You are on page 1of 167

Copyright by Grupa Wydawnicza Foksal, MMXIV

Wydanie I
Warszawa
Redaktor serii: Filip Modrzejewski
Redakcja: Katarzyna Arbaczewska-Matys
Korekta: Magorzata Denys, Natalia Kraszewska
Redakcja techniczna: Anna Gajewska
Projekt okadki i stron tytuowych: Krzysztof Rychter
Projekt typograficzny: Robert Ole / d2d.pl
Logo cyklu: aorta.com.pl
Logo serii: Marek Goebel

Fotografia Marcina Wroskiego: Filip Modrzejewski


Zdjcie na okadce: Corbis / Foto Channels
Skad i amanie: d2d.pl s.c, Krakw
Druk i oprawa: cpi-moravia.com
Grupa Wydawnicza Foksal Sp, z 0.0.
00-3/2 Waisuawa, ul. Fuksal 1/ tel. 22 828 98 08, 22 894 60 54 biuro@gwfoksal.pl
ISBN 978-83-280-0899-1

PROLOG

Medalion z wizerunkiem napoleoskiego generaa wykonywa powolne wahadowe ruchy,


zupenie jakby w ciszy odmierza czas i przypomina o ostatniej godzinie. Grubokocista do,
trzymajca klejnot zawieszony na ordynarnym rzemyku, ledwie wynurzaa si z ciemnoci.
Rzemie zalatywa koskim potem.
Mczyzna zrobi kilka krokw w ty, po czym odwrci si gwatownie i pobieg w gb
pogronego w mroku ciasnego korytarza, w przeraeniu macajc rkami ciany, zrzucajc
zawieszone na hakach palta i kapelusze. Zerkn przez rami: medalion z portretem siwiejcego
oficera o potnych bokobrodach dynda na rzemyku kilka krokw za nim.
Sapic z wysiku, mczyzna przyspieszy. Bieg ile si, niepewny, czy buty stukajce na
drewnianej pododze s jego butami, czy czowieka, ktry go ciga.
Wpad na niewidoczny w ciemnoci wieszak. Wojskowy szynel zawin si wok
uciekajcego i chwil trwao, zanim da si strci. Mczyzna pchn drzwi, zbieg po schodach,
cudem nie amic sobie ng, wreszcie wypad na ciasne podwrko czynszowej kamienicy.
Wstrzyma oddech, majc nadziej, e dosyszy, czy przeladowca zbiega za nim. Ale krew
dudnica w skroniach zaguszaa wszystko.
Naraz zabulgotao mu w jelitach. Omit spojrzeniem wejcia do oficyn, drzwi pokracznych
komrek obok trzepaka, zatrzyma wzrok na ubikacji. Przeladowca z miniatur napoleoskiego
oficera znikn. Bulgot w brzuchu powtrzy si, tym razem goniejszy.
Mczyzna ledwie zdy zatrzasn za sob drzwi szaletu i opuci spodnie, gdy zadygota.
Mde wiato arwki padao na gwd; na ktry powinny by nabite kawaki gazet. Jednake
zamiast strzpw Expressu i Gosu do gwodzia kto przywiza rzemie, a na nim
wykonywa monotonne ruchy wahada znajomy medalion...
Spocony mczyzna usiad na ku, odrzucajc mokr kodr. Przerzedzone wosy lepiy mu
si do czoa, w kiszkach burcza bigos, niepotrzebnie zjedzony na noc w knajpie Antosika, bo do
Grudnia od kilku tygodni obawia si chodzi...
- Co moe znaczy, kiedy ni si sracz? - zapyta sam siebie, by usysze jakikolwiek ludzki
gos i odepchn lk.
Co znaczy, gdy ni si medalion z wizerunkiem napoleoskiego generaa, nie zapyta. To
akurat dobrze wiedzia...

CZ PIERWSZA
Jak mona kopa ywe stworzenie?!

3 maja 1951 roku


W pikny majowy poranek niechlujny mczyzna, w ktrym nikt nie poznaby byego
komisarza policji, po pas w trawie przedziera si przez zapuszczony hipodrom lubelski. Gniada
klacz sza za nim jak pies, gnc smuk szyj, by sign mu pyskiem do kieszeni wytartej
marynarki.
Wyja Sztandar Ludu sprzed paru dni, w ktrym ju na pierwszej stronie Polska Agencja
Prasowa informowaa z Moskwy, e w zwizku z nowymi sukcesami, osignitymi w 1950 roku w
dziedzinie rozwoju przemysu i rolnictwa, dziki podwyszeniu wydajnoci pracy i zmniejszeniu
kosztw wasnych produkcji, rzd radziecki i Komitet Centralny WKP(b) przeprowadziy now,
czwart z kolei obnik pastwowych detalicznych cen towarw powszechnego uytku.
W kraju zwyciskiego socjalizmu wdka potaniaa o dziesi procent, a zwyka machorka
nawet o pitnacie, podobnie jak chleb ytni. W Lublinie jednak efektw bolszewickiej troski o
lud pracujcy miast i wsi nikt nie odczu, zwaszcza upodlony posad stra przedwojenny
kierownik Wydziau ledczego.
Klacz te nie chciaa re gazety. Upucia j na traw, stpem dogonia swego opiekuna, po
czym przystpia do dalszej rewizji.
- Posza si pa! - burkn dawny glina, ale podniesiona do nie uderzya konia, tylko
pogadzia go po grzywie. - No czego znowu, Haiti?
Zaraa. W prawej kieszeni, tej bardziej wypchanej, Zyga Maciejewski mia te papierosy i
wiartk monopolowej. Ko, ledwie poczu wargami chodny posmak szka, zgrabnie podrzuci
bem i z wpraw doliniarza sign do lewej kieszeni mczyzny.
- Taka cwana?
Odpowiedziao mu chrupanie marchwi, ktra przed paroma godzinami rosa jeszcze w
ogrdku Kusiowej, jednej ze znienawidzonych ssiadek byego komisarza. Klacz musna
wargami jego ucho.
- By si ogolia, czy jak! - Mczyzna potar szczecin zarostu na policzku i przyspieszy
kroku.
Ruszya za nim wycignitym stpem, by znw sign pyskiem pod jego rami.
Przedwojenny oficer odwrci si i wycign kiesze na wierzch.
- Pusty jestem - powiedzia. - Posza si pa!
Haiti z najwyszym obrzydzeniem skubna trawy raz i drugi, kiedy jednak mczyzna woy
sobie do ust papierosa i pocz gmera palcami w pudeku penym spalonych zapaek,
zrozumiaa, e nic wicej nie ugra. Zanurzya eb w chaszczach, ktre niemal do ostatnich dni
niemieckiej okupacji regularnie koszono.
Byy komisarz zszed ze rodka toru wycigowego na mocniej ubit koskimi kopytami
bieni. Tam zielsko ju nie roso tak bujnie. Wszed po kilku stopniach na wysoko trzeciej
awki dawnej trybuny i usiad na desce, na tyle krtkiej, e nikomu z jego ssiadw nie opacio
si jej ukra. Znalaz niespalon zapak i po kilkukrotnym, coraz bardziej nerwowym potarciu
jej o drask zacign si wreszcie papierosem. Prawa do signa po butelk, lewa wyja
korek. Klacz zaja si sob, najwyraniej znudzona.

Mczyzna pocign gbszy yk wdki, po czym wystawi twarz do soca. Zamierza


rwnie syci si nud i alkoholem. Przynajmniej tak dugo, dopki kto mu w tym nie
przeszkodzi.
e kogo przyniesie, nie mia wtpliwoci, dlatego nawet nie poruszy si, syszc skrzypienie
desek na zniszczonych trybunach. Podnis gow, dopiero gdy czyja posta przesonia mu
soce.
- To znowu pan, panie Jdrzejczak. - Pokiwa gow. - Mwiem panu, e nic z tego nie
bdzie. Jestem wrak, kurwa zuyta, prosz pana. Poprzestaj na maym jak cholerny grecki
filozof.
- Nie znam si na filozofii, panie Maciejewski. - Starszy od niego o jakie dziesi lat facet z
wsami podkrconymi la Witos podcieli sobie pod zadek gazet i ciko usiad na ssiedniej
belce. - I kurwica mnie jasna bierze, jak pan mwi takie rzeczy, panie Zygmuncie. Ale szanuj
pana, dlatego jeszcze raz przyszem pana przekona. - Jdrzejczak zdj dorokarsk czapk,
nasadzi j sobie na kolano i otar spocone czoo kraciast chustk.
- A nie powinien mnie pan szanowa. - Zyga pokrci gow. - Jestem nikim, nie zauway
pan?
- I po co pan takie szutki opowiada? - Dorokarz spojrza na niego z niesmakiem. - eby
podbi cen?
- Wiem, pan chce tego konia. - Maciejewski wzruszy ramionami. - Ludzka rzecz
podliwo! Ale to nie jest mj ko, ja go tylko pilnuj. Jak nie upilnuj, znw dobierze mi si
do dupy ubownia albo inna komisja.
Jdrzejczak starannie rozoy sobie na kolanach chustk i wyj z kieszeni tyto i bibuki.
Powolnymi ruchami, jakby spenia jaki rytua, zabiera si do zapalenia skrta.
- A ja myl... e panu nie o adn ubowni... i nie o adn komisj chodzi... - Dorokarz
cedzi sowa, z namaszczeniem linic bibuk. Wreszcie zwin papierosa i zapali. - Panu klaczy
al!
- Co te panu przyszo do gowy! - achn si Zyga. - W ogle nie lubi zwierzt! Chyba e
na talerzu. Salami na przykad z takiej zrobi! Zjadbym, czemu nie?!
- Przecie to si panu opaci... - Jdrzejczak nie uwierzy. - A kto si dowie? Jednego razu
we Wilnie tak jak dzi, w wito 3 Maja, jak na paradzie zagraa trbka, to w doroki jakby
piorun strzeli. - Wsal zacign si z rozrzewnieniem. - Prawie wszystkie dryndziarskie kobyy,
przysigam panu, ruszyy z miejsca, eby doczy do szyku, do swojego puku. Tak byo! Koniki
uspokoiy si, dopiero jak sygnalista zagra stj.
- Co pan mi za dyrdymay opowiada! - Maciejewski przesta grzeba w zapakach i gestem
poprosi o ogie. Jdrzejczak poda mu ar ze swojego papierosa. - Jaki 3 Maja? Widzia pan dzi
jakie wito?! I jakie Wilno? To w Zwizku Radzieckim! Poza tym ten ko nie suy w wojsku,
o ile mi wiadomo, i przynajmniej przy mnie nigdy nie wiczy reakcyjnej musztry. I nie
opowiadaj pan tego gono, bo jeszcze jaka menda podsucha.
- Byle komu bym tego nie opowiada. Przecie pan wiesz, e przed wojn dorokarze
kupowali na licytacji stare kawaleryjskie konie. I tak jak w wojsku, krzywdy one u nas nie miay.
Ona te u mnie le mie nie bdzie. A to przecie nie bdzie paska wina, jeeli ko si nagle
sposzy i ucieknie. Pan zacznie szuka, potem zawiadomi milicj, pan bdzie czysty. I bogatszy...
- Ja, panie Jdrzejczak, yj. - Przedwojenny glina wbi wzrok w jego oczy i nie popuci,

dopki dorokarz pierwszy nie odwrci nerwowo gowy. - Po wolnoci chodz. To wicej warte,
panie Jdrzejczak.
- Pierdoli pan! - Zdenerwowany dorokarz pstrykn niedopakiem w stron pascej si w
oddali klaczy. - Pan szczerze powie: jaja panu ubowcy urwali czy myli pan wicej ode mnie
wycign?
- No co te pan, panie Jdrzejczak! - zmartwi si Maciejewski. - Nie, ja ju od dawna nie
jestem chciwy. A o moich jajach, z caym szacunkiem, nie bdziemy rozmawia.
- Szlag z panem! - Jdrzejczak rozsierdzi si cakiem i poszed.
Zyga sign po pozostawion przez niego gazet. Dzie radoci i wesela na placach i ulicach
Lublina, pisa o pierwszomajowym wicie Sztandar Ludu. W Saskim Ogrodzie przelewa si
alejami ywy strumie ludzki. Zdaje si, e wszyscy naznaczyli sobie tutaj spotkanie. Przez
wdrujce tumy publicznoci matki przepychaj z trudem wzki z niemowltami albo prowadz
za rce kilkuletnie dzieci, dwigajce z dum kolorowe piki. Komunistyczna gadzinwka nie
napisaa jednak, e wrd tego tumu matek tumi si byy m Ry widroniowej, wczeniej
Maciejewskiej, by chocia z daleka zobaczy swojego syna. Nie zobaczy.
II

Niedziela, 3 lipca 1938 roku


BERLIN - Niesychane oburzenie w koach Polakw przebywajcych na wystawie rzemiosa w
Berlinie wywoaa publikacja dwutygodnika Zwizku Wschodu Ostland, ktry zamieci artyku p, t.:
Rzemioso niemieckie w Polsce. Artyku ten stwierdza, e Polska wystawia w swym pawilonie
przedmioty wykonane przewanie przez rzemielnikw niemieckich, gdy rzemielnicy polscy nie
stworzyli w tej dziedzinie nic, co mona by byo pokaza na szerszym terenie. Czy rzd polski
zareaguje na bezprzykadn prowokacj niemieck?
RZYM - Wochy uznaj postulaty kolonialne Polski! Gwnym argumentem Polski jest przeludnienie
kraju oraz konieczno sprowadzania surowcw z zagranicy. Ludno obecnego terytorium Polski
wzrosa z 25 do z gr 34 milionw. Nie mniej wanym wzgldem s warunki rolne oraz struktura
spoeczestwa polskiego, ktrego 70 procent stanowi rolnicy.
TEL-AWIW - W konsulacie polskim opuszczono flag do poowy masztu na znak aoby z powodu
zgonu Salomona Ben-Josefa. Ben-Josef by jak wiadomo obywatelem polskim, nazywa si
Tabacznik i pochodzi z ucka. w polski obywatel bra udzia w napadzie na autobus arabski,
wiozcy Bogu ducha winn publiczno cywiln, ostrzeliwa go, a wadze angielskie znalazy przy
nim materiay wybuchowe. Powieszony zosta na mocy wyroku sdowego.
LUBLIN - W niedziel, dnia 10-go lipca 1938 r., otwarcie Sezonu Wycigw Konnych w Lublinie. Na
torze Lubelsko-Woyskiego Towarzystwa Zachty do Hodowli Koni w Lublinie za Cukrowni.
Nastpne dnie wycigowe: 13,16,17, 20, 23, 24, 30, 31 lipca, 3, 6,7,10,13,14,15 sierpnia 1938 r.
TOTALIZATOR. Dojazd autobusami. Pocztek kadego dnia o godzinie 15 min. 30, od 3 sierpnia o
godz. 15-ej.

Konie wyszy na kolejn prost i trybuny wstay. Wrd zielonych mundurw z kolorowymi
baretkami orderw i towarzyszcych oficerom pa w letnich sukienkach czarne garnitury

wyszych urzdnikw wojewdzkich wyglday nader prowincjonalnie i niestosownie, zupenie


jakby maa grupka aobnikw postanowia zepsu kawaleryjsk zabaw. Chocia przed godzin
nad Lublinem przesza ulewa, tor by ju prawie suchy. Lornetki byskay w socu.
Przodownik Suby ledczej Witold Faniewicz opuci gow, udajc, e ca jego uwag
pochania program gonitw, wieczcych u Krajow Wystaw Koni Remontowych. W
rzeczywistoci nie hazardowa si komi, chocia lubi je, odkd osiemnacie lat modszy i mniej
wicej tyle kilogramw chudszy bi bolszewika w 8. Puku Uanw Ksicia Poniatowskiego,
ktry pod Komarowem urzdzi prawdziw ani konarmii Budionnego i zdoby auto samego
komandarma.
HAITI kl, gn. 3 I.
Bvesz xx - Tama x po Gtterknabe xx
w. ks. wiatopek-Czetwertyski
tr. por. Gromnicki
d. K. Malakowicz 57

Faniewicz zatrzyma wzrok akurat na tym punkcie programu machinalnie, a nawet bez sensu,
poniewa Haiti miaa biec dopiero w ostatniej gonitwie. Nie by wszake jedynym obserwatorem
pitej gonitwy, ktry tylko pozornie interesowa si wierzchowcami.
Niski starszy mczyzna w staromodnym letnim garniturze, z muszk i w somkowym
kapeluszu, powolnymi ruchami chodzi twarz, wachlujc si Gosem Lubelskim, jeszcze nie
tak dawno opozycyjnym prawicowym dziennikiem, ktry w mgnieniu oka niemal przesta by
cenzurowany. Wystarczyo pochowa Pisudskiego, by wyszo na to, e wikszo jego dawnych
podwadnych potrafia czy cze do Komendanta z czytaniem Dmowskiego do poduszki.
Zwolennicy kulturalnej autonomii mniejszoci narodowych poszli w odstawk jako nieuleczalni
fantaci, za to rozpoczo si burzenie ukraiskich cerkwi, pacyfikowanie nieposusznych wsi i
mocarstwowa ekscytacja pozyskaniem kolonii, gdzie w pierwszej kolejnoci mona by
przeflancowa ydw.
Silny Fundusz Obrony Narodowej to potga Polski! Hiszpaskie wojska narodowe cigaj
cofajcego si w popochu przeciwnika. Faniewicz na tyle zbliy si do starszego jegomocia,
e mg ju przeczyta co wiksze nagwki. Nie gazeta go jednak interesowaa, ale czowiek
trzymajcy j w rku. By jedynym cywilem, ktry wmiesza si w uasko-oficjelsk
publiczno, tu przy barierce obserwujc zmagania dokejw. Stamtd mia wyborny widok tak
na tor, jak i na ca trybun.
Wywiadowca przysoni twarz programem i ruszy w stron obserwowanego mczyzny, nie
dbajc o posykiwania tych, ktrym depta po lakierkach. W adnym wypadku nie zamierza
faceta zdejmowa od razu, ale chcia by blisko, kiedy stary zacznie przejmowa fanty od
drobnych doliniarzy, ktrzy zawczasu wmieszali si w tum. Umundurowani andarmi, widoczni
w przejciach, by moe potrafiliby zareagowa, gdyby niemiecki szpieg rzuci bomb midzy
widzw, jednak sprytnych lubelskich kieszonkowcw nawet nie dostrzegali. Natomiast
Faniewicz bezbdnie wyawia wzrokiem a to modego czowieka w studenckiej czapce, ktry
niby przypadkiem zakrywa marynark torebk stojcej obok pani, a to szpakowatego gocia w
okularach, zapewne z powodu krtkowzrocznoci tak przechylonego ku torowi, e prawie
przytulajcego si do modego porucznika.

Konie szy sportowo, z rozsdkiem, nie na zarnicie faworyta i zwycistwo fuksa. Na


zakrcie jedcy zwolnili, lornetki kibicw skieroway si w koskie zady, a tajniak zrobi
jeszcze kilka krokw ku swojemu celowi. Prawie czu ju zapach jego wody koloskiej.
Jednake nim ostatni wierzchowiec wszed w uk, pod trybun pojawi si blady jak ciana
stajenny. Nie odnalazszy wzrokiem munduru policjanta, podbieg do kaprala andarmerii,
jednego z tych, ktrzy nieudolnie zabezpieczali trybun z oficjelami.
- Tam... trup...
Tajniak nadstawi ucha.
Tymczasem starszy jegomo zdj somkowy kapelusz, powachlowa si nim, by zaraz,
pospiesznie ruszy do wyjcia. Faniewicz przepchn si w stron andarma i tumaczcego mu
co gorczkowo stajennego. Od onierza czu byo kiebas, od drugiego mczyzny komi.
- O co chodzi? - zapyta pgosem wywiadowca, dyskretnie wyjmujc z kieszeni znaczek
subowy. - Jaki trup?
- Nieywy... - powiedzia stajenny.
*
Ubocona futbolwka wykonaa uk ponad rodkiem boiska i upada w kau. Komisarz
Zygmunt Maciejewski wychyli si przez barierk, ale nie mg dojrze, czy pik zdoa przej
Christ, nowy nabytek Unii, czy jednak Kotkowski z warszawskiej Legii. Zdj kraciast
marynark i rozluni krtki sportowy krawat. Chocia przed meczem przesza ulewa, myo
take w pierwszej poowie, to teraz zrobio si sonecznie i parno.
Niepokoiy go dwie rzeczy: brak prawoskrzydowego Kubicy w druynie lublinian, ktry jak
na zo rozchorowa si tu przed eliminacjami do ligi, i kartka z uzdrowiska, dokd Zyga za
wasne oszczdnoci posa na urlop R. Chcia dobrze...
Zreszt nie by to jedyny jego dobry uczynek w 1938 roku. Pierwszy mia form listu
poleconego przesanego do Warszawy, do Komendy Gwnej. Drugim byo podarcie odpowiedzi,
w ktrej kancelaria generalnego inspektora uprzejmie zawiadamiaa zgodnie z art. 64
rozporzdzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 6 marca 1928 r, o Policji Pastwowej, i w
odpowiedzi na prob Pana o zezwolenie na zawarcie zwizku maeskiego, jakkolwiek nie ma
przeszkd w kwestii wysokoci wsplnych dochodw, p. Ra Marczyska, jako karana sdownie
bya morfinistka, nie spenia wymogw w kwestii nieposzlakowanej opinii narzeczonej. Trzeci
dobry uczynek Maciejewskiego polega na kamstwie, podpartym jednak artykuem z policyjnego
tygodnika Na Posterunku.
- Nie zgodzili si - powiedzia Zyga. - Maj w lubelskim za duy procent onatych. Moe w
przyszym roku... A moe zamiast lubu pojechaaby do jakiego uzdrowiska?
- Sama?
- Ja mam przecie sub. Zreszt jak sama, to taniej wyjdzie.
Widokwka od Ry przedstawiaa obudowane urocz altan rdo naftusi, najobrzydliwszej
wody mineralnej odrodzonej Rzeczpospolitej, ktra zamiast leczy, jedynie wzmacniaa kaca.
Rwnie obszerne post scriptum, napisane rwnym, drobnym pismem zaraz pod pozdrowieniami
z Truskawca, nie podobao si komisarzowi ani troch. Przypadkiem spotkaam tu mi pani
Alin Zawistowsk z Lublina, ktra z maonkiem chtnie wynajaby Twj dom dla kuzyna.

Ciesz si, e remont idzie dobrze! Ostatni wykrzyknik mwi wiele o radoci Ry, zadowolonej,
e wreszcie przeprowadzi swj plan wyrwania Zygi z jego nigdy niesprztanej nory na Rurach
Jezuickich. Maciejewski jednak remontu nawet nie zacz, bo czwarty dobry uczynek rozerwaby
na strzpy jego konstrukcj psychiczn.
Mia te waniejsze, mskie sprawy na gowie, na przykad Uni walczc o awans w grupie
I. Dlatego celne podanie Eglera do Szponara podziaao na niego lepiej ni setka monopolki po
cikim dniu.
- Uuu-nia! Uuu-nia! - Zyga pierwszy zacz skandowa.
Robotnicy, ubrani w tanie garnitury i niedzielne, wieo uprane biae koszule, spojrzeli nieco
przychylniej na niechlujnego faceta z krzywo zronitym nosem i nieogolon gb. Po chwili
prawie dwa tysice kibicw zagrzewao Sawiskiego, prowadzcego pik ku bramce
legionistw. Maciejewski a poczerwienia od krzyku i emocji.
A tych byo cakiem sporo jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, kiedy Zyga ukryty w bramie
kamienicy przy Okopowej patrzy to w stron stadionu, to w niebo, i jak inni zastanawia si, czy
pierwszy mecz eliminacji w ogle dojdzie do skutku. Wszystkie mniej lub bardziej obskurne
bramy midzy ulicami Narutowicza i Szopena byy zajte przez facetw stojcych w cisku i
palcych papierosy ukryte pod daszkiem ze zwinitej doni. aden cie nie przyczepi si, nawet
jeli nie kibicowa Unii. I o dziwo, nikt nie kl na droyzn, tylko na pogod. Drugi sezon Unii
w lidze to byoby co, chociaby nawet po awansie jak poprzednio przegraa ze wszystkimi,
chociaby nawet Makkabi wkopa jej osiem do zera!
Maciejewski wyj papierosa, ale zapomnia go zapali, bo Christ ruszy z pik w kierunku
bramki warszawiakw. Tylko czemu tak wolno?! Zyga a zacisn pici. Christowi zastpi
drog Pyszkiewicz i obaj przewrcili si w kau. Dawno nic tak nie zdenerwowao komisarza
jak ostry gwizdek sdziego, dobiegajcego do zawodnikw.
Christ po chwili wsta o wasnych siach, ale legionista, obejmujc domi ugit nog, turla
si no dosownie tak, jakby zawstydzony biao-zielonymi barwami klubu postanowi je cakiem
uboci.
- Udaje, panie sdzio! - wydar si Maciejewski. - Wstawaj i graj, Pyszkiewicz!
Arbiter by chyba guchy, bo zamiast wznowi gr, wskaza wyprostowan rk bramk
unionistw.
- Jaki wolny? Nie byo przewinienia, panie sdzio, do jasnej cholery! - krzycza Zyga
ryzykownie wychylony za barierk.
Zapewne dlatego nie zwrci uwagi na mundurowego policjanta, ktry stanowczo rozpychajc
kibicw, zmierza w jego stron. Dopiero gdy ktem oka dostrzeg, e stojcy najbliej nie patrz
wcale, kto bdzie wykonywa rzut wolny, rwnie Maciejewski odwrci gow.
- Nic nie zrobi, panie wadzo - broni Zygi zaywny wsal w pciennej cyklistwce. - No
co si pan czowieka czepia?
- Pan posterunkowy da spokj - prbowa tumaczy mody chopak w koszuli z konierzem
wyoonym la Sowacki. - Pan da mecz oglda...
Mundurowy tylko pokrci gow i odwrci si do Maciejewskiego. Zamiast jednak
sprowadzi krzykacza z trybuny, ku zdumieniu rozgorczkowanych mczyzn zasalutowa i
wrczy niechlujowi zoon na czworo kartk z notesu.
Zyga spojrza wciekle na policjanta. Unikajc wzroku wczeniej bronicych go, a teraz

odsuwajcych si kibicw, rozoy wiadomo.


Panie Kierowniku!
Denat w stajni na hipodromie. Prosz o pilne przybycie i dalsze
polecenia. Komisariat powiadomiony.
W. Faniewicz
*

Mierzcy ponad metr osiemdziesit Faniewicz nie musia nawet przepycha si midzy
mczyznami w dokejskich kurtkach. Do koskiego boksu z tabliczk Haiti kl., stad. Suchowola
bez trudu zaglda ponad ich gowami. Gniada klacz przyciskaa si bokiem do drewnianej
ciany, prychaa i strzyga uszami, wyranie zaniepokojona ciaem lecym obok poida i krwaw
miazg, ktra zostaa z jego twarzy.
- Policja. - Faniewicz wyj znaczek subowy i pooy drug do na ryglu. - Kto
sprawdzi puls?
- Ja sprawdziem. - Mczyzna w zielonej furaerce i kawaleryjskim mundurze bez
dystynkcji zbliy si do tajniaka. - Tak jak szkolono mnie w wojsku. Nie yje.
Wywiadowca machinalnie zanotowa w pamici rysopis: szczupy, niepozorny
czterdziestolatek z nastroszonym i jakby za duym wsem, niepasujcym do pocigej twarzy.
Szare oczy i zdradzajce si ylaste donie, ktre po chwili nerwowym gestem facet splt za
plecami.
- Pan jest tu stajennym?
- Masztalerzem u ksicia Czetwertyskiego - powiedzia wsal lekko uraony. - Waciciela
tej klaczy. Uspokoj j, prosz poczeka.
Faniewicz przyjrza si cice boksu, zmienionej zapewne przed kilkoma godzinami. Niele,
tylko nie zadepta zostawionych ladw, ze star byoby wicej roboty.
- Sam wejd. - Faniewicz uchyli bramk boksu.
Klacz zrobia p kroku w ty i opara si zadem o rg pomieszczenia. Patrzya teraz jednym
okiem na drewnian cian, a drugim na tajniaka.
- Ciiii... - Postawny wywiadowca zasoni trupa swoim ciaem. Mia nadziej, e to nieco
uspokoi zwierz. Co z oczu, to z serca.
Sam zerkn przez rami. Nogawka szarych spodni, skarpeta w krat i podeszwa trzewika, do
ktrej przykleio si dbo somy. Szara marynarka i rozrzucone ramiona, czyste mankiety biaej
koszuli ze spinkami w kolorze srebrnym. Na pracownika stajni trup zdecydowanie nie wyglda.
Tajniak zawaha si, czy podej do niego. Jeli tak, zatrze lady. Tylko o czym tu mwi,
skoro zdarzenie ewidentnie wygldao na nieszczliwy wypadek? Facet oberwa kopytem prosto
w twarz.
Nie odwracajc si, wywiadowca zrobi kilka krokw w ty. Zdecydowanie powinien sam
sprawdzi puls.
- On nie yje. - Masztalerz odgad intencje policjanta. - Po lekarza ju telefonowaem.
Telefonowa! Wystarczyoby zawoa. Faniewicz zdziwiby si, gdyby na trybunach
hipodromu nie znalazoby si przynajmniej piciu doktorw, tyle e nikomu nie zaleao na

psuciu im zabawy.
- Zna pan zabitego?
- Nikt go tu nie zna.
Wywiadowca, nie spuszczajc wzroku z konia, podszed do zwok i kucn. Odnalaz w
kieszeni marynarki portfel, niestety bez dowodu osobistego ani nawet kart wizytowych. Pozostae
kieszenie denata byy zupenie puste, nie liczc kraciastej chustki do nosa.
Wyprostowa si i powoli podszed do konia. Klacz drgna nerwowo, kiedy delikatnie dotkn
jej boku, po chwili jednak odprya si nieco. Faniewicz pogaska gniadoszk, nie mg sobie
odmwi tej przyjemnoci. Haiti wyczua najwyraniej, e ten postawny czowiek nie zamierza
zrobi jej krzywdy.
- Ona nigdy nikogo nie kopna - zacz masztalerz. - Pan przodownik sam widzi, e jest
agodna jak dziecko.
Jednake na przekr jego sowom Haiti naraz podrzucia eb i rozchylia chrapy. Nawet jeli
faktycznie dotd nikogo nie kopna, o gryzieniu nie byo mowy. Tajniak, wci agodnie j
gaszczc, zerkn na wejcie do boksu. Ju rozumia, co znw zdenerwowao zwierz: w bramce
sta Maciejewski.
- Jak si pan nazywa? - zapyta komisarz masztalerza, mierzc konia zym spojrzeniem.
- Jan Db. I mwiem ju temu panu, e su... - Mczyzna urwa. - Pracuj jako
masztalerz u ksicia Czetwertyskiego.
- Dugo?
- Dwa tygodnie.
- To skd moe pan wiedzie, czy to bydl na pewno nie jest agresywne?
Faniewicz uzna, e sam powinien by o to zapyta. Na ile jednak zna si na koniach, w
spojrzeniu Haiti nie byo agresji.
Maciejewski, trzymajc si blisko barierki, a potem ciany boksu, podszed do trupa i
przykucn nad nim.
- Szybko pan przyszed, panie kierowniku - zacz tajniak, uspokajajc konia. - Zaraz
sprawdzimy tylne kopyta, zdejmie si te podkowy...
- Susznie, Faniewicz, lad od kopyta jest... - Zaszuraa soma. - Ale on ma sin skr. Komisarz wyj z kieszeni wieczne piro i odchyli nim konierzyk koszuli trupa. - No i to oko,
zobacz, jakie przekrwione. Gdyby to byo zapalenie spojwek, facet siedziaby w domu. Skoro
jest tu, stawiam na uduszenie. I to raczej zanim oberwa podkow.
*

Starszy przodownik Suby ledczej Tadeusz Zielny z ulg opuci stajni, wysprztan jak
salonik starej panny na przyjcie imieninowe, lecz i tak dranic jego powonienie zapachem
nawozu i koskiego potu. Brzowe letnie pbuty starannie wytar w piach przed wrotami
przysadzistego budynku.
Zawezwany na sub w wit i potencjalnie erotyczn niedziel, z planowanym pfinaem
w kinie Corso niedaleko komisariatu i fajerwerkami w pokoiku panny Marianny
Komarowskiej, kasjerki w browarze Vettera, tajniak z przyjemnoci jeszcze raz zabiby denata.
Dlatego te z najwysz niechci wbi wzrok w trzech zaaferowanych stajennych,

dyskutujcych pgosem w cieniu pachncej rozoystej lipy. Ruszy w ich stron, po drodze
przeganiajc kapeluszem natrtn pszczo.
- Kto wpuci tego faceta do stajni? - zacz z grubej rury.
- Nikt nie wpuszcza. - Jeden z mczyzn, z rwno przystrzyonym powym wsem,
poprawi spowiaa furaerk. - Tylu si tu krci: jak nie ktry waciciel, to bukmacher, jak nie
bukmacher, to inny szacher-macher... Czowiek nie zwraca uwagi. Do ma swojej roboty.
- Wanie widz, robota wre. - Zielny skrzywi si i znw przegna natrtn pszczo.
Namolna jak stara panna na wydaniu! - Stoj panowie i dyskutuj. Znacie tych bukw, co si
krcili? - zapyta, spodziewajc si, e akurat bukmacherzy bd i najlepiej zorientowani, i
rozmowni. Wtpliwe, aby przestrzegali wszystkich przepisw o zakadach sportowych, tak z nimi
zacznie...
- Bukw to si zna, wiadomo... - Drugi ze stajennych, niski ospowaty facet, podrapa si po
karku, a tajniak znw musia kilka razy machn kapeluszem.
- Niech pan przodownik si tak nie ogaaania - doradzi flegmatycznym tonem trzeci
stajenny, krpy brunet, opalony jak Cygan. - Trza sta spokojnie, to nie uuutn. Wyperfumowa
si pan przodownik na niedziel, to pszczki ciekawe, co z pana za kwiaaatek, nie?
- Pczek biaych r - burkn Zielny, odpdzajc otwartym notesem brzczcego owada,
ktry ju siada mu na gadko ogolonym policzku. Stajenni zarechotali. - Wic jak z tymi
bukami?
- No zaglda taki jeden Orczak... - zacz wylicza ospowaty. - I Rycki wszy tu przed
gonitwami... I jeszcze taki nowy, Ksiycki, ledwo ponad rok w interesie, ale...
- Ksiycki? - przerwa mu tajniak, na chwil zapominajc o pszczoach. - Jak on wyglda?
- Niszy od pana, ale nie eby zaraz kurdupel! - W ustach tego faceta icie dokejskiej
postury zabrzmiao to komicznie. - Blondyn taki...
- Jest na gonitwach?
- A jak miaby nie by!
- Dzikuj. - Zielny zamkn notes i szybkim krokiem ruszy w stron trybun. Pszczoy
goniy go jeszcze przez chwil, lecz albo szybko si zmczyy, albo tajniak przesta im pachnie
kwiatami, a zacz jak naley: glin.
Ksiycki - to jedno nazwisko zaatwiao spraw. Dawny konfident z pewnoci pamita, kto
mu w trzydziestym pierwszym obi mord za nienaleyte kapowanie...
Idc w stron trybun, wywiadowca nonszalancko woy rce do kieszeni beowej marynarki.
Ksiyckiego zobaczy z daleka i zwolni kroku. Byy informator w popiechu wypenia i
wyrywa z bloczka kupon za kuponem. Kapitan w okrgej czapce szwoleerw i w granatowych
spodniach z tym lampasem chowa wanie portfel.
Wywiadowca przesun kapelusz lekko na bakier i opar si o barierk trybun. Wszyscy
kieszonkowcy, na ktrych mia zapolowa Faniewicz, zdyli si ulotni. Zielny umiechn si
na myl, z jakim alem porzucili takie niwa! Na trybunach zielenio si od mundurw i zocio
od orderw, a sdzc po zaaferowanych twarzach oficerw i pa, mao kto zwraca uwag na
portfel czy zapicie torebki. Ozdobiona orem loa bya chroniona przez andarmeri, ale co do
reszty: atwy up.
Wywiadowca przelizgn si wzrokiem po publicznoci, potem natarczywie wpatrzy w
swoj ofiar. Czeka. Gdy Ksiycki odwrci si moe po minucie, Zielny lekko skin na niego

rk. Bukmacher w pierwszej chwili uda, e tego nie zauway, ale gest nie umkn uwadze
kapitana z tymi lampasami. Wojskowy wskaza bukmacherowi tajniaka i chocia nie mg
wiedzie, komu wywiadcza uprzejmo, niemniej Zielny i tak zrewanowa si uchyleniem
kapelusza. Buk podszed z min, jakby dopiero co opuci gabinet dentysty.
- Dzie dobry, panie Ksiycki. - Tajniak odwrci si w stron toru, na ktrym w blokach
startowych ustawiano podenerwowane konie. - Nie cieszy si pan?
- Bardzo si ciesz, panie starszy przodowniku. - Bukmacher stan obok. Z daleka musieli
wyglda jak dwaj kibice niemogcy powstrzyma si od komentowania na bieco
przedostatniej ju, dziewitej gonitwy. - Co pan obstawia?
- Ciebie obstawiam, Ksiyc. - Zielny umiechn si tak zoliwie, e jad mao nie pociek
mu z ust na nowy, bkitny krawat. - I postpy w dziedzinie resocjalizacji naszego wiziennictwa.
Wyszede, w dziwkach nie robisz, koniki sobie ogldasz... A bardziej podobaj ci si klaczki czy
nadal ogiery?
- Akurat pan mi si nigdy nie podoba! - burkn Ksiycki.
- amiesz mi serce! - westchn teatralnie wywiadowca. - Czybym si postarza?
- Nic pan na mnie nie ma!
- Ksiycu, sonko ty moje lipcowe! - Zielny przewrci oczami, jakby ju by wieczr i
panna Komarowska, nastrojona wesoymi songami z Zapomnianej melodii, wkadaa mu wanie
rczk pod rami. - A gdybym tak podszed do tamtego oficera i zapyta, czy pacc ci za zakad,
przypadkiem nie dotkn twojej rki? Radz uwaa, panie kapitanie, to pedzik. Zreszt po co
miesza w nasze sprawy zaraz tak szar! Mog sobie pogada z innym bukiem i mimochodem
zdziwi si, e tak, bd co bd, msk prac zajmuje si podstarzaa ciota. Mgbym te
poszuka twoich kolekw spod celi, ale nie chce mi si, za duo roboty... Tak czy siak, zawsze
bd co na ciebie mia, Ksiyc. - Tajniak zapa go za nadgarstek. - Pki mier nas nie
rozczy. Trup w stajni - wypali. - Co to za jeden?
- Mnie pan pyta? - Ksiycki wyrwa rk. - Syszaem, e by wypadek, e ko kogo
kopn, ale co to za jeden, to chyba raczej policja powinna wiedzie.
Tajniak przez chwil obserwowa czarnego wierzchowca, ktry wyranie rwa si do biegania,
ale za nic nie chcia stan w bloku startowym.
- Nie przedstawi si, wyobra sobie - wycedzi, przenoszc wzrok na dawnego informatora.
- Ale skoro krci si przy koniach, kto tutaj musia go zna. Popytasz kolegw, odnowimy
dawn przyja... Czekam tu na ciebie za p godziny, bo... - Wywiadowca sign do kieszeni i
dyskretnie wysun obrczki kajdanek.
Za jego plecami z trzaskiem otworzyy si bloki startowe. Konie ruszyy.
- Zrobi, co si da - obieca wreszcie buk.
- Nie co si da, tylko w zbach mi przyniesiesz jego personalia, a nawet numer konierzyka,
Ksiyc!
Zielny przysoni oczy przed socem daszkiem z wasnej doni. Konie szy rwno,
kurduplowaci dokeje w kolorowych kurtkach lub wojskowych mundurach unosili si nad ich
grzbietami. To nie po to jest siodo, eby siedzie na nim dup? Tajniak nie mg si temu
nadziwi, ale podekscytowana publiczno nie widziaa w ich pozycji niczego nienaturalnego.
*

Masztalerz Db trzyma klacz za uzd i uspokaja pieszczotliwym gosem. Jednake ile razy Haiti
ypna lepiem na stojcego pod cian boksu komisarza Maciejewskiego, tylekro on umacnia
si w przekonaniu, e musi istnie jaka gboko zakonspirowana koska midzynarodwka. T
koby widzia pierwszy raz w yciu, a jednak nienawidzia go podobnie jak wszystkie inne
szkapy, do ktrych zblia si na trzewo. Ostatni raz wierzchem jecha prawie dwadziecia lat
temu, podczas wojny, kiedy i polskie konie, i ludzie te na og chwilowo zawiesili prywatne
animozje. By pniej z ulg do nich powrci...
- Przydaby si odlew, panie kierowniku - powiedzia Faniewicz. Przykucnity za koskim
zadem, trzyma midzy kolanami prawe tylne kopyto Haiti.
Zyga przekn lin.
- Nie. Trzeba zdj i zabezpieczy podkow. Wol mie lady krwi. Std je widz.
- Tak, widoczne - potwierdzi wywiadowca. - Ale nie rozumiem, jak to moliwe, eby
jednoczenie uduszenie, jak mwi pan kierownik, i kopnicie...
Komisarz obojtnie wzruszy ramionami. Tak czy siak, zajmujc si jednym ladem, nie
zabezpieczy drugiego. Ktry trzeba byo wybra, a jak przypuszcza Maciejewski, jeli nie
znajdzie wiadkw, sdzia ledczy bardziej doceni krew. Laboratoryjne stwierdzenie jej
identycznoci z krwi zabitego byoby mocniejszym dowodem ni zgodno odlewu z ran.
No i w razie czego sd bdzie si czepia doktora Krpiela, a nie ledczych na okoliczno
nieprawidowego sporzdzenia odlewu. Rwnie wysoko urodzonemu wacicielowi konia
trudniej bdzie si wykrci.
- Komu wolno tu byo wchodzi, panie Db? - spyta Zyga.
- Nikomu - odpowiedzia tamten pieszczotliwym tonem, ktrego melodia bya przeznaczona
dla klaczy, a jedynie tre dla policjantw. - Nikomu poza pracownikami ksicia.
- Wic tamten - komisarz wskaza ciao przykryte kosk derk - sam sobie winien, paskim
zdaniem?
- Tak... Spokojnie, spokojnie, Haiti... Sam sobie winien! Stajenny sprowadzi podkuwacza.
Klacz szarpna si gwatownie, jednak nie z powodu sw masztalerza ani gby
Maciejewskiego. Do niego opornie, bo opornie, jednak zaczynaa przywyka. Natomiast u
wejcia do boksu stan Czesaw Rudniewski, niespena czterdziestoletni mczyzna w czarnym
trzyczciowym garniturze i pbutach lnicych tak, jak komisarzowi nigdy nie byszczay
nawet lakierki, nie mwic o mundurowych oficerkach. Mimo upau w przeciwiestwie do
policjantw nie poci si ani troch. Mgby by angielskim lordem, jednak zosta tylko sdzi
ledczym Sdu Okrgowego w Lublinie. Sdzc po ostronych ruchach, i on nie paa zaufaniem
do koni. Rozejrza si tylko, jakby dla zaznaczenia swojej obecnoci zbada palcem pusty hak
wbity w belk przy wejciu, wreszcie skin na Zyg.
- Przejdmy si, panie komisarzu. Zreferuje pan, co dotychczas wykonano.
Idc obok siebie midzy stajniami, wygldali jak alegoria pogodzenia buruazji z
proletariatem, chocia sdzia prezentowaby si lepiej, gdyby wci nosi melonik, jak jeszcze
kilka lat wczeniej. Mona by ich da na plakat wyborczy BBWR-U.
- Czuj si w obowizku uprzedzi pana, panie komisarzu, e w tej sprawie z pewnoci
bd naciski - mwi cicho Rudniewski. - Wystawa, wysocy urzdnicy, przyszo wielu hodowli
okolicznego ziemiastwa, a tymczasem taki wos w rosole. Przypuszczam, e presj bdzie
wywiera si raczej na pana, bo mao kto z wasnej woli przychodzi do sdziego ledczego.

- Pan te czyta Kafk? - Zyga umiechn si lekko. - Poradz sobie, moe pan by pewien.
- Jestem pewien, panie komisarzu. - Prawnik kiwn gow. - Co pan proponuje na
pocztek?
- Sekcja, a jeli nie uda si ustali tosamoci, proponowabym poprawi mu wygld i zrobi
zdjcia do gazet. Inaczej nie ma mowy, eby kto go rozpozna... Aha, i poleciem zdj
podkow, eby sprawdzi krew z kopyta tej klaczy.
Rudniewski zdj kapelusz i w zamyleniu otar czoo bia wykrochmalon chustk.
- Panie komisarzu, zawsze wsppracowalimy przykadnie, ale po co panu ta krew z
kopyta? Chyba eby zwrci uwag sdu na odpowiedzialno waciciela konia! Mamy do
czynienia ze miertelnym wypadkiem z powodu czyjego zaniedbania. Ofiary nie powinno tu
by, a kto tego nie dopilnowa. To powinnimy zbada.
Maciejewski nie mia wtpliwoci, e naciski nie tyle bd, ile ju si zaczy. Zwykle
Rudniewski manifestowa sw niezawiso do obrzydliwoci, lecz ko ksicia Czetwertyskiego
najwidoczniej by wan figur nawet dla niego. Ktry to cezar zrobi swoj koby senatorem?
Zyga nie pamita, nie przykada si w szkole do aciny ani historii staroytnej.
- Panie sdzio, nie ma tu prokuratora, bo jest niedziela, wito, czerwona kartka w
kalendarzu. Ale pan jest, bo pan wie, co obaj robimy i po co. Niczego nie zakadam. Po prostu s
rany twarzy, jest krew na kopycie, wic zrbmy to porzdnie, skoro mamy dowody.
- Mamy zbyteczn redundancj dowodw, panie komisarzu! - Rudniewski ukoni si
sztywno i odszed par krokw w stron ulicy. - Aha! - przypomnia sobie, - Jeeli jednak ustali
pan winnego zaniedbania, nie dam, aby go pan zatrzymywa. To pozostawiam do paskiego
uznania.
Zyga westchn ciko.
- Mam jeszcze pytanie, panie sdzio. - Czu, e nie jest to odpowiedni moment, ale przecie
musia chocia sprbowa.
- Tak? Sucham pana.
- Nie wie pan przypadkiem, jak skoczy si mecz?
- Jaki mecz? - Rudniewski spojrza na niego jak na wariata.
- Niewane... - Zgnbiony Maciejewski uchyli kapelusza.
*

Oparty o barierk Zielny z apetytem przyglda si paniom na trybunach. Co prawda te, ktre
towarzyszyy wyszym szarom i dostojestwu ze starostwa, mogyby go zainteresowa nie
wczeniej ni po piciu gbszych, jednake creczki to bya cakiem inna sprawa...
Szczeglnie na widok jednej, z dugimi lokami kasztanowych wosw rozsypanych na
szerokim konierzu kremowej sukienki, w przecitnie opacanym starszym przodowniku Suby
ledczej obudzi si instynkt owcy. W zasadzie bya nieco za chuda jak na jego gust, ale ju od
jakiego czasu podobay mu si wszystkie majce, przynajmniej na oko, mniej ni dwadziecia
lat, no chyba e obcione widocznym kalectwem. Zarumieniona z emocji dziewczyna co chwila
podnosia do oczu wojskow lornetk, po czym wymieniaa uwagi ze szpakowatym
pukownikiem, zapewne ojcem, oraz modym porucznikiem, kuzynem lub absztynkantem. Puk
dwudziesty czwarty, wywiadowca bezbdnie rozpozna po barwach, bo kilkakrotnie zdarzyo mu

si odstpi od wylegitymowania kranickich uanw w burdelach stolicy wojewdztwa, chyba


e mia wsparcie Faniewicza albo mundurowych pod bokiem...
Glina nie urzdnik, musi mie wyobrani, jak kiedy powiedzia kierownik Maciejewski, i
Zielny wyobrani mia: na subie praktyczn, by niepotrzebnie nie dosta w mord, za to do
kobiet wrcz artystyczn. Patrzc na trybun, oczami tajniackiej duszy widzia t dziewczyn
nag, galopujc bez sioda na diabolicznie czarnym koniu, jednym z tych, ktre budziy
erotyczny wrcz rumieniec na policzkach panny. Jaki facet namalowa nawet podobny obraz,
tylko gdzie wywiadowca mg go widzie?... W gazecie? W kronice filmowej PAT-U?
Od czasw kursu dla przodownikw policji brzydzi si komi, ale dla takiej mgby zrobi
wyjtek i galopowa za ni, patrzc na rytmicznie podskakujcy tyek. Gdy ju by dogna...
- Jestem, panie starszy przodowniku.
Wywiadowca z niechci spojrza na pocig twarz Ksiyckiego. Tajniak nie by przecie
gorszy ni tamten poruczniczyna obok panny! Gdyby to Zielnego ubra w mundur z koalicyjk i
zamiast kapelusza nasadzi na eb rogatywk z biaym otokiem, wchaby zapach myda
kwiatowego i perfum, urabia dziewczyn na wieczr, a nie handryczy si z konfidentami.
- Spnie si pi minut - burkn wywiadowca, spogldajc na zegarek. - No i?
- Nikt go nie zna. - Ksiycki jak na zo zasoni widok na kibicujc pann. - Jak Boga
kocham, panie starszy przodowniku!
- Niedziela niedziel, ale co ty si nagle zrobi taki pobony? - sykn Zielny. - Jak to nikt
go nie zna? Kto musia zna.
- Wiele si dowiedziaem, panie starszy przodowniku. Buki widziay kilkunastu
kieszonkowcw, ale nie std. A najdziwniejsze, e nikomu nic nie zgino - sypa Ksiycki. - By
te stary Myszkowski, chocia po odsiadce podobno przeszed na emerytur. Troch kombinacji
z komi, bo na przykad Ajaks, murowany faworyt w drugiej gonitwie, nagle okula na pierwszej
prostej, a...
- Co ty mi o jakich kobyach opowiadasz, Ksiyc?! - Zielny bolenie cisn jego okie i
odprowadzi spod trybuny. Wolnym krokiem ruszyli w kierunku stajni. - O trupa chodzi!
- Zdarzaj si wypadki...
- To nie by wypadek! - Korzystajc z tego, e zeszli z ludzkich oczu, tajniak wykrci
Ksiyckiemu rk.
- Panie Zielny kochany, niech pan si zastanowi! - jkn informator. - Co mog wiedzie,
skoro cay czas byem na trybunach? I co mog tak szybko wiedzie inne buki? To by jaki
zupenie obcy czowiek!
- Obcy czowiek... - powtrzy pod nosem wywiadowca. Puci Ksiyckiego i przyjacielsko
klepn w plecy.
Szli obok toru, ciek poznaczon odciskami koskich kopyt. Bukmacher w milczeniu
postpowa obok tajniaka, jakby kto przyku go do niego niewidzialnymi kajdankami. Ba si,
ale to, zamiast cieszy, jeszcze bardziej dranio Zielnego. Bo co moe robi obcy czowiek w
stajni? W nocy, na wsi - kra konie, to jasne. W adnym razie nie na krajowej wystawie w biay
dzie.
- Niech pan uwaa!
Informator ostrzeg go o p sekundy za pno. Wywiadowca zdy zrobi krok i poczu, e
but z cichym mlaniciem zapada si kilka centymetrw. Spojrza pod nogi. Trzewik,

sznurowado, a nawet mankiet nogawki spodni byy umazane w przetrawionym owsie i dbach
siana.
- Pan si tak nie martwi, panie starszy przodowniku! - Mina Ksiyckiego bya tak pena
wspczucia, e zabi gada to mao! - Odpierze si...
- Spywaj! Tylko nie myl czasem, e z tob skoczyem. - Wcieky tajniak bez sowa
ruszy w stron stajni.
- Zreszt na glinie gwna nie zna - doda cicho bukmacher.
*

Warto byo przyjecha na komisariat! - Maciejewski serdecznie ucisn do posterunkowego,


ktry z niedowierzajc min wystawi rk przez barierk dla interesantw.
- Dzikuj, panie komisarzu.
- To ja wam dzikuj! - Zyga otworzy sobie bramk i ruszy po schodach za swoimi
tajniakami.
Ta niedziela nie bya tak paskudna, jak mogoby si wydawa! Dyurny wiedzia wszystko: e
Unia zwyciya 1 : 0 po takim strzale Christa, e bramkarz legionistw, chociaby si zesra, nie
mia szans jej obroni. Komisarz aowa tylko, e lublinianie nie wykorzystali przewagi, kiedy
Pyszkiewicz, jednak naprawd kontuzjowany, opuci boisko i Legia graa w dziesiciu. Ale i tak
dwa punkty w tabeli: cakiem niele jak na pierwszy mecz eliminacji. Kubica wydobrzeje, to
moe na rewanu uda si zrobi remis, z Zagbiem unionici dadz sobie rad... Pozostawa
Union-Touring i tu mogo by krucho, odzianie potrafili robi niespodzianki.
Waciwie jest okazja, eby wypi! Komisarz posmutnia. Takie wito, a on musi si babra
w trupach i koskim gnoju. Moe by chocia mae piwko, zanim si wezm do roboty?...
Zrezygnowa z tego pomysu na widok swojego zastpcy, ktrego rwnie wycignito z
domu. Kraft, poukadany i porzdny jak wasne biurko ewangelik, odmwiby uczestnictwa w
witowaniu zwycistwa. Nie donisby, oczywicie, jednak psuby humor praworzdn min.
Za to niewyran min mia Zielny.
- Niech pan nie myli, panie kierowniku, e nie przycisnem Ksiyckiego jak naley. Spojrza wciekle na szerokie, modnie opadajce na obcas buta mankiety spodni. Wci
roztaczay lekki zapach koskiego ajna, chocia ju mniej zauwaalny ni w takswce pana
Florczaka, ktry odwiz wywiadowcw na komisariat. - Przy ludziach nie mogem przywali,
ale fachowo mu pogroziem.
- No to usid, bo e si umordowa... - Zyga wskaza krzeso najpierw jemu, potem
drugiemu z tajniakw, ktry cay czas trzyma w rku papierow torb z podkow zdjt z kopyta
klaczy. Daa j sobie odku cakiem spokojnie, wystarczyo, e Maciejewski wyszed z boksu.
- To moe by istotny dowd, Gienek. - Komisarz zabra torb wywiadowcy i pooy na
uporzdkowanym biurku Krafta. - Tylko pki co pan sdzia Rudniewski nie ma na niego ochoty.
Zastpca kierownika wydziau rozwin papier i zajrza do rodka.
- lady krwi. - Spojrza pytajco na Zyg.
- Ano wanie... - Ten pokiwa gow. - Denat nie ma tosamoci ani znajomych, ale jest
krew. Moe ona co nam powie?
- Pan kierownik myli sprawdzi, komu nasz denat winien paci alimenty? - Zielny

umiechn si kwano, starajc si nie patrze na pobrudzone spodnie, jednak ciemne plamy
hipnotycznie przycigay jego wzrok.
- Myl jedynie o tym, eby nikt si do nas nie przyczepi. A zwaszcza do tych z nas, ktrzy
wytarzali si wprawdzie w koskim ajnie, ale gwno przynieli. - Maciejewski przyszpili go
spojrzeniem. - Unia dokopaa Legii i mam niezy dzie, ale jutro mi przejdzie. Wic czego
dokadnie nie powiedzia ci twj kapu?
- Da mi tylko jedno interesujce nazwisko: Myszkowski. Mnie, panie kierowniku, ono nic
nie mwi, ale Ksiyc powiedzia to w taki sposb, jakby powinno... - Tajniak zawiesi gos.
- Myszkowski? - Kraft starannie zawin brzegi torby i sign do szuflady, gdzie na rwnej
kupce leay czyste metryczki ladu dowodowego. - Myszkowski ju dawno wyszed z ferajny.
Emeryt.
- Powiedzia pan komisarz: emeryt? - zastanowi si Faniewicz. - Podczas obserwacji rzuci
mi si w oczy taki starszy elegancki facet. Na moje oko przyszed na dolin, ale za rk nie
zapaem.
- Jeli to ten, co myl, to nie bdzie w kartotece... - Maciejewski poskroba si po
niedogolonym policzku i otworzy szaf z dawnymi aktami. Sign na najnisz pk, by
wycign stary album identyfikacyjny w podniszczonej pciennej oprawie.
Faniewicz, zagldajc przez rami kierownikowi kartkujcemu album, zauway bosych
chopw w wojskowych szynelach, sfotografowanych w pozach jak na zdjciach pamitkowych
przed poborem do wojska. Na innej karcie wklejono czterech modocianych zodziei,
ustawionych od najwyszego do najniszego, kilka kolejnych zapeniay przestraszone kobiety z
ubrania przypominajce suce. Ten zbir osobliwoci pamita jeszcze okupacj austriack,
wskazyway na to daty pod pierwszymi zdjciami. Kolejne robia Milicja Ludowa tu po
odzyskaniu niepodlegoci, rwnie aranujc ywe obrazy, zalene chyba tylko od artystycznej
fantazji fotografa. Dopiero na pocztku lat dwudziestych zaczo to przypomina kartotek
policyjn.
- Ten! - Gruby palec tajniaka spocz na potrjnym zdjciu statecznego mczyzny w
rednim wieku. Na rodkowej fotografii spoglda w obiektyw z filozoficzn zadum, na prawej
wida byo wosy zaczesane na poyczk, na lewej wybiera si na przechadzk ubrany w paszcz
podszyty futrem i czarny melonik.
- Hipolit Myszkowski, wic jednak... - Zyga pokiwa gow. - Tyle lat bez paragrafu i teraz
miaby wrci do brany? Jeste pewien, Faniewicz, e nie przyszed oglda koni?
- Na konie to akurat najmniej zwraca uwag - potwierdzi tajniak. - Obchodzili go ludzie.
- Emerytom si nie przelewa. - Zielny pokiwa gow ze zrozumieniem. - Postanowi
dorobi.
- No to sprawdzimy, czy nie przekroczy progu podatkowego. - Maciejewski podnis
suchawk telefonu. - Dyurny? Potrzebuj jednego mundurowego w celu doprowadzenia... Nie,
nie bdzie niebezpieczny, to wyjtkowo kulturalny zodziej.
*

Mio, e nas pan odwiedzi, panie Myszkowski. - Komisarz wskaza krzeso przed swoim
biurkiem.

Starszy mczyzna wci mia na sobie trzyczciowy letni garnitur, zwajcy mu ramiona i
ydki, jakby wyszed od krawca co najmniej dziesi lat wczeniej. Jednake raczej nie byo to
moliwe, wtedy Myszkowski dopiero dobija koca odsiadki na Zamku.
- Pan komisarz kaza siada. - Posterunkowy z paskiem czapki pod brod pooy mu cik
do na ramieniu.
Maciejewski gestem pozwoli si odmeldowa i dopiero kiedy cicho kapny drzwi, z cikim
westchnieniem otworzy cienk jeszcze teczk z aktami.
- Widziano pana dzi na wycigach konnych, panie Myszkowski. Co pan tam robi?
- Ogldaem gonitwy. - Emerytowany zodziej obcign mankiety koszuli. - A co innego
mona robi na wycigach, zdaniem pana komisarza?
- Ja pana zupenie nie rozumiem, panie Myszkowski... - Zyga opar si okciami o biurko,
jakby przygniata go nie tylko ciar policyjnej biurokracji, ale te szczera troska o pokj w
Europie i przyszo Ligi Narodw. - Siwowosy, powaany czowiek, jeli patrze w nasze
kartoteki, wrcz persona publiczna, a wyciga rce do kajdanek jak pierwszy lepszy amator.
Jeszcze raz: co pan tam robi na tych cholernych wycigach?
Stary doliniarz spojrza na niego z niesmakiem, potem z zadowoleniem na swoje donie,
rwno zoone na krawdzi biurka. Mona by pomyle, e zabiera si do jedzenia
niewidzialnych krabw albo ostryg. Niestety, zepsuo mu apetyt chamido naprzeciw, nie tylko
uywajce wulgaryzmw, lecz w dodatku trzymajce okcie na stole.
- Jak wspomniaem panu komisarzowi, miaem kaprys przyglda si jednemu z
najwaniejszych wydarze w yciu naszego miasta - powiedzia ze spokojem. - W yciu nie tylko
sportowym, ale rwnie handlowym i towarzyskim. Jako emeryt mam chyba szczeglne prawo
do tego rodzaju kaprysw, a poza tym pozwol sobie zauway, e zgarnlicie mnie bez fantw.
- Za mdry pan jest, ebymy zgarnli z fantami. - Maciejewski sign po papierosa.
- Wolno panu pali tyto w godzinach urzdowania? I to podczas wykonywania czynnoci? Myszkowski z frasunkiem zmarszczy czoo. - A tak przy okazji spytam: zgino co komu?
- Pan dobrze wie, e nie chodzi mi o to, czy komu co zgino. - Komisarz zgnit gilz i
woy sobie papierosa do ust. Zacz grzeba w zapakach, szukajc niespalonej. - Mam na
gowie zabjstwo.
- To bardzo przykre. - Stary zodziej smutno pokiwa gow. - Takie towarzystwo, takie
gonitwy, a pozostanie niesmak... Chtnie bym pomg, niestety nie znaem czowieka.
- Jak przychodzi co do czego, pan nigdy nikogo nie zna! - warkn Zyga. Wszystkie zapaki
w pudeku miay zwglone ebki, a emerytowany zodziej pogrywa sobie z nim, bo dobrze
wiedzia, stary rutyniarz, e komisarz nic na niego nie ma. - Ktrego czowieka nie zna pan tym
razem?
- Tego, co wie Panie nad jego dusz. - Doliniarz westchn nabonie. - Pan komisarz wie,
e pasjami lubi nasze konwersacje, podejrzewam jednak, e musi pan by teraz nadto
zaaferowany. Wic wsadza mnie pan na czterdzieci osiem czy mog i do domu?
Maciejewski znalaz wreszcie niespalon zapak i po chwili zacign si papierosem.
- Panie Myszkowski, zbyt pana szanuj, aby pomyle, e poszed pan na hipodrom kra
portfele panom oficerom. Gdyby tak byo, nie staby pan na widoku, by wszyscy moi tajniacy
mogli sobie pana obejrze. Za to cakiem moliwe, e wszed pan w spk z czynnymi
zodziejami i poszed tam na wabia. Naprawd nie chciabym uprzykrza panu ycia, ale skoro

wrci pan do zawodu, to nie mam innego wyjcia...


- Niech mnie pan nie straszy, bo zaczn si jka. - Myszkowski z cierpitnicz min
spojrza na zegarek. - Prawie godzin pan straci. Nie znam zabitego i akurat panu nieba bym
przychyli, niestety facet nie yje, wic jak mam si dowiedzie, kto mia do niego zo? Kae
pan zdj pasek i sznurwki czy kolacj zjem w spokoju?
- Panie Myszkowski, dzisiaj Unia dokopaa legionistom. I pan, i ja chtnie uczcilibymy to
wdk, niech pan nie staje sztorcem, tylko zaatwmy to i miejmy z gowy - niemal poprosi Zyga.
- Niestety nie zajmuje mnie pika kopana - powiedzia z wyszoci emerytowany zodziej. Nie wemie mnie pan pod wos. Co wiedziaem, powiedziaem, a pan komisarz swoje. Jakby
panu tak dobrze z oczu nie patrzyo, pomylabym, e chce mi pan co przyszy w imi
recydywy.
Maciejewski cign brwi, podpisujc przepustk. Kto inny przyjby j ze skwapliwoci,
by moe take ze le skrywan ulg, ale stary doliniarz zerkn na urzdowy druczek jak na
wcinity mu nachalnie bilet wizytowy.
- Charakter pisma bardzo si panu popsu - oceni ze wspczuciem. - Warto rozway zakup
nowego pira. C, gdybym by jeszcze czynny zawodowo, poyczybym od kogo co
odpowiedniego dla pana komisarza, ale w tej sytuacji... Do miego zobaczenia.
III

3 maja 1951 roku


Moe byoby lepiej, gdyby wzi j Jdrzejczak? - wymrucza bez przekonania Faniewicz,
ukadajc na drewnianym stopniu swoj sztywn nog, pamitk po postrzale w czterdziestym
czwartym i kuracji w ubeckim wizieniu.
- Hrabia Czetwertyski nie sprzeda jej wojsku, to ma zajedzi Haiti jaki dorokarz,
Witek? - Zyga skrzywi si.
Siedzieli w pierwszym rzdzie niczym sanacyjny wiceminister z reakcyjnym wojewod i
gdyby z trybun lud polski nie powyrywa wikszoci zdatnych do czegokolwiek desek,
przyszedby pewnie str i zapyta, czego tu szukaj. Faniewicz nie wzbudziby w nim wielkich
podejrze, bo kaleka i ubrany w cakiem porzdn marynark. Dopki nie zerwa z niej
podszewki, nie poznaby nikt, e bya przenicowywana i wielokrotnie cerowana. Ssiad dawnego
gliny, Feldbaum, potrafi nie tylko wietnie szy z materiaw powierzonych, robi rwnie cuda
ze starymi ubraniami.
Faniewicz jednak, nawet dobrze ubrany, jako byy wizie Wojewdzkiego Urzdu
Bezpieczestwa Publicznego mia mae szanse na znalezienie przyzwoitej roboty, ale przydaa si
sztywna noga. Obywatel Bolesaw Urbanowicz, jeszcze przed rokiem wspwaciciel i szef
niewielkiej fabryki octu przy Szewskiej, teraz tylko jej kierownik, przyj go na pracownika
umysowego. Byy wywiadowca policyjny zamiast osb podejrzanych spisywa teraz wskazania
aparatw pomiarowych, swoim drobnym, starannym pismem lekko faszowa zestawienia
produkcyjne, aby zakad unikn domiaru podatkw, i sporzdza protokoy dla wydziau
finansowego. Za sam Urbanowicz dobrze wiedzia, e wkrtce jego firm przejmie w zarzd

pastwowy Spdzielnia Zwizku Inwalidw Zjednoczenie, zatem chcia mie w niej wasnego
inwalid, ktry nie podoy mu potem wini.
Dozorca bardziej skrzywiby si na widok Maciejewskiego, ktry plea z papierosem w
zbach, a popi opada na mocno poszarza koszul. Byy oficer policji w cigu ostatnich
czterech lat trzykrotnie pracowa jako robotnik niewykwalifikowany, robi za pomocnika
szklarza, adowacza na stacji kolejowej, by te w brygadzie odgruzowujcej Stare Miasto,
dopki obecni koledzy, a dawni podejrzani nie zaczli mu dla kawau czapkowa i tytuowa
panem wadz. Tym razem jednak, mimo wygldu lumpa, nie mia powodu do obaw. Sam by
tu dozorc.
Gniada klacz skubaa jaki badyl na wewntrznym polu hipodromu, gdzie trawa i mode
krzaki sigay jej niemal do kbu. Wok oczu miaa ju wyrane paty siwizny.
Od szosy janowskiej da si sysze warkot silnika ciarwki. Ko podnis gow i zastrzyg
uszami.
- Bez nerww, Haiti, to nie po ciebie, nie z rzeni. Jeszcze... - Maciejewski wyj z bocznej
kieszeni wiartk monopolki i pocign yk. Poda flaszk Faniewiczowi. - Ko. Jaki jest, kady
widzi. Ale mie robot tylko dziki kobyle... Kara boska, Witek, za to, e nigdy tych bydlt nie
lubiem. Wiksze od czowieka, nerwowe jak baba i te le im z oczu patrzy.
- A w wojsku nie jedzie? - Dawny tajniak pocign z butelki.
- Nie mwiem ci nigdy? - zdziwi si Zyga. - Moe i nie... - Zacign si resztk papierosa.
- Piechota. - Zadusi ledwie widoczny niedopaek schodzonym buciorem. - Duo bota, mao
fajerwerkw, no i dobrze!
- A ja byem pod Komarowem, w smym uaskim Poniatowskiego. - Faniewicz westchn.
- Krzywa buzia, krzywa nzia, to uani ksicia Jzia! - Maciejewski zarechota. - Jak
mogem si nie domyli?!
Po chwili jednak przesta si mia i spojrza na przyjaciela ze zoci, chocia jak na siebie
by prawie trzewy.
- I to ty mi mwisz, e moe nawet dobrze byoby j sprzeda dorokarzowi?! - podnis
gos, niepokojc klacz, jednak Faniewicza ani troch.
Ten siedzia bez ruchu, dajc odpocz chorej nodze.
- To jest wierzchowiec, nie jaka cholerna kobya artyleryjska! - rzuci jeszcze Zyga ze
zoci, ale bez przekonania. - No i dopki ona tu jest, mam prac.
- Jak dugo? - Faniewicz wzruszy ramionami. - Kto po ni przyjedzie tak czy siak, i po
robocie. I po pensji. Jdrzejczak powiedzia dobr cen, lepiej by na tym wyszed.
- atwo ci mwi! - Maciejewski woy do ust kolejnego papierosa i nerwowo zacz
szuka zapaki. - A ty mylisz, Witek, e ja si nie boj? - warcza, grzebic w pudeku pord
drewienek ze spalonymi ebkami. - Co powiem milicji? e ko mi uciek?
- Jeli zameldujesz zaraz, jak ucieknie, to co ci mog zrobi?
Zyga odnalaz wreszcie niespalon zapak, niestety ta tylko psykna z niezadowoleniem i
zgasa, ledwie potar j o drask. Pomyle, e przed wojn co oszczdniejsi dzielili takie na
dwoje, nawet na czworo i wci si zapalay! Znacjonalizowany przemys zapaczany postanowi
najwyraniej wypleni te reakcyjne nawyki.
- Mog mi wszystko zrobi, nie strugaj wariata! - Maciejewski ze zoci cisn paczk
zapaek na poronity traw tor wycigowy.

- Naprawd si boisz? - Faniewicz spojrza mu w oczy.


- A ty nie? - burkn Zyga. - Nie syszae, jak radzieccy egiptolodzy ustalili, e
niezidentyfikowana mumia to Ramzes XIV? Zlecili badania NKWD i faraon si przyzna.
Ekswywiadowca wsta i powczc sztywn nog, zgramoli si z trybuny. Haiti, wida
znudzona samotnoci, zbliya si, nadstawiajc chrapy.
- I ja si boj - przyzna Faniewicz - ale musiaem usysze, e Zyga Maciejewski te.
Bardzo poprawie mi humor.
Wyj z kieszeni kostk cukru. Haiti poara j z wiksz zachannoci, ni byy komisarz
oprni wiartk.
- Polecam si na przyszo - mrukn. - Nie dawaj jej wicej cukru, wpadnie w nag.
IV

Lublin, 4 lipca 1938 roku


SARAGOSSA - Sukcesy na odcinku Castellon! Do portu w Maladze przyby pod eskort krownika
powstaczego Canarias zatrzymany przeze transportowiec sowiecki Czernow, wiozcy adunek
60 tys. hektolitrw nafty. adunek ten by przeznaczony dla republikaskiego rzdu barceloskiego.
PARY - Francuski dziennik Epoque z entuzjazmem wyraa si o armii polskiej. Armia polska jest
pierwszorzdnym instrumentem bojowym, ktry musi doceni zarwno sojusznik, jak i przeciwnik.
Armia polska jest bardzo liczna i zdyscyplinowana, kierowana przez swych dowdcw, zaopatrzona
w doskonay sprzt wojenny, oywiona wielkim patriotyzmem, posiadajca odwanych i zrcznych
lotnikw.
MOSKWA - ona kom. Litwinowa rozstrzelana! ledztwo, aresztowania i rozstrzelania - chlebem
codziennym obywateli!
LUBLIN - Izba Przemysowo-Handlowa w Lublinie postawia wniosek powoania specjalnej
reprezentacji produkcji, handlu i eksportu chmielu, ktra miaaby za zadanie obron caoksztatu
interesw chmielarstwa polskiego. Zebrani jednogonie wypowiedzieli si za powoaniem takiej
instytucji. Siedzib reprezentacji chmielarstwa polskiego bdzie Lublin.

Rwnie osobliwego biletu wizytowego komisarz Zygmunt Maciejewski dawno nie widzia.
SEWERYN FRANCISZEK CALIXT
X. WIATOPEK-CZETWERTYSKI

Taka zgraja liter wystarczyaby, aby obdzieli dwie i p osoby. A brak adresu, firmy czy
tytuu naukowego jednoznacznie sugerowa, e ksi uywa wizytwek wycznie z
towarzyskiej uprzejmoci, bo wiedzie, kto on zacz, powinien nawet glina.
- Ten pan czeka - powiedzia dyurny mundurowy, ktry przynis bilecik na biurko
kierownika wydziau. - Rozkaza prosi o chwil rozmowy.
- Skoro rozkaza... - Komisarz podnis wzrok na policjanta. - I skoro wy, przodownik
policji, zabawilicie si w lokaja, no to nie ma wyjcia. Poprocie janie pana!
Ju drug godzin zawracali mu gow ziemianie z caej Lubelszczyzny. Oczywicie nikt nie

chcia wywiera naciskw, kady zapewnia, e sprawa trupa w stajni musi zosta rzetelnie
wyjaniona, ale... Ale czy trzeba nadawa rozgos tej przecie przypadkowej tragedii?, jak
zapyta uprzejmie przez telefon prezes klubu jedzieckiego. Za komisarz Aleksander Herr, czyli
miejscowy Herr Komendant, umy od wszystkiego rce i w sprawach subowych od rana by
w komendzie wojewdzkiej.
Wizytwka upada na zabaaganione biurko Maciejewskiego. Wedle wszelkiego
prawdopodobiestwa powinna uton w bagnie innych papierw, jednak kua w oczy. Zyga mia
tylko nadziej, e skoro pofatygowa si do niego osobicie sam ksi, do niedawna pose, a
wczeniej marszaek sejmu, bdzie to wreszcie koniec procesji zatroskanych hodowcw koni.
Komisarz wsta, wcign brzuch i zapi grny guzik znoszonej marynarki. Uporzdkowa
jako tako biurka i tak by nie zdy, schowa tylko do szuflady szklank z zaschnitym osadem
po kawie.
- Prosz! - odpowiedzia na pukanie, poprawiajc jeszcze krawat.
Seweryn Czetwertyski, ostrzyony na zapak i z siw hiszpask brdk, ubrany w szary
garnitur, wyglda raczej na emerytowanego lekarza wojskowego ni ksicia. Skin gow
pracujcemu przy swoim biurku Kraftowi, po czym zbliy si, by poda rk Maciejewskiemu.
Dopiero wtedy komisarzowi rzuci si w oczy dyskretny sygnet ze witym Jerzym na
serdecznym palcu lewej doni ksicia.
- Prosz askawie spocz. - Zyga wskaza krzeso po drugiej stronie biurka.
- Ciesz si, e to wanie pan prowadzi dochodzenie w sprawie tego nieszczliwego
wypadku. - Krtko przystrzyone wsy Czetwertyskiego poruszyy si pod orlim nosem
Rurykowiczw. - Myl, e mog z panem mwi otwarcie. Ciesz si, bo ma pan opini oficera
niepodatnego na wpywy.
Ksi usiad, palce jego lewej doni delikatnie spoczy na blacie biurka, a Zyga zdziwi si
nie mniej ni smok na sygnecie rodowym Czetwertyskiego, znokautowany i dgany akurat
wczni w mikkie podbrzusze. Ksi cieszy si z oficera niepodatnego na wpywy?
Maciejewski sdzi, e bdzie wrcz przeciwnie.
- Ta sprawa ma dla mnie i osobicie, i jako dla przedstawiciela ziemiastwa kilka
paszczyzn, panie komisarzu. Nie oczekuj, e pan take bdzie si nimi kierowa, jednake
ufam, e wemie je pan pod uwag.
- Czy ksi zechce mi objani te paszczyzny? - zapyta Zyga.
Kraft rzuci mu ostrzegawcze spojrzenie, syszc pierwsze nuty zjadliwej ironii.
- Nie sdz, abym koniecznie musia, skoro jednak pan sobie yczy, su uprzejmie... odpar ze spokojem arystokrata. - Domylam si, e ju prbowano na pana wpyn, mwic o
wielkiej szkodzie dla naszych hodowcw. Rwnie ja nie ukrywam, e wolabym, aby ten
wypadek nie zdarzy si w boksie mojej klaczy, jeli w ogle musia si zdarzy. Wycofaem j z
konkursu na kawaleryjskie klacze rozpodowe, by pozostaa w mojej hodowli. Wizaem z ni, i
nadal wi, due nadzieje... - Wze mikkiego krawata ksicia poruszy si lekko, kiedy
Seweryn Czetwertyski spojrza komisarzowi prosto w oczy. - Widzi pan, e mwi z panem
zupenie szczerze, chocia byem posem zapewne nie dziki paskiemu gosowi.
- Rzeczywicie - kiwn gow Maciejewski - i przykro mi z tego powodu. Jestem jednak
zaszczycony szczeroci ksicia. Bardzo prosz mwi dalej.
- Nie chodzi mi przede wszystkim ani o popoch naszych hodowcw, ani nawet o moj

ewentualn strat. Jak pan si zapewne domyla, sta mnie na ni. Martwi mnie natomiast - twarz
ksicia wyraaa teraz smutek jak po kocu sezonu polowa na lisy - za opinia, ktra moe
przylgn do lubelskiej wystawy. Pan wie lepiej ni ja, e paskie miasto nie ma szczcia do
prestiowych wydarze, tym bardziej do duych pienidzy. - Czetwertyski obrzuci spojrzeniem
zdezelowane meble w gabinecie kierownictwa Wydziau ledczego. - Jak syszaem, jest pan
wybitnym policjantem i z pewnoci naleycie wyjani okolicznoci mierci tego czowieka. Sam
chciabym wiedzie, co robi w boksie mojej klaczy. - Zmarszczy brwi. - Jednake zapewniam
pana, e wystawa zostaa zorganizowana najlepiej, jak to byo moliwe. Staoby si bardzo le,
gdyby mwiono...
Urwa w p zdania i spojrza na telefon komisarza, ktry wanie nietaktownie si
rozdzwoni.
- Ksi zechce wybaczy. - Zyga odebra. - Maciejewski, sucham.
- Mwi Tadeusz Karszo-Siedlewski, waciciel Browaru Vetter. - W suchawce zabrzmia
gos zdecydowanie nawyky do wydawania polece. - Bardzo si ciesz, e rozmawiam osobicie
z panem komisarzem.
Maciejewski podejrzliwie spojrza na arystokrat. A wic nie tylko miejscowe ziemiastwo,
rwnie przemysowcy postanowili tego ranka wle mu na gow. Akurat browarnik doskonale
si nadawa jako senator z mianowania prezydenta Mocickiego. Zyga postanowi znie to
mnie.
- Sucham pana senatora - powiedzia z przeksem.
Teraz to Czetwertyski spojrza na komisarza nieco zdziwiony, zupenie jakby jego wizyta w
komendzie i telefon w tym samym czasie nie byy wyreyserowane.
- W naszym biurze rozpruto kas ogniotrwa, prawdopodobnie wczoraj - pado ze
suchawki.
- Kas pancern? - upewni si komisarz. - Jakiej firmy? - rzuci zaraz, by zatrze naiwny
wydwik pierwszego pytania.
- Grafit. A czy to wane?
- Ogromnie wane, panie senatorze. Prosz czeka, ju jad.
Zyga odoy suchawk.
- Bardzo przepraszam, ale ksi sam widzi, e ten wypadek, niewtpliwie wyjtkowo
przykry, nie jest jedynym problemem, z ktrym musi boryka si Policja Pastwowa.
- Licz jednak na dobr wol pana komisarza. - Czetwertyski wsta.
- Dobrej woli to miabym cae kilogramy - mrukn Maciejewski, kiedy za ksiciem
zamkny si ju drzwi - gdyby cho przez jeden dzie nikt mi gowy nie zawraca.
- A prosektorium? - przypomnia Kraft.
Zyga wrci do biurka i pospiesznie zapisa dwie kartki w notesie.
- Niech Zielny to zaatwi - powiedzia, wyrywajc je. - Tu s wszystkie instrukcje. A ty,
Gienek, popro sdziego Rudniewskiego, eby za jak godzin przyjecha do browaru Vertera.
- Dopiero za godzin? - Zastpca kierownika zmarszczy brwi. - Na pewno dobrze ci
zrozumiaem.
- Gienek, eby wszyscy mnie tak dobrze rozumieli!... - westchn Maciejewski, opuszczajc
gabinet.

