You are on page 1of 7

Kwantologia stosowana kto ma racj?

Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).


Cz 6.1 Zudny wszechwiat.
Czy "wszechwiat" jest zudzeniem?
Ju na samym wstpnym pocztku trzeba powiedzie, e nie poczuwamy
si na siach do przeniknicia tematu; a po drugie, kto by w takie
co wierzy? - Stuknie czowiek gow w cian, czy ciana go jako
napadnie ceg, to o adnym tam zudzeniu wicej wypowiada chcie
si nie chce, wszelkie wwczas wzmianki traktuje z naleyt powag
i odpowiednio. Czyli wykopnie za prg i jeszcze na dokadk gono
splunie - co by si nie podnioso.
Ale, widzicie, s tacy, co o zudzeniach gadaj. I nawet dowodz w
swojej zapalczywoci, e nie moe by inaczej. Niby atom czy foton
widz, niby materi rnopciow obmacuj - a jednak zudzeniami na
prawo i lewo rzucaj. Trudno temu zaprzeczy. Ale jeszcze trudniej
w takie odchylenie od normalnoci uwierzy i zaakceptowa.
Fakt, niejaki pan K. Kowalski rwnie nie wierzy. W zudzenia tak w
zupenoci nie wierzy. A wrcz twierdzenia podobne zbywa godnie
i po swojemu - ze schodw i na gleb. Zudzenia, mona powiedzie,
u niego gociny i akceptacji nie miay.
C, wiadomo, ycie swoje prawa ma, toczy si raz tak, raz inaczej
i swj paluszek paniom i panom pokazuje. Panu K. Kowalskiemu te w
jeden czas pokazao. I cho tak do koca pana K.K. w zawierzenie w
zudno wiata nie wprowadzio, to przyzna trzeba, e mocno jego
wiatopogld "anty" nadwtlio. I trudno dzi powiedzie, co dalej
w temacie si zadzieje. Pan K. Kowalski jeszcze w siach, jeszcze w
yciu niejedno go podprogowo zaskoczy - wic moe rnie to by. I
zudzenie by moe si okae wszdzie i wszechwiatowo dominowa to
zacznie.
A nawet, e to wszystko zudzenie...
Sprawa u swojego zapocztkowania wygldaa prosto i banalnie - tak
na p litra bez zakski. Nic, tylko siada, pogada, ponarzeka w
nocny czas rodakw.
Problem w tym, widzicie, e akuratnie sensownych do wymiany zda w
okolicy nie byy. Jaki profesor si napatoczy czy inny filozof,
wic rozumiecie, e na powan rozmow trudno liczy byo mona. W
takim towarzystwie w ogle na co trudno z sensem liczy. - Sidzie
taki, zapatrzy si w dal, szkoda sw, sami rozumiecie.
Generalnie, trzeba to powiedzie, pan K. Kowalski naley do gatunku
dusza czowiek, wspomoe w potrzebie, od stou nie odgoni. Bo sam
wie, e sia wysza, e z blinim wypada si podzieli, uszanowa
pragnienie, pomc rad lub czynem. Ale w tym konkretnie przypadku
si chyba z dobroci dla istnie przeszacowa, dalsze ycie stawi
do hazardu logicznego. C, zdarza si.
Profesor czy filozof, wiadomo, gow napchan ma czym takim, co w
normalnej si zupenie nie mieci, wic ju przy drugiej kolejce w

