Professional Documents
Culture Documents
Wydanie I
Warszawa
Redaktor serii: Filip Modrzejewski
Redakcja: Katarzyna Arbaczewska-Matys
Korekta: Magorzata Denys, Natalia Kraszewska
Redakcja techniczna: Anna Gajewska
Projekt okadki i stron tytuowych: Krzysztof Rychter
Projekt typograficzny: Robert Ole / d2d.pl
Logo cyklu: aorta.com.pl
Logo serii: Marek Goebel
PROLOG
CZ PIERWSZA
Jak mona kopa ywe stworzenie?!
dopki dorokarz pierwszy nie odwrci nerwowo gowy. - Po wolnoci chodz. To wicej warte,
panie Jdrzejczak.
- Pierdoli pan! - Zdenerwowany dorokarz pstrykn niedopakiem w stron pascej si w
oddali klaczy. - Pan szczerze powie: jaja panu ubowcy urwali czy myli pan wicej ode mnie
wycign?
- No co te pan, panie Jdrzejczak! - zmartwi si Maciejewski. - Nie, ja ju od dawna nie
jestem chciwy. A o moich jajach, z caym szacunkiem, nie bdziemy rozmawia.
- Szlag z panem! - Jdrzejczak rozsierdzi si cakiem i poszed.
Zyga sign po pozostawion przez niego gazet. Dzie radoci i wesela na placach i ulicach
Lublina, pisa o pierwszomajowym wicie Sztandar Ludu. W Saskim Ogrodzie przelewa si
alejami ywy strumie ludzki. Zdaje si, e wszyscy naznaczyli sobie tutaj spotkanie. Przez
wdrujce tumy publicznoci matki przepychaj z trudem wzki z niemowltami albo prowadz
za rce kilkuletnie dzieci, dwigajce z dum kolorowe piki. Komunistyczna gadzinwka nie
napisaa jednak, e wrd tego tumu matek tumi si byy m Ry widroniowej, wczeniej
Maciejewskiej, by chocia z daleka zobaczy swojego syna. Nie zobaczy.
II
Konie wyszy na kolejn prost i trybuny wstay. Wrd zielonych mundurw z kolorowymi
baretkami orderw i towarzyszcych oficerom pa w letnich sukienkach czarne garnitury
Faniewicz zatrzyma wzrok akurat na tym punkcie programu machinalnie, a nawet bez sensu,
poniewa Haiti miaa biec dopiero w ostatniej gonitwie. Nie by wszake jedynym obserwatorem
pitej gonitwy, ktry tylko pozornie interesowa si wierzchowcami.
Niski starszy mczyzna w staromodnym letnim garniturze, z muszk i w somkowym
kapeluszu, powolnymi ruchami chodzi twarz, wachlujc si Gosem Lubelskim, jeszcze nie
tak dawno opozycyjnym prawicowym dziennikiem, ktry w mgnieniu oka niemal przesta by
cenzurowany. Wystarczyo pochowa Pisudskiego, by wyszo na to, e wikszo jego dawnych
podwadnych potrafia czy cze do Komendanta z czytaniem Dmowskiego do poduszki.
Zwolennicy kulturalnej autonomii mniejszoci narodowych poszli w odstawk jako nieuleczalni
fantaci, za to rozpoczo si burzenie ukraiskich cerkwi, pacyfikowanie nieposusznych wsi i
mocarstwowa ekscytacja pozyskaniem kolonii, gdzie w pierwszej kolejnoci mona by
przeflancowa ydw.
Silny Fundusz Obrony Narodowej to potga Polski! Hiszpaskie wojska narodowe cigaj
cofajcego si w popochu przeciwnika. Faniewicz na tyle zbliy si do starszego jegomocia,
e mg ju przeczyta co wiksze nagwki. Nie gazeta go jednak interesowaa, ale czowiek
trzymajcy j w rku. By jedynym cywilem, ktry wmiesza si w uasko-oficjelsk
publiczno, tu przy barierce obserwujc zmagania dokejw. Stamtd mia wyborny widok tak
na tor, jak i na ca trybun.
Wywiadowca przysoni twarz programem i ruszy w stron obserwowanego mczyzny, nie
dbajc o posykiwania tych, ktrym depta po lakierkach. W adnym wypadku nie zamierza
faceta zdejmowa od razu, ale chcia by blisko, kiedy stary zacznie przejmowa fanty od
drobnych doliniarzy, ktrzy zawczasu wmieszali si w tum. Umundurowani andarmi, widoczni
w przejciach, by moe potrafiliby zareagowa, gdyby niemiecki szpieg rzuci bomb midzy
widzw, jednak sprytnych lubelskich kieszonkowcw nawet nie dostrzegali. Natomiast
Faniewicz bezbdnie wyawia wzrokiem a to modego czowieka w studenckiej czapce, ktry
niby przypadkiem zakrywa marynark torebk stojcej obok pani, a to szpakowatego gocia w
okularach, zapewne z powodu krtkowzrocznoci tak przechylonego ku torowi, e prawie
przytulajcego si do modego porucznika.
Ciesz si, e remont idzie dobrze! Ostatni wykrzyknik mwi wiele o radoci Ry, zadowolonej,
e wreszcie przeprowadzi swj plan wyrwania Zygi z jego nigdy niesprztanej nory na Rurach
Jezuickich. Maciejewski jednak remontu nawet nie zacz, bo czwarty dobry uczynek rozerwaby
na strzpy jego konstrukcj psychiczn.
Mia te waniejsze, mskie sprawy na gowie, na przykad Uni walczc o awans w grupie
I. Dlatego celne podanie Eglera do Szponara podziaao na niego lepiej ni setka monopolki po
cikim dniu.
- Uuu-nia! Uuu-nia! - Zyga pierwszy zacz skandowa.
Robotnicy, ubrani w tanie garnitury i niedzielne, wieo uprane biae koszule, spojrzeli nieco
przychylniej na niechlujnego faceta z krzywo zronitym nosem i nieogolon gb. Po chwili
prawie dwa tysice kibicw zagrzewao Sawiskiego, prowadzcego pik ku bramce
legionistw. Maciejewski a poczerwienia od krzyku i emocji.
A tych byo cakiem sporo jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, kiedy Zyga ukryty w bramie
kamienicy przy Okopowej patrzy to w stron stadionu, to w niebo, i jak inni zastanawia si, czy
pierwszy mecz eliminacji w ogle dojdzie do skutku. Wszystkie mniej lub bardziej obskurne
bramy midzy ulicami Narutowicza i Szopena byy zajte przez facetw stojcych w cisku i
palcych papierosy ukryte pod daszkiem ze zwinitej doni. aden cie nie przyczepi si, nawet
jeli nie kibicowa Unii. I o dziwo, nikt nie kl na droyzn, tylko na pogod. Drugi sezon Unii
w lidze to byoby co, chociaby nawet po awansie jak poprzednio przegraa ze wszystkimi,
chociaby nawet Makkabi wkopa jej osiem do zera!
Maciejewski wyj papierosa, ale zapomnia go zapali, bo Christ ruszy z pik w kierunku
bramki warszawiakw. Tylko czemu tak wolno?! Zyga a zacisn pici. Christowi zastpi
drog Pyszkiewicz i obaj przewrcili si w kau. Dawno nic tak nie zdenerwowao komisarza
jak ostry gwizdek sdziego, dobiegajcego do zawodnikw.
Christ po chwili wsta o wasnych siach, ale legionista, obejmujc domi ugit nog, turla
si no dosownie tak, jakby zawstydzony biao-zielonymi barwami klubu postanowi je cakiem
uboci.
- Udaje, panie sdzio! - wydar si Maciejewski. - Wstawaj i graj, Pyszkiewicz!
Arbiter by chyba guchy, bo zamiast wznowi gr, wskaza wyprostowan rk bramk
unionistw.
- Jaki wolny? Nie byo przewinienia, panie sdzio, do jasnej cholery! - krzycza Zyga
ryzykownie wychylony za barierk.
Zapewne dlatego nie zwrci uwagi na mundurowego policjanta, ktry stanowczo rozpychajc
kibicw, zmierza w jego stron. Dopiero gdy ktem oka dostrzeg, e stojcy najbliej nie patrz
wcale, kto bdzie wykonywa rzut wolny, rwnie Maciejewski odwrci gow.
- Nic nie zrobi, panie wadzo - broni Zygi zaywny wsal w pciennej cyklistwce. - No
co si pan czowieka czepia?
- Pan posterunkowy da spokj - prbowa tumaczy mody chopak w koszuli z konierzem
wyoonym la Sowacki. - Pan da mecz oglda...
Mundurowy tylko pokrci gow i odwrci si do Maciejewskiego. Zamiast jednak
sprowadzi krzykacza z trybuny, ku zdumieniu rozgorczkowanych mczyzn zasalutowa i
wrczy niechlujowi zoon na czworo kartk z notesu.
Zyga spojrza wciekle na policjanta. Unikajc wzroku wczeniej bronicych go, a teraz
Mierzcy ponad metr osiemdziesit Faniewicz nie musia nawet przepycha si midzy
mczyznami w dokejskich kurtkach. Do koskiego boksu z tabliczk Haiti kl., stad. Suchowola
bez trudu zaglda ponad ich gowami. Gniada klacz przyciskaa si bokiem do drewnianej
ciany, prychaa i strzyga uszami, wyranie zaniepokojona ciaem lecym obok poida i krwaw
miazg, ktra zostaa z jego twarzy.
- Policja. - Faniewicz wyj znaczek subowy i pooy drug do na ryglu. - Kto
sprawdzi puls?
- Ja sprawdziem. - Mczyzna w zielonej furaerce i kawaleryjskim mundurze bez
dystynkcji zbliy si do tajniaka. - Tak jak szkolono mnie w wojsku. Nie yje.
Wywiadowca machinalnie zanotowa w pamici rysopis: szczupy, niepozorny
czterdziestolatek z nastroszonym i jakby za duym wsem, niepasujcym do pocigej twarzy.
Szare oczy i zdradzajce si ylaste donie, ktre po chwili nerwowym gestem facet splt za
plecami.
- Pan jest tu stajennym?
- Masztalerzem u ksicia Czetwertyskiego - powiedzia wsal lekko uraony. - Waciciela
tej klaczy. Uspokoj j, prosz poczeka.
Faniewicz przyjrza si cice boksu, zmienionej zapewne przed kilkoma godzinami. Niele,
tylko nie zadepta zostawionych ladw, ze star byoby wicej roboty.
- Sam wejd. - Faniewicz uchyli bramk boksu.
Klacz zrobia p kroku w ty i opara si zadem o rg pomieszczenia. Patrzya teraz jednym
okiem na drewnian cian, a drugim na tajniaka.
- Ciiii... - Postawny wywiadowca zasoni trupa swoim ciaem. Mia nadziej, e to nieco
uspokoi zwierz. Co z oczu, to z serca.
Sam zerkn przez rami. Nogawka szarych spodni, skarpeta w krat i podeszwa trzewika, do
ktrej przykleio si dbo somy. Szara marynarka i rozrzucone ramiona, czyste mankiety biaej
koszuli ze spinkami w kolorze srebrnym. Na pracownika stajni trup zdecydowanie nie wyglda.
Tajniak zawaha si, czy podej do niego. Jeli tak, zatrze lady. Tylko o czym tu mwi,
skoro zdarzenie ewidentnie wygldao na nieszczliwy wypadek? Facet oberwa kopytem prosto
w twarz.
Nie odwracajc si, wywiadowca zrobi kilka krokw w ty. Zdecydowanie powinien sam
sprawdzi puls.
- On nie yje. - Masztalerz odgad intencje policjanta. - Po lekarza ju telefonowaem.
Telefonowa! Wystarczyoby zawoa. Faniewicz zdziwiby si, gdyby na trybunach
hipodromu nie znalazoby si przynajmniej piciu doktorw, tyle e nikomu nie zaleao na
psuciu im zabawy.
- Zna pan zabitego?
- Nikt go tu nie zna.
Wywiadowca, nie spuszczajc wzroku z konia, podszed do zwok i kucn. Odnalaz w
kieszeni marynarki portfel, niestety bez dowodu osobistego ani nawet kart wizytowych. Pozostae
kieszenie denata byy zupenie puste, nie liczc kraciastej chustki do nosa.
Wyprostowa si i powoli podszed do konia. Klacz drgna nerwowo, kiedy delikatnie dotkn
jej boku, po chwili jednak odprya si nieco. Faniewicz pogaska gniadoszk, nie mg sobie
odmwi tej przyjemnoci. Haiti wyczua najwyraniej, e ten postawny czowiek nie zamierza
zrobi jej krzywdy.
- Ona nigdy nikogo nie kopna - zacz masztalerz. - Pan przodownik sam widzi, e jest
agodna jak dziecko.
Jednake na przekr jego sowom Haiti naraz podrzucia eb i rozchylia chrapy. Nawet jeli
faktycznie dotd nikogo nie kopna, o gryzieniu nie byo mowy. Tajniak, wci agodnie j
gaszczc, zerkn na wejcie do boksu. Ju rozumia, co znw zdenerwowao zwierz: w bramce
sta Maciejewski.
- Jak si pan nazywa? - zapyta komisarz masztalerza, mierzc konia zym spojrzeniem.
- Jan Db. I mwiem ju temu panu, e su... - Mczyzna urwa. - Pracuj jako
masztalerz u ksicia Czetwertyskiego.
- Dugo?
- Dwa tygodnie.
- To skd moe pan wiedzie, czy to bydl na pewno nie jest agresywne?
Faniewicz uzna, e sam powinien by o to zapyta. Na ile jednak zna si na koniach, w
spojrzeniu Haiti nie byo agresji.
Maciejewski, trzymajc si blisko barierki, a potem ciany boksu, podszed do trupa i
przykucn nad nim.
- Szybko pan przyszed, panie kierowniku - zacz tajniak, uspokajajc konia. - Zaraz
sprawdzimy tylne kopyta, zdejmie si te podkowy...
- Susznie, Faniewicz, lad od kopyta jest... - Zaszuraa soma. - Ale on ma sin skr. Komisarz wyj z kieszeni wieczne piro i odchyli nim konierzyk koszuli trupa. - No i to oko,
zobacz, jakie przekrwione. Gdyby to byo zapalenie spojwek, facet siedziaby w domu. Skoro
jest tu, stawiam na uduszenie. I to raczej zanim oberwa podkow.
*
Starszy przodownik Suby ledczej Tadeusz Zielny z ulg opuci stajni, wysprztan jak
salonik starej panny na przyjcie imieninowe, lecz i tak dranic jego powonienie zapachem
nawozu i koskiego potu. Brzowe letnie pbuty starannie wytar w piach przed wrotami
przysadzistego budynku.
Zawezwany na sub w wit i potencjalnie erotyczn niedziel, z planowanym pfinaem
w kinie Corso niedaleko komisariatu i fajerwerkami w pokoiku panny Marianny
Komarowskiej, kasjerki w browarze Vettera, tajniak z przyjemnoci jeszcze raz zabiby denata.
Dlatego te z najwysz niechci wbi wzrok w trzech zaaferowanych stajennych,
dyskutujcych pgosem w cieniu pachncej rozoystej lipy. Ruszy w ich stron, po drodze
przeganiajc kapeluszem natrtn pszczo.
- Kto wpuci tego faceta do stajni? - zacz z grubej rury.
- Nikt nie wpuszcza. - Jeden z mczyzn, z rwno przystrzyonym powym wsem,
poprawi spowiaa furaerk. - Tylu si tu krci: jak nie ktry waciciel, to bukmacher, jak nie
bukmacher, to inny szacher-macher... Czowiek nie zwraca uwagi. Do ma swojej roboty.
- Wanie widz, robota wre. - Zielny skrzywi si i znw przegna natrtn pszczo.
Namolna jak stara panna na wydaniu! - Stoj panowie i dyskutuj. Znacie tych bukw, co si
krcili? - zapyta, spodziewajc si, e akurat bukmacherzy bd i najlepiej zorientowani, i
rozmowni. Wtpliwe, aby przestrzegali wszystkich przepisw o zakadach sportowych, tak z nimi
zacznie...
- Bukw to si zna, wiadomo... - Drugi ze stajennych, niski ospowaty facet, podrapa si po
karku, a tajniak znw musia kilka razy machn kapeluszem.
- Niech pan przodownik si tak nie ogaaania - doradzi flegmatycznym tonem trzeci
stajenny, krpy brunet, opalony jak Cygan. - Trza sta spokojnie, to nie uuutn. Wyperfumowa
si pan przodownik na niedziel, to pszczki ciekawe, co z pana za kwiaaatek, nie?
- Pczek biaych r - burkn Zielny, odpdzajc otwartym notesem brzczcego owada,
ktry ju siada mu na gadko ogolonym policzku. Stajenni zarechotali. - Wic jak z tymi
bukami?
- No zaglda taki jeden Orczak... - zacz wylicza ospowaty. - I Rycki wszy tu przed
gonitwami... I jeszcze taki nowy, Ksiycki, ledwo ponad rok w interesie, ale...
- Ksiycki? - przerwa mu tajniak, na chwil zapominajc o pszczoach. - Jak on wyglda?
- Niszy od pana, ale nie eby zaraz kurdupel! - W ustach tego faceta icie dokejskiej
postury zabrzmiao to komicznie. - Blondyn taki...
- Jest na gonitwach?
- A jak miaby nie by!
- Dzikuj. - Zielny zamkn notes i szybkim krokiem ruszy w stron trybun. Pszczoy
goniy go jeszcze przez chwil, lecz albo szybko si zmczyy, albo tajniak przesta im pachnie
kwiatami, a zacz jak naley: glin.
Ksiycki - to jedno nazwisko zaatwiao spraw. Dawny konfident z pewnoci pamita, kto
mu w trzydziestym pierwszym obi mord za nienaleyte kapowanie...
Idc w stron trybun, wywiadowca nonszalancko woy rce do kieszeni beowej marynarki.
Ksiyckiego zobaczy z daleka i zwolni kroku. Byy informator w popiechu wypenia i
wyrywa z bloczka kupon za kuponem. Kapitan w okrgej czapce szwoleerw i w granatowych
spodniach z tym lampasem chowa wanie portfel.
Wywiadowca przesun kapelusz lekko na bakier i opar si o barierk trybun. Wszyscy
kieszonkowcy, na ktrych mia zapolowa Faniewicz, zdyli si ulotni. Zielny umiechn si
na myl, z jakim alem porzucili takie niwa! Na trybunach zielenio si od mundurw i zocio
od orderw, a sdzc po zaaferowanych twarzach oficerw i pa, mao kto zwraca uwag na
portfel czy zapicie torebki. Ozdobiona orem loa bya chroniona przez andarmeri, ale co do
reszty: atwy up.
Wywiadowca przelizgn si wzrokiem po publicznoci, potem natarczywie wpatrzy w
swoj ofiar. Czeka. Gdy Ksiycki odwrci si moe po minucie, Zielny lekko skin na niego
rk. Bukmacher w pierwszej chwili uda, e tego nie zauway, ale gest nie umkn uwadze
kapitana z tymi lampasami. Wojskowy wskaza bukmacherowi tajniaka i chocia nie mg
wiedzie, komu wywiadcza uprzejmo, niemniej Zielny i tak zrewanowa si uchyleniem
kapelusza. Buk podszed z min, jakby dopiero co opuci gabinet dentysty.
- Dzie dobry, panie Ksiycki. - Tajniak odwrci si w stron toru, na ktrym w blokach
startowych ustawiano podenerwowane konie. - Nie cieszy si pan?
- Bardzo si ciesz, panie starszy przodowniku. - Bukmacher stan obok. Z daleka musieli
wyglda jak dwaj kibice niemogcy powstrzyma si od komentowania na bieco
przedostatniej ju, dziewitej gonitwy. - Co pan obstawia?
- Ciebie obstawiam, Ksiyc. - Zielny umiechn si tak zoliwie, e jad mao nie pociek
mu z ust na nowy, bkitny krawat. - I postpy w dziedzinie resocjalizacji naszego wiziennictwa.
Wyszede, w dziwkach nie robisz, koniki sobie ogldasz... A bardziej podobaj ci si klaczki czy
nadal ogiery?
- Akurat pan mi si nigdy nie podoba! - burkn Ksiycki.
- amiesz mi serce! - westchn teatralnie wywiadowca. - Czybym si postarza?
- Nic pan na mnie nie ma!
- Ksiycu, sonko ty moje lipcowe! - Zielny przewrci oczami, jakby ju by wieczr i
panna Komarowska, nastrojona wesoymi songami z Zapomnianej melodii, wkadaa mu wanie
rczk pod rami. - A gdybym tak podszed do tamtego oficera i zapyta, czy pacc ci za zakad,
przypadkiem nie dotkn twojej rki? Radz uwaa, panie kapitanie, to pedzik. Zreszt po co
miesza w nasze sprawy zaraz tak szar! Mog sobie pogada z innym bukiem i mimochodem
zdziwi si, e tak, bd co bd, msk prac zajmuje si podstarzaa ciota. Mgbym te
poszuka twoich kolekw spod celi, ale nie chce mi si, za duo roboty... Tak czy siak, zawsze
bd co na ciebie mia, Ksiyc. - Tajniak zapa go za nadgarstek. - Pki mier nas nie
rozczy. Trup w stajni - wypali. - Co to za jeden?
- Mnie pan pyta? - Ksiycki wyrwa rk. - Syszaem, e by wypadek, e ko kogo
kopn, ale co to za jeden, to chyba raczej policja powinna wiedzie.
Tajniak przez chwil obserwowa czarnego wierzchowca, ktry wyranie rwa si do biegania,
ale za nic nie chcia stan w bloku startowym.
- Nie przedstawi si, wyobra sobie - wycedzi, przenoszc wzrok na dawnego informatora.
- Ale skoro krci si przy koniach, kto tutaj musia go zna. Popytasz kolegw, odnowimy
dawn przyja... Czekam tu na ciebie za p godziny, bo... - Wywiadowca sign do kieszeni i
dyskretnie wysun obrczki kajdanek.
Za jego plecami z trzaskiem otworzyy si bloki startowe. Konie ruszyy.
- Zrobi, co si da - obieca wreszcie buk.
- Nie co si da, tylko w zbach mi przyniesiesz jego personalia, a nawet numer konierzyka,
Ksiyc!
Zielny przysoni oczy przed socem daszkiem z wasnej doni. Konie szy rwno,
kurduplowaci dokeje w kolorowych kurtkach lub wojskowych mundurach unosili si nad ich
grzbietami. To nie po to jest siodo, eby siedzie na nim dup? Tajniak nie mg si temu
nadziwi, ale podekscytowana publiczno nie widziaa w ich pozycji niczego nienaturalnego.
*
Masztalerz Db trzyma klacz za uzd i uspokaja pieszczotliwym gosem. Jednake ile razy Haiti
ypna lepiem na stojcego pod cian boksu komisarza Maciejewskiego, tylekro on umacnia
si w przekonaniu, e musi istnie jaka gboko zakonspirowana koska midzynarodwka. T
koby widzia pierwszy raz w yciu, a jednak nienawidzia go podobnie jak wszystkie inne
szkapy, do ktrych zblia si na trzewo. Ostatni raz wierzchem jecha prawie dwadziecia lat
temu, podczas wojny, kiedy i polskie konie, i ludzie te na og chwilowo zawiesili prywatne
animozje. By pniej z ulg do nich powrci...
- Przydaby si odlew, panie kierowniku - powiedzia Faniewicz. Przykucnity za koskim
zadem, trzyma midzy kolanami prawe tylne kopyto Haiti.
Zyga przekn lin.
- Nie. Trzeba zdj i zabezpieczy podkow. Wol mie lady krwi. Std je widz.
- Tak, widoczne - potwierdzi wywiadowca. - Ale nie rozumiem, jak to moliwe, eby
jednoczenie uduszenie, jak mwi pan kierownik, i kopnicie...
Komisarz obojtnie wzruszy ramionami. Tak czy siak, zajmujc si jednym ladem, nie
zabezpieczy drugiego. Ktry trzeba byo wybra, a jak przypuszcza Maciejewski, jeli nie
znajdzie wiadkw, sdzia ledczy bardziej doceni krew. Laboratoryjne stwierdzenie jej
identycznoci z krwi zabitego byoby mocniejszym dowodem ni zgodno odlewu z ran.
No i w razie czego sd bdzie si czepia doktora Krpiela, a nie ledczych na okoliczno
nieprawidowego sporzdzenia odlewu. Rwnie wysoko urodzonemu wacicielowi konia
trudniej bdzie si wykrci.
- Komu wolno tu byo wchodzi, panie Db? - spyta Zyga.
- Nikomu - odpowiedzia tamten pieszczotliwym tonem, ktrego melodia bya przeznaczona
dla klaczy, a jedynie tre dla policjantw. - Nikomu poza pracownikami ksicia.
- Wic tamten - komisarz wskaza ciao przykryte kosk derk - sam sobie winien, paskim
zdaniem?
- Tak... Spokojnie, spokojnie, Haiti... Sam sobie winien! Stajenny sprowadzi podkuwacza.
Klacz szarpna si gwatownie, jednak nie z powodu sw masztalerza ani gby
Maciejewskiego. Do niego opornie, bo opornie, jednak zaczynaa przywyka. Natomiast u
wejcia do boksu stan Czesaw Rudniewski, niespena czterdziestoletni mczyzna w czarnym
trzyczciowym garniturze i pbutach lnicych tak, jak komisarzowi nigdy nie byszczay
nawet lakierki, nie mwic o mundurowych oficerkach. Mimo upau w przeciwiestwie do
policjantw nie poci si ani troch. Mgby by angielskim lordem, jednak zosta tylko sdzi
ledczym Sdu Okrgowego w Lublinie. Sdzc po ostronych ruchach, i on nie paa zaufaniem
do koni. Rozejrza si tylko, jakby dla zaznaczenia swojej obecnoci zbada palcem pusty hak
wbity w belk przy wejciu, wreszcie skin na Zyg.
- Przejdmy si, panie komisarzu. Zreferuje pan, co dotychczas wykonano.
Idc obok siebie midzy stajniami, wygldali jak alegoria pogodzenia buruazji z
proletariatem, chocia sdzia prezentowaby si lepiej, gdyby wci nosi melonik, jak jeszcze
kilka lat wczeniej. Mona by ich da na plakat wyborczy BBWR-U.
- Czuj si w obowizku uprzedzi pana, panie komisarzu, e w tej sprawie z pewnoci
bd naciski - mwi cicho Rudniewski. - Wystawa, wysocy urzdnicy, przyszo wielu hodowli
okolicznego ziemiastwa, a tymczasem taki wos w rosole. Przypuszczam, e presj bdzie
wywiera si raczej na pana, bo mao kto z wasnej woli przychodzi do sdziego ledczego.
- Pan te czyta Kafk? - Zyga umiechn si lekko. - Poradz sobie, moe pan by pewien.
- Jestem pewien, panie komisarzu. - Prawnik kiwn gow. - Co pan proponuje na
pocztek?
- Sekcja, a jeli nie uda si ustali tosamoci, proponowabym poprawi mu wygld i zrobi
zdjcia do gazet. Inaczej nie ma mowy, eby kto go rozpozna... Aha, i poleciem zdj
podkow, eby sprawdzi krew z kopyta tej klaczy.
Rudniewski zdj kapelusz i w zamyleniu otar czoo bia wykrochmalon chustk.
- Panie komisarzu, zawsze wsppracowalimy przykadnie, ale po co panu ta krew z
kopyta? Chyba eby zwrci uwag sdu na odpowiedzialno waciciela konia! Mamy do
czynienia ze miertelnym wypadkiem z powodu czyjego zaniedbania. Ofiary nie powinno tu
by, a kto tego nie dopilnowa. To powinnimy zbada.
Maciejewski nie mia wtpliwoci, e naciski nie tyle bd, ile ju si zaczy. Zwykle
Rudniewski manifestowa sw niezawiso do obrzydliwoci, lecz ko ksicia Czetwertyskiego
najwidoczniej by wan figur nawet dla niego. Ktry to cezar zrobi swoj koby senatorem?
Zyga nie pamita, nie przykada si w szkole do aciny ani historii staroytnej.
- Panie sdzio, nie ma tu prokuratora, bo jest niedziela, wito, czerwona kartka w
kalendarzu. Ale pan jest, bo pan wie, co obaj robimy i po co. Niczego nie zakadam. Po prostu s
rany twarzy, jest krew na kopycie, wic zrbmy to porzdnie, skoro mamy dowody.
- Mamy zbyteczn redundancj dowodw, panie komisarzu! - Rudniewski ukoni si
sztywno i odszed par krokw w stron ulicy. - Aha! - przypomnia sobie, - Jeeli jednak ustali
pan winnego zaniedbania, nie dam, aby go pan zatrzymywa. To pozostawiam do paskiego
uznania.
Zyga westchn ciko.
- Mam jeszcze pytanie, panie sdzio. - Czu, e nie jest to odpowiedni moment, ale przecie
musia chocia sprbowa.
- Tak? Sucham pana.
- Nie wie pan przypadkiem, jak skoczy si mecz?
- Jaki mecz? - Rudniewski spojrza na niego jak na wariata.
- Niewane... - Zgnbiony Maciejewski uchyli kapelusza.
*
Oparty o barierk Zielny z apetytem przyglda si paniom na trybunach. Co prawda te, ktre
towarzyszyy wyszym szarom i dostojestwu ze starostwa, mogyby go zainteresowa nie
wczeniej ni po piciu gbszych, jednake creczki to bya cakiem inna sprawa...
Szczeglnie na widok jednej, z dugimi lokami kasztanowych wosw rozsypanych na
szerokim konierzu kremowej sukienki, w przecitnie opacanym starszym przodowniku Suby
ledczej obudzi si instynkt owcy. W zasadzie bya nieco za chuda jak na jego gust, ale ju od
jakiego czasu podobay mu si wszystkie majce, przynajmniej na oko, mniej ni dwadziecia
lat, no chyba e obcione widocznym kalectwem. Zarumieniona z emocji dziewczyna co chwila
podnosia do oczu wojskow lornetk, po czym wymieniaa uwagi ze szpakowatym
pukownikiem, zapewne ojcem, oraz modym porucznikiem, kuzynem lub absztynkantem. Puk
dwudziesty czwarty, wywiadowca bezbdnie rozpozna po barwach, bo kilkakrotnie zdarzyo mu
sznurowado, a nawet mankiet nogawki spodni byy umazane w przetrawionym owsie i dbach
siana.
- Pan si tak nie martwi, panie starszy przodowniku! - Mina Ksiyckiego bya tak pena
wspczucia, e zabi gada to mao! - Odpierze si...
- Spywaj! Tylko nie myl czasem, e z tob skoczyem. - Wcieky tajniak bez sowa
ruszy w stron stajni.
- Zreszt na glinie gwna nie zna - doda cicho bukmacher.
*
umiechn si kwano, starajc si nie patrze na pobrudzone spodnie, jednak ciemne plamy
hipnotycznie przycigay jego wzrok.
- Myl jedynie o tym, eby nikt si do nas nie przyczepi. A zwaszcza do tych z nas, ktrzy
wytarzali si wprawdzie w koskim ajnie, ale gwno przynieli. - Maciejewski przyszpili go
spojrzeniem. - Unia dokopaa Legii i mam niezy dzie, ale jutro mi przejdzie. Wic czego
dokadnie nie powiedzia ci twj kapu?
- Da mi tylko jedno interesujce nazwisko: Myszkowski. Mnie, panie kierowniku, ono nic
nie mwi, ale Ksiyc powiedzia to w taki sposb, jakby powinno... - Tajniak zawiesi gos.
- Myszkowski? - Kraft starannie zawin brzegi torby i sign do szuflady, gdzie na rwnej
kupce leay czyste metryczki ladu dowodowego. - Myszkowski ju dawno wyszed z ferajny.
Emeryt.
- Powiedzia pan komisarz: emeryt? - zastanowi si Faniewicz. - Podczas obserwacji rzuci
mi si w oczy taki starszy elegancki facet. Na moje oko przyszed na dolin, ale za rk nie
zapaem.
- Jeli to ten, co myl, to nie bdzie w kartotece... - Maciejewski poskroba si po
niedogolonym policzku i otworzy szaf z dawnymi aktami. Sign na najnisz pk, by
wycign stary album identyfikacyjny w podniszczonej pciennej oprawie.
Faniewicz, zagldajc przez rami kierownikowi kartkujcemu album, zauway bosych
chopw w wojskowych szynelach, sfotografowanych w pozach jak na zdjciach pamitkowych
przed poborem do wojska. Na innej karcie wklejono czterech modocianych zodziei,
ustawionych od najwyszego do najniszego, kilka kolejnych zapeniay przestraszone kobiety z
ubrania przypominajce suce. Ten zbir osobliwoci pamita jeszcze okupacj austriack,
wskazyway na to daty pod pierwszymi zdjciami. Kolejne robia Milicja Ludowa tu po
odzyskaniu niepodlegoci, rwnie aranujc ywe obrazy, zalene chyba tylko od artystycznej
fantazji fotografa. Dopiero na pocztku lat dwudziestych zaczo to przypomina kartotek
policyjn.
- Ten! - Gruby palec tajniaka spocz na potrjnym zdjciu statecznego mczyzny w
rednim wieku. Na rodkowej fotografii spoglda w obiektyw z filozoficzn zadum, na prawej
wida byo wosy zaczesane na poyczk, na lewej wybiera si na przechadzk ubrany w paszcz
podszyty futrem i czarny melonik.
- Hipolit Myszkowski, wic jednak... - Zyga pokiwa gow. - Tyle lat bez paragrafu i teraz
miaby wrci do brany? Jeste pewien, Faniewicz, e nie przyszed oglda koni?
- Na konie to akurat najmniej zwraca uwag - potwierdzi tajniak. - Obchodzili go ludzie.
- Emerytom si nie przelewa. - Zielny pokiwa gow ze zrozumieniem. - Postanowi
dorobi.
- No to sprawdzimy, czy nie przekroczy progu podatkowego. - Maciejewski podnis
suchawk telefonu. - Dyurny? Potrzebuj jednego mundurowego w celu doprowadzenia... Nie,
nie bdzie niebezpieczny, to wyjtkowo kulturalny zodziej.
*
Mio, e nas pan odwiedzi, panie Myszkowski. - Komisarz wskaza krzeso przed swoim
biurkiem.
Starszy mczyzna wci mia na sobie trzyczciowy letni garnitur, zwajcy mu ramiona i
ydki, jakby wyszed od krawca co najmniej dziesi lat wczeniej. Jednake raczej nie byo to
moliwe, wtedy Myszkowski dopiero dobija koca odsiadki na Zamku.
- Pan komisarz kaza siada. - Posterunkowy z paskiem czapki pod brod pooy mu cik
do na ramieniu.
Maciejewski gestem pozwoli si odmeldowa i dopiero kiedy cicho kapny drzwi, z cikim
westchnieniem otworzy cienk jeszcze teczk z aktami.
- Widziano pana dzi na wycigach konnych, panie Myszkowski. Co pan tam robi?
- Ogldaem gonitwy. - Emerytowany zodziej obcign mankiety koszuli. - A co innego
mona robi na wycigach, zdaniem pana komisarza?
- Ja pana zupenie nie rozumiem, panie Myszkowski... - Zyga opar si okciami o biurko,
jakby przygniata go nie tylko ciar policyjnej biurokracji, ale te szczera troska o pokj w
Europie i przyszo Ligi Narodw. - Siwowosy, powaany czowiek, jeli patrze w nasze
kartoteki, wrcz persona publiczna, a wyciga rce do kajdanek jak pierwszy lepszy amator.
Jeszcze raz: co pan tam robi na tych cholernych wycigach?
Stary doliniarz spojrza na niego z niesmakiem, potem z zadowoleniem na swoje donie,
rwno zoone na krawdzi biurka. Mona by pomyle, e zabiera si do jedzenia
niewidzialnych krabw albo ostryg. Niestety, zepsuo mu apetyt chamido naprzeciw, nie tylko
uywajce wulgaryzmw, lecz w dodatku trzymajce okcie na stole.
- Jak wspomniaem panu komisarzowi, miaem kaprys przyglda si jednemu z
najwaniejszych wydarze w yciu naszego miasta - powiedzia ze spokojem. - W yciu nie tylko
sportowym, ale rwnie handlowym i towarzyskim. Jako emeryt mam chyba szczeglne prawo
do tego rodzaju kaprysw, a poza tym pozwol sobie zauway, e zgarnlicie mnie bez fantw.
- Za mdry pan jest, ebymy zgarnli z fantami. - Maciejewski sign po papierosa.
- Wolno panu pali tyto w godzinach urzdowania? I to podczas wykonywania czynnoci? Myszkowski z frasunkiem zmarszczy czoo. - A tak przy okazji spytam: zgino co komu?
- Pan dobrze wie, e nie chodzi mi o to, czy komu co zgino. - Komisarz zgnit gilz i
woy sobie papierosa do ust. Zacz grzeba w zapakach, szukajc niespalonej. - Mam na
gowie zabjstwo.
- To bardzo przykre. - Stary zodziej smutno pokiwa gow. - Takie towarzystwo, takie
gonitwy, a pozostanie niesmak... Chtnie bym pomg, niestety nie znaem czowieka.
- Jak przychodzi co do czego, pan nigdy nikogo nie zna! - warkn Zyga. Wszystkie zapaki
w pudeku miay zwglone ebki, a emerytowany zodziej pogrywa sobie z nim, bo dobrze
wiedzia, stary rutyniarz, e komisarz nic na niego nie ma. - Ktrego czowieka nie zna pan tym
razem?
- Tego, co wie Panie nad jego dusz. - Doliniarz westchn nabonie. - Pan komisarz wie,
e pasjami lubi nasze konwersacje, podejrzewam jednak, e musi pan by teraz nadto
zaaferowany. Wic wsadza mnie pan na czterdzieci osiem czy mog i do domu?
Maciejewski znalaz wreszcie niespalon zapak i po chwili zacign si papierosem.
- Panie Myszkowski, zbyt pana szanuj, aby pomyle, e poszed pan na hipodrom kra
portfele panom oficerom. Gdyby tak byo, nie staby pan na widoku, by wszyscy moi tajniacy
mogli sobie pana obejrze. Za to cakiem moliwe, e wszed pan w spk z czynnymi
zodziejami i poszed tam na wabia. Naprawd nie chciabym uprzykrza panu ycia, ale skoro
pastwowy Spdzielnia Zwizku Inwalidw Zjednoczenie, zatem chcia mie w niej wasnego
inwalid, ktry nie podoy mu potem wini.
Dozorca bardziej skrzywiby si na widok Maciejewskiego, ktry plea z papierosem w
zbach, a popi opada na mocno poszarza koszul. Byy oficer policji w cigu ostatnich
czterech lat trzykrotnie pracowa jako robotnik niewykwalifikowany, robi za pomocnika
szklarza, adowacza na stacji kolejowej, by te w brygadzie odgruzowujcej Stare Miasto,
dopki obecni koledzy, a dawni podejrzani nie zaczli mu dla kawau czapkowa i tytuowa
panem wadz. Tym razem jednak, mimo wygldu lumpa, nie mia powodu do obaw. Sam by
tu dozorc.
Gniada klacz skubaa jaki badyl na wewntrznym polu hipodromu, gdzie trawa i mode
krzaki sigay jej niemal do kbu. Wok oczu miaa ju wyrane paty siwizny.
Od szosy janowskiej da si sysze warkot silnika ciarwki. Ko podnis gow i zastrzyg
uszami.
- Bez nerww, Haiti, to nie po ciebie, nie z rzeni. Jeszcze... - Maciejewski wyj z bocznej
kieszeni wiartk monopolki i pocign yk. Poda flaszk Faniewiczowi. - Ko. Jaki jest, kady
widzi. Ale mie robot tylko dziki kobyle... Kara boska, Witek, za to, e nigdy tych bydlt nie
lubiem. Wiksze od czowieka, nerwowe jak baba i te le im z oczu patrzy.
- A w wojsku nie jedzie? - Dawny tajniak pocign z butelki.
- Nie mwiem ci nigdy? - zdziwi si Zyga. - Moe i nie... - Zacign si resztk papierosa.
- Piechota. - Zadusi ledwie widoczny niedopaek schodzonym buciorem. - Duo bota, mao
fajerwerkw, no i dobrze!
- A ja byem pod Komarowem, w smym uaskim Poniatowskiego. - Faniewicz westchn.
- Krzywa buzia, krzywa nzia, to uani ksicia Jzia! - Maciejewski zarechota. - Jak
mogem si nie domyli?!
Po chwili jednak przesta si mia i spojrza na przyjaciela ze zoci, chocia jak na siebie
by prawie trzewy.
- I to ty mi mwisz, e moe nawet dobrze byoby j sprzeda dorokarzowi?! - podnis
gos, niepokojc klacz, jednak Faniewicza ani troch.
Ten siedzia bez ruchu, dajc odpocz chorej nodze.
- To jest wierzchowiec, nie jaka cholerna kobya artyleryjska! - rzuci jeszcze Zyga ze
zoci, ale bez przekonania. - No i dopki ona tu jest, mam prac.
- Jak dugo? - Faniewicz wzruszy ramionami. - Kto po ni przyjedzie tak czy siak, i po
robocie. I po pensji. Jdrzejczak powiedzia dobr cen, lepiej by na tym wyszed.
- atwo ci mwi! - Maciejewski woy do ust kolejnego papierosa i nerwowo zacz
szuka zapaki. - A ty mylisz, Witek, e ja si nie boj? - warcza, grzebic w pudeku pord
drewienek ze spalonymi ebkami. - Co powiem milicji? e ko mi uciek?
- Jeli zameldujesz zaraz, jak ucieknie, to co ci mog zrobi?
Zyga odnalaz wreszcie niespalon zapak, niestety ta tylko psykna z niezadowoleniem i
zgasa, ledwie potar j o drask. Pomyle, e przed wojn co oszczdniejsi dzielili takie na
dwoje, nawet na czworo i wci si zapalay! Znacjonalizowany przemys zapaczany postanowi
najwyraniej wypleni te reakcyjne nawyki.
- Mog mi wszystko zrobi, nie strugaj wariata! - Maciejewski ze zoci cisn paczk
zapaek na poronity traw tor wycigowy.
Rwnie osobliwego biletu wizytowego komisarz Zygmunt Maciejewski dawno nie widzia.
SEWERYN FRANCISZEK CALIXT
X. WIATOPEK-CZETWERTYSKI
Taka zgraja liter wystarczyaby, aby obdzieli dwie i p osoby. A brak adresu, firmy czy
tytuu naukowego jednoznacznie sugerowa, e ksi uywa wizytwek wycznie z
towarzyskiej uprzejmoci, bo wiedzie, kto on zacz, powinien nawet glina.
- Ten pan czeka - powiedzia dyurny mundurowy, ktry przynis bilecik na biurko
kierownika wydziau. - Rozkaza prosi o chwil rozmowy.
- Skoro rozkaza... - Komisarz podnis wzrok na policjanta. - I skoro wy, przodownik
policji, zabawilicie si w lokaja, no to nie ma wyjcia. Poprocie janie pana!
Ju drug godzin zawracali mu gow ziemianie z caej Lubelszczyzny. Oczywicie nikt nie
chcia wywiera naciskw, kady zapewnia, e sprawa trupa w stajni musi zosta rzetelnie
wyjaniona, ale... Ale czy trzeba nadawa rozgos tej przecie przypadkowej tragedii?, jak
zapyta uprzejmie przez telefon prezes klubu jedzieckiego. Za komisarz Aleksander Herr, czyli
miejscowy Herr Komendant, umy od wszystkiego rce i w sprawach subowych od rana by
w komendzie wojewdzkiej.
Wizytwka upada na zabaaganione biurko Maciejewskiego. Wedle wszelkiego
prawdopodobiestwa powinna uton w bagnie innych papierw, jednak kua w oczy. Zyga mia
tylko nadziej, e skoro pofatygowa si do niego osobicie sam ksi, do niedawna pose, a
wczeniej marszaek sejmu, bdzie to wreszcie koniec procesji zatroskanych hodowcw koni.
Komisarz wsta, wcign brzuch i zapi grny guzik znoszonej marynarki. Uporzdkowa
jako tako biurka i tak by nie zdy, schowa tylko do szuflady szklank z zaschnitym osadem
po kawie.
- Prosz! - odpowiedzia na pukanie, poprawiajc jeszcze krawat.
Seweryn Czetwertyski, ostrzyony na zapak i z siw hiszpask brdk, ubrany w szary
garnitur, wyglda raczej na emerytowanego lekarza wojskowego ni ksicia. Skin gow
pracujcemu przy swoim biurku Kraftowi, po czym zbliy si, by poda rk Maciejewskiemu.
Dopiero wtedy komisarzowi rzuci si w oczy dyskretny sygnet ze witym Jerzym na
serdecznym palcu lewej doni ksicia.
- Prosz askawie spocz. - Zyga wskaza krzeso po drugiej stronie biurka.
