Czyli o wyszoci filozofii nad fizyk (lub odwrotnie).
cz ... - NIC-i-CO. - ... masz racj, forma i styl opisu, sposb prezentacji tematu jest bardzo istotny, i nie chodzi wycznie o zrozumienie. Powiem nawet wicej, w naszym piknym grajdoku to gwnie forma decyduje o tym, czy przekazywana tre zostanie zaliczona do powanych oraz godnych zauwaenia, czy pozostanie na marginesie i bdzie przywoywana tylko okazjonalnie. Jeeli sownictwo jest zagmatwane, wielopitrowe, a do tego obco brzmice, to taki zbir zda mniej lub bardziej sprawnie gramatycznie powizanych wydaje si z samej swojej pokrtnoci wany i szacowny; czyli mao rozumiem, dlatego musi to by istotne. Jzyk klarowny, przystawalny do posiadanych poj - no nie, to nie uchodzi w powanej dyskusji. - Co mi si zdaje, e... - To byo tak oglnie, ku pokrzepieniu serc - i nie wycigaj z tego daleko idcych wnioskw. Jednak rzeczywicie uwaam, e formua opisu jest niezwykle wanym, wrcz zasadniczym elementem zrozumienia - e zastosowany jzyk decyduje o odebraniu przekazu lub nie. I dlatego staram si tak prowadzi nasze rozmowy, eby byy maksymalnie - na ile mnie sta - bliskie zebranym (poprzez nasze istnienie) obrazom wiata, a z drugiej strony odnosiy si do zakresu poznawanego. Jeeli wic w tym momencie nasza rozmowa ponownie musi - a musi, z uwagi na istot oraz znaczenie tego obszaru - zahaczy o Kosmos i fundament rozumienia, to nie mog w tej granicznej strefie stosowa poj wstpnie ju rozbudowanych, odnosi si np. do energii, kwantw czy pl, eby odwoa si tylko do fizycznego, tak ci bliskiego (i znanego) sownictwa. Maksymalna prostota omawianej treci zakada, wrcz wymusza maksymaln prostot opisu, adna nadmiarowo nie jest tu wskazana ani potrzebna. - Dlatego "co" i "nic"? - Tak. Z tym, e stosuj zapis z wielkich liter - chodzi wanie o graniczny i skrajny element pojmowania, wykraczajcy poza tak zwany wszechwiat; dalej w analizie pj nie mona, i to w aden sposb. - Dlaczego? - Zauwa, jest cae spektrum moliwoci obserwacji, postrzegasz fakt, na przykad kamie czy podobnie, tylko e kiedy t jednostk wiata zbadasz w kolejnym kroku za pomoc jakiego dziaania, rozbijesz czy w inny sposb rozdrobnisz (albo odniesiesz do zakresu nadrzdnego), to stwierdzisz, e w tym dziaaniu nie ma kresu - dla ciebie bdzie to nieskoczony cig dziaa, nigdy brzegu "drobienia" nie dojdziesz. Z powodu? Poniewa w twojej obserwacji (dziaaniu) nie ma jednostki tworzcej, nie ma elementarnego skadnika, ktry - logicznie biorc - musi si w wiecie znajdowa. I jest kopot. Kopot, ktrego bez odniesienia do ta (do otoczenia-rodowiska) nie rozwiesz, bez tego elementu rozumowania z paradoksw opisu nigdy si nie wydostaniesz. - Na przykad dylematu, czy podzia jest, czy nie jest skoczony, bez poszerzenia analizy o to zagadnienie jest nierozwizywalne, bez punktu odniesienia to niemoliwe. - To jako konieczno. 1
- I to zawsze. Nie ma znaczenia, co analizujesz, kadorazowo musisz
to odnie, umiejscowi - powiza z tem, bo zawsze jest jakie to wobec wyrnionego faktu. Zgoda, moesz to w opisie pomija, moesz nawet nie wiedzie, e dalszy zakres zjawisk dopenia postrzegane, ale to zawsze jest, umoliwia i warunkuje twoje dziaanie w kadym zakresie. Czy ustalasz fakt w postaci "kamienia", czy produkujesz w zapale poznawczym abstrakcj "jednostka logiczna zmiany" - zawsze do tak ustalonego skadnika (czy to wiata, czy twojego mylenia) jest dopeniajce to. A co jest tym tem, to ju pochodna twoich stara oraz moliwoci. - W sensie absolutnym to bdzie NIC? Tem granicznym jest NIC? - Tak. Kady wyodrbniony przez ciebie fakt dopeniony jest tem, w zakresie fundamentalnym jest to "nico", NIC. - A co wicej, co ma znaczenie, NIC dopenia zawsze, wszdzie, na kadym poziomie wiata wyrniony fakt - o tym jeszcze w trakcie tej rozmowy przyjdzie si wspomnie kilka razy. - Ale we wszechwiecie nie ma prni, otaczajca nas prnia to nie jest prnia w sensie logicznym. - Prawda, ale bdna. To nie art... Zgoda, tu wok (i po horyzont) nie ma wolnego kawaka, tu wszystko zapchane po ostatnie - zapchane w takim stopniu, eby jeszcze by moliwy ruch, eby nie byo zastoju. "Faszywa prnia", czy jakby tego nie definiowa, to wyznacza nasze dziaanie, postrzeganie oraz rozumienie tego wszystkiego. Tylko e logicznie to nie jest wszystko, to cz tego wszystkiego, co skada si na nas i nasz wiat. Poniewa jest jeszcze "pustka absolutna", NIC... W tym momencie dosownie kilka zda o poznaniu, o dziaaniu, ktre jako fizyk prowadzisz, sprawa pniej wrci, i to w szerszym ujciu. Jak biegnie twoje "obmacywanie" wiata? Wyrniasz element, proces dowolny stan w rzeczywistoci (w tym, co uznajesz za rzeczywisto) i dziaasz w oparciu o te elementy. I to jest dla ciebie wszystko, niczego wicej nie ma. Jest "fakt" i jest eksperyment na/w nim - a wszystko "poza" ju w zakres pomiaru (postrzegania) nie wchodzi, w twoim dziaaniu tego "poza" nie ma. - Nawet wicej, nie moe by, bo dlaczego masz dopisa do elementu jego brak i bada ten brak? Ciebie interesuje tylko-i-wycznie "widoczne", a pustka-brak to nie twj zakres operacji. - Zreszt, po drugie, jak zmierzy brak czego, to niemoliwe. To ju nie jest fizyka. Tylko e, we to pod uwag, twoje dziaanie zawsze odnosi si oraz operuje zbiorem - dla ciebie zawsze dostpny w badaniu jest zbir, skomplikowany wewntrznym rozkadem elementw zbir, nigdy jednostka - tej nie moesz sign. Jednostki granicznej i tworzcej pomiar nie signiesz, to niemoliwe. Co nie znaczy, to rwnie oczywiste, e jakiej jednostki (na tu i teraz analizowanym poziomie) nie postrzegasz, bo postrzegasz. Tylko e to jest zawsze stan skomplikowany, rozbudowany i zmieszany - to jest jednostka dla ciebie i na ten moment badania, ale to nie jest "jednostka elementarna"... Dla ciebie tym samym zawsze dostpne jest CO (i poza nie nigdy si w eksperymencie nie wychylasz, nawet o tym nie mylisz) - tylko e to wielkie i zmieszane "co". W twojej powierzchownej i rozwleczonej w czasie i przestrzeni obserwacji (a innej fizycznie nie ma) - dla ciebie w tym mao dokadnym oraz mao wprawnym ujciu (bo fizycznym, 2
bez poszerzenia o zakres logiczny), w tym ujciu NIC nie wystpuje,
bo na jakiej podstawie i jak by si miao w tym dziaaniu znale? Przyrzdem nicoci nie zbadasz, pustka jest poza odnoszcym si do "czego" czynem badawczym. - Nawet jako to? - Nawet jako to. Fizycznie dla ciebie tego zakresu nie ma - wszak skupiasz si, powtarzam, przecie moesz operowa tylko "czym" oraz w ramach tego czego. W twoim pomiarze miejsca na NIC nie ma. Ono, co zrozumiae, tam jest, i to w sposb absolutnie konieczny - jednak jest nie do ustalenia metod fizyczn, jedynie dostpn dla ciebie metod... Owszem, ju wiesz, e zawsze jest jakie to, e musi by dopenienie do postrzeganego, eby to mona byo wyjani w jego zoonociach i zalenociach. Dlatego te ustalasz te swoje rne "etery" (czy dzi "pola"), a w konsekwencji musisz - sam to przyznasz - traktowa to jako byty matematyczne, za pomocne w opisie konstrukcje, jednak nie wiadomo do jakiego stopnia realne. I gmatwasz si w analizie, i co rusz ustalasz sprzecznoci - a tu ten wiat przecie jest, i nawet dziaa... - Znw wpadasz w ton, e fizyka nie moe tego lub tamtego, e sama, bez filozofii, sobie nie poradzi - to denerwujce. Nie chc przez to powiedzie, e takie postawienie sprawy nie ma sensu, jednak dajemy sobie rad, to i owo udao si pozna. - Jeszcze o tym porozmawiamy, dzisiejszy temat jest bogaty w rne odniesienia, ktre musz zosta wyranie, wrcz dobitnie nazwane ale rzeczywicie warto to zrobi w strawnej i logicznej kolejnoci. Ktr, mam tak nadziej, uda mi si zachowa. Jeeli zbocz, c interweniuj. - W tym moesz na mnie liczy. - Chodzi o to, e dotarcie do najbardziej skrajnego i granicznego w wiecie zakresu (a wiec do fundamentw rzeczywistoci) - to wymaga wprowadzenia, a dalej operowania maksymalnie prostymi elementami, to konieczno. To tak, jak ustali aksjomaty w matematyce i operowa nimi, cay gmach jest na tym oparty... A nawiasem, odniesienia do matematyki bd w tej pogadance nagminne, to nieuniknione. Po pierwsze z szacunku dla takiego sposobu opisu, a po drugie, e w tym obszarze mona szuka inspiracji dla tutejszego dziaania (wszak skadniki tego rozumowania s tu obecne "od zawsze" i s ju solidnie doprecyzowane - cho niekoniecznie uwiadamiane w powizaniu z otoczeniem). A po trzecie, warto matematyczny produkt skonfrontowa z fizycznym wiatem, czyli realn zawartoci opisu. Bo abstrakcja abstrakcj, jednak co si za ni kryje. - C za odmiana, do tej pory preferowae abstrakcje sowne, a tu, prosz, matematyka. - Sowa s nam blisze, dlatego je wybieram w pierwszej kolejnoci. W sownym (w tak naturalnie naturalnym) jzyku atwiej prowadzi i analiz, i opis - prowadzi j dla siebie i dla innych. Kiedy operuj jzykiem, ktry dobrze znam, a rwnie odbiorca opanowa go w stopniu pozwalajcym na zrozumienie treci, to - pozostajc na tym wsplnym poziomie - mona si porozumie, bo jest baza (fundament) do wymiany danych. I o to chodzi. Co mi (lub innym) po niebywale nawet piknym i skomplikowanym jzyku, jak nikt wicej go nie zna - jeeli w takim formuuj swoje zdania i uwagi, to taki komunikat trafia w pustk, 3
dosownie w pustk, i nie ma odzewu. Ja co mwi, a mwi w ramach
zbioru poj maksymalnie bliskich tobie i mnie, czyli jest wsplnota, jest "kana" przenoszcy sygna (zestawiamy go midzy sob z kwantw jzyka) - i jest przekaz treci. Ja wiem, co mwi, a ty wiesz, co do ciebie dociera. Wsplny poziom jest warunkiem przesania wiadomoci; jak jest bardzo bliski (na ile tylko moliwe, identyczny nigdy nie bdzie) - to lepszy, skutecznie dociera do odbiorcy. I to si sprawdza. Im bardziej oglny i odnoszcy si do doznawanej wsplnoty wiata jzyk, tym jego zasig wikszy - bana, ale jake czsto zapominany przez rnych takich, co to przemawiaj do "ludu" z wysokoci swojej "katedry" (albo ambony), przemawiaj w dostpnym sobie (i dla nich zrozumiaym argonie), a nastpnie dziwi si, e suchacze ich nie rozumiej... Kady specjalistyczny argon, kady lokalny jzyk jest sprawny (i potrzebny) w zakresie, do ktrego si odnosi - ale musi (musi!) by tumaczony "na ludzkie", kiedy chcesz tre przekaza komu, kto nie jest wtajemniczony i tego jzyka nie zna; porozumienie wymaga operowania na/w tym samym poziomie. Co nie oznacza, przyznasz, e nie warto skorzysta z innego zasobu "sw", e nie warto poszerzy pola obserwacji. Zwaszcza jeeli w takim szerszym ujciu znajd si dugo i skutecznie wypracowywane pojcia - jak co si sprawdzio, to znaczy, e niesie ze sob tre. Poniewa obecna rozmowa dotyczy skrajnych, granicznych zagadnie, a te byo "od zawsze" obecne w matematyce (nawet jeeli matematyczni o tym nie wiedzieli), to warto posikowa si ich osigniciami. Nie zamierzam ogranicza si do jednego punktu widzenia, to zawsze le rokuje opisywaczowi - najmniej dwa, a najlepiej kilka obserwacyjnych punktw ustala prawd. Ot taka myl, co by uwzgldni w maszerowaniu przez rzeczywisto zmatematyzowan drog. A po kolejne - matematyka i jej abstrakcje to te sowa, "znaki" do symbolicznego (umownego) definiowania zmiany. To swoisty jzyk, ale na pewno jzyk, wic generalnie mieci si w proponowanym sposobie opisu. - Std NIC i CO. - Na samym dnie rozumowania o wiecie, w fundamencie logiki, ju bez definiowania, czy chodzi o zakres fizyczny czy Fizyczny, zastosowany tutaj termin "wiat" oznacza ju wszystko (co w dowolny sposb mona uj pojciem, myl po prostu) - i wanie dlatego, e s rnorodne jzyki opisu, e odnosz si do jakiego zakresu oraz stosuj rne abstrakcje - z tego powodu na dnie rozumowania konieczne okazuj si maksymalnie proste, a przez to wsplne dla wszystkich drg poznania elementy. I tymi elementami s NIC oraz CO. Czyli "fakty", kwanty, jednostki rozumowania, ktrych niczym nie mona zastpi, absolutnie do niczego innego redukowalne skadowe. - Przecie CO mona opisywa na rne sposoby. - Nie CO, ale zalenoci. To s ju zalenoci "czego" i "niczego", i to bdzie musiao si w kolejnym kroku rozmowy pojawi, to wany skadnik definiowania wiata. Jednak w tym momencie niezwykle mocno podkrelam, e wprowadzone dwa elementy rozumowania stanowi granic, poza ktr nie ma jak si przedosta - "dalszego" (co by sobie pod to nie podkada) nie ma w adnej postaci... Owszem, moesz sobie powiedzie, e odrzucasz "CO" i e tym samym masz NIC - banalne dziaanie, ktre zawsze w takich okolicznociach si pojawia (i rwnie pojawiao si w naszych rozmowach). Tylko e 4
skutki takiego dziaania, do ktrych jeszcze wrcimy, te skutki s
istotne: negujesz swoje istnienie. A to przecie nie koniec sprawy, to nie usuwa dylematw. Bo kiedy odrzucasz CO, to krokiem dalszym musi by zanegowanie NIC, przecie to rwnie wany skadnik takiego dziaania - a jak, powiedz, jak odrzuci NIC? Jak zanegowa takowy element rozumowania?... A jak nawet to zrobisz, bo to przeprowadzi mona (nie z takimi czynami mierzy si umys - i to niekoniecznie w stanie wskazujcym) - to pojawia si najwaniejsze pytanie, ktre mona (i trzeba) w takich okolicznociach zada: co zamiast NIC?... Co zamiast NIC? ... Kiedy dokonujesz operacji na podstawowych elementach logicznych - i tym samym fizycznie negujesz energi i prni (albo matematycznie jedynk i zero) - kiedy odrzucasz taki fundament wasnego dziaania, to zaraz pojawia si pytanie, a co zamiast pustki? Owszem, CO mona usun, bowiem w zapasie jest jeszcze NIC, ale konsekwentnie rwnie trzeba odrzuci owo NIC, zanegowa pustk, poniewa to jest ten sam cig rozumowania, to samo dziaanie logiczne. W konsekwencji pojawia si oczywista, mam nadziej, e ju oczywista dla ciebie myl i refleksja, e takiego czynu nie mona przeprowadzi - e nie moesz usun z analizy NIC. Nie moesz, poniewa NIC jest, z samej swojej "nicoci", nieredukowalne - NIC jest fundamentalnym skadnikiem rozumowania, ktrego w aden sposb nie usuniesz. Nie usuniesz nicoci, poniewa nie masz adnego innego elementu do dziaania, usuwajc NIC, negujesz wszelkie dziaanie. I siebie samego na dokadk, rozumiesz?... NIC, a dalej i w powizaniu CO (przecie istniejesz i skadasz si z tego CO), to s kracowe i do niczego ju redukowalne pojcia, ktre opisuj rzeczywisto - to fundament. Dla ciebie, dla fizyka, NIC (pustka pojta absolutnie) to nie jest obiekt bada, jednak logicznie to konieczno, bez takiego elementu objanienie wiata, ju takie do koca-dna logiki, bez tego jest to niemoliwe. ... - Przyjmuj do wiadomoci, ale prosz o uzasadnienie. - Zaznaczyem, e wszystkie przez wieki oraz dzi stosowane pojcia, wspominane siy, energie, kwanty czy pola, zwa jak zwa, to zawsze jest i musi by zoenie, a te skomplikowanie - to lokalny, zawsze do danego zakresu moliwoci poznawania wiata odnoszcy si termin. Raz, na przykad, stosuje si "eter", a po kilku wiekach "pole", to tak dla urozmaicenia w nazewnictwie - adna odmiana, sam rozumiesz, przecie chodzi o to samo... Nie machaj, to to samo, rnica pojawia si tylko w iloci szczegw, ktre s zawarte w opisie, ale gboka tre jest taka sama: zakres dopeniajcy poznawane, jednak badaniem nieuchwytny. A nawet, jak w przypadku "pola", jest sporne, czy mowa o konkrecie, czy o "bycie matematycznym". - Czyli komplikacja ronie w si (i dobrobyt obracajcych takim piciem), obraz zagszcza si iloci "pikseli", jednak tre pozostaje ta sama; ronie zbir detali i zalenoci midzy nimi, jednak wiedza oglna (o wiecie) pozostaje na tym samym poziomie. - Szczegy s wane. - Ale ja nie zamierzam ich wyrzuca - s nie tylko wane, decyduj wrcz o zrozumieniu (wiedza oglna bez "suplementu", dopeniajcej t wiedz instrukcji obsugi, jest bezuyteczna w sensie praktycznym). Podkrelam jedynie, e "tkany" w taki sposb obraz wiata, wanie 5
poprzez te poziomy i ich szczegy, on si zwyczajnie gmatwa oraz na
rne sposoby zaptla, dlatego trudno si w nim skutecznie porusza, o zrozumieniu nawet nie wspominajc. Std, zauwa, to tak dojmujce dla wielu dubicych w rzeczywistoci odczucie, e w miar poznawania otoczenia ono okazuje si zapchane detalami i coraz bardziej skomplikowane, wrcz wydaje si, e to tak musi by: na pocztku prostota i kilka elementw, a pniej to ju trudniej i trudniej. I, co wicej (co poraa i wprowadza zwtpienie), by moe nigdy fina takiego poznawania. Tylko takie pytanie: czy owa trudno jest w tym onym wiecie, czy w poznajcym, w jego sposobie opisu i metodzie dziaania? Czy wiat w podszewce to spltanie i zagmatwanie, czy przeciwnie, prostota - i to maksymalna prostota? - Niech zgadn, twoim zdaniem w poznajcym? - Tak, ale... Sprawa nie jest taka prosta. Dlatego tak podkrelam, e wszelkie "piksele", szczegy poznania s wane, poniewa bez nich nie mona przej na kolejny poziom poznania; to "kwanty", cegieki wiedzy usypuj pagrek, na ktry moe si wdrapa obserwator. A po kolejne - z niego rozejrze. Im wicej takich "kamykw", tym dalszy widok. Problem tylko w tym, eby w pewnej chwili ustalone szczegy zebra i zbudowa na ich podstawie caociowy obraz. - I to, pragn podkreli, jest czynione. Nawet z sukcesami. Sam to potwierdzisz. - W ramach zakresu fizycznego, w ramach tzw. "wszechwiata" - tak, masz racj, tu si to sprawdza. Ale aktualnie, zauwa i uwzgldnij, docieramy do granicy (i zarazem obszaru maksymalnego), gdzie takimi szczegami poznania staj si jednostki - czyli kwanty. Mwic inaczej, poznawcze "drobienie" otoczenia - tak w gb, tak w dal - tu te drogi mierzenia rzeczywistoci spotykaj si, na/w tej granicznej strefie najmniejsze i najwiksze fakty staj si jednym i tym samym (zbiegaj w jedno). Czyli pocztek okazuje si istnie wszdzie, koniec zbudowany jest z tych samych elementw co pocztek - i wszdzie, i zawsze (i w kadym przebiegu) mona si owych "jedynek" czego doszuka. Wszystko czy si ze wszystkim - i to poprzez wszystko. To ju wida, to ju wiadome - tylko metody prezentacji, tylko reguy oddajcej t wszechczno nie ma. - I sposobem ma by prostota opisu? - To konieczno. Choby po to, eby mona to byo opisa. A dalej przetumaczy (a dalej wykorzysta) w innych sposobach definiowania eby to mona byo wyrazi w innych "jzykach". Nie krzyw si, chodzi o to, eby teraz, w/na tym skrajnym zakresie, ponownie sign do najprostszych elementw opisu i z nich - ale z caym bagaem wypracowanych szczegw i odnoszc si do nich - eby w takim zestawieniu wypracowa maksymalne, a przede wszystkim z tymi szczegami niesprzeczne ujcie... Co wicej, i podaj ci to jako argument za tym tokiem rozumowania i postpowania, kwantem jest to, co za kwant uznam, zauwa i uwzgldnij ten fakt w postpowaniu. W tym przypadku chodzi mi o kwanty jzyka, o jedynki znakowania wiata, abstrakcyjnego ujmowania rzeczywistoci. I wicej: o wszelkie "jedynki" dowolnego jzyka. Przecie nie ma znaczenia formua wyraania - to moe by codzienny 6
i potoczny jzyk, moe by literacki, moe by matematyka ze swoim
