyk o kamyk, to
iskierka, jedna i kolejne, si z tego zrobi, wic i to planowane do
obiadu ognisko mona rozpali. Takie ady, zupenie fizyczne, a te
na dnie swoim maksymalnie proste - takie reguy tworzy zacz. I wy
zauwacie, e to tak samo sobie idzie. Dokadnie tak samo, jak z tym
banknotowcem.
Co w wiecie losowo si dzieje, jednak skutek w mzgowiu ju staym
i pojciowym si czym odciska-zapisuje. I zawsze tak to idzie.
I wicej wam powiem - tak w tej mylowej analizie mylenia mi to w
myleniu si dziao - e taki jaskiniowiec jeden, co to stuka se i
stuka w kamyki, to on dalej nie tylko nauk eksperymentalnie tam w
przeszoci powczynia, ale i religi, i w ogle wszelakie, co to my
dzi mamy i si tym szczycimy.
Sami to zauwacie, jak ju tak si nastuka i wprawy w tym niejakiej
382

nabra, to wiedzia, e musi to i tak a tak - i nigdy inaczej. Z


wiedz u niego to byo w stadium pocztkowym, to si pojmuje samo i
z siebie, ale jaka ju w tym wiedza bya, pojmujecie. A do tego ten
jaskiniowiec jeden tak naukowe i gbokie badanie przeprowadza, i
to solidnie przeprowadza, w kadym czynie je potwierdza. - A przy
okazji te i religi budowa.
Bo, zauwacie, w ten to czas przeszy, to wszystko w tym jednym si
zawierao. Tylko to byo, co byo a jedno to byo i niczego po
horyzont wicej nie byo; adnego innego a odmiennego.
Fizycznie kamyk o kamyk si prosto stuka, ale na kocu jest rytualne
zachowanie, ktre musi by spenione, i to tak detalicznie, i to tak
szczegami - bo inaczej witego ognia do obiadu jako nie bdzie.
I zgrzytanie zbami bdzie.
A dalej, wiecie, to ju biegnie samoistnie. "Regua ognia" (fizyczna
i gboko naukowa) magi czy inn zabobonn religi si pokazuje. I,
co zrozumiae, w kadym takim podpaleniu ogniska swoj dobro przy
przeywaniu wiata pokazuje. - I si utwardza.
Rozumiecie, co si z tego pokazuje w myleniu o myleniu? Przecie
to zawsze tak idzie.
Co tam sobie w chaosie codziennoci czowiek dojrzy, albo mu ycie
samo pod nos podetknie - to zestawia sobie takie w cigi, linie czy
inne tabelki. I widzi, e tu tak a tak to naley przeprowadzi i e
dalej to ju bdzie inne i inaczej. I mu si to w wan ju regu
i rytmik rzeczywistoci skada. Fakty dojrzy, mylowo poczy - i
ma uzysk poznawczy (a niekiedy i ekonomiczny).
Takie, rozumiecie, powizanie w jedno zestawia, zaistnienia, co to
si ich dopatrzy w otoczeniu i dalszym wiecie, konstrukcyjnie czy
teoriami je wie, kolejne supeki do tkaniny rzeczywistoci wplata
i si cieszy, i zadowolony jest. Bo im lepiej to popartywanie oraz
szukanie zwizkw mu idzie, to dalej takie zwizki przyczynowe widzi
i regu za regu ustala. A po naczeln regu.
Mona nawet powiedzie, e ta nasza szara gowiasta zwarto tak w
oglnoci tylko po to jedno suy: eby te powizania robi. Je ze
sob na rne sposoby czy w cigi i szeregi - i podobnie. Fakty
fizyczne ustala, ale i je zestawia.
A jak uda si co do czego wzajemnie przyporzdkowa i zalenoci
w tym si przyczynowej dopatrzy, to skoki do sufitu mona uprawia,
bowiem kolejna abstrakcyjna jednostka si w gowie narodzia. A to
mie w sobie jest. I jest dobrze.
Mona wrcz powiedzie, e niczego wicej ta szaro robi musie
nie musi, tylko zaobserwowany zmysowo chaos pocztkowy po kres ma
porzdkowa jak si tylko uda - i w tym zasad(y) szuka.
Zestawi sobie w lini prost punkty na niebie widoczne i si z tego
znak zodiaku w analizie wyoni zestawi ze sob przyjemno sprzed
dawnego ju czasu i krzyczce co nowego - i ojcem czy matk okae
si ku swojemu zaskoczeniu - inne przyjemnoci oraz nieprzyjemnoci
poczy, a tu moralno si na kocu z etycznym pogbieniem zapisze
licznymi ksigami w cywilizacji.
Tylko i zawsze sobie szaro komrkowa elementy paskiego wiata w
sobie czy, a dalej to w obraz wielowymiarowy jemu (ju jemu) si
383

to zmienia - i w kolejne pitra pojciowe i naukowe tak buduje. Od


prostej "stukanki" jakiej wyjdzie osobnik, a pniej to i stos si
atomowy z tego zapali. A jak.
Tylko, widzicie, s takiego przyczynowo-skutkowego porzdkowania w
wiecie prowadzonego - s skutki uboczne. One musowo by musz. To
a takie wycznie optymistyczne i zyskowne nie jest. y pozwala,
to prawda, ale i czasami koniec sprowadza. I to prawda.
Tak, sami pomylcie. Jak ju taki wdrujcy w poszukiwaniu monet czy
kolejnego banknotu osobnik si zmczy, jak kolejnego ju figuranta
w kominiarzu dojrzy oraz za wszystkie "na szczcie" guziki chwyci,
a nawet dla pewnoci okularnika jeszcze jakiego dopadnie, te bab
jak z wiadrami docignie, te splunie po wielekro dla odrzucenia
zego i niepomylnego jak to wszystko (i jeszcze wiele innego) dla
pewnoci wykona, a jednak w wdrowaniu po miecie ju banknotu nie
znajdzie - to co? Jak sobie takie zdarzenie przedstawi?
I, widzicie, tu si kopot robi - z tym naszym myleniem jako jest
nie tak. Sprawdzao si, sprawdzao, a tu, prosz ja ciebie, nic a
nic nie pomagaj kolejne zaklcia czy rytuay, wiat uparcie si w
swojej anty-fizycznoci (poprzednio sprawdzonej) teraz objawia. Co
to znaczy, gdzie bd czowiek robi - on si tak zastanawia i dalej
si zastanawia.
Przecie, rozumiecie, to yciowo i wszelako podstawowa sprawa jest,
fundamentalnie wana. Wszak, pomylcie zasadniczo, jeeli to od tego
przypadkowego wzbogacenia teraz dalszy los osobniczy, moe nawet i
zbiorowo spoeczny zaley, to jak w osobniczy byt tego zasobu nie
trafi w poszukiwaniu swoim - jak ognia w aden sposb rozpali nie
zdoa w jaskini, to - sami rozumiecie - cika perspektywa takiego
kogo czeka. W miecie jaki tam resztek w mietniku znajdzie, ale w
takiej prehistorycznej jaskini co najwyej innego osobnika dogoni
mona si byo. - A moe praojciec jakiego naukowego jajogowca tam
wanie chodzi, co?
Rozumiecie, jak si taka osobnicza czy zbiorowa bytno w takim i
nowym otoczeniu na te now abstrakcj zdoby nie moe - jak sobie
nie uwiadomi (bo to ju przecie wiadomo te si zacza), to w
perspektywie bliskiej koniec jej wida. Jak jaskiniowiec jeden tam
sobie nie poradziby z mokrym kawakiem drzewa, jakby si zapar w
tym swoim stukaniu i na odmian eksperymentaln nie zboczy, to i
nas by nie byo - i w ogle tematu mojego mylenia by nie byo. Ale
sobie gadamy, pogldy wymieniamy o tym i tamtym, nawet zwiedzamy i
inne jaskinie w pobliu, czyli mylenie si toczyo. I dobrze.
Ale jest i inna jeszcze w tym wszystkim niezwyko, moe nie taka
ju generalnie przykra, nie zawsze do cierania z bytnoci takowe
zachowanie prowadzi, ale te kopotliwa.
Sami pomylunkiem ruszcie i powiedzcie, co taka osobnicza i zbiorowa
nawet bytowo zadziaa, jak tego kolejnego banknotowego bogactwa w
okolicy nie znajdzie - albo co jaskiniowiec taki czy inny zrobi tam
w tej swojej przeszoci i yciowej desperacji, kiedy ognia nie uda
384

mu si rozpali? Pomdrkujcie. I jak, widzicie?


To zupenie pewne jest - to oczywiste jest, e powie taki kto, jak
ju gada moe, e to jego wina - jego bardzo wielka wina. I e on
musi cay zbir i wszystko po szczegle odczyni, bo inaczej si w
nieszczcie to obrci. Tylko biedaczysko nie wie, e wiatowo si
to i oglnie zmienio, e zaparte pozostawanie przy rozwizaniach
starych si ju nie sprawdzi, e grozi zatrat. Ale prdzej taki w
swoj niemiertelno uwierzy i w dogmaty, jak rytua zmieni. Bo w
tej swojej "stukaninie" pojciowej prosto tego nie moe przerobi,
przecie te wszelkie abstrakcje to on, po wszystkim on. Wic jak w
tym zmian zrobi? Nie mona.
Kopniaka dostanie od ycia, moe te solidnego nawet, a i tak powie,
e to on sam pobdzi, przecie w abstrakcji witej omyki by nie
moe.
I bdzie szuka winnego w otoczeniu albo w sobie - i bdzie koza
ofiarnego skada, eby si abstrakcja nad-wiatowa udobruchaa - i
bdzie swoje ciao kaleczy w najrniejszy sposb, by to wstrtne
ciao za zamanie przykaza ukara.
I w ogle niegodne, brudne i ze ciao za wszystko obwinia bdzie
po wielekro...
Tak - sami widzicie, e mylenie moje niepospolite, bo o wszystkim
tak ono jest. O kadym z nas i naszym przemyliwaniu co dnia, ale
i od wita. Wszystko, czym jestemy, co si w tej epetynce jako
zawiera, to nasza cao osobnicza. I dobrze, i niech tak bdzie.
Ale trzeba mie wiedz, e to nie zawsze nam z sensem podpowiedzi
o wiecie podsuwa, e moe na manowce logiczne lub fizyczne jakie
podprowadzi. - A wwczas, sami rozumiecie, kopot, problem yciowy
z tego moe wynikn. Albo i samo ycie wykasowa z rejestru.
Jak na czasowo potrzebn sobie nowoci nie przyswoimy, to zejdzie
w niebyt nasze istnienie, wykolei si na najbliszym zakrcie.
A to si tak wszystko z takiej miesznej codziennoci bierze. - Bo
to znajdzie czek monet, w swoje szczcie uwierzy, z kominiarzem
lub innym bytem niecielesnym a abstrakcyjnym poczy w niezbdny i
trway zestaw, bo przecie inaczej sobie tego nie moe uoy, i to
pniej ju samo si tysicleciami i pokoleniami snuje.
Czasem pomoe, a czasem... Sami rozumiecie...
Umysowa regua bywa zawodna...

385

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 8.6 Rozum w puszce.
Pamitam, jesie bya. Zebranie rodzinne byo. Imieniny czy co w
ten dese okolicznociowy. To i zeszo byo na tematy wiatowe i
oglne - znaczy si filozoficzne. Wiadomo, kada rodzina zaposiada
filozofa, to fakt i prawda ponadczasowa. Zasidzie taki przy stole
i kieliszek albo inny widelec chwyci w do i filozofuje. A to
e pokolenie schodzi na psy, a to, e polityka do... tego tam, e
jedzenie i pogoda kiedy byy lepsze, i e w ogle to... tego tam.
Wiadomo, filozofia nauka obszerna, do przystoowych rozmw si jak
najbardziej nadaje - to i si dyskutuje.
Pamitam, e zeszo byo wwczas na rejony skrajne, tak si porobio.
Co na ekranie migno, jaki robot czy inny cyborg tam azi - to
w tym kierunku poszo. Uczciwie trzeba powiedzie, e niezwyczajny
temat by, maksymalnie oglny i filozoficznie zagmatwany, ale nic
to, rozkrcio si. Jak wujek kolejnego strzemiennego wychyli, to
wzrok mu sta - i w przestrze by rzuci:
- Kiedy to bdzie - powiada - mzgi w puszkach si kisi bd. I
w ogle.
- W puszkach, powiadacie? Jak to w puszkach bya zaciekawia si
ciocia, z tych dalszych cio.
- A tak, wsadz albo przeklonuj takiego umysowca do puszki, si
znaczy w metal i podobnie upchaj, no i on sobie bdzie tak w tej
konserwie mdrkowa.
- Niepodobna kto z tyu bekn w elastwie?
- A tak, sami widzicie - wujek widelcem ekran tkn, a skrzypno
- azi taki, a myli. Puszka, widzicie, a mylca.
Przez chwil cisza bya, bo wszyscy cyborga czy tam robota ocznie
obserwowali. Prawda, chodzi.
- Ale - ciocia pokrcia gow jak to tak? Zapakuj i ju? Tak
od razu? To co taki o wiecie bdzie wiedzia? O, mam tu kawaek
kiebasy, a skd takie metalowe bydltko si rozezna, e to mona
zje.
- Ej, nie gadaj, przecie to na prd bdzie, na akumulator. Taki na
kiebas nie spojrzy - wujek a si po kolanie z uciechy poklepa.
- Taki moe i rok bez doadowania pdzi.
I porobio si na to. e co, e jak, e to nienormalne, eby nic o
kiebasie nie wiedzie. e zakska i kielonek to rado yciowa, i
wszelaka.
- Bidulek otara ciocia z w puszk go zatkaj i wszystko mu
z ycia bokiem pjdzie. Nie machna rk mi si to podoba w
niczym nie podoba.
- Daj spokj, on nie od razu w ten pancerz pjdzie, wpierw sobie i
poyje, moe i kiebas si natuczy. Bo, widzicie wujek rozgada
si na dobre takiego tak od razu zakonserwowa si nie da, trza
nakopota si, rozumicie. Trzeba wiata troch schodzi, porodzi
si i natrudzi, sami wiecie. dopiero jak ju tu i tam strzyka albo i nie strzyka, he - to w puszk si wlezie. I mona dalej si
rozglda, i swoje robi.
386

- Czekaj, Heniu daleki krewniak si zerwa jak to tak, kobity


metalowych bd rodzi, e niby blaszaka trzeba mie?
Zamiao si towarzystwo, ale miny nietgie. Nie powiem, zwaszcza
gatunek mski posmutnia, bo eski jako tak dziwnie zerka i si
umiecha.
- Gienek, ale ty... niemdry. Nie tak, suchaj. Chop chopem si
bdzie spokojnie rodzi i, tego tam, kolejne pokolenie wyrychtuje,
wszystko po naturze musi i. Inaczej si nie da. Tacy mdrzy tak
mwi. Natury, Gienek, nie przeskoczysz, chop jest, baba jest, i
dzieciak jest.
- Jak si przy bachorach wyraasz zakrzyknie na to wujenka.
- Niech si sposobi, komputerami przecie ich si nie robio - co,
le mwi? I dalej tak bdzie.
- Ale, suchajcie - powiada ciocia Ania - tak po prawdzie to mie
by nie bdzie. Przecie, po prawdzie, jak si do takiego zimnego i
metalowego przytuli, pogaska - albo jak. Po prawdzie to ohydne i
w ogle.
Pokiwaa rodzina gow, e prawda gboka, e to adna tam ludzka
przyjemno, wic i polaa kolejk, eby w przeyku nie zascho. No
i wypia, i zaksia. I filozofia grnolotna ponownie wdrapaa si
na uwano okolicznociow.
- Niech bdzie zapatrzy si wujek Gienek w cian niech tam i
bdzie tak, e zapuszkuj, e z kontaktu bd si karmi, pies ich
trca. Ja tam, Heniu, na to nieczuy jestem, mnie to obojtne i
zwisa. Ale, Heniu, przecie problema bd, sam wiesz. Ty szko
skoczy, fakt. Matka dyrektorowi kopert daa, to zdae. To, nie
machaj rk, tak byo. Sam rozumiesz, takie zapuszkowane te si w
ten dese bd dziay, natury nie przeskoczysz, ona nie tak gupia
i swojego dopatrzy. Jak takiego z klasy do klasy popcha, co? - kto
posmaruje i pomoe? A i, we pod pomylunek, na mietnik takiego
rzuci szkoda, bo i pewnie drogie. A i, rozumiecie, taki te co
tam sobie w tym elastwie gwkuje. Wic gupio jako, rozumiecie.
Psa wykopn al, rozumiecie, a takiego musowo te.
- Widzisz, brat wujek na to to nie tak idzie. Bo, widzisz, one
bd puszki sensownie zapycha. Zapi takowego gocia, co si po
okolicznym wiecie szwenda, eb mu w maszyn jak wetkn, wszystko
z niego wypatrosz i w te, no, rozumiecie, tranzystory upakuj. I
bdzie.
- Ohyda, tak patrzcie, wypatrosz wujenka pokrcia gow.
- Wypatrosz nie wypatrosz. Swek nie ma co si chwyta, ale tak
jako porobi, e twoje wszystkie pomylunki znajd, na czym tam
sobie ponotuj, a te pniej w metalu odcisn.
- Ojejku, wszystkie? - daleki kuzyn si za gow schwyci i mocno
na twarzyczce zmiesza.
- Wszystkie, akuratnie i detalicznie wszelkie. Wszak - rozumiecie jakby to byo, jakby wszystkiego nie byo. Gociu si taki budzi w
takiej blaszance, a tu mu dziurawa pami dziaa. I jest problem,
on ci to, czy nie on? A jak jaka to wana sprawa bya, he? Na ten
przykad rodzina mu si z archiwum wykasuje, ony nie pozna - kto
ty, bdzie si dopytywa. ona, wiadomo, osobowo uczuciowa, al
j cinie i w ogle, a gociu tylko zerka. Sprawa kopotliwa, to
i dlatego wszystko musi si w bilansie yciowym takiego zgadza, i
to co do jednego mylowego szczega. Bo co dalej z podziurawionym
387

tak yciowo zrobi, jak z takim y? A i jeszcze ten kopot jest,


jak on ze sob bdzie to wszystko dogadywa?
- My z dziadkiem Zenkiem tak mamy daleka rodzina si odezwaa
od dawna nie wie, e wiat jest, ale yje. Ale emerytura jest, co
miesic listonosz nosi.
Kolejna porcja jada i popitki zostaa przeknita i uzupenia w
cielesnych konstrukcjach braki, wic dyskusja ponownie nabraa si
i filozoficznego rozmachu wiatowego.
- Czekaj, Heniu znw wujek Gienek si zafrasowa - powiadasz, e
takiego obuduj tym eliwem, nafaszeruj wiadomociami, no i si w
wiat to bdzie puszcza. Niech tam, moe tak, moe nie. Ale, tak
na rozum, to kupa kopotu. Nie lepiej zebra i od pocztku uczy i
na ludzi, tfuj, no, sami rozumiecie, na inteligenta ksztaci? Po
co si gramoli do konserwy, poyje taki jeden z drugim, pobdzie
na tym wiecie, i starczy. Ja tam zapuszkowa si nie dam.
Wujek Heniu a na to podskoczy, palcem w braciszka rodzonego si
kieruje i z wypiekami na twarzy woa:
- Gienek, bracie, ty dobrze mwisz. Bo to, widzisz, tak bdzie, e
jednego bd w szkolnictwie podnosi na rozumie, a drugiego, co to
ju si yciowo i cielenie namczy, takiego w szczegach spisz
i zapakuj. Bo to, rozumiesz, pomylunek na rne sposoby mona w
czerepie umieci. Naturalnie, jako nam to poszo, albo skrtowo i
we wspomaganiu naukowo obecnym... Czyli, rozumicie, raz to bd w
wiecie poprzednio biologiczne czeki si w maszyn pcha, jak im
si dalsze ycie zachce uskutecznia, a inszym razem czek tak to
sobie porobi, e na podobiestwo swoje i obraz takiego zrobi. No i
tak to drogami pjdzie.
- Ale, powiedz ty mi, Heniu, po choler? Jaki poytek z tego? Co i
komu po tym, e si metalicznie rozsidzie w wiecie, e oglda w
okolicy wszystko bdzie? Dla mnie to chorobowe, nie inaczej.
- A tak ci powiem, bracie, e, dajmy na to, rozumnie sobie bdzie
mona na przykad z lodwk pogada. Albo i chodzcym robotem, co,
nie chcesz? Albo gdzie daleko si wybra, jakie inne soneczko se
naocznie napodziwia.
- Z lodwk? - zdziwia si ciocia z koca stou. - Czy to ja nie
wiem, co w rodku, eby si elastwa rozpytywa.
- Ty, Stefcia, wiesz, ale mulek zajty, wic nie uwiadomiony. A
tu, dajmy na to, rano si budzi, do cna wysuszony i do spiarki si
kieruje, wic i smutek w oczach. A jakby wczeniej urzdzenie go w
temacie browara zagadno, czy wspomc w potrzebie, czy zamwi w
detalu, bo si zapas koczy, to problem byby z gowy.
- Ja chc gadatliw lodwk! zawoa ktry tam wujek.
- A co, ja ci nie starcz? - ktra tam wujenka si odzywa. - Jak
trzeba gada, to milczysz w kadym jzyku, a z lodwk pogaduszki
bdziesz prowadzi? E, niedoczekanie twoje!
- A ja bym skorzysta, ja bym si w puszk zapuszkowa rozmarzy
si wujek Anto. - Mi to nawet odpowiada. Fakt, czowiek sobie na
wiecie poyje, co tam uyje, nie powiem, ale jako tak mao si
to wydaje. Bo to, sami wiecie, co naszego? Zleci, emerytura, no i
trzeba zamawia u proboszcza miejsce. al niejaki tak od razu si
w zawiaty przenosi.
- Dobrze mwisz, Anto. Czowiek tak krtko brzmi kto z tyu w
tak stylistyczny sposb si wyrazi.
388

Smutno si porobio i cisza zapada. Dopiero polewanie nieco w tej


filozoficznej atmosferze wyom uczynio.
- Niech bdzie, Anto wujek Heniu temat podj zapakowae si
w ten metalowy strj, wszystko w tobie nowe. I powiedz teraz, tak
szczerze, po co? Co ty w tej nowoci cielesnej chcesz robi?
- To samo. A moe inne... Jak popadnie. Dajmy na to wiata przej
by si troch przydao, zobaczy, posucha, posmakowa jako tam.
Wanie inne soneczko zobaczy, moe lepiej grzeje. Sami wiecie,
z tym naszym ustrojstwem nigdzie si czek nie ruszy, zawieje albo
inne co si zadzieje, i lekarza trzeba. A taka puszka i po kosmosie
pjdzie, i po wodzie, i wszdzie. Daleko si mona ruszy.
- Niech bdzie, Anto. Mog si zgodzi, to i owo dobrze byoby w
yciu jeszcze pozna. Ale, Anto, jak dugo tak bdziesz sobie po
okolicy wdrowa, ile to wschodw soneczka chcesz oglda? Co si
tobie potrzebne zdaje?
- Ile si da - wujenka si odezwaa - przecie kady dzionek inny.
Jak si jasno dzienna budzi, to sama przyjemno w czowieku, to
si ycia chce. A ju musowo wiosennie, pikno sama.
- Czekaj, Jadzia, trzeba to przemyle. No bo to sprawa prosta nie
jest, zakrcona wujek Heniek zacz przemow. - Widzicie, tak w
sto, dwiecie latek to warto by sobie ycia smakowa, albo nawet i
co wicej, tak z tysiczek, a co. To rozumiem, to mona tak czy
owak wytrzyma. Ale po choler wicej, nie pojmuj. Przecie to w
latach nuda pjdzie, a straszno si robi. Czowiek sidzie sobie
i w telewizj si zapatrzy i ju go gupota atakuje, i ju ziewa
si ziewa, bo takie byle co pokazuj. A jakby tak poszo, e to w
wiekach caych trzeba patrze, e tysiczek lat tak si wgapia w
podobnie nudne, co?
- Niepodobna - a jkna wujenka.
- Prawda, strachem to czowieka normalnie potrca, takie kiepskie
i obce si prezentuje wujek gow pokiwa. - Ja tam ycia jestem
ciekawy, nie powiem, nowo w sklepie zawsze wyprbuj, ale eby
tak na wieczno prbowa ycia? Cholera by mnie wzia a jk z
gardzieli mu si wychyli.
- A sami widzicie mwi na to wujek Heniu e gupio gadaj tacy
owacy, co to wiekuistego ywota sobie winszuj. Ciemne to, adnym
myleniem nie skaone. Faktem prawdziwym jest, e ycie tam si
wiadom objawia, e krtkie i w ogle. Ale, sami widzicie, puszk
to nikt rozumny by chcie nie chcia by, bo i po co? Jakby tak z
par latek na emeryturze sobie powygrzewa si na soneczku, jakby
z wnukami si pobawi... ech, by starczyo. Co, racj mam?
Znw pokiwao towarzystwo gowami, pomruki wydao aprobaty mniej
lub bardziej gone i po kielonku chuchno. I zmienio temat na
inny, bo po ekranie teraz sportsmeni dziwni biegali i trzeba byo
w filozoficzny sposb obrazek obgada.
Pamitam, jesie wwczas bya, pewnie dlatego tak to poszo.

389

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 8.7 - Prawo gosu.
Wiecie, jest taka zasada, na wskro humanizmem ociekajca, e si
w domu wisielca o sznurze nie opowiada, e si kalekiemu wady nie
wytyka.
Zaprawd suszne to i sprawiedliwe, powiadam.
Tylko tak jako czowieka czasami co nachodzi, jaka taka w duszy
si lgnie potrzeba, diabli wiedz skd co takiego oraz dlaczego w
tej duszy ono tak popiskuje, e czowiek takiemu tam, co to si z
tym swoim kalectwem obnosi, by takiemu wygarn. - Wiadomo, jak si
taki czym niekompletnym pokazuje, to nic, morda w kube - trzeba i
uszanowa, i przepuci, i wzek pomc pocign, to wiadomo, to i
podobne do czowieczestwa oglnego naley, si rozumie.
Albo na swojej drodze czek spotka chorob zmogego, tak cielenie
pokrconego w kadym niemoliwym kierunku - to trzeba z powag i
ostronie si spyta, czy nie wspomc w kopocie, czy rki bratniej
nie poda - te wszystko jasne po caoci.
Tylko, widzicie, jest dylemat logiczny - takie zakopotanie si po
umyle cignie - kiedy w okolicy si na jakiego takiego rozumnie i
logicznie upoledzonego czowiek napatoczy, osobicie albo tako i
przekazem telewizyjnym potrci. Nie, nie o psychicznego tu chodzi,
to si stanem innym objawia. Takim politykiem, na ten przykad lub
podobnie. Dziennikarzyn jak telewizyjn, mianowicie.
Niby, powiecie, to taka norma dzisiejsza, banalno pospolita, ale
przez to kulturalnego narodu nie obchodzca. - Niby tak, niby swj
ogld prawidowo formujecie w zdania.
Ale co jako nie tak to si wydaje - w tym jaka taka nuta faszu
si kryje.
Bo to jest sobie taki polityk K., albo dziennikarzyna O., panienka
w susznym ju wieku zawodowym. Niby, powiecie, to takie tam, mona
machn i splun, to takie ju od urodzenia. Tak, i macie racj, w
temacie oglnie macie racj. Problem tylko w tym, widzicie, e to
si pokazuje, to rzuca sowem - a nawet to rzuca wnioskiem w tej i
innej sprawie. A publika, rozumiecie, sucha, publika oglda, a te
wnioski wyciga. - A jakie ta publika wnioski ma wycign, kiedy w
gow jej polityk K. i owa dziennikarzyna O. swoje uwagi wzgldem
wiata oraz oglnej rzeczywistoci upychaj? - Jak ta publika si w
realnoci naszej moe rozezna, jak na co takiego skazana jest po
wszystkiemu? Sami powiedzcie, jak?
Pracuje publika od rana do tej mrocznej godziny, siada dla oddechu
robotniczego przez ekranem i w twarzyczk polityka oraz tej O. si
wpatruje, to jakie publika moe mie o wszechwiatowym zachodzeniu
wiadomoci? Pytam, jakie?
Pytanie, przyznacie, takie generalnie retoryczne ono jest, cakiem
zbdne ono jest, to oczywista oczywisto jest.

390

Nie, ja nie kieruj tych zda tak w pustk i nie tylko po to, eby
si sownictwem wyszukanym poprzerzuca - sprawa si za tym kryje.
Moe i z tych powaniejszych, filozoficznych nawet.
Widzicie, y sobie na tej naszej codziennej planecie czowiek, a
co, y. I zdarzya si mu nieprzyjemna przygoda okolicznociowa.
Znaczy si, wypadek pojazdowy ze skutkiem spowodowa. Wiadomo, co
po ulicy pdzi, co po ulicy chodzi, to te pdzce z tym pieszym w
jakim punkcie si musi spotka. A e to dua masowo jest taki w
sobie pojazd mechaniczny, to i skutek owego spotkania wiadomy. Co
si telewizyjny ekran uruchomi, co si radiow puszk nastawi, to
o czym takim gadaj.
Wic ten czowiek to spotkanie na drodze publicznej wykona - to i
skutek, wiadomo, by. I dalsze te wiadome, czyli sprawa. Sd swj
komentarz do tego wygosi, tyle a tyle pado. Wszystko si norm
w tej nienormalnej okolicznoci odbyo.
Tylko e, widzicie, tak to w ten czas szo, e co wyborczego si
w naszym piknym kraiku czynio. Tu albo tam si co wybierao, co
i jak to zupenie w temacie sprawa niewana, to zawsze tak si pod
okresem wyborczym dzieje.
Tak wic, rozumiecie, o owym fakcie dramatycznym si polityk K. oraz
i to dziennikarskie O. zwiedzieli. Co, gdzie, jako, rozumiecie,
si zwiedzieli. - I sprawa si zrobia, i sprawa czowieka posza w
publik. e tak, e owak, e mao sd przyklepa, e szkoda si w
spoecznym zasobie staa, to trzeba ciarem przydusi i niech ten
taki owaki, eby go, pokutuje. Sowem, e trzeba czowieka od nowa
zasdzi i pognbi. Bo od tego, rozumiecie, oglnego dobrobytu w
przestrzeni tutejszej si naprodukuje, e ho-ho-ho.
Wiadomo, sd sdem, ale sprawiedliwo po stronie polityka musi po
caemu by. Oraz tej O., dziennikarzyny jednej.
Gadali tak z tydzie i duej, swoje prawo gosu do wnioskowania w
wiat prezentowali, czyli si domagali. A wiadomo, sd sdem, ale na
okoliczno masowego wystpienia szerokiego spoeczestwa, takie w
codziennoci szerzone uwagi merytoryczne, na co takiego sd jako
on sd - na to nie da si ucha nie nadstawi. Wic sd nadstawi. I
wniosek wycign. Sami rozumiecie.
Sprawa posza od nowa, sprawa si tym razem okazaa niezwykle, a te
gboko powana, zagraaa - tak po caoci zagraaa.
C powiedzie, przez dwa i p poprzednie ustalenia sdowe si na
koniec tego odcinka dziejowego przemnoyy. Niby nic, powiecie, to
w yciorysie i tak niewiele.
Ale w tym jaka taka nuta faszujca sobie pobrzmiewa - co tu nie
tak. Przyznacie.
C, odsiedzia czowiek swoje przemnoone przez dwa i p, nawet
niespecjalnie si w odosobnieniu spoecznym rzuca w oczy osobom
funkcyjnym, mona powiedzie, e go izolacja yciowo nie zepsua.
391

A to, przyznacie, takie czste nie jest.


I by wrci na ono wiata - do naszej normalnoci ponownie si w
caoci zameldowa.
Niby troch w czasie przerwy si zadziao, niby w rodzinie poszo nie
tak, bo ona inaczej urozmaica ycie chciaa - niby mieszkanie te
ju nie byo jego, wszak wyrzutek spoeczny na lokum nie zasuguje,
ale kto by tam drobiazgami si przejmowa, kto w dobrostan byego i
zego zaglda chcia.
Swoje przebka, i niech si cieszy.
Sami widzicie, e wszystko do tego momentu ukadao si z norm, a
te przewidywalnie. adnego w tym zdarzenia, ktre by machin z trybu
wytrcio, czy sygna dao.
Ale jednego procedura nie przewidziaa: e czowiek spojrzy sobie
kiedy tam w ekran telewizyjny - i co w nim, w tym czowieku, si
zadzieje. Sowem, e emocjonalnie si zwichruje.
Widzicie, lata bye w nim takiego spustoszenia nie zrobiy, jak ten
jeden telewizyjny obraz, jak jedna chwila informacyjna.
Co, spytacie, tak czowieka z nurtu przewidywalnego wytrcio - co
si stao? A jak mylicie, kogo czowiek zobaczy na swoje takie i
owakie szczcie? Zgadlicie, polityk K. z dziennikarzyn O. swoje
mdroci yciowe i wszelakie publice podawali i motkiem jeszcze w
czerepy upychali. Sami rozumiecie, e to musiao czowieka mocno z
poczucia stabilnego wytrci. Mona powiedzie, e bardzo mocno. I
to a po jego brzegi osobowe tak poszo.
Co tu duo mwi, czowiek w ten to czas si zupenie wykolei, po
prostu w umysow chorob popad.
Nie mona powiedzie, e to bya chorobliwo medyczna, a tak si
w sobie czowiek nie pomiesza, w kocu to stabilna osobowo bya
i moga wiele odmian losu przetrzyma. To tak oglnie, tak ide z
gatunku fix mu poszo.
Czyli chcia si szczerze za lata niedoli, moe i nawet zasuonej,
odwzajemni.
Trzeba wam wiedzie, e przed caym faktem czowiek by z wiedz
tym i innym technicznym zapoznanym, nawet z osigniciami, wic
myleniu o naleytej odpacie podstawy teoretyczne posiada.
I dlatego w kierunku zacz plany robi. - Swj gos, rozumiecie,
sprawie i oglnie, chcia pokaza.
Wiadomo, kady rwne prawo posiada, moe swj demokratyczny gos
publik rzuca.

o
w
w
w

Pytacie, jak czowiek swoje zdolnoci i swoj przeszo w sprawie


spenienia wykorzysta? Powiem wam, to warto sobie ku pamici i tak
na stae zapisa.
Przecie kady z nas moe swoje prawo gosu dla dobra wykorzysta demokracja mu to zapewnia.
Ot, widzicie, czowiek si w sobie zebra - no i parti zaoy,
392

z moliwoci systemowej postanowi skorzysta.


Daje rzeczywisto polityczna tak szans - daje, parti ku czemu
tam mona powoa i sprawami kierowa - mona, trzeba mie jakie co
do tego - nie trzeba.
Sowem, czowiek wszelkie kryteria urzdowe spenia. Dlatego te i
swoj parti zaoy.
Przecie, zauwacie, wszelkie kwalifikacje na kierujcego posiada
i je skutecznie w ycie wdraa.
Znajomo ze spoeczestwem, tak to mona powiedzie, osobicie by
zawar, w kocu odosobnienie nieco czasu trwao i lud wszelaki si
w otoczeniu przewin. Porozumiewa si z owym spoecznym aktywem
potrafi? Jak najbardziej, kademu wedle potrzeb wszystko i wszdzie
potrafi obieca, co mu to szkodzio. Na mechanizmach wpywania te
si wyznawa, nie warto nawet tego w opisie podnosi, wszak mao kto
potrafi przetrwa w takim odosobnieniu bez szwanku, to wysza szkoa
jazdy. I tak dalej.
Sowem - rozumiecie - polityk z niego od razu pierwsza liga si tak
po wszystkiemu zrobi i poparcie te si od razu gosami pojawio.
A jak poparcie - to i spotkania z tym i owym. I tamt.
Rozumiecie, dziennikarzyna O. go do siebie w celu spotkania i przed
kamer, tak po pewnym czasie, zawezwaa.
Bo jak to, poparcie jest, a w okienku i przed widowni czowiek si
jeszcze nie pokaza? Trzeba to byo w trybie wyborczym i pilnym, a
te w stylu znanym przeprowadzi.
Oczywicie czowiek si askawie na wywiadowanie zgodzi i nalenie
przygotowa.
Czyli w pamici odwiey doznania i dowiadczenia, z caej swojej
przeszoci, z nakierowaniem szczeglnym na pobywanie w odosobnieniu
i tam podpatrzonych dziaa zawodowcw.
W telewizorni - jak to w telewizorni. Pocztkowo dziennikarzyna O.
stare swoje chwyty uprawiaa. A to o to zagadnie, a to o tamto - w
sprawie dalekosinych pogldw kandydata na polityka zagadywaa. I
tak dalej, i trwao to odpowiednio.
A, tak gdzie w poowie, o dawniejsze ycie czowieka zahaczya, o
latach wyjtych ze spoecznego kontekstu napomkna.
Nic to, czowiek si wizyjnie nie pomiesza - cho, rozumiecie, w
nim a od energetycznego napicia buzowao. Wyjania i raportowa
odpowiednio dobranymi sowami. Z minut wyjania.
A pniej - jak nie wyprowadzi sownie lewego prostego, e panienka
dziennikarzyna wsppracowaa, a prawym sowem poprawi, e braa i
nadal za to bierze odpowiednie kwoty - chwyt podpatrzony zastosowa
i dowodzi, e owe pienine zarobki po rnych wiatowych kontach
chowa przez opodatkowaniem - jak nie zawinie si grubo okreleniem,
e blond rozumno niczego z rzeczywistoci nie rozumie - jak nie
dopasuje zgrabnie zdaniem, e prawdziwe dziennikarstwo nie tylko i
nawet nie gwnie na pustych pytaniach polega, ale e wymaga nawet
wiedzy z tego i owego - jak nie nadmieni obrazowo, e paniusia si
393

le publicznie i rodzinnie prowadzi, e nie stosuje i nie uprawia


w obiektach odpowiednich zachowa duchowo podanych - jak na jej
caociow moralno odpowiednim cytatem nie sidzie...
Sowem, po wszystkiemu dziennikarzyn O. zjecha kulturalnie, tak
jzykowo odpowiednio, bez emocjonalnych ekscesw.
Tak do koca ju audycji mwi, mwi, mwi.
W publik motkiem odpowiednim swoje pogldy polityczne wbija - a
nawet pici to jeszcze sugestywnie poprawia, co by si dobrze i
na dugo ubio.
Wszystko w tonacji, wizyjnie i z wielkim oddaniem pod adresem blond
kwiatuszka i publiki to kierowa. Tak e w kocwce sukces oglnie
polityk osign.
Nawet nie warto si w temacie dziennikarzyny O. rozwodzi, sprawa
teraz posza szybko. Czyli nastpnej audycji z jej udziaem ju w
ekranowej przestrzeni nie byo. Za to jej osobowoci pokrcon i
stanem zasobw wszelakich odpowiednie organa si zainteresoway mocno, dodajmy, si zainteresoway. Przecie organa, to zrozumiae,
such w sprawach spoecznie i politycznie nonych maj wyostrzony,
nic im z obiegu lokalnie wiatowego nie umyka z uwagi. Jak ju tak
odpowiedni cel upatrz, to swoje zrobi, wiadomo.
C, trzeba to powiedzie, dziennikarzyna O. przestaa peni, a i
nawet si udziela - a nawet, poza murami bywa, rozumiecie. Tylko
do koca, blond bidulka o rozumku dziennikarzyny, nie pokumaa, e
to ona i jej metody do transformacji czowieka w polityka walnie i
skutecznie si przyczyniy - nijak do niej nie dotaro, e polityk
to jej produkt caociowo i detalicznie.
C, wiadomo, to kiepska osobowo bya ta caa O.
Nie ma co mwi, polityk swojego dopi. Publika swoje gosy mocno
na niego oddawa zacza, zaufanie swoim postpowaniem zdoby, a w
nieodlegych wyborach nawet wadz. Przecie kady prawo gosu ma,
swoje demokratyczne przekonanie na sobie blisk osobowo moe tak
po uwaaniu wyrazi w gosowaniu po wszystkiemu tajnym, a co.
Moe? A jak, moe.
I wicej wam powiem, polityk wadz zdoby i nawet potrafi j ku
swojej chwale odpowiednio prowadzi. Siada sobie co dnia, albo i
kilka razy w ekranowej przestrzeni - i ubija publik sowem oraz
swoja si przekonywania. Skutecznie ubija, nie mona niczego na
przeciw powiedzie. I to tak trwa, rozumiecie.
Wicej te o polityku, ktry kiedy czowiekiem by, ju mwi nie
bdziemy. Bo to, rozumiecie, ubijanie pici jako tak poza nasz
potrzeb si znajduje. Ale trzeba podkreli, e sukcesy s, e to
skutecznie si tak ubija. Ubija, Ubija, Ubija...
Pytacie, po co taka opowiastka, moe tam i z moraem? Jaki zwizek
ma to z kwantologi stosowan, pytacie. Gdzie tu racja, oraz czyja
ona jest, pytacie.
394

Gdzie wyszo filozofii albo te fizyki?


Widzicie, powysza sprawa, powierzchniowo czowiecza i polityczna,
takie pogbione znaczenie posiada, yciowe kwanty pokazuje, a te
i zalenoci.
Bo to, widzicie, czowiek po to reguy wiata poznaje, eby z nich
korzysta, eby sobie ycie polepszy. Niby proste stwierdzenie, a
mao w przytomnoci umysu uywane. Tene wiat tak si kwantami w
kadym kierunku zmienia, e zawsze w tym regua si odbija, bo si
inaczej to nie moe dzia. Niby dwa plus dwa to cztery, ale z tego
pyn wnioski podstawowe. e mona tak sobie po jednej stronie swoje
yciowe szlaki ustawi, tak w nich cegieki poukada, tak spraw
nakierowa, e kiedy znajdzie si w chwili "teraz", to tak chwila
ta si gdzie tam kwantowo i gboko zadzieje, e po drugiej, tej
dla nas przyszociowej stronie, e tam bdzie tak, jak sobie to w
planach zaoylimy.
wiata, rozumiecie, samym zachceniem zmieni w kierunku odpowiednim
si nie da, to oczywisto. Ale przygotowa i wdroy zamiar mona,
krok po kroku mona, kwant po kwancie mona - pojmujecie?
Trafi si, na ten przykad, na waszej ciece yciowej jaka taka i
owaka blond rozumno - i co, paka, siedzie i czeka? Nie, mona
to tak filozoficznie oraz fizycznie przeprowadzi, czasoprzestrze
przebudowa detalami kwantowymi, e za pewien czas zawirowanie si
w owej gwce wyprostuje. Trzeba ze swojego prawa do gosowania, do
swojego dziaania w wiecie skorzysta, po co zaraz si wiesza, z
tej to tam desperacji? Po co kryminalnie kwanty rzeczywistoci tam
i siam przerzuca, lepiej od razu po regu wiatow sign i jej
rytm zastosowa - rozumiecie?
W kocu czowiek po to prawd ustala, kwanty tej prawdy wykrywa w
kadym zdarzeniu, eby na kadym poziomie z tego korzysta. I o to
w tym wszystkim chodzi.
Prawo gosu kwantowego kademu jest dane, demokratycznie - warto z
tego skorzysta. Bez dwu zda, warto.
eby nie trzeba byo na koniec milcze. Bo wisielec tam na sznurze
dynda.

395

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 8.8 Mapolud.
Wiadomo, czowiek pochodzi od mapy.
Fakt, po prawdzie to nie tak, ale czy obywatel Kowalski si nad tym
w czasie wolnym zastanawia, zgbia, nicuje do podszewki? Ma wolne
od zajcia gospodarczego, ustawa mu wolno od wysiku gwarantuje,
to co on sobie w dzie witeczny takim zbdnym tematem gow oraz
okolic bdzie zajmowa. - On, czyli obywatel Kowalski z jakim tam
imieniem, ma waniejsze yciowe sprawy na tej gowie. Mona nawet
powiedzie, e gardowe. Rozumiecie.
System kapitalistyczny si tak w yciorysie obywatela Kowalskiego
na wyyny wspina oraz swoj przewag generaln w caoci pokazuje
i stresowo odciska, e on garduje i garduje. Rozumiecie.
Po prawdzie tak to jest - to wszystko prawd prawdziw. Ale bywa i
tak, e tene obywatel si ze swoj przeszoci napotka, mona to
tak powiedzie, e twarz w twarz napotka. Co si tam w losowaniu
i statystyce wiatowej zamiesza, jako tak maszyna losujca si sama
ustawi, e obywatel Kowalski mapoluda na swojej drodze yciem nie
tak dobrym usanym - no on spotka tak biologiczn i przeszociow
yjc skamielin.
To niemoebnie, powiecie, to si obywatelowi nie trafia. I tu was
ja zaskocz i powiem, e obywatelowi Kowalskiemu si trafio. Nie
do koca okoliczno jest zdefiniowana, co si chyba w tutejszym
obiekcie wystawowym a zoologicznym nie domkno, co na swj czas
nie trafio w zamek - i taka to istota, trzeba przyzna, e mao w
umysowoci obywatela Kowalskiego obecna, ona tam zagocia. Tak w
caoci zagocia. Znaczy si w mieszkaniu obywatela zagocia. I
si, wiecie, domagaa.
Jak to czego, pytacie i si dziwicie. A ja si dziwi, e wy si w
tym wszystkim dziwu dopatrujecie. Przecie taka mapa to czowiek.
W stadium, e tak powiem, wstpnym. Przyszociowa to istota, e w
taki sposb to zdefiniuj - z zadatkami. Wic i ona mapa si mocno
i za nogawki obywatela Kowalskiego domagaa zasilania, wiecie, wody
i innego pokarmu.
Wiadomo, midzy mzgowiem mapoluda a czowieka rnic si duo w
badaniu nie wykrywa, takie tam drobiazgi biologiczne jako wida ale generalnie to to samo. Sami rozumiecie, fizykalnie elementy s
te same w zaoeniu konstrukcyjnym, rodowisko tako samo, metody
postpowania analogiczne. To i potrzeby yciowe, rozumiecie, takie
same. Wypi, zaksi, przespa si.
Nie moemy powiedzie, eby obywatel Kowalski od razu i w peni na
froncie zapotrzebowania yciowego mapoluda stan. Moemy nawet i
to powiedzie, e zupenie nie stan i chcia zwierz, wic swego
przodka, na wiat dalszy przepdzi. Tylko, widzicie, mapa swoje
czowieczestwo w dziaaniu pokazaa i si zapara. Znaczy si na
yrandol wlaza i za nic jej obywatel Kowalski nie potrafi z tej
grnolotnej pozycji przegoni. Nawet jak on si by w sobie zapar
396

i na taborecik wlaz, to si taborecik okaza zbyt wtym do jego


cielesnoci, co zaskutkowaao. I obywatel musia guz rozciera, i
zimne okady sobie robi, sami rozumiecie.
Ale dalej to ju byo w miar normalnie, moemy to zawiadczy, bo
spraw poznalimy. Akta, widzicie, do nas trafiy.
Dalsze poycie obywatela Kowalskiego z mapoludem przebiegao tak
po oglnoci normalnie, czepia si nie mona.
Ssiedzi w swoich raportach dobitnie to pokazuj, ponadgatunkow i
szersz przyja zawiadczaj. Obywatel Kowalski, mona powiedzie
i si zaduma, generalnie na poziomie si czowieczym ukaza i si
z map zaprzyjani. Nie eby od razu i w tej gbokoci, ale si
tak stao. Troch, widzicie, zdarze si byo w gospodarstwie tego
obywatela zdarzyo, nim do tej szlachetnej braterskiej wsppracy
osobniczej doszo.
Po pierwsze, trzeba powiedzie, a s na to dokumenty, obywatel si
Kowalski dopuci wobec mapoluda naduycia. Znaczy si kilka razy
tego naduycia si dopuszcza. Nie jako drastycznego, a takiego
zachowania to obywatel si nie czepi. Ale bywao, i to na jasnym
wietle dnia, e sownie i rk uy sobie na cielesnoci mapiej
w rnych jej rejonach cielesnych. Dla protokou historycznego to
mwic, mapolud w temacie rkoczynw nie pozostawa duny, czyli
te potrafi swoje obywatelowi przekaza. Mona nawet powiedzie,
e szo to jak w naszej typowej komrce rodzinnej.
Po drugie, to rwnie naley wymieni, wzmiankowany obywatel moe
nie w tej kolejnoci kulturowej, co akuratnie byo potrzeba i si
naleao, dzieli si ze swoim biologicznym pobratymcem rodkami o
znaczeniu spoywczym. Mianowicie na zaksce by oszczdza. Wida
nie rozumia w swojej skomplikowanej i wychowywanej w spoecznoci
naturze, e poczochrana epetyna wsplnika w konsumpcji tak sprawa
nie jest, e yciowo zaprawiona jest w innych substancjach. Moe i
nie a tak procentowych, co to nasz przemys tworzy.
Skutki tego byy rne - zazwyczaj, jak zanotowali liczni ssiedzi,
mocno idce w haas. Kto konkretnie w zamieszkiwaniu obywatelskim
goniej gardowa, tego obdukcja ani nawet nagrania owych zjawisk
nie potrafiy rozwika. Dla zwoanych w celu objanienia biegych
z rnych dziedzin, zaprezentowane efekty byy tak jednakie w swym
dwikowym spltaniu, e kto czowiek, kto mapa, tego ustali si
nie dao. adnym sposobem nie dao.
Po trzecie, na co take s rozliczne dowody, obywatel przeszed na
stop pogbion z mapoludem. Znaczy zabra si za nauczanie. Na
rnym poziomie skomplikowania, mwic zreszt.
Czowiek, wiadomo, pochodzi od mapy, a mapa to czowiek - to te
wiadomo. Wic z takiego to maksymalnie humanistycznego zaoenia w
swojej dziaalnoci nauczajcej by wyszed Kowalski obywatel. Nie
eby zaraz chcia podstaw fizyki rzeczon mapi osobowo uczy,
a tak fundamentalnie w proces uwiadamiajcy obywatel K. siga i
zamiaru nawet nie mia. Pozostawa na sobie dostpnym, wielorako i
na rnych lokalach mieszkaniowych sprawdzonym. Fizyczna filozofia
i podobne zagadnienia, wiadomo, to dobre dla umysowoci z yciem
mao stycznych, mona nawet powiedzie, e zupenie dalekich tego
397

ycia przejaww. Dlatego nie o to chodzio szczegami przy takiej


akcji podnoszenia umysowego.
C tu duo mwi, po niedugim czasowo okresie, tak miesiczne ze
dwa terminy zeszy, zaczo si przerne ssiedztwo wyraa, e i
to, i tamto z ich metrw kwadratowych w rejonie bliszym i dalszym
nawet - e co tam znaczy si znika i czego brakuje. Kto tam co
mia drobnego a zotego, kto inny zarobkowo doszed do obrazowego
i pod nazwiskiem krajobrazu z jelonkiem na rykowisku, a jeszcze w
dalszym zamieszkaniu kto gotwk trzyma i zapomnia j zaoy w
bankowe konto, i owa szeleszczca papierkowo tak jako jednej nocy
bya znika w okolicznociach nieodgadnionych.
I zaczo si szukanie, podejrzliwo wzajemna po kwartaach oraz
dalej si rozniosa. Nawet organa si w to wtrciy, cho zupenie
nie wiedzie po co, przecie nikt zgubienia tego i tamtego organom
nie zgasza. Sowem, rozumiecie, nieprzyjemnie jako tako si po
caoci zrobio.
C tu mwi, niby kto tam jakie w sprawie dowody posiada, kto
tam co widzia, niby jakie woskowate lady si gdzie walay i
podobno o czym wiadczyy, ale nic elaznego i sdowo strawnego w
zbiorze nie byo.
Ale, widzicie, w ten to czas ssiedztwo wielk zayo gatunkow
zaczo notowa naocznie i w raportach, zayo midzy obywatelem
Kowalskim a mapoludem. A to obywatel podsun publicznie mapie w
wikszej iloci bananowych okazw, a to cukierkiem nawet czstowa
lub innym drogim smakoykiem. A to mapolud si odwzajemni i te
obywatela poszczypa. Sowem w oczy bio, e czowiek z mapoludem
s na stopie dalekoidcej, e wczeniejsze nieporozumienia umysem
zostay pokonane ku oglnej chwale biologicznej.
C tu duo mwi, pewnie ta idylla ponadczasowa dugo by trwaa i
przynosia dalsze zadziwienia obserwacyjne, ale pewnego razu by w
mieszkaniu obywatela Kowalskiego wybuch poar. A poar, wiadomo, w
swoim zachowaniu obliczalny nie jest, co tam zniszczy, ale co na
publiczn stron widokow wyrzuci.
I tak to si porobio, e dzielnie z temperatur walczcy ludzie i
straactwo, poumieszczali przed zabudowaniem wasno obywatela. I
si problem zrobi. Kupka bya spora, drobiazgami rnymi bogata i
oko postronne przycigajca. Tylko, widzicie, jak to oko ju byo
si do widoku przyzwyczaio, to jakie tam podobne do kiedy tam w
przeszoci swojej posiadanego wyuskao. A to bibelocik, a to si
jelonek we fragmencie na obrazku pokaza, i tak dalej - sami pewnie
te bycie co tam znaleli.
Co tu duo rozpowiada, haas midzyssiedzki si zrobi, nawet i
jakie rkoczyny midzyludzkie si pokazay, i mundurowi si na tak
zaistniae w wikszej liczbie zjawili. Sowem, sprawa niezbyt mia
si wytworzya, a nawet zupenie niemia. Dla mapoluda i obywatela
Kowalskiego, znaczy si. - A raczej dla obywatela K., si rozumie.
I sprawa posza.
Niby, wiecie, wszystko byo oczywiste, kodeksowo rozpoznane, nawet
i odpowiednimi paragrafami opisane. Ale, widzicie, problem si tak
398

generalnie humanistyczny objawi. Czy, mianowicie, mona pod jaki


tam paragraf mapoluda podcign, za czynnoci niezgodne postawi
przed wymiarem? Wiadomo, mapa te czowiek - ale czy pod paragraf
si kwalifikuje?
Powiecie, e nic to, e analiza w lepy zauek rozumu popada, e
za wszystko obywatel K. odpowiada. Ale sprawa jest. Bo obywatel K.
na to powiada, i on swoje racje posiada, e owszem, mapoluda tak
w dobroci serca do rnych czynnoci ludzkich przyucza, e chcia
si z bratni dusz rozumn wszystkim dzieli, e swoje przebogate
dowiadczenie fachowe pokaza w kadym zakamarku. I wicej jeszcze
mwi na to obywatel, e on dumny jest z osigni mapoluda. Tak w
tym swoim mwieniu mwi obywatel.
I on racj posiada, trzeba jego mwienie uwzgldni w wyroku.
Wicej jeszcze trzeba w sprawie wiedzie, poniewa wynika dalsza
okoliczno we wnioskowaniu ostatecznym konieczna. Okazao si po
badaniach naukowych, e to mapolud w swojej rozumnej dziaalnoci
by wczeniej wzmiankowany ognisty fakt niszczcy zapoda. Tak si
w swojej nauce zachowania czowieczego rozpdzi, tak naturalnych
si odruchw ju w swojej edukacji osobniczej dopracowa, e iskr
z zapaki potrafi skrzesa, rozumiecie, poziomu ognia pierwotnego
doszed by. A pewnie i koa te, bo rowerkiem dla uciechy swojej
i innych po przestrzeni jedzi. Czyli geniusz taki mapi si by po
naszej okolicy pokaza.
Tak, sprawa jest. Trzeba to przyzna po caoci, trzeba si spraw
zaj z naleyt powag.
Po prawdzie, sami to uwzgldnijcie w swoim dziaaniu analizujcym,
e mapolud to nasz biologicznie przyrodni pobratymiec, taki mocno
bliski. Rnice, widzicie, w technologi powstawania takiej bytowej
konstrukcji a tym naszym uoeniem, takie zrnicowanie wystpuje
i o czym tam zawiadcza, ale tak prawd mwic te subtelnoci
nie maj znaczenia. Na tym poziomie analizy to jest ten sam ukad.
Rozpalenie stosu drewna od zaponu stosu atomowego dzieli ogromna
skala czasu, jednak rozpalajcy jest ten sam.
Wic, rozumiecie, jak takiego w jego osobowoci ubezwasnowolni,
jak prawa do stawania pod paragrafem pozbawi? Cielenie to takie
samo, rozumem te, natur pokazuje ludzk na rne sposoby. Albo i
czowiek pokazuje mapie czynnoci i zachowania, to ju detal bez
znaczenia. - Sowem, jak to wyceni w jego dziaajcym zachowaniu?
Jak za niszo rozwojow ustali, jak wobec podobnych czynnoci,
mocno ju czowieczych, odseparowa od ogu i wiata?
Wiadomo, czowiek pochodzi od mapy. Wiadomo, mapa te czowiek.
A w ogle, czy to ma znaczenie?

399

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 8.9 - Harmonia sfer.
Dylu, dylu na badylu...
Spokojnie, bez paniki, piewa nie zamierzam. A tak mnie jeszcze
nie pokrcio. - Tylko, widzicie, tak jako si byo skojarzeniami
zadziao, jako po linii muzycznej poszo, e tytu opowiastki ze
znan przypiewk wpad w rezonans. C, zdarza si.
A po prawdzie, to wpa w tene zbieny rytm miao prawo - przecie
tu melodia i tu melodyjka, tu jaki rytm i tu ustalenie, e rytm to
tak po wszelakim idzie; tu ludowo na nut - i tu stukanie w jakie
tam metalowe kowadeko. Sowem, tak w sobie i gboko biorc, to z
tym skojarzeniowym procederem nie jest od czapy, co na tej swojej
rzeczy jest, mona powiedzie.
Bo jak to byo w tej tam przeszej historii? Wdrowa sobie pono
po jakim tam rynkowym czy podobnym obiekcie miejskim niejaki byt
filozofujcy czy matematyczny - to ju mniejsza. Nasucha si tej
melodyjnej rytmiki metalowej i motkowej zarazem, to i by popad
w dziaania eksperymentujce. Czyli popdzi w mieszkaniowe swoje
progi i tam dalej procedur stukania w kowadeko wyczynia.
I z tego, widzicie, tak si to porobio, e harmonia zaistniaa, e
takie tam stosunki melodyczne si poczy w wiecie - sowem, dylu,
dylu nutami i podobnie si w umysowoci zapisao.
Ale eby tylko na czym takim si skoczyo - gdzieby. Bo ten tam
matematyk albo i filozof, to on si zapatrzy w te wiartki i pene
nuty (a i inne tony oraz ptony sobie rozpisywa) - wic jak ju w
tym dwikowym strojeniu zalenociowym si nasmakowa, to zapoda,
i to z ca swoj naukow powanoci, e tak to brzmi sobie tu, ale
i tam. I wszdzie.
Znaczy si, widzicie, harmoni sfer mu si to tak gboko skojarzyo.
Wyszed by z melodyjki ludowo prostej, mona nawet rzec, e losowo
prostej, a zaszed w tym swoim kojarzeniu tak do zawsze i wszdzie.
Bez dwu zda, epski osobnik.
Powiecie, e to tak samo z siebie, powiecie, e przypadkiem - nawet
powiecie, e to minione i historyczne, e nic dzi z tego ju si
osta w myleniu o wiecie nie ostao, moe poza t melodyjk "dylu,
dylu". e to moe i urocze tam w sobie skojarzenie, takie z grnego
"ce", ale nic ponad.
Ale, widzicie, zaraz zaskoczenie zarejestrujecie - bo to adna tam
ju przeszo, ale jak najbardziej teraniejszo, a nawet i daleka
w sobie przyszo.
A nawet i wicej, to tak zawsze i wszdzie si pokazuje. Bo harmonia
sfer, widzicie, to nie byle jakie tam poczanie abstrakcyjne, ale
prawd prawdziw oddajce to widoczne i skryte w podszewce wiata.
Tak, takie to gbokie znaczeniami.

400

Mino po owym matematyku czy filozofie kilka wiekw i tysicleci,


ludzko okoliczna w gwiazdy sobie popatrywaa oraz w siebie, take
rne skuteczne metody na rozpoznanie wiata wyprodukowano - nawet
i oprzyrzdowanie dalekosine, ktre wszystko rejestruje detalem.
Sowem, macano tu i tam, gdzie si tylko w tym wszystkim dao - i
jest wizyjny obraz matematycznymi wzorkami wsparty, a i refleksj
filozoficzn pogbiony.
I zadziwienie te jest - na koniec obecnego poznawania jest mocne w
sobie zadziwienie. e to takie zestrojone, e brzmi tonami na nut
i yciow melodi, e tu element si zgadza z tamtejszym elementem
i wszystkimi nawet; e gdzie spojrze regua, wzr, zasada. I e w
tym wszystkim generalnie prawidowo. Jeszcze moe nie do koca w
badaniu zbadana, jeszcze co tam popiskuje kwantami w ciemnoci, a
te w doach materialnych si kryje, ale przecie wiadomo, e jak
jest ad, cho w obserwacji wydaje si chaosem, to musi by taka w
caoci jedna i fundamentalna - taka, wiecie, podstawowa regua, co
to wszystko wyjania. Taka "melodyjka" nadrzdna a prosta.
Czyli jest zadziwienie, e to tak idzie - e takie zharmonizowane.
A przecie, widzicie, mona kolejne skojarzenie poda. Takie z tym
tamtejszym matematykiem czy filozofem i dzisiejszym podobnym bytem
poznajcym wiat naoklny. - Czy to inne, czy w metodach inne, czy
w badaniu szczegw odmienne? Przecie nie.
Siedzi sobie w tym swoim laboratoryjnym zaktku dzisiejszy osobnik,
przyrzdami z kadej strony jest mocno obstawiony - i on sobie tak
w "kowadeko" takie albo inne postukuje. Co tam z czym zderza lub
rozdziela. Wic czy w gbokim sensie to inne od tamtego dziaania
na such? To samo, po detalu to samo. Szczegw moe w tym i wicej,
jednak zasadniczo rnicy adnej.
Fakt, ten dzisiejszy laborant, matematyk czy filozof, to on sobie w
t dalek dal horyzontalnie i wertykalnie spoglda - i ustala. e
jest takie i takie, e w odniesieniu do innego to albo cz, albo
nadrzdno - e to ma si do siebie w takiej a takiej tonacji, a
wic jest w brzmieniu i symetrycznie si ukada. - Albo ustali, tak
dla odmiany, e co tu faszuje, e element nie pasuje do caoci,
dlatego trzeba to w dalszym cigu bada. Co by dysharmoni z wizji
wyeliminowa i atonalne zgrzyty stonowa.
Bo, wiecie, jak taki naukowy osobnik zobaczy, e to brzmi i e si
w tym symetria i zgodno stronna pokazuje - to wie, e to adne.
A jak adne, to si zachwyca, bo te wie, e pikno nawet wzorkiem
moe do niego przemawia. Taki, widzicie, estetyczny, a moe nawet
i harmonijny w tym dostrzega element. Niby wszdzie tylko fizyka z
jej chaotyczn regu si pokazuje - ale znaczeniowo to ad, ktry
opisuje odpowiedni cig matematycznych znaczkw. Moe jeden jedyny
nawet wzr.
Ale jest i rzeczywista realno wiata, taka fizyk pokazujca, e
jest to a to i takie. - I tu jest dysharmonia z logik, ktra domaga
si peni oraz caociowej symetrii.
Taka na przykad promienista ewolucja, widmo promieniowania w jego
401

uoeniu od najwikszej czstotliwoci do zerowej. Jest, zmierzone


od gry do dou. I jest fizycznie wszystko.
A przecie, jak si w ten wykres zerknie - to czego brakuje. Niby
przyrzdowo niczego w wiecie wicej nie ma, a te adnym sposobem
zbadanego poszerzy ju w zasobie nie mona - a jednak czego w tej
konstrukcji brakuje.
Powiecie, e to nie tak - e to wszelakie - e fizyka - e badanie
pene. Czyli - jest jak jest. I nie ma co si zajmowa dywagacjami
o tym, czego nie ma.
A ja wam na to powiem, e takie podejcie mao w sobie ambitne, e
ono nie konsumuje ustalenia tego matematyka czy filozofa - e jest
harmonia, symetria i penia.
Moe i fizyka pokazuje wszystko, ale przecie to nie oznacza, e nie
ma czego wicej. e i owszem, na t aktualno chwilow w ewolucji
to moe i tego wszystkiego jako nie ma, jednak to nie oznacza - to
zupenie nie oznacza, e podejcie ustalajce "harmoni sfer" (albo
podobnie) jest bdne.
Sowem, widzicie, trzeba wyj z tej tam naszej fizycznoci, ale w
kroku nastpnym, ju analitycznie pogbionym, takim dopenionym i
symetrycznym - takim matematycznie albo i filozoficznie harmonijnym
to dalsze opisa. Bo dalsze te Fizyczne i zawsze Fizyczne. I mona
to zrobi.
Wida wszystko, prawda. Ale to nie znaczy, e to Wszystko.
Spjrzcie jeszcze raz i dokadnie na tabelk z promieniowaniem, od
gry do dou. I co? Jest symetria, jest penia?
Nie. I zupenie nie.
Jest zestaw w pocie czoa zebranych punktw takiej skali, jest te
podzia na odcinki jako cechami podobne. Jedne s samodzielne, a
inne zachodz na siebie skadnikami, wic trudno wyznaczy granic
- jedne oznaczaj wielkie drgania i zagroenie, inne pokazuj si
obserwacyjnie palet kolorw - za jeszcze inne sycha w tonacji
miej a harmonijnej. Albo faszywej, kiedy mao wprawny grajek si
za zestawianie melodyjki zabiera.
To wszystko jest, prawda. Ale jak podzieli zbir regularnie - tak
nastroi wedug jednakowych wartoci - to si okazuje, e brakuje w
tym zestawie, w czci grnej, caej jednostki, tu brak caej "nuty"
do harmonii.
U gry promieniowania, widzicie, pustka zieje, zbir jako si tak
dziwnie urywa, e adnego w tym sensu nie ma. aden to peny punkt,
adna dopeniona konstrukcja.
A jak czego brak, to zaraz zaczyna dwicze pytanie: dlaczego w
zbiorze czego brakuje? Czy takie jest, ale jeszcze nie zmierzone?
A moe tego nigdy nie byo, cho powinno? A moe byo, ale zaniko
- albo si dopiero pojawi - albo gdzie jest, ale nie tutaj?
I kiedy tak si zastanawia, kiedy to dalej zestawia sobie z tak
tamt harmonijn melodi wszystkich sfer - to si czowiek zaczyna
dopatrywa w tym pewnego sensu. A nawet i fundamentalnego sensu. W
dzisiejszej obserwacji tego zakresu widma promieniowania brakuje 402

prawda i fakt. Ale jeeli ma by cao i symetria w brzmieniu, to


ten brak musi by uzupeniony. Logicznym namysem uzupeniony. Czy
tego braku nigdy nie byo, czy teraz go nie ma - to bez znaczenia,
jeeli mona przeprowadzi dziaanie na zbiorze, w oparciu o fakty
istniejce zbudowa zestaw czstotliwoci absolutnie moliwych, to
taki krok trzeba zrobi.
I on jest moliwy. Wanie w oparciu o teren ju przebadany. Zbir
danych jest punktem wyjcia - jest zasada, e to musi by harmonia
i stan symetryczny - czyli punkt dojcia jest atwy do uzyskania,
to banalne przeliczenie. Albo rozrysowanie widma w jego teraz ju
penej, logicznie penej postaci.
Czyli - jeeli stwierdzam, e w czci grnej brakuje jednostki do
zbudowania maksymalnej, omioodcinkowej struktury - to trzeba taki
brak w zestawie uzupeni. Fizycznie wida wszystko, ale w zbiorze
logicznym rwnie wida wszystko. Po procedurze normalizacji, czyli
po dopenieniu, po uzupenieniu brakujcych elementw, ktre musz
logicznie by, eby zbir spenia warunek symetrycznoci - po takim
zabiegu rwnie wida wszystko.
Widmo promieniowania w jego zmodernizowanej postaci to wszelkie w
takiej ewolucji moliwe punkty, od najwikszego drgania po niskie
i najnisze. Tu sycha wszystko.
Powiecie, e moe i zabawne, moe i w sobie ciekawe - ale czy to ma
jaki sens? e to logicznie istotne, powiecie, e pokazuje zwizek
midzy odlegymi w czasie i przestrzeni elementami, jak stukanie w
kowadeko a wszechwiatow melodi, e budzi skojarzenia oraz nawet
emocje. Ale czy poza informacj, e co takiego si dziao, czy to
przekada si na jak tak warto? Przecie w kadym dziaaniu i
dzianiu si jest sedno i fizyczna tre - wic co tu jest treci
i istot, co tu wane, pytacie.
Co jest istot? Istota.
Ni mniej i ni wicej, ale istota. Taka, widzicie, wiadoma siebie i
otoczenia. Taka dwunona, na przykad. Z gowiast kul u szczytu
i z planetarn kul u nogi - taka rozumna i tworzca muzyk. Moe
i w rytmie "dylu, dylu na badylu", ale moe i jak symfoni mocno
zoon w harmonice.
Bo to, widzicie, w tym penym i symetrycznym monnecie dziejw, tak
w chwili, kiedy caa gama czstotliwoci bya we wszechwiecie ju
obecna - to w tym, i tylko w tym momencie, ta mylca poczwara si
moga pocz. Wczeniej nie byo do tego warunkw, pniej rwnie
jest niedogodnie. Tylko w tym rodkowym i najbardziej zoonym, a
wic w iloci symetrii najbardziej skomplikowanym umiejscowieniu,
tylko tu moe zaistnie okoliczno, e zapocztkuje si istnienie
takiej istoty.
Harmonia sfer to moe i emocjonalne opisanie zjawisk, to moe tak
w sobie literacko brzmi - ale to zarazem fakt. Rzeczywicie w tym
jedynym i jedynym punkcie wszechwiatowej ewolucyjnej zmiany, tak
widmowo si ukadajcej w promieniowaniu - w takim momencie obecne
byy w zbiorze wszystkie "nuty", graa caa orkiestra i niczego tu
nie brakowao.
403

Wczeniej wiat dochodzi do tego punktu. Czyli zaczyna od tonw


wysokich i bardzo wysokich, to by okres "piskw i wrzaskw". Ale
stopniowo, w miar przybywania nutek na skali, oddzielne i dalekie
fakty si harmonizoway, tonoway i uzgadniay brzmienie. Zarazem
zwikszay si moliwoci, w zbiorze i w kompozycji pojawiay si
rozbudowane kadencje i cae powizane ze sob frazy. Trwao tak do
rodka. Czyli osi symetrii "melodii".
A w rodku, ten jeden jedyny raz, zagraa cao orkiestry, pen
moc wybrzmia kady z moliwych "dwikw"; wszystko wwczas byo
w maksymalnej symetrii i harmonii. Tylko tu.
A teraz? Teraz jest okres "wyciszania". Zaczo si jednostk temu
i biegnie w najlepsze; kwant po kwancie znika z rejestru, a zbir
uboeje w kadym kierunku. Aktualnie zaczyna ubywa w repertuarze
tonw grnych i wysokich, a nabieraj znaczenia basy - orkiestra z
kadym taktem si kurczy. - Jak dzieje si w trakcie nasuchiwania
oddalajcego si pojazdu, kiedy to sycha coraz cichsze dwiki i
nisze w tonacji - tak samo w "nasuchiwaniu" wszechwiata nasta
moment wyciszenia. wiat ju "basuje", ju przewaaj niskie tony.
Ale nie jest tak le, jeszcze wikszo orkiestry si popisuje, a
tu i wdzie nawet sycha zgrabne solwki. Jeszcze jest co sucha
i podziwia.
Tylko e, c, zero drga w zbiorze te daje o sobie zna.
Widmo promieniowania, z uwagi na swoj pozornie ulotna form, jest
zapisem zjawisk w caoci wszechwiata - a zarazem pokazuje, co tu
jest aktualnoci. Przez rwnie niepozorny w swojej wymowie zabieg
- czyli przez odniesienie do logicznie wypracowanej harmonii sfer,
przez takie dziaanie mona pozyska wiedz o tym, co byo oraz z
jakiego powodu ju tego nie ma. I jeszcze wicej: mona wyznaczy
rytm zanikania dalszych elementw.
Przecie, co ma tu fundamentalne znaczenie, z faktu braku grnej i
wanej czci widma promieniowania wynika, e to jest proces, i e
na tym si nie skoczy. Wrcz przeciwnie, zjawisko przyspiesza. Z
uwagi na rozmiar wiata to jeszcze potrwa, jeszcze mona z pewnym
spokojem wsuchiwa si w otoczenie, ale trzeba mie wiadomo i
wiedz, e zmiana tyka - e "za zakrtem" moe by cisza. I to ju
taka wiekuista.
Dylu, dylu... A moe jednak zapiewajmy? Pki czas...

404

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 9.1 art ewolucji.
wiat, jaki jest, kady widzi.
Pozostaje problem z nazwaniem widzianego. Tak po prawdzie to
nie taki wielki. W kocu homo swj proceder nazywajcy ju
czas prowadzi, niejakiej wprawy w sownikowym wyraaniu si
a nawet zasady ortografii i interpunkcji wypracowa ale,
mwic, problem jest.

moe i
pewien
naby,
prawd

Z tym, widzicie - tak ju zupenie prawd i prawd zapodajc - to nie


w konkretnym sownictwie czy narzeczu owa problemowa trudno si
zawiera, przecie to wtrno i naleciao, tylko w podchodzeniu do
wiata, w jego postrzeganiu oraz rozumieniu.
Nazewnictwo moe si po dowolnym narzeczu wyraa, zawsze te reguy
i rytm wiata bdzie w sobie zawiera, wszak inaczej nie zaistnieje
- jednak to, co powstanie i jak si dwikowo lub podobnym znakiem
zaprezentuje, to wynika z podejcia do otoczenia.
Tu jest pies zagrzebany, w tym dylemacie on si po caoci i te po
szczegle zawiera.
Ot, na ten przykad, siedzi tam sobie w swoim czasie dawno i mocno
ju przeszym nasz praszczur, siedzi w tej swojej jaskini albo te
przed - i takowe kamyki czy podobne elementy wiata o siebie stuka.
Nic, tylko stuka. Iskry po okolicy si rzucaj, kawaki czego te
pdza pokrconymi orbitami, ale czy ten praszczurzy byt nasz sobie
to nazywa? Przecie e nie. Tak mu mechanika koczyn pozwala, to on
sobie postukuje. e jaka tam w jego epetynie abstrakcja z takiego
wystukiwania si legnie, to faktem prawdziwym jest, tylko e czasu
jeszcze na wiecie spynie rzekami przeogromnie, poniektre rzeki
w swojej mijalnoci przemin, a dopiero gdzie tam i daleko sowo
si stanie. Jak reguy w tym postukiwaniu przodek wypracuje, to i
sownictwo zaistnieje, musowo zaistnieje.
Ale, dajmy na to, siedzi sobie w swoim aktualnie aktualnym czasie i
te laboratorium (albo i przed nim) jaki dzisiejszy fizykant - albo
i inny jajogowy. I on sobie elementy wiata zderza, tak nimi rano
postukuje. I lec w przestrze okoliczn skry, przerne si kawaki
materii orbitami pokrtnymi rozprzestrzeniaj, a te obrazki si z
tego dziaania telewizyjne czy komputerowe tworz - i tak to idzie.
Tylko czy one laboratoryjny ciura inaczej te swoje postukiwanie w
realnoci prowadzi ni przedpotopowiec - czy to znaczco daleko od
tamtej eksperymentalnej dziaalnoci jaskiniowej si znajduje? Nie,
adnym razem nie.
Tak po prawdzie to wszystko jednakie, drobne rnice tylko jedno
pokazuj. Przecie praszczur i laborant tak samo w swojej budowie
s uoeni, wiat jest ten sam, a i metody badawcze te same. Takie
tam szczegy przyrzdowe i techniczne, to przecie drobiazg sobie
cakiem pomijalny. Niby dzisiejszy eksperymentator-jaskiniowiec to
405

i w abstrakcje, i w jzykowe encyklopedie zaopatrzony, niby swoje


obserwacyjne opukiwanie na dalekim dystansie prowadzi, niby widzi
po horyzont i niby jaskini ju czasami zwiadowoczo opuszcza ale
po prawdzie to nic nowego, to ju byo. I dalej problem si taki w
tym kryje, e nie o okrelenia czy wyszukane swka chodzi w tym
wszystkim - ale o zrozumienie postrzeganego.
C tu duo rozpowiada i zdaniami zoonymi rzuca, czy takie tam
kreli horyzonty i zachwala zdobyt historycznie wiedz, przecie
obecna aktualno badawcza hominida dokadnie tak samo przesiaduje
w tej tam jaskini i tak samo otoczenie postrzega.
Fakt, jaskinia moe nawet i wiksza, metra yciowy si powikszy,
teraz ju i horyzont zdarze si w tym zawiera - tylko, zauwacie,
logicznie to to samo, sytuacja oglnie tosama. Dlaczego? Poniewa
to nie wiat jako taki jest tu najwaniejszy - ale "jaskiniowiec".
wiat by i jest - ale jak jest, o, to ju problem laboranta.
Powiecie, e przynudzam, e wstpem to ja was zupenie zdoowaem,
e lepiej w gwiazdy popatrywa, jak takie co czyta. Nie powiem,
jako w sobie tak to poszo, moe i nie po ustaleniach literackich
i reguach - niby miao by o ewolucji i jej artobliwym podejciu
do eksperymentatora, ale wyszo jak zawsze.
Wiadomo, co kwantowo si omsknie, i tak sowo za sowem skapuje.
Ale, widzicie, to nie do koca tak bez sensu. Moe i terminologia
z pobocza, moe i trzeba byo zabuja abstrakcjami, co by mzgowie
si ucieszyo jednak w tym jest prawda. A take nasza jaskiniowa
lokata to fakt. Niby ju wszystko wida, niby wszystko zbadane, a
dalsze szczegy na pewno dojd, bo front laboratoryjny szeroki i
liczny tylko, widzicie, to cigle "jaskinia". Rzeczywisto tak
samo dalej opukujemy, dalej nazywamy i tabelkujemy, ale przecie to
jaskinia - metody inne, jednak sens ten sam. Rozumiecie?
I dlatego czas ju wycign z tego wnioski, czas ju jaskini nazwa
i stwierdzi, e niczego poza ni nie ma.
A, co wicej, powiedzie, e zawsze i wszdzie i kady lokator w
tej jaskini widzi i bada wszystko. Trzeba gono powiedzie, e w
wiecie nie ma adnego wybranego momentu bada, e kade pokolenie
postrzega cao. I wie o otaczajcym zakresie maksimum. Szczegy
s istotne, ale to wanie tylko szczegy.
e, mwic inaczej - tajemnic wiata jest to, e nie ma adnych w
nim tajemnic. Tu wida, sycha i czu wszystko. W ewolucji nie ma
adnych tajemnic. Nie ma ich w rozumie i nie ma w wiecie.
To rozum, widzc prawd wiata, dostrzega w tym tajemnic. Jedyn
tajemnic przyrody jest to, e nic w sobie nie skrywa - e nie ma
tajemnic natury. Wszystko tu jawne i jasne. Dosownie jasne.
Nie ma niczego tajemniczego i ciemnego, nawet jeeli ciemno wchodzi
w skad poznawanego.
Powiecie na to, e teraz to po bandzie jad. e przecie wszdzie
406

wida zoenie i skomplikowanie takie, e a ho i ho. e trzeba to


bada w trudzie i znoju, rozbija na kawaki w machinach wielkich
jak gry, e gdzie skierowa zmys badawczy tam zagmatwanie - e tu
nic jasnego; i e najpewniej nigdy tego si nie pozna.
e to wszystko statystyka losowoci poganiana, e niepewne w tej
swojej tam gbokiej nieoznaczonoci - e moe tu i obok jasno po
wszystkiemu, ale tam i obok to zagmatwanie takie, e je niemoebne
wzory z trudem definiuj.
I w ogle to dziw dziwem dziwaczny si w kadym kierunku pokazuje.
Tak powiadacie.
Ech, i co ja mam na takie dictum sowne powiedzie? Moe to, e si
mylicie, e poznanie "poziome", czyli zbieranie szczegw wiata,
e to mylicie z poznaniem "pionowym", czyli ustalaniem zasady tego
wiata.
A to nie jest to samo.
Szczegw, wiadomo, w badaniu si nie wyczerpie, to biegnie w dal i
w nieskoczono; "twarz" jest jedna, ale w kadym przypadku inna,
i przez to ciekawa. Ale poznanie regu, rytmu rzeczywistoci, to w
sumie niewielki, minimalny zakres, zaledwie kilka moliwoci - wic
do poznania.
I wicej, to zawsze byo znane. Kady byt, ktry si na tym padole
pojawi, kady pozna i zrozumia otoczenie - kady. Nie ma przecie
znaczenia, jak nasz praszczur sobie te kamyki nazywa, nie ma nawet
znaczenia, czy je w ogle nazywa wane jest to, e dziaa i tym
samym bada wiat. Nie ma znaczenia, jak dzi laborant swoje "kamyki"
nazywa, bowiem tak czy owak to s kamyczki.
Sami ocecie - czy midzy kamykiem w jaskini a "kamykiem" w postaci
atomu rozbijanego w zderzaczu jest jaka rnica? adnej. W sensie
logicznym adnej. To jednostka i to jednostka tu i tu poznanie i
dziaanie opiera si na drobieniu, podziaowi na elementy - i kady
w tym procesie badawczym fakt jest zbudowany z kwantw. e raz s
to kwanty wielkoci odupanego skrawka materii, a raz odupanego w
zderzeniu skrawka atomowej materii? Ale to zawsze jest materia i
zawsze ta sama zasada ow materi tworzca. Wic i wynik poznawczy
jest dokadnie ten sam. Znw nie w sensie szczegw, tu zachodzi
szalona rnica, ale na poziomie oglnym to jest to samo: wiedza o
kolejny kwant danych o wiecie przyrosa. Itd.
Rozumiecie? Niezalenie, co i jak badam, niezalenie od momentu tej
akcji poznajcej, kade moje dziaanie wykrywa w wiecie regu i
tym samym zasad to raz moe by regua obrabiania kamienia, ale
innym razem regua atomowa.
Tylko e tu i tu to jest ten sam rytm i ta sama regua. Bo jednostka
zawsze jest jednostk, niezalenie jak wielk gabarytami. To zawsze
jest kwant w zbiorze kwantw, to zawsze jest dziaanie na kwantach.
Kiedy spogldam w niebo, czy w siebie, widz to, co tu jest i s
to tylko i jedynie kwantowe jednostki. I wycznie od dokadnoci,
od ostroci mojego ogldania, od uytej rozdzielczoci przyrzdw
i abstrakcji zaley, czy dostrzegam wszystko czy "Wszystko". Kiedy
407

ograniczam spojrzenie do ciasnego krgu bliskich oraz namacalnych


wyobrae, mitw lub poj widz kamie; kiedy w spojrzenie, na
zasadzie koniecznej, wprowadzam atomy i zmian je tworzce widz
"kamie".
Kadorazowo widz to samo, cho to nie to samo.
To od zmysowej (lub technicznej) zdolnoci postrzegania drobiazgw
zaley, czy rejestruj zalenoci i powizania w wiecie, czy widz
jedynie tylko chwilowe i czstkowe fakty. Jednak sens poznania jest
zawsze ten sam i wynik ten sam.
Wspomniany art ewolucji wanie na tym si zasadza, e badajcy w
kolejnych krokach poznaj coraz mniejsze elementy wiata, goni je
i staraj si zrozumie tylko e to zudzenie. W tej gonitwie do
dyspozycji s zawsze te same elementy, jedna regua zmiany i wynik
zawsze ten sam.
wiat jest tak prosty - e prostszy by nie moe. I zawsze w peni
badajcemu go laborantowi to oznajmia. e tene dostrzega zoenie,
e lekceway przekaz o prostocie, e dopatruje si w rzeczywistoci
zafaszowania, nieoznaczonoci splatanej ze statystyk - e wyczuwa
wyprowadzanie na manowce? Ech, to nie o wiecie wwczas myli, to nie
otoczenie analizuje - tylko siebie.
Tak, w takim momencie myli o sobie. O swoich sposobach poznawania
oraz o swoich cechach.
Poznajc wiat tak naprawd "laborant" poznaje siebie. Przecie wiat
nic o nim nie wie, biegnie tak z nieskoczonoci w nieskoczono
- i si zupenie nie przejmuje, czy kto go poznaje. To od zdolnoci
poznajcego zaley, czy widzi ad i regu, czy chaos i bezsens.
Na/w niebie wszystko jest zapisane - we mnie wszystko jest rwnie
zanotowane. Pozostaje tylko nauczy si czyta te znaki na ziemi i
niebie.
I moe wreszcie si filozofom przyni, e potrafi poprawnie takie
znaki odcyfrowa.

408

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 9.2 Poyjemy sobie.
...czy wie pani, e bdziemy yli i tysic lat? Skd wiem, wczoraj
na spotkaniu takim byam - z naukowcem. Crcia zaproszenie szkolne
przyniosa, to sobie myl, e pjd. Moja ajza si gdzie tam do
kolekw wybraa, mecz czy jako tak podobno mieli pokazywa, wic
poszam. I nie auj, ssiadko.
Ludzi troch byo, prawie same kobitki - rozumie si. Naukowiec te
niczego sobie, taka czterdziestka, w garniturze, fryz zadbany. I w
ogle zadbany, a mio na co takiego popatrzy. Wiadomo, kochana,
e to nie co te nasze - ech, sama pani wie przecie. Temat te by
na moj gow, ciekawy, nie powiem. Nawet si zasuchaam, bo czy
by sobie pani nie chciaa tego tysica poy. Ach nie, pani droga,
a kto mwi, e z tym samym - uchowaj. Ja, jakby tak byo mona, bym
tego swojego zaraz si pozbya, tylko e to niemoliwe. Mieszkanie
na niego zapisane, dzieciaki pod nazwiskiem, wiadomo, same kopoty
by wyniky. Ale jakby to tak czowiek wiedzia, e przed nim jeszcze
nie kilka, a kilkaset lat do uzysku w kalendarzu, to zastanawia by
si nie zastanawia - prawda, pani? Szko mam, co tam jeszcze si
pamita, wic bym si wypucia. Moe i jakie co naukowego by si
mi w yciu trafio, rnie to przecie bywa. I ciekawie by byo - i
tak filmowo... Nie powiem, zainteresowa mnie. I ten wykad fajny w
ogle.
Nie, a tak to si nie popdzi, kochana, nas to jednak nie chwyci a szkoda. Naukowiec mwi, doktor czy profesor, tak jako mu byo,
e to nie dla nas. e tutejsze roczniki to zrobi, ale dopiero za
kilkadziesit lat, jak i dobrze pjdzie, to tak si zacznie. Czyli,
tak na oko, moe wnuki doczekaj. Crcia w podstawwce, wic niby
ju za pno na ni. Ale kto wie, nauka przecie rnie mwi. Raz,
e jutro popada i to silnie, a za chwil soce pogodynka pokazuje
na rysunku. Wic rnie to moe by.
Bo to rozcignicie ycia te tak ma si zrobi, czyli naukowo i w
urzdzeniu. Naukowiec mwi, e wsadz takiego kogo do maszyny i
go... Tak, wie pani, siedziaam z boku i troch cicho syszaam, i
nie wiem, czy tego kogo bd przypieka, a moe wyciga, jednak w
urzdzenie na pewno wsadz, teraz bez urzdzenia nic nie dziaa. I
jak ju takiego napromieniuj w tym urzdzeniu, to on bdzie taki
sam - a jednak inny. Czyli zamiast stu lat, jak dzi, to sobie moe
i dwiecie poyje. Tak, pani ssiadko, dwiecie. Przecie od razu w
tysic to si nie da czowieka pchn, wiadomo. Po kawaku bdzie to
si dziao. Dojdzie setki, wetkn do maszyny, dwiecie, te si go
zapakuje, i tak co sto lat. I zawsze na chodzie.
Naukowiec mwi, e taki napromieniowany niczym si na twarzy nie
bdzie rni od czowieka, e to to samo bdzie. Niech pani sobie
pomyli, czowiek rano si budzi - zaglda do lustra... A przecie
409

wie, e w metryce dwiecie, albo i trzysta nawet zapisane. A tu, w


lustereczku - widzi pani - twarzyczka jakby z dowodu osiemnastki, i
gadziutka, i jdrniutka, i nic nie zwisa, i nic si nigdzie mao
ciekawie nie marszczy... A do tego, kochana, wyobra to sobie, e i
kiecki z najlepszych lat pasuj, te wszystkie kiedy upchane gdzie
po kcie, bo al wyrzuci - i one teraz s w samo raz... Jej, pani
ssiadko ty moja kochana, a, a, a... A ciarki czowieka tak po
wszystkim przechodz, jak to sobie pomyli.
Tak, nie powiem, takie nawietlenie to mi si podoba. Bardzo mi si
podoba. A nawet ono mi si jeszcze bardziej podoba. A by si y
chciao, sama pani powiedz - nawet jakby i ciko byo. Bo przecie
jak ciao sprawne, to i ycia si chce, perspektywy sobie mona na
kolejny dzie i rok robi, bo czasu starczy, spieszy si nie trza
i gow ama. Tak to sobie mona poy, prawda?
Tak, naukowy mwi, e o to wanie chodzi - eby tak rano nic nie
strzykao po ciele. Bo inaczej, to jasne, po choler by si mczy
i kopota, adna przyjemno. A tu mam swoje latka, ale pudrowa
nie trzeba, woski proste, tu i tam sterczy i przyjemno tak sobie
to smakowa, doznawa, cieszy si, spotyka...
Nie, oczywicie, e to nie bdzie na zawsze, natura swoje prawo i
zasady ma, wiadomo, pani kochana. O to idzie, tak to mwi, eby w
latach si to dziao, a nie szast prast i koniec. W takim yciu to
i modo bdzie odpowiednio, i wiek redni, i staro. Wszystko w
kolejnoci i odpowiednio. - Tylko zamiast sto, to tysic lat si w
wiecie bdziemy obraca. A jak komu si znudzi, bo wiadomo, e to i
owo si nudzi, to sobie zawsze mona powiedzie, e ju dalej si w
tym nie czuj, i e cze. Wnuki odchowane, albo nawet dalekie takie
praprawnuki, to sobie dalsze mona odpuci, wola kadego. Wiadomo,
inaczej kady czuje. - Cho duo wnukw bym nie chciaa, to kopot,
prezenty, imieniny, ale kilka moe by. Sama pani widzi, e warto.
Ale, pani kochana, pani wie, e to nie takie proste - bo jakby byo
proste, to ju przecie by byo. A nie ma, wiadomo. Naukowy mwi,
e to napromieniowanie musi delikatne by - to znaczy ostrone. Ono
tak caociowo musi czowieka ogarn w tej maszynie, gboko si w
nim zadomowi, eby nic nie pomin - i dopiero wwczas efekt moe
si pojawi. Sama pani wie, e to trudne. - Przecie jakby co si w
tym napromieniowywaniu le potoczyo, uchowaj, to skutek, wiadomo,
kiepski byby. Na ten przykad co wyronie nie tam gdzie trzeba i
si czowiek tylko oszpeci. Jaka narol si na gowie przykadowo
pojawi i bdzie stercze, tfuj.
Naukowy mwi, e takie fale musz od podstaw i, po caoci - a
z ta. - O co z tym "tem" mu chodzio, to nie powiem, nie wszystko
zrozumiaam. Takimi, wie pani, terminami naukowymi rzuca, a ja tak
z boku siedziaam, to nie wszystko do mnie celnie docierao. Ale to
jako tak ma by, e z samej gbiny ma i - taka fala za fal ma
si czowieka czepi i wprawi w ruch. Tak naukowy mwi, szczerze
powtarzam.
To ma by taka fala, wie pani, rodkowo znona - ani z gry, ani z
dou. Czyli nie moe przysmay, ale nie moe by zbyt saba, eby
410

w te zakamarki moga dokadnie wnikn. W rodku ma by, rodkowa


z zakresu moliwoci, naukowy gada. W mikro czym, albo i gdzie,
tak jako mwi.
Co wicej, to nie jedna fala ma by, ale kilka - eby akcja bya w
caoci i wielokrotnie. Taki przykad da, e dom i kolejne si w
nim pokolenia ganiaj. A na zewntrz, jak to obserwowa - wszystko
si kupy naleycie trzyma. Dlatego, e jedna fala to stabilna taka
w sobie, czyli rodzice wanie. Druga to dzieciaki, najmodsze si
pokolenie pojawio, a trzecia, wiadomo, to dziadkowie gdzie si w
kciku sadowi. Ale razem, zauwa pani, razem to wszystko si kupy
trzyma, razem dla wiata cao stanowi. Std teraz taki naukowy w
tym problem, eby te fale puci w czowieku i ustabilizowa sobie
wzajemnie - i eby to tak owe tysic latek biego. Wiadomo, proste
to nie jest, bo by ju dawno byo.
Tak po prawdzie, naukowiec to wspomina, e natura z tym sobie ju
dawno rade daa, e to jest od zawsze. Tylko, widzi pani, to si w
nie jednym osobniku dzieje, ale kolejnymi pokoleniami. Przecie to
logicznie to samo, zasada ta sama. Teraz trzeba tak zrobi, eby te
fale w konkrecie czowieczym puci. Taka fala za fal idzie przez
wiat, jeden si rodzi, za inny umiera... I tak samo ma by w tej
osobniczej cielesnoci, wewntrznie wszystko si po wielekro zmienia
- a osobowo stabilnie sobie istnieje. Ech...
Nie, pani, natura mdra - ale nie a tak. Ona, wiadomo, co moe, to
wymyli i przeprowadzi, ale tego akuratnie nie moe. Sama siebie w
te procedur nie wetknie, nie ma jak jej fala poruszy. Pokolenia,
i owszem, wyprodukuje, ale zawsze kolejno i odrbnie. A tu kopot
w tym, eby taka fala w tym samym osobniku si narodzia i kolejno
w ciele wszystkie etapy przesza - i te gdzie na horyzoncie sobie
zanika. A taki naukowiec jeden z drugim w tym czasie kolejn ju
fal puszczaj, takie "poczcie w sobie" cielenie od najmniejszej
komrki, a nawet i jej elementu elementarnego uruchamiaj. I tak to
si toczy i toczy, i a mio oglda.
Tak mwi, prawd mwi, dom za przykad da. Albo i globus, bo i
takie pokazywa. e jak po jednej stronie si pracuje, po drugiej
pi, a pomidzy odpoczywa. Wszystko po osiem godzin, sprawiedliwie
i rwno. Wic te fale, co to si je w ciele uruchomi, tak wanie
si maj zachowywa. - Czyli jedna pracuje, jedna odpoczywa, jedna w
senno zapada, i tak to idzie na okrgo. Czowiek jako cao w
wiecie dziaa, normalnie wszystko biegnie, a tam komrkami si to
dzieje na zmian, sprawiedliwie i rwnomiernie. Nie ma obcienia
i mki dla jednego, ale jest podzia pracy. I ciao si lokalnie i
oglnie nie przemcza. - I dobrze, i mi si to podoba. Sama pani to
wie, e jak si chopa nie zagoni, eby mieci wynis, to wynie
nie wyniesie, sam taki z wasnej woli nie pomoe. A tu wymwek nie
ma, chcesz y, to pracuj i innym pomagaj.
Podzia pracy i planowo si liczy, fale ywota z jednej strony w
drug si przetaczaj, a czowiek sobie smakuje ks kiebasy lub i
szynki na niadanie, czy tam obiad. ycie to jednak fajna sprawa i
warta naukowego trudu.

411

A jak te fale tak si w jedno uo i kada na swoim odcinku, to


sami pani rozumie - y nie umiera. Nawet i tysic latek mona tak
przepdzi. Pewnie, e bym chciaa, mwiam. Wicej to nie, bo to
ju w puszk by trzeba si zapakowa. Tak, pani, w puszk. Naukowy
tak mwi. e jak dalej by kto mia smaka na ycie, to biologi
si nie da, trzeba w metal lub podobne si zapakowa. I to ju na
wiele wystarczy, w nieopisan dal mona si tak ycia trzyma. Ale
ja chyba bym chcie nie chciaa, znudzi si. Tysic i owszem, tego
by sobie i tamtego czowiek popoznawa, pokolegowa si, nagada z
ludmi na wszelkie tematy, ale tak po zawsze i do kiedy? Nie, to
nie dla mnie, tak myl. Ale zapewne jak by na czowieka przysza
ju pora, nawet po tych tysicznych latach i zimach, to byoby al
si z tym egna... Tak to sobie myl.
Tylko e to nie nasze zmartwienie, przecie naukowy gada, e nie
dla nas. Ale pomarzy mona, zastanowi si mona, pogadanki tej i
podobnej sobie czowiek chtnie posucha. Bo jakby si tylko na te
seriale w telewizji patrzy, to mona krka dosta. Niby w kadym
si co dzieje, a nic si nie dziej. Ta z tym lub tamtym, a jedno i
to samo w oglnoci. - Dlatego, pani rozumie, jak nastpne takie
spotkanie naukowe bdzie, to pjd, a co, trzeba si podszkoli i
co nowego o wiecie dowiedzie. Nauka teraz pdzi i pdzi, a si
to dziwne wydaje. A te pogadanki tacy naukowi prowadz, e mona
si napatrzy i nasucha, sama przyjemno.
Tak, jak bdzie co w ten dese, to powiadomi, razem pjdziemy i
si podszkolimy.
ycia niewiele zostao, to trzeba si w smakowaniu spieszy.

412

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 9.3 Z bagna za wosy.
Dawno, dawno temu, za lasami, za grami...
A w choler z takim pocztkiem. Co to nie mona powiedzie, tak po
ludzku, e dwa miliony lat zapierdziela po globusie czowiekowaty
i wtyka swj nos w kady zakamarek i dziur? Mona.
A nawet, tak po prawdzie - jakby gbiej w szcztkach pogrzeba to si i okae, e tych milionw ju osiem si zadziao, od kiedy to
jako tako kumaty osobnik swj proceder uskutecznia i wszdzie lady
swojej bytnoci zostawia.
I s tego skutki, co by to nie owija w salonowe konwersacje - ich
taka i owaka ma.
Czowiekowaty, wiadomo, to kawa cielska. I jeszcze wiksza sia z
chamstwem zmieszana. Jak taki wemie w rczuchn kamie albo ko,
jak walnie w pobratymca albo w co innego, to skutki s - bez dwu i
wicej zda.
Na ten przykad gowizn owego ziomka w yciu rozbije i skonsumuje
zawarto, bo cigle godny. Albo tamtego samiczki w swoj jaskini
zacignie, bo cigle godny dozna. Wiadomo, jak to si tak gdzie
przechadza - he-he, przechadza, przecie to ledwo azi wic kiedy
to tak zapieprza w kad stron po zakrzywionej w dalszy lub bliszy
horyzont paszczynie planetarnej, to si na to i tamto natknie. I
bierze w apsko, smakuje na wszystkie sposoby...
I, wiecie - tak to w tym smakowaniu si robi - e tene achmyciarz
ewolucyjny, takie to w sobie nie wiedzie co - takie nieopierzone i
zupenie do istnienia niedostosowane... no, co w takowym czym si
kluje... Wiecie, kamyk tak o kamyk osobnik postuka - albo o czaszk
innego postuka - albo si te w co innego samodzielnie wpieprzy i, wiecie, w tej epetynie jego co takiego si dzieje, e si tam
dzieje.
A dzieje si pocztkowo na ma skal - tak okoliczn. Niby toto w
swoim popierdzielaniu nigdzie si nie zatrzymuje, wlezie tu - ale i
tam si dostanie - kontynenty wszystkie zagospodaruje, cho nawet o
tym, e takie kontynentalne zjawisko istnieje, o tym zielonego czy
innego pojcia nie ma. Nawet dugo jeszcze sobie nie uwiadomi, e
caociowo to w planet si zamyka, ale takie yse dziwactwo ska
globu w kadym kierunku zadepcze oraz ponazywa w jakim tam lokalnym
narzeczu.
A wszystko w celu wiadomym, nie ma co tego kry. Przecie wszdzie i
zawsze ku konsumpcji to idzie, zjadania wszystkiego, co zjedzone by
moe. Przecie taki to i niestrawne skonsumuje, na ogniu podpiecze,
ze skry czy pierza obedrze - i skonsumuje. I wypluje. A jak takie
gboko pod ziemi, albo u kogo innego w posiadaniu, to najedzie,
to wykopie - to ziemi z posad ruszy, eby si tam dosta.
A wszystko to z czerepu gowiastego si bierze, w nim si to lgnie.
e trzeba si pcha i rozpycha, bowiem tam dalej znajduje si co
zdatnego, e tam jedzonko czeka na wybiegu, e gra tego cennego
413

metalu si zebraa i mona j przyrodzie podebra ku swej chwale e jaka panienka zamorska wabi swoim ciaem i podobnie, i e tylko
rusza na zwiedzanie i uciechy. On tak zawsze mia i dzi ma, eby
go ciasna jasna.
Taka dwunona gadzina si w jaskini swojej nudzi i abstrakcjami na
rne sposoby zabawia - a z tego takie i podobne dziejowe wynikaj
zalenoci. I skutki rwnie s dziejowo istotne. Przede wszystkim
dla innych one s istotne.
Wiadomo - okoliczno rodowiskowa wok prehistoryczna, bagnista i
moralnoci wyzbyta na wiele jeszcze lat i tysicleci, dlatego taka
czowiekowata poczwara niczego gbszego w sobie nie wyhoduje. To
zawsze jak tam abstrakcj si zadzieje - co z takiego postukania
si pojawi, ale aden genialny przebysk nie zaiskrzy. Wiadomo, na
przejcie kolejnych pagrkw pozwala, jednak dalsze moe dopiero po
kolejnej akcji uwiadamiajcej si zadzia.
I to tak trwa. Milion lat trwa, a nawet kilka milionw. - W miliony
rwnie si ukadaj czaszki wypatroszonych bytw, wzrasta sterta
koci a kolejne pojcia si buduj i buduj. Rzeki czerwieni do
oceanw spywaj a abstrakcje si buduj, buduj, buduj. Epoki
mijaj, piramidy z kamienia wznosz si do nieba, umiejtnoci rne
wzbieraj i si pokazuj a pojciowe symbole zmiennoci wiata
i jego regu si buduj-buduj-buduj...
Zrozumiae to i oczywiste, na mylowym i czasowym pustkowiu nie tak
atwo abstrakcj z inn podobn zetkn i nowo kolejn pozyska.
Oj, nieatwo.
A przecie, to te jasne i oczywiste, taka nowa abstrakcyjna sobie
warto, taka jaka myl nawet o byle czym, to szczebelek, element
drabiny dziejowej, ktr czeczyna sam sobie buduje - zreszt o tym
nawet nie wiedzc. Siedzi w bagnie po uszy, a czasami w brei a po
czubek gowy si nurza, wic wiadomoci wycigania si z bajorka
rzeczywistoci nie ma, codzienno go na wszelkie sposoby zajmuje
- w kocu y trzeba, wiadomo.
I dajmy na to, e pojawi si na tym padole konkret w postaci czeka,
taki baron M., czy inna szlachciura goodupna i bezgroszowa. I ten
niewtpliwy fakt bytowy, co to hurtem sobie abstrakcje pojciowe w
dowolnym temacie produkuje, e takie zaistnienie co o wiecie tym
bliskim i odlegym wymyli. - Niby nic, niby kady tak ma, a jednak
w tym znaczenie si zawiera. Takie zasadnicze.
Bo to, widzicie, mylowy kamyczek do kamyczka, a zbierze si caa
pryzma piachu, na ktry mona si wdrapa - i nki z bota wiata
wstpnie oczyci. Podkrela tego nie trzeba, taka kupka zawsze w
sobie niestabilna i chwiejna - tu j si podsypuje jednym faktem i
ustaleniem o wiecie, a ona z drugiej strony wsika w wilgotne czy
zakrwawione to. I zanika. - eby si na szczycie utrzyma, to mocno
si trzeba okciami, zbami oraz wszelkimi sposobami napracowa. Im si w tym podsypywaniu lepiej czek sprawuje, im wydajniejszy w
gromadzeniu zapasw, tym stabilniej si moci na wierzchoku, tym
dalej zerka z gry, tym pewniej si czuje. I sam, mona powiedzie,
za wosy z bagna si wyciga, sam sobie w pustce wiata podstaw w
414

istnieniu buduje.
Abstrakcja do abstrakcji - a efektem jest twarda opoka pod nogami.
Tak to si toczy.
Sowem - myli si, myli, a efektem jest wyodrbnianie si z ta i
wiksza swoboda w ruchach. Zbierze si doznanie o tym albo owym, a
skutek jest taki, e czowiek w lustrze si zobaczy - e stwierdzi,
e on to on. I e wiat istnieje.
A jak ju stwierdzi, e jest i e myli, to, wiadomo, zaraz mianuje
si panem wszystkiego - e on to korona stworzenia mu przyjdzie do
gowy. I ziemi zaczyna sobie poddan czyni. Bo podobno kto-co z
gry takie zadanie yciowe mu obwiecio i przykazao. I w ogle, i
caociowo po okolicy si panoszy. - Czyli tu co rozbije, poniewa
mu przeszkadza, tam si wdrapie i zere, bo cigle godny a gdzie
indziej cae miasto z dymem puci, albo i nard wybije do nogi - bo
przecie w niebie i tak swoich rozpoznaj. Wic on z niepokalanym
sumieniem dalsze zwiedza i swoje rzdy zaprowadza.
A jak mu ziemskiego padou zabraknie w tym dobra czynieniu - jak w
tym swoim zapale ju mocno si rozpdzi - to wyazi poza koysk i
w dalszych rejonach planaternie zasobnych ten swj proceder czyni
i dobr nowin wszelkiemu gosi. - I zawsze wie, one czowiekowaty
wie, e niesie posanie - e zbawia, e pomaga, e czego si tylko
dotknie, to moralnoci jego krwaw mocno ocieka. A przez to moe w
niebyt takie nawracane byty spokojnie kierowa ku radoci wiekuistej
najwyszego. I swojemu zyskowi.
I ucieszno z tego czynienia ma, i si na wszelkie sposoby raduje
w swoim postpowaniu. - Bo on taki dobry, taki humanitarny, taki ku
wszelkiemu zwrcony.
Sowem, miara wszechrzeczy chodzca, wielko urojona i rzeczywista.
Co wicej - co trzeba podkreli - w kadej takiej chwili dziejowej
okrakiem si na tym szczycie wiatowym byt sadowi, zawsze obecne w
realnoci pokolenie wierzchoek okupuje, zawsze to punkt najwyej
pooony. I zawsze tym samym o wiecie wie wszystko, co wiedzie o
otoczeniu mona. - Prawda, przychodzi nastpny rzut osobniczy, si
umieci na szczycie kolejnym i swoje nowoci abstrakcyjne zbuduje.
Ale to te tylko tak na chwil - zawsze tak na chwil. Niby ju ze
wiata wida wszystko, a pniej si okazuje, e dalsze i dalsze w
zbiorze mona doda podsypie si wiedzy, szczyt si podniesie, i
dalej przez to wida. A po horyzont. I nawet dalej.
Szczyt szczytowi nierwny, wiadomo - jeden zerkanie do ssiedniej
wsi umoliwia, a za horyzontem to ju chimery i straszyda rzdz.
Ale inny, czasowo pniejszy, to i drug stron ksiyca pozwala w
szczegach zobaczy, rytm zmiany wiata wypracuje. Jednak logicznie
to zawsze szczyt, jakby o tym nie mwi, to zawsze tylko i a szczyt.
A skoro to szczyt, to widzicie konsekwencje tego s. I takie te
ciekawe. Bo to okazuje si, zobaczcie, e kade yciowe zaistnienie
czowiekowatego, jakie by ono nie byo, jakby nie postpowao i co
na temat wiata nie wiedziao to zawsze byo warstw aktualn i
415

ostateczn. e owe pniejsze pokolenia swoje dodaway do tej gry


i dosypyway do fundamentw, to prawda, jednak logicznie to zawsze
byo wszystko - na dan chwil wszystko.
I jeszcze wicej, to oznacza, zauwacie, e nie byo do tej pory w
dziejach pokolenia, ktre by prawdy o wiecie nie znao, ktre by
bdzio w analizach tego wiata. Nie ma znaczenia, w jaki sposb
w epetynie to sobie przedstawiano, to zawsze bya prawda - dziaa
pozwalaa oraz y. Czy to ma znaczenie, e czowiecza szkarada glob
na skorupach wi sadowia, czy to ma znaczenie, e gdzie tam w
grze sobie dziwno polatywaa? adnego znaczenia to nie ma. Jak
si sprawdza, jak wspomaga jest poprawne. A e dalsze pokolenia
z trudem dojd, e to jednak nieco inaczej, e nie wie, a taka
regularno naukowa ech, a w choler to, dla tamtych bytw to po
caoci temat zbdny, pojciowo obcy, a w ogle wymys szataski w
celu zmylenia, w celu zasiania wtpliwoci.
Tak dziejowo biorc - uwiadomcie to sobie - wszelkie istnienie si
jakim rozumnym konceptem objawiajce, to kadorazowo prawd znao
w peni. Spogldamy w niebo i widz gwiazdy, a wic prawda jest mi
znana. Bowiem wiat tak ma, e tu wida, sycha i, eby to, czu
wszystko tu nic skrytego. I kade pokolenie t prawd poznao
w tej sztafecie nie byo i nie ma nikogo, kto mgby si pyszni,
e on jedynie przenikn i wiedz posiad. Nic z tego. Zauwacie,
w tym maratonie reguy zawsze byy jednakowe oraz meta w tym samym
miejscu. e s rnice, e chodzi o liczne szczegy, e aktualnie
spogldanie przebiega z ogromnej gry wiedzy? Prawda, tylko czy to
ma znaczenie? Nie ma.
Dawno, dawno temu... A w choler z takim pocztkiem. e innego by
nie mogo? Widzicie, prawda. - Problem na dzi jednak jest taki, e
czowiekowaty daleko dalej nie doczapa.
Niby to pozna, niby tam si dosta, niby rozumem przenika jasno
i ciemno ale, wiecie sami, daleko od jaskini si nie oddali.
Skry na siebie narzuci, filozofi pospou z fizyk kadego dnia
zaprzga do pracy, obserwuje czasoprzestrzenn zmian i wyciga z
tego wnioski tylko, ech, owe wnioski jakie takie pierwotne s,
takie mao w sobie grnolotne, ogniem i prochem mierdz. A nawet
niekiedy strasz.
Niby inaczej si nie da, niby inaczej to si nie zadzieje. - Niby
nie...
A moe jednak warto sprbowa? ...

416

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 9.4 Filozofia-i-Fizyka.
Kto ma racj?
Czy fizyka poprawnie oraz w peni opisuje rzeczywisto czy moe
to filozofia jest krlow nauk? C, odpowied na tak sformuowane
pytanie jest jednoznaczna i prosta - ale i pozornie paradoksalna:
obie strony maj racj.
W wietle zebranych danych o otoczeniu, czyli na bazie logicznie i
fizycznie prowadzonej analizy wiata, wypada stwierdzi, e wesp
i jednoczenie oba ujcia opisuj wiat e obie strony wsplnie
i czenie oddaj proces ksztatujcy "to wszystko".
I wicej: adna ze stron nie moe oby si bez drugiej. - Musi tak
by, poniewa kady inny opis prowadzi do sprzecznoci.
Fakt, przyznaj, stwierdzenie niezbyt odkrywcze, przecie nie ma i
nie moe by poznania jednostronnego. Bez ogldu "drugiej strony",
bez dopenienia tutejszej obserwacji o stan "ciemny" i zakryty (co
moe wnie inny obserwator lub zmiana pooenia obserwatora), bez
tego kady wniosek o otoczeniu z zasady jest niepeny, stronny - a
przez to uomny.
Co jest dopenieniem fizycznego eksperymentu? Filozoficzny namys
nad wynikiem, logiczna konstrukcja, ktra powstaje na bazie danych
i faktycznie zebranych wynikw, jednak ktra zarazem wykracza poza
ten zbir faktw i prowadzi do uoglnienia. Nie ma innej drogi.
Drugi bana tego akapitu bdzie taki, e postrzeganie filozoficzne
w dzisiejszych czasach nie jest w cenie, a nawet jest negowane. e
to bd, ktry warto i trzeba naprawi, to oczywisto.
Mniejsza z tym, zasadnicze ustalenie jest takie, e dopiero razem
i w poczeniu filozof z fizykiem mog (liczba mnoga konieczna) to
wszystko wok pozna i zdefiniowa. Dlaczego? Poniewa filozof w
budowaniu regu posikuje si pyncymi z fizyki i wszelkich nauk
danymi - ale jednoczenie fizyk moe analizy prowadzi dlatego, e
wspiera je logiczny namys. Czyli filozoficzna refleksja. Dlatego
przypadek "filozofa" w takim zestawieniu to kto, kto wyodrbnia z
jednorodnego ta konkretn zmian i spoglda na ni "z zewntrz" i ustala jej regu. Filozof postrzega fakt w jego caociowym, a
wic skoczonym przebiegu rejestruje (metodami logicznymi) start
zmiany, maksimum zajmowania rodowiska, ale te jej fina. Skutkuje
to tym, e moe wytworzy, a nastpnie (rwnie logicznie; "stajc
obok") narzuci na postrzegan zmian jej rytm. Proces oczywicie o
adnej regule swojego zachodzenia nie wie i po prostu si toczy jednak rezultat takiego dziaania jest naddatkiem i zyskiem, ktry
umoliwia wykonanie kolejnego kroku. I o to toczy si ta caa gra
ze wiatem.
"Fizyk" natomiast, odwrotnie do filozofa, to osobnik pozyskujcy i
analizujcy owe fakty "od wewntrz", czyli z jedynie i wycznie
dostpnego w pomiarze-doznaniu obszaru (tu: materialnej struktury w
trakcie zmiany). Eksperyment wnosi stan, ktry fizyk przeksztaca na
417

prawa fizyczne. Na prawa, ktre (z zaoenia) odwouj si do zakresu


wewntrznego i nigdy nie mog bezporednio przenosi si na obszar
"poza".
Fizyk ustala konkret i nadbudowuje na nim kolejny - filozof ustala
dla takiego cigu faktw regu, tworzy uoglnienie.
I nie ma ju znaczenia, jak aktualnie funkcj sprawuje kto, kto
definiuje si jako fizyk czy filozof - lub jest tak definiowany teoretyzujcy fizyk jest filozofem. I odwrotnie: filozof badajcy
konkret jest fizykiem. A w najszerszym ujciu Fizykiem.
Jeszcze kilka oglnych stwierdze, a co, przyda si.
Bez procesu, bez fizycznej zmiany nie ma poznajcego i poznawanej
treci - ale zarazem bez rytmu i logiki zachodzcej zmiany nie ma
samego procesu; jedno wynika z drugiego - to jedno. Proces jest
zmatematyzowany, wic przez to poznawalny, ale matematyka istnieje
dlatego, e jest zmiana; to poznajcy wyznacza reguy, ktre maj
posta konkretnego "znaku" (sowa, liczby, dowolnej abstrakcji) i
ktre koduj w sobie jemu znan tre. Reszta jest interpretacj
takiego znaku.
Dlatego, kiedy osobnik ponazywa bliskie oraz dalsze, kiedy ustali
i posegreguje statyczne w jego mniemaniu fakty i ruchome, wwczas
zaczyna wnioskowanie o rozcigajcym si poza "jaskini" wiecie co ciekawe, niekiedy z sukcesem. W kocu prowadzi swoje obserwacje
jaki czas.
Zreszt, tak po prawdzie i mwic ju zupenie szczerze, konkretne
pojcia i symbole, ktrymi opisuj "to wszystko", np. przestrze i
czas, to nie ma znaczenia. Tu rozchodzi si o mnie - o obserwatora
tego wszystkiego.
Przecie jest mao istotne, jak "obiektywnie" przebiega zmiana, co
i jak si dzieje, liczy si tylko to, jak t zmian odbieram oraz
nazywam i porzdkuj. Obiektywno to jeszcze jedna etykietka, nic
ponad przydatn abstrakcj, za ktr i tak kryje si to, czego nie
poznam w adnym eksperymencie - bowiem tego nie ma. To, co uznaj
za rzeczywisto, to jest rzeczywistoci - to ja wyznaczam fakt i
ja zaliczam do niego skadowe (lub je odrzucam); to moja decyzja z
jednorodnego, nieskoczonego i skwantowanego cigego przebiegu w
wiecznoci co wyrnia. Widz "atom", ale to ja widz; realnie i
wanie "obiektywnie" niczego takiego nie ma. Jest zmiana, jest w
tle pewien stan skupienia i zagszczenia elementw na chwil, ale
e to atom, o tym decyduj ja i dla siebie. Zmiana si toczy, ale w
jakim rytmie i w jakich jednostkach - to decyduj ja. I moliwoci
dzielenia tego ta na zakresy.
"Realnie" adnych granic nie ma, s przejcia, obszary rozmyte, w
pogbionej i maksymalnej analizie wszystko czy si ze wszystkim
a ja stwierdzam, e to chwilowo. Mog zatrzyma si w analizie
na konkrecie, zbada jego struktur i powizania z otoczeniem, co
zaliczy do tego zbioru, co odrzuci - ale na koniec i tak musz w
caoci zakotwiczy. Bowiem jeeli tego nie uczyni, to przenigdy
nie zrozumiem powodu zaistnienia takiego faktu. Albo siebie.
Dlaczego? To proste: jeeli nazw le, jeeli nieodpowiednio, wic
bdnie podziel na fakt i reszt, to pobdz - to zagubi si w
418

bezkresie. Ale jeeli trafnie odczytam fakty i ich rozoenie, to


zrobi krok dalej. Tylko tyle i a tyle. I wanie o ten "krok" tu
chodzi.
Proces biegnie, i dobrze, poniewa mog go "smakowa", ale to, jak
biegnie, to jest zapisane we mnie i dla mnie - i tylko dla mnie. W
innej obserwacji prezentuje si to odmiennie, kady obserwator po
swojemu i wedug posiadanych moliwoci postrzega otoczenie. I na
takiej podstawie wyciga wnioski.
Tylko e, tak prawd prawdziw, jest jeszcze gorzej: postrzegana w
dowolny sposb przeze mnie fizyczno, to jedynie dostpny zakres
- i niczego wicej i nigdzie nie ma. Jest energetyczna zmiana, co
przemieszcza si poprzez nico i lokalnie si w konkretny wiat lub
byt zaplcze, ale co przebiega, jak przebiega, gdzie i dlaczego, tej
informacji w zmianie nie ma. I by nie moe. Jest wycznie zmiana
w toku zachodzenia. Natomiast "instrukcj obsugi" do niej musz sam
napisa; suplement do rzeczywistoci to moje zadanie.
Zgoda, kade dziaanie przebiega w ramach wiata - jestem winiem
fizyki. Jednak to nie oznacza, e logicznie nie wystawi rki poza
wszech-wiat, mog to zrobi jako filozof. A co wicej, robi to w
kadym uoglnieniu - w kadym ustaleniu "wychylam" si poza "teraz"
i spogldam z zewntrz na proces i siebie. Fizycznie zawsze jestem
"w rodku" (wewntrz), jednak logicznie - na bazie poznanego - mog
si w "poza" tutejsze wychyli.
W fizycznym postrzeganiu s granice przyrzdu, s rwnie obszary
na zawsze nieoznaczone oraz niedotykalne. Tylko to nie oznacza, e
one s takie dla filozofa. I warto to wykorzysta.
Obserwator.
Podkrelenia w tym kontekcie wymaga rola obserwatora - wiadomego
obserwatora.
Fizycznie i od wiekw eksmisja z wyrnionej pozycji i szczeglnej
z wszelkich uprzywilejowanych lokalizacji w wiecie, to odbywao
si regularnie i skutecznie. A po przydzia gdzie na peryferiach
i ubocznie. I dziao si to zasadnie, w oparciu o wynik poznawania
otoczenia. I jest jasno w temacie.
Tylko e - w ujciu logicznym, wic analizie zewntrznej - wyglda
to inaczej: obserwator wiadomy sam siebie i otaczajcego wiata,
to punkt wyrniony. To jedyny taki punkt na prostej nieskoczonej
i z niego mona te ustalenia prowadzi.
I nie jest to sprzeczno. Dlaczego? Poniewa obie strony w takim
opisywaniu maj racj. Fizycznie umiejscowienie bytu obserwujcego
maksymalnie z boku to jest fakt. Logicznie umiejscowienie bytu w
w rodku i maksymalnie w rodku to jest fakt. Co jednoczenie w
maksymalnym rodku moe by w maksymalnym oddaleniu od tego rodka
to nie sprzeczno. Tak najkrcej wyglda definicja pooenia w
"tym wszystkim" kogo takiego. Analogia: biegun sfery.
Jeszcze jedno w powizaniu z obserwatorem.
"Kiedy nie patrz, soce nie wieci" - bez mojego spojrzenia nie
ma wiata.
419

Rozprawianie o bytach matematycznych i niematerialnych w oderwaniu


od wygaszajcego takie sowa jest nielogiczne. Przecie nigdy nie
ma i by nie moe faktw, kiedy nie ma obserwatora, ktry te fakty
jako odnotowuje.
Co z tego, e proces fizyczny toczy si i tworzy to, co okrelam
jako "wszechwiat", kiedy nie byo nikogo, kto by to stwierdzi. Z
chwil mojego spojrzenia taki byt zaczyna istnie i w kadej mojej
obserwacji on si tworzy - i w zalenoci od moich moliwoci. To
ja go powouj do istnienia, cho w nim si zawieram; to ja nadaj
mu wasnoci i wynosz do realnego bytu, cho jestem skutkiem tej
opisywanej zmiany. To ja jestem stwrc.
To byt obserwujcy decyduje, co zalicza do postrzeganego obiektu,
a co znajduje si poza granicami - a take czym s granice i gdzie
w konkretnym przypadku si znajduj. Przy czym akt obserwacji to:
obserwator, nonik, na/w ktrym zostaje przeniesiona informacja i
obiekt postrzegany. Plus zoenie stanw, nigdy fakt jednostkowy.
Brak ktregokolwiek z wymienionych elementw poznanie wyklucza. I
to we mnie i dla mnie buduje rzeczywisto; to, jak wyglda wiat,
jest we mnie.
Jaki pynie z tego wniosek?
e wzgldno postrzee nie odnosi si wycznie do subatomowych
zakresw czy duych prdkoci, ale e dotyczy kadego dziaania i
kadej obserwacji. - Przecie fizycznie nie ma wyrnionego punktu
widzenia, ten zaley od miejsca siedzenia.
Przy okazji - warto odnie si do tu i wdzie szerzonego pogldu,
e "istniej" byty niematerialne, e gdzie tam bytuj konstrukty
matematyczne, ktre matematyk w pocie czoa odkrywa albo tworzy w
przypywie, tego tam, natchnienia.
C, gusta s rne, podobno si z nimi nie dyskutuje - ale mona
to i owo "w temacie" powiedzie.
Po pierwsze i najwaniejsze, eby stwierdzi, e "istniej" jakie
"niematerialne byty matematyczne", np. w gowie matematyka albo i
filozofa, co te niestety si zdarza, musi (za)istnie owa gowa i
otaczajcy wiat. Przecie kiedy nie ma obserwatora, nie ma take
obiektu postrzeganego - po prostu nie ma kto i jak stwierdzi, e
obiekt-byt-co istnieje. "Byt matematyczny" bez matematyka jest w
sobie logiczn sprzecznoci, bo nie ma matematyki poza wiatem, w
ktrym matematyk mona tworzy i stosowa.
Sprawa jest zasadnicza, idzie o granic postrzegania, rozrniania
w otoczeniu elementw.
Mona zasadnie mwi, na bazie zgromadzonych danych, e s rne w
otoczeniu stany skupienia materii i energii - po prostu "czego";
mona twierdzi, e istnieje granica-bariera fizycznego poznania,
poza ktr nigdy eksperyment si nie wychyli, itd. Ale nie mona nie mona gosi, e istniej "niematerialne byty". Czyli fakty i
struktury, ktre wystpuj bez nonika kodujcego w/na sobie tre
postrzegan - albo tylko postulowan. Jeeli kto uznaje, e takie
co istnieje, to jednoczenie stwierdza, e NIC, logicznie pustka
absolutna, e taki stan co koduje w/na sobie.
420

Owszem i prawda, "NIC" to konieczne dopenienie do "CO" - jednak


twierdzi, e nico jest czym lub co oznacza, e przenosi albo
warunkuje istnienie, e mdrkuje i e w swojej niematerialnoci to
zarazem mocno zapeniony obszar - c, mwic to delikatnie i nie
namiewajc si zbytnio z tak goszcych - to nieporozumienie. To
abstrakcja oderwana od realiw. Proste?
Tylko e, po kolejne, ma to swoje uwarunkowania.
Przede wszystkim fizyczne, bo filozoficzne s mniejsze. Chodzi o
nonik i obserwacj.
Zagadnieniem centralnym w definiowaniu otoczenia z pozycji kogo w
procesie zawartego i od rodka, z pozycji wewntrznej problemem
jest tu to, co mona zaobserwowa, jak daleko sign badaniem. Bo
to nie jest zakres dowolny i nieskoczony, to pochodna, z jednej i
wanej strony, zdolnoci rozrniania w otoczeniu rytmw zmiany, a
z drugiej waciwoci wiata. Mona obserwowa tylko to, co mona
i nie jest to stwierdzenie, wbrew pozorom, logicznie zbdne.
Mwic inaczej, nie zobacz wszystkiego, poniewa nie ma obserwacji
"jednoelementowej", jedynki zmiany nigdy-i-nigdzie nie stwierdz taki fakt mog tylko wydedukowa.
Jeszcze inaczej, poniewa sprawa naley do fundamentalnych. Mog w
zapale konstruktorskim powoywa do istnienia kolejne machiny, co
na granicy rozdzielczoci fizyki star si z otoczenia wydoby, a
przecie nie sign "dna" rzeczywistoci, to niemoliwe. Badanie w
zakresie fizycznym prowadzone, od wewntrz, zawsze jest okrojone o
stan brzegu - bo elementy brzegu tworz poznanie. I same nie mog
by poznawalne. Mog korzysta z fotonw w pomiarze, ale samego w
badaniu fotonowego elementu nie podziel na skadowe, poniewa ten
zakres zmiany tworzy samo poznanie. I mnie, co zrozumiae. Brzeg w
ewolucji z zasady nie jest obecny - kiedy jestem, nie ma mierci,
kiedy jest mier, mnie nie ma.
Poznanie jest zawsze powyej pewnego progu - nigdy nie jest i nie
moe by elementarne.
Warto zda sobie z tego spraw, to nie wiat jest dziwny, jako w
sobie losowy czy nieoznaczony, jak to wydaje si fizykom, wszelkim
osobnikom penetrujcym fundamenty. To samo dziaanie jest nieostre
i nigdy pene czy skoczone, przecie chodzi o zmian w toku. Tak
rozumiana zmiana jest rytmiczna, skwantowana, posiada regu to
nie przypadek immanentnie wpisany w wiat, ale immanentnie "lepy"
obserwator tak postrzega; to nie rzeczywisto jest nieostra, ale
krtkowzroczno postrzegajcego nie moe wyuska z otoczenia ani
szczegw, ani ich zalenoci.
Fizyka dostarcza danych, ale jak te dane s powizane i co zarazem
oznacz - to ustala filozofia.
Filozofia-i-Fizyka.
To nie przypadkowy zapis, ostatecznie wanie taka forma musi si
pojawi w zdefiniowaniu zalenoci. Fizyka obmacuje otoczenie oraz
wyrnia pewne stany skupienia - i je nazywa. Fizyka to zmysowo
podniesiona do rangi metody. To niezwykle wany etap poznania - to
421

fundament, na ktrym mog w dalszej analizie si oprze. Wszak do


czego musz si odnosi, czym si podpiera, eby przysowiowy w
otoczeniu krok zrobi. Im lepsze, poprawniej zebrane dane, tym si
dalej mog przemieci, tym duej trwa moja wdrwka.
Ale - ale to dopiero wstp. Zmys, nawet najlepszy, sam z siebie w
jednorodnej zmianie niczego nie ustali - tu potrzebny jest namys.
A wic zewntrzny wobec postrzeganego proces, ktry zestawi fakty,
powie je w zbir i ustali regu ten zbir tworzc. I to moe i
musi przeprowadzi ju filozofia.
Wczeniej pado, e nie ma znaczenia konkretna nazwa osobnika, co
to sobie dziaa i rytmik zmiany ustala. Moe nazywa si fizykiem
ale jeeli dokonuje zestawienia danych poza zmian, a jako byt w
stosunku do tej zmiany zawsze jest zewntrznym, to taki kto jest
filozofem. I w ramach zjawisk zachodzcych we wszechwiecie, wic
zewntrznych do fizyka, w tym zakresie fizyk jest z zasady bytem i
obserwatorem filozofujcym jest filozofem. Uoglnia dane, jest i
musi by filozofem.
Ale nie w przypadku caoci wszechwiata, tu na zawsze obserwacja
zawiera si w takiej konstrukcji. I tym samym z zasady fizyk jest
tylko i wycznie fizykiem. e si stara, e jako byt niecierpliwy
i poniewa chce wiedzie to przechodzi na pozycje filozofia i na
taki fakt postrzega zewntrznie. Problem tylko w tym, e postrzega
przez pryzmat abstrakcji, ktre odnosz si do wntrza, a to jest
co najmniej niepeny, bo bez stanw brzegowych sposb postrzegania
- i jest tym samym problem interpretacyjny. Niczego wicej nie ma
i by nie moe, dane fizyczne to wszystko i trzeba z nich zawsze
korzysta, ale to daleko nie wszystko.
To dalsze moe i tylko moe wypracowa filozofia. Na bazie tu
i teraz rozpoznanego, z dodatkiem zakresw maksymalnych, mona si
dopracowa obrazu caoci.
Ostatecznie nie ma podziau na fizyk i filozofi, czy inne nauki.
wiat jest jeden, jedna regua, jeden nonik wszystkiego - wic i
poznanie jest jednoci. e lokalnie w czasie i przestrzeni, e na
chwil to si dzielio na drogi i drki? C, obecnie przychodzi
pora, eby to zebra w jeden szlak ju na to przysza pora.
fizyka-i-filozofia. Filozofia-i-Fizyka. Kosmos.