takie tam rejony by zalecia, e Kowalski K. tylko wspczujco w


niedoli drugiego rozumu uczestniczy. Co tam od czasu do czasu ku
zaznaczeniu swojej obecnoci wspomina, ale tak cisz uskutecznia
i nasika obcymi sobie tematami. Niestety, nasika.
- Widzisz, Krzysiu, to wszystko zudzenie jest - profesor czy tam
filozof zacz zagadywa, a przy tym wzrok jaki taki mia, e si
tylko zestracha.
- Karol jestem.
- A, tak, niech bdzie, Krzysiu. Co to jest tam wobec wiecznoci co to wobec zudzenia, ktre nam tu wszdzie si kotuje? Nic, tak
mona powiedzie, zupena nicowato. - Bo to, widzisz, Krzysiu, tu
wszdzie zudno wiat nam pokazuje. No, ta szklanka, widzisz, ja
wiem, szklanka dla ciebie wana, ja to wiem... Tak, butelka te si
wanie dzieje, moe nawet i ona waniejsza, ale, widzisz, to nic, w
tej rzeczywistej rzeczywistoci to zudzenie, niczego takiego oraz
nigdzie, widzisz, takiego czego nie ma. - Tak, wiem, dziwisz si, w
nauk nie wierzysz, zudzenia nie dostrzegasz - ale, widzisz, bd
robisz, niewiar grzeszysz, rozumowi zaprzeczasz, w dogmat kiepski
popadasz - bo to, widzisz, zudzenie. Tak po caoci, a tak daleko
tam, po caoci tylko zudzenie... Widzisz, stukam w butelk, i co
syszysz? Powiesz, stukanie ty syszysz, a ja ci powiem, e bd w
swojej naiwnoci fizycznej i realnej popeniasz takim gadaniem, bo
ty zudzenie syszysz, w sobie je syszysz. - Fakt, brzczy, nawet w
adnej tonacji ta butelczyna brzczy, nie zaprzeczam, a nawet tak i
potwierdzam. Tylko, widzisz, to daleka przeszo w twoich usznych
zmysach tak brzczy, rozumiesz, Krzysiu?
- Karol jestem.
- Tak, mwie. Bo to jest tak, widzisz, stukam w butelk, ale to
stukanie nie tak od razu, widzisz, nie tak hop i siup sobie w twj
cielesny stan si dostaje - ono, widzisz, pdzi std a do ciebie.
A to pdzi w tak zwanym czasie, widzisz. Ja tu stuk-stuk robi, a
ty po ile tam tykniciach to jako intensywny fakt brzczcy sobie
odsuchujesz. Niby nic, niby adna w tym niezwyko, powiadasz i
si nad spraw nie zastanawiasz - twoja wola, twj demokratycznie i
wszelako gwarantowany wybr, niech ci bdzie. Ale, widzisz - a jak
w tym si takie zagadnienie ukryje, e ja tu postukam, a za moment
i jeszcze mniejszy moment, e w tym tak zwanym czasie co si tam
zadzieje, e butelczyna zniknie, to co? - Tak, nie patrz si tak, to
naukowo moliwe, naukowo nawet udowodnione. Ty sobie patrzysz, a w
dolnych tam gbinach co si tak miesza, e raz tu, raz tam - albo
raz w zupenie nie wiedzie gdzie si takie elementowe co lokuje.
A nawet, widzisz, z pomiarw wychodzi, tak!, e to i tu, i tam, tak
jednoczenie i od razu si rozpycha, pojmujesz? No, po prawdzie to
tylko tam, czyli w tej gbokoci materialnej si tak dzieje, tej
wysokoci to nie siga. A szkoda, ech. Bo to by czowiek sobie, co
go pragnienie najdzie, tak butelczyn znalaz w tym i tamtym, lub
i innym punkcie. - C, niesprawiedliwo w tym jest, e tam to si
moe tak dzia, a tu nie... Polej, Krzysiu, eby nam pyn si tak
w zudzenie nie podmieni.
- Karol jestem.
- Ja wiem, Krzysiu, e ty ten tam swj realizm pojciowy uprawiasz
i kultywujesz, masz prawo, a co. - Tylko, widzisz, to zudzenie, to