zbiorem symboli - albo dowolnie inny. Kady jzyk jest elementem tego wiata, rzeczywistoci po prostu - i dlatego w kadym jak jedynk sobie ustalisz. A to na poziomie "litery", a to "wyrazu" - a to na poziomie "zdania", caej "ksiki" lub "biblioteki"; zawsze masz w opisie jednostk zliczania tak wyrnionego zbioru. Czyli osobnik opisujcy wiat i zawierajc si w nim - nawet o tym nie majc pojcia - elementy tego wiata (oraz "skadni") stosuje, nie moe si z tego wiata wyprowadzi. Jest jego skadow, dlatego reguy i jednostki zmiany musi stosowa - nie ma wyjcia. I dlatego "jzyk" jest skutecznym narzdziem opisu. Byt, eby zrozumie otoczenie (i eby samemu by zrozumianym), musi reguy wiata stosowa. On musi, ale i kady inny uczestnik wiata (co by pod pojcie "uczestnik" nie podkada). Po prostu obserwator zawiera w sobie cechy wiata i je stosuje - i wicej: jest odbiciem i "klonem" wiata i jego regu. Dlatego powstajcy jzyk, eby by sprawny, musi formowa si w wiecie oraz oddawa jego wasnoci inaczej go nie bdzie; nie ma jzyka "nie z tego wiata", poniewa sprzeczno nie istnieje... A to dalej oznacza, i o to chodzio mi w tej przydugiej wypowiedzi, e w sposobie opisu rwnie mona wyrni kwant tego opisu, element nieredukowalny - czyli aksjomat, ktry naley przyj (tu: ustali logicznie), poniewa niczego wicej wypracowa nie mona. Czy bdzie chodzio o zgosk czy liter, czy o dowolnie inny znak dowolnego jzyka - nie ma znaczenia, jest kwant tego zbioru, a dalej operacje na nim i z jego pomoc. Tak samo, jak z cegy budujesz dom, tak z "cegieki" jzyka budujesz abstrakcyjny "dom" - obraz wiata wobec ciebie zewntrznego. Jzyk zawiera si w wiecie, wic oddaje jego reguy - a to oznacza, e mona w opisie oprze si na jzyku (kadym jzyku) - i e bdzie to skuteczne. Zreszt i tak niczego wicej nie masz do dyspozycji, to zawsze kwanty (abstrakcje) takiego czy innego jzyka. Skoro proces zawsze jest ten sam - i w wiecie, i w tobie, i w jzyku - to moesz tak postpowa... Czyli, idc tym tokiem rozumowania i eby wyrazi to w jednoznaczny sposb, nie mog zastosowa skomplikowanego pojcia, owych "pl" na przykad, poniewa to jest ktre tam pitro poznania, konieczne ale wewntrzne wobec maksymalnej strefy, o ktr tu chodzi, a przez to mao przydatne; to szczebelek poznania, ale nie jego fundament. Owe wszelkie inne pojcia cign ze sob baga skojarze i odnosz si do konkretnego czasu, miejsca wypracowania, osobnika, ktry je wprowadzi, dlatego s obcione tymi uwarunkowaniami. Natomiast w przypadku "CO" (w powizaniu z "NIC") - tu tego nie ma, w dowolnym systemie znakw nie ma zaburzajcej odbir nadmiarowoci; tych poj, i to w adnym jzyku, zredukowa do prostszego nie mona. Mona je inaczej zapisa, inaczej wymwi, jednak kodowana za ich pomoc tre jest granicznie fundamentalna. eby maksymalnie prosto zdefiniowa otoczenie, kwantem opisu, ktry bdzie do przyjcia dla kadego, musi by maksymalnie proste, a zarazem maksymalnie oglne pojcie. - Wic "CO"? - Czy masz bardziej elementarne i jednoczenie tak szerokie nazwanie wiata oraz skadowych wiata? Moim zdaniem nie ma - uwaam, e nie ma rwnie silnego i podstawowego. 7
"CO", taki termin, to z jednej strony kwant rozumowania, jednostka
ju do niczego mniejszego sprowadzalna (wszak jedynka to "co") - a po drugiej kwant maksymalny i graniczy, przecie nie mona w jednym znaku zawrze wicej. "CO" to wszystko, cao wszelakich elementw, i to dowolnie wyrnialnych w tle. "CO", po prostu co innego od "NIC" - to jest ten poszukiwany (na rne sposoby) i konieczny kwant opisu, w tym przypadku wewntrznie podwojony kwant rozumowania. A dlatego jest to podwojony kwant, e chodzi o "stan" CO-NIC, tylko tak poprowadzone zdefiniowanie nie wnosi sprzecznoci, to jedynie moliwe ujcie. Dowd poniej. - A dlaczego nie "energia", na przykad? - Poniewa, jak powiedziaem, s "naleciaoci" i skojarzenia z tym terminem zwizane - a nawet wzory, ktre co takiego dookrelaj. A po drugie, co w naszej rozmowie ma istotne znaczenie, takie pojcie ju wstpnie zawa zakres stosowania do fizyki, a obecnie rozchodzi si o Fizyk, o wszelkie sposoby opisu i postrzegania rzeczywistoci. Kady inny termin jest "genetycznie obciony", co skutecznie jego stosowanie ogranicza... Owszem, takie "obcienie" rwnie dotyczy zaproponowanych sw, jednak one - przez swoj skrajn zawarto odnosz si do wszystkiego, a przecie o to mi chodzi. Na pocztku jest tylko i wycznie NIC i CO, to jednostka-element rozumowania, wszystko inne jest pochodn. I naprawd niczego wicej nie potrzeba do opisania rzeczywistoci (w kadym jej przejawie, w wszelkich stanach i wasnociach). Jest zero i jeden w matematyce, prnia i jednostka w Fizyce, wszelkie pozostae "fakty" s jedynie przypisem, to wynikajce jako konieczno zdarzenia, a cao ukada si samoistnie. Z zero i jeden wyprowadzisz matematyk, operujc NIC i CO uzyskasz Fizyk. ... - To nie wystarczy, uwaam, e "CO" potrzebuje doprecyzowania, i to gbszego. A "NIC" jest co najmniej dyskusyjne. - Wiem. Dla ciebie, dla fizyka, ktry operuje "czym" oraz odnosi si do "czego", dla kogo takiego trudno zaakceptowa NIC - uzna, e jest tu i wszdzie. Pustk w jej wszechwiatowym - wic "faszywym" rozedrganiu i rozumieniu - tu nie ma problemu, ale NIC (czyli pustk tak pust, e a pust), z tym jest kopot, powtarzam, uzasadniony. Bo w ramach fizyki tej-takiej pustki nie ma, jest zmieszanie, ale nie pustka absolutna. Co wicej, nawet dla logika, ktry operuje i odnosi si do fizycznego i codziennego ("namacalnego") zakresu wiata (i ten zakres uznaje "za wszystko"), rwnie dla kogo takiego akceptacja "niczego" jest kopotem - bo nie widzi, nie rejestruje wok pustki definiowanej logicznie. Przecie jej nie ma w ramach fizyki. Filozof, ograniczajc si tylko do "banalnej" fizyki, ma te same kopoty, co ty - jeeli nie zbuduje Fizyki, polegnie w dociekaniach. Tylko e to nie oznacza, zauwa, e pustki nie ma w granicznym, wic w poza fizyczny eksperyment wykraczajcym obszarze, e bez takiego dopenienia mona si w analizie oby. Bo nie mona. Chodzi o to, o maksymalne otoczenie do CO. A to, wiadomo, z zasady jest poniej progu poznania i dopki nie jest niezbdne w opisie, to pozostaje w cieniu i niezauwaone... A jeeli chodzi o "wasnoci" i zalenoci "CO", to przejdziemy do 8
tego w dalszej czci, to musi si pojawi. Upieram si jednak, e
zastosowany termin jest dlatego najlepszy, e na tym fundamentalnym poziomie jest najoglniejszy, nie zawiera i nie odnosi si do adnych wasnoci. One, prawda, s skutkiem tego dwoistego stanu NIC-CO, i samoistnie wyoni si w dalszym toku opisu, jednak pozostajc tylko w ramach terminu (tylko w obrbie "jedynki", czyli "co") - tutaj nie ma i by nie moe adnych dodatkowych elementw... Mwi inaczej, "CO" dlatego jest opisywalne (poznawalne w dowolny sposb), e jest logiczne dopenione drugim "stanem", ktry sobie definiujemy jako "NIC". Czyli e do jedynki matematycznej mona, a nawet trzeba doda zero - pustk (brak "czego"). Doda dla wygody opisywacza i dla klarownoci opisu, doda dlatego, e to wspomaga i warunkuje dziaania konstrukcyjne i zrozumienie... Niby NIC, a takie istotne... Bez "zera" nie zbudujesz adnej matematyki, nie sformuujesz adnego jzyka i nie bdziesz mg go uywa. - Dlaczego? Poniewa w kadym jzyku jest "znak" oraz jego otocznie, czyli "cisza", pustka. To na takim tle (i w takim tle) mona stosowa "jzyk"; bez ciszy nie ma jzyka, bez pustki nie ma ewolucji "czego". Bez "NIC" nie ma "CO". ... - Tylko jak zdefiniowa NIC? - Dobrze, przechodzimy do komplikowania naszego obrazu i dodawania kolejnych "pikseli". Moe nie wszystko ju pado, ale oglny schemat ju chyba akceptujesz? - Mniej wicej. - Na dnie, w fundamencie rzeczywistoci - w ujciu jzykowym, a tylko takie jest nam realnie dostpne - tu znajduje si, i to we wzajemnym poczeniu, "CO"-"NIC", to punkt wyjcia czy dojcia analizy. Dalej w naszym wgryzaniu w otoczenie si nie posuniemy, nie mona. Mona to rnie nazywa, jednak nie chodzi o tak czy inn etykietk, na potrzeby tego zapisu stosuj takie terminy i mam nadziej, e s ju przez ciebie akceptowalne; nie ma znaczenia "dwik", liczy si symbolizowana przez pojcie tre. - Akceptuj. Do pewnego stopnia. - Na ten moment to mi wystarczy... Ju pado, e NIC i CO s wobec siebie zalene, e to jedno wewntrznie podwojona. Dlatego tak, e nie mona, nie sposb tego opisywa w rozdzieleniu. Przecie, we to pod uwag, eby zdefiniowa "CO", wic namacalny konkret, musz to odnie do ta - w tym przypadku do NIC. Powd? Tylko w ramach ta, tylko w ramach takiego "zerowego" poziomu, tylko do takiego zakresu mog si w tym dziaaniu odwoa - przecie "czego" do "czego" nie przyrwnam, bo to to samo. Zgoda, mog opisa - tak najbanalniej w wiecie "zauway" owo CO (zauway w tym przypadku oczywicie logicznie, jednak w/na innych zakresach jak najbardziej realnie; "zasada ta", powtarzam, dotyczy kadego faktu) - ale mog to wyrni dlatego, e "jest co innego" wobec CO. - e nazywam to "NIC" (niczym), a co to ma za znaczenie? Umoliwia opis, umoliwia postrzeganie - wic "jest", nawet jeeli to "jest" trzeba opatrywa znakiem umownoci, bo "NIC" z zasady nie ma postaci. Zero jest logicznie absolutnie koniecznym "faktem", bez niego opis byby niemoliwy. CO jest widoczne, ale jest widoczne dlatego, e jest NIC - jedynka matematyczna dlatego jest widoczna (i zrozumiaa), e jest "zerowe" 9
to. I to dopeniajce dziaanie to jest takim nawet wwczas, kiedy
stosujcy matematyk, a tak byo na wczesnym etapie dziejw - kiedy nawet stosowacz matematycznych znakw nie ma o tym pojcia; wiedza, e jest-istnieje zero nie jest potrzebna, aby poprawnie nim operowa - wiat zawiera zero, i to wystarczy. Czyli byt matematyczny dokonuje operacji na jaki (i jako) dla niego dostpnych jedynkach - pozyskuje wynik tych operacji, nawet one si zgadzaj z widocznym (oraz innymi jzykami) - jednak dlatego to si zgadza, e "w staej pamici" wiata jest owo zero, czyli nic. Zero warunkuje dziaanie, jest w kadym fakcie, ale pozostaje w cieniu dosownie w cieniu, przecie nie mona owietli NIC. - Matematyk mwi proz, ale o tym nie wie? - Stosuje nico, to konieczno jego operacji, jednak albo pomija j, bo niepotrzebna lub wrcz przeszkadzajca, albo nawet nie wie, e "miejsce zerowe" we wzorze to pustka, i do tego nieskoczona. Po prostu renormalizuje znaczki - i si zgadza. ... I tu przechodzimy do kolejnych dookrele, komplikujemy tak pozornie banalnie prosty obraz. Jest sobie NIC i CO... Zauwa, fundament maksymalnie prosty - tak prosty, e logicznie prostszy by nie moe, niczego prostszego nie wypracujesz, ale analiza tego obrazu, poprzez wprowadzanie wasnoci i zalenoci midzy takimi kwantami rozumowania - to powoduje, e ujcie zaczyna si zaciemnia, kolejne poziomy wynikaj z poprzednich jako konieczno i buduj wiat (to, co masz za swj wiat), jednak cao jest niewyrana - i domaga si objanienia... Pytanie: dlaczego NIC musi by zdefiniowane jako niekoczone? - Bo nie ma granic. - To zbyt oglne stwierdzenie, acz poprawne... NIC, z samej swojej nicoci, jest nieskoczone - z NIC nic nie mona zrobi. Przecie tego nie podzielisz, nie dodasz NIC do NIC, nie wyznaczysz granic, wic pocztek ani koniec si do NIC nie odnosi, itd. NIC z samej swojej nicoci jest nieskoczone, i nie moe by inne. - A co wicej, przyjmujc i wprowadzajc ten element do opisu Kosmosu, ju tylko z tego faktu wynika, e Kosmos jest nieskoczony - przecie, to zrozumiae, element zbioru dookrela zbir. - Z NIC zawsze s kopoty. - Mylisz o tych rnych kwantyfikatorach, ktre trzeba stosowa do opisu czego "takiego"? Fakt, s potrzebne. Ale dlatego, we to pod uwag, e opis prowadzi si z pozycji "co", czyli z wntrza zmiany i jako byt skomplikowany. Dlatego trzeba odnosi si do dostpnego, do znanego oraz fizycznie "dotykalnego". A w konsekwencji wymaga to "dodatkw", e tak to okrel - NIC trzeba opisywa wraz z czym, bo inaczej jest nieuchwytne, niezrozumiae, tak zwyczajnie "niewidoczne" (jakby to w tym przypadku miesznie nie brzmiao). I jeszcze wicej, tu zaczyna si opis tego nicociowego "stanu", to wstp do dalszego - ale trzeba to przej. I to pomimo, e nawet w samej warstwie jzykowej analiza przysparza ogromu kopotw. Bo jak sensownie mwi o niczym? - Zajmuj si "niczym", powiesz, a na sali miech. Ale, widzisz, mona. Mona co o NICzym powiedzie. - e jest nieskoczone? - e bezkresne. e nie mona, e nie ma jak tego "zakresu" podzieli; e jest jednostk i jednoci. I jest fundamentem logiki. 10
NIC nie mona ruszy z posad, to opoka - nieruchoma, nieskoczona,
wieczna. I tylko taka. - Ale przecie CO to zmiana, ewolucja, przeksztacanie si - gdzie tu miejsce na NIC? - NIC mona zdefiniowa, to ju pado - i naley to zrobi. I naley takie pojcie wprowadzi jako absolutn konieczno do Fizyki. Oraz do wszelkiego pojmowania, filozoficznego w szczeglnoci. Dlatego, e inaczej nie byoby tak podkrelanej przez ciebie zmiany - tego, co uznajesz za zmian. Samo i w sobie CO przecie nie moe si zmieni, bo jak? Zauwa, e CO, e takie maksymalnie oglne i szerokie pojcie, mimo e si w nim "wyczuwa" fizyczne (i konieczne) wewntrzne "rozdrobnienie" na elementy skadowe (po prostu trudno to postrzega i traktowa jako jedno; obraz zawsze jest "ziarnisty", nawet jeeli to si pomija) - ten "stan" wiata, logicznie biorc, jest jedynk oraz jednoci. CO, mimo elementw skadowych i "pokawakowania", to to samo - w nieskoczono. Jedynka, analogicznie jak zero, jest jednoci - przecie w jedynk niczego nie wciniesz, jedynki nie podzielisz. Samo dla siebie CO jest jedynk. O ile CO nie odniesiesz do NIC i pozostaniesz w ramach "czego" - to, przyznasz, nie moesz nic o CO powiedzie, bo jak? Jak wpiszesz w "jedynk" (oraz jedno) zmian? Podzielisz "co" bez odniesienia do ta? - Uamki i tak dalej. - No nie, przyjacielu, mwimy o fundamencie, nie o skomplikowaniu wszelkie skadowe "jedynki" to poziom wewntrzny (i rozbudowany). I tylko w ramach zbioru moesz tak definiowa, w ramach "wszechwiata" czy podobnie... To oczywicie zawsze jest jedynka, np. kamie - tak sobie okrelasz fakt, a nastpnie dzielisz w zapamitaniu fizycznie czy matematycznie. Tylko e to s poziomy wewntrzne i zawierajce si w ramach mocno skomplikowanego zakresu, i dlatego poddajce si podziaowi. Natomiast w/na brzegu s tylko i wycznie jednostki niepodzielne jedynki "czego". - Moe. - Nie moe, tak jest. Granica zbioru dlatego jest jego skrajnym, a w efekcie wyranym w tle stanem, e tworz go najmniejsze elementy tego zbioru - jednostki. - Nie w fizyce. - Ale Fizycznie, ale logicznie jak najbardziej... Mniejsza o to. W tym miejscu naley wprowadzi, ponownie na zasadzie koniecznoci (i to absolutnej koniecznoci), tak przez ciebie podkrelan zmian czyli ruch. Bo w Kosmosie ruch jest oczywistoci-i-koniecznoci, nie ma zatrzymania... I wynika to wprost i bezporednio z tych dwu wstpnie przyjtych elementw rozumowania. Jeeli jest NIC i CO, to musi by zmiana-ruch. - Z powodu? - Banalne, proste, naturalne: jedynka CO w ramach NIC - to musi si "osuwa", przemieszcza, by w nie-skoczonym ruchu. Jedynka "si osuwa", spada, opada - znw nie ma znaczenia sowo, tu chodzi o jednoznacznie wynikajcy z faktu "istnienia" NIC ruch. Musi by w Kosmosie zmiana, poniewa NIC nie moe CO zatrzyma, wyhamowa czy ograniczy w ruchu - i to potencjalnie (logicznie) nieskoczonego ruchu. 11
Nieskoczonego w rozumieniu "przestrzeni" (czyli bezkresnego) - w
rozumieniu "czasu" (czyli wiecznego) - ale rwnie nieskoczonego w rozmienieniu prdkoci. Bo skoro nie ma niczego (hamujcego), to w takim odniesieniu prdko jest-musi by nieskoczona. - Ale... - Pomijam tu oczywicie dylematy, jak i wobec czego wyznaczy tak prdko, to zagadnienie w tej chwili nie ma znaczenia, jednak tak to musi by logicznie prezentowane. e "realnie" taki ruch musi by jako ograniczony, choby przez zderzenia z innymi jedynkami (ktrych jest nieskoczenie wiele), to prawda, tylko e na gruncie "czystej" analizy logicznej jest to prdko pojta maksymalnie. ... - Zaraz, "CO" to nieskoczono jedynek - czy jedno i jedynka? To dla mnie nie jest jasne. - To kolejny poziom analizy, ktra - jak widzisz - wychodzc od tak prostego ustalenia, e jest CO i NIC, poprzez ustalenie, e to CO w tym NIC musi si porusza (wic pozwala obserwatorowi w odlegym planie o tym mwi, przecie byt wykorzystuje zmian do prowadzenia operacji pojciowych i dziaa w ramach zmiany) - ot mona w tym momencie i na takiej podstawie stwierdzi, e CO to nieskoczono, e podobnie do NIC, zawierajc si w ramach jedynki i tylko odnoszc si do niej, nie sposb - nie ma jak wprowadzi granicy. W zbiorze granic jest najmniejszy stan tego zbioru, ale jeeli jest to zbir jednoelementowy, to granic tego zbioru jest tene element - jeeli jest to CO, wszystkim pojtym-zdefiniowanym jako CO (nawet bdc w logicznym, Fizycznym rozproszeniu), to ten fakt jest jednostk oraz jednoci... - Uff, ale ci zdanie wyszo - a przecie to takie proste... - Analogi, ktra pozwala to uchwyci, jest odniesienie do "twarzy" i zbioru twarzy. W jednym przypadku, zauwa, jest logiczny znak, a wic "symbol", pojcie zbiorcze odnoszce si do dowolnej twarzy, a w drugim ju konkretna i osobnicza twarz; z jednej strony logiczny symbol, z drugiej fizyczna jednostka. - CO w jednym ujciu jest dla ciebie w postrzeganiu (i rozumieniu) konkretnym kwantem i jednostk najmniejsz z najmniejszych opisywanego zbioru, a w drugim stanowi jedno takich kantw, jest wszystkim cznie. O CO moesz myle jako o zbiorze nieskoczonym, z jedynkami gdzie "na dnie" - albo o zbiorze jednoelementowym, gdzie "wszystko" inne od NIC ujmujesz cznie i jako jedno - logiczn jedno. I w tej jednoci prowadzisz, starasz si prowadzi dziaania. Ale to zawsze jest CO - co innego od NIC. - Pokrtne. - Moesz wypracowa pojcie nieskoczonoci? Moesz. Bezkres jest w definiowaniu wiata abstrakcj maksymaln, podpowiada go konstrukcja logiczna opisujca zmian, wnosi go matematyczny wzr - nie mona si bez niego oby (nawet usunicie z wzoru jest czym motywowane). A pojcie "bezkres" jest - niech bdzie, e to rozumienie potocznie i dalekie od precyzji - tosame z "wszystko", z "nieskoczonoci" e oznacza "nie ma niczego wicej". Czyli, jeeli po jednej stronie masz nieskoczono, a po drugiej "wszystko", to te maksymalne pojcia s rwnowane, to to samo. Bo NIC jest jedno, ale i CO jest jedno - w sensie logicznym CO to jednostka... 12
CO, z samej swojej jednoci-jedynoci fundamentalnie pojtej (wszak
nie ma innego "czego"), taki "fakt" jest jednoci i jedynk. CO w Kosmosie jest jedno oraz jedyne. A skoro jedyne, to nieskoczone. - Ale s rne jedynki... - Czekaj, nie gorczkuj si, s, jak najbardziej s. Ale aktualnie omawiane to wany element rozumowania, dlatego staram si to okreli dokadnie, na ile mnie sta... Zauwa, CO - w sensie logicznym - to jedno i jedyno w Kosmosie. Dlaczego? Poniewa nie ma i nie moe by niczego innego w bezkresie - inne i odmienne od CO to sprzeczno, konflikt logiczny. A przede wszystkim Fizyczny. CO z samej zasady jest jedno, wieczne i zawsze takie same. - Zgoda, wystpuje w rnych stanach skupienia, w rnym rozmieszczeniu w bezkresie, ale jest jedno. A logicznie jest jedynk rozumowania. - Tyle sw, a przecie nie ma adnego problemu, aby stwierdzi, e jest jedynka lub jej nie ma. - W tym kopot, o taki sposb rozumowania i postrzegania idzie w tej analizie, przydugiej, nie zaprzeczam, ale koniecznej. Chodzi o to, e postrzegasz "jedynk" z zewntrz, ustalasz taki fakt umieszczajc si poza "faktem". Widzisz jedno dlatego, e niewiadomie odnosisz to do ta - wprowadzasz w swj opis to, w tym przypadku bezkresne. I inaczej nie moesz postpi. Ale zarazem, zobacz, redukujesz w swoim dziaaniu pustk, bo jej nie zauwaasz, bo niepotrzebna. I nastpnie na tej podstawie - ju tylko w ramach "czego" ustalasz, e jest jedynka. Caa operacja dlatego bya moliwa, e stosowae "zero", tylko e ty widzisz i odnosisz si do "jedynki", a to co najmniej niepeny obraz, by nie powiedzie, e faszywy. - I nie wynika z niego nieskoczono jedynki? - Jednoznacznie nie wynika. Mog to postulowa, uznawa, e nie moe by inaczej, bo skoro NIC jest nieskoczone, to dlaczego CO miaoby mie inny "stan" - mog twierdzi, e skoro CO jest jednostk, to z tego wprost wynika nieskoczono tego pojcia, itd. Jednak chyba sam czujesz, e to nie jest tak oczywiste jak w przypadku zera. A w tym dowodzie na nieskoczono CO chodzi o to, eby opis wycznie w oparciu o taki element poprowadzi, tylko odnoszc si do CO. I eby byo jasne, e CO jest nieskoczone z samego swojego "bycia" w Kosmosie. Oczywicie chodzi umownie o opis, przecie pozostajc-zawierajc si w ramach jedynki nie mona wykona adnego ruchu - w "jednoci" (tu: w jedynce) nie ma skadowych i tym samym nie ma oraz by nie moe adnego ruchu-dziaania... Jeszcze inaczej - mona podej do tego od tej strony, e "jedynka" (co by ni nie byo) jest caoci i wszystkim, ale rwnie jest (o ile potrafi to ustali) sum wszystkich jedynek - e to logicznie jedno, ale Fizycznie (lub tylko potencjalnie) zbir. I ten czny stan - mimo jego faktycznego upostaciowania (w rozproszeniu lub nie) - jest jednoci, kwantem prowadzonych operacji. Ten "zbir" mona zdefiniowa jako "CO" - to jest jedynka. Jak nie moesz podzieli na elementy skadowe, jak nie rozrnisz w jednostce kwantw, to masz jedynk. Tylko jedynk. To moe by ogromna jedynka, nawet potencjalnie zawierajca w sobie "wszystko", ale to w opisie jest jedynka - bo jak nie ma moliwoci 13
wydzielenia elementw, to takie "co" jest jednym i jedynym...
