You are on page 1of 356

ANDRZEJ ZIEMIASKI

POMNIK CESARZOWEJ ACHAI TOM IV


2014

SPIS TRECI

SPIS TRECI
PROLOG
ROZDZIA 1
ROZDZIA 2
ROZDZIA 3
ROZDZIA 4
ROZDZIA 5
ROZDZIA 6
ROZDZIA 7
ROZDZIA 8
ROZDZIA 9
ROZDZIA 10
ROZDZIA 11
ROZDZIA 12
ROZDZIA 13

PROLOG

Ten lot nie by podobny do niczego, czego Kai dowiadczya w yciu.


Chyba nikt dotd, nikt z jej wiata, nie przeywa rwnie intensywnego uczucia wolnoci,
beztroski i stopienia si z niewyobraalnym ogromem przestworzy. Wok nie byo niczego.
Gdzie tam, daleko w grze, idealnie czysty nieboskon, gdzie tam, daleko w dole, ocean. I ona.
Pani wszechwiata. Lecca gdzie w dal. Odruchowo rozstawia szeroko rce i nogi, by wtopi
si w cay ten pusty wiat. Czysta i nieskrpowana niczym rado latania. Bogowie! Dlaczego jej
wasna cywilizacja nie wymylia czego takiego?
Kai poprawia si w uprzy spadochronu. I tak jak j nauczono, sprawdzia pozostae
elementy wyposaenia: hem, gogle, mask tlenow i podstawowe przyrzdy. To wszystko,
wczajc futrzany konierz polarnego kombinezonu, ciasno obwizany szalikiem, ograniczao
ruchy jej gowy tak, e nie moga jej przekrci, eby zobaczy, czy obok i troch z tyu leci
rwnie Nuk. Dziewczyny nie miay radia, eby mc si porozumie. Pozostao wierzy, e
wszystko jest w porzdku i koleanka jest za plecami. Na szczcie droga w d bya prosta i nie
wymagaa adnych manewrw. A spadochron, cho eksperymentalny, zosta zaprojektowany tak,
eby samemu doprowadzi skoczka do waciwego miejsca.
Ten sprzt oczywicie wymylili inynierowie z dziwnym akcentem. Wyszyska, ktra
kazaa sprowadzi go z Polski, dugo rozwodzia si nad jego zaletami. Do tej pory - tumaczya zrzutw na terytorium wroga dokonywao si w nocy. Silnik samolotu warcza, ostrzegajc
przeciwnika o przeprowadzanej akcji. Trzeba byo skaka w ciemnociach, z niskiego puapu, co
samo w sobie byo miertelnie niebezpieczne, i prosto w rce czekajcych na ziemi ludzi, ktrzy
przyjmowali zrzut.
Jednak na cakiem obcym, nieznanym terytorium, jak w przypadku tej akcji, pojawi si
istotny problem. Nie byo ludzi, ktrzy mogliby czeka na dole. I co? Skaka w dzie, z
wysokiego puapu? To tak jakby przez heroldw ogosi: Tu jestemy, dzie dobry,
dysponujemy technik, ktr widzicie, a naszych ludzi przysyamy do was, eby grandzili i
szpiegowali. Czy wszyscy ju dowiedzieli si o tym fakcie?. Bez sensu. Druga moliwo to
wysanie okrtu, eby noc wysadzi desant. Ale na obcych wodach, bez map i rozpoznania
atwiej popeni samobjstwo, ni wysadzi na brzeg kogokolwiek. Te bez sensu. Wyszyska
jednak znalaza rozwizanie.
Przysane spadochrony okazay si rodzajem latajcych skrzyde, czym na ksztat
mikkich szybowcw. Skoczka zrzucao si bardzo daleko od celu, z bardzo wysoka. Nikt nie
widzia i nie sysza samolotu. Nikt nie mg si nawet domyla, e wanie rozpocz si wrogi
desant. I w dodatku w przypadku tego sprztu mona byo wykorzysta star sztuczk
myliwcw dalekiego zasigu. Piloci takich maszyn czsto ogldali dwa wity tego samego dnia.

Niezapomniane zjawisko. Pierwszy wit nastpowa na wysokoci szeciu kilometrw. A kiedy


soce ju wzeszo, wystarczyo zanurkowa ostro tu nad ziemi, w gsty mrok. I po chwili...
soce wschodzio raz jeszcze. Ten cudowny efekt w przypadku latajcego spadochronu mona
byo rozcign prawie w nieskoczono. Przy odpowiednich obliczeniach skoczek cay czas
opada w strefie witu. A manewrujc odpowiednio linkami, ldowa tu przed nim, o pierwszym
brzasku. Maa szansa, eby zosta przez kogokolwiek odkryty. Jedynym minusem tego
rozwizania by okropny chd, ktry panowa na wikszej wysokoci, i konieczno oddychania
powietrzem z butli.
Ale warto byo cierpie i znie wszelkie przeciwnoci. Kai naprawd leciaa! Zupenie
swobodna w przestworzach! Wspczua ludziom, ktrzy nigdy nie dowiadczyli czego tak
niesamowitego. Kady szczeg wry jej si w pami. Najpierw dugi lot, sylwetki pilotw ze
suchawkami na gowach, wygldajcymi jak wielkie korki wbite w uszy, byskawiczne, trwajce
nieprawdopodobnie krtk chwil minicie si z powracajcym samolotem meteorologicznym,
ktry sprawdza warunki na trasie dolotu, i wreszcie krtka jazda metalow rynn, ktra
wyrzucia dziewczyn w mron, absolutnie pust przestrze. W przestworza. Kiedy spadochron
rozwin si prawidowo, a Kai zgodnie z instrukcj poprawia si w uprzy, poczua co na
ksztat ekstazy.
No dobra - trzewa myl przysza jej do gowy dopiero po duszym okresie
oszoomienia. Zachwyt zachwytem, a uniesienie uniesieniem. Dlaczego jednak w ogle
zdecydowaa si na t misj? Na wypraw w gb nieznanego ldu, nieprzyjaznego i
nieprzychylnego obcym? W wielkich bibliotekach w Negger Bank znaleziono tylko nieliczne
wzmianki na temat mieszkacw innego kontynentu. Nie utrzymywano z nimi adnych
kontaktw handlowych. Tam kupcy nie byli wolni, a handlem kierowa sam wadca. Nie chcia
obcych. Nieliczni eglarze, ktrzy przybijali do tamtych portw, nie byli wpuszczani gbiej.
Obyczajw i kultury tamtych ludzi praktycznie nie znano. Stosunkw dyplomatycznych nie
utrzymywano. Jeden wielki czarny d, jeli chodzi o wiedz na ten temat. A podrnik przed
mierci powiedzia niewiele. Wystarczyo jednak to, e nauczy si gdzie kilku zda po
angielsku, i ju cay polski sztab ekspedycyjny wariowa z nerww, nie majc pojcia, jak mogo
do tego doj. Implikacje okazay si atwe do przewidzenia. Zwiad naleao wysa natychmiast.
Oczywiste te, e nie mg si skada z Polakw, ktrzy odrniali si wygldem i w okropny
sposb kaleczyli jzyk. Czarownica stanowia najlepszy wybr. Owszem. No tak, ale to byy
racjonalne tumaczenia. Co jednak j sam pchno do podjcia ryzyka?
Wzruszya ramionami. No co? Ach, i na jasn zaraz tu dugo duma? Nie byo nad czym.
Zrobia to, bo chciaa zaimponowa Tomaszewskiemu. Tym bardziej e on sam nie mg lecie,
cho jzyk mia opanowany. Z tym jego niesamowitym, jak na tutejsze warunki, wzrostem i
przeraliwie blad skr odrniaby si od zwykych ludzi jak rajski ptak od wrbli. Miejscowi
mogli jeszcze myle, e to odmieniec jaki, wielkolud i na co chory, skoro taki blady. Ale
Anglicy lub Amerykanie, ktrych mona si tam spodziewa, na pierwszy rzut oka bd
wiedzieli, e to kto spoza Gr Bogw. Wystarczy im jedno spojrzenie.
Kai pamitaa rady znawcy kobiet Randa i rady Aie. Tak, tak, najlepiej zrobi na
Tomaszewskim wraenie i ju bdzie jej. Dobra rada. I wydawaa si naprawd znakomita. Ale
inaczej myli si o robieniu wraenia na mczynie, siedzc w wygodnym hamaku, a inaczej lecc na spadochronie w nieznane.
Kai zazdrocia Nuk, swojej towarzyszce. Ta nie miaa bowiem adnych rozterek. A poza
tym znalaza si w przestworzach, bo tak zadecydowa Rand, dogadany z Shen. Chcia mie w
midzykontynentalnym zwiadzie swojego czowieka. Polacy nie oponowali. Wyksztacona,
zaradna, dowiadczona weteranka sub specjalnych i tak bya idealnym kandydatem do

wykonania tego zadania. Moe lepsza byaby jedynie sama Shen. Lecz ta nie moga zrobi sobie
przerwy w dowodzeniu z oczywistych wzgldw.
Oszaamiajce pikno wok i szok spowodowany niecodzienn sytuacj nie sprzyjay na
szczcie rozmylaniom o istocie bytu. Kai sprawdzia wskazania prostych przyrzdw, ktrych
obsugi j nauczono. Kompas, wariometr i anemoskop mwiy, e wszystko idzie zgodnie z
planem. Jeszcze raz sprbowaa si odwrci w stron Nuk. Udao jej si zowi cie
towarzyszki - troch z tyu, troch z lewej. Nie moga dostrzec szczegw, ale baa si
manewrowa caym spadochronem, szybujc gdzie nad oceanem.
Co jednak byo nie tak. Moe inaczej: co j zaniepokoio, co, czego nie potrafia
precyzyjnie okreli. Jaka ledwie wyczuwalna igieka strachu ukua Kai nagle, pozostawiajc
zamiast konkretnego blu jedynie lekkie, nieokrelone co do miejsca mienie. Co to byo?
Rozejrzaa si na tyle, na ile moga przynajmniej. Nic. Spojrzaa do gry. Tam spor cz
nieboskonu zasaniaa czasza jej spadochronu. Ale nie tylko! Dostrzega nad czasz dziwny cie
jakby gigantycznego obiektu, wyranie odbijajcy si na idealnie biaej tkaninie. Teraz ju
poczua prawdziwy strach. Nie moga bardziej si odwrci. Przez gow przemkna jej
idiotyczna myl, e przecie w sakwie, ktr miaa przytroczon jako kitbag, jest zapakowany
rewolwer. I co? Ma go wyj i strzela na olep przez czasz? Strach zaczyna mci jej umys.
Co to jest? Co o takich rozmiarach moe lata w powietrzu?
I nagle cie zacz si przesuwa. Kai szarpaa si z szalikiem i krpujcym szyj
futrzanym konierzem. Baa si zsun z twarzy gogle i mask tlenow. Po chwili zobaczya to
co. Tu obok!
Bogowie. To... To by jaki aparat latajcy. Widziaa wyranie. Jakby wielki latawiec z
wieloma skrzydami, do ktrego podczepiony by czowiek. I co gorsza, to nie bya maszyna
Polakw! Nagy paroksyzm strachu zacz j dosownie dawi. Po chwili jednak przysza myl:
to w ogle nie jest maszyna ludzi zza Gr Bogw.
Kai odetchna gboko. No tak. Nie bya, bo nie moga by. Nie warczaa, nie huczaa,
nie wya i nie mierdziaa adn z tych okropnych chemicznych woni, ktre znaa z lotniska.
Wydawao si, e nie ma adnego napdu, przynajmniej w polskim rozumieniu tego sowa. Nie
widziaa migie, wirnikw, niczego. I nagle przypomniaa sobie. Na samym pocztku, kiedy
znalaza si wrd Polakw na okrcie podwodnym, przecie te widziaa maszyn bez napdu.
Okrt holowa j na linie, nadajc prdko, a ta wznosia si jedynie dziki sile wiatru. Tamto
co byo wiatrakowcem bez silnika, a to tutaj? Przypomniaa sobie, e Tomaszewski opowiada
co o szybowcach, ktre startujc ze stromych zboczy gr, potrafiy si wznosi nawet bardzo
wysoko dziki wstpujcym prdom powietrza. Zupenie jak ptaki.
Ale tutaj? Kai widziaa kilka dziwnych skrzyde, jakby opitych mikk bon, system
linek i blokw, jakie malutkie latawce, szybujce na uwizi przy dziwnym aparacie. Mogy
suy do sterowania. Albo zaraza jedna wie do czego.
Kai widziaa te pilota. Kobiet podczepion do skrzyde za pomoc bardzo
skomplikowanej uprzy. Ona rwnie miaa na sobie kombinezon, ale w przeciwiestwie do
tego, ktry miaa Kai, obcisy, bez futra. Jak wic wytrzymywaa w tym zimnie? Dziwny
szybowiec zblia si lekko od prawej strony. Kai do wyranie widziaa twarz kobiety. Malowa
si na niej wyraz totalnego przeraenia. Czarownica nagle i zupenie irracjonalnie odetchna z
bezbrzen ulg. Tamta si boi jeszcze bardziej!
Odwrcia si jak moga w stron Nuk i pokazaa jej uniesiony do gry kciuk. Sierant
odpowiedziaa tym samym. Jakby jednak troch leniwie, bez entuzjazmu. Kai przeniosa wzrok
na kobiet pilota cudacznego szybowca. Nic dziwnego, e tamta si baa. Skoro zobaczya co
takiego pierwszy raz w yciu. Dwie istoty szybujce na przedziwnych zwojach tkanin

powizanych linkami, z twarzami ukrytymi przez hemy, gogle i przywodzce grone skojarzenia
kocwki aparatw tlenowych. Ludzi, ktrym wielkie karbowane rury wychodz z ust. O oczach
zakrytych gbok, nieprzeniknion czerni. Z czym mogo jej si to kojarzy? Pewnie z
koszmarami najgorszych snw.
Fakt, e tamta boi si bardziej, uspokoi Kai na tyle, e umys mg si zaj innymi
problemami. Zostay wykryte ju na dolocie do celu? No niby tak. Ale Kai bya przekonana, e
olepiony przez dzikusw podrnik nie wspomina o latajcych aparatach w kraju, do ktrego
teraz zmierzaa. Ani sowem. Owszem. Nie pochodzi stamtd, fakt, ale pamitaa dokadnie, e
wypytywany o elazne okrty, ani sowem nie zajkn si o jakich szybowcach. A kiedy
Tomaszewski powiedzia mu, e z lotniskowca mog startowa samoloty, podrnik dugo
wypytywa, co to s te latajce maszyny. Najwyraniej nie mia pojcia, e czowiek moe lata.
Skd wic ten szybowiec?
Nie byo czasu na domysy. Kobieta w obcisym kombinezonie przeoya przed sob
jakie linki i dwa z mniejszych latawcw na uwizi przesuny si na praw stron wielkiego
szybowca. Cay aparat zacz powoli skrca, zmieniajc kurs. Maszyna, sunc majestatycznie w
przestworzach, oddalaa si powoli.
Kai znowu odwrcia si w stron Nuk. Ta bezradnie rozoya rce. Szybujc, i tak nie
mogy niczego zrobi. A najgorsze, e nie mogy nawet pogada. Nie eby dyskusja na temat
przedziwnego spotkania moga cokolwiek wnie do sprawy. Ale pewnie przyniosaby cho
troch ulgi w rodzcych si w gowie coraz to nowych pytaniach i wtpliwociach.
Kai zerkna ostatni raz za oddalajcym si szybko obcym szybowcem. Potem klepna
si kilka razy praw doni w lewe przedrami, gdzie miaa przypite swoje przyrzdy. Dawaa w
ten sposb znak, e niedugo ju bd si musiay przygotowa do ldowania na obcym, zupenie
nieznanym kontynencie.

ROZDZIA 1

Zagubiona wrd gr wie bya tak maa, e nawet przemierzajc pobliski trakt, mona
byo j min i nie zauway niczego. Malutkie chatki przemylnie ukryto w cieniu rozoystych
gazi olbrzymich sosen i szczeglnie teraz, w zimie, niecodzienny kamufla mg zwie oko
niewprawnego wdrowca. Tym bardziej e psy nie szczekay.
Shen, prowadzca may oddzia partyzantw, miaa do brnicia przez niene zaspy.
Otara rkawem pot z czoa. No to s nareszcie u celu. Byby to powd do radoci, gdyby tylko
zb, po lewej stronie, chyba ostatni, nie zaczyna mi coraz bardziej.
- Wiosna idzie - powiedzia mody chop, ktry zgodzi si by ich przewodnikiem.
- Chyba ocipiae.
Shen nie wiedziaa, czego si bardziej boi. Zazibienia od przewiania spoconego ciaa
przez lodowaty wiatr czy skostnienia od przeraliwego chodu, gdyby zarzdzia duszy
odpoczynek.
- Dlatego si panienka poci - powiedzia przewodnik. - Czu ciepo w powietrzu.
Shen zerkna pytajco na Kadira, ale z trudem apicy powietrze rusznikarz nie mia si,
eby odpowiada na niezadane pytanie. Na szczcie dochodzili wanie do pierwszych chaup.
Pojawiy si psy. W dalszym cigu jednak nie szczekay. Partyzanci wiedzieli ju, dlaczego tak
si dzieje. Podobnie zachowyway si psy w kadej z wsi zagubionych w niegocinnych grach,
bo w takich miejscach psy w czasie godnych dni, ktre tu zdarzay si czsto, suyy za straw
dla ludzi. No a wiadomo: od pokole pierwszy do gara wdrowa ten czworong, ktry
najbardziej haasowa - z reguy wic nie zdy jeszcze spodzi potomkw i w ten sposb
niewiadomie hodowano ras najcichszych zwierzt w caym cesarstwie.
Zatrzymali si dopiero na rodku wsi, naprzeciw najwikszej chaupy, z ktrej na ich
powitanie wyszed rosy, bardzo wysoki mczyzna. Jego wygld wzbudzi zreszt zdziwienie
wrd partyzantw. Odruchowo sdzili, e skoro wszystko wok jest karowate, poczynajc od
zabudowa, a na zwierztach koczc, to i ludzie powinni by malutcy. Najwyraniej nie byli.
Sotys, nawet kiedy zgi si w ukonie, zdawa si growa nad dowdc.
- Witajcie, przybysze! Czekalimy na was... Cho nie w takiej liczbie. - Spod oka zerkn
na uzbrojonych po zby ludzi.
- Nie bj si. - Shen chciaa go uspokoi. - Mamy wasny prowiant.
Gd! Naga myl przeszya jej umys: pod adnym pozorem nie mona przyj od
gospodarzy misnego poczstunku. To na pewno bdzie psina!
- Chtnie si nim podzielimy. - Wyja z plecaka niewielki karton wypeniony tabliczkami
czekolady.
Aha, znali ju tutaj to cudo zagranicznego cukrownictwa. Obserwowaa rozszerzone z
radoci oczy sotysa, kiedy z czci prawie oglda jedn z tabliczek opakowanych w wykwintny
papier. Na obwolucie wida byo rozemianego pucuowatego chopca pdzcego do rwnie
spasionej dziewczyny w jakim legendarnym raju gdzie, nie wiadomo gdzie, za Grami Bogw.
- A... a kartofle te macie?
Shen parskna miechem. No tak, moga to przewidzie. Legendy o cudownej rolinie,
ktra odpdzaa gd, majce swoje rdo wycznie w przechwakach Polakw, dotary pod

strzechy nawet w najbardziej zapadych zaktkach imperium. Wiele razy rozmawiali o tym z
Kadirem. Rusznikarz twierdzi, e ludzie po prostu chcieli wierzy w cuda. Nie wasna praca, nie
staranie, nie walka, tylko cud. Najlepiej zagraniczny! Najlepiej pochodzcy z tak daleka, eby nie
mona byo sprawdzi, czy na pewno dziaa. Cud, dar z niebios, aska zagranicznych
dobroczycw... Populici zawsze potrafili wykorzysta ten mechanizm i dlatego ci, ktrzy
wzywali do roboty, z reguy nie zapisywali si na kartach historii w przeciwiestwie do tych,
ktrzy prowadzili ludzi na bezsensowne wojny, majce przynie zdobycze i bogactwo, a dajce
bied i stosy trupw. C, argumentami do ludu przemawia tylko gupi wadca. Mdry uywa
prostych emocji bez adnej treci.
- Nie - mrukna nagle za. - Ale bd w przyszym roku.
Pusta obietnica wystarczya. Sotys prawie ju radosny poprowadzi ich do swojej chaty
Partyzanci mieli si rozlokowa u ssiadw.
- Prosz, tdy, tdy. - Wysoki chop wskazywa drog, jakby byy to zakamarki
ogromnego paacu, w ktrym mona si pogubi. Chaupa nie bya skromna, miaa trzy izby, ale i
tak w gwnym pomieszczeniu, przy piecu, ledwie mogo usi kilka osb. ona gospodarza,
szczupa, moda jeszcze chopka, pomagaa Shen szamoczcej si ze swoj grub kurtk.
- Dajcie, pani, dajcie j. Wysusz wam, ale nie przy piecu, bo skra si zniszczy.
- Dzikuj.
- Dajcie, ja dobrze wysusz. - Gospodyni zakrztna si przy Kadirze.
Ich przewodnik radzi sobie sam. Po chwili usiedli w cieple, przy do sporej nawet awie
na rodku, a gospodarz postawi przed nimi mis z parujc straw. Ani ksa! - przestrzega sam
siebie Shen, widzc wrd ugotowanych warzyw kawaki misa. Nie bierz tego do ust!
Kadir musia mie rwnie pospne podejrzenia, bo take nie tkn niczego. Zadowoli si
kubkiem gorcej wody z sosnowymi igami i odrobin miodu.
- Gdzie jest ten czowiek? - zapyta sotysa.
Ten pokaza palcem najblisz cian.
- W tamtej izbie?
- Tak. Jak go znaleli, to lea u naszej zaklinaczki. Ale jak si dowiedziaem, e to
czowiek zza Gr Bogw, to kazaem przenie do siebie.
No jasne. Liczy na nagrod za uratowanie kogo znacznego. Ale sam w tej guszy nie
wiedzia nawet, jak komu da zna o znalezisku.
- I co z nim? - indagowa Kadir dalej. - Przytomny?
- Nieprzytomny, panie. Albo pi jakim takim gbokim snem, albo dziwnie majaczy.
- Jeste pewny, e to Polak?
Sotys zamiast odpowiedzi pooy na awie przygotowany wczeniej pasek obcego. Kadir
wzi go do rki. Zwyky pas do spodni, tyle tylko, e nie mia normalnej klamry ani dziurek.
Zaciskao si go bardzo porcznym urzdzeniem z ruchom tulejk w charakterze bloczka.
Bardzo przemylnie wykonana rzecz. I rzeczywicie stao si jasne, e tego przedmiotu nie
wykonaa ta cywilizacja. Pochodzi zza Gr Bogw.
- Tak - mrukn rusznikarz. - To rozwiewa wtpliwoci.
- Mam jeszcze wicej jego rzeczy. adna z nich nie jest nasza.
Kai skina gow.
- Pniej zobaczymy. Opowiedz, jak byo.
Sotys nala sobie peen kubek gorcego napoju z igie.
- Ano znaleli go myliwi. Przy rzece. Normalnie pewnie by go tam zostawili, bo
zapasw w domach mao, a zima duga. Jak aden zwierz we wnyki nie wpadnie, to przey
bdzie trudno, ale... - Sotys skrzywi si lekko. - On, cho bogactwa przy nim nie znaleli, to

jednak wida, e znaczny pan. Jego buty z cieniutekiej skry, na ciepej podszewce, jako tak
hecnie wykonane. A koszula to z cieniutkiego materiau jak u ksiniczki jakiej.
- Jak to tak? - przerwaa mu Shen. - W samej koszuli na niegu lea?
Sotys zakrztusi si ykiem gorcego napoju, ktry pospiesznie wzi do ust. Mhm,
domylia si natychmiast. Kurtk wic mia, ale zaopiekowali si ni myliwi.
- No i myliwi postanowili, e go tam na zmarnowanie nie zostawi. Do wsi postanowili
zabra ze sob. Mimo e jeszcze niczego nie upolowali, a ten to rosy chop. Wszystkich trzeba
byo, eby go nie.
Sotys nie podoba si Shen. Krci. Ona sama, crka prostego rybaka, ze wsi moe i
rwnie maej, cho znad jezior, zdecydowanie lepiej potrafia sobie wyobrazi, do czego tak
naprawd doszo w lesie. Chopi adnego dobrego uczynku robi przecie nie zamierzali.
Ratowanie kogokolwiek nie wchodzio w gr. W pewnym momencie jednak zdali sobie spraw,
e czowiek lecy przy rzece to wielki pan, i strach ich zdj po prostu. e mog przyj inni
wielcy panowie i o kompana swego si upomnie. ywego ducha we wsi nie pozostawiajc,
kiedy si wkurz.
Z jakich przyczyn sotys jednak postanowi ukrywa prawd. Chcia wybieli
mieszkacw wsi czy co? Nie mwic ju o tym, e nazywa kusownikw myliwymi. Co za
hipokryzja okropna.
- I co dalej?
- Umiecilimy chorego u naszej zamawiaczki w chaupie. Ale nie potrafia go uleczy.
W to akurat Shen moga uwierzy. A take w to, e na myl im nie przyszo, eby zgosi
to komu. Bo niby gdzie i komu.
- A potem do wsi zajecha kupiec - podj swoj opowie sotys. - I to nie z miasteczka,
ale z samego wybrzea!
- Ach, no tak! - Shen powanie pokiwaa gow, eby pokaza, e docenia wag kogo
takiego. Kadir nie wytrzyma i parskn miechem.
- Wojna wtedy z Shah bya. Przemytnicy to normalnie w biay dzie przez gry chodzili,
takie interesy mona byo robi. To i zjedali w te okolice rni tacy, co si na lewym towarze
dorobi chcieli.
- I co ten kupiec? - Shen przerwaa potok nieistotnych informacji. Odruchowo dotkna
lewego policzka. micy zb odzywa si coraz mocniej. - Widzia chorego?
- Tak, zainteresowa si. Jak tylko usysza, e we wsi jest obcy, to chcia zobaczy, kto
taki.
- Jak zareagowa?
Sotys poruszy si niespokojnie. Jemu te najwyraniej Shen nie przypada do gustu.
Niby chopka, crka prostego rybaka, jak niosa wie gminna, ale gdzie tam. Mwia inaczej ni
chopi. I gow trzymaa inaczej.
- On nam powiedzia, e to nie nasz. e on chyba zza Gr Bogw przyby na elaznym
okrcie!
I co? W gacie narobilicie? - miaa na kocu jzyka Shen, ale powstrzymaa si w
ostatniej chwili. Tym bardziej e kady gwatowny ruch gow koczy si ostrym ukuciem w i
tak obolaej ju szczce.
- Strach pad... - sotys mimowolnie odpowiedzia na niezadane pytanie.
Ano strach, strach. I teraz co tu zrobi? Tu ju nie tylko wielmoe, ale same mocarstwa
zamieszane. Sprawy tak wiatowe i tej wagi, e siy w to wcignite ca wie mogy postrzega
mniejsz ni pyek na kocu palca, ktry lekkim dmuchniciem mona strci w niebyt.
- Chorego kazaem przenie do mojej chaupy.

Rozsdnie, przytakna w mylach Shen.


- No i dumaem tak... Kupiec z przemytnikami sprawy mia, wic nieskory on bdzie
opowiada w miecie, gdzie by i co widzia.
- Mdrze mylae. Z tego, co wiem, nic nikomu nie powiedzia.
- No wanie.
- A dlaczego nie zgosie...? - Shen przerwaa nagle i machna rk. - Zreszt nieistotne,
co tam zamierzae. Kupiec z chorym rozmawia, tak?
- Tak.
- I czego si dowiedzia?
- Niewiele. Czowiek zza gr majaczy, a kupiec jego jzyka nie zna. Troch gwary lizn
na wybrzeu.
- Co usysza?
- No... tamten powtarza sowo Gradient.
- Gradient? Dobrze zapamitae?
- Tak. Dobrze.
Shen i Kadir wymienili si spojrzeniami.
- Co jeszcze mwi?
- Kupiec niewiele zrozumia. Na pytanie, skd przybywa, tamten powtarza w malignie,
e z pieka.
- A co to jest to pieko, wiesz?
Sotys zaprzeczy ruchem gowy. Shen znowu zerkna na Kadira. Ten ledwie
dostrzegalnie wzruszy ramionami, patrzc na gospodarza z powtpiewaniem.
- No i co jeszcze tamten mwi?
- Ja tam nie wiem. Ja wiatowych spraw nie znam. I nie ruszam.
- No dobrze. - Wida byo, e niewiele wicej zdoaj si dowiedzie. - Zobaczymy ten
twj kopot sami. I zabierzemy go ze sob.
Sotys najpierw zerwa si od stou z wyranie malujc si na twarzy ulg, skoczy do
drzwi, ale w ostatniej chwili zatrzyma si jednak.
- A jakby tamci... - Nie wiedzia, jak ubra w sowa myl, ktra pojawia si w gowie. - A
jakby tamci wynagrodzi chcieli...
- No jasne. - Kadir podnis si zza stou. - Wemiemy chorego i zawieziemy do
polskiego garnizonu przy lotnisku w Kong. Powiemy onierzom, e w tej wsi przetrzymywano
Polaka, a sotys za to nagrody wyglda i maj tu przyjecha, eby samym spraw zaatwi.
- Nie! Nie! Nie!...
Przeraenie gospodarza byo tak okropne, e Shen po raz pierwszy zrobio si go
naprawd al. Wstaa rwnie, podesza do sotysa i obja go ramieniem.
- Nie bj si - szepna. - Zaatwimy tak, eby byo dobrze. - Umiechna si szczerze i
pchna drzwi do izby obok.
Kadir ruszy za ni, miejc si w duchu. miech jednak zamar mu na ustach, kiedy
wszed za dziewczyn do maej i dusznej izby. Powodem jednak nie by lecy w gorczce
zaronity czowiek w betach, tylko staruszka siedzca na zydlu obok ka. Wyraz zatroskania i
grozy na jej twarzy wstrzsn nawet trzewo mylcym rusznikarzem.
- Kto to jest?
Sotys przepchn si do przodu.
- Zaklinaczka.
- A czego ona si tak boi?
- Co przyszo z obcym do wsi - wyszepta gospodarz, jakby ba si w tym miejscu

podnie gos. - Co, co nie jest dobre. I ona jedna to widzi.


- Co? Jaka istota, duch?
- Nie. - Sotys rozoy rce i potrzsn gow, ale najwyraniej nie potrafi znale
odpowiednich sw.
Kadir chcia dowiedzie si czego jeszcze, lecz Shen, ktra ju nachylaa si nad
chorym, poprosia go o pomoc.
- On strasznie gorczkuje. Masz apteczk od Siweckiego?
- Tak.
- A umiesz zrobi zastrzyk?
O szlag. Tego jeszcze brakowao! Owszem, teoretycznie wiedzia, jak zrobi zastrzyk.
Jednak jego wiedza braa si z ogldania rysunkw, na ktrych ta czynno zostaa przedstawiona
etapami.

Rozkaz by prosty i jasny: Przygotowa ldowisko dla wiatrakowcw. I adnych


komentarzy. adnych odpowiedzi na prob o pozwolenie ewakuowania ludzi na pokady
okrtw, ktre towarzyszyy krownikowi. Nic, tekst depeszy nie zawiera nawet zajknienia na
temat tego, czy jego proba do dowdztwa dotara. A poniewa z rozkazami podpisanymi:
adm. si nie dyskutuje, Tomaszewski chcc nie chcc nakaza karczowanie drzew w
odpowiednim miejscu przy wityni dzikusw. Prawd powiedziawszy, by w kropce. Pozosta tu
bez zapasw i amunicji. Z rwnie godnym i prawie pozbawionym nabojw pukiem z Kong.
Malutkie samoloty obserwacyjne z krownika usioway im co zrzuca, ale w pierwszej
kolejnoci musiano zdecydowa si na rzeczy najbardziej potrzebne. A to byy lekarstwa i rodki
opatrunkowe dla licznych rannych puku i desantu.
- Co taki smutny? - Siwecki, ktry zorganizowa lazaret wewntrz wityni, w
pomieszczeniach, ktre mogli ogrza, rzadko pojawia si na zewntrz. Zaskoczy
Tomaszewskiego zupenie.
- Poobcinae ju wszystkie rce i nogi?
Lekarz mao si nie obrazi.
- No przesta. Nie obcinam niczego, bo nie mam warunkw. Przygotowuj ciej rannych
do transportu na krownik.
Tomaszewski wyj z kieszeni paczk papierosw. Obaj zapalili, zacigajc si apczywie,
cho na mrozie dym niezbyt smakowa.
- Rozkoszuj si, bo to jeden z ostatnich.
Siwecki gwatownie poderwa gow.
- No co ty?
- Z tym transportem na krownik te si nie spiesz. Nie mamy pozwolenia na ewakuacj
caoci.
- Czego ja tu nie rozumiem? Kto zabroni przetransportowania tam ciko rannych?
- W tym sensie to nie. - Tomaszewski umiechn si kpico. - Ale transport przez las
trzeba jako chroni, prawda? A ja nie mam amunicji. Nie mam, psiakrew, niczego! Tak
naprawd bezpieczestwo tutaj zapewnia nam archaicznie uzbrojony puk z Kong, ale
dziewczynom nabojw wystarczy jedynie na kilka strzaw.
- No to wietnie. - Siwecki spojrza na swojego papierosa jak na co bardzo cennego.
Potem zacign si, tym razem ostronie. - A ci tu? - Wskaza onierzy wyrwnujcych
krciutki pas startowy. - Co robi?

- Dowdztwo chce mie pas dla wiatrakowcw.


- No to znak, e o nas nie zapomnieli. Przyl zaopatrzenie...
- Wiatrakowcami? - wpad mu w sowo Tomaszewski. - Te maszyny maj za may
udwig.
- To po co nam ldowisko?
- Przyl jakiego mdral. Albo oficjaln delegacj - zacz wylicza na palcach - albo co
gorsza, komisj, albo jakich naukowcw, albo...
- No to niech si pospiesz z tym przysyaniem. - Siwecki nie mia wtpliwoci.
- Tak ci zaley na jakim oficjelu?
Lekarz potrzsn gow. Ostatni raz z wyran przyjemnoci zacign si papierosem i
odrzuci niedopaek zgrabnym pstrykniciem tak daleko, e Tomaszewski swj wasny upuci
tu pod nogi i zgnit obcasem. Nie chcia stawa do konkurencji, w ktrej najwyraniej nie mia
szans.
- Zaley mi na szybkim transporcie przynajmniej jednego rannego.
- Kogo?
- Ten twj lepy podrnik, ktrego uwolnilicie razem z Mielczarkiem. Wanie umiera
powoli.
- Co?!
Siwecki zgrabnym zwrotem unikn chwycenia za ramiona i prby potrznicia.
- To, co syszysz. Wanie umiera - powiedzia sucho.
Tomaszewski mia ochot kl w ywy kamie. Takie rdo informacji! Jedyny lad,
ktry mieli, jedyny punkt zaczepienia. I umiera. On sam, Kai i Wyszyska spdzali noce z
rannym podrnikiem, wycigajc sowo po sowie, widzieli, e jest saby i trzeba go oszczdza,
ale ta wiedza bya wrcz bezcenna. I cigle mieli jej za mao. Za mao! Udao im si uszczkn
zaledwie kropl z oceanu najpotrzebniejszych informacji. A tu teraz okazuje si, e czowiek
umiera.
- Co mu tak pogorszyo stan? Zakaenie od ran po wybitych oczach?
Siwecki zaprzeczy ruchem gowy.
- To nie gorczka.
- A co?
- Podaj mu antybiotyki, rodki na wzmocnienie, usiuj ustabilizowa organizm, a on mi
niknie w oczach. Nie wiem, co mam robi.
- I w czym ci pomoe wiatrakowiec?
- Trzeba go przewie gdzie, gdzie jest laboratorium. Potrzebuj bada krwi, wymazu z
odka, badania zawartoci jelit i setek innych wynikw.
Tomaszewski potrzsn gow.
- Nie masz adnego podejrzenia, co mu dolega?
Siwecki skrzywi si jakby na wspomnienie jakiej gafy.
- No powiedz wreszcie.
- Poprosiem o pomoc nawet czarownika...
- Kai?
- Mereditha. - Lekarz westchn i dalej mwi z pewnym trudem, jakby si czego
wstydzi. - Oczywicie nie podj si leczenia, bo przecie nawet nie zamierzaem go o to prosi,
ale powiedzia mi, e widzia ju kiedy podobne objawy.
- Gdzie i kiedy?
- Przed wiekami, kiedy niewolnictwo byo bardzo powszechne.
- Co ma do tego niewolnictwo?

Siwecki znowu westchn, a potem przygryz wargi.


- Meredith twierdzi, e wanie wtedy widzia co podobnego. Znacznych jecw lub
cennych niewolnikw przywiezionych z dalekich krain niewygodnie byo trzyma w kajdanach.
Musieli przecie bywa na dworach, porusza si po miecie, stanowi atrakcj, a nie
pomiewisko z powodu tego, e jaki janie wielmony pan otacza si ludmi w kajdanach.
- I nie uciekali?
- Wanie. W tym cay sk.
- W czym? - Tomaszewski traci cierpliwo. Oczywicie rozumia, e wspczenie
wyksztacony lekarz musia si zwrci o rad do czarownika i bardzo z tego powodu bolay go
dusza i duma, ale ju bez przesady. Albo Siwecki powie nareszcie, albo trzeba bdzie si zwrci
bezporednio do Mereditha.
- Najcenniejszym niewolnikom podawano codziennie specjaln trucizn. W maych
dawkach. Ona nie zabijaa ludzi, nie powodowaa zasadniczo adnych skutkw. Tyle tylko, e nie
mona byo przerwa kuracji. Jeeli niewolnik uciek, to pozbawiony codziennych dawek
wkrtce umiera w mczarniach.
Tomaszewski zmarszczy brwi.
- Naprawd moe istnie co takiego?
Siwecki bezradnie rozoy rce.
- Ja tam nie syszaem. Ale generalnie mechanizm nie jest niemoliwy, cho nie
wyobraam go sobie bez upiornych skutkw ubocznych.
- I dzikusy a tak potrzeboway do czego uwizionego przez siebie czowieka, e po
wybiciu oczu jeszcze go czym faszeroway. eby umar, w razie gdyby wpad nam w rce?
- Ja ci tego nie rozstrzygn. Nie jestem bogiem. - Siwecki zerkn na witynne
zabudowania, ktre mia za plecami. - Tu, z tyu, masz chyba najwikszy zbir otarzy w kraju.
Sprbuj moe jak ofiar zoy. Moe jaki wszechmocny si zlituje?
- Ale dowcipny.
Siwecki spowania nagle.
- Pytaem Kai, czy syszaa o tej metodzie na niewolnikw. Nie syszaa.
- A pukownik Thien?
- Nie pytaem, za bardzo roztelepana z powodu braku wina. Rozmawiaem te z
Wyszysk.
- I co?
- Zdziwisz si. Gdzie o tym czytaa. Twierdzi jednak, e to bya zwyka psychologiczna
sztuczka. Moni kazali dosypywa do posikw gorzk sl i wpierali niewolnikom, e to wanie
ta legendarna trucizna.
- Kto wierzy?
- Podobno tak i nie uciekali. A nawet zdarzao si, e po ucieczce kilku zmaro.
- Z powodu braku gorzkiej soli?
- Niezbadane s meandry ludzkiej psychiki - westchn lekarz. - Niestety, mojemu
pacjentowi dolega co bardziej realnego.
Siwecki poegna si i ruszy w stron swojego lazaretu.
- Zerkn, jak tam efekty mojej improwizowanej terapii antytoksycznej - powiedzia
jeszcze.
- Bd mia go na uwadze, kiedy tylko wylduje wiatrakowiec. Moe si uda odesa.
- Byoby wietnie.
Tomaszewski odwrci gow. onierze pracowali powoli, bez zbytniego entuzjazmu. A
on sam nagle zda sobie spraw, e jego zy humor bierze si chyba z narastajcej tsknoty.

Zerkn na onieone wierzchoki drzew nieprzyjaznego lasu. Cholerna zima! Przypomnia sobie,
jak niedawno rozmawia z Wyszysk w jej domu, w zupenie innym klimacie. Przypomnia
sobie cae to wielkie nabrzene miasto z jego przepastnymi bibliotekami, luksusowymi
burdelami, fajnymi knajpkami i kortami tenisowymi, na ktrych ksiniczki uczyy si nowej gry.
I nagle z przeraliw moc zda sobie spraw, e wcale nie tskni za dalek Polsk.
Najwyraniej tskni do wspaniaego Negger Bank.

Rand siedzia nad wielk map cesarstwa, na ktrej porozstawia naczynia rnej
wielkoci i koloru. Dominoway wszelakie kubki, kielichy, czary, pucharki, garnuszki i szklanice.
Kade naczynie symbolizowao jak placwk jego organizacji. Ale tylko Rand wiedzia, czy
wzorzysty puchar umieszczony na symbolu cesarskiego paacu oznacza lokalny sztab z
dowdztwem, czy pojedynczego agenta o kardynalnym znaczeniu. Spis jego ludzi nigdy nie
istnia na papierze. Wykresu struktur organizacyjnych rwnie nie byo. Wszystko kryo si w
gowie Randa i w razie jego mierci organizacja po prostu przestaaby istnie. Ze wzgldw
bezpieczestwa nie wyznaczy nastpcy. Bya to zreszt jedna z najbardziej strzeonych tajemnic,
bo atwo sobie wyobrazi, co by si stao, gdyby wiedzia o tym wrg.
- Co robisz? - zapytaa Aie szeptem.
Drgn nieprzygotowany. Cigle nie mg si przyzwyczai, e jego najblisza
wsppracownica i powierniczka moe mwi. Tak, tak, Aie po kuracji zacza na powrt sysze
i mwi. Ale o ile such miaa ju naprawd dobry, to mowa nie chciaa powrci poza stadium
zdartego chrypienia. Mimo wysikw polskich lekarzy jej gos przypomina gos starego
sieranta, ktry cae ycie w huku dzia wywrzaskiwa komendy do setek onierzy, a potem
leczy gardo strumieniami wdy. A poczenie filigranowej, przelicznej dziewczyny i brzmienia
jak z podziemi starej karczmy sprawiao piorunujce wraenie. Dlatego Aie usiowaa mwi
wycznie szeptem. W zwizku z tym zreszt brano j teraz za kobiet niezwykle romantyczn.
- Tak sobie myl. - Rand pstrykn wielki kielich ustawiony na mapie przy jakim
miecie. Naczynie przewrcio si i odtoczyo na bok, zatrzymujc si na elaznej, rzebionej
czarze.
- O czym?
Sarkn cicho. Zdecydowanie wola j w wersji guchoniemej. Na tabliczk
przymocowan do ramienia mona byo nie patrze, a uszu zamkn si nie da.
- Widzisz, zajmujemy si rnymi sprawami, gasimy poary, piknie nam si
wsppracuje z polskim wywiadem, a tu speckurwy likwiduj nam placwk po placwce.
Systematycznie, regularnie i skutecznie. Papierkowa robota, niezwykle sumienna, mrwcza,
powolna. Ale osabiaj nasz organizacj z dnia na dzie.
- Maj u nas jakie rdo?
- Niejedno. - Umiechn si radonie. - Ale mieli je przecie i przedtem. A teraz
powicaj swoje rda jedno po drugim tylko po to, eby nas osabi.
- Rozumiem. - Aie kiwna gow. - I to po cichu, eby nic nie wygldao na jak szersz
akcj.
- A to znaczy, e cesarzowa nic o tym nie wie.
- Wanie tak.
Rand podnis czar, ktr przewrci, i napeni winem z flakonu, czekajcego na
podordziu. Upi may yk, a potem dugo przetrzymywa w ustach.
- Trzeba by jej o tym jako powiedzie.

Rand mao si nie zakrztusi. Przekn wino i zacz kaszle.


- I niby ma nam uwierzy? - zapyta, kiedy ju odzyska normalny oddech.
- A czemu nie? Idiotk przecie nie jest.
- Och... - Zrobi kpic min. - Nareszcie kto, kto wierzy w nieomylno cesarzowej.
- Nie powiedziaam nieomylno. Powiedziaam, e wierz w jej rozsdek.
- Dla mnie to to samo.
- Nie przesadzaj. Musi przecie wiedzie, e jeli osabi jedno ze swoich rde
informacji, to druga strona zrobi z ni, co zechce.
Rand westchn ciko.
- Po pierwsze przemawia przez ciebie zadufanie. Nie jestemy adnym z gwnych
rde, a jedynie niewielkim zabezpieczeniem, testem na prawdomwno pozostaych.
- I wygodnym twrc plotek.
- Ona tego nie docenia. - Rand tylko machn rk i powrci do swojej wyliczanki. - Po
drugie ju j przekonano i wmwiono, e praktycznie pracujemy dla Polakw.
Aie wyja Randowi czark z rk i dokoczya wino. Potem pocaowaa go w usta.
- No, to troch wyklucza jak kontrakcj.
Umiechn si obuzersko.
- Przydaoby nam si co, co ni wstrznie.
- Niby co?
- Jaki zamach? - odpowiedzia pytaniem.
- O Bogowie wszyscy razem do kupy wzici! Zamach na cesarzow?!
- No co ty.
- To na kogo?
Znowu si umiechn. Potem rozoy rce.
- Najlepiej na mnie - powiedzia cicho. - Ale w jej obecnoci.
Podziwiaa jego szalestwo. Szkoda tylko, e tego si nie da zrobi.
- A jak zamierzasz wnie bro do paacu? - spytaa sodko.
- Oj tam. To nie musi by adna bro, wystarcz sztylety. Zamachowcy mnie lekko
podziabi, eby duo krwi byo na biaych szatach! - mwi coraz bardziej podniecony. - Lekko
mnie zadrasn. Ale tryskajca krew zrobi odpowiednie wraenie.
Nie bardzo sobie wyobraaa lekkie zadranicia i tryskajc krew. Z dowiadczenia
wiedziaa, e krew tryska tylko z przecitej ttnicy. A przecicie ttnicy nie jest zadraniciem.
Koczy si mierci.
- No dobrze - postanowia pomin t kwesti. - Skoro zamach odbdzie si w paacu, to
wszystkich zamachowcw zapi. No nie wiem, kogo zdoasz wynaj, ale wikszo ludzi
przyznaje si do wszystkiego ju po zwykym okazaniu narzdzi sucych do przesucha.
Zamy jednak, e znajdziesz wyjtkowych twardzieli, ktrzy przyznaj si, e pracuj dla
ciebie, dopiero w drugim dniu przesucha...
- Nie kpij. Przecie oczywiste jest, e wszyscy zamachowcy musz zgin.
- Troch bredzisz, przyjacielu.
No nie. Zdecydowanie wola j guchoniem, kiedy miaa przygotowane karteczki z
napisami w rodzaju: Szefie, ty masz zawsze racj! Jeste genialny!.
- Dlaczego bredz?
- Poniewa jeli zamachowcw opanuj stranicy paacowi, bd dy do zachowania
ich ywych. Tak ich szkolono. Cesarzowa musi zawsze wiedzie, kto na kogo nastaje, wic
wezm ich ywcem. Druga moliwo jest taka, e zamachowcw zabij inni twoi ludzie. Ale
tych innych twoich ludzi te si zapie i na wstpie okae im si narzdzia suce do

przesucha...
- Przesta.
- I krg si zamyka.
Machn rk. Nikt nie lubi sysze niekorzystnych opinii o wasnych pomysach.
- No to mona zrobi zamach na mnie poza paacem.
- Ale w takim razie cesarzowa nie bdzie wiadkiem.
- No szlag!
Rand zy odwrci si do dziewczyny tyem. Dug chwil przyglda si mapie z
rozstawionymi na niej naczyniami. Musia myle o czym niezbyt przyjemnym. Jego dugie
palce, starannie wypielgnowane przez mistrzynie doni, nerwowo bbniy o blat wielkiego stou.
Na szczcie nie nalea do ludzi, ktrzy dugo rozpamituj poraki w sownych utarczkach.
Aie znaa dobrze Randa. Teraz opanuje si, zmieni temat, ale myl o zamachu nie
przestanie go przeladowa. Mimo pozornego spokoju bdzie si robi coraz bardziej draliwy, a
potem wieczorem zamknie si w sobie i zacznie przeywa. Rozmylaa, jak moe mu pomc.
- Zastanawia mnie, jakim szokiem musiaa by dla Tomaszewskiego wiadomo, e inni
ludzie zza Gr Bogw wyldowali po tej stronie.
Aie drgna, nieprzygotowana na taki przeskok mylowy.
- A skd o tym w ogle wiemy?
Rand zerkn na dwie malutekie filianeczki do kawy stojce na mapie w miejscu
opisanym jako Kong. Delikatnie dotkn jednej i drugiej, przesun opuszkami palcw po
powierzchni porcelany. Mia wic tam a dwch agentw? Zdolny czowiek. Aie miaa wyrane
zalegoci w biecej pracy organizacji, spowodowane leczeniem zaordynowanym przez
laryngologa.
- Doszo tam podobno do niezwykej sceny. Polacy uwolnili z rk dzikusw jakiego
podrnika, ktry chwali si, e nauczy si kilku zda w jzyku ludzi zza gr. Kazali mu co
powiedzie. I okazao si, e istotnie, zna par sw. Ale nie mwi w jzyku polskim, tylko w
angielskim!
Aie parskna miechem.
- Zagadka, co?
- No! Cakiem ogupieli.
- A to znaczy przecie, e konkurencja jest gdzie w pobliu.
- Tak. No i teraz dopiero zaczyna si potacwka na wiejskiej zabawie podczas odpustu.
Co si poleje. Albo wdka, albo krew.
Aie skina gow.
- A najpewniej jedno i drugie - dodaa. - A my gdzie stoimy?
Rand zrobi min wielkiego mdrca.
- Najwiksz panik wrd Polakw spowodowaa myl, a raczej wtpliwo, czy tamci
te maj Duego Jasia.
- A co to jest Duy Ja?
- Oj, to bro takiej mocy, e przepalono ni Gry Bogw na wylot.
- O Bogowie miosierni.
- Lepiej Bogw nie wzywa przy okazji tej broni. Polacy te zreszt nie wzywali, tylko
zwrcili si do sejsmologw.
- Do kogo? - Aie znowu przerwaa Randowi.
Faza draliwoci w jego zachowaniu jeszcze nie nadchodzia najwyraniej, bo
odpowiada cierpliwie.
- Dowiedziaem si, kto to jest, ju tutaj. - Kciukiem wskaza mniej wicej kierunek,

gdzie leaa polska baza w Negger Bank. - To specjalici od wstrzsw. Depeszowano do


najlepszych po tamtej stronie gr. I ci specjalici twierdz, e nikt inny raczej nie ma Duego
Jasia. Z naciskiem na raczej.
- Mhm. No to te mam odpowied na pytanie, gdzie stoimy.
Rand potwierdzi ruchem gowy.
- Jestemy wiernymi przyjacimi - powiedzia zdecydowanym tonem i doda prawie
szeptem: - tych, ktrzy potrafi przepala gry.
- No dobrze, a jakim cudem tamci si przedostali na nasz stron?
- Nikt nie ma pojcia. No, moe co im tam, Polakom, wita pod czaszkami, ale... Musz
si dowiedzie, i to za wszelk cen. Chod.
Poprowadzi Aie do drugiego pokoju. Tam te bya mapa, lecz ju nie fragmentw
cesarstwa, tylko caego wiata. To znaczy znanego wiata. Geografowie z cesarskich bibliotek
podejrzewali, e to jedynie maa cz ogromnej caoci. Owszem, by ju taki eglarz, ktry
chepi si, e opyn wiat dookoa. Ale po pierwsze nie wiadomo, czy mu wierzy. Mg
przecie ga dla sawy, a sprawdzi nie ma jak. A po drugie to i tak tylko niteczka na mapie,
niedajca nawet fragmentarycznej orientacji z powodu niskiej dokadnoci. eglarz wszak sam
geografem nie by.
- Podrnik przejty przez Polakw w Banxi szed gdzie std. - Rand dotkn palcem
poszarpanego wybrzea jakiego kontynentu. - Nie znam szczegw.
Aie musiaa si skupi, eby przypomnie sobie nazw odlegego miejsca. Chyba
nazywano to krajem Nayer? Z naciskiem na chyba. Zreszt z tego, co mglicie pamitaa,
uywano rnych nazw i nie bardzo wiedziano, ktra jest waciwa, to znaczy ktrej tak
naprawd uywaj mieszkacy tych ziem. I zasadniczo tutaj koczya si jej wiedza. To byo
gdzie na innym kontynencie.
- Nie wysilaj rozumu. - Rand zaczyna wanie by uszczypliwy. - Moe ci si jeszcze
kiedy przyda.
Wskaza palcem podrczny stolik z przyborami do krelenia map.
- Zamwiem u bibliotekarzy krtkie podsumowanie naszej wiedzy o Nayer.
Aie z ulg podniosa ze stolika niezbyt gruby plik kartek i podesza do okna. Bya
bardziej ni biega w szybkim czytaniu i przyswajaniu tekstu. Kartki szeleciy w jej doniach. Po
chwili moga ju je odoy. Ta wiedza nie bya poraajca. Tak po prawdzie, gdyby pomin
spis rde i ich ocen dokonan przez uczonych w pimie, cao mona byoby streci w kilku
zdaniach.
Nayer jest pastwem zamknitym, ktre nie dy do kontaktw ze wiatem zewntrznym.
Praktycznie nie ma adnych wizi handlowych z cesarstwem. Dla statkw kupieckich przebycie
oceanu to zbyt wielki dystans, a w obcych portach nie oferuje si atrakcyjnych towarw. Nie ma
moliwoci oficjalnego zejcia na ld, a konkretnie, nie mona podj podry w gb ldu.
eglarze mog porusza si w niewielkich, zamknitych strefach w cisym pobliu portw.
Ludzie stamtd uchodz za zamknitych i niegocinnych. Zdarzay si rekwizycje statkw, jeli
uszkodzone musiay zawin do portw, ktre nie s przeznaczone dla zagranicznych goci.
Nieprzyjani s te przedstawiciele marynarki wojennej. Nie sposb w razie potrzeby uzyska od
nich jakichkolwiek informacji eglarskich, pomocnych nawet w nagej potrzebie. Kontakty ze
zwykymi ludmi s praktycznie niemoliwe.
Wiadomo, e wadca Nayer jest czczony na rwni z Bogami. Jego podobizny s
wszechobecne. Kady z mieszkacw zobowizany jest do powoywania si na jego mdro i
nieomylno w kadej, nawet potocznej sytuacji. Nie wiadomo, czy podawanie w wtpliwo
jakiegokolwiek czynu wadcy jest okrutnie karane, poniewa nigdy nie udao si zaobserwowa

adnego zachowania ani usysze adnej uwagi na temat jakichkolwiek wtpliwoci.


Nie wiadomo, czy lud Nayer jest bogaty. Budowle w dostpnych dla obcych eglarzy
portach s imponujce i wzniesione porzdnie. Ich marynarka wojenna budzi respekt. Wedug
obserwacji jest liczna, a okrty dobrze wyposaone. Niestety, nie wiadomo niczego na temat
handlu Nayer. Podczas kiedy obce statki handlowe mog pod pewnymi obostrzeniami wpywa
do ich portw, o tyle nigdy nie zaobserwowano adnego statku kupieckiego Nayer w
jakimkolwiek z portw cesarstwa.
- Ta wiedza naprawd nie jest poraajca - powiedziaa Aie.
- Wanie - przytakn Rand. - Ale przyznasz, e Nayer to dobre miejsce na ukrycie
wszystkiego, co powinno zosta ukryte.
- Tak, to prawda. I w zwizku z tym...
- I w zwizku z tym - wpad jej w sowo - nasi przyjaciele pol tam szpiegw, prawda?
- Pol. Pilnie. W trybie natychmiastowym.
- Wanie. Lecz przecie aden Polak nie pojedzie osobicie. Na pierwszy rzut oka wida,
e taki to nie nasz.
- Tak, bladoskry dryblas nie wtopi si w tum. I ju podam za twoim trybem mylenia.
- To bardzo dobrze. Kogo na ich miejscu wysaaby na zwiad?
- A to proste jak nie wiadomo co. Wysaabym Kai.
- Mhm. A kogo powinnimy im podsun jako drugiego zwiadowc? I to tak osob, na
ktr moglibymy wywiera wpyw?
Aie wzruszya ramionami.
- Ja bym zaproponowaa Shen.
Rand potwierdzi jej wybr ruchem gowy.
- To najlepsza kandydatura, ale odkd zostaa watak jakich partyzantw, to chyba
niemoliwe.
- No to Nuk.
- O wanie.
Aie cmokna cicho.
- I mylisz, e od niej bdziesz dostawa informacje?
Rand rozemia si nagle.
- Nie chc artowa, e w przypadku wyprawy Kai i Nuk bd mia informacje z dwch
niezalenych rde, bo mog mie i z trzech. Krzysiek te pewnie o wielu rzeczach bdzie chcia
mi powiedzie.
Potrzsna gow. Wiedziaa, e Rand jest wariatem, ale nie e a takim. Z drugiej strony
nigdy nie moga odgadn, co takiego jest w jego uroku osobistym, e mao kto potrafi si temu
przeciwstawi. Doskonaym przykadem zreszt bya ona sama. Podesza do ogromnego lustra
wiszcego na cianie, eby si sobie przyjrze. Chwil patrzya taksujco, a potem machna
rk.
- Niele to nawet wymylie - powiedziaa. - Jednak podczas naszej rozmowy moja
gowa te nie prnowaa.
- A co wymylia?
- Jak przeprowadzi zamach na ciebie i nie odda sprawcw w rce stray.
- No jak? - Podszed bliej, szczerze zaciekawiony.
- To problem, ktry atwo rozwiza. Ma by na ciebie zamach, a sprawcy maj zgin,
eby nie wygada, kto ich naj, tak?
- No tak.
- Widzisz, niepotrzebnie skrpowalimy si sowem sprawcy. Przecie wystarczy tylko

jeden zamachowiec, prawda?


- No tak. Ale i tak trzeba wynaj kogo, kto go zabije, a tego kogo zapi i wydobd z
niego prawd.
- Nie bd go w ogle przesuchiwa - przerwaa mu Aie.
- Jak to? Jak to nie bd przesuchiwa czowieka, ktry zabije zamachowca?
Umiechna si do Randa promiennie.
- Bo zamachowca zabijesz ty! - powiedziaa i zacza si mia. - Ciebie przecie nie
przesuchaj. A sprawa prosta. On ci porani i zabie go w samoobronie. Zostaniesz bohaterem.
A nawet zakrwawionym bohaterem - zakpia.
Rand najwyraniej si przestraszy. Temu planowi nie mona byo nic zarzuci. By
wzorem logicznego rozwizania problemu.
- Ale... - Przekn lin. - Ale ja nie umiem zabija.
- Naucz ci. - Promienny umiech nie schodzi z twarzy Aie. - A poza tym ju
zastrzelie jednego czowieka.
Moga tego nie mwi. Rand pamita a za dobrze. W wskiej uliczce strzeli do
mczyzny, ktry ranny lea na bruku. Odchorowa to wtedy. A w koszmarach sennych okropne
wspomnienie powracao do dzi. I to bynajmniej nie jako wyrzuty sumienia. Byo znacznie
gorzej.
- Nie. Nie, ja nie...
- Co ty nie?
Znowu przekn lin.
- Ja chyba nie mam odpowiednio wielkich jaj, eby to zrobi.
Aie spojrzaa na swoje odbicie w lustrze. Pokrcia lekko ksztatn pup.
- Zapewniam ci, e do tego wielkie jaja s niepotrzebne. Ja nie mam w ogle, a zabija
umiem.

Selim Michaowicz opuci do, ktr dotd osania oczy przed bladym zimowym
socem. Zszokowany spektaklem podszed do Tomaszewskiego.
- Powinno si zmieni nazw formacji wojskowej, ktr reprezentujesz, Krzysiu powiedzia. W jego gosie wyranie czu byo zdziwienie tym, co rozgrywao si nad ich
gowami.
- Na jak?
- To si powinno nazywa: Marynarka wojenna, wasno firmy Admiraowie, spka z
ograniczon odpowiedzialnoci.
Tomaszewski parskn miechem. Potem podnis gow, eby popatrze, doczajc tym
samym do wszystkich dziewczyn z puku Kong, ktre te tak stay, tyle e z otwartymi ustami. A
byo na co patrze.
Na nieboskonie najpierw pojawi si wielki wiatrakowiec dowdztwa. Nie by
pomalowany w aden z kamuflaowych wzorcw. Pozostawiono po prostu naturaln srebrn
barw aluminium i tutaj, w dzikich ostpach, robio to kolosalne wraenie. Lnicy w
promieniach soca metal przywodzi na myl legendarnego srebrzystego ptaka, ktry kry nad
mityczn siedzib staroytnych mdrcw.
Wiatrakowiec jednak wcale nie zamierza ldowa. Przeciwnie, po wykonaniu ciasnego
skrtu nad zabudowaniami wityni pilot skierowa go w gr, wznoszc maszyn po spirali. W
miar jak cich warkot jego silnikw, da si sysze inny dwik - huk motorw samolotw

transportowych. Po duszej chwili zgromadzeni przed wityni onierze mogli zobaczy


pierwsze maszyny nad wierzchokami onieonych drzew. Leciay w lunej formacji, bardzo
nisko. Huk narasta gwatownie, a wibracje spowodowane drganiem powietrza sprawiay, e
nieg zacz opada z gazi wok.
- Przygotowa si do przejcia zrzutu! - krzyczeli oficerowie Baranowskiego. Przygotowa si do przyjcia zrzutu!
Dziewczyny, zafascynowane widowiskiem, nie reagoway. Jedynie piechota morska i
Tatarzy raczyli si ruszy, ale nie po to, by formowa zespoy do przejcia pojemnikw.
onierze szukali po prostu schronienia, eby nic nie spado im na eb.
Obsuga transportu w samolotach musiaa ju otworzy rampy. Tu za maszynami
pojawiy si biae wstgi spadochronw, ktre po duszej chwili rozkwitay w idealnie biae,
napite czasze. Dziewczyny z puku Kong zaczy krzycze w zachwycie. Co niesamowitego!
Pierwszy taki widok w caym ich yciu.
- Przygotowa si do przyjcia zrzutu! - krzyczeli podoficerowie.
Na prno. Dziewczyny obserwoway wszystko z fascynacj. Stay idealnie nieruchomo,
patrzc, jak kontenery w ksztacie wyduonych walcw opaday powoli. Dopiero po duszym
czasie zday sobie spraw, e ta powolno jest pozorna. Metalowe pojemniki spaday z ogromn
prdkoci, i to prosto na ich gowy.
Pozory stuporu pky momentalnie. Ludzie zaczli biega, wpada na siebie, krzycze.
Tworzyy si zbite grupy, kbowiska, ktre nie mogy si rozpa, i pojedynczy uciekinierzy
powikszajcy chaos bieganiem kady w swoj stron.
- Spokj! Spokj! - Podoficerowie usiowali wprowadzi jaki ad.
W tym momencie pierwsze pojemniki uderzyy o ziemi. Na szczcie nie spowodoway
wikszych strat. Gorzej, jeli uwolnione od ciaru czasze spadochronw opady na jakie
wiksze kbowisko cia.
- Spokj! Zbirka!
Okrzyki niewiele daway. onierze usiowali w chaosie uj bombardowaniu. Dopiero
kiedy kilka pojemnikw rozpado si, uderzajc w twarde podoe, i okazao si, e zawieraj
konkretne dobra, mona byo pomyle o wprowadzaniu jakiego takiego porzdku.
Samoloty znikny za wierzchokami drzew. Jedynie po huku silnikw mona si byo
zorientowa, e zawracaj wanie do bazy i to ju koniec zrzutw na dzisiaj. onierze
uspokajali si powoli, komendy zaczynay odnosi swj skutek. Do momentu jednak, kiedy kto
odkry, co konkretnie im zrzucono oprcz amunicji i lekarstw. Siy powietrzne nie praktykoway
dostarczania na front konserw, eby unikn, jak to mwiono, woenia zbdnego elaza.
Produkty spoywcze dostarczano w zalenoci od pogody panujcej u odbiorcy albo w formie
liofilizowanej, albo mroonej. I teraz trudno si dziwi wygodniaemu onierzowi, ktry
zobaczy lecy przed sob poe bekonu i niewiele mylc, wbi we swj n, eby odkroi jak
najwicej.
- Nie re niczego! - darli si podoficerowie. - Zaczekajcie, a kucharze co z tego
ugotuj!
Akurat. Szybko odkryto, e poza mroonym misem kontenery zawieraj rwnie
czekolad i witaminizowane cukierki. I niby co mieli z tym robi kucharze? Dziewczyny zaczy
walczy midzy sob o dostp do co bardziej strategicznych zasobw.
- Pandemonium - mrukn Selim Michaowicz. - Ale patrz, bo to jeszcze nie koniec.
- Co? - Tomaszewski znowu unis gow.
Wielki srebrzysty wiatrakowiec wanie zacz majestatyczne ldowa. Ryk jego silnikw
cich nagle i maszyna zgrabnymi zwrotami zacza szybko traci wysoko. Po chwili pilot

ustawi j na osi krtkiego pasa. Wiatrakowce wiele nie potrzeboway. Nawet tak cikie jak ten.
Kilkanacie metrw powinno w zupenoci wystarczy. Ale nie. Wtedy ldowanie z szarpniciem
nie wygldaoby wystarczajco godnie! Pilot, dokonujc cudw swojej sztuki, przelecia na
maym cigu tu nad gowami kbicych si na ziemi onierzy. Dopiero kiedy owion ich
zapach spalin, wielka maszyna, skupiajc na sobie wzrok wszystkich wok, zgrabnie
przyziemia na pasie i zatrzymaa si chwil pniej.
- Janie wielmony pan obdarzy swj lud dobrami wszelakimi - powiedzia Selim
Michaowicz. - A teraz zamierza zaszczyci lud osobicie.
- Ano. - Tomaszewski skin gow.
- Ech, ci admiraowie... - Stary Tatar przecign palcami po swoich wsach. W wojskach
ldowych takie przedstawienie byo nie do pomylenia.
Kto otworzy drzwi wiatrakowca i podstawi schodki. Zgromadzeni onierze
opanowywali rozgardiasz. Wszystko, co yo, uspokajao si wanie i kierowao wzrok ku
niezwykej maszynie. Dugo nic si nie dziao. Cisza robia si jedynie coraz gbsza.
Oficerowie zasalutowali i zastygli w tych pozach. Dopiero wtedy w drzwiach maszyny
ukaza si admira Wentzel. W galowym mundurze, przy kordzie i odznaczeniach, w
nienobiaej czapce ze zotym godem, tak piknie kontrastujcej ze smolistoczarnym
mundurem. onierze zrozumieli, e widz istot nadludzk. Kogo, kto pochodzi nie z tego
wiata. Wypreni na baczno salutowali, zamieniajc si w spiowe posgi absolutnego
oddania.
- I o to chodzio - szepn Michaowicz.
Wentzel powoli zszed na ziemi. Dopiero wtedy sprycie odpowiedzia na salut
oficerw. Ci jak jeden m opucili rce. Nikt jednak nie mia si odezwa. Admira zrobi kilka
krokw i unis do w lnicej rkawiczce.
- Witajcie, onierze! - powiedzia.

Z garde dziewczyn wydoby si ryk tak straszny, e jeli jaki wrg by w zasigu suchu,
to wanie straci wszelk wol walki, a by moe nawet dosta ze strachu nieuleczalnej
niestrawnoci. Kiedy wycie si wypalio, admira podj niespieszny marsz ku wityni.
Wszystkie w idealnej ciszy odprowadzay go wzrokiem. To by wzr oficera! To by dowdca, za
ktrego warto odda ycie bez wahania! To bya zjawiskowa istota z krainy Bogw.
Stary dowdca tatarskiego zwiadu dawno nie widzia takiego teatru pomieszanego z
cyrkiem. Ale te dawno nie widzia takiej skutecznoci. Musia przyzna, e by pod wraeniem.
- Panie Baranowski - admiraa oczywicie nie obowizyway jakie tam stopnie wojskowe
- gratuluj panu.
- Dzikuj, panie admirale! - Major, cho byo to wbrew regulaminowi, zasalutowa
jeszcze raz.
- Selim, przyjacielu! - Wentzel pooy do na ramieniu Tatara. - Jestem pod wraeniem,

e takiemu staremu wydze chciao si jeszcze gania po chaszczach. I to jak! Dzikuj.


Oczywicie byli na ty, ale w tej sytuacji pukownik Michaowicz wypry si na
baczno jak chwil przedtem major.
- Ku chwale ojczyzny, panie admirale!
Z Tomaszewskim Wentzel wykona jeszcze lepszy numer. Poklepa go po prostu po szyi.
Jak wierzchowca.
- Krzysiu, no nie zawiode mnie, dziecko. Bardzo serdecznie ci dzikuj za skuteczno.
Admira rozejrza si nagle zdziwiony.
- A gdzie pani pukownik?
I co tu powiedzie? e ley w delirium spowodowanym brakiem alkoholu?
- Jest niedysponowana, panie admirale.
- Ach, to poznam j pniej. - Wentzel umiechn si lekko. - Krzysiu, prowad w takim
razie do wityni.
- Tak jest!
Zanim ruszyli, admira koniecznie jeszcze musia pozdrowi onierzy. Dziewczyny z
puku Kong same z siebie, bez adnej komendy, utworzyy szpaler, ktrym mg ruszy w stron
gwnego wejcia. Admira, pozdrawiajc, nie salutowa oczywicie. Kroczy powoli z
uniesionym do gry palcem, a dziewczyny te nie odpowiaday salutem. Kiedy przechodzi obok,
po prostu pochylay gowy. A idcy z tyu Tomaszewski zastanawia si nad si wizerunku.
Na szczcie droga nie bya zbyt duga. Ju w przedsionku wityni admira mg
odprawi wszystkie towarzyszce mu, a niepotrzebne ju osoby i zosta sam na sam z oficerami.
Mg te przywita si z cigle owinit w koc Wyszysk i Kai pomagajc tamtej w
rekonwalescencji.
- Pani inynier! - Wentzel zaatakowa z marszu. -Dostaem wiele gratulacji od
najwyszych czynnikw za przygotowanie i przeprowadzenie akcji w Banxi. I czego tu nie
rozumiem.
- Czego, panie admirale?
- To wanie ja chciaem zapyta: czego oni mi gratuluj?
Zaskoczy j. Inynier spojrzaa na admiraa w lekkiej panice, nie majc pojcia, co
odpowiedzie.
- I tego wanie si spodziewaem - dobi j Wentzel. - Pozwol sobie porozmawia z
pani pniej, w wszym gronie.
Zerkna na niego z pewnym podziwem. Ustawiajc Wyszysk w charakterze
dziewczynki do skarcenia, unikn jakichkolwiek dyskusji o specyfice misji z publik za plecami.
I tym samym uci wszelk dalsz dyskusj, zdusi w zarodku, zanim ktokolwiek zdoa j
zacz.
- Pani kapitan - podszed do Kai - zoyem wniosek o odznaczenie dla pani.
- Dzikuj! - Czarownica umiechna si radonie.
Tomaszewski przygryz wargi. Ona w ogle nie zna regulaminu! Admira jednak nie
zwrci uwagi na poufay ton dziewczyny.
- A gdzie nasz, przepraszam, pani przyjaciel, ktry tak bardzo nam pomg?
- Meredith? Myl, e jedzi konno po okolicy. Chyba od czasw Cesarstwa Luan
przejady mu si oficjalne powitania. Natomiast zakocha si w swoim perszeronie. Twierdzi, e
to pierwszy od tysica lat ko, ktry powoduje u niego poczucie bezpieczestwa podczas jazdy.
- Rozumiem. A pukownik Thien? Mam dla niej instrukcje i rozkazy z paacu. Czy mimo
niedyspozycji nie chciaaby si pokaza cho na chwil?
Baranowski zaprzeczy ruchem gowy, potem spojrza na Tomaszewskiego. Ten zmiesza

si wyranie.
- Raczej... - zawiesi gos. - To byoby bardzo trudne - dokoczy.
- Potrzebuj jej tutaj - nalega admira.
- No to ja potrzebuj butelki wdki - wypali Tomaszewski. A co tam? Po pierwsze s w
wojsku, a po drugie Thien nie bya oficerem w jurysdykcji marynarki wojennej.
- Ach, rozumiem. - Wentzel nie okaza wielkiego zdziwienia. - Mam wdk na
wiatrakowcu.
- No ale trzeba by j jako chorej poda.
- Tak, to misja delikatnej natury. - Admira rozejrza si. - Chyba najwaciwszym bdzie,
jeli pan to zrobi. - Wzrok zatrzyma si na Baranowskim. - Podejmie si pan, panie majorze?
- Oczywicie.
Oficer piechoty nie pitrzy trudnoci. Odmeldowa si, salutujc regulaminowo. A
Tomaszewski zrozumia: wanie o to chodzio. Zostali teraz sami, tylko marynarka wojenna, bez
si ldowych. Mona byo porozmawia bardziej otwarcie.
- Suchajcie, drodzy pastwo. Z kadym z was z osobna i ze wszystkimi razem
zamierzam tu odby szereg konferencji. Zatem powoli szykujcie si na dugie rozmowy ze mn.
Teraz jednak w trybie pilnym musimy razem rozstrzygn pewn kwesti. Priorytetow dla
bezpieczestwa caej naszej misji po tej stronie gr.
Typowe dla Wentzla, pomyla Tomaszewski. adnego ogldania wityni, zero
zainteresowania otarzem, do ktrego trwa wycig, niech do wysuchiwania jakichkolwiek
frontowych opowieci, jak to byo i ilu nasi narnli. Kady ma powiedzie konkretnie, o co
chodzi, a on co najwyej bdzie zadawa naprowadzajce pytania. Tak jak teraz.
- Czy jestecie pewni, e uwolniony z rk dzikusw czowiek mwi po angielsku?
- Tak. - Wyszyska nie miaa adnych wtpliwoci.
- Gdzie on jest teraz?
- Umiera - powiedzia Tomaszewski. - Zdaje si, e dzikusy zaaplikoway mu jak
trucizn powolnego dziaania, a my nie mamy odtrutki.
To ewidentnie zastanowio admiraa, bo milcza dusz chwil.
- Ile udao si z niego wycign?
- Niewiele. W kadym razie widzia obce elazne okrty na wasne oczy. Widzia te
wejcie do ich tajnej bazy.
- Na innym kontynencie?
- Tak. Ale myl, e moglibymy tam trafi na podstawie jego opisu.
Admira sykn cicho. Nie lubi takich odpowiedzi. Myl, moglibymy Tomaszewski zgani si w mylach. Mwic o faktach, nie powinien uywa formy warunkowej.
- Krtko - powiedzia stanowczo Wentzel. - Najlepiej jednym zdaniem. Jak bycie
okrelili status tych Anglosasw?
Wyszyska wcigna powietrze z sykiem. Wolaa jednak, eby odpowiada
Tomaszewski.
- Prawdopodobnie s po tej stronie gr duej ni my.
Admira zakl cicho.
- Jak dugo?
- Nie sposb stwierdzi. Nie przybyli w sposb tak spektakularny jak my. Ich elazne
okrty to nie ORP Pozna ani Sp. Tylko, z opisu sdzc, mae jednostki transportowe. Ale
to gdybania. Pewne jest jedno: takiego teatru, jaki tutaj zrobia Rzeczpospolita, oni nie zrobili.
Wentzel zmruy oczy.
- Raczej si wtapiaj? - zapyta.

- Tak.
Admira przytakn i rozejrza si wok. Najwyraniej mia do rozmowy na rodku
pomieszczenia na stojco. Niestety, nie mieli nic do zaoferowania. Puk z Kong pozby si caego
wyposaenia na ostatnim etapie wycigu, a desant si rzeczy nie mg niczego zabra ze sob.
Wewntrz nie byo nic, nawet gupich krzese z aluminium i brezentu. W do sporym
pomieszczeniu przedsionka wityni znajdoway si jedynie awy zbite z nieokorowanych pni
osadzonych na krzyakach. Wentzel podszed do ciany. Odkry na szczcie przytargany przez
kogo witynny zydel i zaj go, krzywic si na niewygody. Reszcie towarzystwa wskaza
nieokorowane awy.
- Na ziemi tu picie? - zapyta zniesmaczony skrajn ascez ich wyposaenia.
- Na gaziach - sprecyzowa Tomaszewski.
- No tak, tak. - Wentzel doskonale udawa wspczucie. - onierz musi zawsze liczy si
z niewygodami. - Odruchowo zerkn w kierunku miejsca, gdzie stan jego ogromny
wiatrakowiec. Wewntrz na pewno czekao rozkadane, wygodne ko dla dowdcy.
Przewidywa zapewne, e zostanie tu troch duej. Najwyraniej jednak nie zamierza
opowiada o luksusach, ktre zarezerwowa dla siebie. Przecie obok staa owinita kocem
Wyszyska, ktra jako rekonwalescentka i kobieta mogaby si domaga jakich niestworzonych
przywilejw. Na szczcie reszta to onierze, a im nie wolno nawet myle, e na caym wiecie
mgby istnie jakikolwiek powd, dla ktrego admira miaby odstpi komukolwiek swoje
wygodne miejsce do spania. - Powiem wam co o tych Anglosasach - podj temat po duszej
chwili.
- Czybymy mieli o nich jakie informacje? - zapyta Tomaszewski.
Wentzel zaprzeczy ruchem gowy.
- Od czasu kiedy powsta nasz projekt przekroczenia Gr Piercienia, wszystkie suby,
ktre zajmuj si zdobywaniem dla nas informacji za granic, zostay uczulone na jednym
punkcie. Domylacie si jakim.
- Czy ktokolwiek na wiecie podejmuje podobn prb - mrukna Wyszyska.
- Tak, ma pani racj. Suby informacyjne jednak pooyy szczeglny nacisk na
pozyskiwanie informacji w krajach najbardziej podejrzanych o planowanie prb przekroczenia
gr. Tam poszy najwiksze pienidze, tam skierowano najlepszych ludzi.
- Jakie to kraje?
- Z najwikszym potencjaem, nazwijmy to, odkrywczym. Niemcy, Rosja, Anglia, USA.
Jednak podczas kiedy nasze dziaania w Rosji czy w Niemczech trudno nazwa pasmem
spektakularnych sukcesw... - Wentzel spojrza na zebran przed nim grup kpicym wzrokiem. Uywam eufemizmw, eby nie powiedzie: gdzie ponielimy sromotn klsk. Ale wracajc
do rzeczy... Podczas kiedy tam nam si nie udao, to w Anglii czy USA wprost przeciwnie.
- To znaczy? - odway si zapyta Tomaszewski.
Wentzel odpowiedzia umiechem.
- Nie wiem, o czym ni prezydent Ameryki ani o czym rozmawia z on. Ale wgld w
tajne projekty udao nam si uzyska w stopniu pozwalajcym stwierdzi, e nie ma i nie byo
tam adnych projektw dotyczcych ekspansji na teren tego wiata. No chyba e nasz wywiad
jest cakiem do dupy! O, przepraszam obie panie najmocniej. - Admira pochyli gow przed
Wyszysk i Kai.
- A moe to inicjatywa prywatna? - poddaa now myl Wyszyska.
- Na tak skal? - obruszy si Tomaszewski.
- No wanie, na jak? Nie mamy pojcia, o jakiej skali mwimy.
- To prawda - popar j Wentzel. - Nie mamy te pojcia, w jaki sposb przeszli przez

gry.
- Skoro maj elazne okrty, to raczej nie s alpinistami. I nie przynieli ich w czciach
na plecach tragarzy.
- Sdzisz, e przepalili gry jak my? e oni te maj Duego Jasia? - Wyszyska
popatrzya sceptycznie. - To zapomnij o tej teorii.
- Dlaczego? Skoro nam udao si, przynajmniej dotd, ukry fakt istnienia przejcia przez
gry, to i oni mogli ukry istnienie wasnego.
- Nie. - Wyszyska bya bardzo pewna siebie w tej kwestii. - Zapomnij o tej teorii. Oni na
pewno nie maj bomby.
- Skd moesz wiedzie?
- Bo samo jej odpalenie powoduje okrelone skutki. Powoduje je na caym wiecie. I
jeeli kto skonstruowa bomb i jej uy, to wie, czego szuka, eby si dowiedzie, czy bomb
odpalili inni.
- Aha, to znaczy, e my wiemy ju, czego szuka?
- Tak. I wiemy te dziki temu, e nikt inny Duego Jasia nie odpali.
- Przestacie si kci, drodzy pastwo. - Wentzel podnis donie, chcc ich uspokoi. Wiemy, e Anglosasi nie przepalili przejcia przez gry. Pytaniem zasadniczym pozostaje, ile oni
wiedz o nas.
Wyszyska bezradnie rozoya rce.
- Ilo informacji, ktre posiadamy na ten temat, wynosi rwne zero. Wszelkie gadanie to
tylko strata liny.
Admira przenis pytajcy wzrok na Tomaszewskiego. Ten poruszy si niespokojnie.
- Czy ten uwolniony przez ciebie lepiec nie powiedzia nic na temat, czy oni co o nas
wiedz?
I jak tu odpowiedzie.
- On nawet pomyli nas z nimi.
- A kiedy si ju dowiedzia prawdy?
- Dla niego jedni i drudzy to ludzie zza gr.
Wentzel przygryz wargi.
- No ale jako si nauczy paru sw po angielsku. Jak to zrobi?
Tomaszewski powstrzyma si przed wzruszeniem ramionami.
- To podrnik. Facet, ktry wszdzie wejdzie, wszystkim si zainteresuje. Ale on nawet
nie pochodzi z kraju, w ktrym wyldowali Anglosasi. Pozna ich przez przypadek.
- To znaczy, e tam, na innym kontynencie, oni niespecjalnie si kryj.
- My te si tutaj nie kryjemy.
- Panowie - tym razem to Wyszyska postanowia ukrci jaow dyskusj - niczego si
tutaj nie dowiemy od siebie nawzajem. Temat lepego podrnika zamknijmy. Krzysiek
naprawd wycign z niego, co si dao.
- A co pani proponuje?
- Jecha tam i sprawdzi, jak jest na miejscu.
- Jawnie?
- A mona i po cichu. Zakra si noc, chwyci jakiego Amerykaca za eb i
przesucha pniej na odludziu.
Admira tylko westchn. Najwyraniej nie zna jeszcze wszystkich pomysw
Wyszyskiej i nie wiedzia, do czego pani inynier moe by tak naprawd zdolna.
- Czy wszyscy jestecie przekonani o koniecznoci wysania natychmiastowego zwiadu? zapyta.

- I to niezwocznie - powiedzia Tomaszewski. - ycie z niewiedz w tej kwestii to jak


ycie z bomb zegarow pod bokiem.
- Ja Tatarw mog posa - odezwa si milczcy dotd Michaowicz.
Wentzel wykona odegnujcy gest.
- Tatarw za ocean nigdy w yciu. S zbyt znaczni i bd wzbudza sensacj samym
swoim wygldem.
- No to Polakw te nie mona wysa - wtrci si Tomaszewski. - Ale mog lecie sam.
Przynajmniej jzyk znam doskonale.
- Nic ci znajomo tutejszego jzyka tam nie pomoe. - Kai umiechna si kpico. - Na
pewno tamci maj zupenie inny akcent i wymow. Mnstwo innych sw. Nie bez przyczyny
czarownik Hunr opracowa swoje zaklcie. On po prostu nie mg si porozumie z tubylcami w
trakcie swoich licznych podry.
- A nie moesz rzuci tego zaklcia na mnie?
- Nie. - Zacza si mia. - Przecie nawet nie wiem, czego ma dotyczy. Nie czuj aury
tych ludzi, nie sysz, jak mwi.
Admira patrzy na Kai z napiciem.
- A potrafiaby pani zrobi to, bdc na miejscu, pani kapitan?
- Oczywicie, panie admirale. Przecie dokonaam tego ju na okrcie podwodnym, w
znacznie gorszych warunkach i z dramatycznie trudniejszym jzykiem. Po prostu z jzykiem
obcym. A tu jzyk bdzie jednak podobny.
Wentzel skin gow.
- W takim razie musielibycie lecie tam oboje...
Nie zdoa dokoczy.
- Prosz o wybaczenie, panie admirale, ale ja z nim? - Kai podesza do Tomaszewskiego i
stana plecami do jego plecw. - Prosz zobaczy, jak bardzo Krzysiek rni si wzrostem od
przecitnego mieszkaca tej pkuli. To wielkolud. Wy wszyscy jestecie za duzi, eby udawa
naszych.
- Ale...
- Nie, panie admirale. Prosz zwrci te uwag na skr Krzyka. - Skubna go w
policzek. - Jest biaa. U nas nawet chorzy i wycieczeni nie maj takiego odcienia. A kolor oczu?
S jasne, a nie czarne. A wosy...? - Rozoya szeroko rce w gecie bezradnoci. - Jestecie
wielkimi, biaymi ludmi. Odrniajcymi si od otoczenia jak latarnie morskie od nabrzenych
drzew.
Wentzel zachowywa kamienn twarz i nie sposb byo odgadn jego myli.
Tomaszewski jednak wanie teraz zrozumia, dlaczego wuj tak akurat prowadzi rozmow. On po
prostu nakierowywa Kai, chcc, eby sama podsuna jedyne rozsdne rozwizanie. Przez
nikogo nienaciskana. To mia by jej wasny pomys. Ale sukin...
- No to nie mamy w takim razie adnej moliwoci wysania zwiadu - powiedzia admira,
patrzc gdzie przed siebie. Wcale nie na osob, do ktrej kierowa te sowa.
- Mamy! - Kai zareagowaa zgodnie z przewidywaniem. - Ja mog polecie na zwiad!
- Ale, pani kapitan... - Admira dobrze udawa, e si sumituje. - To zbyt niebezpieczne.
- Czarownica to zwiadowca doskonay, panie admirale. Nie wspominajc, e wtopi si w
tum idealnie.
- Oj, za przeproszeniem, z pani urod w aden tum si pani nie wtopi. Kady mczyzna
nie bdzie odrywa wzroku.
A to wredna winia! Gdyby wzrok Tomaszewskiego mg zabija, byoby w polskiej
flocie o jednego admiraa mniej. Widzia, co tamten cynicznie robi z dziewczyn, ale nie mg si

odezwa.
- Dzikuj, panie admirale. - Kai wzia komplement za dobr monet i umiechaa si
promiennie. - Nadal uwaam, e jestem najlepszym kandydatem. By nie rzec: jedynym.
- Ale to bardzo niebezpieczna misja. Trzeba zapewni pani maksymalne wsparcie. Wentzel pynnie przeszed od jej zgoszenia na ochotnika do realizacji planu.
- Tak. - Michaowicz chyba nie zorientowa si, jak dowdca wmanewrowa dziewczyn
w t akcj, i bra wszystko za dobr monet. - Ale bardzo trudno bdzie znale pani kapitan
towarzysza, ktry zminimalizuje ryzyko. To przecie musi by kto std. I to kto, kto proch ju
wcha.
Wyszyska domylia si planu Wentzla. Ale byo jej wszystko jedno, a zwiad wydawa
si priorytetem, bo powiedziaa tylko:
- Najlepsza byaby Shen, prawda?
Tomaszewski a cmokn.
- Lepiej byoby chyba wybra kogo z wasnych szeregw, nieprawda?
- Chyba. - Inynier podkrelia to sowo: - Chyba nie mamy.
- Z Shen cz nas bardzo przyjazne stosunki - wtrci Michaowicz.
- Ale zostaa przywdc partyzantw - mrukn Tomaszewski. - Nie zostawi tego i nie
poleci dla nas na drugi kontynent.
Dopiero teraz zrozumia, e te da si wcign w knowania Wentzla. Chcia co doda,
lecz Michaowicz nie da mu doj do sowa.
- Racja, Shen odpada. - Tatar podrapa si w czoo. - Major Baranowski bardzo dobrze
wyraa si o swoim zwiadowcy...
- Sucham?
- Jeli nie Shen, to moe Nuk? Weteran, wyksztacona, wyszkolona, i to w dwch
armiach, ochotnik, no i... Ta dziewczyna z ca pewnoci nie zesra si na sam widok wroga. Tatar nagle zda sobie spraw, e klnie w obecnoci kobiet. - Oj, przepraszam panie najmocniej.
Czasem ten zupacki jzyk mi si przypltuje.
Wyszyska umiechna si do starego wojaka.
- No to Nuk?
- Nuk.
Inynier przeniosa wzrok na admiraa.
- Nuk - potwierdzi. - A Krzy zaatwi nam to z Shen, eby pucia koleank z wasnym
bogosawiestwem.
Szlag! I tak si zaatwia sprawy w marynarce. Ten piernik, stary wyjadacz w mgnieniu
oka zaatwi karkoomn spraw, i to w ten sposb, e gwna ofiara zgosia si na ochotnika.
Niech go jasna cholera wemie.
Wentzel nie zawraca sobie jednak ju gowy drobiazgami.
- Kiedy podajecie obiad? - zapyta. - Bardzo zgodniaem podczas dugiego lotu.
- Obiad bdzie, gdy rozpakujemy ywno ze zrzutw - odpar Tomaszewski sucho. Chyba e pan admira chce skosztowa psurowej koniny.

- Wiosna! Wiosna!
Przewodnik w onieonych ostpach widzia co, czego nie widziaa caa reszta
partyzanckiego oddziau. Ludzie byli wymarznici, skostniali i zmczeni tak, e marsz przez las
nie mg ju nabra szybszego tempa, ktre mogoby ich rozgrza.

- Ciepy wiatr!
Chop, ktry ich prowadzi, najwyraniej straci rozum. Shen baa si nawet odwin
szalik z twarzy, eby nie wystawia skry na lodowate podmuchy. Tym bardziej e pulsujca
tpym blem szczka bya bardzo wraliwa na zmiany temperatury. Si rzeczy nie moga wic
zwymyla durnia.
- Postj zarzd - wychrypiaa. - Jak tylko znajdziesz dogodne miejsce.
- Postj nie, panienko. Nie tutaj.
- Dlaczego?
- Bo ciepy wiatr wieje.
No zwariowa! Normalnie zwariowa!
- Co ty bredzisz?
- U nas we wsi mwi: czujesz oddech wiosny, nie nocuj pod zboczem. Rano soce
lawin obudzi.
- Jak lawin?! I gdzie tu jakie zbocza widzisz?!
- Ano, panienko, po nocy ich nie widzisz. Ale my dolin podamy. A zbocza i po jednej,
i po drugiej stronie. Nieobytemu w okolicy wydaje si, e wrd drzew od lawin bezpieczny. e
las chroni. Ale kto tu cho raz ojca, brata albo syna szuka pod niegiem, ten dobrze wie: nie pij
w dolinie, kiedy oddech wiosny czujesz!
Nie sposb byo dyskutowa z durniem. Wiosny mu si zachciewa. Dobre sobie. Shen
miaa ju do swojego przewodnika. Mody chopak lubi si popisywa, kluczy i bdzi po
lesie, chcc rzekomo znale lepsze przejcie. A teraz jeszcze to ocieplenie, odczuwalne jednak
wycznie dla niego. Obejrzaa si do tyu, na swoich ludzi. Zmczenie wida byo goym okiem.
Oddzia wlk si niemiosiernie, a ludzie cigncy sanie z nieprzytomnym Polakiem musieli
wymienia si coraz czciej.
- Co proponujesz?
- Ano trzeba nam i na przecz zwan Wrota Shah. A stamtd do Kong ju bliziutko.
Wystarczy zej w dolin, nad morze.
- A daleko do tej przeczy?
Chopak wzruszy ramionami.
- To zaley, jak szybko bdziemy i. Normalnie to, idc ca noc, nad ranem bymy byli i
w dzie mona by zacz schodzi. Ale...
Chyba ba si dokoczy zdania. Niemniej jego wzrok skierowany na grup wlokcych
si noga za nog partyzantw by zbyt wymowny, eby mie cho cie wtpliwoci, o czym
myli. Niestety, Shen musiaa go dobi jeszcze bardziej.
- Pochd przez ca noc jest absolutnie niemoliwy. Ludzie nie dadz rady.
Dobra wymwka z tymi ludmi, przemkno jej przez gow. Bya absolutnie pewna, e
ona sama nie daaby rady i w tych warunkach przez ca noc.
- Tu nie moemy zosta. Niech panienka uwierzy.
- Tote wierz. - Skrzywia si i od razu dotkna opuchnitego policzka. Kada prba
powiedzenia czego goniej sprawiaa, e bl wzmaga si do trudnych do wytrzymania granic. Nie ma innej moliwoci?
Chopak cmoka i wzdycha, nie chcc na gos wyrazi tego, co myli o ludziach
mikkich w nogach. Nie miecio mu si w gowie, e kto moe nie chcie zda najkrtsz
drog do nieodlegego przecie w jego mniemaniu celu.
- eby doj do Kong? - powiedzia po duszej chwili namysu. - Nie ma innej drogi.
- Nie eby doj, tylko eby zanocowa - wprowadzia ma poprawk.
Przewodnik znowu zacz cmoka i wzdycha.

- Moemy zanocowa w karczmie U ysego Handlarza. Na trakcie.


- wietnie. To idmy tam.
Chopak nie zrozumia.
- Przecie musielibymy si cofn.
- Nie szkodzi. Dalej w tych warunkach nie pjdziemy.
- No ale wtedy zejdziemy na trakt. A traktem do Kong bdzie ze dwa dni!
- Wszystko jedno - ucia. - Prowad do karczmy.
Nie syszaa, co tam mrucza pod nosem, i usiowaa si nie domyla. Jednak udao jej
si doprowadzi do rozsdnego wyjcia z sytuacji i tylko to si liczyo. Przewodnik po duszym
sarkaniu te si chyba pogodzi z losem, bo krzykn:
- Wracamy! Idziemy nazad, do karczmy.
Nie wiadomo, jakich reakcji oczekiwa, oburzenia czy sprzeciwu. By szczerze
zdziwiony, e w gosach ludzi na t wiadomo dao si usysze jedynie ulg.
Wcale nie zawrcili. Po prostu ruszyli skosem w odniesieniu do poprzedniego kierunku i
tylko odrobin w ty. Tempo marszu zmalao jeszcze troch, bo teraz musieli si posuwa pod
gr. Na szczcie w miar agodn, bo inaczej co sabsi ju tu zaczliby odstawa. Ale i tak nie
wiadomo, do czego porwna ten marsz. Wdrowali bokiem do wiatru. Jego chlaszczce mrozem
porywy sprawiay, e kady odwraca gow na bok. atwo si w takiej sytuacji zgubi, atwo
wej na jak przeszkod. Shen kazaa wic rozwin lin, ktrej kady musia si trzyma,
przez co tempo marszu spado znowu jeszcze troch. Ciko byo i, trzymajc w doni co, co
szarpao w rnych kierunkach.
Trudno powiedzie, jak dugo tak szli, na szczcie niezbyt dugo, bo Shen zachowaa
jeszcze resztki czucia w przemarznitych stopach. Stromizna ustpia miejsca agodniejszemu
podejciu, a po chwili zamieniaa si w rwn, zanieon powierzchni.
- Co to jest? - zapytaa przewodnika.
- Trakt.
eby szlag tego przewodnika trafi! Ta wredna miejscowa winia prowadzia ich
wdoami, podczas kiedy niedaleko znajdowa si ubity trakt? I tylko dlatego, e idc nim,
znacznie nadoyliby drogi, a on musiaby pracowa o jaki dzie duej? O nie. Shen
postanowia policzy si z nim rano. Teraz jednak marzya jedynie o odrobinie ciepa i czym
suchym, do czego mogaby przyoy gow.
Jednak mimo e tempo pochodu znacznie wzroso, a wiatr wia skonie, w plecy, daleko
byo jeszcze do spenienia jej marzenia. Shen powoli tracia poczucie czasu. Nie miaa ju
pojcia, czy jest rodek nocy, czy zblia si wit. Suna przed siebie krok w krok, zobojtniaa
coraz bardziej i apatyczna. Coraz rzadziej upewniaa si, czy wszyscy ludzie id za ni. Na
szczcie partyzant idcy przy przewodniku zatrzyma si nagle.
- wiato!
Shen zatrzymaa si rwnie.
- To karczma - uspokaja przewodnik. - Doszlimy do ysego Handlarza.
- Ale tam co stoi!
Nie sposb byo dostrzec cokolwiek poza plamk wiata. Czowiek, ktry szed na
szpicy, musia mie nieprawdopodobny wzrok. Niemniej cokolwiek by tam byo, nic ju nie
mogo powstrzyma Shen przed dotarciem do suchego i ciepego miejsca.
- Naprzd! - zakomenderowaa. - Karabiny w pogotowiu.
Blisko celu wlaa energi w czonkw oddziau. wawiej ruszyli naprzd.
- Co to jest? Co tam stoi w niegu?
- To ciarwka.

- No adnie. To tu s Polacy.
- Moe i lepiej - powiedziaa Shen. - Szybciej pozbdziemy si kopotu. Wartownika
widzisz?
- Nikogo nie widz.
- No to woajcie ich, eby zaskoczenia nie byo. Najgorsi s faceci wyrwani znienacka ze
snu. Zaraz dojdzie do strzelaniny.
- Hej! Hej tam! - przewodnik i partyzant idcy na szpicy usiowali przekrzycze wiatr. Tu swoi! W pokoju przychodzimy.
Co tam jednak zdziaali. Po duszym czasie otworzyy si jednoczenie drzwi i okno. W
drzwiach stan gospodarz, a w oknie widniaa lufa erkaemu.
- Kto tam? - ysy czowiek owinity futrem podnis do gry latarni. - Kto idzie po
nocy?
- My od Shen. W spokoju przychodzimy. Po gocin.
Z sieni wynurzy si czowiek w polskim mundurze. W jednej rce trzyma pistolet, w
drugiej latark. Po chwili przybyszw na drodze omit silny snop wiata.
- Od Shen?
- To ja! Spokojnie. Przychodzimy po prostu do karczmy.
- No to bro zostawcie. - Tamten sdzi, e jest wyjtkowo sprytny.
- To wy te zostawcie! - Shen nie daa sobie dmucha w kasz. - Jak wyrzucicie swoj na
nieg, to my swoj pooymy obok.
Kadir, widzc, co si wici, wystpi naprzd z uniesionymi rkoma.
- Spokojnie, spokojnie. My tylko do ognia, do ciepej izby, jak i wy. Przecie nie
walczymy ze sob. I sprzecznych interesw nie mamy.
- A po co do Kong idziecie?
- Mamy jednego z waszych. Znalelimy we wsi chorego.
W to najwyraniej onierz z pistoletem i latark nie chcia uwierzy. Z drugiej strony nie
mia najmniejszego pojcia, jak si zachowa. Z tego, co wiedzia, dowdca lotniska rozmawia z
dowdc partyzantw. Co tam ustalili i adnych wzajemnych wrogich aktw nie odnotowano.
Shen zrozumiaa, e to nie onierz liniowy. Wart nie wystawi, procedur nie przestrzega.
Trzeba go tylko uspokoi. Podesza wic bliej i pokazaa mu list goczy z wasn podobizn.
- Poznajesz? - zapytaa, a kiedy skin gow, dodaa: - To ty mi powiedz, co tu robicie.
- To tajne wojskowe zadanie! - obruszy si od razu.
- Oj, stary. - Umiechna si z trudem. - Ja rozpoznaj wasze stopnie wojskowe. I nie
uwierz, e modszego sieranta wysano z misj najwyszej wagi pastwowej. Pewnie kiszonki
u chopw kupujecie, eby w bazie szkorbutu nie dosta. - Wskazaa ciarwk.
Skrzywi si i przyzna jej racj. Kupowali kiszon kapust i ogrki. A poza tym
demontowali sprzt meteorologiczny z punktw kontrolnych, bo wedug prognoz ocieplenie ma
nadej i lawiny mog zniszczy urzdzenia. Shen po raz pierwszy pomylaa z szacunkiem o
swoim przewodniku. On mwi to samo, cho nie mia adnych urzdze.
- No dobra. - Sierant, cho nie do koca przekonany, schowa pistolet do kabury. Chodcie, nie bdziemy tak sta na wichrze. - Cofn si, robic im przejcie. - Naprawd
znalelicie jakiego Polaka?
- Ju go nios.
Shen pierwsza wkroczya do ciepego wntrza. Prawie zachysna si fal gorca. Bl
zba wzmg si natychmiast.
- Je... - jkna. - Ale co mikkiego.
Gospodarz, rzeczywicie zupenie ysy facet, nawet bez brwi i rzs, zrzuci ju swj

kouch i zakrztn si przy kuchni.


- Na jednej nodze, janie panienko. Na jednej nodze.
- Tylko miso, a nie jak fasol! - doda jeden z partyzantw.
- Ale oczywicie! Od czasu jak tu garnizon obcych przy lotnisku stoi, to ja ju cienko nie
przd. Interes si krci, to i wszystko mam. - Pokaza z dum, e mia nawet pk, na ktrej
stay rzdem butelki. W rodku na pewno by swojski bimber, ale w butelkach? Rzadki widok. To
dla obcych z lotniska. Ech, zaraza jasna, czasy si zmieniay. W lenej karczmie ju i wiatowe
cuda mona byo zobaczy.
Polakw w rodku byo zaledwie czterech. Mieli trzy karabiny, pistolet i erkaem. Niskie
szare potwierdzay, e wyznaczone im zadanie byo gdzie na samym dnie skali wanoci.
Niemniej wszyscy czterej podskoczyli bliej, gdy do izby wniesiono prowizoryczne nosze.
- O cholera! To naprawd nasz!
- Cywil. - Jeden z onierzy powoli odwija grube koce.
- Sanitariusz. Chod tu z torb!
Rosy onierz odstawi swj erkaem, z ktrym niezbyt sobie radzi. Braki kadrowe na tej
pkuli sprawiay, e nawet sanitariusz musia dwiga bro. Podszed bliej, kadc na awie
torb z czerwonym krzyem na biaym tle.
- Ale ja jestem sanitariuszem, a tu trzeba lekarza - powiedzia.
- On jest nieprzytomny - stwierdzi sierant.
- No widz. I co z tego?
- No to zrb co. Daj mu jaki zastrzyk albo pastylk.
- Jak?
- To ty jeste medykiem. Zrb co.
Sanitariusz pomg koledze odwija nieprzytomnego ze szczelnego kokonu kocw.
Mamrota pod nosem, e tylko na froncie nauczyli dziaa, a tu adnych ran postrzaowych nie
widzi. Ani ran kutych czy choby zama. I nawet gorczki u chorego nie stwierdza.
- Daleko ecie go znaleli? - Sierant spojrza na Shen.
- Tak, w zapadej wiosze. Do komendanta lotniska cigniemy.
- Nagroda was nie ominie. Zapewniam.
- Zamiast nagrody musz powanie porozmawia z waszym dowdc.
Skin gow.
- No to jeli wy do Kong, to rano moemy was zabra ciarwk. Ma nowe acuchy, a i
silnik powinien odpali.
Syszc te sowa, Shen poczua niewyobraaln ulg. O tak, ciarwk! Miaa ju
serdecznie do brnicia przez zaspy na wasnych nogach.
Nie wiedziaa o jednym. Sierantowi dodatkowe docienie paki w tych warunkach
niegowych byo bardzo na rk. Biorc pasaerw, mia w kadej chwili kilkanacie modych,
zdrowych ludzi do pchania samochodu przez zaspy w razie potrzeby. Okolicznych drg nikt
przecie nie odniea.
- Przepraszam. - Sanitariusz podnis gow znad legowiska nieprzytomnego czowieka i
spojrza na partyzantw. - Czy co mu podawalicie?
- Tak. - Kadir podszed bliej i postawi na stole apteczk, ktr dostali od Siweckiego. rodki przeciwgorczkowe. Tak jak jest tu napisane w instrukcji.
onierz przytakn. Nie komentowa i nie dopytywa, skd sprzt marynarki w rkach
partyzantw.
- No tak, to by tumaczyo brak temperatury przy innych objawach.
- Wiesz ju, co mu jest? - zapyta sierant.