droga do pomyki. Widzisz, wieci - co to, Krzysiu, wieci? Soce


czy Ksiyc, bo ja nietutejszy.
- To lampa jest.
- Lampa, powiadasz, a - dziwne teraz lampy robi. Tak, c to wobec
wiecznoci. Wic, widzisz, to jest tak, e takie soce sobie tam
gdzie wieci, ty si wygrzewasz w jego promienistym dziaaniu i w
twojej gowie nawet myl taka nie postanie, e ty dalek histori
doznajesz, e to ju przeszo tak ciebie dopieszcza. - Tak, to si
naukowo potwierdzio, nie patrz tak dziwacznie. Soneczko tam swj
proceder grzewczy uskutecznia, ty si w tym pawisz i przyjemnoci
cielesnej doznajesz, a to ju fakt z dalekiej historii tak ci si
pokazuje, to zaszo z tak zwanego czasu, ktra tobie teraz i tu
si objawia - rozumiesz? Ten tam wietlny promyczek, takie co, co
si w szklance tu kpie i zalotnie do nas mruga, to a cae osiem
minut i jeszcze troszk do nas pdzi od tego naszego soneczka - ty
to chwytasz?... A niechby tak si co tam z tym naszym gwiadzistym
obiektem stao, ty sobie pomyl, e dopiero po omiu tykniciach w
twoje oczy by doleciao, e ju nie ma co lecie - pojmujesz? Tak w
gwiedzie jakie procesy zaszy, soneczko zagaso, ale ty sobie tu
w cakowitej jasnoci dalej yjesz i w nieuwiadomieniu, tam si w
rzeczywistoci fizycznej dramat zadzia, a w twojej fizycznoci to
daleki fakt przyszociowy - rozumiesz, Krzysiu? Ty zudzenie tak w
szczegach ogldasz, zawsze zudzenie.
- Karol jestem.
- Albo tak sobie gwiazdeczk na nieboskonie upatrzysz, tamt lub
tamt, to obojtne po caoci. I teraz ty mylisz, e ty takie co na
tym niebie ogldasz? Jeeli tak mylisz, Krzysiu, to wielki bd w
swoim myleniu robisz - wielki, ci powiadam. Ty zudzenie, ogromne
zudzenie ogldasz. - Ty sobie wykombinuj, e kiedy ten promyk si w
tym tak zwanym wszechwiecie pokaza fizycznie, to tej butelczyny na
wiecie nie byo, nas nie byo i nawet wszystkiego wok nie byo tak, Krzysiu, to wszystko bya daleka przyszo wobec tego maego
promyka. Bo, pojmujesz, kiedy ta gwiazdeczka si bya zapalia, to
tak zwany czas jeszcze nam zupenie nie tyka, tu jeszcze nawet nikt
o adnym zegarku nie mdrkowa, bo adnego mdrkowania nie byo. Ta
gwiazdeczka, widzisz, to przeszo, zudzenie, daleki fakt, ktry
dla ciebie si teraz pokazuje, i co ty na to, Krzysiu?
- Karol jestem.
- Albo taki tak zwany wszechwiat, czy to zudzenie, tak po swojemu
spytasz. - Pytasz, tak? No, spytaj.
- Karol jestem.
- I dobre pytanie, Krzysiu, bardzo dobre. Za samo pytanie masz tak
od razu pi. Bo pytanie, widzisz, najwaniejsze, odpowied byle i
gupi poda. Tak, powie, nie, powie - albo inaczej powie - no i ju
mona powiedzie, e odpowied jest. Ale kwesti gbok zapyta i
trafi w centrum, to sztuka, Krzysiu, wielka sztuka... Wic ten to
tak zwany wszechwiat, ja ci to mwi, to te zudzenie. I to tak
po caoci... Niby, widzisz, spoglda taki astronomowaty czy jako
podobny kosmolog w dal dalek, widzi gwiazdy i podobne atomy, niby
to si krci, reguy matematyczne spenia - ale, Krzysiu, jak sobie
to poskroba logicznie, jak si wmyle w ten wirujcy fakt, to w
tym myleniu si jedna i oczywista mylowa uwaga pojawi - e to po
caoci zudzenie, e to zamieszanie energetyczne, e to dla nas w