To, e mona w ramach CO (na/w kolejnych etapach poznania) skadowe wyrni, to - po pierwsze - efekt, skutek, rezultat "istnienia" NIC, a po drugie wprowadza to ustalenie, e CO liczb skadowych, ktre si na to skadaj, jest nieskoczone. Dlaczego? Skoro NIC jest nieskoczone, to eby "zapeni" pustk i eby przebiegao to na zasadzie zero-jeden-zero-jeden..., to "czego" rwnie musi by nieskoczenie wiele - strony tego rwnania musz by sobie rwne (i nieskoczone). Czyli, tak jak jedynka CO (wic suma logiczna "czego" - wszelkie kwanty cznie, tu: "zbrylone" w jednostk) moe dopeni bez reszty "jedynk" NIC, bo adnej "reszty" nie ma (jest wwczas tylko NIC i CO, zero i jedynka) - tak samo jedynki logiczne CO (najmniejsze z najmniejszych) mog zapeni NIC bez reszty. Te nieskoczonoci s sobie rwne. Nie wiem, czy to ci przekonuje, jednak na ten moment niech wystarczy - moe nie w jednym akapicie dalszej rozmowy to si doprecyzuje, ale kolejne cegieki znajd si i dodadz do oglnego obrazu. ... - Tylko e to prowadzi do absurdu, wyklucza zmian. - Nie, ale doceniam twoj spostrzegawczo. Jeeli CO jest, jak to pado, nieskoczone - jeeli NIC jest nieskoczone - i jeeli s to rwne sobie nieskoczonoci (bo inne przecie by nie mog, acz jest pewien niuans, o czym za chwil) - to tym samym CO wypenia NIC w nieskoczonoci dokumentnie, po prostu zajmuje miejsce "po caoci", to wynika z odniesienia do siebie tych zakresw. A skoro tak, to w taki sposb definiowanym Kosmosie nie moe by ruchu, przecie CO samo w sobie zmieni si nie moe (tylko "jest"). Mimo rozmieszczenia zero-jedynkowego elementw skadowych (i to, zauwa, niezalenie od stanu-formy CO, czy jednostka, czy zbir jednostek), na skutek tak zaistniaej rwnowagi, ruch-zmiana w zapenionym logicznie zakresie nie moe si zdarzy - bo skoro wszystko ju obsadzone, to ruchu nie ma... - Co byo do udowodnienia. - Tryskasz humorem, mj drogi, tylko e popeniasz bd. Konieczny w tym zakresie, dlatego si nie stresuj, jednak warto spojrze szerzej na spraw. Nieprzypadkowo kilka razy nadmieniem, e chodzi o jedno podwojon wewntrznie. A podkrelam ten aspekt zagadnienia z tego powodu, e jest kluczem do zrozumienia wiata i nas w nim... Ot, kiedy ustalasz w otoczeniu fakt i kiedy ograniczysz si tylko do niego, kiedy opis prowadzisz w taki sposb, e odnosisz si tylko do jednej strony, a wic albo zafiksujesz si na CO, albo na NIC (widzisz jednostronnie i z jednego punktu) - to taki tok dziaania prowadzi ci do zaptle i absurdw, z ktrych si nie wydobdziesz. I dzieje si tak nawet wwczas, kiedy o tym wiesz - nawet wiedza o stronnym opisie nie uwalnia od paradoksw. Dlaczego? Poniewa nasze operowanie pojciami tak przebiega, musimy skada obraz w jedno po kawaku, ale on z tego powodu dugo nie moe si ustabilizowa. A skoro, jak tutaj, sprawa dotyczy brzegu, jednoznaczno jest tym bardziej kopotliw do wypracowania... Zastanw si, jeeli NIC jest nieskoczone i CO jest nieskoczone, to nie oznacza, e do wyjanienia ruchu w Kosmosie naley wprowadzi 14
podwojenie NIC, e nico to "nieskoczono razy dwa" (lub wicej)
- poniewa inaczej sprzeczno w dowodzie. Znw daje o sobie zna to stronne widzenie zmiany i wiata. Dlaczego nie dwie nieskoczonoci? Nie s potrzebne. W definiowaniu zalenoci NIC oraz CO wystarczy jedna nieskoczono. Istniejesz, a to znaczy, e sprawa jest rozwizywalna i nie ma zatrzymania (ani wiekuistej stabilizacji)... - Tak to mi si skada. Czyli e jedna nieskoczono jest okupowana przez CO, a obok, jako to, jest druga nieskoczono, tylko e w podwojeniu. Bo jeeli jest to "jeden do jednego", jeeli "zakresem" CO i NIC to to samo - to skd ten ruch? - Nie, jest tylko jedna i jedyna nieskoczono; Kosmos jest jeden i nieskoczono jest jedna. I jest to "stan" maksymalnie i absolutnie jednoznacznie (na wieczno) ustalony, jest wartoci graniczn: jest nieskoczony. Nie ma innej tak oczywistej wartoci, nieskoczonoci nie mona ani powikszy, ani zmniejszy, koniec, kropka. Tego logicznego poziomu w adnym ujciu nie wolno rusza, to fundament absolutny. - A ruch? A rne dziwy w analizie? - Jak najbardziej zasadne. Tylko e nie chodzi o tzw. nieskoczono aktualn, czyli "przestrze absolutn". - A o co? - O nieskoczono potencjaln, o "czas absolutny" (w innym nazwaniu wieczno). Chodzi o sum "stanw aktualnych" - o sum "tykni" w Kosmosie. To rwnie ju wiesz: nieskoczony ruch w nieskoczonym Kosmosie to wieczno - bezkresna i toczca si "w dal" zmiana musi realizowa si wiecznie. To wprost wynika z przyjcia w fundamencie NIC i ruchu CO w tym NIC. Dziwy, tak emocjonalnie i na rne sposoby opisywane, to domena wiecznoci, zasiedlanie tego samego kawaka podogi przez "goci hotelowych" dokonuje si nastpczo... - Dobrze, ale jeeli jest "po rwno" na kad ze stron tego opisu, to skd zmiana? To nie jest dla mnie oczywiste. - Wspomniaem, jest niuans tego opisu. A nawet dwa, ale tutaj trzeba wspomnie o pierwszym z nich. Chodzi o rwnowag w formule: "prawie rwnowaga". Natomiast drugi jest taki, e kada chwila aktualna jest dopeniona kolej i dalszymi. Kosmos to NIC i CO, to nieskoczona jedno wewntrznie podwojona. Skoro tak, to teoretycznie moe zaj sytuacja, e CO w NIC rozoy si rwnomiernie, e bdzie to cig zero-jeden-zero-jeden..., takiej okolicznoci nie mona wykluczy, w wiecznym bezkresie moe si tak zdarzy. - Jednak jestemy. Obserwuj, wic jestem. - I to jest najlepszy dowd, e Ewolucja w Kosmosie zachodzi. - Dlaczego? - Teoretycznie, wracam do powiedzianego, skoro CO jest jedno i si dzieli na elementy skadowe, a tych elementw jest nieskoczono to takie jedynki (najmniejsze z najmniejszych, kwanty czego), one mog tak zapeni NIC, e nie bdzie wolnego toru do zmiany - wic jak to si dzieje, e taka sytuacja nie zachodzi? ... A nawiasem, ebym nie zapomnia - i jako konieczny wtrt do opisu, czy si bezporednio z tematem - sam ju chyba widzisz, e NIC to nie jest bana, e to nie taki tam sobie "stan". Moe i nieuchwytny 15
jzykowo, moe i jest potrzebny i dopenia logiczn analiz, ale w
gruncie rzeczy mona go pomin, bo to takie nic... Sam dostrzegasz, e to nie jest i nie moe by tak, e kiedy wrzuci do NIC "grudk" czego, to taka grudka gdzie tam (w dal) spokojnie si przemieci nic z tego. Wielki bd. Takie podejcie do NIC (nicoci) to zasadniczy bd w postrzeganiu, NIC to "dynamiczny" - destrukcyjny dla CO "obszar". - Dynamiczny? NIC ma wasnoci? - Nie chwytaj za swka, przecie musz to jako zdefiniowa i ubra w pojcia, bez tego nie ma zrozumienia. NIC jest stanem dynamicznym, ale w odniesieniu i w odwoaniu do CO, przecie samo z siebie jest niedefiniowalne. Podobnie jak jedno CO. Czyli, jeeli w Kosmosie jest CO, dajmy na to "zbrylone" (w chwili obecnej powodu tego zsumowania si jednostek nie podnosz, to dalej si pojawi) - to taka bryka czego nie tylko musi si przemieszcza szybko (i bardzo szybko), ale te rozpada. Powd, pytasz o powd? Ot jeeli CO zawiera w sobie elementy skadowe, a z kadej twojej obserwacji wiata (czy siebie w nim) wynika, e CO jest zoeniem to taka grudka wrzucona w NIC, ona nie tylko bdzie przemieszcza si "do nieskoczonoci", ale przede wszystkim bdzie si jednoczenie degradowaa do skadnikw. Musi si rozpada. - Bo nic nie hamuje. - Wanie. Ruch w nicoci jest konieczn oczywistoci, poniewa nie ma czynnika hamujcego, ale rwnie rozpad struktury skomplikowanej jest oczywist koniecznoci, bo nie ma czynnika hamujcego. Wrzucona w NIC gruda czego nie moe tak sobie i do nieskoczonoci oddala si, poniewa to nie jest obojtne oraz pomijalne otoczenie - nico to "czynnik" zasadniczy, ktry t grudk niszy, po prostu "rozdrabnia" do maksymalnie prostego elementu. Wszystko zoone musi si w takiej nicociowej okolicy rozpada (i to szybko, "wybuchowo"), rozpada do momentu, e ju dalej nie moe. - Grudka czego moe si rozpada tak dugo, jak moe. A to przy okazji zaatwia logiczny dylemat, czy podzia CO jest, a moe nie jest skoczony. Jest nieskoczony dla obserwatora zawartego w zmianie, czyli fizycznego; pozostajc wewntrz wiata brzegu doj nie mona, nie mona sign jednostki tworzcej. Ale jednoczenie podzia jest logicznie skoczonym - bo nie ma podziau dalej ni do stanu najmniejszego elementu; jest jedna nieskoczono, dlatego nie mona jej dopeni nieskoczonym cigiem (na to samo miejsce i w tym samym czasie nie mona wprowadzi, "zameldowa" kolejnej jedynki). Moe by wielokrotno podziau (kolejne etapy w wiecznoci), i taki cig jest niewyczerpywalny (w rozumieniu: nieskoczony - nie koczcy si), ale nie ma podziau nieskoczonego "w pionie". Nie ma, bowiem "na dole" jest punkt, element najmniejszy z najmniejszych, a grn granic jest suma wszystkich jedynek czego, czyli CO. CO w Kosmosie jest jedno i nieskoczone, ale rwnie skadowe tego zakresu (tu: suma jedynek) jest zbiorem nieskoczonym. Jednak tylko nieskoczonym, nie wikszym. - A mniejszym?... - Ech, no tak, to jest ten wspomniany niuans. Po prostu nie moe by dokadnie po rwno (do kwantu, do jednostki nieskoczonoci), bo by nie byo zmiany. Skoro jest, to oznacza, e NIC jest wicej ni CO. Dokadnie o jednostk wicej. Czyli, eby to wyrazi w matematycznych 16
symbolach, e CO to nieskoczono minus jeden, a NIC to tylko/a
nieskoczono. - Lub odwrotnie. - Nie upieram si przy takim opisie. Prowadzone tu analizy odnosz si do strefy granicznej i przebiegaj na maksymalnym skraju logiki, dlatego dopuszczam myl, e bdnie to wyceniam. Ale nie pasuje mi ujcie, przyznam, e jest wicej "czego" ("czynnika mskiego", CO), stawiam na "bierny", na NIC. W kadym razie taka nierwnowaga musi logicznie wystpowa, przecie o tym dyskutujemy. ... - A dlaczego tak usilnie podkrelasz podwojenie? - Dobre pytanie, idziemy dalej w analizie... Dlaczego podkrelam podwojenie? Poniewa inaczej tworzy si logiczne zaptlenie, absurd. Kiedy analizujesz i opisujesz rzeczywisto tylko z pozycji CO (i konsekwentnie pomijasz NIC), to ani istnienia zmiany i jej formy nie wyjanisz, ani lokalnego zgszczenia CO (na przykad we wasne "ja") nie zdefiniujesz - ani nie masz sposobu wykaza, e takie lokalne fakty (zbrylenia) mog wystpowa w nieskoczonoci. Bo na jakiej podstawie, przecie nie masz punktu odniesienia. Co wicej, mona logicznie przyj, i to nie jest sprzeczne z regu (to kolejne nawizanie do tematu nieskoczonoci CO), e wszystkie jednostki "czego" zbiegy si w jednostk, e nie tylko logicznie traktujesz to jako jedno, ale e Fizycznie to jest jednostka. Co, mona tak zrobi? Mona. I, zastanw si, jak "w takich okolicznociach" przeprowadzisz swoje analizy, co z czym i do czego porwnasz? Jeeli CO to wszystko, a ty niczego innego nie bierzesz do opisu, to ustalisz (lub wykonasz) "w takim czym" ruch, dojrzysz zmian, jakie wnioski wycigniesz? To jedno oraz wszystko, wic nic o tym nie moesz powiedzie, nie ma tu adnej aktywnoci - nawet sam siebie w takiej jednoci adnym sposobem nie wyodrbnisz, poniewa w jedynce nie ma niczego, nawet twojej myli (o cielesnej postaci nie wspominajc). Tylko, zastanw si (powanie si zastanw), czy to oznacza, e to Kosmos si zbieg, zsumowa w jednostk?... No nie. Dlaczego? To tylko i jedynie zgromadzia si poowa Kosmosu, "zbrylio si" w jednostk CO, jednak NIC dalej (i na zawsze) jest nieskoczone. NIC jest jedno i nieskoczone i w tym ujciu dopenia (na zasadzie koniecznej) zbrylone CO - ale jest bezkresne, wic Kosmos pozostaje niezmiennie bezkresnym. Punkt w postaci CO, sam w sobie i dla siebie nieskoczony, dopeniony w tle jest nieskoczonoci NIC. I dlatego zmiana, po tym chwilowym zbiegniciu, moe dalej si toczy. Kosmos - jako stan logicznie nadrzdny i wewntrznie podwojony - to nie podlega ju adnej odmianie, nie moe. To ostateczny (w opisie "w gr", tu: hierarchicznie) zakres-stan logiczny - nie ma niczego wyej-dalej... Czyli ponownie naley zanotowa ustalenie, e zmiana w Kosmosie nie moe wyhamowa i e Ewolucja musi biec. Jednak bez podwojenia takie stwierdzenie nie jest moliwe - bo albo prowadzisz je w cyklicznym zaptleniu i nakadasz na nieskoczono kolejne nieskoczonoci (bo nie wiesz, e chodzi o wieczno), albo dochodzisz do granicy i tym samym cigu dalszego nie ma. Pozostajc w ramach jednej strony nigdy si nie dopracujesz, dlaczego moesz o tym pomdrkowa. Co najwyej 17
wyprodukujesz multum sprzecznych oraz wzajemnie wykluczajcych si
obrazw - i na tym si zatrzymasz. Bo jak znale drog, kiedy nie ma punktu odniesienia? Skoro jednak jestemy - a to jest argumentem rozstrzygajcym - to znaczy, e CO jest dopenione NIC, e Kosmos to nie to albo to, ale to i to. To NIC-CO. To dwuelementowa jedno... - NIC i CO jako fundament? - I to absolutny, ju do niczego innego sprowadzalny. I co wicej, w cznym zapisie, jako zero-jeden. A nawet, eby podkreli ten stan, trzeba to pisa jako "zerojeden", moe niepoprawnie z uwagi na reguy gramatyczne, ale jako oddanie treci... Czyli nie jest to nawet dwuelementowo, wic dwa odrbne skadniki, ktre dopiero logika i gboki namys zespala w jedno, ale chodzi o czny fakt. I dopiero taka jedynka definiuje (oraz oznacza) kwant dziaania. I rozumowania tym samym. - Zawsze? - W kadym przypadku, nie ma odwoania. A w sposb szczeglny mam na myli obecnie matematyk - z uwagi na jej funkcjonalno, a przede wszystkim skuteczno. Z czego ona wynika? A no z tego, e w kadym wzorze i w kadym przeprowadzonym dziaaniu analizujcym wiat przy pomocy matematycznych znaczkw, w tym dziaaniu zawarte jest zero. Jest i wsptworzy kad jedynk i kady znak wzoru. Oczywicie trudno prowadzi operacje na zerze, to jest niemoliwe po prostu, ale to zero, jako skadnik integralny i niezbywalny - pustka i nico w tym dziaaniu s zawarte, zawsze w nim wystpuj. Dlatego matematyk moe zero pomija, poniewa zawsze nim operuje - zero jest "w staej pamici wiata". I dlatego wynik jest poprawny. - Jednak fizycznie liczy si CO... - Skoro kade dziaanie (w tym objaniajce rzeczywisto) - kady czyn fizyczny (a takim jest te dziaanie objaniajce) zawiera ju pustk (i zawiera zawsze), to mona zaniedba ten powtarzajcy si element dowodu, dla skutecznoci mona NIC pomija, a koncentrowa si na CO, zwaszcza e CO jest po prostu widoczne i namacalne. Ale w granicznych zakresach - a o tym teraz mwimy - tu trzeba (i to jako absolutn konieczno) wprowadzi wczeniej wyrzucon pustk - bez tego dziaanie jest niewytumaczalne; brak zera we wzorze nie podwaa wzoru, on si sprawdza, ale dlatego si sprawdza, e to zero w nim podprogowo tkwi. Logicznie i filozoficznie NIC musi si w analizie wiata znale, bo bez pustki wiata by nie byo oraz rozumowania o wiecie by nie byo. NIC to fundament, i to ten najwaniejszy. NIC z logiki nie tylko, e nie wolno usuwa - nie mona tego zrobi. CO mona (teoretycznie) zanegowa, jednak NIC negacji nie podlega. ... I jeszcze jedno, na zasadzie dygresji, tylko pozornie niezwizane z tematem oraz odlegle od omawianego - jest jednak niebywale istotne w budowaniu obrazu caoci, dlatego trzeba o tym wspomnie: granicami mojego wiata jest mj jzyk. - Nie powiem, e to bardzo odkrywcze stwierdzenie. - Musz je tutaj przywoa, poniewa jest tak samo fundamentalne, jak wszelkie ustalenia odnoszce si do Kosmosu (oraz jego skadowych). Konieczna jest wiedza i wiadomo, e poza zbir abstrakcji, ktry jako jednostka (i spoeczestwo) wypracowaem - e nigdy nie wyjd 18
poza taki zbir znakw nazywajcych-kodujcych zmian, e niczego
wicej poza tym zbiorem nie ma. To, jak "naprawd" gdzie-tam czy tu-obok realizuje si zmiana, jak naprawd wyglda przeksztacanie si kwantw czego w pustce Kosmosu - to nie jest istotne. A nawet wicej: nie jest bezporednio dostpne w aden sposb. Zmiana si toczy, jestem jej wytworem i skadow, na co dzie i od wita z tego korzystam - i dobrze. Czy to biegnie tak, jak sobie wyobraam, czy zupenie inaczej, a co to ma za znaczenie? Jeeli mog w oparciu o te wyobraenia zrobi krok i nie trafiam w cian czy materialne zapadlisko, to znaczy, e moje znaki kodujce jako odpowiadaj stanom wiata, co o zakresie poza moim bytem mwi - i jest to warunkiem dziaania. I wystarczy. Liczy si jedynie to, czy wyprodukowane symbole jzyka potwierdzaj si w/na kolejnych etapach ycia i czy przeprowadzony w taki sposb czyn znakujcy otoczenie nie tworzy zagroenia. Jeeli potwierdza si, to znaczy, e co o CO (i NIC) mwi, e oddaje zalenoci. Ale musz mie wiadomo, e to zawsze (i na zawsze) jest cao mojego zasobu - nie wypracuj niczego wicej... Abstrakcje to ja, i zawsze tylko ja. - Ale jzyk to tylko jeden ze sposobw opisu wiata, s inne - nie musz odwoywa si do sownika, eby przekaza wiadomo, to rwnie dobrze mog by obrazy. - Jeeli tak podkrelam granice jzyka i zbioru abstrakcji w opisie (pojmowaniu otoczenia), to mam na myli cay zbir poj i wszelkie jzyki. Tu nie chodzi o konkretny i "sownikowy" jzyk, samo sowo "jzyk" pojawia si tu w najszerszym z moliwych znacze: to dowolny znak i system znakw symbolizujcych zmian. Nie ma przecie znaczenia, czy tym-takim jzykiem s wyrnione (na podbudowie zmysw) i pozyskane z otocznia kolejne obrazy pyncej rzeki, czy jest to zbir w postaci dwikowej lub zapisanej i przez to nazywajcy mniejszy albo wikszy fragment wiata - nie ma adnego znaczenia, czy chodzi o matematyczny symbol, o fizyczny kwant (czy Fizyczne CO). Nie ma znaczenie, poniewa to zawsze jest abstrakcja, czyli dodatek, narzut na postrzegan-doznawan zmian zachodzc w obserwatorze lub w wiecie, ktry obserwuje. Wszelkie znaki, wszelkie sposoby znakowania s "jzykiem", to elementy uniwersalnego jzyka, z ktrych powstaje caociowy ju jzyk sucy poznaniu. Wszelkie wyprodukowane poprzez histori jzyki su na/w kolejnych etapach do podzielenia nieskoczonej i wiecznej zmiany w Kosmosie, do jej nazwania i oswojenia - po prostu zrozumienia. I s wszystkim, czym dysponuj. "Nazywanie", definiowanie wychodzi od wielkich, ale przez to jaskrawo widocznych faktw w otoczeniu, przechodzi w miar nabywania sprawnoci (i narzdzi) do coraz niej pooonych rejonw, a dociera do granicy, do fundamentw logiki - i ostatecznie wyrnia w Kosmicznej jednoci NIC oraz CO (a dalej ustala zalenoci tych skadowych). I niczego wicej nie mona zrobi - i niczego wicej w wiecie nie ma - i niczego wicej nie mona w jzyku wyrazi. Ten jzyk, co wane, buduj dla siebie, przecie zmiana si toczy i nic o takim dziaaniu nie wie. To ja j dziel na kwanty, na "moje" kwanty (efekt mojego sposobu postrzegania i moliwoci technicznych). Pniej je w emocjonalnym wzmoeniu nazywam w lokalnym narzeczu - a jeszcze w kolejnym kroku nimi operuj (ustalam zalenoci). I zawsze 19
s to jedyne znaki, ktrymi dysponuj - niczego wicej nie ma, nie
byo, nie bdzie... Ale, co trzeba podkreli, to zawsze jest jeden i tylko jeden jzyk, niezalenie od czasu zaistnienia, sposobu wyraania - i niezalenie od tego, kto go tworzy. - Dlaczego? Poniewa konstruowanie "jzyka" przebiega w jednej rzeczywistoci, na jednym i tym samym noniku - i dzieje si to w otoczeniu jednej nicoci. I wyraa si w prostym jednym rytmie... A e lokalnie ma to posta obrazu, w innym przypadku dwiku oznaczajcego sowo, czy jest dowolnym znakiem w zbiorze, ktry co dla mnie oznacza - to drobnostka. Kady wyrniony w wiecie fakt to "litera" albo "wyraz" jzyka, za pomoc ktrego wyraa si zmiana, wszystko wok to elementy-tre tego jzyka. I wszystkie one s dla mnie abstrakcjami. Dlatego abstrakcjami, poniewa notuj je, poznaj w zoeniu, jako sum zdarze, ktre zaistniay i ju s histori. Doznaj zmiany w sposb bezporedni, uczestnicz w niej - problem jednak w tym, e o fakcie zaistnienia zmiany dowiaduj si dalece po jej zrealizowaniu; zmian doznaj, ale poznanie to odlegy etap dziaa. Doznaj to, co jest - widz to, co byo. I musz mie wiadomo, e tak odbieram wiat. - Wszystko jest jzykiem oraz abstrakcj? - Tak. Wszelkie, absolutnie wszelkie tak zwane fakty, wszystko, co w dowolny sposb w otoczeniu lub w sobie wyrniam - wszelkie byty nie byty, czy zalenoci i wasnoci, wszelkie pozornie dla mnie trwae skadowe wiata, np. kamie czy komrka mojego ciaa - to zawsze w moim spojrzeniu i rozumowaniu abstrakcja. Widz, rejestruj taki fakt w postaci zbioru, ustalam jego istnienie w formule zoenia - co z nieskoczonego strumienia kwantw w ruchu wyodrbniam, od tego do tego miejsca-momentu wyznaczam granic - i nazywam, traktuj za jednostk lub zbir jednostek (w zalenoci od tego, na czym skupi uwag). Ale to ja, obserwator tej zmiany, to ja tak czyni, to moja decyzja i sposb dziaania te granice tworzy i decyduje, e w nich to a to si znajduje. - To nie wiat produkuje "kamie" czy "liter", to ja jestem twrc takiego "faktu". Kamie jest zbiorem atomw, dalej i w podszewce jest poczony z innymi a drobniejszymi elementami - a jeszcze dalej i gbiej jest wytworem "pola". Czyli w tym cigu nie ma niczego definitywnie wydzielajcego i ograniczajcego - "kamie" jest kamieniem dla mnie, i tylko dla mnie... Przecie kto inny, w innym czasie i z innymi moliwociami podziau strumienia kwantw bdzie to widzia i ujmowa odmiennie, na przykad zaliczy wzmiankowany kamie do zbioru w formule widocznej obok gry kamieni - albo dowolnie inaczej przypisze fakt do innego elementu otoczenia. To moja decyzja i moje moliwoci buduj wiat, buduj jzyk, ktrym znakuj rzeczywisto. I s tylko-i-wycznie abstrakcjami. Obrazy s kwantami "jzyka obrazowego", sowa jzyka mwionego, itd. Abstrakcje zmysowe dlatego s wane i wymagaj wyrnienia w toku opisu, poniewa s pierwsze w poznawaniu wiata, s wczeniejsze o krok od uoglnienia - warunkuj kroki nastpne, jednak w logicznym sensie kady z jzykw jest tym samym: znakuje zmian dokonujc si w wiecie lub w obserwatorze. Jzyk sownikowy to pny w osobniczym istnieniu sposb definiowania zmiany, a jeszcze kolejnymi s filozofia i matematyka, najbardziej 20
skrajne w symbolicznym nazywaniu i znakowaniu systemy. Ale to tylko
