Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
Cz 6.1 Zudny wszechwiat. Czy "wszechwiat" jest zudzeniem? Ju na samym wstpnym pocztku trzeba powiedzie, e nie poczuwamy si na siach do przeniknicia tematu; a po drugie, kto by w takie co wierzy? - Stuknie czowiek gow w cian, czy ciana go jako napadnie ceg, to o adnym tam zudzeniu wicej wypowiada chcie si nie chce, wszelkie wwczas wzmianki traktuje z naleyt powag i odpowiednio. Czyli wykopnie za prg i jeszcze na dokadk gono splunie - co by si nie podnioso. Ale, widzicie, s tacy, co o zudzeniach gadaj. I nawet dowodz w swojej zapalczywoci, e nie moe by inaczej. Niby atom czy foton widz, niby materi rnopciow obmacuj - a jednak zudzeniami na prawo i lewo rzucaj. Trudno temu zaprzeczy. Ale jeszcze trudniej w takie odchylenie od normalnoci uwierzy i zaakceptowa. Fakt, niejaki pan K. Kowalski rwnie nie wierzy. W zudzenia tak w zupenoci nie wierzy. A wrcz twierdzenia podobne zbywa godnie i po swojemu - ze schodw i na gleb. Zudzenia, mona powiedzie, u niego gociny i akceptacji nie miay. C, wiadomo, ycie swoje prawa ma, toczy si raz tak, raz inaczej i swj paluszek paniom i panom pokazuje. Panu K. Kowalskiemu te w jeden czas pokazao. I cho tak do koca pana K.K. w zawierzenie w zudno wiata nie wprowadzio, to przyzna trzeba, e mocno jego wiatopogld "anty" nadwtlio. I trudno dzi powiedzie, co dalej w temacie si zadzieje. Pan K. Kowalski jeszcze w siach, jeszcze w yciu niejedno go podprogowo zaskoczy - wic moe rnie to by. I zudzenie by moe si okae wszdzie i wszechwiatowo dominowa to zacznie. A nawet, e to wszystko zudzenie... Sprawa u swojego zapocztkowania wygldaa prosto i banalnie - tak na p litra bez zakski. Nic, tylko siada, pogada, ponarzeka w nocny czas rodakw. Problem w tym, widzicie, e akuratnie sensownych do wymiany zda w okolicy nie byy. Jaki profesor si napatoczy czy inny filozof, wic rozumiecie, e na powan rozmow trudno liczy byo mona. W takim towarzystwie w ogle na co trudno z sensem liczy. - Sidzie taki, zapatrzy si w dal, szkoda sw, sami rozumiecie. Generalnie, trzeba to powiedzie, pan K. Kowalski naley do gatunku dusza czowiek, wspomoe w potrzebie, od stou nie odgoni. Bo sam wie, e sia wysza, e z blinim wypada si podzieli, uszanowa pragnienie, pomc rad lub czynem. Ale w tym konkretnie przypadku si chyba z dobroci dla istnie przeszacowa, dalsze ycie stawi do hazardu logicznego. C, zdarza si. Profesor czy filozof, wiadomo, gow napchan ma czym takim, co w normalnej si zupenie nie mieci, wic ju przy drugiej kolejce w
takie tam rejony by zalecia, e Kowalski K. tylko wspczujco w