- Nie jestem lekarzem.


- Ale podaj mu co, eby ywy do bazy dojecha.
Sanitariusz wzruszy ramionami. Mia do dyspozycji tyle nowoczesnych lekw, e z
trudem panowa nawet nad ich spisem. Przytaczajca wikszo specyfikw nie zostaa przez
niego nigdy wyprbowana. Na kadej fiolce widnia znaczek ostrzegajcy, e zawarto to lek
eksperymentalny. Firma Kocyan i wsplnicy musiaa mie gdzie poligon dowiadczalny.
Medykw nakaniano wrcz, eby szafowali wszelkimi lekami, pomagajc miejscowej ludnoci
w kadej potrzebie. Jedynym wymogiem byo sporzdzenie raportu na temat skutecznoci i
efektw ubocznych. Suszne podejcie, poniewa w razie potraktowania jakiego nieszcznika
czym, co okae si nieudanym eksperymentem, nie spowoduje to lawiny roszcze od jego
rodziny. Nikt te nie przyczepi si do eksperymentowania na ludziach. Na tych terenach firma
Kocyan i wsplnicy zamieniaa si w boga. Dobrotliwego, skorego do pomocy i potraficego
sprawia cuda - czasami tylko wyjtkowo okrutnego, jeli eksperyment pjdzie nie tak.
Teraz jednak sanitariusz mia duy problem. Musia co poda nie miejscowemu, ale
Polakowi. Jeli w tym przypadku popeni jaki bd, to konsekwencje bd surowe. Dugo
zastanawia si nad wyborem. Znaczki z napisem Uwaga: lek eksperymentalny odstraszay. Ale
z klasycznych lekarstw generalnie mia do dyspozycji jedynie aspiryn. I co zrobi? W kocu
wybra dwie fiolki i zacz przygotowywa pacjenta do zastrzyku.
- Co mu dajesz? - zapyta sierant.
- Co na wzmocnienie i co na ustabilizowanie procesw yciowych. - Sanitariusz powoli
napenia strzykawk. W instrukcji byo napisane, e leki mona podawa razem, wic je
zmiesza. - Tak przynajmniej napisali na fiolkach.
- Robie to ju kiedy?
- Zastrzyk? - zakpi lekko sanitariusz. - Tak.
- Czy podawae te leki?
- Pom przy opasce zaciskowej.
Szybka dezynfekcja i proces wbijania igy w y zaciekawiy Shen. Sanitariusz pocign
lekko za tok, eby sprawdzi, czy iga tkwi w yle. W szklanym pojemniku strzykawki pojawio
si troch krwi. Chwil pniej tok zacz wypycha mtny pyn ze zbiornika. Potem sierant
zwolni opask uciskow.
Lecy na awie chory otworzy oczy i szarpn si mocno, jakby chcia unie si na
okciach. Shen odskoczya, wpadajc na stojcego z tyu Kadira. Rusznikarzowi te niewiele
brakowao, eby si przewrci. Na szczcie jeszcze dalej stali inni i ich masa nie pozwolia im
upa.
- A! - Pacjent mia strasznie suche usta. - Gdzie ja jestem?
- O kurwa ma! - wyrwao si osupiaemu sierantowi. - Co ty mu poda?
Sanitariusz w szoku zwily lecemu wargi zamoczon w czym wat. Zerkn na fiolki
ze znaczkami ostrzegajcymi o eksperymentalnej zawartoci. O cholera... w tym przypadku
eksperyment mia gwatowny przebieg.
- Jest pan niedaleko polskiej bazy w Kong. Jutro pana tam zawieziemy.
- Martwy las... - Chory nie by zbyt przytomny. - Uciekem z martwego lasu, tak?
- Partyzanci pana znaleli. I przywieli do nas.
- Martwy las, tak? Tak?
Shen zdecydowaa si podej bliej.
- Nie. Znaleli pana wieniacy. W zwykym lesie.
- Ale gdzie? - Mczyzna szybko przenosi spojrzenie z jednej twarzy na drug. Nigdzie
nie mg zogniskowa wzroku na duej. - Gdzie jestem?

- W karczmie. Jutro zawieziemy pana na lotnisko. - Sierant nachyli si nad chorym, ale
ten odepchn go gwatownie. - Pojutrze bdzie pan w szpitalu w Negger Bank - dokoczy,
stojc ju w bezpiecznej odlegoci.
- Byem... byem... - Mczyzna mimo oywienia nie by do koca przytomny. - Byem
w...
- Piekle? - poddaa sowo Shen.
- Tak!
Sanitariusz wymieni spojrzenie z sierantem, potem zerkn na dziewczyn.
- A moe da mu co na uspokojenie? Jak pani sdzi? Wzruszya ramionami.
- Mnie pytasz?
- Bya z nim pani najduej. - Medyk nie mia pojcia, co zrobi. - Widziaa ju pani u
niego taki stan?
- Nie.
Shen nie znaa adnych medycznych procedur. Miaa jednak swoj babsk intuicj. Nagle
podesza do chorego i pooya mu rk na czole.
- No mw. Mw.
- Ludzie wracali z martwego lasu... Wydawali si zdrowi, mogli y. Ale potem, po kilku
dniach, pojawiay si rany... Na ich ciaach byy rany...
- Jakie rany?
- Od oparze. A oni nie dotykali ognia. Nie mieli stycznoci z wrztkiem. Parzyo ich
zimne powietrze.
Shen poczua sucho w gardle. Znowu dotkna policzka, jakby chcc sprawdzi, czy
opuchlizna si powiksza.
- Jacy to byli ludzie?
Chory zdawa si nie sucha. Co chwila przymyka oczy i zapada w odrtwienie.
Ewidentnie si uspokaja. Sanitariusz zauway to i dawa znaki Shen, eby kontynuowaa.
- Jacy to byli ludzie? - powtrzya.
- A potem zza martwego lasu przychodzili bezsenni - mczyzna wymwi to jak nazw.
- Kto?
- Bezsenni. Ci, ktrzy mog przej. Bezsenni.
- I gdzie oni s?
Mczyzna mwi coraz ciszej i wolniej. Napicie mini zdawao si ustpowa.
- S wszdzie - szepn. - Tutaj te...
Shen rozejrzaa si mimowolnie wok. Jak zauwaya, nie ona jedna.
- Tam wszyscy umierali. Tam... - Mczyzna walczy z opadajcymi powiekami. Bezsenni tam...
Zamkn oczy na dobre. Zasn? Jeli tak, to regularny oddech wiadczy, e by to
zdrowy sen. Firma Kocyan i wsplnicy moga sobie odhaczy plus przy numerze tego
specyfiku, ktry dzisiaj poda sanitariusz. Dzi si udao.

ROZDZIA 2

Aie, przesta! Rozkazuj ci, przesta natychmiast. - Gos Randa nie


brzmia tak stanowczo, jak chciaby tego jego waciciel.
Aie nie zamierzaa jednak rezygnowa. Klczaa przy sofie z drewnianym noem w doni
i nakaniaa swojego szefa, eby wyszed z kryjwki.
- Aie, odstp natychmiast!
- Ale musisz si przecie nauczy.
- Niczego si nie bd uczy!
- Nie le tam - prosia dziewczyna. - Wyjd.
- Odstp! Bo zaraz kto wejdzie i wiesz, co bd o nas mwi?
- No co? - szepna wyranie zaciekawiona.
- Dam sobie rk uci, e ju jutro pojawi si nastpujca plotka: A wiesz, jak si
skoczya ostatnia ktnia pomidzy Randem i Aie? No jak? Aie przysza do niego na kolanach!
Powanie? I co mwia? Krzyczaa: Wya spod sofy, ty tchrzu!.
Dziewczyna zacza si mia. Potem odoya drewniany n, ktrym przecie i tak
nikomu nie mona byo zrobi krzywdy. Westchna ciko.
- No to wya spod sofy, ty tchrzu.
Rand wyjrza spod mebla dopiero po duszej chwili, a i to najpierw omiatajc otoczenie
ostronym spojrzeniem.
Nauka zabijania najwyraniej im nie sza. Aie nie potrafia mu wytumaczy
najprostszych rzeczy. Rand na przykad nie chcia zbliy si do ofiary. Usiowa zada somianej
kukle z nacignit tunik cios sztyletem, stojc od niej na odlego ramienia. Tumaczya
cierpliwie, e musi sta bliej. Musi wrcz dotkn wasnym ciaem ciaa ofiary. Stojc na
odlego ramienia, nie ma ju przecie adnego marginesu ani moliwoci, by dalej wycign
rk i pogbi cios. Niestety. Rand nie mg si zbliy do kuky. Co go blokowao. Przecie
on mnie wtedy bdzie mg zabi - tumaczy mtnie. Ale zamachowiec przyjdzie tam
wycznie po to, eby ci zabi! - odpowiadaa. On z gry bdzie zdecydowany, eby ci
dopa. Po to tam przyjdzie. Unikanie go nie ma sensu, bo wtedy wbije ci n w plecy. Stanie
dwa kroki dalej te nic nie da, bo on te dwa kroki zrobi. I to natychmiast!
Nic nie skutkowao. Trudno. Aie popchna Randa w stron kuky na si. No i owszem,
wbi sztylet w korpus. I to nawet w miejsce, ktre mu pokazywaa. Puci rkoje i obserwowa
z zaciekawieniem, podziwiajc chyba, jak piknie sterczy. Dziewczynie opady rce. Usiowaa
mu tumaczy, e jeli bdzie sta i patrzy, to nawet martwy teoretycznie zamachowiec zada mu i
tak jeszcze kilka ciosw. Po drugie ofiara, cho ugodzona miertelnie, moe nie umrze od razu.
Jeli znajdzie si medyk w pobliu, to moe nawet i uratowa napastnika, a wtedy po

wydobrzeniu czeka go przesuchanie, w trakcie ktrego zostanie ujawnione dosownie wszystko.


Nie! Rand ma czowieka zabi na miejscu, a nie tylko wbi sztylet i patrze, co si stanie.
Poniewa nie wiedzia, jak tego dokona, tumaczya mu jak dziecku, e po wbiciu powinien z
caej siy napiera na rkoje, rusza ni w kad stron i krci. Powinien poszarpa wszystkie
naczynia krwionone wok i sprawi, e upyw krwi zabije zamachowca bardzo szybko. Rand
owiadczy, e wtedy przecie ubrudzi si krwi.
Postanowia wic zrezygnowa z kuky. Z kilku witek zwizanych sznurkiem i rkojeci
do chochli, ktra leaa przy naczyniu ze sodzonym winem, wykonaa drewniany n, ktrym
nikomu nie mona byo zrobi krzywdy. I zaatakowaa nim Randa.
Niestety, wanie w wyniku tej akcji mczyzna ukry si pod sof. Bya bezradna.
- No wychod wreszcie. Nic ci nie zrobi.
Rand, jeszcze nieufny, powoli wysun si spod sofy. Wsta ostronie i usiad na zydlu. W
sporej odlegoci od wasnej ochroniarki.
- O co chodzi? - zapyta. - No nie nadaj si na morderc i ju.
Aie westchna. Potem umiechna si kojco.
- Nie znam ludzi, ktrzy nie nadaj si na mordercw - powiedziaa szczerze. - Takich nie
ma.
Czysto teoretycznie by skonny przyzna jej racj. Kadego mona byo doprowadzi do
stanu, e mgby kogo zabi. Wielokrotnie jego organizacja korzystaa z tej chyba jednak
wrodzonej ludzkiej cechy. Ale akurat nie on. Pamita, jak strzeli z rewolweru do lecego na
bruku mczyzny. Pamita, jak to odchorowa. A przecie nie strzela do niewinitka. Dobi
faceta, ktry chcia zabi jego. I co? O mao sam nie zszed z tego wiata. Nie, to nie dla niego.
- No to widzisz - po chwili namysu powrci do rozmowy. - Wanie trafia na wyjtek.
Pierwszego takiego, co si nie nadaje.
- Brednie - skwitowaa. - Ale zaraz sobie poradz z tym, co ci blokuje.
- A co mnie blokuje? - By szczerze zaciekawiony.
- Przede wszystkim si boisz. I nie ma w tym nic dziwnego. Kady si boi.
- Ty te?
- Oczywicie.
- I potrafisz sobie radzi z tym strachem?
- Nie radz sobie. - Wyranie si obruszya. - Po prostu przyzwyczajam si do myli, e
strach jest zawsze, bo taka jego uroda. I ju. Towarzyszy mi w kadej chwili i jedyna metoda to
si z tym pogodzi.
Nie mg jej zrozumie. Czasami tskni do czasw, kiedy swoje wypowiedzi musiaa
zapisywa na tabliczce przymocowanej do ramienia. Sprawiao to, e wydawaa si bardziej
lakoniczna i stokro bardziej precyzyjna w swoim przekazie od innych kobiet. Teraz jednak,
odkd Polacy podleczyli jej gardo i struny gosowe, okazaa si gadu jak kada baba. I nie
byoby w tym nic zego. Rand przecie uwielbia rozmawia z kobietami. Ale ze byo to, e si z
nim nie zgadzaa i nie potakiwaa. Ot co!
- Strach, jak i mio, jest naturalnym stanem ducha kadego czowieka - podja Aie. - I
nikt waciwie nie ma nad tymi uczuciami kontroli. A nawet gorzej jest, jak si w czyim yciu
nigdy nie pojawi ani prawdziwy strach, ani prawdziwa mio. Wtedy ycie takiego czowieka
mona nazwa smutnym i straconym.
- Do brzegu, Aie - upomnia j surowo.
- Musisz teraz zacz strach oswaja. - Nie przejmowaa si jego zniecierpliwieniem. To, e si pojawi, jest pewne. Ale nie musi by paraliujcy.
Wzruszy ramionami. Dobre sobie. On niesparaliowany? On, ktry nie chce si zbliy

nawet do somianej kuky?


- Ten strach bardzo ci pomoe.
- Co?! - Poderwa si zaskoczony.
- Spokojnie. Najpierw rozwiejmy pewne twoje podstawowe obawy.
- Niby jakie?
- Pamitaj, e nie wylemy na ciebie zawodowego mordercy wyszkolonego w sztuce
zabijania. Przecie domylasz si, kto to bdzie. Nie morderca, tylko jaki niewydarzony skryba,
ktry od wielu ju lat hoduje religii polegajcej na zapijaniu si codziennie w trupa. Bdzie to
czowiek rozalony na cay wiat, sfrustrowany wasn maoci, z pretensjami do wszystkich i
koszmarn zawici do tych, ktrym si udao. A my mu pomoemy, nauczymy go nienawidzi
ciebie, czowieka, jak mu wmwimy, winnego wszystkich jego nieszcz. I jako najblisi
przyjaciele pokaemy drog zemsty. I w zwizku z tym pamitaj... Nie zaatakuje ci sprawny,
mylcy zbir. Poniewa niewyobraalne jest, eby w paacu kto sania si na nogach, wic
zaatakuje ci chory od nagej trzewoci typ, roztelepany i roztrzsiony od alkoholowego godu
cie czowieka kierowanego wycznie lep nienawici. Sam wiesz przecie, jak to si robi.
Postanowi jej przerwa.
- I wyobraasz sobie, e tak po prostu podejd do niego, wbij sztylet i bd przekrca
ostrze?
- Nie - odpara spokojnie. - To on ci zaatakuje. Bdzie atwiej.
- I dobrze... Ty dalej sobie wyobraasz, e on na mnie ruszy, a ja wbij w niego n i...
- Tak. - Potrzsna energicznie gow. - Ja tylko sprawi, e to stanie si twoim
odruchem. A myle o tym, co zrobie, bdziesz pniej.
- I przedtem! - wrzasn. - Bo ja ju teraz nie mog myle o niczym innym.
- I dobrze - zlekcewaya go dokumentnie. - Najwaniejsze, eby wbicie noa stao si dla
ciebie odruchem. A do tego trzeba wicze na kukle, a potem na woowej tuszy.
- No nie! - A go zapowietrzyo. - Mam jeszcze dga martw krow?
- Wolisz wini?
Zaama si. Zerwa si z zydla i podszed do naczynia ze sodkim winem. Nie, za sabe.
Gdzie mia tu ukryt butelk z czym mocniejszym. Gdzie j schowa? Ach, w schowku na
mapy! Ruszy w tamtym kierunku, ale dziewczyna domylia si, gdzie idzie, i osadzia Randa w
miejscu jednym cichym i obojtnym zdaniem:
- Wdka nie pomoe.
Nawet nie podniosa gowy. A on sta tak porodku sali, bez si, pozbawiony woli. Z
najwyszym trudem zada pytanie:
- A co pomoe?
- Kiedy zaczniesz wbija n odruchowo. Bezmylnie.
Parskn jak ko. Nie wiedziaa, o czym mwi.
- Za rok moe mnie tak wywiczysz - zakpi.
- To si moe uda ju po trzech dniach, a moe nawet jutro. Tylko musisz zmieni
postaw.
Rozoy szeroko rce.
- Jak mam zmieni postaw, skoro wiem, e zaatakuje mnie jaki uzbrojony szaleniec? A
jedyn moj szans jest may sztylet w moim wasnym trzscym si rku.
Rozemiaa si. Bez kpiny. Jako to nawet ciepo zabrzmiao.
- Oj, przecie nie idziesz tam podoy si pod atak szaleca. Ty idziesz wykona na nim
egzekucj. Bo on ci si sam podoy.
- Skd wiesz? - Jego zaskoczenie byo dosownie niebotyczne.

Aie westchna po raz kolejny.


- Chod tu i usid - zakomenderowaa. - Opowiem ci o moich dowiadczeniach.
Rand pocztkowo nie chcia si podporzdkowa. Potem jednak zbliy si troch i usiad
na sofie, tam gdzie lea jej drewniany n. Usiad w ten sposb, eby odgrodzi potencjalne
narzdzie zbrodni od dziewczyny. Nie zwracaa uwagi.
- Zawsze chciaam si dowiedzie, dlaczego akurat mnie zabijanie przychodzi z tak
atwoci. - Zerkna na niego, czy sucha.
- I do czego dosza?
- Do niczego - wyznaa szczerze. - Ale przy okazji dowiedziaam si o wielu bardzo
ciekawych sprawach. Wiesz? Rozmawiaam z wieloma ludmi. Z prefektami, dowdcami
stranikw, a nawet dozorcami wiziennymi i katami.
- O czym?
- O przestpcach. O mordercach, gwacicielach, noownikach i takich tam rnych. Oraz
o ich ofiarach. Bardzo ciekawa wiedza. A ja sama mam kilka bardzo ciekawych przemyle.
- Na temat bandytw?
- Tak. Na temat napastnikw i ich ofiar.
Rand zdoa si ju na tyle uspokoi, e mg zacz myle cho w miar racjonalnie. Co
w aktach agresji moe by takiego, czego zwykli ludzie nie s w stanie odkry? Co mona
zrozumie, analizujc setki, a moe i tysice napadw?
- I czego si dowiedziaa?
Aie z zadowoleniem spojrzaa Randowi prosto w oczy.
- Ot przytaczajca wikszo napastnikw nie ma planu zapasowego - powiedziaa
triumfalnie.
Rand, niestety, nie zrozumia. Patrzy na Aie zbaraniaym wzrokiem i nawet przemkno
mu przez gow, e to cz treningu. Dziewczyna chce go zagada, a potem zada znienacka
jaki przeraajcy cios, ktry pozbawi go oddechu, i powie, eby nigdy nie dawa si zagadywa.
Albo co w tym rodzaju. Ale nie. Plan Aie by jednak inny.
- Posuchaj mnie uwanie i podejd do tego bez emocji.
Zgodzi si niechtnie.
- No dobra, sprbuj.
- Kady napastnik ma plan dziaania. Przed akcj planuje, co i jak. I w zwizku z tym
musi bardziej lub mniej wiadomie zaplanowa, jak zachowa si ofiara.
- To chyba nie jest szczeglnie trudne. Jeli jest sabsza, to bdzie ucieka, jeli silniejsza,
bdzie si broni.
Aie zacza si mia i krci gow.
- Nie. To nie jest takie proste. Suchaj i nie przerywaj.
Skin gow.
- Kady napastnik usiuje dziaa z zaskoczenia. I w zwizku z tym, nawet jeli nie
wyobraa sobie dziaa ofiary krok po kroku, to jednak jakich konkretnych si spodziewa. I jest
przygotowany na to, eby te dziaania obrci wniwecz. Przykadowo: gwaciciel dopada kobiet
i jest przygotowany na jej opr. Oraz na to, eby go zdawi. Ale co si dzieje, jeli kobieta
walczy do koca? Wierzga, a przede wszystkim przeraliwie krzyczy?
- Napastnik moe j nawet zabi.
- Owszem. Ale nie mwimy o zimnym mordercy, a jedynie gwacicielu, ktry chce uy
zboczonej przyjemnoci, a nie kogo zamordowa. Jeli kobieta krzyczy i nie udaje si jej atwo
zakneblowa, to napastnikowi sytuacja przestaje si podoba i najczciej odchodzi.
- A oni nie czerpi przypadkiem przyjemnoci wanie z tego, e robi to przemoc?

- Owszem. Ale tylko do pewnego stopnia. Rozmawiaam z wieloma prefektami i kady


twierdzi, e w wikszoci przypadkw przeraliwie i konsekwentnie krzyczca kobieta unika
najgorszego.
- Dziwne.
- Wcale nie. Napastnik nie ma planu zapasowego. Zaskoczony nie wie, jak si zachowa.
Jeli ofiara nie postpuje tak, jak si tego spodziewa, to po prostu gupieje i nie wie, co zrobi.
- A niby jak ofiara ma zaskoczy przeciwnika? - obruszy si Rand. - To po pierwsze. Bo
po drugie nie uwierz, e morderca si cofnie, jeli jego cel zacznie krzycze.
- Oczywicie, e nie. Bo spodziewa si krzyku. Ale opowiem ci histori, ktr usyszaam
od onierza, weterana.
- Z wojsk cesarskich?
- Tak. Ot podczas bitwy doszo do regularnego mordobicia. Jeden na jednego, a raczej
jeden na jedn, bo nasi onierze to kobiety.
- Jak si domylam, oni byli gr?
- No si rzeczy, gdy si walczy na noe. I wanie ta weteranka znalaza si w takiej
sytuacji. Obcy onierz ley na niej, trzyma j za rk z noem, a ona jego nadgarstek. Ale to on
jest silniejszy. Way za duo, eby go zrzuci, jest zbyt dowiadczony, eby si wylizn. No i
mogia w oczach, bo ostrze jego noa jest coraz bliej jej garda. Jest za saba, nie wytrzyma
duej.
- I co zrobia? - Rand zaciekawi si wyranie.
Aie spojrzaa na niego wesoo.
- Pocaowaa go prosto w usta. Namitnie.
- Co?!
Zacza si mia.
- No widzisz? Nawet ciebie to zaskoczyo.
- No ale zysk jaki? - Rand dalej nie rozumia. - Co niby? Chciaa go przekupi wasnym
ciaem?
- Nie! Chciaa zrobi co, co go zaskoczy. Co sprawi, e zbaranieje i przerwie zabijanie.
- Udao si? - Rand nagle sykn na samego siebie. Skoro Aie teraz mu opowiadaa t
histori, to oczywiste jest, e weteranka przeya. Inaczej nie mogaby opowiada.
- Korzystajc z zaskoczenia, zdoaa przekrci rk na tyle, eby dziabn tamtego w
nadgarstek. No i przewrcia go na bok, a potem ucieka. Wiele wicej nie pamita.
- Banalna historia. Mam nadziej, e nie kaesz mi si caowa z zamachowcem?
Aie, zaamana niepojtnoci ucznia, uspokajaa si przez krtk chwil, gwidc pod
nosem. Potem podja znowu:
- Jako czowiek wyksztacony na pewno czytae wiele dworskich kronik i tym
podobnych dokumentw. A tam roi si od opisw w rodzaju: Ksi unis st biesiadny i jego
ciarem zabi napastnika.
- Czytaem. Przecie to brednie.
- Nie. To cie prawdziwych wydarze. W uniesienie stou biesiadnego oczywicie nie ma
co wierzy, ale to kalekie odbicie czego, co naprawd miao miejsce.
- Czego?
- Jakiego paacowego zamachu. Podczas ktrego musiao sta si co, co pokrzyowao
plany zamachowcw. A nie mieli planu zapasowego, nie wiedzieli, co robi, jak posypie si ich
jedyny plan dziaania. I co? Wielcy pastwo, zamiast fechtowa si czy choby uywa
sztyletw, zaczli si normalnie naparza meblami niczym kmiecie w karczmie. Raz przerwana
realizacja planu jest ju nie do powtrzenia. Nie byo planu zapasowego, to i skoczyo si tak,

e ksi z gomi pozabijali nasanych mordercw nogami poamanych krzese. Dla kroniki
potem si to uwzniolio i napisao, e poradzi sobie sam ksi, i to za pomoc biesiadnego
stou, ktrym fechtowa lepiej ni niejeden mieczem.
- Jeste pewna, e taki by pierwowzr opisanych zdarze?
Aie podskoczya jak ukszona przez gza.
- Jestem pewna tylko tego, e zaraz bd miaa kobiec dolegliwo i w zwizku z tym
jestem wcieka jak borwka na mrozie, a kady drobiazg mnie wpienia do imentu!
Aie po raz pierwszy tego dnia krzykna z ca si, a jej ochrypnity gos nada
dodatkowe znaczenie temu, co powiedziaa. Rand wiedzia, e w adnym wypadku nie naley
reagowa na wybuch ani wypytywa, skd dziewczyna wie, co czuje borwka na mrozie.
Dziewczyna uspokajaa si dugo.
- Ten, ktry bdzie chcia ci zabi, rwnie nie bdzie mia zapasowego planu.
- Czym zaatakuje? - Rand usiowa by rzeczowy.
- Noem. Ale wojskowym, do tpym - achna si. - Takim czym onierz weteran to
moe i mgby ci zabi. Pijany skryba na pewno nie.
Rand nagle zda sobie spraw, e sowa Aie, a take jej wybuch sprawiy, e nie reaguje
ju histerycznie na sam myl o morderstwie, ktre bdzie musia popeni. Zreszt moe
inaczej. Dopiero teraz w sposb tak jasny zda sobie spraw, e przez cay czas rozmawiaj o
morderstwie. Poczu oczywicie, jak zbiera si w nim fala mdoci, ale to nawet w maej czci
nie byo to, co wstrzsao nim rano. Co ograniczyo strach. Hm...? A moe to ciekawo?
- A ja czym... - urwa nagle, bo zda sobie spraw, e nie wie, czy zdoa wypowiedzie
sowo zabij.
- Sztyletem. - Zrobia ma przerw, by zaraz doda: - I nie bj si. Najlepszym,
dahmeryjskim, ostrzonym i wywaanym przez mistrza.
- Tylko moja rka nie mistrzowska - wyrwao si Randowi.
- Nie bdziesz si z nikim fechtowa. Zreszt sztylet nie od tego.
- Wiem, e powtarzaa to wiele razy, i przepraszam, e cigle dopytuj - powiedzia. Ale jestem amatorem. Jestem zbjem pocztkujcym dopiero.
Troch j rozbroi. W kadym razie spojrzaa na niego z cieniem sympatii. Co zwaywszy
na zbliajc si kobiec przypado, byo duym osigniciem.
- No dobra - powiedziaa. - Zabij nareszcie t kuk, bo strasznie mnie wkurza.
Rand wzi gbszy oddech. Posusznie jednak poszed po swj sztylet. A potem, cho
duo bardziej niechtnie, podszed do kuky.
- Pamitaj - przypomniaa mu Aie. - Masz wybi zamachowca z rytmu. Jeli pokrzyujesz
mu jego plan, to pamitaj, e on nie ma zapasowego.
- Mam go pocaowa? - achn si.
Aie zachichotaa.
- Wiesz, mio midzy mczyznami nie jest ju zakazana jak przed tysicem lat, ale
uwierz mi, lepiej si z tym nie afiszuj.
- Nie artuj! - achn si. - Co mam zrobi?
- A jak mylisz? Czego si napastnik po tobie spodziewa? Co powiniene zrobi, gdy ju
go zobaczysz z wojskowym noem obok siebie?
- Pomyli, e bd ucieka - mrukn Rand. I doda: - Bdzie mia wit racj!
- No wanie. A ty go zaskoczysz i zrobisz co, czego nie zrobi nikt na widok zbliajcej
si mierci.
- Co? - Spojrza na dziewczyn niepewnie.
- Ruszysz w jego kierunku. A zetkniecie si ciaami. Moesz si nawet przytuli, jeli

przy okazji chcesz czerpa z tego przyjemno.


- Nie artuj, mwiem. - Rand uczyni krok w kierunku kuky. Iw tym samym momencie
zrozumia, co robi. - No co ty?! - Zatrzyma si nagle. - Przecie on bdzie mnie goni, a jak
zawrc, to od razu przebije mnie noem!
- Tak wanie myli kada ofiara. A ty zrobisz inaczej.
Zacza cierpliwie tumaczy, e gonic i atakujc, napastnik bdzie trzyma n ostrzem
od kciuka w d. Inny chwyt jest nieracjonalny. A w takiej sytuacji jeli ofiara zawrci i
przypadnie do zamachowca, on nie bdzie mia jak wbi noa, bo le go trzyma. Fachowiec,
najlepiej szermierz natchniony, jak choby legendarna Achaja, by sobie z tym atwo poradzi.
Jednym przerzutem noa w samych palcach. Jednak niedopity tego dnia, roztelepany skryba ju
sobie nie poradzi. Poniewa nie wiczy tak dugo jak Achaja i nie wzi udziau w takiej liczbie
miertelnych pojedynkw jak ona. Mwic prociej: on w ogle nigdy nie wiczy i nie wzi
udziau w adnym pojedynku poza sownym, czyli obrzucaniem si bluzgami w karczmie. Czy to
jasne?
Rand bez przekonania skin gow.
- No to do roboty. Zabij go!
Postanowi zaskoczy Aie swoim brakiem wahania. Znienacka ruszy do przodu, dopad
do somianej kuky, obj j i wbi sztylet dokadnie w szyj przeciwnika, od razu krcc
rkojeci z caej siy i na wszystkie strony.
Krew chlusna mu na twarz, na klatk piersiow i zalaa rce. Krzyczc z przeraenia,
odskoczy, z trudem panujc nad rwnowag na zalanej czerwieni pododze.
- Aaaa...!
Przeraony do granic patrzy na wasne donie. Aie doskoczya do Randa i chwycia go za
nadgarstki.
- To tylko manekin! - musiaa zgadywa jego myli. - Nic z niego nie wycieko!
- A... a...
- Krew nie wytrysna z szyi. To tylko kuka!
Roztrzsiony spojrza na dziewczyn bdnym wzrokiem.
- Spokj! I bez histerii! - nakazaa swoim ochrypym gosem. A jemu wydao si, jakby
istota z bezdennej otchani zatracenia mwia do niego. - To tylko kuka! Powtrz!
- Bogowie...
- Powtrz! - Podsuna mu pod oczy jego wasne spocone donie. Bez ladw krwi.
- Powtrz!
- To tylko kuka - wyszepta.

Kompania piechoty morskiej zaja stanowiska obronne szerokim krgiem w gb lasu.


Dwie kompanie Tatarw odgradzay teren od strony witynnych zabudowa. W ten sposb
powsta idealnie chroniony obszar, w ktrym oprcz drzew nie byo nic. A nawet korony tyche
zostay przepatrzone sprztem na podczerwie, czy przypadkiem nic si w nich nie kryje. Caa ta
zabawa suya tylko temu, eby pan admira mia gdzie na osobnoci porozmawia z
siostrzecem. Na osobnoci! witynnym murom nie ufa. Za duo tam byo kryjwek, w
ktrych mogo znale schronienie niepodane ucho. Wrd wasnych oddziaw pewnie sami
szpiedzy. Wrd wojsk garnizonu Kong? A cholera przecie wie, czy ktra z nich nie mwi po
polsku. C wic pozostao? Odgrodzona cile poa lasu. Z dala od jakichkolwiek uszu i dziki
ochronnemu kordonowi bezpieczna od dzikusw.

Wentzel prowadzi Tomaszewskiego na sam rodek wydzielonego rejonu. Pki nie


osign celu, nie rozmawiali o niczym istotnym.
- Mam dla ciebie awans, Krzysiu. - Admira zerkn na Tomaszewskiego. - No i gratuluj
ci stopnia komandora porucznika. Ju penego.
- Nie potraktuj tego jako nepotyzmu?
- Nie. Z wnioskiem wystpi Ossendowski. Niestety, ze sto razy przypomina mi, ebym
koniecznie powtrzy ci jego ostrzeenie.
- Jakie?
- Powiedzia: Niech on tylko nie wierzy w te czary. Bo nici bd z dalszej kariery.
Tomaszewski westchn ciko.
- No i przy takim podejciu wsppraca wydaje si niemoliwa.
- A jest konieczna. Powiem wicej. To nasza jedyna szansa.
- Dlaczego?
- Jeli nie poprze nas najwysza wadza w kraju, to nie damy rady tym wszystkim
ciemnym sprawom. Tylko przy wsparciu najwyszej wadzy moemy myle o sukcesie.
Tomaszewski zatrzyma si na chwil.
- Nie przesadzasz z wadz admiraa Ossendowskiego?
- Krzysiu, Krzysiu, Krzysiu... Ty pomyl o jednym. Za jaki czas klauzula tajemnicy
dotyczca naszych dziaa zniknie. I co si okae? Nard dowie si, jakie niewyczerpalne
bogactwa s tu do naszej dyspozycji. Dowie si, e wanie zakoczylimy kryzys w RP, a moe
nawet kryzys wiatowy. e zaczynamy zmierza mocarstwow ciek. I dziki komu? To to
ksi Ossendowski.... Tfu! Tego tytuu nie wolno uywa. e nasz admira, wielki m stanu to
wszystko osobicie wasnymi uczynkami, wasnym przemyleniem i staraniem uczyni. I kto
bdzie nastpnym prezydentem Polski? No to ja ci ju powiem. Za kilka lat Ossendowski
przeniesie si z gabinetu na lotniskowcu do gabinetu na Zamku! A w tamtym gabinecie s lejce
caej Rzeczypospolitej. I to my moe bdziemy podpowiada, za ktre cign, a ktre
popuszcza.
Admira ruszy dalej powolnym krokiem. Tomaszewski by troch oszoomiony
politycznymi aspiracjami Wentzla. No waciwie... onierze na polskim tronie i prezydenckim
fotelu ju si zdarzali. By moe czas wic i na marynarza?
- Kazaem stworzy i zarejestrowa now odznak bojow - zmieni temat admira. Rajd na Banxi. Przywiozem odpowiedni ilo, wic rozdaj pniej swoim ludziom.
- Ooo... Bd mnie na rkach nosi. - Tomaszewski wyranie si ucieszy. - Nie sdziem
nawet, e wojsko jest tak blisko harcerstwa i kady chce mie na rkawie jak najwicej
sprawnoci.
- Nie miej si. - Wentzel wbrew wasnym sowom umiechn si szeroko. - Kiedy
zdejm z nas tajemnic, to ta odznaka stanie si we wszystkich koszarach przedmiotem
kolosalnej zazdroci. Bdzie j miao tylko trzystu facetw, ktrzy byli tu z tob.
Tomaszewski wiedzia, e wuj ma racj. Tylko trzysta sztuk. To bdzie wicej warte ni
niejeden KaWu niszej klasy.
- Czy dostan odznak z numerem jeden? - zapyta.
- Wszystkie s bez numerw. Zgodnie z regulaminem polowym.
Tomaszewski czu co kojcego w tym, e regulaminy marynarki obowizuj wszdzie.
Tak samo w garnizonie warszawskim i tak samo gdzie za Grami Piercienia, w miejscu,
ktrego nie ma na adnej mapie, na kocu wiata. Obojtnie, czy jest si otoczonym przez
oficerw sztabu na jakim raucie w stolicy, czy dzikusami w nieprzebytej kniei, gdzie rzdz
czary i magia. Paragrafy regulaminu i piecztki s wszdzie jednakowo wane. Umiechn si

do siebie.
W pewnej chwili admira uzna, e s ju w miejscu oddalonym od jakichkolwiek uszu na
caym wielkim wiecie. Niestety, wok nie byo niczego, na czym mona by usi. Wentzel
skwitowa to krtko:
- No to co? Musimy zaatwi spraw jak mafia. Na szybko i na stojco.
- Bd si streszcza.
- Tak. Tylko najwaniejsze sprawy. Co powiedziaa ci Wyszyska?
Tomaszewski pochyli lekko gow. Potem podnis j, bo daszek za bardzo zasania mu
twarz i nie widzia oczu rozmwcy.
- Przyznaa si, e jest z innej planety.
Wentzel zachowa kamienn twarz.
- To tutaj... Ich przybycie do naszego wiata to inwazja?
- Zaskocz ci. Wyszyska twierdzi, e to sprawka sekty Osiatyskiego.
Tego ju admira nie zdziery. Rozpi grne guziki swojego wspaniaego paszcza i z
wewntrznej kieszeni wyj srebrn piersiwk. Pocign yk, a potem drugi. Oczywicie nie
poczstowa Tomaszewskiego. Przecie jaki tam komandor porucznik nie jest godny, by pi z
admiralskiej piersiwki, nawet jeli prywatnie jest jego siostrzecem.
- Moesz janiej?
Tomaszewski zacz opowiada szczegy zdarze, ktre miay miejsce od momentu, gdy
z Mielczarkiem dotarli do tajemniczego otarza. Wentzel sucha z napit uwag. Jego twarz nie
zmieniaa wyrazu, nie drgn ani jeden misie. Po kwadransie mniej wicej uzna, e wie ju
wystarczajco duo, i zacz zadawa pytania.
- Reasumujc, mona powiedzie, e Osiatyski, wykorzystujc urzdzenie
skonstruowane przez tak zwanych bogw, przedosta si na Ziemi?
- Tak, jak by to powiedzieli miejscowi: do wylgarni mitycznych potworw, Ziemcw.
- I to nie rzd wysya tu do nas tych inynierw?
- Tam nie ma wiatowego rzdu, tak samo jak u nas nie ma. Nasz wiat jest prawie
idealn kopi ich wiata, tyle e zapnion w rozwoju o jakie osiemdziesit par lat. No
niestety, co zawiodo w boskim planie i nie udao si stworzy kopii w stu procentach idealnej.
- Rozumiem, nikt nie chcia mu wierzy, wic ksi stworzy tam sekt. I Wyszyska
przedstawia si wrcz jako wysannik Osiatyskiego?
- W wielkim uproszczeniu i troch przeinaczajc, ale... tak. Przedstawia si jako nasz
sojusznik.
- A to sprytna baba. - Wentzel w podziwie krci gow. - Podobno Indianie mwi, e
wielko czowieka mierzy si wielkoci jego wrogw. No to dziki Wyszyskiej jestemy
chyba najwiksi na wiecie.
- Ja te czuj podziw i szacunek do niej jako wroga...
- Mam dziwne podejrzenie, e czujesz do niej co innego - Wentzel przerwa
Tomaszewskiemu w p sowa. - Ale mniejsza z tym. - Machn rk. - Ty rozmawiae z ni
wtedy, w kluczowym momencie, patrzc jej w twarz. Wiem, e nie zgadniesz, czy jest szczera,
czy nie, ale widziae jej oczy. Co o niej powiesz?
Tomaszewski podziwia wuja, e jest zdolny analizowa takie elementy jak wyraz twarzy.
Jak odczucie dotyczce szczeroci w ekstremalnych sytuacjach, w ktrych ciko co ukry i
zapanowa nad sob.
- Nie chc ci kadzi, ale jak zwykle masz racj. By taki moment. Zobaczyem jej
autentyczn reakcj.
Wentzel patrzy siostrzecowi w oczy z niesabnc uwag.

- Opisz, co si stao.
- Oboyem otarz materiaem wybuchowym, chcc szantaem wydoby prawd. Jeli mi
nie odpowie na wszystkie pytania w sposb, ktry mnie usatysfakcjonuje, to wypieprz t
konstrukcj po prostu w kosmos. A jeli bdzie usiowaa mi przeszkadza albo wrcz zabi, to
Mielczarek mia rozkaz wysadzi i otarz, i nas oboje.
- W desperacj popade - mrukn admira i trudno byo wyczu, czy powiedzia to z
aprobat, czy nagan w gosie.
- Musiaem wiedzie.
- Rozumiem.
Tomaszewski wyj papierosa i zapali na mrozie, mimo e palenie w tych warunkach na
powietrzu nie dawao adnej przyjemnoci. Zacign si do samego dna puc, czujc, jak drobne
igieki szczypi mu gardo.
- Podczas caej rozmowy wydawaa si szczera - powiedzia, wydmuchujc dym. - Ale to
tylko moje subiektywne wraenie. Wszystko zmienio si jednak w jednej chwili.
- Kiedy ten lepy podrnik zacz mwi po angielsku?
- Tak. Wyszyska w uamku sekundy zrozumiaa, jak dramatycznie zmieniy si warunki.
Zrozumiaa, e z przesuchiwanej dziewczyny na mojej asce staa si pani sytuacji. I wtedy na
pewno nie udawaa. Runa w stron otarza i zacza wyrywa kable z detonatorw z wyrazem
takiej radoci, e najlepszy aktor nie mgby tego zagra.
- A tak si nie zachowuje agent rzdowy, prawda?
- Wanie. Ona to robi z powodu idei. Inteligentna zoza.
- Bo?
- W trakcie przesuchania daem jej swj notes i owek. eby zapisaa wszystkie
nazwiska dziwnych inynierw, jakie zna. Bo my przecie do wszystkich nie dotarlimy.
- No, no?
- A ta mapa, udajc, e pisze, przegldaa po prostu moje prywatne notatki.
Wentzel zacz si mia.
- Tak, tak, wielko naszych wrogw w tym przypadku wiadczy o nas bardzo dobrze powiedzia rozbawiony. - Czasem mamy znacznie wikszych ni my - chichota.
Potem spowania i bezceremonialnie wyj Tomaszewskiemu z ust papierosa, eby go
dokoczy.
- Zdaa sobie spraw, e jest dla nas niezbdna? - powiedzia. - Razem ze swoimi
kolegami? e kiedy tu ju s Amerykanie, czy kto tam, to sami nie damy rady. Niewane, ile
mamy w kaburze bomb atomowych. Jeli ich uyjemy, to reszta zrobi sobie takie same. Ameryka
i Rosja ju za trzy lata, reszta rozwinitych za jakie dziesi.
- Sztab robi takie analizy? - zapyta Tomaszewski.
- Ano robi. Nie moemy stan sami wobec reszty. Niewane s nasze eksperymentalne
bombowce, okrty podwodne czy krokomierze. Wane jest osiemdziesit lat przewagi
technicznej i inynierowie, ktrzy przybywaj tu tylko odrysowywa swoje stare schematy
techniczne. To jest wadza nad wiatem. I Wyszyska zrozumiaa, e teraz musimy si z ni i jej
podobnymi ukada, niezalenie od tego, co si stanie.
- Albo... - Tomaszewski szeroko rozoy rce. - Nie kazaem Mielczarkowi neutralizowa
materiaw wybuchowych. Otarz moemy wysadzi w kadej chwili.
Admira pokiwa gow.
- Najtrudniejsza decyzja w yciu - powiedzia smutno. - I to bez moliwoci spytania
wadzy, bo przecie Ossendowski zawau dostanie, gdy mu powiemy o czarach i teleportacji
ludzi z innej planety.

- Wanie.
- A ty co o tym mylisz, Krzysiu?
- Nie wysadza! - powiedzia Tomaszewski zdecydowanie. - Ja wiem, e to naraa nas na
jak inwazj ze strony Ziemian. Ale tu gro nam jawnie wrogie siy. Jaka zakonna organizacja,
ktra przedostaa si wieki temu na nasz stron gr. By moe s w jaki sposb usadowieni w
sztabie armii ldowej. Kto przecie zorganizowa tu wypraw czarownikw, eby pokrzyowa
nam szyki. Na szczcie Baranowski okaza si czowiekiem na poziomie i wygra wycig tylko
po to, eby zagra mi na nosie. Potem zoy podjcie decyzji w moje rce.
Wentzel zacign si po raz ostatni i odrzuci niedopaek.
- Obawiam si, e bdziemy musieli z t cik decyzj pozosta. I to co gorsza, sami.
- Na to wyglda.
- No dobra. - Admira zebra si w sobie. - eby nas ta decyzja nie sparaliowaa, ruszamy
do roboty. Po pierwsze musimy si dowiedzie czegokolwiek o dziaalnoci Zakonu po naszej
stronie gr. Po drugie musimy wiedzie, kto wysa czarownikw do Banxi.
- Po trzecie - Tomaszewski wczy si do wyliczanki - trzeba stwierdzi, czy Zakon i
czarownicy to nasi wrogowie.
Wentzla zatkao na moment.
- Co? - powiedzia dopiero po krtkiej chwili.
- Tak naprawd to nie wiemy nic o ukadzie si, w ktry brutalnie ingerujemy.
Admira przekn lin. Wola nie komentowa.
- A teraz realnie - powiedzia, podkrelajc sowo realnie. - Po trzecie musimy ustali
pen list inynierw z Ziemi, ktrzy infiltruj nasz przemys.
Tomaszewski umiechn si szeroko.
- A to ju wymyliem, jak zrobi.
Admiraa zatkao po raz drugi.
- Jak? - spyta sucho.
- Rozwizanie podsuna mi sama Wyszyska. Wiemy z naszego ledztwa, e jej ciao
urodzio si jako Marta Wiencek, prawda?
- Tak.
- Ona sama alia si, e nie lubi swojego imienia Jadwiga. A skoro to imi, jak i
nazwisko s faszywe, to dlaczego nie przyja sobie takiego imienia, jakie wydawaoby jej si
adne? Tu tkwi rozwizanie.
- No, no?
- Bo to nie jest faszywe nazwisko. Przybrane, ale prawdziwe. Myl, e firma Kocyan i
wsplnicy, szukajc sposobu zdobycia prawdziwych papierw dla swoich kumpli, szukaa
grobw dzieci na prowincjonalnych, przykocielnych cmentarzach. Szukali noworodkw,
ochrzczonych i pochowanych, poniewa zmary przy porodzie. Wic w dokumentach
pastwowych poza statystyk lad po nich nie pozosta. A metryk takiego dziecka wydoby
atwo pod jakim wydumanym pozorem, albo wrcz za apwk. Majc metryk, wyrobi
prawdziwe dokumenty to ju buka z masem.
- No tak. Dlatego Wyszyska nie moga sobie wybra imienia i nazwiska, bo ma nie
faszywe, tylko prawdziwe. Tyle e cudze.
Admira zrobi krok do przodu i pooy siostrzecowi rk na ramieniu.
- Krzysiu - powiedzia cicho - ty w przeciwiestwie do wielu innych oficerw na karku
masz gow zamiast dyni. I ciesz si, e na ciebie postawiem.
Przerwa im okrzyk jakiego onierza:
- Panie admirale! Panie admirale!

- Tutaj!
Zdyszany chory piechoty morskiej dobieg do nich, osypujc nieg z gazi, o ktre
zaczepia.
- Melduje si...
- O co chodzi? - Admira powstrzyma meldunek ruchem rki.
- Odkrylimy tymi aparatami na podczerwie, e dzicy tu podchodz. Przeskakuj z
korony drzewa na koron jak wiewirki. Panowie oficerowie powinni si ewakuowa w stron
wityni.
Wentzel by wyranie zdziwiony, e dzikusy nie daway cigle za wygran. Zastanawia
si przez chwil, potem jednak powiedzia do Tomaszewskiego:
- Dobrze, w takim razie o reszcie spraw pogadamy pniej. Chodmy.

Warty na obrzeach lotniska nie chciay wpuci na teren bazy obcych, uzbrojonych ludzi,
ktrzy siedzieli na pace ciarwki. Dzwonienie na wartowni niewiele dao. Spraw
rozstrzygn dopiero wezwany z wiey porucznik Jaboski.
- Ach, my si przecie znamy! - W wietle latarki rozpozna Shen, mimo e trzymaa przy
opuchnitym policzku namoczon w roztopionym niegu chustk. - Co si stao?
- Nie jest ranna - wyjani Kadir. - To zb.
- Uuu... straszna sprawa. - Porucznik skrzywi si ze wspczuciem. - No moe nasz
medyk co zaradzi.
Shen obolaa przytulia si do Kadira.
- Oni znaleli jednego z naszych. Kogo z zaogi statku Gradient - powiedzia kapral.
- A co to jest Gradient? - wyrwao si porucznikowi. - Ach - zgani sam siebie. - Na
pewno tajna misja marynarki wojennej. Niczego nie powiedz, a ty si pniej domylaj,
czowieku, co robi marynarz w gbi ldu.
Jaboski sign na pak i odsoni troch koc spowijajcy czowieka na noszach.
- Bardzo z nim le?
- Czasami odzyskuje troch przytomnoci - zaraportowa kapral. - Ale gwnie majaczy.
- Jakie rany?
- Nie stwierdziem - wczy si sanitariusz.
- Gdziecie go znaleli?
- Partyzanci go znaleli w jakiej wiosce.
Porucznik podnis wzrok na Shen.
- Trudno wyrazi moj wdziczno, ecie si nim zaopiekowali.
Syszc ten prawie dworski styl, Shen chciaa wykona paacowy ukon. Niestety, nawet
lekkie nachylenie ciaa spowodowao taki paroksyzm blu w szczce, e j sparaliowao.
Jaboskim a wstrzsno na ten widok. Chyba te nie by odporny na bl zbw.
- Porozmawiamy pniej. Ale dobrze, e pani jest. Mam rozkaz z dowdztwa, eby
nawiza z pani kontakt.
Kadir spojrza pytajco, jednak dalsz rozmow przerwao pytanie kierowcy:
- Panie poruczniku, zawie ich pod punkt medyczny?
- No skd! - obruszy si dowdca. - Nikt nie moe widzie, e jawnie pokazujemy si z
partyzantami. Przecie to wrogowie naszego imperialnego sojusznika.
- Aha. - Kierowca nie wnika w zawioci sojuszy. - To gdzie mam podjecha?
- Do hangaru. - Jaboski wskoczy do szoferki. - Ruszaj.

Lotnisko w Kong nie miao hangaru z prawdziwego zdarzenia. Jego rol peni ogromny
barak, w ktrym mg si zmieci jeden samolot transportowy. Pozwalao to jednak
mechanikom na napraw silnikw w zupenym spokoju, ktrego nie zakcay warunki
atmosferyczne. A poniewa Kong nie byo przeznaczone do przeprowadzania operacji lotniczych
na wielk skal, takie rozwizanie okazao si zupenie wystarczajce. No i na szczcie barak
sta wanie pusty - wojskowa ciarwka moga zaparkowa na samym rodku.
Jaboski upewni si, e pomocnicy mechanikw zasunli za nimi wielkie wrota.
- Dobra, wypakowujcie si - zacz wydawa komendy. - Ty - wskaza na kaprala - kaesz
przynie wszystko, co jest potrzebne, eby partyzanci mogli tutaj przenocowa. Skombinuj co
ciepego do jedzenia. Ty - wskaza na funkcyjnego baraku - pilnuj, eby nikt z nich nie
pokazywa si z broni na zewntrz. Ty, ty, ty i ty - machn na nastpnych onierzy - bierzcie
si za nosze i zaniecie tego marynarza do punktu medycznego. No i ta biedula te niech tam
idzie... - Krzywic si, popatrzy na obola do granic moliwoci Shen. - Niech j kto
asekuruje. Przecie sania si na nogach.
- Ja j przytrzymam. - Kadir pomaga dziewczynie zsi z paki ciarwki.
- Przynajmniej karabiny zostawcie tutaj. Nie chc, eby kto widzia, e tu s partyzanci.
Karabiny Kadirowi nie byy do niczego potrzebne. Martwi si o Shen. Podtrzymywana
przez niego dziewczyna ledwo moga i, tak dawa jej si we znaki zb. Rusznikarz wiedzia, e
bl blem, albo si zb wyrwie, albo sam przejdzie. By jednak czowiekiem wyksztaconym i
wiedzia te, do jakich komplikacji moe doprowadzi taki stan pozostawiony sam sobie. Nawet
do mierci.
Jaboski kaza zgasi rzd arwek, ktre dotd owietlay plac. Wyszli w ciemno. Na
szczcie niekompletn. Troch wiata padao na zewntrz przez cienk cerat umieszczon w
wykrojach baraku mieszkalnego. Na szczcie droga nie bya duga. Szopa penica rol punktu
sanitarnego bya tu obok miejsca, gdzie spaa obsuga lotniska.
- Tdy. - Jaboski otworzy niewielkie drzwi i zapali wiato.
Zrobi si may problem. Przejcie byo za wskie, eby czterech ludzi mogo przej z
noszami. W kocu nieprzytomnego przekazano sobie z rk do rk. Ju w rodku pooono na
jednym z dwch polowych ek stojcych pod cian.
- Mamy tu bardzo skromne wyposaenie. - Jaboski wskaza rzd szafek za plecami,
kryjcych pewnie zapasy lekw i narzdzi lekarskich. Chyba nie mia pojcia, czym dysponuj
miejscowi lekarze. Wtedy nie mwiby o skromnoci. - Chorego zaopatrzymy wic tutaj jedynie
w podstawowym zakresie. I najbliszym moliwym lotem odelemy do Negger Bank. Do
szpitala w bazie.
- Tej panience te by si przydaa pomoc. - Sanitariusz kiwn podbrdkiem w kierunku
Shen. - Cho niekoniecznie a w Negger Bank.
- To nic takiego - mrukna Shen, prbujc by dzielna. - Przy okazji zgosz si do
cyrulika.
Jaboski umiechn si radonie.
- Przy okazji? Kiedy tam? - zakpi. - Byle nie teraz, nie tutaj, nie od razu. I to w ludzkich
warunkach.
Medyk, ktry odwija nieprzytomnego czonka zaogi Gradienta z kolejnych
ocieplajcych warstw, podnis gow.
- Tchrz! - skwitowa.
- Ale w tej chwili w ogle mnie nie boli! - Shen ze zdziwieniem stwierdzia, e mwi
szczer prawd. Ze strachu, kiedy zrozumiaa, e oni chc natychmiast przystpi do wyrywania,
zb przesta bole momentalnie. - Nawet nie mi!

- Tchrz!
Jeden z onierzy, wyranie rozbawiony, otworzy szuflad z napisem Narzdzia
dentystyczne, wyj wielkie jak grabie szczypce i kapn nimi kilka razy, powodujc
nieprzyjemny metaliczny dwik. Shen poczua, e robi jej si mikko w nogach. Spojrzaa
spanikowana na Kadira, ale ten politycznie odwrci wzrok.
Sanitariusz z pomocnikiem skoczyli rozbiera nieprzytomnego czowieka. Nakryli go
czym biaym i sztywnym. Potem zaczli robi podstawowe badania.
Jaboski zerkn na zegarek.
- Czy chory mwi, w jaki sposb znalaz si w lesie niedaleko Banxi? - zapyta.
Kadir zaprzeczy ruchem gowy.
- Budzi si kilka razy, ale nigdy nie mwi na tyle zbornie, eby go szczegowo
wypyta.
- A o czym majaczy?
- O piekle.
- O czym?
- Twierdzi, e by w piekle. Opowiada o ludziach, ktrych parzyo zwyke powietrze. O
bezsennych. O tych, ktrzy wracali zmienieni.
Porucznik skin lekko.
- Czy to sugeruje, e by w jakich osadach? Miastach?
Kadir umiechn si lekko.
- Mnie te to pytanie przyszo do gowy. Czy tam, za Wielkim Lasem, s jeszcze jakie
siedziby ludzkie. Ale z majacze niewiele wynikao. Nie mam pojcia, gdzie by.
- Wrci w dobrej formie fizycznej?
Rusznikarz przytakn.
- Nikt go te nie obrabowa. Mia ze sob mnstwo przedmiotw, ktre mogy budzi
podanie. A kurtk ukradli mu dopiero kusownicy z jednej z naszych wsi.
- Nie wspomnia ani sowem o celu swojej wyprawy?
- Jeli to bya wyprawa. - Kadir wzruszy ramionami. - Nie.
- A o czym jeszcze mwi?
- Opowiada z fascynacj o jakich oscylacjach. Co o tym, e Wielkie Lasy s poczone,
e to system czy co takiego, ktry podlega cyklicznym zmianom i zmienia... - Rusznikarz
zawaha si na moment.
- Co zmienia?
- Wszystko. - Kadir umiechn si niezdarnie.
- Ciekawe. - Jaboski potar brod. - Na szczcie to nie moja dziedzina. Trzeba bdzie
zaczeka, a go podlecz w szpitalu w bazie.
- Natomiast w przypadku Shen chyba czeka ju nie mona.
Porucznik drgn, nieprzygotowany na zmian tematu, i zerkn na dziewczyn.
- Ach tak, oczywicie. - Skin na sanitariusza. - Podstawowe badania choremu moe
zrobi twj pomocnik. A ty chod tutaj.
Wielki, zwalisty chop mia ogromne donie, jak kowal. Shen jkna z przeraenia.
Zerkna na drzwi za sob, lecz drog ucieczki blokowa zdrajca Kadir.
- Mnie naprawd w ogle nie boli - szepna.
Na ustach urodzonego sadysty pojawi si okrutny umiech.
- Nie jestem co prawda dentyst, ale zapraszam na fotel. - Wielkie apska zacisny si na
ramionach Shen.
- Nie! Nie ma adnej potrzeby...

- Spokojnie. - Sanitariusz, jak i reszta onierzy w niewielkim pomieszczeniu bawili si


doskonale. - Jeszcze narzdzi do rk nie wziem, a panienka ju mdleje.
Dawicy strach dosownie sparaliowa dziewczyn. Oprawcy wsplnymi siami
posadzili j na fotelu, a sanitariusz ze schowka przy masywnej podstawie wyj niewielk
metalow butl. Usiowa przytkn ustnik maski do jej twarzy, ale zacza krzycze:
- Boli! Boli, jak dotykasz!
- Co za histeria okropna. Przed chwil mwia, e nic nie boli.
- Zmieniam zdanie! Boli!
- No to wanie po to tu jestemy, eby usun rdo blu. Musisz troch pooddycha
gazem z tej butli, eby nam nie kojfna ze strachu.
Shen zrozumiaa, e sama si wkopaa. Chciaa wylizn si i uciec, ale gdzie tam.
Polacy zawsze growali nad miejscowymi si i mas ciaa. Przeciwko tym wielkoludom w roli
oprawcw nie miaa adnych szans. Sanitariusz delikatnie usiowa przytkn dziewczynie mask
do ust. Usyszaa gony syk.
- Oddychaj! Oddychaj! No ju, ju, gboki oddech. Gboki! Nie oszukuj!
Usiowaa si rozkaszle, ale Polacy nie dawali si zwie.
- Tym da si oddycha. Da si! - Sanitariusz teraz ju twardo kneblowa Shen mask. Zreszt to nie czysty gaz, tylko mieszanina z powietrzem.
Nie czua adnych objaww. Gaz by bezwonny. Nie mia te adnego smaku.
- No! - Po duszej chwili sanitariusz odsun mask. - To mwisz, e sam dotyk ci boli,
tak?
Skina skwapliwie gow. Moe odstpi. Niestety. Sanitariusz natomiast uderzy Shen w
policzek otwart doni.
- Bolao?
Patrzya na niego zszokowana. No owszem, czua dotyk jego doni, ale uderzenie nie
wywoao paroksyzmu blu w caej szczce.
- Gotowa. - Sanitariusz woy na donie obcise, cieniutekie rkawiczki. - Zaczynamy.
Kto przechyli jej gow do tyu, kto otworzy usta i wieci do rodka siln latark.
Czua, jak gwny oprawca odsuwa jej dzisa przy chorym zbie. Ju sama ta czynno przecie
powinna wywoa bl tak straszny, e niektrzy mdleli. A tu nic. Shen jednoczenie czua, co on
jej robi, i nie czua. Woy jej do ust ogromne szczypce. Syszaa, e co chrupno. Bya
przeraona, ale w dalszym cigu bl by spacyfikowany. Sanitariusz szarpa jej gow w lewo i
prawo, onierze jednak trzymali mocno. Co chrupno jeszcze raz i jeszcze goniej.
- No!
Kat wyj rk z ust przeraonej dziewczyny.
- Ostatnia chwila.
Jego do powrcia na moment. Shen czua, e co robi przy szczce, co jej tam wkada.
Potem odsun si o krok.
- No! - powtrzy.
- Ssso? - Co blokowao jej usta. - To jusz?
Podnis do gry szczypce, w ktrych tkwi jej zakrwawiony zb. Po chwili odoy obie
rzeczy do metalowego naczynia.
- No i czego si byo ba?
Shen potrzsaa gow oszoomiona. Nie bolao? Bolao? Skoowana sama nie wiedziaa.
A on nie dawa za wygran.
- Czy u was te jest powiedzenie, e kto si mieje jak gupi do sera? - zwrci si do
rusznikarza.

- Takiego nie. - Kadir zmarszczy brwi. - Ale mwi si, e kto si mieje jak dure na
widok ognia.
- No to patrz pan!
Sanitariusz wyj z kieszeni pudeko zapaek. Wycign mae drewienko. Potar gwk o
blat i przysun do twarzy Shen. Kiedy zogniskowaa wzrok na pomieniu, poruszy nim w prawo
i w lewo. Dziewczyna nagle zacza chichota tak gono, e momentalnie rozbawia onierzy
wok.
- Nieze, co? - Razem z kolegami usiowa powstrzyma chichoczc Shen na fotelu, eby
nie zerwaa si i z radoci sobie czego nie zrobia. - To mwi pan, e mieje si jak gupi na
widok ognia?
- Co to jest? - Kadir mimowolnie te si umiechn.
Jedynie Jaboski zachowa powany wyraz twarzy.
- Podtlenek azotu - wyjani. - Gaz, ktry znieczula, zwany jest potocznie gazem
rozweselajcym. Ona teraz bdzie si tak miaa i miaa, wystarczy, eby palcem jej skin
przed oczami. Ale nie powinno zaszkodzi.
- Nieprawdopodobne. Przecie na tym majtek mona zbi w jednej chwili.
Porucznik tylko machn rk.
- Chodmy na zewntrz, tam sobie zapal. - Wskaza grup rozbawionych onierzy. Byle z dala od tych dzieci.
Kadir dugo nie mg oderwa wzroku od niecodziennego zjawiska. Potem jednak ruszy
za dowdc.
- Mwi pan, e kto z dowdztwa chce si spotka z Shen?
Jaboski osania zapalniczk od wiatru. Potakn, dopiero kiedy koniec papierosa
rozjarzy si arem.
- Tak. Z dowdztwa marynarki.
- A kto konkretnie?
- Nie mam pojcia. Tyle mi wiadomo, e dowdztwo marynarki zwrcio si do mojego
dowdcy, ebym za wszelk cen skontaktowa si z partyzantami. Chc porozmawia z Shen.
Sprawa jest bardzo pilna.

Aie podniosa si znad planw paacu rozoonych na najwikszym stole pokoju map.
Wyraz jej twarzy nie wskazywa na to, eby bya szczeglnie radosna.
- Moim zdaniem kiszka - powiedziaa. - Nie bardzo wyobraam sobie wprowadzenie
naszego czowieka z noem do paacu. Sie wart jest zbyt gsta.
- Oj, przesta. - Rand podnis si ociale z postumentu, ktry zosta po usunitej std
rzebie. Posg przedstawia Biafr zamylonego. I by chlub prywatnych zbiorw Randa do
czasu, kiedy okazao si, e to podrbka. Posta uwieczniona w marmurze okazaa si
Cheelosem zamylonym, w ktrym kto przed wiekami sku oryginalny napis i wstawi nowy.
Kompromitujca rzeba znikna wic byskawicznie, a na oprnionym postumencie Rand
uwielbia przesiadywa osobicie.
- Nie kadego przecie si rewiduje.
- Owszem. Ale do adnej delegacji dyplomatycznej ani przedstawicielstwa generalicji
zamachowca nie wkrcimy.
- Mylaem raczej, eby go przebra za dostawc. Oczywicie nie marchwi do kuchni. Ale
na dworze mona przedstawi na przykad waciciela szlifierni diamentw. Co w ten dese?

Aie skrzywia usta.


- Za duo ludzi trzeba by byo wtajemniczy. A poza tym na porzdne umocowanie, a
waciwie na porzdne zatarcie ladw jest za mao czasu.
- No to moe lekarza z dalekich krain?
- Znalelimy ju czowieka idealnego do wykonania zamachu na ciebie. Na lekarza to on
raczej nie wyglda. A poza tym odkd Polacy przywieli swoj medycyn, to moda na
egzotycznych uzdrowicieli spada do zera.
- Wrbita?
- Wymagaoby to od zamachowca inteligencji i dobrego aktorstwa. Zapewniam ci, e
nasz czowiek nie ma ani jednego, ani drugiego.
Rand stan przy oknie, patrzc na dalekie zabudowania portu. Przeladowao go jedno
pytanie, ale ba si je zada. Ba si nie Aie oczywicie, tylko jej odpowiedzi.
- To moe wity czowiek? - podsun nastpn moliwo.
- A na czym miaaby polega ta wito? - zapytaa dziewczyna.
- Na niczym. Ale skoro mwisz, e mao inteligentny i kiepski aktor, to wito by
pasowaa.
Aie przygryza wargi.
- No, to rzeczywicie byoby najatwiej wmwi. - Zastanawiaa si intensywnie. - Cho z
drugiej strony... nie wiemy dokadnie, w jakim bdzie stanie. A jeli zajedzie od niego jakim
podym bimbrem?
Rand a sykn.
- Wiesz, no... Stan upojenia witym nie przeszkadza.
- Nie w paacu. Daj spokj.
- Zaraz. - Randa nagle olnio. - A czemu my si trzymamy tak kurczowo paacu? To
rzeczywicie teren najtrudniejszy z moliwych.
Popatrzya na niego zaciekawiona.
- Co ci chodzi po gowie? Ogrody?
- Tak samo jak paac. Ale cesarzowa przecie wychodzi na zewntrz.
- eby pobogosawi swj lud? - zakpia Aie. - A owszem. Mio do ludu wyraa w
otoczeniu minimum dwch pukw speckurew z gwardii!
- Chrzani lud z jego natrtn mioci. A nie pomylaa o kurierach?
Aie palna si w czoo. Kurierzy. Cesarzowa miaa wasnych, i to w trudnej do
zmierzenia liczbie. A to przecie oznaczao liczne stajnie, wozownie, warsztaty, pokoje
operacyjne, stodoy z pasz dla koni, wielkie magazyny i koszary. Przecie nikt nie bdzie
tolerowa tak gonego i smrodliwego ssiedztwa w bezporedniej bliskoci paacu. I faktem jest,
e cesarzowa w wielu wypadkach odwiedzaa swoich kurierw osobicie. Kiedy dziao si co na
obrzeach cesarstwa, kiedy chciaa wysucha najnowszych wieci z rnych rejonw kraju. Tak,
to byo to.
- Pozostaje kwestia, jak wywabi cesarzow z paacu i skierowa do siedziby kurierw.
- To bior na siebie. I nie widz najmniejszego problemu.
- No to dobrze - przytakna Aie. - Ja w takim razie przeorganizuj cay plan akcji, eby
pasowa do nowego miejsca.
Kiedy dziewczyna pochylia si nad stoem, eby wrd rozoonych tam planw znale
taki, ktry obejmowa take stacj kurierw, Rand zdoby si na odwag i podszed bliej.
- Suchaj... - zawaha si, nie bardzo wiedzc, jak zada nurtujce go pytanie.
- Co? - Podniosa gow, mierzc szefa badawczym wzrokiem. To spojrzenie troch go
skonfundowao. Nabra jednak powietrza i wyrzuci z siebie:

- Suchaj, czy ja poznam tego czowieka?


- Ktrego? - nie zrozumiaa w pierwszej chwili.
- Tego, ktry ma dokona na mnie zamachu.
Aie zrozumiaa, e sytuacja jest powana. Stumia westchnienie, odsuwajc od siebie
papiery. Potem obesza st i stana przed Randem tak, eby z bliska popatrze mu w oczy.
- Po co miaby go poznawa? - zapytaa powanie.
- No... - Nie wiedzia, jakiej odpowiedzi udzieli.
- Zapewniam ci, e w chwili zamachu bdziesz wiedzia, kto go dokonuje.
- Ale... nawet nie wiem, co to jest za czowiek. Czy...
- Kat rwnie nie poznaje wczeniej adnego ze skazacw. A ty idziesz tam po prostu na
egzekucj. Sprbuj to zrozumie i zaakceptowa.
- To nie tak. To... - Naprawd nie umia ubra swoich myli w sowa. Przerwaa mu
brutalnie.
- Przesta o tym myle! Bo sam siebie zaraz sparaliujesz. To nie jest zbieranie
kwiatkw w ogrodzie. To jest akcja, ktra ma pokaza cesarzowej, e specsuby chc ci
wyeliminowa. Posuwajc si a do zabjstwa. A to z kolei ma j przekona, e nie moe polega
na samych speckurwach. e my jestemy si, ktra da jej przeciwwag, e...
Przerwa jej gong anonsujcy nadejcie sucego. Dziki Bogom. Rand nie chcia
sucha duej. By na siebie wcieky, e zada to pytanie. A jeszcze bardziej na swoje
zachowanie.
- Panie! - Mody sucy przeszed star szko. Jego ukon spenia wszystkie paacowe
warunki. - Przyniosem list.
- Dawaj.
Chopak poda Randowi zalakowan kopert, wykona jeszcze jeden absolutnie
nieskazitelny ukon i odszed, starannie zamykajc za sob drzwi.
- Co wanego? - Aie na szczcie nie kontynuowaa poprzedniego wtku. Wrcia na
swoje stanowisko za stoem do map.
- Raport. - Rand rozerwa kopert, niszczc piecz. Szybko przebieg wzrokiem kilka
linijek tekstu. - O!
Podniosa gow.
- O?
- Wczoraj wieczorem pozwoliem sobie na rodzaj artu. Kilkudziesiciu swoim wrogom
wysaem krtkie liciki o tej samej treci. Tak eby ich podenerwowa przed snem. eby im si
le zasypiao.
- Co byo w tych listach?
- Dwa zdania. Wszystko si wydao. Ucieczka wskazana natychmiast!
Dziewczyna umiechna si z politowaniem.
- Zawsze lubie durne dowcipy.
- Nie takie durne! - Rand zacz si mia. - Czterech adresatw znikno dzisiejszej nocy.
Pewnie gdzie uciekaj!

Samo to, e Wentzel wrcza bojow odznak Rajd na Banxi osobicie kademu
onierzowi, wywaro due wraenie. A fakt, e takich odznak na caym wiecie bdzie jedynie
trzysta kilkanacie sztuk i nigdy nie powstanie wicej, sprawia, e czuli si szczeglnie
wyrnieni. Wszystko to blado przy cudach, ktre pokazywa admira. Oczywicie w caej armii

zdarzay si czasem osobiste dekoracje, zdarzay si i rozmowy oficerw z onierzami przy tej
okazji. Ale tu, na polanie przed wityni, nie syszao si zdawkowych: Skd pochodzicie,
onierzu?. Z dupy! - chciaoby si wtedy odpowiedzie. Nie, nie. Rozmowy, ktre
przeprowadza szef kontrwywiadu floty, brzmiay zupenie inaczej:
- wietnie, e pana tu spotkaem, kapralu. Prosz pozwoli, e bd si zwraca per
Mateuszu. Paska matka jest przecie z domu Obersdorfer, prawda? A Obersdorferowie s
bardzo daleko, ale jednak spokrewnieni z Wentzlami. Dobrze kojarz? W jakim sensie jestemy
wic chyba krewnymi.
onierze nie wierzyli wasnym uszom. Czy admira zna wszystkich swoich ludzi?!
Przecie wikszo z nich widziaa go z bliska pierwszy raz w yciu.
- Nosicie pikne imi, Sawomir! Mona by to zinterpretowa jako sawa dla wiata, czy
nie? Na pewno nazwisko Wjtowicz bdzie teraz sawne w rodzinnym Bielnie, prawda?
Szok. On pamita naprawd wszystkich?
- Syszaem, Hasan, e jeste najszybszym Tatarem w Wojsku Polskim. No, moe stojcy
tu obok Azhar mgby si prbowa z tob rwna.
I teraz to ju wiadomo. Admira zna wszystkich trzystu onierzy zebranych na polanie.
Zna ich osobicie. Interesowa si.
Tomaszewski zachowywa idealnie kamienn twarz. Zna mechanizm sztuczek Wentzla.
Admira, kiedy przewidywa, e stanie przed tumem onierzy, kaza sobie dostarczy akta
piciu z nich. I zapamitywa z papierw wszystko, cznie z fotografiami. Mia doskona
pami, take do twarzy, inaczej przecie nie mgby pracowa w wywiadzie. A znajc dokadnie
piciu ludzi ze wszystkimi szczegami, mg udawa, e ich nie wybiera z tumu. e rozmawia
z przypadkowymi i takie same rozmowy mgby przeprowadzi z kadym z zebranych. Sztuczka
robia kolosalne wraenie, a onierze admiraa uwielbiali.
Wzruszenie udzielio si nawet Thien, ktra dziki przywiezionym zapasom alkoholu
zdoaa przemc sabo i pojawia si tego dnia na placu. Tylko Baranowski pokpiwa, e jest
ju w tak dobrej formie, e mona by byo przydzieli jej jak funkcj - na przykad gwnego
inspektora do walki z alkoholizmem w imperialnej armii.
Tomaszewski, nawiasem mwic, zapamita to sobie i uzna za dobry pomys. Rne
myli kbiy mu si po gowie. Wiedzia, e zbliaj si do rozstrzygnicia w najwaniejszych
kwestiach. I zna Wentzla lepiej ni inni ludzie. Wiedzia, e admira, promieniejcy teraz
publicznie radoci i sympati, ju na pokadzie wiatrakowca zamieni si w kata i
najokrutniejszego mistrza tortur, poniewa wiele spraw nie szo po jego myli. Bdzie si
domaga wynikw i nowych pomysw. A kto ich nie dostarczy, tego gowa moe spa z
katowskiego pieka.
Tymczasem admira przed odlotem postanowi przemwi do zebranych. Oczywicie jego
wiatrakowiec mia na wyposaeniu sprzt do nagonienia, wystarczyo wystawi goniki. A
skoro pojawia si taka moliwo, jak dawaa tumaczka piechociarzy Duon, admira
postanowi przemwi take do puku garnizonu Kong. Mia talent krasomwczy i potrafi
trzyma suchaczy w stanie najwyszego napicia. By te cholernie przekonujcy. Z wycigu i
rywalizacji piechociarzy z marynark zrobi majstersztyk wsppracy i koordynacji rnych
formacji z rnych pastw w celu odniesienia wsplnego zwycistwa. W krtkich sowach
przekona dziewczyny, e s elit elit imperialnej armii, jej mietank mietanki, a te stay z
otwartymi ustami i coraz bardziej szklcymi si oczami. W prostych sowach udowodni im, e
wanie przechodz do historii, poniewa s pierwszym oddziaem, ktry wkroczy do Wielkiego
Lasu i odnis cakowite, miadce zwycistwo. A z racji skromnej liczby si wasnych to
waciwie dokonano tutaj cudu! Dziewczyny od razu uwierzyy, e s absolutnie wyjtkowymi

bohaterkami, pierwszymi takimi w dziejach. Przy okazji zrozumiay te, e admira Wentzel jest
najlepszym dowdc w caej historii wiata, mimo e nie bra on udziau w rajdzie na Banxi, a
waciwie to sta nawet po stronie konkurentw oddziau Baranowskiego, ale... to niewane. Na
pewno odpowiednio czuwa nad rozwojem wypadkw. Dla dziewczyn jego posta stawaa si
powoli bliska boskiej.
Tomaszewski usiowa si nie umiecha. Tym bardziej e z Polakami i Tatarami poszo
rwnie gadko. Nie mg si jednak powstrzyma przy sowach: Kiedy z dum bdziecie
powtarza wnukom: byem pod Banxi z komandorem Tomaszewskim.... Musia opuci gow i
zakry twarz daszkiem czapki. Ludzie tak atwo dawali si przekona, e s bohaterami.
Najwyraniej nie dostrzegali drugiego dna tej sprawy. Admira w ten prosty sposb przykrywa
enujce braki w zaopatrzeniu, niemono utrzymywania powietrznego mostu w
nieskoczono, a take brak jasnej koncepcji, a cilej: jakiejkolwiek koncepcji, co dalej. Za to
bohaterowie byli obecni w nadmiarze. A przecie bohaterowi nie wypada wypomina
dowdztwu, e jest za mao konserw.
Przy sowach poegnania owacje przerodziy si w prawie zbiorow histeri,
przynajmniej jeli chodzi o dziewczyny z Kong. Wentzel nie musia wic tumaczy im, e na
razie nie maj dokd wraca, bo ich garnizon jest w obcych rkach.
- Za mn! - rozkaza tylko swojej wicie.
Tomaszewski, Wyszyska, Michaowicz, Kai i Nuk byli ju przygotowani do drogi. Z
pewn ulg opuszczali plac wypeniony rozentuzjazmowanymi ludmi, czujc si, przynajmniej
w przypadku oficerw, troch gupio. Wentzel przywiz ze sob oficerw majcych przej trzy
kompanie. Swoich bardziej zaufanych ludzi wanie zabiera ze sob. Tomaszewski przez to czu
si troch jak dezerter.
- Przypominam o obowizku zapicia pasw. - Pilot odwrci gow znad tablicy
przyrzdw. - Wymg ten dotyczy take pasaerw w stopniu admiraa.
Najwyraniej by w przyjani z dowdc. Tomaszewskiemu, ktry z dowiadczenia
wiedzia, e zbiera si burza, wcale nie byo do miechu. Na szczcie podczas startu nie dao si
rozmawia. Silniki pod obcieniem pracoway bardzo gono. Tomaszewski, chcc uspokoi
Nuk, musia krzycze.
- Spokojnie, wiatrakowce s bardzo bezpieczne.
- Nie boj si. - Nuk zacisna donie na krawdziach metalowego krzeseka.
- Ale wcale ci o to nie podejrzewam. A tak nawiasem mwic, poprosiem obsug
lotniska, eby skontaktowaa si z Shen. Przy odrobinie szczcia twj dowdca moe ju na nas
czeka.
Sierant skina gow. Maszyn zatrzso nagle, silniki zagrzmiay jeszcze groniej i
wiatrakowiec ruszy do przodu. Przez moment zachybotao nim na nierwnociach
niedoskonaego pasa i po kilku chwilach cika maszyna uniosa si w powietrze. Uczucie
zupenie nieprawdopodobne w porwnaniu ze startem samolotu. A Tomaszewski wiedzia, e to
nie jest wcale ostatnie sowo cywilizacji technicznej. Czyta, e testuje si wanie migowce maszyny, ktre bd mogy startowa i ldowa zupenie pionowo, bez adnego rozbiegu, a wic
na nieprzygotowanym terenie. To moe by rewolucja w dziaaniach wojennych.
Szybko osignli waciwy puap i silniki cichy byskawicznie. Nie lecieli wysoko. Na
ziemi nie byo wrogiej artylerii przeciwlotniczej, a strza z uku nie mona byo uszkodzi
aluminiowej maszyny.
- No jak tam wraenia z misji? - zagai Wentzel z pogodnym wyrazem twarzy.
Tylko Tomaszewski wiedzia, co si wici. Wybuchowi gniewu admiraa mogy
przeszkodzi tylko dobre pomysy. Oryginalne.

- W sumie jako wyszo. - Pukownik tatarski nie wyczuwa zagroenia. - Jak w kadej
akcji byy i trudne chwile, ale wany jest efekt, prawda?
- Ty mnie, Selim, nie bierz pod wos. Niby co w tej akcji byo trudnego?
No tak. Nie trzeba byo sucha oficjalnego przemwienia. Tam admira przecie nie
wyraa swoich prywatnych pogldw.
- No wiesz, Joachim, niby nic. Ale kiedy spod lodu wyskakuje ci nagle przeciwnik, i to w
samym rodku twojego oddziau, to ja ci powiem: to robi na czowieku wraenie. To robi
wraenie.
- Jako z Krzykiem opanowalicie sytuacj.
- Ano. Na szczcie Krzy nie straci nerww. No i metod znalaz waciw, eby ich
pokona. Nie tam jak wyduman, tylko po naszemu, po mordzie jednego z drugim, kopa w
jaja.
Wentzel dobrze zna starego Tatara.
- A tobie si podoba takie naparzanie piciami po pyskach, co? - Uderzy go doni w
kolano.
Michaowicz przez chwil walczy ze sob, a potem przeama si i wyzna szczerze:
- No! Podoba mi si! Jak za dawnych czasw. Ale najfajniej byo, kiedy zdalimy sobie
spraw, e oni nie wiedz, jaka jest moc cikiego wojskowego buciora. I jak taki piechociarz
zapa w kocu tego dzikusa, jak mu sprzeda kopa w gole, to ko si amaa, a noga robia kt
prosty, ale nie w t stron co trzeba. A najfajniejszy by trzask amanej koci!
- Selim! - upomnia go admira. - Kobiety suchaj!
Nuk najwyraniej miaa ochot powiedzie, e jej to nie przeszkadza, a nawet przeciwnie,
przyjemnie sucha, bo stary wyga ciekawie mwi. Z czuciem i po ludzku. Nie miaa jednak
odezwa si przy szarach.
Wentzel przeszed do rzeczy:
- Nie chciabym, eby przewagi wojenne zakryy nam fakt, e tkwimy w martwym
punkcie.
- Dlaczego? - Pukownik nadal nie dostrzega symptomw nadcigajcej burzy.
- Mam przypomnie? Dobrze! - Wentzel zapali papierosa. - Tu pod naszym bokiem
tkwi nierozpoznane siy jakich Anglosasw. W naszym wasnym wojsku, w siach ldowych,
tkwi obcy agenci, i to na tyle wadni, e s w stanie posa obcy puk wraz z czarownikami na
akcj, majc do dyspozycji polskich dowdcw, polskie zaopatrzenie i polskie rozpoznanie. To
mao? Wrg u bram, a my w obrbie wasnych murw mamy drug, rwnie nierozpoznan si.
Wicej. Nie wiadomo, co czai si w naszym wasnym kraju, bo coraz bardziej prawdopodobne
staje si, e wyprawom zakonnym udao si przed wiekami przedosta na nasz stron i teraz w
naszych barwach zwchuj si z miejscowymi.
Wyszyska umiechna si lekko. Admira w jej obecnoci nie powiedzia, e ma te
trzeci problem. Jej i jej kolegw z innego wiata. Wzia to jednak za dobr monet.
- Angolami tak bardzo bym si nie przejmowaa. - Wzruszya ramionami. - Na innym
kontynencie to jednak nie pod bokiem.
- Nic o nich nie wiemy i nie mamy pojcia, jak si dowiedzie!
- Przecie ustalilimy, e wylemy zwiad.
- To nazwabym raczej dziaaniem rozpaczliwym. A tak nawiasem mwic, jak zamierza
pani dostarczy zwiadowcw na miejsce?
Wyszyska machna rk.
- Na spadochronach. Jak w kadym porzdnym szpiegowskim filmie.
- Oczywicie przelatujcy im nad gowami samolot nie zwrci niczyjej uwagi.

Oczywicie nie przeszkolimy skoczkw na wielomiesicznym treningu, niech skacz na ut


szczcia.
Umiechna si promiennie.
- Mwi pan o starych czasach, panie admirale. A tymczasem mj... - przez chwil szukaa
odpowiedniego sowa. - Mj znajomy inynier zaprojektowa spadochron, ktry rozwizuje
wszystkie dawne problemy.
- Ciekawostka. Teraz, zrzucajc spadochroniarza, samolot nie pojawia si nad terenem
wroga?
- Nawet si do niego nie zblia. Spadochron to latajce skrzydo.
- Co takiego?
Zacza tumaczy.
- To nowy rodzaj spadochronu, ktry sam leci lotem szybowym. Skoczka zrzuca si
bardzo daleko od celu, na ogromnej wysokoci. Oczywicie w kombinezonie i aparacie
tlenowym. Taki zestaw dociera na bardzo due odlegoci. Ldowanie odbywa si z tak ma
szybkoci, e spadochroniarza nawet nie wywraca. Moe jednym cigiem odpi uprz i pj
na spacer.
- A skd bdzie wiedzia, jaka jest pogoda nad celem?
- Przodem trzeba wysa samolot meteo, ktry da prognoz.
Wentzel zamilk, bo wybia mu wszelkie argumenty.
- Mimo wszystko to wariant pasywny - mrukn, wyranie wkurzajc Wyszysk.
- Pasywny? No jasne, przecie moemy zrobi rozpoznanie bojem siami dywizji! e te
na to nie wpadam!
Admira spojrza na ni ostro, ale nic nie powiedzia. Nie wypadao mu si kci z
kobiet, i to w dodatku cywilem, ktremu nie mg nic zrobi.
Tomaszewski obserwowa ca scen z boku. Wedug jego rozeznania teraz wanie
nastpi wybuch strasznej zoci Wentzla. Co musiao mu doskwiera i nie byy to rzeczy tak
bahe jak zaopatrzenie si pozostajcych w Banxi ani wysanie dwuosobowego zwiadu na inny
kontynent. Admira w swoich wybuchach zoci bywa nieobliczalny. Potrafi niszczy ludzi,
ama im kariery, potrafi te by niebezpiecznie zoliwy. Nawet osoby niepodlegajce mu
bezporednio mogy ucierpie z powodu tych wybuchw.
- Mam jednak inny problem, z ktrym borykaj si najlepsi specjalici. - Wentzel zacz
zupenie spokojnie i tylko ci, ktrzy go naprawd dobrze znali, wiedzieli, e nadciga huragan.
Tomaszewski przez chwil jeszcze udzi si, e do ostrej dyskusji nie dojdzie z powodu
obecnoci Nuk, ale pozbawiona tumaczki dziewczyna niewiele rozumiaa.
Wyszyska spojrzaa z zaciekawieniem. Michaowicz te co przeczuwa i strategicznie
wola si nie wtrca.
- Kto z tego wiata ewidentnie przenikn na nasz stron gr. Nie moe by zwyk
koincydencj wyprawa czarownikw do Banxi dokadnie w chwili, kiedy my te mielimy to
zrobi. Mwic my, mam na myli marynark wojenn.
- Jaka koincydencja? - Wyszyska wzruszya ramionami. - Nie ma adnej. To miao by
uderzenie wyprzedzajce.
- Wanie.
- No to wystarczy doj do tego, kto wysa doradcw do Kong, kto kaza szkoli
tamtejszy garnizon, kto kaza zbudowa tam lotnisko zdolne do prowadzenia gbokich operacji
zaopatrzeniowych za lini frontu...
Tomaszewski zacz si mia.
- Co? - Wyszyska spojrzaa na niego nieufnie.

- Zaangaowane w to byy setki osb. A podejrzewajc je wszystkie, zaraz zwszymy


spisek wiatowy i uznamy, e wszyscy sprzysigli si przeciwko nam.
Wentzel podnis rk.
- Prosz pani. Nie mamy ani prawa, ani moliwoci szpiegowa w strukturach wasnej
armii. Nie mamy prawa prowadzi wewntrznego ledztwa w domenie wojsk ldowych.
Moemy jedynie pewne zauwaone rzeczy przekaza wyej. A wyej to znaczy gdzie?
- Do sztabu generalnego - odpowiedziaa.
- A kto musia si zgodzi na akcj piechoty i lotnictwa w Banxi?
- Sztab generalny - odpowiedziaa znowu automatycznie i sekund pniej zdaa sobie
spraw z tego, co powiedziaa. - O kurw...! - urwaa w p sowa i rozejrzaa si sposzona. Najmocniej przepraszam. Naprawd pojcia nie mam, skd mogo mi si przyplta takie sowo.
Tatarski pukownik umiechn si z wyrazem twarzy mwicym, e jemu to w aden
sposb nie przeszkadza. Kai umiechna si rwnie, ale z innego powodu.
- Skoro nie mona poprowadzi ledztwa we wasnych szeregach, to zacznijmy z drugiej
strony - powiedziaa.
- To znaczy?
- Wiemy, gdzie zakonnicy zaczynali wyprawy po tej stronie gr. Trzeba sprawdzi, czy
zeszli po drugiej stronie i co zrobili.
Chmury gromadzce si w umyle Wentzla byy ju widoczne na jego twarzy. Dla
bacznego obserwatora przynajmniej.
- Ciekawe, jak pani sobie to wyobraa, pani kapitan. Sprawdzenie zdarze sprzed tysica
lat po naszej stronie gr? Poszukajmy w kronikach zapisw w rodzaju: Koodziej ze
witopekiem opowiadali, jak to natknli si w puszczy na dziwnych ludzi. I co z nimi
zrobilicie? - zapyta pan na grodzie. Zarnlim, odpowiedzieli zgodnie.
- Panie admirale, prosz nie desperowa - wtrcia si Wyszyska. - To, e tysic lat temu
nie byo jeszcze Polski, nie znaczy, e nie byo w ogle cywilizacji po naszej stronie gr.
- To gdzie poszukamy? Rzymu ju nie byo, ale moe wikingowie co sobie zapisali.
- Jest pan europocentryczny.
- To za droga - powiedzia Michaowicz. - Jasne jest jednak, e ludzie, ktrzy
podejmowali wyprawy przez gry, musieli mie jaki plan dziaania. Jakie projekty stworzenia
struktur organizacyjnych po tamtej stronie. Czonkowie wypraw, ktrym udao si przedosta do
nas, musieli mie opracowane procedury wzajemnego odnajdowania si w obcym wiecie.
- Owszem, powinni mie co takiego. I co z tego?
- Te zapiski musz by gdzie w bibliotekach.
Wentzel zacisn zby, zaprzeczajc ruchem gowy.
- To byy tajne materiay. Zapewniam, e w bibliotekach ich nie zostawili.
- Moe warto byoby przeszuka biblioteki zakonne? - powiedziaa Kai. - Podobne do tej,
w ktrej bya Shen.
- Pani kapitan. Zapewniam, e nie szczdzilimy rodkw na poszukiwania. Najlepsi
fachowcy, ktrych mona byo wynaj w Negger Bank, przeszukali wszystkie biblioteki. I
publiczne, i pastwowe, i prywatne, i zakonne, cznie z t, ktr odwiedzia Shen. I nie znaleli
ani skrawka dotyczcego spraw, o ktrych mwi pukownik. W bibliotekach, pani kapitan, nie
zostawia si rzeczy cile tajnych!
No, burza bya blisko. Tomaszewski czeka ju tylko na waciwy moment.
- A archiwum w Lai Ho Park? Archiwa si specjalnych? - zapytaa Wyszyska.
- A tam to mamy dostp na takiej samej zasadzie, na jakiej Shen wyrobia sobie kart
biblioteczn. Za pomoc karabinw maszynowych i granatw.

- A powanie? - Najwyraniej Wyszyska te si wkurzya. Zreszt, znajc j, nie byo o


to trudno.
- A powanie szukamy i tam przez Organizacj Randa. I rwnie nic.
Zapada mczca cisza. Jeli cisz oczywicie mona nazwa miejsce pooone pomidzy
dwoma ryczcymi silnikami cikiego wiatrakowca. Wentzel wyj chustk i demonstracyjnie
wytar pot z czoa, cho we wntrzu latajcej maszyny byo raczej przewiewnie.
- Jakie pomysy? - zapyta sucho.
Odpowiedziao mu milczenie. Pionowa zmarszczka pojawia si na czole admiraa.
- Naprawd na nic was nie sta?
No niby nic. adna z siedzcych wok osb nie miaa podnie oczu na Wentzla.
Wybuch by tu-tu.
- Krzysiu, a moe ty wiesz, gdzie zdoby zakonne plany struktur organizacyjnych
przerzucanych grup? Ich hasa, sposoby odnajdowania si przez lata...
- Ale oczywicie, wuju - odpar bezczelnie Tomaszewski. - Wiem, gdzie to znale.
Z satysfakcj obserwowa spod oka, jak wzrok wszystkich wok skupia si na nim. Sam
Wentzel by tak zaskoczony, e dugo nic nie powiedzia. Za to przekn gono lin.
- Gdzie? - warkn nareszcie.
- Przecie kadego agenta wysya si zaopatrzonego w hasa, spis procedur, wykaz innych
wypraw i mnstwo instrukcji, co maj robi po drugiej stronie. Znamy miejsca, gdzie
poszczeglne wyprawy zaczynay wspinaczk. A poniewa wikszoci wypraw przejcie si nie
udao, wic zamarznici agenci Zakonu czekaj na nas w grach z nietknitymi instrukcjami i
opisem procedur.
Wyszyska parskna miechem, Kai potrzsaa gow, Selim patrzy z nieruchomym
wyrazem twarzy, jakby czego nie zrozumia. To byo za proste.
Tomaszewski kontynuowa spokojnie:
- Oczywicie wszystkie dokumenty przy martwych agentach s szyfrowane. Ale po
dowiadczeniach z miejscowymi kryptologami to dla nas nie problem. Wszystko jest zachowane
na mrozie w stanie idealnym. Trzeba jednak zorganizowa wyprawy naszych alpinistw w te
gry. Wyposaonych w nowoczesny sprzt i butle z tlenem. Nie musz si naraa i przechodzi
na drug stron, wystarczy przecie, e znajd ciaa zakonnikw i wezm papiery. Myl, e
ludzie nauczeni wspczesnych technik wspinaczki, w nowoczesnych ubraniach i z tlenem na
plecach poradz sobie bez trudu.
Tomaszewski rozejrza si i umiechn promiennie, widzc konfuzj wsppasaerw.
- Nie musz chyba dodawa, e te wyprawy bd si same finansowa. Martwi zakonnicy
maj przecie swoje pasy z zaszytymi diamentami, ktre miay im posuy po drugiej stronie
gr.
Admiralska burza zostaa zaegnana. Teraz doszo do sytuacji, kiedy to admira siedzia i
nie wiedzia, co powiedzie. Pomys Tomaszewskiego okaza si naprawd za prosty, eby wpad
na niego sam.

ROZDZIA 3

Napastnik wychyn z ciemnoci w miejscu, z ktrego nie mona si


go byo spodziewa. Kryjwka przecie bya za maa! Rand umia ju opanowa wszelkie
wtpliwoci. Kiedy tamten run na niego, trzyma w rku sztylet. Zdy nawet ruszy do
przodu. Zgodnie z instrukcjami Aie zatrzyma si w ostatniej chwili. Nich tamten biegnie, niech
on si rusza, Rand musia sta w miejscu, by cios mg by precyzyjny. To byo dosownie
okamgnienie. I udao si! Trafi dokadnie nad obojczyk.
Sztylet zama si. Rand jednak nie da si zaskoczy. Chwyci napastnika obiema rkami
i pocign w ty, na siebie. Przewrcili si. Jedno szarpnicie bransolety na lewej rce uwolnio
malutkie ostrze, ktre naleao wbi od tyu w szyj. Kopic wciekle wroga kolanem midzy
nogi, Rand zdoa chwyci swoj lew do praw rk. Pocign z caych si. Malutka klinga,
wyostrzona przez jakiego mistrza, prawie nie napotykaa oporu.
- Ju! - rozleg si okrzyk. - Zabie go!
Oszoomiony akcj Rand potrzsn gow. Czu, jak krew buzuje mu w skroniach. Aie
nachylia si nad nim.
- Tak go pocie, e mu caa soma z gowy wyleciaa! - Sprawnie czycia szefa z co
grubszych dbe. Potem chwycia za ramiona i pomoga si podnie. - Kuka zabita! oznajmia. - ycie uszo z niej bezpowrotnie i trzeba bdzie zrobi now do wicze.
- To jeszcze nie koniec? - Rand usiowa wytrzepa som z wosw.
- Musimy osign pen powtarzalno.
Zdecydowanym ruchem wskazaa mu wyjcie z sali wicze.
- Mnstwo papierw czeka na ciebie.
Ruszy za dziewczyn, nie mogc si pozby ulotnego wraenia, e to kuka zabia jego, a
nie odwrotnie. Pokasywa lekko. Jak kady czowiek, ktry nie uprawia regularnie adnego
sportu, by bardzo wraliwy na jakikolwiek upadek i wstrzs.
- To ty podpiowaa sztylet, eby si zama?
- Oczywicie - obruszya si. - Przecie nie dopuciabym do twojej broni nikogo obcego!
- A jeli si zamie w rzeczywistoci?
Nie odpowiedziaa od razu. Kiedy znaleli si ju w pokoju map, odwrcia si do Randa
przodem. Patrzya mu w oczy tak dugo, e nie wytrzyma.
- Mam tylko jedno zapasowe ostrze. Co zrobi, jeli i ono zawiedzie? - zapyta nerwowo.
- Walka nie polega na uyciu jakiejkolwiek broni - odpowiedziaa po duszej chwili
swoim ochrypym gosem. - Istot walki jest eliminacja przeciwnika. Jakich uyjesz do tego
rodkw, obojtne.
- Co mam zrobi, jeli zawiedzie i drugie ostrze?

- Sprbuj wyrwa mu tchawic.


- Jak? Rkami?!
Aie umiechna si ciepo.
- Rozszarp gardo zbami. Po prostu go zagry. Jak pies!
Nie wiedzia, czy mwi powanie, czy tylko sobie kpi. Nie. Nie po to tyle wysiku woy
w swoj edukacj, nie po to latami gromadzi dowiadczenie w obcowaniu z kobietami, eby
teraz zagryza kogokolwiek. Nie tdy droga.
Podszed do postumentu po rzebie sfaszowanego Biafry i nala sobie wina z amfory,
ktr tam zostawi. Co go do tej pory zamio? On jako noownik? Przecie oczywiste jest, e
nie potrafi dga, zarzyna, fechtowa. Dlaczego wic nie uy dotd broni, ktr potrafi wada?
Ot, zagadka ludzkiego umysu.
- Aie?
- Tak?
- Musisz tam by ze mn.
Westchna.
- Mylaam, e to ju przerobilimy. Ochroniarzy do paacu nie wpuszczaj.
- Oj, przecie ci tak nie przedstawi. Moesz by moj wschodni naonic.
Machna rk.
- Jako nie syszaam, eby wielmoe cigali ze sob na salony swoje uzbrojone
naonice. Obojtnie, czy wschodnie, ze sztyletami, czy te z zimnych krain przywiezione i w
stalowe zbroje okute.
- Oj, sam nie wiem. - Stan przed ni i rozoy rce w gecie bezradnoci. - Wymyl co,
bo ja nie dam rady.
- Zapewniam ci, e dasz.
- Bez ciebie? - Zrobi jeszcze krok i obj Aie ramionami. - Bez ciebie to mi si nawet y
nie chce.
Broni, ktr Rand wada najlepiej, bya umiejtno rozmawiania z kobietami.
Bynajmniej nie za pomoc argumentw, przekonywania, przedstawiania wasnych racji. Nie, nie,
nie tdy droga. Nie do rozumu! On potrafi przemawia do serca kobiety. Potrafi przekaza
uczucia.
Teraz przyoy brod do jej skroni. Od razu zrobio si jako tak ciepo. Od razu
porozumienie przeskoczyo na poziom wyszy ni gupie i ograniczone sowa. Co tam mwi
oczywicie, a waciwie szepta. Ale same sowa to kaleki przekaz. Niewany. Wane byy
emocje, uczucia. Wana bya blisko i te wszystkie drobiazgi skadajce si na wiksz cao. I
to obok, i to pomidzy, i to w pewnym sensie, i to take, co sprawia, e dusza porozumiewa si z
dusz. A nie paski rozum z drugim paskim rozumem, i to w dodatku odmiennym. Troszeczk
czucia w tym wszystkim, troszeczk wraliwoci.
Umiejtno rozmawiania z kobietami bya broni duo groniejsz ni sztylet czy n. A
nawet duo groniejsz ni bomba atomowa Polakw.
Rand zna dobrze tajniki walki za pomoc tego ora. Kiedy po duszym czasie podszed
do stou z mapami, cay umys Aie by zaprztnity jedn kwesti: w jaki sposb zrobi to za
niego.
- Co nowego? - Umys Randa by ju z kolei w zupenie innej bajce. - O szlag! Podnis papiery opatrzone stemplami kopistw. - Co to jest?
- Co to jest? - powtrzya jak echo Aie, postanawiajc odoy rozstrzyganie kwestii
zamachu na pniej.
Spojrza na ni zaskoczony.

- To przecie plany operacji zaczepnej na Kong!


- A tak szybko nasi ludzie zdobyli te plany?
- A oni a tak szybko je zrobili?! - Potrzsa gow w szczerym podziwie dla jakoci
dziaa sztabu. - Armia imperium ruszy na biedn Shen?
Teraz Aie achna si i postukaa palcem w czoo.
- A czego si spodziewae? e odpuszcz?
- No nie, ale co oni nagle przestali by tacy nierychliwi?
- Shen w porwnaniu z imperium to tylko dbo -powiedziaa dziewczyna. - Ale tym
razem dbo w samej renicy. Trzeba j ostrzec.
- A co da ostrzeenie? e niby uprzedzona bdzie si duej broni?
- To nie ostrzega?
- Owszem. Ale nie j, tylko Tomaszewskiego.
Aie pokrcia jedynie gow.
- e niby Rzeczpospolita stanie u boku partyzantw? - Spojrzaa kpico.
- Oczywicie, e nie. Ale przecie rysuje si milion moliwoci. To polityka. A waciwie
kupiectwo. - Rozemia si nagle z czego zadowolony. - Mamy towar w magazynie? Moemy
wic handlowa. A jak, kiedy, z kim i za ile, to ju nam sam rynek pokae.
Rand odoy papiery z powrotem na st i w podnieceniu zacz kry po pokoju map.
- Nam trzeba teraz Bogom dzikowa za t szybko.
- Jeszcze chwila i pomyl, e jeste wierzcy.
- Bo jestem! - Zatrzyma si przed Aie, spojrza jej triumfalnie w oczy, by zaraz ruszy
dalej. - Wierz w nieskalan mylami gupot speckurew.
- Jak dotd nie byy takie gupie.
- Ale teraz? - odpowiedzia pytaniem. - Przecie to one stoj za przyspieszon decyzj
sztabu generalnego o akcji na Kong.
- No i co z tego?
- No jak to? Shen wedle ich wersji jest wrcz moj popleczniczk. A ju na pewno
sojusznikiem. No i wymyliy speckurwy: marsz na Shen i zamach na mnie! Naraz! To
uprawdopodobni nasze brednie o zamachu!
Aie przygryza wargi. Mylaa nad czym intensywnie.
- Zaraza jasna! - wyszeptaa po chwili. - Masz racj, bo to rzeczywicie zrodzi
koincydencj. I cesarzowa uwierzy, e to zamach speckurew na ciebie!
- Nie tylko cesarzowa - wysycza peen radoci. - Kady czowiek uwierzy w zamach,
ktrego nie byo!