jzyk, zawsze jzyk - metafora, symbol, znak zmiany i jej skadowych jako tam wyodrbnionych. Zauwa, e kady byt to swoista jzykowa "wiea babel" oraz wielo systemw jzykowych (tak cielesnych, tak pojciowych). Co wicej, te systemy trzeba wzajemnie do siebie odnosi i tumaczy, co przecie nie jest prostym i szybko osiganym w rozwoju etapem. I jeszcze po kolejne, trzeba takie dziaania tumaczce-objaniajce prowadzi a do zbudowania jednego, maksymalnego ju jzyka opisu, w ktrym wszelkie wypracowane elementy s skadow. To odnosi si do kadego osobnika i kadej zbiorowoci. - Bez uzgadniania jzykw nie ma istnienia; konstrukcja poddana sprzecznym sygnaom rozsypie si. - Czyli podzia na jzyk i inne sposoby znakowania jest chwilowy i umowny? - Oczywicie, wynika to z obecnego sposobu rozumienia oraz dzielenia jednoci. I musi w pewnej chwili zosta zarzucone, na kocu musi si okaza jednoci. Nie ma jzykw, jest tylko jzyk i skadajce si na niego abstrakcje. ... - Odnios si do powiedzianego, czy to znaczy, e nie ma niczego, co jest obiektywne, to byt poznajcy - poprzez budow systemu znakw tworzy jzyk, a w konsekwencji wiat? - Przecie to pado wprost (a historycznie znane jest "od zawsze"). Rozumiem jednak, e takie stwierdzenie moe wywoywa emocje, wszak "co" w otoczeniu jest i je postrzegam - dlatego traktuj jako stan obiektywny. Tylko e, zauwa, z tego nie mona wyprowadzi wniosku, e to jest dokadnie to, co mi si wydaje, e postrzegam. Dlaczego? Ju tylko z faktu skoczonej prdkoci przenoszenia si sygnaw wynika, e widz przeszo (nie fakt, tylko "echo" faktu). A po drugie, rejestracja nie jest biernym odbiorem sygnau, ale rozbudowanym (i to na rnych pitrach) opracowywaniem strumienia energii. Zmysy, owszem, s "w wiecie" zanurzone i s efektem zmiany, ale tre, ktr przenosz t tre poznajemy daleko po jej zaistnieniu... To my i zawsze dla siebie tak tre tworzymy (skadamy w "fakt"), to dziaanie twrcze i osobnicze. I nigdy inne. Zmiany (w jej przebiegu) nie poznamy inaczej jak poprzez symbole tej zmiany, a te s w nas i dla nas. Nic poza tym nie istnieje. I musimy mie tego wiadomo. Prawd jest to, co sami uznajemy za prawd. I jeeli ustalenie si potwierdza, jest prawdziwe. A e odlege wobec tego, co "widzimy" w fundamencie? To nie ma znaczenia, poniewa tego w aden inny sposb nie poznamy. Moemy to przeczuwa, moemy o tym nawet mwi, tylko co z tego? Nic, absolutnie nic. Dla nas dostpne s "znaki" symbolizujce zmian i tylko w oparciu o nie moemy prowadzi analizy. To oczywicie nie jest zudzenie, nie yjemy w symulacji (albo jako podobnie), wiat jest jak najbardziej Fizycznie realny. Tylko e to nie oznacza, zauwa, e jest poznawalny fizycznym eksperymentem "do samego dna" - bo nie jest. To "dno" (wiata, ale te rozumowania o nim) jest, ale "paluszkami" tego nie chwycisz. Kwanty logiczne zmiany s wszdzie, w wiecie i w nas - ale s poza pomiarem, a nam dostpny jest tylko symboliczny i zawsze rozbudowany w skomplikowaniu daleki ich "pogos" (zawsze zdeformowane cienie). 21
Nam s dostpne tylko "zbrylenia", fizyczne konkrety, ktre doznajemy
w aktualnoci, ale poznajemy daleko po zaistnieniu i jako abstrakcje. Nasza prawda jest dalekim efektem procesu, tylko e to jedyna prawda; dla nas wiat poza jaskini nie istnieje. A nawet, tak po prawdzie - w ogle nie istnieje. To tylko nasza, z wntrza "jaskini" prowadzona obserwacja - to mwi o jakim zakresie "poza". Ale jest tylko jaskinia i jej prawda, nic wicej. Tak, nie ma niczego obiektywnego. Ostateczn parad jest to, e nie ma adnej "prawdy ostatecznej" - prawd jest to, co sobie o wiecie wypracujemy. I nie ma innej prawdy. I nie moe by innej prawdy. ... - To wszystko, koniec opisu zalenoci? - Nic podobnego, dopiero poruszylimy kilka tematw wicych si z proponowanym tu podejciem do Kosmosu i rzeczywistoci. I to tylko wstpnie, i to w formie oglnej, przecie to tylko szkic. Powtarzam, z przyjcia, e jest NIC i CO, z tego wynika wszystko to, co sobie sam czy wesp z innymi w rzeczonej sprawie jeste zdolny wytworzy - w tym tak prostym zaoeniu jest wszystko, czym zajmuje si dowolny jzyk czy nauka, nie ma wyjtkw. - Grawitacja te? - Dlaczego grawitacja? - Tak mi si skojarzyo. Bo jeeli w Kosmosie tworz si "zgstki" czego, to musi by przyczyna, ktra za tym stoi - czysta losowo nie poczy na trwae, a raczej na wystarczajcy okres swobodnych i niezalenych jednostek, nie widz adnej siy w takim zakresie, ktra do tego doprowadzi. A przecie rozmawiamy o tym. - No tak, dobre pytanie. I znajduje si jak najbardziej w tematycznym cigu, prdzej czy pniej trzeba by o tym powiedzie... C, nie ma rady, przechodzimy w naszym dialogowaniu do kolejnych uwarunkowa co byo opisem oglnym ju pado, teraz szczegy. - Do gry wchodzi fizyka. - Powoli kolego z fizycznych, to cigle Fizyka - tu eksperyment (a wic macanie rnopciowej materii) nie ma zastosowania, do wtykania paluszkw w struktury (wszech)wiata jeszcze daleko. - Skoro tak, to co "spaja" kwanty? Proste pytanie, prawda? - Nie odnios si do zaczepki, acz pytanie jest rzeczywicie proste (w sensie jednoznaczne). Co nie oznacza, e mona to zby szybko i w kilku zdaniach. Ewolucja sobie z dylematem radzi bardzo skutecznie i wanie prosto, jednak opis tego krok po korku i w zbiorze abstrakcji posiadanych - no c, to musi przybra posta nawet nie strumienia kwantw, ale rzeki - albo wrcz oceanu sw. - Mnie si nigdzie nie spieszy. Ale jeeli zaczniesz przynudza, to si nie zdziw, jak si zdrzemn. - Na pewno nie zaniesz, intryga wciga, zapewniam. - Skoro wciga... - Odwoam si do obrazu Kosmosu, ktry ju musiae sobie zbudowa, a ktry jest skutkiem naszej dotychczasowej rozmowy. e to "realnie" wyglda inaczej, to zaznaczyem, ale sprawa jeszcze wrci, poniewa s wane szczegy. Aktualnie schemat zmiany i relacje NIC oraz CO prezentuj si nastpujco. NIC otacza, dopenia CO, oba elementy s nieskoczone i razem tworz podwojon jedno Kosmosu. A to oznacza, e CO przemieszcza si, a nawet pdzi w tym NIC jednostkami najmniejszymi z najmniejszych - i 22
si "od czasu do czasu" w tyme Kosmosie jedynki "czego" zderzaj.
Bo jak jest nieskoczono oraz jest zapeniona nieskoczon liczb czego, to to CO musi si zderza - nie moe by inaczej. Jak pado, sprawa w czystej statystyce. O jakich "przedziaach czasu" i o jakich skalach tu mwimy? Ech, to rwnie nie ma znaczenia - na pewno jaki. To moe by niebywale, nieskoczenie wielki odcinek "czasu" (a te "przestrzeni") midzy zderzeniami - to moe by nieskoczenie may odcinek "czasu" - ale pewne jest, e to nie moe by zero "czasu", e proces dokonuje si bez etapw porednich. Zapewne nie musz podkrela, e abstrakcje "czas", "proces", "etap" s w tym przypadku umow, odniesieniem do naszego wiata i analogi - jednak musz tak prowadzi opis, poniewa nie mam innych poj do dziaania. - A po drugie, co istotniejsze, inaczej tego zrobi nie mog, bo nie zrozumiem. Czyli jest "co jaki czas" zderzenie, losowo albo nie, ale jedynki czego si zderzaj. A jak si zderzaj, to si zagszczaj. Bo skoro jedynek jest nieskoczenie wiele, to zderzenia te s liczne. To nie jest nieskoczony zbir zdarze, jednak CO lokalnie zderza si w iloci znacznej, i o to chodzi. - I dlatego s zbrylenia w Kosmosie... - Tak, to kolejny etap definiowania tego zakresu - to konsekwencja dopeniania si NIC i CO. - Czyli znw o braku czynnika hamujcego? - Nie tylko. Jeeli jest zmiana, a ona wprost wynika z przywoanego przez ciebie ustalenia o braku oporu, to tym samym w nieskoczonoci musi to skutkowa lokalnymi zagszczeniami - po prostu innym, wobec otoczenia, zbiegniciem si jedynek czego. Jak jest ruch, to nie ma zmiuj, musi "po jakim czasie" tak si w bezkresie zadzia, e w jednym "punkcie" jest czego wicej, w innym mniej - to czysta statystyka, tak na t chwil to zdefiniujmy. Jak pucisz po stole bilardowym bile, to one bd si zderzay, a dalej ustali si na mgnienie stabilny ukad. Na mgnienie, poniewa zawsze jest wobec tak wyrnionego faktu otoczenie, wolny tor ruchu - wic jakie zaburzenie oddziaa i wpynie na stan ukadu. Czyli bdzie rejon wyrniony zagszczeniem, a w innym bdzie pusto - bana Fizyczny; s w nieskoczonoci wyrnione miejsca, w ktrych liczba elementw jest wiksza ni w rodowisku. Czy jest to czysta losowo, czy przebiega w rytmie nadrzdnym oraz fundamentalnym (a przebiega), to nie ma obecnie znaczenia, istotne jest to, e takie "wyspy" CO w NIC s - i e rozdziela je pustka. Plus, co wane, e wszelkie elementy zawsze pozostaj w ruchu. Tak rozumiana i postrzegana nieskoczono Kosmosu jest warunkiem poprawnego zdefiniowania. ... - I to tak samo z siebie si zderza? - Jednak nie przysne. Powiedziaem, e jest w tym pewna gbsza regularno, ale do niej dopiero dojdziemy - regua zmiany jest tu efektem przyjtych elementw rozumowania, ale trzeba doj do tego w kolejnych krokach, inaczej pojawi si sprzecznoci. Aktualnie nie mog wprowadzi rytmu, bo skd-dlaczego miaby si stworzy? Zmiana biegnie, CO pdzi poprzez NIC - wok niczego wicej, to co powoduje zbiegnicie w "grudk" i tworzy rytm skupiania?... 23
W tym punkcie analizy wystarczy statystyka - losowoci zanegowa nie
moesz. - No. - Jakby dugo "czasowo" nie przebiegaa zmiana, prdzej czy pniej w nieskoczonoci - tylko opierajc si na losowych zderzeniach - w Kosmosie zaistnieje (w takim "bilardzie" jedynek) "wyspa" czego, i bdzie znaczco "gciejsza" od pustego rodowiska. Musi, musi si tak sta. - No. - Zbryli si, to fakt. I wystarczy do tego prostackie zderzanie si o siebie jednostek. Ale, i tu jest problem, to przecie nie znaczy, e na dugo - bo jak nic nie hamuje... Ju to znasz. Zderzenia zderzeniami, co si zagcio, tylko e kopot w tym, e na chwil, na mgnienie, bo nie ma orodka oporowego do oddalania si elementw... A jak jest wolny tor ruchu, to jedynki nie maj powodu utrzymywa si w stabilizacji oraz bliskoci - uciekaj, oddaj si std do wiecznoci. - Nie ma siy spajajcej? Skoro to ju zbir, to powinno pojawi si scalanie elementw. - Nie, adna sia w tym momencie nie moe si pojawi, nie ma adnej przyczyny, ktra by to wprowadzaa. A przede wszystkim nie ma jeszcze adnego nonika, ktry by tak si przenosi. Dlaczego? Wszelakie twoje siy, pola czy podobne, to jeszcze daleka przyszo, na tym poziomie rozumowania ich nie ma. W zmian tak mao skomplikowanego zakresu nie moesz wpisa niczego rozbudowanego, ani jako wielkiej jednostki, ani adnej tak zwanej siy - w tym obrazie tego nie ma i by nie moe. - Wic co? Tylko zderzenia i nic wicej, a my to skd? Cud mniemany czy inny czynnik sprawczy? - Nieskoczono to fajny wynalazek do opisu, w nim zawiera si to, o co pytasz. To nie cud ani nawet statystyka - to konieczno, ktra zawiera si w pojciu nieskoczonoci. Nieskoczonoci Kosmosu, ale i nieskoczonoci NIC oraz CO. - Wicej wiata. - Fragment pejzau, ktry razem wyprodukowalimy przed chwil, co by odda spraw zderze-zdarze w Kosmosie - obecnie ten fragment sobie w twrczym zapale poznania rzeczywistoci zwielokrotnij, i to tak w nieskoczono. Bo skoro tych zagszczonych "wysp" jest duo, i to nieprzeliczalnie duo (acz nie nieskoczenie duo) - to kiedy dochodzi do oddalania si strumieni kwantw od tych wysepek, a to musi po prostu przybra posta strumienia, jako "uporzdkowanego" strumienia kwantw... - Przecie to dzieje si w kadym kierunku od zbrylenia. - Tak, ale ju w sposb jako uszeregowany, to ju nie jest czysta losowo. Dlaczego? Przecie taki zbir tworz jednostki i oddalaj si jednostki - czyli jest to rytm jeden-zero-jeden... i tak dalej, zbir rozpada si jednostkami, ktre tworz w kadym kierunku cig czny zmiany, wic strumie kwantw. I ten strumie elementw, np. w wycinku, ktry bdziesz obserwowa, jest rzeczywicie takim strumieniem, nastpowaniem po sobie kwantw czego w rytmie zero-jedynkowym. - Fakt, w szerszym ujciu to sfera (bo nic z adnej strony nie hamuje i deformuje), ale w tym wycinku, 24
ktry jest istotny do dalszego opisu, tu jest strumie jednostek w
uporzdkowaniu - strumie uporzdkowany sam zachodzc zmian (nie ma adnego innego czynnika porzdkujcego). Zagszczona zmiana w trakcie rozpadu tworzy uporzdkowany rytm oraz "uwarstwienie". - Moe, ale to w niczym nie zmienia sytuacji - dlaczego pojawia si stabilna okresowo konstrukcja? - Te inne, dopeniajce "wyspy" czego w okolicy - widzisz je? Tak po nieskoczono, widzisz?... Rozpada si jeden zbir, ale rozpadaj si rwnie inne - gdzie i tam tworz si w nieskoczonoci kolejne zbiory, jednak w tym zaktku nieskoczonoci tak si zadziao, e kilka (wiele) zbiorw wanie si rozpada - zaistniay na moment, a obecnie, warstwa po warstwie, si rozpadaj. - I co? - I wszechwiat - to droga do zbudowania si struktury, ktr mona uj formu "wszechwiat". - Dlaczego? - Tu oczywicie s liczne uwarunkowania, jak bdzie czas wrcimy do sprawy, ale w skrcie wyglda to tak, e kiedy te strumienie kwantw oddalaj si od zbiorw, a te zbiory s wobec siebie w zdefiniowanej i uytecznej (po prostu bliskiej) odlegoci - to w pewnym punkcie te strumienie musz si spotka, ich tory ruchu si przetn. - I zderzenia, i dalej to samo. - Ot nie, mj drogi, sytuacja znaczco si zmienia. Wczeniej bya statystyka zderze - obecnie jest regua zdarze. - Powd, prosz o powd. - Skwantowanie zmiany, wspomniany rytm zero-jeden. I, co wane, e te strumienie przez pewien okres dziaaj... Wyobra sobie jedynk czego w takim strumieniu, i pytanie: jaka jest jej sytuacja? Przed sob ma kwanty, za sob ma kwanty, z boku ma kwanty - a wic adnego wolnego toru ruchu, powstaa sytuacja dramatycznie ogranicza wybr. O ile wczeniej, w nieskoczonoci, ten wybr jest take potencjalnie nieskoczony, poniewa aden kierunek nie jest zamknity, to w tym momencie mona tylko-i-wycznie przemieszcza si w ramach zmiany, w ramach strumienia i tylko w zbiorze. Mwic inaczej, jest ciana takich samych jedynek w kad stron i tym samym uporzdkowany ruch. A w jakim kierunku to moe biec? I tu odpowied jest oczywista i tak fizycznie znaczca: do przodu, zawsze do przodu. - Ale to jeszcze nie jest wszechwiat. - Nie jest, ale si wanie zaczyna. Dlaczego? Bo te kolejne warstwy kwantw, naciskane przez kolejne warstwy, ktre cigle (i cigle) w ten punkt Kosmosu z tamtych, ju rozpadajcych si zbiorw docieraj - one po prostu naciskaj, cisn, ograniczaj moliwe ruchy. A jak jest nacisk, to jest zagszczanie si. A jak co si zagszcza, to zaczyna si budowa lokalny wszechwiat. Ruch "do przodu" w tym przypadku oznacza przecie zagszczenie, bo kwanty s wpychane w ten punkt, ich wzajemne odlegoci spadaj - z teoretycznie nieskoczonej do obecnie bardzo skoczonej. A nawet i minimalnej, takiej "na styk". Jeeli ten nacisk otoczenia zachodzi wystarczajco dugo - a to jest warunkiem zasadniczym - to w ramach tak wytworzonej w Kosmosie sfery (lub innej podobnej konstrukcji), 25
to ju wewntrznie (w rodku) tworz si warunki do trwaego, w jaki
ramach trwaego istnienia elementw. Ju mocno zoonych elementw takich w zakresu uytecznego dla ciebie, fizycznych. - I pojawiaj si siy? - Zalenoci, o adnej grawitacji to ty mi nie mw, bowiem niczego takiego w tym ujciu nie ma - wystarczy przecie nacisk otoczenia, a wiat i jego elementy si tworz. To nie sia spaja, ale nacisk z zewntrz wymusza zblienia. Opis ma by maksymalnie prosty, wszelkie zbdne dodatki trzeba odcina brzytw. ... - Mam uwag, a raczej wtpliwo. Przecie taki nacisk rodowiska, czyli tych wczeniejszych wzgldem "wszechwiata" wysepek czego ten nacisk moe by bardzo rny, wic i skutek moe by dowolny. - Punkt dla ciebie, uwaga pierwsza klasa. A nawet druga. - artujesz, pytam powanie. - Nawet nie pomylaem, e to dowcip, sprawa rzeczywicie jest z tych podstawowych. Nacisk, jego posta i okres trwania, to decyduje o tym, co powstanie i jak dugo utrzyma si w stabilizacji, tak dla ciebie wanej. C bowiem po wiecie, ktry co prawda jako si tam zagci i zrealizuje, kiedy nie bdzie nikogo, kto taki fakt stwierdzi - nie bdzie obserwatora i ustalenia, e wiat (oraz Kosmos) s elementami rozumowania... - S wic uwarunkowania. - I to liczne, bardzo liczne. A chciaoby si powiedzie, e wrcz nieskoczenie liczne. Tak, to nie przesada. Nasze zaistnienie ma w swojej fundamentalnej warstwie nieskoczono wesp z wiecznoci jako skadowe, dokadnie tak. - Oczywicie w tej rozmowie w adnym przypadku nie zdoamy poruszy wszystkiego, nie o to przecie chodzi. Dlatego mog w tym miejscu jedynie wspomnie, e musi by w otoczeniu tak tworzcej si sfery nowego wszechwiata symetryczna i znaczca liczba wczeniejszych zbiorw czego - e one nie mog by odlege dowolnie, a wrcz przeciwnie (to jest cile uwarunkowane) - to nie moe by rnorodny zbir zjawisk, ale podobny sobie (rnice bd skutkoway nierwnomiernym dziaaniem na sfer, w efekcie ktry z kierunkw moe prdzej od innych si otworzy - i zmiana oczywicie tam si potoczy, i wszechwiat si "wypali"). Itd. Dopiero symetrycznie rozoony zbir i symetryczne (i dugotrwae) dziaanie strumieni kwantw moe skutkowa takim wiatem, ktry na zaistnienie obserwatora pozwoli - to rzadkie, cho przecie realnie zachodzce w nieskoczonoci zdarzenie. Najczciej, te zrozumiae, w takim dziaaniu powstanie struktura "zwichrowana", "kaleka", daleka od symetrii - ten wniosek podtrzymuje mocno statystyka. Ale poniewa to nieskoczono - to "od czasu do czasu" - CO wesp z NIC zbuduj taki wiat, gdzie bdzie mona na tematy przerne sobie porozmawia. Np. o Kosmosie... - Mniejsza o te "niedorobione" konstrukcje, mamy wszechwiat - taki ju nasz. - Znw ci ponosi. Na t chwil mamy dopiero zadatek na wszechwiat, eby powstao to, co ty (jako fizyk od wszelakiej materii) uznajesz za wszechwiat - do tego cigle daleko. Ponownie zastrzegam, e mog tu jedynie zasygnalizowa kolejne progi oraz uwarunkowania, e ten (samo)komplikujcy si ukad zdarze zawiera w sobie mnogo warstw, przej i zalenoci - fakt i oczywisto, one musz zaj (to wymusza 26
procedura zmiany), jednak adnego z elementw tego obrazu nie moe
brakowa, bo wiata nie bdzie. I w opisie te ich brakowa nie moe, bo inaczej procesw si nie zrozumie. - Czyli?... - To zagszczanie si elementw, zagszczanie pod naciskiem kwantw docierajcych ze rodowiska - to powoduje, e wewntrznie w takiej sferze odlego kwantu od kwantu spada, banalna konsekwencja tego, e jest dopyw jednostek. A jak si zagszcza, to ronie cinienie, te oczywisto - a jak ronie cinienie wewntrz, to w "pompowaniu" sfery musi zaj moment, kiedy jest ono krytyczne: e dopompowanie o kolejn jednostk zmieni sytuacje. Wczeniej byo jeszcze miejsce na elementy, a po "dopompniciu" ju nie ma w co "palca wcisn" wytwarza si graniczna stabilizacja. Kwanty nie mog uciec, ruch jest zawsze "do przodu", wic w trakcie tego zagszczania bd tworzyy si kolejne poziomy krytyczne, czyli odlego kwantu od kwantu bdzie "na jednostk". Mwic inaczej, "poziom krytyczny" oznacza, e jednostki s jeszcze wyrnialne, a ju krok dalej dwie jednostki cz si w jednostk i w caoci sfery pojawia si miejsce do dalszego zagszczania. - I tych progw bdzie kilka. - To jest cisa (i policzalna) gradacja "w pionie": moe zaistnie tylko to, co moe; moe zagszcza si tak dalece, jak moe. Czyli bd progi i poziomy wiata, ju fizyczne poziomy... Dlaczego? Bo, zauwa, w tym dociskaniu oraz w/na kolejnych poziomach, w takim pompowaniu sfery budujcego si wiata (co wane, jednak dopiero od pewnego poziomu zagszczenia) moe zaistnie to, co dla ciebie jest obiektem eksperymentu - taki foton, na przykad. A jeeli nacisk i dopyw jednostek nie ustaje, to powstanie caa piramida moliwoci, od najmniejszego fizycznego skomplikowania, a po maksymalne. I t "szczytow" struktur bdzie obserwator. ... - I wszechwiat trwa, a "ustaje zasilanie"... - I tak, i nie. Zmiana w formule "wszechwiat" znajduje si dopiero w stanie "poowicznego rozpadu". Chodzi o to, e kiedy ustaje dopyw elementw z otoczenia, kiedy kwantowe "pole rodzicielskie" wyczerpuje si (nie ma przecie wiecznego zbioru, musi skoczy si jego rozpad) - to sfera wszechwiata jest ju w peni uksztatowana, ukad w tym punkcie osiga poziom-etap "dorosoci": otrzyma wszystko, co byo moliwe z otoczenia, elementy zostay w sfer wcinite, dosownie wtoczone - ale obecnie, kiedy nacisk usta-zanik, teraz ta sfera, poniewa nie ma czynnika hamujcego (itd.), ona zaczyna degradowa si - po prostu si rozpada. Cinienie idce z zewntrz zaniko, to wszechwiat "wybucha" - taki bana ewolucyjny. - I ten wybuch przyspiesza? - Jak nic nie cinie, to wybucha - a jak wybucha i przez to zwiksza swoje rozmiary, to wybucha coraz szybciej. Wybucha do nieskoczonoci. Kwantow warstw po warstwie wszechwiat, to lokalne zagszczenie, traci pozyskane kiedy zasoby do otoczenia. I dzieje si to w sposb uporzdkowany, jako tworzenie si rytmu i jednoczenie realizacja tego rytmu. O tym rytmie to my jeszcze sobie nieco powiemy. - Rozsypie si, ale jeszcze nie teraz, jeszcze potrwa? 27
- Tak cirka i plus minus (cho to cile policzalne) poowa drogi
przed tutejszym wiatem do zaniku, jeszcze sobie to i owo zobaczymy. A nawet uyjemy. - Nie jest le. - Z naszego punktu widzenia to bez znaczenia, ten opis to tak sobie i dla wyjanienia, dlaczego i jak si dzieje, emy si byli zadziali - chodzi o ten caociowy fakt. Przecie nasze zaistnienie to maleki fragment tego procesu, konieczny w takim zdarzeniu, ale to niebywale may fragment. Jestemy pochodn zachodzcej zmiany, ale to bardzo mocno zalena od caoci pochodna. Jednak, trzeba to powiedzie do wyranie, zanim cao si "zuszczy", nas dawno ju nie bdzie. A nawet lad po nas zaniknie. Pocieszajce w tym jest to, e skoro zaistnielimy z "kwantowego pyu" - to kiedy-gdzie kolejny wiat si zbuduje, by moe - czemu nie nawet z obserwatorem... Wwczas nasze pole wszechwiatowe bdzie "polem rodzicielskim" - a moe i "polem dziadkw", kt to wie. ... Ale to nie wszystko o wszechwiecie, jest jeszcze kilka spraw, ktre trzeba zasygnalizowa, one nawet w zgrubnym szkicu musz si pojawi, to niezbdne. - rodek, wiem, e powiesz o rodku - tego sobie nie odpucisz. - Nie odpuszcz, to w kocu najwaniejsze ustalenie, ktre mona o zmianie z analizy CO i NIC pozyska. Jestemy efektem rodka i to z niego, w podwjnym znaczeniu, postrzegamy i opisujemy wiat. Std, nawiasem, takie kopoty w tym dziaaniu. - Wszechwiat si kiedy tam by zacz od stanu pierwszej warstwy, przeszed ju rodek, bo wybucha w narastajcym tempie, dlatego na horyzoncie jest ostatnia warstwa jedynek. - A pniej to ju "cig dalszy". Tylko e bez nas. - Tak to wyglda. W ramach prostej nieskoczonej, a tak zdefiniowa mona zmian w Kosmosie, jest punkt wyrniony - miejsce zerowe, i to miejsce okupujemy wsplnie i kady z osobna. To nasze miejsce w nieskoczonoci - to z tego punktu definiujemy i wiat, i prost i siebie. Co byo wczeniej, to "minus nieskoczono", co bdzie po nas, to "plus nieskoczono" - a ja-my to ten "zerowy" punkcik, tylko ten punkcik. Wszechwiat jest odcinkiem w ramach takiej prostej, ale my te jestemy odcinkiem w ramach prostej i w ramach wszechwiata - a nawet ktrym tam odcinkiem odcinka, wszak tworzy nas caa piramida elementw i zalenoci. Co wicej, ten punkt te jest rodkiem zmiany tworzcej wszechwiat - w obu kierunkach ewolucji oznaczajcej t struktur, w kad stron jest "tyle samo" zmiany. Do punktu zero byo tyle a tyle (policzalne), ale i dalej bdzie tyle samo. Nasze zaistnienie oraz istnienie jest skutkiem tej rodkowej pozycji i zaley od niej. Obserwujemy wiat ze rodka, w najlepszym momencie zmiany sfery wszechwiata, jednak ma to swoje konsekwencje. Z jednej strony postrzeganie umoliwia (w innym si nie zaistnieje), ale z drugiej je utrudnia, poniewa wiele faktw si na siebie nakada, liczne obrazy czstkowe sumuj si w jeden i cao przez to jest "rozmyta". Postrzegamy ze rodka, dlatego wydaje si to takie "dopasowane" oraz "zestrojone". A to nic innego, jak przemieszczanie si CO w NIC 28
to lokalne zagszczenie w postaci skwantowanego procesu. Tylko tyle.