obserwacji tak si przedstawia - a te e w ogle to w wszechwiat


jedynie w nas si takim pokazuje. Bo to my, widzisz, Krzysiu, taki
wiat i wszechwiat w sobie budujemy. To ty, tak, nie dziw si, ty
te taki wszechwiat w sobie tworzysz, i ja, i kady. Tak zwany po
naukowemu wszechwiat, to zudzenie, niczego takiego, Krzysiu, nie
ma i nigdy nie byo, rozumiesz?
- Karol jestem.
- Rozumiesz, to dobrze. Bo, widzisz, nie kady z tym si zgadza, i
nawet polemizuje. Dla takiego, rozumiesz, atom czy inna galaktyka,
dla niego to ju fakt - to kiedy tam si wybudowao z jakowy tam
powodw, i tak to trwa. A dzisiejszy ten kto to sobie przyrzdem i
inaczej poznaje. A to, widzisz, Krzysiu, bd, fundamentalny bd.
To, widzisz, zudzenie poznawcze, fasz obserwacyjny. A z czego on
si bierze? - Bo to, widzisz, z naszej zmysowej obserwacyjnoci, z
naszego powolnego wirowania energetycznego. My tu sobie butelk w
detalach ogldamy, a tam na dnie rzeczywistoci te wszelkie drobne
elementy wiruj i wiruj. I dlatego w tym szybkim wirowaniu dla nas
si jako stae pokazuj. Rozumiesz, Krzysiu? Tam si krci tak, e
tu twardy st - tam tylko ruch, wirowanie, pd... By taki jeden, z
pamici mi wyleciao - taki, wiesz, fizyczny. I ten on pokaza, e z
tego wirowania to si tak robi, e ty takiego wiateka adnym swoim
sposobem nie dogonisz. Pucisz promyk, pucisz drugi, i nic, blada
twoja, adnym sposobem nie dogonisz. Dziwne, powiadasz? A to jest
prawd prawdziw. Tylko, dlaczego tak jest, tego w jegomo ju w
swoim liczeniu nie poda - sprawa go, widzisz, Krzysiu, zmoga, tej
akuratnie tematyki nie sign. A to gociu by, e ho-ho, widzisz,
takie i inne zgbia.
- Karol jestem.
- Wiem, Krzysiu, e dla ciebie to nowo, e nie wszystko jeszcze z
tego zudzenia ogarniasz, jednak to w sumie proste jest, takie ju
proste, e prostsze by nie moe. Takie, powtarzam, e ju mocniej
proste by nie moe. - Nie prostackie, Krzysiu, adne takie, ale e
proste. Takie jeden plus jeden - ile to jest?... Dwa, dobrze, tak. A
dalej cztery, osiem, i podobnie - rozumiesz? Co si do czego w tym
niczym doda, i to ju tak biegnie. Bo, Krzysiu, tak na dole logiki
jest owo co i takie jakie nic, takie zero znaczy si, pojmujesz? I
to owo co, kwant jaki energii, on si rusza, kumasz? - Tu w miejscu
jednym jest, a za tyknicie w drugim, rozumiesz? Nic go w tej owej
nicoci nie wyhamuje, bo i jak, rozumiesz. Dlatego ten kwant sobie
tak si rusza. A jak si rusza, to maksymalnie prdko, przecie go
nic nie zatrzymuje. Tylko e, zauwa, takich podobnych elementw i
kwantw w kosmosie duo oraz nieskoczenie wiele - tak w bezkres to
si cignie, rozumiesz?... Wic jak si takie spotkaj, a musz, to
co z tego dalej si zbuduje, bo musi. Taki wszechwiat tak zwany,
na ten to przykad. To tam swoje uwarunkowania fundamentalne ma, to
si tak prostacko nie dzieje, ale si dzieje. Na jaki tam kosmiczny
i tak zwany czas to si dzieje. I jest wszechwiat. I gdzie si na
chwil tak zwany wszechwiat pokae, Krzysiu. A my w nim.
- Karol jestem.
- I masz racj, ten tak zwany wszechwiat to zudzenie. Niczego tu
takiego nie ma. To wszystko nasza obrazowa powolno sprawia, e w
tym miejscu co widzimy. Bo to, Krzysiu, ty zrb tak - poprowad ty
przez wszystkie takie tam kwantowe fakty, co to si w tym miejscu