Mczyzna na stole sekcyjnym dobiega pidziesitki, mia przerzedzone wosy, lekk nadwag
i twarz znieksztacon kopytem. To bya jedyna cecha szczeglna, jak mimo niezego ju
dowiadczenia zauway starszy przodownik Zielny. Nie, bya te druga: wrcz bycze
przyrodzenie, ktre za ycia musiao by zauwaalne nawet przez nogawk spodni, choby
dyndao obojtnie w kalesonach... Tak czy siak, obie rzeczy zupenie nieprzydatne. Wydzia
ledczy prosi osoby znajce mczyzn ze ladem podkowy na pysku oraz z fujar jak kiebasa...
To stanowczo nie nadawao si do podania w rubrykach kryminalnych lubelskich gazet, cho
jake przykuoby uwag!
- Swoj drog, dziwi si panu Maciejewskiemu - mrukn doktor Krpiel, przykrywajc
ciao poniej wochatego torsu.
Zielny mia na kocu jzyka: komisarzowi Maciejewskiemu, jeli ju, ale dyplomatycznie
zmilcza. Lekarz zawsze znajdowa powd, by obrazi si na kierownika Wydziau ledczego, a
tym razem komisarz sam mu go dostarczy, przysyajc tajniaka, zamiast pofatygowa si
osobicie.
- Pan Maciejewski na tyle dugo suy w policji - Krpiel absolutnie nieczytelnym, wrcz
hieroglificznym pismem zanotowa co w swoim brulionie - e powinien ju mie orientacj,
jakie czynnoci warto przeprowadza. A ktre to tylko czcze marnowanie pastwowych
pienidzy - doda tonem nieznoszcym sprzeciwu.
Lecz wywiadowca nie by bezbronny wobec jego argumentw. Mia list od kierownika.
- Czynnoci zaleci pan sdzia ledczy Rudniewski - powiedzia, zerkajc do kartek.
- Jednake nie wszystkie, nie wszystkie... - Lekarz pokrci gow. - Oczywicie prdzej czy
pniej swoje honorarium dostan, ale nie chc robi kopotw panu Maciejewskiemu.
- Co pan doktor ma na myli? - Zielny zaniepokoi si, i susznie.
- Obdukcja, bezporednia przyczyna zgonu, nawet zlecenie pniejszego poprawienia
twarzy celem uatwienia identyfikacji... - Lekarz zajrza do dokumentacji. - Tak, to rozumie si
samo przez si. Jednak badanie krwi z koskiej podkowy? W przypadku oczywistego wypadku?!
Pan Maciejewski powinien przemyle swoje kosztowne fanaberie.
- Ale tu jest przecie opisane... - Tajniak nachyli si nad kwitami. Kosmyk
wybrylantynowanych wosw spad mu na twarz.
- Pan jest jeszcze mody, ambitny, wic chce zasuy na uznanie przeoonego. - Z icie
sadystycznym zrozumieniem doktor umiechn si do wywiadowcy, i to gdy ten odruchowo
poprawia wypielgnowan fryzur. - Czy w razie wypadku drogowego z poszkodowanym
cyklist zleciby pan robi mu spirometri? Albo odczyn Wassermanna? A moe gastroskopi?
Jedynie odczyn Wassermanna mwi co Zielnemu, bo cakiem czsto zaglda prostytutkom
do ich ksieczek sanitarno-obyczajowych. Krpiel prbowa zrobi z niego idiot, to byo jasne,
jednak tajniak zdecydowanie wola nie wraca na komisariat z niczym.
- Wykonuj polecenia, panie doktorze. - Zielny prbowa zasoni si drog subow.
- Chwalebne w paskim zawodzie - skwitowa doktor. Zahaczy pset o podkow, podnis
j i przyjrza si krytycznie rdzawym ladom zakrzepej krwi.
- Komisarz Maciejewski zwrci uwag na oczy denata - przypomnia Zielny. - Byy
nabiege krwi jak przy uduszeniu. I wytrzeszczone, to sam widziaem.

- Jak przy uduszeniu albo rwnie dobrze jak przy nagym podniesieniu cinienia
wewntrzczaszkowego. - Lekarz pokiwa gow z politowaniem. - Albo jak w trakcie badania
proktologicznego. - Krpiel zamia si z wasnego dowcipu. - Badania palcem wntrza odbytu wyjani po chwili, widzc brak zrozumienia na twarzy tajniaka. - Pan Maciejewski zleca, co mu
tylko przyjdzie do gowy, bo za to nie paci. Ja natomiast mam uzasadnione wtpliwoci, czy
powinienem to robi bez polecenia sdziego ledczego. Bdmy powani...
Zielny by powany jak rzadko. I prowadzi powan dyskusj, ale im wicej argumentw w
niej padao, tym bardziej wychodzi na idiot. Jednake lista Maciejewskiego przewidywaa i
tak odpowied doktora.
- Jeeli sdziego nie ma na miejscu, a zwoka groziaby zanikiem ladw, to prokurator albo
Policja Pastwowa dokonywa czynnoci w zastpstwie sdziego - przeczyta.
- Sucham? - Lekarz spojrza na tajniaka z niedowierzaniem.
- Kodeks postpowania karnego, artyku 257 - objani z umiechem Zielny. Zajrza jeszcze
raz do notatek. - Z przebiegu czynnoci sporzdza si protok, w ktrym si zaznacza, dlaczego
wykonano je w zastpstwie sdziego. Artyku 258, paragraf 2, panie doktorze.
- To jaki art? - Krpiel zdj okulary i nerwowo przetar je po fartucha. - To ma
zastosowanie moe na prowincji, na jakiej wsi zabitej dechami... Tu przecie sdzia ledczy jest
na miejscu!
- Komisarz Maciejewski zaleci, abym to te sprawdzi. - Wywiadowca demonstracyjnie
rozejrza si po wntrzu prosektorium. - Ja tu sdziego nie widz. Komisarz Maciejewski prosi
take przypomnie panu doktorowi, e w przypadku odmowy wykonania czynnoci maj
zastosowanie przepisy jak przy nieusprawiedliwionym niestawiennictwie wiadka.
- Paski przeoony jest doprawdy paradny! - wybuchn lekarz. - Pan te min si z
powoaniem. Obu panw do kabaretu, nie do ledztwa!
Podszed do biurka przycinitego do ciany i nerwowo wykrci cztery cyfry na tarczy
telefonu.
- Mwi Krpiel, z sdzi ledczym Rudniewskim bardzo prosz. To pilne - zaznaczy. Wyszed? Ale... Dopiero po szesnastej? By moe po szesnastej?!
- Nie wiemy, czy to by wypadek, panie doktorze - powiedzia Zielny ugodowym tonem. To wanie prbujemy ustali.
- Niech pan do mnie nie mwi jak bohater trzeciorzdnej powieci detektywnej! - achn
si Krpiel, odkadajc suchawk. - Prbujecie ustali, ale kto za to zapaci? Gdyby rzeczywicie
cokolwiek wskazywao na zabjstwo...
Spojrza z niechci na trupa. Ten wytrzeszcza na lekarza zamglone oczy, poza tym jednak
by cakowicie obojtny na to, co dziao si wok niego.
- Krta oczywicie zbadam, to akurat zgodne z procedur - powiedzia doktor z
przekonaniem, e i tak jego bdzie na wierzchu. - No ale bezporednia przyczyna mierci to uraz
gowy, rzecz jasna. Nawet jeeli nasz nieznajomy cierpia wczeniej na angin Plauta-Vincenta.
Zamia si i nic sobie nie robic z przeraliwego zgrzytu, przez ktry po plecach Zielnego
przeszy ciarki, wrazi wziernik w usta trupa. Pogmera nim i zamar. Po chwili sign po pset.
Niespokojna mina lekarza dodaa Zielnemu wiary w cuda. Pokonujc obrzydzenie, zajrza do
garda denata.
- Tam w rodku... - przekn lin - chyba co jest.

- Istotnie, co zalega - mrukn z niezadowoleniem Krpiel.


Doktor wepchn pset gbiej i wywiadowca usysza odgos jak przy rozrywaniu udka
kurczaka, lecz w tych okolicznociach nie zabrzmia on apetycznie. Zielny cofn si
instynktownie, by nie bryzgny na niego pyny ustrojowe, jak podobne nieczystoci opisywa
podrcznik suby ledczej.
Nic jednak nie bryzgno. Peseta Krpiela wyonia si z garda NN, trzymajc owalny
przedmiot nieco wikszy od carskiego imperiaa. Kiedy doktor osuszy go gaz, ukazao si zote
obramowanie i emaliowany portret mczyzny z bokobrodami, ktrego szyj krpowa dostojny
konierz munduru napoleoskiego oficera.
Lekarz sdowy i wywiadowca ledczy dusz chwil milczeli, poczeni tym samym
zdziwieniem.
- Czyli jeli stawia na wersj z nieszczliwym wypadkiem, ko kopn go tak mocno, e
nie tylko wyszy mu gay, ale w dodatku nieszczliwie zachysn si t drog pierdk? Zielny pierwszy odzyska gos.
Wrci dystans i konflikt interesw, ale teraz to tajniak by gr, chocia nie liczc Kamasutry
i Suby ledczej Pitkiewicza, Laksa oraz Jakubca, w yciu nie studiowa absolutnie niczego.
- To zmienia sytuacj, czego oczywicie nie wykluczaem. - Medalion z brzkiem wpad do
laboratoryjnej kuwety. - No c, pozostaje kwestia krwi na podkowie... Pan orientuje si
zapewne, bo ledzi pan, jak sdz, proces Gorgonowej, e jeli chodzi o bezsporne
rozstrzygnicie zgodnoci grupy krwi...
Tajniak pozwoli doktorowi na przydug dygresj o sporze biegych profesorw Hirszfelda i
Olbrychta. Zdy w tym czasie dokadnie obejrze medalion: chocia duy, to z obymi
krawdziami i o lekko owalnym ksztacie, wrcz idealnym, by wepchn go komu do garda.
- ...Zatem skoro nawet twrca podstaw nauki o grupach krwi mg si pomyli, to ja tym
bardziej. Natomiast pochodzenie, ludzkie bd zwierzce... Tak, to da si niezbicie stwierdzi.
- Komisarz Maciejewski wanie o to chcia pana doktora najuprzejmiej prosi. - Zielny
woy kapelusz. - Gdyby za krew okazaa si zwierzca, to bylibymy wdziczni za okrelenie,
co to za stworzenie.
Przemkno mu przez gow, e moe szaruje, ostatecznie kierownik wcale tego nie da.
Jednak nie by w stanie odmwi sobie tej drobnej gliniarskiej przyjemnoci.
*

Rozpruto kas pancern, tak nader prasowo wyrazi si pan senator. Zyga Maciejewski oczekiwa
zatem, e zobaczy grub blach poharatan jak puszka po sardynkach i podog pokryt warstw
popiou. O popiele jako o znakomitym izolatorze gorca, wypeniajcym przestrze midzy
wewntrzn a zewntrzn stalow cian, powiedzia mu jego pierwszy kierownik, Hejwowski,
kiedy w Zamociu mieli podobn spraw.
Tymczasem kasa ogniotrwaa u Vettera przypominaa niedomykajc si szaf w domu
komisarza na Rurach Jezuickich. Potwarte skrzydo drzwi nie miao adnych podejrzanych
zarysowa, podobnie zamek, ktry przynajmniej na oko wyglda, jakby otwarto go kluczem.
- Wic wamanie stwierdzono rano, a policja zostaa powiadomiona dopiero teraz? Maciejewski spojrza z gry na urzdniczk. Szatynka, figura interesujca, oceni, nie wiedzc

nawet, e ju kilka dni wczeniej Zielny poczyni identyczn obserwacj. Biurowa femme fatale.
W tej chwili jednak przypominaa raczej uczennic nieprzygotowan do klaswki.
- Tak zdecydowano. - Zarumienia si i nie patrzc komisarzowi w oczy, gestem poprosia
go, by razem wyszli na korytarz. Szybko stukajc pantoflami na rednim obcasie, prowadzia go
ku drzwiom ostatniego gabinetu. W tym czasie Zyga mia do czasu, by zwrci uwag, e
obuwiu urzdniczki przydayby si nowe zelwki, a jej chd by a nadto sprysty. Jakby
chciaa rzuci si do ucieczki.
- Gdzie zdecydowano? - Maciejewski przystan nagle. - Tu na miejscu czy moe w senacie?
Urzdniczka zrobia jeszcze dwa kroki, nim odwrcia si sposzona.
- Kto zdecydowa zaprzepaci pierwsze i najwaniejsze godziny dochodzenia? - Komisarz
zmierzy kobiet wzrokiem.
Dla odmiany zblada, po czym szybko otworzya drzwi, jakby za nimi czuwa kto skonny
obroni j przed t wciek indagacj.
Zyga obrzuci wzrokiem pokj z dwoma biurkami wypolerowanymi na glanc. Maszyny do
pisania stay w pokrowcach, najwyraniej mimo poniedziaku w sekretariacie nie rozpoczto
pracy. Najwidoczniej jednak rozpocz j mczyzna stojcy w kolejnych otwartych drzwiach,
obitych skrzan tapicerk. Maciejewski zna ze zdj w gazetach jego owaln twarz,
zaawansowan ysin i may nos, widoczny gwnie dziki nasadzonym na okrgym okularom
w rogowych oprawkach.
- A zatem pan senator udzieli mi wyjanie? - Maciejewski zdj kapelusz. - Komisarz
Zygmunt Maciejewski, kierownik wydziau.
- Wiem, nie kazabym telefonowa do byle kogo! - Przemysowiec kilkoma sprystymi
krokami przemierzy gabinet i poda rk policjantowi. Zapachniao dobr wod kolosk. Tadeusz Karszo-Siedlewski. A to pan Marmurowski, przedstawiciel firmy Grafit - doda.
Zyga odwrci si gwatownie ku niskiemu mczynie, ktry sta w rogu gabinetu i wydatnie
stara si stopi z drewnian lamperi pokrywajc ciany. Maciejewski zna go ju w roli
podejrzanego, potem agenta ubezpieczeniowego i celnego, natomiast e Berel Marmur vel
Benedykt Marmurowski poredniczy w handlu kasami ogniotrwaymi, o tym nie mia dotd
pojcia.
- Mio pozna. - Poda mu rk z irytujco znaczcym umiechem. - Wida atwo otworzy
kas paskiej firmy?
- Wertheim to to nie jest. - Mczyzna przekn lin, ale gadko wszed w rol. - O naszych
kasach Strauss nie pisa polek. - Nadludzkim wysikiem pokona sucho w ustach i zagwizda
kilka taktw wita ognia. - Nie s jednak ze, mimo braku takiego rozgosu.
- I dlatego wanie, panie Marmurowski, poproszono tu pana przede mn, eby opowiada o
klasykach wiedeskich? Albo eby mi tu gwizda?
- Pan wybaczy, ale tu nie komisariat! - wtrci si senator. - A pana Marmurowskiego
poprosiem jako eksperta.
Zyga jeszcze raz zmierzy wzrokiem dawnego aresztanta. Upywajce lata nie przyday mu
powanego wygldu specjalisty od kas pancernych, za to za podejrzanego mona go byo wzi
niesabnco.
- Pan wybaczy, panie senatorze, ale najpierw zawiadamia si policj. Za biegego w razie
potrzeby wyznacza sdzia ledczy. - Maciejewski zmi w rku rondo kapelusza, ale nie pomogo.

Wolaby setk albo komu przyoy. - Tak stanowi kodeks, nad ktrym pan te gosowa, nawet
jeli pan ju nie pamita.
- Bd mwi otwarcie, panie komisarzu. - Karszo-Siedlewski rozsiad si za biurkiem i
wskaza Maciejewskiemu krzeso.
- Poczekam w korytarzu na dalsze rozkazy pana senatora. - Marmurowski wycofa si nader
dyplomatycznie, cicho zamykajc za sob drzwi.
Waciciel browaru sprawdzi godzin na zotym zegarku na dewizce, spoczywajcym dotd
w grnej kieszeni marynarki.
- Jak sdz, przemkno panu przez gow, e skoro ju na wstpie utrudniam prac policji,
by moe sam si okradem. - Przemysowiec wsun zegarek z powrotem do kieszeni, a potem z
pedanteri poprawi mankiety. - Pomyla pan o sprawie Kramera i paskim znakomitym byym
przeoonym, komisarzu Przygodzie, nieprawda?
To ja zadaj pytania, tak Zyga odparowaby najchtniej. Jednake w kocu usiad w milczeniu
i obcign nogawki spodni. Po chwili skin gow.
- Wamanie odkrya panna Komarowska, kasjerka - referowa spokojnie Karszo-Siedlewski.
- Odkrya je okoo dziesitej, to jest po dwch godzinach od rozpoczcia pracy. Kasa, panie
komisarzu, okazaa si tylko przymknita, tak e dopki nie postanowia do niej zajrze, nic nie
wskazywao na naruszenie zamka. Zatelefonowano do mnie do Warszawy, a ja wydaem w tej
sprawie dwa polecenia: za zgod panny Komarowskiej przeprowadzi rewizj w jej mieszkaniu
oraz zachowa milczenie, dopki nie przyjad. Kiedy ja jechaem autem tutaj, w Warszawie
pracowali prywatni detektywi.
Zyga wyobraa ju sobie ten cig zdarze, ktry rozegra si w cigu ostatnich czterech
godzin. W pewnym sensie dziaania senatora powinny mu zaimponowa. Koledzy z zakadu
gorliwie rozgrzebywali bieliniark modej kasjerki, starajc si jej pewnie zbytnio nie
zawstydza, ale kt w takiej sytuacji powstrzymaby si od lubienych myli?! W tym samym
czasie w stolicy prywatni szpicle wykonywali telefon za telefonem i wizyt za wizyt,
przedstawiajc si coraz to innymi nazwiskami i wszc jak kundle, od kogo zapachnie strachem,
gdy usyszy nazwisko Karszo-Siedlewskiego. Skoro upewnili senatora tak prdko, musiaa by
ich caa wataha. Na koniec ich zleceniodawca wysiad z auta, rozsiad si w gabinecie, po czym
skonsumowa informacje, jakby to bya zdrowa porcja dziczyzny ze wieymi grzybami podana
przez kelnerzaka z wykrochmalonym gorsem.
- I nieszczliwie owo prywatne dochodzenie nic nie wykazao? - zapyta Zyga z kamienn
twarz, lecz nie bez mciwej satysfakcji.
- Przeciwnie, wykazao bardzo wiele. - Krl lubelskiego piwa puci jego sarkazm mimo
uszu. - Zdoali ustali, e z du doz prawdopodobiestwa nie bya to nieuczciwa walka
konkurencyjna ani prba uderzenia politycznego we mnie jako senatora. W adnym wypadku nie
chciabym pana urazi, lecz musi si pan domyla, e gdyby te przypuszczenia si potwierdziy,
zaangaowabym w spraw inne suby ni policja. Takie, ktre wicej mog i dziaaj ciszej doda polityk irytujco naturalnym tonem. - W zaistniaej sytuacji zdecydowaem jednak
zawiadomi komend. A e w tym miecie wanie pan jest najlepszym policjantem, panie
komisarzu, dlatego si spotykamy. Wiele o panu syszaem chociaby od pana Krafta, ktrego
spotykam na naboestwach w lubelskiej parafii.
Dwa komplementy od dostojnikw pastwowych jednego dnia? Moe fordanserki w lepszych

warszawskich lokalach byy do tego przyzwyczajone, ale nieufno Zygi Maciejewskiego tylko
si wzmoga. e Gienek nie mwi o nim le, to akurat komisarza nie dziwio, natomiast e
przemysowiec tak mile go gaska, byo bardzo podejrzane.
- I zapewne oczekuje pan senator, e zaatwi t spraw szybko, cicho i skutecznie? - spyta
z przeksem Zyga.
- Szybko i skutecznie? Tak, bybym zobowizany... - Karszo-Siedlewski pooy splecione
donie na byszczcym blacie biurka. Rkawy popielatej marynarki odsoniy do poowy
mankiety i zote spinki z monogramem TKS. - Natomiast czy cicho? To pan zdecyduje, co bdzie
lepsze dla ledztwa.
- Dochodzenia - poprawi komisarz.
- Mniejsza o to. - Przemysowiec machn rk, jakby skradziono mu parasol, a nie rozpruto
kas ogniotrwa. - Chciaem jedynie pana zapewni, e ma pan moje pene zaufanie. I od tej
chwili gwarantuj pen wspprac. Moe zatem przystpi pan komisarz do czynnoci
urzdowych? - Znaczco zawiesi gos.
Maciejewski wsta i ukoni si sztywno. Ju wychodzi z gabinetu, gdy odwrci si nagle.
- Jeszcze jedno, panie senatorze. Ja te darz pana zaufaniem. Wprawdzie piwko dubeltowe
wol od Zylbera, ale paskie jasne jubileuszowe popijam z przyjemnoci.
*

Zastawiony porysowanymi biurkami i regaami na akta pokj wywiadowcw kryminalnych


Wydziau ledczego nie by stworzony do subtelnych zaj. Tu mona byo przejrze kartotek,
zere kanapk z kiebas albo bliej wieczoru przycisn przesuchiwanego bez ryzyka zbyt
wielu wiadkw. Jednake przodownik kryminalny Witold Faniewicz siedzia tam w ciszy i
pracowicie przenosi na papier milimetrowy powikszone odciski tylnych podkw Haiti,
zaznaczajc owkiem wszelkie nierwnoci i uszkodzenia, a czerwon kredk ujawnione lady
zakrzepej krwi.
Na parapecie gob prbowa dosi gobicy, ta jednak miaa opory moralne, wic kry
wok niej, gruchajc gardowo i dekoncentrujco. Tajniak machn gazet, ale poskutkowao to
tylko tym, e ptaki przesiady si pod ssiednie okno. Zatrzasn lufcik.
W swoim kieszonkowym notesie zanotowa tpym ogryzkiem owka wymiary wszystkich
linii kopyta Haiti, jakie tylko przyszy mu na myl. Teraz, w powikszeniu, wyprowadza z nich
przektne i styczne, chocia geometrycznej logiki przestpczoci, ktr po wdce wykada
niekiedy kierownik Maciejewski, nie potrafi poj. Jednake cholernie mu nie pasowao, e ta
agodna, wraliwa klacz miaaby kopn czowieka ze skutkiem miertelnym. Rozumia konie,
chocia dawno nie mia z nimi do czynienia. To zwierz nawet w nerwach nie zrobioby nikomu
krzywdy, by pewien.
Haiti miaa przybite wycigowe podkowy bez hacli i to sporo komplikowao. Rysunek,
pozbawiony wyrazistych punktw odniesienia, rozmywa si i spaszcza, kierujc jedynie ku
prawdopodobiestwu co, co przedstawione w bryle byoby oczywiste. Nie mona byo jednak
zrobi odlewu koskich kopyt, eby nie zatrze ladw krwi na podkowie. Za kopyto bez
podkowy byo cakiem nieprzydatne procesowo.
A jednak Faniewicz rwnie je odrysowa na papierze ju po rozkuciu konia, zdj take na

bibule odbitk rany z twarzy ofiary wypadku. Zreszt czy to by wypadek? Ta z pozoru oczywista
interpretacja nie trzymaa mu si kupy nawet bardziej ni kierownikowi Maciejewskiemu. Tylko
nie mg zezna przed sdem, e powodem jego wtpliwoci byy oczy podejrzanej klaczy,
wyraajce wycznie lk i smutek, nie agresj. W obawie przed intruzem takie konie jak ona
raczej prbowayby wcisn si w cian, ostatecznie ugry, ale nie zahaczy kopytem. Zreszt
czego szuka ten czowiek w jej boksie? To byo gwne pytanie, na ktre komisarz te nie umia
odpowiedzie.
- Na miecie gucha cisza, cholera! - Do pokoju wszed Zielny. Zdj kapelusz i wachlujc
si nim, podszed do okna. Rozochocone gobie wreszcie ucieky. - Ten facet musia chyba
gdzie mieszka, co robi, gdzie pi i z kim sobie dogadza... A tu zupenie nic! Niewidzialny
czowiek, jak z amerykaskiego filmu. - Opad na krzeso. - A ty co tam bazgrzesz, Witek?
Faniewicz podnis szkice rany oraz kopyta, odsun je dalej od oczu, nieco zbliy... Trzeba
bdzie przenie ten drugi na kalk i zrobi opis rnic, ale e ksztat podkowy nie pokrywa si z
obraeniami na twarzy denata, to byo dla wprawnego oka widoczne ju teraz.
Zielny wsta i nachyli si nad rysunkami.
- To by si nawet zgadzao - mrukn. - Co masz na myli? - Faniewicz spojrza na niego
przez rami, odkadajc szkice na biurko.
Poprawiwszy mokre od potu wosy, Zielny przysun sobie krzeso i usiad naprzeciwko. Z
kieszeni marynarki wyj szar kopert i uwaajc, by przypadkiem nie dotkn dowodu palcami,
wytrzsn z niej na blat spory medalion z wizerunkiem jakiego oficera w niewygodnym,
wrzynajcym si w szyj mundurze sprzed ponad stulecia.
W taki upa szo zwariowa, pomyla Faniewicz. Jak oni dawali sobie rad w Hiszpanii?!
- Skd to? - zapyta ju na gos, dopiero po chwili zauwaajc plamy krwi na brzegach
klejnotu.
- Z garda naszego nieznajomego - wyjani Zielny. - Kierownik mia racj: facet si udusi.
*

Policyjny CWS skrci w Fabryczn niedaleko parku przy Bronowickiej i ustawi si w kolejce
wozw konnych i ciarwek przed remontowanym wanie mostem na Czerniejwce.
Przodownik Kudrela, chocia nieraz okaza wiele szoferskiego talentu podczas policyjnych
pocigw, znosi woln i przerywan jazd z obojtnoci znacznie wiksz ni dorokarze,
klncy robotnikw na czym wiat stoi. Kiedy czytao si w prasie o zamysach magistratu, by
wyburzy cz domw na Podzamczu, zadba o zabytki i w ogle uczyni z Lublina prawdziwie
europejskie miasto, brzmiao to nawet susznie. Wystarczyo jednak wsi w dorok, autobus
albo takswk, by si przekona, e dalekowzroczna polityka magistratu suya doranemu
zlikwidowaniu bezrobocia i uprzykrzeniu ycia kierowcom i pasaerom. Stare Miasto musi sta
si per Lublina, da Express. Bardzo prosz, myla Zyga, ale w takim razie gdzie
obywatele bd chodzi na dziwki?! I po co psu niezy jeszcze bruk w rodku miasta, zamiast
uporzdkowa naprawd kiepskie ulice na przedmieciach?
Siedzcy na tylnym siedzeniu sdzia ledczy Rudniewski skoczy przeglda papiery zabrane
z sdu grodzkiego na Tatarach i schowa je do teczki.
- A zatem, panie komisarzu, mamy skradzione banknoty na sum kilku tysicy i blankiety

wekslowe - powrci do sprawy. - Waciwie powinna przej to komenda wojewdzka, ale...


- Ale pan senator upar si na mnie - wszed mu w sowo Maciejewski.
- Prowadzi pan kiedy tak spraw?
- Nigdy - przyzna Zyga. - Pan sdzia chyba te nie?
- Istotnie, mamy sporo wsplnego. - Rudniewski umiechn si z przymusem. - A jak pan
ocenia tego Marmurowskiego jako ewentualnego biegego?
- Nader dodatnio. - Komisarz spojrza przez okno na pokrytych kurzem mczyzn
ukadajcych prty zbrojeniowe. Mniej jednak interesoway go roboty interwencyjne magistratu,
przede wszystkim wola ukry przed sdzi ledczym swoj pen satysfakcji gb.
Jeszcze przed przybyciem Rudniewskiego wyczeka na moment sam na sam z lubelskim
przedstawicielem producenta kas ogniotrwaych. Chocia senator Karszo-Siedlewski by tu, w
ssiednim pomieszczeniu, Zyga zupenie nieparlamentarnie zapa Marmurowskiego za klapy i
przycisn go do ciany.
- Nie moe pan powiedzie, e pana przeladuj, panie Marmur - wydysza mu do ucha. Ostatni raz chciaem czego od pana prawie dwa lata temu. Mia pan cisz i spokj, ale dzisiaj
sam si pan naprasza. ledzie pan w prasie procesy Parylewiczowej i Fleischerowej? To pan
wiesz, e Polka rozkrcia afer, ale solidny wyrok wrzepili wsplniczce ydwce. Wnioski
pozostawiam panu, mj panie Marmur. Przepraszam, Marmurowski. Pan masz w ogle pojcie o
kasach pancernych?
- Najmniejszego, panie komisarzu - przyzna szczerze tamten. - Umiem je tylko sprzedawa.
Jako agent ubezpieczeniowy, sam pan komisarz rozumie...
- Rozumiem, rozumiem, pan by sprzeda nawet ld na Grenlandii. A jak pan sobie
wyobraa zaatwienie tej szkody? - Zyga poprawi mu przekrzywiony krawat, zaciskajc go tak,
e facet poczerwienia, a jego nalane policzki spuchy jeszcze bardziej.
- Zasadniczo nijak. - Marmurowski znw nie skama. Komisarz puci go i pozwoli
poprawi ubranie. - To stary sejf, a firma Grafit nie daje wiecznej gwarancji od wamania. Od
ognia jak najbardziej, no ale sam pan widzi, e niestety nic si nie palio... Mog jednak
sprowadzi inyniera do zbadania zamka. Jeeli okazaoby si, e zodziej otworzy kas prostym
wytrychem, jest szansa dochodzi odszkodowania przed sdem. Ale ja tego nie powiedziaem! zastrzeg od razu.
Oczywicie. - Maciejewski niemal z czuoci wygadzi mu klapy marynarki. - Telefonuj
pan po tego inyniera, a bdziemy w zgodzie yli, git?
- Git - Marmurowski kiwn gow - ale nie musi pan mwi do mnie w jidysz.
- Nie bd, byleby przyjecha najpniej w dwa dni. Tak mi dopom Bg!
Komisarz przesun go niczym zawadzajcy przedmiot, po czym przeszed do sekretariatu,
gdzie oczekiwaa na niego zdenerwowana panna Komarowska. Waciwie Maciejewski powinien
jej wspczu, tego dnia zniosa solidne upokorzenie. Im bardziej jednak czu, e powinien by
taktowny, tym bardziej oschle j rozpytywa. W kocu i on mia swoj robot, ktrej istot byo
przygotowa nieco kwitw na powitanie sdziego ledczego. I gdy ten po niespena godzinie
zjawi si w browarze, Zyga mia do podstaw, by wykaza swoj przydatno.
- Rozumiem, panie sdzio, e serwuj panu kopot - mwi, kiedy auto pokonao ju
remontowany most i na drugim biegu wspinao si pod gr alei Pisudskiego. Bya to dusza
droga, ale na tyle nowa, e niczego tam jeszcze nie remontowano. - Dwie sprawy naraz, a z

kadej strony naciski. Mj wydzia na razie da rad je pocign, chocia spodziewam si, e
ktr zdecyduje si pan przekaza komendzie wojewdzkiej.
- Wolaby pan wytropi kasiarza? - odgad Rudniewski.
- Ja jestem funkcjonariusz pastwowy i robi, co inni wol. - Maciejewski wzruszy
ramionami z pozorn obojtnoci.
Na Krakowskim Przedmieciu Kudrela znw musia zwolni.
- Zwariowali z tymi robotami publicznymi - burkn Zyga. - Cae miasto rozkopane!
- Bdzie nowy bruk, prosz pana - zauway Rudniewski.
- A jest pan sdzia pewien, e lepszy ni ten za cara? - pokrci gow szofer, zupenie
nieprzekonany.
Auto przejechao obok kilkunastu mczyzn, z wysikiem wbijajcych kostk w podoe
kafarami rcznymi. Moe piciu miao pojcie o tej robocie, pozostali wyranie zostawali w tyle.
- Ale bezrobotni maj zarobek.
- To si chwali i tu nie ma dyskusji - powiedzia Kudrela.
Suy w policji do dugo, by wiedzie, e zwierzchnik czy inny sdzia ledczy lubi mie
ostatnie sowo. Spojrza jednak krytycznie na nowo powstajc nawierzchni, pewien, e po
zimie niechybnie znowu straci poziom, a po kilku latach trzeba bdzie zwalnia i omija
nierwnoci, eby nie zniszczy resorw.
Milczc, min plac Litewski i skrci w Staszica. Pozostawiwszy z boku komisariat, zajecha
przed szpital.
- Pjdzie pan ze mn do doktora Krpiela? - zapyta Rudniewski Maciejewskiego.
- Jeli pan sdzia koniecznie sobie yczy... - mrukn z niechci komisarz. - Daktyloskopia
bdzie jutro, a ja tymczasem chciabym sprawdzi jeszcze pewien trop, pki wiey. Skoro mamy
do czynienia z rozprut kas, zawodowi zodzieje mog co o tym wiedzie.
- Susznie. - Sdzia ledczy poda mu rk i wysiad. - Prosz mnie informowa.
- A ja prosz pozdrowi doktora. - Zyga umiechn si podejrzanie promiennie. - Do
widzenia panu sdziemu.
Kudrela zakrci energicznie kkiem i samochd zawrci na ciasnej ulicy.
*

Nad rozgrzanymi letnim socem Piaskami wisiay wonie rzeki i cukrowni, wsplnymi siami
cakiem wiarygodnie imitujce zapach przedwczorajszego topielca. Policyjny CWS wolno
wtoczy si na wsk ulic Wociask, przejecha rowerowym tempem kilkadziesit metrw, po
czym skrci w przecznic. Zyga zadba o to, aby mieszkacy niskich kamienic przedmiecia
mogli si czarnemu autu dobrze przypatrze, zanim Kudrela zgasi silnik na rogu Przeskoku i
Dzierawnej.
Maciejewski wysiad z wozu. Poprawiajc marynark, odsoni kabur z rewolwerem, chocia
to byo raczej zbyteczne, i tak z daleka mierdzia glin. Na ten zapach tutejsi byli uczuleni,
mimo e na przemysowe wyziewy zdyli zobojtnie. W stojcym powietrzu Zyga usysza
ttent koni trenowanych na hipodromie nieopodal, ledwie po drugiej stronie wszej ni
zazwyczaj rzeki.
- Mam i z panem komisarzem? - zapyta Kudrela, wychodzc z samochodu i poprawiajc

mundur.
- Stjcie i pilnujcie, eby auta nie ukradli.
Maciejewski otworzy furtk w bramie kamienicy. Teraz zapachniao jaminem, bardzo
rozsdnie posadzonym bliej ubikacji, oraz rami bliej osonecznionych okien. Dwie kobiety,
ubrane w identyczne bluzki i spdnice z farbowanego ptna, podniosy gowy znad medalowo
wypielgnowanego ogrdka.
- Pan Myszkowski w domu? - zapyta Maciejewski tonem pana wadzy.
- A ja tam nie wiem! - Starsza wyprostowaa si i skrzyowaa rce na piersi.
Modsza z kobiet, wci schylona i wyrywajca chwasty, powabnie zakoysaa wydatnym
biustem. Niestety, gdy podniosa gow, Zyga zobaczy jej nos zakoczony haczykowato jak u
czarownicy w bajkach dla dzieci.
- Ja te nieciekawa - powiedziaa, nieudolnie kryjc fasz.
Komisarz wszed na pierwsze, zarazem przedostatnie pitro, i zastuka do drzwi po lewej.
- Kto tam? - Usysza szuranie butw.
- Dzie dobry, Policja Pastwowa. - Maciejewski umiechn si wrednie sam do siebie.
- Bylimy umwieni? - Stary zodziej otworzy, ale nie puci klamki.
- Mam panu pokaza znaczek subowy? - Zyga przytrzyma j z drugiej strony.
- Faktycznie, niepotrzebne ceregiele.
Maciejewski wszed do wziutkiego przedpokoju przypominajcego korytarz w wagonie
pulmanowskim. Pierwsze drzwi prowadziy do sterylnie wysprztanej kuchni, nastpne do
pokoju. Myszkowski poprawi szelki i gestem zaprosi komisarza do rodka.
Ten zatrzyma si na progu, bo widok by obrzydliwie jtrzcy. Emerytowany doliniarz,
jakkolwiek dochowywa starokawalerstwa znacznie bardziej restrykcyjnie ni Zyga, nie tylko
dba o estetyk, ale najwyraniej mia zwyczaj sprzta. Na schodzonym, jednake wytrzepanym
dywanie nie byo ladw bota. Etaerk i komod take przecierano na mokro, a na parapecie
kwieciy si regularnie podlewane pelargonie. Tylko st przypad Maciejewskiemu do gustu, bo
pomijajc krochmalon serwet, staa na nim odkapslowana butelka vetterowskiego jasnego
penego i gruba szklanka ze ladami piwnej piany.
- Pan komisarz zapewne si spieszy, wic nie proponuj herbaty - powiedzia Myszkowski.
- I chwaa Bogu! - Zyga podnis butelk do ust, z gulgotem pocign zdrowy yk. Od razu
poczu si zdrowszy na ciele i umyle! - Pan sobie popija to piwko jakby nigdy nic?
- Zdrowe na nerki. - Doliniarz spojrza z niesmakiem na nieproszonego gocia. - Niech pan
wypije do koca, bo obrzydliwy jestem, jeli chodzi o picie po kim... A urzdowo to tym razem
o co si rozchodzi? Znw o tego biedaka, ktrego ko kopn?
- By wam, panie Myszkowski - oznajmi z satysfakcj Maciejewski. Zoty pyn, chocia
ciepawy, przyjemnie muska mu przeyk. A w butelce pozostaa jeszcze prawie poowa! - By
wam do kasy ogniotrwaej Vettera. I co pan na to?
- Mnie jest na to bardzo przykro, panie komisarzu - Myszkowski usiad za stoem - poniewa
znw nie umiem panu pomc. Swoj drog, cik ma pan prac! - Westchn. - Dopiero co
kogo zamordowali, teraz kas rabuj... Ale zy adres! Ja chodziem na dolin, kiedym by przy
dobrym zdrowiu. Owszem, mia czowiek talent, kasiarzem te mg zosta, tyle e ja lubi ludzi
i prac z ludmi. Nie zrobiem browaru, jeli o to si panu komisarzowi rozchodzi.
- O co mi si rozchodzi, to ja wiem! - Zyga przysun sobie krzeso i usiad naprzeciw

gospodarza. Z luboci osuszy do ostatniej kropli piany butelk, po czym starannie wygadzi
rogi serwety. - Pomylaem, e zanim przeczyta pan nowiny w gazecie, sam przyjd i pana
powiadomi.
- Dzikuj. - Stary zodziej splt ramiona na piersiach. - Jeli przyjdzie mnie rozpyta
dzielnicowy, powiem mu, e wiem tyle co od pana.
- Pan wie, e mam do pana wiele yczliwoci, take nieco wdzicznoci za pewne dawne
informacje. - Maciejewski sign do kieszeni po papierosy i zacz grzeba w pudeku zapaek. Niestety nie tak wiele, jak si panu wydaje. Bo widzi pan, panie Myszkowski, tego biedaka w
stajni ko moe i kopn, ale zanim to si stao, facet zosta uduszony. W adnym razie nie przez
konia, rozumie pan?
- Ale co mam rozumie?
- Implikacje, drogi panie Myszkowski. - Komisarz zacign si gboko i dmuchniciem
zgasi zapak. - A implikacje s takie, e skoro pan robi jakie tajemnicze interesa na wycigach,
gdzie zabito czowieka, to nie trzeba prokuratora, eby i do pana przylepio si to gwno. Pan
zawsze by porzdnym zodziejem, nigdy nie mia pan nic wsplnego z mokr robot. I jeszcze ta
kasa ogniotrwaa u Vetter! Warto szarga opini na stare lata?
- Widzia kto pana, jak pan wchodzi?
- Zadbaem o to, panie Myszkowski. P ulicy i caa kamienica mnie widziaa w subowym
aucie. I co ludzie pomyl, jeli nie wyprowadz pana w kajdankach? Pewnie, e pan mi co
nakapowa, czy nie?
Stary zodziej powoli wsta i otworzy szaf, by wyj z niej starannie odprasowan
marynark.
- Dobrze, chodmy w takim razie. Kajdanki - przypomnia stary, spogldajc krzywo na
Maciejewskiego.
- Nie jest pan przecie niebezpieczny, nie rbmy tyle teatru! - Zyga machn rk. - Chyba
wystarczy, jeli bd trzyma pana za rami. - Maciejewski zgasi papierosa w doniczce z
pelargoniami i zamkn okno. - Na wypadek gdyby si burza zerwaa - wyjani. - Po co ma panu
przecig szyby powybija?
*

Doktor Krpiel powiesi fartuch na oparciu krzesa i poprawi krawat, przegldajc si w


przeszklonej szafce na narzdzia.Pacjenci prosektorium mieli t jedn zalet, e nic od niego nie
chcieli, ale z samych trupw trudno byo w Lublinie wyy, w zwizku z czym musia jeszcze
zajrze do tych wci ywych na oddziale chirurgicznym. Krpiel, mimo czterdziestki na karku,
wci by lekarzem na dorobku, wiecznie zmczonym i poirytowanym.
Dlatego syszc przez otwarte drzwi gabinetu, e kto wchodzi na korytarz prosektorium, ju
mia na kocu jzyka nieprzyjemny komentarz. Powstrzyma si jednak, gdy do gabinetu zajrza
Rudniewski.
- Telefonowaem do pana sdziego. - Nie zdoa ukry wyrzutu w gosie.
- Byo zdarzenie, pan doktor wybaczy. - Rudniewski pooy kapelusz na biurku obok
notatek lekarza. Zerkn na nie odruchowo i nerwowo podnis gow. - Przepraszam, nie
chciaem by niedyskretny, ale badanie skrzepw krwi? Ja tego panu nie zlecaem.

- Wanie dlatego telefonowaem, ale poniewa nie mogem uzyska decyzji pana sdziego,
Maciejewski zleci.
- Komisarz Maciejewski? - Sdzia zdziwi si. - Przecie by ze mn! To on zawiadomi
mnie o wamaniu i podj czynnoci.
- Nie byem precyzyjny. Nie zleci tego osobicie. Posuy si jednym z tych swoich
bezczelnych tajniakw! - Krpiel nerwowo zacisn szczki. - Tym... jak mu tam?... Takim
przylizanym na brylantyn.
- Pozwoli pan? - Rudniewski sign po notatki doktora.
- Prosz, niech pan czyta! Oczywicie rozumiem, panie sdzio, e tym razem najzupeniej
przypadkowo trafio si lepej kurze ziarno - mwi tymczasem lekarz. - I faktycznie to ciekawy
trop. Krew na podkowie okazaa si zwierzca, dokadniej szczurza, a zatem wbrew pozorom
kopyto koskie nie miao kontaktu z twarz denata. To istotne dla ledztwa, bez dwch zda.
Jeeli jednak za kadym razem pan Maciejewski bdzie naciga przepisy i naraa szpital, mnie
oraz wymiar sprawiedliwoci na nieuzasadnione koszty...
- Szczurza krew... - Prawnik pokrci gow.
Doktor zamilk. Niedouczeni policjanci i biegli sdowi podajcy w wtpliwo prymitywne
ustalenia pierwszych etapw ledztwa, wskazujcy oczywiste zaniedbania i nieposzanowanie
dowodw - tak, to nie tylko miecio si w poetyce co goniejszych rozpraw sdowych, ale
rwnie w zawodowym wiatopogldzie Krpiela, ustawiajcym go obok oskarycieli na
szczycie drabiny procesowej. Niestety w tym przypadku to on sam by o krok od popenienia
kardynalnych bdw i w gruncie rzeczy tylko przytomno policjantw z Wydziau ledczego
uratowaa go przed kompromitacj. Przeknby to jeszcze, gdyby nie chodzio o
Maciejewskiego, ktry za nic mia szacunek dla wyksztacenia i pozycji spoecznej lekarza...
- Komisarz mia racj, panie doktorze - zauway spokojnie Rudniewski, przegldajc kartk
za kartk. Dokumentacj bada lekarz sporzdzi nader porzdnie, by nawet rysunek medalionu,
ktry okaza si tak nietypowym narzdziem zbrodni, e sdzia ledczy nie potrafi odnale w
pamici podobnego przypadku. Moe nawet nie byo takiego?
- Jednake co z procedurami? Co z autorytetem sdu?
- Nie ucierpia tu autorytet sdu, panie doktorze. - Prawnik odoy papiery na biurko. - Co
najwyej mj. Ale nie miaem racji, jak si okazuje.
- I pan sdzia to mwi tak spokojnie, jakby nic si nie stao?
- A jak, zdaniem pana doktora, powinienem to powiedzie? - Rudniewski wsta i sign po
kapelusz. - Komisarz Maciejewski ju zna wyniki?
- Jeszcze nie, natomiast...
- To moe i lepiej... - Sdzia ledczy zamyli si. Kierownik Wydziau ledczego narzuci
szybkie tempo, a prawnik w tej sprawie wola unikn kolejnych pochopnych hipotez. - Bd
zobowizany, jeeli jak najpilniej zechce pan powtrzy badanie i spisa protok, panie
doktorze.
- Wanie wychodziem. - Krpiel niemal jkn.
- Bardzo mi przykro. - Rudniewski ukoni si z godnoci i opuci gabinet.
Jego buty na korytarzu wystukiway znacznie szybszy rytm ni kilka minut wczeniej, gdy
urzdowym krokiem dopiero zmierza ku prosektorium.

Na biurku komisarza, midzy rozsunitym na boki chaosem papierw, leay cztery rzdy kart
dupami do gry. Emerytowany zodziej Myszkowski z namaszczeniem pooy jeszcze cztery
odkryte.
- Bez atu - powiedzia Maciejewski, zaznaczajc to w zapisie obok swojego nazwiska.
- Pan bez atu, ja etatu. - Dawny doliniarz umiechn si i przystpi do rozdawania reszty
talii.
Kadego innego, milczcego rwnie uporczywie, Zyga bez wahania posaby na doek.
Niestety na Myszkowskiego to by nie podziaao, on mia czas, duo czasu. Wic chocia Kraft
patrzy na to krzywo, rnli w wista ju ponad godzin.
- Panie kierowniku... - Gr przerwa Zielny, wsadzajc przez uchylone drzwi
wybrylantynowan gow. - Jest co - doda i zmierzy znaczcym spojrzeniem
przesuchiwanego.
- Zechce pan askawie poczeka chwil na korytarzu? - poprosi komisarz.
- Tylko niech pan do kart nie zaglda - powiedzia Myszkowski i wyszed.
Zanim zamkny si za nim drzwi, Zyga zobaczy Faniewicza siadajcego na awie, na ktrej
spocz wanie stary zodziej.
- Chodzi o... - zacz Zielny.
- Chwileczk! - Zyga najpierw obejrza karty Myszkowskiego, dopiero potem podnis
gow.
W palcach tajniaka byszcza owalny klejnot nieco wikszy od carskiej winki. Ozdobna zota
ramka obejmowaa portret czterdziesto- lub pidziesicioletniego mczyzny, ubranego w
mundur z pocztku dziewitnastego wieku. Zielny trzyma go przez chustk za zawieszk,
miniatura koysaa si lekko jak wahado.
- A co to jak psu z garda wyjte? - Komisarz dostrzeg lad krwi na obramowaniu portretu.
- Bo z garda. - Wywiadowca pooy medalion razem z chustk na biurku obok kart. Doktor Krpiel wycign go z garda naszego NN.
- I ty mi dopiero teraz o tym mwisz?! - Zyga zerkn spode ba na Zielnego, po czym
sign do szuflady po szko powikszajce.
- Bo to nie wszystko, panie kierowniku - mwi tajniak. e pozyskawszy te informacje,
najpierw uda si do Oazy, a dopiero po spnionym obiedzie do wydziau, ten fakt rozwanie
pomin. - Tak jak pan poleci, Krpiel zbada krew z podkowy, ale tymczasem Faniewicz na
wasn rk zrobi rysunki kopyta i rany. Sprawdzilimy to razem i krtko mwic, panie
kierowniku - Zielny krci si na krzele - jedno nie pasuje do drugiego. Odprowadz paskiego
pacjenta na doek, a Faniewicz pokae dokadniej.
- Nie, nie, w tej sprawie nie mam adnych tajemnic przed panem Myszkowskim. Komisarz, nie troszczc si ju o rozpoczt gr, zgarn karty do szuflady, gnc przy tym krla
trefl. - Dawaj ich obu tutaj!
Emerytowany zodziej nie okaza zdziwienia, e nie dokocz wista, ale widok drogiego fantu
na biurku nieco go zaniepokoi. Siadajc przed Maciejewskim, przyjrza si ukradkiem
medalionowi. Takich nie wygarnia si byle frajerowi ze schowka, wtpliwe take, by pochodzi z
kasy ogniotrwaej vetterowskiego browaru. Robi si je na Czecha *, i to wycznie na

zamwienie, albo nie robi wcale. Myszkowski, nawet bdc u szczytu kariery, nigdy si takiej
roboty nie dotkn, by za krtki po prostu. I komisarz wiedzia przecie o tym, do jasnej cholery!
* Na Czecha - przedwojenna metoda kradziey na og doskonaej, wypracowana przez szko lwowsk, a stosowana
przy wyjtkowo cennych precjozach. Ich waciciele, obawiajc si zodziei, czsto zamawiali imitacje rodowych
klejnotw u czeskich wytwrcw sztucznej biuterii, syncych z produkcji znakomitych kopii. Wytrawni zodzieje,
dziaajc w porozumieniu z czeskimi producentami, inwestowali w dodatkow replik. Kiedy hrabina paradowaa na
balu w kolii z pozoru niczym niernicej si od tej, ktr otrzymaa w wianie, zodziej otwiera jej sejf i podkada
drug kopi w miejsce oryginau. Tego rodzaju kradziee wychodziy na jaw po wielu latach, gdy rodzina, bdc w
kopotach materialnych, postanawiaa spieniy lub zastawi klejnot i w tym celu poddawaa go wycenie (za:
Wodzimierz Paniewski, Talia brylantw, Kurier Galicyjski 2013 nr 7 (179)).

- Podoba si panu? - spyta Zyga.


- Nieszczeglnie gustuj w mundurowych. - Doliniarz zawiesi palec nad mczyzn z
miniatury. - A uprzedzajc paskie pytanie, trzeba by ostatnim idiot, eby kra takie rzeczy. Ja
mam swoje lata, ale nie zgupiaem na staro i obaj o tym wiemy.
- A kto mwi o kradziey, drogi panie Myszkowski?! - Komisarz rozsiad si wygodniej.
Obaj tajniacy podsunli sobie krzesa. - To nie jest fant, tylko narzdzie zbrodni. Tym wanie
uduszono naszego nieznajomego na niedzielnych wycigach, gdzie i pana widziano.
Wrabia mnie! To bya pierwsza myl starego zodzieja. Po chwili jednak dojrza lad krwi na
klejnocie. Fakt, Maciejewski byby zdolny urzdzi tak prowokacj, ale tylko gdyby naprawd
chcia go posadzi. A niby po co miaby to robi?
- I wie pan, co jeszcze mamy? - Zyga wystawi rk po szkice Faniewicza. - Gdyby nawet
sd nie da wiary, e mona si czym takim udawi, te rysunki dowodz, e nie zosta kopnity
przez konia.
Doliniarz gestem poprosi o wod, ktra staa w karafce na parapecie.
- Niech pan tego nie pije, z tydzie niezmieniana. - Zyga skrzywi si. - Wic niech mi pan
powie, co tak naprawd robi na hipodromie?
- Waciwie i tak zamierzaem to panu powiedzie... Byem, jeli panowie wadza potrafi to
odpowiednio zrozumie... - Myszkowski spojrza krytycznie na tajniakw. Tego wyszego ju
jakby gdzie widzia. - Byem mem zaufania.
Zielny zagwizda z teatralnym podziwem. Stary zodziej spojrza na niego z politowaniem.
- Takie wycigi to ya zota, zbyt ryzykowna, eby moga j tu, na miejscu, robi lubelska
ferajna. Zainteresowana bya Warszawa i Lww, ale baciary zaoferoway lepszy procent za
podnajcie lubelskiego hipodromu. Jak pan komisarz niejednokrotnie by uprzejmy podkreli,
mam dobr opini, wic i nasi, i lwowiacy zgodzili si, ebym to ja im patrzy na rce.
- Jakim im? - natar Zyga.
Soniowaty Faniewicz nie odrywa wzroku od medalionu, podczas gdy Zielny z
zainteresowaniem oglda swoje paznokcie.
- Nie wiem, nie znam, zreszt wyjechali i std wanie maj murowane alibi. Dlatego dzi
mog ju o tym rozmawia, skoro chodzi o mokr robot. Nikt z naszych, za to rcz. A jeli
panowie wadza mi nie wierz, to maj swoje kartoteki, a w nich adnych zgosze o kradziey
na trybunach. Przez tego cholernego trupa same straty! Te portfele, ktre zdyy zmieni
waciciela, trzeba byo dyskretnie zwrci, jak si zacza poruta. Baciary tylko si

wykosztoway na bilety, a co do nas, to panowie wadza sobie oblicz, ile wynosi dowolny
procent od zera.
- A paska gaa, e tak spytam z ciekawoci? - Zyga umiechn si ze zrozumieniem.
Myszkowski demonstracyjnie obcign mankiety.
- Wiem, oczywicie, e jestem na komisariacie, a nie w jakim kulturalnym miejscu, mimo
wszystko dentelmeni nie rozmawiaj o pienidzach.
Komisarz zerkn na Faniewicza, ktry wci patrzy na klejnot niczym na poyskujcy
wisiorek hipnotyzera.
- Przypomina ci co?
- Nie wiem, panie kierowniku... Ale niby gdzie miabym widzie co takiego?
- A panu, panie Myszkowski? - Zyga odwrci si znw do przesuchiwanego. - Moe
jednak?
- W naszym piknym miecie nikt czego takiego nie posiada, o ile mi wiadomo. - Stary
zodziej pokrci gow. - Nie obnosi si w kadym razie. Ale traci takie cacko, eby kogo tym
zaatwi?!
- Rzeczywicie, sumienia trzeba nie mie - prychn komisarz, wkadajc klejnot z
powrotem do koperty przyniesionej przez Zielnego.
- A tu bym si z panem komisarzem nie zgodzi - powiedzia z powag emerytowany
doliniarz. - Skoro wepchn mu do garda co wartego parset zotych, i to na oko szacujc, to
sumienie akurat mia, ale z rozumem co nie w porzdku. Udaw si, skurwysynie, za moj
krzywd!, co w tym rodzaju chcia powiedzie.
- Piknie dzikujemy panu za konsultacj, panie Myszkowski. - Maciejewski podpisa mu
przepustk, po czym wsta, demonstracyjnie zapinajc grny guzik marynarki. - Nie miem pana
duej zatrzymywa. Przodownik - wskaza Faniewicza - odprowadzi pana.
- W innym towarzystwie powiedziabym, e polecam si na przyszo, panie komisarzu stary doliniarz rwnie podnis si i ukoni sztywno - ale nie miem pana okamywa.
- Co to byo, panie kierowniku? - Wysztafirowany tajniak parskn miechem, kiedy zostali
sami.
- Szacunek, Zielny. - Komisarz rozchesta cisncy go krawat. - Bdziesz kiedy przechodzi
obok biblioteki, to sprawdzisz sobie w sowniku. A pki co, zanim wrci Faniewicz, zacznij mi
objania te jego bohomazy. Tak eby nawet sdzia Rudniewski zrozumia, w co tu si gra.
*

Wdka bya biaa, ale ciepa tak samo jak noc. Maciejewski ykn trzeci kieliszek z nadziej, e
przywyknie, lecz znw go wykrzywio. Musia jednak zay lekarstwo, skoro mina druga nad
ranem, a nie mg zasn. No i pusta butelka bya mu koniecznie potrzebna, bo obieca Ry
podlewa kwiaty, podczas gdy ona bawia si w Truskawcu.
Siedzia za przykrytym kwiecist serwet kuchennym stole w pustym mieszkaniu przy
Szpitalnej i patrzy na widokwk od kobiety, z ktr ju od prawie dziesiciu lat dzieli st,
ko oraz wikszo forsy. Sam nie wiedzia, jak to si stao, ale przyapa si na myli, e ich
nieoficjalny zwizek przetrwa duej ni jego maestwo. Na tyle dugo, e nawet przestano
wytyka ich palcami, ludzie przywykli. Przywyk rwnie Zyga Maciejewski, wpad w rutyn i

dopiero teraz zorientowa si, e Ra moe go zaskoczy, jak chociaby t nag wiadomoci o
podanym remoncie starego domu komisarza na Rurach Jezuickich. Oczywicie, zawidby j
nie pierwszy raz! Tym bardziej e teraz akurat nie remont mu by w gowie...
Spraw trupa w stajni udao si wprawdzie bardzo szybko pchn na waciwe tory,
przemianowujc j ze miertelnego wypadku na zabjstwo, ale Maciejewski zbyt dugo by
kierownikiem Wydziau ledczego, by tym razem spodziewa si pochway.
Sd moe wprawdzie zdyskredytowa szkice Faniewicza jako dowd, jednak Zyg w peni
przekonay i zarazem zaniepokoiy bardziej nawet ni medalion przyniesiony przez Zielnego.
Rozumia zajado sprawcy, ktra jakkolwiek w prawdziwym yciu czciej da si wymieni na
pienidze ni w powieciach detektywnych Ry, lecz ani troch nie rozumia wiadomoci, ktr
sprawca chcia przekaza zabitemu. Dlaczego upar si wepchn mu do garda akurat zabytkowy
medalion? Co byo w tym klejnocie tak niezwykego?
- Jeli chcesz zna moje zdanie, Zyga, ten przedmiot pochodzi z przestpstwa - powiedzia
Kraft, ktrego komisarz odwiedzi w domu przed wieczorem. Pretekst mia znakomity: jako
somiany wdowiec mia prawo liczy na kolacj ony przyjaciela. Zreszt lubi saatk
ziemniaczan, mimo e ziemniak w przeciwiestwie do ledzia nie mia zwyczaju pywa i Olga
Kraftowa nie podaa wdki.
Przedmiot z przestpstwa... Przyszo mu to do gowy jeszcze w trakcie przesuchania
Myszkowskiego, ale potrzebowa upewni si, czy jego zastpca rwnolegle wpadnie na ten sam
pomys. Wpad. Dlatego wanie gliniarski nos komisarza podpowiada, e to zbyt oczywiste i w
sposobie dokonania zabjstwa kryje si jakie drugie dno.
U siebie nie mia co prawda nic do jedzenia, ale wdk jak najbardziej.
- Sprawa jak raz dla Maciejewskiego - mrukn do siebie, wypijajc kolejny kieliszek ciepej
monopolki. Coraz bardziej smakowaa kacem.
Jeszcze kilka lat wczeniej czu si gliniarskim Antonim Padewskim, specjalist od spraw
trudnych i beznadziejnych. Potem te angaowa si w nie bez reszty, eby nie oszale z nudw.
Teraz jednak nie by pewien, czy chce mu si powica dla ledztwa, ktre i tak koniec kocw
z pewnoci przejmie komenda wojewdzka. Czekaj tylko, a Maciejewski sprawi, e lepiej
ustawieni koledzy nie bd bdzili po omacku. Czy warto, dobiegajc czterdziestki, wci kopa
si z koniem?
- Kopa si z koniem... - powtrzy na gos, zapalajc papierosa.
Otworzy okno kuchenne i odruchowo spojrza w to naprzeciwko. Tam w ciasnej subwce
widywa suc Jaroszw, ssiadw z drugiej oficyny, wprawdzie nigdy nag, a ju przenigdy
nie przyapa jej na przyjmowaniu cichcem gachw, ale sprawia mu przyjemno widok modej
dziewczyny w samej bielinie, drapicej si pod pach lub ziewajcej z jak erotyczn
wulgarnoci. Kiedy uklkna do wieczornego pacierza, opierajc rce na krawdzi wskiego
ka, a Maciejewskiemu przemkna myl, e mogaby tak klkn i pochyli nabonie gow
midzy jego uda... Przyjdzie si z tego wyspowiada za jaki czas, jeli odwrotnie
proporcjonalnie do postpw starczej impotencji najdzie go na rozwaanie spraw ostatecznych.
No chyba e dziki sklerozie o wszystkim zapomni!
W oknie sucej byo ciemno, spaa, podobnie jak caa kamienica i miasto. A Maciejewski
wrci mylami do sceny w stajni i twarzy ofiary, zmiadonej nie koskim kopytem, lecz jak
jego imitacj. Wybierajc si do Krafta, umylnie wzi dorok, by po drodze z komisariatu

wypyta dryndziarza, czy podobnego narzdzia uywa si w stajniach. Facet spojrza na niego jak
na niedorozwinitego umysowo. Zyga te nie przypomina sobie, by co takiego widzia w
wojsku, kiedy miewa jeszcze do czynienia z komi. Albo zatem sprawca wykaza si maniakaln
premedytacj, z jak Maciejewski nigdy wczeniej nie mia do czynienia, albo NN zosta
kopnity w innym boksie, tam straci przytomno i zosta zacignity akurat do klaczy ksicia
Czetwertyskiego. Tylko po co?
Komisarz nie mia pojcia, za to doskonale wiedzia, jak taka hipoteza zostaaby odebrana
przez podlubelskie ziemiastwo, drce na sam myl o skandalu i o tym, e kolejna Krajowa
Wystawa Koni Remontowych mogaby odbywa si w innym miecie. Nie musia nawet pi, by
bardzo plastycznie oczyma duszy zobaczy delegacj tych wsatych panw u komendanta
wojewdzkiego. I by ujrze zadowolon min chociaby swojego byego kolegi z nadrzdnej
komendy, ledczego Borowika, ktry doprowadza spraw do koca i zbiera mietank z mleka,
ktre w trudzie i znoju udoi Zyga. Moe lepiej niech spraw jak najszybciej przejmie
wojewdzka!
Tyle e ciko psu zostawi ochap, w ktry ju si wgryz... Wprawdzie pozostawaa mu
sprawa wamu do kasy ogniotrwaej vetterowskiego browaru, ale tu nie liczy na sukces.
Kieszonkowiec nie kradnie na swojej ulicy, a mdry kasiarz nie robi nawet w swoim miecie. To
ledztwo bdzie polegao na wysyaniu kilogramw pism do komend w caym kraju. Jedyna
atrakcja, jeli wrd nich zdarzy si telegram! Ale moe najwyszy czas nauczy si patrze z
zadowoleniem, jak puchn akta. Komisarz Maciejewski to ju nie ten sam czowiek - powie
wtedy swoim kolegom sdzia Rudniewski przy brydyku - ale wreszcie da si z nim rwno
pracowa.
Niespodziewanie w oknie naprzeciwko zapalia si lampa, Maciejewski zerkn
instynktownie, czy z przedpokoju nie pada wiato i czy pozostaje niewidoczny dla dziewczyny.
Tymczasem ona wycigna spod ka nocnik i kucna nad nim, najwyraniej obawiajc si
budzi gospodarzy spuszczaniem wody w ubikacji.
A Zyga poczu w ustach gorzki posmak, jakby kto naszcza mu do ust. Zgasi papierosa.
Sekund pniej zgaso rwnie wiato naprzeciwko. Maciejewski wyszed do przedpokoju, by
po chwili uklkn przed sedesem i woy sobie dwa palce do garda. Kaca po ciepej wdce
wola nie ryzykowa. Zbyt wiele mia roboty.
*

Maj 1920 roku


Trzy powykrcane sosny na piaszczystym wzgrzu grujcym nad dolin Bugu nie dayby cienia
ani schronienia adnemu stworzeniu, jednak pytki okop i okaleczony saperk korze wiadczyy,
e nie tak dawno musiao tu by ulokowane gniazdo karabinu maszynowego. Czyjej strony? Nie
nad tym zastanawia si jednak wysoki uan z otokiem barwy greises gold na rwnie pokej od
pyu i soca rogatywce, zapatrzony na wiey sup dymu wykwity kilka kilometrw dalej.
Zawrci konia w miejscu i popdzi go w stron zagajnika.
- I co, Faniewicz? - Zniecierpliwiony wachmistrz Kulawik odezwa si pierwszy, nie
czekajc na meldunek. Patrol by w pogotowiu, wszyscy w siodach, nawet wierzchowce rnej
maci, w popiechu uzupeniane w okolicznych majtkach, strzygy uszami, zamiast choby

sign pyskiem w bok i skubn lici z krzaczastych leszczyn.


- Dwr Szkody w ogniu, wroga nie wida - zaraportowa uan, zanim jeszcze zatrzyma
swojego rosego gniadosza na wprost dowdcy.
- Kusem za mn! - Kulawik ruszy pierwszy wzdu linii drzew omijajcych wzgrze.
Oszczdza konie, wyranie liczc si z tym, e mao precyzyjny meldunek zwiadowcy za
chwil moe zmusi cay patrol do cwau na bolszewika. Albo wrcz przeciwnie, do wycofania
si, tulc twarze do grzyw wierzchowcw i syszc kule przelatujce jak oowiane gzy ponad
karkiem.
Faniewicz zdawa sobie spraw, e jako przerastajcy swoich towarzyszy broni o gow,
byby dla zaczajonego gdzie bolszewickiego strzelca niczym tarcza. W dodatku jego ko,
rwnie rolejszy od pozostaych, radzi sobie przy krtkim biegu, ale w marszu szybko si
mczy. Dlatego on i jeszcze dwch nadali z trudem, to jadc stpa, to zmuszajc wierzchowce
do kurcgalopu. Faniewicz poklepa swojego modego ogiera, podobnie jak on wyranie
zirytowanego. Gniadego nie nauczono kusowa, nie jego wina, e nikt nie przewidzia tak
gbokiego natarcia bolszewikw i nagych potrzeb remontowych polskiej jazdy.
Ko sapa, las rozbrzmiewa dziesitkami naturalnych odgosw, zupenie spokojny. To mg
by zwodniczy znak, bo moe wrg zapad gdzie midzy drzewa i czeka w zasadzce. Jednake
wijc si skrajem lasu piaszczyst drog znaczyy tylko lady kopyt polskiego patrolu i bliej
dworu wachmistrz nada szybsze tempo.
Na dziedziniec galopem wjechaa najpierw szpica, a nie napotkawszy oporu, uani okryli
budynek i zeskoczyli z wierzchowcw. Dwr nie pon, tak tylko z daleka wydawao si uanowi
Faniewiczowi. Na dziedzicu dopala si jedynie wz z sianem. Niemniej pustka wok dworku i
panujca tu cisza byy niepokojce. Kiedy Faniewicz zatrzyma gniadosza, pierwsi onierze z
karabinami w rkach ju wbiegali do dworku. Nie otrzymawszy innego rozkazu, zarepetowa
bro i ruszy za nimi.
Wbieg i jego wzrok pad na przeciwleg cian. Spoglda ze portret damy z medalionem
na zotym acuszku, przypitym do dekoltu sukni. Czarne, misternie upite wosy kobiety
odsaniay ksztatn bia szyj, oszpecon krwawic ran. Uan zastyg na uamek sekundy w
zdziwieniu, dopiero potrcony przez biegncego do dalszych pokoi towarzysza uwiadomi sobie
rzecz oczywist: ta dama nie moga zosta przecie ranna, a rozbryzg krwi pochodzi z garda
mczyzny, ktrego zwoki leay pod portretem, skryte nieco przez uk schodw.
Faniewicz podszed i spojrza w wytrzeszczone oczy trupa. City pewn rk z dou, lea w
kauy wasnej krwi z gow niemale oddzielon od tuowia.
- Dwie kobiety, nie yj! - dobiego z salonu.
- Mczyzna i kobieta, martwi! - zameldowa kto inny.
- Trzech sucych i kuchta, panie wachmistrzu! Wszyscy zarnici jak winie.
Mody uan, sam nie rozumiejc dlaczego, nie mg oderwa oczu od portretu damy z
medalionem, wyobraajcym zapewne jej narzeczonego albo ma. Nie zobaczy wic jeszcze
bardziej zdziwionego wyrazu twarzy Kulawika, ktry przeegnawszy si, uklkn nad ciaem
niespena dwudziestoletniej panny zastygej z rozoonymi nogami i sukni zadart ponad gow.
Dowdca patrolu chcia poprawi jej ubranie, zaoszczdzi zhabionej dziewczynie wstydu
chocia po mierci, ale wtedy w fadach sukni bysno co, co sprawio, e stary onierz, jeszcze
z cesarsko-krlewskiej kawalerii Franciszka Jzefa, mimowolnie zadra. Podnis okrgy

przedmiot, ktry wysun si spomidzy palcw zamordowanej.


Nasi to zrobili?, nie dowierza, patrzc na guzik z orem w koronie. Nasi?!
- Zbiera si! - rykn, ukradkiem chowajc krpujcy dowd w kieszeni munduru. Wsta. Nic tu po nas! Na ko i goni bolszewika!
*

Noc z poniedziaku na wtorek, 5 lipca 1938 roku


Przodownik Witold Faniewicz poderwa si z ka mokry od potu.
Za oknem wisia dopiero granatowy przedwit, niestety policyjny wywiadowca dobrze
wiedzia, e ju nie zanie, choby przeliczy stado baranw. Tyle lat mia spokj, a teraz sny
wracay... Nie rozumia tego i nie zrozumiaby ani kierownik Maciejewski, ani tym bardziej
lekarz, do ktrego wysano by Faniewicza. Doktor napisaby co o nerwicy i kaza uda si do
psychiatry, a to wyrok, odsunicie w stan nieczynny, zanim tajniak nabdzie prawa do jako takiej
emerytury.
Tadek Zielny, jego partner, to byo dziecko szczcia, urodzone w niedziel, w dodatku w
karnawale! U niego podkrone oczy mwiy o wesoej nocy i podbojach erotycznych, podczas
gdy u Witolda byy podejrzane. Przez prawie dziesi lat rosy tajniak skrupulatnie stawia si na
sub na pi minut przed jej rozpoczciem, z pozoru stateczny, silny, posuszny poleceniom jak
so rozkazom karnaka. Komisarz Kraft, oczywicie jak to on taktownie, w ostatnim roku zagai
nawet, czy Faniewicz nie myla o maestwie. Zbywa zastpc kierownika, jak i wszystkich
innych, artobliwym A ktra by mnie chciaa?..., chocia przynajmniej od dwch lat myla.
Myla a za czsto...
Ze wstrtem odklei ciao od mokrej pocieli i spojrza na akwarium. Ciemne ksztaty
nierozbudzonych jeszcze ryb wisiay w wodzie, jakby zatrzyma si czas. Bo czas rzeczywicie
si zatrzyma; zanim nie zaczn haasowa gobie, a na ulicy nie zaturkocze wz dostawcy,
kada minuta bdzie przeciga si w godzin.
Faniewicz tylko jedno mg zrobi, eby skrci sobie oczekiwanie, a znowu zacznie si
dzie i bdzie mona zapomnie o sennych koszmarach. Czapic bosymi stopami po
drewnianych klepkach, przeszed do kuchni i otworzy kredens, gdzie czekaa kupiona
poprzedniego dnia butelka monopolki, chleb, ogrki i sucha kiebasa. Na stole mia jeszcze
wczorajsz gazet. Jako przetrwa.
V

Wtorek, 5 lipca 1938 roku


WIEDE

Gauleiter

Buerckel

poruszy

spraw

komisarzy, naznaczonych

niektrych

przedsibiorstwach przez rzd narodowo-socjalistyczny. Okazao si bowiem, e niektrzy z nich nie


czyni rnicy midzy wasnoci swoj a cudz. 12-tu komisarzy, pochodzcych przewanie z
Wiednia, zostao ju wysanych do obozu koncentracyjnego Dachau.
BERLIN - Po porozumieniu niemiecko-brytyjskim dotyczcym rozrachunkw i obrotw towarowych

hitlerowcy s zwolennikami obustronnych korzyci we wszystkich umowach midzynarodowych.


WILNO - Odbya si podniosa uroczysto powicenia i przekazania 7 sztandarw, ufundowanych
przez spoeczestwo. Na powysze uroczystoci przyby marszaek migy-Rydz. Marszaek Rydzmigy po dokonaniu przegldu kompanii honorowej i oczekujcymi go przedstawicielami przeszed
do salonw recenzyjnych, gdzie dwoje dzieci wrczyo Mu wizank kwiatw. Na 7 stoach leay
sztandary, a wrd nich sztandar ufundowany przez Lublin dla dywizjonu artylerii konnej.
LUBLIN - Okoo 2000 szk w Okrgu Szkolnym Lubelskim otrzyma kosztem ponad 100.000 z,
szafy z kompletem narzdzi do drewna i introligatorstwa. Koszt jednej szafy wynosi okoo 60 z.
Szkoy na ten cel wpacaj po 20 z. lub 25, pozosta sum pokrywaj samorzdy gminne i
powiatowe.