- Ciesz si, e to wanie pan prowadzi dochodzenie w sprawie tego nieszczliwego
wypadku. - Krtko przystrzyone wsy Czetwertyskiego poruszyy si pod orlim nosem
Rurykowiczw. - Myl, e mog z panem mwi otwarcie. Ciesz si, bo ma pan opini oficera
niepodatnego na wpywy.
Ksi usiad, palce jego lewej doni delikatnie spoczy na blacie biurka, a Zyga zdziwi si
nie mniej ni smok na sygnecie rodowym Czetwertyskiego, znokautowany i dgany akurat
wczni w mikkie podbrzusze. Ksi cieszy si z oficera niepodatnego na wpywy?
Maciejewski sdzi, e bdzie wrcz przeciwnie.
- Ta sprawa ma dla mnie i osobicie, i jako dla przedstawiciela ziemiastwa kilka
paszczyzn, panie komisarzu. Nie oczekuj, e pan take bdzie si nimi kierowa, jednake
ufam, e wemie je pan pod uwag.
- Czy ksi zechce mi objani te paszczyzny? - zapyta Zyga.
Kraft rzuci mu ostrzegawcze spojrzenie, syszc pierwsze nuty zjadliwej ironii.
- Nie sdz, abym koniecznie musia, skoro jednak pan sobie yczy, su uprzejmie... odpar ze spokojem arystokrata. - Domylam si, e ju prbowano na pana wpyn, mwic o
wielkiej szkodzie dla naszych hodowcw. Rwnie ja nie ukrywam, e wolabym, aby ten
wypadek nie zdarzy si w boksie mojej klaczy, jeli w ogle musia si zdarzy. Wycofaem j z
konkursu na kawaleryjskie klacze rozpodowe, by pozostaa w mojej hodowli. Wizaem z ni, i
nadal wi, due nadzieje... - Wze mikkiego krawata ksicia poruszy si lekko, kiedy
Seweryn Czetwertyski spojrza komisarzowi prosto w oczy. - Widzi pan, e mwi z panem
zupenie szczerze, chocia byem posem zapewne nie dziki paskiemu gosowi.
- Rzeczywicie - kiwn gow Maciejewski - i przykro mi z tego powodu. Jestem jednak
zaszczycony szczeroci ksicia. Bardzo prosz mwi dalej.
- Nie chodzi mi przede wszystkim ani o popoch naszych hodowcw, ani nawet o moj
ewentualn strat. Jak pan si zapewne domyla, sta mnie na ni. Martwi mnie natomiast - twarz
ksicia wyraaa teraz smutek jak po kocu sezonu polowa na lisy - za opinia, ktra moe
przylgn do lubelskiej wystawy. Pan wie lepiej ni ja, e paskie miasto nie ma szczcia do
prestiowych wydarze, tym bardziej do duych pienidzy. - Czetwertyski obrzuci spojrzeniem
zdezelowane meble w gabinecie kierownictwa Wydziau ledczego. - Jak syszaem, jest pan
wybitnym policjantem i z pewnoci naleycie wyjani okolicznoci mierci tego czowieka. Sam
chciabym wiedzie, co robi w boksie mojej klaczy. - Zmarszczy brwi. - Jednake zapewniam
pana, e wystawa zostaa zorganizowana najlepiej, jak to byo moliwe. Staoby si bardzo le,
gdyby mwiono...
Urwa w p zdania i spojrza na telefon komisarza, ktry wanie nietaktownie si
rozdzwoni.
- Ksi zechce wybaczy. - Zyga odebra. - Maciejewski, sucham.
- Mwi Tadeusz Karszo-Siedlewski, waciciel Browaru Vetter. - W suchawce zabrzmia
gos zdecydowanie nawyky do wydawania polece. - Bardzo si ciesz, e rozmawiam osobicie
z panem komisarzem.
Maciejewski podejrzliwie spojrza na arystokrat. A wic nie tylko miejscowe ziemiastwo,
rwnie przemysowcy postanowili tego ranka wle mu na gow. Akurat browarnik doskonale
si nadawa jako senator z mianowania prezydenta Mocickiego. Zyga postanowi znie to
mnie.
- Sucham pana senatora - powiedzia z przeksem.
Teraz to Czetwertyski spojrza na komisarza nieco zdziwiony, zupenie jakby jego wizyta w
komendzie i telefon w tym samym czasie nie byy wyreyserowane.
- W naszym biurze rozpruto kas ogniotrwa, prawdopodobnie wczoraj - pado ze
suchawki.
- Kas pancern? - upewni si komisarz. - Jakiej firmy? - rzuci zaraz, by zatrze naiwny
wydwik pierwszego pytania.
- Grafit. A czy to wane?
- Ogromnie wane, panie senatorze. Prosz czeka, ju jad.
Zyga odoy suchawk.
- Bardzo przepraszam, ale ksi sam widzi, e ten wypadek, niewtpliwie wyjtkowo
przykry, nie jest jedynym problemem, z ktrym musi boryka si Policja Pastwowa.
- Licz jednak na dobr wol pana komisarza. - Czetwertyski wsta.
- Dobrej woli to miabym cae kilogramy - mrukn Maciejewski, kiedy za ksiciem
zamkny si ju drzwi - gdyby cho przez jeden dzie nikt mi gowy nie zawraca.
- A prosektorium? - przypomnia Kraft.
Zyga wrci do biurka i pospiesznie zapisa dwie kartki w notesie.
- Niech Zielny to zaatwi - powiedzia, wyrywajc je. - Tu s wszystkie instrukcje. A ty,
Gienek, popro sdziego Rudniewskiego, eby za jak godzin przyjecha do browaru Vertera.
- Dopiero za godzin? - Zastpca kierownika zmarszczy brwi. - Na pewno dobrze ci
zrozumiaem.
- Gienek, eby wszyscy mnie tak dobrze rozumieli!... - westchn Maciejewski, opuszczajc
gabinet.
Mczyzna na stole sekcyjnym dobiega pidziesitki, mia przerzedzone wosy, lekk nadwag
i twarz znieksztacon kopytem. To bya jedyna cecha szczeglna, jak mimo niezego ju
dowiadczenia zauway starszy przodownik Zielny. Nie, bya te druga: wrcz bycze
przyrodzenie, ktre za ycia musiao by zauwaalne nawet przez nogawk spodni, choby
dyndao obojtnie w kalesonach... Tak czy siak, obie rzeczy zupenie nieprzydatne. Wydzia
ledczy prosi osoby znajce mczyzn ze ladem podkowy na pysku oraz z fujar jak kiebasa...
To stanowczo nie nadawao si do podania w rubrykach kryminalnych lubelskich gazet, cho
jake przykuoby uwag!
- Swoj drog, dziwi si panu Maciejewskiemu - mrukn doktor Krpiel, przykrywajc
ciao poniej wochatego torsu.
Zielny mia na kocu jzyka: komisarzowi Maciejewskiemu, jeli ju, ale dyplomatycznie
zmilcza. Lekarz zawsze znajdowa powd, by obrazi si na kierownika Wydziau ledczego, a
tym razem komisarz sam mu go dostarczy, przysyajc tajniaka, zamiast pofatygowa si
osobicie.
- Pan Maciejewski na tyle dugo suy w policji - Krpiel absolutnie nieczytelnym, wrcz
hieroglificznym pismem zanotowa co w swoim brulionie - e powinien ju mie orientacj,
jakie czynnoci warto przeprowadza. A ktre to tylko czcze marnowanie pastwowych
pienidzy - doda tonem nieznoszcym sprzeciwu.
Lecz wywiadowca nie by bezbronny wobec jego argumentw. Mia list od kierownika.
- Czynnoci zaleci pan sdzia ledczy Rudniewski - powiedzia, zerkajc do kartek.
- Jednake nie wszystkie, nie wszystkie... - Lekarz pokrci gow. - Oczywicie prdzej czy
pniej swoje honorarium dostan, ale nie chc robi kopotw panu Maciejewskiemu.
- Co pan doktor ma na myli? - Zielny zaniepokoi si, i susznie.
- Obdukcja, bezporednia przyczyna zgonu, nawet zlecenie pniejszego poprawienia
twarzy celem uatwienia identyfikacji... - Lekarz zajrza do dokumentacji. - Tak, to rozumie si
samo przez si. Jednak badanie krwi z koskiej podkowy? W przypadku oczywistego wypadku?!
Pan Maciejewski powinien przemyle swoje kosztowne fanaberie.
- Ale tu jest przecie opisane... - Tajniak nachyli si nad kwitami. Kosmyk
wybrylantynowanych wosw spad mu na twarz.
- Pan jest jeszcze mody, ambitny, wic chce zasuy na uznanie przeoonego. - Z icie
sadystycznym zrozumieniem doktor umiechn si do wywiadowcy, i to gdy ten odruchowo
poprawia wypielgnowan fryzur. - Czy w razie wypadku drogowego z poszkodowanym
cyklist zleciby pan robi mu spirometri? Albo odczyn Wassermanna? A moe gastroskopi?
Jedynie odczyn Wassermanna mwi co Zielnemu, bo cakiem czsto zaglda prostytutkom
do ich ksieczek sanitarno-obyczajowych. Krpiel prbowa zrobi z niego idiot, to byo jasne,
jednak tajniak zdecydowanie wola nie wraca na komisariat z niczym.
- Wykonuj polecenia, panie doktorze. - Zielny prbowa zasoni si drog subow.
- Chwalebne w paskim zawodzie - skwitowa doktor. Zahaczy pset o podkow, podnis
j i przyjrza si krytycznie rdzawym ladom zakrzepej krwi.
- Komisarz Maciejewski zwrci uwag na oczy denata - przypomnia Zielny. - Byy
nabiege krwi jak przy uduszeniu. I wytrzeszczone, to sam widziaem.
- Jak przy uduszeniu albo rwnie dobrze jak przy nagym podniesieniu cinienia
wewntrzczaszkowego. - Lekarz pokiwa gow z politowaniem. - Albo jak w trakcie badania
proktologicznego. - Krpiel zamia si z wasnego dowcipu. - Badania palcem wntrza odbytu wyjani po chwili, widzc brak zrozumienia na twarzy tajniaka. - Pan Maciejewski zleca, co mu
tylko przyjdzie do gowy, bo za to nie paci. Ja natomiast mam uzasadnione wtpliwoci, czy
powinienem to robi bez polecenia sdziego ledczego. Bdmy powani...
Zielny by powany jak rzadko. I prowadzi powan dyskusj, ale im wicej argumentw w
niej padao, tym bardziej wychodzi na idiot. Jednake lista Maciejewskiego przewidywaa i
tak odpowied doktora.
- Jeeli sdziego nie ma na miejscu, a zwoka groziaby zanikiem ladw, to prokurator albo
Policja Pastwowa dokonywa czynnoci w zastpstwie sdziego - przeczyta.
- Sucham? - Lekarz spojrza na tajniaka z niedowierzaniem.
- Kodeks postpowania karnego, artyku 257 - objani z umiechem Zielny. Zajrza jeszcze
raz do notatek. - Z przebiegu czynnoci sporzdza si protok, w ktrym si zaznacza, dlaczego
wykonano je w zastpstwie sdziego. Artyku 258, paragraf 2, panie doktorze.
- To jaki art? - Krpiel zdj okulary i nerwowo przetar je po fartucha. - To ma
zastosowanie moe na prowincji, na jakiej wsi zabitej dechami... Tu przecie sdzia ledczy jest
na miejscu!
- Komisarz Maciejewski zaleci, abym to te sprawdzi. - Wywiadowca demonstracyjnie
rozejrza si po wntrzu prosektorium. - Ja tu sdziego nie widz. Komisarz Maciejewski prosi
take przypomnie panu doktorowi, e w przypadku odmowy wykonania czynnoci maj
zastosowanie przepisy jak przy nieusprawiedliwionym niestawiennictwie wiadka.
- Paski przeoony jest doprawdy paradny! - wybuchn lekarz. - Pan te min si z
powoaniem. Obu panw do kabaretu, nie do ledztwa!
Podszed do biurka przycinitego do ciany i nerwowo wykrci cztery cyfry na tarczy
telefonu.
- Mwi Krpiel, z sdzi ledczym Rudniewskim bardzo prosz. To pilne - zaznaczy. Wyszed? Ale... Dopiero po szesnastej? By moe po szesnastej?!
- Nie wiemy, czy to by wypadek, panie doktorze - powiedzia Zielny ugodowym tonem. To wanie prbujemy ustali.
- Niech pan do mnie nie mwi jak bohater trzeciorzdnej powieci detektywnej! - achn
si Krpiel, odkadajc suchawk. - Prbujecie ustali, ale kto za to zapaci? Gdyby rzeczywicie
cokolwiek wskazywao na zabjstwo...
Spojrza z niechci na trupa. Ten wytrzeszcza na lekarza zamglone oczy, poza tym jednak
by cakowicie obojtny na to, co dziao si wok niego.
- Krta oczywicie zbadam, to akurat zgodne z procedur - powiedzia doktor z
przekonaniem, e i tak jego bdzie na wierzchu. - No ale bezporednia przyczyna mierci to uraz
gowy, rzecz jasna. Nawet jeeli nasz nieznajomy cierpia wczeniej na angin Plauta-Vincenta.
Zamia si i nic sobie nie robic z przeraliwego zgrzytu, przez ktry po plecach Zielnego
przeszy ciarki, wrazi wziernik w usta trupa. Pogmera nim i zamar. Po chwili sign po pset.
Niespokojna mina lekarza dodaa Zielnemu wiary w cuda. Pokonujc obrzydzenie, zajrza do
garda denata.
- Tam w rodku... - przekn lin - chyba co jest.
Rozpruto kas pancern, tak nader prasowo wyrazi si pan senator. Zyga Maciejewski oczekiwa
zatem, e zobaczy grub blach poharatan jak puszka po sardynkach i podog pokryt warstw
popiou. O popiele jako o znakomitym izolatorze gorca, wypeniajcym przestrze midzy
wewntrzn a zewntrzn stalow cian, powiedzia mu jego pierwszy kierownik, Hejwowski,
kiedy w Zamociu mieli podobn spraw.
Tymczasem kasa ogniotrwaa u Vettera przypominaa niedomykajc si szaf w domu
komisarza na Rurach Jezuickich. Potwarte skrzydo drzwi nie miao adnych podejrzanych
zarysowa, podobnie zamek, ktry przynajmniej na oko wyglda, jakby otwarto go kluczem.
- Wic wamanie stwierdzono rano, a policja zostaa powiadomiona dopiero teraz? Maciejewski spojrza z gry na urzdniczk. Szatynka, figura interesujca, oceni, nie wiedzc
nawet, e ju kilka dni wczeniej Zielny poczyni identyczn obserwacj. Biurowa femme fatale.
W tej chwili jednak przypominaa raczej uczennic nieprzygotowan do klaswki.
- Tak zdecydowano. - Zarumienia si i nie patrzc komisarzowi w oczy, gestem poprosia
go, by razem wyszli na korytarz. Szybko stukajc pantoflami na rednim obcasie, prowadzia go
ku drzwiom ostatniego gabinetu. W tym czasie Zyga mia do czasu, by zwrci uwag, e
obuwiu urzdniczki przydayby si nowe zelwki, a jej chd by a nadto sprysty. Jakby
chciaa rzuci si do ucieczki.
- Gdzie zdecydowano? - Maciejewski przystan nagle. - Tu na miejscu czy moe w senacie?
Urzdniczka zrobia jeszcze dwa kroki, nim odwrcia si sposzona.
- Kto zdecydowa zaprzepaci pierwsze i najwaniejsze godziny dochodzenia? - Komisarz
zmierzy kobiet wzrokiem.
Dla odmiany zblada, po czym szybko otworzya drzwi, jakby za nimi czuwa kto skonny
obroni j przed t wciek indagacj.
Zyga obrzuci wzrokiem pokj z dwoma biurkami wypolerowanymi na glanc. Maszyny do
pisania stay w pokrowcach, najwyraniej mimo poniedziaku w sekretariacie nie rozpoczto
pracy. Najwidoczniej jednak rozpocz j mczyzna stojcy w kolejnych otwartych drzwiach,
obitych skrzan tapicerk. Maciejewski zna ze zdj w gazetach jego owaln twarz,
zaawansowan ysin i may nos, widoczny gwnie dziki nasadzonym na okrgym okularom
w rogowych oprawkach.
- A zatem pan senator udzieli mi wyjanie? - Maciejewski zdj kapelusz. - Komisarz
Zygmunt Maciejewski, kierownik wydziau.
- Wiem, nie kazabym telefonowa do byle kogo! - Przemysowiec kilkoma sprystymi
krokami przemierzy gabinet i poda rk policjantowi. Zapachniao dobr wod kolosk. Tadeusz Karszo-Siedlewski. A to pan Marmurowski, przedstawiciel firmy Grafit - doda.
Zyga odwrci si gwatownie ku niskiemu mczynie, ktry sta w rogu gabinetu i wydatnie
stara si stopi z drewnian lamperi pokrywajc ciany. Maciejewski zna go ju w roli
podejrzanego, potem agenta ubezpieczeniowego i celnego, natomiast e Berel Marmur vel
Benedykt Marmurowski poredniczy w handlu kasami ogniotrwaymi, o tym nie mia dotd
pojcia.
- Mio pozna. - Poda mu rk z irytujco znaczcym umiechem. - Wida atwo otworzy
kas paskiej firmy?
- Wertheim to to nie jest. - Mczyzna przekn lin, ale gadko wszed w rol. - O naszych
kasach Strauss nie pisa polek. - Nadludzkim wysikiem pokona sucho w ustach i zagwizda
kilka taktw wita ognia. - Nie s jednak ze, mimo braku takiego rozgosu.
- I dlatego wanie, panie Marmurowski, poproszono tu pana przede mn, eby opowiada o
klasykach wiedeskich? Albo eby mi tu gwizda?
- Pan wybaczy, ale tu nie komisariat! - wtrci si senator. - A pana Marmurowskiego
poprosiem jako eksperta.
Zyga jeszcze raz zmierzy wzrokiem dawnego aresztanta. Upywajce lata nie przyday mu
powanego wygldu specjalisty od kas pancernych, za to za podejrzanego mona go byo wzi
niesabnco.
- Pan wybaczy, panie senatorze, ale najpierw zawiadamia si policj. Za biegego w razie
potrzeby wyznacza sdzia ledczy. - Maciejewski zmi w rku rondo kapelusza, ale nie pomogo.
Wolaby setk albo komu przyoy. - Tak stanowi kodeks, nad ktrym pan te gosowa, nawet
jeli pan ju nie pamita.
- Bd mwi otwarcie, panie komisarzu. - Karszo-Siedlewski rozsiad si za biurkiem i
wskaza Maciejewskiemu krzeso.
- Poczekam w korytarzu na dalsze rozkazy pana senatora. - Marmurowski wycofa si nader
dyplomatycznie, cicho zamykajc za sob drzwi.
Waciciel browaru sprawdzi godzin na zotym zegarku na dewizce, spoczywajcym dotd
w grnej kieszeni marynarki.
- Jak sdz, przemkno panu przez gow, e skoro ju na wstpie utrudniam prac policji,
by moe sam si okradem. - Przemysowiec wsun zegarek z powrotem do kieszeni, a potem z
pedanteri poprawi mankiety. - Pomyla pan o sprawie Kramera i paskim znakomitym byym
przeoonym, komisarzu Przygodzie, nieprawda?
To ja zadaj pytania, tak Zyga odparowaby najchtniej. Jednake w kocu usiad w milczeniu
i obcign nogawki spodni. Po chwili skin gow.
- Wamanie odkrya panna Komarowska, kasjerka - referowa spokojnie Karszo-Siedlewski.
- Odkrya je okoo dziesitej, to jest po dwch godzinach od rozpoczcia pracy. Kasa, panie
komisarzu, okazaa si tylko przymknita, tak e dopki nie postanowia do niej zajrze, nic nie
wskazywao na naruszenie zamka. Zatelefonowano do mnie do Warszawy, a ja wydaem w tej
sprawie dwa polecenia: za zgod panny Komarowskiej przeprowadzi rewizj w jej mieszkaniu
oraz zachowa milczenie, dopki nie przyjad. Kiedy ja jechaem autem tutaj, w Warszawie
pracowali prywatni detektywi.
Zyga wyobraa ju sobie ten cig zdarze, ktry rozegra si w cigu ostatnich czterech
godzin. W pewnym sensie dziaania senatora powinny mu zaimponowa. Koledzy z zakadu
gorliwie rozgrzebywali bieliniark modej kasjerki, starajc si jej pewnie zbytnio nie
zawstydza, ale kt w takiej sytuacji powstrzymaby si od lubienych myli?! W tym samym
czasie w stolicy prywatni szpicle wykonywali telefon za telefonem i wizyt za wizyt,
przedstawiajc si coraz to innymi nazwiskami i wszc jak kundle, od kogo zapachnie strachem,
gdy usyszy nazwisko Karszo-Siedlewskiego. Skoro upewnili senatora tak prdko, musiaa by
ich caa wataha. Na koniec ich zleceniodawca wysiad z auta, rozsiad si w gabinecie, po czym
skonsumowa informacje, jakby to bya zdrowa porcja dziczyzny ze wieymi grzybami podana
przez kelnerzaka z wykrochmalonym gorsem.
- I nieszczliwie owo prywatne dochodzenie nic nie wykazao? - zapyta Zyga z kamienn
twarz, lecz nie bez mciwej satysfakcji.
- Przeciwnie, wykazao bardzo wiele. - Krl lubelskiego piwa puci jego sarkazm mimo
uszu. - Zdoali ustali, e z du doz prawdopodobiestwa nie bya to nieuczciwa walka
konkurencyjna ani prba uderzenia politycznego we mnie jako senatora. W adnym wypadku nie
chciabym pana urazi, lecz musi si pan domyla, e gdyby te przypuszczenia si potwierdziy,
zaangaowabym w spraw inne suby ni policja. Takie, ktre wicej mog i dziaaj ciszej doda polityk irytujco naturalnym tonem. - W zaistniaej sytuacji zdecydowaem jednak
zawiadomi komend. A e w tym miecie wanie pan jest najlepszym policjantem, panie
komisarzu, dlatego si spotykamy. Wiele o panu syszaem chociaby od pana Krafta, ktrego
spotykam na naboestwach w lubelskiej parafii.
Dwa komplementy od dostojnikw pastwowych jednego dnia? Moe fordanserki w lepszych
warszawskich lokalach byy do tego przyzwyczajone, ale nieufno Zygi Maciejewskiego tylko
si wzmoga. e Gienek nie mwi o nim le, to akurat komisarza nie dziwio, natomiast e
przemysowiec tak mile go gaska, byo bardzo podejrzane.
- I zapewne oczekuje pan senator, e zaatwi t spraw szybko, cicho i skutecznie? - spyta
z przeksem Zyga.
- Szybko i skutecznie? Tak, bybym zobowizany... - Karszo-Siedlewski pooy splecione
donie na byszczcym blacie biurka. Rkawy popielatej marynarki odsoniy do poowy
mankiety i zote spinki z monogramem TKS. - Natomiast czy cicho? To pan zdecyduje, co bdzie
lepsze dla ledztwa.
- Dochodzenia - poprawi komisarz.
- Mniejsza o to. - Przemysowiec machn rk, jakby skradziono mu parasol, a nie rozpruto
kas ogniotrwa. - Chciaem jedynie pana zapewni, e ma pan moje pene zaufanie. I od tej
chwili gwarantuj pen wspprac. Moe zatem przystpi pan komisarz do czynnoci
urzdowych? - Znaczco zawiesi gos.
Maciejewski wsta i ukoni si sztywno. Ju wychodzi z gabinetu, gdy odwrci si nagle.
- Jeszcze jedno, panie senatorze. Ja te darz pana zaufaniem. Wprawdzie piwko dubeltowe
wol od Zylbera, ale paskie jasne jubileuszowe popijam z przyjemnoci.
*
bibule odbitk rany z twarzy ofiary wypadku. Zreszt czy to by wypadek? Ta z pozoru oczywista
interpretacja nie trzymaa mu si kupy nawet bardziej ni kierownikowi Maciejewskiemu. Tylko
nie mg zezna przed sdem, e powodem jego wtpliwoci byy oczy podejrzanej klaczy,
wyraajce wycznie lk i smutek, nie agresj. W obawie przed intruzem takie konie jak ona
raczej prbowayby wcisn si w cian, ostatecznie ugry, ale nie zahaczy kopytem. Zreszt
czego szuka ten czowiek w jej boksie? To byo gwne pytanie, na ktre komisarz te nie umia
odpowiedzie.
- Na miecie gucha cisza, cholera! - Do pokoju wszed Zielny. Zdj kapelusz i wachlujc
si nim, podszed do okna. Rozochocone gobie wreszcie ucieky. - Ten facet musia chyba
gdzie mieszka, co robi, gdzie pi i z kim sobie dogadza... A tu zupenie nic! Niewidzialny
czowiek, jak z amerykaskiego filmu. - Opad na krzeso. - A ty co tam bazgrzesz, Witek?
Faniewicz podnis szkice rany oraz kopyta, odsun je dalej od oczu, nieco zbliy... Trzeba
bdzie przenie ten drugi na kalk i zrobi opis rnic, ale e ksztat podkowy nie pokrywa si z
obraeniami na twarzy denata, to byo dla wprawnego oka widoczne ju teraz.
Zielny wsta i nachyli si nad rysunkami.
- To by si nawet zgadzao - mrukn. - Co masz na myli? - Faniewicz spojrza na niego
przez rami, odkadajc szkice na biurko.
Poprawiwszy mokre od potu wosy, Zielny przysun sobie krzeso i usiad naprzeciwko. Z
kieszeni marynarki wyj szar kopert i uwaajc, by przypadkiem nie dotkn dowodu palcami,
wytrzsn z niej na blat spory medalion z wizerunkiem jakiego oficera w niewygodnym,
wrzynajcym si w szyj mundurze sprzed ponad stulecia.
W taki upa szo zwariowa, pomyla Faniewicz. Jak oni dawali sobie rad w Hiszpanii?!
- Skd to? - zapyta ju na gos, dopiero po chwili zauwaajc plamy krwi na brzegach
klejnotu.
- Z garda naszego nieznajomego - wyjani Zielny. - Kierownik mia racj: facet si udusi.
*
Policyjny CWS skrci w Fabryczn niedaleko parku przy Bronowickiej i ustawi si w kolejce
wozw konnych i ciarwek przed remontowanym wanie mostem na Czerniejwce.
Przodownik Kudrela, chocia nieraz okaza wiele szoferskiego talentu podczas policyjnych
pocigw, znosi woln i przerywan jazd z obojtnoci znacznie wiksz ni dorokarze,
klncy robotnikw na czym wiat stoi. Kiedy czytao si w prasie o zamysach magistratu, by
wyburzy cz domw na Podzamczu, zadba o zabytki i w ogle uczyni z Lublina prawdziwie
europejskie miasto, brzmiao to nawet susznie. Wystarczyo jednak wsi w dorok, autobus
albo takswk, by si przekona, e dalekowzroczna polityka magistratu suya doranemu
zlikwidowaniu bezrobocia i uprzykrzeniu ycia kierowcom i pasaerom. Stare Miasto musi sta
si per Lublina, da Express. Bardzo prosz, myla Zyga, ale w takim razie gdzie
obywatele bd chodzi na dziwki?! I po co psu niezy jeszcze bruk w rodku miasta, zamiast
uporzdkowa naprawd kiepskie ulice na przedmieciach?
Siedzcy na tylnym siedzeniu sdzia ledczy Rudniewski skoczy przeglda papiery zabrane
z sdu grodzkiego na Tatarach i schowa je do teczki.
- A zatem, panie komisarzu, mamy skradzione banknoty na sum kilku tysicy i blankiety
kadej strony naciski. Mj wydzia na razie da rad je pocign, chocia spodziewam si, e
ktr zdecyduje si pan przekaza komendzie wojewdzkiej.
- Wolaby pan wytropi kasiarza? - odgad Rudniewski.
- Ja jestem funkcjonariusz pastwowy i robi, co inni wol. - Maciejewski wzruszy
ramionami z pozorn obojtnoci.
Na Krakowskim Przedmieciu Kudrela znw musia zwolni.
- Zwariowali z tymi robotami publicznymi - burkn Zyga. - Cae miasto rozkopane!
- Bdzie nowy bruk, prosz pana - zauway Rudniewski.
- A jest pan sdzia pewien, e lepszy ni ten za cara? - pokrci gow szofer, zupenie
nieprzekonany.
Auto przejechao obok kilkunastu mczyzn, z wysikiem wbijajcych kostk w podoe
kafarami rcznymi. Moe piciu miao pojcie o tej robocie, pozostali wyranie zostawali w tyle.
- Ale bezrobotni maj zarobek.
- To si chwali i tu nie ma dyskusji - powiedzia Kudrela.
Suy w policji do dugo, by wiedzie, e zwierzchnik czy inny sdzia ledczy lubi mie
ostatnie sowo. Spojrza jednak krytycznie na nowo powstajc nawierzchni, pewien, e po
zimie niechybnie znowu straci poziom, a po kilku latach trzeba bdzie zwalnia i omija
nierwnoci, eby nie zniszczy resorw.
Milczc, min plac Litewski i skrci w Staszica. Pozostawiwszy z boku komisariat, zajecha
przed szpital.
- Pjdzie pan ze mn do doktora Krpiela? - zapyta Rudniewski Maciejewskiego.
- Jeli pan sdzia koniecznie sobie yczy... - mrukn z niechci komisarz. - Daktyloskopia
bdzie jutro, a ja tymczasem chciabym sprawdzi jeszcze pewien trop, pki wiey. Skoro mamy
do czynienia z rozprut kas, zawodowi zodzieje mog co o tym wiedzie.
- Susznie. - Sdzia ledczy poda mu rk i wysiad. - Prosz mnie informowa.
- A ja prosz pozdrowi doktora. - Zyga umiechn si podejrzanie promiennie. - Do
widzenia panu sdziemu.
Kudrela zakrci energicznie kkiem i samochd zawrci na ciasnej ulicy.
*
Nad rozgrzanymi letnim socem Piaskami wisiay wonie rzeki i cukrowni, wsplnymi siami
cakiem wiarygodnie imitujce zapach przedwczorajszego topielca. Policyjny CWS wolno
wtoczy si na wsk ulic Wociask, przejecha rowerowym tempem kilkadziesit metrw, po
czym skrci w przecznic. Zyga zadba o to, aby mieszkacy niskich kamienic przedmiecia
mogli si czarnemu autu dobrze przypatrze, zanim Kudrela zgasi silnik na rogu Przeskoku i
Dzierawnej.
Maciejewski wysiad z wozu. Poprawiajc marynark, odsoni kabur z rewolwerem, chocia
to byo raczej zbyteczne, i tak z daleka mierdzia glin. Na ten zapach tutejsi byli uczuleni,
mimo e na przemysowe wyziewy zdyli zobojtnie. W stojcym powietrzu Zyga usysza
ttent koni trenowanych na hipodromie nieopodal, ledwie po drugiej stronie wszej ni
zazwyczaj rzeki.
- Mam i z panem komisarzem? - zapyta Kudrela, wychodzc z samochodu i poprawiajc
mundur.
- Stjcie i pilnujcie, eby auta nie ukradli.
Maciejewski otworzy furtk w bramie kamienicy. Teraz zapachniao jaminem, bardzo
rozsdnie posadzonym bliej ubikacji, oraz rami bliej osonecznionych okien. Dwie kobiety,
ubrane w identyczne bluzki i spdnice z farbowanego ptna, podniosy gowy znad medalowo
wypielgnowanego ogrdka.
- Pan Myszkowski w domu? - zapyta Maciejewski tonem pana wadzy.
- A ja tam nie wiem! - Starsza wyprostowaa si i skrzyowaa rce na piersi.
Modsza z kobiet, wci schylona i wyrywajca chwasty, powabnie zakoysaa wydatnym
biustem. Niestety, gdy podniosa gow, Zyga zobaczy jej nos zakoczony haczykowato jak u
czarownicy w bajkach dla dzieci.
- Ja te nieciekawa - powiedziaa, nieudolnie kryjc fasz.
Komisarz wszed na pierwsze, zarazem przedostatnie pitro, i zastuka do drzwi po lewej.
- Kto tam? - Usysza szuranie butw.
- Dzie dobry, Policja Pastwowa. - Maciejewski umiechn si wrednie sam do siebie.
- Bylimy umwieni? - Stary zodziej otworzy, ale nie puci klamki.
- Mam panu pokaza znaczek subowy? - Zyga przytrzyma j z drugiej strony.
- Faktycznie, niepotrzebne ceregiele.
Maciejewski wszed do wziutkiego przedpokoju przypominajcego korytarz w wagonie
pulmanowskim. Pierwsze drzwi prowadziy do sterylnie wysprztanej kuchni, nastpne do
pokoju. Myszkowski poprawi szelki i gestem zaprosi komisarza do rodka.
Ten zatrzyma si na progu, bo widok by obrzydliwie jtrzcy. Emerytowany doliniarz,
jakkolwiek dochowywa starokawalerstwa znacznie bardziej restrykcyjnie ni Zyga, nie tylko
dba o estetyk, ale najwyraniej mia zwyczaj sprzta. Na schodzonym, jednake wytrzepanym
dywanie nie byo ladw bota. Etaerk i komod take przecierano na mokro, a na parapecie
kwieciy si regularnie podlewane pelargonie. Tylko st przypad Maciejewskiemu do gustu, bo
pomijajc krochmalon serwet, staa na nim odkapslowana butelka vetterowskiego jasnego
penego i gruba szklanka ze ladami piwnej piany.
- Pan komisarz zapewne si spieszy, wic nie proponuj herbaty - powiedzia Myszkowski.
- I chwaa Bogu! - Zyga podnis butelk do ust, z gulgotem pocign zdrowy yk. Od razu
poczu si zdrowszy na ciele i umyle! - Pan sobie popija to piwko jakby nigdy nic?
- Zdrowe na nerki. - Doliniarz spojrza z niesmakiem na nieproszonego gocia. - Niech pan
wypije do koca, bo obrzydliwy jestem, jeli chodzi o picie po kim... A urzdowo to tym razem
o co si rozchodzi? Znw o tego biedaka, ktrego ko kopn?
- By wam, panie Myszkowski - oznajmi z satysfakcj Maciejewski. Zoty pyn, chocia
ciepawy, przyjemnie muska mu przeyk. A w butelce pozostaa jeszcze prawie poowa! - By
wam do kasy ogniotrwaej Vettera. I co pan na to?
- Mnie jest na to bardzo przykro, panie komisarzu - Myszkowski usiad za stoem - poniewa
znw nie umiem panu pomc. Swoj drog, cik ma pan prac! - Westchn. - Dopiero co
kogo zamordowali, teraz kas rabuj... Ale zy adres! Ja chodziem na dolin, kiedym by przy
dobrym zdrowiu. Owszem, mia czowiek talent, kasiarzem te mg zosta, tyle e ja lubi ludzi
i prac z ludmi. Nie zrobiem browaru, jeli o to si panu komisarzowi rozchodzi.
- O co mi si rozchodzi, to ja wiem! - Zyga przysun sobie krzeso i usiad naprzeciw
gospodarza. Z luboci osuszy do ostatniej kropli piany butelk, po czym starannie wygadzi
rogi serwety. - Pomylaem, e zanim przeczyta pan nowiny w gazecie, sam przyjd i pana
powiadomi.
- Dzikuj. - Stary zodziej splt ramiona na piersiach. - Jeli przyjdzie mnie rozpyta
dzielnicowy, powiem mu, e wiem tyle co od pana.
- Pan wie, e mam do pana wiele yczliwoci, take nieco wdzicznoci za pewne dawne
informacje. - Maciejewski sign do kieszeni po papierosy i zacz grzeba w pudeku zapaek. Niestety nie tak wiele, jak si panu wydaje. Bo widzi pan, panie Myszkowski, tego biedaka w
stajni ko moe i kopn, ale zanim to si stao, facet zosta uduszony. W adnym razie nie przez
konia, rozumie pan?
- Ale co mam rozumie?
- Implikacje, drogi panie Myszkowski. - Komisarz zacign si gboko i dmuchniciem
zgasi zapak. - A implikacje s takie, e skoro pan robi jakie tajemnicze interesa na wycigach,
gdzie zabito czowieka, to nie trzeba prokuratora, eby i do pana przylepio si to gwno. Pan
zawsze by porzdnym zodziejem, nigdy nie mia pan nic wsplnego z mokr robot. I jeszcze ta
kasa ogniotrwaa u Vetter! Warto szarga opini na stare lata?
- Widzia kto pana, jak pan wchodzi?
- Zadbaem o to, panie Myszkowski. P ulicy i caa kamienica mnie widziaa w subowym
aucie. I co ludzie pomyl, jeli nie wyprowadz pana w kajdankach? Pewnie, e pan mi co
nakapowa, czy nie?
Stary zodziej powoli wsta i otworzy szaf, by wyj z niej starannie odprasowan
marynark.
- Dobrze, chodmy w takim razie. Kajdanki - przypomnia stary, spogldajc krzywo na
Maciejewskiego.
- Nie jest pan przecie niebezpieczny, nie rbmy tyle teatru! - Zyga machn rk. - Chyba
wystarczy, jeli bd trzyma pana za rami. - Maciejewski zgasi papierosa w doniczce z
pelargoniami i zamkn okno. - Na wypadek gdyby si burza zerwaa - wyjani. - Po co ma panu
przecig szyby powybija?
*
- Wanie dlatego telefonowaem, ale poniewa nie mogem uzyska decyzji pana sdziego,
Maciejewski zleci.
- Komisarz Maciejewski? - Sdzia zdziwi si. - Przecie by ze mn! To on zawiadomi
mnie o wamaniu i podj czynnoci.
- Nie byem precyzyjny. Nie zleci tego osobicie. Posuy si jednym z tych swoich
bezczelnych tajniakw! - Krpiel nerwowo zacisn szczki. - Tym... jak mu tam?... Takim
przylizanym na brylantyn.
- Pozwoli pan? - Rudniewski sign po notatki doktora.
- Prosz, niech pan czyta! Oczywicie rozumiem, panie sdzio, e tym razem najzupeniej
przypadkowo trafio si lepej kurze ziarno - mwi tymczasem lekarz. - I faktycznie to ciekawy
trop. Krew na podkowie okazaa si zwierzca, dokadniej szczurza, a zatem wbrew pozorom
kopyto koskie nie miao kontaktu z twarz denata. To istotne dla ledztwa, bez dwch zda.
Jeeli jednak za kadym razem pan Maciejewski bdzie naciga przepisy i naraa szpital, mnie
oraz wymiar sprawiedliwoci na nieuzasadnione koszty...
- Szczurza krew... - Prawnik pokrci gow.
Doktor zamilk. Niedouczeni policjanci i biegli sdowi podajcy w wtpliwo prymitywne
ustalenia pierwszych etapw ledztwa, wskazujcy oczywiste zaniedbania i nieposzanowanie
dowodw - tak, to nie tylko miecio si w poetyce co goniejszych rozpraw sdowych, ale
rwnie w zawodowym wiatopogldzie Krpiela, ustawiajcym go obok oskarycieli na
szczycie drabiny procesowej. Niestety w tym przypadku to on sam by o krok od popenienia
kardynalnych bdw i w gruncie rzeczy tylko przytomno policjantw z Wydziau ledczego
uratowaa go przed kompromitacj. Przeknby to jeszcze, gdyby nie chodzio o
Maciejewskiego, ktry za nic mia szacunek dla wyksztacenia i pozycji spoecznej lekarza...
- Komisarz mia racj, panie doktorze - zauway spokojnie Rudniewski, przegldajc kartk
za kartk. Dokumentacj bada lekarz sporzdzi nader porzdnie, by nawet rysunek medalionu,
ktry okaza si tak nietypowym narzdziem zbrodni, e sdzia ledczy nie potrafi odnale w
pamici podobnego przypadku. Moe nawet nie byo takiego?
- Jednake co z procedurami? Co z autorytetem sdu?
- Nie ucierpia tu autorytet sdu, panie doktorze. - Prawnik odoy papiery na biurko. - Co
najwyej mj. Ale nie miaem racji, jak si okazuje.
- I pan sdzia to mwi tak spokojnie, jakby nic si nie stao?
- A jak, zdaniem pana doktora, powinienem to powiedzie? - Rudniewski wsta i sign po
kapelusz. - Komisarz Maciejewski ju zna wyniki?
- Jeszcze nie, natomiast...
- To moe i lepiej... - Sdzia ledczy zamyli si. Kierownik Wydziau ledczego narzuci
szybkie tempo, a prawnik w tej sprawie wola unikn kolejnych pochopnych hipotez. - Bd
zobowizany, jeeli jak najpilniej zechce pan powtrzy badanie i spisa protok, panie
doktorze.
- Wanie wychodziem. - Krpiel niemal jkn.
- Bardzo mi przykro. - Rudniewski ukoni si z godnoci i opuci gabinet.
Jego buty na korytarzu wystukiway znacznie szybszy rytm ni kilka minut wczeniej, gdy
urzdowym krokiem dopiero zmierza ku prosektorium.
Na biurku komisarza, midzy rozsunitym na boki chaosem papierw, leay cztery rzdy kart
dupami do gry. Emerytowany zodziej Myszkowski z namaszczeniem pooy jeszcze cztery
odkryte.
- Bez atu - powiedzia Maciejewski, zaznaczajc to w zapisie obok swojego nazwiska.
- Pan bez atu, ja etatu. - Dawny doliniarz umiechn si i przystpi do rozdawania reszty
talii.
Kadego innego, milczcego rwnie uporczywie, Zyga bez wahania posaby na doek.
Niestety na Myszkowskiego to by nie podziaao, on mia czas, duo czasu. Wic chocia Kraft
patrzy na to krzywo, rnli w wista ju ponad godzin.
- Panie kierowniku... - Gr przerwa Zielny, wsadzajc przez uchylone drzwi
wybrylantynowan gow. - Jest co - doda i zmierzy znaczcym spojrzeniem
przesuchiwanego.
- Zechce pan askawie poczeka chwil na korytarzu? - poprosi komisarz.
- Tylko niech pan do kart nie zaglda - powiedzia Myszkowski i wyszed.
Zanim zamkny si za nim drzwi, Zyga zobaczy Faniewicza siadajcego na awie, na ktrej
spocz wanie stary zodziej.
- Chodzi o... - zacz Zielny.
- Chwileczk! - Zyga najpierw obejrza karty Myszkowskiego, dopiero potem podnis
gow.
W palcach tajniaka byszcza owalny klejnot nieco wikszy od carskiej winki. Ozdobna zota
ramka obejmowaa portret czterdziesto- lub pidziesicioletniego mczyzny, ubranego w
mundur z pocztku dziewitnastego wieku. Zielny trzyma go przez chustk za zawieszk,
miniatura koysaa si lekko jak wahado.
- A co to jak psu z garda wyjte? - Komisarz dostrzeg lad krwi na obramowaniu portretu.
- Bo z garda. - Wywiadowca pooy medalion razem z chustk na biurku obok kart. Doktor Krpiel wycign go z garda naszego NN.
- I ty mi dopiero teraz o tym mwisz?! - Zyga zerkn spode ba na Zielnego, po czym
sign do szuflady po szko powikszajce.
- Bo to nie wszystko, panie kierowniku - mwi tajniak. e pozyskawszy te informacje,
najpierw uda si do Oazy, a dopiero po spnionym obiedzie do wydziau, ten fakt rozwanie
pomin. - Tak jak pan poleci, Krpiel zbada krew z podkowy, ale tymczasem Faniewicz na
wasn rk zrobi rysunki kopyta i rany. Sprawdzilimy to razem i krtko mwic, panie
kierowniku - Zielny krci si na krzele - jedno nie pasuje do drugiego. Odprowadz paskiego
pacjenta na doek, a Faniewicz pokae dokadniej.
- Nie, nie, w tej sprawie nie mam adnych tajemnic przed panem Myszkowskim. Komisarz, nie troszczc si ju o rozpoczt gr, zgarn karty do szuflady, gnc przy tym krla
trefl. - Dawaj ich obu tutaj!
Emerytowany zodziej nie okaza zdziwienia, e nie dokocz wista, ale widok drogiego fantu
na biurku nieco go zaniepokoi. Siadajc przed Maciejewskim, przyjrza si ukradkiem
medalionowi. Takich nie wygarnia si byle frajerowi ze schowka, wtpliwe take, by pochodzi z
kasy ogniotrwaej vetterowskiego browaru. Robi si je na Czecha *, i to wycznie na
zamwienie, albo nie robi wcale. Myszkowski, nawet bdc u szczytu kariery, nigdy si takiej
roboty nie dotkn, by za krtki po prostu. I komisarz wiedzia przecie o tym, do jasnej cholery!
