You are on page 1of 4

Kwantologia stosowana kto ma racj?

Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).


Cz 9.1 art ewolucji.
wiat, jaki jest, kady widzi.
Pozostaje problem z nazwaniem widzianego. Tak po prawdzie to
nie taki wielki. W kocu homo swj proceder nazywajcy ju
czas prowadzi, niejakiej wprawy w sownikowym wyraaniu si
a nawet zasady ortografii i interpunkcji wypracowa ale,
mwic, problem jest.

moe i
pewien
naby,
prawd

Z tym, widzicie - tak ju zupenie prawd i prawd zapodajc - to nie


w konkretnym sownictwie czy narzeczu owa problemowa trudno si
zawiera, przecie to wtrno i naleciao, tylko w podchodzeniu do
wiata, w jego postrzeganiu oraz rozumieniu.
Nazewnictwo moe si po dowolnym narzeczu wyraa, zawsze te reguy
i rytm wiata bdzie w sobie zawiera, wszak inaczej nie zaistnieje
- jednak to, co powstanie i jak si dwikowo lub podobnym znakiem
zaprezentuje, to wynika z podejcia do otoczenia.
Tu jest pies zagrzebany, w tym dylemacie on si po caoci i te po
szczegle zawiera.
Ot, na ten przykad, siedzi tam sobie w swoim czasie dawno i mocno
ju przeszym nasz praszczur, siedzi w tej swojej jaskini albo te
przed - i takowe kamyki czy podobne elementy wiata o siebie stuka.
Nic, tylko stuka. Iskry po okolicy si rzucaj, kawaki czego te
pdza pokrconymi orbitami, ale czy ten praszczurzy byt nasz sobie
to nazywa? Przecie e nie. Tak mu mechanika koczyn pozwala, to on
sobie postukuje. e jaka tam w jego epetynie abstrakcja z takiego
wystukiwania si legnie, to faktem prawdziwym jest, tylko e czasu
jeszcze na wiecie spynie rzekami przeogromnie, poniektre rzeki
w swojej mijalnoci przemin, a dopiero gdzie tam i daleko sowo
si stanie. Jak reguy w tym postukiwaniu przodek wypracuje, to i
sownictwo zaistnieje, musowo zaistnieje.
Ale, dajmy na to, siedzi sobie w swoim aktualnie aktualnym czasie i
te laboratorium (albo i przed nim) jaki dzisiejszy fizykant - albo
i inny jajogowy. I on sobie elementy wiata zderza, tak nimi rano
postukuje. I lec w przestrze okoliczn skry, przerne si kawaki
materii orbitami pokrtnymi rozprzestrzeniaj, a te obrazki si z
tego dziaania telewizyjne czy komputerowe tworz - i tak to idzie.
Tylko czy one laboratoryjny ciura inaczej te swoje postukiwanie w
realnoci prowadzi ni przedpotopowiec - czy to znaczco daleko od
tamtej eksperymentalnej dziaalnoci jaskiniowej si znajduje? Nie,
adnym razem nie.
Tak po prawdzie to wszystko jednakie, drobne rnice tylko jedno
pokazuj. Przecie praszczur i laborant tak samo w swojej budowie
s uoeni, wiat jest ten sam, a i metody badawcze te same. Takie
tam szczegy przyrzdowe i techniczne, to przecie drobiazg sobie
cakiem pomijalny. Niby dzisiejszy eksperymentator-jaskiniowiec to