Wiatrakowiec nie mg przelecie z Banxi do Negger Bank. A przynajmniej nie w peni


obciony pasaerami. Nie byo to moliwe nawet z midzyldowaniem w Kong, wic tu ekipa
Wentzla musiaa si przesi do samolotu. I bardzo dobrze, bo okazao si, e Shen jest na
miejscu, a spraw do wsplnego omwienia byo mnstwo. Tomaszewski zamkn si z
przywdczyni partyzantw na ca noc w hangarze. Nikt nie mg ich widzie, nikt te sysze.
Barak mieszkalny nie sprzyja wypenieniu tych warunkw, a poza tym przewaajca cz jego
powierzchni zostaa zajta przez admiraa i jego wit. Od siedzenia na twardych skrzynkach
Shen bolaa ju pupa i doskwiera krgosup. Rano, kiedy skoczyli rozmowy, nie miaa
najmniejszej ochoty i spa. Tym bardziej e miejsce po wyrwanym zbie pulsowao
nieprzyjemnym blem i nawet polskie pastylki nie bardzo potrafiy w tym pomc.

Razem z Kadirem postanowili wyj na spacer. W ciemnociach przedwitu nikt nie


powinien ich zauway, a nieliczne lampy umieszczone na supach wystarczyo omija szerokim
ukiem. Nie zdyli jednak uj zbyt daleko, kiedy z tyu dobieg ich mlaszczcy odgos krokw
w topniejcym niegu.
Wyszyska najwyraniej nie nadawaa si na bezszelestnego zwiadowc. W jednej rce
miaa termos, a w drugiej wypenion czym papierow torb. Kiedy zatrzymali si zaciekawieni,
wesza bezczelnie midzy nich i obja za szyj jedno i drugie.
- Suchajcie, moi mili, czy rozmawiacie na tyle dobrze po polsku, ebymy mogli
pogada? Bo ja, niestety, musz si przyzna do lenistwa poznawczego. Nie nauczyam si ani
sowa po waszemu.
Oboje patrzyli na ni troch ogupiali. Wyszyska zauwaya to i zdja z nich swoje rce.
- Wybaczcie, pochodz z kultury na wskro bezceremonialnej.
- To wida - Shen odzyskaa gos po chwili. - Znam te polski. Ale bardziej rozumiem, ni
mwi.
- Ja znam lepiej - wtrci si Kadir. - W razie czego co przetumacz albo podpowiem.
- Trudno. - Wyszyska skrzywia si zabawnie. - Wolaabym co prawda porozmawia z
sam dziewczyn, ale...
- Nie mam przed Kadirem tajemnic.
- A ja nie o tajemnicach, raczej o porozumieniu babsko-babskim, dziewczyno.
- Nie traktuj mnie jak dziecko. Prosz! - Shen zaakcentowaa ostatnie sowo, eby byo
jasne, e to nie proba, ale danie.
- Ja tak tylko z powodu rnicy wieku. - Wyszyska umiechna si z lekk doz ironii. Nie wiedziaam, e masz z tym problem, koleanko. Dotd wydawao mi si, e to Kai ma jaki
bl z tym zwizany, a tu okazuje si, e wy wszystkie jakie przewraliwione.
Shen podniosa oczy z nagym zainteresowaniem.
- To Kai ma z tym problem?
- No ma. Wydaje jej si, e wszyscy traktuj j jak dziecko. I nawet ostatnio podja si
prawie samobjczej misji, eby udowodni, jaka jest dorosa. Tym samym potwierdzia tylko, e
wanie myli jak dziecko nie przymierzajc.
Kadir parskn miechem. Bogowie! Jaka celna bya uwaga Wyszyskiej. Zaczyna lubi
t wygadan, bezczeln kobiet z innych wiatw. Shen, mimo e wiele zawdziczaa Kai,
rwnie podobaa si diagnoza pani inynier.
- A w dodatku ta maa czarownica ubrdaa sobie, e konkurujemy o Krzyka! Dobre
sobie. Jakbym chciaa poderwa Krzyka, toby ju tu sta obok i to on trzymaby termos i
kanapki.
- E... - Teraz Shen przekrzywia gow z ironicznym wyrazem twarzy. - W gbie jeste
mocna, fakt. Ale ciekawam, jak by byo naprawd.
- Nie ka mi udowadnia.
- Wiesz? Teraz ty zachowujesz si jak dziecko.
Wyszyska miaa dystans do samej siebie. Zacza si mia. Potem zmienia temat,
czstujc partyzantw kanapkami. Skd wiedziaa, e Tomaszewski na pewno nie bdzie
pamita o takich drobiazgach, e ludzie po caonocnych rozmowach mog by godni. Kanapki
okazay si wietne, z grubymi patami jakiej pieczeni. Obiema rzeczami, tym, e o nich
pomylaa i jakoci kanapek, zdobya u rusznikarza kolejne plusy.
- Ty na pewno nie chcesz niczego gry, wic napij si tego. - Podaa Shen termos ze
zdjt nakrtk.
- To ta legendarna kawa?

- Nie, herbata. Czarna, mocna, gorzka. Ma tak ilo garbnikw, e cignie ci ran w
dzile i zagoi szybciej ni te wszystkie lekarstwa. Nie jest za gorca, sprbuj.
Shen ostronie przeja naczynie. Troch si jeszcze baa bra cokolwiek do ust. Za to
spojrzaa na pani inynier z ciekawoci. Jej bezporednio rzeczywicie nie bya udawana.
Czego chciaa?
- O czym chcesz ze mn porozmawia? - zapytaa.
- Hm. Wiesz ju, e nie jestem czowiekiem?
- Wiem od dawna od Kai. A dzisiaj powiedzia mi to jeszcze Tomaszewski w wielkiej
tajemnicy i odbierajc przysig, e nikomu nie powiem.
Kobiety spojrzay na siebie z porozumiewawczym umiechem. Ci nadci mczyni...
- Skoro tak, to miej na uwadze, e wedug waszych standardw rozmawiasz ze
zwierzciem, tyle e obdarzonym inteligencj. Rozmawiasz z czym takim samym jak krowa czy
winia.
- Nie - przerwa jej gwatownie Kadir. - Od krowy i wini jeste zdecydowanie adniejsza
- zaprotestowa. - Jeste bardzo pikna.
Wyszyska dygna jak uczennica.
- Dzikuj.
Shen przygryza zby i drgna, czujc od razu szarpnicie blu w szczce.
- A ja zaczynam rozumie, dlaczego Kai jest zazdrosna. - Dopiero teraz odczua
miadc przewag dowiadczenia tej wielkiej kobiety. Z mczyznami chyba robia, co chciaa.
Na szczcie Tomaszewski wydawa si rwnie dobrym zawodnikiem, cho z druyny
przeciwnej.
- Musz ci powiedzie co o mojej kulturze. I o tym, czym rni si jedne zwierzta od
drugich.
Byo co w gosie Wyszyskiej, bo nawet zajty kanapkami Kadir przesta u i skupi si
na tym, co mwi.
- Widzisz, tak si skada, e pochodz z kultury, ktra doskonale wie, co w tej chwili
czujesz.
Shen spojrzaa na ni zaskoczona.
- A co ja w tej chwili czuj?
- Ale to proste. Jeste odpowiedzialna za ma grup ludzi, na ktrych idzie wanie
najwiksza potga znanego wiata. Czujesz bl dowodzenia grupk partyzantw, ktr z
powierzchni ziemi zamierza zmie caa armia imperium.
Shen umiechna si smutno.
- Mwisz dobrze - prawie szepna. - A czy wiesz, o czym mwisz?
Wyszyska splota rce na ramionach. Umiechna si przyjanie.
- Moi przodkowie dowiadczyli tego wiele razy. Kiedy byo ich mao, kiedy nie mieli
broni, kiedy potga pragnca ich zmiady bya nie do opisania... stawali do walki.
- I co?
- No jak to co? Generalnie przegrywali okrutnie. Przecie w takiej sytuacji nie da si
wygra.
- A czemu mi to mwisz?
- eby zwrci uwag na jeden fakt. Przegrywalimy. Fakt. No i co z tego? Jako dalej
istniejemy i mamy si dobrze. Wiesz... Nie to jest wane.
Tym razem naprawd zaciekawia Shen.
- A co jest wane w sytuacji, kiedy idzie na ciebie caa potga?
- Widzisz, i dochodzimy do rnic pomidzy poszczeglnymi zwierztami.

- Jakimi zwierztami?
- Pomidzy psem i wilkiem. Musz ci to opowiedzie. - Wyszyska wyja chustk i
wytara twarz. Nadal jeszcze mczyy j resztki choroby. - Ogldaam kiedy taki film o
dowiadczeniach prowadzonych na zwierztach. Ot ludzie zapali w lesie wilka, oswoili na
tyle, eby nie gryz kadego w zasigu wzroku, i wpucili do klatki razem z czowiekiem. Na
rodek rzucili kawa misa i nakryli miednic. I co wilk zrobi? Przecie wiedzia, gdzie jest
miso, czu je. Podszed wic i usiowa przewrci miednic pazurami. Ale dla jego ap to
zadanie niemoliwe. Zanim zwtpi, trwao to ponad godzin.
- I co potem? - Shen przekrzywia gow zaciekawiona. Wyszyska potrafia mwi tak,
eby wcign suchacza.
- Kiedy wilk zwtpi, do tej samej klatki wpuszczono psa. Rwnie na rodek rzucono
kawa misa i przykryto miednic. Pies zbliy si, moe i sprbowa popchn miednic ze dwa
razy, no ale przecie by mdrzejszy od wilka i zrozumia, e nie da rady.
- I co zrobi?
- Podszed do czowieka, spojrza mu z dou w oczy i zacz merda ogonem. Pom!
Kadir powrci do kanapek.
- Znamienna opowie - mrukn. - Szczeglnie w twoich ustach.
- Nieprawda? - Wyszyska umiechna si szeroko. - Popatrz, Shen. - Zatoczya rk
wok. - W tych lasach yje mnstwo zwierzt, prawda? I ja jestem zwierzciem. Takim samym
jak one.
Shen spojrzaa na Wyszysk troch przestraszona.
- A wiesz, co nas rni? Co odrnia mnie od reszty zwierzt w lesie?
- Inteligencja?
Wyszyska zaprzeczya ruchem gowy.
- Jedne zwierzaki s mdrzejsze, inne gupsze, ale to tylko stopniowanie. Mniej, bardziej,
bez znaczenia. Wszak pies mdrzejszy od wilka. Ale rnica ley w czym innym.
- W czym?
- One wszystkie tam - Wyszyska znowu wskazaa las - s przewidywalne. A w mojej
gowie nie ma adu. Jest... - urwaa znaczco.
Kadir si domyli.
- Szalestwo! - prawie krzykn olniony.
Kobieta z obcego wiata wycigna rami i wycelowaa w niego palcem. Staa tak dugo.
- Tak - powiedziaa w kocu. - Szalestwo.
Shen przekna lin. Zaczynaa si ba tego, co Wyszyska miaa jej do przekazania.
- Kiedy idzie na ciebie potga nie z tej ziemi, potga niewyobraalna, najbardziej
rozsdn rzecz jest podda si albo ucieka. Mona si te ukry, usiowa negocjowa. Mona
zrobi milion rozsdnych rzeczy. Ale mona te postpi jak moi przodkowie: Idziecie na nas? I
mylicie, e zmiadycie sam mas? A chuj z wami i z waszym myleniem. A ja na zo bd
do was strzela. Nie eby wygra, ale na zo! Ja was, kurwa, pomorduj! Nie wszystkich, ale
tylu, ilu zdoam. To nierozsdne, ale ja nie jestem rozsdna. Pochania mnie tylko szalestwo!
- I wy naprawd jestecie szaleni?
Wyszyska umiechna si lekko.
- Nie bd ci opowiadaa o partyzantach, powstacach ani rewolucjonistach. Opowiem ci
tylko o jednym takim facecie, ktry popyn uwalnia pewn wysp. Rzdzi tam reim, silny
i uzbrojony, a on mia ze sob jedynie stu kilkudziesiciu ludzi. Kto zdradzi i reimowi
onierze czekali ju na play. Podczas ldowania zabili ponad stu partyzantw. Dowdca
desantu przedosta si do dungli, majc jedynie kilkunastu ludzi. I wtedy powiedzia znamienne

sowa.
- Jakie?
Wyszyska zmruya oczy, a potem powiedziaa cicho:
- Dni reimu s policzone.
Kadir zacz si mia. Po chwili doczya do niego Shen.
- I byy policzone?
Wyszyska pooya jej do na ramieniu.
- Bez znaczenia. Bo chciaam ci powiedzie co innego. Wydaje ci si, e Rzeczpospolita
to wany sojusznik. I tak jest w istocie. Ale pamitaj: Rzeczpospolita sama do okopu nie
wskoczy, zadania za ciebie nie wykona. A jakie bd jej interesy i ku czemu bdzie dy, nie
tobie rozstrzyga.
Shen kiwna gow.
- Teraz ju zrozumiaam. Mimo e to rozsdne, nie bd staa i patrzc z dou, nie bd
merdaa ogonem.
- O wanie. Jest druga droga. Swoja wasna.
- Szalestwo...

Schodzili po trapie samolotu na lotnisku Negger Bank wymczeni do cna, niosc swoje
bagae ostatkiem si. Dodatkowo trzeba byo nie czci zimowych mundurw, ktre przydatne
jeszcze w locie, tutaj, w upale, straciy racj bytu. Przepocone koszule staway si najwyszym
powiceniem na rzecz przyzwoitoci.
- Spa! Spa! - krzykna Kai, kiedy jej stopy w okropnych wojskowych buciorach
dotkny rozpalonej socem pyty lotniska. - Chc si pozby nareszcie tych okropnych rzeczy. Szarpna swoje spodnie z grubego drelichu, z kieszeniami na udach.
- adne tam spa! - Wyszyska z ulg postawia walizk na ziemi. Na szczcie do Kong
przekazano jej rzeczy z krownika. - Imprezujemy! Mam, psiakrew, do tego niegu,
forsownych marszw i wojny z dzikusami. Chc si bawi!
- Ja te mam do i niegu, i mrozu, i zabijania ludzi! - Tomaszewski podszed do potu
ograniczajcego pas startowy i patrzy na biae, niezbyt odlege zabudowania wielkiego miasta.
Rozpostar ramiona i opar donie na metalowej siatce. - Negger Bank! - powiedzia z wyranym
podziwem. - My ju w domu!
- Tak! - popara go Wyszyska. - Zero spania. Przecie drzemalimy w samolocie.
- Akurat. - Kai nie dawaa si przekona. - Jestem skonana.
- Po dobrym winie natychmiast ci przejdzie. - Tomaszewski odwrci si i opar o pot
plecami. - A poza tym delegalizuj niniejszym sen jako sposb wypoczywania oficerw
marynarki wojennej.
- Tak jest! - krzykna Wyszyska. - Taczymy! Chlejemy! Bawimy si, a do chwili
kiedy zwali nas z ng!
- Popieram! Kai, jeste przegosowana.
Czarownica westchna najpierw, a potem przemoga si i rzucia swj baga na pyt
lotniska.
- A pieprzy! - krzykna. - Zapomnie o niegu i krwi! Ale dajcie si chocia umy!
- No jasne. - Wyszyska zacza czochra palcami swoje przetuszczone wosy. - Trzy
godziny na ogarnicie si. A w tym czasie moi sucy wywchaj, gdzie dzi jest najfajniejszy
raut w miecie, i zdobd zaproszenia.

- No to umowa stoi. Selim? - Tomaszewski zerkn na Tatara. - Idziesz z nami?


- Dzikuj, ale ja bd zapomina o naszych zabitych w ramionach pani mojego serca.
Bardzo ju do niej tskni.
- Rozumiem. A ty, Nuk?
- Ale, panie komandorze. Gdzie tam, sierant na raut?
- Chwilowo jeste zatrudniona przez polskie wojsko. A u nas rwno jest.
- No chyba nie a taka. - Nuk przekrzywia gow. - Cho fakt, e mam ochot naje si i
napi za cudze.
- No to zaatwione, Kai pomoe ci skombinowa jak liczn kieck.
- Ostrzegam: tancerka ze mnie taka sobie.
- Nie szkodzi. Za to ze mnie samyj nastojaszczij tancior ceowo naroda! - Tomaszewski
zacz si chepi po rosyjsku.
- eby si nie zdziwi - przycia mu Wyszyska. - Tu walca ani tanga mog nie zna.
- eby ty si nie zdziwia!

Raut zorganizowany przez ksiniczk Yari okaza si naprawd wystawny. Jej paac nad
wod co prawda nie nalea do najwikszych w miecie, ale wystrj i smak, jaki nadali wntrzom
architekci, mogy miao konkurowa z rezydencj cesarsk.
Kai i Tomaszewski w tropikalnych mundurach marynarki robili furor. Kady z goci
chcia wiedzie, co w Kong, jak wojna z Shah, i w ogle posucha plotek z odlegego,
zamarznitego wiata, o ktrym tak gono ostatnio, poniewa wybieraa si tam caa armia
imperium. A tu mona byo posucha ludzi, ktrzy poprzedniego dnia jeszcze tam byli. Na
szczcie ten temat szybko si znudzi i zapanoway nastroje bardziej imprezowe.
Wyszyska miaa na sobie tutejsz tunik ozdobion jedynie biuteri. Z powodu wzrostu
i urody zza gr zderzonej z miejscowym strojem bya otoczona wianuszkiem wielbicieli, ktrzy
na wszelkie sposoby wyraali swj zachwyt. Okazao si, e nie ona jedna zreszt. Z dziesiciu
tak na oko Polek obecnych na raucie co najmniej trzy te miay na sobie tylko tuniki. Powodzenie
gwarantowane. I ywy dowd na szybko, z jak mieszay si kultury.
W krgach paacowych gwary arkapolskiej nie wypadao oczywicie uywa. Ale
wtrcanie polskich zwrotw i wyrae do miejscowego jzyka stao si nagminne. Z drugiej
strony Tomaszewskiego uderzyo jeszcze co. Pamita swj pierwszy bal w Negger Bank.
Wtedy miejscowe, delikatne i oparte na pimie zapachy pa konkuroway z ostrymi,
chemicznymi woniami wd koloskich polskich oficerw. Wystarczyo jednak dostarczy troch
nowoczesnej chemii miejscowym drogeriom i wody koloskie stay si niemodne. Nikt ju nie
uywa tego, co przywiz w okrtowych zapasach.
Szybko okazao si, e Nuk rzeczywicie nie taczy za dobrze. Byskawicznie jednak
znalazo si mnstwo modziecw, ktrzy palili si, eby j tej sztuki nauczy. Sierant, crka
bogatego spekulanta, radzia sobie na dworze, a co najwaniejsze, wyniosa z wojska dodatkow
cech - umiejtno zapomnienia si w zabawie. Tylko tu i teraz. A wtedy cienie tych, ktrzy
odeszli, nie miay szansy si pojawi.
- No i co? - Wyszyska z trudem wyrwaa si z krgu wielbicieli. - Obiecae co
zataczy. - Wskazaa rozbawiony tum przy orkiestrze zajmujcej podium nad najwikszym
basenem, ktry ozdobiono pywajcymi i poncymi kwiatami zamiast pochodni. - Jaki
walczyk?
- Walc jest nudny, a tango dla nich za trudne.

- Poddajesz si?
- Ja?! Po kpieli mielimy chwil z Kai, eby przewiczy pewn niespodziank.
Wyszyska zerkna na czarownic z zainteresowaniem.
- No ciekawa jestem.
Tomaszewski przeprosi je ukonem i zacz przedziera si w stron orkiestry. Nie byo
to atwe, mimo e gocie ksiniczki usiowali si rozstpi, widzc, e idzie gdzie w
konkretnym celu. Do gwnego podestu dotar jednak dopiero po duszej chwili, o mao nie
moczc si w basenie.
- Zawoajcie mistrza! - krzykn do jednego z pomocnikw.
Nawet dyrygent patrzy na niego z ciekawoci, ale nie o dyrygenta tu chodzio.
Potrzebny by kto z duo wikszymi kwalifikacjami. Po chwili pojawi si kto, kto spenia
oczekiwania, stary czowiek w skromnej szacie, z przewieszonymi przez rami narzdziami do
strojenia.
- Czym mog ci suy, wielki panie?
- Mam pytanie, mistrzu. Czy gdybym ci zagwizda jak melodi, potrafiby j
powtrzy z orkiestr? Bez prb?
Najwyraniej to byo wyzwanie dla czowieka, ktry nudzi si, kiedy jego ludzie
przygrywali wielmoom do taca. Podszed bliej zaciekawiony.
- Panie, ja ju niedosysz, niestety. Ale gdyby mg melodi zamrucze, to mog
przyoy do do twojej szyi i dowiem si, o co chodzi.
- Dobra. Tylko uwaaj, rytm jest bardzo szybki.
Zacz mrucze, kiedy starzec pooy mu do na krtani. Nie trwao to dugo.
- Ju wiem, o co chodzi. - Mistrz cofn do. - Zapaem i rytm, i melodi.
- I bdziesz potrafi to zagra razem z orkiestr?
Starzec zrobi min, jakby chciano go obrazi. Nachyli si w stron rozmwcy i
wysycza:
- Bez najmniejszego kopotu!
Tomaszewski udzieli mu jeszcze kilku instrukcji i zacz przedziera si w przeciwn
stron. Na szczcie, kiedy mistrz udziela muzykantom instrukcji, dyrygent zacz wycisza
gran melodi i tancerze rozstpowali si atwiej.
- No, dziewczyny - krzykn Tomaszewski, kiedy dotar ju do Kai i Wyszyskiej. Dajemy czadu!
Dyrygent wystpi przed swoich ludzi i unis rce.
- Szanowni pastwo!
Tum uspokaja si powoli.
- Szanowni pastwo, zostaem upowaniony do wygoszenia nastpujcego owiadczenia!
Teraz dopiero gocie zaczli si ucisza.
- Obecni tu na sali oficerowie sojuszniczej marynarki wojennej, pan komandor
Tomaszewski i pani kapitan czarownica Kai, postanowili uczyni specjaln dedykacj! Dyrygent rozglda si, by dostrzec, czy gocie na pewno doceniaj wag ogoszenia. - W
podzice za zaproszenie na ten wspaniay bal postanowili powici naszej najwspanialszej,
najpikniejszej, najbardziej dystyngowanej ksiniczce Yari... - tu nastpio teatralne zawieszenie
gosu. - Nowy taniec!
Yari bya bardzo mod kobiet. Syszc zapowied, energicznie wyskoczya z grona
otaczajcych j notabli i zacza macha do zebranych. Co za wspaniaa niespodzianka!
Przybysze zza gr zawsze wiedzieli, jak dogodzi wysoko urodzonym. Genialna atrakcja, ktra
odrni wanie jej bal od wszystkich innych w tym wielkim miecie. Nowy taniec! Wspaniay

prezent, wspaniay! Radonie umiechaa si do pary w nieskazitelnie biaych, wyjciowych


mundurach.
- Drogie panie, szanowni panowie - kontynuowa dyrygent, podnoszc napicie - to si
taczy za Grami Bogw! To jest najmodniejsze w Warszawie!
Tomaszewski i Kai wyszli na rodek krgu utworzonego przed orkiestr przez goci.
- A teraz bdziemy taczy w Negger Bank! Ten taniec to... charleston!
Muzyka buchna skocznym rytmem. Kroki nie byy trudne, ale trzeba byo mie duo
siy. A Kai w dodatku pokazaa klas. Miaa po prostu talent. Po pgodzinie wicze zaledwie
teraz zdawaa si sama zamienia w dziki rytm i sam drapieno. Charleston! Kultura, klasa
pomieszane z nieujarzmion energi. To by zew natury. Gocie, najpierw oszoomieni, po chwili
klaszczcy do taktu, potem zaczli wdziera si na rodek. Jaki bardzo ju podchmielony bogaty
kupiec krzycza z caych si:
- Jak kto si boi, to mu wina da wicej! Nie ma strachu, to atwe!
I rzeczywicie. Udawao mu si apa rytm, a nawet kroki, zaraz jednak zwali si wprost
pod pie rosncej w ogromnym patio palmy. Na szczcie Wyszyska zorganizowaa bdce na
przyjciu Polki. Te zaczy uczy swoich partnerw i w tum bezadnie taczcych zacz si
powoli wkrada jaki porzdek.
Ksiniczka Yari, zachwycona niespodziewan sytuacj, wybiega na podest przy
orkiestrze.
- Przywouj nasz armi do porzdku! - krzyczaa. - Prosz dotrzyma kroku siom
sojuszniczym! Pani major! - Wskazaa jak oficer si specjalnych rozgldajc si niepewnie. Niech pani nie ucieka z pola bitwy.
- Wina! Schodzonego wina! - krzyczano wok. Pot la si z tancerzy strumieniami.
Tomaszewski zrozumia to jednak po swojemu.
- Wina! - krzycza. - Tego si nie da taczy na trzewo!
Podrczni obsugujcy piwnice z trunkami nie nadali z bieganiem po schodach.
- Ale atrakcja! - Jaki urzdnik z paacu, z najbliszego otoczenia cesarzowej, ciska
rozognion Yari. - Wieczr uda si, pani, wybornie!
Spdnica wyjciowego tropikalnego munduru marynarki wojennej bya do krtka i Kai
mimo wysokich obcasw udawao si zachowa rwnowag do dugo. W kocu jednak tum j
porwa i wpada na jakiego dworzanina. Zdoa j utrzyma.
- To niesychane! - Patrzy na ni, wytrzeszczajc oczy. - Musi mnie pani tego nauczy,
pani czarownico.
- To proste - krzykna. - Musisz tylko zrezygnowa ze swojego nadcia.
- Ja nie mog zrezygnowa z urzdowej powagi. Ale bd musia zda sprawozdania na
dworze. Bd musia pokaza to co.
Dworzanin usiowa jednoczenie taczy charlestona i zachowa pozory dostojestwa.
Nie udawao mu si ani jedno, ani drugie.
- I w ramach sprawozdania bdziesz musia zataczy przed cesarzow? - Kai w tacu
skierowaa si w stron sugi roznoszcego wino. - Wspczuj!
Sucy wykaza si refleksem i wielkimi umiejtnociami. Kiedy miaa upa po raz
drugi, podtrzyma j woln rk, nie rozlewajc przy tym niczego z naczy, ktre mia ustawione
na tacy. Podzikowaa mu serdecznie i wzia dwa wielkie kielichy.
- Odpoczynek? - zapyta Tomaszewski, kiedy z trudem wydosta si z taczcego tumu.
- Odsapnijmy troch.
- Odpocznijmy. - Sprawnie przej swj kielich. - Naley nam si.
Tok na sali balowej by tak duy, e na w miar woln przestrze przy schodach udao im

si dotrze po paru minutach. Stojcy u podna sucy wytarli im twarze chustami


nasczonymi wonnociami. Wszystko byo zorganizowane z niezwyk starannoci.
- Na wiee powietrze? - podda suga przepasany szarf wskazujc na to, e mia prawo
rozmawia z gomi.
Zacz prowadzi ich meandrami wypenionych rozbawionymi ludmi korytarzy.
- Na gwny taras tu przy sali balowej nie radz - tumaczy. - Tam tok wikszy nawet
ni wewntrz.
Wierzyli mu na sowo. Sucy mia wyczucie. Doprowadzi ich na jeden z wielkich
balkonw wiszcych nad basenami, gdzie spawiano nieustannie ponce kwiaty. Tu byo
zdecydowanie mniej ludzi. Sucy szybko te wymieni im napoczte ju kielichy z winem na
trunek duo lepiej schodzony i ulotni si bez sowa.
- O, jak mi dobrze! - Kai przechylia si przez barierk, podziwiajc nieprawdopodobny
wrcz widok na ksice ogrody rozwietlone setkami malutkich oliwnych lampek. Wszdzie
przemykay chichoczce pary. W kilku niszach wida byo grajkw tworzcych ogrodowy
nastrj. Tu jednak adne dwiki nie docieray, zabija je gwar paacu.
- Wyszyska miaa racj. Pjcie do ka w takim stanie ducha, w jakim bylimy, byoby
marnowaniem snu.
- Tak. Dopiero teraz po tym koszmarnie dugim locie czuj, e yj.
- Nic si nie bj. Za t eufori zapacimy jutro kacem.
- I nie ma na to adnej metody?
- Jest. Mona kaca przenie na pojutrze!
Zaczli si mia.
- Krzysiek! Kai! - z tyu rozleg si gromki okrzyk. - No i tu dopiero si spotykamy?
Zaczynacie bywa?
Spomidzy ludzi wyonia si znajoma sylwetka. W tym wietle, a waciwie pmroku,
rozpoznali go, dopiero kiedy podszed bliej. Inynier Dion, z ktrym mieli przyjemno
podrowa na Ze Ziemie. Teraz cign za sob drugiego czowieka, jeszcze bardziej upitego
ni on sam.
- Pozwlcie, e przedstawi... To mdrzec Taner. Wielki umys. Naprawd wielki.
Mdrzec nie za bardzo mg podnie gow. Kiedy jednak mu si to udao, zobaczyli
oczy tak wesoe i w stanie takiego szczcia, e jasne si stao: tu nie tylko alkohol wchodzi w
gr.
- Czemu on taki szczliwy? - zapytaa Kai.
- A to nie wiecie? - Dion nachyli si do nich i przeszed na ton konspiracyjny. - Polskie
oddziay w Sait zajy witynie potworw na stae. A obok, okazao si, s plantacje tego
zielska, z ktrego oni robi osawiony biay dym. Ktrym truj i ogupiaj oddziay wroga
podczas akcji. Znasz go chyba?
Jasne, e Tomaszewski zna. Dowiadczy jego dziaania dwa razy. W porcie w Sait i
podczas bitwy w Banxi. Doskonale zapamita t wo, ktra kojarzya si zawsze z panik wrd
wojska, histeri i zaamaniem morale.
- No i co?
- No jak to co? Naukowcy zaczli to bada, a onierze sprawdzili, czy ronie gdzie
indziej. - Dion rozoy rce. - No ronie, ronie. I to bardzo szybko. No to sprawdzili, jak dziaa.
- Jak dziaa?
Dion rozejrza si, robic jeszcze bardziej konspiracyjn min. Potem wycign skd
maleki cybuszek.
- Masz, zacignij si! - Poda Tomaszewskiemu. - Tym ju wasi handluj na caym

wybrzeu.
Tomaszewski mia ju na studiach niewielkie co prawda, ale jednak, dowiadczenia z
marihuan. W kadym razie wiedzia, co robi. Nachyli si, przypalajc od najbliszej lampki,
potem zacign si gboko, przetrzymujc dym w pucach. A nim wstrzsno. Doskonale zna
ten zapach. Wo pola bitwy usanego trupami. Doskonale wiedzia, e narkotyk potguje w
czowieku nastrj, w jakim si ten znajduje. A otoczenie, paacowa impreza, w niczym nie
przypominao gronego lasu. Czu, jak co w nim zaczyna pulsowa. Czu, e jako tak dziwnie
sabnie.
- Daj mi te!
Czarownica przeja cybuszek i zacigna si gboko. Od razu zacza kaszle. Nie bya
przyzwyczajona.
- Do puc! Do puc, do puc, Kai! - instruowa j inynier. - Opanuj kaszel. Inhaluj!
- Uuu... szlag by was!
- No i jak tam? - zapyta mdrzec Taner. - Dziaa?
Tomaszewski nie wiedzia, czy dziaa. Zrozumia nagle, e stskni si za Dionem. To
przecie jest fantastyczny facet. Przeyli razem podr przez pustyni, pamita wspaniae
dyskusje, sprone piosenki piewane na biwakach przez imperialn ekip, a take wzruszajce
wiersze, ktre potrafili recytowa. Okrci sobie czapk daszkiem do tyu, eby nie
przeszkadzaa, i wzi inyniera w objcia.
- Dion, przyjacielu!
Obaj mczyni zaczli si caowa w policzki.
- Dziaa - wyda diagnoz Taner. - No to teraz, Kai, sztachnij si jeszcze raz i daj mi buzi.
Czarownica po chwili obja mdrca. Wcale nie by taki stary. Wyglda na jakie
czterdzieci pi, pidziesit lat. Caowa natomiast jak nastolatek. Delikatnie.
- Jak wycie si poznali? - zapytaa.
- Z Krzykiem? Dzisiaj. Dion nas przedstawi przed chwil.
- Ach, no fakt przecie! - Palna si w czoo. - A z Dionem?
Nie wiadomo, dlaczego wydao jej si to takie wane. Ale mdrzec zacz uprzejmie
tumaczy.
- A z nim to ja si znam od dziecistwa prawie. Z przerw troch, bo on uczy si na
inyniera, a mnie konkretnie alchemia interesowaa. A po naukach znowu si zeszlimy. No ale
wiesz. Przypynli ludzie na elaznych okrtach, to zaraz powynajmowali naszych inynierw do
rnych robt, a wychwalali ich, a doceniali, nawet piecili, rzekbym. No a w nas si zo
robia. Dlaczego nas nie doceniaj?
- Alchemikw? - wtrci si do rozmowy Tomaszewski, czujc, jak krci mu si w gowie.
Opar si o barierk balkonu i doda: - Bo nie potrzebujemy kamienia filozoficznego. Ot co!
Taner chcia odparowa zoliwie, ale nie zdy, bo przerwao im rozmow szeciu
mczyzn nioscych Nuk na wysoko wycignitych nad gowami rkach. Dziewczyna miaa
rozpostarte szeroko ramiona i wydawaa z siebie dwik:
- Brrrrrrrrr!...
- Nuk! Co ty robisz? - zainteresowaa si Kai.
- Pokazuj im, jak lata samolot, bo oni jeszcze nie lecieli - odpara sierant rezolutnie. No dalej! Brrrrrrrrrrrrrr!... Zakrt! Uwaga, bo trac si non na lewym skrzydle.
Taner odprowadzi wzrokiem niecodzienn grup usiujc chyba walczy z silnym
bocznym wiatrem na wysokociach. Potem podj swoj opowie.
- No i zwierzyem si przyjacielowi. e nas ignoruj. No to mi powiedzia ten durny
Dion, przyjaciel mj gupi, ebymy wykazali przydatno. Konkretn! No to ja mu, e nie

jestem sprztem w kuchni, ktry ma by przydatny.


- A ja mu wtedy przywiozem co z pustyni - Dion wtrci si do niezwykle wanej
wedug niego rozmowy. - Przywiozem mu dwie butelki. Bo ty mi mwie - spojrza na Krzyka
- e z olejem skalnym jest wszystko w porzdku, ale przerobienie go na benzyn jest kopotliwe i
kosztowne. I bdzie bardzo dugo trwao, zanim zaczn z Polski przywozi fabryk w kawakach.
- No i da mi dwie butelki. I mwi: sprbuj to przerobi na to!
- Bo w jednej butelce by olej skalny, a w drugiej benzyna. Nie?
- No ale mi si butelki myliy. - Taner wykona gest bezradnoci. - I nie chciaem
przerobi benzyny na olej skalny, prawda?
- Bo si nie da - wtrci swoje trzy grosze Tomaszewski.
- Jak si nie da, jak si da?! Da si, jak si da komu ile trzeba - obruszy si Taner. Wszystko si da, jak si da.
- Nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. Olej skalny przerobi na benzyn to jak splun. Byle tylko butelek nie
pomyli. Bo wtedy trudniej.
- I przerobie?
- No.
Obaj patrzyli na siebie niezbyt przytomnie. Tomaszewski wiedzia, e tak wan
rozmow powinien odoy na pniej, lecz nie mg si powstrzyma.
- I to tylko tak na stole? W laboratorium?
- Nie. Zrobi wam kad ilo. No, straty bd due, ale przecie surowca w brd, a i
przy jego zerowej cenie mona traci, ile si chce. Przy czym odpady to te paliwo, tyle e
gorsze. Do pieca tylko.
- Krlu zoty! - Tomaszewski tym razem obj Tanera.
Kai powstrzymaa ich jednak od caowania. Od strony wylotu najbliszego korytarza
zbliaa si sama ksiniczka w otoczeniu swej wity.
- Ach, tu jestecie!
Jeden rzut oka na Tomaszewskiego powiedzia Yari, e czapka obrcona daszkiem do tyu
jest efektem czego mocniejszego od wina. Yari bya bardzo spostrzegawcza.
- Co tu przyjmujecie beze mnie?
Tomaszewski natomiast stan przed powanym dylematem. Instrukcja sporzdzona przez
ambasad i rozdawana wszystkim oficerom marynarki schodzcym na ld jasno precyzowaa
zasady obcowania z miejscow elit. I wedug tej instrukcji ksiniczce naleay si pene
wojskowe honory. A do czego ma salutowa, skoro orze - godo narodowe - znajduje si teraz na
potylicy? A moe i dobrze, e orzeek by odwrcony? Nie widzia przynajmniej tej caej poruty.
Nie wiedzc, jak wybrn, strzeli obcasami, stajc na baczno.
- Melduj, e narkotyzujemy si dymem potworw! - Energicznym ruchem poda
ksiniczce cybuch, o mao nie wybijajc jej przy tym oka. - Przepraszam, ustnik olinilimy
osobicie, wszyscy jak tu stoimy!
- Nie brzydz si. - Na szczcie Yari bya normalnym czowiekiem. Woya dziwn
rurk do ust, a Dion przypali kocwk oliwn lampk. Ksiniczka zacigna si lekko i
ostronie, unikajc tym samym ataku kaszlu.
- Gbiej, gbiej, pani! - namawia j inynier.
- To moe kiedy bd sama. - Yari zerkna jeszcze raz na odwrcon czapk komandora i
malane oczy mdrca Tanera. - Przypilnujcie, eby mi jutro dostarczono paczuszk tego ziela.
- Jutro sucy przynios. Z najnowszej dostawy z Sait.
Ksiniczka ledwie zauwaalnie drgna, syszc, skd pochodzi ziele, potem zacigna

si raz jeszcze, rwnie ostronie i dystyngowanie jak za pierwszym razem.


- Czy ten zapach czuli przed mierci onierze korpusu w Wielkim Lesie?
Kai przytakna.
- Ten sam zapach czuli te onierze Achai, kiedy umierali tysic lat temu - powiedziaa. I wielu, wielu innych.
- Hm, interesujce. - Yari pocigna lekko ostatni raz i oddaa cybuch. - Powiedziaabym
nawet, e bardzo podniecajce, kiedy si czuje to samo co oni. Dosownie mam przed oczami ich
cienie. Bardzo podniecajce - westchna. - Kacie dostarczy dwie paczki.
- Pani! - Wszyscy pochylili gowy.
- I jeszcze jedno. Panie komandorze, pani kapitan, musz powiedzie, e bardzo
spodobaa mi si wasza dedykacja dzisiejszego wieczoru. Przyjmuj j z radoci!
Oboje wykonali przepisowe ukony wedug instrukcji napisanej w ambasadzie.
- Nie mam pojcia, jak si odwdziczy, pozostan wic wasz duniczk. - Ksiniczka
podaa Tomaszewskiemu niewielki rulon papieru przewizany wstk. - Nie mog jednak
pozwoli, eby para moich przyjaci mieszkaa w jakich okropnych koszarach na terenie bazy.
Prosz, tu jedna z moich willi, pooona w piknym miejscu. Przeniecie si gdzie z dala od
wojskowego zgieku.
Tomaszewski przekn lin, a Kai dygna zupenie nieprzepisowo. Dygajcy kapitan
Wojska Polskiego na pewno nie by tym, co przewidyway regulaminy.
- K... Krlewski dar!... - komandor pierwszy zdoa powiedzie cokolwiek.
- To naprawd drobiazg. I koniecznie prosz mnie nauczy charlestona!
Potem Yari skina uprzejmie gow i pozostawia ich zamarych w bezbrzenym
zdumieniu. Ksica willa za nowy taniec? Ufff! To si nie zdarza co wieczr.
Kai oprzytomniaa pierwsza. Nagle zdaa sobie spraw, e Yari potraktowaa ich jak par.
Co ciepego rozlao jej si w klatce piersiowej. Bd mieszka razem - to druga myl. Jeszcze
bardziej przyjemna. Wyszyska mieszka w tej samej dzielnicy, gdzie ley ich nowe lokum.
Trzecia myl w ogle nie bya przyjemna. Opara si o porcz balkonu. Na szczcie jej uwag
odwrcio to, co dziao si na dole.
Musiao tam wia, i to mocno, bo samolot uosabiany przez Nuk niebezpiecznie przechyli
si na lewe skrzydo. Przez chwil dziewczyna balansowaa jeszcze na krawdzi rwnowagi,
potem zwalia si do basenu razem ze swoj si non zoon z szeciu mczyzn. Pokrzykiwali
na siebie, usiujc wydosta si na brzeg, niestety, pozostali gocie wzili te okrzyki za zacht i
gremialnie zaczli skaka do wody. Kto z gry polewa ich winem.
- Kto tu diluje? - Tu obok pojawia si Wyszyska w towarzystwie przystojnego
dworzanina. - No, kto jest dilerem? Zdradcie mi.
Nikt nie rozumia jej sw.
- Nie bdcie tacy. Podobno pojawio si tu jakie nowe zioo.
- Ach! - Inynier Dion uderzy si w czoo. - Teraz rozumiem. - Wycign w kierunku
Wyszyskiej wieo nabity cybuch. - Prosz.
- Nie mam przy sobie gotwki, ale mog si zamieni. - Wyszyska podaa mae
jedwabne zawinitko. - Mam jak wschodni uywk. Trzeba wzi pod jzyk albo pomidzy
grn warg a dziso.
- Jak dziaa? - zainteresowa si Tomaszewski.
- Bardzo agodnie i daje takiego kopa... - Przez chwil szukaa odpowiedniego sowa. Akuratnego! Sprbuj, tylko nie popijaj winem, lepiej tego nie yka.
Zabawa na pewnym poziomie nasczenia uczestnikw ma swoje prawa. Wszyscy
obecni wic bez wahania woyli mae, lepkie kulki pod jzyki. Dziaay szybko, uspokajajc,

wprawiajc w trans, godzc z caym wiatem wok. Wyszyska odlatywaa w inny sposb,
razem z cybuchem Diona. Uczepiony jej ramienia dworzanin sczy co z maego flakonika.
Odlot.
Dwch sucych dwigajcych amfory z winem pokcio si o co, zaczli si bi, a
potem nawet okada kijami. Szybko okazao si jednak, e to tylko kolejna atrakcja wieczoru
ksiniczki. Z rozbitych w ktni amfor wyleciay stada kolibrw, ktre kiedy osonito
wiksze lampy niebieskim mulinem, zaczy wieci w pmroku.
Tomaszewski otar pot z czoa. Rozpywa si we wszechwiecie. Ale jazda! Chyba
najlepszy melan w jego yciu. Coraz bardziej zamglonym wzrokiem obserwowa taczcych,
rozbawionych goci. Tu, w cieple Negger Bank, wiat by taki przyjazny. Bez wistu strza w
zamarznitym powietrzu, bez odgosu kul Mielczarka eksplodujcych w obcych ciaach, bez
walki wrcz, skalpowania wrogw... Tu nikt nie wcign Mustafy pod ld, podrzynajc mu
gardo. Tu nie amano koci wojskowymi buciorami. Nikt nie wy w przedmiertnym
paroksyzmie, nikt nie pacyfikowa adnej wsi i nie przesuchiwa rannych. Nie, nie, nie. Tamto w
ogle nie miao miejsca. Nie zdarzyo si nigdy. Tamtego w ogle nie byo!
Jest tylko rado tutaj. Gdzie w ciepym basenie pywaj ponce kwiaty, a mrok wyej
rozwietlaj mce drco kolibry.

Moliwo wysuchania najbardziej gorcych plotek z caego imperium bya chyba


najwaniejsz przyczyn, dla ktrej cesarzowa udawaa si do kurierw osobicie. Ale te
olbrzymia stacja pocztowa krya w sobie o wiele wicej atrakcji. Tu, w tymczasowych koszarach,
wysoko urodzone damy czsto urzdzay sobie dom schadzek. Wbrew pozorom mio wadcw
do prostego ludu nie bya wcale pustym sowem i tu wanie czsto to udowadniano, w kach
zbijanych z prostych desek, bez adnego wyrafinowania. Tu take mieci si chyba najwikszy
kantor wymiany. Nieoficjalny, oczywicie. Ale jego obroty mona by miao porwnywa do
tego, czym dysponowa cay miejscowy oddzia banku Barucha. Spekulanci ze wszystkich stron
wiata spotykali si wanie tutaj, bo oprcz zota ciany stacji pachniay te najwiesz
informacj. A wiadomoci ze wiata to wiadomo, towar szybko si psujcy i handlowa nim,
korzysta z niego trzeba szybko. Najlepiej od razu u rda. A tam, gdzie pienidz kry, to zaraz
i poborca podatkw swj nos wpycha. Std i urzdy wszelkiej maci rozlokowano w pobliu,
eby chodzi nie trzeba byo daleko i wielkich sum nalenych skarbowi pastwa nie nosi, bo
zbyt cikie. Dlatego te teren stacji, cho wojsko w bezporednim ssiedztwie nie stacjonowao,
uwaany by za bardzo bezpieczny. Cesarzowa moga tu chodzi wszdzie pieszo i rozmawia z
ludmi bezporednio. Idealny teren, by przedstawi jej nowe osoby, ktrych wpuszczenie na
dwr graniczyoby z niemoliwoci.
- Przesta mi suszy gow. - Cesarzowa mimo zniecierpliwienia syszalnego w gosie nie
skina na adnego z podrcznych, eby ten wybawi j od natrta. A Rand, znajcy j jednak
do dobrze, rozumia, e wadczyni opdza si od niego tylko rytualnie. Tak naprawd ciekawa
jest, co ma do powiedzenia.
- Wielka pani - naciska bez przerwy - to tylko powz. Wystarczy jeden rzut oka.
- To tylko powz - powtrzya za nim jak echo. - Co mam niby zobaczy niezwykego?
- Jest cay postrzelany!
- Ale na dyszlu nie napisano, kto strzela, prawda?
- Oczywicie, wielka pani, atwo jednak dowie, e to siy specjalne.
Zniecierpliwiona machna rk.

- Znowu mi pokaesz jak bryk metalu, twierdzc, e to pocisk si specjalnych. Ja ju


mam do tych bajek.
- Nie poka ci adnych pociskw. Chc tylko, eby zobaczya, e powz ma na burtach
moje znaki. I to dlatego wanie strzelano do niego, a nie do ktregokolwiek innego powozu,
ktry by wtedy na ulicy.
- I mam ci uwierzy na sowo?
- Nie, wielka pani. Mam wiadka. Mam mojego ochroniarza...
- miae tu wej z ochroniarzem? Czyby nie ufa mojej stray? I temu, e chroni ci
mj majestat?
- Ale ufam, wielka pani. - Rand czu, e rozmowa dryfuje w niepodanym kierunku. Aie ma wystpi wycznie w charakterze wiadka. Opowie, jak to usiowano mnie zabi na
trakcie do przepdzania byda.
Cesarzowa westchna ciko.
- I c warte s sowa osobistego ochroniarza? Jeli dobrze wykonuje swj fach, to
przecie powie, co bdziesz chcia.
- Dlatego te kazaem przyprowadzi powz - powiedzia. - Aie przedstawi dowody na to,
e siy specjalne od dawna czyhaj na moje ycie. A teraz posuwaj si ju do jawnych aktw
przemocy. Ale to nie wszystko. Udowodni, e spisek jest duo bardziej rozlegy. I nie tylko ja
jestem w niebezpieczestwie.
O zaraza jedna. Chyba si zagalopowa. Kto jeszcze w niebezpieczestwie
sugerowao ni mniej, ni wicej sam cesarzow. A tego nie chcia powiedzie. Takie sowa byy
zbyt niebezpieczne. Ugryz si w jzyk, lecz byo za pno.
Cesarzowa przekna lin. Nie mg wywnioskowa z jej idealnie obojtnej twarzy, jak
przyja jego sowa. Czu, e zaczyna si poci.
- No dobrze. - Wadczyni wkadaa wiele wysiku, by jej sowa brzmiay idealnie
obojtnie i nikt nie mg wyczyta, czy jest naprawd znuona, czy wrcz wcieka. - Zerkn na
twj powz, Rand. I porozmawiam z ochroniarzem.
Powiao groz. Uuuu... Nie ostrzega si cesarzowej przed niebezpieczestwem, ktrego
nie ma. Nie ostrzega przed czym, czego nie mona udowodni.
Rand na mikkich nogach wlk si w orszaku wadczyni. Powz by przecie lipny. Na
szczcie Aie prawdziwa. A wszystko to miao tylko dowie ich do miejsca, w ktrym bdzie
mona przeprowadzi sfingowany zamach na niego. I to mia by koronny dowd na arogancj i
bezczelno sub specjalnych. A tak naprawd miaa to by desperacka i rozpaczliwa prba
powrotu do ask cesarzowej poprzez podwaenie jej pojcia o bezstronnoci tych sub. Jak
kady desperacki plan, ten te mia cie szansy na powodzenie. Jeli cae zajcie wypadnie
przekonujco, a napastnik zginie na miejscu, to nikt nigdy nie dojdzie do tego, kto go wprowadzi
w bezporedni blisko wadcy, kto szkoli, kto opaci. ledztwo, tak czy tak, utknie na
pocztku, stanie si przewleke, a jeli plan si uda, to Rand bdzie mg skutecznie hamowa
jego postpy.
Na razie jednak nie byo potrzeby rozpatrywania adnego jeli. Rand powiedzia troch
wicej, ni chcia, i teraz naleao si obawia o wasne ycie. I to nie w sensie zagroenia przez
zamachowca.
- Czy o to chodzi? - Cesarzowa wskazaa wielki powz do przewoenia akt, z
emblematami Organizacji Randa na burtach.
Przeraony wonica wykonywa wanie ukon tak gboki, e prawie lea na ziemi. Aie
kaniaa si w sposb absolutnie przepisowy.
- To jest twj ochroniarz? - Wadczyni z du doz fascynacji obserwowaa wonic,

ktry prawie dotyka gow bruku, a jednoczenie jakim cudem jeszcze nie wywraca si do
przodu.
- Nie, wielka pani. - Rand wskaza Aie.
- Ona?! Kpisz sobie?
- Gdziebym mia?
Cesarzowa, zaintrygowana nieco, podesza bliej.
- Kto ci tu mia wprowadzi, dziecko? - zapytaa. - Kto w ogle przyprowadza do mnie
ochroniarzy?
- To staroytny zwyczaj, wielka pani. - Aie przynajmniej nie stracia nerww. Szeptaa
zdanie po zdaniu, jakby napdza j myn wodny. - Wprowadzony przez sawne Krlestwo Troy,
na ktrego zwyczajach i my si przecie wzorujemy. Tam kady z wielkich mia ochroniarzy,
zwanych co prawda dla niepoznaki kuzynami. I to dwa zestawy. Byo kuzynostwo uliczne,
majce chroni ksit w miejscach publicznych, i kuzynostwo paacowe, pracujce wewntrz
budynkw.
- Dobrze ju, dobrze. - Cesarzowa zrozumiaa, e nie przegada dziewczyny, ktra okazaa
si zadziwiajco inteligentna. - Dlaczego szepczesz, zamiast mwi normalnie?
- Mog mwi gono - Aie odezwaa si swoim zachrypym, marynarskim barytonem. Ale normalnie nie potrafi. To choroba garda.
- No rzeczywicie. To ju lepiej, jak szepczesz. - Cesarzowa zrobia jeszcze jeden krok do
przodu. Bya szczerze zdziwiona, e komu takiemu mona byo powierzy swoje ycie.
Dziewczyna wyranie j zafascynowaa.
Duy plus dla Randa, ktry rozglda si dyskretnie. Wok krcio si wiele osb, ale
nigdzie nie mg dostrzec zamachowca. Ostronie sprawdzi, czy sztylet tkwi ukryty w sekretnej
kaburze. By tam. Niestety, Aie nie miaa adnej broni przy sobie. Tego ju by si po prostu nie
udao przeprowadzi. Jednak sama jej obecno dodawaa otuchy. Co prawda niewiele to
pomagao. W gowie Randa panowa istny mtlik. Czekajca go rozgrywka, akcja i to, e nagada
za duo, sugerujc co, czego nie powinien, sprawiay, e nie mg si opanowa. W porwnaniu
z posgowym spokojem stranikw wydawa si roztrzsiony jak najgorszy oszust na targu w
dniu swojego debiutu. Mia wraenie, e kto mu napisa na czole: jestem najgorszym ze
spiskowcw! Czemu si tak trzs? Popenia bdy?
Na szczcie nikt na niego nie patrzy. Aie ze swoj urod maej dziewczynki
przycigna uwag wszystkich. Dworzanie odkryli nareszcie jak atrakcj w tym nudnym dniu
i przygldali si dziewczynie ze sporym zainteresowaniem. Przynajmniej sprowadzenie jej tutaj
okazao si dobrym pomysem.
Rand dostrzeg wic dwie rzeczy. Pierwsz by cie szansy na powodzenie caego planu.
Drug sam zamachowiec, ktry wanie zmierza w jego kierunku wraz z grup koniuszych. Nic
w tym dziwnego. Znajdowali si przecie tu przy wozowni. Kilkadziesit krokw dalej stay
powozy dworu.
Rand z ca pewnoci wiedzia jedno. Odtd nie mg patrze na zamachowca. Jeli ich
oczy si spotkaj, wszystko moe lec w gruzach. Tamten nie moe si zorientowa, e ofiara
podejrzewa cokolwiek, bo moe si przestraszy i odstpi od zamachu. To byo oczywiste, ale
Rand mia wraenie, e Aie, przekazujc mu t wiedz, chciaa osign co jeszcze. Chyba
mylaa, e jeli jej pracodawca spojrzy mordercy w oczy, to nie bdzie ju w stanie wbi w
niego sztyletu. Moe i racja?
Rand przesun si tak, eby mie soce za plecami. Napastnik przecie nie podejdzie od
czoa. Nie uderzy z przodu. Bdzie chcia wbi mu n w plecy. A wtedy obserwacja cieni, ktre
rzucay na bruk ludzkie sylwetki, powie mu, kiedy nadszed odpowiedni moment. Rand opuci

gow. Z najwikszym trudem opanowywa oddech. Dobrze w sumie, e nie bdzie musia na
tamtego patrze. Nie zna go i niech tak zostanie. To pierwsze spojrzenie ktem oka i tak
powiedziao mu wiele. Opuchnita twarz, pena alu i rozgoryczenia, faszywej dumy i
zwodniczej pewnoci siebie maego czowieka. Jeden wielki kb kompleksw, uraz,
niezawinionego we wasnym mniemaniu blu i rozczarowania. Istne serum nieudacznictwa
obleczone w suszny gniew wobec tych, ktrzy nie chcieli sucha domagajcych si. al, al i
al. A w rodku nie byo nic.
Rand skupi si na obserwacji ludzkich cieni. Za jego plecami na razie nic si nie kryo.
Na chwil przenis wzrok na stranikw. Stali nieporuszeni. Zdawaoby si nawet, zamyleni
czy znueni, i tylko wprawne oko mogo dostrzec, e jednak bacznie lustrowali okolic. Ciekawe,
czy umknie im fakt, e w pobliu wadczyni znalaz si wanie zamachowiec? Historia spiskw i
zamachw dowodzi, e w wielu wypadkach umyka. Ale oczywicie Aie miaa na ten temat inne
zdanie. Baczna obserwacja bogatych kupcw pozwolia jej stwierdzi, i dobry stranik wyawia
zodzieja od razu, na pierwszy rzut oka. No tak, ale stranik chronicy towary kupca ma wielkie
dowiadczenie i praktyk. Zodziei mnstwo, na gorcym uczynku apie si ich
nieprawdopodobne iloci, posiadajcy zmys obserwacji pracownik ma wic jak sta si
praktykiem i ma gdzie zdoby dowiadczenie. Pniej wystarcza mu jedno spojrzenie.
A stranik cesarzowej? Ilu prawdziwych zamachowcw w yciu byo mu dane widzie?
Ilu dotd wasnorcznie zapa? Ha, ha, ha... Ta liczba oscylowaa wok zera. Aie jednak chciaa
mie pewno. Nie szczdzc wydatkw, wynaja wielu zodziei. Do prostych prac w stacji
kurierskiej. Zorganizowaa wielk dostaw przesyek, wszystko legalnie, to byy zwyke prbki
luksusowych towarw, ktre trzeba posortowa i przeadowa. Do paacu prbki dostarcz
oczywicie kurierzy. Towar jednak trzeba przepakowa, a najpierw rozadowa, a to moe
przecie zrobi prywatna firma. Faktem, e wszyscy tragarze to zodzieje, nikt nie mia prawa si
interesowa. Zreszt jak to stwierdzi? Niemniej wanie dziki planowi Aie wok krcio si
mnstwo ludzi o podejrzanym wygldzie. Ciekawe, czy zmyli to stranikw? W kadym razie w
tej chwili nie wygldali na ludzi nerwowo rzucajcych spojrzeniami to w jedn, to w drug
stron.
Rand znowu przenis wzrok na bruk przed sob. Z najwyszym trudem opanowa si
przed rzuceniem spojrzenia do tyu. To ci nic nie da - powtarzaa Aie podczas szkolenia.
Spojrzenie do tyu nic ci nie da, a zamachowiec moe je pochwyci i straci nerwy. A on musi
by przekonany, e podchodzi do nieprzygotowanego czowieka. atwo powiedzie. Ale w
rzeczywistoci jak tu si nie oglda, majc przed sob perspektyw, e kto zaraz wbije ci n w
plecy?
Chwile duyy si coraz bardziej. Rand czu, e pot gromadzcy mu si na czole zaraz
zacznie zalewa mu oczy. Ba si jednak go wytrze. A jeli zauwa? Jak si wytumaczy ze
zdenerwowania? Czym je usprawiedliwi? Mona oczywicie wmawia chorob, ale kto chory
miaby przyj do cesarzowej i naraa j sam?
Cie pojawi si ju w biegu. A Rand z przeraenia zapomnia wszystkiego, czego uczya
go Aie.
Jeden ze stranikw wyda chyba z siebie nieartykuowany dwik. Trudno powiedzie.
W kadym razie nie poruszy si. Dwch zaczo si odwraca, sigajc po bro. A Rand sta
nieruchomo. Jedyne, co zdoa odwrci, to gowa. Zauway napastnika, ktry bieg na niego z
wycignitym noem. Co w jego organizmie sprawio, e czas jakby zwolni. Z du
wyrazistoci widzia bowiem wyraz rozpaczy na twarzy tamtego, tak, nie gniewu, nie
rozalenia, ale rozpaczy - zdy to dokadnie zanalizowa.
Rand usiowa pokona opr sparaliowanych strachem mini i sign po sztylet. Z

gry wiedzia, e to si nie uda. Z gry wiedzia, e nie ma adnych szans. Przeraony do granic
moliwoci postanowi ucieka. Ale jak, skoro nie ma czasu? Postanowi odskoczy i nawet ugi
nogi.
W tym momencie napastnik si potkn. Normalnie. Mia na stopach zwyke sanday, w
ktrych nic nie usztywniao kostki, a tu by pamitajcy jeszcze Cesarstwo Luan wyboisty bruk.
Tak zwane kocie by. No i mczyzna si potkn. Z wycignitym przed siebie noem zacz
lecie w przd w sposb niekontrolowany. Prosto w stron cesarzowej.
Rand mia ju napite minie ng. Skoczy, chcc wydosta si z pola raenia. Zrobi to
za pno. Sam nie by ju na linii ciosu, znalaza si tam cesarzowa. Nie mg ju jednak
powstrzyma tego ruchu. Kiedy skoczy, zderzy si po prostu z zamachowcem i momentalnie
otrzyma cios noem w prawy bok. Jkn tylko. Obaj zwalili si na bruk. Zamachowiec pod
spodem, Rand na nim. I wtedy dosta drugi cios. W to samo miejsce.
Rand zasoni si obiema domi, ale zrobi to jak kady amator. Zasoni si nie na dole,
gdzie grozio niebezpieczestwo, tylko na wysokoci gowy napastnika, jakby chcia si osoni
od jego twarzy. Wtedy dosta trzeci cios.
Zabi mnie! - stwierdzi z ca przeraajc jasnoci.
Teraz, lec na zamachowcu, przypomnia sobie o ostrzu ukrytym w doni. Szarpniciem
palcw otworzy je i wbi w szyj przeciwnika. Szybko i z caych si przekrci rk. Na twarz
chlusna mu krew z poszatkowanej ttnicy.
Straci kontrol nad wszystkim, bo przygnit go do ziemi ciar kilku stranikw, ktrzy
rzucili si na nich. Kto krzycza przeraliwie, on sam nie mg w ogle oddycha. Nie mg
poruszy ani rk, ani nog. Czu, e si wykrwawia. I nic nie widzia. Jaka upiorna pompa
chlustaa mu na twarz czerwieni w regularnych odstpach czasu.
Na szczcie stranicy znali swj fach. Byskawicznie poamali napastnikowi rce i nogi.
I nawet si nie pomylili. Zdjty z krwawicej masy Rand wasne koczyny zachowa w caoci.
Ale co z tego?
Kto krzycza w dalszym cigu. Kto ociera mu twarz. Mg dostrzec zaskoczon Aie,
ktra musiaa w pierwszej chwili podtrzymywa cesarzow. Teraz jednak, w ramionach
stranikw, leaa przycinita do ziemi tu obok niego.
- Ratujcie go! - krzyczaa cesarzowa. - Ratujcie go!
Stranicy pojli rozkaz z waciwym sobie profesjonalizmem. Usiowali zatka tryskajc
krwi ttnic zamachowca. On przecie musia by przesuchany.
- Ratujcie Randa! - wrzeszczaa cesarzowa. - On zasoni mnie wasnym ciaem! Ratujcie
go!
Aha! Jej sowa otrzewiy Randa. Tak to wyszo? No niele! Szkoda tylko, e on sam
wanie, kurwa, umiera!
- Znam si na opatrywaniu ran! - krzykna Aie.
- Pucie j!
Stranicy rozlunili swoje chwyty i waciwie unieli Aie w powietrze. Doprowadzili j
do wykrwawiajcego si zamachowca, bo to przecie byo najwaniejsze.
- Nie tego ratowa! - zakomenderowaa cesarzowa.
Dopiero teraz pucili dziewczyn i pozwolili zaj si wasnym szefem. Przy zabjcy i
tak nie miaa szans. Rand z rozpacz wymalowan na twarzy szepn:
- Umieram.
- I histeryzuj. - Aie sprawnie ogldaa rany. - N tpy, tylko poharata ci cay bok.
Gboko si nie wbi.
Sprawnie oddara pas materiau z dou wasnej tuniki, zwina w kbek i przyoya do

rany. Na to pooya do Randa.


- Uciskaj mocno!
- Umr?
- Oczywicie. Ale nie jestem bogiem, eby ci przepowiedzie kiedy.
Bezczelna baba! Rand roztkliwi si nad wasnym losem i zacz paka. O Bogowie! Jaki
on jest biedny tu i bezlitonie porzucony! Jaki bezbronny i taki... taki cicho umierajcy. Aie
uderzya go otwart doni w policzek. Mocno.
- Ocknij si!
- Do paacu! Do paacu!
Stranicy zaczli si organizowa. Dworzanie byli tak zszokowani, e nie mona byo na
nich liczy. Przypadkowi ludzie wok, ktrzy akurat przechodzili obok w chwili zamachu, tkwili
nieruchomo, gapic si bezmylnie. Szef stranikw trzewo ocenia sytuacj. Do cesarskiego
konwoju mieli ponad sto krokw. Ale... I tu wanie zaczyna dziaa plan Aie. Ilu jest jeszcze
zamachowcw na placu? Ci ludzie wok wygldali naprawd podejrzanie. Wyraz twarzy wielu z
nich wskazywa na to, e mieli co do ukrycia. Nikt nie mg podejrzewa, e po prostu si
nakradli podczas roboty. Na szczcie Aie dostrzega to w por.
- Nasz powz jest sprawny! - krzykna.
Decyzj trzeba byo podj w uamkach chwili i dowdca stray stan na wysokoci
zadania.
- Ty na kozio! Ty do rodka! Wy na dach! - komenderowa.
Osobicie pomaga cesarzowej zaj miejsce we wntrzu.
- Jego zabierzcie! Jego! - Wadczyni nie moga si uspokoi.
- Kogo? - Stranicy, ktrzy musieli zosta na miejscu zbrodni, nie wiedzieli, czy chodzi o
ciao zamachowca, czy o lecego cigle na bruku Randa.
- Jego! - Cesarzowa wskazaa palcem, o kogo jej chodzi.
- Ja sobie tu umr cichutko - wymamrota Rand w odpowiedzi.
Aie strzelia go w twarz jeszcze raz.
- Koniec histerii!
Wzia szefa na ramiona i dosownie wrzucia do powozu. Sama zaja miejsce obok.
- Jazda! Jazda! - komenderowa szef stray.
Kto musia zawiadomi cesarski konwj, bo dwa wozy stranicze odczyy od niego i
ruszyy za nimi. Bez szans na dogonienie, oczywicie. Dzielio ich jakie dwiecie krokw.
- Bogowie! Bogowie! - Cesarzowa nachylia si nad zakrwawionym Randem. Chyba nie
pomylaa o tym, e wikszo krwi pochodzi od napastnika. Widok by rzeczywicie
wstrzsajcy. - Zasonie mnie wasnym ciaem!
Zaszczyty, tytuy, dobra ziemskie i medale... Ach, a on wanie umiera! Skd taka
niesprawiedliwo na wiecie?
- Pani... - powiedzia sabncym gosem. - Pani, prosz, napiszcie na moim grobie...
Aie chciaa go strzeli w twarz ponownie, ale przy cesarzowej nie wypadao bi rannego.
A poza tym nie dowiedzieli si, co Rand chcia, eby zostao napisane na jego grobie, poniewa
rozleg si karabinowy strza i wonica zwali si z koza.
- Atak! Atak! - Dowdca stray przej lejce. - Atakuj!
Dwch stranikw obecnych we wntrzu pojazdu przytulio si do cesarzowej. Kto z
dachu strzeli w odpowiedzi, ale nie mia szans na jakkolwiek celno, za bardzo trzso. Drugi
strza, oddany skd z gry mijanego domu, za to by celny. Wyranie syszeli, jak wali si ciao
kolejnego stranika. Aie na moment wystawia gow przez okno. Wjechali midzy wysokie
kamienice. Ulica bya wska. Idealna do przeprowadzenia zamachu.

Rand natomiast zastyg w bezgranicznym zdziwieniu. Kto strzela?! Kto do nich strzela?!
Czy oprcz jego sfingowanej akcji by jeszcze jaki prawdziwy zamach na wadc imperium?
Kolejny strza z dachu mijanego domu zachwia dowdc na kole. Z wntrza pojazdu nie
sposb byo oceni, jak bardzo jest ranny. Niestety, nastpny strza trafi w konia. Powozem
szarpno nagle. W dzikim kwiku zwierzt uderzyli w cian kamienicy. Pojazd drgn jeszcze,
przechyli si i znieruchomia. Stranicy z dachu, ci, ktrzy nie spadli podczas wypadku,
zeskoczyli na ziemi. Teraz dopiero mogli si ostrzeliwa. Ale ginli jeden po drugim, bo
napastnicy mieli teraz przed sob nieruchomy cel. Ukry si nie byo gdzie. Jeden z
karabinowych pociskw przebi dach i utkwi w ramieniu stranika, ktry osania cesarzow.
- Na zewntrz! - krzyczaa Aie. - Tu nas rozstrzelaj!
- Spokj! - rozkaza drugi stranik. Nawet nie zerkn na koleg. - Zaraz bdzie odsiecz!
- Do tego czasu zginiemy!
- Spokj!
Kiedy Rand usysza o rozstrzelaniu, zacz zbiera siy. Mia sto razy wiksze zaufanie
do swojej ochroniarki ni do imperialnych stranikw, ktrzy w swojej karierze nigdy prochu nie
wchali. W ich oddanie nie wtpi, ale dowiadczenia praktyczne miaa tylko jego dziewczyna.
Mimo caej swojej histerii raz po raz odzyway si w nim lady racjonalizmu. Co to byo? Kto do
nich strzela?
Wypez na zewntrz. Owiono go gorce powietrze przesycone zapachem prochu.
Najpierw zabito stranika, ktry sta po jego prawej stronie. Potem tego po lewej. Rand zawrci
i usiowa dosta si z powrotem do powozu.
- Musimy std wyj! - W drzwiach zderzy si z Aie.
- Trzeba zosta! - Drugi stranik nie by ju jednak tak pewny siebie jak przed chwil. Zaraz przybdzie odsiecz!
- Musimy si rusza. Tu jestemy tarcz.
Aie upada na ziemi obok Randa. Zabraa pistolet martwego stranika i jego podrczn
torb.
- Na zewntrz!
Dwa wozy stranicze znajdoway si ju bardzo blisko, ale dla wszystkich stao si jasne,
e nie maj szans, eby zdy.
- Wychodzi!
Aie szarpna za rami cesarzow, ktra wyjrzaa na zewntrz.
- Za mn!
Rand podnis si rwnie, przyciskajc z caej siy opatrunek do wasnej rany. Aie ze
stranikiem cignli cesarzow do bramy. Ruszy za nimi otpiay. Dym przesania widok. O
mao nie rozwali sobie gowy o framug drzwi. Zatrzymali si w przestronnej sieni. Aie
sprawdzaa pomieszczenia wok. Stranik i wadczyni patrzyli na powz, z ktrego otoczenia
ju nikt nie strzela.
Z boku pojawi si biegncy czowiek. Zbliy si szybko i wrzuci do wntrza pojazdu
silnie dymicy przedmiot.
- Granat!
Nie zdyli si ruszy, kiedy silna eksplozja targna powietrzem, a z potrzaskanych
okien pojazdu buchny kby dymu. Aie sprawdzia swj zdobyczny pistolet, potem podsypaa
troch prochu na panewk. Stara, skakowa bro onierzy imperium. Daaby w tej chwili
wszystko za swoje rewolwery Kadira.
- Co robimy? - o dziwo, pierwszy odezwa si stranik podtrzymujcy cesarzow.
Sytuacja wyranie go przerosa. Sama wadczyni nie mwia niczego. Staa wpatrzona w powz,

ktry zaczyna pon coraz janiejszym pomieniem. Chyba wanie zdaa sobie spraw, e tylko
dziki Randowi i jego ochroniarce nie siedzi cigle w rodku.
- Wycofajmy si. - Rand wskaza tylne wyjcie z domu.
- Prosto w ich rce? - szarpna si Aie. - Przecie tam musz by ich ludzie, ktrzy maj
osania odwrt tych z dachu! Albo... - urwaa w p sowa.
Albo ich zabi po wykonaniu zadania, Rand dokoczy w mylach to, czego dziewczyna
baa si powiedzie gono. Wszystko jedno zreszt, po co czekali. Wychodzi na to samo.
Przerwa im odgos nowych strzaw. Tym razem istna kanonada.

- Nasi! - krzykn stranik, dopadajc do okna. - To nasi!


Aie podtrzymaa milczc cesarzow. A Rand kopniciem odsun stranika od okna.
Nawet on mia na tyle rozumu, eby wiedzie, e akurat w tym momencie pokazywanie si w
oknie byo czystym debilizmem. Sam usiowa zerkn przez szpar w nierwnych deskach.

Stranicy z dwch wozw cesarskiego konwoju wypadli ze swoich pojazdw ca grup.


Stali na ulicy, prowadzc ogie do zamachowcw na dachu. Niezbyt intensywny po pierwszych
wystrzaach, bo musieli przecie adowa swoje karabiny. Byli w gorszej sytuacji, poniewa stali
nieosonici. Ci na grze na pewno mieli moliwo strzelania zza jakich oson. Ile wic moga
trwa wymiana ognia, a waciwie mordowanie tych na ulicy? Aie musiaa mie identyczne
przemylenia, bo powiedziaa sucho:
- Zabij nas.
Randem co wstrzsno. Zapomnia o swojej miertelnej ranie. Sparaliowany strachem
nie mg si skupi. Wyj z tyu nie mona, ci z gry zaraz skocz spraw, zaczn schodzi na
d i rzeczywicie zaatwi ich w jednej chwili. Czy jest trzecie wyjcie?
Oczywicie, e jest, dozna nagego olnienia.
- Wychodzimy od przodu - zakomenderowa. - Na ulic!
- Wracamy? Zwariowae? - Aie nie moga uwierzy. - Tam nas rozstrzelaj jedni i
drudzy!
- Nie wyjdziemy przecie na rodek ulicy. Wyjdmy tylko std i nie odklejajc si od
ciany, dojdmy do nastpnej bramy!
Aie zrozumiaa. To miao cie szansy, eby si uda. No i w dodatku bya to ju ostatnia,
cho desperacka moliwo, jaka im zostaa. Niespodziewanie jednak zaprotestowa stranik.
- Czekajmy tutaj! Przecie wojsko zaraz bdzie!
- Nie doczekamy do przybycia wojska - powiedziaa spokojnie Aie. - A przynajmniej nie
doczekamy ywi.
Najwyraniej go nie przekonaa, ale chwil pniej Rand przekona cesarzow.
- A kto ci powiedzia, durniu, e to nie wojsko do nas strzela z gry?! e to nie jest pucz?
Ta uwaga wyrwaa cesarzow ze stuporu. Gwatownie wcigna powietrze.
- Rand! - wrzasna nagle. - Zacznij dowodzi! Wszyscy suchaj twoich rozkazw!
On sam niekoniecznie tego si spodziewa. Umiera przecie i wolaby, eby wszyscy
pakali z tego powodu, a nie kazali gania po zaukach. Ale strach przed tymi z gry, ktrzy
strzelali z dachu i si rzeczy musieli si tu zaraz pojawi, mia te swoj moc.
- Aie, ty przodem! - Rand wyda swoj pierwsz w yciu komend jako oficer liniowy na
polu bitwy. - Sprawd, jak tam jest!
Dziewczyna byskawicznie wysuna si na zewntrz.
- Chodcie!
Ruszyli za ni. Na zewntrz olepio ich wiato i dym. Tu bardziej bali si swoich ni
zamachowcw z dachu. Tamci nie mieli szans, eby ich zauway. Stranikw jednak niewielu
trzymao si jeszcze na nogach. Tak jak mona byo przewidzie. Z powiceniem strzelali
ogniem na wprost, stojc po prostu na ulicy. Zamachowcy strzelali spokojnie zza oson. To bya
ostatnia chwila na opuszczenie miertelnej puapki, jak stanowia sie tego budynku.
Szorowali barkami, sunc po cianie, by dosta si dalej. Na szczcie dym osania ich
ruchy na tyle, e nikt nie strzeli nawet w tym kierunku. Aie dopada do drzwi nastpnego
budynku. Otworzya je, chcc wskoczy do rodka, na progu jednak kto sta. Aie strzelia
odruchowo, zabijajc tego kogo na miejscu. Nie zastanawiaa si, czy to wrg, czy przyjaciel,
czy w ogle jaka przypadkowa osoba, ktra chciaa sobie popatrze przez szpary.
- Chodcie! Szybciej, tu nikogo nie ma.
Z trudem przeszli nad lecym ciaem modego mczyzny. Nie by uzbrojony. Aie
chciaa przeszuka pomieszczenia, ale Randa strach gna dalej.
- Wychodzimy! - komenderowa. - Wszyscy do drzwi z tyu!
- To za blisko tamtych.

- Zobacz, czy jest tu piwnica.


- Nie ma.
- No to do drzwi! Szybciej!
Przebiegli przez szeroko caej kamienicy. Drzwi znajdoway si w przeciwlegym rogu,
due, dwuskrzydowe, przystosowane do przenoszenia przez nie wielkich przedmiotw. Aie
gorczkowo nabijaa pistolet. Cholerna przestarzaa technologia, nabijanie przez luf! Stranik
zbliy si do drzwi, chcc otworzy jedno ze skrzyde.
- Stj! - osadzi go Rand. - To przecie dom jakiego kupca. Tdy przenosi towary.
- No to co?
- To znaczy, e musi tu by gdzie stajnia i wozownia!
Aie pierwsza zrozumiaa, o co chodzi. Skoczya w kierunku bocznego korytarza, w biegu
koczc nabija bro.
- lepe przejcie! - dobieg jej stumiony gos. - To jaki magazyn.
Rand, trzymajc si za swj poraniony bok, otworzy drzwi w cianie. Skad owsa.
Nastpne drzwi. Jaka graciarnia. Kolejne drzwi otworzyy si same.
Stan w nich mczyzna z dwoma pistoletami i wielkim noem. Nie, nie trzyma ich w
doniach. Tkwiy spokojnie za pasem, ale twarz mczyzny przybieraa wanie wyraz
niebotycznego zdziwienia na widok zakrwawionego Randa. Na szczcie nie zdy zdoby si
na jakkolwiek reakcj. Z boku podesza do niego Aie i zastrzelia, przykadajc pistolet do
gowy.
Skd w czowieku tyle krwi? To bya pierwsza myl Randa, kiedy zerkn na pokryt
czerwieni cian. Czemu ona rabuje zwoki? To bya druga.
Aie wcale nie rabowaa. Zabraa trupowi jego pistolety i kopniciem otworzya drzwi
szerzej.
- Chodcie, pan nam pokaza wyjcie.
Wtoczyli si do wskiego przedsionka. Potem kolejne drzwi, nawaa wiata. Wyszli na
wsk drk midzy domami. Tak akurat, eby zmieci si tam jeden wz.
- Tdy!
Wok nie byo nikogo. Strzelanina wanie si koczya. Ale z tej strony zamachowcy
nie wystawili stray. Tu za ndznym ogrdkiem znajdowaa si ulica prostopada do tej, ktr
jechali poprzednio. Rwnie maa i wska, bo to nie gwny trakt. Za to tu obok przed skadem
rolnym sta furgon zboowy zaprzony w dwa konie. Aie podbiega lekko i zastrzelia dwch
mczyzn stojcych z kijami przy wozie. Czy to cz bandy zamachowcw? Moe tak, moe
nie. Teraz ju nie sposb rozstrzygn, bo obaj nie yli. Kiedy reszta uciekinierw podesza
bliej, Aie zabraa pistolet stranikowi.
- Oddaj. - Usiowa j chwyci za rk.
- A tobie po co? - Dziewczyna odskoczya z gracj. - Siadaj na kozio i w drog.
- Ale to moja bro.
- Tobie niepotrzebna. Jako wonic i tak zastrzel ci pierwszego, jakby co.
Pomoga cesarzowej wsi do furgonu. Potem wcigna saniajcego si na nogach
Randa.
- Ruszaj! - Uderzya pici w drewnian burt.
- Gdzie?
- Przed siebie! Byle dalej std!
Kryty furgon ruszy z oskotem k. Na szczcie mogli przysi na workach z ziarnem.
- Gdzie jedziemy? - zapytaa cesarzowa. Jak na tak sytuacj, trzymaa si zaskakujco
dobrze. Jedynym ladem gwatownych przej bya potargana fryzura. - Do paacu?

- To chyba najgorsze rozwizanie - powiedziaa Aie. - Przecie wanie jechalimy do


paacu, kiedy nas zaatakowali.
- Mylisz, e maj wicej takich zasadzek, dziecko?
- Tego nie wiem, pani. Ale jeeli to zamach stanu, to paac powinni opanowa w
pierwszej kolejnoci.
- Masz racj. No to do dowdztwa armii. Jedmy do sztabu generalnego.
- A jeli ta zasadzka to pucz?
- O Bogowie! - Cesarzowa z trudem przekna lin. - Wtedy sami si oddamy w ich
rce. No to... - mylaa gorczkowo. - Do sztabu si specjalnych!
Tego ju Rand nie wytrzyma.
- Pani! Przecie chciaem ci ostrzec. Cae dzisiejsze spotkanie miao by ostrzeeniem
przed siami specjalnymi. Chciaem powiedzie o tym, e to oni zorganizowali na mnie seri
zamachw! Tylko nie do si specjalnych!
Cesarzowa dowioda, e potrafi myle. Nawet w takiej sytuacji. Rzeczywicie, siy
specjalne mogy si przestraszy tego, co Rand chcia dzisiaj pokaza, i postanowiy dziaa.
Mogo tak by.
- Do prefektury w takim razie.
- Wielka pani - zaoponowaa Aie - si prefektury s stranicy miejscy. A to taka sia, e ja
ich sama porozganiam, jeli zechc! Nie obroni nas, cho rzeczywicie to pewnie nie oni stoj
za zamachem.
W to, a konkretnie, w rozganianie stranikw przez Aie, cesarzowa byaby w stanie nawet
uwierzy. Wic w ca reszt tym bardziej.
- Rand, geniuszu jeden, dokd mamy ucieka?
Odpowied nie pada od razu, bo w umyle geniusza trwa wanie proces mylowy.
Nie dotyczy on jednak tego, gdzie w rnych instytucjach mogli kry si zdrajcy i skd mogo
przyj najwiksze zagroenie. Rand by bowiem przekonany, e jest miertelnie ranny. Nie
chcia wic adnej bezpiecznej kryjwki, bo sdzi, e tam umrze. Chcia, i to jak najszybciej,
dosta si do polskiego lekarza! Wiedzia przecie, jakie cuda wyprawiali z rannymi
dziewczynami z korpusu w Sait. Wiele z tych dziewczyn zna osobicie. Chcia wic obcego
lekarza. Ale gdzie by najbliszy? Analizowa sytuacj na zimno. Leszek Siwecki - odpada. Na
misji w lasach Banxi. Lekarze z polskiej bazy wojskowej. Odpada. Trzeba przejecha przez cae
miasto, w tym przez rodek centrum, wic na pewno nie zd. Gdzie jeszcze mg by polski
lekarz? Na okrtach mieli szpitale. A jak si tam dosta? Z najbliszej przystani bdcej w
polskich rkach.
- Gdzie uciekamy? - powtrzya cesarzowa.
- Do polskiego konsulatu - odpar bez wahania. Siedziba nad brzegiem morza. Mieli
wasn przysta. Mieli wasny transport. Lekarz na najbliszym okrcie w zasigu rki.
Wadczyni dugo patrzya zszokowana.
- A jeli to Polacy zorganizowali zamach?
- Gdyby to oni, to ju bymy nie yli - odpar sucho.
- Jak bdziemy wyglda, kryjc si w obcej placwce?!
- Bdziemy wyglda jak ywi ludzie. Inaczej bdziemy przypomina trupy.

ROZDZIA 4

Kai obudzi bl gowy. Ok-ropny, pulsujcy, obezwadniajcy, wredny,


niedajcy spokoju. Przewrcia si na prawy bok i mao nie zwymiotowaa. Pojawiy jej si
mroczki przed oczami, fala mdoci uderzya z tak si, e czarownica chwycia si odruchowo
ka, eby z niego nie spa. Bogowie! Co to byo?
Usiowaa sobie przypomnie, jak skoczya si impreza. Przecie byo wspaniale. Nad
ranem byli tak rozbawieni, e nie chcieli wraca do domu. Ca grup ruszyli na miasto. Yari
wynaja specjalistw od koczenia paacowych imprez. Tym z goci, ktrzy nie przyjechali
wasnymi powozami prowadzonymi z powrotem przez trzewych wonicw, zgadzano miejskie
dwukki z obsug, ktra wiedziaa, co robi, jeli dostojnik zaniemoe na tylnym siedzeniu. A
tym, ktrzy chcieli jeszcze kontynuowa zabaw, udajc si w sin dal bez konkretnego planu,
przydzielano dwch uzbrojonych stranikw, eby nikt goci nie obrabowa. Dodatkowo
towarzyszy im wyspecjalizowany sucy, ktry wiedzia, jak pomc znuonemu uczestnikowi
zabawy postanawiajcemu nagle postraszy rynsztok na czworakach.
Kai pamitaa to jak przez mg. Waciwie w jej gowie pozostay pojedyncze obrazy.
Jakiej marynarskiej speluny w porcie, gdzie wdarli si spor, rozbawion grup. Jakiego
chlewu albo obory, gdzie mdrzec Taner usiowa nabi wini na kij od mioty, twierdzc, e
broni ich przed smokiem. Tomaszewskiego i Diona, ktrzy przytargali skd dk i usiowali
eglowa w miejskiej fontannie...
Wczoraj wydawao jej si to takie zabawne. A teraz z trudem tylko moga otworzy oczy.
A i to nie do koca. Gdzie bya? Bogate draperie, meble z glancowanej skry i w dobrym gucie.
Czy to bya willa podarowana im przez ksiniczk? A jak tu dotarli? Ach, przecie towarzyszcy
im suga musia wiedzie, gdzie to jest.
- Kai?
Miaa zbyt spieczone gardo, eby odpowiedzie.
- Kai?
- Eee...
- yjesz?
- Pi!
Usiowaa otworzy szerzej oczy. Nic z tego. W zasigu szparek, na ktre byo j sta,
pojawi si Tomaszewski w pomitych spodniach i koszuli.
- Jak si czujesz?
Nawet nie zadaa sobie trudu, eby odpowiedzie. Czy on nie widzia, e umiera? Poda
jej kubek wody, ale nie miaa jak wypi. Usiad wic na brzegu ka i wsuwajc jej do pod
szyj, delikatnie unis gow. Ledwie wypia kilka ykw, w brzuchu zacza si jaka

rewolucja. Znowu zakrcio jej si w gowie. Poczua, jak wraca stan upojenia w swoim
najbardziej nieprzyjemnym wydaniu. wiat si zakrci wok i przybra ponure barwy
beznadziei.
- Uuu... - Tomaszewski skrzywi si mocno. Nie sdzi, e jest a tak le.
- Czy... czy mona mi jako pomc? - spytaa cicho.
- Jest metoda na kaca giganta - przytakn energicznie. - Ale tylko dla twardych
mczyzn. Jaja trzeba mie, eby to przey.
- A jaka inna metoda? - zajczaa.
- S. - Tomaszewski machn lekcewaco rk. - Rne tam zimne okady na czoo,
witaminki, pikantne zakski, woda z ogrkw i rne tam bzdety. Ale nic nie pomaga na giganta.
Jkna.
- A co pomaga?
- Klin. Bo w tym caa rzecz, czym si strue, tym si lecz! - zacytowa ludowe
przysowie.
- Chyba artujesz.
- Nie, nie artuj. Musisz wypi klina, i to nie byle co, tylko p szklanki wdki z cukrem.
- Zwymiotuj na sam widok tej szklanki!
Skin gow, zgadzajc si, e taka moliwo istnieje. Potem wyjani, e wanie
dlatego eksperymentu z klinem nie przeprowadza si w pokoju, tylko w toalecie.
- A te inne metody? - Kai czua si tak le, e samo wspomnienie o alkoholu powodowao
u niej dreszcze.
- Nieskuteczne! Bdziesz tak umiera do wieczora. A moe nawet do jutra rana.
O nie! Wszystko lepsze ni caodzienne umieranie!
- Pani kapitan! - Tomaszewski wyranie zdenerwowa si jej lamazarnoci. - Albo
zaatwisz spraw jak marynarz, albo bdziesz tu zdycha jak wschodnia ksiniczka, ktrej
podano trucizn. W jkach i agonalnym kwileniu!
Zrobio jej si niedobrze na samo wyobraenie tego, o czym mwi.
- Jeste kawalerem wojskowej odznaki - kontynuowa. - Powinna okaza si godna i
zachowa jak marynarz.
Nie wiedziaa, co ma pocz. Ale naprawd wszystko byo lepsze od stanu, w jakim si
wanie znajdowaa.
- Jak marynarz - powtrzya posusznie, cho zdjta strachem.
- No to chod! - powiedzia urodzony sadysta, okrywajc j przecieradem. W innej
sytuacji moe nawet czuaby podniecenie, e obejmuje j silnym ramieniem, a ona jest owinita
tylko w cieniutk materi, teraz, cho lad tej ekscytacji pojawi si mimo wszystko, musiaa
skupi si wycznie na wirowaniu we wasnej gowie. Nigdy w yciu nie czua si tak le.
Tomaszewski prowadzi j pewnie. Ju w azience kaza jej przyj postaw zasadnicz.
Nie umiaa stan na baczno, ale powiedzia, e nie o to chodzi, bo nie s w gabinecie
admiraa. Tutaj miaa to by pozycja jak najbardziej stabilna, eby nie przewrcia si w trakcie,
bo konsekwencje bd do... nie potrafi znale sowa... do obrzydliwe. Musiaa pochyli si
i oprze donie, pewnie, na marmurowej, podgrzewanej pycie ze sporym otworem, pod ktrym
szemra pyncy niej strumie.
Zostawi j tak, eby skoczy do kuchni. Musia mie wszystko wczeniej przygotowane,
bo wrci byskawicznie z kubkiem w rku.
- Nie byo tu ani wdki, ani cukru - wyjani. - Ale znalazem wytrawny miejscowy
winiak i posodziem miodem.
- Bagam! - jkna. - Bez opisw!

- Ach, tak. - Zrozumia momentalnie. - Nie ma co czeka. Egzekucji si nie odwleka.


Przytrzyma Kai mocno, pomg unie gow, ostrzegajc, eby nie wchaa pod adnym
pozorem, i zmusi do wypicia zawartoci.
Kai poczua si, jakby pokna granat, ktry eksplodowa w jej odku. Co targno ni
tak, e mao nie rozbia gowy o marmurowe pyty. Fala mdoci szarpna z moc, a wszystko,
co miaa w rodku, chciao znale si na zewntrz.
- Opanuj si! Opanuj! - powtarza Tomaszewski. - To da si opanowa!
Akurat. Nie moga otworzy ust, eby mu odpowiedzie. Zaciskaa szczki z caych si.
Bya absolutnie pewna, e umiera wanie i nie jest w stanie przypomnie sobie adnej modlitwy.
No to koniec! Czua, e gdyby teraz wykonaa jakikolwiek ruch, choby najmniejszy, to
wybuchnie po prostu i jej kawaki sugi bd zbiera przez jakie dziesi dni.
Krzysiek skd wiedzia, co dzieje si w jej wntrzu. Odczeka naprawd dugo, a potem
bardzo powoli i ostronie posadzi dziewczyn na pododze, pozwalajc, eby opara si o cian.
adnego zbdnego ruchu - kurczowo zaciskaa zby. Koowao jej w gowie. wiat wirowa,
niebo za oknem byo coraz bliej.
- Lepiej? - zapyta.
Odruchowo przytakna i sama drgna zdziwiona. Naprawd byo lepiej? W panice
analizowaa stan swojego ciaa. No... no tak! Ewidentnie wszystko wok nie wydawao si
wyjtkowo ponure, a ona sama nie moga znale powodu, dla ktrego powinna skoczy ze
sob natychmiast.
- Szybko dziaa. - Usiad na pododze naprzeciwko niej i rwnie opar si o cian. Mocny alkohol, no i ten cay cukier zawarty w miodzie. Daj energetycznego kopa na
wzmocnieniu.
Wbrew wasnym oczekiwaniom nie odczua adnych dolegliwoci, syszc, jak opisuje to,
co wypia. Byo jej... No waciwie sama nie wiedziaa, jak jej byo. Na pewno ju nie le.
Dobrze te nie, ale dostrzegaa ju jakie janiejsze strony ycia.
- No - zgodzia si. - Dziaa. - Potrafia nawet jako tako uporzdkowa swoje myli. - Jest
lepiej.
- Bo najbardziej skuteczne s stare ludowe sposoby - potwierdzi. - A nie jakie tam
witaminki czy woda z ogrkw. - Tomaszewski podnis kubek i dopi reszt, ktr zostawia. No to skoro ci lepiej, chodmy co zje.
- Jeszcze nie na tyle. Posiedmy troch.
- Nie ma sprawy.
Zapali papierosa, ale nie dmucha na ni, tylko wypuszcza dym w stron duego okna,
spoza ktrego dobiega wiergot ptakw.
- Mmm... - Kai nie wiedziaa, jak zacz, a jej umys nie by jeszcze wystarczajco
sprawny, by rozstrzyga niuanse. Postanowia zapyta wprost: - Kto mnie wczoraj rozebra?

Spojrza na ni zaskoczony.
- Sama si rozebraa. Moesz i i sprawdzi, bo czci twojej garderoby le do tej pory
na pododze. Od drzwi wejciowych a do sypialni.
- Ale... - westchna. - Jestem pod tym przecieradem zupenie goa.
- Bo si rozebraa do rosou. I chodzia jeszcze po chaupie, szukajc czego do picia.
Ukrya twarz w doniach.
- A ty gdzie bye?
- Chodziem za tob, pilnujc, eby sobie niczego nie zrobia.
- I? - Wpatrzya si z uwag w jego oczy. - I co?
Domyli si, jak kady mczyzna dugo po czasie.
- Jeste przeliczna, Kai - najpierw wyrwao mu si szczerze. A kiedy si zarumienia,
doda: - Ja sam zasnem na sofie w tym wielkim pokoju z balkonem. W penym galowym

umundurowaniu.
Patrzy na ni w pewien charakterystyczny sposb i mimo e nie bya dowiadczona,
zrozumiaa, e w stanie, w jakim si znajduje, powinna zmieni temat.
- Powiedz mi... - Gorczkowo szukaa w umyle interesujcej sprawy. - Czy... czy ta
wyprawa szpiegowska, na ktr mam lecie z Nuk, jest bardzo niebezpieczna?
Umiechn si. Ciekawe, czy miao to jakie inne znaczenie.
- Powiem ci tak: u nas, w wiecie za Grami Piercienia, kada wyprawa szpiegowska
wizaaby si z niebezpieczestwem. Paradoksalnie: po tej stronie gr raczej nie.
- Nie rozumiem.
- To proste. Nie ma u was paszportw ani jasno okrelonych granic. Nie ma jakichkolwiek
przepisw regulujcych reglamentacj spraw poufnych. Kim jest wic szpieg? - Wzruszy
ramionami. - Kim, kto liczy wojska. Kim, kto rysuje instalacje obronne, sprawdza stan murw,
oglda koszary... - Umiechn si. - A czy wy bdziecie si interesowa takimi sprawami?
Liczebno ich wojsk nas nie interesuje. Stan murw i wielko koszar rwnie nie. Tajne
informacje przekazywane pomidzy ich wadc a administracj obchodz nas tyle, co
zeszoroczny nieg. W zwizku z tym w tutejszym tego sowa znaczeniu nie jestecie szpiegami,
bo nie zainteresuje was, ani co u nich sycha, ani nawet czy lato obrodzio.
Zacz si mia.
- Co? Nie przekonaem ci? - zapyta po chwili.
Nie bardzo wiedziaa, co powiedzie.
- Najlepiej wytumaczy na przykadzie - podj znowu, widzc jej wahanie. - Wyobra
sobie, e do Negger Bank przyjeda nagle kto z Dahmerii. Czy Tyranii Symm, albo wrcz z
wrogiego nam przecie Shah. Tak. To najlepszy przykad. Przyjeda tutaj kto z Shah. I co?
- Co co? - nie zrozumiaa.
- No co si z nim dzieje?
- Nic. Co si ma dzia?
- No wanie. Powiedzmy, gdyby siedzia na przedpolu i rysowa fortyfikacje, to moe by
si kto zainteresowa, ale tobie to nie grozi, bo przecie ty nie umiesz rysowa, Kai.
Nie moga si zmusi do umiechu. Ale generalnie to on mia racj. Szpiegowao si od
zarania wiata. Lecz przecie nie siedzc w karczmie ani rozpytujc szeregowcw na placu
manewrowym. Szpiedzy osadzani byli na dworach, w administracji, w strukturach wojska, a
najlepiej wywiadu lub kontrwywiadu. Owszem, troch zmodyfikowa te sposoby Zaan przed
stuleciami. On potrafi wywnioskowa, jakiego rodzaju operacji spodziewa si Luan w przyszym
roku, na podstawie informacji dotyczcych tego, jakie mundury zamwi sztab u krawcw. Ale
czasy Zaana miny bezpowrotnie. Teraz liczyo si najbardziej, im wyej uda si kogo umieci
w hierarchii dworu. A tam rzeczywicie moliwo oddzielenia gowy od reszty ciaa wzrastaa
wraz z wag stanowiska, ktre si zajmowao. W sztabie pono byo jeszcze gorzej. A w subach
specjalnych? Wolaa sobie nie wyobraa.
Tomaszewski musia obserwowa jej twarz, bo powiedzia po chwili:
- Sama widzisz. - Rozoy rce. - My ci na szpiegowanie nie wysyamy. To zwiad.
Prawie jawny, dotyczcy rzeczy oglnie dostpnych.
- Jeli dostpnych, to po co zwiad?
Znowu wzruszy ramionami.
- Samo pastwo lece na drugim kontynencie jest nam nieznane. Zupenie nie wiemy,
czego tam si spodziewa. Ale zapisaem wszystko, co mwi podrnik, ktrego dzicy potem
olepili. On sam nie napotka adnych problemw, eby zbliy si do Anglosasw. Ba, nauczy
si nawet kilku zda po angielsku. A skoro on tego dokona, to... - Nagle klasn w donie. - On

by tam obcym przybyszem. Wy dwie bdziecie miejscowe. Wypytaem o wszystko, co dotyczy


zwyczajw w tym pastwie, sposobw podrowania, wiem nawet, jak si ubieraj. Wiem, co
mona mwi, a czego unika. A dziki temu, e jeste czarownic, w cigu kilku dni obie z Nuk
bdziecie ju mwiy z idealnym tamtejszym akcentem.
Teraz ona machna rk.
- Obcego zawsze atwo pozna.
Zaprzeczy ruchem gowy.
- Ja nawet wiem, jak macie si przedstawia - powiedzia. - Jest tam taki odlegy region,
gdzie mieszkaj wyjtkowe oryginay. Czytaj: gupki, przynajmniej wedug innych mieszkacw
kraju. A wy macie tylko zobaczy, czym dysponuj Anglosasi. No, porwnaj sytuacj sama.
Przyjedaj do Negger Bank dwie dziewczyny z Shah i chc si dowiedzie czego o Polakach.
A nawet sobie z nimi porozmawia. Odpowiedz mi sama. Co im grozi?
- Nic. - Wzruszya ramionami. Nie o to chodzio.
Najwyraniej Tomaszewski odgad znowu, o czym mylaa. Chyba nie bya dzisiaj
trudnym przeciwnikiem.
- Powiem inaczej - mrukn. - Czy sdzisz, e pozwolibym ci na wypraw tam, gdzie
grozioby ci jakie powane niebezpieczestwo?
No i tak trzeba byo mwi od samego pocztku, a nie bawi si w jakie wymylone
przykady! Jacy faceci s durni. Nie mg powiedzie od razu: martwi si o ciebie i nie
wystawi na ryzyko kogo, na kim mi zaley? Pfff...
- Pamitaj - cign Tomaszewski. - Zwiadem jest Nuk. Wyszkolona, wytrenowana
weteranka wielu kampanii, ktra nie straci gowy w trudnej sytuacji. Ty jeste mzgiem tego
przedsiwzicia. I eby ci si te dwie rzeczy nie myliy!
Umiechna si ciepo. Nareszcie jej wytumaczy jak naley. I w ogle jako tak z jej
ciaem te byo coraz lepiej.
- Chcesz wsta? - Zauway zmian.
- Mhm.
Podnis si byskawicznie i pomg jej wsta tak, eby nie zakrcio si w gowie. Skd
si braa jego odporno? Lata praktyki i wicze? Nie chciaa pyta, bo pewnie zbdzie j
jakim artem w rodzaju: Studia w Polsce s bardzo wymagajce nie tylko dla umysu,
wiczenia wtroby s rwnie wane. Znaa go ju tak dobrze, e potrafia przewidzie
wikszo reakcji.
Teraz, usiujc zachowa maksymaln ostrono, zaprowadzi dziewczyn do ogromnej
kuchni. Kai moga podziwia wykwintny wystrj willi. adnej ostentacji, adnego bogactwa na
pokaz. Proste, ba, prawie surowe wntrza robiy wraenie smakiem, z jakim dobrano bardzo
nieliczne elementy wyposaenia. Asceza w czystym, brawurowo luksusowym wydaniu. Podobnie
byo z kuchni. Jeli kto zgodnie z najnowsz mod chcia ledzi poczynania kucharza
przygotowujcego posiek, to specjalnie dla niego ustawiono na podwyszeniu niewielki st i
nowomodne, wzorowane na polskich projektach fotele. W jednym z nich Tomaszewski posadzi
czarownic i poprawi przecierado, w ktre bya owinita.
- Zrobi ci co do jedzenia.
- Nie, nie chc.
- Ale chcesz, zapewniam. I nie bj si. To bdzie bardzo delikatne, ale nie aden tam
kleik z kaszki manny.
Na razie nala jej wody do kubka i postawi w zasigu rki.
- Lepsza byaby gazowana. - Zakrztn si przy kuchni. - Ale zanim odkryjecie zalety
dwutlenku wgla i wynajdziecie sposb bbelkowania, min wieki.