422

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 9.5 Przypadek.
Przypadek, koledzy, to wana sprawa, sami wiecie.
Niby ta losowo sama w sobie oraz gdzie tam gboko w fundamencie
jest poznawalna wyjanieniem - czyli e niby ceg to cienie tak
popchnie i e ona spadnie - e niby drgnienie drobiny wiatowej tak
trajektori elementu uoy, e on na drodze kamieniem lub koci w
gardle stanie... i jest kopot.
Niby przypadek to statystyka poganiana cieplnym chaosem albo jako
podobnie, niby w tym adnego logicznego powizania ani przyczyny tylko e my, zauwacie koledzy, takie drgawki materii zestawiamy w
wiksze znaczenia, to si nam jak "umysow regu" pokazuje. My
te niby zwizki ustalamy, w jaki wzr lub w zasadniczy sens to si
nam ukada - dopatrujemy si w tym znakw oraz znacze - ale, tak po
prawdzie, to przecie tylko energetyczne zamieszanie wiatowe tak
si pokazuje. Nic wicej.
Przypadek, nie ma co ukrywa, to powana sprawa. Zadzieje si co,
te drobiny si zderz - a pniej s tego konsekwencje. I to takie
liczne konsekwencje. Przede wszystkim w pomylunku.
Nie ma wic co koledzy wykrca si skomplikowanym sownictwem, czy
inaczej to dookrela, przypadek to kopotliwa, to wielce kopotliwa
sprawa - z takimi umysowymi zawirowaniami sprawa.
Tak, koledzy, jest problem.
Przesdny to ja nie jestem, koledzy, znacie mnie. Tak caociowo i
w oglnoci to nie jestem.
Bo trzeba wam wiedzie, e czowiek ze mnie stateczny, naukowo oraz
rozumnie podbudowany, e i wiata ju nieco schodziem w dowolnym
kierunku, na wszelkie wtyczki zmysowe go posmakowaem i swoje tam
wiem. I dlatego, rozumiecie, jako dziwaczne, nienormaln norm od
przykaza odbiegajce i w ogle mao fizyczne, takie co to mi nie
odpowiada, ja na to nie popatruj. Tak mam. I generalnie dobrze na
tym wychodz.
Przesdny, powiadam nie jestem. Ale kiedy a w drodze do roboty to
byo kiedy szlak mj komunikacyjny w pdzie szalonym przegalopowa
robot na czarno wymalowany, z pustymi wiadrami w wielu koczynach,
a do tego, tak byo, z wielgachnym rozpoznawczym znakiem numerowym,
ktry w liczb "13" si ukada mu na czci plecnej... to, sami to
rozumiecie, przystanem. I te, tak dla jasnoci sytuacyjnej, trzy
razy si na picie obrciem, tej lewej, eby nie byo. A ponad to,
eby nie byo, take po trzykro splunem w lewo i prawo. - A te,
eby nie byo, w d. I za oddalajc si robotn puszk sownie i
inaczej krzyknem. To i owo krzyknem, sami rozumiecie.
C, powiem szczerze, przesdny nie jestem, jednak jakie takie i
niepokoje wewntrzne w ten czas si pojawiy, zaprzeczy nie mog.
Dzie zapowiada si w oglnym ujciu zgodnie z prognoz pogodow,
423

jednak dla mnie inaczej miao si to uoy. - Mona powiedzie, e


co w rzeczywistoci buzowao. Czyli lot zarobkowo pracowniczy od
samego punktu wstpnego wyglda na taki spod ciemnej gwiazdy. Niby
bajka nie bajka, ale tak si zapowiada.
Ju na etapie pocztkowym, znaczy si przygotowawczym, okazao si,
e nie poleci pomocnik, bo rano zama nog. Niby zamanie nie byo
grone, tylko w piciu miejscach, ale z pomocnika pomocy nie byo,
sami rozumiecie. - Nic to, wszak s procedury i regulaminy na tak
yciow sytuacj, inynierstwo to przewidziao. Tylko, te koledzy
rozumiecie, podpunkty w regulaminie sobie, a ycie sobie. Nie zawsze
si to logicznie zdoa zazbi i trybik do odpowiedniego trybika i
w terminie dopasowa. Konkretnie w tym przypadku si nie dopasowao.
I zastpstwo, ktre miao si na miejscu pomocnika znale, w takim
punkcie czasu i przestrzeni si nie znalazo, zdarza si. Zastpstwo
za to znalazo si w szpitalu mocno specjalistycznym - poniewa na
walec drogowy trafio...
Nie martwcie si, walec spotkanie wytrzyma.
Dla porzdku i prawdy historycznej trzeba jeszcze doda, e pniej
w trybie awaryjnym, bo i takie co regulamin przewiduje na ekstra i
niemoliw okoliczno, centrala chciaa zwerbowa byle wspomoenie,
ale i to si nie powiodo. Poniewa byle wspomoenie byo po nocnej
zmianie gdzie tam, wic jak si nieco rozbudzio i jak wyskoczyo
w owym trybie alarmowym, to sami ju rozumiecie na schodach, a
schody byy strome, nie wyhamowao. Znw zamanie i nieprzyjemnoci.
Cho tym razem ucierpiaa gwnie pewna gospodyni domowa, ktra to
szczcie miaa, e wracaa obadowana ze sklepu. I w takim to jej
stanie tor przelotu wspomoenia oraz cielesna konstrukcja owej pani
si na tych schodach spotkay. Na moje, rozumiecie, nieszczcie.
Trzeba jeszcze doda, e wspomoenie awaryjne tak samo z siebie si
na tych schodach nie wykoleio, wiekopomna w tym zasuga bya kota,
ktry na klatce schodowej rozcign si horyzontalnie i o ktrego
wspomoenie si po omacku zaczepio. Kot by czarny.
Czyli, rozumiecie, nikogo wicej w bazie nie trafio, lecie miaem
sam. Bo plany trzeba goni, rozumiecie, materi potrzebn do hut i w
inne punkty cywilizacji dostarcza. I tak dalej.
Nic to, poradzisz sobie, powiedzia szef i poklepa przyjacielsko
po plecach. Jak to szef.
Rozkaz to rozkaz, sia wysza, znaczy si. Poleciaem. Z zamiarem,
eby dolecie. Zamiar, przysigam, by szczery. Mwiem, czowiek
ze mnie stateczny. I w ogle.
aduj si do rakiety, regulaminowo sprawdzam guziki oraz wszystko.
Okazuje si, e generalnie si zgadza. Tak wynikao z dokumentacji
i wskaza guziczkw i ekranw. C, przyznaj, spieszno byo, wic
zawierzyem. Bd, znaczy si, lekko nieprzyjemny zrobiem. Trudno,
si mwi, przyznaj.
I poleciaem. Z zamiarem, jak to ju mwiem. Ale, tak po pierwsze,
424

okazao si, e lodwka pusta, tylko wiato w niej wiecio. Sami


rozumiecie, zapasw na drog nie dali. Nic to, myl sobie, le w
teczuszce kanapki okazjonalne. Bo ja czowiek na okolicznoci jestem
zwaajcy i drugie niadanie sobie uszykowaem. Wic zapas jako taki
miaem. Nic to, myl sobie, jak rakietk pogoni, pod wietlne "c"
sobie podejd, to zanim w brzuchu zacznie mi z godu burcze, ju z
powrotem w domu zamustruj. Czyli sytuacj, rozumiecie, nadmiernie
si nie przejem, pod kontrol wszystko byo. Teoretycznie.
Lec, lec, rozumiecie - no i nie doleciaem. Znaczy si doleciaem
tak gdzie w okolic Marsa i ciut dalej, ale to by daleko nie ten
adres. Wedug delegacji orbitowa miaem a za Plutonem, wic sami
rozumiecie, e to troszeczk dalej miao by. A nie doleciaem, te
chyba rozumiecie, z braku paliwa. Zapomnieli zatankowa. W tym caym
zbiegowisku okolicznociowym, w zamieszaniu dziejowym suby zajte
byy wanymi sprawami, wic drobiazg tankujcy im umkn z pola tej
tam analizy funkcjonalnej. Tak si zoyo.
W papierach wszystko, rozumiecie, porzdnie zapisane, zaadowane tak
a tak, w tym a tym rejonie umocowane... Wiadomo, papiery sobie, ale
ycie sobie.
Trudno, myl sobie, i nie poddaj si losowym wyrokom. Jako weteran
i bywalec kosmicznego bezdroa, jako pilot dwudziestu i p wyprawy
(te "p" to ten lot), jako kto taki w panik nie popadam i strach
odpdzam. Acz, dla prawdy historycznej to powiem, rce si nieco z
wraenia spociy. Sami rozumiecie, e miay prawo.
Miay prawo, bo akuratnie si pokadowy komputer zawiesi, czy te
w stan odlotowy popad, tego nie dociekaem, w kadym razie coraz
gupsze komendy zacz podawa i trzeba go byo ubezwasnowolni. C, rozumiecie, nie wytrzyma biedaczek stresowej sytuacji.
Problem w tym jednak si zawar, e tego elastwa w caoci wyczy
si nie dao, inynierstwo takiej okolicznoci w swoich planach na
wypadek nie przewidziao. Niestety nie przewidziao. C, rozumiecie,
to cae ustrojstwo, cho odczone, dalej przernymi funkcjami si
posugiwao. Tylko e w ten czas na mnie te swoje zwichrowane wizje
zaczo kierowa.
Pocztkowo te przypadoci jako mnie nie wytrciy z nastroju - w
kocu nie takie dziwy czowiek widzia. Nawet rne fantomy i zwidy,
co komputer je wyrzuca z siebie lotem wietlnym, nawet co takiego
nie prezentowao si le. Pniej ju tak mio nie byo. Fakt, nic
nadmiernie oryginalnego nie wyonio si z poza-przestrzeni, bo to
niskobudetowy komputer je realnie tworzy, ale przeszkadzao. Niby
niczego literacko nonego to sob nie prezentowao, bo najpewniej z
przeterminowanych bajek komputer natchnienie twrcze bra, ale si
efektami trzeba byo zaj. Niestety.
Jako pierwsi zaistnieli niejacy Neron i Szekspir. - Dlaczego ci? A
kto tam wie? Nikt zdrowy na rozumie nie przeniknie elektronicznej
logiki. Zwaszcza takiej ju z pogranicza. Jakimi to szlakami w
psychiatrycznie nienormalnym komputerowym zwoju to biego. Wida
tak si to skrcio, jakie tam zapadki zetkny bezadnie - no i
425

takie co wylazo z historii. Wylazo i zaczo si kci. Mocno


o co kci. Nie powiem, eby sens tej wizyty dao si zrozumie,
poniewa osobnicy wymieniali zdania w bardzo staroytnej acinie,
ktrej aden dostpny translator nie potrafi przegry. Pewnikiem
jednak o co w tym szo.
C, troch to trwao. Tak ze dwa dni. - Ganiaem to z kta w kt,
czym si dao i co byo pod rk obrzucaem, ale, sami rozumiecie,
fantoma trudno fizycznie i na dobre unieszkodliwi. Dopiero jak po
ganic signem, lekko z desperacji, to pomogo. Pian spryskaem
i pomogo.
Niestety, rozumiecie, na krtko. - Tym razem komputerowy szaleniec
rzuci we mnie smokiem i bazyliszkiem. Pewnikiem w informatycznych
zasobach na jednej stronie inspiracji szuka. A do tego po chwili
dorzuci bab na miotle, ktra przelatywaa cienne zabezpieczenia
i histerycznie wrzeszczaa. - Sami rozumiecie, e na jednym statku
kosmicznym smok i bazyliszek to nic dobrego. A nawet gorzej.
C, co si tylko dao to poprzewracali, ponadgryzali, a smok nawet
miejscami ogie prbowa podoy. Bestia i mnie chciaa potraktowa
arem i podpiec, ale si w azience zaryglowaem.
Znw uyem ganicy. Smok zgas od razu, rozumiecie, a bazyliszek w
kolorystyce mocno wyblak. Jako tak zapad si by w siebie - i po
chwili znik.
Gorzej poszo z jdz na brzozowej miotle, za nic nie chciaa si
ustawi na wprost celownika ganiczego i krcia kka nad gow.
Dopiero, jak przyrzekem, e zabior na Ziemi, gdzie bardzo chciaa
niegrzeczne dzieci mae i due straszy, to przycupna na brzegu
fotela. I tam, rozumiecie, trafiem j strumieniem piany.
Powiem szczerze, nawet tego auj. Jak sobie przemylaem sytuacj,
jak tak w ciszy przekalkulowaem, to taka wiedma by si przydaa w
codziennoci, tyle si rnych takich snuje bez sensu, tyle zachowa
bezkulturowych... C, moe si pospieszyem... Byo mino.
Nie - nie mylcie, e si na tym skoczyo. Pokiereszowany mylowo
sprzt w takim punkcie mnie nie zostawi, dalej zwidami rzuca na
prawo i lewo. Teraz si na liczebno szarpn. Czyli, rozumiecie,
ca watah osobnikw z pieka rodem w moim kierunku pchn. Znaczy
si, e czarcim pomiotem chcia mnie straszy, a wiadomo, takie co
z porzdnej nawet rakiety miejsce piekielne potrafi zrobi.
I czarci si do tego zabrali. Piekielnie przy tym skuteczni byli.
Musz was przestrzec, czarcie nasienie ganicy si nie lka. mieje
si to z kadego gatunku i rozmiaru sprztu dobrego na ogie. A i
nawet piana im zupenie nie straszna, cieka po nich jakby si nie
miaa czego zapa. Dlatego cisnem ganicz strzelb w ciemny kt
i zaczem pertraktacje. Zadali arcia i mojej duszy.
Co do pierwszego, rozumiecie, sprawa wygldaa na skomplikowan i
tak nie do rozwizania, nawet po uwzgldnieniu kanapek w teczuszce.
Wic czartostwo widzc, e arcia nie ma i nie bdzie, zaczo si
domaga duszy.
Nie powiem, ebym bardzo do duszyczki by przywizany, w kocu na
426

takie duperele czowiek nie ma czasu, ycie trzeba jako przepdzi


i dusznoci mao kto si zajmuje - ale te nie powiem, eby mi to
obojtne byo po caoci, czowiek wszak jestem. Przekonywaem wic
czarty, e ta akuratnie dusza mao warto, e bez zanieczyszcze, e
niesmaczna... Nic, tylko si toto oblizywao.
A do tego, wierzcie mi, nie tylko si oblizywao, ale i za rozpalanie
ogniska w sterowni si zabrao. Z dokumentacji technicznej solidny
ogie buchn, a nad ogniem, rozumiecie, kocio si pojawi. - Duy
kocio.
Kocioek si zagrza, co tam zabulgotao, a po rakiecie si zapach,
tej, no, siarki si roznis. Tfuj!
Szczliwie w azience drzwi byy mocne...
Dlatego dalsze pertraktacje potoczyy si pod moje dyktando, czorty
nie miay wyboru. Czyli po mudnych i skomplikowanych, mona nawet
powiedzie, e konstruktywnych negocjacjach - wiedzc, e niewiele
trac - zaproponowaem czarciemu pomiotowi dusz komputera. I banda
piekielna na taki ukad wyrazia zgod.
Nie powiem, szczerze powiem, e opuszczaem skrytk pewien, e si
ugoda utrzyma, zwaszcza e kocioek parowa, a widy sterczay ale zaryzykowaem. I zaprowadziem kosmat czered do sejfu, w ktry
technologia zatrzasna komputer pokadowy. A dalej to ju szybko
poszo, bezproblemowo. Wida byo, e bractwo na sztuce patroszenia
duszy si wyznaje.
Komputer oczywicie wykrzykiwa przerne sownictwo, rozrabia jak
si to dao i nie dao. - Nawet, rozumiecie, woa, e pod sd mnie
kosmiczny postawi, na kart praw robotw si powoywa, na ONZ, na
moralno i braterstwo dusz biologi i mechanik napdzanych, sowem
bajdurzy. Dopiero jak czarty zasilanie odciy, umilk. Niestety,
tylko w pasmie akustycznym, bo na czstotliwociach radiowych dalej
nadawa. C, technika bateryjna pokazaa swoje moliwoci.
Diaby, rozumiecie, jaki tam swj rytualny taniec odtaczyy, co
tam sobie popieway, a na na koniec smyrgny do kocioka ustrojstwo
komputerowe. Pod sufit poleciao kilka smrodliwych baniek, bulgot po
kabinie poszed - i cisza si zrobia.
Dalszych etapw uroczystoci, rozumiecie, nie ledziem - wycofaem
si na z gry upatrzone pozycje w azience. Gdy ze sterowni zaczy
dochodzi mocno gone odgosy, podeszo pod drzwi kilka powabnych
oraz anielsko rozochoconych diablic i starao si mnie wywabi "na
degustacj grzesznej duszyczki z naleytymi przyprawami". Grzecznie
podzikowaem i powiedziaem, e jestem na diecie i e moe innym
razem...
Czorty zniky wieczorem. A w rakiecie, nie musz tumaczy, panowa
piekielny baagan. W spadku po imprezce zosta te kocioek, a w nim
walaa si komputerowa dusza, oczywicie bez zawartoci. Bo czorty
wyjady cay program, a do ostatniego bajta. Opukaem elektronik
z naciekw siarki, wytarem do sucha i na pk rzuciem. Bo wicej
nic si z tym nie dao zrobi. Przynajmniej na ten czas.

427

Sytuacja trudna bya, nawet skomplikowana. A nawet, prawd mwic,


beznadziejna. Rakieta z pustymi bakami i bez sterowania, daleko od
uczszczanych tras - wic mona byo liczy tylko na cud.
Dlatego, sami rozumiecie, wystawiem za burt piorunochron cudw.
Znaczy si bia flag oraz reflektor, co to w mrok nieskoczonoci
mruga rozpaczliwymi sygnaami. - A gdy zrobiem ju wszystko, eby
niemoliwe przywoa, rozpoczem pilne poszukiwania czego jako
tako zdatnego do skonsumowania. Bo biologia, rozumiecie, zacza si
swego domaga. I gono to objawiaa.
Poszukiwania poprowadziem metodycznie i szczegowo, kady kawaek
w rakiecie przepatrzyem. Nie powiem, eby efekty byo znaczce. W
okolicy zlewu kuchennego, w zakamarkach mocno zuytych, znalazem
kawaek suchara. - Tak mi si wydaje, e suchara. Dokadnie tego nie
stwierdziem, poniewa prbujc to ugry, pozbyem si jednego z
przednich zbw. Rozumiecie, trzasno. - Tak, z niejakim zadumaniem
zauwayem, e moja do tej pory wasno zbna w sucharze gboko
si umiejscowia. Zreszt jako kolejny podobny element innego takiej
okolicznoci winia.
C, mdry czowiek po szkodzie.
Po kolejne, rozumiecie, prbowaem bl szczkowy ukoi substancj
jako lekopodobn. Znaczy si, apteczk pokadow przejrzaem. Jak
si moecie w swojej przenikliwoci rozumowej domyli, nie miao
to sensu. W apteczce, oczywista oczywisto, zapasw od dawna te
nikt nie sprawdza, ju o uzupenianiu nie wspominajc. Tylko banda
si tam szwenda i jakie krople, zreszt napoczte. Wic, rozumiecie
- kropelki wysczyem do koca, a bandaem obwizaem sobie gow.
Profilaktycznie, rozumiecie, bo a nu co dziejowego si zadzieje w
okolicznoci aktualnej.
Tak podleczony na ciele i duszy, ale dalej godny i coraz bardziej
godny, raz jeszcze zebraem si w sobie - i detalicznie zaczem
czego zdatnego do konsumpcji szuka. Przyznaj, e ju wybredny nie
byem.
Powiem wam, i wecie to sobie do serca i rozumu, moe w yciu to si
wam przyda, e ci nierozgarnici konstruktorzy zupenie niesmaczne
pojazdy rakietowe projektuj. Wszdzie sztuczne tworzywo, a do tego
twarde w podgryzaniu. Tylko, ech, pomarzy czowiek sobie moe, e
kiedy to byo - oj, byo. Bo mia taki eglujcy miaek pod rk
drewnian desk lub podobne. Wic drzazg mg sobie u... i u...
Albo innego miaka mg po pokadzie goni ...
Ech, dobre dawne czasy...
Szczerze wam powiem, wyprbowaem wszystko. Od obicia fotela pilota,
po prostu obrzydliwo, a do wykadziny podogowej i koca na ku,
te wistwo. Jedyne, co w zasobach rakietowych mogo uj za jako
tak namiastk pokarmu oraz posuy do cierania mocno wybujaego
apetytu, to byo mydo. Bardzo dziwnym trafem, ktrego i najtsze
umysy galaktyczne zapewne nie rozwikaj, jako baza nie zapomniaa
tego specyfiku zaadowa. I to zaadowa z zapasem. Tak na oko liczc
przez dziesi lat kompania wojska nie poznaaby zalet brudu. - Nie
428

powiem, szefostwo z zaangaowaniem dbao o higien pilotw.


Czyli, rozumiecie, mier godowa ju mi nie grozia, ale puszczanie
baniek i czkawka stay si nagminne. Tylko trzeba byo, pojmujecie,
ograniczy zuycie wody, co by przykre efekty takiej diety si na
powierzchni nie wydobyway. Dezodorant piem, rozumiecie. Skutek
by, baki produkoway si minimalnie, jednak w rakiecie zalatywao
cytrynami z popitki.
C, atwo nie byo, rozumiecie. Nawet bardzo ciko byo.
Powiem szczerze i bez owijania w sowa: miaem chwil zwtpienia.
Nawet o poddaniu si myli byy pojawiy. Tak generalnie to czowiek
twardy jestem, jednak te baki mydlane mocno mnie w stabilizacji i w
duchowoci nadwtliy, przyznaj.
Bybym wic moe i skapitulowa, ale znaczco i oywczo wpyny na
mnie komunikaty radiowe, bo radia mogem sucha, jeno z nadawaniem
nie wychodzio. Straszyli, e w rejon mojego obecnego pobywania si
szeroki, e ho-ho, rj kosmicznego miecia kieruje. - Oraz e bd
problemy.
Rozumiecie, w tych okolicznociach przyrody cignem niepotrzebny
ju piorunochron cudw, a za to sprbowaem uruchomi silnik. - Bo
w kocu, sami racj przyznacie, trzeba co byo robi.
To zreszt wwczas upewniem si dokumentnie, e dziaanie jest bez
sensu, poniewa paliwa nawet w karnistach nie ma. W jednym poprzednia
zaoga przemycaa napoje procentowe, a drugiego nie byo zupenie.
Chyba go na co przehandlowali.
Rozumiecie, z napoju si ucieszyem, ale w niczym to mojej sytuacji
nie poprawio.
Tak, powiem szczerze, niech wraliwi i regulaminowi przytkaj uszy.
To nie do koca ta sama sytuacja bya, pewna subtelno losu w tym
caym zamieszaniu zaistniaa.
I, przyznaj, zmienia moje spojrzenie na przypadek.
yknem, rozumiecie, napoju. Nie powiem, smaczny by. yknem raz
drugi. A pojaniao, a epetyna wewntrznie si rozjarzya. I te
myl taka odkrywcza mnie nasza.
C, kombinuj sobie, paliwa nie ma - spokojna nasza rozczochrana,
damy rad. Zbiorniki na przestrza puste - nic nie szkodzi, nalewki
nalejemy, procentem brak uzupenimy. Sami przyznacie, pomys pierwsza
liga. Zreszt innego nie byo.
Wlewam. W silniku zachlupotao, zaskrzypiao, co gono jkno i
popado w cisz. Zagaso, znaczy si. Nic to, przymusiem technik,
rcznie i korb odpaliem. A dla lepszej zachty jeszcze kopniakw
kilka daem. I zadziaao.
Mwi wam - w sam por. Kawaek si w przestrzeni przemieciem,
tak na p orbity, a tu zaraz jak nie posunie - jak nie zacignie,
to a po horyzont si ciemno od tego kosmicznego miecia zrobio.
Powiem szczerze, a mi pot kropelk niejedn po plecach cieka,
tak to le wygldao.
429

Fakt i prawda, udao si uratowa od jednej miertelnie mieciowej


puapki, ale po prawdzie dalej tkwiem w tym samym miejscu, ratunku
adnego spodziewa si nie sposb byo.
Powiecie, e nic, tylko si i czeka. C, moe by kto inny tak
postpi, moe gdzie by si tak zachowa - ale nie ja. Zwtpienie
byo, mwiem, ale nie eby a siada. Co to, to nie. Postanowiem
dziaa.
Czyli odpowiednio wykorzystaem ostatnie kropelki oywczego pynu.
Si napiem, rozumiecie, oglnie w rozjanienie umysu, rozumiecie,
zainwestowaem.
I tak na myleniu pokrzepiony do naprawy komputera pokadowego si
zabraem. Bo musicie wiedzie, e to konieczne byo, niestety. Ci
gupkowato mdrzy inynierni zupenie w swoim planowaniu moliwoci
rcznego sterowania sprztem nie przewidzieli. I dlatego dubaem w
elektronice.
Dubaem przez dwa dni, a popijaem ksiycwk. Praca, nie powiem,
cika bya, grawitacyjnie niestabilna. Znaczy si wszystko obrazowo
pywao. Chwyc element, a to ucieka, postawi na miejscu, a to si
przewraca... Ech...
Ale doszedem koca. Wytarem rce, wczyem sprzt... I zdziwiem
si. Dziaao. Co prawda w komputerze troch bulgotao oraz co od
czasu do czasu czkao, ale tak oglnie wszystko dziaao. - Dziwne,
powiem szczerze, ale tak byo.
Wszystko pracowao, tylko, widzicie, gadzina nie chciaa za nic si
poczy z baz. Obrazi si, e wydaem go czortom. Jako mu ta w
zwojach informacja si ostaa, wic si zbiesi. A niech go diabli.
Prosiem drania, rozumiecie, zaklinaem na uczucia humanitarne, na
kart praw czowieka, powoywaem si na ONZ, konstytucj i szalon
przyja robotw i ludzi... Nic, dra si nie odzywa. Tylko gono
bulgota i czka na melodi "tacoway dwa Michay...". Tak midzy
nami i nawiasem, to faszowa.
Gdy skoczy si mj repertuar zakl, prb i grb, zdenerwowaem
si, a baki mydlane w liczbie sporej zaczy mi przed nosem pka.
A to, rozumiecie, z rwnowagi dalszej mnie wytrcio i zapieniem
si. Dosownie piana mi posza.
Tak, rozumiecie, sytuacja bya niezwyczajna. Mona powiedzie, e
si na wyyny wspia. Zapaem wic w donie ganic, ktra mi tak
poyteczne usugi wczeniej oddaa - i grzmotnem po poziomie, ale
i po pionie komputerow kanali raz, a te drugi. Momentalnie zacz
inaczej piewa, nawet z baz poczy si zgodzi i w ogle bardzo
przyjanie si prezentowa. - To wszystko z przyjani, powiedzia,
po znajomoci. Tak si wyrazi.
Za t "przyja" wspaniaomylnie chciaem go jeszcze raz zdzieli,
ale piana mnie zalaa. Z ganicy, znaczy si. Zawr odkrcony by,
znaczy si. Daem spokj elektronicznej kreaturze.
Mylicie, e dalej to ju spokojnie i regulaminowo poszo? C, nie
430

znacie losowych zawirowa, znaczenia przypadku w yciu jeszcze nie


poznalicie. Dalej rwnie poza salonowym i poprawnym nazewnictwem
sownym to szo. A nawet mao dobrze to szo.
Komputer, fakt, kana cznociowy uruchomi. Ale tylko raz. Pniej
nadajnik na mniejsz moc ustawi i dra tumaczy, e brak zasigu.
Przy czym znw zacz bulgota i podpiewywa.
C, sami rozumiecie, stuknem... Owszem, pomogo. Ale znw tylko
na jeden raz.
Powiem szczerze, czno rwana bya. Rozumiecie, dalekie poczenia
w kosmosie radiowym trudno robi, ganica to sprzt ciki. Uderza
trzeba raz za razem, wic si czowiek mczy... Dlatego, rozumiecie
- yciowa konieczno tak w stron wynalazcz mnie nakierowaa. I
teraz wam patent daj gratis, uywajcie w razie potrzeby...
Naley pobra kilka metrw sznurka do suszenia bielizny. Do jednego
koca podwiza ganic, najlepiej w uoeniu gra-d, sznur blisko
miejsca zasiadania podcign. Moe by fotel albo obiekt kanapowy.
A ca konstrukcj zawiesi na dobrze wbitym gwodziku nad upartym
komputerem. I usi wygodnie. Dalej to ju proste: gdy si gadzina
informatyczna przytka, zaczynie stka i zacina w funkcjonowaniu
programowym, naley pocign za sznurek i puci. Raz, a nawet i
wiele razy. Zapewniam, efekt murowany. Ju nawet zaczem kombinowa,
jak wynalazek jeszcze pod usprawnienie podprowadzi, ale usyszaem
w radiu, e statek z pomoc si zblia. I e czas na pakowanie si
zrobi...
Na koniec tego etapu ratownicy grzecznie u siebie zakwaterowali rakiet na hol zaczepili - i pocignli w stron domu.
Dalej, wiecie, to ju poszo zupenie z grki, bezproblemowo. Tylko
si hol dwukrotnie poluzowa i zerwa, raz zacharcza i przystopowa
silnik ratowniczy, a te kilka razy kapitan statku pomyli kierunkowe
boje i trzeba byo szuka objazdw. Nic wielkiego, sami rozumiecie,
bana przypadkowy.
Ldowanie te przebiego przepisowo. Co prawda nie w bazie, ale o
kilka - no, kilkadziesit kilometrw od bazy. W samym rodku maego
miasteczka, gdzie si akuratnie na placu zebraa gawied. Ale kto
by si tam drobiazgami przejmowa. Ldowanie jak ldowanie, wiadomo,
tu si co oderwie, tam pognie i zawali... Norma i pospolito po
caoci.
Jedyne, co mog zaliczy do jako takich nieprzyjemnych zdarze, to
to, e w bazie naskoczy na mnie szef. - e plany mu popsuem, e
nie tak to miao by, i w ogle mia chyba zy dzie. Nawet co o
wyrzuceniu z pracy mwi, ale tego ju nie zdy przeprowadzi i
w szczegach zaprezentowa. - C, biurowiec szefostwa to wysoka
konstrukcja. Wic i szef si w tej swojej aktualnej niestabilnoci
emocjonalnej przechyli przez parapet i polecia. A e dziao si to
w zasigu ziemskiej grawitacji, to sami rozumiecie polecia by
prosto w kierunku dolnym... Zreszt to okno, taki budowlany dziw nad
dziwy, atwo si otwierao, na pchnicie, tak to ujm. Powiem wam
prawd, tak sprawnie dziaajcego okna dawano nie widziaem...
431

A ponad to, mwi zupenie szczerze, to nie mogem zrozumie, po co


si te medyczne konoway do tego faktu tak spieszyy. Szef polecia,
zgoda, ale po co si tak pdzi, czy to poar? Wystarczyo przecie
wysa na miejsce zdarzania robota-cierk, i byoby po kopocie. W
kocu trzynaste pitro to trzynaste pitro. - Sami powiedzcie. Mam
racj?
Do domu wrciem na piechot, bo autobus, do ktrego miaem wsiada,
tak przypadkiem zupenym zmyli drog. Absolutnie banalna sprawa,
zasadniczo niewarta wzmianki. - Kierujcy robot le odczyta dane i
zacumowa na dworu kolejowym. A tam, rwnie zupenie banalna sprawa,
czoowo zderzy si z teleekspresem... Swoj drog, dziwne teraz
buduj dworce.
Drzwi mieszkaniowe oczywicie si nie otworzyy. Zreszt nie mogy,
poniewa klucze i kody zostay w rakiecie. Dlatego skorzystaem z
pomocy fachowca. C, tylko taki by pod rk. Znaczy si pirotechnik
to by... Dlatego w trakcie delikatnego otwierania wyrwao jedynie
futryn, kawaek ciany oraz kawaek pokoju ssiada. Ssiada w domu
nie byo, to wyjaniam dla historii. Czyli drobnostka, mogo pj
gorzej. Butli z gazem, ktra te przy okazji si okazaa nieszczelna
- tego to ju nie licz, to drobnostka skrajnie oczywista.
W sumie tak le si nie uoyo, mogo by gorzej. Przecie chodz
po ludziach przypadki... Dzie si koczy i mogem odetchn.
Bo waciwie nic wicej si tego dnia nie zdarzyo. Bo nie zalicz
do powyszego zbioru zdarze faktu rodzinnego z ssiedniego pitra,
w ktrym ona zdzielia wasnego ma wakiem do ciasta, a ten si
by wciek i pogryz swojego osobistego anioa stra. Str-robot,
to dla potomnoci, by wiadomego koloru...
Powiem szczerze, przesdny to ja nie jestem... Tak oglnie to nie
jestem...

432

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 9.6 ycie.
Notatka subowa z miejsca / Tajne przez poufne / Do rk wasnych
Zgodnie z pilnym rozkazem z trzydziestego drugiego podcyklu smej
szesnastki wielkiego cyklu kwantowego, skierowaem si w wyznaczony
rejon, z zamiarem dotarcia do gwiazdy LJ/95091/101/13. Co te si
dokonao w przewidzianym harmonogramem terminie. Ponisze uwagi s
wstpnym zapisem ustale z miejsca, jednak powinne by rozszerzone
liczebnie, tematycznie i o kolejne zakresy badawcze, o czym wicej
i szczegowo w podsumowaniu.
1. Punkt pierwszy raportu to oddanie nalenego sekcji typowania, za
trafno przewidywa; okazaa si ona zaskakujco wysoka. Nie pena,
to zrozumiae, ale godna podkrelenia.
2. Drugi punkt musi by taki, e trzeba zgani sekcj planetarnego
nasuchu, poniewa przegapia liczne sygnay, ktre tutejsze ycie
od pewnego ju okresu wysya w otoczenie. Poniewa s to sygnay w
rnej postaci, wic z pewnoci mona je byo wychwyci. To si z
niezrozumiaych powodw nie stao, dlatego takie uwagi.
3. Przede wszystkim trzeba odnotowa, e sekcja typowania w wysokim
stopniu wstrzelia si z ustaleniem rejonu, ktry naleao zbada,
to rzeczywicie obszar yciotwrczy a do poziomu skrajnego, i pod
tym wzgldem wyjtkowy. Sekcja nie doszacowaa w swoich analizach
a takiej skali spenienia uwarunkowa, jednak temu akuratnie dziwi
si nie mona, poniewa jest to teren pooony skrajnie peryferyjnie
w oglnym zbiorze, wic bardzo trudno uchwytny obserwacyjnie. Czyli
poza moliwoci ustalenia szczegw.
Generalne nakierowanie byo poprawne, to znaczco uatwio czynno
odszukania wzmiankowanego celu - a dalej jego penetracj.
4. Pooenie wytypowanej do sprawdzenia gwiazdy, to wymaga silnego
podkrelenia, spenia liczne - wydaje si na tym etapie dziaania e wyczerpuje wszystkie parametry modelu standardowego opisujcego
tworzenie si ycia i jego przemian. Chodzi o pooenie w mgawicy
oraz w odniesieniu do centrum, chodzi o wielko i czas istnienia,
o stabilno reakcji, a take o spokojne otoczenie, bez lokalnych a
potencjalnie zagraajcych ukadw czy obiektw; itd. Zestawienie w
jego penym zakresie znajduje si, wraz z rozbudowan wizualizacj,
w czci ostatniej, w zacznikach.
5. Ukad planetarny gwiazdy LJ/95091/101/13, to rwnie musi by w
sposb szczeglny podkrelone, jest typowym wyjtkiem w zbiorze, i
lokuje si tym samym w podgrupie uprzywilejowanej. Rozoenie oraz
lokalna rotacja globw otaczajcych gwiazd, i to wraz z dalekimi
przylegociami, prosz zerkn na schemat, wypenia poszczeglne
433

wartoci kwantowe w rzadko (a do takiego stopnia) spotykany sposb.


I odnosi si to do planet wewntrznych, zewntrznych, a nawet rejonu
poza zasadnicz semk. Takie rozlokowanie, jak wiadomo, niebywale
sprzyja wytworzeniu si ycia i jego utrzymaniu. W tutaj omawianym
przypadku tak si stao.
6. Oczywicie samo pojawienie si ycia, co wynika wprost z modelu,
jest faktem w caoci zbioru moliwych planet zdarzeniem banalnym i
pospolitym - to nie wymaga tutaj podkrelania. Istotne jest jednak
to, e konkretny przypadek, bdcy obiektem badania, nie zatrzyma
si na poziomie pojedynczych komrek, a rozpdzi si w komplikacji
oraz obrodzi strukturami o cechach dalece nietypowych. Radiacja i
specjalizacja ycia w niniejszym ukadzie zadziwia swoj rnorodn
struktur i zdolnoci do zajmowania kolejnych, praktycznie kadej
z teoretycznie dostpnych nisz. Zbir eksponatw oraz materiay s
naturalnie potwierdzeniem tego wniosku - ale z oczywistych powodw
nie prezentuj caej gamy zoonoci tego ekosystemu. Dlatego take
i to musi zosta w trakcie kolejnych ekspedycji podjte i znaczco
rozszerzone.
Co wicej, mona na podstawie bardzo fragmentarycznych eksploracji
stwierdzi - e prawdopodobnie w historii tego ukadu planetarnego
nie tylko jeden glob przeszed przez faz ycia, ale e podobny fakt
w kilku innych przypadkach zaistnia lub jeszcze kiedy zaistnieje;
e na dzi zagadnienie daleko wykraczao poza ramy ekspedycji, wic
jest tylko podane w formie zasygnalizowania. Nie jest wykluczone, e
te lady s cigle aktualne. Lub e ycie, ktre byo zasadniczym i
gwnym celem-powodem ekspedycji sprawdzajcej, e ono w nieodlegym
czasie w te rejony si skieruje.
7. Tak, jedna z planet tego ukadu, trzecia w kolejnoci od lokalnej
gwiazdy, ktr dalej bd okrela symbolem "Z", na tej planecie i
w jej okolicach badanie wykryo obecno struktur rozumnych. To do
pewnego stopnia zaskakujce ustalenie, z przyjtych modeli wynika
jako fakt oczywisty, gdzie si to musiao we wszechwiecie dokona
ale e akuratnie w tym, to jest spora niespodzianka.
Fakt, zgodno tego ukadu z rytmami kwantowymi jest niebywaa, co
na pewno podprowadzio tutejsze ycie do poziomy skomplikowania i
potencjalnoci rozumu, jednak dalej wypada oceni to jako zjawisko
z pogranicza, brzegowe, osobliwe to konieczny wyjtek. Oczywisty
w skali wszechwiata ale punktowy wyjtek.
Co wicej, wspomniane konstrukcje rozumne, ktre wpisay si swoim
istnieniem i przemianami w mniejsze, wiksze i najwiksze kwantowe
cykle, te rozumne byty osigny ju poziom dziaania w otoczeniu,
i to w skali lokalnego ukadu planetarnego. Wydaje si wic, e s
na granicy punktu osobliwego, e za moment wejd w stref poznania
regu granicznych. Czy ta obserwacja potwierdzi si w kolejnych i
koniecznych ekspedycjach, to w tej chwili jest niejasne, ale wydaje
si, e taki fakt rzeczywicie moe mie miejsce.
e to niesie ze sob znaczce skutki, tak dla lokalnego systemu, tak
dla caoci zjawisk w rzeczywistoci, tego nie musz podkrela, to
wynika w prost z modelu. I dlatego wymaga pilnej uwagi.
434

8. Natomiast niespodziank nie jest, e badany obszar ycia jest w


swojej formule doskonaym spenieniem zasady, e im wyej stojca na
drabinie komplikacji konstrukcja ycia, tym wyraniej pokazuje si
w niej podzia na strony ewolucyjnej zmiany czyli e mona taki
proces poszeregowa ze wzgldu na osobnicz pe. W konkretnym, tu
omawianym przypadku, przybrao to rwnie zakadan przez kwantowy
model posta, i to a po detale, a po jednostkow specjalizacj tak rozrodcz, tak spoeczn.
9. Tak, zamieszczam to w raporcie jako fakt godny szczeglnego, a
wic pierwszoplanowego uwaania, e wszystkie yciowe struktury na
plancie Z - od najprostszych po najbardziej skomplikowane - stosuj
w swoich przemianach stronno powielaj schemat generalny, rytm
fundamentalny zmiany energetycznej tworzcej wszechwiat. I dotoczy
to kadego elementu ycia, cho nie w kadym jest wykrywane prosto
i od razu. Po gbszych analizach, w tym poprzez bezporednie fakty
eksperymentalne, zostao to potwierdzone.
Prbki znajduj si w zasobach i mona je porwna z modelem.
10. A to oznacza, e te obiekty s realizacj, na tym poziomie, tej
fundamentalnej stronnoci wiata, gdzie jest osobliwo skrajnego,
maksymalnego zbiegnicia si, czyli stan "ciemnego dou" oraz, to
na przeciwnym biegunie, stan skrajnego, maksymalnego rozproszenia.
W konkretnym a rozumnym konstrukcje, ktry zosta przebadany, ma to
posta jednej komrki rozrodczej, albo caego zbioru komrek. Jest
po jednej strony osi symetrii stan jednostki, a po drugiej zbir w
formule jednostki, ale tworzony z ogromnej liczby jednostek. I jest
to rzeczywicie ewolucyjnie rozoenie symetryczne wzgldem rodka
tego procesu, a po detale. Jak to zakada model i jak to by musi
w porzdnej ewolucji.
Co wicej, poszczeglne strony ewolucyjne tak zakrelonej zmiany,
to realizacja skrajnie, brzegowo pojtej rytmiki to oddanie a w
formule osobliwoci zasady przechodzenia jednostek kwantowych ze
strony na stron. Czyli maksymalne zbiegnicie si a do punktu, to
strona "eska", oraz rozbiegniecie si do "chmury kwantw, to strona
umownie nazywana "msk". Odbicie nadrzdnego schematu jest tu wrcz
uderzajce to skrajne osobliwoci w skali konkretnych osobnikw i
ich reakcji.
11. Co istotne (a co udao si tylko zbada wstpnie i oglnikowo,
co nie moe dziwi), to rwnie historia, etapy porednie osobniczej
ewolucji, ale rwnie i ewolucja zbioru tych osobnikw e to si
wpisuje w rytmy kwantowo istotne. e ta ewolucja musiaa si jako
powiza tymi rytmami z lokaln gwiazd i z rytmem tworzenia si w
ukadzie zalenoci, to zrozumiale, to naturalne inaczej adnego
obiektu do bada by nie byo. Ale e te konstrukty swoim istnieniem
wpisuj si we wszelakie rytmy wyszego rzdu to, i chc to mocno
podkreli w raporcie, to jest due zaskoczenie. O ile wiem, a takie
pene dopasowanie do reguy, to jest notowane pierwszy raz to ma
znamiona szczeglnego wyjtku.
Nie jest pewne, czy wynika to z tego faktu, e ta ewolucja biegnie
i istnieje - czy dlatego istnieje, e zawiera si w tych rytmach.
435

Ale jest pewne, e dziaa i e to wpasowanie si ma miejsce. Cykle


kwantowo wane s obecne w tym procesie, i to bardzo wyranie. I to
zarazem decyduje, e objawiajca si ekspansja w rodowisko bliskie
i dalekie lokalnych form jest znaczca. A nawet przybiera formu
wybuchu.
12. By moe, notuj to jako punkt oddzielny raportu, wanie tak
notowana ekspansja, ktra zawaszcza w sposb dramatyczny na dzi
przede wszystkim wewntrzn stref planety, e to przyczyni si do
samozniszczenia tych struktur, jednak pewne to nie jest. Moliwe i
potencjalnie oczywiste wydaje si, e ewolucja poszerzy swj teren
eksploracji o kolejne globy, tak wynika z modeli rozwojowych, tylko
na obecny moment nie jest to przesdzone. Szansa dalszego dziaania
i wpisywania si w cykle kwantowe istnieje, ale to tylko i wycznie
szansa.
Wydaje si, e zamieszkujce planet Z. byty maj tego wiadomo,
ale w jakim stopniu i czy potrafi z tej wiedzy skorzysta, to nie
jest pewne. Obserwacja zewntrzna ani nawet uczestniczca, ktr w
skromnym zakresie udao si przeprowadzi te dziaania nie daj
w rzeczonej sprawie jasnoci.
Jest potencjalna szansa, powtarzam, ale adnej pewnoci.
13. ycie jako takie na planecie Z., co nie dziwi, to przykadowy, a
nawet podrcznikowy zestaw elementw tworzcych. Nie odnosz si w
tym miejscu do starego sporu, czym jest ycie oraz co przynaley do
tak definiowanego zakresu, zreszt wyznaczony rozkazem zakres bada
tego nie uwzgldnia ale w tym przypadku nie ma z tym problemu, tu
ycie samo wrcz wazio w przyrzdy analizujce.
Tak, w tym lokalnym zakamarku wszechwiata, na tej ubocznej, a wic
te i banalnej planecie, tu w skad ywych organizmw weszy, i to
w przewidywanej skali i powizaniach, pierwiastki z "zaktka ycia"
adnych niespodzianek pod tym wzgldem.
Znw trzeba podkreli, e raport nie siga daleko w przeszo, to
pozostanie do zbadania dla specjalistw, jednak wydaje si, e taki
lokalnie tu obecny zbir potrzebnych elementw tworzcych, to skutek
wystpienia w bliskoci ich rda, jaka supernowa albo podobnie.
I wpisywania si w cykle, o czym nie mona zapomina, co w opisie
tego ycia zawsze trzeba uwzgldnia. C bowiem w oglnym bilansie
globw z nagromadzenia yciotwrczych surowcw, jak lokalizacja nie
spenia warunkw i jest poza obszarem umoliwiajcym to ycie.
14. Istotne jest rwnie to, e w otoczeniu tak zaistniaych bytw
skomplikowanych, kiedy ju dopracoway si poziomu technicznego
e w okolicy znalazy si moliwe do wykorzystania i konstruowania
z nich przedmiotw skadniki. Moe nie jest to pod tym wzgldem a
szczeglnie zasobny glob, jednak wystarczajcy.
W ogle baza materiaowa tej planety jest wystarczajca, moe nie
oszaamia nadmiarem, ale rwnie nie poraa jaowoci tak czst
w zbiorze ten glob to typowy redniak pod tym wzgldem. A take
kolejny raz potwierdza zasad, e przecitny konstrukt ewolucyjny
jest przez zmian energetyczn preferowany.
A jeeli ju o plancie mowa, to dodam, e jej rozmiar rwnie si
436

mieci w wartoci kwantowo wanej, e rotacja powiela i wykorzystuje


rytmik semkow i e trafia w wyszorzdowe cykle. e to uatwia
i warunkuje to dziaanie tutejszych organizmw, to nie ulega adnej
wtpliwoci.
15. Kod tworzcy ycie tej planety - ktry mia by analizowany dla
celw porwnawczych - zosta oczywicie poddany do drobiazgowym
zabiegom sprawdzajcym, ale okaza si na tyle zbienym z kadym,
e raport ten fakt tylko odnotowuje, zaskocze w tym zakresie nie
ma. W zacznikach znajduje si pene udokumentowanie, s prbki i
spore nawet okazy, ale niczego tu szczeglnego si nie znajduje, to
typowa wielo jednostek, ale zawsze realizacja jednej zasady. Jak
gosi znane powiedzenie z obszaru ewolucjonistw: twarz jest jedna,
ale kadorazowo inna. I tak wanie naley traktowa tutaj, czyli na
plancie Z., wystpujce realizacje kodu i poszczeglnych osobniczych
konstrukcji poczynajcych si z tego kodu. To oczywicie rnorodne
szczegow form struktury, ale identyczne zasad to wielo w
jednoci.
A sam kod to naturalnie dwie wewntrznie podwojone linie, ktre w
tradycyjny sposb splataj si i rozplataj w kolejnych pokoleniach,
znane, powszechne, opisywane. Nic tu doda nie mona.
16. Poziom kodu kulturowego oraz technicznego, co zrozumiae, by w
znacznym zakresie badany, to temat pierwszorzdny i cel misji ale
z rwnie oczywistych powodw nie mg na tym etapie obj szerokich
zakresw. - Zwaszcza e zostaa w rozkazie szczegowo zakrelona
swoboda dziaa. - A po drugie, co okazao si do szybko, lokalne
zgrupowania osobnikw traktoway w sposb emocjonalnie pobudzony i
nadmierny wszelkie przejawy i czynnoci procedury sprawdzajcej. A
to nie tylko zagraao samej misji, ale te wpywao na pozyskiwane
wyniki, dlatego ten zakres bada zosta ograniczony do niezbdnego
minimum. Wydaje si, e na badanej planecie panuje wrcz nadmierna
ekscytacja innym i potencjalnym gdzie istnieniem, wpadajca nawet
w zakres chorobliwy - a po wykonywanie czynnoci poszukiwawczych.
Jeeli uwiadomi sobie, jaka to jest niemoliwo, to te reakcje
s rzeczywicie mocno zastanawiajce. Ale wida z powyszego, e tej
oczywistoci ta zbiorowo jeszcze sobie nie przyswoia.
17. Oglnie tylko wypada odnotowa, e technologia nie odbiega od
adnego standardu dla tego typu ewolucji i dla takiego jej etapu
to atom, radio i telewizja, zacztek globalnej sieci informatycznej
i prymitywne konstrukcje badawcze, ktre s wyrzucane przestrze,
t blisk i ciut dalsz. To si zmienia, trzeba to odda, jednak nie
ma czym si chwilowo ekscytowa.
18. A kultura? C, lokalnie i jednostkowo wywoujca zaciekawienie
ale w sumie bez znaczenia. Zwaszcza jak odnie to do rnic w
dostpie do jej wytworw, odnie do niebywaego wrcz rozziewu w
uczestnictwie. e to tworzy w tej zbiorowoci napicia, ktre mog
w nieodlegej perspektywie owocowa problemami to nie wymaga ju
podkrelania, ewolucje wewntrznie niezborne musz popa w zapa
i zanikn.
437

Z ograniczonoci rodkw, ale rwnie z wyranego zakazu wtrcania


si w lokalny wiat, nie zostay podjte adne czynnoci, ktre do
niego wprowadziyby dane na ten temat. Jednak raport poddaje to pod
rozwag centrali, moe w tym konkretnym przypadku warto podj prb
wprowadzenia do obiegu informatycznego pewnych sugestii i myli. To
z uwagi na wyjtkowo tej ewolucji moe kiedy przynie podany
efekt w szerszej skali. - Co zrozumiae, taka akcja uwiadamiajca
musi by przeprowadzona z zachowaniem wszelkich ostronociowych i
dyskretnie podprogowych rodkw, ale chyba powinna by podjta. To
musi by na granicy przyswajalnoci, np. tekst literacki, gdzie i
kiedy tam w przestrze rzucone sowo, drobne i poruszajce lawin
zobrazowanie... Moe warto sprbowa tak przestrzec, moe co si z
tego wyoni w kolejnym cyklu...
19. Stan wiedzy, zasb danych o otoczeniu, ktre znakuj t planet
i pojmowanie wiata przez jej mieszkacw, to znajduje si obecnie
na poziomie bliskim poznania "zasady kwantowej". Czyli zbiorowo
tutejszych rozumnych konstrukcji moe zbliy si i osign zakres
brzegowy. To istotna, wana informacja, ktr wnosi przeprowadzony
rekonesans. Jeeli tylko spoeczno osobnikw potrafi naprostowa
wystpujce w niej chorobliwe napicia, jest szansa, e przesunie
si na kolejny poziom i znajdzie si w rejonie szczeglnym.
To tylko moliwo, ale musi zosta odnotowana z uwagi na rozliczne
konsekwencje dla bliskich i dalekich.
20. Podsumowanie.
Wytypowany do badania obszar okaza si zasiedlony yciem, i to na
licznych poziomach. A po taki, ktry umoliwia wiadomo, a nawet
samowiadomo. To w sposb szczeglny wyrnia go pord innych
ale to zarazem zmusza do pilnego ledzenia tu dziejcych si faktw
i zjawisk. Dlatego ju we wstpie sygnalizowana konieczno cigej
i pogbionej obserwacji planety Z., to wydaje si naturalne, wrcz
pilne do realizacji. I to w znaczco poszerzonym zakresie, jedna i
skromna ekspedycja z pewnoci nie wystarczy.
Nie jest naturalnie pewne, czy tubylcy zdoaj przekroczy prg i
zaczn eksploracj dalszego wiata, ale trzeba wiedzie, co i jak
si dzieje i czym to grozi. A tego bez staej obserwacji wiedzie
si nie bdzie.
Tutejsze ycie niczym nie odbiega od normy, warto jednak odnotowa,
e jest wpisane we wszelkie bodaj zasady kwantowe, dlatego wydaje
si takie dynamiczne i ekspansywne. To moe poprowadzi do zapaci
ale moe do wybuchu w rodowisko. Dzi obie drogi wydaj si tak
samo prawdopodobne. Jaka okoliczno by si nie zrealizowaa, warto
j pozna. eby by przygotowanym.
Zawsze jest moliwo, e co z tego ycia wyronie.

438

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 9.7 Ufoludki.
Motto:
"A dajcie wy sobie wszyscy, do jasnej ciasnej, z tym spokj".
Nie, osobicie adnego ufola nie widziaem, czego takiego za rk
czy inn koczyn nie zapaem. Podobno innym szczcie byo dopisao
i takowe dziwo ogldali, a nawet dowiadczali, tak mwi - ale ja w
to nie wierz, jako mi to nie pasuje. Ale nich tam, ich sprawa, nie
mieszam si.
Podobno co takiego istnieje, lata na spodkach albo talerzach i te
swoje nosy w nasze sprawy wtyka. Tak si gada, nawet telewizory to
pokazuj. Nie wiem, moe.
Tylko e, widzicie, jak si tak czowiek w temat bycia tu i tam po
caoci wdroy, a nawet wgryzie, to mu ufoludki, czy podobne, jako
tak dziwne si po caoci zdaj - a nawet zupenie niemoliwe. To
fakt, gdzie i co yjcego, a te i nawet rozumnego, gdzie takie
cu si w tej dali wszechwiatowej gniedzi powinno, nawet te oraz
inne technologie pokazywa w kad ze stron powinno - pena zgoda.
Tylko e, widzicie, to a tak prosto i prostacko, czyli talerzami,
si nie pokae. Bo nie moe.
Podejdzie na takie sowne spostrzeenie jaki kto - taki w sobie
ufno w ufoludki posiadajcy, i ten on si na powysze skrzywi, a
nawet i pokae jakie takie nieobyczajne. Czyli znaki, znaczy si.
Te i tam gdzie zostawione lady wydeptane, jakie sygnaowe "wowy"
czy inne piki na wykresach i tak dalej podobnie. I bdzie taki w
sobie wierzcy gada, e wiat to nie byle co, to kawaek dziejw i
tej przestrzeni zawiera, rozciga si do horyzontu i dalej a te
e w tym musi, z uwagi na taki rozmiar niepokonany, e musi si co
rozumem obdarzonego pokazywa. Oraz, dalej bdzie dowodzi, e jak
takie w sobie rozumne si ju wylgo, dajmy na to iks milionw lat
temu, to takie musowo si w okolic i dalej zapdzi, najpewniej te
nawet i nasz okolic odwiedzi. - Bo to, bdzie taki mwi, wiekw
w sporej iloci miao na mnoenie si i dziaalno wszelak, wic
ichna w sobie technika dalekosina, zapewne cudaczna dla nas, wic
na te skoki poprzez odlegoci niezmierzone pozwalajca. e, sowem
tak w oglnoci i pewnikiem jest, e skoro to si wszystko wiatowe
tak dugo i miliardami wielkimi dzieje - to jaka bytno musi by,
i to niejedna. I e owa bytno nas pilnie szpieguje i zerka, co my
tu sobie pichcimy - i czy te warto z nami w dyskusj filozoficzn
o bycie si wda.
I tak dalej w podobnym.
Nie powiem, logiczno w takim si pewna zawiera, czas i przestrze
wszechwiatowa robi wraenie na umysowoci na co dzie w malekim
przedziale bytujcej - jak tyle si zadziao wok, to i mogo si
rozumnie ukaza w innej realnoci. Jako i tutaj si dokonao, to i
439

gdzie oraz kiedy podobnie mogo. Czyli co w tej argumentacji si


zawiera, ona nie z listy ycze ani nawet jako w sobie zwichrowana
trzeba to pod uwag bra.
Trzeba, prawda prawdziwa, e trzeba. Tylko zagwozdka intelektualna
taka swoje w caoci pokazuje znaczenie: dlaczego nic nie wida? dlaczego nic nie sycha? Dlaczego te talerze lataj i lataj, ale
z tego adnego namacalnego poytku kontaktowego dla naszej w sobie
rozbuchanej umysowoci nie ma - dlaczego nic i nigdzie?
Sowem gdzie ci ufole si podziewaj?
C, trzeba zajrze prawdzie w oczy, skonfrontowa si z faktami i
cisz wok - trzeba talerze i ich zawijasy zostawi sobie na ten
tam deser i do tematu wrci, kiedy ju osobnicy si napodgldaj,
naznakuj t nasz lokalno cywilizacyjn i nabior ochoty sobie
pogada to zostawmy w analizie pojciowej na kiedy, a zestawmy
w jak to tabelk aktualnie posiadane ustalenia.
I tak, widzicie, trzeba zacz o tego, e jest owa cisza kanaowa,
cisza po wszelkich moliwych kanaach cznoci. Co by tu podpi
do nieboskonu, jakich by nie stosowa technicznych nowinek, cao
milczy w kadym jzyku i ani pinie. A jak nawet co popiskuje, to
szybko fachmani od naukowej roboty ustal, e to co naszego tak w
badanie wlazo - albo e przyroda nam jaki taki zudny sygna le
i o czym informuje. Tylko e tego ani rusz z rozumnym czynem owego
dalekiego innego nie sposb powiza, nie da si.
Po drugie, widzicie, w takowej tabelce zliczajcej ustalenia musi
- musi si znale na poczesnym miejscu wynik badania wiata, tego
i okolicznego, ale i wszystkich jako tam postrzeganych. e okolica
owa, a po horyzont, a po rozumnie rozpoznany horyzont e to w
sobie takie niezwyczajne. Owszem, kiedy tam, dawno to byo, wiat
sobie zaistnia w jakim tam wybuchu czy inaczej - tu mniejsza o te
detaliczne fakty - ale on zaistnia nie tak od razu znonie, tak i
przyjanie, i gocinnie. Musiao si, widzicie, co z tej zasony
energetycznej wyoni, mga materialna i pojciowa si rozrzedzia
i wntrze pokazaa - i dopiero wwczas, a dugo to trwao, mogo w
jakim tam lokalnym zgromadzeniu czego wietliste a gwiezdne, ale
te i planetarne si pokaza. Nie wczeniej, widzicie.
Ale, zauwacie, jak ju nawet i to planetarne si krcio naokoo
swojego gwiezdnego centrum, a dzi ju wiele takich kamieni wida
w przyrzdach to i w takim zbiorze adna tam przypadkowo si nie
mieci. A nawet trzeba powiedzie, e losowo zupenie si w tym
zbiorze nie mieci. Owszem i prawda, i fakt, tego materialnego gruzu
w kad stron duo i wicej, ale on ci taki jaki mao w sobie dla
rozumnoci gocinny; albo to wielkie, albo gorce, albo jeszcze na
inne sposoby odpycha. Owszem i prawda, takie co wida atwo, std
wchodzi w obiektywy i si prezentuje - zapewne za chwilk i lepsze
wiaty si naukowo poka - to wszystko prawda. Tylko e owa cisza
dzwoni alarmowo w rozumie i daje do mylenia.
Bo skoro tego tyle, skoro od tak dawna, to dlaczego nic nie wida,
440

dlaczego nic nie gaworzy w swoim narzeczu, niechby nawet i takim z


niemoebnego zbioru i nietumaczalne na nic? Dlaczego wszdzie, po
kadym kierunku cisza, brak jakichkolwiek ladw bytnoci, niczego
uchwytnego nasz wybuja metodologi techniczn albo podobn? Nic
i nic - dlaczego?
Jedynie moliwy do przyjcia wniosek jest taki, a to z zestawienia
tego powyszego wynika i si nachalnie pcha do gosu, e rwnie i
zaistnienie planetarne takie sobie byle jakie i w byle tam momencie
nie moe by.
To nie ruletka czy inny totolotek wszechwiatowy, to nie przypadek
tym zawiaduje.
To znaczy, widzicie, e jako i cao wszechwiata musi pewnego w
sobie momentu si dopracowa - czyli te atomy zbudowa, materiau
do tego materialnego rumowiska nagromadzi i e dopiero wwczas si
moe planetarny glob tu i wszdzie krci tak samo te w zbiorze
takich elementw, w zbiorowisku globw bdzie podzbir, ktry si
do zamieszkania bdzie nadawa; to tak hop i siup si nie zbiera w
sobie, to nie dowolny kawaek skay do zasiedlenia si nadaje - to
liczne strefy graniczne musi spenia. Bardzo liczne.
Znane i oczywiste, jak si co takiego w bliskoci gwiazdy ulokuje
albo w dalekoci - to nijak si dobre dla wodnistego czy podobnego
zjawiska nie okae. Albo ciepo a powyej akceptacji - albo zimno
skuwajce na kamienny ld - albo zupenie niegocinnie.
Po trzecie, widzicie, to nie wszystkie zliczenia uwarunkowa ycie
w dowolnej formie promujce - to dalece nie wszystko. A tym bardziej
takie rozbudowane i wiadome siebie ycie.
Bo spjrzcie na okolicznoci, ktre zaszy na takim ju powstaym
globie, przecie granicznych wartoci, ktre nie mog by ominite
lub przekroczone, tego jest mnogo. - A to te drobiazgi do ycia
konieczne po prostu musz tu by - a to musz znale si obok i w
odpowiedniej iloci - a to soneczko lokalne musi by wielkoci i
grzaniem w stadium i zakresie odpowiednim - a to musi by wodny lub
stay zbiornik materii, gdzie si to moe ze sob intymnie spotyka,
co by si w wiksze gromadzi - a to aktywno planetarnego budowania
si musi osign warto stabilnej i spokojnej, a zarazem jeszcze
tak w sobie nie zastygej i wychodzonej a to otoczenie i wntrze
globu musi tworzy oson przed promieniowaniem oraz pozostaym w
okolicy gruzem...
Ja tu, dostrzegacie?, tylko szkicuj te brzegowe wartoci, wielo
ich jest tak znaczna, e gowa maa. A do tego naukowi co rusz jaki
w tym zbiorze kolejny elemencik podrzucaj. Tu zerkn, wyjdzie, e
w takich okolicznociach to ycia nie bdzie, tam spojrz, to samo
a zdziwienie echem si po wszelkim tutejszym roznosi.
A i, to tak po czwarte chyba ju bdzie, jak to ycie tu si ju i
w sobie zbierze, jak si w komrk na przykad uoy, to przecie
adnego w tym pewnika, e to dalej potrafi i bdzie mogo dziaa.
Bo co walnie z hukiem, jaka nieodlega gwiazda wybuchnie albo te
z gbiny wychyli kataklizm wic owo yjce w zup si byego ju
ycia zamieni. I jest cisza po kanaach.
441

A i dalej, jak nawet ono ycie si uczepi globu i warunkw, bo ju


dobrze wiadomo, e ywe praktycznie wszelkiego czepi si potrafi,
to adnym dalszym pewnikiem nie jest, e to tak si ju gromadzio
bdzie, e kolejne ciaa, coraz bardziej w sobie napakowane, e si
one bd poczyna w takiej koysce planetarnej. I adnym pewnikiem
nie jest, e kiedy tam to pomyli o tym procesie, e bdzie temat
bada, warunki swojego zaistnienia w tabelki zestawia. - To adnym
tam pewnikiem nie jest.
A i niechby nawet takie co rozumnego si poczo i zaczo glob w
jego zakamarkach penetrowa czy to pewne jest, e poziomu wiedzy
i samowiedzy dojdzie? Nie i nie, aden to fakt pewny. A nawet i tak
mona powiedzie, e zupenie niepewny. Bo to takiemu w wdrowaniu
co si zadzieje, noga nie trafi na stabilny grunt czy moment - i w
przepa poleci; albo pobratymiec go zje na niadanie i to dalsze
w historii ju nie zaistnieje; albo nawet i zaistnieje, tylko si w
takie kulturowe i kultowe pojcia abstrakcyjne oblecze, e takiego w
jego ptaniu si po wiecie to spta, a do zatraty spta; albo te
w jakim tam momencie taki powie, bo ju bdzie gada, e mu si nie
chce dalej i usidzie, i bdzie medytowa, i rozproszy si w tej
tam nieskoczonoci lokalnej.
A nawet, widzicie, jak te wszystkie i jeszcze liczniejsze rafy na
swojej drodze ominie, jak w tym wielokrotnym slalomie yciowowanym
na adnej si przeszkodzie nie wykopyrtnie, to i tak pewne adn w
sobie miar nie jest, e takowy jakim tam czasem nakieruje w niebo
przyrzd i e bdzie nasuchiwa. Bo to w okolicy energii na takie
zbytki nie bdzie, a to zasobw i zachcenia w nim do takiego czynu
nie bdzie - a to co innego si wydarzy. Czyli chwila do kontaktu z
innym lokalnym bytem si zatrzanie na wieki wiekw.
I dalsze, i kolejne, i istotne - teraz dla odmiany waszej rozumnie
i analitycznie w gr zerknijcie w tym zestawianiu uwarunkowa, tam
si zapatrzcie w ustalaniu granic i progw w istnieniu.
Wic leakuje sobie w tym pdzie wszechwiatowym nasze soneczko z
ubocza tak jako, mona nawet powiedzie, e peryferyjnie - tak to
gosz tacy od fizyki i kosmologii.
A nie - a zupenie w tym przypadkowego a dziwnego pooenia. Przecie,
pod rozwag to sobie wecie, to najlepsze miejsce w galaktyce dla
takiego czego wrzeszczcego - ono tu si najlepiej poczyna. Bo czy
to w centrum dogodnie? Ee, adnym tam razem, tam zawierucha tak po
caoci i rodowisko takie jakby piekielne. A czy dalej w bok moe
lepiej by byo, czyli ku brzegowi zbioru? Te nie, tam ju rzadko,
zimno, niebezpiecznie. Tam i jaka kolizja z inn galaktyk czasami
si trafi, a to gwiazdy wyrywa, to rzuca nimi w dal dalek...
I jeszcze kolejne a wielce wane: wiatowo caa, wszechwiatowo
nasza tutejsza i codzienna.
Przecie sami wiecie, e wystarczy jedn cyferk przekrci o tak
tam jednostkow warto, i to gdzie tam na iks miejscu za zerem
i jest zdumienie, i jest zakopotanie, i jest po cichu sobie oraz w
zaufaniu szeptane, e to skutki niesie. Takie skutki, e trudno to
na spokojnie i w stabilnoci umysowej ogarn.
442

Bo jak ju tak cyferk podmieni, to si okazuje, e i cyferki nie


ma, i osobnika podmieniajcego nie ma, i w ogle niczego tutaj nie
ma. Jakie co si w tych wzorach wwczas kotuje, co do czego ma
si odnosi - ale to adnym tam przypadkiem dobre nie jest ani te
gocinne tym bardziej.
I jest wspomniane wielkie przeliczanie w zdumieniu i jest takie w
kolejnym emocjonalnym dziaaniu na siebie, czyli na tego dwunonego
osobnika ustalanie warunkw i jest poktnie wyraanie si, e to
dlatego tak... ech, sami wiecie.
Fakt i prawda, mwi si, e to std tak, e ten nasz wiat sobie w
ruletce wiatw najlepsze parametry wylosowa, e inni moe i te w
grze byli, tylko e szczcie im nie dopisao. Wic my teraz z tego
wylosowanego punktu, wybranego z niepoliczalnego zbioru, swoje tam i
siam analizy prowadzimy. I dlatego to zdumienie nas tak ogarnia, i
dlatego tak wszystko si dziwne zdaje.
Tak si to powiada tak si to wszystko niezwyke powysze z tej
wiatowej tabelki uzasadnia.
I co wy na to? I jak to widzicie?
Zgoda i prawda, spojrzy sobie rozumnie osobnik w gr czy w gb
i powie: nie, tu adnego dziwu nie ma, to wszystko prawa fizyczne
tak si pokazuj. Tu adnego zaskoczenia nie mona si dopatrzy,
bo nasza pozycja w tym wszystkim przypadkowa, peryferyjna, jedna z
wielkiej i nieprzeliczalnej liczby ci ona. I zawsze fizyczna, tylko
fizyczna.
Zgoda i prawda, spojrzy sobie rozumnie osobnik w gr czy w gb
i powie: nie, tu adnego przypadku nie ma, to wszystko prawa s, i
to takie gboko uzasadnione. Tu adnego zaskoczenia nie mona si
dopatrzy, bo nasza pozycja w tym wszystkim centralnie wana. Oraz
zawsze regu nadrzdn uzasadniona.
Zgoda i prawda, badanie naukowe i fizyczne, to od wiekw prowadzio
do ustalenia, e lokalizacja uboczna, e przypadkowa, e adnego w
tym ewolucyjnego dziwu, a jedynie splatanie si i rozplatanie bytw
we wzajemnym mnoeniu. Kady poznany fakt wiata uwiadamia, jaka
si kryje za nim przepastna dal, przemieszcza z centrum na dalekie
miejsce poznajcego i umniejsza w samozachwycie.
A po wiedz, e to py i pyek, e marno i nic wobec koniecznej
nieskoczonoci.
Tylko e, skoro to tak wielowymiarowo uwarunkowane, ale zarazem i
konieczno fizycznie ustalona (w swojej przypadkowoci) - to jak to
jest, e nic i nigdzie, dlaczego w kadym kierunku cisza?
Jeeli to tak nietrywialne i wymagajce spenienia ogromu zalenoci
i wpisania si w regu wiata, a jednoczenie dziejce si w takiej
skali, e dech zapiera to jak to jest, e nie daje si tu niczego
zaobserwowa? Gdzie oni s?...
I tu, widzicie, pojawia si to moje niedowierzanie - na tym si ono
zestawieniu zasadza.
443

Ale nie tak, e to trudne i przypadkowe, a wic loteria po wszystkim


rzdzi ale rwnie nie tak, e to jedyne w sobie zdarzenie, ktrym
jaka "ustawka" losowa rzdzia; ani to, ani drugie.
Ja tam, widzicie, w ufole nie wierz, mi to zupenie nie ley. Ale
nie dlatego, e ich nie ma, cho pewnie i nie ma, ale dlatego, e
owe inne byty w rozum zaopatrzone - e takowe nie kiedy poczy si
oraz dziaaj, tylko e obok nas owe bytnoci si realizuj.
Mwic to inaczej, "ufoludki" musz si w tej samej warstwie wiata
pokaza - nie wczeniej do nas, ale i nie pniej.
Rozumiecie?
Dlaczego tak? Z tej postrzeganej niezwykoci trzeba w tym badaniu
wiata wyj, bo to nie aden tam przypadek, za tym si zasadniczy
sens kryje.
Fakt i prawda, to zawsze tylko fizyczna regua obsadza, tu adnego
nielogicznego czego w sobie - ale to jest regua.
Jaka regua? e obie strony maj racj.
Na gruncie fizycznym, co podkrelam maksymalnie, zawsze tylko jako
realizacja zasady ale obie strony opisu maja racj. Byt w sobie
rozumny, takie co moe powsta w wyjtkowych okolicznociach i
to nie jest przypadek.
Fizycznie prezentuje si jako miejsce jedno z wielu i polednie, ale
filozoficznie i logicznie to punkt jedyny w dziejach - takiego nie
byo i nie bdzie.
Fizycznie nasza pozycja z boku, logicznie w samym rodku zmian.
W kadym badaniu i ustaleniu wychodzi, e to niezwyky moment, e
niewielkie odchylenie, a mierzcego by nie byo. Ale jeeli si na
ten wynik badania patrzy biernie, jako na fakt zastany, to musi to
wytworzy zdumienie, co najmniej zmieszanie. Ale jeeli wszechwiat
postrzega dynamiczne - jako dochodzenie do pewnego, rodkowego i
najwaniejszego punktu-momentu, to proces zmian przestaje dziwi i
zaskakiwa. To przemieszcza si w analizie z poziomu niezwykoci
do banalnoci. - Przecie kady proces, ktry si zacz i skoczy,
a ju wiadomo, e wszechwiat jest odcinkiem na prostej, e mia i
moment zero, i ma wpisany w siebie punkt ostatni - e w ramach tego
odcinka jest i punkt rodkowy. Wanie ten interesujcy. - Zmiana w
formule "wszechwiata" dochodzi do niego i odchodzi, jest co, co
trafi zaistnieniem w ten moment - o ile s na odlego istotn w
tym zdarzeniu konkretne elementy - albo tego nie ma. Jeeli to jest,
to w kolejnych krokach moe si dopracowa wiedzy o zmianie.
A jak porobi si tak, e w ten punkt nic nie trafi - e si spni
albo i pospieszy - to takich analiz nie bdzie mia kto konstruowa.
I nie ma problemu.
Jak nie ma analizujcego, to rwnie dylematu nie ma. Proste, banalne,
oczywiste.
I teraz trzeba to odnie do tej zapierajcej dech skali, do wiata
w jego obserwowanych i postulowanych zakresach. Przecie, zauwacie
to i uwzgldnijcie, jeeli nawet gdzie si jaki rozumny byt zjawi
444

w tym wszystkim, a pewne to nie jest, jak wyej pado - to on si


zjawi w tym samym punkcie, rwnolegle do naszego istnienia. To nie
jest ani ciut wczeniej, ani ciut pniej - wczeniej nie ma do tego
warunkw, pniej ju nie ma do zaistnienia warunkw. A to dalej w
caoci analizy oznacza, e jeeli nawet taki kto jest, to nigdy o
tym si nie dowiemy, bo on znajduje si na takim samym poziomie jako
i my si znajdujemy - prowadzi dziaania i analizy otoczenia, jako
i my je prowadzimy.
O ile je prowadzi, co te adnym pewnikiem nie jest i by nie moe.
A skoro tak, zauwacie, to te sobie ten obcy dywaguje, czy kto tam
jest, czy nie, czy myli, czy tylko peza w bocie? Bo to, e gdzie
i co peza, to w stu procentach pewnik. ycie jako takie, takie si
ruszajce i zjadajce, to wszdzie si kotuje, w kadych warunkach
si lgnie i bytuje. Ale eby poszo w skomplikowanie, w rozum - to
ju wyjtek, to trzeba w ten rodek odcinka si wstrzeli.
ycie we wszechwiecie to aden dziw - ycie rozumne to punkt.
Dlatego, jak nawet wylemy sobie w przestrze sygna albo rzucimy
czym materialnym, to zanim to dojdzie pod nieznany a rozumny adres
to tego adresu i adresata ju dawno moe nie by. A i nas take.
Mona si wysila, tego kogo szuka, na duchu si podnosi i nie
wpada w rozterki, e samotno nam pisana - jako dziaanie to ma
sens, zajmuje rce, ktre bez tego w innym kierunku by si pewnie
kieroway - ale, po prawdzie gbokiej, to my tak sami dla siebie
to robimy, ku pokrzepieniu - bo tam cisza... I tylko cisza.
ycie rozumne w ewolucji wiata to "fakt punktowy".

445

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 9.8 - Czas.
Bdc modym naukowcem na wysunitej placwce badawczej, doznaem i
dowiadczyem razu pewnego bliskiego spotkania trzeciego stopnia z
okolicznym tubylcem, przedstawicielem klasy wyrobniczej. Mwic to
inaczej, nawiedzi mnie by prosty drobnorolny agrarysta, ciekawy
wszystkiego byt ludzki.
I ten to nieskomplikowany oglnie w swojej psychologii osobnik, co
to niejeden dziw przyrody osobicie z gleby wykopuje - albo nawet i
wyrywa - zagadn mnie o spraw fundamentalnie ostateczn - o czas
mnie zagadn.
"Obiekt badawczy pikny", powiada, "stanowisko naukowe zajmujecie i
podatki moje przeuwacie", powiada, "wic mwicie, profesorku, co to
takiego czas". Taka go, rozumiecie, pilna potrzeba opisu naukowego
nasza, poznania caociowego sensu si domaga.
"Bo to, widzicie", powiada, "ja niedawno, tak z tydzie temu to ju
byo, ze szwagrem emy si znw za powane czytanie ksiek tak po
omocce zabrali. Wiadomo, czowiek jestem, wic trzeba si odchami
po cikiej robocie. - No i przy drugiej ksieczce, ktr do kropli
ostatniej emy sczytali, taki si temat by nawin w rozmowie: co
to jest ten cay czas? Wicie-rozumicie, profesorku, sobie normaln
normnalnoci to czek ju po powce ksiki tak jasno ma, e a
do lasu i po horyzont wszystko przenika, cae jestestwo niestraszne
mu w tym przegldaniu. A tu, profesorku, blada i nic - tylko t tam
ciemno za oknem wida. Szwagier niby ksztacony, pisemka rniaste
zbiera, ale te nic a nic. Jak powiadam, profesorku, nawet lekturowa
druga ksiczyna nie pomoga, temata czasu emy nie przemogli, si
nie dao. - No i w sprawie rzeczonej na odcinek naukowy dlatego tu
przychodz, wyjanienia si domagam. Mwicie, co to ten czas. Tylko
si pospieszajcie, profesorku, bo gadzina w obejciu haasuje, ju
podkarmi trzeba."
Nie powiem, ebym maorolnego w tajniki nauki z wielk ochotnoci
chcia wprowadza, zwaszcza e tak prdkociowo to miao biec, ale
w obliczu gabarytowo zwalistej postaci osobniczej oraz rozrosej w
sobie i szerokiej rcznej gestykulacji, co to w przerzucaniu materii
przernej si ksztatowaa, w temat czasu i podobnie si wgbiem.
Niech tam, wszystko dla dobra oglnego.
Czas, powiadam, to - widzicie, dobry czowieku - skomplikowane tak w
sobie caociowo zagadnienie i nie dziwi mnie, powiadam, eta ze
szwagrem tematycznie problemu nie zmogli, to trudne jest. - Powiem
wam nawet, dobry czowieku, e czas i przestrze, bo to si czy
ze sob mocno i najmocniej, e takie co od dawna, nawet od zawsze
w centrum zastanawiania si znajduje. I nie mona powiedzie, tak
do koca nie mona powiedzie, co to takiego - czy ten czas sobie
tak tyka z tej tam przeszoci do przyszoci i on zawsze jest, czy
446

tylko lokalnie si dzieje, gdzie tu lub tam - czy moe i jeszcze


inaczej. Sprawa, powiadam, zakrcona, skomplikowana i te z materi
w jej ciarze umiejscowiona.
"Wy, profesorku, wy tu mi nie o trudnociach raporty zdawajcie, ale
na pytanie, przecie proste, czym ten czas jest, na takie mwcie, i
to szczegowo. Ja tam czowiek przywizany do ziemi, w kalendarzu
obeznany, zmian w porach roku dostrzegam, wic temat jako czuj,
profesorku. Jedno z detalami si chc ku ukojeniu duszy zapozna, z
wiedz naukow zetkn po dobroci."
Nic to, trzeba wic byo spraw czasu poprowadzi, czowieka ukoi
w jego poszukiwaniu treci fundamentalnej.
Miaem niedawno, powiadam na powysze dictum osobnicze, pogadank w
miejscowym orodku przedszkolnym dla dziatwy modszej a tutejszej,
o wiecie to byo tak generalnie, to wam teraz to tutaj streszcz,
co by was, dobry czowieku, z tym i tamtym zapozna. Ze szczeglnym,
si to rozumie, nakierowaniem na wzmiankowany czas.
Rozsiad si agrarnie usposobiony na krzeseku, gow kiwa, e sens
wypowiedzi mu przypad do gustu - i si wsuchuje.
Dajmy na to, powiadam tak generalnie, dajmy na to, dobry czowieku,
e - na ten przykad - zbieracie jakie pyry kartoflane albo inne
grule ziemniaczane, temat znacie, mona powiedzie, e codzienno
wasza taka. No i ten fakt okopowy sobie tak leakuje na glebie i w
jasnoci, a te czeka zapakowania do czego tam. I teraz, czowieku,
wy tak si zastanwcie i sobie samemu w duszyczce powiedzcie - czy
on rzeczywist rzeczywistoci tak sobie ley, taki nieruchomy oraz
bez adnego tam poruszenia, czy to takie stae w sobie i w okolicy,
co? Jak mylicie?
A widzicie, czowieku, prawda jest taka, e on ci ni jak nie jest w
sobie ani w okolicy nieruchomy, adnym sposobem to nie jest tam tak
ju gboko i w sobie stabilne. Wy wystawcie sobie, e to wszystko,
co jako notujecie w swoich zmysowych patrzakach, e to pdzi, e
si zmienia, a te drga na wszelakie sposoby. Wy, dobry czowieku,
jedynie t ziemniaczan drobnic widzicie, dla was to wylegujca si
w soneczku stao i powszechna pospolito, jakim deszczykiem z
gry skrapiana - tylko e to powierzchnia i marno obserwacyjna; wy
obiekt kartoflany wrzucacie do worka, a to takie tylko dla was, dla
waszych zawsze sabujcych rejestratorw. Bo tam, w tej to gbinie
materialnej rzeczywistoci, to zmiana w kadym kierunku, i to szybka
niemoebnie.
Fakt i faktem to pogania, leakuje w waszym tym tam ogldzie takie
co - tak si zgrubnie i po zewntrznym, mao detalicznym spojrzeniu
objawia - tylko e to bd obserwacyjny jest, to po caoci w sobie
nieprawda. Tak, dobry czowieku, to faszem podszyte wnioskowanie,
mao dokadne i nienaukowe. Zmysowo wasza, czowieku, wam takiego
zafaszowania dostarcza. Oczy, znaczy si, a i inne zmysa tako, to
wam prawd w nieprawdziwy sposb przekazuje. A przecie dobre oczy
jeszcze macie, such wyostrzony te jest - ale, widzicie, tego tam
na dnie detalu w ruchu adnym sposobem nie chwycicie, nie da si to poza waszym najczulszym drgnieniem zmysowym. A czemu si nie da,
447

spytacie. I ja wam na to powiem: bo si nie da.


Tak, to najmniejsze z tych najmniejszych, takie to czy podobne, to
wasze, czowieku, w kadym kroku spojrzenie buduje, a te widzenie
umoliwia - jednak samo w badaniu si ju nie pokae; to najmniejsze
jest, takie cegiekowate i budujce wszystko jest - ale w aden dla
was sposb dotykalne.
I jest nieporozumienie - i jest w myleniu bd, kiedy tego si nie
uwzgldni w dziaaniu sczytujcym wiat w jego regule.
Wecie, dobry czowieku, pod swoj uwag i tak t gbok myl, e
ten to kartoflany ziemniak pdzi sobie w tym wiecie i adnego nie
doznaje spoczynku, bo tu nigdzie i nigdy spoczynku. On dla was tak
na tym polu czy ciernisku leakuje, czeka waszej doni - tylko e
to adnym tam sposobem nie stoi w miejscu - niby stoi, a nie stoi,
niby ley, a wdruje poprzez wszelkie wymiary wiata. A te wymiary
go buduj w kadym zakamarku. Tak to si ma, dobry czowieku.
Wic wy si teraz na to zapytacie, bo przecie si zapytacie, czemu
to tak si dzieje, czemu ten to kawaek materii kartoflanej jest w
ruchu, jak zdaje si by w spoczynku?
A no dlatego, e to wszystko pdzi - to wszystko, a po tene tam
daleki wzmiankowany horyzont, to zmiana i pd szalony. I odwieczny
pd, bez takiego tam jakiego pocztku, ale i bez takiego tam koca.
I pdzi tu, pdzi tam, pdzi wszdzie - i zawsze. Nic tylko zmiana
si dzieje, a wszystko z niej si wywodzi.
Jest tam gdzie taka kartoflana jednostka, ju najmniejsza, taka w
sobie do niczego ju dzielona, i ona tam w pustce kosmicznej sobie
z tego punktu do dowolnie innego pdzi. A pdzi dlatego, e jej w
tej pustocie nic nie moe zatrzyma - bo i jakby mogo? Prawda, e
nie moe, dobry czowieku? Tak, nie moe. I z tego wszystko si to
dalsze bierze, wanie z tego poruszania si.
Teraz przygldnijcie si wy tej pyrze ziemniaczanej - tak dokadnie
i w detalach si przyjrzyjcie. I co?
Niby ley, widzicie, e ley. Jednak w takim super i super dokadnym
spojrzeniu wida, e tu si jakie ziarenko obok pyrki osunie - tu
si co przemieci potrcone przez jakie yjtko, czy wiaterek jaki
sabiutki choby - czyli jest ruch. Tu nie ma adnego oraz nigdzie
zatrzymania - tylko ruch.
Tylko e wy, czowieku, moecie na to dalej powiedzie, e moe i na
tym polnym ciernisku to si tak dzieje - wy to doceniacie, wy si w
gleb co dnia i kadego roku w pocie czoa wgryzacie i szanujecie.
Ale przecie, powiecie, gdzie w tym dalekim czy na dolnym zakresie
musi si bezruch pokaza, co by ten i tutejszy ruch warunkowa - e
musi by stao, eby tu si mieszao, eby w gr roso i eby si
dao skonsumowa.
Niby wy i macie racj, czowieku, logika na to wskazuje, ale tylko w
najoglniejszym zakresie - w Kosmosie znaczy si. Bo fizycznie nigdy
i nigdzie, po nieskoczon w sobie wieczno adnego zatrzymania nie i nie.
To tylko tak stabilnie dla nas wyglda, a to pd - a to zmiana, e
a furczy.
448

Niby milimetr czy kawaltek z milimetra si przesunie, niby doem


wiata to jeszcze drobniejszymi porcyjkami czego si z punktu do
punktu przesuwa - ale si przesuwa, i jest ruch. Wy sobie spokj w
polnej przestrzeni obserwujecie, cisz i zastj rejestrujecie - a
nie, to zuda - to zudzenie spokojnej ciszy. Bo to ruch, wszdzie
ruch i tylko ruch.
A co wicej - rozumiecie, czowieku - to ten ruch w waszych oczkach
czy innych zmysach staoci si objawia. Wy dotykacie gleby, naszej
rodzicielki, a to tylko zmiana energetyczna w trakcie zachodzenia wszystko wzgldem wszystkiego si przemieszcza, kouje, zaptla, a
te i oddala w pdzie szalonym.
To ju poznane, naukowo zapane we wzory i przyrzdy. To, czowieku,
pdzi, pdzi std do wiecznoci. I ani myli si zatrzyma. Bo i jak
ma si zatrzyma, jak nic tego nie hamuje - jak?
Wy na to powiecie, e niech tam sobie w tej materialnej gbinie tak
si wierci, splata i rozplata, nawet po wielekro, ale wy to macie
w duym powaaniu. Bo dla was, tak to powiecie, liczy si tylko to,
e soneczko wschodzi i zachodzi, e jest zima albo lato - i e si
trzeba do tego dostosowa. I e dla was z tego jasno wynika, e taka
stao w tym jest; e wszystko pynie, ale ziemska opoka to ju w
sobie nieodmienna.
I ja wam na to powiem, czowieku dobry - e bd, e to zmienia si
po caoci; tak w gbinie, tak w oddaleniu, wszystko i wszdzie. e
nie ma nasza ziemska planetka stanu bezruchu. e identycznie, jak w
maoci to si dzieje, gdzie wam w oczka pcha si niebywaa ruchawka
jako konkret, taki np. foton, atom czy kamie - tako samo w grze,
dla tych wielkich ju wszechwiatowych atomw i kamieni, tu rwnie
postrzegacie stabilizacj, kiedy to tylko zmiana. Tylko zmiana.
Wy rejestrujcie rano horyzont i twardo tej glebowej powoki, a to
pdzi i pdzi, a iskrzy. Wy zerkniecie w niebo noc, gwiazd jedn
i kolejn wypatrzycie, w schemat gwiazdozbioru to zestawicie - a to
kouje, to przeskakuje z miejsca na miejsce, to si zmienia...
Wic wy znw si spytacie, bo przecie si spytacie, dlaczego si to
tak dzieje i jak to si z onym czasem zazbia? A zazbi si, dobry
czowieku, zazbia. I to gboko, i detalicznie, i tak fundamentalnie
po wszystkiemu.
Bo to, pojmujecie, to w tym tam Kosmosie tak si przesuwa, tam taka
ziarnista materia si z punktu do punktu przewala - i z tego, to z
tego si ten czasowy ruch bierze, tam si tak poszukiwany przez was
czas rodzi, w tym to przesuwaniu si wszystko zaczyna. Jak si co
o jednostk przesunie, a musi si przesun, przecie ju wiecie, e
nic nie hamuje, adnego oporu jedynka czego nie napotyka, to w tym
policzalna zmiana si tworzy, tu czas z przestrzeni si spotykaj
i zaczynaj. Bo "czas" i "przestrze" to wyskalowana przydatnymi wam
jednostkami zmiana.
Wy gleb sobie uprawiacie, wy kalendarz do tej uprawy stosujecie, a
to tam, w tych czeluciach mikro i drobniejszych, to tam si buduje
i zestawia w jak jednostk. Wy tutaj, w tym skomplikowanym wiecie,
449

na zegarku sekund odmierzacie, albo i cay rok, a tam po wielekro


i jeszcze po wielekro si wszystko zmieni i przemieci - wy kartofla
wrzucacie do koszyka, a tam mnogo zdarze si dokonaa - wy sobie
schabowego zajadacie, a w was, w kadej cegiece waszego ciaa, si
energia niebywaym pdem przemieszcza i smakowanie umoliwia.
Ale, dobry czowieku, na koniec wam to jeszcze powiem, i wy to sobie
mocno zapamitajcie, e tak prawd gboko prawdziw, tak z gbi
najgbszej rzeczywistoci - tak prawd jest to, e takie czasowe
czy te przestrzenne ustalenie, e to jest w was, i tylko w was. I
we mnie, i w kadym.
Tak, czasu, widzicie, przestrzeni, pojmujecie - czego takiego nie
ma, to zudzenie umysu, ktry ten taki kosmiczny pd obserwuje i go
znakuje, i rytm w nim ustala. Przecie to tak sobie pdzi od punktu
do punktu, ale e pdzi i e jest w sobie ponumerowane - to jest w
nas, we mnie i w was, czowieku. W realnoci niczego poza tym ruchem
nie ma - adnego kalendarza, adnego objanienia, e tutaj si co
zaczyna, a tu koczy.
To wy, czowieku, tak sobie ustalacie, e tu jest wiosna, tu jesie
- e tu trzeba gadzin dokarmi - e inne zasiewy robi. To wasza,
czowieku, wolna wola si tak w naznaczaniu wiata przejawia - to wy
tworzycie ten taki czas, t przestrze - i rzeczywisto.
e to si domaga, e was przymusza, e boli, kiedy takie potrci e wydaje si staoci, do ktrej trzeba si dopasowa, bo inaczej
si zginie?
Prawda, wita w sobie prawda - ale to zmysowa i fizyczna prawda.
Bo jest jeszcze prawda najwysza - filozoficzna.
I ona gosi, e jest tylko-i-wycznie ruch - nieskoczony-wieczny
ruch punktu na/w prostej. I nic wicej.
Maorolny agrarysta wolno wsta, w milczeniu poda rk i wyszed
bez sowa.
Bo chyba zrozumia, e
ewolucja biegnie prosto po liniach krzywych.

450

Kwantologia stosowana kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 9.9 Brakujca masa.
W ostatnim okresie dotary do Redakcji liczne sygnay, przekazane
osobicie i listownie, e zostao stwierdzone ponad wtpliwo - a
nawet naukowo - e w caociowym bilansie jest brak, i to wyrany.
Dlatego zaniepokojone spoeczestwo domaga si wyjanie. A proby
naszych Czytelnikw s dla nas spraw najwaniejsz.
Poniej przedstawiamy Pastwu reporta naszego wysannika, ktry
zebra wypowiedzi mieszkacw gminy Z. i ich reakcj na zagadnienie
braku masy. Po burzliwej dyskusji w gronie redakcyjnym uznalimy,
e materia nie zostanie przez nas opatrzony adnym komentarzem,
poniewa jestemy gboko przekonani, e nasi Czytelnicy nale do
grupy wyrobionych odbiorcw informacji i potrafi taki komentarz w
peni profesjonalnie na wasny uytek zbudowa. I rwnie wycign
poprawne wnioski.
Gmina Z. to cznie kilkanacie tysicy mieszkacw rozrzuconych na
przecitnym obszarze, yjcych w otoczeni gwnie pl z dodatkiem
tu i wdzie lenego kawaka zieleni. Ten kiedy istotny w krajowej
skali wze komunikacyjny, dzi niczym si nie wyrnia, z dnia na
dzie przeywa swj czas od dziesitego do dziesitego.
Wszystkie zamieszczone dane identyfikacyjne osb zostay zmienione,
na ich wyrane i stanowcze yczenie.
Pani Ania, sprzedawczyni w sklepie, lat 27.
"Czy syszaam co o brakujcej masie? Panie rektorze, tylko o tym
od kierownika sysz. Tu brak, tam brak. Czy ja mam oczy z kadej
strony, czy ja wszystkiego dojrz? Wiadomo, przyjdzie do sklepu ze
szkoy grupka, wiadomo, maolaty si krc, jeden drugiego zastawi
i haasu narobi, to jak mam upilnowa, nie upilnuj. A kierownik w
krzyk, e brakuje, i tak od razu po premii leci. Niechby tak sobie
sam posiedzia na kasie, niechby si nawykca, to pewnie adna w
gowie mu brakujca masa by nie powstaa. Kamerki? A kto tam bdzie
to oglda, zreszt to i tak niepodczone - straszy ma. Ja musz
towar rozstawi, reszt wyda, panie, ja nie mam do tego czasu, tu,
widzi pan, kolejka czeka."
Grupka modziey szkolnej, wiek okoo 10 15 lat.
"No, musowo, k..., si bierze, ley se, to si bierze, takie prawo.
No, oglne, dziejowe i sprawiedliwe. K..., pewnie, e brakuje, masy
zawsze na wszystko brakuje, masa si dzi liczy, a jak, k... jego
w d... Jeb... system!
Masa, kochany, to podstawa, apie si frajera z pierwszej czy te
drugiej, pogada odpowiednio, wyskakuj, bo jak, k..., to ciana si
w kibelku oczyci twoj buziuchn, k... jego w d..., no i taki od
razu mas na st, i ju brak zaatany. Mona, k..., si napier...
po czubek. Ten brak masy to, k..., generalnie przereklamowany, to,
451

k... pewnie tacy bez jaj gadaj, k..., bez pomylunku.


Ja, redaktor, co tam od starego o tej brakujcej masie syszaem,
to chyba w starych geesach zajeb..., o kawaki czego szo, tak? I
duo tego miao by, zom czy beton. No to si, k..., kto obowi.
Nie policzyli dokadnie, to se zabra."
Obywatel, lat 59, okoo.
"Spraw znam, nawet miaem nieprzyjemno o tym do was pisa. To,
tak midzy nami mwic, wysoko siga. Nie, adnych nazwisk, pan ma
tego wiadomo, tu wszyscy si znaj, po co nazwiska. Ale swoje w
sprawie wiem. To bardzo wysoko siga, panie, moe i magistratu, tu
jeszcze jasnoci nie mam. Ale zbadam. Ja, pan wie, musz pozna to
do koca, dla mnie to wane...
Duo tego byo, panie, mwi, e kilkadziesit procent czy te ton,
wic teraz w liczeniu brakuje. Ja tam tym zliczajcym si dziwi i
nie mog, trzs tykami. Wiadomo, jak brak, to si wadza kiedy
zorientuje, moe i wyjani nakae, a jak tu wyjani, jak brakuje.
I podobno to tak zniko z tych rachunkw, e raz-dwa - jeszcze byo
niedawno, jeszcze si podliczenia zgadzay, a tu ju nie ma masy w
iloci ogromnej. I to skutkuje, to musi skutkowa.
Tak, panie, ja swoje tam wiem, rachunki si zgadzay, miao by tak
a tak, albo si miao zapada, albo wybucha a tu brakuje, duo
za duo brakuje... Zrobili jaki kontrolny eksperyment i im wyszo,
e manko w ksigowaniu. e jako zaobserwowa si daje tylko cztery
procent z caoci potrzebnej do zgodnoci bilansowej. - Podobno si
gdzie jeszcze trzydzieci dwie procentowe jednostki znajduj, tak
to sycha, podobno to si znajdzie, jak gdzie poszuka - ale tej
wielkiej masy to brak, na amen brak.
I nawet nie wiadomo, panie, tak mwi, co to byo, ciemno tak po
caoci informacyjna to skrywa. Tak, prbowaem i prbuj, mwiem,
e dla mnie to istotne, ale tylko ciemno wida... Tak, napisz i
powiadomi. Jak przenikn, to zawiadomi..."
Kierownik punktu magazynowego, Krzysztof W., lat 37.
"I pan, niby powany czowiek, w takie wierzy? Kto panu to mwi, i
co?... Taa, domylam si kto. On tu zawsze mci, nos i caego ryja
w nieswoje wtyka. Tu wszyscy go znaj, wiadomo, co za jeden. On w
tamtej przeszoci to mia posad, a pniej go spucili, i teraz
si, redaktor rozumie, si na wszystkich wyywa. Na emeryturze, czas
ma, to si na porzdnych ludziach mci.
Ale ja si nie dam, ju nawet wyliczenie do kierownikw posaem,
pokazuj, e wszystko si zgadza, e te ubytki to pozorne takie w
sobie s, bo przecie wszystko si w dokadnym liczeniu wagowo, te
i w ogle zgadza.
Bo to, redaktorze, niech pan zobaczy, tu jest zestawienie, ksigowa
po nocach robia. Kobieta sobie od piersi dziecko odstawia, eby
policzy, punkt po punkcie rwnaa, zestawiaa - i wszystko si do
ostatniego zgadza. Jedno jest, a e tam z rnego si skada? Tu
zawsze, w magazynie, wszystko mamy. Papa jest, beton jest, nawet i
gwodzie mamy takie i inne, niczego nie brak.
Ja tam wiem, jak jaki nieobyty z magazynem za liczenie si zabierze
i swoje porzdki matematycznie chce uprawia, to mu si bilans nic
a nic nie zoy. - Niby, dajmy na to, policzy kawaki materii, co to
452

pan je widzia przed magazynem, te betonowe klocki. I jak, pan to


sobie myli, e wystarczy tylko byle ucznia na praktyce posa, e
on sobie kreseczki na karteczce poznaczy i e ju pan wie, ile w
realu tych klocuszkw ley? Jeeli pan tak, redaktorku, myli, to
pan si grubo myli. Praktykant moe i poprawnie te kreski poustawia
i podliczy na kalkulatorze, tylko e to adna tam, jego ma, prawda
i gboki sens magazynowy. Nic z tego.
Pan si dziwi, a tak wanie jest. Bo jak si w rozpisce klocuszki
zamieni w jednostki, dajmy na to, gwodziane, za takie co uzna w
zliczaniu rachmistrz owe fakty, to jak pan kuma, co wyjdzie w takim
zestawieniu dla kierownictwa? Nadmiar, nadmiar gwodzi, bo wszak w
klocuszkach masa, e ho-ho. Ale zarazem brak klocuszkw si pokae
w ich masie, cho ilo ich bdzie taka, e nie przeliczysz. Niby
tylko przestawi si kilogramy z iloci, a to magazynowo zdarzenie
banalnie czste, i tam w wyliczeniu, tak hop-siup, ma pan brak lub
i nadmiar czego.
Nie, redaktorku, w takie zliczenia to pan nie wierz, tu trzeba si
dogbnie w zawarto magazynu wgry, metod zliczania pozna i
na kocu winnego za brakujc mas szuka. Inaczej tylko mtlik w
epetynie pan bdziesz mia."
Grupka modziey szkolnej, wiek okoo 10 15 lat.
"K..., by pan u tego szmatawca? No, ja jebi..., po co? Przecie
to kawa ch..., goni mnie kiedy, to wiem. Zaszem tam, patrz, co
by nie poyczy, a ten od razu z jap, ebym si, jego tam taka i
owaka - sownie popdzi z magazynu.
Jego stara te tam robi, za ksigow zapier..., podlicza mu takie
papierki, dlatego mu si musowo to zgadza. Panie, eby wiedzia,
jakie on przeway w tym magazynie odstawia, ojciec gada, e tylko
stwrca jeden wie. Wino w wod zamienia, mona powiedzie...
Zrzucisz si, kole, na browara? ..."
Gospodyni domowa, pani Zosia, wiek nieokrelony.
"Ja si takimi gupotami nie zajmuj."
Gospodyni domowa, pani Zosia, wiek nieokrelony. Po chwili.
"A wie pan, niech pan poczeka, co panu powiem. Pan jeste jeszcze
mody, chyba nawet wygldasz na inteligentnego. Wic ja si dziwi,
e pan si takimi sprawami chcesz zajmowa. Czy to nie ma innych w
yciu tematw, masz pan dzieci? To trzeba si zaj, przecie tera
w szkole wymagaj, takie supki czy prezentacje trzeba robi, tym
si pan zainteresuj, a nie mas. Masa mas, brakuje jej czy nie, a
to tak bez znaczenia - to adne znaczenie, jak trzeba dzieciaki do
klasy z klasy przepcha. Pan mwi, e jej duo brakuje, a czy kto
mnie pyta, ile mi brakuje do listonosza? Pienidze na teleskopy i
takie badziewie wydaj, gwiazdy sobie podgldaj, a tu czowiek si
renty nie moe doczeka, na najmniejsz nawet mas zakupow forsy
brakuje.
Panie, pan to rozumiesz?"
Pracownik przychodni rejonowej, moliwe e lekarz, wiek redni.
"Pan w jakiej sprawie? Dzi ju nie ma przyj, limity wyczerpane
do koca roku, adnych bada, adnych skierowa. Prywatnie, pan z
453

prywatnym interesem? Mona, ale krtko... Co wiem o brakujcej - o


co pan pyta konkretnie? Jaka masa? Masa czstek, masa tabletek, a
jeszcze syszaem o masie promieniowania, o to chodzi?
Nie mam zdania, mwiem, e si spiesz. Duo jej brakuje?... Nie
dziwi si. Przy tym zarzdzaniu, to, powiem panu, szedziesit, a
i nawet dziewidziesit procent to i tak dobry wynik. eby pan
wiedzia, czego tu brakuje, to tylko zapaka. Gdybym to ja mia te
cztery poznane procenty, to, powiem panu, nie narzekabym. Co mi po
tym, e tego brakuje, jak w garci jest co, i to na cztery procent
tylko pozazdroci.
Tak fizyka ustalia? Moe, nie mam zdania. I to wszdzie brakuje,
tak do horyzontu? Mwiem, nie dziwi si, wszdzie zodziej siedzi
na zodzieju i zodziejem kieruje... Papierki ty wypeniaj, sam o
wszystko zadbaj, a jeszcze trzeba pacjentw przyjmowa, pan sobie
to wyobraa, pan wie, ile to wymaga masy pracy. To wszystko takie,
e czowiekowi rce opadaj to tak zarzdzane, e ...
Spiesz si..."
Nauczyciel xyz, wiek zastrzeony.
"adnych danych, tak pan mwi, zgadza si? Dobrze powiem, co na
ten temat wiem. W szkole kiedy taki jeden kretyn, co to myli, e
jak si naoglda programw o kosmosie, to ju wszystko wie, kiedy
o ten deficyt masy w wyliczeniach zapyta. Zajrzaem z ciekawoci
do internetw, to wiem...
Ale bez nazwiska, pan gos zmieni, tak pan mwi... Pan wie, dzi
w szkole to ciany maj uszy, albo co nawet na gow wetkn, po co
mam si naraa. Wisi co nad tablic, niech wisi, ja tego tam nie
zawieszaem, mi to niepotrzebne, bo ja w takie nie wierz, ale nie
bd te zdejmowa i racji naukowej uzasadnia. Do emerytury nieco
jeszcze zostao, kuratorium co chwila sprawdza, wic po co wychyla
si wypowiedzi. Swoje zdanie o tym braku mam, ale to tak pomidzy
nami, bez nazwiska.
Generalnie to do modziey nie mam zastrzee, czasami tylko nieco
haasuj, wiadomo, musz si wyszumie. A i niekiedy trafi si te
taki, co to o fizyk, o kosmos, nawet o filozofi spyta, jak w si
w domu co przypadkiem trafio w komputerze. Tak, serio mwi, tak
si niekiedy dzieje. - Podobno to dla takich si w szkole czowiek
mczy, podobno to sl ziemi, czy jako tak. Nie wiem, moe, ale to
mczce, pan rozumie. A za nadgodziny nie pac, sprawdziany te w
ramach pensum. Trzeba ich na wycieczk gdzie zabra, do kocioa
zaprowadzi, bo przykazanie subowe, sam pan rozumie, e nie ma w
tych okolicznociach czasu na czytanie i zgbianie...
Ale o tej masie - mwiem, to akuratnie wiem. To wynika ze sposobu
poznawania tego kosmosu, jak si patrzy dugo i daleko, to co si
wyjawi. I to tak wyszo, w skrcie oczywicie mwi, bo sprawa na
ca lekcj, a nawet dwie w szczegach do obgadywania - wyszo, e
widocznego w dowolny sposb to tylko cztery procent. A reszta tak
w sobie ciemna, nie rozkminiona. Niby wiadomo, jak jeszcze do tych
czterech jednostek doda kolejne trzydzieci dwie, ale to tylko na
dzi tak si mwi, bo nikt ani kawaka z tego kawaka nie ujrza i
nie pomierzy. Badaj i badaj, masa caociowo zliczona, bo adna
w tym trudno, ale co to jest, gdzie jest, dlaczego takie jest
tego nie wiadomo.
454

A najbardziej w zmieszanie, przyznaj to, wprowadza ten ostatni w


bilansie kawaek, te szedziesit cztery procent. To tam sobie ci
naukowi nazwali 'ciemn energi', nawet opisali, e to ujemnie si
zachowuje, czyli cinie na wszystko tak, e to si oddala, tak si
wszystko od wszystkiego oddala, a w rodku dalej normalne warunki
panuj niby to obeznane w ich ujciu, ale zarazem zupenie ciemne
i nieznane. Niby wiadomo, co to jest, a nic nie wiadomo.
I tu, pan widzi, jest potrzebne zastanowienie, std ja si nad tym
zastanawiam. Nie, nie wiem, co to jest, jednak si zastanawiam. Bo
skoro tyle tego potrzeba do caoci, skoro my tu tak tylko na cztery
procent widoczni, a reszta nas to ciemna to, pan rozumie, jest i
wane pytanie: czym my jestemy? Czym ta brakujca masa jest? Pan
rozumie, to istotne zagadnienie."
Proboszcz gminy Z., Andrzej S., wiek 63 lata.
"Witam przedstawiciela mediw, pan z jakiego? A, znamy, znamy - pan
tu ju kiedy by? Nie? Moe co myl, ale mam wraenie, e znam i
zapamitaem pana redakcj. Tak, prosz pana, rednio mi si tamta
wizyta w pami wrya...
Pan interesuje pogld kocioa na temat brakujcej materii, dobrze
zrozumiaem? Prywatnie nie mog, moje zdanie si tu nie liczy, tak
powane zagadnienie nie moe by prezentowane przez byle proboszcza
na placwce. Jak zreszt i adne inne, zgoda przeoonego musi by
oczywista i jasna. Gdyby pan wiedzia, co ludzie opowiadaj w czas
po temu dogodny, ech, szkoda gada. To i owo si wie w sprawach, tu
u nas si nic nie ukryje. Nie, nawet oglnie nie mog nadmieni, to
wykracza poza moje uprawnienia.
Ale jeeli o t ukryt w wiecie cz, materi, jak pan powiada,
to dla mnie adna nowo, dla mnie to oczywisto. Nie, z fizyk i
podobnie to ja si teraz nie stykam, w seminarium co o tym byo, a
to dawno byo, wic nie jestem na bieco, pan rozumie. Ale to nie
jest nic niezwykego, dla czowieka obeznanego z odchyleniami, a to
w wiecie norma, nie jest dziwne, e brakuje - i e to zarazem te
warunkuje tutejsze i e naukowi si gowi. Ja nie wiem, jak w pana
wiatopogldzie to si prezentuje, ale w moim tylko potwierdza to,
co od zawsze wiedziaem.
Ale, wie pan co, dla pewnoci zapytam jeszcze o t mas Eluni, to
nasza droga katechetka. Ona wszystkie nowinki ledzi... Nie odbiera,
pewnie lekcj prowadzi. Mwi panu, jaka to inteligentna dziewczyna,
i mia, i jaka posuszna, o co poprosi, to zrobi. Ju trzeci rok
uczy, a adnej skargi na ni nie powiem, cudowna. Te uczniowie za
ni w ogie skocz. - Bo nasza modzie, panie redaktorze, zawsze w
kociele, kulturalnie si ukoni, dobrym sowem si podzieli, pomaga
wszystkim, przecudowna... Modym adna masa w gowie, brakujca czy
nie, to ich nie interesuje...
Nie, nie myl, eby to nauka kiedy wyjania, jest przecie tu i
teraz, ale jest te zawsze i wszdzie i tego dalszego 'wszdzie'
naukowo sign nie sposb. Tu naukowe dziaanie na nic..."
Burmistrz gminy, Pawe Ryszan, lat 38.
"Trzeci kadencj ju jestem burmistrzem. W ostatnich wyborach, na
co panu - panie redaktorze - zwracam szczegln uwag, zdecydowana
wikszo gosujcych mieszkacw naszej piknej gminy popara moj
455

skromn osob. Trzecia kadencja zobowizuje, pan redaktor rozumie,


nie mog sprawy, ktra pana tutaj sprowadza, pozostawi tak sobie,
bez wyjanienia. Oczywicie pewne sygnay docieray ju do mnie i
wczeniej, nawet podjem kroki wyjaniajce, ale od razu powiem,
e niczego nagannego weryfikatorzy si nie dopatrzyli - tu nic nie
jest pod paragraf czy tylko niedbalstwem. Nie, panie redaktorze, w
tym wszystkim adnej dziwnoci nie mona si dopatrzy.
Potwierdzam, jest rozpoznany ubytek masy. Widoczne to szczyt gry,
a skryte, mniemam, e tylko chwilowo skryte przed czujnym okiem, a
to komisji sprawdzajcej, ktra niebawem zostanie powoana, a to i
szerokiej opinii naszego spoeczestwa, e te dziaania, ktrych w
urzdzie naszym jestemy inicjatorami, e to przyniesie podane i
owocne skutki. Osobicie jestem tego pewien, wiem bowiem, ile ju
zostao w to zaangaowanych rodkw i ilu si nad zagadnieniem tego
braku masy w zbiorze zajmuje powanych, wielkich umysw naszej, w
sumie przecie niewielkiej gminy. Ale wiem zarazem, e pragnienie
przejrzenia, przewietlenia, wyliczenia prawdy jest ogromne, nie ma
w nas, ludziach std i teraz, woli ukrycia gbokiego sensu, ktry
w tym braku si zawiera - wicej, jestemy wrcz przekonani, e fakt
wyjanienia tego denerwujcego ubytku, ktry przecie nie jest tak
po oglnym liczeniu ubytkiem jestemy przekonani, e to blisko i
bardzo ju blisko sukcesu, e on czai si za przysowiowym bliskim
czy nieco dalszym rogiem, ale e ju go czu, e jest tu-tu, i e
go wypracowujemy w znoju codziennym.
Panie redaktorze, ja wiem, e s malkontenci, ja takich znam, moja
trzecia kadencja z woli spoeczestwa za mn stoi, dowiadczenie w
tych latach zdobyte tu przed panem si rozpociera i ja z takiej
perspektywy teraz do pana mwi, a wiem, co mwi, e poznanie tej
brakujcej masy to tylko kwestia najbliszego czasu, e to si tu
dokona, bo musi si dokona. Jak si czowiek obdarzony woln wol
i silnym postanowieniem dojcia prawdy w temat zaperzy, to nie ma
zmiuj, dojdzie prawdy, jaka by ona tam nie bya. Najgorsza prawda
lepsza przecie od pozostawania w bdnym, chorym pogldzie, pan to
przyzna, pan to potwierdzi.
I ja jestem pewien, e nasi na pierwszej linii stojcy mdrcy, nasi
najlepsi synowie tej ziemi, i crki, crki te, e oni pospou i w
zgodzie dojd tego brakujcego elementu wiata, e obwieszcz nam w
specjalnym ogoszeniu, a my, burmistrz gminy, to opublikujemy, bo to
przecie nasze zadanie i nasza powinno.
My wiemy, panie redaktorze, e pogld na brakujc mas jeszcze w
szczegach nie zosta uzgodniony, e trwaj dyskusje, co do tego
zakresu zaliczy, gdzie szuka tylko e to drobiazgi, mao wane
z naszej wiey widoczne szczegy, ktre na pewno zostan szybko i
pewnie ustalone to nie jest temat dla nas. My, panie redaktorze,
uwaamy, e najwaniejsze jest ustalenie, e istnieje w poznawaniu
wiata brzeg, ktrego fizyka samodzielnie nie signie, e to mona
w porozumieniu z filozofi wypracowa i e to jest do wykonania.
Dla nas nie ma adnej wtpliwoci, e brakujca masa to rwnie w
caoci masa, tylko inaczej cinita, podprogowo obecna, ale te
wpywajca swoim istnieniem na tutejsze zachowania. Dla nas, panie
redaktorze, to oczywisto."
Grupka modziey szkolnej, wiek okoo 10 15 lat.
456

"Co, i u tego dup... si zakrcie? Nie, ale z ciebie frajerowaty


gociu, takie byle bzdetne nasuchiwa, jego k... ma. Pac ci za
to chocia treciwe siano, przecie tego si bez rzygania za darmo
nie strawi. Zatwardzenia na umyle mona dosta.
Nie ciemniaj, podpuci ci, bajerem owin wok palca, k... jego
owaka, frajer z niego, ale gadane ma. Powiesz mu temat, to lekcj
nam zajmie, a e dalej nic nie wiadomo w temacie, to jego, k...,
taka urokliwo."
Nauczycielka, matematyczka, na emeryturze.
"Nie, moe by pod nazwiskiem, Janina S., mam emerytur, to si nie
boj.
Syszaam, a jak, syszaam. Mwiam, mam emerytur, zaj ju nie
prowadz, czasami jakie korki si trafi, bo sam pan wie, jak si
teraz uczy w szkole, szkoda gada. Zamiast prosto i przystpnie, z
nakierowaniem na ucznia, to wymyla si - szkoda gada. Przyjdzie i
rozsidzie si na stoku nowy minister, to od razu zmiana za zmian
si szykuje. Szkoda gada.
O brakach w kosmosie syszaam, telewizj ogldam - na emeryturze
jestem, mwiam. Ale dla mnie ten brak to nie brak, tylko bd tej
metody liczenia. Nie inaczej, panie redaktorze. Owszem, naukowcy, a
przecie to sami utytuowani naukowo si wypowiadaj, oni sobie t
materi tak ponazywali, do tego a tego j miejsca uporzdkowali, i
maj racj. Tylko e to w przeliczeniu wyglda inaczej, to wszystko
jest w sobie materi, tak oglnie i filozoficznie mwic - i to si
na cao liczon zbiera. Ale jak uparcie si trzyma swego i nie
uwzgldnia, e to wszystko masa - niewane, jak si to nazywa, na
przykad 'atom', 'elektron', czy 'foton' - to pniej takie kwiatki
obliczeniowe musz wyj. Czyli, e brakuje w bilansie wikszoci.
Ale, po prawdzie, fizyka sama si w taki lepy tunel zapdzia, bo
si we wzory zapatrzya i braku wyjcia nie dostrzega. A to jest i
tak, e cho fizycznie to lepy tor, skoczony, to jednoczenie w
bliskiej odlegoci jest drugi, rozumowy i on otwarty do dalszego
dziaania. Czyli jeeli fizycznie tego 'eteru' nie mona sign, to
nie znaczy, e go nie ma, bo jest - tylko inaczej, inn drog mona
si do niego dobra.
Jak? Powiem, na emeryturze jestem, to pewnie, e powiem, co mi tam.
W filozofii trzeba szuka porady, tam jest rozwizanie. W filozofii
albo w Fizyce, bo to te tak mona zapisa. - Czyli e brak to si
okae tylko takim dla nieostrego obserwujcego osobnika. Z jego, z
tego zakresu si wywodzcym przyrzdem tak to bdzie si pokazywao
kiedy prawd jest to, e tego sign tym badaniem nie sposb, bo
to poniej progu badania. Warunkuje badanie, brzegowe jednostki to
wszystko buduj, ale rwnie i badajcego, i przyrzd. Tylko e same
s nie do poznania."
Pracownik akademicki, przypadkowo na delegacji w gminie Z., 50 l.
"Mio mi. Nie, wol anonimowo, sam pan doskonale si orientuje, e
aktualnie w naszym piknym kraju doszo do, nazwijmy to delikatnie,
pewnego zamieszania, wic trudno powiedzie, w ktr stron dalej
to si potoczy i jak wiatr zawieje.
Sucham - a, nurtuje pana zagadnienie ciemnej energii i zwizane z
tym pojcie ciemnej materii, dobrze zrozumiaem? To prawda, e tu
457

rwnie chodzi o tak zwany efekt 'brakujcej masy', ale - wyra tu


swoje prywatne zdanie - temat jest nadmiernie eksploatowany, nawet
sta si, jak widz po paskich pytaniach, gorcy dla tak zwanego
spoeczestwa. Do pewnego stopnia susznie, cho snu z powiek nie
powinno to naszym rodakom spdza.
Dlaczego susznie? Poniewa ten efekt, bd si upiera przy takiej
nazwie - to jest obecne wszdzie, w kadym tu i teraz. We mnie, ale
i w panu, w dowolnie przez nas rejestrowanym elemencie realnoci. To
nie gdzie daleko albo brzegiem wiata ta tak zwana brakujca masa
daje o sobie zna oraz nie tylko tam wpywa na zjawiska, ale kady
punkt wiata jest ni podbudowany. Pan widzi kamyk, naukowiec sobie
w laboratorium bada atom czy jeszcze mniejszy fakt, a to tylko, po
caoci liczc, widocznego jedynie cztery procent. Wic mona si w
tym momencie zaduma, gdzie reszta, czym jest reszta? Powtarzam, to
odnosi si do kadego skadnika dostpnego fizycznie.
Ale, to po drugie, nie ma czym si przejmowa, poniewa ten brak w
bilansie masy jest przecie od zawsze, by, zanim si pojawilimy,
jest aktualnie i bdzie dugo po nas. Nie wiecznie, wszechwiat
w jego zmianie jest skoczony, ale jeszcze podziaa. A skoro tak,
to sprawa nas dotyczy realnie, ale niepokoi nie musi.
A z czego wynika ten stwierdzony brak? Dlatego prosiem o rozmow
bez danych personalnych, e to moje prywatne zdanie, podbudowane i
logicznie niesprzeczne, ale dzi jeszcze podprogowe wobec zakresu
o cechach powszechnoci...
Ot wynika to z postrzegania i rozumienia wiata jako takiego - i
fizyki, to ju w wszym zakresie. Jeeli obserwacja ogranicza si do
potocznie rozumianego 'namacalnego', czyli jako tam dostpnego w
pomiarze i przyrzdem to 'dalsze', cho jak najbardziej obecne w
realnoci i t rzeczywisto unoszce niczym pyek na grze e w
tym badaniu tego dalszego nie moe by. Tak po prostu. I zliczajc
po caoci mas, uzyskuje si zasadniczy brak - poniewa w licznie
wikszo 'gry' wej z zasady nie moe. Jest nieobserwowalna, to
po pierwsze - a po drugie, nie przyjmuje si, nie uwzgldnia si w
analizach myli, e moe istnie dalsza, niewidoczna - i niemierzalna
- cz owej 'gry'.
Z czubka gry wida kawaeczek, pozornie cao i wszystko. Tylko e
to pyek wobec caoci..."
Grupka modziey szkolnej, wiek okoo 10 15 lat.
"Kurwa ma!"