i w abstrakcje, i w jzykowe encyklopedie zaopatrzony, niby swoje


obserwacyjne opukiwanie na dalekim dystansie prowadzi, niby widzi
po horyzont i niby jaskini ju czasami zwiadowoczo opuszcza ale
po prawdzie to nic nowego, to ju byo. I dalej problem si taki w
tym kryje, e nie o okrelenia czy wyszukane swka chodzi w tym
wszystkim - ale o zrozumienie postrzeganego.
C tu duo rozpowiada i zdaniami zoonymi rzuca, czy takie tam
kreli horyzonty i zachwala zdobyt historycznie wiedz, przecie
obecna aktualno badawcza hominida dokadnie tak samo przesiaduje
w tej tam jaskini i tak samo otoczenie postrzega.
Fakt, jaskinia moe nawet i wiksza, metra yciowy si powikszy,
teraz ju i horyzont zdarze si w tym zawiera - tylko, zauwacie,
logicznie to to samo, sytuacja oglnie tosama. Dlaczego? Poniewa
to nie wiat jako taki jest tu najwaniejszy - ale "jaskiniowiec".
wiat by i jest - ale jak jest, o, to ju problem laboranta.
Powiecie, e przynudzam, e wstpem to ja was zupenie zdoowaem,
e lepiej w gwiazdy popatrywa, jak takie co czyta. Nie powiem,
jako w sobie tak to poszo, moe i nie po ustaleniach literackich
i reguach - niby miao by o ewolucji i jej artobliwym podejciu
do eksperymentatora, ale wyszo jak zawsze.
Wiadomo, co kwantowo si omsknie, i tak sowo za sowem skapuje.
Ale, widzicie, to nie do koca tak bez sensu. Moe i terminologia
z pobocza, moe i trzeba byo zabuja abstrakcjami, co by mzgowie
si ucieszyo jednak w tym jest prawda. A take nasza jaskiniowa
lokata to fakt. Niby ju wszystko wida, niby wszystko zbadane, a
dalsze szczegy na pewno dojd, bo front laboratoryjny szeroki i
liczny tylko, widzicie, to cigle "jaskinia". Rzeczywisto tak
samo dalej opukujemy, dalej nazywamy i tabelkujemy, ale przecie to
jaskinia - metody inne, jednak sens ten sam. Rozumiecie?
I dlatego czas ju wycign z tego wnioski, czas ju jaskini nazwa
i stwierdzi, e niczego poza ni nie ma.
A, co wicej, powiedzie, e zawsze i wszdzie i kady lokator w
tej jaskini widzi i bada wszystko. Trzeba gono powiedzie, e w
wiecie nie ma adnego wybranego momentu bada, e kade pokolenie
postrzega cao. I wie o otaczajcym zakresie maksimum. Szczegy
s istotne, ale to wanie tylko szczegy.
e, mwic inaczej - tajemnic wiata jest to, e nie ma adnych w
nim tajemnic. Tu wida, sycha i czu wszystko. W ewolucji nie ma
adnych tajemnic. Nie ma ich w rozumie i nie ma w wiecie.
To rozum, widzc prawd wiata, dostrzega w tym tajemnic. Jedyn
tajemnic przyrody jest to, e nic w sobie nie skrywa - e nie ma
tajemnic natury. Wszystko tu jawne i jasne. Dosownie jasne.
Nie ma niczego tajemniczego i ciemnego, nawet jeeli ciemno wchodzi
w skad poznawanego.
Powiecie na to, e teraz to po bandzie jad. e przecie wszdzie