napotkay, w tym wszechwiecie tak zwanym, ty poprowad lini. Tak


prost, znaczy si. Tak kresk, widzisz - jak tu rysuj. Ona sobie
z zawsze do zawsze biegnie, rozumiesz. I teraz ty na t prost te we
wszechwiecie wszystkie jedynki materialne nacignij - takie sobie
zobrazowanie wiata zrb, bo to mona zrobi, Krzysiu. I co, co ci
si pokazuje - co widzisz?... Prawda, e nic ciekawego, taka sobie
tam prosta, taka tam sobie paszczyzna. Skd ta pasko? Krzysiu,
to proste, banalne, pospolite. - Ot, na tym dole tyknie sobie. Czyli
kwant czego si w tej nicoci przesunie, bo inaczej nie moe, on
tylko w ruchu jest. Wic i taka caa prosta si te przesunie o owo
jedno tyknicie - bo przecie wszystkie elementy tej prostej te w
dalsze pooenie si przemieszcz. Tylko, widzisz, tu jest taki myk
w rozumowaniu, e ty nizae te kwanty w pionie, po nieskoczono
tak je nanizae, a one teraz sobie w poziomie si przesuwaj - tak
na jedno tyknicie "w poziomie" wobec tego "pionu" bezkresnego. I
co si buduje, Krzysiu, co powstaje w takim "tykaniu"? Wieczno,
Krzysiu, wieczno, powtarzam. - Prosta nieskoczona przesunita na
jednostk buduje wieczno. Ona zawsze i tylko jest nieskoczona,
ale ruch o jednostk wytwarza "w poziomie" paszczyzn - wieczno
zdarze i paszczyzn. Rozumiesz?
- Karol jestem.
- Tylko e, widzisz, "wszechwiat" to tylko kawaek paszczyzny, to
wycinek - lokalne zawirowanie. Ty sobie w nieskoczono prost po
wszechwiecie prowadzisz logicznie, ale popeniasz bd. Niby to w
analizie konieczno, niby wzory pokazuj, e jest nieskoczono,
niby tak musisz to robi - ale to bd. Bo tak zwany wszechwiat to
tylko kawaeczek z tej nieskoczonoci, to spotkanie kilku linii w
nieskoczonoci taki twr powoao do istnienia. Osiem, Krzysiu, z
omiu linii si dokadnie ten nasz wszechwiat skada. Mona sobie
to na jedn prost naniza, wwczas jak bry sobie wyprodukujesz
na ten przykad sferyczn, a mona osiem i wwczas co bardziej
skomplikowanego. Na przykad atom, gwiazd - albo i siebie, Krzysiu
zbudujesz.
- Karol jestem.
- I racja, i tak trzyma. Bo to, widzisz, spjrz ty na ten zbir w
postaci atomowej, albo i jeden wspomniany atom. On tu jest, tu tak
si na dnie szklanki krci. Ty powiesz, e to fakt, e to fizyka i
pewnik - a to, widzisz, zudzenie, ktre wytwarza si z ruchu. Atom
czy inny foton, to aden tam fakt, to wypitrzona, i to na chwil,
materialna struktura - nic staego. Kiedy tam powstaa moliwo i
si to objawio, ale kady konkretny element buduje si i zanika w
ramach zbioru cigle. Ty widzisz i czujesz atom, a to nadprogowe w
twoim postrzeganiu chwilowe zdarzenie. Rozumiesz? Prdko wiata
jest dlatego najwiksz, Krzysiu, e tak si najszybciej elementy
tego procesu buduj - nic szybciej si w kupk nie zoy. Tylko e
to nie znaczy, e nie ma wikszych prdkoci, bo s, Krzysiu, tu i
wszdzie one s, tylko niedostpne w naszej obserwacji. A dlaczego
niedostpne? Bo musz zaj, eby to nasze obserwowanie byo jako
moliwe, rozumiesz? - Buduje si taki foton, buduje, ale eby mona
byo z jego usug skorzysta, to musi tak zwany czas min, takie
"c" si zadzia, dopeni do tej fotonowej jedynki. A to, widzisz,
Krzysiu, trwa. To dugo trwa. Dla nas to mgnieniowa i najmniejsza
ju moliwo faktograficzna, ale wobec maych nieskoczonoci to

duga chwilka. Bardzo duga, Krzysiu.