* Na Czecha - przedwojenna metoda kradziey na og doskonaej, wypracowana przez szko lwowsk, a stosowana
przy wyjtkowo cennych precjozach. Ich waciciele, obawiajc si zodziei, czsto zamawiali imitacje rodowych
klejnotw u czeskich wytwrcw sztucznej biuterii, syncych z produkcji znakomitych kopii. Wytrawni zodzieje,
dziaajc w porozumieniu z czeskimi producentami, inwestowali w dodatkow replik. Kiedy hrabina paradowaa na
balu w kolii z pozoru niczym niernicej si od tej, ktr otrzymaa w wianie, zodziej otwiera jej sejf i podkada
drug kopi w miejsce oryginau. Tego rodzaju kradziee wychodziy na jaw po wielu latach, gdy rodzina, bdc w
kopotach materialnych, postanawiaa spieniy lub zastawi klejnot i w tym celu poddawaa go wycenie (za:
Wodzimierz Paniewski, Talia brylantw, Kurier Galicyjski 2013 nr 7 (179)).
wykosztoway na bilety, a co do nas, to panowie wadza sobie oblicz, ile wynosi dowolny
procent od zera.
- A paska gaa, e tak spytam z ciekawoci? - Zyga umiechn si ze zrozumieniem.
Myszkowski demonstracyjnie obcign mankiety.
- Wiem, oczywicie, e jestem na komisariacie, a nie w jakim kulturalnym miejscu, mimo
wszystko dentelmeni nie rozmawiaj o pienidzach.
Komisarz zerkn na Faniewicza, ktry wci patrzy na klejnot niczym na poyskujcy
wisiorek hipnotyzera.
- Przypomina ci co?
- Nie wiem, panie kierowniku... Ale niby gdzie miabym widzie co takiego?
- A panu, panie Myszkowski? - Zyga odwrci si znw do przesuchiwanego. - Moe
jednak?
- W naszym piknym miecie nikt czego takiego nie posiada, o ile mi wiadomo. - Stary
zodziej pokrci gow. - Nie obnosi si w kadym razie. Ale traci takie cacko, eby kogo tym
zaatwi?!
- Rzeczywicie, sumienia trzeba nie mie - prychn komisarz, wkadajc klejnot z
powrotem do koperty przyniesionej przez Zielnego.
- A tu bym si z panem komisarzem nie zgodzi - powiedzia z powag emerytowany
doliniarz. - Skoro wepchn mu do garda co wartego parset zotych, i to na oko szacujc, to
sumienie akurat mia, ale z rozumem co nie w porzdku. Udaw si, skurwysynie, za moj
krzywd!, co w tym rodzaju chcia powiedzie.
- Piknie dzikujemy panu za konsultacj, panie Myszkowski. - Maciejewski podpisa mu
przepustk, po czym wsta, demonstracyjnie zapinajc grny guzik marynarki. - Nie miem pana
duej zatrzymywa. Przodownik - wskaza Faniewicza - odprowadzi pana.
- W innym towarzystwie powiedziabym, e polecam si na przyszo, panie komisarzu stary doliniarz rwnie podnis si i ukoni sztywno - ale nie miem pana okamywa.
- Co to byo, panie kierowniku? - Wysztafirowany tajniak parskn miechem, kiedy zostali
sami.
- Szacunek, Zielny. - Komisarz rozchesta cisncy go krawat. - Bdziesz kiedy przechodzi
obok biblioteki, to sprawdzisz sobie w sowniku. A pki co, zanim wrci Faniewicz, zacznij mi
objania te jego bohomazy. Tak eby nawet sdzia Rudniewski zrozumia, w co tu si gra.
*
Wdka bya biaa, ale ciepa tak samo jak noc. Maciejewski ykn trzeci kieliszek z nadziej, e
przywyknie, lecz znw go wykrzywio. Musia jednak zay lekarstwo, skoro mina druga nad
ranem, a nie mg zasn. No i pusta butelka bya mu koniecznie potrzebna, bo obieca Ry
podlewa kwiaty, podczas gdy ona bawia si w Truskawcu.
Siedzia za przykrytym kwiecist serwet kuchennym stole w pustym mieszkaniu przy
Szpitalnej i patrzy na widokwk od kobiety, z ktr ju od prawie dziesiciu lat dzieli st,
ko oraz wikszo forsy. Sam nie wiedzia, jak to si stao, ale przyapa si na myli, e ich
nieoficjalny zwizek przetrwa duej ni jego maestwo. Na tyle dugo, e nawet przestano
wytyka ich palcami, ludzie przywykli. Przywyk rwnie Zyga Maciejewski, wpad w rutyn i
dopiero teraz zorientowa si, e Ra moe go zaskoczy, jak chociaby t nag wiadomoci o
podanym remoncie starego domu komisarza na Rurach Jezuickich. Oczywicie, zawidby j
nie pierwszy raz! Tym bardziej e teraz akurat nie remont mu by w gowie...
Spraw trupa w stajni udao si wprawdzie bardzo szybko pchn na waciwe tory,
przemianowujc j ze miertelnego wypadku na zabjstwo, ale Maciejewski zbyt dugo by
kierownikiem Wydziau ledczego, by tym razem spodziewa si pochway.
Sd moe wprawdzie zdyskredytowa szkice Faniewicza jako dowd, jednak Zyg w peni
przekonay i zarazem zaniepokoiy bardziej nawet ni medalion przyniesiony przez Zielnego.
Rozumia zajado sprawcy, ktra jakkolwiek w prawdziwym yciu czciej da si wymieni na
pienidze ni w powieciach detektywnych Ry, lecz ani troch nie rozumia wiadomoci, ktr
sprawca chcia przekaza zabitemu. Dlaczego upar si wepchn mu do garda akurat zabytkowy
medalion? Co byo w tym klejnocie tak niezwykego?
- Jeli chcesz zna moje zdanie, Zyga, ten przedmiot pochodzi z przestpstwa - powiedzia
Kraft, ktrego komisarz odwiedzi w domu przed wieczorem. Pretekst mia znakomity: jako
somiany wdowiec mia prawo liczy na kolacj ony przyjaciela. Zreszt lubi saatk
ziemniaczan, mimo e ziemniak w przeciwiestwie do ledzia nie mia zwyczaju pywa i Olga
Kraftowa nie podaa wdki.
Przedmiot z przestpstwa... Przyszo mu to do gowy jeszcze w trakcie przesuchania
Myszkowskiego, ale potrzebowa upewni si, czy jego zastpca rwnolegle wpadnie na ten sam
pomys. Wpad. Dlatego wanie gliniarski nos komisarza podpowiada, e to zbyt oczywiste i w
sposobie dokonania zabjstwa kryje si jakie drugie dno.
U siebie nie mia co prawda nic do jedzenia, ale wdk jak najbardziej.
- Sprawa jak raz dla Maciejewskiego - mrukn do siebie, wypijajc kolejny kieliszek ciepej
monopolki. Coraz bardziej smakowaa kacem.
Jeszcze kilka lat wczeniej czu si gliniarskim Antonim Padewskim, specjalist od spraw
trudnych i beznadziejnych. Potem te angaowa si w nie bez reszty, eby nie oszale z nudw.
Teraz jednak nie by pewien, czy chce mu si powica dla ledztwa, ktre i tak koniec kocw
z pewnoci przejmie komenda wojewdzka. Czekaj tylko, a Maciejewski sprawi, e lepiej
ustawieni koledzy nie bd bdzili po omacku. Czy warto, dobiegajc czterdziestki, wci kopa
si z koniem?
- Kopa si z koniem... - powtrzy na gos, zapalajc papierosa.
Otworzy okno kuchenne i odruchowo spojrza w to naprzeciwko. Tam w ciasnej subwce
widywa suc Jaroszw, ssiadw z drugiej oficyny, wprawdzie nigdy nag, a ju przenigdy
nie przyapa jej na przyjmowaniu cichcem gachw, ale sprawia mu przyjemno widok modej
dziewczyny w samej bielinie, drapicej si pod pach lub ziewajcej z jak erotyczn
wulgarnoci. Kiedy uklkna do wieczornego pacierza, opierajc rce na krawdzi wskiego
ka, a Maciejewskiemu przemkna myl, e mogaby tak klkn i pochyli nabonie gow
midzy jego uda... Przyjdzie si z tego wyspowiada za jaki czas, jeli odwrotnie
proporcjonalnie do postpw starczej impotencji najdzie go na rozwaanie spraw ostatecznych.
No chyba e dziki sklerozie o wszystkim zapomni!
W oknie sucej byo ciemno, spaa, podobnie jak caa kamienica i miasto. A Maciejewski
wrci mylami do sceny w stajni i twarzy ofiary, zmiadonej nie koskim kopytem, lecz jak
jego imitacj. Wybierajc si do Krafta, umylnie wzi dorok, by po drodze z komisariatu
wypyta dryndziarza, czy podobnego narzdzia uywa si w stajniach. Facet spojrza na niego jak
na niedorozwinitego umysowo. Zyga te nie przypomina sobie, by co takiego widzia w
wojsku, kiedy miewa jeszcze do czynienia z komi. Albo zatem sprawca wykaza si maniakaln
premedytacj, z jak Maciejewski nigdy wczeniej nie mia do czynienia, albo NN zosta
kopnity w innym boksie, tam straci przytomno i zosta zacignity akurat do klaczy ksicia
Czetwertyskiego. Tylko po co?
Komisarz nie mia pojcia, za to doskonale wiedzia, jak taka hipoteza zostaaby odebrana
przez podlubelskie ziemiastwo, drce na sam myl o skandalu i o tym, e kolejna Krajowa
Wystawa Koni Remontowych mogaby odbywa si w innym miecie. Nie musia nawet pi, by
bardzo plastycznie oczyma duszy zobaczy delegacj tych wsatych panw u komendanta
wojewdzkiego. I by ujrze zadowolon min chociaby swojego byego kolegi z nadrzdnej
komendy, ledczego Borowika, ktry doprowadza spraw do koca i zbiera mietank z mleka,
ktre w trudzie i znoju udoi Zyga. Moe lepiej niech spraw jak najszybciej przejmie
wojewdzka!
Tyle e ciko psu zostawi ochap, w ktry ju si wgryz... Wprawdzie pozostawaa mu
sprawa wamu do kasy ogniotrwaej vetterowskiego browaru, ale tu nie liczy na sukces.
Kieszonkowiec nie kradnie na swojej ulicy, a mdry kasiarz nie robi nawet w swoim miecie. To
ledztwo bdzie polegao na wysyaniu kilogramw pism do komend w caym kraju. Jedyna
atrakcja, jeli wrd nich zdarzy si telegram! Ale moe najwyszy czas nauczy si patrze z
zadowoleniem, jak puchn akta. Komisarz Maciejewski to ju nie ten sam czowiek - powie
wtedy swoim kolegom sdzia Rudniewski przy brydyku - ale wreszcie da si z nim rwno
pracowa.
Niespodziewanie w oknie naprzeciwko zapalia si lampa, Maciejewski zerkn
instynktownie, czy z przedpokoju nie pada wiato i czy pozostaje niewidoczny dla dziewczyny.
Tymczasem ona wycigna spod ka nocnik i kucna nad nim, najwyraniej obawiajc si
budzi gospodarzy spuszczaniem wody w ubikacji.
A Zyga poczu w ustach gorzki posmak, jakby kto naszcza mu do ust. Zgasi papierosa.
Sekund pniej zgaso rwnie wiato naprzeciwko. Maciejewski wyszed do przedpokoju, by
po chwili uklkn przed sedesem i woy sobie dwa palce do garda. Kaca po ciepej wdce
wola nie ryzykowa. Zbyt wiele mia roboty.
*
Gauleiter
Buerckel
poruszy
spraw
komisarzy, naznaczonych
niektrych
Siedzcy u szczytu stou komendant Aleksander Herr cay czas spoglda podejrzliwie na
Maciejewskiego i nie mg uwierzy, e mimo wyjtkowo zmczonej gby Zyga jest cakiem
trzewy.
- Wic co pan w kocu ma? - zwrci si wreszcie do komisarza, gdy kierownicy
komisariatw zreferowali swoje bilanse bjek, drobnych wama i kradziey. Tylko jedno wydao
si Maciejewskiemu interesujce: jaki maniak od trzech tygodni wykrca arwki z klatek
schodowych od Wieniawy po Stare Miasto i ani razu nie zosta przyapany.
- Obawiam si, panie komendancie, e trudno mwi o kocu. To pocztek. - Zyga otworzy
notes. - Dysponujemy dowodami, ktre wykluczaj hipotez, jakoby niezidentyfikowany
mczyzna w stajni wycigowej by ofiar wypadku. Zosta zamordowany i ponad wszelk
wtpliwo mamy do czynienia z dziaaniem z premedytacj. Dlatego nie chodzi ju tylko o to,
by znale jego rodzin, ktra zechce go pochowa i zaoszczdzi kosztw magistratowi.
- I po co pan ironizuje? - burkn Herr. - Nikt przecie nie wywiera na pana naciskw.
- W adnym razie! Spotkaem si z daleko idc pomoc, gdzie bym si nie obrci. Maciejewski powiedzia to z tak mierteln powag, e kierownik nowego komisariatu, Czwrki
na Wieniawie, a zagapi si na niego w niemym zdziwieniu. - Niestety kluczem do sprawy jest
tosamo zabitego, bo tylko w jego przeszoci moemy poszukiwa ladw zabjcy. A denat
wci jest NN. Chciabym, eby u doktora Krpiela jako tako poprawiono mu twarz, potem
umiecimy fotografie w gazetach. Na pocztek w miejscowych, jeli to nie pomoe, w
krajowych. Sdzia ledczy nie bdzie oponowa. Widz nike prawdopodobiestwo, e
znajdziemy sprawc wrd pacjentw, ktrzy zgosili si do szpitali albo na pogotowie z ranami
od kopnicia przez konia, ale sprawdzi trzeba. Na podkowie, mimo e nie pasuje do rany, s
lady krwi. Jeszcze nie wiem, czy ludzkiej.
- Pan sdzia zleci badania? - zapyta Herr Komendant.
- Nie, ja zleciem pod jego nieobecno. - Zyga powiedzia prawd, by jednak zabrzmiaa
lepiej, natychmiast pofarbowa j garstwem: - Jednake pan sdzia w peni to zaakceptowa.
- Prosz dalej!
Dalej Maciejewski mia niewiele do zreferowania, ale nauczy si ju rozmawia ze swoim
zwierzchnikiem. Miny trzy lata, odkd Herr przej stanowisko po nadkomisarzu Pitueju,
wczeniej szefie policyjnej II. Brygady, chronicej samego marszaka Pisudskiego. Pocztkowo
Pituej zachowywa si wobec Zygi cakiem przyzwoicie, badajc lubelski grunt, niestety wkrtce
wezwa go do gabinetu z samego rana i nie mia litoci dla kaca swego podwadnego.
- Moe powtrzy mi pan askawie, co pan wczoraj wygadywa o marszaku Pisudskim?! wycedzi ze swoim niezbywalnym kresowym akcentem.
- Nic szczeglnego, panie komendancie. - Zyga pamita dobrze, e z trudem stumi miech,
bo nigdy jeszcze nadkomisarz, ze swoj wypielgnowan brdk, nie przypomina mu a tak
dosadnie postaci z Trzech muszkieterw. - Demonstrowaem jedynie swoj apolityczno, do
ktrej jestem zobowizany jako oficer Policji Pastwowej.
- Powiedzia pan, e skoro trudno panu uwierzy w Trjc wit, to tym bardziej w
cudowne zreformowanie Polski pod buaw marszaka. Tak byo czy nie?!
- Byo dokadnie tak, jak panu jaka kanalia doniosa, panie komendancie - przyzna
Maciejewski. - Tylko najwyraniej krpowaa si doda, e mwiem te o panu komendancie,
ktremu w Belwederze najpierw okazano daleko idce zaufanie, a potem odstawiono na boczny
tor. Z powodu ukraiskiego pochodzenia oczywicie.
- A co to pana obchodzi, do jasnej cholery?! - Pituej spurpurowia, za jego wschodni
akcent jeszcze si pogbi.
- Zapewne mniej ni donosiciela, ktry cz tego, co podsucha, z jakich przyczyn
zachowa dla siebie, panie komendancie - z miejsca odparowa Zyga.
Wezwany zosta znw tego samego dnia, ale po poudniu. Pituej wsta zza biurka i poda mu
rk.
- Wybaczte za prykru pomyku - powiedzia po ukraisku. - Trudno mi odgadn, jak
uchowa si pan w policji. Jeste pan pijak, niechluj i bezczelny weredyk, ale jedno musz
przyzna, nie jest z pana winia. Nie ycz sobie jednak sysze od pana ani sowa wicej o
marszaku Pisudskim, czy to jest jasne?
Maciejewski zastosowa si do polecenia, ale wcale nie by zdziwiony, e gdy marszaek
kona, przypomniano sobie o Pitueju... by zesa go jeszcze dalej od Warszawy. Podobno
wkrtce rwnie przekonano do odejcia z policji na wasn prob, lecz tego komisarz nie
mg ju by pewien. Za kolejnemu komendantowi, Aleksandrowi Herrowi, nie zapomniano
szepn, jakoby Zyga by zaufanym czowiekiem poprzednika. Nowy zwierzchnik mia wic do
niego uraz, zanim w ogle zdyli si pozna.
- Prosz dalej! - ponagli teraz Herr Komendant.
- Jedyne, co mog w tej chwili zrobi, to poprosi panw kierownikw komisariatw o
rozpytanie w swoich rejonach. - Komisarz skin gow mundurowym. - Ofiara musiaa gdzie
mieszka, pracowa, pi wdk i tak dalej. Odbitki zdjcia twarzy powinny ju by. Jak
zreferowaem, dotychczasowe ledztwo poszo nadspodziewanie szybko, wic gdy tylko
poznamy tosamo zabitego, od sprawcy bdzie dzieli nas ledwie krok i poradzimy sobie siami
naszego wydziau - zakoczy Zyga, starajc si, by jego twarz rozpromienio samozadowolenie.
- Trudniej natomiast bdzie z rozprut kas ogniotrwa w browarze. Tu pan komendant z
pewnoci rozumie, e poszkodowana firma sama utrudnia dochodzenie, nie zawiadamiajc nas
niezwocznie. Zodzieja, a co bardziej prawdopodobne, szajki zodziejskiej, zapewne nie ma ju
w miecie. Wedug mojej opinii, ta sprawa powinna by przekazana Urzdowi ledczemu
komendy wojewdzkiej. Oni maj przecie daleko szersze moliwoci.
Komendant sucha, powanie kiwajc gow, lecz Zyga by pewien, e nie wszystkie jego
myli kr wok faktw i hipotez. To, e przed rokiem nie stara si utrudni Maciejewskiemu
awansu z podkomisarza na komisarza, nie mogo by gestem ku zawieszeniu broni. Nie w
Faniewicza, a dzwony na Anio Paski dudniy mu w uszach obco, nieprzyjemnie, kac robi
rachunek sumienia. Tajniak porachowa jednak drobne z kieszeni marynarki. Trzy zote, groszy
czterdzieci siedem, akurat na dorok w obie strony, ale czy wystarczy, eby dryndziarz na niego
poczeka?
Po wyjciu z komendy Faniewicz skrci w prawo i starajc si trzyma zacienionej strony
ulicy, powlk nogi na postj przy placu Litewskim. Oskrzydlajce go dzwonienie z katedry od
tyu, od kapucynw z flanki i szczliwie odleglejsze z kocioa garnizonowego od czoa umilko
wreszcie, za to wwierci si w uszy klakson i gwizdek policjanta kierujcego ruchem przy
Krakowskim Przedmieciu, do tego guche, basowe gruchanie gobi. Kiedy wstawa rano, kac
nie wydawa si tak dotkliwy; tajniaka dobio jednak niewyspanie.
Rwnie dorokarz by zoliwy. Usyszawszy, e jego postawny pasaer, mrucy oczy, jakby
zapomnia okularw, winszuje sobie jecha na hipodrom, zaci konia i podkowy zaczy
wystukiwa wcieky rytm. Na ten sygna brukarze skoczyli poudniow przerw, powrcili do
swoich motw, a we bie Faniewicza rozbrzmiaa mczca muzyka, co jak bben i talerze na
wiejskim weselu.
- Pogoda jak zoto, prosz szanownego pana - zauway dryndziarz.
Wywiadowca tylko mrukn i demonstracyjnie wyj z kieszeni pomity Express. Nie
rozumia ani zdania, czego Czechosowacja chce od Hitlera ani marszaek Rydz-migy od
spoeczestwa. Dzia sportowy by niewyranie wydrukowany, rubryka Humor chyba z
omykami, bo Faniewicz nawet si nie umiechn. Dziki gazecie przetrwa jednak najgorsze
chwile jazdy. Kiedy doroka wjechaa na Rury Jezuickie, gdzie stary bruk pokrywao zaschnite
boto, tajniak nieco ody.
STOLARZ - MEBLE DO DOMU - RAMY DO PORTRETW, wzrok tajniaka przelizn si po
mijanym szyldzie na jednym z ostatnich domw, ktry bardziej przypomina kamienic ni
chaup. Ramy do portretw od razu przypomniay wywiadowcy powracajcy sen. Dlaczego
akurat ostatnio zacza przypomina mu si wojna? Przecie zapomina si nie wraz z upywem
lat, zapomina si take si woli... To by jego osobisty, nikomu nieujawniony wkad w
psychologi. Mao si na niej zna i pewnie dlatego nie przewidzia, jakie skutki przyniesie
zabranie gosu przy sdzim ledczym. Satysfakcja, e Rudniewski go doceni, trwaa chwil.
Rozpytywanie w stajniach o zdechego szczura bdzie dla odmiany wlec si w nieskoczono,
tego tajniak by pewien.
Hipodrom, gdyby nie wieo odmalowane drewniane trybuny, nie wygldaby na miejsce,
gdzie jeszcze niedawno odbyway si wycigi uwietniajce jeden z najwikszych koskich
targw Rzeczpospolitej. Na piaszczystym padoku ujedacz w mundurowej koszuli przekonywa
do kusa rozbrykanego karego podjezdka, w otwartych wrotach stajni drzema biay owczarek.
Na widok Faniewicza podnis wprawdzie gow, lecz znuony upaem nie zaszczeka nawet dla
formalnoci.
To by znak.
- Szczur? Rozkada si trutk, i tyle. No patrze, czy z ajnem wynosi si szczurze cierwo i
je rachowa?! - odpowiadali na jedn nut stajenni, a zmarnowany wywiadowca skrupulatnie z
kadego rozpytania sporzdza osobn notatk. Zapach stajni budzi mdoci i samo ich
powstrzymywanie kosztowao sporo wysiku. - Aaa, w niedziel? W wycigi?! No to nikt panu
wadzy nic nie powie! Bylimy my, ale byo te wielu stajennych ze stadnin, od hodowcw.
Wszystko to uwiarygodniao hipotez, ktr tajniak zabysn przed sdzi ledczym, dowodu
jednak nie mia. By jednak gotw pogodzi si z t porak, zreszt przynajmniej kierownik
Maciejewski nie oczekiwa niczego innego.
Faniewicz z ulg ruszy ku bramie, niestety ledwie zerkn na padok, uwiadomi sobie, e to
nie koniec. Westchn. Nie trenowano ju podjezdka, po piaszczystym placu na dugiej lony
truchtaa stpa gniada klaczka. Haiti, tajniak pozna j od razu. Za jego z miejsca rozpozna
trzymajcy lon Db. Puci link i podbieg do barierki, by powiedzie kilka sw mczynie z
oficerskim wsem.
- Wic pan jest z policji! - zawoa ten do tajniaka, zbliajc si sprystym krokiem byego
wojskowego. - To moe powie mi pan, jak dugo mamy tu tkwi?
- Pan porucznik Gromnicki, kierownik stadniny suchowolskiej - przedstawi go masztalerz
Db, ktry uwizawszy konia do barierki, ruszy za swoim pryncypaem.
- Powiedziano nam w biurze sdziego ledczego, e klacz jest dowodem w sprawie. Gromnicki nie da doj Faniewiczowi do gosu. - Tymczasem kady dzie tutaj to s straty,
prosz pana. S to straty finansowe, ale przede wszystkim w treningu Haiti. O co tu chodzi,
chciabym wiedzie! Owszem, syszaem, e poddaje si obserwacji psy, jeli zachodzi
podejrzenie, e s wcieke. Nie wiadomo mi nic jednak o tym, by podobnej procedurze
poddawane byy konie. Pan sdzia stale nieobecny, nikt mnie nie informuje, czy podjto
konkretne czynnoci ledcze...
- Wykonano rysunki porwnawcze. - Wywiadowca z wysikiem wszed mu w sowo. Kopyto nie pasuje do rany tragicznie zmarego.
- Sprawdzi to ten komisarz, z ktrym rozmawia ksi? - sprbowa zgadn kierownik
stadniny.
- Tak, komisarz Maciejewski - powiedzia Faniewicz, liczc, e nie przyznajc si do
wasnych sukcesw w ledztwie, zaoszczdzi te sobie dalszych tumacze. Pucha mu gowa i
jzyk, a koszmarnie upalny dzie ani myla si skoczy. - Klacz ksicia nie przyczynia si do
mierci tamtego czowieka.
- Wic mona j ju zabra? - zapyta Gromnicki.
- Pan sdzia ledczy z pewnoci wyda zgod. - Wywiadowca kiwn gow i to by bd, a
skrzywi si z blu. - Tylko jedno pytanie: czy w jej boksie w dniu zdarzenia nie znaleziono
martwego szczura?
- Szczura? - Dawny oficer spojrza zdziwiony na tajniaka. - Pan chyba artuje! Kto miaby
pamita takie rzeczy?! Widzielicie szczura, Db? - zwrci si do masztalerza.
- Nie przygldaem si. - Tamten wzruszy ramionami. - W boksie by przecie martwy
czowiek!
Faniewicz uchyli kapelusza i odszed moliwie rwnym krokiem, niestety i tak mia
wraenie, e idzie nie na wasnych nogach, ale e nieresorowana doroka wiezie go po kocich
bach.
- Widzicie, Db, jak menaeri trzymaj w tej cholernej policji? - Gromnicki odprowadzi
wywiadowc spojrzeniem, ktre dawniej, w wojsku, oznaczaoby co najmniej tydzie
koszarniaka. - Komisarz robi ledztwo, zdejmuje i sprawdza podkowy naszej Haiti, a ten tu
skacowany bawan, zamiast od razu przyj i zameldowa, szuka sobie zdechych szczurw! Istne
wariactwo, nie uwaacie?
Kustosz Edward Dutkiewicz z konserwatorsk trosk uoy medalion na irchowej chustce i wzi
do rki lup. Komisarz Maciejewski nie ponagla go. Najchtniej wyszedby na papierosa i zaj
si Przegldem Sportowym wystajcym mu z bocznej kieszeni marynarki, ale z uprzejm min
wodzi wzrokiem od gabloty Motyle Wyyny Lubelskiej, przez szyszaki na regale, do wieszaka z
lnianymi portkami i konopn parciank spod Bigoraja. Gdyby nie ta sprawa, pewnie nigdy by
nie odwiedzi muzeum.
- Spodziewaem si, e pan z tym do mnie przyjdzie. - Kustosz pochyli si nad medalionem.
- Nie jest pan zapewne z tego zadowolony, ale w zaufanych krgach mwi si ju nieco o tym
przedmiocie.
Zyga pokiwa tylko gow i otworzy notes. Bardzo dobrze, e niezidentyfikowany denat i
wyjta mu z garda zota pierdka wkrtce przestan by jego spraw. Jeli mwi si o tym w
zaufanych krgach, to niedugo tajemnicze zabjstwo bdzie przedmiotem dyskusji panien
sucych z babami na placach targowych. Krpiel! To on chlapn co jeli nie w szpitalu, to
przy wieczornym brydyku, komisarz nie mia wtpliwoci. Potrafi nawet bardzo dokadnie
wyobrazi sobie min pana doktora, gdy przy czwartym roberku zaczyna opowie: Mnie z
kolei, drodzy pastwo, przytrafia si niedawno ciekawa historia. Ot z garda pewnego
nieboszczyka... Pani profesorowa wybaczy, e mwi o takich makabrycznych rzeczach... Jeden
trefl!... Ot z jego garda wyjem drogocenny medalion. Policja bya absolutnie pewna, e
mamy do czynienia z ofiar wypadku, ja jednak jako czowiek z racji wyksztacenia przywyky
do wyzwa intelektualnych... Jeden bez atu!... mam w zwyczaju bada spraw dokadnie. Wicej
niestety, pastwo rozumiej, nie mog... Dwa karo!... Tajemnica zawodowa.
- Sdzc po mocowaniu, nie wydaje mi si, aby to by klasyczny medalion, raczej
zawieszka, nader modna ozdoba na pocztku ubiegego wieku - podobnym tonem zacz
ekspertyz Dutkiewicz. - Panie umieszczay j asymetrycznie na wysokoci dekoltu, na sercu.
...na lewym cycku, zanotowa Maciejewski.
- Portret taki przedstawia zwykle ma damy, nader czsto nieobecnego, za jego noszenie
miao, rzecz jasna, swj wymiar symboliczny i praktyczny.
- Odstrasza adoratorw, rozumiem - wtrci komisarz. - Interesowaoby mnie, czy da si
ustali tosamo tego mczyzny z miniatury.
Kustosz obraca w palcach klejnot, bada pod lup zdobienia i detale. Sdzc po kolekcji
Muzeum Lubelskiego, na ktr Zyga mia sposobno rzuci okiem, Dutkiewicz najchtniej nie
skoczyby tej ekspertyzy. Czego podobnego moe nigdy nie mia w rkach.
- Takie miniatury czsto byy kopiami portretw ciennych, wic musiabym przejrze
katalogi... Rozumie pan z pewnoci, e to potrwa. Klasyczne ujcie portretowe z koca
osiemnastego wieku, robota raczej rzemielnicza ni w istocie artystyczna. Na pierwszy rzut oka
nic mi nie mwi. Moe gdyby bliej przyjrze si mundurowi, mgbym zawzi krg
poszukiwa. Mczyzna siwiejcy, zatem urodzony zapewne midzy 1760 a 1780 rokiem.
Gwiazda orderowa na szyi niestety niewykonana do precyzyjnie, by jednoznacznie ustali,
czym by udekorowany. To moe by Order Ora Biaego, ale te jaka wersja bawarskiego
Orderu witego Huberta. Istniej spisy kawalerw takich odznacze, wic to rwnie mogoby
pomc...
- ...tylko wymaga czasu - dokoczy za kustosza Maciejewski. - Kto dzi mgby by
wacicielem takiego przedmiotu?
Dutkiewicz odwrci medalion i pod szkem powikszajcym przyjrza si rysom na zdobionej
w geometryczne wzory zotej powierzchni. Byo ich troch, co wczeniej nie umkno uwadze
Zygi. Klejnot musia nader czsto zahacza o guziki kochanka, ktry odpina go damie i
odwraca, by ciskajc biust, nie rani uczu nieobecnego ma. Albo te medalion niejeden raz
zmieni waciciela.
- C... - Kustosz zastanowi si, zbliajc lup. - To cenny artefakt, jeli wzi pod uwag
jego warto muzealn lub kolekcjonersk. Z kolei warto jubilerska jest znikoma, bo kt
chciaby nosi portret nieznanego mczyzny?
NN mia w gardle innego NN, zapisa komisarz w swoim notesie.
- To typowy klejnot rodzinny. Rodzina przynajmniej w czasie wykonania tego medalionu
bya zamona, wysoko sytuowana. Nie magnacka, bo wizerunek z portretu co by mi mwi,
takich rodw nie byo przecie wiele i na przykad po samym ksztacie nosa mona ju stawia
wstpne hipotezy, czy to kto z Zamoyskich, czy z Czartoryskich.
Czy z ich stangretw, mia na kocu jzyka Zyga, ale zachowa to dla siebie.
- Ten czowiek tutaj... - zastanawia si tymczasem historyk. - Bogata szlachta, moim
zdaniem. Nikt przesadnie znaczcy.
- Sposb wykonania moe wskazywa na pochodzenie? Kresy, Wielkopolska? podpowiedzia komisarz.
- Wiek osiemnasty, a nawet przeom dziewitnastego to jeszcze okres, kiedy kultura
europejska bya wbrew pozorom jedna. - Dutkiewicz podnis wzrok na rozmwc, by po chwili
znw wpatrze si w medalion. - Dzisiaj niby ujednolica j kino, ale nie tak skutecznie, jak
wwczas robiy to paryskie salony. Powiedziabym, e czciej widywao si takie ozdoby w
Polsce czy Rosji ni na przykad w Prusach.
- Zawsze to co. - Maciejewski zrobi kolejn notatk i podzikowa skinieniem gowy. A
zatem pozostali tylko potomkowie bogatych rodzin szlacheckich sprzed ptora wieku w trjkcie
Pozna-Wilno-Lww. Koordynaty akuratnie przewyszajce umysowo i kompetencje
ledczych z komendy wojewdzkiej.
- Domylam si, e nie moe mi pan zostawi tego artefaktu? - zapyta Dutkiewicz, nie
odrywajc oczu od klejnotu.
- Nie. Dla nas nie jest to niestety artefakt, tylko dowd w sprawie. - Komisarz rozoy rce.
- Zostawi panu fotografi.
- Wybaczy pan jednak ciekawo - kustosz przez szko powikszajce przyjrza si oficerowi
na portrecie - ale czy to rzeczywicie narzdzie zbrodni, jak syszaem?
- Jak pan widzi, ju oczyszczony z krwi.
- Jest pan komisarz pewien? - Dutkiewicz podnis wzrok znad medalionu i umiechn si
pod powym wsem. - Takie rzadkie precjoza rzadko s czyste...
Okno spelunki przy Grodzkiej wychodzio na ydowsk ochronk dla sierot i starcw oraz jedyn
staromiejsk namiastk parku na placu po dawnej farze. Pobliscy handlarze i drobni rzemielnicy
kombinowali, jak zwiza koniec z kocem, a drzewa prboway przebi si korzeniami do wody
przez resztki fundamentw dawnego kocioa. Wywiadowcy Zielny i Faniewicz siedzieli nad
gsimi pipkami z cebul i pcakiem, a chocia lokal mia na szyldzie herbaciarnia i na regale za
szynkwasem sta nawet zakurzony samowar, pito tu wycznie wdk.
- To ydowska robota - zawyrokowa towarzyszcy tajniakom ysy szedziesiciolatek z
lewym policzkiem noszcym lad noowych porachunkw. askawym gestem nadstawi grube
szko i pozwoli sobie nala pejsachwki.
- Zdecydowanie tak opini pan wygasza, panie Sowik? - upewni si Zielny, napeniajc
kieliszek najpierw jemu, potem Faniewiczowi i na koniec sobie.
- Panie przodowniku, ja swoje pienidze zarobiem, swoje paragrafy odsiedziaem i na
staro mog mwi, co myl. Pan jeszcze pizdy od chuja nie odrnia, jak wypuszczaem
dziewczynki na miasto. Za cara to byo, dobre czasy! - Sowik wypi p stakana, nadzia na
widelec nieco pipka z kasz i dobrze wymoczy to w sosie. Przeknwszy, stumi czknicie,
zapali papierosa. - Chocia walczy trzeba byo zbami i pazurami, eby utrzyma si w
interesie... No i patrz pan, dzi aden starozakonny alfons nie mie trzyma swoich dziewczynek
w rdmieciu. Myli pan, e co? e to nie bya walka o woln Polsk? - Chciwie wysczy
reszt wdki i nadstawi szko. - Ostatni by Szama Grajer, ale podobnie pan e go osobicie
zapuszkowa?
- Tak si zoyo - przyzna Zielny. Nie sdzi, e odniesie z tego kiedykolwiek profit, a ju
na pewno nie e bdzie to w ydowskiej spelunie podczas rozpytywania byego przestpcy. Z
Grajerem poszo zreszt nie o kodeks karny, ale o zachowanie twarzy. eby idc przez Stare
Miasto, tajniak rozsiewa tylko wo taniej wody koloskiej, nie zapaszek bezwzgldnego
apownika. Poza tym wywiadowc denerwowao samo wspomnienie o tej historii, szczeglnie e
Grajer nawet zza krat potrafi doglda swojego interesu na Grodzkiej, a dzielnicowy siedzia u
niego w kieszeni.
- I podobnie przymknlicie Myszkowskiego? - ysy recydywista powiedzia to z mciw
satysfakcj, wida nie zapomnia dawnych ali spod celi, gdzie jako alfons by na samym dole
hierarchii.
Zielny poczu, e Faniewicz trca go pod stoem. Niepotrzebnie, sam te zauway, e Sowik
chce by cwaszy, ni przewiduj paragrafy. Zamiast wierka, prbuje wyciga informacje.
- Przymkno si, wypucio, bdzie trzeba, znowu si przymknie... - Tajniak wydoby
widelcem nadzienie z pipka i rozbeta w sosie. - A dlaczego uwaa pan, panie Sowik, e ten
nieboszczyk ze zotym fantem w gardle to ydowska robota?
- Bo pamitam podobn. - Stary oblenie obliza uwalane sosem pene usta i wycign
kieliszek, znw pusty. Zielny nala. - Dziewiset trzeci albo czwarty rok... Raczej trzeci, tak! Fachowym spojrzeniem obrzuci dwie tanie dziwki, czarn i rud, ktre na dobry pocztek
wieczornego obchodu zajrzay do herbaciarni, po czym oddaliy si przez plac ku latarni na rogu
Archidiakoskiej. - Krci tutaj interes taki jeden, Mosze Ojgel, niby parch, ale honorowy jak
diabli. Podobnie przez to wojny wiatowej nie doy, po pijaku upad tak nieszczliwie, e
Tadeusz Zielny wyszed z herbaciarni i z miejsca potkn si o bruk. Faniewicz przytrzyma go,
wyj z kieszeni paczk papierosw. Czu si stanowczo lepiej, mimo e rozpytywanie starego
Sowika byo gwno warte, jak i cay ten dzie. Nie lubi leczy kaca klinem, ale skoro
- Ja mam oczy nawet na dupie, ja takie rzeczy widz. A ty jeste mj przyjaciel najbliszy i ja si
tobie nie pozwol zmarnowa, Witu!
- Pijany jeste, odprowadz ci do domu - zaproponowa Faniewicz bez przekonania.
- Teraz? - Zielny oburzy si. - Teraz, kiedy jestemy prawie na miejscu?! Kurwy kawy
zaparz i bd jak nowy! A po wdce to nawet lepiej, bo duej za te same pienidze. Ale gwno
tam pienidze! Jeste moim gociem, Witu, przyjacielu serdeczny...
Weszli do bramy, mierdzcej kotami z piwnicy i szczyn z otwartej na ocie ubikacji. Zielny
wyda z siebie stumiony gulgot, po czym zgi si wp. Bya to idealna chwila, eby uciec,
jednak Faniewicz, brudzc sobie palce brylantyn, po chrzecijasku podtrzyma partnerowi
gow, a bukiet kamienicznych zapachw uzupeni smrd nieprzetrawionej gsiny.
*
Maa Ninka nie wygldaa na swoje dziewitnacie lat, ale nie tu kry si jej najwikszy kapita.
To byy jedynie warunki, jak mwi ze znawstwem pan Piekarzewski, ktry ponad dwa lata
prowadzi w Chemie Lubelskim szko dla przyszych aktorek.
Niezamonym z talentem udziela si zniek tudzie rat, pisa w anonsach i po pierwsze,
wszystkie jego uczennice rokujce nadzieje bray si z tych niezamonych, po drugie,
wypacalne zniechca do dalszej nauki. Po trzecie, ulg dla uzdolnionych rzeczywicie udziela,
a wpaday w takie dugi, e naleao je odpracowa. Siedemnastoletnia wwczas Antonina
Czubek poja szybciej ni policja, co jest istot interesu pana Piekarzewskiego, wcale jej to
jednak nie przeszkadzao, nawet koleankom nie pisna sowa o swoich podejrzeniach. Dlatego
zapewne ledwie pojawia si w Lublinie, zostaa ulubienic Mamuki z ulicy Rybnej, a pan
Piekarzewski w sam por zwin swoje przedsibiorstwo i znikn nie tylko z Chema, ale te z
wojewdztwa.
Najwikszym kapitaem Maej Ninki byy spryt oraz intuicja, obce prowincjonalnym kurwom,
ktre oddaway si klientom w czterech, moe piciu pozycjach Kamasutry, bo na pozostae
brakowao im wiedzy i fantazji. Ona za potrafia odgadn mskie potrzeby, sama przy tym nie
najgorzej si bawic. Wicej w tym byo satysfakcji wzorowej uczennicy z dobrze napisanej
klaswki ni rozkoszy, to prawda, jednak zaciska zbw przy pracy nie musiaa. A szczeglni
gocie Mamuki, z ktrymi kiepsko radziy sobie inne dziwki, mieli t niezaprzeczaln zalet, e
zadowoleni, dobrze pacili. I Maa Ninka zarabiaa wicej ni inne, chocia niby pracowaa mniej
- bo wicej gow ni dup.
Dlatego gdy usyszaa pijacki gos w korytarzu, waciwie moga spodziewa si, e to chodzi
o ni.
- Dla przyjaciela, Mamuko droga, ja chc rarytasik obstalowa - usyszaa.
Podesza cicho do drzwi swojego pokoju i wyjrzaa przez dziurk od klucza.
Skpe wiato padajce z sypialni burdelmamy wyawiao z cienia niewysokiego bruneta z
wosami lnicymi od brylantyny, ubranego w beowy letni garnitur - i dobrze zawianego. Jego
towarzysz, wysoki i nieco otyy, nerwowo drapa si po karku, odsaniajc at pod pach szarej
marynarki i gazet wystajc z bocznej kieszeni. Mamuka rk z dymicym papierosem
wskazaa im pokj Maej Ninki. Dziewczyna cofna si pospiesznie.
- Dobry wieczr - przywita si gruby, po czym cicho zamkn za sob drzwi.
Maa Ninka odpowiedziaa mu, po chwili rzucia jaki bana dla podtrzymania konwersacji.
Jednake go odczeka, a kroki w korytarzu umilkn, po czym usiad sztywno na krzele i
wyj gazet.
- Co ciekawego dzi pisz? - zapytaa dziewczyna.
- Nie, chc odpocz - mrukn niechtnie grubas.
- A ja co mam robi?
- Co chcesz. - Wzruszy ramionami. - Jeste u siebie.
Moe by z tych, ktrzy wol patrze na niby to niedostrzegajc ich dziewczyn, samemu
masujc czonka? Jak choby ten emerytowany profesor, ktry by u Ninki w zeszym miesicu...
Z pocztku mylaa, e w tym wieku ju facetom nie staje, ale przekonaa si o omyce, kiedy
profesor rozpi rozporek. Odsun j jednak, kiedy chciaa usi mu na kolanach.
- Miabym penetrowa moim ogierkiem jaki olizgy otwr peen bakterii? - Wzdrygn si.
- Wezm ogierka do buzi - wymruczaa Maa Ninka z umieszkiem pensjonarki.
- A w twoich ustach to mao bakterii? Mylisz, e wystarczy zby umy? - Profesor skrzywi
si i dalej gaska indora. -Tacz!
Zacza wic taczy take przed swoim nowym klientem, nucc Mio ci wszystko wybaczy
modulowanym gosem Ordonki i powoli rozpinajc guziki. Mczyzna lekko poczerwienia, po
czym zasoni si Expressem jak parawanem.
- Co chcesz, ebym zrobia? - zapytaa dziewczyna, siadajc obok niego.
- Co ty taka pracowita?! - warkn, ze zoci skadajc gazet. - Nic nie rb, i tak ci
zapac. Inna by si na to cieszya...
Inna by si cieszya? Maa Ninka nie bya jak kada inna dziwka, ona czytaa ksiki, take
wspczesne, jak Zaklte rewiry tego modego Worcella. I tam wanie byo, e godno osobista
to bardzo adne, ale nie dla kelnera. I nie dla dziewczyny, ktra powanie mylaa o swojej
przyszoci i ze swoimi zdolnociami ju widziaa si w Warszawie, potem w Paryu...
Inna to wykopaaby go za drzwi, wyzywajc od pedaw! Co z tego, e postawny! To cakiem
by pasowao: facet przyszed do Mamuki zacignity przez znajomego, ale tak naprawd wcale
nie mia ochoty na zabaw z kobiet. Okaza to jednak dopiero, gdy on i Ninka zostali sam na
sam. Tyle e dziewczyna i w takich sprawach miaa dowiadczenie, a jej chopica figura i wskie
biodra byy w sam raz dla pedzikw, ktrzy chcieli zachowa pozory. Obsuya ju trzech takich
klientw, w tym jednego a z daleka wygldajcego na ciot. Wystarczyo zagra niewinnego
modzieca i da im wytrysn w tyek.
- A moe ty... - Maa Ninka uniosa si nieco i wyszeptaa klientowi do ucha sodkie
zaproszenie, tym razem gosem chopca przechodzcego mutacj. - Ze mn nie musisz si
wstydzi...
- Zwariowaa kurwa! - Mczyzna odepchn j na ko i wsta. Po chwili chyba zawstydzi
si swojego wybuchu, bo zacz grzeba w kieszeni.
Szuka pienidzy! On jednak, zamiast chociaby piciozotwki, wyj rwnie okrgy
metalowy znaczek na rzemyku. Te z orem, ale i z napisem Suba ledcza.
- Nie jestem tu dla przyjemnoci, rozumiesz?