458

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 10.1 - uwaga!, To.
Pewnie wiecie, a jeeli nie wiecie, to wam mwi, e najwaniejsze
- takie najwaniejsze z najwaniejszych w obserwacji jest to. Nie
adna tam jaka faktograficzna jednostka obserwacyjna, nie aden tam
lokalny atom czy wszechwiatowy element czsteczkowy (albo nawet i
zbiorowy), ale to to - czyli dopenienie do tej obserwacji jest w
swojej istotnoci gwne.
Tak, nie zerkajcie wy na mnie dziwnie, to prawda sama swoj gbi
prawdziwa. To to, pozornie nic istotnego i zbdnego w postrzeganiu,
to jest centralnym elementem poznawania oraz dziaania - tak ju po
caoci dziaania.
Przecie, wecie sobie pod uwag - jest takowe pytanie na wstpnym
etapie tego zastanawiania si: dlaczego co wida? I co to znaczy,
e wida?
Niby nic was nie zaskakuje, niby temat znacie. I ju pacholciem w
szkole wiata bdc rozebralicie to na czynniki pierwsze i tako
temu elementarnie podobne - czyli na takie tam, eby to!, elektrony
czy inne fotony. I jest jasno, i jest widoczno po daleki wiata
horyzont. A nawet dalej.
I spokojna wasza ysiejca albo rozczochrana.
A ja wam na to powiem w zapamitaniu, w takim gbokim analitycznym
precyzowaniu otoczenia na kadym jego poziomie, e si mylicie, e
w waszym ujciu tematyki obserwacyjnej brak wanie tego ta - tej
najwaniejszej skadowej wszelkiego wyrnienia. I mylenia, co z
si wielk wam poddaj pod rozwag, bo przecie i wasze pomylunki
wszelakie dlatego w tyme wiecie si sprawuj, e odniesieniem jest
to.
Nie inaczej - wy moje dopenienia zmysowo realne i wirtualne - nie
inaczej, tylko to musi si znale w centrum analizowania.
Fakty niech tam sobie i bd, fakty dawno ju zostay ponazywane, a
nawet w lokalnych zakamarkach wszechwiata obmacane, ale teraz czas
przychodzi, co by z ta wanie owo to wydoby i na pierwsz lini
je rzuci - na scen pchn oraz owietli logicznym promieniem. Po
co? eby zrozumie.
Tak to idzie, tak to musi teraz i - bez tego kroku ani rusz.
Ja swoje, wy swoje, niech to. Ta za nic pod uwag bra nie chcecie
i krzywicie si, i machacie rczkami na nieistotne waszym zdaniem
(tak po caoci idc) to - ech, wy.
To ja wam na to teraz z grubego argumentu wypal, o wzmiankowan tam
powyej moliwo widzenia zahacz. Jak to jest, pytam si was, e
wy sobie otoczenie ogldacie, taki i owaki fakt fizyczny mierzycie
lub tylko w zadziwieniu czy tam zachwycie podziwiacie? - Dlaczego i
jak, i czemu takie patrzakowe eksperymenta s moliwe?
Co, nie wiecie - to ja wam powiem. - Bo jest to, ono to widzenie w
kadym kierunku umoliwia.
459

Wy sobie jaki tam konkret w otoczeniu wyrnicie - i go badacie w


dowolny te sposb. I co, to tak prosto wyglda? - tylko fakt i nic
poza tym wanego? Zastanwcie si, czy ten postrzegany konkret to
ju wszystko, tak po caoci wszystko?
Nie, drodzy wy moi - nie i nie, to dalece nie wszystko. A nawet tak
zupenie mao.
Bo najwaniejsze w tym waszym spojrzeniu jest to, czego nawet nie
dostrzegacie, czego nie uwzgldniacie - to, zakres do wyrnionego
dopeniajcy. Dlatego co wida, czyli e jest fakt, e istnieje do
niego dodatek, owe to - po prostu rne od niego otoczenie. Wida
konkret i dla was to ju wszystko, jednostka oraz cao (i niczego
wicej nie potrzebujecie do analizy) - a to bd w ocenie. Powany
bd.
Bo dlatego moecie to "co" pomierzy, dlatego moecie owo "co" do
czego innego odnosi - dlatego moecie taki czyn badawczy wykona,
e jest wzmiankowane i konieczne to. Jego, podkrelam, pozornie w
tym dziaaniu i eksperymencie nie ma, dla was liczy si tylko owo
widoczne, na nim skupiacie swoj uwag w peni - ale moecie tak w
zapamitaniu czyni, poniewa jest do wyrnionego stan ta, wasze
obserwacyjne akty s dlatego moliwe, e jest pozornie zbdne, tak
po caoci w waszym badaniu niepotrzebne to.
Wy sobie gr, kamie czy osobnika rejestrujecie, ale to w caoci
mao - zupena mao wobec tego, co si na taki fakt po caoci
gromadzi.
Wy sobie, kochani fizyczni i do fizyki wszystko sprowadzajcy, taki
jaki element w wiecie ustalacie - ale to, po prawdzie, na chwil
z ta wyrosy ponad poziom badania fakt, tylko ciut si pokaza - a
dla was to ju wszystko, niczego wicej nie dostrzegacie - i nawet
niczego wicej nie chcecie dostrzega - i nawet to "wicej", czyli
to, za zbdny, odrbny, niepotrzebny i komplikujcy poznawanie te
po caoci fakt uznajecie. I to wasz najwikszy bd.
To wasze, wy moi eksperymentatorzy, zawsze chwilowe i mgnieniowe w
sobie wyrnienie w jednostk - to wasza rzeczywisto oraz wszystko
doznawane i poznawane - wszystko, czym dysponujecie i wszystko czym
si zajmujecie. Ale to dalece nie wszystko.
Zafiksowalicie si na jaskrawo widocznym obrazie, a szare lub ciemne
to pomijacie w spojrzeniu - badacie tre sygnau, a dopeniajc
"cisz" renormalizujecie z ujcia lub traktujecie za szum i chaos.
Dlatego nie dziwcie si, e wasze spojrzenie okazuje si nieostre,
spnione, powierzchniowe - poniewa to badanie, poniewa to sposb
prowadzenia pomiarw (postrzeganie) jest powodem takiego "widzenia"
wiata. Dlatego gubicie si w tak budowanym szkicu rzeczywistoci,
dlatego musicie losowo wprowadza do przelicze, dlatego wszystko
ze wszystkim wam si czy, a wyjcia nie wida.
A dlatego tak si dzieje, e to wasze uomne, niepene, odrzucajce
to spojrzenie w uudnym kierunku was prowadzi. Ju wiecie, e co
jest nie tak, szukacie drogi wyjcia, jednak nie wiecie, gdzie si
skierowa. I to jest wasz problem, nie wiata w jego zmianie. Wida
wszystko, prawda, ale to daleko nie wszystko.
460

eby wasze skoatane - lub uwizione w abstrakcjach - spojrzenie na


otoczenie wyprostowa, eby nakierowa w kierunku logiki i ta, ja
w wasz stron przykadem rzuc, natur si w jej biologicznym ju
zakresie podepr. - Czyli, tak przykadowo to biorc, grzybem si w
tej analizie posu.
Ot, idzie sobie jaki tam osobowy byt, co to si ju z ta pocz i
na wszelkie sposoby wyrni, idzie borem, lasem czy polem - i tak
widzi, e z gruntu wystaje sobie grzybiasta okoliczno, ronie to i
soki z gruntu zasysa na znanej biologom zasadzie, suy okolicznym
yjtkom za schronienie, a czasem nawet i daje si skonsumowa - i
wspaniale, i dobrze.
I co w tym takiego ciekawego - jak to si w tle i na tle pokazuje?
Co tu istotnego przykadowo?
A, widzicie, wszystko - bo w takim istnieniu grzybiastym wszystko
piknie wida, a do szczegowego detalu. To za model tej naszej i
caej rzeczywistoci moe doskonale suy.
Zauwacie, e taki grzyb - taki fakt fizycznie nadprogowo dostpny,
e to wyrasta z zakresu podprogowego, czyli z ciemnego w fizycznym
badaniu. W tym przypadku fizyk, ktry dziaa w zakresie dostpnym,
a wic ponad powierzchni, on nie moe stwierdzi zjawisk poniej,
bo jego wyrnienie dotyczy tylko i wycznie faktu - a faktem tu
jest "grzyb", czyli wystajce i w tym badaniu samodzielne, w niczym
ju umiejscowione (umocowane) zdarzenie w postaci namacalnej.
Dla fizyka, dla kogo takiego, cay przedzia podprogowych zdarze
- ktre przecie zjawisko "grzybiaste" warunkuj - one nie istniej,
s poza takim badaniem i spojrzeniem. S tem, ktre umoliwia oraz
warunkuje obserwacj, jednak samo w zakres faktu i pomiaru ju nie
wchodzi.
Widzicie to? Logicznie to dopenia "grzyb" (w jego istnieniu), ale
fizycznie jest niepoznawalne (i poza faktem).
A przecie, cignc analogi dalej, kady biolog, ktry natur grzyba
ju rozgryz powie, e widoczne to nic - e to uboczne zdarzenie w
caoci takiej ewolucji - ot, dodatek do istotnego. A tym wanym w
jego ujciu, zauwacie, jest grzybnia - czyli to, co jest skryte (i
to gboko) pod powierzchni. Wida grzyb, ale to maleki fragment
z caoci - kawaeczek ekosystemu, ktry si skada na wyrniony
fakt.
Chwytacie sens? Dostrzegacie powizania?
Widzie zalenoci midzy fizycznym zakresem a dopeniajcym tem?
Ale jest jeszcze gbszy poziom w grzybnym istnieniu, grzybnia to
jeden z nich. Przecie s zwizki z otoczeniem, pozyskiwanie albo
tracenie zasobw, s inne yjtka drobne a istotne, ktre takiego
osobnika wspomagaj w reakcjach yciotwrczych - a jest jeszcze i
poziom atomowy caoci ju wiata, drgania cieplne i podobne. Itd.
W takim zliczeniu wszystkich poziomw rzeczywistoci dopatrzy si
461

mona, i to jako konieczno. Od widzianego w nadprogowym zakresie


i ponad gruntem grzyba, poprzez grzybni ta, mona i caoci zdarze
w czasie i przestrzeni wszechwiata doj.
I, zauwacie to i pilnie zanotujcie, jak najbardziej zasadnie mona
doj. Dlaczego? Poniewa wszystko skada si na to, co dla mnie w
lesie jako grzyb ronie i co w taki sposb definiuj.
Czy dowolnie inny fakt, "zasada grzyba" dotyczy wszystkiego.
A wecie teraz pod uwag fizyka i jego badanie grzyba atomowego ktrego niekiedy ze smyczy spuszcza, co by, a jake, o lepsze jutro
walczy. Taki kto te wdruje sobie tym borem, lasem czy kwantowym
polem - i widzi, e wystaje nadprogowo grzyb - atom, znaczy si. W
ten dese takie co wyrnia w wiecie.
Wic mwi taki fizyk, e "atom" to tyle a tyle masy, takie a takie
waciwoci chemiczne i fizyczne, w tabelki to zestawia, a nawet i
dziaania na atomowym drobiazgu prowadzi. I wspaniale, wszystko si
w tym zgadza, nawet materiaowo pokazuje ku radoci ludzkiej. I tu
nic doda.
Ale czy to penia poznania, czy to ju wszystko?
Nie i nie, sami to zapewne ju widzicie.
Bo to, zauwacie, jak takiego "atoma" czym szturcha, to wieci w drgawki wpada, rusza si, otacza go losowo elektronowa i mga
nieoznaczonoci - i w ogle badanie nieostre oraz zawsze rozmyte na
fali; niby atom, a jednak nic pewnego. Niby wyrnione dokadnie w
tle, a jednak granicy w takim eksperymencie trudno si doszuka, bo
ona skryta. - A nawet nie bardzo wiadomo, gdzie przebiega ani czym
jest.
I co, jest "atom" caoci, czy nie?
I tu - widzicie - odpowied na takie pytanie, cho przez analogi
do "grzyba" jednoznacznie si narzuca - ona taka jednoznaczna by
nie moe.
I jest "atom" grzybem wyrosym z ta - i nie jest.
Bo to, widzicie, fizyk w swoim badaniu jest w prawie - moe fakt w
postaci "atomu", czy dowolnie inny, wyodrbni z otoczenia i si do
tego zakresu ograniczy. Moe takie zgrupowanie jednostek w cao
atomow potraktowa za wszystko - poniewa w tym badaniu dla niego
to rzeczywicie wszystko. To wynika z przyjtej metody dziaania ale i struktury wiata: jest co i to "co" jest od tego miejsca do
tego. Tak wnosi doznawanie wiata, tak wnosi najbardziej nawet ju
rozbudowane badanie wiata. Dla fizyka w jego badaniu liczy si to,
co mona zapa i zbada, co "wystaje" z ta - to jest konkretem i
jedynym zakresem dziaania. Bo jak w eksperymencie uwzgldni to,
czego w obiekcie nie ma? Nie mona. - Jeeli badam "atom", jeeli w
analizie wiata ograniczam si do nadprogowo widocznego, to caa w
spojrzeniu zoono znika - jej nie ma. Caa "grzybnia" wiata w
tym ujciu jest niewanym tem, cay "ekosystem" warunkujcy tak
struktur, to jest niewidoczne, nie moe by widoczne. Nie moe, bo
buduje obserwacje z jednostek fizycznie logicznych.
Ale, i to jest wane, mam prawo tak dziaa - mam prawo odrzuci w
462

eksperymencie to - mam prawo o tle nie pamita lub nawet o nim nie
wiedzie - poniewa wyodrbnienie na to pozwala: si sprawdza. I to
dlatego fizyk jest tak skuteczny.
Ale, i tu wkracza ju szersze ujcie, problem pojawia si wwczas,
kiedy chc ten "atom" zrozumie - kiedy poszerzam dziaanie o coraz
to nowe poziomy. - Zwracam uwag, e biolog na tym poziomie analizy
te gbokie zalenoci uznaje i wykorzystuje, jednak fizyk cigle o
tym nie wie i pomija. I dalej w niewiedzy pozostaje, nieuwiadomiony
on ci.
Dlatego i std te interpretacyjne spltanie.
Fizyk, ktry pragnie "przewietli" otoczenie i chce zrozumie, co
i dlaczego si dzieje (dlaczego "atom" jest atomem) - musi, musi na
kolejnym poziomie wprowadzi dopenienie. A to elektrony w ruchu, a
to promieniowanie - a to pole takie czy inne, ktre otacza i ktre
warunkuje "atom". Fizyk w swoim dziaaniu poznawczym siga grzybni
oraz coraz gbszych zalenoci "atomowego ekosystemu". I wprowadza
ten kolejny poziom zawsze jako konieczno, poniewa wyrniony w
eksperymencie fakt nie pozwala si w szczegach uzgodni z innymi
w zbiorze rejestrowanymi elementami i zalenociami. Pomimo e jest
praktyczny w obrbce, to bez takiego (mocno ju w gb sigajcego
osadzenia) wydaje si dziwaczny i niezrozumiay.
Fizyk z coraz wikszym trudem wgryza si w poziomy rzeczywistoci,
rozbija kolejne kulki elementarne, buduje wielkie (i coraz wiksze)
konstrukcje techniczne lub abstrakcyjne, ale w adnym eksperymencie
"atomu elementarnego" nie moe sign, widzi wszystko, a to zawsze
nie wszystko.
Wida "atom", fizyczn jednostk - a to zbir elementw.
I zawsze, zawsze - i zawsze w zakresie fizycznym wida tylko zbir.
Nie ma znaczenia, co sobie fizyczny eksperymentator wyodrbni w tle
wiata - to kadorazowo zbir. Najmniejsze z najmniejszych i jako
dostpne dla fizyka, to zoenie - atom, foton, dowolnie pojmowany
fizyczny fakt, to zoenie. Tylko tak.
To nieostro, bez wyranych granic i zawsze chwilowo ustalony fakt.
To energetyczny "wir" w jednorodnym tle.
Kady element wiata jest dopeniony tem, okresowo pomijalnym, bo
wydaje si nieistotnym dodatkiem - ale na koniec okazuje si czym
niezbdnym, a nawet zasadniczym. Na koniec analizy rzeczywistoci
to to, pozornie nieobecne i zbdne, to ono okazuje si pierwsze i
najwaniejsze.
A konkret to tak na mgnienie.
I jeszcze wam powiem, ju na fina, e tak najgbsz prawd wiata
jest to, e najwaniejsze jest NIC, nico, pustka, zero - null. W
takim tle i na takim tle umocowane i zbudowane jest to wszystko, co
nas otacza - i czym jestemy. Nie pospolite i w banalnoci swojej
codziennej CO jest pierwsze, ale wanie NIC, to si liczy w tym
logicznym dowodzeniu.

463

Tak, najpierw wyodrbnia si z ta jaki "atom", czyli CO, bo to w


oczka si wpycha, to te oczka tworzy, to jest atwo zauway w tym
nicociowym tle. I wspaniale; i to si bada, zgbia, ustala jakie
reguy i zalenoci.
Ale, zauwacie, tylko dlatego owo CO jest takie widoczne, e w tle
jest to NIC - to nieskoczone w swojej nicoci. Niebywale usune
w logicznych konstrukcjach i wspierajce rozumny namys nad wiatem.
I dopenienie do "jedynki" czego "zerowe" NIC. Bo jak rozumny byt
w analizie CO od rzeczywistoci dejmanie - to nic si nie stanie,
zawsze to nicoci pozostaje. Wic operacja na abstrakcjach biegnie,
wszystko si zgadza, zachwyt nad CO si wznosi niczym grzyb kropl
deszczu podlewany - i jest wspaniale, tylko podziwia. A to bd, i
to wielki bd analizujcego.
Owszem, mona w takim dziaaniu CO odrzuca i si powoywa na NIC,
bo ono ostateczne - ale nie rozumie taki jeden, e i samego siebie
w takim dziaaniu redukujcym z rzeczywistoci wykasowuje, przecie
nie takie on rzeczy na trzewo i po pijaku robi. Ale spokj w takim
czynie duszy osiga - i niby wszystko mu si zgadza. Przecie wie,
e jest jeszcze wspomniane NIC. I to pozwala mu pogadanki o wiecie
prowadzi, e jest wielce ciekawe, dlaczego jest to CO, a nie tylko
NIC.
Jednak na tym CO si skupia, tylko to go pasjonuje.
Ale, widzicie, to bd - zasadniczy, fundamentalny, najwaniejszy w
konstruowaniu (i w rozumieniu) wiata bd. Nie CO jest wane, ale
NIC.
Opok, podstaw, fundamentem logiki jest NIC.
Zasadniczym, ju do niczego redukowalnym znaczeniem NIC jest to, e
pustki niczym nie mona zastpi - nie da si. CO mona w zapale
odrzuci, ale nie NIC. Na samym dnie logiki, na dnie absolutnym i
ostatecznym, znajduje si i adnym sposobem nie daje si ruszy z
posad NIC, pustka - matematyczne zero. CO mona zanegowa, jednak
NIC ruszy si nie daje adnym sposobem.
NIC to jednoznaczny, jedyny i pewny, tak na beton, na kamie - na
wieczno utwardzony element rozumowania. - Rzeczywisto stoi na
pustce - tem wiata jest pustka.
NIC - fundament.

464

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 10.2 CO.
dokadnie to ja nie wiem co to jest to co ale na ostatniej lekcji
o tym co byo mwione
tak do odpowiedzi si przygotowywaem
ale nie wiem
niby wiem co byo mwione
ale nie wiem co i czym to co jest w
sobie i w innym
wiem e nie wiem
ju mwi co emy sobie mwili i wszystko powiem bo pamitam
ale
to co i tak dla mnie nie jest oczywiste
cho niby powinno
bo skoro wszystko wok jest
to i co jest
bo przecie to istniejce to nie moe by nic
czyli pustka i takie
puste e a puste
co najwyej pustka taka w gowie tak mwicego
moe by
i ona tam pewnie jest
bo tacy si tu i gdzie cigle
trafiaj i to mwi
e niby ten byt tak w sobie bez niczego funkcjonuje
e lata tam i
dalej
i e to na niczym si nie mocuje i tylko tak bez szkieletu
ja nie wiem jak taki moe to gada
dla mnie to niepojte a po
ostatnie
ale s tacy co to mwi
i ja im si dziwi
bo przecie jak jest to ma w sobie te elementy co i one zmieniaj
si
i jest z tego wszechwiat
na przykad
wszechwiat emy w czasie i przestrzeni ju omwili wic wszystko
jasne dla mnie
ale dlaczego w tym kosmosie jest to co
to tego
emy nie mwili to w omawianiu nie byo
cho kosmos to ju by
i ja tak sobie teraz w myleniu myl
e dlatego to co jest
bo ono jest
i to jest bez dwu zda oczywiste
bo jak jest to jest
i nie
ma co pyta dlaczego to co jest skoro jest
i cho to na oko niby takie proste sobie tumaczenie tego istnienia
co
ale zarazem odwieczne
i nawet take nieskoczone
bo to co ono jest nieskoczone
tak to mwilimy
a jak ono
w sobie nieskoczone to i odwieczne
i tym samym nie domaga si ju adnej akcji wyjaniajcej
jest i
jest
bo jest
i jest dobrze
a jak dobrze to te dobrze
mwieniu o czym pj
i ja id

bo mona dalej w takim

no wic to co jest tak po nieskoczony horyzont


czyli si koczy
tam gdzie jest koniec nieskoczonoci
czyli te w nieskoczonoci
bo ze swojego nieskoczonego charakteru jest co tak samo jak i
nic nieskoczone
albo i bezkresne jak mwilimy
i wieczne
bo w tej nieskoczonoci to wszystko si przelewa z zawsze do zawsze
i z jakiego miejsca w inne a odlege
i to si tak rusza bo nie
ma w kosmosie dla tego poruszania adnego oporu adnego
a jak nie
ma oporu to i ruch jest bez koca
czyli do nieskoczonego koca
bezkresu
ale nie dalej
bo nieskoczono to taka ju granica
465

najostatniejsza z ostatnich
i jedyna taka jednoznacznie ustalana i
wyrana
a do tego nieskoczono to warto najlepiej policzalna bo nigdy
przecie inna by nie moe
w oglnoci to wane jest
bo wszystko inne skoczone i nieostre
i mao wyrane w tym zliczaniu tutejszego fizycznego wiata
a nieskoczono nie i nie
i nigdy nie jest inna
to zawsze tak w sobie bezkresne i adnym dziaaniem czy sposobem
si tego w iloci nie zmniejszy ani nie powikszy
a jak prbowa
bo to si prbuje to wychodzi z tego wieczno
czyli absolutny
czas
ktry to adnym tam czasem nie jest
tylko to trzeba sobie
tak nazywa eby w myleniu dao si jako nazwa
bo to co w tym pdzie przez to nic wanie ten niby czas kosmiczny
i taki faszywy tworzy
owo co pdzi i pdzi szybo i najszybciej
jak tylko logika potrafi sobie to wyobrazi
i w takim co nic si
nie dzieje adnym przypadkiem
bo jak ma si dzia skoro to co tak
jednostkowe jest i odrbnie samodzielnie
mwilimy e to co tylko w takim tym kosmosie jest
i pdzi
i e
si niekiedy z czym innym zderza
ale to tak w bezczasowoci si
naszej dzieje
czyli wic ono dla nas adnym sposobem nie jest tam
i nigdzie obserwowalne
i to tak si zderza z tym czym innym co
zderza albo i nie
a
jak si zderzy to te z tego nic nie wynika
bo i jak
ot zderzy
si co z co
i nic si z tego nie moe wyoni
bo przecie to
jedynka z jedynk si tak w nieskoczonym zderza
a z tego kolejna
jedynka przecie w adnym sposobie si nie pokae
ale jak to si
tak dzieje e bywa i tak e si pokazuje jakie skomplikowane
no
to jest w tym wszystkim najwaniejsze i najciekawsze
bo to ju w
tym si dalsze zderzanie buduje w sobie
i to idzie krokami tymi
kwantowymi
i jak si takie mocno ju rozbudowane co z innym rozbudowanym
spotka
to z tego wszystko si dla fizyka wyania
z niebytu si
ono podprogowego wyania
i on to mierzy
tylko e do takiego rozbudowanego to tak atwo nie dochodzi
nie
jest to adnym sposobem proste
to nie hop si dzieje
bo jak tak zrobi w tym wiecznym ruchu swobodnego czego eby to
si zetkno z podobnym
zderzy i owszem to si zderzy
jednak eby si zbliyo i zoyo w wiksze
to insza inszo
ju
mona nawet te powiedzie e skomplikowana
a i w bezkresie
nie taka znw powszednia
owszem mwilimy e to si tak trafia w kocu tak mwilimy bo te
i o tym mwimy
ale to prosto si nie dzieje
bo do tego sporo trzeba elementw i sporo etapw zachodzcej zmiany
i to w rnym ujciu
po pierwsze i wane
o czym wspominalimy
trzeba w tym kosmosie
a omiu takich strumieni czego
co take bd wzgldem siebie w
skali blisko oraz na jednostk
bo jak za blisko czy za daleko one
bd to z tego nic si sensowego nie wyoni
to musi by do siebie
symetryczne
wic i stabilne
466

i to dopiero takie dziaanie moe si po caoci zebra w sobie


i si wewntrznie ju zapeni i pokaza
bo jak te inne i z boku
ewolucje na tak now sfer tak dziaaj kolejnymi warstwami i jak
cisn i dociskaj
i jak si wpycha kwant po kwancie w t sfer
czyli si w ni pompuje
to w rodku musi rosn cisk
ale i te
gsto
i w efekcie moe si co z czym zetkn i nawet sprz
w jedno
te i dalej i pniej si komplikowa
i jest w takim
i w tym wiecie ju i to i tamto i wszystko
ale taki wszechwiat w tym co to rzadkie i bardzo kosmiczne tak
sobie zdarzenie
bo tego co tej drobnicy co jest nieskoczenie wiele i ona si
rozprasza do nieskoczonoci
a jak si tak sobie rozprasza to si
zbiega rzadko i rzadziej i to trwa
tak sobie i nieskoczono to
trwa moe to nie ma znaczenia
bo jakie to tam moe w obserwacji
mie znaczenie jak adnej obserwacji by nie moe
a przecie nie
moe
dopiero jak si to zoy to ten obserwator w wypowiedzi
swojej powie e to si skadao przez wieczno i te nieskoczono
tylko e dla niego to cakiem ju bez znaczenia
bo on istnieje
i tamto poprzednie nieskoczone zmienianie si go nie dotyczy
a e czasem si nad tym zastanowi a nawet emocjonalnie wzruszy
to ju tak w caoci mao znaczce
to indywidualnie dzieje si
i w osobniku gdzie tam
ale w tym to nieskoczonym i wiecznym koowaniu czego w nic
to i
tutaj jest tak samo jak we wszechwiecie
czyli e s przedziay i
zakresy tej nieskoczonej procedury
e s lepsze i gorsze momenty
w zmianie
ona si toczy wiecznie i w nieskoczonoci
ale toczy
si jednostkami kwantowymi
bo przecie one zawsze s
dlatego to
zmiana skwantowana i dlatego te jest zawsze przeliczalna i take
dlatego przewidywalna
a to dalej oznacza e w bezkresie te s szczeglne etapy strefy
przedziay w ktrych moe zaistnie obserwator ten fakt opisujcy
i e s dogodne i mniej dogodne rejony i e przejcie jednej
strony tego wiecznego koa zjawisk nastpuje bezproblemowo i zawsze
w drug i e bezporednio przechodzi jedno w drugie i e tu nie ma
i by nie moe adnych zatrzyma i przerw
i tak dalej
i e takie przerwy nawet nieskoczone to adne sobie przerwy tylko
skadowe zmiany w trakcie jej bezkrenie wiecznego zachodzenia
i jak ju takie koo nieskoczonych dziejw tak si uoy
jak si
w ten kosmiczny czas absolutny i przestrze w jakim punkcie zoy
i zoy w wiksze i stabilne co
to takie co
moe analizowa
i co i nic i siebie i w ogle
i to tak nieskoczenie i wiecznie
doda te trzeba co te mwilimy
e to co w skupieniu moe si
w kolejnym kroku na elementy rozpada
i si rozpada
tak a do
jedynki elementarnej czego si rozpada
wiat si tak rozpada
bo jak nic nie hamuje to si tak wanie rozpada
ale taki logiczny rozpad to jedynie dla widza z boku zachodzi
bo
467

on do zaobserwowania dla wewntrznej we wszechwiecie bytnoci nie


jest moliwy to nie do zobaczenia
to poza fizyk si znajduje i
to kosmosu tylko dotyczy
to fizyki pisanej z duej litery dotyczy
dla laboranta w rodku przemian ulokowanego wic dla kogo takiego
logiczna jednostka w formie co to abstrakcja
to zakres ta oraz
ciemny
a przez to i adnym sposobem i nigdy dostpny
bada i
bada mona co lokalnie
a to adne tam jednostkowe co tylko ono
rozbudowane
i dzielenie tego tym samym si okazuje biec w bezkres
i nieskoczono bez koca
ten koniec tam w tym dzieleniu jest
jednak nie dla fizyka
on sobie to tak drobi
taki wielki przyrzd do tego zbuduje
albo
i jeszcze wikszy
naoglda si i napodziwia elementw a to tylko
zawsze zbir bez dna
to czstka za czstk si pojawia
a to nie
do wyczerpania w tym dzieleniu badawczym
bo od rodka nie ma do poznania jednostki i jedynki
to tak
niemoliwe
bowiem takie jednostki poznanie laboranta buduj
a wic to zawsze duo mniejsze od tego co ma za najmniejsze i co
jest dla niego najmniejszym z najmniejszych
w podprogowym tle jest jeszcze wiele i bardzo licznych elementw
i one s poza eksperymentem
istotnym elementem co jest nic
ale nie tak e jest skadnikiem co
a tylko tak e dopenia
co
nic jest elementem rozumowania o co
bo owego co bez nic poj
nie sposb
co i nic to taka w sobie jedno
logik i nadrzdn fizyk tylko
ustalana
taka jedno dwoista wewntrznie podwojona
niby jedno
a to dwie skadowe
niby mona to opisywa oddzielnie ale kiedy w
takim kierunku i to bd si robi
i niczego wyjani nie mona
po wszystkiemu zmieszanie i zagmatwanie
cho jest te i tak e nic jest elementem co
ale to ju dotyczy skomplikowanego co
i odnosi si do zmiany w
ramach wszechwiata
wic jak jaki matematyk lub inny fizyk tego
nic w swoim wzorze nie dojrzy
czy z niego wyrzuci dla tej swojej
akcji upraszczajcej
jak nie uwzgldni w analizie e taki obiekt
to co plus nic w zmieszaniu a do najniszego
jak nie uzna e to
integralnie koniecznym w caoci
jak nie dojrzy na czas e to nic
w powizaniu z co jest istotne
i jedynie czym wartym zajmowania
si
jak pominie to dla niego puste i nieciekawe
jak odrzuci
nadmiar faktw bo przeszkadzaj w obliczeniach i tworz chaos
to w badaniu ma mtlik
a w gowie te zamieszanie
i abstrakcje w aden ju sposb nie chc si ze sob sprzgn
i
dziwno wyazi kadym kolejnym spojrzeniem z dowolnego kta takiej
nienormalnej rzeczywistoci
ale dlatego nic jest wane w zastanawianiu si nad co e inaczej
tego co nie sposb ani pozna ani nazwa
ani tym fizycznie albo
te logicznie operowa
bo i jak
nie mona
ale jak sobie zestawi co i nic
jak si jedno do drugiego
tak ju po caoci tej nieskoczonej i wiecznej zestawi
jak owo
468

nic swoje co w parze i do pary bdzie miao te niepodzielnie i na


zawsze
to si takie co pojmie i zdefiniuje
zwaszcza w uzupenieniu o ten bezoporowy ruch czego w niczym
jeeli si chce postrzega i analizowa to albo drugie
jak si
co od nic oddziela i na jedynce logicznej si skupia
to c
nie
ma wytumaczenia
a jest totalne zagubienie
i w kosmosie dziwne
stwory z podwiadomoci hasaj
ale jak si jedno i drugie razem potraktuje
za jedyne uzna
to jedno kosmosu okazuje si zrozumia
wanie przez tak ju
do niczego wewntrzn i nieredukowaln dwoist w sobie natur
co bez nic nie istnieje
ale i nic bez co nie ma znaczenia
to
pospou i cznie oznacza ostatni
albo w innym nazwaniu pierwszy i
fundamentalny poziom analiz o bycie
nie co i byle jakie tak w tle gdzie si patajce nic
ale i nie nic puste do logicznego dna to wana sprawa
liczy si
czne postrzeganie oraz operowanie czym w odniesieniu do niczego
tylko tak
eby co o nic mona byo powiedzie
to trzeba nic odnie do co
do istnienia
do cielesnego
ale eby pokaza e co istnieje trzeba to odnie do braku do
nieobecnoci istnienia
to absolutna konieczno
jedno jest w tym dowodzie wsparte drugim
a drugie odnosi si do
pierwszego
to s elementy rozumowania podstawowe
takie ju bez definiowania
dalszego
bo jak to zdefiniowa inaczej
a e s tacy ktosie co to chc w nieskoczonoci widzie kres
i
na ten przykad mwi
e to jest warunkowane
e jakie i dalsze
si sobie ma i w ogle
jeeli taki kto si trafi
to warto mu
zada pytanie o to dalsze
i jak sobie brak czego
a zwaszcza jak sobie brak nic w swoim
rozumku wyobraa
a jak si bdzie taki upiera
e on to sobie wyobraa
e wie
e te nawet to ma na uwadze
c
trzeba si nad takim z trosk wielk a naleyt pochyli jeeli on
pomocy potrzebuje
a jak zdrowy na ciele i okolicy
to zostawi
go w bezpiecznej dla siebie odlegoci
i podziwia taki okaz
bo to w przyrodzie rzadkie jest
zjawisko
chyba rzadkie
i lepiej z daleka to obchodzi bo czym moe rzuci

469

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 10.3 - Brzeg w ewolucji.
Chop ywemu nie przepuci.
Miedza, wiadomo, rzecz wita. Granica, znaczy si. Jak zaorzesz na
dwa palce, chamie, to brona, kosa, mzg na cianie. To moje, tu i do
tego moje - i nie ruszaj.
Nie ma jak pewno, nie ma to, jak wiedza, e tyle a tyle obejmuj
- a dalsze to ju diabli wiedz kogo. Zerknie taki sobie w miark,
stopami obmierzy, na milimetr wyznaczy supkiem albo i siekierk - i
jest pewno, e obcy nie przestpi. e jak tylko sprbuje - lepiej
eby nie prbowa.
Jak wiat wiatem, jak czowiek czowiekiem i od kiedy to wasno
materialn na sposoby przerne znakuje, tak byo, jest i bdzie, e
granica tutejsze od tamtego oddziela, e potek i tabliczka podzia
okolicy powiadczajca, takie co yciorys osobniczy oraz zbiorowy
wytycza. A do krwi ostatniej.
Trzeba po caoci przyzna, e w ewolucji, e w fizyce, e take i
w wiecie wszechwiatowo pojtym - e sprawa granicy powana. e i
logicznie kopotliwa do zgbienia, e eksperymentalnie uchwytna w
takim niejednoznacznym i rozmytym ujciu, e powiedzie dokadnie,
co i jak si dzieje, gdzie tego czego strefa graniczna, albo gdzie
blisza czy dalsza przygranica - tego nie sposb. Chop na zagrodzie
swoje wyznaczy, ale fizyk nie. Fizyk popadnie w dzieleniu wiata w
popltanie, ciemnego i nieoznaczonego si dopatrzy, prawdopodobne a
konieczne trajektorie poustala - jednak adnej pewnej granicy tak w
aktualnoci, tak historycznie nie oznakuje.
I jest problem.
Niech tam, ot, jest sobie jaki egzemplarz czego, nie ma znaczenia,
co to konkretem jest - atom nie atom, elektron czy inny foton, tak
wyrnione co z jednolitego ta przez obserwatora w zaistnieniu.
Ma taki osobnik poznajcy zmysy czy podobnie pomocne przyrzdy do
badania, to sobie znakuje okolic, tabelkami i liniami zalenoci
opisuje - i w granic wszelakie wciska. Tak on ma.
Ale jest pytanie, takie zasadnicze ono w sobie jest: czy brzegowy i
graniczny stan, ktry jego, obserwatora, czyn wyodrbniajcy z ta
to wyznacza - czy takie faktograficzne i jedyne dla niego widoczne
zaistnienie, czy to prawda, czy te zudne nieporozumienie - czy to
fakt, czy przyblienie pomiarowe?
Niby, trzeba to przyzna, w analizie i obserwacji si zgadza, nawet
zyskownie si niekiedy zgadza. Jak obywatel wiata takie wyrnienie
zaprzgnie do roboty, co z czym zetknie - co innego rozbije tak
do elementw skadowych, to w efekcie skutkujcym sobie kolejn t
tam porcj jada na obiad podgrzeje - albo inne wypatroszy. To tak
przykadowo mwic.
Tylko e, jak ten proceder nazywajcy i wyrniajcy przenicowa do
gbokiego, do maksymalnie dostpnego, do takiego pola czy ta, to
470

si okazuje, e graniczna i brzegowa strefa dowolnego faktu sobie,


a logika sobie. Okazuje si, e ona w gowie i zasobach archiwalnych
obserwatora, a nie co realnego - e to abstrakcja i pojcie w sobie
nawet ciekawe, ale e niczego takiego realnie i nigdy nie ma i e to
zawsze stan nie do ustalenia. - Bo jak si wgbia w skrajny zakres
wiata czy konkretu badanego, to adnej tam linii czy choby ladu
kreski oznaczajcej stan odrbny od caoci. - Jak si przyglda
tak ju po detalu szczegowym, jak ledzi te elementy, co tu s,
w konkrecie (a te te pozornie dalsze, ju poz nim) - to si tak na
tym gbokim poziomie rzeczywistoci okazuje, e to si jednym oraz
cigym pokazuje, e adnego obiektu nie ma, a tylko obserwator to
sobie tak zestawia. e nie ma faktu, tylko decyzja mierzcego co w
rodowisku ustala i to etykietkuje. Na koniec si okazuje, e przez
ten podpoziom i to wszystko si ze wszystkim czy, e to jedno
a po nieskoczono.
Na koniec si okazuje - i to trzeba podkreli - e widoczne adnym
tam sobie obiektem, adnym faktem, adnym skoczonym - e to tylko
takie dla chwilowego obserwatora. Na koniec si okazuje, e cao
wszechwiatowa to chwilowy stan w kosmicznym jednolitym tle - i e
tak zdefiniowane to dopenia wszystko tutejsze.
e "wyspa" si z ta na mgnienie wyonia - i zaraz zniknie.
I dobrze, niech tak sobie bdzie - ale powstaje pytanie: dlaczego
to si tak okazuje, z czego wynika?
I tu odpowied jest taka, taka jedynie moliwa, e to obserwator i
jego wasnoci wyznaczaj postrzeganie, e to nie wiat jest dziwny
i rozmyty, tylko e widz ustalajcy fakty i okolicznoci zmiany tak
to rejestruje, to nie w otoczeniu trzeba szuka bdu i zamieszania,
ale w abstrakcjach znakujcych przeksztacenia.
I dobrze, niech tak sobie bdzie - ale dlaczego obserwator tak to
ustala, z czego to si bierze? Czy nie mona sign zmysem albo
innym przyrzdem brzegu, czy nie mona granicy wyznaczy? Czy tylko
rozmycie na fali jest dostpne?
I tu odpowied jest taka, taka jedynie moliwa, e to obserwator te
nieostre widzenie ma w sobie - e to efekt jego skomplikowania, e
wysoka w konsekwencji pozycja na drabinie bytw, e to warunkuje, co
moe poznawa. - I niezalenie, jakiego sobie do pomocy w mierzeniu
wiata towarzysza wemie, niezalenie z jakiego drobiazgu bdzie w
swoim obserwowaniu korzysta - to i tak zawsze wzgldem granicznej
strefy okae si rozbudowanym, rozwleczonym na zakresach stanem. I
nigdy si z tego nie wydostanie.
Wszak przecie o jednostki chodzi - o warstw jednostek w formule
kwantu logicznego. A tego, z wysoka patrzc, na szczycie pozostajc,
nigdy si doj nie dojdzie, poniewa wszystko z takiego elementu
zbudowane. Mae w tej fizycznej obserwacji, to due i bardzo due
wzgldem granicy - to w podprogowym przedziale ta posiada jeszcze
mnogie elementy skadowe i zasobne w jednostki elementarne.
Dlatego i z tego bierze si zawsze obserwowana w strefie fizycznej
niepewno, co do tworzcego si faktu (i zaleno tej pewnoci od
aktu sprawdzajcego). Przecie w takim stawaniu si konkretu nie ma
471

adnego konkretu - tu jest tylko-i-wycznie toczca si zmiana w


kolejnych punktach. Co przemieszcza si jednostkami w strumieniu i w nacisku-docisku ta buduje w konkret. Buduje si. Z istotnym w
tym obrazie podkreleniem, e to jest proces, e to nie jest gotowy
produkt, skoczony oraz stabilny fakt - z jednoznacznie wyznaczon
granic.
Nie ma czego jak foton, elektron, atom, czy nawet czowiek w jego
chwilowym albo i caym yciorysie. Nawet wiat nie istnieje, o ile
rzeczywisto traktowa jako wszystko i jedyne, a do tego pewne. Nie
ma adnego wszechwiata, to zawsze i tylko proces w trakcie stawania
si, budowania, dopeniania - albo tracenia elementw skadowych.
Przecie oba generalne kierunki zdarze s zawsze obecne w procesie,
w konkretnym zdarzeniu.
Kiedy obserwator skomplikowany, taki z wysokiego poziomu ulokowania
- kiedy kto taki chce wyznaczy i dookreli detalicznie pooenie
elektronu w jego krokach po atomowych orbitach, to nie dlatego nie
moe tego zrobi, e brakuje mu odpowiedniego przyrzdu, nie dlatego,
e to skryte czy takie w sobie wredne w tej przyrodzie, ale dlatego,
e tego kroku elektron jeszcze nie postawi i nie jest pewne, czy w
ogle on si dalej przemieci. A dlatego pewne nie jest, poniewa ten
etap zdarze w wiecie elektronu, na tym poziomie - on jeszcze nie
zosta wykonany. I nie wiadomo, czy w ogle zostanie wykonany i czy
s do tego odpowiednie rodki w okolicy.
Jak obserwator skomplikowany rejestruje elektron czy podobny fakt,
i to w gb wiata, i w gr - to na skutek jego rozcignitego w
czasie i przestrzeni postrzegania - to w takie "spojrzenie" (albo i
pomiar) - tu znajduj si elementy ju przesze, dawne - takie przed
chwil zaistniae i nieomal aktualne - oraz te, ktre si w chwili
teraz tworz, skadaj na sumaryczna posta "elektronu". I w takim
sensie obraz "jednostki elektronowej" nigdy takim realnie nie jest,
nie istnieje - on si takim staje w akcie obserwacji. Kiedy zmiana
jest w toku, nie mona w niej wyodrbni niczego jednostkowego, bo
czego takiego nie ma, poniewa samo z siebie nic si nie wyodrbnia
- to obserwator zalicza do wyrnionego elementu taki i nie inny, i
z brzegami zakres, a pozostae pomija, odcina od wyrnienia. I za
skoczone uznaje.
Bez czynu obserwujcego nie ma w wiecie adnego odrbnego stanu poniewa nie ma kto aktu wyrnienia przeprowadzi.
wiat si staje, nie e jest gotowy. Moliwo "elektronu" powstaa
kiedy tam, ale kady konkretny elektron buduje si i zanika w tle
- obserwacja dotyczy nie elementu czy jednostki, ale procesu, ktry
przebiega pod naciskiem si i ktry jest wypadkow si. - Brzeg, to,
co za brzeg si chwilowo traktuje, to wypadkowa nacisku-docisku od
otoczenia idcego do rodka, do konkretu - ale i nacisk-docisk si
idcych z wntrza tak wyrnionego faktu; brzeg to dynamiczna dla
obserwatora strefa jeszcze jako zaliczalna do badanego, ale tylko
dla niego. Bo dla innego obserwatora to jedna z wielu przejciowych
granic w jednolitym ostatecznie tle.
Na poziomie tylko i wycznie "elektronu", a tym bardziej jednostki
logicznej, nic nie jest rozmazane, skryte, nieprzewidywalne - bo to
472

ten sam, rwnolegle biegncy tok zmiany. Kiedy elektron wdruje po


swoim atomie, kiedy orbituje wok centrum, jego kroki po ulicy s
przewidywalne, zborne, zawsze wszystko wida. Sytuacja zmienia si
drastycznie, kiedy ten sam proces prbuje opisa krok po kroku byt
z wysoka, jaki na ostatnim pitrze umieszczony zapaleniec - co to
chce detale pozna. W takim przypadku szybko si okazuje, e takie
dokonanie jest niemoliwe - i zawsze niemoliwe. Dlaczego? Poniewa
takiego caociowego obrazu stanu rzeczy nigdy nie ma - ono si w
kolejnych krokach staje. W krokach i w tempie elektronu, ktry tam
na dole wdruje z punktu do punktu, ale dla obserwatora jest to (w
jego zakresie dostpnoci) tak wiele zdarze porednich, e ich nie
moe pozna cznie. A jak zadecyduje, e sprawdzi stan konkretu,
to poznaje chwil teraz i tylko j, a wszelkie inne pooenia - w
tym nadrzdnym ujciu obecne jako potencja - to ju zostao odcite
od realnoci i nigdy si nie zici. Bo nie ma ju elementw do tego
dopenienia, nie ma si, ktre by dziaay oraz wynosiy przyszy a
potencjalnie moliwy stan - ta potencjalna przyszo staa si na
zawsze przeszoci, zredukowaa j do konkretnego faktu wola-czyn
poznajcego.
Nie zaistnieje to, co teoretycznie mogo, poniewa wiat w pomiarze
si dookreli, ujednoznaczni. I moliwy tak a do nieskoczonoci
prowadzony cig zdarze, uzyskuje spenienie tu i teraz dlatego, e
go z tej nieskoczonoci wyuskuje obserwator, to podjta przez niego
decyzja okrela, czym jest pomiar, fakt badany oraz gdzie-czym jest
ukad odniesienia.
Tylko w takim zestawie przebiega rejestracja faktu.
Ale taki akt poznawczy tylko i wycznie jest sprowadzalny do tego
jednego obserwatora. Dla innego zdarzenia biegn, elektron wdruje
po jego orbitach i przez "cian" nie sposb ustali, gdzie si w
tym a tym momencie faktycznie znajduje. Wszak on si sam dla siebie
gdzie lokuje. Ale dla obserwatora skomplikowanego to cae spektrum
moliwych lokalizacji. Otwarcie "puszki z lokatorem" jest zabiegiem
jednostkowym i ma znaczenie dla konkretnego obserwatora, jednak w
szerszym ujciu to zawsze cig nie koczcych si pooe elementu
w nieskoczonoci-wiecznoci. Ich lokalna i chwilowa suma, ten zbir
w takiej a nie innej formie zagszczenia, to oznacza byt w dowolnym
ujciu, badany-obserwowany konkret.
Nie zamknity fakt i jednostka, ale stajcy si - bdcy w trakcie
dziania si element wiata. Zawsze si budujcy-zanikajcy.
Wszech-wiat to zmiana w trakcie stawania si.

473

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 10.4 - Zbrylenia.
Bajka o rybaku i zotej rybce. Znacie, ale posuchajcie.
Zowi rybak zot rybk i tradycyjnie domaga si spenienia ycze.
Rybka si zgodzia. "Chc zrozumie wszystko", mwi rybak. - Wic
rybka zamienia go w grudk opadajcej na dno oceanu materii.
Koniec bajki.
Tak, moi mili, to koniec bajki, niczego wicej w tym obrazie ju nie
potrzeba. Tak, nie dziwcie si, rybka spenia yczenie nieszcznika
w peni, wywizaa si zadania doskonale. Bo prawda, moi mili, jest
taka, e do zrozumienia wszystkiego wystarczy opadajca na kolejne
poziomy wiata, na dno rzeczywistoci grudka materii - dowolnie ju
pojtej materii.
Ot, jest sobie takie co - takie najmniejsze z najmniejszych, ju do
niczego nierozdrabnialne i jednostkowe co. Pdzi to elementarne w
tym bezkrenie wiecznym Kosmosie, pdzi szalenie, bo nic go w ruchu
nie ogranicza (tak mniej wicej nie ogranicza) - pdzi samodzielnie
i samorzdnie, ale w zbiorze, w strumieniu podobnych jednostek.
I w tej to nieskoczonej kosmologii bywa niekiedy tak, e si z tym
innym a podobnym zderzy. Czasami si wwczas odbije - a czasami si
zespoli i wejdzie w tan wzajemny i wirowanie.
Zwaszcza dugotrwae z tego zespolenia mog by efekty, jak dalsze
oraz kolejne warstwy takiego jednostkami penego strumienia energii
naciskaj i oddali si poprzednim nie pozwalaj. Wwczas to w tej
bezkresnoci z tych zderze lokalna sfera si wytycza i taki si w
sobie lokalny wszechwiat tym samym zaczyna - taki, rozumiecie, wir
energetyczny w nieskoczonoci si krci poczyna, a docierajce tu
z Kosmicznej dali warstwy kwantw, one ten wir w takim jednorodnym
tle tak po caoci poruszaj - w ruch wprawiaj.
A pniej, pojmujecie, to ju tak samo si krci. Jest cigle nacisk
zewntrzny, s elementy takie jednostkowe w zbiorze - one docieraj
tu w kolejnoci, a te z kadej wobec tego wszechwiata wyrnionej
strony (co zarazem drog ucieczki jednostkom samodzielnym odcina) wic, rozumiecie, w tym cisku-nacisku-docisku, zawsze tak do przodu
si dziejca zmiana (zawsze do przodu, podkrelam, co by si to wam
utrwalio w pamici), ona teraz rwnie do przodu si toczy - tylko
e tym razem w gb.
Do przodu, czyli w gb tej sfery, co to jest ju naszym wiatem i nawet wszechwiatem.
I takie naciskanie kolejnych warstw sobie jest, ono dugo jest - te
jednostki s spychane i wpychane sabym bo sabym, ale przecie nie
zerowym naciskiem w gb tworzcego si wiata, a to trwa i trwa; i
trwa.
To si zagszcza tym samym w rodku i zagszcza. Takie pompowanie w
474

cao powstajcego wanie wiata, pompowanie elementw kwantowych


wytwarza w ukadzie coraz wiksze - i przez to skuteczniejsze dalej
cinienie. Skuteczne, rozumiecie, w zblianiu do siebie tych wielce
samodzielnych i samorzdnych (i opornych) jednostek.
I na skutek tych wszystkich krokw, i w ramach takiej energetycznej
ewolucji (i oglnej zmiany) - tam i wszdzie - co si do drugiego
czego zblia, dociska, jest do tego przymuszane okolicznociami, tym
wspomnianym narastajcym zagszczeniem.
I nie ma zmiuj - musi si tak z tym podobnym i symetrycznym innym
zbliy, bo nacisk zbioru jest duy i przepotny. Tu nie ma pytania,
czy si sparuje, jest pytanie, kiedy to si dzieje i na jakiej si to
zasadzie. I co si z tego wyania.
Tak, moi mili, proces w sumie jest banalnie prosty. W nieskoczonej
wiecznoci, w takim bezkresnym Kosmosie musi si tak zadzia, e w
lokalnym punkcie, w ramach tego kosmicznego ta, ktre stanowi tym
samym fundament logiki i poza ktry nie mona adnym sposobem ju w
analizie si przemieci - w takim pdzcym strumieniami, a tych w
nieskoczonoci te jest mnogo - w tym zamieszaniu musi si co z
podobnym co spotka, wej w zwizek - a dalej ju si to toczy w
sposb opisany regu.
Ta regua jest oczywicie zawsze i stanowi w opisie wiata fundament
wszystkiego - ale w takiej to chwili po prostu si namacalnie, wiec
konkretem pokazuje.
Czyli zaczyna si wszechwiat. I ta regua przybiera namacaln ju
posta; w ciao takie czy inne si obleka i moe by zaobserwowana.
A nawet czasami o tym pomyli w jakim tam zaktku tego wszystkiego.
A jak pomyli - to jej wyjdzie w tym zobrazowaniu abstrakcyjnym, co
to nie wiedzie skd i dlaczego si pokazao, e jest wzmiankowana
nieskoczono wiecznie ruchem zapeniona - i e to jedno taka w
sobie, a nawet i jedyno, e to Kosmos. Rozumiecie.
Wic ten pomylujcy o tym wszystkim tak to traktuje: jako jedno
i jedyno. A te i wzory matematycznie produkowane i motywowane one mu rwnie taki obraz podpowiadaj na kadym kroku i domagaj
si swojego. Wszdzie logika nieskoczonoci wprowadza i zmienno
bezkresn wymusza.
Ale, widzicie, ten osobniczy byt w sobie strachliwy zazwyczaj, jego
spojrzenie do nieskoczonoci adnym tam sposobem nie dopasowane i
dlatego on sobie te znaczki bezkresne a abstrakcyjne z takiego wzoru
wyrzuca i, pojmujecie, mu si zgadza. I on z tego renormalizowania
ogromnie zadowolony.
Tylko nie wie w kto - ani dlaczego to tak si dobrze sprawdza, ani
dlaczego zabieg upraszczajcy jest moliwy. Co prawda bdzie w takim
gbokim zapale to tumaczy na przerne sposoby, a to, e cinienie
wewntrzne stabilne i oddalajce si wszystko od wszystkiego i e to
efekt tej takiej puchncej w szwach rzeczywistoci - a to, e wida
z nieskoczonoci tylko to, co moe by widoczne - a te inaczej i
dowolnie jeszcze inaczej bdzie si wyraa, jak mu w tym emocjami
napdzanym czynieniu myl czy inne dziaanie podpowie.
Jego sprawa, my w takie objanienia nie bdziemy si wtrcali.

475

Tylko, mili moi, dlaczego ten zmylny osobniczy byt wewntrzny, co


to nieskoczono musi uwzgldnia za wzorem - dlaczego on takie te
znaczki w tym wzorze otrzymuje, co one mu mwi, nawet jak on tego,
na skutek swojej krtkowzrocznoci, nie chce uwzgldni?
A mwi to, e ta nieskoczona wieczno jest kosmicznym faktem i e
w jego wzorze to jedno.
Tak, jedno i jedyno, nie inaczej. Tylko nie na tej zasadzie, e
wszystko ze wszystkim si "cigiem" jednym przejawia - ale e jest
w sobie pokawakowane, skwantowane - e s w tym strumieniu idcym
z nieskoczonoci do nieskoczonoci przerwy, rne stany gstoci
i skupienia.
e s niecigoci powodowane "ziarnistoci" czyli takim faktem,
e jest w dzieleniu (drobieniu) bytu granica. e jest najmniejsze z
najmniejszych, taki kwant logiczny wszystkiego, taka ju "cegieka"
wszystkiego.
I to ma zasadnicze znaczenie w zrozumieniu tego wszystkiego.
Bo oczywicie za wzorem - albo za namysem filozoficznym - taki byt
osobniczy i analizujcy rzeczywisto po horyzont pojmowania - on
uzyskuje jedno, od najmniejszego wyjdzie, a do nieskoczonoci w
tym procederze dojdzie, musi - to wpisane w ten tok dziaania.
Nie ma znaczenia, jakich uyje poj, to mog by dowolne symbole ale i tak na kocu dojdzie Kosmosu, bezkresu, wiecznoci. To pewnik.
e trzeba to pniej na rne sposoby tumaczy, skrupulatnie w tak
pozyskany obraz szczeg za szczegem wpisywa, to wszystko prawda.
Ale taki szkic na pewno oddaje tre i zawarto rzeczywistoci.
Problem jednak w tym, widzicie, eby to detalicznie zrozumie, czyli
pozna daleko-gboko, po kres i szczeg - wanie te szczegy, te
rne zbiegnicia w zagszczeniu wiata trzeba wprowadzi. Tak, bez
tego si nie obejdzie - bez tego nie ma zrozumienia.
Przecie, zauwacie, jak ten matematyczny osobnik sobie wzr na ten
kosmiczny bezkres wyprodukuje, to tene wzr jest poprawny, niesie
ze sob pen i poprawn wiedz o Kosmosie - bo to faktem logicznym
wieczny i nieskoczony "stan".
Tylko e dla matematyka, a te dalej dla fizyka, kiedy takowy wzr
stosuje i buduje w gowie na jego bazie obraz wszystkiego, na skutek
zoenia si, zsumowania w jedno oraz skompresowania w jednostk
logiczn - na skutek braku w tym obrazie koniecznych niecigoci i
rnych zagszcze - w efekcie realnie przebiegajcy jako punktowy
i niecigy proces, on si staje takim jednym i jedynym. I przez to
nieskoczonym.
I jest cao - i jest jedno - i jest nieskoczony problem.
Tak, zauwaacie, e dla takiego obserwatora co, co Fizycznie si z
licznych etapw skada, co zawiera brzeg i dalsze, co fizycznie jest
ju zakresem spoza wyrnionego przebiegu - dla tego obserwatora w
jego spojrzeniu to albo nie istnieje, i renormalizcja to zapewnia,
albo jawi si jako jedno nieskoczona, ktra musi by dodana do
obserwowanego i doznawanego wiata.
Co, co jest stanem lokalnym w bezkresie, czyli ten tutejszy, nam w
476

obserwacji i doznaniu aktualnie obecny wszechwiat, taki w zmianie


Kosmicznej i jej "teraniejszoci" lokalnie zgszczony do fizycznego
konkretu byt - to dla obserwatora we wntrzu zmiany zawartego - dla
niego to zawsze jednostka. Dla niego cao i jedyno, ktra tylko
na bardzo teoretycznej zasadzie moe by dopeniona o inne fakty tego
samego ksztatu i przebiegu - ale zawsze tylko jako potencja, co,
co moe by, ale nigdy jako element wiedzy pewnej.
Dla takiego bytu, osobnika w rodku (wewntrz) wiata i zmiany (tej
zmiany efektu) - o ile ogranicza si tylko do zakresu fizycznego i
dostpnego eksperymentem - dla niego badany-poznawany obiekt jest i
zawsze bdzie jeden i jedyny, i bdzie jednoci; nie moe by inny.
Dla niego granica zmiany wszechwiatowej, lokalna i banalna w ramach
Kosmosu, jest granic absolutn - nie do pokonania.
Jednak, zwrcie uwag, nawet jeeli to "dalsze" to tylko potencja
i stanowi na dzi intelektualn ciekawostk (e to efekt onglowania
abstrakcjami), nawet jeeli nie s to konstrukcje konieczne ani te
realnie istniejce (teraz i gdzie istniejce lub w ogle) - to ju,
zauwacie, takie co wydaje si co najmniej niezbdne logicznie, a
najmniej dopuszczalne. Obecne zobrazowanie wszechwiata, ale take
jego wyjanienie (np. w zakresie "dobroci") - to opiera si na tym
"dalszym" i wielowymiarowo podobnym.
Czyli, eby uzasadni tu i teraz zachodzce zjawiska (i tak wanie
zachodzce), te dalsze fakty trzeba zapostulowa. Bez tego tutejsze
jest w sobie dziwne, wrcz cudowne - po prostu niewytumaczalnie w
sobie regularne.
Wszdzie wida, e jest regua, e jest zasada zmiany. A jej, tylko
w ramach (wszech)wiata pozostajc, nie mona wytumaczy. Jeden i
maksymalnie "zgodny" z regu obiekt to dziw i niezwyko. - I bez
dopenienia zbiorem moliwych rozwiza takim pozostanie.
Zgoda, owe "dalsze fakty" nie mog wej w badanie fizyka, poniewa
znajduj si poza obszarem, ktry on mona bada. Ale ju wida, ju
to dobrze wida (i o tym si tu i wdzie przebkuje), e to "dalsze"
jest zakresem potrzebnym - e pomaga w zrozumieniu.
Problem tylko w tym, e nie wiadomo, jak to wprowadzi (i na jakiej
zasadzie) w obowizujcy zestaw poj i abstrakcji znaczcych tutaj
rejestrowan zmian.
Przecie, zauwacie, kiedy uznaje si otaczajcy wszechwiat ju za
wszystko (za jedno i jedyne), to owo "dalsze" - czyli logicznie do
wyjanienia obserwowanego potrzebne otoczenie - ono w taki stan nie
moe wej, bo jak? Jest jeden wiat, to jak go powikszy - jest w
nieskoczonoci jeden byt, to jak go zwielokrotni?
Nie mona - jednoci i jedynoci nie mona zwikszy. Nigdy.
Fizyka w takim "jednociowym" ujciu (a innego nie wypracuje) dzi
dominuje - a innej nie ma jak wprowadzi; tu wszystko ze wszystkim
stapia si w cao, sumuje, kompresuje. Wic jest tym samym z zasady
niepodzielne. Taki, zauwacie to, "atom" si tworzy - tu w postaci
"atomu-wszechwiata".
I ma to samo znaczenie jak tamten. Jak historyczny "atom" mia dla
477

objaniaczy wiata. e to si pniej okazao zoeniem i e trzeba


to byo dopeni dalszymi, i jeszcze dalszymi atomami - e trzeba to
byo zebra w "pierwiastek", a nawet w zbir pierwiastkw - c, to
prawda. Tylko, widzicie, tego w dzisiejszym ujciu (wszech)wiata,
tego etapu nie ma.
Jeszcze nie ma. To ju chyba dla was jest jasne. I nawet oczywiste.
Prawda?
Dla fizyka dzisiejszy obraz wiat, ktry si z obserwacji, ktry z
eksperymentu si wyania - to nieskoczona jedno, i dlatego w tak
pozyskany zakres dopenienie o to "dalsze" wej nie moe. Kiedy w
badaniu jest ciana "pocztku" (ciana fizycznie i wzorami ustalona)
- to poza t jednoci-jedynoci nic dalej nie istnieje, nawet to.
Nawet ta nie ma do tak pojmowanego.
Dla fizyka i od wewntrz to "dalsze", zauwacie, staje si cian
pojciow lub zbudowane jest z konkretnych elementw, ktre moe na
danym poziomie analizy dopracowa si obserwator. A w takim to tle,
tak rozumianym i tak postrzeganym tle, osobnik musi si zagubi. To
oczywisto.
A jak prbuje je zrozumie (przebi) - to si rozbije o t cian.
Nie ma rady, tej brzegowej strefy w analizie sam nigdy nie pokona.
Dlatego, zauwacie po kolejne - wszechwiat w tym ujciu jest jeden
i jedyny, a te nieskoczony. Bo skoro jest ta logiczna bezkresno
i wieczno, skoro to jeden i jedyny obiekt do badania, skoro wida
to w kawaku i nie wiadomo, co jest dalej i czy ono w ogle jest to jedynie pewne ustalenie (w takiej chwili i umiejscowieniu, i ktre
fizyk moe wyprodukowa) jest takie, e wszystko jako tam poznane to
ju "wszystko" - na kocu jego dziaania musi pa stwierdzenie, e
to nieskoczony i jedyny wiat. I kropka.
A e przysparza to wielkich kopotw interpretacyjnych (np. wielkich
gstoci i ogromnych temperatur "chwili pocztkowej"), e domaga si
dopenienia "dalszym", co by lokalne niezgodnoci wytumaczy - c,
prawda.
Tylko tego zrobi nie mona. Fizyk na powysze powie, e nie mona
pj dalej - bo jest tylko ten jeden fakt do obserwacji. I e jest
granica, wic nic dalszego nie ma. I jest koniec dyskusji.
Emocje pozostaj i domagaj si relacji naukowej i rozumnej z tego
dalszego a koniecznego - ale nie mona. Bo nie mona.
Ech, mili moi, fakt, nie mona...
Tylko czy na pewno nie mona? - C, mona.
Przecie to proste, przecie to oczywiste, przecie to ju pado po
wielekro - przecie to znane od zawsze: naleny wprowadzi w jeden
i logicznie nieskoczony cig zdarze skwantow rytmik, jednostki
i ich wielokrotno.
Naley w "suchy" i wypreparowany ze zmiany wzr matematyczny, ktry
musi takim by, wprowadzi fizyczne, realne, rejestrowane na kadym
kroku stany przerwy, pustki - pocztek i koniec wyrnionego. Jeeli
tak obrazuje si kady tutejszy fakt i nie ma nigdzie adnej innej
formy opisu dla caoci (wszech)wiata - to nie nieskoczono oraz
478

wieczno definiuje ten lokalny zaktek, ale stwierdzenie, e to tylko


element wybudowany w tej nieskoczonej-wiecznoci, jednostka w ramach
zbioru podobnych - e to "jedynka" kosmicznego bezkresu.
Kiedy postrzega to jako jedno, s rozliczne problemy, kiedy ma to
w analizie posta rnego w tej nieskoczonoci stanu skupienia i
zagszczenia jednostek - kiedy jest wycznie przechodzenie jednej
konstrukcji w drug, ale poprzez podprogowy do niej zakres ta (a
wic poza rejestracj) - kiedy widzie to jako skwantowan cigo
z lokalnymi bytami - to taki obraz, cho nieskoczony, nie ma ju w
sobie niczego dziwnego. To oczywisto i konieczno.
W takim ujciu, podkrelam, jest wzmiankowana jedno i jedyno jest nieskoczono i wieczno - jest wszechwiat i Kosmos - oraz
wszystko inne, co przynosz wzory lub analiza logiczna.
Tu niczego z tego zbioru danych nie brakuje - a nawet wszystko jest
potrzebne, eby te lokalne zbrylenia mylce wyjani. Bo wszystko,
co zostao poprzez wieki wypracowywane, jest oddaniem tej jednoci
- to jest ta-taka jedno.
Jest tak jednoci, ale w ujciu logicznym, zsumowanym z jednostek.
Natomiast fizycznie jest to zmiana z przerwami, zmiana skwantowana
i nieskoczona.
Ale zarazem, podkrelam, to nie jest jedno i jedyno, ale wielo
w Kosmicznej jednoci.
To nie jest nieskoczono tego analizowanego konkretu, tylko w tej
nieskoczonoci lokalny element, jednostka w zbiorze. To nie stao
wszechwiatowa, tylko przemiana w ryzach reguy.
To to samo, co wida ze wzoru (nieskoczony przebieg), ale zarazem
cz - ta jedynie moliwa do obserwacji cz z bezkresnej caoci.
Wszystko si zgadza i znajduje na swoim miejscu, okazuje si dobrze
spenia wszelkie zasady i w dowolnym jzyku wypracowane abstrakcje
- a zarazem to co innego; wszystko si zgadza do ostatniego punktu
- a zarazem to znaczco gbsze ujcie; wszystko si zgadza, jak w
taki schemat zmiany wprowadzi wypracowane przez wieki zobrazowania
- a zarazem uzyskuje to wyrazist, nieskoczono-wieczn gbi, kiedy
wprowadzi chwilowe i pokawakowane stany skupienia.
Na kocu tego dziaania uzyskuje si jedno oraz jedyno Kosmosu,
gdzie lokalnie buduje si wszechwiat - zawsze chwilowy i konkretny
wszechwiat.
A jest to widoczne dlatego, e w takie bezkresne oraz jednorodne to
zostaa wprowadzona banalna konstatacja: wszystko jest zbudowane z
jednostek (kwantw) i jest jednostk (kwantem).
Kiedy do matematycznego wzoru doda konieczne dopenienie w formule
pustki, wszystko si z ta wyania i jest wyranie widoczne; kiedy
w niezrozumia i niepojt jedno wprowadzi interpunkcj, tre
staje si wyrana i zrozumiaa. I czytelna - i oczywista na/w kadym
kroku.
Tak po prostu zrozumiaa. - Rozumiecie?

479

A teraz ponownie wypada si zanurzy w ten zagszczajcy si gdzie


lokalnie w Kosmosie wszechwiat.
Jest ten docisk-nacisk - czyli w rodku ju ronie cinienia. A jak
ronie gsto oraz zmniejsza si w rezultacie odlego elementu od
elementu, to w pewnym momencie (nie przypadkowym, przecie to zmiana
skwantowana) - w pewnej chwili "pompowania" wszechwiata zaistnie
musi taka sytuacja, e odlego jednostki od jednostki bdzie take
na jednostk - jednostk pustki.
I aktualnie pojawia si istotne pytanie: co si zadzieje w sferze
wszechwiata (i to w caoci tej sfery) - co si pojawi, kiedy taki
stan i fakt zostanie zasilony kolejn porcj-warstw kwantw - co
si wytworzy?
I odwied jest oczywista, te ju wam znana: jednostka do jednostki
tak zostanie w tym momencie docinita, e zbuduje si, "zbryli" si
w jednostk.
Teraz na t nowo zaistnia jednostk skadaj si dwie jednostki z
poprzedniego poziomu, z tego zerowego, brzegowego - z pojmowanego w
taki sposb ta.
Czyli, zauwacie, na nowym zaistniaym poziomie, ju wewntrznie (w
ramach wzmiankowanego ta) tworzy si, pojawia si ("z niczego", w
obserwacji od wewntrz wanie "z nie wiadomo skd") - zbudowaa si
i rozpycha si nowo, nowa jednostka. - Jest podwojona wewntrznie
jednostkowa nowo.
I to ona - w ramach tego nowo powstaego poziomu - ona jest obecnie
elementem jednorodnego ta. To jej stan-ksztat wyznacza to - jest
tym tem i punktem odniesienia. To teraz jest tem brzegu - nowego,
na tym poziomie brzegu.
Natomiast tamto to, pierwotne, pierwsze w analizowaniu, ono jest i
pozostaje, warunkuje nowo i jest odniesieniem - ale w piramidzie
moliwoci zaistnia nowy poziom. Elementy logicznie najmniejsze z
najmniejszych dalej s tem brzegowym - ale w tym momencie zbudowao
si nowe to. Lokalne w tamtym i ograniczone zasigiem - ale jednak
to. I ono tak samo jest jednorodne oraz jedyne, tylko krg zdarze
jest mniejszy wzgldem poprzedniego.
Tu s jednostki i tam byy jednostki, to zawsze i na kadym kolejnym
poziomie wiata ("wyciskanym" czy "wciskanym" do danego zakresu) s
jednostki - i to one tworz to w tym obszarze.
Zajto oraz skupienie elementw na/w kadym poziomie ronie - one
s coraz bardziej w sobie rozbudowane, jednak obok i rwnolegle s
takie same jednostki. I cznie taki zbir, taka "paszczyzna" jest
jednorodnym tem.
A swoj drog, zauwacie, e opis w formule "gra-d" - to ma si
tak jako dziwacznie.
Mona tak to prowadzi, ale z tym uzupenieniem, e to, wic brzeg,
wic dopenienie do wyrnionego poziomu - to w takim zobrazowaniu
stan liczny, znaczco wikszy od budujcej si w owym tle jednostki.
A wic z kadej strony otacza fakt i jest ponad nim.
Czyli co mniejszego i "cegieowatego" jest ilociowo wobec elementu
znaczniejsze, bardzo znaczco wiksze. Opis poprowadzony z uwagi na
komplikowanie si elementw buduje piramid "w gr", czyli koczy
480

si elementem logicznym, neuronem - ale ten sam opis prowadzony "w


d", do rodka, jako fizyczne wyanianie si jednostek, to rwnie
jest piramida, tylko e efektem jest "wciskanie" takiej jednostki w
poziom lecy poniej. A do samego dna - a do punktowego stanu w
formule dna. I d-n-a.
Logicznie jest to opis "w gr", fizycznie "w d".
Co taka nowo zaistniaa w tym nacisku-docisku ma wok siebie?
I te odpowied jest oczywista: wolny tor zmiany.
Czyli ruch w tle, ale z elementem swobody. - Przecie ten poprzedni
ostatni docisk, w ktrym te jednostki nowego poziomu powstay (co ma
dla fizyka ju posta "wybuchu", momentalnego zaistnienia, a co trwa
ogrom czasu i przestrzeni w ujciu zewntrznym) - ten docisk uwolni
tym samym na poziomie zerowym, w tle brzegowym, miejsce na dalsze i
kolejne pompowanie elementw. I ten docisk idcy z kosmicznego ta
dziaa w najlepsze dalej.
Ale zarazem, zauwacie, nowy poziom nie jest maksymalnie zapeniony,
co si w nim moe dzia. Przecie on si dopiero zacz.
Czyli moe by ruch, ale i dalsze dopenianie o kolejne jednostki z
ta, ktre przecie cigle s wciskane w taki nowo powstay zakres.
Kiedy i na tym dojdzie do takiego rozkadu i zagszczenia, e nie ma
ruchu, e "za tyknicie" bdzie stan krytyczny - to i w tym poziomie
zaistnieje nowe. I opadnie niej w piramidzie moliwoci komplikacji.
Opadnie lub si wzbije, to od obserwatora zaleny kierunek opisu ale na pewno zawiera si w tle.
W tle tego poprzedzajcego poziomu. Ale i w tle wczeniej w caoci
zaistniaym, poprzedzajcym. Ale te w tle absolutnym, kosmicznym. I
zawsze w tle.
Obok takiej jednostki jest ruch, nawet pustka, jednak w podprogowym
zakresie jest warunkujce istnienie tej jednostki to-brzeg i jego
jednorodne, paskie zapenienie.
Wida wierzchoek "gry" - a to warunkowane jest ogromem elementw
poniej - wida "pyek" - a to opadajce na dno "kwantowego oceanu"
zbrylenie w formie pyku.
To "dno" jest fizycznie wszdzie, znajduje si w dowolnym kierunku
fizycznej mieszaniny, ale logicznie to dno i punkt. I rodek zmiany,
ktr okupuje mylcy pyek.
To zawsze tylko pyek wobec zakresu brzegowego. Ale konieczny.

481

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 10.5 - Czstki wirtualne.
Mona popa w zwtpienie.
Koledzy, tak, mona. Nie pocieszajcie. Doceniam wasze sowne zdanie
i ch szczer, ale jest tak, zauwacie, e gdzie tylko spojrze i
si nad tym pochyli, to taka, widzicie, niepewno si rodzi w tym
ogldzie - z niego si poczyna w emocjonalnej szamotaninie. Bo to w
tej pogbionej analitycznej obserwacji wychodzi, e nic pewnego i
staego, e tylko zmiana oraz spltanie wszystkiego ze wszystkim i e to takie wirtualne. Niby, koledzy, czstka, a to ona tak tutaj
na mgnienie, taka w sobie pozaczasowa.
Tak, koledzy, w tej tam dali, albo i w tej tu punktowoci, wiat si
wirtualnoci pokazuje, niby jest, niby fizyka - ale wirtualnie. I
jak tu si, koledzy, nie zamyli, jak zwtpienie odgoni?
A takie zwtpienie, koledzy sami wiecie, to grone ono w sobie by
moe. W fizyk, w naturalno i nawet w nadnaturalno, we wszystko
moe uderzy - kiedy si tak bdzie rykoszetem po otoczeniu snuo,
to, sami rozumiecie, rne skutki z tego mog by.
Wstaje czowiek rano, si po wiecie soneczkiem okraszonym albo i
deszczem spukanym rozglda, i ma z tego ranka poczucie, e znonie
jest, a nawet czasami i dobrze - czyli generalnie ujdzie.
I tu si schyli do tej materii czy pustki wszechwiatowej - i wwczas
si okazuje, e to ani materia, ani pustka, a tak po prawdzie diabli
wiedz co. Bo to niby pustka, niby tu adnego czego i zupene nic,
adnego atomowego kawaka, ale to w ogldzie powierzchniowym wyglda
na takie, to zudzenie postrzegawcze jest. Tak, koledzy, zudzenie.
Bo w tej pustce, zauwacie, a si gotuje od zderze tego niczego,
czego podobno tam nie ma, z innym niczym, te podobno nieobecnego.
Tak, koledzy, to nic z tym innym nic si paruje, scala, w zwizki
bliskie wchodzi - i ten taki laboratoryjny ciura to sobie notuje w
przyrzdzie rozbudowanym jako czstk. Czstk nie czstk, koledzy
- bo to jest, a nie jest, koledzy, to si pojawi, ale nieuchwytnie
w tym naszym fizycznym zakresie; to mignie i znika tak szybko, e i
najdokadniejszy stoper tego mignicie nie odnotuje. Ech, koledzy,
i jak tu zwtpienia w to soneczko czy deszczyk nie dozna - jak z
duszy piskliwe nutki odegna? Jak, koledzy?
Powiecie na to, e sprawa niewarta dyskomfortu emocjonalnego, to w
sobie przecie pospolite, zawsze si dzieje, co tam na tej granicy
wiata wirtualnie poczyna w intymnym zwizku elementw - i e to w
caoci drobiazg, bo s istotniejsze dylematy.
Moe, nie wiem. Dla mnie jednak pustka, ktra pustk nie jest, a te
pustka, ktra tworzy co z niczego - to, przyznaj, stan poniekd
dziwny, ociekajcy nadzwyczajnoci rodem z niematerialnoci jako
definiowanej przez jaki tak w sobie pokrconych - to generalnie i
w szczegle pozbawione sensu. Nie wiem, moe i mona to pomin w
spojrzeniu, takim nietutejszym zachowaniem si nie przejmowa, albo
482

przyjmowa to z dobrodziejstwem zastanym i niewyjanialnym - albo i


jako dogmat czy aksjomat to ustawia sobie w systemie. Pewnie tak
mona. Ale ja, widzicie, w tym si istotnego dopatruj - dla mnie w
takim informacja o wszystkim si zawiera.
Nie jest wane, czy gdzie tam na metr szeciennie zliczany si jaka
czstka wykluwa, to takie sobie po oglnym przekazie treciowo jest
ubogie i wte. Istotne wielce natomiast jest to, e ta pusta pustka
pustk faszyw si okazuje, e ta pustka to nie pustka, e to tak
do granic zapchane, e tam palca nie wetkniesz. - I e pokazuje si
to chwil wirtualn, poza pomiarem.
Tak, koledzy, to jest w tym ciekawa a wane, e pustka zapchana po
graniczno i e z tego co si na mgnienie wyania.
Fizyk, wiadomo, to taki kto, e w swoje paluszki chwyta wszystko,
co mu si tylko schwyci uda. A jak pochwyci, to obraca oraz maca,
nawet si w rodek wwierca i rozbija, tego skadnika jednostkowego
wszelakiego poszukuje. I to tak od zawsze idzie, i nawet skutecznie.
Tylko, koledzy, jest teraz ciekawe pytanie: jak taki kto moe tak
wirtualn czstk chwyci - jak j zbada, co w niej ustali za fakt i
cegiek, za skadnik? Fizycznego realu mona dopa w jego jakiej
tam konstrukcji, realno daje si pomierzy, nazwa - tak a tak w
tabelk upchn, wiadomo. Ale jak wirtualne, wic nieostre i ulotne
zdefiniowa? Wzorem mona, prawda, mona takie co policzy, nawet i
zapostulowa w istnieniu mgnieniowym - tylko jak to zapa w wielki
czy may przyrzd? Fakt, koledzy, nie mona.
I jest problem: co tym wirtualnym faktem jest i z czego i dlaczego
jest - i co to oznacza w caociowym ujmowaniu wiata?
Co, koledzy?
eby powiedzie, czym s "czstki wirtualne", koledzy, trzeba wyj
od tego, e wszechwiatowa baka to zapchana elementami sfera, tak
do granic moliwoci. Omawiane to ju byo, koledzy, wiecie, e to
si pompuje z zewntrz do rodka tutejszego czasu - a pniej, tak
na dzi, to ju si wytraca zewntrznie do nieskoczonoci. A braki
uzupeniane s z rozpadu czarnych dziur i e dzieje si to poniej
waszego fizycznego rejestrowania. Mniejsza o to, obecnie liczy si
to zapchane maksymalnie wntrze i stabilne cinienie.
Bo, zauwacie, jak to tak wypenione, logicznie bez pustki, to si
wystarczy tylko o to oprze, nacisn ten balonik, paluszkiem maym
czy duym tkn - a w akcie badawczym co si do czego doda, co z
czym si poczy, co na tyle si do drugiego podobnego tak zbliy,
e pojawi si w obserwacji waszej fizycznej. Musowo tak si bdzie
to dziao, poniewa ten nacisk, nawet dla was najsabszy, taki ju
granicznie dla fizyka saby, on jednak jest naciskiem-dociskiem, to
ma w sobie ogromny potencja nacisku wzgldem tego, co si w pustce
faszywej dzieje.
Z wzorw wam wychodzi, koledzy, e to nie pustka, e zapenione jest
to "faktami", wic kiedy tak to podprogowe i niepoznawalne nacisn
- jak niepoznawalne do niepoznawalnego w akcie obserwacji-pomiaru
docisn i dopchn, to z tego musi, musi si co wam pokaza. Nie
ma zmiuj, jak cinie, to docinie - i trynie. Co si do czego
w tym akcie docinie, wic musi si wam czstka, choby na mgnienie,
483

pokaza. Rozumiecie?
Tak, koledzy, wszechwiat zapchany do granic, ale dla was to poziom
w badaniu skryty na zawsze, to te ju wiecie. Matematycznie mona
w zapale to obrobi, ale tego schwyta w szczypczyki si nie da - i
to nigdy. Dla was jedynie te nadprogowe efekty dociskania s jako
dostpne, dalsze i gbsze to ju poza fizyk si lokuje.
Czym jest ta podprogowa drobnica, ktra pchnita-docinita moe w
obserwacji si pokaza? Mona to zdefiniowa jako "pole kwantowe",
mona inaczej, nie ma znaczenia. To jednostki czego, ktre s ju
same w sobie rozbudowane, to jest daleko powyej logicznie uznanego
za jednostk - ale to jeszcze nie moe by fakt fizyczny.
I to jest tu bardzo istotne: to stan skomplikowany, znaczco ponad
stan logicznej jednostki rozbudowany, jednak to cigle zbyt mao na
zaistnienie w zakresie nadprogowym, w obszarze fizycznym - ju co
jest skupione, ale w tak wyrnionym cigle zbyt mao elementw na
pokonanie progu, eby si pokaza. - W takim zagszczonym chwilowo
strumieniu energii jest zbyt mao skadowych, eby mogo si sta
to faktem i elementem fizyki - eby zostao "wypchnite-wcinite"
ponad prg. - Albo opado w obszar fizyki, poniewa ustalenie, czy
"fizyka" to zdarzenie ponad progiem, czy odwrotnie, poniej progu i
wntrze - ustalenie kierunku tworzenia si struktur to ju sprawa
ocenna i wynika z preferencji postrzegania bytu.
Liczy si w tym opisie to, e ta drobnica jest i przy zaistnieniu
w okolicy nacisku zewntrznego, moe si "zbryli" w wiksz, ju
rejestrowan wielko.
Ale obecnie wymaga w sposb szczeglny podkrelenia fakt, e taki
nacisk si pojawia i e dziaa. Dlaczego? Poniewa jest to czynnik
dla zaistnienia "czstki wirtualnej", czyli na mgnienie, to element
najwaniejszy - to by lub nie by takiego, ju przecie fizycznego
faktu. e on na mgnienie jest faktem, to mniejsza, ale jest.
A przecie, jak nacisk nie bdzie ustawa, to "mgnienie" stanie si
na przykad sekund w pomiarze i ten pomiar umoliwi. Fakt fizyczny
to zdarzenie - przenoszcy o tym informacj nonik - oraz, tego nie
trzeba zapewne podkrela, obserwator.
Zwracam uwag na to, e taki "fakt" moe by tak minimalny, e si
fizycznie nie objawia, e jest poniej progu, ale obserwator swoim
dziaaniem, wic naciskiem, moe go wydoby z ta - tak oddziaa na
elementy, e te si skupi; kierunek, rdo i powd nacisku nie ma
tutaj znaczenia, liczy si to, e ten nacisk jest.
Rozumiecie? Samodzielnie ten saby fakt nie zaistnieje, poniewa nie
ma dostatecznego zasobu si na rozpychanie si w otoczeniu, czyli w
zakresie fizycznym. Kady fakt, ktry wyania si ponad progiem, i
to dowolnie pojtym progiem, musi dysponowa si naciskania swoim
istnieniem na otoczenie i w nim si rozpycha, dosownie rozpycha.
Bo przecie sabowity i cherlawy zostanie przez oporne i twarde dla
tego istnienia rodowisko ponownie w to wcinity - eby pokaza
si ponad progiem, trzeba ostro pracowa okciami i zbami, inaczej
nie ma mowy o rozgldaniu si po okolicy. I nie jest to metafora, to
oddanie kadego i zawsze zaistnienia w ramach kadego poziomu, ktry
484

buduje si w rzeczywistoci.
Liczy si na tej granicy zaistnienia to, e jest podwojony nacisk i
docisk - nie samodzielny "fakt", ktry nie ma siy zaistnie, ktry
jest zbyt nieliczny, eby przekroczy prg komplikacji. Ale jeeli
z dwu kierunkw, czyli z jeszcze niszych zakresw ta pojawia si
nacisk, a to zapewnia "pompowanie" wiata przez zewntrzne warstwy
kwantowe (zewntrzne, czyli spoza wszechwiata, albo zewntrzne, a
wic podprogowe, z rozpadu osobliwoci) - a zarazem on spotyka si z
naciskiem-dociskiem aktu pomiarowego (w zakresie granicznym i jako
progowym; w strefie midzy "pod" a "nad" - w "strefie wirtualnoci"),
to tak sparowany, podwojony docisk musi wytworzy element nadprogowy,
to ju wystarczy.
I nie ma znaczenia, co za taki akt uzna, kady nacisk idcy z fizyki
to wydobycie ponad prg umoliwia; jak jest podwojenie, to zawsze z
tego co si zapocztkuje.
To moe by, jak powyej, akt obserwacji czy dowolne dziaanie - to
moe by drugi i niezaleny w sobie saby "fakt", ktry lokuje si
w paszczynie, czyli obok. Oba s na tyle w sobie niezborne i tak
mao zgromadziy elementw skadowych zawartych niej w zmianie, e
brakuje im (kademu oddzielnie) si na wydobycie si ponad poziom
progu. Ale skoro wszystko drga w tym jednorodnym tle, przemieszcza
si, jest w ruchu i notuje naciski z kadej strony - skoro zawsze
jest nacisk-docisk wszystkiego na wszystko - to prdzej albo pniej
(jednak poniej nadprogowego czasu, wic ju w obszarze dziaa dla
fizyka "upiornych") co si do czego doda - element do elementu w
takim dziaaniu zostanie docinity-popchnity. I ju wesp-zesp
pokae si taka podwojona jednostka fizykowi.
Na mgnienie, zawsze wirtualnie, bdzie wzorem albo te matematyczn
analiz uchwytne - ale si pokae. A kiedy nacisk trwa, to nawet i
duej, jak ju pado.
Co wicej, co tu istotne, ta graniczna warto drga, tych drobnych
oraz podprogowych naciskw, ktra tworzy wszystko naokoo istniejce
(przecie kada ewolucja, kady fakt sam cinie na otoczenie, ale i
otocznie na niego wywiera wpyw) - to wszystko razem tworzy rozedrgan
i nigdy stabiln cao. I tym samym tworzy, wyznacza graniczn dla
fizycznego obserwatora warto skomplikowanego zaistnienia. Nisze
jest podprogowe i nieobserwowalne, cho konieczne, a powyej granicy
to przykadowo drgania cieplne wiata, ktre s najniszym poziomem
obserwacji - najmniejsz mierzaln wartoci, ktre oznacza, e w
tym i na tym "zakresie" buduje si, skada w obserwowalne dla fizyka
"co" caa piramida mniejszych i nieobserwowalnych zdarze.
Najnisza warto drga wiata, to w postaci cieplnego obrazu, to
aktualna, na dzi notowana fizycznie odlego elementw tworzcych
to wszystko. One s tak od siebie i w stosunku do siebie oddalone,
e wymaga to takiego docisku, takiej procedury, eby mogy zaistnie
fizycznie.
To nie pozostao po kiedy tam istniejcym, ale to stan na dzi,
to poziom drga oznaczajcych obecn gsto wiata, z ktrej i w
ktrej moe si co nadprogowego pojawi.

485

I dlatego, i std, koledzy, w akcie pomiaru-poznania nie ma i by


nie moe "wiedzy" o kolejnym kroku budujcego si faktu - poniewa
to nie fakt, tylko wanie w pomiarze oraz obserwacji fizyka stajcy
si aktualnie element wiata. Nie czstka, nie atom, nie kamie czy
czowiek, nie wszechwiat - tylko dynamiczna, a wic stajca si i
zanikajca jednoczenie wyrniona w tle konstrukcja.
Wielka w obserwacji gra czego, na skutek mnogoci elementw tak
"gr" tworzcych, wydaje si chwilowemu obserwatorowi niezmienn ale to tylko i a zmiana w trakcie przeksztace. Nic wicej. Gra
czy elektron to zmiana - a przez to nigdy ostro zdefiniowana, zawsze
rozmyta, zawsze w stawaniu si. I tylko tak.
Jeszcze jedno w tym kontekcie wymaga podkrelenia: powysze fakty
i opis procedury budowania si elementw "fizyki" (forma zapisu ma
tu znaczenie), to ma zastosowanie generalne, oglne, dotyczy kadej
wyrnionej ewolucji.
Oczywicie w tym zapisie odnosi si do ustalonego we wszechwiecie
granicznego poziomu zjawisk, poniej ktrych jest niedostpne dla
fizyka "pole kwantowe" i jego upiorne naciski-dociski, ale budowany
tutaj obraz ma zastosowanie w kadym przebiegu - w tym, co za fakt i
zmian obserwator uzna. Chodzi o logicznie ustalony tok zdarze, i
to niezalenie od konkretnej procedury - chodzi o wszelkie kwantowe
procesy wiata. A innych przecie nie ma...
To moe by czstka wirtualna dla fizyka, ale to moe rwnie dobrze
podprogowe zdarzenie w postaci okresu prenatalnego dla lekarza; to
moe by zakres komrek czy narzdw w stosunku do organizmu; moe
by poziom bakterii wobec ciaa nosiciela; atom wobec tworzcej si
w czasie i przestrzeni gry; kropla wody wobec oceanu, planetarny
glob wobec wszechwiata... Kada wyodrbniona w analizie ewolucja
w toku jej zachodzenia, na skutek kwantowego charakteru zmiany, a
to ma umocowanie w najniszym i pojtym logicznie zakresie - to ma
w sobie graniczn stref, poziom, prg, dla ktrego jest stref do
obserwacji niedostpn, skryt, ciemn.
Powyej jest fizyka takiej ewolucji, poniej-dalej Fizyka.
Ale zawsze, zawsze jest to konkret, fakt i co, co istnieje. e nie
zawsze istnieje namacalnie w pomiarze, to w proponowanym ujciu ju
sprawa naturalna i oczywista. A e dla niektrych dziwaczna, e ma
w sobie "komponent dodatkowy"? To efekt nieostrego postrzegania lub
brak oprzyrzdowania umoliwiajcego poznanie.

486

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 10.6 - Wszechwiat.
Tak, o wszechwiecie - na ostatniej lekcji mwilimy o tym tutaj i
naokoo, czyli wszystkim. To tak do koca wszystko nie jest, ale w
fizyce to wszystko, dla fizyka, mwilimy, to wszystko i niczego w
jego przyrzdzie ju ponad ten wszechwiat nie ma. A nawet i to te
nie jest jeszcze tak zupene wszystko, bo tylko wystajce nad tak
powierzchni tego ta. Tak mwilimy. Albo te to jest widoczne w
tym wszechwiecie dla fizyka tylko, co si pokawakowao, czyli si
zebrao w sobie i zbrylio, i opado na dno wiata. I my tak yjemy
na ocenie i w tym ocenianie, i na dnie. I takie wanie fizyk bada.
Albo inny w sobie laboratoryjny osobnik.
I kiedy tam byo o Kosmosie - a teraz o tym wanie wszechwiecie,
takim w sobie i wobec tego kosmicznego nisze, wewntrzne, lokalne,
i w ogle. Takim skoczonym w czasie i przestrzeni, mwilimy. Jako
e Kosmos to w sobie jeden i jedyny, i nieskoczony - a wszechwiat
to ju skoczono. Ten czas si kiedy tam zacz, to dawno byo,
ale kosmicznie tu co, mwilimy. - I ta przestrze te si bya w
tej przeszoci wyonia z niczego.
Tak mwilimy - nie zmylam. e z niczego to wszystko tutejsze byo
si dla fizyka tak pokazao. Byo sobie nic, ale takie faszywe to w
sobie byo nic, pole nie pole - a moe i ka, kto to wie - i si z
tego wykluo gdzie w zakamarku takie i podobne, czyli namacalne. I
wszechwiatowe.
I dalej to si kluje, niekiedy si to nawet yciem pokae albo tam
jako inaczej, te to mwilimy. I nie tylko na ostatniej pogadance
lekcyjnej, ale i na biologi, bo i biologia si w tym wszechwiecie
wykazuje, pokazuje si i sama pokazuje, i take obserwuje.
A ten Kosmos, mwilimy, to nie ten wszechwiat - to dalej jest. A
i wyej - tak to mona przedstawi.
Cho po prawdzie, tak mi tata w domku to opowiada, to adna prawda
gbsza, tylko tak sobie nasze pomylunki to pokazuj - bo nie jest
dokadnie tak. Ten kosmiczny i wyszy obszar to ani obszar jest po
prawdzie, ani wyej czy niej nawet, on jest wszdzie wokoo - a i
nawet w tu i nas. Bo na takie kosmiczne to si co i nic skada, o
tym kiedy byo - tu to samo co i nic si znajduje, wic nie mona
powiedzie, e to dalsze albo i tam bliskie, bo to we wszystkim tak
fizycznoci suy. Tylko ta taka fizyczna masa, co jej podobno tyle
brakuje, ona si pokazuje i pozwala si pokazywa. e to tylko, tak
mi tata wieczorem mwi, jak lekcje sprawdza, e to tak inaczej w
sobie zbiegnite - znaczy si skupione, znaczy si skondensowane i
spakowane. Czy jak to tam jeszcze by nie nazywa.
Takie, mwi, stany skupienia to s, i one s inne, od tego do tego
punktu s takie, a od tu do tamtego w sobie inne. - I te skupienia,
bryki czego, moe i na przykad kamyk to by, a moe i atom albo
komrka, e to jest ju widoczne w tym naszym wiecie - czyli takim
wszechwiecie.
I ten tak poskupiany w kamyczki i inne zgstki taki wszechwiat to
ju jedyny w tym Kosmosie jest. - Niby taki sam zawsze i wszdzie w
487

tym kosmicznym bezkresie, bo Kosmos nie ma pocztku i koca, ale w


jedynym zawsze wydaniu taki wszechwiat si buduje, to zawsze jest
w bezkresnoci jeden punktowy fakt na prostej, tak mwilimy. Nic
si dwa razy nie trafia, cho si co rusz powtarza.
Cho, tak to opisywalimy, to nie do koca tak jest, poniewa to si
powtarza w tej nieskoczonej nieskoczonoci. Ona sobie jest i jest
- i jeszcze w dalsze jest, i tak jest nieskoczona nieskoczenie. A
skoro taka, to nie ma znaczenia, jak si to dugo i daleko cignie
i jak to si w tym co skoczonego buduje. Bo tego nieskoczonego i
tak nie mona w to zbiegajce si zaliczy, to jest tem dla takiego
zbiegnitego. Bo to i nawet nieskoczony etap moe si dzia midzy
jednym a drugim czym takim, i to nie ma adnego znaczenia.
I w tym zbiegajcym si i pniej rozbiegajcym si wszechwiecie,
tu w tym takim i dla takiego kogo, to nie ma nic a nic znaczenia,
co najwyej go w zadziwienie wpdzi przed zaniciem, nic to takiego,
bo dla niego nie istnieje. Jak on nie istnieje, ten analizujcy to,
to dla niego ten nieskoczony etap nie ma znaczenia, on sobie o tym
myli, a e byo przed tym nieskoczenie wiele, to jest poza nim. W
jego obserwacji nieskoczenie wielki etap zmian to nieskoczenie w
sobie may etap, nie wchodzi w jego pojmowanie.
Jak ju sobie takie mylenie uprawia, to tamto nie ma nic dla niego
wanego.
Ale ten wszechwiat, taki w kosmicznym jeden lub liczny, to nie ma
ju znaczenia. Co najwyej mona sobie o tym pogada, czy s jeszcze
w tym bezkresie obok inne, bo to generalnie ciekawe. Ale bez sensu.
Bo to poza obserwacj zupen.
Wic jak ten nasz wszechwiat si zacz, to si zmienia. A te si
oczywicie kiedy skoczy. Bo jak co si byo zaczo, to musi si
obowizkowo skoczy. I podobno to daleko ma by w tym tak nazwanym
czasie, kiedy tam daleko to ma by. Ale to pewne tak do tego koca
nie jest. S i tacy, mwilimy o tym, co to mwi, e i koniec taki
moe biec w nieskoczono - a s inni, co to koniec ju za bliskim
zakrtem widz. Nie wiem, jak to ma by, ale ma by, to pewne tak w
sobie na sto procent.
Cho z tych stu procent, te takie mwilimy w detalach, to jedynie
cztery si daje jako zauway. Tu czy tam. I po kadym kcie tego
wszechwiata tak jest. Jest niby sto procent, policzone i bilans we
wzorze si zgadza, ale kiedy tego szuka na niebie, kiedy zderza w
machinach - to brakuje, i to solidnie brakuje. Bo jak tu ma si to
zgadza, jak wida cztery, a brakuje dalszych procentw ze stu? No,
nie moe si zgadza.
Wic ten wszelaki element wszechwiatowy si tak od siebie oddala i
oddala - rozrzedza si i rozrzedza - e kiedy tam ju nic prawie z
tego nie bdzie. Ale jednak, tak mwilimy, bo inni tak mwi - ale
e to dalej ma by i robi za ten wszechwiat. - Ju nic nie bdzie
wida od jednej wysepki czego do innej, i si bdzie to tak dziao
dugo i duej, e nawet to trudno poj. Ale dla nich dalej to ma
tutejsze by, dalej wszechwiat, dalej to samo, cho takie ju te
okropnie inne. Zimne i nijakie.
Ja tam nie wiem, moe, skoro tak mwi, to moe w tym jaka gbsza
nawet myl si znajduje, moe to tak si bdzie dziao, nie powiem,
nie wiem. Ale mi si to nie podoba. Zupenie mi si nie podoba. To
dziwne tumaczenie, cho pewnie z logik w takim rodku - moe i z
488

ziarnkiem sensu. Moe szcztkowo z sensem.


A inni jeszcze mwi tak, e to tak ju teraz jest - czyli e w dal
si oddala. Bo musi. e to si z wzorw bierze. Znaczy si, e wzory
przerne tak to podpowiadaj. e tego obserwowanego jest te tylko
maleki fragmencik, ktry jako tam fizyczny osobnik widzi i mierzy.
I nie wiem, czy to samo w tym si tak kryje, to nie ma znaczenia, ale
i tak wiadomo, e w tym jest taki sens informujcy, e obecne jako
widziane to pyek z tej skoczonej wszechwiatowej budowli. e jest
cae sto, ale wida z tego cztery. A czym jest dalsze, to najstarsi
nawet nie wiedz, i pani te mwia, e nie wie. Nawet tata, co wie
wszystko, te tak si zgodzi, e nie wie. I ja te nie wiem. Cho
to pewnie co tam w sobie jest, bo jak jest - to znaczy, e to co
jest. Bo to nie moe przecie by nic.
Niby tacy jedni gadaj, e moe by co bez tego czego w sobie, ale
to tacy jedni s, e lepiej si nimi nie zajmowa - tacy obeznani z
matematyk i podobnymi nienormalnymi rzeczami. Oni nawet powiadaj,
e te konstrukta poza ju wszechwiatem sobie bytuj i si ze sob
wymieniaj czym tam popadnie, nawet si informuj tak o nie wiedzie
czym - i e one czasami tutaj s obecne oraz e to wszystko w takim
wszechwiecie oznaczaj.
Ja tam nie wiem, tak to mwi, ale mi to wyglda na niezbyt, a nawet
przemylane. Moe i zabawne, moe nawet co o tej tu wszechwiatowej
czci bezkresu to opowiada, ale generalnie w sobie mao powane to
jest, a wrcz zupenie bez powagi.
Bo jak moe by w sobie co, co nie ma adnego co w sobie - mwi,
e nie moe. To niemoliwe i bez znaczenia.
Bo przecie jak jest we wszechwiecie kamyk albo inny osobnik, to on
na pewno ma w sobie co. Mona takie pomaca, mona na takie sobie
spojrze - i rk mona poda, fakt, mona. A na takie bez czego w
sobie, jak na takie spojrze, jak rk poda? Nie mona i nigdy nie
mona.
Wic jak mona mwi, e jednak co takiego sobie bytuje w tej tam
i gdzie pozaczasowoci? Nie mona. Nie uchodzi. Ale oni gadaj, ci
tacy jedni, tak rozprawiaj tu i tam.
Na pustce te swoje moliwoci buduj i si chwal, e co obmylili
- dziwne.
W gowie maj zawsze fizyk napdzany etap zmiany w toku zachodzenia
- opisuj fizyczn i zawsze zmienn w czasie i przestrzeni ewolucj,
zawsze to odnosi si do materii w jej rnym zgszczeniu, wic jakim
tam cudem czy inn dziwnoci, jakim logicznym sposobem dla nich ta
niematerialno si w tej zawsze fizycznej caoci - lub i poza t
caoci - pokazuje, tego nie wiem. To bardzo dziwne jest i wielce w
sobie nieodgadnione. - Ale tak jest, niestety.
Gadaj owi, e to jakie "duszne" jest, e to inne od wszelkiego, e
to trzecie i dopeniajce do obserwowanego. Mwi, e materia jest,
e promieniowanie - i e to inne, niematerialne albo matematyczne,
tak to si wyraaj. Co jest i nic jest, mwi - i duchowe, znaczy
si bez nonika, bez szkieletu, czyli lepsze, czyli wieczne, czyli
podane. eby ich.
Jak tacy co takiego mog mwi, nie wiem - to dla mnie absolutnie,
kosmicznie, nieskoczenie niepojte. Jak taki jeden z drugim takim
samym co podobnego moe gosi - nie wiem. Jak mona pokazywa, e
takie bezcielesne bytuje, bo jak to ma tak bytowa, w czym oraz na
489

czym? - Na lub w pustce bytuje, prnia mdrkuje i informacyjnie si


zmienia? Nic, to kosmiczne i zupene nic si w tym jako odmienia?
Ech, powiem, e to dziwne mi si wydaje, e tym i takim co takiego
si zdaje. Wielce to dziwaczne.
Wida z tego, e w tym skoczonym wszechwiecie dziwy nieskoczenie
dziwne mog si w zalgn w pomylunku, e tu taka swoboda w stanie
chwilowym i wolna wola kreacyjna si zawiera, e nawet byty wolne
od materii mog zaistnie. e i tak zawsze materialnie, e to zawsze
przecie w materialnej gowie si pokazuje? A czy to ma znaczenie w
takim brzegowym pomyliwaniu dla takiego kogo, kto abstrakcj tak
sobie tu i tam rzuca? Wyuczy si onglerki pojciami, wiata w jego
realnie fizycznym stanie nie dotyka na co dzie - bo si pobrudzi i
w ogle le kontakt z namacalnym znosi - to pniej w bezcielesne i
podobnie nieobyczajnie moe zawierzy, taka jego owaka.
Trzeba jednak powiedzie, mwilimy o tym, e w tej wszechwiatowej
procedurze jest inne dziwne - i to si w tym obrazie znajduje.
Czyli e w tym cigu zmiennie istniejcym s ograniczenia i wartoci,
ktre mocno si rzucaj w pomylunek - szczera prawda.
e jak jak bardzo dalek jedn cyferk tak o jedynk zwikszy albo
i zmniejszy, to ju caa wiea elementw si sypie w ten tam proch
i py.
A po prawdzie to nawet i prochu ani tego pyu by nie byo, poniewa
ten wszechwiat tak si zestroi w swoim zmienianiu, e tylko takie
a nie inne zestawienie tych cyferek si zgadza z rzeczywistoci. I
jak to poruszy, to niczego nie ma - i jest zaskoczenie. Bowiem to
wyglda dziwnie, trzeba przyzna, te o tym mwilimy. Tylko e to
dziwne nie jest, te mwilimy. To takie w sobie niby zaskakujce,
a to takie proste w sumie jest.
Jak si temu dokadnie przyjrze, to adna w tym zaskakujca mieci
si nie mieci okoliczno to tylko tak si materialnie i fizycznie
dzieje, bo tak si to musi dzia w tej pokawakowanej oraz kwantami
nasiknitej ewolucji.
Czyli, mwilimy, to si zbiega, dociska w sobie, jedno do drugiego
si zblia i jest dopychane w pompowaniu tej wiatowej zmiany. I w
efekcie, takimi szczebelkami drabiny tworzcej si, w tym procesie
wytrca si ten mylcy na kocu osad. Gstnieje, tak do maksimum to
moliwego gstnieje - i jest atom albo czowiek. Takie co zawsze w
tym wszechwiecie na chwil - zawsze w takim dociskaniu i w trakcie
stawania si - zawsze nabiera ciaa lub go traci - jednak zawsze na
chwil tylko.
Owszem i prawda w tym, e moliwo takiego atomu bya w przeszoci
historycznej si pojawia, i dawno to byo. Tylko e na codziennym
etapie to zawsze jednostkowa jednostka i konkretna si tu dzieje moliwo kiedy i tam zaistniaa, ale tu tylko ten osobniczy fakt
si od ziemi odrywa i rozglda po okolicy.
A rozglda si dlatego, e moe. I dlatego, e jest to, ktre takie
widzenie umoliwia. Bo przecie jak jest jednolite, jak wszystko w
dal jednakowe i niewyrniajce si w aden sposb - czyli cao
to jedne i jedyne to, jak w tym Kosmosie - to bez zbiegnicia si
w co wikszego, w tej nieskoczonej jednolitoci niczego dojrze
si nie daje, bo jak? Jedno w jedno takie identyczne, to jak w tym
co zauway, nie mona.
Ale jak si jedno do drugiego zbliy, jak zbiegnie w kupk, jak si
490

zetknie, a ciarki po plecach zejd - to takie co ju mona dozna


i nawet pozna, i nawet pomierzy. I to si ju liczy w tym oglnym
bilansie, to ju faktem rzeczywistym po wiecie wida. I jest te ta
wzmiankowana obserwacja.
I jest to, takie eteryczne to z jego podprogowym zakresem dziania
si i odmieniania - i jest to widoczne, ju zbrylone w dowolne co
duego. I to due jest dostpne dla fizyka, dla wszystkich.
To to sobie tam jest, a tu wida. I fala si informacyjna wwczas
we wszechwiecie rozchodzi, bo tych elementw nonikowych tej fali
powstao duo, a nawet bardzo duo. One si wybudoway i narodziy,
przeszy z etapu podprogowego - i si pokazay. I cisn na otoczenie
ju takie due - i tym samym ten nacisk istnienia przekazuj dalej
w takim po brzegi i maksimum zapenionym wiecie wszechwiatowym. I
ten nacisk o krok dalej kolejne do zaistnienia powouje, gstnieje
lokalnie w tym dociskaniu i naciskaniu kwantowe to, zbiega si oraz
wiruje tak w lewo, tak w prawo. Zalenie od postrzegania to wy lub
ni si z tego patrzcemu pokazuje, ale wane, e sygna i wiadomo
s przeniesione. I znw mog, w nowym ju punkcie, kolejn ewolucj
tworzy.
I trwa to tak dugo, a przerwa si nie zrobi w sztafecie, nim nie
zabraknie albo siy naciskajcej, albo elementw do ciskania i tego
zbrylania. A to dugo moe tra. Albo i krtko.
Jak mae, na przykad jaki foton, to biegnie taki nacisk i biegnie,
tworzy i tworzy szereg a po horyzont obserwowalny tych fotonowych
wypitrze z ta. Ale jak due takie i skomplikowane w sobie, to ten
nacisk jest, owszem, ale w nieodlege rejony siga - tak do zakrtu
najbliszego. A jak si to w zakresie biologicznie mokrym a bardzo
rozbudowanym dzieje, to ju bardzo blisko to si dzieje. Wic trzeba
si mocno cisn i docisn w sobie, co by z tego ten nastpny rzut
ewolucyjny zaistnia. To si na styk dzieje, na jednostk oddalenia
kwantowego.
Ale jak si tak zadzieje, to si pniej mona krzykiem rozglda po
wiatowej okolicy, a nawet w bezkrenie kosmicznej wiecznoci swoje
obserwacje prowadzi.
I w tym wszechwiecie to si rne do rnego tak dociska, poniewa
to eteryczne to na kadym poziomie wystpuje, taka regua jest. Na
najdalszym etapie, tym okolicznym wobec wszechwiata, tam jest to
mocno i bardzo rzadkie, takie do maksimum rozrzedzone, teoretycznie
nawet a do nieskoczonoci. Ale to tak nie jest, przecie tego co
w tym kosmicznym nic jest tak w nieskoczono, wic co rusz w tej
nieskoczonoci co si o co w tym wiecznym ruchu potyka, zderza,
a nawet niekiedy, jak s do tego okolicznoci statystyczne i regu
odwieczn napdzane, to si tam co z czym zbiega w ten wszechwiat.
Albo inny. Ale owo to, co widzenie i istnienie umoliwia, to jest w
kadym przypadku, kada w obserwacji realna faktyczno czy podobna
osobniczo, to zawsze ma wobec siebie to - i z niego powstaje, i
w im si znajduje.
Czego by sobie do popatrywania i obrabiania nie chwyci do rki, to
zawsze takie co jest w tle i do ta musi by odniesione, inaczej w
analitycznym zapale moe okaza si niewyjanialne. - Albo i gorzej
si to zaprezentuje, na przykad niematerialnym bytem, eby to.
Ale tak gupio to nie biegnie i to to jest zawsze, i si odnosi do
widzianego logicznie, bo przecie nie fizycznie. W fizycznym badaniu
491

to jest eterem nieistniejcym, ono znajduje si poniej progowego


stanu, zawsze w ciemnoci jest skryte - wpywa i oddziauje, jednak w
badaniu adnym elementem si nie pokazuje. Mocno, zasadniczo wpywa
na wszystko, ale si nie pokazuje - tak owo to ma, tak wyglda. W
adnym badaniu nie wyglda, ale jest. I to zawsze.
Dajmy na to, taki przykad omawialimy, jest sobie spoeczno i my
j ogldamy od rodka, jako istoty ten zbir tworzce. Dla nas, tu
i wewntrznie - jak wszystko we wszechwiecie - dostpna jest tylko
"fizyka spoeczestwa", mechanika elementw t stref i ten zakres
opisujca. Bo przecie nic taki fizyczny w tym swoim spojrzeniu nie
obejmie wicej, jak tu widoczne i namacalnie - a wic ponad progiem
istniejce. Tak a tak, to do tego lub tamtego - tu jest fizyka dla
niego dostpna, tylko te jednostki moe bada i mierzy. Bo w tym
badaniu nie ma przecie zakresu przed - przed zaistnieniem wewntrz
wiata czowieczego. Fizyka obejmuje tylko to, co moe do badania
pozyska, nie wicej. - Cay i w tle znajdujcy si etap, w ktrym
gromadzia si energia w jednostk, cao zjawisk dziejcych si
poniej progu poznania, wic w czasie "cienia", wic przed chwil
narodzin - to jest mu niedostpne z zasady, nie istnieje, to czas i
na zawsze ciemny, i skryty, i nieoznaczony, i z losowoci, kiedy to
opisywa w jego aktualnym stawaniu si. I w jego spltaniu z caym
w okolicy wszechwiatowym tem, co zrozumiae. Tu jest to jedynie w
formule "prenatalnej", ale to jest jak najbardziej to - zakres nie
do poznania badaniem. - e przy rozwiniciu technicznym moe lekarz
w to swoje apska wsadzi, nawet manipulowa kwantami, to nic w tym
pogldzie nie zmienia, to jest logicznie niepoznawalne to - zawsze
w takim ujciu to jest to do wyrnionej ewolucji. Ono dopenia i
warunkuje, ale jest eterem, ktry fizyka musi odrzuci, poniewa w
eksperymencie to si nie mieci. Fizyka to i jego elementy odrzuca
lub istnienie ta nie jest uwiadamiane, ale dopiero z otoczeniem,
z pozorn pustk, ktra otacza fakt - tylko w takim poszerzonym ju
postrzeganiu mona dojrze element. Albo te i wiat, to ju nie ma
znaczenia. Na pewno si zobaczy.
Bo w tym wszechwiecie, powtarzam, nie ma pustki, jej jest tylko w
takim stopniu, eby by zakres na drgania - na jedno drgnienie tej
jednostki kwantowej czego w bok i z powrotem. Taka struna si na
jednostk kwantow rozedrga - a w efekcie jest co, co si styka z
innym i te dalszym. I razem buduj element. Tu wszystko zapchane a
to kwantami, a to fizycznymi kwantami - a to sowami, te przecie
kwantami. I w tym oceanie elementw czy sw, w takim dociskaniu i
ciskaniu, w tym sowotoku przyrody co powstaje. Proces biegnie od
maksymalnego rozproszenia i skupia si, tak skupia pod naciskiem si
zewntrznych, a osiga punkt - zapada si w osobliwo na kocu. I
pniej to biegnie dalej - teraz si rozpr i oddala, a ponownie
osignie brzeg i stan maksymalnego rozproszenia. I tak to kouje w
t i ponownie wewntrzn stron - i tak zaptla si raz, drugi - i
po wiele, wiele razy. A gdzie ubocznie i jako skutek takiego si
we wszechwiecie przemieszczania kolejnych fal od brzegu do brzegu
- w tym wntrzu, na kolejnych okreniach, w kolejnych ciskaniach
zaistniaego, tworz si kolejne skadniki osadu wiatowego. Ju i
wspomniane elektrony, i atomy, i komrki takie lub owakie, a te i
osobnik mylcy w samym rodku tego zaptlania si. W takim ju po
maksymalnie pojmowanie rodku, w tym namotanym po wielekro, a po
492

nieskoczono wymiarw, w tym rodku rodka buduje si element, a


w nim takie skomplikowanie, e a najwiksze, e adnego i nigdzie
wicej podobnego teraz nie ma. Takie tylko w kolejnym wszechwiecie
moe by, w ramach tej wiecznej nieskoczonoci. Jeeli definiowa
to z tutejszej perspektywy, to podobne jest tylko teoretyczn, i to
niebywale ma potencjalnoci. Gdzie-kiedy zaistnieje - ale moe
i za nieskoczony etap to bdzie si pokazywao.
Jednak tu-i-teraz to tak tylko w tym jednym punkcie. Co nie znaczy,
jak mwilimy, e tylko tu si dzieje. Ale pewnie tylko tu - tak mi
si wydaje.
I takich linii energetycznych biegncych poprzez wszechwiat, ktre
swoje zamocowanie maj w brzegu pocztkowym tego ukadu, ale rwnie
w poprzednich wszechwiatach, i w nieskoczonoci maksymalnie - no,
tych linii budujcych tutejsze skoczone jest osiem. Dokadnie tak
tyle, poniewa sfera wiata, czy dowolnie innej jednostki penej w
sobie i stabilnej, to musi by docinite z kadej strony. Baka w
postaci wszechwiata nie moe mie w adnym kierunku wolnego toru
do ucieczki elementw tworzcych - bo one tam si skieruj. Jak nic
w ruchu nie ogranicza, to kwantowe jednostki tam si kieruj. Musi
by peny nacisk i docisk, a w efekcie moe co stabilnego i okresowo
trwaego zaistnie. Dowolnie ju pojte co. - I dlatego takich w
tworzenie bytu zaangaowanych linii jest osiem, nie mniej, ale nie
wicej.
I dalej to ju biegnie spokojnie, pompuje si elementami, w cielesn
struktur si obleka, proces zmiany biegnie od brzegu do brzegu po
wielokro - i tka si tkanina czasoprzestrzeni. Tej po caoci ju
wszechwiata pojtej, ale i kadej ewolucji, kadego dowolnie jako
wyrnionego w tle procesu. - I cho kady fakt jest wpisany w tak
nadrzdn procedur zmiany, a po wspomnian nieskoczono wraz z
wiecznoci, to zarazem posiada wasn, tylko do niej sprowadzon to zawsze indywidualno w zbiorze, ale indywidualno.
Wic jak ju ta indywidualna osobowo si usamodzielni, jak w tym
rodku wszechwiatowej ewolucji si pokae - to zaczyna. Zaczyna w
tym wiecie szuka zalenoci i powiza, pyta o sens i regu. I
w ogle o wszystko pyta.
A dlatego tak moe si to dzia, e ewolucja abstrakcji w gowie tej
zmylnej konstrukcji biegnie. Biegnie, bo teraz za to ca fizyk
i jej przylegoci ma - wszystko jest podprogowe wobec tego zakresu,
gdzie lgnie si abstrakcyjny konkret. Abstrakcyjna ewolucja poj
cao wszechwiata i kosmosu zawiera w przedziale ciemnym, a przez
to si usamodzielnia i odrywa od nonika. Uytkownik abstrakcji nic
o tym skrytym zakresie nie wie, a nawet jak ma tego wiadomo, to
tylko logiczn, przecie pozna tego nie moe. Ale doznaje w kadej
operacji na pojciach, doznaje zmiany w toku - jednak pozna tego w
aden sposb nie moe. Przecie w tym oraz na tym zawiera si jego
osobowo - cao zachodzcych zmian to on w detalu. A podprogowe
to niepoznawalne. Konieczne jako to i dopenienie do jasnego, ale
zarazem zakryte, przykryte tym jasnym i obecnym nadpowierzchniowo.
Wida ponad lini graniczn wszystko, to fizyka - tylko e dalsze i
gbsze te jest skadnikiem postrzeganego.
I dlatego na koniec doznajcy wszechwiata oraz poznajcy go byt, w
swoje widzenie musi - musi wprowadzi wszystko, czyli fizyk wraz z
tem. Czyli do nadprogowej i fizycznej abstrakcji, wic konkretu w
493

jego skomplikowanej i rozbudowanej postaci - musi doda abstrakcje


rwnie fizyczne, ale podprogowe, i te konkrety. Podprogowe oraz
nadprogowe etapy zmiany to funkcjonalna jedno - fizycznie mocno
ograniczona badaniem, logicznie poznawalna w caoci. Ale eby ten
brzeg logiczno-fizyczny osign, obserwator musi w nadbudow, wic
w zakres dalszy wobec ta fizycznego i tutejszego wiata, wprowadzi
to ostateczne, absolutne, kosmiczne - nieskoczone-wieczne to.
I to takie to, skadajce si z jednorodnych, niepodzielnych ju do
niczego elementw - ono jest punktem odniesienia, ktre ju nie ma
odniesie. Ale ktre wszystko warunkuje.
I musi tak zrobi, poniewa inaczej tego kawaka nie zrozumie. Gdy
pomija to, to widoczne jest takim nie wiedzie czemu i skd, wydaje
si nie z tego wiata.
Tak, na kocu wszystko, obserwowane lub skryte, jasne lub ciemne lub dopeniajce w postaci ta - to wyania si z wiekuistej strefy
ciemnoci.
I jest jasno.