niedoli drugiego rozumu uczestniczy. Co tam od czasu do czasu ku zaznaczeniu swojej obecnoci wspomina, ale tak cisz uskutecznia i nasika obcymi sobie tematami. Niestety, nasika. - Widzisz, Krzysiu, to wszystko zudzenie jest - profesor czy tam filozof zacz zagadywa, a przy tym wzrok jaki taki mia, e si tylko zestracha. - Karol jestem. - A, tak, niech bdzie, Krzysiu. Co to jest tam wobec wiecznoci co to wobec zudzenia, ktre nam tu wszdzie si kotuje? Nic, tak mona powiedzie, zupena nicowato. - Bo to, widzisz, Krzysiu, tu wszdzie zudno wiat nam pokazuje. No, ta szklanka, widzisz, ja wiem, szklanka dla ciebie wana, ja to wiem... Tak, butelka te si wanie dzieje, moe nawet i ona waniejsza, ale, widzisz, to nic, w tej rzeczywistej rzeczywistoci to zudzenie, niczego takiego oraz nigdzie, widzisz, takiego czego nie ma. - Tak, wiem, dziwisz si, w nauk nie wierzysz, zudzenia nie dostrzegasz - ale, widzisz, bd robisz, niewiar grzeszysz, rozumowi zaprzeczasz, w dogmat kiepski popadasz - bo to, widzisz, zudzenie. Tak po caoci, a tak daleko tam, po caoci tylko zudzenie... Widzisz, stukam w butelk, i co syszysz? Powiesz, stukanie ty syszysz, a ja ci powiem, e bd w swojej naiwnoci fizycznej i realnej popeniasz takim gadaniem, bo ty zudzenie syszysz, w sobie je syszysz. - Fakt, brzczy, nawet w adnej tonacji ta butelczyna brzczy, nie zaprzeczam, a nawet tak i potwierdzam. Tylko, widzisz, to daleka przeszo w twoich usznych zmysach tak brzczy, rozumiesz, Krzysiu? - Karol jestem. - Tak, mwie. Bo to jest tak, widzisz, stukam w butelk, ale to stukanie nie tak od razu, widzisz, nie tak hop i siup sobie w twj cielesny stan si dostaje - ono, widzisz, pdzi std a do ciebie. A to pdzi w tak zwanym czasie, widzisz. Ja tu stuk-stuk robi, a ty po ile tam tykniciach to jako intensywny fakt brzczcy sobie odsuchujesz. Niby nic, niby adna w tym niezwyko, powiadasz i si nad spraw nie zastanawiasz - twoja wola, twj demokratycznie i wszelako gwarantowany wybr, niech ci bdzie. Ale, widzisz - a jak w tym si takie zagadnienie ukryje, e ja tu postukam, a za moment i jeszcze mniejszy moment, e w tym tak zwanym czasie co si tam zadzieje, e butelczyna zniknie, to co? - Tak, nie patrz si tak, to naukowo moliwe, naukowo nawet udowodnione. Ty sobie patrzysz, a w dolnych tam gbinach co si tak miesza, e raz tu, raz tam - albo raz w zupenie nie wiedzie gdzie si takie elementowe co lokuje. A nawet, widzisz, z pomiarw wychodzi, tak!, e to i tu, i tam, tak jednoczenie i od razu si rozpycha, pojmujesz? No, po prawdzie to tylko tam, czyli w tej gbokoci materialnej si tak dzieje, tej wysokoci to nie siga. A szkoda, ech. Bo to by czowiek sobie, co go pragnienie najdzie, tak butelczyn znalaz w tym i tamtym, lub i innym punkcie. - C, niesprawiedliwo w tym jest, e tam to si moe tak dzia, a tu nie... Polej, Krzysiu, eby nam pyn si tak w zudzenie nie podmieni. - Karol jestem. - Ja wiem, Krzysiu, e ty ten tam swj realizm pojciowy uprawiasz i kultywujesz, masz prawo, a co. - Tylko, widzisz, to zudzenie, to
droga do pomyki. Widzisz, wieci - co to, Krzysiu, wieci? Soce