- Geniuszu z lepszego i bardziej zaawansowanego wiata - popatrzya na niego kpico powiedz lepiej, jak si wyciga z ludzi informacje.
Trafia z pytaniem idealnie. Temat by dla niego wany i wyranie ucieszya Krzyka
wanie tym, e sama o to zapytaa. Chyba trafia dokadnie w samo sedno. W kadym razie
podszed bliej zafrapowany.
- Rzuca si czar, ktry kae mwi wszystko - jeszcze zaartowa - a jeli nie skutkuje, to
najlepiej przypala pity nad ogniskiem. Jak nie ma warunkw na rozpalenie ognia, najlepiej
woy patyk do ucha i przekrca.
- Ju? - Umiechna si cierpko. - Pokazae pawi ogon?
Westchn ciko. Potem przysiad obok.
- To naprawd powany temat. Bo trzeba odpowiedzie na pytanie: co powinien robi
wywiadowca.
- Co powinien robi?
- Najlepiej nic.
Przez chwil bya pewna, e on znowu artuje, ale najwyraniej mwi powanie.
- Chyba nie rozumiem.
- A ja nie bardzo umiem wytumaczy. - Nala sobie wody do drugiego kubka. Potem
rozkroi cytryn i wcisn po poowie do obu kubkw. - Opowiem ci do dziwn histori.
Ciekawe, czy si domylisz.
- Zakoczenia?
Zaprzeczy jednym ruchem.
- Posuchaj. W szkole wywiadu marynarki wane s wszelkie ceremonie, zwyczaje i
rne takie duperele, ktrych w piechocie si zazwyczaj nie pielgnuje.
- Ludzie morza zawsze wydawali mi si jacy dziwni i potwornie przesdni.
- I susznie, bo tacy s. A wracajc do opowieci: jednym z takich kultywowanych
zwyczajw bya wizyta u byego asa wywiadu. Na sam koniec studiw. Oczywicie w trakcie
zaj wielokrotnie spotykalimy si z weteranami wywiadu, z ludmi, ktrzy brali udzia w wielu
misjach i opowiadali nam o praktyce, a nie tylko o teorii. Ale...
- Oni wszyscy kiedy wpadli? Prawda?
- Inteligentna jeste. I dobrze odgada. - Tomaszewski by wyranie zadowolony.
- A na koniec studiw kady student mg porozmawia z kim, kto nigdy nie wpad? Z
prawdziwym asem?
- Tak. Nie z przymusowym emerytem, ktry mg si ju udziela w szkole, nie z
dziadkiem, ktry zaczyna konfabulowa, tylko z jednym z najlepszych agentw wywiadu
marynarki.
Kai ta opowie ciekawia coraz bardziej.
- Jak on si nazywa?
- Nie wiem. Nie znam ani imienia, ani nazwiska. Ale na caych studiach na temat tych
spotka kryy legendy. e dyskusja z tym facetem jest zupenie nieprawdopodobna,
porywajca, arcyciekawa.
- A o czym studenci z nim rozmawiali?
- No wanie. Zanim go spotkaem, ja te chciaem si dowiedzie. Chodziem od jednego
absolwenta do drugiego i zadawaem proste pytanie. O czym rozmawialicie? Jak mam si
przygotowa?
Kai nachylia si w jego kierunku.
- No? No?
- Twierdzili, eby si nie przygotowywa. Wszystko samo pjdzie wietnie.

- No ale o czym rozmawiali?


- No wanie. Pytaem o to samo. A oni cigle, e to wspaniay facet. e rozmowa z nim
to niezwyke dowiadczenie. e takiej dyskusji nie prowadzili dotd nigdy, z najciekawszymi
nawet ludmi, z adnymi naukowcami, artystami, literatami...
- Pkn z ciekawoci.
- Ja te tak si czuem przed porywajc dyskusj. Niesamowit. Jedyn w swoim
rodzaju. Nieprawdopodobn. Wspania! - Tomaszewski wypi kilka ykw wody. - I przed
spotkaniem domyliem si, o czym bdzie ze mn mwi legendarny agent wywiadu. - Odstawi
kubek i wycelowa w dziewczyn palcem. - A teraz domyl si ty, Kai!
Czarownica oniemiaa zaskoczona takim obrotem sprawy. Dugo mylaa intensywnie.
Potem wypia cay kubek wody, otara usta, zacza bbni nerwowo palcami w blat. Znikd
pomocy. O czym ze studentami rozmawia as wywiadu? Palna si w czoo z caej siy, a
plasno. Bogowie, jakie to proste!
- On z wami o niczym nie rozmawia! - powiedziaa. - On tylko sucha!
Tomaszewski zerwa si z krzesa.
- Tak! - krzykn. - Czarownico, Kai przeliczna. Jeste genialna! I dasz sobie rad na
misji!
Nie moga uwierzy, e zgada.
- Tak - potwierdzi Tomaszewski. - On w ogle ze studentami nie rozmawia.
Rozpoczyna rozmow, odkrywa, ktry temat ich interesuje, i zaczyna sucha. A ci wygadywali
wszystko, co wiedzieli, mdrzyli si, puszyli, pokazywali, jacy to s wspaniali, i byli przekonani,
e bior udzia we wspaniaej dyskusji z kim wielkim. A on nic nie mwi.
Kai opucia gow.
- To trzeba mie dar, eby by takim suchaczem.
- Niekoniecznie. Ludzie gadaj o wszystkim. Chc si bez przerwy mdrzy. Zwr
uwag, e prowadzc rozmow, ludzie tylko czekaj, eby powiedzie swoje. Suchanie
rozmwcy to tylko uprzejme przeczekiwanie jego kwestii, eby powiedzie swoj. Czy widziaa
kiedy trzy kobiety mwice do siebie naraz i wszystkie z tego faktu zadowolone?
- Widziaam. I one rzeczywicie nie potrzebuj nikogo sucha. I tak jest u wszystkich
ludzi?
- Tak. S tylko bardziej i mniej uprzejmi. Cierpliwsi w przeczekiwaniu twoich kwestii i
mniej cierpliwi, zwani gaduami. A caa sztuka polega na tym, e chcc wycign od nich
wszystko, trzeba zacz rozmow na temat, ktry ich interesuje. Ich, a nie ciebie.
- I to wszystko? A dar?
Tomaszewski wsta i rozogniony rozmow zacz kry po kuchni. Potem stan przy
blacie do przygotowywania potraw i odwrci si do niej, ju przemylawszy, co chce
powiedzie.
- Ty masz ten dar, Kai! - rzuci zdecydowanie.
- Skd wiesz?
Umiechn si.
- Poniewa jeste w caej historii wywiadu marynarki wojennej pierwsz... czarownic.

Polski konsulat w Negger Bank peni waciwie rol ambasady. Oczywicie sama
ambasada, zgodnie z wymogami protokou dyplomatycznego, musiaa by usytuowana w stolicy,
tam gdzie cesarski paac. Jednak sama wadczyni niezbyt czsto odwiedzaa swoj gwn

siedzib. Wolaa przebywa tam, gdzie ycie ttnio najbardziej gorczkowym rytmem - na
wybrzeu.
To jednak nie konsul ani ambasador wybierali sobie miejsce pracy. Lokalizacj i wybr
obiektu jak zwykle powierzono szefowi wywiadu, cile wsppracujcemu z dowdc
kontrwywiadu i ochrony placwek dyplomatycznych. Dopiero w efekcie ich dziaa rzd polski
kupi od cesarzowej okazay, cho nie za wielki paac nad morzem. Co prawda do oddalony od
letniej rezydencji wadczyni, ale take w zwizku z tym oddalony rwnie od rezydencji innych
oficjeli oraz odseparowany od okolicznej zabudowy.
By przeliczny. Wysmakowana architektura wspgraa z przepiknie utrzymanym
parkiem, otoczonym drzewami jeziorkiem z piaszczyst pla oraz tonc w zieleni wasn
przystani jachtow. Niestety. Polacy, kiedy tylko stali si prawowitymi wacicielami,
przystpili do systematycznego oszpecania paacu wraz z otoczeniem. Na samym rodku dachu
wybudowali okropne kratownicowe maszty do utrzymywania cznoci radiowej na dalekie
dystanse. Wszystko pokryli sieci drutw i kabli, wybudowali nowe, podwjne poty z siatki,
pawilon winny przerobili na koszary dla stranikw, a na szczycie wiey widokowej umiecili
cae wyposaenie stacji meteorologicznej. Port i nabrzee oszpecili nowoczesn ramp do
przeadunku, razem z suwnic i dwoma dwigami, a cz drzew w parku wycili, eby zrobi
krtki, acz szeroki pas startowy dla wiatrakowcw i plac manewrowy. Oraneria staa si
hangarem, pomieszczenia dla aktorw amfiteatru skadem paliw, a przeliczny domek poetw
magazynem na sprzt przeciwpoarowy. Wszdzie pojawiy si rzdy elektrycznych lamp, budki
transformatorw i stacji przekanikowych dla agregatw prdotwrczych ukrytych w piwnicach.
W codziennej, mudnej pracy dyplomatw romantyzm mia niewielkie znaczenie.
Randa jednak i jego wspuciekinierw nie obchodzio w tej chwili, czy paacyk jest
adny, czy brzydki. Po tej stronie miasta atwo byo do niego dotrze, a to stanowio teraz spraw
najwaniejsz. Plac i podjazd przed gwnym wejciem byy pozbawione jakiejkolwiek
zabudowy, nie byo tam adnych drzew ani innych elementw mogcych stanowi kryjwk dla
zamachowcw, ktrzy mogli nie chcie wypuci nikogo do azylu.
- Zamach stanu! Zamach stanu! - dar si Rand, kiedy tylko zdoa si wydosta z wntrza
furgonu.
Stranik na kole zatrzyma si dokadnie przed wartowni, z ktrej wybiegay teraz
dziewczyny z karabinami. Zgodnie z umow midzynarodow wszystkie bazy i placwki RP na
terenie imperium byy ochraniane przez poddanych cesarzowej. Tak samo byo i tutaj. Oddzia
straniczy skada si z weteranek synnego korpusu z Sait, przeszkolonych wedug nowych
regulaminw i wyposaonych w nowoczesn bro. Kilka dziewczyn otoczyo go momentalnie i
kiedy napicie wzroso odpowiednio, owiadczy dramatycznym gosem:
- Dokonano zamachu na cesarzow!
Dziewczyny oniemiay. Dla nich cigle zabjstwo pierwszej osoby w imperium byo
czym niewyobraalnym. W ogle zabicie wadcy, nawet obcego krla, nie miecio si w
hierarchii zwykych poj. Krla, owszem, mona zmusi do abdykacji, ale przecie kogo, kto
pochodzi w prostej linii od Bogw, nie zabija si ot tak, po prostu.
- Przepucie nas! Idziemy do konsula.
To ju druga rzecz, ktra tego krtkiego ranka nie zmiecia si onierzom w gowach.
Jak to przepuci? To przecie niemoliwe. Znay nowy regulamin na pami, rwnie dobrze jak
stary. Co to jest? Jak kto moe podej do obiektu otoczonego wartami i powiedzie tak po
prostu: przepucie? To niemoliwe.
Po chwili jednak wydarzyo si co, co jeszcze bardziej zaskoczyo onierzy. Rosy
stranik zeskoczy z koza furgonu zboowego i razem z Aie pomogli wysi i ukaza si w

promieniach soca samej...


Samej...
Jak to powiedzie przez zacinite gardo? Sama...
Z furgonu wysiada sama...
O Bogowie!
Dziewczyny nie wiedziay, czy maj stan na baczno, salutowa, czy pa na twarz.
Nie miay zielonego pojcia, co powinny zrobi. Dowdca warty zamara nagle w bezruchu, bo
wanie zdaa sobie spraw, e z tego przejcia zapomniaa wszystkiego, czego j uczono. Cay
regulamin po prostu ulotni si z jej gowy, pozostawiajc idealn wrcz pustk.
Odruchowo cofna si jeszcze do pomieszcze wartowni, zaja swoje stanowisko za
ochronnym przepierzeniem i stana jak w, nie mogc dokona adnego wyboru. Ktry telefon
to ten waciwy? Czarny, czerwony czy biay? A moe nie telefonowa, bo sprawa zbyt wana?
Miaa do dyspozycji dzwonki alarmowe na tablicy rozdzielczej, piknie opisane waciwymi
numerami. Ale ktry powinna wczy? No przecie pamitaa wszystkie numery! Co si teraz
stao? Powoli przeniosa malany wzrok na ludzi przed wartowni i z powrotem na wielk
tablic. A pieprzy! Nie przypomni sobie w tych warunkach.
okciem zbia cienk szybk chronic ma czerwon skrzynk. Kciukami
odbezpieczya dwa spusty syren alarmowych i jednym naciniciem wczya oba. Upiorne
wycie na dachu sprawio, e Polacy zareagowali momentalnie. Sierant piechoty morskiej, ktry
przybieg od strony wewntrznej wartowni, nie zdy si nawet zadysze.
- Gdzie poar?! - krzykn. - Gdzie widzisz dym?!
- Zamach stanu - odpara i nie mogc wydoby z siebie nic wicej, palcem pokazaa, kto
stoi przed bram.
Sierant zerkn i rwnie zamar. Ale tylko na chwil.
- Chryste Panie!... - wyrwao mu si z bezbrzenego zdziwienia.
Opanowa si ju po sekundzie. Byskawicznie podnis suchawk czerwonego telefonu.
- Tu jedynka. Zawiadom konsula, e jest zamach stanu. - Lew rk gorczkowo
kartkowa ksik kryptonimw. - Zamelduj te, e przed bram znajduje si... - Szuka nerwowo
kryptonimu paacu. - Zamelduj, e przed bram znajduje si Obiekt Zero. Powtarzam: Obiekt
Zero!
- Zwariowae? - rozlego si w suchawce po duszej chwili. Najwyraniej rozmwca
rwnie szuka w zestawieniu kryptonimw, czym jest Obiekt Zero. - Paac do nas przywieli?
Cay?!
- Wycz syreny i melduj konsulowi!
Wyskoczy na zewntrz, a potem wasnorcznie otworzy bram.
- Nie stjcie w polu ostrzau! - wrzeszcza. - Tutaj! Tutaj! Niech janie pani wejdzie do
wartowni!
W sporzdzonej po podpisaniu midzynarodowego traktatu instrukcji, z ktr sierant
musia si przecie kiedy zapozna, byo oczywicie jasno sprecyzowane, jak powinien si
zwraca do cesarzowej. Nikt jednak nie spodziewa si, e kiedykolwiek spotka wadczyni
osobicie. Biedak nie pamita wic, co suby dyplomatyczne wymyliy i jak kazay si
zwraca do kogo w takiej sytuacji. Musia improwizowa.
- Dawa janie pani tutaj! - dar si na cay gos. - Stoicie w polu ostrzau!
Rand obejrza si. Najblisze zabudowania byy oddalone o spor odlego. Jakikolwiek
strza byby bardzo trudny, a trafienie moliwe tylko teoretycznie. No chyba e si dysponowao
broni zza gr.
- Stoicie w centrum pola ostrzau! - wydziera si jednak sierant. - Chowa si!

I dopiero teraz Rand zrozumia. Obcy onierz nie ostrzega ich przed ewentualnymi
zamachowcami. Caa grupa staa w centrum ostrzau, ale... obrocw konsulatu. Byskawicznie
zapa cesarzow za rami i pocign w stron wartowni.
- Tdy!
Sierant doskoczy z boku i zacz wydawa rozkazy dziewczynom z pierwszej linii wart.
- Zakorkujcie wejcie! Ta budowla odtd ma by cakowicie szczelna!
- Nie przepuszcza nikogo?
- Wicej, nie moecie pozwoli zbliy si nikomu bardziej ni na odlego gosu.
Wyglebi kadego, kto bdzie chcia dosta si dalej.
- A jeli to bdzie Polak?
- No to co, e Polak? Na ziemi i czeka na dowdc warty! Matk rodzon masz
wyglebi i wcisn twarz w bruk!
- Tak jest!
Cesarzowa przesza przez wartowni oszoomiona. Aie i stranik zostali przeszukani.
Oprcz wadczyni, o dziwo, upieko si rwnie Randowi, ze wzgldu chyba na zakrwawione
ubranie. Co za debilizm. No ale regulamin to regulamin.
Od strony paacyku bieg ju konsul, powiewajc poami rozpitej marynarki.
Towarzyszy mu zgromadzony naprdce orszak - dwie sekretarki, dyrektor protokou i chory
piechoty morskiej. Ten ostatni, kiedy tylko dobiegli do celu, bezceremonialnie naoy wadczyni
kamizelk kuloodporn, a na gow wsadzi stalowy hem saperski.
- Wielka pani! - konsul uy waciwej, przewidzianej przez instrukcj formy. - Prosz si
nie obawia. Jest pani pod opiek sojusznikw, a my zamierzamy dooy wszelkich stara, eby
zapewni pani takie rodki bezpieczestwa, jakie tylko bd w naszej dyspozycji.
Waciwy czowiek na waciwym miejscu. Mogoby si tak wydawa. Konsul
Radziejewski dla ludzi, ktrzy go lepiej znali, by czowiekiem pozbawionym raczej talentu
organizacyjnego. Mia tendencj do naduywania teatralnych gestw, lubi te przyjmowa
pompatyczne pozy. Nie byo chyba jak szczegln tajemnic, e karier w dyplomacji zrobi
gwnie dziki rodzinnym koneksjom.
Teraz te dawa si ponosi biegowi wypadkw.
- Wielka pani, prosz tdy, do konsulatu. A my osonimy pani wasnymi ciaami.
Cesarzowa zerkna na niego z pewnym zaciekawieniem. No, przynajmniej co osign,
wyrywajc j z oszoomienia. Ca grup ruszyli w kierunku paacyku.
- Prosz wystawi karabiny maszynowe we wszystkich oknach! - komenderowa konsul. Prosz zamieni ten budynek w niezdobyt twierdz!
- Panie konsulu - chory piechoty morskiej nie bardzo wiedzia, co powiedzie - nie
mamy karabinw maszynowych. W ogle.
- Jak to?!
- To przecie nie forteca. W adnych planach operacyjnych nie ma opcji obrony
konsulatu.
- Ale co pan mwi?! Co pan za rzeczy niestworzone wygaduje?!
Chory znajdowa si w trudnej sytuacji. O takich rzeczach kady dyplomata
dowiadywa si na pierwszym semestrze specjalistycznego kursu. Ale Radziejewski chyba
adnego kursu nie ukoczy. Pewnie rodzina wierzya, e samo wysokie urodzenie i obycie
salonowe w zupenoci mu wystarcz. adne procedury nie byy przecie potrzebne.
- Plan przewiduje jedynie opnianie wrogich dziaa, eby da czas dyplomatom na
spalenie tajnych papierw i korespondencji. A sekcja cznoci ma spali szyfry, ksiki kodowe i
zniszczy maszyny. Tylko tyle. Potem si poddajemy.

- I w tym celu mamy kompani piechoty morskiej?


- Pluton - chory wprowadzi drobn poprawk. - Chroni nas czterdzieci dziewczyn z
korpusu Sait. Nasi mog nas chroni jedynie przed nieuzbrojonym tumem uchodcw na czas
ewakuacji konsulatu. Tylko tyle. Potem si poddajemy - powtrzy.
- Nie mog uwierzy, eby najwiksza sia tego wiata chciaa si od razu podda. Konsul wprowadzi cesarzow do budynku. Oczywicie przez wejcie reprezentacyjne i w
zwizku z tym musieli nadrobi drogi. - Wielka pani - tumaczy, prowadzc wadczyni po
schodach - prosz si nie przejmowa sowami tego defetysty. Zapewniam, e dooymy
wszelkich stara...
Rand sania si na nogach. Aie, zwolniona z opieki nad cesarzow, ktr przej konsul i
jego sekretarki, podtrzymaa go silnym ramieniem. Razem doszli jako do reprezentacyjnego
gabinetu, ktry nie suy do pracy, a jedynie do przyjmowania goci. Konsul umieci cesarzow
w najwikszym i najpikniejszym z foteli, a potem zacz komenderowa.
- Prosz rozbi okna i zatka je workami z piaskiem! - Rozpoczyna wanie karier
wielkiego wodza. - Zamiemy ten budynek w twierdz, nie baczc, e zniszcz si zgromadzone
tu dziea sztuki!
- Ale, panie konsulu... - usiowa mu przerwa dyrektor, lecz Radziejewski okaza si
odporny na kontrargumenty.
- Pracownikom konsulatu prosz rozda bro! - nakaza.
- Mamy w sejfie cztery pistolety - odpar dyrektor i czujc, e ta odpowied moe nie
satysfakcjonowa szefa, doda: - W mieszkaniu mam dubeltwk. Jestem myliwym i zaraz si
uzbroj.
- Ja nie umiem strzela! - od razu zastrzega si jedna z sekretarek. Druga wolaa usun
si w cie zawczasu.
Chory postanowi si nie odzywa. Na szczcie dla niego niespodziewanie do gabinetu
dotara pomoc. Mody porucznik piechoty morskiej dopina w biegu galowy mundur.
- Porucznik Janikowski melduje si na rozkaz! - Przepisowo strzeli obcasami. Konsul
spojrza na niego z now nadziej. Nareszcie kto, kto by pewny siebie.
- Prosz sprowadzi z naszej bazy czogi. Niech zajm pozycje na placu przed
konsulatem!
- Tak jest!
- Ile to potrwa, poruczniku?
- Cay dzie. Baza jest po drugiej stronie miasta, a poza tym pojazdy bd musiay
przejecha przez samo centrum, powodujc ogromne straty. Ale najpniej w nocy powinny do
nas dotrze.
- A gdyby je wysa wok miasta?
- Bdzie im na pewno atwiej, a u nas pojawi si ju jutro rano. Jeli oczywicie
komendant bazy w ogle wyda pozwolenie na uycie oddziaw pancernych.
Konsul skrzywi si, usiujc zapanowa nad sob.
- W takim razie niech flota przyle piechot morsk!
- Na okrtach nie ma piechoty. Wszyscy s na wyprawie w Banxi!
Radziejewski otar pot z czoa wielk, nieskazitelnie bia chustk.
- Niech wic okrty przyl uzbrojonych marynarzy! - prawie krzykn. - I mnstwo
cekaemw!
Janikowski wiedzia, e szefowi w tym stanie ducha nie naley tumaczy, e na okrtach
nie ma cekaemw. No chyba e marynarze zdemontuj te, ktre su do obrony
przeciwlotniczej. Ale ta bro byaby bezuyteczna, bo na okrtach nie ma przecie trjnonych

podstaw umoliwiajcych prowadzenie z tej broni ognia na ldzie. Nie chcc naraa swojej
kariery, odpowiedzia tylko krtkim:
- Tak jest!
Konsul zerkn na Randa w zakrwawionym ubraniu, ktrego Aie pooya na bogato
zdobionej sofie.
- Tu jest ranny, a lekarza nie mamy. Czy w paskim oddziale jest chocia sanitariusz?
- Nie, panie konsulu. - Porucznik nie mg sobie wyobrazi, po co w reprezentacyjnym
oddziale do stawania na baczno podczas rnych wizyt miaby si znale sanitariusz. Ale nie
komentowa.
- W takim razie wylijmy rannego sojusznika na jaki okrt.
- To troch potrwa, panie konsulu. d spacerowa, ktr mamy na przystani, nie dobije
do burty. Trzeba wezwa kuter z bazy albo d z jakiego niszczyciela.
- No to nie, rzeczywicie... - Radziejewski, o dziwo, zgodzi si z t opini. - W takim
razie przelijmy go wiatrakowcem na lotniskowiec.
Porucznik tylko si skrzywi, poniewa wiedzia, do jakich amacw proceduralnych
trzeba by si uciec, eby zrealizowa ten plan. Zaangaowa lotniskowiec tylko po to, eby
przyj pojedynczego rannego. O matko...
Na szczcie i dyrektor protokou musia si czego domyli, bo nachyli si do ucha
konsula.
- Jeli mona co radzi, to sugeruj, e najlepiej i najszybciej bdzie wezwa
miejscowego lekarza. Std, z Negger Bank!
Lecy na sofie Rand tylko jkn.

Shen spia konia, usiujc manewrowa wodzami tak, eby ko nie kierowa si za
bardzo jej decyzjami. Zjedali wanie po czym w rodzaju piargu wprost na pla i atwo byo
o zamanie nogi. Miaa wraenie, e jej wierzchowiec lepiej wie, jak sobie poradzi, ni ona
sama. Podobnego zdania musia by chyba Kadir, bo po kilkunastu ostronych krokach jego ko
przyspieszy nagle i uderzy w tego, ktry schodzi przed nim.
- Zaraza jasna! - Dziewczyna mao nie wypada z sioda. - Uwaaj!
- A jak jest uwaaj w jzyku koni? - odpowiedzia pytaniem rusznikarz.
adne z nich nie byo wytrawnym jedcem. adne z nich nie byo nawet dobrym.
Jedynie ich przewodnik radzi sobie doskonale. Od duszej chwili czeka ju na nich na dole, od
czasu do czasu wykrzykujc pomocne rady.
- Nie tak! Troch w lewo! No bardziej w lewo, bo... Ostrzegam. Tamtdy bdzie ciko!
- Jak jest w lewo w jzyku koskim?
- Wita. Nie, hetta, chyba.
Kadir zaniepokojony zerkn na pozycj, w jakiej na dole sta wierzchowiec przewodnika.
- A chodzi o jego lewo czy moje? - zapyta.
- Bogowie, nie wiem! - Shen usiowaa przyj na siodle tak pozycj, eby ko nie
odczu jej jako sugestii, gdzie ma postpowa. - Ja sama w strachu.
- Mwiem, eby i tdy na wasnych nogach.
- Tam, na grze, przewodnik twierdzi, e to bdzie atwe.
- Chyba dla niego.
Kadir umilk nagle, ciskajc boki konia z caych si. Ju w poowie zbocza minie ud
bolay go coraz bardziej. Z dowiadczenia wiedzia, e to jeszcze nic takiego. Prawdziwy bl

zacznie si jutro. Zna to uczucie. Naprawd nie by urodzonym jedcem. Miejscem, gdzie czu
si naprawd dobrze, byo plecione krzeso, w ktrym zwyk studiowa materiay przyniesione
przez uczniw z biblioteki. Na szczcie najgorsza nawet podr zawsze znajduje swj kres.
Rusznikarz bogosawi chwil, kiedy kopyta jego konia zatopiy si w piasku na play.
- Daleko jeszcze? - Shen patrzya na przewodnika z du doz nieufnoci.
- Bardzo blisko!
- I tak ci nie wierz.
Mody chopak, ktry suy tym razem za przewodnika, dosiada konia na oklep. W
przeciwiestwie jednak do tych, ktrym suy, znosi trudy podry, jakby to bya zabawa.
Zawinity w derk, bo nie mia nawet porzdnego okrycia, prowadzi pewnie, narzucajc takie
tempo, e doskonale wyposaeni podrnicy, w dodatku dosiadajcy sto razy lepszych
wierzchowcw ni wiejska chabeta, ledwie dotrzymywali tempa.
No i ciekawe, co znaczyo bardzo blisko. Dzie drogi? Dwa? Dobrze, e konie, cho
szy troch wolniej ni na grze, posuway si rwno, umoliwiajc rozmow.
- Sdzisz, e cesarscy zaatakuj byskawicznie? - Shen zerkna na Kadira, ktry moci
si w siodle, usiujc przybra jak najbardziej wygodn pozycj.
- Byskawicznie to oni co najwyej wino lej do garde - odpar. - Nawet Polacy,
decydujc si na wojn byskawiczn, przez wier roku j planuj, a potem jeszcze wicz
wszystkie jej elementy. Nie pamitasz, jak wywieli oddziay tatarskie do lasu, eby przewiczy
elementy rajdu na Banxi?
- Pamitam. Ale wojsko cesarskie nie walczy wedug polskich regulaminw.
- Ano nie. Wyprowadzi kup wojska w pole i kaza rusza mniej wicej tam to ich styl
dziaania. Im wicej wojska, tym lepiej. A jeszcze lepiej to nie zwraca uwagi, co wspomniane
wojsko bdzie po drodze jado. Niech sobie grabi wasne wsie, pozostawiajc z tyu pustyni jak
szaracza. eby do nas dotrze, bd musieli pokona wski pas pomidzy grami a brzegiem
morza. Wsie mae i nieliczne, pooone daleko od siebie. Jeli nie zdecyduj si na kanibalizm,
daleko nie zajd.
Shen wzruszya ramionami. To fakt, e duej liczby wojska nabrzen drog nie
przepchn. A z zaopatrzeniem te bdzie bl. Tym razem czonkinie sztabu generalnego bd
musiay wysili swoje gwki z przepiknymi fryzurami.
- Mog wysadzi desant - powiedziaa. - Wprost w Kong.
Kadir wybuchn miechem.
- Tak, tak - powiedzia po duszej chwili, wycierajc powieki. - Mog. Ale tacy dobrzy
jak Polacy z krownikiem za plecami i lotniczym zwiadem nad gow to oni nie s. Portu w
Kong z morza nie zdobd, bo nie maj na okrtach odpowiedniej artylerii. A byle gdzie na play
desantu nie wysadz, bo znowu powtarza si problem z zaopatrzeniem.
- Operacje sztabu generalnego nie musz podlega prawom logiki, czego dowodem moe
by los korpusu w Sait. Mog puci na nas kup wojska, liczc na to, e nakryci czapkami
wyzioniemy ducha ju pierwszego dnia. A oni...
- A oni najedz si nami? - Kadir wpad jej w sowo. - No... w wykonaniu sztabu
generalnego teoretycznie wszystko jest moliwe. Jednakowo nie sdz, eby rozdali wojsku
Poradnik kanibala, czyli jak najlepiej przyrzdzi ludzin.
Chciaa mu odpowiedzie jeszcze bardziej kliwie, ale uniemoliwi jej to przewodnik.
- Tam! - krzykn. - Tam! Widzicie?
Minli wanie ska sterczc z klifu i ich oczom ukaza si widok kilkunastu osb
skupionych wok czego, co do poowy sterczao z wody. Trudno byo std dostrzec, co to jest.
Ale przynajmniej tym razem przewodnik mia racj. Znalezisko rzeczywicie znajdowao si

bardzo blisko piargu, ktrym zjechali z klifu. eby mc porusza si szybciej, przemiecili si
w poblie fal omywajcych brzeg, tam gdzie piasek by bardziej ubity.
Wieniacy usiowali taszczy co z wody. Nie szo im to sprawnie. Kady fragment
wydawa si powizany z pozostaymi mas linek.
- Co to moe by? - krzykna Shen.
- Nie wiem! Ale jeli nie zostawi tego w spokoju, to zaraz bdziemy mieli do czynienia
ze stert mieci.
Chopi rozstpili si, widzc konnych. Przewodnik uspokaja ich, krzyczc, eby nie
rzucali si do ucieczki. Swoich przyprowadzi. Caa grupa patrzya jednak nieufnie.
Kadir zeskoczy z sioda kilkanacie krokw od wielkiego znaleziska. Zblia si powoli,
prawie z naboestwem, usiujc rozpozna w spltanych fragmentach cokolwiek znanego.
Ptno, listewki jakby z drewna i nie z drewna jednoczenie. Moe z wikliny? Cieniutekie linki,
sprawiajce jednak wraenie niesamowicie mocnych. Wszdzie wzy, klamry, dziwne spltania.
- Co to moe by? - powtrzya Shen, stajc tu obok rusznikarza.
- A co ci przypomina? - zaskoczy j pytaniem. Przez kilka chwil usiowaa sobie
wyobrazi, do czego mogo suy to co, co morze wyrzucio na brzeg. Nie miaa pojcia.
- Nie wiem - przyznaa uczciwie. - Papierowego smoka, ktrego dzieciom porwa wiatr i
potrzaska zabawk.
- No ciekawe...
Kadir zacz komenderowa ludmi.
- Wy tam! Chwycie za ten fragment. - Gestami pokazywa, o co mu chodzi. - I
pocignijcie tam! Nie plczcie tych linek! Ostronie cign.
- Co chcesz zrobi?
- Rozoy to tak, eby te zwoje linek nie byy spltane. Kad cz trzeba pocign
tak, jak pozwalaj sploty. I wtedy moe dostrzeemy pierwotny ksztat.
- Przecie wszystko spltane.
- Nie wszystko.
Kadir usiowa wydawa proste, zrozumiae rozkazy. A chopi, domylajc si, e czeka
ich konkretna nagroda, pracowali bardzo sprawnie. Ju si przekonali, e samo znalezisko nie
zawiera niczego cennego, co mona by zabra do chaupy. Pkata sakiewka kierownika robt
przeciwnie - zawieraa duo niezwykle cennych rzeczy. Lepiej byo si przyoy.
Mniej wicej w poudnie nie udawao si ju rozkada poszczeglnych elementw wok
tak, eby nie zniszczy caej konstrukcji. Kadir wycign n i zacz przecina pojedyncze
oporne linki. Wyranie unika splotw i sznurkw oznaczonych kolorami.
Shen nie chciaa mu przeszkadza. Razem z przewodnikiem zjada drugie niadanie z
zapasw, ktre mieli w jukach. Potem znowu podesza bliej. Kadir wanie chowa swj n.
- No? A teraz co ci to przypomina?
Przygldaa si dugo i uwanie. Nic jej to nie przypominao tak naprawd.
- Gigantyczny latawiec? - powiedziaa po dugim namyle. Zabrzmiao to bardziej jak
pytanie ni stwierdzenie.
- No. - Kadir przygryz wargi. - Ja te mam wraenie, e to maszyna latajca.
- A gdzie mierdzcy silnik?
- O! Polka si w tobie odezwaa czy co? - zakpi lekko. - eby lata, trzeba mie
warczco-mierdzcy silnik! - Machn rk zrezygnowany. - Pierwsza odpowied bya lepsza.
To chyba latawiec.
- Taki skomplikowany? - Shen nie moga jeszcze dopasowa do siebie w wyobrani
poszczeglnych elementw. - A gdzie pozostaoci liny do uwizi? No chyba e nikt nim nie

sterowa.
- Sterowa.
- A gdzie lina? Albo jej pozostaoci?
- Nie byo liny. Sternik wisia tutaj. - Kadir podnis co w rodzaju uprzy
przymocowanej do konstrukcji w centralnym punkcie. - Chod.
Kiedy ostronie, eby nie uszkodzi ptna, po ktrym trzeba byo stpa, podesza do
niego, przymierzy do jej sylwetki skomplikowan uprz z powizanych linek.
- Tak jak podejrzewaem - mrukn. - Pilotem bya kobieta.
- Skd moesz wiedzie takie rzeczy?
- Dzieci pod niebo si raczej nie posya. A na ciebie pasuje. - Pokaza Shen, o ktre
fragmenty plecionki mu chodzi. - Ja mam za szerokie ramiona, ty by w to wesza.
- Nasz przewodnik te niewielki. On mgby si zmieci.
- Moe i tak. Ale to co - dotkn innej czci uprzy - za przeproszeniem, urwaoby mu
genitalia. A kobiecie nie.
Umiechna si szeroko.
- To wyjanij mi jeszcze, na zaraz Polakom takie latawce.
- I tu ci zdziwi.
- Bo?
- To nie jest polskie. Nie pochodzi zza gr.
- A skd? - daa si zaskoczy. - To znaczy skd to wiesz?
Pokaza dziewczynie skomplikowany wze na lince. Jeli pocigno si go za ptl,
wze sam si rozlunia, jeli za ucho - zaciska.
- To rczna robota - wyjani. - mudna, dugotrwaa, wykonana przez mistrza. Mistrza
rkodziea. A Polacy to wszyscy janie pastwo! Batem ich do rcznej roboty nie zagonisz. Tam
wszystko maszyny robi. I dlatego ich klamry i zatrzaski wydaj takie dwiki jak: brzdk,
trzask, klik, prask! S idealne, ale ich perfekcja bierze si z perfekcji maszyny wykonujcej
powtarzalne czynnoci. A to tutaj dziaa w idealnej ciszy, to wyrb artystyczny, unikatowy,
jedyny w swoim rodzaju.
To zrozumiaa. I wiedziaa te, e Kadir ma racj. To nie byo polskie. Ani w ogle
wykonane przez jakkolwiek cywilizacj zza gr. Dziwny latawiec pochodzi wic std.
- Bogowie... - szepna. - Przecie w takim razie powinnimy choby sysze o takich
rzeczach.
Kadir pooy Shen rk na ramieniu.
- A co my wiemy o wielkim wiecie? - westchn. - To co dugo dryfowao w morzu.
Impregnat pokrycia prawie straci swoje waciwoci.
- Mylisz, e na tym naprawd mona byo lata? e czowiek mg tym lata? poprawia si.
- Jak ptaki, ktre wykorzystuj prdy powietrza i te nie musz rusza skrzydami, krc
wysoko. W odpowiednich warunkach to co mogo unie czowieka.
- A gdzie jest pilotka?
- Gdzie tam. - Kadir nie waha si ani chwili i wskaza rk szumice morze. - Gdzie
tam jest.
- Nie mw tak, prosz.
Wzruszy ramionami.
- Uprz nie jest przetarta, nie jest rozcita noem. Pilotka ya wic, kiedy ten latawiec
uderzy o wod. Rozsznurowaa uprz, eby si uwolni.
Zapada cisza. Shen zastanawiaa si, jakie ta kobieta moga mie szanse sama na rodku

oceanu. A przecie wiedziaa jakie. Bya crk rybaka, wod znaa.


- Powiemy o tym Polakom? - zmienia temat. - Czy zawieziemy im szcztki?
Kadir skrzywi si i cmokn niczym lichwiarz na targu, ktry nagle zobaczy naiwnego
klienta.
- Wiesz, troch bdziemy od nich zalee w zbliajcym si starciu. Od ich informacji,
amunicji i zaopatrzenia. Warto wic chyba zachowa ten wrak dla siebie. Tak na wszelki
wypadek, odoony na czarn godzin. Bdzie trzeba, to pokaemy co, co ich zaciekawi.
Shen skina gow. Nie znaa si na polityce, nie lubia jej i nie chciaa si interesowa.
Ale Kadir mia racj. Wrak maszyny latajcej to nie chory czowiek, ktremu trzeba udzieli
szybkiej pomocy. Moe poczeka, a bdzie do czego przydatny.
Podniosa oczy, omiatajc wzrokiem horyzont. Wiosenne soce rozwietlao radonie
powierzchni morza. A jej w gowie cigle brzmiao wasne pytanie: Gdzie jest pilotka?.
Gdzie tam.

Nuk po przyjciu u ksiniczki chciaa przespa si w bazie, ale nie dopuszczono jej do
kwater. Na bramce spotkaa przecie swoje koleanki z korpusu, nie widziay si nie wiadomo
jak dugo, a przecie tyle si zdarzyo. Nie byyby kobietami, eby sobie wszystkiego nie
poopowiada. Oczywicie nie na wartowni. Dziewczyny po subie nad ranem zabray Nuk do
swoich kwater w jednej z portowych dzielnic. Zdya tylko zostawi karteczk, gdzie jest i
gdzie naley jej szuka.
Weteranki urzdziy si niele, miay mieszkania z widokiem na zatok, jak na onierskie
warunki, bardzo fajnie wyposaone i przytulne. Nuk nie dane byo jednak nawet pomarzy o
jednym z ek. Przy lekko kwanym, sabym winie opowieci cigny si do poudnia. I Nuk
poczua co dziwnego. Samo opowiadanie o wszystkich przejciach, o swoim yciu sprawio, e
to ycie stawao si mniej zawie dla niej samej, bardziej zrozumiae. Poczua si troch jak u
medyka, kiedy musi ze szczegami opowiedzie histori choroby. Poczua te przy tym wielk
ulg, a potem niesamowit rado. Nagle zrozumiaa, e jej ycie toczy si wanie tak, jak
powinno, tak jak chciaa, wstpujc na ochotnika do wojska. I cho wczesne ideay mocno ju
wyparoway jej z gowy, to jednak w zamian wcale nie pojawia si pustka. Cieszy j sposb, w
jaki patrzyy na ni koleanki, a nawet zazdro, ktra pojawiaa si w ich oczach. Same uwaay
si raczej za te dziewczyny w wojsku, ktre miay nieprawdopodobne po prostu szczcie, e ich
losy zoyy si tak, a nie inaczej. Natomiast Nuk uwaay za bab, ktra swoje sprawy wzia we
wasne rce, nie zdajc si na wyroki opatrznoci.
Uczucie zazdroci wzmogo si po poudniu, kiedy pod domki nad zatok podjecha
terenowy samochd z rozpit plandek. Wyszyska zdya wyskoczy zza kierownicy, zanim
jeszcze okoliczne dzieciaki otoczyy pojazd, uniemoliwiajc dostp.
- Nuk! - Wysoka kobieta w miejscowej tunice przyoya rce do ust. - Nuk! Jeste tutaj?
Sierant wychylia si z okna.
- Jestem! Ju schodz!
Ignorowaa podziw malujcy si na twarzach koleanek, kiedy j odprowadzay. Ale
numer! Polka osobicie podjedaa azikiem po swoj sierant! Biedne, nie mogy mie pojcia,
e to wanie wczoraj Nuk polubia tak naprawd ekip Tomaszewskiego. Dopiero kiedy po
wymiatajcym z czowieka wszystkie siy, wielogodzinnym locie w koszmarnych warunkach,
zamiast spa, zaproponowali szalecze przyjcie, zrozumiaa jedno: to nie wymuskane,
wypachnione, lalusiowate paniczyki nie wiadomo skd, dysponujce jedynie makabryczn

przewag siy. To normalni kumple, twardzi, kiedy trzeba, mikncy, gdy w duszy tak grao
akurat, skrajnie pragmatyczni, z gupimi uprzedzeniami jak wszyscy ludzie na wiecie. No i
wanie wczoraj co pko w barierze midzycywilizacyjnego porozumienia. Nagle to
porozumienie stao si prawdziwe, zwyke, normalne, dojmujce do ywego i tak oczywiste, e w
ogle nie mona byo mwi o rnicach. Nowi kumple Nuk byli tak samo stuknici jak ona,
identycznie porbani, mieli zasadniczo podobne problemy ze sob i w zakresie pogodzenia si z
otaczajcym wiatem. Dopiero wczoraj jednak tak mocno zdaa sobie z tego spraw.
- Cze, Nuk! - Wyszyska wycigna rk.
- Cze, Cholernico. - Sierant ucisna jej do polskim obyczajem.
- Przedstawi ci gocia, ktry ci zabije ju niedugo. - Wskazaa rk swj samochd.
Okazao si, e pod plandek siedzia mczyzna w polowym mundurze lotnictwa.
- Peczyski - przedstawi si, rwnie wycigajc do. Kiedy si nachyli, zauwaya na
ramionach naszywki majora. - Mw mi Jacek.
- Nuk. A dlaczego mnie zabijesz? - zapytaa.
Wyszyska nie daa mu doj do sowa.
- Bo bdzie was z Kai uczy skokw spadochronowych, a tam co chwila kto ginie.
Peczyski zareagowa ostro:
- Nikt nie zginie. Te eksperymentalne spadochrony s tak pewne, e dziecko mona na
nich zrzuci.
- Eksperymentalne i pewne. Te dwa sowa wykluczaj si wzajemnie, nieprawda? Wyszyska kpia w najlepsze. - Suchajcie, dziewczyny - zagadna koleanki Nuk, ktre
otoczyy auto. - Czy mogybycie rozpdzi te bachory i umoliwi nam odjazd?
Nie byo problemu. Polka imponowaa weterankom, bo chodzia na bosaka i na goe ciao
narzucia miejscow tunik. Nie wywyszaa si. Dzieciaki usunito w mgnieniu oka. Udao si
ruszy bez dalszych przeszkd.
- Wiesz, podziwiam ci. - Wyszyska sprawnie manewrowaa kierownic, poruszajc
pojazdem po drodze, ktra nie zostaa wybudowana z myl o poruszaniu si na niej
samochodami.
- Czemu? - Nuk spojrzaa zaciekawiona.
- Bo najwyraniej w ogle nie spaa. Mam racj?
- Masz.
- No to wliczywszy lot, imprez i nastpny dzie... - Inynier westchna lekko. - Masz
zajebicie odporne ciao, moda.
- W paru bitwach te ciko bywao. - Nuk zacza si mia. - Ale dzikuj. Cho
rzeczywicie, zaczynam ju troch pyn. Jeli wiesz, co mam na myli.
- Wiem. - Wyszyska wydostaa si na wikszy plac i bos stop mocniej przycisna
peda gazu. Wielk rado sprawiali jej uskakujcy na boki ludzie. - Boe, jak ja kocham to
miasto! - wyrwao jej si nagle. - To chyba najpikniejsze miejsce na wiecie.
- No! - Nuk zdecydowanie bya skonna przyzna jej racj. - Kady chcia je zdoby i
mie, i tak ju od tysicy lat.
Umiechna si do swoich myli. Ta wymiana zda bya zreszt kolejnym kamyczkiem
do rozumienia obcych. Cenia ich za to, e potrafili otwarcie i od razu przyzna, e co tu jest
lepsze ni u nich. e miejscowi umiej stworzy rzeczy, ktrych oni sami nie potrafi. A
przynajmniej dotd nie stworzyli. Dramatycznie rnili si od wszystkich innych zdobywcw w
historii.
Wyszyska zaparkowaa na wznoszcej si stromo alei poronitej po jednej stronie
drzewami. To bya zdecydowanie lepsza dzielnica, dzieci, ktre otoczyy samochd, pojawio si

zdecydowanie mniej. Poprosili jedno z nich, eby zawoao jakiego zodzieja, a kiedy si zjawi,
poprosili z kolei jego, eby zgosi u swoich, e tu stoj. Odtd auto byo ju pod opacon
wczeniej i hurtowo, pewniejsz od stranikw i ubezpiecze opiek cechu zodziei miejskich.
Nic nie miao ju prawa zgin, nic, nawet najpikniejsze mosine czci, zosta odkrcone i
zabrane.
- Ale sobie gniazdko uwili. - Wyszyska uniosa gow wysoko, eby podziwia
wspaniaoci ksicej willi. - A niech ich cholera.
Major Peczyski rwnie kiwa gow w podziwie.
- I tak bd musieli odda marynarce - powiedzia. - Przecie oficer nie moe przyjmowa
prezentw od nikogo.
- Sdz, e Krzysiek nie jest gupi. Zreszt sama mu powiem, eby zgosi to jako tajn
melin wywiadowcz pozyskan rodkami operacyjnymi, i nikt ich nie wywali.
Nuk otworzya bram prowadzc na szeroki podjazd dla powozw.
- Myl, e nie maj jeszcze suby poza etatowym ogrodnikiem i sprztaczkami. Musimy
wej sami.
- Racja. - Caa trjka podesza do wielkich, rzebionych drzwi prowadzcych do domu. Wamujemy si.
Wyszyska pchna cikie skrzydo z caej siy.
- Krzysiek, Kai! Jest tu kto? - Wkroczyli do przestronnej sieni.
Tomaszewski pojawi si prawie natychmiast, w samych spodniach i koszuli.
- O? - powita ich lekko zdziwion min. - Jak znalelicie drzwi wejciowe?
- Od zewntrz s bardziej widoczne. - Wyszyska nie moga powstrzyma si od kpiny.
Najwyraniej Krzysiek szuka tych drzwi. - Co? Wczoraj bye w takim stanie, e nie
zapamitae, gdzie s?
Machn rk.
- Ta willa to istny labirynt. W Polsce mogaby peni rol paacu.
Najwyraniej zna Peczyskiego, bo nie przedstawiali si, tylko podali sobie donie.
- Chodcie. - Odwrci si, wskazujc kierunek. - Mam nadziej, e dobrze zapamitaem,
gdzie co jest.
- Polec ci troch suby, przynajmniej najpotrzebniejszych. - Wyszyska rozgldaa si z
wyranym zainteresowaniem. Budynek naprawd robi wraenie. I wielkoci, i smakiem, z
jakim go wykoczono. - Moje dziewczyny na pewno znajd jakie koleanki z dobrymi
referencjami.
- Nie zapominaj, e nie mwisz do bogatego przemysowca, tylko do onierza. Jak
mylisz, na ilu sucych mona sobie pozwoli z oficerskiej pensji?
- Oj, nie przesadzaj. Ludzie tutaj s bajecznie wprost tani. A ich usugi na wysokim
poziomie.
Musieli przerwa dyskusj. Kai, czekajca w kuchni, podniosa si na ich widok i zamara
zaskoczona, zobaczywszy majora w polowym mundurze. Zastanawiaa si, co powinna zrobi,
skoro jest owinita jedynie w przecierado. Stan na baczno, stukn obcasami... tfu! plasn
bosymi stopami i zasalutowa do goej gowy? Nie, nie ma mowy. Salutuje si do ora, a nie do
pustej gowy. Na szczcie Peczyski wybawi j z kopotu w tej sytuacji, przedstawiajc si po
cywilnemu. By sympatyczny. Jedynie Nuk nie moga powstrzyma si od uwagi.
- Nie umiechaj si tak - powiedziaa. - Podobno on nas zabije.
Kiedy Kai spojrzaa pytajco, major wyprzedzi w odpowiedzi Wyszysk, ktra ju
otwieraa usta.
- Bd was uczy skaka na spadochronie - powiedzia. - Ale zapewniam, e to bardzo

bezpieczny sprzt.
- Nie boj si. - Czarownica odpowiedziaa umiechem. - Widziaam ju desant
komandosw pod Negger Bank. W nocy, w zych warunkach, gdzie w kadej chwili grozio
wykrycie. I nic si nikomu nie stao.
Peczyski skin gow z uznaniem, a Nuk po raz pierwszy spojrzaa na Kai z pewnym
zainteresowaniem. Do tej pory uwaaa czarownic za wydelikacon panienk przewraliwion
na wasnym punkcie. Nie zmienia zdania, oczywicie, ale po ostatniej uwadze moga zacz
sdzi, e tamta nie jest przynajmniej histeryczk. Dobre i to.
- Zapewniam obie panie, e sprzt jest po prostu rewelacyjny. To supernowoczesne
rozwizanie, pozwalajce na skok z ogromnej wysokoci, bardzo daleko od celu. Moliwo
wykrycia zrzutu jest wic bliska zeru.
- Sprzt sprztem - Wyszyska przysiada na skraju stou, nie chcc w tym, co ma na
sobie, naraa si na jakiekolwiek niskie siedzisko - ale zrzut nastpi nad oceanem. Jeli
spadochron si nie otworzy...
- Zawsze bdzie spadochron zapasowy - wpad jej w sowo Peczyski.
- A po co?
Major spojrza na ni zaskoczony.
- Nie rozumiem?
- Po co spadochron zapasowy? Przecie dwch latajcych skrzyde na jednym skoczku
nie umiecimy. Wic jeli si to jedno jedyne nie otworzy, to lepiej nie mie spadochronu
zapasowego.
- Dlaczego? - wczya si Kai.
- Bo taki sprzt zapewni tylko bezpieczny, krtki lot w d, a tam... wodowanie. I co
zrobisz sama, w kamizelce ratunkowej, na rodku oceanu?
- Mona czeka na pomoc? - W gosie Peczyskiego nie byo jednak takiej pewnoci,
jaka powinna tam si znale, gdyby to rozwizanie miao jakiekolwiek szanse na realizacj. Samolot przecie moe zrzuci w pobliu miejsca niefortunnego wodowania gumow d
ratunkow.
- Czyli rozcign dwie doby konania na kilkanacie dni? Po co? Lepiej nie mie zapasu.
Kilka minut potwornego strachu i mier na miejscu od uderzenia w wod. Zero mki.
Tym razem Nuk spojrzaa na Wyszysk z pewnym podziwem. Owszem, tamta miaa
racj, ale to rozwizanie dla weterana, ktry niejedno ju przey i moe spokojnie rozway, co
lepsze. Nie dla Kai.
- S jeszcze procedury awaryjne - podj major. - To, e spadochron nie otworzy si od
razu, nie oznacza, e nie da si go otworzy powtrnie. A wysokoci w brd. Moe uda si niej.
- Jeli nawet spadochron si otworzy, ale duo niej, to i tak nie ma szansy, eby skoczek
dolecia do brzegu, prawda?
- Oj, zostawmy sprawy techniczne - do rozmowy wczy si Tomaszewski, chcc
zapobiec dalszym makabrycznym szczegom. - Wrcimy do tych spraw na szkoleniu.
Syszaem, e mona je bardzo przyspieszy?
- Tak. Spadochrony s ju zamwione w Polsce. Dotr do nas najbliszym transportem. A
cay tryb treningu wojsk powietrznodesantowych mona pomin, bo to naprawd sprzt typu
skocz i zapomnij.
- Zapomnij o boym wiecie, bo ju go nie zobaczysz - dodaa Wyszyska.
- Hej, Cholernico! - Tomaszewski postanowi ukrci jej wybryki. - To chyba by twj
pomys, czy nie?
- Tak, ale nie jestem zwolenniczk przedstawiania wszystkiego w cukierkowych barwach.

To jest, psiakrew, strasznie niebezpieczne.


I tu Peczyski zaskoczy ich wszystkich.
- Powiem tak. - Zaoy rce na ramionach. - Jeli wszystko zagra, to cay zrzut jest
prostszy ni zjedzenie cukierka. A jeeli co nie wypali, to od razu mogia.
Kai zerkna na Nuk, a ta odruchowo na ni. Obie zaraz odwrciy wzrok.
- No co, dziewczyny - powiedziaa sucho Wyszyska. - To rosyjska ruletka. Tyle e z
du liczb pustych komr.
- A co to jest rosyjska ruletka? - zapytaa Nuk.
- To takie co, co pokazuje, czy jeste tward bab, czy miknie ci pupcia, jak dojdzie co
do czego. - Wyszyska wyja z pciennej torby swj wielki rewolwer, otworzya bbenek i za
pomoc wyrzutnika wywalia naboje na podstawion do, a potem jeden z nich woya z
powrotem do komory. Zatrzasna bben, przyoya go do ramienia i pocigna w d tak, e
zacz si obraca, brzczc. Podaa bro kolb do przodu. - No? Przy luf do gowy i
pocignij za spust. A my zobaczymy, czy masz szczcie i czy twarda jeste.
Prawdopodobiestwo, e pjdzie nie tak, jest jak jeden do szeciu.
- Przestacie si wygupia - powiedzia Tomaszewski.
Nuk wzia rewolwer. Przez chwil waya go w doni.
- Przestacie!
Sierant wycelowaa w sufit.
- No ciekawe... i teraz pocign? A to pokae, czy mam szczcie?
Zanim ktokolwiek zdy zareagowa, przyoya sobie luf do skroni i pocigna za
spust. Rozleg si metaliczny trzask. A Nuk poczua zew jak na polu bitwy. Jakby walna naraz
wszystkie narkotyki z imprezy u ksiniczki Yari. Odetchna gboko, czujc, jak co gorcego
rozlewa si w jej wntrzu.
- Mam jednak tward dup. - Oddaa bro pani inynier. - A ty?
Tak zaskoczya wszystkich obecnych, e oniemieli w bezruchu. Oprcz samej
Wyszyskiej, ktra woya sobie luf broni pionowo do ust i zdecydowanym ruchem pocigna
za spust. Znowu rozleg si trzask, kiedy metal uderza o metal. Kobieta spokojnie odoya bro
na st.
- Wol strzela sobie w usta, jakby co - powiedziaa gosem, w ktrym nie byo ladu
drenia. - Przy strzale w skro podobno co trzeci przeywa.
- Przestacie si wygupia, gupie baby! - wrzasn Tomaszewski i ruszy w ich stron.
Popeni zasadniczy bd. Nie trzeba byo i w stron dwch mierzcych si wzrokiem
kobiet, ale w kierunku stou. Nie doceni bowiem Kai.
Czarownica chwycia lecy na blacie rewolwer i mierzc do obecnych, szybko wycofaa
si pod cian.
- Teraz ja!
- Nie! Zostaw to!
Oni najwyraniej nie wiedzieli. No przecie nie mogli wiedzie, bo i skd? Nie mogli
mie zielonego pojcia. Z ca, cakowit pewnoci nie domylali si, e czarownica moe
wiedzie, w ktrej komorze jest nabj, uywajc swojego daru.
Wykorzystujc zaskoczenie, Kai przyoya sobie luf do czoa. Przycisna spust. Trzask!
Przycisna jeszcze raz. Trzask! Tamci o mao nie narobili w gacie z wraenia. Kai wycelowaa
teraz w sufit i nacisna cyngiel jeszcze raz.
Odgos strzau wstrzsn pomieszczeniem. Co jakby tynk posypao si z gry.
Kai podesza do Wyszyskiej i oddaa jej bro.
- No i co? Kto ma najtwardsz dup w imperium?

- O kur... Oe!
- Chtnie zagram z tob w ruletk, kiedy znajdziesz chwil.
Po tych sowach Kai Nuk zrozumiaa, co miao miejsce. Domylia si, e czarownica
uya swojej mocy. Ale nawet nie drgna i nie daa po sobie niczego pozna. Bya zreszt jedyn
osob w tym pomieszczeniu, ktra moga mie jakiekolwiek podejrzenia. Tomaszewski woy
do ust papierosa trzsc si rk. Peczyski powtarza pod nosem:
- A nie wierzyem, kiedy mi mwili, e w wywiadzie marynarki s sami wariaci. Nie
wierzyem.
Na szczcie sytuacja nie zdya si rozwin w awantur. Przerwao im walenie do
drzwi.
- Kto to moe by? - Tomaszewski zacign si za gboko i teraz usiowa zdusi kaszel.
- Jak tak wal, to nasi. - Wyszyska ruszya w stron korytarza. - Zostawiam w bazie
adres, gdzie bd.
- Ja te zostawiem - powiedzia Peczyski.
Usyszeli odgos otwieranych drzwi. Potem ciszone sowa, ktrych z tej odlegoci nie
dao si zrozumie. Tumaczenie czego nie trwao dugo. Ju po chwili drzwi trzasny
ponownie, a na schodach prowadzcych z sieni pojawia si Wyszyska.
- Co takiego. Porucznik na posyki! Pierwszy raz widz, eby oficer biega z rozkazami.
- Co a tak wanego? - zapyta Tomaszewski.
- Owszem. W Negger Bank doszo do zamachu stanu. Cae wojsko przechodzi w stan
najwyszej gotowoci. Wszyscy polscy cywile przechodz na reim wojskowy.

Miejscowy lekarz, ktry przyby na wezwanie pracownikw konsulatu, uwanie obejrza


rany odniesione przez Randa podczas zamachu. Krci gow w podziwie.
- Macie niebywae szczcie, panie. N, ktrym zadano rany, by tak tpy, e zbrodniarz
raczej was nim bi, ni wbija. Widz tutaj liczne siniaki i lady stucze. Natomiast rany kute i
cite oceniam jako powierzchowne.
- No co te ty wygadujesz, gupcze!
Rand nie mg dugo obsobacza medyka, bo ten zacz oczyszcza rany i trzeba byo
skupi si na teatralnych jkach, okrzykach blu i melodramatycznym wyciu w szczeglnie
trudnych momentach. Stojca obok Aie miaa sceptyczny wyraz twarzy, ale na przechodzcych
obok Polakach robio to due wraenie. Kiedy lekarz skoczy opatrywa rany, Rand rozsupa
swoj pkat sakiewk i zada pytanie:
- Jak oceniasz moje rany?
- Och, na szczcie s powierzchowne, panie. Bdziesz y. To naprawd drobiazg.
Rand cofn rk z sakiewk.
- Zadam to samo pytanie raz jeszcze - powiedzia. - Jak oceniasz moje rany?
Tym razem lekarz dugo zastanawia si nad odpowiedzi. By jednak inteligentnym
czowiekiem.
- Twoje rany s miertelne, panie. Tylko moja rycha pomoc uratowaa ci od zgonu. A
gdyby n napastnika wbi si o wos w prawo, prosto w wtrob, to nie rozmawialibymy ze
sob w tej chwili.
- Dobra odpowied. - Rand nie bawi si w odliczanie pienidzy. Wrczy tamtemu ca
sakiewk. - I pamitaj, bo na pewno bd ci pniej pyta. Zawsze udzielaj tej samej, waciwej
odpowiedzi.

- Tak, panie. Bdzie, jak zechcesz, panie.


- Bdzie zawsze zgodnie z prawd!
- To wanie chciaem powiedzie, panie.
Tak nawiasem mwic, polski lekarz, ktry zobaczy Randa pnym wieczorem, postawi
tak sam diagnoz. Wicej siniakw ni powierzchownych ran. Bardzo chwali zreszt robot
miejscowego kolegi. Tylko dla porzdku zdezynfekowa wszystko jeszcze raz i zmieni
opatrunek. Jedyn rnic by zastrzyk przeciwtcowy i maa fiolka z tabletkami, ktre pacjent
mia odtd yka.
- To tylko tak z ostronoci - powiedzia. - Nie za bardzo pana poharata.
Temu lekarzowi Rand nie paci. Po pierwsze nie byo potrzeby, po drugie i tak nikt go
nigdy nie przesucha w tej sprawie.
Tymczasem konsulat zamienia si w twierdz. Polacy potraktowali zamach na gow
sojuszniczego pastwa bardzo powanie. Nikt co prawda nie wybija szyb i nie ukada workw z
piaskiem w otworach okiennych, jak chcia sam konsul. Nie byo te cekaemw w oknach ani na
parkingu, ale uzbrojeni marynarze, a potem onierze z bazy przypywali partiami, tworzc zrby
improwizowanego oddziau szturmowego, ktry bardzo rozsdnie ukryto w piwnicach. Na
otoczonym przez wojsko pasie startowym czekay w gotowoci dwa wiatrakowce, ktre w kadej
chwili mogy ewakuowa najwaniejsze osoby na lotniskowiec. Jeden z niszczycieli podpyn
tak blisko, jak to byo moliwe. Nie mg co prawda za bardzo udzieli jakiegokolwiek wsparcia
ogniowego w ewentualnych starciach (moe poza ogniem na wprost, ale chyba nikt nie chcia
zniszczenia miasta ani strat wrd ludnoci cywilnej). Sam jednak grony wygld powinien
dziaa odstraszajco.
Wezwany ambasador przyby natychmiast i odtd bez przerwy dotrzymywa towarzystwa
cesarzowej. Biedna wadczyni chciaa zdj hem i pozby si niewygodnej kamizelki, ale tu
okazao si, e jest problem. Przepisy dyplomatyczne okrelajce procedury postpowania w
przypadku zagroenia gowy pastwa stwierdzay jednoznacznie, e naley bezwzgldnie
zaopatrzy j w kamizelk kuloodporn i wielowarstwowy hem saperski. Nikt wic nie chcia
zaryzykowa i pozwoli zdj tego wszystkiego, bo naraa si tym samym na postpowanie
dyscyplinarne z powodu racego zamania jasnych i jednoznacznych przepisw.
W tym czasie Rand lea nieruchomo na kozetce w ambulatorium i pogra si w
mylach. Siedzca obok Aie nie zasypiaa. Wiedziaa, e kiedy proces mylowy dobiegnie koca,
szef sam si odezwie.
- Co o tym mylisz?
Nage pytanie jednak j zaskoczyo.
- O czym?
- No o tym, e wyem i jczaem, kiedy mi lekarz czyci rany.
Aie nie bya przygotowana na taki obrt sprawy.
- Hm... - Wzruszya ramionami. - Zawsze bye histerykiem i mimoz. By czas
przywykn.
- I mwisz mi to tak wprost?
- A kto ci ma powiedzie? Jeste dla mnie jak najblisza rodzina. Nie mam nikogo na
wiecie, kto byby mi bliski, oprcz ciebie. Kogo kocham, kogo szanuj, kto budzi mj podziw.
Dlatego ja nie musz ci powtarza, e jeste pikny i genialny. Mog wprost: wikszego frustrata
i histeryka w yciu nie widziaam.
- Jako nie mwia mi takich rzeczy, gdy bylimy na etapie porozumiewania si za
pomoc tabliczki i rysika.
- Samym rysikiem trudno wyrazi poziom twojej histerii po prostu.

- Ty jdzo z citym jzykiem!


- Kto musi ci sprowadza do wiata zwykych udzi. Od czasu do czasu przynajmniej. Aie chyba si rozsierdzia. - Czy wiesz, e jeste bardziej dziewczyn ni chopakiem?
Emocjonalnie nosi ci od ciany do ciany i nigdy nie wiem, czy w danej chwili jeste akurat w
sobie zakochany z genialn wzajemnoci, czy moe jeste sob sfrustrowany do samych granic
pogardy! Jak kobieta normalnie, raz tak, raz inaczej, a najczciej obie rzeczy naraz,
jednoczenie, w zgodzie obok siebie. To nienormalne po prostu.
- Ja jestem nienormalny? A czy wiesz, e ja ju domylam si, o co w tym wszystkim
chodzi?
- Raczej wiem - westchna. - Ten twj przydugi wstp czemu ewidentnie suy.
Obrazi si na ni i chcia przewrci na drugi bok, eby lee twarz do ciany.
Zapomnia jednak, e tam go bolao. Zamar wic z grymasem krzywdy na twarzy. Aie wstaa
lekko i podesza bliej. Usiada na skraju kozetki, uniosa Randowi gow i pooya sobie na
udach.
- Troch lepiej?
Fukn na ni, ale wiedziaa, e dugo nie wytrzyma. Bdzie chcia jej opowiedzie o
swoich przemyleniach.
- No, nie trzymaj mnie w niepewnoci - poprosia. - Zaraz umr z ciekawoci i bdziesz
mnie mia na sumieniu.
Rand wzi to za dobr monet.
- Posuchaj, czy moesz mi powiedzie, co tak naprawd si stao?
Aie wiedziaa, e tego typu pytania naley potraktowa powanie.
- No... dokonano zamachu na cesarzow.
- Jeste pewna?
- A jak mog by niepewna? Strzelano do niej, zabito wikszo jej osobistych
stranikw, gdyby nie cud, szczcie i twoja szybka reakcja, to wszyscy bymy ju nie yli.
- Opowiadasz mi o przypuszczeniach. A z faktw co mamy?
- No jak co? Strzelano do cesarzowej czy nie?
- A skd wiesz, do kogo strzelec mierzy?
To pytanie dosownie zmrozio Aie. Dugo nie wiedziaa, co odpowiedzie. Lecz
przyzwyczaia si ju, e umys szefa chodzi wasnymi drogami. Nigdy ubitym traktem.
- Co masz na myli?
- Posuchaj. - Przycign gow Aie za kark do siebie tak, e w tej chwili mg szepta
wprost do jej ucha. - Wszyscy widz to tak. Pierwszy zamachowiec zaatakowa wadczyni tu
przy urzdzie kurierskim. Potem, kiedy dziki mnie udao jej si wywin, drugi zamach nastpi
w miejscu, gdzie wrogowie przygotowali zasadzk, prawda?
- Tak.
- No ale my wiemy przecie, e pierwszy zamach, ten przy kurierach, by nieprawdziwy.
Tam adnego zamachu nie byo.
- No tak.
- Ten debil, ktry mia mnie na niby zaatakowa, po prostu si potkn i polecia na
cesarzow. I tylko dziki temu i dziki mojej indolencji wszyscy wierz, e to by prawdziwy
zamach na cesarzow, a ja, bohater ludowy, psiama, zasoniem j wasnym ciaem.
- No dobrze, ale drugi zamach by prawdziwy.
- Nie na cesarzow.
- A na kogo?
- Na mnie! - wypali Rand i zacz si mia. - A czyje emblematy byy na burtach

powozu, do ktrego przez przypadek spowodowany przez panik wsiada cesarzowa? To byy
moje emblematy. Tym wozem przyjechalimy na audiencj i tym wozem mielimy odjecha. Ale
tylko ty i ja, prawda?
- O Bogowie!
Nie mona byo odmwi Randowi racji.
- Widzisz. Sfingowaem zamach na siebie, eby zachwia wiar cesarzowej w suby
specjalne. A oni zaplanowali zamach na mnie, eby si mnie pozby. Definitywnie, tak, eby by
ju ze mn spokj.
- Masz racj - potwierdzia zdecydowanie. - I tylko dlatego, e oba zamachy nastpiy w
koincydencji, my jeszcze yjemy. Gdyby nie cesarzowa i jej stranicy, dawno byoby po nas.
- Ano. Nie spodziewali si, e w moim powozie bdzie wadca imperium, bo jakim cudem
miaby si tam znale. No i wynajte zbiry zaczy strzela. Si rzeczy take do cesarzowej. No
i wrobili swoich mocodawcw w straszne gwno! W najgorsze gwno na wiecie!
Aie nie moga wytrzyma i zacza chichota.
- O kurwa ma! Ale mamy nieprawdopodobne szczcie!
- Tak. W gowie si nie mieci.
Rand mia racj. Nikt si nie spodziewa, e wadczyni bdzie w jego powozie. A znalaza
si tam tylko z powodu pierwszego, sfingowanego zamachu. Proci mordercy, ktrzy
przeprowadzali prawdziwy zamach, strzelali do wszystkich, ktrzy znajdowali si w pojedzie. A
pasaerom mierci udao si unikn tylko z powodu stranikw cesarskich, ktrych liczba i
dziaania musiay zaskoczy zamachowcw. Dlatego wszystko im si posypao. To nie miaa by
uliczna bitwa. To miaa by prosta egzekucja.
No tak. Zwykli wykonawcy rozkazw, jak wynajci bandyci, na pewno ju nie yli. A w
sztabie, ktry zaplanowa akcj, jest teraz panika. I to jaka! Nie spodziewali si, e bd dwa
zamachy. Nie mogli przypuszcza, kogo w rezultacie komedii pomyek bd one dotyczyy.
Wszystko im poszo nie tak. A to trzeba natychmiast wykorzysta.
- Zawoaj tu kogo.
Aie ostronie zdja gow Randa z ud. Niepotrzebnie tak si cackaa. Rand teraz, kiedy
ju rozpalaa go energia nowego pomysu, sam zerwa si na rwne nogi.
- Wezwij szefa wywiadu!
- A mylisz, e taka szycha jest w tym budynku?
- Operacyjnego szefa. Na pewno ju tu jest.
Aie umkna na korytarz. Nie wiadomo, czy to znowu szczcie, czy jej talent
zjednywania sobie ludzi swoim wygldem licznej, niewinnej dziewczynki, w kadym razie
byskawicznie zawoano kogo trzeba.
Izaak Rosenblum stan w drzwiach w krtkim czasie po tym, jak Aie nimi wysza.
- Rand, przyjacielu, syszaem, e zostae bohaterem, a przy okazji nie odniose zbyt
cikich ran.
Komandor ucisn chorego, niezbyt przejmujc si jego cierpieniem. Najwyraniej ju
wiedzia, jak wyglda jego obiektywny stan zdrowia.
- Ano, rozsdni tak maj.
- Jake si ciesz, e ci widz.
- Ja rwnie odczuwam wielk przyjemno. Tym bardziej e moje akcje na dworze
wzrosn niewspmiernie, co na pewno ucieszy ciebie jako sojusznika.
Rosenblum skwapliwie przytakn. By w doskonaym humorze.
- W takim razie pom mi troch, bo jako konajcy suga cesarzowej chc jeszcze przed
mierci udzieli jej kilku rad.

- Kiedy?
- Ju. Zaraz. eby nie zdya narobi jakich gupot.
- Ach, jasne. Zatem chodmy. - Rosenblum otworzy drzwi.
- Konajcy suga, powiedziaem. Konajcy. I jako taki nie mog przecie i
korytarzem.
- A, rozumiem. - Rosenblum wzi Randa za rk, przerzuci j sobie przez kark i prawie
zacz nie swojego koleg. Z trudem wydostali si na korytarz, ale co jeszcze nie pasowao. Sprbuj kutyka bardziej przekonujco. Przecie umierasz.

ROZDZIA 5

Szymkiewicz wbi czekan i zabezpieczy swoj pozycj.


- Odpoczynek! - gos ledwie wydobywa mu si z garda.
Nazgajowi zostao jeszcze kilka metrw. mieszne. Kilka metrw, ale posuwajcy si do
przodu w limaczym tempie czowiek potrzebowa na przebycie tego dystansu bardzo dugiego
czasu. Na tej wysokoci nie mia ju czym oddycha. Szymkiewicz wyj butl z tlenem,
ostronie odkrci zawr reduktora i wzi gboki wdech. Dugo przetrzymywa cenny gaz w
pucach. A przynajmniej usiowa. Butla bya wykonana ze stali. Duo takich na wspinaczk ze
sob nie wemiesz.
Nazgaj dotar do niego nareszcie. apczywie chwyci ustnik tlenowy.
- Dalej ju nie zajdziemy - wysapa. - Nie dam rady.
- Jeszcze za t gra. - Szymkiewicz wskaza rk kierunek.
- Nie dam rady.
- Dasz. Stamtd bdzie widok na rozleg przestrze powyej. Jeli niczego nie uda si
dostrzec przez lornetk, to schodzimy.
- Szlag by ci trafi! Musz odpocz.
- To odpoczywaj.
Nie mona powiedzie, eby si lubili. Oczywicie nie mieli te nic przeciwko sobie, nie.
Po prostu nie dobrali si sami jako czonkowie wyprawy wspinaczkowej. Kto zrobi to za nich i
nie by to szczliwy dobr.
Poznali si dopiero na statku pyncym z Polski. Ten, kto dokonywa selekcji alpinistw,
nie dba o wczeniejsze kontakty. Wane byo, eby kady zwerbowany czowiek nie mia
rodziny, nie by zwizany blisko z adnym ze rodowisk, nie udziela si za bardzo towarzysko.
Chodzio o to, eby nikt si o nich nie upomina. No i organizatorzy otrzymali w ten sposb zbir
samotnikw, indywidualistw niechtnie nastawionych do jakiejkolwiek wsppracy. Co gorsza,
z nadmiernie przeronitym ego. W takiej grupie o konflikty nietrudno. Ale najwaniejsza bya
tajemnica. Ju na wstpie wojsko zapowiedziao im, e prdko do ojczyzny nie wrc. Szybko
okazao si dlaczego.
Sam fakt, e Polska posiada wasne tajne przejcie morskie przez Gry Piercienia,
pocztkowo nastroi ich pozytywnie. Poczuli smak przygody, smak tajemnicy i tropikw,
luksusowego ycia w onie obcej, niezwykej cywilizacji. Wszystko tutaj byo niesamowite.
Wszystko wspaniae. Zmienili zdanie, kiedy powiedziano im, e maj wsi na wielki jacht
oceaniczny i poeglowa z powrotem do Gr Piercienia. Ich zadaniem miaa by wspinaczka,
tyle e po drugiej stronie. Ich zleceniodawca, czyli marynarka wojenna, zdoby list miejsc, skd
przed wiekami wyruszay zakonne wyprawy majce sforsowa gry i przej do ich wiata.

Przed tysicem lat. Przytaczajcej wikszoci grup oczywicie si nie udao. A zadaniem
dzisiejszych alpinistw byo teraz odnalezienie zwok i odzyskanie starych dokumentw. Trud
zaiste bezsensowny. Dla wszystkich jasne byo, e zarwno zwoki, jak i dokumenty w stanie
nienaruszonym przetrway nawet i tysic lat. Nic niezwykego. Jednakowo czy trupy le w
miejscach atwo dostpnych, byo ju pytaniem, na ktre wypadao odruchowo odpowiedzie
przeczco. nieg, ld i wiatr nie sprzyjay cmentarnemu spokojowi. Ciaa mogy by zasypane,
pogrzebane pod tonami zmarzliny, a dokumenty przeniesione przez wiatr do niedostpnych
rozpadlin. Tego uczyo dowiadczenie z gr, ktre znali. Po tej stronie jednak podobno byo
troch inaczej. Specjalici twierdzili, e szanse odnalezienia ladw wypraw sprzed tysica lat s
cakiem spore. No nic. Czas pokae, kto mia racj.
Na razie nic nie wskazywao na moliwo odniesienia sukcesu. To bya druga ich
ekspedycja ladami zakonnych poprzednikw. I dopiero zbierajc dowiadczenie na trasie,
zrozumieli, na jak szaleczy plan si zdecydowali. Owszem, znali miejsca, skd zakonne
wyprawy startoway. Znali te, cho mniej wicej, opis wdrwki, ktr pokonywali dawni
wspinacze, zanim zniknli obserwatorom z oczu. Ale potem? Ktr z moliwych tras wybrali?
Szalestwo!
- Ju? Moemy i dalej?
Nazgaj skin gow.
- Ale tylko do grani - wychrypia. - Dalej nie ma sensu.
- Zobaczymy, co za grani, i tam zadecydujemy.
- To gupota. Tlen nam si koczy.
Szymkiewicz umiechn si kpico. Wiedzia, e zza bawenianej opaski zakrywajcej
twarz nic nie bdzie wida. A wyranie cieszy go fakt, e jest w duo lepszej kondycji ni
kolega.
- Czas si zbiera. Nieboszczyki ju si niecierpliwi.
- Przecie ich nie znajdziemy. Daj spokj.
Szymkiewicz wsta ociale ze skay.
- Idziemy.
- Co ci wypado z kieszeni.
Akurat. Nie da si nabra na tak stary numer. Wszystkie kieszenie mia prawidowo
zabezpieczone.
- No zaczekaj. Co ci wypado.
Nie. Nie obejrzy si. Nie ma gupich.
- To lina!
Nazgaj musia zdj wierzchni, grub rkawic, eby mc podnie swoje znalezisko.
- O rany boskie! To lina!
Szymkiewicz odwrci si byskawicznie. To, co trzyma w doni kolega, nie
przypominao niczego, co mieli ze sob. I rzeczywicie, to fragment liny. Ale z takim gwnem
nikt o zdrowych zmysach nie wybraby si w gry.
- To jaki prymitywny splot.
- Przetarta.
- No! Kto tu odpad. - Nazgaj odwrci si niezgrabnie i spojrza w d. - Zwoki
powinny by poniej.
- Bzdura. Pamitasz, co nam mwili na szkoleniu o wspinaczach Zakonu? Jak stracili
jednego, to ruszali dalej. I s nad grani!
- Dlaczego akurat nad grani? - Nazgaj cigle patrzy w d. - Powinnimy zej i znale
tego, co odpad.

- Nie. Pamitani szkolenie, ale to, co przeyem, mwi mi co jeszcze.


- Co?
- Zakonna ideologia wymarza w mzgu na tej wysokoci. Dusi si z braku tlenu. A to byli
tylko ludzie stanowicy zesp.
- I co z tego?
- Kiedy stracili jednego ze swoich, stracili te ducha. Obowizek kaza im i dalej. Ale
zao si o wszystko, e daleko nie uszli. Tkwi tam zamarznici tu nad grani, bo to by ich
ostatni wysiek.
Argumentacja Szymkiewicza musiaa chyba trafi do Nazgaja. On przecie te niejedno
przey podczas wspinaczki w zespole. Utrata ducha. Zna to uczucie a za dobrze.
- Moesz mie racj - wyszepta.
- Na pewno mam. Oni czekaj na nas tu za grani.
Szymkiewicz odwrci si, czujc, e podekscytowanie przywraca mu siy. Cel by tak
blisko. Pocztkowo nawet udawao im si posuwa do gry tak, jakby byli na zupenie innej
wysokoci. Krtko jednak. Warunki tu panujce wysysay siy szybko. Niemniej teraz ju prawie
nie ustawali.
Gra osignli w przyzwoitym, jak na stan, w ktrym si znajdowali, czasie. Jedynym
ratunkiem teraz pozostay butle z tlenem. Kady wdech przypomina yk nowego ycia. Jeszcze i
jeszcze. Trudno, przestali kalkulowa, na ile im wystarczy. A poza tym teraz ju bd schodzi.
Jeszcze tylko jeden wysiek.
Pierwszy przedosta si przez gra Szymkiewicz.
- S! Widz ich!
Tym okrzykiem wprawi w ruch odstajcego Nazgaja. Pomg mu przy ostatnim skalnym
wystpie.
- Tam! Widzisz?
Nastpny yk tlenu i ostatkiem si ruszyli do przodu. W kierunku dwch skulonych pod
kamiennym nawisem postaci. Dotarli do prymitywnej kryjwki, dyszc w tlenowe maski. Jak
tamci bez nowoczesnych rodkw technicznych w ogle zdoali dotrze a tutaj? Zwoki dwch
przytulonych do siebie ludzi nie mogy odpowiedzie.
Szymkiewicz wyj n, eby odci torb, ktr jeden z nich mia cigle na ramieniu.
Druga torba leaa midzy ciaami. Nazgaj szybko, na tyle, na ile mg, przeszukiwa
przemarznite ubrania. Nie mieli czasu, eby si tu guzdra. Obaj wiedzieli, e jeli chc przey,
musz zaraz zacz wraca.
- Obaj maj pasy. Nie sposb odpi.
- To odetnij noem.
- Za gruba skra. Nie dam rady.
Szymkiewicz przysun si bliej. Usiowa rozci jeden z pasw, ale rzeczywicie
niczego nie osign. Na szczcie ich noe byy specjalnie przystosowane do radzenia sobie z
rnymi materiaami na mrozie. Kto wiedzia, e u celu bd mieli bardzo mao czasu. Udao si
wic rozci szwy paska. Nazgaj sign do rodka.
Diamenty! Naprawd tam byy diamenty! Ostronie zacz przesypywa je do
specjalnego woreczka z irchy. Szymkiewicz w tym czasie zbiera wszystkie dokumenty, mapy,
szkice i notatki. Nie byo tego wiele, ale natrafi na co, co mogo by ksik szyfrw.
Przerzuca cay up do swojego plecaka. Bezcenne znaleziska.
Nazgaj powoli radzi sobie z drugim pasem. Skostniae donie nie pomagay przy
precyzyjnej pracy. I te cholerne kamyki, ktre trzeba byo wysupywa jeden po drugim.
- No, to by byo tyle. - Szymkiewicz odwrci si i przysiad na chwil obok zwok. -

Przynajmniej jeli chodzi o mnie.


- Musimy wraca.
- Nie inaczej.
Patrzy, jak kolega te koczy swoj robot. Obaj czuli to samo. Jako gupio byo tak
wsta teraz i odej, obrabowawszy przedtem martwych wspinaczy. A o jakimkolwiek, choby
najbardziej symbolicznym pogrzebie nie mogo by mowy. Nazgaj zdj swoj odznak
wysokogrsk i przypi jednemu z zakonnikw.
- Pieprzy ideologi. Ale to od kolegi dla kolegi.
- Z szacunkiem - doda Szymkiewicz, podnoszc si ociale.
Zamierza ruszy w d, Nazgaj powstrzyma go jeszcze.
- Zdejmij rkawic.
- Co?
- No zdejmij rkawic. T grub.
Szymkiewicz by wrogiem wszelkich symbolicznych gestw i pseudopoetyckich
przedstawie dla nadwraliwcw. Tamtemu najwyraniej jednak nie chodzio o adne oddawanie
czci.
- Nastaw do.
- Co?
Nazgaj wyj z irchowego woreczka niewielk gar kamieni i zacz dzieli.

- Jeden dla ciebie, jeden dla mnie...


- Zwariowae?
- A co? By jaki protok, ilemy tego znaleli?
- Chyba ci odpierdolio!
- Tak? To sobie pomyl, ile lat jeszcze w tajemnicy bd nas tu trzyma. Pomyl, ile
jeszcze wspinaczek przed nami. Oczywicie mona sobie wmawia, e to wczasy w tropikach na
jachcie poczone z uprawianiem ulubionego sportu. Ale przecie nie pracujemy i nie zarabiamy.
Wic lepiej obliczy, ile ci potem marynarka emerytury wypaci za te lata. Co?
Szymkiewicz posusznie podstawi wycignit do.
- Jeden dla ciebie, jeden dla mnie, jeden dla ciebie, jeden dla mnie...

Sytuacja musiaa by naprawd wyjtkowa, bo porucznika w roli oficera dyurnego przy


wejciu specjalnym bazy zastpi pukownik.
Peczyski nie wchodzi z nimi, musia si zameldowa w swojej jednostce. Tomaszewski
przyprowadzi wic tylko Kai, Nuk i Wyszysk.
- Melduje si komandor porucznik Krzysztof Tomaszewski plus trzy idiotki! zaraportowa.
Oficer za biurkiem zdbia.
- Sucham? - Nie wiedzia, jak zareagowa na tak nieregulaminowy meldunek. Owszem,
sierant plus trzech to by byo wedug regulaminu, ale nie usyszane od kogo tej rangi. Facet z
marynarki wojennej najwyraniej sobie kpi.
- Komandor Tomaszewski plus trzy idiotki! - rozlego si jednak ponownie.
No dobrze. Skoro tak, pukownik postanowi podj gr.
- A dlaczego idiotki? - zapyta uprzejmie.
- Trudno to sobie wyobrazi, ale one zaczy dzisiejszy ranek od strzelania do siebie.
- A o co si pokciy? - cierpliwie indagowa pukownik.
- Najmieszniejsze, e o nic. W dodatku kada strzelaa do samej siebie.
- O Jezusie... - Oficer dyurny w niebotycznym zdziwieniu popatrzy na trzy kobiety. Kada sama strzelaa do siebie i adna nie trafia?!
Tomaszewski wzruszy ramionami.
- Sam pan widzi, z kim mamy do czynienia.
Wyszyska nie wytrzymaa.
- Dobrze si bawisz, Krzysiu? - A potem przeniosa wzrok na pukownika. - A poza tym ja
strzelaam do siebie tylko raz. A ona - wskazaa Kai - dwa razy!
Czarownica umiechna si przepraszajco, rozkadajc rce.
- Bo nikt mnie nie uczy strzela. Ale e Nuk jeszcze yje, to naprawd cud.
Pukownik zamar za biurkiem, patrzc bezmylnie na wyjciowy mundur Kai. Nie
bardzo mg sobie wyobrazi oficera Wojska Polskiego, ktry strzela do siebie dwa razy i cigle
yje. Otrzsn si jednak, kaza sierantowi przy maszynie zapisa nazwiska i rozda im koperty
alarmowe. Na Tomaszewskiego i Wyszysk czekaa te korespondencja specjalna.
Przeszli do pustego o tej porze i w tej sytuacji baru.
- Powinnimy to chyba przeczyta na osobnoci? - Wyszyska podniosa do gry swoj
kopert. - Nie znam przepisw marynarki w tej kwestii.
- Ja te nie mam pojcia, gdzie czyta. - Tomaszewski odsun krzesa kobietom, a potem
sam usiad przy stoliku. - W kadym razie chyba nie naley czyta gono ani sylabizowa,
przesuwajc po literach palcem. To chyba dlatego, e dowdztwu wstyd z powodu szerzcego si
w korpusie oficerskim analfabetyzmu.
- Ale ci si dowcip wyostrzy od rana - Wyszyska musiaa si odci. - Kac ci wyranie
suy.
Tomaszewski bez sowa rozerwa swoj kopert, wyjmujc odrczny list od Rosenbluma.
Szybko przebieg go wzrokiem.
Krzysiek,
sytuacja jest kuriozalna i absolutnie wyjtkowa, a to stwarza nieprawdopodobne wrcz
moliwoci. Nie wiadomo, jak to si rozwinie, trzymam wic wszystkie palce wetknite gdzie
trzeba. Ale z tego, co ju zdoaem si dowiedzie, a tak brutalnej ingerencji w ukad wadzy w
historii cesarstwa jeszcze nie byo. Zdarzy si zatem moe wszystko. Nie wiemy te, co z
ukadem si i przede wszystkim co z naszym sojuszem.

I w zwizku z tym musimy by w peni zabezpieczeni przed jakkolwiek si mogc si


pojawi z zewntrz. Sprawa Anglosasw na innym kontynencie zyskaa absolutny priorytet.
Szybkie rozpoznanie sytuacji to cel numer jeden na najblisze dni. Krzysiek, porzu wszystkie
swoje zadania i skoncentruj si na szkoleniu dziewczyn. Skr je dramatycznie, do absolutnie
niezbdnego minimum. Musimy mie cho wstpny ogld sytuacji. Musimy wiedzie, czym oni
dysponuj.
Ja ze swojej strony stan na gowie, eby potrzebne do przeprowadzenia akcji
spadochrony i cay sprzt dotary tutaj najbliszym samolotem. Ty dopnij reszt. Dziewczyny
musz polecie w cigu dziesiciu dni. A jeli si uda, to szybciej.
Pozdrawiam, Izaak
PS W zaczeniu kopia notatki
skierowanej do Wentzla.
Tomaszewski unis wzrok znad kartki. Wyszyska bya zatopiona w lekturze swojego
listu, zwrci si wic do Kai i Nuk.
- Dziewczyny, musicie wyruszy najpniej w cigu dziesiciu dni - powiedzia z obaw,
jak przyjm t wiadomo.
Nuk pozostaa obojtna, wyraz jej twarzy nie zmieni si ani na jot. Moga to by oznaka
tego, e jest twarda i nic nie robi na niej wraenia, albo te tego, e imprezowaa od dwch db i
nie jest w stanie odrni rozkazu wysania jej na urlop od wysyajcego j na mier.
Ciekawa bya reakcja Kai. W pierwszej chwili czarownica nawet jakby si umiechna.
Potem zerkna na Wyszysk i wyranie si zaspia. Chyba jednak nie mylaa przy tym o
niebezpieczestwach wyprawy. Jej umys zdawa si zajty zupenie inn kwesti.
- Potrafisz nauczy si w kilka dni po angielsku? - zapyta j wprost Tomaszewski.
- Tak. Jeli otoczysz mnie ludmi mwicymi w tym jzyku, ksikami, podpisanymi
zdjciami i tak dalej.
Skin gow.
- A j nauczysz? - Zerkn na Nuk, tkwic na krzele niczym posg wykuty w marmurze.
- Tyle o ile. Ale raczej tak.
- Niczego mnie nie nauczycie - Nuk dowioda, e jednak nie jest posgiem. yje i czasem
nawet mwi.
Tomaszewski umiechn si ciepo.
- Wiesz, ludzie, ktrzy przybywaj tu z Polski i sysz wasz jzyk, mwi, e atwiej
opanowa sztuk piewania po wgiersku. A mnie Kai olnia w kilka chwil dosownie.
- Nie olnia, tylko pomoga si nauczy - poprawia go Kai. - Z Nuk bdzie duo
trudniej, poniewa ty masz dowiadczenie z innymi jzykami, osuchae si, posugiwae si ju
jakimi, a ona nie. Ale zrobi, co w mojej mocy.
- Dobra. - Tomaszewski skin na barmana. - Czy mgby pan zawiadomi majora
Peczyskiego, eby tu przyszed?
- Mgbym przekaza wiadomo do jego jednostki.
- wietnie. To wystarczy.
Barman wzi do rki kartk i owek.
- Co mam napisa?
- Spadochrony powinny przylecie najbliszym samolotem. Zaczynamy natychmiast.
- Tylko tyle?

Tomaszewski przytakn. Podnis do oczu drug kartk, ktra znajdowaa si w jego


kopercie. Bya to kopia depeszy do sztabu wywiadu marynarki, wysanej z jachtu obsugujcego
wyprawy wspinaczkowe w Gry Piercienia.
Do: Sz. Gen. W. M. d/w Wentzel, adm. Wyprawa 2c operujca w kwadracie B.O.R.G.
mapy zasadniczej 23338 w dniu wczorajszym osigna zaoony cel taktyczny. Odkryto zwoki
dwch czonkw zakonnej wyprawy wysokogrskiej. Stan zachowania cia: bardzo dobry. W
trakcie przeszukania ujawniono dokumenty, notatki i prawdopodobnie ksik szyfrw. Stan
zachowania papierw: dobry, umoliwiajcy poddanie ich analizie i kopiowaniu. W/w materiay
gotowe s do przekazania do sekcji dekryptau. Nastpi to w chwili zapewnienia moliwoci
odpowiedniego transportu.
Adamczewski, por. w/m
Boe, co za argon! Czy pan porucznik nie mg napisa wprost, e chce d latajc,
jeli pilnie ma przekaza dokumenty? Tomaszewski mia wraenie, e wojsko dosownie pierze
podatne na ten zabieg mzgi.
- Co tam? - Wyszyska rwnie podniosa wzrok znad swojego pisma. - Spospniae czy
tylko mi si zdaje?
- Mamy ich - nie odpowiedzia wprost na pytanie. - Znalelimy antycznych alpinistw...
tfu! piercienistw? W kadym razie mamy zwoki staroytnych wspinaczy. Mamy ich papiery
i instrukcje.
Wyszyska zacza si mia.
- Dokadnie tak, jak przewidziae. Oe! To wypalio!
- No. Co prawda niewiele nam daje. Mamy instrukcje sprzed tysica lat.
- Duo nam to da. Zobaczysz.
Tomaszewski cmokn cicho.
- No, zobaczymy za jaki czas.
- Ju teraz - Wyszyska podniosa do gry swoj kartk - kto najwyraniej zaniepokoi
si wynikami, ktre przyniosa realizacja twoich pomysw. Przestraszy si albo zaciekawi.
Ewentualnie chce bardzo pozna efekty.
Tomaszewski unis donie w takim gecie, jakby chcia j powstrzyma.
- Sekund, sekund... - Umiechn si uprzejmie. - Powiedz mi najpierw, kt jeszcze
zna tre depeszy, ktr ja dostaem w zalakowanej kopercie, muszc kwitowa jej odbir.
Wyszyska perfidnie sparodiowaa jego umiech i styl mwienia.
- Kto? Kto? - Wyranie miaa talent aktorski. - Domyl si, kt mgby by a tak
wadny.
- Anglosaskie wtyczki?
- Dwja z logiki! Jeli to kto z nich jest potomkiem zakonnikw, ktrzy przeszli przez
gry, to co by go interesoway znalezione przy zwokach materiay?
- Nie, nie, masz racj. - Tomaszewski zrozumia, e wyrwa si z gupot. - Taki go ma
przecie wasne materiay odziedziczone po przodkach. Czy chodzi wic o twoich...
Zawiesi gos, kiedy pooya sobie palec na ustach.
- Mwie kiedy, e admira Ossendowski ci nie wierzy. e zakaza ci wierzy w
czary, wrcz ostrzega ci, e twoja kariera legnie w gruzach, jeli bdziesz opowiada o takich
rzeczach. Poza Wentzlem, ktry jest twoim wujem, zasadniczo nikt ci nie wierzy do koca.
Czarw nie ma, Zakon zlikwidowaa Achaja wieki temu, nie mnmy bytw ponad potrzeb.
- A nie jest tak? Gdyby nie ty, Ossendowski nie posaby do Banxi nawet krownika.
Gdyby nie Wentzel, nie ruszyyby nasze wyprawy wysokogrskie.

Wyszyska westchna ciko.


- Wiem, jak si czuje czowiek, ktremu nikt nie wierzy - szepna. Ciekawe, czy miaa na
myli swoje przeycia w stanicy na Kresach? - Ale powiem ci jedno. Niestety.
- Co? I dlaczego niestety?
Rozoya rce.
- Niestety, jest kto, kto ci wierzy. I ten kto albo si przestraszy, albo zamierza komu
nakopa do dupy!
- Kto to jest?
Wyszyska podniosa wyej swj list.
- Otrzymaam wiadomo, e do Negger Bank przyjeda osobicie bardzo wany pan
dyrektor z firmy Kocyan i wsplnicy. Oficjalnie, eby sprawdzi efekty stosowania
eksperymentalnych lekw tutaj.
- Za wysoka szyszka do takich spraw.
- Prawda? Czyje tyki w duej liczbie zostan oddzielone od stokw, mniemam. To
zaley od stopnia jego wkurwienia. Moe zamiast oddzielania tykw od foteli zaj si te
separacj gw od szyj.
Tomaszewski niespokojnie rozejrza si wok. Nuk odlatywaa zupenie, robia si coraz
mniej przytomna. Kai walczya z kacem i te szybowaa gdzie daleko. Barman zdawa si
drzema.
- Nie wiem, co si stanie i o co mu chodzi - cigna Wyszyska. - Za maa jestem w
hierarchii, eby mnie informowano. Zwyky inynier stoczni, przypadkiem rzucony w wir
wydarze.
No ciekawe. Zwyky inynier i radzi sobie a tak dobrze? Kto tu kogo zwodzi? A moe
ten dyrektor przyjedzie tutaj j nagrodzi? A moe kogo jeszcze? Nie. Czyta dokadnie kroniki
dawnego Arkach. Tam kada ksiniczka odpowiedzialna za jak dziedzin funkcjonowania
pastwa od czasu do czasu dawaa dupy. W sensie zawalenia roboty. I on wiedzia, czego si
najbardziej wtedy bay. Nie wezwania do stolicy, nie rozkazu stawienia si przed obliczem
wadcy. One najbardziej bay si, kiedy krlowa przyjedaa do nich sama. Bo wtedy byo jasne,
e kto straci ycie.
- No nic. Pozostaje poczeka i sprawdzi, o co mu chodzi.
Wzruszya ramionami.
- Moemy si nie dowiedzie. Wiesz, ja chyba nauczyam si patrze na wszystko z du
doz relatywizmu.
- Co przez to rozumiesz?
- Choby popatrzenie na to, co stao si dzi rano. Postronny obserwator powiedziaby, e
trzy idiotki w gupiej zabawie zdecydoway si na potworne ryzyko. A tymczasem ryzykowaa
jedynie Nuk. Dla mnie strza w gow byby po prostu powrotem do domu. A Kai dokadnie
wiedziaa, w ktrej komorze jest nabj. Tak to teraz widz.
Umiechn si.
- Masz racj. Wszystko jest wzgldne.
I ciekawe, co o wzgldnoci bdzie myla facet, ktry ma tu przyjecha. Czowiek, ktry
jednym telefonem by w stanie przesun na mapie zesp okrtw z krownikiem na czele.

Pomieszczenie radiostacji byo chyba najbardziej przytulnym miejscem w caej wityni


w Banxi. A przynajmniej tak si mogo wydawa, bo byo to jedyne miejsce, gdzie docieray

wieci z caego wiata i przy pewnej dozie wyobrani udawao si mami uud, e si w tych
wydarzeniach uczestniczy.
Siwecki goci tu codziennie. Wysya swoje raporty, zadawa pytania rnym subom,
otrzymywa odpowiedzi. Dziki temu moe cho troch nuda zesania, jak wszyscy nazywali
swj pobyt tutaj, stawaa si o wos mniej dotkliwa.
Tym razem w ciasnym pomieszczeniu zasta Baranowskiego, ktry koczy wanie
dyktowa co radiotelegraficie. Na jego widok major odoy notatki i podnis si z
improwizowanego siedziska przy stanowisku nadawania.
- Dobrze, e pan przyszed - powiedzia z umiechem. - Czas na przerw. Za dugo ju tu
siedz.
- Nie bd przeszkadza. Prosz skoczy.
Baranowski wyj z kieszeni swoj papieronic i poczstowa Siweckiego.
- Nie ma pan dzisiaj nic pilnego?
- A czy w ogle std mog wychodzi jakiekolwiek pilne wiadomoci? - Siwecki
zacign si dymem.
- No fakt. Ma pan racj.
- Gnijemy za ycia w tym Banxi.
- Oj tak, oj tak - zgodzi si szybko Baranowski. - A tymczasem w Negger Bank nastpia
prba przewrotu. By pono zamach na cesarzow.
- Dopiero?
Major spojrza na lekarza lekko zdziwiony.
- Jak to dopiero? - zapyta.
- No bo licz tak: Tomaszewski wrci do miasta, znajc go, od razu zacz imprezowa.
Pewnie wypi za duo i z nudw na kacu wymyli zamach.
Baranowski dopiero teraz zrozumia, e to dowcip. Umiechn si z lekkim
zaenowaniem.
- On bardzo pana ceni - cign niezraony Siwecki. - Jest pan chyba jedynym facetem,
ktry ma u niego takie powaanie.
- Z powodu wycigu do wityni?
- Nie z powodu wycigu. Z powodu wyniku tego wycigu.
Zaczli si mia.
- Jeli ma pan co pilnego do nadania, to bardzo prosz. Ja naprawd mog zrobi dusz
przerw.
- Mam tylko wiadomo o mierci tego lepego podrnika. A wieci o czyim zgonie nie
s nigdy niczym pilnym.
- A powiedzia przynajmniej, jak dotrze do tej mistycznej wityni w okolicach bieguna?
Siwecki strzepn popi z papierosa, zacign si i wydmuchn dym.
- Wie pan, olepili go, wic na mapie niczego mi nie pokaza. Ale dziwna sprawa, mona
przecie sowami opisa krainy, w ktrych si byo. A w tym, co mwi, kryo si co dziwnego.
Czasami odnosiem wraenie, e trafienie do krainy przy biegunie wcale nie wymaga posiadania
oczu. Opisywa jakie dziwne stany.
- I przekazuje pan to do sztabu?
- To te. Sztab planuje wypraw zwiadowcz, wic ostatnio przekazuj gwnie
wiadomoci o kraju na innym kontynencie, gdzie zwiad ma wyldowa. Musz przekaza kady
szczeg, o ktrym powiedzia mi podrnik, choby i w malignie.
- Bdzie zwiad? Liczny? - zainteresowa si Baranowski.
- Polec dwie dziewczyny, miejscowe, ktre pan zna.

Widzc zainteresowanie majora, doda:


- Kai i Nuk.
- O tak. Nuk jest waciwym czowiekiem na waciwym miejscu. Ta moda baba
naprawd moe sobie wszdzie poradzi. Ale Kai to ciepa klucha, moim skromnym zdaniem.
- To czarownica.
Baranowski zacz si mia.
- Wy, marynarze, nie do, e jestecie przesdni, to ostatnio jako stajecie si jeszcze
coraz bardziej mistyczni. Nieprawda?
- W Sait zabia jednego z najgroniejszych zwiadowcw, ktrzy kierowali atakiem na
port, czarownic dzikusw.
Baranowski ukoni si lekko.
- Czarownica czarownic. Czarami, jak rozumiem?
- Nie. Seri z pistoletu maszynowego.
- No prosz, nawet staroytni magowie zaczynaj si cywilizowa. - Baranowski nie mg
zrezygnowa z kpicego stylu mwienia, jeli chodzio o sprawy, jak to okrela,
nadprzyrodzone. - Tylko ten nasz - pewnie myla o Meredicie - jedzi caymi dniami konno po
tej wityni i gusa odprawia.
Siwecki skin gow.
- Tak si przywiza do swojego perszerona, e nie chce go zostawi. No fakt, e teraz
trudno go z koniem ewakuowa. Na krownik nie da rady, a drog przez las samemu
niebezpiecznie.
- Droga niedugo bdzie - powiedzia Baranowski. - Wanie o tym rozmawiaem. Wskaza radiostacj. - Nie da si przecie zaopatrywa naszych oddziaw w nieskoczono z
powietrza.
To fakt, e gonili resztkami. Dziki zrzutom jedynie amunicji mieli w brd, bo na bieco
nie zuywali. Dzikusy nie byy ju skonne do samobjczych atakw. onierze nawet zamieniali
si w zbieraczy i myliwych, korzystajcych z urokw wczesnej wiosny. Wszystko, eby
uzupeni monotonne menu i nie zewirowa z nudw. Dowdztwo nie zamierzao opuszcza
pozycji, ktre zabezpieczay otarz w wityni. Nie zamierzao wycofywa std si, a w zwizku z
tym ni czca wysunit placwk z bazami na zapleczu stawaa si strategiczn koniecznoci.
- Budowa szybko si zacznie?
- Jak tylko pogoda pozwoli. Ani przez boto, ani przez podmoky las sprzt budowlany nie
ruszy. Ale kwestia jest innego rodzaju. Na razie zbudujemy sezonowy trakt. Tym bardziej e
wiksza cz zostaa ju wytrasowana przez moje oddziay w drodze tutaj. A budowa porzdnej
kamiennej szosy w wykonaniu polskiego wojska jest zbyt kosztowna. Niech zbuduj miejscowi,
jak na Ze Ziemie. Cho to chwilowo niemoliwe, bo nie wiadomo, co z sytuacj w Kong.
- No tak. Partyzanci Shen nie maj korpusu inynieryjnego.
Przerwa im odgos krokw. I bynajmniej nie byy to ludzkie kroki, tylko stpanie
podkutego konia po kamiennej posadzce korytarza. Potem usyszeli szelest, cichy gos, kiedy
kto uspokaja zwierz, i dopiero potem trzask otwieranych drzwi.
- Witam panw!
Meredith mimo pmroku panujcego w wityni nie zdejmowa z twarzy swoich
ciemnych jak smoa, okrgych szkie przeciwsonecznych. Siweckiemu przypomniao si zdanie
umierajcego podrnika: eby doj do krainy przy biegunie, oczy nie s potrzebne.
- W dalszym cigu zwiedza pan wityni... konno? - zapyta Baranowski.
- Nie inaczej. Jest zbyt rozlega, eby robi to pieszo. No i jednopoziomowa, adnych
schodw, gdzie ko mgby si potkn.