494

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 10.7 - Ciemna energia.
- ... wspomniae wczeniej o tak zwanej ciemnej energii i szybkim
rozszerzaniu si wszechwiata - filozoficznie to zagadnienie z tych
oczywistych i banalnych.
- Mwisz powanie?... Dowd, prosz o dowd.
- Nie, nie artuj. W pogbionej i szczegowej analizie niczego w
tym dziwnego, logicznie oddalanie si wszystkiego od wszystkiego to
ewolucyjna oczywisto. W szerszym ujciu rzeczywicie przedstawia
si to si mao ciekawie, a ju na pewno nie "wybuchowo". Nie mwi
o skutkach, podkrelam, poniewa te s wane i nawet interesujce,
ale o ustaleniu, czym jest lub czym nie jest proces oraz zjawisko,
ktre okrelasz jako "ciemna energia".
- Skoro to takie oczywiste, to chtnie posucham. Nie powiem, e z
wypiekami na twarzy, ale jeeli to takie oczywiste... Skoro takie to
naturalne i oczywiste ...
- Dobrze, temat jak kady. W planach na dzisiejsz rozmow pojawiao
si co cakiem innego, ale poniewa ma to dla ciebie znaczenie, jak
widz nawet zasadnicze, to niech bdzie... Przyznaj, w twoim, czyli
w fizycznym, na rne sposoby poznawanym zakresie - to zagadnienie
istotne, a swoim dziwnym przebiegiem wzbudza zaciekawienie, nawet i
zdumienie. I jeeli doda do tego nieskuteczn pogo za czym takim,
jeeli uwzgldni kopoty przy analizie i prbach wyjanienia - c,
przyznaj, macie problem, kolego. I to taki problem, ktrego na bazie
fizyki si nie rozwika.
- Uwaam, jestem przekonany, e to tylko kwestia czasu.
- Nie, przyjacielu i kolego w poznawaniu wiata, nie i nie. Tematu
ciemnej energii - tego, co okrelasz takim terminem - samodzielnie,
na gruncie fizyki, tego nie wyjanisz - to niemoliwe.
- Dlaczego?
- Spokojnie, do wyjanie dojdziemy. W ustaleniu faktw - oraz ich
interpretacji - istotne jest to, jak postrzega si cao, wiat w
jego zmianie; istotny jest spjny obraz tego wszystkiego.
- Ten jest na pewno fizyczny, nie zaprzeczysz.
- Nie, nie zaprzeczam. Co wicej, masz racj, kiedy tak podkrelasz,
e po horyzont wszystko jest fizyk. Z takim jednak dodatkiem, e w
tym ujciu, e do takiego sposobu definiowania wiata, co zrozumiae
i konieczne, tak po prostu niezbdnie konieczne, jest uzupenienie
- przypis-opis w postaci sw oraz wszelkich abstrakcji. Bo zapewne
zgodzisz si, e dopiero tak postrzegana i opisywana rzeczywisto
staje si zrozumiaa. Nie sam fakt - tylko fakt plus objanienie, to
dopiero jest poznanie. A przypis, co by nim nie byo, mj drogi, to
filozofia. - Fizyk to zmysy, tak szeroko pojte zmysowe doznawanie
otoczenia, jednak interpretacja i objanienie to filozofia. Dziaanie
polegajce na szukaniu zwizkw i regularnoci w zebranym materiale,
czyli uoglnienie w regu, to domena filozofii.
- Wiedza, wystarczy jak powiesz, e to cznie jest wiedza.
- E, mniejsza o etykietki - pomwmy o tej ciemnej i niedostpnej w
badaniu energii. Tylko jeszcze dorzuc, dla twojej satysfakcji, e
495

to, co jest ustalane w eksperymencie, w dowolnym eksperymencie, to


jest, tak to grnolotnie okrel, fundament i opoka, to podstawa w
dalszym dziaaniu. Fizycznie ustalam teren, ale ten teren jest ju
wszystkim, co mona zbada - niczego realnie wicej nie ma. Ale to
zarazem nie oznacza, e nie ma wicej logicznie. - Jest fakt, ale z
czym on si czy, dlaczego jest taki, jaki jest - to ju wspomniana
wczeniej interpretacja okrela. eby zrozumie, trzeba odnosi do
wczeniej poznanego - eby wyjani, czym jest zaobserwowane, musz
porwna do zasobw i znale w nich analogi.
- Oczywicie analogia, bez tego si nie obejdziemy.
- Nie obejdziemy, ale jeszcze nie w tym momencie. I kolejny raz ci
zapewniam, e to wielce skuteczna metoda dziaania.
- Tak, tak, wiem.
- Nie krzyw si, kiedy sam docenisz... Ale zaczniemy nie od tego,
co tu mona z czym porwna, ale od zgrubnego, to konieczne, opisu
stanu wiedzy na dzi, tego fizycznego.
- Niewiele jest co opisywa.
- I tak, i nie. Masz racj, e to mao, ale nie beznadziejnie mao.
Przecie wiadomo, e co takiego jest. Wszystkie pomiary mwi, e
wszechwiat, to, co za wszechwiat si uznaje, e taki przedzia w
kad stron si rozszerza - i to coraz szybciej. Nie sprawdzaem
tego dokadnie, ale chyba dla was, fizykw, to byo zaskoczenie, e
to si tak dynamicznie rozbiega?
- Nawet spore.
- Nie dziwi si. Modele i wzory co mwi, ale kiedy to realnie i
w szczegach odnie do wiata, to musz by zaskoczenia. Miao by
oddalanie si albo zbieganie, a jest narastajcy wybuch. Oraz, jak
to si okrela, "ujemne cinienie".
- Ale jeeli to tak banalnie proste, skoro w tym niczego dziwnego,
jak mwie, to za dzie, dwa - za chwil...
- Nie, samodzielnie fizyka si z tym nie upora. I nie dlatego, e w
tym znajduje si co dziwacznego, e nakady s zbyt mae - albo e
trzeba si w jakie niebywale skomplikowane wzory zaopatrzy, jednak
ktrych to matematyka nie chce z lenistwa wypracowa - nic z tego.
Jako ten, ktry bada wiat w jego stanach - jako fizyk rozpoznae
ju wszystko i niczego wicej si nie dopracujesz... Zaczekaj, nie
machaj tak rk, to stwierdzenie oglne. Samo przez si rozumie, e
jakie szczegy do okrelenia zawsze pozostan, chodzi o generalne
ujcie. Fizyka zaja ju do badania cay dostpny obszar, niczego
wicej nie ma i nie moe by. Takie drobiazgi gdzie w zakamarkach
materii, czstki i czstki czstek - to wszystko wane, dodaje si
kolejnymi elementami do caociowego obrazu, jednak nie o tym mwi.
Chodzi o to, e obraz otoczenia, jego fizyczny zbir konkretw - tu
wszystko jest ju obecne - fizyka dotara w poznaniu do brzegu.
- Sprzeciw, widz to inaczej.
- I dobrze, nadzieja zawsze powinna umiera ostatnia. Nie artuj.
Chodzi mi o to, e jeeli nie ma si celu dziaania, to pozostaje
tylko czeka na koniec, a tego ani tobie, ani sobie nie ycz. - A
po drugie, zauwa, z tego wanie bierze si denie do poznania, w
tym konkretnym przypadku ciemnej energii. Przecie to z nadziei na
rozwizanie tego zagadnienia szukasz, budujesz machiny, lczysz po
nocach oraz tworzysz rne skomplikowane wzory i abstrakcje; chcesz
pozna, zrozumie, a jeeli si da, to mie z tego przyjemno. Lub
496

inn korzy.
- Do tego momentu to si potwierdzao.
- Tak, ale to ju koniec, powtarzam. Droga, ktr do tej pory szo
badanie wiata, to si wanie koczy - a ciemna energia jest tego
najlepszym przykadem. Oczywicie nie obwieszczam zupenego i tak na
zawsze koca fizyki, jednak to dalsze to ju bdzie co innego - to
ju bdzie Fizyka.
- Czyli?
- O tym dalej, samo wyjdzie w rozmowie. Powiem tylko, e dalsze to
ju wesp-zesp, razem fizyka i filozofia.
- Takie "meta"?
- W pewnym sensie i jako tak, ale zawsze realne i bez odniesie. A
wracajc do ciemnej energii... Masz oto tak sytuacj, e si co od
czego oddala, w tym oddalaniu przyspiesza - i jako fizyk, jako do
tego momentu sprawnie opisujcy zjawiska kto taki, stajesz przed
zagadnieniem, e musisz sobie i innym to opisa, a nawet objani.
Wiesz, e jest taki fakt, oddala si, a skoro tak, to co musi by
tego przyczyn, zapewne co fizycznego - przecie niczego innego w
swoim zbiorze poj nie uwzgldniasz - i zaczynasz bada. Tu badasz,
tam sprawdzasz - badasz dzie i cae lata... I co, mj drogi?
- I niewiele.
- Ot to, mao i niewiele. Jest, dziaa, s skutki - ale co to ma
by i dlaczego dziaa tak, jak dziaa - nie wiadomo. A eksperymenty,
a one s liczne, niczego nie chwytaj. Skutki wida, ale przyczyny
w tym badaniu skryte. I jest dylemat. Dla fizyki on jest.
- Dlaczego tylko dla fizyki? Skoro chodzi o interpretacj, a tak z
twoich sw wnosz, to rwnie i dla filozofii.
- Nie. Z tym istotnym zastrzeeniem, o ile filozofia nie ograniczy
si w analizie do danych fizycznych, co aktualnie niestety, musz to
podkreli, dominuje. A to za spraw narzucenia przez was, fizykw,
tego spojrzenia; sprawdzao si przez wieki, przyznaj, dlatego si
zasadnie rozpanoszyo, ale obecnie przeszkadza.
- Powd?
- Obraz fizyczny przesania swoj interpretacj cao, zakrela w
dziaaniu objaniajcym krg poj, z ktrego i poza ktry trudno
wyj, po prostu narzuca innym podejcie do wiata - i to z pozycji
dominujcej. I susznie narzuca, kiedy chodzi o zakres fizycznie w
analizie wystpujcy, jednak to podejcie si nie sprawdza w takiej
postaci i bez poszerzajcych modyfikacji, kiedy badanie dociera do
zakresu brzegowego - a tym bardziej, kiedy ten brzeg musi pokona.
Wszelkie "odchyki" od aktualnie panujcego podejcia s odrzucane
albo z etykietk, e to niemoliwe, albo e spoza fizyki - albo e
to mieszne w sobie wyjanienie i niewarte uwagi. Zauwa, e lokuj
powody w sferze ju poza nauk jako tak, a bardziej w zwyczajach,
w kulturze, nawet w nawykach badawczych. C, bywa przecie tak, e
schemat postpowania usamodzielnia si do tego stopnia, e narzuca
sposb mylenia - i tym samym nie pozwala pj w poznawaniu dalej.
Przecie to jasne.
- Generalnie prawda, ale co do fizyki...
- Rwnie prawda, do kadego dziaania to si odnosi. I nie stawiam
tu zarzutu, nie deprecjonuj, stwierdzam fakt. Bo ma to znaczenie w
tym tutaj prowadzonym wyjanieniu - czyli czym jest ciemna energia.
- Sucham.
497

- W tej analizie trzeba wyj od samej podstawy - od tego, jak si


dzi postrzega wszechwiat, to, co za taki fakt si uznaje. Chodzi
o to, e ujmuje si to jako jedno oraz jedyno i jako zdarzenie
zaistniae w takiej postaci nagle. Potocznie jest to definiowane w
formule "wybuchu". A dalej kolejnymi etapami zbliao si, docierao
to do dzisiejszego stanu. I e, ju rzutujc w przyszo zmian, to
si skoczy. W taki lub inny sposb.
- Mniej wicej.
- I w tym obrazie, w tym ujciu zawiera si to, co uniemoliwia i co
wyklucza zrozumienie.
- Dlaczego? Ja widz cig logicznie powizanych, moe nie detalami,
ale to do pokonania, zbornych sobie faktw.
- Tak, masz racj - ale jako fizyk. Podkrelam to, masz pen racj
tak to prezentujc. Jako kto, kto si w tym wiecie zawiera, kto,
kto rejestruje zmian i opisuje j na wszelkie sposoby - jako kto
taki moesz, a nawet musisz tak swj opis prowadzi. Z twojego punktu
widzenia dziaasz poprawnie - jest w tym sens, wszystko si zgadza.
To prawda.
- Wic?...
- Ale ciemna energia, takie zjawisko pokazuje, e dalej ju si w
tym dziaaniu nie posuniesz. Bo dla ciebie, dla fizyki dalszego ju
nie ma.
- Cigle nie widz, dlaczego tak ma by. Powtarzasz, e nie mog i
e nie mona - ale dlaczego?
- Kolejny raz nawi do generalnego schematu poznawania, gdzie s
dwa punkty obserwacji - czyli do tosamego ze zmian oraz do wobec
niej zewntrznego. Po prostu jest obserwator wewntrzny, umieszczony
w tym przypadku we wntrzu wszechwiata - i zewntrzny, pojmowany
jako filozof, byt operujcy abstrakcjami i zoeniami abstrakcji.
Chodzi o to, e pierwszy bada zmian w trakcie jej przeksztace, a
drugi widzi proces wraz z jego brzegami.
- ucznik i strzaa, i tak dalej?
- Moe by ucznik i strzaa, moe by dowolny proces. Chodzi tu o
to, e raz obserwator si odmienia, a raz obserwuje wszystkie fazy
takiej zmiany... Co tu jest istotne? Przecie kady z obserwatorw
w swoim zakresie postrzega zmian, dziaa tak samo i fizycznie - tak
samo zawsze; nie ma znaczenia ukad odniesienia. - Wane, istotne w
takim dziaaniu jest porwnywanie, ustalenie, e co si zmienio i
jak si zmienio...
- Ale to kady obserwator czyni.
- O tym mwi, nie ma znaczenie pooenie obserwatora i jego cechy,
zawsze jest rwnanie czego do czego, a materialnie fizyczny tok
tego porwnywania jest ten sam. A czym si one rni? Zawieraniem
w obrazie lub nie, postrzeganiem lub nie punktu, punktw brzegowych
zmiany.
- Narodzin oraz mierci?
- W tym konkretnym opisie o to chodzi, jednak w szerszym ju ujciu
kadego pocztku i koca. - Zauwa, e obserwator wewntrzny rwnie
moe dozna brzegu, sam brzeg zmiany nie jest dla niego wykluczony z
doznania - ale nie moe by zbadany, nie moe by rozpoznany.
- Mona dozna, ale nie zbada?...
- O to wanie chodzi. Jako byt dowiadczasz brzegu, bo dziejesz si
na i w brzegu - ale tego nie chwytasz ustaleniem. Dlaczego? Sprawa
498

w tym porwnywaniu. eby zrozumie, musz jako tam postrzegane czy


ustalane odnie do wczeniejszego, odnie do zbioru danych. Ale w
brzegu pocztkowym wczeniejszych danych po prostu nie ma - za w i
na brzegu ostatnim, cho dane s, wic teoretycznie mona by rwna
je do zbioru - tylko ju tego dalszego dziaania nie ma. Skoczyo
si w brzegu. Na obu brzegach nie ma skali porwnawczej, jest stan
fizyczny i realny jak najbardziej, jako byt doznajesz zmiany - ale,
albo czy ju, jej rwna z niczym nie moesz. Albo brak danych, albo
brak moliwoci. - Ale, uwzgldnij to, zewntrzny do tego zdarzenia
obserwator, on takie brzegowe fakty widzi, i moe je rwna. Widzi
je, rejestruje fizycznie. Po prostu ustala w pomiarze rnic teraz
si dziejcego wobec wczeniejszego, jak "rnic potencjaw" w
tym ustala. A dlatego ustala, e kady pomiar, co by nim nie byo,
to moe by rzeczywicie pomiar miernikiem, ale i zmysowe doznanie,
ale i mylowy eksperyment - kady pomiar jest rwnaniem do stanw
ju zaszych. I, co tu fundamentalne, odnotowanych "w pamici", ju
znajdujcych si w zbiorze danych. Dlaczego to wane? Poniewa nie
ma poznania bez porwnywania - poznanie to nie rejestracja, to nie
jest bierne "notowanie" - poznanie to fakt plus akt porwnania, to
zdarzenie wraz z odniesieniem do zasobw danych. Samego "faktu" nie
zauwa - nie zdekoduj w jego charakterystyce, o ile nie posiadam
w zasobach jego obrazu, nie tego konkretnego, ale nalecego do tej
klasy zjawisk. Ale jeeli taki obraz ju jest w mojej dyspozycji, to
w chwili teraz, kiedy nowo do mnie dociera, mog j odnie - po
prostu porwna z kiedy tam odnotowanym lub uoglnionym do takiej
postaci. I wwczas wiem, ju wiem, e ta nowo to takie i takie, i
e mona dalej dziaa, czyli spa spokojnie, jak niegrone - albo
w naleytym tempie si oddala.
- I to takie wane?
- Bardzo, yciowo wane, jak widzisz i syszysz. A ju szczeglnie
ma to znaczenie w czasie przyszym. - Bo co umoliwia porwnywanie
w chwili aktualnej? Dopowiedzenie, umoliwia osobnikowi zbudowanie
do tu i teraz postrzeganego tego, czego w tej chwili jeszcze nie ma
- lub dugo jeszcze nie bdzie. Kiedy znam stan przeszy, kiedy to w
chili aktualnej rwnam do zaistniaego, kiedy znam regu zmiany to
wszystko warunkujc - to na tej podstawie mog postawi hipotez,
jak to bdzie przebiegao dalej. A to, przyznasz, jest ju istotne,
wanie yciowo istotne. - Mwic inaczej, osobnik, w oparciu o ju
zaistniae, tworzy obraz i abstrakcj dalszego, dobudowuje do faktu
jego zewntrzn i pen interpretacj - znane, od zawsze sprawdzao
si, rwnie w zakresie fizycznym. Tylko e, mj drogi, zauwa to i
uwzgldnij - w takim dziaaniu, w tym uoglnianiu, stajesz si tak
po caoci filozofem, jeste bytem filozofujcym. W ramach zmiany,
w niej jeste tylko-i-zawsze fizykiem, "zmysowo" doznajesz wiata
- ale kiedy ustalasz regu tej zmiany - o, tu ju wykraczasz poza
realno, przemieszczasz si na pozycje zewntrzne. Czyli budujesz
w gowie obraz zjawiska, ktre takim nigdy nie byo i nie bdzie "widzisz" zdarzenie w jego punktami osobliwymi, brzegowymi.
- Nie rozumiem, to ma by zarzut czy opis sytuacji? Skoro metoda w
kadym kroku si sprawdza, to dlaczego z niej nie korzysta? Tu czy
dalej, to nie ma znaczenia.
- To rzeczywicie jest opis sytuacji, nawet zgrubny, przecie w tej
krtkiej rozmowie nie chodzi o wielce pogbione analizy. Dlatego
499

jednak o tym mwi, e - po pierwsze - tego si jako nie docenia i


nie dostrzega. A po drugie - e nie wyciga si z tego wnioskw na
dalsz drog poznawania, ju w rejonie "poza".
- Jak to si ma do wszechwiata?
- Wprost i detalicznie. Przecie jako fizyk, zauwa, nigdy si poza
ten ukad nie wydostaniesz, to niemoliwe. A chcesz wiedzie, to te
oczywiste. Jeste wewntrz, ale chcesz dopisa ujcie z zewntrz tylko e nie masz szans. Jeeli ograniczasz si do krgu fizyki, a
takie stawiasz sobie granice, i susznie, to zarazem - jako skutek
tej strategii poznawczej - nie masz moliwoci uj, pozna w peni
tego, co ten fizyczny krg w zakresie brzegowym tworzy, czym on jest
i dlaczego taki jest. Doznajesz tego brzegu jako fizyk, ale pozna
nie moesz. Dlaczego? Poniewa nie masz albo wczeniejszego w swoim
pomiarze elementu do porwna, bo i skd - albo nie masz dalszego w
zmianie kroku, bo ju zmiany jako takiej nie ma i drogi dalszej te
nie ma. Dysz w badaniu do granicy, coraz mniejsze przedziay-stany
czasoprzestrzeni badasz - wiesz, e obserwowane to nie wszystko, bo
notujesz efekty tej podpowierzchniowej przemiany - ale niczym tego
sign nie moesz. I nigdy jej nie signiesz. Znw si spytasz: a
dlaczego? Poniewa jej dla ciebie, jako wewntrznego obserwatora i
na zawsze wewntrznego, nie ma, nie moe jej by. To cigle i zawsze
jest fakt fizyczny - ale to ju nie jest fizyka. To Fizyka.
- Ale...
- Nie ma adnego "ale". Korzystasz w peni i w kadym swoim badaniu
z tego brzegowego faktu, ale to zakres poniej badania - umoliwia
twoje badanie, jednak sam jest poza wszelkim fizycznym pomiarem. Nie
chc, to nie czas oraz miejsce na przywoywanie poprzednich naszych
rozmw, odsyam ci do nich, zwaszcza do ujcia i zobrazowania tego
jako "pompowanie wiata" w zakresie podprogowym, ale w tym miejscu
musz to przywoa choby skrtowo - bez tego nie ma wyjanienia i
zrozumienia, skd i dlaczego ta "ciemna energia". Przecie musi si
fizycznie dla ciebie konkret w stan namacalny wybudowa, eby ty w
zakresie fizycznym mg go pomierzy. Std te bierze si graniczna
warto prdkoci, std bierze si denie do stanu maksymalnego i
osobliwego uoenia - i dlatego postrzegasz fakt w postaci "ciemnej
energii" jako dziwny i odwrotny do wszystkiego w dostpnym obszarze.
- A przecie to aden dziw, adne ujemne czy inne cinienie, ono tak
samo jest "dodatnie", jak kade. Wycznie powd zjawiska i kierunek
dziaania jest dla ciebie, wewntrznego bytu, poza obserwacj i poza
pomiarem. Jak ci co dziaa z gbiny rzeczywistoci i wazi mocno w
zmys lub przyrzd - jak tego nie moesz chwyci opisem i pomiarem,
bowiem taki proces tworzy twj pomiar - jak chcesz zbada elementy
mniejsze od najmniejszych fizycznie dostpnych - to musisz zarazem
stwierdzi, e tego nie ma, e jest dziwne oraz skryte. Bo ono dla
ciebie wanie takim jest. I zawsze takim bdzie.
- Zgoda, przyjmuj, ale dlaczego filozofia ma tu pomc?
- Filozof w tym procesie jest na zewntrz - ustala, e jest brzeg,
definiuje go jako stan jednokwantowy, i dalej na tej podstawie moe
taki zakres wprowadzi w opis. I moe go porwna z wczeniejszym,
czyli ze stanem, kiedy "nic nie byo", "przed wszechwiatem" - a na
kocu moe powiedzie, e "dalsze", cho ju nie fizyczne, rwnie
jest. I dokona porwnania tego dalszego z dopiero co skoczonym w
formule naszego "wszechwiata". Filozof na kadym etapie porwnuje,
500

ustala rytm i regu - i widzi cao. Na bazie jako rozpoznanego


fizycznie, na fundamencie materialnej opoki, ktra oczywicie musi
by - na tym i w odniesieniu do tego mog stwierdzi, e jest brzeg
i kolejne kroki. Dla fizyka to zakres na zawsze skryty i ciemny, ale
dla filozofa obecny jako konieczno - eby mona tutejszy fizyczny
fragment wyjani. Jednak to wyjanienie byoby niemoliwe, gdyby
nie fizyczne badanie zmiany, to podkrelam oraz wyrniam w sposb
szczeglny... A po dalsze, tytulatura w formule "fizyk", "filozof"
- to tylko etykietka, lokalnie w historii stosowany podzia na tych,
co to w materii si zanurzaj, i podobno lepszych, co to abstrakcje
obrabiaj i polatuj w rejonach, e ho-ho. Przecie, po prawdzie,
kady byt jest fizykiem i zmysowo doznaje otoczenia - ale rwnie
filozofem, kiedy zebrany materia porzdkuje i ustala w nim zasad.
Jestem tym i tym, i cznie stanowi to o zrozumieniu wiata.
- Czyli ciemna energia to...?
- Drobnica zapeniajca wszechwiat po brzegi i w kadym miejscu. I
tworzca a to wirtualne czstki na granicy poznania, a to brzeg tam
i gdzie daleko na kracach - ale i brzeg tutaj, w kadej fizycznie
przez ciebie obserwowanej czstce. Do poowy wszechwiata, do stanu
rodka procesu pompowanie biego takimi kwantami z zewntrz ukadu,
a od rodka z wntrza - z rozpadu czarnych dziur. I to ten trwajcy
rozpad, zawsze biegncy do przodu, to zasila teraz od najmniejszych
skadnikw nadprogowy zakres fizyki. I std to pomieszanie badawcze.
To wybija rdo w postaci kwantw, a ty obserwujesz oddalanie si
w przyspieszeniu, a jednoczenie nie rejestrujesz ubytku cinienia
w ukadzie - proste; z zakresu podprogowego oraz elementami nie do
zarejestrowania wchodzi w fizyk kolejny zasb jednostek, a w twoim
pomiarze wszystko stabilne i przez to dziwne; gdzie tam zapada si
i ginie w osobliwoci energia, gdzie tam tryska fontanna w postaci
jakiego materialnego strumienia czstek, a dla ciebie to powd do
zastanawiania si. Tam zniko, tu si pojawio - w twojej obserwacji
nie ma midzy tymi faktami cigoci, bo zmiana przechodzi poprzez
brzeg i to, wic poza rejestracj - ale to przecie tylko banalne
krenie elementw w ukadzie tak si pokazuje. To banalne i proste
krenie kwantw w zbiorze.
e to tak tylko do czasu, to rwnie jest poza twoim badaniem - bo
twoje najwymylniejsze nawet dziaanie fizyczne to mgnienie, to tylko
sekunda z caoci. A dla ciebie to zarazem wszystko. Co by nie byo
t sekund twojego badania, jak by gboko w pomiarze wiata swoim
dziaaniem nie schodzi, to zawsze jest "sekunda" - zbir drgnie z
jeszcze niszego poziomu. A dlatego tak, poniewa fizyczny pomiar
zawsze jest zoeniem, wieloci jednostek tworzcych to, co mona w
pomiarze uchwyci. Dla ciebie "tyknie", a to niebywale liczne fakty
w zmianie - dla ciebie jednostka, a to ewolucja w penym, bardzo ju
skomplikowanym rozmiarze (i wymiarze).
e to zawsze "sekunda" i ulotno - e to dopenienie od fundamentw
- oraz e s fundamenty i e one si skocz za moment dziejw - to
wszystko moe ustali filozofia. Tylko filozoficzny, zewntrzny do
zmiany obserwator. I warto to doceni, warto przeanalizowa budowany
tak obraz, nawet jeeli skada si na ogrom sw.
Bo, zauwa, tak po prawdzie i gboko, my to te sowa, czyli pojcia
i abstrakcje na temat wiata jako budowane. I nic poza tym zbiorem
dookrele i wielorako spltanych ze sob abstrakcji nie ma. My to
501

abstrakcja budowana na abstrakcji i zawsze tylko abstrakcja. Gdzie


tam na dole to fizyka i realny nonik, ale nam dostpna jest tylko
i wycznie abstrakcja; kady z nas w gbinie jest fizykiem, ale w
zakresie nadprogowym jestemy filozofem.
Wszystko, co ustalasz jako stao i fakt - to zudzenie, to zmiana
w trakcie zachodzenia i energetyczna przemiana. Dostpne s tylko
abstrakcje, ktre su do znakowania tej zmiany. Tylko abstrakcje.
Ciemna energia to Fizyka.

502

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 10.8 - Skraj wszechwiata.
Gdybymy przyjli sowa za rzeczywisto...
Tak, koledzy, nie ma co ukrywa, jest sownik oraz jego dwikowe
odwzorowanie - i jest problem. Taka, widzicie, zasona wspomnianej
rzeczywistoci utkana jzykowymi symbolami. Jzykowa zbieranina si
rozrasta, nowinki kolejne dodaje, coraz to inna warstwa si wplata
do owej zasony - i jest problem. Bo to trudno w chwili powanej z
tych jzykowych namota i zamota si wydoby, jak sytuacja robi si
zasadnicza i kiedy nie ma w zapasie innego i pomocnego sownika, to
jest problem. Sami rozumiecie.
Ale ja dzi nie o jzyku, to tak oglnie i na wprowadzenie pado dla pobudzenia i podkrelenia, e wiat jest taki, jak go sownikowo
sobie oznakujemy. Nigdy inny. A te po to, eby powiedzie, e takie
rezerwowe nazywanie te powinno by, moe si kiedy przyda.
Wic my, tak przykadowo podajc, my sobie taki wszechwiat w jego
przeksztacaniu nazywamy i nazywamy, co z tego si wyania obrazem
lub wzorem malowane, raz szczeg si pokae, innym razem wiksza i
istotna zaleno. Ale cho niby generalnie ju wiadomo, co jest ten
wszechwiat i co si mniej lub wicej dzieje, to jednak jeszcze nie
jest takie w peni rozjanione, to jeszcze szczegami si po ktach
chowa, nawet tego i tamtego straszy; raz pokazuje si to jednoci
nieskoczon, a raz elementem nieskoczonego zbioru. I nie wiadomo,
przyznacie, jak to tak generalnie jest i dlaczego tak jest. I jest
problem.
Na pierwszy etap analizy sownikowo pojciowej to ja wam rzuc takie
zagadnienie, ono w sobie nawet istotne: czy wzmiankowany konstrukt,
takie wszechwiatowe co, czy to ma granic, brzeg - czy nie? Czy
"wszechwiat" si koczy, czy nie?
I jak, znacie odpowied, widzicie brzeg wiata i zmiany, czy mga
pojciowa wam si tam gdzie daleko i kiedy rozpociera - czy to
zawirowanie energetyczne, w ktrym przychodzi nam analizy prowadzi,
czy ono si koczy czy nie - zaczo si czy nie - ma skrajn i do
niego sprowadzaln stref czy nie?
I jak, jest temat, jest zagadnienie do przemylenia? Prawda, jest.
Bo, wiecie, z tym brzegiem wiata to tak prosto nie idzie - niby w
jzyku banalne i objanione, w szkole pokazane na licznych nawet i
widowiskowych przykadach, czyli e to kamyk, a to ju inne, oraz e
midzy tym a tamtym jest granica.
Ale jednak nie - to nie takie sobie proste czy prostackie.
Nie takie to proste, bo gdyby, zauwacie, przyj za rzeczywisto
obraz sownikowo konstruowany, co to t wszechwiatow odmian po
caoci dzi oddaje, to adnego brzegu nie ma - wszystko biegnie w
nieskoczon i wieczn bezkresno i e tutaj kawaek z tego wida.
Bo wczeniejsze zamglone i w badaniu niedostpne, e tego si nawet
503

wzorem nie przebije - i tak w ogle popltanie ze zmieszaniem si w


kreleniu wszdzie pojawia. Niby poprawnie wyprowadzane i logicznie
uoone - ale jedna droga analizy tak a tak podpowiada, i stabilnie
to wyglda i pewnie - a druga, te stabilna i utwardzona cieniem
po obserwowane do horyzontu, ta swoje dla uytkownika supki milowe
tu oraz tam ustanawia.
I jak tu si porusza, w ktr stron si uda, co za pewnik przyj?
Jest problem, przyznacie.
Dlatego, dla pewnej jasnoci tematycznej, warto zestawienie sobie
tych etykietek nazywajcych zrobi, eby rnice w podejciu mocno
podkrelone zostay.
Prawda, koledzy, takie zbiory s ju od dawna i pokazuj to, tamto i
owamto, ja tu adnego penego zestawu takich konkretnych danych ani
nie przeprowadz, ani to konieczne - chodzi o wzmiankowan jasno w
temacie wiata. I o nazwanie tego w kroku kolejnym.
Po pierwsze, koledzy, z jednego ujcia wynika, e wszechwiatowa w
sobie zmiana to jedno i jedyno - tak do tej nieskoczonoci. To
podpieraj i logiczne konstrukcje, ktre w fundamencie zawsze si w
nieodmienny wiecznie "fakt" zbiegaj - i zawsze zbiegaj si w taki
punkt.
Ale mwi o tym rwnie matematycznie wyprowadzone wzory, ktre maj
w sobie, jako element integralny, nieskoczono - tak albo inn,
ale zawsze nieskoczono.
e naukowo to si redukuje, e tak uproszczone doskonale w liczeniu
si sprawdza, to nie ma znaczenia - chodzi o fakt. A same z siebie
wzory za nic nieskoczonoci pomin nie chc, cho nie podpowiadaj
take, dlaczego tak jest.
Matematyk pichci te swoje znaczki, zestawia, co z tego si wyania
w jego abstrakcyjnie realnym widzeniu - ale dlaczego tak, co znaczy
i jak si dzieje, to ju nie jego zmartwienie. Spraw znacie.
Po drugie znaczenie w obrazie wiata ma eksperyment, obserwacja na
kadym kroku. e jest zawsze zmiana, e ona ma pocztek, rodek i
koniec - e si zaczyna i dociera do brzegu. A skoro obserwowane po
kadym kierunku si zaczo, podobno nagle, to i si skoczy, te
podobno niezwykle.
Ale, zauwacie, jeeli to jedna i jedyna okoliczno wszechwiatowa,
to jak si nieskoczono moe skoczy? Czy to tylko ten tutejszy
fragment caoci si zacz i skoczy, a dalej to odwieczne, ale i
te jednostkowe oraz z jedn zasad?
A moe to zupenie inaczej w zmianie ewolucyjnej wyglda, moe przez
"mg pocztku" le wida i bdnie wida?
Po trzecie - jeeli "dalsze" jest, to czy powizane z tutejszym? A
moe obserwowane to tylko element z nieprzeliczalnego zbioru, ktry
posiada w sobie szczeglne parametry i tak si trafio w losowaniu
wiatw, e ten fakt podziwiamy?
Ale jeeli element w zbiorze, to samodzielny wobec innych elementw,
czy zaleny? - i jak zaleny? Tamte wiaty dziaaj, nie dziaaj mona si o nich dowiedzie, nie mona; to konstrukcje identyczne,
504

odmienne, skrajnie odmienne?


Po czwarte - jeeli jest "dalsze", to czy tem, poczeniem takich
konstrukcji jest wsplne "pole" czego - a jeeli, to czym takie w
nieskoczono rozcigajce si pole jest - i co to jest "co"?
A jeeli nie ma takiego przedziau, to czy jest pomidzy pustka, nic
- i co to jest "nic"?
Po pite - rozszerzanie. I to w formule narastajcej. Jak co sobie
jedynego i nieskoczonego moe si powiksza? Koledzy, nie ma ju
znaczenia, jak to sobie tumaczycie, chodzi o logiczn analiz na
skraju poznania.
Oczywicie mona powiada, e to "bbluje" kawaek bezkresnego pola,
e puchnie sama przestrze, e takie zobrazowanie zgadza si z take
rejestrowanym stabilnym wewntrznie cinieniem - tylko e to jedno
z moliwych tumacze. Doskonale ju wiecie, e podobny efekt, i to
znacznie prociej, mona wytumaczy zasilaniem podprogowym - i e
to jest stan aktualny. I e cigle si zmienia.
Ale nawet nie takie opisanie jest tu najwaniejsze - chodzi o fakt
tego typu, e jeeli to si narastajco rozszerza, to musi, musi w
otoczeniu, co by tym otoczeniem nie byo i jakie by nie byo - musi
w "rodowisku" wobec wszechwiata by wolny tor na powikszanie si
struktury.
Czy to rozpychanie si w polu, czy oddalanie si do nieskoczonoci
elementw w logicznie pojtej pustce - to musi tak si przedstawia:
e brak czynnika hamujcego. A co najmniej, e w tym otoczeniu nie
ma dostatecznej siy do wyhamowania tej cigle w sobie narastajcej
ewolucji.
Nie, e brak siy wewntrznej i spajajcej, nie e brakuje pojtego
jako czynnika "grawitacji" - ale wanie tak, e nie ma w otoczeniu
"wybuchajcego" ukadu siy hamujcej.
Przecie - koledzy wecie to pod uwag - nawet najbardziej "zbite" w
sobie i cikie "co" (tu nie ma znaczenia, co to za "obiekt", jak w
sobie zabudowany i jak "gsty") - kiedy takie co wyobraa sobie w
logicznie pojtej pustce, czyli bez czynnika hamujcego i wobec tej
struktury zewntrznego (wic jakiego "rodowiska" i jego gstoci)
- kiedy to tak sobie analizowa w wyobraeniu - to takie "co" si
w swojej staoci nie utrzyma, nie moe. Nie moe, bo nie ma adnego
czynnika oporu, elementu hamujcego rozpad takiej "grudki" czego.
- Takie materialne "zbrylenie" si nie utrzyma w swojej stabilnej i
zbornej postaci w pustce - nie utrzyma. I "wybuchnie"
Jeeli teren "poza" bdzie absolutnie pusty - czy tylko "luniejszy"
- to taka struktura wrzucona w nic-o, ona momentalnie (i wanie
tak) zacznie si rozpada.
Jeeli nie ma hamulcw w otoczeniu - ukad wybuchnie. Po prostu.
Pustka, koledzy, pojta jako stan mniej zagszczony wzgldem stanu
wyrnionego, czy pustka logicznie absolutna - taki zakres nie jest
faktem "biernym", obojtnym, a tym bardziej pomijalnym w analizie.
To nie takie sobie dopenienie do elementu i otoczenie, nic z tego.
Pustka jest stanem "dynamicznym" i absolutnie niszczycielskim dla
505

takiej skomplikowanej konstrukcji. Czego by nie umieci w "nic" nie utrzyma si, nie moe.
Wrzucona w pustk-prni czstka nie tylko przemierza pojte w ten
sposb rodowisko, i przemieszcza w ogromnym pdzie (bo brak do tego
ruchu oporu) - ale si od razu rozpada. I co wicej, rozpada si w
tempie narastajcym, wybucha.
Jak brak czynnika, ktry wyhamuje zmian, cinie lub odksztaci musi przebiega to w formule wybuchu. I zawsze tak.
Pustka absolutna jest absolutnie destrukcyjna - "rozdrabnia" a do
jednostki skadowej - do jednostki pojtej logicznie, najmniejszego
z najmniejszych. Bo nie ma adnego ograniczenia.
Postrzeganie tego "zakresu" jako banalnego lub jako dopenienie do
co i uzupenienie w logicznych ukadankach - to bd, zasadniczy
bd. I zasona, ktr tworzy jzyk.
A dlaczego w takim razie powstaje wszechwiat? To te ju pado w
kilku miejscach, i to nie jest dziw.
To konieczno w bezkresnym i wiecznym Kosmosie. To konieczno w
tym ruchu czego w nic-oci.
Po szste - dlaczego niebo jest w nocy ciemne? Nie, nie chodzi tu o
znan logiczn zagwozdk, ale o jej kolejne ju wcielenie. Jeeli w
tutejszym wszechwiecie - ktry si kiedy tam zacz - nie wida z
"dalszego" nic, to dlaczego tak jest?
Czemu, koledzy, niczego nie mona dostrzec z obszaru, ktry podobno
rozciga si nieskoczenie i wiecznie, dlaczego?
Nic tam i nigdy si nie dziao - to posiada odmienn form zmian to jest tu obecne, ale nieobserwowalne?
To rzeczywicie jest dokadnie ten sam problem, ale poziom analizy
wyszy - czemu wida tylko wntrze wszechwiata, a dalsze jest ju
odcite z obserwacji? Skoro to jedno pole, a tylko lokalnie to si
tak pokazuje, to przecie nic logicznie nie stoi na przeszkodzie,
eby to dalsze jako si tutaj dostao. Sygna si rozchodzi tak do
nieskoczonoci, nawet rozpraszajc si jest dalej obecny - wic w
obserwacji co si powinno pojawi, jedyno oraz jedno fizycznego
"pola" to zapewnia.
I tym samym "niebo" nie powinno by puste i nieme. A jest. Dlaczego?
O czym to mwi?
Przecie, koledzy zauwacie, taki tam drobiazg fotonowy, takie tam
w sobie nic z mas podobno nie powizane, a nawet podobno element i
jednostka postrzegania - jeeli to takie w sobie, to dlaczego si w
tym polu nie snuje tam i tutaj, dlaczego aden fotonowy znak si z
tego dalszego tutaj nie dosta? A jeeli si dosta, czego rwnie
nie mona wykluczy, to dlaczego bezobjawowo, dlaczego go nie wida?
Dlaczego, koledzy?
To, e tutejsze elementy przenoszce sygna zaczy si jaki czas
temu, to przecie w najmniejszym stopniu nie przeszkadza, eby tej
samej konstrukcji elementy, ktry powstay nieskoczon ilo razy
w nieskoczonym otoczeniu przedostay si tutaj nieskoczon liczb
jednostek...
Jeeli, jak to si pojmuje, fotony powstay kiedy tam i aktualnie
506

oddalaj si w kadym kierunku - jeeli te elementy biegn w bezkres


i jeeli takich wiatw w jednym i nieskoczonym polu byo, ale i
jest nieskoczenie wiele - to dlaczego z tego obszaru nic tu si
nie dostaje?
Dlaczego niebo jest ciemne?
Wyjanienie, e tutejsze si rozszerza i e dalsze nie miao czasu
i moliwoci tu si pokaza - to, koledzy, zakada, e lokalny, tu
pokazujcy si wiat, jest albo inny od otoczenia i "odpycha" tamto
docierajce (czyli musi by jaki jego brzeg, skrajny rejon, gdzie
to "odpychanie" si dzieje) - albo e to jest "podprogowe" - albo e
dalszego w tej chwili lub nigdy nie ma - albo e jest przerwa midzy
obiektami, ktra wszelki przekaz wyklucza.
Ale zarazem takie wyliczenie uwarunkowa nie daje adnych podstaw
do powiedzenia i dowodzenia, e jest tylko to jedno oraz jedyne, e
nieskoczone oraz wieczne. Jeden obiekt do zbadania nie upowania
do odrzucenia innych, zwaszcza jeeli umieszcza si to w dynamicznym
polu kwantowych jednostek.
Albo jedno "pole" z lokalnym i tutejszym wiatem, a gdzie i kiedy
w tym polu inne, ale podobne. I krenie, i wymiana elementw midzy
nimi.
Albo wszechwiat z brzegiem, ale jako jeden z wielu. I w ramach tej
wsplnoty zbioru, mimo koniecznoci brzegu ("naskrka"), dochodzi
do przemieszczania si midzy wiatami jednostek tworzcych - i s
to te same (takie same) jednostki.
Albo wszechwiat z brzegiem, ale jako jeden z wielu. Jednak zawsze
jako fizyczny fakt "w sobie" i samodzielny, bez powiza; graniczna
strefa odcina go od otoczenia.
Albo wszechwiat jako "wyspa", otoczony pustk (nicoci), ktra go
skutecznie oddziela od podobnych ukadw. - Czyli "pole" podlega w
tym ujciu skwantowaniu (kwantami s tu cae wiaty); ale przez to
jest to ju inne pole od aktualnie postulowanego. czno takiego
pola wynika z logiki, nie z fizyki; to jedno, ale logiczna.
Albo jedno nieskoczone pole tosame z wszechwiatem, a widoczne na
ten moment (i zawsze) w kawaku. Tylko jak nieskoczono moe si
powiksza (puchn)? - Wyjanienie, e rozszerza si tu, ale dalej
jest inaczej, to ponownie wprowadza rodowisko do tego tumaczenia
i cay dylemat.
Albo ju zupeny dziw zaistnienia, ktry wszelkie analizy wyklucza.
Itd. Przedstawiony zbir jest jednym z moliwych i nie wyczerpuje w
adnym razie wszystkich problemw - a do tego jest prezentowany na
zasadzie skrtowej, jak to, koledzy, musi si pojawi w popiesznej
wymianie zda.
A po kolejne, tu nawet nie samo wyliczenie ma warto najwaniejsz,
ale przede wszystkim chodzi o pokazanie, e opis (wszech)wiata w
kadym ujciu jest dwutorowy - e zawiera w sobie tak sprzeczne i
odlege ujcia, e wydaje si to nie do pogodzenia.
I to jest problem. - I to jest tu sednem. Nie sowa i budowane na
ich podstawie abstrakcje, ale fakt, e to si tak skrajnie rni w
507

ocenach i krelonych schematach.


I w tym momencie musi pa zasadniczy, najwaniejszy argument: nie
ma w dziaaniu ukadu poznajcego niczego, co byoby sprzeczne, co
byoby niezgodne ze wiatem.
O ile abstrakcja jest budowana poprawnie, jeeli odnosi si zawsze
do wiata, jeeli istnieje i pomaga istnie, to znaczy, e zawiera
w sobie poprawne ustalenie.
I trzeba to uwzgldni - trzeba bra to w ocenach.
Tak, koledzy, z powyszego generalnego stwierdzenia wprost wynika,
e wszystkie do tej pory ustalone fakty o wiecie - podkrelam to
w sposb wyrany - wszystkie abstrakcje otoczenia s poprawne. e
wymaga to tumaczenia, e trzeba dopasowa pojcie do treci - e
niekiedy wymusza to wyjcie poza rozpoznany krg - tak, to wszystko
prawda. Jednak prawd rwnie jest to, e rozum opisujc rodowisko
nie popeni bdu.
Tak, koledzy, w tych wszystkich, tak pozornie sprzecznych ujciach
- i to razem, i to cznie, i to jednoczenie zawiera si prawda o
wszechwiecie.
Tak, koledzy, wszelkie wypracowane abstrakcje oddaj to, co ujte
jest sowem "wszechwiat" - czy dowolnie innym. Nie ma prawdy tylko
jednostronnej, nie ma opisu tylko biegncego jednym torem. cznie
i razem, i tylko tak, buduje to ostateczn "zason" wiata. Ju w
formule prawdziwej.
e to tak czy owak zasona? A co to ma teraz za znaczenie, innej nie
ma i nigdy nie bdzie.
Dziwicie si, koledzy, dla was to zaskoczenie. A nie powinno - nic
a nic tu zaskakujcego. Na bazie tylekro ju powiedzianego, przez
odwoanie si do caoci podejcia, to aden dziw, to konieczno i
jedynie sensowne procedowanie.
Dalsza droga poznawania musi posiada dwa pasy ruchu - przecie na
jednokierunkowej zbyt niebezpiecznie. Sami przyznacie, e poruszanie
si w jedn stron gdzie prowadzi, jednak to moe by co takiego
- to mog zbudowa si takie rejony, e tam dziw dziwem obsadzony i
kolejne dziwy pogania.
Po co tak si szamota, przecie to proste, po caoci proste. Nie
prostackie, ale tak proste, e ju prostsze by nie moe.
Czyli wracamy, koledzy, do naszych baranw na brzegu. Tak oglnie i
ku pokrzepieniu serc pogadalimy, teraz wypada zapyta: czym jest i
jak jest brzeg we wszechwiecie?
I tutaj przede wszystkim wypadnie powiedzie, e taki skrajny i do
tego wyrnionego wiata zaliczalny brzeg istnieje, e to fakt i e
konieczno.
Dlaczego? Poniewa brzegu w nieskoczonoci ustanowi nie mona. Dla
wszechwiata w jego zmiennym przeksztacaniu si nie mona.
Dla Kosmosu tak, ale nie dla wszechwiata. Zmienno ukadu, z samej
508

ju zmiennoci (e si zacza i skoczy), ju to wprowadza stref


graniczn - granic tej zmiany. Jakby jej nie definiowa, w czasie
czy przestrzeni, czy funkcjonalnie - taka granica istnieje i tworzy
przedzia istnienia. Nie ma nieskoczonej zmiany - zasada, e jest
zmiana, logiczna regua ustalajca, e zmiana zachodzi wiecznie, to
jest nadrzdne wobec zmiennego konkretu; regua zmiany jest sta,
ale fakt zmienny jest skoczony i z granic.
Regua odnosi si do Kosmosu, wszystko poniej (wewntrzne, w ramach
logicznie ustalonej nieskoczonoci-wiecznoci) jest skoczone.
Musi by w nieskoczonoci dla zmiennego oraz "puchncego" w szwach
bytu stan-granica, ktra ju-jeszcze nim jest; prowadzenie analizy
w bezkres, bez wyznaczenia strefy brzegowej, nie ma sensu. Nie ma
ani logicznego, ani fizycznego. Jeeli kto tak czyni, to logicznie
zlicza nieskoczono, a fizycznie zaprzecza wszelkim postrzeganym
w otoczeniu faktom - przecie kady rejestrowany byt ma najdalej w
otoczenie wysunity element-warstw. e ta brzegowa warstwa si w
kolejnych eksperymentach przesuwa w gb i ostatecznie siga ta to prawda. Ale fizycznie, czyli mierzalnie, jest brzeg wyrnionej
w tle ewolucji.
I wanie, od razu nawi do zagadnienia rozdzielenia Kosmosu oraz
wszechwiata, bez tego si nie obejdzie, koledzy. Nie moe. Jeeli
traktowa wszystko za jedno, to wspomniane powyej kopotliwe i
nie do rozsupania dylematy, to takim pozostanie - i wszechwiat w
analizach nie wiedzie jak, gdzie i dlaczego si zbudowa. I nigdy
ju poza krg tych abstrakcji si nie wyjdzie.
Znane, omawiane po licznych stronach - i dlatego nie ma co si tym
dalej zajmowa.
Ale jeeli wprowadzi w logicznie wypracowan (i to "od zawsze"), a
zarazem obecn na zasadzie koniecznoci nieskoczono i wieczno
w maksymalnym zobrazowaniu - jeeli w to wprowadzi banalnie proste
i te oczywiste stadia, etapy, zakresy, progi, przejcia - to okae
si to nie tylko wytumaczalne, ale wanie proste w zachodzeniu.
Kiedy ustawiam jako fakt nadrzdny Kosmos, a w jego zakresie co w
formule "wszechwiat", to takie podzielenie poj, ktre do obecnej
chwili zlewaj si w jedno, to dramatycznie upraszcza dziaanie i
pojmowanie.
A zarazem nie jest sprzeczne z adnym wypracowanym na dowolnym ju
zakresie (i zakrcie historii) pojciem.
Zwracam na to uwag, koledzy. Nie ma znaczenia sposb powoania do
istnienia abstrakcji, w tak proponowanym podzieleniu poj wszystko
si ze sob zgadza i porzdkuje. Nieskoczono i wieczno jest w
tym zawarte - i to jako absolutna konieczno, ju nie do ruszenia;
nie mona tego "renormalizowa", bo cao ukadanki runie. Ale w
tym obrazie jest i lokalno zmiennego wszechwiata, ktra moe si
zacz, budowa z jednostek "czego" w bezkresie, cho nie dowolnie
czy przypadkowo; to nieredukowalna do niczego wicej i podwojona na
kadym etapie kosmiczna ewolucja warunkuje "wszechwiat" - ten, ale
i dowolny.
Rwnie brzeg w tak wyrnionym ukadzie to nie wymys, tylko stan
509

absolutnie konieczny. eby co z ta wyodrbni i to zauway, musi


by brzeg, ktry w ramach ta w fakt wyznacza.
A w nieskoczonoci jest to tym bardziej konieczne - fundamentalnie
wrcz konieczne. Przecie "wok" ju tylko oraz wycznie elementy
w postaci jednostek. Wesp z prni.
Ale brzeg takiego ukadu to tylko i a jeden z wielu, z bardzo wielu
etapw porednich. Idc od pojtego logicznie maksymalnego stanu w
postaci osobliwoci (maksymalnego poczenia) do stanu maksymalnego
rozproszenia, gdzie element od elementu znajduje si nieskoczenie
odlegle - to w takim wyznaczeniu moliwoci skupienia jednostek, tu
brzeg wszechwiata jest dokadnie "w poowie". To stan jeden-zero,
gdzie jednostka od jednostki jest oddalona o jednostk.
Wewntrznie jest wikszy cisk, na zewntrz jest mniejszy - jednak
na/w brzegu to ma posta rozoenia rwnomiernego.
Czyli, zwracam uwag, kiedy zachodzi rozpraszanie si jednostek do
nieskoczonoci, to ostatnim stanem wszechwiata jest ta brzegowa
warstwa - a "dalsze" to ju poza ukadem, cho z niego pochodzi.
W tym obrazie wczeniejsze i wewntrzne warstwy, z gstoci wiksz
od krytycznej, to cigle ewolucja w toku - to fizycznie oraz realnie
dostpna ewolucja.
Ale i te oddalajce si warstwy, co warto podkreli, to rwnie i
zawsze "ewolucja" (Ewolucja). To ju "rwany" odcinek ewolucji, to
jest poza wyrnionym wiatem - ale tak wyznaczona pprosta tu si
zacza i biegnie do nieskoczonoci. Oddalenie elementw ronie i
rozrzedzenie jest ju takie, e nic si samodzielnie nie poczy w
wiksz struktur - ale zarazem to nie jest nigdy zero zagszczenia
- to nie jest pustka i tylko pustka.
Nieskoczona odlego czego od czego to "spora odlego", jednak
nic wicej, to jako istotna warto zagszczenia elementw (wiksza
od zera). W kocu skutki wida, czu - itd.
Czyli, koledzy, kiedy opisywa (wszech)wiat jako oddalajce si w
nieskoczono warstwy kwantw, to rnica wobec obowizujcego dzi
modelu jest tylko jedna: stan zagszczenia, oddalenia jednostek.
I aden inny parametr w opisie nie jest konieczny.
Co wicej, w tym obrazie nigdy nie ma czego niezwykego, na adnym
etapie zagszczania si czy rozrzedzania elementw; tutaj nic nie
straszy, niczym nieobyczajnym si nie pokazuje.
Jest ciskanie i dociskanie kwantw - jest zmiana w rytmie warstwa
za warstw - i jest lokalny tok zdarze, ktry ma swoje umocowanie w
nieskoczonym przebiegu. To funkcjonalna i logiczna jedno z tak
w wiecznoci bezkresnoci - a zarazem jedyno i chwilowo.
A co jeszcze waniejsze, procedura jest analogiczna do kadej, jak
mona w wiecie dojrze.
A te brzeg (oraz wntrze) budowany jest z elementw, ktre si tu
dostaj jak najbardziej w nieskoczonej, nieprzeliczalnej liczbie 510

a wic speniony jest tym samym warunek, e jest zwizek z tem i


e "niebo janieje". Ten wiat budowany jest przecie z tego pola (i
w jego ramach) - i jest to stan-dopenienie logicznie konieczne, bez
"pola", czyli rodowiska (ta i eteru), nie mona wyjani teraz i
tu postrzeganego.
Tylko e takie pole ma ju nieco inny charakter, jak to wida przez
zason poj (czy wzorw).
Pole jest, to obiektywny fakt (kady byt skomplikowany ma zakres do
siebie dopeniajcy, podprogowy - ktry jest tem i warunkuje to, co
wida) - ale zasadnicz cecha tego pola jest to, e posiada, e si
skada, e tworz je rne stany skupienia. Takie od bardzo maego
i nieskoczenie maego, po osobliwo - to w ramach wszechwiata. A
w ramach Kosmosu po kwant-wszechwiat. Na "dole" (dnie) jest kwant
logiczny, najmniejsze z najmniejszych - a na "grze" kwant logiczny
w postaci Kosmosu, te jednostka. Z tym, e w ramach Kosmosu stanem
maksymalnym jest "wszechwiat" - najwiksze zbiegnicie jednostek.
W tym schemacie istotne jest to, e adna czna abstrakcja, co by
ni nie byo (pojcie, wzr, symbol) - taka abstrakcja nie moe (i
to z zasady, e jest taka oglna) uchwyci etapw porednich zmiany.
Dlatego tworzony obraz si "renormalizuje" - w trakcie budowania si
symbolu zmiany usuwane s z niego przerwy, niecigoci, lokalne i
chwilowe stany skupienia; "wida" jedno tam, gdzie s przerwy, i
to liczne. Naturalnie skwantowany (pokawakowany) proces zostaje w
tym ujciu zredukowany do jednoci - i to nieskoczonej.
Ale jeeli w t jedno wprowadzi podzia, ponownie przeprowadzi
renormalizacj, tylko tym razem na zasadzie wpisania w cigo te
wczeniej usunite niecigoci - to wszystko si upraszcza, zakresy
wyaniaj si zza zasony i ciemnoci, a lokalne wiaty s osobne,
acz zawsze w zbiorze podobnych.
Kiedy dokadnie si temu przyjrze, wwczas nieskoczono przestaje
straszy, w takim obrazie nieskoczono-wieczno to ju absolutnie
konieczne dopenienie do obserwowanego.
I s to zawsze te same jednostki tworzce, co take wymaga mocnego
podkrelenia. Nigdy inne - cho zawsze jednostkowo inne. To s ju
w analizie nieredukowalne do niczego elementy, ktrych w Kosmosie
nieskoczenie wiele, wic mog tworzy dowolne konstrukcje. One tu
docieraj, przechodz i buduj, a pniej opuszczaj wszechwiat i wymiana midzy procesami (bytami) trwa.
Nic nie burzy logicznej abstrakcji i wizji, cho wszystko zaczyna w
jeden i spjny obraz si ukada - ukada w cao, o ile opisywany
proces posiada wspomniane etapy porednie.
Na etapie kondensowania si elementw w wszechwiat, tu zachodzi w
obserwacji wewntrznej "wybuchowa" ewolucja, ktrej efektem jest w
fizycznym eksperymencie notowana piramida stanw skupienia. Proces,
ktry w obserwacji zewntrznej posiada owe liczne punkty wzowe i
porednie, uzyskuje form zoenia - poniewa inaczej tego fizyk w
swoim badaniu nie "sfotografuje". I to samo dzieje si na kadym z
innych etapw, to wielowymiarowe zoenie zjawisk, ktre zachodz
w oddaleniu (ale i powizaniu) - to cig zalenych "kadrw" filmu,
511

ale zrozumiaych dopiero w rozoeniu na etapy.


Cao jest wana na poziomie funkcjonalnym, to "lokum" obserwatora
w trakcie istnienia (plus jego wszelkie konkretne dziaania - w tym
zmysy i przyrzdy) - jednak rozoenie na zakresy jest konieczne. Po
co? eby to zrozumie.
Etapy porednie s absolutn koniecznoci analizy, poniewa cao
w innym ujmowaniu zlewa si w nieskoczon jedno i jawi si jako
niewytumaczalne. - T jedno mona oczywicie zrenormalizowa, ale
bez dodania, e jest to zabieg chwilowy, e wynika z podstaw samej
zmiany i e jest zabiegiem wspomagajcym w ramach wszechwiata - bez
dodatnia tego ustalenia wszystko jest problemem.
A przecie rozum domaga si jednoci - ale wytumaczalnej.
Skraj wszechwiata to ani powiedzenie - ani postulat do zbadania ani abstrakcja moe i uyteczna, jednak bez umocowania w logice, a
tym bardziej fizyce - skraj wszechwiata to konieczno. eby co
z tutejszego zrozumie, koniecznie w proces zmiany biegncej sobie
z nieskoczonoci do nieskoczonoci trzeba wprowadzi skrajn dla
postrzeganego i doznawanego ukadu (i dla dowolnego ukadu), jego w
tle skrajn warstw istnienia. Nie ma wyrnienie bez ta, ale nie
ma rwnie wyrnionego bez ustalenia, e jest jego brzeg. e to nie
zawsze jest ten ostateczny brzeg, e w kolejnych "zblieniach" ten
obraz wiata si komplikuje - e nabiera szczegw oraz kolejnych
jeszcze szczegw - a ostatecznie i tak czy si to ze wszystkim
w bezkresie - to prawda.
Ale eby to wszystko uporzdkowa - eby t nieskoczon prost w
jej przebiegu wyskalowa, potrzebny jest brzeg wszechwiata - stan
ju-jeszcze ten fakt oznaczajcy. eby si nie zagubi w bezkresnym
tle, eby si nie zaptli w wiecznym ruchu - musz w jedno oraz
jedyno skwantowanej zmiany wpisa konieczne kroki porednie, bez
tego sam adnego kroku w wyjanianiu nie zrobi. Jeeli nie widz
etapw porednich, to mam przed sob cian, logiczn lub fizyczn
- a to oznacza, e si dalej nie przemieszcz. A jak sprbuj, to
si o ni rozbij.
I cho muru gow si nie przebije, to z braku innych narzdzi warto
i takie dziaanie rozway.
e te kroki s dla mnie i we mnie? A jakie to ma za znaczenie? Liczy
si, e mog je zrobi.

512

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 10.9 - Eter, itp.
"wiat, jaki jest, kady widzi.
Pozostaje problem z nazwaniem widzianego."
Po raz kolejny w tutejszych pogadankach o fizyce i filozofii trzeba
postawi pytanie, i to jako gwne - czy zawarty w zmiennym wiecie
byt, tu pojawiajcy si w formule obserwatora, ktry usilnie stara
si zrozumie to wszystko wok, stara si ustali regu zmian oraz
sformuowa j w zestawie abstrakcji - czy kto taki moe pobdzi
w tworzeniu poj, czy moe le zdefiniowa postrzegane?
Pytanie nie jest nowe, jednak odniesione do zagadnienia "eteru" musi
zosta zadane ponownie, zwaszcza wobec dzisiejszego stanu wiedzy o
otoczeniu, a zarazem definitywnego, jak si wydaje, odrzucenia tego
pojcia przez nauk.
Czy w pogldzie i myli, e jest co, co otacza widoczne i dopenia
je, e wpywa na zjawiska i je warunkuje, cho nie mona tego w aden
sposb zaobserwowa - czy takie podejcie mona odrzuci?
(Z oczywistym - i koniecznym - uzupenieniem-wyjanieniem terminw
"dopenia" i "warunkuje": to zawsze-i-tylko stan-zakres fizyczny, bez
zbdnych w tym przypadku skojarze.)
Odpowied, e istniejca ewolucja, nawet stosujc (w powierzchownym
odbiorze) le skonstruowane abstrakcje, pozornie odlege od wiata e ona i tak dziaa poprawnie w tyme wiecie - to wynika w sposb
bezporedni z faktu, e istnieje.
Nie ma znaczenia (w chwili istnienia), czy stosowana abstrakcja jest
zgodna z poszerzonym w kroku kolejnym ujciem toczcej si zmiany to mona ustali w trakcie wykonywania tego kroku oraz odnoszenia do
zebranego w marszu dowiadczenia. W konkretnej, w tu si dziejcej
chwili, kada istniejca ewolucja (byt czy abstrakcja), to doskonale
spenia swoj rol i pomaga dziaa - zreszt innej w tym momencie
nie ma.
Jak nie spenia, jak konstruktor symbolu bdzi, to zostaje porzucony
i symbol, i konstruktor - i wiat ma spokj; albo budujcy wadliwy
sygna nonik-byt trafia na historyczny mietnik, albo si sprawdza
w dziaaniu i maszeruje dalej.
Zasada jest oczywista: zbdzie - giniesz.
Jednak zagadnienie tak zwanego "eteru" daleko szerzej wykracza poza
stwierdzenie, e taka abstrakcja pojawiajc si i dziaajc dugo w
umysach, i na kolejne umysy, e speniaa tym wymg poprawnoci bo skoro zaistniaa i utrzymywaa si, to znaczy, e sprawdzaa si
w opisach oraz pojmowaniu wiata. To z wielu powodw niewielka cz
odpowiedzi - wana, ale jedna z wielu.
W analizie pojmowania tej abstrakcji i jej roli w poznaniu, a take
w odniesieniu do obecnego stanu wiedzy o rzeczywistoci, na obecnym
etapie trzeba wyj od definicji historycznej - w tym zawiera si i
powd jej dzisiejszego odrzucenia, i znaczenie w przeszoci. I warto
513

to przeledzi.
Czym pojcie "eteru" ujo zastanawiajcych si nad rzeczywistoci?
Odrzuceniem pustki. Jawnie lub skrycie, ale to ten aspekt dziaania
stoi za tak abstrakcj.
Nie ma przeniesienia sygnau, w dowolnym ju zdefiniowaniu (czy jako
informacja, czy jako nacisk) - nie mona przeprowadzi od punktu do
punktu kanau czcego, jeeli po drodze nie wystpuje nonik, co.
Czyli fundament, w ktrym, czy z ktrego zbudowany, zakodowany jest
sygna.
Logicznie zachodzi zasadnicza sprzeczno w pojmowaniu przekazu, a
w konsekwencji odrzucenie samej niematerialnej (tu: beznonikowej)
- czyli "pustej" tym samym komunikacji.
Kiedy nie ma elementu nonego, nie ma przesyu danych.
Po drugie - co na wczesnych etapach operowania takim pojciem miao
zasadnicze znaczenie: ad.
Postrzegany ruch cia niebieskich jawi si jako niemoliwy w takiej
harmonii bez dopeniajcego go orodka - orodka, w ktrym mia si
dokonywa. I nie zostao to bezpodstawnie i bez logicznego umocowania
wywiedzione ze wiata: ruch bez adnych ogranicze nie moe istnie
w stabilizacji w dugim okresie oraz w tej samej formule.
e gbiej odpowiada za to tak zwana "grawitacja" lub przeksztacenia
transformacyjne, na tym etapie ani to byo znane, ani te potrzebne
w ustaleniach.
Wida ruch i stabilizacj, to - jako dopeniajcy a skryty element
- naley wprowadzi rodowisko i to. Tu: "eter".
Po trzecie - orodek, w ktrym zachodzi zmiana, spenia wan rol
hamujc.
I nie w znaczeniu, e skutkiem tego jest "masa" - ale e nie pozwala
rozproszy si elementom do nieskoczonoci.
Nie ma znaczenia, czy dziaa dodatnie czy ujemne cinienie - czy ma
znaczenie i istnieje "grawitacja" - istotne jest logiczne podejcie,
e skomplikowana struktura, bez znaczenia jak wielka, jeeli nie ma
w otoczeniu ogranicze, musi si rozprasza. Czy w formie wybuchu,
czy wolnego lub szybkiego oddania si skadnikw - ale taki proces
musi zachodzi.
Brak "docisku" tworzy wolny tor przemieszczania si - a to musi, musi
skutkowa rozpraszaniem si skomplikowanej struktury.
Zwracam uwag na ten argument, i to w sposb szczeglny. Logicznie,
na bazie czystej abstrakcji, bez odniesie do fizyki i dzisiejszego
postrzegania ruchu i zalenoci midzy materialnymi elementami - na
takim podbudowaniu nie ma znaczenia, czy wewntrznie w analizowanym
ukadzie s siy scalajce, cigajce "do rodka" (i w potrzebnym
do zapaci potencjale) - czy ich nie ma.
Dlaczego? Poniewa brzegowo, a wic w jako pojtym brzegu takiego
ukadu i co by tym brzegiem mogo by - taki ukad musi ekspandowa
"w dalsze".
Skoro nic nie hamuje, to dalsze jest pustym torem do ruchu. I ruch w
t stron, czy w dowoln ju stron si potoczy. Brak jakiegokolwiek
514

ograniczenia taki fakt wymusza. I to jako konieczno.


Pustka, absolutna i logicznie pojta nico, to nie tylko niezbdne
dopenienie do tutaj postrzeganego i dowiadczanego, ale zarazem (i
przede wszystkim) stan "dynamiczny" - "wrogi" kadej skomplikowanej
strukturze, "niszczcy" wszelkie zoone z wielu jednostek byty; to
nie jest obojtne oraz nic nieznaczce otoczenie.
To - rodowisko - zakres zewntrzny wobec wyrnionego - to sedno
zagadnienia, to logicznie najwaniejszy punkt analizy (wiata).
Kiedy w otoczeniu bytu nie ma czynnika hamujcego - to w efekcie nie
ma stabilizacji. Za to jest "wybuch" do nieskoczonoci.
Owszem, ustalenie na dzi, e jest dalsze i e zmiana moe pobiec w
nieskoczono - to wykracza poza dziaanie fizyczne; przecie wiat
w aktualnym postrzeganiu to jest to wszystko, co jako "wida". Jak
wic moe by "dalsze", kiedy dowolnie rejestrowane to jedno, i
to bezkresna - prawda, nie moe.
A dodatkowo i wzory - sprawdzajce si na wczeniejszych etapach one rwnie wnosz ustalenie, e cho nieskoczone wartoci s w ich
ramach niezbdne, to po usuniciu tych symboli take si sprawdzaj
i poprawnie definiuj otoczenie.
Efekt? Jest oczywista myl, e to dalsze te nie jest potrzebne, e
jak nie wida, a do tego przeszkadza, to mona to zrenormalizowa z
analizy. I wszystko si zgadza.
e to i tak dalej zderza si z obserwowanym (i cigle narastajcym)
pdem ucieczki wszystkiego od wszystkiego i e trzeba to wyjani c, dalszego by nie moe. Wic nie moe.
Przecie, tak po kolejne, jeeli postrzegane to jedno i jedyno,
to dalszego nie moe by. Nie moe.
A e widoczne tylko w kawaku? Te adna trudno w opisach - tyle
wida, ile mona. Wszak sygna z dalszego rejonu nie mg si tu
przemieci. I jest jasno. - Bo nie moe dalszego by...
Czyli "wszechwiat" w takim ujciu to jedno-jedyno i wieczno
oraz nieskoczono. A wida z tego tylko niewielki kawaek, ktry
si lokalnie dzieje jako zawirowanie w caociowym polu.
Albo to jednostka z wyranym brzegiem w teje nieskoczonoci, wic
lokalny stan energetycznego zawirowania, ktry mona obserwowa do
horyzontu i skrajnych wartoci fizycznych.
Oczywicie mona przyj, e to jedyne w nieskoczonoci i dzieje si
jednorazowo - lub bardzo wyjtkowymi zbiegami okolicznoci. I mona
przyj, e tu obserwowane oddalanie si to adna dziwno, poniewa
to tylko fragmencik w polu czego i e to zaczo si i skoczy, ale
e cao jest nieodmienna. I moe to kiedy uda si pozna.
Tylko to ani nie wyklucza ujcia, e jest brzeg, ktry jeszcze ten
ukad oznacza, ani e jest tamto dalsze i bezkresne - i jedyne. Acz
zarazem po wielekro "zasiedlone".
Zwracam uwag, e midzy jednym a drugim ujciem zachodzi niewielka
- wrcz "kosmetyczna" rnica.
Czyli e jest mowa o fizycznie wyznaczalnym brzegu (wszech)wiata 515

caa reszta dowodzenia i obrazowania pozostaje ta sama.


Wszelkie ustalenia o tak zwanym "wszechwiecie", wszelkie konkrety
i eksperymenty, wszelkie wzory i abstrakcje - to wszystko pozostaje
i jest w prawie, nic nie trzeba zmienia, dodawa, inaczej tumaczy.
Jest tylko ta niewielka rnica - ktra niech yje.
Tu i tu pojawia si nieskoczono, i to jako konieczno - tu i tu
wystpuje zmiana w formule zapaci i rozbiegania - tu i tu w opisie
jest jedno i jedyno z t bezkresnoci w tle, acz ju poza tak
definiowanym wszechwiatem. Itd.
Wypeniony do maksimum i po brzeg wszechwiat w tym ujciu spenia
wszelkie uwarunkowania, a zarazem jest jednym z wielu.
Wida jednostk, ale w ramach zbioru.
Brzeg w tym ujciu to tylko (i a) pewien stan skupienia elementw.
Poniej, wewntrznie, jest wikszy od stanu brzegu, na/w brzegu to
przebieg jeden-zero-jeden-zero - a "dalej", poza tak wyznaczon ju
sfer zdarze, dalej przybiera to posta mniejszego zagszczenia a do nieskoczonoci.
Wszechwiat tutaj i jego "eteryczne" pole w formule kwantw, to stan
lokalny w nadrzdnym tle, ale zarazem w nim integralnie zawarty (w
Kosmosie). I to nieskoczone pole, nadrzdne wobec widocznego, jest
stanem dopeniajcym, warunkuje w istnieniu zakres doznawany - ale
samo nie jest fizycznie poznawalne; jego elementy tworz poznanie,
ale s poniej progu.
To pole, skadajce si z najmniejszych, niepodzielnych jednostek,
z oczywistych powodw nie spenia ju warunkw do wytworzenia bytw
fizycznych (takich, ktre mog zaistnie w ramach wszechwiata), bo
jest na to zbyt "lune" - zagszczenie jest zbyt mae. Elementy s w
znaczcym oddaleniu od siebie - ale to na pewno nie jest absolutna
pustka; to jest znaczco mniej od tutaj obserwowanego, jednak to nie
jest zupenie nic.
Oczywicie w ujciu logicznym "stan polowy" jest jednolity i czny,
to bezkresny cig jednostek, bez przerw i zmian. Jednak realnie (i
choby z czysto losowego rozkadu) musi te przerwy zawiera - mona
to definiowa (za wzorami) jako "paszczyzn", ale Fizycznie musz
w niej by "wyspy" i "pustka".
Przecie, co warto sobie uzmysowi - najdalsza i brzegowo logiczna
"odlego", do ktrej mog si przemieci std si poczynajce (w
otoczenie wybuchajce) skadniki, to bezkres, to nieskoczono. Nie
dalej, nie mona przemieci si dalej.
Granica tej logicznej a nadrzdnej "konstrukcji" nie moe znajdowa
si dalej ni w nieskoczonoci. A to wymusza lokalne w niej "wiry"
i zagszczenia.
Nieskoczono to jedyna tak jednoznacznie wyznaczona logicznie (i
Fizycznie) granica - nie moe by ani o kwant mniejsza, ani o kwant
wiksza, jest dokadnie zdefiniowana.
Dlatego z nieskoczonej liczby jednostek, w ich zderzaniu si oraz
wzajemnym na siebie dziaaniu - lokalnie, na przeciciu tych torw
ruchu, musi si co skomplikowanego wytworzy - musi. Jeeli zmiana
jest wieczna, jeeli tym samym nie moe si wytworzy jednorodno
rozkadu elementw (skoro istniej, to takiego uoenia nie moe w
516

nieskoczonoci by) - to jest pewne, e lokalnie, na moment, tylko


w specjalnych okolicznociach, ale jednak co "wikszego" powstanie.
Musi.
To moe by niebywale rzadkie (raz na jaki przedzia zjawisk), ale
na pewno zaistnieje.
Co ciekawe, w takim poszerzonym ujciu (ju z nieskoczonoci oraz
wiecznoci) rol wypeniajcego po brzegi wszechwiat eteru, to
przejmuje taki sam element nony - tylko poziom analizy zdecydowanie
jest inny; zasada ta sama, ale zakres wikszy. To s takie-te same
elementy i zawsze te same, rnica tylko w ich poczeniu. W ramach
wszechwiata i poza nim jest "eter", przecie jednostki tworzce s
takie same - tylko ich zagszczenie inne.
Dlatego te nigdy to nie jest nico i pustka, tak wewntrz wiata
- tak poza nim, w zakresie ju ta absolutnego, czyli w rodowisku
wszechwiata. Tu nigdy nie ma stanu pustki i "tam" nie ma - jedynie
jest inny "rozstaw" jednostek. - "Tam" gsto kwantw jest mniejsza
ni w otoczeniu bytu skomplikowanego (tutejszego), ale to nigdy nie
jest pustka absolutna. To inne zagszczenie - nic wicej.
O ile wczeniej, czyli we wntrzu ukadu, ma to posta "zbrylenia",
o tyle "dalej" (poza brzegiem) przechodzi w zakres rwany - a wic
rozproszony. I cigle si rozpraszajcy, przecie nie ma niczego, co
ten ruch wyhamuje.
Tylko e te oddalajce si do nieskoczonoci elementy rwnie licz
si w skali nieskoczonej - dlatego "otoczenie" wszechwiata, mimo
e ju minimalnie zagszczone, "istnieje" - to nie pustka logicznie
pojta i maksymalna.
I tym samym stanowi to to dla stanu skupienia tutaj obserwowanego
- dopenia i warunkuje tutejszy zakres zmian.
I jest wanie "eterem" (stanem "eterycznym"; ulotnym). I tym razem
taka abstrakcja (oraz operacje na niej) dotyczy nie tylko tutejszej
zmiany, ale wszelkiej - absolutnej.
Co, zwracam uwag, czy si z ujciem, ktre mwi o jednoci tego
wszystkiego.
Jedno jest, tylko na innym poziomie analizy, powyej wszechwiata
doznawanego-opisywanego. - Albo poniej, o ile "rozmiar" jednostek
bdzie punktem odniesienia.
Bo to, e s stopnie porednie w dochodzeniu do takiego zakresu - bo
to, e matematyka i posikujca si matematycznymi wzorami fizyka
te porednie stadia gubi (w dociskaniu elementw do siebie oraz ich
zobrazowaniu) - to jest dopiero w peni widoczne, wic i moe by w
opis wprowadzone, kiedy obserwacja zostanie poszerzona o brzeg i o
"dalsze". O dalsze stany skupienia.
Wychodzi si od obrazu "wszechwiata" po brzegi penego elementw,
uznaje si to za fizycznie konieczne, ale dodaje brzeg oraz otocznie
w formule ta (lub "eteru", "pola", itp.) - w tym tle rejestrowane
si poczyna i w nim koczy (z obecnych w nim jednostek logicznych
buduje i w nim zanika, w nim si rozprasza) - i ostatecznie dochodzi
si do nieskoczonego rozrzedzania - do Kosmosu.
I kolejnego gdzie i "kiedy-tam" wiata - bo przecie w bezkresie
to pewnik.
517

Co wicej, w tym ujciu - co te warte podkrelenia - nie wystpuje


konieczno ani nagego, dziwnego i wybuchowego pocztku, ani aden
dramatycznie nielogiczny koniec jest potrzebny.
Przy czym wszelakie wyprodukowane modele zmiany - a to wybuch, a to
zapa, a to ruch w cyklicznych zaptleniach (i tym podobne) - to
wszystko doskonale si zawiera w tak rozszerzonej (o nieskoczone
szczegy) abstrakcji. Bo skoro abstrakcja zaistniaa i spenia w
uytkowaniu swoj rol, to znaczy, e jest poprawna.
Trzeba tylko, to taka drobnostka interpretacyjna, przyszeregowa do
abstrakcji jej fizyczn tre - i etap zmiany. A poza tym wszystko
si zgadza, a po detale.
Wszechwiat w tym obrazie to narastanie zagszczenia - wypeniania
si wntrza elementami dopywajcymi ze rodowiska w policzalny i
przewidywalny sposb - dalej narastanie cinienia i zblianie si do
siebie jednostek - a do stadium fizycznie postrzeganego "zaponu"
i pojawienia si ju faktw skomplikowanych. Takie "dopompowywanie"
wszechwiata jest i proste, i biegnie odpowiednio dugo, i posiada
liczne i w kolejnoci pojawiajce si etapy, na/w ktrych wyaniaj
si z ta zoenia ("zbrylenia") konkretnych ju faktw - widoczne
ju przez fizyka zgszczenia. A to "eteryczne" to, bezkresne oraz
wieczne, doskonale i bez zaskocze to dopenia.
I adna w tym dziwno, tylko prosta zmiana w toku zachodzenia.
A po etapie pompowania (przecie nie ma wiecznej zmiany konkretnego
bytu) nastpuje zanik nacisku zewntrznego - i ustaje dopyw energii
z otoczenia. I proces zmienia charakter: z zapadania si, z rytmu
"na zagszczanie" (tak a po maksimum i po osobliwo) - obecnie w
bezkresne to "wybucha".
Skoro nie ma ju nacisku i hamulcw, to struktura musi wybuchn w
otoczenie; logicznie nie ma rady. adna sia scalajca nie pomoe,
adna tak zwana grawitacja. Jeeli w rodowisku brakuje oporu, tym
samym brzeg ukadu moe-musi si rozszerza - i taki ukad-byt musi
traci do tego rodowiska wczeniej pozyskane skadniki.
I dotyczy to kadej ewolucji, zawsze i wszdzie - nie ma znaczenia,
co bra pod uwag. Czy wszechwiat, czy biologiczna konstrukcja, to
zawsze jest pozyskanie oraz tracenie skadnikw. Zalenie na jakim
etapie si jest, to przewaa albo pozyskiwanie, albo tracenie.
I "wszechwiat" jako cao - to wida - w tej chwili znajduje si
na etapie tracenia. "Wybucha".
Czyli skadniki brzegowo, warstwa po warstwie, oddalaj si z tego
zakresu. Std do nieskoczonoci.
A dlaczego w tym ujciu, w tym zobrazowaniu tak istotne okazuje si
pojcie, abstrakcja "eteru"? Poniewa wprowadza to - niezbdne do
wyrnionego to, ktre warunkuje obserwowane.
A co wicej, na rwnie koniecznej zasadzie, cho kiedy jako fakt w
pojciu skryty, wprowadza stopniowalno - progowo wiata.
Eter, w ujciu pierwotnym, to ukryte i dopeniajce, ale warunkujce
518

rwnie fizyczne elementy w ich istnieniu rodowisko oraz jego stany


skupienia. rodowisko postulowane, podprogowe i poniej rejestracji.
Widoczne i nadprogowe dlatego prezentuje si w taki sposb, e jest
jednorodne i otaczajce to, ktre "podtrzymuje" fakty w ich tutaj
rejestrowanej postaci.
"Eter", jeeli odnie do wczeniej powiedzianego, to inne skupienie
elementw wobec postrzeganej zoonoci, ale to te same elementy to rozrzedzone i przez to ulotne skadniki, jednak to s te same (i
zawsze te same) skadniki. Bo innych nie moe by. - Przecie kada
niezgodno, czy to elementw tworzcych, czy reguy tworzcej, to
wyklucza czno i przeniesienie sygnau.
Co by tym sygnaem nie byo, musi zachodzi zaleno midzy tem i
postrzeganym. Musi zachodzi zgodno na kadym etapie.
Wewntrz wszechwiata element nie moe by odmiecem wobec caoci,
ale te i wszechwiat nie moe by odmiecem wobec nadrzdnego, do
niego logicznego konstruktu. Sprzeczno jest wykluczona.
A to dalej, podkrelam, umoliwia sprawdzenie takiego podejcia - i
to ju na gruncie zmatematyzowanym - umoliwia przejcie z pozycji
hipotezy do poziomu eksperymentu i weryfikacji.
Skoro mam zasad i rytm, ktry dotyczy kadego poziomu (ale wywodzi
si std i teraz; zosta wypracowany na bazie dozna) - to ten rytm
musi si sprawdzi wszdzie. W kroku pierwszym szukam potwierdzenia
trafnoci reguy wewntrz dostpnego wiata, a jeeli si sprawdza
- to w kroku drugim mam prawo zastosowa go dalej (i poza) wiatem.
Jeeli logicznie ustalony rytm i zasada sprawdza si wewntrznie w
ukadzie - ktry jest lokaln wysp w nadrzdnej caoci - i jeeli
tutejsze jest pochodn tej caoci - to ustalona tu regua musi mie
zastosowanie do wszystkiego.
Jeeli si potwierdza, to ustalony tak rytm jest na pewno poprawnym
i odnosi si ju do wszelkiego i zawsze.
e nie fizycznego, to prawda. Ale prawd rwnie jest i to, e zawsze
i tylko Fizycznego.
Po kolejne - trzeba zada istotne pytanie: dlaczego pojcie eteru w
badaniu naukowym musiao zosta odrzucone - dlaczego tak powabna i
pomocna w analizach abstrakcja musiaa podda si eksperymentowi?
Poniewa ten eksperyment nie mg tego potwierdzi.
To oczywiste, to nawet nie wymaga specjalnego dowodzenia. Nie mg
potwierdzi - poniewa w tym badaniu nie ma skadnikw, ktre ten
zakres tworz, one s poniej badania. e logicznie zarazem badanie
warunkuj, e s tem z jego jednorodnymi elementami - to prawda,
ale wanie ju poza takim dziaaniem.
Nawiasem, stwierdzenie, e chodzi o zakres "poniej" - to umowa, to
opis z pozycji rozbudowanej.
Ale warto podkreli, e cho to drobnica, to ilociowo i zakresem
wystpowania tego duo i wicej; to otacza z kadej strony i naciska
swoim "ciarem" na kady fizyczny byt i wyznacza jego ksztat oraz
zachowania. W sensie geometrycznym jednostki ta s wszdzie, czyli
519

otaczaj z kadego kierunku wyrniony byt, i dlatego s "w grze".


W znaczeniu logicznym pojcia "gra", "d" - czy wszelkie podobne
- to wyglda nieco (a nawet mocno) inaczej. I czasami prowadzi opis
do humorystycznego rezultatu, kiedy sztywno trzyma si potocznego
rozumienia tych okrele.
Czyli, skoro badanie nie wykrywa eteru, koniecznym wnioskiem byo w
dziaaniu naukowym jego odrzucenie - i szukanie zamiennikw. Co si
udao znakomicie. "Pole", mimo zmatematyzowania i policzalnoci a nawet mimo jego "obiektywizacji" (dla stosujcych takie pojcie)
- to w sensie logicznym to samo co eter.
Ale czy z tego wynika, e "eteru" nie ma? Nie wynika. I powysze o
tym mwi - i ponisze.
Oczywicie trzeba na dzi zweryfikowa, zmieni i zmodernizowa to
odwieczne pojcie - to konieczno. I to z kilku powodw.
Choby z tego, e wspomniane progi gstoci trzeba w t abstrakcj
wprowadzi. Progi jako kolejne etapy "dociskania" elementw oraz ich
tworzenie si jako faktw. Ale i progu w znaczeniu generalnym: e
istnieje zakres-stan (czy punktowa warto) w zmianie, do ktrej jest
Fizyka - i e od ktrej moe pojawi si fizyka.
Progowo wiata w jego przeksztaceniach to absolutna konieczno,
eby to wszystko wytumaczy. - Tego w pierwotnym pojciu nie mogo
by, ale na dzi to oczywisto. Nawet obserwowana oczywisto.
Przede wszystkim jednak trzeba zmieni postrzeganie eteru w wanym
i chyba najwaniejszym elemencie: e przenosi sygna.
Nie - eter, dowolnie ju pojty "eter", w znaczeniu "to" czy "pole"
- to nigdy i nigdzie nie przenosi sygnau, adnej informacji, adnej
fizycznie dostpnej fali. To nie ten poziom zjawisk.
Jeeli wic nie sygna, to co?
Element sygnau.
Eter, to, podprogowy zakres fizyki - ten "upiorny" zakres dziejcy
si poniej obserwacji - to buduje element nony, nie tre. Ta si
moe przenosi tylko-wycznie w poziomie (i powyej progu).
To, "eter", to zakres budowania si, komplikowania, ksztatowania
si ciaa elementu (fizycznej jednostki) - to proces "w pionie". A
dopiero przesunicie "w poziomie" takiej rozrosej ju struktury to daje przekaz, przeniesienie sygnau i treci.
Przecie kada ewolucja, kady dowolnie ustalony fakt to jednostka
w tle. A wic procedura jej tworzenia si biega tak, e skadniki
wiata wchodz, skadaj si - czy s wciskane w taki fakt. Wic po
pewnym okresie takiego kwantowania procesu (przecie to odbywa si
"porcjami" czego) - po pewnym czasie taka konstrukcja nabiera ciaa
i zauwaalnych w rodowisku gabarytw, rozpycha si i naciska na to
otoczenie. A kiedy "doronie", kiedy ju osiga poziom akceptowalny
w otoczeniu - dopiero wwczas, dopiero w tym stanie moe przenie
do kolejnego punktu tre i jej kod. Tylko tak.

520

Nie ma elementu jako takiego - to nie powstay kiedy tam, ale na/w
kadym kroku zmiany dziejcy si dynamicznie fakt.
Kady i dowolnie rejestrowany w otoczeniu (czy w obserwatorze) stan
i element, to zmiana w toku - powstaje-ginie, pozyskuje oraz traci
jednostki tworzce - to wypadkowa i suma tych czstkowych procesw,
nigdy stao.
Nie ma niczego jako bytu trwaego (czy dugo trwaego) w stabilnej
i w cile okrelonej postaci, to niemoliwe. Zmienno wiata co
takiego wyklucza.
Mona nie dostrzega brzegw wyrnionej zmiany, mona mwi, e to
powstao dawno - ale to zudzenie obserwatora, poniewa tene jest
takim ulotnym i chwilowym. Dopiero spojrzenie nakierowane w gbi
rzeczywistoci wykrywa fizyczne skadniki brzegu-ta - albo dopiero
nakierowane "w gbi" logiczne spojrzenie wykrywa Fizyczne, ju do
niczego redukowalne skadniki ta.
I wwczas wiadomo, e to nie "foton" czy "atom", tylko zoenie; e
nie "wszechwiat" - tylko "kadr" z filmu.
Dlatego "eter" nie przenosi sygnau, poniewa do przeniesienia tego
potrzeba zakresu fizycznego - wewntrznego krgu w ramach ta.
Przy czym - co jest tego pochodn - nie ma przenoszenia sygnau dla
prdkoci wikszych ni "c".
Nie ma, poniewa elementy, tak po prostu, musz si zebra, musi by
nacisk-docisk, ktry je do siebie zbliy - a to trwa. Zanim element
nony si wybuduje i zanim si pokae w przedziale dostpnym (jako
dla fizyka dostpnym), upywa ile "tykni" - przecie to nie jest
proces natychmiastowy. Std graniczna warto "czenia", zbiegania
si w jednostk elementw w dzisiejszym wszechwiecie - i dlatego ma
tak a nie inn warto.
Co, kolejnym nawiasem, zawsze i w kadym okresie wszechwiata jest
wartoci maksymaln - zbiega si tak szybko, jak moe.
Ale zarazem to oznacza, po pierwsze - e s wobec takiej prdkoci
zmiany szybsze, a nawet duo szybsze - ale po drugie, prdko "c"
ma w historii stan rny.
Skoro zmienia si rozkad elementw skadowych (ich gsto), wic
zmienia si rwnie "czas" ich zbiegania w jednostk. To zawsze jest
stan maksymalny, ale te zawsze inny.
Ale to dalej oznacza, e istnieje w tle - w tym zmodyfikowanym ju
eterze, "nacisk", odksztacanie si caej struktury pod dziaaniem
dowolnie ju pojtej ewolucji - czego w formie skupionej, dowolnie
ju skupionej.
I e to przebiega szybciej, "upiornie" szybko wobec rejestrowanego
tu i teraz.
C, banalna prawda: zebra si w sobie, a pniej na niepodlego
wybi (w nadpoziomie), czyli przekroczy prg fizyki - to nie jest
ani atwo, ani szybko to si dzieje. To jest duo szybciej od "c",
ale na pewno nie dowolnie szybko - to rwnie jest prawd.
I oczywistoci.
Ot taki fakt (kady fakt; "zbrylenie" wiksze od jednostki) samym
swoim zaistnieniem, wywiera na otoczenie nacisk. I to zawsze.
521

Sam podlega naciskowi otoczenia, to go " tamsi" po caoci, ale te


sam odciska si swoimi stanami w rodowisku - istnieje, wic si w
wiecie rozpychajc odciska (deformuje otoczenie). Zostawia lad w
postaci "odcisku", poniewa w tym tle - przypominam - nigdzie nie ma
wolnego i pustego miejsca.
Dlatego taki fakt (co po prostu) cinie i naciska na znajdujce si
obok. I ten nacisk, zupenie w mechanicznym pojmowaniu, wanie na
zasadzie staroytnego eteru, przenosi si "dalej" - musi. Potrcone
przekazuje potrcenie dalej.
Oczywicie im bardziej rozbudowana i skomplikowana struktura naciska,
tym taki "odcisk" przemieci si w tle bliej - wszak inne naciski
szybko zaburzenie zdeformuj swoim odciskaniem si. Jeeli bdzie to
mae i malekie zdarzenie (budowane z maych elementw, jednak silne
naciskiem), to jego "echo" w eterze bdzie rozchodzio si daleko i
bardzo daleko.
Nie nieskoczenie daleko, ale jednak na spory dystans.
Podkrelenia rwnie wymaga rodek takiego zagszczania eteru - ta
w jego skwantowanej postaci.
Po pierwsze dlatego, e jest oczywista granica tego dziaania: nie
mona docisn bardziej, jak mona. Czyli do osobliwoci.
I to ma odbicie we wzorach, wszystkie stadia porednie dochodzenia
do tej postaci brzegowej zmiany i odchodzenia od niej, to si w tak
budowanym wzorze zawiera.
Problem tylko w tym, e to si scala, e sumuje - zbiega w jedno
obrazu i rozumienia. I jest interpretacyjny kopot.
Ale w tej zmianie, toczcej si do osobliwoci czy od niej, tam jest
realnie mnogo skadowych oraz etapw. Jak na zdjciu, ktre przez
nieuwag zawiera jednoczenie kilka pokole, tak samo i matematyczny
wzr, a za nim pojta fizycznie procedura, to jak najbardziej oddaje
prawd - tylko e skompresowan. Wida na takim "zdjciu" paszczyzn
- a to w rzeczywistoci wielowymiarowa zmiana rozcignita w czasie
i przestrzeni.
Dlatego nieostra oraz bez brzegw, zawsze z niepewnym, bo tworzcym
si stanem chwili "teraz", aktualnym.
fizyczna prawda to nie zawsze ostateczna i Fizyczna prawda.
W rodku, w dynamicznie pojtym wntrzu wszechwiatowej zmiany (tu:
jako rodkowy etap wyrnionych zmian; punkt rodkowy odcinka) - w
tym momencie dziejw gsto jest maksymalna, i to w obu zakresach.
Czyli to zapenio si do maksimum, to stan "chmury kwantw", ale
i elementy caej piramidy moliwego zbiegania we wszechwiecie ju
zaistniay - a po punkt osobliwy. Czyli po jednostk osobliwoci "czarny d".
Jednostk, co istotne, jako logiczny konstrukt, jednak liczny zbir
rozmieszczony (pozornie) dowolnie we wntrzu takiej wszechwiatowej
i fizycznej struktury. Osobliwo, jako brzeg procesu, to skrajny i
logicznie jednostkowy stan - ale realizujcy si fizycznie poprzez
zbir takich jednostek ("twarz" jest jedna, ale w zbiorze).
I to w tym szczeglnym momencie, kiedy gsto jest najwiksza - a
522

zarazem ustaje nacisk zewntrzny i zaczyna si ekspansja - to w tym


punktowym stanie, ktry jest na drugim biegunie logicznego rozkadu
gstoci (pierwszy to z nieskoczonoci w dopenieniu) - tylko tu
moe zaistnie najbardziej rozbudowana i skomplikowana konstrukcja
w ewolucji kwantowej: jednostka logiczna. Czyli moe zacz si ju
pozioma zmiana w formule jednostek logicznych, neuronw.
Wczeniej nie byo warunkw, pniej nie ma i nigdy nie bdzie - w
tym tylko punkcie to mogo si sta. I si stao.
A kiedy ewolucja zaistnieje i wypitrzy si z ta, to swoim bytem i
dziaaniem naciska na otoczenie, odciska si w nim, tworzy "obraz
i podobiestwo" swoje. I w kolejnym punkcie moe druga - i kolejne
takie ewolucje mog zaistnie.
Dopki jest to w odpowiadajcym oraz dogodnym zagszczeniu, dopki
nie ma przerwy wikszej ni na kwant i jednostk midzy elementami
powstajcymi, dopty moe sygna si budowa (tu w postaci tworzenia
nowoci neuronalnej).
Kiedy gsto spadnie poniej poziomu cznoci, c, doznanie koca
ma miejsce. Nie poznanie - doznanie. I ju.
Rzeczywisto to "wytrcona" - zagszczona w kolejnych etapach do
stanu obserwowanego fizyczna "tre". Jak w oceanie wytrca si i
opada na dno "osad", tak samo w "oceanie eteru" wytrca si i opada
na "dno", w fizyczno, materialny osad, ktry eksperymentator na
swj sposb definiuje jako "materi", "promieniowanie" - a dalej i
gbiej - "komrk" czy "rozum".
Zaistnienie poszczeglnych piter-poziomw tego logicznego zbioru
skomplikowania, ktry posiada konkretne i fizyczne realizacje - to
przebiega poprzez wielokrotne zaptlenia zmiany i przechodzenia jej
od maksymalnego rozproszenia do maksymalnego zagszczenia. A gdzie
po drodze - i niejako ubocznie - powstaje wanie wspomniany i dla
obserwatora tak yciowo istotny "osad".
Ale to tylko osad - nic wicej.
Zmiana si toczy, zapenia si lub rozrzedza to - a lokalnie taki
fakt notuje scalony w jednostkowy zbir kto.
Proces, jak doskonale wida, banalny i prosty, wszak to chodzi zawsze
i tylko o nacisk i zagszczenie jednostek. Ale miy w ostatecznym
rachunku. A nawet niekiedy przyjemny.
C, niech cinie i dociska.

523

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 11.1 - X-Y-Z.
Czasami czowiek sobie z kim dla rozrywki pogawdzi, zdarza si o tym albo i owym tematy poruszy, zdarza si. I niekiedy co z tego
wicej wyniknie - zdarza si.
Wic ja, widzicie, tak sobie wanie jedno popoudnie nieodlegym
terminem czasowym zagospodarowaem - znaczy si sowne wygibasy na
zagadnienia oglnie szczegowe uskuteczniem. Ssiad si nawin,
to uskuteczniem.
Detalicznie to go przepytaem w sprawie geometryczno zasadniczej, w
rejony matematyczno logiczne do popdziem. A mianowicie o ukadzie
wsprzdnych do zagadnem - takim xyz go szpiliem.
Powiecie, e temat rozpoznany, na wszelkie moliwe i tako szkolne
zadania rozpisany - a nawet tam i wdzie stosowany z poytkiem te
niejakim. Sowem, nihil novi pod soneczkiem.
I generalnie to wy bdziecie mieli racj w takowym swoim stanowisku
yciowym oraz dowodzeniu wyszoci pogldu aktualnie dominujcego,
czyli matematycznego, nad filozofi interpretacyjn i namysem.
Wy bdziecie mieli racj oglnikowo, powiadam - jednak jakby tak nie
do koca. Bo nie wszystko w takim zapale objaniajcym wsprzdne
linie ukadu zostao w peni oraz caociowo wygoszone - s takiej
logicznej konstrukcji umysowej zakamarki ciemne a istotne. I czas
najwyszy to gono zapoda.
Czas, bo wanie o czas tu idzie - o czwarty z elementw.
I powstaje nieuniknione w takiej sytuacji pytanie - mocno poniekd
retoryczne, ale domagajce si odpowiedzi: gdzie one "czas" w tej
przenicowanej wiekami strukturze si lokuje - a tako, czy on si w
niej faktem faktycznym mieci?
Przecie wzmiankowany ukad to trzy kreseczki wzajemnie do siebie w
rozrysowaniu prostopade, matematycznym alfabetem naznaczone - i one
co tam z tego zakresu wyznaczaj. Ale czasu, tak zwanego czasu, tam
nie ma, nigdzie go w takowym konstrukcie nie uwiadczysz. I wszystko
si zgadza, wszystko si naukowo prezentuje - i praktycznie jest po
wielokrotno potwierdzone.
Wic jak to jest, temat z marginesu mylowego - czy istotny?
Szczerze trzeba powiedzie, e taki temat to nie na pierwsze strony,
nawet serwisy informacyjne przekaziorw tego jako newsa adnym tam
przypadkiem nie potraktuj, to nawet krwi nie wzburzy wrd rnej
maci biesiadnikw - ale w dialogowaniu z ssiadem, jak ju niczego
do obgadania si nie znajdzie, takie co moe si przytrafi. Po co?
A no po to, powiem ja wam - eby si zabawi, eby logiczne klocki
ustawia - i eby tak po oglnoci co zrozumie. Ukad wsprzdnych
adn tam wan spraw nie jest, ale jest - i dobrze. A e co mona
do niego doda - te dobrze.

524

Szczerze powiem, e to ssiad mnie tak z maki pierwszy w dialogu


zay (jakemy ju mocno si w temat wgryli), o ten tam wzmiankowany
czas w tym takim zahaczy. Gdzie tu czas, powiada pytajco, przecie
na oko tu wida, e to wszystko statyczne, nieruchome, odwiecznie w
poznaniu obecne. Nie, ssiad powiada dalej stanowczo, tu czasowoci
adnej nie ma i nigdy nie byo. - Ukad, ssiad dalej dowodzi swojego
wyszociowego stanowiska, to celowe tak konstruowane ustrojstwo, z
nadmiarowego chaotycznego badziewia ono sensownie wypatroszone - tu
zmienno czasowa (czy dowolna zbdna zmienno zasaniajca fakty w
ich suchym, wic stabilnym logicznie jestestwie) - to jest poza takim
ukadem i rozkadem zliczania. Po co, powiada ssiad, zawraca sobie
gow czym ubocznym, kiedy uproszczenie takie wspomagajce?
C byo robi, rozumiecie, musiaem si w takie x-y-z rozumowaniem
nakierowa, przecie chciaem ssiada z bogiego stanu niewiedzy na
drog ku pewnoci nakierowa. Misj tak dziejow, rozumienie, sobie
za cel postawiem.
W ukadzie wsprzdnych, w takim czym matematycznym - powiadam ja
na wtpliwoci ssiedzkie - w tym czas jest i zawsze by, i inaczej
to nie moe by. Tylko on ukryty, gboko schowany w pozornie sobie
prociutkim rysuneczku. I w tym, ssiad, pena z wami zgoda, e on w
tym szkicowaniu tak celowo lub niewiadomie kiedy tam zosta z tej
konstrukcji wypchnity, poniewa sobie matematyczni ycia nie chcieli
takim pogmatwanym utrudnia. I tak to ju zostao. Jak wykresik si
daje bez zmiennej ubocznej a niezrozumiaej wypichci, to po co na
si co takiego w linie ukadu wpycha, po co proste, ale i strawne
uytkowo gmatwa - nie ma powodu.
Ale s, ssiad, dalsze oraz wielkie skutki takiego renormalizowania
rzeczywistoci.
Bo to, ssiad - powiadam ja dalej - zerknijcie wy szczegowo w ten
schemacik. Niby jest, niby proste si przecinaj, niby cyferkami to
wyskalowane - i niby wszystko oczywiste. Tylko e, ssiad, takie to
banalne w swojej caoci zoonej nie jest, to swoje ciemne strony i
zakamarki interpretacyjne zawiera, swoje nieoznaczone rejony rwnie
posiada - a tak, ssiad.
Przecie, zauwacie, to si dugo rysuje, tu si ustala punkty tak
w kolejnoci i zgodnie z logicznym zamiarem - albo i takie funkcje
si wykrela - liczy pooenie tego lub owego, co to za symbol robi
wiata w jego konkretnym zmienianiu si. Albo inaczej to si obrabia
wzorami matematycznie podbudowanymi i kolejne pitra abstrakcji do
istnienia na tym fundamencie buduje.
Wszystko si, ssiad, zgadza - tylko tak nie do koca.
Bo to, ssiad, idzie tak, e te wszystkie czynnoci analityczne, wy
to uwzgldniajcie w swoim namyle, te wszystkie operacje dokonuj
si w czasie, i nigdy inaczej. Nie ma znaczenia, e dla was znakuje
to wiat w formule bezczasowej abstrakcji, ona ju z samego faktu,
e powstaje jako zmiana, choby rysowania, choby przeliczania - to
ju integralnie w dziaanie poznawcze wprowadza czas, czyli zmian
wyskalowan jak tam podziak. Same tworzenie ukadu, tylko czyn w
postaci wykrelenia linii, to ju i zawsze jest w czasie - i dzieje
525

si punkt po punkcie, jest skwantowane z zasady. - Wic jest rwnie


w to wpisany tak zwany czas.
A te wicej wam ssiad powiem, nawet jeeli tylko pomyl o takim
schemacie, czyli nawet jego nigdy realnie na kartce nie wykrel nawet jeeli ogranicz si do takiego abstraktu w umyle - nawet w
mojej gowie to zawsze jest proces i czasowo, to czasoprzestrzenne
wydarzenie, a nigdy punkt. - Osobnik operujcy takim pojciem, zgoda
co do tego, nie ma wiadomoci, e za tym dla niego "suchym" symbolem
co si wicej kryje - bo albo to wczeniej wyrzuci z analizy, jak
pado wczeniej, albo nawet o tym nie wie, co najczciej ma miejsce.
Kiedy tam si w szkole tego abstrakcyjnego schematu wyuczy, kiedy
tam tene historycznie rysunek powsta - i tak to zostao z caym
dobrodziejstwem i zawartymi w tym problemami. A e si lokalnie w
dziaaniu sprawdza, to tylko utwardza - "usztywnia" tak abstrakcj
i przeamanie nawykw jest utrudnione.
Zauwacie, ssiad, e cay proces dla osobnika abstrakcyjny - czyli
z jego poziomu zawsze tylko biegncy na symbolach, poza nonikiem,
na ktrym realnie si dzieje - ta zachodzca w gowie zmiana nie ma
dostpu do zakresu analizy, jest podprogowym tokiem zmiany, zawsze
j warunkuje i umoliwia, wszystkie reguy wiata s w tym zawarte
a do ostatniego przecinka - ale to jest poza kontrol, jest gboko
ukryte dla operujcego abstrakcj. A przez to niepoznawalne. Proces
dzieje si jako zachodzca zmiana, dzieje si na zmiennym noniku i tym samym jest zmiennym zdarzeniem, zawsze tylko i wycznie tak.
Przecie gdyby to byo odmienne wobec wiata, tego wiata nie mona
byoby pozna. To na kadym poziomie jest ten sam mechanizm, tylko
dla osobnika wydaje si realizowa - w powierzchownym ogldzie - w
innej formule, inaczej i jako szczeglnie.
Przecie, zwracam na to uwag, punktu nie uchwyc adnym sposobem
w jego staoci. Jak nie ma skali porwnawczej, to nie ma poznania.
Osobliwo punktu dlatego jest osobliwoci i brzegiem logicznym, a
fizycznie poza postrzegan zmian - poniewa nieodmieniajcego si
punktu nie zarejestruj. Tak samo nie postrzeg niczego, jeeli ten
punkt pozostaje wobec mnie w bezruchu - dla mnie zmiana jest tym,
co wyznacza poznanie. Zawsze i wszdzie.
Tylko e powysze, ssiad, to mao w sobie wane - to tak oglnie i
dopiero za wstpny punkt podaj ku rozwadze. Zdecydowanie zasadnicze
w tym argumentowaniu jest to, e tre, owe wszelkie funkcje albo i
inne proste wykrelne, wektory czy odcinki - e to wszystko oddaje,
symbolizuje, jest abstrakcj zmiany. I zawsze tylko symbolizuje w
analizie zmian.
Mona to pomija w biecym operowaniu symbolem - jednak nie mona
o tym zapomina.
Ukad buduje si jako zmiana, proces jego konkretnego tworzenia to
czynno w czasie. Tak samo w ujciu historycznym - to cig zdarze
rozcigajcy si na etapy, kolejne kroki i czynnoci; nie powstawa
jako abstrakcyjna i twarda, wic "natychmiastowa" konstrukcja - bo
adna konstrukcja poza zmian nie istnieje.
A do tego, to gwne w tym dowodzeniu - zawarte w ukadzie fakty to
526

zmiana w toku - to symbol zmiany w toku jej zachodzenia. I dlatego


nigdy stao.
Nawet to, co dla mnie, fizycznie zamieszkujcego wysoki ju poziom
komplikacji, co dla mnie jawi si jako punkt, to zawsze jest zbiorem
w trakcie zbiegania si lub rozbiegania skadnikw; widz jedno,
a to fakt w budowaniu si lub rozpadaniu - to zmiana. I tym samym
czas. I przestrze przy okazji.
W ukadzie wsprzdnych zawsze i w kadym przypadku jest zmiana, i
tylko zmiana.
W matematyce, czyli w rozszerzeniu maksymalnym i symbolicznie tutaj
przywoanego ukadu wsprzdnych, zmiana jest elementem opisu oraz
jest zawarta w kadym znaku tego jzyka opisu rzeczywistoci. Moe
matematyk o tym zakresie nie wiedzie, moe operowa symbolem, ale
zmiana jest w nim zawsze zawarta - bo nie ma ani budowania pojcia
bez czasu, czyli zmiany, bo nie ma adnej treci bezczasowej, wic
nieodmiennej. I ta zmiana musi by ostatecznie (w ostatnim momencie
operowania znakiem matematycznym), ponownie wprowadzona do ujcia w
postaci funkcji czy wzoru. Dlaczego? Poniewa jej brak utrudnia, a w
skrajnym przypadku uniemoliwia pene zrozumienie krelonej w takim
ukadzie "kreski".
Uproszczenie niewtpliwie pomaga w analizie czstkowej, jednak ma
swoje ograniczenia: scala w jedno stany i fakty, buduje brzegowo
paszczyzn poznania - paszczyzn jednorodnych elementw, ktrej
nie sposb przebi pozostajc w zakresie "ukadu wsprzdnych". A
wic w takim uproszczonym schemacie zmiany.
Nie zaprzeczam, ssiad, e takie wypreparowane ze wiata ujcie, e
taki schemat si sprawdza - to fakt. Tylko on dlatego si sprawdza,
e ta czasowa zmiana jest w nim fundamentalnie zapisana - e oddaje
zmian abstrakcj, ktra rwnie jest zmian.
Co wicej - wanie dlatego operujcy takim symbolicznym ujciem i
przedstawieniem zmiany w toku nie musi tego w swoich analizach bra
na kadym kroku pod uwag, dlatego moe to pomin - poniewa jest
to zawsze w jego operacjach obecne, na kadym poziomie badania jest
obecne. Nawet jeeli o tym nie wie, to ta zmiana w tym symbolu jest
zawsze.
Uproszczenie, przeprowadzone wiadome czy nie - pozwala w analizie
dopracowa si poprawnego wyniku, jak to si dzieje, tak przykadowo
to wspomn, w renormalizacji. - Fizyk, ssiedzie, nie ma pojcia,
dlaczego wyrzucenie ze wzorw koniecznych abstrakcji nieskoczonego
stanu, dlaczego to si sprawdza. Korzysta z takiego upraszczajcego
ycie dziaania, generalnie si nad tym nie zastanawia - tylko tu i
wdzie niekiedy o tym poszepce w takiej intencji, e by moe jednak
co si za tym kryje. Ale poniewa jego praca z kraja - to i takie
rugowanie elementw ukadu-wzoru mu mao istotne. I dobrze, i niech
tak bdzie.
Uproszczenie matematycznego symbolu, powtarzam ssiad, pozwala jak
najbardziej dopracowa si poprawnego wyniku, tak zbudowana krtka
i skrtowa abstrakcja zmiany posiada wielk przewag nad sowotokiem
dowolnie innego jzyka - ale zawodzi, kiedy w zakresie badanym musi
527

si pojawi brzeg - w tym zakresie si nie sprawdza. W brzegu wzr


z jego pen i prawdziw treci staje si "osobliwoci", punktem
- i faktem nieopisywalnym.
Poniewa opis zawsze oddaje zmian, poniewa ta zmiana z opisu jest
usuwana - to w zakresie maksymalnym jej rwnie brakuje. Realnie w
tym procesie zmiana jest, jednak logicznie jej brakuje - poniewa z
ukadu zostaa wyrzucona. I ten konieczny wczeniej brak si teraz
mci: w obrazie wida tylko stao i jednorodno. I jest kopot duy kopot.
Kiedy jednak przeprowadzi pogbion analiz ukadu, czasowo na
kadym etapie musi si pojawi, poniewa bez tego cao staje si
mao wyrazista - lub wrcz niezrozumiaa.
A co najmniej si usamodzielnia i wypada z rzeczywistoci. I dalej
przybiera posta jako niezmienniczo odrbnej i ponadczasowej. I w
efekcie odlatuje w umyle matematyka (albo te i filozofa, niestety)
- w rejony odmaterializowane. I tam bytuje sobie bezproblemowo. I
robi si dusznie...
W ukadzie wsprzdnych, ssiad, powtarzam to, nie ma czasu, nie ma
go w postaci jaskrawo zaznaczonej - bo go tu nie musi by.
To symbol zmiany, sam jest zmian i zawsze oddaje zmian - nigdy co
innego. I dlatego schemat moe by takim, poniewa wzmiankowana tu
czasowa zmiana jest w staej pamici obserwatora - oraz, to przede
wszystkim, "w staej pamici wiata", ktry obserwator opisuje. Nie
musz kady krok znaczy takim ustaleniem - e to jest zmiana - nie
musz sobie tym zaprzta gowy - poniewa niczego innego i tak nie
opisz; jaki bym w dowiadczenie nie uchwyci fakt i proces, czego
bym nie pomyla oraz co bym nie ubra w pojcia i abstrakcje - to
zawsze jest zmiana, czyli kwantowe jednostki w przemieszczaniu.
e dla mnie to wyglda w zgrubnym i powierzchniowym ogldzie jako
stao, opoka i grunt pod nogami - e abstrakcja wywiedziona z tej
zmiennoci nabiera cech odwiecznych? To prawda, ale jest pochodn
fizycznej, rozcignitej na wielkim dystansie konstrukcji. Widz z
otoczenia czubek gry, a mnogo procesw tworzcych fakt znika mi
z obrazu. A to skutkuje.
Po pierwsze, postrzeganiem trwaoci tam, gdzie biegnie, gdzie si
realizuje maksymalna zmiana. - A po drugie, koniecznoci mudnego
i dugotrwaego dochodzenia do tej zmiennoci.
Ale kiedy ju dopracuj si tego poziomu - wwczas wiem, e staym
elementem rzeczywistoci jest zmiana.

528

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 11.2 - byty niematerialne.
"Czsto i w rnych okolicznociach uywa si poj 'niematerialne
byty', 'byty matematyczne'. Na podstawie przerobionego materiau oraz na bazie wasnych przemyle - odnie si do pogldu, e: a)
byty niematerialne istniej, b) byty niematerialne nie istniej,
c) byt niematerialny to pojcie wewntrznie sprzeczne, d) zachodz
inne okolicznoci. Uzasadnij swoje stanowisko."
Teza.
Byty niematerialne istniej.
Pogld, e byty niematerialne istniej, e wchodz w zalenoci z tym
wiatem, czyli z obszarem dostpnym fizycznie, jest stary jak tene
wiat i by zawsze obecny w myleniu ludzi. Nawet nie przybierajc
przywoanej tu formy sownej, by codziennoci i odniesieniem. - I
rzeczywicie, niekiedy dramatycznie, wpywa na losy jednostek oraz
zbiorowoci.
Jednak zasadniczym, gwnym elementem analizy pojcia - a waciwie
caego systemu ustale zwizanych ze wiatem, ktry jest zakodowany
pod abstrakcj "byt niematerialny" - podstawowym faktem, do ktrego
w tym dziaaniu trzeba si odwoa i uwzgldni w caoci sprawy i w odniesieniu do ktrego trzeba prowadzi dalsze ustalenia - tym
czynnikiem jest byt stosujcy takie okrelenia. Nie sowna taka czy
inna etykietka, to nie sama abstrakcja jest tu najwaniejsza, lecz
to, kto i kiedy j powouje do istnienia.
Natomiast wywiedzione ze zmiennego wiata fakty, pomimo e to rwnie
wany skadnik analiz, lokuj si jako dopenienie, znajduj si na
drugim planie. Pierwszy to byt tworzcy abstrakt - plus powody, dla
ktrych to czyni.
Oczywicie zagadnienie - dla poniektrych istotne w ich prywatnym i
caociowym systemie wartoci (e "takie co" wsptworzy tutejsze)
- temat, czy pozbawiony materialnego szkieletu byt jest czy go nie
ma - to ma znaczenie w relacji z obserwatorem-bytem stosujcym takie
pojcie, i do niego trzeba odnosi t abstrakcj. Jednak w tutejszej
analizie ma to znaczenie drugo-, a nawet ktre tam rzdne, jest tu
pochodn, a nie przyczyn.
Liczy si sama osoba (i osobowo) tak postrzegajca rzeczywisto.
Dlaczego obserwator - dlaczego byt istniejcy jest tak istotny?
Poniewa, eby stwierdzi, e co istnieje (bez definiowania, czym
jest istniejce i na jakich zasadach, na tym etapie analiz jest to
zagadnienie pomijalne) - eby mona byo powiedzie, e fakt zosta
zarejestrowany i e ma miejsce, do tego potrzebny jest kto, kto to
stwierdzi.
Nie ma faktu obiektywnego i poza osobnikiem - bytem ustalajcym, e
co istnieje. Kiedy moje spojrzenie nie obejmuje wieccej gwiazdy
529

- kiedy nie wiem, e taka gwiazda istnieje, to ona rzeczywicie nie


istnieje. Dla mnie jej w zbiorze gwiazd nie ma - albo jej dla nikogo
nie ma, jeeli jest to poza horyzontem obserwacji.
Z faktu, potencjalnoci faktu, e tam i gdzie s gwiazdy - e one
wiec - e jest cay wszechwiat takiego rodzaju zjawisk - z tego
nic nie wynika, to zbir nieistniejcy. I tym samym zdanie, e "tam
co jest", okazuje si niepoprawne, bez sensu i podstaw.
Ono ma sens tylko w poczeniu z goszcym ten pogld bytem - kiedy
nie ma bytu i jego osdu, nie ma ustalenia.
Bo podstaw do wyprowadzenia wniosku, e co istnieje, jest gboka
zaleno midzy obserwatorem, ktry co ustala - nonikiem, ktry
taki sygna przenosi (bez definiowania, czym taki nonik jest) - i
przyczyn-faktem, ktry odpowiada za zaistnienie sygnau.
Brak na dowolnym poziomie ktrego z wymienionych elementw wyklucza
kade ustalenie - jego po prostu nie ma.
I teraz, w cisym powizaniu z tak zalenoci poznawcz, trzeba
zapyta - czy mona wyprowadzi z zawsze konkretnego stanu wiata
ustalenie-wniosek, e s w nim pozbawione nonika skadniki, byty dowolnie zdefiniowane "co" bez podstawy nonej?
Czy mona, na podstawie doznawanej i poznawanej realnoci udowodni,
e t realno, zawsze chwilow - a nawet (i pozornie) w obserwacji
losow - czy j wsptworz pozbawione koca fakty?
Tak, odpowied jest twierdzca.
A nawet wicej, inna by nie moe. Dlaczego? Poniewa dla uczestnika
energetycznej zmiany - dla zanurzonego po caoci oraz na zawsze w
procesie zmiany obserwatora, jedynie dostpnym i jedynie poprawnym
ustaleniem jest takie, e byty niematerialne istniej.
Po pierwsze - i po jedyne: obserwator. Czyli byt postrzegajcy. To
jest tu najwaniejsze i wanie jedyne - nic innego si nie liczy.
Zewntrzna do niego - ale i wsptworzca go zmiana - to jest stan
zastany, do ktrego si mona-trzeba odnosi, eby przetrwa w tym
zmiennym wiecie, trzeba si do niego na kadym kroku odwoywa, nie
ma zmiuj - pobdzie, znikasz z rejestru. A to dalej oznacza, e
obserwator, wpierw "namacalnie" i po omacku, a pniej wiadomie o ile tego poziomu si dopracuje - moe wykry rytm zmiany, ustali
regu przeksztace.
Nie ma znaczenia, jak to zrobi, jakich poj uyje - jeeli istnieje,
to jest pewno, e s to poprawne pojcia, ktre pozwalaj na jego
dziaanie w rodowisku.
I teraz wane: tak ustalona zasada zmiany jest spoza, przecie nie
ma na wiecie nigdzie napisu, e jest tak a tak, e trzeba sczyta
instrukcj i ja stosowa, a dalej to ju pjdzie. Nigdzie aden i w
adnym jzyku przepis na istnienie nie jest wyryty w kamieniu albo
w innej materii, instrukcj obsugi wiata obserwator pisze sam dla
siebie, w swoim zbiorze sw; pisze zawsze od nowa - a do tego zawsze
na wasn odpowiedzialno.
W rezultacie budowania kolejnych poj o otoczeniu, co dzieje si w
zakresie obserwatora, wic w jego gowie (czyli przebiega w strefie
530

niedostpnej do obserwacji) - dla niego kade tak zbudowane ustalenie


zawiera si w zakresie ciemnym, nierozpoznanym, cudownym, podprogowym
- nieoznaczonym. Itd.
Ilo okrele na oddanie momentu, w ktrym dla obserwatora poczyna
si w czeluciach jestestwa nowo pojciowa - to jest tak znaczny
zbir, jak liczba doznajcych takiego stanu, wic tosamy ze zbiorem
bytw istniejcych i analizujcych. e proces biegnie w pogbionej
analizie na noniku materialny oraz e to wszelkie zalenoci w tym
strumieniu energii s czynnikiem decydujcym - to jest pomijalne i
niedostpne, na etapie wczesnym nawet zbdne.
Liczy si powstajca abstrakcja i jej dopasowanie do wiata.
I kolejne wane - taka abstrakcja dotyczca otoczenia, jeeli si w
eksperymencie potwierdza, nabiera cech zewntrznych; pozwala dalej
istnie, ale take staje si regu, faktem niezalenym od tu-teraz,
jest zasad wiata. A czasami i dogmatem.
Czyli utwardza si, jest "faktem obiektywnym" - pozornie nie ma ju
zwizku z obserwatorem. Przecie jeeli stosuje si poza twrc tego
pojcia, jeeli w tych samych okolicznociach fizycznych stosowana
jest na dugo przed konkretnym bytem i dugo po nim - to przecie, i
jest to wniosek zasadny, ma znaczenie zawsze oraz wszdzie. A wic
ma cechy niezmienne - wieczne i nieskoczone.
I jest to wniosek, powtarzam, w tym ujciu jedynie moliwy - "idea"
jest ponad czasem i przestrzeni.
I jest niematerialna.
Regua wywiedziona ze wiata - zasada oddajca zmienno wiata w
kadym miejscu i momencie - to samo jest nieodmienne i bezkresne;
fakt bez nonika nie moe si zmienia, bo nie ma co si zmienia.
"Fakt niematerialny" jest ponad materi, jaka by ta materia nie bya
i co by pod tym terminem nie rozumie. - I zawsze jest takim.
Co wicej, co miao miejsce w toku poznawania otoczenia, wpyw na
takie podejcie do otoczenia (e s zasady-byty niematerialne) - na
to miay wpyw nie tylko "tak w ogle" prowadzone badania, ale te
konkretne eksperymenty - wanie eksperymenty.
Przecie kiedy postrzegam dziaanie bryki materii w postaci magnesu
na inne drobiny materii - to musz uzna to za wpyw niematerialny,
bowiem wczeniej do materii zaliczyem taki a taki fakt. A skoro nie
ma tak zdefiniowanego materialnego nonika, to jest niematerialno
- i to dosownie. Materi jest tylko to a to, a dalsze? - Jeeli nie
wiem, e to promieniowanie, jeeli nie wiem, e jest poziom zjawisk
dopeniajcy wyrniony fakt materialny - to musz, musz traktowa
cao obserwowanego zdarzenia jako przejaw si innych - spoza ju
krgu materii.
I w tym zbiorze zastosowanych abstrakcji i logiki tego opisu - w tym
ujciu jest to jedynie suszny wniosek: skoro nie ma materii, tego,
co za materi (tu i teraz) uznaj - to wyrnione dziaanie przebiega
nie-materialnie.
Istotne jest dzi to, e w obecnie prowadzonym dziaaniu poznawczym
historia si powtarza - na innym poziomie, czyli na brzegu oraz w
531

podszewce tak definiowanego materialnego wiata, jednak chodzi o to


samo zagadnienie.
Owszem, ju wiadomo, e jest co takiego jak promieniowanie i e to
ono porusza opiki - e jest cile powizane z materi (a materia
z promieniowaniem) - e cho dalej promieniowanie traktuje si jako
stan odrbny, to jednak wiadomo, e to co, a nie "fakt bez nonika"
- itd. Problem jednak w tym, e granica obecnego poznania przebiega
w takim miejscu, e "poniej" zdaje si panowa bezad, losowo, a
do tego niedookrelona materialno. A wic w jakiej tam dalekiej
perspektywie - i nie wiedzie gdzie - lokalizuj si niematerialne
byty matematyczne, ktre tym steruj. I tak prowadzony tok bada,
jak najbardziej fizyczny, potwierdza wniosek, e te niematerialne
byty istniej. Zwaszcza e tego zakresu, mimo jego niewtpliwej i
zawsze fizycznoci, nie sposb sign pomiarem; jest, wiadomo, ale
poza szczegow rejestracj.
Bo skoro wszystko dziaa, bo skoro jest regua zmiany - acz badanie
wykrywa tylko chaos - to zasada musi by. A "zasada" to abstrakcja,
to co nienamacalnego.
To znaczy, e s fakty spoza materii, ktre tym zawiaduj. Zawsze i
wszdzie.
Byty niematerialne a matematyczne istniej.
Co byo do udowodnienia.

Antyteza.
Byty niematerialne nie istniej.
Byt niematerialny to pojcie wewntrznie sprzeczne.
Kim jest obserwator? To wielkoskalowa struktura energetyczna, ktra
dziaa wewntrznie w zmianie i jest przez ni tworzona. Moe zjawi
si w zmianie, kiedy s spenione liczne warunki graniczne, dlatego
postrzega i dziaa w oparciu o rwnie rozbudowane konstrukcje - w
jego zakresie badania nie ma jednostek. W efekcie strumie "faktw
jednostkowych", jednostek czego - to znajduje si poniej progu i
jest niepoznawalne. Acz przebiega wedug rytmu.
Skoro jest to cig elementw, to w sam tak zdefiniowany ruch, nigdy
bezadny, ale o charakterze jeden-zero-jeden-zero... - w definiowany
w taki sposb tok zmiany naley wprowadzi rytm, samoistny i ju do
niczego nie redukowalny; to zmiana tworzy i wyznacza rytm.
Skoro zmian wsptworzy jednostka czego w trakcie przemieszczania
si w pustce - to tak zdefiniowana zmiana zawiera w sobie rytm.
Zmiana zawiera w sobie rytm - ale dlatego jest ten rytm, e jest ta
zmiana.
Czym jest obserwacja? To byt postrzegajcy plus nonik sygnau oraz
przyczyna zaistnienia zaburzenia. Plus rytm zmiany. - I nic wicej.
Zasadniczym, fundamentalnie wanym argumentem za odrzuceniem bytu
532

niematerialnego (i podobnego) jest ten, e nie ma dziaania, e nie


ma poznania bez nonika. e nie mona nawet sobie wyobrazi procesu
albo reakcji, ktra skada si w cig przyczynowo-skutkowy, jednak
ktrego to zdarzenia nic i nigdzie nie czy. Czyli, e nie ma w tak
definiowanym zdarzeniu nonika przenoszcego sygna. Mona, na bazie
fizycznego dowiadczenia, zasadnie mwi, e (wszech)wiat to stany
skupienia czego - e s zbrylenia tego czego i e posiada to dla
obserwatora posta a to tak zwanej materii atomowej, a to okazuje
si promieniowaniem takim czy innym; mona jak najbardziej logicznie
dowodzi, e pewnego poziomu skupienia w obserwacji wewntrznej w
ramach wiata si nie osignie; mona dowodzi, e jest obszar na
zawsze ciemny oraz z wntrza prezentujcy si w opisie jako chaos i
losowo. Itd. - Ale nie mona, nie mona twierdzi, e pustka - e
zero - e nic przenosi w sobie czy na sobie jak tre lub sygna.
To alogiczne - to nielogiczne - to sprzeczno sama w sobie.
Jeeli uznaj, e granic poprawnie prowadzonej konstrukcji jest w
wiecie poziom zera i jedynki - jeeli uznaj, e s to w fizycznej
interpretacji matematyczne symbole prni i energii (kwantu czego)
- jeeli uznaj, e jest bezkresny ruch czego w niczym - to moje
kocowe ustalenie jest takie, e nie ma przenoszenia treci inaczej
ni na konkrecie, moe fizycznie niedostpnym, ale konkrecie.
e w badaniu otoczenia przez byt jest granica, tu zgoda, jednak to
nie jest poziom w swojej strukturze logicznej pozbawiony zawartoci
- to nie jest absolutna pustka i nico.
Ten zakres-poziom to Fizyka w jej brzegowym zachodzeniu. - I zawsze
to jest Fizyka.
Nie mona twierdzi, e jest niematerialny byt. Mona dowodzi, e
jest zakres poniej materii fizycznej - e jest to tak mao zebrany
w sobie element, e jest mniejszy od najmniejszego podlegajcego do
pomiaru, czyli do porwnywania - ale nie mona dowodzi, e to nic,
e to negacja co.
"Niematerialno" logicznie musi by stanem fizycznym - jedynie dla
bytu skomplikowanego wydaje si by spoza dostpnego zakresu.
Najnisze w obserwacji fizyka zawsze jest zoeniem, on moe tego w
swoim badaniu nie stwierdza, poniewa taki element tworzy pomiar ale to logicznie zoenie. Dlatego najmniejsze poznawalne dopenia
poziom niszy - tutejsze fakty buduj jednostki poziomu niszego.
Poniej fizyki jest Fizyka - i z tego trzeba wycign wnioski.
Byt niematerialny, jakby go nie pojmowa, nie moe wchodzi w styk
z innymi bytami, bo nie ma przekanika - nie ma czci wsplnej. I
nie ma tym samym porozumienia. I nie ma sensu tym samym idce przez
wieki ustalanie, co takim cznikiem mogoby by - kade podawane
jako rozwizanie tego dylematu ujcie jest bezprzedmiotowe, nie ma
przecie na czym si oprze.
Pki wystpowa i pki jeszcze tu oraz wdzie pleni si pogld, e
materia to tylko te atomy plus okolica, to do tego momentu bdzie
miaa poywk argumentacja, e dalsze to ju niematerialne i e na
co takiego umys jest skazany w analizach. - Ale jeeli uzna, e
niezalenie od stanu skupienia wszystko jest materi i czym - to w
533

fundamencie tego dowodu jest pustka, a na niej i w niej ju niczego


si nie da upchn.
I ostatecznym wnioskiem okae si ten, e byt niematerialny adnej
treci nie zawiera - e to abstrakcja pozbawiona sensu.
Co byo do udowodnienia.