czy Ksiyc, bo ja nietutejszy. - To lampa jest. - Lampa, powiadasz, a - dziwne teraz lampy robi. Tak, c to wobec wiecznoci. Wic, widzisz, to jest tak, e takie soce sobie tam gdzie wieci, ty si wygrzewasz w jego promienistym dziaaniu i w twojej gowie nawet myl taka nie postanie, e ty dalek histori doznajesz, e to ju przeszo tak ciebie dopieszcza. - Tak, to si naukowo potwierdzio, nie patrz tak dziwacznie. Soneczko tam swj proceder grzewczy uskutecznia, ty si w tym pawisz i przyjemnoci cielesnej doznajesz, a to ju fakt z dalekiej historii tak ci si pokazuje, to zaszo z tak zwanego czasu, ktra tobie teraz i tu si objawia - rozumiesz? Ten tam wietlny promyczek, takie co, co si w szklance tu kpie i zalotnie do nas mruga, to a cae osiem minut i jeszcze troszk do nas pdzi od tego naszego soneczka - ty to chwytasz?... A niechby tak si co tam z tym naszym gwiadzistym obiektem stao, ty sobie pomyl, e dopiero po omiu tykniciach w twoje oczy by doleciao, e ju nie ma co lecie - pojmujesz? Tak w gwiedzie jakie procesy zaszy, soneczko zagaso, ale ty sobie tu w cakowitej jasnoci dalej yjesz i w nieuwiadomieniu, tam si w rzeczywistoci fizycznej dramat zadzia, a w twojej fizycznoci to daleki fakt przyszociowy - rozumiesz, Krzysiu? Ty zudzenie tak w szczegach ogldasz, zawsze zudzenie. - Karol jestem. - Albo tak sobie gwiazdeczk na nieboskonie upatrzysz, tamt lub tamt, to obojtne po caoci. I teraz ty mylisz, e ty takie co na tym niebie ogldasz? Jeeli tak mylisz, Krzysiu, to wielki bd w swoim myleniu robisz - wielki, ci powiadam. Ty zudzenie, ogromne zudzenie ogldasz. - Ty sobie wykombinuj, e kiedy ten promyk si w tym tak zwanym wszechwiecie pokaza fizycznie, to tej butelczyny na wiecie nie byo, nas nie byo i nawet wszystkiego wok nie byo tak, Krzysiu, to wszystko bya daleka przyszo wobec tego maego promyka. Bo, pojmujesz, kiedy ta gwiazdeczka si bya zapalia, to tak zwany czas jeszcze nam zupenie nie tyka, tu jeszcze nawet nikt o adnym zegarku nie mdrkowa, bo adnego mdrkowania nie byo. Ta gwiazdeczka, widzisz, to przeszo, zudzenie, daleki fakt, ktry dla ciebie si teraz pokazuje, i co ty na to, Krzysiu? - Karol jestem. - Albo taki tak zwany wszechwiat, czy to zudzenie, tak po swojemu spytasz. - Pytasz, tak? No, spytaj. - Karol jestem. - I dobre pytanie, Krzysiu, bardzo dobre. Za samo pytanie masz tak od razu pi. Bo pytanie, widzisz, najwaniejsze, odpowied byle i gupi poda. Tak, powie, nie, powie - albo inaczej powie - no i ju mona powiedzie, e odpowied jest. Ale kwesti gbok zapyta i trafi w centrum, to sztuka, Krzysiu, wielka sztuka... Wic ten to tak zwany wszechwiat, ja ci to mwi, to te zudzenie. I to tak po caoci... Niby, widzisz, spoglda taki astronomowaty czy jako podobny kosmolog w dal dalek, widzi gwiazdy i podobne atomy, niby to si krci, reguy matematyczne spenia - ale, Krzysiu, jak sobie to poskroba logicznie, jak si wmyle w ten wirujcy fakt, to w tym myleniu si jedna i oczywista mylowa uwaga pojawi - e to po caoci zudzenie, e to zamieszanie energetyczne, e to dla nas w
obserwacji tak si przedstawia - a te e w ogle to w wszechwiat