- Rozumiem. - Prostytutka powanie kiwna gow. - Ja jestem w porzdku!
- Nie jeste. - Tajniak usiad z cikim westchnieniem. - To jest nielegalny burdel i dobrze o
tym wiesz. - Znw rozoy gazet. - Ale nie o to mi chodzi, nic si nie bj. Nie przeszkadzaj mi
tylko w pracy i gba na kdk, comy razem robili albo nie robili... Suchaj si, to bdzie midzy
nami zgoda.
- Moe chocia herbaty zrobi panu wadzy? - Ninka wskazaa maszynk spirytusow
stojc obok toaletki. Powanie mylaa nie tylko o przyszoci, rwnie o teraniejszoci.
Gliniarz kiwn gow, wkadajc do ust papierosa.
*
Witold Faniewicz spode ba popatrzy na spoconego tustego kelnera, wic ten odszed, duszc w
sobie zo i zmczenie. Wszystkie stoliki oprcz tego, przy ktrym drzema Tadeusz Zielny, a
drugi tajniak po subie czuwa nad kuflem letniego piwa, spay ju rozebrane z obrusw,
najeone nogami krzese ustawionych siedziskami na blatach. Ostatnia stacja pijackiej drogi
krzyowej wiodcej od rdmiecia przez coraz bardziej podejrzane dzielnice. Wedug koncesji ta
przydworcowa knajpa od ponad godziny rwnie powinna mie zgaszone wiata i adnych
klientw.
Spogldajcy wrogo zza baru waciciel ze szczeciniastym wsem i w wytartej kamizelce nie
obawia si wprawdzie policjantw z III Komisariatu, ktrzy gasili u niego pragnienie podczas
patroli, jednak mia do upau i nie lubi goci, z ktrych jest wicej zawracania gowy ni
pienidzy w kasie. Z drugiej strony wola skania ich do wyjcia zym spojrzeniem ni innymi
metodami, zwaszcza gdy mieli postur zapanika, jak ten mniej pijany.
Zielny zachrapa, a wybudziwszy si nagle, uderzy rk w st.
- Zasadniczo, Witu, to ja bym wcale nie musia chodzi na dziwki, gdyby nie kierownik wyzna z tak szczeroci w gosie, jak nawet rzadko syszy wikszo spowiednikw, nie
mwic o glinach.
- Chodmy ju! - Faniewicz zapa go pod rami, ale Tadek gwatownie odtrci jego rk.
Spojrza na wiat, doni odgarniajc grzywk, z ktrej zdya spyn brylantyna.
- Piwa nie dopiem, a zapacone. - ykn ze swojego kufla i skrzywi si z obrzydzeniem. W niedziel ju prawie miaem urobion pewn pann kasjerk. Uwierzysz, e wanie z
vetterowskiego browaru? A tu taki pech, trup w stajni!
Dugo i smutno kiwa gow, przytakujc samemu sobie. Ukoysany tym, odchyli si na
oparcie krzesa i znw przysn z potwartymi ustami.
Faniewicz zapali papierosa. Mia dosy tej nocy. Zdarzao si czasem, e targa koleg na
wasnych plecach na Doln Marii Panny, skd do siebie na Konopnick byo cae szczcie
blisko. Mg tak zrobi i teraz. Wieczr - rozpoczty subowo, zakoczony jak zwykle - napeni
rosego tajniaka wyjtkowym obrzydzeniem, a przy tym wyjtkowo zmikczy: Faniewicz mia
cholernie do i jednoczenie nie chcia zosta sam...
Natomiast e kto oprcz pijanego Tadka Zielnego przyjdzie dotrzyma towarzystwa, tego si
nie spodziewa. Tymczasem odezwao si energiczne pukanie do drzwi, a waciciel podszed do
okna wyranie strapiony, e wiato przycigno jeszcze jak m. Otworzy jednak
pospiesznie, nawet z nadziej.
Do rodka weszo dwch mundurowych policjantw z paskami czapek pod brod. Zielny
przebudzi si na moment i w pierwszej chwili zagapi ze zdziwieniem, bo w pijackim widzie w
niskim przodowniku z krtko przycitymi wsami dostrzeg kanclerza Hitlera. Wszed do Austrii,
odgraa si, e wejdzie do Czech, a teraz jest nawet w podej knajpie w Lublinie! Jednak
towarzyszcy mu posterunkowy z chopic twarz i ledwie sypicym si wsem upi polityczne
obawy pijanego wywiadowcy, ktry znw zapad w odrtwienie.
- Co tu si dzieje, panie Cedzik? - Dowdca patrolu niedbale zasalutowa knajpiarzowi. Nie wie pan, ktra godzina? Chce pan koncesj straci?
Cedzik bezradnym gestem wskaza stolik z dwoma pijakami: niszym i lepiej ubranym,
utopionym ju w alkoholu, oraz jego postawnym kompanem, ktry - jak sdzi waciciel lokalu tylko z racji tuszy wci utrzymywa si na powierzchni.
- No to trzeba byo nas od razu woa - upomnia knajpiarza przodownik.
- Wadz na klienta? Mimo wszystko nie wypada.
Starszy z policjantw nie podziela jego skrupuw. Rozpar si w drzwiach i kiwn gow na
posterunkowego. Ten poprawi regulaminowy bagnet, ale dla pewnoci wyj te krtk gumow
pak, znacznie praktyczniejsz ni bro biaa, chocia przez oglniki komendy gwnej
niewspominan w przypadku suby patrolowej.
Witek Faniewicz uda, e tego nie widzi. Zielny udawa nawet nie musia, spa.
Tymczasem glina podszed do stolika i zastuka pak w blat. Postawny tajniak podnis nieco
gow. Pierwszy raz widzia gwniarza.
- Koniec zabawy, bo zaraz poznacie komisariat! - zagrozi posterunkowy.
Faniewicz powolnym ruchem sign do kieszeni i niczym napiwek pooy na poplamionym
obrusie swj znaczek subowy.
- Nie wygupiaj si, kolego - mrukn.
Zielny naraz otworzy oczy. Na widok niepewnej miny policjanta potrzsn gow, poniewa
jednak glina nie znikn, Tadek umiechn si do niego.
- Nawet nie wiecie, posterunkowy, z jakimi ja dziewczynkami dzi wojowaem... Penijcie
sub dalej - poleci i momentalnie zachrapa.
Faniewicz skrzywi si. Nie podobaa mu si ta wyprawa do burdelu, a jakiekolwiek
wspominanie o wojnie, chociaby nie wiadomo jak metaforyczne, jeszcze mniej.
- Ju wychodzimy - powiedzia, wstajc.
- Co si tak z nimi cackasz? - Obok modego policjanta stan przodownik. - Aaaaa, to
panowie? - Umiechn si na widok znanych sobie tajniakw. - Co to dzisiaj bya za okazja?
- Kurewska - mrukn Witek. - Pan nie pyta nawet. Idziemy, Tadek. - Dwign
nieprzytomnego partnera.
- Bierz go pod drug rk - poleci przodownik swojemu podkomendnemu. - Trzeba pomc
koledze. A mnie naleje pan kufelek jasnego od Zylbera, panie Cedzik! - Opar si o szynkwas. Niby noc, a gorc wci cholerny...
Kwadrans pniej Faniewicz sadzi wielkie kroki zupenie pust alej Pisudskiego, pachnc
drzewami i sianem z k nad Bystrzyc.
Byo piknie. Gdyby tak usi tam na ca noc z wdk i a po szar godzin ze
wspomnienia leniwie schadza kolejnymi butelkami spoczywajcego w wodzie piwa, pali
papierosy i mie przy sobie kogo, kto by by, ale z kim nie trzeba rozmawia... Kogo tak
zaufanego jednak nie zna, a byo tak piknie, e rzyga si chciao.
Posterunkowy posapywa, Zielny nie tyle szed, co wisia midzy nimi. Na remontowanym
mocie Faniewicz przystan i porozumiawszy si wzrokiem z modym policjantem, posadzi
ktrej m Leon Sitarski jest znanym na terenie Warszawy komunist i by ju dwukrotnie karany
wizieniem za dziaalno antypastwow. W tyme Bronisawowie obaj bandyci mieli kochanki,
dwie siostry Klementyn i Mariann Bucharzwny. W czasie rewizji znaleziono u nich skradziony
paszport zagraniczny do Stanw Zjednoczonych, na ktrym po wypraniu miao by wypisane
nazwisko Rusina. Energicznym pocigiem i obaw kierowa inspektor Czesaw Ruciski z Komendy
Woj. P. P. w Lublinie.
Tu po smej rano komisarz Zygmunt Maciejewski pokona schody niemal biegiem i wpad na
korytarz prowadzcy do pomieszcze Wydziau ledczego. W pokoju tajniakw stukaa maszyna
do pisania, na ktrej kto powoli, jednym palcem, sporzdza pismo urzdowe. Z awy pod
drzwiami gabinetu komisarzy Maciejewskiego i Krafta na widok Zygi podnieli si, jak Pat i
Pataszon z duskiej komedii, przeraliwie chudy wysoki wsacz z teczk oraz niski, ysiejcy i z
latami coraz bardziej otyy Bernard Marmurowski. Na ich widok Zyga cisn nieco wze
krawata zwisajcy pod konierzem. Marynarki wola nie zapina, bo grny guzik trzyma si na
sowo honoru.
- Jest pan sowny jak mao kto. - Kierownik Wydziau ledczego ucisn tylko troch zbyt
silnie tust, spotnia do lubelskiego przedstawiciela firmy Granit.
Ten skrzywi si mimowolnie.
- Komisarz Maciejewski. Inynier oszu - Marmurowski dokona prezentacji.
Zyga otworzy gabinet i wszed pierwszy, by szybko otworzy take okno. Biurowy zaduch
papierzysk wymieszany z woni nigdy niezmienianych obi krzese szybko ustpi miejsca
miejskiemu upaowi. Komisarz rozsun nieco akta na swoim biurku, eby mg widzie obu
mczyzn, ktrym wskaza miejsca po drugiej stronie.
- Kto pniej skrupulatnie spisze paskie zeznania, panie inynierze - zapowiedzia. - Mnie
interesuje tylko, kto mg tak atwo otworzy kas paskiej firmy. Bo zakadam, e pan
Marmurowski wprowadzi pana w zagadnienie.
Wsy oszunia poruszyy si, chocia reszta twarzy nie wykazaa adnych emocji. Pat
spojrza z ukosa na Pataszona, Pataszon z wyrzutem na Pata. Zyga natomiast nie mg si oprze
wraeniu, e podobn scen odgrywali nie po raz pierwszy. Jeeli Bernard Marmurowski
wchodzi z kim w spk, jedno pewne: musia by w tym jaki kant.
- Na to nie potrzeba kasiarza Szpicbrdki. - Inynier umiechn si nieco zbyt poufale. Dzisiaj takie zamki otwiera bez kopotu kady lepszy lusarz. Po pierwsze, mamy do czynienia z
kas ogniotrwa, a nie z sejfem w rzeczy samej. Taka kasa, jak sama nazwa wskazuje,
zabezpiecza zawarto od ognia, od zodziei niekoniecznie. Po drugie, to nasz wyrb z 1923 roku,
a wtedy na pewno nawet pan komisarz nie mia w domu zamka patentowego...
Zrobi pauz okraszon rwnie irytujcym umiechem. Maciejewski przybra urzdowy wyraz
twarzy. e drzwi na Rurach Jezuickich otwiera wci tym samym kluczem, ktry odziedziczy
po ciotce wraz z domem, oszu nie potrzebowa wiedzie.
- Po trzecie - inynier sign do teczki i spomidzy firmowych folderw wyj blankiet do
poowy wypeniony niebieskim atramentem - pan zechce askawie podpisa za pamici.
Komisarz przejrza rubryki. Tak, oszu faktycznie musia uda si do Lublina w sprawie
subowej, istotnie jego obecno na komendzie policji bya nieodzowna i susznie firma Granit
winna wypaci mu koszta podry. Zyga jednak nawet nie sign po piro.
Przez pierwsze dwie godziny z min inspektora pracy Kraft przeglda akta urzdnikw.
Wikszo bya zwizana z browarem od lat, jedynie panna Komarowska dopiero ptora roku.
Histori zatrudnienia mieli nudn i przewidywaln, bez powaniejszych przewinie subowych,
nikt te nie by karany sdownie. Podkomisarz nie otrzyma jeszcze kompletu raportw od
dzielnicowych: czy ktry z urzdnikw nie grywa wieczorami w pokera albo nie spotyka si z
chciw kochank, ale by przekonany, e ten kierunek dochodzenia tylko uspokoi jego sumienie,
niczego nowego nie wnoszc.
Wsta i by zrobi sobie chwil odpoczynku, wyjrza przez okno. Przy podjedzie do magazynu
staa konna platforma; zmczony furman zwinit czapk ociera pot z czoa. Starszy, lekko
zgarbiony str domyka prawe skrzydo bramy.
Kraft odwrci si, omin biurko i otworzy drzwi gabinetu.
- Prosz pani...
Sekretarka poderwaa si przestraszona jak przed szefem tyranem. Zyga nawet nie zwrciby
na to uwagi, lecz jego zastpca poczu si nieswojo.
- Prosz teraz o ksigi imienne robotnikw.
- Ale one s w gabinecie gwnego ksigowego, tam gdzie kasa - usysza. - A gabinet
zaplombowany...
Kraft cikim krokiem ruszy do twierdzy naczelnego buchaltera. Nieoczekiwanie drzwi zasta
otwarte, a w rodku Faniewicza obserwujcego wysokiego, szczupego mczyzn, ktry
zanurzywszy gow we wntrzu kasy, ostronie wymontowywa zamek. Przy oknie nerwowo
przestpowa z nogi na nog pan Marmurowski.
- Inynier oszu z firmy Granit, panie komisarzu - wyjani tajniak nieco ochrypym
gosem.
Tamten poderwa si odruchowo, hukn gow w pk kasy ogniotrwaej, ale gdy spojrza na
Krafta, jego twarz nie wyraaa zupenie nic. Tylko poruszy wsami.
Podkomisarz uda, e nie zauwaa czerwonych oczu podwadnego. Poniewa Faniewicz
nigdy nie cierpia na zapalenie spojwek, mogy wiadczy wycznie o pijacko spdzonej nocy.
- Tutaj s te ksigi? - Wskaza rega.
Sekretarka wspia si na palce, spdnica odsonia sportowo wyrzebione ydki. Panna
grywaa w tenisa albo czsto chadzaa na tace. Kraft odwrci si w stron oszunia, ktry znw
manipulowa wkrtakiem i kluczami w tylnej czci drzwi kasy.
- Gdy pan skoczy, prosz przyj do gabinetu prezesa - poleci. - Omwimy pask
ekspertyz.
Po chwili znw siedzia sam. Opasy segregator zawiera kilkanacie Ksig imiennych
robotnikw ponad 18 lat, te jednak mimo podniosej nazwy byy ledwie kilkunastostronicowymi
kajetami; biorc je do rki, miao si wraenie, e palce nie ciskaj niczego ponad okadk.
Informacji te nie byo za wiele, ledczy jednak uwanie ledzi rubryk data rozwizania
umowy o prac z nadziej, e ktra bdzie bliska wamaniu. Zwolnionych z zakadu
wynotowywa wedug cokolwiek arbitralnie wymylonego kryterium: mniej ni miesic, od
miesica do trzech, od trzech do szeciu, od szeciu do roku, od roku do trzech. Zaoy,
e ci, ktrzy odeszli wczeniej, nie mieliby orientacji, czy do kasy ogniotrwaej warto si
wamywa.
Ksigi zorganizowano latami przyj, wic podkomisarz Kraft przeglda je kolejno i odkada
Wic by tu sprawca? - Maciejewski pokrci gow, odkadajc pust okadk ksigi robotnikw.
- Kto z pracownikw umysowych potrafiby odtworzy t list?
Eugeniusz Kraft sign na brzeg biurka po starannie zapisany arkusz papieru. W swoim
ciemnym garniturze doskonale komponowa si z politur. Zyga tej sztuki nigdy nie opanowa,
nieszczeglnie te wierzy w korzystny wpyw estetyki miejsca pracy na wyniki ledcze.
Gienkowi prezesowski gabinet jednak suy, bo spis, ktry wrczy komisarzowi, zawiera ponad
dwadziecia nazwisk.
- Wikszo z nich nadal tu pracuje. Podkreliem zwolnionych: ci dwaj zmienili
zatrudnienie, jeden wylecia dyscyplinarnie. - Kraft wskaza Bolesawa Wilka figurujcego pod
numerem szesnastym. - Alkoholik. Brakuje jednak pracownikw, ktrzy nie mieli staej umowy,
tych urzdnicy po prostu nie pamitaj.
- A co powiedzia inynier o tym zamku?
- Jeszcze nad nim pracuje.
Maciejewski usiad naprzeciw Krafta, w namyle drapic trzeszczcy pod paznokciami zarost
na policzku. Rutynowe dziaania Gienka okazay si zbawienne, bo on sam zapewne poprzestaby
na ustnym zapewnieniu, e poza zawartoci kasy nic nie zgino. Brak jednej z ksig akt
pracowniczych oczywicie wyszedby na jaw, ale czy za tydzie, czy nawet za kilka miesicy? Im
duej pusta okadka kurzyaby si w segregatorze, tym mniejsze prawdopodobiestwo, e kto
powizaby to ze spraw wamania i powiadomi ledczych.
- Trzeba przyjrze si tym ludziom. - Kraft przerwa milczenie.
Zyga otworzy okno i zapali papierosa.
- Co mwie? - Spojrza na swojego zastpc. - Aaa, eby sprawdzi tych z listy. Tak, masz
racj. To nic nie da, ale trzeba sprawdzi.
- Bolesaw Wilk wyrzucony za pijastwo w pracy i prb kradziey skrzynki piwa.
Oczywicie sam kasy nie otworzy, jednak mia motywy, by...
Furgon wyadowany skrzynkami piwa wyjeda z bramy browaru. Syszc delikatne
podzwanianie butelek, komisarz poczu si spragniony jak sienkiewiczowscy Sta i Nel, pies
Saba, wszyscy Arabowie oraz ich wielbdy. Adekwatnie, bo soce prayo niczym na pustyni.
Nie mogc ykn piwa, Maciejewski gboko zacign si papierosem.
- Daj pomyle - przerwa Kraftowi.
Zastpca zamilk. Ale o czym myle? To wyraaa jego mina.
Zyga nie mia gotowej odpowiedzi, zupenie jakby stroi radio i ju co wyawia z szumu,
lecz czy zapa Lww, Warszaw, czy moe Berlin, jeszcze nie wiedzia. Zastanawiay go dwa
znaki zapytania, ktre pojawiy si jeden po drugim: niezidentyfikowany trup i byy pracownik
browaru, ktry sam chcia pozosta niezidentyfikowany. W miecie Maciejewskiego, gdzie
tajemnice przydarzaj si rzadko i gdzie jedn z ostatnich by zodziej arwek, taki zbieg
okolicznoci dawa do mylenia. Tylko jedno od drugiego byo tak odlege, e nie mogo by
mowy o adnej hipotezie. Zreszt spraw zabitego w stajni przejmie komenda wojewdzka, wic
szkoda mczy gow na mylenie o tym. Akta byy prawie gotowe do przekazania.
Jeeli za w ksidze robotnikw rzeczywicie by kasiarz albo kto z jego wsplnikw
wysany na zrobienie zodziejskiego zwiadu, czy w czym pomoe wytypowanie nazwiska? To
pewne, e byo faszywe.
No ale Kraft mia swoj urzdnicz racj, wszystkie tropy tak czy siak naleao sprawdzi.
- Odwiedzimy tego Wilka. - Maciejewski sign po przepocony kapelusz. - rodek dnia,
wic pewnie jak to wilk, jeszcze nie wylaz z legowiska. Tylko skoczmy robot tutaj.
*
Rozebrany zamek kasy ogniotrwaej nie przypomina cudu techniki. Nic dziwnego, e kto
otworzy go jak swj. Tak przynajmniej pomyla Maciejewski na widok kilkunastu zapadek
uoonych obok siebie na flanelowej szmatce. Nawet wntrze starego budzika, z ktrego Zydze
czasami odpadaa pokrywa, sprawiao wraenie bardziej skomplikowanego i niedostpnego dla
laikw.
Piotr Wiatrowicz, gwny kasjer browaru, rwnie zdawa si zdziwiony, e kasy, do ktrej
jako jeden z niewielu mia dostp, bronio raptem kilka blaszek.
- Ten zamek otwarto kluczem - wycedzi przez zby inynier oszu. - Tu nie ma zadrapa
od wytrycha.
Wtek by tak obiecujcy, e Maciejewski a si umiechn. Senator, ktry wamuje si do
swojej wasnej kasy? Co za nagwki! Nawet cenzura byaby bezsilna, a Zyga przebiby swojego
dawnego mentora, komisarza Przygod. Karszo-Siedlewski byby lepsz zdobycz ni jaki
aferzysta Kramer.
Inynier, ubrany do wyjcia, ze zoci popatrywa na zegarek. Marmurowski dawa mu znaki,
by w miar moliwoci sprbowa okiezna, zniecierpliwienie. Z okna byo wida czekajc
dorok.
- Co to znaczy kluczem? - przycisn komisarz.
- Kluczem oryginalnym albo dobr paswk. Pan ju przecie wie, e firma Grafit daje
gwarancj od ognia, ale nie od kradziey.
Dobra paswka... Na myl o podrobionym kluczu Zyga z miejsca przypomnia sobie o
Myszkowskim. Ten musiaby co wiedzie o zdolnych lusarzach.
- A w jakim stanie by zamek, zanim pan go rozebra? - zapyta komisarz.
- Idealnym - stwierdzi z przekonaniem inynier.
- Zacina si od p roku - powiedzia niespodziewanie kasjer Wiatrowicz. Odchrzkn,
chyba skonsternowany wasn miaoci, i poprawi siwe wosy zaczesane na poyczk.
- Nie zezna pan tego do protokou - zauway Kraft, do tej pory w milczeniu asystujcy
swojemu szefowi.
- Idealnym, zwaywszy na lata uytkowania - poprawi si oszu. - Zgaszano to panu? Wbi nieprzyjemne spojrzenie w Marmurowskiego.
Ten tylko rozoy rce.
wadzo. ebym tak zdech, e prawd mwi! Furman odszed na chwil, a tam na wozie
pitrzyo si dubeltowe, porterek sodki, jasne peniutkie, a wszystko w czystych takich
buteleczkach, e to nie do knajpy, ale na hrabiowskie stoy! Soneczko, panie wadzo kochany,
tak wiecio na to, tak si wiateeczko mi w oczy odbijao... Kurwa jego ma niedojebana, niech
mnie Bg skar, ale kto by wytrzyma?! Wziem skrzyneczk... - Byy str poczochra wosy
sterczce mu niczym szczecina lenego drapienika. - Musiaem! - jkn. -Takiego miaem kaca,
e nie da rady. Pan wadza te by wzi na moim miejscu - zaszarowa, najwyraniej wilczym
instynktem rozpoznajc w Maciejewskim czst ofiar tej samej przypadoci.
Zyga jeszcze raz obrzuci wzrokiem wilgotn suteren z brudn kuchni wglow, maym
oknem osranym przez gobie i poronitym zielonym liszajem. Pod cian naprzeciw stou
zobaczy trzy niezasane barogi.
- Z czego si teraz pan utrzymuje? - zapyta Kraft.
- Podnajmuj ka. - Pijak szerokim gestem wskaza wyrka zagracajce t tak niewielk
nor.
- A z tym podnajmowaniem jestecie bardziej hotelarz czy burdeltata? - przyszpili go
Maciejewski.
- No co pan, panie wadzo? - Wilk oburzy si. - Nie poszczcio si w yciu, nie
poszczcio - westchn - ale do kryminau mi nie pilno.
- Nie?! - Komisarz chwyci pijaka za klapy zniszczonej marynarki.
- Brzydz si kurewstwem i zodziejstwem - zapewni tamten, zanim straci oddech.
- To dlaczego ecie nadali skok na kas w browarze?
Maciejewski puci go, jednak nie dlatego, e Wilk zacz rzzi. Zniechciy go pchy,
ktrych cae stado poczo ucieka z konierza, a dwie czy trzy przeskoczyy na rce Zygi.
- Panie wadzo, ja nawet nie wiem, gdzie oni tam maj kas! Strowaem tyle co na
podwrzu. I komu niby miaem nada skok, jak ja si znam tylko z moczymordami? - Wilk opad
na kolana i zoy rce jak do modlitwy. - Ja wiem, e wy mnie moecie wsadzi i tak dugo kusi
wdk, e nagam, co zechcecie, tylko na mio bosk, po co panu wadzy taki grzech bra na
sumienie...
- Nie taki to zy pomys... - Maciejewski wyj z kieszeni kajdanki i przez chwil
sadystycznie obraca je w doni, obserwujc, jak byy str blednie. - A co potem byo z t
skrzynk piwa? Furman wrci i donis.
- Furman wrci. - Wilk potakn skwapliwie. Gwatowny ruch gowy znowu przestraszy
kilka pche. - Jakby pan wadza tam by! Kaza odda, no to oddaem ca skrzynk oprcz tych
dwch moich butelczyneczek, ktre pan wadza rozumie, dla zdrowia, niech mi Bg wybaczy!...
On nawet chcia zapaci za te dwie butelki, taki czowiek! Dobry jak rzadko ktry, pewnie
dlatego te ju tam nie pracuje...
- Jak si nazywa ten wasz anio z nieba? - warkn Zyga, odsuwajc si od zapchlonego
degenerata.
- Jan - powiedzia z uduchowieniem byy str. - Jak wity Jan Ewangelista.
- A nazwisko?
- Jakbym ja mia gow do nazwisk, tobym ja pewno inaczej y... - Wilk zaduma si,
zastygajc w modlitewnej pozie.
- Jeli ecie, nie chciabym by w waszej skrze. - Komisarz skierowa si do wyjcia.
Kraft z ulg ruszy za nim. W drzwiach przypomnia sobie co jednak i odwrci gow.
- Niech pan nie wyjeda z miasta, panie Wilk - powiedzia.
- A czym miabym wyjeda, jak nie mam pienidzy? - Pijak wzruszy ramionami.
- Na piechot te daleko nie chod, bo jak bdziesz nam potrzebny, a ci nie znajd... Maciejewski pogrozi mu palcem i z rozmachem klepn si w rkaw, bo ktra pcha zdoaa
wlizn si pod koszul i uara, akurat gdy Zyga zacz grozi jej panu, psiakrew!
*
pofatygowa, ale przysa jakiego bezczelnego tajniaka. I to jeszcze eby by urzdnik policyjny!
Jak wszed, nie wiedziaem: sutener czy pederasta.
- Panie doktorze, pan jest szanowanym specjalist... - Borowik przysun si bliej. - Jest
moe co, czego Maciejewski panu nie zleci, a paskim zdaniem mogoby by pomocne? O
wynagrodzenie moe pan by spokojny, osobicie tego dopilnuj, uwzgldniajc oczywicie
grne stawki.
Krpiel rozoy rce.
- Maciejewski to czowiek, z ktrym pracuje si wyjtkowo le, ale z tego trupa wycisn
wszystko, co byo moliwe.
I ja z ciebie, Zyga, sukinsynu, wycisn! Tak postanowi Borowik, kilka minut pniej
wychodzc ze szpitala.
Tu za zakrtem w d ulicy Staszica z przenikliwym brzkiem toczya si fajerka, a chopiec
w opadajcych krtkich spodenkach, za to w koszuli przyciasnej, goni j z pogrzebaczem.
Dwch mniejszych prbowao mu pomc, niestety zostali w tyle. Z drugiej strony ulicy,
prowadzcej ku obu komendom policji: powiatowej i wojewdzkiej, dobiega jeszcze wikszy
haas bruku ubijanego kilkunastoma kafarami.
ledczy mia wanie ruszy w tamtym kierunku, ale co kazao mu ponownie spojrze na
dzieciaki, czy dogoni eliwn obrcz. Jak si spodziewa, nie dogoniy. Najstarszy chopiec, po
raz kolejny podcigajc za due spodenki, wcisn pogrzebacz modszemu, a sam, zziajany,
usiad na krawniku. Oba mniejsze dzieciaki pognay ile si w nogach, chocia fajerka dotoczya
si ju do Szewskiej i nie wygldao na to, e prdko si zatrzyma.
- Jak Tomek Sawyer, daj sowo! - Borowik umiechn si z zadowoleniem.
Spojrza na zegarek, po czym szybkim krokiem ruszy w stron komendy wojewdzkiej.
Naczelnik Ruciski jeszcze powinien tam by, komendant rwnie.
CZ DRUGA
Pan czytuje powieci detektywne?
I
roboty, a pewno! Tylko co, jak kto zapyta?... - Urwa, ale tylko na chwil, zanim wojskowy
zdy otworzy usta. - Bo jak bya wojna, to wojsko rekwirowao co tam potrzeba, wiadoma
rzecz! Niby teraz te jest wojna... o pokj, no ale jak to tak mi odda konia obywatelowi
majorowi, kiedy jestem dozorca? Znaczy si kiedy jestem od pilnowania, a nie dawania.
- A wiecie wy, z kim rozmawiacie? - Major klepn si lekko w jedn z granatowych patek
na konierzu. Zyga z satysfakcj odnotowa, e po otoku czapki w tej samej barwie laza
czerwono-czarna, najwyraniej anarchistyczna biedronka.
- Co bym mia nie wiedzie? - Byy komisarz umiechn si z samozadowoleniem chopkaroztropka. - Obywatel major jest z KBW albo UBP i utrwala wadz ludow. Ko jest wadzy
ludowej i susznie si wadzy ludowej naley, tyle e... Jak by to powiedzie... - Zerkn na
kierowc, ktry przysuchiwa si rozmowie z kamienn twarz tpaka.
- Mam was zabra razem z koniem? - warkn major. - Tylko klacz do wojskowej stajni, a
was prosto do Urzdu Bezpieczestwa?!
- Widzicie, obywatelu majorze, z tym koniem to jest trudna sprawa... - Maciejewski znw
przenis spojrzenie na kierowc, tym razem bardziej znaczco.
Oficer wysiad. askawie poczstowa Zyg papierosem i odeszli w stron niszczejcych
zabudowa.
- T klacz pokazywali tu w Lublinie na wystawie koni w trzydziestym smym i wtedy
jedzi na niej... - Byy komisarz zacign si, by da sobie czas na uoenie wszystkich garstw,
jakie lgy mu si w gowie. - ...marszaek Rydz-migy.
- I co z tego, e sadza na niej dup? - warkn major. - Moja nie gorsza!
- Tyle e... jak by to wam powiedzie... przez to ko si zrobi polityczny. I... to, oczywicie,
rozumicie, jest tajemnica... jego si teraz szykuje na prezent dla marszaka Rokossowskiego. Ja
tam si nie wyznaj na polityce, ale byli tu towarzysze z komitetu, radzili midzy sob, to i ja co
tam usyszaem. Chodzi niby o to, e jeli po reakcyjnym marszaku dosidzie tej klaczy ludowy
marszaek, to bdzie... ten... no... tryumf socjalizmu.
- Co?!
Maciejewski zrozumia, e przeceni inteligencj majora. Co prawda ju przed wojn by
zdania, e najwikszymi idiotami s zwykle sieranci oraz szare od kapitana wzwy, jednak do
tego durnia przemawia jego jzykiem. Tak przynajmniej mu si wydawao.
- Ja si tam nie wyznaj na polityce - zapewni ponownie. - Nie to co obywatel major! No
ale mi to si wydaje, e ile razy marszaek Rokossowski dosidzie tego konia po faszycie
Rydzu-migym, to bdzie tak, jakby jego reakcyjn on w t i nazad... Takie zwycistwo
naszego najwyszego dowdcy nad sanacyjnym reakcjonist, przez ktrego Polsk ciemiy
hitlerowski najedca. Obywatel major rozumie teraz?
- Rozumiem, rozumiem! - Wysoki, byszczcy but oficera rozdepta upuszczonego
papierosa, chocia byo jeszcze co pali. - Jestecie kretyn!
- Pewno dlatego zrobiono mnie dozorc, nie ministrem. - Zyga umiechn si smutno.
I zaraz przyszo otrzewienie, e z ministrem jednak przeholowa.
Jednake major by zbyt zaabsorbowany niespodziewan i niefortunn wiadomoci, aby
zauway, e stojcy przed nim str nie jest a takim tpakiem, na jakiego wyglda.
- No! - Klepn go z rozmachem w rami. - Dobrze pilnujecie tej kobyy. I pilnujcie dalej.
Tylko jzyk za zbami, rozumiemy si?
Akta sprawy numer 578/38, z samego rana dla pewnoci przejrzane przez Krafta, leay na
biurku Zygi Maciejewskiego, czekajc, a wraz z kilkunastoma kwitami z innych wydziaw kto
wepchnie je do teczki i zabierze do komendy wojewdzkiej na ssiedni ulic. Komisarz z
satysfakcj dopisa jeszcze zoliwy kryptonim Krwioercza Haiti. Pomys podsuny mu gazety,
ktre co do jednej zamieciy zdjcie pomiertne i napisay o trupie znalezionym w koskim
boksie. Nazwisko ksicia Czetwertyskiego nie pado jednak nawet w Expressie, wyjtkowo
dnym sensacyj.
Koci zostay rzucone, powiedzia podobno Cezar, rozwodzc si z chud on.
Maciejewski rwnie radykalnie, chocia nie bez alu po raz pierwszy w swojej karierze
odepchn od siebie interesujc spraw. Jednak kolejny raz uera si z kwiatem ziemiastwa
Lubelszczyzny? Do mu byo jednego senatora, waciciela vetterowskiego browaru.
Nie mia pojcia, czego oczekiwa Karszo-Siedlewski, ale Zyga nie zamierza si odkowa.
Postpi jak naleao, bez fanaberii. Komenda wojewdzka listem przechodnim otrzymaa spis
numerw banknotw oraz weksli, druga kopia powinna ju bya dotrze do Warszawy. Naleao
poczeka, a ktry z numerw wypynie, bo przesuchiwa w tej sprawie Maciejewski nie mia
kogo: w Lublinie nie mieszka aden notowany wczeniej kasiarz. Penie, zadowolenia mci
komisarzowi tylko rychy powrt z uzdrowiska Ry, przed ktr nie ukryje, e w sprawie
remontu domu na Rurach Jezuickich nie kiwn nawet palcem.
Zza uchylonego okna dobiegaa coraz blisza kanonada. Brukarze zryli i uoyli na nowo
nawierzchni Krakowskiego Przedmiecia na wysokoci kocioa Kapucynw, a teraz dotarli do
skrzyowania ze Staszica. Drugi front robt interwencyjnych zblia si do komisariatu od strony
Radziwiowskiej. Szo zwariowa!
- Zyga, trzeba by jeszcze raz sprawdzi te akta personalne z browaru - odezwa si Kraft.
Jemu te najwyraniej trudno byo si skupi. O aktach personalnych przecie ju rozmawiali,
Maciejewski by przekonany, e zawieruszyy si w biurze firmy. Jeeli nawet wamywaczem by
ktry z obecnych albo byych pracownikw, mao prawdopodobne, aby w ten wanie sposb
zaciera za sob lady. Za mao wyrafinowane.
- Jeeli ustalimy, czyich akt brakuje, to wytypujemy, myl, kilkunastu podejrzanych.
- Strata czasu, Gienek. - Maciejewski machn rk. - Po pierwsze, kasiarz nie zatrudniby
si pod prawdziwym nazwiskiem. Po drugie, jeeli pan Karszo-Siedlewski podejrzewa
kogokolwiek ze swoich pracownikw, to tych sprawdzaj prywatne apsy, ktrych wynaj...
Komisarz urwa, bo drzwi Oazy, dobrze widoczne z okien komendy, uchyliy si wreszcie
od rodka i wyszed z nich pomocnik kelnera.
- No i rozmawialimy chyba z kadym pracownikiem - dokoczy Zyga z rozczarowaniem
w gosie, bo chopak nie otworzy seraju dla spragnionych glin, a jedynie wynis stoek i wiadro,
by wypucowa szyby. Jakby to miao jakie znaczenie...
Otworzyy si za to drzwi gabinetu. Jeszcze nim Maciejewski zdy spojrze na
wchodzcego, z miny Krafta odczyta, e nie by to nikt, kogo mogliby oczekiwa.
- Dzie dobry, Zyga. - Komisarz usysza znajomy gos.
Oczywiste garstwo. aden dobry dzie, nawet w wydziale Maciejewskiego, nie mia prawa
zaczyna si od najcia ledczego z komendy wojewdzkiej, podkomisarza Borowika. liskiego
sukinsyna, ktrego Zyga dugie lata bra za porzdnego glin, zanim ten nie sprbowa wpakowa
go w mierdzc afer. Powinien siedzie! No ale gdyby w odrodzonej Rzeczpospolitej
rzeczywicie siedzieli wszyscy, ktrzy powinni...
- Uszanowanie panu podkomisarzowi - powiedzia ze zoliwym naciskiem Zyga. - Kwity
dla paskiej komendy ju gotowe, czekaj.
Borowik omit spojrzeniem biurko dawnego kolegi, cakiem tego dnia uporzdkowane, jeli
nie liczy starych gazet przygniecionych telefonem. Zdj kapelusz i usiad bez zaproszenia.
- Bardzo dobrze. - Wyj z kieszeni zapisan pismem maszynowym powk arkusza.
Komenda Wojewdzka P. P.
w Lublinie
Lublin, dnia 6 VII 1938 r.
Do Pana kom. Aleksandra Herra
Komendanta Pow. P. P, w Lublinie
Polecam w sprawie nr 578/385 przekazanej do tut. Urzdu ledczego
Aleksander Grzybowski, administrator kamienicy przy ulicy Grnej numer 3, z godnoci usiad
przed biurkiem Maciejewskiego. Zaoy nog na nog, na kolano nasadzi jasny kapelusz, otar
czoo z potu kraciast chustk, a by dopeni rytuau, zoy j starannie i wsun do kieszeni
spodni.
- Zgosiem si na policj, prosz pana, sam, powodowany obywatelskim obowizkiem poskary si - a panowie odsyaj mnie od Annasza do Kajfasza.
- Przepraszam pana za to zamieszanie. I za upa - powiedzia zgryliwie Zyga, spisujc dane
z dowodu osobistego wiadka. - Momencik - doda, bo jego wieczne piro jak na zo wyscho.
Kaamarz tu by, by jeszcze w zeszym tygodniu, pomyla ze zoci, rozgrzebujc papiery w
szufladzie. Znalaz zapomniane p paczki papierosw, wiartk na czarn godzin i owek.
Tymczasem atrament sta z brzegu w dolnej szafce. Zyga rozkrci piro. Toczek pi apczywie, z
ordynarnym siorbaniem.
- No trudno, skoro i tak tyle si naczekaem... - Grzybowski wzruszy ramionami. - Po
pierwsze i najwaniejsze, musz powiedzie panu komisarzowi, e by to czowiek cichy i
zupeny asceta...
Jak na administratora kamienicy wiadek okaza si artyst sowa. Ponad kwadrans opowiada
o sublokatorze, jeszcze niedawno zajmujcym jeden z piciu pokoi mieszkania na pierwszym
pitrze, niepijcym i niepalcym, yjcym z kapitau, wyzbytym jakichkolwiek nawykw,
niesprowadzajcym goci. Grzybowski mia przy tym wrcz aktorskie wyczucie, bo ile razy
komisarz chcia mu przerwa pytaniem zmierzajcym ku konkretowi, tamten podsuwa
Maciejewskiemu zapowied czego istotnego, po czym znw wpuszcza w maliny. Natomiast
Zyga, mimo irytacji, wola sucha, bo przez upa i brak punktu zaczepienia nie mia pojcia,
jakie informacje waciwie powinny go interesowa.
- Nazywa si Ludwik Babicz, poprzednio zamieszkay w Radomiu przy ytniej. -
Wacaw Grudzie mia czerwone policzki, jakby od mrozu, lecz mimo zimowego nazwiska
sprawia wraenie pogodnego czowieka. Gdy wszed wezwany przez Krafta, wyranie
poaowa, e nie bdzie go przesuchiwa wysoki tajniak z krzywo zronitym nosem. W nim
waciciel knajpy przy Narutowicza 15 instynktownie rozpozna bywalca i bratni dusz,
natomiast ledczy, ktry wskaza mu miejsce za swoim biurkiem w gbi gabinetu, kojarzy si
Grudniowi nieprzyjemnie z urzdem skarbowym.
Knajpiarz nie mia jednak wyboru. Zreszt nawet w swoim lokalu przysiada si do goci, jeli
poprosili. Inaczej nie wypadao.
- To by, panie wadzo, dziwak. Jeli o mnie chodzi, sdziem raczej, e si powiesi, ni go
zabij - zacz, ledwie policjant spisa jego personalia.
Zerkn ktem oka na drugie biurko, ciasne od pitrzcych si papierw. Glina z boksersk
gb wyj wanie z szafki kaamarz i haaliwie napenia wieczne piro. Przesuchiwany przez
niego mczyzna mia nog zaoon na nog i ze zniecierpliwieniem kiwa uniesion stop.
Tymczasem komisarz Kraft uwanie obserwowa wiadka.
- Dlaczego pan tak ocenia zabitego? - zapyta bez wikszej wiary, e dowie si od
knajpiarza czego konkretnego. Nie zna ich wielu, chocia Zyga nieraz powtarza, e kiedy to
byli prawdziwi znawcy dusz ludzkich, zanim wszystko spsiao pod sanacj.
- Do lokalu, panie komisarzu, normalny czowiek nie przychodzi tylko po to, eby zere
sznycla. Nawet mojego sznycla po lubelsku i e tak powiem, po msku, bo z dwoma jajami. Grudzie na chwil wetkn palec pod wze kraciastej muszki, lecz jego gowa, z postpujc
ysin i rumianymi policzkami, wci wygldaa jak rowy balonik zacinity ozdobn
tasiemk. - Tak po prostu zere sznycla to mona u siebie w domu, zreszt bez wtpienia taniej.
Menu, piwo, wdka, panie komisarzu, to jest tylko pretekst, eby czowiek spotka si z drugim
czowiekiem - wyjani kaznodziejskim tonem.
Widzc, e piro policjanta zawiso nad protokoem, lecz nic nie zapisao, pocz tumaczy:
- Rozumiem ludzi, ktrym nie chce si gotowa, samotnych mczyzn w szczeglnoci, by
tak sprecyzowa. On idzie do lokalu, do mnie na ten przykad, ale myli sobie, e skoro ju paci
za tego sznycla dwa razy tyle, co on jest wart, to spotka si z wesoym towarzystwem i wypije
dwa gbsze. Nie mwi o pijakach i artystach, oczywicie! - zaznaczy Grudzie. - Chocia
artyci nie s najgorsi... - Co si w nim zamao i chybotao midzy dusz a portfelem.
- Artyci nie nale do sprawy - upomnia go Kraft.
- Pan wadza ma suszno. - Knajpiarz potakn. - Rzecz w tym, jak by to powiedzie, e
ten czowiek od dwch lat przychodzi do mnie prawie codziennie, ale wybiera takie godziny,
kiedy lokal by prawie pusty. Bywao, zajrzy o dwunastej, rozejrzy si i kae dawa dania
obiadowe, chocia one dopiero si robi. No ale go jest go, to mu si dawao, jak tylko co
byo gotowe. Fakt faktem, e nie marudzi. - Grudzie westchn, jakby poaowa zabitego. Natomiast wystarczyo, e kto wszed, to on koczy posiek, jakby spieszy si na pocig. Albo
do teatru, bo mj lokal jest niedaleko teatru - pochwali si knajpiarz.
- Zezna pan, e paski stay go by mizantropem. Nie lubi ludzi - wyjani Kraft na
widok niepewnej miny Grudnia. - Jak si nazywa?
- Nie wiem. Natomiast o ile znam si na ludziach, mieszka albo pracowa gdzie niedaleko,
skoro bywa prawie codziennie. Zawsze do elegancko ubrany, portfel gruby prezesowsko... Ale
napiwki dawa skpe, o ile w ogle. - Knajpiarz smutno pokiwa gow.
Podkomisarz zerkn na Maciejewskiego, ktry wanie koczy protok, wyranie mczc
si ze swoim wiadkiem.
- To wszystko, co jest panu wiadome? - zapyta Grudnia.
Ten stanowczo pokrci gow.
- Nie. Nie marnowabym czasu sobie i panom wadzom, gdyby nie jeszcze jedna rzecz. Nie
przywizywaem do tego wikszej wagi na pocztku, to znaczy pokd nie zobaczyem tego
czowieka w gazecie...
*
wiadkw.
- Dobrze rozumiem, co to s zobowizania i terminy - westchna na wstpie komisarzowi
Maciejewskiemu. - Mj m nieboszczyk wci gdzie goni, modzi te goni, a ja to nawet
chtnie posiedz sobie w poczekalni. Przyjemny chodek tu u panw w korytarzu.