Synteza.
Byt niematerialny nie istnieje, ale pojcie oddaje cechy wiata.
Czy ustalenie, narzucajce si z taka si i tak powszechne, e byt
niematerialny istnieje, jest bdne? Nie. To logiczne, poprawie ze
wiata wywiedzione ustalenie.
Czy pogld, e byt niematerialny istnieje, jest bdny? Tak. Nie ma
adnego bytu bez nonika, nigdy i nigdzie.
Syntez analizy pojcia "byt niematerialny", "byt matematyczny" t syntez jest ustalenie, e oba podejcia do zagadnienia s jak
najbardziej poprawne. Oba, nie ktre z nich.
I nie jest to - co wymaga podkrelenia - stanowisko na uytek tutaj
prowadzonego dowodu, to nie zabawa w szkolne wypracowanie na temat
- to ostateczny, brzegowy punkt wnioskowania.
Na tym kracowym - na najgbszym poziomie obie drogi poznania si
zbiegaj, s jednoci i wzajemnie si wspieraj.
Fakt, nie ma takiego bytu, poniewa wyklucza to logika - bowiem nie
moe by treci zapisanej w pustce, w nicoci.
Jeeli kto uwaa, a ma do tego prawo, e jest inaczej, niech swoje
stanowisko udowodni. A jeeli nie moe, niech pozostanie w takowym
uwaaniu na wieki wiekw. Jednak musi mie wiedz, e w analizie nie
moe by uwzgldniony - jego przekonanie jest "spoza" (rozumu). Byt
bez nonika jest sprzeczny z kadym obserwowanym faktem - z kadym
logicznie dajcym si (jako) pomyle faktem. Co nie dziwi, skoro
podstaw mylenia jest co i nic - jeden i zero.
Ale faktem jest rwnie to, e kade dziaanie obserwatora ustala
w otoczeniu regu - od najbardziej prostych, ale istotnych w celu
przetrwania w rodowisku, a po najbardziej rozbudowane, sigajce
zawsze i wszdzie.
I ta regua rzeczywicie jest - na kadym stanie zmiany jest.
I wyznacza to, co moe zaistnie. I nawet nie daje si pomyle jako
proces bez reguy, poniewa nawet postulowany brak reguy, to jest
rwnie gboko t skwantowan regu ksztatowane; kade dziaanie
(i przemyliwanie) w sobie ten rytm zawiera, nawet kiedy rozwaa si
dowolno rytmu.
Kady proces, kade dziaanie w fundamencie, tak czy owak, musi si
odnie do zera i jedynki. Bo poza to nie wyjdzie. Nie moe.
Problem poznawczy lokuje si jednak w tym - problem poznawczy, nie
logiczny - e obserwator swoje dziaania prowadzi istniejc, ju w
534

zmiennej rzeczywistoci si zawierajc, i to w szczeglnym punkcie


teje rzeczywistoci. W innej zreszt by nie zaistnia, to musi by
rodek zmiany. Ale to zarazem utrudnia, nawet zaciemnia obraz, acz
sam pomiar otoczenia jest dlatego moliwy (bo tu tak jasno).
Czyli wida wiele, ale nie wida drobiazgu, ktry to wszystko tworzy
w powizaniu z regu.
Efekt? Zawierajc si w zmianie, ustalajc jej rytm i odwieczno
reguy, musi obserwator uzna, e ten rytm jest faktem - bo jest,
i musi uzna go za niematerialny - bo takim jest.
Ale musi tak uzna dlatego, e sam jest jak najbardziej materialny i
e wszystkie swoje przemylenia prowadzi na materialnym noniku, w
powizaniu z bytem materialnym w trakcie zmian - i e dochodzce do
niego sygnay s przenoszone przez materialny fakt. e rozbudowany,
to ju mniejsza - jednak to zawsze jest materia w takim albo innym
upostaciowaniu (w jakim stanie skupienia).
To nigdy nie jest pustka i zero, poniewa pustka w sygnale oznacza
przerw w cznoci - oznacza rozerwanie acucha. Pustka-nic koczy
wszelkie zwizki ewolucyjne w fizycznym, w tak pojmowanym zakresie.
Bo nie koczy w Kosmosie, tu Ewolucja ma si dobrze - bezkrenie i
nieskoczenie. I wiecznie.
Matematyk, czy filozof, kiedy ustala "niematerialn regu", sam w
wiecie materii si zawiera i nigdy jej nie opuci - nigdy. Jednak
moe w wiecie ustali stao rytmu i regu. Czyli definiuje tok
zmiany w sobie zrozumiay sposb, narzuca na strumie energii cig
policzalnych wydarze - i to jest warunkiem poznania. Jednostki nie
mona uchwyci, ale z drugiej strony jednolitego strumienia takich
jednostek rwnie si nie zdefiniuje - zabieg dzielenia jest tutaj
koniecznoci i oczywistoci. Pozwala zrozumie. Ale niesie to ze
sob konsekwencje, ktre niebywale trudno (po wiekach stosowania) z
mylenia odrzuci i ujrze proces w innym zobrazowaniu. Jeeli wiem
z eksperymentw, e jest regua przeksztace - jeeli ona si w tak
wielu praktycznych dziaaniach sprawdzia, to abstrakcja tej zmiany
w postaci reguy si "utwardza", w skrajnym przypadku, a tu chodzi
o zakres maksymalny - w takiej brzegowej sytuacji pojcie rwnie
si maksymalnie stabilizuje.
I tym samym "odlatuje" poza materialnie doznawany obszar (wiat). I
jest problem.
To naturalnie musi si tak uoy, nie ma odwoania - czy dotyczy
to jednostki, czy spoecznoci - jednak wyj poza ten kredowy krg
opisu jest niebywale trudno. O ile w ogle mona. Abstrakcja czy to
w gowie si znajduje, czy w bibliotece lub archiwum ewolucji, jest
na realnym noniku - i tylko taka moe "przemwi" do odbiorcy, do
osoby obserwujcej. eby doszo do porozumienia, zbudowania kanau
czcego, "nadajnik" oraz "odbiornik" muz pracowa na tej samej
"fali" (na tych samych elementach nonych), a jednoczenie w kadym
z tych stanw musi by ten sam (lub mocno podobny) rozkad faktw czyli "wiedzy"; fizycznie musi chodzi o to samo, eby porozumienie
byo moliwe. Nawet kiedy chodzi o zakres poniej progu, co wydaje
si "spoza", to i tak chodzi o co, o fakt realny.
Zakres Fizyki jest oczywistoci i koniecznoci, jednak prezentuje
535

si dla fizyka jako "byt niefizyczny".


Mwic inaczej - eby zaistniaa w gowie osobnika abstrakcja, taka
gowa musi by i wiat musi by.
Liczba w postaci abstrakcji, liczba jako pojcie jawi si jako co
odrbnego wobec zmiany - ale tylko dlatego, e ta zmiana zachodzi i
e zachodzi wedug rytmu. Ale poza t fizycznie zachodzc zmian poza w taki sposb definiowanym przeksztacaniem si skwantowanego
strumienia energii ("czego") - poza tym zakresem nie ma niczego.
Niczego zaliczalnego do fizyki, cho to zawsze-i-tylko Fizyka. Poza
i dalej jest pustka nieskoczonoci, CO i NIC - ruch - oraz regua
zmiany. I Ewolucja.
To ten wiat tworzy i obserwatora, i jego ustalenia - i tylko w nim
owe ustalenia maj sens.
Nie ma adnego i obiektywnego sensu poza zmian - nie ma bytu poza
zmian - nie ma abstrakcji poza zmian. Bo nie ma "obszaru" poza tak
pojmowan zmian (z nieskoczonoci-wiecznoci jako elementem ten
zakres-zmian tworzcym).
Abstrakcja rytmu-reguy jest dlatego, e zmiana zachodzi - a zmiana
zachodzi dlatego, e jest jej rytm-regua. Abstrakcyjnie ujty rytm.
Jeeli kto umieszcza regu poza zmian - jeeli kto dowodzi, e
regua jest wyczona z przemian - to taki kto umieszcza, wpisuje
ten "fakt" w pustk - lokuje na/w pustce. Czyli w niczym.
I robi bd. Zasadniczy bd logiczny.

Wniosek.
O "bytach niematerialnych" mona rozprawia wycznie pozostajc w
zakresie materialnym oraz na fundamencie materii. Tylko zaistniay
w wiecie obserwator, w pewnym okresie swojego dziaania, moe tak
twierdzi. Ale kiedy dorasta, kiedy ustala gbokie zalenoci, musi
stwierdzi, e niczego takiego nie ma - e to zudzenie.
e to konieczne zudzenie poznajcego umysu - jednak wymaga korekty.
"Byty niematerialne" to poprawnie wywiedziona ze wiata konstatacja,
ale zarazem sprzeczno wewntrzna.
"Byty niematerialne" istniej wycznie w materialnej gowie tak
goszcego.
Co byo do udowodnienia.

536

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 11.3 - Informacja, czyli co?
Przesd, koledzy, to grona rzecz.
Tak, mwi prawd, to moe do faszu prowadzi, do zego wiatowego
widoku.
Nie, ja nie mwi o jakim tam czarnym kotku, drog nieszcznikowi
prostopadle przebiegajcemu, to pospolito dowodliwa - adna jaka
znaczeniowo. Co najwyej mona si umiechn dyskretnie, jak taki
sobie kilometrw nadkada, co by tej prostej prostopadej w adnym
punkcie nie przeci.
Tu o powaniejsze przesdy chodzi, nawet i naukowe, niestety.
Nie wierzycie, koledzy, adnego przesdnego dogmatu w nauce wy nic
a nic nie dostrzegacie - ech, koledzy, ale z was krtkowzroczni, na
detale obserwacyjne lepi. Przecie tego w tym zakresie duo. Moe
nie ogromnie duo, racj wam przyznam, wszak rygory i regulamin jaki
obowizuj - ale s. Bo to si jaka myl cignie, pozornie gboka,
i tak od wiekw otoczenie znakuje - no i ona si ju w kocwce (po
zgbionej analizie) okazuje by bdnym przesdem. Tylko ile trzeba
si byo wczeniej napoci, natrudzi, umysowo nagimnastykowa, co
by ten beton abstrakcyjny skruszy - ech.
Dalej nie wierzycie, bdne pojcia naukowe dostrzegacie, jednak wam
to adna nowo; tak si ewolucja tego odcinka czowieczego toczy,
raz hipotez, a raz eksperymentem - i dobrze, powiadacie. Przecie
na ostatnim okreniu i tak prawda wypynie wzorem czy ustaleniem.
I jest dobrze, nic nie macie przeciw.
I ja, koledzy, zasadniczo nawet racj wam oddam - generalnie to si
potwierdza i obfituje w dobra doczesne. Tylko to ma granice, sobie
to zanotujcie, nie zawsze to si moe sprawdzi.
Tak, koledzy, s granice poprawiania takiego przesdnego pogldu i
ogldu, s fundamentalne ograniczenia.
I ich samodzielnie naukowy fizyk nie pokona - nie moe.
Dajmy na to takie co, co si naukami jako "informacj" definiuje,
albo te podobnie sygnaem przesyanym z treci. Niby proste, niby
znane, niby nic tu doda.
A nie, koledzy, to gboko w sobie przesd cignie, taki ju latami
i tysicleciami nawet przesd.
Jaki, pytacie, informacja to aden przesd, to zapisane w gazecie,
to telewizyjnie co dnia podawane o staej godzinie, to te naukami
wszelkimi w bibliotekach zgromadzone - o jakim tu przesdzie naukowo
zbdnym mowa?
A takim, koledzy, e to si za warto samoistn bierze, e jak si
gdzie ju pokae, to trwa i trwa. Oraz e taka informacja to stan w
537

sobie idealny, tak matematycznie bezcielenie istniejcy.


e, mwic inaczej, koledzy - jak to si w jaki tam d ciemnoci
wypeniony wrzuci, to ta informacja przez ten d si przedostanie
w inny ju fizycznie lokalny wiat. Dla takich w podobny przesd a
szkodliwy zaopatrzonych, dla nich informacja to wieczna zawarto w
kosmosie, co to nigdy nie ginie, poniewa dwa plus dwa zawsze i tak
niezalenie od osobnika to ustalajcego daje poprawne cztery. Ech.
I jeszcze raz ech.
Tak to oni, przesdni, w nieskoczonoci kilometry nadrabiaj, eby
to i podobnie niemdre uzasadni.
Wemy, koledzy, na warsztat badawczy t wzmiankowan czarn dziur
i jej nieskoczone w siebie zapadlisko - tak przykadowo rzucam, co
by informacj informacyjnie przenicowa. Czyli jest osobnik, taki w
sobie naukowy nawet, ale to niekoniecznie tak musi by, no i tene
osobniczy obserwator co sobie na karteczce notuje, tak mu zeszo w
dziaaniu, e notuje - moe notowa, to notuje.
I ten on, koledzy, pisze, e "kocha zosi" - albo i podobnie wielki
mdroci zawart znak stawia, e e=mc2; tre zapisu nie ma sobie
adnego znaczenia w tym przykadzie.
I ten osobniczy byt t tak zabazgran pracowicie karteluszk wrzuca
do czarnego dou osobliwie osobliwego.
I jest teraz pytanie, koledzy: co si z tymi bazgroami dzieje, czy
wzmiankowana informacyjna tre zniknie, czy przeniknie? Czy jest w
kolejnym etapie zmian energetycznych obecna - czy nie?
Nie, koledzy, to nie pytanie takie a sobie, to wan informacj ze
sob cignie, ju bez naleciaoci przesdami przesiknitej, wic
dlatego yciowo istotn i potrzebn.
Popatrzmy oczami zmysowymi i mylowym eksperymentem, co si w tej
ciemnej jamie rzeczywistoci dzieje. A si dzieje, to wiadomo. Tak
si dugo dzieje - jak si dugo dzia moe. Ju to znacie, ju to
akceptujecie rozumnie. Tylko co z tego wynika?
A to, koledzy - e zapadanie w osobliwo trwa tak dugo, jak moe
trwa. Czyli do punktu. A to dalej oznacza, e w tak zbudowanym i
osobliwie osobliwym punkcie nie ma skadowych - nic i adnego jako
w sobie wyrnialnego. Jest nawet i obiektywnie zamocowana dla fizyka
w wiecie osobliwo, on j porednimi efektami obserwuje, ale ona
w sobie adnych, adnych ju elementw skadowych nie posiada. e to
dochodzenie do punktu trwa, e rozciga si na etapy - fakt, ale to
nie o tym teraz mowa. W takim opisaniu centrum procesu jest taka w
sobie "dziura" - skrajna w logicznym pojmowaniu osobliwa dziura.
Co to adn dziur przecie nie jest, a tylko punktem. Tylko jedynk
i jednostk bez skadowych.
Moe si takie rozciga na wielkim zakresie, moe by ogromne, ale
to punkt.
e "za moment" to si zacznie rozprzestrzenia, e zacznie zasila
podprogowo rzeczywisto laboranta, co go w takie pomieszanie mocne
wpdzi, e zacznie o "cinieniu ujemnym" gada - to nie ma adnego
znaczenia, to pobocze tutejszego dowodzenia.

538

Co tu jest sednem? Koledzy, ten punkt. Ta jedno bez skadowych. W


tym zawiera si informacja o "informacji".
Bo co oznacza, e w osobliwoci wszystko staje si jednoci? e w
dalszy etap zmiany nie moe - nie ma prawa przej adna nadpisana
na fizycznym noniku informacja. I nie ma znaczenia, co poddawane
jest analizie, ktry to poziom wiata.
Zmiana, wyrniona lub badana w dowolny sposb zmiana energetyczna,
kady i te dowolny proces w stanie-punkcie jego osobliwoci (a tym
bardziej w maksymalnej ju osobliwoci, w "czarnej dziurze") - to w
tym-takim punkcie staje si jednoci tego punktu, jest tym punktem;
ginie jako wczeniejsza odrbno, a z ni wszelkie dane.
W osobliwoci brzegowej znika wszystko, co si wczeniej skadao na
postrzegany fakt.
Nie znika nonik, to oczywiste, ale znika - scala si lub rozprasza
(zalenie od formy osobliwej brzegu) oznaczajca konkret struktura,
czasoprzestrzenne rozoenie elementw tworzcych - ginie w zmianie
zawarta wczeniej (i nadmiarowo) "tre", jednak pozostaje fizyczny
fundament.
Przejcie procesu przez osobliwo jest proste, oczywiste, szybkie
- i konieczne. Ale koczy etap wczeniejszy "wyzerowaniem" danych,
a nowy rozpoczyna od stanu "czystej karty" - adne bazgroy, mdre
czy gupie, jej nie znakuj.
Zmiana toczy si w logicznym ujciu krok po korku, i toczy si - co
tu istotne - bez adnego momentu zatrzymania, sprawnie; jeden etap
przechodzi w kolejny pynnie, fizycznie to jedno funkcjonalna. I
dlatego te cao tak definiowanej zmiany w postrzeganiu z zewntrz
nie ma ani chwili znieruchomienia. A struktury kolejnych jednostek
nadprogowych w ramach (wszech)wiata i dostpnych w pomiarze - one
buduj si bezproblemowo i wedug reguy.
Jednak to nigdy nie jest informacyjnie powizane z wczeniejszym.
Zgoda, koledzy - etap poprzedni wpywa na kolejny, to zasada wana
i nadrzdna. Ale nie dzieje si to tak, e przeniesiona zostaje do
kolejnego odcinka nadpisana na noniku informacja o minionym - to w
przejciu przez stan osobliwoci jest niemoliwe.
Jak nie ma adnych elementw do wyrnienia w punkcie lub, z drugiej
strony, nie ma niczego wicej jak jednostki jednorodnej paszczyzny
- to nie ma sygnau; jak wszystko wok tak samo zbudowane, to nie ma
treci, a tym bardziej jej odczytu.
Tylko sam fakt budowania si konkretw podlega zawsze oraz wszdzie
jednej, ze zmiany wynikajcej reguy - jednak nie ich uoenie, nie
ich czasoprzestrzenna konstrukcja. Posta (ksztat) to stan zawsze
chwilowy i jednostkowy - unikalny w bezkresie.
Przecie zmiana biegnie wedug reguy, ale regua istnieje dlatego,
e jest ta zmiana.
I niczego wicej w takim nieskoczonym-wiecznym toku zmian nie ma.
I niczego wicej nie potrzeba.
Czyli, koledzy, jak ten obserwator swoje karteczki wrzuca w czer,
539

to moe sobie mdrkowa o przejciu w inny wiat, o przesaniu tej


nadmiarowej w stosunku do nonika informacji - ale to zudzenie, to
przesd, ktry prowadzi do nieporozumie lub faszu badawczego.
W osobliwoci jego wszystkie dane znikaj, a odwieona i oczyszczona
tak energia w kolejnym bycie (czy wiecie) tryska sobie podprogowo
ze rda (niepoznawalnie dla fizyka) i wszystko zasila. Pozostajc
zawsze tym samym, kwantem energii, na nowo i od nowa zasila kolejne,
nieskoczone realizacje reguy.
We wszechwiecie, z jednego etapu do kolejnego, jednostki skadowe
przechodz bezproblemowo - jednak przez stan osobliwy zmiany adna
skomplikowana i rozbudowana (w czasie-i-przestrzeni) konstrukcja si
nie przecinie, nie moe.
Mona tego w fizycznym definiowaniu procesu nie dostrzega, i tego
si rzeczywicie nie dostrzega, poniewa to zakres podprogowy - ale
nie mona tego pomija, kiedy analiza biegnie logicznie, czyli ju
z brzegiem zmiany. Czyli z osobliwoci jako faktem-stanem-etapem
koniecznym.
Kiedy zmiana osiga stan osobliwoci, czyli w punkt si zbiega - lub
kiedy zmiana dociera do brzegu "chmury kwantw" - to jedynie poprawne
ustalenie jest takie (i musi by takie), e nie ma w tym zoonoci,
adnej zoonoci, to s jednostki logiczne i proste.
Nic wicej.
Informacja - tak po prawdzie, koledzy - to tylko sam nonik. To, co
dla was jest informacj, jako pojt treci, to zbir fizycznych
elementw i ich uoenie - nic wicej. Informacja to tylko-wycznie
stan materialny.
Informacja to te przestrzenie oraz czasowo rozoone punkciki czego
w odniesieniu do nic (prni) - tylko to.
Tak, koledzy, to stan materialny. Niby to adna nowo dla was, to
znane, ustalane, obliczane - ale dziwnym trafem nie moe przebi si
przez osobliwo brzegow zmiany (rozumowania). A powinno.
Informacja, koledzy, czy to w postaci uoonych na karteczce znakw
materialnych, czy w kadym ju dowolnie procesie - to na najgbszym
zakresie rozumienia abstrakcji i informacji (co potocznie traktuje
si wszak jako jedno) - tu znajduje si wycznie "co", fizyczny
lad. Przecie w gowie osobnika to lad fizyczny i zewntrznie do
niego i w kadym rejestrowanym fakcie to lad fizyczny. Kadorazowo
jest w obrabianiu realny stan fizyczny - nigdy adna bezmaterialna
konstrukcja.
I nie ma znaczenia, jak pojmowa "zapis", to mog by bazgroy, moe
by i kod genetyczny, i ksztat elektronu, itd. - w kadym przypadku
oznacza to nadmiarow informacj o zmianie oraz wyrnionym stanie
chwilowym (po prostu rozkadzie w czasie i przestrzeni elementw, co
ten fakt-punkt fizyczny tworz i oznaczaj). A wiadomo, e jest
to informacja - to znajduje si w obserwatorze.
Nie ma informacji jako takiej, ona jest w bycie, ktry postrzega ten
stan - informacja jest w obserwatorze.
Na fizycznym poziomie wszystko jest tylko momentem, punktem zmiany
540

w toku zachodzenia - a informacja to przypisanie przez obserwatora


znaczenia wyodrbnionemu z ta "faktowi". Faktowi, ktry dla niego
i tylko dla niego jest tym faktem.
Zmiana zachodzi, jednak co z tego w postrzeganiu i kiedy stanie si
dla ustalajcego "znakiem", kiedy zauway, e "elektron" zaistnia
i jak si zmienia - to zwizane jest integralnie z obserwatorem, to
jego decyzja, jego akt pomiaru-obserwacji ustala ten znak i go wobec
innych znakw definiuje.
Informacja, abstrakcja bez obserwatora nie istnieje.
Tak, koledzy, nie ma informacji jako takiej.
Jak nie ma kto rzec, e to jest sygna, e zawiera w sobie tre to tej treci nie ma.
Przekaz, dowolny przekaz to fakt - czyli zaistniae w jednorodnym
tle i przez to wyrnione chwilowe zdarzenie - to take to, ktre
ma w sobie nonik (co) i to co przenosi w sobie czy na sobie (np.
w postaci nacisku i ruchu) stan zaburzenia, ktrego przyczyn jest
zaistniay fakt - oraz obserwator i odbiorca tego sygnau-nacisku,
byt. Z tym rozrnieniem, e nacisk sygnau odczuwa kady byt, nie
ma znaczenia co pod ten termin podstawi. Odczuwa i reaguje, czyli
si odksztaca. - Ale pozna, zrozumie, ustali, e to sygna, e
zawiera informacj o zaistniaym fakcie - to moe przeprowadzi byt
wiadomy, wiadomy istnienia otoczenia. I swojego w nim istnienia.
A to jest moliwe dlatego, e wytworzony nacisk faktu spotyka si
w takim obserwatorze z wczeniejszym zapisem o czym podobnym - i
na tej bazie moe zosta porwnany, odniesiony do zbioru danych i
pomierzony (odczytany).
I w efekcie staje si informacj, wiedz o zdarzeniu.
Ze wiata, koledzy, zawsze i tylko dociera sygna-nacisk faktu, a
to, czym ten sygna si okae dla obserwatora, to zaley od zasobu
posiadanych wczeniejszych ustale. To moe poruszy emocje, moe
wzbudzi czynnoci poznawcze - to moe si okaza wan informacj
o tym, e laborant "kocha zosi" i ona si uraduje - to moe by i
wiedz o zamianie energii w materi (lub odwrotnie), nie ma ju w
tym dziaaniu znaczenia konkretna tre. Natomiast znaczenie ma to,
e wszystkie te elementy skadowe musz istnie, eby sygna-nacisk
mg zosta przeniesiony i eby zaistniaa informacja. Brak czego
z tego zbioru przekaz wyklucza.
Informacja to energia w przepywie - tre jest w obserwatorze.

541

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 11.4 - prosta-i-punkt.
Geometria geometri, a ycie yciem, wiadomo.
Ja tam, panie i panowie, generalnie w nauk wierz, nawet doceniam,
a bywa, e podziwiam w stosowaniu. Tak generalnie to wierz.
Tylko e, rozumiecie, niekiedy mam wtpliwoci, te tam, rozumiecie,
pytania zadaj - takie gboko podstawowe. Na ten przykad tyczce
tej tam geometrii. Albo te podobnej nauki wykrelnej. - Tak mam z
tej tam natury.
Bo to ustali sobie taki jaki kto w okolicy przykadowo trjkt czy
inny tam szecian, zamy to tak oglnikiem, przecie nie o konkret
detalem podszyty tu gra si toczy. I cieszy si tene osobniczy byt,
a nawet tym osigniciem si chwali - a dalej poprzez te wiekuiste
tysiclecia o tym rozpowiada. e tak a tak, e rzeczywisto ju w
regu schwytana i policzalna ktowo czy liczebnikami. Prawda, tak
si dzieje.
Tylko e, widzicie, jak ten detal geometryczny z oglnym wiatem w
zestawienie uoy - wspomniany trjkcik czy podobny fakt do tej
rzeczywistej wiatowej konstrukcji odnie, to problemy si liczne
zaczynaj oraz domagaj objanienia. Bo to nie w kadym przypadku
tak, bo s i odchylenia, czasami logicznie i filozoficznie znaczce.
Bowiem geometryczna zasada, utwardzona na beton poprzez stosowanie
niepoliczalne - ona sobie, ale yciowe przypadoci te sobie.
A niech tam, wida ten wspomniany trjkcik czy szecianik czego
tam - i co, jest ju jasno w temacie?
Niby jest, przyznaj to za szkoln nauk, ktr pani od matematyki
wbijaa pracowicie, a i ocen odpowiedni poprawiaa. Niby jest i
trjkcik, i szecianik - ale jakby si tak przyjrze detalicznie,
tak do dna rzeczywistoci, to od razu wida, e to ani trjkcik,
ani szecianik - e to zawsze co wicej.
Fakt i prawda, niby sobie szkolna dziatwa tam sobie w kajeciku na
karteczce liniak (nawet i bez podziaki) takie wykreli, a jak i
cyrkiel do tego zastosuje, to i caej geometrii si dopracuje. Ale
w takim - jak tak spojrzenie gbokie nakierowa - to adnym razem
w tym obrazie paskoci nie wida, zawsze trzy wymiary najmniej si
po wszystkiemu kryj. A dziatwa przecie, za sowotokiem nauczajcym,
taka uczniowska zbiorowo jednostkowa - ona w tym jednowymiarowy
i "paski" elemencik widzi; kreli cierpliwie, punkciki skada tak
w lini, zamyka j w okrg czy figur z przyprostoktn - a jednak
widzi (i o tym nawet dywaguje), e to w sobie paskie.
Tylko e, widzicie, jak si tak powyej tej chwilowoci uczniowskiej
umieci (chwilowoci lekcyjnie ksztatowanej), czyli powyej kartki
zeszytowej sobie to zaprezentowa, to nawet i cztery wymiary w tym
si zobaczy, i zmian w toku zachodzenia si odnotuje. Zaprawd tak.
Przecie - zauwacie i zastanwcie si nad tym - jak czowiek sobie
542

te trjkciki (czy podobne figurki) kreli, to przecie przenigdy i


przenigdy to si tak pasko nie dzieje, jak to pani matematyczna w
zapamitaniu podaje. Owszem, dla naszego zmysu ocznego to si tak
przedstawia, nam oko podpowiada, e ta kreseczka przyprostoktna to
ona cieniutka tak, e paska, e nic si z jej paszczyzny nigdzie
nie wychyla. Ale, przyznacie, bo ju mikroskop widzielicie sami (a
moe w telewizorze) - e kiedy to zbada takim przyrzdem, to wida,
e to adnym tam razem pasko, a gry i doliny; e to ho-ho jakie
wielkie w sobie. A co wicej, do takiej ju logicznej paszczyzny to
daleko, a nawet i dalej.
Albo sobie i taki konstrukt geometryczny wyprodukujcie na karteczce
owej, takie trzy proste w przeciciu - co to ukad wsprzdnych w
ogldzie zbuduj, znaczy si. I co, jaka inno logiczna w tym jest,
to paskie i zmiennej czasowej pozbawione? Nie, nigdy.
Bo to mona sobie tak mwi, tak wyobraa, tak sobie to objania,
ale w tym adnej paskiej i bezczasowej faktografii nie ma, i nigdy
nie ma.
Owszem, jest symbol zmiany, jest fakt w zmianie, jest tako dziaanie
w zmianie, wic o teje zmianie moe sobie uytkownik nie wspomina,
nawet to nie musi by jego zmartwienie - tylko e ta zmienno tam
zawsze jest. I na zawsze jest. I nie moe by inaczej.
Mona naturalnie si nie zastanawia, dlaczego geometria wyglda w
sposb taki, jaki wyglda, mona jej ustalenia stosowa, nawet tak
z osobniczym czy zbiorowym poytkiem - ale trzeba wiedzie, e to
efekt "renormalizcji" przeprowadzonej na wiecie przez obserwatora
- eby sobie dziaanie uatwi.
Skoro w obrazie figury i tak zawsze zawarta jest zmiana, skoro jest
w ukadzie wsprzdnych zawsze dynamika i nigdy bezczasowa stao
- to mona, dla operatywnoci czynu, to ustalenie staej zmiennoci
pomin. Poniewa i tak w wyniku dziaania wynikiem bdzie co, co
w sobie zmienno jako wpisan zawiera - inne by nie moe.
A e uproszczenie po latach w dziaaniu nabiera cech obiektywnych,
e staje si aksjomatem - albo i dogmatem - to ju uboczny skutek
takiego dziaania, to pochodna budowania abstrakcji.
Co za co, nie ma darmowych konstruktw.
Dlatego teraz trzeba spyta, co te za tymi geometriami si kryje,
bo e co si kryje, to fakt.
Kreska na karteczce wykrelona, a sobie za oknem autko pdzi albo i
samolot si wzbija, albo te domek ronie w gr siami betonowymi
spajany. Jest symboliczna i rozumowo paska w sobie abstrakcja - a
za tym fizyczny fakt si jaki kryje i ycie uatwia konstruktorom
(albo i kopaczom roww). Komu konkretnie, to bez znaczenia, to detal
szczegowy.
Co si wic za tym "punktem" fizycznie znajduje, co si za pojmowan
tak "prost" skrywa - co si za trjkcikiem, szecianikiem, kulk
tak realnie pojmowan lokuje?
I tu, widzicie, odpowiedzie a tak prosto si nie daje. Punktowe
543

takie co to sobie geometrzy ju dawno wypichcili i stosuj, ale od


definiowania w aksjomatyk uciekaj - to fundament, ale dowodzenia
nie potrzebuje, tak mwi. Nawet te punktowe fakty w prost dalej
zestawiaj, ni wspomniane figurki buduj, a nawet przecinaj tam
gdzie w nieskoczonoci, jak co ich najdzie; jednak te gbszej
analizy prostej nie czyni, bo i po co, powiadaj.
Oni, znaczy si te geometry i matematyki - oni nie od pospolitoci
takich, to si abstrakcyjnie ubiera, abstrakcjami obraca, abstrakcj
rzuca na t i kad stron. I jest spoza, gdzie tam sobie bytuje,
czasowo majc w duej pogardzie.
Ale pytanie jest, przyznacie - skoro si sprawdza, to jednak co za
tym si konkretem znajduje. Mona to sobie darowa, kiedy kreseczki
si kreli, a szkolna kartka cierpliwa w dziaaniu, tylko e mniej
to zbdne w chwili, jak trzeba przejrze zakres ciemny a te grony
potencjalnie, bo co z niego moe si wychyli.
I jest w takiej chwili kopot, dylemat, zastanawianie si. Czym jest
takowy punkt, albo te inna kropka kwantowa? Jakie to, co to, gdzie
to?
I tu, widzicie, taka banalnie prosta definicja punktu si pojawia prosta definicja, ale z niebanalnymi skutkami.
Czym jest punkt? Tym, co za "punkt" uznam.
Nie, to nie wybieg - to nie ucieczka od tematu, tak wanie naley
co podobnego zdefiniowa.
Nie ma punktu jako takiego. Jego postrzeganie i operacje na nim, jego
rozumienie oraz stosowanie, to jest w tym bycie, ktry takie pojcie
wyprowadza ze zmiennego wiata.
Owszem, naley doda, e fundamentalnym "ustaleniem punktowym" jest
to, e w tak wyznaczonej "kropce" ju faktycznie nie ma skadowych
- e jeeli stawiam dugopisem na kartce znak kropki, to faktycznie
nie ma adnych mniejszych elementw, e to jedno.
Zaraz, powiecie, przecie na kartce s te doliny i gry, to adna w
szczegach tam kropka czy punkt. I racja, tak jest.
Ale dopiero o tym wiadomo, kiedy przenie spojrzenie i badanie na
otoczenie, na to.
Czyli kiedy odnie to do mniejszych skadnikw wiata.
Tylko e, podkrelam mocno, takie dziaanie "drobice" jest moliwe
wwczas, po pierwsze, jak dopuszcz tak hipotez - a po drugie, co
czciowo czy si z pierwszym, kiedy zaistniej moliwoci, eby
technicznie to sprawdzi.
Pki "kropka" jest dla mnie punktem, to nim jest. I kropka.
Ale, zwracam uwag, jeeli odrzucam z jaki powodw tak moliwo
(dopenienia o kolejny poziom) - to tego nie sign, ograniczenia s
w dziaajcym i poznajcym, a nie w wiecie. Bariera poj bardzo
skutecznie zakrela krg, w ktrym mona si porusza.
544

Z takiego podejcia wynikaj jednak powane konsekwencje, i to na


rnym poziomie analizy.
Przede wszystkim to, e punktem jest wszystko, e dowolny fakt dla
mnie wyrnialny w tle - to punkt. Granic absolutn jest "obiekt",
osobliwo w formie punktu, w ktrej nie ma skadnikw, w ktrej w
aden sposb, nawet logicznie, nie wyznacz skadowych. Ale to te
oznacza, e ten obiekt moe mie rozmiar wszechwiata, a bdzie w
moim ujciu punktem. Skoro to co jest jednoci i nie ma adnych
elementw tworzcych, jeeli w tym "obiekcie" nie ma pustki, nic w
formule przerwy - to taki "fakt" jest punktem. Potencjalnie moe z
niego zosta wyprowadzona nieskoczona liczba "prostych", jednak w
"momencie" analizy, kiedy jest jedno - to punkt.
Ale to samo dowodzenie, zwracam uwag, dotyczy kadego innego dla
mnie wyrnionego w tle wiata faktu. Nie ma znaczenia, e kiedy
tam w przyszoci atom zostanie rozbity na elementy, nie ma take
znaczenia, e nawet kawaek gazu mog kiedy tam rozbi na czci
- nie ma znaczenia, e planeta, gwiazda to fizyczne zoenie, co w
przyszoci ustal. Nawet nie ma znaczenia to, e sowo zbudowane
jest z liter czy zgosek, e budynek to zbir cegie - e droga to
kolejne metry; itd. Wszystko, co wyrniam i czemu nadaj zborny w
mojej obserwacji stan - to punkt. Mam wiadomo po tysicleciach
analiz wiata, e to zoenie, e kadorazowo wyznaczony fakt jest
zbudowany z elementw - i e nigdy w fizycznym zakresie nie dojd
prostoty, bo tej prostoty tu nie ma - ale to jest zewntrzne wobec
wyrniania ustalenie, to "dodatek", zawarto instrukcji obsugi,
ale nie tre wiata.
Treci jest zmiana w formule przemieszczania si punktw, a zoenie
w obiekt jest we mnie. I take jest zawsze punktem.
W tym kontekcie zrozumienie, czym jest "prosta", to ju proste w
sobie dziaanie.
Prosta to jest to, co za prost uznam.
Ale s pewne uwarunkowania tego podejcia, ktre musz by oddane w
tworzeniu geometrii kwantowej, czyli takiej, gdzie pojawiaj si w
analizie fizyczne stany, a nie tylko abstrakcje.
Ot mona mwi o "prostej nieskoczonej" i "prostej wiecznoci".
Czyli, w innym zbiorze poj, o "przestrzeni absolutnej" i "czasie
absolutnym". To s logiczne zamienniki w analizie na dzi, pojmuje
si nieskoczono oraz wieczno wymiennie - a to przecie nie to
samo.
To cise powizanie, ale co innego oznacza.
Ot powielony w nieskoczono punkt, to naturalnie znana prosta i
jej geometryczna interpretacja. Z wszelkimi zalenociami, tego te
nie ma co podkrela.
Ale jeeli zebra w jedn prost wszystkie punkty w nieskoczonoci
- jeeli t prost przesuwa o warto jednostkow, to efektem tego
bdzie paszczyzna. Czyli zbir kolejnych pooe prostej. W innym
nazwaniu "czas absolutny" - albo jeszcze inaczej: wieczno. Prosta
545

w formule zbir nieskoczony to najmniejszy element paszczyzny, a


zarazem stan chwilowy wiecznej zmiany.
Prosta w tym ujciu to zbir "faktw" - jednostek elementarnie ju
pojtych, do niczego nie redukowalnych. I one tworz w ruchu to, co
uznaje si za paszczyzn. Buduj, "tkaj" struktur paszczyzny w
formule ewolucyjnej. Lub paszczyzny pojmowanej geometrycznie, wic
uproszczonej.
Z tym, e zaprezentowany cig rozumowania dotyczy wszelkich poziomw
analizy, jeeli co uznaj za punkt, a dalej za prost zbudowan z
tych punktw, to nie ma znaczenia, co obrabiam - tak pojta prosta
tworzy paszczyzn. Paszczyzn takich jednostek. Czyli to moe by
paszczyzna czstek atomowych, czstek w postaci czowieczego bytu
- planety - wszechwiata - i kolejnych tego rodzaju faktw.
Co jest czstk i odrbnym faktem, to ustala wyrniajcy w trakcie
dziaania - on definiuje. Tylko on, obserwator.
Tylko e jest jeszcze drugi tok rozumowania o prostej - jako cig
przemieszczania si jednostki, znw bez ustalania, co jednostk w
tym dziaaniu jest. - Chodzi o to, e kiedy przemieszczam element o
jaki zakres, i o kolejny - i tak bez koca, to uzyskuj w tym ruchu
prost nieskoczon, poniewa to jest ruch w bezkresie, od zawsze do
zawsze. Zmiana jest nieskoczona to i prosta symbolizujca ten ruch
jest nieskoczon - i te tworzy, poprzez zsumowanie ju wszystkich
elementw nieskoczonoci, jednorodn paszczyzn. - Paszczyzn w
formule nieskoczonoci-wiecznoci.
Pierwsza prosta jest nieskoczon sum punktw, a druga prosta jest
nieskoczon sum pooenia punktu w bezkresie. Skoro to przebiega
w nieskoczonoci, to i suma pooe jest nieskoczona, symbolizuje
wieczno. - Wieczno zmiany dla konkretnej jednostki czego, ale
po zsumowaniu nieskoczonej liczby takich prostych, to rwnie jest
w zoeniu paszczyzn.
Istotne w tym ujciu jest to, e cznie i razem, i tylko tak, obie
proste oddaj fakt wewntrznie podwojonej ("dwuwymiarowej") prostej
tworzcej t "wielowymiarow paszczyzn", czyli nieskoczono-wieczn
paszczyzn. I jest to jednostka rozumowania o Kosmosie. Podwojona
wewntrznie i nieskoczona jednostka.
To s wspzalene i wzajemnie si warunkujce skadowe logicznego
cigu rozumowania. Jest to kolejny poziom analizy - tym razem ju
skrajny, z wszelkimi nieskoczonociami jako skadnikiem pewnym i
koniecznym. O ile wczeniej, w ramach wszechwiata, te skadowe si
nie sprawdzaj, s nawet zbdne - o tyle tutaj to fundament obrazu
i podstawa dziaania. Ale analogicznie, jak to ma miejsce w trakcie
analizy czasu-przestrzeni we wszechwiecie, tak samo tych poj nie
mona rozerwa na skadowe, poniewa stronno opisu zawsze prowadzi
do absurdu. Albo nawet do rnych dziww rodem z podwiadomoci. W
najbardziej fundamentalnym znaczeniu nieskoczono wspwystpuje
z wiecznoci - cznie to nieskoczono-wieczno.
I tylko tak t "n-wymiarow paszczyzn" naley pojmowa.

546

A tak przy okazji i co by nie koczy tej opowiastki a takimi od


tutejszego odlegymi zakresami, dla rozweselenia logicznego, maa
dygresja na temat geometrycznego pojmowania punktu. Bo to tacy rni
geometrzy (tak poprzez wieki to poszo) sobie przez punkt ulokowany
w nieskoczonoci tako nieskoczon liczb prostych poprowadzili tak to im z analizy wyszo. Ech.
Geometria oczyszcza sobie pole dziaania z jego fizycznoci, takie
i podobne ustala reguy, tylko e pniej musi przyj to na siebie
tene fizyk (dalej te filozof), eby to w tumaczeniu wyprostowa,
eby przerzuci cznik midzy abstrakcj a rzeczywistoci. A to
trwa.
Bo czy tak moe by, eby si dao przez jednostk bezkresu - tej i
tam nieskoczonoci - przez punkt Kosmosu przepuci nieskoczon
ilo czego? Jak, mona?
Nie, musowo nie mona. Prawd geometryczn jest, e tak si to robi,
wtyka w punkt nieskoczenie wiele prostych. Ale to zboczone w sobie
tumaczenie, zboczone z kursu logicznego. Nic w jednostk si wicej
nie zmieci, jak jednostkowe. Nie moe. Tak to si detalicznie w tej
nieskoczonoci wiecznej prezentuje.
Czyli, mwi inaczej, faktem prawd podszyt jest, e przez takowe
punktowe miejsce w Kosmosie mona przeprowadzi nieskoczon liczb
prostych - to poprawne ustalenie. Tylko e, c tu duo gada, nie
jednoczenie, nie momentalnie, nie od razu.
To si zrealizuje, a jak, ale te w tej tam nieskoczonoci. Jak do
ruszania si jest zapas, tak na wieczno, to przez konkretny punkt
w nieskoczonoci nieskoczona liczba lokatorw si przewinie, nie
ma ogranicze. Tylko e w kolejnoci, w skwantowanych odstpach - i
wedug numeracji na/w prostej. Bo prosta zawiera nieskoczony zbir
jednostek, ale ani wikszy, ani mniejszy. I zawsze jest to ju inny
punkt.
Kady punkt prostej jest inny - cho taki sam.

547

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 11.5 - pionowo-poziome.
Nie powiem, generalnie to ja w nauk wierz, rozum podziwiam, nawet
i postp gdzieniegdzie notuj. Nie ciemniam, czasami ten tak zwany
postp sobie tu i tam dostrzegam.
Tylko e, widzicie, to moje optymistyczne spojrzenie na okolic i
dalsze - no, ono si niekiedy na takie oraz podobne napotyka, e si
w kursie optymistycznym trudno utrzyma. I dalsze istnienie w taki
sposb nastawione sporego wysiku wymaga, niestety.
C, wiat niejedno w sobie zadziwienie posiada, a nawet i wiele ich
posiada.
Sami zreszt powiedzcie, jak tu czowiek naukowo uwiadomiony moe
si swego trzyma, jak na drodze yciowej - przykadowo to mwic takie dziwo napotyka, e jajogowy mu prawi o "czasie urojonym" albo
"przestrzeni urojonej" - jak si swego w takiej okolicznoci mocno
podejrzanej utrzyma, jak?
Powiecie wy na to, e tak owi jajogowcy ju maj. e tak te swoje
zmylne konstrukcje hipotetyczne dla objanienia obserwowanego pichc
- i e czasem z tego co poytecznego si lgnie. A e to krzywe i
dziwaczne na logiczno prost, to inna tematyka - normalsw takie
nie tyka.
I ja wam tak naturalnemu wnioskowaniu racj przyznam, to prawd jest
i w sobie generalnie ma warto niezaprzeczaln - tylko e nie do
koca.
Oj, nie do koca.
Przecie, zwacie wy na to, jak sobie czeczyna spojrzy tu i tam, a
nawet i poza tutejsze, to czy tam jakie urojenia wida? Moe i nie
do koca to wida, bo akuratnie tam wiateko nie dociera i ciemno
to skrywa - taka ciemno, jak... no, wiadomo jaka i gdzie. Moe to
te i nieostro wida, bo oczka niezwyczajne oraz niedostrojone lub
wiekowo ju zdeformowane. A i bywa niekiedy tak, e widok co innego
przesania, drobne albo wielkie - wic dalszy szczeg w spojrzeniu
skryty albo zsumowany z innym. Tak to bywa, tak to si dzieje.
Ale, zauwacie, czy w tym wszelkim popatrywaniu dziwy dostrzegacie
- co od natury odlegego? Powiecie, e w tym to gbokim kosmosie
to nie takie dziwnoci si kryj, e mocno daleko to i statystyka
si panoszy, a te i inna losowo orbity obsadza. A nawet, tak to
powiecie, naturalnym biegiem energetycznego strumienia si lokalnie
co poczyna w fizycznym obszarze, ale to co przypadkowe, samo nie
wie, czym bdzie. Bo tym kim bdzie, jak si w kupk zbiegnie. Bo
to dopiero si w chwili aktu badawczego i spojrzenia nurkujcego w
t rzeczywisto si dokonuje. Bo wczeniej i gboko, tam gdzie na
dnie, ono si tam buduje i buduje. Kwanty sobie tykaj w ruchu tym
wahadowym i brzcz strun drgajc pozaczasowo i pozaprzestrzennie
- a tu dopiero po iks zdarze co sobie zaistnieje. Co wielkie, jak,
nie przymierzajc, foton czy inny wszechwiat. Znacie to.
548

I tak uzbrojeni w argumentacj dalej powiecie, e pewnie wic tam


gdzie urojony czas wesp z przestrzeni tak w sobie si splataj,
e pewnie i urojone one s. Bo skoro to niedocieczone przyrzdowo
albo i inaczej, to kto ich wie, co tam si wyrabia; jak losowo w
dziaanie si wplata, to z tego rne rnoci mog si pokaza - i
to w stylu te dowolnym.
C, szanuj ja wasze argumentowe sowne zawijasy i hipotetyczno
w podszewce wiata doceniam - i kreatywno pospolicie banaln tak
w caoci wyrniam... Tylko e, widzicie, mnie to nie przekonuje.
A nawet zupenie nie przekonuje.
Bo to sobie zerkn tu, zerkn tam i siam - i nie widz tej urojonej
wartoci. Ona, prawda prawd prawdziwa, jako w matematycznoci si
znajduje, nawet zasuenie tam goci, czyli si potwierdza. I niech
tak bdzie - i dobrze.
Ale eby tak czas urojeniem si objawia - ale eby przestrze bya
nienormalnie normalna w urojonym stylu? Ech...
Nie, nie uchodzi.
Ale o tym urojonym zakresie to ja tak wstpnie zagaduj, nie o ten
moe i detalicznie ciekawy w sobie szczeg naukowego postrzegania
tu chodzi - ale o cao, o generalne podchodzenie do otoczenia, o
naukowo stosowane abstrakcyjne pojcia. Urojenia czasowe tu tak za
przykad robi, problem w sobie powany zapodaj.
Jaki problem, spytacie, ciut zaciekawieni - gdzie tu problem? Niech
sobie naukowi jakie chc konstrukcje mylowe buduj, ich naukowe i
osobnicze prawo. A jak si taka konstrukcja sowna czy matematyczna
potwierdzi, to zysk oglny i osobniczy.
Tak to mwicie, tak to oceniacie - tak to te bd zasadniczy ju
po wszystkiemu czynicie.
Bo, widzicie, problem jednak jest.
W tym on si mieci, e jak ju ten czy inny osobnik utytuowany
naukowo swoje wymyla, czy on moe - a raczej: czy powinien takowe
dziwaczne elementa wprowadza - elementa mocno odlege od ycia i
oglnie dowiadczanej normy?
Czy - zastanwcie si - czy tene naukowo zakrcony moe w zmylanie
swoje wprowadza struktury odmienne wobec wok namacanego - czy on
moe w swojej praktyce naukowej takie stosowa?
Czy, mwic inaczej, owe abstrakcyjne konstrukcje maj by bliskie
codziennoci - czy te nie jest to koniecznoci?
Powiecie, e to temat ubocznie zbdny, e jak jest abstrakcja, jak
si sprawdza w stosowaniu, to nie ma znaczenia, jak ona jest tam w
sobie wewntrznie zabudowana, jakim jzykiem osobnik to artykuuje
- przecie wiadomo, e w odpowiednim.
Niech tam i sobie byt sowo dowolne pod postrzegane podstawia - a i
tak, wiadome, na kocu mu wyjdzie, e to kwant w strumieniu kwantw
i e wiat to przemieszczanie si tej energetycznej rzeki, do ktrej
si dwa razy nie wchodzi. Nigdy i nigdzie dwa razy.
549

I wy bdziecie mieli racj. Sowna czy dowolnie inna powierzchnia w


abstrakcji to ornamentyka - to etykietka do wymachiwania, za ktr
znaczeniowa gbina si znajduje.
Ale problem jest i lokuje si w tej wspomnianej gbi znaczeniowej.
Bo to nie jest tak, zauwacie, e pena dowolno obsadzania takiej
abstrakcji zachodzi - nic podobnego; nigdzie i nigdy to dowolne w
sobie nie jest. Albo osobnik nazywajcy odnosi to do otoczenia, do
jako tam postrzeganego, albo do ju kiedy tam ustalonego - i si
to dalej w jego obrbce znajduje z caym tym wczeniejszym bagaem
ustale. Kiedy proces badawczy rusza, co by nim nie byo, istnieje
wiat oraz jego stan i to jest bagaem, granic, w ktrej mona si
porusza. Tym wiatem moe by fizyczno otoczenia albo fizyczno
poj wczeniej wypracowanych, nigdy proces poznawczy nie startuje
od zera - to nigdy nie jest stan "pustej kartki". I to ma znaczenie
w kroku kolejnym i dalszych. Krokach moliwych, cho przecie nigdy
pewnych jako fakt.
Wczeniejsze, tak po prostu, determinuje obecne - i tym samym, te
tak po prostu, ogranicza dalsze.
A skoro to nie jest pena dowolno, skoro trzeba si odnie tu i
teraz do poprzedniego, oprze si na tym, co zostao ustalone - to
zarazem oznacza, e konstruktor abstrakcji, nawet o tym nie majc
pojcia, te ograniczenia ju wprowadza w analiz. I dalej w pojcie,
ktre tworzy. - Stara si, szare komrki si skrcaj, ale nie wie,
e wynik dziaania integralnie zawiera w sobie ograniczenia, co to
kiedy, gdzie i nie wiedzie przez kogo zostay wprowadzone. Niby
wszystko poprawnie zrobione - ale czy gboko poprawnie, to jest w
tym momencie nie do ustalenia. Lub nigdy do ustalenia, jeeli temat
graniczny i fundamentalny.
Jak analiza wychodzi od zawartego w pojciu ograniczenia, to nigdy
ostatecznego i poprawnego wniosku na takiej podstawie nie osignie.
Kredowe koo abstrakcji to gwarantuje.
I tu, widzicie, tu ponownie na aren wspomniane wstpnie "urojenia"
musz si pokaza, tak przykadowo to biorc - ku rozwadze.
Bo czy, si spytam, kto, kto stosuje takie pojcia, moe atwo i
przyjemnie nimi operowa? Sami przyznacie, e to kopotliwa sprawa
i dugotrwaa. Prawd jest, e jak si ju taki wysili i wdroy, to
i urojenia, i dowolnie podobne zaprzgnie do dziaania, nawet z tym
te powyej odnotowanym poytkiem.
Tylko czy, dalej pytam, to jest najlepsze dziaanie? Czy zapewnia
najlepszy wynik - czy prowadzi prosto do celu i do maksymalnego ju
celu?
Macie wtpliwoci, co? Macie. I susznie. Ja te je mam.
Bo to, jak ju pado, taka abstrakcja ma w sobie skryte ograniczenia
i dlatego doprowadzi tak daleko - jak moe.
A przecie to oznacza, e dalszego ju si nie wypracuje, e cho w
opisywanym to "dalsze" jest, to ono albo zsumuje si w jedno tak
po wszystkiemu i tego aden sztukmistrz od abstrakcji nie rozsupa
- albo w ogle ciemno to skryje, bo pojcie tak zagmatwane, e w
550

powstajcym obrazie skadu i adu, o sensie nie wspominajc. Tak do


najbliszego zakrtu, w bliskoci poznajcego - tu, fakt, jako idzie
i si sprawdza, ale dalej jest problem. Blisko, jak jedna abstrakcja
si nie wyrabia, mona zaprzc do pracy inn, i pjdzie. Ale jak w
brzegu ju si dubie - ech, jest problem.
Jak si na dystansie tak do horyzontu dziaa, to albo samemu si w
tym badaniu naukowy wyrobi, albo z pojcia skorygowanego skorzysta
- albo inne wspomoenie zawoa, przyrzd lub innego obserwatora. Bo
to wiadome, e jak dwie gowy, jak dwa punkty widzenia, to i ogld
peniejszy. Znacie to.
Ale, zauwacie problem, jeeli jest to absolutnie graniczna strefa
pojmowania, taki brzeg logiki, to co? Jak kiedy tam abstrakcjonista
wypichci pojcie z "anioami" w tle, na przykad, to co? Przecie
na kocu tego dziaania - jakby daleko historycznie ten koniec nie
by odsunity - to kolejny stosowacz tego ujcia adnym sposobem si
kwarkw czy kwantw nie dopracuje - to niemoliwe. Niemoliwe.
Czy naukowo inaczej to idzie? Te nie. A dlaczego? Poniewa nawet i
przywoujc na wspomoenie eksperyment, co to jest weryfikatorem i
odniesieniem maksymalnie skutecznym dla wszystkich abstrakcji - to
nawet taki czyn w zakresie brzegowym nie pomoe. Dlatego nie pomoe,
bo brzegu w poznaniu fizycznym nie ma z zasady. Brzeg si doznaje
- ale nie poznaje.
Czy to oznacza, e nie ma wyjcia z tej uliczki - czy to lepa na
zawsze droga?
e niczego innego poza abstrakcjami nie ma, e ja to abstrakcja, to
prawda. Ale to nie oznacza, e rozum w jego poznawaniu wiata jest
skazany na szamotanie si w granicach, ktre kiedy tam zostay w
opis wprowadzone - jest szansa na wyjcie poza.
W czym si ona zasadza? W stosowaniu poj - bo to przecie zawsze
musz by pojcia - ale najbardziej zbienych do otoczenia. Poj
maksymalnie prosto opisujcych wiat.
Na powysze, ju to sysz, najbardziej achn si fizycy - tak, to
nie przypadek. Inni maj to w powaaniu (nawet gbokim), ale jest to
im informacja zbdna. Bo albo stwierdz, e te pojcia stosuj, albo
nie dojrz znaczenia problemu. Ale dzisiejszym fizykom taki wniosek
wyda si bardzo, maksymalnie odlegym od tego, co ustalaj.
Przecie wystarczy zajrze do byle publikacji o procesach, ktre w
dolnych rejonach rzeczywistoci si im ukazuj - ech, to zbir tak
dziwacznych, odlegych od prostoty poj, e operowanie nimi jest
utrudnione - o ile w ogle skutecznie moliwe. A abstrakcja jako
zaistniaa wpywa na kolejn tworzon, przypominam. Jeeli jest na
wstpie pojcie "urojony czas", to na kocu realno si pokae, a
jak - ale przykryta t urojon wielkoci.
I jest bd analizy - i jest w badaniu zmieszanie.
Ale, tak przykadowo, wyjdzie badajcy abstrakcjonista w dziaaniu
od banalnego pionu i poziomu, takie pojcia zastosuje - czy zejdzie
z drogi, pobdzi, zatraci w pobliskiej strefie granicznej?
Wy na to powiecie, e przykad wymowny, ale prostacki. C, nie tak
bardzo - acz pewn racj przez to wyraacie. Prawda, pion-poziom to
551

bliskie, a przez to codziennie obecne w doznaniach i w pojmowaniu,


to abstrakcje maksymalnie bliskie do wiata i z niego wyprowadzone.
Zwracam uwag, bliskie do wiata, i to na kadym zakresie. Jak co
wezm do rki, to nawet w ciemnoci - nawet zbudzony z gbokiego
snu okrel, e to pion, a tu biegnie poziom. O ile czek umysowo
zborny i trzewo pojciami obracajcym, to przecie tak stwierdzi.
Czyli abstrakcja pomocna si okazuje i bliska ycia.
Wy na to dalej powiecie, e powysze prawd jest, tylko mao w tych
zakresach granicznych pomocn - e przechadzajc si po wiecie to
pion i poziom poznaje si organoleptycznie, ale adnego smakowania
granicy nie ma i nie bdzie. Prawda, nie zaprzeczam, pion i poziom
tu jako przykad prostoty podaj - prostoty, ktra dotarcie dalekie
umoliwia. A po drugie, tene pion i taki poziom zawsze i wszdzie
jest obecny, nawet jak si fizykom inaczej to pokazuje. Te pojcia
tam s, tylko trzeba odpowiednio stosowane abstrakcje dopasowa - i
obraz rejestrowany wyostrzy.
Ale najwaniejsze, widzicie, jest mie wiadomo, e ograniczenia
takie wystpuj, e zrozumienie warunkuj. - Jeeli wiem, e sowo,
e zastosowana abstrakcja ma w sobie granic, e ju na wstpie ma
w sobie wpisany koniec - kiedy o tym wiem, to z wiksz uwag bd
budowa kolejne poziomy wiata.
I o to w tym chodzi.
Co wicej - to taka uwaga ze strefy granicznej - na dzi nie jest z
tym le. Jako to si posuwa do przodu.
W szerokim zakresie, w ju najszerszym - jak do tego momentu - nie
ma a takiego zabetonowania w abstrakcjach, wspomniany postp si
generalnie dokonuje, nawet z poytkiem. Jak abstrakcja zuyta, to
si j odrzuca i sekta moe istnie dalej. Albo ginie i na wolne w
przyrodzie miejsce przychodzi sprawniejsza w tworzeniu poj. Jak
fizyka sobie nie radzi, to podpowiedzi szuka w matematyce - albo i
w filozofii (cho dzi niechtnie i skrycie).
Czyli wniosek z tego pynie taki, e jednak kiedy i gdzie, nasz
ten owosiony, ale ju ysiejcy od przemyliwania praszczur, e w
jego tworzeniu abstrakcji wielkiej pomyki nie byo - e konieczne
bdy dao si skorygowa i w efekcie pokona kolejny zakrt. Ale
warto teraz powiedzie i to, e dzi jestemy na/w brzegu i tu si
okae, czy jednak abstrakcje pomogy wyj "poza" - czy zamkny w
sobie na zawsze.
A jak filozofia nie pomoe, to co? Ciemno brzegu?

552

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 11.6 - pocztek-rodek-koniec.
Zerknie czowiek na rzeczywisto, zerknie drugi - i si zaduma tak
detalicznie.
Bo to ju w tej wiatowej sprawie wie, e to si generalnie wszystko
zaczyna - nawet wie, e si koczy - a te wiadomo posiada, e i
rodek zmiany w niej si zawiera. Takie oglne ustalenie obserwator
z obserwacji otocznia w jego kadym szczegle wyprowadza. I nic si
z tego schematu nigdy i nigdzie nie wyamuje.
Tylko e, widzicie ludki kochane, jak si onemu czowieczemu komu
zachce, e on ten pocztkowy punkt postanowi wyznaczy, znaczy si
chce powiedzie, e tak a tak, e tu a tu pocztek si zdarzy - i
e to wygldao tak i nie inaczej - kiedy on tego docieka, to takie
niby proste pragnienie logiczne, widzicie, ono wielce problematyczne
si okazuje do zrealizowania.
Niby proste to, niby pocztek zawsze opisuje widziane - a go trudno
w szczegach zapa. Bo jak si czowieczek w sobie zaprze i jak
zacznie drobi okolic, jak pocznie szuka cegieki najmniejszej z
najmniejszych, ktra cao widzialnej faktografii fizycznej buduje
i wyznacza - to si okazuje, e jej w badaniu trudno si dopracowa,
e jej prawd gbok nawet nie ma, e ona si jako statystyczna
pokazuje, pogmatwana, spltana i e jej dopa nie mona. Itd.
A przecie pocztek, to ju wiadome, w tym wszystkim i kadym jest
- a jednak go nie ma. On ma by, ale go w badaniu najdokadniejszym
nie wida. I kopot po caoci.
I co, ludkowie - mylicie, e mona tak to zrobi, e to si jednak
tego pocztku dojdzie - mylicie, e mona do wszechwiata linijk
lub podobne przyoy i powiedzie, e to jest faktem pocztkowym i
najpierwszym, a to ju dalsze i odrbnie kolejne?
Nie, ludkowie, to si nie sprawdza, w ten dese to nie idzie. Tak w
energetycznym zamieszaniu pocztku si nie ustali, koca doj si
nie dojdzie, a i rodek umknie z widzenia. Tu inaczej si za temat
trzeba zabra.
Jak to zrobi, gdzie pocztku wszelakiego i lokalnego szuka, co za
punkt oparcia potraktowa i si na nim zawiesi w analizie?
Trzeba, ludkowie, wyj od tej nieskoczonej i wiecznej jednoci, od
Kosmosu oraz jego przemian rozpocz. - Nie, ludkowie, ja wam tutaj
szczegami gwek zapenia nie bd, to na inn bajk nie bajk.
Ale jeno wspomn, e jest sobie takie dla fizyka jednorodne i si w
nieskoczono a wieczno rozcigajce pole energii - czego, si
znaczy. On to pole w swoim wewntrznym wiatowym grajdoku ustala i
widzi jako jedyne i niepodzielne - i w ogle nic wicej nie widzi,
bo mu w obrazie mga i ciana wyrasta. Albo i ciana pojciowa.
I dla niego ta polowa abstrakcja w maksymalnym zakresie przeszkadza
- dlatego on j sobie upraszcza, ze scalonego w jedno wspomnian,
553

w jedno skondensowan i nieskoczenie polow niepotrzebne elementa


usuwa, je jako zbdne do kosza rzuca - i ju nieskoczonoci si
nie przejmuje. Bo mu si w tym podliczeniu wwczas wszystko zgadza.
I jest dobrze, niech fizyk tak sobie robi.
Jednak my, ludkowie moi, adnym sposobem nie moemy czego podobnego
upraszczajcego w poszukiwaniu pocztku porobi - nie, i nigdy nie.
Nam, ludkowie, nieskoczona wieczno absolutnie jest w poznawaniu
konieczna, a i pole energetyczne take ma mie ten szeroki na bezkres
nieskoczony cig. e to pole dla fizyka jedno i jedyne, i e tylko
lokalnie jako dziwnie dynamiczne - to jego kopot, jego problem do
odrzucenia. Ale nie dla nas.
My ju wiemy, ludkowie, my ju wiemy, e Fizycznie to pole to adna
jedno - e to tylko tak dla onego fizyka si podobnie obrazuje, e
to tak si za jego wzorami cignie. - To jedno dla niego, ale nie
dla nas.
Bo my wiemy, e to wzorami zostao scalone, e to zawiera realnie w
sobie rne stany skupienia i e jest bezkresne - ale te nie zawsze
w tym onym Kosmosie leniwe i spokojne.
My wiemy, e takie "pole kwantowe" to logiczna jedno konieczna w
pojmowaniu, ale Fizycznie stan bardzo rnorodny, lokalnie w sobie
dynamiczny, a i cao snujca si po kosmicznej nieskoczonoci w
wielkim i jeszcze wikszym ruchu, bo nic tego nie hamuje. My wiemy,
e pole lokalnie - ale i wedug rytmu generalnej zasady przemian w
ewolucji co buduje - i e to co to tylko i zawsze inny wobec tej
w tle obecnej eterycznej jednoci stan skupienia. Pole i jego fakty
elementarnie jednostkowe to to, w ktrym i wobec ktrego, skutkiem
nacisku-docisku, co si w wiksze co skupia - i e to jest ju w
tej nieskoczonoci zauwaalne. A jak si jeszcze to docinie, to i
nawet dla fizyka to si pokae jakim tam elementem.
My to ju wiemy.
Ale i wiemy take, ludkowie mili, e jak tych dociskajcych linii w
dziaaniu jest kilka, najlepiej eby byo osiem, bo z kadej strony
wwczas dociska i rwnomiernie to tak idzie po caoci - to w takim
naciskaniu warstw i dociskaniu elementw jednostkowych logicznie, e
w takim dzianiu si w nieskoczonoci sfera si zbuduje. Tak si w
bezkresie wyznaczy zakres lokalny - ktry dalej bdzie pompowany z
tej zewntrznej, ale podprogowej ju eterycznoci. I e jak to tak
sobie trwa i trwa, a dugo to trwa, to si wntrze tej skoczonej w
polu energetycznym komplikujcej si struktury - e ono si coraz
bardziej i bardziej zapenia.
I te wiemy, e jak si to tak dopenia, to si wntrze zagszcza i
e ronie cinienie, a jak ono ma ju warto progow, czy kolejn
progow - to jakie namacalne w obserwacji si pokazuje. I sobie to
tak si dzieje i dzieje.
A fizyk, to te wam wiadome ludkowie - on widzi to sobie w teleskopie
lub wzorem jako t cian i mg stworzenia, bo mu adnym sposobem
w dalsze spojrze si nie daje. Jak prbuje, to o logiczn cian si
potyka - a nawet od niej odbija, bo przecie on uparty w badaniu. I
jest dla niego jedno po caoci - i tak w nieskoczono to si
mu pokazuje.
554

Czyli, ludkowie, ju wiadomo, dlaczego fizyk to tak notuje w swoim


zakresie obserwacyjnym, dlaczego jego widok poprawny w sobie tak po
generalnym jest stwierdzeniu - ale i ju wiecie, e to zarazem te
bdne po caoci. I e trzeba to pilnie w analizie podzieli sobie
na etapy i progowe punkty przejcia - podzieli po to, eby pozna
i w detalach zrozumie.
Bo jak tego nie przeprowadzicie, ludkowie mili, jak dalej w jedno
i nieskoczono bdziecie zapatrzeni - c tu powiedzie, ciana i
koniec. I blada wasza.
Logiczna jedno musi by podzielona na Fizyczne etapy. Musi.
I to tam, ludkowie mili, naley szuka i wyznacza stan pocztku w
tej naszej wdrwce poprzez wiat i logik.
To w takiej pierwszej oraz ju ten wszechwiat oznaczajcej warstwie
kwantw logicznych czego, ktre poczy tworzy sfer - tam (ale i
tutaj) trzeba nam ustawi pocztek wszystkiego, tak w naszym obrazie
istotny. Bo nas samych zapocztkowujcy.
I co tutaj wane a bardzo istotne, by to - i jest to pocztek ju w
podwjnym znaczeniu: pocztek zaistnienia wszechwiata, ale rwnie
pocztek stanu nonego, pocztek w rozumieniu "cegieki tworzcej"
to wszystko tutejsze.
Tak, ludkowie, tego pocztku nie sposb opisywa tylko jako momentu
w zmieniajcym si nieskoczonym a logicznym polu, to nie wycznie
"pierwsza chwila" - ale i element jednostkowy tworzenia. Bo eby ta
chwila zaistniaa, musi by co, co j tworzy - i musi to by stan
fizycznie namacalny (mierzalny konkret w ruchu).
Ale, ludkowie, tak dla szerszego waszego spojrzenia na rzeczywisto
i na wszystko, na kilka zda i akapitw zostawmy pocztek w warstwie
jego wstpnej, pomimy ju po wielekro opisywane dopompowywanie i
zagszczanie si wszechwiatowej budowli z jej progami i atomami (i
podobnymi) - a obecnie, dla dopenienia obrazu, zajmijmy si stron
kocow, czyli ostatni warstw. To ma znaczenie.
Bo co si dzieje, jak ju fala zdarze osignie maksymalne swoje w
ewolucji zbiegnicie, jak osiga stan punktu i osobliwoci? Tak, to
oczywiste, ludkowie mili - proces ani na mgnienie si fizyczne nie
zatrzymuje, nic i nigdzie nie wypada z tej oglnej rzeczywistoci,
to nie adne tunelowanie w nie wiedzie gdzie i kiedy - tylko si
zmiana toczy analogicznie i symetrycznie do etapu kondensowania oraz
scalania, toczy w rytmie i toczy dalej.
A to "dalej", ludkowie, oznacza, e toczy si do przodu - i zawsze i
tylko proces si toczy "do przodu". A jak moe si docinita tak
po caoci w osobliwo sfera zmienia i do przodu zmienia? - Ale
tak, wybucha. Jak nie ma w otoczeniu siy, ktra j wczeniej w ten
osobliwy punkt wciskaa i dociskaa, jak ju nic nie hamuje zmiany
w jej zachodzeniu - to ta zmiana wybucha. Toczy si dalej w takim
samym rytmie, tylko e podprogowo. Taka sfera, teraz ju uwolniona
555

od nacisku, uzyskujc wolny tor ruchu, traci warstwa po warstwie i


zawsze warstwami swoje zasoby - osobliwo tymi samymi jednostkami,
ktre wyznaczay pierwsz warstw wszechwiata w kosmicznym polu tymi samymi jednostkami wybucha w otoczenie. Tam i brzegowo si do
wntrza to dostao, dotaro pod naciskiem kolejnych warstw zmiany
idcych z zewntrz a do maksimum skupienia - i wybucha. Aktualnie
idzie fala "wybuchu" do brzegu maksymalnego rozdrobnienia, do brzegu
wszechwiata.
I ta fala,ludkowie, zasila podprogowo tymi jednostkami wszystko we
wntrzu. Zasila eteryczne to, ktrego fizyk nie moe postrzec ani
pomierzy - cho ustala efekt istnienia tego zakresu: jako wybuch i
oddalanie si wszystkiego od wszystkiego. I to w narastajcym tempie,
coraz szybciej si to dzieje. Dla niego "eter" i to to niedostpny
poziom skupienia w polu jednostek - przecie on widzi tylko i zawsze
zoenie. Taka w sobie elementarna cegieka warunkuje jego poznanie,
ale pozostaje poza obserwacj.
I idziemy dalej, ludkowie - co si dzieje z tak oddalajc si od
dna wiata fal? Oczywicie dy do brzegu. Ale, jak to pado, ten
wybuchajcy wewntrznie osobliwy punkt zasila to wiata, a to ma
takie znaczenie, e to to - cho logicznie w kadym kierunku takie
samo i jednorodne - lokalnie i fizycznie si skupia. - Ot, jakie w
tym polu si zawirowanie zrobi, co wessie w ten lej - i dalej si
to fizyk pokae, fotonem, elektronem czy atomem, to ju mniejsza
ze szczegami. Jest wir, jest zagszczanie si pod naciskiem ta,
wic jest czstka namacalna. Proste? Proste.
I to tak, ludkowie, dzieje si i dzieje, dugo si dzieje. Nim taka
jednostka i cegieka wszystkiego si od osobliwoci oddali i tego
brzegu wiata dojdzie - oj, to po wielekro w szamotaninie bardzo i
bardzo skomplikowanej - w takim zaptlaniu si i koowaniu - ona w
najrniejsze elementy wejdzie jako skadowa. Co zasili podprogowo
i poniej obserwacji, chwil w tym czym pobdzie, w nim si take
przemieszczajc i zaptlajc po niezliczone - i si oddali. Ale si
tylko oddali, zauwacie, do tego wzmiankowanego ta, bo dalej uciec
nie moe, nie ma jak. Przecie to to jednorodnych i takich samych
w budowie jednostek. Ono zapchane do ostatniego miejsca - i cho w
nim te pustki, nicoci sporo - ale tylko tyle, e ten ruch moe w
strukturze si odbywa, ale nie wicej. Czyli nie ma jak taka sobie
wolna chwilowo jednostka gdzie chce si dosta, nigdzie si z ukadu
w dal niezmierzon nie wydobdzie, bo przed ni ciana, paszczyzna
jednorodnego brzegu, co to wszdzie si rozciga.
I dlatego, za takie kolejne mgnienie dziejw - ona ponownie jest w
co nastpnego wciskana. I znw w ciao si wprzga, i je okresowo
buduje. I tak dalej podobnie.
Ludkowie, nim jednostka brzegow i ju faktycznie ostatni warstw
wszechwiata si stanie - nim bdzie ju na zawsze z tego wiata si
moga uwolni, zbuduje tyle skomplikowanych bytw, e ho-ho, i ho.
I wspaniale. e to dzieje si ubocznie oraz lokalnie? A co to ma za
znaczenie - liczy si to, e moemy o takim procederze pogada.
Ale, ludkowie, z tym docieraniem fali do brzegu jest jeszcze taki
556

myk, i on jest obecnie najwaniejszy w analizie, e kiedy ta fala


ju na ten skraj wszechwiata dociera - ona moe si oddali std
do wiecznoci, ale nie musi.
Tak, ludkowie, jedna warstwa wiata si zuszczy i jej zagszczanie
spadnie poniej wartoci progowej, zero-jedynkowej - ale kolejna w
liczeniu warstwa, a to proces logicznie bardzo cise uporzdkowany
w zachodzeniu, tu adna fala przed drug si nie wepchnie, tu jest
absolutny porzdek reguy zmiany - ta kolejna fala ju tak sobie w
procesie nie pobiegnie. Bo nie moe.
Dlaczego, ludkowie? ciana, przed t kolejn i dalszymi warstwami i
falami zdarze jest ciana. I to dosownie ciana, ktr buduje ten
wczeniejszy stan brzegowy. Skraj wiata zuszcza si cigle warstwa
po warstwie - tym szybciej to si dzieje, im sfera wiata wiksza ale kolejne fale, wewntrzne, one nie maja wolnego toru ruchu, maj
przed sob cian cegieek. I nie mog si przez ni przebi. Bo i
jak? To s takie same jednostki, cile uoone, wic opr jest tu
maksymalny. I dlatego po dotarciu do brzegu fala zmian napotyka na
swojej drodze maksymalny, jednolity stan ta.
Przed tak fal, ludkowie mili, warstwa jednostek i paszczyzna - i
to skrajnie twarda, nie do pokonania. I to ma konsekwencje.
I co si dzieje? Tak, ludkowie, jedynie moliwy tok zdarze, ktre
do przodu zawsze si tocz - ten jedynie moliwy tor ruchu biegnie
teraz do rodka, do wntrza.
Fala, po dotarciu do brzegu, o ile nie znajdzie si skrajnie, odbija
si od tego brzegu - i wraca ponownie do wntrza wiata. I ponownie
pokonuje-buduje, kolejnymi wciskaniami-dociskaniami, te i inne byty.
Odbita od brzegu fala zasila fizycznie jednorodne to i si zaptla
w nim, szamoce w drganiach, buduje kolejne ciaa, procesy, fakty i oddala si od nich.
I zawsze dzieje si to w odniesieniu do ta - tak jako pozyskiwanie
z niego cegieek, tak jako tracenia do niego elementw.
A co najwaniejsze, ludkowie - ten proces jest zawsze logicznie a
po szczeg uporzdkowany, tu nie ma przeskokw, zmiany miejsca lub
podobnych ekscesw. Owszem, fizycznie to mieszanina doskonaa, dla
fizyka absolutnie nie do podziau na etapy, jednak logicznie jest to
zmiana w toku zachodzenia - i to zmiana ponumerowana, skwantowana;
tu kada warstwa, kady element warstwy ma swj numerek na prostej
- i nigdy si go nie moe pozby.
Fizyk notuje szamotanie "cegieek" - a to cile uporzdkowany ruch
"do przodu". I tylko taki.
Zauwacie, jakie to niesie skutki - te s niezwyke, ludkowie.
Co tu takiego istotnego? - Wanie to zasilane w tak pojty sposb
to wszechwiata. To czy "eter" w staroytnym nazwaniu.
Przecie, widzicie to?, tak budowane to, niezalenie od momentu w
procesie wyrnionego, czy to na samym pierwszym pocztku - czy na
samym i ostatnim kocu - i zawsze, w kadym etapie porednim takiej
wiatowej zmiany - tu zawsze jest fizycznie to samo i takie samo. I
to zawsze jest zbudowane z "cegieek".
557

Czy brzeg wstpny a pocztkowy, ktry ten wiat zaczyna - czy tylko
brzeg wstpny, ktry wyznacza jednostk dowolnie ju fizycznie pojt
(np. "atom") - to zawsze jest ten sam i jednakowy elementami brzeg.
To, z ktrego oraz w ktrym zaczyna si takie istnienie, to jest to
samo i takie samo. Nie ma znaczenia, co wyrni logicznie w zmianie
za pocztek albo co dla mnie bdzie kocem (i co jest przez to tak
istotne w obrazie caoci) - te, tak odlege w analizie warstwy i
punkty zmiany, to fizycznie jest skadnikiem ta, jednorodnego ta.
Ono jest zasilane i budowane w odmienny sposb na rnych etapach czyli raz jako dochodzenia do osobliwoci, a raz odchodzenia od niej
- ale efekt jest dokadnie ten sam: to.
A fizyk tylko i wycznie ma do dyspozycji jego elementy. I s to w
jego obserwacji wielkie i skomplikowane "emanacje" ta.
Ludkowie, w sensie logicznym pocztek i koniec zmiany, dowolnie ju
pojtej, nie tylko chodzi przecie o wszechwiat, ale zasada odnosi
si do wszelkich bytw - ten pocztek i ten koniec to to samo, taki
brzegowy "eter" jest zakresem podprogowym wobec fizyki, ale buduje
go niebywale rozcignity na etapy porednie proces.
Tylko e, zauwacie, jako stan fizyczny (i Fizyczny) jest zczeniem
- naoeniem si. To jedno.
Warstwa pierwsza i ostatnia, przez fakt, e skadaj si na ni te
same - oraz zawsze takie same jednostki elementarne - przez ten fakt
pocztek i koniec jest tym samym w fizycznej obserwacji; pocztek i
koniec zmiany dla fizyka jest nierozrnialny.
Co maksymalnie sobie logicznie odlege - jest fizycznie jednoci.
I jest wszdzie.
Czyli, ludkowie, pocztek i koniec jest wszdzie.
Bo brzeg, czyli najniszy element tworzcy dowolny fakt, wiat albo
elementy fizyki - jest podpoziomem, tem, dopenieniem. Jest zawsze
obecnym przedziaem zmiany, warunkujcym istnienie skomplikowanych
konstrukcji - ale niepoznawalnym.
I jest przecie wszdzie, to zawsze to. Niezalenie co wyrni w
badaniu i obserwacji - niezalenie od kierunku dziaania na pojty
tak nadprogowy fakt, on posiada dopenienie - jest dociskany przez
elementy ta-brzegu z kadej strony - bo cinie-dociska go do takiej
fizycznej postaci cay zbir oznaczajcy to. I jest to maksymalny
nacisk. Dlaczego? Poniewa wyciska go z tego ta w fizyk i zakres
obserwowalny cao wszechwiata. "W grze", "ponad" jest wszystko,
czego ju fizyka nie moe dojrze, a poniewa to "way", i dosownie
way, to nawet najbardziej oporne elementy nie maj wyjcia: musz
si skierowa w kierunku, gdzie jest swobodniejszy tor, w stron, w
ktr strumie elementw si kieruje, w ktr jest wciskany-wpychany.
Fizyk oczywicie wie, e tego jest ogrom, e widoczne stanowi tylko
cztery procent z caoci, ale dopenienia uchwyci nie moe, ta w
jego brzegowym zakresie nie dopracuje si; jednostka jego badania
wyglda tak, poniewa wszystko wok na ni cinie, ale fizyk tego
docisku nie rejestruje, poniewa dostpny dla niego jest efekt, nie
przyczyna.

558

Wszystko dlatego tak wyglda, poniewa ten cigy nacisk-docisk ta


istnieje, e jest to tylekro przywoywany konieczny w zdarzeniach
"hamulec" swobodnego wybuchu. Pki ten nacisk jest, pki zagszczenie
jeszcze odpowiednie - pty zabudowane w znacznym stopniu jednostki
mog istnie. Ale kiedy cinienie si obniy i spadnie niej progu,
to marna nasza, ciemno si pokae. A pniej rwnie i dalsze si
rozpadnie - a do jednostki i ta.
A do brzegowej, skrajnej, cegiekowatej jednostki. I wszystko si
ponownie w pocztkowe-kocowe pole rozcignie.
Tak, ludkowie mili, pocztek i koniec w polu energetycznym jest tym
samym - fizycznie adnych rnic si nie odnotuje. Tak, to dopiero
logika mona si tej kolejnoci dopracowa, warstw za pierwsz po
caoci uzna lub za ostatni - tak, ludkowie, to obserwator w ten
jednolity przebieg, cho budowany z elementw, porzdek zachodzenia
wprowadza. Po co? eby sobie zrozumienie zapewni.
Sam proces biegnie, i niech biegnie, jednak to my go znakujemy oraz
dzielimy - wszyscy razem tak postpujemy w poznawaniu wiata, ale i
kady z osobna.
I musi to by zrobione, poniewa nas bez tego nie bdzie. I naszego
tej rzeczywistej zmiany zrozumienia nie bdzie.
Tak, ludkowie, jak my ju sobie pospou czy indywidualizowanie ten
nieskoczony i odwieczny strumie elementw oraz zdarze ustalimy jak go podzielimy na te skadowe kwanty - jak go ponumerujemy, a te
wyznaczymy, e ten prg to tyle i to, a ten to ju inne - to si na
ten czas przyjdzie zrobi krok ostatni tego zliczania, ten ju tak
w sobie wany po maksimum, bo nas oznaczajcy.
Tak, ludkowie, na ten koniec to nam przychodzi w tym pocztku-kocu
punkt rodkowy wyliczy, rodek zmiany ustali i go podkreli. Bo
ten rodek, ludkowie, to ja, to my. To ja-my.
Tak, ludkowie, teraz pytanie zasadnicze, fundamentalnie podstawowe
si pojawia na pierwszym planie i domaga si odpowiedzi: gdzie jest
rodek?
Ju wiecie, ludkowie, e to nie jest banalne, e to tak prosto nie
idzie i w dowolny dese losowy si nie ukada - ju rozumiecie, e
tego byle linijk si nie wyznaczy, e do tego koniecznie wymagana
jest logiczna procedura, i wielce skomplikowana przez swoje proste
zachodzenie. Ju si domylacie, e jak nawet kto nerwowy i si na
rzeczywisto zastawi w celu wyjanienia metod uproszczon, ta go
w takie zagmatwania pojciowe wyprowadzi, e si z dylematw adn
metod nie wydobdzie.
Ju to wszystko i wicej wiecie, ale si rodka jednak domagacie bo skoro jest pocztek logicznie ustalony, skoro jest koniec na tej
samej zasadzie pewny - to, nie ma odwoania, rodek odcinka zmiany
te musi by. Wic gdzie on si lokuje?
I tu, widzicie ludkowie, taka pewna komplikacja si ewolucyjnie nam
objawia, ona w sobie jak najbardziej zasadna i konieczna, sami zaraz
si w tym stanowisku upewnicie, ale ona jest. Jest i gosi - ludki
559

suchajcie - e rodek jest wszdzie.


Tak, moi drodzy, rodek zmiany wszechwiatowej - rodek, ktry nas
te oznacza - one wszdzie si lokuje. Pocztek jest wszdzie, te
koniec jest wszdzie - ale i punkt wewntrzny, rodek zmiany ju w
takim maksymalnym ujciu, on rwnie znajduje si wszdzie.
I nie jest to pomyka. To pewnik.
Tylko, widzicie, jest pewien haczyk w takim obrazie - on prawdziwy w
detalach, tylko e te detale trzeba w odpowiedni sposb pokaza i w
prawidowych zalenociach umieci. - Bez tego doprecyzowania moe
wszystko si okaza nieostre, rozmyte, problematyczne. A przecie w
ewolucji nic skomplikowane nie jest, biegnie tak prosto, e ju nie
moe si prostsze dzia.
Co nie znaczy, ludkowie, e to prostackie i e mona to byle szkicem
przedstawi. Nie i nigdy.
Wic tak, ludki, zmiana si toczy i toczy - t wszechwiatow sfer
buduje osiem linii, ktre wtaczane s warstwa po warstwie w t
sfer - one kwant po kwancie wchodz w zwizki, "wyciskaj" z ta do
zakresu fizycznego w kolejnych progach coraz to bardziej rozrose
w sobie struktury - i w tak, i w takim logicznie opisywanym prosto
przebiegu - a fizycznie smakowanym na wszystkie zmysy i przyrzdy
- jest pocztek oraz koniec, ju to wiecie. Te, pozornie tak odlege
maksymalnie od siebie momenty zmiany, s dla badajcego otoczenie i
doznajcego go fizyka, s tym samym - dla niego to to-brzeg. Czyli
jednorodno paszczyzny.
W jego postrzeganiu elementy nakadaj si na siebie, w ustaleniach
rejestruje "cian", cho to logicznie cig rnorodnych zjawisk i w efekcie dalej przej nie moe.
Wida w tym ujciu wszystko, tylko e logicznie to "wszystko" buduje
ogrom zachodzcych w czasie i przestrzeni procesw - buduj je fale
przemieszczajce si od brzegu do brzegu. Fala zapada si do zakresu
osobliwoci maksymalnego skupienia - dalej rozpada si do postaci
osobliwoci w formie "chmury jednostek" - znw kieruje si do punktu
i osobliwoci - i tak po wielokro.
A wszystko, to tak dla przypomnienia, jest osiem linii tworzcych.
Jeeli ma by dla obserwatora stabilny i trway obraz, a te jeeli
on, obserwator, w tym wszystkim ma si pojawi - tych linii musi w
jedno funkcjonaln zbiega si osiem, takich linii musi by osiem
w postaci energetycznych strumieni.
Osiem skadowych procesw buduje co takiego stabilnego, co to si w
formule "obserwatora" dookrela; osiem strumieni kwantowych, ktre
poczynaj si z rnych punktw nieskoczonoci, taki zbir skada
si w byt. I nie moe by ich mniej, i nie moe wicej.
I teraz istotne, ludkowie, musicie sobie umysowo ujrze moment, w
ktrym ta wszechwiatowa zmiana, w tym jej galopowaniu od brzegu do
brzegu - e jest taka chwila, kiedy wszystkie linie budujce wiat
s w rwnowadze w tym rozbieganiu-zbieganiu.
To znaczy, e jest punkt-moment, kiedy istnieje tyle samo jednostek
560

zaangaowanych w stan osobliwoci maksymalnego zbiegnicia - ale i


tyle samo w stan osobliwy maksymalnego rozpadu - czyli e jest "po
rwno".
Wszechwiat w takim jedynym punkcie zmian zawiera w sobie pen i
maksymalna tym samym liczb osi symetrii - i to na kadym moliwym
poziomie analizy. Nie byo i nie bdzie drugiego tak symetrycznego
momentu w dziejach tej zmiany, kady inny jest jako "zdeformowany".
Tylko w tak pojtym rodku wiata jest idealna rwnowaga. I zarazem
jest to rodek tego wiata.
Tylko e, ludkowie, sami to ju widzicie, to nie jest geometryczny
rodek, to wyznaczony przebiegiem i jego cechami rodek toczcej si
zmiany.
Oczywicie w ujciu fizycznym jest to sfera i jaki rodek mona w
niej wykreli - tylko po co? To w odniesieniu do zaprezentowanego
jest zabiegiem nie tyle zbdnym, co bez znaczenia - liczy si nie
rodek kuli wyznaczony linijk, ale jego warto dla istniejcego.
A to wypada w rodku zmiany. Zmiany, podkrelam.
Cao sfery jest jak najbardziej w sobie policzalna, ma jednostki
i na upartego, dla poprawnoci tej caej wizji oraz odniesienia do
dalszego, t zewntrzn rednic mona wyznaczy, jednak dla naszej
opowiastki liczy si przede wszystkim to, e rodkiem tak pojmowanej
ewolucji jest moment-punkt w dziejach, a nie geometria.
Tylko e, ludkowie, to jest jedno podejcie do rodka, pierwsze do
zanalizowania, ale musi by dopenione fizyk. Bo rodek w ewolucji
ma dwa znaczenia - logiczne, powyej opisane, ale i fizyczne, take
dla caoci istotne.
Bo gdzie ten rodek we wszechwiecie si lokuje - i jak wyglda?
To ju pado: rodek znajduje si wszdzie. A dlaczego? Poniewa w
trakcie przechodzenia fal tworzcych rzeczywisto, ich "tkania" w
formule czasoprzestrzeni tego, co uznajemy za rzeczywisto - w tym
przemieszczaniu si od brzegu do brzegu - jeeli to opisywa jedn
prost - to "w bok", prostopadle do tego przebiegu i tej prostej bdzie si realizowaa druga prosta: prosta oznaczajca fizyk. To
bdzie to wszystko, co wida, sycha, itd.
Zmiana od brzegu do brzegu, od osobliwoci do osobliwoci dzieje si
prosto - a to oznacza: bezporednio, ale poniewa dzieje si to "w
skali", czyli na dystansie - to tak ubocznie i lokalnie, i w bok co
si z tego moe wyoni. Co fizycznego.
Zauwacie, ludkowie, e kiedy osobliwo si rozpada czy zapada, to
przebiega to tylko i wycznie jednostkami, kwantami logicznymi, a
wic tylko i wycznie w zakresie brzegowym, w zakresie ta. I tym
samym przejcie z jednego do drugiego stanu osobliwego jest tylko i
wycznie "na styk" - bezporednio - jedno w drugie.
I w opisanej tak logicznie zmianie nie ma miejsca na nic wicej - w
tle, na tym podprogowym i maksymalnie skrajnym przedziale zdarze,
w zakresie jednorodnych oraz jednakowych elementw, ju do niczego
redukowalnych - tu nic wicej si nie zmieci, bo nie moe. Wszystko
bardziej skomplikowane jest "w bok", tworzy si jako konieczny tego
561

przechodzenia od brzegu do brzegu skutek, jest efektem skali wiata,


ale to logicznie zdarzenie uboczne. I to dosownie uboczne.
Zwracam wasz uwag na ten wniosek: to zdarzenie uboczne. Konieczne,
ale uboczne.
A jak to wyglda fizycznie?
Przede wszystkim dla fizyka to zoenie linii tworzcych, to suma w
jego obserwacji jest obecna - nigdy pojedynczy strumie zjawisk. I
to ma znaczenie.
Mwic inaczej, fizyk widzi jednostk i powierzchni tam, gdzie na
zobrazowaniu logicznym jest mnogo etapw, elementw tworzcych i
najrniejsze zalenoci; wida wszystko, a to dalece nie wszystko,
i zupenie nie wszystko.
Po pierwsze - dla fizyka ta logicznie ponumerowana rzeczywisto,
dla niego to doskonaa mieszanina. I nic wicej.
Bo dla niego nie ma adnego wicej. To, co obserwuje, to logicznie
efekty przej z jednego stanu ciskania i skupienia do innego - i
to w obie strony zmiany. - Dla niego zupenie nie ma znaczenia, czy
konkretny atom budowany jest po caoci czy fragmentami z elementw
nalecych do jednej, drugiej, czy innej linii zmian - dla niego to
funkcjonalna cao. Co si w logicznym ujciu liczy, poniewa mona
sobie z tego logicznie wyprowadzi na przykad izotopy i wyjani, z
jakiego okresu pochodz. Ale dla fizyka to generalnie mao istotne,
liczy si to, e takie izotopy s i e je mona bada. Dla fizyka
nie ma znaczenia, czy w badaniu-obrabianiu korzysta z elementw z
warstwy logicznie pocztkowej, czy z ostatniej - przecie takiego
podziau ani moe przeprowadzi, ani musi - dla niego liczy si w
badaniu to, e te elementy s obok i e tworz kolejn struktur w
jego zakresie.
e tak spoytkowane przez niego jednostki to bardzo odlege sobie
"fakty"? To nie ma znaczenie, to poziom ta - poziom logiki - poziom
filozofii.
A to, jako to badania, nie wchodzi ju w badanie. Warunkuje zawsze
zrozumienie, ale jest poza badaniem.
I co ustala w takim pomiarze wiata fizyk, ktry nic nie wie o tym,
e to ponumerowane, e to rodek wielowymiarowego i wieloliniowego
toku zmiany?
Wspomnian doskona mieszanin fizyczn. Nie ma dla niego kierunku
wyrnionego, nie ma adnego rodka, nie ma dnego szczeglnego w
sobie dziwnego czy odmiennego stanu. A nie ma dlatego, e wszystko,
co postrzega w dowolny sposb (nawet opisujc i definiujc to jako
fakt pocztkowy), to tylko i zawsze etap rodkowy - oraz wewntrzny
w zmianie.
Ale teraz gwnie chodzi o to, e rodkowy.
Przecie wszystko, co moe pozna fizyk, to rodek - a raczej stany
kolejnych rodkw, kolejnych punktw przejciowych. Bo wszelkie tak
przez niego wyrnione fakty, atom czy foton, czy komrka, to etap
przejciowy, wynik tego wypychania w bok z jednorodnego ta. Ale w
jego obserwacji ta nie ma, za to postrzegany element to wszystko.
562

Ale tego, e to pojawia si dlatego, e zmiana przez kolejne progi


i osie symetrii zmiany przechodzi, to jest ustaleniem spoza zmiany,
logicznym narzutem na zdarzenia - to "siatka kartograficzna", ktra
musi by narzucona na jednolity przebieg w celu jej zrozumienia.
Fizyk opisuje w szczegach etap rodkowy zmiany, korzysta z niego
w kadej postaci - ale niczego wicej nie ma i nigdy nie bdzie mia
do dyspozycji.
rodek zdarze to jego paszczyzna poznania i badania - oraz cao
jego wiata.
Czyli, ludkowie, dla fizyka w dowolnym kierunku rodek zmiany jest
rozrzucony po niebie jednorodnie - wszdzie te zgstki widzi jako
obecne i jako zgrupowane, ale wanie obecne. To, e formoway si
ogromnymi dystansami czasu i przestrzeni, to jest wiedza podprogowa
i nieobecna, a nawet fizykowi niepotrzebna. Korzysta z waciwoci
i buduje z elementw kolejne struktury, ale wiedza, dlaczego s te
wasnoci i co dalej z nimi bdzie - to ju nie musi by obecne w
tym spojrzeniu.
Moe, bo wiedzie warto, jednak to ju jest poza. To ju Fizyka.
Tak, ludkowie, rodek jest wszdzie. Fizycznie jest wszdzie w tym,
co uznaje si za "wszechwiat".
Fizyk kierujc swj przyrzd w dal czy w gb, widzi tylko-wycznie
rodkowy etap zmiany - widzi powierzchni zjawisk. A jak si postara
w budowie przyrzdu, to spojrzeniem i czubek gry ogarnie. Ale nie
wie, e to rodek wielkiej zmiany, a on sam jest rodkiem rodka nie wie, e jest to, ktre to widoczne warunkuje. - Rzeczywisto,
to co si za rzeczywisto uznaje, to wielokrotne zoenie, suma z
gboko i daleko zamocowanymi fundamentami, to "naoona" na to i
jego emanacje fizyczne siatka poj, ktra jest tylko uproszczeniem
i powierzchniowym ustaleniem. Fizycznie dostpne jest wszystko, nic
wicej nie istnieje, ale to tylko wzmiankowany pyek na szczycie to "piana na fali".
Dalsze albo byo, albo bdzie, zawsze jest tylko-i-wycznie chwila
"teraz", ale ona budowana jest na tym, co dziao si i wpywa na to,
co zaistnieje.
Jednak dla zapatrzonego w fizyk i w powierzchni - zapatrzonego w
najblisze, pocztek-rodek-koniec wydaje si jednym i wszystkim...
C, ludkowie, bdzi. Ju to wiecie.

563

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 11.7 - poziomice, izobary, itp.
Jako osobowoci przywykej do obrazkw, takich map oraz podobnych
rysunkw, jako byt w sobie logiczny - jako kto taki, co to zawsze
i wszdzie upatruje przyczyny i skutku, a nawet reguy zmiany tak po
caoci si domaga - wic jako takie cu zastanawiam si czasem, co
te na tych obrazkowych mapach daje si postrzec - co to jest i co
znaczy? I dlaczego tak?
Ot, popatrzy sobie czek na te wykrelne zawijasy i pokrzywione na
wszelkie kierunki kreseczki, obczai takie tam izobary i izotermy, a
nawet dokadnie sczyta w opisie poziomice w przestrzeni - to i si
zastanawia: czemu to takie mao regularnie symetryczne i fikunie
zakrcone, i pogmatwane? - Co si za tym kryje i co wyznacza?
Ale dla mnie adn odpowiedzi na wyuszczone powyej dylematy nie
jest stwierdzenie, co to w poniektrych lokalach si syszy, a te
w poniektrych gowach to si koacze - e tak to jest, bo tak jest.
W moim zestawie wyjanie to adne wyjanienie, to unik po caoci
i pokraczna terminologia z pobocza logicznego.
I eby bya jasno oglnie tematyczna, dla mnie nie jest wane, co
te owe wykrelone krzywe oznaczaj, z czego w terenie to wynika i
jak to si ma do tego materialnego usypiska czy powietrznych wirw
- ja tu stawiam pytanie generalne, zasadnicze i fundamentalne: co i
dlaczego tak si prezentuje, czym wyjani takie ksztaty?
I kolejne dla jasnoci, tematyka ju w dyskutowaniu ze sob bya si
objawia, paszczyzn wielowymiarow ukazaa, a te rol patrzcego
uwypuklia. Ale cigle nie wszystko zostao w sprawie pokazane i w
szczegach istotnych wykazane - dlatego tu i aktualnie po kolejne
i istotne argumenty trzeba si schyli, logicznie si rozwin. - Po
co? eby przewietli, eby zrozumie.
Czyli takim krokiem wstpnym postawmy my sobie jakiego tam fagasa
czy innego osobnika, ktry bdzie za obserwatora wiata robi, tak
go postawmy wobec paszczyzny, kartki papieru znaczy si - albo te
i mapy tak na przykad.
I zadajmy takiemu paszczakowi zasadne i wane pytanie: co on widzi?
Co on rejestruje, jak mu si na t postrzegan i doznawan na kadym
etapie istnienia paszczyzn spuci rzut jakiej bryy - przykadowo
tak kulistej sfery? Co taki byt ustala?
I wy macie racj, wy dobrze kombinujecie: okrg rejestruje. Taka w
jego zakresie postrzegania si wykreli figura, dobrze geometrycznie
obeznana i szkolnie przetrawiona.
Ale tak po prawdzie, widzicie, to nie do koca tak jest - realnie
tene paski po caoci osobnik nie okrg, a koo ustala, w wiecie
jego na paszczynie odbija si, istnieje - tworzy si wypenione
detalicznie w zakrelonym okrgu koo. I to jest tu takie wane, i
564

to wymaga podkrelenia.
Dlaczego? Poniewa to zmienia postrzeganie tego rzutowania - tak w
tej podstawowej szkole ju wdrukowanego w mylenie, e w wyszej od
tego si uwolni nie sposb.
Nie okrg na/w paszczynie si realizuje - a pene, jedno i paskie
koo.
Upieracie si, e jednak okrg, e si myl.
Dobrze, zatrzymajmy si w argumentacji na tutejszym etapie, poniewa
to rzeczywicie istotne zagadnienie - a jego postrzeganie wynika z
przywoanego wczeniej i wpisanego na beton w rozumne komrki ujcia
szkolnego.
Z czego wynika postrzeganie w tym rzucie okrgu? Z geometrii, z jej
generalnych cech i utwardzonych przez wieki abstrakcji. Czy bdnie
stosuje si geometri? Nie, potwierdza si na kadym kroku. Ale na
skutek tego, e pomija si, nie uwzgldnia si - nawet nie wie si,
e w tak prowadzonym opisie zjawisk znajduje si zawsze "czas" - a
wic zmiana - to skutkuje "usztywnieniem", postrzeganiem staoci w
zdarzeniu; kiedy ono wanie jest zdarzeniem, procesem, przemian.
Jak to ma miejsce w ukadzie wsprzdnych, taka konstrukcja odnosi
si jak najbardziej do wiata, jest oddaniem jego cech. Oraz zawsze
odnosi si do zmiany - zawiera w sobie zmian w kadym elemencie i
definiuje zmian. Ale ta zmiana, popularnie okrelana jako czas, w
tym opisie to nie wystpuje - poniewa jest obecna jako konieczno
i oczywisto. e skryta, to wyania si w pogbionej analizie ale na co dzie mona to pomin. Dlatego, e tak czy owak zmiana
w ujciu si znajduje, wic wnioski z tego si potwierdz. Osobnik
nic o tym nie wie, ale poprawnie tworzy i wykorzystuje abstrakcj.
A e w sposb niepeny? Co to ma za znaczenie, kiedy trzeba i i
trzyma si drogi.
Za ten stan odpowiada, trzeba to podkreli, rzeczywisto, ktra
na takie "utwardzone" abstrakcje zezwala - a po drugie szkolne, do
blu wtaczane w mylenie schematy. Jak to ju zostanie zapakowane
w te gwki, to i zostanie - i przesoni na wieki wiekw wiat, co
to si zmienia ustawicznie i o adnym twardym nic nie wie. Zasona
abstrakcji rn ma posta. Take geometryczn.
Dowd w tej chwili opiera si na tym, e popularne, wielokrotnie w
mediach czy w szkole prezentowane rzutowanie sfery na paszczyzn,
w czym rzeczywicie wida okrg - e to deformuje rozumienie tego
fragmentu wiata, ale i caoci. Tu lokuje si gwny powd zego
postrzegania otoczenia.
Dlaczego? Poniewa we wspomnianym rzutowaniu kuli na paszczyzn, w
geometrycznym ujciu tego faktu, nie ma zmiany, jej z zasady tu nie
moe by, przecie taki opis jest sztywnym, celowo uproszczonym do
maksimum zobrazowaniem faktu. I w nim musi si pokaza okrg, wic
pozbawiony zmiany prosty fakt. W ramach tylko tego zakresu, takiego
sposobu obrazowania wiata, tu wszystko jest poprawne, logiczne, a
wic sprawdza si. I niech tak bdzie.
Ale trzeba teraz zrobi kolejny krok, czyli wprowadzi w geometri
przemieszczanie si elementw. I tu obraz si zmienia, dopenia - a
565

na pewno urealnia.
Bo czym w wiecie paszczaka jest rzutowanie sfery w jego zakres?
Przejciem, przechodzeniem tego rzutu przez paszczyzn. To zmiana
w trakcie realizowania si. Rzut z usunitym czasem da okrg - ale
ten sam rzut ze zmian jako faktem koniecznym buduje koo. Zmiana w
trakcie zachodzenia tworzy w jego zakresie obserwacji kolejne stany
i zbiory.
To pocztkowo jest punkt biegunowy, acz wiadomo, e niepostrzegalny
- bo nie ma rejestracji punktu i brzegu - pniej kolejne elementy
ze sfery si obrazuj, a do najszerszego zakresu, rwnika. I dalej
to podlega zanikowi, a do punktu. - Paszczak rejestruje zawsze, i
to zawsze paski, jednowymiarowy stan chwilowy - a wic koo, wic
"plasterek" przechodzcej przez paszczyzn sfery (elementy sfery w
taki plasterek si skadaj, sumuj, kompresuj).
Sfera, czy dowolna brya przemieszczajc si przez paszczyzn, to
zostawia lad w tej paszczynie, ale ten "lad" dla tego bytu jest
wszystkim dostpnym - przecie nie widzi stanu powyej ani poniej
swojej paszczyzny, ktra jest caym jego wiatem. A co wicej, ten
lad jest nie tylko rzutem na paszczyzn "zewntrznej" sfery, ale
jest zarazem rzutem "w" paszczyzn - tworzy ten paski byt. Zakresu
powyej nie ma w obserwacji fizycznie dostpnej paszczakowi, bo to
przyszo oraz niedookrelono, a zakres poniej to ju historia,
czasami niebywale odlega. - Czyli do doznawania i poznawania jest
tylko i wycznie paski wiat aktualnego "plasterka". I to on jest
tym wiatem, tworzy okolic i samego paszczaka-obserwatora.
A e takich rzutw jest do tego wiata wiele i mnogo, to efektem
bdzie stabilny grunt, ktry osobnika unosi i pozwala si rozejrze.
I teraz o ten "plasterek" chodzi - o stan chwilowy "rzutowania".

Rysunek jest po to, eby pokaza warstwy tworzce sfer, ale take
po to, eby powiedzie, e sprawa jest banalna, znana, oczywista i e to abstrakcje, ich rozumienie przesania tre.
To nie wiat jest dziwny, ale obserwator nieostro go postrzega. Oraz
e wymaga dziaanie wielu sw, eby dotrze do sedna.
I jest ten stan jednostkowy - te dwa w wiecie paszczaka wymiary,
a trzy w realnym, ju naszym. Plus wspomniany tok zmiany, ktry si
jako "czas" definiuje.
I pytanie: co i jak postrzega obserwator fizyczny, zanurzony w tych

566

swoich czterech wymiarach, kiedy "rzutowany" w ten zakres jest fakt


w formule na przykad n-wymiarowej sfery - dowolny wielowymiarowy i
skomplikowany ksztat?
I odpowied: niczym to si nie rni od tego, co w uproszczonym na
poprzednim etapie ujciu rejestruje paszczak. - To jest dokadnie i
w detalach ten sam obraz. Plus oczywicie trzeci wymiar, a dalej te
czwarty.
W sensie logicznym to jest to samo.
Bo co widzi, co rejestruje obserwator zmiany w takim ukadzie? Na
pocztku "punkt", pniej kolejne warstwy tej sfery. I dla niego w
odbiorze s to "plasterki", warstwy, zajmujce trzy wymiary fakty,
ktre tworz jego poznanie - i jego samego na dokadk. Doznaje tak
na jeden fakt, jedn warstw - a poznaje co najmniej dwie, zbir w
postaci co najmniej dwu warstw tego rzutu. Poznaje dopiero wwczas,
kiedy s dwa elementy, ktre mona do siebie odnie i porwna - w
pomiarze zawsze s dwa elementy.
Ale, co wymaga podkrelenia, w jego obserwacji jest zawsze-i-tylko
ten jeden element w doznaniu, jako stan fizyczny. Zakresu powyej
nie ma, bo to dla niego nadchodzca przyszo, nigdy pewna, nigdy
jednoznaczna - ale si tworzca. Przecie tego "dalszego" moe nie
by w obserwacji uczestniczcej, bowiem co si "omsknie" w zmianie
i jakiej warstwy zmiany zabraknie. I jest pustka, jest przerwa, i
jest brak pomiaru.
Ale rwnie w postrzeganiu nie ma ju stanw, ktre s poniej tak
zdefiniowanej paszczyzny postrzegania, to oddalajca si "w gb"
historia, oddziaaa na stan wiata, ale jej nie ma. - Jest jedynie
chwila o trzech wymiarach, do ktrej za "chwil", za "tyknicie" w
warstwach kwantowych doda si kolejna. Doda w zbiorze danych takiej
konstrukcji obserwujcej, ale nie fizycznie - tu, na fundamencie i
najgbszym stanie rzeczywistoci, tu jest zawsze tylko jednostka,
punkt czego. Warstwa czego fizycznie.
Postrzeganie zmiany to ju obserwacja - jest tylko doznanie.
Ale postrzegana i doznawana rzeczywisto - to, co obserwator sobie
skada w rzeczywistoci i tak to okrela - to jest jedynie dostpne
i tylko to istnieje. Powyszego i nadchodzcego nie ma, poniszego
i oddalajcego si nie ma, jest stan chwili - jest warstwa sfery w
trakcie przemieszczania si, ktra t chwil buduje. To nie jest w
formule losowoci i chaosu, poniewa wczeniejsze warstwy wpywaj
na aktualne, a te wpyn na dalsze, ale jest tylko tu-i-teraz - to
mona dozna, a w zoeniu pomierzy.
Oczywicie "paszczak" moe, na bazie doznanego i zarchiwizowanego
w staej pamici, dobudowa do postrzeganego zakres miniony, nawet
w tym ustali rytm i zobrazowa jako na przykad sfer - a dalej i
drug, jeszcze nie zaistnia cz "obiektu" doda do ujcia. Oraz
ustali w niej rytm. Wychodzc z zasady symetrii, moe doda w wizji
procesu brakujce elementy. - Przecie skoro wczeniejsze warunkuje
nadchodzce...
Istnieje tylko "moment" teraz, a wytworzona na tej podstawie wizja
i abstrakcja - to ju znajduje si w gowie, w zasobach obserwatora
567

- jednak istnieje wanie dlatego, e "kolejne" (teraz zaistniae)


spenia warunki zmiany i nigdy nie jest dowolnoci. Buduje si w
doznawanej aktualnoci, tu znajduje si i dokonuje poziom swobodnego
wyboru uoenia jednostek, ale to, co si moe skada w stan chwili
- to jest uwarunkowane tym, co byo wczeniej.
Swobodnie, ale w trybach (reguy).
Istotnym teraz punktem analizy takiego "rzutu" oraz przejcia sfery
przez wielowymiarow paszczyzn jest to, jak obserwator moe si do
niego odnie - jak go rejestruje.
I tu s generalnie, na najbardziej oglnym ujciu, trzy moliwe do
wyrnienia dziaania: obserwator rejestruje cao zdarzenia, wic
odbiera go z brzegami i w peni - a to dotyczy maych obiektw, na
maym zakresie; po drugie widzi rwnolegle do swojego tempa reakcji
i obserwacji, czyli odbiera pynnie dziejcy si "film"; a trzeci
poziom zjawisk to wielkie, przekraczajce go obiekty.
I dla kadego z tych uj warto przeanalizowa pozyskany obraz.
Przede wszystkim wypada odnotowa, e takich rzutw na/w wiat, na
paszczyzn jest zawsze wiele - a to oznacza, e postrzegany stan,
fizyczny stan rzeczywistoci, to mieszanina maych, rednich, duych
- i wszelkich faktw. Czyli idealnie tu krelony "rzut" sfery jest
w obrazie fizyka zdeformowany - mae elementy przesonite duymi,
due gdzie brzegiem odksztacane przez mae i rednie, itd. Zamt
fizyczny jest powodowany "ciskiem" nakadajcych si na siebie w
ramach tej wielowymiarowej paszczyzny skadnikw, to logiczny oraz
uporzdkowany tok zmian - ale zobrazowany, upostaciowany na losowy
przebieg.
W logicznym "tle" tak rejestrowanej rzeczywistoci jest wspominana
wczeniej "sala kinowa", gdzie s cile przyporzdkowane do danej
zmiany "rzdy" (warstwy rzutowanej sfery) - ale dla obserwatora na
zawsze jest dostpna pasko "ekranu", ciana jaskini. Na/w ktrej
i on sam si zawiera.
Postrzeganie maych "wirw" energetycznych, maych sfer rzutowanych
na/w paszczyzn wielowymiarow, to oczywicie istotne dla opisu, z
punktu widzenia nioscych przez te zjawiska energii warto i trzeba
si tym zajmowa; s ruchliwe, wpywaj na otoczenie, fizycznie nie
sposb tego pomin w analizie. Ale eby nie przedua nadmiernie
tu prowadzonych zobrazowa zagadnienia, a jest jeszcze co dalszego
do dodania (i to ciekawego) - wypada odnotowa tylko tyle, e takie
fakty obserwator rejestruje "z gry", czyli caociowo. Jaki "atom"
dojrzy, jaki "kamyk" - sowem, odbiera tward i sta powierzchni
tego zbioru energetycznego w trakcie przechodzenia przez wiat, ale
e to zmiana w jej maksymalnym i chwilowym stanie, to ju mu umyka
z rejestracji. Widzi wszystko, a to dalece nie wszystko.
Drugi typ zmian, wspbieny do tempa reakcji obserwatora - jego w
rejestracji poziom (i okolice) - to rodzaj "filmu", ktry odbiera
klatka po klatce. - I nie jest to nadmiernie literackie ujcie, bo
przecie chodzi o te "kadry", ktrymi fizycznie s warstwy sfery w
trakcie przenikania przez rzeczywisto i jej budowania. Wida dla
568

odbiorcy cigo akcji i miejsca, a to poklatkowany "film", ktry


buduje si w trakcie odtwarzania.
Cigo jest tu elementem zasadniczym pojmowania - rzutuje bowiem
na rozumienie tego zakresu. Pene rozumienie, co i jak si dzieje.
e jest to dokadnie taki sam film, jak w przypadku maych i duych
obiektw, to ju wykracza poza proste doznanie - oraz rwnie proste
ustalenie o wasnociach wiata, tego poziomu trzeba si dopracowa
w licznych zoeniach.
I teraz due i ogromne fakty obserwacyjne, najciekawsze z logicznego
punktu widzenia zjawiska.
Pytanie: co postrzega wielowymiarowy paszczak, kiedy w jego zakres
dozna i obserwacji wchodzi wielki obiekt?
I odwied: kawaek, fragment, cz zdarzenia. Albo nawet fragment
fragmentu, jeeli jest to ju skrajnie wielki fakt. Wida wszystko
- ale to dalece nie wszystko.
Ot, jest ten osobnik, wspomniany fagas obserwujcy, i on co tam w
przyrodzie ustala - na przykad wy lub ni, lub gr czy d. I co,
on widzi wszystko?
Dla niego to ju wszystko, tu niczego wicej po horyzont nie ma. A
nawet dalej niczego wicej nie ma.
Przecie do obserwacji jest tylko oraz zawsze dostpna ta fizyczna
"anomalia" w/na paszczynie, wspomniana gra lub d, wy lub ni.
Tylko czy to jest wszystko?
Ale osobnik obserwuje, rejestruje w pamici chwilowe stany i skada
je w nadrzdny, nigdy tak realnie istniejcy obraz.
Std wychodzi mu po jakim tam "czasie", czyli wyskalowanej zmianie,
e wspomniany wy czy ni, albo i gra czy d, e to si zmienio.
e wy si wypeni - e ni pogbi - e gra skarlaa albo nawet
i wypitrzya - e d te jako si pogbi albo wypeni...
Itd. itp.
I teraz pytanie: dlaczego to si tak zadziao? A co wicej, dlaczego
przewidywalnie? Tam, na dole, pozornie wszystko si losowo kotuje
i spltane, a tu krok po kroku si dopenia lub ubywa - i zobaczy
to mona, i policzy to mona, i skal na to mona nanie - i nawet
si zgadza. I poziomic tak gr mona opisa, izobary w wyu lub
niu wyznaczy. I bdzie to z grubsza biorc koowy ukad kolejnych
krgw zmiany.
W takim obrazie jest i punkt centralny - czasami podwojony, jeeli
wida dwa bieguny sfery - dalej mona ustali warstwy zmiany, ich
nastpowanie w kolejnoci do najszerszej podstawy - a jeszcze dalej
ponowne zbieganie si "w punkt"; jest rotacja, przeksztacenia, s
lokalne i generalne cigi zdarze. Itd.
A kiedy taka obserwacja dotyczy wielkiego faktu? - Po koniecznej dla
zrozumienia dygresji i wpisania tego w cao postrzegania, ponownie
trzeba wrci do zasygnalizowanego wczeniej tematu, czyli wielkich
i bardzo ju wielkich zjawisk - jak je wida?
Tu wspwystpuj wszystkie wspomniane zalenoci - tylko e zachodz
"po kawaku".
569

Przecie zawarty w wielowymiarowej paszczynie osobnik nie moe w


swj zakres obserwacji wprowadzi elementu, ktrego nie ma, to jest
poza nim. Oczywicie zawsze jest tak, e tylko element aktualny ma
posta namacaln i jest doznawany lub obserwowany, wszystko powyej
jednostkowego stanu "teraz" jest zoeniem - jednak ta zasada ma w
sposb szczeglny zastosowanie dla duych i ogromnych przebiegw w
ewolucji wszechwiata.
Mwic inaczej, kiedy osobnik co odbiera w/na paszczynie, to ten
fakt moe mie dopenienie w zdarzeniu, ktre zgadzio dinozaury ten fakt bdzie daleko w przeszoci, "poniej" warstwy tu i teraz.
Ale zarazem bdzie miao dopenienie w odlegej przyszoci, a wic
bdzie miao "cig dalszy" "powyej" aktualnoci - nawet za wiele
i wiele lat (milionw czy miliardw lat). Ta warstwa ju realnie w
caoci ukadu moe istnie, ale do momentu, a zacznie przechodzi
w chwili tutejszej dla obserwatora, to jest zjawisko odlege - wic
nawet nie przeczuwane. A nie moe dla niego by w obserwacji realnie
obecne w poznaniu, poniewa nie ma elementw do ich rejestracji. On,
obserwator, tych elementw nie ma do dyspozycji.
Co nie oznacza - na co zwracam usilnie uwag - e takich elementw
nie ma dla innego, ju inaczej zbudowanego i lokujcego si w innej
warstwie wielowymiarowej paszczyzny obserwatora. Czyli na przykad
dla "obserwatora przyrzdowego".
I dalej - obserwator naturalnie moe te szczegy zebra, dopeni
nawet najmniejsze elementy pasujcymi do nich zdarzeniami z zakresu
"przed" i "po" - bo skoro wczeniejsze wpywa na dalsze...
Czyli w swj zakres postrzegania, realne "teraz" - moe wprowadzi
istniejce w kadym momencie - nawet jeszcze nie takie zaistniae.
I na tej podstawie zbudowa obraz "faktu", zbudowa "czasoprzestrze
abstrakcyjn". A wic uzupeni, dopeni paszczyzn wielowymiarow
o n-wymiarw - o zakres w fizyce nigdy nie wystpujcy.
Ale zakres konieczny - poniewa oznacza to wszystko, co mona jako
dozna-pozna.
Wychodzc z tu-i-teraz, mona doj do zawsze-i-wszdzie.
Czym s wic postrzegane "gry" i "doy", "wye" i "nie"?
To tak na bieco i warstwa po warstwie obserwowane stany chwilowe
sfery - bo to w skali maksymalnej zawsze jest sfera - to przejcie,
notowane punkt po punkcie kolejne stany chwilowe toczcej si zmiany
energetycznej (i ewolucja).
To przechodzenie w ramach oraz poprzez wielowymiarow paszczyzn
"faktu". - Wida poziomice gry, wida rozkad izobary wyu - a to
namacalnie zobrazowane uwarstwienie tej przemieszczajcej si sfery,
to rozcignite przez czas i przestrze jedno zdarzenie powizane z
caoci bytu - jednak w tu i teraz (aktualnie) widoczne jako czubek
gry lodowej.
To w obserwacji caa gra, nawet z jej histori, jednak w logicznym
ujciu to zaledwie "czubek" zmiany w penym zakresie rzeczywistoci,
warstwa jedna z wielu.
Dla mnie - chwilowego w tym zdarzeniu obserwatora - to stao oraz
570

nieprzeliczalny cig zjawisk, ale logicznie to element z caoci,


ktry mia swoje umocowanie we wczeniejszym i bdzie dopeniony w
dalszym.
A ja-my tu tylko na t punktow chwil.
Tylko e to jeszcze nie koniec, ten obraz mona jeszcze dopeni o
kolejne, tym razem ju faktycznie o n-wymiarowe ujcie.
Bo co bdzie dalej, jak postrzega t czasoprzestrze abstrakcyjn,
ktrej nigdy realnie nie ma, ale ktra to wszystko warunkuje?
Trzeba przeprowadzi "rzutowanie", wyobrazi sobie przejcie przez
n-wymiarow sfer n-iloci n-wymiarowych sfer. Bo to tak wyglda a
po horyzont - i poza horyzontem. - I wszystko, co byo-jest-bdzie.
e brzmi to skomplikowanie? Bez paniki, nas to nie tyka. Za nas tym
zajmuje si, i to skutecznie, tak zwana rzeczywisto - zachodzi w
taki sposb, te n-wymiary si przenikaj i przenikaj, lokalnie si
z tego wykluwa niekiedy co zdatnego do wyobraania sobie tego, ale
mczy si tym nie ma co. Wystarczy sobie przedstawi funkcjonalne
uproszczenie, i ju.
Czyli dziaanie obserwatora ustalajcego w wiecie regu musz si
sprowadzi tylko do wczeniej opisanego - tu prezentowanego na tej
zasadzie, e sfera przechodzi, "rzutuje"si w/na paszczyzn. Mona
do tego doda, e na wielowymiarow paszczyzn, e jest te zmiana,
ktra wyskalowana robi za "czas" - e jest rwnie wyanianie si i
zanikanie w tle a to "wyu", a to "niu", a to "gry". I e mona to
sobie tak poziomicami czy podobnymi zaptlonymi kreskami na kartce
notowa. I to wystarczy.
Bo przecie nie ma co sobie zawraca gowy tym n-wymiarowym cigiem
zdarze - zachodzi. I dobrze. Mona to smakowa na rny sposb. Ale
do jego zrozumienia wystarczy "wypreparowane" ujcie, jedno starczy
za cao. Jak komu do czego to potrzebne, moe ten szkic sytuacji
mnoy i mnoy (albo i dzieli, jak taka wola) - sobie zalenoci
n-wymiarowe obserwowa logicznie - tylko e to ju sztuka dla tej
tam sztuki. To mona zrzutowa w komputer, niech przelicza, samemu
za te gwiazdy w ich wielowymiarowym wieceniu podziwia.
To jest i milsze, i zmysy porusza, i w ogle. Prawda?
Bo ja-my tu tylko na chwil.