wida zoenie i skomplikowanie takie, e a ho i ho. e trzeba to


bada w trudzie i znoju, rozbija na kawaki w machinach wielkich
jak gry, e gdzie skierowa zmys badawczy tam zagmatwanie - e tu
nic jasnego; i e najpewniej nigdy tego si nie pozna.
e to wszystko statystyka losowoci poganiana, e niepewne w tej
swojej tam gbokiej nieoznaczonoci - e moe tu i obok jasno po
wszystkiemu, ale tam i obok to zagmatwanie takie, e je niemoebne
wzory z trudem definiuj.
I w ogle to dziw dziwem dziwaczny si w kadym kierunku pokazuje.
Tak powiadacie.
Ech, i co ja mam na takie dictum sowne powiedzie? Moe to, e si
mylicie, e poznanie "poziome", czyli zbieranie szczegw wiata,
e to mylicie z poznaniem "pionowym", czyli ustalaniem zasady tego
wiata.
A to nie jest to samo.
Szczegw, wiadomo, w badaniu si nie wyczerpie, to biegnie w dal i
w nieskoczono; "twarz" jest jedna, ale w kadym przypadku inna,
i przez to ciekawa. Ale poznanie regu, rytmu rzeczywistoci, to w
sumie niewielki, minimalny zakres, zaledwie kilka moliwoci - wic
do poznania.
I wicej, to zawsze byo znane. Kady byt, ktry si na tym padole
pojawi, kady pozna i zrozumia otoczenie - kady. Nie ma przecie
znaczenia, jak nasz praszczur sobie te kamyki nazywa, nie ma nawet
znaczenia, czy je w ogle nazywa wane jest to, e dziaa i tym
samym bada wiat. Nie ma znaczenia, jak dzi laborant swoje "kamyki"
nazywa, bowiem tak czy owak to s kamyczki.
Sami ocecie - czy midzy kamykiem w jaskini a "kamykiem" w postaci
atomu rozbijanego w zderzaczu jest jaka rnica? adnej. W sensie
logicznym adnej. To jednostka i to jednostka tu i tu poznanie i
dziaanie opiera si na drobieniu, podziaowi na elementy - i kady
w tym procesie badawczym fakt jest zbudowany z kwantw. e raz s
to kwanty wielkoci odupanego skrawka materii, a raz odupanego w
zderzeniu skrawka atomowej materii? Ale to zawsze jest materia i
zawsze ta sama zasada ow materi tworzca. Wic i wynik poznawczy
jest dokadnie ten sam. Znw nie w sensie szczegw, tu zachodzi
szalona rnica, ale na poziomie oglnym to jest to samo: wiedza o
kolejny kwant danych o wiecie przyrosa. Itd.
Rozumiecie? Niezalenie, co i jak badam, niezalenie od momentu tej
akcji poznajcej, kade moje dziaanie wykrywa w wiecie regu i
tym samym zasad to raz moe by regua obrabiania kamienia, ale
innym razem regua atomowa.
Tylko e tu i tu to jest ten sam rytm i ta sama regua. Bo jednostka
zawsze jest jednostk, niezalenie jak wielk gabarytami. To zawsze
jest kwant w zbiorze kwantw, to zawsze jest dziaanie na kwantach.
Kiedy spogldam w niebo, czy w siebie, widz to, co tu jest i s
to tylko i jedynie kwantowe jednostki. I wycznie od dokadnoci,
od ostroci mojego ogldania, od uytej rozdzielczoci przyrzdw
i abstrakcji zaley, czy dostrzegam wszystko czy "Wszystko". Kiedy

ograniczam spojrzenie do ciasnego krgu bliskich oraz namacalnych


wyobrae, mitw lub poj widz kamie; kiedy w spojrzenie, na
zasadzie koniecznej, wprowadzam atomy i zmian je tworzce widz
"kamie".
Kadorazowo widz to samo, cho to nie to samo.
To od zmysowej (lub technicznej) zdolnoci postrzegania drobiazgw
zaley, czy rejestruj zalenoci i powizania w wiecie, czy widz
jedynie tylko chwilowe i czstkowe fakty. Jednak sens poznania jest
zawsze ten sam i wynik ten sam.
Wspomniany art ewolucji wanie na tym si zasadza, e badajcy w
kolejnych krokach poznaj coraz mniejsze elementy wiata, goni je
i staraj si zrozumie tylko e to zudzenie. W tej gonitwie do
dyspozycji s zawsze te same elementy, jedna regua zmiany i wynik
zawsze ten sam.
wiat jest tak prosty - e prostszy by nie moe. I zawsze w peni
badajcemu go laborantowi to oznajmia. e tene dostrzega zoenie,
e lekceway przekaz o prostocie, e dopatruje si w rzeczywistoci
zafaszowania, nieoznaczonoci splatanej ze statystyk - e wyczuwa
wyprowadzanie na manowce? Ech, to nie o wiecie wwczas myli, to nie
otoczenie analizuje - tylko siebie.
Tak, w takim momencie myli o sobie. O swoich sposobach poznawania
oraz o swoich cechach.
Poznajc wiat tak naprawd "laborant" poznaje siebie. Przecie wiat
nic o nim nie wie, biegnie tak z nieskoczonoci w nieskoczono
- i si zupenie nie przejmuje, czy kto go poznaje. To od zdolnoci
poznajcego zaley, czy widzi ad i regu, czy chaos i bezsens.
Na/w niebie wszystko jest zapisane - we mnie wszystko jest rwnie
zanotowane. Pozostaje tylko nauczy si czyta te znaki na ziemi i
niebie.
I moe wreszcie si filozofom przyni, e potrafi poprawnie takie
znaki odcyfrowa.

cdn.

Janusz ozowski

You might also like