Zyga miym umiechem podzikowa za komplement, na jaki dawny carski krymina dotd
nie zasuy. Grube mury czu byo wilgoci i gmerajc pod wapnem pleni, ale przyjemnym
chodkiem?... Poza tym w przeciwiestwie do rozgldajcej si ciekawie w nieznanym sobie
miejscu pani Ryczywolskiej, umiechnitej staruszki ubranej jak do cukierni w jasnoszar sukni
dopenion kapelusikiem z kwiatami i parasolk od soca, komisarz nie mia czasu. Dochodzia
druga po poudniu, a jego czekao jeszcze zebranie kruchych wtkw z przesucha wiadkw i
niezwoczne ich podkarmienie informacjami z innych rde.
- Sucham pani - zachci Maciejewski, chocia nie spodziewa si rewelacji. Za wczenie.
Na zdjcie w gazecie rzadko reaguj ludzie, ktrzy naprawd mogliby wnie co do sprawy. Ci,
ktrych zeznania rzeczywicie s co warte, jak na zo przebywaj akurat poza miastem albo w
ogle nie czytaj gazet.
- Dobrze pamitam tego czowieka - zacza mwi z przejciem. - Teraz rozumiem,
dlaczego na jego widok poczuam si zaniepokojona, zupenie jakby... Nie wiem, jak to
powiedzie do protokou. - Spojrzaa na komisarza z absolutnym przekonaniem, e ten
mczyzna z gb pechowego boksera nie jest w stanie nady za tokiem jej rozumowania. Kiedy byam mod dziewczyn, dawno temu, pana jeszcze pewnie nie byo na wiecie,
widziaam czowieka, ktry na drugi dzie si powiesi. W majtku moich rodzicw, prosz pana,
by dziki staw, a wok stawu...
- Pani wybaczy, ale to nie naley do sprawy - przerwa jej komisarz. - Jak nazywa si ten
czowiek?
- Nazwiska nie pamitam, ale mwili na niego Wasyl.
- Jest pani pewna? - Maciejewski podsun jej fotografi denata, ktr w mniejszym
formacie zamieciy gazety.
- Nie, na tego, co si powiesi. - Spojrzaa na policjanta tak, jak patrzya ciotka nieboszczka,
gdy Zygmu przynis ze szkoy z not z rachunkw. - Pan zupenie nie sucha, co si do pana
mwi.
Komisarz zmilcza t uwag i wskaza palcem zdjcie denata.
- A jak nazywa si ten czowiek? Wie pani?
- Nie, ja go tylko widziaam. Pamitam go dokadnie, bo...
Maciejewski by pod wraeniem dziesitek szczegw nerwowego ycia ulicznego, ktre
odtwarzaa z plastycznoci powieciopisarki. Nie utkwia jej wprawdzie w pamici dokadna
godzina, potrafia jednak przypomnie sobie, e byo to krtko, zanim dzwony zaczy bi na
Anio Paski. Niestety gdy dochodzia do szczeglnego wyrazu twarzy niezidentyfikowanego
denata, opis robi si coraz bardziej mglisty. Czas mija i nic nie zbliao komisarza do
jakiejkolwiek istotnej informacji.
- Kiedy dokadnie go pani widziaa? - Komisarz prbowa co wyuska.
- Przedwczoraj na Krakowskim Przedmieciu, zaraz przy sklepie Fasoleta, tego z futrami.
- Przedwczoraj ten czowiek ju nie y. - Zyga zdziwi si.
wiadek Apolonia Ryczywolska wzruszya ramionami, bo doprawdy nie widziaa w tym
adnej sprzecznoci.
- Widziaam go we nie. Ten jeden raz, ale wyjaniam panu, e jego twarz...
- Nie jest pani krewn albo znajom komisarza Borowika? - zapyta zoliwie komisarz,
chocia Kraft, ktry akurat zakoczy przesuchiwa rumianego faceta z muszk w krat, da mu
znak, e powinni pilnie pomwi.
- A jest do mnie podobny?
- Tak, nieco - mrukn Zyga, bo jakkolwiek nie wskazywa na to kolor oczu ani ksztat nosa,
onirycznie usposobione babsko rwnie zdawao si y tylko w jednym celu: by psu krew
Maciejewskiemu. - Prosz podpisa protok. - Zyga podsun jej kartk.
- Tylko pi linijek? - sapna oburzona. - Rozmawiaam z panem ponad kwadrans, a ile si
naczekaam!
*
W sobot 7 maja b, r, do restauracji wszed nieznany mi czowiek w
wieku zblionym do ofiary, t, j, lat ok. 40. wzrostu ok. 1 m 65 cm,
ubrany w skromny garnitur, ktrego koloru nie pamitam. Widok
mojego staego gocia wyranie zaskoczy go, bo na dusz chwil
zatrzyma si midzy stolikami i z tego powodu zwrciem uwag na
zajcie. Mczyzna ten podszed do stolika gocia i zwrci si do
niego sowami Wolak? To ty?. Na to rwnie zwrciem uwag, bo
ciekawio mnie, jak nazywa si mj stay klient. On wtedy odsun
talerz, chocia wczeniej mu smakowao, i rozejrza si z
niepokojem, ale siedzia w rogu sali i nie mia gdzie pj.
Powiedzia: Pan si pomyli, ale by przestraszony. Ja wtedy
podszedem, bo nie chciaem awantury w lokalu, i zapytaem
przybyego mczyzn, co poda. Chciaem te przyjrze mu si, ale
on wykrci si tyem i opuci lokal. Mj stay go zaraz
uregulowa rachunek, kaza zawoa sobie dorok, co byo pierwszy
raz, bo zawsze przychodzi pieszo, i wicej go nie widziaem.
Trudno byo jednak oczekiwa innych gazet ni lubelskie, skoro mieszka tu od trzydziestego
szstego. W pudeku z lekarstwami na toaletce, ktre czasem moe powiedzie co osobistego o
czowieku, rwnie nie byo nic znaczcego: aun, aspiryna i trzy buteleczki jodyny.
- Po co mu a trzy? - Komisarz zapyta na gos samego siebie.
- Jeszcze jedn mia w paszczu. - Faniewicz razem z chustk do nosa wyj kolejn
buteleczk.
- Cholernie ba si zadrapa - burkn Maciejewski. - A ty co taki skacowany znowu?
Tajniak wzruszy ramionami. Zza ciany sycha byo gosy gwnej lokatorki i Zielnego,
ktry rozpaczliwie prbowa wycisn z niej co konkretnego. Zyga da sobie spokj, gdy
Jukielewiczowa, przyguche babsko noszce si z mieszczask elegancj z pocztku wieku,
owiadczya, e bez wahania podnaja pokj wanie Babiczowi, bo by taki maomwny jak jej
pierwszy m nieboszczyk.
Babicz zdawa si zreszt nie tylko maomwny, wyranie nie przepada rwnie za sowem
pisanym. Nie mia adnych ksiek, w szufladzie szafki nocnej Maciejewski zabezpieczy tylko
stary kupon totalizatora, sze nieaktualnych programw wycigowych i kalendarz, w ktrym
zabity notowa imiona koni, zapewne tych, na ktre zamierza postawi.
Ostatni notatk, pod dat 3 lipca, bya: Haiti, ki. gn., 1.3, Suchowola. Wczeniejsze byy
bardzo podobne: imi konia, pe, ma, wiek, hodowla. Jedyna prawidowo, jak zauway
Zyga, dotyczya tego, e denat gustowa w koniach o ciemnej sierci. Jedynego siwka w swoim
notesie przekreli grub kresk i na jego miejsce wpisa innego ogiera, maci karej.
- Gospodyni przypomniaa sobie tylko jedn rzecz, ktra moe zainteresuje pana
kierownika. - W drzwiach stan Zielny. - On raz w roku wyjeda na kilka dni do Warszawy.
Zawsze wczesn jesieni. Kiedy Tymu przyjeda na studia i przychodzi odwiedzi star
stryjenk, tak dokadnie powiedziaa. Chce pan kierownik, eby wezwa na jutro tego Tymusia?
- Nie ma takiej potrzeby. - Komisarz machn rk. - Raczej nie on zabi. A co takiego
ciekawego jest w Warszawie wanie na przeomie wrzenia i padziernika, panowie
wywiadowcy?
Umiech Zielnego by tyle bezradny, co obleny. Tajniak nigdy nie widzia stolicy, nie wtpi
jednak, e czekayby tam na niego liczne zgrabne rozrywki.
- Wielka Warszawska, najwaniejsza gonitwa sezonu - powiedzia Faniewicz, zamykajc
szaf. - Koczymy, panie kierowniku, czy zrywamy podog?
- Dobra odpowied. Robimy protok i na dzi koczymy - poleci Maciejewski.
Babiczowi vel Wolakowi chtnie postawiby zarzut utrudniania ledztwa, niestety facet
zoliwie nie y.
*
Zyga wcale nie wracaby wieczorem do komendy, gdyby nie jego skpstwo i p paczki
papierosw, ktr, dobrze to pamita, widzia w szufladzie biurka. A wic wrci, postanawiajc
przy okazji ju tego dnia doczy do akt protok przeszukania mieszkania denata i notatk z
rozpytania gospodyni.
- Niestety, w wydziale ledczym o tej porze nikogo nie ma - usysza Zyga, przechodzc
obok dyurki. Lojalno mundurowego cerbera, rozmawiajcego z modym duchownym, bya
wrcz wzruszajca. - Oczywicie mog zaprotokoowa zeznanie ksidza, ale lepiej byoby,
gdyby zechcia ksidz przyj jutro, bo kto wie, czy ledczy nie zechc jeszcze o co dopyta.
- Dobrze. - Duchowny kiwn gow, wyranie skrpowany swoj wizyt w komisariacie. Mylaem tylko, e to pilne, skoro chodzi o zabitego czowieka.
- Ksidz do mnie? - Usyszawszy ostatnie zdanie, komisarz odwrci si na picie. - O
jakiego zabitego czowieka chodzi?
Mody duchowny znaczco unis trzyman w rku gazet. Trzy minuty pniej obaj siedzieli
w gabinecie Zygi.
Maciejewski wyj z szuflady zapomnian paczk i wycign j w stron gocia. Duchowny
zareagowa na to jak wikszo zdrowych mczyzn: podzikowa umiechem i delikatnie wyj
papierosa. To niele wryo. Komisarz sign do szuflady po popielniczk, dyskretnie przetar
jej dno zuyt bibu, jakim cudem, pewnie palec Boy, znalaz te midzy papierami prawie
nowe pudeko zapaek.
- Ksidz zna zabitego? - zapyta, podajc ogie.
- W pewnym sensie znaem go lepiej ni ktokolwiek. - Popiel oszczdnie zacign si
papierosem. - Niestety nie umiem panu powiedzie, jak si nazywa.
- Spowiada si u ksidza? - odgad Maciejewski.
- Raz - natychmiast odpar duchowny, jakby w obawie przed podejrzeniem. - I pan komisarz
rozumie, e nie mog o tym mwi. Skoro jednak nie yje... - urwa. - Nie, rzecz jasna tajemnica
spowiedzi jest wita, ale chc pomc. Chciabym nakreli pewne, jeli to mona tak uj,
kierunki, ktre panu mog pomc w dochodzeniu, a jednoczenie, jak by to powiedzie...
- Nie zaszkodz pamici zmarego? - podsun Zyga.
- Nie, to nie to! - Ksidz stanowczo pokrci gow, a jego wydatne jabko Adama otaro si
o koloratk. - On by w przeszoci wielkim grzesznikiem i...
- Przestpc? - przerwa Maciejewski.
- Tego nie mog panu powiedzie. Do, e zgrzeszy przeciw Panu Bogu i blinim, ale
wyzna w konfesjonale swoje przewiny i aowa za nie. Natomiast grzech rodzi grzech. To go
niepokoio. To te zapewne skonio do pojednania si z Bogiem.
Komisarz nie zdziwi si nawet. Po tych wszystkich zeznaniach w sprawie NN ze stajni
wycigowej, po onirycznej wariatce i knajpiarzu z powoania, religijne frazesy byy zupenie na
miejscu, jak uzna. Niech Borowik analizuje sobie te protokoy, a mu yka pknie!
- Co ksidz ma na myli? - spyta Zyga.
- Suchajc go, pocztkowo mylaem, e niepokj mojego penitenta wynika z brzemienia
grzechu. To dobry znak, panie komisarzu, to daje nadziej na nawrcenie. Ta spowied trwaa
jednak dugo, wiele win zatajonych przed samym sob, Bogiem i ludmi... Zrozumiaem, e on
obawia si o swoje ycie. Kto dawno temu skrzywdzony nie wybaczy, pojmuje pan?
- Ale to s tylko przypuszczenia ksidza? - Maciejewski wola si upewni.
Zaczyna akcj Chmielewski, bijc dwa ciosy z wypadu w odek. Zwarcie! Chmielewski
wyglda do bezradnie: obrywa dwa krtkie ciosy i zaczerwieniony wychodzi z obj
przeciwnika.
Maciejewski, nachylony w kierunku radia, jakby zamierza si z nim boksowa, po omacku
sign po paczk sokow, wyduba jednego papierosa i zgnit zbami ustnik. Przeszkadzao
mu wprawdzie, e gdy sucha relacji, walka w rzeczywistoci bya ju rozstrzygnita, niestety o
pierwszej w nocy czasu warszawskiego Polskie Radio nie nadawao ju adnych audycji.
Wracaj do dystansu. Chmielewski przymierza i... Co za uderzenie! Chmiel strzela dugi
sierp lew, dubluje go. Oba ciosy dochodz! Ross oszoomiony, potyka si, idzie na
ziemi... Nie, wstaje, ale nie spieszy si, rozsdek kae mu poczeka. Sdzia Brassel liczy
go... Przy naroniku jego patron i sekundant Zbyszko Cyganiewicz jak w gorczce, przejty
chyba bardziej ni swoimi wasnymi wystpami na zapaniczej macie. Nie dbam o te kilka
tysicy dolarw, mwi przed walk, ale przecie jeli ten chopiec zostanie dzi
pokonany, caa jego kariera jest zwichnita.
- Puknij si w ysy eb! - warkn Zyga, chocia nie mg mie nadziei, e byy zapanik
usyszy go w samym Bostonie. - Milioner si znalaz!
Ross stoi ju w gardzie. Chmielewski idzie na caego do ataku. Kilka sierpw z obu rk...
prawa trafia!!! Znowu! Amerykanin znowu na deskach!... Charlie Ross zamroczony. Nie
moe uwierzy ten zawodowy przecie bokser, e dwukrotnie posa go na ziemi amator,
ktry pierwszy raz wystpuje bez koszulki i pierwszy raz bije szeciouncjowymi
rkawicami. Ross w Old Orchard, tam gdzie Zbyszko Cyganiewicz ma will, pracuje,
pilnujc loteryjki bingo. Teraz pewnie te ma przed oczami krcce si kulki. Potrzsa
gow, przytomniejc. Pi! Ross wstaje, gdy sdzia dolicza do piciu, ale Chmiel tylko na
to czeka...
Maciejewski strzepn popi z papierosa i nala sobie wdki. Nie zamierza pi duo: po
kieliszku na kad z szeciu zaplanowanych rund i jeden po walce, by uczci zwycistwo
ulubionego piciarza... albo na pocieszenie. Chmiel mia w yciu pecha, przez to chyba Zyga
darzy go szczegln sympati. Dwa lata wczeniej, kiedy odzianin odda walkowerem walk o
brzowy medal olimpijski, bo, sierota jeden!, rozbi sobie pi, komisarz by na niego wcieky.
Jednak wybaczy.
Jeszcze raz wstaje, ale nie prbuje ju walczy. Charlie Ross ma dosy piorunujcych
ciosw naszego debiutanta. Chowa twarz w rkawice, dostaje przez nie cios, potyka si,
uderza o sznury... Stoi na czworakach, unosi si, wstaje, ale... Tak, znowu dostaje cios i
leeeci przez ring!!!
Podekscytowany komisarz uderzy pici w otwart do, poderwa si z krzesa...
I usiad. Ten zoty chopak z odzi najwyraniej odwrci swojego pecha, niestety Zyga wci
o farcie mg tylko pomarzy. Dwa dochodzenia naraz i w adnym nie mia pojcia, kto jest jego
przeciwnikiem. O jakimkolwiek postpie w sprawie wamania mg zapomnie, dopki up nie
wypynie. W sprawie zabjstwa te by daleki od znokautowania kogokolwiek. A tak mia
nadziej, e ten ksidz wniesie co konkretnego! Skoro zasania si tajemnic spowiedzi, to po
co przyszed? Chyba tylko na zo komisarzowi...
Sdzia podnosi rk Chmielewskiego. Dwie minuty, trzydzieci sekund i nokaut techniczny
Chmiela! Cud w Boston Garden! Niedwiedzia sylwetka Cyganiewicza rwnie
promienieje zadowoleniem ze swego pupila.
Sylwetka Zygi, rozpartego na krzele w pozycji uwydatniajcej rosncy z latami piwny
brzuch, niestety niczym nie promieniaa. Maciejewski nerwowo klepa podeszw buta w parkiet,
zy, e nawet taka pikna walka nie daa mu wytchnienia, nie pozwolia zapomnie o bzdurach
dnia codziennego. Zwykle przy znacznie mniejszym wicie ni walka Chmielewskiego za
oceanem Zyga potrafi wyczy si i przez par rund y tylko sportem. Tym razem jednak nie
mg si oprze przeczuciu, e co przegapi. Co, co wrcz trzyma w rku...
Kupon z wycigw? Zawsze uwaa, e zakadanie si o to, w jakiej kolejnoci gupie i
nerwowe szkapy przybiegn na met, jest co najmniej podejrzane. Ale skoro bawi to generaw,
to dlaczego nie miaby dowiadczy podobnych emocji wci niezidentyfikowany mczyzna,
ktry za ycia przy ulicy Grnej 5 uchodzi za Lucjana Babicza, a w knajpie okaza si
Wolakiem?
Odruchowo nala sobie jeszcze kieliszek. Sport zszed ju z anteny, a wiadomoci z kraju i
zagranicy komisarz wpuszcza jednym uchem, drugim mu uciekay. Co o Zaolziu i
sprowadzeniu do Polski prochw ostatniego krla... Nie zauway nawet, kiedy spiker si
zamkn. O wci wczonym radiu przypomniay mu stanowczo zbyt gone pierwsze akordy
orkiestry symfonicznej i pukanie do drzwi chwil pniej.
Ssiedzi Ry zwykle byli bardziej tolerancyjni, jednak tym razem nie mg mie pretensji.
Koncert i jemu si nie podoba.
*
szynkwasu tylko po papierosy, a wyszed z plitrem odkowej w kieszeni. Tak tylko, jakby w
nocy dopada go zgaga...
Na rogu ulicy Narutowicza, biegncej prosto w sam raz dla pijakw, i ju mniej piknej
Konopnickiej Faniewicz zatrzyma si na chwil, eby zapali. Rybki na pewno byy godne,
zwaszcza e od tygodnia dawa im tylko such karm, adnych robakw. Nie chciao mu si
jednak wraca do domu. Nabra za to nagej chci, by zej bocznicami ku Bystrzycy. Ot tak po
prostu, popatrze na rzek. Prawa do bez udziau woli zacza manipulowa przy korku
plitrwki.
Wtedy zosta nakryty. Pan Feldbaum cicho wszed w wiato latarni razem ze swoim kundlem.
Tym razem cichym i spokojnym. Po mordzie byo wida, e doskonale pamita, kto go wysa
kopniakiem w powietrze, ale nie sypnby za nic.
Lejb Feldbaum niestety przeciwnie.
- Co si stao, panie przodowniku Faniewicz? - zapyta z trosk, podchodzc. Niziutki,
wty, zadar gow, jakby w coraz bardziej podwjnym podbrdku jego ssiada naprawd kryo
si co interesujcego. - Czy pan ma jaki kopot?
- Dzikuj panu, panie Feldbaum, ale wszystko jest w porzdku - powiedzia tajniak na tyle
trzewo, na ile potrafi.
Zapi marynark i chcia ruszy w stron swojej bramy, zatrzyma go jednak paluch
ydowskiego krawca wycelowany w kiesze z plitrem wdki.
- A to? Pan nigdy tyle nie pi, kochany panie Faniewicz. Pan nigdy by o tak, dla sadyzmu,
nie kopn ywego stworzenia, pan nigdy by nikomu krzywdy nie zrobi... Panu co dolega. Pan
ma jakie przykroci?
- Bardzo pana przepraszam za psa, to byo... - Wywiadowca zapowietrzy si i stumi
czknicie. - To wicej si nie powtrzy. Bardzo pana przepraszam!
Uchyli kapelusza i wielkimi krokami ruszy w stron bramy swojej kamienicy. Zbyt dugo
manipulowa w zamku swoim kluczem, bo krawiec zdy podej do niego, chocia i sam nie
by sprinterem, i jego kundel chodzi noga za nog.
- Ja nie umiem panu pomc, panie Faniewicz - zafrasowa si Feldbaum - ale gdyby byo
czego potrzeba, to ja wiem, e pan jest dobry czowiek, i niech pan te wie, e ja jestem panu
yczliwy.
Zamek bramy wreszcie puci. Pies podnis nog, za nisko jednak, i znaczc teren, opryska
j sobie moczem. Krawiec uchyli kapelusza na dobranoc. Faniewiczowi chciao si szcza i nie
chciao myle. Najpierw zrobi, co musia, potem pka flaszka odkowej.
*
W wagonie trzeciej klasy byo gorco i cholernie cuchno ludzkoci. Zygmunt Maciejewski
wypi ju oba piwa zabrane na drog, a suszyo go nadal. Na drog upchn do teczki dwie
polskie powieci detektywne Ry. Gdy przyjacika wrci z uzdrowiska, chcia pokaza, e
chocia nie zrobi remontu, to interesuj go jej pasje. Tylko e tych gupot nie dawao si czyta
ani na trzewo, ani tym bardziej na kacu!
Do pocigu odwieziono go pospiesznie, niczym aresztanta przewoonego do waciwego
sdu. Rano, jak przypuszcza, rozpocznie zwyk sub, jednak od razu wezwa go Herr
Komendant.
- Co pan tu jeszcze robi?! - Z pretensj przywita podwadnego. - Dosta pan przecie
zaproszenie od ksicia Czetwertyskiego!
Maciejewskiemu przejanio si w gowie, chocia pnym wieczorem nie omieszka
wyprbowa suchowolskiej starki oraz chlapn cytrynwki, zawierajcej witaminy i pewnie
chronicej od przykrych skutkw przepicia. Staa si rzecz grona i nietypowa: ksi pomin
drog subow i zaprosi, waciwie wezwa do siebie, kierownika Wydziau ledczego, a nie
komendanta, bez ktrego wiatego nadzoru dochodzenie przecie limaczyoby si
niemoebnie... Skoro tak si jednak stao, niewtpliwie naleao uszanowa w kaprys
arystokraty.
- Pan wie najlepiej, w jakich warunkach pracujemy, panie komisarzu - mwi Herr, kiedy po
pierwszym zdenerwowaniu Zyga przesta by ju dla niego karierowiczem, a sta si
wsplnikiem w domniemanej zakulisowej protekcji. - Te stare biurka, rozchybotane regay... Tak,
tak, nie mwic o broni! - doda dla poloru komendant. - Skoro wanie pan ma szans wpyn
na to, zaapelowa u dostojnika pastwowego, to nie ma na co czeka. Czemu pan tyle czasu
zmarnowa?! Jeszcze ksi obrazi si na nas! Dam panu auto na dworzec. I to jest polecenie
subowe!
Pocig wlk si, przystawa na kadej stacyjce midzy Lublinem a Lubartowem, a
bezprzedziaowy wagon z drewnianymi awkami co oczyci si z pasaerw, to nim wo ich cia
zdya si rozpyn, zaraz wypenia si znowu jak poczekalnia w Kasie Chorych. Najgorsze
byy dzieci, od ktrych wprawdzie mniej mierdziao, ale krciy si, jakby miay owsiki, i
koniecznie chciay wyglda przez okna, rwnie przez to, przy ktrym usadzi si komisarz.
Prbowa czyta, a naprzeciwko niego jak na zo maniakalnie posila si jajkami na twardo i z
ciekawoci idioty obserwowa przekadane stronice ksiki jaki facet ze zniszczon tekturow
teczk, w przykrtkich spodniach i poatanej marynarce.
Jeszcze przed Parczewem Zyga odoy Tajemnice Nalewek Nagiela. Byo jasne, e skoro
niepozorny biuralista nie wiedzie po co zostaje opisany na pocztku ksiki, to pniej wytnie
jaki numer. I caa ta pisanina tylko po to, eby podrzdny poeracz sensacyj poczu si lepiej ni
policjant z powieci, idiota i kretyn zreszt?! Gdy ju znalaz si jeden rzetelny ajent ledczy
pseudo Fryga, to musia pj do celu na eb na szyj, bez wsparcia i ignorujc wasne
bezpieczestwo. Maciejewski zajrza na ostatnie strony. Oczywicie ten dzielny czowiek szybko
opuci szeregi policji, by znale lepiej patn prac. W Czerwonym Banie Wotowskiego byo
niewiele lepiej: wprawdzie dochodzenie prowadzono nawet rozumnie, komisarz policji Borewicz
by jednak ambitnym debilem, a cokolwiek dobrego wyniko, to tylko dziki sdziemu
ledczemu. Rzecz w sam raz dla Rudniewskiego, tyle e on wyglda Maciejewskiemu na faceta,
ktry nawet w klozecie czytuje komentarze do kodeksw.
Komisarz wepchn obie ksiki z powrotem do swojej teczki, mieszczcej tylko skarpety i
zmian bielizny. Nie eby Zyga rzeczywicie zmienia j codziennie, uzna jednak, e w
Suchowoli bdzie to w dobrym tonie. Wyj Przegld Sportowy i od razu otworzy na stronie z
pik non.
Na ostatnim posiedzeniu WG i D PZPN uniewaniono mecz Unia (Lublin) - Legia 1:0 i przyznano
warszawskiej Legii walkover 3:0. Powodem decyzji byo wstawienie przez Uni nieuprawnionych
graczy Christa i Orzechowskiego II. Christ, ktry przyszed ze lska, mia prawo gra dopiero 13
lipca. Podobnie ma si rzecz z Orzechowskim z Granatu.
Maciejewski ze zoci zoy gazet. Mia ochot j podrze, ale spostrzeg, e siedzcy
naprzeciwko mczyzna przyglda mu si z dziwn min.
- Pan ju e przeczyta? - zapyta tamten. - adnych dobrych ogosze?
- Same ze.
Biednie ubrany podrny nie zwrci uwagi na ironi, za to z ciekawoci sign po
Przegld i pomaca niczym prosiaka na targu.
- A czy pan bdziesz jeszcze tej gazety potrzebowa?
- Prosz wzi.
Facet podzikowa skinieniem gowy, z ciekawoci obejrza zdjcia pywaczek z Bielska,
potem biegaczk Banaszewsk, ubran w spdniczk odsaniajc uda, wreszcie szybkim ruchem
udar kawaek gazety wielkoci doni. Teraz Zyga popatrzy na niego podejrzliwie, kiedy
podrny zacz zdejmowa but z bosej stopy.
- Dobry papier. Bardzo akuratny - wyjani mczyzna, prezentujc dziur w podeszwie.
Teatralnym gestem iluzjonisty woy w ni palec i poruszy nim kilkakrotnie. Potem zabra si
do uszczelniania znoszonego obuwia. - A pan szanowny te jedzie za robot? - zapyta
uprzejmiej.
- Mona tak powiedzie - mrukn Maciejewski.
- To w z stron. - Znajcy ycie towarzysz podry krytycznie pokrci gow, ugniatajc
stop gazet w dziurawym bucie. - Jak w Lublinie si nie powiodo, trzeba wali do Warszawy.
- A pan dlaczego na ukw?
- Przez ukw na Skierniewice - sprecyzowa mczyzna. - Zreszt ja jestem modszy, ja
jeszcze mam czas. A pan szanowny to ju jak przy kartach: albo wypynie, albo utonie.
- Przypilnuje pan walizki? - zapyta niechtnie Zyga. Ra miaa racj, nie trzeba byo robi
dziadowskich oszczdnoci i jedzi trzeci klas. Ona do Truskawca pojechaa pierwsz. Ze
towarzystwo nigdy wczeniej Maciejewskiemu nie przeszkadzao, jednak bliej czterdziestki
zacz robi si nerwowy. Musia wyj na pomost na papierosa. W wagonie napisy zabraniay
palenia i plucia.
- No jake by nie! - Coraz bardziej spoufalajcy si kompan przesa komisarzowi
porozumiewawczy umiech, udzierajc kolejny kawaek gazety.
*
Rynek w Wohyniu ju nie kwicza ani nie gga, ale w powietrzu wci unosia si lekko mda
wo wczorajszego dnia targowego; trzeba by kilku dni zlewania placu wod albo solidnego
deszczu, eby zmy resztki zwierzcych odchodw i moczu. Zreszt koczono jeszcze transakcje,
na ktre poprzedniego dnia zabrako zdecydowania lub forsy, o czym wiadczy tumek przy
gospodzie, skupiony wok poirytowanego gapiami konia. Jednake Wohy usypia po czwartku,
okolicznociowe plakaty Nie kupuj u yda! rankiem pozrywano lub zaklejono. Gdy bryczka
Gromnickiego toczya si wzdu poudniowej pierzei placu, Maciejewski zwrci uwag na ...uj
u yda!. Akuratnie pokryo si z H z reklamy, ktra posuya chopcom narodowcom za
wygodn podkadk. Komisarz, gdyby by miejscowym nauczycielem, poprawiby bd
ortograficzny, lecz tutaj najwyraniej nikomu to nie przeszkadzao. Ani pejsatemu wacicielowi
sklepu, ktry na progu wita jakiego zamonego chopa, ani brzuchatemu policjantowi
przechadzajcemu si dostojnie, mimo e pasek czapki ledwie siga mu bruzdy midzy jednym a
drugim podbrdkiem, za pas subowy trzyma si na jajach.
- Podr mia pan dobr? - zagadn kierownik suchowolskiej stadniny.
- Nie przypominam sobie adnej dobrej podry - wymrucza Zyga - ale dzikuj.
Zbliyli si do gospody. Dugowosy Cygan ze szpakowat brod patriarchy i w czerwonej
koszuli rozchestanej na wochatej piersi przyklepywa wanie transakcj z ysym i rowym jak
prosi gospodarzem. Ko, ktry przed sekund zmieni waciciela, parskn, bolenie
pocignity za uzd. Cygan poklepa go jakby z alem, lecz oczy mia wyranie naokoo gowy,
bo zdy jeszcze ukoni si Gromnickiemu, akurat gdy bryczka bya najbliej.
- Pan porucznik tu jest, jak sdz, popularn osob - zauway Maciejewski.
- Tu ludzie si znaj. - Byy wojskowy cmokn na konie, by przyspieszyy. - Pana te
zdyli dobrze sobie obejrze.
- Trzeba byo omin osad.
- Trzeba - przyzna Gromnicki.
Ju w Bezwoli, kiedy Maciejewski wysiad na skraju krtkiego peronu tu obok stacji
niewiele wikszej od budki drnika, zauway niepokj u czekajcego na kierownika stadniny.
Zupenie jakby przyjechaa kochanka, nie tajniak. Unikn odpowiedzi na oczywiste pytania,
twierdzc, e o tym pniej. I popatrywa na boki, zupenie jakby pali mu si grunt pod nogami.
Nawet Jzef K. z ulubionej ksiki Zygi umia lepiej radzi sobie w ledztwie.
- Podoba si panu okolica? - zagadn porucznik, kiedy wyjechali z miasteczka. Nie chcia w
drodze mwi o niczym istotnym, ale najwyraniej uzna, e milczenie bdzie w zym tonie.
Komisarz nie mia takich skrupuw. Zerkn z niechci na rwnin poprzecinan polami i
gdzieniegdzie zagajnikami na miedzach. W poczeniu z pogod przypominao to rozgrzan
patelni i jajecznic z groszkiem, ktrej Kapranowa jak zwykle nie wybetaa, zanim si zetnie.
- Mnie si nie podoba adna okolica, panie poruczniku - powiedzia Zyga, wyjmujc z
kieszeni papierosa. - Mnie si podobaj tylko knajpy, komisariaty i fakty. Moe zatem zechciaby
mi pan powiedzie, o co w tym wszystkim chodzi?
- Podobaj si panu fakty? Dlatego wanie nie chc ich uprzedza. - Gromnicki zaci
konie.
Koa bryczki zanurzyy si w koleiny suchej jak pieprz, gliniastej drogi.
*
na tuczniki.
Porucznik Stefan Gromnicki jako praworzdny obywatel powinien by zawiadomi
posterunek policji w Wohyniu, tymczasem kiedy obok niego przejedali, nawet si o tym nie
zajkn. Komisarz Maciejewski mia obowizek zrobi to za niego. Tyle e wtedy poszedby
alarmujcy meldunek do komendy powiatowej w Radzyniu, a tam kto zaczby intensywnie
rozwaa, czy telefonowa do wydziau ledczego w Siedlcach, czy lepiej od razu do
wojewdztwa. Cay dzie kilku kierownikw i co najmniej jeden komendant rozwaaliby
dylemat: zasuy si samodzieln akcj czy moe nie nadstawia gowy, skoro dochodzenie
prowadzi inna jednostka. Najpewniej Zyga zdyby wrci do Lublina po to tylko, aby wysano
go znw do Suchowoli. Chocia mogoby by jeszcze gorzej: przyjechaby tu Borowik...
Maciejewski zadepta papierosa i zszed z grobli ku sadom. Dochodzcych dopiero do zbioru
antonwek nie byo zbyt wiele, za to papierwki obrodziy ksiciu tak gsto, e z daleka drzewa
wyglday jak kicie olbrzymich winogron. Zyga nie mg si nadziwi, e nie pokrady ich
wiejskie dzieciaki, chocia nikt nie chodzi tu z kijem ani z psem, tylko osy bzyczay. Zerwa
jabko i sprbowa. Kwaskowy smak przypomnia mu upiecze wyprawy, podczas ktrych
podar niejedne spodnie i raz mundurek gimnazjalny.
- Domylam si, e chce pan porucznik zastawi puapk na zodzieja... - apczywie poar
papierwk, a wolno brzowiejcy ogryzek cisn za siebie. - W takim razie co ja tu robi? Uzna
pan, e bd urzdowym okiem i uchem, w razie potrzeby wspomog kajdankami, czy te to na
mnie ma spa wina, jeeli si wygupimy?
- Ksi ceni pana. - Gromnicki powiedzia to i umilk, jakby tak wysoka rekomendacja
winna skwitowa wszelkie wtpliwoci.
- Zbytek aski! - zakpi Zyga. - Mnie, panie poruczniku, rodzice prbowali wychowa na
socjalist, ale nawet do tego si nie nadawaem. Pan jeste teraz, bez obrazy, zwyky oficjalista,
ale nosisz si pan wci po oficersku. Ja za to jestem oficer czynnej suby, chocia na mao
zaszczytnym froncie wewntrznym, a z oczu mi patrzy chamem. Wic bardzo prosz pana
porucznika, w pobliu nie ma adnej klaczki i nie musimy patrze, kto ry bardziej rasowo. Chc
wiedzie, dlaczego pan tu cign akurat mnie?
- Z tego samego powodu, dla ktrego pan przyjecha. - Mwic to, byy wojskowy nie
straci ani grama opanowania.
Maciejewski wycign do niego rk.
- Nie lubi kawalerzystw - wyzna.
- A ja brzydz si glin. - Gromnicki ucisn mu do.
*
Obiadowali tylko we dwch. Rodzina porucznika jada wczeniej, wic poasystowaa przy
zupie, a teraz w cieniu ogrodu zaywaa wytchnienia. Zyga przypomina sobie, e i jemu
oferowano nieraz intratno, gdyby tylko porzuci sub publiczn, ale za kadym razem
okazywao si to prowokacj. Tymczasem Gromnicki zrobi na tym dobry interes, pozazdroci.
Wprawdzie nie jada z ksiciem, lecz cztery obszerne pokoje w paacowej oficynie i dwoje
sucych to byo i tak wicej, ni dorobi si Maciejewski. I wicej, ni mia nadziej
kiedykolwiek si dorobi.
- Policj trzeba bdzie w kocu powiadomi, pan to przecie rozumie. - Komisarz naoy
sobie cudownie sypkiej kaszy gryczanej, ktra jak mao co pasowaa do ryby. W lubelskich
knajpach podawano ziemniaki, bo te kady gupi potrafi ugotowa. Tymczasem naprawd
smaczn kasz Zyga pamita tylko z domu ciotki. - Sam pan rozumie, panie poruczniku... Zmiesza kawaek ryby z kasz i sosem, przekn i rozejrza si za wdk.
Nie musia czeka dugo.
- Paskie zdrowie! - Gromnicki unis kieliszek i wypili. - Stadnina suchowolska zostaa
wmieszana w plotki, ktre szkodz naszej hodowli. Opinia ksit Czetwertyskich jest jednym z
naszych wanych aktyww, tak pozwol to sobie uj, gdy ko, prosz pana, to nie tylko
zwierz i narzdzie pracy, to take narodowa legenda. Im mniej zatem wok niej brudu, tym
lepiej. Jako kierownik stadniny winienem dba, rozumie pan, nie tylko o odpowiedni dobr
ogierw.
- Ale i legend? - Zyga podnis wzrok znad talerza. - Bardzo susznie, niech pan je
pielgnuje do woli, ale jako kierownik stadniny winien pan zna swoich pracownikw. Kto?
- Sucham? - Gromnicki jakby straci apetyt.
Maciejewski przeciwnie. Z luboci na dzwonko karpia pooy sobie surwki, ktra jeszcze
przed dwiema godzinami rosa pewnie w ogrodzie tu za sadem i miaa nadziej zgni i zbutwie
zgodnie z planem boym, nie za skoczy jako przysmak kulinarny.
- Jest pan miy i gocinny, panie poruczniku. - Teraz to Zyga sign po karafk i rozla do
kieliszkw. Moe to afront?, zastanowi si. Midzy tajniakami nie robili takich ceregieli. - Jest
pan jednak inteligentnym czowiekiem i na pewno rozumie, e nie mona jednoczenie mie
jabka i zje jabka. Skoro up z wamania znajduje si tu, w Suchowoli, to znaczy, e kto z
pana ludzi jest kryminalist. Pan chce pomc mi go zapa, bardzo dobrze. Rwnoczenie chce
pan udawa, e tego czowieka tu nie ma i nigdy nie byo. Tak si nie da. Paskie zdrowie!
Gromnicki wypi, ale cho adnemu uanowi nie zrobiyby krzywdy marne dwa kieliszki, to
ten musia by ciepawy lub zego gatunku, bo porucznik odkaszln w zwinit do.
- Tak si nie da, bo to si wyda - dokoczy Zyga. - Pan mi nie mwi caej prawdy. Nie
mwi pan, komu ufa, a komu nie ufa. Nie mwi pan, kto pracuje dla pana od lat, a kto pojawi si
jak meteor. Pan nic mi nie mwi, tylko czstuje obiadem. Nie powiem, wymienitym, ale chyba
nie wezwa mnie pan tylko po to, by nakarmi. Bo chyba nie musz przypomina, e oficjalnie,
otrzymawszy od pana doniesienie o podejrzeniu popenienia przestpstwa...
- Panie komisarzu - Gromnicki nala dla przeamania zej passy - wieczorem bdzie pan mia
swojego podejrzanego. Sam wpadnie panu w rce. Pracownicy folwarku, powziwszy
podejrzenie, zapi go w puapk i przeka wadzom w pana osobie. Miejscowa policja nie
bdzie miaa z tym nic wsplnego, rozpraw poprowadzi si tak, eby zainteresowanie prasy
ograniczy do minimum. Pan te nie bdzie robi z tego afery, bo i po co? Zaatwimy to po cichu
inteligentnym czowiekiem. Mam nadziej, e pani m zostawi klucze do kancelarii. Zatrzasn walizk, nie troszczc si o pozostawiony baagan. - Chciabym zobaczy akta
pracownicze pana Dba.
Te Maciejewski przeglda ju wygodnie usadowiony na fotelu, okryty pledem, zaopatrzony w
krysztaowy kieliszek, karafk zdrowotnej dereniwki i pmisek domowej wdliny. Nie
komponoway si wprawdzie z przybornikiem na pira i kaamarz ani z marmurowym
bibularzem, jednak nie miaby nic przeciwko temu, aby kade jego ledztwo miao taki
entourage. Podobnie jak ostatnia noc skazaca...
Jan Db, syn Jakuba, urodzony 28 stycznia 1898 roku w Cycowie, zosta zatrudniony w
stadninie z cakiem przyzwoit pensj siedemdziesiciu piciu zotych miesicznie oraz
wynagrodzeniem w naturze obejmujcym posiki z kuchni dla oficjalistw. Cakiem sporo jak dla
kogo, kto wczeniej pracowa w vetterowskim browarze jako furman i nie przedstawi listw
polecajcych.
- M, prosz pana, zaufa mu przez wzgld na braterstwo broni.
Pani Gromnicka, powicajca komisarzowi wasne godziny wypoczynku, powiedziaa to z
niezachwianym przekonaniem, e Zyga nie tylko zrozumie motywacje porucznika, ale te w peni
je zaaprobuje. Po trzech napeniajcych go ciepem kieliszkach nalewki by do wyrozumiay,
aby nie sprawia jej przykroci, mimo e sam o braterstwie broni mia jak najgorsze zdanie. Jego
dowdca w dwudziestym roku o mao nie postawi przed plutonem egzekucyjnym.
Browar Vetter, to wszystko wyjaniao. wiadczyo o brakach w przestpczej edukacji Jana
Dba, ktry nie powinien by legitymowa si takim wiadectwem pracy, ale rwnie idealnie
typowao go na podejrzanego o wamanie. Gdyby nie wymkn si Maciejewskiemu z idealnie
przecie zastawionej puapki, byby to wrcz sukces!
Komisarz nala sobie czwart setk. Smakowaa jak diabli!
IV
W wietle sielskiego poranka paradn drog ocienion gstymi koronami klonw szed
dugowosy Cygan w zakurzonych wysokich butach, ze szpakowat brod, prowadzc za uzd
osiodan gniad klacz, w drugiej rce trzymajc kapelusz z szerokim rondem. Maciejewski, na
pierwsze niadanie nerwowo palcy papierosa na werandzie paacowej oficyny, mia
nieprzyjemno podziwia ten niewtpliwie malarski widoczek ju kilka minut.
- Haiti - powiedzia Gromnicki, stajc obok Zygi. - Pan te poznaje?
Centralny punkt obrazu zblia si, komisarz za czu narastajc irytacj, bo ta przeklta
szkapa, odkd j ujrza, oznaczaa wycznie kopoty. Potwierdzi kiwniciem gowy. Dokadnie
takim samym, jakim skwitowa zeznania stajennego Antoniego Gryki, syna Bogumiy i ojca
nieznanego.
- Ale... - Chopak najwyraniej kade zdanie mia zwyczaj zaczyna od spjnika. - Ale to
pan Db kaza mi przyj i to zabra. Bo on jest masztalerz, a jak masztalerz co kae zrobi, to
ja...
Maciejewski nic wicej z niego nie wydoby, zreszt po kilku minutach rozmowy by ju
cakiem pewien, e stajenny mwi prawd. Zostawi go wic w piwnicy, a sam zaj si
wisielczymi mylami w wietle poranka.
Tymczasem Cygan zbliy si do werandy i z godnoci skoni gow przed porucznikiem.
Niekompletnie ubranego Zyg zignorowa.
- Pikny dzie, panie Gromnicki - zacz, jakby tego rodzaju wypadki w Suchowoli zdarzay
si codziennie. - W brd jagd na Baraniej Szyi, ale zima bdzie sroga, bo jee do rana buszuj.
Wedle Strugi bydo w szkod lezie, rzecz nie moja, ale lezie. Te guszce, co pod Czerwon Figur
si polgy, to prawie dorose. Pan by wzi fuzj, panie Gromnicki, bo tuste, a mio popatrze...
Na Zawoczu las pachnie, panie, a klacz si rwaa, e ech!... Alem powstrzyma. A zza
Zbulitowa przyszo mi gniadoszk prowadzi, tam stoi mj tabor. Jeden czowiek powiedzia, e
z ksicej stadniny i nagroda bdzie, tom przyprowadzi. Pikny ko, pikny, panie Gromnicki!
- Cygan si rozczuli, gaszczc Haiti po pysku, a durne zwierz nie wyczuo ani grama faszu.
Za to wyczu go a nadto komisarz Maciejewski.
- Jaki czowiek? Gdzie on jest teraz?
Cygan spojrza na niego jak na pomyleca, bez adnej racji szarpanego emocjami. Nasadzi
kapelusz na gow i podprowadzi konia ku werandzie, by odda wodze porucznikowi.
- Powiedzia, e ko uciek, ale e uciek osiodany, to rzadko, chyba e jedziec dupa. Nie
moja to sprawa, panie Gromnicki. My mamy sodkie ycie i za to wiele cierpie. Ale pan wie, e
jestem taki Cygan, co nigdy nic nie ukrad. Prawda to, e wasz ko?