Siedzcy u szczytu stou komendant Aleksander Herr cay czas spoglda podejrzliwie na
Maciejewskiego i nie mg uwierzy, e mimo wyjtkowo zmczonej gby Zyga jest cakiem
trzewy.
- Wic co pan w kocu ma? - zwrci si wreszcie do komisarza, gdy kierownicy
komisariatw zreferowali swoje bilanse bjek, drobnych wama i kradziey. Tylko jedno wydao
si Maciejewskiemu interesujce: jaki maniak od trzech tygodni wykrca arwki z klatek
schodowych od Wieniawy po Stare Miasto i ani razu nie zosta przyapany.
- Obawiam si, panie komendancie, e trudno mwi o kocu. To pocztek. - Zyga otworzy
notes. - Dysponujemy dowodami, ktre wykluczaj hipotez, jakoby niezidentyfikowany
mczyzna w stajni wycigowej by ofiar wypadku. Zosta zamordowany i ponad wszelk
wtpliwo mamy do czynienia z dziaaniem z premedytacj. Dlatego nie chodzi ju tylko o to,
by znale jego rodzin, ktra zechce go pochowa i zaoszczdzi kosztw magistratowi.
- I po co pan ironizuje? - burkn Herr. - Nikt przecie nie wywiera na pana naciskw.
- W adnym razie! Spotkaem si z daleko idc pomoc, gdzie bym si nie obrci. Maciejewski powiedzia to z tak mierteln powag, e kierownik nowego komisariatu, Czwrki
na Wieniawie, a zagapi si na niego w niemym zdziwieniu. - Niestety kluczem do sprawy jest
tosamo zabitego, bo tylko w jego przeszoci moemy poszukiwa ladw zabjcy. A denat
wci jest NN. Chciabym, eby u doktora Krpiela jako tako poprawiono mu twarz, potem
umiecimy fotografie w gazetach. Na pocztek w miejscowych, jeli to nie pomoe, w
krajowych. Sdzia ledczy nie bdzie oponowa. Widz nike prawdopodobiestwo, e
znajdziemy sprawc wrd pacjentw, ktrzy zgosili si do szpitali albo na pogotowie z ranami
od kopnicia przez konia, ale sprawdzi trzeba. Na podkowie, mimo e nie pasuje do rany, s
lady krwi. Jeszcze nie wiem, czy ludzkiej.
- Pan sdzia zleci badania? - zapyta Herr Komendant.
- Nie, ja zleciem pod jego nieobecno. - Zyga powiedzia prawd, by jednak zabrzmiaa
lepiej, natychmiast pofarbowa j garstwem: - Jednake pan sdzia w peni to zaakceptowa.
- Prosz dalej!
Dalej Maciejewski mia niewiele do zreferowania, ale nauczy si ju rozmawia ze swoim
zwierzchnikiem. Miny trzy lata, odkd Herr przej stanowisko po nadkomisarzu Pitueju,
wczeniej szefie policyjnej II. Brygady, chronicej samego marszaka Pisudskiego. Pocztkowo
Pituej zachowywa si wobec Zygi cakiem przyzwoicie, badajc lubelski grunt, niestety wkrtce
wezwa go do gabinetu z samego rana i nie mia litoci dla kaca swego podwadnego.

- Moe powtrzy mi pan askawie, co pan wczoraj wygadywa o marszaku Pisudskim?! wycedzi ze swoim niezbywalnym kresowym akcentem.
- Nic szczeglnego, panie komendancie. - Zyga pamita dobrze, e z trudem stumi miech,
bo nigdy jeszcze nadkomisarz, ze swoj wypielgnowan brdk, nie przypomina mu a tak
dosadnie postaci z Trzech muszkieterw. - Demonstrowaem jedynie swoj apolityczno, do
ktrej jestem zobowizany jako oficer Policji Pastwowej.
- Powiedzia pan, e skoro trudno panu uwierzy w Trjc wit, to tym bardziej w
cudowne zreformowanie Polski pod buaw marszaka. Tak byo czy nie?!
- Byo dokadnie tak, jak panu jaka kanalia doniosa, panie komendancie - przyzna
Maciejewski. - Tylko najwyraniej krpowaa si doda, e mwiem te o panu komendancie,
ktremu w Belwederze najpierw okazano daleko idce zaufanie, a potem odstawiono na boczny
tor. Z powodu ukraiskiego pochodzenia oczywicie.
- A co to pana obchodzi, do jasnej cholery?! - Pituej spurpurowia, za jego wschodni
akcent jeszcze si pogbi.
- Zapewne mniej ni donosiciela, ktry cz tego, co podsucha, z jakich przyczyn
zachowa dla siebie, panie komendancie - z miejsca odparowa Zyga.
Wezwany zosta znw tego samego dnia, ale po poudniu. Pituej wsta zza biurka i poda mu
rk.
- Wybaczte za prykru pomyku - powiedzia po ukraisku. - Trudno mi odgadn, jak
uchowa si pan w policji. Jeste pan pijak, niechluj i bezczelny weredyk, ale jedno musz
przyzna, nie jest z pana winia. Nie ycz sobie jednak sysze od pana ani sowa wicej o
marszaku Pisudskim, czy to jest jasne?
Maciejewski zastosowa si do polecenia, ale wcale nie by zdziwiony, e gdy marszaek
kona, przypomniano sobie o Pitueju... by zesa go jeszcze dalej od Warszawy. Podobno
wkrtce rwnie przekonano do odejcia z policji na wasn prob, lecz tego komisarz nie
mg ju by pewien. Za kolejnemu komendantowi, Aleksandrowi Herrowi, nie zapomniano
szepn, jakoby Zyga by zaufanym czowiekiem poprzednika. Nowy zwierzchnik mia wic do
niego uraz, zanim w ogle zdyli si pozna.
- Prosz dalej! - ponagli teraz Herr Komendant.
- Jedyne, co mog w tej chwili zrobi, to poprosi panw kierownikw komisariatw o
rozpytanie w swoich rejonach. - Komisarz skin gow mundurowym. - Ofiara musiaa gdzie
mieszka, pracowa, pi wdk i tak dalej. Odbitki zdjcia twarzy powinny ju by. Jak
zreferowaem, dotychczasowe ledztwo poszo nadspodziewanie szybko, wic gdy tylko
poznamy tosamo zabitego, od sprawcy bdzie dzieli nas ledwie krok i poradzimy sobie siami
naszego wydziau - zakoczy Zyga, starajc si, by jego twarz rozpromienio samozadowolenie.
- Trudniej natomiast bdzie z rozprut kas ogniotrwa w browarze. Tu pan komendant z
pewnoci rozumie, e poszkodowana firma sama utrudnia dochodzenie, nie zawiadamiajc nas
niezwocznie. Zodzieja, a co bardziej prawdopodobne, szajki zodziejskiej, zapewne nie ma ju
w miecie. Wedug mojej opinii, ta sprawa powinna by przekazana Urzdowi ledczemu
komendy wojewdzkiej. Oni maj przecie daleko szersze moliwoci.
Komendant sucha, powanie kiwajc gow, lecz Zyga by pewien, e nie wszystkie jego
myli kr wok faktw i hipotez. To, e przed rokiem nie stara si utrudni Maciejewskiemu
awansu z podkomisarza na komisarza, nie mogo by gestem ku zawieszeniu broni. Nie w

przypadku tak dowiadczonego urzdnika policyjnego!


- Tak, tak, rozumiem - powiedzia po chwili namysu. - Pascy podwadni rzeczywicie maj
prawo by przemczeni... - Herr Komendant zawiesi gos. - Ale nie zgadzam si z paskimi
sugestiami, panie komisarzu.
Maciejewskiemu nie mogo umkn, e przeoony zwrci si do niego po szary. To
zwiastowao grub zoliwo.
- Prosz na razie cign obie sprawy, a na pojutrze przygotowa akta zabjstwa do
przekazania komendzie wojewdzkiej. Dochodzenie w sprawie wamania bdziemy
kontynuowa. Sam pomwi o tym z sdzi ledczym.
Zyga poruszy si nerwowo na krzele. Odruchowo wzi wieczne piro w dwa palce, jakby to
by papieros.
- Panie komendancie, ale przecie...
- Niech pan nie dyskutuje, tylko sucha polece! - uci Herr. - Nie mam czasu, by
powica paskim wtpliwociom ca odpraw. Przechodzc do kolejnego punktu, panowie,
wymiana zuytych bd zniszczonych mundurw bdzie przeprowadzana w miesicu sierpniu:
komisariaty Pierwszy i Drugi, w miesicu wrzeniu...
Komisarz przez kolejne p godziny stara si wyglda na upokorzonego. Herr Komendant
nie by gupi i mgby przecie dosysze w jego gosie ton zdradzajcy, e wbrew pozorom
wszystko uoyo si po myli Zygi.
*

I pan kierownik wypuci z rk takie ledztwo? - Zielny nie mg uwierzy.


Maciejewski, jak tylko mg, unika prowadzenia odpraw w swoim wydziale, jego zastpca
robi to lepiej. Jednake rozmowy z dwoma wywiadowcami zaangaowanymi ju w spraw
denata z wycigw nie mg unikn. Siedzia w gabinecie razem z Kraftem, Faniewiczem oraz
Zielnym i chocia za swoim biurkiem, to nie czu si Herr Komendantem.
- Pamitacie te polityczne trupy w trzydziestym roku? - tumaczy. - Albo umoczonego w
narkotyki agenta Dwjki w trzydziestym szstym? Ten te mi mierdzi. Dostojnicy na trybunach,
wysze szare generalskie... Przy takim towarzystwie raczej nie ginie nikomu nieznany facet
tylko dlatego, e nie spodobaa si komu jego wredna gba.
Zielny z niechci wzruszy ramionami. Kraft skreli co w swoich notatkach. Faniewicz nie
poruszy si nawet, ale swoje myla. Kierownik nieraz adowa ich w bardziej nieprzyjemne
afery, a im bardziej mia okazj zadrze z kim wysoko postawionym, tym mocniej go to
wcigao. Albo zepsua w nim co otrzymana przed rokiem trzecia gwiazdka na mundurze, albo
co przed nimi ukrywa.
- No co, panowie wywiadowcy? - burkn Zyga, przygldajc si podejrzliwie skacowanej
twarzy rosego tajniaka. Nie pi zbyt czsto, nawet chodzi do kocioa, ale ostatecznie
wywiadowca te czowiek. - apanie pospolitych zodziei ju nie ekscytuje?
Gupie pytanie. Jakby jego ekscytowao! Lepiej ni tajniacy wiedzia, e postpi wbrew
sobie, ale nie byo odwrotu. Lepiej mozolnie cign nawet tak le rokujc spraw jak wam do
kasy browaru, ni w tej drugiej, bardziej obiecujcej, nadstawia karku i wypru sobie yy, a
dokonanie zatrzymania odda wywiadowcom z wojewdzkiej. Niech sobie Herr Komendant

myli, e napsu Maciejewskiemu krwi, to im obu dobrze zrobi na stosunki subowe!


- Prowadzimy ledztwo jeszcze dwa dni, potem oddajemy naszym serdecznym przyjacioom
z komendy wojewdzkiej. To decyzja komendanta. - Zamkn z trzaskiem notes. - Nam zostaj
jak zwykle kieszonkowcy, mordobicia i na okras wam do kasy browaru. Z tym te bdzie od
cholery roboty.
- Zwykle prucie kas to bya specjalno komendy wojewdzkiej - zauway Faniewicz. My nie mamy dowiadczenia.
- W Zamociu Hejwowski prowadzi dochodzenie w sprawie wamania do kasy Lemiana.
Tego poety, to znaczy notariusza - doda komisarz, widzc, e tajniacy spogldaj po sobie,
niewiele rozumiejc. - Ja miaem okazj nieco si temu przyjrze.
- O ile pamitam, sprawcw nie ujto - niespodziewanie odezwa si Kraft.
- Nie ujto. - Zyga spojrza na niego ze zoci. - Nie ujto, ale bylimy na dobrym tropie i
gdyby nie uciekli do Poznania, a potem za granic... W sprawie niezidentyfikowanego denata,
dziaania rutynowe. Jak tylko dostaniemy zdjcia, otrzymaj je dzielnicowi i popytaj u siebie w
rejonach. Komisarz Kraft dowie si, czy ktry lekarz nie opatrywa ostatnio kogo kopnitego
przez konia, i bdziemy mieli take jasno co do krwi na podkowie. Ja sprbuj ustali
pochodzenie tego zotego wisiorka. - Wskaza walajc si wrd papierw na biurku
wybrzuszon kopert opisan jako Dowd rzeczowy nr 8. - Was dwch od teraz interesuje tylko
kasa ogniotrwaa w browarze, bo jak forsa si nie znajdzie, w miecie bdzie tylko woda sodowa,
nie piwo - zaartowa bez przekonania. Nic dziwnego, e nikt si nawet nie umiechn. - No co
jest? aoba narodowa?
Powiedzia to w z godzin, bo zanim Zielny, ktry wyranie mia co na kocu jzyka,
zdy odpowiedzie, zapukano do drzwi i na progu stan sdzia ledczy Rudniewski w czarnym
garniturze.
- Przychodz prosto od doktora Krpiela - powiedzia, rozgldajc si za wolnym krzesem.
Zielny wsta i Rudniewski usiad przed biurkiem Zygi. - Pan w nader osobliwy sposb prowadzi
dochodzenie, panie komisarzu. - Sdzia ledczy otworzy teczk i znaczco spojrza na
wywiadowcw. - Jednake znw musz przyzna, e mia pan racj. To nie bya ludzka krew.
Prosz. - Wyj protok i poda Maciejewskiemu. - Krew bya szczurza.
- Szczurza? - Zyga przebieg wzrokiem kwit z lekarsk piecztk. - Nie prosiem doktora
Krpiela o a tak szczegowo.
- Sprecyzowa to ustnie paski wywiadowca. Sdzc z opisu, tamten pan. - Rudniewski
skin gow Zielnemu, podpierajcemu plecami kartotek. - A zatem mamy do czynienia z
bardzo szczeglnym zabjstwem, w ktrym nie tylko uyto szczeglnego przedmiotu do zadania
mierci - pywa w eufemizmach sdzia ledczy - lecz rwnie by moe prbowano co nam
powiedzie. Jeeli sprawca chciaby jedynie pozostawi faszywy trop, znaczc krwi koskie
kopyto, zakadam, e posuyby si jak bardziej dostpn, na przykad krwi wini albo kury.
Mgby te uy krwi ofiary, tak byoby wszak najrozsdniej. Tymczasem szczur, panowie...
Zupenie, jakby chcia zakomunikowa ofierze: Udaw si zotem i zdychaj jak szczur. Bo nie
syszaem o wypadku, by ko z rozmysem nadepn szczura, tym bardziej trudno uwierzy, aby
tak sprytne zwierz nie ucieko przed kopytem.
Maciejewski, ktry nie bada nigdy szczurzych zwyczajw, a tylko tpi gryzonie jak kady
przyzwoity czowiek, nie odpowiedzia. Sdzia ledczy starannie zapi teczk na obie klamry.

- Jeli wolno, istnieje taka moliwo - nieoczekiwanie odezwa si Faniewicz. - W


stajniach stosuj trutki na szczury. To mg by szczur otumaniony trucizn, ledwie ywy. A klacz
miaa powody do niepokoju: gonitwa, obcy ludzie, nieznane jej konie... Z pewnoci nosio j po
boksie, panie sdzio.
Rudniewski spojrza na rosego tajniaka jak na dziecko, ktre wtrcio si wprawdzie do
dyskusji dorosych, ale zupenie niechccy powiedziao co rozsdnego.
- Nie znalelicie przecie panowie tam adnego zdechego szczura.
- Bo nie szukalimy - przyzna komisarz. - Soma, tam gdzie nie byo ladw krwi, nie
zostaa dokadnie przeszukana. Widzielicie tam szczura, Faniewicz?
- Nie, panie kierowniku. A co do somy, to jestem przekonany, e jeszcze tego samego dnia
albo najpniej nastpnego stajenny j usun. Tam niele dbaj o konie - doda nieco ochryple
wywiadowca.
Sdzia ledczy spojrza na niego z zainteresowaniem.
- Pan, wnosz, zna si na koniach?
- Zna si - odpowiedzia za tajniaka komisarz - i sporzdzi rwnie dokadne szkice rany na
twarzy denata i odcisku kopyta. Te lady nie pasuj do siebie, prosz zobaczy. - Poda sdziemu
dwa arkusze papieru milimetrowego, na ktrych jego tajniak swymi wielkimi apami dokona
koronkowej roboty. Faniewicz obwid te czerwonym atramentem szczegy rnice oba
rysunki. - Gdybymy to mieli wczeniej, nie potrzebowabym trudzi pana doktora ani stawia
pana w niezrcznej sytuacji, panie sdzio.
- Ale nie mam o to pretensji! - Rudniewski popar te sowa tak uprzejmym tonem, e kto
inny z pewnoci by mu uwierzy. - W kwestii krwi by moe ma pan racj, panie komisarzu,
jednak wczeniej sam dy pan do tego, by dokadnie sprawdzi wszystkie dowody. Teraz i ja
jestem do tego przekonany. Istnieje i taka moliwo, e sprawcy chodzio rwnie o
zaszkodzenie ksiciu Czetwertyskiemu. Naley wrci do stajni i sprawdzi dokadnie, kto
sprzta boks klaczy.
- Panie sdzio, to mg by ktry z pracownikw ksicia, nie stajenny z lubelskiego
hipodromu - zauway ostronie Maciejewski.
- Trudno. - Rudniewski wcale si tym nie przej. - Naley sprawdzi hipotez pana
aspiranta Faniewicza. - Lekko skin gow zwalistemu tajniakowi.
Komisarz ju mia na kocu jzyka, e sdzia wanie awansowa wywiadowc o dwa stopnie.
Mia jednak dorany problem do szybkiego rozwizania, i poniekd na wasn prob. Grzeba
si w somie ze stajni teraz, kiedy sprawa miaa by podrzucona komendzie wojewdzkiej?
- A jeli nikt nie pamita szczura? - spyta. - To wydaje si cakiem prawdopodobne.
- Rzeczywicie, ma pan suszno - przyzna prawnik. - Jednake jeli kto pamita,
bdziemy mogli wykluczy celowe uycie szczurzej krwi przez sprawc i prb sfabrykowania
faszywego dowodu. Do widzenia panom.
Mci si jednak, uzna Zyga, kiedy sdzia ledczy zaoy kapelusz i wyszed. Mci si wrcz
salonowo.
*

Soce i wiee powietrze okazay si szkodliwe dla organizmu wywiadowcy Witolda

Faniewicza, a dzwony na Anio Paski dudniy mu w uszach obco, nieprzyjemnie, kac robi
rachunek sumienia. Tajniak porachowa jednak drobne z kieszeni marynarki. Trzy zote, groszy
czterdzieci siedem, akurat na dorok w obie strony, ale czy wystarczy, eby dryndziarz na niego
poczeka?
Po wyjciu z komendy Faniewicz skrci w prawo i starajc si trzyma zacienionej strony
ulicy, powlk nogi na postj przy placu Litewskim. Oskrzydlajce go dzwonienie z katedry od
tyu, od kapucynw z flanki i szczliwie odleglejsze z kocioa garnizonowego od czoa umilko
wreszcie, za to wwierci si w uszy klakson i gwizdek policjanta kierujcego ruchem przy
Krakowskim Przedmieciu, do tego guche, basowe gruchanie gobi. Kiedy wstawa rano, kac
nie wydawa si tak dotkliwy; tajniaka dobio jednak niewyspanie.
Rwnie dorokarz by zoliwy. Usyszawszy, e jego postawny pasaer, mrucy oczy, jakby
zapomnia okularw, winszuje sobie jecha na hipodrom, zaci konia i podkowy zaczy
wystukiwa wcieky rytm. Na ten sygna brukarze skoczyli poudniow przerw, powrcili do
swoich motw, a we bie Faniewicza rozbrzmiaa mczca muzyka, co jak bben i talerze na
wiejskim weselu.
- Pogoda jak zoto, prosz szanownego pana - zauway dryndziarz.
Wywiadowca tylko mrukn i demonstracyjnie wyj z kieszeni pomity Express. Nie
rozumia ani zdania, czego Czechosowacja chce od Hitlera ani marszaek Rydz-migy od
spoeczestwa. Dzia sportowy by niewyranie wydrukowany, rubryka Humor chyba z
omykami, bo Faniewicz nawet si nie umiechn. Dziki gazecie przetrwa jednak najgorsze
chwile jazdy. Kiedy doroka wjechaa na Rury Jezuickie, gdzie stary bruk pokrywao zaschnite
boto, tajniak nieco ody.
STOLARZ - MEBLE DO DOMU - RAMY DO PORTRETW, wzrok tajniaka przelizn si po
mijanym szyldzie na jednym z ostatnich domw, ktry bardziej przypomina kamienic ni
chaup. Ramy do portretw od razu przypomniay wywiadowcy powracajcy sen. Dlaczego
akurat ostatnio zacza przypomina mu si wojna? Przecie zapomina si nie wraz z upywem
lat, zapomina si take si woli... To by jego osobisty, nikomu nieujawniony wkad w
psychologi. Mao si na niej zna i pewnie dlatego nie przewidzia, jakie skutki przyniesie
zabranie gosu przy sdzim ledczym. Satysfakcja, e Rudniewski go doceni, trwaa chwil.
Rozpytywanie w stajniach o zdechego szczura bdzie dla odmiany wlec si w nieskoczono,
tego tajniak by pewien.
Hipodrom, gdyby nie wieo odmalowane drewniane trybuny, nie wygldaby na miejsce,
gdzie jeszcze niedawno odbyway si wycigi uwietniajce jeden z najwikszych koskich
targw Rzeczpospolitej. Na piaszczystym padoku ujedacz w mundurowej koszuli przekonywa
do kusa rozbrykanego karego podjezdka, w otwartych wrotach stajni drzema biay owczarek.
Na widok Faniewicza podnis wprawdzie gow, lecz znuony upaem nie zaszczeka nawet dla
formalnoci.
To by znak.
- Szczur? Rozkada si trutk, i tyle. No patrze, czy z ajnem wynosi si szczurze cierwo i
je rachowa?! - odpowiadali na jedn nut stajenni, a zmarnowany wywiadowca skrupulatnie z
kadego rozpytania sporzdza osobn notatk. Zapach stajni budzi mdoci i samo ich
powstrzymywanie kosztowao sporo wysiku. - Aaa, w niedziel? W wycigi?! No to nikt panu
wadzy nic nie powie! Bylimy my, ale byo te wielu stajennych ze stadnin, od hodowcw.

Wszystko to uwiarygodniao hipotez, ktr tajniak zabysn przed sdzi ledczym, dowodu
jednak nie mia. By jednak gotw pogodzi si z t porak, zreszt przynajmniej kierownik
Maciejewski nie oczekiwa niczego innego.
Faniewicz z ulg ruszy ku bramie, niestety ledwie zerkn na padok, uwiadomi sobie, e to
nie koniec. Westchn. Nie trenowano ju podjezdka, po piaszczystym placu na dugiej lony
truchtaa stpa gniada klaczka. Haiti, tajniak pozna j od razu. Za jego z miejsca rozpozna
trzymajcy lon Db. Puci link i podbieg do barierki, by powiedzie kilka sw mczynie z
oficerskim wsem.
- Wic pan jest z policji! - zawoa ten do tajniaka, zbliajc si sprystym krokiem byego
wojskowego. - To moe powie mi pan, jak dugo mamy tu tkwi?
- Pan porucznik Gromnicki, kierownik stadniny suchowolskiej - przedstawi go masztalerz
Db, ktry uwizawszy konia do barierki, ruszy za swoim pryncypaem.
- Powiedziano nam w biurze sdziego ledczego, e klacz jest dowodem w sprawie. Gromnicki nie da doj Faniewiczowi do gosu. - Tymczasem kady dzie tutaj to s straty,
prosz pana. S to straty finansowe, ale przede wszystkim w treningu Haiti. O co tu chodzi,
chciabym wiedzie! Owszem, syszaem, e poddaje si obserwacji psy, jeli zachodzi
podejrzenie, e s wcieke. Nie wiadomo mi nic jednak o tym, by podobnej procedurze
poddawane byy konie. Pan sdzia stale nieobecny, nikt mnie nie informuje, czy podjto
konkretne czynnoci ledcze...
- Wykonano rysunki porwnawcze. - Wywiadowca z wysikiem wszed mu w sowo. Kopyto nie pasuje do rany tragicznie zmarego.
- Sprawdzi to ten komisarz, z ktrym rozmawia ksi? - sprbowa zgadn kierownik
stadniny.
- Tak, komisarz Maciejewski - powiedzia Faniewicz, liczc, e nie przyznajc si do
wasnych sukcesw w ledztwie, zaoszczdzi te sobie dalszych tumacze. Pucha mu gowa i
jzyk, a koszmarnie upalny dzie ani myla si skoczy. - Klacz ksicia nie przyczynia si do
mierci tamtego czowieka.
- Wic mona j ju zabra? - zapyta Gromnicki.
- Pan sdzia ledczy z pewnoci wyda zgod. - Wywiadowca kiwn gow i to by bd, a
skrzywi si z blu. - Tylko jedno pytanie: czy w jej boksie w dniu zdarzenia nie znaleziono
martwego szczura?
- Szczura? - Dawny oficer spojrza zdziwiony na tajniaka. - Pan chyba artuje! Kto miaby
pamita takie rzeczy?! Widzielicie szczura, Db? - zwrci si do masztalerza.
- Nie przygldaem si. - Tamten wzruszy ramionami. - W boksie by przecie martwy
czowiek!
Faniewicz uchyli kapelusza i odszed moliwie rwnym krokiem, niestety i tak mia
wraenie, e idzie nie na wasnych nogach, ale e nieresorowana doroka wiezie go po kocich
bach.
- Widzicie, Db, jak menaeri trzymaj w tej cholernej policji? - Gromnicki odprowadzi
wywiadowc spojrzeniem, ktre dawniej, w wojsku, oznaczaoby co najmniej tydzie
koszarniaka. - Komisarz robi ledztwo, zdejmuje i sprawdza podkowy naszej Haiti, a ten tu
skacowany bawan, zamiast od razu przyj i zameldowa, szuka sobie zdechych szczurw! Istne
wariactwo, nie uwaacie?

- Wariactwo, panie poruczniku - zgodzi si masztalerz.


Gromnicki parskn jeszcze, po czym odwrci si i szybko poszed w stron stajni. Wiedzia
swoje, a w tej chwili interesowao go ju tylko, czy wagon kolejowy dla Haiti wci czeka na
bocznicy i jak zmusi wadze sdowe do pokrycia chocia czci kosztw.
*

Kustosz Edward Dutkiewicz z konserwatorsk trosk uoy medalion na irchowej chustce i wzi
do rki lup. Komisarz Maciejewski nie ponagla go. Najchtniej wyszedby na papierosa i zaj
si Przegldem Sportowym wystajcym mu z bocznej kieszeni marynarki, ale z uprzejm min
wodzi wzrokiem od gabloty Motyle Wyyny Lubelskiej, przez szyszaki na regale, do wieszaka z
lnianymi portkami i konopn parciank spod Bigoraja. Gdyby nie ta sprawa, pewnie nigdy by
nie odwiedzi muzeum.
- Spodziewaem si, e pan z tym do mnie przyjdzie. - Kustosz pochyli si nad medalionem.
- Nie jest pan zapewne z tego zadowolony, ale w zaufanych krgach mwi si ju nieco o tym
przedmiocie.
Zyga pokiwa tylko gow i otworzy notes. Bardzo dobrze, e niezidentyfikowany denat i
wyjta mu z garda zota pierdka wkrtce przestan by jego spraw. Jeli mwi si o tym w
zaufanych krgach, to niedugo tajemnicze zabjstwo bdzie przedmiotem dyskusji panien
sucych z babami na placach targowych. Krpiel! To on chlapn co jeli nie w szpitalu, to
przy wieczornym brydyku, komisarz nie mia wtpliwoci. Potrafi nawet bardzo dokadnie
wyobrazi sobie min pana doktora, gdy przy czwartym roberku zaczyna opowie: Mnie z
kolei, drodzy pastwo, przytrafia si niedawno ciekawa historia. Ot z garda pewnego
nieboszczyka... Pani profesorowa wybaczy, e mwi o takich makabrycznych rzeczach... Jeden
trefl!... Ot z jego garda wyjem drogocenny medalion. Policja bya absolutnie pewna, e
mamy do czynienia z ofiar wypadku, ja jednak jako czowiek z racji wyksztacenia przywyky
do wyzwa intelektualnych... Jeden bez atu!... mam w zwyczaju bada spraw dokadnie. Wicej
niestety, pastwo rozumiej, nie mog... Dwa karo!... Tajemnica zawodowa.
- Sdzc po mocowaniu, nie wydaje mi si, aby to by klasyczny medalion, raczej
zawieszka, nader modna ozdoba na pocztku ubiegego wieku - podobnym tonem zacz
ekspertyz Dutkiewicz. - Panie umieszczay j asymetrycznie na wysokoci dekoltu, na sercu.
...na lewym cycku, zanotowa Maciejewski.
- Portret taki przedstawia zwykle ma damy, nader czsto nieobecnego, za jego noszenie
miao, rzecz jasna, swj wymiar symboliczny i praktyczny.
- Odstrasza adoratorw, rozumiem - wtrci komisarz. - Interesowaoby mnie, czy da si
ustali tosamo tego mczyzny z miniatury.
Kustosz obraca w palcach klejnot, bada pod lup zdobienia i detale. Sdzc po kolekcji
Muzeum Lubelskiego, na ktr Zyga mia sposobno rzuci okiem, Dutkiewicz najchtniej nie
skoczyby tej ekspertyzy. Czego podobnego moe nigdy nie mia w rkach.
- Takie miniatury czsto byy kopiami portretw ciennych, wic musiabym przejrze
katalogi... Rozumie pan z pewnoci, e to potrwa. Klasyczne ujcie portretowe z koca
osiemnastego wieku, robota raczej rzemielnicza ni w istocie artystyczna. Na pierwszy rzut oka
nic mi nie mwi. Moe gdyby bliej przyjrze si mundurowi, mgbym zawzi krg

poszukiwa. Mczyzna siwiejcy, zatem urodzony zapewne midzy 1760 a 1780 rokiem.
Gwiazda orderowa na szyi niestety niewykonana do precyzyjnie, by jednoznacznie ustali,
czym by udekorowany. To moe by Order Ora Biaego, ale te jaka wersja bawarskiego
Orderu witego Huberta. Istniej spisy kawalerw takich odznacze, wic to rwnie mogoby
pomc...
- ...tylko wymaga czasu - dokoczy za kustosza Maciejewski. - Kto dzi mgby by
wacicielem takiego przedmiotu?
Dutkiewicz odwrci medalion i pod szkem powikszajcym przyjrza si rysom na zdobionej
w geometryczne wzory zotej powierzchni. Byo ich troch, co wczeniej nie umkno uwadze
Zygi. Klejnot musia nader czsto zahacza o guziki kochanka, ktry odpina go damie i
odwraca, by ciskajc biust, nie rani uczu nieobecnego ma. Albo te medalion niejeden raz
zmieni waciciela.
- C... - Kustosz zastanowi si, zbliajc lup. - To cenny artefakt, jeli wzi pod uwag
jego warto muzealn lub kolekcjonersk. Z kolei warto jubilerska jest znikoma, bo kt
chciaby nosi portret nieznanego mczyzny?
NN mia w gardle innego NN, zapisa komisarz w swoim notesie.
- To typowy klejnot rodzinny. Rodzina przynajmniej w czasie wykonania tego medalionu
bya zamona, wysoko sytuowana. Nie magnacka, bo wizerunek z portretu co by mi mwi,
takich rodw nie byo przecie wiele i na przykad po samym ksztacie nosa mona ju stawia
wstpne hipotezy, czy to kto z Zamoyskich, czy z Czartoryskich.
Czy z ich stangretw, mia na kocu jzyka Zyga, ale zachowa to dla siebie.
- Ten czowiek tutaj... - zastanawia si tymczasem historyk. - Bogata szlachta, moim
zdaniem. Nikt przesadnie znaczcy.
- Sposb wykonania moe wskazywa na pochodzenie? Kresy, Wielkopolska? podpowiedzia komisarz.
- Wiek osiemnasty, a nawet przeom dziewitnastego to jeszcze okres, kiedy kultura
europejska bya wbrew pozorom jedna. - Dutkiewicz podnis wzrok na rozmwc, by po chwili
znw wpatrze si w medalion. - Dzisiaj niby ujednolica j kino, ale nie tak skutecznie, jak
wwczas robiy to paryskie salony. Powiedziabym, e czciej widywao si takie ozdoby w
Polsce czy Rosji ni na przykad w Prusach.
- Zawsze to co. - Maciejewski zrobi kolejn notatk i podzikowa skinieniem gowy. A
zatem pozostali tylko potomkowie bogatych rodzin szlacheckich sprzed ptora wieku w trjkcie
Pozna-Wilno-Lww. Koordynaty akuratnie przewyszajce umysowo i kompetencje
ledczych z komendy wojewdzkiej.
- Domylam si, e nie moe mi pan zostawi tego artefaktu? - zapyta Dutkiewicz, nie
odrywajc oczu od klejnotu.
- Nie. Dla nas nie jest to niestety artefakt, tylko dowd w sprawie. - Komisarz rozoy rce.
- Zostawi panu fotografi.
- Wybaczy pan jednak ciekawo - kustosz przez szko powikszajce przyjrza si oficerowi
na portrecie - ale czy to rzeczywicie narzdzie zbrodni, jak syszaem?
- Jak pan widzi, ju oczyszczony z krwi.
- Jest pan komisarz pewien? - Dutkiewicz podnis wzrok znad medalionu i umiechn si
pod powym wsem. - Takie rzadkie precjoza rzadko s czyste...

Okno spelunki przy Grodzkiej wychodzio na ydowsk ochronk dla sierot i starcw oraz jedyn
staromiejsk namiastk parku na placu po dawnej farze. Pobliscy handlarze i drobni rzemielnicy
kombinowali, jak zwiza koniec z kocem, a drzewa prboway przebi si korzeniami do wody
przez resztki fundamentw dawnego kocioa. Wywiadowcy Zielny i Faniewicz siedzieli nad
gsimi pipkami z cebul i pcakiem, a chocia lokal mia na szyldzie herbaciarnia i na regale za
szynkwasem sta nawet zakurzony samowar, pito tu wycznie wdk.
- To ydowska robota - zawyrokowa towarzyszcy tajniakom ysy szedziesiciolatek z
lewym policzkiem noszcym lad noowych porachunkw. askawym gestem nadstawi grube
szko i pozwoli sobie nala pejsachwki.
- Zdecydowanie tak opini pan wygasza, panie Sowik? - upewni si Zielny, napeniajc
kieliszek najpierw jemu, potem Faniewiczowi i na koniec sobie.
- Panie przodowniku, ja swoje pienidze zarobiem, swoje paragrafy odsiedziaem i na
staro mog mwi, co myl. Pan jeszcze pizdy od chuja nie odrnia, jak wypuszczaem
dziewczynki na miasto. Za cara to byo, dobre czasy! - Sowik wypi p stakana, nadzia na
widelec nieco pipka z kasz i dobrze wymoczy to w sosie. Przeknwszy, stumi czknicie,
zapali papierosa. - Chocia walczy trzeba byo zbami i pazurami, eby utrzyma si w
interesie... No i patrz pan, dzi aden starozakonny alfons nie mie trzyma swoich dziewczynek
w rdmieciu. Myli pan, e co? e to nie bya walka o woln Polsk? - Chciwie wysczy
reszt wdki i nadstawi szko. - Ostatni by Szama Grajer, ale podobnie pan e go osobicie
zapuszkowa?
- Tak si zoyo - przyzna Zielny. Nie sdzi, e odniesie z tego kiedykolwiek profit, a ju
na pewno nie e bdzie to w ydowskiej spelunie podczas rozpytywania byego przestpcy. Z
Grajerem poszo zreszt nie o kodeks karny, ale o zachowanie twarzy. eby idc przez Stare
Miasto, tajniak rozsiewa tylko wo taniej wody koloskiej, nie zapaszek bezwzgldnego
apownika. Poza tym wywiadowc denerwowao samo wspomnienie o tej historii, szczeglnie e
Grajer nawet zza krat potrafi doglda swojego interesu na Grodzkiej, a dzielnicowy siedzia u
niego w kieszeni.
- I podobnie przymknlicie Myszkowskiego? - ysy recydywista powiedzia to z mciw
satysfakcj, wida nie zapomnia dawnych ali spod celi, gdzie jako alfons by na samym dole
hierarchii.
Zielny poczu, e Faniewicz trca go pod stoem. Niepotrzebnie, sam te zauway, e Sowik
chce by cwaszy, ni przewiduj paragrafy. Zamiast wierka, prbuje wyciga informacje.
- Przymkno si, wypucio, bdzie trzeba, znowu si przymknie... - Tajniak wydoby
widelcem nadzienie z pipka i rozbeta w sosie. - A dlaczego uwaa pan, panie Sowik, e ten
nieboszczyk ze zotym fantem w gardle to ydowska robota?
- Bo pamitam podobn. - Stary oblenie obliza uwalane sosem pene usta i wycign
kieliszek, znw pusty. Zielny nala. - Dziewiset trzeci albo czwarty rok... Raczej trzeci, tak! Fachowym spojrzeniem obrzuci dwie tanie dziwki, czarn i rud, ktre na dobry pocztek
wieczornego obchodu zajrzay do herbaciarni, po czym oddaliy si przez plac ku latarni na rogu
Archidiakoskiej. - Krci tutaj interes taki jeden, Mosze Ojgel, niby parch, ale honorowy jak
diabli. Podobnie przez to wojny wiatowej nie doy, po pijaku upad tak nieszczliwie, e

noyk wbi mu si pod ebro... Pan naleje wdeczki, panie przodowniku?


- Tylko mw pan ju do rzeczy, panie Sowik. - Wywiadowca niechtnie uzupeni stakan.
Spojrza pytajco na Faniewicza, ale ten zdawa si niezainteresowany ani bia monopolk,
ani opowieciami recydywisty. Ca jego uwag pochaniaa znikajca z talerza gsina.
- Mia wtedy burdelik najpierw na Zamojskiej, bo to byo, zanim socjalici wytukli mu
szyby. Mwi panom wadzy, co to by za widok! Caa ulica jakby krysztaem posypa, a jak
doroka jechaa, to...
- Panie Sowik! - upomnia go Zielny.
- Pan przodownik to niecierpliwy czowiek. - Stary pokrci gow. - Mosze Ojgel mia z
siedem dziewczynek, najduej opiekowa si czarnulk tak, Perl. Nawet yli razem. No i
wreszcie pokcili si, ale nie wiem, o co poszo, i Perla rbna mu prawie sto rubli. Kupa forsy,
panie przodowniku! Kaden inny dorwaby pann, brzytew pod oczy dla postrachu i kaza
odrobi z procentem. Ale Ojgel honorowy by! Wyobracie sobie, panowie wadza, e znaleli
dziwk martw, a gboko do garda kto jej wcisn ki motyli, zwitek banknotw znaczy. Tak
byo... - Sowik zaduma si nad starymi dobrymi czasami, podsuwajc znaczco swj stakan. Tylko wiadoma rzecz, fors zaopiekowali si panowie z biura ledczego. Takie same byo wtedy
kurewstwo, tylko droyzna mniejsza.
- I tylko tyle? - burkn Zielny. - A syszaem, e warto z panem porozmawia...
- A nie byo warto? - Stary zarechota. - I kto panu wadzy mwi? Moe Ksiycki?
Tajniak wzruszy ramionami, chocia w rodku a go trzso. Wola ustala tosamo trupa ze
stajni, ni wypenia kwity w sprawie wamania do kasy ogniotrwaej, wic poranne najcie
sdziego ledczego nawet go ucieszyo, ale Rudniewski zapeszy niczym Jonasz! Panna Marianna
Komarowska gniewaa si, e w niedziel wystawi j do wiatru, a cay dzie rozpytywania na
miecie nie przynis zupenie nic. Do Ksiyckiego, ktry przenis si ze Starego Miasta na
ulic Narutowicza, pojecha bez przekonania, tylko by powiedzie potem kierownikowi, e stara
si, aczkolwiek wyczerpa wszystkie moliwoci do cna. Tymczasem Ksiyc mia jednak trop.
Zarzeka si, e niepewny, lecz tajniak nabra wiatru w agle. Wycign nawet Faniewicza,
ktry niemrawo azi po mieszkaniu w samych gaciach mimo wczesnej pory. I wszystko po to,
eby sucha wspomnie z sutenerskiej historii miasta gubernialnego Lublina?!
- Ksiycki ma cykori, jak tylko glin zobaczy, frajer i achudra. e pedryl, to ju nie
wspomn przez delikatno. - Sowik, czerwony na twarzy, z oczami zmtniaymi od wdki,
umiechn si serdecznie i przyjacielsko klepn Zielnego w kolano. - A pan przodownik jest
pierwszorzdna glina! Gdybym ja wci by w interesie, tobymy razem zrobili dobr spk. Z
koleg paskim rwnie, ma si rozumie. - Taktownie przypomnia sobie o istnieniu
Faniewicza, ktry oczyciwszy talerz, siedzia z rkami zaoonymi na piersi. - Dlatego mwi
panu wadzy jak rodzonemu, jeli kto nie poaowa drogiego fantu na dintojr, to musia to by
taki sam honorowy gudaj jak Mosze Ojgel!
*

Tadeusz Zielny wyszed z herbaciarni i z miejsca potkn si o bruk. Faniewicz przytrzyma go,
wyj z kieszeni paczk papierosw. Czu si stanowczo lepiej, mimo e rozpytywanie starego
Sowika byo gwno warte, jak i cay ten dzie. Nie lubi leczy kaca klinem, ale skoro

pomogo... Lekarstwo nie musi by smaczne.


Mde wiato nielicznych latar Starego Miasta przyjemnie koio oczy, zmczone po
sonecznym dniu.
- Nie gniewaj si, Witek, e ci chorego tak cignem na rozpytanie. - Zielny wbi rce w
kieszenie marynarki. Taka serdeczno rzadko mu si zdarzaa, zwiastowaa co najmniej chandr.
- Klin dobrze mi zrobi - mrukn od niechcenia Faniewicz. - Zdarza si.
Wycign rk na poegnanie, partner ucisn j, jednak ani myla puci.
- Tobie dobrze zrobi klin, a ja potrzebuj dobrej kurwy, eby si uspokoi. Omal w pysk nie
strzeliem tego Sowika. Gdyby Ksiyc mi si nawin... Idziesz ze mn, musz ci to
wynagrodzi!
- Nie musisz, zmczony jestem - mrukn niechtnie postawny tajniak.
- Ile lat si znamy? No ile?
Faniewicz, wczeniej skupiony tylko na swoim kacu, dopiero teraz w przebysku
przytomnoci dostrzeg, e Zielnego zaczyna rozbiera wdka. Nie trzeba byo z nim i, bo teraz
nie ustpi...
- Wiesz dobrze, e nie chodz na kurwy. Katolik jestem.
- To tak jak ja! - Partner ucieszy si. - A dlaczego waciwie nieonaty? No chyba niczego ci
nie brakuje?
- Odczep si! - Faniewicz strci jego rk.
- Raz chod ze mn na kurwy, bd przyjaciel! - Zielny zapa go za rkaw. - Chod na
kurwy, wyspowiadasz si przecie i bdzie git!
W oknie na parterze ochronki kto zapali lamp naftow. Latarnia na rogu Archidiakoskiej
owietlaa dwie dziwki, czarn i rud, t ostatni z rozmazanym makijaem i siniejcym okiem.
Rozprawiay o czym, ywo gestykulujc. Tadek zapatrzy si na nie i zachybota. wiato latarni
rozdwoio si, dwie jasne plamy zaczy powoli kry wok siebie...
- Bo inaczej gotw jestem co sobie pomyle, Witek - powiedzia tonem pogrki, niby to
przyjacielskiej, ale z drugim, bardzo grzskim dnem, Faniewicz czu to nadto wyranie. - Nie
bye dotd lepki, ale moe tylko ja nie jestem w twoim typie, co? - Klepn partnera w plecy. artowaem! Dobrze wiem, e dwa lata temu zabawiae si z t mod krawcow, comy j mieli
za wiadka. No ale to byo dwa lata temu, jak pragn trzewoci! Chod, chod, jest nowy lokalik
tu niedaleko, przy Rybnej. liczniutki, nielegalniutki i katolicki! - Zielny straci rwnowag na
kocich bach i uwiesi si ramienia Witolda. - A ja nie bd dzi jeba u yda, skoro polscy alfonsi
i pan Sowik walczyli o polsko tych latar! - Patriotyczn deklaracj popar proletariackim
salutem uniesionej pici, chocia wyprostowana do jak u dziaaczy ruchu narodowego byaby
bardziej na miejscu. - Poza tym jest tam jedna taka dziewczynka w sam raz dla ciebie - niemal
wyszepta konfidencjonalnie. - Odstpuj ci z przyjani. Musisz i, bo si obra!
Przy Rynku Faniewicz poczu, e pot spywa mu po plecach, a w butach przemikaj
skarpety. Tajniak mia sporo do ukrycia, gdyby jego partner wiedzia ile!... Korcio pchn
Zielnego na cian pierwszej lepszej kamienicy, waln w splot soneczny, eby si zamkn, i
odej. Tylko co potem? Co nastpnego dnia, kiedy znw razem zgosz si na sub?
- Panna Krysia to moja sprawa - burkn, bo chocia nie mia ju adnych wtpliwoci co do
reputacji dawnego wiadka, moda krawcowa czasem mu si nia.
- Twoja, twoja - przytakn skwapliwie Zielny, prowadzc go za rg, w nieowietlon ulic.

- Ja mam oczy nawet na dupie, ja takie rzeczy widz. A ty jeste mj przyjaciel najbliszy i ja si
tobie nie pozwol zmarnowa, Witu!
- Pijany jeste, odprowadz ci do domu - zaproponowa Faniewicz bez przekonania.
- Teraz? - Zielny oburzy si. - Teraz, kiedy jestemy prawie na miejscu?! Kurwy kawy
zaparz i bd jak nowy! A po wdce to nawet lepiej, bo duej za te same pienidze. Ale gwno
tam pienidze! Jeste moim gociem, Witu, przyjacielu serdeczny...
Weszli do bramy, mierdzcej kotami z piwnicy i szczyn z otwartej na ocie ubikacji. Zielny
wyda z siebie stumiony gulgot, po czym zgi si wp. Bya to idealna chwila, eby uciec,
jednak Faniewicz, brudzc sobie palce brylantyn, po chrzecijasku podtrzyma partnerowi
gow, a bukiet kamienicznych zapachw uzupeni smrd nieprzetrawionej gsiny.
*

Maa Ninka nie wygldaa na swoje dziewitnacie lat, ale nie tu kry si jej najwikszy kapita.
To byy jedynie warunki, jak mwi ze znawstwem pan Piekarzewski, ktry ponad dwa lata
prowadzi w Chemie Lubelskim szko dla przyszych aktorek.
Niezamonym z talentem udziela si zniek tudzie rat, pisa w anonsach i po pierwsze,
wszystkie jego uczennice rokujce nadzieje bray si z tych niezamonych, po drugie,
wypacalne zniechca do dalszej nauki. Po trzecie, ulg dla uzdolnionych rzeczywicie udziela,
a wpaday w takie dugi, e naleao je odpracowa. Siedemnastoletnia wwczas Antonina
Czubek poja szybciej ni policja, co jest istot interesu pana Piekarzewskiego, wcale jej to
jednak nie przeszkadzao, nawet koleankom nie pisna sowa o swoich podejrzeniach. Dlatego
zapewne ledwie pojawia si w Lublinie, zostaa ulubienic Mamuki z ulicy Rybnej, a pan
Piekarzewski w sam por zwin swoje przedsibiorstwo i znikn nie tylko z Chema, ale te z
wojewdztwa.
Najwikszym kapitaem Maej Ninki byy spryt oraz intuicja, obce prowincjonalnym kurwom,
ktre oddaway si klientom w czterech, moe piciu pozycjach Kamasutry, bo na pozostae
brakowao im wiedzy i fantazji. Ona za potrafia odgadn mskie potrzeby, sama przy tym nie
najgorzej si bawic. Wicej w tym byo satysfakcji wzorowej uczennicy z dobrze napisanej
klaswki ni rozkoszy, to prawda, jednak zaciska zbw przy pracy nie musiaa. A szczeglni
gocie Mamuki, z ktrymi kiepsko radziy sobie inne dziwki, mieli t niezaprzeczaln zalet, e
zadowoleni, dobrze pacili. I Maa Ninka zarabiaa wicej ni inne, chocia niby pracowaa mniej
- bo wicej gow ni dup.
Dlatego gdy usyszaa pijacki gos w korytarzu, waciwie moga spodziewa si, e to chodzi
o ni.
- Dla przyjaciela, Mamuko droga, ja chc rarytasik obstalowa - usyszaa.
Podesza cicho do drzwi swojego pokoju i wyjrzaa przez dziurk od klucza.
Skpe wiato padajce z sypialni burdelmamy wyawiao z cienia niewysokiego bruneta z
wosami lnicymi od brylantyny, ubranego w beowy letni garnitur - i dobrze zawianego. Jego
towarzysz, wysoki i nieco otyy, nerwowo drapa si po karku, odsaniajc at pod pach szarej
marynarki i gazet wystajc z bocznej kieszeni. Mamuka rk z dymicym papierosem
wskazaa im pokj Maej Ninki. Dziewczyna cofna si pospiesznie.
- Dobry wieczr - przywita si gruby, po czym cicho zamkn za sob drzwi.

Maa Ninka odpowiedziaa mu, po chwili rzucia jaki bana dla podtrzymania konwersacji.
Jednake go odczeka, a kroki w korytarzu umilkn, po czym usiad sztywno na krzele i
wyj gazet.
- Co ciekawego dzi pisz? - zapytaa dziewczyna.
- Nie, chc odpocz - mrukn niechtnie grubas.
- A ja co mam robi?
- Co chcesz. - Wzruszy ramionami. - Jeste u siebie.
Moe by z tych, ktrzy wol patrze na niby to niedostrzegajc ich dziewczyn, samemu
masujc czonka? Jak choby ten emerytowany profesor, ktry by u Ninki w zeszym miesicu...
Z pocztku mylaa, e w tym wieku ju facetom nie staje, ale przekonaa si o omyce, kiedy
profesor rozpi rozporek. Odsun j jednak, kiedy chciaa usi mu na kolanach.
- Miabym penetrowa moim ogierkiem jaki olizgy otwr peen bakterii? - Wzdrygn si.
- Wezm ogierka do buzi - wymruczaa Maa Ninka z umieszkiem pensjonarki.
- A w twoich ustach to mao bakterii? Mylisz, e wystarczy zby umy? - Profesor skrzywi
si i dalej gaska indora. -Tacz!
Zacza wic taczy take przed swoim nowym klientem, nucc Mio ci wszystko wybaczy
modulowanym gosem Ordonki i powoli rozpinajc guziki. Mczyzna lekko poczerwienia, po
czym zasoni si Expressem jak parawanem.
- Co chcesz, ebym zrobia? - zapytaa dziewczyna, siadajc obok niego.
- Co ty taka pracowita?! - warkn, ze zoci skadajc gazet. - Nic nie rb, i tak ci
zapac. Inna by si na to cieszya...
Inna by si cieszya? Maa Ninka nie bya jak kada inna dziwka, ona czytaa ksiki, take
wspczesne, jak Zaklte rewiry tego modego Worcella. I tam wanie byo, e godno osobista
to bardzo adne, ale nie dla kelnera. I nie dla dziewczyny, ktra powanie mylaa o swojej
przyszoci i ze swoimi zdolnociami ju widziaa si w Warszawie, potem w Paryu...
Inna to wykopaaby go za drzwi, wyzywajc od pedaw! Co z tego, e postawny! To cakiem
by pasowao: facet przyszed do Mamuki zacignity przez znajomego, ale tak naprawd wcale
nie mia ochoty na zabaw z kobiet. Okaza to jednak dopiero, gdy on i Ninka zostali sam na
sam. Tyle e dziewczyna i w takich sprawach miaa dowiadczenie, a jej chopica figura i wskie
biodra byy w sam raz dla pedzikw, ktrzy chcieli zachowa pozory. Obsuya ju trzech takich
klientw, w tym jednego a z daleka wygldajcego na ciot. Wystarczyo zagra niewinnego
modzieca i da im wytrysn w tyek.
- A moe ty... - Maa Ninka uniosa si nieco i wyszeptaa klientowi do ucha sodkie
zaproszenie, tym razem gosem chopca przechodzcego mutacj. - Ze mn nie musisz si
wstydzi...
- Zwariowaa kurwa! - Mczyzna odepchn j na ko i wsta. Po chwili chyba zawstydzi
si swojego wybuchu, bo zacz grzeba w kieszeni.
Szuka pienidzy! On jednak, zamiast chociaby piciozotwki, wyj rwnie okrgy
metalowy znaczek na rzemyku. Te z orem, ale i z napisem Suba ledcza.
- Nie jestem tu dla przyjemnoci, rozumiesz?
- Rozumiem. - Prostytutka powanie kiwna gow. - Ja jestem w porzdku!
- Nie jeste. - Tajniak usiad z cikim westchnieniem. - To jest nielegalny burdel i dobrze o
tym wiesz. - Znw rozoy gazet. - Ale nie o to mi chodzi, nic si nie bj. Nie przeszkadzaj mi

tylko w pracy i gba na kdk, comy razem robili albo nie robili... Suchaj si, to bdzie midzy
nami zgoda.
- Moe chocia herbaty zrobi panu wadzy? - Ninka wskazaa maszynk spirytusow
stojc obok toaletki. Powanie mylaa nie tylko o przyszoci, rwnie o teraniejszoci.
Gliniarz kiwn gow, wkadajc do ust papierosa.
*

Witold Faniewicz spode ba popatrzy na spoconego tustego kelnera, wic ten odszed, duszc w
sobie zo i zmczenie. Wszystkie stoliki oprcz tego, przy ktrym drzema Tadeusz Zielny, a
drugi tajniak po subie czuwa nad kuflem letniego piwa, spay ju rozebrane z obrusw,
najeone nogami krzese ustawionych siedziskami na blatach. Ostatnia stacja pijackiej drogi
krzyowej wiodcej od rdmiecia przez coraz bardziej podejrzane dzielnice. Wedug koncesji ta
przydworcowa knajpa od ponad godziny rwnie powinna mie zgaszone wiata i adnych
klientw.
Spogldajcy wrogo zza baru waciciel ze szczeciniastym wsem i w wytartej kamizelce nie
obawia si wprawdzie policjantw z III Komisariatu, ktrzy gasili u niego pragnienie podczas
patroli, jednak mia do upau i nie lubi goci, z ktrych jest wicej zawracania gowy ni
pienidzy w kasie. Z drugiej strony wola skania ich do wyjcia zym spojrzeniem ni innymi
metodami, zwaszcza gdy mieli postur zapanika, jak ten mniej pijany.
Zielny zachrapa, a wybudziwszy si nagle, uderzy rk w st.
- Zasadniczo, Witu, to ja bym wcale nie musia chodzi na dziwki, gdyby nie kierownik wyzna z tak szczeroci w gosie, jak nawet rzadko syszy wikszo spowiednikw, nie
mwic o glinach.
- Chodmy ju! - Faniewicz zapa go pod rami, ale Tadek gwatownie odtrci jego rk.
Spojrza na wiat, doni odgarniajc grzywk, z ktrej zdya spyn brylantyna.
- Piwa nie dopiem, a zapacone. - ykn ze swojego kufla i skrzywi si z obrzydzeniem. W niedziel ju prawie miaem urobion pewn pann kasjerk. Uwierzysz, e wanie z
vetterowskiego browaru? A tu taki pech, trup w stajni!
Dugo i smutno kiwa gow, przytakujc samemu sobie. Ukoysany tym, odchyli si na
oparcie krzesa i znw przysn z potwartymi ustami.
Faniewicz zapali papierosa. Mia dosy tej nocy. Zdarzao si czasem, e targa koleg na
wasnych plecach na Doln Marii Panny, skd do siebie na Konopnick byo cae szczcie
blisko. Mg tak zrobi i teraz. Wieczr - rozpoczty subowo, zakoczony jak zwykle - napeni
rosego tajniaka wyjtkowym obrzydzeniem, a przy tym wyjtkowo zmikczy: Faniewicz mia
cholernie do i jednoczenie nie chcia zosta sam...
Natomiast e kto oprcz pijanego Tadka Zielnego przyjdzie dotrzyma towarzystwa, tego si
nie spodziewa. Tymczasem odezwao si energiczne pukanie do drzwi, a waciciel podszed do
okna wyranie strapiony, e wiato przycigno jeszcze jak m. Otworzy jednak
pospiesznie, nawet z nadziej.
Do rodka weszo dwch mundurowych policjantw z paskami czapek pod brod. Zielny
przebudzi si na moment i w pierwszej chwili zagapi ze zdziwieniem, bo w pijackim widzie w
niskim przodowniku z krtko przycitymi wsami dostrzeg kanclerza Hitlera. Wszed do Austrii,

odgraa si, e wejdzie do Czech, a teraz jest nawet w podej knajpie w Lublinie! Jednak
towarzyszcy mu posterunkowy z chopic twarz i ledwie sypicym si wsem upi polityczne
obawy pijanego wywiadowcy, ktry znw zapad w odrtwienie.
- Co tu si dzieje, panie Cedzik? - Dowdca patrolu niedbale zasalutowa knajpiarzowi. Nie wie pan, ktra godzina? Chce pan koncesj straci?
Cedzik bezradnym gestem wskaza stolik z dwoma pijakami: niszym i lepiej ubranym,
utopionym ju w alkoholu, oraz jego postawnym kompanem, ktry - jak sdzi waciciel lokalu tylko z racji tuszy wci utrzymywa si na powierzchni.
- No to trzeba byo nas od razu woa - upomnia knajpiarza przodownik.
- Wadz na klienta? Mimo wszystko nie wypada.
Starszy z policjantw nie podziela jego skrupuw. Rozpar si w drzwiach i kiwn gow na
posterunkowego. Ten poprawi regulaminowy bagnet, ale dla pewnoci wyj te krtk gumow
pak, znacznie praktyczniejsz ni bro biaa, chocia przez oglniki komendy gwnej
niewspominan w przypadku suby patrolowej.
Witek Faniewicz uda, e tego nie widzi. Zielny udawa nawet nie musia, spa.
Tymczasem glina podszed do stolika i zastuka pak w blat. Postawny tajniak podnis nieco
gow. Pierwszy raz widzia gwniarza.
- Koniec zabawy, bo zaraz poznacie komisariat! - zagrozi posterunkowy.
Faniewicz powolnym ruchem sign do kieszeni i niczym napiwek pooy na poplamionym
obrusie swj znaczek subowy.
- Nie wygupiaj si, kolego - mrukn.
Zielny naraz otworzy oczy. Na widok niepewnej miny policjanta potrzsn gow, poniewa
jednak glina nie znikn, Tadek umiechn si do niego.
- Nawet nie wiecie, posterunkowy, z jakimi ja dziewczynkami dzi wojowaem... Penijcie
sub dalej - poleci i momentalnie zachrapa.
Faniewicz skrzywi si. Nie podobaa mu si ta wyprawa do burdelu, a jakiekolwiek
wspominanie o wojnie, chociaby nie wiadomo jak metaforyczne, jeszcze mniej.
- Ju wychodzimy - powiedzia, wstajc.
- Co si tak z nimi cackasz? - Obok modego policjanta stan przodownik. - Aaaaa, to
panowie? - Umiechn si na widok znanych sobie tajniakw. - Co to dzisiaj bya za okazja?
- Kurewska - mrukn Witek. - Pan nie pyta nawet. Idziemy, Tadek. - Dwign
nieprzytomnego partnera.
- Bierz go pod drug rk - poleci przodownik swojemu podkomendnemu. - Trzeba pomc
koledze. A mnie naleje pan kufelek jasnego od Zylbera, panie Cedzik! - Opar si o szynkwas. Niby noc, a gorc wci cholerny...
Kwadrans pniej Faniewicz sadzi wielkie kroki zupenie pust alej Pisudskiego, pachnc
drzewami i sianem z k nad Bystrzyc.
Byo piknie. Gdyby tak usi tam na ca noc z wdk i a po szar godzin ze
wspomnienia leniwie schadza kolejnymi butelkami spoczywajcego w wodzie piwa, pali
papierosy i mie przy sobie kogo, kto by by, ale z kim nie trzeba rozmawia... Kogo tak
zaufanego jednak nie zna, a byo tak piknie, e rzyga si chciao.
Posterunkowy posapywa, Zielny nie tyle szed, co wisia midzy nimi. Na remontowanym
mocie Faniewicz przystan i porozumiawszy si wzrokiem z modym policjantem, posadzi

bezwadnego partnera na stos kostki brukowej.


- Oj, bya bitwa... pod Cycowem! - Zielny zarechota przebudzony i znowu zapad si w
siebie, czasem tylko co od niechcenia bekoczc.
A Witek, ju zmordowany, chocia prawie trzewy, mimo woli zacz sobie przypomina...
Podkute buty posterunkowego na nowym elbetonowym mocie brzmiay jak przejazd kawalerii,
odlegy odgos doroki przypomina taczank, ogrodzona byle jak dziura w bruku, ktr
robotnicy zostawili do zaatania nastpnego dnia, wygldaa jak okop...
- Bierz go! - rozkaza mundurowemu. - Niedaleko, na Doln Marii Panny.
Gdy Faniewicz pooy Tadka do ka i dowlk si do siebie na Konopnick, witao. Mia
swj klucz do bramy, eby nie budzi dozorcy i nie paci mu za kadym razem, kiedy wrci z
nocnej akcji. Ale ledwie woy go do zamka, na pustej ulicy pojawi si niziutki, zawsze
umiechnity krawiec Feldbaum, od niedawna waciciel starego, ledwie powczcego nogami
kundla. Zwierz przypatao si na ich ulic, w kocu byo to rwnie dobre miejsce, jak kade
inne, eby zakoczy psie ycie. Feldbauma co jednak tkno, zoliwo albo humanitaryzm, bo
postanowi nie da mu zdechn, i teraz co kilka godzin, w dzie i w nocy, wyprowadza
powolnego, cierpicego na bezsenno pupila. Wywiadowca uchyli kapelusza.
Nim jednak krawiec zdy zrobi to samo, psu przywidziao si jakie ze wspomnienie
niczym wczeniej Witkowi Faniewiczowi.... W kundla wyranie wstpiy nowe siy, bo
niespodziewanie rzuci si ku tajniakowi, szczerzc ky i ujadajc wniebogosy.
- Pan zabierze to bydl, do jasnej cholery, bo zastrzel albo oddam hyclowi! - wrzasn
gliniarz, odganiajc psisko zamaszystym kopniakiem. Nie zamierza trafi, mimo to wyleniae
zwierz odrzucio a pod mur.
Co pan robi, panie Faniewicz? Co pan robi?! - Feldbaum z wysikiem dwign na rce
kundla, ktry znowu by starym psem, skomlcym z blu i nienadajcym si do obszczekiwania
pijakw. - Jak tak mona kopa ywe stworzenie? Jak tak mona? VI
roda, 6 lipca 1938 roku
PARY - Wedug otrzymanych tu informacji, Niemcy rozpoczli konstrukcj acucha fortyfikacji na
pograniczu Luksemburga. Na niektrych odcinkach widoczne s zasieki z drutw kolczastych.
GDYNIA - Przed dwoma dniami powrci do Gdyni b. sierant francuskiej Legii Cudzoziemskiej w
Afryce. Sierant ten po zdezerterowaniu z Legii wstpi do wojsk czerwonych w Hiszpanii. Mia nawet
dowodzi kompani w midzynarodowej brygadzie. Powrt jego do kraju obfitowa w wiele ciekawych
przygd, bowiem przedostawa si przez kilka granic nielegalnie, bez adnych dokumentw. Dopiero
w odzi zosta zatrzymany przez policj. Opowiada, e midzynarodowe brygady skadaj si w
trzech czwartych z Rosjan, prawie wszystkie stanowiska oficerskie zajmuj Rosjanie, komisarzami
politycznymi w 90 procentach s ydzi. Polakom obiecuje si, e po pobiciu faszystw w Hiszpanii
przyjdzie kolej na Polsk, a tam kady z walczcych w Legionie zostanie komisarzem albo oficerem
w armii.
HANKAU - Kolumny wojsk japoskich nacieraj na Chiczykw w oparach gazu trujcego.
LUBLIN - Poszukiwani wsplnicy bandyty Gowackiego, Jzef Rusin i Jzef Zadurski, zostali zabici
we wsi Bielany Due w pow. ukowskim. W pobliskiej kolonii Bronisaww mieszka siostra Rusina,

ktrej m Leon Sitarski jest znanym na terenie Warszawy komunist i by ju dwukrotnie karany
wizieniem za dziaalno antypastwow. W tyme Bronisawowie obaj bandyci mieli kochanki,
dwie siostry Klementyn i Mariann Bucharzwny. W czasie rewizji znaleziono u nich skradziony
paszport zagraniczny do Stanw Zjednoczonych, na ktrym po wypraniu miao by wypisane
nazwisko Rusina. Energicznym pocigiem i obaw kierowa inspektor Czesaw Ruciski z Komendy
Woj. P. P. w Lublinie.

Tu po smej rano komisarz Zygmunt Maciejewski pokona schody niemal biegiem i wpad na
korytarz prowadzcy do pomieszcze Wydziau ledczego. W pokoju tajniakw stukaa maszyna
do pisania, na ktrej kto powoli, jednym palcem, sporzdza pismo urzdowe. Z awy pod
drzwiami gabinetu komisarzy Maciejewskiego i Krafta na widok Zygi podnieli si, jak Pat i
Pataszon z duskiej komedii, przeraliwie chudy wysoki wsacz z teczk oraz niski, ysiejcy i z
latami coraz bardziej otyy Bernard Marmurowski. Na ich widok Zyga cisn nieco wze
krawata zwisajcy pod konierzem. Marynarki wola nie zapina, bo grny guzik trzyma si na
sowo honoru.
- Jest pan sowny jak mao kto. - Kierownik Wydziau ledczego ucisn tylko troch zbyt
silnie tust, spotnia do lubelskiego przedstawiciela firmy Granit.
Ten skrzywi si mimowolnie.
- Komisarz Maciejewski. Inynier oszu - Marmurowski dokona prezentacji.
Zyga otworzy gabinet i wszed pierwszy, by szybko otworzy take okno. Biurowy zaduch
papierzysk wymieszany z woni nigdy niezmienianych obi krzese szybko ustpi miejsca
miejskiemu upaowi. Komisarz rozsun nieco akta na swoim biurku, eby mg widzie obu
mczyzn, ktrym wskaza miejsca po drugiej stronie.
- Kto pniej skrupulatnie spisze paskie zeznania, panie inynierze - zapowiedzia. - Mnie
interesuje tylko, kto mg tak atwo otworzy kas paskiej firmy. Bo zakadam, e pan
Marmurowski wprowadzi pana w zagadnienie.
Wsy oszunia poruszyy si, chocia reszta twarzy nie wykazaa adnych emocji. Pat
spojrza z ukosa na Pataszona, Pataszon z wyrzutem na Pata. Zyga natomiast nie mg si oprze
wraeniu, e podobn scen odgrywali nie po raz pierwszy. Jeeli Bernard Marmurowski
wchodzi z kim w spk, jedno pewne: musia by w tym jaki kant.
- Na to nie potrzeba kasiarza Szpicbrdki. - Inynier umiechn si nieco zbyt poufale. Dzisiaj takie zamki otwiera bez kopotu kady lepszy lusarz. Po pierwsze, mamy do czynienia z
kas ogniotrwa, a nie z sejfem w rzeczy samej. Taka kasa, jak sama nazwa wskazuje,
zabezpiecza zawarto od ognia, od zodziei niekoniecznie. Po drugie, to nasz wyrb z 1923 roku,
a wtedy na pewno nawet pan komisarz nie mia w domu zamka patentowego...
Zrobi pauz okraszon rwnie irytujcym umiechem. Maciejewski przybra urzdowy wyraz
twarzy. e drzwi na Rurach Jezuickich otwiera wci tym samym kluczem, ktry odziedziczy
po ciotce wraz z domem, oszu nie potrzebowa wiedzie.
- Po trzecie - inynier sign do teczki i spomidzy firmowych folderw wyj blankiet do
poowy wypeniony niebieskim atramentem - pan zechce askawie podpisa za pamici.
Komisarz przejrza rubryki. Tak, oszu faktycznie musia uda si do Lublina w sprawie
subowej, istotnie jego obecno na komendzie policji bya nieodzowna i susznie firma Granit
winna wypaci mu koszta podry. Zyga jednak nawet nie sign po piro.

- Nie obejrza pan jeszcze sejfu.


- Kasy - poprawi go inynier. - Nie musz. Mam j tu. - Wyj jeden z folderw, sdzc po
papierze i gustach zecera, pochodzcy sprzed co najmniej dziesiciu lat. - Prosz spojrze. Otworzy druk reklamowy na stronie z opisem technicznym i dugim, szopenowskim palcem
wskaza fragment drobniejszym drukiem. - Nie ma zabezpiecze szyfrowych i otwiera si j
pojedynczym kluczem. Co prawda klucze do kasy tego typu maj podwjny jzyczek o do
skomplikowanym ksztacie. - oszu odwrci stron, by pokaza komisarzowi ryciny
artystycznie powykrzywianych wihajstrw. - Jednake nasza firma od trzydziestego roku nie daje
adnych gwarancji poza ochron od ognia, w rzeczy samej.
- Pozwoli pan? - Maciejewski zoy folder i schowa do akt. - Z wyksztacenia jest pan
inynierem mechanikiem czy teoretykiem? - zapyta bez umiechu.
- Sucham? - Wsy oszunia znowu si poruszyy, lecz tym razem i minie twarzy zadrgay
lekko.
- Zainteresowao mnie to, bo skoro chce pan wyda opini, nawet nie ogldajc sejfu... wycedzi z flegm komisarz.
- Kasy! - oszu nie dawa za wygran.
Zyga rzuci okiem na Marmurowskiego. Ten wydawa si komisarzowi ju mniejszy ni na
pocztku rozmowy. Wiedzia, co si wici. Lata wczeniej Zyga, zamiast posadzi go na doku, a
potem zawnioskowa o nakaz aresztowania, wypisa przepustk na faszywe nazwisko i Berel
Marmur czu si najwikszym szczciarzem w Lublinie. Rycho niestety zrozumia, e to wcale
nie by a tak dobry interes. Geszefciarz z ambicjami sta si zwierzciem domowym - z racji
tuszy najpewniej czym w rodzaju niekoszernego wieprzka, ktrego gospodarz oszczdzi nie z
dobrego serca, ale powodowany wycznie wyrachowaniem. Tuciejszy lepszy! Porednik
wiedzia rwnie, w co teraz gra ledczy. oszu mia pecha, e siedzia naprzeciw biurka
upartego gliny i e zostanie wycinity jak cytryna... A Marmurowski, e do czego nie zmusi
inyniera komisarz, do tego bdzie go musia zmusi lubelski przedstawiciel firmy Grafit w
swoim dobrze pojtym osobistym interesie...
Odchrzkn wic i zacz pojednawczo:
- Gdyby wystpiy dodatkowe koszta, to ja je...
- Nie chodzi o koszta, tylko o mj czas, w rzeczy samej! - przerwa inynier.
- To take wanie miaem na myli - jkn Marmurowski. - Koszta, czas, to si jako
zbilansuje...
- Ciesz si, e panowie doszli do porozumienia. - Zyga odda inynierowi delegacj. Jeden z wywiadowcw uda si z panem do browaru, gdzie obejrzy pan zamek. Interesuj mnie,
jak pan si pewnie domyla, lady uszkodze mechanicznych.
- Klucz te zostawia niewielkie uszkodzenia, a przez tyle lat...
Marmurowski nerwowo pocign inyniera za rkaw marynarki.
- To niedaleko - powiedzia. - Po drodze na dworzec.
Pat spojrza z gry na Pataszona, i ten zamilk. Z Maciejewskim jednak sprbowa
pertraktacji.
- Panie komisarzu, ja mam oczekujcych klientw, a takie ogldziny trwaj!
- W rzeczy samej - zgodzi si Zyga.
oszu jak nikt na wiecie umia rusza wsami. Teraz udowodni, e jak kady na wiecie, ze

zoci umie si czerwieni.


*

Podkomisarz Eugeniusz Kraft niespiesznym krokiem pokona krtki korytarz i skierowa si do


biur Browaru Parowego Vetter. W schludnym granatowym garniturze w delikatne prki, z
kapeluszem w lewej i teczk w prawej doni mgby uchodzi za ktrego z tutejszych
urzdnikw, a jednak moda kasjerka na jego widok zatrzymaa si w drzwiach gabinetu
ksigowoci, nieprzekonujco spojrzaa na plik faktur, ktre trzymaa w cakiem ksztatnej
rczce, i cofna si, jakby zapomniaa o jakim podpisie.
Kraft zapuka do sekretariatu dyrektora i usyszawszy gos urzdniczki, nacisn klamk.
Obite skr drzwi gabinetu byy otwarte, co wprawdzie dla spodziewanego gocia mogo by
miym gestem, jednak sekretark wprawiao w stan nerwowy. Stukaa palcami w klawisze
woskiej maszyny Olivetti tak zajadle, a muzykalne ucho podkomisarza wychwycio w tym
takty Szopenowskiej Etiudy rewolucyjnej.
- Paskie biurko. - Karszo-Siedlewski, ucisnwszy do zastpcy kierownika Wydziau
ledczego, wskaza byszczcy blat. - Zabiegaem wprawdzie, by dochodzenie prowadzi
komisarz Maciejewski, ale nie ukrywam te, ciesz si, e to pan bdzie jego wykonawc. Jak si
ma paska maonka? I urocze creczki? Jeli zostan w Lublinie do niedzieli, moe spotkamy
si po naboestwie?
Podkomisarz skin gow z uprzejmym umiechem. Jakkolwiek i on, i senator pochodzili ze
starych rodzin ewangelickich, unika sytuacji, gdy z tytuu powiza parafialnych chociaby cie
podejrzenia pada na policyjn sub.
Karszo-Siedlewski ju w milczeniu zbiera si do wyjcia, najwyraniej rozumiejc, e w
prowadzeniu dochodzenia wany jest swoisty melan powagi urzdu oraz intymnoci. W
Wydziale ledczym podkomisarz nie mgby na to liczy.
- Telefon do paskiej dyspozycji. - Senator woy kapelusz. - Zapcie go.
- Zapiemy - obieca Kraft bardziej sobie ni jemu.
Kasiarze, niestety, na og byli ludmi bardziej inteligentnymi ni wikszo policjantw, a
take i sdziw ledczych. Nie przypominali tej masy sutenerw, zodziei i bezrozumnych
bandziorw dzielcej yciorysy midzy mordownie na Starym Miecie czy meliny na Kominku
albo Piaskach i odsiadki na Zamku. Synny kasiarz odrodzonej Rzeczpospolitej, Stanisaw
Cichocki alias Szpicbrdka, zosta bohaterem Tajnego Detektywa tylko dlatego, e w swoim
fachu by najwikszym pechowcem lub po prostu niezdar. Sprawcw wikszoci tego typu
wama, na przykad do kasy rejenta Lesmana w Zamociu - Kraft skrupulatnie przejrza numery
Dziennika Inwigilacyjnego z ostatnich kilku lat - nigdy nie ujto. Niemniej senator KarszoSiedlewski uchyli kapelusza na poegnanie, liczc na cud. Cuda ju byy, u azarza i w Kanie
Galilejskiej! Kraftowi pozostaa co najwyej rzetelna buchalteria.
Wyj z teczki akta i automatycznym ruchem pooy je rwnolegle do lewej i dolnej krawdzi
szerokiego blatu. Na razie poza zeznaniami panny Komarowskiej i kierownictwa zakadu z
prezesem Karszo-Siedlewskim na czele by tam tylko protok ogldzin spisany przez
Maciejewskiego oraz raport daktyloskopijny. Nic odkrywczego: Zyga susznie przewidzia, e
go doni kasy nie dotyka nikt nieuprawniony.