jedynie w nas si takim pokazuje. Bo to my, widzisz, Krzysiu, taki wiat i wszechwiat w sobie budujemy. To ty, tak, nie dziw si, ty te taki wszechwiat w sobie tworzysz, i ja, i kady. Tak zwany po naukowemu wszechwiat, to zudzenie, niczego takiego, Krzysiu, nie ma i nigdy nie byo, rozumiesz? - Karol jestem. - Rozumiesz, to dobrze. Bo, widzisz, nie kady z tym si zgadza, i nawet polemizuje. Dla takiego, rozumiesz, atom czy inna galaktyka, dla niego to ju fakt - to kiedy tam si wybudowao z jakowy tam powodw, i tak to trwa. A dzisiejszy ten kto to sobie przyrzdem i inaczej poznaje. A to, widzisz, Krzysiu, bd, fundamentalny bd. To, widzisz, zudzenie poznawcze, fasz obserwacyjny. A z czego on si bierze? - Bo to, widzisz, z naszej zmysowej obserwacyjnoci, z naszego powolnego wirowania energetycznego. My tu sobie butelk w detalach ogldamy, a tam na dnie rzeczywistoci te wszelkie drobne elementy wiruj i wiruj. I dlatego w tym szybkim wirowaniu dla nas si jako stae pokazuj. Rozumiesz, Krzysiu? Tam si krci tak, e tu twardy st - tam tylko ruch, wirowanie, pd... By taki jeden, z pamici mi wyleciao - taki, wiesz, fizyczny. I ten on pokaza, e z tego wirowania to si tak robi, e ty takiego wiateka adnym swoim sposobem nie dogonisz. Pucisz promyk, pucisz drugi, i nic, blada twoja, adnym sposobem nie dogonisz. Dziwne, powiadasz? A to jest prawd prawdziw. Tylko, dlaczego tak jest, tego w jegomo ju w swoim liczeniu nie poda - sprawa go, widzisz, Krzysiu, zmoga, tej akuratnie tematyki nie sign. A to gociu by, e ho-ho, widzisz, takie i inne zgbia. - Karol jestem. - Wiem, Krzysiu, e dla ciebie to nowo, e nie wszystko jeszcze z tego zudzenia ogarniasz, jednak to w sumie proste jest, takie ju proste, e prostsze by nie moe. Takie, powtarzam, e ju mocniej proste by nie moe. - Nie prostackie, Krzysiu, adne takie, ale e proste. Takie jeden plus jeden - ile to jest?... Dwa, dobrze, tak. A dalej cztery, osiem, i podobnie - rozumiesz? Co si do czego w tym niczym doda, i to ju tak biegnie. Bo, Krzysiu, tak na dole logiki jest owo co i takie jakie nic, takie zero znaczy si, pojmujesz? I to owo co, kwant jaki energii, on si rusza, kumasz? - Tu w miejscu jednym jest, a za tyknicie w drugim, rozumiesz? Nic go w tej owej nicoci nie wyhamuje, bo i jak, rozumiesz. Dlatego ten kwant sobie tak si rusza. A jak si rusza, to maksymalnie prdko, przecie go nic nie zatrzymuje. Tylko e, zauwa, takich podobnych elementw i kwantw w kosmosie duo oraz nieskoczenie wiele - tak w bezkres to si cignie, rozumiesz?... Wic jak si takie spotkaj, a musz, to co z tego dalej si zbuduje, bo musi. Taki wszechwiat tak zwany, na ten to przykad. To tam swoje uwarunkowania fundamentalne ma, to si tak prostacko nie dzieje, ale si dzieje. Na jaki tam kosmiczny i tak zwany czas to si dzieje. I jest wszechwiat. I gdzie si na chwil tak zwany wszechwiat pokae, Krzysiu. A my w nim. - Karol jestem. - I masz racj, ten tak zwany wszechwiat to zudzenie. Niczego tu takiego nie ma. To wszystko nasza obrazowa powolno sprawia, e w tym miejscu co widzimy. Bo to, Krzysiu, ty zrb tak - poprowad ty przez wszystkie takie tam kwantowe fakty, co to si w tym miejscu
napotkay, w tym wszechwiecie tak zwanym, ty poprowad lini. Tak