- Gdzie jest ten czowiek? - Zyga zbliy si z rkami w kieszeniach spodni.
- Kim jest ten gadzio? - Brodacz wci ignorujc Maciejewskiego, rozmawia wycznie z
porucznikiem.
- Komisarzem z Lublina.
- Jakim komisarzem?
Wszyscy na tej prowincji najwyraniej mieli mnstwo wolnego czasu i Zyga jak nigdy w
yciu czu si przy nich niemal warszawiakiem.
- Komisarzem policji - powiedzia. - cigam tego czowieka, ktry zostawi wam konia.
- Ale przecie on by std, z folwarku! - zdziwi si Cygan i podejrzliwie spojrza na obcego:
- Przecie nie ukrad konia. A ja to przecie na pewno. Niech pan mu powie, panie Gromnicki, e
nic nie rozumiem. Prosz mu powiedzie, e bardzo le rozumiem po polsku.
- Nie chodzi o konia, panie Kwiek - westchn Gromnicki, rwnie ju zniecierpliwiony. Komisarz tu w innej sprawie. Nie ma to z wami adnego zwizku.
Tymczasem Zyga, zaciskajc pici ze zoci i zniecierpliwienia, przebija wzrokiem
brodacza.
- Gdzie jest ten czowiek, ktry zostawi u was konia?
- A kto to moe wiedzie, skoro wsiad w pocig? - Kwiek wzruszy ramionami. - Lasem
poszed na kolej, a przecie tam co i rusz jed parowozy - zwrci si do Gromnickiego, bo
Maciejewski najwyraniej nie by jego zdaniem do rozumny, by warto byo z nim rozmawia. O nagrod nie pytaem, ale id a zza Zbulitowa i co jestem bliej, to las do mnie mwi, e ksi
wielki pan, bogaty, Cyganowi nie poskpi, a komisarz z samego Lublina...
Zyga i porucznik jednoczenie signli po portfele, tylko Gromnicki z bocznej kieszeni
marynarki wyj nowy, z byszczcej skry, a Zyga swj sfatygowany z kieszeni spodni. Ju
trzyma w palcach banknot dziesiciozotowy, kiedy nagle si rozmyli.
- Jak was, Kwiek, nagrodzi pan Gromnicki, to nie moja sprawa - wycedzi, schodzc po
stopniach werandy. Stan o krok od Cygana, tak e obaj mogli oceni po zapachu, ktry pali
lepszy tyto. - Jak dla mnie, pomoglicie podejrzanemu unikn policyjnego pocigu. I nie mnie
ocenia, czy naprawd nie wiedzielicie, e to zodziej.
- Jaki zodziej, skoro odda konia? - sprzeciwi si Kwiek, jednak szuka wzrokiem ratunku u
porucznika.
Kiedy odeszli wraz z Gromnickim, Maciejewski pozosta na werandzie na jeszcze jednego
papierosa. Jaki zodziej, skoro odda konia?... To nie byo wcale gupie. Db dobrze sobie
wykoncypowa, e gdyby posza za nim opinia koniokrada, rozpoznany przez miejscowych, na
posterunek policji dotarby ledwie ywy, moe nawet na kolanach jak do jakiego sanktuarium. A
kasa ogniotrwaa? Czy taki Kwiek widzia kiedy kas ogniotrwa?
Porucznik zapaci i wrci do oficyny, nie odzywajc si do komisarza ani sowem. Natomiast
Cygan oddala si powoli t sam drog pod klonami, ktr nadszed z koniem. Przy krzywce
zatrzyma si przy nim zdajcy ku paacowi brzuchaty policjant na rowerze. Zyga nie mg
sysze, o czym ze sob mwili. Nie umkn natomiast Maciejewskiemu pogardliwy gest, jakim
Kwiek wskaza w jego stron. Mundurowy w pierwszej chwili chcia obrci rower w miejscu i
popedaowa z powrotem, niestety zorientowa si, e tajniak zdy go zobaczy.
Oparty o porcz werandy kierownik wydziau ledczego sysza coraz blisze skrzypienie
roweru. Policjant nie spieszy si. Zyga te pali spokojnie. Ostatecznie w Suchowoli nic
gorszego ju spotka go nie mogo, pieko czekao w Lublinie.
*
Podkomisarz Kraft ze skrzan teczk w rce min bram browaru, niegdy nalecego do
szanowanej rodziny Vetterw. Chocia ani jego krok, ani spokojny wyraz twarzy tego nie
zdradzay, by wysoce poirytowany telefonem dyrektora Powronika.
Tene, powoujc si na instrukcje senatora Karszo-Siedlewskiego, poprosi o osobiste
spotkanie, na ktrym przekae pewne informacje.
A to zaczynao mierdzie. Maciejewski mia racj, trzymajc si z dala od ukadw z
wpywowymi ludmi. Ju raz si sparzy i dobrze to pamita. Kraft te wolaby pracowa cile
wedug regulaminu, niestety mik, gdy chodzio o ludzi z Kocioa ewangelickiego. Mimo
cigego powtarzania sobie, e nie naley do adnej mniejszoci i nawet marszaek Pisudski bra
lub w obrzdku reformowanym, gdzie gbiej gotoway si niepokoje. Mia do siebie pretensje,
e im ulega, chocia fakt faktem, rzadko.
Dlatego z min nieprzejednanego urzdnika policyjnego wszed na pitro do biura, zapuka do
gabinetu dyrektora i wszed o p sekundy, zanim usysza prosz.
- Ciesz si, e pana widz, panie komisarzu - zega Powronik, natomiast wzrok Krafta od
razu wyowi pokan paczk na biurku dyrektora. - Otrzymaem co, co powinien pan zobaczy.
Dyrektor gestem wskaza mu wolne krzeso obok czekajcego ju na to spotkanie gwnego
ksigowego.
- Sam nie wiem, panie komisarzu, co o tym myle, ale dzi zwrcono nam ca zawarto
kasy. Pan Kierecki - wskaza swojego urzdnika - wanie to sprawdzi. Niczego nie brakuje.
- Jak to zwrcono? - Kraft usiad.
Usiadby nawet bez zaproszenia. Przecie mino niespena p doby, od kiedy odzyskany up
ponownie przepad na oczach Maciejewskiego, i zaledwie trzy godziny, odkd wiedzia o tym
Wydzia ledczy. Jakim sposobem przesyka tak szybko dotara do Lublina? Chyba nie Poczt
Polsk! A policj w powiecie radzyskim Zyga postawi na nogi od razu po zdarzeniu, wic
przestpca nie przyjecha pocigiem czy autobusem, z pewnoci unikaby rwnie gwnych
drg.
Chyba e... Kraft spojrza uwanie na wyranie zadowolonego dyrektora. Chyba e kradzie
bya mistyfikacj. Tylko po co?
- Przynis to posaniec. - Powronik wyj z szafki swego biurka zmity papier i przecity
szpagat, ktrym zwizano paczk. - W rodku by te list.
Podkomisarz zerwa si z krzesa, wycign z grnej kieszeni marynarki bia
wykrochmalon chustk i przez ni chwyci kartk papieru.
Z caego serca przepraszam Szanownych Panw za kopot.
Zwracam wasno firmy Vetter w nienaruszonym stanie.
Z powaaniem.
Jan Db
Kraft dusz chwil wpatrywa si w litery wykaligrafowane ze starannoci, wrcz z
szacunkiem dla adresata. Nie byo to pismo osoby z wyksztaceniem, zbyt szkolne, ale wyrobiony
ksztat liter wiadczy, e autor pisuje znacznie czciej ni dwa razy do roku, wysyajc kartki na
wita.
- Gdzie jest ten posaniec? - zapyta podkomisarz, odkadajc list na biurko.
- Odda paczk i poszed sobie. - Powronik niemal pieszczotliwym gestem pogadzi
firmowe weksle. - Pan Kierecki da mu par groszy napiwku.
- Dokadnie pidziesit pi groszy w monetach po groszy pidziesit i po pi - ucili
ksigowy.
- Dlaczego panowie go nie zatrzymali?
- Nie moglimy przecie wiedzie, e...
- Trudno! - Kraft przerwa dyrektorowi i sign po paczk. - Trzeba zbada odciski palcw.
Panowie byli daktyloskopowani po wamaniu, wic nie bdzie potrzeby znowu. No i
pokwitowanie! - przypomnia sobie. Otworzy teczk, odstawion obok nogi biurka. - Poprosz
jakie pudeko, w ktrym mgbym zabezpieczy dowd.
- Pan komisarz chce i z tym tak po prostu ulic? - przerazi si ksigowy. - A jak pana
okradn?
*
Nie jest dobrze, panowie wywiadowcy - mrucza Maciejewski, grzebic w szufladzie. Wyj
kolejno kaamarz, trzy owki kopiowe, kilka arkuszy kancelaryjnego papieru w linie, kopert, z
ktrej wypad na zeszotygodniowe Kino medalion z napoleoskim oficerem, niestety zapaek
nie znalaz. A pamita dobrze, e ksidzu Popielowi przypala papierosa drask z prawie
nowiutkiego pudeka! - Nie jest dobrze...
- e Db nie mia adnej firmy w Lublinie, to ju wiemy. - Faniewicz podnis niczym
amulet may notes, w jego wielkich doniach wrcz groteskowy. - Czy mia w wojewdztwie,
bd wiedzia w poniedziaek. Jeli firma istniaa i bya zarejestrowana gdzie indziej, to
faktycznie potrwa, panie kierowniku.
Maciejewski uczciwie rozla nalewk do trzech szklanek. Jego miaa brunatne nacieki po
kawie, ukadajce si w fantazyjne ksztaty mrz i kontynentw. Ta odrobina trunku, jaka mu
przypada, signa poudniowego przyldka, zatapiajc ledwie par nieznaczcych wysepek.
- On ju pokaza, e jest sprytniejszy ni adniejszy. - Zyga zapali papierosa zapalniczk
Zielnego. - Teraz jeszcze lepiej si przyczai. Jego poprzednie miejsca pracy to moe by jaki
trop, ale zanim do czego doprowadzi, Herr Komendant trzy razy zdy podoy mi wini.
Rka Maciejewskiego zawisa nad suchawk telefonu. Moe byoby dobrze nie czeka do
poniedziaku z powiadomieniem sdziego ledczego? Rkawem zaczepi o medalion, ktry
zsun si z twarzy aktoreczki na apetyczny dekolt.
- Sumujc, sprawca wamania ustalony, to niewtpliwy sukces naszego wydziau. Dlaczego
zabra ksik robotnikw?
- To jasne, panie kierowniku, ebymy duej prowadzili dochodzenie tylko w sprawie, nie
przeciwko. - Zielny wysczy reszt nalewki.
Kustosz Edward Dutkiewicz nie lubi sobt, bo tego dnia w budynku przy Narutowicza
najczciej pojawiay si wycieczki szkolne, przed ktrymi pracownicy musieli udawa, e
Muzeum Lubelskie ma interesujc ekspozycj. Owszem, sporo strojw ludowych, starych
drukw, rkopisw, cae kolekcje zasuszonych insektw znajdoway si w ewidencji, tyle e nie
byo tego jak naleycie pokaza. Z nadziej regionalisty, ale i z przeraeniem czowieka zdrowo
mylcego od lat korespondowa z Muzeum Narodowym na temat przekazania w depozyt Unii
Lubelskiej Matejki, ktrego jako koloryst Dutkiewicz uwaa za jednego z wikszych nudziarzy,
niemniej potrafi wyobrazi sobie muzealne lekcje historii regionalnej pod tym obrazem. Gdyby
oczywicie byo gdzie go powiesi.
Jednake chocia soboty byy najgorsze, to w te dni od poudnia, kiedy zamykano wreszcie
wrota odwiedzajcym, mg powici si zbiorom. czenie bardziej honorowej ni zarobkowej
funkcji kustosza z posad konserwatora wojewdzkiego nie byo wcale tak przyjemne, jak sdzili
niektrzy koledzy.
Dwunasta nie wybia, spodziewa si zatem Dutkiewicz jeszcze rozmaitych pociskw
zawistnego losu: e prowadzenie korespondencji przerwie mu rozbita szyba w gablocie z
motylami Doliny Ciemigi albo e jaka zrozpaczona nauczycielka poprosi go o objanienie
lubelskich losw Jana Kochanowskiego, bo sama ju stracia rachub, kto umar pierwszy: poeta
czy Orszulka... Na wiele by zatem gotowy, ale nie na to, e znowu najdzie go komisarz
Maciejewski, ten wymity glina z krzywo zronitym nosem.
- A czy teraz czego to panu nie przypomina? - zapyta, wyjmujc z kieszeni zgniecione
Kino.
Dutkiewicz w pierwszej chwili nie rozumia, po co komisarz pokazuje mu wydekoltowan
Alm Kar na okadce tygodnika. Zwrci natomiast uwag na garnitur komisarza, ktry wisia na
nim, jakby go wyprano i zapomniano odprasowa. Zyga sign za po marynarki i nieco poniej
biustu aktoreczki pooy medalion z napoleoskim oficerem.
- Jeden z moich ludzi jest przekonany, e widzia taki obraz.
- Taki? - Kustosz zmarszczy czoo. - Gdzie?
- W Szkodyniu. Podczas wojny z bolszewikami, w spldrowanym dworku.
Jakkolwiek futurystyczny kola na biurku kustosza wyglda osobliwie, to poruszy dawno
nieuywany nerw w umyle Dutkiewicza.
- Nic to panu nie mwi?
- Chwileczk, panie komisarzu!
Kustosz dwoma dugimi krokami dopad regau i z dolnej pki wyj pudo z opisem Revue
polonaise de Gographie, vol. 1-15 (1918-1935). Otworzy je, by niemal na pami wyszuka
interesujcy go numer.
- Nie mam pojcia o adnym obrazie ze Szkodynia, ale ju wiem, o kogo moe chodzi.
Franciszek Apolinary Siewierski! Nie bya to szczeglnie wielka posta, std nie przyszed mi
wczeniej do gowy. - Dutkiewicz otworzy poky rocznik pisma na artykule niejakiego
Lucjana B. Siewierskiego O pami onomastyczno-historyczn przepadych siedzib
nadbuaskich szlachty polskiej. - Bardzo saby artyku, swoj drog, wicej rodzinnych
sentymentw ni rzetelnej wiedzy. Pojcia nie mam, w imi czego zosta przyjty do druku w
bd co bd uznanym periodyku...
- Ale? - przerwa Zyga.
- Ale jeli na pewno chodzi o zniszczony dwr w Szkodyniu, to przychodzi mi do gowy
tylko ten trop - dokoczy kustosz. - Streci panu?
- Bardzo pan uprzejmy, jednake sprbuj sam przesylabizowa. - Maciejewski niemal
wyrwa mu pismo z rki.
Lucjan B. Siewierski jako stylista nie tylko by nieprzecitnym nudziarzem, ale te mia
wyran tendencj do koloryzowania. Dokumentujc napoleoski epizod wojskowy swojego
pradziada, wyranie si mczy, nie mogc w periodyku geograficznym opisa przodka do
patetycznie. Skrupulatnie wyliczy natomiast wszystkie miejsca potyczek, postojw i popasw,
pogrubion czcionk zaznaczajc nieistniejce, aby tre rozprawki pasowaa jako tako do jej
tytuu. Sdzc z liczby tych miejsc, Franciszek Apolinary Siewierski musia przemierzy w
swoim niewygodnym uniformie p kuli ziemskiej. O tym, e wkrtce zmieni mundur na bardzo
podobny, tyle e carski, autor nawet si nie zajkn, ale po nazwach miejscowych byo
doskonale wida, e dalszy zwyciski szlak bojowy pradziada wid ze wschodu na zachd.
Potem byo o potomkach, powstaniach, kurczeniu si majtku i zarastaniu zielskiem nowo
zaoonych wsi.
- Dwr rodowy Siewierskich, ozdobiony portretami przodkw, wrd ktrych szczegln
uwag zwraca portret Delfiny Izabeli z Kozickich Siewierskiej, drugiej ony Franciszka
Apolinarego, czy raczej ich wsplny portret, bowiem druga ona waciciela dworu zostaa
przedstawiona z przypitym do sukni medalionem wyobraajcym z kolei jej ukochanego ma w
mundurze oficerskim - przeczyta Maciejewski, po czym jego wzrok zelizn si niej. - Dwr,
spldrowany podczas naway bolszewickiej, niszcza nastpnie i spon w 1923 roku; pozostaa
tylko wie Szkody o staroytnym rodowodzie... Portret! Myli pan, e to ten?
- Ma pan artefakt, zgadza si oglny wygld tego obrazu, ktry pan komisarz przed
kwadransem tak wyrazicie zademonstrowa - zacz wylicza Dutkiewicz - wreszcie zgadza si
mundur Franciszka Siewierskiego i miejscowo. Prosz mi wierzy, e nieznane dotd dziea
dawnych mistrzw, ktre pojawiaj si niekiedy na aukcjach, bywaj im przypisywane na
podstawie mniejszej liczby poszlak.
- A gdzie szuka tego prawnuka Siewierskiego? Miaby pan kustosz jakie wskazwki?
- Podobno prbowa otworzy przewd doktorski na Uniwersytecie Jagielloskim. Dutkiewicz skrzywi si lekko. - Do pno, by ju dobrze po trzydziestce. Potem mieszka w
Lublinie, ale co si z nim dzieje dzi? Ja bym zacz chyba od domu wariatw.
*
Doktor Krpiel narzeka na upa nie mia powodu. W gabinecie lekarza sdowego, ulokowanym
w podziemiach szpitala w. Wincentego Paulo, cay rok byo chodno. Lekarz przeglda stare
numery Dziennikw Urzdowych Ministerstwa Spraw Wewntrznych. Nudniejsze ni
Przegld Sportowy Maciejewskiego, tu zgoda, ale jake pene inspiracji!
Znalaz w kocu to, czego szuka.
- Zrobie ze mnie gupca formalnie, kodeksowo? No to i ja ci zaatwi! - powiedzia pod
nosem Krpiel.
Minister spraw wewntrznych Felicjan Sawoj-Skadkowski, jak przystao na medyka
wojskowego, zadba o staranne przygotowanie Instrukcji w sprawie komisyj lekarskich dla
funkcjonarjuszw pastwowych. Zapewne nie mia przy tym niczego zego na myli, lecz
doktor Krpiel, analizujc i sam tekst rozporzdzenia, i wzr orzeczenia komisji lekarskiej, wrcz
przeciwnie. Sam wprawdzie w ciele orzekajcym nie zasiada, mia jednak kolegw. Potrzebowa
jeszcze umotywowanej opinii komendanta Herra o subowej nieprzydatnoci komisarza
Maciejewskiego, lecz instrukcja ministra mwia rwnie o spostrzeeniach co do uchyle od
normalnego postpowania yciowego, a taki drobiazg przecie mona byo zaatwi odpowiednio
pokierowanym donosem...
Znieksztacenie lub zniszczenie koci nosa lub chrzstki, za to minister gotw by przyzna
nawet czterdzieci procent niezdolnoci do pracy. W przypadku Maciejewskiego a tak wiele nie
udaoby si zrobi... Szkoda, e jego naruszonej przegrodzie nosowej nie towarzyszy wysik
przykry dla otoczenia, ale powiedzmy: chocia dziesi procent... To ju byby dobry pocztek!
Cierpienie podstawowe... W tej rubryce doktor Krpiel, zasignwszy dyskretnej opinii,
zamierza zawnioskowa o alkoholizm powstay - niestety, lepiej rozegra tego nie sposb! - z
nieumylnej winy badanego, jednake bez zwizku przyczynowego ze sub pastwow. To
komisja podcignaby pod zaburzenia psychiczne samoistne: od czterdziestu do stu procent
utraty zdolnoci do suby. W najgorszym wypadku Krpiel mia w rku pidziesit procent, a
jako dowiadczony brydysta licytowa mgby i siedemdziesit, byle tylko komendant Herr
Tej nocy Witold Faniewicz trzy razy prawie umiera i raz rzyga do zlewu.
Rzyga przez wdk i ten cholerny medalion, o ktrym przodownik Suby ledczej nie zatai,
rzecz jasna, niczego istotnego dla dochodzenia, przemilcza za to niemal wszystko, co byo
istotne dla niego.
Umiera z innego powodu. Ledwie zapada w pijacki sen, portret damy zaczyna obraca si
coraz szybciej, napdza zdradliwy wir, ktry wsysa Faniewicza i wypluwa razem z koniem w
sam rodek potyczki z budionnowcami. Mody uan ci szabl z gry i od ucha, rba by w
kozackich kubankach i papachach, ale jego rami poruszao si coraz wolniej, jakby wok niego
gstniaa galareta. Uniesiony w strzemionach, sysza strza i czu uderzenie w pachwin. Dugo
spada z konia, czy te raczej to ko wylizgiwa si spod niego i pozostawia jedca na moment
zawisego w powietrzu. Akurat na tak dugo, by mody Faniewicz zdy poczu ciep wilgo w
spodniach i zawstydzi si, e najwyraniej nie zapanowa nad pcherzem. Potem galareta
byskawicznie rzeda, a przyszy policjant caym pdem i ciarem uderza plecami o ziemi.
Bolszewik w wysokich butach nie do pary zeskakiwa z konia, by wolnym krokiem zbliy si do
polskiego uana, unie szabl i...
Za pierwszym razem uratowao go parcie na pcherz. Tajniak boso, starajc si nie robi
haasu na schodach, zszed do klozetu na podwrko kamienicy. Chyba przeegna si, zanim
znw leg nieprzytomny w przepocon pociel. Za drugim razem szabl bolszewika
powstrzymay dzwony u witego Pawa, przerywajce sen w ostatniej chwili. Za trzecim razem
Faniewicz ocala, bo zachciao mu si rzyga po wdce.
Nie zjad niedzielnego niadania. W kuchni za bardzo cuchno mu wymiocinami. Zby
szczotkowa z tak zajadoci, a proszek poci mu dzisa, mimo to Faniewiczowi wci
wszystko mierdziao. Otworzy okno, ubra si i wyszed. Zamierza pj na msz wanie do
witego Pawa, ale co pokierowao go na Stare Miasto do dominikanw.
Ledwie jednak min Bram Krakowsk i zanurzy si midzy rzucajce miy cie
dwupitrowe kamienice, od ekspiacyjnych zamiarw uwag wywiadowcy odwrci szyld:
FRYDMAN I S-NOWIE, piwa krajowe i importowe, bufet zimny i gorcy.
Wstpi na kufelek, a uton niemal do wieczora.
*
Ukryta na tyach ruchliwej Lubartowskiej ulica Sieroca, gdyby nie pobliski komin fabryki wag
Hessa, rwnie dobrze mogaby znajdowa si w miecie daleko mniej wojewdzkim. Wska,
wcinita midzy drzewa i poty, prowadzia do kilku porzdnych kamienic i do rozkraczonych tu
w niemaej liczbie parterowych drewnianych domw z gankami wychodzcymi na ogrody
zacienione krzakami malin, agrestu, koniecznie te kilkoma jabonkami. Te ostatnie, pene
dojrzaych papierwek, musiay kusi dzieciaki z sierocica pooonego w gbi posesji
przylegej do przytuku dla kalek i starcw.
Maciejewski zadepta papierosa na chodniku. Kustosz Dutkiewicz kaza mu szuka w domu
wariatw i wcale nie by to zy pomys. Jednak Szpital Jana Boego nie by jedynym miejscem,
gdzie trafiali ambitni ludzie wykopani na aut. By to sprawdzi, wystarczyy dwa telefony.
Dobrze, e tylko dwa, bo na wicej nie byo czasu. Ledwie Zyga wrci z muzeum, zasta na
swoim biurku pudeko z paczk, ktra niecay dzie wczeniej wymkna mu si z rk razem z
Janem Dbem. By w Lublinie, to pewne, bo Stefan Wes, czternastoletni harcerz dorabiajcy
sobie jako posaniec, by zarobi na wypraw kajakow po Bystrzycy, Wieprzu i Wile, poda
zgodny rysopis. Kraft mia szczcie, e zaalarmowani natychmiast mundurowi odnaleli
chopaka pod dworcem.
Zyga pchn furtk z metalowych prtw i w ostatniej chwili uchyli si przed pik, ktra
wypada zza ywopotu. To byo rozsdniejsze, ni przyj j na klatk piersiow, potem
pozwoli spa na uniesione kolano, by z gracj odesa j nog, skd przyleciaa. Nie kopa piki
od niepamitnych czasw, poza tym po walkowerze ograbiajcym Uni z piknie zdobytych
punktw by na futbol obraony. Jedyny mecz, ktry miaby ochot zobaczy, to derby Wisy i
Cracovii albo Makkabi i Jutrzenki, i to wycznie z pobudek bokserskich. W tym celu jednak
musiaby pojecha do Krakowa. Daleko i nigdy tam nie by, nie wiedziaby nawet, do ktrej
pj knajpy.
Pozwoli wic pice odbi si od ogrodzenia, dopiero potem zatrzyma j butem. Zza krzakw
sami.
- Papierosa! - powtrzy chory.
- Nie wiem, czy to rozsdne... - mrukn komisarz, wygrzebujc z kieszeni paczk sokow z
ustnikiem.
Siewierski porwa jednego drcymi domi i ochlapujc sobie donie oraz szlafrok, pokropi
bibuk pynem z fiolki. Maciejewski zacz pospiesznie szuka w pudeku niespalonej zapaki.
W nosie wierci go zapach jak ze zgniecionego licia pomidora. Gdy po chwili poda ogie
choremu i ten zacign si pytko, wo zmienia si we wrcz odstrczajcy smrd,
przywodzcy na myl mysie gniazdo.
A jednak pomogo! Siewierski wypali sokoa, zacigajc si ju porzdnie, i zgasi papierosa
o kant awki, a niedopaek zawin w zmit kraciast chustk.
- Ja, prosz pana, potrzebuj spokoju, spokoju i jeszcze raz spokoju - szepn tonem latami
trenowanej skargi. - A widzi pan, na co mi przyszo? - wysycza. - Jako chopiec miaem swj
pokj, suc i konia do dyspozycji. A zdycha mi przyszo tu na poddaszu w jednej izbie z
byym furmanem i drugim nawet bez zawodu. Niedorozwinitym umysowo.
- Przykro mi - skama Zyga. Sam jako chopiec nie mia nawet wasnego pokoju, o sucej
i koniu nie wspominajc. W ogle gwno by mia, gdyby nie ciotka, wita kobieta!
- I jeszcze ci smarkacze! - sapn z niechci chory, gdy z drugiej strony ogrodu dobiegy
rozemiane dyszkanty. Wida kto strzeli gola. - Podrzutki, bkarty, wyrosn na bandytw i
ulicznice!
Ra te spdzia kilka lat w sierocicu, kiedy zabrako rodzicw. Co prawda nie mieli lubu,
ale Maciejewski z satysfakcj daby w mord kademu, kto nazwaby j ulicznic!
Niewykluczone jednak, e niektre ze starszych dziewczt z tej dobroczynnej instytucji
zarobkowo grzeszyy przez pot ze studentami pobliskiej jesziwy, pojawi si taki wtek w
sprawach obyczajwki przy I Komisariacie.
- Nie bd pana mczy. Chciabym tylko co pokaza. - Zyga wyj z kieszeni kopert.
Otworzy j i medalion wysun mu si na do. - Czy rozpoznaje pan ten przedmiot?
W charczcego przy najmniejszym wysiku astmatyka wstpiy nowe siy, bo gwatownym
ruchem wrcz rzuci si naprzd. Zapa wizerunek napoleoskiego oficera, cisn w
przykurczonych palcach. Dopiero upewniwszy si, e to nie zudzenie, e naprawd dotyka
medalionu, pociera go, odnajduje wypukoci zdobie, spojrza na policjanta.
- Franciszek Siewierski, mj pradziad. Dokadniej Franciszek Apolinary Siewierski. Ostatni
raz medalion widziaem na szyi mojej stryjenki ze Szkodynia, Zofii. Nosia go inaczej ni
pokazano na portrecie jej babki, jak naszyjnik. To byo kilka lat przed bolszewick nawa. Pan
wie, co oni... z nimi... zrobili?... - Trzy razy zapa powietrze. - A Mocicki, zamiast zgnie
zaraz, podpisa pakt o nieagresji! Oni jeszcze o sobie przypomn, ja to panu mwi!
Medalion niemal wypad spomidzy palcw Siewierskiego, gdy ten znw zgi si wp,
prawie wypluwajc puca. W swoim stanie stanowczo nie powinien by czyta gazet.
- Czy pan wie, co si dziao z tym klejnotem pniej?
- A co si miao dzia?! - wykrztusi po chwili chory, kiedy przyszed do siebie. - Moja
rodzina wszystko stracia! ycie! Ja tylko zdrowie... - doda ciszej, zmczony. - Bolszewicy,
przepad... Jak policja go odnalaza?
- Przypadkiem. - Maciejewski stanowczym ruchem zabra klejnot i umieci w kopercie. -
W kadej z pionowych lamp zdjtego yrandola spoczyway warstwami ciaa ciem i innego
robactwa; gdyby je skrupulatnie wybra, kto wie, czy na dnie nie odnalazyby si wymare
organizmy, jak ten komar zatopiony w bursztynie, o ktrym kilka miesicy wczeniej pisa
Express. Odsunite od cian meble odsaniay wochate pasma kurzu i tapet w odcieniu tak
jasnym, e Zygmunt Maciejewski nie by pewien, czy to jego wasna. Zachowa si nawet wzorek
w liliowe kwiatki, wybrany w pierwszych miesicach jego nieszczsnego oenku przez pen
entuzjazmu pann mod.
Zyga, ubrany tylko w koszul z podwinitymi rkawami, trzymajc w prawej rce papierosa,
w drugiej way wygrzeban w kcie komrki szpachl.
- To wcale nie tak wiele roboty - powtrzy kilka razy na gos, mimo to nie ruszy si z
miejsca.
Pniej nieboszczka ona chciaa, eby sprzedali t ruder po ciotce, lecz Zyga zwleka tak
dugo, a Zofia odesza z innym. Tak przywyk do nigdy nieodnawianych cian i starych mebli,
do brudu i baaganu, e nie wyobraa sobie lepszego miejsca na leczenie kaca, mimo e
waciwie mieszka u Ry w rdmieciu. Mia gdzie uciec, jak pies do budy.
Tylko zanim Ra wyjechaa na urlop, zgodzi si, e ten dom mona wynaj i co miesic
zarobi jakie pidziesit zotych. W dodatku sama znalaza najemczyni, niejak pani
Zawistowsk poznan w Truskawcu.
- Pan komisarz chce dzi remonty robi? - usysza nagle od progu. - W wit niedziel?
Pan si Boga nie boi?!
W drzwiach staa malutka gruba Kapranowa, jego ssiadka i dawna gospodyni. Przymay
kapelusik zjecha jej na lewe ucho, kiedy z dezaprobat pokrcia gow. W pulchnych palcach
ciskaa torebk i dwie szmatki, ktre dawniej byy biaymi rkawiczkami.
- Nie boj si Boga, pani Kapranowa - powiedzia Maciejewski, jednak odoy szpachl na
przykryty gazet st, obok motka, pdzla i nieotwartej jeszcze puszki z bia farb. - Swojej
baby si boj.
- Te pan wymyli! - achna si stara.
Zaraz jednak, ciekawa plotek, podstawia sobie stoek i usadzia si na nim jak kwoka. Jej
stopy w niedzielnych pantoflach bujay si, nie dosigajc podogi, spod jasnych poczoch
przebijay fioletowe ylaki.
- No co tak Kapranowa patrzy? - burkn z udawan zoci. - Kapranowa mnie w to
wpakowaa, to niech si teraz Kapranowa martwi.
- Ja wpakowaam? - Babsko walno si kuakiem w pier.
Zadudnio. Wida byo, e ten efekt cakiem niedawno trenowaa na mszy u witego Pawa. ebym tu na miejscu skonaa, jeli ja nie chciaam paskiego dobra! Jak si pan eni z Zofi,
wie Panie nad jej grzeszn dusz, to ja sowa nie powiedziaam, eby nie zapeszy w z
godzin. A le jej patrzyo z oczu, od razu em zmiarkowaa! A panna Ra, mj Boe kochany,
no to jak dla pana stworzona! Pogodziam was, bo pan komisarz niby, jak z daleka popatrze,
chop na schwa, a jak si przyjrze, to sam porzdnej kobity nie potrafi sobie znale. A ju
utrzyma przy sobie! - Stara zaamaa rce. - Pan bdzie mnie jeszcze po rkach caowa, jak si
wam syneczek urodzi! ebym tu na miejscu skonaa, jak nieprawd mwi!
- Niech Kapranowa mi tu na miejscu nie umiera. - Zyga pogrozi jej palcem. Opar si tyem
o krawd stou. - Nie ycz sobie trupa Kapranowej! Jest niedziela, nie mam suby i nie mam
yczenia widzie si z policj.
- Pan si Boga nie boi! - wykrzykno oburzone babsko.
- No przecie ju to Kapranowej mwi... - zacz Maciejewski, jednak urwa w p sowa,
syszc przy furtce dwa kobiece gosy, jeden dobrze znajomy.
To byo nieuniknione... Zrezygnowany komisarz zgasi papierosa w przepenionej
popielniczce.
- Pani Ryczko kochana, jaka pani opalona, wypoczta! - Kapranowa ucieszya si na
widok przyjaciki Zygi.
Przy okazji otaksowaa badawczym wzrokiem towarzyszc jej wysok szatynk w szerokim
kapeluszu, spod ktrego wyglday zielone oczy i usta ze zmarszczkami mimicznymi,
wiadczcymi albo o wesoym usposobieniu, albo o przyrodzonej zoliwoci.
- To ten uroczy domek, Ryczko? - zapytaa nieznajoma, bawic si dugimi letnimi
rkawiczkami. Jej beowa kopertowa torebka byszczaa bardziej ni kiedykolwiek mundurowe
oficerki Zygi.
Ra Marczyska cigna usta, ale tylko na chwil, jakby obecno wakacyjnej papuki
nierozczki narkotycznie wprawiaa j wycznie w dobry humor.
- Tak, Alinko. Wybacz, kochana, ale najwyraniej remont si przeduy - zaszczebiotaa. Nie pisae o tym, bo nie chciae, ebym si martwia, Zygu?
- Ale tam, zaraz remont, pani Ryczko zota! - zacza papla Kapranowa. - To to raz-dwa
odmalowa, umy... eby mj m nieboszczyk y, toby si uwin szast-prast! Najwaniejsze,
CZ TRZECIA
Bdcie mczyzn, do jasnej cholery!
I
GDASK - Jak si dowiadujemy, na tegoroczne wycigi konne, ktre odbyy si w niedziel w Sopot,
Polacy nie przybyli. Pozostaje to w zwizku z incydentem, jaki wydarzy si podczas ostatnich
wycigw, kiedy policyjna orkiestra gdaska nie chciaa odegra polskiego Hymnu Pastwowego po
zwycistwie jedcw polskich.
BERLIN - Prasa niemiecka omawia bliski kongres partii narodowo-socjalistycznej, ktry odbdzie si
z pocztkiem wrzenia w Norymbergii, podkrelajc, e kongres ten bdzie mia tego roku specjalne
znaczenie, jest to bowiem pierwszy kongres Wielkich Niemiec po przyczeniu Austrii.
MOSKWA - Ogromnie wzmoone czystki w ZSRR pocigaj za sob czste rewizje u rodzin
aresztowanych lub podejrzanych o szkodnictwo. Korzystaj z tego zdeklasowane elementy
(wydaleni urzdnicy i t. p.), ktre organizuj si w bandy i, legitymujc si faszywymi dokumentami,
okradaj mieszkania pod pozorem rewizji.
KRAKW - Wielkie poruszenie wrd obywateli Prdnika Czerwonego wywoa fakt, jaki mia
miejsce podczas uroczystoci powicenia sztandaru ochronki przy ul. Pisudskiego. Wrd
biorcych udzia w tej uroczystoci obywateli Polakw znalaza si ydwka Rozensztajnowa
Lewkowa, ktra ku powszechnemu oburzeniu wszystkich przybyych wbijaa gwd w drzewiec
sztandaru z obrazem Matki Boej.
Aleksander Herr nie mia zwyczaju zaczyna poniedziaku od odprawy. T zarzdza zwykle
dopiero okoo poudnia, gdy wypi co najmniej dwie herbaty, przejrza raporty z soboty i niedzieli
i gdy doniesiono mu ju o wszystkim, co zdaniem szpicli Herr Komendant stanowczo powinien
wiedzie. Tym razem jednak kierownikom lubelskich komisariatw zepsuto niedzielny obiad, a
Maciejewskiemu, ktry jako szef Wydziau ledczego rwnie mia si stawi u Herra,
obrzydzono powitalne tte--tte z R.
Spni si ledwie dwie minuty, a i tak przyby ostatni. Czyby pozostali wyczuli pismo
nosem i prewencyjnie warowali przed gabinetem dokadnie od smej minut trzydzieci?
- Prosz, niech pan czyta - zada Herr Komendant, rzucajc na st konferencyjny
pachnce jeszcze farb drukarsk Express Lubelski i Woyski oraz mniej pomit pacht
Gosu Lubelskiego.
- Czytaem - wycedzi Maciejewski.
- Ale panowie kierownicy komisariatw mogli nie czyta, nie wszystkich interesuj gazety i
czasopisma - podobnym tonem odpowiedzia komisarz Herr. - Panowie kierownicy komisariatw
maj na gowie wszystkie sprawy, ktrymi paski wydzia nie mia kiedy si zaj, bo jak nie
morderca ze stajni, to wamywacz z browaru, jak nie z przeproszeniem sraczka, to przemarsz
wojska. Tu! - Waln pici w kant biurka i skrzywi si, jakby go przeszy prd. - Tu s wyniki
paskiej pracy! Czarno na biaym, wydrukowane! Niech pan czyta gono.
Upokorzony Zyga najpierw sign po Express. Wola zacz od gorszej wiadomoci.
POLSKI ARSNE LUPIN
Dentelmen-wamywacz kpi z policji!
(Lublin, inf. wasna) Po gonym wamaniu do kasy Browaru Parowego Vetter wadze policyjne
zgodnie utrzymyway, e w dochodzenie zaangaowano najlepszych wywiadowcw. W istocie nie
mogli to by li wywiadowcy, bo
- Wystarczy! Ledwie znosimy pask saw, panie komisarzu Maciejewski - zakpi Herr. Nie planuje pan przypadkiem wnie pozwu przeciw redakcji? Zapomnieli poda paskiego
nazwiska. Teraz Gos! Jest o panu na pierwszej stronie!
WAMYWACZ Z BROWARU
obnaa nieudolno lubelskiej policji!
Mimo uspokajajcych komunikatw wadz policyjnych, dochodzenie w sprawie wamania do kasy
pancernej Browaru Vetter okazao si pasmem bdw i pomyek. Brak rzetelnych informacji skoni
pras lubelsk i krajow do licznych spekulacji, nawet tak mao prawdopodobnych jak pieszy pocig
policjanta za uciekajcym konno wamywaczem, czy to, e zodziej zadba, aby skradziony ko wrci
do waciciela, w czym wyrczy policj... cygan! Wydaje si jednak, e jeli chodzi o przygotowanie
do suby wywiadowcw lubelskiej policji, winnimy uwierzy we wszystko.
Tego samego jeszcze dnia skradzione papiery wartociowe i pienidze zostay przez
wamywacza odesane do biura browaru. Prawdopodobnie up ju znajdowa si w rkach policji i
zosta stracony na skutek le przygotowanej zasadzki. Wadze P. P. w Lublinie rozesay za
podejrzanym Janem Dbem list goczy (obok).
Biorc pod uwag dotychczas wykazan uczciwo wamywacza, by moe...
- Tak, panie komendancie, z daleka to rzeczywicie le wyglda - zacz ostronie Zyga - ale
wie pan rwnie, e ustalilimy wiele istotnych faktw. Wszystko wskazuje na to, e samo
wamanie byo tylko, powiedzmy, zason dymn, by...
- Wszystko wskazuje na to, e wyszed pan na idiot, komisarzu! - przerwa mu Herr. - A nie
jest pan osob prywatn, eby wychodzi na idiot, kiedy si to panu podoba, panie Maciejewski!
Skompromitowa pan korpus policji i doprawdy nie wiem, jak w tej sytuacji wyobraa pan sobie
dalsze kierowanie wydziaem!
Jedyne, co w tym momencie wyobraa sobie Zyga, to e wstaje i wali Herr Komendanta
prawym prostym, po czym szybko poprawia lewym podbrdkowym, zanim ten poleci na cian.
Wyobraa sobie rwnie spadajce portrety prezydenta Mocickiego oraz marszaka Rydzamigego. O swj autorytet u tajniakw by raczej spokojny. Po twarzach kierownikw
komisariatw te widzia, e odbywajcy si wanie lincz nie sprawia im radoci.
- Panie komendancie - zacz, silc si na spokj - zgoda, wyszedem na idiot i to jest
pierwsza dobra wiadomo w tej sprawie. - Urwa, ale tylko na chwil, bo inaczej Herr nie
pozwoliby mu dokoczy. - Jan Db ju byby w kajdankach, gdybym rozumia motywy jego
dziaania. Nie rozumiem, dlatego jestemy wci o krok za nim. Niech si tym cieszy, niech ma
swoj satysfakcj! Mnie to nie przeszkadza, bo ja nie kandyduj do sejmu, panie komendancie,
tylko chc go zapa. Straci czujno, popeni bd... I nawet jeli faktycznie w tym gabinecie s
jacy idioci, to on idiot nie jest. Dobrze wie, e teraz, nawet gdyby zosta ujty, niewiele
moemy mu zrobi. Kasa ogniotrwaa zostaa otwarta fachowo, niezniszczona. Jej zawarto
zwrcona, podobnie jak ko ksicia Czetwertyskiego. Jaki moe dosta za to wyrok? Realnie
tylko zarzuty naruszenia miru domowego, o ile prokurator da rad rozcign to pojcie na
pomieszczenia firmy, oraz drugi: utrudnianie dochodzenia.
Herr, chocia suchajc Maciejewskiego, demonstracyjnie patrzy w akta, teraz podnis
wzrok.
- Zasadzka si nie udaa, panie komendancie, zgoda. Tak bywa. List goczy te nas
kompromituje, bo wyglda to tak, e policja wycigna armaty przeciw dowcipnisiowi. A ja chc
si kompromitowa dalej, bo moim celem nie jest zatrzyma Jana Dba w sprawie wamania,
tylko posadzi go na duej za to, co chcia tym wamaniem ukry.
- A co miaby chcie ukry? - zapyta Herr Komendant ju nieco spokojniej.
- Nie wiem, panie komendancie, ale si dowiem - z pewnoci siebie odpowiedzia Zyga. Jedno nie ulega wtpliwoci: nie zadawaby sobie tyle trudu, gdyby szo o drobny szwindel albo
niemoralne prowadzenie. Jedyne, czego potrzebuje, to zgoda pana komendanta, abym mg
skompromitowa si jeszcze bardziej.
*
Podkomisarz Eugeniusz Kraft zasta swojego szefa w Oazie in flagranti z jasnym penym od
Zylbera.
- Tylko nie mw nikomu, e w godzinach suby pij piwo z ydowskiego browaru - szepn
Zyga, podsuwajc krzeso swojemu zastpcy. - To gorzej ni amanie regulaminu, to wrcz
prowokacja, nie uwaasz?
Kraft umiechn si pgbkiem.
- Telefonowa do ciebie doktor Gilanowicz - powiedzia, siadajc. - Dwa razy. Z redakcji ju
wyszede, wic tak przypuszczaem, e tutaj ci znajd...
- Znakomita robota operacyjna, Gienek. - Maciejewski wygrzeba z pudeka zapak z
penym ebkiem, kryjc si przed glin pomidzy spalonymi. - Czego chcia Gilanowicz?
- Powiedzia tylko, e to nie w zwizku z pani R. Ma do ciebie spraw i prosi, eby
zaszed do szpitala. Ale skoro ju tu jestemy...Zyga - podkomisarz ciszy gos - co ty waciwie
komponujesz?
- Komponujesz? - Komisarz zapali papierosa i umiechn si do swojego przyjaciela
melomana. - Nie przesadzaj, ja mog co najwyej kombinowa. Chc dorwa Dba, teraz to
osobista sprawa. Dlatego prbuj go sprowokowa. Zrobi bd, zobaczysz.
- Zyga, z daleka to wyglda tak, jakby robi z siebie idiot.
- Z daleka! - Maciejewski wydmucha dym nosem i upi piwa. - Zamwi ci co czy
bdziesz o suchym pysku?
- Bd o suchym pysku - uci jego zastpca. I gos urzdowego sumienia. - Musimy wraca
do wydziau.
- Za blisko komendanta. Jakby i bez tego nie byo do duszno... Nie martw si, daj
Dbowi tydzie. Jest sprytny, nawet inteligentny, ale mimo wszystko to prosty czowiek. Gdy
bd o nim zbyt wiele pisa w Expressie, nadmie si i pknie, nie wytrzyma. Nie wiem, jaki
bd popeni, ale tak si stanie. Wtedy ustalimy, gdzie go szuka. Sam si wystawi, trzeba tylko
cierpliwie poczeka.