Przez pierwsze dwie godziny z min inspektora pracy Kraft przeglda akta urzdnikw.
Wikszo bya zwizana z browarem od lat, jedynie panna Komarowska dopiero ptora roku.
Histori zatrudnienia mieli nudn i przewidywaln, bez powaniejszych przewinie subowych,
nikt te nie by karany sdownie. Podkomisarz nie otrzyma jeszcze kompletu raportw od
dzielnicowych: czy ktry z urzdnikw nie grywa wieczorami w pokera albo nie spotyka si z
chciw kochank, ale by przekonany, e ten kierunek dochodzenia tylko uspokoi jego sumienie,
niczego nowego nie wnoszc.
Wsta i by zrobi sobie chwil odpoczynku, wyjrza przez okno. Przy podjedzie do magazynu
staa konna platforma; zmczony furman zwinit czapk ociera pot z czoa. Starszy, lekko
zgarbiony str domyka prawe skrzydo bramy.
Kraft odwrci si, omin biurko i otworzy drzwi gabinetu.
- Prosz pani...
Sekretarka poderwaa si przestraszona jak przed szefem tyranem. Zyga nawet nie zwrciby
na to uwagi, lecz jego zastpca poczu si nieswojo.
- Prosz teraz o ksigi imienne robotnikw.
- Ale one s w gabinecie gwnego ksigowego, tam gdzie kasa - usysza. - A gabinet
zaplombowany...
Kraft cikim krokiem ruszy do twierdzy naczelnego buchaltera. Nieoczekiwanie drzwi zasta
otwarte, a w rodku Faniewicza obserwujcego wysokiego, szczupego mczyzn, ktry
zanurzywszy gow we wntrzu kasy, ostronie wymontowywa zamek. Przy oknie nerwowo
przestpowa z nogi na nog pan Marmurowski.
- Inynier oszu z firmy Granit, panie komisarzu - wyjani tajniak nieco ochrypym
gosem.
Tamten poderwa si odruchowo, hukn gow w pk kasy ogniotrwaej, ale gdy spojrza na
Krafta, jego twarz nie wyraaa zupenie nic. Tylko poruszy wsami.
Podkomisarz uda, e nie zauwaa czerwonych oczu podwadnego. Poniewa Faniewicz
nigdy nie cierpia na zapalenie spojwek, mogy wiadczy wycznie o pijacko spdzonej nocy.
- Tutaj s te ksigi? - Wskaza rega.
Sekretarka wspia si na palce, spdnica odsonia sportowo wyrzebione ydki. Panna
grywaa w tenisa albo czsto chadzaa na tace. Kraft odwrci si w stron oszunia, ktry znw
manipulowa wkrtakiem i kluczami w tylnej czci drzwi kasy.
- Gdy pan skoczy, prosz przyj do gabinetu prezesa - poleci. - Omwimy pask
ekspertyz.
Po chwili znw siedzia sam. Opasy segregator zawiera kilkanacie Ksig imiennych
robotnikw ponad 18 lat, te jednak mimo podniosej nazwy byy ledwie kilkunastostronicowymi
kajetami; biorc je do rki, miao si wraenie, e palce nie ciskaj niczego ponad okadk.
Informacji te nie byo za wiele, ledczy jednak uwanie ledzi rubryk data rozwizania
umowy o prac z nadziej, e ktra bdzie bliska wamaniu. Zwolnionych z zakadu
wynotowywa wedug cokolwiek arbitralnie wymylonego kryterium: mniej ni miesic, od
miesica do trzech, od trzech do szeciu, od szeciu do roku, od roku do trzech. Zaoy,
e ci, ktrzy odeszli wczeniej, nie mieliby orientacji, czy do kasy ogniotrwaej warto si
wamywa.
Ksigi zorganizowano latami przyj, wic podkomisarz Kraft przeglda je kolejno i odkada

do segregatora. U witego Pawa dzwoniono na dwunast, kiedy wzi do rki przedostatni, z


wykaligrafowan dat roczn 1937. Otworzy i wypuci z rki piro. Okadki byy puste, ale
zszywki wyrwano na tyle delikatnie, e dopki ksiga znajdowaa si pord innych w
segregatorze, niczym si nie wyrniaa...
Podkomisarz podnis suchawk i pospiesznie wykrci numer Wydziau ledczego.
*

Wic by tu sprawca? - Maciejewski pokrci gow, odkadajc pust okadk ksigi robotnikw.
- Kto z pracownikw umysowych potrafiby odtworzy t list?
Eugeniusz Kraft sign na brzeg biurka po starannie zapisany arkusz papieru. W swoim
ciemnym garniturze doskonale komponowa si z politur. Zyga tej sztuki nigdy nie opanowa,
nieszczeglnie te wierzy w korzystny wpyw estetyki miejsca pracy na wyniki ledcze.
Gienkowi prezesowski gabinet jednak suy, bo spis, ktry wrczy komisarzowi, zawiera ponad
dwadziecia nazwisk.
- Wikszo z nich nadal tu pracuje. Podkreliem zwolnionych: ci dwaj zmienili
zatrudnienie, jeden wylecia dyscyplinarnie. - Kraft wskaza Bolesawa Wilka figurujcego pod
numerem szesnastym. - Alkoholik. Brakuje jednak pracownikw, ktrzy nie mieli staej umowy,
tych urzdnicy po prostu nie pamitaj.
- A co powiedzia inynier o tym zamku?
- Jeszcze nad nim pracuje.
Maciejewski usiad naprzeciw Krafta, w namyle drapic trzeszczcy pod paznokciami zarost
na policzku. Rutynowe dziaania Gienka okazay si zbawienne, bo on sam zapewne poprzestaby
na ustnym zapewnieniu, e poza zawartoci kasy nic nie zgino. Brak jednej z ksig akt
pracowniczych oczywicie wyszedby na jaw, ale czy za tydzie, czy nawet za kilka miesicy? Im
duej pusta okadka kurzyaby si w segregatorze, tym mniejsze prawdopodobiestwo, e kto
powizaby to ze spraw wamania i powiadomi ledczych.
- Trzeba przyjrze si tym ludziom. - Kraft przerwa milczenie.
Zyga otworzy okno i zapali papierosa.
- Co mwie? - Spojrza na swojego zastpc. - Aaa, eby sprawdzi tych z listy. Tak, masz
racj. To nic nie da, ale trzeba sprawdzi.
- Bolesaw Wilk wyrzucony za pijastwo w pracy i prb kradziey skrzynki piwa.
Oczywicie sam kasy nie otworzy, jednak mia motywy, by...
Furgon wyadowany skrzynkami piwa wyjeda z bramy browaru. Syszc delikatne
podzwanianie butelek, komisarz poczu si spragniony jak sienkiewiczowscy Sta i Nel, pies
Saba, wszyscy Arabowie oraz ich wielbdy. Adekwatnie, bo soce prayo niczym na pustyni.
Nie mogc ykn piwa, Maciejewski gboko zacign si papierosem.
- Daj pomyle - przerwa Kraftowi.
Zastpca zamilk. Ale o czym myle? To wyraaa jego mina.
Zyga nie mia gotowej odpowiedzi, zupenie jakby stroi radio i ju co wyawia z szumu,
lecz czy zapa Lww, Warszaw, czy moe Berlin, jeszcze nie wiedzia. Zastanawiay go dwa
znaki zapytania, ktre pojawiy si jeden po drugim: niezidentyfikowany trup i byy pracownik
browaru, ktry sam chcia pozosta niezidentyfikowany. W miecie Maciejewskiego, gdzie

tajemnice przydarzaj si rzadko i gdzie jedn z ostatnich by zodziej arwek, taki zbieg
okolicznoci dawa do mylenia. Tylko jedno od drugiego byo tak odlege, e nie mogo by
mowy o adnej hipotezie. Zreszt spraw zabitego w stajni przejmie komenda wojewdzka, wic
szkoda mczy gow na mylenie o tym. Akta byy prawie gotowe do przekazania.
Jeeli za w ksidze robotnikw rzeczywicie by kasiarz albo kto z jego wsplnikw
wysany na zrobienie zodziejskiego zwiadu, czy w czym pomoe wytypowanie nazwiska? To
pewne, e byo faszywe.
No ale Kraft mia swoj urzdnicz racj, wszystkie tropy tak czy siak naleao sprawdzi.
- Odwiedzimy tego Wilka. - Maciejewski sign po przepocony kapelusz. - rodek dnia,
wic pewnie jak to wilk, jeszcze nie wylaz z legowiska. Tylko skoczmy robot tutaj.
*

Rozebrany zamek kasy ogniotrwaej nie przypomina cudu techniki. Nic dziwnego, e kto
otworzy go jak swj. Tak przynajmniej pomyla Maciejewski na widok kilkunastu zapadek
uoonych obok siebie na flanelowej szmatce. Nawet wntrze starego budzika, z ktrego Zydze
czasami odpadaa pokrywa, sprawiao wraenie bardziej skomplikowanego i niedostpnego dla
laikw.
Piotr Wiatrowicz, gwny kasjer browaru, rwnie zdawa si zdziwiony, e kasy, do ktrej
jako jeden z niewielu mia dostp, bronio raptem kilka blaszek.
- Ten zamek otwarto kluczem - wycedzi przez zby inynier oszu. - Tu nie ma zadrapa
od wytrycha.
Wtek by tak obiecujcy, e Maciejewski a si umiechn. Senator, ktry wamuje si do
swojej wasnej kasy? Co za nagwki! Nawet cenzura byaby bezsilna, a Zyga przebiby swojego
dawnego mentora, komisarza Przygod. Karszo-Siedlewski byby lepsz zdobycz ni jaki
aferzysta Kramer.
Inynier, ubrany do wyjcia, ze zoci popatrywa na zegarek. Marmurowski dawa mu znaki,
by w miar moliwoci sprbowa okiezna, zniecierpliwienie. Z okna byo wida czekajc
dorok.
- Co to znaczy kluczem? - przycisn komisarz.
- Kluczem oryginalnym albo dobr paswk. Pan ju przecie wie, e firma Grafit daje
gwarancj od ognia, ale nie od kradziey.
Dobra paswka... Na myl o podrobionym kluczu Zyga z miejsca przypomnia sobie o
Myszkowskim. Ten musiaby co wiedzie o zdolnych lusarzach.
- A w jakim stanie by zamek, zanim pan go rozebra? - zapyta komisarz.
- Idealnym - stwierdzi z przekonaniem inynier.
- Zacina si od p roku - powiedzia niespodziewanie kasjer Wiatrowicz. Odchrzkn,
chyba skonsternowany wasn miaoci, i poprawi siwe wosy zaczesane na poyczk.
- Nie zezna pan tego do protokou - zauway Kraft, do tej pory w milczeniu asystujcy
swojemu szefowi.
- Idealnym, zwaywszy na lata uytkowania - poprawi si oszu. - Zgaszano to panu? Wbi nieprzyjemne spojrzenie w Marmurowskiego.
Ten tylko rozoy rce.

- Gienek, wytelefonuj brygad techniczn, to trzeba sfotografowa. Pan pomoe opisa


fotografie, panie inynierze - zada komisarz.
oszu odwrci si od progu i rzuci teczk na krzeso. Do odjazdu pocigu, ktrym mia
nadziej jeszcze tego dnia odjecha z Lublina, pozostao niecae dziesi minut.
- Dlaczego pan od rana gra mi na nerwach, panie komisarzu? - warkn.
- Taka suba, panie inynierze. - Zyga umiechn si pgbkiem. - I prosz mi wierzy,
nie jestem zoliwy ponad miar. Gdybym na przykad zaraz zatelefonowa do pana sdziego
ledczego i przekona go, e koniecznie potrzebujemy rysunkw technicznych kadego elementu
z opisami zuycia, nie zdyby pan nawet na nocny ekspres warszawski, nie myl si?
- W rzeczy samej, nie jest pan zoliwy ponad miar - zgodzi si, zgrzytajc zbami,
oszu. - Z przyjemnoci zaczekam na fotografa.
*

Rwnie Bolesaw Wilk, zwolniony z powodu alkoholizmu str, z przyjemnoci, acz


niewiadomie czeka na policjantw.
Maciejewski wszed do cuchncego stchlizn korytarza dwupitrowej kamienicy przy
Bernardyskiej jak do siebie. Kraft patrzy pod nogi, by nie nastpi na ktr z mokrych plam,
niektrych wieych, innych poronitych kurzem. Kapao z rur biegncych pod stropem, a
zapach kociego oraz ludzkiego moczu by bardziej ni wyczuwalny.
Tylko jedne drzwi miay numer. Zyga najpierw je pchn, dopiero potem zastuka. Na sienniku
pod oknem, z ktrego padao szare wiato przefiltrowane przez brudne szyby, poruszyy si
szmaty. Wyjrzaa spod nich najpierw para podbiegych krwi oczu, pniej pociga twarz
niegolona od tygodnia.
- Auuu! - zawy komisarz. - Wilk Bolesaw we wasnej osobie?
- Co? - Pokryta plamami kodra spyna niej, odsaniajc star marynark zaoon na goe
ciao i zapady tors obronity siwiejcymi kakami. - Co panowie tu robi?
- Jeszcze nic. - Maciejewski jednym ruchem rki usun puste butelki z kulejcego stou.
Tukce si szko zagrao na posadzce wysokie i bardzo przykre nuty. - Za chwil natomiast
zrobi rozpytanie i przeszukanie. Policja, Wilk. Okradlicie browar, waszego chlebodawc i
dobroczyc.
Kraft z obrzydzeniem patrzy na wychudego czowieka, ktry wytoczywszy si z barogu,
dopezn do jego kolan. Nie patrzy nawet na kaleczce go szklane odamki.
- Panie komisarzu kochany, jestem prawie ze wszech miar niewinny! - zaskomla. - Pan nie
da, by tamten pan przodownik mnie bi!
Gienkowi zrobio si wstyd. Za to, e tylko z powodu lepszego ubrania pijak wzi go za
wyszego rang, a tym bardziej za to, e przez lepkie od brudu odzienie Kraft nie potrafi
dostrzec w tym degeneracie czowieka. Nie tego uczyy Ewangelie...
Zyga jednak niele si czu w roli brutalnego podoficera. Zapa Wilka za konierz, odcign
od swojego zastpcy, wreszcie kopniakiem wysun spod stou zydel i posadzi na nim
przesuchiwanego.
- Piwo krade, dobrze wiemy. I co jeszcze?
- Nic, jak pragn p litra, panie przodowniku! Wzgldem tego piwa, to diabe skusi, panie

wadzo. ebym tak zdech, e prawd mwi! Furman odszed na chwil, a tam na wozie
pitrzyo si dubeltowe, porterek sodki, jasne peniutkie, a wszystko w czystych takich
buteleczkach, e to nie do knajpy, ale na hrabiowskie stoy! Soneczko, panie wadzo kochany,
tak wiecio na to, tak si wiateeczko mi w oczy odbijao... Kurwa jego ma niedojebana, niech
mnie Bg skar, ale kto by wytrzyma?! Wziem skrzyneczk... - Byy str poczochra wosy
sterczce mu niczym szczecina lenego drapienika. - Musiaem! - jkn. -Takiego miaem kaca,
e nie da rady. Pan wadza te by wzi na moim miejscu - zaszarowa, najwyraniej wilczym
instynktem rozpoznajc w Maciejewskim czst ofiar tej samej przypadoci.
Zyga jeszcze raz obrzuci wzrokiem wilgotn suteren z brudn kuchni wglow, maym
oknem osranym przez gobie i poronitym zielonym liszajem. Pod cian naprzeciw stou
zobaczy trzy niezasane barogi.
- Z czego si teraz pan utrzymuje? - zapyta Kraft.
- Podnajmuj ka. - Pijak szerokim gestem wskaza wyrka zagracajce t tak niewielk
nor.
- A z tym podnajmowaniem jestecie bardziej hotelarz czy burdeltata? - przyszpili go
Maciejewski.
- No co pan, panie wadzo? - Wilk oburzy si. - Nie poszczcio si w yciu, nie
poszczcio - westchn - ale do kryminau mi nie pilno.
- Nie?! - Komisarz chwyci pijaka za klapy zniszczonej marynarki.
- Brzydz si kurewstwem i zodziejstwem - zapewni tamten, zanim straci oddech.
- To dlaczego ecie nadali skok na kas w browarze?
Maciejewski puci go, jednak nie dlatego, e Wilk zacz rzzi. Zniechciy go pchy,
ktrych cae stado poczo ucieka z konierza, a dwie czy trzy przeskoczyy na rce Zygi.
- Panie wadzo, ja nawet nie wiem, gdzie oni tam maj kas! Strowaem tyle co na
podwrzu. I komu niby miaem nada skok, jak ja si znam tylko z moczymordami? - Wilk opad
na kolana i zoy rce jak do modlitwy. - Ja wiem, e wy mnie moecie wsadzi i tak dugo kusi
wdk, e nagam, co zechcecie, tylko na mio bosk, po co panu wadzy taki grzech bra na
sumienie...
- Nie taki to zy pomys... - Maciejewski wyj z kieszeni kajdanki i przez chwil
sadystycznie obraca je w doni, obserwujc, jak byy str blednie. - A co potem byo z t
skrzynk piwa? Furman wrci i donis.
- Furman wrci. - Wilk potakn skwapliwie. Gwatowny ruch gowy znowu przestraszy
kilka pche. - Jakby pan wadza tam by! Kaza odda, no to oddaem ca skrzynk oprcz tych
dwch moich butelczyneczek, ktre pan wadza rozumie, dla zdrowia, niech mi Bg wybaczy!...
On nawet chcia zapaci za te dwie butelki, taki czowiek! Dobry jak rzadko ktry, pewnie
dlatego te ju tam nie pracuje...
- Jak si nazywa ten wasz anio z nieba? - warkn Zyga, odsuwajc si od zapchlonego
degenerata.
- Jan - powiedzia z uduchowieniem byy str. - Jak wity Jan Ewangelista.
- A nazwisko?
- Jakbym ja mia gow do nazwisk, tobym ja pewno inaczej y... - Wilk zaduma si,
zastygajc w modlitewnej pozie.
- Jeli ecie, nie chciabym by w waszej skrze. - Komisarz skierowa si do wyjcia.

Kraft z ulg ruszy za nim. W drzwiach przypomnia sobie co jednak i odwrci gow.
- Niech pan nie wyjeda z miasta, panie Wilk - powiedzia.
- A czym miabym wyjeda, jak nie mam pienidzy? - Pijak wzruszy ramionami.
- Na piechot te daleko nie chod, bo jak bdziesz nam potrzebny, a ci nie znajd... Maciejewski pogrozi mu palcem i z rozmachem klepn si w rkaw, bo ktra pcha zdoaa
wlizn si pod koszul i uara, akurat gdy Zyga zacz grozi jej panu, psiakrew!
*

Podkomisarz Stanisaw Borowik zamaszystym krokiem przemierzy przyjemnie chodny


szpitalny korytarz, by skrci do prowadzcej ku podziemiom klatki schodowej, w upalne lato
jeszcze przyjemniejszej, o kadej porze roku jednak niemio przypominajcej o mierci i
przemijaniu.
Min puste pomieszczenie z dwoma metalowymi stoami na zwoki, przeszed przez ciasn
klitk z oszklonymi szafami na odczynniki, kierujc si ku owietlonej arwk piwnicznej izbie,
gdzie mieci si gabinet patologa.
- Panie doktorze? - Zapuka w potwarte drzwi.
Znad biurka zarzuconego notatkami podnis na niego wzrok mczyzna w rednim wieku,
podobnie jak podkomisarz Borowik ubrany starannie i podobnie obnoszcy po wiecie min,
ktra wiadczya o bolesnym niezaspokojeniu ambicji.
- Nie przeszkadzam panu doktorowi? - Policjant uchyli kapelusza i wszed za prg. Blask
lampy, mimo upalnego dnia jedyne w podziemiu rdo wiata, wydawa si tyle nierealny, co
podmierdujcy tani powieci gotyck. - Przychodz w sprawie NN. - Pooy lekarzowi na
biurku decyzj komendanta wojewdzkiego.
- Kamie z serca, e pan przejmuje t spraw! - Krpiel ucieszy si, ledwie przebieg
wzrokiem dokument. Ale zaraz umilk i badawczym wzrokiem spojrza na podkomisarza.
Trwajca od kilku lat niech Borowika i Maciejewskiego bya doktorowi dobrze znana. Jej
przyczyn nie docieka, kady wrg kierownika Wydziau ledczego by mu co najmniej
sympatyczny. Tylko skoro wanie Borowik mia przej niezidentyfikowanego trupa ze stajni i
cae to mierdzce koskim gwnem dochodzenie, niekoniecznie musiao to znaczy, e
Maciejewskiego odsunito z powodu niekompetencji. Ten bezczelny intrygant mg podrzuci
koledze kukucze jajo.
- Prosz usi. - Lekarz zmieni ton na wspczujcy. - Maciejewski to nieobliczalny
czowiek, karier robi po trupach, sam wiem to najlepiej. Ale nosi wilk razy kilka...
- Po trupach, mwi pan doktor? - Borowik przysun si z krzesem do biurka.
- Nagi wszystkie przepisy, ebym zrobi badania, ktre sobie wymyli - wydusi z
niechci Krpiel. - Zlekceway i mnie, i sd. Trafio si lepej kurze ziarno, e dziki temu
zyska nowy trop, ale niech pan sam powie, panie komisarzu, jakie byo prawdopodobiestwo? I
ile musiabym si uera potem o honorarium, gdyby okazao si to lep uliczk?
Borowik pokiwa gow ze zrozumieniem. Jego uprzejmy umiech lekarzowi bardzo si
spodoba, wic zacz wylewa swoje ale coraz obficiej:
- To take jest kwestia kultury i obycia, po prostu. Pan przyszed do mnie osobicie i
moemy rozmawia jak inteligentni ludzie. A Maciejewski? Maciejewski nie tylko si nie

pofatygowa, ale przysa jakiego bezczelnego tajniaka. I to jeszcze eby by urzdnik policyjny!
Jak wszed, nie wiedziaem: sutener czy pederasta.
- Panie doktorze, pan jest szanowanym specjalist... - Borowik przysun si bliej. - Jest
moe co, czego Maciejewski panu nie zleci, a paskim zdaniem mogoby by pomocne? O
wynagrodzenie moe pan by spokojny, osobicie tego dopilnuj, uwzgldniajc oczywicie
grne stawki.
Krpiel rozoy rce.
- Maciejewski to czowiek, z ktrym pracuje si wyjtkowo le, ale z tego trupa wycisn
wszystko, co byo moliwe.
I ja z ciebie, Zyga, sukinsynu, wycisn! Tak postanowi Borowik, kilka minut pniej
wychodzc ze szpitala.
Tu za zakrtem w d ulicy Staszica z przenikliwym brzkiem toczya si fajerka, a chopiec
w opadajcych krtkich spodenkach, za to w koszuli przyciasnej, goni j z pogrzebaczem.
Dwch mniejszych prbowao mu pomc, niestety zostali w tyle. Z drugiej strony ulicy,
prowadzcej ku obu komendom policji: powiatowej i wojewdzkiej, dobiega jeszcze wikszy
haas bruku ubijanego kilkunastoma kafarami.
ledczy mia wanie ruszy w tamtym kierunku, ale co kazao mu ponownie spojrze na
dzieciaki, czy dogoni eliwn obrcz. Jak si spodziewa, nie dogoniy. Najstarszy chopiec, po
raz kolejny podcigajc za due spodenki, wcisn pogrzebacz modszemu, a sam, zziajany,
usiad na krawniku. Oba mniejsze dzieciaki pognay ile si w nogach, chocia fajerka dotoczya
si ju do Szewskiej i nie wygldao na to, e prdko si zatrzyma.
- Jak Tomek Sawyer, daj sowo! - Borowik umiechn si z zadowoleniem.
Spojrza na zegarek, po czym szybkim krokiem ruszy w stron komendy wojewdzkiej.
Naczelnik Ruciski jeszcze powinien tam by, komendant rwnie.

CZ DRUGA
Pan czytuje powieci detektywne?
I

4 maja 1951 roku


W kociele za cukrowni dzwon wreszcie umilk i irytujcy dwik nioscy si zza rzeki na
Rury Jezuickie, hipodrom, a po wwozy wsi Czuby, przesta drani skacowany eb Zygi
Maciejewskiego. Byy komisarz podnis si nieco z wygniecionej trawy, podpar okciem, w
bocznej kieszeni wytartej marynarki namaca wiartk z leczniczym klinikiem. Nie zgrywa
dentelmena za czasw prezydenta Mocickiego, ale za Bieruta postanowi nie pi przed
poudniem.
Z kieszeni wraz z flaszeczk wysuna si gazeta. Zyga schowa j i zerkn na klacz.
Znudzona, skubaa traw kilkanacie metrw dalej, za drewnian barierk, oganiajc si ogonem
od robactwa. Jak na sanacyjny przeytek miaa w nowej Polsce niewiele zmartwie.

Maciejewski przeciwnie. Brak butelek przyczyn niedocigni w dostawach napojw


chodzcych, wyjania brak piwa Sztandar Ludu, ale znacznie bardziej byego komisarza
zaniepokoia notka tu obok: Organizujemy Blokowe Komitety Obrocw Pokoju. Oto podobnie
jak w caym umczonym kraju, w Lublinie powstaway wanie sto czterdzieci trzy komitety, w
ktrych spoeczestwo winno odda gosy w plebiscycie przeciw wojnie koreaskiej. e nie
bdzie z tego nowej wojny w Europie i e nie ma sensu wyglda wkroczenia korpusu generaa
Andersa, tego Zyga by pewien. Patriotyczne nadzieje straci w wizieniu na Zamku razem z
przednimi zbami. Natomiast to nie byo normalne, e Sowiety i ich jak do tej pory nieformalna
Polska Socjalistyczna Republika Radziecka zamiast wypowiedzie wojn, zagrozi sankcjami
czy zerwa stosunki z Ameryk, organizuje...
Wanie! Co? Tego Maciejewski nie by pewien. Zakamuflowany spis ludnoci? Badanie jej
opinii i posuszestwa? Jaka ukryta weryfikacja na uytek ubowni? e nikt poza samobjcami
nie zagosuje przeciw pokojowi, to pewne, ale pj na gosowanie czy moe wbrew pozorom
lepiej nie?... Nie mino a tak wiele czasu, odkd w trzydziestym dziewitym na polecenie
poprzedniego okupanta Zyga stawi si na sub brudny i pijany. Nie pamita, czy by taki
odwany, czy byo mu wszystko jedno. Teraz niczego ju nie robi na pewniaka, tylko
zastanawia si, zastanawia i obraca kad myl jak kromk wiziennego chleba w palcach.
- Jeszcze Polska nie zgina, ale my zgnojeni... - wymrucza do siebie.
Odkorkowa flaszk, lecz nim zdy ykn, zatka j z powrotem. Od strony Wapiennej
usysza warkot silnika.
Zyga wsta. Po chwili zobaczy zielonego willysa, za kierownic onierza w polowej
rogatywce, a obok na przednim siedzeniu oficera w okrgej czapce wedug wieutkiego
sowieckiego wzoru.
- Wy tu jestecie dozorca? - burkn ten, gdy tylko samochd w tumanie pyu zatrzyma si
obok Maciejewskiego.
- Ja, obywatelu majorze.
wiartka konspiracyjnie wpada z powrotem do kieszeni, palce Zygi zapiy wszystkie trzy
guziki marynarki. Co mu mwio, e chocia ubrany jak ostatni lump, powinien postara si o
odrobin wojskowego sznytu.
Majora jednak interesowao co zupenie innego. Wykrci si na siedzeniu willysa i zapatrzy
na zaimprowizowane pastwisko na rodku dawnego toru wycigowego. Haiti spokojnie skubaa
traw, nie zauwaajc podliwego wzroku. A wojskowy, demonstrujc czerwony, byczy kark,
gapi si na ni tak, jakby nie tylko miaa zgrabne nogi, ale te wydatny biust.
- Przyjechaem po konia - powiedzia, wystawiajc nog obut w oficerka i opierajc na
kanciastym botniku auta.
- Tym wozem, obywatelu majorze? - Zyga spojrza z powtpiewaniem na samochd, w
ktrym z tyu byo miejsce akurat na dwch ubekw i wcinitego midzy nich aresztanta.
Wiedzia to najlepiej, bo takim wanie wieli go w czterdziestym czwartym zaraz po
zatrzymaniu.
- Nie pierdolcie gupot! - Oficer skin na kierowc i ten obiema rkami sign za swoje
siedzenie, eby podnie siodo kawaleryjskie. - Osiodacie konia. Pojad wierzchem.
- No ale jak to tak, obywatelu majorze? - Maciejewski wsun do pod czapk i podrapa si
w gow, usiujc wyglda moliwie najgupiej. - Jak ja zostan bez konia... to niby mniej

roboty, a pewno! Tylko co, jak kto zapyta?... - Urwa, ale tylko na chwil, zanim wojskowy
zdy otworzy usta. - Bo jak bya wojna, to wojsko rekwirowao co tam potrzeba, wiadoma
rzecz! Niby teraz te jest wojna... o pokj, no ale jak to tak mi odda konia obywatelowi
majorowi, kiedy jestem dozorca? Znaczy si kiedy jestem od pilnowania, a nie dawania.
- A wiecie wy, z kim rozmawiacie? - Major klepn si lekko w jedn z granatowych patek
na konierzu. Zyga z satysfakcj odnotowa, e po otoku czapki w tej samej barwie laza
czerwono-czarna, najwyraniej anarchistyczna biedronka.
- Co bym mia nie wiedzie? - Byy komisarz umiechn si z samozadowoleniem chopkaroztropka. - Obywatel major jest z KBW albo UBP i utrwala wadz ludow. Ko jest wadzy
ludowej i susznie si wadzy ludowej naley, tyle e... Jak by to powiedzie... - Zerkn na
kierowc, ktry przysuchiwa si rozmowie z kamienn twarz tpaka.
- Mam was zabra razem z koniem? - warkn major. - Tylko klacz do wojskowej stajni, a
was prosto do Urzdu Bezpieczestwa?!
- Widzicie, obywatelu majorze, z tym koniem to jest trudna sprawa... - Maciejewski znw
przenis spojrzenie na kierowc, tym razem bardziej znaczco.
Oficer wysiad. askawie poczstowa Zyg papierosem i odeszli w stron niszczejcych
zabudowa.
- T klacz pokazywali tu w Lublinie na wystawie koni w trzydziestym smym i wtedy
jedzi na niej... - Byy komisarz zacign si, by da sobie czas na uoenie wszystkich garstw,
jakie lgy mu si w gowie. - ...marszaek Rydz-migy.
- I co z tego, e sadza na niej dup? - warkn major. - Moja nie gorsza!
- Tyle e... jak by to wam powiedzie... przez to ko si zrobi polityczny. I... to, oczywicie,
rozumicie, jest tajemnica... jego si teraz szykuje na prezent dla marszaka Rokossowskiego. Ja
tam si nie wyznaj na polityce, ale byli tu towarzysze z komitetu, radzili midzy sob, to i ja co
tam usyszaem. Chodzi niby o to, e jeli po reakcyjnym marszaku dosidzie tej klaczy ludowy
marszaek, to bdzie... ten... no... tryumf socjalizmu.
- Co?!
Maciejewski zrozumia, e przeceni inteligencj majora. Co prawda ju przed wojn by
zdania, e najwikszymi idiotami s zwykle sieranci oraz szare od kapitana wzwy, jednak do
tego durnia przemawia jego jzykiem. Tak przynajmniej mu si wydawao.
- Ja si tam nie wyznaj na polityce - zapewni ponownie. - Nie to co obywatel major! No
ale mi to si wydaje, e ile razy marszaek Rokossowski dosidzie tego konia po faszycie
Rydzu-migym, to bdzie tak, jakby jego reakcyjn on w t i nazad... Takie zwycistwo
naszego najwyszego dowdcy nad sanacyjnym reakcjonist, przez ktrego Polsk ciemiy
hitlerowski najedca. Obywatel major rozumie teraz?
- Rozumiem, rozumiem! - Wysoki, byszczcy but oficera rozdepta upuszczonego
papierosa, chocia byo jeszcze co pali. - Jestecie kretyn!
- Pewno dlatego zrobiono mnie dozorc, nie ministrem. - Zyga umiechn si smutno.
I zaraz przyszo otrzewienie, e z ministrem jednak przeholowa.
Jednake major by zbyt zaabsorbowany niespodziewan i niefortunn wiadomoci, aby
zauway, e stojcy przed nim str nie jest a takim tpakiem, na jakiego wyglda.
- No! - Klepn go z rozmachem w rami. - Dobrze pilnujecie tej kobyy. I pilnujcie dalej.
Tylko jzyk za zbami, rozumiemy si?

- Tak jest, obywatelu majorze! - Maciejewski stukn oniersko obcasami.


Willys odjecha, wzbudzajc jeszcze wikszy tuman pyu. Niebieskawa smuga spalin wia si
w tej chmurze jak dym papierosowy w nigdy niesprztanym pomieszczeniu. Klacz plasna si
gono ogonem i nerwowo zadreptaa w miejscu, chocia uku j tylko giez, nie adne ze
przeczucie.
II

Czwartek, 7 lipca 1938 roku


SZANGHAJ - Wczoraj w odlegoci 90 mil morskich od Szanghaju zosta zaatakowany brytyjski
statek przez kilkanacie pirackich donek chiskich. Piratom udao si wedrze na pokad statku,
gdzie zranili ciko kapitana oraz 3 czonkw zaogi Chiczykw, po czym zbiegli, unoszc z sob
zrabowan bro oraz wieziony na statku adunek tytoniu.
GDASK - Do skandalicznego zajcia doszo na Akademii w Teatrze Miejskim w Gdasku, gdzie
przemawia minister propagandy Rzeszy, dr. Goebbels. Na akademi t mimo wylegitymowania si,
nie zosta wpuszczony Komisarz Generalny R. P, w Gdasku, min. Chodacki. W dniu wczorajszym
gauleiter Foerster chcia osobicie nawet przeprosi ministra Chodackiego, skadajc mu wizyt.
Komisarz Generalny nie przyj jednak na posuchanie p. Foerstera, co miao by reakcj na
bezczelne zachowanie si funkcjonariuszy policji gdaskiej.
KAJPEDA - Onegdaj robotnik portowy Girulis kuakiem wybi szyb wystawow w jednym z
niemieckich sklepw. Dotkliwie poturbowanego zabraa karetka pogotowia do ambulatorium. Gdy
ruszya, w tumie Niemcw, ktrzy zebrali si wok miejsca zajcia, pady strzay rewolwerowe.
Wczoraj w nocy namalowano znaki swastyki na okoo 30 szyldach o nazwiskach litewskich.
LUBLIN - Rada notarialna w Lublinie nadesaa do zarzdu gwnego Ligi Obrony Powietrznej i
Przeciwgazowej pismo, w ktrym imieniem swoich czonkw deklaruje ufundowanie samolotu
szkolnego, przeznaczonego dla szkoy pilotw L. O. P. P. w widniku. Samolotowi temu nadana
bdzie nazwa Stefan Smlski dla uczczenia pamici dugoletniego prezesa teje Rady i wybitnego
dziaacza politycznego i spoecznego.

Akta sprawy numer 578/38, z samego rana dla pewnoci przejrzane przez Krafta, leay na
biurku Zygi Maciejewskiego, czekajc, a wraz z kilkunastoma kwitami z innych wydziaw kto
wepchnie je do teczki i zabierze do komendy wojewdzkiej na ssiedni ulic. Komisarz z
satysfakcj dopisa jeszcze zoliwy kryptonim Krwioercza Haiti. Pomys podsuny mu gazety,
ktre co do jednej zamieciy zdjcie pomiertne i napisay o trupie znalezionym w koskim
boksie. Nazwisko ksicia Czetwertyskiego nie pado jednak nawet w Expressie, wyjtkowo
dnym sensacyj.
Koci zostay rzucone, powiedzia podobno Cezar, rozwodzc si z chud on.
Maciejewski rwnie radykalnie, chocia nie bez alu po raz pierwszy w swojej karierze
odepchn od siebie interesujc spraw. Jednak kolejny raz uera si z kwiatem ziemiastwa
Lubelszczyzny? Do mu byo jednego senatora, waciciela vetterowskiego browaru.
Nie mia pojcia, czego oczekiwa Karszo-Siedlewski, ale Zyga nie zamierza si odkowa.
Postpi jak naleao, bez fanaberii. Komenda wojewdzka listem przechodnim otrzymaa spis

numerw banknotw oraz weksli, druga kopia powinna ju bya dotrze do Warszawy. Naleao
poczeka, a ktry z numerw wypynie, bo przesuchiwa w tej sprawie Maciejewski nie mia
kogo: w Lublinie nie mieszka aden notowany wczeniej kasiarz. Penie, zadowolenia mci
komisarzowi tylko rychy powrt z uzdrowiska Ry, przed ktr nie ukryje, e w sprawie
remontu domu na Rurach Jezuickich nie kiwn nawet palcem.
Zza uchylonego okna dobiegaa coraz blisza kanonada. Brukarze zryli i uoyli na nowo
nawierzchni Krakowskiego Przedmiecia na wysokoci kocioa Kapucynw, a teraz dotarli do
skrzyowania ze Staszica. Drugi front robt interwencyjnych zblia si do komisariatu od strony
Radziwiowskiej. Szo zwariowa!
- Zyga, trzeba by jeszcze raz sprawdzi te akta personalne z browaru - odezwa si Kraft.
Jemu te najwyraniej trudno byo si skupi. O aktach personalnych przecie ju rozmawiali,
Maciejewski by przekonany, e zawieruszyy si w biurze firmy. Jeeli nawet wamywaczem by
ktry z obecnych albo byych pracownikw, mao prawdopodobne, aby w ten wanie sposb
zaciera za sob lady. Za mao wyrafinowane.
- Jeeli ustalimy, czyich akt brakuje, to wytypujemy, myl, kilkunastu podejrzanych.
- Strata czasu, Gienek. - Maciejewski machn rk. - Po pierwsze, kasiarz nie zatrudniby
si pod prawdziwym nazwiskiem. Po drugie, jeeli pan Karszo-Siedlewski podejrzewa
kogokolwiek ze swoich pracownikw, to tych sprawdzaj prywatne apsy, ktrych wynaj...
Komisarz urwa, bo drzwi Oazy, dobrze widoczne z okien komendy, uchyliy si wreszcie
od rodka i wyszed z nich pomocnik kelnera.
- No i rozmawialimy chyba z kadym pracownikiem - dokoczy Zyga z rozczarowaniem
w gosie, bo chopak nie otworzy seraju dla spragnionych glin, a jedynie wynis stoek i wiadro,
by wypucowa szyby. Jakby to miao jakie znaczenie...
Otworzyy si za to drzwi gabinetu. Jeszcze nim Maciejewski zdy spojrze na
wchodzcego, z miny Krafta odczyta, e nie by to nikt, kogo mogliby oczekiwa.
- Dzie dobry, Zyga. - Komisarz usysza znajomy gos.
Oczywiste garstwo. aden dobry dzie, nawet w wydziale Maciejewskiego, nie mia prawa
zaczyna si od najcia ledczego z komendy wojewdzkiej, podkomisarza Borowika. liskiego
sukinsyna, ktrego Zyga dugie lata bra za porzdnego glin, zanim ten nie sprbowa wpakowa
go w mierdzc afer. Powinien siedzie! No ale gdyby w odrodzonej Rzeczpospolitej
rzeczywicie siedzieli wszyscy, ktrzy powinni...
- Uszanowanie panu podkomisarzowi - powiedzia ze zoliwym naciskiem Zyga. - Kwity
dla paskiej komendy ju gotowe, czekaj.
Borowik omit spojrzeniem biurko dawnego kolegi, cakiem tego dnia uporzdkowane, jeli
nie liczy starych gazet przygniecionych telefonem. Zdj kapelusz i usiad bez zaproszenia.
- Bardzo dobrze. - Wyj z kieszeni zapisan pismem maszynowym powk arkusza.
Komenda Wojewdzka P. P.
w Lublinie
Lublin, dnia 6 VII 1938 r.
Do Pana kom. Aleksandra Herra
Komendanta Pow. P. P, w Lublinie
Polecam w sprawie nr 578/385 przekazanej do tut. Urzdu ledczego

prowadzi dalsze czynnoci w pow. Lublin Wydz. ledczemu Kom. Pow.


P. P. pod nadzorem Urzdu ledczego Kom. Woj. P. P. Na oficera
prowadzcego wyznaczam p, pkom. Stanisawa Borowika.
pinsp. Leon Izydorczyk
Kom. Wojewdzki

- Pokwituj - poprosi obrzydliwie niewinnym tonem.


Na podpis Zygi nie zostao wiele miejsca. wistek zgodnie z rozdzielnikiem zosta ju
parafowany przez naczelnika Ruciskiego i Herr Komendanta. Ten ostatni swoje nazwisko
zakoczy wrcz radosnym zawijasem. Swoje Maciejewski upchn niemal na marginesie.
- Nie chce si wam czy jest inny powd? - wycedzi Borowik przez zby.
- Braki kadrowe, sam wiesz. Nawet jeli ja mgbym mie powody do zoliwoci, to nie
podejrzewasz chyba o to komendanta Izydorczyka? - Borowik wsta i woy sobie akta pod
pach. - Macie, panowie, trzech wiadkw, ktrzy zgosili si po ogoszeniu w gazetach.
Niektrzy ju omykowo czekaj u nas, w wojewdzkiej - doda, nakadajc kapelusz - ale na
pewno jako im to wytumaczycie.
*

Aleksander Grzybowski, administrator kamienicy przy ulicy Grnej numer 3, z godnoci usiad
przed biurkiem Maciejewskiego. Zaoy nog na nog, na kolano nasadzi jasny kapelusz, otar
czoo z potu kraciast chustk, a by dopeni rytuau, zoy j starannie i wsun do kieszeni
spodni.
- Zgosiem si na policj, prosz pana, sam, powodowany obywatelskim obowizkiem poskary si - a panowie odsyaj mnie od Annasza do Kajfasza.
- Przepraszam pana za to zamieszanie. I za upa - powiedzia zgryliwie Zyga, spisujc dane
z dowodu osobistego wiadka. - Momencik - doda, bo jego wieczne piro jak na zo wyscho.
Kaamarz tu by, by jeszcze w zeszym tygodniu, pomyla ze zoci, rozgrzebujc papiery w
szufladzie. Znalaz zapomniane p paczki papierosw, wiartk na czarn godzin i owek.
Tymczasem atrament sta z brzegu w dolnej szafce. Zyga rozkrci piro. Toczek pi apczywie, z
ordynarnym siorbaniem.
- No trudno, skoro i tak tyle si naczekaem... - Grzybowski wzruszy ramionami. - Po
pierwsze i najwaniejsze, musz powiedzie panu komisarzowi, e by to czowiek cichy i
zupeny asceta...
Jak na administratora kamienicy wiadek okaza si artyst sowa. Ponad kwadrans opowiada
o sublokatorze, jeszcze niedawno zajmujcym jeden z piciu pokoi mieszkania na pierwszym
pitrze, niepijcym i niepalcym, yjcym z kapitau, wyzbytym jakichkolwiek nawykw,
niesprowadzajcym goci. Grzybowski mia przy tym wrcz aktorskie wyczucie, bo ile razy
komisarz chcia mu przerwa pytaniem zmierzajcym ku konkretowi, tamten podsuwa
Maciejewskiemu zapowied czego istotnego, po czym znw wpuszcza w maliny. Natomiast
Zyga, mimo irytacji, wola sucha, bo przez upa i brak punktu zaczepienia nie mia pojcia,
jakie informacje waciwie powinny go interesowa.
- Nazywa si Ludwik Babicz, poprzednio zamieszkay w Radomiu przy ytniej. -

Grzybowski wreszcie z naboestwem otworzy pugilares i pooy na biurku wski pasek


potwierdzenia zameldowania z pieczci magistratu. - Sprowadzi si do Lublina niemal
dokadnie przed dwoma laty, ledwie czterech dni zabrako. - Wskaza palcem dat 29 czerwca,
kiedy to zgodnie z dokumentem Babicz zgosi si na zamieszkanie, a nastpnego dnia zostao to
potwierdzone przez urzdnika z biura meldunkowego. - Prosz wczy do akt - doda tonem
yczliwego pouczenia.
Maciejewski niedbaym ruchem woy pasek kiepskiego, urzdowego papieru do tekturowej
teczki.
- Ale co moe pan powiedzie o zmarym poza tym, e y tak, jakby go w ogle nie byo? I
poza tym, co napisa pan w kwestionariuszu meldunkowym? - spyta Zyga, marzc tylko o tym,
eby zdj marynark i by przemoczona pod pachami koszula troch odparowaa.
- Pana komisarza zapewne zastanowio, e by rentierem - powiedzia tajemniczym tonem
Grzybowski. - Kogo w dzisiejszych czasach na to sta? I ot moim zdaniem on pomnaa swoje
oszczdnoci, hazardujc si na wycigach! Pani Jukielewiczowa, czyli gwna lokatorka, u
ktrej podnajmowa, widziaa raz u niego kupon z totalizatora.
- W jakim sensie u niego?
- W mieciach.
Znaczce zawieszenie gosu wyraao ponad wszelk wtpliwo, e odkrywszy
najmroczniejszy sekret nieyjcego Ludwika Babicza, ze swej strony wiadek uzna
przesuchanie za zakoczone.
Maciejewski westchn ciko, wpisujc pani Jukielewiczow do protokou. Ogldziny
mieszkania denata byy nie tylko konieczne, ale i zwykle obiecujce. Natomiast rozpytywania
grzebicej w cudzych mieciach gwnej lokatorki Zyga osobicie wolaby unikn. Trzeba
bdzie pj tam z Zielnym, a jeszcze lepiej nigdzie nie chodzi, tylko posa Zielnego wraz z
Faniewiczem.
- Jeli to wszystko, prosz podpisa. - Odwrci protok w stron Grzybowskiego i poda
mu piro ze stalwk powalan zakrzepymi plamami atramentu.
Administrator z naboestwem wyj z kieszeni watermana. Sdzc po byszczcej skuwce i
wypolerowanym ebonicie obudowy, czciej ni do pisania suy jako eksponat.
*

Wacaw Grudzie mia czerwone policzki, jakby od mrozu, lecz mimo zimowego nazwiska
sprawia wraenie pogodnego czowieka. Gdy wszed wezwany przez Krafta, wyranie
poaowa, e nie bdzie go przesuchiwa wysoki tajniak z krzywo zronitym nosem. W nim
waciciel knajpy przy Narutowicza 15 instynktownie rozpozna bywalca i bratni dusz,
natomiast ledczy, ktry wskaza mu miejsce za swoim biurkiem w gbi gabinetu, kojarzy si
Grudniowi nieprzyjemnie z urzdem skarbowym.
Knajpiarz nie mia jednak wyboru. Zreszt nawet w swoim lokalu przysiada si do goci, jeli
poprosili. Inaczej nie wypadao.
- To by, panie wadzo, dziwak. Jeli o mnie chodzi, sdziem raczej, e si powiesi, ni go
zabij - zacz, ledwie policjant spisa jego personalia.
Zerkn ktem oka na drugie biurko, ciasne od pitrzcych si papierw. Glina z boksersk

gb wyj wanie z szafki kaamarz i haaliwie napenia wieczne piro. Przesuchiwany przez
niego mczyzna mia nog zaoon na nog i ze zniecierpliwieniem kiwa uniesion stop.
Tymczasem komisarz Kraft uwanie obserwowa wiadka.
- Dlaczego pan tak ocenia zabitego? - zapyta bez wikszej wiary, e dowie si od
knajpiarza czego konkretnego. Nie zna ich wielu, chocia Zyga nieraz powtarza, e kiedy to
byli prawdziwi znawcy dusz ludzkich, zanim wszystko spsiao pod sanacj.
- Do lokalu, panie komisarzu, normalny czowiek nie przychodzi tylko po to, eby zere
sznycla. Nawet mojego sznycla po lubelsku i e tak powiem, po msku, bo z dwoma jajami. Grudzie na chwil wetkn palec pod wze kraciastej muszki, lecz jego gowa, z postpujc
ysin i rumianymi policzkami, wci wygldaa jak rowy balonik zacinity ozdobn
tasiemk. - Tak po prostu zere sznycla to mona u siebie w domu, zreszt bez wtpienia taniej.
Menu, piwo, wdka, panie komisarzu, to jest tylko pretekst, eby czowiek spotka si z drugim
czowiekiem - wyjani kaznodziejskim tonem.
Widzc, e piro policjanta zawiso nad protokoem, lecz nic nie zapisao, pocz tumaczy:
- Rozumiem ludzi, ktrym nie chce si gotowa, samotnych mczyzn w szczeglnoci, by
tak sprecyzowa. On idzie do lokalu, do mnie na ten przykad, ale myli sobie, e skoro ju paci
za tego sznycla dwa razy tyle, co on jest wart, to spotka si z wesoym towarzystwem i wypije
dwa gbsze. Nie mwi o pijakach i artystach, oczywicie! - zaznaczy Grudzie. - Chocia
artyci nie s najgorsi... - Co si w nim zamao i chybotao midzy dusz a portfelem.
- Artyci nie nale do sprawy - upomnia go Kraft.
- Pan wadza ma suszno. - Knajpiarz potakn. - Rzecz w tym, jak by to powiedzie, e
ten czowiek od dwch lat przychodzi do mnie prawie codziennie, ale wybiera takie godziny,
kiedy lokal by prawie pusty. Bywao, zajrzy o dwunastej, rozejrzy si i kae dawa dania
obiadowe, chocia one dopiero si robi. No ale go jest go, to mu si dawao, jak tylko co
byo gotowe. Fakt faktem, e nie marudzi. - Grudzie westchn, jakby poaowa zabitego. Natomiast wystarczyo, e kto wszed, to on koczy posiek, jakby spieszy si na pocig. Albo
do teatru, bo mj lokal jest niedaleko teatru - pochwali si knajpiarz.
- Zezna pan, e paski stay go by mizantropem. Nie lubi ludzi - wyjani Kraft na
widok niepewnej miny Grudnia. - Jak si nazywa?
- Nie wiem. Natomiast o ile znam si na ludziach, mieszka albo pracowa gdzie niedaleko,
skoro bywa prawie codziennie. Zawsze do elegancko ubrany, portfel gruby prezesowsko... Ale
napiwki dawa skpe, o ile w ogle. - Knajpiarz smutno pokiwa gow.
Podkomisarz zerkn na Maciejewskiego, ktry wanie koczy protok, wyranie mczc
si ze swoim wiadkiem.
- To wszystko, co jest panu wiadome? - zapyta Grudnia.
Ten stanowczo pokrci gow.
- Nie. Nie marnowabym czasu sobie i panom wadzom, gdyby nie jeszcze jedna rzecz. Nie
przywizywaem do tego wikszej wagi na pocztku, to znaczy pokd nie zobaczyem tego
czowieka w gazecie...
*

Apolonia Ryczywolska spokojnie wyczekaa na swoj kolej, nawet przepuszczajc innych

wiadkw.
- Dobrze rozumiem, co to s zobowizania i terminy - westchna na wstpie komisarzowi
Maciejewskiemu. - Mj m nieboszczyk wci gdzie goni, modzi te goni, a ja to nawet
chtnie posiedz sobie w poczekalni. Przyjemny chodek tu u panw w korytarzu.
Zyga miym umiechem podzikowa za komplement, na jaki dawny carski krymina dotd
nie zasuy. Grube mury czu byo wilgoci i gmerajc pod wapnem pleni, ale przyjemnym
chodkiem?... Poza tym w przeciwiestwie do rozgldajcej si ciekawie w nieznanym sobie
miejscu pani Ryczywolskiej, umiechnitej staruszki ubranej jak do cukierni w jasnoszar sukni
dopenion kapelusikiem z kwiatami i parasolk od soca, komisarz nie mia czasu. Dochodzia
druga po poudniu, a jego czekao jeszcze zebranie kruchych wtkw z przesucha wiadkw i
niezwoczne ich podkarmienie informacjami z innych rde.
- Sucham pani - zachci Maciejewski, chocia nie spodziewa si rewelacji. Za wczenie.
Na zdjcie w gazecie rzadko reaguj ludzie, ktrzy naprawd mogliby wnie co do sprawy. Ci,
ktrych zeznania rzeczywicie s co warte, jak na zo przebywaj akurat poza miastem albo w
ogle nie czytaj gazet.
- Dobrze pamitam tego czowieka - zacza mwi z przejciem. - Teraz rozumiem,
dlaczego na jego widok poczuam si zaniepokojona, zupenie jakby... Nie wiem, jak to
powiedzie do protokou. - Spojrzaa na komisarza z absolutnym przekonaniem, e ten
mczyzna z gb pechowego boksera nie jest w stanie nady za tokiem jej rozumowania. Kiedy byam mod dziewczyn, dawno temu, pana jeszcze pewnie nie byo na wiecie,
widziaam czowieka, ktry na drugi dzie si powiesi. W majtku moich rodzicw, prosz pana,
by dziki staw, a wok stawu...
- Pani wybaczy, ale to nie naley do sprawy - przerwa jej komisarz. - Jak nazywa si ten
czowiek?
- Nazwiska nie pamitam, ale mwili na niego Wasyl.
- Jest pani pewna? - Maciejewski podsun jej fotografi denata, ktr w mniejszym
formacie zamieciy gazety.
- Nie, na tego, co si powiesi. - Spojrzaa na policjanta tak, jak patrzya ciotka nieboszczka,
gdy Zygmu przynis ze szkoy z not z rachunkw. - Pan zupenie nie sucha, co si do pana
mwi.
Komisarz zmilcza t uwag i wskaza palcem zdjcie denata.
- A jak nazywa si ten czowiek? Wie pani?
- Nie, ja go tylko widziaam. Pamitam go dokadnie, bo...
Maciejewski by pod wraeniem dziesitek szczegw nerwowego ycia ulicznego, ktre
odtwarzaa z plastycznoci powieciopisarki. Nie utkwia jej wprawdzie w pamici dokadna
godzina, potrafia jednak przypomnie sobie, e byo to krtko, zanim dzwony zaczy bi na
Anio Paski. Niestety gdy dochodzia do szczeglnego wyrazu twarzy niezidentyfikowanego
denata, opis robi si coraz bardziej mglisty. Czas mija i nic nie zbliao komisarza do
jakiejkolwiek istotnej informacji.
- Kiedy dokadnie go pani widziaa? - Komisarz prbowa co wyuska.
- Przedwczoraj na Krakowskim Przedmieciu, zaraz przy sklepie Fasoleta, tego z futrami.
- Przedwczoraj ten czowiek ju nie y. - Zyga zdziwi si.
wiadek Apolonia Ryczywolska wzruszya ramionami, bo doprawdy nie widziaa w tym

adnej sprzecznoci.
- Widziaam go we nie. Ten jeden raz, ale wyjaniam panu, e jego twarz...
- Nie jest pani krewn albo znajom komisarza Borowika? - zapyta zoliwie komisarz,
chocia Kraft, ktry akurat zakoczy przesuchiwa rumianego faceta z muszk w krat, da mu
znak, e powinni pilnie pomwi.
- A jest do mnie podobny?
- Tak, nieco - mrukn Zyga, bo jakkolwiek nie wskazywa na to kolor oczu ani ksztat nosa,
onirycznie usposobione babsko rwnie zdawao si y tylko w jednym celu: by psu krew
Maciejewskiemu. - Prosz podpisa protok. - Zyga podsun jej kartk.
- Tylko pi linijek? - sapna oburzona. - Rozmawiaam z panem ponad kwadrans, a ile si
naczekaam!
*
W sobot 7 maja b, r, do restauracji wszed nieznany mi czowiek w
wieku zblionym do ofiary, t, j, lat ok. 40. wzrostu ok. 1 m 65 cm,
ubrany w skromny garnitur, ktrego koloru nie pamitam. Widok
mojego staego gocia wyranie zaskoczy go, bo na dusz chwil
zatrzyma si midzy stolikami i z tego powodu zwrciem uwag na
zajcie. Mczyzna ten podszed do stolika gocia i zwrci si do
niego sowami Wolak? To ty?. Na to rwnie zwrciem uwag, bo
ciekawio mnie, jak nazywa si mj stay klient. On wtedy odsun
talerz, chocia wczeniej mu smakowao, i rozejrza si z
niepokojem, ale siedzia w rogu sali i nie mia gdzie pj.
Powiedzia: Pan si pomyli, ale by przestraszony. Ja wtedy
podszedem, bo nie chciaem awantury w lokalu, i zapytaem
przybyego mczyzn, co poda. Chciaem te przyjrze mu si, ale
on wykrci si tyem i opuci lokal. Mj stay go zaraz
uregulowa rachunek, kaza zawoa sobie dorok, co byo pierwszy
raz, bo zawsze przychodzi pieszo, i wicej go nie widziaem.

Dochodzia czwarta. Maciejewski sta przy otwartym oknie, zalanym popoudniowym


socem, i jeszcze raz czyta odpis protokou, podczas gdy Zielny rewidowa pokj ofiary. Ofiary
nadal niezidentyfikowanej, bo e aden Ludwik Babicz nie tylko dwa lata wczeniej, ale zupenie
nigdy nie mieszka w Radomiu przy ulicy ytniej, to dao si atwo ustali telefonicznie w
tamtejszym biurze meldunkowym. Bez wikszej wiary Zyga poprosi te o sprawdzenie w
ewidencji, czy nie mieli tam jakiego Wolaka, lecz przynajmniej ytni wybierali ludzie o
bardziej skomplikowanych nazwiskach, jak Wolfarb albo Wolberg. Prob o list radomskich
Wolakw urodzonych midzy 1895 a 1905 Kraft posa ju do tamtejszego urzdu ledczego,
jednak zrobili to bez wikszej wiary w powodzenie. Facet, ktry przynajmniej od dwch lat z
powodzeniem posugiwa si faszyw tosamoci, nie pozostawiaby takich ladw jak
poprzednie miejsce zamieszkania. Tylko co ukrywa?
Faniewicz grzeba w zupenie zwyczajnej szafie, wyjmowa przecitne marynarki i koszule,
wycign te gazety, ktrymi zabity wypcha sobie zimowe buty, aby si nie zdefasonoway.

Trudno byo jednak oczekiwa innych gazet ni lubelskie, skoro mieszka tu od trzydziestego
szstego. W pudeku z lekarstwami na toaletce, ktre czasem moe powiedzie co osobistego o
czowieku, rwnie nie byo nic znaczcego: aun, aspiryna i trzy buteleczki jodyny.
- Po co mu a trzy? - Komisarz zapyta na gos samego siebie.
- Jeszcze jedn mia w paszczu. - Faniewicz razem z chustk do nosa wyj kolejn
buteleczk.
- Cholernie ba si zadrapa - burkn Maciejewski. - A ty co taki skacowany znowu?
Tajniak wzruszy ramionami. Zza ciany sycha byo gosy gwnej lokatorki i Zielnego,
ktry rozpaczliwie prbowa wycisn z niej co konkretnego. Zyga da sobie spokj, gdy
Jukielewiczowa, przyguche babsko noszce si z mieszczask elegancj z pocztku wieku,
owiadczya, e bez wahania podnaja pokj wanie Babiczowi, bo by taki maomwny jak jej
pierwszy m nieboszczyk.
Babicz zdawa si zreszt nie tylko maomwny, wyranie nie przepada rwnie za sowem
pisanym. Nie mia adnych ksiek, w szufladzie szafki nocnej Maciejewski zabezpieczy tylko
stary kupon totalizatora, sze nieaktualnych programw wycigowych i kalendarz, w ktrym
zabity notowa imiona koni, zapewne tych, na ktre zamierza postawi.
Ostatni notatk, pod dat 3 lipca, bya: Haiti, ki. gn., 1.3, Suchowola. Wczeniejsze byy
bardzo podobne: imi konia, pe, ma, wiek, hodowla. Jedyna prawidowo, jak zauway
Zyga, dotyczya tego, e denat gustowa w koniach o ciemnej sierci. Jedynego siwka w swoim
notesie przekreli grub kresk i na jego miejsce wpisa innego ogiera, maci karej.
- Gospodyni przypomniaa sobie tylko jedn rzecz, ktra moe zainteresuje pana
kierownika. - W drzwiach stan Zielny. - On raz w roku wyjeda na kilka dni do Warszawy.
Zawsze wczesn jesieni. Kiedy Tymu przyjeda na studia i przychodzi odwiedzi star
stryjenk, tak dokadnie powiedziaa. Chce pan kierownik, eby wezwa na jutro tego Tymusia?
- Nie ma takiej potrzeby. - Komisarz machn rk. - Raczej nie on zabi. A co takiego
ciekawego jest w Warszawie wanie na przeomie wrzenia i padziernika, panowie
wywiadowcy?
Umiech Zielnego by tyle bezradny, co obleny. Tajniak nigdy nie widzia stolicy, nie wtpi
jednak, e czekayby tam na niego liczne zgrabne rozrywki.
- Wielka Warszawska, najwaniejsza gonitwa sezonu - powiedzia Faniewicz, zamykajc
szaf. - Koczymy, panie kierowniku, czy zrywamy podog?
- Dobra odpowied. Robimy protok i na dzi koczymy - poleci Maciejewski.
Babiczowi vel Wolakowi chtnie postawiby zarzut utrudniania ledztwa, niestety facet
zoliwie nie y.
*

Wahaem si, czy przyj do komisariatu - z ulg wyzna ksidz.


Piro ze zdjt skuwk leao na rozpocztym protokole: Bronisaw Popiel, wikary parafii w.
Agnieszki na Kalinowszczynie, urodzony... ledczy i wiadek siedzieli w pustym gabinecie
owietlonym tylko lamp na biurku Maciejewskiego. Przez otwarte okno wpadaa duszna noc,
turkot doroki, odlegy klakson i ludzkie gosy, na szczcie jezdni a do rana nikt nie myla
pru i ukada na nowo.

Zyga wcale nie wracaby wieczorem do komendy, gdyby nie jego skpstwo i p paczki
papierosw, ktr, dobrze to pamita, widzia w szufladzie biurka. A wic wrci, postanawiajc
przy okazji ju tego dnia doczy do akt protok przeszukania mieszkania denata i notatk z
rozpytania gospodyni.
- Niestety, w wydziale ledczym o tej porze nikogo nie ma - usysza Zyga, przechodzc
obok dyurki. Lojalno mundurowego cerbera, rozmawiajcego z modym duchownym, bya
wrcz wzruszajca. - Oczywicie mog zaprotokoowa zeznanie ksidza, ale lepiej byoby,
gdyby zechcia ksidz przyj jutro, bo kto wie, czy ledczy nie zechc jeszcze o co dopyta.
- Dobrze. - Duchowny kiwn gow, wyranie skrpowany swoj wizyt w komisariacie. Mylaem tylko, e to pilne, skoro chodzi o zabitego czowieka.
- Ksidz do mnie? - Usyszawszy ostatnie zdanie, komisarz odwrci si na picie. - O
jakiego zabitego czowieka chodzi?
Mody duchowny znaczco unis trzyman w rku gazet. Trzy minuty pniej obaj siedzieli
w gabinecie Zygi.
Maciejewski wyj z szuflady zapomnian paczk i wycign j w stron gocia. Duchowny
zareagowa na to jak wikszo zdrowych mczyzn: podzikowa umiechem i delikatnie wyj
papierosa. To niele wryo. Komisarz sign do szuflady po popielniczk, dyskretnie przetar
jej dno zuyt bibu, jakim cudem, pewnie palec Boy, znalaz te midzy papierami prawie
nowe pudeko zapaek.
- Ksidz zna zabitego? - zapyta, podajc ogie.
- W pewnym sensie znaem go lepiej ni ktokolwiek. - Popiel oszczdnie zacign si
papierosem. - Niestety nie umiem panu powiedzie, jak si nazywa.
- Spowiada si u ksidza? - odgad Maciejewski.
- Raz - natychmiast odpar duchowny, jakby w obawie przed podejrzeniem. - I pan komisarz
rozumie, e nie mog o tym mwi. Skoro jednak nie yje... - urwa. - Nie, rzecz jasna tajemnica
spowiedzi jest wita, ale chc pomc. Chciabym nakreli pewne, jeli to mona tak uj,
kierunki, ktre panu mog pomc w dochodzeniu, a jednoczenie, jak by to powiedzie...
- Nie zaszkodz pamici zmarego? - podsun Zyga.
- Nie, to nie to! - Ksidz stanowczo pokrci gow, a jego wydatne jabko Adama otaro si
o koloratk. - On by w przeszoci wielkim grzesznikiem i...
- Przestpc? - przerwa Maciejewski.
- Tego nie mog panu powiedzie. Do, e zgrzeszy przeciw Panu Bogu i blinim, ale
wyzna w konfesjonale swoje przewiny i aowa za nie. Natomiast grzech rodzi grzech. To go
niepokoio. To te zapewne skonio do pojednania si z Bogiem.
Komisarz nie zdziwi si nawet. Po tych wszystkich zeznaniach w sprawie NN ze stajni
wycigowej, po onirycznej wariatce i knajpiarzu z powoania, religijne frazesy byy zupenie na
miejscu, jak uzna. Niech Borowik analizuje sobie te protokoy, a mu yka pknie!
- Co ksidz ma na myli? - spyta Zyga.
- Suchajc go, pocztkowo mylaem, e niepokj mojego penitenta wynika z brzemienia
grzechu. To dobry znak, panie komisarzu, to daje nadziej na nawrcenie. Ta spowied trwaa
jednak dugo, wiele win zatajonych przed samym sob, Bogiem i ludmi... Zrozumiaem, e on
obawia si o swoje ycie. Kto dawno temu skrzywdzony nie wybaczy, pojmuje pan?
- Ale to s tylko przypuszczenia ksidza? - Maciejewski wola si upewni.

- Gdyby sysza pan to, co ja syszaem, wiedziaby pan, e to s fakty.


Piro Zygi zawiso nad formularzem.
- Ale w kwestii tosamoci tego kogo, kogo obawia si zabity, ksidz chyba nie jest
zwizany tajemnic spowiedzi.
- Dugo to rozwaaem, panie komisarzu, prosz mi wierzy - odpar z godnoci mody
duchowny. - Niestety jestem. Czy zdoaem panu pomc?
- To si dopiero okae. - Maciejewski postawi kropk. - Prosz podpisa.
*

Zaczyna akcj Chmielewski, bijc dwa ciosy z wypadu w odek. Zwarcie! Chmielewski
wyglda do bezradnie: obrywa dwa krtkie ciosy i zaczerwieniony wychodzi z obj
przeciwnika.
Maciejewski, nachylony w kierunku radia, jakby zamierza si z nim boksowa, po omacku
sign po paczk sokow, wyduba jednego papierosa i zgnit zbami ustnik. Przeszkadzao
mu wprawdzie, e gdy sucha relacji, walka w rzeczywistoci bya ju rozstrzygnita, niestety o
pierwszej w nocy czasu warszawskiego Polskie Radio nie nadawao ju adnych audycji.
Wracaj do dystansu. Chmielewski przymierza i... Co za uderzenie! Chmiel strzela dugi
sierp lew, dubluje go. Oba ciosy dochodz! Ross oszoomiony, potyka si, idzie na
ziemi... Nie, wstaje, ale nie spieszy si, rozsdek kae mu poczeka. Sdzia Brassel liczy
go... Przy naroniku jego patron i sekundant Zbyszko Cyganiewicz jak w gorczce, przejty
chyba bardziej ni swoimi wasnymi wystpami na zapaniczej macie. Nie dbam o te kilka
tysicy dolarw, mwi przed walk, ale przecie jeli ten chopiec zostanie dzi
pokonany, caa jego kariera jest zwichnita.
- Puknij si w ysy eb! - warkn Zyga, chocia nie mg mie nadziei, e byy zapanik
usyszy go w samym Bostonie. - Milioner si znalaz!
Ross stoi ju w gardzie. Chmielewski idzie na caego do ataku. Kilka sierpw z obu rk...
prawa trafia!!! Znowu! Amerykanin znowu na deskach!... Charlie Ross zamroczony. Nie
moe uwierzy ten zawodowy przecie bokser, e dwukrotnie posa go na ziemi amator,
ktry pierwszy raz wystpuje bez koszulki i pierwszy raz bije szeciouncjowymi
rkawicami. Ross w Old Orchard, tam gdzie Zbyszko Cyganiewicz ma will, pracuje,
pilnujc loteryjki bingo. Teraz pewnie te ma przed oczami krcce si kulki. Potrzsa
gow, przytomniejc. Pi! Ross wstaje, gdy sdzia dolicza do piciu, ale Chmiel tylko na
to czeka...
Maciejewski strzepn popi z papierosa i nala sobie wdki. Nie zamierza pi duo: po
kieliszku na kad z szeciu zaplanowanych rund i jeden po walce, by uczci zwycistwo
ulubionego piciarza... albo na pocieszenie. Chmiel mia w yciu pecha, przez to chyba Zyga
darzy go szczegln sympati. Dwa lata wczeniej, kiedy odzianin odda walkowerem walk o
brzowy medal olimpijski, bo, sierota jeden!, rozbi sobie pi, komisarz by na niego wcieky.
Jednak wybaczy.
Jeszcze raz wstaje, ale nie prbuje ju walczy. Charlie Ross ma dosy piorunujcych

ciosw naszego debiutanta. Chowa twarz w rkawice, dostaje przez nie cios, potyka si,
uderza o sznury... Stoi na czworakach, unosi si, wstaje, ale... Tak, znowu dostaje cios i
leeeci przez ring!!!
Podekscytowany komisarz uderzy pici w otwart do, poderwa si z krzesa...
I usiad. Ten zoty chopak z odzi najwyraniej odwrci swojego pecha, niestety Zyga wci
o farcie mg tylko pomarzy. Dwa dochodzenia naraz i w adnym nie mia pojcia, kto jest jego
przeciwnikiem. O jakimkolwiek postpie w sprawie wamania mg zapomnie, dopki up nie
wypynie. W sprawie zabjstwa te by daleki od znokautowania kogokolwiek. A tak mia
nadziej, e ten ksidz wniesie co konkretnego! Skoro zasania si tajemnic spowiedzi, to po
co przyszed? Chyba tylko na zo komisarzowi...
Sdzia podnosi rk Chmielewskiego. Dwie minuty, trzydzieci sekund i nokaut techniczny
Chmiela! Cud w Boston Garden! Niedwiedzia sylwetka Cyganiewicza rwnie
promienieje zadowoleniem ze swego pupila.
Sylwetka Zygi, rozpartego na krzele w pozycji uwydatniajcej rosncy z latami piwny
brzuch, niestety niczym nie promieniaa. Maciejewski nerwowo klepa podeszw buta w parkiet,
zy, e nawet taka pikna walka nie daa mu wytchnienia, nie pozwolia zapomnie o bzdurach
dnia codziennego. Zwykle przy znacznie mniejszym wicie ni walka Chmielewskiego za
oceanem Zyga potrafi wyczy si i przez par rund y tylko sportem. Tym razem jednak nie
mg si oprze przeczuciu, e co przegapi. Co, co wrcz trzyma w rku...
Kupon z wycigw? Zawsze uwaa, e zakadanie si o to, w jakiej kolejnoci gupie i
nerwowe szkapy przybiegn na met, jest co najmniej podejrzane. Ale skoro bawi to generaw,
to dlaczego nie miaby dowiadczy podobnych emocji wci niezidentyfikowany mczyzna,
ktry za ycia przy ulicy Grnej 5 uchodzi za Lucjana Babicza, a w knajpie okaza si
Wolakiem?
Odruchowo nala sobie jeszcze kieliszek. Sport zszed ju z anteny, a wiadomoci z kraju i
zagranicy komisarz wpuszcza jednym uchem, drugim mu uciekay. Co o Zaolziu i
sprowadzeniu do Polski prochw ostatniego krla... Nie zauway nawet, kiedy spiker si
zamkn. O wci wczonym radiu przypomniay mu stanowczo zbyt gone pierwsze akordy
orkiestry symfonicznej i pukanie do drzwi chwil pniej.
Ssiedzi Ry zwykle byli bardziej tolerancyjni, jednak tym razem nie mg mie pretensji.
Koncert i jemu si nie podoba.
*

Nie zamierza pi w rodku tygodnia, tylko si podleczy.


A jednak poszed kufel vetterowskiego w Gospodzie Chrzecijaskiej na placu
Bernardyskim, tak tylko dla ochody. Tajniak obieca sobie i wiey cinie sterczcej nad
rdmieciem, e cigu dalszego nie bdzie, jednak kiedy mija knajp Grudnia, kto akurat
otworzy drzwi i zapachniao panierk wysmaon na wieym smalczyku. Zgodnia.
Dwa kolejne piwka poszy pod konsumpcj, to nie adne picie! A potem sam nie wiedzia, co
si waciwie zdarzyo, e postanowi ugruntowa dobre samopoczucie koreczkiem ledziowym.
Te musz pywa, nie ma rady! Popyny z setk i drug, na koniec wywiadowca podszed do

szynkwasu tylko po papierosy, a wyszed z plitrem odkowej w kieszeni. Tak tylko, jakby w
nocy dopada go zgaga...
Na rogu ulicy Narutowicza, biegncej prosto w sam raz dla pijakw, i ju mniej piknej
Konopnickiej Faniewicz zatrzyma si na chwil, eby zapali. Rybki na pewno byy godne,
zwaszcza e od tygodnia dawa im tylko such karm, adnych robakw. Nie chciao mu si
jednak wraca do domu. Nabra za to nagej chci, by zej bocznicami ku Bystrzycy. Ot tak po
prostu, popatrze na rzek. Prawa do bez udziau woli zacza manipulowa przy korku
plitrwki.
Wtedy zosta nakryty. Pan Feldbaum cicho wszed w wiato latarni razem ze swoim kundlem.
Tym razem cichym i spokojnym. Po mordzie byo wida, e doskonale pamita, kto go wysa
kopniakiem w powietrze, ale nie sypnby za nic.
Lejb Feldbaum niestety przeciwnie.
- Co si stao, panie przodowniku Faniewicz? - zapyta z trosk, podchodzc. Niziutki,
wty, zadar gow, jakby w coraz bardziej podwjnym podbrdku jego ssiada naprawd kryo
si co interesujcego. - Czy pan ma jaki kopot?
- Dzikuj panu, panie Feldbaum, ale wszystko jest w porzdku - powiedzia tajniak na tyle
trzewo, na ile potrafi.
Zapi marynark i chcia ruszy w stron swojej bramy, zatrzyma go jednak paluch
ydowskiego krawca wycelowany w kiesze z plitrem wdki.
- A to? Pan nigdy tyle nie pi, kochany panie Faniewicz. Pan nigdy by o tak, dla sadyzmu,
nie kopn ywego stworzenia, pan nigdy by nikomu krzywdy nie zrobi... Panu co dolega. Pan
ma jakie przykroci?
- Bardzo pana przepraszam za psa, to byo... - Wywiadowca zapowietrzy si i stumi
czknicie. - To wicej si nie powtrzy. Bardzo pana przepraszam!
Uchyli kapelusza i wielkimi krokami ruszy w stron bramy swojej kamienicy. Zbyt dugo
manipulowa w zamku swoim kluczem, bo krawiec zdy podej do niego, chocia i sam nie
by sprinterem, i jego kundel chodzi noga za nog.
- Ja nie umiem panu pomc, panie Faniewicz - zafrasowa si Feldbaum - ale gdyby byo
czego potrzeba, to ja wiem, e pan jest dobry czowiek, i niech pan te wie, e ja jestem panu
yczliwy.
Zamek bramy wreszcie puci. Pies podnis nog, za nisko jednak, i znaczc teren, opryska
j sobie moczem. Krawiec uchyli kapelusza na dobranoc. Faniewiczowi chciao si szcza i nie
chciao myle. Najpierw zrobi, co musia, potem pka flaszka odkowej.
*

Pukanie do drzwi powtrzyo si, chocia komisarz ciszy ju radio.


Przekrci wic gak, oko magiczne odbiornika zaczo powoli gasn. Zyga wsta i ruszy
przez przedpokj przeprosi za haasy. Otworzy drzwi, lecz za nimi nie sta aden z ssiadw, ale
gadko ogolony facet w szoferskiej czapce i z cik paczk w rkach. Przez rami zaglda mu
dozorca, ktry zmuszony po nocy otworzy bram, teraz nie chcia przepuci niewtpliwej
sensacji.
- Co si stao, panie Antoni? - Maciejewski z niechci przesun si spojrzeniem po

nieznajomym i zwrci si do ciecia.