- Fakt.
- Napij si panowie wietnego bimbru? - Meredith wyj spod paszcza standardow
manierk polskich si zbrojnych. - Radz sprbowa. Doskonay!
Czarownik napeni nakrtk, a poniewa major si wzdraga, poda j Siweckiemu. Ten
ykn od razu ca zawarto i o mao nie zatkao go na amen. To by prawie spirytus. Moc
mona byo ocenia na jakie osiemdziesit procent co najmniej.
- Rewelacyjny - wychrypia dopiero po bardzo dugiej chwili. - Prawdziwy... - nie mg
dokoczy, bo znowu zaczo go dawi.
- Prawdziwy piechociarski - dokoczy za niego Meredith.
- Jak to piechociarski? - zaperzy si Baranowski. - Skd by moje dziewczyny wiedziay,
jak si bimber robi?
- Oj tam - umiechn si czarownik. - To w ssiedztwie maj Polakw z piechoty
morskiej. Rne przyjanie si zadzierzgaj, a z przyjaniami przepyw nowych technologii i
myli technicznej nastpuje. Zwyka rzecz midzy cywilizacjami. A w dodatku kobiety do
receptury doday swoje koncepcje. Ten bimber jest z zeszorocznych, mroonych jagd. To
poezja.
Baranowski tylko krci gow. Nie by przesadnym subist, ale doskonale wiedzia, co
moe si sta z nudzcym si, pozbawionym wroga, koszar i przepustek do miasta wojskiem,
ktre ma dostp do wdki. Piechota morska podrzucia mu wanie kukucze jajo w postaci
bomby zegarowej tykajcej szybciej ni cykady podczas godw.
- I tak o day panu?
- Och, baby do czarownika zawsze maj wiele spraw. Ja im w miar moliwoci
pomagam w rnych drobiazgach, to i odwdziczaj si jak mog.
Major przytakn.
- To w takim razie mam prob.
- Tak?
- Potrzebowabym troch tego dla... - Baranowski ciszy gos, odwracajc si plecami do
telegrafisty - dla pani pukownik.
- Rozumiem. To nie kopot.
Siwecki, ktremu po wypiciu haustem caej nakrtki bimbru robio si ju dobrze na
duszy, postanowi si wtrci do rozmowy.
- A odkry pan co ciekawego w tej wityni?
Meredith skin gow.
- Tu s same ciekawe rzeczy.
- Hm, mnie tam wszystkie pomieszczenia wydaj si po prostu puste.
- No wanie. Nie zdziwio to pana?
Siwecki nie bardzo wiedzia, co odpowiedzie. Fakt, wityni w lesie w dolinie Sait zna
tylko z opisw. Ale z tego, co sysza, wszystkie jej pomieszczenia byy przepenione jakimi
sprztami, wotami i ca mas najrniejszych przedmiotw. A tu? Puste sale, puste cele wzdu
korytarzy.
- No troch tak, troch mnie to dziwi.
- No wanie. A co ta witynia panu przypomina?
Tym razem Baranowski by szybszy w odpowiedzi.
- Ta witynia przypomina wizienie - powiedzia.
- O wanie - zgodzi si Meredith. - To jakby olbrzymie wizienie. Tyle e bez
skazacw.
- I rzeczywicie to kiedy by zakad karny? - zapyta cakiem ju wesoy Siwecki. - Nie

rodzaj klasztoru penego eremitw?


- Z ca pewnoci nie by to klasztor. S tu rzeczy, ktre wykluczaj tak moliwo. Ale
w pewnym sensie miejsce sprzyja kontemplacji. W jednej z cel dugo zastanawiaem si nad
podobiestwami opowieci zmarego podrnika i tego rozbitka ze statku Gradient.
- I do czego pan doszed? - zapyta Siwecki.
- A dlaczego cele s puste? - Baranowski zada pytanie dokadnie w tym samym
momencie.
Meredith zerkn na jednego i na drugiego, nie wiedzc, na ktre z pyta odpowiedzie
najpierw.
- Co zachwiao rwnowag, jaka tu kiedy panowaa.
- Tomaszewski z dynamitem na otarzu czy Wyszyska, ktra go uruchomia w jakim
innym trybie?
Czarownik zaprzeczy ruchem gowy.
- Dawniej - mrukn zamylony. - By moe to by ksi Osiatyski.

Opatrunek wykonany przez prawdziwego lekarza nie robi odpowiedniego wraenia, wic
Rosenblum musia opatrzy Randa jeszcze raz, po swojemu. Przede wszystkim najbardziej
widoczn cz ciaa, czyli gow, owin bandaem. Poniewa nadal nie wygldao to jednak
przekonujco, pochlapa wszystko pioktanin. Potem prawa rka. Grunt to nie aowa rodkw
opatrunkowych. Plus ogromny temblak i przyczepiona do ramienia kroplwka. Biegnca od niej
rurka nie czya si co prawda z adn ig, ale caa instalacja potgowaa nastrj grozy. Do tego
usztywniona ortopedyczn szyn noga, obwizana jaowymi chustami, i kula inwalidzka, ktr
Rand dziery w zdrowej rce.
Izaak Rosenblum nie by lekarzem, tylko oficerem wywiadu, ale jego dzieo byo sto razy
bardziej malownicze i dosownie miadyo ndzny medyczny pierwowzr. Kiedy Rand
wkroczy, a waciwie wkutyka do ambasadorskich apartamentw, ktre byy przeznaczone
dla szczeglnie wanych goci, cesarzowa zaniemwia.
- Rand... Rand... - zdoaa wykrztusi dopiero po duszej chwili. - Czy on bdzie y?!
- Robimy, co w naszej mocy - odpar Rosenblum, przyjmujc zatroskany wyraz twarzy. Jego stan jest bardzo ciki.
cignity do konsulatu ambasador, stary, dowiadczony wyga w krainie dyplomacji, bez
sowa patrzy na dyndajc kocwk rurki podczonej do kroplwki. On przecie wiedzia, e
tak by nie moe. Lata dowiadcze w resorcie spraw midzynarodowych jednak sprawiy, e
cho z wielkim trudem, zachowa kamienny wyraz twarzy i powstrzyma si od komentarza.
Stojcy za nim konsul zacisn jedynie szczki. Pieprzony wywiad! Na co oni sobie
pozwalaj, robic taki teatr?
- Rand... - Cesarzowa zerwaa si z miejsca i podesza bliej. Baa si jednak dotkn a
tak chorego czowieka.
- Robiem, co w mojej mocy, eby nie wypuci go z ka - ga przekonujco
Rosenblum. - Ale on si upar. Mwi, e musi przed mierci porozmawia ze swoim wadc.
- Rand... - Cesarzowa bya naprawd wzruszona. - Zasonie mnie wasnym ciaem!
Bogowie wiadkami, nie spodziewaam si tego po tobie.
- Wypeniem swj obowizek.
- Gdyby nie ty...
- Pani, niebezpieczestwo jeszcze niezaegnane. Musimy pilnie porozmawia.

- I dlatego, eby zamieni ze mn par sw, zerwae si z oa, od lekarzy?


- Musz ci ostrzec, pani. Los cesarstwa jest waniejszy od losu pojedynczego czowieka.
Rosenblum mia tak idealnie przejt min, e ambasador mimo wieloletniego treningu w
dyplomacji z trudem utrzymywa powany wyraz twarzy. Ten czowiek marnowa si w
wywiadzie. Jako aktor zarabiaby miliony.
Teraz wymownie spojrza na wysokich rang dyplomatw. Obaj, klnc w duchu na czym
wiat stoi, przenieli wzrok na cesarzow.
- Wielka pani! - Ambasador musia przekn lin, eby mc mwi normalnie. By
wcieky z powodu hecy wywiadu. - Za pani pozwoleniem, zostawimy was samych. Na pewno
chce pani porozmawia ze swoim czowiekiem. - Wsta lekko i obaj z konsulem wykonali
przewidziane przez etykiet paacowe ukony.
Wadczyni odpowiedziaa uprzejmym skinieniem gowy. A kiedy wyszli, wasnorcznie
pomoga Randowi zaj skraj ambasadorskiego fotela. Sama usiada na zwykym biurowym
krzele tu obok.
- Jak si czujesz? - zapytaa z autentyczn trosk w gosie.
- Pani, nie czas teraz na moje zdrowie. - Rand sam si nie spodziewa, e zrobi a takie
wraenie. Podziwia umiejtnoci Rosenbluma w tworzeniu dramatycznej sytuacji. Ale
najbardziej ze wszystkiego by dumny ze swojego szczcia, ktre przez splot przypadkw
sprawio, e by teraz tym, ktry uratowa majestat. - Musz dokoczy, co zaczem. Cho
zaczem za pno.
- Wiedziae o zamachu?
- Nie. Skd, wielka pani! Wiedziaem jednak, e co si wici.
- Co?
- Pani, przyszedem do ciebie w desperacji. Nie majc adnych dowodw, a jedynie
informacje od moich rde. Suby specjalne od lat niszcz moj organizacj, ale dopiero
niedawno posunli si do zamachu na mnie. Aie miaa wasnym wiadectwem potwierdzi, e
yj wycznie dziki jej refleksowi i umiejtnociom.
- I sdzie, e zrobi na mnie wraenie opowie jakiego ochroniarza?
- Powtrz, pani: to bya desperacja.
Patrzya na niego bez wyrazu. Bya wadczyni, prawdziw. Umiaa momentalnie
opanowa emocje i sucha z ca uwag, bezstronnie oceniajc fakty. Wszystko wiadczyo
jednak, e do tej pory jest skonna Randowi wierzy. Fakty zdecydowanie przemawiay na jego
korzy.
- Z jakiego rda dostae informacje, e co mi grozi?
Rozoy rce w teatralnym gecie.
- Pani, rozkaesz, to powiem. Ale wydam te wyrok mierci na moje rdo. Okrutnej
mierci.
Przytakna. Nie bya ma dziewczynk i rozumiaa, e nie chodzi o jego obawy, i
cesarzowa komu powie. Chodzio o zasad. Jeden wie, tylko jeden moe powiedzie i w razie
wsypy wiadomo, czyja wina, czyj gow odci.
A Rand ze swojej strony cieszy si, e dyskusja przybraa akurat taki obrt. Oczywicie
nie mia rda, ktre poinformowaoby go o przygotowywanym zamachu na cesarzow, bo
takiego zamachu przecie nie byo. Po raz kolejny bogosawi splot przypadkw. Teraz
wystarczyo to tylko dobrze rozegra. Nie wolno mu przesadza w daniach. Nie mona by
zbyt pazernym.
- Kto stoi za zamachem? - zapytaa cesarzowa.
- Nie wiem - odpowiedzia Rand.

- Nie opowiadaj bzdur. Przed kim chciae mnie ostrzec?


- Przed subami specjalnymi.
- A moesz janiej?
By na to przygotowany. Zacz opowiada o swoich przemyleniach, o tym, e suby
d do monopolu przekazywania informacji wadczyni, czyli tak naprawd wprost do wadzy.
e widzc zmian sytuacji z powodu przybycia Polakw, posuny si prawdopodobnie nawet do
zamachu stanu. Zacz opowiada o Zakonie i podejrzeniach przybyszw zza gr dotyczcych
kontynuacji jego knowa.
Tu mu przerwaa.
- Co powinnam wedug ciebie teraz zrobi?
Na to te by przygotowany. Na to przede wszystkim by przygotowany, bo tylko i
wycznie o tym myla przez cay czas pobytu w konsulacie.
- Wielka pani! - Umiechn si szeroko. - Przecie zamach stanu si nie odby powiedzia promiennie. - Proponuj, eby wrcia do paacu.
Oniemiaa.
- Prosto w rce wrogw?
- Drugiej akcji na twoje ycie, pani, nie maj w zanadrzu. Nic nie jest przygotowane,
poniewa miaa zgin w pierwszym zamachu. Jak nie na dziedzicu u kurierw, to po drodze
do paacu, a trzecie zabezpieczenie pewnie miao by jeszcze gdzie dalej. Tam miaa zgin, a
widzc misterny plan i trzy stopnie zabezpiecze, planu alternatywnego ju nie maj. Nie s
przygotowani na to, e wrcisz ywa. Dlatego nie sycha o przewrocie. Ogupieli!
- Jak to?
- No przecie oficjalnie rki na ciebie nie podnios, pani.
- I co? I mam wrci do paacu i rozwiza suby specjalne?
- Wywoasz tym samym wojn domow, pani. Najpewniej.
- Bo?
- Bo dobrowolnie wadzy nie oddadz.
I znowu przyznaa mu racj. Punkt dla Randa. Za daleko to zaszo. Zbyt dugo polegaa
na swoich siach specjalnych i nawet podwiadomie zdawaa sobie z tego spraw. I dziki temu
atwo teraz byo zachwia jej pewnoci co do tego, komu ma ufa.
- I co mam zrobi? Moe odda siy specjalne pod twoje rozkazy? - usiowaa zakpi.
- To rwnie si nie uda. Nawet gdyby, pani, okazaa si tak naiwna i oddaa cao si w
jedne rce.
- Dzikuj za szczero.
Odpowiedzia umiechem.
- Wr, pani, do paacu. Przecie oficjalnie nic si nie stao. adnego zamachu nie byo. A
e strzelanina na ulicy? Bo to jedna? Nikt nie zwrci uwagi. A w paacu...
- Mnie zabij - dokoczya za niego.
- Kto?
- No nie wiem, na kogo mog liczy.
- Na stranikw na przykad. Moim zdaniem, okazali si lojalni. Na wojsko, myl, a
szczeglnie na marynark wojenn, ktra jak i u Polakw, jest przecie osobnym rodzajem si
zbrojnych.
Spojrzaa na niego z uwag. Sprawia wraenie, e wie, o czym mwi.
- Pani - cign Rand, widzc, e jego sowa padaj na podatny grunt - przecie mamy
dziesi cigaczy przekazanych przez RP. A na nich marynarzy wyszkolonych wedug polskich
regulaminw. Tak samo dowdztwo, sztab i morskie oddziay szturmowe. Otocz si nimi, wielka

pani. Oni na pewno nie brali udziau w adnym spisku, s lepiej uzbrojeni ni ktokolwiek w
naszym wojsku, maj nowoczesn czno i s zgrani z Polakami. Dziesi motorowych
cigaczy w jednej chwili przewiezie ci na lotniskowiec, gdyby co szo nie po twojej myli.
Westchna. On mia racj. I rozwiza najbardziej palc kwesti. Osobistego
bezpieczestwa. Jej paac w Negger Bank by oczywicie powizany z morzem. A nic nie oprze
si sile wukaemw zamontowanych na tych maych, ale bezbdnie potnych i szybkich
okrtach.
Poczua tak ulg, e pot pojawi jej si na czole. Rand naprawd wiedzia, co mwi.
Zaproponowa jedyny rodzaj wojska, ktry mia radiostacje i pistolety maszynowe. Jedyny
rodzaj, ktry nie mg bra udziau w adnych machinacjach, poniewa w tym czasie si szkoli i
by zbyt mao godny zaufania dla si specjalnych, bo zbyt blisko zwizany z RP. Proste. Jedna
kwestia z gowy. Bogowie, co za ulga.
- A co z siami specjalnymi?
- Siami czy subami?
- A to nie to samo?
Z trudem powstrzyma si od wzruszenia ramionami.
- Suby to pion wywiadowczy zajmujcy si zbieraniem informacji. Siy to ich zbrojne
rami.
Przytakna zmczonym ruchem gowy. Odkd Rand rozwiza kwesti jej
bezpieczestwa, poczua wszechogarniajce znuenie.
- No to co z jednymi i z drugimi?
- Ze subami teraz nie zrobimy nic, bo s za silne - zrcznie przeszed do formy my. A siy specjalne proponuj odda pod dowdztwo sztabu generalnego naszego wojska.
- A jeli wojsko brao w tym udzia?
- Tego nie wiemy. Jasne jest jednak, e aden spisek nie jest organizowany przez tysice
uczestnikw. Musi by ich jedynie garstka. Inaczej wszystko na nic.
- Masz racj - zgodzia si bez trudu.
- W zwizku z tym sztab generalny nie moe by zamieszany w caoci, bo jest zbyt
liczny.
- Ale czy suby oddadz swoje zbrojne rami?
- Nie. Bo my nie bdziemy odbierali.
Oniemiaa zaskoczona.
- Co?
- My im nie zabierzemy si specjalnych. Jedynie w ramach unifikacji dowodzenia przed
kampani w Kong sprawimy, e wszystkie rozkazy bd mogy by wydawane jedynie przez
sztab armii. Suby dalej wic bd rzdzi swoimi siami, z tym tylko, e kady ich rozkaz musi
przej przez sztab i by tam, a wic przez ciebie, pani, osobicie zaakceptowany.
Teraz ona si umiechna.
- Genialne. Ale czy wojsko sobie z nimi poradzi?
- Nasza armia bya tak dugo upokarzana przez siy specjalne, e osobicie podejmuj si
znale setki spragnionych zemsty oficerw, ktrzy wykonaj zadanie z wielk przyjemnoci. I
doo wszelkich stara, eby tamtych bardzo zabolao.
Cae jej zmczenie i szok kumuloway wanie swoje objawy. Wadczyni chwiaa si
gowa, miaa ochot ziewa, a najbardziej zwin si gdzie w kbek i zasn spokojnie. Dziki
przemowie Randa poczua co na ksztat nadziei. A moe nawet troch wicej. By kto, kto
wiedzia, co robi w tej kuriozalnej, niezwykle gronej sytuacji. Naga ulga sprawia jednak, e
puszczay jej nerwy. I przede wszystkim chciaa spa.

- Odejd wic - powiedziaa. - I spraw, eby ozdrowia. Bardzo mi na tym zaley.


Rand poczu si jak pijany. Wygra to starcie! Wygra! Nie mogc okaza triumfu,
gramoli si powoli.
- Powiedz czowiekowi, ktry ci tak starannie opatrzy - cesarzowa wskazaa palcem
jego bandae - e go ozoc za to.
Rand ledwie zauwaalnie przygryz wargi. No szlag! Polscy lekarze generalnie
zlekcewayli jego rany, nazwali niegronymi i nie chcieli powica mu zbytniej uwagi. Jedyny,
ktry widzia interes w niesieniu pomocy, to Izaak Rosenblum. I teraz on ma zosta za to
ozocony?
A co tam... Przecie nie od dzi wiadomo, e w dalekich krajach ludzie szybko si
bogac.

Sierant szef Lewandowski nie mia dobrego dnia. Od rana wszystko walio mu si na
gow, a teraz jeszcze ludzie poszaleli, od kiedy ogoszono gotowo bojow. Stary wyga z
zaopatrzenia usiowa si nie poddawa panujcemu wok nastrojowi. Co to w ogle jest
gotowo bojowa ogaszana na terenie staej bazy na ldzie? Pierwsze sysza! Takie co to
mona sobie ogasza na okrcie przed bitw, kiedy dziaa ju zaadowane, a marynarze z noami
w zbach gotowi do abordau. Debilizm czysty. Przecie tu, w Negger Bank, baza nie bya adn
twierdz. Nie miaa ani instalacji obronnych, ani nawet adnego planu na wypadek ataku. Twrcy
regulaminu bazy liczyli si co najwyej z atakiem godnego tumu, zamieszkami cywilw i
innymi niepokojami. Na to byli przygotowani. Generalna zasada brzmiaa, e jakiekolwiek
strzelanie do miejscowych ma by zrobione rkami miejscowych. eby pniej RP nie mona
byo o nic oskary. No a gdyby kto si jednak przedar, to w odwodzie byy i czogi, i cekaemy,
ale... raczej przewidziano dla nich uycie dorane w razie czego, w ramach improwizacji, a nie z
przygotowanych stanowisk obronnych. Natomiast atak na baz regularnej armii oznacza
przecie wojn. A to ju rozstrzygao si innymi rodkami ni tymi bdcymi w gestii
komendanta bazy. Wtedy ruszy caa potga i zmiecie si przeciwnika z powierzchni ziemi. Tak
czy inaczej.
C wic oznacza dla bazy rozkaz o gotowoci bojowej? Tego nikt nie umia wyjani.
Kady dowdca rozumia to po swojemu i ludzie pchali si gremialnie do magazynw, chcc
pobra najrniejsze rzeczy, ktre w ich mniemaniu mog si przyda na polu walki. A
kwatermistrzowie nie mieli instrukcji, co robi w takich wypadkach. Obowizyway ich
normalne przepisy, wedug ktrych odpowiadali przecie osobicie za rzeczy pobrane bezprawnie
czy nienalenie.
Ludzie si denerwowali, a on przecie musia przeczyta dokadnie formularz
zapotrzebowania, zapozna si z zacznikami, sprawdzi zgodno z instrukcj. Na jego gow
paday gromy, a on powtarza spokojnie:
- To nie wojna. Nie wystarczy wic wpa i krzykn: Tamci atakuj! Wyda nam ca
amunicj!. Takie wrzaski nie poskutkuj.
Nie suchano go jednak. Tak i wszystkich pozostaych kwatermistrzw. Oficerowie tej
suby ukryli si w pewnym momencie, nie chcc by obiektem naprawd przykrych zachowa.
onierze nisi rang musieli jednak trwa na swoich stanowiskach i znosi wszystko, cho z ca
pewnoci nie ze stoickim spokojem.
Dlatego te Lewandowski, syszc w pewnej chwili, e Chen domaga si pilnego
widzenia, nie wytrzyma i wrzasn:

- Nie w tej chwili, psiakrew! Niech go wasna matka utuli, jeli ma problem, a jak nie
rozpozna matki w caym stadzie krw, to niech tuli pierwsz lepsz!
Posaniec nie komentowa. Oddali si w miar spokojnie.
Nie wiadomo, ile z tego, co usysza, powtrzy Chenowi. W kadym razie tamten
zdecydowa si na jeszcze jedn prb. Posaniec, mwic, zasania si rk, eby cios w gow,
ktrego si spodziewa, mniej bola. Ci miejscowi zatrudniani w bazie zdecydowanie w gupi
sposb przenosili na jej teren zwyczaje, ktre panoway w ich kraju. Byo przecie nie do
pomylenia, eby Lewandowski uderzy go pici w gow, rozkrwawiajc wszystko i stajc za
to do raportu. No nie do pomylenia. Lewandowski przecie, jakby mia zo, przyoyby mu
mokr szmat w plecy. Bl ten sam, a ladw nie ma!
- Czego!?
- Pan Chen mwi, e to bardzo pilne!
- Nie!!!
- Pan Chen mwi - posaniec a si skurczy w oczekiwaniu na cios, ktry pozbawi go
przytomnoci, a moe i ycia - e ma wiadomo wagi pastwowej!
Lewandowski powstrzyma si z najwyszym trudem. W pomieszczeniu byli przecie
inni ludzie. Wstajc zza biurka, poprzysig sobie jednak, e kto dzisiaj w ryj zarobi. Choby
miao si to potem zakoczy karnym raportem.
Sapa z frustracji, idc korytarzem. Sysza, jak zamykaj si przed nim drzwi do
kolejnych pomieszcze. To jego podwadni wyczuwali, e szef jest w wybuchowym nastroju.
- Czego?! - Na widok Chena sierant szef wyj z kabury etatowy, wielki
pautomatyczny pistolet i przyoy tamtemu do czoa. - Jeli to nie bdzie naprawd wane,
pocign za spust - zapowiedzia pozornie bez emocji.
Chen nie okaza nawet cienia strachu.
- Sami - powiedzia cicho.
Tak zaskoczy tym Lewandowskiego, e ten nagle opuci bro. Sami tutaj? Rozejrza si
odruchowo. Niby gdzie? Zaprowadzi go do gabinetu? Strata czasu, a poza tym ciany maj uszy.
Gdzie w tej pierdolonej bazie mona zosta sam na sam?
- No dobra. - Wymyli co w kocu. Otworzy drzwi wyjciowe i wskaza kierunek. Wiatr si zrywa, i to pono silny. Zawieszono loty.
Pomys by niezy. Tu przy magazynach kwatermistrzostwa byo przecie lotnisko. A
tumany kurzu przynoszone coraz mocniejszymi podmuchami znad pustyni paralioway dzisiaj
normalny ruch.
Wyszli na sam rodek pasa startowego. Zupenie sami, w huczcym wietrze, ktry targa
materiaem ich ubra. Tu nie mg ich nikt podsucha.
- Niech to bdzie naprawd wana sprawa. - Lewandowski potrzsn cigle trzymanym
pistoletem. - Lepiej niech to bdzie co naprawd mocnego.
Chen nie okazywa w dalszym cigu cienia strachu ani wahania. Zbliy twarz do gowy
sieranta, jakby chcia zyska pewno, e jego sw nie odczyta nawet kto biegy w
obserwowaniu ruchw warg.
- Nie byo zamachu na cesarzow - powiedzia.
Lewandowskiego zapowietrzyo. Nie mg ani wzi nowego oddechu, ani wypuci z
puc starego. Sta nieruchomo z pen wiadomoci, e jeli ten stan potrwa duej, to na pewno
si udusi.
- Co? - udao mu si wydoby gos dopiero po kilkukrotnym przekniciu liny.
- Nie byo zamachu na cesarzow - powtrzy Chen.
- Ale ja mam w tajnym oklniku, e bya strzelanina, e uczestniczya w niej cesarzowa,

e...
- Nikt temu nie zaprzecza. Jednak nikt nie planowa zamachu stanu ani zabicia wadcy.
Lewandowski otar nagle pot z czoa.
- Masz jaki dowd?
- Nie. I wiem, e nikt ju nie bdzie umia temu zaprzeczy. Ale... tak naprawd nic si
dzisiaj nie stao.
- O kurwa!
Informacja miaa wag pancernika, i to dodatkowo obcionego oowiem. Nie sposb
byo oceni jej konsekwencji. Nie sposb byo nawet oszacowa, jak wielkie ma znaczenie.
I Lewandowski wcale nie prbowa. Zmarszczki na jego czole i skupiony wyraz twarzy
wiadczyy oczywicie o tym, e myla intensywnie. Ale jedynym problemem, ktry musia
teraz rozstrzygn, byo, w jaki sposb w zaistniaym chaosie i baaganie cign generaa
Kawalca osobicie na sam rodek pasa startowego?

Rampa w odpowiednio przygotowanym luku samolotu miaa specjalne urzdzenie.


Mechanicy w warsztatach bazy Negger Bank dali z siebie wszystko. Skoczek obciony sprztem
kad si na rampie i jeli by niedowiadczony, jak dwie dziewczyny dzisiaj, to trzyma si
kurczowo, ba, z caych si, dwch wystajcych rur. W razie braku zgody skoczka na samodzielne
oddzielenie si od samolotu wystarczyo szarpn niewielk dwigni. Wtedy rury choway si
nagle, wysuwajc agodnie z rk przeraonego skazaca, i skoczek nie mia ju si czego
trzyma. Bezwadnie lecia w d. To wystarczyo zasadniczo do prawidowego wykonania
skoku, poniewa spadochron otwiera si po pewnym czasie samoczynnie.
- Panno Kai! - Peczyski przysun mikrofon do ust. - Teraz prosz si puci i zsun po
rampie na zewntrz samolotu.
- Bogowie! Tam jest dziura! I nic nie ma pod nogami!
- No wanie tamtdy trzeba si wydosta z samolotu...
Tomaszewski odebra majorowi mikrofon.
- Kai, przesta si wygupia i skacz! - rozkaza. - W tym spadochronie wszystko robi si
samo. Ty po prostu zamknij oczy.
- Ale tam jest... - Spanikowana dziewczyna dugo szukaa sw. - Ale tam jest pusto! Nie
ma nic pod nogami.
- No wanie o to chodzi.
Czarownica nie zamierzaa si jednak puci.
- Zamknij oczy!
- Nie!
Mczyni wymienili si spojrzeniami. Peczyski pooy do na dwigni. Kai jednak
musiaa co zauway, bo krzykna w panice:
- Nie dotykaj tego! Ty sukinsynu jeden! Jeli dotkniesz, to zamieni ci w...
Nie dowiedzieli si, w co czarownica zamierzaa zamieni majora. Siedzca obok Nuk
nachylia si i sama szarpna za dwigni. Rury wysuny si z kurczowo zacinitych doni Kai
i dziewczyna zacza zsuwa si po rampie.
- Nie! Bogowie! Bogowie!! Mamusiu kochana! Mamo! Mamo! Nie...
Gonik zaskakujco dobrze przenosi jej gos. Na szczcie po chwili spadajca
dziewczyna wysza z zasigu. Radio w jej hemie byo malutkie i prymitywne.
Nuk wyplua gum do ucia, ktr dostaa, eby nie zatykay jej si uszy podczas

wznoszenia. Przypia ustnik maski. Mimo obcienia sprztem wstaa lekko i z niewielk tylko
pomoc Peczyskiego pooya si na rampie.
- Ju? - Spojrzaa na majora.
Ten poprawi jej gogle. Sprawdzi, czy maska tlenowa dobrze trzyma. Potem klepn Nuk
w rami.
- Skacz!
Dziewczyna pucia oba uchwyty. Jej ciao szybko zaczo si zsuwa w d i po chwili,
idealnie wedug instrukcji, znalazo si w powietrzu.
- O kurwa jebana w dup ma! - rozlego si w goniku. - Co za gupi chuj to wymyli?!
Samolot przechyli si na prawe skrzydo, potem na lewe, przez chwil nie mg
wyrwna.
- Co si dzieje? - Tomaszewski zerkn na majora.
- Myl, e piloci rechocz ze miechu - odpar Peczyski.
- To trzeba dziewczynom wyczy te radia. eby nie doszo do katastrofy lotniczej
nastpnym razem.
Peczyski skin gow. Wskaza wskie aweczki dla skoczkw. Kiedy usiedli,
powiedzia jednak uspokajajco:
- Myl, e obie dadz rad.
- W sensie?
- e dadz rad tam, na miejscu.
Tomaszewski wycign z kieszeni paczk papierosw, ale po chwili zrezygnowa i
schowa j z powrotem. Nie byo oczywicie adnych obostrze co do palenia na pokadzie
samolotu, ale strasznie tu wiao. adnej przyjemnoci z palenia.
- Naprawd pan tak sdzi?
- Przygldaem im si bardzo uwanie.
Byo kiedy, to fakt. Peczyski mia wiele okazji, eby sprawdzi, jak si zachowuj, jak
pokonuj trudnoci i jak sobie radz ze stresem. Ich doba skadaa si z wykadw i wicze,
czsto prowadzonych po angielsku. Kady dzie koczy si egzaminem, kada noc zawieraa
elementy poligonowe, sytuacje stresowe w momencie, kiedy delikwent by niewyspany, a nawet
wiczenia siowe, cho tych byo najmniej i ograniczay si gwnie do dugiego maszerowania
oraz szukania schronienia w niekorzystnych warunkach. Obsuga radiostacji i mapy poczonej z
kompasem przeplataa si z rozmow z samym ambasadorem, zorganizowan tylko po to, eby
kursantki usyszay cho raz prawdziwy akcent angielski, a nie tylko jego ndzn imitacj w
wykonaniu niektrych polskich oficerw. A major nie odstpowa ich ani na krok.
- I jakie s paskie spostrzeenia? - zapyta Tomaszewski.
- Ta nisza, Kai, ma niesamowit zdolno przyswajania ogromnej iloci wiedzy w
krtkim czasie. Jest lepsza ni najwikszy kujon w mojej szkole. Ale to creczka mamusi. Albo
co gorsza, tatusia.
- Mmm, widziaem j w akcji. Nie daje ciaa generalnie.
- No tak, ale troch inaczej si czowiek zachowuje, majc za plecami ca armi, a
troszeczk inaczej zostawiony sam sobie. A ona cigle: tu jej niewygodnie, szaas nie nadaje si
do spania, tam s mrwki, a tu mysz. Koc nadaje si co najwyej do czyszczenia rynsztoka, a
wod w manierce czu metalem. Ona myli nawet praw stron z lew, co jest do typowe dla
kobiet, jednak troch przeszkadza w pracy operacyjnej.
Tomaszewski zacz si mia. Peczyski kontynuowa:
- Chocia umys ma rzeczywicie dobrze poukadany. Kto j ewidentnie trenowa w
przyswajaniu najrniejszej wiedzy, byskawicznym zapamitywaniu i atwym z niej korzystaniu,

kiedy jest potrzebna.


- Szkoa pustynna w Danoine. Z tego wynika, e co tam jednak potrafi.
- Oj, potrafi, potrafi - przyzna komandos. - Gowa wic w porzdku, ale w trudnej
sytuacji ciao j zawiedzie.
Nie byo sensu mu tumaczy. Major, jak wikszo Polakw, cigle nie dopuszcza do
siebie myli, e czarownicy jednak rni si od innych ludzi i akurat kontrolowanie wasnego
ciaa maj opanowane do perfekcji.
- A ta druga?
- Nuk? Oe, jak mi si ta baba podoba. Sam bym j chcia mie w oddziale. - Peczyski
cmokn gono. - I jeli jej nikt nie zagospodaruje po powrocie, to zo jej propozycj pracy.
- Przecie to partyzant.
- No to co? Ale sierant tylko. A u mnie dostanie porucznika na dzie dobry. Na dzie
dobry, mwi, bo to nie bdzie koniec jej kariery, tylko pocztek. Kiedy lepsze szlify dostanie, to
na staro pjdzie do sztabu i tam si moe nawet generaa dosuy. I mie potem generalsk
emerytur. W wojskach spadochronowych takie rzeczy si zdarzaj.
- Taki skarb?
- No! A ja jeszcze czytaem, co tam o niej Baranowski w raporcie wysmay. A poza tym
kobieta nie mnoy problemw, rozkazy wykonuje co do joty, inicjatyw wasn wykazuje, strach
zna, ale strachem niepodszyta.
- To szkoda, e pan nie zna Shen. Jeszcze bardziej by si panu spodobaa.
- Jest lepsza od Nuk?
- Widzi pan, o Baranowskim mwi si, e to pierwszy w historii czowiek, ktry
dysponujc tylko miejscowymi siami, przeszed przez Wielki Las i wykona zadanie. A tak
naprawd pierwsza bya Shen. Tyle e zrobia to sama.
- Nieprawdopodobne! - Peczyski potar brod. - No to z tego wniosek, e sprawa
partyzantw jeszcze nieprzegrana. Bo mwi, e caa sia imperium na nich idzie.
- Caa sia idzie - potwierdzi Tomaszewski i doda: - Jedn drog!
- O? - Major przez chwil nie mg uwierzy. - No to se sztab utrudni zadanie. A moe to
z honorowych powodw? - zakpi. - eby da przeciwnikowi szans?
- Tak czy tak, nakryj j czapkami. A wyboru drogi nie ma, bo z jednej strony morze, a z
drugiej gry. Innej moliwoci naprawd nie ma.
Peczyski zamyli si i siedzia w skupieniu. Dla niego nic, co dotyczyo operacji na
dalekim zapleczu, nie byo oczywiste.

Konwj skadajcy si z kilkunastu jedcw posuwa si powoli rozmokym


wczesnowiosennym traktem. Poza jedn gwn cesarsk drog, ktra biega wzdu wybrzea,
innych wyoonych kamieniem w okolicy nie byo. No tak, ale czemu si dziwi? Byli przecie
na samych najodleglejszych kresach cesarstwa, w pasie nadgranicznym i... Tfu! Shen zgania si
w mylach! Jak moga powiedzie o wolnej prowincji Kong, e jest czci imperium. Ju nie
jest! I w ogle trzeba by t krain nazwa jako inaczej.
- Suchaj - zwrcia si do Kadira, ktry jecha obok niej. - Czy nie powinnimy jako
nazwa tego kraju dookoa? Nie jestemy przecie zwyk zbuntowan prowincj. To kraj
wolnoci.
Rusznikarz przytakn ruchem gowy.
- Nazwijmy si Wolnociolandia tymczasowa moe. Co?

- Trudne sowo.
- Kronikarze zapamitaj, bo to profesjonalici. A nikt inny nie bdzie musia.
- Bo co? Bo nas zajmie ta armia, ktra tu idzie, i znikniemy, co?
- A jak mylisz? - odpowiedzia pytaniem na pytanie.
Nie zamierzaa jednak zaprzta sobie gowy jego humorami. Wiosna ewidentnie wzia
jej umys we wadanie. Ciepo i pierwsze zielone pki na drzewach pozwalay zapomnie nawet o
bocie, a co tam dopiero o imperialnej potdze, ktra powoli suna w ich kierunku.
- Kadir!
- Co?
- I tak ci kocham! - Rozemiaa si radonie.
Tym razem odpowiedzia umiechem.
- A ja ciebie, ksiniczko ludowa. A ja ciebie!
Jechali wanie na kontrole partyzanckich obozw. A jednoczenie szkoli. Polska
instrukcja dotyczca struktury partyzanckich organizacji bya jedna, nie mieli czasu, eby odda
kopicie do powielenia. I trzeba byo osobicie wtacza wszystko do gw poszczeglnych
dowdcw. Niestety. Problem by jeden. Ludzie godni i biedni ochoczo co prawda cignli do
partyzantw i licznie zasilali ich oddziay. Byli odwani, odwag pync z desperacji, zdolni do
kadych wyrzecze. Nie potrafili jednak wykonywa instrukcji. Nie byo u nich talentw
dowdczych. Setki lat trzymania pod butem oduczyo ich skutecznie przejawiania jakiejkolwiek
inicjatywy. Kad decyzj miaa za nich podj wadza. Przedtem cesarska, a teraz dowdca
oddziau. To, e podejmowa, czsto z powodu brakw w wyksztaceniu, decyzje ze i gupie, nie
miao adnego znaczenia. Mona byo na niego psioczy, mona narzeka. Ale to on mia podj
decyzj i basta! Shen nie moga zapomnie ktni z jak kobiet. Chodzio o dzieci, ktre trzeba
byo zapozna z podstawowymi zasadami bezpieczestwa w lesie. Dowdca oddziau albo o tym
zapomnia, albo uzna za nieistotne. Dzieciaki aziy wic sobie, jak chciay, a si rzeczy doszo
do nieszczliwego wypadku.
- Czemu nie zorganizowalicie dla nich jakiej ochrony?! - wrzeszczaa na jedn z
nieszczliwych matek Shen.
- No bo wadza nie zadecydowaa.
- A ty wasnego rozumu nie masz?! Wszystko za ciebie musi kto inny zrobi?
- To jest rola wadzy, eby decydowa. Nie moja.
- Ale to twoje dziecko jest ciko ranne!
- To wina wadzy.
- Nie wadza cierpi, idiotko! Ty cierpisz!
- Bo dowdca jest do dupy. - Kobieta bya bliska paczu. - Nie zaj si odpowiednio
naszymi dziemi.
- A co on moe wiedzie o dzieciach?! Kawaler przecie! I to on ma decydowa? - Shen
opanowaa si z najwyszym trudem. Przesza na ton nauczyciela, ktry musi przemawia do
wyjtkowo tpego ucznia. - Posuchaj mnie uwanie. Teraz zadam ci pytanie.
- Tak, janie pani?
- Ile razy w twoim yciu jakakolwiek wadza podja korzystn dla ciebie decyzj?
Jakakolwiek wadza, cesarska dawniej czy dowdca ju tutaj. Zastanw si i powiedz: ile razy
wadza zrobia co dobrego dla ciebie?
Kobieta mimo ez w oczach mylaa w skupieniu przez dusz chwil.
- Ani razu, pani.
- Ani razu kto u wadzy nie zrobi dla ciebie czego dobrego?
- Jest, jak mwisz, pani. Ani razu.

- A ty, ciel gupie, w dalszym cigu chcesz, eby wadza za ciebie podejmowaa decyzje?
Ani razu nie podjli dobrej, ale w dalszym cigu maj o tobie decydowa?
- Taka jest rola wadzy.
- Jednak nigdy si z tej roli nie wywizali, zawsze, od zarania, robili co gupiego, a ty
dalej chcesz, eby to wadza decydowaa?
- No bo taka jest jej rola.
- Hej! Czy ty w ogle syszysz, co do ciebie mwi? Ocknij si, kobieto! Jak ma o tobie
decydowa kto, kto nie zna twojej sytuacji, niczego o tobie nie wie, nie ma pojcia nawet, jakie
s warunki w twojej bezporedniej bliskoci. Jakim cudem ma o tobie decydowa kto, kto nie
ma pojcia nawet o prostym fakcie, e istniejesz?! Dlaczego ty sama nie chcesz o sobie
stanowi?
- No bo to rola wadzy. To ona powinna robi.
- A czy dotaro do ciebie, e my tutaj jestemy wanie po to, eby cesarsk wadz
obali? I kto bdzie wtedy za ciebie decydowa?
- No nasz dowdca.
- Kurwa ma! To on wanie o mao nie doprowadzi do mierci twojego dziecka! I co?
Dalej ma za ciebie podejmowa decyzje?! Sama nie zaczniesz?!
Na szczcie Kadir by w pobliu. Przerwa debiln dyskusj i odprowadzi Shen w
ustronne miejsce, gdzie chodzi jej rozpalon gow zimn wod z manierki.
- Ja ci pierdol! - Dziewczyna pomstowaa jeszcze dugo. - Janie pan i jego but im si
marzy! Byleby tylko pan by ludzki i askawie o nich pamita! Niewolnictwa nie ma, a to
wszystko urodzeni niewolnicy! Byleby tylko ich nie bito za mocno, a jeli ju, to wszystkich
naraz i jednakowo!
- Ciii...
- Co ciii, co ciii?! Z tym bydem ani kroku dalej nie zrobimy! Po co imperium armia?
Wystarczy, jak przyjdzie tu cesarzowa, splunie i powie, eby jej lin caowa, a za to brukwi
zgniej da do arcia, to si pozabijaj, eby do jej plwocin by pierwsi!
- Ciiii...
- Co ciii? Cesarzowa nawet plu nie musi. Wystarczy oznajmi, e bdzie podejmowa
za nich decyzje. Jutro kae, eby si kady rozpdzi i gow w cian hukn. Wszyscy na
rozkaz zgin i spokj bdzie. A ci, co cudem przeyj, pojutrze bd powtarza, e znowu wadza
le robi. I znowu... Ale wyglda bd nastpnej decyzji! Jak psy w oczy pani wpatrzeni.
- No ju, ju...
- Nie zagaduj mnie!
- Przecie nic nie mwi.
- To zrb co, eby mnie uspokoi.
Na szczcie wieczr zapada cigle do szybko. Kadir wzi j wic do namiotu
dowdztwa, gdzie byli sami. Shen nawet si nie zorientowaa, kiedy j rozebra i stana przed
nim naga. By konsekwentny. Nie wypowiedzia ani jednego sowa wicej. Uspokoi j po dugiej
i wyczerpujcej walce na legowisku. A to wintuch jeden! Najwyraniej lubi, jak fuczaa po
kociemu, wierzgaa na podobiestwo wciekej klaczy, usiowaa gry jak psia suka. Ewidentnie
sprawio mu wielk rozkosz, kiedy w kocu przygi jej kark do legowiska, przycisn twarz do
pocieli, a pup wypi tak, a staa si bezbronna.
No dobrze. Walk w ku moe i przegraa, ale uspokoi j idealnie. Znuona i
wypeniona spokojem zasna sodko w jego ramionach.
Teraz, siedzc na czapicym ociale koniu, zerkna na niego z ukosa. Mdrala
przebrzydy. Mczyzna, ktry zawsze musi mie racj. I nie udowadnia tego bynajmniej, nie

zdobywa uznania krzykiem. Tak po prostu wychodzio. Postanowia go troch zaskoczy.


- Jak mylisz? Czy cesarska armia nie wzia na siebie zbyt wielkiego ciaru? - zapytaa.
- Gania za nami po lasach?
Kadir potrzsn gow.
- Ich podstawowym problemem bdzie jedna jedyna droga, ktra tu prowadzi. Wojsko i
zaopatrzenie bd si musiay porusza t sam tras. Im wic wicej wojska popdz, tym
wikszy korek na eb sobie wsadz.
- No fakt. Wojsko nie poywi si za bardzo tym, co znajdzie po drodze. W grach
pustawo, a i bieda wymiota zapasy z miasteczek.
- Wszystko musz zabra ze sob. Jest co prawda inne rozwizanie.
- Jakie?
- Mog zaopatrzenie wozi statkami i wyadowywa w kolejnych portach wzdu trasy.
To przecie droga wiodca nie tylko przez gry. Take nad morzem.
Tym razem Shen rozemiaa si gono.
- Wiem, dlaczego mwisz z takim powtpiewaniem. To kosztuje, a cesarzowa nie jest
admiraem Ossendowskim, ktrego sta na wysanie krownika wraz z towarzyszcymi statkami
do Banxi, kiedy mu taki pomys w gowie zawita.
- To prawda - zgodzi si Kadir. - Rozwizanie wietne, ale zbyt kosztowne. Wszystko
bdzie szo drog. I dlatego kampania musi by ekstremalnie krtka.
- Co to znaczy?
- No przecie nie o zdobycze terytorialne tu chodzi, tylko o honor. Przyjd, spal tu
wszystko, zburz, zabij, kogo si da, i z powrotem pjd.
- No przecie musieliby nas zapa. A krenie wojska po chaszczach to wiesz, jak si w
Sait skoczyo. Byam naocznym wiadkiem, co robi regularne wojsko w lesie. Gubi si i umiera.
- Tote nie bd grzybw szuka. Spal wszystkie wsie, ludzi wypdz albo gorzej.
Miasteczka si zrwna z ziemi, to i goni nas nie bdzie trzeba. Sami z godu zdechniemy.
- Jeli spustosz kraj, to Shah tu przyjdzie.
- No to co? Wtedy my staniemy si problemem Shah, a nie ich. Jaka rnica zreszt?
Honor obroniony.
Musiaa przyzna mu racj. W takich sprawach jak czyja uraza racjonalnych dziaa
raczej nie byo. No trudno. Tak czy tak, nie byli regularn armi i w polu wojsku przeciwstawi
si nie mogli. A przewidywany przez Kadira plan wrogiego sztabu mg by rychym kocem
bazy partyzantw. No i ich samych, rzecz jasna.
- Wiesz co?
- Mhm?
- To mwisz, e z serca imperium do Kong prowadzi tylko jedna droga?
- Na ldzie jedna.
Spojrzaa na niego przekornie.
- A ja znam dwie - powiedziaa, udajc, e to nic takiego.
- Jak to dwie? - Zerkn na ni oniemiay.
- Bo wiesz... Ma si troch znajomoci tu i tam. W trakcie wizyty w zakonnej bibliotece
poznao si troch przemytnikw.
Kadir wstrzyma konia.
- I wiesz, e obok cesarskiej, kamiennej jest ukryta rwnolega droga?
- Tak. Troszk przez gry wiedzie. Ale ujdzie.
- Stj! Kto idzie?!
Swoim nagym zatrzymaniem si musieli zaskoczy wartownikw ukrytych w zarolach.

Dwoje modych ludzi z karabinami wyskoczyo na drog i zaczo biec w ich kierunku.
- Ale wojsko mamy. - Kadir westchn, widzc ich nieporadno. - I z nimi musimy
zatrzyma cesarsk armi.
- W tej armii podobna nieporadno - mrukna Shen. - Uch, no moe nie a taka - dodaa,
widzc, e dziewczyna biegnca z broni potyka si nagle i lduje w bocie.
- Sta! Sta! - chopak za to dar si bez przerwy.
- No przecie si nie ruszamy - odpar Kadir.
- Kto idzie?!
- Mam si powtarza? - Rusznikarz machn rk w gecie rezygnacji. Nie chciao mu si
rozmawia na tym poziomie. - Kadir i Shen.
- A skd mam wiedzie, e mwicie prawd?
Z tyu konnego oddziau rozlegy si miechy. No rzeczywicie, ciko to stwierdzi. Jeli
jednak wartownicy ju si wystawili na atwy strza, to w gowie kadego bardziej
dowiadczonego onierza pojawia si myl, e powinni okaza si bardziej skonni do
kompromisu. Przecie w razie czego, w razie ostrzejszego zatargu, oboje nie przeyj pierwszej
salwy konnych.
Tymczasem umazana botem dziewczyna zebraa si, podbiega bliej i wycelowaa w
Kadira, chcc chyba udzieli swojemu koledze wsparcia.
- Hej, no, s pewne granice gupoty! - warkn na ni rusznikarz. - Jak utaplaa karabin w
ziemi, to z niego nie celuj. Jeli strzelisz, wybuchnie i palce ci pourywa.
Nie uwierzya. Mocniej cisna karabin w doni.
- Musisz wyczyci bro - usiowa tumaczy Kadir, kiedy Shen stracia cierpliwo.
- Na ziemi! - wydaa rozkaz swoim ludziom.
A to byy weteranki, z pierwszego poboru w Negger Bank, z wizienia dla dezerterw.
Dziewczyny byskawicznie zeskoczyy z siode i rozproszyy si momentalnie. Niedouczeni
wartownicy ogupieli. Zamiast zwartej grupy przed sob, w ktr mona celowa dla
zastraszenia, mieli teraz kilkanacie rozproszonych celw wokoo. W dodatku ruchomych. I
podchodzcych coraz bliej. W kogo mierzy? Jako tak im wyszo, eby wycelowa w
dziewczyny z lewej. Ale kiedy to zrobili, te z prawej doskoczyy szybko, podbiy oba karabiny i
obaliy niefortunnych wartownikw na ziemi, wciskajc butami w grunt.
Nikt nawet nie meldowa wykonania rozkazu. Wystawienie tych dwoje, eby pilnowali
czegokolwiek, byo dramatyczn pomyk.
- No dobra. Skoro tu stali, to znaczy, e jeden z naszych oddziaw jest niedaleko.
- Mhm. - Shen uja wodze swojego konia. - Jedziemy.
Jej ludzie unieli dwjk durniw z ziemi i wykrcajc rce, zaczli prowadzi z przodu.
Gdyby przed nimi by jeszcze jeden idiota z karabinem, niech zastrzeli najpierw swoich.
Ju za pierwszym zakrtem ich oczom ukazay si cztery sczepione ze sob wozy
porodku traktu. Kiedy zatrzyma si pierwszy, pozostae musiay wbija si kolejno w
przeszkod przed sob. Wyranie wida byo wzniesienie, z ktrego zjeday. A na bocie, jadc
z grki, wyhamowanie obadowanego wozu okazao si niemoliwe. Wida te byo przyczyn,
dla ktrej pierwszy wz stan w miejscu. Dwa drgi woone midzy szprychy z obu stron
naraz. Wz by ju bezuyteczny. Oba przednie koa zostay poamane.
- No nawet, nawet - powiedzia Kadir. - Akcja sprawnie wykonana.
- Zupenie jakby nie nasi partyzanci walczyli - potwierdzia jego uznanie Shen. - Hej tam!
- krzykna w stron grupy ludzi skupionych nad skrzyniami, ktre leay na poboczu. - Kto tu
dowodzi?
Tamci zamarli. Potem od grupy oderwa si mody czowiek w nowiutkim paszczu

czarownika. Podszed bliej bez wahania.


- Jestem Varik - powiedzia wesoo. - To dla mnie zaszczyt mc spotka pani osobicie.
Zaskoczy Shen.
- My si znamy?
- Ale oczywicie, cho w pewnym sensie tylko. Pani portrety wisz przecie na kadym
rozstaju drg. I trzeba przyzna, e imperialny malarz do dobrze odda pani niezwyk urod.
Cho co tam portret do oryginau.
- Gadko mwisz - wtrci si Kadir. - Jeste wyksztacony.
- Prawd mwic, jestem lekarzem. Lekarzem i nauczycielem, kole. - Wobec Kadira
dowdca oddziau partyzanckiego pozwoli sobie na daleko idc poufao. - Przyczyem si
do partyzantw, kiedy si gono o pani Shen zrobio. No ale na miejscu okazao si, e musiaem
obj tutaj dowdztwo. Bo to, co oni sami robili, to by obraz ndzy i rozpaczy.
Varik podszed bliej, patrzc ze zoci na swoich niefortunnych wartownikw.
- Cztery warty poza kolejnoci! - warkn. Potem pooy do na ramieniu chopaka. - A
ty to ju mi drugi raz podpade, kole.
- No, na warcie tobym ich pod adnym pozorem ju nie stawia. - Kadir zsiad z konia, z
przyjemnoci prostujc koci. - Chyba e po przeszkoleniu.
- Ju ja ich przeszkol. Zapamitaj do koca ycia.
- Zabawne. - Shen rwnie zeskoczya z sioda. - Le-karz z takim talentem wojennym. Popatrzya na unieruchomione na zboczu wozy. Tylko za pomoc dwch drgw. - Brawo!
- Zaje si wojennym rzemiosem, bo co? - dopytywa Kadir. - Pracy dla ciebie nie
byo?
- Bya, kole, bya. - Varik umiechn si szeroko. - I wanie z jej powodu tu jestem.
- Czego ci brakowao? Pienidzy?
- Satysfakcji - odpar tamten bez wahania. - Uczyem te swoje modziaki z ludu i cay
czas miaem wraenie, e cokolwiek bym im do gw powkada, to i tak niewiele zmieni w ich
yciu. Ich los do jednej warstwy przypisany. Moe i nie bd mieli najgorzej ze wszystkich, ale
wysoko si wspi nie bd mogli. Czuem, e wykonuj jak jaow, bezsensown prac, z
ktrej nikt doranych korzyci nie odniesie.
- To akurat rozumiem. - Kadir pokiwa ze wspczuciem gow. Mody czowiek by
przekonujcy. Mia te naprawd wielki talent, skoro przysta do oddziau ot, tak sobie i zaraz
komenda znalaza si w jego rkach. Zastanawia si, czy ten nauczyciel mgby by agentem si
specjalnych wkrconym w szeregi wroga. Po chwili namysu odrzuci ten pomys. Zbyt
wyrafinowany, jak na suby. No i zbyt nisko go umiecili, jak na jak konkretn akcj.
- No i pojem, e tylko uczc, ludzi nie zmieni -cign Varik. - Potrzeba czego
jeszcze, potrzeba czynu, kole.
- A czego uczye?
- Leczenia ludzi. Jestem lekarzem - powtrzy.
- I jako lekarz mao ci byo czynw?
- Postanowie walczy za swoich uczniw? - Shen uniosa brwi zdziwiona. - Za ich
przyszo?
- Za to tylko, eby mogli wzi sprawy we wasne rce.
- Oni nie chc bra niczego we wasne rce. Poza cudzym zotem, by moe.
- To nie ich wina, pani!
- A czyja?
- Edukacji. A raczej jej braku. - Varik wyranie wierzy w to, co mwi, i bya to dla niego
palca sprawa. - Ale ogarniemy to. Wiem, e jedzie do mnie dwch kolegw. Chc si

przyczy.
- Te nauczyciele? - zapyta Kadir, usiujc mwi takim tonem, eby nie byo w nim
ladu sugerowania podtekstu.
- Nie, kole. Jeden jest prawnikiem, drugi nie skoczy jeszcze wasnej nauki. Teraz
interesuje ich tylko rewolucja.
Shen skina gow. Zapaleniec najwyraniej nie by partnerem do rzeczowej dyskusji.
Chocia dobrze, e si tu znalaz. Mia inicjatyw, wiedzia, czego chce, i wiedzia, jak do tego
dy. A za ewidentne talenty przywdcze naleao mu si co wicej ni dowodzenie jednym
malutkim oddziakiem.
- No dobra. - Shen poczua si wyranie uspokojona, e wrd partyzantw pojawiaj si
jednak ludzie, ktrzy maj energi i wasny pomys na to, jak dziaa. - Co z tymi wozami?
- Dziwna rzecz. - Lekarz w paszczu czarownika poprowadzi ich w kierunku
pobojowiska. - Chciaem zdoby troch dodatkowej ywnoci.
Jak oni adnie nazywaj rabunek zdobyciem, pomylaa Shen.
- Ten konwj bardzo mnie zastanawia. ledzilimy ich ze dwa dni, zanim teren okaza si
sprzyjajcy do napaci.
- A co w nim byo dziwnego?
- Dlaczego jad tdy? Bezdroami, a nie cesarsk drog.
- Bo na drodze rabuj, a tu dzicz? - poddaa myl.
- Wrcz przeciwnie. Na drodze nie rabuj, a tu i owszem, co wida na zaczonym
obrazku. - Varik umiechn si do wasnych przemyle. - Po mojemu to oni bardzo bali si
kontroli.
- Dlaczego?
- To konwj sug czarownikw. Jechali od Wielkiego Lasu chyba. A po drodze albo
partyzanci sprawdz, co na wozach, albo pniej cesarska armia. W okolicach Kong Polacy te
lubi przetrzepa bagae podrnych dokadnymi kontrolami, bo na lotnisku zaczy si
kradziee. A ci tutaj jako tak bokiem, bokiem, byle nie na widoku.
- Co byo na wozach?
- Generalnie jakie tam witynne wota. Jeli si nie jest wielkim magiem, to si nie
zrozumie, na co komu te plecionki. Bya te ywno, na szczcie. Byy koce i troch broni. Ale
najwaniejsza jest chyba skrzynia z papierami. Pewnie jakie raporty.
- Zdobylicie? - zapytaa Shen.
- Jakeby inaczej. Papiery s, tyle e szyfrowane.
- A to nie jest taki duy problem. - Kadir rozoy rce. - Gdy si ma odpowiednich
przyjaci.
- Caa skrzynia stoi nietknita. Byo co jeszcze dziwnego... - Nauczyciel dotkn swojego
okrycia.
- Co takiego?
- Kiedy ju ci z wozw poddali si po strzelaninie, podchodz do takiego modego
czarownika i mwi mu: Paszcz dawaj, kole, bo tu marzn nocami. A ten do do ust
podnis, e niby jakie zaklcie chce wypowiedzie i na mnie rzuci. No to mwi do niego:
Nie ze mn te numery, kole... - Varik odsoni po paszcza, ukazujc kabur, w ktrej tkwi
ogromny rewolwer. -Wyjem swojego szeciostrzaowego kadira i woyem mu luf do ust,
eby si ju tak nie mczy z wypowiadaniem zaklcia. A kiedy odcignem kurek z trzaskiem,
to tamten si zesika.
Kadir zacz si mia. Z zaciekawieniem obserwowa te zmiany, ktre dokonyway si
w jzyku mwionym, a ktre dotyczyy wymylonej przez niego broni. Szeciostrzaowy kadir.

Ciekawe.
- No i co? - zapytaa Shen.
- No nic, paszcz zdj, a ja wziem, mimo e obsikany. Potem mi wypraa jedna z
naszych.
Varik wyj poskadany rwno arkusz papieru.
- Znalazem to w kieszeni. List. A raczej szkic listu do mistrza. Rodzaj notatek, ktrych
nie zdy zaszyfrowa.
- I czego si dowiedziae? To bardzo ciekawe.
- Wicej ni ciekawe. Tu jest wyranie napisane, e w polskim wojsku jest ich czowiek.
Autor listu nazywa go nasz, ale te uywa okrelenia dar od Bogw, zamiennie. Pisze te, e
si odkry.
- Co?
- Autor, mwic o tym czowieku, uywa sw: on si odkry. Jest to bardzo wyranie
podkrelone.
- Jak to si odkry? Zdradzi si z czym znaczy?
- Wanie nie wiem. Ale tak to brzmi. Sami przeczytajcie.
Shen wzia papier z rk Varika, ale nie zamierzaa nawet zerka. Przekazaa list
Kadirowi. Wiadomo miaa nieprawdopodobn wag. Take w rozumieniu handlowym. Oraz
przetargowym podczas ewentualnych negocjacji z Polakami. Ale to w tej chwili nie byo dla niej
istotne.
Wojna zbliaa si wielkimi krokami. A ona znalaza wanie wrd swoich dowdcw
czowieka z talentem, gow na karku i inicjatyw. Jeli jeszcze jego kumple, ten prawnik z
koleg, oka si podobni, to jest od czego zacz. Jedyn wad lekarza byo, e naduywa
sowa kole. Nikt tutaj tak nie mwi. Chocia to moe i dobrze. Nie potrafia zapamita
imion wszystkich swoich ludzi, wic temu nadaa w gowie przydomek: Kole Varik. atwiej
bdzie skojarzy.
Westchna, patrzc na wychodzce zza chmur blade soce. I w tym westchnieniu byo
sporo ulgi.

ROZDZIA 6

Takiego przyjcia w letnim paacu cesarskim jeszcze nie byo. Zaproszeni gocie stali w rwnych
rzdach, nie mic komentowa tego, co ma nastpi. Gocie mniej oficjalni, zaproszeni
oczywicie, ale nie w oficjalnych listach przewidzianych przez etykiet, krcili si po kuluarach,
plotkujc zawzicie. Przynajmniej raz na jaki czas los odwraca si i zaczyna sprzyja tym
mniej wanym. Bo podczas kiedy ambasadorowie, ksita i wielmoe musieli sta na baczno
w wielogodzinnym oczekiwaniu na przybycie wadczyni, ci mniej wani mogli swobodnie raczy
si winem i zakskami zgromadzonymi z dala od oficjalnej pompy. W przeciwiestwie do
przypominajcych teraz posgi ludzi najbliszych wadzy w tym tumie wrzao.
- Zamach! Zamach! - byo najczciej powtarzanym sowem.
Jeli cesarzowa ogosi lub choby tylko potwierdzi pogoski o zamachu na jej ycie,
wszystko zmieni si diametralnie. Wiele gw zostanie dzisiaj na zawsze odczonych od cia ich
wacicieli. Nie tak dawne przecie byy czasy cesarzowej Wilthe, kiedy to po ogoszeniu prby
zamachu czonkowie gwardii oficerskiej chodzili bezporednio na oficjalnej audiencji i
wyuskiwali z wypronego na baczno tumu podejrzanych o udzia w spisku. Nie prowadzili
ich zreszt daleko. Kat kani ofiary podejrze na tej samej sali, tu za plecami suchajcych
przemwienia wadczyni. Opowieci przypominajce to wydarzenie wyranie podniecay
plotkujcych w korytarzach paacu. Kady wyobraa sobie, co musi czu czowiek syszcy
sowa z pierwszych ust cesarstwa, kiedy za plecami mistrz umierania czyni swoj powinno.
Nikt ze skazanych nie mie przecie krzycze czy protestowa! Ale te odgosy... Szepty, proby,
bagania, cicha szamotanina i... ciach! Ciekawe, jaki odgos wydaje toczca si na posadzce
gowa? A moe podstawili kosz ze som? Czy sycha, jak krew wypywa z przecitych ttnic?
A potem znowu. Nasuchiwanie, czy odgos krokw oficerw gwardii zblia si za
plecami, czy oddala? Przecie nikt nie miaby odwrci gowy, eby zerkn, po kogo id. I tak
cae p dnia... Urocza perspektywa, ktra wyranie podniecaa tum w korytarzach.
Wrd tych mniej wanych goci przechadzali si Tomaszewski i Rosenblum, pocc si w
galowych mundurach, dla ktrych nie byo wersji tropikalnej. Kai instruktor misji nie wypuci
ze szkolenia. I nie pomogy proby, e przecie nie moe odpuci takiej okazji. Jeli odpucisz
szkolenie, zginiesz - kwitowa i pozosta niewzruszony.
- Jak mylisz, cesarzowa ogosi wie o zamachu? - zapyta Tomaszewski, biorc z tacy
podrcznego puchar z winem.
- Nie myl, e mnie, maluczkiego oficera wywiadu, dopuszczaj do ambasadorskich
tajemnic - odpar Rosenblum. - To prdzej ty powiniene co wiedzie.
- A ty nie myl, e wujek Wentzel dzwoni do mnie z informacjami. Zreszt nawet jakby
chcia, to tu telefonw nie ma.
- Radz, nie pij tego wistwa - Rosenblum na chwil zmieni temat, widzc, e jego
kolega zamierza podnie puchar do ust. - Dzisiaj wszyscy maj by trzewi, wic wino
rozcieczono wod w stopniu maksymalnym.
- Szlag! - Tomaszewski odstawi kielich na najbliszy parapet. - Ale to by znaczyo, e
ogosi zamach.
- Niekoniecznie. Bo niby co w tej fazie ledztwa miaaby na tym zyska?
- ci publicznie ludzi na postrach jak Wilthe. Winnych czy niewinnych, niewane.
Wane, eby wszystkim strach dup cisn.
- No i sam widzisz. Suchasz plotek, zamiast studiowa tutejsz histori.
- Przypomn ci tylko, e jestem oficerem liniowym, cigle w akcji. I bez urlopu, panie
komandorze!
- Ojojoj. - Rosenblum unis rce w odegnujcym gecie. - Dopisze ci si wspczynnik
powikszajcy do dni suby. Emerytur bdziesz mia wiksz.

- Jeli doyj.
- Powiem ci, dlaczego to, co wymylia cesarzowa Wilthe, okazao si niezbyt praktyczne.
- Rosenblum pokiwa rk do znajomego miejscowego notabla, ktrego mijali. - Otoczya si
takim terrorem, e nie podszed do niej nikt z broni.
- Nikt uzbrojony nie podszed bliej? No to jednak bya skuteczna.
- Zgina potem w zamachu, ktrego dokonano w ani, podczas wizyty w jakim
garnizonie, ktry miaa obowizek odwiedzi.
- A w jaki sposb mona kogo zabi goymi rkami, skoro ten kto jest przez cay czas
otoczony przez stranikw? - zainteresowa si Tomaszewski.
- To proste. Z kilku wiader naraz oblano j wrztkiem. - Rosenblum skrzywi si, mwic
te sowa. - Przyznasz, e do bolesne, prawda?
- No nieze, nieze. Niech to szlag.
- Ale faktycznie. Broni adnej przy sobie zamachowcy nie mieli.
Dwik fanfar przerwa im t niezbyt przyjemn dyskusj. Wszyscy wok zastygli
najpierw w bezruchu, by tylko, kiedy hejna ju przebrzmia, zacz cisn si do miejsc, skd
byo wida, co si dzieje na sali audiencji. Rosenblum i Tomaszewski mieli szczcie. W swojej
przechadzce po szerokich korytarzach zatrzymali si akurat przy niewielkim wykuszu nad
kolumnad oddzielajc pomieszczenia dla suby. Mona byo widzie std prawie jedn
czwart sali.
Herold na dole zapowiada nadejcie cesarzowej. Najpierw jednak musia przecie
wymieni wszystkie przysugujce jej tytuy, a to trwao duszy czas.
- Na co stawiasz? - szepn Tomaszewski wprost do ucha koledze. - Powie o zamachu?
- Zapowiedziano, e dzisiaj nastpi ogoszenie spraw wagi pastwowej. Moe powie.
Tymczasem na sal audiencji wszed mistrz ceremonii ze swoj wit. Odprawiany przez
niego dyplomatyczny rytua przypomina troch to, co robili najwysi kapani w swoich
wityniach. Brakowao jedynie otarza ofiarnego i zabijanych na nim zwierzt, ktre darowano
Bogom. Ale kto wie? Jeli scenariusz dzisiejszej audiencji miaby si potoczy wedug
historycznego wzorca, to moe rol skadanych w ofierze zwierzt przejm ludzie? I jedyn
rnic bdzie to, e zamiast otarza umieszczonego w wityni z przodu kat ustawi swj pieniek
z tyu, za plecami wiernych.
- Patrz! - Rosenblum wskaza co palcem. - Ale numer.
Ludzie na korytarzu najwyraniej byli czym poruszeni. Tomaszewski nachyli si, eby
lepiej widzie.
Co niebywaego. Od strony prywatnych komnat pojawili si pierwsi ludzie z orszaku
wadczyni. Zamiast stranikw byli to jednak marynarze z oddziau szturmowego, stacjonujcy w
bazie z imperialnymi cigaczami. Bogowie! Po raz pierwszy chyba w historii wita z otoczenia
cesarzowej miaa w rkach gotow do uycia bro. I nie byy to ani halabardy czy skakowe
karabiny, ani paradne miecze i tarcze. Marynarzy wyposaono w pistolety maszynowe i erkaemy.
Jeden dwiga na plecach radiostacj, przez ktr mg w kadej chwili wezwa wsparcie lub
umoliwi dowdcy tej zaimprowizowanej stray ogoszenie ewakuacji.
Cesarzowa nie musiaa niczego mwi ani ogasza. Wszystko stao si jasne. Kiedy sama
pojawia si w zjawiskowej sukni, ktrej tren musiao dwiga dwadziecia dam do towarzystwa,
nikt nie spodziewa si ju zaskakujcych wystpie. I tu wadczyni zaskoczya swj lud po raz
drugi. Po przywitaniu si z dworem, oficjalnymi gomi i przedstawicielami korpusu
dyplomatycznego wadczyni zapowiedziaa rewolucj.
Herold podsun jej odpowiedni dokument, cesarzowa zacza czyta dekret o zmianie
systemu podatkw w cesarstwie. Odtd jeden podatek od przychodw i stanu posiadania miay

zastpi dwa podatki. Od zysku i od wartoci dodanej. Wadczyni sprawnie i ze zrozumieniem


czytaa pismo, ktre przygotowali jej doradcy skarbowi inspirowani dowiadczeniami ludzi zza
Gr Bogw. Nowoczesny system podatkowy pozwala ludziom nie paci podatkw od
przychodu, ktry zosta zainwestowany. Jeli kto inwestowa, budowa, stwarza miejsca pracy,
od pienidzy, ktre woy w ten interes, nie paci podatku w ogle. Ciar fiskalny mieli od tej
pory wzi na siebie wycznie konsumenci i temu suy drugi podatek. W caoci paci go
wycznie ostateczny odbiorca towaru bd usugi. Pozostali byli obciani jedynie czstkow
opat od sum, ktre do finalnej rzeczy dooyli.
Cho cesarzowa czytaa bardzo powoli i wyranie, nikt niczego nie zrozumia. Poza
oczywicie nieliczn grup bogatych kupcw, bankierw i spekulantw, ktrzy podnieceni
nowymi moliwociami, rozdyskutowali si tak gwatownie, e trzeba ich byo si wyprowadzi
na dziedziniec, gdzie mogli sobie gada do woli, nie zakcajc powagi zgromadzenia.
Cesarzowa od spraw podatkowych gadko przesza do problemw z administracj.
Zaczy si nuce wyliczanki problemw poszczeglnych prowincji, a potem sumowanie, jaki
wysiek wojenny poniesie kady z orodkw w zwizku z operacj, ktra rozwija si wzdu
drogi do Kong. Przy szczegach dotyczcych wsppracy sojuszniczej midzy cesarstwem a RP
Tomaszewski nie wytrzyma.
- Co to, do cholery, jest? - Nachyli si do ucha Rosenbluma. - Raport o stanie pastwa
czy co?
- No jak to? - odpar bardziej obeznany z dworem kolega. - Staroytny obyczaj nakazuje
wadcy zapoznanie ludu, jakie imprezy odbywaj si dzisiaj w okolicy.
- Nie artuj.
- Wbrew pozorom wcale nie artuj. Wane tutaj byy podatki i ci, co chcieli, usyszeli, co
powinni. A teraz wrzeszcz do siebie na dziedzicu zachwyceni bezmiarem moliwoci, ktre si
pojawiy. To wane dla pastwa. I maluczcy, ci z korytarza, niech si podniecaj. A wiadomoci
dla ludu dopiero nastpi.
- Nie mogaby od razu?
- Nie, bo wtedy pooyaby na czym akcent. A przemwienie skonstruowane jest w taki
sposb, eby o wszystkim mwi mimochodem, niejako przy okazji. Kto mdry, zrozumie, co
zostao powiedziane. A kto gupi, niech od razu doczy do tych wrzaskliwcw na zewntrz i
podnieca si, ile wozw wyadowanych zotem bdzie teraz mona zarobi w szybszy sposb.
- Aha. - Tomaszewski skin gow, domylajc si, o co chodzi. - Tu, na sali, wiadomoci
dotycz czego wicej ni wozy ze zotem?
- Tak jest. Tu gra idzie o krlestwa, ba, nawet o samo cesarstwo i wadz nad wiatem.
Ale trzeba wielkiej finezji, eby si rozezna.
- No to my si nie rozeznamy. A poza tym jestem godny.
Rosenblum wzruszy ramionami.
- Masz chyba racj. Czas na zakski.
Sprawnie wyprowadzi Tomaszewskiego, gdzie nie dobiega ju gos wadczyni. W
rozlegych niszach stoy uginay si pod ciarem smakoykw. Mona te byo skinieniem
wezwa ktrego z modszych mistrzw, eby ten osobicie skomponowa drugie niadanie, ktre
sudzy mogli poda do jednego z pokoi na uboczu.
Tomaszewski i Rosenblum obsuyli si sami. Sdzili, e skoro rozmow prowadzili po
polsku, nikt ich nie zaczepi. Niestety, mylili si w tej kwestii.
- Witam pana admiraa wszechoceanw! - Jaki pucuowaty mczyzna podszed z
rozoonymi szeroko ramionami. - Mio mi znale si w towarzystwie tak znamienitego
eglarza!

Tomaszewski zastanawia si, skd obcy facet wie cokolwiek o jego eglarskim kunszcie.
Ostatnio, jeli chodzi o samodzielne jednostki, dowodzi Biegnc z Bogami. Ale to si nie
liczy, bo jacht prowadzia Melithe.
- My si znamy? - zapyta.
- Och, nie osobicie. Ale byem wiadkiem twoich znakomitych manewrw eglarskich,
panie.
- Gdzie?
Obcy umiechn si zagadkowo.
- Nie mogem zasn ostatnio z powodu gonych pieww w nocy, na obc, nieznan mi
nut, i czuwaem sobie na balkonie mojego domu. Przypadkowo wic byem wiadkiem, panie,
jak nad ranem w fontannie przed wityni Bogw Pomylnoci wraz ze znajomym inynierem
zwodowae d. I na tak enujco maym akwenie, majc do dyspozycji jedynie upink, a
zamiast agla przecierado zatknite na kij od szczotki, wykonae, panie... zwrot przez sztag!
Oniemiaem! Takiego kunsztu eglarskiego jeszczem, panie, w yciu nie widzia!
Rosenblum parskn miechem, o mao nie wypuszczajc z rk talerza z ciastem.
- O, ja ci chrzani, Krzysiek! Takim ci jeszcze nie znaem.
- Oj, przesta. Dion mnie namwi, bo si napa czym od Wyszyskiej.
- I co? - Rosenblum kpi w najlepsze. - Czy odkrye na tym akwenie jaki nowy ld?
Zatkne na brzegu sztandar Rzeczypospolitej?
- adnego ldu on nie odkry, panie. - Pucuowaty plotkarz postanowi zda szczegow
relacj. - Obj za to w posiadanie pomnik sikajcego modzieca z marmuru, ktry stoi na
rodku fontanny. Obj go tak mocno, e si chyba zakleszczy, bo nie chcia potem puci, kiedy
go znajomi usiowali odcign.
- Ach? To jeszcze szturm przez przeszkod wodn mia tam miejsce?
- Oj, mia, panie. Mia. Cud, e modzieniec sikajcy jeszcze stoi i ma czym sika.
Rosenblum mia si tak, e musia otrze zy.
- Obok odznaki Rajd na Baxi powinni zrobi dla ciebie drug. Pogromca cesarskiej
fontanny.
- Ale mieszne... - Tomaszewski krzywi si na to wspomnienie.
- Nie, panie. eglowae jak mistrz. Jak nawigator natchniony, zwaywszy na rodki,
jakie miae do dyspozycji.
- Jestemy wiadkami narodzin legendy. - Rosenblum klepa t plotkarsk gnid po
plecach. - Czy nie?
- Gwiazdy! Gwiazdy eglarstwa fontannowego!
Tomaszewski nie wiedzia, co powiedzie. Uratowaa go jedna z dam dworu, ktra
podbiega do pucuowatego z informacj.
- Powiedziaa! Powiedziaa!
- Ale co?
- Zrcznie ukryta w snistym raporcie, maleka wzmianka. Nikt nie usysza!
Tomaszewski i Rosenblum wymienili si spojrzeniami. Nikt nie usysza. Dobre.
Wszyscy na to czekali.
- Na lito wszystkich Bogw! Co powiedziaa? - dopytywa plotkarz.
- e w ramach tymczasowej reorganizacji z powodu wojny w Kong siy specjalne
przechodz pod bezporednie dowdztwo sztabu generalnego. Ale oczywicie ich wykorzystanie
po staremu pozostaje w gestii sub specjalnych.
- O Bogowie!
Rosenblum wykorzysta sytuacj.

- A jak tam ploteczki? - Nachyli si do damy. - Co ludzie mwi?


Kobieta zadowolona, e kto tak wany jak obcy komandorzy chce sucha tego, co ma
do powiedzenia, odpowiedziaa radosnym umiechem.
- Mwi, e to Rand pozbawi suby zbw.
Pucuowaty mionik ogldania regat fontannowych pokiwa smutno gow.
- Ciekawy chopczyk - szepn. - Ciekawe jednak te, czy chopczyk wie, e wadz
obcymi bagnetami zdoby atwo. Usiedzie jednak na bagnetach nie sposb.
Tomaszewski i Rosenblum znowu spojrzeli na siebie.

Major Peczyski podszed do dugiego stou, na ktrym rozoono czci ekwipunku,


jaki Kai i Nuk miay zabra ze sob. Patrzy wycznie na dziewczyny, ignorujc obecnych w sali
odpraw Wyszysk i Tomaszewskiego.
- Doba przed wylotem na akcj - powiedzia spokojnie. - Czas poruszy sprawy
nieprzyjemne.
- Dopiero teraz bdzie nieprzyjemnie? - zakpia rozparta w gbokim fotelu Nuk. - Znaczy
co? Mamy skaka bez spadochronw?
Wyszyska parskna miechem. Peczyski zachowa powany wyraz twarzy.
- Tak. Wanie o tym chciaem mwi.
Kai gono przekna lin.
- Co?
- Ju wyjaniam. - Major podszed do tablicy, do ktrej przypita bya mapa. A waciwie
co w rodzaju mapy. Wycig ze rde znalezionych w imperialnych bibliotekach, bdcy poza
szkicow lini wybrzea po drugiej stronie oceanu jedn wielk bia plam. Na szczcie
specjalicie od operacji specjalnych nie chodzio o ld. - Lecimy mniej wicej tdy. - Palec
majora przesuwa si przez rodek oceanu. - Daleko przed nami znajdzie si samolot
meteorologiczny. I wracajc, zamelduje nam o stanie pogody nad celem.
- czno radiowa po tamtej stronie oceanu? - wtrci si Tomaszewski. - Nie boi si
pan, e nas namierz?
- Nie. Z samolotem meteo porozumiemy si przez radio o bardzo krtkim zasigu. Tylko
w chwili, kiedy bdziemy si mija. My do celu, oni w drodze do domu.
- Rozumiem.
- No a co z tymi spadochronami? - Kai wyranie nie moga si uspokoi.
- No wanie. Zrzut nastpi mniej wicej tu. - Teraz palec majora zastyg nad bliej
nieokrelonym punktem, pooonym z dala od wybrzea. - I musz powrci do kwestii, ktr
ju poruszalimy, na razie tylko zdawkowo.
- Mhm? - Kai spojrzaa na majora, jakby by sdzi majcym ogosi wyrok.
Peczyski pochwyci to spojrzenie i postanowi rozmydli efekt dusz przemow.
- Normalnie postpujemy tak, e onierzowi skaczcemu na spadochronie specjalnym
przydziela si drugi spadochron, awaryjny. Jeli zawiedzie sprzt podstawowy i szybowanie
okae si niemoliwe, zawsze mona po prostu wyldowa od razu. Awaryjnie. I aden problem,
jeli stanie si to nad wasnym terytorium. Jeli ldowanie nastpi na terytorium wroga, onierz
ma wybr: albo podejmie indywidualn prb przedarcia si do swoich, albo po prostu podda si
obcemu wojsku. No trudno, skoczkowie szkoleni s tak, eby w razie wpadki od razu szczerze
odpowiada na wszelkie pytania przesuchujcych. Dlatego niewiele wiedz o celu akcji. To
lepsze ni tortury, podczas ktrych i tak kady si przyzna.

- A nad morzem? - zapytaa Nuk.


- No wanie. Uycie spadochronu awaryjnego nad akwenem wodnym uruchamia
wszystkie suby ratunkowe. Jest szansa podjcia pechowego skoczka rwnie na akwenie pod
kontrol przeciwnika, przy uyciu rnych rodkw technicznych. Ale powiedzmy sobie
szczerze: tu nie mamy takich moliwoci nawet teoretycznie.
- I w zwizku z tym nie dostaniemy spadochronw awaryjnych? - Nuk wzruszya
ramionami. - Bardzo susznie. Ldowanie w wodzie, z dala od obcych wybrzey, a o jakie
niewyobraalne odlegoci od nas stanie si jedynie dug mczarni zakoczon konaniem.
- A co dostaniemy zamiast spadochronw awaryjnych? - zainteresowaa si Kai.
Peczyski odwrci si powoli od tablicy z map.
- Dostaniecie rewolwery. Duego kalibru i z krtk luf.
- Po co? - Czarownica nadal si nie domylaa.
Nuk zacza si mia.
- On si najbardziej boi nie tego, e co zawiedzie i zginiemy od uderzenia w wod. On
si boi, e spadochron gwny nie rozwinie si do koca albo co si popsuje i lot w dal bdzie
niemoliwy. Ale znajdziemy si w wodzie ywe. I bdziemy sobie pywa dziki kamizelkom
ratunkowym.
- No i po co rewolwer?
- eby strzeli sobie w gow. - Sierant cigle wydawao si to zabawne. - Duy kaliber,
krtka lufa. Nawet jeli ci apa bdzie lata ze strachu na wszystkie strony, to i tak zaatwisz
spraw szybko i definitywnie.
- To prawda - Peczyski potwierdzi sowa Nuk. - Rozwizanie lepsze ni kilka dni
konania bez adnej nadziei.
- Ale jak? - wyrwao si Kai.
- Radz nie strzela sobie w skro ani w czoo, bo pewien procent takich samobjcw
przeywa. Najlepiej strzela pionowo w gr, wkadajc sobie luf do ust. Ewentualnie
umieszczajc wylot lufy pod brod. - Major demonstrowa palcem, jak to si robi.
Czarownica potrzsaa gow.
- Nie ma jakiego wsparcia?
- Ale oczywicie, mog wezwa dodatkowe wsparcie. Jeli jest pani wyznawc
monoteizmu, zadzwoni po kapelana. Jeli woli pani politeizm, ka zawoa ktrego z waszych
kapanw.
Wyszyska skrzywia si, syszc ostatni uwag.
- To ju mg pan sobie darowa - rzucia.
- W instrukcji napisano, eby onierzem przed akcj wstrzsn. Lepiej, eby zama si
tu, siedzc w fotelu, a nie podczas akcji, naraajc kolegw.
- Nie czuj si wstrznita. - Nuk wygldaa na rozbawion. - Chyba bdzie pan to
musia zrobi wasnorcznie.
Tomaszewski umiechn si mimowolnie. Ten spadochroniarz mia racj,
charakteryzujc dziewczyn. Kady dowdca chciaby mie tak w swoim oddziale. Ba si o
Kai. Wiedzia, e jest zdecydowana, inteligentna i daje sobie rad. Jednak bya ewidentnie za
moda. A poza tym inaczej si postpuje, majc wadnych kolegw i za plecami wielk armi z
innego wiata, a inaczej samemu, w ciemnoci i zagubieniu. Inaczej, kiedy kad twoj pomyk
da si naprostowa, a za bd grozi jedynie skwaszona mina dowdcy, a inaczej, kiedy za bd i
chwil saboci odpowiada si wasnym yciem.
- Czy moemy przej dalej? - zapyta, nie chcc, eby Peczyski brn w niepodanym
kierunku.

- Jasne. - Major znowu podszed do stou z wyposaeniem. - Dugo mylelimy, w jaki


sprzt was wyposay. Po dugich naradach stwierdzilimy jednak, e aden kamufla nie bdzie
adekwatny. Polecicie z naszym sprztem.
- A jak nas zapi? - zapytaa Nuk. - Wszystko si wyda.
- No wanie. Ustalilimy, e tak bdzie lepiej. Poniewa nie moemy udzieli wam
bezporedniego wsparcia, stwierdzilimy, e najlepiej bdzie zastosowa najprostsz procedur.
W razie zapania od razu przyznajecie si do wszystkiego. adnych dugich przesucha, adnych
tortur, mki ani bezsensownego kluczenia. Odpowiadacie na kade pytanie szczerze i od razu.
Tortur i tak nie wytrzymacie, a przy tej metodzie nasz sprzt bdzie dziaa na wasz korzy. I
da im do mylenia.
- A jeli to bd jakie prymitywy?
Peczyski wzruszy ramionami.
- Nie sposb przewidzie wszystkiego. Skoro jednak olepiony przez dzikusw podrnik
przeszed przez t krain bez wikszych problemw, to i wam powinno si uda.
- Z tych materiaw wynika - Kai podniosa opas instrukcj - e tam panuje satrapizm i
zamordyzm.
Major wskaza Tomaszewskiego.
- To ju kwestia wywiadu, a nie moja.
- Kai, nie ma sowa satrapizm.
- Krzysiek, wanie go stworzyam. Nie rozmydlaj.
- Tak naprawd nie wiemy, co tam si dzieje. Przesuchanie podrnika skupiao si na
pomniku cesarzowej Achai. Podrnik nie by zbyt przytomny, gorczkowa, traci wiadomo i
mwi w malignie. Niewiele wiemy o jego przygodach. A instrukcja zawiera to, co sklecilimy ze
strzpw i naszych domysw.
- U, zaraza jasna - mrukna Nuk. - Zupenie jak przed wkroczeniem imperialnego
korpusu do Wielkiego Lasu w Sait.
- Nie dobijaj mnie. - Kai przekrcia si na obrotowym fotelu w sali odpraw i stukna
koleank w bok. -Wyobra sobie, e nie wszyscy chc od razu zoy swoje ycie na otarzu
ojczyzny.
- e niby ja chc?
- Ja si na ochotnika do wojska nie zgosiam.
- To co robisz w mundurze? Gwatem ci wzili?
Tomaszewski wszed pomidzy dziewczyny, eby przerwa sprzeczk. No i do
wszystkich kopotw, jakie go trapiy, doszy jeszcze ktnie w oddziale rozpoznawczym. Super.
Lepiej nie mona byo wymyli. Nie mia zielonego pojcia, czy konflikt midzy dwiema
babami jest na powanie, czy te jest jeszcze nadzieja, e to artem podszyte albo tylko z powodu
nerww.
Peczyski te to zauway i byskawicznie przeszed do nastpnej kwestii.
- Nie jedziecie tam na bitw. Wic jako bro poza wspomnianymi rewolwerami
dostaniecie tylko subowe pistolety w wersji specjalnej.
Obie znay ju t wersj. Zwyky pistolet pozbawiony ogranicznika i z
przekonstruowanym zamkiem. Kiedy si zaoyo do rkojeci dugi magazynek, mg od biedy
suy za pistolet maszynowy. Bez szans na trafienie w cokolwiek z wikszej odlegoci. To bya
bro ratunkowa, do strzelania z kilku krokw, stawiajc cian ognia, a nie do mierzenia w
konkretny cel.
- A ewakuacja? - zapytaa Nuk, przerywajc cig nieistotnych wyjanie.
Peczyski zerkn na Tomaszewskiego. Ten skin gow.

- Jest moliwa drog lotnicz, za pomoc odzi latajcej dalekiego zasigu.


- Ale tak d musimy wezwa?
- Tak.
- I ile bdziemy musiay czeka?
Tomaszewski westchn mimowolnie.
- To cika sprawa, poniewa adna d nie ma takiego zasigu, zakadajc ldowanie w
pobliu celu i ponowny start z powierzchni morza. Bdziemy musieli skrci dystans,
przesuwajc statek baz. Dodatkowo warunki na kocu trasy musz by idealne. d podczas
burzy ani zbytniego wiatru nie przyleci. No i trzeba si liczy z czynnikiem obiektywnym. Statek
baza dla odzi latajcych nie jest w naszej bezporedniej dyspozycji. Musimy wystpi o zgod
na ten manewr do dowdztwa oficjalnie. Oczywicie admira Wentzel wie o wszystkim, ale...
- Aha - domylia si natychmiast Kai. - Pozostaje pytanie, na jakiej licie priorytetw
bdziemy w danej chwili, prawda?
Tomaszewski przytakn.
- To jak dugo bdziemy czeka na d po wezwaniu? - powtrzya pytanie Nuk.
- Do dziesiciu dni - odpar sucho Tomaszewski. - Oczywicie postaramy si, eby
wszystko rozegra szybko. Ale dziesi dni przyjmijmy jako podstaw do przewidywa.
- Rozumiem. A jak ewentualna ewakuacja inn drog? Jeli co pjdzie nie tak albo
stracimy radiostacj czy w ogle stanie si co nieprzewidywalnego?
Ciekawe, jak to uj? Tomaszewski specjalnie nie unosi gowy, eby nie napotka
wzroku Peczyskiego.
- Mmm...
- A tak le? - rozemiaa si Nuk.
- No nie. Moecie pj ladami lepego podrnika. Przej przez odkryte przez niego
przejcie pnocno-zachodnie, przedosta si przez kraj, gdzie podobno s budowle, w ktrych
ukryto pomnik cesarzowej Achai, i... - tu si zawaha. - I doj do Wielkiego Lasu w Banxi z
drugiej strony. A stamtd przedrze si do naszych oddziaw w Kong! Eeee... lub oddziau przy
wityni w lesie.
- O mamo - wyrwao si Kai.
Nuk machna rk.
- Zawsze chciaam by geografem - powiedziaa. - Nie wiem tylko, czy a tak bardzo.

Tym razem to bya atwizna. Wystarczyo pokona trawersem zbocze nad wielk
rozpadlin i przedosta si pomidzy skakami przypominajcymi troch grzbiet
prahistorycznego jaszczura. Nazgaj i Szymkiewicz dostrzegli ostatni obz zakonnych wspinaczy
dosownie chwil pniej.
- atwo poszo!
- Bo widzisz - Szymkiewicz zdj ustnik maski tlenowej - my jestemy w czepku
urodzeni.
Dyszc ciko, podeszli bliej.
Trzy ciaa skulone i przytulone do siebie leay pod ska majc da wspinaczom z
zamierzchych epok ostatnie schronienie. al byo patrze na ich cienkie, skromne okrycia.
Szczeglnie majc na sobie nowoczesne puchowe kurtki z odpowiednim podkadem. I w ogle
miejsce sprawiao przygnbiajce wraenie. Bardziej ni poprzednio, przed grobem, ktry
odkryli wczeniej.

- Szlag! Sprawdmy, co maj w tych torbach, i spadajmy na d - mrukn Nazgaj.


- Moe nie dosownie. Moe nie spadajmy jednak - Szymkiewicz by w lepszym
humorze.
- A co ty taki wesoy?
- Bo my naprawd w czepku urodzeni. Pi wej, dwa sukcesy. A dwa do trzech to
wietny wynik.
- Daj spokj. - Nazgaj z niechci podszed do pierwszych zwok, lecych z lewej strony.
- Pospne miejsce. Wyglda jak cmentarz.
- Raczej jak grobowiec. - Szymkiewicz podnis rk i wskaza trjng z wotami,
znajdujcy si na skale jakie dwa metry nad nimi.
- Widziaem takie wota na zdjciach w tych materiaach od wywiadu marynarki. To do
czarw suyo czy jako tak.
Szymkiewicz skin gow.
- Istotnie. I jak najbardziej susznie, e ten stojak z wotami tam stoi. Ale teraz wyobra
sobie nastpujc sytuacj...
Nazgaj wyprostowa si, patrzc na koleg. Jemu te wydawao si to dziwne.
- Ci ludzie zrozumieli, e nie pjd dalej i e ju nie maj siy wrci. Dotaro do nich, e
zostan tu na wieczno.
- I?
- I w stanie skrajnego wyczerpania jeden z nich wspi si dwa metry w trudnym terenie,
eby zostawi ten stojak w charakterze krzya na grobie. Nie wydaje ci si to
nieprawdopodobne?
- Niby co?
- No wiesz, e umierasz. e ju nie dotrzesz do kolegw na dole. Jeste saby,
wyczerpany, pozbawiony nadziei. I co? I naprawd jedyna rzecz, ktr by w takiej sytuacji
zrobi, to podjcie ostatniego, niewyobraalnego w ich sytuacji wysiku po to, eby zawczasu
postawi sobie krzy na wasnym grobie?
- Masz racj. Nigdy w yciu. Majc jeszcze tyle si, eby si wspi po tej skale, raczej
bym schodzi.
- Wanie.
Przez chwil patrzyli na siebie osupiali. Cho naprawd ciko byo porwnywa
sytuacj tamtych i ich. To nie bya jaka strasznie zabjcza wysoko. Obaj byli wic w dobrej
formie. No ale mieli te nowoczesne, ciepe ubrania, wysokoenergetyczne koncentraty
spoywcze w plecakach, wspczesne lekarstwa i aparaty tlenowe. Waciwie dla nich byy to
zmagania czysto sportowe. Nie ciy nad nimi obowizek przekroczenia gr.
- Co tu jest naprawd nie tak. - Szymkiewicz pokrci gow. - Nie mog sobie
wyobrazi faceta, ktry umierajc, stawia sobie krzy na wasnym grobie.
Nazgaj zgodzi si natychmiast.
- To w naszej mentalnoci rzeczywicie jest nie do pomylenia. Masz siy, walczysz. Ale
jak myleli oni? - Wzruszy ramionami.
- Co mi si wydaje dziwne. Popatrz. To, e tych trzech ley pod ska nietknitych, mnie
nie dziwi. S w osonitym miejscu. Ale jakim cudem ten trjng z wotami si osta? Przecie
stoi na szczycie skay.
- No? Jakim cudem go nie zwiao przez tysic at?
- Fakt. Nie mia prawa si osta. - Szymkiewicz poprawi swj ekwipunek. - Id
zobaczy, co z nim, a ty sprawd ich bagae.
Nazgaj, zanim zabra si do przeszukiwania cia, zrobi kilka zdj. Szczeglnie jedno

chyba mu wyszo, z pewnego oddalenia, wykonane w taki sposb, e wida byo, dlaczego to
miejsce przypomina rodzinny grobowiec. Potem zabra si do rewizji.
- Hej! - po kilku minutach rozleg si okrzyk z gry. - Ju wiem, dlaczego oni si poddali
tak nisko.
- Dlaczego?
- Bo std wida, e gr w tym miejscu nie da si przekroczy. Wybrali ze miejsce i
dopiero tutaj zdali sobie z tego spraw.
- No tak. To by znaczyo, e zabia ich utrata nadziei.
- Na to wyglda. Stracili morale.
- No to za, bo odkryem tu co ciekawego.
- Moment. Ja te co odkryem i musz to zabra.
- Zdjcia zrb!
- Robi, robi, chwila.
Spadajce z gry odamki ska wiadczyy, e Szymkiewicz musia si z czym szarpa.
Wyranie sycha byo uderzenia czekana. Nazgaj fotografowa te znaleziska, ktrych nie bd
zabierali na d. Byo jasno i pogodnie, idealne wiato do robienia zdj. Wystarczyo nastawi
krtki czas migawki i trzsce si rce nie wpyway zbytnio na jako.
Po kilku minutach Szymkiewiczowi udao si zej ze skay. Dysza ciko, nie mogc
wypowiedzie ani sowa. Usta ukry pod mask tlenow.
- Tym razem nie maj przy sobie papierw. - Nazgaj wykorzysta t przerw. - Ich torby
s puste.
Szymkiewicz woln doni zrobi gest, jakby wyjmowa co z woreczka.
- Brylanty? - atwo byo si domyli, o co chodzi. - S.
Milczeli, podczas kiedy Szymkiewicz oddycha przez mask. Potem odsun ustnik od
ust.
- Nic dziwnego, e w torbach nie maj papierw. Na tej wysokoci, na wietrze wystarczy
przecie podrzuci plik kartek do gry i koniec. Nie znajdziesz ich przez wieczno.
- Tak? A po co podrzuca do tego amulety? Tamci poprzedni zakonnicy mieli ich
mnstwo. Na szyi, na nadgarstkach, w torbach, w kieszeniach. Ci tutaj nie maj ani jednego.
- Zaraz ci wyjani. Bo teori mam.
- Co mi po teorii. To si kupy nie trzyma. Ci tutaj najpierw zrozumieli, e nie pjd dalej,
umr w tym miejscu. Wic zrobili sobie grb ze stojakiem wotywnym, pozbyli si wszystkich
tajnych papierw i dodatkowo skrupulatnie wyrzucili lub ukryli wszystkie swoje amulety. Tak
moe by ksigowy postpi, bo wida tu lady wyjtkowej konsekwencji. Ale nawet ksigowy
chyba nie postpowaby tak przed wasn mierci.
- To nie oni - Szymkiewicz przerwa koledze, widzc, e tamten si rozpala.
- Co?
- To nie oni ustawili stojak z wotami. On nie tkwi tu od tysica lat. Postawiono go
cakiem niedawno.
- Co? - powtrzy Nazgaj.
Szymkiewicz sign do kieszeni, wyj co metalicznego i pokaza na wycignitej doni.
By to nowoczesny zaczep klinowy do mocowania w skale na rozpr. Kady z nich mia zbir
podobnych, nanizanych na pasek przy biodrze.
- O, ja ci chrzani...
- To jeszcze nie wszystko. - Szymkiewicz pokaza koledze strzpy liny. - Wspczesna! A
nie te parciane gwna, ktre mieli ci tutaj. - Czubkiem buta wskaza najbliej lece ciao.
- O jasny szlag! Kto to mg by?

Szymkiewicz woy rkawice na powrt i dugo oddycha przez mask.


- Kto, kto zna ich rytuay. Kto, kto wiedzia, jak wyglda zakonny grobowiec. Ale nie
to jest przecie najdziwniejsze.
- A co?
- Brylantw jest podobna ilo do tej, ktr znalelimy przy tych poprzednich
wspinaczach?
- Mniej wicej.
- No to odpowiedz na pytanie. Kto ze wspczesnych dotar a tutaj, startujc obojtnie z
ktrej strony gr, zrobi im grb, zabra kady papier, ktry mieli przy sobie, zabra amulety, a
zostawi brylanty? Czy jeste w stanie wyobrazi sobie takiego czowieka?
Nazgaj zaprzeczy energicznym potrzniciem gowy. Myla przez chwil.
- A moe tamten by ju wyczerpany. I nie mg udwign kamykw?
- A ty nie bdziesz mg ich unie? - zapyta retorycznie Szymkiewicz.
Argument by miadcy. No pewnie, e bdzie mg. Nie zapomniaby o nich, nawet
gdyby by w znacznie gorszej kondycji ni dzisiaj. Dla kogo wic amulety stanowiy wiksz
warto? Dla kogo, kto wierzy w czary. I w zwizku z tym to nie mg by Polak.
- Facet by zakonnikiem.
- To jasne jak soce. Pytanie: skd si tu znalaz?
Nazgaj rozejrza si, jakby liczy na to, e goym okiem uda si dostrzec co, co
podsunoby waciw odpowied. Poza skaami wok jednak nie byo niczego.
- Zaraz - powiedzia po chwili. - Mamy ju jakie tam rozeznanie. Albo kto przyszed t
sam tras co my i ci martwi zakonnicy, czyli trawersem od lewej. Albo...
- Trawersem od prawej - dokoczy za niego Szymkiewicz. - Tras prosto z dou do tego
miejsca nie uda si dotrze.
- Wanie. Ale gdyby facet posuwa si t sam tras co my, to na dole natrafilibymy na
lady jego obozowiska.
- Masz racj. Przyszed trawersem z prawej. Czyli pync przy brzegu w prawo,
powinnimy natrafi na jakie lady.
Nazgaj machn rk.
- To i tak sprawa dowdztwa, a nie nasza. Damy im do mylenia tym, co im przyniesiemy.
- I znowu masz racj. A my ju schodmy, zanim skoczy si tlen.
- Sekunda. Przecie nie moemy wrci z wiksz iloci kamykw ni poprzednio.
- Ach, tak. - Szymkiewicz zdj rkawic i nastawi rk.
- Jeden dla mnie, jeden dla ciebie...

Kai wyrwnaa lot spadochronu tu po tym, kiedy rozleg si terkot wysokociomierza.


Zerkna na kompas i teren pod ni. Wanie wlatywaa nad ld. Dokadnie na tej wysokoci,
ktr przewidzieli ludzie zlecajcy jej misj. Wszystko wic szo zgodnie z planem. Chwycia
znowu za uchwyty sterujce, zrobia agodny zwrot i ustawia si na linii wzdu play. Ten
cholerny hem przeszkadza w obserwacji, ale z tego, co dostrzega dosownie ktem oka, Nuk
rwnie robia zwrot, dokadnie w tej samej chwili. atwiej byo spojrze w d. Plaa i agodny
klif wydaway si puste. Nigdzie ywej duszy, wic i na teren trafiy dobry.
Tak jak j nauczono, wypucia troch powietrza spod czaszy. Spadochron zacz
opada szybciej, a jednoczenie zwolni, jeli chodzi o prdko poziom. On rzeczywicie
wszystko robi jakby sam, intuicyjnie, zdawaoby si, odgadujc wol skoczka.

Ju po chwili Kai poprawia si w uprzy, zczya nogi razem i ugia w kolanach.