Nic wicej. Ale przyjemne, trzeba przyzna... - Ju ci przeszo, podbudowae si emocjonalnie? Bo chciabym o te inne tworzce si w Kosmosie zbiory spyta, jak to przebiega? I co z tego wynika? - Uwaam, e nie przesadzam z tym podkrelaniem rodka, przecie w nim si realizujemy. e to oczywisty i konieczny w nieskoczonoci fakt, to nie zmienia oceny-wyceny tego punktu. We pod uwag, e na kade zaistnienie, a my zaliczamy si do tego zbioru, na kady byt w dowolnej formule jego "bycia", przypada nieprzeliczalna (i nawet po wielekro nieprzeliczalna) liczba bytw niezaistniaych, wic doce ten "zerowy punkt" w bezkresie. - Doceniam, doceniam... - A co do tworzenia si tych innych wiatw w Kosmosie, to sprawa w liczbie strumieni kwantw ("czego"), ktre mona wprowadzi w taki proces. Najlepszym, z analizy logicznej wychodzi, e najlepszym (i to z wielu punktw oceny najlepszym) bdzie taki wiat, ktry buduje si z omiu linii. Dlaczego? Strumienie energii docieraj rwnomiernie i z kadej strony, a to gwarantuje, e w "punkcie przecicia" tworzy si jednokwantowa warstwa sfery. A pniej kolejne warstwy. Jedynki czego s wciskane w ten wiat i jednoczenie go buduj. Osiem linii tworzcych jest optymalnym zbiorem, nie mniej, nie wicej. - Dlaczego? Dlaczego nie wicej? e mniej, to mog zrozumie, zbyt mao elementw, niesymetryczne rozoenie, wic wolny tor do zmiany - do wybuchu. Ale jeeli osiem buduje stabiln struktur, to moe i szesnacie, moe trzydzieci dwa? To rwnie symetryczne wielkoci. W nieskoczonoci, e zacytuj ciebie, przy nieskoczonej iloci i zawsze w ruchu elementach... - Zastanawiaem si nad tym, wychodzi, e jednak musi by osiem - i nie wicej. To znaczy, w bezkresie oczywicie moe si wicej zbiorw spotka, jak powiedziae, tego wykluczy nie mona. A co wane, one rwnie bd na siebie dziaay i razem bd powoyway do istnienia jaki wiat. Problem w tym, e to nie bdzie stabilny wiat. - Dlaczego, podaj uzasadnienie. - Nadmiar. Brak jest powodem tworzenia si "struktury uomnej" (np. gd deformuje ciao), ale rwnie nadmiar jest powodem schorze nadmiar tworzcych linii zaskutkuje wiatem, w ktrym zagszczenie bdzie zachodzio zbyt szybko, a kwanty bd si o siebie potykay. I to nie jest metafora, potraktuj to dosownie. Kiedy zmiana biegnie w ograniczonej przestrzeni, to zbyt due (w stosunku do pojemnoci) zagszczenie jednostek tworzy zawirowania, problemy - elementy si zderzaj i wzajemnie wytrcaj z rytmu. Itd. A to rytm jest czynnikiem zasadniczym, eby powstao co stabilnego. Musz by elementy, ktre ten rytm buduj, ale i ten rytm musi by, eby elementy si uzgodniy (zsynchronizoway). C, kiedy pojawia si nadmiar zasobw, buduje si ciao chaotyczne, a na pewno sabe w konstrukcji. A jeeli to ci nie przekonuje, to uwzgldnij fakt, e zbyt szybkie zapenienie sfery, a to bdzie miao miejsce w przypadku wielu linii, to spowoduje zapchanie wiata - i ewolucja zastopuje, skoczy si. Bo jak nie ma moliwoci do ruchu... - To nie wyczerpuje tematu, przecie mona manipulowa odlegoci 29
zbiorw, moe by ich wicej i bd dalej, nie bd sobie wchodzi
w parad. - Mona, fakt. Ale - nie przesdzajc skutkw - trzeba to po prostu sprawdzi (policzy, zasymulowa) - uwaam, e wszechwiat, taki do uytku zdatny wszechwiat, z wikszej liczby nie powstanie. Osiem to jest to. - Nie mam argumentw na takie co, trzeba sprawdzi. ... - Dodam, i potraktuj to jako wstp do dalszej rozmowy, e wiaty w ramach Kosmosu, ich liczba oraz "dobro", to nie przypadek, to jest zalene od umiejscowienia w zmianie. Czyli, jak w ramach wszechwiata nie ma przypadkowego momentu dla bytu, tak samo w Kosmosie nie ma przypadkowej "chwili" do zaistnienia wiata o cechach umoliwiajcych obserwacj. - O kurcz, zatkao mnie. Rytm nieskoczonoci? - Tak, musi by. eby ten kawaek mona wytumaczy, musi by prosty i zarazem maksymalny rytm zmiany. Ale s, co zrozumiae, liczne tego uwarunkowania. - Dawaj, brzmi ciekawie. - To adna tam niezwyko, wszystko - powtarzam i podkrelam - to efekt wstpnie przyjtych elementw, tu nic nie jest nadmiarowe, a wszystko niezbdne - jedno wynika z drugiego i warunkuje dalsze; cig zalenoci jest maksymalnie prosty, a zarazem konieczny. - Chwila na reklam bya, teraz szczegy prosz. - W telegraficznym skrcie wyglda to tak... - Szczegy. Skrt sam sobie zrobi. - Bd, zapewniam, tylko dalej, za stron lub kilka, teraz warto to wyliczy... Ot liczba wiatw, takich zdatnych do uytku, jak to powiedziaem, to jest warunkowane pooeniem w zmianie przebiegajcej w Kosmosie. Skd rytm zmiany? Za moment do tego wrcimy, generalnie chodzi o "koowrt dziejw", tak to mona zdefiniowa w jzyku. e ciut literackie ujcie, prawda, ale oddaje to, co chc powiedzie. Nie ma w nieskoczonoci tzw. przypadku, jest "mieszanina doskonaa" jedynek - nie ma dowolnoci, jest porzdek. Fakt, jest maksymalne zmieszanie wszystkiego ze wszystkim, Fizycznie nie ma adnej kolejnoci zdarze - ale logicznie taki porzdek jest. On jest w Kosmosie (w nieskoczonoci, w toczcej si zmianie), ale przede wszystkim jest w obserwatorze, w bycie t zmian opisujcym. - Niejasne, krcisz. - Bynajmniej, sprawa w tym, e inaczej nieskoczonego-wiecznego cigu zmian nie opiszesz, w aden sposb nie zdefiniujesz. Zauwa, jeeli w swoim dziaaniu ograniczysz si do rejestrowanego (w dowolny sposb postrzeganego), czyli do Fizycznego (fizycznego w ramach wszechwiata) zakresu, jeeli na tym skoncentrujesz uwag, to zdarze nie opiszesz - bo jak, w jaki sposb? Jak wszystko zmieszane ze wszystkim, i to w idealnej proporcji, to jak to opisa? - Mona, si robi. - Zewntrznie, tylko w ujciu "z zewntrz", jako ustalanie zasady w mieszaninie. Ale reguy wytworzenia si tej mieszaniny nie ustalisz - na pytanie, "dlaczego jest tak, jak jest?", na to pytanie nigdy, w mieszaninie pozostajc, nie odpowiesz - nie ma sposobu. Jeeli nie odwoasz si do uporzdkowania, do myli, e w tym jest porzdek - jeeli tego porzdku nie narzucisz na zmian, to wiata w 30
jego zmianie nie poznasz. A jak nie zdefiniujesz rytmu zmiany, to na
zawsze pozostanie dla ciebie nieodgadniona... Czy w Kosmosie jest rytm? - Mona na to pytanie odpowiedzie w taki sposb, i bdzie to logicznie poprawne, e skoro zawierasz si w tym zbiorze (a zawierasz si), to budujc sam dla siebie rytm postrzeganej zmiany, wprowadzajc uporzdkowanie - to tym samym regua zdarze w Kosmosie si zawiera... Tylko e takie postawienie sprawy, tak myl, ci nie zadawaa. - Umiarkowanie. - Ot to. Cho osobicie uwaam, e to powany argument... Czy jest rytm nieskoczonej zmiany? Tak, ale zawsze (i tylko) w poczeniu z obserwatorem. I to nie jest, wbrew pozorom, powtrzenie przed chwil powiedzianego. Dlaczego? Poniewa musi by obserwator, eby stwierdzi, e istnieje regua - rola obserwatora jest w tym dziaaniu fundamentalna. Kiedy nie ma strony w dziaaniu, takie dziaanie nie zachodzi. Czyli rytm jest, ale to, e ten rytm jest, to jest tylko w tobie, w bycie analizujcym. To obserwator ustala ten rytm. Zmiana zachodzi, po prostu CO przemieszcza si w NIC - a skutki?, wiadomo, wszystko wok. Jeszcze inaczej, poniewa to istotne. eby w nieskoczonoci si nie zagubi, musz zmian uporzdkowa, nada rytmik, zbudowa zasad; musz w jednolity i nieskoczony strumie kwantw wprowadzi schemat. Proces biegnie, ale jak biegnie, wedug jakiej zasady oraz co jest kwantem tej zmiany - to ju ja. W/na zmianie napisw z objanieniem nie ma, "przypisy" to moja robota. I dotyczy to wszechwiata, dotyczy Kosmosu - dotyczy dowolnej zmiany, ktr w sobie lub w wiecie postrzegam. - W Kosmosie te? - Oczywicie, i to na zasadzie koniecznej. Bo jak inaczej bezkresn i wieczn zmian zrozumiesz - to niemoliwe. Co najwyej powiesz, e jest tak rozumiany cig zjawisk, te oczywicie warto, jednak nic wicej. A przecie ty chcesz zrozumie. - rednie jako argument. - Przyjmij, na ten moment wprowad w zobrazowanie, e jest rytm tak definiowanej zmiany, e w jego ramach s lepsze i gorsze chwile do budowania si wiatw - e w ramach "kosmicznego cyklu" s zakresy, w ktrych buduj si stabilne konstrukcje, ale s i takie, w ktrych dominuj "zwichrowane"; raz struktury buduj si atwo, innym razem trudniej (poniewa elementy s oddalone). Ale s uwarunkowania, jak powiedziaem. W takim opisie dopatrzy si mona koniecznoci, on musi zaj - jak jest zmiana, to w jej ramach zagszczenia musz powsta; w nieskoczonym-wiecznym zderzaniu si jednostek czego to pewnik. Cykl tworzenia si wiatw musi by, to zapewnia Fizycznie pojta losowo. To jest konieczno, ale wynikajca z samej zmiany, w adnym razie nie mona tego wyprowadzi poza przeksztacenia (zwaszcza w jakie dziwaczne) - rytm zmiany jest efektem samej zmiany. Z punktu widzenia fizyka nie ma znaczenia przyczyna zaistnienia reguy, czy chodzi o "czyst losowo", czy nie - liczy si rezultat: regua. Natomiast dla Fizyka to informacja podstawowa, warunkuje zrozumienie. Fakt, banalna zmiana pooenia "czego" w "niczym", to bdzie dla ciebie tylko proste, wrcz "prostackie" (nieskoczone) "obijanie" si 31
jednostek o siebie - ale kiedy obraz poszerzysz, kiedy przeledzisz
w dugim zakresie "czasu i przestrzeni", okazuje si, e jest rytm. Zmiana, tak na oko chaotyczna (i tylko chaotyczna), przebiega wedug reguy, jest uporzdkowana. Sama zmiana - tylko sama zmiana-ruch w nieskoczonoci-wiecznoci to wystarczy, eby wytworzy si rytm... I dalej. Jeeli to cykl, to jest w nim "minimum" i "maksimum", jest stan "brzegu" i "rodka". Czyli, tak samo jak we wszechwiecie, take w Kosmosie mona wyrni rodek cyklu, najlepszy zakres do budowania si wiatw. - Tak, w "czasoprzestrzeni absolutnej" jest etap-punkt wyrniony. I teraz istotne: o ile we wszechwiecie oznacza to pocztkowo, e w tak wyznaczon sfer jednostki s wciskane (e tworzy si zawarto, kolejne zgstki) - e nastpnie proces przechodzi przez rodek, co skutkuje zmian kierunku (z zapaci, scalania si, do wybuchu) - a dochodzi do rozproszenia w rodowisku tej konstrukcji... Wane jest tu to, e o ile tak to wyglda dla "wszechwiata", o tyle w Kosmosie przejcie do kolejnego etapu biegnie "na okrgo" - "po kole" (std okrelenie, e chodzi o "koowrt dziejw"). Powd? Przecie jest jedna nieskoczono. - Czyli kiedy jeden cykl si koczy (jakby go nie liczy), to od razu (dosownie bez adnej przerwy) przechodzi w kolejny - elementy nie przemieszcz si nigdzie dalej, bo nie ma "dalszego". Jedna strona przechodzi pynnie w drug, a take kolejne, adnego w zmianie zatrzymania. Tylko "lokalne i gdzie" zagszczenia w rytmie, budowanie si i zanikanie wedug cisej kolejnoci. - Skd i dlaczego kolejno? - Moment, zmierzam w tym kierunku, chodzi o nieskoczono, jednym sowem tego nie zdefiniujesz... Wane teraz jest to, e w takiej zmianie - zauwa to i doce - rodek jest zawsze (tak samo jak kady inny punkt zmiany). Tu wszystko, caa paleta moliwoci wystpuje jednoczenie... W jednym miejscu zmiana osiga punkt szczytowy, czyli rodek, a tu obok, dosownie tu obok moe by element nalecy do koca tak opisywanego cyklu. Fizycznie jest to mieszanina doskonaa, ktr tylko twoja decyzja porzdkuje; logicznie jest nastpstwo faktw, a Fizycznie mieszanina. Identycznie jak we wszechwiecie, tylko skala i jednostki obrachunkowe inne. - Wieczny rodek? - Nie, wieczna zmiana w nieskoczonym Kosmosie - czyli CO w ruchu poprzez NIC. Wszystko inne to konsekwencje. Spjrz, eby uporzdkowa zmian, musisz nanie (tu: narzuci) na ni zrozumiay dla ciebie schemat, pochodny wobec tego, e "na dnie" jest skwantowany (zero-jedynkowy). I to od razu upraszcza dziaanie, po prawdzie dalsze to pochodna, jedynka "czego" w otoczeniu NIC i wszystko oczywiste. Ale taki sam rytm, te jako pochodna tego najniszego, musi znajdowa si "w grze", maksymalnie w grze opisu (bo jako na dole, tako i na grze). Przecie nie ma znaczenia, czy jednostk jest najmniejsze z najmniejszych, czy najwiksze z najwikszych, rytm, maksymalnie ju prosty i zarazem oglny, ten rytm musi odnosi si do kadego faktu i kadej zmiany. I ty ten ustalony rytm nanosisz na nieskoczon i wieczn zmian. I ustalasz, e jest cykl, "zakres" od jakiego punktu do przeciwnie w 32
przyjtym schemacie pooonego. To moe by rny schemat, najlepiej
zobrazowa to prost (albo w zamkniciu, okrgiem). Jeeli ma to by ujcie nastpcze, jeeli zmian postrzegasz w taki sposb, e jedno ustalasz "przed" kolejnym, to linia prosta jest do tego idealna, to twj obraz zmiany. Jeeli preferujesz "zaptlenie" i cykliczno, to oczywicie okrg i powizanie pocztku z kocem. - A, po prawdzie, jak tam sobie to przedstawisz, to twj wybr, istotne jest to, eby zrozumie. W ujciu nastpczym najlepiej prost, poniewa w jej ramach zawarty jest punkt zerowy, punkt obserwacyjny, a to z niego i w nim te swoje analizy prowadzimy, dlatego musi by. W ujciu cyklicznym te masz ten punkt, ale dopeniony stwierdzeniem, e skoro to jedna i wieczna nieskoczono, to przeciwlege elementy prostej, w tyme bezkresie, si ze sob stykaj... Wrcimy do tego. Ale, i teraz istotne w takim dowodzeniu, kady taki cykl w Kosmosie, to nie tylko ten jeden cykl, takich cykli jest przecie nieskoczenie wiele, skoro jednostek jest nieskoczenie wiele, to i cykli rwnie. A to oznacza, e ustalajc jeden peny cykl, masz obok kady inny, kade inne uoenie cyklu - ty na jednym prowadzisz opisy i z niego (i poprzez niego) ustalasz regu, a obok biegnie inny, i ten inny moe by w dowolnym momencie. Itd. I znw wane: te wszystkie cykle razem - wszystkie razem! - tworz to, co okreliem "mieszanin doskona". W takiej zmianie i w takim jej rozumieniu jest zawsze wszystko, nie ma znaczenia, co wyrnisz, tu znajdziesz kady punkt prostej. - I te jedynki-kwanty "czego", pozostajce w nieskoczono-wiecznym ruchu, "tkaj" "czasoprzestrze absolutn" - Kosmiczny "czas" obrazuje si poprzez zmian pooenia jednostek. - Wic rodek... - rodek jest zawsze, jak i kady inny punkt - w ramach Kosmicznego cyklu realizuje si wszystko, i to jednoczenie. Co nie znaczy, podkrelam, e w tym samym miejscu. Przez dowolny w nieskoczonoci punkt mona przeprowadzi nieskoczenie wiele jedynek - ale nie jednoczenie, nastpczo jak najbardziej, jednak nie w tym samym momencie... Lokalnie tworz si "wyspy" kwantw, jest wiksze zagaszenie, ktre wytwarza losowo - ale jednoczenie tak pojta losowo skutkuje w poszerzonej obserwacji rytmem. - Wyskalowana zmiana? - Tak, Kosmiczna zmiana podlega skalowaniu. Ale skalowanie to dzieo bytu obserwujcego, musi to przeprowadzi, eby zrozumie. Przecie zmiana objanienia nie potrzebuje - po "jednej stronie" si "topi", po drugiej buduje - a Fizycznie te strony s tu obok. Tak wyglda Ewolucja. ... Mieszanina doskonaa w Kosmosie, obecnie o tym, i to w szczegach. Mwiem, e to bdzie, poniewa sprawa fundamentalna, to cig dalszy dopiero co powiedzionego. - Rozgadae si. - Chciae, masz... Przede wszystkim warto podkreli zgodno obrazu wszechwiata (tego, jak postrzegasz tak zwany "wszechwiat") i wizji Kosmosu, czyli zakresu nadrzdnego wobec tobie dostpnego - to jest tosame. Skala, zgoda, jest inna, jednak elementy opisu identyczne. 33
Inne zreszt by nie mog, sprzeczno jest wykluczona. Dlaczego? Bo
nie zaistnieje, to po pierwsze. Gdyby wszechwiat mia choby jeden element odmienny wzgldem Kosmosu, nie pojawi si. I znaczenia nie ma, czy chodzi o elementy tworzce, czy o zasady tworzce - tu jest pena zaleno... A po drugie, ebym mg opisa zmian w kadym zakresie (niezalenie czy chodzi o wszechwiat, czy o Kosmos), musz stosowa na kadym kroku te same abstrakcje, poniewa innych nie zrozumiem. Co wicej, to musz by abstrakcje std i teraz, a wic bliskie mojemu zasobowi danych, kade odlege ujcie wprowadza trudno w dotarciu do celu, wrcz go uniemoliwia. A jak moje symbole zmiany maj si do niej w sensie "gbokim"? To te nie ma znaczenia. Sprawdzaj si - wic s dobre, kiedy potykam si o kanty (i kwanty) wiata i bdz, musz w dopasowywaniu poj do otoczenia si poprawi. I nie ma w tym dziaaniu kompromisu, to moje by albo nie by. - Nie jest dla mnie jasny powd takiej "deklaracji programowej", co si za tym kryje? - To oczyszczanie przedpola, zwaszcza w odniesieniu do matematyki poniewa ten jzyk obecnie chciabym mocno eksploatowa, oczywicie w sensie oglnym, odwoujc si do najbardziej fundamentalnych uj tego zakresu. Matematyk postrzega si jako wiat idealny, niezmienny, odwieczny czyli, e nas nie byo, bya matematyka, nas nie bdzie, a matematyka swoje zasady zachowa. Znasz to, te wszelkie "byty matematyczne" i tym podobne. Zaleno wszechwiata od Kosmosu (ale rwnie Kosmosu od wszechwiata, kiedy chodzi o nazywanie i analizowanie), to ma istotne znaczenie w odniesieniu do matematyki, jednak jest zazwyczaj rzadko uwiadamiane. A ja zamierzam o takich zalenociach obecnie mwi. Z powodu? Poniewa ma to istotne konsekwencje tak dla matematyki, tak dla dowolnego jzyka opisujcego rzeczywisto. - Matematyka tworzona? - Wnioski padn, jednak na ten moment powiem, e pojcie "mieszaniny doskonaej", wprowadzone jako konieczno, odnosi si i do Kosmosu, i do wszechwiata - a nawet do kadego zakresu, ktry wyrnisz w wiecie; jak jest kwant i zbir kwantw, co by tym kwantem nie byo, moesz w takim zbiorze fizycznie ustali "mieszanin", a logicznie uporzdkowanie. I o takim zmieszaniu w Kosmosie pogadamy tu i teraz, a o wszechwiecie "przy okazji". - Jest wic sobie "mieszanina", i ...? - Dla ciebie, dla fizyka (dla bytu skomplikowanego i lokujcego si powyej progu), w dowolny sposb postrzegane fakty (elementy wiata) s rozmieszczone rwnomiernie, to mieszanina doskonaa. Znaczenia nie ma lokalne uoenie jednostek, wiksze lub mniejsze zgrupowanie, nie o takiej mieszaninie mwi - chodzi o brak uporzdkowania zbioru z uwagi na kolejno. Co ustalasz, foton, atom, komrk - nieistotne. Tylko zauwa, dla ciebie, przez sam fakt, e to jest (jakby tego nie rozumie) - to jest wane; liczy si, e jest. Tak wyrnione fakty s logicznie rwnowane przez swoje "bycie". Jeszcze inaczej, poniewa chodzi o istotny skadnik rozumowania: w twoim ogldzie rzeczywistoci wszelkie elementy to zbir jednorodny. W tym sensie jednorodny, e foton czy atom od kolejnego podobnego w zbiorze faktu, to niczym si nie rni; "atom to atom", powiesz - i 34
prawidowo, dla ciebie to ju wszystko. Ustalasz kolejno tworzenia