- Karol jestem.
- Widzisz, atom czy foton, to aden tam atom czy foton, to mocno w
swoim splataniu energetyczna ruchawka, taki kbek zmian budowany
z przemieszczania si czego w niczym. Masz te osiem linii, czy t
jedn, nie to jest wane - i one tak sobie swoimi skadnikami po tej
nieskoczonoci si snuj. Niby nic z tego nie bdzie, tak powiesz,
i zrobisz bd. Bo, widzisz, one si snuj w tej to sferze - a tu w
kadym kierunku peno i gsto. Tu adnego pustego miejsca nie ma i
by nie moe. - I co z tego, spytasz? A, widzisz, wszystko. Tak si
to przedstawia, e wszystko. Bo jak taki ruszajcy si z miejsca na
miejsce element nie moe nigdzie uciec, czyli tylko w tym zakresie
mu danym si rusza - kiedy tak oscylujco odbija raz w jedn, a raz
na drug stron, a takich elementw jest mnogo, to one musz co
razem w tym ruchu zbudowa, nie ma wyjcia. One nie maj adnego ju
wyjcia. S w kadym kierunku blokowane przed oddaleniem, wic si
musi z tego lokalnie jaka konstrukcja skomplikowana, zsumowana oraz
zoona pojawi. A to foton, a to atom, a to ja czy ty. Bana taki
fizyczny.
- Karol jestem.
- Tak i ty, Krzysiu, masz racj. I jeszcze dalej masz racj, to na
wieczno si nie rozciga, to tak zwane wszechwiatowe zudzenie to kiedy si tam zaczo, i, c, fakt prawdziwy, si skoczy. Nie
stresuj si, to jeszcze chwilk tak potrwa. Skala, widzisz, dua i
ogromna. Z naszego podwrka taka po nieskoczono, jednak logicznie
maa. W absolutnej nieskoczonoci to punkcik - to drobna chwilka w
wiecznoci. - Bo my, widzisz, Krzysiu, na tej prostej tylko tak na
moment, tak raz na wieczno. Niby, mwisz, e punkt od punktu si
niczym w prostej nie rni, byo to samo, mwisz, i bdzie - e si
kiedy ju podobnie zadzialimy i e si zadziejemy. I bdnie to,
Krzysiu, mwisz, faktu prostej nie zgbie. Bo, widzisz, kwant i
kwant prostej, tu zgoda, ten sam, tego drobiazgu zawsze i tylko w
nieskoczonoci jest nieskoczenie wiele ale z tego, widzisz, to
nie wynika, e wszystko wolno, a nawet wicej, nic podobnego. To w
nieskoczonej wiecznoci inaczej idzie, Krzysiu. - Tylko raz na t
nieskoczono si wszystko dzieje. Punkt prostej niby taki sam, i
to prawda, tu czy za iks jednostek taki sam. Ale, zauwa, on si na
tej oraz w tej prostej tylko raz pokazuje. Taki sam, ale tylko po
jednym fakcie - zawsze ten sam, ale za kadym razem ze swoj, tylko
ze swoj numeracj. Na tej prostej kady punkt tylko jeden numerek
obstawia - tylko jeden! Nigdy fakt si nie powtarza, cho to zawsze
i tylko taki sam fakt. Rozumiesz?
- Karol jestem.
- Tak, Krzysiu, masz racj. Ty, tylko ty tu siedzisz, i nigdy inny
kto. Kiedy by taki sam Krzysiu, teraz razem pijemy, kiedy tam
bdzie inny Krzysiu - ale nawet jeeli bdzie detalicznie taki sam,
to bdzie ju inny, rozumiesz? Nic dwa razy si nie zdarza, nie ma
dwu jednakich spojrze w oczy, Krzysiu, rozumiesz? Butelka bya i
ju jej prawie nie ma, cho by si przydao. Tylko, widzisz, tak w
tym wszechwiecie to si ukada, e to wszystko jest zudzenie - i
to tak boli... Co byo, gdzie tam tykajco tykno - i ju tego nie
ma, przeszo do historii. Nie masz, Krzysiu, drugiej, co? - Tak, nie
masz, widzisz, wszystko to zudzenie. My tu sobie siedzimy, mio i

w ogle rozmawiamy, a tam, wiesz - na samym dole - to si rusza, to


si kotuje, to pdzi z nieskoczonoci w nieskoczono. I tak po
caoci ma nas w nosie, nawet nie wie, e my o tym wiemy. I kwantami
tak sobie tyka - tyk, tyk, tyk... Ech, Krzysiu, zudzenie, wszystko
to zudzenie.
- Karol jestem.
Trudno powiedzie, co dalej w yciu Krzysia - tfuj, wr, co si w
yciorysie pana Kowalskiego Karola zdarzy, mody on jeszcze jest,
w kwiecie wieku, mona powiedzie. Do tego czasu w zudzenia tak w
oglnoci i szczegami nie wierzy, wszelkie zwidzenia traktowa
naleycie, jak na to zasuguj. Ale, to si samo przez si mocno i
detalicznie rozumie, taka ekspozycja dugotrwaa na sowa i obrazy
ze zudzeniem w tle, takie co nie mogo pozosta bez efektu. Wic
rnie to zapewne si jeszcze odbije. Moe i jak czkawk logiczn
- lub nawet myleniem, tak zwany wszechwiat ju nie takie dziwnoci
widzia. To si okae.
Wszystko w tym zudzeniu moe zaistnie. Nawet mylenie.

cdn.

Janusz ozowski

You might also like