571

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 11.8 - Abstrakcja, czyli co.
Abstrakcja z samej definicji jest uoglnieniem rejestrowanej zmiany
i odnosi si, stanowi "nadmiarowo" (zewntrzny narzut) wobec tak
definiowanego procesu. Jest zmiana, natomiast "tre" jest zawarta
w symbolu - w "znaku" symbolizujcym tre. A ktry to znak zawiera
si w bycie obserwujcym. I tylko w nim.
Abstrakcja jest przede wszystkim uproszczeniem skomplikowanej zmiany
lub struktury.
e to dalej pozwala operowa takim znakiem oraz pozyskiwa skuteczne
zobrazowania zmiany - to fakt. Ale s tego dalekosine skutki.
1.
Jak powstaje abstrakcja?
Przede wszystkim wypada powiedzie, e "abstrakcja" to skok ponad
doznawan przez obserwatora rzeczywistoci - to nage, czasami dla
osobnika niezwykle emocjonujce doznanie, ktre oznacza zbudowanie
si w nim nowoci. Czyli symbolu, znaku, abstrakcji zachodzcej obok
zmiany - w zakresie zewntrznym (poza).
Ta zmiana moe przebiega tak samo dobrze w konstrukcji osobniczej,
jak i poza ni, jednak to zawsze jest stan zewntrzny do obserwatora,
to uoglnienie tej zmiany do takiego abstrakcyjnego znaku. Bowiem
nie ma znaczenia lokalizacja tego wyrnionego w tle wiata zdarzenia
- dla obserwatora ona zawsze (i tylko) jest postrzegana zewntrznie.
Jest doznawana wewntrznie, i to jest obserwator w momencie istnienia,
ale poznawana, mierzona moe by wycznie zewntrznie - jako "fakt"
posiadajcy pocztek, swj maksymalny stan zajtoci w rodowisko,
czyli rodek - oraz zanik, wytracanie elementw. A do stanu-momentu
ponownego wtopienia si w to.
I cay tak rozumiany przebieg jest abstrakcj.
Zawsze jest tylko stan chwilowy - w logicznym i "zmatematyzowanym"
ujciu paszczyzna jednorodnych elementw, ktra jest tradycyjnie
pojtym stanem "teraz" - jednostk rzeczywistoci.
Ruch, zmieniajce si uoenie tych elementw i ich przemieszczenie
si o jednostk do kolejnego punktu - to tworzy najmniejsz skal
czasu-i-przestrzeni, jest te skalowaniem zmiany. A zoenie takich
stanw, skadanie si w konstrukcj-byt obserwatora - a dalej w jego
doznania - a jeszcze na kolejnym poziomie w zbiorczy i czny fakt w
jego gowie - to jest, to stanowi abstrakcj.
Niczego poza fizycznym stanem chwilowym nie ma, ale w zbiorze, wic
w archiwum dozna, po skondensowaniu do jednoci i zawsze tym samym
na konkretnym noniku, w takiej osobowoci tworzy si co w formule
abstraktu - abstrakcji zmiany, ktra zaistniaa.
Ona - co trzeba podkreli - nigdy w takiej formie to nie istniaa,
nie istnieje i nie zaistnieje - ale w ramach osobniczego "zbierania
572

punkt po punkcie" i czenia tego w jedno - taki konstrukt si w


obserwatorze pojawia. I moe posuy do przeprowadzania dalszych na
tym i wobec tego operacji.
A kiedy osobnik nada takiej jednej, a nawet wielkiej w skali czasu
i przestrzeni abstrakcji - nada znak i tym samym opisze kodem, taki
znak znw moe posuy do budowania nastpnego poziomu uoglnienia,
kolejnej abstrakcji.
Budowanie abstrakcji - jeeli to odnie do szkolnego przykadu z
"paszczakiem" - to rzutowanie w stan teraz, w/na paszczyzn cigu
kolejnych "warstw" sfery czy dowolnej struktury. "Odbicia", krgi w
postaci penego koa - to te krok po kroku doznawane "plamy" tego
paskiego wiata s zarazem tym wiatem - rzutowanie jest zarazem
budowaniem (i budowaniem si) tego wiata w tym rzutowaniu.
Zakresu pand i pod nie ma w adnej postaci, to wspomoenie rozumu,
uproszczenie i zobrazowanie zmiany - jednak "rzut" na/w paszczyzn
jest stenem obiektywnym, wsptworzy i warunkuje taki wiat.
Dla paszczaka nie ma niczego wicej - istnieje w ramach paskiego
po horyzont wiata. I dla niego zawsze jest ten i tylko ten chwilowy
stan, wszystkie w takim ujciu rzuty s jego wiatem. Logicznie s
to idealne konstrukcje, a realnie - wic ju w konkretnym odbiorze
(postrzeganiu) - zdeformowane. Zdeformowane wzajemnym naciskaniem i
potrcaniem si jednostek ogromnego, nieprzeliczalnego - n-licznego
zbioru.
Ale taki byt, o ile zawiera w sobie zdolno "odciskania", notowania
w pamici stanw zaszych, moe na takiej podstawie (dla siebie i w
sobie) wytworzy, zbudowa - skonstruowa obraz zakresu wikszego w
stosunku do doznawanej zawsze chwilowo paszczyzny. Moe dobudowa
zakres "ponad", ale i ten "poniej".
I moe na tej podstawie, do swojej zawsze paskiej skali istnienia,
doda kolejne paskie chwile.
A dalej, na tym fundamencie paszczyzny, fizycznie na zawsze w niej
pozostajc, logicznie umieci si w sferze - w sferze, ktr takie
doznawane stany chwilowe buduj.
Jej nie ma realnie, jednak cao takiej abstrakcji jest sfer oraz
spenia wszelkie zalenoci sfery.
I dlatego mona taki obraz zastosowa do opisu - nawet wiedzc, e
to czasoprzestrze abstrakcyjna. Mona, poniewa zoenie zawiera w
sobie wszystkie elementy, ktre si zdarzyy albo zdarz.
I tym samym jest to "realna abstrakcja" - "fizyczna abstrakcja". I
poddaje si wszystkim wywiedzionym ze wiata reguom.
2.
Abstrakcja to indywidualny kod.
Istotn cech tak budujcej si struktury (ktra staje si symbolem
doznawanej zmiany) jest to, e to stan zawsze zbiorczy, zsumowany do
takiego stanu - jest to tym samym i po prostu zawsze indywidualny i
niepowtarzalny kod, "obraz" faktu.
I dlatego nie ma i nie moe by w wiecie dwu cakowicie identycznych
kodw abstrakcyjnych ani dla tego samego osobnika, ani dla tej samej
573

treci postrzeganej, ani take dla zbioru obserwatorw - zawsze jest


indywidualny, jednostkowy w caoci kod zachodzcego procesu. Inny
kt postrzegania, odmienne wewntrzne nastawienie, inne wczeniej
wypracowane pojcia - to wszystko jest istotne, ma w przebiegajcym
tu-i-teraz procesie doznawania-pozwania znaczenie i warunkuje to, co
si postrzega; ilo zmiennych jest tej skali, e nie byo, nie ma,
nie bdzie takiego samego kodu. - Co nie wyklucza podobiestw, tego
nie trzeba podkrela.
Ale to zarazem pozwala, eby ten jednostkowy kod w caoci zbioru
odszuka - a dalej zestawi z tym, co si widzi w wiecie. I dalej
na tej podstawie - w chwili aktualnej dla osobnika - odnie je do
siebie oraz wykry zbienoci. I w zalenoci, czy to jest znaczco
podobne, czy tylko troch, na tym oprze swoje reakcje - albo si
uspokoi, e znane, albo ucieka, bo nieznane i potencjalnie moe
by grone.
Cay oparty na tym schemacie system reagowania po prostu dobrze si
sprawdza, pozwala zaistnie i istnie, a nawet w dalekim planie ju
przej do budowania wielkich abstrakcji - do budowania analogii w
postrzeganym (i to na kadym poziomie rzeczywistoci).
Bo skoro to jeden wiat i jedna regua, to wynik operowania znakami
(abstrakcjami) i ich wzajemne odnoszenie do siebie, to musi wnie
poprawny rezultat.
Co wicej, co naley podkreli, nawet w niepenym ujciu, kiedy w
zakres postrzegania wchodzi wielki "zrzut" w/na paszczyzn, kiedy
obserwator rejestruje fragment fragmentu - nawet w takiej sytuacji
byt nie jest bez szans na zbudowanie poprawnej abstrakcji o cechach
ju maksymalnych.
Poniewa znajc kod fragmentu, odnoszc go do stanu rozpoznanego i
opierajc si na zasadzie-regule budowania struktur - moe zbudowa,
dobudowa brakujce czci.
Jak to si dzieje w zakresie biologicznym - czyli kiedy jedna linia
kodu zawiera potrzebn jednostk, a w drugiej jej brakuje - to w tym
splataniu i rozplataniu si obrazw-znakw (tu: elementw kodu) - w
tym procesie zachodzi wypenianie-uzupenianie brakujcych odcinkw.
I tak powstaa caociowa budowla jest stabilna, poprawna i spenia
si w wiecie.
Zasada analogi sprawdza si na kadym poziomie rzeczywistoci.
3.
Doskonao abstrakcji matematycznej.
Abstrakcja to "skok ponad zmian", to usunicie tej zmiany z opisu,
a przez to maksymalne jej uproszczenie. Ale s tego skutki.
Wzr matematyczny, fakt, jest najlepszym symbolem nawet maksymalnie
skomplikowanej procedury, ktra jest wyrniana w wiecie - jednak
zarazem przez to "suchym" i trudnym w interpretacji - w tumaczeniu
na realny przebieg.
Wzr zawiera w sobie wielkie zakresy zjawisk, w jednym skrcie lub
symbolu oddaje powizania, ale tylko wwczas, kiedy elementy skadowe
i zalenoci s ju rozpoznane (i wiadomie stosowane). W innym, a
574

tak si dzieje w strefie maksymalnej i granicznej, w takim przypadku


zsumowanie i poczenie w jedno obrazw prowadzi do nieporozumie.
A nawet do niezrozumienia tego, o czym mwi wzr.
Std si zreszt bierze powiedzenie, e matematyk nie ma pojcia, co
si realnie i fizycznie kryje za jego abstrakcj - a nawet, e nie
rozumie jzyka, ktrym operuje... Odrobina prawdy w tym jest...
Matematyczne, a do pewnego stopnia take filozoficzne (o ile obraca
si w swoim krgu poj) interpretowanie zmiany jest maksymalnie w
swojej dobroci sprawne, to dziaanie "szczytami" - pomija zbdne i
przeszkadzajce w opisie szczegy. Ale przede wszystkim pomija na
zawsze w zmianie zawarte przerwy i lokalne rnice gstoci, ktre
realny byt wsptworz.
Jednak o ile sprawdza si to wrcz doskonale wewntrznie, w ramach
tu i teraz wiata, to dramatycznie znieksztaca obraz na/w brzegu,
kiedy jest zakres maksymalny, a opis siga ta w jego nieskoczonej
i wiecznej formule. Wwczas w tak produkowany opis wchodzi bezkresny
tok zliczania logicznych jednostek-cegieek i bez koniecznego dalej
wprowadzenia samoogranicze, nie mona niczego sensownego wyrazi i
stwierdzi.
Ale rwnie niczego sensownego o zakresie "dalszym" a niezbdnym do
tutejszego powiedzie nie sposb, poniewa brakuje podejcia.
Kiedy buduje si (a do nieskoczonoci) jedno zoona z jednostek
- z takich samych jednostek (o czym podpowiada wzr) - to nie ma jak,
nie ma metody wprowadzenia w ten obraz koniecznych w zmianie przerw
i stanw lokalnych, poniewa ten wzr sam z siebie o tym nic nie wie
i nie mwi - nic do takiego dziaania podstaw nie daje; wzr sobie
jest wartoci samoistn, nie moe by do niczego odniesiony, wic
jego zawarto jest wiedz pen. I jedyn tym samym.
Jeeli ograniczy dziaanie poznawcze tylko do tego zakresu - adnego
"dalszego" i adnych szczegw ju nie mona wypracowa. Bo jak w
"jedno" wprowadzi szczegy?
Czyli - skoro to "punkt", jednostka analizy (i stan brzegowy) - to
poza taki stan-punkt nie mona si wydosta. I dalsze poznanie utyka
- koczy si. Zasadnie w tym zakresie, ale jake daleko od realnej
treci i fizycznego toku zmiany.
Abstrakcja matematyczna w swojej doskonaoci osigna brzeg, jest
skrajn i zarazem poprawn, ale jej zrozumienie nie moe osign
tego poziomu, poniewa jest "o krok" poniej, zawiera si w zmianie.
A jednoczenie (kiedy tam na wczeniejszym etapie) ta zmiana z tej
procedury zostaa renormalizowana - opis dotyczy przeksztace, ale
cho one s we wzorze elementem integralnym, to s w nim ukryte - i
to na zawsze.
Efekt? Zsumowana w jedno (wiata i wzoru) wielo przej, chwil
oraz punktw granicznych; wida jedno-jedyno "ciany" - kiedy to
zbudowany z "cegie" mur.
Z tym, e to wanie jest jednoczenie jedyny moliwy tok dalszego
operowania abstrakcjami i ich zrozumienia.
Czyli wzoru zrozumie w odniesieniu do niego samego nie mona - ale
mona przetumaczy na postrzegane w otoczeniu fakty.
575

I to jest ten moliwy kierunek ruchu wyjaniajcego: nie we wzorze


- nie w matematycznym schemacie, tak sztywnym i sumujcym wielkie
procesy w jedno - lecz w rejestrowanym wszdzie w wiecie rytmie
zmiany. Wzr wnosi jedno, ale to adnym sposobem nie oznacza, e
fizycznie to si tak obrazuje.
Jedno ma warto logiczn - ale trzeba obecnie w uproszczenie, w
schemat wprowadzi - i to na zasadzie absolutnej koniecznoci - tok
zmiany; bez wpisania w wzr kiedy tam wyrzuconej zmiennoci, nie
ma moliwoci poznania jego rzeczywistej treci.
"Absolutyzacja" wzoru - przypado czsta wrd abstrakcjonistw to gwny, o ile nie jedyny powd bdnego odczytu takiego przekazu;
"obraz", ktry wnosi symbol, to nie realna zmiana.
Czyli w wywiedziony ze wiata schemat naley ponownie wprowadzi te
wszelkie utrudniajce opis stany chwilowe, detale i przerwy - bez
tego cao nigdy si nie rozpadnie na skadowe i to, pozostanie
cian nie do pokonania; wzr moe bdzie i doskonay w swojej treci
- jednak bez adresata-odbiorcy, ktry co z niego wyniesie w formie
przyrostu wiedzy.
4.
Abstrakcja to informacja.
Czyli nadpisane, dodane do fizycznego nonika znaczenie - dodane w
formie indywidualnego kodu i symbolu.
Abstrakcja to kod na poziomie kolejnych kadrw zebranych-zaistniaych
w takim "filmie", to kod fizyczny - ale rwnie kod w formie znakw
i symboli znaczcych co dla obserwatora.
Realnie nie ma w pamici, w archiwum adnego obrazu "drzewa" - jest
tylko zbir zapamitanych stanw chwilowych tego konkretnego drzewa,
ktre ukadaj si w taki "obraz" dla obserwatora.
A to dalej moe by zakodowane, wic wej jako jednostka w skad ta
i brzegu, tym razem ju sprowadzonych do zmiany w przestrzeni bytu,
do zakresu gowy obserwatora - a take do zmiany tylko w ramach ju
abstrakcji, do poziomu operacji abstrakcyjnych. - To dalej moe by
elementem ta dla pojcia "drzewo" i budowa to to wraz z wszelkimi
innymi kodami, ktre to lub inne doznane-poznane w cigu ycia drzewa
oznaczaj. A jeszcze po dalsze, bdzie to na kolejnym ju poziomie
sumowania abstrakcji "drzewo", symbol i uoglnienie tych konkretnych
dozna, te ujty w kod, te stan fizyczny - ale zarazem jednostka
logiczna operacji.
Nie ma przecie znaczenia, czy regua tak pojmowanej zmiany - czyli
budowanie si abstrakcji w tym etapie analizy - czy to biegnie na/w
poziomie fizycznym, czy opis odnosi si do zakresu abstrakcyjnego,
elementw zmiany tylko odczuwanych-odbieranych jako "czysta tre"
i "czysta abstrakcja".
Nie ma to znaczenia dlatego, po pierwsze, e przebiega na fizycznym
noniku - po drugie, e rwnie odnosi si do stanw fizycznych - a
po trzecie (i najwaniejsze), nie ma znaczenia w analizie, czy opis
576

dotyczy fizycznej zmiany czy "suchej", wypreparowanej z niej (czyli


pojciowej, abstrakcyjnej) - wic lokujcej si poza zmian.
Zawsze jest ten sam rytm, ten sam i jedyny wiat, w ktrym buduje si
abstrakcja - i jedna zasada przeksztace.
Dlatego pozornie samodzielna i do wiata zewntrzna abstrakcja, ten
zakres rwnie zawsze podlega obowizujcej regule, tu nie ma i by
nie moe adnych odstpstw.
Osobnik nie ma pojcia o zakresie podprogowym zmiany, dla niego to
ciemno i nieoznaczono, operuje tylko abstrakcjami - jednak w obu
zakresach obowizuj te same reguy, wyjtkw nie ma. Nawet kiedy w
postrzeganiu wewntrznym wydaje mu si inaczej, nawet kiedy doznaje
emocjonalnego dreszczu nowoci zbudowanej w postaci abstrakcyjnej to zawsze jest ten sam proces i regua. To zawsze jest ten sam wiat.
e istnieje w zoeniu, abstrakcyjnie, e dotyczy tylko obserwatora?
C, prawda.
5.
Ciekawo wiata.
Wanym - niezwykle wanym elementem dziaania na abstrakcjach (oraz
budowania nowych) s emocje - tego dreszczu, ktry przebiega mocno i
gboko przez cao osobnika - to trudno zapomnie i zlekceway;
do tego si dy, czasami dugo, to podbudowuje motywacj, ktra w
dni i lata przenosi oczekiwany efekt.
Tego nie sposb pomin przy opisie abstrakcji. To tak jednoznacznie
odrnia fizyczny przebieg zmian budowania poj matematycznych w
stosunku do innych obszarw, e wypada - e trzeba to podkreli.
Doskonao wzoru obraca si przeciwko niemu i metodzie, ktra si
za jego powstaniem kryje.
To sztywna, pozbawiona emocjonalnych, a wiec zasadniczych "drgnie"
formua - i dlatego tak odstrasza.
To tak dalekie od bogactwa wrae, ktre niesie byle zachd soca,
e nie dziwi wielka trudno wniknicia w obszar abstrakcyjnych kodw
i znakw, ktre co znacz i czasami bardzo wiele wnosz, ale ktre
s zarazem w sobie "nieme", bez "kolorw", bez zmysowego dodatku.
Dowolna abstrakcja, a matematyczna szczeglnie, abstrakcja bez tego
codziennego dopenienia "szamotanin" drobin, to niewiele warte; acz
pomocne, to take prawda. - e s tacy, co w tym upatruj uciechy i
maj dreszcze? Dobrze, w caoci zbioru i tacy s potrzebni. Ale w
przecitnej duszy najwaniejsze s takie emocjonalne poruszenia, to
si liczy.
Jest jeszcze jeden element budowania si abstrakcji, w powizaniu z
emocjami: ciekawo. I to na kadym poziomie.
Kiedy obserwator dociera ustaleniem do jako wyznaczonej granicy lub
brzegu - nie ma znaczenia, czy aktualnie lub w historii, osobniczo
czy zbiorowo - zawsze stara si zajrze "w dalsze"; samo docieranie
do strefy granicznej tak potrzeb i myl wprowadza.
Jeeli konkretna chwila w istnieniu (oraz istnienie jako takie) to
cige dochodzenie i przekraczanie jednorodnej paszczyzny ta (poj
lub fizycznego) - jeeli caa dziaalno obserwatora to sumowanie
w jednostk docierajcej ze wiata zmiany i dalej ustalanie, e ona
577

si zaczyna, ale take koczy - jeeli poza tak zsumowan w jedno


zmian i abstrakcj w realnym przebiegu jest zawsze kolejne i dalsze
- to dla takiego bytu pytanie o to "dalsze" jest koniecznoci, nie
moe uzna, e dotar do brzegu, poniewa tego brzegu-ta nigdy nie
notuje w swojej poznawczej procedurze. Nie moe.
I dlatego w tym cigu poznawania nie ma ostatecznej wartoci, nie
ma granicy w analizowaniu wiata - zawsze jest pytanie o "kolejne".
O dalsze fizyczne, ale i o dalsze logiczne.
Nawet wiedza, absolutnie ju kracowy punkt dowodzenia, e dalszego
nie ma, e to gboka i zasadnicza sprzeczno, kiedy postulowa to
"dalsze" - nawet taki wniosek umys przyjmuje z rezerw. To koszt,
to cena tej ciekawoci "dalszego".
To konieczny do poniesienia koszt istnienia w granicach - oraz ich
przekraczania. Na co dzie to doskonale si sprawdza, jest wielce w
analizach i dziaaniu pomocne - jednak w zakresie brzegowym (ju w
strefie maksymalnie brzegowej), tu prowadzi do nieporozumie. Jest
powodem albo sumowania si (do nieskoczonoci) elementw, albo ich
logicznego zaptlenia, co rwnie wnosi bezkres w zliczanie. I trzeba
mie tego pen wiadomo.
W wiecie wszystkie granice s do przekroczenia, nie ma ogranicze
- acz s tego przekraczania koszty. Jeeli s jakie ograniczenia,
to tylko w obserwatorze.
I w logice.
Dalej jak do "CO", "NIC" i ruchu nie mona si przebi. To ostatni
punkt analizy. I ostatnia abstrakcja.

578

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 11.9 - Matematyka.
Matematyka to jest to, chciaoby si powiedzie.
Tylko, widzicie, jako przez gardo takie powysze mi przej nie
chce - za nic nie chce.
Nie, nie powiem, ebym szkolnie przez matematyk by nadmiernie i
do uprzykrzenia molestowany, a takiego dramatu yciowego udao mi
si unikn, ale to i owo - a nawet troch nerwowe - to zaliczyem;
i nie ja jeden, sami przyznacie.
Wiadomo, przyjdzie sobie taki czowieczek do szkolnej awki, by w
naturze chowany, na kamykach i paluszkach dowiadczenia robi, tam
zajrza, to posmakowa, inne powcha - i tu w tej aweczce zderza
si z t i tamt matematyk. Wczeniej radoci ycia tryska, bo
przed nim si wszystkie, no, prawie dowolne drogi otwieray, a tu w
szkolnej budzie oraz w lekcyjnym reimie za obiekt socjalizacji po
caoci suy; i matematycznie jest znakowany, i podliczany, i te
faszerowany. Ech.
Sami rozumiecie, jak w takiej yciowej gmatwaninie moe czowieczek
chci do matematycznego ogldu wiata zapaa, nie zboczy z trasy
ciekawoci oglnej, w jakie dziwne rejony si nie zapdzi - albo i
w gorsze nawet. Trudna sprawa, przyznacie.
Jak si zaprze w sobie, jak nauczanie za odsiadk za istnienie tak
generalnie potraktuje - to, c, jest jeszcze iskierka nadziei, to
jest szansa, e go szkolnictwo nie wyprowadzi na manowce, e kiedy
tam si za nauczanie matematycznych znaczkw zabierze. Tylko e, to
trzeba szczerze powiedzie, rzadkie to jest, dziwaczne w sobie, od
normy odbiegajce. Ale jest, potwierdzamy.
A przecie, te to przyznacie, powinno by inaczej, matematyka to
wspaniae narzdzie poznania wiata, i to na kadym poziomie. Skd
wic te problemy?
Nie, oczywista sprawa, ja tu adnego prostego wyniku wam poda nie
podam, nie o to chodzi w tym temacie matematyk badajcym - to nie
ten adres, od tego specjalici s. Ja tu zastanawiam si, co, jak i
dlaczego tak si dzieje, e znak matematyczny, tyle zawierajcy w
sobie, e on odlegy, suchy i wydaje si nieprzyjazny. Niby liczba w
sobie dwa, takie co, to to samo, co kamyk i paluszki - a jednak w
szczegle nie. I jest problem. - Niby wzr std a po horyzont si
sprawdza, a jednak to nie to samo, co wiecca gwiazda; to nie ma w
sobie emocji ani si umiechnie.
I jest problem.
I jest pytanie, czym ta matematyczno jest, co oznacza, dlaczego w
eksperymentach na/w wiecie taka zgodliwa z tym wiatem? Dlaczego w
mozole badawczym poczta w gowie osobnika matematyczna abstrakcja
tak do rzeczywistoci przystaje, e i most zbudowa pozwala, i si
w planetarn okolic rakiet daje zabra, i czowieka opisze tak od
579

pierwszego krzyku a po ostatnie tchnienie - skd takie, dlaczego?


Niby jasno jest, niby jaki tam matematyczny byt siedzi i swoje
na karteczce notuje. Co tam osobicie czy przed wiekami narysowa
na innej karteczce, za prost uzna czy inny aksjomat - i tak ju w
dal przyszociow to poszo, matematyk z przylegociami sprawnie
zbudowao. Niby jest jasno, ale nie do koca. Bo czy zbudowana w
tym zapale konstrukcja to co lokalnie takie, czy wieczne i spoza?
Matematyczny znak std i teraz - czy z zawsze i wszdzie?
Niby pytania oczywiste, zadawane od zawsze - niby odpowiedzi znane
i te oczywiste. Ale nie do koca. Bo trzeba powiedzie, a trzeba
to powiedzie od razu i na wstpie, e nie ma adnego bytu, adnej
niematerialnej matematycznoci - nie ma niczego, co byoby faktem
bez nonika. Matematyka, "fakt matematyczny", byt pozornie w takim
rozumieniu abstrakcyjny i niematerialnie osadzony - e to fasz, e
to bdne rozumienie wiata. Dlaczego? Poniewa nie ma matematyki
poza wiatem, w ktrym mona j zbudowa - ale rwnie dlatego, e
nie ma matematyki poza gow bytu, ktry tak abstrakcj tworzy, a
jej elementy traktuje abstrakcyjnie.
Matematyka oraz jej skadowe istniej dlatego, e jest wiat i e
jest konkretny matematyk - byt w sobie maksymalnie fizyczny. I jest
to zawsze-i-wycznie energetyczna zmiana w toku zachodnia. Nie ma
poza takim zakresem nie tylko matematyki, ale niczego. Rozpatrywanie
matematyki poza wiatem t matematyk umoliwiajcym, to jest bd
w analizie rzeczywistoci. Bd na "niedostateczne".
Matematyk, o czym jest zreszt wicie przekonany, odkrywa, albo w
innym ujciu tworzy odwieczne prawdy o toczcej si zmianie, ustala
regu, ktra ma zastosowanie zawsze i wszdzie. I traktuje to jako
oderwane od materialnego nonika, cho konieczne. Abstrakcja, ktra
zbudowaa si fizycznie i namacalnie w gowie osobnika, na skutek
niemonoci operujcego pojciami ustalenia tego zakresu, odrywa si
od fizycznej podbudowy - i usamodzielnia. Z oczywistymi dla osobnika
konsekwencjami: jest ponad to wszystko. Co, co powstao realnie i
w zgodzie ze wszelkimi reguami fizycznoci, okazuje si nagle by
utwardzone i pewne - i to na zawsze.
I jest traktowanie matematycznego znaku jako najdoskonalszego, bo
pozbawionego tak obfitujcej bdami pospolitej zmiany. Uproszczony
i odarty ze zmiennej nadmiarowoci matematyczny znak, pozornie bez
nonika i zawsze taki, oddala si w abstrakcyjne rejony - a to ma
ju spore konsekwencje. Tak dla matematyka, tak dla filozofa, ktry
zapatrzy si bezkrytycznie w taki znak - i jest zamieszanie.
Jednak prawda o matematycznym znaku i o wiecie jest taka, e nie ma
nigdy i nigdzie stanu poza, jako pojtego regionu-obszaru-miejsca,
gdzie nie ma materialnego elementu nonego.
Zasadnie mona mwi, e istniej struktury zbudowane z elementw,
ktre maj takie skomplikowanie i rozmiary, e nie pozwalaj na ich
fizyczne, przyrzdowe oraz namacalne poznanie - mona dowodzi, e
dopiero od pewnego poziomu docinicia skadnikw daje si nadprogowo
rejestrowa fakt - mona twierdzi, e jest graniczny stan skupienia
jednostek, ktry fizyk moe bada - ale nie mona, nie wolno upiera
580

si przy pogldzie, e to "niematerialny byt", czy te "matematyczny


niematerialny byt". To bd, lepa droga dowodzenia o wiecie.
Dlaczego? Poniewa nie ma notowania na pustce lub w pustce. Zawsze
musi by co, nonik, na ktrym tak nadmiarowo, tu abstrakcyjn,
mona zapisa lub stwierdzi.
Ale czy matematyk, dowolny naukowo i fizycznie ogldajcy otoczenie
byt poznajcy - czy taki kto myli si w swoim dziaaniu?
I tu odpowied jest oczywista: nie myli si.
Z tym dodatkiem, e z jego rozumienia, z jego dzisiaj obowizujcego
rozumienia zmiany wywodzi si to poprawne ujcie procesw. A zarazem
jednoczenie bdne.
Nie ma sprzecznoci midzy tymi wnioskami, poprawne ujcie w jednym
ukadzie odniesienia, kiedy zostanie wprowadzony zbir szerszy, to
staje si bdne - a co najmniej niepene.
W tej chwili nawet nie podnosz ju tego, e chodzi o banalne, tak
po prostu niepene rozumienie pojcia "materia" - lub uproszczone
traktowanie tego terminu, wycznie fizykalnie (od do). Atom w tym
uproszczeniu to element moe i zoony, ale na pewno pokazuje si
materialnie, wiec to co innego od promieniowania. e to w cznej
formule jest materi w takim rozumieniu, e to "co" (e jest) - to
oczywisto. Jednak kiedy o tym si zapomina, to (wszech)wiat staje
si faktycznie dziwaczny i wszystko przeplata si ze wszystkim tak,
e trudno to rozsupa na elementy skadowe.
Ale w tym momencie tego aspektu nie podnosz, nie w takiej prostej
formule - cho zasada jest analogiczna: pewnego poziomu fizycznie
istniejcego (ju dowolnie pojtego w jego istnieniu) nie sposb do
postrzeganego zaliczy, poniewa tego nie mona dojrze. Wsptworzy
cao, warunkuje obserwowane, ale sam lokuje si poza rejestracj.
Oczywicie chodzi o prg, o poziom obserwacji, ktry dla fizyka ma
znaczenie fundamentalne: jest fundamentem. - To dokadnie ten sam i
taki sam paradoks, ktry ustawi kiedy tam pojmowanie materii, a
dalsze zaliczy do promieniowania: e tu a tu jest granica i dalsze
to poza ni i ju odrbnie inne. Jeeli obecnie fizyk ustala, e to
a to istnieje - e tylko to i to jest poznawalne, to zawierajc si w
takim krgu (czy to w badanych konkretach, czy abstrakcji i definicji)
nie moe, adnym razem nie moe poza ten krg wyj - dalszego dla
niego nie ma. Po prostu nie ma.
Granica jzyka jest granic wiata - granica abstrakcji jest granic
absolutn, poza ktr nie ma jak si wydosta. Bo przecie abstrakcje
to obserwator.
I w badaniu rzeczywicie tego "dalszego" te zreszt nie ma. Bowiem
progu badaniem przej nie mona. Nie mona, poniewa elementy tego
niszego poziomu tworz prg poznania. e s dalsze oraz mniejsze,
pozornie upiorne zdarzenia, o tym moe sobie badajcy dywagowa i
ustala za wzorem na zasadzie koniecznoci - ale tego w pomiar nie
uchwyci. A po drugie, co te wane, w takim czynieniu przemieszcza
si ju na pozycje obserwatora zewntrznego i staje si filozofem.
Co ma niekiedy dla fizyka posmak gorszego, cho nie powinno.
Efekt? Bdzenie w zakltym krgu poj i zadziwienie.

581

Na usprawiedliwienie fizyka (i matematyka rwnie) trzeba powiedzie,


e ani inaczej postpi moe, ani powinien. Wyznaczony zakres ma dla
niego posta wszystkiego - i takim jest.
Dlatego te dzisiejszy prg poznania jest znaczco trudniejszy do
pokonania, poniewa to ju nie bariera jako fizyczna, ale mentalna,
psychologiczna - i logiczna. Jeeli nawet w badanie oraz rozumienie
materii nie wprowadz zakresu promieniowania bezporednio, to i tak
obszar promienisty ewolucji ustal, to w badaniu wyjdzie samoistnie,
potrzebne jest tylko techniczne podbudowanie tego badania. Jednak w
przypadku obecnie pojawiajcej si bariery poznania - c, tu aden
przyrzd nigdy nie pomoe, bo nie ma elementu, z ktrego mona by go
zbudowa. A raczej, po prawdzie, kady teraz i zawsze wykorzystywany
w pomiarze przyrzd jest z takich jednostek zbudowany, tylko e sam
ju nie moe by pomierzony.
Z tym kolejnym zastrzeeniem, e cho nie ma i nie bdzie narzdzia
badawczego, ktre mona zbudowa - taki przyrzd istnieje i dobrze
nawet dziaa (niekiedy dobrze). I tym przyrzdem jest oczywicie po
prostu umys stosujcy logiczn konstrukcj. Nie zbuduje si nic w
formule przyrzdu, ale doskonale funkcj badania "dalszego" speni
moe dopeniajca zakres fizyczny konstrukcja logiczna - dziaanie
rekonstrukcyjne w formule dodania do obserwowanego niej oraz wyej
pooonego. I to mona przeprowadzi.
wiat to doznawana-poznawana chwila, ale paszczak swoj matematyk
moe zbudowa nawet nie wiedzc, e dalsze istnieje. A w przypadku
bytu fizycznie matematycznego ona rzeczywicie nie istnieje. Cho
bya lub bdzie jako konieczno. Logiczna konstrukcja obudowuje i
definiuje nawet to, co jest aktualnie stanem potencjalnym - ale to
nie znaczy, e bdnym. W kocu dowiadczenie powiada, e mona to
zrobi - chodz po powierzchni, dom stoi, rakiety lataj. Wszystko
to opiera si na zmianie i jest zmian, ale poniewa jest zmian w
formule skwantowanej i tym samym policzalnej - to i przewidywalnej.
W najszerszym ujciu kada obserwacja to wyjcie poza chwil i na
tej podstawie tworzenie reguy, na przykad matematycznej. Doznawana
jest chwila, ale przez sumowanie tych chwil w matematyczny fakt (w
gowie matematyka fizyczny fakt symbolizujcy abstrakcyjnie zmian
w przebiegu) - to pozwala owe mosty, domy i rakiety budowa. Zmiana
biegnie, ale jak biegnie i wedug jakiej reguy, to ju ustala w tej
zmianie zawarty "matematyczny paszczak".
Dlatego ten dzisiejszy prg poznania jest taki kopotliwy - trzeba
wprowadzi "dalsze-i-gbsze", i to mimo tego, e jest poza stref
poznania.
Tego si nie uchwyci fizycznie, cho matematyczny wzr co rusz o tym
podpowiada. Dzi wymusza to zabieg renormalizacji, i to zasadnie w
zakresie fizycznym - jednak eby tutejsze postrzegane tak do koca
wyjani, c, nie ma rady: trzeba przyj, e dalsze te faktycznie
jest, e dziaa szybciej od prdkoci granicznej tu notowanej i e
tej nigdy i nic nie przekroczy. Oraz e dalsze to ju Fizyka.
A dodatkowo pokonanie tego progu dlatego jest kopotliwe, e kolejny
raz, w innym ujciu, wprowadza podobn acz na nowo definiowan, od
582

zawsze obecn w rozumieniu koncepcj "eteru". Nie to samo, ale te


nie takie odlegle. W kocu operujc abstrakcjami (bez znaczenia, co
si na ich powierzchni jzykowo lokuje) byt poznajcy wiat pobdzi
nie pobdzi. Moe si nie dopracowa gbokiego zakresu, moe nie
wyj poza krg prostych ustale, ale jeeli abstrakcja istnieje i
jeeli zostaa zbudowana logicznie, to oddaje wasnoci poznawanego
wiata. Dlatego niech sobie bdzie kolejne wcielenie "eteru", "pola
kwantowego", czy podobnie, to nie ma znaczenia - kade pojcie jest
w takiej sytuacji dobre, o ile pozwala zmian zrozumie.
Czy warto w taki sposb, czyli pozornie odlegymi od treci pojciami
przebija barier? Jestem pewien, e warto.
A co najmniej warto sprbowa, moe co wicej si zobaczy.
Matematyk, trzeba to sobie z pen szczeroci powiedzie, to taki
gorszy fizyk - to na zawsze zawierajcy si w abstrakcjach byt, co
to operuje pozornie tylko abstrakcjami. Ani one abstrakcyjne, czyli
bez nonika, ani nie opisuj staoci, bo to zawsze i tylko zmiana.
I nie ma znaczenia, e wyprodukowane w gowie abstrakcje sigaj do
nieskoczonoci - to nie ma znaczenia, poniewa dla matematyka jest
to zawsze bardzo bliska nieskoczono (maleka, zawarta w gowie).
Bo te abstrakcje tylko do jego gowy si odnosz. Fizyk, jeeli si
omieli w analizie i zasmakuje w filozofowaniu, moe wprowadzi w
analiz nieskoczono nieskoczon, sign Kosmosu. Ale matematyk,
mimo wspaniaego sprawdzania si jego poj w realu, sam pozostaje
winiem bardzo wskiego krgu abstrakcji. Przecie to maksymalnie
sztywny jzyk, e przez to pewny i poprawny - c, to wysoki koszt
tej dobroci.
Matematyka z zaoenia, z przyjtych zasad jest uproszczeniem, tak
do maksimum moliwym uproszczeniem konkretnego przebiegu. To wielka
zaleta tego procedowania, odrzucenie zbdnego balastu szczegw si
sprawdza, umoliwia dziaanie, siga najgbszego i najodleglejszego
zaktka rzeczywistoci - ale zarazem przez to zaciemnia obraz, nie
pozwala dojrze szczegw, ktre skadaj si w/na fizyczny fakt. I
to jest wielka uomno matematyki - co skrajnie funkcjonalnego,
kiedy trzeba to przetumaczy na realny przebieg, okazuje si przez
t wczeniejsz renormalizacj detali, nadmiarowe, zawiera w sobie
procesy "a do nieskoczonoci". Usunicie szczegw na pocztku
dziaania mci si ich nieskoczonym nadmiarem na kocu - a to ma
ten skutek, e uniemoliwia dalsze dziaanie. Kiedy na kocu jest
nieskoczona paszczyzna "czego" lub abstrakcji, to dalszej drogi
by nie moe - bo jak?
Dziaanie matematyczne jest maksymalnie symboliczne i sprawne, ale
na kocu i tak musi zawsze pojawi si tumaczenie z matematycznego
na ludzkie, to konieczno. Poniewa w najlepszym nawet wzorze nie
ma - i by nie moe - zmiennej czasowej, toku zmiany. Wzr, a wic
abstrakcja matematyczna, taki fakt pomija. Dlaczego? Poniewa jest
oczywistoci - "czas", zmiana jest integralnie w tym wzorze zawsze
obecna, bo nie ma niczego, co byoby niezmienne, stae, w bezruchu.
Dlatego "matematyczna renormalizacja" przebiega w umyle matematyka
nie informujc go o tym zabiegu, usunite zostaj zmienne, a zostaj
stae w postaci reguy.
583

I dobrze, tak powinno by. Matematyk nie wie oraz nawet czsto go
to nie interesuje, co si fizycznie i realnie kryje za zbudowan w
jego gowie abstrakcj. - Przemieszcza symbole, gra w pasjansa tymi
pojciami ze wiatem, buduje kolejne i doznaje przy tym dreszczyku
emocji, ale fizyczna zawarto abstrakcji (ta zewntrzna, a jeszcze
bardziej w jego gowie) - to wiedza zbdna w tym dziaaniu. Poniewa
wiat zbudowany jest z kwantowych klocw, to nie ma znaczenia, jakie
klocki si stosuje, betonowe czy abstrakcyjne, efekt i tak musi by
stabilny i poprawny. O ile dziaanie przebiegao wedug reguy, to
wiea w umyle wzbije si w gr, ale take zbudowana z betonowych
klockw si nie zawali. W kocu w obu zakresach wiata chodzi o to
samo: o te klocki.
I zabaw nimi, to rwnie ma swoj warto.
Jednak na kocu, eby zrozumie, jak ten proces realnie si toczy,
ponownie trzeba w ten zmienny przebieg (opisany wzorem matematycznym)
wprowadzi te zmiennoci oraz szczegy, nie ma odwoania. Dlaczego?
Poniewa kiedy si tego nie uczyni, to analogicznie do przeksztace
w wiecie paszczaka, nie bdzie nic poza stanem chwili, a wic nie
bdzie wiedzy, e byo przed, e bdzie po - e teraz to tylko jeden
z wielu elementw skadajcych si na przechodz przez paszczyzn
wielowymiarow sfer-fakt. Matematyczne zobrazowanie wzoru opowiada
wszystko, tylko e w maksymalnym uproszczeniu, wic bez zawartych w
realnym przebiegu momentw "ciszy". A przecie to wanie cisza, w
rozumieniu: przerwa, to tego elementu jest najwicej - to stanowi o
informacji i zrozumiaoci przekazu.
Matematyka cisz i pustk z abstrakcji usuwa, a przez to wydaje si
taka sztywna, odlega i niezrozumiaa. I czowieczkowi obca - a do
obrzydzenia. - e niesusznie? Fakt, jednak dopiero uwiadomiony to
fakt, kiedy wspwystpuje z przerw - z pustk. NIC, wiadomo, to
najwaniejszy skadnik wiata i poznania, kiedy si go pozby, to w
obrazie wszystko si zamazuje, zbiega w jedno - i jest takie obce
w sobie. C, nie da si ukry, jest obce.
Logicznie nic poza chwil nie istnieje, ale skoro wczeniejsze to
pniejsze warunkuje, to mona pozostae dobudowa. Matematyk robi
to atwo i przyjemnie (zazwyczaj tak) - jednak wiedza o zjawiskach
to take ta ukryta we wzorze zmienno. I szczegy.
Wypreparowana ze zmiany regua i jej wzr to ujcie oglne, bardzo
przydatne - ale tylko i a wspomagajce.
Wszak licz si jedynie te szczegy.

584

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 12.1 - Obserwator.
... halo, halo, tu wasz sprawozdawca. - Dzikuj za przekazanie mi
gosu. - I dzikuj za wszelkie wyjanienia, ktre pady w studiu z
ust naszych szanownych, a tak uczonych goci. Dlatego nie bd ju
pastwa zanudza informacjami, dlaczego tu si znalelimy oraz co
nasz czeka. Ogranicz si do samej relacji z tego niebywaego dla
nasz wszystkich wydarzenia. Mona nawet stwierdzi, i to bez adnej
przesady, e wiekopomnego i historycznego wydarzenia...
Chciaoby si powiedzie, e szkoda, e pastwo tego nie widz, e
nie mog by tu razem z nami, celebrowa tej chwili i napawa si,
i cieszy si tak niezwyk okolicznoci - ale tak nie powiem. Bo
ja tu jestem, poniewa ja tu jestem w pastwa imieniu i dla pastwa
- jestem wanie po to, ebycie, drodzy pastwo, poznali wszystko
i zobaczyli wszystko za moim porednictwem. eby byo tak, jakby ta
hala, tak wypeniona do ostatniego miejsca, e ona rwnie pastwa
goci. - Bo w pewnym sensie tak wanie jest, wszyscy znajdujemy si
w "hali" bez pocztku oraz koca, a tu i teraz jest kawaek naszej
podogi; i on na mgnienie, ta "hala" przecie rozciga si od zawsze
do wszdzie. I tylko tak...
Rozgldam si wok, wszdzie ruch, emocje, podniecenie. A take i
oczekiwanie - oczekiwanie na ten moment. - Jeszcze jacy ludzie, ju
chyba nadprogramowi, bowiem zdaje si, e hala zajta do ostatniego
wolnego punktu - oni dochodz, zajmuj swoje miejsca w wyznaczonych
rzdach, o czym ywo dyskutuj. Widz, bo to wida, na rozjanionych
wewntrznym napiciem obliczach widz niby to oczekiwanie, niby to
pewno, ktra tak porusza. Wszdzie, prosz pastwa, emocje, one s
tu wszdzie. Przelewaj si rzdami, faluj jednostkami, poruszaj.
Tak, prosz pastwa, w hali, przed hal, wszdzie czu niebywae i
ogromne emocje, to zarazem zrozumiae, ale i samo z siebie istotne,
niezwyke, wielkie. I wspaniae...
W powietrzu, w kadym tu zgromadzonym atomie i osobniku, tak, tak,
prosz pastwa, ju czu to podniecenie, ju te atomowe drobiazgi z
gdzie tam gbiny wiata si poczynajce ogromnie rozedrgane - ju
wszystkie orbity szczelnie obsadzone - ju wolne elektrony uwizione
i snuj si po wyznaczonych trajektoriach - ju gowy i myli kieruj
si w stron, z ktrej on nadejdzie. Bo przecie za chwil nadejdzie,
nadejdzie z ca pewnoci. I ta wielka chwila nastanie...
Nie, prosz pastwa, to jeszcze nie ta chwila, jeszcze musimy nieco
poczeka, jeszcze kilka sekund oczekiwania, a pniej to si stanie.
On si pojawi, to pewne, to gwarantowane - to oczywiste. Jeszcze w
drzwiach mijaj si osoby z obsugi, jacy dalsi trenerzy, co bez
znaczenia, dodatek do wszystkiego - ale jego jeszcze nie wida. To
za minut, za kilka si stanie, na pewno si dokona...
Czekamy, pastwo czekacie, ja czekam, wszyscy zgromadzeni czekaj.
Cierpliwoci. Czekalimy tak dugo, to c to kilka tykni zegara
wobec tak wanego, prawda? C to wobec nieskoczonej wiecznoci, co
tak mocno wybrzmiao przed moim wejciem na anten, o czym tak jasno
i wspaniale mwili zaproszeni przez redakcj do studia gocie. A by
585

si chciao westchn i uradowa, e to ju, e to za chwil, e i


my bdziemy tego wiadkami...
rodek hali pusty, odgrodzony symbolicznie od reszty, owietlony w
kadym detalu swojej mozaikowej podogi ostrym blaskiem reflektorw
- rodek hali czeka na swj wielki wystp. Przecie to tam, wanie
w samym rodku rodka, w tym punkcie tak zasadniczym dla wszystkiego
- tam si to bdzie rozgrywao - tam to si ju dla nas rozgrywa w
caej konfiguracji i ferii wiate, tam-tu jest nasza uwaga - caa
nasza uwaga jest tam skierowana. I tak musi by, prosz pastwa, to
rodek jest najwaniejszy, rodek oraz punkt. Przecie to tam, mamy
ju tego wiadomo, to tam i centralnie dla wszystkich, dokona si
to, nie waham si tego tak okreli, niezwyke i wielkie misterium.
Tak, to w tym, to w tym krgu - w tym topornie wyciosanym w naszej
rzeczywistoci szecianie czasu i przestrzeni - to tam zostanie za
chwil ogoszone ustalenie, ktre jest tak wane dla nas wszystkich
- i na ktre czekamy. Gdzie tam i pobocznie, zupenie teraz w mroku
i bez znaczenia, s rozstawione sdziowskie stoliki, tak sabiutko
widoczne, tak przesonite szaroci, e wydaj si zbdne, e zdaj
si nadmiarow regu do tego caego toczcego si pord jasnoci
spektaklu. - A przecie to tylko takie nasze wstpne ujcie, to bd
oceny, ktry powodowany jest nasz nieostr, zawsze skromn wobec
wiata metod obserwacji - a nawet, tak, prosz pastwa, rwnie i
krtkowzrocznoci. Niech nas nie zmyli ten pozornie drugi i dalszy
plan zasad i regu, to rwnie dla caoci spektaklu wany element.
Przecie na kocu i ostatecznie, to wanie przede wszystkim zasady
i sdziowanie si licz, najlepszy i najbardziej emocjonujcy mecz
blednie w konfrontacji z reguami - bo to zasada jest tu gwnym i
fundamentalnym wyznacznikiem moliwoci - to zasada reguy tworzy i
zawodnika, i sceneri, i hal - i nas, prosz pastwa. Tak, prosz
pastwa, my to regua obleczona w cielesn posta, to rytm zmiany w
jej tykajcym kwantami przemieszczaniu...
Ale mniejsza o stoliki sdziowskie, tam znajduj si odpowiedzialni
ludzie, doskonale wiedz, co robi i znaj si na przepisach, ale w
naszym obrazie przede wszystkim, tak na co dzie, w kadym naszym i
tutejszym spojrzeniu, w kadym zmyle liczy si spektakl, liczy si
zmiana, dynamika i wyprowadzony cios. Albo otrzymany cios. Nie ma
znaczenia cisza, martwota, zatrzymanie, to wszystko zbdny dla nas,
zawartych w tu i teraz, nadmiar interpretacyjny i niewarty zachodu
fakt z caoci. - To moe i wane tam dla kogo, moe go pobudza do
wstawania rano, jednak dla nas liczy si to, prosz pastwa, co jest
za oknem, na talerzu, w obok bratnio bijcym sercu - wszystko inne
jest takie obce, zimne, nijakie, bez emocji - bez emocji, szanowni
pastwo. A to przede wszystkim emocje, te wspaniae drgnienia duszy
s wszystkim, co nam daje rado, czym jestemy - co nas tu zebrao
w tej mrocznej na brzegach hali, jakby bez pocztku i adnego koca.
One, te punkty brzegowe, w tej ciemnoci si kryj, to pewne, wiemy
to, mamy pen wiadomo istnienia granicznej strefy - a jednak w
naszym ogldzie otoczenia liczy si, liczy si to, co zawiera si w
tym krgu wiata - to, co jest najistotniejsze. Czyli ten wielki
spektakl, ktrego ju jestemy uczestnikami i ktry za chwil, ju
za chwil - za takie malekie tyknicie pobiegnie dalej. - I zawsze
dalej, zawsze tylko do przodu...
Tak, prosz pastwa, powtrzmy to jeszcze raz i gono, nie reguy,
586

nie rozstrzygacze sporw si dzi licz - to on jest najwaniejszy.


Reszta jest tem, takim niezbdnym do obserwacji, ale dopeniajcym
tem. Ono oczywicie jest niebywale wane, do pewnego stopnia kady
z nas jest elementem tego ta. - To zawsze paszczyzna jednorodnych
elementw, a kady z nas jest takim elementem paszczyzny - ale ju
wiemy, przecie my ju wiemy i znamy to, e cho niczym jednostka od
jednostki si nie rni, to taki indywidualny konstrukt tu tylko na
chwil, zawsze tylko na tyknicie w dziejach - to element w takiej
nieskoczonej prostej - ale zawsze tylko w tym jednym i konkretnym
wydaniu. I dlatego to tak ekscytujce, dlatego tak porusza, dlatego
tu jestemy...
Tak, prosz pastwa, tak, widz ruch w okolicy wejcia. Co tam si
dzieje, to ju pewne, to wida, nawet czu. Kto wychodzi, drugi i
kolejni przepychaj si - stanowczo, ale delikatnie robi przejcie
pord niecierpliwcw, ktrzy zastawili szczelnie - ciao w ciao widok na ten istotny teraz punkt. Zachowuj si tak, jakby budowali
z wasnych istnie cian ta, ktrzy samym swoim bytem zasaniaj
widok na pocztek oraz punkt wejcia w rzeczywisto. To oczywicie
denerwuje, przecie chciaoby si widzie wszystko, pozna wszystko
i zrozumie wszystko - ale przecie te ju wiemy, e to drobnostka.
Jeeli nie wida, to i tak nie ma znaczenia - bo my i tak widzimy,
przecie my i tak przez t nieprzeniknion cian widzimy - to dla
nas adna przeszkoda. Nasze zmysowe oczy nie widz, ale my widzimy
oczami duszy. I wiemy, e tam jest to a to, e zawsze musi dzia si
tak a tak - e to wszystko zgodne z regu i przez to tak jaskrawe
i poznawalne. Wida do ciany, ale to nic, bo my widzimy wszystko,
a po kres, po horyzont hali - po absolutny gdzie i tam horyzont,
ktrego inaczej i tak nie mona zobaczy...
Pojawiaj si kolejne osoby odpowiedzialne za przygotowanie - tak,
widz pierwszego trenera - a to oznacza, tak, prosz pastwa, to w
formie pewnego ju stwierdzeniu moe by wyraone - e ju, e ju
by moe jest za rogiem - e jest blisko - e za moment...
Sala wstaje, tak, prosz pastwa, sala wstaje. Lec w gr jakie
kolorowe baloniki, co si sypie z gry - to chyba manna - a moe
tylko konfetti - w tym zamieszaniu i maksymalnym rozgardiaszu nie
mog w szczegach dojrze. Ale to niewane, to zupenie niewane.
- Jaka pani zdja sweterek i wymachuje nim tak, z tak werw, e
a serce ronie. Wok wszystko faluje, krzyczy, raduje si - twarze
szeroko umiechnite...
Tak-tak-tak, widz, widz go. Prosz pastwa, widz! Jest. Idzie idzie - idzie wolno. Idzie majestatycznie, z wysoko, z dumnie, tak
jednoznacznie podniesion gow - idzie z wzrokiem utkwionym gdzie
tam, w horyzoncie. Idzie. - Sylwetka wspaniaa, kady ruch, to si
czuje, to wida, przemylany, harmonijnie uoony. To zawiadcza o
ogromnej, wielowiekowej, a nawet tysicleciami uparcie oraz w znoju
toczcej si codziennej pracy trenerw, ustawiaczy i wszelkiej maci
korektorw poprawnego, logicznego dziaania. To wida, to si czuje
a z takiej odlegoci, e stoj za nim giganci - a on stoi na ich
barkach. - I patrzy, patrzy tam, gdzie aden fizyk nie siga swoimi
przyrzdami - gdzie w pozaskoczono...
Ubrany jest skromnie i gustownie, kolory stonowane, przecie to nie
byle celebryta - to on, obserwator. adnych zbdnych ozdb, adnych
nadmiarowych dodatkw, nieomal przecitny w swoim urednieniu, ale
587

jednak wyjtkowy - skupiony i stanowczy jednoczenie, otwarty do i


wobec innych, a przecie to tylko jednostka, sama wobec zbioru. Tak,
prosz pastwa, to on - obserwator...
Na piersiach - tak, widz to doskonale z odlegoci, niewielki, tak
ledwo zauwaalny w tle znak, z trudem moliwy do wyuskania pord
kolorowych plam i drgnie wiata - nasz znak. Nie ma adnych, adnych
wtpliwoci - tak, nasze wydao go plemi, on ci nasz - a imi jego
Obserwator...
Idzie, pozdrawia zebranych rk, maksymalnie powany i skupiony, i
nakierowany w dalek dal; a zdumienie bierze, e to a tak, e a
tak. Kieruje si wolno w stron centrum, celebrujc kady krok - a
w tym ruchu i poprzez ten ruch - jakby chcia nam powiedzie, e to
wane, e liczy si w caoci... I chyba go zebrani rozumiej. Jak
tylko sign wzrokiem - jak tylko potrafi wyuska z narastajcej
cigle wrzawy pojedyncze gosy i odgosy, to wszdzie emocje sigaj
szczytu - szczytuj w zwielokrotnionym rezonansie hali, dochodz do
kulminacji, ale jeszcze jej nie przekraczaj - przecie to dopiero
etap wstpny - przecie przed nami jeszcze wiele atrakcji - jeszcze
daleko do finalnego wystrzau...
Caa hala, rzeczywisto std po wieczno jest w oczekiwaniu, i w
ruchu jednoczenie. To stao dynamicznie zastyga w napiciu i w
oczekiwaniu na to, co si dokona - bo na pewno si dokona. Tak, tak,
prosz pastwa, przecie za chwil, przecie za moment - tak, prosz
pastwa, za moment bdziemy wiadkami tutaj czego tak niebywaego,
tak wielkiego, tak jedynego w swoim rodzaju - e warto byo na to
czeka. Tak dugo czeka. Na pewno byo warto...
Obserwator wchodzi w krg wiata i ustawia si centralnie, uwanie
rozglda wok. Jest maksymalnie skupiony, to wida. Jego twarz nie
oddaje moe penej akcji i emocji, jakby bya napita od rodka a
do ostatniego minia, ale przecie w tym jednoznaczna - taka, jakiej
nie spotyka si za byle zakrtem. - Obserwator podnosi wolno praw
rk, jakby pozdrawia i jakby jednoczenie delikatnie i stanowczo
- jakby od niechcenia, ale zarazem po krlewsku prosi oraz domaga
si o uwag...
Sala cichnie - a zdaje si, e milknie wszelkie jestestwo tego i
kadego wiata - i, tak!, tak!, prosz pastwa!, sysz!, on mwi!,
obserwator mwi!: "wszystko pynie"...
Zrywa si haas - narasta - osiga stan niemoliwoci - tak, prosz
pastwa, obserwator mwi, e wszystko pynie. e rzeka zawsze jest
ta sama, ale nigdy ta sama - e twarz jest zawsze, ale zarazem tak
uoona kadorazowo jedna oraz jedyna w nieskoczonej wiecznoci e to zawsze tylko chwila, ktr doznajemy, ale ponownie si w niej
ju nigdy nie zanurzymy... Nic dwa razy si nie zdarza...
Widz na twarzach wielkie poruszenie, nawet przejcie, nawet jaki
al, e to tak wszystko pynie i przepywa - e kiedyniejsze byo
wane, ale ju przeszo do historii i si nie powtrzy. Widz wrd
blisko i dalej stojcych, w ich w zmarszczkach, ktre zbudowa czas,
a pogbiy kolejne przestrzenne doznania - widz w utkwionym tam
gdzie daleko wzroku wielkie wzruszenie - dostrzegam niebywae, a
do skrajnoci emocje, cho jeszcze stonowane, jeszcze sptane tymi
naszymi codziennymi konwenansami. - I to robi wraenie. Tak, prosz
pastwa, to robi wielkie wraenie. I chyba nie tylko na mnie, bo i
pozostali zdaj si w peni rozumie, e to nic doznawa i odczuwa,
588

ale e przede wszystkim znaczenie ma nazwa i zrozumie, to jest w


tym caociowym wiecie tak wane, tak niebywale emocjonujce - to
wywouje drgnienia duszy - to czowieka porusza a do gbi... Wszak
zrodzilimy si bez wprawy i pomrzemy bez rutyny...
Obserwator znw prosi o cisz, znw skupiony - znw w napiciu. Ale
teraz jego sokoli wzrok kieruje si wyranie w gr, gdzie, gdzie
tylko myl siga. - Ludzie wpatrzeni, znieruchomiali w pozach, jakby
wyrzebieni przez wielkiego mistrza w detalach i w caoci - a si
zdaje, e to wyciosane z marmuru byty. Ta chwila zdaje si nie mie
koca - jakby tak dotkliwa codzienna przemiana gdzie znika, jakby
jej nie byo, jakby istniao tylko tu i teraz - jakby nie byo tego
tykajcego zegara i tej rzeki w wiecznym przepywie skd dokd i
nie wiedzie po co...
"S ponad wszystkim stae idee, ktre warunkuj to wszystko zmienne
i nietrwae", mwi obserwator przyciszonym, ale bardzo stanowczym
gosem. I kieruje obecnie ju bardzo stanowczo wzrok w gr - w dal
bezkresn - w wieczno...
Tak, prosz pastwa, tak, obserwator mwi. e s nieodmienne, nigdy
inne reguy tej wszdzie postrzeganej zmiany. e to wszystko tak na
chwil, w swojej nietrwaoci dynamiczne oraz przeksztacajce si
z jednego w drugie, i e tak musi by. - Ale, mwi obserwator, jest
do tego dalsze, niebywale dalekie, gdzie poza tutejszym i w aden
sposb nieosigalne z naszej przykutej do dna jaskini rzeczywistoci
- e to stao reguy i nieodmienno zasady - e to oderwane ju
od dowolnego nonika struktury... Ale, tak-tak, prosz pastwa, to
nie w ten sposb naley pojmowa w naszym skromnym zbiorze abstrakcji
i odniesie, mwi obserwator - nie na tej zasadzie, jakby si mogo
to w zgrubnym i nieopatrzonym, nienawykym do analizy skomplikowanych
poj spojrzeniu wydawa, e s sobie jako tam istnienia, co to bez
materialnych naleciaoci bytuj, e zawodz pochwalne lub kibolskie
hymny nie wiedzie dlaczego i komu - to nie tak, mwi to wyranie i
jednoznacznie obserwator. To nie toczy si w taki banalnie prosty
sposb, e te byty krzepn materiaowo, e wchodz w rne relacje
i reakcje, e si mieszaj z tutejszym zmiennie nietrwaym wiatem,
tak szybko w naszym spojrzeniu przemijajcym. To nie tak, gosi oraz
podkrela obserwator...
Jest tak, prosz pastwa - jest tak, e te niezmienniki s zawsze i
tylko w tym wiecie, zawsze w nim, podkrela obserwator. Bo nie ma
przecie niczego, co byoby fundowane, co byoby zbudowane bez tej
nonej a kaprynej materii, co byoby pozbawione nonika. Przecie,
szanowni pastwo, wecie to pod uwag, prnia, nico niczego ani
w sobie, ani na sobie nie koduje. Nie mona niczego zapisa w takim
zerowym stanie kosmosu, to niemoliwe. Nie ma idei poza wiatem, w
ktrym te idee mona powoa do istnienia - wiat zmienia si wedug
reguy, ale regua - ale regua, szanowni i drodzy pastwo, regua
istnieje dlatego, e tene wiat jest - e jest zmiana. Zmiana jest
tak, poniewa jest regua zmiany, ale dlatego mona wyrazi regu,
e jest wiecznie zachodzca zmiana. - I niczego poza t zmian nie
ma wicej, i nigdzie. Tak, szanowni pastwo, zmiana to regua, ktra
jest staoci dlatego, e jest fizyczna zmiana. Taki sobie filozof
czy matematyk wykrywa w otoczeniu stao reguy dlatego - e jest
zmiana. e jest zmiana, ktra przebiega wedug schematu. Regua jest
zawsze w gowie bytu, nie poz nim. I tylko, i zawsze tak...
589

Prosz pastwa, prosz pastwa - syszycie t cisz? - syszycie te


drgnienia ciszy? - dociera do was ten zmasowany, wielki, nieskoczony
krzyk ciszy? Syszycie ten wibrujcy do ostatniego nerwu ton ciszy?
- Tak, prosz pastwa, sala milczy, sala zastyga, sala zapatrzona
w centralny punkt. A obserwator stoi w tej zupenej ciszy wpatrzony
w to nieodgadnione. - Sam wobec dalekiego a niedocieczonego - sam
wobec wszystkich - sam wobec bezkresnej wiecznoci...
A trudno w to uwierzy, to przekracza, i to znakomicie przekracza,
i to niepoliczalnie przekracza to wszystko, co si zdarzyo, to po
prostu niebywae...
Gdzie przelatuje samolot, zdaje si, e to samolot. - W tej ciszy
niezgbionej i wielowymiarowej daleki szum silnika dociera tu jakby
guchy i nietutejszy, jakby z innego wiata, daleki, nieznany, obcy
- a jednak tutejszy przez to poczenie nieuchwytnym kanaem. My tu
jestemy, tak sobie bliscy i dalecy zarazem, a tam powd wszystkiego
tutejszego - dudnicy pomruk z otchani energetycznej ewolucji. - I
regua, zawsze nieodmienna oraz zawsze obecna w tych konstrukcjach
regua...
Sala milczy, sala docenia ten idcy przez wieki mecz z otoczeniem,
mecz z potu, krwi i koci - mecz o istnienie. Sala wzruszona a po
ostatnie rzdy, po ostatnie tchnienie. I wpatrzona za obserwatorem
w gr. Wpatrzona z nadziej, e gdzie, e kiedy, e moe bdzie
to si przeksztacao inaczej...
Syszycie pastwo t cisz, syszycie to rozedrganie ciszy?...
Ale to jeszcze nie koniec - to jeszcze dalece nie koniec. I padaj
w tej ciszy gromkie, znamienne - wielkie sowa obserwatora: "prawo
moralne we mnie, niebo gwiadziste nade mn"...
Prosz pastwa, prosz pastwa, sza, na trybunach sza - a, a. Co
tu si dzieje, prosz pastwa. Jeszcze przed momentem wszystko byo
skpane w ciszy - jeszcze mgnienie temu zdawao si, e brzczenie
komara to huragan, jeszcze nienawykym do emocji w duszy co gra i
zawodzi - a tu ju aplauz, sza, rado i totalne zamieszanie. Jaka
odmiana pord zebranych, jaka ywioowo, jakie uniesienie - jaka
energia, ech, szanowni pastwo, a trudno to opisa, to przechodzi
pojcie. - Tak, wiele w yciu widziaem, ale zebrani mnie zaskakuj.
Ci pozornie przecitni zjadacze byle czego, na co dzie gdzie za
biurkiem czy przy zbieraniu plonw z pl - oni teraz szalej - oni
ju wiedz - oni poznali i zrozumieli, e moralno to nasza i tylko
nasza produkcja. I dla nas. - Owszem, to gboka prawda, s gdzie
tam daleko, tak wyniole obce wobec tej naszej ulotnej chwilowoci
gwiazdy, cae ich konstelacje i nieprzeliczalne zbiory - one tam s,
nieruchome dla nas w swojej zmiennoci wysepki jasnoci w bezkresnym
mroku. S tam, tak zimne, tak punktowe na rwnie obcym nieboskonie
- zmieniaj si milionami lat i nic o nas nie wiedz. Ale to nic, to
drobiazg. To nic, prosz pastwa - tak, to nic. Przecie to nasze i
w nas dziejce si doznania s wszystkim - to w nas s te gwiazdy,
to my je w kadym spojrzeniu powoujemy do istnienia, te gigantyczne
skupiska materii nie istniej bez naszego mgnieniowego, tak ulotnego
aktu obserwacji. Kiedy nikt nie patrzy, gwiazdy nie wiec - kiedy
nie ma kto dostrzec ich pikna, to pikno nie istnieje. - Tak, tak,
prosz pastwa, moralno, zasady oraz reguy s w nas. A te gwiazdy,
ten wieczny bezkres, to tylko dodatek - to py i proch skondensowanej
nieskoczonoci...
590

Tak, pastwo to sysz, caa sala raduje si, taczy, wituje - bo


jest co witowa. A obserwator tym razem nie ucisza zebranych, nie
prosi o skupienie, za to rzuca w tum kolejne sowa i zdania - jego
gos, cho z trudem, ale dominuje nad chaosem. - I przebija si do
wiadomoci - i wdziera si w zakamarki duszy i rozumu: "jest czas
absolutny i przestrze absolutna, a zarazem nie ma czasu absolutnego
i przestrzeni absolutnej; fizycznie jest dostpna tylko-i-wycznie
czasoprzestrze". ...
Poruszenie, zadziwienie, nawet zmieszanie. - Tak, obserwuj uwanie,
rozgldam si po zebranych, analizuj ich twarze - i widz, e one
jakby zastygy, jakby si zawahay w entuzjazmie. Jest a nie jest,
jest czas absolutny i go nie ma, jest przestrze absolutna, ale jej
nie ma. - Co to jest czas - co to jest przestrze - dlaczego jest i
czym jest czasoprzestrze? Z kiedy do kiedy? - co to znaczy? Jak
odmienia si zmiana? - Co jest "dalej"? ...
Widz pord zebranych niepewno - ich ciaa ukadaj si w znaki
zapytania. Niektrzy znieruchomieli - inni maksymalnie pobudzeni w
emocjonalnym odbiorze sw obserwatora; jedni zmieniaj pozycj i
szukaj punktu odniesienia, inni pozornie nieruchomo wsuchuj si
siebie lub innych; jeszcze inni nerwowo spogldaj na zegarki, co
sprawdzaj i sprawdzaj, jakby chcieli usysze tykanie chwili i jej
budowanie zamierzali zapa na gorco; a jeszcze inni tylko niemo si
przygldaj. Widz wyranie, e pytania si mno, e domagaj si
pilnego wyjanienia - dlaczego wyglda to tak, jak wyglda, dlaczego
losowo obsadza elementy gdzie tam na dole oraz co z tego wynika
dla naszego, skomplikowanego wiata?... Dlaczego wiat, wszechwiat
nasz to zmiana, a do tego przyspieszajca, co jest dalej i czy mona
o dalsze pyta? Co to znaczy wiat, co to znaczy, e mia pocztek
i co to znaczy, e bdzie koniec? Jaki koniec?...
Wszdzie pytania i pytania, a znikd pewnej odpowiedzi...
Im dalej siga wzrok, im wicej szczegw, tym na twarzach wiksze
zmieszanie, tym wyraniejszy niepokj - tym mocniej wyraana myl:
co to jest i dlaczego tak? ...
Jeszcze sala spokojna - jeszcze woanie o sens tego wszystkiego nie
wzbiera i nie wybucha - jeszcze nie...
Obserwator wolno przemieszcza si z punktu do punktu - obserwuje i
notuje w pamici reakcje tumu. Obserwuje zachowanie, wsuchuje si
w pytania - ale milczy. Nie podnosi rki, nie prosi o gos. - Jakby
tylko czeka na odpowiedni moment - jakby si przyczai, eby puci
w publiczno gbok myl...
I nagle rzuca: "jest Kosmos!". "Tu i teraz to wszechwiat - ale to
nie Kosmos!"
Ludzie na trybunach krc si nerwowo, sdziowie przy stolikach nie
wiedz, co si dzieje i te rozgldaj bezradnie. I ja nie wiem, co
tu si wyprawia. Szanowni pastwo, to co niebywaego...
Jak to, wszechwiat nie jest kosmosem i nie jest nieskoczony? - To
lokalne w kosmosie zdarzenie? Sycha gosy z sali, pojedyncze oraz
zbiorowe - wszystko wok to nie wszystko? To nie wszystko? ...
Obserwator przez dug chwil stoi w milczeniu, gboko zamylony wreszcie przyklka na rodku pola obserwacji...
Nie, szanowni pastwo, nie i jeszcze raz nie! On nie przyklka, on
si schyla. On si pochyla - przyblia - dociera do podoa, do tej
naszej fundamentalnej opoki, ktra kadego dnia nas unosi. - On nie
591

przyklka, poniewa on ju nie klka przed natur - on otoczenie na


wszelkie sposoby eksploruje, a nawet eksploatuje - on jest ju osob
i osobowoci, rwnym wobec wiata. Kiedy zlkniony byle grzmotu, w
dniu dzisiejszym siga tych odlegych gwiazd; kiedy uciekajcy, a
dzi wszystko przed nim ucieka; kiedy z trudem wydzierajcy wiatu
jego reguy, dzi zna regu i j stosuje. Kiedy tylko zadatek na
co lepszego - dzi obserwator...
Tak, prosz pastwa, on si pochyla, eby zrozumie... Tak, prosz
pastwa, obserwator wszystkim zmysami si w rzeczywisto wczepia
- eby j przenikn...
"Tam, na dnie - mwi obserwator - tam daleko, gdzie poza ostatni
warstw naszego wiata i wszechwiata, czyli tu i teraz, i wszdzie
- tam jest tylko CO i NIC, i ruch. Ruch czego w tym nic. I niczego
wicej ju nie potrzeba. Tak wyglda rzeczywisto w tym najdalszym
i najgbszym sensie. To wszystko proste to Kosmos - a zoenie to
"wszechwiat".
Obserwator cigle pochylony, rk pokazuje podstaw wszelkiego. Od
nieskoczonoci do nieskoczonoci, jako wieczno w zmianie. I tak
lokalnie w tym bezkresie zaptlenie w formu wszechwiata. - Raz,
tylko jeden raz na prostej. Cho w przenigdy koczcych si cyklach
i powtrzeniach...
"Jest tylko ruch oraz przemieszczanie si, punkt po punkcie zmiana
elementu czego w nieskoczonej pustce. - Jest tylko i wycznie, i
zawsze strumie energetycznych czstek, jedynek ju do niczego nie
redukowalnych jednostek w Kosmicznym bezkresie - i gdzie-lokalnie
tworz si z tego skomplikowane konstrukcje. Nieskoczono dodana
do nieskoczonoci musi, musi wytworzy skoczone, chwilowe, zawsze
ulotne byty." ...
"I takie skoczone konstrukcje - niekiedy mylce - mog doznawa i
poznawa otoczenie." ...
Cisza na sali jest niebywaa - przejmujca - dojmujca - bezkresna.
Szanowni pastwo, to niezwykle istotne sowa. - Te sowa, cho tak
skromnie wypowiedziane, przez pyek w nieskoczonoci, one teraz, w
tej hali bez pocztku oraz koca, odbijaj si od kracw, zaczynaj
powraca zwielokrotnionym echem, zaptlaj si, tkaj w tym biegu i
falowaniu niewidzialn, a przecie odczuwan kadym atomem, kadym
elementem wiata tkanin czasoprzestrzennej rzeczywistoci - one w
kadym istnieniu i w kadym drgnieniu istnienia si realizuj oraz
zmuszaj do refleksji - do przystanicia i zamylenia...
Ale obserwator jeszcze nie skoczy - nie daje si zebranym zebra
w sobie, nie podtrzymuje ciszy tylko rzuca gromko i ponad gowami,
ponad tumem i ponad wiatem: "To ja - to kady z nas ten strumie
energii tworzy w sobie i go ksztatuje i go definiuje. Nie ma, nie
ma niczego poza tym przemieszczaniem si kwantw czego w tej pustce
kosmicznie bezkresnej - nie ma. Jest tylko-i-wycznie ruch, zmiana,
chwilowe zaptlenie w bardziej lub mniej skomplikowan jednostk to, co dla nas w bardzo zgrubnej i powierzchownej obserwacji tak
jednostk si wydaje. - Kade nasze spojrzenie i kady wykorzystany
przez czowieka element wiata, to zoenie, to bardzo rozbudowana
konstrukcja, to zbiegnicie w jedno wielu linii energii w trakcie
ewolucji. I dlatego widoczna, dlatego doznawana, dlatego mierzalna.
Ale, w sensie gbokim, nie ma czego takiego, to zudzenie, skutek
naszego wysokiego i skomplikowanego uoenia i zoenia - wida tu
592

czy tam jednostk, a to zbir - wida jedynk, a to caa matematyka.


Wszdzie tylko zoenie"...
I dalej mwi obserwator, i dalej jego gos przebija si jak grom z
czystego nieba, dociera w kady zakamarek hali i w kady zakamarek
zebranych.
"Tak - warto sobie to uwiadomi - ten strumie skadamy w sobie i
dla siebie. Nie atom czy czowiek istnieje w wiecie, nie ma czego
takiego jak wszechwiat, to tylko strumie przemieszczajcych si i
chwilowo w bliskoci siebie elementw, nic wicej. Ale i nic mniej.
I ten strumie przybiera takie ksztaty tylko dla nas. To ja, ty my wszyscy razem i kady osobno znakujemy, zabudowujemy ten ruch w
postaci strumienia kwantw w ciaa, relacje, zwizki, byty. Ale to
jest tylko w nas - te byty s w nas i dla nas...
To ja, ty - my jestemy twrcami, stwrcami wiata - wszechwiata Kosmosu. I wszystkiego. wiat si zmienia, ale to, e si zmienia,
a zwaszcza to, jak si zmienia, to jest we mnie, w tobie - w nas.
I tylko tak! ...
Ostatecznym wnioskiem, ktry naley wycign z obserwacji, z tak
na rny sposb prowadzonych eksperymentw, jest to, e w zakresie
dostpnym nie ma staego i niezmiennego - staa jest tylko zmiana w
nieskoczono-wiecznym Kosmosie. Oraz to, e t zmian widzi, doznaje
i na wszelkie sposoby znakuje byt postrzegajcy. I poza nim - poza
obserwatorem nie ma niczego wicej.
wiat tworzy obserwatora, ale to obserwator stwarza wiat w kadym
swoim dziaaniu i spojrzeniu."
...
Zebrani wstaj z miejsc i do gbi przejci zaczynaj skandowa:
ob-ser-wa-tor!, ob-ser-wa-tor!, ob-ser-wa-tor! ...
Mwimy "wiat" - a w domyle obserwator.

593

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 12.2 - wewntrzny-zewntrzny.
...
- Przyjmuj twj zarzut. - Poruszane tematy zazbiaj si ze sob,
zbir argumentw jest wielkoci skoczon, dlatego w opisach, w tu
prowadzonych rozmowach, musz si pojawi zblione sposobem ujcia
obrazy i uzasadnienia. - Powtarzam, przyjmuj do wiadomoci uwag, a
nawet przyrzekam, e postaram si rozszerzy katalog analogii, ale
do jakiego stopnia to si uda, zobaczymy. Przepraszam za wygoszone
do teraz, ale prosz o wyrozumiao na przyszo.
- Rzeczywicie mgby si postara.
- Zasadniczym, centralnym tematem dzisiejszej rozmowy - jeeli si
zgodzisz - chciabym uczyni obserwatora, dowolnego uczestnika zmian
zachodzcych w wiecie i ich obserwatora.
- Czyli wracamy do strzelania, ucznika, tarczy?
- Nie czepiaj si, to idealny model, maksymalnie prosty, a zarazem
oddaje wszelkie zalenoci. Ale, zgodnie z przyrzeczeniem, postaram
si go zmodyfikowa. Taka wariacja "w temacie" - rakieta startujca
i zdajca do celu.
- Jestem pod wraeniem...
- I jak takiemu dogodzi? Ja si staram, obraz sowami maluj, dal
i inn perspektyw wprowadzam, nowinki technologiczne stosuj - ale
takiemu mao...
- Dalej jestem pod wraeniem...
- Dobrze, tylko spokojnie... Wic tak... Jest wzmiankowana rakieta
czy dowolnie inny proces wyrniony w tle, ktry posiada swj moment
"startu", pocztkowy i pierwszy, w tym przypadku jest to rzeczywicie
start rakiety. Dalej jest okres "lotu", czyli zmiana przebiegajca
midzy punktami skrajnymi. I jest fina, cel, moment osignicia ju
brzegu w formule "wbicia si w tarcz". Wszelakie inne okolicznoci,
usilnie to podkrelam, s w tak prowadzonej analizie zbdne, chodzi
o maksymaln i doskonale widoczn logiczn prostot.
- A fizyka?
- Do fizyki za momencik nawi, tylko e rwnie w najoglniejszym
znaczeniu, takim fundamentalnym... Bo co tu jest istotne? Wczeniej,
kiedy temat si pojawia, to ju pado: pooenie obserwatora. - e
jeden z dwu obserwatorw, ktrych w tym eksperymencie na zasadzie
koniecznej trzeba umieci, e jeden z nich jest powizany z lecc
i przemieszczajc si zmian, tu zawiera si w poruszajcej si do
celu rakiet - a drugi znajduje si "z boku" i rejestruje zmian w
jej caoci, czyli z punktami brzegowymi.
- Dobrze, znam i rozumiem, jednak nie widz, na gruncie fizycznym,
w ich obserwacji adnych rnic.
- Bo ich nie ma. Do tego punktu chc wanie przej - chodzi o ten
fizyczny fundament, ktry wsptworzy oraz warunkuje w obserwacjach
obu postrzegajcych, wewntrznego i zewntrznego...
- Mw, sucham.
- Wczeniej, nieco upraszczajc opis, podkrelaem rnic w takim
rejestrowaniu zmian, e zwizany z ruchem obserwator nie moe nigdy
594

w swj zakres odbioru wprowadzi ani pocztku i startu zmiany, ani


zakoczenia - bo kiedy jest mier, to nie ma obserwatora.
- A drugi widzi wszystko.
- A drugi moe i musi ustali w takiej zmianie punkt zaponu takiego
procesu i jego zakoczenie... Ale, widzisz, s niuanse tego opisu,
i to nimi teraz si zajmujemy, one si licz. Tamte ujcie jest po
caoci suszne, ale obecnie wchodz na scen detale.
- Czyli?
- Powoli, nie poganiaj... Chodzi o t wspomnian fizyczno, o to,
e obaj, e dowolni obserwatorzy w swoim fundamencie zawieraj - a
te i sami si zawieraj w fizyce, w zmianie pojtej fizycznie. A
wic ze wszelkimi reguami i ustaleniami, ktre jako fizyk czynisz
na kadym kroku. - W adnym wypadku nie moe powsta wraenie, e w
jednym obserwatorze jest wszystko, a w drugim jakie ograniczenie
lub niepeny stan wiata - w sensie gbokim nic ich nie rni. I to
nawet na poziomie doznawania szczegw w formule brzegu.
- Czekaj, czyli wewntrzny obserwator te poznaje brzeg? Poprzednio
to odrzucae...
- Prosz, nie gorczkuj si. Niczego nie prostuj, powiedziaem, e
wszystko pozostaje na swoim miejscu, ale e obecnie w obraz trzeba
wprowadzi szczegy, bo one s istotne.
- Co mi si nie zgadza...
- Pozornie... Powiedziae, uye sowa "poznaje", e obserwator w
brzegu poznaje stan zmiany - to bd. Nie poznaje, ale doznaje...
- Co za rnica?
- Fundamentalna. Dokadnie o ten szczeg w tej chwili mi chodzi, i
o tym chc powiedzie. O ile mi pozwolisz.
- Zamieniam si w such, jak to si powiada.
- Ju pado, e na gruncie fizycznym tych obserwatorw nic, ale to
nic nie rni, i to w adnym momencie postrzeganej zmiany. Kady z
nich doznaje przeksztace dokadnie tak samo - i to wraz ze stanem
brzegu. Tylko przebiega to na innej logicznej zasadzie. Rnica si
zawiera w pojciach "doznaje" i "poznaje".
- Dla mnie to tylko gra sw.
- Nie, absolutnie nie. Zauwa, e kiedy rakieta startuje, czyli si
wzbija w niebo, ten pierwszy punkt zmiany - czyli w innym nazwaniu
akt narodzin zdarzenia - ten punkt ju jest zwizany z obserwatorem,
przecie on tu si zaczyna w jego yciorysie. Tylko e, uwzgldnij
ten fakt, jako doznanie - ale nigdy poznanie.
- Dalej uwaam, e to bardzo nieostre i zabawa pojciami.
- Nie i jeszcze raz nie, to jest punkt analizy - ktry dla ciebie,
jako fizyka - ma szalone konsekwencje. Obserwator punkt startu, czy
jak go tam nie okrela, ma w sobie - ten moment jest w nim obecny,
i to na zasadzie koniecznej; korzysta z faktw dokonujcych si w i
na brzegu. Doznaje je, ale ich nie poznaje - po prostu nie moe nic
o nich powiedzie.
- Dlaczego? Przecie to fizyka.
- To fizyka, pena zgoda. Ale poza rejestracj. - Podkrelam to, poza
rejestracj.
- Ale dlaczego, z jakiego powodu?
- Brak skali porwnawczej. - Albo banalniej: niemono wysowienia
si w temacie...
- Janiej.
595

- Czym si rni ujcia obserwatora zewntrznego do zmiany i tego


w niej zanurzonego? Fizycznie niczym, ale jest jeszcze dopenienie
w postaci kolejnego kroku rejestracji... Zauwa, mj drogi, e dla
obserwatora wewntrznego, tosamego z zachodzc zmian, w punkcie
pocztkowym brakuje stanu "przed", poza jego obserwacj lokuj si
wszystkie etapy przygotowawcze do startu rakiety - i to samo tyczy
si brzegu "po" dotarciu do celu, po wbiciu si w tarcz, to take
s fakty spoza zdarzenia. - Oczywicie warunkuj zmian, bez etapw
przed i po nie byoby obserwacji jako takiej, ale nie wchodz, i to
nigdy, w zakres wyrniony.
- Dalej nie rozumiem.
- I teraz pojawia si pytanie: dlaczego? Dlaczego nie mona uj w
badaniu tych etapw, mimo e fizycznie one rwnie wsptworz tak
opisywan zmian?
- Dlaczego?
- Poniewa obserwator wewntrzny w punktach brzegowych albo zaczyna
istnienie i nie moe porwna do stanu wczeniejszego, tych etapw
w jego zbiorze danych nie ma - albo te dane s, tylko e na kocu
nie ma ju kolejnego kroku - nie ma nastpnego punktu istnienia, w
ktrym takie porwnanie mona byoby przeprowadzi. - Na pocztku
w badaniu brak odniesienia do wczeniejszego, bo jest stan "pustej
kartki" - a na kocu, cho kartka zapisana caym yciorysem, nie ma
zmiany, nie ma czego z czym rwna. - Na kocu jest jedna warstwa w
postaci kwantw i nie ma "czasu" na takie dokonanie.
- Czyli jest doznanie, ale nie badanie?
- Wanie. Obserwator wewntrzny w zmianie doznaje j na kadym i w
kadym etapie, ale eby j zarejestrowa - czyli stwierdzi, e ta
zmiana jest oraz e si jako tam odmienia - musi posiada zapas,
zbir danych o stanach wczeniejszych - musi dysponowa punktem, a
po prawdzie zakresem do porwnania. - Fizyczne dziaanie, dowolny
pomiar stanu wiata i zmiany dlatego jest moliwy, e jest rnica
midzy mierzonym a tym wczeniejszym. Bo kiedy w/na brzegu jest stan
jednoelementowy, nie ma i by nie moe pomiaru.
- A obserwator zewntrzny, taki sam fizycznie, mierzy przed i po?
- Ciesz si, e to dostrzegasz. Wanie mierzy, moe porwna. Na
fundamencie fizyki oba procesy s identyczne, ale wewntrzny zakres
wyklucza pomiar brzegu, poniewa dotyczy faktw jednostkowych - a
zewntrzny dlatego jest moliwy, e operuje dopenieniem i cigiem
dalszym. Wewntrznie brzeg si doznaje, w obserwacji z zewntrz si
go mierzy. - Zewntrznie jest zawsze punkt odniesienia, zmienia si
ukad pomiarowy.
- I to.
- Idealnie to punktujesz, jest to odniesienia. - Czego zapewne nie
musz podkrela, pooenie obserwatora w ewolucji jest zawsze - i
na zawsze wewntrzne. Nigdy te inne nie bdzie. Przecie zmiana to
ja, tak po prostu - istnienie to cige mierzenie i obserwowanie, w
stosunku do brzegu startu i celu. Moja wiadomo i samowiadomo
dlatego s moliwe, e cigle mierz i porwnuj - wstaj rano i z
wczeniejszym porwnuj, albo odnosz do postulowanego jutra. I to
mierzenie, porwnywanie jest wszystkim - "ja" to cige odnoszenie
do zebranych danych w archiwum, mojego wasnego czy zbiorowego.
- To jako fundament.
- Jako odniesienie i moliwo pomiaru - to jest obecne, jako fakt
596

niezbdny, w kadym dziaaniu i pomiarze. - Ty, jako fizyk, kady z


istniejcych bytw co wyrnia, wyodrbnia w otoczeniu, w tle. Bo
jednorodne, jednakie skadniki - "jedynkowe" skadniki ta na takie
wyodrbnienie pozwalaj. Tylko e zawsze do czasu. Kiedy w badaniu
waciwoci wiata wychodzi, e trzeba wprowadzi w zakres zmiany
postrzeganej drobniejsze elementy, e trzeba sign do ta i jego
skadnikw, moesz to zrobi (i musisz to zrobi), eby niejasnoci
w zaobserwowanym wyjani. W tym eksperymencie nie ma kresu. Nie
ma go fizycznie, co zrozumiae, ale jest logiczny kres mierzenia.
Dlaczego? Poniewa ostatecznym tem do stanu "co" jest "nic", zero
matematyczne, nico - pustka pojta logicznie. A tego, przyznasz,
adnym ju sposobem w zakres fizyki i badania nie wprowadzisz. - Bo
jak tu bada brak czegokolwiek, jak zmierzy brak? - Spokojnie, nie
musisz odpowiada, to pytanie retoryczne, nie mona. Fizyk bada co,
a dokadniej, co w przemianie - wic brak czego adnym sposobem tu
si nie mieci. Jednak kiedy postulujesz taki "fakt", to dodajesz do
zbioru zero, kiedy masz w swoim obrazie pustk jako konieczno, to,
zauwa, wykraczasz w takim dziaaniu poza eksperyment, przechodzisz
na pozycje osobnika i obserwatora zewntrznego - i tu stajesz si,
chcesz czy nie, filozofem. - I traktujesz, uznajesz w tym zakresie,
ju filozoficznym, "nic" jako jednostk. I moesz na tej podstawie
swoje wszystko wczeniejsze "pomierzy", porwna. I zmian do braku
zmiany odnie. I t zmian zrozumie.
- Zero jedynk dziaania...
- Jakby to zabawnie nie brzmiao, na kocu analizy okazuje si, e
zero, e "nic" to jedynka. C, liczy si skuteczno. Z tym, e w
sensie gbokim pustka Kosmosu jest rzeczywicie jedna, przecie w
nicoci nie ma elementw - nieskoczono zera wynika z samej jego
"zerowoci" - e jest niczym.
- Dobrze, ale dlaczego to si tak dla nas przedstawia?
- Wane pytanie - z naszej konstrukcji. Jestemy w rodku zmiany, i
to w podwjnym znaczeniu sowa "rodek": raz jako zawierania si w
przebiegajcej zmianie, a dwa, e w jej rodkowym etapie. Przecie
kada zmiana zawiera w sobie punkt startu, okres "lotu" oraz cel, do
ktrego dociera (nie dy!, ale dociera). Czyli, kiedy odnie to do
wszechwiata w trakcie przeksztace, to w tak wyznaczonym odcinku
prostej mona dopatrzy si etapw wiodcych do rodka i dalszych,
oddalajcych si od tego wyrnionego i jedynego takiego punktu w
dziejach. Zgoda, nie musisz tego podkrela, e kady punkt prostej
i odcinka jest jeden i jedyny, ale przyznasz, e rodek zmiany, e
to jest maksymalnie istotne. Dlaczego? Poniewa zawiera w sobie - i
to jest tu najwaniejsze - skrajn dla tego "odcinka" i tej zmiany
liczb symetrii. A to przyznasz i jako fizyk, i jako esteta, i nawet
jako matematyk - to maksymalnie symetryczne w sobie struktury mog,
po pierwsze, zaistnie, a po drugie, sprawnie dziaa. e sprawnie
tylko przez jaki czas, to w tym ju drobiazg bez znaczenia - cho
rankiem tu i tam daje o sobie zna. Niestety.
- I my?...
- I my jestemy takim rodkiem rodka - i kolejnym rodkiem, ile by
ich tam nie byo we wszechwiecie. To, e istniejemy, e moemy te
obserwacje prowadzi, e moemy dokonywa pomiarw "teraz" do stanu
wczeniejszego, a nawet do tego, co bdzie - to efekt zaistnienia w
takim rodkowym punkcie zmiany. Tylko tu oraz teraz mona dokonywa
597

dziaa porwnawczych, nie wczeniej i nie pniej.


- My moemy, czy kady?
- Tylko my, dowolnie jako obecni w rzeczywistoci "my". Jeeli na
myli masz innych rozumnych gdzie i tam, to powiem, e to hipoteza
mao prawdopodobnego zjawiska, ale nie jest wykluczona. Ale jeeli
na uwadze masz konstrukcje nam bliskie, cho na drabinie dochodzenia
do punktu rodka ewolucji wszechwiata zajmujce inne szczebelki to ich zdolno obserwacji jest analogiczna. - Nie trafili w punkt,
ale s bardzo blisko. I oczywicie te swoje pomiary wiata w jego
zmianie prowadz... Tylko e to my o tym rozmawiamy...
- Jeeli znajdujemy si w rodku, to znaczy, e jest to wyrniony
maksymalnie punkt i powinno by z niego wszystko wida, cznie z
brzegiem.
- Suszna uwaga, ale z ograniczeniami. Z takim mianowicie wanym i
nawet zasadniczym ograniczeniem, e rodka ju dawno nie ma - e w
dziejach wszechwiata to odlega historyczna chwila. e, owszem, w
tym miejscu zaczyna si nasz "zapon", tu wystartowaa rakieta tej
naszej zmiany - tylko to ju odlegy punkt dziejw. - Jestemy jego
skutkiem, nasza zdolno gromadzenia danych i porwnywania ich si
wwczas zacza, ale rodka ju nie ma. I dlatego wida tylko cz
z caoci. - Brzeg w postaci pocztkowej - ten wszechwiata, i ten
nasz - to ju oddalio si na tyle, e tego w dostpnym do horyzontu
zakresie nie ma. I w tym ukadzie zmian ju nigdy si nie powtrzy.
Rozumowanie to zawsze "fakt punktowy", we to pod uwag.
- A skd moliwo przewidywania?
- Pytanie pierwsza klasa, ale poczekaj, o tym za moment. Jeszcze w
cigu poprzednim chc doda, e skutkuje to tym, co moemy pozna i
jak to odbieramy. - Zauwa, e skoro nasze zaistnienie i istnienie
przypada na rodek zmiany, to postrzegamy fakty w ich najlepszym,
bo rodkowym w oglnym toku zmiany zakresie. Std ju oczywisty i
konieczny krok do uznania, e to jako tam niezwyczajne. I pogld
taki logicznie jest uzasadniony, w sensie gbokim poprawny - ale
cae jego sowne tumaczenie, c... Nie ma co si wykrzywia na te
abstrakcje, przecie innych wczeniej nie mona byo wypracowa, nie
byo podstaw. - Po drugie, jako byt skomplikowany oraz zbudowany z
mocno i maksymalnie skomplikowanych elementw, nie moemy odbiera
jednostek skadowych, poniewa one nasze istnienie warunkuj. eby w
sobie i w wiecie takie "elementarne" fakty ustali, musimy bada
to za pomoc porednikw - oraz namysu, wychodzc poza eksperyment
i konkret. Widzimy zoenie, obserwujemy rozcigajcy si daleko i
gboko proces, ale dla nas fizycznie to jednostka; postrzegany na
rne sposoby "fakt" uznajemy ze elementarny, a to tylko biegnca z
maksymaln prdkoci i zawsze si budujca w fakt zmiana. Zmiana w
nigdy skoczonej, penej postaci - t dopiero akt pomiaru wydobywa
z ta, to nasze "spojrzenie" nadaje zmianie ksztat.
- Ja, stwrca wiata...
- Mwisz to z przeksem, a to oczywisto. Jest przecie wycznie
ruch "czego" w niczym, ale co z takiego wielowymiarowo splatanego
ruchu wyodrbnisz i jak to postrzeesz - i jak to dalej okrelisz,
to tylko ty, zawsze tylko obserwator. Kady obserwator po swojemu
i dla siebie ten nieskoczono-wieczny ruch dookrela i nazywa - to
zawsze dziaanie jednostkowe, na wasn rk i na wasny uytek i zawsze te z indywidualnymi konsekwencjami. Lepiej widzisz, co w
598

tle lepiej wyrniasz - dalej zajdziesz, a jak bdzisz, to si na


najbliszym zakrcie twoja "rakieta" nie wyrobi. I wtopisz si tak
na zawsze ponownie w to - jako si z niego pocze...
- Dobrze, cz literack mamy za sob, teraz o przewidywaniu.
- Moe to i byo takie z grnej pki, ale prawdziwe. A co do tej
zdolnoci rozumu przewidywania wydarze w ewolucji - to oczywista
konsekwencja bycia obserwatorem, i to w dwu odmianach jednoczenie.
Czyli zawierania si w zmianie, doznawania jej punktowo - oraz do
tej zmiany zewntrznego umiejscowienia si - przejcie z pozycji i
wasnoci fizyka, na pozycj filozofa. Banalne dziaanie, ktre w
tej zmianie jest dla bytu "archiwizujcego" dane i oczywistoci. Ale
te koniecznoci. - Bo jak mam w sobie zbir faktw zaszych, mam
je w pamici zapisane, to mog ten wspominany dzi tylekro akt w
postaci pomiaru prowadzi. Moment zanotowany ju dawno przebrzmia
i wszystko jest w innym punkcie, jednak ja stan teraniejszy mog
do tego tamtego porwna - bo jest to archiwum. Cae istnienie jest
takim mierzeniem i porwnywaniem, i to w zakresie biologicznym, gdzie
zapis kodu jest takim namacalnym archiwum, w ktrym i wobec ktrego
nowo dokonuje "pomiaru", a dalej odnosi to do stanu zewntrznego,
do stanu wiata - i w zakresie abstrakcyjnym, gdzie zapisane obrazy
otoczenia mona szybko i na bieco porwnywa z otaczajcym stanem
wiata. I reagowa na zachodzce nowoci.
- Fizyk i filozof w braterskim spltaniu?
- Jak najbardziej. Fizyk obmacuje "teraz" wiata - czyli ustala, e
jest grunt pod nogami, a filozof mwi, e to zmiana w trakcie takich
i takich przeksztace i e mona kolejny krok postawi. Zauwa, e
jako fizyk zawsze i tylko moesz ustali punkt zmiany, nigdy regu
jej zachodzenia. - Acz, trzymajc si detalicznie zaprezentowanego
wczeniej, nawet tego nie moesz ustali - moesz tylko dozna. Bo
kade, dosownie kade ustalenie to ju pomiar, a wic wyjcie poza
stan wiata. Jest wycznie ten punktowy tok zmiany, a on jest tylko
doznawany. - Ale poniewa istnieje kolejny do niego, jest tym samym
moliwy do pomiaru, czyli do filozoficznego opracowania. Jako fizyk
na zawsze zwizany jeste z punktem, z tu-i-teraz. A kiedy w zapale
ustalasz, e jest dalsze, e postrzegane to takie a takie - to ju
przechodzisz na pozycje obserwatora zewntrznego. - I jeste bytem
o cechach filozofa, nawet jeeli o tym nie wiesz - nawet jeeli ci
to nie w smak.
- No...
- Ale i filozof, to wymaga podkrelenia, sam z siebie nic zrobi w
tym wszystkim i z tym wszystkim nie moe, bo eby wiedzie, e co
jest, musi ten fakt posi - a to moe wycznie od fizyka, ktry
to dozna. - wiat i zmiana to stan pierwszy, musi by odnotowany, i
dopiero na tej podstawie mona dokona porwnania. e to biegnie w
szybkim tempie, e krok faktycznie mona postawi, to si zbytnio i
na co dzie o tym nie myli - jednak czasami taka konieczno si w
yciu pojawia. Na przykad wwczas, kiedy obserwacja dotyczy faktu
o skali lat lub miliardw lat. W takim przypadku to, co zaszo ju
w ewolucji ukadu, to jest odlege od obserwatora - ale jednoczenie
wpywa na obecne, wiec jest wane do wyjanienia, co si dzieje. A
jeszcze waniejsze z tego powodu, e pozwala przewidzie to, co si
bdzie dziao dalej. Bo to dalsze, zauwa, jest pochodn zamiany w
jej aktualnej postaci, przysze warunkowane jest teraniejszoci 599

i dlatego moe by poznane. Wanie poznane, bo nie doznane. - Mam


w zbiorze dane o przeszoci i aktualnoci, wiem, e zmiana nie ma
charakteru losowego, e j definiuje regua - i na tej podstawie w
moim dziaaniu, zauwa e fizycznie tosamym, identycznym ze zmian
w wiecie - na tej podstawie mog zbudowa obraz tego, co si tam i
kiedy zdarzy. - Tego zakresu nie ma i dugo jeszcze go nie bdzie
realnie, ale mona to lokalnie ju w zmianie, zewntrznie do niej,
ubra w form i ksztat. Im lepiej to zrobione, im regua zmiany ma
lepsz, wic bardziej szczegow formu, czyli wicej pikseli na
obraz si skada - tym lepszy wynik. Potencjalnie siga zawsze oraz
wszdzie. I filozof taki "obraz" moe zbudowa w oparciu o fizyk,
czy podobne doznania.
- Ale s fakty...
- Nie bardzo rozumiem, co chcesz przez to powiedzie, ale jeeli o
fakty ju zahaczasz, to powiem tak, zreszt idc w tym za fizyk:
nie ma faktw, wszystko, co za takie traktujesz, to zmiana. - A co
wicej, nawet niedookrelona. To te ju poznae na bazie dozna
wiata. - Przecie wiesz, e mierzony gdzie gboko w dole, jak to
twierdzisz fakt, to aden fakt, tylko co-si-dziejcego. Faktem w
twojej i do ciebie tylko sprowadzonej obserwacji staje si w akcie
pomiaru, sprawdzenia. Energetyczna zmiana si toczy, ty w to jako
wsadzasz swoje palce czy inne przyrzdy - i tak ju "dopieszczona"
zmiana zbiega si w obserwowan jednostk czego. - Ani ty nie masz
pojcia, co to bdzie, ani proces nie wie, e si w to co bdzie
dla ciebie skada - "nie wie", bo to tylko i wycznie zmiana, a
co z niej bdzie chwilowo zoone, to ju fakt jednostkowy. By si
w to "co" zbieg na moment - i za taki moment si rozpadnie na te
jednostki skadowe... I teraz pytanie, znw ono tak w sobie bardzo
retoryczne jest: dlaczego tak si dzieje? I odpowied: bo nie ma w
wiecie niczego, co byoby czstk, jednostk, faktem elementarnym
- i co byoby dostpne jako takie. Nie ma, bo jest tylko zmiana, a
wszelkie postrzegane, wyodrbnione z ta elementy to zbiory. e na
wysokim poziomie skomplikowania i dowiadczenia wydaje si, e co
takiego jednak istnieje? Ale ju o tym mwilimy, to skutek budowy
obserwatora - tego, e w jego konstrukcj zaangaowane s ogromne
wielkoci elementw skadowych i e postrzega - e zawsze i tylko
moe skomplikowane konstrukcje postrzega. A e z braku wiedzy nie
traktuje tych "faktw" jako zbiorowiska faktw - c, to si wolno
bo wolno, ale zmienia. - Jak ju skutecznie umieci si zewntrznie
do zmiany, to i drobnicy fizycznie jednostkowej si dopracuje - to
i wzmiankowan nico w brzeg istnienia wstawi - i si nawet na/w
nicoci usadowi...
Tak po nieskoczono i wieczno...

600

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 12.3 - Wepchnici w kana.
1.
wiat wielowymiarowego paszczaka.
Co rejestruje zawarty w wielowymiarowej paszczynie "paszczak"?
Dla takiego bytu wszystkie rzutowania abstrakcyjnej sfery z zakresu
"nad" do jego wiata s tym wiatem - wszystko, co postrzega, jest
zoeniem, naoeniem si, "pstrokacizn" w formule materii, ju w
dowolnie pojty sposb materii.
Kady wyrniony w otoczeniu stan skupienia logicznych "cegieek"
czego, to zoenie, ktre w polu widzenia osobnika nabiera trwaych
cech i jest wystajcym z ta faktem, czyli wybudowanym z elementw
ta jednostkowym konkretem (bytem, procesem itd.).
2.
Ale wane w tym rzutowaniu na/w paszczyzn, kiedy chodzi o sam ju
proces "rzutowania" - tu istotne jest to, e tak pojta paszczyzna
wielowymiarowa, e to fizycznie oraz realnie w wiecie "paszczaka"
ma ju posta sfery - kuli u nogi.
Dlaczego kuli? Poniewa wszelkie rzuty t zakrzywion i zatrzanit
w sfer paszczyzn tworz - to jest suma tych wszelkich, n-licznych
rzutowa.
Paszczak notuje w otoczeniu "gr" lub "dolin", "wy" lub "ni", a
to wyaniajca si z ta lub w nim zanikajca "sfera".
Jednak postrzegane oraz pojmowane w taki sposb (w chwili aktualnej i
historycznie) wszystkie "gry-wye", to obserwowana zmiana w toku.
Zmiana obserwowana, na skutek rnicy skali zaangaowanych w proces
elementw, w formule narastania albo zanikania warstwami.
I te warstwy, cho widoczne bardzo wyranie w jego dostpnym zakresie
jako poziomice-izobary (lub podobne), te uwarstwienia s wszystkim,
co jako jedno w tym cznym ujciu rejestruje-doznaje obserwator.
Proces jest rozcignity na wielkie zakresy przestrzeni i czasu, ale
poniewa dzieje si wielkim zbiorem oraz licznymi punktami "styku"
z paszczyzn, staje si - jest dla obserwatora stabilnym elementem
jego wiata.
3.
Jednak ta tak logicznie i prosto pojta paszczyzna wielowymiarowego
rzutowania, tak w uproszczeniu i dla zrozumienia opisywany proces
budowania si wiata - to w tumaczeniu na fizyczne, czyli realnie
dziejc si zmian, to zamyka si, zatrzaskuje w sfer. Dosownie
w sfer - i to na kadym poziomie analizy.
To moe by sfera "atomu" czy "elektronu", to moe by sfera bytu w
jego omiowymiarowym ujciu - dowolnego bytu, na przykad istoty w
formule "obserwator"; to moe by planeta, "wszechwiat" - kady w
rzeczywistoci element to sfera.
Fizycznie to moe by i jest jaki postrzegany ksztat i fakt - ale
601

logicznie to wielowymiarowa sfera. To logiczny rzut na/w paszczyzn,


ktry tak paszczyzn buduje wesp z n-liczb takich rzutw.
Jednak w zobrazowaniu fizycznym i realnie sfera, kula. I tylko tak.
4.
Istotne jest tutaj rwnie to, e ten rzutowany w wiat paszczaka
wielowymiarowego konkret (warstwa po warstwie chwilowej), e niczego
takiego poza tym chwilowym stanem i jego jednostkowym rozoeniem e niczego wicej nie ma; ani powyej, ani poniej paszczyzny (co
to fizycznie jest sfer) nie ma niczego wicej.
Ujcie w rodzaju, e poszczeglne warstwy oraz skadajce si na nie
jednostki zbliaj si, wchodz do paszczyzny i j buduj, eby w
kolejnym kroku przej dalej, w zakres "pod" - takie zobrazowanie, a
przede wszystkim takie rozumienie tego zjawiska, to jest wycznie
wspomoenie umysu w analizie, to abstrakcja tego widocznego faktu
w powizaniu z tym, co byo i bdzie. - To pomoc w analizie, ale nie
mechanizm procesu.
Co wicej, co istotne w zrozumieniu - taka abstrakcja, tu jako rzut
na/w paszczyzn, rzutowanie na/w paszczyzn - ten "obraz" zawiera
si, istnieje wycznie w gowie obserwatora, nigdy nie jest faktem
obiektywnym.
To suma ju zaobserwowanych (zaistniaych) warstw i ich dopenienie
o takie, ktrych jeszcze nie ma, ale ktre musz zaistnie, poniewa
proces biegnie wedug jednej reguy i w jednym wiecie. A to sprawia
i gwarantuje, e dalsze, jeeli bdzie zasb elementw do budowania
si kolejnych jednostek - e to dalsze na pewno zaistnieje.
Wicej, zaistnieje tak, jak obserwator to sobie i w sobie (s)tworzy.
Jeeli byt poprawnie wyprowadzi z otoczenia rytm zmiany, to moe na
tej podstawie, w oparciu o ju zasze, zbudowa wewntrznie - czyli
w sobie - obraz tego, co dopiero zajdzie.
Co bdzie za moment lub za iks czasu-i-przestrzeni.
5.
Po kolejne istotne - poniewa takie rzutowanie przebiega w tle i w
otoczeniu z kadej strony elementw ta, to wciskane-dociskane do
siebie elementy, lokalnie w tym tle-zbiorze, zaczynaj zblia si
na tyle, e buduje si skomplikowana wobec ta jednostka.
Fizycznie (realnie) jest to sfera, ale logicznie w paszczynie stan
wyrniony - rzut (czy jak by tego nie okrela); fizycznie tworzy
si wielowymiarowy i sferyczny wir, przecie to cigy ruch w/na
paszczynie - a logicznie jednostka i nowo.
I co si dzieje w tak naznaczonej zaistnieniem w tle-zbiorze nowej
konstrukcji?
O ile wczeniej wystpowa cisk i jednorodno, teraz jest w caoci
ukadu wolny tor zmiany, przecie poczenie elementw ta w tyme
tle - to wytworzyo "dziur", wolny tok do zmian. Zosta tym samym
zbudowany, wyznaczony - zaistnia kierunek poruszania si kolejnych
elementw.
Kiedy w cianie czy dnie pojawia si szpara, dziura - to w kierunku
tej "pustki" zaczynaj si przemieszcza inne elementy, do tej pory
602

ciasno upchane oraz ustabilizowane oglnym zagszczeniem zbioru-ta


jednostki.
I musz si w tym kierunku skierowa. Dlaczego? Bo dalsze naciska i
wpycha-popycha w ten teraz wolny tor zmiany dalsze i dalsze warstwy.
Wczeniej by cisk, teraz jest swoboda, a co najmniej kierunek do
przemieszczania si. Wic proces biegnie - i "wpywa", zapada si,
na skutek cinienia elementw caego ta przedostaje si - jest do
zakresu wyrnionego wtaczany (wpychany).
Lub z niego wypywa, kiedy w analizie obecny bdzie "cig dalszy".
6.
Co to daje, co wnosi takie ujcie?
e w jednorodnoci paszczyzny - tak w uproszczeniu potraktowanego
schematu zmiany - a fizycznie na zawsze i tylko sfery - e to jest
kana (tunel, cznik, przejcie).
e to jest logicznie kana, ktry fizycznie jest sfer-kanaem.
W tle zaistnia "wir" energii, w prostym-paskim ujciu obrazujcym
ten fakt wytworzya si pod naciskiem-dociskiem lokalna struktura,
ktra jest rzutem sfery na paszczyzn - ale realnie, w wiecie tej
paszczakowej osobowoci, wyania si z ta (czyli "z niebytu" dla
niego) fizyczna jednostka czego.
Atom nie atom, gra nie gra, to ju nie ma znaczenia. Na/w zakresie
podprogowym i nierejesrowalnym w aden sposb - tam si zagcio
i docisno, a paszczak notuje, e w otoczeniu ma realny, namacalny
w jego doznaniu i pomiarze fakt. - Proste i oczywiste.
7.
I ten oczywisty fizyczny fakt jest w ujciu logicznym (filozoficznym)
"kanaem" (przepustem, dziur w paszczynie - wirem energetycznym
speniajcym rol "rury" midzy tem a niszym poziomem). I obecnie
w ten kana "wlewa" si - i to atwo, przecie on jest dziur oraz
pustk w tle - strumie kolejnych jednostek.
Jak gdzie cinie - to gdzie i kiedy musi wytrysn. To pewnik. A
jedyny warunek do spenienia jest taki, e musi by nacisk ta plus
element(y) do przemieszczenia.
e dzieje si to wewntrz zbioru, w/na brzegu (w tle), to i wypyw w
namacalnie ju obserwowalnej formie musi si pokaza w tym brzegu czyli wszdzie (dla fizyka wszdzie)
I nie ma dwu zda, si pokazuje. Tym lub owym, zapada si albo si
wyania, osobnik postrzega te przepywy i ustala w nich wartoci o
pewnych granicznych stanach - nadaje tym kanaom nazwy, i wszystko
si zgadza.
Poza tym, e nie wiadomo, dlaczego to tak wyglda.
A to przecie banalne ciskanie-dociskanie i przepyw elementw za
takim zjawiskiem stoi - tak "maszyneri cinieniow" zagszczanie
jednostek skadowych i ich rozrzedzanie tworzy.
Nic wicej.
8.
I znw istotne - jest sobie ten kana energetyczny, "przepust" dla
kwantw z jednego poziomu na kolejny lub powrotnie do brzegu (bo i
603

w drug stron elementy cigle przepywaj, to nie jednokierunkowa


droga) - jak ju ten kana zaistnieje, to powstaje takie generalne
pytanie: jak to si objawia fizycznie?
Kana jest w logicznym dla paszczaka ujciu, a jak to pokazuje si
fizycznie?
Wyjaniam - ju nie chodzi o sam fakt sferycznoci takiego kanau, to
ju oczywisto, ale o to, jak si kana buduje i jak to przebiega
w realnej obserwacji?
9.
Wane jest umieszczenie takiego kanau-sfery w tle, w brzegu - wic
we wszechkierunkowo do niego i na niego skierowanego nacisku.
Skoro to sfera, to i nacisk jest sferyczny - z kadej strony. Kady
fakt tej sfery (np. planety) jest takim kanaem-sfer, ale take i
suma - tu w formule "globu" - to rwnie jest sfer. I tym samym na
kady fakt tego zjawiska nacisk-docisk podtrzymujcy i warunkujcy
jego istnienie wystpuje - jak i na cao tak wytworzonej fizycznie
konstrukcji.
Docisk stabilizuje do stanu jednostki kady fakt - ale jednoczenie
ten sam docisk ma znaczenie w stabilizacji caoci, tu jako planety.
Lub wszechwiata w skrajnym przypadku - z tym zastrzeeniem, e do
stanu poowicznego w jego istnieniu.
A poniewa omawiany teraz glob ma w sobie ca piramid moliwych
jednostek, poniewa planet buduj pospou wszelkie moliwe fakty,
to skutkiem tego rwnie naley je w analizie uj. Nie jeden poziom
- ale wszystkie.
I co to czenie buduje?
Wciskanie-dociskanie, wic przechodzenie sfery przez wielowymiarow
paszczyzn, przez wiat i jego struktur (i zrazem jej tworzenie) takie "rzutowanie" w ujciu logicznym - to fizycznie objawia si na
wszystkich poziomach elementami, ktre w obserwacji mog by jako
obecne.
Fizyk widzi-rejestruje "materi" i jej przemiany, "promieniowanie" i
jego elementy (oraz przeksztacenia jednego w drugie) - a to tylko
banalne przechodzenie sfery przez paszczyzn.
Abstrakcja rzutuje si w/na paszczyzn, a fizyk w laboratorium fakt
notuje.
W taki sposb pojmowany kana (tu jako kana-planet) - w ten kana
wciskana jest skwantowana energia z kadej strony, logicznie z kadej
strony.
Czy fizycznie z kadej strony? To zapewne jest warunkowane, wynika
z lokalnych stanw skupienia (lub poziomu analizy, o jakim zakresie
rzeczywistoci jest mowa). - Z maksymalnego ta na pewno jest to z
kadego kierunku, poniewa to jednorodnych i logicznych jednostek
jest rozmieszczone wszechkierunkowo do fizycznie obserwowanego faktu
- ale na bardziej skomplikowanych zakresach mog ju by liczne oraz
deformujco wpywajce na ostateczny ksztat ewolucji uwarunkowania.
To mog by mniej lub bardziej rozbudowane w sobie strumienie czego
- a w efekcie rnorodnie uksztatowane ciaa.
Jadnak, podkrelam, logicznie przebiega to z kadego kierunku, wic
604

rwnomiernie.
10.
Czyli wlot takiego kanau-planety, czy innego konkretu - to warstwa
brzegowa dla niego, co by za t warstw nie uzna; ostatecznie to i
tak przecie zbiega si w tle jednostek logicznych, i to zbiega w
stan paszczyzny. - Logicznie paszczyzny, Fizycznie sfery.
Czyli punkt "wlotowy" do tego kanau znajduje si wszdzie, to caa
powierzchnia sfery wyrnionej w rodowisku.
Ale jak wlot - to i wylot.
Skoro to kana, ktry si "wywin" do powierzchni sfery, to i jego
wylot musi by rwnie wszdzie, musi by powierzchni tej sfery.
Planeta czy atom, to nie ma znaczenia, wlot-wylot tego logicznego w
paskim tle zaistniaego kanau - to realnie znajduje si wszdzie,
to cao powierzchni sfery.
Rozcignity w czasie-i-przestrzeni kana-przepust, przez ktry kwant
za kwantem przepywa, i to w obu kierunkach jednoczenie - taki kana
w ujciu omiowymiarowym jest pen sfer. I zawsze tylko tak.
11.
Na jednym poziomie docieraj z zewntrz do takiego kanau-jednostki
elementy fizyczne, na przykad atomy z dowolnego kierunku, na innym
promieniowanie, a na jeszcze innym wielkie zbrylenia czego. Ale na
tej samej zasadzie z tego kanau-jednostki, rwnie w dowolnym ju
logicznie kierunku, cho zapewne fizycznie w sposb "strumieniowany"
- tu rwnie wszechkierunkowo wypywaj w rodowisko skadniki, co
to wczeniej znajdoway si w ramach wyrnienia.
I tak opisywany wpyw-wypyw dzieje si cigle i zawsze - poniewa
to ten przepyw jest tym wyrnionym faktem.
Nie ma faktu w wiecie, ktry nie byby kanaem-sfer - i ktry nie
byby przepywem w trakcie zmiany.
To zawsze i tylko przemieszczanie si, pod naciskiem brzegu i ta,
elementw z jednego punktu do drugiego.
I lokalnie, i przypadkiem (bo ubocznie) co si z tego wychyli oraz
rozejrzy ponad poziomem.
12.
I to ma znaczenie w tej caoci.

605

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 12.4 - Zasada analogii.
- Mam do ciebie prob. Wielokrotnie w naszych rozmowach stosowae
porwnania, analogie, zoone obrazy - a wszystko po to, eby odda
sens tego, co chciae pokaza. To dla mnie zrozumiae, mog nawet
przyzna, e konieczne, poniewa rnych spraw inaczej nie uda si
zrozumie; przyjmuj takie podejcie, sprawdzao si. Ale mam teraz
pytanie, dlaczego opierasz si na tym tak czsto i dlaczego uwaasz,
e wynik takiego dziaania musi by poprawny? Przecie analizujesz
dalekie zakresy rzeczywistoci, tak odlege od rejestrowych wok, e
wydaj si wrcz obce - czy mona je opisywa w taki sposb?
- eby odpowiedzie na twoje pytanie, a zarazem przekona do myli,
e mona (a nawet trzeba) korzysta z analogii w poznawaniu, e jest
to potne narzdzie dziaania, ktre w sposb szczeglny sprawdza
si w zakresach skrajnych wobec naszej lokalizacji - eby odpowiednio
wysoko umieci "zasad analogii" w logicznym analizowaniu zmiany i
jej rytmu - eby to przeprowadzi, po pierwsze, musz odwoa si do
znanej ci wiedzy (i to jako oczywisto), e postrzeganie otoczenia
przez obserwatora przebiega zawsze jako zoenie jednostek, a wic
chwilowych stanw wiata...
A po drugie, e doznanie zawsze jest punktowe - e zmiana przebiega
jako "paski" i zapeniony stan chwilowy, ktry jeeli nawet i jest
realnie sfer (a jest) - to w takim ujciu spenia rol paskiego,
wic jednowymiarowego. I jest jednostk poznania - to "kadr" filmu.
Czyli co realnie nawet bardzo zoonego (zoonego w logicznej, tu
mylowej konstrukcji, ktr sobie tworzysz krok po kroku, eby proces
postrzegany zobrazowa i zrozumie) - to jednoczenie spenia w innym
odniesieniu rol paszczyzny. Albo "ciany", jednorodnego ta-brzegu
twojego postrzegania, do ktrego moesz doj poznaniem, na przykad
fizycznym eksperymentem. To zrozumiae.
- Mniej wicej.
- Nie krzyw si, to oczywisto. Na najniszym poziomie zmiany, co
by o tym brzegu nie mwi, jest punkt w przemieszczaniu si - i nic
wicej. Co pdzi w prni, zaptli si z podobnym - z wieloma tak
sobie podobnymi - i jest "paszczyzna" w twoim doznaniu. e posiada
to w gbszym sensie posta wielowymiarowej sfery, ktr wsptworzy
przenikanie przez ni innych wielowymiarowych sfer - e dlatego w
dostpnym tobie poziomie s zawsze skomplikowane elementy, bowiem
nic innego nie postrzeesz - i e jest to "cegiek" poznawania dla
ciebie - to wszystko prawda, tak jest...
Ale obecnie chodzi mi o to, e na tym ju absolutnie niskim poziomie
zmiany, w zakresie skrajnym i brzegowym, gdzie s tylko i wycznie
logicznie pojte jednostki czego - e tam lokuje si ta elementarna
"cegieka". Zawsze pozostajca w ruchu, co trzeba doda. Nic jej w
pustce nie hamuje, wic jest w ruchu.
- Moesz prociej?
- Chwilowo si nie da, cierpliwoci. - Ale przyznaj, e pado duo
sw, a tre nadal skryta... Ot chc przez ten fakt jednostkowy
i w ruchu poprzez prni wprowadzi ustalenie - te oczywiste dla
606

ciebie, e proces jest na tym podstawowym poziomie pokawakowany, e


przebiega jednostkami i "porcjami". - A mwic inaczej i odwoujc
si do twojego nazewnictwa, e jest skwantowany.
- Fakt, jest.
- Ale jest, zauwa, taki w kadym przypadku i zawsze... Jeeli tam,
"na samym dole", umiecisz jednostk w ruchu - jeeli uznasz to za
element i cegiek zmiany - i jeeli t logiczn konstrukcj oprzesz
o fakt najmniejszy z najmniejszych (ale zawsze fizyczny) - to, we
to pod uwag, na kadym innym (dowolnym) postrzeganym osobicie czy
przyrzdowo, czy logicznie i abstrakcyjnie poziomie - zawsze masz w
analizie (badaniu czy obserwacji) jak jednostk, "jedynk" zmiany
tworzcej ten poziom.
Wychodzc z jednostki tworzcej, jednostki ustalonej i wprowadzonej
do zmiany logicznie, adnym sposobem nie uzyskasz cigoci - stanu
niepodzielnego.
Owszem, moesz ustali jednorodno zbioru takich jednostek, jednak
nie cigo. Dojrzysz jednorodno paszczyzny (fizycznie ta), ale
nie nieskoczon cigo. - Cho, co wymaga wyranego podkrelenia,
pozornie tak ci si to moe (w mao precyzyjnym oraz powierzchownym
ogldzie) zaprezentowa. Czyli tak postrzegany zbir, mimo e spenia
rol bezkresu, mimo e jest jednorodnym - faktycznie (realnie) jest
skwantowany; jest zbudowany z jedynek czego.
Tylko e dla ciebie, zauwa, liczy si tylko jeden fakt: niemono
rozrnienia, podziau tej paszczyzny na elementy (punkty). Ustalasz
w logicznym dziaaniu, e nie ma podziau nieskoczonego, jednak za
wzorami lub w pomiarze (w eksperymencie) definiujesz to jako zakres
nieskoczony. Wic paszczyzn. Bo jak jedynk od jedynki odrni
w jednorodnoci - nie mona, przyznasz.
- Owszem, nie mona.
- Moesz nawet twierdzi, e w twoim postrzeganiu jest paszczyzna
i ciana - i tak bdzie. Poniewa to jednorodne to dla ciebie jest
tak barier w prowadzonym fizycznie, a wic realnym postrzeganiu;
dla ciebie to jest rzeczywicie fizyczn cian... Tylko e, nawet
ustalajc taki "cienny" fakt (np. pocztku wszech-wiata), w adnym
przypadku nie moesz twierdzi, e nie ma jednostek tworzcych "na
dnie". Dlaczego? Poniewa wprowadzenie podziau nieskoczonego, a
wic bez jednostki, prowadzi do logicznego absurdu (skoro tu, obok,
s odrbne fakty, to skd-jak si wziy?), to po pierwsze. - A po
drugie, co chyba przesdza, cigo wyklucza samo dziaanie (jak nie
ma jednostek, to i analizujcego nie ma, bo na jakiej zasadzie "co
takiego" miaby istnie?).
Czyli nie ma podziau do nieskoczonoci, musi by brzeg dzielenia
i najmniejsze. To jest w ogldzie od wewntrz jednorodne i cige,
ale dlatego takie, e to brzeg poznania. To, e jednak skada si z
jednostek - to wiedza, ktr wnosi pogbiona analiza wiata.
A co wicej, kade to (za takie uznane) skada si z "cegieek". I
to jest fundament analogii - zasada, e zawsze jest jednostka budujca
dany poziom, to jest podstawa do dziaa.
- Jednak z tego wynika, e brzegu pozna nie mona, z wntrza, kiedy
znajduj si w zmianie, ta i jego elementu ustali nie mona. Wic
jak ustali brzeg?
- Czy mam kolejny raz uzasadnia, dlaczego fizyk nie signie strefy
granicznej, znw mam uzasadnia potrzeb wprowadzenia progu, to ju
607

byo mwione wielokrotnie - tego obszaru nie zbadasz, poniewa tworzy


twoje poznanie. Koniec, kropka. Brzeg, to (a w innym nazwaniu take
"pole energii") - to strefa do wypracowania logicznego, eksperyment
tu nie dociera. Na bazie dozna, czyli zmysw czy fizyki, mona (i
trzeba) taki dopeniajcy oraz warunkujcy postrzegane tutaj zmiany
obszar wprowadzi - ale zbada tego nie mona. Po prostu nie mona.
Brzegu absolutnego pozna nie mona, ale musisz takie "otoczenie" w
poznanie wprowadzi, i to dla kadego procesu, dla kadego poziomu
- poniewa inaczej postrzeganego nie wytumaczysz. W kocu kady tu
rejestrowany fakt, niezalenie od jego skomplikowania, posiada swj
jednostkowy element tworzcy - wszystko ma "cegiek", ktra stanowi
kwant logiczny takiego zdarzenia.
Fizycznie brzegu nie signiesz, to poza rejestracj - ale logicznie
nic nie stoi na przeszkodzie, o ile wykaesz si cierpliwoci oraz
odpowiednim podejciem (nie odrzucisz tego, "bo jest poza"), eby i
skryte rozpracowa.
- A dlaczego tego nie wida?
- Fizycznie nie wida, ale logicznie tak... Ale sprawa jest znacznie
waniejsza i fundamentalna, zahacza o to, co moesz widzie i jak.
Obserwator zmienia si w/na swoim najgbszym poziomie w zgodzie do
caoci wiata - i w tym samym rytmie. Przecie w nim powsta, w nim
przeksztaca si w kadym "tykniciu". Inaczej szybko bdzie z tej
zmiany wyeliminowany.
Ale, we to pod uwag, zmiany punktowej nie mona zobaczy, mona w
kadym przemieszczeniu si jednostek dozna, to jest przecie zawsze
nowe uoenie na/w paszczynie, ktre si doznaje - jednak nie mona
tego zobaczy, pozna, pomierzy. Dlatego nie mona, bo na poziomie
jednostek nie ma skali porwnawczej. Kiedy wszystko do wszystkiego
jest podobne (identyczne), to nie ma porwnania.
Mona rwna inny punkt rozoenia lub wewntrzne uoenie elementw
w skomplikowanej jednostce, mona wyrni inne zagszczenie jedynek
w tle (albo wobec tego ta) - ale nie mona niczego w jednorodnoci
wykaza. Nawet i tego, e ono jest (bo jak?). Kiedy nie ma zakresu,
punktu, skali odniesienia - to nie ma porwnania; kade ustalenie w
tym "stanie" jest niemoliwe. Maksymalnie pustka (nic) jest takim,
faktycznie ju absolutnym dopenieniem do "co", to drugi, skrajny
punkt odniesienia - ale take "dostpny" tylko logicznie. Natomiast
sama jednostka, choby i nieskoczona, nie ma adnego odniesienia czyli tworzy "cian". W jednym przypadku logiczn cian poj nie
do pokonania - w drugim cian fizyczn, ktrej adne mierzenie nie
uchwyci ani nie przebije.
- I obserwator...
- I obserwator wanie znajduje si w takim pooeniu. Postrzega z
wntrza, wic ma w maksymalnym brzegu zmiany jednolite to... I nie
ma ju znaczenia, jak zmian analizuje, zawsze badanie koczy na/w
strefie ta, co by nim nie byo. Maksymalnie chodzi o to w postaci
kwantw logicznych kosmicznego bezkresu - oraz pustki. A w fizycznym
zakresie o to w ramach wyrnionego poziomu.
Jeeli na przykad masz w obrbce "elektron", to tem bdzie jakie
"pole-to", ktre w twoim opisie musi si pojawi, eby wytumaczy
notowane w eksperymencie zjawiska-fakty. A to pole, a raczej to po
prostu, jest w ogldzie od rodka jednorodne i jednolite. Moe mie
wasnoci (co by w analizowaniu wszystko si zgadzao), jednak jest
608

to to-brzeg. I paszczyzna tym samym. Fizycznie to oczywicie si


zatrzaskuje w sfer - i zawsze w sfer - jednak logicznie ten zakres
jest paski. A co wicej, nieskoczony - w takiej obserwacji to i
brzeg nie ma kresu. Przecie wwczas w zliczanie wchodzi wszystko zwaszcza jeeli postrzega si "wiat" jako jeden i jedyny.
- Czyli zawsze wida chwil?
- Nie wida, podkrelam - ale si jej doznaje. Ju kiedy temat by
przerabiany... I o to wanie chodzi: jest punkt doznania. Jednak o
tym, e jest ten punkt, e jest obserwator, e jest wiat, w ktrym
ta obserwacja biegnie - to jest pny i bardzo pny osobniczo i w
zbiorze moment istnienia. To zoenie "cegieek" w takie ustalenie.
- Nie rozumiem.
- Chodzi o to, e obserwator (byt postrzegajcy) nie tylko doznaje
tego punktowego i zawsze tylko punktowego stanu wiata, ale e ma w
sobie "archiwum" - e notuje (zapamituje) zaistniae fakty. One w
nim si odciskaj, zapisuj indywidualnym kodem - s obecne stanem
fizycznym, ktry mona wykorzysta w przyszoci. Zawsze jest fakt
i chwila w zmianie, jednak w obserwatorze te chwile si kumuluj w
abstrakcj - w "obraz" zmiany w jej kolejnych warstwach paszczyzny.
I w efekcie osobnik ma w archiwum co, co napotkawszy podobny kod
pyncy ze wiata, moe zosta zauwaone, to po pierwsze. A dalej,
i po drugie, porwnane do tej zgromadzonej zawartoci.
A jak jest porwnanie, zauwa, to jest tym samym wiedza, ju wiedza,
e to istnieje. - Samoistny (i "suchy") fakt w postaci cigu danych,
ktre docieraj ze wiata, to mao, to nie oznacza poznania - zapis
na pycie (ksice, dowolnym noniku) nie oznacza wiedzy, jest jej
elementem, ale to nie wiedza. eby zrozumie, eby byo poznanie i
wiedza o fakcie, musi by skala porwnawcza - czyli obserwator, byt
analizujcy. Czyli to zebrane wczeniej archiwum do dziaa. Nie ma
poznania jako biernego odbioru faktw - to zawsze dynamiczny, ale i
twrczy, aktywny proces. I to idcy z dwu kierunkw: ze wiata, ale
i z wntrza osobnika.
Kiedy strony procesu w chwili "teraz" obserwatora (bytu poznajcego)
dopeni si i zgodz do siebie (w jakim stopniu zgodz, im wicej,
tym "trafno" rozpoznania wiksza) - to akt poznania si dokona. W
tym momencie strony procesu si dopeniy i podwoiy, wic element
postrzegany moe zosta ujty w schemat i zdefiniowany.
- Dlaczego?
- Dociera do ciebie strumie energii i kolejne stany chwilowe, owe
paszczyzny punkowe - i co? Rozpoznasz je jako, pomierzysz? Nawet
jeeli s to bardzo rozbudowane fakty, ich nie poznasz - o ile nie
masz w sobie stanu do porwnania, to ich nie poznasz. Jak nie moesz
w tle przeprowadzi porwnania, poniewa jest jednorodne - tak samo
nie masz niczego do porwnywania w cigu nadchodzcych z otoczenia
chwilowych stanw. One, owszem, rni si rozkadem w tej "paskiej
chwili", to odmienne stany zagszczenia w kolejnych i nastpujcych
po sobie tykniciach, dlatego doznajesz zmiennoci zjawisk, czujesz,
dosownie czujesz te zmienne stany - tylko e ich w aden sposb nie
poznajesz, nie mierzysz, nie wiesz, e s. Przecie w tym strumieniu
nie ma punktu odniesienia, to jest tylko (i wycznie, i zawsze) cig
energetycznych faktw-punktw.
- Ale jest umys...
- Jest, zgoda - ale od pewnego poziomu. To po pierwsze. A po drugie
609

i wane, musi w nim by zgromadzony zbir danych, czyli wzmiankowane


powyej "archiwum". Doznajesz, gromadzisz - i dopiero przeprowadzasz
operacje, ktre nazywasz rozumowaniem.
To te dane s, wobec napywajcego strumienia (i jego kodu), stanem
porwnawczym do jego sposobu uoenia - to archiwum z danymi jest tu
dopenieniem i skal porwnawcz, po prostu umoliwia takie (w sobie
bliskiej skali) dokonanie porwnawcze. A jak porwnam, to ju wiem,
e jest takie i takie, e ten cig energetyczny to tu i tu. Wiem, bo
mam w sobie dopenienie, zsumowany do jednostki (i pojcia) podobny
cig zmiany.
A to dalej oznacza, zauwa to i doce - e mog wwczas rejestrowa
tylko fragment tego procesu, tylko cz z caoci porwnywa, ale
jeeli stwierdz, e ten a ten fragment obserwowanego jest zgodny do
kiedy tam widzianego (na przykad bliskiej twarzy) - to mog nawet
dalszej zmiany ju w obraz aktualny nie budowa, poniewa on zoy
si automatycznie w tak "twarzyczk".
Jest po jednej stronie zmiany i w jednej linii kodu (np. d-n-a) co
- i jest po drugiej stronie, symetrycznie do linii pierwszej, taki
sam kod rozoenia elementw. Sam powiedz, czy jest jaka trudno
w porwnaniu? Czy trudno posiadanym ju w zasobach (i penym w jego
przebiegu) "obrazem" uzupeni brakujce zakresy w zmianie, ktra z
otoczenia wanie napywa? - Nowo dociera, czasami w sposb rwany
i zakcony, to jest proces dynamiczny i tworzcy si - ale ty masz
ju podobny w zasobie - czy nie prociej skorzysta z tego, anieli
czeka do koca? Przyznasz, e zdecydowanie prociej. Szybciej, to
przede wszystkim, a niekiedy czas to sprawa by albo nie by - a po
drugie, takie dobudowywanie i uzupenianie pozwala skrci operacje
na abstrakcjach i tak uwolnione zasoby (wszak skromne w chwili teraz)
przeznaczy na inne dziaania. Przyznasz, e takie uzupenianie ma
sens, i to gboki - a do tego biegnie nieomal mechanicznie. e to
niekiedy wprowadza w bd, tworzy "szumy" (omamy, zudzenia, itp.)
poniewa w rejestrowanym fragmencie dalsze moe by tylko podobne,
moe by zmienione nowymi okolicznociami (np. starzeniem si) lub
cakiem inne, wic ostateczny wynik dziaania okae si bdny? C,
to koszt tej procedury. Ale e innej nie ma...
- Pozostaj korekty.
- Tak, cige i zawsze kontrolowanie, co si rejestruje oraz z czym
porwnuje. Zasada ograniczonego zaufania to staa kosmologiczna, to
pewnik.
- I analogia.
- A, tak, analogia. Widzisz, jak to jest - zapdzisz si, czowieku,
w jeden rejon, to ju dalej idzie samoistnie, jedno skojarzenie z
kolejnym si zazbia... Tylko e to nie byo bez sens, sprawa w tych
jednostkach postrzegania. - Czyli e obserwator zawsze i wszdzie w
otoczeniu wyrni jednostk elementarn dla postrzeganego poziomu.
I e jest to pochodn logicznie pojtego jednorodnego ta (kwantw
logicznych) - tam, na samym dole, jest jednostka - ale skutkuje to
tym, e rejestruj skwantowany (porcjowany) tok zmian. A take, e
zawsze jest jednostka tworzca wyrniony zakres zjawisk.
- Chcesz przez to powiedzie, e zawsze jest to procesu?
- Mj drogi, przecie to ju kilka razy pado, to niejasne? Zauwa,
e kiedy badasz, i potraktuj to rzeczywicie jako przykad, tu chodzi
o zasad, a nie o detal - kiedy analizujesz najbliszy nam (i sobie)
610

wiat, czyli zbir w formule "spoeczestwo", to w takich ramach i w


tym wiecie pozostajc, jako "fizyk spoeczny", nie masz do zbadania
ta, cegieek tworzcych ten poziom adnym sposobem nie poznasz. Nie
przeprowadzisz tego, poniewa ten zakres, i to dosownie, lokuje si
dla ciebie w strefie ciemnej, skrytej - rozkada si statystycznie w
kadej "paskiej" i pozyskanej do analizy chwili zmiany. Dla ciebie,
wic zawartego w zakresie zmiany i nadprogowo, ten zakres nawet nie
istnieje w cznej postaci, jego takiego nie ma - bowiem on dopiero
si tworzy, buduje z jednostek.
Czyli, eby ten zakres (to) opisa, nie masz innego sposobu, jak to
potraktowa zgrubnie i jako stan "mechaniki elementw", nigdy jako
pewno, nigdy jako fakt skoczony, zawsze w trakcie budowania si.
I tylko tak. Dla ciebie to zawsze stan niepewny i potencjalny, ktry
dopiero aktem badania moesz sprawdzi. Do momentu, zanim jednostka
nie pojawi si w zakresie "fizyki spoeczestwa", zawsze pozostaje
domysem i niepewnoci. Bo ona, powtarzam, nie istnieje, ona staje
si, kwant po kwancie, warstwa po warstwie buduje... Czy czego to
ci nie przypomina? Moe masz skojarzenia, porwnujesz do zebranych
w sobie danych o wiecie i jego reguach?
- Owszem.
- Co cicho si wysawiasz.
- Bo dalej mam wtpliwoci.
- Nie powinno by adnych wtpliwoci. Od wewntrz procesu - bdc
jego uczestnikiem - nie masz szans pozna stanu poza. Owszem, to w
tobie zmiana skada si w abstrakcj, nawet sam siebie postrzegasz
w taki sposb, wanie z zewntrz.
Zwr uwag, e rejestrujc swoje stany, widzisz je "po fakcie", one
przecie ju si dokonay - sygna o tym dociera na poziom "wiedzy"
daleko po przyczynie i jest zawsze tym samym zewntrzny (spniony i
zewntrzny). Proces dokonuje si w tobie, czyli w wyrnionym w tle
bycie, mozolnie skadasz dziejc si zmian w pojcie - a kiedy ma
wielko operacyjn, kiedy jest ju rozbudowana (zabudowana), moesz
to pozna, zrozumie. Ten stan ma dla ciebie "tre". Ale elementw
tego procesu, cho to w tobie dziejca si zmiana, nie signiesz w
poznaniu - nigdy skrajnej wartoci zjawiska, czyli jego brzegu-ta,
nie uchwycisz.
Doznaniem tak, przecie etap "prenatalny" (i adekwatne) zaliczye.
Po prostu etap brzegu wiata masz w sobie jako cegiek tworzenia tak samo i brzeg koca czeka ci z ca pewnoci. Jak kadego oraz
wszystko. Tylko e, powtrz, tego stanu adnym sposobem w pomiar nie
wprowadzisz: bo na brzegu nie ma pomiaru. Nie ma czego z czym rwna
lub nie ma moliwoci porwna.
- I to ma by ta analogia? Spoeczestwo i czowiek, plus zmiany w
tym obszarze - to jako punkt odniesienia?
- Tak, jedna z wielu moliwych. Ale dlatego j tak czsto stosuj w
argumentacji, e nam najblisza, tutejsza - i rozpoznana na wszelkie
sposoby... A przecie, zauwa, identyczna, po szczeg identyczna z
t, ktr z takim mozoem stwierdzasz tam "na dnie". Wystarczy tylko
si rozejrze i przeanalizowa zaobserwowane, a tak straszne podobno
dziwy podprogowoci wyoni ci si po wszystkim i zawsze.
I one, we to pod uwag, w historii - dla tamtych obserwatorw - z
tego podprogowego zakresu w rny sposb si wyaniay. I tak samo
w bajkach straszyy, a czasem zupenie realnie straszyy, kiedy co
611

si dziwnego dziao w otoczeniu. Przecie kiedy rozum pi...