si takich struktur, nawet definiujesz to wzorem czy regu, jednak nie pytasz, dlaczego tak si zadziao - ani nie pytasz, czy ten a ten (konkretny) "atom" to przed tym drugim powsta, czy kolejno bya odwrotna. Nie pytasz o to, poniewa dla ciebie takie pytanie nie ma znaczenia, element jest - "bo jest". Dla ciebie wszystko jest rwno wane, nie ma gradacji, jest wzmiankowana "mieszanina"; to konkret, ktry moesz-musisz bada. - CO tylko jest, eksperyment dotyczy tego, co jest, nie odnosi si do nieobecnego. A badajc otoczenie, to oczywiste, i tak wprowadza si porzdek. - Nie chodzi o to, e NIC dopenia CO, to naturalnie zmieszanie, i to maksymalne. Tu idzie o uporzdkowanie elementw tworzcych wiat, o "znumerowanie" w/na prostej nieskoczonej - o logiczny ad, ale w postaci Fizycznego chaosu. Kiedy mwi o zmieszaniu, to mam na myli kolejno wystpowania jednostek w nieskoczonoci. Konkretnych ju jednostek. Dla ciebie temat bez znaczenia, jest poza dziaaniem, bo ty badasz wycznie zmian i korzystasz ze skomplikowanych elementw w ruchu. I dobrze. Ale obecnie chodzi o zagadnienie, "jak to si dzieje, e si dzieje" - o "kolejkowanie do piachu". - I odpowiedzi jest "mieszanina"? - Tak. Z tym, e fizyka zajmuje si skutkami takiego zmieszania, a filozofia ustala jego regu - czyli definiuje przyczyn. - Ciekawe. - Nie bybym pewien, e dla kadego jest to ciekawe, ale skoro o tym rozmawiamy - c, jest ciekawe... Dobrze, pytanie: czy pojcie mieszaniny to konieczno? Tak, inaczej opis zmiany jest niemoliwy... Zauwa, ustalasz fizyczne reguy, ale przyczyna (za)istnienia wiata i jego prawidowoci s niedostpne dla ciebie. Powd? Poniewa dziaasz ponad progiem, powyej granicy oznaczajcej "wyonienie" si fizyki - a Fizyki nie sigasz. Prawda, w krgu dostpnym uzasadnienia zjawisk szukasz i dysz na wszelkie sposoby do poznania oraz ustalenia regu(y) zmian, ale z samej zasady, e chodzi o konstrukcje (skomplikowane), ju z tego powodu nie moesz sign do fundamentw. One s, ale na zawsze poza twoim zasigiem. To ju Fizyka, filozofia - logiczny namys nad rzeczywistoci. Ale ty jeste bytem ciekawskim, jako czowiek chciaby wiedzie, co, jak, kiedy, dlaczego - wic dysz, starasz si, budujesz coraz to wiksze machiny, eby coraz mniejsze elementy pozna - ale, ech, taka twoja fizyczna przypado, nie wyjdziesz poza skomplikowanie, nie signiesz jednostki tworzcej, bo ona tworzy poznanie. Proste. - No. - Jak zawsze przy takim akapicie dodam, e bez fizyki poznanie jest niemoliwe, to tak dla precyzji i sprawiedliwoci. Fizyka (zmysy) jest pierwsza, a pniej trzeba si w otoczenie wkminia. - Niech ci si szczci za dobre sowo... - Po co wprowadza pojcie "mieszaniny", skoro fizyka si sprawdza, i to nawet w szerokim zakresie? - I jaka odpowied na to wielkie pytanie? - Odpowied ju pada: bez takiego narzutu na zmian nie mona doj przyczyny. Jeeli nie wprowadz w nieskoczon zmian porzdku, nawet sam dla siebie, tej zmiany nigdy w peni nie zdefiniuj, nie ustal 35
reguy i nie zrozumiem. Kosmos to NIC i CO, i nieskoczona zmiana.
Wic jak w tak abstrakcj wprowadzi porzdek? Nie mona, fizycznie w nieskoczono zmiany nie mona wprowadzi adnego adu i staoci, poniewa fizyka korzysta ze zmiany, jest jej skutkiem i zawiera si w niej. Tylko zewntrzny do zmiany rytm moe j zdefiniowa - a to lokuje si ju poza fizyk; regua zmiany jest poza zmian (rwnie wwczas, gdy do jej zbudowania zostanie uyty zmieniajcy si element, nawet jeeli tworzy j zmienny byt w zmiennym wiecie). - Tak jakby. - Nie tryskasz radoci poznania, nie doceniasz? - Wmylam si. - I poprawna reakcja... arty na bok, temat wany. ebym mg zmian nieskoczon zdefiniowa, c, nie ma rady, musz w strumie kwantw wprowadzi porzdek. On sam dla siebie jest uporzdkowany realizacj zero-jedynkow, to wprost i jako konieczno wynika z przyjcia NIC i CO za elementarne skadniki rozumowania, ale warto (i trzeba) t analiz poprowadzi dalej i nanie (nadpisa) na kwanty numery. Kwant, jedynka nie rni si niczym od kadej innej jedynki, ale to nie znaczy, e tworzce prost nieskoczon jedynki s w dowolnym miejscu tej prostej, nic podobnego - maj swoje ulokowanie i, co ma znaczenie w tym momencie, swj numerek. Fizycznie takie podejcie si nie liczy, jest spoza eksperymentu i poza zapotrzebowaniem, jednak logicznie jest fundamentem dziaania. Fizyk moe o tym nie wiedzie, filozof opisujcy zmian musi uzna "znumerowanie" za podstaw dziaania - poniewa zmiany inaczej nie wyjani, adnego cigu przyczynowo-sutkowego nie stworzy. A przecie takiego (idcego w nieskoczono) cigu stara si dopracowa... - Obserwator tworzy rytm? - Dokadnie, to opisywacz zmiany ustala regu. - Zmiana jest zawsze skwantowana, ale to obserwator ustala, e ta zmiana jest i zachodzi, to po pierwsze, a po drugie, nadaje elementom tej zmiany (kwantom) znak. Po prostu nazywa - porzdkuje wedug jakiego kryterium. Nie ma znaczenia, o jak metod porzdkujc chodzi, liczy si sam akt porzdkowania. Liczy si dziaanie, poniewa jego efektem jest regua zmiany. To moe by regua odnoszca si do najbliszego i jaskrawo widocznego elementu wiata (np. kamienia), ale to moe by maksymalna regua, ju z "kamykami" najmniejszymi z najmniejszych. Poznawanie i nazywanie, czynno tworzenia reguy ma to do siebie, e kiedy w ruch zostanie wprowadzona, musi doj fundamentalnego "kamyka" (o ile proces nie ulegnie zatrzymaniu z jaki powodw). Co wicej, na kadym etapie porzdkowania element jednostkowy (i dla obserwatora ostateczny) jest kwantem - jedynk. Bo zawsze jest jaki kwant najmniejszy z najmniejszych rozumowania i opisywania wiata, zmienny w czasie, zaleny od zdolnoci poznawczych, ale jest. I jeszcze wicej, poniewa to kadorazowo jednostka, byt poznajcy zna prawd o wiecie, kady poznajcy zna prawd. e kwant-element opisu jest raz wielkoci "kamyka", raz "wszechwiata", to nieistotne. - I dlatego mona znumerowa nieskoczono. - I dlatego trzeba znumerowa nieskoczono, to wymg zrozumienia. Inaczej nawet nie moesz postpi, bo inaczej nie zaistniejesz ani nie przetrwasz. Kady byt "numeruje" wiat nawet o tym nie wiedzc - nadaje nazw, porzdkuje od-do, opisuje wierszami czy matematyczn strof; takie dziaanie jest zawsze porzdkowaniem, ustalaniem kwantu 36
opisu, a dalej operowaniem nim. Bez porzdkowania, bez ustalenia, co
byo, co jest i co bdzie, bez takiego czynu nie ma ani obserwatora, ani dziaania, ani wiata. Bo jak nie ma obserwatora zmiany, to nie ma zmiany, ju mwiem. Musz w jednolity cig zjawisk wprowadzi porzdek, czyli co uzna za jednostk i kwant (i wielokrotno takiego kwantu), musz wyznaczy (ustali, przyj), e ktry jest pierwszy, ktry ostatni (w ramach dostpnego mi zakresu) - musz maksymalnie wprowadzi nieskoczono w zmian (bo przecie si nie koczy, istniej) - i musz na koniec w tak spreparowan "siatk kartograficzn" wprowadzi zrozumiae dla mnie symbole kolejnych elementw (znumerowa, nazwa), co warunkuje dalsze dziaanie. Powtarzam, musz to wszystko zrobi, poniewa inaczej jednolitego i nieskoczonego strumienia zmian nie zdefiniuj. To ja porzdkuj i dla siebie, to ja wyznaczam jednostki i zbiory jednostek (ich stany skupienia, "zbrylenia") - to ja i dla siebie tak czyni, i jest to absolutna konieczno. - Niech bdzie, e konieczno. - Sam kiedy do tego dojdziesz... Jest tylko "mieszanina", i to ja t mieszanin porzdkuj. I pytanie: jak, w oparciu o jakie "znaki" najlepiej przeprowadzi takie dziaanie? - Matematyczne. - Bo s pod rk, bo zostay przepatrzone na wszelkie sposoby - bo si sprawdziy, itd. A e przy okazji i matematykom mona co o ich abstrakcjach powiedzie, zwiza ze wiatem, ubra w fizyk, to ju dodatek do dziaania, nadmiarowy zysk. ... - Punkt czy prosta? - Kwanty. Mamy ju jedynk (CO sobie pdzi poprze NIC), dlatego do dalszego opisu trzeba zastosowa prost. Jako symboliczne oddanie, e jedynka-kwant przemieszcza si "punkt po punkcie". - Nieskoczon prost. - A, widzisz, tu zaczynaj si schody. - Co? - Owszem, masz racj, najlepiej nieskoczon zmian zobrazowa za pomoc prostej nieskoczonej. Jednak s zalenoci w tym dziaaniu, i one s teraz wane - bo opisujemy szczegy. - Prosta nie jest prost? - Tak daleko si nie posun, ale powiem, e to zaley. Od czego? Od obserwatora. Od jego metody porzdkowania wiata, a nawet od momentu porzdkowania (epoki). Ale przede wszystkim jest to zalene od punktu odniesienia - tego, co jest tem analizy. Czyli maksymalnie od NIC, w ktrym i wobec ktrego wszelkie CO si przemieszcza. - Prosz o wicej. - Ju si robi, panie kolego... Mieszanin doskona w Kosmosie (w tak zdefiniowanym zakresie) najlepiej zobrazowa za pomoc prostej. Skoro pojawia si nieskoczono zmiany w analizie, to oczywistym i wrcz narzucajcym si ujciem jest taka abstrakcja. A prosta, to za wiedz szkoln, "jest jednym z podstawowych poj geometrii, przypadek szczeglny nieograniczonej z obydwu stron krzywej, o nieskoczonym promieniu krzywizny w kadym punkcie" - chyba zacytowaem poprawnie. Najlepsz prost do takiego dziaania bdzie prosta z wyrnionym punktem zerowym. Dlaczego? Poniewa jestem-jestemy - poniewa punkt 37
uznany za zero to nasze pooenie - poniewa to z niego, i tylko z
niego i w nim moemy indywidualnie czy zbiorowo dziaa. To nasze miejsce w bezkresie. - Rozumne zero. - A jak, my to "mylca pustka" - doce ten punkt... Prosta biegnie z minus nieskoczonoci (to zakres za nami), do plus nieskoczonoci (to przed nami), a w "punkcie zerowym" znajdujemy si my. - Doceniam. - Ten punkt zerowy to wszystko czym dysponujemy, to dosownie punkt, tak zwane "teraz". Niczego wicej nie ma, przeszo si zrealizowaa i na zawsze ustalia, przyszo dopiero bdzie, wic nie ma jak tam zajrze (to w przyszoci si zbuduje), dlatego do naszej dyspozycji jest punkt zerowy prostej. Mwic inaczej, geometryczne ustalenie, e jest taka prosta, ktr w matematyce zastpuje zbir liczb cakowitych - to oddanie w takim jzyku naszego istnienia (czy dowolnego, wybranego za punkt zerowy faktu-bytu), to zdefiniowanie nieskoczonoci z punktu widzenia tego, kto to prowadzi. - Ale zbir liczb cakowitych nie jest jedynym sposobem opisu. - Do tego d, uwaga jak najbardziej zasadna. Zanim o tych innych moliwociach, jeszcze kilka sw o prostej nieskoczonej, poniewa ma to znaczenie. Chodzi o numeracj, o narastanie od nieskoczonoci do zera, a pniej do plus nieskoczonoci. To jest uporzdkowanie chaosu, jego znumerowanie. Nie ma na ten moment znaczenia, co si za tym realnie w wiecie kryje, chodzi o abstrakcj, ktra wprowadza i tworzy porzdek. Tu i teraz porzdek samej matematyki, a przy okazji co innego mona tak opisa (to ten wspomniany zysk, ktry z takiego dziaania daje si wiekami czerpa). Sprawa w znumerowaniu, w logicznej kolejnoci nastpowania elementw zbioru. One s wielokrotnoci jedynki, to po pierwsze, a po drugie odstp midzy nimi te jest jedynkowy. A po trzecie, to jest linia, logicznie liniowe (tu: w kolejnoci, nastpcze) zaistnienie w ramach zbioru elementw. Co jest pierwsze (nawet jeeli to jest w minus nieskoczonoci) co w rodku (czyli punkt zerowy) - co bdzie w plus kiedy-gdzie. Masz porzdek w chaosie? Masz. A e raz pod "numerki" podstawiasz sobie kamyczki, innym razem atomy lub wszechwiaty, niewane, regua porzdkujca jest i si sprawdza: zmian rozumiesz. - Rozumiem. - I o to chodzi. Nie ma znaczenia metoda znakowania, liczy si zysk z jej stosowania. A ten jest oczywisty: nieskoczono mona opisa. - S inne proste, inne zbiory. - S, i teraz o nich... Pytanie: czy prosta bezkresna jest ujciem naszej pozycji w zmianie i czy poprawnie opisuje zmian? - Sam przed chwil... - Jest poprawnym ujciem, ale i bdnym. Spokojnie. Jak wiesz lubi aforyzmy, oddaj prawd, jednak niekiedy trzeba si w nie wgry, co by tej prawdy doj - podobnie w tym przypadku. Prosta nieskoczona oddaje zmian i nas w niej, ale to jeszcze nie wszystko - to jeden ze sposobw opisu, ktry moe i musi wytworzy obserwator. Ale sprawa teraz w tym, jak dziaa i co przyjmuje za punkt odniesienia, jakimi moliwociami dysponuje. Bo nie jest tak, e matematyka konstruujc abstrakcj ustala prawdy o wiecie, i to takie, e ho-ho. Matematyka 38
(kady jzyk) ustala prawdy na temat wiata, ale produkuje je, i to
jest wane, konkretny byt-obserwator - nie ma dziaania w oderwaniu od dziaajcego i od uwarunkowa. Nie ma i nie moe by ustalenia bez tego, kto te ustalenia przeprowadza. - Czyli kadego. - Ale oczywicie. Kady byt sam dla siebie, na wasn rk oraz w zakresie mu dostpnym takie ustalenia prowadzi, a e one s zbiene ze wiatem i ustalaj rytm zmiany - to ju pado, inne by nie mog, inne nie zaistniej. - Jednak postrzeganie zmiany jako prostej (od minus do plus), to ma sens; jest nastpowanie zdarze, to nawet do bolesne doznanie. - Zgadzam si z tob, tak mona i trzeba opisywa zmian, zwaszcza kiedy przyjmuje si wasne (za)istnienie za punkt zerowy i wyrniony - zwaszcza kiedy dziaa si w/na krtkim zakresie zmiany. - Czy to oznacza, e naley wyj poza prost? - Tak i nie, zaley. Przed chwil, moe nadmiernie emocjonalnie, to wyraziem: to obserwator decyduje, co ustala, wobec czego - oraz co z tego wynika. Jeeli postrzega zmian jako nieskoczon, tak jest, zmiana biegnie od minus do plus nieskoczonoci; jak ujmuje procesy inaczej i to si potwierdza, tak jest. Dlaczego moe takie abstrakcje wypracowa i je stosowa? Poniewa nieskoczona zmiana tak wyglda w zgeometryzowanym ujciu. A skoro takie abstrakcje s pod rk, na opis i dziaanie pozwalaj, to czemu z nich nie skorzysta - gupi nie skorzysta... Tylko to nie jest wszystko, to element rozumowania, jednostka-kwant rozumowania. Bo s jeszcze wspominane przez ciebie inne proste, czy zbiory w matematyce. Na przykad zbir liczb naturalnych, eby si odgnie do tego oczywistego w powszechnym rozumieniu "terytorium" matematyki (zbir liczb naturalnych to fundament, reszt wprowadza czowiek). - Ale... - Jest cig dalszy, nie gorczkuj si. Ot jest rwnie prawd, e nie tylko w taki sposb, czyli nastpczy, mona opisywa zmian, na przykad jest jeszcze cykliczno. I teraz pytanie: gdzie w prostej nieskoczonej cykliczno, gdzie zaptlenie, i co to z matematycznego punktu widzenia oznacza? - Gdzie? - Powoli, kolego, to byo pytanie na rozgrzewk, jak si maszeruje, to si gdzie dojdzie. Mwiem, metoda dziaania nie ma znaczenia, liczy si samo maszerowanie, cel i tak si trafi. Zwaszcza e jest jeden i jedyny. - Obstawiam cykliczno. - Pomimy osobiste preferencje, omawiamy najbardziej fundamentalne zalenoci w zmianie, nie bdziemy te analizowa innych moliwoci. Wic jak, zmiana jest cykliczna czy nastpcza? - Oba warianty wchodz w gr, ktry wybra, oto pytanie. - Oba warianty, tu zgoda, ale nie na zasadzie to lub drugie, ale oba cznie. Zmiana jest i cykliczna, i liniowa, a co wicej taka, jak w swoim zbiorze abstrakcji ustalisz. Te rne wiaty tu obok, przechodzenie midzy obszarami przez takie jakie nie z tego wiata - wszystko, wszystko jest oddaniem zmiany w toku jej zachodzenia. Jak wybierzesz sobie punkt obserwacji i zbir aksjomatw (albo dogmatw), to tak opis poprowadzisz, tak te prawdy 39
o wiecie dojdziesz. e ona bdzie zamazana przez te abstrakcje, e
nie dojrzysz gbokiej, fundamentalnej treci, e zawsze bdziesz po powierzchni si lizga? C, prawda - tylko niedostpna dla ciebie, na zawsze w abstrakty zanurzonego... Wszelkie drogi opisu s poprawne, tylko eby to ustali, trzeba poza nie wyj, znale jednostk opisu, ktra to umoliwi - takie CO i NIC. ... - Nastpczo i cykliczno razem, jak? - Ju wiesz, e jest jedna nieskoczono - ju wiesz, e zmiana, e przemieszczenie si kwantu "czego" w nicoci (prni), e to tworzy wieczno - ju wiesz, e nieskoczono mona opisa inaczej, jako nieskoczono aktualn to zdefiniowa, albo w jeszcze innym ujciu jako "przestrze absolutn"; ju wiesz, e nieskoczono potencjalna w poszerzonym obrazie to "czas absolutny", czyli wanie wieczno. Ju to wiesz i przyjmujesz, bo nie mona wprowadzi stopniowalnoci nieskoczonoci (poniewa prowadzi to do sprzecznoci). U kresu-dnie rzeczywistoci, czy u kresu-gry rzeczywistoci - czyli niezalenie od kierunku opisu, masz jedno, podwojon z NIC i CO jedno. I to jest dla ciebie ostateczny wniosek. - A dziwy nieskoczonoci? - To wszystko ju dziaanie obserwatora. Poprawne, jednak z bdnym zaoeniem, e nieskoczono zniesie wszystko, a nawet wicej. Nie, nieskoczonoci nie zwikszysz ani nie zmniejszysz, wszelkie dziwy zaatwia zmiana, ruch "czego" w "niczym". Wieczno to "spotgowana nieskoczono", kropka. - I jak to si ma do prostej? - Wprost i detalicznie. Skoro jest jedna nieskoczono, to nie ma adnego mdrkowania. Minus nieskoczono prostej i plus, te po dwu stronach punktu zerowego lece zakresy zmiany - a definiujesz tak prost tylko z uwagi na swoje pooenie (lub dowolnie wybrany fakt) - te zakresy zmiany "po drugiej stronie" wybranego punktu "stykaj" si, minus i plus nieskoczono - skoro to ta sama nieskoczono - cz si, zbiegaj, zamykaj w okrg. Tworz, jak wczeniej pado, "koowrt dziejw". Tak odlege w ujciu liniowym (prostym) punkty - bo znajdujce si "w nieskoczonoci" - one si pokrywaj, logicznie s maksymalnie od siebie odlege, jednak Fizycznie s tym samym i jednoci. Plus i minus (nieskoczonoci) to ten sam "punkt" - co maksymalnie odlege logicznie jest Fizycznie obok siebie. To ty wybierasz punkt zerowy prostej, kady byt wybiera-ustala taki punkt (czy jest takim punktem) - ale "naprzeciwko" niego (tylko "w nieskoczonoci") jest dokadnie symetryczny punkt wyrniony, ktry oznacza, e poddana analizie zmiana "tam" si zamyka, dopenia, scala, czy (zaczyna-koczy) - itd. W tym ujciu plus i minus nieskoczonoci to twoje zadziaanie - to ty tak nazywasz i ze swojego punktu widzenia tak definiujesz zmian. Sam dla siebie tak gmatwasz opis, cho to oczywicie skutek twojej ulotnoci i postrzegania "do horyzontu". e jest dalsze i e zamyka si w okrg - c, tego w zakresie fizycznym nie ma i by nie moe. To jest w ramach Fizyki, nie fizyki, przypominam. - Prosta jest nieskoczona poniewa jest okrgiem - zmiana si nie koczy, dlatego opis musi operowa symbolem nieskoczonoci? 40
- W nieskoczonoci prosta zamyka si w okrg, a rejestrowana, tak
zastanawiajca (niekiedy bolenie odczuwana) nastpczo zmian, te kolejne numery (np. pokolenia) na/w prostej, to tylko-zawsze odcinek, niewielki oraz z uwagi na moliwoci obserwatora wyrniony zakres w zmianie. Natomiast sama zmiana, poniewa realizuje si "po okrgu", jest nieskoczona. - Ale rwnie dlatego taka jest, e przebiega w nieskoczonoci Kosmosu i jest przez to wieczna (nie koczy si) "czasoprzestrze absolutna" to gwarantuje. ... - Jeeli, jak mwisz, prosta zamyka si w okrg, to tym samym, tak to widz, zbir liczb cakowitych nie istnieje. - Istnieje, bo opisywacz tak chce - a czy istnieje naprawd? A co to prawda? - Co ustal za prawd. - I tak mamy odpowied. - Ale warto si pochyli nad zbiorami, tu w postaci zbioru liczb cakowitych i, jak teraz to si wyania, zbioru liczb naturalnych. To nawet interesujce... Jeeli liczby cakowite to wytwr obserwatora, to jak si ma sprawa z liczbami naturalnymi? Tu - wydaje si - wszystko jest oczywiste: s. Mam ten przysowiowy kamyk, mam drugi i kolejne, czyli zbir jak najbardziej naturalny (ukada si w "kopczyk"). Tylko jest pytanie: czy na pewno tak? - Na pewno, to opoka. - C, skoro dla ciebie to "opoka"... Uwaam jednak, e warto si z tematem zmierzy, choby dla relaksu oraz uciechy szarych komrek. I znw pytanie: w jaki sposb, jak mona zbudowa (wyznaczy) zbir liczb naturalnych? - Jeden plus jeden, plus jeden... - Piknie, bardzo piknie - a czy zastanawiae si kiedy, co ty tak "jedynkujc" robisz? - Buduj nieskoczony zbir liczb naturalnych. - Tak ci si wydaje, abstrakcje robi ci psikusa. - e jak? - Dobrze, jaszcze raz: jak powstaje zbir liczb naturalnych?... Nie odpowiadaj - jest dziaaniem. Podkrelam: dziaaniem. Kiedy tak sobie piknie dodajesz jedynk do jedynki, a czny stan nazywasz dwjk czy dziesitk, czy nieskoczonoci - to zachodzi zmiana, dziaasz, co z czym wiesz. Zauwa, dokonujesz aktu, to czyn (proces) w trakcie - rozumiesz? - Staram si. - To, co masz za zbir liczb naturalnych, tak naturalnie traktowany jako oczywisto i wydajcy si fundamentem dziaa w matematycznym zakresie - ten zbir nie jest "dany", on powstaje w trakcie dziaania obserwatora; nie ma zbioru-faktu poza bytem, ktry taki zbir ustala, rozumiesz? - ... - Inaczej, zbir liczb naturalnych moesz tak naprawd zbudowa na dwa sposoby - pierwszy to dodawanie lub odejmowanie jedynek, a drugi przesuwanie jednostki w kolejne pooenie. (czenie-rozpad toczy si do wiecznej jedynki, a ruch jest nie-skoczony.) Jak masz "grudk" czego, to moesz j powikszy o drug podobn albo rozbi na dwie podobne; dodawanie i odejmowanie jest dziaaniem rzeczywicie lustrzanym i podstawowym. Ale jest i drugi sposb, masz 41