Ten zacz tylko rozkada rce i robi porozumiewawcze miny, natomiast szofer przemwi z
dranic godnoci:
- Prosz askawie przyj to od wielmonego ksicia Czetwertyskiego. - Poda przesyk z
lec na niej kopert, jakby przekazywa drogocenn relikwi. - Mam polecenie zaczeka na
odpowied szanownego pana.
Bardzo nieprzyjemnie to zabrzmiao, jak: Masz pan obowizek tej odpowiedzi udzieli.
Maciejewski zabra paczk, wac dobre ponad dziesi kilo, postawi j na pododze i otworzy
kopert. Wizytwk, ktra wypada mu na do, zna, identyczn wrczono mu kilka dni temu w
jego gabinecie. Tym razem napisano na niej verte, a na odwrocie komisarz przeczyta:
Upowaniony sowem W-go X. mam zaszczyt zaprosi Sz. Pana do odwiedzin
w majtku w Suchowoli. Szofer zaczeka.
Z powaaniem
Gromnicki
- Prosz przeprosi ksicia - powiedzia Zyga, oddajc bilecik. Po walce Chmielewskiego i
jemu udzieli si bojowy nastrj. - Niestety jutro mam sub. Prosz zabra... - Dwign paczk.
- Nie zostaem do tego upowaniony! - Szofer cofn rce. - Polecono mi tylko zaczeka na
odpowied w sprawie paskiej wizyty. Auto stoi przed bram, a zechce pan spakowa si bd
przebra...
- Pan komisarz powiedzia przecie! - wtrci si pan Antoni, co nie byo taktowne ani
troch, ale dozorca najwyraniej susznie wyczu, e koszula blisza ciau. I e ksi ksiciem,
ale w tej kamienicy to Maciejewski i on maj wicej do powiedzenia!
Szofer zmierzy ciecia pogardliwym spojrzeniem, ukoni si Maciejewskiemu i powoli zszed
po schodach. Pan Antoni jednak zosta, ciekawym wzrokiem spogldajc na paczk.
Zyga szarpn sznurek i przed dwoma mczyznami o nierwnym statusie spoecznym
otwaro si wsplnie pojmowane niebo. W drewnianej skrzynce z napisem Zakady Ksicia
Seweryna Czetwertyskiego stay w wojskowym ordynku jarzbiak obok ubrwki, byy starka i
urawinwka, ubezpieczane przez winiwk z cytrynwk, w odwodzie pomaraczwka i
odkowa...
- A to co to jest? - Pan Antoni nabonym gestem wskaza pkat butelk machandla.
- Trzeba mie do tego suszon liwk - powiedzia Zyga. Sam nie zauway, jak to si stao,
e drzwi na klatk schodow zostay cicho zamknite, a oni obaj, przykucnici, ogldali zdobycz
niczym zbjcy z powieci dla dzieci Makuszyskiego.
- Znalazaby si u mojej starej - zapewni cie.
- I wykaaczk, i specjalne kieliszki... Po choler pan go w ogle wpuci, panie Antoni?! Maciejewski wyprostowa si nagle.
- Niech pan si niczym nie martwi, panie komisarzu! - Dozorca podnis do jak do
przysigi. - Ja w ogle niczego nie widziaem! Ale pan ma racj, e pan si byle czym nie
zadowala. Pan jest czowiek na stanowisku i jak maj panu dawa apwki, to niech wiedz, e
pan nie jest byle frajer, eby na byle co... A to tutaj to co to?
Na rodku, niczym wysokoprocentowy dowdca, staa otya plitrowa butelka Fine
Champagne z suchowolskiej gorzelni koniakowej.

- A to dla pana. - Maciejewski wyj j i wcisn panu Antoniemu.


- Ale co pan, jak przecie cie jestem!... - achn si dozorca.
- I dlatego wanie naley si panu wdziczno lokatorw caej kamienicy, ktrej
niniejszym daj wyraz. Pno jest! Rano suba! Chmielewski znokautowa Rossa i pan wypije
za jego zdrowie. Dobranoc, panie Antoni!
Kamieniczny cerber, ciskajc flaszk, da si wypchn za drzwi i wcale nie mia zych
myli, kiedy komisarz zamkn mu je przed nosem. Taki prezent! Schodzc do swojej subwki,
czyta w wietle arwki francuskie napisy, z ktrych nic nie rozumia, i cyfry obok procentw,
wsplne dla caej kultury europejskiej. Maciejewski nie powiedzia mu tylko jednego: jakiego
kaca ma si po koniaku.
III

Pitek, 8 lipca 1938 roku


KIJW - Na Ukrainie sowieckiej od duszego czasu mona zaobserwowa coraz wikszy wzrost
antysemityzmu wrd robotnikw fabrycznych. W komitetach fabrycznych robotnicy ydzi pod
pretekstem pracy politycznej uchylaj si od pracy przy warsztacie. Ponadto ydzi opanowali
sowiecki aparat kapitaowy.
TOKIO - Zdobycz Japonii: 180.406 karabinw, 2878 C.K.M.-w, 275 czogw, 89 parowozw.
Przeszo p miliona Chiczykw zgino. Wojna na Dalekim Wschodzie pochona okoo 1 1/2 miliona
ofiar.
WARSZAWA - Pos. Tarnowski zgosi na rodowym posiedzeniu Sejmu interpelacj do p. Prezesa
Rady Ministrw w sprawie parkanw, t. j. oklnika z 24 VI r. b. o estetycznym podniesieniu wsi i
miast. Interpelant stwierdza, e od dnia pojawienia si tego oklnika ludno niepokojona jest
cigymi komisjami budowlanymi i odwiedzinami najrniejszych wadz od starosty do policjanta
wcznie.
LUBLIN - Uprzejmie prosz Moj Szanown Klientel, aby bya askawa podczas remontu frontu
mojego sklepu, wchodzi do sklepu przez sie. Z powaaniem, T. urek, Krak.-Przedm. 17., tel. 2415.

W wagonie trzeciej klasy byo gorco i cholernie cuchno ludzkoci. Zygmunt Maciejewski
wypi ju oba piwa zabrane na drog, a suszyo go nadal. Na drog upchn do teczki dwie
polskie powieci detektywne Ry. Gdy przyjacika wrci z uzdrowiska, chcia pokaza, e
chocia nie zrobi remontu, to interesuj go jej pasje. Tylko e tych gupot nie dawao si czyta
ani na trzewo, ani tym bardziej na kacu!
Do pocigu odwieziono go pospiesznie, niczym aresztanta przewoonego do waciwego
sdu. Rano, jak przypuszcza, rozpocznie zwyk sub, jednak od razu wezwa go Herr
Komendant.
- Co pan tu jeszcze robi?! - Z pretensj przywita podwadnego. - Dosta pan przecie
zaproszenie od ksicia Czetwertyskiego!
Maciejewskiemu przejanio si w gowie, chocia pnym wieczorem nie omieszka
wyprbowa suchowolskiej starki oraz chlapn cytrynwki, zawierajcej witaminy i pewnie

chronicej od przykrych skutkw przepicia. Staa si rzecz grona i nietypowa: ksi pomin
drog subow i zaprosi, waciwie wezwa do siebie, kierownika Wydziau ledczego, a nie
komendanta, bez ktrego wiatego nadzoru dochodzenie przecie limaczyoby si
niemoebnie... Skoro tak si jednak stao, niewtpliwie naleao uszanowa w kaprys
arystokraty.
- Pan wie najlepiej, w jakich warunkach pracujemy, panie komisarzu - mwi Herr, kiedy po
pierwszym zdenerwowaniu Zyga przesta by ju dla niego karierowiczem, a sta si
wsplnikiem w domniemanej zakulisowej protekcji. - Te stare biurka, rozchybotane regay... Tak,
tak, nie mwic o broni! - doda dla poloru komendant. - Skoro wanie pan ma szans wpyn
na to, zaapelowa u dostojnika pastwowego, to nie ma na co czeka. Czemu pan tyle czasu
zmarnowa?! Jeszcze ksi obrazi si na nas! Dam panu auto na dworzec. I to jest polecenie
subowe!
Pocig wlk si, przystawa na kadej stacyjce midzy Lublinem a Lubartowem, a
bezprzedziaowy wagon z drewnianymi awkami co oczyci si z pasaerw, to nim wo ich cia
zdya si rozpyn, zaraz wypenia si znowu jak poczekalnia w Kasie Chorych. Najgorsze
byy dzieci, od ktrych wprawdzie mniej mierdziao, ale krciy si, jakby miay owsiki, i
koniecznie chciay wyglda przez okna, rwnie przez to, przy ktrym usadzi si komisarz.
Prbowa czyta, a naprzeciwko niego jak na zo maniakalnie posila si jajkami na twardo i z
ciekawoci idioty obserwowa przekadane stronice ksiki jaki facet ze zniszczon tekturow
teczk, w przykrtkich spodniach i poatanej marynarce.
Jeszcze przed Parczewem Zyga odoy Tajemnice Nalewek Nagiela. Byo jasne, e skoro
niepozorny biuralista nie wiedzie po co zostaje opisany na pocztku ksiki, to pniej wytnie
jaki numer. I caa ta pisanina tylko po to, eby podrzdny poeracz sensacyj poczu si lepiej ni
policjant z powieci, idiota i kretyn zreszt?! Gdy ju znalaz si jeden rzetelny ajent ledczy
pseudo Fryga, to musia pj do celu na eb na szyj, bez wsparcia i ignorujc wasne
bezpieczestwo. Maciejewski zajrza na ostatnie strony. Oczywicie ten dzielny czowiek szybko
opuci szeregi policji, by znale lepiej patn prac. W Czerwonym Banie Wotowskiego byo
niewiele lepiej: wprawdzie dochodzenie prowadzono nawet rozumnie, komisarz policji Borewicz
by jednak ambitnym debilem, a cokolwiek dobrego wyniko, to tylko dziki sdziemu
ledczemu. Rzecz w sam raz dla Rudniewskiego, tyle e on wyglda Maciejewskiemu na faceta,
ktry nawet w klozecie czytuje komentarze do kodeksw.
Komisarz wepchn obie ksiki z powrotem do swojej teczki, mieszczcej tylko skarpety i
zmian bielizny. Nie eby Zyga rzeczywicie zmienia j codziennie, uzna jednak, e w
Suchowoli bdzie to w dobrym tonie. Wyj Przegld Sportowy i od razu otworzy na stronie z
pik non.
Na ostatnim posiedzeniu WG i D PZPN uniewaniono mecz Unia (Lublin) - Legia 1:0 i przyznano
warszawskiej Legii walkover 3:0. Powodem decyzji byo wstawienie przez Uni nieuprawnionych
graczy Christa i Orzechowskiego II. Christ, ktry przyszed ze lska, mia prawo gra dopiero 13
lipca. Podobnie ma si rzecz z Orzechowskim z Granatu.

Maciejewski ze zoci zoy gazet. Mia ochot j podrze, ale spostrzeg, e siedzcy
naprzeciwko mczyzna przyglda mu si z dziwn min.
- Pan ju e przeczyta? - zapyta tamten. - adnych dobrych ogosze?

- Same ze.
Biednie ubrany podrny nie zwrci uwagi na ironi, za to z ciekawoci sign po
Przegld i pomaca niczym prosiaka na targu.
- A czy pan bdziesz jeszcze tej gazety potrzebowa?
- Prosz wzi.
Facet podzikowa skinieniem gowy, z ciekawoci obejrza zdjcia pywaczek z Bielska,
potem biegaczk Banaszewsk, ubran w spdniczk odsaniajc uda, wreszcie szybkim ruchem
udar kawaek gazety wielkoci doni. Teraz Zyga popatrzy na niego podejrzliwie, kiedy
podrny zacz zdejmowa but z bosej stopy.
- Dobry papier. Bardzo akuratny - wyjani mczyzna, prezentujc dziur w podeszwie.
Teatralnym gestem iluzjonisty woy w ni palec i poruszy nim kilkakrotnie. Potem zabra si
do uszczelniania znoszonego obuwia. - A pan szanowny te jedzie za robot? - zapyta
uprzejmiej.
- Mona tak powiedzie - mrukn Maciejewski.
- To w z stron. - Znajcy ycie towarzysz podry krytycznie pokrci gow, ugniatajc
stop gazet w dziurawym bucie. - Jak w Lublinie si nie powiodo, trzeba wali do Warszawy.
- A pan dlaczego na ukw?
- Przez ukw na Skierniewice - sprecyzowa mczyzna. - Zreszt ja jestem modszy, ja
jeszcze mam czas. A pan szanowny to ju jak przy kartach: albo wypynie, albo utonie.
- Przypilnuje pan walizki? - zapyta niechtnie Zyga. Ra miaa racj, nie trzeba byo robi
dziadowskich oszczdnoci i jedzi trzeci klas. Ona do Truskawca pojechaa pierwsz. Ze
towarzystwo nigdy wczeniej Maciejewskiemu nie przeszkadzao, jednak bliej czterdziestki
zacz robi si nerwowy. Musia wyj na pomost na papierosa. W wagonie napisy zabraniay
palenia i plucia.
- No jake by nie! - Coraz bardziej spoufalajcy si kompan przesa komisarzowi
porozumiewawczy umiech, udzierajc kolejny kawaek gazety.
*

Rynek w Wohyniu ju nie kwicza ani nie gga, ale w powietrzu wci unosia si lekko mda
wo wczorajszego dnia targowego; trzeba by kilku dni zlewania placu wod albo solidnego
deszczu, eby zmy resztki zwierzcych odchodw i moczu. Zreszt koczono jeszcze transakcje,
na ktre poprzedniego dnia zabrako zdecydowania lub forsy, o czym wiadczy tumek przy
gospodzie, skupiony wok poirytowanego gapiami konia. Jednake Wohy usypia po czwartku,
okolicznociowe plakaty Nie kupuj u yda! rankiem pozrywano lub zaklejono. Gdy bryczka
Gromnickiego toczya si wzdu poudniowej pierzei placu, Maciejewski zwrci uwag na ...uj
u yda!. Akuratnie pokryo si z H z reklamy, ktra posuya chopcom narodowcom za
wygodn podkadk. Komisarz, gdyby by miejscowym nauczycielem, poprawiby bd
ortograficzny, lecz tutaj najwyraniej nikomu to nie przeszkadzao. Ani pejsatemu wacicielowi
sklepu, ktry na progu wita jakiego zamonego chopa, ani brzuchatemu policjantowi
przechadzajcemu si dostojnie, mimo e pasek czapki ledwie siga mu bruzdy midzy jednym a
drugim podbrdkiem, za pas subowy trzyma si na jajach.
- Podr mia pan dobr? - zagadn kierownik suchowolskiej stadniny.

- Nie przypominam sobie adnej dobrej podry - wymrucza Zyga - ale dzikuj.
Zbliyli si do gospody. Dugowosy Cygan ze szpakowat brod patriarchy i w czerwonej
koszuli rozchestanej na wochatej piersi przyklepywa wanie transakcj z ysym i rowym jak
prosi gospodarzem. Ko, ktry przed sekund zmieni waciciela, parskn, bolenie
pocignity za uzd. Cygan poklepa go jakby z alem, lecz oczy mia wyranie naokoo gowy,
bo zdy jeszcze ukoni si Gromnickiemu, akurat gdy bryczka bya najbliej.
- Pan porucznik tu jest, jak sdz, popularn osob - zauway Maciejewski.
- Tu ludzie si znaj. - Byy wojskowy cmokn na konie, by przyspieszyy. - Pana te
zdyli dobrze sobie obejrze.
- Trzeba byo omin osad.
- Trzeba - przyzna Gromnicki.
Ju w Bezwoli, kiedy Maciejewski wysiad na skraju krtkiego peronu tu obok stacji
niewiele wikszej od budki drnika, zauway niepokj u czekajcego na kierownika stadniny.
Zupenie jakby przyjechaa kochanka, nie tajniak. Unikn odpowiedzi na oczywiste pytania,
twierdzc, e o tym pniej. I popatrywa na boki, zupenie jakby pali mu si grunt pod nogami.
Nawet Jzef K. z ulubionej ksiki Zygi umia lepiej radzi sobie w ledztwie.
- Podoba si panu okolica? - zagadn porucznik, kiedy wyjechali z miasteczka. Nie chcia w
drodze mwi o niczym istotnym, ale najwyraniej uzna, e milczenie bdzie w zym tonie.
Komisarz nie mia takich skrupuw. Zerkn z niechci na rwnin poprzecinan polami i
gdzieniegdzie zagajnikami na miedzach. W poczeniu z pogod przypominao to rozgrzan
patelni i jajecznic z groszkiem, ktrej Kapranowa jak zwykle nie wybetaa, zanim si zetnie.
- Mnie si nie podoba adna okolica, panie poruczniku - powiedzia Zyga, wyjmujc z
kieszeni papierosa. - Mnie si podobaj tylko knajpy, komisariaty i fakty. Moe zatem zechciaby
mi pan powiedzie, o co w tym wszystkim chodzi?
- Podobaj si panu fakty? Dlatego wanie nie chc ich uprzedza. - Gromnicki zaci
konie.
Koa bryczki zanurzyy si w koleiny suchej jak pieprz, gliniastej drogi.
*

Maciejewski spodziewa si zobaczy paac ksicia Czetwertyskiego ju z daleka, lecz podobnie


jak siedziby hrabiw Zamoyskich, ktre Zyga pamita z pocztkw policyjnej suby, i ten nie
wyrasta ponad lini drzew. Dopiero wyjedajc z obsadzonej klonami alei, oczom komisarza
ukaza si budynek w ksztacie litery L, rozcignitej jak podkowa w rkach cyrkowego siacza.
Budynek zreszt nader dziwaczny, nie tylko z powodu niespotykanego na Lubelszczynie
pruskiego muru, ale przede wszystkim baaganu, jakby kady z domownikw narzuci
architektowi swj kaprys. Zamiast na zwart bry Maciejewski patrzy na sklejone ze sob niby
to redniowieczne kamieniczki, w dodatku na zgiciu L ozdobione czym w rodzaju wiey
obronnej.
Chocia Seweryn wiatopek-Czetwertyski wczeniej sprawi na komisarzu wraenie
czowieka twardo stpajcego po ziemi, teraz Zyga przypomnia sobie amerykaskie filmy z Bl
Lugosi i Borisem Karloffem. Kto wie, czy swojego bogactwa Czetwertyski nie zawdzicza
szalonemu naukowcowi rezydujcemu w owej operetkowej wieyczce, ktry od smej rano do

czwartej po poudniu przemienia ow w zoto, a po godzinach zabawia si oywianiem trupw.


Gotyckie wraenie popsu jednak letni upalny dzie, widok basenu pywackiego za drzewami
oraz odgos piki tenisowej odbijajcej si od nawierzchni skrytego za budynkiem kortu.
- Ucz serwowa mojego Janka - pochwali si porucznik.
Zyga, wychowany w PPS-owskim domu, jako dzieciak mia raczej konspiracyjne i
proletariackie cigoty, wic tylko si skrzywi.
- Pan by boksu syna nauczy - burkn wychowawczo. - A co z faktami?
- Za chwil. Za chwil przestanie si pan irytowa.
Konie na pami skrciy do stajni, rwnie gustownie skrytej za drzewami. Porucznik
zeskoczy z koza, lejce rzucajc wiejskiemu chopakowi, ktry znalaz si tam jak na zawoanie.
- Baga pana - wskaza Maciejewskiego - do pokoju. Konie wyprzc, napoi, oczyci poleci.
- Jak pan kae.
Zabrzmiao to niczym toczno, wasze bogorodie, ale Zyga nie zwraca duej uwagi na
feudalizmy, bo Gromnicki nie prowadzi go na adne salony, ale do stajni wanie. Starajc si nie
wyprzedza porucznika, niecierpliwym krokiem mija kobyy wystawiajce by poza swoje
boksy. Ten, do ktrego zmierzali, by pusty. Kierownik stadniny wszed pierwszy, oboma
ramionami chwyci ciki b, ale gdy tylko ruszy go z miejsca, odsun ju bez wysiku.
We wnce pokaza si szary papier pakowy i przecity szpagat.
- Wanie po to zosta pan zaproszony - wyjawi wreszcie byy wojskowy. - Prosz obejrze.
- Jeli to prezent, bardziej stosowna byaby wstka - mrukn komisarz, odwijajc sznurek.
I o mao nie upuci paczki na som wycielajc pusty boks.
- Wie pan, co to jest? - zapyta Gromnicki.
Zyga z niedowierzaniem bra do rki pliki banknotw i odkada na szerok na trzy palce,
wylizgan krawd drewnianego obu. Spod warstwy forsy pokazay si weksle vetterowskiego
browaru.
- Wiem. - Komisarz kiwn gow. - Nie mam przy sobie protokou, ale na oko jest
wszystko.
Kierownik stadniny pomg mu spakowa wszystko z powrotem w papier i przygnit
kciukiem wze.
- Musz zada panu porucznikowi oczywiste pytanie. - Maciejewski zacisn szpagat.
Paczka znw zacza przypomina niepozorny prezent pod choink. - Czy przypadkiem nie
ksi pan obrobi kas w browarze i teraz ruszyo go sumienie?
- Jeli to art, to kiepski. Niech pan pomoe z drugiej strony. - Porucznik wskaza na b. Mam dla pana pewn propozycj...
Umieci pakunek we wnce. Drewno przesuno si z lekkim skrzypieniem, gdy obaj naparli
na niego rkami. Po chwili pusty boks wyglda, jakby nikt niczego tu nie odkry, wic tym
bardziej nie rusza. Zyga spojrza pod nogi, gdzie ciki b podczas przestawiania pozostawi
bruzdy na klepisku. Gromnicki pomyla o tym samym, bo zacz zaciera je podeszw
kawaleryjskiego buta.
Opucili stajnie i szli grobl midzy stawami, a komisarz milcza. Pali, od czasu do czasu
zerkajc na boki: na oliwkowe grzbiety tustych karpi coraz rysujce powierzchni wody. Zyga
nie myla jednak o wdkowaniu, zreszt wdkowa w takim miejscu to jak polowa ze strzelb

na tuczniki.
Porucznik Stefan Gromnicki jako praworzdny obywatel powinien by zawiadomi
posterunek policji w Wohyniu, tymczasem kiedy obok niego przejedali, nawet si o tym nie
zajkn. Komisarz Maciejewski mia obowizek zrobi to za niego. Tyle e wtedy poszedby
alarmujcy meldunek do komendy powiatowej w Radzyniu, a tam kto zaczby intensywnie
rozwaa, czy telefonowa do wydziau ledczego w Siedlcach, czy lepiej od razu do
wojewdztwa. Cay dzie kilku kierownikw i co najmniej jeden komendant rozwaaliby
dylemat: zasuy si samodzieln akcj czy moe nie nadstawia gowy, skoro dochodzenie
prowadzi inna jednostka. Najpewniej Zyga zdyby wrci do Lublina po to tylko, aby wysano
go znw do Suchowoli. Chocia mogoby by jeszcze gorzej: przyjechaby tu Borowik...
Maciejewski zadepta papierosa i zszed z grobli ku sadom. Dochodzcych dopiero do zbioru
antonwek nie byo zbyt wiele, za to papierwki obrodziy ksiciu tak gsto, e z daleka drzewa
wyglday jak kicie olbrzymich winogron. Zyga nie mg si nadziwi, e nie pokrady ich
wiejskie dzieciaki, chocia nikt nie chodzi tu z kijem ani z psem, tylko osy bzyczay. Zerwa
jabko i sprbowa. Kwaskowy smak przypomnia mu upiecze wyprawy, podczas ktrych
podar niejedne spodnie i raz mundurek gimnazjalny.
- Domylam si, e chce pan porucznik zastawi puapk na zodzieja... - apczywie poar
papierwk, a wolno brzowiejcy ogryzek cisn za siebie. - W takim razie co ja tu robi? Uzna
pan, e bd urzdowym okiem i uchem, w razie potrzeby wspomog kajdankami, czy te to na
mnie ma spa wina, jeeli si wygupimy?
- Ksi ceni pana. - Gromnicki powiedzia to i umilk, jakby tak wysoka rekomendacja
winna skwitowa wszelkie wtpliwoci.
- Zbytek aski! - zakpi Zyga. - Mnie, panie poruczniku, rodzice prbowali wychowa na
socjalist, ale nawet do tego si nie nadawaem. Pan jeste teraz, bez obrazy, zwyky oficjalista,
ale nosisz si pan wci po oficersku. Ja za to jestem oficer czynnej suby, chocia na mao
zaszczytnym froncie wewntrznym, a z oczu mi patrzy chamem. Wic bardzo prosz pana
porucznika, w pobliu nie ma adnej klaczki i nie musimy patrze, kto ry bardziej rasowo. Chc
wiedzie, dlaczego pan tu cign akurat mnie?
- Z tego samego powodu, dla ktrego pan przyjecha. - Mwic to, byy wojskowy nie
straci ani grama opanowania.
Maciejewski wycign do niego rk.
- Nie lubi kawalerzystw - wyzna.
- A ja brzydz si glin. - Gromnicki ucisn mu do.
*

Karp gotowany w piwie patrzy na Maciejewskiego kaparami wetknitymi w miejsce gaek


ocznych. Komisarz, majc w pamici klejnot wydubany z garda denata ze stajni wycigowych,
nie mg si oprze przykremu skojarzeniu, jednak kryminalne reminiscencje ju dawno
przestay odbiera mu apetyt. Fakt, wielka szkoda, e jego wizyta w ksicych wociach
wypada akurat w postny pitek, z drugiej strony w domu i tak nie najadby si lepiej.
- Ksi, a ja w zupenoci podzielam jego zdanie, yczy sobie unikn niepotrzebnych
pogosek. - Gromnicki naoy komisarzowi suszn porcj ryby.

Obiadowali tylko we dwch. Rodzina porucznika jada wczeniej, wic poasystowaa przy
zupie, a teraz w cieniu ogrodu zaywaa wytchnienia. Zyga przypomina sobie, e i jemu
oferowano nieraz intratno, gdyby tylko porzuci sub publiczn, ale za kadym razem
okazywao si to prowokacj. Tymczasem Gromnicki zrobi na tym dobry interes, pozazdroci.
Wprawdzie nie jada z ksiciem, lecz cztery obszerne pokoje w paacowej oficynie i dwoje
sucych to byo i tak wicej, ni dorobi si Maciejewski. I wicej, ni mia nadziej
kiedykolwiek si dorobi.
- Policj trzeba bdzie w kocu powiadomi, pan to przecie rozumie. - Komisarz naoy
sobie cudownie sypkiej kaszy gryczanej, ktra jak mao co pasowaa do ryby. W lubelskich
knajpach podawano ziemniaki, bo te kady gupi potrafi ugotowa. Tymczasem naprawd
smaczn kasz Zyga pamita tylko z domu ciotki. - Sam pan rozumie, panie poruczniku... Zmiesza kawaek ryby z kasz i sosem, przekn i rozejrza si za wdk.
Nie musia czeka dugo.
- Paskie zdrowie! - Gromnicki unis kieliszek i wypili. - Stadnina suchowolska zostaa
wmieszana w plotki, ktre szkodz naszej hodowli. Opinia ksit Czetwertyskich jest jednym z
naszych wanych aktyww, tak pozwol to sobie uj, gdy ko, prosz pana, to nie tylko
zwierz i narzdzie pracy, to take narodowa legenda. Im mniej zatem wok niej brudu, tym
lepiej. Jako kierownik stadniny winienem dba, rozumie pan, nie tylko o odpowiedni dobr
ogierw.
- Ale i legend? - Zyga podnis wzrok znad talerza. - Bardzo susznie, niech pan je
pielgnuje do woli, ale jako kierownik stadniny winien pan zna swoich pracownikw. Kto?
- Sucham? - Gromnicki jakby straci apetyt.
Maciejewski przeciwnie. Z luboci na dzwonko karpia pooy sobie surwki, ktra jeszcze
przed dwiema godzinami rosa pewnie w ogrodzie tu za sadem i miaa nadziej zgni i zbutwie
zgodnie z planem boym, nie za skoczy jako przysmak kulinarny.
- Jest pan miy i gocinny, panie poruczniku. - Teraz to Zyga sign po karafk i rozla do
kieliszkw. Moe to afront?, zastanowi si. Midzy tajniakami nie robili takich ceregieli. - Jest
pan jednak inteligentnym czowiekiem i na pewno rozumie, e nie mona jednoczenie mie
jabka i zje jabka. Skoro up z wamania znajduje si tu, w Suchowoli, to znaczy, e kto z
pana ludzi jest kryminalist. Pan chce pomc mi go zapa, bardzo dobrze. Rwnoczenie chce
pan udawa, e tego czowieka tu nie ma i nigdy nie byo. Tak si nie da. Paskie zdrowie!
Gromnicki wypi, ale cho adnemu uanowi nie zrobiyby krzywdy marne dwa kieliszki, to
ten musia by ciepawy lub zego gatunku, bo porucznik odkaszln w zwinit do.
- Tak si nie da, bo to si wyda - dokoczy Zyga. - Pan mi nie mwi caej prawdy. Nie
mwi pan, komu ufa, a komu nie ufa. Nie mwi pan, kto pracuje dla pana od lat, a kto pojawi si
jak meteor. Pan nic mi nie mwi, tylko czstuje obiadem. Nie powiem, wymienitym, ale chyba
nie wezwa mnie pan tylko po to, by nakarmi. Bo chyba nie musz przypomina, e oficjalnie,
otrzymawszy od pana doniesienie o podejrzeniu popenienia przestpstwa...
- Panie komisarzu - Gromnicki nala dla przeamania zej passy - wieczorem bdzie pan mia
swojego podejrzanego. Sam wpadnie panu w rce. Pracownicy folwarku, powziwszy
podejrzenie, zapi go w puapk i przeka wadzom w pana osobie. Miejscowa policja nie
bdzie miaa z tym nic wsplnego, rozpraw poprowadzi si tak, eby zainteresowanie prasy
ograniczy do minimum. Pan te nie bdzie robi z tego afery, bo i po co? Zaatwimy to po cichu

i w interesie wymiaru sprawiedliwoci.


- To paski warunek w interesie mojej wykrywalnoci? - spyta z przeksem komisarz.
- Powiedzmy, e sugestia ksicia. - Porucznik znw sign po najwyszy autorytet.
- Tego samego ksicia, ktry nie zaszczyci mnie spotkaniem? - mrukn sceptycznie
Maciejewski.
- Przecie pana tu nie ma! - zdziwi si Gromnicki, a komisarz talent aktorski potrafi
doceni. Wyrczajc gospodarza, uzupeni kieliszki.
- A zatem wsplnie przygotujemy puapk i powiedzmy, e z samego rana bd mg zabra
podejrzanego do Lublina. Rwnie tam bdzie mona przesucha pana czy inne osoby, jeli
sdzia ledczy sobie tego zayczy. Ogldziny przeprowadziem osobicie i to take powinno
usatysfakcjonowa moich przeoonych. Tylko jak pan sobie wyobraa utrzyma to w tajemnicy?
Wamania do kas ogniotrwaych nie zdarzaj si codziennie, tym bardziej odkrycie upu w
majtku ksicia Czetwertyskiego - doda zaraz komisarz, nie pozwalajc sobie przerwa. Obawiam si, niestety, e nie bd potrafi w peni usatysfakcjonowa ksicia.
Porucznik nader demonstracyjnie zatka kuszc komisarza karafk. A wic skoczyo si
przyjcie, zacza si gliniarska robota!
- Ksi wcale nie oczekuje od pana, e bdzie w peni usatysfakcjonowany - powiedzia
kierownik stadniny. - S jednak rzeczy, ktre szkodz bardziej ni gazety. Na przykad ludzkie
gadanie.
- Wic do pomocy wemiemy jakiego niemow? - Zyga pokn reszt ryby. Przez te
pertraktacje zdya ostygn.
- Wemiemy zaufanego czowieka - stwierdzi stanowczo Gromnicki. - Byego wojskowego.
- Panie poruczniku - komisarz spojrza na niego kpico - a kto w tym naszym ciko
dowiadczonym kraju nie jest byym wojskowym?
Kierownik stadniny mia na kocu jzyka rwnie cit ripost, zachowa j jednak dla siebie,
bo drzwiami od werandy wbieg Ja z wielkim liciem opianu nadzianym na drewnian szabelk.
- Pan wybaczy. - Gromnicki wsta, eby odprowadzi rozbawionego chopca do matki.
Zyga wcale si nie gniewa. Ledwie zosta sam, sign po karafk i byskawicznie ykn
jeszcze kieliszek wdki.
*

Ziemiaskie ycie, co Maciejewski uzmysowi sobie ju o czwartej po poudniu, mogoby mu si


podoba. Istniaa przecie boga rnica midzy ukradkowymi sznapsami podczas suby i
apczywym zachlewaniem si wieczorem a systematycznym utrzymywaniem naleytego stenia
alkoholu we krwi. Ilo spoycia podobna, natomiast stoicka, regularna konsekwencja
nieuchronnie czynia czowieka spokojniejszym i umysowo wyszym ni klasy pracujce, dla
ktrych poza abstynencj jedyn alternatyw byy szokingowe uderzenia procentw w ludzki
organizm. Tym podobno rnio si kulturalne picie od alkoholizmu.
By wic spokojny, idc wieczorem z Gromnickim i masztalerzem Dbem do stajni. Koniki
polne cykay jak popsute zegarki, jednak w planie obu byych kawalerzystw wszystkie trybiki
krciy si jak naley.
- Rozpuciem wrd stajennych pogosk - mwi porucznik - o moich podejrzeniach, e za

obem ukryto up z gonego wamania.


- A dlaczego tylko wrd stajennych? - spyta Zyga.
- I tak rozejdzie si wrd caej suby - zapewni go Gromnicki. - Poza tym nikt nie
opuszcza Suchowoli, kiedy ta kradzie miaa miejsce.
- Ksi opuszcza, pan opuszcza, pan masztalerz rwnie, tak gwoli cisoci przypomnia komisarz.
- Pan co chce przez to powiedzie?
- Nie wiem. Pewnie nic, jednak tylko w powieciach detektywnych kradnie wycznie
proletariat, a zabijaj kamerdynerzy, prosz pana. - Maciejewski zapali papierosa. Chcia si
nasyci nikotyn, bo w stajni ju nie bdzie mona. - No ale przekonamy si.
- Zodziej sam si zdradzi - popar swojego kierownika masztalerz.
Nie zdradza si jednak dugo. Maciejewski zaj swoje miejsce w boksie naprzeciwko tego z
ukrytym upem. Gromnicki i Db mieli wzi zaskoczonego sprawc z dwch stron, na razie
przyczajeni za drewnianymi przepierzeniami, skd byo doskonale sycha kady ruch przy
obie. Gra muzykalnych insektw na zewntrz zmieniaa si w coraz ostrzejsz, bardziej
dansingow; ucichy piski powracajcych do gniazd jaskek, za to zaczy powtarza gam
sowiki. Jakkolwiek Zyga nie czu si ekspertem ornitologicznym, te sukinsyny zna dobrze;
nieraz na Rurach Jezuickich przerway mu zdrowy pijacki sen i trelami obudziy kaca.
W ciemnoci komisarz nie mg spojrze na zegarek, by nie zdradzi si wiatem latarki, ale
gd nikotynowy podpowiada, e mino kilka godzin. Zyga poruszy cierpnit nog.
Najchtniej przerwaby t amatorsk akcj, napi si nalewki pani Gromnickiej, a rano
zabezpieczy dowd i odjecha do Lublina. Niewykrycie sprawcy nie wygldao najlepiej w
papierach, jednak odzyskanie upu to byo i tak wicej ni w wikszoci spraw o rozprucie kasy.
Naraz usysza skrzypnicie. Wrota stajni? Czy moe porucznik albo masztalerz jeszcze gorzej
znosili bezruch? Te kilka koni, ktre odpoczyway w boksach bliej wejcia, zaczo prycha.
Poruszyy si, lecz zaraz uspokoiy, wchem albo instynktem wyczuwajc, e nic zego si nie
dzieje. Zyga ostronie wyj rewolwer spod marynarki. Z przyrodniczych haasw wyowi nowy
dwik: bardzo ciche klaskanie, jakby bosych stp stpajcych po klepisku.
A potem kto potar zapak o drask i zapalia si wieczka. Chocia osaniana doni, oczom
przywykym do ciemnoci dawaa jaskrawe, alarmujce wiato. Po chwili komisarz usysza
najpierw dwik ostronie otwieranego boksu, kilkanacie sekund pniej odsuwanego obu.
Wypad z odbezpieczon broni. Z obu stron wyskoczyli Gromnicki i Db. Maciejewski
pierwszy wbieg do boksu. Zanim rzuci si obezwadni zodzieja, zdy zobaczy w wietle
wiecy zaskoczon, rumian twarz modego chopaka z jasnymi wosami. Na brzegu obu
postawi ogarek i niemal dosiga ukrytej paczki.
- Policja! Nie ruszaj si, bo strzelam! - ostrzeg komisarz cakiem regulaminowo, po czym
ju wycznie ze zoci, e tyle czasu spdzi w niewygodnej pozycji, wystrzeli lewym prostym.
- Ale... - wykrztusi niepewnym gosem stajenny, nim Zyga przydusi go do ziemi,
wykrcajc rk i sigajc do kieszeni po kajdanki.
- Ale to angielskie piwo. - Komisarz zapi mu z tyu obrczki i za konierz dwign
chopaka z klepiska. - Siadaj! - rozkaza. - Kto by twoim wsplnikiem?
Ktem oka widzia, e Db wyjmuje pakunek ze skrytki.
- Jak ty moge, Antek? - Kierownik stadniny zbliy si, krcc z dezaprobat gow. - Taki

wstyd dla twojej matki...


- Pan go zna? - rzuci Maciejewski, ale po chwili zorientowa si, jak gupie to byo pytanie.
- Co to za jeden?
- A trudno uwierzy, e to on - westchn porucznik. - Db, no sami powiedzcie! Db?
Gos Gromnickiego zabrzmia dziwnym niepokojem, zupenie jakby pyta: Marysia?,
pamitajc dobrze, e zaleg pod pierzyn z cycat mdk, a rano obok siebie zobaczy faceta z
sumiastymi wsami. Komisarz odwrci si. Dba nie zobaczy, usysza za to tupot butw do
konnej jazdy i znw prychanie koni, ktre nie byy wtajemniczone w akcj i ni cholery nie
rozumiay z nocnego zamieszania.
- Paczka! - rykn Zyga, rzucajc si za uciekajcym masztalerzem. - A to skurwysyn!
Przez otwarte wrota stajni zaglda ksiyc, gdzie na zewntrz zara ko. Po chwili
zadudniy podkowy. Maciejewski wybieg, akurat by zobaczy, jak cie wierzchowca i jedca
coraz szybciej sunie po grobli. Podnis bro.
- Nie strzela do konia! Nie strzela do konia! - krzykn za nim Gromnicki. - To Haiti!
Maciejewski bieg grobl, majc jeszcze strzp nadziei, e ko zelizgnie si do stawu.
Niestety lekko nadgryziona czerni tarcza ksiyca owietlaa wod cakiem wyranie, a
masztalerz suchowolskiej stadniny niele zna drog, to pewne. Ko, prowadzony pewn rk,
nawet nie galopowa, lecz i kus by dla Zygi do wyczerpujcy.
Strzela si nie odway, chocia cay czas trzyma odbezpieczony rewolwer. Tymczasem
masztalerz jakby go prowokowa, bo nawet wjechawszy do sadu, nie przyspieszy, skrci tylko
w lewo od dworu, kierujc si ku wsi wiere.
Dyszcy z wysiku, do cna aosny komisarz Maciejewski przewali si przez ywopot, a
starannie przystrzyone krzewy wczepiy mu gazie w marynark. Wsta jednak i chocia Db
nikn w cieniu parkowych drzew, pobieg za nim.
Jedziec znw by wyrany w wietle ksiyca, nie do jasnym niestety, by Zyga w por
dostrzeg kolejn przeszkod, ktr tamten omin. Komisarz, ledwie si zorientowa, e jego
buty nie grzzn w trawie, ale depcz zgrzytajc ceglan mczk, zaplta si w sie, wyros
mu nagle na wysokoci pasa. Upad na rodku kortu tenisowego, ale widzc Dba popdzajcego
klacz wzdu linii drzew parku, dostrzeg ostatni szans. Wsta, nie czujc nawet krwawicych
doni, i pdem rzuci si przez kort, z nadziej, e zdoa przeci uciekinierowi drog. Strza
ostrzegawczy, do tego mia prawo i nawet ksi Czetwertyski nie zdoa o nic go oskary.
Moe ko si sposzy?
Db chyba tego nie przewidzia, bo ju po chwili dystans zmniejszy si na tyle, by komisarz
zdoa rozrni ciemniejsz kurtk dokejsk od janiejszych spranych kawaleryjskich
bryczesw.
- Stj, bo strzelam! - Maciejewski podnis bro, nie przerywajc biegu, teraz po gadkiej,
wybetonowanej powierzchni.
Nagle przy kolejnym kroku stopa nie znalaza oparcia i komisarz z gonym pluskiem znalaz
si w zimnej wodzie.
Basen pywacki!
Haiti prychna, ponaglona uderzeniem pity. Jedziec i ko zniknli za drzewami.
*

Prosz, by niezwocznie zawiadomi posterunki i podj pocig za


podejrzanym w sprawie wamania do kasy ogniotrwaej...
Ociekajcy wod komisarz Maciejewski z trudem utrzymywa piro w dygoczcej z zimna doni.
Ciepy pled lea obok, na skraju biurka w kancelarii kierownika stadniny. Zabra do Suchowoli
ubrania na zmian Zyga przecie nie uzna za konieczne.
Porucznik raz jeszcze podnis suchawk telefonu i poruszy widekami aparatu. Wczeniej
tuk w nie raz po raz, jakby nadawa wiadomo alfabetem Morse'a. Nie byo sygnau i bez cudu
boskiego raczej by nie mogo. Po nerwowych prbach poczenia si z central Gromnicki z
latark w rku wybieg sprawdzi lini. Kiedy Db zdy to zrobi, nikt nie zauway, jednak
teraz byo ju oczywiste, e zaj si kablami o wiele wczeniej, kilka godzin przed zasadzk. Nie
tylko poprzecina przewody, lecz i porcelanowe izolatory zostay usunite.
Maczajc stalwk w kaamarzu, komisarz spojrza ze zoci na porucznika. Ten odoy
suchawk.
...oraz kradziey konia ze stadniny ks. Czetwertyskiego. Janem Dbem,
b. masztalerzem, wzrostu 1 m. 65 cm, lat 40; szczupy, wosy brzowe,
proste, krtkie. Ubrany w kurtk, bryczesy, wysokie buty. Podejrzany
oddali si na przywaszczonym koniu, maci gniadej z majtku
Suchowola w kierunku wsi wiere. Poszukiwany przez Wydz. ledczy w
Lublinie.
Z. Maciejewski
komisarz P. P.
- Na policj do Radzynia, byle prdko! - poleci jednemu z wyrwanych ze snu stajennych.
Ten od duszej chwili sta p kroku za Gromnickim, czekajc na polecenia. Teraz porwa
kartk i wybieg.
- Do godziny, jeli co zrobi, i to jak bdziemy mieli szczcie. - Maciejewski rozszarpa
duszcy go krawat. Rewolwer, z ktrego wci sczya si woda, pooy na blacie biurka.
- Posaem trzech ujedaczy w pocig - przypomnia Gromnicki. - Pojad za nimi. Antka
zamknem w piwnicy. Chce pan go przesucha?
- Niech siedzi! Pan mi tylko powie, gdzie pracowa wczeniej Jan Db - poleci komisarz.
- Nie wiem, to jest w aktach.
- Ja dossier moich zaufanych ludzi znam na pami. - Zyga mg sobie podarowa t uwag,
ale jako nie potrafi.
- A ja rodowody naszych koni - odci si porucznik. - Jad, nie ma czasu! ona zaopiekuje
si panem.
Komisarz nie tylko nie mia na to riposty, ale te nie zdyby jej wypowiedzie, bo kierownik
stadniny wybieg, wciskajc browninga do kieszeni myliwskiej kurtki. Pani Gromnicka, ktra
dotd asystowaa im obu, pozostajc niezauwaona w cieniu regau z ksigami hodowli, teraz
podesza do Zygi.
- Widziaam, e czytuje pan powieci detektywne - zacza, pewnie by oderwa myli gocia
od przykrych spraw.
Maciejewski podnis na ni wzrok skopanego i zmokego drapienika. Jakby nie do byo

upokarzajcej sugestii, e wymaga opieki!...


- Le na stoliku nocnym w pana pokoju. - Urwaa. Jej due niebieskie oczy patrzyy na
Zyg ze wspczuciem, ale usta zacisny si i poruszyy niespokojnie. Nie majc jednak
lepszego pomysu, zachowaa si jak dama, ktrej nie wypada przerywa konwersacji tylko
dlatego, e szaleje poar. - Baejowski nadzwyczaj trzyma w napiciu, ale Nagiel zdaje si
koloryzowa prac policjanta, nie uwaa pan? Nalewki si pan napije? - Szybko zmienia temat,
widzc zowrbny wzrok gocia.
- P-niejjj! - Komisarz zapowietrzy si i kichn. Oby tylko katar nie wzi go na dobre!
Przezibienie latem gorsze ni franca! - Pniej z przyjemnoci. Tymczasem pokj masztalerza
Dba. Pani bdzie askawa mi go pokaza?
- Jak pan sobie yczy.
Izba na poddaszu dworskiej oficyny bya utrzymana schludnie niczym w koszarach. Na prawo
od drzwi, na toaletce z jasnego drewna, szczotka do zbw staa w kubku bez adnych zaciekw,
dokadnie w pozycji kwadrans po trzeciej. Mydo leao symetrycznie po drugiej stronie wytartej
miednicy.
Maciejewski zajrza pod spd. Jak trafnie wytypowa, dwulitrowy dzban z wod wskazywa
metalowym uchem ten sam kierunek co szczotka. W przypadku kogo normalnego oznaczaoby
to, e mieszkajcy tu czowiek jest praworczny, jednak nawyki Dba nie oznaczay niczego poza
obyciem z koszarowym drylem.
Zyga ze zoci rozrzuci obrzydliwie wyrwnan pociel, chocia nie spodziewa si nic
znale. Rewizja nie miaa sensu, ale robic baagan, poczu si nieco lepiej. Ze zoci wyrzuci
z szafy trzy wyprasowane koszule i dwie pary rwno zoonych spodni. Szarpniciem odpru
podszewk marynarki, rozbebeszy bielizn, rozrzuci skarpety zwinite w identyczne sakiewki,
tak by jeden skraj by wywinity dokadnie na dwa palce i pozwala na rozoenie pojedynczym
ruchem. Sam wyprane lub mao noszone skarpety po prostu wrzuca do szuflady, a kompletowa
bez wikszych kopotw tylko dlatego, e wszystkie mia czarne.
Odwrci si, obrzuci spojrzeniem wiszce rwno zasony i przedwit za oknem, ktry z
irytujc malowniczoci odsania ksztaty drzew oraz opalizujce tafle staww. Pani
Gromnicka, stojca w drzwiach, przezornie nie odzywaa si sowem. Zyga kucn, zerkn w
kty, potem pod ko. Rwnie symetrycznie, jak wszystko u tego cholernego Dba, leaa pod
nim okuta walizka.
Wreszcie co ludzkiego, uzna Maciejewski. Przynajmniej nie wojskowy plecak.
Zapa rczk, wycign i rzuci walizk na obnaony materac. Kapny metalicznie
zwalniane klamry, Zyga odrzuci wieko.
- Co pan zobaczy? - odezwaa si Gromnicka.
Walizk zbiega wypeniay ksiki. Maciejewski kartkowa kolejno Sonety krymskie
Mickiewicza, broszurowych Sowackich i Norwidw, yjcych poetw kupowanych najwyraniej
bez wyboru i refleksji, bo obok Tuwima czy Staffa byli tam Przybosie, nawet jeden Trbicz.
Prozy komisarz nie znalaz adnej.
- Same wiersze... - Gromnicka pokrcia gow. - To co znaczy?
- Gdyby w gr wchodziy sprawy obyczajowe, moe sabe poszlaki w kierunku pederasta... Zyga skrzywi si i wzdrygn. Po kpieli w basenie ksit Czetwertyskich wci trzsy nim
dreszcze. - W sprawie kryminalnej nic. Poza tym, e prawdopodobnie mamy do czynienia z

inteligentnym czowiekiem. Mam nadziej, e pani m zostawi klucze do kancelarii. Zatrzasn walizk, nie troszczc si o pozostawiony baagan. - Chciabym zobaczy akta
pracownicze pana Dba.
Te Maciejewski przeglda ju wygodnie usadowiony na fotelu, okryty pledem, zaopatrzony w
krysztaowy kieliszek, karafk zdrowotnej dereniwki i pmisek domowej wdliny. Nie
komponoway si wprawdzie z przybornikiem na pira i kaamarz ani z marmurowym
bibularzem, jednak nie miaby nic przeciwko temu, aby kade jego ledztwo miao taki
entourage. Podobnie jak ostatnia noc skazaca...
Jan Db, syn Jakuba, urodzony 28 stycznia 1898 roku w Cycowie, zosta zatrudniony w
stadninie z cakiem przyzwoit pensj siedemdziesiciu piciu zotych miesicznie oraz
wynagrodzeniem w naturze obejmujcym posiki z kuchni dla oficjalistw. Cakiem sporo jak dla
kogo, kto wczeniej pracowa w vetterowskim browarze jako furman i nie przedstawi listw
polecajcych.
- M, prosz pana, zaufa mu przez wzgld na braterstwo broni.
Pani Gromnicka, powicajca komisarzowi wasne godziny wypoczynku, powiedziaa to z
niezachwianym przekonaniem, e Zyga nie tylko zrozumie motywacje porucznika, ale te w peni
je zaaprobuje. Po trzech napeniajcych go ciepem kieliszkach nalewki by do wyrozumiay,
aby nie sprawia jej przykroci, mimo e sam o braterstwie broni mia jak najgorsze zdanie. Jego
dowdca w dwudziestym roku o mao nie postawi przed plutonem egzekucyjnym.
Browar Vetter, to wszystko wyjaniao. wiadczyo o brakach w przestpczej edukacji Jana
Dba, ktry nie powinien by legitymowa si takim wiadectwem pracy, ale rwnie idealnie
typowao go na podejrzanego o wamanie. Gdyby nie wymkn si Maciejewskiemu z idealnie
przecie zastawionej puapki, byby to wrcz sukces!
Komisarz nala sobie czwart setk. Smakowaa jak diabli!
IV

Sobota, o lipca 1938 roku


MEKSYK - Zoona z 10 czonkw rada miejska miasta Puerto Canoa zostaa wraz z burmistrzem
uprowadzona przez bandytw. Ten niesychany postpek jest aktem zemsty za ujcie przez
funkcjonariuszy miejskich kilku czonkw bandy i wydanie ich wadzom wojskowym.
MOSKWA-Plan III piatiletki jeszcze nie zosta opublikowany, nawet nie wiadomo co waciwie
przyniosa II piatiletka, natomiast ju rozpisano pastwow poyczk wewntrzn III piatiletki. e
poyczki wewntrzne s specjalnym haraczem, obarczajcym systematycznie co rok ludno ZSRR,
tego Kreml duej nie ukrywa. Centralna rada zwizkw zawodowych ogasza instrukcje, e taki a
taki zarobek kadego robotnika i urzdnika powinien by przeznaczony na poyczk. Naleno jest
automatycznie odliczana z pensji.
JEROZOLIMA - Pomimo zarzdze wadz, rozruchy w Palestynie nie zostay stumione. W Haiffie
zosta zabity wczoraj rano wystrzaem z rewolweru jeden yd, a 7 ydw odnioso cikie obraenia.
Autobus, w ktrym znajdowali si pasaerowie - ydzi, zosta obrzucony kamieniami przez Arabw.
W Tel-Awivie ostrzelano samochd, w ktrym znajdowao si 4 Arabw. Wadze angielskie ogosiy w

Jerozolimie stan oblenia, a w Haiffie stan wojenny.


TOMASZW LUBELSKI - We wsi Wouczyn w miejscowym stawie kpa si 32-letni Jzef Oberda,
ktry w pewnej chwili natrafiwszy na gbi pocz ton. Wypadek spostrzeg, znajdujcy si na
brzegu Micha Sioma, ktry rzuci si na ratunek toncemu. Wskutek nieumiejtnego ratowania, po
duszym szamotaniu si w wodzie obaj utonli.

W wietle sielskiego poranka paradn drog ocienion gstymi koronami klonw szed
dugowosy Cygan w zakurzonych wysokich butach, ze szpakowat brod, prowadzc za uzd
osiodan gniad klacz, w drugiej rce trzymajc kapelusz z szerokim rondem. Maciejewski, na
pierwsze niadanie nerwowo palcy papierosa na werandzie paacowej oficyny, mia
nieprzyjemno podziwia ten niewtpliwie malarski widoczek ju kilka minut.
- Haiti - powiedzia Gromnicki, stajc obok Zygi. - Pan te poznaje?
Centralny punkt obrazu zblia si, komisarz za czu narastajc irytacj, bo ta przeklta
szkapa, odkd j ujrza, oznaczaa wycznie kopoty. Potwierdzi kiwniciem gowy. Dokadnie
takim samym, jakim skwitowa zeznania stajennego Antoniego Gryki, syna Bogumiy i ojca
nieznanego.
- Ale... - Chopak najwyraniej kade zdanie mia zwyczaj zaczyna od spjnika. - Ale to
pan Db kaza mi przyj i to zabra. Bo on jest masztalerz, a jak masztalerz co kae zrobi, to
ja...
Maciejewski nic wicej z niego nie wydoby, zreszt po kilku minutach rozmowy by ju
cakiem pewien, e stajenny mwi prawd. Zostawi go wic w piwnicy, a sam zaj si
wisielczymi mylami w wietle poranka.
Tymczasem Cygan zbliy si do werandy i z godnoci skoni gow przed porucznikiem.
Niekompletnie ubranego Zyg zignorowa.
- Pikny dzie, panie Gromnicki - zacz, jakby tego rodzaju wypadki w Suchowoli zdarzay
si codziennie. - W brd jagd na Baraniej Szyi, ale zima bdzie sroga, bo jee do rana buszuj.
Wedle Strugi bydo w szkod lezie, rzecz nie moja, ale lezie. Te guszce, co pod Czerwon Figur
si polgy, to prawie dorose. Pan by wzi fuzj, panie Gromnicki, bo tuste, a mio popatrze...
Na Zawoczu las pachnie, panie, a klacz si rwaa, e ech!... Alem powstrzyma. A zza
Zbulitowa przyszo mi gniadoszk prowadzi, tam stoi mj tabor. Jeden czowiek powiedzia, e
z ksicej stadniny i nagroda bdzie, tom przyprowadzi. Pikny ko, pikny, panie Gromnicki!
- Cygan si rozczuli, gaszczc Haiti po pysku, a durne zwierz nie wyczuo ani grama faszu.
Za to wyczu go a nadto komisarz Maciejewski.
- Jaki czowiek? Gdzie on jest teraz?
Cygan spojrza na niego jak na pomyleca, bez adnej racji szarpanego emocjami. Nasadzi
kapelusz na gow i podprowadzi konia ku werandzie, by odda wodze porucznikowi.
- Powiedzia, e ko uciek, ale e uciek osiodany, to rzadko, chyba e jedziec dupa. Nie
moja to sprawa, panie Gromnicki. My mamy sodkie ycie i za to wiele cierpie. Ale pan wie, e
jestem taki Cygan, co nigdy nic nie ukrad. Prawda to, e wasz ko?
- Gdzie jest ten czowiek? - Zyga zbliy si z rkami w kieszeniach spodni.
- Kim jest ten gadzio? - Brodacz wci ignorujc Maciejewskiego, rozmawia wycznie z
porucznikiem.
- Komisarzem z Lublina.

- Jakim komisarzem?
Wszyscy na tej prowincji najwyraniej mieli mnstwo wolnego czasu i Zyga jak nigdy w
yciu czu si przy nich niemal warszawiakiem.
- Komisarzem policji - powiedzia. - cigam tego czowieka, ktry zostawi wam konia.
- Ale przecie on by std, z folwarku! - zdziwi si Cygan i podejrzliwie spojrza na obcego:
- Przecie nie ukrad konia. A ja to przecie na pewno. Niech pan mu powie, panie Gromnicki, e
nic nie rozumiem. Prosz mu powiedzie, e bardzo le rozumiem po polsku.
- Nie chodzi o konia, panie Kwiek - westchn Gromnicki, rwnie ju zniecierpliwiony. Komisarz tu w innej sprawie. Nie ma to z wami adnego zwizku.
Tymczasem Zyga, zaciskajc pici ze zoci i zniecierpliwienia, przebija wzrokiem
brodacza.
- Gdzie jest ten czowiek, ktry zostawi u was konia?
- A kto to moe wiedzie, skoro wsiad w pocig? - Kwiek wzruszy ramionami. - Lasem
poszed na kolej, a przecie tam co i rusz jed parowozy - zwrci si do Gromnickiego, bo
Maciejewski najwyraniej nie by jego zdaniem do rozumny, by warto byo z nim rozmawia. O nagrod nie pytaem, ale id a zza Zbulitowa i co jestem bliej, to las do mnie mwi, e ksi
wielki pan, bogaty, Cyganowi nie poskpi, a komisarz z samego Lublina...
Zyga i porucznik jednoczenie signli po portfele, tylko Gromnicki z bocznej kieszeni
marynarki wyj nowy, z byszczcej skry, a Zyga swj sfatygowany z kieszeni spodni. Ju
trzyma w palcach banknot dziesiciozotowy, kiedy nagle si rozmyli.
- Jak was, Kwiek, nagrodzi pan Gromnicki, to nie moja sprawa - wycedzi, schodzc po
stopniach werandy. Stan o krok od Cygana, tak e obaj mogli oceni po zapachu, ktry pali
lepszy tyto. - Jak dla mnie, pomoglicie podejrzanemu unikn policyjnego pocigu. I nie mnie
ocenia, czy naprawd nie wiedzielicie, e to zodziej.
- Jaki zodziej, skoro odda konia? - sprzeciwi si Kwiek, jednak szuka wzrokiem ratunku u
porucznika.
Kiedy odeszli wraz z Gromnickim, Maciejewski pozosta na werandzie na jeszcze jednego
papierosa. Jaki zodziej, skoro odda konia?... To nie byo wcale gupie. Db dobrze sobie
wykoncypowa, e gdyby posza za nim opinia koniokrada, rozpoznany przez miejscowych, na
posterunek policji dotarby ledwie ywy, moe nawet na kolanach jak do jakiego sanktuarium. A
kasa ogniotrwaa? Czy taki Kwiek widzia kiedy kas ogniotrwa?
Porucznik zapaci i wrci do oficyny, nie odzywajc si do komisarza ani sowem. Natomiast
Cygan oddala si powoli t sam drog pod klonami, ktr nadszed z koniem. Przy krzywce
zatrzyma si przy nim zdajcy ku paacowi brzuchaty policjant na rowerze. Zyga nie mg
sysze, o czym ze sob mwili. Nie umkn natomiast Maciejewskiemu pogardliwy gest, jakim
Kwiek wskaza w jego stron. Mundurowy w pierwszej chwili chcia obrci rower w miejscu i
popedaowa z powrotem, niestety zorientowa si, e tajniak zdy go zobaczy.
Oparty o porcz werandy kierownik wydziau ledczego sysza coraz blisze skrzypienie
roweru. Policjant nie spieszy si. Zyga te pali spokojnie. Ostatecznie w Suchowoli nic
gorszego ju spotka go nie mogo, pieko czekao w Lublinie.
*

Zielny, czekaj w komendzie, zaraz bd - zapowiedzia Maciejewski z automatu na dworcu.


Nie przypuszcza jednak, e z powodu rozkopanych ulic autobus numer trzy zupenie ominie
rdmiecie i pojedzie czysk prosto do rzeni miejskiej na Tatarach...
- A za bilet pan policzy! - warkn do konduktora, wysiadajc obok huty szklanej, gdzie
mia nadziej zapa pitk.
- Pan wsiad z gazet. Sdziem, e pan wie o zmianie trasy. - Mody jeszcze facet z
byszczcym kasownikiem przyczepionym do kieszeni uniformu spojrza bez szczeglnego
szacunku. Konduktor, mimo e pracowa w tym zawodzie od niedawna, umia ju klasyfikowa
pasaerw, a ten mia na sobie garnitur nie tylko tani, ale w dodatku noszcy lady niedawnej
kpieli.
Co racja, to racja, Zyga kupi gazet w dworcowym kiosku. Przynosia same ze wiadomoci
ze wiata i same dobre z kraju, o lubelskiej policji nawet nie wspominaa. Kiedy jednak Zyga
doszed do ostatniej strony z komunikatami i ogoszeniami drobnymi, autobus zblia si wanie
do bocznicy kolejowej przy fabryce samolotw.
Dlatego mina godzina, zanim komisarz wpad do swojego gabinetu. Zielny siedzia przy
jego biurku i segregowa dokumenty z min nawet nie kierownika wydziau, ale co najmniej
komendanta.
- Sprawdzam poprzednie miejsca pracy i adresy Dba. - Na widok Zygi wsta, ustpujc mu
miejsca. - Jest jednak pewien kopot, panie kierowniku. Ten czowiek nie wystpi o wydanie mu
dowodu osobistego i bardzo moliwe, e nigdy nie robiono mu zdjcia, przynajmniej urzdowo, a
sam rysopis...
O tym samym pomyla Maciejewski, zarzdzajc pocig.
Dlatego wanie, jeszcze czekajc na pocig w Bezwoli, kaza Zielnemu pogrzeba w
przeszoci podejrzanego. Mia nadziej, e do komendanta nie dotrze, jak niesubow drog si
to odbyo: komisarz musia na stacji da dyurnemu ruchu kartk z poleceniem dla wydziau
ledczego, ktre ten otwartym tekstem przedyktowa telefonem kolejowym do Radzynia, by
stamtd dopiero lini PAST-y przekazano wiadomo do lubelskiej komendy. W tym czasie
stajenny Antoni Gryka by ju zapewne konwojowany na doek w Wohyniu.
Maciejewski popchn pod parapet wypchan teczk, z ktr koleba si do Suchowoli i z
powrotem. Usiad za swoim biurkiem, ale nie zrobio mu si przez to bardziej swojsko.
Machinalnie zerkn na Kino z zeszego tygodnia rzucone na blat i na Alm Kar pontnie
upozowan na okadce.
- Gdzie komisarz Kraft? - burkn.
- W browarze. By nagy telefon. Nie wiem, o co chodzi, bo zajmowaem si...
- Mio z twojej strony - przerwa mu komisarz. - Gdzie Faniewicz?
- W Izbie Skarbowej, niedugo wrci.
- Po co w Izbie Skarbowej? - Zyga nie mia wprawdzie powodw, by odczuwa zabobonny
lk przed tym urzdem, ale lubi te nie mia za co.
- Z powodu paskiego polecenia. - Zielny umiechn si zadowolony. - Miejsca pracy i
adresy to jedno, panie kierowniku, ale przecie ten Jan Db mg rwnie prowadzi wasn
firm i co wicej by zarejestrowany w Izbie Skarbowej.
- Czyj to by pomys?
- Faniewicza - przyzna tajniak.

- Wyrabiacie si, panowie wywiadowcy. - Komisarz sign po swoj teczk i wyj


wierlitrow butelk, na ktrej dnie przelewao si jeszcze troch nalewki od pani Gromnickiej.
- Daj trzy szklanki.
- Jak pan kierownik tak odrobink zamierza podzieli na trzech? - Zielny skrzywi si z
powtpiewaniem. - Jezus moe daby rad, ale pan?
*

Podkomisarz Kraft ze skrzan teczk w rce min bram browaru, niegdy nalecego do
szanowanej rodziny Vetterw. Chocia ani jego krok, ani spokojny wyraz twarzy tego nie
zdradzay, by wysoce poirytowany telefonem dyrektora Powronika.
Tene, powoujc si na instrukcje senatora Karszo-Siedlewskiego, poprosi o osobiste
spotkanie, na ktrym przekae pewne informacje.
A to zaczynao mierdzie. Maciejewski mia racj, trzymajc si z dala od ukadw z
wpywowymi ludmi. Ju raz si sparzy i dobrze to pamita. Kraft te wolaby pracowa cile
wedug regulaminu, niestety mik, gdy chodzio o ludzi z Kocioa ewangelickiego. Mimo
cigego powtarzania sobie, e nie naley do adnej mniejszoci i nawet marszaek Pisudski bra
lub w obrzdku reformowanym, gdzie gbiej gotoway si niepokoje. Mia do siebie pretensje,
e im ulega, chocia fakt faktem, rzadko.
Dlatego z min nieprzejednanego urzdnika policyjnego wszed na pitro do biura, zapuka do
gabinetu dyrektora i wszed o p sekundy, zanim usysza prosz.
- Ciesz si, e pana widz, panie komisarzu - zega Powronik, natomiast wzrok Krafta od
razu wyowi pokan paczk na biurku dyrektora. - Otrzymaem co, co powinien pan zobaczy.
Dyrektor gestem wskaza mu wolne krzeso obok czekajcego ju na to spotkanie gwnego
ksigowego.
- Sam nie wiem, panie komisarzu, co o tym myle, ale dzi zwrcono nam ca zawarto
kasy. Pan Kierecki - wskaza swojego urzdnika - wanie to sprawdzi. Niczego nie brakuje.
- Jak to zwrcono? - Kraft usiad.
Usiadby nawet bez zaproszenia. Przecie mino niespena p doby, od kiedy odzyskany up
ponownie przepad na oczach Maciejewskiego, i zaledwie trzy godziny, odkd wiedzia o tym
Wydzia ledczy. Jakim sposobem przesyka tak szybko dotara do Lublina? Chyba nie Poczt
Polsk! A policj w powiecie radzyskim Zyga postawi na nogi od razu po zdarzeniu, wic
przestpca nie przyjecha pocigiem czy autobusem, z pewnoci unikaby rwnie gwnych
drg.
Chyba e... Kraft spojrza uwanie na wyranie zadowolonego dyrektora. Chyba e kradzie
bya mistyfikacj. Tylko po co?
- Przynis to posaniec. - Powronik wyj z szafki swego biurka zmity papier i przecity
szpagat, ktrym zwizano paczk. - W rodku by te list.
Podkomisarz zerwa si z krzesa, wycign z grnej kieszeni marynarki bia
wykrochmalon chustk i przez ni chwyci kartk papieru.
Z caego serca przepraszam Szanownych Panw za kopot.
Zwracam wasno firmy Vetter w nienaruszonym stanie.
Z powaaniem.

Jan Db
Kraft dusz chwil wpatrywa si w litery wykaligrafowane ze starannoci, wrcz z
szacunkiem dla adresata. Nie byo to pismo osoby z wyksztaceniem, zbyt szkolne, ale wyrobiony
ksztat liter wiadczy, e autor pisuje znacznie czciej ni dwa razy do roku, wysyajc kartki na
wita.
- Gdzie jest ten posaniec? - zapyta podkomisarz, odkadajc list na biurko.
- Odda paczk i poszed sobie. - Powronik niemal pieszczotliwym gestem pogadzi
firmowe weksle. - Pan Kierecki da mu par groszy napiwku.
- Dokadnie pidziesit pi groszy w monetach po groszy pidziesit i po pi - ucili
ksigowy.
- Dlaczego panowie go nie zatrzymali?
- Nie moglimy przecie wiedzie, e...
- Trudno! - Kraft przerwa dyrektorowi i sign po paczk. - Trzeba zbada odciski palcw.
Panowie byli daktyloskopowani po wamaniu, wic nie bdzie potrzeby znowu. No i
pokwitowanie! - przypomnia sobie. Otworzy teczk, odstawion obok nogi biurka. - Poprosz
jakie pudeko, w ktrym mgbym zabezpieczy dowd.
- Pan komisarz chce i z tym tak po prostu ulic? - przerazi si ksigowy. - A jak pana
okradn?
*

Nie jest dobrze, panowie wywiadowcy - mrucza Maciejewski, grzebic w szufladzie. Wyj
kolejno kaamarz, trzy owki kopiowe, kilka arkuszy kancelaryjnego papieru w linie, kopert, z
ktrej wypad na zeszotygodniowe Kino medalion z napoleoskim oficerem, niestety zapaek
nie znalaz. A pamita dobrze, e ksidzu Popielowi przypala papierosa drask z prawie
nowiutkiego pudeka! - Nie jest dobrze...
- e Db nie mia adnej firmy w Lublinie, to ju wiemy. - Faniewicz podnis niczym
amulet may notes, w jego wielkich doniach wrcz groteskowy. - Czy mia w wojewdztwie,
bd wiedzia w poniedziaek. Jeli firma istniaa i bya zarejestrowana gdzie indziej, to
faktycznie potrwa, panie kierowniku.
Maciejewski uczciwie rozla nalewk do trzech szklanek. Jego miaa brunatne nacieki po
kawie, ukadajce si w fantazyjne ksztaty mrz i kontynentw. Ta odrobina trunku, jaka mu
przypada, signa poudniowego przyldka, zatapiajc ledwie par nieznaczcych wysepek.
- On ju pokaza, e jest sprytniejszy ni adniejszy. - Zyga zapali papierosa zapalniczk
Zielnego. - Teraz jeszcze lepiej si przyczai. Jego poprzednie miejsca pracy to moe by jaki
trop, ale zanim do czego doprowadzi, Herr Komendant trzy razy zdy podoy mi wini.
Rka Maciejewskiego zawisa nad suchawk telefonu. Moe byoby dobrze nie czeka do
poniedziaku z powiadomieniem sdziego ledczego? Rkawem zaczepi o medalion, ktry
zsun si z twarzy aktoreczki na apetyczny dekolt.
- Sumujc, sprawca wamania ustalony, to niewtpliwy sukces naszego wydziau. Dlaczego
zabra ksik robotnikw?
- To jasne, panie kierowniku, ebymy duej prowadzili dochodzenie tylko w sprawie, nie
przeciwko. - Zielny wysczy reszt nalewki.

- Twoja hipoteza, Faniewicz?


Postawny tajniak gwatownie podnis gow, wyrwany z dziwnego zamylenia. Potakn.
- Dlaczego podj prac akurat w stadninie suchowolskiej?
- Bo przyjemna i na wieym powietrzu? - Zielny umiechn si bazesko. - le mu tam
byo? Z upynnieniem fantw i tak musia odczeka.
- Cakiem moliwe. - Zyga odstawi szklank na parapet i przysoni firank.
Faniewicz marszczy czoo, spogldajc to w gb swojego pustego naczynia, to na Kino na
biurku komisarza.
- A dlaczego tego Dba wszdzie peno? Stajnia, gdzie zgin Wolak vel Babicz, browar,
Suchowola... - wyliczy Maciejewski. - No i dlaczego odda fanty? Faniewicz, myl, zamiast si
gapi! - Niecierpliwym ruchem sign po Kino i medalion.
- Chwileczk, panie kierowniku! - Tajniak gwatownie przycisn tygodnik do blatu.
Przesun klejnot z powrotem na dekolt Almy Kar.
Zyga spojrza na wywiadowc, nie rozumiejc, o co mu chodzi. Bo chyba nie o t tancereczk,
ktr wcign do filmu bogaty przyjaciel!
Tymczasem wywiadowca wsta i spojrza na swoj kompozycj z gry.
- Ja ju j widziaem, panie kierowniku! - niemal wykrzykn.
- W Tajemnicy panny Brinx czy w Panience z poste restante? - zakpi Maciejewski. - Od dzi
masz prohibicj, Faniewicz!
Zielny zacz rechota.
- Widziaem podobny portret kobiety, z tym samym medalionem przypitym do ubrania sprecyzowa postawny tajniak, gaszc tym wybuch miechu partnera. - Wanie tak, jak pan
kierownik uoy!
*

Kustosz Edward Dutkiewicz nie lubi sobt, bo tego dnia w budynku przy Narutowicza
najczciej pojawiay si wycieczki szkolne, przed ktrymi pracownicy musieli udawa, e
Muzeum Lubelskie ma interesujc ekspozycj. Owszem, sporo strojw ludowych, starych
drukw, rkopisw, cae kolekcje zasuszonych insektw znajdoway si w ewidencji, tyle e nie
byo tego jak naleycie pokaza. Z nadziej regionalisty, ale i z przeraeniem czowieka zdrowo
mylcego od lat korespondowa z Muzeum Narodowym na temat przekazania w depozyt Unii
Lubelskiej Matejki, ktrego jako koloryst Dutkiewicz uwaa za jednego z wikszych nudziarzy,
niemniej potrafi wyobrazi sobie muzealne lekcje historii regionalnej pod tym obrazem. Gdyby
oczywicie byo gdzie go powiesi.
Jednake chocia soboty byy najgorsze, to w te dni od poudnia, kiedy zamykano wreszcie
wrota odwiedzajcym, mg powici si zbiorom. czenie bardziej honorowej ni zarobkowej
funkcji kustosza z posad konserwatora wojewdzkiego nie byo wcale tak przyjemne, jak sdzili
niektrzy koledzy.
Dwunasta nie wybia, spodziewa si zatem Dutkiewicz jeszcze rozmaitych pociskw
zawistnego losu: e prowadzenie korespondencji przerwie mu rozbita szyba w gablocie z
motylami Doliny Ciemigi albo e jaka zrozpaczona nauczycielka poprosi go o objanienie
lubelskich losw Jana Kochanowskiego, bo sama ju stracia rachub, kto umar pierwszy: poeta

czy Orszulka... Na wiele by zatem gotowy, ale nie na to, e znowu najdzie go komisarz
Maciejewski, ten wymity glina z krzywo zronitym nosem.
- A czy teraz czego to panu nie przypomina? - zapyta, wyjmujc z kieszeni zgniecione
Kino.
Dutkiewicz w pierwszej chwili nie rozumia, po co komisarz pokazuje mu wydekoltowan
Alm Kar na okadce tygodnika. Zwrci natomiast uwag na garnitur komisarza, ktry wisia na
nim, jakby go wyprano i zapomniano odprasowa. Zyga sign za po marynarki i nieco poniej
biustu aktoreczki pooy medalion z napoleoskim oficerem.
- Jeden z moich ludzi jest przekonany, e widzia taki obraz.
- Taki? - Kustosz zmarszczy czoo. - Gdzie?
- W Szkodyniu. Podczas wojny z bolszewikami, w spldrowanym dworku.
Jakkolwiek futurystyczny kola na biurku kustosza wyglda osobliwie, to poruszy dawno
nieuywany nerw w umyle Dutkiewicza.
- Nic to panu nie mwi?
- Chwileczk, panie komisarzu!
Kustosz dwoma dugimi krokami dopad regau i z dolnej pki wyj pudo z opisem Revue
polonaise de Gographie, vol. 1-15 (1918-1935). Otworzy je, by niemal na pami wyszuka
interesujcy go numer.
- Nie mam pojcia o adnym obrazie ze Szkodynia, ale ju wiem, o kogo moe chodzi.
Franciszek Apolinary Siewierski! Nie bya to szczeglnie wielka posta, std nie przyszed mi
wczeniej do gowy. - Dutkiewicz otworzy poky rocznik pisma na artykule niejakiego
Lucjana B. Siewierskiego O pami onomastyczno-historyczn przepadych siedzib
nadbuaskich szlachty polskiej. - Bardzo saby artyku, swoj drog, wicej rodzinnych
sentymentw ni rzetelnej wiedzy. Pojcia nie mam, w imi czego zosta przyjty do druku w
bd co bd uznanym periodyku...
- Ale? - przerwa Zyga.
- Ale jeli na pewno chodzi o zniszczony dwr w Szkodyniu, to przychodzi mi do gowy
tylko ten trop - dokoczy kustosz. - Streci panu?
- Bardzo pan uprzejmy, jednake sprbuj sam przesylabizowa. - Maciejewski niemal
wyrwa mu pismo z rki.
Lucjan B. Siewierski jako stylista nie tylko by nieprzecitnym nudziarzem, ale te mia
wyran tendencj do koloryzowania. Dokumentujc napoleoski epizod wojskowy swojego
pradziada, wyranie si mczy, nie mogc w periodyku geograficznym opisa przodka do
patetycznie. Skrupulatnie wyliczy natomiast wszystkie miejsca potyczek, postojw i popasw,
pogrubion czcionk zaznaczajc nieistniejce, aby tre rozprawki pasowaa jako tako do jej
tytuu. Sdzc z liczby tych miejsc, Franciszek Apolinary Siewierski musia przemierzy w
swoim niewygodnym uniformie p kuli ziemskiej. O tym, e wkrtce zmieni mundur na bardzo
podobny, tyle e carski, autor nawet si nie zajkn, ale po nazwach miejscowych byo
doskonale wida, e dalszy zwyciski szlak bojowy pradziada wid ze wschodu na zachd.
Potem byo o potomkach, powstaniach, kurczeniu si majtku i zarastaniu zielskiem nowo
zaoonych wsi.
- Dwr rodowy Siewierskich, ozdobiony portretami przodkw, wrd ktrych szczegln
uwag zwraca portret Delfiny Izabeli z Kozickich Siewierskiej, drugiej ony Franciszka

Apolinarego, czy raczej ich wsplny portret, bowiem druga ona waciciela dworu zostaa
przedstawiona z przypitym do sukni medalionem wyobraajcym z kolei jej ukochanego ma w
mundurze oficerskim - przeczyta Maciejewski, po czym jego wzrok zelizn si niej. - Dwr,
spldrowany podczas naway bolszewickiej, niszcza nastpnie i spon w 1923 roku; pozostaa
tylko wie Szkody o staroytnym rodowodzie... Portret! Myli pan, e to ten?
- Ma pan artefakt, zgadza si oglny wygld tego obrazu, ktry pan komisarz przed
kwadransem tak wyrazicie zademonstrowa - zacz wylicza Dutkiewicz - wreszcie zgadza si
mundur Franciszka Siewierskiego i miejscowo. Prosz mi wierzy, e nieznane dotd dziea
dawnych mistrzw, ktre pojawiaj si niekiedy na aukcjach, bywaj im przypisywane na
podstawie mniejszej liczby poszlak.
- A gdzie szuka tego prawnuka Siewierskiego? Miaby pan kustosz jakie wskazwki?
- Podobno prbowa otworzy przewd doktorski na Uniwersytecie Jagielloskim. Dutkiewicz skrzywi si lekko. - Do pno, by ju dobrze po trzydziestce. Potem mieszka w
Lublinie, ale co si z nim dzieje dzi? Ja bym zacz chyba od domu wariatw.
*

Doktor Krpiel narzeka na upa nie mia powodu. W gabinecie lekarza sdowego, ulokowanym
w podziemiach szpitala w. Wincentego Paulo, cay rok byo chodno. Lekarz przeglda stare
numery Dziennikw Urzdowych Ministerstwa Spraw Wewntrznych. Nudniejsze ni
Przegld Sportowy Maciejewskiego, tu zgoda, ale jake pene inspiracji!
Znalaz w kocu to, czego szuka.
- Zrobie ze mnie gupca formalnie, kodeksowo? No to i ja ci zaatwi! - powiedzia pod
nosem Krpiel.
Minister spraw wewntrznych Felicjan Sawoj-Skadkowski, jak przystao na medyka
wojskowego, zadba o staranne przygotowanie Instrukcji w sprawie komisyj lekarskich dla
funkcjonarjuszw pastwowych. Zapewne nie mia przy tym niczego zego na myli, lecz
doktor Krpiel, analizujc i sam tekst rozporzdzenia, i wzr orzeczenia komisji lekarskiej, wrcz
przeciwnie. Sam wprawdzie w ciele orzekajcym nie zasiada, mia jednak kolegw. Potrzebowa
jeszcze umotywowanej opinii komendanta Herra o subowej nieprzydatnoci komisarza
Maciejewskiego, lecz instrukcja ministra mwia rwnie o spostrzeeniach co do uchyle od
normalnego postpowania yciowego, a taki drobiazg przecie mona byo zaatwi odpowiednio
pokierowanym donosem...
Znieksztacenie lub zniszczenie koci nosa lub chrzstki, za to minister gotw by przyzna
nawet czterdzieci procent niezdolnoci do pracy. W przypadku Maciejewskiego a tak wiele nie
udaoby si zrobi... Szkoda, e jego naruszonej przegrodzie nosowej nie towarzyszy wysik
przykry dla otoczenia, ale powiedzmy: chocia dziesi procent... To ju byby dobry pocztek!
Cierpienie podstawowe... W tej rubryce doktor Krpiel, zasignwszy dyskretnej opinii,
zamierza zawnioskowa o alkoholizm powstay - niestety, lepiej rozegra tego nie sposb! - z
nieumylnej winy badanego, jednake bez zwizku przyczynowego ze sub pastwow. To
komisja podcignaby pod zaburzenia psychiczne samoistne: od czterdziestu do stu procent
utraty zdolnoci do suby. W najgorszym wypadku Krpiel mia w rku pidziesit procent, a
jako dowiadczony brydysta licytowa mgby i siedemdziesit, byle tylko komendant Herr

zagra swoj kart...