Niepotrzebnie. Przyziemienie byo tak agodne, e nie upada. Ldowanie zmusio j jedynie do
przebiegnicia kilku krokw. Szybko wybieraa dolne linki, eby czasza nie pocigna jej po
piasku, a kiedy udao si j zgasi, odpia paski pod brod i zrzucia hem razem z ustnikiem
maski.
- Jasna zaraza! - cigna gogle i rozmasowaa swdzce policzki. - No jasna zaraza!
Gorczkowo zacza wypina si z uprzy spadochronu. Instrukcja mwia jasno: po
ldowaniu na obcym terytorium w pierwszej kolejnoci naley odzyska sprawno bojow.
Czarownica szarpaa si z klamrami, paskami i zwojami linek.
- Spokojnie! - Nuk wyldowaa tu obok. Rwnie sprawnie i bez strat. - yjemy!
- Niech ci jasna zaraza! - Kai po uwolnieniu si od spadochronu sprawdzaa, czy
wszystko z ni w porzdku. Tak jak napisali: trzy przysiady, wycignicie i zginanie rk, oczy,
kolejno zasaniaa lewe i prawe. Kontrola nadgarstkw i staww skokowych rwnie zaliczona. Melduj pen sprawno!
- Subistka. - Nuk rwnie przeprowadzaa autokontrol. - Melduj pen sprawno!
- No to moemy i gry przenosi!
Nuk parskna miechem.
- No jednak jakie jaja masz, trzeba przyzna.
- Powiedz mi, co to byo, do jasnej zarazy?!
- Nie umiesz inaczej kl? Nawet tego mam ci uczy?
Kai nie daa si wytrci z rwnowagi.
- Co to byo?! No... Co to mogo by?!
- Mwisz o tej babie podpitej do... - Nuk, szarpica si z oporzdzeniem, nie wiedziaa,
jakiego sowa uy. - No, leccej tym...
- Latawcem - podpowiedziaa Kai.
- No wanie. To nie bya polska maszyna. Bo kto by nam o tym powiedzia.
- To z ca pewnoci nie bya polska maszyna. Ju ich na tyle poznaam i wiem, e jak
co nie warczy, nie huczy, nie wyje i nie mierdzi benzyn po horyzont, to to nie jest w ich
mniemaniu dobra maszyna.
- Fakt. Wic nie wiem, co to byo.
Czarownica nareszcie uporaa si z oporzdzeniem. Zdja plecak, kitbag i odpia
wszystkie pojemniki. Teraz moga cign ciepy kombinezon.
- Kto oprcz nas tu umie lata? - zapytaa. - Kto w naszym wiecie opanowa sztuk
latania i teraz dopiero zobaczylimy ten ich... aparat latajcy po raz pierwszy?
- Bo po raz pierwszy kto z naszych lecia przez ocean, prawda? A zreszt co my wiemy o
naszym wiecie?
- Polacy powinni napotka takie co, latajc samolotami.
- A co Polacy wiedz o naszym wiecie? - zakpia Nuk. - Rwnie mae gwno jak my.
- No ale w adnej z kronik nie ma nawet wzmianki o wielkich latawcach zdolnych unie
czowieka.
Nuk wzruszya ramionami.
- Widocznie teraz dzieje si co inaczej ni zwykle. Nie wiem zreszt. - Przygryza wargi.
- A zwrcia uwag, e tamta obca pilotka, kiedy nas zobaczya, zesraa si chyba ze strachu?
- Tak, przestraszya si nas jak rzadko kto. To widziaam bardzo wyranie.
Obie, pozbywszy si ocieplanych kombinezonw, zdejmoway szybko polowe mundury.
Miay przygotowane miejscowe stroje wykonane przez najlepszych krawcw wedug wskazwek
lepego podrnika. Trudno to zreszt nazwa strojami. Byy to po prostu dwa wielkie

prostoktne kawaki materiau z otworem na gow porodku. Najpierw wkadao si biay,


cieniutki i przylegajcy do ciaa, a na wierzch drugi, cieplejszy i wykonany z bardziej szorstkiego
materiau. Kiedy si w tym stano i rozoyo rce na boki, sylwetka przypominaa wielki agiel.
Co gorsza, tkaniny nie byy zszyte po bokach. Przy kadym ruchu wic co podwiewao,
odsuwao si i odsaniao. Kobiety i mczyni nosili tutaj identyczny strj, z tym tylko, e
mczyni mogli go spi paskiem. Kobietom z jakich przyczyn to nie przystawao. W zwizku
z tym jakikolwiek nieostrony ruch, niespodziewany powiew wiatru mg sprawi, e albo z tyu,
albo co gorsza, z przodu mona byo zosta odsonitym nagle do zupenego golasa. Naleao
zatem by czujnym i nie mie zajtych doni. Najgorsze jednak okazay si buty. Ach, nazwanie
czego takiego butami ju samo w sobie byo przesad. Tubylcy nosili po prostu klapki. Nie
adne tam sanday ani chodaki, tylko zwyke klapki. Proste podeszwy z rzemiennymi ptlami na
stopy. W tym si nie dao chodzi. Ju pierwsze kroki na play udowodniy dziewczynom, e
przy kadym obsypuje si wasne poladki fontannami piachu. A co bdzie na drodze? Kiedy
pieszemu wykrc si kostki?
No nic. Nie ma co narzeka. Jednak zbierajc swj ekwipunek, szybko zatskniy za
cikimi spadochroniarskimi butami, ktre bd musiay tu zostawi.
Trzymajc w rkach wszystkie klamoty, ktrych musiay si pozby, wspiy si na
agodny klif. Wyej rosy rzadkie i rachityczne drzewka. Nie byo problemu ze znalezieniem
odpowiedniego miejsca. Tu pod zboczem niewielkiego wzgrza wyciy wielki kwadrat darni i
odsuny na bok. Kopao si tu wrednie, ziemia piaszczysta i z mnstwem maych korzeni, ale
wyostrzone na brzytw ostrza saperek radziy sobie wymienicie. Dziewczyny zgodnie z
instrukcj nie rozsypyway ziemi byle gdzie, tylko na czasz jednego ze spadochronw. Pod sam
koniec kopania, kiedy d by prawie wystarczajco duy, Kai odcigna spadochron kilkaset
krokw dalej i rozrzucia nadmiar ziemi z dala od ich kryjwki. Potem czasz razem z caym
niepotrzebnym wyposaeniem umieciy w dole, przysypay i nakryy wycitym wczeniej
fragmentem darni. Majstersztyk. Po utupaniu terenu nikt nie mg zauway, e kryje si tu
cokolwiek.
Zziajane wrciy na pla. Nuk rozebraa si, co w przypadku miejscowego stroju nie
trwao duej ni wzicie oddechu, wzia stalowe opatki i wesza do morza. Odpyna spory
kawaek, zanim zanurkowaa i wbia obie saperki w piaszczyste dno. Teraz ju nikt nie powinien
odkry jakiegokolwiek ladu ldowania. Wok nie byo niczego, co mogoby wiadczy o
obcym desancie.
- No to ju moemy udawa dwie tubylcze kobiety. - Nuk po wyjciu z wody najpierw
otrzsna si jak pies, a dopiero potem zacza wyciera.
- Jeszcze tylko akcent chwymy - przypomniaa Kai. - Musimy mwi jak miejscowe.
- To ju twoje zadanie. A... ty naprawd potrafisz sprawi, e ja te naucz si
byskawicznie?
- Bez adnego problemu - umiechna si czarownica. - Nauczyam Krzyka po
naszemu, pomog i tobie. I to bdzie duo atwiej.
- Mam nadziej. - Nuk ponownie woya na siebie miejscowy strj. - Troch jestem
nieuk, jeli chodzi o sprawy teoretyczne.
- Tote zapoznam ci od razu z praktyk. - Kai zarzucia swoj sakw na plecy i ruszya
wzdu brzegu. - Damy rad.
Wbrew narzuconej sobie si dziarskiej postawie czarownica czua si dziwnie na obcym
brzegu. Przede wszystkim ten szok, kiedy trzeba byo zrzuci kombinezon, pozby si caego
wyposaenia, hemu, maski, butli tlenowych, zegarowych przyrzdw, a nawet butw i woy to
co, w czym waciwie bya prawie naga, czujc powiewy wiatru na skrze plecw. Z drugiej

strony miejscowe ubranie miao t zalet, e mona byo zwiesi z szyi na zwykym rzemieniu
kabur rewolweru i ukry j idealnie pod wasnym biustem. A signicie do rkojeci w
przypadku stroju, ktry nie ma bokw, byo jednym byskiem. Ale nie o to chodzio.
Kai czua si potwornie samotna. Owszem, znajdowaa si ju przecie w trudnych
sytuacjach. Jak choby po raz pierwszy na pokadzie okrtu podwodnego z innego wiata. Ale
wtedy bya w szoku. Rozedrgana i ledwie przytomna po utracie wszystkich towarzyszy podry.
Jej otpiay umys nie przeywa wszystkiego tak intensywnie, tumic kade mocniejsze
doznanie zbawcz otulin ogupienia. Teraz jednak nic takiego nie miao miejsca. Czarownica
bya sama, zdana na siebie, i to Bogowie jedni wiedz gdzie, bez adnych perspektyw nie tylko
na pomoc, ale take na mski tors, na ktrym mogaby si wypaka.
- Co taka struta? - zapytaa Nuk.
- Nie daje mi spokoju ta pilotka, ktr napotkaymy nad morzem. Co ona tam robia?
- Pojcia nie mam. Nie wiem te, jak takie co moe unie czowieka.
- A to akurat ja wiem.
- No? - Nuk zerkna na ni zdziwiona.
- Krzysiek pokazywa mi kiedy zdjcia szybowcw. Okazuje si, e oni maj te
maszyny bez silnikw i samoloty, ktre mog lata bez warczenia i smrodu. W rkach mistrza
takie co moe zanie pilota nawet parset kilometrw od miejsca startu.
- Niby w jaki sposb?
- Podobno wykorzystuje si prdy wznoszce powietrza. Jak ptaki. Mona szybowa do
gry, mona w dal, mona zatacza krgi prawie w nieskoczono. No ale do tego trzeba
mistrza albo przynajmniej dobrego fachowca.
- To czemu nie przywieli tego ze sob tutaj?
- Wiesz, raz s warunki do lotu szybowca, a raz nie ma. Natomiast zwyky samolot z
silnikiem startuje, kiedy mu si kae.
- No tak. - Nuk kiwna gow. - A jakby tak sobie wyobrazi krlestwo, gdzie wszyscy
lataj tymi szybowcami od dziecka, to takich mistrzw pilotw znajdzie si tam pewnie cakiem
sporo.
- Z ca pewnoci.
- A czy ten lepy podrnik o czym takim wspomina?
- No i wanie tu jest zagadka. Nie wspomnia o tym ani sowem.
Dugo szy w milczeniu, rozgldajc si ostronie. Krajobraz jak dotd sprawia przyjazne
wraenie. liczny ty piasek pod nogami, agodne pagrki poronite rzadkim iglastym lasem,
pomarszczone drobnymi falami morze. Byo ciepo, cho soce raz po raz znikao za
niewielkimi chmurami.
Co si tutaj jednak kryo dziwnego. Moe nie tyle w krajobrazie, co w nich samych.
- Wiesz... - Kai postanowia nawiza do przerwanej rozmowy. - Przed nami to w ogle...
nieznany ld.

Cikie i obszerne paszcze pielgrzymw pozwalay zakry nie tylko twarz, ale i
szczegy sylwetki. Mona te byo bez problemu przenosi pod nimi prawie kadego rodzaju
bro. I dlatego te paszczy tego typu oprcz udajcych si na dalekie wdrwki pielgrzymw
uywali wszelkiej maci spiskowcy i zamachowcy szeroko na przestrzeni ostatniego tysica lat.
Dlatego te ludzie w nie odziani od dawna zwracali uwag stranikw i wszelkich wart. Kadir
postanowi wic zerwa z tradycj. eby nie wzbudza podejrze Shen, Sharri i on sam zaoyli

dla odmiany rybackie peleryny i sztormowe kapelusze, kaptury rwnie dobrze osaniajce twarze.
Niestety, co prawda pod peleryn dao si ukry bro bardzo atwo, za to w palcym
wiosennym socu wygldali w nich dziwnie. Na szczcie nie na tyle dziwnie, e nieliczne
strae nie mogy przypuszcza, e to wanie partyzanci zrobili tak hec.
Sharri kla pomys Kadira. Ryby, kupione u prawdziwego waciciela odzi dla
uprawdopodobnienia wizerunku, od upau zaczynay ju lekko mierdzie. To wszystko nie
przeszkadzao jedynie Shen. Jako crka rybaka bya przyzwyczajona do rnych zapachw
zwizanych z zawodem ojca i wiedziaa te, e peleryny w penym socu nie powinny nikogo
dziwi - kady, kto trudni si rybowstwem, jest lekko wirnity. A czasami nawet nie lekko.
Sza wic, pewnie omijajc wojskowych wartownikw, ktrzy rzeczywicie mieli j gdzie.
aden nawet nie skin, eby przywoa troje dziwnych ludzi morza. A moe stranicy mieli po
prostu inne kopoty na gowie? Malutkie nadmorskie miasteczko, pooone przy drodze czcej
Kong z wntrzem kraju, byo dosownie zapchane wojskiem. Oddziay, przeciskane wskim
gardem w stron bastionu partyzantw, grzzy tu i rozkaday si obozami na kadym wolnym
skrawku terenu. Nikt nie panowa nad rozgardiaszem. Shen przypomniay si chwile przed
wymarszem korpusu do Wielkiego Lasu w dolinie Sait.
- To tutaj? - Sharri zatrzymaa si pod okapem jednego z najwikszych budynkw na
obrzeach miasteczka. Dom mia kilka wej. Z jednej strony znajdowaa si karczma, raczej
pustawa, z drugiej wielkie pomieszczenia, bdce kiedy garkuchni i stowk dla robotnikw
pracujcych w okolicy w dawnych, dobrych czasach. Teraz te pomieszczenia zajmowao wojsko.
Caa trjka wesza do rodka.
- Gospodarzu! - krzykna Sharri wadczym tonem, a Shen zapaa j za rk. To nie byo
miejsce, gdzie naleao chwali si gotowizn.
- Poprosimy o troch wina - dokoczya za koleank. - Moliwie taniego.
- Co? Na ska wpynlicie i d zniszczona? - Gospodarz, mody, postawny
mczyzna, ledwie zwraca na nich uwag. W dobry humor wprawiay go obroty, jakie osiga
dziki przemarszowi wojsk. - ebycie mi tymi rybami nie zasmrodzili caej sali!
- Sidziemy przy oknie. Nie zasmrodzimy.
- A co to za ubrania? Sztorm by?
- Ech, jak czowiek przez kilka dni jest przewiany wiatrem od witu do nocy, to si
rozkoszuje ciepem - wyjani Kadir. - Zdejmiemy, kiedy si tylko rozgrzejemy.
Gospodarz postawi przed nimi dzban wina i garnek z wod. Mieszalniki i podgrzewacze
do wina stay przy kadym stole. I nie zawraca sobie nimi wicej gowy. Pobieg obsugiwa
wojsko. Tam teraz byo jeszcze duo pienidzy do wycignicia.
Usiedli zgodnie z wasn zapowiedzi przy oknie. Ale nie eby wietrzy przyniesione
ryby. Rozciga si std widok na wszystkie zabudowania gospodarcze wok i rozlegy plac
pomidzy nimi.
- Za dugo tu nie moemy siedzie. - Sharri rozgldaa si niespokojnie. - Strasznie duo
wojska.
- Polacy zawsze s skrupulatni i punktualni - powiedzia Kadir. - A my jestemy idealnie o
czasie. - Wskaza cie, ktry rzucaa wieyczka nad miejsk wag. - W samo poudnie.
- Pytanie, czy w ogle przyjdzie? - mrukna Shen. Nalaa sobie wina i nie mieszajc z
wod, upia dobry yk. Wykrzywio j okrutnie. Co za kwany sikacz!
- Twoja wtpliwo zostaa od razu rozstrzygnita. - Kadir wskaza jej brod mczyzn
w zielonym mundurze i charakterystycznej rogatej czapce. - Widzisz? Punktualni jak mier.
- Zowieszczo zabrzmiao - powiedziaa Sharri. - A ja jestem przesdna.
- Naczelny ideolog goszcy koniec przesdw sam jest przesdny! - zakpi Kadir. - C

za okrutne zrzdzenie losu!


- Nie o takie przesdy mi chodzi! - odcia si niedosza kapanka.
Caa trjka obserwowaa oficera, ktry lawirowa midzy kauami pozostaymi z
porannej ulewy, eby nie pobrudzi sobie lnicych wysokich butw. C za wzr elegancji. Na
pierwszy rzut oka odrnia si od wszystkich wok niczym istota z innego wiata, ktr tak
naprawd by przecie w istocie. Ale tu nie robio to na nikim wraenia. Lotnisko w Kong blisko.
Polscy onierze, nie konfliktujc si ani z wojskiem, ani z partyzantami, lubiani przez miejscow
ludno z powodu wielu cennych rzeczy, ktre po prostu wyrzucali na mietnik, nie budzili
adnej sensacji.
- Rozglda si zaniepokojony - sykna Sharri.
- I bardzo dobrze, e si rozglda - uspokoi j Kadir. - Gdyby to bya zdrada lub
zasadzka, szedby przecie prosto do celu.
- Niepokoi si, bo to, co robi, jest przecie nielegalne - dodaa Shen. - A przynajmniej
troch jakby wbrew traktatowi.
- Wanie.
Oficer dotar, nieubrudzony, do karczmy. Ju w progu pokaza, niestety, e konspirator z
niego jak z koziej dupy trba. Rozejrza si i na widok rybakw zasalutowa dziarsko.
- No e szlag - wyrwao si Kadirowi.
Shen posuna si lekko, robic oficerowi miejsce przy stole. Nie zdya powiedzie
niczego, kiedy tamten dowid, e spraw konspiracji traktuje bardzo powanie.
- Przepraszam, e si nie przedstawiam, ale moje nazwisko nie jest tu istotne.
Kadir mao nie parskn miechem. Stanowili najbardziej barwn grup w karczmie i
powinni zwraca powszechn uwag. Paradoksalnie jednak dziki obecnoci nadmiaru
imperialnego wojska nie zwraca uwagi nikt. Ale zasady konspiracji musiay zosta zachowane.
- Paska obecno tutaj wiadczy, e.... - Shen zawiesia gos na moment. - e dobijamy
targu?
- Tak, dobijamy. - Oficer energicznie potrzsn gow. By mody i na pagonach widnia
tylko stopie podporucznika. Taki czowiek na posyki bardziej.
- Dobrze. - Umiechna si, chcc go troch odpry. - W takim razie to jest nasza cz
umowy. - Podaa mu pod stoem gruby plik kartek.
Podporucznik nawet nie zerkn. By moe dosta taki rozkaz. Schowa kartki do swojego
mapnika i zapi starannie.
- Tak jak mwilimy - cigna Shen. - Listy i raporty czarownikw z wyprawy do
Wielkiego Lasu w Banxi. Wszystkie zaszyfrowane. Oraz jeden pisany otwartym tekstem.
Potwierdzajcy istnienie wtyczki w waszych szeregach.
- Wszystko przeka do wydziau szyfrw, a kopie zgodnie z umow do Organizacji
Randa.
- wietnie. A wasza cz umowy?
- Ju wykonana. Pocignlimy kabel z lotniska do budynku, ktry wskazali wasi ludzie.
Kabel kadli sami Polacy, zosta porzdnie zakopany, nikt z miejscowych nie widzia. Myl, e
poczenie jest bezpieczne.
Bynajmniej nie chodzio o to, e kto mgby si do cza podpi i podsuchiwa. Nic z
tych rzeczy. Pojawi si problem innej natury. Gdyby drut wisia normalnie, na supach,
miejscowa ludno najprawdopodobniej ukradaby go pierwszej nocy. Metalowy drut jest zbyt
cenny, eby tak sobie wisia. By to zreszt problem caego imperium. Stosunkowo tanio daoby
si stworzy sie cznoci telegraficznej. Niestety, trzeba byo polega na zawodnych i
kaprynych radiostacjach, ktre w zalenoci choby od pogody raz dziaay, a raz nie. Druty

telegraficzne sukcesywnie rozkradano, a nie sposb postawi przy nich onierzy tak gsto, by
ogarniali si nawzajem wzrokiem. Przy tak gstym ustawieniu wart ju taniej byoby zreszt,
gdyby onierze krzykiem przekazywali sobie wiadomoci.
- Czy bdziemy w stanie obsuy to urzdzenie?
- Oczywicie. To solidny i bardzo prosty telefon polowy na korbk. Wasz czowiek wie,
jak to obsuy.
- I z kim mamy poczenie?
- Bezporednio ze mn. A ja przeka wszystko przez radio wedle yczenia albo do pana
Randa, albo do komandora Tomaszewskiego. I t sam drog przeka wam odpowied zwrotn.
- Jak szybko to bdzie dziaa?
- Byskawicznie. Ja nie wnikam w tre wiadomoci. Moim zadaniem jest jedynie tekst
zaszyfrowa i odszyfrowa. A dziaa to bdzie przez ca dob.
- No to wietnie. - Shen dyskretnie podaa mu rk. - Zatem jestemy dogadani.
- Jestemy dogadani - powtrzy.
Ucisnli sobie donie.
onierze, ktrzy pobierali wanie posiek w garkuchni obok, niekoniecznie chyba
orientowali si, e ich sojusznik zawar wanie porozumienie nie do koca zgodne z traktatem
midzypastwowym czcym go z cesarstwem. Ale tak ju bywa w polityce. Prosty onierz nie
musi niczego wiedzie o szeptanych porozumieniach. On ma tylko poczu na wasnej skrze
efekt ich dziaania.

- Imi i nazwisko?
- Leon Krawczyk.
- Stanowisko na pokadzie MS Gradient?
- Hydrolog.
- Czym konkretnie zajmowa si pan na pokadzie Gradienta?
Chory poprawi si w ku, patrzc na przesuchujcego porucznika. To by jeden z
pierwszych dni, kiedy rozbitek czu si lepiej, i chyba zaskoczyo go obcesowe podejcie
marynarki w kwestii przesuchania. Tomaszewski dotkn ramienia andarma piszcego protok.
- Panie poruczniku, myl, e jeszcze bdzie czas, eby wszystko skrupulatnie zapisa.
Mam wraenie, e stresujemy chorego.
- Z caym szacunkiem, panie komandorze. - Porucznik by dokadnie w wieku
Tomaszewskiego, jednak rnica stopni bya dramatyczna. Wyranie stanowio to dla niego
problem. - Otrzymaem rozkaz, eby wyjani okolicznoci mierci jednego czonka zaogi
Gradienta i zaginicia pozostaych.
- Denerwujc pana Krawczyka, niewiele chyba zyskamy. To cywil.
- Cywil, ale na jednostce operujcej w ramach marynarki wojennej.
- No, nie nazwabym tego rejsu operacj wojskow.
Twarz porucznika staa. Nie wiadomo, czy przypomnia sobie, e admira Wentzel jest
wujkiem Tomaszewskiego, czy wci chodzio o sam rnic w stopniach przy identycznej
liczbie lat. Cholera wie. W kadym razie odpuci. Zerkn na swoj przenon maszyn do
pisania, z wkrconym ju i napocztym formularzem przesuchania, i najwyraniej wcieky
odchyli si na oparciu krzesa.
Tomaszewski nie zamierza si z nim konfliktowa, ale te nie chcia pozwoli, eby
subisty andarm zniweczy krtk okazj, kiedy lekarze pozwolili im nareszcie porozmawia z

rozbitkiem.
- No i widzi pan, panie Leonie, jeli mog si tak do pana zwraca, wszelkie
niebezpieczestwa, ktrych dozna pan podczas swoich przygd, s niczym wobec naszej
biurokracji.
Chory umiechn si lekko. Jeszcze nie by pewien, czy zagroenie ze strony oficera
andarmerii zostao na pewno zaegnane.
- Nie wiem, czy panu... panom - poprawi si niechtnie - pomog. Mam cigle ogromne
luki w pamici.
- Tak, rozmawiaem ju z doktorem Baszczykowskim. Nie licz, e wyjani nam pan
wszystko od razu. Bardziej mi zaley na tym, eby dostarczy pan kilka nowych kamykw do
ukadanej od dawna mozaiki.
- Sprbuj zatem. - Hydrolog troch si rozluni. Wida byo, e jest w niezej formie,
przynajmniej fizycznej. Wyglda na jakie czterdzieci lat, mia szczup, pocig twarz i co
byo bardzo charakterystyczne, czarne oczy. Mg uchodzi za miejscowego, w przeciwiestwie
do wikszoci Polakw tutaj, wysokich i jasnookich, wyrniajcych si z kadego tumu od
razu, w momencie kiedy si pojawi.
- Czy mgby pan opisa wasne odczucie na temat tego, co dziao si na pokadzie
Gradienta?
Krawczyk umiechn si smutno.
- Obawiam si, e pniejsze wydarzenia troch zatary pami tego, co dziao si na
pokadzie. Dobrze pamitam jedno. Jak makabryczn apati, bezsenno i depresj.
Pocztkowo mylaem, e dotyczy tylko mnie. Usiowaem pomc sobie w zasypianiu.
- Jak?
- Za pomoc alkoholu. Ale po pierwsze by mao skuteczny. Po napiciu si spaem raptem
jakie p godziny. A po drugie mj prywatny zapas szybko si skoczy.
Tomaszewski przytakn. No tak, kady z zaogi wzi tam co ze sob. Ale po wypiciu
samemu, tak bez okazji, wszystkim byo gupio kry po statku w poszukiwaniu wdki. Albo
wrcz wamywa si do zapasw intendenta.
- I co pan zrobi?
- Poszedem do lekarza po rodki nasenne. Po jego uwagach zrozumiaem, e problem
dotyczy nie tylko mnie.
- Rozmawialicie? Zareagowa jako?
- Da mi brom. Uspokaja gupio, e na morzu czsto tak si dzieje. Nawet mwi co o
chorobie ekspedycyjnej.
- Mhm. Czyli po prostu usiowa was uspokoi, wygadujc cokolwiek.
- Ja te odniosem takie wraenie. Brom nie dziaa. To znaczy dziaa, ale jedynie na
pocztku i od razu w duych dawkach. Potem sprawia tylko, e przez cay dzie chodziem
otpiay i nic do mnie nie docierao. Jakbym tkwi w kokonie z waty.
Tomaszewski przytakiwa. Zna ten stan. Z pokadu ORP Pozna, ktry pywa w tej
samej okolicy.
- A co tam si wydarzyo?
Krawczyk spojrza idealnie nierozumiejcym wzrokiem.
- Gdzie?
- Na pokadzie Gradienta. Czy miay tam miejsce jakie dziwne zjawiska?
- Czy to, e wszyscy nie mogli spa, nie jest wystarczajco dziwne?
Tomaszewski zerkn na porucznika andarmerii morskiej. Ten zachowa kamienn twarz.
C, zna wypadki na statku badawczym jedynie z raportw. A troch inaczej odczuwao si to

wszystko, jeli byo si na pokadzie osobicie. I widziao postrzelan sterwk, resztki konserw
zgromadzone na mostku, krew na korytarzu.
- Czy zaobserwowa pan poruszajce si przedmioty? Mamy to na filmie.
- Musiabym zobaczy ten film. Nie, przedmiotw nie widziaem. To znaczy
poruszajcych si dziwnie.
- Nic niecodziennego nie zwrcio paskiej uwagi?
Krawczyk wzruszy ramionami.
- Wiele rzeczy. Na przykad przewietlaa mi si tama w aparacie fotograficznym.
- Sucham?
- No po prostu. Caa rolka zostaa przewietlona. Mylaem, e to jaka wada fabryczna,
wic sprawdziem nastpn w laboratorium. Bya w porzdku. A po serii zdj i wyjciu z
aparatu nic.
- Zupenie nic?
- Nie no, jakie cienie na kliszy byy. Ale do fachowej analizy albo do raportu te zdjcia
si nie nadaway.
- I co pan zrobi?
- Zgosiem problem laborantowi. Te tamy to w kocu wasno marynarki wojennej.
Powiedzia, e podobne rzeczy dziej si z tamami filmowymi. By moe caa seria jest
wadliwa.
Tomaszewski znowu nie wiedzia, co powiedzie. Technik laboratoryjny, ktry nie
potrafi sprawdzi, czy chodzi o wad fabryczn, czy o jaki czynnik wystpujcy na miejscu?
Mao prawdopodobne.
Zmieni temat:
- W jaki sposb odczy si pan od zaogi Gradienta?
Musia trafi w jakie bolce miejsce. Krawczyk odwrci wzrok i patrzy na bia cian.
Jego twarz cigle pozostawaa obojtna.
- Pamita pan?
- Tak - odpar sucho hydrolog. - Pamitam.
Zapada dranica cisza. Ani powtrzy pytanie, ani ponagla chorego. Impas. Na
szczcie tamten znowu przenis wzrok na Tomaszewskiego.
- Pynem pontonem.
- Pontonem? Po co?
- Nie byem wtedy zbyt przytomny. Pamitam tylko, e co atakowao nas od spodu...
Tomaszewski podnis rk, przerywajc Krawczykowi w p sowa. W ten sposb
daleko nie zajd. System pyta o kady szczeg i wymuszania w ten sposb szybkich
odpowiedzi by moe i dobry w przypadku przesucha. Jeli jednak nie miao si za cel
zapdzenia rozmwcy w kozi rg, to lepszym sposobem byo po prostu wysuchanie jego
opowieci. Zadajc tylko te pytania, ktre pomog zrozumie jego tok mylenia.
- Czy mgby pan szerzej powiedzie, co sprawio, e odczy si pan od reszty zaogi?
Nie chc przeszkadza panu i przerywa co chwila.
- Ale ja sam nie wszystko rozumiem.
- Dobrze. W takim razie pytaniami postaram si jedynie pomaga.
Hydrolog skin gow.
- Pogoda zrobia si wietna. Postanowilimy popyn szalup w stron brzegu, eby
zrobi dokadniejsze zdjcia, ni mona byo wykona z pokadu Gradienta.
Tomaszewski doskonale wiedzia dlaczego. Na obcych wodach, bez map kapitan statku
zdecydowanie odmawia podpynicia bliej do brzegu. Nie mg mie przecie pojcia, co

mogo si kry pod powierzchni morza.


- Na wycieczk zgosio si wielu chtnych - cign Krawczyk. - Co dziwnego tkwio w
psychice zaogi. Kady chcia opuci pokad choby na chwil. To trudne do zrozumienia.
- Wcale nie - mrukn Tomaszewski. - Byem, na pokadzie Gradienta ju po tragedii.
- No wanie. - Krawczyk westchn ciko. - Tamtego dnia ja rwnie zgosiem si na
ochotnika. Dla hydrologa na odzi nie byo wiele do roboty. Udawaem, e co mierz, i nikt nie
wnika.
- Po co wzilicie ze sob bro?
- Skd pan wie?
- Widziaem film. By moe wanie z tej wyprawy.
Hydrolog ledwie dostrzegalnie wzruszy ramionami.
- Na pokadzie szalupy byo duo aparatw fotograficznych i kamer. By te mj ponton.
- Paski?
- Ten, ktrym odpynem potem. - Krawczyk podnis wzrok na Tomaszewskiego. Nie
mia wyrazu twarzy, ktry wskazywaby, e chce si usprawiedliwi z czego czy wykrci. Nie
wyglda te na faceta, ktry chciaby co ukry. Zreszt chyba nie mia te takiej potrzeby. By
cywilem i nie mona mu byo zarzuci dezercji. - A co do broni, panie komandorze, to poow
zaogi statku stanowili przecie onierze. A oni zawsze maj mnstwo broni.
Tomaszewski usiowa si nie skrzywi, syszc, jak dyletant w sprawach wojskowych
nazywa marynarzy onierzami.
- A po co wzilicie ponton? - zapyta.
- Jeli warunki okazayby si odpowiednie i znalelibymy dogodne miejsce, to
chcielimy wyldowa na brzegu. Szalupa i tak za dua i ma za gbokie zanurzenie. A tam nie
wiadomo, jak dno uksztatowane. Tylko ponton moe dotrze wprost do piasku na play i wrci.
- Tak. Jasne.
Krawczyk sign do nocnej szafki po szklank z wod. Upi jedynie malutki yk.
- Na pocztku wszystko szo doskonale. Nawet nastroje si poprawiy. Tym bardziej e
przez lornetki zauwaylimy kawaek, gdzie mona by byo przeprowadzi ldowanie. Jak
mwili ci, co si znali, bardzo dogodne. Ruszylimy wic w stron brzegu.
- Powoli?
- Oczywicie. Nikt nie wiedzia, czy tu s jakie rafy, skay, mielizny. No i dlatego, e
pynlimy ledwo, ledwo, nic si nie stao odzi, kiedy w co uderzylimy.
- W ska?
- W co wzgldnie mikkiego.
- Zarylicie w piachu?
- Wzgldnie mikkiego. Wzgldnie. Tak jakby w jak wielk ryb. Tak przynajmniej
wtedy mylelimy.
- A co to w rzeczywistoci byo?
- Nie wiem.
Tomaszewski wymieni spojrzenia z siedzcym obok andarmem.
- Zatrzymalimy si - kontynuowa Krawczyk.
Tomaszewski westchn. No tak, szczur ldowy. Samochd, ktrym jedzi do pracy, da
si zatrzyma w miejscu. odzi tak nie zatrzymasz.
- Ludzie zaczli zaglda pod szalup. Potem kto powiedzia, e trzeba si wycofa na
pene morze. e co tutaj moe zniszczy rub i bdziemy mieli wielki kopot, bo jestemy za
blisko brzegu.
Tomaszewski potakiwa. To rwnie rozumia, cho amatorskie sformuowania

hydrologa, ktrymi ten usiowa opisywa to, co si stao, bardzo go draniy. Nie mg poj,
jakim cudem kto, kto mia taki zawd, nie mia zielonego pojcia nie to, e o marynarce, ale
choby o eglarstwie. Po chwili zastanowienia zrozumia wszystko. Krawczyka pewnie
zwerbowano wprost z wyszej uczelni. A tam kontakt z normalnym yciem czy w ogle z
rzeczywistoci by przecie rygorystycznie ograniczony.
- Kto uruchomi silnik, ktry wczeniej zgas, i popynlimy do tyu. odzi przestao
tak strasznie koysa. I wtedy Maciejewski nachyli si, eby zobaczy, w co uderzylimy. Mia
nadziej, e co zobaczy. - Krawczyk zawaha si nagle. Upi kilka ykw ze szklanki, ktr
cigle trzyma w rku, i odstawi z powrotem na szafk. - Wtedy... - znowu urwa.
Tomaszewski nie chcia mu przeszkadza adnymi pytaniami. Spodziewa si, co usyszy.
- Wtedy spod wody wynurzyy si czyje rce i wcigny Maciejewskiego pod
powierzchni. Ani krzykn nawet.
Tomaszewski przypomnia sobie Mustaf, tatarskiego zwiadowc. Rozpryskujcy si ld
na zamarznitym jeziorze, cios noa i rce dzikusa wcigajce onierza pod ld. Otrzsn si.
- To byy rce kobiety czy mczyzny? - spyta.
- Ja tego nie widziaem, bo staem z tyu. Nie wiem nawet, czy to byy ludzkie rce.
Znowu wymienili si spojrzeniami z andarmem. Jeli rce, to ludzkie chyba. Zwierz
ma apy. Niemniej styl takiej wypowiedzi mwi wiele o stanie umysu opowiadajcego.
- I co dalej?
- Kto zacz krzycze, eby si zatrzyma. Kto inny, eby dalej pyn w ty. Ale
generalnie ludzie, ktrzy nie widzieli zajcia, nie dopytywali, co si stao, tylko rzucili si do k
ratunkowych i bosakw. Ale Maciejewski nie wypywa z adnej strony.
- Przecie mia kamizelk.
- Skd pan wie?
- Po pierwsze takie s przepisy. Po drugie na filmie, ktry widziaem, wszyscy mieli na
sobie kamizelki ratunkowe. Bez wyjtku, bo taki jest regulamin.
Krawczyk odkaszln lekko.
- No to on nie wypyn na powierzchni mimo regulaminowej kamizelki - powiedzia
cicho.
- I co zrobilicie?
- Co zaczo uderza w dno odzi. Jedni myleli, e to odgosy walki kogo pod odzi,
inni, e kto chce po prostu rozwali dno. Ci, ktrzy wzili ze sob na pokad szalupy bro, ju
mieli j w rkach.
No tak. Tomaszewski wyobraa sobie, co mogo si dzia w takiej sytuacji.
- Kto wrzeszcza, e co widzi i nie wie, czy strzela. Kto mwi, eby strzela do
wszystkiego, co nie ma kamizelki ratunkowej na sobie. eby kolegi nie zrani. Ale...
Ale w zwizku z tym, co dziao si wczeniej na Gradiencie, i z nastrojami panujcymi
wrd jego zaogi paniki nie mona ju byo powstrzyma, doda w mylach Tomaszewski.
- Wybucha panika - Krawczyk potwierdzi jego przypuszczenia. - Wilkowski, mj kolega
z uczelni, krzycza, e co widzi. e co pynie na nas pod wod. Kamizelka Maciejewskiego
nigdzie nie wypywaa. Jaki onierz zacz strzela.
- W to co pod wod?
- Raczej na postrach. Stukanie w kadub od dou wzmogo si jakby. Zreszt nie wiem.
Moe kto chcia przebi deski jakimi prymitywnymi narzdziami, nie majc w dodatku
podparcia.
- A jak ten kto oddycha pod wod? Widzia pan w kocu napastnikw?
Krawczyk potrzsn gow.

- Nie. Ale co najmniej kilku ludzi krzyczao, e co widzi.


- I co byo dalej?
- onierze zaczli strzela do celw pod wod. Nie wiem, czy widzieli cokolwiek.
omotanie w kadub nie cicho, kto ze schowka wycign drewnian skrzynk.
- Z granatami?
- Tak. Ludzie zaczli je wrzuca pod d, a ja trwaem w jakim dziwnym stuporze. Nie
poruszaem si. Skd, zupenie na spokojnie, przysza myl, e skoro pod wod s jacy ludzie,
to od eksplozji granatw powinni i tak wypyn poraeni. Ale nic nie wypywao. Natomiast
oberwao si naszej odzi.
- Odamki przebiy dno?
- Nie sdz. Nie wiem zreszt - poprawi si po chwili Krawczyk. - Ale dno na pewno
zostao rozszczelnione. Woda wpywaa do rodka do szybko.
To znaczy, e granatami kto rzuca bardzo umiejtnie, pomyla Tomaszewski. Nie
chcia, eby tony szybko i eksplodoway gdzie gboko, powodujc tylko fal uderzeniow. Po
zwolnieniu yki ten kto trzyma jeszcze przez moment kady granat w doni. Kiedy rzuci,
eksplozja nastpowaa tu pod wod. Metoda wietna, jak si siedzi w bunkrze, bezpiecznym
okopie albo podczas walk w miecie, z wielk iloci potencjalnych oson. Taka sobie przy
rzucaniu pod wasn d.
- Znowu rykn silnik i zaczlimy si oddala od miejsca kotowaniny. Odgosy
omotania o dno ucichy, ale woda zacza si dosownie wlewa do naszej odzi. Kto krzycza,
eby napeni ponton. I razem z Wilkowskim wycignlimy go, przywizalimy do burty, a
potem wyrzucilimy.
- Napeni si bez problemu?
- Tak. Kiedy d si zatrzymaa, Wilkowski pomg mi wsi do pontonu i zacz
podawa najpotrzebniejsze rzeczy z wyposaenia. Polecia po wiosa, ale w tym czasie co
znowu zaomotao w dno. A ludzie ponownie rozpoczli strzelanin.
Krawczyk otar czoo, na ktrym zacz si gromadzi pot. Te zwierzenia najwyraniej
nie przychodziy mu atwo. Tomaszewski nie chcia go sposzy, zadajc obcesowe pytania.
- Skamieniaem ze strachu - podj hydrolog po chwili. - Baem si, e kto rzuci granat, a
w pontonie to pewna mier. Ale... ale...
- Co si stao?
- Wze na linie, ktr ponton by przymocowany do odzi, zacz si rozwizywa. Sam
z siebie. Jakby go rozwizyway niewidzialne rce albo jakie czary. Na moich oczach!
- I co pan zrobi?
- Nic! Siedziaem skamieniay ze strachu. Ludzie wrzeszczeli i strzelali w wod, ja nie
mogem si ruszy, a wze powoli, ale metodycznie rozwizywa si sam. To musiaa by jaka
niewidzialna istota!
Tomaszewski westchn ciko. Wsta i przystawi sobie krzeso do okna. Potem odwiza
od karnisza sznurek sucy do zacigania firanek. Po chwili poda sznurek Krawczykowi.
- Prosz go zawiza na moim przedramieniu - powiedzia. - Takim samym wzem,
jakim przymocowa pan ponton do odzi.
- Po co?
- Poka panu niewidzialn istot, ktra takie wzy rozwizuje.
Krawczyk przekn lin. W kilka sekund omota sznurek na przedramieniu
Tomaszewskiego, obejrza, dokona jakiej poprawki i powiedzia:
- Tak mniej wicej go zawizaem.
andarm odwrci gow, eby ukry wyraz twarzy. Tomaszewski spokojnie uj koniec

sznurka i zacz nim porusza w gr i w d oraz lekko szarpa.


- O, widzi pan? - odezwa si. - Ju ustpuje. Bo to nie jest aden marynarski wze.
Zawiza to pan jak gospodyni domowa sznur od bielizny, a potem biadoli, e wiatr zerwa jej
pranie. Nie byo ani wiatru, ani niewidzialnej istoty, tylko wze zrobiony do dup... do niczego
znaczy.
- Tam nic nie szarpao sznurem.
- A ruch powierzchni morza? - Tomaszewski zreflektowa si nagle, e zaczyna kpi z
chorego, a w adnym wypadku nie byo mu to na rk. Doda wic spiesznie: - Prosz si tym nie
przejmowa. W szoku, w panice, kiedy wok strzelaj, nie takie rzeczy wyrabiali moi
marynarze.
Krawczyk uspokoi si troch.
- No ale...
- Naprawd drobiazg. Ludzie zaskoczeni rozwojem wypadkw s skonni przypisywa je
wielu dziwnym mechanizmom, niekoniecznie rzeczywistym. Ale w rozwizywaniu wza,
zapewniam, nie byo niczego cudownego.
Hydrolog, niezbyt przekonany, przytakn.
- Co stao si potem? - zapyta Tomaszewski.
- Kiedy wze puci, zaczem dryfowa. Coraz dalej i dalej od szalupy. A tam cige
strzelali, wrzeszczeli. A ja z kolei trwaem w jakim odrtwieniu. Siedziaem na dnie pontonu i
nie mogem si ruszy. Moja upinka oddalaa si coraz bardziej, a ja nie mogem dosownie
ruszy nawet palcem.
- Nikt nie zauway, e pan jest coraz dalej?
- Nie wiem. Moe i zauwayli. Ale skoro strzelali w wod, moe pomyleli, e to nawet
lepiej? Odamki granatw nic mi nie zrobi, nic nie przedziurawi pontonu. A kiedy skocz t
kanonad, to podpyn po mnie i ju. Zreszt nie mam pojcia, czy kto tam jeszcze myla
racjonalnie. Ja na pewno nie mylaem.
- Rozumiem.
- Tam s takie supy mgy, czy raczej, jak to okrelalimy: chmury supowe.
- Wiem. Widziaem je z bliska.
- No wanie. Biaa kolumna pary wodnej o duej rednicy, sigajca od powierzchni
morza gdzie na niewyobraalne wysokoci. Te kolumny poruszaj si, czy raczej sun to w
jedn, to w drug stron, czsto zmieniajc kierunek.
- I taki sup pana ogarn?
- Tak. Zupenie znienacka, bo nie patrzyem za plecy, co si dzieje za mn. A zjawisko,
mimo e monstrualne w skali, jest kompletnie bezgone.
- Rozumiem - powtrzy Tomaszewski.
- Wpadem w panik. Parali ustpi i zaczem krzycze. Ale ten biay opar tumi
dwiki. Coraz sabiej syszaem nawet strzelanin.
- Nie usiowa pan z niego wypyn?
- Nie miaem wiose.
Ach tak. Tomaszewski przypomnia sobie, jak Krawczyk mwi, e tu przed wybuchem
paniki jego kolega poszed po wiosa. No to rzeczywicie pat. O adnym wiosowaniu rkami
czy nogami w lodowatej wodzie nie mogo by mowy.
- I co? - zapyta. - Sup przeszed nad panem i co si wtedy stao?
- Prd strumieniowy.
- Sucham? - Tomaszewski sysza o prdach strumieniowych, ale... w stratosferze. Nigdy
niej.

- Dobrze pan sysza. Prd strumieniowy tu nad powierzchni wody.


- Niewyobraalne.
Krawczyk skin gow.
- Odkrylimy je wczeniej. Nazwa moe niezbyt fortunna, ale dobrze oddaje charakter
zjawiska.
- Zaraz. Zapoznaem si ze wszystkimi materiaami dotyczcymi ledztwa w sprawie
tragedii Gradienta, byem osobicie na pokadzie i nie napotkaem adnej wzmianki na temat
prdw strumieniowych.
- A czyta pan wyniki naszych prac naukowych?
- Nie.
- No wanie.
- Przecie kto musia je analizowa. A do mnie nie dosza najmniejsza wzmianka.
- Nie dosza, bo pan si zajmowa wyjanieniem przyczyn tragedii. Kto oczywicie zaj
si tymi materiaami, jaki naukowiec. Ale po choler mia przesya wnioski oficerowi
wywiadu, badajcemu wycznie przyczyn katastrofy? To dane naukowe, niemajce nic
wsplnego z tym, co dziao si na pokadzie.
- No tak. Moe pan mie racj - zgodzi si bez oporw Tomaszewski.
- Niemniej nie spodziewaem si, e prd strumieniowy zapie mnie bezporednio po tym,
kiedy chmura supowa odsunie si od pontonu. To rzadkie zjawisko.
- Mgby pan to powiedzie janiej? A jednoczenie w taki sposb, eby dyletant w tych
sprawach zrozumia? - Tomaszewski umiechn si porozumiewawczo.
- Postaram si. - Krawczyk odwzajemni umiech. Potem otar pot z czoa. Najwyraniej
rozmowa bya dla niego trudna i bardzo go mczya.
Tomaszewski widzia to oczywicie. Mia te nadziej, e lekarz nie zajrzy do nich zbyt
szybko.
- Mj profesor na uczelni zabiby mnie za to wyjanienie. Ale sprbuj uproci spraw
a do faszu.
Tomaszewski gestem pokaza, e docenia starania. A Krawczyk dugo szuka
najprostszych sw.
- Co kieruje wiatr strumieniowy prosto w d. Strumie nieprawdopodobnie
rozpdzonego powietrza uderza w morze pod ktem i z tak si, e tworzy z wody na
powierzchni rodzaj wodnej zawiesiny. Bardzo gstej. Ktra dodatkowo gna z niewiarygodn
prdkoci. Uchwycony przez taki strumie na przykad ponton zaczyna, i teraz nie wiem: pyn
albo lecie z nieprawdopodobn prdkoci. Nie mam pojcia, czy raczej jak poduszkowiec,
unoszc si nad powierzchni, czy jak ekranopat. Poniewa nie jest jasne, co jest w danej chwili
powierzchni wody. Zawiesina, a waciwie mieszanka powietrzno-wodna, jest tak gsta i
porusza si tak szybko, e wszystko, co porwie, zaczyna si lizga wraz z wiatrem.
Oczywicie bez adnego wpywu na kierunek. aden ster by tu nie zadziaa.

- A agiel?
- Z tym bym uwaa. eby nie zosta porwanym na aglu do stratosfery, kiedy co
spowoduje odbicie wiatru.
- No ale zjawisko o takiej skali powinno przecie powodowa szereg skutkw silnie
odczuwalnych w caej okolicy.
Krawczyk cmokn i zacz krci gow.
- Chyba wybudowa pan sobie faszywy obraz tego zjawiska, przepraszam. Tego si nie
da wyjani bez uywania cisych terminw naukowych, a wszelkie przykady s, jak wida,
zwodnicze.
- W kadym razie, o ile cokolwiek zrozumiaem, pomkn pan gdzie, zupenie nie
kontrolujc kierunku?
Drzwi otworzyy si znienacka. Nie byo pukania, nie byo sycha krokw na korytarzu.

Lekarz mia srogi wyraz twarzy.


- Panowie! Co wy tu wyrabiacie?!
Tomaszewski i andarm spojrzeli na niego zdziwieni. Przecie mieli jego zgod. Ale
chyba kada ze stron inaczej rozumiaa okrelenie zgoda na rozmow.
- Panowie oficerowie! - grzmia lekarz. - Co wycie zrobili? Pacjent jest zdenerwowany,
spocony, w kiepskiej formie! Co tu si dziao? To byo przesuchanie czy co?!
- Tylko rozmawialimy - oburzy si Tomaszewski.
- Tylko rozmawialicie?! A pan Krawczyk jest w fazie rekonwalescencji. Przy takich
nerwach i niepotrzebnych emocjach cay mj wysiek moe trafi szlag! Pacjent w tej fazie ma
unika silnych wzrusze!
- My naprawd...
- Prosz std wyj! Natychmiast!
- A kiedy nastpnym razem...? - andarm usiowa zada pytanie, ale nie dane mu byo
dokoczy.
- Nie bdzie adnego nastpnego razu! - lekarz byskawicznie rozstrzygn jego
wtpliwoci. - Nie zobaczycie go do penego wyzdrowienia!
- Ale, panie doktorze... - oponowa Tomaszewski, rwnie bez skutku.
- Prosz opuci ten pokj. - Doktor wskazywa otwarte drzwi. - I prosz szybko, bo mi
si spocony pacjent przezibi w przecigu! Siostro!
Nie czekajc na przybycie posikw, wyszli na korytarz.
- Dopiero zaczlimy... - Tomaszewski podj prb negocjacji, lecz lekarz by nieugity.
- Nic mnie nie obchodzi wasze ledztwo. Ja jestem odpowiedzialny za jego ycie.
- A ja za ycie innych ludzi! - Tego ju Tomaszewski nie wytrzyma. - By moe bd
musia posa swoich marynarzy w miejsce, gdzie mona si oparzy od samego powietrza. I
musz si dowiedzie, co to jest!
Zdaje si, e dla lekarza wanie przysza chwila refleksji. Zda sobie spraw, e
wrzeszczy na faceta w stopniu komandora, i nagle nadeszo pewne uspokojenie.
- Nie no... - Teraz nie wiedzia, jak wybrn. - Jak to parzy samo powietrze? I to, jak si
domylam, wcale nie gorce?
- O czym takim ten hydrolog mwi w malignie.
- Mogo mu si tylko zdawa, bo przyczyna bya odsunita w czasie. Na przykad chorzy
zostali poparzeni, w ogle o tym nie wiedzc. Bezobjawowo. I yli sobie, nie majc pojcia, e s
miertelnie chorzy, przez do dugi nawet czas. A potem wystpiy objawy poparzenia trzeciego
stopnia. Wcznie z bolesn i straszn mierci. Bez jakiegokolwiek kontaktu ze rdem ciepa.
Tomaszewski patrzy na lekarza zdumiony. Po raz pierwszy sysza o czym takim.
- I ludzie sdz, e s poparzeni samym powietrzem? Co powoduje te objawy?
Lekarz zna odpowied.
- Choroba popromienna.

ROZDZIA 7

Do pierwszych sadyb Kai i Nuk dotary dugo przed zmrokiem. Trudno nawet okreli, czy to
bya wie, czy osada. Kilkadziesit duych, ale ndznych drewnianych domw cigno si
wzdu czego, co od biedy mona by nazwa ulic, a do niewielkiego ryneczku. Kupcw
jednak znajdowao si na nim niewielu. Wikszo mczyzn, ktrzy zajmowali szerokie awy
przed szynkami, wygldaa na robotnikw rolnych.
Podstawowym zadaniem, ktre stoi przed kadym wywiadowc, jest moliwie szybkie
wtopienie si w tum. Dziewczyny wiedziay o tym doskonale. Od razu te przekonay si, jak
bardzo moe si myli sztab wywiadu marynarki, uwaajc, e te same zasady obowizuj na
caym wiecie. Wtopienie si w tum to by moe i oczywisty priorytet, ale zdecydowanie trudny
do wykonania, kiedy agentami s dwie mode, atrakcyjne dziewczyny naprzeciw wygodniaych
z braku kobiet mczyzn. I to mczyzn wychowanych bynajmniej nie na ksicych salonach.
Wikszo na widok tak licznych lasek zacza gwizda. Pozostali wydawali dwiki w rodzaju:
Uuuuu!, ewentualnie: Aleeee.... Wtopienie si w tum zawiodo wic na samym wstpie.
Dziewczyny od razu te usyszay, co robotnicy rolni sdz na ich temat.
- Ale cipy!
- Ty, patrz, jak ta wysza dupskiem rusza!
- Ja bym zern t wysz!
- A ja t z niewinn twarz.
- A ta wysza to na on. Patrz na minie! I do jebania, i do roboty!
- Wol nisz. I nie do roboty, tylko do wyru...
Kai czua, e psowieje. Nuk zacisna palce na skatym kiju, ktrym si podpieraa. Byo
jasne, e ten, ktry pierwszy dotknie jej tyka, rozrzuci zby po caej okolicy. I nie oponowaa,
kiedy wysza stopniem czarownica poprowadzia je do wylotu bocznej uliczki. Agentki wywiadu
marynarki wolay zej z oczu tumowi, w ktry miay si regulaminowo wtapia.
- No nie, no kurna... - Nuk upewniaa si, czy na pewno przestay by widziane. - Jeszcze,
szlag, czapki nam powinni da z napisem: Jestemy agentkami obcego wywiadu.
- Albo czerwone latarnie - dodaa Kai. - Z napisem na kadej: Wasno subowa
marynarki wojennej, zainwentaryzowano dnia....
Nuk umiechna si. Ta moda czarownica wcale nie musiaa by taka cakiem do dupy,
jak jej si wczeniej wydawao. Powoli, bardzo powoli nawet skonna byaby uwierzy, e ta
maa sama rozwalia szamank potworw z pistoletu maszynowego. No moe, moe... Moe i z
niej bd kiedy ludzie?
- Pytanie, co dalej? - mrukna Kai.
No tak. Skoro zawioda pierwsza procedura, zawie mog nastpne. Dziewczyny
potrzeboway choby i krtkiego, ale intensywnego okresu aklimatyzacji. Tu co prawda, w
przeciwiestwie do wiata za Grami Bogw, wszyscy posugiwali si tym samym jzykiem, ale
z powodu oddalenia i ten jeden jzyk podlega konkretnym zmianom. A one obie mwiy z
silnym akcentem charakterystycznym dla cesarstwa, nie znay tutejszej gwary ani wikszoci
charakterystycznych sw jzyka uywanego na co dzie. Oczywicie bya na to rada. Kai zaraz
po wyldowaniu rzucia na obie zaklcie, jak kiedy na Tomaszewskiego, a to rozwizywao
spraw. Ale musiay si osucha. Z pustego powietrza obce zwroty do gowy nie dotr.
Drugim problemem byy pienidze. Nikt nie wiedzia, za pomoc czego dokonuje si tu
patnoci. Wywiad wyposay je wic w zoto i srebro. Mae sztabki, monety (oczywicie
cesarskie), a nawet grudki i samorodki bezporednio z kopalni. No i co z tego? Widzc
cywilizacyjny poziom tutejszej osady, mogyby postpi do gupio, gdyby weszy do podego
szynku z pytaniem: Czy akceptujecie tutaj sztaby zota z prb gwarantowan stemplem
cesarskiej mennicy?.

- Musimy jako znale si przy ludziach.


- No to moe wejdziemy do jakiej karczmy?
- A czym zapacimy?
- Poka par grudek zota i powiem, e znalazam w strumieniu.
Nuk zacza si mia.
- No i czemu rechoczesz?
- Wyobraziam sobie ciebie, jak wchodzisz do szynku i mwisz: Znalazam zoto w
Strumieniu Kojota!. Chwil pniej wszyscy wybiegn i zaczn goni w tamtym kierunku.
cznie z szynkarzem.
- Moe nie wszyscy?
- No, moe kto potem wrci. - Nuk bya nawet skonna si zgodzi. - Moe kto wrci i
powie, e po dwch dniach jazdy konno zda sobie spraw, e nie wie, gdzie jest Strumie
Kojota, a nawet nie ma pewnoci, czy taki strumie w ogle istnieje.
Kai opucia gow.
- To moe rzeczywicie nie najlepszy pomys. Pewnie by mnie zapali i zaczli
przesuchiwa w sprawie strumienia. To mi chciaa powiedzie, tak?
- Przestajesz by frajerk. - Nuk pooya koleance rk na ramieniu. - A poza tym, jak
ju przejdzie ci ps i obraza na tamtych chamskich facetw, to pomyl, ile komplementw dzisiaj
usyszaa.
- Jakich komplementw?
- e jeste adn lask i masz liczn twarz. Sama bym ci zerna, gdybym bya
mczyzn.
Nuk przecigna si i zaoya rce za gow. Strach nie goci w niej zbyt czsto. Nie
czua si te osamotniona choby przez sam odlego, jaka dzielia je od cesarstwa. Ot, kolejna
przeszkoda. Troch wspczua czarownicy, ktra sprawiaa wraenie, e rwnie nic jej nie
przejmuje, cho ewidentnie odbywao si to przy zacinitych zbach. Ciekawe, czy strach i
poczucie zagubienia dopadn Kai w kocu, czy te zdoa nad tym zapanowa.
- To co robimy? - powtrzya pytanie Nuk.
- Czemu mnie pytasz?
- Bo to ty jeste dowdc. Masz stopie kapitana marynarki, a ja dosuyam si ledwie
sieranta.
- Aha... - Kai zmarszczya czoo, mylc intensywnie. - No to wydaj ci rozkaz,
sierancie.
- Sucham!
- Masz znale dla nas bezpieczn kryjwk, ebymy mogy dotrwa do jutra, ale tak
jednoczenie, ebymy mogy si osucha z miejscow mow.
- Oe ty, cwaniaro jedna!...
- Odpowiada si tak jest!, sierancie!
Siarczysty klaps w poladek przerwa dalsz wymow czarownicy. Kai podniosa rk do
ust, gotowa do rzucenia zaklcia. Na szczcie ktni, a by moe i bijatyce w perspektywie
zapobiego pojawienie si wozu kupieckiego wyadowanego sprztem. Dziewczyny natychmiast
umiechny si do siebie, udajc wielk przyja. adnego wyrywania sobie wosw i drapania
po twarzach nie bdzie. Wonica nie zwrci na nie uwagi.
- Chodmy za nim - szepna Nuk, kiedy ciki pojazd min je i kolebic si na
koleinach w zaschnitym i wypalonym przez soce bocie, zmierza w sobie tylko wiadomym
kierunku. - On musi stan gdzie na popas.
- I mylisz, e tam bd bardziej wiatowi ludzie?

- Od tych na rynku? To chyba kady jest bardziej wiatowy.


Ruszyy niespiesznie za wozem w bezpiecznej odlegoci. Bez trudu dotrzymyway mu
kroku. Na tej nawierzchni nie mona byo rozwin wikszej prdkoci.
- No i co? - spytaa po kilkudziesiciu krokach Kai. - Wyjedzie z miasteczka.
- Nie wyjedzie. Zmrok niedugo, a majc stajni do dyspozycji, aden wonica nie
wybierze noclegu pod chmurk, gdzie przez ca noc nie zmruy oka, pilnujc koni.
- Przed czym pilnujc? Mylisz, e tu jest duo wilkw?
Nuk parskna miechem.
- Nie wiem, jak z wilkami. - Nie moga opanowa chichotu. - Ale koniokrady s
wszdzie.
I rzeczywicie. Kiedy kupiecki wz dotar na peryferia osady, zwolni jeszcze bardziej, a
potem zatrzyma si przed wysokim potem otaczajcym kilka budynkw na uboczu. Kto
otworzy wielkie wrota, wpuszczajc zaprzg do rodka.
- No i jestemy w domu - mrukna Nuk. - To zajazd podrniczy. Stajnia, kunia,
karczma, stodoy i zagrody.
- To dobrze?
- wietnie. Przecie tam nikt nikogo nie zna. Wszyscy przejezdni.
- A czym zapacimy za nocleg?
- Woda ze studni za darmo. Tak jest we wszystkich krajach na wiecie. A kiedy ju
bdziemy w rodku, zobaczymy, co i jak.
Nuk miaa racj. Postj dla przejezdnych by naprawd duy i odpoczywao w nim sporo
ludzi oraz zwierzt. Nikt nie zwraca na nikogo uwagi. Dla nich nie musiano nawet otwiera
wielkich wrt. Z boku znajdowaa si maa furta dla pieszych. Nikt jej nie pilnowa. Tak samo jak
adnej z kilku studni. Rozejrzay si i uznay, e miejsce jest idealne na przetrwanie nocy. Liczba
krccych si wok osb sprawiaa, e nie budziy niczyjego zainteresowania. Przycupny pod
szerokim okapem chronicym prymitywn ramp przeadunkow. Mogy w tym miejscu sysze
piewy z karczmy, jak i rozmowy dobiegajce z pooonej bliej kuni.
Bez popiechu jady suchary z jakim koncentratem. Wywiad wyposay je w jedzenie,
ktre mona przechowywa i ktre nie ciyo w ich sakwach. No i wyjto je z polskich
opakowa fabrycznych, owijajc w co, co tu nie wzbudzao adnej sensacji.
- Powiedz mi jedn rzecz... - Nuk wycigna z sakwy swj koc i omotaa si dokadnie.
Koc wyglda skromnie, by cieniutki i zajmowa mao miejsca. Nie budzi te niczyich
podejrze. A jednak na zlecenie wywiadu zrobiono go ze specjalnej weny, tkanej w rwnie
przemylny sposb. Lekki i kusy, by jednak wielokro bardziej ciepy ni wszystkie koce, jakie
mona byo spotka po tej stronie gr. - Mam ochot i spa...
- Chcesz spa tutaj?! - Kai rozejrzaa si w panice.
- No a gdzie?
- Przecie dookoa jest peno ludzi.
- No wanie. I nikt si nami nie interesuje. Pod tym okapem pewnie nikt nas nawet nie
widzi, jeli na nas nie nadepnie.
- W nocy bd wartownicy. Sama mwia. Kto bdzie pilnowa koni.
- A zamierzasz kra konie, eby im podpa? - Nuk ziewna rozdzierajco.
- No co ty? A jak... jak...
- Nie jkaj si. pimy tu, bo i tak nie znajdziemy lepszego miejsca dzisiaj. Koniec
dyskusji.
Kai zatkao. Cho tak po prawdzie ona te bya koszmarnie zmczona. Myl, eby otuli
si czym ciepym i zamkn oczy, walczya w jej gowie z chci znalezienia schronienia, ktre

mona by byo uzna za cho w miar bezpieczne. Sama nie wiedziaa, co myle.
- A ja chciaam zapyta, czy to twoje zaklcie dotyczce jzyka zadziaa, jak pi, czy
powinnam czuwa.
- Jakie zaklcie?
- I ona chce i dalej, a nie jest ju w stanie myle rozsdnie...
Kai zrozumiaa dopiero po duszej chwili.
- Zaklcie powinno dziaa we nie rwnie dobrze jak na jawie.
- Aha. Czyli mog strzeli komara, a rano bd ju potrafia mwi z miejscowym
akcentem i tutejsz wymow.
- No chyba tak.
Nuk westchna ciko.
- Tak czy nie? Zdecyduj si.
Czarownica wzruszya ramionami.
- Uyam tego zaklcia tylko raz w yciu. Wobec Krzyka. Musia opanowa zupenie
obcy sobie jzyk. I wtedy trwao to bardzo dugo. No ale... po pierwsze Meredith pokaza mi, jak
to si naprawd robi. Znacznie lepiej. A po drugie my nie musimy poznawa obcego jzyka od
najgbszych podstaw. Tylko wymow i to, co gwarowe.
- Zlituj si i powiedz jak baba babie. Czy jak teraz zasn, to rano bdzie wszystko w
porzdku z moj wymow?
- Chyba tak.
- No i dobrze. - Nuk poprawia koc, podoya sobie sakw pod gow i przewrcia si na
bok. - Dobranoc. - Zamkna oczy.
Kai chciaa co powiedzie, ale zrezygnowaa po namyle. Nie byo co cign
bezprzedmiotowej dyskusji. Z lekk nut strachu w gowie rozejrzaa si. Bogowie... Tu
wszystko byo inne. Domy wok jakby duo wiksze ni w podobnych miejscach na terenie
cesarstwa. Tylko jakie takie niechlujnie wykonane. No i wycznie z drewna. Nawet mieszkalne
przypominay raczej stodoy. I ludzie dziwni. Mimo pozornego ruchu przed zmrokiem nie
wydawali si pracowa po to, eby co byo zrobione. Prawd powiedziawszy, ruszali si jak
muchy w smole. Leniwie, powoli i bez jakiegokolwiek zaangaowania. Pozostao mie nadziej,
e ich stranicy rwnie nie bd ambitni i dynamiczni w dziaaniu.
Kai wycigna swj koc, okrya si, ale jako tak gupio byo si pooy. Postanowia
spdzi noc na siedzco.

Teren tu przed Kong rozszerza si. Z wskiego pasa pooonego midzy morzem a
grami, ktrdy biega cesarska droga, przechodzi w do rozleg rwnin, gdzie oprcz lasw
znajdowao si samo miasto i kilkanacie wsi wraz z nalecymi do nich polami. T wanie
pask cz prowincji cesarskie wojsko uznao za swoj przestrze operacyjn i tu postanowio
rozwin swoje szeregi. O dziwo, imperialni dowdcy zrobili to w sposb perfekcyjny. Nie byo
korkw u wylotu imperialnej drogi, nie byo zagroenia w czasie porzdkowania przetasowanych
w marszu oddziaw. Rozwinicie skrzyde nastpio bowiem pod oson desantu piechoty
morskiej, ldujcego dwa dni wczeniej na play w pobliu polskiego lotniska. Desant nie by
wielki. Ale kilka kompanii elitarnego wojska, ktre byskawicznie przemaszerowao przez teren,
zdawaoby si, od dawna znajdujcy si w rkach partyzantw, zrobio odpowiednie wraenie.
A wskie gardo wylotu drogi, atwe do zablokowania nawet niewielkimi siami, zostao
odpowiednio osonite. Piechota morska nie planowaa adnych spektakularnych dziaa,

charakterystycznych dla ich stylu, i tym wanie zaskoczya przeciwnika. Na sam widok tych
oddziaw mona byo spodziewa si byskawicznego ataku na siedzib gwn partyzantw. A
tu nie. Elitarne wojsko wykorzystano prawie jak zwyk andarmeri polow, poczon, jeli
chodzi o wybr dziaa, ze zwyk piechot. Tyle e poruszajc si bardzo szybko. I to
waciwie byo wszystko. adnych spektakularnych dziaa, adnych bitew, adnych
zaskakujcych manewrw. Tyle tylko, e...
W chwili kiedy wiosna sprawia, e teren nadawa si idealnie do dziaa bojowych,
wielka cesarska armia stana w prowincji Kong gotowa do boju, z cakowicie rozwinitymi
skrzydami. I zasadniczo rzecz biorc, moga hemami nakry kadego przeciwnika.

- No to klapa. Ruszyli!
Shen usiowaa si zerwa z prowizorycznego legowiska w tymczasowym obozie swojej
kompanii weteranek. Noc bya bardzo pracowita. Miaa za sob jedynie chwil snu. Ledwie
ogniskowaa wzrok na Sharri stojcej u wejcia do namiotu.
- Co si stao? - zapytaa, przecierajc oczy.
- Ruszyli. Ale wiadomo ju przeterminowana. Kurier mia pietra i przedziera si
dookoa. Lasami.
Shen dugo nie moga si pozbiera. Niedosza kapanka umoczya swoj chust w misce
z wod czekajcej przy wejciu i podaa koleance.
- Masz. Ogarnij si.
Shen energicznie przetara twarz i kark. Poczua lekk ulg.
- Co si stao? - powtrzya.
- Armia imperium ruszya na nas. Nie napotykajc nawet symbolicznego oporu. Najpierw
piechota morska wyldowaa na play. Kilka oddziaw przemaszerowao przez sam rodek
prowincji, osonio wylot cesarskiej drogi, a wtedy to ju... - Sharri rozoya rce. - Rozwinli
si i wanie ruszyli ca si w gb Kong.
- I c zrobisz? - Shen podniosa si ociale ze swojego legowiska. Usiujc nie chwia
si na nogach, dotara jako do miski na trjnogu. Zacza si my.
- A co ty tak od rana filozoficznie nastawiona do wiata?
- A co? Ruszyli to ruszyli. Rozkazu wycofania imperialnemu sztabowi nie wydam.
Sharri wyranie si zdenerwowaa.
- Mwiam, eby wyznaczy linie obronne u wylotu imperialnej drogi. Wskie miejsce!
Kilku naszych powstrzymaoby dywizj!
Rozleg si gony trzask. To Kadir, zrywajc si z pocieli, uderzy gow w swj
chlebak, podwieszony na noc pod stelaem.
- Kobieto, opanuj si! - sykn pod adresem niedoszej kapanki. - Chcesz walczy
partyzantami przeciwko regularnej armii w polu?
- Tam z jednej strony morze, z drugiej gry! Kilkadziesit krokw szerokoci,
zabarykadujesz i nikt nie przejdzie.
- Nikt te nie przeyje z obrocw. Wojsko ustawioby armaty kilkaset krokw dalej i po
wierci dnia ostrzau nie byoby ani barykady, ani jej obrocw.
- To dalej staaby druga nasza barykada.
- A obsadziaby j kim? - zada retoryczne pytanie Kadir. - Skd wziaby ludzi, ktrzy
zgodziliby si tam trwa, widzc, co stao si z obsad pierwszej?
Wkurzona Sharri rkami wykonaa gwatowny gest witynnego odpdzania zych

duchw. Kadir musia wzi to do siebie, bo wyszed z namiotu bez sowa. Nie widziay, gdzie
skierowa si najpierw. Do lasu czy w stron kuchni, eby napi si czego, bo go suszyo.
Lecy obok posania bukak nie mia zatyczki i nic si z niego nie wylewao. Widocznie zosta
w nocy idealnie wysuszony.
- Dwoje posacw! - rozleg si okrzyk od strony obozowiska. - Dwoje posacw
przybyo!
Zdyszana Nanti ledwie biega. Widocznie poprzedniej nocy nie tylko rusznikarz odpdza
od siebie alkoholem myl o tym, e sytuacja jest beznadziejna.
- Skd s?
Nanti potrzebowaa chwili na odzyskanie oddechu. Wzia od Shen mokr szmatk i
zwilya sobie czoo.
- Jeden od Kolesia Varika. A jedna z samego Kong. Po drodze zebraa te wiadomoci,
co z innymi grupami.
- No to dawaj ich tu.
- Tu? - Nanti rozejrzaa si z dezaprobat. - Siostrzyczko, ogarnij si najpierw.
Wygldasz, jakby balowaa trzy doby z rzdu.
- Prawie nic nie piam.
- Za bardzo si gryza - popara sierant Sharri. - Gdyby pia, toby lepiej wygldaa.
- No nie... - Nanti patrzya na koleank, wykrzywiajc zabawnie twarz. - Dowdca musi
wyglda.
Okropny sposb mwienia ze spoecznych nizin. Dowdca musi wyglda. Nie
powiedziano, czy le, czy dobrze. Shen nienawidzia tego nieprecyzyjnego sposobu wyraania
si na co dzie. Ciekawostka. Sama te przecie wywodzia si z nizin. Dawniej jej to nie
przeszkadzao? Czy te po prostu si zmienia? A zaraza jedna wie. Daa si jednak przekona.
Wysza za namiot i pozwolia si polewa z wiadra lodowat wod. A po kpieli woya czyste
ubranie.
- Teraz lepiej?
- No, i tak wanie powinien si prezentowa dowdca. - Nanti pomoga jej przypasa
bro. - Sharri, id przodem. Ja bd przy boku.
- Tylko defilady nie rbcie.
- Ona ma racj - mrukna Sharri i poprowadzia obie w d agodnego zbocza.
Posacy czekali w centrum obozowiska, przy kpie drzew, obok kuchni, gdzie byy
ukryte zapasy oddziau. Oboje nie wygldali na zbyt optymistycznych. Prawd powiedziawszy,
przypominali raczej posacw klski.
- Ty jeste od Kolesia? - Shen podesza do kilkunastoletniego chopaka o
niespokojnych, rozbieganych oczach.
- Tak! - Zerwa si na rwne nogi. - Z meldunkiem przybiegem.
- Z kiedy meldunek?
- Biegem najszybciej jak mogem!
Jak mona przysa takiego osa z raportem? - Shen ju chciaa skl w mylach Varika,
ale w por si powstrzymaa. Dowdca postpi bardzo sprytnie, pozbywajc si debila z
wasnego oddziau. Teraz debil sta si jej problemem.
- Co masz zameldowa?
Chopak wypry si na baczno i wykrzykn radonie:
- Kolega Varik kaza mi si nauczy meldunku na pami i ja si go nauczyem.
- Na pami? - Shen prychna miechem.
- Na pami!

Wymieniy z Nanti radosne spojrzenia. Jedynie Sharri mrukna:


- Patrzcie. Kole nie pozwala na siebie mwi kole. Tylko kolega.
Nanti szturchna j i nakazaa milczenie. W takich warunkach, kiedy z niego kpiono,
przygup mg zapomnie tekstu.
- No to recytuj - nakazaa Shen.
Chopak zrobi krok do przodu, wyprostowa si jeszcze bardziej, odchrzkn i zacz
deklamowa:
- Melduj, e nasz oddzia zaj pozycje na wzgrzu przy skrzyowaniu dwch grskich
drg, niedaleko cesarskiej arterii...
- Uch - mrukna Sharri. - Kole zdoa go nauczy nawet sowa arteria!
- Znak, e z edukacj tego chopaka nie wszystko stracone - dodaa Shen.
- Przestacie. - Nanti powstrzymaa komentatorki ruchem rki. - Bo si posaniec zacuka.
Posaniec jednak wcale nie zamierza si zacuka. Recytowa tekst meldunku z duym
oddaniem i pewnoci siebie. Mia wszystko wykute naprawd na blach.
- Pocztkowo imperialna armia nie wykazywaa adnego zainteresowania t okolic. Po
przejciu gwnych si uderzeniowych w pobliu pozostay jedynie szczupe siy wartownicze i
odwd, ktry w razie czego mia je wspiera. Po kilku dniach jednak pojawiy si oddziay
pacyfikacyjne w trudnej do ustalenia liczebnoci. Zwiadowcy zidentyfikowali na pewno trzy
odrbne kompanie, ale z ca pewnoci liczebno tych jednostek jest dwu- albo i trzykrotnie
wiksza. Wojsko nie wszczynao adnej akcji militarnej, ograniczajc si do rekwizycji ywnoci
i wszystkich zapasw w okolicznych wsiach. Skonfiskowane dobra jednak nie zostay nigdzie
wywiezione. Zgromadzono je w kilku zajtych przez wojsko stodoach, a onierze zajli si
reglamentacj ywnoci wrd chopw.
- Bogowie! - wyrwao si Nanti. - Co to za bezsens? Najpierw zarekwirowali, a potem
wydaj w porcjach.
- To aden bezsens - powiedziaa Sharri. - To przemylane, bardzo rozsdne dziaanie.
- Jak to?
- To proste. Zabrali ywno i wszystkie zapasy. Chopi nie mog wic ju wspomaga
niczym partyzantw, nawet jeli im sprzyjaj. A eby sami nie zdechli z godu, to wydaje im si
minimalne porcje na gow kadego mieszkaca wsi. Korzy podwjna. Wrogowie nie maj co
je, a wojsko wie, ile osb jest we wsi i czy kto do lasu nie uciek. Bo po arcie kady
codziennie pewnie musi przyj osobicie. - Sharri zerkna na chopaka, a ten potwierdzi
ruchem gowy.
- Aha, czyli chodzi o to, eby potrzyma naszych troch na godnego? - upewniaa si
Nanti.
- Nie troch, nie troch. Tylko ju do odwoania. I albo partyzanci zdechn z godu, albo
zdesperowani zaczn rabowa, no i mio ludu si od nich byskawicznie odwrci.
Shen tylko machna rkami.
- Ta akcja w biaych rkawiczkach uda si jedynie teoretycznie. Bo wojsko, ktre j
prowadzi, te musi mie zaopatrzenie. A jedn drog jedzenia dla takich mas onierzy, jakie s
teraz w caym Kong, nie dostarcz. I ju za chwil onierze sami zjedz to, co zgromadzili w
zrabowanych stodoach.
- Oby miaa racj - westchna Sharri. - Przynajmniej wtedy zacznie si walka.
- Ju si zacza - powiedzia chopak.
- Tak? No to dawaj dalej.
- Niedugo po siach pacyfikacyjnych w okolicy pojawiy si oddziay wymiatajce. Ich
dziaanie polegao na przemarszach przez las niewielkich si w celu sprowokowania partyzantw.

W razie nawizania kontaktu bojowego wiksze siy usioway otoczy teren i zniszczy wroga.
Niestety, nie da si ukry, e taktyka ta przynosia z reguy szybki efekt. Wiemy na pewno o
dwch oddziaach partyzanckich zniszczonych w ten sposb. Przypuszczamy, na podstawie
pogosek, o zniszczonym lub rozproszonym jeszcze jednym.
- Nasi ludzie nie zdyli si wyszkoli... - zacza Sharri, ale Nanti zgasia j jednym
gestem.
- Ludziom z wasnego oddziau - kontynuowa chopak - nie pozwolilimy da si
sprowokowa. Tkwilimy w ukryciu, jak dugo si dao. Kiedy sytuacja staa si dramatyczna,
postanowilimy wycofa si w gry mimo brakw w zaopatrzeniu. Na szczcie udao si
nawiza kontakt z przemytnikami, ktry dostalimy od Shen.
- Znaczy Kole zwia - mrukna Nanti.
- Na jego miejscu zrobiabym to samo. - Shen wzruszya ramionami. - Wojna w polu z
imperialn armi to sposb na bardzo szybkie samobjstwo.
- Na odchodnym jednak - cign niezraony chopak - postanowilimy zada cios
imperium za!
Wszystkie dziewczyny spojrzay na posaca z nagym zainteresowaniem.
- Kazalimy kilku ludziom woy na siebie fragmenty imperialnych mundurw, ktre
byy w naszym posiadaniu. W tym przebraniu moi partyzanci podpalili noc par chopskich
chaup, a po krtkiej szamotaninie udao si podpali dwie stodoy ze zgromadzonymi zapasami.
Na miejscu akcji kazalimy porozrzuca elementy imperialnego wyposaenia, jak manierki z
wdk, pasy, adownice i chlebaki.
- Zwycistwo na miar Achai i zdobycia Syrinx! - Nanti rozoya ramiona i spojrzaa
prosto w niebo. - Biafra ze swoj Masakr pod Negger Bank moe si ju w krzaki schowa!
- I tu si mylisz, gupia! - Sharri fukna na koleank. - Propagandowo to mistrzostwo! A
Varik to nie odny dupek!
- I przed kim bdziesz t propagand uprawia? Wszystkich naszych zmietli!
- Narodu nie da si zmie! Nard jest wieczny w przeciwiestwie do garstki gupcw,
ktrzy go tumani!
- Na razie ci gupcy za pysk nas trzymaj i mord do ziemi!
- Moe i za pysk, ale nie przy ziemi!
- Przestacie, gupie cipy! - wrzasna Shen, chcc uspokoi dwie ktnice. - To
wszystko? - zwrcia si do chopaka.
Ten skin gow i doda, e jego dowdca w przemytniczej kryjwce czeka na rozkazy.
- Dobra. Id co zje, a wy mi dajcie drugiego posaca.
- Jestem tu, pani. - Dziewczyna musiaa si przebra za chopk. Miaa na sobie idealnie
dobrany wiejski strj, odpowiednio znoszony. Niestety, zdradza j miejski akcent. Mwia jak
czowiek wyksztacony.
- Nie mw do mnie per pani. Ty z Kong?
- Tak. Z samego miasta.
- I co tam? S w okolicy jeszcze jakie nasze oddziay?
Dziewczyna opucia gow.
- Myl, e wszystkie nasze oddziay s cigle w okolicy. A nawet w samym Kong. Jak
uciekaam, to wanie kaniono ich na placu przed prefektur. Pozostaych, tych, ktrych kat nie
dopad, zabito na miejscu. Pewnie cigle tam le, bo tym razem wojsko wszystko robi na
postrach.
Cisz, ktra zapada po tych sowach, przerwaa Shen dopiero po duszej chwili.
- Co robi na postrach?

- Nie zbieraj zwok. No chyba e delikwenta gdzie w pomieszczeniu dopadli. Wtedy


trupa na ulic wywlekaj. A gdy szam do was, to widziaam przy drogach, co si dzieje. Trupy
partyzantw, co ich w lesie zabili, w stosach na rozstajach poukadane. A jak ywego zapali, to
powiesili na przydronym drzewie. Tam teraz cae aleje z wisielcw ozdob dla podrnych si
stay.
- Skurwysyny! - sykna Sharri.
- Raczej kurwy - sprostowaa Nanti. - To w wojsku same baby.
- Strach pad na wszystkich, ktrych widziaam - cigna dziewczyna. - Takiej rzezi
dawno nie byo. Ale perfidnie, wojsko trzymane elazn rk. adnych rabunkw, adnych
dzikich rekwizycji. Tylko to, co w planie. Nie widziaam adnego pokrzywdzonego przez
mundurowe cywila.
- eby ich szlag! - Nanti potrzsna gow.
- Dobra, dobra. - Tym razem Sharri wykonaa uspokajajcy gest. - Niech si zaczn
przesuchania, poszukiwania ukrytych partyzantw. Niech si tylko zrobi dziury w dosyanym
zaopatrzeniu... I lud si oduczy mitu o surowej, ale sprawiedliwej armii.
- Czy miaa kontakt z jakimkolwiek naszym oddziaem?
- Nie.
- W ogle nic? Moe co syszaa?
- Nie. Utukli wszystkich.
Shen poczua, e po plecach przesuwa jej si co lodowatego. Zupenie jakby kto pooy
tam bry lodu i pozwoli agodnie przemieszcza si w d. Czua, jak strach chwyta j za gardo
i zaczyna dawi coraz mocniej. Zreszt strach to za duo powiedziane. Nie strach przed tym, co
si stanie, przecie. Nie za bardzo dbaa ani o swoj przyszo, ani tym bardziej o
bezpieczestwo. Gboki niepokj, ktry j ogarnia, mia swoje podoe raczej w tym, co moga
jeszcze usysze. Potrzsna gow.
Bya odpowiedzialna za tych ludzi?
No przecie nie. Nikogo nie cigna na si, jej oddzia nigdy nie prowadzi adnej akcji
werbunkowej. No ale... przecie bya jego dowdc. To wiedzeni jej zowieszczym mitem ludzie
zgaszali si na ochotnika. Bya wic odpowiedzialna.
Nie! Nikt nie sucha jej rozkazw. aden z oddziaw partyzanckich nie zastosowa si
do jej instrukcji. W razie inwazji wszyscy mieli uj przecie do gbokich lenych i grskich
kryjwek. Prowadzi dziaania nkajce wedug opracowanego wczeniej planu. A gdyby sprawy
poszy dalej, gdyby nadarzya si jaka okazja, to wsparcia miaa udzieli bezporednio jej
wzmocniona kadrowa kompania, wyposaona w now bro Kadira. Z tym tylko, e ludzie byli
zbyt gupi, eby zrozumie t koncepcj. Dali si zabi lub zgarn ju od razu. Przy pierwszym
uderzeniu. Z boku wygldao to, jakby nikt w ogle jej wczeniej nie sucha. No, moe poza
Kolesiem Varikiem. I co to ma by? Rewolucja ludowa przeprowadzona rkami
intelektualistw?
- Co jeszcze wiesz?
- Po drodze syszaam... - Dziewczyna zawahaa si lekko. Niepewnie popatrzya Shen w
oczy. - Nasi na przedmieciach Kong usiowali zatrzyma cesarsk armi.
- A jednak? Sami? Jeden oddzia na ca armi?
Tamta nie odpowiadaa. Patrzya gdzie w d, na wasne stopy, tak jakby to ona bya
odpowiedzialna za to, co si stao.

- Jak byo? - Shen postanowia jej pomc.


- Tam jest taki plac, wolny od zabudowy.
- Bogowie! Nie mw tylko, e nasi wyszli na plac?
Dziewczyna opucia gow jeszcze niej.
- No bo... No bo wojsko z drugiej strony wyszo. I ustawio si w dwuszeregu.

- Bogowie najwitsi... Czy chcesz powiedzie, e partyzanci powtarzali manewry


regularnej armii?!
- No... No tak.
Nanti jkna gucho.
- Czy nasi te stanli w dwuszeregu?
- Nie byo ich tylu, eby utworzy dwuszereg. Stanli naprzeciw w szeregu.
Sharri nie wytrzymaa i zakla szpetnie.
- Fajna jest partyzantka, w ktrej bojownicy sami si zgaszaj na egzekucj! I nawet
ustawia ich pod cian nie trzeba. Sami si zorganizuj przed wykonaniem wyroku.
Dziewczyna brna dalej w swojej opowieci.
- Nasi byli bardzo bohaterscy, podniecali si okrzykami. A tamci...
- A tamci mieli komend? Czy porucznik fatygowaa si osobicie, czy rozkazy
wywrzaskiwa zwyky sierant?
- Tamci oddali jedn salw z dwch szeregw naraz. Zabitych i rannych partyzantw
zostawili na placu. Wystawiono warty, eby ludzie z okolicy nie podchodzili z opatrunkami lub
jak pomoc. No i wojsko poszo dalej. A ci zostali lee na bruku.
- Czemu macie takie miny jak przed ciciem?
Kadir musia w kuchni wykry jakie zapasy wina, albo nawet i czego mocniejszego.
Najwyraniej chlapn ju sobie spor dawk mimo wczesnej pory, poniewa by w znakomitym
humorze.
- No co tak stoicie? - dopytywa radonie. - Czy ju koniec zabawy w partyzantk? Poniewa nikt mu nie odpowiada, podszed do Shen. - Co? Armia poradzia sobie ju w
pierwszych dniach kampanii?
- Tak.
- I co dalej?
Poniewa nie odpowiedziaa, Kadir przenis wzrok na posaca.
- Powiedz, co z Polakami w Kong?
Dziewczyna zapytana o co konkretnego podniosa gow.
- Bardzo nie chc si angaowa w cokolwiek. Ale ci, ktrzy mieli co wsplnego z
partyzantami, chcieli si ukry przed gniewem cesarzowej i usiowali znale si w ich bazie.
- Przecie lotnisko nie jest eksterytorialne. Jest nasze i stanowi cz imperialnej drogi.
- Wiem. Ale wok wiey kontrolnej jest niewielki obz otoczony drutem kolczastym,
ktry Polacy uwaaj za swj teren. Maj tam baraki, magazyny i hangary.
- Tak, wiem.
- No i wanie tam chcieli si ukry ci, co czuli si winni. Ale imperialna armia sprytna.
Te same oddziay piechoty morskiej, co robiy desant, teraz otoczyy polsk baz kordonem i
wyapuj uciekinierw wprost pod polskimi wartowniami. Dosownie wida twarze ludzi w
oknach, jak patrz, co si tam wyrabia.
- A co si tam wyrabia?
- Piechota morska wiesza tych, co zapaa na prbie wydostania si spod cesarskiej
wadzy.
- Za co wiesza?
- Za szyje. A powodem egzekucji jest zamiar rabowania sojuszniczej bazy, ktr nasze
elitarne oddziay chroni przed bandytami.
- No tak. - Kadir skin gow. - No i perfidnie odbywa si to zgodnie z liter umowy
midzypastwowej podpisanej midzy sojusznikami w Negger Bank. Oni to robi zgodnie z
prawem.

- Jest, jak mwisz.


Rusznikarz tylko potakiwa w niemym podziwie dla racjonalnych zachowa imperialnego
sztabu generalnego. C, wola nie mwi tego gono, ale cesarska armia, ktra zupenie nie
radzia sobie z potworami w dolinie Sait, w walce z wasnym narodem radzia sobie doskonale!
Mia dziwne wraenie, e generalnie wszelkim wojskom na caym wiecie najlepiej walczy si ze
swoimi. I koniecznie bezbronnymi.
- Wyraasz si jak kto, kto odebra edukacj. Zauwaya moe jeszcze co ciekawego?
Dziewczyna umiechna si blado i bardzo niemiao.
- Cena za gow naszego dowdcy wzrosa niepomiernie.
Wyja z torby zoon we czworo kartk, ktr musiaa zerwa po drodze z jakiego
potu. Rusznikarz wzi list goczy do rki, rozprostowa papier i patrzy dugo. Potem uderzy w
niego drug doni.
- Shen, kochanie! Jeli odtd zwrc si do ciebie per moja droga, potraktuj to jak
najbardziej dosownie! - Kadir jeszcze raz zerkn na papier. - Jeste warta kup zota!
- Przesta si wygupia - fukna jak kotka. - Co mam teraz zrobi?
Spowania natychmiast. Wskaza rk onierzy ich oddziau, skupiajcych si pod
drzewami.
- Musisz przemwi do ludzi. Wszyscy ju syszeli ze wieci.
- Co mam powiedzie?
- No jako ubierz adnie w sowa to, e musimy spieprza w gry, i zrb z tej akcji
wielkie zwycistwo.
Wielkie zwycistwo? Tej klski nie da si nawet przerobi na zwycistwo moralne.
Przecie to po prostu koniec. Nie miaa ju nic poza wasn kompani i gdzie tam malekim
oddziaem Kolesia Varika. Nikt nie mg ju pomaga partyzantom ani ich wspiera. ywno
reglamentowana. A kadego sympatyka zaraz powiesz ku uciesze gawiedzi. To koniec.
Idc w d agodnego zbocza do swoich onierzy, uniosa gow do nieba i co szepna.
Nikt nie dosysza poza Kadirem, ktry szed najbliej. Rusznikarz te nie by pewny. Wedug
niego to brzmiao jak: Achaja, przepraszam!. Nie chcia jednak tego interpretowa.
Na dole Shen zatrzymaa si przed najwikszym skupiskiem swoich ludzi. Pozostali
zbliali si niespiesznie.
I co tu powiedzie, kiedy wszystko ju stracone? A moe ucieka z resztkami si do Shah?
Przecie tam powinni ich przyj z otwartymi ramionami. A moe zostawi wszystko po prostu w
zaraz, niech kady radzi sobie sam? A moe uciec gdzie tylko z Kadirem? A moe unie si
honorem i przej do legendy, ginc w samobjczym szturmie na wielokro liczniejsze oddziay
wroga? A jeli nie zabij jej podczas ataku i ranna dostanie si do niewoli? Wolaa nie myle, co
z ni zrobi. Nie paci si gry zota za gow kogo, kogo si pniej tylko powiesi.
- onierze!
A moe powiedzie: Robimy skadk na wdk i zapijamy si na mier?
- Syszaycie ju ze wieci!
Dziewczyny z jej kompanii odpowiaday ponurymi pomrukami.
- Syszaycie, co oni robi z naszymi brami?
Pomruki przybray na sile. A potem zapada idealna, namacalna wrcz cisza. Nikt nie
mia si odezwa. Nikt nie mia niczego do powiedzenia.
Shen stana w rozkroku, zaplatajc rce. Dugo trwaa w milczeniu, a potem podniosa
gow.
- Dni imperium s policzone!
I dopiero w tej chwili Kadir zrozumia, o co chodzio z t Achaj.

Pierwszy pokaz parowej lokomotywy w akcji na tej pkuli by zamknity dla


publicznoci. Odbywa si na bocznicy w pobliu lotniska, na zamknitym terenie przy
uniwersalnej rampie przeadunkowej, mogcej obsuy jednoczenie wzki samolotowe, jak i
bezporednio wagony kolejowe. Zaproszeni widzowie stanowili elit intelektualn Negger Bank.
Sami inynierowie, mdrcy, najlepsi nauczyciele, wybrani, najbogatsi kupcy i spekulanci oraz
kronikarze z najlepszych bibliotek. Kto puci w obieg uwag, e gdyby w polskiej bazie
wybuch teraz poar i wszyscy by zginli, to poziom intelektualny caego cesarstwa obniyby si
prawie do zera. Kto nawet odway si na obrazoburcz uwag dotyczc redniego poziomu
inteligencji.
- O! - usyszeli obecni na placu w momencie, kiedy pojawia si cesarzowa z orszakiem i
ochron. - Nie potrzeba poaru. rednia ju spada!
No niestety. Elity intelektualne Negger Bank to nie dwr i nie wielmoe. Tu nastroje
rewolucyjne byy do powszechne. A sympatie lokowano nie przy paacowych oficjelach, ale
raczej wrd ludzi Shen.
Z drugiej strony na placu stali kulturalni ludzie. Nie byo powszechnych gdzie indziej
uwag, e marynarze z pistoletami maszynowymi stanowicy ochron wadczyni paraduj w
obcych mundurach i z obcym wyposaeniem, a jedyn rnic s przemalowane hemy, z ktrych
znikn biay orze polski, by da miejsce czarnemu oru cesarskiemu. Tu ujm byo raczej to, e
cesarzowa w ogle przychodzi na spotkanie w otoczeniu uzbrojonych ludzi.
Wszystko to nie miao adnego znaczenia wobec uroczystoci, ktra miaa si wanie
rozpocz. Kolej budowali pragmatycy, a nie dworzanie. Nie byo adnego ceremoniau ani
snistych przemwie. Jedynie krtkie podzikowanie za skoczony kolejny etap prac wygosi
naczelny miejscowy inynier, a jemu z kolei w bardzo oszczdnych sowach podzikowa polski
dyrektor. I tyle. Wojskowa orkiestra zacza gra, a sucy trudnicy si dotd roznoszeniem
schodzonego wina zaczli odsuwa wielki parawan na wzkach, skrywajcy rdo biaego
dymu.
Ju po chwili wszystkim zgromadzonym ukazaa si smolistoczarna lokomotywa. Para
wydobywajca si z komina i kilkudziesiciu innych miejsc przydawaa zjawisku tajemniczoci.
I w tym momencie maszynista szarpn sznur, uruchamiajc sygna. Przecigy gwizd przetoczy
si nad zebranymi. Na placu nie byo chyba nikogo, kto nie drgnby chocia z zaskoczenia. To
by dwik, ktry we mgle, w nocy, podczas urwania chmury, huraganu czy zamieci nienej
mia by syszalny w caej okolicy! Mia wybija si ponad wszelkie inne dwiki. Teraz
spowodowa, e wszyscy zgromadzeni zdali sobie spraw z jednej rzeczy: przed nimi nie stoi
maszyna, lecz potwr!
Monstrum podpito do osiemnastu wielkich stalowych wagonw, a kady z nich
wypeniono bryami skalnymi uywanymi do budowy drogi. Maszynista zwikszy cinienie
pary, a potem przeczy napd. Skadem szarpno co niewidzialnego. Wielkie czerwone koa
zabuksoway nagle, by w okamgnieniu odzyska przyczepno i szarpn skadem ponownie.
Tym razem wypenione skaami wagony zaczy posuwa si naprzd. Coraz szybciej i coraz
szybciej, jakby bez specjalnego wysiku. Efekt psychologiczny by taki, e ludzie odruchowo
zaczli si odsuwa od toru.
Na placu staa jednak intelektualna elita. Wikszo ludzi zdaa sobie spraw, e nie ma
na ldzie wikszej mocy ni czarne monstrum i to wanie ono, a nie byszczce samoloty
wysoko na niebie, nie elazne okrty najeone armatami, zmieni ich wiat. Inynierom nie trzeba

byo pokazywa niczego dwa razy. Doskonale wiedzieli, e nic ju nigdy nie bdzie wygldao
jak dawniej. Ich wiat dokonywa wanie ostrego zwrotu i wraz z nastaniem ery ziemniakw i
kolei elaznej stawa si zupenie innym wiatem.
Nie byo tu haastry, wic nikt nie krzycza ani nie wiwatowa. Rozlegy si jednak
niezbyt gone, cho energiczne brawa. Ci, do ktrych adresowany by pokaz, dobrze zrozumieli,
co si dzieje.
Tymczasem zaguszona na moment orkiestra przesza pynnie od marsza triumfalnego do
delikatnej muzyki w tle. Sucy przenosili stoy z przekskami i ustawiali pcienne dachy na
rusztowaniach. To naprawd bya impreza dla elity. Nikt nie spodziewa si wic pustych
przemwie z trybuny, ale rautu, na ktrym przy winie i w lunej atmosferze mona
przeprowadzi bardzo wane, cho nieformalne rozmowy. Budowa wkraczaa w decydujc,
kocow faz i naleao zaatwi mnstwo technicznych spraw, ktrych nie udawao si ustali w
roboczych salach konferencyjnych. Po pierwsze pod rk byy biura budowy z dokumentacj
techniczn, a po drugie goci zaszczycia przecie sw obecnoci sama cesarzowa. I dziki temu
od rki na miejscu mona byo uzyska jej askawe, przyzwalajce skinicie gow, ktre stawao
si obowizujcym prawem. Naprawd komfortowa sytuacja.
Tomaszewski rwnie przyszed tu zaatwi pewn techniczn spraw. Na szczcie
zgoda cesarzowej nie bya mu do niczego potrzebna i nie wadczyni szuka. Mdrzec Taner oraz
inynier Dion szukali rwnie jego. I dlatego tylko prby wzajemnego odnalezienia si w tumie
trway tak dugo. W kocu jednak zostay uwieczone sukcesem.
- Gdzie na ubocze? - zapyta Taner na widok komandora. - Spraw mamy do ciebie.
- To si wietnie skada, bo ja mam do was. Potrzebuj ekspertyzy, ale nie na uboczu,
tylko w baraku przy hangarze.
- To dalej ni nasze pierwsze lepsze ubocze - skwitowa Taner. - Wic najpierw nasza
sprawa.
- Dobrze. - Tomaszewski by wyjtkowo ugodowy. - Najpierw wy.
Dion poprowadzi ich na sam skraj placu, do stow, ktre nie miay daszkw. Cie
daway korony rosncych tu palm. Sukcesywnie zacz odsuwa naczynia, eby zrobi miejsce
dla mapy Zych Ziem. Tymczasem Taner zacz wyjania, o co chodzi.
- Suchaj, sytuacja zrobia si naprawd ciekawa.
- W kwestii rafinacji oleju skalnego na benzyn i olej napdowy? - domyli si
Tomaszewski.
- Tak. Razem z nim - Taner wskaza kciukiem inyniera - poyczylimy troch pienidzy i
zrobilimy niewielki prototyp naszej oczyszczalni.
- Rafinerii - poprawi go Tomaszewski.
- Och, rafineri to bym tego czego nie nazwa. Ale takie tam co udao nam si
zbudowa. Waciwie nie nam, tylko jemu, inynierowi, wedug mojego pomysu.
- I dziaa?
- Dziaa.
Tomaszewski potrzsn gow w niemym podziwie.
- No to zarobicie sporo forsy, sprzedajc t technologi. Zanim tu powstanie prawdziwa
rafineria, to troch potrwa, a dostawy ropy mog si zaraz zacz.
Taner westchn ciko. Najwyraniej nie wiedzia, jak zacz trudn kwesti.
- Sprzedajc ten pomys, oczywicie zarobimy sporo pienidzy. - Ucieka wzrokiem przed
spojrzeniem Tomaszewskiego. - Ale produkujc benzyn sami, zarobimy jakie z niczym
nieporwnywalne kwoty.
- To prawda. A czy was sta na to?

Mdrzec znowu westchn ciko.


- Bylimy w banku Barucha. I tam nam jasno powiedzieli, e wchodz w ten interes z
kad kwot, jaka nam si zamarzy. Z kad dosownie. Sfinansuj cae przedsiwzicie.
- A co w zamian?
- A w zamian chc poowy zyskw.
Tomaszewski zacz si mia.
- No to bardzo uczciwie!
- Owszem... - Mdrzec zawaha si i wypali: - To na ciebie wypadaaby trzecia cz
pozostaej poowy!
- Jaka trzecia cz? I czego?
- Zyskw. No przecie bierzemy ci do spki. Na jedn trzeci zyskw.
Tomaszewski dopiero teraz zrozumia, dlaczego tamten tak unika jego wzroku.
- Czowieku, ja nie mog. Jestem oficerem i za takie co toby mnie... - Przesun palcem
po gardle. - Ale dzikuj za propozycj.
- Liczylimy si z tym, e tak odpowiesz - odezwa si Dion, ktry skoczy wanie
mocowanie rogw mapy rozoonej na stole. - Mamy wic inn propozycj.
- Czemu akurat ja?
- Zerknij na map i wszystko stanie si jasne. Bez ciebie z prawdziwym interesem nie
ruszymy.
Zaintrygowali Tomaszewskiego. O co im chodzio? Z du ciekawoci nachyli si nad
map.
- No popatrz - tumaczy Dion. - Jedn oczyszczalni oleju skalnego budujemy tu, gdzie
jestemy, bo to oczywista lokalizacja. A drug w miejscu wydobycia oleju.
- Na Zych Ziemiach? A po co?
- Stamtd bdziemy transportowa ju benzyn, nie tylko surowy olej. A poza tym taka
lokalizacja da oszczdno na transporcie. Przy naszej metodzie ilo odpadw jest ogromna. A
tam po pierwsze niczego nie zatrujemy, bo ziemie i tak martwe, a po drugie nie bdzie potrzeby
transportowania wielkich objtoci, ktre dopiero tutaj stan si odpadami.
- Logiczne. No i rdo zaopatrzenia w benzyn pojazdw poruszajcych si po Zych
Ziemiach bdzie na miejscu.
- Wanie. Jednak wci jeszcze nie mwimy o prawdziwych pienidzach.
- Bo? - ciekawo Tomaszewskiego nie malaa. Doda jeszcze drugie pytanie: - A do
czego ja wam jestem potrzebny?
- Dobrze by byo, gdyby mg wpyn na dowdztwo, eby przeduyo troch lini
kolejow.
- No nieeee...
- To tylko maa bocznica. Taka niewana linia. Popatrz. - Palec Diona przesuwa si w
lewo od pl naftowych na Zych Ziemiach. - Tory trzeba poprowadzi dalej. O tu, zakrt i jeszcze
troszk, dosownie ciut, ciut i docieramy do rzeki Liu. E, zreszt ma ona rne nazwy. W kadym
razie, jakkolwiek by si nazywaa, rzeka jest spawna!
- I co z tego?
- A ty nie wiesz, co to za okolica?
- Po pierwsze nie wiem, a po drugie, eby przeduy lini kolejow, trzeba sztabowi
przedstawi jaki powd.
- Powodem jest dostp do wody. Na Zych Ziemiach jej nie ma i kady dosownie
kieliszek trzeba wozi std.
- Eee... - Tomaszewski tylko machn rk. - Taniej wozi cysterny wody kolej, ni

wybudowa nowe tory.