jedynk czego i j sobie z punktu do punktu przemieszczasz, zawsze
o jednostk. I te punkty, ktre ukadaj si w prost, numerujesz i nazywasz w sobie znanym jzyku. Tylko e, zauwa, to zawsze jest dziaanie - to nie jest odkrywanie, to tworzenie. Przebiega jako zmiana, jest zmian w trakcie zachodzenia, oddaje (i symbolizuje) zmian. I poza zmian nie istnieje. Nie ma zbioru poza takim dziaaniem - poniewa nie ma kogo, kto to stwierdzi. Ani nie ma samego zbioru, bo skd miaby by, kiedy ani dodawanie czy odejmowanie si nie zadziao - ani nie byo (wybranej) jednostki w przemieszczeniu. Zbir liczb naturalnych to twoja, wynikajca z dziaania abstrakcja. I poza tob nie istnieje. Co wicej - poniewa takie dziaanie przebiega w jednej, wiecznej i nieskoczonej (Kosmicznej) zmianie, to nawet nie moesz sobie tego poza zmian wyobrazi - bo nie ma "dalej" ni ta zmiana. Skoro jest tylko nieskoczona zmiana, to nie ma adnego "zaktka", w ktrym ona nie obowizuje (i tam si takie-co-dziwaczne gniedzi)... Rozumiesz? - ... - Kolejne wane, a czce si z postrzeganiem prostej oraz zbiorw. Na/w takiej prostej realnie (Fizycznie) nie dwa, ale nieskoczenie wiele punktw zerowych si znajduje. Dlaczego? Znw (i do znudzenia) trzeba powiedzie, e to dziaajcy i tworzcy zbir byt decyduje, e jest jeden punkt lub wicej, e te akuratnie sobie wybiera - a pozostae pomija (albo nie zauwaa). W rzeczywistoci kady punkt (numer, kwant) jest przedzielony pustk, zerem. Powd? W trakcie budowania zbioru, zupenie niewiadomie i zupenie ten fakt w przywoanym przez ciebie "jedynkowaniu" ignorujc - jednak wprowadzasz zero w konstrukcj. A nawet ono samo (w miejsce wolne) si wciska. Bo bez zera nie ma zbioru, bez pustki twj opis nie ma wartoci, jest niezrozumiay. Kiedy wszystko jest zczone, to masz tylko jedynk ("czego"). Tylko e, przypominam, o jedynce nic bez ta nie powiesz, adnego dziaania nie przeprowadzisz... Ale kiedy dziaasz, to znaczy, e ju masz te zera jako przerwy - e masz rytm (skwantowanie). Zero-i-jeden to absolutnie konieczny schemat opisu, nawet kiedy si o tym nie wie. - Jednak takie usunicie zera, nawet bez wiedzy o tym, ma sens. To po prostu si sprawdza. - A ma, jak najbardziej - tylko s konsekwencje. Redukcja zera si sprawdza, idzie dziaanie do granicy (logiki czy fizyki) - i stop, dalej si nie da. Bo kiedy nie ma dziaania (kiedy jest "cisza" oraz ustaje ruch), to jak dalej si przemieci - nie mona. Brak zera w takim schemacie si mci, nie ma dalszego, jest nieskoczono. A w nieskoczonoci, c, taki kopot, nie ma drogi, wszak wszystkie s rwnowane. Wic gdzie si uda? Prosta czy zbir to tylko abstrakcja, ale dlatego zrozumiaa, e w sobie zero zawiera, i nie tylko w punkcie zerowym, ale obok kadego wyrnionego elementu. Prawda, NIC nie sposb zobaczy czy uchwyci, jednak w/na prostej, w tych kolejnych "numerkach", ono tam jest - i obserwacj umoliwia. Bez zera elementw prostej nie rozrnisz, nie 42
stwierdzisz, e istniej. Prosta jest symbolem wiecznej-nieskoczonej
zmiany - tylko e "z przerwami" (ktre s symbolem pustki). Ale one s przez "si abstrakcji" redukowane tak skutecznie, e staj si niezauwaalne. Wyuczone sposoby postrzegania wiata, przyzwyczajenie i nawyk decyduj, e nie widzimy zera, cho ono, przyjrzyj si, tak wyranie przez nas samych na przysowiowej kartce jest zaznaczane. Piszc na dowolnym noniku i w dowolnym jzyku wprowadzamy przerwy, literka-znak tekstu jest przedzielona (dla zrozumienia, dla jasnoci) pustk-zerem - jednak my tego nie widzimy, pomijamy. Koncentrujemy si na "czarnym", a "biae" to znika. Mamy (pustk) przed nosem, a pomijamy... Prawda, te "znaki niczego" - ktre samoistnie si tworz - je mona wyrzuci z analizy i zobrazowania, przecie one i tak zawsze w tym obrazie si znajduj, rugowanie zera oraz kompresowanie "czego" w prost czy zbir (czy dowolny fakt-byt), to ma sens. eby jednak z tego w dalszym dziaaniu wynika poytek, trzeba mie wiadomo, e taki czyn redukujcy nastpi, bez tego nie wyjdziesz z paradoksw. Ograniczanie analizy do jaskrawo widocznego (do CO) oraz pomijanie niewidocznego (NIC), to skutkuje. Skutkuje niezrozumieniem. ... Dalej... - Jest dalsze? - Powtrz si, ale to istotne: to jest szkic, nasza rozmowa ze sob to jedynie szkic sytuacyjny, zasygnalizowanie zalenoci, a nie ich pena i szczegowa lista, o wyczerpujcym omwieniu nie wspominajc. Jest wiele spraw, ktre wypadaoby poruszy, ale poniewa nie czas po temu, poniewa w innych obszarach jako ju zostay opracowane, to ich nie tykam. Jednak kilka tematw musz jeszcze zasygnalizowa. - Dobrze. - Wracamy do "mieszaniny doskonaej" oraz jej rozumienia. Mamy oto jedn prost zamknit w nieskoczonoci w okrg - wszystko jasne. Tylko e takich prostych, zauwa, jest nieskoczenie wiele, przecie symbolizuj jedynki "czego" w koowaniu, a takich jedynek jest nie mniej, ale i nie wicej ni nieskoczenie. Co to oznacza? - Paszczyzn. - To te, prawda, tylko e akuratnie nie o to mi chodzio. Zreszt jak paszczyzn, to i sfer, tego nie trzeba podkrela. Chodzi w tym momencie o to, e mamy i cykl generalny, kiedy bdziemy te wszystkie jedynki (jako CO) traktowa cznie, ale i mamy nieskoczenie wiele cykli, jeeli w analizie bd jedynki absolutne (kwanty logiczne). Cykl generalny z sumy jedynek, logicznie jedno - i nieskoczenie wiele cykli, ktre "tkaj" "czasoprzestrze absolutn"; przecie to te jedynki w ruchu wyznaczaj tak abstrakcj, s ni. Raz zbiegnie si to w zbir jednostek (i lokalnie zagci) - a raz bdzie si do nieskoczonoci rozbiegao. Ale poniewa to cykl, to opisywalny. Ta prosta zatrzanita w okrg zawieraniem si w nieskoczonoci, taka prosta jest "znumerowana", jest w niej kolejno tworzenia si bytw i wiatw - a jest znumerowana dlatego, e jest prost; abstrakcja prostej zawiera w sobie (z definicji) nastpowanie punktw-numerkw, to logiczny porzdek. I dlatego, jeeli Kosmiczn zmian obrazuj tak abstrakcj, rwnie w niej musz ustali "kolejkowanie", kolejno zaistniaych numerw. Jak w kadym procesie, take w nieskoczonoci-wiecznoci nie chaos 43
panuje, tu nie ma dowolnoci - to "mieszanina doskonaa" nastpstw.
Fizycznie to chaos, a logicznie ad, to logiczny ad upostaciowany na Fizyczny chaos. Widzisz bezad, a to porzdek. Wszystkie cykle jedynkowe cznie tworz Ewolucj w ramach Kosmosu. Czyli po jednej stronie generalnego cyklu co si wyania i skada w zbiorowo (zbryla si) - a po drugiej, dokadnie "naprzeciwko", zapada w niebyt, rozpada si do jedynek skadowych - scala si albo topi - scala i topi... Jednoczenie, przecie to jedna nieskoczono, jeden Kosmos. - I Fizycznie jedno? - W tym cymes tego opisu - to Fizyczna jedno. Opis siga granicy logiki, jest na maksymalnym poziomie (w grze oraz w dole) - ale z tego wyania si obraz jednoci, Fizycznej jednoci. I "mieszaniny" tym samym. Wszystko zmieszane ze wszystkim w idealnych proporcjach. Dlaczego zmieszane, spytasz - ale to oczywiste: to jedno. - I dowd zamyka si w koo, i sam siebie tumaczy. - To nie takie banalne, a na pewno nie powd do artw. Przecie jak zmiana jest cyklem i przebiega po okrgu, to rwnie jej abstrakcyjne zobrazowanie (i dowd na to) take musi ten cykliczny i nastpczy jednoczenie schemat w sobie zawiera - abstrakcje, przypominam, nie s spoza, s elementem zmiany i opisuj zmian. - Oj tam, oj tam. - Jedno Kosmosu, jedyno nieskoczonoci oraz CO wraz z NIC - co z tego wynika?... e tak przez nas skrupulatnie zliczane (w zbiorze liczb naturalnych) jednostki, tak pracowicie numerowane-nazywane w ich pooeniu na/w prostej-okrgu, e one s Fizycznie w owej "mieszaninie doskonaej" rozoone wszdzie - e j tworz. S ni. "Mieszanina doskonaa" to Fizyka - to "zbir liczb naturalnych"; w ujciu logicznym znumerowana prosta - w ujciu Fizycznym mieszanina. A oba ujcia wzajemnie si dopeniaj i warunkuj... Konsekwencj takiego rozumienia jest to, e cho jest to numer "iks" lub "iks ile tam", to te dwa iksy - przecie nic temu nie stoi na drodze (nie ma czynnika hamujcego) - te dwie jedynki z odlegych, z potencjalnie maksymalnie odlegych pozycji na/w prostej, e bd dokadnie obok siebie. Nic, powtarzam, nie przeszkadza analizujcemu tak bardzo sobie obce pooeniem logicznym "fakty" odszuka w bliskoci, nawet bliskoci maksymalnej. Co z "archaiku" bdzie ssiadowao przez zero z bytem aktualnym, albo i - czemu nie - z przyszoci (dopiero znajdzie si w ramach wyrnionego bytu). To od zdolnoci obserwatora oraz jego metody porzdkowania (wyrniania) zbiorw zaley, czy przypisze, w zborn jedno poczy fakty, czy bdzie widzia (ustala) chaos i rozproszenie; to od jego ostroci postrzegania zaley, co z kwantw nieskoczonoci zaliczy do swojego lub dowolnego bytu, a co pominie i co zginie w wiecznoci jako zbdny balast. Porzdkowanie Kosmosu to dziaanie dla obserwatora, to wspomoenie w analizie - nieskoczono nic o takim zabiegu nie wie. W bezkresie jest CO i NIC - i zmiana. I dlatego w takim nieskoczonym-wiecznym "bilardzie" elementw, poszczeglne "numerki" s mieszane cigle i tym samym zmieszane doskonale, to chaos peny, nie ma doskonalszego. Fizycznie dowolny skadnik prostej moe ssiadowa z dowolnym - nie ma zahamowa. 44
To logiczny ad bdcy Fizyczn mieszanin. Warto to sobie wyobraa
(i definiowa) w taki sposb. ... A teraz, przy takim rozumieniu-podejciu do prostej i do Fizyki (i Ewolucji), zobacz jakie to niesie konsekwencje w pojmowaniu np. tak zwanego "czasu", czyli wyskalowanej zmiany, te konsekwencje s wane i rozliczne. - e "czas" jest koowy? - Nie tylko, to jeden z wnioskw, sam z siebie mao istotny. Jak jest cykliczno, to musi by opis w postaci wyaniania si i zanikania "na linii horyzontu" elementw, oczywisto. e rwnie nastpczy i liniowy opis si sprawdza - to drobnostka. Nie, istot jest tu konstatacja, e wszelkie rozumienie zmiany (tu przywoanej w formule "czasu") - e rozumienie dowolnego ustalenia o rzeczywistoci, dowolnego zbioru abstrakcji (wyraonego w dowolnym jzyku) - czyli te wszelkie, tak pozornie sprzeczne wzgldem siebie wnioski, e a wykluczajce si i znoszce (a po stwierdzenie, e to nie moe tak by, e to animacja, symulacja, zudzenie) - te liczne i konkurujce, i domagajce si od bytu obserwujcego opowiedzenia po jakiej stronie "pewniki", "ostateczne prawdy", "dowody" - wszystko to, zauwa i doce, wszystko to okazuje si by jednym ustaleniem, wszelkie obrazy-jzyki s jednym obrazem i jednym jzykiem. Nie ma, nie ma, rozumiesz, tego albo tego - nie ma wniosku pierwszego i jedynego, nie ma wiedzy ostatecznie pewnej tylko w jednym ujciu, bo inne "to bdzenie i odstpstwo". Nie ma jednej prawdy i jednego wniosku - wszystkie ujcie s prawd. Wszystkie ustalenia pozyskane ze wiata cznie-jednoczenie-razem s prawd. - Wszystkie drogi prowadz do celu... - Wszystkie drogi cznie s celem - wieloci w jednoci... W tym momencie odnosz si do "czasu", zmiany w jej rytmie, ale to przykad, zobrazowanie zagadnienia. Przez wieki zostay wypracowane rne, tak zdawaoby si konkurencyjne ujcia - i dobrze, tak musiao by, to poprawne schematy. e wydaj si dla "paszczaka" sprzeczne w obserwacji prowadzonej nieomal z punktu w Ewolucji - to wynika z chwilowej (i ulotnej) pozycji obserwacyjnej oraz ograniczania si do lokalnego wiata i jego horyzontu. Kiedy jednak analiza (logiczna) dociera do granicy (CO-i-NIC), kiedy opuszcza "pikny grajdoek" i jego sprzecznoci - w poszerzonym ujciu okazuje si, e wszelkie wypracowane zobrazowania zmiany (i wiata) s poprawne. I wicej: nie mog by inne. Jeszcze wicej: razem s ostatecznym opisem. Nie, e ktry jest oddaniem pikna obrazu, ale wszystkie - liczy si kady "piksel" i detal. I jeszcze wicej, nie mona, nie da si skonstruowa niczego innego, nawet nie mona pomyle niczego, co byoby sprzeczne ze wiatem. Nie ma ustalenia niedopasowanego do rzeczywistoci. Jeeli aktualnie nie wida zastosowania dla wypracowanego twierdzenia, jeeli nie ma ladw potwierdzajcych wzr i trzeba si zastanawia, czy aby nie chodzi o "konstrukt matematyczny", nic nie szkodzi, pewne jest, e gdzie-kiedy przez kogo (lub samoistnie) takie ustalenie-wzr si znajdzie (zaistniao, istnieje lub zaistnieje). - Wszystko jest moliwe? - Nie, nie wszystko. Wszystko w granicach prawa. A to prawo wynika z mieszaniny "czego" i "niczego". 45
To, w jaki sposb zmiana jest postrzegana, co si wyrnia, ktre
jedynki (i ile) s wczone w ustalenie, to decyzja obserwatora, od niego zalena. I operacje na takim zbiorze nale do niego. Moe ustali-wyrni istnienie zbioru liczb cakowitych, jego prawo, potwierdzone zajmowaniem punktu zerowego - ustali zbir naturalnych liczb, poprawny odczyt zmiany - stwierdzi, e zbir liczb cakowitych to szczeglny przypadek zbioru liczb naturalnych, te prawda - bdzie dowodzi, e zbir liczb naturalnych to wyskalowana zmiana i nigdy stao i aden wieczny abstrakt, jak najbardziej suszne, trafne i prawdziwe. Itd. Nie ma znaczenia konkretne dziaanie porzdkujce, wane jest, e si odbywa. Dlaczego? Poniewa wynik musi by poprawny. Jak si wyjdzie od "kamyka" i doda do drugiego, to na kocu i tak pojawi si Kosmos i jego skadowe. Jeeli proces poznawczy si toczy, to wynik musi by. I na pewno bdzie do wiata zgodny. Inny nie zaistnieje. ... - A zero? Rola NIC, co o tym powiesz? Przyznam, e nie wszystko jest dla mnie oczywiste. - Sporo ju pado, ale rzeczywicie warto temat poprowadzi dalej, jest istotny. Zwaszcza w odniesieniu do matematycznych, tak bardzo dzi houbionych operacji... Przede wszystkim - tak to naley rozumie - zero, pustka (NIC) jest w kadym czynie, abstrakcji, jzyku, wszdzie. Nie ma elementu wiata czy elementu opisu wiata, ktry by nicoci nie zawiera, bez pustki w "zapisie" nie byoby i zapisu, i jego zrozumienia, i opisujcego oczywista oczywisto. - Zero matematyczne jest wszdzie. - eby tylko. Otacza jedynk (dowoln jedynk Fizyki czy fizyki) z kadej strony, tak zgrubnie mona to wyrazi, a dalej wyobraa. Ale to pierwsze przyblienie. Na/w matematycznej prostej zero jest tylko i zaledwie skromnym punktem - ot, jako tak niby z koniecznoci (po wiekach stosowania) si tam znalazo, jest warunkiem opisu, ale nie bardzo wiadomo do czego suy i co z nim zrobi. Jest, a jakby go nie byo. I faktycznie nie ma go dla obserwatora, kiedy tene skupia si na widocznym - czyli na szeregu kolejnych znaczkw (obrazw, liter, liczb). Tylko e, tak realnie i w gbokim ujciu NIC, matematyczne zero, znajduje si wszdzie, wszelkie punkty prostej s "zanurzone" (otoczone) zerem - to najbardziej powszechny "element" rzeczywistoci (i rozumowania o rzeczywistoci). I dlatego moe by pomijany (skoro jest wszdzie, to nie musz tego uwzgldnia)... A przy okazji taka uwaga: konstruowanie zbioru liczb naturalnych jest uznaniowe: mona wprowadzi do tej abstrakcji zero, jednak trzeba o tym wyranie zaznaczy. A mona si zerem nie przejmowa, powstajca abstrakcja (tu zbioru) i tak bdzie poprawna. Dlaczego? - Bo zero (pustka) jest wszdzie. - Ot to. Nie mona opisa nicoci, ale take nie ma sensu dodawa do kadego punktu (ustalonej liczby lub faktu) komentarza, e zero obok si znajduje, nawet nie prbuje si takiego opisu. I dobrze, po co komplikowa. Fizyk renormalizuje nadmiar znaczkw, matematyk nie gorszy, nie majc pojcia o takim redukcjonizmie w fizyce, tylko z uwagi na to, "e si zgadza", powtarza taki czyn-gest w posiadanym zbiorze symboli (dochodzi do tego ustalenia inn drog). e to si sprawdza na krtkim dystansie? Kiedy brak si uzupeni. 46
Ale wanie, kiedy dociera si do granicy, zero-pustka ponownie musi
wyoni si z ta i - na rwnych prawach do "czego" - trzeba takie pojcie wprowadzi... Co wicej, co w nawizaniu do tworzenia zbioru liczb naturalnych musi by podkrelone, co nawet w samej matematyce si zauwaa, dziaanie tworzce zbir, wic wspomniane "jedynkowanie" - to stawia pod znakiem zapytania sam zbir. - Co? - Nie zbir jako taki, liczby s uyteczne, ale jego rozumienie oraz schemat konstruowania. Zbir jest zyskiem poznawczym, jednak pojawia si pytanie: czy jest zbiorem "n"-elementowym, czy jednoelementowym? Powiesz, e jest taki i taki, zalenie od decyzji obserwatora. I to poprawne stwierdzenie, tylko obecnie nie o to chodzi. - Jest nieskoczony. - Tworzenie zbioru to dziaanie, niezalenie od sposobu wyznaczania to zmiana... Zauwa, nawet sami matematycy to podnosz - operujesz jednostk. Dodajesz lub odejmujesz (lub przemieszczasz) i traktujesz tak wyskalowan zmian jako zbir. - I do tego niezmienny, i ju na zawsze stabilny. I zachwycasz si... A to byo dziaanie twrcze i jedynka w ruchu (co by ni nie byo). Nie nieodmienny zbir, a wrcz przeciwnie, tylko zmiana, ktr jako notujesz (np. w swojej pamici). Usuwasz zero, a rezultat traktujesz jako stao (i "widzisz stao"), ale to zmiana. - Wic czym jest ten nieskoczony zbir? - Nie nieskoczony, ale wieczny zbir. - To zmiana dokonujca si w nieskoczonoci, czyli "wyskalowana zmiana" - czyli "czas absolutny". "Zbir liczb naturalnych", tak zdefiniowany szereg "etykietek", to wieczno, to nie jest nieskoczono. ... - Wic jedynka jest zbiorem nieskoczonym? To wyglda... - CO jest nieskoczone, jedno i jedyne - i jest zbiorem, dowd na przednich stronach. Moe by jedynk i tylko potencjalnie zbiorem moe by zbiorem i potencjalnie jedynk, jednak co akuratnie jest w centrum opisu, o tym decyduje obserwator w oparciu o swoje wybory. Zbir liczb naturalnych to "zliczane" jedynki - ty sobie operujesz jednostk, a ustalasz zbir; dodasz albo odejmiesz kwant (albo jego wielokrotno), ale dziaasz tylko jedynk "czego". Zbir liczb naturalnych jest jednoelementowy, tylko jednoelementowy. Zoenie ponad jedynk jest ju dziaaniem jedynkami i jest zmian (zachodzi "w czasie")... To, wbrew pozorom, jest istotne - ma odniesienie do zrozumienia i nieskoczonoci, i Kosmosu - i w ogle. W czym rzecz? Jeeli na zbir liczb naturalnych spojrzysz tak, e to stao, czyli biegnie w nieskoczono na zasadzie, e zawsze mona do wyznaczonej wielkoci doda jedynk (i tym samym nigdy nie bdzie najwikszej wartoci), to moesz spyta i oczywicie spytasz: "a co dalej"? - Skoro jest "n + 1", skoro mona liczb zwikszy, to co to oznacza? Bdzie dalsze wobec nieskoczonoci? I jest emocjonalna, przede wszystkim emocjonalna zagwozdka. Bo skoro zbir jest nieskoczony, a ty dodajesz jeszcze kolejn jedynk, to co to znaczy? Czy bdzie nastpny Kosmos, czy kolejna nieskoczono, czy zwielokrotnienie nieskoczonoci, czy nieskoczono "puchnie" w nieskoczono - jak to pogodzi z ustaleniem, e jest jedna-jedyna 47
nieskoczono i e jej nie powikszysz ani nie pomniejszysz?