A jeli zagra, to w swoich lewach lekarz spodziewa si zebra jeszcze co najmniej
dwadziecia procent. W kocu to niemoliwe, aby Maciejewski, mczyzna prawie
czterdziestoletni, zwaszcza przy swoim trybie ycia, nie cierpia w jakim stopniu na
krtkowzroczno, biakomocz, uszkodzenie suchu, guzy krwawnicze, chroniczn niestrawno
czy ble wtroby. Wypadanie odbytnicy? Tak, to zaatwioby go na dobre, ale Krpiel by realist.
Nie szuka zatem wicej, tylko przysun sobie telefon i na tarczy aparatu wykrci 12-06.
- Pan komisarz Borowik? - upewni si. - Mwi doktor Krpiel. Sucham? Nie, nie chodzi o
tamte zwoki. Chocia w pewnym sensie, powiedzmy, subowym, istotnie chodzioby mi o
dogorywajcego... Komisarza Maciejewskiego...
V

Niedziela, w lipca 1938 roku


JEROZOLIMA - W Jerozolimie i Haiffie umieszczono na dachach wszystkich gmachw publicznych
karabiny maszynowe. W obu miastach oddziay wojskowe wzmocnione zostay przez oddziay
marynarki wojennej.
WARSZAWA - Wielce Szanowny Panie Redaktorze! Za porednictwem Paskiego poczytnego
pisma prosz p. Melchiora Wakowicza, aby przesta uwaa mnie za swego znajomego. Z wysokim
powaaniem, Artur Chojecki.
KOWNO - W stolicy Litwy wydarzyy si ostatnio liczne demonstracje zorganizowane przez ludno
ydowsk, a skierowane przeciwko Wielkiej Brytanii w zwizku z wykonaniem wyroku na terroryst
ydowskiego w Palestynie Ben-Jusufa. Onegdaj grupa modziey ydowskiej usiowaa powybija
szyby w poselstwie angielskim.
LUBLIN - Do kadej z tabliczek czekolady mlecznej i deserowej ATRI fabryki M. Piasecki docza
si kartk z objanieniem dla konsumenta, w jaki sposb moe bezpatnie otrzyma now powie
egzotyczn p. t. Piercie z krwawnikiem, pira znanego w kraju i zagranic pisarza polskiego F. A.
Ossendowskiego.

Tej nocy Witold Faniewicz trzy razy prawie umiera i raz rzyga do zlewu.
Rzyga przez wdk i ten cholerny medalion, o ktrym przodownik Suby ledczej nie zatai,
rzecz jasna, niczego istotnego dla dochodzenia, przemilcza za to niemal wszystko, co byo
istotne dla niego.
Umiera z innego powodu. Ledwie zapada w pijacki sen, portret damy zaczyna obraca si
coraz szybciej, napdza zdradliwy wir, ktry wsysa Faniewicza i wypluwa razem z koniem w
sam rodek potyczki z budionnowcami. Mody uan ci szabl z gry i od ucha, rba by w
kozackich kubankach i papachach, ale jego rami poruszao si coraz wolniej, jakby wok niego
gstniaa galareta. Uniesiony w strzemionach, sysza strza i czu uderzenie w pachwin. Dugo
spada z konia, czy te raczej to ko wylizgiwa si spod niego i pozostawia jedca na moment
zawisego w powietrzu. Akurat na tak dugo, by mody Faniewicz zdy poczu ciep wilgo w
spodniach i zawstydzi si, e najwyraniej nie zapanowa nad pcherzem. Potem galareta
byskawicznie rzeda, a przyszy policjant caym pdem i ciarem uderza plecami o ziemi.

Bolszewik w wysokich butach nie do pary zeskakiwa z konia, by wolnym krokiem zbliy si do
polskiego uana, unie szabl i...
Za pierwszym razem uratowao go parcie na pcherz. Tajniak boso, starajc si nie robi
haasu na schodach, zszed do klozetu na podwrko kamienicy. Chyba przeegna si, zanim
znw leg nieprzytomny w przepocon pociel. Za drugim razem szabl bolszewika
powstrzymay dzwony u witego Pawa, przerywajce sen w ostatniej chwili. Za trzecim razem
Faniewicz ocala, bo zachciao mu si rzyga po wdce.
Nie zjad niedzielnego niadania. W kuchni za bardzo cuchno mu wymiocinami. Zby
szczotkowa z tak zajadoci, a proszek poci mu dzisa, mimo to Faniewiczowi wci
wszystko mierdziao. Otworzy okno, ubra si i wyszed. Zamierza pj na msz wanie do
witego Pawa, ale co pokierowao go na Stare Miasto do dominikanw.
Ledwie jednak min Bram Krakowsk i zanurzy si midzy rzucajce miy cie
dwupitrowe kamienice, od ekspiacyjnych zamiarw uwag wywiadowcy odwrci szyld:
FRYDMAN I S-NOWIE, piwa krajowe i importowe, bufet zimny i gorcy.
Wstpi na kufelek, a uton niemal do wieczora.
*

Ukryta na tyach ruchliwej Lubartowskiej ulica Sieroca, gdyby nie pobliski komin fabryki wag
Hessa, rwnie dobrze mogaby znajdowa si w miecie daleko mniej wojewdzkim. Wska,
wcinita midzy drzewa i poty, prowadzia do kilku porzdnych kamienic i do rozkraczonych tu
w niemaej liczbie parterowych drewnianych domw z gankami wychodzcymi na ogrody
zacienione krzakami malin, agrestu, koniecznie te kilkoma jabonkami. Te ostatnie, pene
dojrzaych papierwek, musiay kusi dzieciaki z sierocica pooonego w gbi posesji
przylegej do przytuku dla kalek i starcw.
Maciejewski zadepta papierosa na chodniku. Kustosz Dutkiewicz kaza mu szuka w domu
wariatw i wcale nie by to zy pomys. Jednak Szpital Jana Boego nie by jedynym miejscem,
gdzie trafiali ambitni ludzie wykopani na aut. By to sprawdzi, wystarczyy dwa telefony.
Dobrze, e tylko dwa, bo na wicej nie byo czasu. Ledwie Zyga wrci z muzeum, zasta na
swoim biurku pudeko z paczk, ktra niecay dzie wczeniej wymkna mu si z rk razem z
Janem Dbem. By w Lublinie, to pewne, bo Stefan Wes, czternastoletni harcerz dorabiajcy
sobie jako posaniec, by zarobi na wypraw kajakow po Bystrzycy, Wieprzu i Wile, poda
zgodny rysopis. Kraft mia szczcie, e zaalarmowani natychmiast mundurowi odnaleli
chopaka pod dworcem.
Zyga pchn furtk z metalowych prtw i w ostatniej chwili uchyli si przed pik, ktra
wypada zza ywopotu. To byo rozsdniejsze, ni przyj j na klatk piersiow, potem
pozwoli spa na uniesione kolano, by z gracj odesa j nog, skd przyleciaa. Nie kopa piki
od niepamitnych czasw, poza tym po walkowerze ograbiajcym Uni z piknie zdobytych
punktw by na futbol obraony. Jedyny mecz, ktry miaby ochot zobaczy, to derby Wisy i
Cracovii albo Makkabi i Jutrzenki, i to wycznie z pobudek bokserskich. W tym celu jednak
musiaby pojecha do Krakowa. Daleko i nigdy tam nie by, nie wiedziaby nawet, do ktrej
pj knajpy.
Pozwoli wic pice odbi si od ogrodzenia, dopiero potem zatrzyma j butem. Zza krzakw

wybiego siedmiu spoconych jedenasto-, moe dwunastoletnich chopcw w za duych


podkoszulkach. Najmniejszemu sportowy strj zwisa niemal do kolan.
Niby sieroty, a jednak kady z dzieciakw patrzy na Zyg z wymalowan na twarzy obaw:
On chyba nie jest moim ojcem?. Te mia tak nadziej.
Komisarz przycisn pik podeszw, ta ugia si lekko, ale wyczuwalnie. Porzdna
futbolwka, sam w dziecistwie takiej nie mia. Obrci j butem, lekko podbi...
- Pan bdzie uprzejmy kopn pik? - odezwa si mody mczyzna w pumpach i rozpitej
koszuli, z zawieszonym na szyi gwizdkiem. Poprawi ulizan grzywk, jeszcze bardziej
obniajc i tak mao filozoficzne czoo.
- Prosz uprzejmie. - Maciejewski chcia posa futbolwk prosto w jego nastawione rce.
le obliczy zamach, wyszo podanie pod nogi, jednak nie tak aosne, jak komisarz si obawia. Szukam pana Siewierskiego. Zna go pan?
Wychowawca skrzywi si lekko.
- Odpoczywa na awce z drugiej strony parku.
Zyga uchyli kapelusza. Powtpiewajc, czy ten cakiem dobrze utrzymany ogrd mona
nazwa parkiem, wirow ciek ruszy w kierunku gwnego wejcia do budynku. Dopiero
prawie mijajc go, na awce obok dostrzeg cie czowieka, ktry prawie umkn jego uwadze.
- Dzie dobry. Nazywam si Maciejewski - powiedzia, siadajc obok wymizerowanego
mczyzny o wytrzeszczonych oczach, z kpkami szarych wosw wystajcymi spod absurdalnej
o tej porze roku wenianej czapki i szczelnie okrytego grubym szlafrokiem. - Komisarz Zygmunt
Maciejewski. - Chocia wyjmowa swj znaczek subowy niezmiernie rzadko, instynkt
podpowiedzia, e tym razem stanowczo powinien go okaza.
Rzeczywicie, widok blaszki spowodowa, e pensjonariusz przesta patrze na niego z gorzej
ni tajniack podejrzliwoci.
- Lucjan Bonawentura Siewierski - wysapa. - Powiedziano mi, e pan przyjdzie.
Jednakowo od dawna nikt mnie nie odwiedza, a odwykem od goci! - poskary si syczcym
gosem. - Dlatego si dziwi, e nagle policja do mnie. A wiele mgbym powiedzie! - wykaszla
z pasj. - Pan wie, jak si tu traktuje ludzi? Wie pan, e nie dalej jak dwa tygodnie temu na tej
ulicy wcieky pies poksa ponad tuzin osb? I czy pan wie, jaki tu jest haas?
Maszyny fabryki wag na ssiedniej posesji w niedziel nie pracoway. Z pobliskich
ydowskich zakadw niosy si stumione przed grube mury uderzenia motw czy sztanc, nie
goniejsze jednak ni przejedajca wanie Sieroc doroka. Chopcy kopicy pik
kilkanacie metrw dalej porozumiewali si okrzykami, ale cakiem radosnymi i cieszcymi
ucho, no chyba e kto by fatalnie skacowany.
- Psa wspczuj. Poza tym jednak moim zdaniem jest tu cakiem zacisznie. - Zyga
zaryzykowa wyraenie wasnej opinii.
- Co umierajcego czowieka moe obchodzi paskie zdanie?!
Siewierski zanis si raptownym, histerycznym kaszlem. Maciejewski odruchowo podnis
rk, eby klepn go w plecy, ale chory potrzsn gow. Wyj z kieszeni szlafroka fiolk z
zielonobrunatnym pynem.
- Papierosa! - wyrzzi jak po postrzale w klatk piersiow.
Moe jeszcze setk i ledzia?! Zyga wsta, eby rozejrze si za pielgniark, ostatecznie za
hitlerowsko uczesanym nauczycielem wychowania fizycznego. W tej czci ogrodu byli jednak

sami.
- Papierosa! - powtrzy chory.
- Nie wiem, czy to rozsdne... - mrukn komisarz, wygrzebujc z kieszeni paczk sokow z
ustnikiem.
Siewierski porwa jednego drcymi domi i ochlapujc sobie donie oraz szlafrok, pokropi
bibuk pynem z fiolki. Maciejewski zacz pospiesznie szuka w pudeku niespalonej zapaki.
W nosie wierci go zapach jak ze zgniecionego licia pomidora. Gdy po chwili poda ogie
choremu i ten zacign si pytko, wo zmienia si we wrcz odstrczajcy smrd,
przywodzcy na myl mysie gniazdo.
A jednak pomogo! Siewierski wypali sokoa, zacigajc si ju porzdnie, i zgasi papierosa
o kant awki, a niedopaek zawin w zmit kraciast chustk.
- Ja, prosz pana, potrzebuj spokoju, spokoju i jeszcze raz spokoju - szepn tonem latami
trenowanej skargi. - A widzi pan, na co mi przyszo? - wysycza. - Jako chopiec miaem swj
pokj, suc i konia do dyspozycji. A zdycha mi przyszo tu na poddaszu w jednej izbie z
byym furmanem i drugim nawet bez zawodu. Niedorozwinitym umysowo.
- Przykro mi - skama Zyga. Sam jako chopiec nie mia nawet wasnego pokoju, o sucej
i koniu nie wspominajc. W ogle gwno by mia, gdyby nie ciotka, wita kobieta!
- I jeszcze ci smarkacze! - sapn z niechci chory, gdy z drugiej strony ogrodu dobiegy
rozemiane dyszkanty. Wida kto strzeli gola. - Podrzutki, bkarty, wyrosn na bandytw i
ulicznice!
Ra te spdzia kilka lat w sierocicu, kiedy zabrako rodzicw. Co prawda nie mieli lubu,
ale Maciejewski z satysfakcj daby w mord kademu, kto nazwaby j ulicznic!
Niewykluczone jednak, e niektre ze starszych dziewczt z tej dobroczynnej instytucji
zarobkowo grzeszyy przez pot ze studentami pobliskiej jesziwy, pojawi si taki wtek w
sprawach obyczajwki przy I Komisariacie.
- Nie bd pana mczy. Chciabym tylko co pokaza. - Zyga wyj z kieszeni kopert.
Otworzy j i medalion wysun mu si na do. - Czy rozpoznaje pan ten przedmiot?
W charczcego przy najmniejszym wysiku astmatyka wstpiy nowe siy, bo gwatownym
ruchem wrcz rzuci si naprzd. Zapa wizerunek napoleoskiego oficera, cisn w
przykurczonych palcach. Dopiero upewniwszy si, e to nie zudzenie, e naprawd dotyka
medalionu, pociera go, odnajduje wypukoci zdobie, spojrza na policjanta.
- Franciszek Siewierski, mj pradziad. Dokadniej Franciszek Apolinary Siewierski. Ostatni
raz medalion widziaem na szyi mojej stryjenki ze Szkodynia, Zofii. Nosia go inaczej ni
pokazano na portrecie jej babki, jak naszyjnik. To byo kilka lat przed bolszewick nawa. Pan
wie, co oni... z nimi... zrobili?... - Trzy razy zapa powietrze. - A Mocicki, zamiast zgnie
zaraz, podpisa pakt o nieagresji! Oni jeszcze o sobie przypomn, ja to panu mwi!
Medalion niemal wypad spomidzy palcw Siewierskiego, gdy ten znw zgi si wp,
prawie wypluwajc puca. W swoim stanie stanowczo nie powinien by czyta gazet.
- Czy pan wie, co si dziao z tym klejnotem pniej?
- A co si miao dzia?! - wykrztusi po chwili chory, kiedy przyszed do siebie. - Moja
rodzina wszystko stracia! ycie! Ja tylko zdrowie... - doda ciszej, zmczony. - Bolszewicy,
przepad... Jak policja go odnalaza?
- Przypadkiem. - Maciejewski stanowczym ruchem zabra klejnot i umieci w kopercie. -

Dzikuj, e potwierdzi pan jego pochodzenie.


- Prosz zwrci! - zada pensjonariusz.
- To nie ode mnie zaley. - Zyga woy kopert do kieszeni. - Nie mog.
- Jak to pan nie moe?! - wykrzykn Siewierski, po czym zanis si astmatycznym
kaszlem. - Ten klejnot jest przecie wasnoci mojej rodziny!
- Co pan robi w niedziel trzeciego lipca? - zapyta dla porzdku komisarz, chocia na jego
rozeznanie ten czowiek nie byby zdolny nikogo zabi, nawet gdyby czuwa przy nim lekarz z
pielgniark i bateri zastrzykw.
- Byem w szpitalu. Zaostrzenie choroby, moe ostatnie... - wydusza z siebie coraz sabiej
Siewierski. - To przez ten przytuek! Te bachory, haas, krzyki! Czowiek w moim stanie
potrzebuje spokoju, a oni... Medalion! Prosz odda!
Maciejewski gwatownie wsta, inaczej musiaby odepchn jego zachannie wycignit
do, ale cho w gecie drapienym, to aosnym, jakby ptasim.
- Prosz zwrci si z tym do sdu grodzkiego. - Komisarz uchyli kapelusza, starajc si
ukry wstrt. Od dawna w dupie mia socjalizm wyssany z mlekiem matki, jednak przy tym
czowieku wracay zapomniane uprzedzenia. - W tych dniach przyjdzie policjant z komisariatu,
podpisze pan zeznanie.
Kaszel Siewierskiego zaguszy gwizdek wychowawcy, a nawet chralny okrzyk tej grupy
bachorw, ktra wygraa mecz. Istniaa zatem spora szansa, e medalion z napoleoskim
oficerem ju niedugo bdzie nalea do skarbu pastwa.
*

W kadej z pionowych lamp zdjtego yrandola spoczyway warstwami ciaa ciem i innego
robactwa; gdyby je skrupulatnie wybra, kto wie, czy na dnie nie odnalazyby si wymare
organizmy, jak ten komar zatopiony w bursztynie, o ktrym kilka miesicy wczeniej pisa
Express. Odsunite od cian meble odsaniay wochate pasma kurzu i tapet w odcieniu tak
jasnym, e Zygmunt Maciejewski nie by pewien, czy to jego wasna. Zachowa si nawet wzorek
w liliowe kwiatki, wybrany w pierwszych miesicach jego nieszczsnego oenku przez pen
entuzjazmu pann mod.
Zyga, ubrany tylko w koszul z podwinitymi rkawami, trzymajc w prawej rce papierosa,
w drugiej way wygrzeban w kcie komrki szpachl.
- To wcale nie tak wiele roboty - powtrzy kilka razy na gos, mimo to nie ruszy si z
miejsca.
Pniej nieboszczka ona chciaa, eby sprzedali t ruder po ciotce, lecz Zyga zwleka tak
dugo, a Zofia odesza z innym. Tak przywyk do nigdy nieodnawianych cian i starych mebli,
do brudu i baaganu, e nie wyobraa sobie lepszego miejsca na leczenie kaca, mimo e
waciwie mieszka u Ry w rdmieciu. Mia gdzie uciec, jak pies do budy.
Tylko zanim Ra wyjechaa na urlop, zgodzi si, e ten dom mona wynaj i co miesic
zarobi jakie pidziesit zotych. W dodatku sama znalaza najemczyni, niejak pani
Zawistowsk poznan w Truskawcu.
- Pan komisarz chce dzi remonty robi? - usysza nagle od progu. - W wit niedziel?
Pan si Boga nie boi?!

W drzwiach staa malutka gruba Kapranowa, jego ssiadka i dawna gospodyni. Przymay
kapelusik zjecha jej na lewe ucho, kiedy z dezaprobat pokrcia gow. W pulchnych palcach
ciskaa torebk i dwie szmatki, ktre dawniej byy biaymi rkawiczkami.
- Nie boj si Boga, pani Kapranowa - powiedzia Maciejewski, jednak odoy szpachl na
przykryty gazet st, obok motka, pdzla i nieotwartej jeszcze puszki z bia farb. - Swojej
baby si boj.
- Te pan wymyli! - achna si stara.
Zaraz jednak, ciekawa plotek, podstawia sobie stoek i usadzia si na nim jak kwoka. Jej
stopy w niedzielnych pantoflach bujay si, nie dosigajc podogi, spod jasnych poczoch
przebijay fioletowe ylaki.
- No co tak Kapranowa patrzy? - burkn z udawan zoci. - Kapranowa mnie w to
wpakowaa, to niech si teraz Kapranowa martwi.
- Ja wpakowaam? - Babsko walno si kuakiem w pier.
Zadudnio. Wida byo, e ten efekt cakiem niedawno trenowaa na mszy u witego Pawa. ebym tu na miejscu skonaa, jeli ja nie chciaam paskiego dobra! Jak si pan eni z Zofi,
wie Panie nad jej grzeszn dusz, to ja sowa nie powiedziaam, eby nie zapeszy w z
godzin. A le jej patrzyo z oczu, od razu em zmiarkowaa! A panna Ra, mj Boe kochany,
no to jak dla pana stworzona! Pogodziam was, bo pan komisarz niby, jak z daleka popatrze,
chop na schwa, a jak si przyjrze, to sam porzdnej kobity nie potrafi sobie znale. A ju
utrzyma przy sobie! - Stara zaamaa rce. - Pan bdzie mnie jeszcze po rkach caowa, jak si
wam syneczek urodzi! ebym tu na miejscu skonaa, jak nieprawd mwi!
- Niech Kapranowa mi tu na miejscu nie umiera. - Zyga pogrozi jej palcem. Opar si tyem
o krawd stou. - Nie ycz sobie trupa Kapranowej! Jest niedziela, nie mam suby i nie mam
yczenia widzie si z policj.
- Pan si Boga nie boi! - wykrzykno oburzone babsko.
- No przecie ju to Kapranowej mwi... - zacz Maciejewski, jednak urwa w p sowa,
syszc przy furtce dwa kobiece gosy, jeden dobrze znajomy.
To byo nieuniknione... Zrezygnowany komisarz zgasi papierosa w przepenionej
popielniczce.
- Pani Ryczko kochana, jaka pani opalona, wypoczta! - Kapranowa ucieszya si na
widok przyjaciki Zygi.
Przy okazji otaksowaa badawczym wzrokiem towarzyszc jej wysok szatynk w szerokim
kapeluszu, spod ktrego wyglday zielone oczy i usta ze zmarszczkami mimicznymi,
wiadczcymi albo o wesoym usposobieniu, albo o przyrodzonej zoliwoci.
- To ten uroczy domek, Ryczko? - zapytaa nieznajoma, bawic si dugimi letnimi
rkawiczkami. Jej beowa kopertowa torebka byszczaa bardziej ni kiedykolwiek mundurowe
oficerki Zygi.
Ra Marczyska cigna usta, ale tylko na chwil, jakby obecno wakacyjnej papuki
nierozczki narkotycznie wprawiaa j wycznie w dobry humor.
- Tak, Alinko. Wybacz, kochana, ale najwyraniej remont si przeduy - zaszczebiotaa. Nie pisae o tym, bo nie chciae, ebym si martwia, Zygu?
- Ale tam, zaraz remont, pani Ryczko zota! - zacza papla Kapranowa. - To to raz-dwa
odmalowa, umy... eby mj m nieboszczyk y, toby si uwin szast-prast! Najwaniejsze,

e piec w kuchni dobrze pomurowany. Dobrze, bo jeszcze za cara - dodaa z przekonaniem,


patrzc prosto w oczy nieznajomej szatynce. - A e troch kurzu? No kurzy si, od drogi si
kurzy...
Lojalne babsko, pomyla komisarz, komicznie lojalne. Zbliy si niepewnie, eby ucaowa
do Ry, ta jednak pierwsza cmokna go w policzek.
- Poznaj Alink Zawistowsk. Pisaam ci o Alince.
- Bardzo mi przyjemnie, Zygmunt Maciejewski. - Uj ostronie podan mu do, starajc
si nie pobrudzi. Gdy dotkn jej nosem, poczu zapach niczym z drogerii.
- Pan jest detektywem jak z powieci? - spytaa Zawistowska z tak min, jakby zamierzaa
uczyni mu propozycj erotyczn.
- O, kochana, znacznie lepszym! - Ra wzia go pod rk.
Nieuywana szpachla wypada z doni Zygi. Przyapany na gorcym uczynku, mg si
spodziewa wielu rzeczy, ale nie e zostanie zbombardowany serdecznoci niczym
republikaska Guernica bombami burzcymi faszystw. Tamte przynajmniej byy
niedwuznacznie mordercze.

CZ TRZECIA
Bdcie mczyzn, do jasnej cholery!
I

19 maja 1951 roku


Gdy Witold Faniewicz jak co dzie przykutyka na zniszczon trybun hipodromu, zasta
Maciejewskiego nad kartk papieru, co chwil linicego owek kopiowy.
- List? - zapyta, podajc rk.
- Raczej donos - burkn dawny komisarz. - Dzi znowu jeden facet przyjecha po Haiti, tym
razem z komitetu wojewdzkiego naszej od niedawna zjednoczonej partii robotniczej. Wicie,
rozumicie, kobya jak kobya, mwi mu. Nu, ale strach jest! Na tego kunia, rozumicie, to ma
oko pewien radziecki towarzysz, wysoko postawiony towarzysz. Ja tam si mu dziwi, bo skoro
w Zwizku Radzieckim wszystko jest, to wasnych kuni nie maj? Nu i kunie, pisali w gazecie, to
teraz reakcyjny sport. Moe niepotrzebnie wyrwaem si z t gazet, ale chyba uwierzy.
Radziecki towarzysz si rozmyli, bierzcie koby zaraz, baba z wozu... - Nu ale jak jednak
zechce i konia nie bdzie, to rozumicie....
- Zwariowae, Zyga. - Dawny tajniak, zaniepokoi si, zerkajc mu przez rami.
- Ja? Wcale nie zwariowaem, przeciwnie, Witek! - Maciejewski zarechota szubienicznie. Wczyem si w nurt demokratycznych przemian. Nawet zagosowaem w plebiscycie,
oczywicie za pokojem i przeciwko imperializmowi. Jak towarzysz Bierut i ponad siedem
milionw rodakw. Tylko poszedem na Straack, bo na plac Stalina mimo wszystko nie miaem
miaoci... - Podpisa si kolawo i poda papier Faniewiczowi. - A teraz mam nadziej zaatwi
ich na jaki czas. Przeczytaj.

Do Szanownych Towarzyszy Delegatury


Komisyi Specjalnej do Walki z Naduyciami
I Szkodnictwem Gospodarczym w Lublinie
Szanowna Towarzyszu Naczelniku!
Na pocztku mego listu pragn pozdrowi Towarzysza Naczelnika i
innych Towarzyszy rwnie pozdrowi bo nie mogem patrze jak marnje
sie majontek narodowy!
W poczuciu obowionzku donosz, e jestem dozorcom na byym
obszarniczym Hipodromie w Lublinie. Tam jest klacz gniada niejaka Haiti,
(ktra ona zostaa przez wadzom ludowo cudem wyrwana z ap reakcji i
okupantowi. To jest drogi ku, ktren przed wojn kosztowa duo
pinidzy a teraz na pewno jeszcze wiencej. Teraz przychodzom rne i
one mwiom, e chcom tego konia bra sobie albo i do rzeni, ale ja nie
pozwalam bom od tego jest dozorca, ktrego obowionzkiem walczy o
pokj przy pomoce pilnowania ludowego dobra. Ten ku t.j. klacz, ona
moe sie rebi i przysporzy Ludowej Ojczynie dobrach kuni.
Koczone mj list prosze Towarzyszy o pomoc, eby - Szanowna
Komisja nie daa kunia zmarnowa zodziejom i spekulantom!
Zygmunt Maciejewski
dozorca
- Wida, e to skarga prostego czowieka? Jednego z tych, do ktrych teraz wiat naley? zapyta byy komisarz, kiedy przyjaciel w milczeniu odda mu kartk. - Co powiesz?
- A co mam ci powiedzie? - Faniewicz uoy wygodniej swoj sztywn nog. - Nawet jeli
ci si uda, to co potem?
- Nie wiem, no ale w tym kraju s chyba jeszcze jakie stadniny! - Maciejewski woy sobie
do ust papierosa i ze zoci pocz szuka niespalonej zapaki. - Pisaem do Janowa, ale nie
odpowiedzieli. Mieszkamy w miecie Manifestu PKWN, pierwszej stolicy naszej czerwonej
ojczyzny, Witek! Tu albo konia zmarnuj, albo rzenia. Gdybym, cholera, mia pistolet...
- To musiabym na ciebie donie, Zyga. - Byy tajniak zaartowa bez przekonania. Trzymaj! - Wycign z kieszeni dwie wiartki. - A ja pjd do niej.
- Nie bdziesz pi?
- Pniej.
Faniewicz zszed po stopniach na dawny tor wycigowy. Klacz zobaczya go z daleka i
przytruchtaa do barierki. Tam dobili targu. Witek pozwoli Haiti wsadzi sobie eb pod
marynark, gdzie po krtkiej rewizji odnalaza marchew. Za to staa spokojnie, czekajc, a
kuternoga dosidzie j na oklep. Spita kolanami, ruszya kusem przez pastwisko.
Maciejewski odkorkowa flaszk.
II

Poniedziaek, 11 lipca 1938 roku

GDASK - Jak si dowiadujemy, na tegoroczne wycigi konne, ktre odbyy si w niedziel w Sopot,
Polacy nie przybyli. Pozostaje to w zwizku z incydentem, jaki wydarzy si podczas ostatnich
wycigw, kiedy policyjna orkiestra gdaska nie chciaa odegra polskiego Hymnu Pastwowego po
zwycistwie jedcw polskich.
BERLIN - Prasa niemiecka omawia bliski kongres partii narodowo-socjalistycznej, ktry odbdzie si
z pocztkiem wrzenia w Norymbergii, podkrelajc, e kongres ten bdzie mia tego roku specjalne
znaczenie, jest to bowiem pierwszy kongres Wielkich Niemiec po przyczeniu Austrii.
MOSKWA - Ogromnie wzmoone czystki w ZSRR pocigaj za sob czste rewizje u rodzin
aresztowanych lub podejrzanych o szkodnictwo. Korzystaj z tego zdeklasowane elementy
(wydaleni urzdnicy i t. p.), ktre organizuj si w bandy i, legitymujc si faszywymi dokumentami,
okradaj mieszkania pod pozorem rewizji.
KRAKW - Wielkie poruszenie wrd obywateli Prdnika Czerwonego wywoa fakt, jaki mia
miejsce podczas uroczystoci powicenia sztandaru ochronki przy ul. Pisudskiego. Wrd
biorcych udzia w tej uroczystoci obywateli Polakw znalaza si ydwka Rozensztajnowa
Lewkowa, ktra ku powszechnemu oburzeniu wszystkich przybyych wbijaa gwd w drzewiec
sztandaru z obrazem Matki Boej.

Aleksander Herr nie mia zwyczaju zaczyna poniedziaku od odprawy. T zarzdza zwykle
dopiero okoo poudnia, gdy wypi co najmniej dwie herbaty, przejrza raporty z soboty i niedzieli
i gdy doniesiono mu ju o wszystkim, co zdaniem szpicli Herr Komendant stanowczo powinien
wiedzie. Tym razem jednak kierownikom lubelskich komisariatw zepsuto niedzielny obiad, a
Maciejewskiemu, ktry jako szef Wydziau ledczego rwnie mia si stawi u Herra,
obrzydzono powitalne tte--tte z R.
Spni si ledwie dwie minuty, a i tak przyby ostatni. Czyby pozostali wyczuli pismo
nosem i prewencyjnie warowali przed gabinetem dokadnie od smej minut trzydzieci?
- Prosz, niech pan czyta - zada Herr Komendant, rzucajc na st konferencyjny
pachnce jeszcze farb drukarsk Express Lubelski i Woyski oraz mniej pomit pacht
Gosu Lubelskiego.
- Czytaem - wycedzi Maciejewski.
- Ale panowie kierownicy komisariatw mogli nie czyta, nie wszystkich interesuj gazety i
czasopisma - podobnym tonem odpowiedzia komisarz Herr. - Panowie kierownicy komisariatw
maj na gowie wszystkie sprawy, ktrymi paski wydzia nie mia kiedy si zaj, bo jak nie
morderca ze stajni, to wamywacz z browaru, jak nie z przeproszeniem sraczka, to przemarsz
wojska. Tu! - Waln pici w kant biurka i skrzywi si, jakby go przeszy prd. - Tu s wyniki
paskiej pracy! Czarno na biaym, wydrukowane! Niech pan czyta gono.
Upokorzony Zyga najpierw sign po Express. Wola zacz od gorszej wiadomoci.
POLSKI ARSNE LUPIN
Dentelmen-wamywacz kpi z policji!
(Lublin, inf. wasna) Po gonym wamaniu do kasy Browaru Parowego Vetter wadze policyjne
zgodnie utrzymyway, e w dochodzenie zaangaowano najlepszych wywiadowcw. W istocie nie
mogli to by li wywiadowcy, bo

kasiarz prawie zosta ujty!


Przyczynio si do tego doniesienie z jednego z majtkw w okolicy Radzynia o
tajemniczej paczce w stajni.
Ktry to by z majtkw, na razie nie wiemy, bo zainteresowani solidarnie nabrali wody w usta.
Paczka zawieraa banknoty i papiery wartociowe z rozprutej kasy browaru. Mwi si o zasadzce,
ktr zastawi na kasiarza agent Wydziau ledczego, oraz o tyme agencie cigajcym pieszo
przestpc uciekajcego na skradzionym koniu! Ucieczka i kradzie wierzchowca zostay zgoszone
do P. P. w Radzyniu, natomiast kilka godzin pniej
miejscowy cygan zwrci konia wacicielowi.
Nieuchwytny wamywacz wyparowa wraz z upem. Policyjny wywiadowca, ktry ju wita si z
gsk, zapewne powici si lekturze naszej rubryki Dam prac.
Historia jak z francuskiej powieci detektywnej
nie zakoczya si jednak tak szybko. W dniu 9 b. m. posaniec przynis do biura Browaru Vetter
paczk, ktra zawieraa cay niedawno zagrabiony up z kasy ogniotrwaej. Czy ponadto bya w niej
wizytwka Arsne'a Lupina, poinformujemy P.T. Czytelnikw w najbliszych numerach naszej ga...

- Wystarczy! Ledwie znosimy pask saw, panie komisarzu Maciejewski - zakpi Herr. Nie planuje pan przypadkiem wnie pozwu przeciw redakcji? Zapomnieli poda paskiego
nazwiska. Teraz Gos! Jest o panu na pierwszej stronie!
WAMYWACZ Z BROWARU
obnaa nieudolno lubelskiej policji!
Mimo uspokajajcych komunikatw wadz policyjnych, dochodzenie w sprawie wamania do kasy
pancernej Browaru Vetter okazao si pasmem bdw i pomyek. Brak rzetelnych informacji skoni
pras lubelsk i krajow do licznych spekulacji, nawet tak mao prawdopodobnych jak pieszy pocig
policjanta za uciekajcym konno wamywaczem, czy to, e zodziej zadba, aby skradziony ko wrci
do waciciela, w czym wyrczy policj... cygan! Wydaje si jednak, e jeli chodzi o przygotowanie
do suby wywiadowcw lubelskiej policji, winnimy uwierzy we wszystko.
Tego samego jeszcze dnia skradzione papiery wartociowe i pienidze zostay przez
wamywacza odesane do biura browaru. Prawdopodobnie up ju znajdowa si w rkach policji i
zosta stracony na skutek le przygotowanej zasadzki. Wadze P. P. w Lublinie rozesay za
podejrzanym Janem Dbem list goczy (obok).
Biorc pod uwag dotychczas wykazan uczciwo wamywacza, by moe...

- ...aresztuje si sam - dokoczy Zyga i zoy gazet.


- I jak wraenie z lektury, panie komisarzu? - Przeoony umiechn si ironicznie.
Maciejewski doskonale rozumia jego zo. Przez cay czerwiec z uznaniem pisano o
inspektorze Ruciskim, naczelniku Urzdu ledczego w komendzie wojewdzkiej, ktry
zlikwidowa na prowincji band Gowackiego, a potem rozpocz aresztowania wsplnikw.
Expressowi najbardziej podobaa si krwawa wymiana strzaw, Gosowi rozpracowane
powizania bandytw z warszawskimi komunistami. Na tym tle Wydzia ledczy Komendy
Powiatowej wypada bardzo niekorzystnie. Maciejewski nie podoba si nikomu.

- Tak, panie komendancie, z daleka to rzeczywicie le wyglda - zacz ostronie Zyga - ale
wie pan rwnie, e ustalilimy wiele istotnych faktw. Wszystko wskazuje na to, e samo
wamanie byo tylko, powiedzmy, zason dymn, by...
- Wszystko wskazuje na to, e wyszed pan na idiot, komisarzu! - przerwa mu Herr. - A nie
jest pan osob prywatn, eby wychodzi na idiot, kiedy si to panu podoba, panie Maciejewski!
Skompromitowa pan korpus policji i doprawdy nie wiem, jak w tej sytuacji wyobraa pan sobie
dalsze kierowanie wydziaem!
Jedyne, co w tym momencie wyobraa sobie Zyga, to e wstaje i wali Herr Komendanta
prawym prostym, po czym szybko poprawia lewym podbrdkowym, zanim ten poleci na cian.
Wyobraa sobie rwnie spadajce portrety prezydenta Mocickiego oraz marszaka Rydzamigego. O swj autorytet u tajniakw by raczej spokojny. Po twarzach kierownikw
komisariatw te widzia, e odbywajcy si wanie lincz nie sprawia im radoci.
- Panie komendancie - zacz, silc si na spokj - zgoda, wyszedem na idiot i to jest
pierwsza dobra wiadomo w tej sprawie. - Urwa, ale tylko na chwil, bo inaczej Herr nie
pozwoliby mu dokoczy. - Jan Db ju byby w kajdankach, gdybym rozumia motywy jego
dziaania. Nie rozumiem, dlatego jestemy wci o krok za nim. Niech si tym cieszy, niech ma
swoj satysfakcj! Mnie to nie przeszkadza, bo ja nie kandyduj do sejmu, panie komendancie,
tylko chc go zapa. Straci czujno, popeni bd... I nawet jeli faktycznie w tym gabinecie s
jacy idioci, to on idiot nie jest. Dobrze wie, e teraz, nawet gdyby zosta ujty, niewiele
moemy mu zrobi. Kasa ogniotrwaa zostaa otwarta fachowo, niezniszczona. Jej zawarto
zwrcona, podobnie jak ko ksicia Czetwertyskiego. Jaki moe dosta za to wyrok? Realnie
tylko zarzuty naruszenia miru domowego, o ile prokurator da rad rozcign to pojcie na
pomieszczenia firmy, oraz drugi: utrudnianie dochodzenia.
Herr, chocia suchajc Maciejewskiego, demonstracyjnie patrzy w akta, teraz podnis
wzrok.
- Zasadzka si nie udaa, panie komendancie, zgoda. Tak bywa. List goczy te nas
kompromituje, bo wyglda to tak, e policja wycigna armaty przeciw dowcipnisiowi. A ja chc
si kompromitowa dalej, bo moim celem nie jest zatrzyma Jana Dba w sprawie wamania,
tylko posadzi go na duej za to, co chcia tym wamaniem ukry.
- A co miaby chcie ukry? - zapyta Herr Komendant ju nieco spokojniej.
- Nie wiem, panie komendancie, ale si dowiem - z pewnoci siebie odpowiedzia Zyga. Jedno nie ulega wtpliwoci: nie zadawaby sobie tyle trudu, gdyby szo o drobny szwindel albo
niemoralne prowadzenie. Jedyne, czego potrzebuje, to zgoda pana komendanta, abym mg
skompromitowa si jeszcze bardziej.
*

Wacawa Gralewskiego, redaktora naczelnego Expressu Lubelskiego i Woyskiego, Zyga


Maciejewski atwo mgby zdeprymowa, po prostu nie przyjmujc wskazanego mu uprzejmie
krzesa. Potem rzucaby pytania jak z karabinu, przechadzajc si z wolna po ciasnym gabinecie
dziennikarza. A jednak komisarz nie tylko usiad przed biurkiem jak pokorny petent, lecz take
pooywszy sobie potulnie kapelusz na kolanach, nawet sprbowa nieco wcisn gow w
ramiona.

- Polski Arsne Lupin - powiedzia. - Przychodz do pana w tej wanie sprawie.


- Rozumiem, e nie by pan zachwycony, panie komisarzu. - W gosie Gralewskiego
zabrzmia ton faszywego wspczucia. - Niestety policja sama sobie winna, zatajajc trudnoci.
To musiao wybuchn, zwaszcza e ten czowiek najwyraniej gra wam na nosie.
- Bardzo niewinnie pan to uj. - Maciejewski umiechn si krzywo. - Ja tym razem nie z
pretensjami. To mnie wymkn si Jan Db. To ja cigaem go na piechot, by na koniec
wyldowa w wodzie, e pozwol sobie uzupeni informacje paskiej gazety.
- Gdzie si to wydarzyo? - Redaktor otworzy notes.
- Tego nie mog powiedzie.
- Rozumiem... A paskie nazwisko? Znam je?
- Sam nie wiem... - Zyga zmarszczy czoo. - A panu zaley bardziej na moim nazwisku czy
na informacjach?
- Dobrze, nie podamy - zgodzi si natychmiast Gralewski, wycigajc paczk egipskich w
stron gocia. - Udzieli pan jednak krtkiego wywiadu anonimowo?
- Po to przyszedem. - Komisarz przyj papierosa i zacign si niemiao. - Zapewne
zechce mnie pan zapyta, jakiego rodzaju czowiekiem jest polski Arsne Lupin. Wtedy
odpowiem panu, e caa trudno ledztwa i nasze poraki wynikaj z jednego prostego faktu: to
nie jest zatwardziay przestpca, czyli czowiek posiadajcy motywacje, ktre umiemy
rozpoznawa i przewidywa. Jan Db jest wariatem. Stosunkowo niegronym, przynajmniej na
razie, ale poniewa jednak wariatem, nasze racjonalne metody ledcze w przypadku czowieka,
ktry mimo caej swej przebiegoci nie kieruje si racjonalnymi pobudkami, niestety zawodz.
- Pan mi dyktuje - zauway redaktor, otwierajc notes.
Maciejewski zacign si gboko i umiechn z podoci, ktrej akurat nie musia udawa.
- Dyktuj. A pan jest mi wdziczny, bo przecie mogem z tym pj do Gosu, czy nie?
Zapyta mnie pan nastpnie, jak to moliwe. Przecie policja niejednokrotnie miewa do czynienia
z osobnikami o skrzywionej psychice. Odpowiem panu wwczas, e tak jest faktycznie, tyle e ci
osobnicy, z ktrymi na og mamy do czynienia, s ludmi o osobowoci silnej i bezwzgldnej,
ktrzy wiedz, czego chc. Jan Db natomiast jest czowiekiem sabym i pyszakowatym, ktry
chciaby si jedynie popisa. Taki Herostrates...
- Unikamy w naszej gazecie odniesie na poziomie gimnazjum klasycznego - zwrci mu
uwag Gralewski, nie przestajc notowa.
Zyga pokiwa gow ze zrozumieniem.
- Wic mniejsza z Herostratesem, panie redaktorze - zgodzi si. W kocu sam nigdy nie
lubi greki ani aciny. Moe dlatego podoba mu si Express... - Jan Db jest sprytny, zapewne
ma te pewne talenty techniczne, skoro tak gadko otworzy kas ogniotrwa. O do
przestarzaej konstrukcji, dodam, ale pan pewnie by nie potrafi, prawda? Wic doceniam
fachowo. Poza tym nie ma czego w nim docenia, bo to typ ofermy batalionowej, ktra za
wszelk cen pragnie udowodni, e jest mczyzn. To nie jest aden wamywacz dentelmen z
powieci. Zreszt jako policjant mog zapewni, tacy nie istniej.
- Zanotowaem. - Gralewski kiwn gow.
- Zada mi pan te trzecie pytanie: Skoro policja wszystko o nim ju wie, to kiedy i jak
zamierza go aresztowa?. A ja odpowiem enigmatycznie, e policja wie, co robi, i e nasze
dziaania tylko wydaj si opieszae. Oczywicie policja niewiele moe, pozbawiona zaufania i

pomocy ludnoci. Przypomn, e za ukrywanie poszukiwanego... I tak dalej, i tak dalej.


- Niewiele mi pan powiedzia.
- By moe. - Maciejewski zgasi papierosa i sign po kapelusz. - Ale o ile znam si na
ludziach, zobaczy pan, co si bdzie dziao najdalej pojutrze! I e ubi pan ze mn dobry interes.
*

Podkomisarz Eugeniusz Kraft zasta swojego szefa w Oazie in flagranti z jasnym penym od
Zylbera.
- Tylko nie mw nikomu, e w godzinach suby pij piwo z ydowskiego browaru - szepn
Zyga, podsuwajc krzeso swojemu zastpcy. - To gorzej ni amanie regulaminu, to wrcz
prowokacja, nie uwaasz?
Kraft umiechn si pgbkiem.
- Telefonowa do ciebie doktor Gilanowicz - powiedzia, siadajc. - Dwa razy. Z redakcji ju
wyszede, wic tak przypuszczaem, e tutaj ci znajd...
- Znakomita robota operacyjna, Gienek. - Maciejewski wygrzeba z pudeka zapak z
penym ebkiem, kryjc si przed glin pomidzy spalonymi. - Czego chcia Gilanowicz?
- Powiedzia tylko, e to nie w zwizku z pani R. Ma do ciebie spraw i prosi, eby
zaszed do szpitala. Ale skoro ju tu jestemy...Zyga - podkomisarz ciszy gos - co ty waciwie
komponujesz?
- Komponujesz? - Komisarz zapali papierosa i umiechn si do swojego przyjaciela
melomana. - Nie przesadzaj, ja mog co najwyej kombinowa. Chc dorwa Dba, teraz to
osobista sprawa. Dlatego prbuj go sprowokowa. Zrobi bd, zobaczysz.
- Zyga, z daleka to wyglda tak, jakby robi z siebie idiot.
- Z daleka! - Maciejewski wydmucha dym nosem i upi piwa. - Zamwi ci co czy
bdziesz o suchym pysku?
- Bd o suchym pysku - uci jego zastpca. I gos urzdowego sumienia. - Musimy wraca
do wydziau.
- Za blisko komendanta. Jakby i bez tego nie byo do duszno... Nie martw si, daj
Dbowi tydzie. Jest sprytny, nawet inteligentny, ale mimo wszystko to prosty czowiek. Gdy
bd o nim zbyt wiele pisa w Expressie, nadmie si i pknie, nie wytrzyma. Nie wiem, jaki
bd popeni, ale tak si stanie. Wtedy ustalimy, gdzie go szuka. Sam si wystawi, trzeba tylko
cierpliwie poczeka.
- Grasz z Herr Komendantem, zadare z Krpielem, Borowik na ciebie city... - Gienek
pokrci gow.
- Za to mam po swojej stronie redaktora Gralewskiego, bo to i dla niego interes. Ksi
Czetwertyski take jest wdziczny, e jego klacz nie okazaa si maniakaln morderczyni i nie
przecieko do prasy, w czyim majtku ukrywa si zabjca - wylicza Zyga, chocia sam do koca
w to nie wierzy. - Sdzia Rudniewski ma swoje wady, ale to te rozsdny facet. Bez defetyzmu!
Nie od wczoraj si znamy i dobrze wiesz, e jestem w czepku urodzony.
- A w domu jak jest? - Kraft spojrza na przyjaciela tak podejrzliwie, e Maciejewski nie
mg si nie rozemia.
- W domu miesic miodowy, Gienek, i to mimo e nie mamy lubu! - Komisarz ze smakiem

wypi reszt piwa. - O nic nie ma pretensji, umiechnita, na dyur do szpitala stroi si p
godziny, a na zakupy co najmniej czterdzieci minut. Mwi ci, ten Truskawiec to najlepiej
wydane pienidze...
- Stroi si? - Podkomisarz znw spyta podejrzliwie.
- A co?
- Nie, nic... Wracamy?
- Tak. - Maciejewski wyj portfel. - Panie starszy, paci! Ojczyzna nas wzywa.
*

Na bukiecik stokrotek na stoliku Ry Maciejewski pewnie nie zwrciby uwagi, ale Gienek
Kraft czasem potrafi wzbudzi podejrzenia... Jakby byo o co! Niepozorne rowo-biae kwiatki
przypomniay komisarzowi o modym, osiemnasto- lub dziewitnastoletnim chopaku z
kasztanowym lokiem, w rozpitej koszuli pod kraciast wenian kamizelk i z marynark
przewieszon przez rami. Minli si na szpitalnym korytarzu. Chopak zaraz spuci gow i
przyspieszy kroku, Zygi to jednak nie zdziwio, wielu nieznajomych na widok jego boksersko
rozkwaszonego nosa robio niewyran min zupenie bez powodu. Ra take sposzya si, gdy
Maciejewski zapuka i zaraz wszed do pokoju pielgniarek. Nie by tam przecie czstym
gociem.
- Dzie dobry. - Pocaowa kochank w policzek.
- Doktor Gilanowicz telefonowa do ciebie dwa razy... - Sowa Ry zabrzmiay w pierwszej
chwili jak wyrzut, w kocu do czego to podobne nie sucha si doktora Gilanowicza! Zaraz
jednak pokrya ze wraenie radosnym paplaniem: - To na pewno jaka drobna sprawa, ale
rozumiesz, Zygu, e to wspaniay czowiek i bardzo yczliwy nam obojgu. Dobrze, e
przyszede! Nie wyrw si pewnie zaraz po dyurze, bo koleanka, ktra ma mnie zmieni,
przezibiona...
- Przezibiona w lipcu? W taki upa? - W Maciejewskim obudzi si ledczy.
- Letnie przezibienia zawsze s najgorsze. - Ra unikna jego wzroku, bo koniecznie
musiaa poprawi pielgniarski fartuch. Wykrochmalony by na sztywno, mimo to pedantycznie
zacza wygadza fad niewidzialn goym okiem. Moe pielgniarki i lekarze dostrzegali
rzeczy, ktre umykay glinom. - Koleanka przyjdzie albo nie, zaley jak bdzie si czua, a ja,
sam rozumiesz, skoro dopiero wrciam z urlopu, powinnam uczyni zado...
- Uczyni zado? - Zyga zdziwi si. - Po jakiemu ty mwisz?
- Nienaturalnie? Moe troch, troszeczk... - Nieskazitelny fartuch znw wymaga
wygadzenia. - Tyle czasu w Truskawcu spdziam z Alink Zawistowsk, a ona ma takie swoje
powiedzonka, moe co od niej podapaam.
- Lepiej powiedzonka ni trypra. - Komisarz prbowa zaartowa, ale Ra podniosa na
niego wzrok peen zbulwersowania. - Nie gniewaj si, prosz. - Upewni si szybkim
spojrzeniem, e drzwi s zamknite, po czym przycign kochank do siebie.
Jej serce bio zbyt szybko, lekarz z pewnoci zaleciby dodatkowe badania, jednak
Maciejewski mia tylko niedokoczone studia prawnicze i jeli chodzi o serce, niewiele rozumia.
Trzepotanie przedsionkw, przyspieszony puls czy jakkolwiek by to nazywa, spodobay mu si
nader erotycznie.

- Wieczorem? - zapyta jak dawniej.


- Id do doktora, skoro prosi.
Gilanowicz czeka w gabinecie, ktremu szafa z narzdziami lekarskimi nadawaaby
powanego wygldu, gdyby medycznego wraenia nie psuy porozkadane wszdzie lalki, misie,
klocki i inne zabawki od darczycw szpitala. Durnowatych darczycw, bo szpitalowi potrzebne
byy przede wszystkim pienidze i lekarstwa.
- Prosz wybaczy t nag afer, ale mam dla pana to. - Doktor najpierw wskaza krzeso
naprzeciw biurka, potem wyj spomidzy kart pacjentw arkusik wielkoci recepty.
Maciejewski wzi go do rki, zaskoczony. Przez list bada przelizn si wzrokiem,
zastanowia go natomiast konkluzja: Po stwierdzeniu jak powyej w mojej opinji przeciwwskaza
do penienia suby oficera policji przez pacjenta brak.
- Ale co to jest, panie doktorze?
- Zawiadczenie. Badaem pana przed tygodniem, prosz spojrze na dat.
- Gdzie mnie pan niby bada? - Zyga wybuchn miechem. - Tu? W szpitalu dziecicym?
Jako pediatra?
- Nie, jako internista w swoim gabinecie domowym. Nie wysaem panu rachunku?
Zapomniaem, zaraz wypisz. Pi zotych si naley.
- Panie doktorze, chyba musz spisa protok. Prdzej bym si po panu spodziewa, e
uwiedzie mi pan narzeczon, ni e postanowi zosta nacigaczem. I to takim drobnym!
- Panie Maciejewski - Gilanowicz spojrza mu w oczy ze mierteln powag - jeli chodzi o
siostr R, to gdybym by nawet nie dziesi, ale chocia pi lat modszy, ju dawno by pan
nie mia, jak to pan mio uj, narzeczonej. A jeli chodzi o to zawiadczenie, z tego, co
syszaem, przyda si panu. Rachunek musz panu wystawi, eby mi si w ksidze zgadzao.
Wobec tego czowieka Maciejewski nigdy nie by nazbyt podejrzliwy, jednak ostatnie zdanie
zabrzmiao mu niepokojco, urzdowo. Zupenie jakby doktor wiedzia co, co w Lublinie byo
tajemnic poliszynela, tylko komisarzowi umkno z powodu upau albo nietrzewoci. Nie
wystpowa o adn komisj z ustawy emerytalnej, zreszt nigdy z adnym medykiem nawet nie
rozmawia z wasnej woli.
- Co to za tajemnice lekarskie?
- Raczej koleeskie sekrety. - Lekarz nerwowo sczesa doni dwa rzadkie kosmyki wosw
z ysego czubka gowy. - Przyszed pan si zbada, bo akurat mia tak fantazj. Powiedzmy, z
braku innych zmartwie szuka pan choroby, a ja pana nieprzyjemnie rozczarowaem. Albo
siostra Marczyska kazaa panu zrobi badania, bo przewraliwiona, jak to pielgniarka. Mam
nadziej, e czuje si pan dobrze i nie bd mia kopotw przez moj yczliwo?
Tak, czuj si dooobrze... - W namyle Zyga przecign sylab, bo wanie do niego
dotaro, e przecie nie tak dawno nastpi na odcisk pewnemu lekarzowi. Wprawdzie tylko od
trupw, jednak doktorowi.III
roda, 13 lipca 1938 roku
KOWNO - Na mocy decyzji komendanta wojennego p. Zofia Nagajwna, utrzymujca si z
udzielania w domach lekcji jzyka polskiego, zostaa skazana na 1 rok zesania do pow. biraskiego

pod zarzutem, i jest osob niebezpieczn dla porzdku i spokoju publicznego.


WIEDE - Kierownictwo partii narodowo-socjalistycznej w Austrii podnioso konieczno rozwizania
zagadnienia cygaskiego, motywujc j tym, e cyganie s mieszacami rasowymi, oraz e wrd
nich jest wielu notorycznych przestpcw. Wobec tego naley oczekiwa wprowadzenia wkrtce
ustawy rasowej dla cyganw, na wzr ustawy ydowskiej.
JEROZOLIMA- Wczoraj zabity zosta przez nieznanych sprawcw arabski inspektor policji w chwili,
gdy goli si u fryzjera.
LUBLIN - ydowski Nasz Przegld zamieszcza notatk p. t. Ze sportu lubelskiego, w ktrej pisze,
e po akcji eksterminacyjnej, kiedy kluby ydowskie zostay pozbawione monoci korzystania z sal
i placw Orodka Wych. Fiz., a dziaacze ydowscy zostali wyeliminowani z wadz sportowych,
wrcili do wadz Lubelskiego Okrgu dwaj dugoletni dziaacze sportowi mgr. Oppenheim i A.
Holcberg. Obecnie w pikarstwie lubelskim zapanowa spokj, a stosunki poprawiy si tak dalece, e
trenerem W. K. S. Unia zosta yd wiedeski Maksymilian Gold, byy gracz reprezentacyjny Austrii.
W odpowiedzi W. K. S. Unia owiadczya krtko: Pan Gold nie jest ydem.

Szanowna Redakcjo Expressu Lubelskiego i Woyskiego!


Zapewne stao si tak nie bez mojej winy, jednake naroso wobec mojej
osoby wiele nieprawdy, z ktr nie mog si pogodzi. Owiadczam, e
nie jestem Arsenem Lupinem i nawet nie wiem kto to taki. Nie jestem
zodziejem ani szalecem. Nie potrzebuj te opinji Policji, by wiedzie,
e dopuciem si przewiny. To mwi mi me sumienie. Wszystko, co
zrobiem, zrobiem jednak, poniewa musiaem. Honor i sumienie nie s
jednym i tym samym.
Bardzo przepraszam szczeglnie wacicieli Browaru, Vetter za
trudnoci, ktrych przeze mnie dowiadczyli. Czyny moje staraem si
jednakowo way, by jaknajmniej dotkny ludzi, ktrzy jedynie
zrzdzeniem losu stanli na mojej drodze. Przykro mi take, jeeli
policjant, ktry bez skutku prbowa mnie uj, mia z tego tytuu
przykroci w pracy. Jeeli bd umia postaram si zadouczyni.
Szanownego Pana Sdziego ledczego serdecznie prosz, aby da
wiar sowem Antoniego Gryki, ktry zapewne zezna w ledztwie, e
pomocnictwo, jakiego mi udzieli wynikao z jego naiwnoci i niewiedzy,
jakie s moje plany. Istotnie, ze skruch wyznaj, i wykorzystaem
prostoduszn natur tego chopca, co nie bye z mojej strony szlachetne,
niestety nie znalazem innego rozwizania. Prosz, by nie kara go
surowo. Samo zatrzymanie przez Policj napewno bye dla niego
wystarczajca nauczk.
Powtarzam, e nie uczyniem niczego zego z chciwoci ani
zbrodniczych inklinacyj. Nie wiecie, ce i dlaczego naprawd uczyniem. Z
tego zdam opraw przed Bogiem. Prosz Szanown Redakcj, by nie
opluwano mnie wicej ani nie pozwalano na to innym, bo gorsi ode mnie
chodz po tym wiecie.

Z powaaniem
Jan Db
- I znowu pismo odrczne! - zdenerwowa si Maciejewski, patrzc na litery prowadzone z
opanowaniem, chocia do szkolnie, jakby to pisa pocztkujcy urzdnik. - Koperta!
Stempel wiadczy, e list nadano w Lublinie na Poczcie Gwnej. Setki, jeli nie tysice ludzi
korzystao z niej codziennie.
- Skoro pismo odrczne, to chyba powinien si pan ucieszy - zauway redaktor Gralewski.
- Znajdzie go pan po ekspertyzie grafologicznej.
- Bez materiau porwnawczego? -burkn Zyga. - Wielu tak myli i dlatego niektrzy
prbuj nas zmyli, uywajc maszyny do pisania. A my bardzo szybko jestemy w stanie ustali
jej model, a nawet wiek. No ale trudno... Opinji, Jaknajmniej, inklinacyj, napewno...
Uywa ortografii sprzed reformy - myla na gos komisarz. - To niby nic nie znaczy, wiele osb
tak pisze...
- Ortografia mnie nie interesuje, nie jestem belfrem. - Gralewski wzruszy ramionami. Mnie interesuje melodramatyzm i dam ten list na pierwsz stron! Mia pan komisarz racj, e
wywiad z panem to bdzie dla gazety dobry biznes.
- Oczywicie! - Zyga wykrzywi pysk w umiechu. - Ze wszystkich si staraem si wyj na
idiot, a opinia publiczna to lubi. Postaram si zadouczyni, tak napisa. Na to wanie
czekam. - Komisarz, pomagajc sobie zoon kartk, schowa list Jana Dba do koperty, a t,
rwnie nie dotykajc palcami, do kieszeni marynarki.
- Co pan robi? Nie zrobiem odpisu! - zaprotestowa dziennikarz.
- Nie szkodzi. - Maciejewski znw si umiechn, jeszcze bardziej podle. - Podyktuj panu
redaktorowi. Szanowna Redakcjo! Pragn wyrazi moje szczere oburzenie zoliwymi
pomwieniami gazety, jakobym naladowa bohaterw francuskich powieci detektywnych.
Owiadczam, e zawarto kasy ogniotrwaej z Browaru Vetter odesaem z dwch przyczyn.
No co pan tak na mnie patrzy, niech pan notuje! - Redaktor zamruga i chwyci za piro. - ...z
dwch przyczyn. Po pierwsze, tak maa suma nie interesuje mnie wcale, a signicie po ni byo
jedynie artem. Po drugie, moim zamiarem jest pokaza sdom oraz policji.... Sdom oraz
policji prosz wielk liter... ...ich bezradno, nieudolno, take brak kompetencyj, gdy
przeciwnikiem jest przestpca kierujcy si zimn, krystalicznie logiczn premedytacj.
Rozczarowawszy si bowiem do ycia i uczu, spogldam z... eee... - Komisarz szuka w gowie
waciwego sowa.
- Z niesmakiem - podpowiedzia redaktor.
- Znakomicie! Zatem: ...spogldam z niesmakiem na ten czas, gdy swe powoanie
widziaem w niesieniu dobra, i obecnie z ca pogard zamierzam pokaza, jak bezbronne jest
wobec mnie spoeczestwo ze swymi przesdami zwanymi prawem, jak komiczne s wysiki
wadz, jak wreszcie iluzj jest kryminologia.
- Kryminologia... - powtrzy ostatnie sowo Gralewski. - Rzeczywicie, to podniesie nam
nakad znacznie bardziej ni ten rzeczywisty list! Tylko czy pan rzeczywicie wie, co robi?
- Wiem. - Komisarz spojrza mu w oczy. - Prosz zatelefonowa do mnie, a wtedy udziel
panu wywiadu. Powiem, e nie wierz w prawdziwo tych sw. - Tym razem redaktor bez
ponaglenia notowa z zapaem. - Dodam, e wedug mnie Jan Db jest z natury uczciwym

czowiekiem i e targaj nim wyrzuty sumienia. Gdy zostanie aresztowany, w gbi duszy
odetchnie z ulg.
- Duszpasterz z pana. - Gralewski poda mu rk. - Zaatwione.
Po chwili Maciejewski zbiega ju po schodach, lecz w bramie nagle przystan.
- Duszpasterz?... - zapyta gono sam siebie.
Dozorczyni, ktra wanie niosa w stron strwki wiadro pene wody, na widok wariata
przeegnaa si zabobonnie, po czym spluna przez lewe rami.
*

W masywnej dwupitrowej kamienicy przy Krlewskiej, naprzeciw placu Katedralnego, nikt nie
dopatrzyby si dawnego paacu. Nawet przysadzisty gmach komendy policji ju bardziej zdawa
si mie wzgldnie zabytkow przeszo. Tu nie wskazyway na to ani warsztaty rzemielnikw
w suterenach, ani ciasna brama wiodca od ulicy ku podwrku opadajcemu w d, podobnie jak
stroma przecznica migrd za najbliszym rogiem. Budynek bez wtpienia spodobaby si
ksiciu Grigorijowi Potiomkinowi, bo doskonale maskowa pokraczne przybudwki i nielegalne
burdele na stoku Wzgrza Staromiejskiego, a widok na Krlewsk, katedr oraz Bram
Trynitarsk stawa si imperialny, w sam raz dla oczu carycy. Jednake Zygmuntowi
Maciejewskiemu nic si tam nie podobao, a co dopiero tabliczki:
SD GRODZKI
KANCELARIA
SDZIW LEDCZYCH
Tam wanie oczekiwa komisarza Rudniewski, by - jak to uj przez telefon - pomwi o
ostatnich, nader osobliwych metodach dochodzenia.
Maciejewski przeszed przez bram, ktra nie potrafia nie wydziela zapachw wilgoci, na
pierwszym pitrze ukoni si bez przekonania wonemu sdowemu, by nacisn w kocu
klamk drzwi kancelarii.
Ta bya niewiele lepsza ni gabinet kierownictwa Wydziau ledczego. Wprawdzie dwa razy
wiksza, lecz musiaa pomieci nie dwa, ale cztery biurka. Jedynym, co odrniao magistrw
prawa od takich funkcjonariuszy jak Zyga, by sekretariat. Lecz i w nim zamiast modych
panienek urzdowali aplikanci.
Sdzia ledczy podnis si zza biurka przygniecionego teczkami akt i odoy wieczne piro.
Podali sobie rce.
- Niby powinienem by przywykn do tego, jak pan pracuje. - Rudniewski przeszed do
rzeczy, jeszcze zanim usiedli. To komisarz potrafi doceni. - Powinienem take pamita, e
tylko dziki paskiej dociekliwoci sprawa zabjstwa Wolaka ju na wstpie nie posza w
niewaciwym kierunku, ale teraz pan szaruje, niebezpiecznie szaruje, prowadzc
korespondencj w gazetach z poszukiwanym przestpc.
Za cienk cian, nieodgrodzeni nawet porzdnymi drzwiami, jeden aplikant stuka dwoma
palcami na maszynie do pisania, podczas gdy inny rozmawia przez telefon. Maciejewski gotw
byby si jednak zaoy, e nawet nie rozpili czarnych marynarek. A za otwartymi oknami
stukay moty robotnikw od robt publicznych. Dopki przed czterema laty nie zaczto

regulowa cigle wylewajcej rzeki Czechwki, Lublin przeywa jedynie sezonowe kataklizmy.
Teraz magistrat postanowi zrobi porzdek ze wszystkim naraz i nie dao si nawet pracowa.
- Gr operacyjn, panie sdzio - sprostowa Zyga, starajc si ukradkiem poluzowa krawat,
wygrzebany specjalnie na t okazj z dna szuflady. - I prosz zauway, e w sprawie wamania
do kasy browaru waciwie to kierownictwo, nie wyczajc pana senatora, jest najbardziej
podejrzane. Sfingowany skok, tak to wyglda na zdrowy dziennikarski rozum. Ich szczcie, e w
to nie wierz.
- Rwnie paskie, panie komisarzu. - Sdzia wyla mu ten kube zimnej wody na eb z
umiechem niezwykle ukadnym. - Znamy si tyle lat, e nauczyem si w pana wierzy.
Pamitam, e dopiero zaczynaem, gdy pan by ju kierownikiem swojego wydziau. Mimo
wszystko ogromnie prosz, pan te powinien czasem uwierzy w procedury. Po co panu drugi raz
taki wstyd jak w Suchowoli?
- Bo nosi wilk razy kilka? - Komisarz mia ch zapali, ale tu przestrzegao si etosu
urzdniczego.
- Nie musz chyba pana zapewnia o moim zaufaniu. - Rudniewski sign do szuflady. Wie pan jednak, e ukad zdarze wypada dla nas, organw ledczych, do niefortunnie.
- wiadomie bior to na swj rachunek - uci Zyga. - Pan sdzia jest zorientowany, e
komenda wojewdzka umya rce, wic musz...
- Tak, tak, musi pan nie swj krzy - przerwa mu prawnik i sign po swoj teczk z
brzowej skry, opart o bok biurka. - A ja bd Szymon Cyrenejczyk.
Komisarz zaniemwi, bo zawsze sztywny sdzia ledczy wanie ujawni poczucie humoru.
Pierwszy raz, odkd si znali! Wyj z teczki kilka spitych kartek i pooy na blacie.
- Prosz to przejrze. - Rudniewski znw sta si powany. - Moe pan zrobi notatki w
celach operacyjnych, ale do akt niczego nie bdziemy wcza.
Zyga szybko zrozumia dlaczego. Mia w rkach korespondencj wprawdzie zupenie
nieistotn dla obronnoci Rzeczypospolitej, jednak z dat i pieczci wynikao, e krya midzy
kilkoma jednostkami wojskowymi, Wojskowym Sdem Okrgowym nr V, wreszcie trafia do
Wojskowego Sdziego ledczego w Tarnowie. Przeczytawszy jego nazwisko, Maciejewski
podnis wzrok na prawnika.
- Podpukownik Stanisaw Rudniewski?
- Owszem, mj brat. Zawd, jak pan komisarz widzi, mamy rodzinny. Ukrci sprawie eb,
bo nie jest idiot. To te rodzinne. Dlatego kiedy ustali pan personalia podejrzanego, i ja
sprbowaem go znale, tylko nie spodziewaem si trafi na co podobnego.
Komisarz pochyli si nad kartkami. Jak wikszo lawin, i ta zacza si od maego
kamyczka. Oficer naukowo-owiatowy 16. Puku Piechoty Ziemi Tarnowskiej wpad na pomys
wydania ksigi pamitkowej na dwudziest rocznic wymwienia przez jednostk posuszestwa
Austriakom. W Polsce Zbrojnej ukazaa si zachta do nadsyania wspomnie, fotografii,
wierszy zwizanych z pukiem, ostatecznie z dzieln polsk armi. Oficer wykaza si moe i
gustem literackim, jednak niedostatecznym wyrobieniem w kwestiach propagandowych, bowiem
gdy projekt ksiki trafi do sztabu dywizji, na jeden z wierszy zwrci uwag szef tamtejszego
kontrwywiadu. Wydawnictwo pamitkowe zamiast do drukarni posane zostao do sdu
wojskowego z zakrelon czerwonym owkiem ca stron 57 i stosown adnotacj:

Pod pretekstem realistycznej formy wiersz propaguje pacyfistycznokomunistyczne idee, stawia pod znakiem zapytania wartoci
wychowawcze ksztacenia onierskiego, w szczeglnoci sta gotowo
bojow oraz zachowanie zimnej krwi w obliczu nieprzyjaciela, osabiajc
tym samym morale, i w zwizku, z powyszym stanowi akt sabotau.
Maciejewski nie rozumia jeszcze, dlaczego waciwie miao go to interesowa.
Dnieje. Bujn zieleni mi si zbone any.
Seledyn lasw w powych mgie zwiewnej osonie.
Bia mann drobniutkich ros spylone bonie.
Leciuchno dyszy wonny zefirek rozlany.
Lecz wtem karabin szczeknie! Ju drugi sny poszy
jak kundel, co go nosi od potu do potu.
W jawy boto nas rzuca warkot kulomiotu.
Mamo, nie tak by miao, gdym zamyka oczy!...
Zanim doczyta sonet do koca, rzuci okiem na nazwisko autora na dole strony.
- Jan Db?
- Jan Db, wanie - kiwn gow Rudniewski. - W licie do redakcji przedstawi si jako
byy uan 12. Puku Uanw Podolskich, obecnie lusarz i mechanik bez zatrudnienia. Adres
poste restante na poczt numer dwa w Lublinie. Mj brat stwierdzi, e wiersz nosi cechy
modnego teraz w poezji katastrofizmu, a Db jako cywil nie podlega jurysdykcji sdu
wojskowego. Tylko to wszystko miao miejsce ponad p roku temu! No i prosz zwrci uwag,
lusarz i mechanik, to by pasowao do naszego podejrzanego... - Sdzia ledczy zastanowi si
chwil. - A ten wiersz te moe pan wykorzysta w swojej grze operacyjnej, tylko prosz nie
szarowa.
Szarowa wicej Zyga nie mia zamiaru. Zamylony, kwadrans pniej potkn si na wieo
pooonym bruku, ale nie mia nawet nastroju na ktni z dorokarzem, ktry o mao na niego
nie najecha. Z Krakowskiego Przedmiecia skrci w krtki odcinek ulicy Staszica. Ju kierowa
si do Oazy, kiedy przed wejciem do komendy zobaczy komendanta Herra w subowym
aucie. Szofer Kudrela czeka na zewntrz, wyranie powiadomiony, e zwierzchnik zamierza w
kabinie odby tajn konferencj. Przeoony skin na Maciejewskiego.
- Czy pan, do jasnej cholery, wie, panie komisarzu, co si z pana przyczyny dzieje? Domkn drzwi i wewntrz w jednej chwili zabrako powietrza, za to zrobio si nad wyraz cicho.
- By na pana pody wniosek o komisj lekarsk i przeniesienie w stan nieczynny. Nie zamierzam
krci, w moich oczach jest pan przeciwiestwem tego, co uczciwie nazywabym
funkcjonariuszem pastwowym, rozumie pan?
- Doskonale rozumiem, panie komendancie - zapewni Zyga - ale...
- Ale niech pan mi nie przerywa! Nie ja pana przyjmowaem do suby i nie ja zamierzam
pana z niej odwoywa. Nie cenimy si nazbyt wysoko, s jednak jakie granice ludzkiego
skurwysystwa. Napisaem w odpowiedzi pismo, e jest pan potrzebny w mojej jednostce, tylko
niech pan wreszcie i bez cyrkw doprowadzi do koca tego trupa ze stajni i tego drugiego
kasiarza od browaru! I nie dyskutuje ze mn na ten temat! - wykrzykn Herr Komendant. -

Rozumiemy si?
Maciejewski mia ochot odpowiedzie przekornie jawohl, lecz ograniczy si do polskiego
tak jest.
*

Ty si czym martwisz, Zygu? - zapytaa Ra i podejrzliwie, i yczliwie zarazem, nakadajc mu


przy tym na talerz plaster szynki.
Komisarz umiechn si z przymusem. Jeszcze dwa dni wczeniej by absolutnie przekonany,
e dorwie tego Dba. Potem straci impet. Nie wiecie, co i dlaczego naprawd uczyniem. Z tego
zdam spraw przed Bogiem i gorsi ode mnie chodz po tym wiecie, zwaszcza te zdania rad
byby rozgry. Spdzi kilka godzin z listem podejrzanego w jednym rku i Grafologi sdow
Kwieciskiego w drugiej, ale byy kontroler kolejowy, obecnie gony ekspert, niczego
ciekawego mu nie podpowiedzia. Jedynie zezoci Maciejewskiego, bo jeli wierzy
przykadom autora, litery w notesie komisarza coraz bardziej przypominay pismo alkoholika.
Teraz dosza jeszcze domniemana twrczo poetycka podejrzanego. Skoro pisa wiersze, musia
by psychicznie rozchwiany. To pasowaoby do histerycznych patetyzmw z listu do redakcji,
lecz wci nie wyjaniao ich znaczenia.
- Nie, nie martwi si ani troch - skama.
Nie chodzio tylko o Dba, Borowika i psie ycie gliny. Teraz przede wszystkim chtnie by
wypi do kolacji. Rybka lubi pywa, za to wieprzowina wzmocnienia wymaga wrcz
kanonicznie. Zreszt jak na kolacj byo cakiem wczenie. Nawet Kraft o tej porze nie kaza
crkom i spa, skoro miay wakacje. Mimo to Maciejewski pozwoli si nakarmi i ykn
herbaty. Fakt, nie tak obrzydliwej jak na komendzie, jednak zawsze herbaty...
- Zamylia si. - Zyga spostrzeg niezbyt odkrywczo, bo Ra od kilku minut spogldaa
przez okno. - Nie, nie martwi si - powtrzy. - Zwyke kopoty, jak to u mnie... w biurze - doda
konwersacyjnym tonem, by nie zabrzmie zupenie jak glina. - Za to na przykad Hitler,
Czechosowacja i Zaolzie to zobaczysz, bdzie dua sprawa, bardzo niebezpieczna. Niemcy
zajm Czechosowacj, tak jak zajli Austri, a nasz pamitliwy rzd, zamiast taktycznie dogada
si z Czechami jak Pisudski z Ukraicami, bez gbszej analizy wyle wojsko na parad do...
- Prosz ci! - Ra westchna. - Ju wol, kiedy mwisz o sporcie. Ale mwmy, o czym
sobie yczysz! Wic co z tym Zaolziem, bo Alinka...
I chocia mieli mwi o tym, o czym on sobie yczy, popyna opowie o przyjacice
poznanej w Truskawcu, szczliwym wypadkiem mieszkajcej tu, w Lublinie, ktra w kwestii
Zaolzia nie miaa sprecyzowanych pogldw poza rzdow wersj wyrwnania krzywd za
zbrodnie w 1919 i wykorzystanie przez Czechw naway bolszewickiej rok pniej. O sporcie te
nie miaa pojcia, natomiast podobay jej si polskie sportsmenki, a szczeglnie osiemnastoletnia
Jadzia Pisudska, ktra lataa na szybowcach, pokazujc narodowi, e jako crka marszaka...
- Nic z tym Zaolziem. To daleko - uci Zyga. - Nastawi jeszcze wody? Chtnie usu.
- Nie kopocz si, prosz. Sama zrobi.
Korcio go, eby wybuchn: ale ja ni cholery si nie kopocz albo jak powiedziaem, e
nastawi, to nastawi, jednak wysza do kuchni, zanim powiedzia cokolwiek. Mczya go
rozmowa w polskim salonowym, obcym jzyku, ktry wykorzystywa niekiedy na subie,

jednak biegy w nim nie by.