- Grasz z Herr Komendantem, zadare z Krpielem, Borowik na ciebie city... - Gienek
pokrci gow.
- Za to mam po swojej stronie redaktora Gralewskiego, bo to i dla niego interes. Ksi
Czetwertyski take jest wdziczny, e jego klacz nie okazaa si maniakaln morderczyni i nie
przecieko do prasy, w czyim majtku ukrywa si zabjca - wylicza Zyga, chocia sam do koca
w to nie wierzy. - Sdzia Rudniewski ma swoje wady, ale to te rozsdny facet. Bez defetyzmu!
Nie od wczoraj si znamy i dobrze wiesz, e jestem w czepku urodzony.
- A w domu jak jest? - Kraft spojrza na przyjaciela tak podejrzliwie, e Maciejewski nie
mg si nie rozemia.
- W domu miesic miodowy, Gienek, i to mimo e nie mamy lubu! - Komisarz ze smakiem
wypi reszt piwa. - O nic nie ma pretensji, umiechnita, na dyur do szpitala stroi si p
godziny, a na zakupy co najmniej czterdzieci minut. Mwi ci, ten Truskawiec to najlepiej
wydane pienidze...
- Stroi si? - Podkomisarz znw spyta podejrzliwie.
- A co?
- Nie, nic... Wracamy?
- Tak. - Maciejewski wyj portfel. - Panie starszy, paci! Ojczyzna nas wzywa.
*
Na bukiecik stokrotek na stoliku Ry Maciejewski pewnie nie zwrciby uwagi, ale Gienek
Kraft czasem potrafi wzbudzi podejrzenia... Jakby byo o co! Niepozorne rowo-biae kwiatki
przypomniay komisarzowi o modym, osiemnasto- lub dziewitnastoletnim chopaku z
kasztanowym lokiem, w rozpitej koszuli pod kraciast wenian kamizelk i z marynark
przewieszon przez rami. Minli si na szpitalnym korytarzu. Chopak zaraz spuci gow i
przyspieszy kroku, Zygi to jednak nie zdziwio, wielu nieznajomych na widok jego boksersko
rozkwaszonego nosa robio niewyran min zupenie bez powodu. Ra take sposzya si, gdy
Maciejewski zapuka i zaraz wszed do pokoju pielgniarek. Nie by tam przecie czstym
gociem.
- Dzie dobry. - Pocaowa kochank w policzek.
- Doktor Gilanowicz telefonowa do ciebie dwa razy... - Sowa Ry zabrzmiay w pierwszej
chwili jak wyrzut, w kocu do czego to podobne nie sucha si doktora Gilanowicza! Zaraz
jednak pokrya ze wraenie radosnym paplaniem: - To na pewno jaka drobna sprawa, ale
rozumiesz, Zygu, e to wspaniay czowiek i bardzo yczliwy nam obojgu. Dobrze, e
przyszede! Nie wyrw si pewnie zaraz po dyurze, bo koleanka, ktra ma mnie zmieni,
przezibiona...
- Przezibiona w lipcu? W taki upa? - W Maciejewskim obudzi si ledczy.
- Letnie przezibienia zawsze s najgorsze. - Ra unikna jego wzroku, bo koniecznie
musiaa poprawi pielgniarski fartuch. Wykrochmalony by na sztywno, mimo to pedantycznie
zacza wygadza fad niewidzialn goym okiem. Moe pielgniarki i lekarze dostrzegali
rzeczy, ktre umykay glinom. - Koleanka przyjdzie albo nie, zaley jak bdzie si czua, a ja,
sam rozumiesz, skoro dopiero wrciam z urlopu, powinnam uczyni zado...
- Uczyni zado? - Zyga zdziwi si. - Po jakiemu ty mwisz?
- Nienaturalnie? Moe troch, troszeczk... - Nieskazitelny fartuch znw wymaga
wygadzenia. - Tyle czasu w Truskawcu spdziam z Alink Zawistowsk, a ona ma takie swoje
powiedzonka, moe co od niej podapaam.
- Lepiej powiedzonka ni trypra. - Komisarz prbowa zaartowa, ale Ra podniosa na
niego wzrok peen zbulwersowania. - Nie gniewaj si, prosz. - Upewni si szybkim
spojrzeniem, e drzwi s zamknite, po czym przycign kochank do siebie.
Jej serce bio zbyt szybko, lekarz z pewnoci zaleciby dodatkowe badania, jednak
Maciejewski mia tylko niedokoczone studia prawnicze i jeli chodzi o serce, niewiele rozumia.
Trzepotanie przedsionkw, przyspieszony puls czy jakkolwiek by to nazywa, spodobay mu si
nader erotycznie.
Z powaaniem
Jan Db
- I znowu pismo odrczne! - zdenerwowa si Maciejewski, patrzc na litery prowadzone z
opanowaniem, chocia do szkolnie, jakby to pisa pocztkujcy urzdnik. - Koperta!
Stempel wiadczy, e list nadano w Lublinie na Poczcie Gwnej. Setki, jeli nie tysice ludzi
korzystao z niej codziennie.
- Skoro pismo odrczne, to chyba powinien si pan ucieszy - zauway redaktor Gralewski.
- Znajdzie go pan po ekspertyzie grafologicznej.
- Bez materiau porwnawczego? -burkn Zyga. - Wielu tak myli i dlatego niektrzy
prbuj nas zmyli, uywajc maszyny do pisania. A my bardzo szybko jestemy w stanie ustali
jej model, a nawet wiek. No ale trudno... Opinji, Jaknajmniej, inklinacyj, napewno...
Uywa ortografii sprzed reformy - myla na gos komisarz. - To niby nic nie znaczy, wiele osb
tak pisze...
- Ortografia mnie nie interesuje, nie jestem belfrem. - Gralewski wzruszy ramionami. Mnie interesuje melodramatyzm i dam ten list na pierwsz stron! Mia pan komisarz racj, e
wywiad z panem to bdzie dla gazety dobry biznes.
- Oczywicie! - Zyga wykrzywi pysk w umiechu. - Ze wszystkich si staraem si wyj na
idiot, a opinia publiczna to lubi. Postaram si zadouczyni, tak napisa. Na to wanie
czekam. - Komisarz, pomagajc sobie zoon kartk, schowa list Jana Dba do koperty, a t,
rwnie nie dotykajc palcami, do kieszeni marynarki.
- Co pan robi? Nie zrobiem odpisu! - zaprotestowa dziennikarz.
- Nie szkodzi. - Maciejewski znw si umiechn, jeszcze bardziej podle. - Podyktuj panu
redaktorowi. Szanowna Redakcjo! Pragn wyrazi moje szczere oburzenie zoliwymi
pomwieniami gazety, jakobym naladowa bohaterw francuskich powieci detektywnych.
Owiadczam, e zawarto kasy ogniotrwaej z Browaru Vetter odesaem z dwch przyczyn.
No co pan tak na mnie patrzy, niech pan notuje! - Redaktor zamruga i chwyci za piro. - ...z
dwch przyczyn. Po pierwsze, tak maa suma nie interesuje mnie wcale, a signicie po ni byo
jedynie artem. Po drugie, moim zamiarem jest pokaza sdom oraz policji.... Sdom oraz
policji prosz wielk liter... ...ich bezradno, nieudolno, take brak kompetencyj, gdy
przeciwnikiem jest przestpca kierujcy si zimn, krystalicznie logiczn premedytacj.
Rozczarowawszy si bowiem do ycia i uczu, spogldam z... eee... - Komisarz szuka w gowie
waciwego sowa.
- Z niesmakiem - podpowiedzia redaktor.
- Znakomicie! Zatem: ...spogldam z niesmakiem na ten czas, gdy swe powoanie
widziaem w niesieniu dobra, i obecnie z ca pogard zamierzam pokaza, jak bezbronne jest
wobec mnie spoeczestwo ze swymi przesdami zwanymi prawem, jak komiczne s wysiki
wadz, jak wreszcie iluzj jest kryminologia.
- Kryminologia... - powtrzy ostatnie sowo Gralewski. - Rzeczywicie, to podniesie nam
nakad znacznie bardziej ni ten rzeczywisty list! Tylko czy pan rzeczywicie wie, co robi?
- Wiem. - Komisarz spojrza mu w oczy. - Prosz zatelefonowa do mnie, a wtedy udziel
panu wywiadu. Powiem, e nie wierz w prawdziwo tych sw. - Tym razem redaktor bez
ponaglenia notowa z zapaem. - Dodam, e wedug mnie Jan Db jest z natury uczciwym
czowiekiem i e targaj nim wyrzuty sumienia. Gdy zostanie aresztowany, w gbi duszy
odetchnie z ulg.
- Duszpasterz z pana. - Gralewski poda mu rk. - Zaatwione.
Po chwili Maciejewski zbiega ju po schodach, lecz w bramie nagle przystan.
- Duszpasterz?... - zapyta gono sam siebie.
Dozorczyni, ktra wanie niosa w stron strwki wiadro pene wody, na widok wariata
przeegnaa si zabobonnie, po czym spluna przez lewe rami.
*
W masywnej dwupitrowej kamienicy przy Krlewskiej, naprzeciw placu Katedralnego, nikt nie
dopatrzyby si dawnego paacu. Nawet przysadzisty gmach komendy policji ju bardziej zdawa
si mie wzgldnie zabytkow przeszo. Tu nie wskazyway na to ani warsztaty rzemielnikw
w suterenach, ani ciasna brama wiodca od ulicy ku podwrku opadajcemu w d, podobnie jak
stroma przecznica migrd za najbliszym rogiem. Budynek bez wtpienia spodobaby si
ksiciu Grigorijowi Potiomkinowi, bo doskonale maskowa pokraczne przybudwki i nielegalne
burdele na stoku Wzgrza Staromiejskiego, a widok na Krlewsk, katedr oraz Bram
Trynitarsk stawa si imperialny, w sam raz dla oczu carycy. Jednake Zygmuntowi
Maciejewskiemu nic si tam nie podobao, a co dopiero tabliczki:
SD GRODZKI
KANCELARIA
SDZIW LEDCZYCH
Tam wanie oczekiwa komisarza Rudniewski, by - jak to uj przez telefon - pomwi o
ostatnich, nader osobliwych metodach dochodzenia.
Maciejewski przeszed przez bram, ktra nie potrafia nie wydziela zapachw wilgoci, na
pierwszym pitrze ukoni si bez przekonania wonemu sdowemu, by nacisn w kocu
klamk drzwi kancelarii.
Ta bya niewiele lepsza ni gabinet kierownictwa Wydziau ledczego. Wprawdzie dwa razy
wiksza, lecz musiaa pomieci nie dwa, ale cztery biurka. Jedynym, co odrniao magistrw
prawa od takich funkcjonariuszy jak Zyga, by sekretariat. Lecz i w nim zamiast modych
panienek urzdowali aplikanci.
Sdzia ledczy podnis si zza biurka przygniecionego teczkami akt i odoy wieczne piro.
Podali sobie rce.
- Niby powinienem by przywykn do tego, jak pan pracuje. - Rudniewski przeszed do
rzeczy, jeszcze zanim usiedli. To komisarz potrafi doceni. - Powinienem take pamita, e
tylko dziki paskiej dociekliwoci sprawa zabjstwa Wolaka ju na wstpie nie posza w
niewaciwym kierunku, ale teraz pan szaruje, niebezpiecznie szaruje, prowadzc
korespondencj w gazetach z poszukiwanym przestpc.
Za cienk cian, nieodgrodzeni nawet porzdnymi drzwiami, jeden aplikant stuka dwoma
palcami na maszynie do pisania, podczas gdy inny rozmawia przez telefon. Maciejewski gotw
byby si jednak zaoy, e nawet nie rozpili czarnych marynarek. A za otwartymi oknami
stukay moty robotnikw od robt publicznych. Dopki przed czterema laty nie zaczto
regulowa cigle wylewajcej rzeki Czechwki, Lublin przeywa jedynie sezonowe kataklizmy.
Teraz magistrat postanowi zrobi porzdek ze wszystkim naraz i nie dao si nawet pracowa.
- Gr operacyjn, panie sdzio - sprostowa Zyga, starajc si ukradkiem poluzowa krawat,
wygrzebany specjalnie na t okazj z dna szuflady. - I prosz zauway, e w sprawie wamania
do kasy browaru waciwie to kierownictwo, nie wyczajc pana senatora, jest najbardziej
podejrzane. Sfingowany skok, tak to wyglda na zdrowy dziennikarski rozum. Ich szczcie, e w
to nie wierz.
- Rwnie paskie, panie komisarzu. - Sdzia wyla mu ten kube zimnej wody na eb z
umiechem niezwykle ukadnym. - Znamy si tyle lat, e nauczyem si w pana wierzy.
Pamitam, e dopiero zaczynaem, gdy pan by ju kierownikiem swojego wydziau. Mimo
wszystko ogromnie prosz, pan te powinien czasem uwierzy w procedury. Po co panu drugi raz
taki wstyd jak w Suchowoli?
- Bo nosi wilk razy kilka? - Komisarz mia ch zapali, ale tu przestrzegao si etosu
urzdniczego.
- Nie musz chyba pana zapewnia o moim zaufaniu. - Rudniewski sign do szuflady. Wie pan jednak, e ukad zdarze wypada dla nas, organw ledczych, do niefortunnie.
- wiadomie bior to na swj rachunek - uci Zyga. - Pan sdzia jest zorientowany, e
komenda wojewdzka umya rce, wic musz...
- Tak, tak, musi pan nie swj krzy - przerwa mu prawnik i sign po swoj teczk z
brzowej skry, opart o bok biurka. - A ja bd Szymon Cyrenejczyk.
Komisarz zaniemwi, bo zawsze sztywny sdzia ledczy wanie ujawni poczucie humoru.
Pierwszy raz, odkd si znali! Wyj z teczki kilka spitych kartek i pooy na blacie.
- Prosz to przejrze. - Rudniewski znw sta si powany. - Moe pan zrobi notatki w
celach operacyjnych, ale do akt niczego nie bdziemy wcza.
Zyga szybko zrozumia dlaczego. Mia w rkach korespondencj wprawdzie zupenie
nieistotn dla obronnoci Rzeczypospolitej, jednak z dat i pieczci wynikao, e krya midzy
kilkoma jednostkami wojskowymi, Wojskowym Sdem Okrgowym nr V, wreszcie trafia do
Wojskowego Sdziego ledczego w Tarnowie. Przeczytawszy jego nazwisko, Maciejewski
podnis wzrok na prawnika.
- Podpukownik Stanisaw Rudniewski?
- Owszem, mj brat. Zawd, jak pan komisarz widzi, mamy rodzinny. Ukrci sprawie eb,
bo nie jest idiot. To te rodzinne. Dlatego kiedy ustali pan personalia podejrzanego, i ja
sprbowaem go znale, tylko nie spodziewaem si trafi na co podobnego.
Komisarz pochyli si nad kartkami. Jak wikszo lawin, i ta zacza si od maego
kamyczka. Oficer naukowo-owiatowy 16. Puku Piechoty Ziemi Tarnowskiej wpad na pomys
wydania ksigi pamitkowej na dwudziest rocznic wymwienia przez jednostk posuszestwa
Austriakom. W Polsce Zbrojnej ukazaa si zachta do nadsyania wspomnie, fotografii,
wierszy zwizanych z pukiem, ostatecznie z dzieln polsk armi. Oficer wykaza si moe i
gustem literackim, jednak niedostatecznym wyrobieniem w kwestiach propagandowych, bowiem
gdy projekt ksiki trafi do sztabu dywizji, na jeden z wierszy zwrci uwag szef tamtejszego
kontrwywiadu. Wydawnictwo pamitkowe zamiast do drukarni posane zostao do sdu
wojskowego z zakrelon czerwonym owkiem ca stron 57 i stosown adnotacj:
Pod pretekstem realistycznej formy wiersz propaguje pacyfistycznokomunistyczne idee, stawia pod znakiem zapytania wartoci
wychowawcze ksztacenia onierskiego, w szczeglnoci sta gotowo
bojow oraz zachowanie zimnej krwi w obliczu nieprzyjaciela, osabiajc
tym samym morale, i w zwizku, z powyszym stanowi akt sabotau.
Maciejewski nie rozumia jeszcze, dlaczego waciwie miao go to interesowa.
Dnieje. Bujn zieleni mi si zbone any.
Seledyn lasw w powych mgie zwiewnej osonie.
Bia mann drobniutkich ros spylone bonie.
Leciuchno dyszy wonny zefirek rozlany.
Lecz wtem karabin szczeknie! Ju drugi sny poszy
jak kundel, co go nosi od potu do potu.
W jawy boto nas rzuca warkot kulomiotu.
Mamo, nie tak by miao, gdym zamyka oczy!...
Zanim doczyta sonet do koca, rzuci okiem na nazwisko autora na dole strony.
- Jan Db?
- Jan Db, wanie - kiwn gow Rudniewski. - W licie do redakcji przedstawi si jako
byy uan 12. Puku Uanw Podolskich, obecnie lusarz i mechanik bez zatrudnienia. Adres
poste restante na poczt numer dwa w Lublinie. Mj brat stwierdzi, e wiersz nosi cechy
modnego teraz w poezji katastrofizmu, a Db jako cywil nie podlega jurysdykcji sdu
wojskowego. Tylko to wszystko miao miejsce ponad p roku temu! No i prosz zwrci uwag,
lusarz i mechanik, to by pasowao do naszego podejrzanego... - Sdzia ledczy zastanowi si
chwil. - A ten wiersz te moe pan wykorzysta w swojej grze operacyjnej, tylko prosz nie
szarowa.
Szarowa wicej Zyga nie mia zamiaru. Zamylony, kwadrans pniej potkn si na wieo
pooonym bruku, ale nie mia nawet nastroju na ktni z dorokarzem, ktry o mao na niego
nie najecha. Z Krakowskiego Przedmiecia skrci w krtki odcinek ulicy Staszica. Ju kierowa
si do Oazy, kiedy przed wejciem do komendy zobaczy komendanta Herra w subowym
aucie. Szofer Kudrela czeka na zewntrz, wyranie powiadomiony, e zwierzchnik zamierza w
kabinie odby tajn konferencj. Przeoony skin na Maciejewskiego.
- Czy pan, do jasnej cholery, wie, panie komisarzu, co si z pana przyczyny dzieje? Domkn drzwi i wewntrz w jednej chwili zabrako powietrza, za to zrobio si nad wyraz cicho.
- By na pana pody wniosek o komisj lekarsk i przeniesienie w stan nieczynny. Nie zamierzam
krci, w moich oczach jest pan przeciwiestwem tego, co uczciwie nazywabym
funkcjonariuszem pastwowym, rozumie pan?
- Doskonale rozumiem, panie komendancie - zapewni Zyga - ale...
- Ale niech pan mi nie przerywa! Nie ja pana przyjmowaem do suby i nie ja zamierzam
pana z niej odwoywa. Nie cenimy si nazbyt wysoko, s jednak jakie granice ludzkiego
skurwysystwa. Napisaem w odpowiedzi pismo, e jest pan potrzebny w mojej jednostce, tylko
niech pan wreszcie i bez cyrkw doprowadzi do koca tego trupa ze stajni i tego drugiego
kasiarza od browaru! I nie dyskutuje ze mn na ten temat! - wykrzykn Herr Komendant. -
Rozumiemy si?
Maciejewski mia ochot odpowiedzie przekornie jawohl, lecz ograniczy si do polskiego
tak jest.
*
ma, by cigiem a to remonta robi, a to sprzta i sprzta, a ja stara i rce ju nie te. I oczy
niedowidz, to si i brudu czasem nie wypatrzy... - Dochodzca gospodyni ciko westchna.
- Chyba woda... - Ra wstaa i wybiega do kuchni, nie mogc duej powstrzyma
miechu.
- Nikt Kapranowej nie wymawia. - Maciejewski wznis si na wyyny agodnoci. - Wic
ten facet pyta, co robi? - Zyga zerkn za okno, ale suca Jaroszw przeniosa si z miednic i
cierk w gb mieszkania.
- Ano tak. Tak, tak! - Stara zatykaa jak spieszcy si budzik. - Zgniewa mnie, bo tak
patrzy, jakby myla, e pan komisarz jest pijak i niechluj. To mu mwi, e pan prowadzi wane
dochodzenia, jak to na ten przykad z tym trupem, co go prawie dwa tygodnie bdzie, jak znaleli
na wycigach, i teraz cae Rury Jezuickie o tym mwi. Bo pan komisarz wie, e mwi? Ja tam
nie, bo nie lubi plotek, ale taka Kusiowa na ten przykad... Aha, do rzeczy!... To ja mu te
mwi, e robota pana komisarza umysowa, nie tylko przekadanie papierw, e tu trzeba mie
woln gow i czowiek nie ma czasu na kurze i inne gupoty.
- I co mu jeszcze Kapranowa na mnie nakapowaa?
- Ja?! - Babsko a zatkao z oburzenia. - Ja umiem trzyma jzyk za zbami. Same dobre
rzeczy, eby sobie nie pomyla, e tam byle kto mieszka! e pana mamusia i tatu byli za cara w
PPS-ie razem z moim nieboszczykiem, a paska cioteczka, wie Panie nad jej dusz, to bya
najporzdniejsza kobieta pod socem i zego sowa...
- No dobrze - przerwa jej Zyga. - Kapranowa nie lubi plotek i jak mao kto umie trzyma
jzyk za zbami. Gdyby nie bya ze szcztem uczciwa i pobona, miaaby Kapranowa wielki mir
wrd zodziei, bo nic, ale to nic nie wypiewaaby w ledztwie. - Westchn. - A jak si nazywa
ten facet?
- No takie lene mia nazwisko, atwe do spamitania... - Ssiadka w zadumie pokiwaa
gow. - Sosna albo Buk...
- Moe Db? - Komisarza co tkno.
- Wanie, Db! Jan Db! Pan go zna?
- Znam - wycedzi Maciejewski przez zacinite zby.
- A no to jeszcze bardziej podejrzane. - Kapranowa zmruya oczy z min sprytnej
konfidentki. - Bo jak to paski znajomy, to czemu si tak wypytywa? A pan znowu gdzie leci?
- Bardzo dzikuj pani Kapranowej - rzuci przez rami Maciejewski, w popiechu szukajc
wzrokiem swojego kapelusza.
Ra, wnoszca akurat tac z parujcym imbrykiem i filiankami, o mao si z nim nie
zderzya.
- Gdzie ty pdzisz?
- Co wanego, to z prac... - Rozejrza si niecierpliwie. Przysigby, e wchodzc, rzuci
kapelusz na kanap. - Nie wiesz, gdzie mj...
- Na wieszaku - odpowiedziaa jego przyjacika, zanim dokoczy. - Tam gdzie powinien
by.
Niecae dziesi minut pniej komisarz Maciejewski sam zosta nieproszonym gociem, bo
kiedy wywiadowca Zielny otworzy mu drzwi, w gbi na rozgrzebanym ku zgrabna damska
stopka pospiesznie schowaa si pod przecierado.
- Stao si co, panie kierowniku? - Tajniak poprawi spodnie.
- Drobiazg, Zielny, dla ciebie drobiazg - wysapa Zyga. - Nie miaby ochoty zgrzeszy raz
dzi i raz jutro?
- Dzi ju grzesz - szepn tajniak, przymykajc za sob drzwi.
Maciejewski nachyli mu si do ucha.
Powiedz pani, eby posuchaa sobie pyt, a ty wrcisz najdalej za godzin. Jak kocha, to
poczeka.IV
Pitek, 15 lipca 1938 roku
WALENCJA - Rozpoczyna si jedna z najwikszych bitew w hiszpaskiej wojnie domowej. Artyleria
powstacza w sile okoo 170 armat na odcinku dugoci 29 klm. rozpocza ogie huraganowy na
pozycje czerwonych. Powstacy chc okry od poudnia obszar walk pod Madrytem.
RYGA - Otrzymano wiadomo z Moskwy, e policja sowiecka w pobliu mauzoleum Lenina znalaza
cierniow koron przeplatan rami czerwonymi. Korona bya owinita szarf z napisem:
Zamordowanemu Marszakowi Tuchaczewskiemu, ktry zgin za ojczyzn - oficerowie garnizonu
moskiewskiego, ktry o swym wodzu nie zapomnia.
LWW - Mody literat lwowski Antoni Gronowicz otrzyma pastwowe stypendium literackie z
Funduszu Kultury Narodowej Pisudskiego. Tymczasem p. Gronowicz jest fanatycznym obroc
ydostwa. W dugich tyradach swego pamfletu wykazuje jego niezwykle zasugi dla Polski i ludzkoci.
LUBLIN - Konieczno zorganizowania samoobrony ludnoci cywilnej na wypadek wojny przed
lotnictwem nieprzyjacielskim znajduje due zrozumienie wrd spoeczestwa. Dorokarze lubelscy
zorganizowali dwa koa Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Dorokarz, ktry jest czonkiem L.
O. P. P, posiada na swoim powozie tabliczk z napisem Jestem czonkiem L. O. P. P. Oby takie
tabliczki widniay nie tylko na dorokach!
Szosa okazaa si nadspodziewanie dobra. Mino zaledwie ptorej godziny, odkd Witold
Faniewicz, tego dnia pasaer autobusu z Lublina do Janowa, ockn si ze snu na wprost
kocioa w Wilkoazie. Czterdzieci par kilometrw, kac zaleczony drzemk bez adnych snw,
do Kranika blisko.
Nie spodziewa si tej podry, nawet gdy poprzedniego popoudnia Izba Skarbowa wreszcie
przysaa odpowied, e istotnie Jan Db, urodzony 28 stycznia 1898, paci podatki w Kraniku,
powiat janowski.
- Zakad lusarski? - Maciejewski znad papierw podnis wzrok na tajniaka. - Pasuje.
- Jak cholera, panie kierowniku. - Faniewicz potakn. W gowie zakrcio mu si lekko,
zupenie jakby jego twardy eb w ostatnich dniach zmieni si w delikatny, nieodporny na
wstrzsy mechanizm. - Tylko zamkn interes adnych par lat temu. No ale miejscowy
posterunek chyba moe zebra wywiad.
- aden miejscowy posterunek! - Komisarz pokrci gow. - Ty tam musisz jecha,
Faniewicz. Jutro! Nie zawiadamiamy Borowika ani nikogo z wojewdzkiej.
- Jest pan pewien, panie kierowniku? - Tajniak skrzywi si sceptycznie.
- Dostaniesz pidziesit zotych z funduszu operacyjnego - zachci Maciejewski.
Ostatnie kilometry jazdy autobusem byy najgorsze. Kilkanacie osb stoczonych w ciasnej
kabinie pocio si coraz mocniej, a letnie soce tak rozgrzao dach, e Faniewicz, ktrego gow
dzielio od gorcej blachy mniej ni p metra, z trudem utrzyma w odku herbat i pajd
chleba wcinit w siebie z rozsdku na niadanie. Wysiad na rynku miasteczka skoowany i z
wyschnitym gardem.
Gdy mrugajc oczami, rozglda si po niskich przykurzonych kamienicach, przybieg ku
niemu ajent sodwki, zamiatajc chaatem py z kocich bw. Jedn rk podtrzymywa jarmuk,
w drugiej przynis szklank wody sodowej i najwyraniej mia wpraw w pojeniu spragnionych,
bo nie uroni ani kropli. Potem zapa pidziesiciogroszwk, odebra pust szklank i znikn
w swoim sklepie. Co racja, to racja, Faniewicz nie zaznaczy, e za t uprzejmo spodziewa si
reszty.
Po krtkim odpoczynku autobus odjecha, zabierajc dwch mczyzn w czarnych
garniturach, zupenie nieprzystajcych do letniego upau, chocia adekwatnych, gdy szo o
wypraw do miasta powiatowego. Wywiadowc otoczy obok spalin. Moda kobieta, cignca za
rk moe picioletni creczk zagapion na sodwk z adnie wyrysowanym na szyldzie lodem
w waflu, zakaszlaa i krzykna na dziecko.
Faniewicz odwrci si. Warsztat lusarski, ktrego szuka, by po drugiej stronie rynku,
wcinity midzy krawca mskiego, damskiego i dziecinnego, jak rzemielnik wypisa sobie na
nad drzwiami, oraz artykuy kolonialne. Wewntrz panowa cakiem miy chodek, cho zapach
smaru i metalu znowu podrani odek tajniaka.
- Pan szanowny wzgldem klucza czy kdki? - Starszy mczyzna w szarym roboczym
kitlu, spod ktrego wystawaa mocno sfatygowana, lecz zapewne ulubiona muszka, podnis
gow znad imada. Gdzie za cian odezwa si kanarek.
- Pan Golewicz? - Faniewicz postawi teczk na pododze.
Powracajc do pozycji wyprostowanej, wyoy na wsk lad swj znaczek subowy.
- Golewicz. Julian. - Waciciel zakadu bardzo starannie wytar rce w pakuy. - Ale
wzgldem tego Stelmasiaka, co to si do niego wamali, bo niby mj zamek patentowy mia
feler...
- Ja nie w sprawie Stelmasiaka. - Tajniak zdj kapelusz i wytar czoo wielk chustk. - W
sprawie Jana Dba. Pan go zna?
- Dba? Po tylu latach? - Stary lusarz cikim krokiem podszed do lady i da znak
wywiadowcy, aby si nachyli. - To by bardzo dziwny czowiek. Wzgldem charakteru - doda
cicho. - To by jego warsztat.
- Wiem, ale dlaczego pan tak szepcze?
- Bo tamten mody - waciciel warsztatu wskaza zajtego prac pomocnika, ktry zerka na
nich znad polerowanej kdki - zaczyna jeszcze za jego czasw.
- Tamt afer ma pan na myli? - rzuci Faniewicz, udajc lepiej poinformowanego, ni by
w istocie.
- Tamt, tamt! - lusarz wychyli si przez lad. - Mord mi obi, policja nic nie zrobia,
mino prawie dziesi lat, przyscho... Byo przyj wczeniej! Teraz nie bd zeznawa, czasy
inne...
- Kto inny zdecyduje, czy pan bdzie zeznawa, czy nie bdzie, panie Golewicz - usadzi go
tajniak - ale na razie nie rozmawiamy do protokou. Dlatego pan mi szczerze powie, jak byo.
lusarz gestem zaprosi go na zaplecze. Kanarki w klatkach zaczy szczebiotliwy spr o
Ksidz Bronisaw Popiel czsto w swych modlitwach przypomina Bogu o ubogich, lecz wci
prawych modziecach. Zuboae i pobone staruszki, szczeglnie chtnie garnce si do
wikarego, mawiay, e kiedy na wiecie nie byo tylu pokus; wielu przy tym kosztownych, i gdy
kogo nie sta, kuszcych do jeszcze wikszych grzechw. Staruszki miay przymion pami,
bo pokusy byy zawsze takie same. Nie wychodzio tyle gazet gonicych za bezbon sensacj:
ani Tajny Detektyw, ani Kino z obnaajcymi ramiona gwiazdkami, ani Przegld
Sportowy, gdzie wprawdzie bez zdronych intencji, jednak drukowano bardzo nieskromne
zdjcia pywaczek albo biegaczek. Z drugiej strony nie byo Rycerza Niepokalanej, Maego
Dziennika, nie istnia aden taki klasztor jak Niepokalanw, prawdziwe Boe imperium
prasowe, a odkd ojciec Kolbe wrci z Japonii, take rozgonia radiowa ze Sowem Boym.
Ojciec Kolbe interesowa si w modoci fizyk, wic mia dryg do nowoczesnoci, natomiast
ksidz Popiel lubi histori, wic wiedzia, e na kady miecz powstaje nowa tarcza, a ludzie w
kko popeniaj te same grzechy...
Jednake w tym chopcu, ktry poprzedniego wieczoru niemiao zapuka do drzwi plebanii
na Kalinowszczynie, byo co wyjtkowego: czysto pozbawiona naiwnoci, zupenie taka, o
jak ksidz Popiel prosi w modlitwie dla innych modych ludzi, szczeglnie wodzonych na
pokuszenie.
- Dlaczego przyszede do mnie? - zapyta go wprost wikary, liczc si z podstpem
szataskim.
- Bo bardzo potrzebuj schroni si gdzie, prosz ksidza - usysza w odpowiedzi. Pracowaem dorywczo, ale jeszcze mi nie zapacili. Jutro, najpniej pojutrze dostan pienidze,
to pojad do Warszawy. Tam mj kuzyn ma prac, pomoe i mnie. Tymczasem gdzie pj? Na
dworcu zapie policja, na melinach zodzieje bd namawia na skok. Odmwi, to pobij. Prosz
mi pomc przez wzgld na Chrystusa Pana! Ksidz wie, ilu pederastw nic, tylko czatuje na
takich jak ja?!
Popiel nie wiedzia, ale potrafi to sobie wyobrazi. Gdy sam mia tyle lat, te strach byo i
do ani publicznej inaczej ni z ojcem albo starszym bratem. A pokj na plebanii do duy, by
na zestawionych krzesach t jedn czy dwie noce przez wzgld na Chrystusa Pana przespa si
ten mody czowiek.
Nie by to jednak koniec niespodziewanych goci. W pitkowy poranek, gdy chopak my si,
stojc w miednicy za parawanem, zastukaa gospodyni.
- Dwaj takie do ksidza wikarego - usysza. - Mwi, e z policji.
*
W Adrii przy kranickim Rynku podano wywiadowcy bardzo przyzwoity ros i sznycle, do
tego mg wybiera midzy piwem vetterowskim i okocimskim. Mg rwnie, co byo dla niego
najwaniejsze, zaj stolik przy oknie, eby obserwowa ydowskich sklepikarzy, dzieci
brudzce si lodami i matki wycierajce im buzie, wreszcie majstra Golewicza opuszczajcego
warsztat na przerw obiadow i wolnym krokiem zmierzajcego ku schodom, ktre wcinite
midzy kamieniczki wiody na pitro, zapewne do jego mieszkania.
Tajniak przypuszcza, e take pomocnik opuci zakad, eby si posili. Chcia pj za nim i
wie, ale nie chcia pan o tym mwi przy nowym majstrze. Sucham!
- Pan powiedzia, e tamten sobie na to zasuy? - upewni si mody czowiek.
- Powiedziaem, e by moe sobie na to zasuy - poprawi go Faniewicz. - To mog by
okolicznoci agodzce, ale ukrywanie si pana Dba wrcz przeciwnie, rozumie pan?
- Nie widziaem majstra, odkd sprzeda zakad.
Taka odpowied powinna wzbudzi wtpliwoci, a jednak wywiadowca ze swoj soniowat
skrupulatnoci zapisa j w notesie, a jeszcze wczeniej uwierzy. S ludzie, ktrzy czuj w
kociach nadchodzc burz, na dugo zanim zbior si chmury. Natomiast Faniewicz nie mg
si oprze wraeniu, e Marian Rymarz traktuje swojego byego pracodawc niczym on swojego
kierownika z Wydziau ledczego.
- A dlaczego waciwie sprzeda?
- Wanie... - Pomocnik lusarski odsun niedojedzon zup. Ziemniakw w ogle nie
tkn. - Ten czowiek przyszed z ulicy, akurat kiedy majster by czym zajty w lusarni.
Pracowaem przy imadle, dorabiaem klucz, to kiedy podniosem gow, widziaem min majstra,
kiedy tamten wszed. Patrzy na tego faceta, jakby mu si chcia do garda rzuci, a z kolei go
zapomnia jzyka w gbie. Sta tylko i ani be, ani me. Wreszcie obrci si i wybieg, a majster
zaraz za nim.
- Od razu tak za nim? Dugo go nie byo?
- Kwadrans, moe dwadziecia minut... - Rymarz prbowa sobie przypomnie. - Majster
wrci czerwony, zziajany. Pamitam, e kolega taki starszy, Dudek mu byo, zapyta, co pan
majster tak gna, jakby to jaka ksztatna panienka, a nie byle jaki klient. Db zawsze by dobry
dla pracownikw, zawsze! Ale wtedy to rzuci mu takim misem, od takich nawyzywa, e si
cicho zrobio w caym zakadzie. I mymy ju do tego nie wracali.
- Podobaj mi si te kanarki. - Tajniak umiechn si pgbkiem, zmieniajc temat. Paskie czy nowego majstra?
- Moje, ale majster te je lubi. To nie to co pan Db, ale nie jest zy. Pozwoli mi dalej
mieszka przy warsztacie. A dlaczego pan pyta?
- Bo mam czas. A jak wyglda tamten klient? - Wywiadowca wrci do sprawy.
- Od pana niszy o gow, ubrany po miejsku, ale eby go zapamita?
Mody mczyzna powiedzia to z nut zmartwienia, najwyraniej chcia wierzy, e
Faniewicz zamierza pomc jego byemu pryncypaowi.
- Tamten czowiek w przeszoci bardzo zawini wobec paskiego dawnego mistrza. Jeli
wie pan co wicej - Faniewicz pooy swoje cikie apy na stole naprzeciw Rymarza, ktry
poruszy si niespokojnie - lepiej powiedzie teraz. Przecie i tak si dowiem, prdzej czy
pniej...
Rymarz nala sobie zsiadego mleka i wypi z gulgotem. Jak wdk.
- Ja tego nie widziaem - westchn - ale podobno tamten facet ucieka przez cae miasto,
jakby go jaki zbj goni, a to przecie byo w biay dzie, a majster Db nie by ani gronej
postury, ani eby mu grozi. Ludzie mwili, e majster za nim szed, po prostu szed, a tamten co
si odwrci, to wpada w t... no...
- Panik? - podpowiedzia tajniak.
- Wanie, w panik. - Pomocnik lusarski zgodzi si skwapliwie. - Ale nic wicej nie wiem.
Mymy do tej sprawy nie wracali, bo to czu byo, e mistrz ma swoje tajemnice.
zna paru niskich mczyzn, chocia wcale nie zaraz kurdupli, ktrym Rymarz mgby naplu na
kapelusz. Dobrze zbudowany w barach, po rkach te nie zna kalectwa, tylko te nogi... Gdyby
nie zoliwo losu, miaby niemal dwa metry wzrostu; takim go Bozia planowaa, tylko w
ostatnim momencie zmienia zdanie.
- Pan... lubi majstra Dba? - Faniewicz sam si sobie dziwi, e mimo zajknicia zada tak
bezporednie pytanie.
- A pana to niby obchodzi?! - warkn ze zoci czeladnik, ale szybko si uspokoi, usiad i
poprosi cicho: - Nie rbcie mu krzywdy. Jeli nawet zrobi co tamtemu, to musia mie wany
powd.
Przodownik suby ledczej Witold Faniewicz szczerze chciaby obieca mu to chociaby
kiwniciem gowy, ale nie czu si upowaniony. Jakiekolwiek zdanie zaczyna sobie wanie
wyrabia, to byo ledztwo kierownika Maciejewskiego.
Najwyraniej jednak zupenie innego zdania by policjant z trzema belkami starszego
posterunkowego, ktry czeka na tajniaka na ulicy. Mimo barykowatej figury i upau mia
bolenie i przepisowo cignity pasem mundur, a na ramieniu karabin z naoonym bagnetem.
- Pan pjdzie ze mn na posterunek - owiadczy gronie, chocia by zobaczy, czy
Faniewicz si przestraszy, musia wysoko zadrze gow. Zwaszcza e daszek czapki
skutecznie zasania mu widok.
- Jestem wywiadowc ledczym. - Tajniak sign do kieszeni po swj znaczek.
- Rce trzyma na widoku prosz! - ostrzeg policjant. - ledczym czy innym, to si wyjani
na posterunku. Tam! - Wskaza skrzyowanie z ulic Kociuszki, przy ktrej nader patriotycznie
miecio si w Kraniku niemal wszystko, poczwszy od spdzielni spoywcw Spoem, a
skoczywszy na kancelarii adwokata. - I przodem, gdzie powiem, nie zbacza na jezdni, gdy
poniewa jestem uzbrojony! - pochwali si na koniec.
Ja te poniekd, mia na kocu jzyka Faniewicz, aczkolwiek jednak wola nie straszy
uzbrojonego funkcjonariusza na subie.
*
Zakrya twarz domi, a kiedy po chwili je odja, miaa ju oczy pene ez. - le yj, to prawda,
obraam Pana Boga, ale w kad niedziel, w kade wito chodz do kocioa i modl si,
ebym kiedy jak ta Maria Magdalena...
- Nie interesuj nas uniesienia religijne panny! - warkn komisarz w obawie, e ta urodzona
aktorka zaraz przerysuje rol. Ksidz sucha jej skamieniay. - Do rzeczy, jak byo?
- Nie chciaam i... - chlipna - z duchown osob. No ale da dwadziecia zotych i
obieca jeszcze drugie tyle, jeeli bdzie zadowolony. Co miaam pocz?
- A czterdzieci zotych? - Zielny zrobi wielkie oczy. - Za co?
- Daem ci tyle pienidzy?! - Popiel odzyska mow ku lekkiemu zaniepokojeniu
Maciejewskiego. - To gdzie one s?
- Tutaj. - Zielny wyj z kieszeni spodni prostytutki zmity banknot z Emili Plater.
- Sprawdcie odciski palcw! - zada ksidz.
Komisarz skin na tajniaka i ostronie wzi dwudziestozotwk za rg, po czym obejrza
pod wiato.
- Uywany banknot... - Pokrci gow. - Przeszed przez tyle rk, e daktyloskopia nic nie
wykae. Ubieraj si! - warkn na dziewczyn. - A ty, Zielny, zabierz j i spisz zeznania.
*
zostawiem!
Niech mi Bg przebaczy, powtrzy w mylach spowiednik. Skoro o to prosi, moe i bya
nadzieja?
- Powiedz prawd, czy stao si ostatnio co szczeglnego, co kazao ci przyj tutaj?
- Db. - Mczyzna ukry twarz w doniach.
Popiel wzdrygn si. W ciemnym konfesjonale jego donie wyglday tak, jakby wrazi sobie
palce wskazujce w oczy.
- Db yje. Musi y. Widziaem go. Niejeden raz go widziaem.
- Wic mdl si za niego kadego dnia - rzuci ksidz bez namysu. - Rb tak za pokut.
- To wszystko? - zdziwi si penitent.
- A mao? Dominus noster Jesus Christus te absolvat - wikary podnis rce ponad gow
penitenta - et ego auctoritate ipsius te absolvo ab omni vinculo excommunicationis et interdicti in
quantum possum et tu indiges. Deinde, ego te absolvo... - Uczyni praw doni znak krzya.
Pochyliwszy nisko gow, ksidz Popiel naprawd arliwie modli si, by przysze dobre
uczynki spowiadanego mczyzny i wszystko, co przyjdzie mu znie, posuyy ku yciu
wiecznemu. Kiedy jednak zapuka w cian konfesjonau i poda stu do ucaowania, by ju w
kociele sam.
Pitek, 15 lipca 1938 roku
Wic jest pan rangi przodownika... - Siwy mundurowy z krtko przystrzyonym, wci czarnym
wsem zaduma si nad legitymacj Faniewicza.
Kamienica przy Kociuszki 17 w Kraniku nawet przypominaa lubelsk komend. Te miaa
cofnity front i dwa ramiona oficyn, ktrymi zdawaa si co zagarnia lub tylko wycigaa je na
przywitanie. W odrnieniu od gmachu, gdzie wszyscy Faniewicza znali, nie robia jednak
gronego wraenia, przeciwnie, hojnie obdarowana przez budowniczych ozdobnymi gzymsami,
nie licowaa z powag posterunku Policji Pastwowej, zajmujcym mniejsz cz parteru.
Natomiast ornamenty musiay robi dobre wraenie na gociach burmistrza Juliana Pyza, ktry
zajmowa mieszkanie na pierwszym pitrze.
- Przodownika, tak jak ja... - Kierownik posterunku wci udawa niedowierzanie, chocia w
cigu tych czterech godzin, ktre wywiadowca tu spdzi, nie tylko obejrza dokadnie
dokumenty, portfel i bro Faniewicza, ale te zdy zatelefonowa do Lublina. - Znaczy
jestemy koledzy?
- Na to wyglda - mrukn tajniak bez przekonania.
- A skoro tak, to chyba moemy bez ceregieli? Piotrek Bojko jestem.
Faniewiczowi bardzo nie w por zaburczao w brzuchu.
- Moemy bez ceregieli - zgodzi si, chocia w jego gosie nadal nie byo entuzjazmu. Bdziesz mnie tu, kolego, trzyma jako podejrzanego czy pomoesz?
- Pomog, pewno, e ci pomog. - Wsik kierownika posterunku rozszerzy si wraz z
umiechem. - Ale najpierw pjdziemy do mnie do domu. ona wczoraj nagotowaa pierogw, i
na sodko, i z kasz, i z podrobami... - Policjant z kamienn twarz la Buster Keaton ni to kusi,
ni to si namiewa. - Dobrych, zdrowo naczosnkowanych, e i u naszych ydw adna
gospodyni lepiej nie przyprawi. No to jak, kolego? Widz przecie, e godny jak pies.