- No i wanie do tego jeste nam niezbdny. eby przedstawi dostp do rzeki Liu jako
konieczno strategiczn.
Tomaszewski tylko si mia.
- To si teoretycznie oczywicie da zrobi. Dla Wentzla to pewnie pestka. Tylko gdybym
go o to poprosi, on kae mi stan przed sob i bardzo powanie odpowiedzie na pytanie
dlaczego. I co ja mu wtedy powiem?
Taner wysun si przed Diona.
- Ja powiem.
- Tylko krtko. Bo jak ty zaczynasz gada w poudnie, to zmierzch zapadnie, zanim
skoczysz.
Mdrzec nie zwraca uwagi na inyniera.
- Posuchaj mnie, Krzysiek. Przybylicie tu, nie majc pojcia, co zastaniecie. No i na
pierwszy rzut oka wydawao si, e tu jest cywilizacja prymitywna, w stosunku do waszej ciemna
i zacofana. Na pierwszy rzut oka. Mija dzie po dniu, zaczynalimy rozmawia ze sob, pojawiy
si z waszej strony pilne techniczne potrzeby. I nagle okazao si, e nasi inynierowie nie s
wysrani przez srok. Maj prawdziw wiedz, praktyk, umiejtnoci i s trzewymi facetami.
- No... rano trzewymi, a wieczorem ju niekoniecznie - wtrci si Dion.
- Cicho, gupku! - osadzi go Taner. - Popatrz na mnie, Krzysiek. Jestem od ciebie duo,
duo niszy, mam ciemniejsz skr, czarne wosy i moje oczy nie s tak wodniste jak twoje. Ale
czy czujesz, e w istocie jestem takim samym czowiekiem jak ty? Czy czujesz powinowactwo
intelektualne? Czy czujesz we mnie bratni dusz?
Tomaszewskiego wyranie poruszya ta wypowied.
- Tak - powiedzia. - Na wszystkie trzy pytania mog odpowiedzie twierdzco.
- No to powiem ci tak. Uznalicie i wiedz, i umiejtnoci naszych inynierw.
Traktujecie ich jak kolegw, jak rwnych sobie fachowcw, a nas, specjalistw z innych
dziedzin, ju jak alchemikw i czarodziejw o umysach zamionych szamanizmem.
- No nie...
- Ale tak. A ja ci chc dowie, e jestemy lepszymi fachowcami ni oni. - Znowu
wskaza Diona kciukiem. - I bardziej wszechstronnymi.
- Naprawd nie wtpi.
- Przestaniesz wtpi dopiero za chwil. - Taner wzi jeden z kielichw wypenionych
winem i zwily sobie gardo. - Tak sobie mylaem o tym, co si dzieje na wiecie. I nagle
zdaem sobie spraw, do czego to wszystko zmierza.
- Co zmierza?
- S dwie siy, u nas i u was, ktre rozpoczy wycig do pomnika cesarzowej Achai. Nie
wiem, o co w tym chodzi, wiem, e wycig trwa. Po co armia polska uderzya na wityni
potworw na paskowyu Banxi, i to z dwch stron. Po co cesarstwo wysao tam czarownikw.
Po co RP zostawia wojsko przy otarzu w wityni, po co cesarstwo odzyskao Kong i zaczo
budow przeduenia cesarskiej drogi przez Wielki Las do tej wityni. Po co Polska trzyma na
zapleczu cesarskich partyzantw Shen, a cesarstwo wiczy si w wysadzaniu desantw. W jakim
celu obie strony przewchuj, co jest za Wielkim Lasem. I co mi mwi, e obie strony
przewchuj te, co si dzieje na drugim kontynencie...
Tomaszewski z trudem powstrzyma si od okrzyku: Skd wiesz?!. Powstrzyma si, bo
to bya logiczna konsekwencja, ktr kto o umyle Tanera mg przewidzie. Mdrzec zrobi
pauz w swoim wywodzie, a potem zapyta:
- Powiedz mi, Krzysiek, czym si z reguy koczy wielki wycig?

- Z reguy? Wielk wojn - odpowied bya oczywista.


- No wanie. A ile drg macie do Kong?
- Jedn. Midzy grami a morzem.
- Jedn. I to cesarsk. A co bdzie, jeli wojna wybuchnie za Wielkim Lasem? I to dzi
jeszcze nie wiadomo z kim? I... czekaj, nie przerywaj mi. - Taner podnis rk z kielichem,
powstrzymujc sowa Tomaszewskiego. - I moe si tak zdarzy, e ta wojna bdzie wymagaa
uycia wszystkich polskich si. Wszystkich czogw, armat, caego zaplecza i mnstwa
zaopatrzenia. Pomyl tak: czy w przypadku takiej wojny wasz sztab nie mianuje do stopnia
generaa oficera, ktry w tej sytuacji powie: ale my nie mamy tam tylko jednej drogi. Mamy
dwie!
- W marynarce wojennej nie ma stopnia generaa.
- Ale zasadnicz myl zapae, prawda? A czy ci mianuj admiraem, czy krlem, to ju
wszystko jedno, co?
Tomaszewski zapali papierosa.
- Ktrdy miaaby prowadzi ta droga?
Nachylili si nad map.
- O, tdy, kolej na Ze Ziemie, to ju wiemy, potem skrt na boczn lini do przystani na
Liu. Tutaj trzeba dobudowa, ale to krtki wypierdek. A potem barkami z napdem spalinowym
wod do Kong i dzie dobry mwicie na lotnisku! Albo... Poniewa rzeka Liu ma due odnogi,
to znowu skrt i jestecie za Wielkim Lasem. Czy to nie pikne? Tu wasze oddziay wsiadaj na
peronie, a tam na Liu wysiadaj przed albo za oddziaami przeciwnika. I to wszystko odbywa si
byskiem. A dodatkowo pamitaj, Krzysiek, e rzeka jako arteria transportowa jest
niezniszczalna! Nikt wam nie podkopie, nie rozwali i nie zniszczy!
- To cudowne! - powiedzia Tomaszewski i zacign si gboko.
- Nieprawda? A dodatkowo my wybudujemy barki dla wojska, to bdzie prywatne
przedsiwzicie, my bdziemy je przechowywa i nikt nosa nie wsadzi. Wczeniej, ni bd
potrzebne, nie przewcha.
- Armia dowolnej wielkoci, z dowoln iloci zaopatrzenia niewyobraalnie wrcz
szybko znajdzie si w tamtym rejonie! Taner! Oficjalnie owiadczam, e twj umys nie jest
zamiony adnym szamanizmem!
- No! - Mdrzec umiechn si szeroko. - A ty, biedaku, bdziesz sobie z alem
wspomina, e moge mie jedn trzeci z poowy zyskw z benzyny, ktr sprzedamy na
wojnie.
- Wystarczy mi nominacja na krla - odci si Tomaszewski.
- Mwiem - mrukn Dion. - On to nie dla pienidzy. Wadza go cignie, nie zoto.
- Ano - zgodzi si Taner. - Z tych dwch namitnoci, czy waciwie naogw, popd do
wadzy przynajmniej atwiej ukry.
Wzili do rk kielichy, eby przypiecztowa umow. Tomaszewski, speniajc toast, nie
mg uwierzy, e tak prosta perspektywa strategiczna moga umkn dziesitkom sztabowcw,
ktrzy przecie musieli oglda te mapy. Musieli zastanawia si nad zabezpieczeniem pl
naftowych z wojskowego punktu widzenia. I nikt nie dostrzeg, e tak proste i niezbyt kosztowne
posunicie potrafi stworzy platform do zawadnicia Bg jeden wie jak wielkimi obszarami o
pierwszorzdnym znaczeniu strategicznym? Nikt? Uspokoi si po chwili. No tak, w momencie
tworzenia planw linii kolejowej nikt nie mia pojcia o znaczeniu Banxi i o tym, dokd drog
otwiera jego posiadanie. Wtedy jeszcze, cho przecie nie tak dawno, linia kolejowa bya
szlakiem na koniec wiata.
Ciekawe, jak na to zareaguje Wentzel. Bo tego, e si zgodzi, by wykorzysta okazj,

Tomaszewski by pewien. A sam nie mia adnych wtpliwoci, e wok Banxi zacznie si co
dzia. Nie on jeden.
- Dobra, chodcie. - Tomaszewski odstawi swj pusty kielich i skin na kolegw. - Jeden
facet czeka na nas w baraku przy hangarze.
- A nie lepiej pi tutaj? - skrzywi si Taner. - Jeszcze nie jest tak upalnie, eby si
przenosi.
- Nie chodzi o picie. - Tomaszewski ruszy przodem, cignc ich za sob. - Po co was
dwch dzisiaj szukaem. A sprawa szlaku przez Ze Ziemie wynika z waszej inicjatywy.
- A po co nas szukae? - Zaciekawiony Dion przyspieszy kroku.
- Z Shen musi by nie najlepiej. Wyranie robi wszystko, ebymy o niej pamitali.
- Wspczuj tej dziewczynie. Od pocztku kody pod nogi.
- No, nie pieci jej ycie. Ale dostarczony przez kuriera materia jest rzeczywicie wart
uwagi.
- Co si stao? - zainteresowa si Dion.
- Partyzanci znaleli na brzegu morza aparat latajcy.
- Wasz?
- No wanie w tym caa zagwozdka, e nie nasz!
Tanera dosownie zatkao. Dion zwolni.
- Jakim cudem...?
- No wanie! - Tomaszewski skin gow. Zaczeka, a koledzy go dogoni, i ruszy
dalej. - Na szczcie tam jest taki rusznikarz, Kadir. Facet ma gow na karku, no i zna si na
technice.
- Nie mw, e masz rysunki.
- Mam. Tylko to jest ta wasza geometria wykrelna, nie nasza. Daem papiery specjalicie
od techniki lotniczej, a on rozumie pite przez dziesite. Nawet zacz robi model tego czego,
ale mu niezbyt idzie.
- No to my zrozumiemy, o co w tych szkicach chodzi. - Dion, ktrego ciekawo nagle
zostaa rozpalona do czerwonoci nowym technicznym problemem, przyspieszy kroku. Dobrze, e do nas przyszede.
Inynier szed teraz tak szybko, e pozostali dwaj ledwie nadali. Aparat latajcy! I to
niewykonany rkami Polakw. To dopiero zagadka.
Tomaszewskiemu udao si go wyprzedzi dopiero na ostatnich metrach. Otworzy drzwi
i przepuci obu do rodka, gdzie przy wielkim stole, z ktrego uprztnito narzdzia, czeka na
nich specjalista skupiony nad rozoonymi papierami.
- Panowie pozwol. Inynier Barszczewski, specjalista od techniki lotniczej. Inynier
Dion, mdrzec Taner.
Barszczewski, niemody ju mczyzna z posiwia gow, podnis si jednak bardzo
energicznie.
- Mio mi pozna panw. - Zerkn na Tanera zaciekawiony. - Czy mdrzec oznacza u was
filozof?
Tanera szlag trafi i Tomaszewski musia si wmiesza.
- Zapewniam, e w jego wiedzy nie ma ani cienia szamanizmu.
- W filozofii te nie. Ale to tylko takie oglne pitu, pitu...
Tomaszewski przekn lin.
- Nasi inynierowie s specjalistami w bardzo wskich dziedzinach nauk cisych. Prosz
si wic nie dziwi podejciu do... - zawiesi gos, nie wiedzc, jak wybrn z sytuacji.
Pomg mu Dion, pochylajc si nad niedokoczonym, sklejonym z papieru modelem.

- Skupmy si nad rysunkami. - Ostronie wzi model do rki. - To fascynujce.


- I nawet niele oddane. - Taner ledwie rzuci okiem na szkice. - Cho proporcje nie te.
Popatrzcie. - Wzi do rk jedn z kartek. - Na tym szkicu Kadir narysowa sam siebie na tle
szcztkw, ebymy mogli oszacowa wielko aparatu latajcego. A ten model...
- Proporcje s nieze. - Dion porwnywa model z rysunkami. - Tylko tu jest co nie tak.
- To chyba takie lee dla pilota - powiedzia Barszczewski. - Zrobiem je tej wielkoci,
eby mg si tam zmieci normalny czowiek.
- A jakiej wielkoci byby ten czowiek w skali modelu? - zapyta Taner.
Barszczewski zmi kartk papieru, zapa kulk midzy donie i szybko nimi poruszajc,
zrobi z niej niezbyt foremny walec. Przyjrza si i uszczkn kawaek.
- No, mniej wicej taki.
Taner zacz si mia.
- No wanie. W porwnaniu z dugoci skrzyda na rysunku to jest wzrost przecitnego
Polaka! A nie kogo std. I dlatego si koledze Dionowi proporcje nie zgadzay.
- O ile go skrci?
- O gow. Nie. Wicej.
Barszczewski urwa kawaek papieru i znowu przystawi do modelu.
- Taki wzrost si zgadza?
- Nie. - Zaczli sprawdza wielkoci, porwnujc model i rysunek. - Dalej nie.
- Ja to zrobi. - Taner przej papierowy walec. Dusz chwil przymierza si z
paznokciem i urwa jeszcze spory kawaek. - O! Teraz pasuje!
- Pasuje - przytakn Dion. - Ale si nie zgadza.
- Co si nie zgadza? - zapyta Tomaszewski.
- Wzrost tego czowieka.
- No... a ile on miaby wzrostu w metrach?
Barszczewski przyoy do papierowej tutki swoj skalwk.
- Jakie sto trzydzieci centymetrw.
- Mniej! Duo mniej.
- Sto dwadziecia? Jeszcze mniej?
Tomaszewskiego zdenerwowao ich puste gadanie.
- Przycie do mnie do. Dokd by mi siga ten pilot, gdyby stan obok?
- Mniej wicej dotd. - Taner wysun rk tak, e jego do znalaza si duo poniej
mostka.
- Karze?
Dion tylko machn rk.
- ecie si zablokowali wasnym wyobraeniem - powiedzia. - Tym, e pilot musi by
od razu mczyzn. A moe to niska kobieta?
- Karlica! - mrukn Barszczewski.
- No nieee!... Pan z kolei, jak mowa o kobiecie, odruchowo ma na myli Polk!
Oczywicie, e inynier Wyszyska nie zdoaaby tu wcisn swojego ksztatnego tyka. Ale Kai
niewiele by brakowao.
- No tak. Gdyby jej uci gow, to rzeczywicie niewiele.
- Kobieta o takim wzrocie to jeszcze nie karlica. Przeciwnie, takie dziewczce typy maj
naprawd ogromn grup zwolennikw.
Barszczewski wzruszy ramionami.
- No jak tak, to tak. Wyobraajc sobie dziewczynk pilota o wadze do trzydziestu paru
kilogramw, to moe naprawd ten aparat by lata. Czemu nie. Ale gdyby pan siad za sterami -

inynier wskaza Tomaszewskiego - wtedy to ustrojstwo po prostu spadnie jak kamie na ziemi!
Inaczej nie da rady.
Tomaszewski spojrza na dwch pozostaych. Obaj zgodnie potakiwali gowami.
- No to do czego jednak wsplnie doszlimy. Moemy sobie wyobrazi, jak wyglda
pilot.
Barszczewski pooy na stole nastpny rysunek.
- To moe odgadn panowie przeznaczenie tych leciutkich latawcw przymocowanych na
sznurkach do gwnego aparatu?
Taner pomasowa brod.
- Czowiek nie ptak, nie wyczuwa ciepych prdw wznoszcych. Moe pilot wypuszcza
je, eby unaoczni sobie ruchy powietrza?
- A moe to system sterowania? - Dion krzywi si w zamyleniu. - Wspomagania? Z
czego mog by te linki?
- Mam wszystkie prbki. Kadir jest waciwym czowiekiem do ogldania nieznanych
obiektw.
Barszczewski schyli si i wycign spod stou wielk kuriersk torb Imperialnego
Ekspresu. Rozsupa wze mocujcy klap i wysypa zawarto na st. Byo tam wszystko.
Fragmenty tkanin, i to z opisem, z jakiej czci pochodz. Kawaki linek, sznurkw, pasw
uprzy, jakich plecionek i impregnatw.
- O zaraza jasna! - Dion przysun sobie krzeso, usiad obok Barszczewskiego i obaj
zaczli z fascynacj oglda wszystkie elementy. - O zaraza jasna! - powtrzy po chwili. - To
wszystko naprawd jest wyprodukowane przez kogo z naszej cywilizacji. To nie jest ani polska
technologia, ani nikogo zza Gr Bogw!
- No ewidentnie nie. Ale... kojarzysz jakie wzmianki w starych pismach o maszynach
latajcych?
- Nie.
- No wanie. Skd to jest?
- Kadir pisze o wybrzeu na pnoc od Kong.
- Nie o to pytaem. Skd pochodzi ten aparat?
- Zza Wielkiego Lasu? Zza oceanu?
Barszczewski postanowi si wczy.
- Nie ryzykowabym przelotu nad oceanem na czym takim. Zreszt Kadir znalaz wrak
maszyny latajcej. Cholera wie skd go prd przynis.
- No tak. - Taner zamyli si, a potem westchn. - Co my tak naprawd wiemy o naszym
wiecie? - zapyta retorycznie, ale doczeka si odpowiedzi od Diona.
- Niewiele wicej ni Polacy, ktrzy wyldowali raptem w dwch miejscach. - Rozemia
si nagle. - No ale oni s na tyle bezczelni, e im si wydaje, e co wiedz. A tak naprawd to
mniejsze nawet gwno ni my.
Tomaszewski rwnie zacz si mia.
- Dobra, widz, e jestecie zajci, to nie bd wam tu dymi. Taner, chod.
- Ja nie pal.
- Tote zapal sobie sam. Chod.
Mdrzec dopiero teraz zorientowa si, e ma po prostu wyj i czego wysucha.
Posusznie powlk si za Tomaszewskim i ju na zewntrz cierpliwie czeka, dopki tamten nie
zacignie si pierwszym dymem.
- Podoba mi si twj sposb mylenia - usysza po duszej chwili.
- No wanie. Wiedziaem, e powiesz co takiego.

- To le? - zapyta Tomaszewski.


- Jeste oficerem wywiadu. Jeste ewidentnie zainteresowany moimi propozycjami w
sprawie Zych Ziem, wic teraz padnie propozycja dalszej wsppracy.
- Podziwiam ci.
- Co mam zrobi?
- Znajd mi obcego agenta w naszych szeregach.
Mdrzec byskawicznie domyli si, o co chodzi.
- Bo mnie, jako dziecku tej kultury, bdzie atwiej zrozumie pewne rzeczy ni tobie?
- Wanie tak.
Taner skin gow.
- Co mi dasz na jego temat?
- Nie dostaniesz niczego na pimie. Po prostu wpadn do ciebie wieczorem i opowiem, co
wiem.
- Dobrze. Napijemy si razem.
- Lepiej nie pij. Dostaniesz do podpisania dokument o zachowaniu tajemnicy. Tam bd
wyszczeglnione kary za jej zamanie. A z tymi punktami lepiej zapozna si na trzewo.
- O kijku ju mi opowiedziae. A gdzie marchewka?
- Dostaniesz absolutny priorytet dla tego waszego interesu benzynowego. Dostp do
wszystkich miejsc i nieograniczon pomoc.
Taner klasn w rce.
- O tak! Wanie tak powinna brzmie propozycja obcego wywiadu. - Zacz si mia. Znajd ci tego agenta, Krzysiu! Bdziesz go mia niebawem!
- Nie bdzie tak atwo.
- Spokojnie, damy rad. To kto miejscowy?
- Rodowity Polak.
Taner nagle wcign powietrze z gonym sykiem.
- O jasny szlag!

- Hej, panienki!
Kai otworzya zaklejone snem oczy. Szara plama zajmowaa jej wikszo pola widzenia.
Zacza intensywnie mruga, chcc odzyska ostro. Dopiero kiedy przetara powieki palcami,
zdoaa dostrzec starszego, ysego czowieka, ktry si nad ni nachyla. Tu za mczyzn staa
Nuk z noem w doni i z ciekawoci obserwowaa, co facet zamierza zrobi.
Ten jednak nie zamierza niczego zego. W dodatku by do ociay. Dopiero teraz
zorientowa si, e druga z dziewczyn wyskoczya z legowiska i stoi za nim.
- O? - zdziwi si dobrodusznie. - Ale ty gibka jeste!
Nuk ukrya n pod lun szat, a potem rozoya rce. Co on taki? Orientowa si
trzeba byo.
- Widz, e wy tu dwie bied klepiecie, skoro pod goym niebem nocowa wam przyszo.
I to pod takimi cienkimi kocykami.
- My z Naher jestemy. - Kai stwierdzia, e jej jzyk idealnie dopasowuje si do
miejscowego brzmienia. Mczyzna nie wykaza nawet cienia zdziwienia jej obcym akcentem. A
to znaczy, e obcego akcentu nie byo.
- A z tak daleka? - ysy skrzywi si lekko.
Obie wiedziay, co mwi, miay to napisane w instrukcji. Wedle sw lepego podrnika

Naher byo najbardziej odleg i najbardziej niedostpn prowincj tego krlestwa. A jej
mieszkacy byli uwaani za wielkich dziwakw i ludzi prawie niespena rozumu.
- To le?
- No nie, nie... - Usiowa by uprzejmy. - Przecie nie powiedziaem, ecie durne obie!
- Nie powiedziae.
Mczyzna odetchn gboko. By do otyy i chyba od czasu do czasu mia problemy z
dusznociami. W kadym razie sapa strasznie.
- Mam dla was nocleg lepszy ni ten tutaj, pod goym niebem.
- My ju noclegu nie szukamy. Jedziemy dalej.
- Ano i ja bym jecha dalej, gdybym mg. I wam jazd std proponuj, a wraz z ni
nocleg i jedzenie, a jak si sprawicie, to moe i grosza troch.
- A w ktr stron jedziesz? - zapytaa Nuk.
- Tam. - ysy wycign rk ponad jej gow.
Sierant zerkna, gdzie jest soce, i przypomniaa sobie szkicow map krlestwa.
Wiedziaa przecie, jaka jest pora dnia, wic z oznaczeniem stron wiata nie byo adnego
problemu.
- Tam bardzo nam pasuje - powiedziaa.
- No to ju. Jestemy umwieni: podr, jedzenie, noclegi i moe troch grosza za pomoc.
- Co mamy robi?
Mczyzna zafrasowa si nagle. Wielk chustk wycignit spod poy swojej szaty
ociera spocon ysin. Dugo cmoka i wzdycha. Wreszcie zacz mwi.
- Wiecie co, no... szewcem jestem. Wdrownym. Tu buty sprzedam, tam naprawi, a
jeszcze gdzie indziej na miar zrobi...
Jako nie mogy uwierzy. Te debilne klapki szyje si na miar? No chyba e s tu jakie
inne rodzaje obuwia, o ktrych nie syszay.
- No i wiecie, jak to jest. Ja z reguy dwa razy do tej samej osady nie zajedam. No
rozumiecie moe same. Lepiej klienta, ktremu si buty sprzedao, dwa razy nie oglda. Bo za
drugim razem on moe by nie w humorze po prostu.
- A! - Nuk zrozumiaa natychmiast. - Znaczy oszustem jeste szewskim, tak?
Mczyzna odpowiedzia z godnoci:
- Jestem szewcem! - A po chwili doda: - Ale przecie nie powiedziaem, e najlepszym
szewcem w krlestwie.
Kai i Nuk rozemiay si jak na komend. Mczyzna zacz im si podoba.
- I co si stao? - zapytaa czarownica.
- No widzicie, no... Ja nigdy t sam drog nie wracam. Ale most na Niebieskiej Rzece si
zawali. I tdy bya jedyna droga. No. No i... Przez pierwszy krg wart miejskich zdyem
przejecha. Dopady mnie przed drugim, wozy otoczyy, wonica uciek, a ja ledwie z yciem
uszedem.
- Kto napad?
- Baby, ktre maj do mnie jaki al.
- Znaczy oszukane przez ciebie kobiety? - zapytaa Kai.
- Oj tam, zaraz oszukane. Buty sobie u mnie kupiy. Ale co one myl? e za par
ndznych cyniakw dostan sanday, jakie nosi ona krla?! A moe jeszcze zotem zdobione? A
moe takie, co rok noszenia maj wytrzyma?
Nuk przytakna.
- Mniej wicej rozumiem, o co chodzi. I co? Te kobiety otoczyy wozy i nie chc puci?
- W rzeczy samej! A wy macie te wozy stamtd wycign i za drugi pas miejskiej stray

przejecha. Za to jazda dalej, jedzenie, spanie i troch do sakiewki.


Nuk zerkna na czarownic, ale wcale nie czekaa na jej zgod.
- Ukad jest w porzdku - powiedziaa. - Wyjanij mi tylko, dlaczego nie wynajmiesz
jakich silnych facetw i nie rozpdzisz tych bab?
- Oj, panienko... - ysy zaama rce. - To jest za maa osada, eby tu znale bandytw
do wynajcia. A ci robotnicy rolni, ktrych na pewno ju widziaycie, to na wasne ony z kijami
nie pjd.
- Bo nie wiadomo, kto by wygra. - Kai zachichotaa.
- Ano. Oni przy piwie, w gbie jedynie mocni.
- No dobra! - Nuk szybko pozbieraa swoje rzeczy. - Sprbujemy ci te wozy wycign.
Ale bez gwarancji.
- I nie dziwota. Jedyn gwarancj, jak czowiek kiedykolwiek dosta, Bogowie nam dali.
- Szewc, widzc ich zdziwienie, doda: - Ano wtedy, jak nas tworzyli, Bogowie dali gwarancj.
Na pewno kady z was umrze!, powiedzieli. A caa reszta to jedna wielka niepewno.
Kai rwnie pozbieraa swoje rzeczy.
- Jak rozpoznamy wozy? - zapytaa.
- Droga jedna, za pierwsz wartowni na pewno je zobaczycie. No i tum kobiet. - ysy
przygryz warg. - Nie mam pojcia, jaki pomys wam podsun na odzyskanie tych wozw. Na
pakach jest sporo butw, wic dla udobruchania moecie je rozda. Ale oprcz tego s cenne
skry, no i same wozy te kosztowne. Tylko to uratujcie. A jakie tam byskotki, co w skrzyni s,
to te moecie rozda.
- Co wymylimy - mrukna Kai.
Mczyzna skin gow. Narzuci na siebie peleryn z kapturem, pod ktrym ukry
twarz.
- No to z Bogami! - Kiwn im rk. - Ja si przemkn opotkami. - Zatrzyma si jeszcze
na moment. - Papier przewozowy na zewntrznej wartowni ju zostawiem, nie musicie si nawet
zatrzymywa.
Obie ruszyy do wyjcia ze stacji postojowej, bardziej zaciekawione tym, co moe si
zdarzy, ni zaniepokojone skal trudnoci czekajcego ich zadania. ysy szewc by naprawd
zabawny. A co do prawdziwej jakoci butw w oczach kobiet, to rzeczywicie, jeszcze si na
caym wiecie taki szewc nie narodzi, ktry potrafiby im w tym wzgldzie dogodzi. Sprawa
wic wcale nie bya jednoznaczna moralnie. On potpiony, one skrzywdzone. Trzeba najpierw
zobaczy, co i jak.
Rozbawione wasnymi mylami wyszy na drog i ruszyy w stron wartowni, za ktr
miay czeka wozy. Niestety, siedzcy pod specjalnym daszkiem stranik zatrzyma je jednym
okrzykiem:
- Sta, kurwa!
Zaskoczone podeszy bliej.
- O co chodzi?
- Gdzie leziecie jedna z drug?! Papiery, kurwa, okaza!
- Nie mamy papierw - odruchowo odpara Kai. Nikt im o adnych dokumentach
koniecznych do podrowania nie mwi. Zdaa sobie zaraz spraw, e tym, co powiedziaa,
wkopuje je troch. Natychmiast zmienia ton: - My z Naher, panie.
- Aaa... Durnowate znaczy. I bez papierw jeszcze. - Chamski stranik westchn ciko. No to ja wam powiem, gupie cipy. Czy wiecie, ile osb musi by na wartowni, eby przepuci
kogo bez papierw?
- Nie wiemy - powiedziaa Kai zgodnie z prawd.

- Na wartowni musz by nastpujce osoby - wyjania powoli, jak komu naprawd


gupiemu. - Musz by: stranik, kurwa, dowdca warty, kurwa, urzdnik miejski, kurwa!
Zrozumiaa, cielaku? Ju wiesz, ile osb ma by na wartowni?
- Sze - odpara Kai rezolutnie.
- Co?!
- No przecie wyliczalicie, panie. Trzech mczyzn i trzy prostytutki!
Nuk umiechna si radonie i spojrzaa na czarownic z pewn doz szacunku.
Najwyraniej stare dowcipy wojskowe byy jej znane. No, no.
- Ty ze mnie kpisz?! - rykn stranik.
Kai zastanawiaa si, czy nie rzuci na niego jakiego czaru. Osada wydawaa si zbyt
maa i leca na uboczu, by mg przebywa w niej jaki czarownik, ktry mgby j wyczu.
Prawie na pewno nie mogo tu by nikogo takiego. Zaraz. Prawie to jednak nie na pewno,
zgania si w mylach. A jeli by? Choby wojskowy, z maszerujcego tdy oddziau? To
odkryje je z ca pewnoci. No dobra, bez czarw. Zreszt na takiego gupka, jakim by ich
przypadkowy ciemiyciel, niczego mocnego nie byo trzeba.
- Kpisz?! - zawy tamten.
Podchwycia jego ton:
- Kpisz? Czy nisz? Kpisz? nisz? - mwia coraz ciszej i coraz bardziej mruczaa. Kpisz, nisz i nisz, kpic, nisz, nic, nisz... - Ciszej i ciszej. A potem podniosa rk. - A w
powietrzu s rybki. - Palcami krelia mu przed oczami przecinajce si linie. - Mae rybki, jedna,
druga, trzecia. - Rysowaa je w powietrzu. - Rybki faluj, wszystko faluje, a ty pisz...
Kiedy mczynie oczy wywrciy si do gry, klepna koleank w rami.
- Chod. Pan kimnie sobie na warcie, nie ma co mu przeszkadza.
- Oe... - Nuk pokrcia gow. Bya pod wraeniem. Po raz kolejny pomylaa, e moe
Kai nie jest wycznie rozwydrzon i wychuchan panienk z dobrego domu, za jak j dotd
uwaaa. Moe kryje si w niej gdzie gboko zadziorna dusza.
- No, dalej natrafimy ju na prawdziwe problemy - mrukna czarownica. Miaa racj.
Zbliay si wanie do tumu skadajcego si z kilkudziesiciu dyskutujcych o czym kobiet,
ktre otaczay dwa cikie wozy.
- Ta, ze stranikiem atwo poszo. Teraz naprawd grony przeciwnik czeka.
- No! Sprbujmy i w nog, jakbymy maszeroway.
- Mundurw nie mamy.
- Ale mamy ciut inne ubrania ni one.
Dziewczyny zgray krok i energicznie podeszy do tumu kobiet.
- Witajcie! - krzykna Kai. - Czy to was skrzywdzi szewski oszust?
- Tak! tak! - natychmiast rozlegy si okrzyki. - Uciek, sukinsyn!
- Nie uciek, nie uciek. Spokojnie! Podejdcie tu, panie.
Kobiety z osady patrzyy na Kai z pewnym nawet zaciekawieniem. Nie, nie pojawio si
adne zaufanie bynajmniej, ale zjawi si kto, kto chcia ich przynajmniej wysucha. A moe si
czego dowiedz?
Kai wspia si na kozio wozu, ktry sta bliej.
- Czy tu s wszystkie poszkodowane? - zapytaa z gupia frant. I o dziwo, odnioso to
skutek.
- Nie, nie wszystkie. Pewnie cz siedzi w domach!
- To trzeba je zawoa. I jeszcze jedno. No nie stjcie byle jak. Stacie wszystkie bliej.
Tu, przede mn. Bo inaczej bd musiaa zdziera gardo i dla was, ktre stoj bliej, bdzie za
gono, a te zza drugiego wozu i tak nie usysz.

Nuk, obserwujca wszystko z boku, przygryza warg. Niele. Moda sobie radzi. Na
razie zlikwidowaa okrenie wozw, skupiajc baby z jednej strony.
- Prosz si ustawi w kolejk! Zrbmy tu jaki porzdek. Przecie nie bd wrzeszcze!
Kobiety ustawiay si niechtnie. Wolay patrze na to, co si dzieje, ni formowa
szereg.
- No, ludzie, ustawiajcie si! - krzyczaa Kai. - Chc zej do was i z kad porozmawia
oddzielnie!
- A gdzie szewc?
- Ju on nam nie umknie! - Kai zeskoczya z koza. - Ty si o nic nie bj.
Niestety, kobiet w aden sposb nie udao si ustawi. Czarownica wycigna wic z
ciby jedn i podprowadzia bliej koza.
- Jak ci oszuka ten zodziej?
- O! - Moda i niedowiadczona kobieta, dziewczyna waciwie, kiwaa gow. Nareszcie
kto nazwa spraw po imieniu. - O! - powtrzya. - Buty mi sprzeda.
- Poka!
Najwyraniej Kai miaa do czynienia z idiotk. I dobrze, e na pocztek pjdzie mao
wygadana. Dziewczyna podaa jej klapki ze skry.
- O!
- I co z nimi?
- Rzemie si oderwa. O!
- No tak, tak, ja znam ten typ buta. I nie rozumiem, jakim cudem rzemie si mg
oderwa?
- No wanie.
- A co z nim robia?
- Nosiam, ale tylko dziesi dni. I si rozerwa! Rozerwa ju po dziesiciu dniach!
Kai wybauszya oczy.
- Jak to nosia? Ten but nosia? I wytrzyma a dziesi dni?
- No... - Dziewczyna ogupiaa patrzya z nic nierozumiejcym wyrazem twarzy.
- A dziesi dni! Wierzy si nie chce, e on a tyle wytrzyma! Przecie to obuwie
trumienne. Na stopy nieboszczyka si zakada, eby na marach jako wyglda. A ty a dziesi
dni nosia! Niebywae... - Kai nie dawaa tamtej doj do sowa. Signa na pak wozu i podaa
pierwsze lepsze klapki, ktre znalazy si w zasigu jej doni. - Nale ci si. Szewc mg ci
przecie uprzedzi, co kupujesz.
Jeden przeciwnik z gowy. Dziewczyna zdumiona odesza na bok, wpatrujc si w swoje
nowe obuwie. Nie protestowaa. W przeciwiestwie, niestety, do nastpnej baby. Grubej,
wrednej, upartej.
- Ale mnie ju nie wmwisz, e to trumienne, moja panno - warkna, podajc Kai klapki
z urwanym rzemieniem. - Ze mnie gupka nie zrobisz!
Kai podniosa wybrakowany towar do oczu.
- No tak. Ewidentnie urwany! Do niczego.
- Wanie! A rozwali mi si ju pierwszego dnia.
- No, miem wam wierzy, pani. But jest ewidentnie rozwalony i co wida po braku
oglnych ladw zuycia, by noszony bardzo krtko. Moliwe, e nawet nie przez dzie.
- O! - A jednak niezadowolona klientka powtrzya okrzyk swojej poprzedniczki. - I co
teraz w takim razie?!
- Niestety, mam dla was ze wieci, pani. But bowiem by uywany niezgodnie z
przeznaczeniem.

Tamt zatkao.
- Jak to niezgodnie?!
- Ja musz bra pod uwag nacisk, jaki na podeszw wywiera pani stopa i z jak si noga
napiera na rzemie. W przypadku waszej wagi, pani, wybaczcie, trzeba powiedzie, e but by
rozrywany dosownie, a wic uywany niezgodnie z przeznaczeniem. Trzeba byo kupi but
specjalnie wzmocniony.
- Co?! Co?! Co za chamstwo?!
- To nie chamstwo, pani. Prosz askawie popatrze. - Kai wyuskaa z tumu chud
dziewczyn. - Wam, pani, na pewno nie urwa si rzemie, prawda?
- No nie - przyznaa chuda. - U mnie si przetara podeszwa.
- No wanie. Bo pani jest piknie zbudowana i pani but by uywany zgodnie z
przeznaczaniem. A inne wady oczywicie uwzgldnimy.
- Co za chamstwo! - wrzasna gruba.
- Chamstwo, bezczelno! - krzyczay inne kobiety. Cho nie wszystkie. Dua cz
bowiem zacza twierdzi, e to Kai ma racj i trzeba byo kupi but wzmocniony, skoro si ma
tak tusz. Utworzya si grupa wsparcia klientki, ktrej sylwetk i ciao pochwalono,
twierdzca, e Kai mona zaufa, bo jest bezstronna i wobec klientw, i wobec szewca.
Obserwujca to wszystko z boku Nuk wyplua dbo, ktre do tej pory ua. Jednolity
dotd front przeciwnika zosta wanie podzielony, a jego siy rozbite na dwie strony. No kurde.
Ta czarownica nie bya gupia.
A Kai zrozumiaa, e sytuacja dojrzaa ju do ostatecznego rozstrzygnicia.
- Czy kto moe mi pokaza jak prawdziw wad buta?! - krzykna. - Do mnie! Prosz
si zgasza do mnie!
- Ja mam! - Jaka kobieta zacza si przepycha w stron Kai. - U mnie si podeszwa
zupenie rozerwaa. Najpierw pka, a potem kawaek odpad!
- No wanie! wietnie! - Kai przeja uszkodzony but. - No nareszcie mam jasny dowd,
e szewc sprzedaje buble. To oszust!
- Oszust! Oszust! - woano wok.
- Ot to wanie! Wytkniemy mu wszystkie braki. Kto umie pisa?!
- Ja! Ja umiem! - Do moda kobieta z uoonymi z wielk troskliwoci wosami
przepchna si bliej.
- Doskonale. - Kai cofna si w poblie wozu, otworzya skrzyni, o ktrej wspomina
szewc, i chwil w niej grzebaa. Potem podniosa rk. - Drogie panie! Widzicie te korale? Teraz
wic po kolei, jedna za drug, podchodcie do kobiety, ktra bdzie je mie na szyi, i dyktujcie,
jak was szewc oszuka. Wszystko ma by spisane.
Podesza do tej z uoonymi wosami i zarzucia jej pikne korale na szyj.
- Nie musisz potem oddawa - szepna, a goniej dodaa: - Wszystkie panie prosimy
tutaj!
Wrczya pisarce znalezion w skrzyni tabliczk i rysik.
- Tutaj! Tutaj! Wszystko musi by spisane! - Odwrcia si i szybko wdrapaa na kozio.
Daa znak Nuk, eby braa drugi wz. - A cay towar rekwirujemy i zawozimy na wartowni! krzyczaa. - O, t tutaj! Powtarzam, wozy i towar rekwirujemy i odstawiamy na wartowni, pod
opiek stranikw!
Nuk sprawnie ruszya swoim wozem, niezatrzymywana przez nikogo. Kai natomiast nie
potrafia ruszy. Wzia do rk lejce, krzyczaa wio, ale przyprzgnite konie nawet nie
pojrzay w jej kierunku.
- Lejcami trzeba je trzasn po grzbietach - poradzia ktra z kobiet.

Po duszej szamotaninie czarownicy udao si jako zmusi konie do posuchu. Niestety,


obok wozu biega jaka baba z zacitym, podejrzliwym wyrazem twarzy. Zaraza jedna, moga w
kadej chwili jeszcze narobi krzyku.
- To dobrze, e nam towarzyszycie, pani - krzykna Kai. - Kady wiadek teraz
potrzebny. Na wozie bdzie atwiej, prosz wskoczy do koleanki. - Uniosa si troch w kole.
- Nuk! Nuk! Zabierz pani ze sob!
Zwolnia nieco, patrzc, jak podejrzliwe babsko gramoli si na drugi wz. Na szczcie
droga bya szeroka, a konie wiedziay, co robi. Wyminy stojcy wz Nuk bez przeszkd.
Na wartowni te nie byo problemw. Szewc, zgodnie z tym, co mwi, musia wczeniej
przedstawi papiery przewozowe, bo znudzony stranik tylko pokazywa im rk: Jecha,
jecha. Kai umiechna si do niego.
- Co was te baby tak dugo trzymay? - krzykn. - Mylaem, e stratuj!
- Bo mamy najpikniejsze w krlestwie korale!
Otworzya jeszcze raz skrzyni, wyja solidny, pikny sznur i rzucia stranikowi.
- Dla ony!
- Nie mam ony. - Zapa korale w locie.
- To dla jakie piknej panny! Od razu bdzie bardziej przystpna!
- Dzikuj! - Zacz si mia. - Przydadz si!
Kai mina bram. Podejrzliwa baba, ktra jechaa z Nuk, zwszya, co si dzieje, i
zacza krzycze. Sierant jednak nie stracia refleksu i zawtrowaa rwnie gono: Cze,
chopaki! Do zobaczenia. W kakofonii dwch gosw ciko byo zrozumie, o co chodzi
wrednej babie.
Kiedy odjechay spory kawaek od wartowni, Kai odwrcia si do koleanki.
- Nuk! Tej pani za towarzystwo ju dzikujemy!
- Tak jest! - Sierant zdzielia swoj pasaerk okciem w splot, eby urwa krzyki. Potem
z pici w twarz i wykopaa j z koza.
Teraz przyspieszyy. Zatrzymay si dopiero za zakrtem, przy sosnowym lesie, gdzie
atwo dao si ukry wozy wrd drzew. Podoe byo twarde i dogodne dla manewrw.
Nuk zablokowaa hamulec i pierwsza zeskoczya na ziemi.
- Wiesz co, czarownico?
- Co?
Sierant umiechna si.
- Dzisiaj zrozumiaam, e nie naleysz do ludzi, ktrzy nasraj na wasne nogi, widzc
przed sob problem.
Kai odpowiedziaa umiechem.
- Niech ci Bogowie zapac za dobre sowo.

ROZDZIA 8

Oddzia wydosta si z bezporedniego zagroenia ze strony imperialnej armii za cen odcicia


si od potencjalnych rde zaopatrzenia. Przejcie w gry, w miejsca poronite rzadkim lasem,
a wyej ju tylko kosodrzewin, oddalio ich take od wasnych ukrytych magazynw z
ywnoci, ktre przygotowali jeszcze zim, zgodnie z polsk instrukcj. Grupa Shen zacza
szybko godowa, bo zabrane ze sob zapasy skoczyy si byskawicznie. W kocu ile rzeczy
mona dwiga po grskich szlakach, i to w sytuacji, kiedy priorytet stanowiy karabiny i
amunicja. Poprzedniego dnia jednak udao si upolowa trzy kozice. Zapltay si biedne w maej
dolince, daleko poniej swojego terenu erowania, i skoczyo si to dla nich fatalnie. A onierze
dowiedli, e przynajmniej szkolenie strzeleckie w tym oddziale stao na bardzo wysokim
poziomie. Trzy kozice, cztery strzay. Wynik mistrzowski. I co z tego? Misa, jak na wzmocnion
kompani, troch mao. Szybko znalazy si dziewczyny, ktre umiay zdobycz oprawi i
podzieli. Problem pojawi si z przyrzdzeniem. Miso dzikich zwierzt byo zbyt twarde i
ylaste, by piec je nad ogniem. Naleao je ugotowa, co samo w sobie byo wyczynem wiata z
powodu braku odpowiednich naczy. Prawdziwa groza ujawnia si jednak po zjedzeniu ohydnej,
mierdzcej brei.
Shen leaa samotna w sporym oddaleniu od swojego namiotu. Wolaa by bliej
krzakw, ktre chwiejnym krokiem czsto odwiedzaa. Teraz zwina si w kbek, trzymajc
rkami za szarpicy paroksyzmami blu brzuch. Nie moga powstrzyma ani bulgotania,
syczenia, ani wasnych jkw powodowanych czstymi skurczami. Na przemian chciao jej si
wymiotowa albo pi. Saba jak mucha, musiaa co chwila chodzi w ustronne miejsce, co nie
byo atwe, poniewa wszyscy partyzanci zostali poraeni zbyt szybko zaspokajanym godem
przy uyciu nieodpowiedniego pokarmu. Jej oddzia by zupenie bezbronny. Na szczcie poza
dnymi zemsty duchami zabitych kozic w okolicy nie byo nikogo, kto mg im zagrozi.
- Pi - szepna, sdzc, e umiera.
Kto nachyli si nad ni, przytykajc bukak do spierzchnitych ust. Zimna grska woda.
Shen otworzya oczy. Sharri. Niedosza kapanka najwyraniej hodowaa witynnej zasadzie
umiarkowania w jedzeniu i piciu, bo mimo e woln rk trzymaa si za brzuch, to jednak
wygldaa najlepiej spord wszystkich wok.
- Chod - powiedziaa, zawieszajc sobie bukak na ramieniu. - Pomog ci przej.
Znalazam fajne, ustronne miejsce.
- Nie dam rady.
- Chod. Bdziesz przynajmniej z dala od tych upiornych odgosw. - Sharri wskazaa
kciukiem lecych pokotem ludzi.
Uja jczc Shen za ramiona i cho sama wta, do szybko postawia na nogi. Potem
zaoya sobie rk koleanki na szyj.
- Chod - powtrzya. - Powoli. Prawa noga, lewa... Lewa! No lewa, powiedziaam! Nie,
to nie jest lewa noga - tumaczya jak dziecku. - I nie udawaj. Dobrze wiesz, ktra jest lewa.
Jej przemowa odniosa jaki tam skutek. Shen z trudem usiowaa si skupi na stawianiu
kolejnych krokw. Czua, jak telepie ni gorczka. Na szczcie po chwili, w oddalonym troch
od obozu i pooonym wyej miejscu, lekki wiatr ochodzi jej czoo. Sharri opara swoj
dowdc o drzewo i pieczoowicie okrya kocem. Podaa jeszcze wody.
- I jak? Lepiej?
- eby ci szlag trafi.
- Ale generalnie yjesz jeszcze?
Shen bya zbyt saba, eby wyj z kabury rewolwer i strzeli do drczycielki. Zreszt
prawdopodobnie pas z broni zosta gdzie na posaniu. Patrzya na Sharri jak umierajca ania.
Ta zlitowaa si niespodziewanie i signa po swj chlebak. Bestia miaa tam zakamuflowan

butelk wdki! A teraz zbami wyja korek.


- Masz, pij - powiedziaa niewyranie.
Widzc, e koleanka ma problem z podniesieniem rki, sama przytkna jej szyjk do
ust.
- Cignij! No jeszcze! - Szybko zamienia butelk na bukak. - Popij wod! No popij, bo
si zakrztusisz. Lepiej?
Shen gorczkowo przeykaa lin, ktra nagle pojawia si w jej ustach. Przez moment
szarpao ni okrutnie. Potem jednak skina gow.
- Troch lepiej - wyszeptaa.
- No to odpocznij chwil i zaraz powtrzymy kuracj.
- Zbawczyni...
- O? A przed chwil mordowa chciaa.
- Oj tam, oj tam. Daj jeszcze.
Sharri powtrzya zabieg. Pyn pali w brzuchu, uspokaja to, co si w nim dziao. Po
duszym czasie od przyjcia lekarstwa take umys zacz powraca na waciwe tory. A po
jeszcze jednej dawce Shen moga si nawet troch skupi.
- Suchaj... - Spojrzaa koleance w oczy. - Czy kto z naszych umar?
- Na razie nie. Myl, e dziewczyny maj szans wydobrze. No ale co dalej? Znowu
gd? Czy strzelanie do kozic i par dni mki? Jak dugo tak pocigniemy?
Shen wzruszya ramionami.
- Trzeba posa kogo do naszych ukrytych zapasw.
- Istotnie. Mae grupki mog przemkn niezauwaone. Ale mae grupki przynios mao
zaopatrzenia. A duy oddzia raczej cichcem nie przejdzie.
- To co nam pozostaje?
- Dekoncentracja. Podzielenie si na kilkuosobowe pododdziay.
Shen bya ju na tyle silna, eby zabra Sharri butelk i pocign duy yk.
- To koniec marze o jakiejkolwiek walce.
- Jakiej walce?! - obruszya si Sharri. - Czy ty nisz? Czy naprawd chcesz si wystawi
pod lufy caej armii?
Shen umiechna si kpico.
- A na co ty sama liczya?
- Na powstanie ludowe. I przeliczyam si. Wszyscy w dolinach siedz grzecznie i czule
cauj poladki ciemicw. Niektrzy wrcz z jzyczkiem.
Miaa racj. Lud zosta spacyfikowany tak skutecznie, e nie mia zipn. Rosy jedynie
sterty donosw w odtworzonej prefekturze. Lud przeciga si we wskazywaniu domniemanego
miejsca pobytu Shen, za ktr nagroda przewyszaa wszelkie wyobraenie. Owszem, kady
teoretycznie chciaby wolnoci i dobrobytu, pod warunkiem jednak, e wolno i dobrobyt
zostan dostarczone pod nos przez kogo innego. Rozmawiay o tym zreszt ju wczeniej. Nowa
idea znajdowaa odzew. Ale nie wrd ludu. Przycigaa modych, wyksztaconych romantykw,
ktrzy byli wystarczajco szaleni, jak choby Kole Varik i jego kumple. To by jedyny
oddzia, poza kompani weteranek, ktry jeszcze pozosta w lasach Kong. May, szczupy i
ruchliwy, jako sobie radzi.
- Bo widzisz - podja Sharri, kiedy sama te upia kilka ykw z zakamuflowanej butelki.
- Chyba zrobilimy bd, odwoujc si bezporednio do ludu.
- Ja si do nikogo nie odwoywaam - mrukna Shen. - Legenda jako tak sama rosa.
- Nie sama, nie sama. Umiejtnie jej wzrost zapocztkowa Rand ze swoimi oddziaami
plotkarek. A potem si potoczyo.

- Widzisz, tak si zawsze dzieje, kiedy chcesz komu powiedzie, jak jest, zamiast
zostawi sprawy w rkach profesjonalistw, ktrzy wymyl jak bajeczk, sabo umocowan w
faktach, za to sodziutk, i wcisn ten kit ludowi.
- wita racja - przyznaa Sharri. - Nie wolno nigdy mwi prawdy, nawet w susznej
sprawie. Wszystko trzeba przerobi na atw do przeknicia papk. Oraz nakama w
najwaniejszych sprawach.
Shen zerkna na koleank.
- I ja ju wiem, jak to zrobi - mrukna.
Niedosza kapanka oniemiaa. I nawet niczego nie powiedziaa, zadajc kam opinii o
swojej porywczoci. Powoli podcigna kolana pod brod i opara na nich gow.
- Liczylimy nie na tych ludzi, co trzeba, prawda? - zapytaa.
Shen potakna.
- Istotnie. Rewolucji ludowej nie moe robi lud, bo si do tego nie nadaje. Moe co
najwyej dosta rol tumu na ulicach. Odwoa si trzeba do ludzi pokroju Varika. Powiedzie
warstwie mylcej, co si tu dzieje.
Sharri potrzsna gow.
- A jak to zrobisz? Polacy podobno maj u siebie gazety i radio, i rne takie, eby si
odwoywa wprost do ludzi. A my?
- My mamy heroldw.
- To cesarstwo ma heroldw. I nikt im nie wierzy.
- Znam kogo, komu ludzie wierz i ufaj.
Sharri zerkna z zaciekawieniem.
- Kogo?
- Kurierw Imperialnego Ekspresu.
Niedosza kapanka zacza si mia.
- No tak. S uczciwi, nie bawi si w polityk, plotek nie powtarzaj. Mwi tylko to, co
widzieli sami, na wasne oczy. Jako rdo informacji naprawd bezcenni. Nawet cesarzowa
korzysta z nich, suchajc wiadomoci ze wiata. Wszystko si zgadza. Ale... - Rozbawiona
zerkna na koleank. - Oni nadal mog przekaza tylko to, co sami zobacz.
- Wic zobacz co trzeba. Mam pomys, jak to zrobi.
- Dobrze... W takim razie pozostaa tylko jedna wtpliwo. W Kong w stacji
Imperialnego Ekspresu moe by naraz raptem ze trzech kurierw. Jak chcesz nimi obsuy cae
cesarstwo?
Tym razem zacza si mia Shen.
- Ale to proste jak obsuga siekiery!
- Niby jak?
- Wystarczy powiedzie Randowi, eby jego suba wysaa z kadej prowincji cesarstwa
bardzo wany list do Kong. Z takim obliczeniem, eby jednego dnia stawio si tu tysic
kurierw.

Odgosy pracy siekier i pi docieray a tu, do przedsionka wityni dzikusw w Banxi,


gdzie ustawiono owietlone olejowymi lampami stoy dla inynierw z korpusu saperw. Na
coraz bardziej dokadnych mapach krelono projekty i szkice przyszych rozwiza.
Kwatermistrzowie na podstawie tych planw przydzielili na odpowiednie odcinki sprzt i ludzi.
Meredith patrzy na ich prac z pewnym podziwem. Widzia wiele razy prac

imperialnych inynierw, widzia ich projekty i biura, w ktrych byy krelone. Rnica pozornie
niewielka, cho istotna. Tych ludzi tutaj od podobnych zespow w cesarstwie rni jedynie brak
duej liczby liczmanw. Po prostu nie byo tu fachowcw od rachunkw, wszystko obliczay
urzdzenia. Podobno, tak przynajmniej twierdzia swego czasu Wyszyska, prymitywne i
posiadajce jedynie uproszczone programy. Ale... tu Mereditha ogarn zimny dreszcz, chyba
byo to kalekie jeszcze i nieporadne, ale odbicie rzeczy Boga Sepha, z ktr to rzecz czarownik
prowadzi rozmowy w poprzednim yciu. Wirus. Ciekawe, dlaczego ani razu nie pojawi si
tutaj? Czy wszystko w boskim planie szo we waciwym kierunku? A moe przeciwnie.
Nastpia jaka katastrofa i Wirusa ju nie ma? Nie, nie, w to akurat czarownik wtpi. Bardziej
prawdopodobne wydawao si, e on sam nie by tej rzeczy do niczego potrzebny.
- Ciesz si, e pan przyszed. - Baranowski przeprosi dowdc saperw, z ktrym
rozmawia, i podszed do czarownika. - Napije si pan kawy?
- Dzikuj.
Major gestem wskaza drog do najwikszego ze stow, przy ktrym nad map siedzia
Siwecki.
- Chciaem zobaczy obu panw naraz - wyjani. - Bo zdaje si, e obaj interesujecie si
t wityni.
- Obaj, obaj - rozemia si lekarz. - I to zarwno razem, jak i osobno.
Meredith potwierdzi jego sowa oszczdnym gestem.
- A co chciaby pan wiedzie? - zapyta.
- I tu mam pewien problem. Waciwie nawet nie problem, po prostu musiabym panom
zabra troch czasu, eby przedstawi sytuacj.
- Ale suchamy. - Siwecki ledwie zauwaalnie wzruszy ramionami. - Rozrywek co
prawda jest tu co niemiara, lecz dla dobra sprawy jestem gotw powici przedstawienie w
amfiteatrze i bal u ksiniczki, eby pana wysucha.
Baranowski uda, e nie syszy przytyku. Zreszt nie mia adnego wpywu na brak
rozrywek w puszczy.
- W zwizku z ponownym wkroczeniem wojsk cesarskich do prowincji Kong zapada
decyzja, e w oparciu o struktur inynieryjn tyche wojsk imperialna droga prowadzca do tej
prowincji zostanie przeduona a do wityni, w ktrej si znajdujemy.
- A tutaj? - zdziwi si Meredith.
- Tak. - Baranowski skin gow. - Ja rwnie nie mam pojcia, co tu jest a tak wanego
w tych lasach, eby budowa imperialn drog przez chaszcze.
- Znikd donikd - doda Siwecki.
- Nie, nie znikd. - Major wykona usprawiedliwiajcy gest. - Z centrum cesarstwa. To po
pierwsze. A po drugie droga na Ze Ziemie jest rwnie drog donikd.
- Tam jest ropa naftowa. A tutaj?
Meredith umiechn si tajemniczo.
- No wanie. Poniewa trudno uwaa, e rozkazodawcy to idioci, wic pozostaje
kwestia dowiedzenia si, co tak cennego jest tutaj.
- Otarz? - podda myl Siwecki.
- Taniej go chroni lub korzysta z niego, utrzymujc na miejscu takie siy jak nasze, ni
od razu budowa prawdziw cesarsk drog. Otarz nie moe by celem samym w sobie.
- To jeszcze nie wszystko - powiedzia Baranowski, nachylajc si nad map okolicy. Kazano mi wstpnie oczyci teren wok wityni. Zrobi odpowiednie podejcie do ldowania,
poszerzy pole dla ewentualnej bazy i przystpi do karczowania drzew na kierunku najbardziej
nadajcym si do poprowadzenia drogi. I susznie. Oni zaczn budowa od strony Kong, a my z

tej strony zaczniemy ju przygotowywa teren.


- Bardzo susznie. Co w tym dziwnego?
- Ot w oddziaach saperskich mam crk leniczego. Ona pierwsza zwrcia uwag na
dziwn rzecz.
- Crka leniczego?
- Tak. Podczas wycinki zauwaya, e liczba soi w karczowanych drzewach rni si w
sposb nieprzypadkowy.
Siwecki podnis gow.
- Nie rozumiem.
- W niektrych gatunkach drzew liczba soi oznacza liczb lat wzrostu. Nie kady gatunek
jest odpowiednio dugowieczny, nie w kadym to zjawisko jest atwe do zaobserwowania. Baranowski rozoy rce. - To wszystko wiem od tej dziewczyny sapera, bo moja
dotychczasowa wiedza o drzewach dotyczy wycznie ich wytrzymaoci na ostrza artyleryjski
w przypadku uycia pni jako dachu ziemianki.
Meredith zacz si mia.
- Ja mam troch wiksz wiedz o drzewach. Tej dziewczynie chodzio o sekwoje, ktre
tu s licznie reprezentowane?
- Tak. Ot soje powinny mie w przypadku poszczeglnych drzew rozkad
przypadkowy, prawda?
- Tak. A nie maj?
- Nie. Zaczem je liczy i wyniki nanosi na map. Modsze drzewa, majce wiek
kilkuset lat, ukadaj si w cig otoczony drzewami znacznie starszymi.
Baranowski rozoy na stole kalk z wynikami bdc nakadk na map.
- Co wam to przypomina, panowie?
- To droga! - Siwecki nie mia wtpliwoci.
- Tak. Kilkaset lat temu bya tu droga. I to mniej wicej na podobnym kierunku, na jakim
budujemy dzisiaj.
- Fascynujce. - Meredith nachyli si nad map i nakadk, ale drobne znaczki i dziwne
symbole niczego mu nie mwiy. Zrezygnowa po krtkiej chwili.
- Gorzej. - Baranowski umiechn si lekko. - Skoro tak, skoro dziki tej dziewczynie
odkryem, jak biega droga, postanowiem si do niej dokopa.
- I dokopa si pan? S jakie lady?
Major dugo patrzy na map bez sowa.
- Tak - powiedzia w kocu. - Ta droga bya kamienna. Dokadnie taka sama, jak
bdziemy budowa teraz.
Meredith poruszy si niespokojnie.
- Cesarska droga tutaj? - mrukn. - Nieprawdopodobne. Musiaby by jaki lad w
bibliotekach. Kto by o tym wiedzia.
- Nie twierdz, e droga bya cesarska - powiedzia Baranowski. - Tylko e bya bardzo
podobna do tej, ktra wanie powstaje. Notabene, jej istnienie bardzo usprawni nam prac.
Siwecki przygryz wargi. Wyj ze swojej torby inny plan. Kiedy rozwin go na stole, mona
byo zobaczy, e to szkic budynkw wityni. Raczej amatorski ni profesjonalny.
- My te - zerkn na Mereditha - zajmowalimy si wityni i jej otoczeniem. I
przyznam, e intuicja czarownika to jaki nieprawdopodobny fenomen.
- Nie przesadzabym z t intuicj - umiechn si czarownik.
- Ale ju podczas poprzedniej rozmowy w tym gronie odgad pan...
Baranowski, prawd powiedziawszy, nie pamita poprzedniej rozmowy i pozwoli sobie

przerwa lekarzowi.
- Do jakich wnioskw doszlicie, panowie?
- A paskiej uwagi nie uszed wystrj tej wityni?
- Wystrj? Raczej jego brak - potwierdzi major. - Owszem.
- No wanie. Prosz mi powiedzie, jakie budowle publiczne stawiane s w tak surowym
stylu. Bez zdobie, bez jakiegokolwiek ornamentu czy czegokolwiek, na czym mona by byo
zawiesi oko.
To uderzao wszystkich tu obecnych. Kada budowla publiczna przytacza rozmachem.
witynie s z reguy bogate, by pokaza chwa Bogw. Paace pene przepychu, ratusze
wspaniae, podkrelajce gospodarcz si mieszczan, biblioteki uduchowione, jasne. Sdy
gigantyczne, uosabiajce moc prawa, ktre zetrze kade zo na tym wiecie. Fora s zdobione
rzebami, a anie wielkimi kolumnadami, po ktrych pn si cudowne roliny. Wszystko jest
zdobione. Czy to posgami, czy mozaikami, czy wreszcie obrazami. Czowiek, jako jedno z
nielicznych zwierzt na wiecie, musi upikszy kade miejsce, w ktrym przebywa. Podobno
zdarza si to take jakiemu gatunkowi egzotycznych ptakw. Poza tym nikt nigdy nie widzia
ani psa, ani delfina, ani mapy czy osa, ktre dekoruj cokolwiek. Czowiek musi wypeni
piknem kade miejsce. Oprcz jednego. Odpowied wydawaa si wic prosta.
- Jedyne budowle publiczne, ktrych walory estetyczne s nieistotne, to... wizienia powiedzia Baranowski.
- Ot to.
- No chyba nie chc panowie powiedzie, e ta witynia to jedno gigantyczne wizienie?
- Postawilimy wiele hipotez. Jedynie ta pasuje do tego miejsca. No a teraz jeszcze
dochodzi do tego informacja, e prowadzia tutaj porzdna kamienna droga. - Siwecki nachyli
si nad swoim szkicem. - Dam sobie rk uci, e tak sam drog znajdziemy po drugiej
stronie wityni. Tdy przywoono winiw, a tdy prawdopodobnie wywoono.
Baranowski nie mg si pogodzi z t koncepcj.
- Ale na choler komu tysice winiw w cakowitej guszy?
- Tego nie wiemy. Ale przyzna pan, e ta witynia rni si od innych.
- Innych? Znamy tylko jedn inn. T w dolinie Sait.
- Znamy dwie. - Siwecki potrzsn gow. - Mamy przecie dokadne opisy miejsca kultu
w Wielkim Lesie, ktry kiedy dzieli Arkach od Krlestwa Chorych Ludzi.
- Ach, fakt. T, ktr zajy wojska Achai. Tysic lat temu.
Meredith skin gow.
- Obie s bardzo podobne. Przypominaj te z grubsza wszystkie inne miejsca kultu.
Wota, rzeby, kaplice, liczne otarze, miejsce skadania ofiar, odbywania rytuaw. Wszystkie s
podobne. Ta, w ktrej jestemy, nie.
Baranowski wzruszy ramionami.
- Rzeczywicie sprawia odpychajce wraenie. Ale eby zaraz wizienie?
- A te liczne wielkie cele opatrzone kratami? Olbrzymie, jak sdzimy, kuchnie? Nawet
spacerniaki, lepe dziedzice, ktre niczemu nie su, co wydaje si ju w ogle ewenementem,
bo to rzecz charakterystyczna raczej dla naszych wspczesnych zakadw karnych, a nie dla
tutejszych lochw.
- Zupenie jakby komu zaleao na kondycji winiw - doda Meredith. - Naprawd
zastanawiajce.
- I ten system bezpieczestwa dziaajcy do dzi - cign Siwecki. - To, e jedynemu
winiowi, ktrego tu zastalimy, podawano specjaln trucizn, ktra sprawia, e nawet jak
skazaniec ucieknie, to i tak z braku kolejnych dawek popadnie w malign i umrze.

Baranowski zaplt ramiona.


- To jest rzeczywicie bardzo zastanawiajce - powiedzia. - Ale po co komu taki
wyrafinowany system, skoro i tak nie mona std uciec? Dookoa nieprzebyte knieje z dzikusami,
ktrzy s mistrzami tropienia.
- Wanie. Po co?
- Kto chcia mie a tak pewno, e adna informacja std nie dotrze do
cywilizowanego wiata? - doda Meredith. - Bo przecie w to, e nie wybudoway tego potwory
swoimi rkami, chyba pan nie wtpi. Prawda?
- Tak. W to akurat nie wtpi.
- No wic wanie. A skoro budowl t wzniosa jaka cywilizacja techniczna, to musiaa
mie w tym swj racjonalny cel. Powtrz raz jeszcze: racjonalny.
- I tym celem miaoby by wizienie duej liczby ludzi w niedostpnej guszy? Baranowski nie dawa si przekona. - Widziaem cesarskie wizienie w Negger Bank, z ktrego
bierze si przestpcw do budowy bazy. To bardziej redniowiecze przypomina ni zakad karny.
No i po co byaby im taka liczba winiw akurat tutaj? Skadali ofiary z ludzi?
Meredith cmokn cicho i skrzywi usta.
- Nie. Zasadniczo nie znam adnej kultury po tej stronie Gr Bogw, ktra skadaaby
ofiary z ludzi. No, co tam byo, jakie wzmianki o nielicznych ekscesach w Luan czy
staroytnym Troy, ale sdz, e tam raczej chodzio o jakie sekty stworzone przez niezupenie
normalnych ludzi. Nigdy nie skadano ludzi w ofierze w ramach religii pastwowej. Zreszt po
co? Ludzie byli potrzebni gospodarce jako niewolnicy.
- A dzikusy?
- Potwory? Mao o nich wiemy. I tu od razu trzeba postawi pytanie: skd potwory
miayby bra tylu winiw z przeznaczeniem na ofiary, eby zapeni to olbrzymie wizienie?
- No fakt. Ale z drugiej strony, co wiemy choby z relacji oddziau Shen, w dolinie Sait
dzikusy wziy do niewoli du liczb onierzy imperialnego korpusu. Polska armia penetrowaa
rejony ich wityni i adnych jecw nie uwolnia. Nie trafia na choby lad.
- To prawda. - Siwecki zapali papierosa. - Z relacji Shen wynikao, e dzikusy
torturoway jecw, co koczyo si ich mierci. Ale miao to raczej charakter zemsty, a nie
ofiary dla Bogw.
- A co za rnica?
- Jeli pan chce kogo zamczy na mier, to nie buduje mu wizienia, w ktrym s
liczne kuchnie i spacerniaki. Loch, dziura w ziemi, to tak. Ale nie spacery i regularne posiki
przed zamczeniem.
- No i Polacy nie napotkali niczego takiego w Sait - doda Meredith. - Nie spotkay takich
wizie rwnie oddziay pacyfikacyjne Achai tysic lat temu.
- Moe tysic lat temu ich po prostu jeszcze nie byo? - podpowiedzia Baranowski i
musia trafi, bo Siwecki zmarszczy czoo.
- A wiek drzew na resztkach drogi ocenia pan na kilkaset lat?
- Owszem. Ale bagam, taki ze mnie dendrolog jak z zapaki latarnia. To amatorska ocena.
Meredith umiechn si znowu. Wyranie lubi majora piechoty za jego bezporednio i
prosty, wojskowy sposb mylenia. No i na pewno by pod wraeniem oficera, ktry wygrawszy
wycig z Tomaszewskim, zachowa si jak czowiek honoru.
Teraz jednak wyranie nie by przekonany do teorii, ktr wanie usysza.
- Powiedzcie mi, panowie, do czego miaoby suy tak wielkie wizienie w tej cholernej
guszy?
Siwecki uderzy doni w swj szkic.

- No, teraz, kiedy usyszelimy o drodze, to chyba wszystko jest jasne.


- Co jest jasne?
- To wyglda jak wizienie zbiorcze, koncentracyjne, etapowe. Przypdzano tu winiw
grupami, karmiono i utrzymywano w dobrej kondycji, eby potem, gdy zbierze si odpowiednia
liczba, popdzi ich dalej.
- Gdzie? - wyrwao si Baranowskiemu, ale zaraz skrzywi si i machn rk, eby nie
odpowiada na gupie pytanie. Przecie obaj nie mogli zna na nie odpowiedzi. - No dobrze podj po chwili. - Panowie, nie przekonuje mnie koncepcja penitencjarna, jeli chodzi o
wyjanienie charakteru tego dziwnego miejsca. Ale mam pewien pomys. Poniewa z powodu
niedyspozycji pani pukownik Thien ja dowodz caym pukiem z Kong, mog wysa troch
ludzi do sprawdzenia waszego pomysu.
- W jaki sposb?
- Wyl saperw. Niech tn drzewa i licz soje po drugiej stronie wityni. A jeli znajd
podobn anomali, niech kopi, szukajc resztek kamiennej drogi. Jeli macie racj i kiedy
przepdzano tdy tumy winiw, to z tamtej strony musi by przecie taka sama droga jak z tej.
Siwecki unis si znad mapy i energicznie zasalutowa majorowi. Meredith natomiast
ukoni si gboko.

ysy szewc by bardzo z dziewczyn zadowolony. Ca drog wylicza dokadne sumy w


cyniakach, jak okrela miejscowe pienidze, ktre zamierza im wypaci za pomoc, i
oczywicie co ekstra dla Nuk, ktra zgodzia si pracowa jako wonica przy drugim wozie.
Siedzca na pierwszym Kai bya wic bezrobotna i eby nie skupia si na paplaninie ysego,
obserwowaa wszystko wok.
Ten kraj bardzo rni si od cesarstwa. Kady szczeg okazywa si inny. W mijanych
osadach nie byo kamiennych budynkw. Wszystko z drewna. Wszystko wykonane w sposb
lichy i jakby bez fantazji. Ot, budynek ma suy, a nie wabi oczy piknem. Tak samo stragany,
stoiska i karczmy. Szare, bure, bez polotu, bez jakiej najmniejszej choby iskry fantazji. Tak
samo ubrania ludzi. Brudnobiay jako szata wewntrzna, brudnoszary na zewntrz. Przy czym
okrelenie brudny nie oznaczao, e ubrania byy czym upakane albo nikt ich nie pra.
Przeciwnie, generalnie wyglday na czyste. Ale miao si wraenie, e miejscowi tkacze nie
potrafili wyprodukowa niczego, co miaoby ywe barwy. No i ta bieda. A moe inaczej. Nie
bieda nawet. Ale wszystko wok wygldao na takie samo. Takie same domy we wsiach i
osadach, takie same przedmioty, wozy, takie same ubrania. Tu nikt si niczym nie wyrnia. No i
chyba nikomu na niczym nie zaleao. Widziaa w kilku chaupach popsute okiennice.
Gdzieniegdzie zostawiono je tak i zwisay smtnie. Gdzie indziej po prostu zabito okna
kolawymi deskami. I ludzie mieszkali w czym takim, skoro dym unosi si z kominw.
Kai nie moga zrozumie jeszcze jednej rzeczy. Stanem, w jakim czowiek czuje si
najlepiej, jest praca. Jakakolwiek dziaalno. Aktywno. Czarownica widziaa wiele regionw
w cesarstwie. I te bogate, wystawne, i te, w ktrych panowaa skrajna bieda. Widziaa te bazy
Polakw. I wszdzie, dosownie wszdzie przez cay czas wrzao w porwnaniu z tym, co
obserwowaa tutaj. W imperium ludzie bez przerwy czego chcieli, co ich gnao do roboty, do
interesw, do zmieniania swojego otoczenia. W polskich bazach a kipiao. Tam nawet
odpoczynek to nie spokojny hamak i drzemka. Polacy bawili si gono, pili, taczyli,
wrzeszczeli. Bez przerwy czego chcieli, czym si interesowali. A tu? Kai widziaa wielu ludzi
siedzcych smtnie pod potami, nieruchomo wpatrzonych w jaki niewidoczny dla innych punkt.

Nawet nie wygldali na szczeglnie wygodzonych. Skd wic ten marazm? Czarownica czua,
e te nieruchome, martwe oczy bd j przeladowa.
Tu po poudniu zatrzymali si w maym zagajniku przy drodze.
- Trzeba zje co ciepego. - ysy szewc sprawnie, jak na swoj tusz, zeskoczy z koza.
- No, zakrztnijcie si, dziewczyny. Musimy rozpali ognisko.
- A to co?! - zaperzya si Kai. - Masz dwie baby pod rk i od razu chcesz do garw
zagoni? A dlaczego wanie my?!
Spojrza na ni zaskoczony.
- No wiesz co? Mwisz, jakby bya wyszym oficerem w wojsku.
Nuk parskna miechem. Odwrcia si, eby nie byo wida jej radosnej twarzy.
- Bo co? e baby, to od razu pichci, gary szorowa i ogniska pilnowa?! A moe jeszcze
dupy ci da po obiedzie?!
Szewc spojrza na Kai zdumiony.
- Nie mwiem, ebycie poszy po drewno, dlatego e jestecie kobietami - wyzna. Powiedziaem tak, bo jestecie ze trzy razy ode mnie modsze. I wam sprawniej pjdzie.
Nuk podesza do szewca, obja ramieniem.
- Masz pecha, stary. Chyba bdzie mie swoje dni, bo normalnie tak nie krzyczy. Zacza si mia. - I nie martw si, ja ci przynios to drewno.
Kai zrobio si gupio. Kiedy Nuk odesza do lasu, sama zbliya si do szewca.
- Przepraszam. Troch mnie ponioso.
- A nie szkodzi, panienko. Nie szkodzi.
- Wiesz, w mojej szkole... - Kai ugryza si w jzyk, bo o may wos nie przyznaa si, e
prawie skoczya szko czarownikw. - W tej szkole uczono nas asertywnoci. Szczeglnie
kobiety. Mczyni maj asertywno prawie e wrodzon. A nam dugo j wpajano.
- A co to jest ta ase... asertywno? - z wysikiem powtrzy trudne sowo.
- To sztuka mwienia nie w kadej sytuacji. Musisz odpowiada nie odruchowo,
konsekwentnie, stanowczo i, jak mwi, w kadej sytuacji. Szczeglnie wanie kobiety si tego
uczy.
- Aha, mwi nie w kadej sytuacji. - Skin gow. - Czyli kiedy bdziesz rodzi
dziecko, panienko, a poona powie: Przyj, dziewczyno, przyj!, to ty odpowiesz: A wanie e
nie bd!. Tak?
Rozbroi j troch. Pacna starego szewca w przedrami.
- Nie bd taki sprytny, co? Masz jakie imi?
- A czy ja pytam o wasze imiona?
Ta odpowied zaskoczya czarownic i daa duo do mylenia.
- Ja jestem Kai, a ta, co drewno zbiera, to Nuk.
- A ja jestem Lai, zwany te Kuk - zrymowa prdko. - Czy wystarczajco szybko
wymyliem sobie jakie imiona?
Kai umiechna si radonie, patrzc mczynie prosto w oczy.
- Bardzo szybko - odpara. - Ale niestety, na gupi nie trafie.
- Co masz na myli?
Czarownica odczekaa, a Nuk wrci spomidzy drzew i znowu znajdzie si w zasigu
gosu.
- Ano to mam na myli, e te kobiety, ktre otoczyy wozy z butami, to wcale nie by twj
najwikszy problem. Mam wraenie, e nawet jako tam je sprowokowae.
- A niby po co miabym to robi?
Obserwowaa uwanie twarz mczyzny. By dobrym aktorem. Ani jeden misie mu nie

drgn, podczas gdy gra rol dobrodusznego szewca nieudacznika.


- Bo jeste bandziorem normalnie, czowieku! Przemytnikiem jakim albo jeszcze co
gorszego.
Zrozumia, e si domylia. Sign pod swoj szat. I to by bd. Nuk, jak wystrzelona
z katapulty, znalaza si byskawicznie za jego plecami i przyoya mu luf rewolweru do
potylicy. Durna! Gdyby teraz strzelia, Kai, stojca z przodu, dostaaby jego mzgiem prosto w
twarz.
Czarownica odsuna si troch w bok i signa pod ubranie szewca, tam, gdzie trzyma
swoj do. Ze specjalnej kabury wyja niewielki pistolet z krtk luf. Moga si tego
spodziewa. Bro bez przyrzdw celowniczych, przeznaczona do strzaw z ekstremalnie
maych odlegoci, prawie z przyoenia. Ale takiego kalibru jeszcze nie widziaa. Kul z tej
broni chyba mona byo przepoowi czowieka albo wywoa w nim wewntrzn eksplozj. A
strzelcowi odrzut pewnie by do urwa.
Odcigna kurek i otworzya panewk. Dmuchna, pozbawiajc bro prochu
zaponowego. ysemu zogromniay oczy.
- Nie bj si, nie zabior ci tego. - Oddaa bezuyteczn chwilowo bro. - Nawet palcem
ci nie tkniemy.
Podnis pytajcy wzrok.
- A skd wiesz o...? - zawiesi gos, zerkajc na swoje wozy.
- Oczy mam, rozum mam, obserwuj fakty, a potem cz je ze sob.
- Ale nie przeszukaa wozw.
- Nie byo mi to potrzebne. Mam tylko nadziej, e nie wieziesz tam jakich zwok, a
jedynie normalny przemyt czy inne nielegalne duperele.
- Trupw nie wo - odpar natychmiast. - Zreszt mierdziayby ju w tym upale.
- Wierz, bo dobrze ci z oczu patrzy. Ty jeste zwyky bandzior, nie morderca.
- Ale skd wiesz? - powtrzy.
Rozoya rce, umiechajc si triumfalnie.
- Widzisz, historia z tymi babami sama w sobie bya ju podejrzana. Nawet pomylaam,
e sam je umiejtnie podpucie, cho to jeszcze nie dowd. Historia dziwna, ale nie takie
dziwne historie zdarzaj si w yciu. To by jeszcze przeszo.
- A co by nie przeszo?
- Wiesz, niedowiadczona jeszcze jestem w bandyckim rzemiole i duo czasu mi zajo,
eby zrozumie, e zaadowae na wozy trefny towar, i to taki, e w razie wpadki mona za
niego popa w straszne kopoty. Wic wymylie tak: po co mam si naraa? Wynajm dwie
naiwne baby, ktre si nawiny, one s bez grosza, nocuj pod goym niebem, a poza tym gupie
dupy si nie domyla, e odwalaj za mnie najbardziej niebezpieczn robot. A poza tym adne
s, stranicy bd na nie patrze od razu askawszym okiem. Na ich wdzikach si skupi w razie
czego, a nie na trefnym towarze.
- Dobrze kombinujesz - przyzna.
- Zrozumiaam to, kiedy minymy ju wartowni. Kiedy ju Nuk wykopaa t wredn
bab z koza, przysza mi do gowy myl, eby tak smagn mocniej konie i twoimi wozami uda
si w sin dal. I co mgby nam zrobi?
- No masz racj.
- Podje ogromne ryzyko, e ci twoje wasne wozy z towarem zwiniemy. A jednak
zdecydowae si na to, bo na wozach jest co, czego stranicy nie mog zobaczy. Wtedy si
domyliam wszystkiego. A ty jeszcze upewnie mnie, przez ca drog gadajc o pienidzach.
Zmarszczy brwi.

- A co pienidze maj do tego?


- Bo o pienidzach mwi ludzie biedni, ktrzy ich nie maj. Bogaci rozmawiaj o
pogodzie. - Zacza si mia. - Biedny kupiec bdzie si bez przerwy chwali, ile to on zarabia
na interesach, jaki ma dom, wz, kantor i magazyny. Bogaty kupiec niczego nie bdzie mwi,
zainteresuje si tym, co ty masz do powiedzenia.
ysy kiwa gow. To rozumia.
- A ty, opowiadajc bez przerwy, ile to nam zapacisz za przysug, powiedziae mi tym,
e nie masz ani grosza. I e podje jakie straszliwe ryzyko, eby zarobi naprawd duo.
Tamten cmokn w podziwie.
- Nie sdziem, e mona czyta we mnie jak w ksidze. I e mona to zrobi tak atwo.
- Wbrew pozorom inteligentny jeste. Tylko nerwy ci zeraj.
Umiechn si zdawkowo.
- Co zamierzacie? - zapyta. - Bo pewnie skoro tak do mnie mwisz, to nie chcesz mnie
wyda.
- Ano nie - przytakna. - Za przysug ty pomoesz nam. A my musimy zdoby troch
pienidzy.
Wyranie si przestraszy.
- Spokojnie - powiedziaa. - Nie interesuje nas twj towar. Swj chcemy sprzeda.
- A co macie?
Wycigna spod szat sakiewk. Rozsupaa powoli i wysypaa na do kilka zotych
samorodkw.
- Jestecie zodziejkami!
Na jego twarzy malowaa si teraz tak gigantyczna ulga, e aden aktor nie potrafiby
tego zagra. Faszywy szewc westchn ciko, przyoy donie do skroni i zacz je masowa.
- Zodziejki! - jkn z bezbrzenym ukojeniem. - Zodziejki, siostry moje! - Przytuli do
siebie Kai i poczochra j po wosach. Nienawidzia tego, bo podobnie kiedy robi jej ojciec, ale
zacisna zby. A on powtarza: - Zodziejki! Nie mogycie od razu tego powiedzie, zozy
jedne, tylko musiaycie straszy starego?!
Puci Kai i podszed do wozu. Zdj z koza ogromny bukak i ruszy z powrotem.
- Chodcie tu, dziewczyny. Bandyckie wino mam, z najlepszych piwnic w okolicy
kradzione.
Nie wiadomo byo, czy kpi, czy naprawd nie gardzi rwnie kradzie win. W kadym
razie najpierw pocign sam wielki yk, a potem da im, eby skosztoway.
- Ale macie up. Zoto! Pewniecie musiay waciciela zamordowa, co? Sprytne
dziewuchy jestecie! A ja stary i gupi, e tego od razu nie zauwayem.
Kai postanowia nie wyprowadza go z bdu. Wino byo naprawd dobre.
- Stary i gupi - powtarza ysy. - Ale ty cwaniara jeste. - Spojrza na czarownic. - Za
przebiega jak dla mnie. Fajn par stanowicie, co razem na robot chodzi. Ty jeste ta cwana, co
to jak drwal wie, ktre drzewo w lesie wybra do cicia, wie, jak uderzy, jak drewno porn. A
ta druga to po prostu twoja siekiera. Nie?
- Tak bardzo zalenoci midzy nami bym nie upraszczaa - powiedziaa Nuk. Jednak nie
zamierzaa si kci. Wino smakowao, tamci nie patrzyli, wic moga strzeli sobie od razu
kilka gbszych ykw na zapas.
Kai natomiast imponowao uznanie bandyty.
- No dobra, zjedzmy co - powiedziaa. - Bo mnie naprawd zaczyna ju ssa.
- Ano zakrztnijmy si przy obiedzie... - zacz szewc i zaraz doda: - Razem si
zakrztnijmy. I wcale nie licz, e dacie mi dupy po posiku.

Dzie poprawnej wymowy admiraa Wentzla zwany by przez jego otoczenie Dniem Sdu
Ostatecznego. Oberwujek wbrew pozorom nie mia adnych problemw z mwieniem. Nie
sepleni, nie jka si, nie mwi niewyranie. No ale wspczesna poprawna polszczyzna
zawieraa spory margines dowolnoci, wikszo normalnych ludzi nie mwia przecie z
przesadn starannoci. Proste zdanie: Chc zje kanapk brzmiao zazwyczaj w uproszczonej
formie, gdzie drugie zamieniano na e, a i obok siebie byy sabo rozrnialne.
Poprawnie wypowiadali to zdanie jedynie najbardziej dowiadczeni, wytrawni aktorzy oraz...
admira Wentzel, kiedy by w zym humorze. Gorzej byo z podwjnymi literami. Na przykad
kady Polak nazwisko Woydyo wymawia w sposb taki, e liter y zamienia na j, a
podwjne zamienia na pojedyncze: Wojdyo. Poprawn wymow w tym przypadku mieli
tylko wyjtkowi mistrzowie sztuki aktorskiej oraz... admira Wentzel w stanie furii. A jeli w
sowie grill syszae dwa l, to oznaczao, e przed wejciem do gabinetu admiraa naley
napisa testament, poniewa wanie nastpi Dzie Sdu Ostatecznego.
Od samego pocztku wida byo, e tego dnia wszystko idzie nie tak. Sekretarka, ktra
wpuszczaa Tomaszewskiego do gabinetu admiraa, wygldaa na zdrtwia ze strachu.
Natomiast admira z pozoru wyglda normalnie. Podnis wzrok znad papierw na biurku i
powiedzia spokojnie:
- Dzie dobry, drogi Krzysztofie.
Hm. Czy da si w wymowie tego prostego zdania popeni jaki bd? Przy sposobie, w
jaki wymawia je admira, okazao si jednak, e wszyscy Polacy robi to niepoprawnie!
- Melduj...
- Ciii. Spokojnie. - Wentzel opuci wzrok, powracajc do swoich papierw. Studiowa je
z oddaniem i z waciw jego niemieckim przodkom systematycznoci. Odezwa si ponownie
dopiero po upywie kilku minut, kiedy to czekajcego na baczno Tomaszewskiego obleway ju
sidme poty. - Hm. Chyba zahaczylimy dnem o jak raf.
Boe! Boe, nie! W gosie admiraa sycha byo nawet rnic pomidzy h i ch! Co
si mogo sta?
- Popatrz tutaj. - Admira podnis due zdjcie, na ktrym widnia wykonany z metalu
element jakiego wyposaenia. - To taki alpinistyczny wihajster. Nie znam si na tym. Ale to co
znaleziono podczas wyprawy na szczyty Gr Piercienia. A zgubi jaki wspczesny wspinacz,
Krzysztofie, kto, kto zrobi otarzyk zakonnikom, ktrzy zginli tam przed tysicem lat.
- Po tej stronie gr, jak si domylam?
- Nie lubi, kiedy udajesz gupszego, ni jeste, Krzysztofie.
- Tak jest.
Wentzel odoy fotografi.
- Mam wraenie, e nie panujemy nad sytuacj - powiedzia.
Tomaszewski przekn lin. I co tu powiedzie? Lepiej czeka. Admira przecie do
czego zmierza.
- Czy nasze agentki wysane do szpiegowania Anglosasw odezway si po
wyldowaniu?
- Nie, panie admirale.
- A kto je szkoli?
Znowu przekn lin. Mg przecie wymieni nazwiska, ale to byli tylko wykonawcy
rozkazw. Jego rozkazw.

- To moja wina, panie admirale.


- Przynajmniej nie uciekasz tchrzliwie przed odpowiedzi. Tylko tyle mog zapisa na
twj plus, Krzysztofie. e nie jeste tchrzem. Cho idioci z reguy nie s tchrzliwi, bo nie maj
wyobrani.
- Tak jest!
Tomaszewski nie mia pojcia, co tu powiedzie. e to kobiety, ktre nie wychoway si
w naszej cywilizacji? Nie czytay szpiegowskich ksiek, nie oglday wojennych filmw? e nie
zdaj sobie sprawy, e nadanie prostego kodu oznaczajcego udane ldowanie jest czynnikiem
superistotnym w caym tym wydarzeniu? No przecie to kobiety i cae zamieszanie naleao
potraktowa raczej filozoficznie. Ze spokojem. I ca gam moliwoci. A moe si zagaday?
Moe mylay o czym innym, rozkojarzone bezmiarem dozna na nowym ldzie? A moe po
prostu ksika z kodami gdzie im si zapodziaa?
- Jak to jest - Wentzel przeszed do kolejnego punktu - e genera Kawalec ju wie, e nie
byo waciwie zamachu na cesarzow? Kawalec wie od Lewandowskiego, a on od Chena.
Dlaczego my nie wiedzielimy wczeniej?
- Poniewa zamach zrobi si przypadkiem, panie admirale.
Wentzel na sekund podnis wzrok i natychmiast go opuci.
- Mam wraenie, e nie panujemy nad sytuacj - powtrzy.
Tomaszewski czu, e admira teraz przejdzie do sprawy zasadniczej. Przez moment mia
wraenie, e za biurkiem nie siedzi oficer marynarki, tylko kat z opask na oczach.
- A co z obcym agentem w naszych szeregach?
Dlaczego piorun nie strzeli w to pomieszczenie przed sekund? Dlaczego opatrzno jest
tak okrutna? Przecie podoga mogaby si rozstpi i obaj wpadliby w otchanie piekie. Byoby
wtedy po sprawie i Tomaszewski nie musiaby odpowiada.
- Nie masz mi nic do powiedzenia w tej kwestii?
Piorun, piorun, otcha, cokolwiek! A moe ju czas na koniec wiata? No niech si stanie
cokolwiek!
- No c, moesz ju i, Krzysztofie, i dalej oddawa si alkoholizmowi, narkomanii,
uczy ksiniczki taczy, jeli z tym zawodem czysz swoj dalsz karier. Moesz te pywa
w pijanym widzie po cesarskich fontannach, jeli taka twoja wola. Do widzenia, drogi
Krzysztofie.
Sekretarka na widok miny Tomaszewskiego wychodzcego z gabinetu szefa mao nie
dostaa zawau serca ze strachu. Przeegnaa si odruchowo i zacza szepta bezgonie jak
modlitw. Jednoczenie rzucia si do drzwi, by je przytrzyma, gdyby komandorowi na wasn
zgub przyszo do gowy, eby nimi trzasn. Ktem oka zauway jeszcze, e wspczujco
pokazuje godzin sidm na zegarze i palcem przeciga sobie po szyi. Aha, koba trwa wic od
samego rana i nie jest jedynym trupem pozostawionym psom na polu bitwy. Nike pocieszenie,
ale jednak.
Wcieky i struty jednoczenie, co samo w sobie jest przedziwnym stanem ducha, wlk
si korytarzem w stron baru. Alkoholizm i narkomania, tak? No i wanie mia ochot si napi,
ale nie dlatego, e jako szczeglnie tego potrzebowa, tumaczy sobie, ale na zasadzie na zo
babci odmro sobie uszy.
O mao si nie przewrci, kiedy z bocznego korytarza wypada na niego Wyszyska i
caym ciarem uderzya pogronego w duchowych rozterkach. Oboje w ucisku zatoczyli si
pod cian. Miaa na sobie miejscow tunik i poczu ciepo jej ciaa. To byo pierwsze odczucie.
Drugie, e walna go w bok torebk i najprawdopodobniej miaa w niej swj minipistolet
maszynowy, albo przynajmniej dwa kilo gwodzi, bo bl od uderzenia narasta z kad chwil.

- To jest zupenie nie do pomylenia! - krzykna, zirytowana do granic moliwoci. - To


jest absolutnie niedopuszczalne!
- To ty na mnie wpada, Cholernico.
- A ja nie o tym! O tym palancie tam! - Wcieka jak osa wskazaa za siebie, na wylot
korytarza, z ktrego wyskoczya. Nie miaa wic na myli admiraa Wentzla, ktremu wszake
rwnie naleay si takie sowa.
- Co si stao?
- Ty wiesz co?!... No nie, no co za buc normalnie!
Tomaszewski rozejrza si, oceniajc liczb ewentualnych uszu, ktre mogy by
odbiorcami niebezpiecznego przekazu. Potem zdecydowanym ruchem okrci Wyszysk wok
wasnej osi, uj mocno pod rami i poprowadzi do baru. Jeli miaa co wygadywa pod
adresem zwierzchnikw, to lepiej tam. Barman by przyzwyczajony do wysuchiwania nie takich
nawet wybuchw.
- Gdzie idziemy? - Pani inynier otrzsna si nagle.
- Do baru, na gbszego.
- Myl dobra, ale nie tutaj. Tu wszystko jest na podsuchu.
- artujesz. - Tomaszewski znowu si rozejrza, kto moe sysze. Na szczcie tylko
jaka Polka, z wygldu sekretarka, obejrzaa si za nimi zdziwiona.
- Nie artuj! - Wyszyska wyzwolia si z ucisku komandora i skrcia w korytarz
prowadzcy na zewntrz. - Chod za mn!
Ruszy posusznie, oszoomiony tym, co powiedziaa.
- Jak to na podsuchu? - Dogoni kobiet bez trudu, bo cho miaa dugie nogi i sza
bardzo energicznie, to miejscowe sanday nie mogy si rwna z prawdziwymi butami.
- Nie tutaj, nie tutaj.
- Co si stao?
- A przyjecha jeden taki waniaczek od Kocyana i normalnie przesuchania nam robi,
palant!
- Ciszej!
- Co ciszej, co ciszej?! Niech wie, co o nim myl!
- A w twarz mu to powiedziaa? - strzeli z zaskoczenia i trafi, bo byskawicznie
zmienia ton.
- Ty wiesz, e on si uwaa za Bg wie kogo? e normalnie przed wejciem do jego
gabinetu zrobili mi rewizj osobist?
- Jak osobist, skoro masz na sobie tylko tunik i nic wicej? - Tomaszewski szczerze si
zdziwi.
- Grzebali w moich papierach, grzebali w mojej torebce! Brakowao, psiakrew, tylko baby
z gumow rkawiczk!
Znowu da si zaskoczy.
- Co to jest baba z gumow rkawiczk?
- Lepiej, eby nie wiedzia, co ona sprawdza.
Prawie wybiegli na zewntrz. Wyszyska zaoya przeciwsoneczne lotnicze okulary o
szkach w ksztacie ezek i zdecydowanym krokiem ruszya w stron parkingu.
- A eby ty wiedzia, jak on mnie opierdala z gry na d! - podja.
Tomaszewski ledwie przekn lin. Nie mg przywykn do sytuacji, w ktrej dama,
kobieta z wyszym wyksztaceniem, inynier, klnie jak marynarz. W takich dopiero chwilach
czu z ca wyrazistoci, e ona pochodzi z innego wiata.
- No normalnie go pogio! - wzburzona mwia jakim dziwnym argonem. - Do mnie

nawijka z pretensjami! A ja mu mwi, e jestem gwnym inynierem stoczni i e moe mnie


poliza, bo nie podlegam subowo kocyanowcom! A on wtedy!...
Urwaa, zatrzymaa si i spojrzaa na Tomaszewskiego ze zdziwieniem, jakby dopiero
teraz zauwaya jego obecno.
- A ty czemu jeste taki wspczujcy nagle? - zapytaa.
- Bo ja wracam z pogawdki bardzo podobnej w charakterze do twojej.
- Bye u Wentzla? - zapytaa domylnie.
- Mhm.
- I te ci opierdoli, suchej nitki nie zostawiajc?
- Mhm.
Podesza bliej i pooya Tomaszewskiemu do na szyi. Potem przycigna jego gow
tak, e zetknli si czoami.
- No to co...? Proponuj uczci dzie braterstwa broni jak zdrow dawk wdki.
- Nie bd oponowa.
- I proponuj te zblienie midzygatunkowe.
- Yyy? - nie zrozumia, co ma na myli.
- Pomidzy tob, szlachetnym czowiekiem, ktry zosta stworzony, a mn, zwierzciem,
ktre wylgo si w procesie ewolucji.
- Nie mw o sobie zwierz.
- Wiesz co, widzc pana, ktry przyjecha z firmy Kocyan i wsplnicy, nie mam cienia
wtpliwoci, e jestemy zwierztami.
Rozemia si.
- Aha. W takim razie admira Wentzel to forma porednia.
- Midzy gatunkami? To znaczy midzy tob a mn?
- Nie. Midzy glizd a karaczanem!
Parskna miechem, pokrywajc mu twarz drobinkami liny.
- Oj, przepraszam. - Otworzya swoj torebk, ktra poza arsenaem rnorakiej broni
zawieraa, jak si okazao, take papierowe chusteczki. Zacza wyciera Tomaszewskiemu
twarz, starannie i dokadnie. - Mam nadziej, e si nie brzydzisz? - upewniaa si jeszcze.
- Nie. Ju raz pies mnie oplu, kiedy kicha.
Umiechna si radonie.
- Naprawd masz jaja. Chod, chod! - Posza w stron swojego odkrytego samochodu
terenowego, zgrabnie krcc pup.
Kiedy wsiedli, ruszya szybko, od razu nabierajc duej prdkoci. Zaraz jednak po
opuszczeniu bazy musieli znacznie zwolni. Negger Bank miao co prawda szerokie, rwno
brukowane ulice i byy one nawet przystosowane do ruchu wielkich wozw. Niestety, nikt ich nie
przystosowa do szybkich samochodw, a ludzi nikt nie nauczy przepisw kodeksu drogowego,
z tej prostej przyczyny, e takie przepisy nie istniay. Przedzierali si wic powoli, otoczeni
tumem dzieci, dla ktrych stanowili niezmiennie ogromn atrakcj.
- Gdzie jedziemy?
- No wanie. - Wyszyska zsuna lotnicze okulary na czoo. - W moim mieszkaniu na
pewno jest podsuch. Pytanie, czy w twojej willi ju te?
- Nie przesadzasz?
- Po dzisiejszej rozmowie wiem, e nie. Zreszt jak mylisz? Dlaczego Wentzel by tak
wcieky, e opieprzy nawet wasnego siostrzeca? Dlaczego ten buc od Kocyana opierdoli
jedn z ich najlepszych agentek? Nie widzisz koincydencji w tych faktach?
Miaa racj! Tomaszewski zdenerwowa si nagle. Zapali papierosa i zacign si

gboko. Dlaczego on sam na to nie wpad? Przecie te dwa typy musiay o wicie ze sob
rozmawia. I podczas tej rozmowy musiay pa bardzo nieprzyjemne wzajemnie sowa.
- Moesz mie cholern racj.
- No! A po ciepej wymianie uwag dwaj wkurwieni starsi panowie dali upust emocjom
wobec swoich ludzi.
Miaa racj! No miaa! Rzeczywicie bya chyba ich najlepsz agentk. Ale te nie mg
sobie wyobrazi, jakim cudem jej cywilizacja pozwalaa tak wysoko postawionej damie uywa
sw w rodzaju wkurwieni.
- Czemu mi tak mao opowiadasz o swoim wiecie? - zmieni temat.
- Oj, nie mog, takie mamy instrukcje. - Zerkna na niego, jak przyjmie jej sowa. - A
poza tym co mam mwi? Histori naszych wiatw ogldnie znasz. Jestecie kopi naszego
wiata i tylko Bogom w rachubach co poszo lekko nie tak, bo jestemy do przodu z rozwojem o
kilkadziesit lat. I tyle.
- No fakt. Biorc pod uwag eony czasu, kilkadziesit lat to drobiazg.
Tomaszewski zastanawia si, czy w zwizku z tym i w jego wiecie za kilkadziesit lat
kobiety z wyksztaceniem inynierskim zaczn uywa sw takich jak skurwysyn w jzyku
potocznym.
Wyszyska zahamowaa gwatownie przed wozem, ktry rozkraczy si na rodku drogi.
Sterta towarw bya przywizana linami do paki i w aden sposb nie dawao si jej zdj, eby
usun na bok uszkodzony pojazd.
- No co tam? - Pani inynier zatrbia gono, wzbudzajc tym ywioowy aplauz wrd
otaczajcych ich terenwk dzieci.
- Oj, jasna pani, o szlag trafi. - Zza paki pojawi si rosy, niemody ju kupiec. - Nie da
rady tego popchn, a dwa konie te nie pocign. Utknem i prno pomocy wyglda.
- A zgosie to gdzie?
- Niby gdzie? Po kowala posaem, ale dzi targowy dzie, pewnie ma huk roboty. Dobrze
bdzie, jak wieczorem przyjdzie.
- No to zepchnijmy twj wz na bok. - Wyszyska wyskoczya zza kierownicy.
- Nie da rady, jasna pani. Ani ludmi, ani nawet we dwa konie.
- Oj, nie chrza. Ja mam pod mask nie dwa konie, a tylko sto pidziesit, i na pewno
dam rad. - Zakrztna si przy linie holowniczej owinitej wok przedniego zderzaka.
Tomaszewski ruszy na pomoc, a jednoczenie obserwowa, jak j traktowali miejscowi. To byo
co przedziwnego, ale najwyraniej obca istota budzia u mieszkacw Negger Bank wyran
sympati. Miaa na sobie ich strj, mwia ich jzykiem, cho kaleczc okrutnie, ale... staraa si
przynajmniej, wkadajc w to wiele wysiku. Nie wywyszaa si, jak to si niektrym Polakom
zdarzao, tylko bya normalna. Tak wanie. Normalna, zwyka, niczego przed nimi nie udawaa.
Kla jak oni, rugaa niefortunnego kupca, co zawali drog, jak oni, narzekaa na robot w upale
dokadnie tak jak oni. Wida byo w kadym calu, e otoczenie j akceptuje. Wida byo, e
ludzie j po prostu lubi, wystarczyo raz zerkn. A kiedy wsiada z powrotem za kierownic i
umiejtnie uya wojskowego samochodu, ktry przecie by przystosowany do cignicia nie
tylko wozw, ale te cikich stalowych armat, zaczli wiwatowa.
Tomaszewski sam czu do Wyszyskiej podziw za to, e potrafia tak skutecznie nie
budowa adnego dystansu. I czu take... No wanie, zastanowi si przez chwil. Co jeszcze
czu?
- Moemy jecha. - Wyszyska sprawnie zamocowaa na powrt lin do holowania.
- Zadecydowaa ju gdzie?
- Najlepiej bdzie jednak do mnie. Spociam si i musz zmieni tunik. A jeli chodzi o

podsuch, to znajd na niego sposb.


Tomaszewski cigle nie mg uwierzy. Oczywicie wywiad posugiwa si licznymi
technikami podsuchu, ale poza szklank przytknit do ciany z jednej strony i do ucha z drugiej
nic wicej nie przychodzio mu do gowy. Najwikszym wyrafinowaniem technicznym byo
przewiercenie sufitu, umieszczenie mikrofonu w lampie i facet na krzele pitro wyej, ze
suchawkami na uszach. Wyszyska jednak najwyraniej znaa inne sposoby.
- Czy w tym samochodzie moe by podsuch? - zapyta.
Zaprzeczya.
- A tak dobrzy nie s. Suchaj, my nie moemy przenie tutaj produkcji caej
technologii, jak mamy u siebie. To niemoliwe, bo eby wyprodukowa ukady scalone, trzeba
mie najpierw tranzystory, a eby mie tranzystory, trzeba najpierw wyprodukowa lampy
elektronowe. To tak w potwornym uproszczeniu, a zbytnie uproszczenie, pamitaj, nie musi by
nawet zblione do prawdy. - Umiechna si radonie. - Oczywicie dziki nam polska
technologia dostaa kopa takiego, jakiego inne gospodarki nigdy nie poznaj. Ale to nie jest
cudowne przyspieszenie. Pewnych procesw nie da si unikn ani pomin. My was tylko
chronimy przed lepymi uliczkami w rozwoju, my wiemy, co bdzie za pi, dziesi lat, i w
zwizku z tym zawczasu mona wyprodukowa potrzebne elementy.
- Wiem, wiem. Najwiksz moj zagwozdk bya produkcja bombowca, ktry ze
stratosfery mg w nocy bombardowa przez powok chmur, podczas kiedy nie byo na wiecie
takiego celownika, ktry by umoliwi dokonanie takiego cudu.
- A Dragon ci nie poruszy?
- Tak, to jeszcze wiksza zagadka. Okrt podwodny, manewrujcy jak ociaa krowa, a
jedyne powane uzbrojenie na jego pokadzie to uzbrojenie przeciwlotnicze! No tak, ale wtedy
jeszcze nie wiedziaem o istnieniu Agregatu, zwanego te Duym Jasiem. I nie mogem mie
pojcia, do czego su pionowe wyrzutnie.
- Istnienie bomby atomowej zmienia punkt widzenia w sposb dramatyczny, nieprawda?
Przytakn.
- A wyrzutnie torped umiecilicie tylko dlatego, e sztab marynarki si upar?
- Wcale nie. Bo to nie okrt ma sprawnie manewrowa. To musi zrobi sama torpeda.
Spojrza na ni zaskoczony. Ale miaa racj. Kady okrt by przecie ciszy od torpedy.
Gdyby tylko nauczy j sterowania...
- Daj nam jeszcze rok, moe ptora - rozemiaa si Wyszyska - a ORP Dragon z
przycikawego mua zamieni si w bro Sdu Ostatecznego.
Tomaszewski zmruy oczy. O ile orientowa si w topografii olbrzymiego miasta,
dojedali wanie do celu. A ta cholerna kobieta sprawia, e nieprzyjemne wspomnienia z
porannej jatki u Wentzla zaczynay si powoli zaciera. eby go krew jasna!... Spokj, spokj,
pani inynier parkowaa wanie przed wejciem do wasnego domu i tylko chwile dzieliy go od
ukojenia w oparach alkoholu. Usiowa uwolni myli i odwrci uwag od rozmowy, ktra
tkwia w nim jak cier.
- Przygotujcie mi prysznic. - Wyszyska nie zdya wyskoczy z auta, kiedy suba
biega ju spenia jej yczenia. - Wecie sobie co ekstra z kasetki, eby poszale, i zrbcie sobie
wolny dzie.
Trzy dziewczyny i dwch chopakw pochylio gowy, chcc wyrazi wdziczno. Praca
u takiej pani to naprawd gratka. W caej dzielnicy praca u Polakw rnia si diametralnie od
tego, czego mona byo dowiadczy u miejscowych. U porednikw ludzie pchali si do tej
pracy. Ale te ci, ktrzy byli do niej przyjmowani, okazywali si profesjonalistami najwyszej
klasy.