- I twoim zdaniem analogia jest dobra na wszystko?
- Wyczuwam kpin, niesusznie. To rzeczywicie potne narzdzie w
analizie otoczenia. Jeeli wszystko jest budowane z jednostek, a to
fakt, jeeli jest jedna regua zmiany, a to fakt...
- Czekaj, wolnego...
- Jeeli jest jedna regua zmiany - co jest, mj drogi, faktem - to w
dziaaniu na jednostkach, niezalenie jakie to bd jednostki, co w
swojej analogii bdziesz opisywa, to i tak pozyskany obraz musi by
poprawny. Mona to pniej sobie podzieli, rozbi jak "atom" - ale
w chwili operowania analogi i jej elementem, musisz wypracowa fakt
i jego waciwoci. Bo zasada zmiany jest jedna i jednaka.
- Protest. Za wczenie na stwierdzenie, e jest jedna zasada.
- Ale skd. Po pierwsze, sam jako fizyk dysz do takiego jednego
wzoru na wszystko, moliwie najprostszego, prawda? Po drugie, co tu
znaczenie waniejsze jako argument, gdyby bya inna regua tworzca
wiat w tym zaktku i inna gdzie tam - to zajdzie oczywista i na
poziomie uzgadniania sprzeczno: jak to moe istnie? Bo przecie
tutejsze wobec nadrzdnego, czyli Kosmosu, nie moe by sprzeczne nie zaistnieje. A jeeli ten kawaek podogi nie moe by odmienny
od caoci w regule tworzcej - to kady. Bo niby dlaczego ten si
by tak akuratnie mia wyrni? Moe oczywicie by maksymalnie do
tej reguy zgodny, moe najlepiej w sobie realizowa zasad - ale ta
zasada nie moe by sprzeczna z caoci: bo wiata by tutaj adnym
sposobem nie byo. I naszej dyskusji by nie byo.
- Tu zgoda, ale wewntrznie we wszechwiecie...
- Wewntrz, na kadym poziomie, jest dokadnie to samo. - Jak co z
otoczeniem nie wspgra, to wypada, to zostaje odsiane w przebiegu
zmiany. Tu nie ma niczego, co nie podlega regule - ma j w sobie i w
elemencie tworzcym; aden szczeg nie moe by odmienny, poniewa
odmienno jest zagroeniem.
Dlatego analogia, odniesienie stanu badanego do ju rozpoznanego, ma
gboki sens i musi by wykorzystywane na zasadzie koniecznej. Nie
jest to uproszczenie, nie chodzi rwnie o popularyzacj wiedzy dla
osobnikw tej wiedzy zaknionych, to nie atrakcyjna "wizualizacja"
skomplikowanych zagadnie - to niezbdny element procesu zrozumienia.
I to dla wszystkich, cznie z samym poznajcym. W kocu musi sobie
jako te znaczki (symbole, abstrakcje) przetumaczy na zrozumiae,
a po prawdzie bliskie obrazy.
- Ale s inne i bardzo skuteczne metody poznawania.
- Prawda, nie zaprzeczam, ale ostatecznie musz i tak skonfrontowa
si z realnie postrzeganym. Jeeli dobrze odczytuj twoje sowa, to
masz na myli fizyk i matematyk? ...
- Gwnie matematyk.
- Doceniam - ale nie przeceniam. To bardzo skuteczne dziaanie, ma
wspaniae osignicia, ale brak w tym sposobie opisywania zmiany w
trakcie jej zachodzenia dwu elementw istotnych w analizie. Jeden
to sama zmiana oraz przerwy w niej, a drugi to emocje. Oba ze sob
cile zwizane.
- Opis matematyczny bez zmiany?
- Tak. Nie w tym rozumieniu, e zmiana nie jest objt opisem - bo
jest integralnie w nim zawarta - ale w takim, e ta zmiana nie jest
wiadomie ujta. A mwic dokadnie, e brakuje w opisie przebiegu
612

przerwy, pustki. Przecie w kadej skawantowanej zmianie elementem


rwnie niezbdnym, co stan "co", jest pustka; w peni pojta zmiana
to ruch czego w niczym.
- I co z tego?
- Obraz matematyczny oddaje rzeczywisto, ale dopiero wwczas, kiedy
to przetumaczy na fizyczne zjawiska - czyli z przerw. Oczywicie
to wielka zaleta tej metody, pomocne uproszczenie w analizie (wic
pozbycie si, pomijanie zaburzajcego obraz nadmiaru) - to pozwala w
jednym wzorze zawrze ogrom zjawisk czstkowych. Tylko e to dalej
wprowadza jedno tam, gdzie te "zawirowania" (przerwy, przedziay
niecigoci) wystpuj jako istotny skadnik procesu - istotny tak
samo, jak wyranie widoczne "co". Kiedy mona z opisu zmiany usun
przerw, kiedy mona operowa symbolem z wielkimi odniesieniami do
wiata - to co wspaniaego, przede wszystkim ekonomicznego. Zamiast
morza znakw, jeden. To wspaniae - a zarazem przez to uomne.
- Jeeli si sprawdza, to dlaczego uomne?
- Jest takie powiedzenie, kiedy si z nim zetknem, e matematyk
jest tym lepszy w operowaniu symbolami - im sprawniej pozbywa si w
swoim dziaaniu emocji. Czyli, w odniesieniu do omawianego, znika z
jego abstrakcyjnego toku pracy nadmiar w formie ycia - e ma tylko
do dyspozycji wieczne symbole. I to jest bd.
Nie w tym rozumieniu, e si nie sprawdza w dziaaniu, bo sprawdza
si - ale w takim, e "wzr" i tak musi zosta ostatecznie ubrany w
owe wczeniej wyrzucone (i pogardzane) "emocje". eby matematyczna
abstrakcja staa si "strawna", eby osobnik mg si zorientowa w
zawartoci wzoru, musi odnie to do zakresu i znakw sobie bliskich
- inaczej ich nie zrozumie. Osobnik dekodujcy wzr musi wprowadzi
w tym dziaaniu ponownie pustk, musi skwantowa jednolity "obraz"
zmiany i w jej "wzorowy" opis wtoczy niecigoci - a wszystko po
to, eby odnie tak pozyskany wynik do swojego zbioru danych, wic
do "archiwum" w gowie. Odnie do tych emocji. eby "poczu" wzr,
musi go odnie do rzeczywistych dozna - bez tego nie ma poznania,
tak po prostu nie ma.
To, e wzr obejmuje wielkie zakresy, e zawiera w sobie maksymalne
nawet obszary (oraz je definiuje) - to nie ma adnego znaczenia dla
kogo, kto tego nie poczuje. Na kocu w matematyk musi wprowadzona
zosta przerwa i emocje - poniewa bez tego w dziaaniu nie ma nic
ponad to, jednolite to. Czyli niezrozumiae z zasady.
- A analogia to zapewnia? Eee...
- Zapewnia, kolego, zapewnia. I to zawsze... Matematyk, tu zgoda, i
to pena, na zabieg usunicia (renormalizacji w postaci usunicia),
pominicia w dziaaniu zmiany oraz przerwy-pustki - on sobie na to
moe pozwoli. I wicej, to wrcz konieczno - bez wyrzucenia czy
nieuwzgldnienia takich skadowych zmiany, operowanie symbolem nie
jest moliwe; balast w postaci pustki i braku elementw dziaanie
uniemoliwi. Zmiana i tak jest w opisie, przerwy s, wic rezultat
musi by poprawny, koniec. - Tylko e pniej trzeba to odnie do
otoczenia, i jest problem.
Taki problem, e trzeba ustali, co wzr opisuje - co te si kryje
za wykresem funkcji oraz jakie etapy przejciowe wyznaczaj badany
proces. I jest zmieszanie, spltanie, czy jak to tam nazywasz... Byt
matematyczny podziaa na abstrakcjach, jest wzr, take abstrakcja
- dzieje si to identycznie jak budowanie abstrakcji w umyle, wic
613

skrycie dla operujcego pojciami - jednak wynik staje si przez to


problemem. Jest absolutnie poprawny, sprawdza si, ale okazuje si
nieczytelny. I trzeba szuka odniesienia, szuka sensu tego wzoru.
Czyli, zauwa, trzeba ponownie (i z mozoem) wprowadza w ustalenie
stadia porednie, przerwy, wprowadza kwant i cegieki tworzce - a
wszystko po to, eby abstrakcje odnie do zachodzcej zmiany. Robi
si to po to, eby wzajemnie dopasowa i eby odnie - eby wiat
zrozumie. Zrozumie, co jest co.
Chwytasz? Dziaanie matematyka biego szybko oraz sigao skrajnych
i penych wartoci, jest jak najbardziej w swoim zakresie poprawne,
suszne i pomocne. Jednak - podobnie, jak to si dzieje u dowolnego
"abstrakcjonisty" - nie wiadomo, co konkretnie oznacza, do czego si
odnosi. I jest, powtarzam, kopot.
- A analogia to jasno po horyzont?
- Nie miej si. Moe i takie ujcie wymaga zastanowienia, moe ma
ograniczenia, ktre nakazuj ostrono, jednak przecie s rne
analogie - s mniej i bardziej rozpoznane tereny wiata, wic mona
wykorzysta ich wicej, dowoln liczb; dziaa tak dugo, a obraz
zgodzi si z tym, co rejestruj. Jeeli gdzie jest obszar jeszcze
skryty w mrokach niewiedzy - to mona poszuka w swojskiej okolicy
podobnego procesu, odnie je wzajemnie do siebie, i sprbowa na
tej podstawie wyznaczy czci wsplne. One przecie musz by. Bo
oba procesy, znany i rozpoznawany, zawieraj si w jednym wiecie,
przeksztacaj si wedug jednej reguy, zalenoci wiata do nich
i ich do wiata s analogiczne - to oczywisto i konieczno, e s
sobie podobne. To moe by diametralnie odlege iloci skadowych
elementw, to moe by dalekie gabarytami - ale musi budowa si i
zmienia si analogicznie. Musi...
Skojarzenie, porwnanie, analogia jest tu po to, eby zakres jeszcze
ciemny rozwietli ju rozpoznanym, eby w obszar badany wprowadzi
znany sobie kod zmiany - eby tak dugo i w szczegach dopasowywa
oba przebiegi, a pojawi si zgodno. I ta zgodno w obu liniach
na pewno si zaprezentuje, wanie przez fakt jednej reguy. - Nawet
jeeli nie bdzie to caociowe dopenienie - nawet jeeli pokryj
si w tej "spirali poj" tylko fragmenty kodu, to i tak sukces jest
zapewniony: mona je do siebie odnie, dalej porwna, a na kocu
wycign wnioski. Bo jak s zgodnoci, choby tylko fragmentami, to
dalsze te si odszuka - lub dobuduje. Brak w jednej linii elementu,
we to pod uwag, jest w procesie splatania i rozplatania si kodu
dopeniany z drugiej linii - i dlatego czny, wypadkowy konstrukt w
ewolucji moe doskonale funkcjonowa. Gorzej, znacznie gorzej, gdy
w obu liniach czego brak lub jest to zdeformowane - wwczas wynik
budowania si nowoci jest skazany na porak; skrajnie nawet jest
usuwany z istnienia.
Tak, dalsze, nawet aktualnie jeszcze nieobecne, nawet skryte odcinki
zmiany mona dobudowa (stworzy). Przecie to jeden wiat i jedna
regua - i tak dalej. Wynik jest pewny.
I na pewno warto to przeprowadzi. Przecie ju doskonale wida, e
obecna metoda, cho tak wspaniaa (wzorowo uporzdkowana), posiada
ograniczenia. Oraz, co wane, e te ograniczenia s w tej metodzie,
a nie w wiecie...
A po kolejne, analogia zawiera wczeniej wspomniane przerwy - i co
w tym dziaaniu ma znaczenie - zawiera je jako co oczywistego, po
614

prostu bardzo widocznego dla operujcego tak abstrakcj. Przecie


bez tych przerw ani opisu nie bdzie, ani zrozumienia.
W analogii - w dziaaniu opartym na modelowaniu jednego, niepenego
w aktualnym odczycie przebiegu - modelowaniu drugim, ale rozpoznanym
ju, tu wszystkie stadia obecne s jako konieczno. Wszak ju si
zrealizoway, s obecne w obrazie i s widoczne. Dlatego, i to jako
oczywisto, zostan przeniesione na zakres analizowany. Musz zosta
przeniesione, nawet jeeli osoba dokonujca takiego pomiaru nie ma
wiadomoci ich istnienia (bo np. w czas przeszy a historyczny byo
to fundamentem zaistnienia)...
A dlatego dziaanie "analogiczne" jest w ogle moliwe, e istnieje
w osobniku zasb danych z jego prywatnej przeszoci (czy przeszoci
zbioru), e te dane w wiecie maj swoje odpowiedniki - czyli jeden
i indywidualny kod zmiany, kod oznaczajcy to istnienie. Wic kiedy
te dwa kody si w chwili "teraz" poznajcego bytu spotykaj i kiedy
si dopasuj wsplnymi elementami, wwczas zostaje osignita w tej
punktowej chwili jedno funkcjonalna: jest stan symetryczny, wic
podwojony - i "wzr" zazbia si z treci w postaci konkretu. I w
efekcie wiadomo, e cho tej czci nie wida, e jej nawet nie ma,
to ona w detalach musi by podobna do ju rozpoznanego i tak teraz
budowanego. Mona, jeeli jest to konieczne, wprowadzi czynnik skali
w analiz, jednak obraz bdzie poprawny - na pewno bdzie poprawny
i do wykorzystania.
Sam wzr matematyczny jest "suchy" oraz sztywny - wypreparowany a
po ostatni znak, dlatego jego treci musz si dopracowywa wolno,
z trudem i nie zawsze z sukcesem. Natomiast kiedy posiadam rozkad
zmiany w ujciu znanego faktu, najlepiej konkretu z mojego zakresu
istnienia, to wspomniany kod postrzeganej zmiany jest mi po prostu
dany i jest we mnie. I tym samym analiza porwnawcza biegnie szybko,
sprawnie i pewnie. A jeeli nawet pojawi si niepene, nie do koca
oddajce tre obrazy, co w deszyfracji wzorw ma czsto miejsce, to
poznajcy moe szybko znale brakujcy element tu obok - bo inne
obrazy-fakty s zawsze pod rk.
I dlatego caociowy, w detalach caociowy obraz to tylko kwestia
czasu - raczej krtkiego. Co moe dla wzoru nigdy si nie dokona,
poniewa brak w otoczeniu konkretu do porwna, to w analogi jest
dane praktycznie od razu...
A tak nawiasem, co mi po najlepszym nawet wzorze, jak nie posiadam
do niego suplementu czy instrukcji obsugi. eby "zakodowan" tre
odczyta, na ostatnim etapie matematycznego dziaania musi pojawi
si wspomniona "interpunkcja", i to jako absolutna konieczno.
Po co? eby zmian zrozumie.

615

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 12.5 - Obserwator brzegowy.
Bd obiektywny a do blu.
Tak, nie ma co ukrywa, nasza pozycja w tym wszystkim mao wygodna a nawet zupenie punktowa. Tak, ona po caoci punktowa.
Niby w tym naszym spojrzeniu i to, i tamto si zawiera, niby na tak
a tak przestrze z czasem zmieszan szerokie - ale, tak po prawdzie,
to adna tam wielka sprawa - a wrcz zupenie niewielka. A ju tak
caociowo prawd mwic, to cakiem do punktu sprowadzalna - tego
tu obecnie aktualnego "teraz" jedynie dotyczy.
Bo to jest tak, przesuwa si jednostka czego w pustce, w tym ruchu
skaluje zmian, czas-i-przestrze wytwarza, na dalekim tego planie
nawet obserwator moe si tym zaj i nawet w emocjach podziwia lub kl, e to takie wszystko do tej, wiadomo jakiej - ale prawda
wyglda tak, e ten element w ruchu to wszystko, e punkt czego w
przemieszczaniu si w logicznie pojtej absolutnej pustce to cao
i e niczego wicej nie ma.
I s tego zasadnicze, powane skutki.
Ot, jest sobie jaki obserwator, rozbudowany, skutek rodka zmiany
i okupuje rodek - i rozglda si, bo rozglda si po okolicy moe.
I jest teraz pytanie, te fundamentalne: co on, taki owaki, widzi?
Co on, eby go, poznaje, mierzy, ustala? I dlaczego tak?
Niby wszystko oczywiste, niby obserwator nakieruje zmys czy inne z
jego zasobu techniczne narzdzie, obejrzy i skataloguje zwidziane i wszystko jasne.
A nie, nic tu jasnego i oczywistego. e widzi, to prawda, e ustala
w mierzeniu, to rwnie fakt. Ale jak to gboko, w maksymalnym ju
schemacie wszystko zdefiniowa - to ani widzi, ani wyznacza, ani on
nawet, czyli obserwator, istnieje.
Przecie tam gdzie na dnie, w tej fundamentalnej oraz bezczasowej
skali, jest tylko ten punkt, ruch jednostki w pustce - wic skd i
dlaczego to "widzenie"?
Wic teraz, nie ma rady, trzeba w analiz wprowadzi skomplikowan
zawarto cielesn owego obserwujcego osobnika, jego rozcignit
w czasoprzestrzeni konstrukcj. On taki wielki, napompowany rnym
mieciem materialnym - a do tego operuje elementami tak samo mocno
w ewolucyjnej zmianie skomplikowanymi. Przecie adna mu jednostka
w elementarnym stanie nie jest dostpna, nigdy te cegieki tego w
caoci wiata nie schwyci, to logiczna oczywista oczywisto. On z
faktu korzysta, e wczeniej si to odpowiednio zagcio, e dalej
w lokalnym zaktku rzeczywistoci nagromadzio - i e nastpnie te
w cielsko obserwatora si upchao.
A wszystko w punkcie si dzieje - i to rodkowym punkcie.

616

I od punktu si rozpoczyna. Bo przecie taka obserwujca istota swj


byt we wszechwiecie od punktu rozpoczyna - od najmniejszego, ktre
ten etap zmiany oznacza. Zastartuje proces, "ucznik" strza takiego
istnienia uruchomi, i ona sobie pdzi, pdzi do "tarczy", przemierza
kolejne etapy - i si w drodze "do celu" po wielokro zmienia. I s
tego powane, zasadnicze skutki. Takie filozoficzne.
Po pierwsze takie, e obserwator punktowo doznaje zmiany. - Doznaje,
a nie e j poznaje.
Z tym oczywistym zastrzeeniem, e nawet tak zdefiniowane doznanie
nie jest punktem, poniewa punkt z zasady ma znaczenie absolutnie
brzegowe, lokuje si na/w brzegu - i tym samym jest niepoznawalny.
Logicznie jest to "doznanie" punktu, ale ujcie fizyczne stwierdza,
e to musz by co najmniej dwa punkty, rne punkty, co umoliwia
porwnanie - albo inne pooenie tego samego elementu, co take jest
podstaw do porwnania.
Realne doznanie w wiecie zawsze jest zoeniem - jednak peni rol
punktowego.
Po drugie - pomiar, dowolnie pojty pomiar. Czy to faktycznie akt
znaczenia wiata w jakim fragmencie, czy widzenie - to zawsze ma
posta rozbudowan, wieloelementow - skada si z mnogoci dozna
czstkowych.
A z tego dalej wynika, e tak pojtego pomiaru - z przyczyn bardzo
ju fundamentalnych - nie ma w "chwili zero", startu osobnika, kiedy
si zaczyna jego ruch w oglnej zmianie - ale nie ma rwnie szansy
na pomiar w "chwili ostatniej", na kocu tak wyrnionej zmiany. W
punkcie startu nie ma elementw w zbiorze do porwna, nie ma czego
do czego odnosi - w punkcie ostatnim nie ma moliwoci dokonania
czynu porwnawczego, poniewa tego dalszego kroku oraz kolejnych nie
ma, obserwator si skoczy.
Na pocztku istnienia bytu zasb danych jest zerowy, wic nie mona
przeprowadzi pomiaru-porwnania, na kocu "archiwum" jest zapchane
danymi maksymalnie - jednak nie mona, ju nie ma kto i jak takiego
dziaania wykona.
Na brzegu jest doznanie, ale nie ma poznania.
I teraz trzeba podkreli szczeglnie istotny fakt: obserwacja - tak
tradycyjnie pojmowany termin "obserwacja" (e jest to zrozumiae i
wyjanialne - e wiadomo, co si w akcie obserwacji postrzega, co to
jest i dlaczego takie) - e to nie jest doznanie, czyli jednostka w
postaci "obrazu", paskiego obrazu. Obserwacja to nie doznawanie, to
zoony i wielopoziomowy proces. - wiat obserwator doznaje, ale nie
poznaje; poznanie jest zawsze i tylko zoeniem. I przede wszystkim,
i zawsze porwnywaniem.
Pomiar wiata, a dalej wiedza, e wiat jest, e w nim s takie a
takie elementy i wasnoci - to stan zoony i zawsze wypracowany w
formule porwnywania. Nie ma pomiaru punktu.
Co to bowiem znaczy, e obserwator co rejestruje? - e w zasobie mu
dostpnych danych jest element, ktry kiedy tam pozyska i e ten
element detalicznie czy w jakim zakresie si do "obserwowanego" i
617

"rejestrowanego" odnosi.
I na tej podstawie, posiadajc jeden stan w wiecie, a drugi ju w
sobie - na linii spotkania si tych "obrazw" - czyli w chwili teraz
osobnika (w jego "wiadomoci"), tak pena i dwustronnie dopeniona
struktura moe zosta postrzeona. - Jednej oraz samodzielnej strony
mona tylko dozna - ale eby j pozna, dalej nawet zrozumie, musi
by dopenienie stanem wczeniejszym.
I dlatego obserwator jeszcze daleko od punktu zaistnienia nie widzi
wiata, on go tylko doznaje. Z kadym zgromadzonym w jego zasobach
"obrazem", z kadym elementem archiwum moliwo przeprowadzania w
wiecie porwna i pomiarw wzrasta - ale nim osignie maksymaln i
funkcjonaln w skomplikowaniu warto, to minie wiele czasu, wiele
si po drodze zadzieje.
Obserwator doznaje punktu wiata, ale widzi, e to punkt, wie, e to
punkt dopiero daleko po zaistnieniu tego punktu, a w jego przedzia
widzenia (ju widzenia) wchodzi ogromna ilo zjawisk.
To, co jest widzeniem, wiadoma rejestracj otoczenia (czy siebie)
- to rozciga si na wielkim dystansie czasu-przestrzeni.
wiat pdzi, zawsze jest doznaniem punktu, zawsze dzieje si tylko
tym punktem, obserwator zmienia si przez fakt zmiany pooenia tej
jednostki w sobie i w szerszym zakresie - ale poniewa zabudowany
jest elementami skomplikowanymi i sam jest bytem skomplikowanym, to
w jego postrzeganie wchodzi szeroki-daleki zakres zmiany. Doznanie
jest "paskie", to zoone z punktw, ale suma tych zoe zapisana
w zbiorze, zapisana na fizycznym noniku - ta suma oddaje fazy tak
pojmowanej zmiany.
Jej nigdy nie ma cznie, to zawsze jednostkowy oraz chwilowy fakt,
jednak w pamici bytu - w "archiwum" skada, buduje si w kolejnych
warstwach w "obraz", w abstrakcj, ktra jest oddaniem-symbolem, a
nawet wrcz "odciskiem" takiego "faktu" w jego istnieniu.
Tego faktu, to istotne, nigdy nie ma realnie - realnie jest tylko
zmiana w toku zachodzenia - ale zoenie "paskich" "kadrw" wiata
docierajcych i zbierajcych si w obraz, to staje si abstrakcj i
jest stanem realnym dla obserwatora.
Czego, czego nie ma obok w doznawanym zawsze wiecie - na skutek
gromadzenia danych o tym wiecie - to si usamodzielnia i fizycznie
jest obecne w obserwatorze. I dalej, w kolejnym akcie poznania, za
wzorzec pomiaru moe suy: jak nowo zgadza si z "obrazem", to
znaczy, e to jest to samo.
Obiektywnie, "zewntrznie", nie ma w takiej postaci niczego trwaego
i staego, to przecie fizycznie dziejca si wielopoziomowa zmiana
- nawet nigdzie we wntrzu obserwatora tego nie ma zapisanego tak "na
kamie" i jednoznacznie (wszak kady element obserwatora to cige
przeksztacenia). Jednak skutkiem "bezwadnoci" zmiany, skutkiem jej
rozmiarw (nim si zdeformuje lub zaniknie w tle, to nieco zjawisk
si zrealizuje) - skutkiem jej okresowego trwania w formie "notatki",
to pozwala powiedzie, e postrzegana w otoczeniu nowa okoliczno
czy fakt, e to jest tym a tym, bo ma podobne zobrazowanie do kiedy
tam w sobie zoonego. A jak jest zupenym nowym stanem, to wymaga
618

odniesienia do zasobu w zakresach zblionych, czyli fragmentarycznie


podobnych. - Bo przecie taka w sobie absolutna nowo na pnym ju
etapie istnienia nie moe si pojawi, w zbiorze-archiwum zawsze co
si znajduje, dlatego akcja porwnawcza moe zosta przeprowadzona.
e to moe owocowa ujciem chimerycznym, a nawet "dusznym" - e w
takiej szcztkowej analizie pojawi si strachy i lki - fakt. Ale
jest to skutek i konieczno metody, samej procedury ewolucyjnej.
Zbir danych, jako punkt odniesienia, zawsze musi by obecny w takim
dziaaniu pomiarowym i porwnawczym, to warunek samej obserwacji ale i zrozumienia.
W obserwatorze, na skutek zawierania si w fizycznoci - na kadym
jego poziomie cielesnoci (rwnie w "archiwum") - wszystko pdzi i
si zmienia, energetycznie to "wir" i wrzenie, kipiel w nieustannym
przeksztacaniu si - i to skutkuje. Nie ma co podkrela problemw
z utrzymaniem zasobw danych w stabilnoci, to oczywista trudno,
z ktr kady archiwista si boryka; zapominanie, wypadanie danych
to norma, ktra - niestety - czsto boli, a na pewno sprawia ogrom
kopotliwych sytuacji. Ale nigdy nie byo inaczej i nigdy nie bdzie
dziao si to odmiennie - zmiana energetyczna to ta "kipiel" i wir,
powouje swoje konstrukcje do istnienia, one okresowo s stabilne,
ale pniej sama ponownie degraduje je funkcjonalnie a do jednostek
skadowych, to obiektywna prawda. Ta do blu prawda.
Ale i to jest prawd, e niczego wicej nie ma. Obserwator to zmiana.
Ale w tym odniesieniu warto podkreli mniej wicej stabiln prac
i zachowanie "obrazu" w zasobach pamici, w jednostkach tworzcych
archiwum. To s w sobie maksymalnie symetryczne, a wic skrajnie w
tym energetycznym wirze jednostki ewolucyjne - to powstae w rodku
oglnej zmiany elementy, i dlatego takie trwae. Wszystko wok si
buduje i rozpada, ale ten jednostkowy stan, skutkiem maksymalnego w
sobie skomplikowania - skutkiem tego, e jest maksymalnie procesem
rwnomiernym i symetrycznym - na skutek tego jego budowanie si w
wiecie jest dugie, ale i rozpad te odpowiednio dugo trwa. Wic
wszystko, co si w tej jednostce "zapisze", co j zapeni - co si
w niej "odcinie" - to wszystko moe przez jaki okres zachowa w
zmianie swoj posta. I tym samym moe suy do pomiaru. Obraz na
poziomie fundamentalnym w obserwatorze si ustawicznie zmienia - i
on si w kadym detalu swojego ciaa zmienia - ale punktowe, a tym
samym maksymalnie zagszczone w sobie jednostki, one mog istnie i
wspomaga dziaanie. Skoro to brzeg zmiany oraz punkt, maksymalnie
zoony ewolucyjnie punkt, to jego deformacja lub zanik musi biec w
skali czasu i przestrzeni w znaczcym zakresie.
I to jest tutaj tak istotne - umoliwia pomiar. wiata lub siebie.
I to rwnie wymaga podkrelenia, obserwator, na skutek zawierania
si w zmianie, ale zarazem budowania w sobie zewntrznego wobec tej
zmiany jej sumarycznego obrazu, moe na tej podstawie "pomierzy",
zobaczy i zrozumie nie tylko ten wiat - ale i siebie samego. Bo
w takim dziaaniu poznawczym, zwracam uwag, sam obserwator jest w
swoim postrzeganiu stanem zewntrznym.
Ta zmiana, ktra go tworzy, punkt po punkcie i jako doznanie buduje
- ta zmiana jest zarazem dla takiego osobnika faktem zewntrznym. I
619

wanie przez to, e si w nim buduje w sumaryczny stan, okazuje si


abstrakcj - jest abstrakcj takiego bytu.
Przecie nie ma znaczenia, czy osobnik konstruuje abstrakcj atomu,
(wszech)wiata - czy siebie, w sensie procedury to to samo. Jest na
poziomie fizycznym doznanie punktu, jest sumowanie w jedno obrazu,
wic w trakcie obserwacji i na kocu jakiego etapu, w obserwatorze
jest abstrakcja tak zachodzcej ju zmiany. I nie ma znaczenia, e
ta obserwowana zmiana to sam obserwator - to identycznie taka sama
zmiana, jak wszelkie inne poza ciaem osobnika.
W efekcie byt sam siebie moe pozna, cho przecie fizycznie jest
to tylko i wycznie si dziejca punkt po punkcie zmiana.
Dlatego obserwator (a szczeglnie umys to w sobie przetwarzajcy i
gromadzcy "obrazy" w archiwum) - dlatego byt poznajcy moe wasny
obraz w zmianie zbudowa, cho nigdy poza punkt tej zmiany wyj nie
wyjdzie.
Jest zawsze obserwatorem na/w brzegu i kadym elementem go doznaje,
jednak w trakcie gromadzenia danych z otoczenia (i zawsze w formule
zoenia), moe sam siebie zoy w abstrakcj.
Wic sam na swoje istnienie spojrze z zewntrz i je pomierzy.
I moe, to ju w kolejnym kroku dziaania na abstrakcjach, ale te
w powizaniu z kolejnymi obserwacjami innych bytw w otoczeniu, na
tej podstawie moe dobudowa do ju zaistniaego w jego gowie - i
cigle si dopeniajcego o stan chwili obrazu - moe doda to, co
w jego doznanie jeszcze nie weszo lub nigdy nie wejdzie.
Czyli wyprowadzi ze wiata wiosek, e si skoczy. e jest brzeg i
koniec.
Samodzielnie tego brzegu - w postaci ostatniej i punktowo doznawanej
zmiany - dojdzie, osobicie na pewno si w/na brzegu znajdzie. Ale
nigdy go nie pozna.
Obserwator to nie-skoczony (nie koczcy si) proces zmiany, jednak
ujty przez obserwatora zewntrznego (nawet jeeli jest to osobnik
poznajcy, sam obserwator) - ta zmiana ujta obiektywnie prezentuje
si jako cig skoczony.
I to szybko (szybko) si koczcy w odniesieniu do innych procesw.
Prowadzona od wywntrz i punktowo obserwacja - na skutek sumowania
si w abstrakcyjn jednostk i obraz zmiany - staje si zewntrznym
zobrazowaniem przebiegu tej zmiany i pozwala wyznaczy szczeglne w
niej etapy i okresy oraz stany brzegowe, pocztek i koniec. eby w
ostatecznym i zewntrznym ujciu (ale wewntrznie w bycie), mona w
tej zmianie pozostajc zawartym powiedzie, e on si skoczy.
Ta wiedza jest w obserwatorze, ale dotyczy jego jako caoci, wic
ma charakter obiektywny - i zewntrzny.
I to tak boli...
Tak, boli. Z jednej strony pozwala kadego ranka stwierdzi, e za
oknem jest ten nowy dzie i e ja to ja, pozwala wsta i krok po/w
wiecie zrobi, zmysami go doznawa i abstrakcyjnie opracowywa ale z drugiej wymusza stwierdzenie, e to si skoczy.
A co w tym jeszcze bardziej niemiego, wymusza cig oraz powan
620

akcj porwnawcz stanu aktualnego z poprzednimi okresami ycia. Z


tymi najpewniej sprawnymi cielenie - i oglnie najlepszymi. e od
czasu do czasu porwnanie prowadzone jest wobec dalszego toku, tu i
teraz (jeszcze) potencjalnego, to te prawda, ale dzieje si to tak
ku pokrzepieniu serca - eby to dzisiejsze wydawao si bardziej do
akceptacji i strawne.
Tylko e w tym porwnywaniu jest zawarta oczywista graniczna strefa,
ktrej nie mona przekroczy: to, co jest w obserwatorze, to ju po
caoci wszystko.
Chodzi tu o to, e kiedy warstwy bytu, na skadajce si elementy
oddalaj si, kiedy ta konstrukcja w szwach si rozchodzi - a musi
si rozchodzi, bowiem jej skadowe powstay kiedy i aktualnie ju
docieraj w zmianie do swojego brzegu - to skutkiem tego obserwator
dziaa tylko w oparciu o to, co w nim jest i jakie jest - dysponuje
takim zasobem elementw oraz ich stanem rozproszenia, jaki obecnie
si w nim zawiera. I nigdy nie moe wyj poza ten stan.
Poniewa to on w kadym detalu.
Owszem, zauwaa inaczej funkcjonujce skadowe, wie, e to ju nie
to, co dawniej; schody zbyt wysokie si zrobiy - wiata migaj w
tempie niebywaym na skrzyowaniu - muzyka dziwnie brzmi, o ile j
w ogle si syszy - itd. Obserwator rozchodzc si w fundamentach
swojego istnienia, bo to wymusza oglna zmiana i jej uwarstwienie,
osobnik to rejestruje, porwnuje do dotychczasowego - i wie, e to
ju inny etap jego zagszczenia - czyli luniejszy i mniej sprawny.
I to te boli; byo, mino.
Ale mierzy to tylko do pewnego momentu i poziomu szczegw. Dlatego
w taki sposb, e od okrelonego poziomu stanu elementw, ale take
od stanu zawartoci archiwum, nie moe dojrze detali swojego bytu
- poniewa te detale s nim jako takim. Wie, e jest inaczej, ale to
"inaczej" jest wszystkim dostpnym - porwnuje i wie, e kiedy byo
lepiej, jednak obecne to on i tylko on.
Ale jeeli warstwy skadajce si na jego istnienia tak dalece si
od siebie oddal, e przejd w przedzia pozahoryzontalny, to take
i wiedza, e on, obserwator, jest i dziaa w wiecie - to nawet ta
wiedza zaniknie. Bo zaniknie moliwo mierzenia i porwnywania. I
zostanie tylko doznawanie.
A w/na brzegu i doznanie si koczy.

621

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 12.6 - Jedno wszdzie.
Wniosek:
jest tylko jedna zmiana, realizuje si w jednym nieskoczonym oraz
wiecznym zakresie i wedug jednej reguy.
Ludzie, jak mona twierdzi inaczej, jak mona?
Spotkaem ci ja takiego jednego - mdrala jaki doktorancki to by
czy podobnie, napakowany po czubek wiedz sczytan z ksiek albo i
podobnie, co taki filozoficzny ze swojej pokrtnej natury okaz to
by - ale jakby te fizyk i eksperymentem codziennym podbudowany,
upewniony w swoim do ostatka.
Wic tene osobniczy byt zastanawiajcy si nad natur wszystkiego,
zacz mi dowodzi, e wiat po kres i horyzont - e rzeczywisto
tutejsza to co daleko innego od tego na gbokim dole oraz brzegu
dalekim - e tamtejsze to dziwaczne w sobie, nieoznaczone, skryte,
niezrozumiae, i w ogle nie dla umysowoci przecitnie zdolnej a
tutejszej.
C, szczerze wam powiem, jak na przepytywaniu lekcyjnym albo tako
innym, taki okaz mylowy dla mnie to dziw ponad dziwy, nieodgadniony
w sobie i po caoci, logik to nie przeniknione, a na pewno ciemny
w kadym zakamarku yciorysu.
Bo to, sami powiedzcie, jak mona takie nieodpowiedzialne, a takie
dziwaczne gosi - tak mci w strumieniu realnoci i wiadomoci;
jak mona takie konstrukcje sowne z siebie w przestrze rzuca i
si tym jeszcze chwali, uzasadnia wyszo nad niszoci (albo i
odwrotnie) - ech, jak tak mona?
Jak mona tutejsze za odmienne od tamtego dalekiego lub gbokiego
uznawa, wiat po caoci widoczny oddziela od takiego mechanik
elementw opisywanego - jak tak mona?
Doprawdy - powiadam ja wam - horrendum i zgroza w takim nastawieniu
yciowym, odlotowo oglna i zakrcenie. Jednak co robi, i takowe
osobnicze istnienia si trafiaj pord fizycznej zbieraniny i te
y mog w tutejszym wymiarze - a nawet mog gosi te swoje teoryje
rodem z zakresu niedocieczonego. eby to.
Wniosek z analizy rzeczywistoci, z analizy toczcej si zmiany na
kadym ju poziomie jest taki, e Kosmos jest jeden, e postrzegana
i rejestrowana jest jedno procesw - oraz e przebiega to wedug
jednej i maksymalnie prostej reguy. Zawsze i wszdzie.
C, nie ma co ukrywa, po prawdzie powysze oraz podobne pogldy na
otocznie tak od razu w kana czasoprzestrzenny nie mona spycha, te
pewne wyrozumowane racje za tak argumentacj stoj, co si za tym
kryje matematycznie. I nawet fizycznie.
622

Trzeba to szczerze przyj i pochwali za niejak skuteczno. Ale


take gbiej si zastanowi, dlaczego taki jeden z drugim te swoje
obrazy produkuj i si z nimi obnosz - i co to znaczy.
Bo to jest tak. Siedzi sobie w swoim lokalnym punkcie wszechwiatowej
zawieruchy fakt osobniczo fizyczny, taki eksperymentator nawiedzony
dz poznania - czy inny laborant. A nawet te niekiedy zapatrzony
bezrefleksyjnie w sztywne wzory matematyk podbudowane filozofujcy
byt. I takowy co tam apie w soje zmysy lub przyrzdy, zestawia to
ze sob - a dalej zbiera w wiksze wnioski i reguy.
I tak uzbrojony w mniej albo te bardziej rozbudowane abstrakcyjne
schematy rozglda si wok - i twierdzi: e to tak a tak si ma, e
tam, czyli gboko tutaj, ale i gdzie daleko, to wszystko wirtualne,
mgnieniowe, losow statystyk warunkowane. Itd.
I pewien on jest swojego, bo owe w archiwum zgromadzone pojcia tak
mu podpowiadaj - i z moc swojego przekonania (i tytuu) to gosi wszem i wobec racji swoich dowodzi.
Ale dlaczego to si tak dzieje, z czego ta jego racja i pewno tak
namacalnie poyteczna w konstruowaniu - z czego ona si bierze i co
z tego dla obserwacji i samego obserwatora wynika, tego osobnik nie
wie, bo sam tego dociec nie moe.
Dlatego, eby go w mechanizmie poznawania umocowa, a te wyjani
mu, skd i dlaczego bior si jego abstrakcje - poniej skrtowy z
koniecznoci zbir zalenoci. Zestawienie jest skrtowe, poniewa
zbir stanw granicznych zawiera liczne skadowe, po kolejne trzeba
si wybra do innych opowiastek.
Po pierwsze: zawieranie si w zmianie.
Obserwator to element dynamicznie zmiennej caoci, w niej powstay
i j w kadym punkcie analizuje.
Tak w sobie, tak w otoczeniu - w tym, co uznaje za stan otoczenia.
Obserwacja prowadzona z wntrza (a tylko taka przecie moe by) to skutkuje tym, e dla osobnika-bytu analizujcego (wszech)wiat,
mimo lokalnych faktw i zjawisk (czyli rnych stanw zagszczenia
elementw), prezentuje si to jako jedno; postrzega to maksymalnie
jako jednorodno, jednolito - i wanie jako jedno. I to w obu
zakresach analizy otoczenia jednoczenie.
Czyli logicznie, w oparciu o wypracowane z wntrza "wzory" i reguy
- a take fizycznie, w oparciu o pozyskane "obrazy" zmiany.
To warto wyodrbni w osobnym akapicie, poniewa jest bardzo wane
dla zrozumienia sytuacji takiego bytu.
Chodzi o wspierajc si jedno w ujmowaniu obu kierunkw, jedynie
dostpnych dla obserwatora. Czyli "matematycznego" oraz "fizycznego"
toku opisu-postrzegania otoczenia.
Raz maksymalnie uproszczonego i oczyszczonego z "szumw" wiata, a
przede wszystkim renormalizowanego z pustki, z przerw, ze zmiennych
integralnie zawartych w procesie. - A w drugim przypadku, fizycznym,
rwnie renormalizowanego z pojawiajcych si (jako konieczno) we
623

wzorze nieskoczonoci. Oraz wprowadzania w obraz pooonych coraz


niej lecych i tym samym mniejszych elementw.
Matematyczny obraz nie dostrzega, pomija jako zbdny balast przerwy
w zmianie, fizyczny takich przerw nie moe dojrze, poniewa odnosi
si do "treci", widocznego faktu; wzr opisuje proces bez istotnych
i niezbdnych etapw porednich, scala elementy w jedno, mimo e s
przedzielone pustk - natomiast obraz fizyczny etapy przerwy drobi,
zapenia coraz mniejszymi elementami (poniewa okazuj si istotne
w caoci i warunkuj widoczne).
Skutkuje to, w obu zakresach poznania, "cian" poj lub "cian"
fizycznych jednostek na dnie-pocztku rzeczywistoci; w ramach obu
drg poznania granicznym stanem rejestracji i rozumienia jest stan
"ciany".
Wrcz pojty dosownie, jako bariera nie do przebicia.
I ta bariera, co trzeba podkreli, jest faktycznie dla obserwatora
znajdujcego si w zmianie nie do pokonania.
Dlaczego? Poniewa wypracowana jedno "wzoru", droga sztywna, wic
maksymalnie pozbawiona elementw "interpunkcyjnych" - ktre znakuj
realny przebieg - droga zmatematyzowana ustala jedno tam, gdzie
jest wiele, nieprzeliczalnie wiele stanw porednich i przerw, gdzie
jest lokalnie inny poziom-stan skupienia oraz zagszczenia jednostek
logicznych - czyli jest skwantowny cig zdarze.
W takim ujciu, cho poprawnie oddaje zmian i wnosi nieskoczono
i wieczno kosmicznej ewolucji - na skutek wiadomego pozbycia si
zbdnych w obliczeniach rejonw pustki (lub dziaania niewiadomego)
- w efekcie realny cig zdarze "usztywnia" si, czyli nabiera cech
zewntrznych do zmiany oraz usamodzielnia.
A przede wszystkim scala, czy w jedno ujcie nieprzeliczalnie wiele
bytw lokalnych. I jest zamieszanie.
Tak zbudowana wizja zmiany, jako cigu bezkresnego, na skutek braku
w niej etapw-stanw pustki (przerwy, niecigoci, innego uoenia
i zgszczenia jednostek tworzcych) - to prezentuje si w obserwacji
zmatematyzowanej jako jednolity i jedyny fakt - i jest problem. Bo
jak zrozumie, bo jak podzieli jedno?
Drugi moliwy tok postpowania, czyli fizyczne (namacalne) badanie w
otoczeniu elementw, ich wyrnianie i badanie - to rwnie okazuje
si na kocu-dnie rzeczywistoci wspomnian "cian", poniewa tam
znajduje si element tworzcy to wszystko ("cegieka").
Czy dotyczy to pocztku, czy ma za zadanie spenetrowanie najgbszej
strefy realnoci - tam jest i zawsze jest tylko jednostka, w ujciu
logicznym paszczyzna jednorodnych i nierozrnialnych jednostek. W
ujciu fizycznym jest to sfera i rozciga si w kadym kierunku, ale
logicznie to graniczny stan oraz przysowiowa cian, poza ktr nie
mona si przedosta (pomiarem-spojrzeniem).
Bo ani wida, co dalej, bo dla fizyka tego "dalej" przecie nie ma
(poniewa nie ma elementu do poznania i wykorzystania) - ani "w to
dalsze" nie mona przej wzorem, wanie z powodu wypracowanej za
jego pomoc jednoci i jedynoci.
Tak pojmowana-obserwowana w obu zakresach tzw. "rzeczywisto" jest
624

wszystkim.
Czyli - obserwacja fizyczna napotyka brzeg poznania w postaci faktu
jednostkowego, najmniejszego z najmniejszych dostpnych - i na tym
poziomie koczy badanie. Musi.
To logicznie mona dopeni o zakres ta-brzegu, o tworzc t stref
"cegiek" (jedynk) rzeczywistoci, jednak ju niepoznawaln w tym
skrajnym obszarze (cho analogiczny fakt jest na kadym poziomie).
- Nie mona sign badaniem ta, mona go tylko postulowa.
Co wicej, to w opisie fizyka to zbdna (kopotliwa) nadmiarowo,
ktr musi wiadomie (lub nie) z postrzegania wyrzuci - widzi fakt,
ale jego dopenienie, logicznie konieczne, jest mu zbdne.
Czyli obserwacja fizyczna nie dociera do jednostki logicznej zmiany,
poniewa taki element tworzy poznanie. - A zastosowane w dziaaniu
zmatematyzowanym uproszczenie, rwnie jako konieczno, jednostk
zmiany pomija - scala j w jedno z wszelkimi obecnymi w bezkresie.
Fizyka odcina nieskoczono, eby lokalny przebieg wyjani - ale
matematyka ustala t nieskoczono jako konieczno.
Matematyka w niecigym fizycznie obrazie redukuje przerwy i "widzi"
jedno w bezkresie, i jest to jedno-jedyno bez koca i pocztku.
A fizyka ustala w wiecie niecigo, jednak na/w brzegu obserwacji
rwnie notuje jednorodn cian elementw.
Dla matematyka przerwy i pustka zmiany jest elementem zbdnym tego
ujcia, mona to pomin w badaniu. Jednak skutkuje to, kiedy nie ma
hamulcw w analizie lub kiedy wiadomie nie ogranicza si w swojej
procedurze do wybranego z ta zakresu-faktu. Skutkuje to zliczaniem
nieskoczonoci.
Mona to zredukowa (i usun znak bezkresu ze wzoru), ale wyjani,
dlaczego tak mona zrobi - tego w zakresie tej metody ju nie ma i
by nie moe. To moe przeprowadzi tylko refleksja zewntrzna.
Dla fizyka przerwy i pustka to fundament dziaania - jego praca na
tym polega, e wyodrbnia, e notuje w otoczeniu fakt jako inny w
rejestracji wobec ta (w odniesieniu do ta-brzegu). Fizyk odcina,
odrzuca owo to (lub nawet nie wie, e takowe istnieje i warunkuje
posta wyodrbnionego elementu). I dla niego w tej jednoci wiata,
ktry widzi od rodka (od wewntrz), i z ktrego przecie nigdy si
i w aden sposb nie wydostanie - dla niego tylko taka "elementarna"
i badana jednostka jest wszystkim; to sedno jego zainteresowania, w
tym i tylko w tym zawiera si jego pomiar.
Dla fizyka poza tak wyrnionym nic wicej nie istnieje, badanie do
faktu si odnosi i jego dotyczy - dlatego ani to (pozornie puste) w
zakres eksperymentu nie wchodzi, ani zanik faktu w tle, rozproszenie
si w strefie brzegowej. Pustka, przerwa, ustanie i zanik zmiany to dla fizyka nie wlicza si w tak jaskrawy wczeniej fakt-proces,
jest zakresem "spoza" (pomiaru).
Kiedy nie ma rejestrowanej zmiany - nie ma dziaania badawczego; jak
nie ma treci do zbadania - to nie ma i samego badania.
A e na kolejnym etapie bada wiata musi to by poszerzone o zakres
wczeniej pomijanego ta (a musi tak si sta, eby widziane w jego
625

skomplikowaniu wyjani), to oczywisto i konieczno.


Ale z takim istotnym dopenieniem, e ostatecznie dla fizyka pojawia
si ciana w najniszym zakresie badania, ciana jednorodnych i ju
do niczego w jego dziaaniu redukowalnych elementw.
I poza t barier, ktra logicznie zawiera w sobie jeszcze rnorodne
stany przejciowe, nie wyjdzie. Bo nie moe. Bowiem nie mona pozna
mniejszego od najmniejszego dostpnego.
Nie mona fizycznie pozna logicznej "cegieki" (wszech)wiata.
Obie drogi poznania tym samym cz si dla obserwatora zawartego w
zmianie - wewntrznego. Wzmacniaj si i dopeniaj - i usztywniaj.
Tak wypracowane ujcie zaczyna dominowa.
A skoro wszystko si zgadza - to dlaczego to podwaa?
Matematyka redukuje pustk i przerwy, i ustala jedno-jedyno - i
fizyka redukuje w drobieniu wiata pustk i przerwy midzy faktami i
ustala jedno-jedyno.
Matematyka idzie w dziaaniu do nieskoczonoci-wiecznoci, idzie od
razu oraz "jednym skokiem" - poniewa moe-musi w taki sposb. Czyni
tak, poniewa nie wie, e po drodze s liczne stany-zakresy mniej i
bardziej skupione (zagszczone).
Natomiast fizyka, rwnie dc do granicy i jednoci, rwnie w tym
zblianiu si do bariery (ta) redukuje odlegoci, pustk i przerwy
- ustala coraz mniejsze przedziay midzy elementami. I wydobywa ze
wiata coraz mniejsze fakty w badaniu.
Jednak z zasady jest to dziaanie nie-skoczone. Dlaczego? Poniewa
brzegu, granicy w poznaniu by nie moe. Do granicy mona dy, ale
jej si nie osignie (kiedy jestem, nie ma mierci - kiedy mnie nie
ma, jest mier).
I tym samym fizyka, podajc w lady matematyki, zawsze jest o krok
z tyu - nigdy przecie rki w zakres "poza" zmian nie wystawi. To
logicznie mona zrobi, spojrze z zewntrz, jednak fizyk na zawsze
pozostanie w rodku.
Co wicej - co rwnie ma znaczenie w caoci zobrazowania pozycji w
wiecie bytu zwanego "fizykiem" (i co musi by podkrelone) - o ile
osoba matematyczna, czyli matematyk jako taki i matematyka jako taka
- o ile kto taki swj efekt operowania symbolami pozyskuje szybko,
z przyjemnoci i emocjami (a do jego pozyskania wystarczy mu kawaek
cichego zaktka w jaskini i talerz czego do zjedzenia) - o tyle byt
fizykalny swoje ustalenia pozyskuje dugo, z mozoem, z nakadem i
si, i rodkw, i energii wszelkiego rodzaju.
Fizyk przez kolejne bariery i warstwy rzeczywistoci przebija si z
kopotami - buduje coraz wiksze machiny, eby pozna coraz mniejsze
elementy. Matematyk to kartka papieru i namys (i coraz wiksze, i
coraz bardziej skomplikowane konstrukcje) - fizyk to babranie si w
materialnym konkrecie.
Pewno wzoru, eby j potwierdzi, wymaga wiekw oraz tysicleci to koszt tej pewnoci.
Ale na kocu, w stanie-punkcie pocztek-rodek-koniec wiata, tutaj
te drogi si zbiegaj i s jednoci.
e to i tak wymaga jeszcze w opisie logicznego dopenienia - e to
626

wymaga filozoficznego spojrzenia z boku? Prawda.


Ale ta prawda rwnie bya znana od zawsze (i dla wszystkich) - a co
wicej, nawet w szczegach.
e dzi badanie potyka si o te same dylematy (i sofizmaty) - e w
obrazie notuje zadziwienia? ...
C, ju najwyszy czas zajrze do ssiada.
Po drugie: brzeg, to.
Czyli paszczyzna poznania. Jednorodna paszczyzna ta.
Dochodzc do niej fizyk poznaje coraz mniejsze skadniki otoczenia,
to oczywiste. Ale jest w tym deniu do bariery zasadniczy element,
ktry uniemoliwia pene, skoczone i jednoznaczne poznanie: rnica
skali.
Rnica pooenia, poziomu zawierania si (umieszczenia w zmianie)
obserwatora - oraz badanego "obiektu".
Przecie nawet "mechanika elementw" notuje, i to jako fakt (nawet
konieczno) stan niepewnoci w opisie badanej jednostki, dlaczego?
Poniewa tej jednostki w takim spojrzeniu nie ma - po prostu nie ma.
Dla obserwatora "z gry" ona w takim ksztacie (w takiej formule i
takim zoeniu) nie istnieje.
Kiedy obserwator zbuduje sobie analogi (obraz) sytuacji, ktra a
po detale bdzie odpowiada jego "spojrzeniu z wysoka" na elektron
gdzie tam na/w dole - kiedy wpisze w taki model proporcje i tempo
zmiany jego wiata i tego "elektronowego" - to w tym modelu ujrzy,
a po szczegy, e wzmiankowanego "elektronu" (elektronu-czowieka)
dla niego nie ma.
Owszem, na/w poziomie badanego obiektu adnych stanw dziwnych albo
niecigych si nie notuje, obiekt idzie od punktu do punktu pewnie
i nie ustala zaskocze. Ale ten sam fakt postrzegany z ktrego tam
pitra "wysokociowca" - on z tej wysokiej pozycji prezentuje si w
obrazie zbiorczym zgoa inaczej: jego po prostu nie ma.
A nie ma z tej prostej przyczyny, e cho jest to samo tempo zmian
w ramach wsplnoty zawierania si w rzeczywistoci (oba zakresy s
wobec siebie zalene - ale rwnie s pochodn do niszych zmian i
s w proporcji do nich; s ich efektem) - to nie ma z tego powodu,
e zmiana jako taka jest skwantowana i przebiega na innym poziomie.
To rnica skali, rnica iloci zaangaowanych w te rne poziomy
elementw skadowych - to wnosi nieistnienie elementu. Obserwator w
zakresie fizycznym co notuje w badaniu, a to rozcignita w czasie
i przestrzeni wieloelementowa zmiana w toku jej zachodzenia; byt w
analizie ustala jednostk - a to zoenie.
Zakres obserwacji wielkiego bytu jest w takiej procedurze czynnikiem
zasadniczym: na/w dole si krci, i to po wielekro (i jeszcze raz po
wielekro) - a osobnik doznaje jedno "tyknicie" w zmianie, to jego
sekunda.
Efekt? Widzi to, co dla "elektronu" w jego przewidywalnym zakresie
jeszcze nie nastpio (i nie jest pewne, czy nastpi) - to zawsze w
tym obrazie stan potencjalny, to pk rnych pooe, ktre mog si
w realu objawi, ale nie musz.
627

Zaleenie od tego, czy bdzie w otoczeniu zasb energii na pokonanie


i zbudowanie si w kolejnym kroku, czy bdzie wolny tor do dalszego
przemieszczenia si elementu, czy wypadkowa zdarze w interakcji ze
rodowiskiem zbuduje ten nowy punkt - od tego zaley (i od licznych
jeszcze uwarunkowa), czy taki fakt pokae si w pomiarze, w poznaniu
i obserwacji.
Dla bytu pooonego wysoko (znaczco wyej wobec badanego faktu), w
zakres jego rejestracji - na skutek wielkoci przedziau ("terenu")
objtego mierzeniem - wchodz fakty, ktre dla "elektronu" na dole
s stanami dopiero przyszymi, mog zaistnie w nim lub w okolicy,
ale nie musz. Natomiast byt z wysoka, co tu wane, te zdarzenia w
postrzeganiu notuje, ma je ju jako zaistniae.
Dlaczego? Poniewa one, dla niego jako fizyka, w jego skomplikowanej
i powolnej obserwacji - one ju si zrealizoway.
Dla elektronu - skutkiem tempa analizowanej zmiany - to, co dla niego
jest przyszoci (lub odleg przeszoci), w obserwacji z wysoka
jest ju faktem z przeszoci. Wszak to si tam, czyli "na dole", to
tam si ju dokonao. - Ja tu, wysoko, ustalam dalszy prawdopodobny
rozkad elementw tworzcych taki fakt, ustalam ich tory i przebieg
- a tam, nisko i szybko, to si ju zrealizowao, ktra z drg si
urzeczywistnia.
Jednak wiedza o tym, co zrozumiae, informacja o konkrecie na wysoki
poziom postrzegania dociera dopiero po iks tykniciach zmiany. I tym
samym zawsze jest spniona.
Obserwator z wysokiego pietra doznaje chwili - ale widzi przeszo
zmiany, zoenie o wielu skadowych. Doznaje to samo i tak samo jak
"elektron" (fakt na dole), ale poznaje, widzi, rejestruje, dla niego
dostpne jest tylko-i-wycznie zoenie.
Obserwator zawsze widzi rzeczywisto jako przeszo - i zawsze w
formie zoenia.
Obserwator umieszczony na/w wysokim poziomie wiata - skutkiem swej
zoonoci - widzi to, co zaszo, zachodzi i bdzie zachodzi w tym
niskim rejonie. I widzi to jednoczenie.
Ale z takim zastrzeeniem, e to "przysze" widzi w formie potencji,
moliwych do zrealizowania si w tym ukadzie-rozkadzie elementw
linii ewolucyjnych. Widzi to logicznie. - Kiedy badanie analizujce
dochodzi do jako wyznaczonego w zmianie punktu "teraz" (aktualno
dla osobnika badajcego i to co uznaje za stan aktualny), to dalszy
cig jest stanem moliwym, ale niepewnym.
I inny nie moe by. Bo to dalsze "na dnie" wiata jeszcze si nie
dokonao. Tam pdzi, jednak owa postulowana przyszo jeszcze nie
zaistniaa. - A kiedy stwierdza, e si zrealizowaa, to taki fakt
jest ju (odleg od "teraz") przeszoci.
Czyli, jak byt zdecyduje si sprawdzi stan zmiany - nim ten swj
powolny i rozbudowany akt obserwacyjny uruchomi i wdroy w dziaanie,
to na dole wszystko si wielokrotnie zmieni, i to po wielekro. Co
byo jeszcze o "tyknicie" temu dla obserwatora wycznie potencj,
to ju si dokonao, to ju odlega (bardzo odlega) w ramach tego
poziomu przeszo.
Fizyk, mimo postulowania w pomiarze stanu niepewnego, poniewa jest
bytem rozbudowanym, niezalenie co by bra do pomocy w tym badaniu,
628

i tak zawsze ma do dyspozycji przeszo - daleki punkt-stan wobec


logicznie postulowanego (np. za wzorem).
Wiedza konkretna o fakcie buduje si wraz z obserwowanym faktem, ale
fizycznie (jako ustalenie) moe zaistnie daleko po tym zdarzeniu.
Kiedy fizyk poddaje proces analizie, przysze zdarzenia w stosunku
do wyrnionego "faktu", to pk drg do wyboru i zawsze niepewno
warunkowana nieprzeliczaln iloci zdarze w otoczeniu.
Opis "w przd" jest wyborem z wieloci, to zawsze moliwo i nigdy
konkret, to nie fakt; w takim opisie faktu nie ma.
Nie ma, poniewa jest rnica poziomw i tempa obserwacji. I dlatego
ta realno cigle si staje, buduje i zmienia jako wypadkowa si.
Jednak kiedy obserwator dokonuje pomiaru, czyli "sprawdza", co si
dzieje, to w tym akcie odcina te inne i potencjalne linie zmiany, on
je swoim czynem wyklucza, na zawsze pozostaj tylko moliwoci.
Ale, co tu istotne, zarazem postrzega "gotowy", peny - dopeniony
do jednostki fakt, elektron czy podobnie.
Przecie do punktu teraz, w ktrym nastpuje akt w formie mierzenia,
do tego momentu wszystko na/w dole z szalon prdkoci pdzi, wic
takie zaistnienie w jednostkowej formie dla obserwatora (ten foton
czy elektron) - to ju zdyo si w takie co zbudowa. Sekunda z
poziomu obserwatora to "tysiclecie" dla elektronu.
Akt pomiaru ustala granic w budowaniu si elementu - i on dopenia
si do tej jednostkowej i granicznej postaci. I jako taki "wyania"
si w obrazie dla obserwatora skomplikowanego.
Ale - co rwnie trzeba podkreli - taki byt (tu przywoywany jako
"elektron") zarazem sam dla siebie zawsze w caoci jego osobistych
dozna by jednoci i zborn konstrukcj.
Przecie to cige pozyskiwanie i tracenie energii w ramach takiej
jednostki, "jednostka" to wypadkowa - uredniony stan w tle.
Bierze z ta i podprogowo zasilanie ("pokarm"), traci zasoby na rzecz
otoczenia - a wypadkowa tego procesu jako wyglda (i ma "twarz").
Jednak nigdy nie istnieje jako fakt skoczony.
Dlatego obserwator "z wysoka" rejestruje warstwy takiej zmiany ju
si oddalajce i aktualne - ale i takie, ktre tylko potencjalnie w
niej si znajd.
Wic kiedy sprawdza, ma tylko pewien wycinek zmiany w ramach ta co wyrnia. Ale znacznie wicej odrzuca; swoim czynem moliwe fakty
przemieszcza z obszaru potencji do przeszoci. Dlatego nie powinien
si dziwi, e konkretny fakt jest zawsze nieostry, poniewa widzi
zbir. I co wane, wikszo z tego, co bada, to lokuje si poniej
progu "rozdzielczoci" (jego zmysw lub przyrzdw).
C, takie fakty nie istniej w postaci, o ktrej dzi rozmyla fizyk
penetrujcy "paskie" to i "doskona mieszanin".
"Elektron" jest w obserwatorze, wiat o czym takim nic nie wie.
Po trzecie: "paszczyzna wielowymiarowa", wiat paszczaka.
Rzeczywisto fizyczna budowana w formule "rzutowania" w/na paski
(i fizycznie dostpny) zakres wiata abstrakcyjnych konstrukcji - w
629

taki sposb pojmowany (opisywany) zoony oraz n-wymiarowy przebieg


zmiany - to wnosi kolejne ograniczenie, ktrego fizyk samodzielnie
nie moe pokona.
To rwnie ostatecznie tworzy na/w dnie "cian" poj i ustale.
Co bowiem rejestruje fizyk?
Zawsze stan chwilowy, punkt zmiany. I nic wicej. Jako byt fizyczny
doznaje - "zmysowo" doznaje wiata w jego punktowej postaci.
W ujciu logicznym maksymalnie punktowej, fizycznie jako minimalnego
dostpnego stanu zbiorczego (czego "namacalnego"). - Ale to zawsze
jest punkt.
Dopiero zoenie tych punktw (a to dzieje si w jego gowie lub w
innym archiwum), dopiero suma zoonych w jedno punktowych dozna
stanowi o poznaniu - jest poznaniem.
Na noniku fizycznym (w gowie) jest zbir - odcisk-odbicie stanw
zmiany, jej kod, osobny i jedyny kod wyrnionej w tle zmiany. I ten
zbir-kod uzyskuje dla obserwatora posta jednostki obrachunkowej.
Moe nim operowa, moe z innymi kodami porwnywa, zestawia - oraz
szuka analogicznych faktw.
Na bazie chwili buduje si abstrakcja, ktra poza obserwatorem nie
istnieje w adnej postaci
To w bycie poznajcym jest obraz tego, co istnieje i co si dzieje.
W efekcie to, co logicznie jest tylko stanami chwilowymi o rnej w
sobie skali skupienia i zmian w toku zachodzenia, fizycznie staje
si rozcignitym w czasie i przestrzeni "obiektem", gr, wyem na
mapie pogody, elektronem - planet czy wszechwiatem. Albo osob w
formule "czowiek".
Jednak to zawsze jest zoenie, a tylko skala jednostek tworzcych
wyznacza, czy to jest chwila sekundowa, wiek - czy zakres miliardw
lat zmiany.
Dla fizycznego obserwatora elektron to zmiana o cechach stabilnoci,
zatrzanita w jednostk - z tward powok. Rwnie "wszechwiat"
czy "gra" dla niego to stao i twarda w kadym kierunku powoka.
Niezalenie od poznawanego faktu, jeeli przekracza to w obserwacji
znaczco zdolno wyodrbnienia jednostek - taki fakt "zamyka" si
w sobie i uzyskuje stabiln, nieprzeniknion powok energetyczn.
I staje si faktem odrbnym od ta.
Przy czym istotne jest to, e "zatrzanicie" si w jednostk oraz
w utwardzon dla obserwatora powok - e jest to skutkiem z jednej
strony tempa zmian wyrnionego faktu wobec bytu - a z drugiej ich
rozmiarw, wielkoci postrzeganego obiektu, ktre przekraczaj, i to
znaczco, zdolno rozrnienia szczegw i etapw zmiany.
"Elektron" czy "foton" dlatego wydaj si stabilne i jednostkowe, e
zmiana tworzca takie fakty (budujca, skadajca jednostki), e to
po wielekro przekracza zdolno wyodrbnienia skadowych. Tylko e
to samo wystpuje "w grze" - w przypadku wszechwiata. Skala tego
zakresu i zdarze w nim zawartych jest ogromna, dlatego "chwilka" w
tym procesie rwnie po wielekro przekracza zdolno wyodrbnienia
etapw i jednostek zmiany. I dlatego w takim zjawisku wida jednostk
630

i jedyno - kiedy to logicznie mnogo skadowych.


Wszechwiat, to co dla obserwatora jest staoci oraz caoci - to
tylko "kadr" z (wielowymiarowego) filmu.
Skoro wic obserwator postrzega, rejestruje - buduje (w sobie) stan
chwili (obraz wiata i siebie) - skoro jest zarazem elementem zbioru
o takim samym przebiegu zmiany i dziaa w taki sam sposb - to std
i dlatego tworzy si w jego obserwacji stabilny grunt pod nogami widzi stao tam, gdzie jest zmiana.
N-liczba n-wymiarowych rzutw na/w n-wymiarow paszczyzn, to jest
zakres, ktry doznaje-poznaje obserwator.
Dlaczego paszczyzn?
Fizycznie to to oraz jednorodno elementw je budujcych. Jednak
logicznie, w matematycznym (tu: geometrycznym) uproszczeniu, jest to
abstrakcja w formule "paszczyzny".
e to fizycznie naley tumaczy jako rozcigajce si w dowolnym
kierunku (od wyrnionej jednostki) to - e to brzegowe to zamyka
si w sfer - e kada jednostka rwnie zamyka si w sfer - e to
dociska-naciska element z kadej strony (i podtrzymuje jego zborne
trwanie) - e ten "wir" istnieje tak dugo, jak istnieje przepyw
elementw tworzcych - to wszystko prawda. I dopenia ten logiczny,
jake niepeny obraz z matematycznego wzoru.
To uproszczenie doskonale si sprawdza, kiedy operacje s "sobie a
muzom", kiedy s to tylko dziaania na pojciach, jednak dramatycznie
obraz si komplikuje, kiedy wymagane s detale zmiany, czyli zawarte
w niej przejcia, progi oraz stany zagszczenia. Przecie "fakt" to
"co" w trakcie ruchu - jednak wraz z "niczym", z przerw skadajc
si na ten ruch.
Dlatego ostatecznie logiczna paszczyzna zatrzaskuje si w fizyczn
sfer. Z chwilowego stanu na/w paszczynie, z kanau-przepustu dla
jednostek budujcych konkret (pojmowanego logicznie jako wir w teje
paszczynie) - to zmienia si w przepyw elementw w ramach sfery
i zarazem tworzenia tej sfery. Logicznie "prosty" (po linii prostej,
ale i banalny) dokonujcy si transfer elementw poprzez "kana" i
"tunel" w/na paszczynie - tak pojmowany przepyw kwantw realnie
obrazuje si sfer - na przykad "atomem" lub "planet". Geometria
fizycznie zamyka si (tumaczy) w namacaln sfer.
Czyli "wlot" oraz "wylot" tego kanau znajduje si wszdzie. Ukada
si w powierzchni tej sfery. Czy tylko jej kolejnych warstw.
Co wicej, tak jednostkowo wyrniona w tle wiata sfera, co by ni
nie byo - to jest elementem ("cegiek") w ramach nadrzdnej, tworzy
powok, powierzchni wyszego rzdu.
I tym samym spotyka si brzegowo z tem caoci wiata.
A poniewa to - ten sam i taki sam (jednostkowy) stan brzegu jest
wszdzie, a jego elementy tworz (okresowo i wymiennie) wszelkie i
fizyczne fakty - to rwnie wszelakie konkrety cz si ze sob w
tym zakresie.
Kady fizyczny fakt jest bezporednio zakotwiczony w tle-brzegu, z
niego powstaje. I w nim ginie.

631

Po czwarte: Kosmos i wszechwiat, rozdzielno poj.


To rwnie jeden z istotnych czynnikw, ktry uniemoliwia dotarcie
do brzegu i jego przekroczenie.
Dlaczego? Poniewa abstrakcja "Kosmos" i abstrakcja "wszechwiat, w
ujciu powszechnym i naukowym, to jedno. W tym sensie jedno, e
stosowane s wymiennie.
Na skutek naoenia si wzmiankowanych uj, logicznego i fizycznego
- jako niemono wprowadzenia w cig nieskoczony-wieczny zakresw
porednich - jako "skok momentalny" w takim opisie do maksymalnego
stanu i zsumowania wszystkiego po drodze (zarazem bez wiedzy, e to
sumowanie si dokonuje) - to skutkuje wymiennoci w pojmowaniu oraz
opisywaniu takiej caociowej abstrakcji.
Pojcia "wszechwiat" i "kosmos" stosuje si zamiennie - a to bd.
Obraz jest jak najbardziej poprawny, innego w taki sposb nie mona
pozyska - ale bdny przez swoje uproszczenie, przez wyrzucenie z
analizy przerw (pustki).
Konieczna jedno wszystkiego, czyli "Kosmos", to w zbiorczym ujciu
i od wewntrz wszechwiata - to musi si w ogldzie naoy, zoy
w jedno (i jednostk) - musi si sta "wszech-wiatem".
Wida przecie wszystko, co moe w tym ogldzie by obecne - logika
podpowiada nieskoczono, dlatego postrzegane staje si jednoci i
nieskoczonoci. Bez wiadomoci, e wyrnione to tylko element w
ramach nieskoczonego ta, e midzy tu rejestrowanym tokiem zmiany
a "dalszym" s rne (i to liczne) przerwy, stany skupienia. Skutek?
Wida jedno tam, gdzie jest zoono.
Logiczne Ewoluowanie (wieczne-nieskoczone) rozpada si realnie na
fakty lokalne i skoczone, jednak pozna tego pozostajc we wntrzu
nie mona.
Tak, wzory mwi pen prawd. Ale czym jest ta prawda, jak wyglda
- to zawsze wymaga tumaczenia.
Tumaczenia z matematycznego na ludzkie. Czyli z pustk pomidzy, z
wszelkimi moliwymi znakami interpunkcyjnymi oznaczajcymi przerw
na/w etapach porednich.
Kosmos to nie wszechwiat, rozdzielenie tych poj jest konieczne.
Kosmos to stan "dalszy" do wszechwiata i nadrzdny.
Kiedy zobrazowa to jako jeden cig, ale z lokalnymi zbryleniami, z
rnym zagszczeniem, zmiennym w jakiej przyjtej skali - kiedy w
obraz wprowadzi konieczne przerwy (czyli go skwantowa), to cao
ukada si std do nieskoczonoci miarowo, "porcjami" i policzalnymi
krokami - biegnie jako prosty w sobie rytm zmiany. I nie ma (nigdzie)
adnego zadziwienia.
To tylko takie banalne, nieskoczone i wieczne krenie elementw w
Kosmosie.
A "wszechwiat" to tak gdzie i lokalnie. I zarazem jako oczywisto
w caoci.
Po pite: zgodno reguy.
632

Jeeli to jedno i jedyno nieskoczona-wieczna - jeeli na/w tak


pojtym tle-brzegu jest ta sama jednostka logiczna, "cegieka" to
wszystko budujca - jeeli tutaj obserwowalny dowolnie fragment tej
jednoci przynaleny do Kosmosu, zakresu nadrzdnego - jeeli jest
to zarazem zapenione nieskoczonym stanem "czego" w ruchu, a ten
ruch jest skwantowany, a przez to policzalny - to nie ma i nie moe
w takim cznym ujciu by miejsca na odrbno. Nie moe.
Czyli nie mona dowodzi, e tutaj obserwowalne jest inne i odrbne
od caoci.
Nie mona tego twierdzi - poniewa odrbno wobec tej nadrzdnej
struktury si nie moe pojawi.
eby co zaistniao, musi spenia warunek zgodnoci.
To naturalnie moe by wyrnione z uwagi na ilo elementw, moe
posiada inn zabudow - rne okresowe stany skupienia, ktre tym
samym oznaczaj jej istnienie - ale to nie moe by sprzeczne wobec
reguy nadrzdnej.
Fakt lokalny nie moe zbudowa si jako zupena odrbno i inno.
Nie moe.
Po szste: obserwator.
Tak, po ostatnie musi pojawi si sam obserwator, jego budowa i tym
samym jego ograniczenia.
Powyej jest to porednio lub wprost podane z rnym nateniem i w
rnym odniesieniu, jednak tutaj musi przybra to form generaln wrcz zasady: to obserwator oraz jego konstrukcja jest najwikszym
utrudnieniem w poznawaniu wiata.
wiat jest, to zmiana i przemieszczanie si elementw - ale jak jest
i jak biegnie ta zmiana, to zawiera si w obserwatorze.
Tylko w nim.
Jeeli jest to dla niego przepyw wody w rzece i zawsze inna w niej
kpiel - to takie ujcie jest poprawne i prawd; jeeli jest to na
zasadzie "wieczny czas i przestrze" (plus ruch w Kosmosie) - jest
tak, to prawda; jeeli ukada si to w czasoprzestrze oraz liczne
jej zakrzywienia - tak jest; jeeli konstruuje si to w matematyczn
paszczyzn i rzutowanie na ni sfery n-wymiarowej - tak jest; jeeli
wida fizycznie elektron oraz jego w podprogowym zakresie "dziwy" i
"magi kwantow" - tak jest; jeeli wielokrotne spltanie, losowo,
nieoznaczono wyznaczaj dalsze - tak jest...
A zarazem tak nie jest.
To nie wiat jest taki zoony, pokrtny, skryty, ciemny, zwodzcy
obserwatora na manowce - to nie rzeczywisto spltana i popltana
ani nielogiczna - to nie zmiana totalnie chaotyczna ani konieczny
cig zdarze - to nie dziw dziwem warunkowany i dziwy produkujcy na
kadym kroku...
To nie wiat taki jest - to obserwator tak ustala.
Tak - jedyn i najbardziej skryt tajemnic wiata jest to, e nie
ma niczego skrytego, e tu wszystko wida, sycha - itd.
633

Zmiana w toku to zawsze stan chwilowy - i w peni obecny; i w peni


poznawalny. A po detale - a po cao.
e wida to nieostro, e to rozmyte, rozcignite na fali moliwych
i prawdopodobnych lokalizacji - e gboko czy wysoko obserwator ma
w obrazie stao (tam gdzie maksymalna zmienno) - e z trudem i
latami zeskrobuje z rzeczywistoci kolejne poziomy i ustala regu
powiza midzy elementami i zbiorami elementw - e zblia si do
brzegu uparcie, ale ze wiadomoci, e nigdy go nie osignie... To
wszystko prawda.
Ale to nie oznacza, e tego wza ustale nie mona przeci i poza
tutejsze wyj. Bo mona.
Tak - jedyn przeszkod w ustaleniu caociowego obrazu jest sam w
sobie obserwator, jego konstrukcja i jego wewntrzne "odcinicia"
wiata.
Widzi zawsze powierzchni, zawsze skomplikowane elementy.
Dlatego jego spojrzenie jest wstpnie rozwleczone w przestrzeni i w
czasie, i to na wielkich dystansach. Jego istnienie, wic cielesna
i konkretna konstrukcja (i zawsze tylko chwilowa) - to zoone jest
z elementw, ktre zbudoway si iks jednostek zmiany temu (daleko
od aktualnoci), jednak on wykorzystuje ten fakt w swoim postrzeganiu
tu i teraz. Tylko nie wie, e jest to umocowane, e jest warunkowane
zmian wielkiej skali - e jest zoeniem wielkiej liczby zdarze
tworzcych. e wiat jest doznawany (a w konsekwencji i poznawany)
niejako poprzez "nacignicie" na wielo czstkowych przebiegw e cho rejestruje jedno, to podprogowo jest to stan czny ponad
czasem i przestrzeni. Widzi fakt, a to ogromna mnogo logicznych
skadowych (linii ewolucyjnych).
I w efekcie nie wie, e jego obserwacja to jedynie wierzchoek gry
i rwnie skromnego zakresu dotyczy. I e on sam to pyek na takiej
grze czasu-i-przestrzeni.
Tak - obserwator - to, co dla niego jest takim bytem, to szczytowa
i chwilowa - i przede wszystkim punktowa w kadym rozumieniu tego
terminu osobowo.
Obserwator to punkt, ale podbudowany wiecznym i nieskoczonym tokiem
zmiany.
To punkt w jednoci. I z t jednoci w kadym punkcie zgodny.
Tak - fundamentem obserwatora jest nieskoczono-wieczno.

634

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 12.7 - Pole energii.
Wniosek:
dla fizyka abstrakcja "pole energii", na skutek ograniczonego zakresu
jego obserwacji, prezentuje si jako jedno-jedyno - maksymalnie
jako nieskoczono, niekiedy lokalnie dynamiczna.
I jest to pene, poprawne, ostateczne dla niego ujcie. Ale to bd.
A raczej uproszczenie, formuujc to odpowiednio.
Konieczne, inaczej nie sposb tego zdefiniowa pozostajc wewntrz
wszechwiata - jednak to spore uproszczenie, ktre rzutuje na dalsze
ustalenia.
Dlatego musi by opisane w innym ukadzie odniesienia i powizane z
szerszym tem. To krok niezbdny - eby mona byo tutejszy kawaek
rzeczywistoci opisa i nada mu znaczenie.
"Pole"?
Po pierwsze - trzeba powiedzie, e w pewnym sensie tradycyjne, tak
sprawdzajce si przez wieki rozumienie "eteru" - to doskonale si
wpasowuje w pojcie pola.
Mona nawet powiedzie, e "pole" spenia rol rozwinicia tego na
dzi ju historycznego terminu, ktry musia zosta w obecnej chwili
odrzucony. Poniewa brak jednoznacznego skadnika, do ktrego mona
by go w wiecie odnie.
Po drugie - nie ma znaczenia, o jakim polu mowa, chodzi o abstrakcj
jako tak.
Czyli e jest podprogowy wobec wyrnionego faktu stan, ktry wpywa
na niego. Jak wpywa, co z tego wynika, to rwnie nie ma aktualnie
znaczenia, chodzi o generalia.
Po trzecie - wszystkie tak rnie wypracowane pola s logicznie tym
samym: dopenieniem do zakresu obserwowanego (jako rejestrowanego).
- Dla fizyka to stan konieczny dla wyjanienia postrzeganej zmiany,
jednak poza badan "czstk".
Po czwarte - wszelkie ustalenia dotyczce takich czy innych pl, te
rozliczne wzory, ktre si sprawdzaj, to rwnie na tym etapie nie
ma znaczenia; poprawnie opisuj rzeczywisto - i dobrze.
Chodzi o samo rozumienie treci pojcia "pole". I to w fizycznym, i
logicznym sensie.
Po pite - mimo wprowadzenia do fizyki rozlicznych pl, ktre maj
odniesienie do poszczeglnych obszarw, one logicznie s tym samym
- tu w rozumieniu jako "to".
Czyli e to podzia tymczasowy, e to pochodna moliwoci ustalania
i wyrnienia w tle powiza, e generalnie chodzi o jedno "pole" tego podkrela tu nie trzeba. Wszystkie zabiegi, ktre maj za cel
ujednolicenie pl, ten fakt uwypuklaj.
Dlaczego zasza konieczno wprowadzenia pojcia pola, a kiedy na
635

tej samej zasadzie eteru?


eby wytumaczy postrzegane. I nie jest to, wbrew pozorom, banalne
opisanie stanu rzeczy.
Bo co widzi fizyk, kiedy zerka w dal czy w gb?
Wychodzi od stanu tu oraz teraz, czyli od wielkiego elementu wiata
(ktry jawi mu si jako jedno), a na kolejnym okreniu poznawczym,
eby to widziane w jego zmianie i zachowaniu wytumaczy, musi taki
fakt-stan odnie do ta - do zakresu poniej. I zawsze tak.
Niezbdnym w opisie dopenieniem okazuje si to, co by tym tem nie
byo.
Na pocztku znajduje si to blisko - czyli w elementach tworzcych
wspomniany kamie. A pniej ma przeduenie w gbszym i dalszym,
na przykad w atomach. Czy te i kolejnych poziomach skadowych.
Nie ma znaczenia stan skupienia ta, jego rozoenie i z czego jest
budowane - w tym ujciu liczy si sam fakt, e to musi si pojawi
jako niezbdne.
eby widziane w szczegach mona byo wyjani.
Mona oczywicie to w analizach pomija i ogranicza si do stanu
wyrnionego, ale w pewnej chwili - eby uzgodni fakty z wiedz o
nich, z regu opisujc ich istnienie w zmianie - wwczas pojawia
si konieczno dodania kolejnego poziomu wiata. Poziomu, w ktrym
lokuje si uzasadnienie zarejestrowanego.
I tym dopenieniem jest to, jednolite to. Jednolite znw do pewnego
momentu, a okae si zoeniem, ktre jest konieczne do wyjanienia
postrzeganego.
I biegnie to tak przez wieki i tysiclecia.
Co wicej, co tu ma zasadnicze znaczenie - to, czy wczeniej eter,
to w tym spojrzeniu od wntrza, w odniesieniu do elementu jako w
otoczeniu wyrnionego - to dopeniajce to jawi si jako zakres
jednorodny, stabilny, nieskoczony.
Dlatego nieskoczony, e logicznie nie ma granicy dla ta. Mona w
to wprowadza ograniczenia, wyrnia zalenoci i zbiory, ustala
kategorie i kreli strzaki powiza (czy podobne kwantyfikatory)
- jednak na poziomie logicznym i maksymalnym to jest bezkresne.
Co wicej - w jednorodno ta nie sposb wprowadzi podziau przy
ogldzie od rodka.
Dlaczego? Poniewa analiza ta bierze do badania elementy o takiej
samej budowie. A skoro to jednakie w sobie skadowe, to nie ma jak,
nie ma moliwoci ich podziau oraz rozrnienia - logicznie jest to
niemoliwe. I wida po caoci jedno i bezkres.
e to przy poszerzeniu moliwoci i technicznej rozbudowy przyrzdu
okae si zoeniem, to ju nie ma znaczenia, chodzi o podkrelenie
generalnego toku dziaania, gdzie to musi si pokaza jako jedyne
i jednorodne.
To, "eter", "pole" z samego faktu skadania si z jednostek, ju do
niczego redukowalnych jednostek logicznych, to wnosi w pojmowanie i
w analiz jedno i jednorodno - i to nieskoczon.
Brak moliwoci rozrnienia wyklucza dalsze poznanie, na konkretnym
636

etapie - lub w ogle.


Ograniczenia "fizyka", kim by taki obserwator nie by - w dziaaniu
od wntrza procesu s oczywiste ograniczenia, ktrych nigdy omin
nie mona - nie ma metody.
Spojrzenie prowadzone z wntrza zmiany (zawierajc si w niej), musi
doj do "ciany" w postaci jednostek najmniejszych z najmniejszych,
jednak co na danym etapie jest jednostk elementarn, to wynika ze
zdolnoci analizy zoonoci wiata.
A jeeli fizyk czy inny osobnik prbuje zakres graniczy przebi, to
si o "cian" elementw czy cian abstrakcji rozbije. W najlepszym
przypadku postrzega mg, w ktrej si szamoce bez szansy na wyjcie
z krgu poj; w takim dziaaniu to konieczno.
Przy tym oczywistym dopenieniu, e logicznie i tak musi doj kresu
- gdzie by ten kres nie by. Podziau nieskoczonego nie ma. Nawet
jeeli dla "fizyka" wydaje si od rodka inaczej z powodu mnogoci
wydobywanych z ta "czstek" - ten podzia jest skoczony.
I musi si ostatecznie oprze na wielkociach logicznych - wic na
tle absolutnym.
Jak najbardziej Fizycznym, jednak niedostpnym w badaniu - wanie
dlatego, e te wielkoci nale do ta.
Fizycznie nigdy jednostki dopracowa si nie mona, to zawsze i na
zawsze domena obserwacji zewntrznej - namysu i analizy logicznej.
I teraz, w takim odniesieniu, istotne: to, eter czy pole, takie na
przestrzeni dziejw wypracowane abstrakcje - to konieczno procesu
poznawczego. Ale kadorazowo musi tak logicznie pozyskane ze wiata
ustalenie zosta dopenione o tumaczenie fizyczne - musi zosta do
otoczenia odniesione.
Poniewa bez tego wprowadza w bd i utrudnia zrozumienie. - Albo je
uniemoliwia (jeeli renormalizacja nie zostanie przeprowadzona).
To wanie dlatego "eter" zosta odrzucony w fizyce, ale i dlatego
w poszerzonym ujciu mona go potraktowa za to - z dodatkiem, e
inaczej to si objawia.
Nie e to nonik fal, ale e zakres brzegowy, w ktrym postrzegane
fizycznie elementy si buduj.
To-brzeg to przedzia skupiania si elementw w jednostk - i jej
nastpnie "wypychania-wciskanie" w zakres widoczny fizycznie. - To
warunkuje fizyk, ale cao moliwych do poznania faktw lokuje si
powyej, w przedziale nadprogowym.
Ale z tego opisu, tak oglnie poprowadzonego, rwnie pojcie pola
si nie wyamuje, doskonale sprawdza si jako zakres podprogowy, w
ktrym nastpuje kondensacja elementw logicznych do jednostki i w
konsekwencji ich przeniesienie w obszar postrzegany. Wraz z ca w
tym obrazie zawart podprogow zoonoci.
Bo e pole, e to zawiera w sobie wiele kolejnych (i podprogowych)
dla obserwatora etapw, e skada si z wielu zakresw porednich to oczywisto.

637

Dlatego, w sensie oglnym, to (abstrakcja zdefiniowana i zapisana


w taki sposb) - to prezentuje si maksymalnie generalnie. A przez
to i funkcjonalnie.
Bo nie ma znaczenia, e s w tak zdefiniowanej zmianie punkty oraz
zakresy przejciowe - istotne jest to, e w tle dzieje si duo i e
ten zakres warunkuje widzialne.
Nie ma znaczenia, e s liczne stany skupienia, e jest dociskanie
i wciskanie elementw do siebie lub ich rozpadanie i oddalanie si,
czy inne zalenoci (np. definiowane wzorami) - wane jest, e tak
to mona opisa. I to a w nieskoczono.
Bo o t nieskoczono i wieczno na kocu tu chodzi.
Tak, na kocu analizy pojcia ta, czy fizycznego pola, na kocu w
dziaaniu logicznym musi si pojawi jedno - jedno tworzca i
jedno maksymalna.
Jedno w postaci "cegieki" budujcej cay zakres w formule ta ale i jedno w formule nadrzdnej: e "w gr" niczego bardziej ju
rozbudowanego nie ma.
Maksymalnym tem dla rozumu (dla pojmowania) jest nieskoczono i
wieczno. Z zawartymi w Kosmosie, na zasadzie koniecznej (jako do
niczego ju redukowalnymi) skadnikami w postaci "czego", "pustki"
- i zmiany.
Kiedy wic fizyk, a szczeglnie kosmolog, w oparciu o badanie tego
dostpnego krgu wiata - kiedy kto taki ustala, e jest jeden i
nieskoczony "obiekt" - e skoro logika podpowiada, e jest "fakt",
ktry w analizie nigdy si nie koczy - to w efekcie tego, e taki
kto si w tym ustaleniu zawiera - ten obserwator musi przenie na
ten postrzegany obiekt logiczny i maksymalnie skrajny wniosek: wida
wszystko.
I tym samym musi nada mu posta bezkresn i wieczn.
Logika w jego zakres postrzegania wprowadza bezkres - on ma jeden i
jedyny obiekt badawczy do dyspozycji, dlatego musi na niego nanie,
przypisa mu takie logicznie ustalone cechy.
I popenia w tym dziaaniu oczywisty bd, ktry przecie dla niego
bdem nie jest - bowiem niczego innego si nie dopracuje.
To jedynie dostpny dla niego tok dziaania - jednak bdny. Za ten
bd nie mona go obcia, przecie niczego innego wypracowa nie
moe. Widzi wszystko.
Dociera do ta oraz brzegu - dla niego to rzeczywicie jest jedno i
jedyne - a jak takie, to nieskoczone i wieczne.
Skutek?
Naoenie si rnych etapw formowania-budowania si ta ("pola")
w jedno - obraz skadajcy si z mnogoci etapw staje si jednym
i caociowym. A przez to bardzo nieostrym i zamazanym.
W zmianie, w ktrej jest mnogo skadowych, gdzie s liczne progi
i gdzie istotn rol peni znak pustki (przerwy w procesie) - w tak
zsumowanym ujciu to wszystko staje si nieistotne i znika. I buduje
obraz bez koca, pocztku - oraz bez sensu.
Bo jak zaapa w tym sens, kiedy to jednolite to i jedno? adnym
638

sposobem nie mona.


Kiedy brak podziau na Kosmos i wszechwiat, kiedy w analizie nie
ma ani porednich stanw skupienia, ani zewntrznych wobec obiektu
- to cao musi si zoy w jednolite to, ktre tak skutecznie
podpowiadaj wzory, jednak ktre dopiero uproszczone i z usunitymi
znakami nieskoczonoci moe robi za pomocny konkret.
To dopiero usuwajca bezkres renormalizacja sprawdza si w zakresie
wewntrznym wszechwiata.
A wynika to z takiego faktu, e w pojcie "pole" i to wprowadzone
zostay nadmiarowe dla fizyka (w stosunku do jego potrzeb) skadowe
- zostay wpisane w zakres skoczony elementy spoza.
One s niezbdne na wyszym wobec "wszechwiata" poziomie analizy jednak nie wewntrz.
Bo kiedy kosmolog (czy fizyk) upiera si przy ich pozostawieniu, to
buduje si ciana i pokona jej nie mona. A ta "ciana" to wanie
nieskoczono.
Z tym, e i opis "dalszego" wobec wszechwiat zakresu, eby nie wpa
w kopoty - opis maksymalnego ju ta musi rwnie (i szczeglnie)
zawiera w sobie element przerwy - pustki.
To w tym obszarze warunek fundamentalny: nie ma Fizycznie bezkresnej
cigoci. Jest zawsze i na kadym poziomie skwantowana zmiana.
Jak "w d" nie ma nieskoczonego cigu drobienia i jest logicznie
najmniejsze z najmniejszych - take "w gr" nie ma nieskoczonego
cigu zdarze (wielkoci moliwego poczenia jednostek w fakt). I
tym maksymalnym "zbryleniem" w ramach Kosmosu jest "wszechwiat".
Czyli w zakresie maksymalnym (powyej wszechwiata) nieskoczone z
definicji "pole jednostek logicznych", musi zawiera w sobie stany
przerwy - musi zawiera wszelakie "znaki interpunkcji", jakie tylko
mona w zmian wprowadzi.
Przecie w tak pojmowanym polu bd najrniejsze zagszczenia, ta
logiczna cigo bdzie (jest) Fizycznie kawakowana.
Dlatego, eby j zrozumie, trzeba t interpunkcj wprowadzi i ni
operowa. Bez tego zrozumienie zjawisk nie jest moliwe.
Czyli, mwic inaczej, w opis "maksymalnego pola" (jakby tego teraz
nie definiowa) - w ten przedzia, ktrego niezbdnymi elementami s
logicznie nieskoczono-i-wieczno - w ten zakres wprowadzona musi
zosta renormalizacja - i to w sposb szczeglny.
Nie na zasadzie, e co si z opisu redukuje lub wyrzuca - tylko e
trzeba wanie doda. Doda zakres przerwy.
Logiczna interpretacja rzeczywistoci, odmiennie ni ma to miejsce
w przypadku fizyka, ktry nadmiar oddziela od badanego - tu ujcie
wypracowane przez fizyk, czyli abstrakcja pola-ta, to musi zosta
podzielone na kawaki - na rne stany porednie.
Bez takiego zabiegu nie ma adnej szansy wyodrbnienia wszechwiata
z bezkresnej caoci. Gdy si tego nie przeprowadzi, to nieskoczone
kopoty interpretacyjne s pewne.

639

Dlatego - ujmujc to generalnie - w jedno oraz jedyno Kosmosu,


stanu logicznie maksymalnego i niezbdnego, naley wprowadzi (i to
na zasadzie absolutnie koniecznej) niebywale proste oraz oczywiste
ustalenie: e s rejony mniej lub bardziej zapchane elementami. I e
jest lokalna ilo (gsto) jednostek czego.
e s w tym przebiegu (o wiecznej i nieskoczonej postaci) przerwy,
ktre oznaczaj, e mona w kosmicznym tle wyodrbni wszechwiat i
jego chwilowy brzeg - e jest rwnie wieczna zmiana, ktra posiada
maksymalnie prosty rytm (regu) - e ta regua jest niezmienna na
kadym poziomie - e wszelkie tutaj, wewntrznie rejestrowane jest
tej reguy pochodn - i e to jest zawsze i wszdzie policzalne.
Rnica jest tylko (i wycznie) w iloci zagszczonych jednostek reszta zgadza si a do szczegw.
e z takiego zdefiniowania zmiany wyania si obraz wielu podobnych
do tego wiatw - e to cig nieskoczony w sobie, a tylko lokalnie
w wiecznym koowaniu rodkowy i przez to szczeglny dla obserwatora
- e to zmusza do umniejszenia zakresu wszechwiata do punktu, tak
praktycznie do punktu, a na pewno jednego z wielu zdarze (w ramach
nieskoczonoci-wiecznoci wielu podobnych) - e to czy w sobie
wszelkie podejcia do rzeczywistoci, ktre zostay wypracowane w
trudzie, czasami w dramatycznym zrywie - e to jednoczy wszystkie,
tak pozornie konkurencyjne ujcia - e to koczy budowanie obrazu
tego Wszystkiego? ...
Prawda.

640

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 12.8 - Czasoprzestrze abstrakcyjna.
Zaproponowany w tytule temat, to - nie waham si tego tak okreli
- najwaniejsze pojcie, ktre jest pochodn oraz skutkiem analizy
rzeczywistoci, tego wszystkiego wok; nie ma istotniejszego tematu
ani zobrazowania. To ostatni punkt poznawania, to skrajny, maksymalny
poziom opisu tego i kadego wiata, zawsze i wszdzie; to ostatnie,
najpeniejsze ujcie zmiany jako takiej, ktr umys i obserwator
wiadomy jej zachodzenia moe wypracowa. Niczego wicej nie ma.
1.
Paszczak.
W prezentacji, ktra ma uzasadni wprowadzenie takiego pojcia oraz
pokaza, czym czasoprzestrze abstrakcyjna jest i jak funkcjonuje,
trzeba wyj od powszechnie znanego ujcia rzutu na paszczyzn rzutu sfery w/na wiat paszczaka. Ten wypreparowany ze zmiennego
otoczenia i maksymalnie prosty schemat zjawisk musi si znale w
obrazie jako pierwszy.
Dlaczego paszczak i rzut na/ w paszczyzn? Poniewa takie ujcie
niesie ze sob liczne, jednak nieobecne w mao dokadnym spojrzeniu
skadowe rozumowania o rzeczywistoci, a o nie tu przede wszystkim
chodzi.
Czym jest rzut sfery, dowolnego stanu na dwuwymiarow paszczyzn,
w wiat paszczaka?
Pierwsza i narzucajca si odpowied, ktr udzieli ucze szkoy po
wstpnym kontakcie z geometri jest taka, e okrg. Powie w penym
przekonaniu, e na paszczynie "zrzutowana" sfera zaprezentuje si
jako okrg. I bdzie to powtarza od tej pory zawsze. - I bdzie to
odpowied w takim zakresie poprawna - jednak zarazem fundamentalnie
bdna.
Bdzie poprawna w przestrzeni ustalonej zasadami geometrii - ale w
szerszym ujciu gboko zafaszowana.
W tym momencie nie mona pomin samej geometrii, a raczej sposobu
postrzegania i upraszczania zmiany zachodzcej w wiecie. Dlaczego
obraz geometryczny, a w kolejnoci matematyczny, jest poprawny? Co
sprawia, e doskonale sprawdza si w zastosowaniach, ale dlaczego w
poszerzonym ujciu jest bdny? Odpowied jest oczywista: nie ma w
nim zmiany. Nie ma zmiany jako takiej.
Nie, nie chodzi naturalnie o to, e wzr czy szkic nie opisuje, nie
zawiera w opisie zmiany, bo zawiera, "cakuje" i symbolizuje, jest
w kadym elemencie odniesieniem do zmiany i jej skutkw. Tu mowa o
innym znaczeniu zmiany - e w tak ustalonym schemacie, e we wzorze
matematycznym, bryle symbolizujcej co rzeczywistego - w ukadzie
wsprzdnych, na skutek scalania, kompresowania danych - e z tego
ujcia usuwany jest "czas" (zmiana). e w efekcie symbol zmiany sam
w sobie tej zmiany nie ma - upraszcza si do "koca" i sztywnej w
641

odbiorze abstrakcji. Zamiast rozbudowanego ujcia "ucze" w wiecie


widzi okrgi - zamiast powiedzie, e rzut sfery na paszczyzn to
pene koo i stan chwilowy sfery, mwi o okrgu. Poprawnie, ujcie
w obszarze geometrycznym zasadne - ale bdne w realnym wiecie; w
zakresie szkolnej geometrii podejcie si sprawdza - fizycznie jest
konieczne tumaczenie tego na fakty.
Kiedy wyprowadzone z otoczenia ujcie nie zawiera "czasu", kiedy z
tego wiata wyprowadzona abstrakcja i uproszczenie jest wiadomie
lub nie renormalizowane z istotnego skadnika - to nie tylko tworzy
niepeny obraz, ale take go zafaszowuje. - A po dalsze odrywa si
od niego i usamodzielnia w myleniu. I przesania, dosownie takie
pojcie przesania rzeczywisto. I jest bd.
Zgoda, kade zmatematyzowane ujcie zmiany tak zmian w sobie te
zawiera jako fakt integralny. - W ukadzie wsprzdnych, ktry nie
ma pozornie takiego parametru w sobie, "czas", zmiana jest obecna
na kadym kroku - jest w caoci ukadu, w kadym elemencie, ktry
oznacza taki abstrakt, a take oddaje zawsze zmian w opisywanym i
tak analizowanym konkrecie. Zmiana dlatego moe z opisu zosta bez
konsekwencji usunita (zrenormalizowana) - poniewa i tak wynik tu
prowadzonych operacji zmian oddaje, nie moe inaczej. Ten czynnik
jest zawsze obecny w dziaaniu, wic i efekt dziaania musi go te
zawiera. I jeeli nawet stosujcy tak abstrakcj byt nie ma tego
w polu widzenia na adnym kroku (a zazwyczaj nie ma), to i tak si
poprawnego rezultatu dopracuje - poniewa podprogowo, podwiadomie
w jego dowodzie ten element jest zamieszczony. A przecie o ten na
kocu poprawny wynik chodzi.
Ale o ile doskonale sprawdza si to w zakresie wewntrznym, w ramach
wszechwiata (do brzegu) - to zawodzi, i to w sposb dramatyczny, w
chwili, kiedy w przedzia badania naley wprowadzi "dalsze". Tutaj
wczeniej wyrzucone wraca nieskoczonoci i wszelkie ustalenia tym
samym wyklucza; w wiecznym a nieskoczonym tle adnego ju dalszego
ustali nie mona.
2.
Rzut na/w paszczyzn.
Co postrzega realnie paszczak, kiedy w jego wiat rzutowana jest z
zakresu dla niego absolutnie niedostpnego na przykad sfera? - Tu
odpowied, ju poszerzona o zmian, musi by taka, e pene koo.
Nie okrg, a wic "szkic" maksymalnie wypreparowany ze wiata - ale
stan "plasterka" sfery. Czyli dwuwymiarowe koo.
Na dwuwymiarowej paszczynie, w dwuwymiarowym wiecie paszczaka,
pokae si take dwuwymiarowe koo. W idealnym ujciu symetrycznie
rozoone - jednak, czego chyba nie trzeba podkrela, w realnym dla
niego zdarzeniu na pewno jako zdeformowane. Przecie s liczne i na
ten jego zakres rzutowane "bryy", wic oddziauj ze sob. A to w
konsekwencji musi si zobrazowa odksztaceniem idealnego schematu
i rozoenia procesu, musi przybra form konkretnego ciaa.
Co jest istotnego w takim "filmie", ktry jest rzutowaniem sfery w
wiat "paszczaka"?
Wane jest to, e taki obserwator, i to adnym sposobem, nie moe w
642

swj zakres postrzegania wprowadzi odcinkw poza - powyej czy te


poniej paszczyzny, to niemoliwe. - Podkrelam to, poniewa takie
instruktaowe filmiki, ktre przybliaj rzut sfery na paszczyzn,
pokazuj co nad gowa takiego bytu, co tam si nad nim wyania i
nastpnie spuszcza "cie" na/w wiat paszczaka w postaci okrgu. O
ktry tene si nieszcznik potyka i obija, kiedy usilnie stara si
zrozumie, czym to jest i dlaczego si pokazao.
Nie - nie ma adnego "powyej" czy "poniej", jest tylko i wycznie
w jego wiecie ten rzut w koowym ujciu. On si zaczyna od punktu
biegunowego sfery - kolejno si powiksza lub pomniejsza, zalenie
od momentu rzutu - ale dla paszczaka, podkrelam, zawsze w zakres
jego obserwacji i jego wiata wpisuje si, jako fakt namacalny oraz
obecny na kady dla niego dostpny sposb, koo, pene koo.
Czyli stan chwilowy tego "filmu", "kadr" tego filmu w postaci sfery.
A co wicej, co jest zasadniczym teraz ustaleniem w takim rzucie e ten "kadr" ze sfery jest jego wiatem, e go tworzy, wsptworzy.
To nie znajduje si obok niego, to nie ciekawostka wyaniajca si
z zakresu niedocieczonego, to nie cie czego tam - ale to fakt ten
paszczakowy wiat tworzcy, to element-skadnik paszczyzny, ktra
jest wiatem tego bytu.
Koo nie jest tylko rzutem, to fizyczny w jego doznaniach, wic jak
najbardziej realny fakt. Idealnie kolisty, a realnie pokiereszowany,
poniewa takich rzutw na/w ten zakres mnogo i jeszcze wicej. Cay
wiat "paszczaka" to zoenie takich rzutw - to "atka" na atce,
ktra buduje stan paszczyzny. Kady kolejny rzut odksztaca, ale i
tworzy wygld paszczyzny oraz jest wszystkim, co taki obserwator
rejestruje.
To jego wiat - to jego obserwacja - to jego istnienie. Niczego dla
niego wicej nie ma i by nie moe.
3.
Rzut na paszczyzn wielowymiarow.
Rozwiniciem, kolejnym stopniem komplikacji wiata paszczaka jest
rzut sfery na/w paszczyzn wielowymiarow. - Przy czym, jako etap
pierwszy tego ujcia, musi si pojawi rzut na/w trzy podstawowe i
ju tutejsze wymiary. Plus "czas".
Czym si rni takie rzutowanie od poprzedniego? Korekty si mae,
by nie powiedzie, e kosmetyczne - cho wnioski, ktre z tego si
dla naszego postrzegania wyaniaj, one s ju zasadnicze.
To rzeczywicie chodzi ju o nasz wiat i nasze postrzeganie, rzut
na paszczyzn trzech wymiarw w czasie - to wszystko tutejsze. I
dlatego tak wane.
Co widzi taki obserwator? Ponownie trzeba niezwykle mocno podkreli
fakt, e dla takiego bytu nie ma zakresu powyej czy poniej - ma w
swojej strefie poznania wycznie stan chwili.
adne spojrzenie w gr czy w d, nie ma tego - to rzut w postaci
"pastylki" sfery, identycznie jak w wiecie paszczaka. Rnic jest
tylko kolejny, trzeci wymiar. Po prostu wzmiankowana "pastylka" czy
"kadr" filmu uzyskuje dodatkowy element opisu. Jednak efekty, ktre
rejestruje obserwator, s dokadnie takie same: ten rzut wsptworzy
643

wiat osobnika i jego konstrukcj.


Rzutowanie przebiega tak, e w/na paszczynie buduje si chwila w
postaci koa, idealnie penego koa, a realnie zdeformowanego koa
w interakcji z innymi rzutami - a "paszczak" doznaje tego stanu w
peni i jako jedyny. Doznaje, podkrelam, nie mierzy. Stanu chwili
nie ma w pomiarze, jest wycznie doznanie. Ono tworzy w tej chwili
obserwatora - jest nim po prostu.
I dlatego na tym poziomie analizy tak opisywane wiaty niczym si
nie rni, zasadniczo chodzi o to samo.
Ale jest czwarty teraz wymiar - i on gboko modyfikuje wiat tego
obserwatora i jego samego.
Co bowiem postrzee byt zanurzony w paszczyzn trzech wymiarw, gdy
w ten zakres bdzie rzutowana sfera? - W poprzedni opis, e punkt i
dalej kolejne "pastylki", "kadry" chwili - w taki opis wprowadzi
naley budowanie si "w pionie-poziomie" konkretu. Nie ma znaczenia
jakiego konkretu, to moe by gra, atom, obserwator, wszechwiat
- ale to bdzie skadanie si, nakadanie na siebie kolejnych tego
konkretu warstw. Jeeli spojrze na poziomice opisujce gr w jej
pionowo-poziomym rozcigniciu, jeeli spojrze na wy-ni w jego
pionowo-poziomym rozcigniciu - jeeli spojrze na dowolnie ju w
rzeczywistoci obecny fakt, to jest to, po pierwsze, zoenie, a po
drugie uwarstwienie. I te wyrnialne w konkrecie warstwy s niczym
innym jak namacalnym w wiecie tego skomplikowanego paszczaka i w
obserwacji zanotowanym "rzutem" - oddaniem przejcia sfery zakresu
wikszego przez paszczyzn. To krok po kroku zanotowany fizycznie
tok zmiany - tu wida kolejne "krgi" przemieszczajcego si przez
rzeczywisto sferycznego bytu.
Przemieszczajcego si - ale, co najwaniejsze, zarazem budujcego
t rzeczywisto. Przecie dla "paszczaka" nic wicej poza takimi
licznymi rzutami-przenikaniami nie ma, to jego wiat, to jego caa
rzeczywisto. Te nakadajce si po wielekro rne rzuty, krgi i
"kadry" filmu zdefiniowane w trzech wymiarach, to jest wszystko, co
rejestruje, doznaje, czym jest obserwator. - Fizycznie, jako skutek
rozcignicia w czasie i przestrzeni, s to na rne sposoby dalekie
od idealnoci "cienie", jednak logicznie to zawsze sfera i jej pene
rzutowanie w kolejnych stanach chwilowych. I tylko tych stanw, bo
niczego poza chwil nie ma. e proces takiego rzutowania przebiega
po niebywaych zakresach - ma to ten skutek, e obserwator doznaje
nie tylko jednostkowego stanu chwilowego, logicznie pojtego stanu
"teraz" rzeczywistoci, ale w jego zakres obserwacji wchodz take
stany chwilowe w zoonej postaci. Poniewa byt obserwujcy zawsze
jest zoeniem, wic powolnym wobec "chwili", to rejestruje rwnie
zoenia - i nawet stabilno. Widzi w gbokim rozumieniu zmian w
maksymalnym pdzie, ale w jego obserwacji, na skutek rozcignitej
daleko i przez to nieostrej, rozmytej w odbiorze zmiany, pojawia si
stabilizacja. I ustala gr lub dolin, wy lub ni. - I nadaje tak
w wiecie ustalonemu cech niezmiennoci. A nawet wiecznoci ju w
skrajnym, wszechwiatowym definiowaniu.
Jeszcze raz trzeba podkreli, e w tym "rzucie" nie ma zakresu do
644

niego "nad" czy "pod" - jest wycznie chwila. e to sumuje si na


skutek "bezwadnoci" przenikania, e buduje si w konkret, to jest
skutek skali zmiany, ona si dzieje daleko i szeroko, i kolejnymi
rzutowaniami na/w paszczyzn, ale to zawsze stan chwili.
Z takim teraz niezbdnym dodatkiem, e stan chwili, wspomniany kadr
filmu, to jest podporzdkowane "fabule", tu nie ma dowolnoci stanu
kadego kadru. Kady tak opisywany "kadr" to nie losowo zmieszana
z chaosem, ale zaleno od poprzedniego.
To wczeniejsze warunkuje aktualne - a teraniejsze ma przeduenie
w dalszym.
Zawsze jest cig pokole, ktry warunkowany jest "genetyk" - czyli
regu zachodzcej zmiany.
W wiecie tak rozumianego paszczaka na adnym poziomie nie ma, dla
niego nie moe by dostpne to, co jest powyej czy poniej - jego
obserwacja, na jego poziomie istnienia, tych odcinkw wiata adnym
zmysem nie wykryje, to inny obszar, podprogowy, ciemny, skryty. I
to na zawsze.
Ale to zarazem nie oznacza, e nie do poznania. Nie jest odbierany
osobicie i nigdy nie bdzie, ale przecie w jakiej formie mniej lub
bardziej rozbudowanej, on ju w tej szeroko pojtej rzeczywistoci
si zawiera - tymi podprogowymi wobec obserwatora stanami. Takie w
caoci obecne lokalne rzutowania ju-jeszcze s, j wsptworz w
kadym kierunku - wiec przy wspomoeniu mog by zaobserwowane; co
dla mnie nie jest dostpne, to jest obecne ju w doznaniu inaczej w
sobie zabudowanego bytu.
I on mi moe o tym dalekim fakcie szepn co by moe istotnego.
Dlaczego te inne zakresy ju-jeszcze s? - Poniewa albo si buduj
z jednostek, albo si rozpadaj do jednostek. A skoro zawsze to jest
proces zsumowany i daleko si rozcigajcy, to jego "lad", to jego
"zapach" moe wywszy inny obserwator (ktrego zmysy mog takie
uoenie elementw wychwyci) - albo techniczna konstrukcja.
Na skutek "bezwadnoci" procesu - na skutek jego skomplikowania i
zawierania si jednoczenie na wielu lub bardzo wielu poziomach na skutek wewntrznej zabudowy takiego faktu, ktr tworz elementy
z rnych etapw oglnej zmiany i o rnym zagszczaniu - skutkiem
tego zachodzi obserwacja czego wicej ni tylko chwili.
Konkret to zawsze stan chwili, jednak wida zbir takich chwil; ten
"film" jest zawsze tylko "kadrem", ale rzeczywicie dla obserwatora
ukada si w film - bo rejestruje si jednoczenie wiele "kadrw";
jest zmiana, jest tylko mgnienie, ale wida stao.
I tre. O ile obserwator t tre potrafi zdekodowa.
4.
Obserwator.
To istotny, w tym zestawie rodkowy i istotny element. Wanie jako
rodkowy w tym rozumieniu, e przynaley do rodkowego etapu zmian
- ale i dlatego, e poznaje otoczenie od rodka.