- Jak pies - przyzna lubelski tajniak, ktremu mimo wszystko ani troch nie podobaa si
naga gocinno Bojki.
- Potem kolega napije si ze mn wdki. - To ju nie byo zaproszenie, to by urzdowy
nakaz. - A przy wdce porozmawiamy sobie.
Ostatnia obietnica zabrzmiaa niczym pogrka, jednak Faniewicz kiwn gow. Autobus
powrotny dawno odjecha, pocigu te pewnie nie bdzie, a zaproszenie tutejszego kierownika
pachniao znieczuleniem i cudzym kiem; w takim na og mniej snw...
- Dzikuj. - Wywiadowca nachyli si nad biurkiem. Gdyby tak trzepn tutejszego
kierownika w ten jego faszywy pysk, to a godo spadoby ze ciany! Witek umiechn si z
przymusem. - Oddasz mi, Piotrek, rewolwer, blach?...
- Jutro z samego rana, Witu. - Przodownik Bojko westchn jak zmczony, lecz
wyrozumiay ojciec, ktremu przyszo tumaczy kapryszcemu bachorowi, e Dziecitko Jezus
niezawodnie przyniesie prezenty, ale dopiero nazajutrz i naprawd nijak nie da si przyspieszy
zaatwienia tej sprawy. - Wszystko ci oddam, a nawet od siebie doo. Jak bdziesz odjeda,
Witu. To co? We kapelusz, pjdziemy... Paska, sznurwek moi ci nie odebrali?
- Nie odebrali - donis na policjantw Faniewicz.
- Widzisz, jak to adnie z ich strony...
*
Zielny nie przesuchiwa Maej Ninki. Wyszli na zacieniony klonami i wierzbami niewielki
cmentarz parafialny, gdzie dziewczyna, osonita anioem zdobicym grb niejakiej Pallon
Heleny z domu Turkietti, przeobrazia si ponownie w modego czeladnika, eby dotrze do
siebie na Rybn. Z funduszu operacyjnego tajniak wypaci jej pidziesit zotych. Wzi
pokwitowanie i kaza i do domu, a kiedy znika za furt, spali najpierw kwit, potem papierosa.
Anio patrzy na niego z gry z porozumiewawczym umiechem. Biust mia niezy, w kadym
razie wikszy ni Maa Ninka.
Tajniak odczeka dwadziecia minut, z nudw odczytujc nazwiska zmarych, ale tylko Mulak
i Wsik wyday mu si znajome z kartoteki. Wrci na plebani, akurat by zdy na koniec
rozpytywania. Komisarz sta ju w drzwiach w kapeluszu na gowie, ksidz siedzia przy stole,
nerwowo obracajc w doniach zgasy papieros.
- A teraz ja wyspowiadam si ksidzu wikaremu - zapowiedzia gronie Maciejewski. Gdyby moja witej pamici ciotka dowiedziaa si, co teraz zrobiem, byaby, delikatnie
mwic, zniesmaczona. Zy czowiek ze mnie, ostatnia glina, nawet i skurwysyn! Prosz nie
zaprzecza, to wanie ksidz sobie w tej chwili myli. Tyle e gdyby ksidz nie by takim
kocielnym formalist i od razu przyszed z tym na policj, penitent ksidza prawdopodobnie
wci by y. Za kratkami, ale y. I by moe poczuby nawet co w rodzaju ulgi, jeli
rzeczywicie mu na niej zaleao! Natomiast co wydaje mi si waniejsze - Maciejewski zrobi
krok w stron duchownego i przybra jeszcze groniejsz min - za innym czowiekiem, ktry
moim skromnym zdaniem jest raczej ofiar ni sprawc, nie wystawiono by listu goczego. Do
ktrego musz si zastosowa, czy mi si to podoba, czy nie. I co? Czy w zwizku z tym ma mi
ksidz co do powiedzenia? - warkn na koniec.
Wikary spojrza na komisarza bezbarwnymi oczami.
Suca Jaroszw zwlekaa, ale kiedy zastuka po raz pity, odemkna drzwi na dugo
acucha.
- To pan komisarz? - Rozdziawia usta zaskoczona i mocniej zebraa na piersiach nocn
koszul. - Co si stao? Nie daj Boe pastwo mieli wypadek?!
- Ciszej. - Maciejewski pooy palec na ustach. - Tu bdziemy rozmawia?
- Ale... Nie!... Tylko... - Przymkna drzwi i zdja acuch moliwie najciszej.
Gdy otwara je ju na ca szeroko, Zyga mg si przekona, e nie bya wcale adna.
Owszem, czysta, lecz ani spaszczona, rozlana twarz, ani wosy nieokrelonego koloru z bliska
nie robiy wraenia. Rwnie bose stopy i krtkie szerokie palce zbyt kojarzyy si z petwami.
By moe pochodzia z jakiej nadrzecznej, podmokej wioski i tak si tam dobierali zgodnie z
prawami Darwina: paskostopa kawalerka z paskostopymi dziewuchami. Za to pod koszul miaa
co trzeba. I mogaby by Maciejewskiego crk, gdyby si postara. Zamkn wic cicho za sob
drzwi i podpar je plecami.
- Tu jest pitnacie zotych - wyj z kieszeni dwa banknoty - ale masz milcze...
- Ale co pan chce ode mnie? Co pan sobie wyobraa? - Cofna si gwatownie. Jej stopy
trzykrotnie zaklaskay o podog wyfroterowan na bysk.
- A tu mam dla ciebie drugie pitnacie, jeli bdziesz mia i ulega...
Wolaby Ma Nink, zreszt z tamt zabawiby si taniej. Tyle e Ninka pasowaa na
zwieczenie jakiego yciowego sukcesu jak kieliszek starki czy kilkuletniej nalewki, a jemu
chodzio przecie najzwyczajniej o zaleczenie kaca.
Dziewczyna, chocia zarumieniona jeszcze z oburzenia, najwyraniej zacza liczy. Musiaa
skoczy cztery, moe nawet sze klas albo po prostu odznacza si talentem do rachunkw, bo
szybko jej wyszo, e za kilka minut niemoralnej zabawy zarobi wicej ni przez p miesica
harwki u Jaroszw. A w dodatku akurat ssiad bdzie baczniej ni ona dba o to, by nikt si nie
dowiedzia.
- Nieche pan usidzie! - Przyjanie wskaza krzeso. Zabra modemu gociowi kieliszek z
winem i sign do kredensu po stopki oraz butelk z czerwon kartk. - Ogromnie mi mio pana
pozna.
- Zyga, pan Krzysztof nie pije wdki! - Ra zaczerwienia si i cofna krok ku
gramofonowi.
Fogg piewa nostalgicznie o poegnaniu. Komisarz nala.
- Jest pan za mody czy zbyt chorowity?
- Nie jestem chorowity! - Zawistowski ambicjonalnie wla w siebie ca setk i zrobi si
czerwony jak bolszewicka flaga. - Pijam jak najbardziej - powiedzia, gdy odzyska oddech.
- Ryczko, gdyby bya taka dobra i przyniosa co na zb zamiast tych ciasteczek... Maciejewski z kurtuazj ucaowa do przyjaciki, lecz jego wzrok wydawa o wiele prostsze
polecenie : Do kuchni! . - A my z panem Krzysztofem poznamy si bliej. - Zyga znw nala
wdki i nieznoszcym sprzeciwu gestem stukn swoim kieliszkiem w kieliszek gocia.
Mody Zawistowski, podnisszy stopk, rozejrza si jak niedowiadczony pywak, ktry
straci grunt pod nogami, niestety nie byo ju w pobliu miej pielgniarki ani innego koa
ratunkowego.
- Pij pan! - Maciejewski rozpi marynark, odsaniajc byszczcy uchwyt rewolweru.
Odczeka, a przyszy student posusznie przyjmie drug setk, i pozwoli mu nawet odetchn. Ja, widzi pan, nie ukoczyem studiw, ale pan powinien, stanowczo, naszej ojczynie potrzeba
wyksztaconych ludzi. I takich Judymw jak pan! No, na trzeci nk! - zada, nalewajc. - Bo
ja, widzi pan, jestem tylko oficerem policji. Potrafi pan sobie wyobrazi, e jeden z moich byych
przeoonych, niejaki Makowiecki, jak tylko uzna, e kto go obraa, bra rewolwer i strzela? Ja
oczywicie nigdy bym czego takiego nie uczyni, bro Boe! Na czwart koczyn pask!
Celujcy maturzysta by w stanie wla w siebie tylko p kieliszka. Zakska pomogaby mu
przemc mdoci, lecz nie przybywaa z kuchni. Zyga Maciejewski patrzy na gadziutk, golon
najwyej dwa razy w tygodniu twarz przyszego lekarza. Zapewne Junosza-Stpowski lepiej
zagraby te uczucia, niemniej komisarz i tak by zadowolony z tego, co widzia: Gdzie ona?!
Opucia mnie? Tak, ale to prba mej mskoci!.
- Nie dokoczy pan. Nie smakuje?
- O co panu waciwie chodzi?! - Zawistowski poderwaby si z krzesa, gdyby nie alkohol i
Zyga, ktry osadzi go w miejscu podciciem nogi i policyjnym chwytem pod szczk.
- Nie wrzeszcz pan, bo ludzie pi - wycedzi komisarz. - Jeeli prbujesz pan by
mczyzn, to masz pan dwa wyjcia: pokona mnie albo uzna swoj porak. No, daj mi w
mord, chopczyku - poprosi sodko, dyszc wdk prosto w nos maturzysty. - Za ucho
odprowadz ci wtedy do mamy. Ale to tylko mj plan, moje pobone yczenia, panie
Zawistowski! - Maciejewski puci go i usiad, odsuwajc swoje krzeso na jeszcze bardziej
przyzwoity dystans. - Moe to pan jest lepszy, a ja tego nie dostrzegam. Zaryzykuje pan?
Chopak wypad z pokoju z doni przy ustach. Najpierw kapny drzwi azienki, po minucie
kto spuci wod, po dwch czyje buty zatupay pospiesznie na schodach. Zyga odstawi wdk
do kredensu i poszed do kuchni.
Ra siedziaa przy szumicym czajniku i pakaa.
- Nie zrobiem tego, eby zepsu ci humor - powiedzia komisarz.
- A dlaczego? - Podniosa na niego oczy. Nie byy a tak rozmazane, jak si obawia.
Podszed bliej i wzi j za rk. Gdy ta oya pod jego dotkniciem, pochyli si i pocaowa.
*
Faniewicz robi dobr min do zej gry. Nie zdradzi si przed pani Bojkow, ktra hojnie
zastawia st pierogami na ciepo i zimno, ogrkami maosolnymi i domow wdlin, e nie jest
serdecznym koleg jej ma, tylko nieproszonym gociem. By moe jednak i ona nie po raz
pierwszy odgrywaa taki teatrzyk w swym obronitym brudzc winorol domu przy ulicy
Jagielloskiej.
- A pan si nie oeni, panie Witoldzie? - zagadna. Gos miaa serdeczny, ale nieprzyjemny,
wibrujcy na podobnych rejestrach co pasikoniki panoszce si wok werandy.
Faniewicz mia ochot waln gow w blat stou z grubych desek. Zupenie jak te my, ktre
z pospn zajadoci rozbijay sobie by o lamp naftow i spaday na podog. Tam aciaty kot
dobija je, a potem trca ap, wyranie rozczarowany, e ju nie cierpi.
- adna mnie nie zechciaa - powiedzia z krzywym umiechem tajniak, nadstawiajc
kieliszek kierownikowi miejscowego posterunku, teraz ju bez munduru, tylko w koszuli.
- Dawno pan zna si z moim Piotrkiem? - zagadna znowu gospodyni, bo wyznanie
Faniewicza nie byo dla niej satysfakcjonujce.
- Cae wieki - zega wywiadowca.
- Przynie nam jeszcze nalewki, Marysiu, z aski swojej - poprosi m, wrczajc pust
karafk, chocia druga taka sama, pena, wci staa wrd pmiskw. - Ja rozumiem, Witu, e
ty masz swoj zwierzchno i kazali ci, to przyjechae i rozpytujesz - pocign, gdy zostali sami
z muzyk owadw i lamp rzucajc snop wiata na spokojn, pust ulic. - No co? Sam glina
jestem, to jak mam nie rozumie? Powiedzieli ci, e to ja go wtedy zatrzymaem, kiedy on szed
za tym obcym czowiekiem?
- Powiedzieli - przyzna Faniewicz. - Bd to musia potwierdzi w dzienniku suby.
- Nie potwierdzisz, Witu, bo tam nic nie ma. - Przodownik Bojko pokrci gow. - Po co
pisa takie rzeczy, skoro nic si nie stao? Ja tu, widzisz, mam najlepsz wykrywalno w
wojewdztwie, bo nie pisz w dzienniku suby byle pierdo. Wy w Lublinie piszecie?
- Kierownik surowy. - Wywiadowca pierwszy raz w yciu wytar sobie gb Maciejewskim.
- Powiedz mi, Piotru, jak to wtedy byo - poprosi. - To wane.
- Wiesz, Witu, co jest wane? Naprawd wane? - Bojko nachyli karafk nad kieliszkiem
Faniewicza, lecz pod takim ktem, jakby chcia da mu do zrozumienia, e pki nie otrzyma
satysfakcjonujcej odpowiedzi, go gwno bdzie pi, nie dereniwk.
- Powiedz mi, Piotru, co jest naprawd wane - ukorzy si tajniak.
- Db to, Witu, by dobry czowiek... Dlaczego go zatrzymaem? Nie e szed. eby si
najgorsze nie wydarzyo! Bo tamtego dnia, Witu, Db, jakby zrobi jeszcze dwa kroki za tym
czowiekiem, jakby stan naprzeciw, toby zabi... Takie co mia w oczach. Czy on w Lublinie
co ukrad, czy kogo zabi, to nie mnie wiedzie, w Lublinie raz w yciu byem, ale tutaj, dla
mnie, on by i jest szanowany, niekarany, rozumiesz? List goczy, cocie go porozsyali, jako
mnie nie przekona. Wielu ludzi moe nazywa si Jan Db, rysopis te taki, e prawie do
kadego pasuje...
- A masz jaki protok z tego zatrzymania? - Faniewicz stukn si kieliszkiem z
gospodarzem.
- Witu, czy ty nie rozumiesz, co ja do ciebie mwi? - Bojko skrzywi si z dezaprobat, ale
nalewk wypi. - Protok u nas si pisze, jak trzeba. Jak nie trzeba, to si nie pisze. Ja to dopiero
bd mia prawdziwe problemy, jak rozbuduj fabryk amunicji. Nazjeda si hooty, przybdzie
interwencji... - Przodownik fatalistycznie pokrci gow. - A ty mi zawracasz gow protokoem
do zdarzenia, ktrego wcale nie byo. - Teraz dla odmiany zamia si szelmowsko. - No,
wypijmy jeszcze po jednym! - zachci peen werwy, by po chwili znw zrobi zafrasowan
min. - I ty nie przyjedaj tu wicej w tej sprawie, bardzo ci prosz. Owszem, wiem najlepiej,
e policja to policja. Ka ci, to jedziesz... Tyle e, ja ci to mwi, czas zmarnujesz. Nikt ci nie
pomoe, bo nikt nic nie wie.
- A dlaczego mylisz, e chc twojego przyjaciela na si wsadzi do kryminau? - nie
wytrzyma Faniewicz.
- Kolego, ja em dotd nie sysza o takim wypadku, eby kto przyjecha do nas z Lublina
szuka dowodu na niewinno. Moe gdyby by adwokatem... Ale glin jeste, Witu.
- A jeli bd musia? - Faniewicz popatrzy mu w oczy. - To co wtedy bdzie, Piotru?
- Kolego, nie wygupiaj si, bo przecie ja ci sprawdziem. - Przodownik Bojko umiechn
si ledwie dostrzegalnie. - Pierwsze, co zrobiem, to telefon do Lublina do komendy
wojewdzkiej, czy kogo do nas wysali. Nie syszeli o tobie, Witu, bardzo nie chcieli o tobie
sysze. Zatelefonowaem ja zatem do powiatu, podpytaem... Patrz na moje siwe wosy, w tym
wieku ma si ju w powiecie zaufanych ludzi, ktrzy chtnie pomog. Dowiedziaem si, e jest
u was taki komisarz Maciejewski, ktry czasem zapomina, gdzie koczy si jego rewir. A jego
rewir, i tym bardziej twj, Witu, koczy si na rogatkach. Tutaj to ty jeste i glina, i nieglina,
taka ni kurka, ni ptica. Twj komisarz ani mnie nie zawiadomi, ani oficjalnie o nic nie poprosi,
tylko przysa ciebie, eby ktry z nas wyszed na durnia. Nie pozwoliem ci, Witu, zrobi
durnia ze mnie, ale skoro tam nad twoj gow rni komisarze maj swoje porachunki, to po co
tobie si w to miesza? Moe nawet dup ci osoniem, tak o tym pomyl. - Bojko, ani na chwil
nie przestajc mierzy wzrokiem swego nowego kolegi, przechyli butelk. Nalewka polaa si i
do szka, i wszdzie wok. - Wypij na dobranoc, bo ju pno, Witu. Przepisz si, tu powietrze
dobre, zdrowe. Wypij i przepij si, kolego, i ebym ci wicej nie widzia!
Powietrze byo rzeczywicie dobre i zdrowe. A jednak Faniewicz, chocia nie w swoim
ku, obudzi si o przedwicie i z obrzydzeniem odklei mokr pociel od ciaa. Sen znowu by
z tych, ktre ostatnio zbyt czsto wracay.
*
wieprzka. Drzwi uchyliy si i szybkim krokiem wysza pielgniarka z tac, na ktrej w lepszych
czasach pewnie podawano tu potrawy. Z porcelanowej powierzchni zwisay ochapy misa, na
parkiet kapaa krew. Kobieta przesza midzy kami, balansujc tac lepiej ni lokaj. Przy
Faniewiczu zatrzymaa si na chwil.
- Doktor zaraz przyjdzie do pana - rzucia.
Przyszed po kwadransie albo i pniej.
- Nie mam dla was dobrych wiadomoci, uanie Faniewicz. - Chirurg wojskowy cisn
mocniej rami rannego, jakby naprawd wierzy, e ten mski gest jest wystarczajcym
zadouczynieniem za spapran operacj. - Zrobiem, co si dao. Moglicie si wykrwawi, ale
yjecie. To wiele.
- Bd kalek? - onierz podnis si na szpitalnej pryczy.
- Nie, nie bdziecie! - Lekarz pooy go i chocia to naleao do pielgniarki, okry kocem.
- Macie rce, nogi, oczy, moecie wiele. W zasadzie wszystko moecie.
- Co jest nie tak, panie doktorze... panie kapitanie? - sprecyzowa Faniewicz, gdy spod
lekarskiego kitla wyjrzay trzy gwiazdki na naramiennikach.
- Widzicie, wielu ludzi jest niby zdrowych, nigdy nie odnioso adnych kontuzji, a mimo
wszystko nie moe mie dzieci... To nic takiego.
- To... wyszo przy badaniu? - zapyta ranny, z niepokojem spogldajc pod koc. Wczeniej
ledwie si budzi, kutas sta mu sztywny niczym uan na warcie; po operacji by oklapnity,
jednak mody onierz tumaczy to sobie zmczeniem...
Doktor nie pozostawi mu nadziei.
- Pozszywalimy was, zatamowalimy upyw krwi, uratowalimy... Ale wasze, jakby to wam
wytumaczy, takie yki nerwowe...
- Co jest nie tak z tymi ykami?
- Nigdy nie bdziecie mieli erekcji.
- Czego?!
Kutas nigdy wam nie stanie, Faniewicz! - Chirurg niecierpliwym gestem odtrci donie
rannego uana, ktre nie wiadomo kiedy wczepiy si w jego fartuch. - No przestacie! Bdcie
mczyzn, do jasnej cholery!V
Sobota, 16 lipca 1938 roku
TALLIN - Estoski min. spr. spoecznych Kask wygosi w dniu wczorajszym dusze przemwienie,
powicone nieomal w caoci sprawie ydowskiej. Estonia w ostatnich czasach staa si celem
podry ydw wiedeskich, ktrzy tutaj starali si schroni przed reimem hitlerowskim. Minister
Kask, mwic o tej niespodziewanej inwazji zastrzeg si kategorycznie, i Estonia do kraju swego
ydw przyjmowa nie bdzie bez wzgldu na to, jakie sumy pienidzy ze sob wwo.
MOSKWA - Dowdca wojennego okrgu biaoruskiego gen. Bieow zosta rozstrzelany. Bieow obj
swe stanowisko po rozstrzelanym wraz z marsz. Tuchaczewskim gen. Uborewiczu. By jednym z
ostatnich yjcych sdziw Tuchaczewskiego. Obecnie z kompletu sdzcego czerwonego
marszaka pozostali przy yciu jedynie Woroszyow i Budiennyj, o ktrym kr pogoski, i zosta
aresztowany.
TOKIO - Japonia nie urzdzi Olimpiady. Wszystkie wysiki ludnoci skoncentrowane s do popierania
dziaa wojennych w Chinach. Igrzyska odbd si prawdopodobnie w Londynie.
LUBLIN - Pierwsze procze roku biecego upyno pod znakiem nie notowanego dotd ruchu
turystycznego. Zarejestrowano ogem 7969 osb, ktre zwiedziy zabytki miasta, a w tym: 5370 z
poza Lublina i 2599 osb z Lublina.
- Mam! - Czy Zyga rzeczywicie usysza histeryczny ton w okrzyku Dba, czy tylko mia
tak nadziej? - Niech pan si nie zblia! Przy drzwiach jest stoek, prosz usi - doda troch
spokojniej poszukiwany.
- Dobrze, ale chyba nie strzeli pan do mnie. - Maciejewski spocz na zydlu, ten cicho
skrzypn. - Przecie pan si mnie spodziewa. I nie jest pan zabjc.
- Nie?! - Db wybuchn sardonicznym miechem. - To dlaczego ciga si mnie listem
goczym?
- Moemy o tym porozmawia. - Zyga zapali papierosa i zerkn w zakopcone okienko.
Zielny powinien niedugo si zjawi. - Lepiej byoby, gdyby pan wsta i poszed ze mn. Nie
zao panu kajdanek.
- Bardzo pan uprzejmy. - Komisarza znw dobieg miech.
- Gdyby odwrci si pan do mnie, lepiej by si nam rozmawiao - rzuci lekkim tonem
Maciejewski.
- Nie chc, eby pan na mnie patrzy.
Zyga zacign si nerwowo. Gdyby Db nie chcia patrze na niego, to byoby cakiem
zrozumiae, ale czego nie powinien widzie komisarz?
- Dobrze si pan czuje? - zapyta.
- A jak pan sdzi?
- Panie Db - Maciejewski poprawi si na stoku - nie jestem od sdzenia, tylko od apania
podejrzanych, ale na paskim miejscu czubym si wymienicie. Wygra pan. Trzy razy zrobi
pan ze mnie idiot, pozwoli si znale dokadnie wtedy, kiedy byo to panu na rk, i teraz
znw to pan mwi, co ja mam robi. Pi do zera, rzadki wynik nawet w rozgrywkach
okrgowych. Ale widzi pan... - Zyga zawiesi gos, liczc, e facet jako na to zareaguje, chocia
zerknie za siebie. Nic z tych rzeczy. - Widzi pan, akurat do pana nie mam o to alu.
- Bardzo uprzejmie ze strony pana komisarza. - Tylko lekkie ruchy gowy wiadczyy o tym,
e faktycznie mwi do niego siedzca sztywno posta, a nie kto inny.
Wanie!
- Jest pan sam? - rzuci Zyga, starajc si, by zabrzmiao to jak grzecznociowe pytanie o
zdrowie ciotki z Kalisza.
- Przecie zrobi pan dochodzenie i dobrze pan wie, e ja zawsze jestem sam.
Robi teatr, cwaniak! Wci to on by gr, on kontrolowa rozmow, chocia Maciejewski
mgby jednym ruchem wyj bro, a odwrcony plecami Db nie zdyby zareagowa. Tyle e
tamten dobrze o tym wiedzia i najwyraniej zdrowo go to bawio. Albo zupenie nie
obchodzio...
- Rzeczywicie, sporo si o panu dowiedziaem... - Komisarz wolno wypuci dym nosem. Do duo, by na swj sposb by po paskiej stronie.
Kady inny podejrzany parsknby na to miechem. Ten jednak milcza.
- W paskiej sprawie kady adwokat, nawet z urzdu i na wciekym kacu, dopatrzy si
wielu okolicznoci agodzcych - cign Zyga, wdeptujc niedopaek papierosa w klepisko. Inna rzecz, e tak spraw niejeden zechce poprowadzi bez pienidzy, bo dobrze wie, e na pana
rozpraw to gotowa przyjecha nawet Krzywicka z Wiadomoci Literackich. Rozdmucha pan
bardzo pospolite przestpstwo w du i gon spraw, w dodatku zrobi z nas idiotw, a to
publiczno lubi. Dlatego jeli chodzi o wyrok, nie ma si pan czego ba.
Pan Florczak nieustannie dusi klakson i chwilami mia na liczniku szedziesit kilometrw na
godzin., na rozkopanym Krakowskim Przedmieciu musia jednak zwolni. Zakl pod nosem,
omijajc brukarzy. Ktry pogrozi mu pici, ale szofer nie zwrci nawet na to uwagi, by
nazbyt niespokojny o komisarza Maciejewskiego. Jak zwykle pracowicie szuka kopotw, a je
znalaz. Wspomnia Florczakowi w drodze, e w kuni zamkn si szaleniec, a potem zamiast
wywabi tamtego na szos, sam wpakowa si do rodka!
Przodownik Zielny ju czeka przed komisariatem. Rzeczywicie spni si na sub, ale
skd mg wiedzie, e kierownik przyjdzie przed czasem, w dodatku po zakrapianym
wieczorze?
Wszystkiego dowiedzia si od podkomisarza Krafta. Ten pocztkowo sdzi, e Maciejewski
znowu ma kopoty domowe i spa w swoim gabinecie. Przeczya temu jednak inna, nawet czysta
koszula, bo przecie Zyga nie zakradby si do mieszkania Ry po to tylko, by si przebra.
Komisarz natomiast tu po sidmej rano telefonem postawi na nogi posterunek w Konopnicy,
potem - mwili mundurowi - jak wcieky szuka wolnego auta, tyle e CWS akurat sta w
warsztacie, a fiat pod domem Herr Komendanta. O wypoyczeniu samochodu z komendy
wojewdzkiej Maciejewski nie chcia sysze. Kaza i na postj i szuka pana Florczaka.
- Tylko ty i Faniewicz, jeli zdy wrci. Takie byo polecenie - powiedzia Kraft, gdy
Zielny chcia woa jako wsparcie innych wywiadowcw. - Czekaj przed komend na takswk.
Zanim przyjechaa, tajniak zdy w nerwach spali dwa papierosy. Trzeciego z ulg schowa
do paczki, kiedy u wylotu Staszica zobaczy auto nawet na oko przekraczajce dozwolon
czterdziestk na godzin. Pan Florczak zakrci do oporu kierownic na rogu Zielonej. Fiat
zatrzyma si z piskiem opon, odwrcony o sto osiemdziesit stopni i gotw do rwnie
nieprzepisowej jazdy powrotnej.
Zielny ulokowa si obok szofera, nerwowo mnc kapelusz. Pan Florczak, na ile zna tego
podrzdnego eleganta, wiedzia, e to zy znak. O nic nie pytajc, wcisn peda gazu.
- Jak to wyglda na miejscu? - rzuci tajniak.
- le. - Cisnc klakson, szofer znw min robotnikw podobno poprawiajcych
nawierzchni. Zdaniem Florczaka, akurat w tym miejscu wcale nie bya taka za. Lepiej by si
zajli brukiem na przedmieciach! - Zupenie fatalnie. Komisarz, zamiast poczeka na pana, sam
wszed do kuni. Miejscowy policjant nic nie robi, uera si tylko z chopami. A pan Maciejewski
dyskutuje z szalecem.
- Da polecenia?
- Nie. - Takswkarz pokrci gow. - Widocznie liczy na pask inteligencj.
Niecay kwadrans pniej wywiadowca wyskoczy z auta, ktre z piskiem opon zatrzymao
si prawie na rodku szosy. Na poboczu stao sze wozw konnych, a na nich jak na trybunach
siedzieli wonice z ssiadami, znajomymi i podekscytowane dziewuchy w codziennych lnianych
bluzkach, wiecc kolanami spod spdnic. Zielny jednak tym razem nie prbowa zajrze gbiej,
tylko wanie zmaga si ze swoj inteligencj.
Z dwch pozostaych stron widowni zamykay rzdy stojcych grupkami bab i wiejskich
dzieciakw. Nawet niwa nie odcigny chopw od niecodziennego spektaklu.
Do sceny, czyli kuni i stojcego po jej prawej stronie drewnianego parterowego domu z
gankiem, nikt si nie zblia, czego pilnowa tutejszy policjant.
- Co zaszo, odkd komisarz wszed do rodka? - Wywiadowca pokaza mundurowemu
znaczek subowy.
- Nic, rozmawiaj. Moe go przesuchuje?
- Dlaczego nie usunlicie cakiem ludzi?
- Sam? - cakiem susznie zdziwi si policjant.
- Medalu to ty, chopie, nie dostaniesz - przepowiedzia mu Zielny. - Ale i nie polegniesz na
subie - pocieszy. - Do kuni jest drugie wejcie?
- Jakie drugie wejcie? To nie sklep kolonialny! - Mundurowy machn rk i odszed na
szos, gdzie zatrzyma si wanie autokar z Janowa.
- Prosz nie wysiada, prosz nie wysiada tutaj! - krzykn.
Szofer ruszy, ale po kilku metrach musia zahamowa, bo ktry z pasaerw samowolnie
otworzy tylne drzwi. Policjant stanowczym krokiem ruszy w tamt stron, ale wtedy zza
autobusu wyszed postawny mczyzna przy tuszy, z teczk. W prawej rce trzyma rzemie, na
ktrym koysa si may okrgy znaczek.
- Faniewicz! - zawoa Zielny, po czym ciszy gos, gdy obaj stanli pod potem. - Mamy
Dba, tutaj!
Minli przymknite wrota. Faniewicz rzuci teczk i bokiem wsun si w ciasne przejcie
prowadzce na podwrko. Zielny zza jego plecw nic nie widzia, ale gdy partner pochyli si
nagle, on zrobi to samo.
Niepotrzebnie. Przez mae okno kuni nikt nie zdoaby ich jeszcze zobaczy. Obaj przylgnli
do ciany. Zielny zajrza przez poszarza szyb do wntrza.
- A co w Kraniku? - szepn. Przekrwione oczy Witka ani troch mu si nie podobay,
chocia sam wyglda niewiele lepiej.
- Duga historia - mrukn Faniewicz.
Ich poszukiwany, ubrany w ciemny paszcz, siedzia sztywno na krzele z wysokim oparciem,
ktre pasowaoby bardziej do kocioa ni do kuni. Dopiero po chwili, kiedy oczy Zielnego
przywyky do pmroku, tajniak zauway, e dziwny mebel zosta zrobiony niedawno, nawet
niepocignity bejc, nie mwic o jakichkolwiek zdobieniach. Komisarz ze swojego miejsca
przy wejciu na chybotliwym zydlu widzia prawdopodobnie tylko czubek gowy Dba.
*
Rano jest tu naprawd adnie - powiedzia z alem Jan Db. Moe wyjrza przy tym przez
okienko kuni, lecz Maciejewski nie mg by pewien; wysokie oparcie dziwacznego krzesa
zasaniao widok. - Ziele, niedaleko las...
Jeeli to mia by wstp do wyzna, zapowiada si nie najgorzej. W podejrzanym co pkao,
i to samoistnie, bez przyduszania. Komisarz wci nie potrafi stwierdzi, czy tamten nie trzyma
w rku detonatora, ktrym wysadzi kuni i spali p Konopnicy, ale najwyraniej wzio go na
sentymenty i gdyby umiejtnie zagra na tej nucie...
- Seledyn lasw w powych mgie zwiewnej osonie... - zaryzykowa Zyga.
- Co prosz? - Mczyzna na fotelu poruszy si jak tknity prdem.
Maciejewski ju wiedzia, e przycign jego spojrzenie.
Wyj papierosa. Znowu szuka zapaki. W kocu zapali i wydeklamowa:
Dnieje. Bujn zieleni mi si zbone any.
Seledyn lasw w powych mgie zwiewnej osonie.
Bia mann drobniutkich ros spylone bonie.
Leciuchno dyszy wonny zefirek rozlany.
- Pan zna moje wiersze?!
Komisarz umiechn si lekko, bo ju dwukrotnie w swojej karierze sysza podobne pytanie.
- Mwiem, e sporo o panu wiem. Chciabym powiedzie te, e pana rozumiem... Gdyby
zabi Wolaka, po prostu zlikwidowa, to by pana cel, zabiby pan wczeniej - stwierdzi Zyga,
chocia nie mia na to twardych dowodw. - Nie myl si? Pan si spodziewa spotkania... Tylko
miejsce mogo si panu trafi lepsze, nie w boksie klaczy pracodawcy.
- To wycie nie doszli, czym zajmowa si Wolak? - Db odwrci nieco gow i spojrza na
policjanta z autentycznym zdziwieniem.
- Miaem nadziej, e pan mi to powie - spokojnie odpar Maciejewski.
- A ja miaem o panu lepsz opini. - Mczyzna, dotd spokojny i opanowany, teraz
mimowolnie krci si na swoim zbyt duym krzele niby ucze, ktrego lekcja zacza ju
nuy, ale ktry ma w sobie do kindersztuby, by zachowa pozory wobec nauczyciela. - Chyba
przeszukalicie jego mieszkanie? Nie byo tam nic, co wzbudzioby paskie podejrzenia?
- Stare programy gonitw - rzuci Zyga.
- Bzdura! - Db znw siedzia sztywno, patrzc przed siebie.
- Kalendarz z komi, na ktre pewnie chcia postawi...
- Tak pan to zrozumia? No c... A nie znalelicie u niego jodyny?
Ba si zadrapa, Zyga z miejsca przypomnia sobie swj dowcip podczas przeszukania.
Stan mu przed oczami Faniewicz przeszukujcy szaf, w gowie komisarza znw zabrzmia
irytujcy gos gospodyni, ktr w ssiednim pokoju przesuchiwa Zielny. Ale nad jodyn
wszyscy przeszli obojtnie, cznie z sdzi ledczym. No bo i co podejrzanego moe by w
jodynie?
- Znalelimy - potakn.
- Jodyna, panie komisarzu, wstrzyknita w pitk kopyta, w pcin czy w inn cz nogi,
wywouje zapalenie i ko zaczyna kule. To nie jest szczeglnie grone, samo przechodzi po
najdalej dwch tygodniach, ale w tym czasie na wygran mona sobie pogwizda. Jest tylko
jeden szkopu...
- Jodyna barwi skr - odgad Maciejewski. Stana mu przed oczami strona z kalendarza
Wolaka, ta z przekrelonym grub kresk siwkiem i wpisanym w jego miejsce karym ogierem.
- Bardzo barwi - przyzna Db. - Teraz ju pan rozumie?
*
Faniewicz zrozumia wreszcie, dlaczego podejrzany woy ten karawaniarski paszcz! Pod po
ukrywa luf strzelby, a kiedy si poruszy, wywiadowca zauway midzy jego nogami kolb
opart o klepisko. Byszczca yka wdkarska czya paluch jego bosej stopy ze spustem.
Tajniak sign po rewolwer, odbezpieczy, jednak strzeli si nie odway.
- Bdzie si broni? - mrukn stojcy za nim partner.
- Miaby fuzj na kolanach. W eb sobie palnie.
Zielnym zatrzso. Wic ten cwaniak, ktry robi z nich idiotw od samego pocztku, na
koniec wytnie taki numer?!
Trzeba bdzie pisa stosy raportw i udowadnia, e ani Maciejewski, ani aden z nich
niczego nie zaniedba. Jeli nawet Herr Komendant jako to przeknie, taka sprawa moe si
cign za czowiekiem jak smrd po gaciach...
- Wytrc mu t strzelb. - Zielny przepchn si bliej okna. Cicho odbezpieczy nowego
visa, ktrego nie mia nawet okazji uy, tyle co na strzelnicy. Uj pistolet obiema domi,
opierajc je na parapecie.
- Wilhelm Tell si znalaz - mrukn sceptycznie postawny tajniak. On te ju odgadywa, co
si wici.
Ostronie, by nie uderzy luf rewolweru w szyb, przymierzy si do strzau.
- Paragrafy czy honor, dobrze to pan powiedzia... - dobiego z wntrza. - Ale pki y, to i ja
miaem po co. Teraz... Teraz i mnie si odechciao.
Niezbyt gony, impotentny trzask iglicy pistoletu wybrzmia razem z ostatnim zdaniem Dba.
Mczyzna spojrza w okno kuni i zobaczy dwie gby. Jedn wybrylantowanego elegancika,
ktry dopiero co mierzy do niego z pistoletu, a teraz rozpaczliwymi uderzeniami o drewnian
cian prbowa odblokowa bro. Drug otyego faceta stojcego za nim z rewolwerem.
- Kurwa, Witek, strzelaj! Zaci mi si! Strzelaj!
W pierwszej chwili Zielny mia nadziej, e Faniewicz zdy. Dwa strzay hukny niemal w
tym samym momencie, tyle e ten z broni partnera nie powinien by tak gony. I nie miao
prawa odrzuci po nim gowy Dba pod strop kuni. Nie miao, bo przecie Faniewicz mierzy w
kolb dubeltwki.
*
zblad.
- Przegralimy. Przegralimy jak jasna cholera - wycedzi powoli, podchodzc do
stuczonego okna. - Przegraem - poprawi si zaraz. - Zielny, poszukaj telefonu. Woaj technikw
i Krpiela, niech i doktor ma co z ycia... Faniewicz zostaje ze mn.
Wychodzc z kuni na podjazd, odsun zaywn wieniaczk, ktrej rce raz po raz
wykonyway znak krzya, ale oczy niemal wychodziy z orbit. Kilkanacie jej kum i niemao
konopnickiej modziey zebrao si przy wrotach kuni.
- Nic tu nie ma do patrzenia! - Komisarzowi przyszed z pomoc rumiany starszy mczyzna
w wysokich butach i przepoconej koszuli z podwinitymi rkawami. Odegna bab, machajc
somianym kapeluszem jak na kur. - To nie dziwowisko jest jakie, ludzie! Sotysa mus
sprowadzi, zamiast gapi si durno!
Maciejewski zamkn wrota kuni i skin mu gow. Zwyky chop wykaza wicej
opanowania ni miejscowy posterunkowy. Za mody, aby pamita wojn, nie widywa te
najwyraniej zmasakrowanych cia na torach kolejowych, bo teraz, cay zielony, tylko dziki
eliwnemu parkanowi kocioa by w stanie utrzyma urzdowy pion. Zyga podszed do
Faniewicza, powolnym krokiem wychodzcego wanie zza przysadzistego budynku kuni.
- Dlaczego dae mu uciec? - warkn cicho.
- Jak to uciec? - Tajniak wzruszy masywnymi ramionami. - Zabi si przecie, panie
kierowniku.
- Dlaczego dae mu uciec? - powtrzy z naciskiem komisarz.
Wywiadowca wytrzyma jego spojrzenie. Odwrci si i ju prawie odchodzi, lecz naraz
mrukn przez rami:
- A pan?
EPILOG
sierancie.
- Jak co? - Milicjant spojrza na niego podejrzliwie.
Kwiki klaczy byy nie do zniesienia. Kopnaby ktrego, nie jeste jeszcze taka stara...
- Jak nie wiem co - warkn Zyga.
- Ja bym na waszym miejscu nie podskakiwa, Maciejewski - ostrzeg sierant Kufel, dla
dodania sobie powagi kadc ko na raportwce. - Wy jestecie niepewny element, w dodatku
kiblowalicie.
- Moe dlatego teraz, eby mnie naprawd zgnoi i skurwi, musiaby obywatel sierant
przyj z kolegami. Najlepiej trzema, tak dla pewnoci. - Przedwojenny glina wbi w wzrok w
dzielnicowego.
Kolejny krzyk Haiti zabrzmia jak chichot wariata. Podobnych dwikw nasucha si na
Zamku, czsto nie wiedzc do koca, czy ubowcy wanie przesuchuj kogo do granic
fizjologii, czy jaki wizie oszala.
- al wam tego konia, co? - Milicjant, nie wiedzie czemu, odezwa si naraz ludzkim
gosem. - Tej, jak jej tam?... Haiti?
Byy komisarz parszywie si skrzywi.
- Roboty szkoda. Szkap i psw nigdy nie lubiem. A Haiti, obywatelu sierancie, to wyspa na
Morzu Karaibskim. Obywatel sierant poczyta sobie Poznaj wiat, niejednego si dowie.
OD AUTORA
Pragnc na sposb Aleksandra Macedoskiego przeci wtpliwoci, czy jestem bardziej autorem
kryminaw, czy moe powieci historycznych, miaem szczery zamiar tym razem nie zagbia
si w histori dwudziestolecia midzywojennego, nie szuka w niej biaych plam ani szczeglnie
wyrafinowanych smaczkw, ale napisa - a tak, niech mi Bg intelektualistw wybaczy! kostiumow powie kryminaln z komi w tle. Niestety, chocia mj zamiar by szczery,
szukajc materiaw do ksiki, znw uwioda mnie historia.
Najpierw chciaem po prostu woy do jednej ze scen byego szefa komisarza
Maciejewskiego, Wodzimierza Pitueja. Zamiarw historycznych nie byo w tym adnych,
chciaem jedynie wiedzie, jak wyglda i jakim by czowiekiem. Nie bez zdumienia
uwiadomiem sobie, e za posta epizodyczn wziem bohatera romansu awanturniczego, i to
nie tylko z powodu hiszpaskiej brdki. By oficerem policji ukraiskiego pochodzenia, najpierw
szefem zewntrznej ochrony marszaka Pisudskiego, a po jego mierci - sekowany przez sanacj
- zosta koniec kocw zmuszony do odejcia do cywila. Ten sam czowiek, ju jako Woodymyr
Pituej, pojawi si we Lwowie w 1941 roku jako komendant Ukraiskiej Policji Pomocniczej,
nastpnie jako dowdca jednej z brygad wchodzcych w skad dywizji SS-Galizien. Zyga
Maciejewski mia z nim do czynienia jako komendantem powiatowym niecay rok w poowie lat
30, i nie mg wiedzie, co stanie si pniej (Wodzimierz vel Woodymyr Pituej take nie).
Zadaem sobie jednak pytanie, czy przypadliby sobie do gustu. I odpowiedziaem, e jako
oficerowie, na ktrych policyjna hierarchia patrzya rwnie krzywo, niestety bardzo...
Zbliajc si z kolei do koca powieci - nie bdc przecie poet - zaczem si zastanawia,
jakie wiersze pisaby Jan Db, wraliwiec z natury, przestpca z racji splotu okolicznoci. Na to
osobom, ktre wspary mnie swoj wiedz i opini. W kolejnoci alfabetycznej dzikuj:
Agnieszce Gtarczyk, historyczce zafascynowanej rodzin Czetwertyskich, autorce m.in,
biografii Seweryna ksicia Czetwertyskiego oraz inspirujcego artykuu o jego stadninie w
Suchowoli;
Marzenie Goofit z kranickiego Stowarzyszenia Rozwj i Bezpieczestwo oraz Jej
wsppracownikom, ktrzy skutecznie lobbowali na rzecz wtkw kranickich w cyklu o
komisarzu Maciejewskim, zorganizowali pouczajc wycieczk po ich miecie oraz zarzucili
informacjami;
Jarosawowi Karczowi, lekarzowi weterynarii kierujcemu szpitalem dla koni w Janowie
Podlaskim, za kluczow odpowied na pewne kopotliwe pytanie;
Robertowi Kuwakowi, ktry od lat wspiera mnie swoj szerok wiedz historyczn o
dawnym Lublinie i rwnie tym razem uwanie, krytycznie, lecz z yczliwoci przeczyta
brudnopis powieci;
Pawowi Leniewskiemu, wykadowcy Szkoy Policji w Pile i wytrawnemu technikowi
kryminalistycznemu, za konsultacj i cenne uwagi dotyczce finaowej sceny samobjstwa;
Dariuszowi Makowskiemu, redaktorowi naczelnemu miesicznika Poznaj wiat, ktry
zechcia dla mnie sprawdzi, czy przed czerwcem 1951 rokiem Zyga Maciejewski mg natkn
si w tyme pimie na wzmiank o Haiti;
a bardzo szczeglnie Michaowi P. Wjcikowi, jednemu z twrcw fanpage'a Aj law
LUBLYN, bo to on wanie najpierw dugo namawia mnie do napisania koskiego
Maciejewskiego, potem pomg wyszuka ciekawostki, by na koniec zosta rwnie
czytelnikiem testowym tego kryminau.
SPIS RZECZY
Prolog
145
235
Epilog
341
Od autora
345