prost, znaczy si. Tak kresk, widzisz - jak tu rysuj. Ona sobie z zawsze do zawsze biegnie, rozumiesz. I teraz ty na t prost te we wszechwiecie wszystkie jedynki materialne nacignij - takie sobie zobrazowanie wiata zrb, bo to mona zrobi, Krzysiu. I co, co ci si pokazuje - co widzisz?... Prawda, e nic ciekawego, taka sobie tam prosta, taka tam sobie paszczyzna. Skd ta pasko? Krzysiu, to proste, banalne, pospolite. - Ot, na tym dole tyknie sobie. Czyli kwant czego si w tej nicoci przesunie, bo inaczej nie moe, on tylko w ruchu jest. Wic i taka caa prosta si te przesunie o owo jedno tyknicie - bo przecie wszystkie elementy tej prostej te w dalsze pooenie si przemieszcz. Tylko, widzisz, tu jest taki myk w rozumowaniu, e ty nizae te kwanty w pionie, po nieskoczono tak je nanizae, a one teraz sobie w poziomie si przesuwaj - tak na jedno tyknicie "w poziomie" wobec tego "pionu" bezkresnego. I co si buduje, Krzysiu, co powstaje w takim "tykaniu"? Wieczno, Krzysiu, wieczno, powtarzam. - Prosta nieskoczona przesunita na jednostk buduje wieczno. Ona zawsze i tylko jest nieskoczona, ale ruch o jednostk wytwarza "w poziomie" paszczyzn - wieczno zdarze i paszczyzn. Rozumiesz? - Karol jestem. - Tylko e, widzisz, "wszechwiat" to tylko kawaek paszczyzny, to wycinek - lokalne zawirowanie. Ty sobie w nieskoczono prost po wszechwiecie prowadzisz logicznie, ale popeniasz bd. Niby to w analizie konieczno, niby wzory pokazuj, e jest nieskoczono, niby tak musisz to robi - ale to bd. Bo tak zwany wszechwiat to tylko kawaeczek z tej nieskoczonoci, to spotkanie kilku linii w nieskoczonoci taki twr powoao do istnienia. Osiem, Krzysiu, z omiu linii si dokadnie ten nasz wszechwiat skada. Mona sobie to na jedn prost naniza, wwczas jak bry sobie wyprodukujesz na ten przykad sferyczn, a mona osiem i wwczas co bardziej skomplikowanego. Na przykad atom, gwiazd - albo i siebie, Krzysiu zbudujesz. - Karol jestem. - I racja, i tak trzyma. Bo to, widzisz, spjrz ty na ten zbir w postaci atomowej, albo i jeden wspomniany atom. On tu jest, tu tak si na dnie szklanki krci. Ty powiesz, e to fakt, e to fizyka i pewnik - a to, widzisz, zudzenie, ktre wytwarza si z ruchu. Atom czy inny foton, to aden tam fakt, to wypitrzona, i to na chwil, materialna struktura - nic staego. Kiedy tam powstaa moliwo i si to objawio, ale kady konkretny element buduje si i zanika w ramach zbioru cigle. Ty widzisz i czujesz atom, a to nadprogowe w twoim postrzeganiu chwilowe zdarzenie. Rozumiesz? Prdko wiata jest dlatego najwiksz, Krzysiu, e tak si najszybciej elementy tego procesu buduj - nic szybciej si w kupk nie zoy. Tylko e to nie znaczy, e nie ma wikszych prdkoci, bo s, Krzysiu, tu i wszdzie one s, tylko niedostpne w naszej obserwacji. A dlaczego niedostpne? Bo musz zaj, eby to nasze obserwowanie byo jako moliwe, rozumiesz? - Buduje si taki foton, buduje, ale eby mona byo z jego usug skorzysta, to musi tak zwany czas min, takie "c" si zadzia, dopeni do tej fotonowej jedynki. A to, widzisz, Krzysiu, trwa. To dugo trwa. Dla nas to mgnieniowa i najmniejsza ju moliwo faktograficzna, ale wobec maych nieskoczonoci to
duga chwilka. Bardzo duga, Krzysiu.