Wiedzia, e nie naley przynosi pracy do domu, nasucha si o tym od Krafta. Skoro naszo
go na gorliwo, winien teraz by cierpliwy niczym duszpasterz.
Myl o duszpasterzu przeladowaa Maciejewskiego, odkd poegna si z Gralewskim. Nie
wspomnia o nim, rzecz jasna, Herr Komendantowi, zreszt ten za bardzo go zaskoczy. Tym
bardziej milcza przed Rudniewskim, lecz nie zmieniao to faktu, e nie tak dawno rozmawia z
czowiekiem, ktry miaby wiele do powiedzenia o ofierze ze stajni... W tej sprawie ksidz Popiel
byby kluczowym wiadkiem, jak z powieci detektywnej, gdyby nie jego cholerna tajemnica
zawodowa, w dodatku zagwarantowana w kodeksie.
Komisarzowi nie daway spokoju rwnie te najbardziej pretensjonalne, chocia chyba
szczere zdania z listu kasiarza Dba do redakcji: Nie wiecie, co uczyniem, zdam spraw
przed Bogiem... Te jak z cholernego kazania w Wielki Pitek. U wikarego od w. Agnieszki
spowiadaa si wprawdzie ofiara zabjstwa, nie kasiarz z browaru, ale przecie wanie kasiarz
wyranie dawa do zrozumienia, e mona by mu postawi znacznie mocniejsze zarzuty! Gdyby
tylko wiedzie jakie...
Ra wrcia z herbat, nawet posaa Maciejewskiemu miy umiech, tylko dziwnie
nieobecny. Nie, do naogu nie wrcia, to pewne. Po pierwsze, poprzedniego dnia dokadnie
przeszuka mieszkanie i niczego podejrzanego nie stwierdzi, po drugie, to nie byy zachowania
morfinistki, tylko... Rozmarzonej poetki? Jedynie to przyszo mu do gowy, chocia nie zna si
na poetkach, adnej nie przesuchiwa.
- Co tam ciekawego za oknem? - Pody za jej wzrokiem.
- Jaroszowie wyjedaj na wakacje - odpowiedziaa z wyczuwalnym alem.
Przecie dopiero co te bya!, mia na kocu jzyka, ale zapatrzy si na suc, ktra
musiaa podwin spdnic, eby domkn kolanem przeadowan walizk.
*

Ra wzia si do zmywania, a Maciejewski stan z papierosem w otwartym oknie. Jaroszowie


ju jaki czas temu zapakowali si do doroki i pojechali, pewnie na lwowski pocig. By moe
smakowa da kuchni jarskiej... Komisarz, patrzc na suc, ktra pomoga znie walizki, czu
si jednak zdeklarowanym misoerc. Ukoni si i gestem yczy miej podry. Jednak z
wysokoci drugiego pitra najbardziej mu si podobao, e dekolt modej dziewczyny nie mia
dla niego tajemnic.
Wanie wrcia na gr, ale zamiast wczy patefon i majc cay dom dla siebie, rozpocz
gimnastyk przy muzyce, pocza sprzta.
Wlazaby na krzeso, pomyla Zyga. Kurz masz pod sufitem!
Niestety, zanim posuchaa go telepatycznie, usysza dzwonek do drzwi.
- Otwrz! Zmywam - dobiego z kuchni.
Poszed. Sdzi, e przynioso nie wiadomo po co kogo z ssiadw, tymczasem na progu staa
dyszca ciko po wdrapaniu si na schody Stefania Kapranowa. Jakim cudem jej nie zauway
na podwrku?
- Co za niespodziewany go - wymrucza, otwierajc szerzej drzwi. No bo co mia zrobi?
Przypuszcza, e babsko od razu zaprosi si na pokoje, zasidzie do stou i pierwsze oznajmi,

e herbaty to by nie odmwia. Jednake stara chwycia Maciejewskiego za rkaw i pocigna w


kt przedpokoju. Zacza szepta, o dziwo wcale nie scenicznie.
- Pan nie przychodzi i nie przychodzi, no to ja... Przedwczoraj by taki jeden go - paplaa
- wzgldem podnajcia, co to pani Ryczka daa ogoszenie do gazety. To taka mdra kobieta,
panie komisarzu! Oj, jaka mdra!
- Bardzo mdra - zgodzi si komisarz. - Ale to nieaktualne. Kapranowa sama wie.
- A ja tam wiem czy nie wiem? - Wzruszya tustymi ramionami. - Nady to kto za panem?!
Ale ten facet by na moje oko podejrzany...
- O, pani Kapranowa! - Ra wysza z kuchni, wycierajc mokre rce w cierk do naczy. Dlaczego nie prosisz pani do pokoju?
- Bo Kapranowa pewnie tylko na chwil - mrukn Zyga, za pno jednak.
Ssiadka z Rur Jezuickich, nie zdejmujc poszarzaych ze staroci, lecz wci nader
miastowych rkawiczek, ju omina go i ulokowaa si za stoem. Z dezaprobat zerkna w d,
na nogi krzesa nieco za dugie jak na jej wzrost, ale umiechna si zadowolona, kiedy signa
plecami oparcia.
- No na chwil, na chwil, ale przycupn sobie, odpoczn, bo byam na mszy u witego
Pawa...
- A czu od Kapranowej pewnie winem mszalnym? - Maciejewski skrzywi si.
- Likierem - poprawio go babsko. - Prosz, prosz, i kto by pomyla, e akurat pan bdzie
mi takie rzeczy wymawia! - Chciaa spojrze na niego krzywo przez rami, niestety trudno jej
byo si obrci i jadowity wzrok straci na efektownoci. - Odwiedziam przyjacik, tu
niedaleko pastwa, z ktr zawsze chodzimy na msz, a potem na raniec. A dzi jej nie ma! To
ja sobie pomylaam...
Ra, ktra zdya w tym czasie nastawi czajnik i stan w drzwiach pokoju obok Zygi,
umiechna si rozbawiona.
- A co z tym facetem? - przypomnia jej komisarz.
- Z ktrym? - Babsko, wyrwane z rozpocztego wtku, zagubio si na chwil. - Aaa, z
tamtym! Interesowa si a interesowa, wypytywa, a mnie znudzi!
- Kapranow znudzi? Nie moe by! - Teraz i Zyga si umiechn. Razem z R usiedli
obok niespodziewanego gocia.
- A no bo wszystko chcia wiedzie, prawie jak dziecko: A co to to? A na co to?! Ciekawi
si, kiedy budowane, kto mieszka i takie inne jeszcze.
- I co mu Kapranow powiedziaa?
- No niech pan nie przerywa, panie komisarzu kochany! - I chyba za kar, e Maciejewski
znowu nie daje dokoczy, zmienia temat. - liczn serwetk ma pani, pani Ryczko kochana,
no takie mieszkanko jak bombonierka, daj sowo! A herbatk to pani zrobi z cukrem czy z
konfiturami, bo ja zasadniczo to lubi z cukrem, ale dzi gorc taki...
- Niech Kapranow bdzie tak dobra i dokoczy o tym facecie - poprosi Zyga, by mie ju
to za sob. - Akurat woda si zagotuje w tym czasie i Kapranow zdecyduje, cukier czy konfitury.
Ja to bym da Kapranowej nawet wdki, tylko niech Kapranow skoczy z aski swojej.
- No to on si mnie wypytuje i wypytuje! A kto? A czyje? A na co? Zdziwi si, e pan jest
komisarz policji, bo mwi, e niebogato. To ja mu powiedziaam... Nie eby plotkowa, pan mnie
zna przecie! No ale co miaam kry, e ycie pana komisarza nie rozpieszczao, a i czasu pan nie

ma, by cigiem a to remonta robi, a to sprzta i sprzta, a ja stara i rce ju nie te. I oczy
niedowidz, to si i brudu czasem nie wypatrzy... - Dochodzca gospodyni ciko westchna.
- Chyba woda... - Ra wstaa i wybiega do kuchni, nie mogc duej powstrzyma
miechu.
- Nikt Kapranowej nie wymawia. - Maciejewski wznis si na wyyny agodnoci. - Wic
ten facet pyta, co robi? - Zyga zerkn za okno, ale suca Jaroszw przeniosa si z miednic i
cierk w gb mieszkania.
- Ano tak. Tak, tak! - Stara zatykaa jak spieszcy si budzik. - Zgniewa mnie, bo tak
patrzy, jakby myla, e pan komisarz jest pijak i niechluj. To mu mwi, e pan prowadzi wane
dochodzenia, jak to na ten przykad z tym trupem, co go prawie dwa tygodnie bdzie, jak znaleli
na wycigach, i teraz cae Rury Jezuickie o tym mwi. Bo pan komisarz wie, e mwi? Ja tam
nie, bo nie lubi plotek, ale taka Kusiowa na ten przykad... Aha, do rzeczy!... To ja mu te
mwi, e robota pana komisarza umysowa, nie tylko przekadanie papierw, e tu trzeba mie
woln gow i czowiek nie ma czasu na kurze i inne gupoty.
- I co mu jeszcze Kapranowa na mnie nakapowaa?
- Ja?! - Babsko a zatkao z oburzenia. - Ja umiem trzyma jzyk za zbami. Same dobre
rzeczy, eby sobie nie pomyla, e tam byle kto mieszka! e pana mamusia i tatu byli za cara w
PPS-ie razem z moim nieboszczykiem, a paska cioteczka, wie Panie nad jej dusz, to bya
najporzdniejsza kobieta pod socem i zego sowa...
- No dobrze - przerwa jej Zyga. - Kapranowa nie lubi plotek i jak mao kto umie trzyma
jzyk za zbami. Gdyby nie bya ze szcztem uczciwa i pobona, miaaby Kapranowa wielki mir
wrd zodziei, bo nic, ale to nic nie wypiewaaby w ledztwie. - Westchn. - A jak si nazywa
ten facet?
- No takie lene mia nazwisko, atwe do spamitania... - Ssiadka w zadumie pokiwaa
gow. - Sosna albo Buk...
- Moe Db? - Komisarza co tkno.
- Wanie, Db! Jan Db! Pan go zna?
- Znam - wycedzi Maciejewski przez zacinite zby.
- A no to jeszcze bardziej podejrzane. - Kapranowa zmruya oczy z min sprytnej
konfidentki. - Bo jak to paski znajomy, to czemu si tak wypytywa? A pan znowu gdzie leci?
- Bardzo dzikuj pani Kapranowej - rzuci przez rami Maciejewski, w popiechu szukajc
wzrokiem swojego kapelusza.
Ra, wnoszca akurat tac z parujcym imbrykiem i filiankami, o mao si z nim nie
zderzya.
- Gdzie ty pdzisz?
- Co wanego, to z prac... - Rozejrza si niecierpliwie. Przysigby, e wchodzc, rzuci
kapelusz na kanap. - Nie wiesz, gdzie mj...
- Na wieszaku - odpowiedziaa jego przyjacika, zanim dokoczy. - Tam gdzie powinien
by.
Niecae dziesi minut pniej komisarz Maciejewski sam zosta nieproszonym gociem, bo
kiedy wywiadowca Zielny otworzy mu drzwi, w gbi na rozgrzebanym ku zgrabna damska
stopka pospiesznie schowaa si pod przecierado.
- Stao si co, panie kierowniku? - Tajniak poprawi spodnie.

- Drobiazg, Zielny, dla ciebie drobiazg - wysapa Zyga. - Nie miaby ochoty zgrzeszy raz
dzi i raz jutro?
- Dzi ju grzesz - szepn tajniak, przymykajc za sob drzwi.
Maciejewski nachyli mu si do ucha.
Powiedz pani, eby posuchaa sobie pyt, a ty wrcisz najdalej za godzin. Jak kocha, to
poczeka.IV
Pitek, 15 lipca 1938 roku
WALENCJA - Rozpoczyna si jedna z najwikszych bitew w hiszpaskiej wojnie domowej. Artyleria
powstacza w sile okoo 170 armat na odcinku dugoci 29 klm. rozpocza ogie huraganowy na
pozycje czerwonych. Powstacy chc okry od poudnia obszar walk pod Madrytem.
RYGA - Otrzymano wiadomo z Moskwy, e policja sowiecka w pobliu mauzoleum Lenina znalaza
cierniow koron przeplatan rami czerwonymi. Korona bya owinita szarf z napisem:
Zamordowanemu Marszakowi Tuchaczewskiemu, ktry zgin za ojczyzn - oficerowie garnizonu
moskiewskiego, ktry o swym wodzu nie zapomnia.
LWW - Mody literat lwowski Antoni Gronowicz otrzyma pastwowe stypendium literackie z
Funduszu Kultury Narodowej Pisudskiego. Tymczasem p. Gronowicz jest fanatycznym obroc
ydostwa. W dugich tyradach swego pamfletu wykazuje jego niezwykle zasugi dla Polski i ludzkoci.
LUBLIN - Konieczno zorganizowania samoobrony ludnoci cywilnej na wypadek wojny przed
lotnictwem nieprzyjacielskim znajduje due zrozumienie wrd spoeczestwa. Dorokarze lubelscy
zorganizowali dwa koa Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Dorokarz, ktry jest czonkiem L.
O. P. P, posiada na swoim powozie tabliczk z napisem Jestem czonkiem L. O. P. P. Oby takie
tabliczki widniay nie tylko na dorokach!

Szosa okazaa si nadspodziewanie dobra. Mino zaledwie ptorej godziny, odkd Witold
Faniewicz, tego dnia pasaer autobusu z Lublina do Janowa, ockn si ze snu na wprost
kocioa w Wilkoazie. Czterdzieci par kilometrw, kac zaleczony drzemk bez adnych snw,
do Kranika blisko.
Nie spodziewa si tej podry, nawet gdy poprzedniego popoudnia Izba Skarbowa wreszcie
przysaa odpowied, e istotnie Jan Db, urodzony 28 stycznia 1898, paci podatki w Kraniku,
powiat janowski.
- Zakad lusarski? - Maciejewski znad papierw podnis wzrok na tajniaka. - Pasuje.
- Jak cholera, panie kierowniku. - Faniewicz potakn. W gowie zakrcio mu si lekko,
zupenie jakby jego twardy eb w ostatnich dniach zmieni si w delikatny, nieodporny na
wstrzsy mechanizm. - Tylko zamkn interes adnych par lat temu. No ale miejscowy
posterunek chyba moe zebra wywiad.
- aden miejscowy posterunek! - Komisarz pokrci gow. - Ty tam musisz jecha,
Faniewicz. Jutro! Nie zawiadamiamy Borowika ani nikogo z wojewdzkiej.
- Jest pan pewien, panie kierowniku? - Tajniak skrzywi si sceptycznie.
- Dostaniesz pidziesit zotych z funduszu operacyjnego - zachci Maciejewski.
Ostatnie kilometry jazdy autobusem byy najgorsze. Kilkanacie osb stoczonych w ciasnej

kabinie pocio si coraz mocniej, a letnie soce tak rozgrzao dach, e Faniewicz, ktrego gow
dzielio od gorcej blachy mniej ni p metra, z trudem utrzyma w odku herbat i pajd
chleba wcinit w siebie z rozsdku na niadanie. Wysiad na rynku miasteczka skoowany i z
wyschnitym gardem.
Gdy mrugajc oczami, rozglda si po niskich przykurzonych kamienicach, przybieg ku
niemu ajent sodwki, zamiatajc chaatem py z kocich bw. Jedn rk podtrzymywa jarmuk,
w drugiej przynis szklank wody sodowej i najwyraniej mia wpraw w pojeniu spragnionych,
bo nie uroni ani kropli. Potem zapa pidziesiciogroszwk, odebra pust szklank i znikn
w swoim sklepie. Co racja, to racja, Faniewicz nie zaznaczy, e za t uprzejmo spodziewa si
reszty.
Po krtkim odpoczynku autobus odjecha, zabierajc dwch mczyzn w czarnych
garniturach, zupenie nieprzystajcych do letniego upau, chocia adekwatnych, gdy szo o
wypraw do miasta powiatowego. Wywiadowc otoczy obok spalin. Moda kobieta, cignca za
rk moe picioletni creczk zagapion na sodwk z adnie wyrysowanym na szyldzie lodem
w waflu, zakaszlaa i krzykna na dziecko.
Faniewicz odwrci si. Warsztat lusarski, ktrego szuka, by po drugiej stronie rynku,
wcinity midzy krawca mskiego, damskiego i dziecinnego, jak rzemielnik wypisa sobie na
nad drzwiami, oraz artykuy kolonialne. Wewntrz panowa cakiem miy chodek, cho zapach
smaru i metalu znowu podrani odek tajniaka.
- Pan szanowny wzgldem klucza czy kdki? - Starszy mczyzna w szarym roboczym
kitlu, spod ktrego wystawaa mocno sfatygowana, lecz zapewne ulubiona muszka, podnis
gow znad imada. Gdzie za cian odezwa si kanarek.
- Pan Golewicz? - Faniewicz postawi teczk na pododze.
Powracajc do pozycji wyprostowanej, wyoy na wsk lad swj znaczek subowy.
- Golewicz. Julian. - Waciciel zakadu bardzo starannie wytar rce w pakuy. - Ale
wzgldem tego Stelmasiaka, co to si do niego wamali, bo niby mj zamek patentowy mia
feler...
- Ja nie w sprawie Stelmasiaka. - Tajniak zdj kapelusz i wytar czoo wielk chustk. - W
sprawie Jana Dba. Pan go zna?
- Dba? Po tylu latach? - Stary lusarz cikim krokiem podszed do lady i da znak
wywiadowcy, aby si nachyli. - To by bardzo dziwny czowiek. Wzgldem charakteru - doda
cicho. - To by jego warsztat.
- Wiem, ale dlaczego pan tak szepcze?
- Bo tamten mody - waciciel warsztatu wskaza zajtego prac pomocnika, ktry zerka na
nich znad polerowanej kdki - zaczyna jeszcze za jego czasw.
- Tamt afer ma pan na myli? - rzuci Faniewicz, udajc lepiej poinformowanego, ni by
w istocie.
- Tamt, tamt! - lusarz wychyli si przez lad. - Mord mi obi, policja nic nie zrobia,
mino prawie dziesi lat, przyscho... Byo przyj wczeniej! Teraz nie bd zeznawa, czasy
inne...
- Kto inny zdecyduje, czy pan bdzie zeznawa, czy nie bdzie, panie Golewicz - usadzi go
tajniak - ale na razie nie rozmawiamy do protokou. Dlatego pan mi szczerze powie, jak byo.
lusarz gestem zaprosi go na zaplecze. Kanarki w klatkach zaczy szczebiotliwy spr o

ambicje, samic, a moe pryncypia.


- A o czym tu mwi?! - Majster wzruszy ramionami. Strzepn okruchy chleba z serwety,
usiedli za stoem. - O polityk si pornilimy. Czowiek by modszy, bardziej narwany, sam
guza szuka... No i sam pan powie wzgldem charakteru, jak to jest, e czowiek, ktry obi mi
mord w dwudziestym dziewitym, trzy lata pniej sam przychodzi. Ja ci znam, ty jeste
ostatni skurwysyn, Golewicz... Tak powiedzia, jak dzi pamitam, z przeproszeniem pana
wadzy! ... Ty jeste ostatni endecki skurwysyn, ale znasz si na fachu i wstydu szyldowi nie
przyniesiesz. Tobie sprzedam zakad, jeli chcesz. Nie wezm drogo. Ale mam dwa warunki,
Golewicz: pienidze maj by najdalej za tydzie, a moich ludzi, jeli zechc u ciebie robi, nie
wolno ci wyrzuci na pysk.
- Ile chcia? - Faniewicz otworzy notes. - Niech pan powie, bo i tak si dowiem.
- Piset zotych - szepn lusarz.
- Piset za budynek i narzdzia? - zdziwi si wywiadowca.
- Jak darmo - przytakn Golewicz. - I to na samym Rynku! Gupi by nie chcia. Wzgldem
tego wziem poyczk, no i jest zakad jak trza, panie wadzo! - A zagwizda, wci
zadowolony z yciowej okazji. Kanarki skwapliwie potwierdziy piewem, e si opacio si jak
diabli. - Ja nie wiem, czemu on chcia tak na gwat wszystko sprzeda... No kryzys, droyzna, le
si yo, wikszy klient jak by, to wito, a jak jeszcze zapaci, to odpust. Tera lepiej jest, no ale
Db i wtenczas le nie mia... Ja nie wiem, po co i na co mu to byo.
- A ci ludzie, ktrych pan wzi po Dbie?
- No ja swj honor mam! - zastrzeg si lusarz, zakadajc rce za fartuch w gecie
niemale napoleoskim. - Zapowiedziaem, e pki kto chce u mnie robi, bdzie robi, ale
wzgldem pacenia, to jak bdzie z czego. Byo, paciem, nie byo, wszyscymy zaciskali pasa.
O, moja lubna to by o tym panu wadzy najwicej moga powiedzie, cholera naga! Trzech byo
pomocnikw, zosta jeden.
- A trzech? - Faniewicz widzia wiele warsztatw drobnych rzemielnikw, rzadko jednak
pracowao tam wicej ludzi ni mistrz z czeladnikiem.
- Db by dziwny czowiek, no fantasta. - Waciciel warsztatu pokiwa gow. - On myla,
e zrobi tu ma fabryczk. A tu jest Kranik, nie Lublin albo Warszawa! Jak raz na tydzie kto
kupi wicej ni jedn kdk, to tylko si wzgldem tego cieszy. Myla moe, e bdzie robi
czci dla fabryk, nawet sprowadzi gitark do drutu. Raz jeden jej uyem, bo wicej nie byo
po co. No to wzgldem tego uczniowie wykruszyli si, rozjechali.
- A zatem, mwi pan, nie szed mu interes?
- No raz szed, raz nie szed, jak to w yciu, panie wadzo. - Golewicz westchn
filozoficznie. - Wzgldem tego, czy musia sprzeda warsztat, to na mj rozum nie musia. Ale
chcia, bo taki to by czowiek narwany. Nie potrafi si cieszy tym, co mia.
- Wyjecha?
- A ponioso go. - lusarz potakn. - Wzgldem tego gdzie i na co, to ja panu wadzy nie
powiem, bo i sam nie wiem. A on si w co kryminalnego zaplta, e pan przodownik tak
wypytuje?
- Zaplta czy nie zaplta, to sprawa policji - uci szybko Faniewicz.
Wychodzc, zerkn jeszcze na pomocnika lusarskiego. Jego rce cay czas mechanicznie
pracoway, ale oczy podniosy si na chwil spod przytrzymujcej wosy wczkowej mycki.

Ksidz Bronisaw Popiel czsto w swych modlitwach przypomina Bogu o ubogich, lecz wci
prawych modziecach. Zuboae i pobone staruszki, szczeglnie chtnie garnce si do
wikarego, mawiay, e kiedy na wiecie nie byo tylu pokus; wielu przy tym kosztownych, i gdy
kogo nie sta, kuszcych do jeszcze wikszych grzechw. Staruszki miay przymion pami,
bo pokusy byy zawsze takie same. Nie wychodzio tyle gazet gonicych za bezbon sensacj:
ani Tajny Detektyw, ani Kino z obnaajcymi ramiona gwiazdkami, ani Przegld
Sportowy, gdzie wprawdzie bez zdronych intencji, jednak drukowano bardzo nieskromne
zdjcia pywaczek albo biegaczek. Z drugiej strony nie byo Rycerza Niepokalanej, Maego
Dziennika, nie istnia aden taki klasztor jak Niepokalanw, prawdziwe Boe imperium
prasowe, a odkd ojciec Kolbe wrci z Japonii, take rozgonia radiowa ze Sowem Boym.
Ojciec Kolbe interesowa si w modoci fizyk, wic mia dryg do nowoczesnoci, natomiast
ksidz Popiel lubi histori, wic wiedzia, e na kady miecz powstaje nowa tarcza, a ludzie w
kko popeniaj te same grzechy...
Jednake w tym chopcu, ktry poprzedniego wieczoru niemiao zapuka do drzwi plebanii
na Kalinowszczynie, byo co wyjtkowego: czysto pozbawiona naiwnoci, zupenie taka, o
jak ksidz Popiel prosi w modlitwie dla innych modych ludzi, szczeglnie wodzonych na
pokuszenie.
- Dlaczego przyszede do mnie? - zapyta go wprost wikary, liczc si z podstpem
szataskim.
- Bo bardzo potrzebuj schroni si gdzie, prosz ksidza - usysza w odpowiedzi. Pracowaem dorywczo, ale jeszcze mi nie zapacili. Jutro, najpniej pojutrze dostan pienidze,
to pojad do Warszawy. Tam mj kuzyn ma prac, pomoe i mnie. Tymczasem gdzie pj? Na
dworcu zapie policja, na melinach zodzieje bd namawia na skok. Odmwi, to pobij. Prosz
mi pomc przez wzgld na Chrystusa Pana! Ksidz wie, ilu pederastw nic, tylko czatuje na
takich jak ja?!
Popiel nie wiedzia, ale potrafi to sobie wyobrazi. Gdy sam mia tyle lat, te strach byo i
do ani publicznej inaczej ni z ojcem albo starszym bratem. A pokj na plebanii do duy, by
na zestawionych krzesach t jedn czy dwie noce przez wzgld na Chrystusa Pana przespa si
ten mody czowiek.
Nie by to jednak koniec niespodziewanych goci. W pitkowy poranek, gdy chopak my si,
stojc w miednicy za parawanem, zastukaa gospodyni.
- Dwaj takie do ksidza wikarego - usysza. - Mwi, e z policji.
*

W Adrii przy kranickim Rynku podano wywiadowcy bardzo przyzwoity ros i sznycle, do
tego mg wybiera midzy piwem vetterowskim i okocimskim. Mg rwnie, co byo dla niego
najwaniejsze, zaj stolik przy oknie, eby obserwowa ydowskich sklepikarzy, dzieci
brudzce si lodami i matki wycierajce im buzie, wreszcie majstra Golewicza opuszczajcego
warsztat na przerw obiadow i wolnym krokiem zmierzajcego ku schodom, ktre wcinite
midzy kamieniczki wiody na pitro, zapewne do jego mieszkania.
Tajniak przypuszcza, e take pomocnik opuci zakad, eby si posili. Chcia pj za nim i

dorwa go, najlepiej we wasnym domu.


U Golewicza panoway jednak najwyraniej inne zwyczaje. Pomocnik nie ruszy si na krok z
warsztatu, chocia jego chlebodawca ju od kilku minut by u siebie. Faniewicz wyj papierosa,
lecz nie zdy go zapali, gdy tymi samymi schodami upchnitymi pomidzy posesje zesza
kobieta przepasana fartuchem. Taszczya dzbanek i garnek przykryty dwoma talerzami: gbokim
najpewniej z ziemniakami i pytkim pooonym na wierzchu. Komu innemu ta konstrukcja by
si rozpada, lecz talerze przytrzymywa obfity biust Golewiczowej. Kuakiem otworzya drzwi
warsztatu, a po chwili wysza ju z pustymi rkami, wycierajc je o fartuch.
W tej sytuacji wywiadowca zmieni plan. Opaciwszy rachunek, ruszy szybkim krokiem
przez Rynek prosto do zakadu.
Odezwa si przyczepiony do framugi dzwonek, lekki przecig poruszy kotar zasaniajc
zaplecze. Faniewicz trzema dugimi krokami dotar do niej i znowu znalaz si w maym pokoiku
z kanarkami.
- Teraz powie mi pan to, czego nie powiedzia przy majstrze - oznajmi.
Pomocnik lusarski podnis na niego wzrok znad talerza barszczu, odsun nieco drugi, z
parujcymi ziemniakami, nala sobie do kubka zsiadego mleka z dzbanka. Wywiadowca nie
powtrzy pytania, chocia powinien. Jego wzrok przycigaa ciana izby w caoci zapeniona
wiszcymi klatkami.
Ptaki rozkrzyczay si na jego widok.
- O co podejrzewacie majstra? - Mody czowiek odoy yk do talerza z zup i podnis
ze stou wczkow myck. - Majstra Dba - sprecyzowa, nasadzajc j sobie na gow.
Tajniak nie od razu odpowiedzia, nie tylko dlatego, by wiadek skrusza. Naprawd pochon
go piew kanarkw, jak zauway, bardzo przemylnie rozmieszczonych w klatkach, tak by
midzy dwoma rozszczebiotanymi erotycznie kawalerami skakaa z erdki na erdk topodpalana samiczka.
- adne ptaki - rzuci. - Ja trzymam rybki.
Pomocnik lusarski wzruszy ramionami.
- Co on wam zrobi?
- Nam nic. - Faniewicz rozpar si na krzele i powolnym ruchem sign po dzbanek z
mlekiem. - Pozwoli pan? Jestem spragniony.
- Pan jest z komendy z Lublina?
Mczyzna, jak domyla si tajniak, pyta o komend wojewdzk, nie miejski Wydzia
ledczy, jednak nie warto byo komplikowa rozpytania hierarchi subow.
- Tak - powiedzia wywiadowca. - Poszukujemy pana Dba w sprawie morderstwa oraz
wamania. Co prawda jeli chodzi o wamanie, pan Db zwrci to, co sobie uprzednio
przywaszczy, ale wamanie to wamanie. Ma pan jaki dokument tosamoci?
- Morderstwa? - Pomocnik lusarza zdziwi si. - Mam metryk, tylko nie przy sobie. Mnie
tu wszyscy znaj... Marian Rymarz. Jak to morderstwa?
- Tak to, z premedytacj. Fakt, e ten czowiek by moe sobie na to zasuy, nie zmienia
paragrafu. Oznajmiam to panu tylko z dobrego serca, nie urzdowo. Chce pan pomc majstrowi,
to niech pan mwi, co wie. Bo pan co wie! - Faniewicz napi si raz jeszcze, odstawi dzbanek i
star biae wsy znad grnej wargi. Nie przydaway mu wygldu funkcjonariusza. Postara si
wic potraktowa zaskoczonego czeladnika moliwie surowym spojrzeniem. - Nie tylko co pan

wie, ale nie chcia pan o tym mwi przy nowym majstrze. Sucham!
- Pan powiedzia, e tamten sobie na to zasuy? - upewni si mody czowiek.
- Powiedziaem, e by moe sobie na to zasuy - poprawi go Faniewicz. - To mog by
okolicznoci agodzce, ale ukrywanie si pana Dba wrcz przeciwnie, rozumie pan?
- Nie widziaem majstra, odkd sprzeda zakad.
Taka odpowied powinna wzbudzi wtpliwoci, a jednak wywiadowca ze swoj soniowat
skrupulatnoci zapisa j w notesie, a jeszcze wczeniej uwierzy. S ludzie, ktrzy czuj w
kociach nadchodzc burz, na dugo zanim zbior si chmury. Natomiast Faniewicz nie mg
si oprze wraeniu, e Marian Rymarz traktuje swojego byego pracodawc niczym on swojego
kierownika z Wydziau ledczego.
- A dlaczego waciwie sprzeda?
- Wanie... - Pomocnik lusarski odsun niedojedzon zup. Ziemniakw w ogle nie
tkn. - Ten czowiek przyszed z ulicy, akurat kiedy majster by czym zajty w lusarni.
Pracowaem przy imadle, dorabiaem klucz, to kiedy podniosem gow, widziaem min majstra,
kiedy tamten wszed. Patrzy na tego faceta, jakby mu si chcia do garda rzuci, a z kolei go
zapomnia jzyka w gbie. Sta tylko i ani be, ani me. Wreszcie obrci si i wybieg, a majster
zaraz za nim.
- Od razu tak za nim? Dugo go nie byo?
- Kwadrans, moe dwadziecia minut... - Rymarz prbowa sobie przypomnie. - Majster
wrci czerwony, zziajany. Pamitam, e kolega taki starszy, Dudek mu byo, zapyta, co pan
majster tak gna, jakby to jaka ksztatna panienka, a nie byle jaki klient. Db zawsze by dobry
dla pracownikw, zawsze! Ale wtedy to rzuci mu takim misem, od takich nawyzywa, e si
cicho zrobio w caym zakadzie. I mymy ju do tego nie wracali.
- Podobaj mi si te kanarki. - Tajniak umiechn si pgbkiem, zmieniajc temat. Paskie czy nowego majstra?
- Moje, ale majster te je lubi. To nie to co pan Db, ale nie jest zy. Pozwoli mi dalej
mieszka przy warsztacie. A dlaczego pan pyta?
- Bo mam czas. A jak wyglda tamten klient? - Wywiadowca wrci do sprawy.
- Od pana niszy o gow, ubrany po miejsku, ale eby go zapamita?
Mody mczyzna powiedzia to z nut zmartwienia, najwyraniej chcia wierzy, e
Faniewicz zamierza pomc jego byemu pryncypaowi.
- Tamten czowiek w przeszoci bardzo zawini wobec paskiego dawnego mistrza. Jeli
wie pan co wicej - Faniewicz pooy swoje cikie apy na stole naprzeciw Rymarza, ktry
poruszy si niespokojnie - lepiej powiedzie teraz. Przecie i tak si dowiem, prdzej czy
pniej...
Rymarz nala sobie zsiadego mleka i wypi z gulgotem. Jak wdk.
- Ja tego nie widziaem - westchn - ale podobno tamten facet ucieka przez cae miasto,
jakby go jaki zbj goni, a to przecie byo w biay dzie, a majster Db nie by ani gronej
postury, ani eby mu grozi. Ludzie mwili, e majster za nim szed, po prostu szed, a tamten co
si odwrci, to wpada w t... no...
- Panik? - podpowiedzia tajniak.
- Wanie, w panik. - Pomocnik lusarski zgodzi si skwapliwie. - Ale nic wicej nie wiem.
Mymy do tej sprawy nie wracali, bo to czu byo, e mistrz ma swoje tajemnice.

- Tajemnice? - To zaniepokoio wywiadowc. Przewrci kartk w notesie.


- On nie by std. Przyjecha i kupi warsztat od jednej wdowy. Kto mwi, e mistrz bi si
w dwudziestym roku z bolszewikiem, tyle e jak kto si bi, to duo o tym gada, a mistrz wcale.
Jak zeszo na wojn, cisza. A z kolei jak przed witem komunici rzucali czerwone tasiemki na
druty telegraficzne, to on sam bra drabin i je ciga, jeszcze zanim starosta z Janowa nakaza.
Chcieli go do pisudczykw, znaczy do BBWR-U bra, to on mwi, e polityki nieciekawy. Ale
gdy kto w knajpie powiedzia co przeciw Pisudskiemu, to mistrz czerwony si robi i jakby nie
odcignli, w mord by bi. Nie wierzy pan? Naprawd z piciami si rzuca!
- Wierz - potakn Faniewicz.
- Taki niby by z majstra Dba cichy czowiek, a z drugiej strony... - Rymarz zamyli si,
czochrajc wosy odrastajce mu na karku.
- Z drugiej strony? - nacisn tajniak.
- Jak by nie stara si skry, to byo go wida.
- Dlaczego pana Dba tak byo wida, panie Rymarz? - dopyta wywiadowca. Refleksj
czeladnika zapisa w notesie dosownie. Chocia nie wnosia adnych faktw, Faniewicz
podejrzewa, e kierownik Maciejewski bdzie umia zrobi z niej uytek.
- Bo to by wyjtkowy czowiek, rozumie pan wadza?! - Rymarz nie wytrzyma. - Pan szuka
czego przeciw niemu, a to by kto taki, e nawet jeli le zrobi, to nikt mu tego nie mia za ze.
- Na przykad paski nowy majster pobicia?
- O choby on! - wykrzykn wiadek, zadowolony z tej podpowiedzi. - Tu si wiele
zmienio na gorsze, odkd nie ma majstra Dba... Niby s koszary, bdzie fabryka amunicji, s u
nas jakie pienidze, to i jest klientela, ale nie ci ludzie, nie to samo ycie... Pan wadza rozumie?
- Ja nie jestem od rozumienia, panie Rymarz. - Faniewicz westchn. - Ja jestem od tego,
eby napisa raport dla przeoonych. Niech pan powie, majster dogoni w kocu tamtego
czowieka?
- Ja tam nie widziaem... - Czeladnik wzruszy ramionami. Nerwy w nim gray, ale nie ruszy
si zza stou, jakby liczy, e tym ukryje wzburzenie. - Podobnie jednak by dogoni, bo niby
wolno, a jednak prdko szed. Tylko policja mu przeszkodzia.
- Jak przeszkodzia? - Witold Faniewicz postawi znak zapytania w swoich notatkach. Zosta zatrzymany?
- Napatoczy si na kierownika posterunku, przodownika Bojko. Kaza tamtemu i zaraz na
dworzec, a panu Dbowi wraca do warsztatu, pki dobry.
- Taki ma posuch przodownik Bojko?
- Wadza przecie. - wiadek wzruszy ramionami.
- Pan ma zdjcie majstra Dba? - Wywiadowca nie cign zbdnego wtku. - Prosz mi je
pokaza.
Rymarz wsta bardzo powoli, a obudzi tym tajniack czujno Faniewicza, czy nie szykuje
jakiego numeru. Zaraz jednak Witek zawstydzi si swojego podejrzenia. Rymarz, gdy siedzia
za stoem czy przy imadle, sprawia wraenie cakiem postawnego modego mczyzny. Teraz na
krtkich, karlich nogach przeszed kilka krokw do kredensu, pogrzeba w szufladzie, wreszcie
pooy na stole odbitk fotografii z pretensjonalnie ozdobionymi krawdziami.
Faniewicz wzi j do rki, jednak przez dusz chwil tylko udawa, e oglda. W
rzeczywistoci nie mg oderwa oczu od kaleki. Ten facet by niemal wzrostu Zielnego. Tajniak

zna paru niskich mczyzn, chocia wcale nie zaraz kurdupli, ktrym Rymarz mgby naplu na
kapelusz. Dobrze zbudowany w barach, po rkach te nie zna kalectwa, tylko te nogi... Gdyby
nie zoliwo losu, miaby niemal dwa metry wzrostu; takim go Bozia planowaa, tylko w
ostatnim momencie zmienia zdanie.
- Pan... lubi majstra Dba? - Faniewicz sam si sobie dziwi, e mimo zajknicia zada tak
bezporednie pytanie.
- A pana to niby obchodzi?! - warkn ze zoci czeladnik, ale szybko si uspokoi, usiad i
poprosi cicho: - Nie rbcie mu krzywdy. Jeli nawet zrobi co tamtemu, to musia mie wany
powd.
Przodownik suby ledczej Witold Faniewicz szczerze chciaby obieca mu to chociaby
kiwniciem gowy, ale nie czu si upowaniony. Jakiekolwiek zdanie zaczyna sobie wanie
wyrabia, to byo ledztwo kierownika Maciejewskiego.
Najwyraniej jednak zupenie innego zdania by policjant z trzema belkami starszego
posterunkowego, ktry czeka na tajniaka na ulicy. Mimo barykowatej figury i upau mia
bolenie i przepisowo cignity pasem mundur, a na ramieniu karabin z naoonym bagnetem.
- Pan pjdzie ze mn na posterunek - owiadczy gronie, chocia by zobaczy, czy
Faniewicz si przestraszy, musia wysoko zadrze gow. Zwaszcza e daszek czapki
skutecznie zasania mu widok.
- Jestem wywiadowc ledczym. - Tajniak sign do kieszeni po swj znaczek.
- Rce trzyma na widoku prosz! - ostrzeg policjant. - ledczym czy innym, to si wyjani
na posterunku. Tam! - Wskaza skrzyowanie z ulic Kociuszki, przy ktrej nader patriotycznie
miecio si w Kraniku niemal wszystko, poczwszy od spdzielni spoywcw Spoem, a
skoczywszy na kancelarii adwokata. - I przodem, gdzie powiem, nie zbacza na jezdni, gdy
poniewa jestem uzbrojony! - pochwali si na koniec.
Ja te poniekd, mia na kocu jzyka Faniewicz, aczkolwiek jednak wola nie straszy
uzbrojonego funkcjonariusza na subie.
*

Pan komisarz? - Ksidz Popiel yczliwie przywita Zyg Maciejewskiego.


Zielny mniej mu si spodoba, bo z brylantyn na wosach i jaskrawym krawatem bardzo
przypomina tych, ktrzy zwodz na manowce niewinne dziewczta. Mimo to i jemu poda rk.
- Starszy przodownik Zielny - przedstawi go Zyga. - Przeszkodzilimy ksidzu? - Wskaza
parawan z przewieszonymi przeze spodniami, za ktrym wanie przestaa chlupota woda.
- Ale skd, to biedny chopiec, ktrym si zaopiekowaem. - Wikary powiedzia to zupenie
naturalnie, a Maciejewski ze zrozumieniem kiwn gow.
Tylko Zielny z wiksz uwag spojrza na parawan, jakby mia nadziej przewierci go
wzrokiem.
- Ksidz wybaczy, niestety koniecznie musimy zna wicej szczegw spowiedzi, o ktrej
mi ksidz opowiedzia. Czy moemy usi? - Komisarz wskaza st, na ktrym leao kilka
ksiek i otwarty brulion z brudnopisem kazania.
- Pan przecie wie, e nie mog. - Wikary rozoy rce. - Panowie uwierz, e chciabym
pomc, prosz mnie jednak nie naciska. - Ostatnie sowa wypowiedzia ostrzejszym tonem,

zaplatajc rce na piersi.


- Ja jednakowo jeszcze raz serdecznie ksidza prosz - sodkim gosem powiedzia
komisarz.
Parawan poruszy si. Zielny postpi krok do przodu.
- Zaczekaj tam, chopcze! - poleci duchowny. - Panowie zaraz wychodz.
Zza parawanu wychylia si jednak najpierw do, potem stopa, stanowczo zbyt delikatna
nawet jak na modzieca.
Wybrylantynowany tajniak doskoczy i zoy wiartk parawanu, potem powk.
W miednicy staa naga, jak j Pan Bg stworzy, Maa Ninka. Krzykna, praw rk
zasaniajc mae piersi, lew ono.
Zielny zdj marynark i okry j bez sowa. Ksidz Popiel odruchowo spojrza na browning w
skrzanej kaburze pod pach, dopiero potem zwrci uwag na zgrabne nogi dziewczyny, ale
wstydliwie odwrci wzrok. Poczerwienia.
- Prosz ksidza - Maciejewski przysun sobie krzeso i usiad bez zaproszenia - oczywicie
wiemy, e nie wolno przesuchiwa duchownego co do faktw, o ktrych dowiedzia si na
spowiedzi. Mwi o tym wyranie kodeks postpowania karnego, artyku sto pierwszy. Ale to
przecie jest prywatna rozmowa... - Zawiesi gos. - Gdyby bya urzdowa, czulibymy si w
obowizku powiadomi kuri o tym, co tu zastalimy.
- Ale ta osoba podaa si za kogo innego... - Wikary pokrci gow. - Panowie nie sdz
chyba...
- Ma ksieczk sanitarn, panie kierowniku - odezwa si Zielny, rewidujc kieszenie
spodni dziewczyny. - Zawodowa kurwa! Przepraszam ksidza, nierzdnica.
Popiel opad na krzeso.
- Mnie nie musi interesowa, co robi tutaj ta osoba, ale prosz mi wierzy, nie su w
policji od wczoraj. - Komisarz bardzo powoli zaoy nog na nog. - Zaprosi ksidz prostytutk,
a eby nikt niczego nie podejrzewa, zrobi to, po pierwsze, w dzie, a po drugie, kaza jej ksidz
woy mskie ubranie. Ludzka rzecz, chocia ja na miejscu ksidza wybrabym burdel i nie jej
kazabym si przebiera, jedynie sam poszedbym tam bez sutanny. A ty, Zielny?
- Ja?! - Tajniak dobrze zagra oburzenie. - Ja nigdy w yciu nie poszedbym do burdelu! Ja
jestem rzymski katolik!
- No sam ksidz syszy... - Zyga westchn. - Wierni te nie pochwal tej chwili saboci,
zwaszcza e zaaranowa j ksidz z pen premedytacj, jak to si mwi u nas w policji.
- To wycie to zaaranowali! - Duchowny, czerwony na twarzy, zerwa si z krzesa.
Zrobi krok w stron Maciejewskiego, potem spojrza na okryt marynark Zielnego dziwk.
Po policzku z bezsilnego gniewu spyna mu za, ale poczu j, dopiero kiedy zatrzymaa si w
kciku ust. Otar wargi rkawem sutanny.
Komisarz rozpar si na krzele jeszcze wygodniej.
- Fakty s takie, e policyjni wywiadowcy nakryli osob duchown ze zwyk kurw. A ja,
prosz ksidza, przestrzegam konstytucji i wszystkich obywateli Rzeczypospolitej, niezalenie od
wyznania, traktuj tak samo le. No, panienko, jak byo?
Dziewczyna westchna po pensjonarsku. Mogaby gra uwiedzion niewinno w
melodramatach, uzna Zyga.
- Byo dokadnie tak, jak pan powiedzia, panie wadzo. Ja nie chciaam, przysigam! -

Zakrya twarz domi, a kiedy po chwili je odja, miaa ju oczy pene ez. - le yj, to prawda,
obraam Pana Boga, ale w kad niedziel, w kade wito chodz do kocioa i modl si,
ebym kiedy jak ta Maria Magdalena...
- Nie interesuj nas uniesienia religijne panny! - warkn komisarz w obawie, e ta urodzona
aktorka zaraz przerysuje rol. Ksidz sucha jej skamieniay. - Do rzeczy, jak byo?
- Nie chciaam i... - chlipna - z duchown osob. No ale da dwadziecia zotych i
obieca jeszcze drugie tyle, jeeli bdzie zadowolony. Co miaam pocz?
- A czterdzieci zotych? - Zielny zrobi wielkie oczy. - Za co?
- Daem ci tyle pienidzy?! - Popiel odzyska mow ku lekkiemu zaniepokojeniu
Maciejewskiego. - To gdzie one s?
- Tutaj. - Zielny wyj z kieszeni spodni prostytutki zmity banknot z Emili Plater.
- Sprawdcie odciski palcw! - zada ksidz.
Komisarz skin na tajniaka i ostronie wzi dwudziestozotwk za rg, po czym obejrza
pod wiato.
- Uywany banknot... - Pokrci gow. - Przeszed przez tyle rk, e daktyloskopia nic nie
wykae. Ubieraj si! - warkn na dziewczyn. - A ty, Zielny, zabierz j i spisz zeznania.
*

Czwartek, 23 czerwca 1938 roku


Wieczorne naboestwa czerwcowe u w. Agnieszki byy dla wikarego Bronisawa Popiela
czyst przyjemnoci. Mwi: Serce Jezusa, oceanie dobroci, a z nieodlegego Somianego
Rynku nieraz zachodziy do kocioa zmczone, spocone przekupki, ktrym za pokut zadawa
zawsze to samo: tym, co si nie sprzeda, nakarmi biednych, nawet da agrestu maemu
ulicznikowi, byleby grzecznie poprosi i podzikowa Bg zapa. Ksidz Popiel mwi: Serce
Jezusa, rdo ask boskich, a z rozgrzanych k nad Bystrzyc cign zapach wieo
skoszonego siana. Podczas tej adoracji Serca Jezusowego brakowao mu tylko kazania, bo wikary
nie wtpi, e gdyby czciej powtarza wiernym, e to wanie w lubelskim kociele sistr
wizytek odprawiono pierwsze w Polsce naboestwo czerwcowe, jego zmczonej podmiejskiej
trzdce udzieliaby si duma, rwnie radosna jak chopcw kopicych szmaciank na ulicy pod
kocioem i udajcych pikarzy Unii, ale bardziej wartociowa, bo jake pobona.
Ksidz Popiel lubi te ten moment, gdy po naboestwie koci pustosza. Klka wtedy na
chodnej posadzce, syszc za plecami oddalajce si kroki ostatnich wiernych. Tym razem
jednak czyje kroki, zamiast cichn, wyranie si zbliay, w dodatku byo w nich co
natarczywego, co ju z daleka rozproszyo jego nabone skupienie.
Wikary odwrci si i zobaczy ysiejcego, lekko tgiego mczyzn w brzowym garniturze.
- Pobogosaw mnie, ojcze, bo zgrzeszyem - powiedzia nieznajomy wprawdzie cicho, ale
takim gosem, jakby w jego krtani za chwil miaa si urwa napita struna.
Ksidz Popiel chrzkn zmieszany, bo pierwszy raz zwrci si tak do niego kto nieosonity
krat konfesjonau. Zapewne dlatego, gdy ostatecznie tam usiad, dusz chwil trwao krpujce
milczenie.
- Niech Pan bdzie w sercu i ustach twoich, aby si dobrze wyspowiada ze swoich
grzechw w imi Ojca i Syna, i Ducha witego. Amen. - Wikary przeegna penitenta.

Za krat mska do o owosionych krtkich palcach powtrzya ten ruch.


- Nie przyszedem po rozgrzeszenie, prosz ksidza.
Ksidz Popiel nie zwrci uwagi grzesznikowi, e powinien jeszcze pochwali imi Paskie
oraz rozliczy si z ostatniej spowiedzi oraz pokuty. Jasne byo, e nie spowiada si dawno, ale
Najwitsze Serce Pana Jezusa przycigno go swoj ask.
- Po co zatem? - zapyta wikary.
- Po spokj. Nie mog go zazna od prawie dwudziestu lat. Wtedy to si stao. Wielki
grzech, nie sposb naprawi. - Mczyzna wyrzuca z siebie urywane zdania, a wychowany na
proletariackich Piaskach ksidz Popiel nie mg si oprze wraeniu, e bardziej to przypomina
drugie rzyganie pijaka ni wypowiadanie dobrze uoonego rachunku sumienia. - Grzeszyem te
pniej, wiadomo - penitent mwi ju nieco spokojniej, chocia jego gos wci lekko dra - ale
to s bzdury, prosz ksidza. To s takie same pierdoy, z jakimi przychodz do konfesjonau te
dewotki, z ktrymi ksidz odmawia litani!
- Nie bd pyszny - upomnia go spowiednik, chocia co mu mwio, e powinien ugry
si w jzyk. - I nie wyrczaj Boga w potpieniu ciebie samego. Serce Jezusa, ostrzem przebite i
opasane cierniem, tryska przecie mioci.
- Tak, tak, przepraszam. Ksidz jest ksidzem, to musi mwi jak ksidz - zabrzmiay zza
kraty sowa wprawdzie cyniczne, ale wypowiedziane ze szczer ulg. - Ale ksidz przecie wie,
co dziao si w dwudziestym roku...
- Wiem. - Popiel niby nie skama, bo w kocu wszyscy w Polsce wiedzieli o wojnie z
bolszewikami i cudownej interwencji Matki Boej Krlowej Polski, ktra w dniu swego
Wniebowzicia uratowaa chrzecijask Europ przed nawa Antychrysta. Z drugiej strony
wikary mia wwczas sze lat i z tamtego czasu nie pamita prawie nic. - Wiem, wiem, mw
wszystko.
Dugo nie rozumia, jak win nosi ten czowiek, dawny ochotnik w 8, puku uanw,
opowiadajcy o potyczkach z czerwonymi i o braterstwie broni. I o trzech przyjacioach z
jednego oddziau, ktry niedaleko Szkodynia rozbi bolszewicki patrol, po czym ich trjka
zostaa nieco w tyle, by dorn paru wysadzonych z sioda konarmistw. Wreszcie pucia si w
pogo za podoficerem dosiadajcym ciko objuczonego konia.
To akurat nie byy adne grzechy, chcia ju powiedzie ksidz Popiel...
- Spodziewalimy si znale przy ruskim mapy, jakie papiery oddziau - cign
mczyzna - ale to byy upy. Tam byy kosztownoci z polskiego dworku, tak myl. Piercionki
ze ladami krwi, kolczyki z kawakami uszu... Dzisiaj, kiedy o tym myl, brzydzibym si
dotkn, ale wtedy krew to nie byo nic niezwykego. Przysiglimy nikomu ani sowa. Mielimy
po wojnie, kiedy zoto znw bdzie miao cen, spieniy wszystko i podzieli si. Tymczasem
jeden z nas, Db...
- Nie chc zna nazwisk! - upomnia spowiednik. - Do, e Pan Bg wie, o kim mwisz.
- Nie chce ksidz? - Mczyzna prychn. - To niech je ksidz zapomni! Ja chc mwi, a
ksidz ma obowizek...
Wikary poaowa swojej uwagi. Tak, rzeczywicie, mia obowizek sucha nawet
najgorszych. Przyszo mu jednak do gowy, e s sami w pustym kociele, a tamten czowiek nie
by przy zdrowych zmysach. I umia zabija...
- Mw, synu - poprosi lekko drcym gosem.

- Db wzi to wszystko na przechowanie. By z nas najchudszy i mundur na nim dosownie


wisia, mia duo miejsca za pazuch. Bolszewik jeszcze zipa, prbowa odpezn... Kady z
nas umia po rosyjsku, chcielimy go przepyta, skd to wszystko.
- Chcielicie odda wasno krewnym? - Ksidz Popiel szuka okolicznoci agodzcych.
- Za dobre znalene, bo kto wie, czy to nie okazaoby si intratniejsze ni lombard albo
jubiler. - Mczyzna wyprowadzi go z bdu. - Tylko bolszewik nie chcia mwi. Prbowalimy
go przekona: Suchaj, bladzi synu, masz flaki na wierzchu, to twj koniec. Zostawimy ci tak,
bdziesz zdycha kilka godzin jak pies. Pomoesz, skrcimy ci cierpienie. Mczy go balimy
si, e za prdko zdechnie, skurwysyn...
Spowiednik nabra powietrza, by surowo upomnie penitenta, jednak chyba on sam zrozumia,
e si zagalopowa. Ksidz sysza nerwowe skrobanie paznokci na oparciu klcznika. Jeeli co
si dziao w tamtej chwili w sumieniu mczyzny, Popiel nie chcia tego sposzy.
- Bolszewik przyzna si, e obrabowali dwr w Szkodyniu. Niedaleko byo, pojechalimy.
A tam tylko trupy! Spojrzaem: jedna dziewczyna, cakiem adna, moe dwadziecia lat.
Zgwacona, nieruchoma, sukienka zarzucona na twarz. Nachyliem si, bo co mi kazao t jej
sukienk... Rozumie ksidz, eby nie leaa tak... A ona nagle apie mnie za mundur, jak upir!
Charczy co, pewnie o pomoc, a jej krew popyna z ust. Ja si wyrwaem, a ona znw
nieruchoma... Krzyknem na chopakw, e chyba kto jedzie, i ucieklimy. Nic nie
powiedziaem o dziewczynie.
- To najdotkliwiej ci pali? - zapyta agodnie kapan.
- No gdzie! Nic jej przecie nie zrobiem, to co ma mnie pali?! Tylko widzi ksidz,
bolszewicy si wrcili. Znowu natknlimy si na ich patrol, tylko wikszy. Dognali nas i zanim
doczylimy do szwadronu, zaczli strzela. Naprawd mylaem, e zginiemy wszyscy trzej
przez to przeklte zoto, ale wtedy z przeciwka, z lasu, wyjechali nasi. Teraz to oni gnali
bolszewikw! Ale tu przedtem patrz, Db i Kostrzycki, ten mj drugi towarzysz, spadaj z koni
jeden po drugim. To i ja udaem rannego, eby nasi pojechali za Moskalami, a ja ebym mg
sprawdzi, co si stao. Kostrzycki strasznie krwawi, nawet nie wiem skd, bo cay mundur
czerwony. Niby cokolwiek si rusza, ale ju byo po nim. Db mia postrza w bok i zaman
nog, tak e mu ko przebia nogawk... Cay w bocie, gangrena murowana! Tak sobie wtedy
pomylaem.
Popiel mimowolnie drgn. W swojej krtkiej posudze nikomu jeszcze nie musia odmwi
rozgrzeszenia, tymczasem obawia si, e ten czowiek szuka wycznie usprawiedliwienia, a
jego szczero nie miaa nic wsplnego ze skruch.
- Bagnetem rozciem mundur Dba. Ten myla, e chc go opatrywa, bo cisn mi do,
e dzikuje. Ale mwi, ebym zobaczy, co z Kostrzyckim, bo on ciej ranny. Dla mnie oni obaj
ju byli trupy!
- Dobie ich? - nie wytrzyma spowiednik.
- Nie, prosz ksidza! Przysigam ksidzu, e nie! No ale i nie pomogem... Db przeklina,
odgraa si, nie dawa sobie odebra tego zota, ale by ranny, saby, prawie mdla... Wyznaj
przed Bogiem, zgrzeszyem wtedy myl, eby go... Ale nie musiaem, bo Db przesta si
rusza. Wypchaem sobie naszym upem koszul, mocniej cisnem si pasem i pojechaem.
Owosione palce wczepiy si w krat konfesjonau, jakby prboway j wyrwa. Moe tym
gestem zrozpaczonego skazaca mczyzna chcia si oswobodzi z wizienia grzechu? w

metaforyczny obrazek doskonale by pasowa do pouczajcych opowiada, jakie ksidz czasem


pisywa i posya do kalendarzy katolickich. Po chwili mczyzna opanowa si, opar rce na
pulpicie klcznika.
- Nasi sprawili si niele z bolszewikami, ale te musieli si wycofa. Tam dowodzi taki
wachmistrz, Jankowski. Prawdziwy onierz, mwi ksidzu! Bo pierwsze, jak podszed, to mwi
do mnie, ebym sobie guzik przyszy. Jaki guzik?, myl, macam si, a na kieszeni, tu, na
sercu, nie mam guzika. Urwany, ale jak, kiedy? Oczywicie on zaraz pyta, co z tymi dwoma,
ktrzy byli ze mn. Nie yj, mwi. Moe i dobrze, on na to, bo teraz i tak nie dalibymy
rady po nich wrci. Kamie z serca, poczuem, kamie z serca! Nawet westchnem w
mylach, e chwaa Bogu, i nie wiem, czy to nie by najciszy grzech... - urwa.
Ksidz Popiel w innej sytuacji udzieliby stosownego napomnienia o tym, jak to czowiek,
skaony grzechem pierworodnym, przez kady nastpny oddaje si w coraz wiksz wadz
szatana, i jak dochodzi do tego, e coraz atwiej mu czyni zo, a coraz trudniej dobro. e nie ma
potrzeby samemu docieka, ktry grzech najciszy, ale rozerwa ten diabelski acuch, bo gdy
pknie jedno ogniwo, zo bdzie miao trudniejszy dostp do chrzecijaskiej duszy... Nie
powiedzia jednak nic. Pierwszy raz spowiada prawie e zabjc.
- Std twj niepokj, synu? - szepn.
- Mwiem przecie ksidzu, e kamie z serca! - achn si penitent, jakby to
przypuszczenie bolenie go urazio. - Dopiero teraz tak pomylaem. Wczeniej, przez tyle lat nic.
Przyczyem si do patrolu Jankowskiego, potem wrciem do swojego szwadronu, a pod
koszul wiozem moj przyszo. Z tego yem przez ostatnie dwadziecia lat, troch kapitalik
pomnoyem... Tylko Db!... Zaczem go widywa jak jak zmor! Spotykam go w knajpie i
uciekam, wiadomo, a on idzie za mn. Innym razem jad w interesach do innego miasta, w
drobnej sprawie wstpuj do rzemielnika, woaj majstra, a to jest Db! Goni mnie a do stacji...
Albo w snach! Db nie daje mi spokoju i medalion, bo ju kiedy podczas wojny przejrzaem to
wszystko, co wydarem mu zza pazuchy, to tego cacka brakowao. Niezwyky by, prosz
ksidza, chyba jeszcze z napoleoskich czasw. Namalowany siwy czowiek w mundurze, a na
nim peno zota, szamerunkw czy jak to si nazywa... Jak krl Albanii albo genera! Genera... Mczyzna znw niespokojnie stuka palcami po drewnie konfesjonau, a ksidz zastanowi si,
czy nie ma jednak do czynienia z szalecem. - Db musia zacisn go w rce, kiedy go
obszukiwaem.
- Ograbiaem - poprawi spowiednik.
- Co? Tak, rzeczywicie! Tyle e c dzi z tego? Nie odwrci si, nie odstanie... I w snach
ten medalion z generaem i Db... Przeladuj mnie, prosz ksidza. Czas niby leczy rany, a u
mnie jest odwrotnie. Wyrzuty sumienia? Tak, to by ksidzu pasowao, ja wiem! A moe jestem
wariat? - Jakby czyta w mylach spowiednika. - Duchy widz?
- Nie dam ci recepty, synu, nie jestem doktorem - powiedzia powoli ksidz Popiel. Wydao
mu si to wyjtkowo rozsdne, a przyszo do gowy cakiem instynktownie. W mylach
podzikowa Bogu, e przemawia jego ustami. - Nie ma potrzeby lka si umarych. Nie musisz
ba si ywych, skoro twoja wina pozostaa nieodkryta. A jednak si lkasz, bo jest Pan, a Pan
widzi wszystkie twoje uczynki. aujesz za nie?
- Kostrzycki by ju trup - kalkulowa nader rozsdnie mczyzna - ale Db faktycznie mg
wyy. Na dwch, jakbymy si podzielili, te by starczyo. Niech mi Bg przebaczy, e go tam

zostawiem!
Niech mi Bg przebaczy, powtrzy w mylach spowiednik. Skoro o to prosi, moe i bya
nadzieja?
- Powiedz prawd, czy stao si ostatnio co szczeglnego, co kazao ci przyj tutaj?
- Db. - Mczyzna ukry twarz w doniach.
Popiel wzdrygn si. W ciemnym konfesjonale jego donie wyglday tak, jakby wrazi sobie
palce wskazujce w oczy.
- Db yje. Musi y. Widziaem go. Niejeden raz go widziaem.
- Wic mdl si za niego kadego dnia - rzuci ksidz bez namysu. - Rb tak za pokut.
- To wszystko? - zdziwi si penitent.
- A mao? Dominus noster Jesus Christus te absolvat - wikary podnis rce ponad gow
penitenta - et ego auctoritate ipsius te absolvo ab omni vinculo excommunicationis et interdicti in
quantum possum et tu indiges. Deinde, ego te absolvo... - Uczyni praw doni znak krzya.
Pochyliwszy nisko gow, ksidz Popiel naprawd arliwie modli si, by przysze dobre
uczynki spowiadanego mczyzny i wszystko, co przyjdzie mu znie, posuyy ku yciu
wiecznemu. Kiedy jednak zapuka w cian konfesjonau i poda stu do ucaowania, by ju w
kociele sam.
Pitek, 15 lipca 1938 roku
Wic jest pan rangi przodownika... - Siwy mundurowy z krtko przystrzyonym, wci czarnym
wsem zaduma si nad legitymacj Faniewicza.
Kamienica przy Kociuszki 17 w Kraniku nawet przypominaa lubelsk komend. Te miaa
cofnity front i dwa ramiona oficyn, ktrymi zdawaa si co zagarnia lub tylko wycigaa je na
przywitanie. W odrnieniu od gmachu, gdzie wszyscy Faniewicza znali, nie robia jednak
gronego wraenia, przeciwnie, hojnie obdarowana przez budowniczych ozdobnymi gzymsami,
nie licowaa z powag posterunku Policji Pastwowej, zajmujcym mniejsz cz parteru.
Natomiast ornamenty musiay robi dobre wraenie na gociach burmistrza Juliana Pyza, ktry
zajmowa mieszkanie na pierwszym pitrze.
- Przodownika, tak jak ja... - Kierownik posterunku wci udawa niedowierzanie, chocia w
cigu tych czterech godzin, ktre wywiadowca tu spdzi, nie tylko obejrza dokadnie
dokumenty, portfel i bro Faniewicza, ale te zdy zatelefonowa do Lublina. - Znaczy
jestemy koledzy?
- Na to wyglda - mrukn tajniak bez przekonania.
- A skoro tak, to chyba moemy bez ceregieli? Piotrek Bojko jestem.
Faniewiczowi bardzo nie w por zaburczao w brzuchu.
- Moemy bez ceregieli - zgodzi si, chocia w jego gosie nadal nie byo entuzjazmu. Bdziesz mnie tu, kolego, trzyma jako podejrzanego czy pomoesz?
- Pomog, pewno, e ci pomog. - Wsik kierownika posterunku rozszerzy si wraz z
umiechem. - Ale najpierw pjdziemy do mnie do domu. ona wczoraj nagotowaa pierogw, i
na sodko, i z kasz, i z podrobami... - Policjant z kamienn twarz la Buster Keaton ni to kusi,
ni to si namiewa. - Dobrych, zdrowo naczosnkowanych, e i u naszych ydw adna
gospodyni lepiej nie przyprawi. No to jak, kolego? Widz przecie, e godny jak pies.

- Jak pies - przyzna lubelski tajniak, ktremu mimo wszystko ani troch nie podobaa si
naga gocinno Bojki.
- Potem kolega napije si ze mn wdki. - To ju nie byo zaproszenie, to by urzdowy
nakaz. - A przy wdce porozmawiamy sobie.
Ostatnia obietnica zabrzmiaa niczym pogrka, jednak Faniewicz kiwn gow. Autobus
powrotny dawno odjecha, pocigu te pewnie nie bdzie, a zaproszenie tutejszego kierownika
pachniao znieczuleniem i cudzym kiem; w takim na og mniej snw...
- Dzikuj. - Wywiadowca nachyli si nad biurkiem. Gdyby tak trzepn tutejszego
kierownika w ten jego faszywy pysk, to a godo spadoby ze ciany! Witek umiechn si z
przymusem. - Oddasz mi, Piotrek, rewolwer, blach?...
- Jutro z samego rana, Witu. - Przodownik Bojko westchn jak zmczony, lecz
wyrozumiay ojciec, ktremu przyszo tumaczy kapryszcemu bachorowi, e Dziecitko Jezus
niezawodnie przyniesie prezenty, ale dopiero nazajutrz i naprawd nijak nie da si przyspieszy
zaatwienia tej sprawy. - Wszystko ci oddam, a nawet od siebie doo. Jak bdziesz odjeda,
Witu. To co? We kapelusz, pjdziemy... Paska, sznurwek moi ci nie odebrali?
- Nie odebrali - donis na policjantw Faniewicz.
- Widzisz, jak to adnie z ich strony...
*

Zielny nie przesuchiwa Maej Ninki. Wyszli na zacieniony klonami i wierzbami niewielki
cmentarz parafialny, gdzie dziewczyna, osonita anioem zdobicym grb niejakiej Pallon
Heleny z domu Turkietti, przeobrazia si ponownie w modego czeladnika, eby dotrze do
siebie na Rybn. Z funduszu operacyjnego tajniak wypaci jej pidziesit zotych. Wzi
pokwitowanie i kaza i do domu, a kiedy znika za furt, spali najpierw kwit, potem papierosa.
Anio patrzy na niego z gry z porozumiewawczym umiechem. Biust mia niezy, w kadym
razie wikszy ni Maa Ninka.
Tajniak odczeka dwadziecia minut, z nudw odczytujc nazwiska zmarych, ale tylko Mulak
i Wsik wyday mu si znajome z kartoteki. Wrci na plebani, akurat by zdy na koniec
rozpytywania. Komisarz sta ju w drzwiach w kapeluszu na gowie, ksidz siedzia przy stole,
nerwowo obracajc w doniach zgasy papieros.
- A teraz ja wyspowiadam si ksidzu wikaremu - zapowiedzia gronie Maciejewski. Gdyby moja witej pamici ciotka dowiedziaa si, co teraz zrobiem, byaby, delikatnie
mwic, zniesmaczona. Zy czowiek ze mnie, ostatnia glina, nawet i skurwysyn! Prosz nie
zaprzecza, to wanie ksidz sobie w tej chwili myli. Tyle e gdyby ksidz nie by takim
kocielnym formalist i od razu przyszed z tym na policj, penitent ksidza prawdopodobnie
wci by y. Za kratkami, ale y. I by moe poczuby nawet co w rodzaju ulgi, jeli
rzeczywicie mu na niej zaleao! Natomiast co wydaje mi si waniejsze - Maciejewski zrobi
krok w stron duchownego i przybra jeszcze groniejsz min - za innym czowiekiem, ktry
moim skromnym zdaniem jest raczej ofiar ni sprawc, nie wystawiono by listu goczego. Do
ktrego musz si zastosowa, czy mi si to podoba, czy nie. I co? Czy w zwizku z tym ma mi
ksidz co do powiedzenia? - warkn na koniec.
Wikary spojrza na komisarza bezbarwnymi oczami.

- Nie, staram si pana zrozumie.


- Ja na miejscu ksidza raczej bibym si w pier - burkn Zyga.
Jednake wieczorem, pijc w przytulnej Oazie drug setk pod pierwszego ledzia, nie by
ju tak pewien, czy nie przeholowali... W gruncie rzeczy Popiel nalea do przyzwoitych ludzi,
daleko przyzwoitszych ni inni duchowni, z ktrymi mia okoliczno. A dzi za spraw
Maciejewskiego wanie zosta rozdziewiczony i pozbawiony zudze, drogi ledziku! Komisarz
ze zoci urwa eb bardzo przyzwoicie doprawionemu stworzeniu, obojtnemu ju na wszystkie
nieprawoci tego wiata.
A Zielny czeka, by dowiedzie si wreszcie, co dokadnie zezna poza protokoem Popiel.
Przez ostatnie godziny suby Maciejewski milcza, przegldajc i opisujc kwity, ktrych w
cigu ostatnich dni urosa caa sterta. Drobnica od wywiadowcw Wilczka i Grzewicza,
okraszona maym wystpkiem przeciw obyczajnoci nieletniej prostytutki. Kierownika podobne
sprawy interesoway tylko w takim sensie, czy spord sprawcw daoby si wyowi przyszych
informatorw, i Zielny pod tym wzgldem bardzo upodobni si do przeoonego.
- Wolak ba si Dba - oznajmi wreszcie Zyga. - Pamitasz ten dworek w Szkodyniu, o
ktrym mwi Faniewicz?
Tajniak kiwn gow. Trudno mu byo natomiast uwierzy w taki zbieg okolicznoci, e
wanie stamtd pochodzi nie tylko medalion, ale te sporo innych kosztownoci, ktre ustawiy
Wolaka do koca ycia. Jeszcze trudniej, e masztalerz, zamiast zadenuncjowa dawnego
przyjaciela, czeka tyle lat na sposobno do zemsty.
- Tylko myli pan kierownik teraz, jak to sklei procesowo? - sprbowa zgadn. - I jak nie
da si tym nare komisarzowi Borowikowi?
Maciejewski myla o modej sucej z oficyny naprzeciwko okien Ry. Gwaci jej
intymno z ekscytacj i obrzydzeniem, a nastpnego dnia siada za biurkiem broni
praworzdnoci. I dopki stojc wieczorem przy kuchennym parapecie, znowu mimochodem nie
zerkn w jej okno, zupenie nie pamita o tej pannie. Czy ona mu si w ogle podobaa? Czy tak
jak od nikotyny uzaleni si od szpiclowania? Jeszcze dwa lata wczeniej pod nieobecno
kochanki regularnie robi jej rewizje. Tak sprawdza, czy Ra rzeczywicie jest wolna od
morfinizmu, i tylko w taki sposb potrafi wyrazi uczucie.
- Wiesz chyba, Zielny, kim byli pierwsi tajniacy - mrukn komisarz po duszej chwili.
- Nawrconymi kryminalistami, to jasne. - Wywiadowca wzruszy ramionami.
- Kryminalistami owszem, ale nie nawrconymi. - Dym z papierosa na moment przesoni
twarz Zygi. - To by wam. - Maciejewski przyszpili Zielnego oczami.
Jego zaufany wywiadowca przypomina cwanego Fryg z powieci Nagiela, tyle e tamten
posiada co na ksztat zmysu moralnego. Jak to w ksikach...
- Nie rozumiesz? - Komisarz pokrci gow z dezaprobat. - Wamalimy si wikaremu do
sumienia jak do kasy ogniotrwaej. I mog si zaoy, e teraz bdzie o wiele gorszym
ksidzem. Nie jestem pewien, czy si opacao...
Tadeusz Zielny patrzy na przeoonego, niewiele rozumiejc. To bya przecie doskonaa
robota, wprawdzie tylko operacyjna, nie do akt, jednak w cigu godziny dowiedzieli si wicej
ni przez dwa tygodnie ledztwa. W dodatku mieli haki i na ksidza, i na Ma Nink. I jeli nie
sukces, to przynajmniej knajpiany gwar i dwiki pianina wygrywajcego swingi pod kotleta
powinny wprawi kierownika w lepszy humor. Starzeje si, pomyla Zielny. Sam by cholernie

dumny z prowokacji u w. Agnieszki.


- I skoro tak panu kierownikowi al naszego ksidza, to dlaczego na koniec objecha go pan
jak bur suk? - wypomnia Zielny.
Godzin pniej komisarz z ulg oddawa mocz tu obok oficyny Ry, oparty o kube na
mieci. Parcie na pcherz byo zbyt silne, eby ryzykowa wspinaczk po niestabilnych o tej
porze schodach, poza tym nie chcia budzi kochanki spuszczaniem wody. Strzsajc ostatnie
krople, zerkn na okno sucej.
- Nie rozumiesz, Zielny? Tak, ty naprawd nie rozumiesz. - Maciejewski przypomnia sobie
swoje sowa, gdy z rezygnacj oprnia kolejny kieliszek. - Zgnoiem go, bo braa mnie ochota,
eby szczerze przeprosi. A to funkcjonariuszowi pastwowemu zupenie nie przystoi.
W mieszkaniu Jaroszw byo ciemno, ale w subwce palio si wiato. Ksidz Popiel wisia
mu jak kula u nogi, a by tylko jeden sposb, by o tym zapomnie: przyku jeszcze jedn. To si
sprawdzao i w systemie karnym za czasw carskich, kiedy drugie kajdany w majestacie prawa
redukoway kar o poow, i w kwestii wyrzutw sumienia. Klina zaleczy klinem, jedno
kurewstwo zmaza innym kurewstwem...
*

Suca Jaroszw zwlekaa, ale kiedy zastuka po raz pity, odemkna drzwi na dugo
acucha.
- To pan komisarz? - Rozdziawia usta zaskoczona i mocniej zebraa na piersiach nocn
koszul. - Co si stao? Nie daj Boe pastwo mieli wypadek?!
- Ciszej. - Maciejewski pooy palec na ustach. - Tu bdziemy rozmawia?
- Ale... Nie!... Tylko... - Przymkna drzwi i zdja acuch moliwie najciszej.
Gdy otwara je ju na ca szeroko, Zyga mg si przekona, e nie bya wcale adna.
Owszem, czysta, lecz ani spaszczona, rozlana twarz, ani wosy nieokrelonego koloru z bliska
nie robiy wraenia. Rwnie bose stopy i krtkie szerokie palce zbyt kojarzyy si z petwami.
By moe pochodzia z jakiej nadrzecznej, podmokej wioski i tak si tam dobierali zgodnie z
prawami Darwina: paskostopa kawalerka z paskostopymi dziewuchami. Za to pod koszul miaa
co trzeba. I mogaby by Maciejewskiego crk, gdyby si postara. Zamkn wic cicho za sob
drzwi i podpar je plecami.
- Tu jest pitnacie zotych - wyj z kieszeni dwa banknoty - ale masz milcze...
- Ale co pan chce ode mnie? Co pan sobie wyobraa? - Cofna si gwatownie. Jej stopy
trzykrotnie zaklaskay o podog wyfroterowan na bysk.
- A tu mam dla ciebie drugie pitnacie, jeli bdziesz mia i ulega...
Wolaby Ma Nink, zreszt z tamt zabawiby si taniej. Tyle e Ninka pasowaa na
zwieczenie jakiego yciowego sukcesu jak kieliszek starki czy kilkuletniej nalewki, a jemu
chodzio przecie najzwyczajniej o zaleczenie kaca.
Dziewczyna, chocia zarumieniona jeszcze z oburzenia, najwyraniej zacza liczy. Musiaa
skoczy cztery, moe nawet sze klas albo po prostu odznacza si talentem do rachunkw, bo
szybko jej wyszo, e za kilka minut niemoralnej zabawy zarobi wicej ni przez p miesica
harwki u Jaroszw. A w dodatku akurat ssiad bdzie baczniej ni ona dba o to, by nikt si nie
dowiedzia.