- No jak? - Przed chwil pado: "n + 1" nie jest powikszaniem, wielokrotnoci nieskoczonoci, to dziaanie w wiecznoci. Jest tylko jedna i jedyna, i jednostkowa nieskoczono Kosmosu (NIC + CO = Kosmos). Jedynka "czego" jest nieskoczona, NIC rwnie dlatego wszelkie matematyczne czy logiczne operacje to ju zmiana, to ju "w czasie" - to ju wieczno. I moesz sobie dodawa kolejne jedynki do jedynek, bo to czynno, operacje na/w zbiorze. Liczb naturalnych jest tylko na zbir jednoelementowy, i t liczb jest jedynka. Z zerem w tle, tego chyba nie musz dodawa. Jeeli w taki sposb nie spojrzysz na zbir, jeeli potraktujesz go za niezmienny i jedynie w nim bdziesz si obraca, to popadniesz w sprzecznoci, z ktrych si nie wyswobodzisz... I jeszcze, "2+2", eby ponownie odwoa si do takiej abstrakcji. To zbir, strumie kwantw, ktre przemieszczaj si w nieskoczonoci z punktu do punktu. One zbliyy si do siebie, ty to wyrniasz (to konkretne zblienie wyrniasz; przecie to moe by zblienie tylko w twojej obserwacji, a dla kogo innego bez zwizkw) - i uznajesz za stan czny. Porzdkujesz otoczenie z wybranego punktu i wedug przyjtego schematu. Tylko e to s wanie jednostki w bliskoci, nigdy jedna jednostka (jedynki nie postrzeesz), to jest zbir jednostek w zblieniu i w poczeniu (oraz w ruchu). Ale dlatego dziaanie porzdkujce jest moliwe, e te jednostki s - s blisko siebie (s blisko dla ciebie i w twojej skali). I to mona zauway w odniesieniu do ta. Wane jednak jest to, e to s odrbne jednostki, przecie z chwil, kiedy ich wzajemna odlego tak spadnie, e dla ciebie zlej si w jedno (znw chodzi o twoj skal obserwacji), to ju nie bdzie zbir, ale jednostka. W efekcie bdziesz mg-musia wprowadzi w dziaanie (w operacje na elemencie) takie ustalenie, e to jednostka. Dlaczego? Poniewa to, co jest zbiorem, a co jest jednostk, to wynika z tego, w jak sposb rejestrujesz zmian (wzrokiem, dowolnym zmysem - albo technicznie lub logicznie). A poniewa to ty, obserwator, w zbiorze nieskoczonym ustalasz rytmy, reguy i abstrakcje, tak na przykad matematyczne, to dlatego "dwa plus dwa", w zalenoci od tego, kto to ustala, moe raz dotyczy jednostki najmniejszej z najmniejszych, a raz zbioru skali wszechwiata; elementy tego dziaania ustalasz ty, byt porzdkujcy wiat. Poniewa zmiana jest skwantowana, to rwnie zmatematyzowana jest jej regua - zarazem dlatego istnieje zmatematyzowana regua, e zmiana przebiega jako skwantowana. Nie ma matematyki bez zmiany, ale i nie ma zmiany bez matematyki to jedno (wewntrznie podwojona). ... Dalej i po kolejne - na co w tym kontekcie warto zwrci uwag? e opis mieszaniny doskonaej (jako mieszaniny liczb), e to ujcie z wiecznoci w tle. Bezkresna nieskoczono, w niej przemieszczajce si jednostki czego, w efekcie buduje si cykliczny, wieczny cig zjawisk. Tu minus spotyka si "po drugiej stronie zera" z plus - a jedna i druga nieskoczono prostej (rwnie przez zero) cz si ze sob - i e zmiana jest w tym obrazie zawsze i wszdzie. I to ju wszystko. Tak, nie ma adnego "wicej" i adnego "dalej". 48
Ale rozumiem emocje, one napdzaj dziaanie - s dziaaniem, a przez
to oznaczaj nas. My jestemy zmian, zmieszaniem "czego" i "niczego", i z tego wynika cige poszukiwanie "dalszego" (i pytanie o to dalsze). To gwny i jedyny powd emocji. Dlaczego? Poniewa docierajc do granicy, ju absolutnej granicy logiki, nie zadowalamy si odpowiedzi, e nie ma dalszego, e nieskoczonoci nie mona powikszy. Jak to, dziwimy si, przecie jest "n+1", przecie jest cig nieskoczony, jest to nie-koczce si (liniowe oraz cykliczne) "koowanie". "Dalsze" by musi, podpowiada nam cae yciowe dowiadczenie (tak osobnicze, tak zbiorowe) - dalsze na pewno istnieje, bo... - Dziwisz si? - Nie, w najmniejszym stopniu si nie dziwi. Przeciwnie, ten fakt podkrelam. Bo inaczej nie moe by. Jestemy na zawsze zanurzeni w zmianie, przekraczamy co rusz jakie granice (dni, kresek, zwyczajw) - dlatego ustalenie, e jest granica, ktrej nie mona przekroczy, to wykracza poza doznanie, a racjonalno z wielkim trudem si tu przebija. Jak zawsze byo co do pokonania, to pewnie i tutaj. - A tu szlaban, koniec. - Tak, koniec. Koniec obrazowania "stanu rzeczy", jednak nie koniec opowiadania o nim, a ju zwaszcza argumentowania na rzecz takiego zobrazowania. Bo s jeszcze wspomniane emocje. Czyli trzeba takiego jednego z drugim albo utwierdzi w posiadanych przekonaniach (ma do nich prawo), albo wyprowadzi na drog (prawdy), bo to powinno wobec bdzcego... Tylko e s te emocje... - Jak ukoi myl, jak powiedzie, e "dalej" to zudzenie umysu? - Co zamiast NIC? - Jak kto upiera si, e nieskoczono to mao, e to nie wszystko, e jest takie-jakie (wiadomo jakie), trzeba mu zaserwowa fundamentalne zagadnienie do rozwaenia (ze sob albo i w zbiorowoci): co zamiast pustki? Spyta, jak wyobraa sobie brak nicoci? Czym zastpi w analizie brak czegokolwiek? Czegokolwiek, podkrelam. Nie chodzi o prni wszechwiata, ale o logicznie skrajny "stan", w ktrym "nie ma niczego" - prni doskona. A na gruncie matematyki: co mona zastosowa zamiast zera? - Mylisz, e zapatrzony w dogmaty bdzie si nad tym zastanawia? - A tak naiwny to nie jestem. Jednak czasami - dla higieny - warto sprbowa... A wracajc do zera-i-pustki - kwantw (NIC i CO) nie mona ulepszy, mona uszczegowi (czyli miesza w proporcjach oraz ustala reguy tego mieszania). Kiedy wic wyrugowa pustk ze zbioru, to zsumowane CO jest jednostk - elementem, kwantem, jednoci. I dopeniane jest przez zero (te "jednostkowe"; NIC jest jedno). Dlatego, przyjmujc za fundament logiki NIC i CO (oraz ich stan nieskoczony), a dalej w aden sposb si nie posuniesz, to skutkiem tego jest jedno tych dwu skadnikw rozumowania. Jeeli wic, jak w tym zaktku rozmowy, opisujemy to za pomoc wypracowanych w matematyce znakw (odnosimy do matematycznych abstrakcji oraz ich zalenoci i wielokrotnoci) - to w wyniku takiego dziaania pojawi si musi poczenie odrbnych, a nawet nierwnoprawnie postrzeganych wczeniej poj. Na dnie logiki jest jedno w postaci-formule 0-1, nieskoczono-wieczno. ... - Dobrze, przyjmuj. Jednak w tym momencie pojawia si pytanie: czym jest nieskoczono, co to jest bezkres? Jeeli nieskoczonoci nie 49
mona zwikszy, to czy jest nieskoczonoci, czy nasze rozumienie
tej abstrakcji jest poprawne i pene? - Ech, powtarzam, to s logiczne amigwki, z ktrych nigdy si nie wydostaniesz, o ile potraktujesz strony tego dziaania rozdzielnie. Nie ma czego takiego jak nieskoczono, nie ma czego takiego jak wieczno - jest poczenie tych elementw. Odnotowuj twoje rozterki i je szanuj, bo sam takich dowiadczam, ale zarazem wiem, z czego wynikaj. To rozum-umys tak dziaa, i nie moe inaczej. A dlatego zmaga si z tym dylematem, e - zawsze w zmianie pozostajc - stara si nieskoczono opisa z zewntrz, a to niemoliwe. Zazwyczaj, a po prawdzie w kadym innym przypadku, mona "stan" z boku analizowanej zmiany (nawet jeeli dotyczy to wszechwiata) - i jako "byt idealny" opisa procesy. Powtarzam, tak si dzieje zawsze i odnosi si do kadego faktu. Obserwator fizycznie zanurzony jest w zmianie, jednak logicznie umiejscawia si poza ni (sumuje, pamita skadowe procesu) - i takie dziaanie jest warunkiem poznania. Ale nie w tym przypadku, to nie dotyczy nieskoczonoci (Kosmosu). Tak zwany "wszechwiat" potencjalnie, a mylowo nawet skutecznie, moemy opuci - czyli ustawi si na pozycji obserwatora z innego ukadu odniesienia i dokona eksperymentu (bo to zmiana, miaa pocztek i bdzie jej koniec, to mona uchwyci w granicach). Nieskoczono jednak takiemu dziaaniu nie podlega, w tak zdefiniowanym zakresie bylimy-jestemy-bdziemy. I rozum si szamoce. A dlatego si szarpie, zmaga i trudno mu przyj konsekwencje, e te pojcia traktuje rozdzielnie. "Widzi" CO lub NIC, ale nie cznie widzi strony Kosmicznej zmiany (sfery) oddzielnie, nastpczo w ich powizanym logicznie przeksztacaniu si... I jest to konieczne, e jeszcze raz to podkrel, inaczej nasz centralny organ dziaa nie moe. Musi to sobie na strony podzieli, pozna detale oraz krok po kroku przeledzi zmian, przecie skomplikowanej caoci najbardziej nawet przenikliwym spojrzeniem nie przewietlisz. Najpierw w caoci postrzegany "eksponat" trzeba rozdrobni na skadowe i je pozna w zalenociach, a nastpnie ponownie zoy w funkcjonaln cao, nie ma innej drogi. Rwnie w przypadku Kosmosu. Problem jednak w tym, e obecnie analizowana "cao" jest wszystkim i nieskoczonym, i postrzegamy t sfer od rodka. I adnego punktu wybranego nie ma, i adnego pomocnika do obserwacji nie ma. I nawet logika tu si koczy, nawet ta najbardziej fundamentalna. Nie ma bezkresu w oderwaniu od zmiany, nie ma nieskoczonoci pojtej samoistnie, "n plus jeden" dlatego jest moliwe, e jest zmiana. Jak potraktujesz to osobno, to zaptlisz si na wieczno. Dlatego pytanie o nieskoczono i jej "posta" traci sens, tu nie o nieskoczono czy wieczno chodzi, ale o jedno tych rnych w codziennym odbiorze poj. To jedno. Nie ma sensu mwi ani pyta o nieskoczono bez jej dopeniania w postaci wiecznoci, tak samo o wiecznoci nie mona rozprawia bez dopenienia w postaci bezkresu. W tej fundamentalnej strefie, cho to emocjonalnie trudne, a logicznie rwnie kopotliwe do dowodzenia, te pojcia si warunkuj - s stanem cznym. ... - I dlatego nie ma adnych "bytw matematycznych"? - W odniesieniu do powiedzianego mona spyta, przecie to kryje si za twoim pytaniem: czym jest matematyka? Czy to opis, czy narzdzie 50
opisu - czy odkrywana, czy tworzona?
Odpowied na tak sformuowane pytanie jest ciekawa. Jeeli pojmujesz matematyk jako "proste", "kka", "kwadraty", takie i owaki "bryy", traktujesz jako "1+1=2", "e=mc2" - jeeli tak postrzegasz matematyk, to jest to tylko narzdzie opisu. To wyraone w specyficznym jzyku relacje, zalenoci, skomplikowane struktury, a ty, jako obserwator, tworzysz i jzyk to oddajcy, i jego gramatyk. Jeeli natomiast widzisz matematyk jako zero-jedynkowy stan, jako nieredukowalne ju do niczego elementarne skwantowanie (znumerowanie) rzeczywistoci - to w tym ujciu matematyka (oraz filozofia w innym zakresie) jest oddaniem stanu wiata - Kosmos w tym znaczeniu jest matematyczny. Zero-jeden to matematyka, wszystko powyej to skomplikowanie. Powyej to ju obserwator. Tak, nie ma czego takiego jak "byt matematyczny". Abstrakcje tego rodzaju s oczywicie poprawne (bo bdne nie zaistniej), jednak w szerszym ujciu okazuj si albo niedokadnym zrozumieniem zjawisk, albo chwilowym (tu i teraz) obowizujcym opisem. A dlatego nie ma adnych "bytw bez nonika", poniewa nie ma niczego staego. Nawet kiedy ci si tak wydaje, nawet kiedy w analizie wiata dotare "do nigdy si odmieniajcego" (i tak to definiujesz) - nawet, kiedy to postrzegasz na zasadzie, e mnie nie byo, a "dwa plus dwa" dawao cztery i mnie nie bdzie, a wynik tego dziaania si potwierdzi - to nie oznacza, e dobrze poprowadzie opis (i e "ju wiesz"). Dlaczego popeniasz bd? Poniewa, zauwa, twoje ujcie, ustalenie (o "bytach matematycznych"), ono zawiera zmian - budowao si jako zmiana, zawiera si w zmianie (w zmiennym wiecie) - ale rwnie, i przede wszystkim, oddaje zmian. Przecie "tre" takiej abstrakcji zmian zawiera (zbir liczb naturalnych jest zmian, a wic wszelkie nadbudowane na tym konstrukcje take s zmian). - Wniosek o bytach zawiera zmian, poniewa produkuje si w tobie, bycie zmiennym - w gowie i w myleniu, ktre zaistniay i przebiegaj jako zmiana. W kadym podobnym, pozornie suchym i "utrwalonym" na zawsze pojciu, w nim jest zmiana - i nie istnieje bez zmiany. "Dwa" (liczba, pojcie taki stan oznaczajce) to "fakt" zawierajcy zmian - dziaanie tworzce liczb "dwa" jest zmian oraz wynik jest zmian (mimo pozornej odwiecznoci i niezmiennoci). - Zawsze w tym, co postrzegasz jako niematerialny, matematyczny byt, jest zmiana. - Abstrakcja zawiera pustk i tym samym oddaje zmian? - Dowolna abstrakcja, ju nawet nie ograniczajc si do matematyki, czy to sowo, czy obraz, czy cokolwiek - to zawsze i tylko "co" w powizaniu z "nic". Banalny zapis na kartce, czy nasza rozmowa, eby to byo zrozumiae, musi zawiera pustk, przerw - kada w wyrazie litera, eby mona j byo wyodrbni z ta, musi by zapisana tak, e to to jest zauwaalne - zauwaalne, ale logicznie pomijalne (a przez "centralny orodek nerwowy" wycinane na zasadzie, e zbdne i przeszkadzajce; std zudzenia w odczycie wiata, iluzjonistyczne sztuczki). Fizycznie musi by znak, po prostu puste miejsce (ktre jest znakiem), eby tre odczyta-odebra. Ty jako dziaajcy, ty jako umys - ty ten pusty znak w trakcie odczytu redukujesz (albo czasami wprowadzasz, kiedy to konieczne) i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy, to automatyzm odczytu-zapisu. Jak najbardziej potrzebny, warunkuje obserwacj czy komunikacj, ale w strefie granicznej trzeba 51
to uwzgldni. Bo inaczej nie ma zrozumienia.
Ty, jako byt skomplikowany i dorosy, ktry dugo uczy si takiego (redukujcego) odczytywania wiata, nawet nie wiesz, e w "przekazie" zawarta jest pustka, umys usuwa ten stan bez twojej wiedzy - cho funkcjonuje dlatego, e ta pustka w/na kadym kroku si znajduje. Ta pustka jest "w staej pamici" procesu i dlatego moe by pominita w biecej aktywnoci. Tylko e to skutkuje. Tym, e widzisz-ustalasz jedno tam, gdzie w fundamencie jest skwantowany cig zmiany, gdzie jest nic-i-co. Lub, odwrotnie, widzisz wielo tam, gdzie jest jedno. W swoim odczycie wiata dostrzegasz poow sygnau, dokadnie poow - a drug, c, ignorujesz. I dlatego popenisz bd - i dlatego "widzisz" byty niematerialne i niezmienne; i dlatego matematyka wydaje ci si pozbawiona zmiany i zawsze taka... Bd. ... Zauwa jeszcze to (oraz uwzgldnij w swoim postrzeganiu-rozumieniu rzeczywistoci), e niezalenie co i jak czynisz, jakie operacje w wiecie przeprowadzasz, zawsze aktywnie i w odniesieniu (i w oparciu o zasoby i moliwoci) - ty i tylko ty dzielisz wiat na elementy i zbiory elementw, wprowadzasz regu w nieskoczony-wieczny strumie zjawisk. Wszelkie i dowolne operacje na dowolnych abstrakcjach to ty - tylko ty. Jeeli traktujesz matematyk (to tylko skrajny przykad, chodzi o kady jzyk) - jeeli uznajesz matematyk dogmatycznie, a wic jako niezaleny i oderwany od zmiany twr (i ktry zawsze jest takim), nie tylko e popeniasz bd, ale sam dla siebie obraz wiata faszujesz. I takim "zafaszowanym" obrazem dziaasz - ze skutkami, co zrozumiae. I dlatego bdzisz, to chyba te rozumiesz. Matematyka, dowolny system znakw kodujcych zmian (wiat), to twoja decyzja i twoja odpowiedzialno. Musisz wiedzie, e matematyczny znak to nic innego, jak twoje wyodrbnienie w ramach jednolitego ta elementw tego a nie innego zbioru, wyodrbnienie i nadanie mu nazwy (znumerowanie lub inne dookrelenie) - i dalej dziaanie na takim znaku oraz takim znakiem. Nie ma "dwjki" w wiecie, nie ma "koa", "pierwiastka" itp. - takie abstrakcje s tylko w tobie - to zmysowa produkcja lub przeprowadzona w oparciu o przyrzdy, i to ty widzisz tak w konkretnej chwili. Wszelkie matematyczne symbole, a nastpnie coraz bardziej skomplikowane konstrukcje, to mieszanina tych znakw i ich odnoszenie do siebie - to ty ustalasz, e takie a takie fakty opisuje taki lub inny wzr. Matematyka, wszelkie jzyki, to mieszanie elementw, mieszanie CO i NIC, dalsze jest tego konsekwencj - to z "proporcji" zastosowanych skadnikw wynika obraz wiata... - Mwi "nieskoczono", a w domyle "wieczno". - Tak, chodzi o fundamentalnie obecn zmian. Nie sposb pomyle o nieskoczonoci bez zmiany. Jak widzisz nie sposb zbudowa zbioru liczb bez zmiany, mimo e w odbiorze, w pojmowaniu wydaje si czym stabilnym i oczywistym - i tylko takim. Co trwaego i nieodmiennego (wiecznego) okazuje si zmienne, ale samo pojcie "nieskoczono" ju nie, tego nie mona ruszy, to fundament logiki. Nieskoczono jest jedna, acz wewntrznie podwojona. - I niech sobie bdzie... - Ale jest jeszcze pewne ustalenie, ktre wie si z postrzeganiem 52
Kosmosu, w tym nieskoczonoci-wiecznoci. Chodzi o podejcie do tak
zwanej "nieskoczonoci aktualnej" (co odnosiem do "przestrzeni absolutnej") oraz tak zwanej "nieskoczonoci potencjalnej" (co znw odnosiem do "wiecznoci") - czyli analogiczne elementy rozumowania o zmianie jak przestrze i czas w ramach wszechwiata. Istotne jest tu to, e "przestrze absolutna" okazuje si by ubogo prosta, jednostkowa i mao skomplikowana wobec "czasu absolutnego". Powd? Nieskoczono jest jedna i jedyna - tylko "jest". Natomiast to, co interesujce i wane z kadego punktu widzenia, na przykad nasze istnienie, to rozgrywa si w ramach zmiany, czyli wiecznoci. To w wiecznoci jest mnogo zdarze-zderze, to w wiecznoci stanw nieskoczonych jest nieskoczenie wiele - to wieczno okazuje si zoona. A nieskoczono jest "tylko nieskoczona". "Silniejsza", w znaczeniu: konsekwencji ("podnoci"), okazuje si wieczno, to "w czasie" jest rnorodno a do nieskoczonoci, a w "banalnej" nieskoczonoci jest co najwyej rnorodno skupienia jednostek, a i tak tworzonych dlatego, e jest zmiana. - Czy to nie zabawa pojciami? - Oczywicie, ale podaj to jako odwrcenie pojmowania. Co wydawao si nieskoczenie potencjalnym, jest jednoci, a co byo logicznym dodatkiem, form opisu (czyli "czas"), to okazuje si maksymalnie nieskocznie bogate w konkrety. To nieskoczono aktualna jest skrajnie uboga wobec nieskoczonoci potencjalnej - ale za to jest warunkiem tej drugiej. - A razem to nieskoczono-wieczno... - Kosmos. NICCO.
cdn.
Janusz ozowski
copyright 2016 by Janusz ozowski
wszelkie prawa zastrzeone ISBN 978-83-944295-1-5 ja.lozowski@gmail.com