- Karol jestem. - Widzisz, atom czy foton, to aden tam atom czy foton, to mocno w swoim splataniu energetyczna ruchawka, taki kbek zmian budowany z przemieszczania si czego w niczym. Masz te osiem linii, czy t jedn, nie to jest wane - i one tak sobie swoimi skadnikami po tej nieskoczonoci si snuj. Niby nic z tego nie bdzie, tak powiesz, i zrobisz bd. Bo, widzisz, one si snuj w tej to sferze - a tu w kadym kierunku peno i gsto. Tu adnego pustego miejsca nie ma i by nie moe. - I co z tego, spytasz? A, widzisz, wszystko. Tak si to przedstawia, e wszystko. Bo jak taki ruszajcy si z miejsca na miejsce element nie moe nigdzie uciec, czyli tylko w tym zakresie mu danym si rusza - kiedy tak oscylujco odbija raz w jedn, a raz na drug stron, a takich elementw jest mnogo, to one musz co razem w tym ruchu zbudowa, nie ma wyjcia. One nie maj adnego ju wyjcia. S w kadym kierunku blokowane przed oddaleniem, wic si musi z tego lokalnie jaka konstrukcja skomplikowana, zsumowana oraz zoona pojawi. A to foton, a to atom, a to ja czy ty. Bana taki fizyczny. - Karol jestem. - Tak i ty, Krzysiu, masz racj. I jeszcze dalej masz racj, to na wieczno si nie rozciga, to tak zwane wszechwiatowe zudzenie to kiedy si tam zaczo, i, c, fakt prawdziwy, si skoczy. Nie stresuj si, to jeszcze chwilk tak potrwa. Skala, widzisz, dua i ogromna. Z naszego podwrka taka po nieskoczono, jednak logicznie maa. W absolutnej nieskoczonoci to punkcik - to drobna chwilka w wiecznoci. - Bo my, widzisz, Krzysiu, na tej prostej tylko tak na moment, tak raz na wieczno. Niby, mwisz, e punkt od punktu si niczym w prostej nie rni, byo to samo, mwisz, i bdzie - e si kiedy ju podobnie zadzialimy i e si zadziejemy. I bdnie to, Krzysiu, mwisz, faktu prostej nie zgbie. Bo, widzisz, kwant i kwant prostej, tu zgoda, ten sam, tego drobiazgu zawsze i tylko w nieskoczonoci jest nieskoczenie wiele ale z tego, widzisz, to nie wynika, e wszystko wolno, a nawet wicej, nic podobnego. To w nieskoczonej wiecznoci inaczej idzie, Krzysiu. - Tylko raz na t nieskoczono si wszystko dzieje. Punkt prostej niby taki sam, i to prawda, tu czy za iks jednostek taki sam. Ale, zauwa, on si na tej oraz w tej prostej tylko raz pokazuje. Taki sam, ale tylko po jednym fakcie - zawsze ten sam, ale za kadym razem ze swoj, tylko ze swoj numeracj. Na tej prostej kady punkt tylko jeden numerek obstawia - tylko jeden! Nigdy fakt si nie powtarza, cho to zawsze i tylko taki sam fakt. Rozumiesz? - Karol jestem. - Tak, Krzysiu, masz racj. Ty, tylko ty tu siedzisz, i nigdy inny kto. Kiedy by taki sam Krzysiu, teraz razem pijemy, kiedy tam bdzie inny Krzysiu - ale nawet jeeli bdzie detalicznie taki sam, to bdzie ju inny, rozumiesz? Nic dwa razy si nie zdarza, nie ma dwu jednakich spojrze w oczy, Krzysiu, rozumiesz? Butelka bya i ju jej prawie nie ma, cho by si przydao. Tylko, widzisz, tak w tym wszechwiecie to si ukada, e to wszystko jest zudzenie - i to tak boli... Co byo, gdzie tam tykajco tykno - i ju tego nie ma, przeszo do historii. Nie masz, Krzysiu, drugiej, co? - Tak, nie masz, widzisz, wszystko to zudzenie. My tu sobie siedzimy, mio i
w ogle rozmawiamy, a tam, wiesz - na samym dole - to si rusza, to
si kotuje, to pdzi z nieskoczonoci w nieskoczono. I tak po caoci ma nas w nosie, nawet nie wie, e my o tym wiemy. I kwantami tak sobie tyka - tyk, tyk, tyk... Ech, Krzysiu, zudzenie, wszystko to zudzenie. - Karol jestem. Trudno powiedzie, co dalej w yciu Krzysia - tfuj, wr, co si w yciorysie pana Kowalskiego Karola zdarzy, mody on jeszcze jest, w kwiecie wieku, mona powiedzie. Do tego czasu w zudzenia tak w oglnoci i szczegami nie wierzy, wszelkie zwidzenia traktowa naleycie, jak na to zasuguj. Ale, to si samo przez si mocno i detalicznie rozumie, taka ekspozycja dugotrwaa na sowa i obrazy ze zudzeniem w tle, takie co nie mogo pozosta bez efektu. Wic rnie to zapewne si jeszcze odbije. Moe i jak czkawk logiczn - lub nawet myleniem, tak zwany wszechwiat ju nie takie dziwnoci widzia. To si okae. Wszystko w tym zudzeniu moe zaistnie. Nawet mylenie.