- Zga wiato u siebie - poleci.


Kiedy sta na podwrku kamienicy, jako nie przyszo mu do gowy, aby zerkn w okna
Ry. Teraz wrcz przeciwnie, chociaby dla symetrii. Odpina od paska szelki kabury, chcc j
zdj razem z marynark, gdy nagle znieruchomia.
Ra nie bya sama. Zadowolona, przepyna przez pokj, by nastawi gramofon, i z okna
naprzeciwko wydoby si nastawiony cicho, stosownie do nocnej pory, Mieczysaw Fogg.
Upucia kopert pyty, ale ledwie ta dotkna podogi, z zasonitego murem krzesa podnis si
mody czowiek. Jeszcze nie poda koperty, a Maciejewski ju go rozpozna. W poniedziaek
minli si na szpitalnym korytarzu.
- No? - pytanie zza plecw, rzucone tonem zarazem niemiaym i wulgarnym, obrcio go na
picie.
Suca czekaa pod kodr, starannie zoona nocna koszula wisiaa na metalowej ramie
ka.
- Rzeczywicie okazaa si mia i ulega. - Wygrzeba z portfela dwanacie, czternacie,
czternacie pidziesit...
Poczerwienia ze zoci i poluzowa krawat. Po kieszeniach znalaz jeszcze kilka monet i
zebrao si pitnacie zotych. - Zamknij za mn, eby nie okradli!
Tak samo potwarte usta i wytrzeszczone oczy, ktre na powidoku pod powiekami wynis z
mieszkania pastwa Jaroszw, zobaczy rwnie u Ry. Nie spodziewaa si powrotu obecnego
kochanka? wiadczyy o tym kieliszki z winem oraz krzesa stojce stanowczo zbyt blisko.
Rzeczywicie, od dawna nie zjawi si tak wczenie w pitkowy wieczr...
- Ju wrcie? Pozwl, Zygu, to pan Krzysztof, syn Alinki Zawistowskiej. Widzisz,
Krzysztof celujco zda w tym roku matur i...
- Maciejewski. Powinszowa. - Te dwa sowa jak wystrzay rewolwerowe kogo innego
moe by poraniy, jednak chopak skrzywi si z blu, dopiero gdy komisarz ucisn mu do z
nadzwyczajn serdecznoci. Zwykle rezerwowa j dla ludzi pokroju Benedykta
Marmurowskiego, tym razem zrobi wyjtek.
- ...I wyobra sobie, zoy ju egzaminy na medycyn - tumaczya pospiesznie Ra. Uczy si w liceum Zamoyskiego, tak jak ty.
Z kopert pyty, ktr bezwiednie podniosa z regau, przy dwikach Jesiennych r i z pater
z ciastkami w drugiej rce, bya im obu najzupeniej zbdna. Mody kogucik i stary krl
podwrka stali naprzeciw siebie, mierzc si wzrokiem.
Pierwszy dopiero trenowa lekcewaenie tylko ciut wystajce spod konwenansu niczym
mankiet koszuli spod rkawa marynarki. Drugi szybko dostrzeg, e akurat marynark jego
konkurent ma o wiele lepiej skrojon i odprasowan.
- Pana te uczy matematyki profesor Malec? - Zawistowski puchnc praw do wsun
amerykaskim gestem do kieszeni spodni.
- Usiowa - wycedzi Zyga.
- ...I wyobra sobie, kiedy Krzysztof... pan Krzysztof odwiedzi Alink na letnisku i z
rozmowy wyniko, kim jestem, gdzie pracuj, e tyle wsplnych zainteresowa...
Bez wtpienia naleaa do nich rwnie botanika lub ogrodnictwo, bo w wazonie na kredensie
pryy si biae re. Od stokrotek do r ile to etapw zayoci? Komisarz nie wiedzia,
domyla si tylko, e kilka.

- Nieche pan usidzie! - Przyjanie wskaza krzeso. Zabra modemu gociowi kieliszek z
winem i sign do kredensu po stopki oraz butelk z czerwon kartk. - Ogromnie mi mio pana
pozna.
- Zyga, pan Krzysztof nie pije wdki! - Ra zaczerwienia si i cofna krok ku
gramofonowi.
Fogg piewa nostalgicznie o poegnaniu. Komisarz nala.
- Jest pan za mody czy zbyt chorowity?
- Nie jestem chorowity! - Zawistowski ambicjonalnie wla w siebie ca setk i zrobi si
czerwony jak bolszewicka flaga. - Pijam jak najbardziej - powiedzia, gdy odzyska oddech.
- Ryczko, gdyby bya taka dobra i przyniosa co na zb zamiast tych ciasteczek... Maciejewski z kurtuazj ucaowa do przyjaciki, lecz jego wzrok wydawa o wiele prostsze
polecenie : Do kuchni! . - A my z panem Krzysztofem poznamy si bliej. - Zyga znw nala
wdki i nieznoszcym sprzeciwu gestem stukn swoim kieliszkiem w kieliszek gocia.
Mody Zawistowski, podnisszy stopk, rozejrza si jak niedowiadczony pywak, ktry
straci grunt pod nogami, niestety nie byo ju w pobliu miej pielgniarki ani innego koa
ratunkowego.
- Pij pan! - Maciejewski rozpi marynark, odsaniajc byszczcy uchwyt rewolweru.
Odczeka, a przyszy student posusznie przyjmie drug setk, i pozwoli mu nawet odetchn. Ja, widzi pan, nie ukoczyem studiw, ale pan powinien, stanowczo, naszej ojczynie potrzeba
wyksztaconych ludzi. I takich Judymw jak pan! No, na trzeci nk! - zada, nalewajc. - Bo
ja, widzi pan, jestem tylko oficerem policji. Potrafi pan sobie wyobrazi, e jeden z moich byych
przeoonych, niejaki Makowiecki, jak tylko uzna, e kto go obraa, bra rewolwer i strzela? Ja
oczywicie nigdy bym czego takiego nie uczyni, bro Boe! Na czwart koczyn pask!
Celujcy maturzysta by w stanie wla w siebie tylko p kieliszka. Zakska pomogaby mu
przemc mdoci, lecz nie przybywaa z kuchni. Zyga Maciejewski patrzy na gadziutk, golon
najwyej dwa razy w tygodniu twarz przyszego lekarza. Zapewne Junosza-Stpowski lepiej
zagraby te uczucia, niemniej komisarz i tak by zadowolony z tego, co widzia: Gdzie ona?!
Opucia mnie? Tak, ale to prba mej mskoci!.
- Nie dokoczy pan. Nie smakuje?
- O co panu waciwie chodzi?! - Zawistowski poderwaby si z krzesa, gdyby nie alkohol i
Zyga, ktry osadzi go w miejscu podciciem nogi i policyjnym chwytem pod szczk.
- Nie wrzeszcz pan, bo ludzie pi - wycedzi komisarz. - Jeeli prbujesz pan by
mczyzn, to masz pan dwa wyjcia: pokona mnie albo uzna swoj porak. No, daj mi w
mord, chopczyku - poprosi sodko, dyszc wdk prosto w nos maturzysty. - Za ucho
odprowadz ci wtedy do mamy. Ale to tylko mj plan, moje pobone yczenia, panie
Zawistowski! - Maciejewski puci go i usiad, odsuwajc swoje krzeso na jeszcze bardziej
przyzwoity dystans. - Moe to pan jest lepszy, a ja tego nie dostrzegam. Zaryzykuje pan?
Chopak wypad z pokoju z doni przy ustach. Najpierw kapny drzwi azienki, po minucie
kto spuci wod, po dwch czyje buty zatupay pospiesznie na schodach. Zyga odstawi wdk
do kredensu i poszed do kuchni.
Ra siedziaa przy szumicym czajniku i pakaa.
- Nie zrobiem tego, eby zepsu ci humor - powiedzia komisarz.
- A dlaczego? - Podniosa na niego oczy. Nie byy a tak rozmazane, jak si obawia.

Podszed bliej i wzi j za rk. Gdy ta oya pod jego dotkniciem, pochyli si i pocaowa.
*

Faniewicz robi dobr min do zej gry. Nie zdradzi si przed pani Bojkow, ktra hojnie
zastawia st pierogami na ciepo i zimno, ogrkami maosolnymi i domow wdlin, e nie jest
serdecznym koleg jej ma, tylko nieproszonym gociem. By moe jednak i ona nie po raz
pierwszy odgrywaa taki teatrzyk w swym obronitym brudzc winorol domu przy ulicy
Jagielloskiej.
- A pan si nie oeni, panie Witoldzie? - zagadna. Gos miaa serdeczny, ale nieprzyjemny,
wibrujcy na podobnych rejestrach co pasikoniki panoszce si wok werandy.
Faniewicz mia ochot waln gow w blat stou z grubych desek. Zupenie jak te my, ktre
z pospn zajadoci rozbijay sobie by o lamp naftow i spaday na podog. Tam aciaty kot
dobija je, a potem trca ap, wyranie rozczarowany, e ju nie cierpi.
- adna mnie nie zechciaa - powiedzia z krzywym umiechem tajniak, nadstawiajc
kieliszek kierownikowi miejscowego posterunku, teraz ju bez munduru, tylko w koszuli.
- Dawno pan zna si z moim Piotrkiem? - zagadna znowu gospodyni, bo wyznanie
Faniewicza nie byo dla niej satysfakcjonujce.
- Cae wieki - zega wywiadowca.
- Przynie nam jeszcze nalewki, Marysiu, z aski swojej - poprosi m, wrczajc pust
karafk, chocia druga taka sama, pena, wci staa wrd pmiskw. - Ja rozumiem, Witu, e
ty masz swoj zwierzchno i kazali ci, to przyjechae i rozpytujesz - pocign, gdy zostali sami
z muzyk owadw i lamp rzucajc snop wiata na spokojn, pust ulic. - No co? Sam glina
jestem, to jak mam nie rozumie? Powiedzieli ci, e to ja go wtedy zatrzymaem, kiedy on szed
za tym obcym czowiekiem?
- Powiedzieli - przyzna Faniewicz. - Bd to musia potwierdzi w dzienniku suby.
- Nie potwierdzisz, Witu, bo tam nic nie ma. - Przodownik Bojko pokrci gow. - Po co
pisa takie rzeczy, skoro nic si nie stao? Ja tu, widzisz, mam najlepsz wykrywalno w
wojewdztwie, bo nie pisz w dzienniku suby byle pierdo. Wy w Lublinie piszecie?
- Kierownik surowy. - Wywiadowca pierwszy raz w yciu wytar sobie gb Maciejewskim.
- Powiedz mi, Piotru, jak to wtedy byo - poprosi. - To wane.
- Wiesz, Witu, co jest wane? Naprawd wane? - Bojko nachyli karafk nad kieliszkiem
Faniewicza, lecz pod takim ktem, jakby chcia da mu do zrozumienia, e pki nie otrzyma
satysfakcjonujcej odpowiedzi, go gwno bdzie pi, nie dereniwk.
- Powiedz mi, Piotru, co jest naprawd wane - ukorzy si tajniak.
- Db to, Witu, by dobry czowiek... Dlaczego go zatrzymaem? Nie e szed. eby si
najgorsze nie wydarzyo! Bo tamtego dnia, Witu, Db, jakby zrobi jeszcze dwa kroki za tym
czowiekiem, jakby stan naprzeciw, toby zabi... Takie co mia w oczach. Czy on w Lublinie
co ukrad, czy kogo zabi, to nie mnie wiedzie, w Lublinie raz w yciu byem, ale tutaj, dla
mnie, on by i jest szanowany, niekarany, rozumiesz? List goczy, cocie go porozsyali, jako
mnie nie przekona. Wielu ludzi moe nazywa si Jan Db, rysopis te taki, e prawie do
kadego pasuje...
- A masz jaki protok z tego zatrzymania? - Faniewicz stukn si kieliszkiem z

gospodarzem.
- Witu, czy ty nie rozumiesz, co ja do ciebie mwi? - Bojko skrzywi si z dezaprobat, ale
nalewk wypi. - Protok u nas si pisze, jak trzeba. Jak nie trzeba, to si nie pisze. Ja to dopiero
bd mia prawdziwe problemy, jak rozbuduj fabryk amunicji. Nazjeda si hooty, przybdzie
interwencji... - Przodownik fatalistycznie pokrci gow. - A ty mi zawracasz gow protokoem
do zdarzenia, ktrego wcale nie byo. - Teraz dla odmiany zamia si szelmowsko. - No,
wypijmy jeszcze po jednym! - zachci peen werwy, by po chwili znw zrobi zafrasowan
min. - I ty nie przyjedaj tu wicej w tej sprawie, bardzo ci prosz. Owszem, wiem najlepiej,
e policja to policja. Ka ci, to jedziesz... Tyle e, ja ci to mwi, czas zmarnujesz. Nikt ci nie
pomoe, bo nikt nic nie wie.
- A dlaczego mylisz, e chc twojego przyjaciela na si wsadzi do kryminau? - nie
wytrzyma Faniewicz.
- Kolego, ja em dotd nie sysza o takim wypadku, eby kto przyjecha do nas z Lublina
szuka dowodu na niewinno. Moe gdyby by adwokatem... Ale glin jeste, Witu.
- A jeli bd musia? - Faniewicz popatrzy mu w oczy. - To co wtedy bdzie, Piotru?
- Kolego, nie wygupiaj si, bo przecie ja ci sprawdziem. - Przodownik Bojko umiechn
si ledwie dostrzegalnie. - Pierwsze, co zrobiem, to telefon do Lublina do komendy
wojewdzkiej, czy kogo do nas wysali. Nie syszeli o tobie, Witu, bardzo nie chcieli o tobie
sysze. Zatelefonowaem ja zatem do powiatu, podpytaem... Patrz na moje siwe wosy, w tym
wieku ma si ju w powiecie zaufanych ludzi, ktrzy chtnie pomog. Dowiedziaem si, e jest
u was taki komisarz Maciejewski, ktry czasem zapomina, gdzie koczy si jego rewir. A jego
rewir, i tym bardziej twj, Witu, koczy si na rogatkach. Tutaj to ty jeste i glina, i nieglina,
taka ni kurka, ni ptica. Twj komisarz ani mnie nie zawiadomi, ani oficjalnie o nic nie poprosi,
tylko przysa ciebie, eby ktry z nas wyszed na durnia. Nie pozwoliem ci, Witu, zrobi
durnia ze mnie, ale skoro tam nad twoj gow rni komisarze maj swoje porachunki, to po co
tobie si w to miesza? Moe nawet dup ci osoniem, tak o tym pomyl. - Bojko, ani na chwil
nie przestajc mierzy wzrokiem swego nowego kolegi, przechyli butelk. Nalewka polaa si i
do szka, i wszdzie wok. - Wypij na dobranoc, bo ju pno, Witu. Przepisz si, tu powietrze
dobre, zdrowe. Wypij i przepij si, kolego, i ebym ci wicej nie widzia!
Powietrze byo rzeczywicie dobre i zdrowe. A jednak Faniewicz, chocia nie w swoim
ku, obudzi si o przedwicie i z obrzydzeniem odklei mokr pociel od ciaa. Sen znowu by
z tych, ktre ostatnio zbyt czsto wracay.
*

Wrzesie 1920 roku


Witold Faniewicz obudzi si na czystej pocieli i duszy czas patrzy na wiszce na cianach
trofea myliwskie. W wikszoci byy to imponujce poroa osi i jeleni, nieco bw dzikw,
kolekcj ozdabiaa skra niedwiedzia i wielkie ky sonia. Zwierzta, ktrym wstawiono
paciorki w oczodoy, patrzyy bez wspczucia na rannych onierzy na polowych kach,
niektrych picych po narkozie, innych zwinitych z blu. e ludzie rwnie krwawi, musiao
by dla ofiar polowania przyjemn rekompensat.
Z bocznego pokoju paacyku myliwskiego dobieg nieartykuowany ryk, jakby szlachtowano

wieprzka. Drzwi uchyliy si i szybkim krokiem wysza pielgniarka z tac, na ktrej w lepszych
czasach pewnie podawano tu potrawy. Z porcelanowej powierzchni zwisay ochapy misa, na
parkiet kapaa krew. Kobieta przesza midzy kami, balansujc tac lepiej ni lokaj. Przy
Faniewiczu zatrzymaa si na chwil.
- Doktor zaraz przyjdzie do pana - rzucia.
Przyszed po kwadransie albo i pniej.
- Nie mam dla was dobrych wiadomoci, uanie Faniewicz. - Chirurg wojskowy cisn
mocniej rami rannego, jakby naprawd wierzy, e ten mski gest jest wystarczajcym
zadouczynieniem za spapran operacj. - Zrobiem, co si dao. Moglicie si wykrwawi, ale
yjecie. To wiele.
- Bd kalek? - onierz podnis si na szpitalnej pryczy.
- Nie, nie bdziecie! - Lekarz pooy go i chocia to naleao do pielgniarki, okry kocem.
- Macie rce, nogi, oczy, moecie wiele. W zasadzie wszystko moecie.
- Co jest nie tak, panie doktorze... panie kapitanie? - sprecyzowa Faniewicz, gdy spod
lekarskiego kitla wyjrzay trzy gwiazdki na naramiennikach.
- Widzicie, wielu ludzi jest niby zdrowych, nigdy nie odnioso adnych kontuzji, a mimo
wszystko nie moe mie dzieci... To nic takiego.
- To... wyszo przy badaniu? - zapyta ranny, z niepokojem spogldajc pod koc. Wczeniej
ledwie si budzi, kutas sta mu sztywny niczym uan na warcie; po operacji by oklapnity,
jednak mody onierz tumaczy to sobie zmczeniem...
Doktor nie pozostawi mu nadziei.
- Pozszywalimy was, zatamowalimy upyw krwi, uratowalimy... Ale wasze, jakby to wam
wytumaczy, takie yki nerwowe...
- Co jest nie tak z tymi ykami?
- Nigdy nie bdziecie mieli erekcji.
- Czego?!
Kutas nigdy wam nie stanie, Faniewicz! - Chirurg niecierpliwym gestem odtrci donie
rannego uana, ktre nie wiadomo kiedy wczepiy si w jego fartuch. - No przestacie! Bdcie
mczyzn, do jasnej cholery!V
Sobota, 16 lipca 1938 roku
TALLIN - Estoski min. spr. spoecznych Kask wygosi w dniu wczorajszym dusze przemwienie,
powicone nieomal w caoci sprawie ydowskiej. Estonia w ostatnich czasach staa si celem
podry ydw wiedeskich, ktrzy tutaj starali si schroni przed reimem hitlerowskim. Minister
Kask, mwic o tej niespodziewanej inwazji zastrzeg si kategorycznie, i Estonia do kraju swego
ydw przyjmowa nie bdzie bez wzgldu na to, jakie sumy pienidzy ze sob wwo.
MOSKWA - Dowdca wojennego okrgu biaoruskiego gen. Bieow zosta rozstrzelany. Bieow obj
swe stanowisko po rozstrzelanym wraz z marsz. Tuchaczewskim gen. Uborewiczu. By jednym z
ostatnich yjcych sdziw Tuchaczewskiego. Obecnie z kompletu sdzcego czerwonego
marszaka pozostali przy yciu jedynie Woroszyow i Budiennyj, o ktrym kr pogoski, i zosta
aresztowany.

TOKIO - Japonia nie urzdzi Olimpiady. Wszystkie wysiki ludnoci skoncentrowane s do popierania
dziaa wojennych w Chinach. Igrzyska odbd si prawdopodobnie w Londynie.
LUBLIN - Pierwsze procze roku biecego upyno pod znakiem nie notowanego dotd ruchu
turystycznego. Zarejestrowano ogem 7969 osb, ktre zwiedziy zabytki miasta, a w tym: 5370 z
poza Lublina i 2599 osb z Lublina.

Maciejewskiego obudzi dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili zaniepokoi si tym, e jest w


ku sam, ale zaraz uspokoia go szumica woda w azience. Ra szykowaa si na dyur.
Boso poczapa w stron przedpokoju. Dotar prawie pod drzwi, a bydl na klatce schodowej
wciskao dzwonek raz za razem. Wrci si po rewolwer? Ra, prawie ju ubrana, tylko w
niedopitej bluzce, wysza z azienki i spojrzaa znaczco na krocze Maciejewskiego. Pody za
jej wzrokiem. Mia poranny wzwd jak za starych dobrych czasw.
- nio ci si co przyjemnego? - zapytaa.
artobliwie czy eby dopiec? Nie odgad. Wcign na piam podane mu spodnie i otworzy,
zanim znw zadzwoniono.
Na progu sta gazeciarz z nierozcit pacht Expressu w rce.
- Pan redaktor Gralewski powiedzia, e pan na pewno czeka na t wiadomo. - Wskaza
brudnym palcem ogoszenie drobne na ostatniej stronie obwiedzione czerwonym owkiem:
CA SOBOT 16 B. M.
NOWY KOWAL
W KONOPNICY
- JAN DB KUJE DARMO
NOWYM SSIADOM
- Nie wiem, dlaczego pan redaktor rozkaza pana budzi. - Chopak umiechn si
obuzersko, zapewne podejrzewajc koleeski dowcip naczelnego. Niemniej wycign ap po
napiwek. - Pan szanowny nie jest chyba dorokarzem?
*

Moe pan przodownik mi wyjani, o co tu chodzi? - Powowosy policjant z trzema belkami


starszego posterunkowego na naramiennikach rozpi pasek pod brod i na chwil zdj czapk,
od wewntrz cakiem mokr od potu.
Maciejewski nie sprostowa faux pas, przywyk do swego mao oficerskiego wygldu. Zreszt
kierownik posterunku w Konopnicy wyglda na wystarczajco przeraonego, gdy komisarz
wysiad przy nim z auta. Dochodzia dziewita, a soce ju grzao.
- Rozumiem, e przykazano mi pilnowa kuni, bo w rodku jest podejrzany. Tylko co ja
mam mwi ludziom? - Mundurowy wskaza trzech wyranie rozgoryczonych furmanw, ktrzy
stali obok swoich koni na poboczu szosy kranickiej i gestykulujc, wyraali nieprzychylne
zapewne pogldy na temat policjanta. - Ludzie ju zaczli si zjeda, ten czowiek wita si z
nimi, a jak tylko ja si pojawiem, zacz krzycze! e won, bo pozabija. Siedzi tam na takim
cudacznym krzele i nic. To wariat nie kowal, o to chodzi? Tak mam mwi?
Do zamknitej poowy wrt przysadzistej drewnianej kuni przybity by arkusz biaego

papieru z takim samym napisem co na ogoszeniu, tyle e wypisanym farb i wielkimi,


kaligraficznymi literami. Zapowiadao si zatem nader przyjemne wydarzenie, nie wspominajc o
oszczdnociach, ale od tego wadza, by prostym ludziom odebra ostatni rado.
- Niech pan mwi, e z powodu kwestii podatkowych. - Zyga skoczy lustrowanie
wzrokiem okolicy i zamkn drzwi takswki. - A pan niech migiem wraca, panie Florczak przykaza szoferowi. - Zielny moe ju czeka.
Posterunkowy razem z nim odprowadzi wzrokiem samochd, ktry zawrci, poszc stado
gsi szukajcych zakski w przydronym rowie.
- Jakich kwestii podatkowych?
- Jakichkolwiek. - Maciejewski wzruszy ramionami. - To raczej dugo nie potrwa.
Popilnujecie troch, dopki nie przyjedzie wsparcie z Lublina.
- To taki grony ptaszek? Sami nie damy rady? - Policjant nad si ambicj. W kocu widok
takswki i tajniaka z Lublina przycign na plac midzy kuni a kocioem kilkanacie
miejscowych kobiet. I to nie wycznie starych i kostropatych...
- Ja tam wejd, a wy... - Zyga potoczy wzrokiem po gapiach, potem spojrza ponad sadem
na wie kocieln. - A wy dajcie spokj, bo nie doczekacie awansu.
To garstwo brzmiao wystarczajco wieloznacznie, uzna komisarz. Kiedy jednak popchn
drug, ledwie pprzymknit poow wrt, poczu dreszcz, zupenie jakby to bya jego pierwsza
sprawa i pierwszy podejrzany. Sprawa waciwie osobista.
- Niech pan nie podchodzi! - usysza z wntrza. - Z progu te moe pan ze mn rozmawia.
Inaczej zaatwi to na Lisa, z hukiem! Pan komisarz chyba rozumie, co mam na myli...
Rozumia. I wiedzia, e Db dobrze spoytkowa wiedz od pocignitej za dugi jzor
Kapranowej. O Stanisawie Lisie plotkowa kiedy cay Lublin, a ju na pewno musia o nim
sysze przyszy glina z PPS-owskiego domu. Jedni nazywali Lisa bojowcem, inni bandyt,
natomiast nawet carska cenzura nie ukrywaa, e w dziewiset sidmym broni si w kuni
przed dwiema rotami piechoty, dopki budynku nie wywali w powietrze wystrza ze
sprowadzonej z koszar armaty.
Blef? By moe, lecz Maciejewski wola nie ryzykowa. W ciemnych ktach kuni facet mg
ukry sporo dynamitu. Skd by go jednak wzi?...
- Pan pozwoli, e wejd chocia za prg. Jak inaczej mamy rozmawia?
Nisko wiszcy na okopconych belkach strop przytacza i Zyga z niepokojem uwiadomi
sobie, e wystarczy naprawd niewielki adunek, by wszystko zawalio si im na eb.
Na ceglanym palenisku w tyle pomieszczenia ledwie si arzyo; wgle rzucay nieco
czerwonego wiata na mroczne wntrze. Z drugiej strony do kuni wpadao kilka promieni
soca z maego okna po lewej rce Maciejewskiego. Po poprzednim wacicielu pozostao
kowado, zgodnie ze zwyczajem z odpiowanym rogiem na znak aoby, stare koa od wozw,
elazne sztaby i przykurzone podkowy rnych rozmiarw wiszce na dugich hakach. Nic
jednak nie wskazywao, aby nowy rzemielnik zamierza robi z nich jakikolwiek uytek.
Db siedzia odwrcony plecami na czym przypominajcym przedpotopowy fotel
dentystyczny czy raczej krzeso elektryczne, jaki Zyga widzia par razy na fotografiach w
gazetach. Przeduone oparcie z wyprofilowanym zagwkiem obejmowao potylic mczyzny,
rce spoczyway luno na podokietnikach.
- Ma pan bro? - Komisarz postpi krok.

- Mam! - Czy Zyga rzeczywicie usysza histeryczny ton w okrzyku Dba, czy tylko mia
tak nadziej? - Niech pan si nie zblia! Przy drzwiach jest stoek, prosz usi - doda troch
spokojniej poszukiwany.
- Dobrze, ale chyba nie strzeli pan do mnie. - Maciejewski spocz na zydlu, ten cicho
skrzypn. - Przecie pan si mnie spodziewa. I nie jest pan zabjc.
- Nie?! - Db wybuchn sardonicznym miechem. - To dlaczego ciga si mnie listem
goczym?
- Moemy o tym porozmawia. - Zyga zapali papierosa i zerkn w zakopcone okienko.
Zielny powinien niedugo si zjawi. - Lepiej byoby, gdyby pan wsta i poszed ze mn. Nie
zao panu kajdanek.
- Bardzo pan uprzejmy. - Komisarza znw dobieg miech.
- Gdyby odwrci si pan do mnie, lepiej by si nam rozmawiao - rzuci lekkim tonem
Maciejewski.
- Nie chc, eby pan na mnie patrzy.
Zyga zacign si nerwowo. Gdyby Db nie chcia patrze na niego, to byoby cakiem
zrozumiae, ale czego nie powinien widzie komisarz?
- Dobrze si pan czuje? - zapyta.
- A jak pan sdzi?
- Panie Db - Maciejewski poprawi si na stoku - nie jestem od sdzenia, tylko od apania
podejrzanych, ale na paskim miejscu czubym si wymienicie. Wygra pan. Trzy razy zrobi
pan ze mnie idiot, pozwoli si znale dokadnie wtedy, kiedy byo to panu na rk, i teraz
znw to pan mwi, co ja mam robi. Pi do zera, rzadki wynik nawet w rozgrywkach
okrgowych. Ale widzi pan... - Zyga zawiesi gos, liczc, e facet jako na to zareaguje, chocia
zerknie za siebie. Nic z tych rzeczy. - Widzi pan, akurat do pana nie mam o to alu.
- Bardzo uprzejmie ze strony pana komisarza. - Tylko lekkie ruchy gowy wiadczyy o tym,
e faktycznie mwi do niego siedzca sztywno posta, a nie kto inny.
Wanie!
- Jest pan sam? - rzuci Zyga, starajc si, by zabrzmiao to jak grzecznociowe pytanie o
zdrowie ciotki z Kalisza.
- Przecie zrobi pan dochodzenie i dobrze pan wie, e ja zawsze jestem sam.
Robi teatr, cwaniak! Wci to on by gr, on kontrolowa rozmow, chocia Maciejewski
mgby jednym ruchem wyj bro, a odwrcony plecami Db nie zdyby zareagowa. Tyle e
tamten dobrze o tym wiedzia i najwyraniej zdrowo go to bawio. Albo zupenie nie
obchodzio...
- Rzeczywicie, sporo si o panu dowiedziaem... - Komisarz wolno wypuci dym nosem. Do duo, by na swj sposb by po paskiej stronie.
Kady inny podejrzany parsknby na to miechem. Ten jednak milcza.
- W paskiej sprawie kady adwokat, nawet z urzdu i na wciekym kacu, dopatrzy si
wielu okolicznoci agodzcych - cign Zyga, wdeptujc niedopaek papierosa w klepisko. Inna rzecz, e tak spraw niejeden zechce poprowadzi bez pienidzy, bo dobrze wie, e na pana
rozpraw to gotowa przyjecha nawet Krzywicka z Wiadomoci Literackich. Rozdmucha pan
bardzo pospolite przestpstwo w du i gon spraw, w dodatku zrobi z nas idiotw, a to
publiczno lubi. Dlatego jeli chodzi o wyrok, nie ma si pan czego ba.

- A pan myli, e ja dbam o wyrok? - Mczyzna poruszy si wreszcie, wyranie


zirytowany.
- Nie, panie Db. - Maciejewski wychyli si w stron okna i stoek zatrzeszcza. Nie trzeba
byo siada! Facet, chocia odwrcony, wiedzia o kadym ruchu komisarza. - W adnym razie
nie dba pan o wyrok. Gdyby tak byo, nie rozmawialibymy rwnie przyjanie. Gdyby pan dba o
siebie, przede wszystkim nie zadawiby pan Wolaka tamtym klejnocikiem. Zaatwiby go pan
czym o wiele taszym, jak ci pozostali, ktrych na og api i przesuchuj. I jeszcze co panu
powiem...
Zyga woy sobie do ust drugiego papierosa, po czym zacz gono grzeba w zapakach.
Jego nawyk wkadania spalonych z powrotem do pudeka niekiedy si przydawa. Minie dusza
chwila, zanim wygrzebie now. Przetrzyma Dba i przejmie inicjatyw. W tym czasie Zielny
powinien tu wreszcie dotrze i wej do kuni z drugiej strony.
A jednak znalaz niejedn, lecz trzy niespalone zapaki, podczas gdy jego podejrzany nie
wykona najbahszego gestu. Nie odgoni nawet krcej nad nim muchy, a ta sama odleciaa.
- Powiem panu - Maciejewski zapali - e dobrze wiem, dlaczego zabi pan Wolaka. Co
prawda nie mam oficjalnego zeznania, z ktrego mgbym zrobi uytek, ale ja wiem. Naleao
si skurwysynowi i rozumiem pana, chocia jestem glin. Niech pan nie myli, e pan jeden po
tamtej wojnie mia swoje rachunki do wyrwnania...
- Pan te mia? - Db nareszcie czym si zaciekawi!
- Miaem. - Zyga z rozkosz odetchn wieym dymem, przypominajc sobie obit mord
sdziego ledczego Hryniewicza, dawnego dowdcy jego pododdziau.
- I wyrwna je pan?
- Wyrwnaem - powiedzia z satysfakcj Maciejewski - tylko z mniej spektakularnego
paragrafu. Tak, panie Db, obaj wiemy, e warto, chocia za wszystko trzeba paci.
- Zapac - uci tamten, znw zastygajc w kompletnym bezruchu.
*

Pan Florczak nieustannie dusi klakson i chwilami mia na liczniku szedziesit kilometrw na
godzin., na rozkopanym Krakowskim Przedmieciu musia jednak zwolni. Zakl pod nosem,
omijajc brukarzy. Ktry pogrozi mu pici, ale szofer nie zwrci nawet na to uwagi, by
nazbyt niespokojny o komisarza Maciejewskiego. Jak zwykle pracowicie szuka kopotw, a je
znalaz. Wspomnia Florczakowi w drodze, e w kuni zamkn si szaleniec, a potem zamiast
wywabi tamtego na szos, sam wpakowa si do rodka!
Przodownik Zielny ju czeka przed komisariatem. Rzeczywicie spni si na sub, ale
skd mg wiedzie, e kierownik przyjdzie przed czasem, w dodatku po zakrapianym
wieczorze?
Wszystkiego dowiedzia si od podkomisarza Krafta. Ten pocztkowo sdzi, e Maciejewski
znowu ma kopoty domowe i spa w swoim gabinecie. Przeczya temu jednak inna, nawet czysta
koszula, bo przecie Zyga nie zakradby si do mieszkania Ry po to tylko, by si przebra.
Komisarz natomiast tu po sidmej rano telefonem postawi na nogi posterunek w Konopnicy,
potem - mwili mundurowi - jak wcieky szuka wolnego auta, tyle e CWS akurat sta w
warsztacie, a fiat pod domem Herr Komendanta. O wypoyczeniu samochodu z komendy

wojewdzkiej Maciejewski nie chcia sysze. Kaza i na postj i szuka pana Florczaka.
- Tylko ty i Faniewicz, jeli zdy wrci. Takie byo polecenie - powiedzia Kraft, gdy
Zielny chcia woa jako wsparcie innych wywiadowcw. - Czekaj przed komend na takswk.
Zanim przyjechaa, tajniak zdy w nerwach spali dwa papierosy. Trzeciego z ulg schowa
do paczki, kiedy u wylotu Staszica zobaczy auto nawet na oko przekraczajce dozwolon
czterdziestk na godzin. Pan Florczak zakrci do oporu kierownic na rogu Zielonej. Fiat
zatrzyma si z piskiem opon, odwrcony o sto osiemdziesit stopni i gotw do rwnie
nieprzepisowej jazdy powrotnej.
Zielny ulokowa si obok szofera, nerwowo mnc kapelusz. Pan Florczak, na ile zna tego
podrzdnego eleganta, wiedzia, e to zy znak. O nic nie pytajc, wcisn peda gazu.
- Jak to wyglda na miejscu? - rzuci tajniak.
- le. - Cisnc klakson, szofer znw min robotnikw podobno poprawiajcych
nawierzchni. Zdaniem Florczaka, akurat w tym miejscu wcale nie bya taka za. Lepiej by si
zajli brukiem na przedmieciach! - Zupenie fatalnie. Komisarz, zamiast poczeka na pana, sam
wszed do kuni. Miejscowy policjant nic nie robi, uera si tylko z chopami. A pan Maciejewski
dyskutuje z szalecem.
- Da polecenia?
- Nie. - Takswkarz pokrci gow. - Widocznie liczy na pask inteligencj.
Niecay kwadrans pniej wywiadowca wyskoczy z auta, ktre z piskiem opon zatrzymao
si prawie na rodku szosy. Na poboczu stao sze wozw konnych, a na nich jak na trybunach
siedzieli wonice z ssiadami, znajomymi i podekscytowane dziewuchy w codziennych lnianych
bluzkach, wiecc kolanami spod spdnic. Zielny jednak tym razem nie prbowa zajrze gbiej,
tylko wanie zmaga si ze swoj inteligencj.
Z dwch pozostaych stron widowni zamykay rzdy stojcych grupkami bab i wiejskich
dzieciakw. Nawet niwa nie odcigny chopw od niecodziennego spektaklu.
Do sceny, czyli kuni i stojcego po jej prawej stronie drewnianego parterowego domu z
gankiem, nikt si nie zblia, czego pilnowa tutejszy policjant.
- Co zaszo, odkd komisarz wszed do rodka? - Wywiadowca pokaza mundurowemu
znaczek subowy.
- Nic, rozmawiaj. Moe go przesuchuje?
- Dlaczego nie usunlicie cakiem ludzi?
- Sam? - cakiem susznie zdziwi si policjant.
- Medalu to ty, chopie, nie dostaniesz - przepowiedzia mu Zielny. - Ale i nie polegniesz na
subie - pocieszy. - Do kuni jest drugie wejcie?
- Jakie drugie wejcie? To nie sklep kolonialny! - Mundurowy machn rk i odszed na
szos, gdzie zatrzyma si wanie autokar z Janowa.
- Prosz nie wysiada, prosz nie wysiada tutaj! - krzykn.
Szofer ruszy, ale po kilku metrach musia zahamowa, bo ktry z pasaerw samowolnie
otworzy tylne drzwi. Policjant stanowczym krokiem ruszy w tamt stron, ale wtedy zza
autobusu wyszed postawny mczyzna przy tuszy, z teczk. W prawej rce trzyma rzemie, na
ktrym koysa si may okrgy znaczek.
- Faniewicz! - zawoa Zielny, po czym ciszy gos, gdy obaj stanli pod potem. - Mamy
Dba, tutaj!

Minli przymknite wrota. Faniewicz rzuci teczk i bokiem wsun si w ciasne przejcie
prowadzce na podwrko. Zielny zza jego plecw nic nie widzia, ale gdy partner pochyli si
nagle, on zrobi to samo.
Niepotrzebnie. Przez mae okno kuni nikt nie zdoaby ich jeszcze zobaczy. Obaj przylgnli
do ciany. Zielny zajrza przez poszarza szyb do wntrza.
- A co w Kraniku? - szepn. Przekrwione oczy Witka ani troch mu si nie podobay,
chocia sam wyglda niewiele lepiej.
- Duga historia - mrukn Faniewicz.
Ich poszukiwany, ubrany w ciemny paszcz, siedzia sztywno na krzele z wysokim oparciem,
ktre pasowaoby bardziej do kocioa ni do kuni. Dopiero po chwili, kiedy oczy Zielnego
przywyky do pmroku, tajniak zauway, e dziwny mebel zosta zrobiony niedawno, nawet
niepocignity bejc, nie mwic o jakichkolwiek zdobieniach. Komisarz ze swojego miejsca
przy wejciu na chybotliwym zydlu widzia prawdopodobnie tylko czubek gowy Dba.
*

Rano jest tu naprawd adnie - powiedzia z alem Jan Db. Moe wyjrza przy tym przez
okienko kuni, lecz Maciejewski nie mg by pewien; wysokie oparcie dziwacznego krzesa
zasaniao widok. - Ziele, niedaleko las...
Jeeli to mia by wstp do wyzna, zapowiada si nie najgorzej. W podejrzanym co pkao,
i to samoistnie, bez przyduszania. Komisarz wci nie potrafi stwierdzi, czy tamten nie trzyma
w rku detonatora, ktrym wysadzi kuni i spali p Konopnicy, ale najwyraniej wzio go na
sentymenty i gdyby umiejtnie zagra na tej nucie...
- Seledyn lasw w powych mgie zwiewnej osonie... - zaryzykowa Zyga.
- Co prosz? - Mczyzna na fotelu poruszy si jak tknity prdem.
Maciejewski ju wiedzia, e przycign jego spojrzenie.
Wyj papierosa. Znowu szuka zapaki. W kocu zapali i wydeklamowa:
Dnieje. Bujn zieleni mi si zbone any.
Seledyn lasw w powych mgie zwiewnej osonie.
Bia mann drobniutkich ros spylone bonie.
Leciuchno dyszy wonny zefirek rozlany.
- Pan zna moje wiersze?!
Komisarz umiechn si lekko, bo ju dwukrotnie w swojej karierze sysza podobne pytanie.
- Mwiem, e sporo o panu wiem. Chciabym powiedzie te, e pana rozumiem... Gdyby
zabi Wolaka, po prostu zlikwidowa, to by pana cel, zabiby pan wczeniej - stwierdzi Zyga,
chocia nie mia na to twardych dowodw. - Nie myl si? Pan si spodziewa spotkania... Tylko
miejsce mogo si panu trafi lepsze, nie w boksie klaczy pracodawcy.
- To wycie nie doszli, czym zajmowa si Wolak? - Db odwrci nieco gow i spojrza na
policjanta z autentycznym zdziwieniem.
- Miaem nadziej, e pan mi to powie - spokojnie odpar Maciejewski.
- A ja miaem o panu lepsz opini. - Mczyzna, dotd spokojny i opanowany, teraz
mimowolnie krci si na swoim zbyt duym krzele niby ucze, ktrego lekcja zacza ju
nuy, ale ktry ma w sobie do kindersztuby, by zachowa pozory wobec nauczyciela. - Chyba

przeszukalicie jego mieszkanie? Nie byo tam nic, co wzbudzioby paskie podejrzenia?
- Stare programy gonitw - rzuci Zyga.
- Bzdura! - Db znw siedzia sztywno, patrzc przed siebie.
- Kalendarz z komi, na ktre pewnie chcia postawi...
- Tak pan to zrozumia? No c... A nie znalelicie u niego jodyny?
Ba si zadrapa, Zyga z miejsca przypomnia sobie swj dowcip podczas przeszukania.
Stan mu przed oczami Faniewicz przeszukujcy szaf, w gowie komisarza znw zabrzmia
irytujcy gos gospodyni, ktr w ssiednim pokoju przesuchiwa Zielny. Ale nad jodyn
wszyscy przeszli obojtnie, cznie z sdzi ledczym. No bo i co podejrzanego moe by w
jodynie?
- Znalelimy - potakn.
- Jodyna, panie komisarzu, wstrzyknita w pitk kopyta, w pcin czy w inn cz nogi,
wywouje zapalenie i ko zaczyna kule. To nie jest szczeglnie grone, samo przechodzi po
najdalej dwch tygodniach, ale w tym czasie na wygran mona sobie pogwizda. Jest tylko
jeden szkopu...
- Jodyna barwi skr - odgad Maciejewski. Stana mu przed oczami strona z kalendarza
Wolaka, ta z przekrelonym grub kresk siwkiem i wpisanym w jego miejsce karym ogierem.
- Bardzo barwi - przyzna Db. - Teraz ju pan rozumie?
*

Komendant wojewdzki policji, podinspektor Leon Izydorczyk, wszed do swojego sekretariatu


szybszym ni zwykle krokiem, nieco spniony, podzwaniajc przy tym Krzyami Zasugi i
Medalem Dziesiciolecia. Mia ch odpi zawadzajc mu szabl, ale pozostawianie broni
sekretarce, nawet jeli bya to bro wycznie paradna, kcio si z regulaminem Pozby si wic
tylko czapki i rkawiczek z brzowej skry.
- Czy zjazd Ligi Morskiej by udany zdaniem pana inspektora? - zapytaa policjantka.
- Dzikuj, istotne wydarzenie - odpowiedzia, chocia podczas przemwie gwnie
przeglda si w swoich wyglansowanych oficerkach. Ostatnie dwie godziny byy tak samo
udane, jak niedawne otwarcie widnickiej Szkoy Pilotw im. Marszaka Rydza-migego,
lubelskich Dni Morza na przystani kajakw i wszystkie uroczyste otwarcia, na ktrych z racji
stanowiska by zobowizany traci czas. Otwarcie zjazdu Ligi Morskiej i Kolonialnej! W sobot
o smej rano! Na Madagaskarze byaby ju dziesita, to prawda, ale w Lublinie... - Naczelnik
Ruciski i komisarz Borowik czekaj ju u pana komendanta.
Spojrza na zegarek. Istotnie, powinni tu by od kwadransa, a poniewa podinspektor
Izydorczyk postanowi ich zaszczyci, zezwoli czeka w gabinecie.
- Dzikuj. - Kiwn gow, po czym otworzy drzwi.
Naczelnik Urzdu ledczego oraz jego podwadny wstali od stou konferencyjnego. Borowik
stukn nawet obcasami, co przy jego cywilnych pbutach dao efekt cichy i mao oficerski.
Izydorczyk przywita si, po czym usiad, zmuszony upchn sterczc szabl midzy
siedzisko a oparcie fotela.
- Panowie wybacz spnienie, niestety obowizki oficjalne... - Na lnicym blacie biurka
pokazaa si twarz zmczonego, starzejcego si mczyzny z rosncymi zakolami, ale wci

szczupa, gadko ogolona, wrcz kawaleryjska. - Prosz usi.


Zerkn, czy podwadni dostali szklanki i karafk ze wie wod, bo poi ich herbat lub
kaw nie rozkaza. Te by spragniony po jaowo spdzonych godzinach w dusznej sali
lubelskiego oddziau Ligi Morskiej i Kolonialnej, lecz przy niszych stopniem nie zamierza tego
ujawnia.
- Wezwaem panw tutaj w celu zakomunikowania panom mojej decyzji - z miejsca
przeszed do sedna. - Jestem niezmiernie zadowolony z postpw ledztwa, jakie pod kierunkiem
pana naczelnika przeprowadzi komisarz Borowik. - Spojrza na obu z wadcz askawoci. Dodam, e ledztwo w sprawie zabjstwa podczas krajowej wystawy spotkao si z ywym
zainteresowaniem wielu osb z krgw naszego ziemiastwa i przemysu rolnego, a Policja
Pastwowa, prosz szanownych panw, winna sta na stray prawa, lecz i wsuchiwa si w gos
obywateli.
Podinspektor przekn lin, bo zascho mu w gardle. W mwieniu gadkich frazesw mia
jednak wpraw.
- Szanowni panowie, w uznaniu dobrej suby pana komisarza Borowika chciabym w
najbliszych miesicach mianowa go oficerem inspekcyjnym, liczc szczeglnie, e jego wiedza
i dowiadczenie przyczyni si do podniesienia poziomu wci sabujcej pracy ledczej komend
powiatowych. Sucham opinii panw.
Spodziewa si, e naczelnik Urzdu ledczego grzecznociowo wyrazi al z powodu utraty
zdolnego oficera, jednake Ruciski ograniczy si do oszczdnego potaknicia. Z kolei na
twarzy Borowika zna byo jak emocj, lecz czy dum i zadowolenie, podinspektor nie by
pewien.
- Moja decyzja ma oczywicie cisy zwizek z tamt spraw - doda Izydorczyk, chocia o
nieporozumieniu nie mogo by mowy. - Mam nadziej, panie komisarzu, e bdzie pan
usatysfakcjonowany nowym stanowiskiem.
Borowik wsta, obcigajc marynark stosownie zapit na grne guziki.
- Panie komendancie, jestem wdziczny, e moje wysiki zostay docenione, chciabym
jednak prosi pana komendanta o ponowne rozwaenie tej decyzji.
- Sucham? - Podinspektor dawno nie by tak zaskoczony. Byby znacznie mniej, gdyby na
nucym otwarciu zjazdu Ligi Morskiej i Kolonialnej ogoszono, e w przyszym miesicu
Madagaskar nieodwoalnie zostanie polskim terytorium zamorskim.
- Oczywicie miaem swj udzia w ustaleniu sprawcy zabjstwa - zega Borowik - ale
niewielki. Sukces w ogromnej wikszoci zawdziczamy komisarzowi Maciejewskiemu i jeli
pan komendant pozwoli mi wyrazi swoje zdanie, to jemu naley si nagroda.
Ruciski spojrza uwanie na podwadnego. Zna obu od dziesiciu lat, wiedzia tak o ich
wczeniejszym koleestwie, niemal przyjani, jak i o tym, e co pornio ledczych w
trzydziestym szstym. By pewien, e od tamtej pory Borowik najchtniej utopiby
Maciejewskiego w yce wody.
- Panie komisarzu - zacz powanie Izydorczyk po dugiej chwili milczenia - przemyla
pan swoj prob? I nieche pan usidzie.
- Przemylaem. - ledczy, sztywno wyprostowany na krzele, walczy, by utrzyma
oficjalny ton, chocia rozpierao go wredne zadowolenie. Pal sze te par zotych dodatku
funkcyjnego! Mniej one warte ni Zyga odsunity od Wydziau ledczego i skazany na cige

wyjazdy, ktrych nie cierpia. A co jeszcze waniejsze, Zyga przeniesiony do komendy


wojewdzkiej, w ktrej Borowik miaby go stale na oku... i na widelcu. - Komisarz Maciejewski
nada ledztwu waciwy kierunek, zanim przejem t spraw. Dodam, panie komendancie, e
wymagao to wyjtkowej roztropnoci umysu, poniewa na pocztku dochodzenia wiele
wskazywao na nieszczliwy wypadek. Doktor Krpiel przegapiby istotne lady - bez
mrugnicia okiem sypa wsplnika - gdyby nie zwrci na nie uwagi wanie komisarz
Maciejewski. Rwnie w toku ledztwa, chocia to ja nim kierowaem, wykona wiksz cz
pracy i gdyby nie jego inicjatywa...
- To, zdaje si, paski przyjaciel - wszed mu w sowo Izydorczyk.
- Przeciwnie, panie komendancie, od jakiego czasu jestemy pornieni - przyzna
Borowik, tym razem zupenie szczerze. - Pan naczelnik - skin gow w stron szefa - wie o tym
doskonale.
Chocia Ruciski zaczyna rozumie gr podkomisarza, to motywacje podwadnego wci
byy dla niego cokolwiek mtne. Za stanowisko oficera inspekcyjnego wielu daoby si posieka,
bo trudno o lepsz trampolin jeli nie do awansu na fotel naczelnika czy komendanta, to
przynajmniej do nieopodatkowanych dochodw wrczanych pod stoem. W tej sytuacji nie
pozostawao jednak nic innego, jak przytakn.
To niemal wzruszyo komendanta, ktry jak kady na stanowisku przywyk do intrygantw i
karierowiczw.
- Zdaje si jednak, e sprawca nie zosta jeszcze ujty, tym bardziej postawiony przed sdem
- przypomnia sobie Izydorczyk.
- To tylko kwestia czasu - zapewni go ledczy.
- ciskam panu do, komisarzu Borowik! - Podinspektor podnis si, by poda mu rk.
Szabla zadzwonia o kant biurka. - Dawno, prosz mi wierzy, nie spotkaem si z podobn
szlachetnoci, z tak uczciwoci. yczybym sobie mie w subie wicej ludzi paskiego
pokroju i chociaby dlatego rwnie pana nie ominie nagroda. Pan, zdaje si, ju adnych kilka
lat czeka na trzeci gwiazdk?
Borowik nawet nie spodziewa si takiego obrotu sprawy. Wygldao na to, e nie tylko zrobi
na zo Maciejewskiemu, ale te zostanie penym komisarzem. A to wicej forsy ni dodatek
funkcyjny oficera inspekcyjnego!
- Prawie dziesi, panie inspektorze - zaokrgli w gr swoj krzywd.
- Dugo. - Izydorczyk sign po piro i zapisa co w notesie. - O rozkazie personalnym
dotyczcym komisarza Maciejewskiego pomwi z komendantem Herrem, w kocu to jego
podwadny. Natomiast co do pana, panie komisarzu... - znaczco zawiesi gos - jestem rad,
bardzo rad. Panie naczelniku?
Ruciski spojrza na przeoonego, jakby go wanie obudzono. Szybko jednak odgad, czego
oczekuje zwierzchnik.
- Ciesz si, e komisarz Borowik zostanie w moim urzdzie. Rzecz jasna, w peni si
zgadzam z opini pana komendanta.
*

Zamilk pan. - W gosie Dba tylko guchy nie usyszaby satysfakcji.

Cudza duma bya jednak w tamtej chwili zupenie Maciejewskiemu obojtna, w


przeciwiestwie do wasnej lepoty. Jak mg przegapi taki lad! Nikt przy zdrowych zmysach
nie trzyma przecie w domu, a ju na pewno nie w kieszeni, zapasu jodyny! Intuicja susznie
podpowiadaa, tylko nie chcia sucha.
- Gratuluj. - Maciejewski skin gow, chocia odwrcony do okna Db nie mg widzie
jego gestu. - A strzykawka i fiolka, ktre Wolak musia mie przy sobie w stajni?
- Zabraem.
- A czym go pan waciwie uderzy?
- Podkow, oczywicie - spokojnie odpowiedzia siedzcy sztywno mczyzna. - By moe
przypomina pan sobie may hak na belce w boksie? Kto j tam powiesi ot tak, na szczcie.
Kiedy przyjechalimy do Lublina z porucznikiem Gromnickim, nie wiedziaem, e znowu
spotkam Wolaka, e zapacono mu, by wanie nasza Haiti odpada z wycigu. Ale kiedy tylko
zobaczyem go krccego si przy stajniach... Nie odstpowaem na krok, tym razem jednak nie
tak otwarcie.
- Zawsze, kiedy pan spotyka Wolaka... Oczywicie najzupeniej przypadkowo! - zastrzeg
ironicznie Zyga. - Zawsze mia pan w kieszeni ten medalion z dworku w Szkodyniu?
- Zawsze - z pen powag odpowiedzia Db. - Od tamtego dnia w dwudziestym roku ani
na chwil nie rozstaem si z nim. Nosiem jak nie w kieszeni, to na szyi, eby przypomina... Podejrzany przyzna to jakby ze wstydem. - Pan susznie myli, to by zy czowiek.
W ustach kadego innego zabjcy zabrzmiaoby to groteskowo, lecz nie tym razem. Cholerny
ksidz Popiel, gdyby zama tajemnic spowiedzi, moe nie byoby caej tej sprawy! Zamiast
ciga Dba, Zyga przesuchiwaby Wolaka, pewnie te by sprawdza, komu zaleao na
wyeliminowaniu Haiti z wycigu. Oczywicie operacyjnie, bo w gr wchodziby wycznie
zamiar popenienia...
- A po tym, jak mi pan uciek, przyjecha pan do Lublina pocigiem?
- Towarowym, bez biletu - przyzna si Db. - I wie pan, naprawd przez chwil
zamierzaem wynaj paski dom. To byoby lepsze miejsce na nasze spotkanie ni ta kunia,
tylko ta ssiadka pana komisarza...
- Rzeczywicie, do wcibska. - Maciejewski pokiwa gow. - Ale mniejsza o miejsce!
Musz panu powiedzie, e wamanie do kasy w browarze to by bardzo sprytny pomys. Dwie
due sprawy naraz, to nas rzeczywicie zdezorientowao. Tylko niepotrzebnie zabra pan akta
pracownicze, tym podstawi pan sobie nog.
- Nie zabrabym, gdyby nie stay w tym samym pomieszczeniu. Impuls, natchnienie, a to
czasem zwodzi... - Db zamyli si, zupenie jakby wpad mu do gowy pomys na nowy wiersz.
- Panie komisarzu - rzuci naraz proszcym tonem - niech mi pan powie, ale tak szczerze, czy na
moim miejscu wydaby pan Wolaka, gdyby co takiego panu zrobi?
- Nie wiem - odpar Zyga cakiem szczerze. - Na pewno wahabym si, czy paragrafy, czy
honor.
By ju prawie gotw, niemal urobiony! W Maciejewskiego znw wstpi policjant. Jeszcze
minuta, moe pi, a Db podda si, wyjd razem, nie trzeba bdzie nawet zapina kajdanek.
- Paragrafy czy honor, dobrze to pan powiedzia... - Podejrzany zawiesi gos. - Nawet w
przypadku takiego Wolaka...
Zapada cisza, nader obiecujca. Facet podda si i nie bdzie sprawia kopotw. Byleby tylko

komu na zewntrz nie strzelio do gowy nic gupiego!


- Ale pki y, to i ja miaem po co - doda niedoszy kowal. - Teraz... Teraz i mnie si
odechciao.
Db pochyli nagle gow, a Maciejewski zerwa si ze stoka.
*

Faniewicz zrozumia wreszcie, dlaczego podejrzany woy ten karawaniarski paszcz! Pod po
ukrywa luf strzelby, a kiedy si poruszy, wywiadowca zauway midzy jego nogami kolb
opart o klepisko. Byszczca yka wdkarska czya paluch jego bosej stopy ze spustem.
Tajniak sign po rewolwer, odbezpieczy, jednak strzeli si nie odway.
- Bdzie si broni? - mrukn stojcy za nim partner.
- Miaby fuzj na kolanach. W eb sobie palnie.
Zielnym zatrzso. Wic ten cwaniak, ktry robi z nich idiotw od samego pocztku, na
koniec wytnie taki numer?!
Trzeba bdzie pisa stosy raportw i udowadnia, e ani Maciejewski, ani aden z nich
niczego nie zaniedba. Jeli nawet Herr Komendant jako to przeknie, taka sprawa moe si
cign za czowiekiem jak smrd po gaciach...
- Wytrc mu t strzelb. - Zielny przepchn si bliej okna. Cicho odbezpieczy nowego
visa, ktrego nie mia nawet okazji uy, tyle co na strzelnicy. Uj pistolet obiema domi,
opierajc je na parapecie.
- Wilhelm Tell si znalaz - mrukn sceptycznie postawny tajniak. On te ju odgadywa, co
si wici.
Ostronie, by nie uderzy luf rewolweru w szyb, przymierzy si do strzau.
- Paragrafy czy honor, dobrze to pan powiedzia... - dobiego z wntrza. - Ale pki y, to i ja
miaem po co. Teraz... Teraz i mnie si odechciao.
Niezbyt gony, impotentny trzask iglicy pistoletu wybrzmia razem z ostatnim zdaniem Dba.
Mczyzna spojrza w okno kuni i zobaczy dwie gby. Jedn wybrylantowanego elegancika,
ktry dopiero co mierzy do niego z pistoletu, a teraz rozpaczliwymi uderzeniami o drewnian
cian prbowa odblokowa bro. Drug otyego faceta stojcego za nim z rewolwerem.
- Kurwa, Witek, strzelaj! Zaci mi si! Strzelaj!
W pierwszej chwili Zielny mia nadziej, e Faniewicz zdy. Dwa strzay hukny niemal w
tym samym momencie, tyle e ten z broni partnera nie powinien by tak gony. I nie miao
prawa odrzuci po nim gowy Dba pod strop kuni. Nie miao, bo przecie Faniewicz mierzy w
kolb dubeltwki.
*

Maciejewski pierwszy oprzytomnia. Wsta i podszed do bezgowego ciaa. Brudnoczerwone


paty skry przypominay patki usychajcego tulipana. Dusz chwile; nie mg si oprze
wraeniu, e to nie moe by Jan Db, eksonierz, ekslusarz, ekspoeta, z ktrym dopiero co
trenowali byskotliwo. Dlatego te komisarz podszed do zwok i jakby nigdy nic kopniciem
odwrci fuzj, by lufa nie mierzya w stron tajniakw.
Potem dopiero, zerknwszy na odkorkowan szyj, wewntrz ktrej bulgotaa krew, lekko

zblad.
- Przegralimy. Przegralimy jak jasna cholera - wycedzi powoli, podchodzc do
stuczonego okna. - Przegraem - poprawi si zaraz. - Zielny, poszukaj telefonu. Woaj technikw
i Krpiela, niech i doktor ma co z ycia... Faniewicz zostaje ze mn.
Wychodzc z kuni na podjazd, odsun zaywn wieniaczk, ktrej rce raz po raz
wykonyway znak krzya, ale oczy niemal wychodziy z orbit. Kilkanacie jej kum i niemao
konopnickiej modziey zebrao si przy wrotach kuni.
- Nic tu nie ma do patrzenia! - Komisarzowi przyszed z pomoc rumiany starszy mczyzna
w wysokich butach i przepoconej koszuli z podwinitymi rkawami. Odegna bab, machajc
somianym kapeluszem jak na kur. - To nie dziwowisko jest jakie, ludzie! Sotysa mus
sprowadzi, zamiast gapi si durno!
Maciejewski zamkn wrota kuni i skin mu gow. Zwyky chop wykaza wicej
opanowania ni miejscowy posterunkowy. Za mody, aby pamita wojn, nie widywa te
najwyraniej zmasakrowanych cia na torach kolejowych, bo teraz, cay zielony, tylko dziki
eliwnemu parkanowi kocioa by w stanie utrzyma urzdowy pion. Zyga podszed do
Faniewicza, powolnym krokiem wychodzcego wanie zza przysadzistego budynku kuni.
- Dlaczego dae mu uciec? - warkn cicho.
- Jak to uciec? - Tajniak wzruszy masywnymi ramionami. - Zabi si przecie, panie
kierowniku.
- Dlaczego dae mu uciec? - powtrzy z naciskiem komisarz.
Wywiadowca wytrzyma jego spojrzenie. Odwrci si i ju prawie odchodzi, lecz naraz
mrukn przez rami:
- A pan?
EPILOG

Lublin, dnia 13 czerwca 1951 roku


Delegatura Komisji Specjalnej
do Walki z Naduyciami
i Szkodnictwem Gospodarczym
w Lublinie
Ob. Maciejewski Zygmunt
dozorca b. Hipodromu w Lublinie
W odpowiedzi na pismo Obywatela tut. Delegatura KSdWzNiSG
dzikuje Obywatelowi za czujno na odcinku powierzonej Mu
pracy. Informujemy jednoczenie, i wniosek dotyczcy uznania
byej klaczy wycigowej Haiti w stanie ywym za cenny
majtek narodowy uznano niezasadnym z punktu widzenia
gospodarczego, jako e w/w nie przedstawia wartoci roboczej,
tj. pocigowej i rolniczej.
Z pieczci odbitej resztk tuszu nie sposb byo odczyta nazwiska urzdnika. Ale czy to by

co pomogo? Maciejewski zerkn na drugie pismo, mieszczce na wiartce arkusza jedno


zdanie i cztery stemple:
Lublin, dn. 16 VI 1951 r.
Referat Aprowizacyjny Wydziau Administracyjnego Prezydium
Miejskiej Rady Narodowej w Lublinie poleca wyda Zakadom
Misnym
w
Lublinie
konia
sztuk
1
/sownie:
jeden/
pozostajcego na wykazie byego Hipodromu Lubelskiego.
Wiktor Liszaj
kier. ref.
- Naczyta e si pan? - Kierowca z Zakadw Misnych nie bez trudu wytoczy si z
kabiny. Patrzc na dwa metry cielska i apy jak bochny chleba, mona byo si zastanawia, po co
takiemu ciarwka. Daby rad zarzuci sobie konia na plecy i pieszo dostarczy do rzeni. Naczyta e si pan, czy bdziem tu sta, a zakwitniem?
- Zara znowu jak skarg napisze. A moe donos? Literat pierdolony! - Obok kierowcy
stan konwojent, czowiek niski i ruchliwy. Na jego chud szyj kady mski konierzyk musia
by za szeroki, pewnie dlatego koszul mia rozpit a na trzy guziki i dawny komisarz
wyranie widzia jego grdyk poruszajc si przy kadym sowie.
Nie trzeba byoby nawet mocno bi, eby zatka mu gb...
- Narobilicie z tym koniem, obywatelu Maciejewski, jak pijany zajc. - Ostatni wysiad z
szoferki sierant Kufel, dzielnicowy Rur Jezuickich. - I ja was musz powanie ostrzec.
- Jeli obywatelowi sierantowi chodzi o mj alkoholizm, to pij za swoje - burkn Zyga.
Zerkn na Haiti. Czua pismo nosem, bo staa w rogu zaimprowizowanego pastwiska,
niespokojnie podrzucajc bem.
- Ja was chc ostrzec, e dzi robicie trudnoci gospodarce uspoecznionej, a wkrtce
przejdziecie do kategorii uchylajcy si - wyjani Kufel.
- No widzisz pan, widzisz? - Kierowca rzuci konwojentowi zwinity gruby postronek,
zatrzasn drzwi kabiny i razem ruszyli w stron konia.
Klacz prychna gono i zastrzyga uszami, kiedy obaj przeleli przez ogrodzenie.
- Od czego ja si niby uchylam? - Zyga wyj z kieszeni zmity papieros i wsadzi sobie do
ust. Pocz grzeba w zapakach.
- Od pracy bdziecie si uchyla, Maciejewski, bo jak nie bdzie konia, nie bdzie tego
caego hipodromu, a jak nie bdzie hipodromu, nie bdziecie mieli czego pilnowa. To logika,
obywatelu Maciejewski - nie bez dumy objani milicjant.
Palce Zygi zamary, by po chwili zacz wyrzuca na ziemi spalone zapaki jedna po drugiej.
Haiti kwikna gronie i nadstawia si zadem, ale mczyni zachodzili j z dwu stron. Moe
by im pomc, pomyla dawny komisarz, eby si nie denerwowaa?... Ze zoci zmi w doni
papierosa i wytar rk o spodnie. Faniewicz mia racj, cholera, trzeba byo sfingowa kradzie
i odda klacz dorokarzowi. Dryndziarska szkapa - moe to i degradacja, wci jednak mniej
bolesna ni ta, ktra spotkaa samego Zyg. A teraz rzenia...
- Zatkao was? - zagadn dzielnicowy.
- Szukam luk w waszym rozumowaniu, obywatelu sierancie - wycedzi przez zby byy
komisarz. - Niestety jest nie do obalenia, bez jednej rysy, jak kryszta dialektyczny, obywatelu

sierancie.
- Jak co? - Milicjant spojrza na niego podejrzliwie.
Kwiki klaczy byy nie do zniesienia. Kopnaby ktrego, nie jeste jeszcze taka stara...
- Jak nie wiem co - warkn Zyga.
- Ja bym na waszym miejscu nie podskakiwa, Maciejewski - ostrzeg sierant Kufel, dla
dodania sobie powagi kadc ko na raportwce. - Wy jestecie niepewny element, w dodatku
kiblowalicie.
- Moe dlatego teraz, eby mnie naprawd zgnoi i skurwi, musiaby obywatel sierant
przyj z kolegami. Najlepiej trzema, tak dla pewnoci. - Przedwojenny glina wbi w wzrok w
dzielnicowego.
Kolejny krzyk Haiti zabrzmia jak chichot wariata. Podobnych dwikw nasucha si na
Zamku, czsto nie wiedzc do koca, czy ubowcy wanie przesuchuj kogo do granic
fizjologii, czy jaki wizie oszala.
- al wam tego konia, co? - Milicjant, nie wiedzie czemu, odezwa si naraz ludzkim
gosem. - Tej, jak jej tam?... Haiti?
Byy komisarz parszywie si skrzywi.
- Roboty szkoda. Szkap i psw nigdy nie lubiem. A Haiti, obywatelu sierancie, to wyspa na
Morzu Karaibskim. Obywatel sierant poczyta sobie Poznaj wiat, niejednego si dowie.
OD AUTORA

Pragnc na sposb Aleksandra Macedoskiego przeci wtpliwoci, czy jestem bardziej autorem
kryminaw, czy moe powieci historycznych, miaem szczery zamiar tym razem nie zagbia
si w histori dwudziestolecia midzywojennego, nie szuka w niej biaych plam ani szczeglnie
wyrafinowanych smaczkw, ale napisa - a tak, niech mi Bg intelektualistw wybaczy! kostiumow powie kryminaln z komi w tle. Niestety, chocia mj zamiar by szczery,
szukajc materiaw do ksiki, znw uwioda mnie historia.
Najpierw chciaem po prostu woy do jednej ze scen byego szefa komisarza
Maciejewskiego, Wodzimierza Pitueja. Zamiarw historycznych nie byo w tym adnych,
chciaem jedynie wiedzie, jak wyglda i jakim by czowiekiem. Nie bez zdumienia
uwiadomiem sobie, e za posta epizodyczn wziem bohatera romansu awanturniczego, i to
nie tylko z powodu hiszpaskiej brdki. By oficerem policji ukraiskiego pochodzenia, najpierw
szefem zewntrznej ochrony marszaka Pisudskiego, a po jego mierci - sekowany przez sanacj
- zosta koniec kocw zmuszony do odejcia do cywila. Ten sam czowiek, ju jako Woodymyr
Pituej, pojawi si we Lwowie w 1941 roku jako komendant Ukraiskiej Policji Pomocniczej,
nastpnie jako dowdca jednej z brygad wchodzcych w skad dywizji SS-Galizien. Zyga
Maciejewski mia z nim do czynienia jako komendantem powiatowym niecay rok w poowie lat
30, i nie mg wiedzie, co stanie si pniej (Wodzimierz vel Woodymyr Pituej take nie).
Zadaem sobie jednak pytanie, czy przypadliby sobie do gustu. I odpowiedziaem, e jako
oficerowie, na ktrych policyjna hierarchia patrzya rwnie krzywo, niestety bardzo...
Zbliajc si z kolei do koca powieci - nie bdc przecie poet - zaczem si zastanawia,
jakie wiersze pisaby Jan Db, wraliwiec z natury, przestpca z racji splotu okolicznoci. Na to

pytanie odpowiedzia mi wieczr autorski w Krasnymstawie, a zwaszcza podarowany mi tam


zbir poezji Stanisawa Bojarczuka, poety chopskiego i samouka, ktrym w latach 30, XX wieku
zainteresowa si Jzef Czechowicz i ktry ostatnio zadziwi Jacka Dehnela i Andrzeja Stasiuka.
Zrobio mi si wstyd, e S. Bojarczuka, chocia krajana i posta nader dramatyczn, dotd
omijaem. Dlatego teraz wanie na jego sonecie zosta nadpisany jeden z wierszy Jana Dba,
co filologw ortodoksyjnych moe zgorszy, postmodernistw rozbawi, lecz wikszoci
Czytelnikw, jak miem sdzi, nie powinno przeszkadza.
Wreszcie szkicujc scen finaow, wsiadem na rower i wybraem si do odlegej kilka
kilometrw od Lublina wsi Konopnica - znaczcej dla miasta, bo jeszcze na pocztku xx wieku to
wjtowi Konopnicy podlegaa jedna z lubelskich dzielnic, Wieniawa. Pamitaem dobrze z
dziecistwa: gdy wraz z dziadkiem autobusem linii 12 jechaem przez wie ku nieodlegemu
lasowi na grzyby, po drodze mijalimy otwarte wrota kuni i jeli nie zasaniaa ich akurat czyja
furmanka, widziaem czerwony, fascynujcy ogie na palenisku. Teraz w tym samym miejscu
zastaem opuszczony dom, a przy nim drewnian ruder z zapadym dachem. Bezbdnie
rozpoznaem natomiast wrota, lecz nie tylko martwe, ale przede wszystkim dziwnie mae. Skoro
jednak ju tam byem, porozmawiaem ze starszym panem z ssiedztwa (ci modsi, ktrzy
postawili domy na ruinach dawnych chaup, bardziej miejscy ni wiejscy, rzecz jasna nic nie
pamitaj). Od starego konopniczanina dowiedziaem si, e chocia kolegowa i pi piwo z ju
powojennym kowalem, to przedwojennego, Sotwiskiego, pamita z dziecistwa. Gdy
Sotwiski zmar, od jego kowada zgodnie z tradycj upiowano rg na znak, e w kuni
skoczya si pewna epoka. Dzi nie ma ani pana Sotwiskiego, ani jego nastpcy, tylko ruina,
ktrej powinienem by wdziczny za dowd, e gdy jedziem z dziadkiem na grzyby autobusem
linii 12, nic mi si nie przywidziao.
Mam nadziej, e skoro tak szczerze otworzyem przed Pastwem serce pisarza, atwiej
bdzie wybaczy mi drobn ahistoryczno, cignc si za cyklem o komisarzu Maciejewskiego
od czwartej powieci, Skrzydlatej trumny. Gdy Zyga prowadzi ledztwo w Lubelskiej Wytwrni
Samolotw, jego Wydzia ledczy nie podlega ju Komendzie Powiatowej, ale Komendzie
Miasta. Jednake wwczas, w 1936 roku, po pierwsze, bya to nowinka organizacyjna, a ja nie
przypuszczaem, e dwie powieci pniej przyjdzie mi powrci z moim bohaterem do lat 30.
Uznaem wic za suszne nie komplikowa kryminalnej lektury zwaszcza tym Czytelnikom,
ktrzy wytworzyli ju sobie obraz lubelskiej policji na podstawie poprzednich ksiek. Po drugie,
przeoonym Maciejewskiego musiabym zgodnie z prawd historyczn uczyni nadkom.
Witolda Makowskiego, a ten z kolei z racji podobnego nazwiska mgby si myli z nadkom.
Marianem Makowieckim, jednym z negatywnych bohaterw Kina Venus. Co gorsza, mogliby
Pastwo odnie wraenie, e moja kreatywno w przypadku nazwisk ulega wyczerpaniu! Za
po trzecie i najwaniejsze, kom. Aleksander Herr nosi tak niezwyke nazwisko, a przy tym
historycy wiedz o nim tak niewiele jako o osobie, e w moim sumieniu tym bardziej
powieciopisarz wygra z historykiem amatorem i nie mogem nie wykorzysta literacko Herr
Komendanta.
Inne moje poszukiwania nie byy ju tak interesujce ani kopotliwe, ani te sentymentalne,
lecz dla ksiki istotne. I nie wszystkie byy wycznie moje. Wielu Czytelnikw zagrzewao
mnie do pracy nad kolejnym retrokryminaem z Zyg Maciejewskim w roli gwnej, o czym
zapomnie w adnym wypadku nie zamierzam, lecz szczegln wdziczno winien jestem

osobom, ktre wspary mnie swoj wiedz i opini. W kolejnoci alfabetycznej dzikuj:
Agnieszce Gtarczyk, historyczce zafascynowanej rodzin Czetwertyskich, autorce m.in,
biografii Seweryna ksicia Czetwertyskiego oraz inspirujcego artykuu o jego stadninie w
Suchowoli;
Marzenie Goofit z kranickiego Stowarzyszenia Rozwj i Bezpieczestwo oraz Jej
wsppracownikom, ktrzy skutecznie lobbowali na rzecz wtkw kranickich w cyklu o
komisarzu Maciejewskim, zorganizowali pouczajc wycieczk po ich miecie oraz zarzucili
informacjami;
Jarosawowi Karczowi, lekarzowi weterynarii kierujcemu szpitalem dla koni w Janowie
Podlaskim, za kluczow odpowied na pewne kopotliwe pytanie;
Robertowi Kuwakowi, ktry od lat wspiera mnie swoj szerok wiedz historyczn o
dawnym Lublinie i rwnie tym razem uwanie, krytycznie, lecz z yczliwoci przeczyta
brudnopis powieci;
Pawowi Leniewskiemu, wykadowcy Szkoy Policji w Pile i wytrawnemu technikowi
kryminalistycznemu, za konsultacj i cenne uwagi dotyczce finaowej sceny samobjstwa;
Dariuszowi Makowskiemu, redaktorowi naczelnemu miesicznika Poznaj wiat, ktry
zechcia dla mnie sprawdzi, czy przed czerwcem 1951 rokiem Zyga Maciejewski mg natkn
si w tyme pimie na wzmiank o Haiti;
a bardzo szczeglnie Michaowi P. Wjcikowi, jednemu z twrcw fanpage'a Aj law
LUBLYN, bo to on wanie najpierw dugo namawia mnie do napisania koskiego
Maciejewskiego, potem pomg wyszuka ciekawostki, by na koniec zosta rwnie
czytelnikiem testowym tego kryminau.
SPIS RZECZY

Prolog

CZ PIERWSZA - Jak mona kopa ywe stworzenie?!

CZ DRUGA - Pan czytuje powieci detektywne?

145

CZ TRZECIA - Bdcie mczyzn, do jasnej cholery!

235

Epilog

341

Od autora

345

You might also like