645

Nie czas i miejsce na szczegow analiz "obserwatora", nie chodzi


o wyliczenie oznaczajcych go cech, ale jedna musi by w tym punkcie
wyrniona: zdolno do "notowania" zaistniaych stanw zmiany jako
abstrakcje - jako symboliczne (cho oczywicie na realnym noniku)
odwzorowanie etapw tej zmiany.
Nie ma te tutaj znaczenia, jak to przebiega - poniewa i tak musi
by zgodne z caoci wiata, inaczej nie zaistnieje. Chodzi o sam
fakt zapamitywania, gromadzenia, kumulowania oraz archiwizowania
w sobie zmiany i jej etapw, gromadzenia symbolicznego. e to take
zachodzi na poziomie na przykad kodu genetycznego, prawda, ale to
nie jest ju istotne.
Wana jest zdolno, moliwo doznawania tu i teraz, "smakowania"
chwili teraniejszej - oraz jej odwzorowanie na fizycznym noniku w
"archiwum".
Co to zmienia w postrzeganiu? Mona powiedzie, e wszystko. I nie
jest to przesad.
Czym bowiem jest dowolny byt obserwujcy? Doznajcym, to tylko i a
doznajcy zmiany fakt.
W chwili "teraz" jest wycznie doznanie - i nic wicej. Zmysowo i
fizycznie jest aktualno i nic poza ni. Fizycznie jest tylko chwila
w trakcie jej zachodzenia.
A co si zmieni, kiedy do chwilowego doznania obserwatora doda w
jego dziaaniu notowanie, rejestrowanie i gromadzenie danych o tym,
co si zdarzyo?
Przede wszystkim z poziomu doznania przechodzi si w zakres pomiaru
- do rejestracji.
e pocztkowo biernej, wic tylko w formule "odbicia", odcinicia
si rodowiska w bycie? - A co to ma za znaczenie, liczy si ten ju
zapisany w zbiorze fakt. Liczy si zaistnienie odbicia-odcisku i na
nim dalsze moliwe dziaanie. Najwaniejszy jest teraz ten zawarty
w realnoci osobniczego czy zbiorowego umysu (i wiata tym samym)
element w archiwum.
Dlaczego to wane i istotne? Poniewa w kolejnym kroku, czyli na/w
kolejnej chwili - taki, ju w obserwatorze zawarty "odcisk" zmiany,
jest elementem do porwna, po prostu moe posuy do pomiaru. To
punkt odniesienia.
I jeeli wyaniajca si ze wiata nowo zgadza si z wczeniejszym
poznanym, to jest ju wiedza, e to to samo. A jak jest to inne, to
nowo moe zosta porwnana do stanu poprzedniego. I albo poszerzy
poprzedni zbir w jego zasobach o kolejny fakt, albo zacznie budowa
now lini, ktra powtrzy si w nastpnych pomiarach (lub nie).
Czyli, kiedy obserwator dysponuje w swoim zasobie i zawsze obecnym
w dziaaniu "odciskiem" wiata, kiedy zaistniaym "kadrem" filmu to moe sobie te "fotki" odtwarza do woli, a dalej na ich podstawie
budowa co mu myl przyniesie. Albo porwnywa na bieco z wok
zachodzcymi zdarzeniami i reagowa odpowiednio szybko.
e to si sprawdza, to chyba nie wymaga ju podkrelania.
Takie archiwum danych o otoczeniu moe przybiera rn posta, na
646

wstpnym etapie "notatek" w osobniku, a na dalszym oblec si murami


biblioteki czy murami wirtualnymi - nie ma znaczenia. Liczy si w
tym sama moliwo zebrania danych o zmianie, o jej stanach - o jej
"supkach" milowych, ktre t drog znacz. Wczeniejsze warunkuje
zachodzce, a obecne wpywa na to, co si zdarzy. Dlatego, kiedy w
moim zasobie jest wiedza, co i jak si zadziao, niedawno lub tam i
kiedy - to na tej podstawie, porwnujc, mog powiedzie, e ten a
ten fakt jest podobny, a moe nawet powizany z tym a tym, i na tej
podstawie mog szuka dalszych zalenoci dla tej wyrnionej z ta
zmiany. I jeeli takie zalenoci znajduj, to ma to swoj dla mnie
warto - poniewa pozwala to zrobi kolejny krok w tym chwilowym i
tylko chwilowym wiecie.
A moe nawet dalsze i liczne kroki...
5.
Zoenie. Czasoprzestrze.
Co bdzie ostatnim, brzegowym, maksymalnym ustaleniem obserwatora w
zmiennym wiecie?
Pojcie, abstrakcja w formule "czasoprzestrze". - To kocowy etap
dziaania fizyka-obserwatora zawartego w zmianie.
Na bazie zmysw, dowolnie ju pojtych zmysw (to moe by rwnie
poszerzajcy zakres poznawczy przyrzd) - na bazie dostpnego teraz
i tu fizycznego stanu (znw nie definiujc, co to jest) - na kocu
tego znajduje si zoenie rejestrowanych "w paszczynie" faktw w
"obraz" czy to gry, czy niu lub wyu; znajduje si proces, ktry
jest dostpny dla obserwatora jako doznanie chwili (ale ktry take
ma posta "obrazu" w czasie-i-przestrzeni).
Taki obserwator postrzega zmian w jej etapach, widzi zoenie tej
zachodzcej zmiany w jednostk - i na podstawie zebranego materiau
ustala, e jest zmiana, e jest "czas", ktry dodawany kolejnymi w
tym obrazie "warstwami" i "kadrami", buduje to, co ma dla osobnika i
obserwatora posta konkretu, fizyczny ksztat i swoje zasoby; co ma
"charakter", istnieje w takich a takich granicach - i e si zawsze
przeksztaca.
Na kocu zbierania danych o otoczeniu obserwator musi to uj tak
formu, e to czaso-przestrze. Czyli jedno zachodzcej zmiany i
podstawowych dla niego wymiarw.
Dla takiego zawartego w zmianie obserwatora, dla ktrego zawsze w
"teraz" jest dostpna tylko "pastylka" i "kadr" filmu, dla niego nie
ma rozdziau na skadowe, poniewa zmiana oznacza budowanie si jego
i wiata, w ktrym istnieje - to czasoprzestrze jest tym, co jest
wszystkim dowolnie postrzeganym.
Oczywicie obserwacja czasoprzestrzeni moe dla niego przebiega z
rnego poziomu i dotyczy rnych elementw, maych i mniejszych podobnych do niego - albo duych i wikszych, a po te najwiksze,
z wszechwiatem jako cao na kocu. Ale to zawsze jest zmiana w
toku zachodzenia, dostpna tylko jako doznanie, a wiedza, e jest
ta zmiana i jak przebiega, to jest moliwe dlatego, e obserwator
poznaje, porwnuje fakty w odniesieniu do ju zgromadzonego zasobu
647

danych.
Fakt "archiwum" jest tu elementem fundamentalnym w poznawaniu - ten
zbir danych to obserwator jako taki.
Do wany w tym rejestrowaniu czasoprzestrzeni jest poziom faktu,
na/w ktrym lokuje si wyrniony stan energetycznego "zbrylenia".
Kiedy dotyczy to maego i bardzo maego elementu, postrzeganie ma
charakter penego, obejmuje cao zjawisk, ktre oznaczaj badany
konkret. Ale jeeli jest to skrajny tempem zmian wewntrznych byt,
na przykad elektron, to jego budowanie si z ta oraz wewntrzne
przeksztacenia, na skutek progu poznawania i na skutek rnicy w
tempie reakcji - to jawi si jako "zatrzanite" w sobie, stabilne
i trwae. I uzyskuje tward dla obserwatora powok, ktrej adnym
badaniem nie przebije. Co maksymalnie szybkiego w swoich zmianach
ma dla obserwatora posta twardego i elementarnego. e inaczej to
si ukada w czasie-i-przestrzeni, e kadorazowo si buduje z ta
- o tym wnosz kolejno poznawane, wyrniane w wiecie poziomy tej
zmiany. A do poziomu granicznego, ktry fizyk i jej elementarny w
poznaniu poziom oznacza.
e logicznie jest to i tak odlege do stanu jednostki i "cegieki"
- to ju wiedza spoza fizyki.
W przypadku zjawisk, ktre zachodz "obok", rwnolegle, ktre s w
poziomie istnienia obserwatora zawarte - ten zakres byt poznaje w
postaci "filmu" - i nie jest nadmiernie literackie odniesienie; to
opis tempa zmiany, ktr rejestruje byt. Przecie ta na gbokim i
zasadniczym poziomie skadajca si z chwil (i tylko chwil) zmiana to ma posta (po zsumowaniu w wielkie elementy) wanie filmu - ma
posta cig, nawet z fabularn treci. - Tu, warto to podnie,
jedno czasu-przestrzeni ma pene dla obserwatora zrealizowanie, to
jest w kocu wszystko, co doznaje-poznaje.
Doznaje chwili, jednak w zasobie danych i wobec tego zasobu, moe
pozna zawarto, ktra si dla niego "wywietla" na cianie jaskini.
e ta jaskinia jest caym wiatem? Prawda.
Ale najciekawsze z wielu powodw dla takiego jaskiniowca jest co,
co postrzega jako fakt duy, wielki, najwikszy - czyli to wszystko,
co przekracza jego rozmiar i okres istnienia. A po "wszechwiat",
to, co za taki fakt uznaje.
Co widzi osobnik, kiedy wykrela w zmianie elementy wielkie? Tak po
prawdzie niewiele, a na pocztku to zupenie nic.
Poniewa wielkie i rozlege w czasoprzestrzeni obiekty, one s tak
odlege od poziomu jego obserwacji i pomiarw, e - po prostu - nie
wchodz w zakres tego pomiaru. I podobnie jak te najmniejsze fakty,
przez niemono badania brzegowego i skoczonego - te wielkie take
staj si stabilne, trwae, nieskoczone oraz wieczne w ujciu ju
maksymalnym.
Jeeli nie wida pocztku i koca zmiany, to taki fakt musi przybra
dla bytu postrzegajcego cechy trwae i niezmienne. I dla obserwatora
tak to si musi prezentowa.
Jeeli w tym ustalaniu nie zostanie osignity poziom, ktry moe
wnie dalsze i szersze spojrzenie - jeeli byt nie wydwignie si
648

z d-n-a swojej "jaskini" - c, wiadomo, nie bdzie to miao adnego


dalszego znaczenia...
Ale nie te literacko zabarwione odniesienia s tu najwaniejsze, to
ornamentyka ubarwiajca ustalenia. Chodzi o co znacznie bardziej
istotnego: o fakt kawakowania poznania.
Czyli o to, e rejestrujcy wielkie fakty byt, skutkiem skoczonego
istnienia - ale rwnie i skomplikowania poznawanego - nie moe ani
w doznanie, ani w poznanie wprowadzi caoci.
Fizyk badajcy swoje otoczenie, mimo wypracowania poj przestrzeni
i czasu (a nastpnie czasoprzestrzeni), nie moe - nie ma podstaw w
swoje ustalenie (na adnym kroku) wprowadzi wniosku, e ten nawet w
sobie wielki element (i dla fizyka jednostka skoczona, cao), e
to jedno powizana z kiedy-tam zaistniaym. Lub e si odnosi do
kiedy-tam dopiero w przyszoci moliwego.
To w fizycznym pojmowaniu wiata jest wykluczone - poniewa midzy
stanem aktualnie postrzeganym, nawet tak wielkim, jak wszechwiat a tym wielkim faktem-stanem, ktry by lub bdzie (i bdzie stanem
nadrzdnym do obserwowanego) - tego nie ma dla fizyka cznie.
To rejestrowane "tu i teraz" jest wszystkim i jedynym.
A przecie, nawet nie trzeba tego gbiej uzasadnia, moe rzutowana
w/na paszczyzn sfera posiada ogromne rozmiary, moe jej pocztek
znajdowa si na przykad w postrzeganiu dinozaurw - a jej koniec
zrealizuje si za iks pokole (o ile te pokolenia bd).
Obecnie, w doznaniu i pomiarze obserwatora, z tego zbioru, z takiej
sfery wida jedynie element - a i to niekoniecznie peny element. To
wszak moe by element elementu.
Kiedy analizuje si rzeczywicie wielkie zakresy "odcinite" jako
w wiecie, tu kolejne "warstwy-kadry" s tak odlege od siebie, e
ten "wy-ni" ma mnogo etapw porednich (ktre rwnie s wyami
i niami).
Wida wszystko, a to w poszerzonym spojrzeniu fragment caoci. Albo
fragment fragmentu.
6.
"Sala kinowa". Ujcie wspomagajce zrozumienie.
Ostatnim dokonaniem moliwym dla fizyka - "obserwatora zmysowego" jest ustalenie zalenoci czasu-i-przestrzeni, i dalej si t drog
nie pjdzie.
Ale ju wiadomo, e skonfrontowany z paszczyzn "paszczak" ma w
swoim doznaniu elementy, ktre przynale do rnych zakresw, s
mae i due, i wielkie - e razem wsptworz to, co on postrzega
jako pstrokacizn izobarw lub poziomic.
Ju wie, e gra wypitrza si w rzeczywisto, poniewa tak odciska
si w niej sfera, ktr tu "wciska" zewntrzne cinienie elementw
ta.
Ju wie, e widziany na mapie pogody wy albo ni - to rozoone w
poziomie i pionie (oraz w czasie) - przechodzenie poprzez paszczyzn
649

sfery z jej kolejnymi warstwami-kadrami (co dla niego prezentuje si


w postaci krgw i rozkadu nacisku na/w paszczynie). Tutaj jako
zdarzenia w formule linii izobarycznych.
Ju ma wiadomo, e postrzegane to nie wszystko, ale zarazem wie,
e dalej sam nie podoa.
Jego zasb danych, jakie by one nie byy, jak daleko by nie zagbia
si w podglebie wiata, jak daleko by nie zerka - to ten zbir jest
skoczony i na zawsze jedynie mu dostpny. Co nie znaczy, e to ju
wszystko.
Co moe zrobi stojcy przed wielowymiarow paszczyzn obserwator
fizyczny?
Musi dobudowa do postrzeganego i tylko realnie obecnego widoku to,
co byo wczeniej i co bdzie pniej.
I jest to moliwe.
Dlaczego jest moliwe? Poniewa wczeniejsze warunkuje obecne.
A to dalej oznacza, e cho tutejsze (i dowolnie badane) to cao
i jedynie poznawalne, to jednak mona to poszerzy o kolejne zakresy
- mona na bazie rozpoznanego dalsze, a nawet nieskoczone-wieczne
opisa.
Czyli - wiat, w ktrym zawiera si obserwator (ta paszczyzna, tu
w wielowymiarowym ju ujciu) - ona sama jest stanem chwilowym, ale
i posiada kolejne stany chwilowe.
Te wczeniejsze, ju dawno poza rzeczywistoci - oraz te przysze,
jeszcze dalekie.
Podkrelam to - ten element rozumowania jest niebywale istotnym: w
tym ujciu ju cao obserwacji, wszelkie fizycznie ustalone fakty
i abstrakcje - wszystko w dowolny sposb od kiedy do kiedy, ale i
na przyszo dla wszechwiata i jego zmiany policzone - to zaledwie
jeden "kadr" z filmu, jeden stan paszczyzny.
Z tym istotnym zastrzeeniem, e chodzi o etapy tworzce wiat oraz
jego elementy. O etapy podprogowe, porednie, o stany chwilowe tej
zmiany, ktra dla fizyka ma posta wielokrotnego zoenia-naoenia
si "kadrw" (i jest wiatem).
Co w postrzeganiu fizycznym sumuje si w jedno i w "cian" - to
w ujciu wielowymiarowym, to w takim rzucie na paszczyzn staje si
wielowtkowym i wieloetapowym przebiegiem. I o ten ujty rozdzielnie
proces teraz chodzi.
eby zrozumie "film" w fabule (i eby ustali zalenoci), nie mog
jednoczenie obserwowa pocztku, rodka i koca, bo nic z tego nie
zrozumiem.
A wanie w takiej (i tylko takiej) sytuacji znajduje si fizyk w
swoim dziaaniu - ma do dyspozycji wycznie sumaryczny, do jednoci
skompresowany obraz (ktry zbudowany jest z mnogoci kadrw i uj).
Wic jak ma si w tym poapa?
Krokiem porednim i wspomagajcym zrozumienie, czym jest widziane i
dlaczego tak si prezentuje, moe by model w postaci "sali" - tu w
650

formie sali kinowej. Czyli paski ekran symbolizujcy paszczyzn,


a dalej rzdy ze cile, w sposb policzalny obsadzonymi miejscami.
Tu nie ma adnego chaosu, jest ad reguy.
Sala jest zupenie ciemna, przed ekranem stoi, a w szerszym ujciu
zawiera si w nim obserwator.
I co widzi fizyczny obserwator?
Widzi doskona mieszanin, ktrej elementy si przemieszczaj dla
niego praktycznie dowolnie. Owszem, po pewnym okresie szczegowych
rejestracji ustali, e s gbsze, niezbyt wyrane zalenoci - ale
dla niego ten "paski" obraz jest zawsze statystyczny, zaskakuje, a
pojawiajce si lub niknce fakty w sobie odrbne i nie wiadomo co
znacz.
I jest to jedynie mu dostpny zakres postrzegania, poza nakrelone
tak "paskie" zsumowanie faktw nigdy nie wyjdzie. Poza "plamy" czy
"szepty", na gruncie fizycznych dozna, si nie wychyli
Dlaczego? Poniewa niczego wicej ni ta wielowymiarowa paszczyzna
dla niego nie istnieje - w niej si zawiera i j poznaje.
Ale teraz przychodzi czas na dopenienie - na dziaanie, ktrego w
fizycznym obrazie nigdy by nie moe: postrzeganie zewntrzne, na
filozoficzny namys nad procesem zmiany. Filozoficzny czy Fizyczny,
to ju tylko kwestia nazewnictwa, drugorzdna.
A to dalej oznacza - e moe obserwator wprowadzi w poznanie stan
"sali", lece "za nim" wielowymiarowe rozoenie cykli kwantowych
i ich elementw. Cykli opisanych na bazie obserwowanych fizycznie
stanw - jako uoglnienie wiedzy o wiecie i regu.
Pocztkowo na zasadzie koniecznej hipotezy - a jak si takie cykle
sprawdz, to i koniecznej zasady wszystkiego.
I co widzi obserwator, kiedy zada jasnoci na sali? e s rzdy z
ich orbitami oraz elementami - e obsadzone s wedug porzdku - e
najbliej s mae i dynamiczne, pniej rodkowe i umiarkowane - e
najdalej lokuj si elementy masywne, rozbudowane, ktre odbiera w
swoim zakresie bardzo nieostro i fragmentarycznie.
A wszdzie jest ad i porzdek podlegajcy zasadzie obsadzania.
Dla lepszego zobrazowania mona wprowadzi sobie jeszcze element w
postaci "rda" wiata, ktrym operuj siedzcy w rzdach, takie
mae latarki lub reflektory z odlegych rzdw - jako symbol maych
lub duych "zawirowa" obserwowanych w/na paszczynie.
Ponownie ganie wiato - i co teraz widzi obserwator? - Obecnie, w
oparciu o wiedz rozkadu rzdw na sali i przypisanych do nich na
zawsze rde zaburzenia w postaci krgu wiata na ekranie - moe
na tej podstawie powiedzie, e ten a ten may fakt to zaistnia z
powodu rzutowania na/w paszczyzn zmiany, ktr wytworzy osobnik
obsadzajcy ten a ten rzd, jeden w najbliszych. - A ten duy, tak
deformujcy zawarto wiata, to efekt rzutowany z rejonw gdzie w
okolicy rodkowej, e to taka a taka sia go pobudzia i oznacza to
a to.
A dalej obserwator bdzie mg w swoim postrzeganiu zanotowa nawet
element obecny tylko brzegowo, wic na zasadzie fragment fragmentu.
651

Dlaczego? - Poniewa "reflektor" i jego rzut si w/na paszczynie


nie mieszcz.
Itd.
Czyli obserwator widzi teraz przed sob fizycznie w dalszym cigu
mieszanin wszystkiego ze wszystkim, ale zarazem porzdek ustalony
logicznym dopenieniem - ustaleniem, e s "rzdy" i ich tre.
I e to jest rzutowane na/w wielowymiarow paszczyzn - w ktrej i
on si od zawsze i na zawsze zawiera.
Fizycznie notuje "doskona mieszanin" - logicznie ustala w zmianie
porzdek i regu.
Ale wie te obserwator, e wspomagajca rozumienie "sala" nigdy nie
istnieje w taki czy dowolnie inny sposb - e to tylko narzucony na
proces w toku jego zachodzenia schemat i rytm, ktry dlatego jest w
dziaaniu moliwy do wypracowania, e ten proces jest pokawakowany,
budowany z jednostek - z kwantw. I to na kadym poziomie.
adnych rzdw nie ma, nie ma rda wiata ani obsadzonych miejsc
- nie ma te adnych osobnikw zasiadajcych na "widowni".
Jest tylko-zawsze (i wycznie) wielowymiarowa paszczyzna, w ktrej
istnieje widz (obserwator) takiej paszczyzny.
Doznaje jej przeobrae, notuje zdeformowane krgi i przypisuje im
znaczenia, a to "gry", a to "wyu", a to "ja". Ale to ju wszystko.
Dalsze to ju abstrakcja.
7.
Czasoprzestrze abstrakcyjna.
Jeeli ju wiem, e w dowolny sposb postrzegana prze mnie zmiana
to wielokrotne zoenie - jeeli zarazem wiem, e to zoenie jest
jedynym dostpnym zakresem i e niczego poza tym "paskim" wiatem
wicej nie ma i nigdy - jeeli ponad to wiem, e w rzucie sfery na
i w paszczyzn dostpny jest tylko stan chwilowy, a ponad-niej to
konstrukcja umysu, dopenienie logiczne potrzebne do zrozumienia
tego wok - jeeli to wszystko ju wiem, to na tej podstawie mog
obecnie zrobi co, czego adnym sposobem nie ma i nigdy nie bdzie
w cznej postaci w rzeczywistoci: mog dobudowa do obserwowanego
rzutu zakresy wczeniejsze i pniejsze.
Tak, na bazie reguy ustalonej w zmianie, w oparciu o ustalony rytm
przeksztace, mog zbudowa "cig pokole" tej zmiany. Czyli uj
w jeden obraz przesze, obecne i przysze - i jest to wykonalne.
I jest to konieczne, poniewa warunkuje dalsze istnienie. Warunkuje
zrozumienie i istnienie.
I chodzi, co tu najwaniejsze, o te etapy, ktre nawet szcztkowo nie
s jeszcze obecne w zmianie lub ju tak nie istniej. To s etapy z
zakresu "poza" - wic adnym elementem zakotwiczone w aktualnoci.
Ale one albo byy, poniewa dzisiejszych faktw inaczej wyjani nie
mona - albo kiedy i tam si pojawi.
Taka "sfera" przechodzi przez paszczyzn, jest stan chwili - czyli
aktualny w rozumieniu caoci "wszechwiata". Fizyk, wewntrzny w
zmianie byt, rejestruje na wszelkie sposoby cao (niczego wicej
652

nie ma) - ale to przecie tylko chwila, "sekunda" z wszystkiego. To


daleko nie wszystko.
Ale to wszystko mona odtworzy, mona zrekonstruowa krok po kroku
- albo dobudowa krok po kroku. I mona by pewnym, e obraz bdzie
poprawny. Wszak wczeniejsze warunkuje obecne, itd.
Pojcie "czasoprzestrze abstrakcyjna" jest wic kolejnym i zarazem
ostatnim uoglnieniem postrzeganej zmiany - to opis, gdzie fizyczna
czasoprzestrze staje si jednostk - kwantem dalszego budowania i
operowania elementami. Ju abstrakcyjnymi, poniewa ich nie ma oraz
nigdy nie bdzie jednoczenie i cznie.
One istniej i znajduj si jedynie w gowie obserwatora - to w nim
i tylko dla niego jest ten zbudowany z chwil konstrukt (i jego, te
chwilowe, dopenienie).
Kolejne etapy i warstwy takiej "abstrakcyjnej sfery" to oczywicie
stany chwilowe, ktre w peni opisuje fizyka swoimi wzorami - ale,
co wane, rwnie caa tak wyprodukowana abstrakcja podlega wzorom,
tym samym wzorom.
Co innego jest jednostk liczenia, ale poniewa to zawsze (i tylko)
s jednostki - to i abstrakcja maksymalna jest opisywalna. A przez
to i policzalna.
Policzalna w kolejnych i stabilnych, i realnych fizycznie krokach.
Nie ma znaczenia, e to cznie nie zaistnieje - nie moe. Liczy si
tylko to, e na pewno (na pewno) w kolejnych "kadrach" tre tego
filmu bdzie logicznym cigiem dalszym. I e jest przez to w peni
zrozumiaa.
8.
"Wszechwiat".
Przede wszystkim trzeba podkreli, e fizyk widzi wszystko - e ta
dla niego jedynie dostpna mieszanina to wszystko. I widzi to jako
poprawny, peny obraz. - Tylko bdnie.
Owszem, postrzega cao, ustala reguy, nawet z korzyci, ale to
zawsze i tylko mieszanina - i zoenie. Wida "pocztek", a to stan
maksymalnie zsumowanych w jedno "kadrw", ktre rozdziela ogrom i
czasu, i przestrzeni, i etapw porednich. Wida jedno tam, gdzie
wielki cig pokole.
"Wida" koniec, a to naoenie si (na siebie) licznych abstrakcji
w wielokrotnym zoeniu - i przez to w rozmyciu. Nigdy pewno.
Itd.
Efekt? Zmieszanie, obserwacja doskonaej mieszaniny musi owocowa w
opisie zmieszaniem.
Owszem, wolno i z mozoem dzielonym na krgi, poziomy, etapy - ale
zmieszaniem. I w zakresie skrajnym (w brzegu), ktrego fizyka dzi
ju si dopracowaa, nie do pokonania; zmieszanie jest tu faktem na
zawsze obecnym. I nie do rozpltania. Nie ma moliwoci.
Nie ma, poniewa to wielka suma zjawisk, ktre s zalene od siebie,
a co wicej, s budowane z wielu linii tworzcych.
653

Fizyk widzi jedn i stabiln powierzchni zdarze - a to logicznie


i podprogowo suma czstkowych zdarze. Fizyka w takim poszerzonym
ujciu to naoona, "nacignita" na wielo zjawisk "jednostka" to wielowymiarowa i jedynie dostpna paszczyzna, jednak budowana z
n-liczby przej (tu w rozumieniu "rzutw" sfer na/w fizyk).
Przez tak definiowan i pojmowan n-wymiarow paszczyzn przechodzi
i j buduje n-liczba n-wymiarowych sfer. Rzeczywisto w tym ujciu
to suma, postrzegana z zewntrz i zawsze tylko z zewntrz suma linii
- to "utkana" w tym rzutowaniu czasoprzestrze abstrakcyjna.
Co wicej (i co rwnie istotne), postrzegana fizyczna "mieszanina"
to w ujciu logicznym cile uporzdkowana i ponumerowana zmiana w
trakcie przeksztace.
Fizyk widzi element - jednak nie analizuje w taki sposb faktu, e
w postrzegany (zagszczony) konstrukt wchodzi niej znajdujca si
w piramidzie moliwoci "cegieka". Dla niego to informacja zbdna,
liczy si ten wyrniony w tle element.
Jednak w poszerzonym ujciu w fakt to suma - skupienie jednostek,
ktre przynale do odlegych etapw oglnej zmiany, logicznie jest
to zoenie wielu linii o rodowodzie sigajcym pocztkw lub koca
"wszechwiata". W badaniu ma fizyk sum czasu-i-przestrzeni, ale w
jego postrzeganiu to tylko-i-wycznie fakt i jednostka.
Czyli widzi i wie wszystko, ale jake niewiele wobec "w gbinach"
si dziejcego.
"Wszechwiat" to logiczny ad, ktry fizycznie prezentuje si jako
chaos.
Dlatego nie mona mwi o "wszechwiecie", poniewa niczego takiego
nie ma. Wyrniony przez fizyk zakres to suma - a po drugie jeden
z wielu stanw chwilowych. e to w paskim ogldzie posiada cechy
penej zmiany i e podlega regule? To skutek pooenia poznajcego
bytu, ktry moe powsta i rejestrowa najlepszy, stabilny odcinek
w przeksztaceniach, wanie rodkowy. A po dalsze, e pozostajc w
zmianie, postrzega to zewntrznie, w caoci. - Doznaje zmiany, ale
poprzez konstruowanie abstrakcji dokonuje pomiaru.
Wszechwiat jest obecny tylko w jego zgrubnym ujciu i tylko w nim.
Bo wszystko wiksze ni chwila jest abstrakcj.
Obserwator zaistnia we wszechwiecie, ale to on go tworzy w kadym
swoim spojrzeniu.

654

Kwantologia stosowana - kto ma racj?


Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 12.9 - ewolucja (kwantw).
"wiat, jaki jest, kady widzi - pozostaje problem z nazwaniem tego
widzianego. Do najbardziej podstawowych poj, ktrymi opisuje si
otaczajcy przestwr, naley ewolucja. Ewoluuje wszechwiat, atom,
ziemia - czowiek i rozum; kultura w swych przemianach te podlega
reguom ewolucji, tak samo jak cywilizacja, wielko nadrzdna do
niej. Na wyszym poziomie cywilizacja wpisuje si w proces zmian w
kosmosie... itd. itp.
Powstaje naturalne pragnienie (i wniosek), eby zestawi ze sob te
tak rne i pozornie odlege od siebie ewolucje, zobaczy, ktre ze
zbadanych czci jednego procesu daj si przypasowa w nastpnym
przypadku.
Zadanie jest proste: zrozumie rzeczywisto, zobaczy jak przebiega
ewolucja Ewolucji."

1.
NIC i CO - i ruch.
Pierwszym, fundamentalnie logicznym stanem rozumienia rzeczywistoci
jest podwojona wewntrznie jedno - czyli CO i NIC we wzajemnym i
nieskoczenie-wiecznym powizaniu.
Plus zmiana, przemieszczanie si czego w niczym, banalnie pojmowany
ruch - przeciwiestwo zastoju, trwaoci, niezmiennoci.
Na pocztku jest ruch "czego" w "niczym". Dalsze to konsekwencja.
2.
Zmiana w toku.
Jest tylko i wycznie zmiana w toku zachodzenia - nie ma adnego w
niej stanu wyrnionego w formie "czstki", elementu skoczonego i
z jednoznacznie okrelonymi granicami.
Wszelkie rejestrowane przez obserwatora w nim samym lub w otoczeniu
"fakty" - to zoenie niej, w tle oraz podprogowo (wobec dostpnego
mu zakresu obserwacji) przemieszczajcych si "cegieek" tworzcych
to wszystko - kwantw czego w prni.
Wida skondensowany, cinity-docinity do stanu-postaci fizycznej
jednostki element - ale to zawsze zoenie.
Kolejne pooenie logicznej jednostki i zbioru takich jednostek, to
stan chwilowy zmiany. W sensie logicznym, jako abstrakcja tej zmiany
(jej symbol), to sumarycznie "paszczyzna" z niepowtarzalnym, zawsze
jednostkowym kodem uoeniem takich elementw. Ale fizycznie jest to
"mieszanina doskonaa" - "uporzdkowany chaos".
Obserwator skomplikowany, zawarty w zmianie, doznaje tych uoe w
stanie chwilowym, ale nigdy ich nie poznaje. Poszczeglne "tyknicia"
buduj jego poznanie, jednak same s poza poznaniem; to warunkujce
akt poznania skadowe oraz fizycznie go dopeniajce, jednak s dla
655

takiego bytu poniej zakresu dostpnego rejestracj.


3.
"Cegieka", kwant logiczny.
Jednostk budujc "to wszystko" - elementem rzeczywistoci, ktrej
ju do niczego nie mona rozdrobni - jest "kwant logiczny". Czyli
najmniejsze z najmniejszych, ktre wprowadza logiczny tok analizy
zmiennego wiata jako konieczno.
Nie mona prowadzi podziau "czego" w nieskoczono. Dlatego "na
dnie" musi si znajdowa "cegieka", jednostka tworzca postrzegany
zakres - musi znajdowa si "porcja", kwant "materii" (materii tu w
rozumieniu: co; co odrnialnego od "nic") - ktra jest skadow
fundamentaln rzeczywistoci.
Zakres-stan jednostki logicznej jest z definicji poza obserwacj nie mona pozna elementu budujcego poznanie.
Zawierajc si w zmianie, skadajc si z "jednostek elementarnych"
- bdc struktur rozbudowan (skomplikowan) - nie mona sign w
pomiarze tej jednostki, nie mona jej "zobaczy", poniewa taki "fakt"
warunkuje (tworzy, sumuje si w) obserwacj.
Poszczeglne zakresy i poziomy rzeczywistoci, ktre moe wyodrbni
w wiecie obserwator - wszelkie poziomy posiadaj swoj logiczn i
je tworzc jednostk.
Zasada "cegieki", czyli jedynki budujcej zmian, dotyczy wszystkich
wyrnialnych poziomw i procesw.
To moe by wielka (i bardzo wielka jednostka), jednak dla konkretnego
zakresu spenia rol jednostki logicznej.
Tak jednostk jest stan "osobliwoci" - ale i "chmury osobliwej",
po obu brzegach energetycznej zmiany lokuje si jednostka logiczna,
"fakt brzegowy".
Zbir jednostek logicznych - w innym ukadzie odniesienia - rwnie
jest jednostk.
Wyrniony element, ktry peni rol jednostki, przez rozszerzenie
zakresu obserwacji (lub przez odniesienie do ta), staje si, peni
rol jednostki w zbiorze. (Atom, jednostka logiczna, jest elementem
kolejnego poziomu - "pierwiastka". A pierwiastek peni rol jednostki
w "ukadzie okresowym". Itd.)
Czym jest konkretny ukad odniesienia i co podlega wyrnieniu - i
co do takiego wyrnienia zostaje zaliczone - o tym zawsze i tylko
w swoim dziaaniu decyduje obserwator, byt poznajcy.
Wyrnienie dokonuje si z uwagi na jego moliwoci techniczne albo
zmysowe, przebiega w nim - i jest dla niego.
Poza nim jest tylko zmiana, stan chwilowy zmiany (przemieszczanie si
jednostki kwantowej z miejsca na miejsce) - ktry rwnie jego tworzy.
Dlatego jest moliwe poznanie zmiany oraz jej rytmu.
4.
Paszczyzna wielowymiarowa.
Rzeczywisto to n-wymiarowe zoenie, ale dla obserwatora, poprzez
656

fizyczne doznawanie stanu chwilowego - oraz na skutek uproszcze w


analizie (wiadomej lub nie redukcji "zakce") - buduje si obraz
paszczyzny. I zawierajcego si w niej "paszczaka".
Dla takiego obserwatora "zrzut" z wyszego wymiaru prezentuje si
jako "plama" - w ujciu idealnym koo, a fizycznie zdeformowana, w
interakcji z innymi rzutami, dwuwymiarowa "pastylka" zjawisk; wida
fizyczny "lad" przemieszczania si logicznej struktury.
Czyli realnie poziomice, izobary lub analogiczne ujcie przechodzenia
w/na paszczynie kolejnymi chwilowymi warstwami sfery - i dowolnej
bryy.
Dla "paszczaka" jego wiat buduje zoenie takich rzutw. Notowana
"pstrokacizna" plam i ich nakadania si na siebie, to jest jego i
tylko jego rzeczywisto (inny obserwator rejestruje to odmiennie w innym tempie, innymi jednostkami itp.).
Fizyka to dla niego suma ("summowanie") si logicznych rzutw, ale
odbierana-doznawana jako fakt i realno. I jako jedno. - To cay
jego wiat i dostpne doznania.
Logicznie pojta n-wymiarowa (nieprzeliczalna realnie) zoono i
powizania midzy elementami i poziomami - to w takiej obserwacji
skraca si i czy (redukuje, scala) w jedno - fizyczn jedno.
I stao. Zmiana przebiega szybko, a "paszczak" notuje stabilny w
doznaniach grunt pod nogami - i siebie.
Fizycznie doznaje-poznaje paszczyzn - a to logicznie "paszczyzna
wielowymiarowa".
Tak pojmowany "zrzut" na/w paszczyzn istnienia obserwatora (zrzut
jego jako bytu oraz zrzut wiata, w ktrym istnieje) - to w formule
uproszczonej metoda oddania (wyjanienia i zobrazowania) tego, czym
jest taki byt, co obserwuje i czego dowiadcza.
"Paszczak" to metafora takiego w czasie-i-przestrzeni rozcignitego
uczestnika zmian - i ich notowania w kolejnych fazach.
Wprowadzenie w analiz zgeometryzowanego (wic mocno zredukowanego z
przeszkadzajcej lub niemoliwej do ustalanie nadmiarowoci) obrazu
- to pozwala prowadzi skuteczne dziaania na tak uproszczonym modelu
(mimo jego rzeczywistej zoonoci).
e wpisana w taki sposb w pojmowanie abstrakcja (tu: paszczyzna)
po pewnym okresie uytkowania usamodzielnia si i deformuje dalsze
poznanie (nie wida zza niej owej zoonoci) - to konieczny koszt
tej metody.
Dla obserwatora skomplikowanego, dla takiego wielowymiarowego bytu,
nie ma w adnej chwili "obiektu rzutowanego" - to logiczny konstrukt
na oddanie postrzeganej formy zjawisk i ich powodu.
"Jaskinia", do ktrej dociera takie rzutowanie, to wszystko, w czym
moe znajdowa si byt - nie ma niczego innego.
Nie ma niczego "powyej" - rwnie nic si nie dzieje (nie istnieje)
w strefie "poniej" doznawanej chwili - realno to tylko-wycznie
ta chwila.
Ale obserwowane w tym paskim zakresie fakty - to doskonale poddaje
si takiemu opisowi i w zoeniu moe posuy do wyznaczenia zdarze
w obszarach zakrytych i nieistniejcych. A wic powyej oraz poniej
obserwatora i jego rzeczywistoci.
657

Tak wielowymiarow paszczyzn buduje - skada si w ni n-liczba


n-wymiarowych sfer, ktre n-razy s rzutowane w taki zakres.
Jako logiczna konstrukcja jest to "wielowymiarowa paszczyzna", ale
dla fizycznego i konkretnego obserwatora ta paszczyzna zamyka si
w sfer - jest sfer.
Na przykad "atomem" albo "planet". Albo "wszechwiatem".
5.
Zoenie.
Obserwator doznajcy w sobie kolejnych stanw chwilowych, skutkiem
swojej konstrukcji i moliwoci "notowania" ich "ladu", "odbicia"
w zasobach (np. w gowie lub bibliotece) - skutkiem budowania si
takiego archiwum procesw, moe na ich bazie - ale zawsze w sobie zbudowa wiksz konstrukcj, "obraz" zaistniaego. Moe zebra ten
rozcignity w czasie-i-przestrzeni zbir jednostkowych faktw i w
kolejnym kroku je poczy w jednostk, w jeden obraz.
Co, czego nie ma realnie (oraz nigdy w takiej formie nie byo) - po
zebraniu-zsumowaniu i po "zakodowaniu" (nadpisaniu) znakiem - staje
si abstrakcj, symbolem tej zmiany. Dla tego obserwatora albo dla
zbioru podobnych bytw.
Na noniku i zawsze fizycznie, w oparciu o reguy wiata - i zawsze
lokalnymi, take chwilowymi stanami w przeksztacaniu si - buduje
si "notatka" wobec takiej zmiany zewntrzna, opis "spoza" zmiany.
Sama zmiana biegnie i buduje-tworzy kolejne "warstwy chwilowe" - a
obserwator skada je w peny i abstrakcyjny obraz. I moe to dalej
wykorzysta do porwna.
W pocztkowym okresie obserwatora (indywidualnie czy zbiorowo) ten
proces budowania si abstrakcji jest "samoistny", to pochodna rytmu
wiata i istnienia bytu; "odcisk" zewntrznego cigu zmian wymusza
w obserwatorze sama rzeczywisto, kolejne tworzce si pojcia to
skutek istnienia reguy zmiany.
Istniejc w wiecie, musz ten wiat pozna (posiada w sobie jego
"odbicie", zna jego cechy i wasnoci) - poniewa bez tego szybko
zderz si z otoczeniem (a to moe by bolesne).
Pniej, na kolejnych etapach i po zbudowaniu si niezbdnego zasobu
danych, zaczyna si ewolucja ju tylko w zakresie-poziomie "znakw"
- pojciowym i abstrakcyjnym.
Zasadniczym elementem jest tu moliwo odnoszenia tak zaistniaej
w gowie abstrakcji do innych napywajcych cigle ze rodowiska i
doznawanych "po kawaku" zjawisk (skwantowanych).
Jeeli obserwator dysponuje ju w swoim zasobie kodem tego procesu
- a dysponuje, poniewa zostao to w nim "odcinite" - a zarazem
nowo docierajca take ma zawsze indywidualny kod zmiany, to moe
te dwa przebiegi porwna. Moe odnie to, co ma w gowie i co jest
jego yciowym dowiadczeniem - do tego, co si aktualnie pojawia w
doznaniu (szerzej: obserwacji). I dlatego, w aktualnej paszczynie
chwilowej i w "teraz" wiata (oraz samego obserwatora), moe te dwa
przebiegi i ich kody szybko porwna.
658

Skutek? Moe stwierdzi - ju moe stwierdzi - e zaobserwowana w


otoczeniu nowo jest w takim a takim zakresie podobna do "obrazu"
wczeniejszego. I w kolejnym kroku uzna, e to przyjazne i znane albo wrogie i trzeba si ewakuowa.
Kolejne poziomy w takim budowaniu - ju wycznie abstrakcyjny - to
ten sam mechanizm. Czyli poszukiwanie podobiestw midzy zawartym ju
w obserwatorze zbiorem informacji a nowoci.
Przy czym ta nowo, cho zewntrzna do zasobu danych, moe budowa
si w odniesieniu do niego (czyli go dotyczy) w samym fizycznie i
jako jedno cielesna pojtym obserwatorze. Bowiem nic nie stoi na
przeszkodzie, eby obserwator wywoa z archiwum oraz dalej obrabia
tam zapisany "obraz" (ktry w jego pamici istnieje na noniku, jest
"odciskiem" zmian, ktre odnosz si do niego) - a dalej zderzy go
w chwili aktualnej z kolejnym tak zanotowanym kodem. Takie dziaanie
spenia wszelkie warunki budowania si abstrakcji.
Najlepszym, analogicznym przykadem jest tu sen i czynnoci umysu,
ktre wystpuj w tym okresie osobniczej aktywnoci.
W takim przebiegu zakresem zewntrznym jest zasb danych - dostaje
si na poziom aktualnoci element ("obraz" i kod), tu jest odnoszony
ponownie do tego zasobu - i w efekcie musi si zgodzi (lub nie) z
caoci danych. - Jeeli zgadza si, to buduje si w ramach chwili
(w wiadomoci) dopeniona dwustronnie (fizycznie n-wymiarowo) i tym
samym sprawna-poprawna abstrakcja. Jeeli jednak linie kodw si nie
zgodz, to "zaistnieje" chimera czy inny duch z podwiadomoci.
I straszy producenta takiego zwichrowanego, zdeformowanego tworu - i
niepokoi a do zastanawiania si.
Poziom ewolucji abstrakcji przebiega dokadnie tak samo, jak strefa
zmian fizycznych.
To zawsze jest nonik i stan chwilowy, to jeden wiat w opisywaniu i
odciskaniu si w "notatkach" - to rwnie jedna regua skwantowanej
zmiany. Wynik wic musi odnosi si do wiata.
6.
Czasoprzestrze abstrakcyjna.
Suma - zoenie stanw chwilowych, przebiegajce w obserwatorze bez
jego wiadomoci - przebiegajce szybko, atwo i jako konsekwencja
zmiany i jej reguy (i take jako konieczno), tak zbudowana suma
w postaci "obrazu", abstrakcji zaistniaej zmiany - to prowadzi do
ustalenia, e rzeczywisto to "czasoprzestrze". Czyli zoenie w
formule jednoci zmiany i "co".
I jest to pojcie graniczne, ktre mona w ramach zmiany pozostajc
(jako fizyk) zbudowa.
Suma poszczeglnych pooe jednostki, po koniecznych w tym dziaaniu
uproszczeniach - to buduje pojcie "czasoprzestrzeni". Negujc przy
okazji oddzielne ich postrzeganie ("czas" jako taki i "przestrze"
jako taka).
Zmiana pooenia "czego" w "prni" - to opisane jako zbir takich
punktw (w powizaniu i jako jedno) - to "czasoprzestrze". Czyli
wyskalowana zmiana.
659

Jednak na tym poziomie koczy si zakres budowania moliwych poj


zawartego w ramach zmiany obserwatora - jako "fizyk" nie moe poza
zmian si wydosta.
Dla fizyka to, co jest - co moe by wyrnione w tle i co stanowi
zborn dla niego cao i posiada brzegi, to jest elementem doznania
i poznania, zakres "poza" ju w jego dziaanie nie wchodzi - i nie
moe z zasady. Przecie pustki (braku sygnau) nie doliczy do treci
sygnau; zanik "nadawania" koczy "nasuch". Granic dla fizyka, i
to jednoznaczn, jest "brzeg" obiektu. Niezalenie, czym dla niego
jest ten brzeg (to moe by horyzont obserwacji - czy najmniejsze z
najmniejszych dostpne), "dalszego" dla niego nie ma.
e na/w brzegu notuje rozmycie tego zakresu i nieostro badania e rejestruje przejcie jednego w drugie, ale nie moe tego uj w
eksperymencie - to tylko powd do zadumy nad rzeczywistoci. (Albo
frustracji, to ju indywidualna forma reagowania.)
Ale o ile zawarty w zmianie obserwator nie moe wyj poza granic
w postaci "czasoprzestrzeni", to dziaajcy obok "filozof", byt do
zmiany zewntrzny (mimo zawierania si na zawsze w tej zmianie i w
chwili pozostajc) - taki osobnik moe wprowadzi kolejny poziom w
analizach i w abstrakcji.
Moe przeprowadzi uoglnienie fizycznego stanu. Czyli dobudowa do
faktu zakres "przed" i "dalszy".
Te jak najbardziej w formie fizycznej, te zawsze na noniku, te
tylko-i-wycznie odnoszc si do fizyki - moe zbudowa abstrakcj
abstrakcji, moe wytworzy pojcie "czasoprzestrzeni abstrakcyjnej".
Fizycznie pozyskana maksymalna abstrakcja ("czasoprzestrze"), to w
dziaaniu ju "poza" zmian - to pozwala przej na kolejny poziom
i zbudowa abstrakcj wyszego zakresu (i zrozumienia).
Czyli taki byt, umieszczajcy si do zmiany logicznie, moe na bazie
wytworzonych przez zmysy i technologi obserwatora danych, moe w
swoim dziaaniu zbudowa abstrakcj nadrzdn - i ju faktycznie w
caoci maksymaln.
Moe zbudowa "czasoprzestrze abstrakcyjn", zbir dowolnie pojtych
stanw chwilowych.
Czyli buduje w umyle obraz zmiany, ktrej nigdy i w aden sposb w
fizycznym zakresie si nie pozna - nawet fragmentarycznie. Buduje w
gowie "obraz" czego, czego w takiej caoci nie ma - oraz nigdy w
takiej caoci nie ma.
Jest tylko chwila aktualna takiej konstrukcji, jako pojte "teraz"
obserwatora (i wiata) - ale stanw dalekich od tego momentu nie ma
nawet fragmentami, nawet szcztkowo.
A nie pozna dlatego, e tych faktw albo ju dawno nie ma, albo one
bd dopiero za wielki odcinek zmiany.
I dotyczy to dowolnie dzi obserwowanej caoci. Oraz dotyczy tutaj
obecnych, rwnie dowolnie obecnych.
W takim procesie tworzenia (konstruowania) abstrakcji to, co jest w
obrazie fizyka stanem-faktem skrajnym, czyli "czasoprzestrze" i jej
660

przeksztacenia - to staje si teraz jednostk obrachunkow i dalej


podlega kolejnym przeksztaceniom.
Co jest dla fizyka wszystkim, w tym ujciu jest tylko kwantem, jest
jednostk skadajc si na Wszystko.
Takie dziaanie pozwala potraktowa nawet skrajny element fizycznego
poznania za stan chwilowy, za jednostk liczenia "w gr" ("w dalsze").
I w kadym kierunku, przecie nie ma w energetycznej zmianie adnego
kierunku wyrnionego.
Z tym istotnym zastrzeeniem, e na poziomie "czasoprzestrzeni", e
do zakresu obserwowanego (i doznawanego) na co dzie przez aktualny
byt - e do tego fizycznie wszelkiego i jako dostpnego, e pewne
elementy drobne a fragmentaryczne mog si tutaj znale.
Jeeli s to niezbyt odlege od chwili obecnej fakty wszech(wiata)
- jeeli ju-jeszcze s brzegowo obecne - to mona je pozna. Nigdy
jednak osobicie. One s co prawda elementem rzeczywistoci - s w
caoci ukadu, ale nie mona ich pozna (zobaczy), poniewa wobec
zakresu rejestracji obserwatora skomplikowanego - to odlegy, daleki
fakt.
Ale z tego wynika, e skoro obiektywnie s, to przy wsparciu innego
obserwatora (np. przyrzdowego), mona ich stan i pooenie w caoci
wyznaczy.
Co, co kiedy zaistnieje albo istniao dawno - to jest uchwytne w
takim zakresie. I moe by wykryte z korzyci dla osobnika.
Inaczej w przypadku "czasoprzestrzeni abstrakcyjnej", tego poziomu
nawet drobiazgiem fizycznym nie ma - ju nie ma lub jeszcze nie ma.
Jednak jest pewne - w takim postrzeganiu logicznym jest pewne, e to
byo i e bdzie. A co najwaniejsze, to jest policzalne.
wiat to jedna zmiana wedug jednego rytmu si dziejca - przesze
wpywa na obecne, a tutejsze warunkuje nadchodzce.
I jest, to trzeba podkreli maksymalnie silnie, policzalne.
A co wicej, tak zbudowana abstrakcja zmiany, ju skrajna, rwnie
si zmienia; twr na wskro abstrakcyjny - taka konstrukcja zmienia
si w zgodzie z obserwowanym lokalnie i fizycznie.
Budowana jest w stanach chwilowych, czyli z jednostek w ruchu, a w
kolejnym poziomie jako stan chwilowy czasoprzestrzeni. Zoenie ma
wic w sobie elementy faktycznie zaistniae - kiedy zaistniae lub
ktre dopiero zaistniej. Ale to cig cile ze sob powizanych i
przewidywalnych zdarze. Dlatego, jako cao, rwnie odmienia si
jak wszelkie rejestrowane fakty. I przez to jest przewidywalne.
Sucha oraz maksymalnie odlega od aktualnoci abstrakcja, poniewa
zawiera w sobie realne przeksztacenia, take przeksztaca si dla
obserwatora realnie. Ale tylko dla niego.
Co nieistniejcego zmienia si tak, jakby istniao. I to jest ten
najwikszy zysk z takiego dziaania.
Czyli - w takim odniesieniu to, co uchodzi za "wszechwiat", cao
tak dzi rozumianej zmiany - to stan chwilowy, jedna warstwa cigu
zmian.
Niby wida wszystko, a to jedna "kartka" z abstrakcji, ktr dopiero
661

abstrakcyjnie skada si w "album rodzinny".


7.
To.
Dlaczego obserwator moe rejestrowa fakty? Poniewa jest to - do
wyrnionego faktu dodaje si niewiadomie to, otoczenie jednostki
wyodrbnianej.
Rola ta dla fizyka to margines zagadnienia, zbdny temat - a nawet
nierejestrowalny. Eksperymentator kieruje swoje dziaanie na to, co
stanowi dla niego wyrany w otoczeniu stan - "atom", "elektron", czy
"czowiek" lub "wszechwiat". - Nie ma znaczenia rozmiar badanego i
analizowanego elementu, liczy si to, e go "wida" - e jest jako
uchwytny zmysem lub przyrzdem.
Dlatego badanie fizyczne - i susznie - ogranicza si do "sygnau",
do widocznego. - Kiedy sygna zanika, badanie ustaje: bo nie ma ju
treci do zdekodowania.
Fizyk swoim badaniem na zawsze zawiera si w zmianie, zawsze poznaje
oraz operuje "treci" sygnau - a pustka w otoczeniu dla niego nie
istnieje.
Ale cho to konieczno w wyznaczonym eksperymentem zakresie - to w
szerszym rozumieniu fundamentalny bd. To bd, ktry wyklucza pene
poznanie.
Bo nie ma "faktu" bez ta - bez dopenienia w formie zaniku treci
sygnau.
eby stwierdzi, e co istnieje, trzeba to odnie - czyli porwna
do innego. A na maksymalnym zakresie do braku tego czego, do stanu
"ciszy", zaniku.
Bez takiego odniesienia nie ma ani sygnau - ani jego treci - ani
badania.
Owszem, dla uproszczenia modelu badawczego mona wstpnie z analizy
wyrzuci zmienn w postaci pustki i skoncentrowa si na zawartoci
"nadawanego" sygnau. Ale po zakoczeniu dziaa trzeba to odnie
do tej usunitej prni i ta - poniewa kiedy si tego nie zrobi kiedy tej przerwy w zmianie si nie uwzgldni - nie sposb wyjani,
dlaczego wyrnienie istnieje ani dlaczego w takiej postaci trwa. I
co si dzieje, e tak wyglda. - "Obiekt" w postaci jednostki staje
si bytem w sobie, nabiera cech odrbnoci i jedynoci, a kracowo
i maksymalnie wrcz w jego zakres wchodzi wieczno i nieskoczono
- a zliczanie nieskoczonoci to zadanie mao sobie rwne. I przede
wszystkim nudne.
Tem w zakresie maksymalnym jest stan "kwantw logicznych" - ju do
niczego mniejszego sprowadzalne "co".
Na tym poziomie analizy wntrze wszechwiata oraz jego brzeg (ale i
wntrze oraz brzeg kadej obserwowanej w rzeczywistoci jednostki)
czy si ze wszystkim. To w tym brzegu-tle fakty lokalne i chwilowe
spotykaj si z "kadym i zawsze".
Poprzez jednostk tworzc, logiczn "cegiek" wszystkiego, na tym
brzegu jest czno wszystkiego ze wszystkim. I ten brzeg-to jest
662

wszdzie.
To dla fizyka nie istnieje, wyrnia tylko stan skupienia powyej
progu. Od pewnego "zbrylenia" elementw jednostkowych, zagszczenia
ich w punkcie - dopiero powyej progu elementy mog by poznane.
W historii wszechwiata s etapy, ktre musz zaistnie, eby fizyk
zobaczy wiato, jego "wybuchowe" zaistnienie - a dalej inne formy
cinitej-docinitej w jednostk energii ("czego").
To jest "eterycznym" dopenieniem obiektu, ktrego aden pomiar i
eksperyment nie wychwyci - poniewa tworzy taki pomiar.
Dla fizyka badanie zmiany (od wewntrz) dy do nieskoczonoci. I
dlatego jedynie mu dostpny obiekt badawczy, skutkiem tej jedynoci,
zakotwicza si w tle nieskoczonoci - i w efekcie prezentuje si
jako jedno.
A to dalej powoduje kopoty interpretacyjne.
Wyjcie z tego abstrakcyjnego zaptlenia? Podzia nieskoczonoci na
jake fizycznie oczywiste zakresy jeden-zero - na jednostk oraz do
niej dopeniajce zero, prni.
Logicznie to cigo a po nieskoczono - fizycznie to rne w
tej nieskoczonoci stany lokalnego zagszczenia; logicznie prosta
nieskoczona, fizycznie zaptlenie-zagszczenie w sfer.
Czyli w logicznie nieskoczony cig zmiany nazywanej tu "kosmosem"
lub zamiennie "wszechwiatem", w taki przebieg naley wprowadzi, na
zasadzie absolutnie koniecznej, przerwy - lokalne stany skupienia i
przerwy midzy kolejnymi podobnymi "wiatami".
e znajduje si to ju poza tutejszym "czasem" - e to "dalsze" ju
poza "przestrzeni" - fakt, ale to niezbdne. eby wyjani fakty i
ich obserwowane zagszczenie, trzeba doda pustk oraz inne, dalsze
(i nieskoczone) lokalizacje w Kosmosie.
Bo Kosmos to nie wszechwiat - to zakres logicznie konieczny, ale w
formule ta i nadrzdnego dopenienia.
"Kosmos" to jedno wewntrznie w sobie podwojona - to "co", "nic"
i zmiana.
8.
Wyrnienie z ta.
Dla obserwatora zasadnicze jest dziaanie oparte na wyrnianiu z
ta - to gwne, jedyne zadanie rozumu (i umysu).
To jest zawsze koniecznym dopenieniem do tego dziaania, jednak
pojawia si w sposb szczeglny i wyrany w brzegowej i maksymalnej
chwili, i to jako niezbdny skadnik tumaczcy postrzegane. Ale w
codziennej dziaalnoci obserwatora jest nadmiarem i szumem - i to
dosownie szumem, poniewa to to "rozedrgana" masa czego. Dlatego
znika z analizy, jest usuwane jako zbdny w opisie element; pustka
ta nie jest nawet uwiadamiana - przecie brak braku nie sposb w
analizie ustali.

663

Dlatego czynno fizyczna skupia si na tym, co wida, co w paskim


i jednorodnym tle jest zasadniczo inne, co wyrnia si i co nadaje
sens poznawanej chwili.
O ile paszczyzn jednorodnych elementw w szczegach zdefiniowa
jest trudno, a nawet jest to niemoliwe, o tyle t sam paszczyzn
opisa jest niebywale atwo, kiedy pojawi si w niej "fakt", lokalny
"wir" energetyczny. Kiedy co takiego w paszczynie zaistnieje, jej
definicja dramatycznie si upraszcza: na "fakt" i reszt.
I jest jasno. I umys, i obserwator moe dziaa. I nie bdzi w
jednorodnoci ta.
Wyrnienie z ta porzdkuje otoczenie i umoliwia przeprowadzenie
w nim operacji - na przykad pozwala zaliczy do "atomu" to i to, a
dalsze odrzuci jako zbdne (poza granic, ju inne). I doskonale to
si sprawdza, takie wyodrbnienie decyduje o sprawnoci w reakcjach
bliskiego zasigu - pozwala istnie i pozwala kolejny krok zrobi.
Ale s tego koszta, znaczce koszta.
Ot kiedy badanie i poznanie osiga zakres brzegu i ta, a pojawia
si to jako konieczno, eby obserwowane wytumaczy - to wwczas
trud eksperymentatora skupia si na kolejnym poziomie wiata, to w
niej lecych, drobniejszych faktach upatruje powodu zaistnienia i
istnienia faktu. - Nawet jeeli jest to okupione rozmyciem, mao w
sobie ostrym obrazem, nawet jeeli jest to podbudowane losowoci
pospou z przypadkiem i nieprzewidywalnoci - to i tak staje si
to koniecznoci, poniewa widocznego bez tego nie sposb wyjani
i w peni opisa.
Czyli brzeg dopeniajcy - to wczeniej pomijalne - to teraz staje
si niezbdne. I rzeczywicie niezbdne.
Jeeli jednak fizyk dalej upiera si w pomijaniu ta - to kosztem,
ktry musi ponie, jest brak moliwoci podziau i wyodrbnienia
tego konkretu, ktrym operuje. To moe by foton, elektron, atom czy wszechwiat, nie ma znaczenia, co si aktualnie wyrnia, taki
fakt pojmowany samoistnie w zakresie brzegowym (nawet wywoujc u
fizyka zaskoczenie) i tak zbiega si w jego schemacie albo wzorze w
jedno i nabiera nieskoczonych wartoci.
Odrzucenie ich jest wic oczywistoci i koniecznoci - jednak bez
wiadomoci, dlaczego takie dziaanie uproszczajce si sprawdza a
tak dobrze. - Ani dlaczego te nieskoczone wartoci si pojawiaj,
ani tym bardziej, co oznaczaj.
Dowolna jednostka bez uzupenienia jej o to w formule "przerwy" w
zmianie, pustki, dopenienia o zakres poza dokonanym wyrnieniem to na maksymalnym zakresie analizy uzyskuje obraz z nieskoczonym
cigiem oraz niemono wydzielenia badanego elementu z bezkresnej
struktury. I jest problem.
Wyrany i zauwaalny problem. Dlatego trzeba prbowa wprowadzi w
to "dalsze" fakty; ju si prbuje. Przecie multiuniwersum powouje
si do istnienia, eby ten kawaek uzasadni.
Tylko e jak wprowadzi w to maksymalnie definiowane i konieczne to
pustk (nico, prni), ktrej nigdy wczeniej si nie zauwaao?
664

Nie mona.
Owszem, "nic" to byo niezbdne logiczne dopenienie do "czego" dopenienie, ktre daje komfort w analizach, e jak si odejmie "co"
z wszystkiego, to w zapasie jest jeszcze owo "nic". Rwnie okazao
si to niezbdnym matematycznie zerem, ktre warunkuje i wsptworzy
z jedynk (na rwnych prawach) taki jzyk opisu i jest fundamentem
logiki.
Ale eby wprowadza w realne istnienie jako konieczno to (dalsze
a puste to)? - Nie, nie mona, to pomyka.
I w zakresie fizyki to rzeczywicie niemoliwe i pomyka - bo jak w
co fizycznego wpisa nico? Nie mona.
Ale to musi zosta przeprowadzone - poniewa inaczej okae si, e
zrozumienie wiata jest niemoliwe. To musi zosta zrobione, bowiem
inaczej rzeczywistoci w jej tutejszej lokalnej postaci nigdy si
nie wyjani.
I nie jest to fraza wprowadzona na zasadzie adnego w konstrukcji
sformuowania - czy filozoficzna igraszka rozumu, ktry zmaga si z
opisem rzeczywistoci. To absolutnie konieczne, to nie do pominicia.
Czyli maksymalnie w definiowaniu "wszechwiata" musi si pojawi w
pierwszym rzucie jednostka logiczna, kwant czego. Ale w drugim do
ta, i to ju na zasadzie ostatecznej, trzeba wprowadzi pustk nic - zero.
"Wszechwiat" to jego tre plus ("puste") to.
I to taki "stan" - NIC - jest ostatecznym elementem rozumowania, na
ktrym mona oraz trzeba si oprze; pustka jest punktem podparcia
i oparcia w analizie Wszystkiego. NIC to fundament rozumu.
Jeeli si tego nie zrobi?
C, mona, jednak skutek bdzie oczywisty: zliczanie bezkresu oraz
wieczne bdzenie w nieskoczonoci.
9.
Obserwator.
Obserwator to w analizie rzeczywistoci zagadnienie centralne - to
nie wiat jako taki jest istotny, to doznajcy zmiany byt oraz to,
jak zaobserwowane znakuje i nazywa, to jest sednem.
Przede wszystkim istotna jest lokalizacja obserwatora w zmianie jego rodkowe zaistnienie.
Rejestrowane przez fizyk peryferyjne, niczym si nie wyrniajce
umiejscowienie obserwatora - takie zdefiniowanie jego (za)istnienia
i dziaania jest w przyjtym schemacie opisu poprawne oraz oddaje
stan i znaczenie tej konstrukcji w doskonaej fizycznej mieszaninie
rzeczywistoci. A zarazem jest bdne.
Dlatego bdne, poniewa obserwator, czyli osobnik wiadomy swojego
(za)istnienia, to byt logicznie umiejscowiony dokadanie w rodku w rodku zmiany, ktra jest rozumiana jako "wszechwiat". To punkt i
etap w ewolucji tego ukadu rodkowy, a w konsekwencji zaistnienie
665

obserwatora rwnie jest maksymalnie rodkowe.


Fizycznie byt poznajcy lokalizuje si do dowolnie, jednak analiza
logiczna umieszcza go w centrum; to skrajnie symetryczny stan zmiany
- jedyny taki w dziejach wiata. W tutejszym wszechwiecie podobnego
punktu nie byo i nie bdzie.
Dlatego te ewentualne podobne konstrukcje s "obok", rwnolegle do
wyrnionego obserwatora, wczeniej nie zaistniay, ale rwnie nie
zaistniej pniej.
ycie jako takie jest wszdzie - ycie rozumne jest punktem.
W chwili zaistnienia takiego momentu (wyjtkowego w zmianie) s ju
w otoczeniu elementy umoliwiajce tak konstrukcj - wic rodkowy
dla wszechwiata stan piramidy moliwych zagszcze. A to skutkuje
bytem o cechach skomplikowanego "widza".
Ale zarazem tak wyrnione w zmianie pooenie i wewntrzna budowa
struktury obserwatora - to skutkuje form jego obserwacji oraz tym,
co moe obserwowa; z jednej strony rodkowe pooenie tworzy dla
takiego bytu warunki do (za)istnienia, a z drugiej wyznacza to, co
moe postrzec - i jak moe to prowadzi.
Skomplikowana, rozcignita w czasie-i-przestrzeni osobowo jest
warunkiem rejestracji wiata w zmianie, ale skutkuje to tym, e jego
zakres postrzegania, si rzeczy, obejmuje znacz skal jednostek
obecnych w zmianie, skutkuje koniecznym skadaniem stanw chwilowych
do stanu-postaci "obrazu" zapisanego w archiwum.
Mona dziaa w ramach tego i wobec tego, co jest - a to ju mocno
skomplikowana konstrukcja.
Dlatego jego obserwacja, wychodzc ze rodka oraz rodka dotyczc,
w pierwszej kolejnoci wyrnia z ta due, jaskrawo widoczne fakty
- wyrnia elementy swojego poziomu i skomplikowana, eby nastpnie,
w miar zdobywania umiejtnoci obserwacji i rodkw technicznych,
przechodzi do kolejnych, coraz niej lub wyej pooonych.
Skada w jedno wiat od wielkich i rozbudowanych faktw, do maych
i najmniejszych - odwrotnie do ich powstawania fizycznego.
Istnienie i dziaanie obserwatora w wiecie opiera si na procesie
skadania w jedno fizycznie najmniejszych elementw - natomiast
jego poznanie wychodzi od wielkich konstrukcji, ktre "rozdrabnia"
w kolejnych krokach i odnosi do koniecznego ta. - A po logicznie
pojte to na kocu.
Dlatego w zakresie moliwych fizycznie rejestracji obserwatora nie
ma i by nie moe elementw w formule "fakt elementarny" - to poza
jego dowolnie pojt fizyczn obserwacj.
Ani osobicie i zmysowo zakresu jednostek nie stwierdzi, ani przy
wsparciu przyrzdu - nie ma dostpu do ta. Ono go warunkuje, jest
w kadym fakcie, w doznawaniu i poznawaniu - jednak samo poznawalne
nie jest.
Dlatego rwnie zachodzi konieczny "bd postrzegania": zoenie w
jednostk i uznanie tego za jednostk, co jest wanie znaczcym i
wielokrotnym zoeniem - "wida" fizyczny element, ktry nieostry i
666

skomplikowany ogld uznaje za odrbny i caociowy w tle fakt, a to


zoenie i wielo stanw chwilowych; wida cao, a to daleko nie
cao.
Dalej skutkuje to tym, e obserwator fizyczny, bez wsparcia takiej
obserwacji przez byt zewntrzny (filozoficzny) - e "fizyk" adnym
swoim badaniem nie stwierdzi ostatecznej odrbnoci obiektu, ktry
z ta wyrnia.
Bdzie rejestrowa element, ustala w nim reguy i odnosi do innych
podobnych - i bdzie notowa niezgodnoci. Ktre dalej musi odnosi
do ta, wprowadza coraz mniejsze przedziay w zmianie do analizy.
Ale i tak do granicy nie moe doj, to zadanie ponad jego siy. Bo
jak nie ma "sygnau", to i badania nie ma; w wiecie fizyka na zawsze
jest tylko i wycznie zmiana.
A skoro nie ma brzegu w badaniu, to ostatecznie moliwym ujciem i
obrazem "wszystkiego" jest nieskoczony zbir moliwoci i punktw
w wiecie - wszystko si ze wszystkim czy w jedno niepodzieln
i wieczn.
I jest problem. Interpretacyjny i fizyczny. I filozoficzny - o ile
w analizie bdzie obecny wycznie ogld od/ze rodka.
Takie rodkowe pooenie w zmianie (i na zawsze w niej zawarte), to
skutkuje skadaniem w jedno - w abstrakcj jako zakodowan dla
obserwatora i postrzegan umownie jako "obraz" - to skutkuje tym, e
taka abstrakcja si usamodzielnia ("odlatuje").
I w konsekwencji jest dostpna dla obserwatora i uytkownika takiej
abstrakcji jako jedyny "fakt"; osobnik "widzi"-operuje abstrakcj,
to poziom zmiany, ktry wycznie ma do dyspozycji.
Czyli fizyczny nonik oraz wszystkie stany chwilowe warunkujce t
konstrukcj, one s dla niego niedostpne, to podpoziom warunkujcy
operacje na symbolach, ale poza pomiarem; jest doznawany, jednak nie
poznawalny.
Natomiast symbol i znak - nadpisany na noniku kod zmiany - to jest
dostpne, jedynie dostpne. I to w tym zakresie przebiegaj wszystkie
rejestrowane i go oznaczajce fakty.
Ale to skutkuje tym, e taka usamodzielniona abstrakcja - cho si
w obserwatorze zawiera - jest faktem do niego zewntrznym, pozornie w
jego postrzeganiu lokuje si poza zmian i wiatem w nieustannych
przeksztaceniach. Skoro to stao i stale dostpna, to tym samym
musi by spoza zmiany.
e od tego ju tylko krok do idealizacji tej zawsze fizycznej oraz
zawsze zmiennej konstrukcji - prawda, ale to konieczny koszt i efekt
budowania si abstrakcji i operowania nimi.
Ale jest jeszcze jedna waciwo abstrakcji, ktra odnosi si ju
do samego obserwatora: sam siebie postrzega zewntrznie.
Jeeli budowana wewntrznie w obserwatorze abstrakcja jest oddaniem
i zbiorczym notowaniem stanw chwilowych zmiany, to nie ma adnego
znaczenia, do czego si odnosi - kada "odcinita" w archiwum tej
konstrukcji obserwujcej zmiana i opisana kodem, to staje si - jest
zewntrzne do wyrnionej zmiany.
Efekt? Jeeli obiektem obserwacji jest sam obserwator, jego zawsze
667

chwilowe doznania i stany - to na tej podstawie budowana w jednostk


abstrakcja te jest do niego faktem zewntrznym. Zawiera si w nim,
ale jest ujciem z zewntrz, takiego zsumowanego w jedno faktu w
wiecie przecie nie ma.
I obserwator tym samym sam siebie uznaje za byt nadpisany na zmianie
- abstrakcyjnie stabilny i nieodmienny. Cho zarazem w kadym takim
ustaleniu (i zobrazowaniu) dzieje si to krokami fizycznych, czyli
realnych przeksztace.
"Idea" i idealizacja w czystej postaci - acz zawsze jako zmiana w
toku zachodzenia.
e to skutkuje? - No, skutkuje...
To w obserwatorze, to w bycie tworzcym w sobie "obraz" wiata jest
ten wiat. Budowany jest zewntrznie wobec zmiany, jednak fizycznie
zawiera si w bycie, ktry go tworzy. Ale poniewa byt zawiera si
w wiecie, czyli w zmianie - to zarazem taka abstrakcja rwnie si
zawiera w tej zmianie, ktr opisuje; poprzez budowanie w osobniku
abstrakcji wiat sam siebie moe zdefiniowa.
Notatka o zmianie to obserwator, ale poniewa dziaa w oparciu i w
odniesieniu do faktw chwilowych - to tym samym jest to "notatka"
zmiany o sobie.
I cho jest to wycznie zapis w osobniku - to zarazem w fizycznej
rzeczywistoci.
wiat to ruch czego w niczym i zawsze stan punktowy, niczego poza
tym nie ma. Wszystko "ponad" tym nieskoczonym ruchem jest obrazem
i abstrakcj - to zoenie w taki "obraz". I ten obraz zawiera si
tylko i wycznie w obserwatorze.
Dlatego, jeeli byt rejestruje w otoczeniu fakt (dowolny) i ten stan
zagszczenia kwantw postrzega oddzielnie i jako jednostk i jeeli
to skupisko energetyczne zadziwia go w przeksztaceniach - to powodu
tego zdumienia (i zaskoczenia) osobnik musi szuka w sobie, nigdy w
wiecie.
Zmiana zachodzi, i dobrze, ale jej zobrazowanie i interpretacja jest
w obserwatorze - wiat jest tylko stanem chwilowym, jednak skutkiem
skali i rozcignitej na/w wielkim dystansie "fali w przepywie" dla obserwatora jawi si to jako czny oraz stabilny cig zdarze.
Fizycznie jest tylko powizany i zsumowany w rozbudowane konstrukcje
proces przemieszczania si elementw - logicznie tylko chwila i punkt
zmiany.
Reszta to obserwator i interpretacja zaobserwowanego.
10.
Obserwacja wewntrzna i zewntrzna.
Rozmieszczenie obserwatora w zmianie oraz jego cechy, szczeglnie w
zakresie tworzenia abstrakcyjnego odbicia wiata - to warunkuje akt
postrzegania i jego form: dwoist posta obserwacji.
Skoro zmiana to zawsze stan chwilowy - skoro budowana z tych chwil
abstrakcja to zoenie zewntrzne wobec zmiany (ale zawarte w bycie)
- dlatego poznanie mona podzieli na fizyczne i pozostajce wewntrz
zmiany - i na zewntrzne, czyli abstrakcyjne, logiczne-filozoficzne.
668

I te dwie drogi poznania, obecne w jednym obserwatorze, wyznaczaj


jego moliwoci odbierania i mierzenia wiata.
Obserwacja w formule "obserwator skomplikowany" to dwie drogi, i to
jednoczenie si realizujce i warunkujce.
Fizyczne doznanie jest podstaw do budowania logicznej abstrakcji ale abstrakcja tworzy podstaw do fizycznego przemieszczania si.
W najszerszym ujciu te dwie linie poznania wiata to fizyka oraz
filozofia - czyli doznanie i poznawanie. Mona traktowa oddzielnie
te ujcia, mona cznie - ale tak w ramach jednostki, tak w ramach
zbioru jednostek jest to zawsze dziaanie podwojone, i to warunkuje
sposb istnienia obserwatora.
Kady doznajcy otocznie i budujcy na tej podstawie abstrakcje byt,
kady skomplikowany konstrukt, to obie drogi poznania jednoczenie.
To "fizyk" doznajcy wiata, ale i "filozof" operujcy uoglnieniem
i abstrakcj - w jednym punkcie jest stan chwilowy, ale w zoeniu
to ju suma takich stanw zanotowana w pamici; raz konkret - a raz
zoenie w konkret.
Przemieszanie tych ogldw jest oczywistoci i koniecznoci oraz
dotyczy kadego.
W przypadku fizyka kade uoglnienie to dziaanie filozoficzne, ju
zewntrzne do doznawanej zmiany - ale rwnie i filozof, kiedy bada
konkret w wiecie (i si do niego odnosi) - to fizyk. Podzia jest tu
wyodrbnieniem z nakierowaniem na chwilowy (w dziejach) element, na
chwilowy przewaajcy w analizie skadnik.
Generalnie jednak obserwator jest fizykiem i filozofem - to czny
w poznawaniu wiata (i siebie) stan; to fizyk-filozof doznaje oraz
poznaje, interpretuje napywajce z otoczenia (i siebie) fakty - na
ich fizycznej podstawie buduje kolejne abstrakcje.
A po brzeg i skrajn abstrakcj: nieskoczono-wieczny Kosmos.
11.
Fizyka.
Czyli "zmysowy" fundament poznania. To zawsze stan chwilowy - ale
zarazem jedynie dostpny, niczego poza t chwil i paskim wiatem
wielowymiarowej paszczyzny nie ma. Logicznie paszczyzny, jednak w
fizycznym zobrazowaniu maksymalnie sfery.
Kiedy obserwator, na bazie zebranych fizycznie stanw lokalnych w
swoim "teraz", buduje abstrakcj takiej wielokrotnej zmiany cznej,
to dla niego przybiera ona w omiu wymiarach posta sfery, zawsze ju
sfery. Dowolny fakt w ukadzie omiu tworzcych linii ewolucyjnych
- to sfera. A jej rzut na/w paszczyzn staje si wielowymiarow w
tym wiecie jednostk budujc ten wiat. Suma takich rzutowa, ich
czna posta, to wyrniona powoka fizycznej sfery lub kolejne w
piramidzie moliwoci powoki. A razem tworzy to stabilny grunt pod
nogami.
Co logicznie jest zoeniem wielu i bardzo wielu elementw, co jest
sum wielkich i bardzo wielkich prdkoci - co jest cznie stanem
nieprzeliczonych "drgnie" i zmiany pooenia jednostek, "cegieek"
- to w obserwacji staje si trwae i stabilne; maksymalna zmiana "w
669

d" wiata, jak i "w gr", skutkiem rnicy pooenia i zakresu


dostpnego do rejestracji - to jawi si jako "fakt", element wiata
i oddzielny byt.
A to tylko zmiana pooenia "czego" w "niczym". Tak po prostu.
Suma takich zoe dla obserwatora osiga, staje si konkretem - a
to "elektronem", a to "osobnikiem" - a to "wszechwiatem"; ilo w
takim obiekcie zagszczonej energii wyznacza jej postrzeganie oraz
pooenie w piramidzie moliwoci. Ale logicznie to tylko chwilowy
stan skupienia, lokalne zagszczenie, ktre zaistniao jako skutek
naciskania zewntrznych wobec "obiektu" jednostek ta - ale rwnie
zaniknie z chwil, kiedy ten docisk osabnie lub si skoczy.
Kady fizycznie rejestrowany element to proces - to budowanie si
takiej "jednostki" i zarazem zanikanie; kady wyrniony byt-stan
jest zawsze pobieraniem i traceniem zasobw.
Nie ma adnej fizycznie trwaej i penej (skoczonej) jednostki.
To logika, zewntrzna wobec zmiany interpretacja, wprowadza wielko
nieskoczon - mocuje element w jednoci. Fizycznie jest konkretna
i zmiennie zagszczona posta-stan czego.
Kiedy fizyk traktuje fakt jako jednostk trwa i kiedy nie moe w
niej wyodrbni linii zmiany, to cho spenia kryterium ograniczania
si do konkretu (i nie buduje wobec niego nadmiarowej interpretacji)
- mimo e tak postpujc adnego bdu poznawczego nie popenia - to
mimo tego rezultat, ktry otrzymuje na finiszu swoich dziaa, jest
co najmniej niepeny. A bywa, e i bdny.
Dlaczego? Poniewa nie moe wprowadzi w jedno, ktra si na kocu
pojawia (w jedno z tem a po nieskoczono), nie moe wprowadzi
w to podziau, progw, lokalnych stanw skupienia. Jedno pokazuje
si abstrakcj tak czy inn (lub wzorem), wic nie mona tego dalej
dzieli - bo jak dzieli jedynk, logiczn jedno?
e wiat wok fizyka to zawsze-i-tylko owe stany skupienia, e to
zmiana i przeksztacenia? C, skoro to jedno i jedyno, to nie
ma i nie moe by podziau.
Za to jest idealizacja z wszelkimi tego konsekwencjami.
Fizyka odnosi si do konkretu i operuje abstrakcj tego konkretu ale to logicznie zoenie omiu linii tworzcych, omiu strumieni
czego, ktre cznie i jako wypadkowy stan buduj to, co jest dla
fizyka konkretem.
Spojrzenie fizyczne to zawsze rejestracja tego, co jest zoeniem,
ale take tego, co "wystaje" ponad prg - jest w tle widoczne. To
zawsze spojrzenie w/na ramach powierzchni - bez wiedzy o przeszych
i przyszych "rzutach" w/na paszczyzn. Ale wanie to te skryte,
nie do rozpoznania dla "wielowymiarowego paszczaka" stany chwilowe
z zakresw "nad" i "pod" - to te abstrakcyjne stany dopeniaj oraz
warunkuj fizyk. S zawsze w mroku, nigdy realnie nie istniej jako
struktura czna, ale warunkuj fizyka i jego pomiar.
S logiczn koniecznoci, eby zmian w/na paszczynie mona byo
wyjani.
Dlatego ostatnim krokiem fizyki jest zbudowanie Fizyki - w szerszym
ujciu "filozofii zmiany".
670

Na bazie jedynie dostpnego konkretu i w odniesieniu do niego, mona


zbudowa abstrakcyjne ujcie doznawanej rzeczywistoci. Czyli mona
skonstruowa jej uoglnienie. - Nieistniejce w takim zoeniu, to
"czysta abstrakcja" (w gowie osobnika) - jednak konieczna. eby ten
kawaek podogi wyjani, takie dopenienie musi by zrobione.
To zawsze i tylko jest stan fizyczny i odnosi si co czego, ale to
ju Fizyka - abstrakcja na fundamencie fizyki.
I trzeba to zrobi, nie ma odwoania.
12.
Abstrakcja i symbol. Jzyk.
Istotnym elementem prowadzcym do zrozumienia zmiany jest jzyk, a
wic kod i symbol, ktrymi notuje si stany chwilowe oraz zoenie
w abstrakcj. To ten zakres albo poniesie do nieskoczonoci, albo
zamknie, zatrzanie w pojciach obserwatora - te na wieczno.
To moe by jzyk maksymalnie "suchy" (jak matematyka), odfiltrowany
z nadmiaru pozornie zbdnych elementw i stanw. Czyli a do granic
przeprowadzone uproszczenie postrzeganej zmiany.
Ale to rwnie moe by filozoficzny sowotok, ktry odwouje si do
dozna i ich interpretacji z caym bogactwem. W tym z emocjami, tak
istotnymi w codziennym poznaniu wiata.
Nie ma lepszego czy gorszego jzyka opisu - mona tylko wprowadzi
gradacj z uwagi na wyniesione korzyci. Ale dopiero cznie, ale
dopiero suma tych symbolicznych uj i zobrazowa wiata jest tym,
co definiuje, oddaje - co pozwala zrozumie.
To jest istotne, nawet bardzo istotne, kiedy wzr matematyczny (plus
caa za tym kryjca si metodologia) pozwala sign jednym skokiem
a do brzegu wiata; to ma znaczenie, kiedy filozoficzny namys nad
zmian wnosi obraz staej a logicznej konstrukcji; to jest znaczc
wartoci, kiedy eksperyment daje pewno i powtarzalno...
Ale dopiero wszystkie te drogi opisu i poznania cznie wyznaczaj
i tworz wiedz o wiecie. Nie samodzielnie, ale w poczeniu jest
to wiedza.
Przecie dla osobnika nie ma znaczenia najlepszy nawet dowd, kiedy
wzr jest samoistnym elementem i z niczym si nie kojarzy, nie moe
by odniesiony do niczego obecnego w obserwatorze. Kade tumaczenie
to takie szukanie zalenoci, eby zgodzi zasb danych w jednym i
w drugim - eby zgodzi to, co zawiera archiwum obserwatora, ale i
archiwum wiata.
Nie ma poznania jednostronnego. Porwnanie, jako zazbiajca si o
siebie cze kodu (nawet fragmentarycznie), to w konsekwencji pozwala
"zaapa wtek" i zrozumie. Nowo musi by w obserwatorze gboko
"przetrawiona" (rozbita na elementy skadowe) - musi si znale w
ramach jego archiwum zestaw podobnych jednostek - one musz si do
siebie odnie - i dopiero jako ich zsumowanie moe si to pojawi w
zakresie rejestrowanym jako pena i symetryczna jednostka, podatna
do dalszej obrbki.
Jeeli o takiej zasadzie tumaczenia zapominam, to kady rzucony w
czasoprzestrze przekaz nie "zarezonuje", poniewa trafi w pustk 671

nie bdzie mia dopenienia.


I kontakt nie zostanie nawizany.
Maksymalnie uproszczonym i przez to doskonaym sposobem opisu jest
matematyka - wiadomie redukujcy nadmiar znacze jzyk. Ale taka
doskonao jest zarazem jej najwikszym bdem - koniecznym, ale
bdem.
Bo do kadego wzoru i tak na kocu potrzebny jest dodatek, gdzie w
detalach jest wyjanione, co poszczeglne symbole oznaczaj. - Jest
na kocu, eby wzr mon byo zdekodowa, to wszystko, co z niego
wstpnie zostaje usunite. Bo jeeli tego si nie wprowadzi, to w
obrazie pojawia si wszelka nieskoczono, wic brzeg i absolutne
to. A to uniemoliwia jakiekolwiek dalsze dziaanie.
eby wprowadzi podzia w taki bezkresny cig (w realny oraz zawsze
Fizyczny proces) - czyli wprowadzi odrbno jednostek (i bytw) trzeba wzr i jego rozumienie pokawakowa na skadowe, na etapy, na
konieczne i zawsze obecne w zmianie przerwy - na "co" i pustk. To
absolutna w takim dziaaniu konieczno.
Czyli na kocu dziaania poznawczego i tak znajduje si ponownie to,
co znajdowao si na pocztku: sowo. Jzyk najbardziej do wiata i
do pozycji obserwatora w wiecie zawartego przystajcy.
Mona na kolejnych etapach drogi operowa dowolnym jzykiem - mona
go upraszcza do n-wymiarowoci - ale ostatecznym ujciem zmiany w
toku zachodzenia jest byt wobec zmiany zewntrzny, czyli filozoficzny
namys. A ten, jakby to nie byo przykre dla innych sposobw opisu,
odwouje si i stosuje (najczciej; i z poytkiem) ten codzienny,
a wic najbliszy sobie jzyk.
Wszystko inne jest dodatkiem. Koniecznym, ale dodatkiem. Rwnie i
zewntrzna, filozoficzna lokalizacja obserwatora (co to fizycznie w
tej zmianie si zawiera a po punkt).
Jednak eby takie ujcie wypracowa (a dalej zastosowa), potrzebny
jest "jzyk", abstrakcja zmiany. Maksymalna suma tych abstrakcji i
wyraona dla obserwatora bliskim jzykiem, to stanowi o zrozumieniu.
wiat dlatego jest zrozumiay, e jest jedna regua zmiany i e ta
zmiana toczy si bezkrenie, "artykuujc" jasno i wyranie "sowa"
w postaci kolejnych bytw.
Wszystko inne jest dodatkiem - i tumaczeniem. Z "jzyka natury" na
ludzki.
13.
Matematyka.
Szczeglnego podkrelenia w nawizaniu do matematyki - ale rwnie
i do filozofii - takim szczeglnym i wartym wyrnienia faktem jest
zdolno i moliwo dziaania abstrakcyjnego na wielkim - nawet i
skrajnym zakresie. Co dla eksperymentujcego fizyka jest zawsze w
strefie brzegowej i skrytej, co wymaga wiekw na sprawdzenie albo
ogromnych konstrukcji - to dla "abstrakcjonisty" jest poznawane "w
jednym skoku"; puszczony w ruch pojciowy rytm zmiany, mimo sabej
rozmiarowo zajtoci wiata (toczy si przecie w gowie osobnika)
- to buduje kolejne stany chwilowe szybko, a cig dalszy zmiany i
672

wynik operacji pojawiaj si "od razu", jako "olnienie". Ten "cig


dalszy" oznacza i przeszo zmiany, i przyszo.
Co nie istnieje w takiej postaci i nie zaistnieje, skutkiem jednoci
reguy i nonika - nawet bez wiedzy obserwatora - wznosi poprawn i
stabiln struktur. I moe posuy do budowania kolejnej. Albo ju
do wykorzystania realnie, czyli w operowaniu zbiorem zagszczonej i
plastycznej "materii".
Ta notowana, niekiedy z emocjami, pozornie byskawiczna, a na pewno
skryta, bo podprogowa cz analizy i budowania abstrakcji - to ma
dlatego tak skuteczno, e analizujcy nie wprowadza w przebieg
wiadomie elementw skadowych, nie kwantuje go - to w jego imieniu
"zaatwia" sam proces zmiany.
Dlatego, nawet nie znajc zasady ani mechaniki elementw, poprawny
wynik rozumowania si pojawi, bowiem spenia wszystkie reguy. Jak
nie spenia, to nie istnieje.
Kiedy jednak osobnik stara si kontrolowa abstrakcje w trakcie ich
budowania, to notuje w obrazie zaptlenia - albo wprowadza do niego
elementy nieostro widoczne, jeszcze nierozpoznane. Czyli otrzymuje
zmieszany, niepeny "szkic" (daleki od oryginau obraz).
Jednak, co tu istotne, te "zakcenia" s tym wiksze oraz bardziej
przeszkadzaj w ustaleniu realnego rozkadu elementw, im stosowane
"kwanty" jzyka lokuj si dalej od postrzeganej zmiany i jej reguy.
Niekiedy udaje si to w "tumaczeniu" skorygowa - ale nie jest to
pewnik.
Matematyka, filozofia - to "onglerka" abstrakcjami na podbudowie i
w odniesieniu do wiata. Ale z zasadami.
Jednak na ile poprawna, to weryfikuje eksperyment i stan chwilowy.
14.
Filozofia.
Filozofia to maksymalne, brzegowe - wielowymiarowe ujcie wiata w
jego przeksztaceniach. I nie jest to stwierdzenie na wyrost, to w
ostatecznym ujciu najlepsza metoda poznania.
Przede wszystkim opiera si na fizycznym doznaniu, zanotowanym i w
umyle obecnym jako zoenie. I jest to tym samym strona wewntrzna
obserwacji, od rodka (w obu znaczeniach). Ale poprzez operowanie w
chwili aktualnej abstrakcj i symbolem odnotowanej zmiany, moe si
filozofujcy byt wznie ponad konkret i umieci zewntrznie wobec
niego, moe w takim spojrzeniu zawrze pocztek, rodek i koniec w
procesie - a to pozwala na ustalenie w tak wyrnionym cigu zmian
jej etapw, przej, stanw skupienia.
Co nie jest moliwe dla fizyka, to z zewntrz okazuje si proste i
do przeprowadzenia.
Podobnie, co nie wymaga podkrelania, przebiega proces matematycznej
analizy, w ktrym rwnie punktem wstpnym jest zbir faktw, a na
kocu maksymalny obraz wszystkiego. - Zachodzi jednak zasadnicza i
w konsekwencji przesdzajca rnica w ocenie "dobroci" tych drg:
673

to inny jzyk opisu.


Matematyczny wzr - dziaanie budujce abstrakcj z matematycznie i
pokoleniami wytworzonych abstrakcji - taka nowa abstrakcja jest do
doznawanego namacalnie przez obserwatora wiata odlega, pozbawiona
tak istotnych do zrozumienia kodu etapw pustki.
Kiedy "wzr", dla operatywnoci, redukuje z obrazu podprogowe to i
pustk, to jego na kocu wytworzona abstrakcja, cho fizycznie takie
przerwy zawiera (bo inaczej nie zaistnieje), to zarazem sumaryczny
obraz jest ju tej pustki pozbawiony. I tak zabudowana abstrakcyjna
cigo ma si w bardzo odlegy sposb do rzeczywistego przebiegu.
O ile sprawdza si to w bliskim zakresie, gdzie przerwy s zawsze w
zmianie zawarte - o tyle w skrajnej i maksymalnej strefie wytworzona
jedno jest zafaszowaniem ewolucji kwantw.
Logiczna, tu matematyczna jedno, jest faktem - jednak to nie jest
Fizyczny fakt.
Co innego filozofia, nawet operujc brzegowo i zewntrznie, jednak w
oparciu o abstrakcje z pustk jako elementem niezbdnym, musi doj
poprawnego wyniku - poniewa w tym dziaaniu stany przejciowe oraz
przerwy s zawsze obecne. I nawet nie majc pojcia, e obraz zawiera
przerwy, obserwator stosuje je w kadym nowo budowanym abstrakcyjnie
ujciu - musi je stosowa, bo inaczej niczego nie przeprowadzi.
I tym samym nawet skrajna abstrakcja - ktra operuje nieskoczonym
przebiegiem i siga brzegu absolutnego - w takim obrazie i tak jest
zawarta "skokowo", skwantowany cig zmiany. Nieskoczony, to jak
najbardziej jest zachowane, ale Fizycznie pokawakowany na lokalne
byty i przerwy midzy nimi - na rne stany skupienia oraz gstoci
"czego" w wiecznoci.
A e przy okazji takie opisanie wymaga oceanu sw? Prawda, ale za
to s to bliskie, kadego dnia (i nocy) obecne odniesienia. atwo w
efekcie przyswajalne.
Fizyka, zmysy to podbudowa filozofii - ale wsplnie oznacza to i
jest poznaniem. Na kocu jest fizyka-filozofia.
(Ze wskazaniem na filozofi. /To tak po znajomoci.../)
15.
Emocje.
Obserwator to jedno doznania i poznania - ale rwnie emocje. Co
by pod tym nie rozumie (czy wdrujce po plecach mrowienie, czy w
gowie odlotowe wizje i zwizane z tym drgnienia), to ten skadnik
poznania jest istotn czci takiego dziaania. To dodatek, ktry
warunkuje poznanie, a niekiedy nieszcznika zapamitale budujcego
w odosobnieniu kolejne abstrakcje przymusza do zachowa skrajnych ale to istotny dodatek. Dlatego poznajcy otoczenie uparcie dy do
budowania tych nowych abstrakcji, poniewa czy si to dla niego z
owym emocjonalnym wzmoeniem. Jego osobistym, ale rwnie zbiorowym
- przecie taka nowo porusza take zbir. Abstrakcja, cho nigdy
realnie si nie prezentujca, to na noniku realnym w obserwatorze
buduje tak istotne dla niego doznania.

674

Szczeglnie znaczenie ma tutaj "ciekawo" - pozornie oderwany od


fizycznego poziomu stan obserwatora. Ale realnie przecie zawarta w
peny sposb w fizyce, w chwilowoci zmiany.
Kiedy zgszczenie w strukturze, tu w obserwatorze, osiga graniczny
stan, to w takim zagszczeniu musi wytworzy si, zaistnie nowo
- "abstrakcja" w odniesieniu do ta. A taka "wycinita" z ta (tu w
znaczeniu zbioru innych poj) nowo, ona z jednej strony rozpycha
si na nowym poziomie, na ktry opada (lub si wznosi) - ale za to
w tle powstaje ruch (bo otworzy si, zaistnia kana-przepust), a
to porusza. I w takim ujciu ciekawo (co bdzie dalej) - to tylko
banalny skutek zmiany w tle i zaistnienia nowoci.
Ot, co si docisno do czego, nawet z wzajemn przyjemnoci - i
jest nowo. A to porusza.
Nie ma znaczenia, co taki abstrakcjonista analizuje, liczy si sam
proces i towarzyszce mu emocjonalne drgnienia. To fizycznie jest
rzeczywicie zamieszanie, poruszenie, rozruszanie stabilnego do tego
momentu stanu ta, wic musi by odnotowane w doznaniach - ale to w
kolejnym kroku wytwarza potrzeb powtrzenia, bo jest przyjemne. I
tak rozumiane emocje to zarazem fizyczny, konieczny tok budowania i
operowania abstrakcjami, ale rwnie w konsekwencji wiadomy albo i
nie zamiar zwielokrotnienia tego dziaania, poniewa wnosi uyteczne
stany (lub po prostu przyjemne).
Fundament fizyczny i prosty, a skutek dalekosiny.
W takim odniesieniu nie dziwi wic, e matematyczny wzr pokazuje
si jako suchy i daleki - przecie nawet jeeli porusza budujcego
taki obraz osobnika, to na pewno nie moe poruszy dalekiego wobec
tych symboli konkretu.
Literacko zreferowane (i przed tysicleciami zaistniae) zmagania o
pikn kobiet, na skutek podobiestwa takiej konstrukcji oraz jej
elementw, one s doskonale tu i teraz odbierane. Ale nieomal obok w
czasie i przestrzeni obecny matematyczny symbol, zupenie nie wnosi
adnego stanu o cechach poruszajcych - nie moe.
Dlaczego? Poniewa nie ma czci wsplnej "nadajcego" i odbiorcy.
Wzr sobie, a byt sobie. Dla fizycznego i w fizyce zakotwiczonego na
kadym kroku obserwatora to daleki i obcy wiat. Moe ciekawy, moe
wany - ale obcy. Dlatego, e nieprzyjemny, bez emocji - "suchy".
A to przecie emocje stanowi o tym czym, co dodaje znaczenia - i
smaczku - poznawanej zmianie.
16.
Drogi poznania, jedno.
Obserwator to wewntrzny punkt postrzegania i zewntrzny; to fizyka
i filozofia - to matematyka i jzyk codzienny - to literatura, nuta
muzyczna, szkic malarza lub pejza - to zmysy i przyrzdy...
Nie ma tylko jednego toku poznania rzeczywistoci - aden nie jest
lepszy czy gorszy.
Wszystkie cznie tworz zbir danych o otoczeniu, wnosz inny punkt
spojrzenia. I wesp buduj paszczyzn poznania.
Postrzegana pstrokacizna otoczenia jest tylko stanem chwilowym, to
skutek nakadania si na siebie i wzajemnego wpywania tych uj 675

ale to po pierwsze wszystko, czym si dysponuje, a po drugie dopiero


wszelkie drogi poznania cznie oznaczaj poznanie i s poznaniem.
I w efekcie t "pstrokacizn" wiata redukuj do jednego, penego i
zrozumiaego obrazu.
Nie jeden szlak, ale wszystkie s istotne.
Mona wyrni sprawniejsze w opisie - takie, ktre sigaj bliskiej
lub dalekiej strefy - takie, ktre operuj w/na maksymalnej granicy
- lub takie, ktre wyznaczaj najdrobniejsze elementy. Ale nie ma
powodu, eby ktr drog odrzuca, poniewa si "nie podoba". Mona
odstawi na pk z dokonaniami, przemie w przeszo - poniewa
si nie sprawdza - ale jeeli zaistniaa, to znaczy, e kiedy bya
komu potrzebna. I dlatego warto to uszanowa.
Na kocu i tak si okazuje, e wszelkie drogi badania wiata si w
jedno i jedyno zbiegaj - w nieskoczonoci wszystko czy si
ze sob.
Przecie w nieskoczonoci nawet rwnolege si zbiegaj...
Co ciekawe, obecny etap poznania jest ju "w punkcie", dochodzi do
stanu osobliwego. Dalej w budowaniu kolejnych piter abstrakcji nie
mona si posun, dalej jak do "co" i "nic" (oraz zmiany) nigdy si
nie dojdzie.
Wypracowan logicznie jedno pozostaje jeszcze dla wyrazistoci na
zakresy i stany skupienia podzieli - wprowadzi w taki obraz rytm
(kwantowy) - i odnie do doznawanego-mierzonego w otoczeniu.
Po co? eby sprawdzi, czy regua zmiany zostaa wyraona poprawnie
i czy si potwierdza.
A po drugie, eby z tego skorzysta w kolejnym kroku. I w dalszych.
wiat jest jeden, regua przeksztace jedna, wczeniejsze wpywa na
zaistniae - dlatego zdarzenia, ktrych jeszcze nie ma, ktre bd
tu za iks czasu, one rwnie s w skwantowanej ewolucji poznawalne.
I warto wycign z tego wnioski.
17.
Zasada analogii.
Poniewa to jedno w kadym rozumieniu, to obserwator w dziaaniu
moe i musi korzysta z odniesie do ju rozpoznanego.
Abstrakcje i obrazy, ktre buduje w bliskim, osobicie ju poznanym
zakresie (wszak od tego w swoim oznaczaniu wiata wychodzi), to jego
podstawa do dalszego - to baza, ktra suy porwnaniom, i to ju do
kadego zakresu. Przecie si ma znaczenia, co, jak daleko-gboko
si znajduje, eby to poj w detalach (i zrozumie), ten odlegy i
wyrniony w tle fakt, on musi by odniesiony - po prostu musi by
"przetumaczony" na obrazy najblisze, te dla obserwatora codzienne
i fundamentalne. To konieczno.
Tego osobniczego ta pojmowania byt nie musi zna - to najczciej
lokuje si dla niego poza zakresem rejestrowanym (poniewa tworzy
si w chwilach pocztkowych jego istnienia lub w aktualnej chwili,
te przez to na brzegu). Dlatego te stany s skryte i tylko z wielkim
trudem mog by wydobywane z otchani pamici - jednak warunkuj, na
676

zasadzie "wdrukowania", dalsze czynnoci poznawcze.


Ale rwnie dlatego te "zgoski"-kwanty kodu opisu s tak istotne:
umoliwiaj odczyt nastpnych kodw, s podstaw do tumaczenia oraz
wzajemnego odnoszenia do siebie innych "jzykw" opisu.
A to dalej umoliwia zbudowanie "zasady analogii".
Czyli zasady, e rozpoznane w zmianie jedne obszary wiata - choby
poznane tylko we fragmencie - e to znane musi posiada odpowiednik
w innym, dopiero poznawanym.
I mona na tej podstawie - przez odwoanie si do jednoci wiata i
do jednej reguy zdarze - wyprowadza wnioski o zmianie, ktra jest
pozornie w oddaleniu od rozpoznanego; mona wypracowa mechanizm i
jego skadowe, ktry ksztatuje bardzo odlege od siebie procesy. W
skrajnym przypadku a po nieskoczono-wieczno.
Zasada analogii to niebywale potne narzdzie badawcze, ktre daje
wgld w obszar inaczej nie do spenetrowania, ktry nigdy i nigdzie
nie zostanie fizycznie przejrzany.
To nie wspomagajce w analizie porwnanie - to nie uproszczenie do
celw popularyzacji - to rwnowany wobec kadego innego konkretnego
narzdzia (czy abstrakcji wzoru) sposb na zrozumienie.
A nawet, to warto podkreli, skuteczniejszy: poniewa przebija te
inne tym, e odwouje si do znanych i bliskich uj otoczenia.
Co wicej, "zasada analogii" swoje badawcze i poznawcze umocowanie
uzyskuje w samym mechanizmie budowania si wiata i abstrakcji - w
jego skadaniu si w jednostk w chwili "teraz".
Ot kiedy dociera do obserwatora z otoczenia cig chwilowych, ale
te odnoszcych si do czego warstw zmiany w ich kodzie - to, eby
taki stan rozpozna, osobnik musi je odnie do ju kiedy-gdzie
zebranych danych.
Nie ma poznania biernego, to dziaanie odnoszce oraz porwnawcze poznanie to sygna z otoczenia plus zbir poj o wiecie wczeniej
zgromadzony.
Kiedy wic obserwator ustala w otoczeniu nowo - nawet w skromnym
zakresie - to ten niepowtarzalny kod moe odnie, porwna do tego
w sobie zawartego i stwierdzi, e to jest podobne lub nie, spenia
albo nie warunek podobiestwa.
I na tej podstawie, ju posiadajc pen abstrakcj wczeniejsz brakujce elementy w nowej dopeni (przekopiowa).
Przecie w takim nowym musi by analogiczny proces budowania si w
jedno i jednostk.
Dlaczego? Poniewa logiczna "cegieka", jednostka tworzca jest taka
sama dla obu kodw - poniewa jest jeden wiat i jedna regua - to
i wynik bdzie tym samym poprawny.
Fakt, moe by rnica skali, nawet ogromna (oraz skrajnie ogromna)
odmienno zagszczonych elementw, jednak zbudowana tak abstrakcja
musi by poprawna, poniewa "mechanika elementw" w kadym punkcie
wiatowej zmiany jest ta sama.
W takim dziaaniu "analogujcym", modelujcym jeden przebieg drugim,
677

jako poznanym, tu nie ma ogranicze.


Na przykad do zobrazowania tak zwanej "grawitacji", czyli wielkiego
zbioru elementw w bliskiej sobie odlegoci, tu za model zachowania
i zasady dziaania moe posuy zgromadzona (licznie) na stadionie
publiczno, wielka liczb, ale nierychliwa zmian pooenia. A dla
zobrazowania ywej i naadowanej energi ewolucji, choby strumienia
elektronw, ktre pdz po/w drucie - tu analogi moe by strumie
szybko si przemieszczajcych po/w drodze biegaczy, albo podobnie.
Itd.
Takich wspomagajcych zrozumienie uj jest mnogo, to w wyborze z
nadmiaru moe by problem, a nie w znalezieniu dobrej analogii - to
zdolno ustalania szczegw w zmianie i ich przeksztace moe si
okaza kopotem, a nie samo dziaanie.
Zasada analogii pozwala wyj poza tutejsze i chwilowe - pozwala ten
wiat zrozumie.
I to jest warto nie do przecenienia.
18.
Ewolucja.
Stan na dzi jest taki, e pojcie "ewolucja" stosuje si praktycznie
do wszelkich ustalanych w otoczeniu (i w samym obserwatorze) zmian.
W szerokim ujciu ewolucji podlega kady proces oraz kady dowolnie
rejestrowany fakt.
Ewolucja to termin (zbir poj), ktry odnosi si do rejestrowanych
w wiecie zwizkw i zalenoci, notuje je jako nastpowanie po sobie
w sposb logiczny, cile powizany - i wedug reguy.
To termin, ktry w odnotowywany fizyczny stan zmieszania i chaosu (w
"doskona mieszanin") wprowadza nastpczy cig wspzalenoci.
"Ewolucja" jest dzi synonimem zmiany nie jako takiej, ale przede
wszystkim zmiany uporzdkowanej - poddajcej si opisowi. To cig
cile ze sob powizanych faktw, "genealogia".
Jednak, cho takie podejcie oraz ujcie przeksztace notowanych w
otoczeniu jest powszechne, wrcz codzienne, pozostaje cigle - mimo
stara - niedookrelone, z odwoaniami do wszystkiego, ale nadal bez
szerokiej, logicznej podbudowy.
Sprawdza si, jednak na chwil obecn to bardziej opisowy, poniekd
intuicyjny schemat zmian - z pewnymi elementami reguy, oraz cigle
rozbudowywany.
Ale ograniczony, jeszcze na dzi znaczeniowo ograniczony. Zwaszcza
w zakresie przewidywania.
e to stan przejciowy, e docelowo w ewolucj, w takie pojmowanie
zmiany mona i naley wprowadzi progi, przejcia, stopniowalno i
policzalno - tego nie ma co podkrela, to oczywisto i wyranie
wytyczony kierunek dziaa. I jest do osignicia.
Jak? Poprzez w prowadzenia w obserwowany na kadym kroku przebieg,
w rejestrowan zmian rytmu - reguy tej zmiany opartej na prostym,
a przez to fundamentalnym rytmie.
678

Cykle zmiany - ktre rwnie jako oczywisto i konieczno w takim


zobrazowaniu si pojawiaj - to w takim ostatecznym, obejmujcym ju
wszystko rozumieniu ewolucji staj si co prawda abstrakcyjnym, ale
rwnie zasadniczym dopenieniem rejestrowanej zmiany.
Postrzegana chwilowo procesw w takim dopenieniu uzyskuje wymiar
nadrzdny. I jest policzalna.
Ewolucja to ju nie zmiana - ale rytmiczna, cykliczna zmiana. Zmiana
skwantowana.
Fakt, pojcie uporzdkowanej zmiany zostao wypracowane na gruncie
jednego zakresu, jednak dzi nadchodzi ju czas, w oparciu o cao
obserwacji, eby przenie to w dowolny zakres. Czyli od biologii po
wszechwiat
Przecie wszdzie jest jedna zmiana, w jednym wiecie, wedug jednej
reguy, a wczeniejsze warunkuje i wpywa na aktualne.
A to dalej wyznacza zakres swobody powstajcego - jeszcze w adnym
fakcie nie zaistniaego.
Cig pokole i zalenoci, to nie tylko odnotowany w biologii fakt,
ale tak samo istotny dla zrozumienia przemian kadej skali; cigiem
pokole s kolejne etapy ewolucji wszechwiata - albo "atomu", albo
"elektronu". Przecie to zawsze jest stan chwilowy, ktry skada si
w jednostk. e poza rejestracj obserwatora-fizyka, e w zakresie
ciemnym lub nadrzdnym - to prawda, ale jedno zmiany w jej regule
sprawia, e wszystkie te przebiegi staj si zrozumiae i jasne. I
przede wszystkim przewidywalne.
I tego zysku z podejcia ewolucyjnego nie sposb przeceni.
Kiedy w zmian (uszeregowan zachodzeniem) wprowadzi rytm kwantowy,
a tym samym stopniowalne zagszczenie elementw, a do pustki, a do
przerwy - to logicznie jednolity i cigy proces nabiera ciaa, staje
si kolorowy, owocuje kolejnymi mniej lub bardziej skomplikowanymi
konstrukcjami - a poszczeglne fakty-byty pojawiaj si w zakresie
nadprogowym w poczeniu z tem (acz fizycznie prezentuj si jako
odrbne i samodzielne).
e w gbszym rozumieniu jest to zawsze tylko na moment wyrosy z
ta, "z grzybni" ta jednostkowy i cile z tem poczony byt - e
kiedy szuka jego uzasadnienia w takiej a nie innej formie okazuje
si, e aby wyjani obserwowane (i tworzc je zmian), trzeba si
ostatecznie odwoa do ta i jednostek je budujcych - a skrajnie i
maksymalnie do ta jednostek logicznych i nieskoczonoci w cisym
powizaniu z wiecznoci... tak, to wszystko prawda.
Ewolucja kwantw jest zawsze i wszdzie - a do tego przebiega tak
samo. Wszystko lokalne jest przejawem oraz efektem tej bezkresnej
zmiany.
Ale ewolucja to nie tylko w taki "powierzchowny" odnotowany - plus
analizowany - przebieg zdarze. Wida wszystko, jednak obserwator w
formule "fizyka" to dalece nie wszystko.
Tak, obraz pozyskiwany przez fizyka jest powierzchowny, nieostry i
przede wszystkim niepeny - to zawsze obserwacja zewntrzna w tym
sensie, e nie siga zoonoci ewolucyjnej procedury; zawarta na
zawsze w niej, ale zewntrzna skutkiem wielokrotnego zoenia.
679

Dla fizyka zawsze dostpne jest tylko to, co "wida" (w dowolny ju


sposb), a nie to, co ten widok podprogowo umoliwia; wida szczyt
gry, ale ju nie powizania z caoci - ani te zalenoci, ktre
t "gr" wypitrzyy.
Zmiana ewolucyjna - skwantowana zmiana ewolucyjna - to osiem linii
ten "zmienny fakt" oznaczajcych. Dla fizyka, dla skomplikowanego w
akcie obserwacji bytu, dla kogo takiego dostpna jest zawsze suma,
tylko suma linii-strumieni budujcych jednostk.
Poniej faktu jest n-wymiarowe przechodzenie od brzegu do brzegu fal
kwantowych (tu w formie fal energii). Ich wzajemne nakadanie si,
wzmacnianie - albo dla odmiany wygaszanie - to tworzy rzeczywisto.
A w efekcie fizyk moe zanotowa, e obserwuje "czstk" czego. e
to skadanie si (i to zawsze w aktualnoci i teraz), e to proces,
a nie adna czstka - tego nie moe pozna zawierajc si w zmianie
ewolucyjnej; fizyk widzi efekt, ktry jest caoci i wszystkim w
badaniu - i na tym si koncentruje.
Jednak skutkiem znaczcej w badanym i badajcym rnicy reagowania
i szybkoci reakcji, co dla niego staego okazuje si w gbszym i
wanie zoonym spojrzeniu, wieloci linii oraz elementw - co
staego okazuje si maksymalnie zmienne, istniejce w rejestrowanej
staoci poprzez sum tych szybkozmiennych chwil.
Nie ma staoci w ewolucji, trwao wiata jest tak wycznie dla
obserwatora. I wynika z jego niedoskonaego ogldu zmiany.
Generalnie zmiana ewolucyjna to dwa przeciwnie do siebie toczce
si procesy - to dwie podwojone wewntrznie linie zmiany, ktre w
caoci, eby zbudowa stabiln konstrukcj, musz si dopeni o
podobny cig zmiany.
I we wzajemnym splataniu i rozplataniu (poprzez pokolenia i wszelkie
struktury) t obserwowan zawsze zewntrznie i "pasko" rzeczywisto
buduj.
Zmiana to proces czenia i rozpadu - czenia jednostek w "ciao"
i budowanie kolejnych jego poziomw, ale rwnie rozpad i tracenie
na rzecz otoczenia (i ta) zasobw.
Kady obiekt to wypadkowa - tu w formie dynamicznego wyrnienia z
brzegiem istnienia, ktry dlatego tak si prezentuje, e na/w tej
granicznej warstwie-strefie zachodzi pozyskiwanie-tracenie zasobw.
Dla nieostro i z daleka patrzcego na to fizyka (albo biologia), to
ostatnia powoka energetyczna takiej konstrukcji, to brzeg aktualny
jej istnienia.
Logicznie jednak to tylko stan chwilowego wyrnienia, ktry cigle
si zmienia (jednak w podszewce wiata czy si z caoci poprzez
elementy tworzce).
W kadej chwili jest inny, w odniesieniu do otoczenia i jego nacisku,
brzeg istnienia obiektu - tak w dowolnie pojtej aktualnoci, tak w
skali jego yciorysu - to wypadkowa si zewntrznych i wewntrznych.
Brzeg ewolucji to stan dynamicznie chwilowy.
Mona porwna postrzegany obiekt i jego linie tworzce do zmiany w
formule pdzcych w odlegoci "na kwant" (na jednostk) niebywale
szybkich ekspresw. Te zachodzce na siebie w pewnym okresie linie
680

i cigle si nakadajce w "bocznej", zewntrznej obserwacji - to


jest wszystko, co moe dojrze fizyk, byt skomplikowany.
"Pocigi" pdz z maksymaln moliw prdkoci, a ich pooenie to
zawsze jest stan chwilowy i niepowtarzalny. Okresowo (i rwnie "na
mgnienie") w tym zblianiu oraz mijaniu, w takim obrazie "nakadaj"
si w jedno - w grunt pod nogami (i w obserwatora). Ale w kolejnym
kroku rwnie byskawicznie si rozpadaj. Po przejciu rodka proces
nieodwracalnie jako cao zda do rozpadu.
Do rodka "spotkania", maksymalnie w obserwacji symetrycznego stanu,
do tego wyrnionego punktu prostej nieskoczonej i zawartego w niej
odcinka - do rodka przewaa cig "gromadzenia" si elementw w ich
zagszczeniu, a od rodka zdarzenia rozpadaj si, przewaa tracenie
zasobw.
I dotyczy to osobnika, i dotyczy atomu - i dotyczy wszechwiata. W
taki wanie sposb obrazuje si jedno ewolucji.
Co wicej, tak wprowadzona analogia posiada dodatkowy element - to
nie tylko oddanie procesw, ktre fizyk rejestruje zewntrznie, a
ktre maj dalekie-szerokie-gbokie konotacje w tle.
Chodzi o to, e ten "pd pocigw" mona wyskalowa, czyli nada im
posta reguy.
Od stanu braku zwizkw szlakw poruszania si, przez pierwsze, ale
mae punkty styku na/w tej drodze - przez kolejne fazy "nakadania"
si takich czstkowych obrazw-linii na siebie (i "wyostrzania" si
widokw) - przez rodek maksymalnie stabilny i symetryczny - przez
oddalanie si "skadw" i ponowne tracenie ostroci widzenia faktw
przez obserwatora - przez ostatnie punkty styku... a po rozejcie
si do nieskoczonoci tych linii-strumieni.
Zawsze jako zmiana i zawsze w poczeniu oraz w sumowaniu si wielu
skadowych - zawsze tylko na chwil. A wszystko policzalne.
W kocu to "banalne" zadanie dla fizyka: jad dwa pocigi, z tak a
tak prdkoci, tyle a tyle zawieraj w sobie elementw, tam si i
kiedy spotkaj w pdzie - i w tym mijaniu nao na siebie w jego
obrazie...
Teraz zostaje to tylko przeliczy i wyznaczy, co w tym zdarzeniu (i
gdzie, i jakie) si lokalnie wykluje.
Wszystko skwantowane - wszystko to zmiana ewolucyjna w toku - wic
nic prostszego, jak to zestawi ze sob i wycign wnioski. Ju dla
wszystkiego-i-zawsze. Nic prostszego...
19.
ewolucja i Ewolucja.
Stan na dzi jest taki, e pojcie "Ewolucja" nie wchodzi w obszar
poznania ani analiz.
Do pewnego stopnia jest przeczuwane, nawet tu i wdzie (i lokalnie)
uzyskuje znaczenie, historycznie w innym ujmowaniu oraz odniesieniu
(absolutnym) si pojawiao - jednak w aktualnej, dzi obowizujcej
perspektywie poznawczej (ani tym bardziej badawczej) obecne w adnym
zakresie nie jest.
Niekiedy zblione znaczeniowo zobrazowania wchodz do dyskusji, wic
jaki zakres "poza" tutejszym (wszech)wiatem staje si elementem
681

logicznych ukadanek - jednak wszelkie konstrukcje tego rodzaju s


zjawiskiem ubocznym, dla "fizyka" z pogranicza, a nawet lokuj si
daleko od tego, co moe zarejestrowa z wntrza zmiany.
Fizyk ju akceptuje, nawet na poziomie jzyka, ewolucj - jednak o
Ewolucji nie mwi. Nie moe.
A takie pojcie, szczeglnie w analizie skrajnych wartoci, kiedy w
obrbce s abstrakcje skali nieskoczonej - na koniec takie pojcie
okazuje si koniecznoci; wprowadzenie do caoci uporzdkowanej i
przewidywalnej zmiany, ktra nie ma pocztku i zakoczenia - tutaj i
teraz staje si to niezbdne.
eby wyjani "ewolucj", trzeba wprowadzi pojcie do tego zakresu
nadrzdne: "Ewolucj".
To konieczno, abstrakcja w formule "Ewolucja" to niezbdny etap w
analizowaniu rzeczywistoci.
Oczywicie podzia jednolitego oraz nieskoczonego toku kosmicznej
zmiany - to jest w takim rozumieniu, czyli wanie ewolucyjnym (wic
jako cig logicznie zalenych od sobie stanw chwilowych procesu) to zabieg konieczny, ale wspomagajcy.
Przecie zmiana jako taka jest nieskoczona i wieczna, i zbudowana
z najmniejszych jednostek.
Jednak jej logiczna cigo-jedno, eby mona j byo zrozumie,
eby bya zrozumiaa dla bytu fizycznego (ktry jest jednostk, ale i
postrzega wiat w skwantowany sposb) - ta jedno musi w dziaaniu
poznawczym zosta podzielona na "odcinki" i na lokalne w bezkresie
stany skupienia.
Po co? - eby wprowadzi na tej podstawie w nigdy nie koczcy si
proces rytm (regu). To konieczno.
To zabieg niezbdny przede wszystkim z uwagi na osobnika poznajcego,
z uwagi na jego std i teraz wywodzce si moliwoci - czyli cigu
skwantowanego.
Zawsze tylko takiego. W nim takiego, w jego obserwacji takiego - ale
i w caoci wiata takiego.
eby zrozumie bezkresny-wieczny przebieg zmian, trzeba odwoa si
do zakresu poznanego, nie ma rady - to konieczno.
Wanie po to, eby lokalny w wiecie byt poznajcy nie pogubi si
w nieskoczonoci-wiecznoci.
"Obiektywnie"jest tylko i wycznie ruch czego w pustce. Gdzie w
nieskoczonej wiecznoci to si zagci do "wszechwiata", a dalej w
takim dynamicznym obiekcie gdzie lokalnie zaistniej warunki eby
swoje badanie otoczenia mg prowadzi obserwator.
Tylko e taki obraz jest moliwy dopiero w chwili, kiedy wzmiankowany
podzia na "ewolucj" i "Ewolucj" zostanie wprowadzony. Pki go nie
ma, fizyk, tu w formule "obserwatora" - musi badan (i rejestrowan)
jedno uzna za wszystko i nieskoczone.
I dla niego tutejsze musi si rozciga w nieskoczono, to z samej
definicji jednoci wynika. A e wielce skutecznie wzmacniaj takie
podejcie najrniejsze obserwacje i wzory matematyczne - to tylko
dodatkowo i zdecydowanie podjcie decyzji o uznaniu (wszech)wiata
682

za wszystko podbudowuje.
Dla fizyka liczy si obiekt o strukturze "wszechwiata" - i niczego
innego nie ma do poznania i niczego dalej nie postrzee. Dla niego
nieskoczone "pole moliwoci" to w dziaaniu tylko hipoteza, nigdy
proces weryfikacji. I koniec.
Jednak bez wprowadzenia Ewolucji, bez podziau jednoci na Kosmos i
wszechwiat - czyli bez oddalenia od siebie dzi wymiennych poj bez tego obraz musi by zoeniem, i to wielokrotnym.
Poprawna i na bazie fizycznych ustale wyprowadzona jedno wiata
(i wszystkiego) - to jest fakt.
Ale logiczny, filozoficzny - to ogld zmiany z zewntrz.
To abstrakcja zoona z tych chwilowych stanw, ktre moe dozna na
rne sposoby fizyk.
Ale ta jedno zarazem, wanie na gruncie tych fizycznych obserwacji
- musi zosta podzielona. Poniewa wszelkie w otoczeniu obserwowane
fakty to "co" w otoczeniu ta (a maksymalnie w otoczeniu "nic"). Z
tego powodu "wszechwiat" nie moe by tu wyjtkiem od reguy - fakt
fizyczny i zmienny nie moe by nieskoczony.
Dlatego w zakres "poza ukadem", i to na zasadzie koniecznej, trzeba
wprowadzi wieczno i nieskoczono - w tym nieskoczono "nic"
i "czego". Oraz ruch tego czego w tym nic.
I jest to absolutna konieczno - dotyczy przecie skrajnego stanu
zmiany, dotyczy maksymalnie brzegowych, absolutnie fundamentalnych
wielkoci.
Nie ma odwoania, "wszechwiat" to nie Kosmos - to lokalny w takim
zakresie i chwilowy stan skupienia jednostek kwantowych. Dla fizyka
jedyny dostpny obiekt, ale przez t jedyno niewytumaczalny - to
albo skrajnie niemoliwy traf w losowaniu bytw, albo ocierajcy si
o niezwyko czyn bez sensownego uzasadnienia.
Kiedy wida tylko jedno, takie tumaczenie jest nieuniknione.
A wystarczy tylko wprowadzi banalne - z tego wiata wywiedzione i
zawsze obowizujce ustalenie: s zgszczenia i jest graniczy stan
takiego zgszczenia.
On buduje si "w pionie", przenosi dalej sygna do nastpnego punktu
"w poziomie" - i rozprasza si, jego zagszczenie zanika w tle. A
do stanu rozpynicia si w tym tle.
Zawsze i wszdzie porzdny i uporzdkowany samym swoim zachodzeniem
nastpczy tok ewolucyjny. W kadym procesie tylko tak.
Wspomniane powyej ujcie (gdzie poktnie si pokazujce) - e s
zakresy dalsze i e s inne wszechwiatowe struktury, to nie wprost
i nie tak kategorycznie, ale jednak wprowadza ju w obraz tutejszego
wiata te "dalsze" rejony - one ju wydaj si konieczne, eby tak
zastanawiajc zgodno cyferek uzasadni.
Gdyby nie ten fizycznie i jedynie dostpny obiekt badawczy - gdyby
nie trudno (i niemoliwo) aktu weryfikacyjnego - c, ju dawno
byby wprowadzony kosmiczny, nieskoczony i wieczny cig wiatw. To
te oczywisto.

683

Ale obecnie, poprzez ten podzia poj, wyania si nie tylko etap
dalszy (i jako niezbdny), eby wyjani lokalny rozkadu kwantw ale pojawia si moliwo weryfikacji tego dalszego.
Wychodzc z tu i teraz - rozpoznajc regu tu istniejcych faktw
- mona na tej podstawie opisa zawsze i wszdzie.
Dlaczego? Poniewa dalsze (poza dostpnym obiektem do badania) nie
moe by inne ani tym bardziej sprzeczne z tutejszym. Lokalny stan
wiata (obserwowane wok na wszelkie ju sposoby), eby mogo takim
zaistnie w caoci - to musi spenia wszelkie reguy tego zakresu
nadrzdnego.
I musi je zawiera w sobie. Bowiem w innym przypadku nie zaistnieje.
Co wicej - regua nadrzdna do budujcego si fragmentu nie moe w
tym maksymalnym obszarze by skomplikowana.
Wrcz przeciwnie, to musi by maksymalnie prosta regua.
Dlatego kiedy fizyk, osobnik fizyczny uzbrojony w matematyczny obraz
i za podszeptem wzoru kieruje si w stron coraz mniejszych cegieek
tworzcych, a zarazem coraz bardziej postrzega to jako skomplikowan
mozaik - taki byt idzie w objanianiu i budowaniu reguy w kierunku
przeciwnym ni faktyczna regua Ewolucji. "Na dnie" jest maksymalna
prostota, ale i na grze jest maksymalna prostota.
To obserwator, ktry nie moe dokona samodzielnie podziau na etapy
i zagszczenia wiata, to on ten wiat postrzega jako nieoznaczony,
losowy - skomplikowany.
A przecie jedyn tajemnic ewolucyjnej zmiany jest to - e adnej
tajemnicy nie ma.
I e biegnie tak prosto, e ju prociej nie moe.
Ewolucja, czyli zmiana bez pocztku i koca, to konieczno - to w
stosunku do tutaj notowanego zgszczenia elementw stan znacznego i
skrajnego rozrzedzenia, oddalajce si std kwanty maksymalnie pdz
w nieskoczono i na takim "dystansie" s wzgldem siebie - ale nie
dalej przecie.
Nieskoczono to jednoznacznie wyznaczona granica w Kosmosie, ale
ani mniejsza, ani wiksza. Dlatego, cho to jest rozrzedzenie mae
i nieskoczone - to nie jest to zero.
Czyli w Kosmosie nie ma pustki absolutnej w znaczeniu, e tylko ona
jest.
Pustka, nic, dopenia byty - jest w kadym fakcie, i to jako skadnik
konieczny, ale jest rwnie tem zmiany. I jest pustka w samej swojej
"pustocie" nieskoczona - i jest przez to jednoci.
Zero nie ma w sobie skadowych, "co" mona dzieli do stanu kwantu
logicznego, ale zera i pustki nie.
Przy czym, co istotne poznawczo, opis pustki (NIC), opis prowadzony
z poziomu obserwatora zanurzonego w CO - taki opis nicoci musi w
sobie by skomplikowany (z rnymi kwantyfikatorami). Skoro odnosi
si do "czego", to nawet logiczna "prnia" nie jest postrzegana i
definiowana wprost - ale przez wszelkie odniesienia.
A skoro nie ma pustki absolutnej, to jest tylko lokalny, ju na tym
skrajnym zakresie-etapie zmiany-Ewolucji - jest przemieszczanie si
684

jednostek czego.
To jest znacznie poniej progu zaistnienia (zagszczenia) ukadu w
formule wszechwiata - ale to na pewno jest Zmiana.
To jeszcze nie jest "ewolucja" - ale to na pewno jest "Ewolucja".
Zasada "tam", poza wszechwiatem, i zasada tu, wewntrz, jest jedna
i ta sama. Zgodno wszystkich faktw i ich "mechanika" zawsze oraz
wszdzie zachowana. W obu zakresach, fizycznym i Fizycznym, s progi
- etapy - stany gstoci. To skwantowana zmiana.
To jedno wzajemnie powizana i spjna na kadym kroku. Tylko raz
obserwowana fizycznie i lokalnie przez fizyka - a raz postrzegana
logicznie i generalnie przez filozofa.
Raz to ewolucja, a raz Ewolucja. Raz skoczona zmiana konkretnej i
skromnej liczbowo iloci kwantw - a raz Zamiana nieskoczona oraz
wieczna.
A pord tego Wszystkiego, gdzie bardzo lokalnie, stan maksymalnego
- bardzo osobliwego zgszczenia jednostek. Czasami mylcy zgstek.
Kosmos to jak najbardziej Fizyka, ale na pewno nie fizyka - to jak
najbardziej zmiana Ewolucyjna, ale warunkujca lokaln ewolucj; to
filozoficzne, wic zewntrzne spojrzenie na procesy - ale dostpne
tylko poprzez konstrukcj abstrakcyjn.
I w tym ujciu logiczna i konieczna jedno rozpada si na czci,
odrbne wiaty - lokalne w bezkresie stany skupienia.
W dostpnym dla fizyka zakresie liczy si wycznie wyrnienie z
jednorodnego ta - w dalszym rwnie; tu i dalej s punktowe fakty,
tu i tam przerwa oddziale je od siebie.
Tylko zachodzi fundamentalna rnica postrzegania: fizyk (w ramach
wszechwiata) usuwa przerwy (pustk), eby doj jednorodnoci ta
i jednostki tworzcej - natomiast Fizyk w jednorodno nieskoczonego
obrazu (logicznego Kosmosu) musi te przerwy i pustk wprowadzi na
powrt. Po co? eby zrozumie Ewolucj, jej nieskoczony i wieczny
cig zmiany.
W sumie to rzeczywicie drobna rnica, to druga strona lustra.
20.
Nieskoczono-wieczno.
Wychodzc w analizie wiata od rodka zmiany, obserwator (poznajcy
otoczenie byt), jest w podwjnie trudnej sytuacji. Powstaje w chwili,
kiedy wszystko jest maksymalnie dobrze urzdzone, jest efektem tej
symetrycznej chwili ewolucyjnej (i Ewolucyjnej), ale musi pozna z
tego rodka wiata jego zasad - oraz brzegi procesu. Opiera si w
swoim dziaaniu na jednostkach maksymalnego skomplikowania, plus te
wszelkie pozostae, ale dy do wyjanienia, dlaczego one s takie.
Oraz chce wyjani, co si dziao do momentu jego zaistnienia i co
bdzie si dziao, kiedy ju go nie bdzie. A taki cel do ustalenia
ze rodka zmiany, ktra obserwatora tworzy (i ze rodkowego etapu w
zmianie) - to jest maksymalnie trudne. Proces wiodcy do tego jest
maksymalnie prosty - ale jego rozkodowanie maksymalnie trudne oraz
rozcignite na czstkowe etapy poznania. I inne one nie mog by,
w fizycznym i realnym badaniu inne nie bd.
685

Owszem, matematyczny czy filozoficzny abstrakcjonista dociera tej


skrajnej nieskoczonej-i-wiecznej strefy jednym skokiem - ale eby
to zweryfikowa potrzeba czasu. Duo czasu i dziaa.
Co wicej - to podwjne utrudnienie analizy ze rodka - to dopenia
jeszcze konieczna analiza "w d" i " w gr" - do najmniejszego i
najwikszego zakresu wiata. Te z ostatecznie nieskoczonym tem.
Niezalenie bowiem od kierunku poznawania, na brzegu fizyczny cig
badania lub logiczny namys napotyka jednostk - na dnie jednostk
w postaci najmniejszego z najmniejszych, a "w grze" najwiksze z
najwikszych.
Czyli na dnie kwant logiczny i na grze kwant logiczny. Na dole jest
jednostka i na grze jednostka. I zawsze kwant.
Co wicej, na kadym etapie tego porzdkowania, dzielenia na czci
i stany zagszczenia - zawsze jest tylko i wycznie kwant logiczny
zmiany. Niezalenie jak wielki to bdzie stan zgszczenia, to jest
zawsze kwant. Raz, na przykad, w formie osobliwoci maksymalnego i
skrajnie zwartego punktu osobliwego - a raz te brzegowo i w formie
chmury jednostek. Ale to zawsze kwant, jednostka liczenia.
Kosmos to kwant, wszechwiat to kwant, czowiek, atom, elektron - to
zawsze kwant, jednostka w zbiorze, ktry to zbir znw jest kwantem
w tle. Tak obrazuje si cigo Ewolucji w toku jej zachodzenia, to
opis Ewolucji ze wzgldu na wyrnienie, ktre ustala obserwator w
zmianie.
Logicznie jest to jedno i nieskoczono, ale eby taki przebieg
zrozumie, obserwator musi w niego wprowadzi podzia, co uzna za
jednostk, a dalsze okreli jako to. e ostatecznie wyrnienie i
tak musi by ujmowane z tem, to prawda, ale fizycznie, na poziomie
zmysw, liczy si to wyrnione.
To dopiero logiczny, a wic zewntrzny, peniejszy ogld ustala, e
"co" i "nic" stanowi wewntrznie podwojony, ale zarazem jeden fakt
- Kosmos.
Wychodzc z tu-i-teraz - zawsze majc do dyspozycji tylko chwilowy
i punktowy stan zmiany, budujc w sobie abstrakcyjny obraz procesu
- mona pozyska zewntrzne ujcie tego przebiegu, ktrego nigdy w
takiej postaci nie ma i nie bdzie. Ale poniewa aktualna chwila to
wynik wczeniejszych chwil - poniewa obecne warunkuje to, co si
zdarzy za moment (oraz za iks chwil) - to na tej podstawie zbudowana
abstrakcja, mona by tego pewnym, bdzie poprawna. Jedno reguy
i jedno wiata to zapewnia.
Wychodzc z tu i teraz dojdzie si do zawsze i wszdzie.

686

You might also like