Podczas kiedy dziewczyny odprowadzay swoj pani pod prysznic, jeden z chopakw
posadzi Tomaszewskiego w salonie, tu przy patio. Jako odgadywa nastrj gocia. Zimna
wdka i taca z zakskami pojawiy si byskawicznie. Nastpnie sucy zada dwa nieistotne
pytania, ktre pozwoliy mu si zorientowa, czy go ma ochot chwil porozmawia o niczym,
czy te raczej woli zosta sam. Odgad dobrze, bo ulotni si byskawicznie, zapewniajc, e
wystarczy postuka widelczykiem o szko, a pojawi si ponownie.
Tomaszewski nala sobie troch wdki. To dziwne, ale bdc marynarzem, wcale nie
przepada za owocami morza. Jako zaksk wybra sobie malek marynowan cebulk. Wypi,
zagryz i poczu si lepiej. Czysto psychologiczne wraenie, bo przecie zwizki chemiczne
zawarte w alkoholu nie zdyy jeszcze zadziaa. Zapali papierosa, rozgldajc si z
ciekawoci.
Nie zdy nawet sprawdzi, czy po ostatnich zajciach z czerwonym winem na cianie
remont i malowanie przyniosy spodziewane efekty, kiedy z korytarza dobieg go odgos stp
uciekajcych z domu sucych oraz ich ciche, acz radosne gosy. Wyszyska najwyraniej nie
lenia si pod prysznicem. Podnis wzrok w stron wejcia do salonu. I oniemia.
Tomaszewski uwaa si za czowieka wyzwolonego, jeli chodzi o sprawy midzy
kobietami a mczyznami. Inicjacj seksualn przeszed, jak na swoj kultur, bardzo szybko, bo
ju na pocztku studiw w szkole marynarki wojennej. Szybko te nauczy si wszystkich
atutw, ktre dawaa mu ta szkoa. Przekona si, e mundur marynarki wojennej jest najbardziej
elegancki ze wszystkich rodzajw si zbrojnych i dziaa na kobiety bardzo silnie. No, moe tylko
piloci ze swoimi skrzanymi kurtkami i biaymi szalikami mieli lepiej. Reszta wojska gina w
masie. Suba na morzu dawaa jeszcze inne korzyci. Gdzie szed, czy do kawiarni, czy na
prywatk lub bal, wyprzedzaa go marynarska sawa ludzi, ktrzy od wiekw znani byli
przecie z romantyzmu i umiejtnoci obchodzenia si z kobietami. Lnice odznaki na
mundurze wietnie nadaway si jako pretekst do nawizania rozmowy. Ta odznaka to tylko
oznaczenie rodzaju suby. Ta konkretnie to wywiad marynarki wojennej. I czsto to
wystarczao. Z czym bowiem kojarzy si wywiad zwykym ludziom? Kady przecie czyta
romanse. A tam wywiad to eleganckie damy, szybkie samochody, ksita uwikani w
midzynarodowe afery i towarzystwo z wyszych sfer. Nikt nie wyobraa sobie przecie
tygodnia przy nasuchu radiowym w tajnym bunkrze, gdzie siedzi pitnastu spoconych facetw,
ktrzy nie mog wyj na zewntrz, eby si umy. Nie, nie. A romantyczn przygod z kim, kto
w mniemaniu wielu kobiet reprezentowa romantyczny wiat, kada chciaa przey.
No i tak to byo. Tomaszewski korzysta z ycia, a kiedy skoczy szko i zosta
oficerem, wszystko si zmienio... Na jeszcze lepsze!
By wic mczyzn dowiadczonym, obytym, radzcym sobie w wiecie kobiet. Jednak
nic, co istniao w jego kulturze i w krgach, w ktrych si obraca, nie przygotowao go na
dowiadczenia, jakie za sob miaa Wyszyska. Pierwszy rzut oka powiedzia mu, e jej kultura
bya... troch bardziej wyzwolona ni jego.
Wyszyska bya dojrza kobiet. I bardzo wiadom faktu, e ma dobrze utrzymane ciao
sportowca. Stana w przejciu, majc na sobie co, co od biedy mona byoby uzna za szlafrok
z najcieszego, liskiego materiau. Ale... poy szlafroka powinny si przynajmniej styka ze sob
i by przewizane paskiem. Te nie byy. Ze zdziwieniem zauway, e u zbiegu ud wcale nie
miaa skbionego trjkta wosw, tylko wski lad po nich. Przekn lin, gdy Wyszyska
ruszya w jego kierunku. Podmuch powietrza sprawi, e poy szlafroka zostay gdzie z tyu,
odsaniajc ksztatne biodra. Dopiero kiedy znalaza si przy nim, podnis wzrok. Wyszyska
patrzya mu prosto w oczy. Bya idealnie wiadoma wraenia, jakie w tej chwili wywiera. Nalaa
wdk do dwch szklaneczek i podesza bliej, podajc mu jedn. Teraz jej uda znalazy si w

odlegoci moe dziesiciu centymetrw od jego twarzy. Czu zapach wieo mytej skry, czu
coraz bardziej intensywny zapach kobiety. Sytuacja, ktr sama stworzya, na Wyszysk te
oddziaywaa z ca moc. Podnoszc szklank do ust, zauway jej sterczce na baczno sutki.
Wypili, patrzc sobie w oczy. Wyszyska napenia naczynia ponownie, a potem odsuna
si o dwa kroki i usiada na szezlongu, przybierajc swobodn, plec pozycj, przodem do
Tomaszewskiego. Poy niby-szlafroka opady bezadnie po obu bokach, odsaniajc dugie,
zgrabne nogi i paski brzuch.
- Tak do koca nie wiem - powiedziaa, patrzc na komandora z rozbrajajc
bezczelnoci - czy u was istnieje tak naprawd seks dla samej przyjemnoci? Bez adnych
zobowiza?
- Istnieje - odpowiedzia.
- Bo mnie bardzo odstresowuj przystojni mczyni.
Umiechn si, nie do koca wiedzc, co powinien zrobi. A jednoczenie caa sytuacja
fascynowaa go coraz bardziej. Czu, jak gorco uderza mu do gowy, jak wraz z alkoholem w
yach rozpywa si cudowne uczucie podania tej wanie kobiety.
- A u was zawsze tak pokazujecie si sobie nago?
- Nie - zaprzeczya energicznie, ale obuzersko zmruone oczy mwiy co zupenie
przeciwnego.
- Nie pokazujecie wszystkiego? - podj jej gr i zacz si droczy.
- Nie - znowu zaprzeczya. - A chciaby od razu zobaczy wszystko?
Nie zdy odpowiedzie. A moe odpowiedzia mimowolnym wyrazem twarzy, tylko
sam o tym nie wiedzia? W kadym razie wygraa to starcie.
Wyszyska, siedzc, waciwie plec naprzeciw niego, nagle jednym energicznym
ruchem rozstawia szeroko nogi. Bez przerwy patrzc mu w oczy.
Tomaszewski przekn lin. Tym razem fala gorca, ktra go ogarna, w aden sposb
nie bya spowodowana wdk w yach. Rozpi konierzyk marynarki tropikalnego munduru.
- Chod - szepna Wyszyska, podnoszc si zgrabnie jak kotka. - No chod, chod...
Sprawia, e wsta. Pocigna go w stron otwartego na salon patio. Teraz to ona zaja
si guzikami marynarki. Potem koszuli. O mao si nie przewrcili, kiedy Tomaszewski chcia w
ruchu pozby si butw. Udao mu si jednak zachowa rwnowag. No, w kocu by
marynarzem.
Po przeciwlegej stronie malutkiego ogrodu znajdowaa si dua, ale przytulna sypialnia.
Rwnie pozbawiona ciany. Z wielkim kiem, na ktre Wyszyska wskoczya, kiedy tylko
uporaa si z jego spodniami. Uklka na rodku tyem do Tomaszewskiego, by po sekundzie
opa na czworaka, a potem pooy gow na skrzyowanych rkach, wypinajc pup.
- Nie boisz si wej do ka ze zwierzciem?
- Jako nie. - Tomaszewski odzyska pewno siebie. Widok, ktry mia przed sob,
powodowa diametralnie odmienne od strachu uczucia.
- A co mam robi? - Poruszya swoim ksztatnym tykiem. - Mam by grzeczn suczk?
- Nie licz na to. - Usiad na ku, a potem opad na plecy, przycigajc kobiet do siebie.
- Nie licz na adn atwizn.
- Nie licz, wojowniku. - Otworzya szerzej byszczce oczy. - Ale w takim razie bdziesz
musia okiezna swoj wojowniczk.
- Czy nie o to chodzi w walce?
Wtedy pocaowa j po raz pierwszy. Wpucia jego jzyk natychmiast i zaraz przeja
inicjatyw. A on zrozumia, e dotd, cho wydawao mu si inaczej, nie spotka kobiety
aktywnej w ku. To miao by to wyzwolenie? Ta zwierzco? Nie mia pojcia. Cieszy si jej

pomysowoci, poddawa wszechogarniajcemu podaniu. Nie, nie mia ju ochoty zwleka.


Uy wrcz siy, eby j nakoni do poddania. I poddaa si. By po chwili szepn mu do ucha:
- Usiuj nie oguchn. Podnieca mnie mj wasny krzyk.
By to chyba najfajniejszy seks, jakiego dotd udao mu si dowiadczy. Tak, nie
uprawia, lecz dowiadczy, bo Wyszyska robia wszystko, eby przej inicjatyw. Dopiero
kiedy zdobya przewag, doprowadzia, e lea na plecach, a ona dosiada go jak rumaka,
poddaa si rytmowi. Widzia, jak z jej oczu powoli zaczynaj spywa zy. Jak skupia si ju
tylko na sobie. Rzeczywicie miaa zdrowe puca i zdrowe gardo. Jego te to podniecao.
Doszed chwil po niej, kiedy mg ju skoncentrowa si na sobie.
Wyszyska opada na pociel, dyszc ciko. Otar jej zy fragmentem przecierada. A
potem pocaowa j po raz drugi.
- Milutki jeste. - Umiechna si. - Myjemy si?
Nie czekajc na odpowied, wyskoczya z ka. Te wsta i poszed za ni.
- Odstresowaem ci? - zapyta.
- No masz! - Zacza si mia. - Ju w ogle nie pamitam, co mnie przedtem tak
zdenerwowao.
W azience zamontowano specjalny niewielki basen z przepywem biecej wody, ktry
umoliwia kobiecie atwe umycie si. Cesarstwo w niektrych sprawach stao wyej ni
Rzeczpospolita. On sam te mia do dyspozycji w paacu ksiniczki Yari biec wod, w ujciu
z uatwieniami specjalnie dla mczyzn. Praktyczno tych rozwiza i wymuszana przez nie
bezpruderyjno, przynajmniej w bogatych domach imperium, byy czym, czego jego ojczyzna
moga tylko zazdroci.
Po chwili owin si w grube kpielowe przecierado. Pomg te Wyszyskiej.
Rzeczywicie wygldaa na odpron i zadowolon z siebie jak cholera. Patrzc na niego,
mruya oczy i zabawnie przekrzywiaa gow na bok. Nie umia w psychice pogodzi ze sob
dwch obrazw tej samej kobiety. Bezwzgldnej baby, ktra bez wahania zastrzelia wizion
przez siebie czarownic Zakonu, walc z przyoenia w malekim pomieszczeniu. Zna przecie
makabryczne skutki tego strzau i koszmarny widok pobojowiska, niewielu mczyzn zrobioby
co takiego. I drugi obraz, teraz, kobiety radosnej, rozbawionej wrcz, cieszcej si z ycia jak
maa dziewczynka. Jak to pogodzi? Nie mia zielonego pojcia.
Wyszyska wyczua, e chce co powiedzie, by moe zacz wan rozmow, i
pooya mu palec na ustach. Potem pokazaa swoje ucho i najblisz cian. ciany maj uszy?
Ach, no tak, rozkojarzy si zupenie, przecie mwia wczeniej o podsuchu, ktrego istnienie
podejrzewaa w swoim domu. I nagle z ca wyrazistoci wyobrazi sobie ten podsuch, obsug
ze suchawkami na uszach i jej gone okrzyki uniesienia. Hm...
I nagle przez cig irracjonalnych skojarze zada sobie pytanie: czy wanie zdradzi Kai?
No nie! Przecie nic ich nie czyo. No ale wiedzia, e dziewczyna, delikatnie mwic, obdarza
go jakim uczuciem. Wiedzia. Nie, nie, adnych takich. To by przecie tylko niezobowizujcy
seks! Zaraz, zaraz, kobiety zawsze traktuj to inaczej. No w porzdku, ale dlaczego on ma myle
jak kobieta? Przecie nie kocha Wyszyskiej i si nie zakocha. To czysta, wydestylowana
przyjemno. A nawet konkretne dziaanie we wsplnych interesach. No... Jeli tak, to po co
usprawiedliwia si sam przed sob? Nie, nie, nie czu si przecie winny, do cholery! Zreszt Kai
tutaj nie byo.
Aha! Reasumujc: i tak dziewczyna si nie dowie!
Co z tych przemyle musiao si odbi na jego twarzy, bo Wyszyska umiechna si
ciepo i poklepaa Tomaszewskiego uspokajajco po policzku. Owinici w rczniki przeszli z
powrotem do salonu, a stamtd, ju obcieni pen karafk i tac z zakskami, krtymi schodami

weszli na dach jej posiadoci.


Nie sdzi, e z dachu domu pooonego na stoku agodnego przecie wzgrza moe si
rozciga a tak pikna panorama czci Negger Bank. Co niesamowitego. Ogarn ich gwar
pooonej niej ulicy, leciuteki wiatr przynis delikatne zapachy wydostajce si z wielu
kuchni, a w przypadku tego, co przyrzdzali mieszkacy gorcych terenw nadmorskich, wcale
nie byy to zapachy przykre. Morze dachw poniej mienio si poddajcym si leniwie
podmuchom bryzy, kolorowymi pachtami wywieszonego prania. Pomidzy budowlami wida
byo zielone wierzchoki drzew i palm. Gdzieniegdzie unosiy si struki dymu.
- Ale tutaj piknie - wyrwao si Tomaszewskiemu.
- Lubi tu odpoczywa. - Wyszyska wskazaa dwa wyplatane leaki osonite przed
socem przez gazie rozpitego na drewnianej kratownicy krzewu. - No i moliwoci
techniczne chopcw od podsuchw tu si ewidentnie kocz.
- Co ty tak nagle z tymi podsuchami?
- Dla ciebie to nagle, a dla mnie rzecz do normalna. - Umiechna si w odpowiedzi. A dzisiaj dodatkowo przekonaam si, e wrednie namolna. I komplikujca ycie.
Domyla si, e nie usyszy szczegw. A przynajmniej nie dzisiaj. Nala wdk do
maych szklanek i poda jedn Wyszyskiej.
- No to za zblienie midzy rasami! - Podnis swoj.
- I, proponuj, za nasz prywatn umow - dodaa i wlaa do ust zawarto szklaneczki.
- Masz co konkretnego na myli?
Potrzsaa chwil gow, nie zakszajc jednak niczym.
- To wdka z kaktusw. Doskonale wic pasuje sl i cytryna. - Wskazaa mu tac. - A co
do umowy, tak. Mam co konkretnego na myli.
- Co? - zapyta obcesowo.
- Sprbujmy sobie nawzajem pomc. W bezpieczny sposb, to znaczy nie naraajc si
na... - zawiesia gos. - Na wiesz co.
- I nie sprzeniewierzajc... - troch j sparodiowa. - Wiesz czego.
- Wanie tak. - Umiechna si do Tomaszewskiego tak sympatycznie, e musia
odpowiedzie ciepym umiechem. - Ty pogaszczesz mojego szefa, a ja twojego i niech si gupi
ciesz.
- No, za przeproszeniem, mj szef na tym lepiej wyjdzie!
- Mwiam o gaskaniu w przenoni. - Teraz ona nachylia si i napenia szklanki. - Ja na
przykad mogabym ci powiedzie, skd wiem, e ten olepiony podrnik, ktrego uwolnie w
wityni, kama jak najty.
Tomaszewski o mao nie wypuci z doni swojej szklanki. To bya wiadomo absolutnie
priorytetowa. Przygryz wargi i powiedzia po dugiej chwili namysu:
- A ja mgbym ci powiedzie, gdzie pobiegnie nastpna linia kolejowa.
- Gdzie pobiegnie?! - A podskoczya. - I dlaczego ja o tym nic nie wiem?
Zacz si mia. Wypi swoj porcj kaktusowej wdki i zagryz kawakiem cytryny. No
dobra. Jeli ich plan mia si uda, to musieli teraz okaza sobie nieco zaufania. Bez sensu byo
mwienie po trochu, w malekich porcjach, eby zobaczy, czy druga strona nie oszukuje. Nie,
nie. Szczypta zaufania. Teraz trzeba zrobi ten krok.
- Bdziesz ze mn szczera? - zapyta, nie po to bynajmniej, eby usysze kilka pustych
zapewnie. Chcia usysze w gosie Wyszyskiej, jak bardzo bya zainteresowana. A udajc
naiwnego, chcia te zakry to, e jej informacja bya dla niego spraw najwyszej wagi. Nie
mwic ju o tym, e dla Kai i Nuk to byo by albo nie by.
- No pewnie! - Wyszyska bya naprawd podekscytowana. Nie moga sobie wyobrazi,

jakim cudem kto potrafi ukry przygotowanie do budowy jakiej linii kolejowej. - Pamitaj o
tym, co mwilimy w wityni dzikusw w Banxi. Oboje jestemy tak naprawd po tej samej
stronie.
No dobrze, niech tak bdzie. Tomaszewski zapali papierosa wyjtego z lecej na tacy
paczki. Zacign si do samego ppka.
- No to trzymaj si leaka - powiedzia. - Ju niedugo nowoczesne rodki transportu
umoliwi przewoenie caych armii do Kong albo wrcz za Wielki Las na paskowyu Banxi.
- Eee... zbudujecie sie lotnisk?
- A wygldamy na kogo, komu prezydent RP codziennie przysya sto ton zota na drobne
wydatki?
Wyszyska przymkna oczy, chcc sobie przypomnie, jak wyglda mapa opisujca t
okolic.
- Jakim cudem...?
- Kolej do Zych Ziem mona dojecha ju teraz. Ta linia jest ju jednak w trakcie
projektowania istotnego uzupenienia. Skrci nagle i zostanie przeduona a do rzeki Liu. A tam
zostanie zbudowana baza przeadunkowa i przysta dla barek i pontonw. Wszystko bdzie
mona przewie rzek do Kong albo za Wielki Las.
- A w zimie?
Sprytna bya. Tomaszewski leciutko skoni gow przed jej inynierskim podejciem do
sprawy.
- A w zimie zamiast holownikw te same barki bd cignite po lodzie przez zwyke
traktory. Miejscowi inynierowie zaprojektowali specjalny system wzkw saneczkowych dla
barek. Wymylili te, jak wykrywa baki powietrza pod lodem.
- Oe... - Wyszyska bya pod wraeniem tej genialnej koncepcji. Jej minimalnych
kosztw i moliwoci byskawicznej realizacji. Majstersztyk. Jedynym minusem byo
unieczynnienie trasy dwa razy do roku, podczas zamarzania i topnienia lodu, ale kady strateg
przecie z gry o tym wiedzia i z atwoci mg si przygotowa. To dawao jakie
nieograniczone prawie moliwoci transportu tysicy ton sprztu, zaopatrzenia, materiaw
pdnych i ludzi w praktycznie dowolny punkt na tym olbrzymim obszarze. To sprawiao, e
posiadacz takiej arterii komunikacyjnej de facto panowa nad ca okolic.
Podniecona ponownie napenia szklaneczki.
- A powiedz mi, jakim cudem wiadomo o tym si nie roznosi? Dlaczego ani ja, ani nikt
z moich chopcw od Kocyana nie mamy o tym zielonego pojcia?
Tomaszewski wcign dym do ust i pykn, puszczajc w stron kobiety idealne,
powikszajce si kko.
- Bo nie bierze w tym udziau Wojsko Polskie - odpar, powodujc u Wyszyskiej
widoczny szok. - To prywatna inicjatywa.
Nie moga uwierzy.
- Zawsze wiedziaam, e jeste cwany. Ale a tak?!
Podziw w jej oczach nie by udawany. No i stanowi pikne zwieczenie ich dzisiejszej
przygody. Udajc, e to nic takiego, wzruszy ramionami.
- To logiczna konsekwencja naszych dotychczasowych dziaa. - Piknie udawa, e to
maa sprawa. - Tutejsi inynierowie ju s wdroeni w projektowanie i realizacj linii
kolejowych. Mog swoj prac kontynuowa, i to z radoci, bo to honor dla nich niebyway.
Robi co, czego aden inny inynier w ich wiecie nie zrobi. A na Zych Ziemiach jest ropa
naftowa, s wic i niewyobraalne pienidze. Kady si tam moe poywi, ale prawdziw kas
zwin ci, do ktrych naley inicjatywa. Zatem miejscowi wymylili, jak szybko przerobi rop na

benzyn i jak dostarczy wojsko w miejsce przewidywanych dziaa, eby ta benzyna od razu
staa si niezbdna. A finansuje wszystko bank Barucha, ktry chce szybko napeni sobie
skarbce po same sufity.
- Pienidz wprawia wszystko w ruch - szepna Wyszyska, potrzsajc gow w
podziwie. - No i najwaniejsze. Do czasu podjcia jakichkolwiek dziaa w tym rejonie rzecz
pozostanie praktycznie tajna, skoro nie bierze w tym udziau WP.
- Ano tajna - zgodzi si Tomaszewski. - Nie widziaem jeszcze bankiera, ktry chodzi po
forum i gono si chwali, w co woy fortun.
Wyszyska podniosa swoj szklank do ust. Wypili za jakie przysze wojny i kampanie,
w ktrych by moe bd musieli wzi udzia. Oboje wiedzieli, jak wan kart przetargow jest
strategiczna trasa o nieprawdopodobnej wrcz w tym wiecie przepustowoci. Drogi to byo co,
na czym budowano imperia. A drogi elazne to byo narzdzie do cakowitej odmiany wiata i
naginania go do wasnej woli.
- Masz racj, e ta informacja jest wiele warta. - Wyszyska patrzya na dachy domw
poniej, ktre wzmagajcy si wiatr zamienia wanie w niezwyke pole sztandarowe, na ktrym
rol flag speniao opoczce teraz, suszce si pranie. - Moja te bdzie dla ciebie wana.
- O tym, e lepy podrnik kama? A skd moesz co o tym wiedzie, skoro on nie
yje?
- Wiem to od czonka zaogi Gradienta, ktrego Shen odnalaza w jakiej wsi.
- Przesuchiwaem go i nic...
- Wybacz - przerwaa mu w p sowa. - Zabrae si do tego od dupy strony.
I znowu jzyk, ktry kci si z pozycj wyksztaconej damy. Ciekawe, czy za
kilkadziesit lat tak bd mwi kobiety i tutaj?
- Dlaczego?
- Oj! - Machna rk. - Za grzecznie to wszystko chciae zaatwi. Umawiae si na
wizyt, pytae lekarzy, jak dugo pozwol ci rozmawia z chorym, pozwolie si wyrzuci w
momencie, kiedy on dopiero zaczyna mwi do rzeczy.
- A miaem inne wyjcie? - zapyta, a po sekundzie namysu doda: - A jak ty go
przesuchaa?
- Po pierwsze nie ja, bo to do mnie nie naley. Po drugie z nim w ogle nikt nie gada, bo
to bez sensu. Facet ma dziury w pamici, bredzi, majaczy i w dodatku naprowadzany pytaniami
zaczyna wymyla odpowiedzi, ktre chciaby usysze ten, co pyta. To donikd nie prowadzi.
- A jaka jest inna metoda?
- No przecie mwiam, e on cigle majaczy. Nkaj go koszmary, rozmawia z kim
niewidzialnym, czasem gada z nieyjcymi czonkami zaogi. Do typowy rozpad osobowoci.
- No i...?
- Zaoylimy podsuch i nagrywamy wszystko. A odpowiedni ludzie spisuj to i
analizuj. Jak czowiek mwi przez sen, to nie kamie, prawda?
Kiwn gow. No niele. Oczywicie miaa racj, pod warunkiem, e nagrywany
czowiek nie opowiada po prostu swoich snw. Z tym e, trzeba przyzna, i ze snw fachowcy
potrafi wycign wiele faktw. Sam zna t metod przesucha, cho na uczelni okrelano j
jako niezmiernie trudn.
- Nie tylko my zreszt suchalimy, co on tam majaczy.
- Kto jeszcze? - poderwa si Tomaszewski.
- Chopcy od generaa Kawalca. - Wyszyska spojrzaa na komandora i umiechna si
triumfujco. - Tylko e oni maj jeden zasadniczy problem.
- Jaki?

- Widzisz... Urzdzenia do podsuchu produkuje firma, w ktrej rzdz inynierowie tacy


jak ja. - Znowu posaa mu porozumiewawczy umiech. - I w zwizku z tym wystarczy, e kto z
naszych palcami pstryknie, i ju Kawalec nie usyszy tego, co by chcia usysze, a czego nie
powinien. Albo usyszy co zupenie innego, co go daleko nie zaprowadzi. Przepraszam, e
mwi obrazowo, a nie konkretnie, ale nie chc si wdawa w techniczne szczegy.
- Rozumiem.
- Mniejsza o Kawalca i jego niegrzecznych chopczykw ze suchawkami. lepy
podrnik najprawdopodobniej nie by w miejscach, ktre tak wietnie opisywa, i nie widzia
pomnika cesarzowej Achai!
Tomaszewski panowa nad wyrazem twarzy. Z ca pewnoci nie chcia teraz wyglda
na kogo, kto jest podekscytowany w najwyszym stopniu.
- I wiesz to na podstawie bekotu czonka zaogi Gradienta?
- Owszem. On by za Wielkim Lasem. Trudno powiedzie gdzie, bo na podstawie
majacze nie sposb okreli pozycji geograficznej. Tam egzystuje, tak, to najlepsze sowo,
egzystuje pewien lud, ktry sam siebie nazywa zesacami, posacami czy jako tak. yj w
czym, co nasz czowiek okrela mianem pieka. Tam zwyke powietrze powoduje oparzenia.
Tam z powodu bezsennoci popada si w szalestwo. Mogabym dugo wymienia rne straszne
rzeczy, ktre maj tam miejsce. Niemniej przeraeni mieszkacy tej pospnej krainy wyznaj
pewien rodzaj dziwnej religii. Ten, ktry nie chce, eby spali nawiedza ich na jawie i robi z
nimi jakie straszne rzeczy.
- Kto to jest?
- No co ty, Krzysiek. Przecie to tylko religia.
- A, no tak. Tak mi si powiedziao.
- W kadym razie, nie chcc, eby ten okropny potwr zaglda im w oczy, nie mogc
spa, olepiaj si w religijnym szale.
- I sdzisz, e ten podrnik sam si olepi? Hm, to by miao jaki sens.
- No wanie. Dlaczego miayby to robi dzikusy w Wielkim Lesie? Skoro ju go zapali,
trzymali za kratami i jeszcze napoili trucizn, ktra po ustaniu codziennych dawek powoduje
mier, po co mieliby go jeszcze olepia? I tak by nie uciek.
- Mogli go olepi, eby nikomu nie zdradzi... - Tomaszewski zawiesi gos, nie wiedzc,
co chcia powiedzie.
- Widzisz? - Wyszyska rozemiaa si cicho. - To si kupy nie trzyma. Olepi, eby
palcem nie pokaza czego na mapie? Przecie nie ma adnych map.
- No to eby takiej mapy nie narysowa.
- Bzdura. Widziaam map, ktr ty narysowae na podstawie opowieci Kai. T
pierwsz z twojego raportu. No i co? Wyszkolonemu nawigatorowi wystarczy, e kto mu co
opowie. Gdyby Kai rysowaa sama, wyszyby jakie bzdury.
Musia przyzna jej racj.
- I co? I sdzisz, e wszystko wymyli? Tych Anglosasw i ich elazne okrty?
- Tego nie zmyli - zaprzeczya. - Gdzie nauczy si kilku zda po angielsku. To fakt,
ktremu nie zaprzeczymy.
- A te opowieci o przeogromnych budowlach?
- Nie zmyli, moim zdaniem, gdzie o tym przeczyta. Ale zwr uwag, e o ile by w
stanie duo nam powiedzie o kraju, do ktrego posalimy z misj Kai i Nuk, to o dalszej drodze
generalnie nie powiedzia nic.
- To fakt.
- Myl wic, e na nasz kontynent on po prostu przypyn.

- Sam? Przez ocean?


- Nie, przywieziono go statkiem i wysadzono na ld. A dalej poszed ju sam, eby nie
budzi podejrze. - Wyszyska westchna ciko. - To zwyky szpieg, Krzyku!
Tomaszewski zme przeklestwo. No tak! Ona moga mie racj. To by tumaczyo,
dlaczego tak mao usysza o drodze, ktr tamten przeby. Dlaczego niele orientowa si
natomiast w sprawach cesarstwa. Dobrze go przygotowali. To szpieg! Wyszyska miaa racj.
- Wysadzili go po prostu w zym miejscu na brzegu - powiedziaa. - Niefortunnie. Trafi w
rce tych sekciarzy, do krainy, ktr nasz czowiek okreli jako pieko i z ktrej on sam wrci
nie do koca normalny. Tam go sekciarze najprawdopodobniej olepili albo, nie wiem, odurzyli
czym i sam to zrobi, ale on mimo to usiowa zbiec. I ruszy w stron cesarstwa, wiedzc, e
swoich w tym stanie ju nie odnajdzie. Pech, e zapay go dzikusy.
- O jasny szlag!
- No!
Tomaszewski myla intensywnie. No zaraz, ale jeli to szpieg, to czemu powiedzia o
Anglosasach? - przyszo pytanie. Odpowiedzia jednak sam sobie. By moe to bya dla niego
mao istotna kwestia. A by moe cieszy si, e i tu s ju sojusznicy. Cholera wie jak sytuacja
przedstawia si w kraju, do ktrego wysano Kai i Nuk. Cholerne baby nie odzyway si cigle
przez radio. A on dusi w sobie iskierki niepokoju, wiedzc, e w przypadku dziaa tych dwch
kobiet naley bezwzgldnie przyj postaw filozoficzn. Maksimum spokoju.
- To wszystko brzmi rozsdnie - powiedzia po duszej chwili. - Ale w takim razie kto
jeszcze chce si dosta w okolice pomnika.
- Dziwi ci to?
- A mogaby mi wyjani...?
- Akurat tutaj nie mog, bo sama niewiele wiem, poza tym, e okrelono mi odpowiednie
priorytety. A ja myl, e nawet i moi dowdcy niewiele wiedz, bardziej maj nadziej
dowiedzie si po odkryciu pomnika. Ale dla nich to te priorytet, a przynajmniej taki by dla
Osiatyskiego.
Wyszyska zamylia si, roztrzsajc jak kwesti.
- Cholera, nie mam zielonego pojcia, czego ten olepiony podrnik, ktry okaza si
szpiegiem, mg tam szuka.
- A ja si mog domyla.
A podskoczya na swoim leaku.
- Czego?
- Mog si myli, ale Siwecki z Meredithem odkryli w wityni dzikusw w Banxi
dziwn rzecz. Po pierwsze caa witynia to jedno gigantyczne wizienie. A po drugie z Kong
prowadzia do tej wityni kamienna droga. Teraz, kiedy j ju odkryli, to przeduenie tam drogi
imperialnej odbdzie si byskiem. Bo zamiast budowy nowej praktycznie mona si ograniczy
do remontu starej.
- Nieprawdopodobne!
- A jednak. Siwecki dodatkowo skoni Baranowskiego do szukania przeduenia tej drogi
sprzed paruset lat. Po drugiej stronie wityni.
- I bya?
- Tak. Dziki uprzejmoci majora Baranowskiego przeprowadzono tam prace. I znaleli
star kamienn nawierzchni pod cienk warstw ziemi.
Wyszyska rozmasowaa sobie twarz.
- Jeeli Baranowski w tym uczestniczy, to Kawalec wie o sprawie od samego pocztku.
Przecie major wojsk ldowych musi pisa raporty.

- To jasne.
- A w takim razie kategorycznie musimy si dowiedzie, co jest po drugiej stronie lasu.
- Kategorycznie! - Parskn miechem. - I najlepiej bardzo szybko.
Wyszyska naleaa do ludzi, ktrzy potrafi byskawicznie podj decyzj.
Byskawicznie te potrafia uspokoi emocje i wahania.
- Krzysiek, skoro czy nas ju prywatna umowa, to zrobi wszystko, eby si tam
dosta. Razem ze mn oczywicie.
- A konkretnie, co zrobisz?
- Bdziesz mia sprzt, ludzi i zaopatrzenie na jedno skinicie. Bdziesz mia
odpowiednie rozkazy i cae wsparcie. Wystarczy, e pstrykniesz palcami!
Tomaszewski poczu, e wanie Wyszyska bya kobiet, ktr naleao doceni. Poczu
te, dopiero teraz, e naprawd mona jej zaufa. Wsplnota interesw to jedno. A to, jakim bya
czowiekiem, to drugie. Bezwzgldna baba, niewahajca si wrcz przed okruciestwem w
realizacji wasnych planw, zdecydowanie jednak nie wygldaa na zdrajc czy przeniewierc.
Byy wic jednak pewne granice, ktrych by nie przekroczya. Przynajmniej mia takie wraenie.
Wsta ze swojego leaka i przysiad na skraju drugiego. Nachyli si i lekko pocaowa
Wyszysk w usta.
- I to w tobie lubi, Jadziu - celowo uy imienia, ktrego nie lubia. - Jak seks, to seks, a
jak umowa, to umowa. W gruncie rzeczy jeste bardzo prostolinijna.
- Nie jestem prostolinijna! - Poderwaa si, a on zacz si mia, bo obudzenie w niej
kobiecej przekory okazao si bardzo atwe.
A od przekory do... do osignicia jego nastpnego planu - droga ju bya bardzo bliska.

ROZDZIA 9

Kai obudzia si gwatownie, jakby kto ni potrzsn. Ale nie.


Fizycznie nic si nie stao. Miaa po prostu bysk. Przez chwil uspokajaa si, usiujc opanowa
oddech. Drc rk otara pot z czoa, potem uniosa si na okciach. wit przegania wanie
nocny mrok, byo mokro od rosy, zimno i nieprzyjemnie. Polskie koce czym nasczono, woda i
wilgo nie miay dostpu do okrytej nimi Kai. Niestety, kilka chopskich rodzin, tak zwanych
wolnych najmitw, ktrzy poprzedniego wieczora przyczyli si do ich ogniska, nie miao tyle
szczcia. Kobiety, ktre ju krztay si przy ogniu, wyglday na przemarznite do koci, a
dzieci chlipay pod prowizorycznymi nakryciami. Klimat tutaj moe nie by zabjczy i w dzie
zimno nie dokuczao. Ale pogoda wyranie nie oszczdzaa nikogo, kto chcia przespa noc, a nie
by odpowiednio przygotowany.
Kai zerwaa si energicznie z posania, sdzc, e ruch j rozgrzeje. Szarpna za swj
koc i zacza trzepa nim w powietrzu, eby pozby si kropelek wody. Usiowaa skupi si na
zrozumieniu swojej wizji. Byski stosunkowo rzadko zdarzaj si we nie. I dlatego s jeszcze
gorsze w interpretacji ni te, ktre przychodz za dnia, w chwilach, w ktrych umys jest w peni
skoncentrowany. Zaraz, zaraz... Co miaa przed oczami? Krzyka, ktry ley w ku z jak
kobiet. Jak? Wysok, adn, zdecydowan. Tak, to Wyszyska. Nie poczua adnych emocji.
Dlaczego? Wyjanienie byo proste. Jedyny mczyzna, do ktrego miaa zaufanie pod wzgldem
znajomoci kobiet, Rand, mia si w jej wizji. I bardzo dobrze - mwi. I bardzo dobrze si
stao. On wanie zobaczy, co oferuje strona przeciwna. Techniczn doskonao, wyrachowanie,
zimn kalkulacj i przypiecztowanie konkretnej umowy. Pod wzgldem formalnym nic do
zarzucenia. Ale to nie jest to, co kobieta moe ofiarowa. To zupenie nie jest dotknicie kobiecej
tajemnicy. I bardzo dobrze si stao. Ty masz co wicej.
- Psiama. - Nuk podniosa gow, ktr dotd opieraa o wasny plecak. - Zimno, mokro,
nieprzyjemnie. A ty z czego si miejesz?
- Taka ju radosna si obudziam. - Kai wzruszya ramionami. - A umiecham si do
wasnych myli.
- Wiedziaam, e... - Nuk zawiesia gos, zdajc sobie spraw, e chciaa uy sowa
czarownice. - e takie jak ty s zupenie porbane.
- E tam.
- Co, dziewczyny? - ysy szewc wychyn spod swojego koca. Mimo e jego okrycie
byo z grubszego materiau, mczyzna w przeciwiestwie do nich wyglda na przemoczonego i
przemarznitego. - Ju wstaycie?
- Ty te wstawaj. - Tryskajca energi Nuk zapaa garnek, ktry wczoraj przed snem
napenili wod. Teraz, eby napi si czego ciepego, nie trzeba byo biec nad strumie. -

Suchaj, czy t drog przepdza si bydo?


- Nie. - Szewc obserwowa z niechci, jak dziewczyny bez adnego problemu
umieszczaj wielki gar na konstrukcji z kijw nad ogniem. - Jestecie nie do zdarcia. I to s te
chwile, kiedy modym a gupim zazdroszcz ich modoci. - Skostniay ledwie gramoli si z
barogu. - W innych sytuacjach nie zazdroszcz. Bo... Zaraz. Jakie krowy? Skd tu krowy, do
kroset? Co ci przyszo do gowy?
Nuk umiechna si promiennie.
- Moje mode ciao czuje, e ziemia dry pod stopami.
- Nic nie dry.
- Ledwo, ledwo, ale jednak. - Oczywicie nie tumaczya mu, e jako onierz, weteran i
zwiadowca bya szczeglnie wyczulona na wszystko, co dzieje si wokoo. - Wic albo zblia si
do nas stado krw, ktre wlok si noga za nog, albo nadciga jaki wielki tum.
- Jaki tum? Tu nie ma adnego tumu. - Szewc wsta w kocu, cigle jednak chwiejc si
niepewnie na nogach. - Moe wojsko idzie?
- Nie. Wojsko maszeruje inaczej. Wojsko tupie, wojsko przecie jest cikie, bo ma swj
sprzt. Nie, nie, marsz wojska atwo odrni od tumu.
- To ja nie wiem, jakie ty wojsko widziaa? - obruszy si szewc i syczc z blu od
zastanych staww, wyszed na drog i zacz si rozglda. - Nic nie idzie - zawyrokowa po
chwili.
- No przecie czuj. - Nuk potrzsna gow. - Tysice ludzi. Jeli to s ludzie.
Kai przyoya sobie donie do skroni. Za adne skarby nie chciaa uywa zakl.
Absolutnym priorytetem byo, eby si nie zdradzi. Ale przecie czarownice znaj wiele metod
koncentracji. Ju po chwili moga wskaza rk kierunek.
- Id stamtd! I oboje macie racj. To wojsko idzie i zarazem tum.
Szewc spojrza, gdzie pokazywaa. Akurat pod wschodzce soce. Osoni oczy doni.
- A niech mnie czelu pochonie! Wojsko!
Szarpn si w ty i byby si przewrci, gdyby nie Nuk, ktra doskoczya w por, eby
go podtrzyma.
- Wojsko! - krzykn goniej szewc. - Wozy ukry w chaszczach!
Nuk zmarszczya brwi. Nie zd. Konie byy wyprzgnite na noc. A w trjk nie dadz
rady.
Szewc podbieg do chopskich rodzin.
- Wojsko idzie!
- Oj, pomiuj, panie! Pomiuj nas biednych!
- Cicho! Pogdcie si z tym, e wam wszystko zabior, Ale dam po cyniaku na gow,
tylko wozy pomcie przepchn!
Zapata musiaa by godziwa, bo wszyscy, cznie z dziemi, rzucili si do pomocy przy
pchaniu. Wysikiem caej grupy udao si ruszy pierwszy wz. I to cakiem sprawnie.
Nuk zaja si komi, chcc odprowadzi je znacznie dalej, eby nikt nie usysza
parskania.
- A nie lepiej, ebymy si wszyscy ukryli? - zapytaa.
- Maa szansa, e bd las sprawdza. Ale jak sprawdz i znajd nas, e si ukrywamy... Szewc nie dokoczy, robic wok wasnej szyi ruch, jakby si wiesza na niewidzialnej linie. Szybciej, szybciej!
Drugi wz odcignito z zasigu wzroku ludzi, ktrzy nadcigali drog. Udao si
wszystko zamaskowa gaziami. Szewc zabra dziewczynom nawet koce i gdzie schowa,
mwic, e szkoda ich, e s nowe. W zamian rzuci im jakie podarte szmaty, jak sam

powiedzia: na wszelki wypadek, gdyby mieli rabowa.


Przeraeni chopi zbili si w gromadk przy drodze, kryjc dzieci do rodka. Szewc
wyci noem spory kwadrat darni. W powstaej dziurze ukry swoj sakiewk, wrzuci te n i
dugo udeptywa.
Teraz ju syszeli zbliajcych si ludzi. A po chwili zbita kolumna pokazaa si na
szczycie agodnego wzgrza.
- No niele - mrukn szewc z przeksem. - Armia dewastacyjna. To znak, e dostalimy
na jakim froncie w dup.
- Jaka armia? - zainteresowaa si Nuk. Wytaa wzrok i adnego wojska w jej
rozumieniu nie widziaa. Owszem. Drog sza masa ludzi, lecz trudno byo mwi o szyku. Po
prostu tum. I to w dodatku nieuzbrojony. Przynajmniej w rozumieniu wojsk cesarskich, bo
niektrzy z tych tutaj nieli dugie, zaostrzone na kocu kije. Nikt jednak nie mia broni palnej.
Nikt nawet nie mia niczego przy sobie, adnego plecaka, manierki, sakw czy choby chlebakw.
Nic. adnego elementu wyposaenia. Wygldali jak achmaniarze, w podartych ubraniach. Szary,
ndzny i brudny tum, ktry zamiast budzi groz, ledwie sania si na nogach. - To ma by
wojsko?
- Tak. Armia dewastacyjna.
Nie zdy wyjani nic wicej, poniewa od kolumny maszerujcych oderwa si
pojedynczy jedziec i zbliy si szybko. Wyglda na oficera bardzo niskiej rangi.
- Ludu! - krzykn niezbyt doniosym gosem. - Suchaj woli pana!
Chopi opucili gowy, patrzc we wasne stopy, szewc rwnie. Jedynie Kai i Nuk stay
jak cielta, obserwujc niecodziennego przybysza. Ten przynajmniej odziany by w co, co
mona by uzna za lichy mundur. Ich opiekun wymierzy im szybko dwa kuksace, wic
posusznie doczyy do towarzystwa z opuszczonymi pokornie gowami.
- Ludu! Pan nasz, bg i krl oznajmia! Twierdza Tyr jest niegodna tego, by zdobywali j
nasi wspaniali onierze. Niech jej ndzni tak zwani obrocy sczezn z godu i wstydu. Nie
okazali si godni pozostania naszymi przeciwnikami na polu walki. Niech wic zdychaj jak
zwierzta.
Szewc, udajc, e wyciera nos, zbliy gow do Kai i szepn:
- Znaczy dostalimy wpierdol pod twierdz Tyr i nie moemy jej zdoby.
- Psy i szczury zamknite w tak zwanej twierdzy Tyr niech zagryzaj si wzajemnie ze
wstydu. Nasz pan skierowa bowiem na ich kraj dwie armie. Armi dewastacyjn i armi
demoralizujc. I niech te ndzne psy teraz zobacz, czy warto opiera si woli pana naszego.
- C za wyrafinowany styl przemowy - kpi szeptem ysy szewc, osaniajc usta wielk
chustk. - No dostalimy w dup i ju.
- Ludu! Pan nasz, bg i krl ogasza wiadomo szczeglnej wagi. W trakcie walk z
wielokrotnie liczebniejszymi oddziaami wroga zgin mierci bohatera wdz Linh,
bezporednio skoligacony z rodzin pana naszego...
- O kurwa! - Szewc tym razem przestraszy si naprawd.
- Nasz najukochaszy wdz przed mierci w ostatniej bitwie zabi wasn rk dwa
tysice szeciuset pidziesiciu dwch przeciwnikw!
- Chwaa! - ysy szewc, przeraony do granic moliwoci, wyrzuci do gry rce i
wykona rytualny ukon. - Chwaa mu na wieki!
- Nawet najgorsi wrogowie rzewnymi zami pakali na widok tego, jak ginie. - Oficer
niskiej rangi najwyraniej nie radzi sobie z wasnym jzykiem. Nie radzi sobie take z logik.
Ale dla garstki chopw przy drodze i trjki wdrownych handlarzy nie opacao si wysya
kogo bardziej biegego w sztuce wymowy. - Kiedy zgin, z serc naszych onierzy wydoby si

jk. Wiedzieli jednak, e od ran zadanych w ostatniej bitwie przez wodza umaro potem jeszcze
grubo ponad siedem tysicy piciuset trzydziestu wrogw!
Kai najwyszym wysikiem woli zaciskaa szczki, eby si nie rozemia. Ktem oka
widziaa, e ich opiekun, niestety, jest przestraszony nie na arty. A kiedy oficer krzykn:
Okacie swj al!, bez namysu pad na twarz i zacz gono paka. Chopi rwnie runli na
ziemi, szlochajc na wycigi. Zerkna na Nuk, ale ta nawet nie oddaa spojrzenia. Jak wszyscy
opada na kolana, a potem na czworaka i zacza zawodzi, uderzajc w rozpaczy domi o
ziemi. Chcc nie chcc Kai zrobia to samo.
- Ojojojoj... - jczaa bez przekonania.
- Z yciem! - sykn szewc. - Z przekonaniem, gupia!
- O mamo! - Kai nie bya dobrym aktorem. - Ojej! Oj, mamo, co za szkoda...
- Chcesz y, kretynko?!
Dopiero teraz czarownica daa z siebie wszystko. Zawodzia jak zawodowa paczka, ktr
bogacze przyprowadzali na pogrzeby swoich bliskich. Poczucie debilizmu sytuacji przytaczao
Kai coraz bardziej. Co innego zawodowa aktorka, ktrej za to pac, albo wynajta paczka,
czynica z lamentowania swj fach i sposb na ycie. Ale przecie nie zwykli ludzie! Co to za
cyrk? Co to za omieszanie si i robienie z siebie bawanw? Nawet niewolnicy w dawnych
latach tak si nie poniali chyba!
Czua si gupio jak nigdy. Zerkajc na boki, zrozumiaa, e jest w tym odczuciu
odosobniona. Chopskie rodziny wyy z takim oddaniem, jakby je na pal wanie nabijano, jedno
po drugim. onierze idcy drog te jczeli. Co za surrealistyczne widowisko. Wojacy
zmierzajcy na wojn beczeli jak dzieci. Co zreszt nie przeszkadzao kilku z nich odczy si
na chwil i obrabowa aobnikw przy drodze. Przydaa si wymiana ich kocw na podarte
szmaty. Oj, przydaa. A jaki zagorzay bandzior wsun nawet do pod szaty Nuk, chcc pewnie
sprawdzi, czy sakiewki tam nie schowaa, albo moe pomaca po piersiach. By to najgorszy z
pomysw w jego yciu. Sierant zamaa mu dwa palce i sykna niczym wcieka kotka:
- Spierdalaj albo jzyk wyrw!
Odszed wykrzywiony, ale rzeczywicie nie krzycza.
Paczc i lamentujc, obserwowali przechodzce oddziay, a waciwie jedn wielk mas
nierozrnialnego, zachmanionego wojska, w ich rozumieniu bez broni.
Soce stao ju wysoko na niebie, kiedy lament szewca zacz cichn. Wilgotna po nocy
droga scha z kad chwil, a przechodzce oddziay wzbudzay coraz wikszy kurz. Nie byo
czym oddycha, eby mc dalej paka. Ale na szczcie te dziki temu widoczno spadaa
coraz bardziej i lecy w pewnym oddaleniu od drogi byli mniej widoczni. Szewc mia ukryt
pod ubraniem manierk. Teraz odway si j wyj i pocign kilka ykw na oczyszczenie
garda. Podzieli si te dyskretnie z dziewczynami. Kai miaa wraenie, e duej nie wytrzyma.
Stercze p dnia w debilnej pozycji na czworakach, lamentowa i bi z rozpaczy domi o
ziemi to byo stanowczo za duo. Nawet ju wyklepaa rk may doek tu przed twarz. Co za
bezsens. Nie sposb byo w aden sposb dostrzec, jak wiele wojska bdzie jeszcze maszerowa
przed nimi. Musiaa odwrci uwag od tego kretynizmu, bo baa si, e zwariuje.
- To mwisz, e to armia dewastacyjna? - zapytaa szewca.
ysy mczyzna uzna, e s ju mao widoczni i mona wzgldnie spokojnie
porozmawia.
- Tak. A teraz ju wida, dlaczego j wysano.
- Dlaczego?
- Bo nie idzie nam na froncie. Nie potrafimy przeama umocnie wroga, jak syszaa.
- A co to jest armia dewastacyjna? - do prowadzonej szeptem rozmowy wczya si Nuk.

- Gdzie wycie si choway, dziewczyny, e niczego nie wiecie?


- W Naher.
- A, no tak. To wiele wyjania. - Szewc zamyli si nagle. - A mnie to tak czasem
przychodzi do gowy taka myl: a moe rzuci to wszystko i przenie si do Naher?
- Pki co odpowiedz - ponaglaa Kai.
- No dobrze, dobrze. Tylko przysucie si bliej, eby nikt nie usysza, e nie paczemy
po wodzu.
Kiedy speniy polecenie, zacz opowiada:
- Armia dewastacyjna zasadniczo nie jest uzbrojona w adn bro. Broni s jej onierze.
A konkretnie, ich liczba oraz niski koszt utrzymania. Kiedy idzie nam bardzo le, a przeciwnik
zamkn si w fortecach, wtedy do boju wysya si armi dewastacyjn. onierzy godzi si, nie
dba o nich, nie ubiera. A kiedy s ju wystarczajco zdesperowani, po prostu wypuszcza si ich
na terytorium przeciwnika. A oni zeraj wszystko. cznie z kor drzew.
Trzeba przyzna, e tumaczenie szewca zrobio na Kai olbrzymie wraenie. Tym bardziej
e miaa tu przed sob tych onierzy. Czua, e s zdolni do zdzierania nawet kory z drzew.
No i na sobie poczua, e w tym kraju aden debilizm nie spotka si z natychmiastow reakcj.
- I jak ju oni wszystko ukradn, wszystko zjedz, zniszcz, spa i rozwal, to
przeciwnik zamknity w twierdzach wie, e nie ma ju czego broni. e jego twierdza znajduje
si na pustyni.
- Ale chyba atwo pacyfikowa nieuzbrojonych ludzi, jak tych, co maszeruj przed nami.
- A tak. Armia dewastacyjna jest narzdziem jednorazowego uytku. Z reguy wszyscy jej
onierze gin. Z tym e ju po zniszczeniu kraju, gdzie zostali wysani. Albo w trakcie.
- Co za bezsens. Niemoliwe.
- U nas narodu duo.
- No ale to niemoliwe tak wysya ludzi na pewn mier. W dodatku wygodzonych i
zdesperowanych.
- Przyznasz jednak, e to bardzo tania metoda, prawda? W nic nie inwestujesz przesadnie.
Kai nie moga pogodzi si z tym, co usyszaa. Nie ona jedna. Nuk opara czoo na
nadgarstkach i nad czym intensywnie mylaa.
- Powiem wam co jeszcze - cign szewc, z rozbawieniem obserwujc ich konfuzj. Armia dewastacyjna jest rodzajem przywileju.
- Moe by jeszcze gorzej?! - Nuk poderwaa si zszokowana.
- Moe, moe. I uwaaj, co robisz. Dalej przecie rozpaczamy po stracie wodza.
- Przepraszam. - Sierant osuna si z powrotem do pozycji wklepujemy w ziemi
wasne zy.
- Gorsza jest przecie armia demoralizujca - powiedzia szewc.
- A co to takiego? - zapytaa Kai.
- Zgodnie z nazw. To armia, ktra ma zdemoralizowa wojska przeciwnika.
- Przesta cedzi.
- Oj, s to onierze uzbrojeni mniej wicej jak ci tutaj. W zaostrzone kije, czasem maj
proce i kamienie.
- Nie artuj.
- Przemieszczaj si w stron przeciwnika, a kiedy go napotykaj, dochodzi do bitwy. Te
oddziay maj jednak wasne zaopatrzenie, ktre podruje na wozach za nimi.
- I co jest na tych wozach?
- Alkohol i narkotyki. Te drugie su do utrzymywania onierzy w stanie naogowego
pgodu. A kiedy dochodzi do bitwy, dostaj pen dawk, s pojeni alkoholem i wysyani do

boju.
- To wszyscy zgin! - Nuk nie moga uwierzy.
- O to chodzi. Wszyscy maj zgin, bo po dawce narkotyku, ktr dostali, i tak byliby
potem niezdolni do ycia. I wyobra sobie, dziewczyno. Jeste onierzem obcej armii. Stoisz w
linii z karabinem w rku. A tu na ciebie idzie fala za fal. Fala za fal, bo narodu u nas duo! A ty
strzelasz, kujesz bagnetem i co? Powiedz, jak dugo wytrzymasz, zabijajc tysice ludzi idcych
na ciebie bez przerwy, fala za fal? Powiedz, na jak dugo wystarczy ci amunicji? A na jak dugo
nerww? Zapytaj siebie, kiedy rzucisz karabin i zaczniesz ucieka, eby ju nie uczestniczy w
tym koszmarze?
- O, ja ci pierdol! - Nuk ukrya twarz w doniach i potrzsaa gow. Po raz pierwszy te
jako aobnica po zabitym wodzu wygldaa bardzo przekonujco.
- Naprawd nie zetknycie si nigdy dotd z naszym wojskiem? - Szewc pokpiwa sobie
z obu dziewczyn w najlepsze. - Odraza bierze si pewnie std, e dotd opowiadaem o
najgorszych rodzajach wojska. Opowiem wic o elitarnych. Na przykad armia opresyjna. Ta ju
jest bardzo przyzwoicie uzbrojona. I dodatkowo w swoich szeregach oprcz onierzy ma
sdziw. Zajwszy tereny wroga, od razu sdzi tamtejsz ludno. Za to, e bye poddanym
obcego krla i jemu pacie podatki, winio, dostajesz wyrok dziesiciu lat cikich robt. Za to,
e si nie zbuntowae przeciwko swoim wadzom, jeszcze pi. I to bdzie z ogln nawizk za
wrogo, w sumie dwadziecia pi lat cikich robt, z moliwoci otrzymania bezzwrotnej
przepustki na cmentarz, jak ci szlag trafi przed kocem wyroku.
- No nie... - Kai po prostu nie moga uwierzy.
- A kto u nas pracuje? Winiowie! No przecie mczyzn werbuje si przymusowo do
armii demoralizujcej na przykad i tam sobie szybko gin. - Szewc umiecha si smutno. - No i
dobrze, e nie pytacie, co z dziemi posanych na roboty wrogw. Przecie one do pracy
niezdatne, nie zarobi nawet na jedzenie.
- To niemoliwe! - wyrwao si Kai. - Ludzie nie mog postpowa a tak gupio.
- Ludzie nie mog postpowa gupio? - Zerkn na ni kpicym wzrokiem. - To zamiast
stercze przy drodze z wypitym tykiem i p ju dnia udawa, e paczesz, wsta i powiedz tym
maszerujcym, e masz zabitego wodza w dupie. - Rozemia si cicho. - Przesta robi co
gupiego. Wsta i powiedz, e nie bdziesz dalej udawaa rozpaczy.

Rosenblum czeka przy najlepiej pooonym stoliku w... No wanie, jak to nazwa? Ju
bowiem nie w karczmie, a jeszcze nie kawiarni. W eleganckim lokalu z wyszynkiem i lekkimi
potrawami. Zarezerwowany wczeniej stolik znajdowa si na tarasie, z dala od innych, w cieniu
drzewek rosncych w rozstawionych wok donicach. Dodatkowymi atrakcjami byy tu lekki
wiatr od morza i wspaniay widok z gry na zatoczon statkami zatok. Idealne miejsce do
spotka.
Rosenblum jednak, widzc Tomaszewskiego, ktry dwiga wypchan papierami aktwk
z glansowanej skry, zrozumia, e nie bd podziwia wspaniaych widokw. Wsta szybko i
oddali sobie honory, a potem podali rce. Gospodarz osobicie pomg nowemu gociowi przy
krzele. Podstawi te specjalny zydel, eby mona byo pooy cik aktwk.
- Czym mog suy panom oficerom? - zapyta w gbokim ukonie.
- Lekkie niadanie - zarzdzi Tomaszewski. - A na razie co do picia. Najpierw musimy z
koleg porozmawia.
- Rozumiem, usun sub z zasigu suchu.

Kiedy odszed, Rosenblum spojrza na komandora zdziwiony.


- Tu chcesz rozmawia o powanych sprawach? - zapyta. - Nie lepiej w bazie?
- Wyszyska uprzedzia mnie, e w bazie wszystko moe by na podsuchu. I ona sama
nie wie, kto kogo podsuchuje oraz w jakiej kwestii.
- O Boe. Jakich czasw doylimy...
- Prawda? - Tomaszewski pooy na stole kilka eleganckich kopert. Wikszo z nich
stanowiy te najdelikatniejsze, wykonane z satynowego papieru, ktre mogy zawiera co
najwyej kilka kartek maszynopisu. Tylko jedna bya gruba, z tektury. Z cik zawartoci.
Rosenblum powstrzyma si od uwag, w czasie kiedy gospodarz rozstawia przed nimi
kielichy z najcieszego szka i przygotowa mieszalnik, w ktrym znajdowao si rozcieczone,
chodne wino i pywajce w nim owoce. Wykona jeszcze jeden ukon, a potem wycofa si, dajc
znak, e gdyby chcieli by obsueni, maj uy zawieszonego na specjalnym stojaku dzwonka.
Oficerowie przy stoliku nie zamierzali jednak w najbliszych chwilach z niego
skorzysta. Tomaszewski otworzy pierwsz kopert i wyj z niej jedn jedyn kartk.
- Przyszed nareszcie meldunek radiowy od Kai i Nuk.
- Dziki Bogu! - Rosenblum nie mwi o tym, ale zaczyna si ju martwi. - Co im zajo
tak dugo? Zdobycie wyczerpujcych danych wywiadowczych?
- Przeczytaj.
Komandor przebieg oczami krtki tekst.
Wyldowaymy szczliwie. Na pocztku zajymy si handlem butami. A potem przez
cay dzie sterczaymy na klczkach przy drodze i udawaymy, e paczemy. Strasznie mnie bol
kolana. Poza tym nuda. Na razie nic si nie dzieje. Causy, Kai i Nuk.
Rosenblum zapowietrzy si nagle.
- Kur... Ja ci... no... do jas!... - nie mg dokoczy adnego ze sw.
Popatrzyli na siebie w milczeniu. Trwao to naprawd dugo. A potem obaj jak na
komend ryknli miechem. Tak niespodziewanie i gono, e przybieg gospodarz z pytaniem,
czy wszystko w porzdku, a jeli tak, to skoro tak im wesoo, to moe przyle grajka lub harfist.
Nie chcieli.
- Alemy, psiakrew, agentw wysali!
- Jeli im za handel butami wlepili dzie klczenia, to co bdzie, kiedy wezm si za
handel komi?
- Nie wezm si za konie, co ty? Buty to co innego, rzecz mia kobiecie.
- No fakt. A jakby co le szo, toby nie koczya sowem causy.
- Co w tym jest. A swoj drog, ciekawe, o co im chodzi z tym handlem?
- Wiesz, bardziej si boj tego, co jeszcze nawywijaj.
Tomaszewski skrupulatnie schowa kartk z pierwszym meldunkiem do koperty. To, co
wyj z drugiej, mogo im ju raczej zepsu humor.
- To jest zdjcie jakiego wihajstra alpinistycznego. Jaka Zatyczka rozporowa czy co.
- Nie trud si. Te nie mam o tym pojcia.
- Znaleziona przy grobach zakonnikw na wysokoci tysicy metrw. Takich wihajstrw
jednak, cho podobny do naszych, nie produkuje si ju od kilkunastu, a nawet wicej lat.
Oczywicie mona takie kupi jeszcze gdzie w maych, tanich sklepach z pomocami
alpinistycznymi.
- Ale jeli kogo sta na wspinanie si po tej stronie Gr Piercienia, to raczej nie kupuje
sprztu w tanich sklepach po naszej stronie - Rosenblum wpad mu w sowo. - Ani na
wyprzedaach, prawda?
- Wanie.

- Std wniosek, e Anglosasi byli tutaj przed nami. Co najmniej kilkanacie lat wczeniej.
- To wanie chciaem zasugerowa.
Obaj oficerowie znowu mierzyli si wzrokiem. I znowu trwao to dugo.
- No tomy posali te dwie licznotki w nieze bagno - powiedzia w kocu Rosenblum.
- Na to wyglda. - Tomaszewski otworzy trzeci kopert i poda koledze gruby plik
kartek. - Zapoznaj si z tym, ale tu, na miejscu, nigdzie nie zabieraj.
- To materiay od...
- Wyszyskiej. Nauczka dla nas, jak w cwany sposb, wbrew lekarzom mona byo
przesucha rozbitka z Gradienta. Ale... - Tomaszewski zawiesi gos. - Z tych materiaw
wynika, e uwolniony przeze mnie lepy podrnik po prostu kama o swojej podry do
dziwnego miasta z monstrualnymi budowlami. Najwyraniej nie widzia te pomnika cesarzowej
Achai. To po prostu szpieg.
- Czyj?
- Z Krlestwa Nayer, czyli kraju, do ktrego wysalimy Kai i Nuk.
- No to niele - mrukn Rosenblum pospnym gosem.
Potem ruchem rki odpdzi nachalnego gospodarza, ktry znowu usiowa im co
zaproponowa. Szybko przerzuca kartki, przebiegajc po nich wzrokiem.
- Z tych materiaw wynika... - I achn si nagle: - Jeli z czyich majacze moe w
ogle cokolwiek wynika.
- Nie krpuj si w snuciu przypuszcze.
- e tam gdzie toczy si jaka wojna. Midzy Nayer wanie a krajem, gdzie... Rosenblum spojrza na Tomaszewskiego nic nierozumiejcym wzrokiem: - Gdzie s aparaty
latajce? - wypowiedzia to jak pytanie.
Ten potwierdzi skinieniem. Z kolejnej koperty wyj zdjcie modelu wykonanego przez
inynierw Barszczewskiego i Diona.
- Wszystko skada nam si powoli do kupy - powiedzia.
- Z przewag kupy - doda Rosenblum.
Tomaszewski umiechn si lekko.
- Moe. W kadym razie taki aparat latajcy, a raczej jego resztki, opisa Kadir. Szcztki
znaleziono w okolicach Kong.
- Mhm. Obie strony tak jakby zaczy si interesowa okolicami Banxi?
- A nie maj powodu? Plotki o naszym pobycie na tym kontynencie mogy si ju
rozprzestrzeni.
- To prawda. - Rosenblum przygryz wargi. - Czy Bankierski Szlak nas tam zawiedzie?
Bankierskim Szlakiem nazywano tu po prostu spis szk, ktre trzeba byo ukoczy, i
list praktyk, ktre trzeba byo odby, eby zosta powanym bankierem. Tylko wtajemniczeni
jednak wiedzieli, e ta nazwa od czasu, kiedy do projektu wczy si bank Barucha, oznacza
now lini kolei elaznej.
- Tak. Do rzeki Liu. I do Kong, a czy w bok, to dopiero trzeba sprawdzi.
- Czy Liu to nie imi ksiniczki, ktra jedzi na rowerze, przypadkiem?
- Tu czsto powtarzaj si nazwy. Czasem jedna rzecz z kolei ma ich kilka rnych. To
midzy innymi efekt tego, e imiona wasne skadaj si tylko z jednego czonu, a nie z imienia i
nazwiska jak u nas. Musz si powtarza.
Rosenblum odda wszystkie kartki, ktre mia w rkach. Tomaszewski powoli i
systematycznie zacz wkada je do odpowiednich kopert. Dopiero potem nala nareszcie wina
do dwch wysokich kieliszkw.
- Naszym absolutnym priorytetem jest wic sprawdzenie, co jest i co si dzieje za

Wielkim Lasem w Banxi - powiedzia Rosenblum cicho.


- Mhm - mrukn Tomaszewski.
- Polecisz tam?
- Mhm.
- A co zawiera ostatnia koperta?
Tomaszewski wzi do rki cikie, sztywne opakowanie z grubej tektury i pooy na
rodku stou.
- Nie zagldaj do niej tutaj.
Rosenblum przytakn.
- Naszym najwikszym obecnie problemem jest kret, zdrajca, wrd naszych ludzi. Tomaszewski mwi teraz bardzo cicho. - Wiem, e musz polecie i zobaczy, co jest za
Wielkim Lasem. Ciko mi jednak zostawi sytuacj zawieszon i bez rozwizania.
- Czyby sen o niezastpionoci? - zakpi delikatnie Rosenblum.
- Wprost przeciwnie. - Tomaszewski wskaza lec porodku kopert. - Wanie ciebie
prosz o przysug.
Napotkawszy pytajcy wzrok przyjaciela, kontynuowa:
- W spraw tego faceta zaangaowaem ju i Tanera, i Randa. Ale widzisz, Rand teraz jest
zajty porzdkowaniem wasnej organizacji po swoim niespodziewanym zwycistwie nad
specsubami.
- I dugo mu to zajmie.
- Wanie. Moliwoci s dwie. Albo chopaki zapi go razem, ewentualnie dostarcz
nam odpowiednich informacji, albo to im si nie uda. Jeli si nie uda, to mamy przeciwko sobie
dwie siy. Mocodawc tego faceta i generaa Kawalca.
Rosenblum potakujco skin gow.
- Wiem, jak szybko rozwiza t kwesti. Jednak jeli nie bdzie mnie na miejscu, sprawy
mog przybra niepodany dla nas kierunek rozwoju. A w razie jakiej wrogiej akcji mie
przeciwko sobie tego kogo i generaa Kawalca naraz nie jest dobrym rozwizaniem. Skoro nie
moemy wic nic zrobi przeciwko panu X, sprbujmy powstrzyma Kawalca.
- Jak?
- Jego gwne chwilowo rdo to Chen i Lewandowski. Ale trzeba pamita, e
Lewandowski to zwyky sierant z zaopatrzenia. Nie przeciwnik dla nas.
- Bo?
- Opiera si na ludziach, ktrych zwerbowa Chen. Ale dam sobie rk uci, e nie ma
adnego planu B. adnego kontaktu z ludmi Chena, gdyby samego Chena zabrako.
- Te mam takie wraenie.
Tomaszewski, syszc t odpowied, umiechn si szeroko.
- No i w zwizku z tym mam prob. Gdyby zacza si jaka akcja przeciwko nam, co,
czego nie przewidzielimy, to... zaatw Chena.
- Co jest w tej paczce? - ponowi pytanie Rosenblum.
- Nierejestrowany nigdzie pistolet, bez numerw fabrycznych, nigdzie niezapisany,
nieistniejcy w adnej kartotece, za to z penym magazynkiem. Gdyby co, w rkawiczki,
zastrzel Chena, wyrzu bro na miejscu zbrodni i oddal si w niewiadomym kierunku.
Tomaszewski z uwag obserwowa twarz starszego kolegi. Nie mg opanowa
nerwowego przeknicia liny. A potem przeciwnie, zascho mu w ustach.
- No ale moe nic si nie stanie - powiedzia, silc si na umiech.
Rosenblum powoli, jakby leniwie, sign po cik kopert z tektury. Podnis j i
pooy sobie na kolanach.

- To co? Zamwimy nareszcie jakie niadanie, tak?

Oshee biega ca noc. Poruszanie si po pustyni w dzie wydawao si niemoliwe.


Soce pewnie spalioby jej skr, a nie miaa niczego, czym mogaby si okry. Korzy wic
podwjna. W nocy soce niestraszne, a ruch pozwala si rozgrza i mrone w jej odczuciu
podmuchy wiatru nie byy tak uciliwe. Nie wzia jednak pod uwag jednego czynnika. Nie
wzia pod uwag tego, e jest jednak pewna granica ludzkiej wytrzymaoci. Kiedy noc miaa
si ju ku kocowi, nogi po prostu ugiy si pod ni. Runa na piasek i w pierwszym odruchu
chciaa si jeszcze podnie. Niestety. Zemdlaa chwil pniej.
Ockna si, kiedy soce stao wysoko. Skra palia j na caym lewym boku, a w gowie
panowa zamt. Nie moga za bardzo otworzy oczu. Bukak? Gdzie jest jej bukak? Zacza
maca rkami wok. By!
- Broni szuka!
Szarpna si, syszc sowa wypowiedziane z obcym, ledwie zrozumiaym akcentem.
Oczu jednak nie moga otworzy w dalszym cigu. No to wszystko stracone! Zdaa sobie spraw,
e jej misja zakoczy si fiaskiem, dokadnie w chwili, kiedy usyszaa szczk jakiego
mechanizmu. No i co ze zwiadowcy, ktry co prawda dowiedzia si tego, co mu kazano, ale nie
zdoa wrci i zameldowa? Jaka jest jego przydatno?
- Broni szukaa, psiakrew!
- Nie klnij po polsku.
- A co za rnica psiakrew czy psiama? Znaczenie podobne.
- Uszy moje ranisz z samego rana. Ju sobie w pnie wyobraaam, e jestem w domu,
na urlopie...
- Nie pij na siodle, bo zlecisz!
Gosy naleay do kobiet. Pewnych siebie, sdzc z brzmienia, energicznych, wadnych.
Nie byo w nich adnego wahania. Dziwne. Kto mg y na pustyni, tak daleko od
jakichkolwiek ludzkich siedzib?
- Hej, Ban, podejd do niej i kopnij mocno, eby si przeturlaa! Zobaczymy, czy czego
nie ukrywa pod ciaem.
- Sama podejd. A jak mnie dziabnie noem?
- Tak! - do dyskusji doczy kto trzeci. - Przestrzelmy jej kolana i bdzie spokj.
- Nie okaleczajcie jej! Nie jestemy ju strzelcami pustynnymi, a jak si sierant, kurwa,
dowie!...
- Pojebana baba. Nic nie jest po staremu.
Kto podszed bliej i niesamowicie twardym buciorem kopn j w bok. Oshee
posusznie przeturlaa si na plecy, pokazujc, e nie ma niczego ukrytego w doniach. Usiowaa
otworzy oczy. Niewiele z tego wyszo. Ledwie szparki, przez ktre widziaa same sylwetki. Ta,
ktra j kopna, pochylia si wanie i podniosa jej bukak.

- O, ja ci pierdol! Ona ma tu jeszcze troch wody. - Potrzsaa bukakiem energicznie. Nie jest taka do koca zagubiona.
- Ma jeszcze wod? Ban, jeste pewna, e to nie siki?
- Chcesz sprbowa, Sari? A moe pani kapral askawie poprbuje?
- Szeregowa. Ocucie j!

Dziewczyna o imieniu Ban wyja zatyczk z bukaka i wylaa reszt wody na twarz
lecej.
- No, jak masz na imi, kochanie? - zapytaa grzecznie.
- Oshee.
Zarobia potny kopniak w brzuch.
- No to witaj na Zych Ziemiach, Oshee - rozemiaa si tamta. - I zaraz si dowiesz,
dlaczego te ziemie nazywaj zymi.
Odpowiedzia jej miech kilku innych dziewczyn. Dziki wodzie Oshee moga szerzej
otworzy oczy. Teraz dopiero zobaczya swojego oprawc. Dziewczyna miaa na sobie
przedziwny mundur w biae, te i brzowe ciapki. Szerokie spodnie, lekk bluz, zasonite
czarnymi pytkami oczy i czapk z dugim daszkiem. Bya obwieszona ekwipunkiem. Paski,
kabury, pokrowce, jakie chusty, siatki, to wszystko tworzyo nierozrnialny kb dziwnych
ksztatw. W rkach miaa karabin z dug luf, te niezwyky, takiego zwiadowca te jeszcze
nigdzie nie widziaa.
- Kim...? - Odkrztusia z garda co, co je blokowao. - Kim jestecie? - odwaya si
zapyta.
- A co? Nie wida? - Tamte znowu zaczy si mia. - Wojsko Polskie, na twoje,
psiama, nieszczcie!
Lepszego ubawu chyba nie moga im dostarczy. Oshee dopiero teraz odwaya si
ostronie rozejrze. Dziewczyn byo pi, wszystkie w obcych mundurach, wszystkie z
karabinami o dugich lufach. Cztery z nich siedziay na wielbdach, jedna, Ban, staa tu obok.
Kto mg operowa na tych terenach, i to w dodatku tak dobrze wyposaony?
- Jestecie cesarskie? - zapytaa niemiao.
- Eee... Patrz! - Ban kucna przy pnagiej dziewczynie. - Kumate babsko. Nie adna
dzikuska.
- Jestemy cesarskie z urodzenia, no i narodu - powiedziaa jedna z dziewczyn, ktre
siedziay na wielbdach. - Ale zwerbowao nas Wojsko Polskie. Teraz suymy ludziom z
elaznych okrtw. Bo weterankom ze strzelcw pustynnych wietnie pac. Bogate bdziemy!
- Tak, Sari. - Ban wyja z chlebaka metalowy, byszczcy walec i zacza odkrca co
na jego kocu. - Bdziesz bogata, jeli ci tu nuda nie zabije. Bo po mojemu zdechniesz, zanim
si wzbogacisz.
- Jaka nuda? Zaraz przecie wbijemy t tu go na pal i wesoo bdzie do wieczora!
Oshee zasonia si odruchowo. Przecie wcale nie bya goa. Miaa szeroki pas tkaniny
przewizany na pasku wok bioder i opask na piersiach. Swj kombinezon rzeczywicie
musiaa zostawi w kryjwce, bo nie dao si w nim biec.
- Masz, pij. - Ban nalaa czego do nakrtki walca, ktry okaza si sporym kubkiem. Nawet zimne jeszcze.
Oshee przyja kubek i zbliya do ust. To nie woda! Zawarto pachniaa bardzo dziwnie.
- Nie bj si, to sok jabkowy, a nie trucizna. Przysyaj nam tu rne witaminy, ebymy
szkorbutu na pustyni nie dostay.
- Tia, w tym wojsku inne porzdki ni w cesarskim - powiedziaa Sari. - Pij, nie bj si.
Zatru si nie zdysz, bo przecie gdy wbijemy na pal, to wszystko z ciebie wycieknie i trucizna
nie zadziaa.
artuj, artuj, teraz ju wiedziaa. Wypia sodkawy, orzewiajcy napj, tak zimny, e
nie moga sobie wyobrazi, jakim cudem mona mie co o tej temperaturze na pustyni. Dla
pewnoci jednak rozejrzaa si, czy w pobliu nie ronie jakie drzewo ani nie ma adnego drga,
na ktry mona by j nabi. Na szczcie nie byo.

- Chcesz co zje?
Ban wyja z torby przypitej do biodra jaki byszczcy pakunek i zacza go odwija.
Zupenie jakby by zawinity w cieniutki metal. Nieprawdopodobne.
- Masz, to chleb z misem. Nie chcesz? Ja te tego syfu nie tykam, ale nam takie
przysyaj. To ci posmakuje. - Wyja z kieszeni na udzie inne zawinitko i znowu zacza
odwija, a waciwie zdziera cieniuteki metal. Bogowie, ile ona miaa na sobie wyposaenia i
wszelkich dbr. Te wszystkie kieszenie, kabury, torby i pokrowce co kryy. Obca onierz miaa
przy sobie jakie niewyobraalne zasoby poywienia.
- To czekolada. Masz.
Oshee dopiero teraz zauwaya, e Ban ma na doniach rkawiczki bez palcw. Ostronie
przyja podawane przedmioty. Poczua zapach. Gd szarpn ni tak silnie, e momentalnie
zapomniaa o strachu. Odgryza wielki kawa brzowej tabliczki i zacza gorczkowo u.
Bogowie! Czego takiego nie miaa w ustach nigdy w yciu. Co za rozkosz. Tak, to waciwe
sowo. Rozkosz! Zagryza chlebem z misem. ua jak moga najszybciej, dogryzajc co chwila
nowe porcje. Miaa ju policzki wypchane do granic moliwoci.
Dziewczyny na wielbdach wci si miay.
- Daj jej jeszcze kiszonego ogrka i ka popi jogurtem - krzykna Sari. - To j przesra
dokumentnie!
- Nie kpij, nie kpij. Nigdy nie zagubia si na pustyni?
- Na golasa? Nigdy!
Ale im dostarczya rozrywki. Te wyposaone przez jakiego nieprawdopodobnie bogatego
wadc dziewczyny chyba naprawd miay j za dzikusk.
- Skd jeste? - zapytaa Ban.
Oshee wskazaa rk kierunek, z ktrego przysza. Spowodowaa tym tylko nowy wybuch
miechu.
- Duo nam to powiedziao. No ale dobra, przeuj wszystko, zanim si udawisz, i
wstawaj. Zabieramy ci std.
Spojrzaa pytajco, lecz Ban nie odpowiedziaa. Palcem przesuna daszek pciennej
rogatywki tak, eby czapka zjechaa na ty gowy.
- No wstawaj, maa!
Pomoga Oshee stan na nogach, a potem podprowadzia do swojego wielbda.
- Wsiadaj.
Zwierz byo ogromne, wspi si na siodo trudno. Ban zaja miejsce z tyu i zmusia
wielbda, eby wsta. Gibn si tak, e mao nie spady. Oshee widziaa ju oczywicie te
wierzchowce pustyni, ale nigdy sama na czym takim nie jechaa. Na szczcie siedzca za ni
Ban zapaa dziewczyn w locie.
- Ale ty maa i lekka - powiedziaa. - Widz, e jeste kobiet, ale wygldasz jak dziecko.
Oshee milczaa, nie wiedzc, co powiedzie.
- Wszyscy u was tacy mali?
I jak tu wyjani? Nie chciaa mwi, e nie wszyscy przecie, a jedynie ci, ktrych
rekrutowano do dalekiego zwiadu, elitarnej jednostki wojskowej. Nie wiedziaa, jak tu, ale na
pewno gdzie indziej powiedzenie tego mogoby skoczy si wyrokiem mierci.
- Wcale nie jestem maa - powiedziaa ostronie. - To ty jeste dua.
- Ja? Chyba arty robisz. Duzi to s Polacy.
- Ta - mrukna jadca obok Sari. - Wielkoludy pieprzone.
- Jak to? - odwaya si spyta Oshee. - Jestecie Polakami czy nie?
- Polkami - poprawia j Ban. - Ju ci mwiam, suymy w Wojsku Polskim, wic

suchamy ich rozkazw. Ale my ze strzelcw pustynnych. Weteranki, dowiadczone na pustyni.


To nas z pocaowaniem rki do suby zwerbowali. I pac jak udzielnym ksiniczkom. Ale
suba taka sama i tu, i u cesarskich.
- Akurat taka sama - obruszya si Sari. - Jedzenia i zaopatrzenia potd. - Przesuna sobie
doni nad gow. - Mundury porzdne. I bro si nie zacina.
- To fakt. Te karabiny si nie zacinaj. No i moesz strzela do tego, co po prostu widzisz.
Bez wzgldu na odlego.
Obie obce dziewczyny wday si w dyskusj o wyszoci karabinu z lunet nad
pistoletem maszynowym na pustyni. Tu warunki inne ni w lesie, cel wida z daleka. Karabin
snajperski jest powolny w strzelaniu, ale tak celny i dalekosiny, e nikt nie zdoa nawet
podej, eby strzeli samemu.
Oshee niewiele rozumiaa. Z zaciekawieniem przygldaa si dziwnemu wzgrzu, ku
ktremu zmierzali. Wzgrze wydawao si sztucznym nasypem. Byo zbyt regularne i cigno
si w idealnie prostej linii od prawa do lewa. Tylko komu i do czego by potrzebny taki nasyp?
- Jak chcesz zobaczy prawdziw Polk, to zaraz twoje yczenie si speni - Ban
skoczya najwyraniej dyskusj o broni i powrcia do rozmowy ze swoim jecem. - Nasza
sierant jest Polk.
- Akurat! - parskna Sari. - To chyba na tej zasadzie, na jakiej ja jestem cesarzow.
- Nie gadaj. Ma ich paszport, ma ma Polaka.
- No i tylko dlatego mianowali j sierantem i teraz rzdzi terenem na wieleset
kilometrw dookoa.
- To duo? - odwaya si zapyta Oshee.
- Kilometr to tysic krokw - wyjania Sari. - To znaczy moich krokw na ten przykad, a
nie twoich, dzieciaku.
- Nie gadajcie na sierant, baby - odezwaa si milczca dotd dziewczyna z naszywkami
kaprala. - Weteranka jak my. I to z doliny Sait.
- Tak. Ale z piechoty! I to z korpusu, ktry cay zabito. A strzelcw pustynnych nigdy nie
pokonano. - Ban poklepaa kolb swojego karabinu snajperskiego. - A teraz to ju nawet po
prostu niemoliwe.
- Zawistnice! - skwitowaa t wypowied kapral. - A nie przychodzi wam do gowy, e
Polacy po prostu zupenie nie maj ju ludzi? Przyjmuj kad weterank na tyle kumat, eby
zdaa egzamin. A jak same wiecie, trzeba by strasznym matoem, eby go nie zda.
Ban zacza chichota.
- I dziki temu po raz pierwszy w historii Wojsko Polskie skada si z samych bab!
- Przynajmniej tutaj - zawtrowaa jej Sari.
Wielbdy dotary na szczyt wzgrza i Oshee doznaa szoku. Na nasypie uoono dwie
sztaby metalu niewiarygodnej wprost dugoci. Przymocowane do drewnianych, rwno
ociosanych bali, cigny si w jedn i w drug stron, a niky po prostu w jakiej szalonej
perspektywie. Bogowie! Kto by na tyle bogaty, eby uoy sobie ot tak tyle elaza na pustyni?!
Nie moga uwierzy w to, co widzi.
- Po to przysza? - zapytaa Ban. - To chciaa zobaczy?
Wielbdy przekroczyy nasyp i przedostay si na szerok kamienn drog. Sdzc po
stanie nawierzchni, droga bya nowiuteka. May oddzia skrci w prawo i powoli ruszy w
stron drewnianych wie straniczych.
- Pamitaj, szpiegu. - Ban dotkna ramienia Oshee. - Jeli chcesz podej do naszej bazy,
musisz i drog. Wok na piasku s pola minowe. Nadepniesz na ukryt min i polecisz do
swoich Bogw zda raport. Ale nie od razu. Urwie ci nogi albo rce, twarz porani i bdziesz

dugo zdycha. Mniej wicej w tej odlegoci od pierwszych umocnie musisz ju wej na drog
i i tak, eby warty ci widziay. Rozumiesz?
- Uwaasz mnie za szpiega i mwisz mi takie rzeczy? Zaraz mnie zabijecie, tak?
- Nie zdaaby polskiego egzaminu. Popenia bd logiczny.
Oshee wykrcia gow i spojrzaa na tamt zdziwiona.
- Dlaczego?
- A po co wyjania cokolwiek komu, kto ma by zaraz zabity? Mogabym ci oczywicie
co mwi, eby ci na przykad poniy przed mierci. Ale czy czujesz si poniona moimi
wyjanieniami?
Oshee umiechna si po raz pierwszy tego dnia. Niele zarazy wyszkolone. Inteligentne
bestie na tych wielbdach. Teraz uwierzya, e dziewczyny wybrane z szeregw strzelcw
pustynnych naleay do elity.
- Przepraszam - mrukna. - Nie mam dzi najlepszego refleksu.
- O? - zdziwia si Ban. - Nie jeste tak dzikusk, na jak wygldasz.
Oshee nie odpowiedziaa, obserwujc rzd drewnianych supw obok drogi, spitych
jakim drutem. Baa si zapyta, co to jest. Powoli zbliali si do pierwszych umocnie. Ze
zdziwieniem zobaczya, e skadaj si z workw wypenionych piaskiem, uoonych jeden na
drugim. Przedziwne rozwizanie, jakiego nigdy dotd nie widziaa. Czua pewien podziw dla
jego prostoty. No i tanioci, ktra bya nieporwnywalna chyba z niczym innym.
Za umocnieniami jednak onierze nie wystawili posterunkw. Zreszt po co mieliby
tkwi tu w upale? Wartownicy na wysokich wieach widzieli przecie wszystko, co mogoby im
zagraa. Sam fort nie by zbyt okazay. Poza stanowiskami obronnymi skada si z duych
magazynw, koszar i drewnianego budynku pomidzy kamienn drog a nasypem, na ktrym
leay dwie elazne sztaby. Nad budynkiem widnia wielki napis, ktrego znaczenia nie moga
odgadn.
Ban zauwaya, e Oshee patrzy w stron tablicy.
- Zsiadamy.
Wielbdy zatrzymay si przed wejciem do drewnianego budynku. Sprawnie zaczy
klka, a Oshee znowu o mao nie poleciaa na ziemi przez eb zwierzcia, ktre j wiozo. Na
szczcie Ban chwycia j za rami i sprawnie postawia na ziemi.
- Chod z nami - powiedziaa. - I nie bj si. Sierant nie je dzikusw na obiad.
Caa grupka wspia si po drewnianych schodach. Sari otworzya drzwi i wesza
pierwsza do duego pomieszczenia stacji. O dziwo, w rodku byo troch chodniej ni na
zewntrz. Pod sufitem poruszao si kilka dziwnych migie.
- A co to ma znaczy?!
Zza aurowego przepierzenia wysza do nich moda, pewna siebie kobieta. Nie bya zbyt
adna, ale pociga twarz mwia, e z ca pewnoci nie brakuje jej charakteru. Miaa na sobie
nie zwyky maskujcy mundur jak pozostae dziewczyny, ale eleganck marynark ze zocistymi
naszywkami na rkawach i spdnic do kolan. Elegancki pas mia koalicyjk, a skrzan kabur
kryjc pistolet wypastowano na poysk. Pantofle zamiast wojskowych buciorw, pomalowane
na czerwono usta i takiego koloru paznokcie robiy wraenie. Oczy podkrelia gbokim
cieniem, a szyj omotaa eleganck, zwiewn chust. Wida byo, e to wadczyni, pod ktrej
rozkazami jest teren cigncy si na wieleset kilometrw wok. Oshee pochylia gow w gecie
penym szacunku.
- Pani sierant, chciaymy zameldowa... - zacza kapral, ale nie dane jej byo
dokoczy.
- Milcz! - Sierant prawie nie podnosia gosu. Tak jak cesarzowa chyba. Czu byo styl

wielkiej wadzy. - Nie odzywaycie si od prawie doby, gupie siksy!


- Bo nam si lampa w radiostacji stuka.
- Jak to stuka? Cocie z radiostacj robiy?
- No si wytrzsa na wielbdzie i lampa w niej pka.
- Pewnie na socu bya i si nagrzaa! Tyle razy mwiam, eby nie trzyma rodkw
cznoci pod palcym socem! Tyle razy!
- Ale...
- adne ale! Przez ca dob nie daycie zna, e yjecie. Ju chciaam wiatrakowiec
wezwa, eby go posa za wami, gupie dupy! Ja mam tu, kurwa, polski regulamin! I musz si
go trzyma!
Wywiczony umys zwiadowcy, jakim dysponowaa Oshee, notowa fakty: oni mog
wezwa jakie wsparcie, ktre moe pomc wysunitemu oddziaowi w cigu jednej doby.
Szybko, psiama! I jakim cudem?
Drgna, kiedy wzrok wadczyni spocz na niej.
- Kto to jest?
- Dzika jaka - odpara Ban.
- Czemu goa?
- Nie wiem.
- Przecie nawet dzikusy nie a w tym socu na golasa. Miaa jak bro?
- To miaa. - Ban podaa pani sierant bukak zwiadowcy. Ta przygldaa si
przedmiotowi z uwag.
- Na pewno nie cesarskie ani polskie. To take nie gwno, ktre mogliby wydzierga
dzicy z niewyprawionych skr.
- Tak jest! A poza tym ona jest do kumata, pani sierant.
Wadczyni podniosa swj badawczy wzrok.
- Jak masz na imi? - zapytaa cicho.
- Oshee, wielka pani!
- Mores zna - powiedziaa Sari. - To nie dzikuska, ktr na przeszpiegi przysa jaki
kacyk albo szaman.
- Dobra, dobra. - Sierant chciaa sama sprawdzi. - Skd jeste?
- Stamtd. - Qshee natychmiast pokazaa kierunek, skd przysza.
- Nie bd taka sprytna. - Sierant cofna si pod cian i wzia do rki tyczk
miernicz. Podesza bliej i podaa j dziewczynie. - Przytknij do tego czoo i okr si wok
niej par razy - powiedziaa wesoo. A kiedy Oshee skoczya si krci, powtrzya pytanie: Skd przysza?
- Stamtd. - Zwiadowca wycigna rk dokadnie w t sam stron co poprzednio.
Troch oczywicie krcio jej si w gowie, ale nie miao to adnego wpywu na jej orientacj w
przestrzeni. Bya zbyt dowiadczona, eby j zdezorientowa tak dziecinn sztuczk.
Ban gwizdna cicho, ale z duym podziwem.
- Dobra jest.
- A moe wymienisz jak nazw geograficzn? - zapytaa sierant. - Skd pochodzisz?
- Z Nayer, wielka pani - skamaa natychmiast.
- A gdzie to, do zarazy, jest?
Zwiadowca si nie dziwi, zwiadowca nie wyraa swojego zdania ani opinii, zwiadowca
moe jedynie notowa fakty w pamici, eby przekaza wszystko dowdcy. Tote na twarzy
Oshee nie ukaza si nawet cie niebotycznego zdziwienia. Kobiety, ktre j otaczay,
najwyraniej nie miay pojcia, gdzie jest Nayer. A to rodzio w gowie fundamentalne pytania o

los caej jej cywilizacji. Ale zwiadowca nie jest od udzielania odpowiedzi na adne pytania. Ma
dostarczy swoj wiedz tym, ktrzy j wysali. Teraz jednak dziewczyna zacza si modli.
eby tylko opatrzno pozwolia jej wrci i zameldowa. To, czego si dowiedziaa, mogo
stanowi o yciu lub mierci jej kultury.
- Nie chcesz powiedzie, to nie mw. - Sierant wzruszya ramionami. - A ty, Sari, wylij
swoj radiostacj do warsztatw najbliszym pocigiem.
- Mogabym sama wymieni lamp, gdybym tylko miaa...
- Ty ju mi wymienia koo w aziku. A kiedy odpado na wydmie, to przez ciebie
musiaam i w upale sze kilometrw na piechot.
- Oj, bo to te ruby takie dziwne jakie... Nie jak gwodzie u kowala.
- Aha, to ty zerwaa gwinty, walc w ruby motkiem? - Sierant uniosa brwi w
zdziwieniu. - Lampy, zapewniam, jeszcze bardziej dziwne. Odelij radiostacj najbliszym
pocigiem. I tylko nie do kowala, prosz.
- Tak jest!
Sierant obja Oshee ramieniem i pocigna za sob.
- No i widzisz, z kim ja si musz uera na tym zesaniu - westchna. - Te dziewczyny
ze strzelcw pustynnych s takie pdzikie.
No tak, tak. Nie ma to, jak kiedy ju na wstpie podkreli si wasn wyszo i obycie w
szerokim wiecie. A najatwiej to si robi w porwnaniu z czyj zaciankowoci.
Krtymi schodami weszy pitro wyej, na ocieniony pciennym dachem taras nad
stacj. Byo tu znacznie chodniej. Normalne zjawisko na pustyni: im wyej, tym zimniej. Kady
dowiadczony zwiadowca wie dobrze: chcc przey na rozpalonych piaskach, nie odpoczywa
si w gbokim cieniu pod ska, tylko pod oson nawet szmaty, ale na wysokim wzniesieniu. To
temperatura zabija, nie soce.
onierze z patrolu zostay na dole. Tylko Ban ze swoim karabinem o dugiej lufie
towarzyszya im w charakterze ochrony dowdcy.
- Nie przedstawiam ci si. - Sierant podesza do lnicego mosidzem, podunego
ksztatu przymocowanego do specjalnego trjnogu. - Na imi mi Maii. Przyjechaam na to
zesanie, o dziwo, z wasnej woli, bo od razu mnie awansowali do stopnia sieranta.
Czyby to miao znaczy, e przedtem bya szeregow? Tym przybyszom a tak
brakowao wasnych ludzi? Niesamowite.
- Tak, tak, ja te nie sdziam, e przyjdzie mi w yciu rzdzi obszarem wielkoci
maego pastwa, na ktrego terenie niczego jednak nie ma. Poza olejem skalnym w duych
ilociach. Za to kiedy odsu swoje, to wracam w stopniu chorego na etacie porucznikowskim.
Ot co! -Sierant podniosa palec, podkrelajc wag tej informacji. - Will sobie chcemy z
mem wybudowa nad morzem. Do Polski chyba nie wracamy. Tu wiksze moliwoci.
Oshee nie komentowaa. Cho miaa wraenie, e kobieta w eleganckim mundurze w tej
jakiej prawdziwej Polsce nigdy nie bya. W kadym razie na pewno nudzio jej si tu potwornie,
skoro przygodnemu zwiadowcy opowiadaa takie rzeczy. No tak, ale obcy zwiadowca jest chyba
jedynym czowiekiem, ktry kadej informacji wysucha z niesabnc uwag. Taki, sowem,
suchacz idealny. I wyali si mona, i ponarzeka, a on cienia znudzenia przecie nigdy nie
okae. To akurat rozumiaa.
- No i widzisz - cigna Maii. - Czowiek w tym zapomnianym garnizonie wiruje z
nudw, musi gada albo z dziewczynami, ktre motkiem radiostacj naprawiaj, albo z takimi
jak ty koczownikami, ktrzy ani be, ani me. Cho na inteligentn wygldasz i nie wiem, dlaczego
gupola chcesz udawa. Ale twoja wola, mam to w dupie. Musz powtrzy tylko to, co
wszystkim szpiegom mwi. I nie bj si, wszystkich wypuszczam, eby wieci do swoich

wodzw zanieli.
Oshee wci zachowywaa kamienny wyraz twarzy. Zwiadowca nie okazuje emocji.
Wystarczy, e wszystko zapamita.
- Sytuacja wyglda tak. - Maii umiechna si smutno. - Wiemy, jakie legendy kr o
nas wrd koczowniczych plemion. Wiemy, co myl o szynach kolejowych i elektrycznych
izolatorach, ktre widz na supach. I wiemy te, o jakie niezmierzone bogactwa nas
podejrzewaj. To wszystko prawda. Jest tylko jedno ale.
- Ale? - Oshee w pierwszej chwili nie zrozumiaa.
- Ale to wszystko jest nie do wzicia - umiechna si sierant. - Z tym e wolimy z
koczownikami pj na ukad, ni zabi was wszystkich.
Stojca z boku Ban poklepaa znaczco swj karabin, ktrego kolb opara o wysunite
na bok biodro.
- Bo tak si sprawy maj: wiem, e porcelanowe izolatory na supach s strasznie fajne i
przydatne do wyrobu miliona niezwykle piknych rzeczy, ale jak mi kto cho jeden sup zwali,
to ka zamordowa cae plemi. Potraktuj mnie powanie. Tu pod kadym supem
rozsypujemy dla was porcelanow stuczk, moecie bra, ile chcecie. A jak zabraknie, to
przyjdcie do nas. Damy stuczki, ile zdoacie unie! Ale za zwalony sup ka pola z
powietrza napalmem! Ty w ogle wiesz, co to jest napalm?
- Nie, wielka pani.
Maii zamylia si na moment.
- Suyam kiedy w korpusie, ktry wkroczy do Wielkiego Lasu w dolinie Sait. Potwory,
ktre tam yy, zabiy cay korpus. Cay! A potem wystarczya jedna gupia bitwa z RP, ktra
skoczya si tym, e zrzucono na nie napalm z powietrza. I wszystkie grone potwory spony
w jednej chwili. Napalm przykleja si do ciaa. Nie mona go zgasi, nie mona odklei, nie
mona nic poradzi. Czowiek ponie powoli, warstwa po warstwie, a do koci. Rozumiesz?
Oshee przytakna.
- Lepiej wic nie naraa si na to. Bierzcie stuczk, nie walcie supw. Nie tykajcie
szyn. Chcecie elaza? Chcecie blachy? Nie ma sprawy, po dowiadczeniach w Kong ju wiemy,
jak to rozwiza. Tam jest mietnik. - Sierant wskazaa miejsce, gdzie znajdowa si wielki d
wypeniony odpadkami. - I tam jest wszystko. Puszki po konserwach, farbie, smarach, oleju,
kanistry, wiadra, beczki, stare gwodzie, nakrtki, drut i caa masa metalu w najlepszym gatunku,
gotowego do uycia. Wszystko, co si nam popsuo albo jest niepotrzebne, znajduje si tam i
moecie sobie to zabra. Za darmo, w dowolnej iloci, kiedy chcecie. Cae to niezmierzone
bogactwo moecie sobie bra w kadej chwili. Ale jeli tkniecie mi cho jeden sup albo jedn
szyn... Ka zabi was wszystkich. Zrozumiaa?
- Tak, wielka pani.
- Ukad uczciwy. A nawet powiem, e jeli was gd przycinie albo jakie nieszczcie
si wydarzy, to wam damy troch arcia na przetrwanie. Przyjdcie i poprocie, a na pewno co
dostaniecie. My te jestemy ludmi i warto z nami gada. Rozmawia, nie kra. Jeli
przyjdziecie w dzie, drog i bez broni, dogadamy si. Z pustymi rkami nie odejdziecie. Ale
jakby wam przysza myl o rabunku noc...
Maii zawiesia gos w znaczcym niedopowiedzeniu.
- Nie radz noc przez pustyni. Tam pola minowe, zasieki i to. - Uja donie Oshee i
pooya na rkojeciach podunego przedmiotu na wielkim trjnogu. - To zwyky karabin. A
raczej nie taki zwyky. O, tu jest chodnica z wod, tu pokrywa zamka, tu pojemnik, ktry
zawiera tam z amunicj. Strzel sobie, co?
- Sucham?

- No strzel sobie. Tu jest spust, nacinij i trzymaj, trzymaj, trzymaj. Nie puszczaj.
Oshee, skoowana natokiem informacji, nacisna spust do oporu. Karabin zacz hucze
oguszajco, wstrzsajc masywnym trjnogiem. Bro palna nie bya jej obca, spodziewaa si
wystrzau, ale to?! On strzela bez przerwy! Przez cay czas! Jednostajnie! Widziaa gejzery
piasku gdzie daleko na wydmach, oguszajcy ryk paraliowa wszystko wok.
- No dalej! Dalej! - krzyczaa Maii. - Nie wyczerpie si!
Tego uczucia nie mona byo z niczym porwna. Nieprawdopodobna moc znalaza si w
rkach zwiadowcy. Moc ludzi? Moc Bogw? Piorunujca wszechwadza?
Musiaa trafi w t jak min, bo na pagrku w oddali co eksplodowao nagle,
wyrzucajc w gr zway ziemi. Odskoczya do tyu przestraszona. W dzwonicej w uszach ciszy
sierant znowu pooya jej do na ramieniu. Przycigna do siebie, przytulia.
- No i co? Chciaaby atakowa nasze pozycje, brnc przez pole minowe i zasieki wprost
na to metalowe bydl strzelajce bez koca? Chciaaby pozna to uczucie?
- Nie!
- To powtrz swojemu kacykowi, e jeli przyjdzie drog za dnia, bez broni, to si
dogadamy. Duo dobra od nas wyniesie. Ale jak mi zwali cho jeden sup telegraficzny, to zabij
jego, jego on, jego dzieci i wszystkich krewnych. Spal cae koczownicze plemi! I powtrz
mu, e napalmu nie da si zgasi i nie mona go odklei od ciaa. Zrozumiaa?
- Tak, wielka pani.
- I powiedz mu jeszcze, e mog kaza przywie tu byskawicznie wojsko pocigiem. A
pocig jest jeszcze gorszy. On ryczy, robic takie Uuuu!. - Sierant w teatralnym gecie uniosa
gronie rce. - Albo gwide tak, e ludzie guchn na zawsze!
Stojca obok Ban skrzywia si lekko. Potem zrobia min w stylu: Ona ju
wystarczajco nastraszona.
Zwiadowca nie jest od okazywania uczu ani jakichkolwiek emocji. Ale jeeli kto chce,
eby si ba, to czemu nie. Mona na pokaz okaza i strach, i przeraenie. Zwiadowca nie ma
honoru. Jak ka liza stopy i baga o lito, to bdzie liza i baga. Celem jego ycia jest
dostarczenie zdobytych informacji, a to, czego Oshee dowiedziaa si teraz, byo na wag ycia i
mierci. I za to mona byo zapaci kad cen. A ci tutaj chcieli tylko, eby si baa. Wic si
baa. Caa dygotaa nawet, usiujc tylko nie przesadzi z nadmiern ekspresj.
- No dobra. - Maii westchna ciko, widzc, e cel zosta osignity. - Wicej ci nie
mwi, bo nie zapamitasz.
Podniosa gow.
- Ban, dajcie jej co do zjedzenia i wod. A potem odwie j troch, gdzie bdzie chciaa.
- Dobra. A mog wzi azik?
- Bierz. Tylko nie majstruj motkiem przy rubach.
- Gdzie tam, od tego Sari jest przecie.
Ban chwycia Oshee za rk i podprowadzia do krtych schodw.
- Na d - rozkazaa.
Pitro niej nie byo ju onierzy z patrolu. Pewnie poszli odpoczywa, jedynie Ban
miaa jeszcze zadanie do wykonania. Zdja z haka spor pcienn torb i podaa zwiadowcy.
- Masz tu troch jedzenia i wod. A poza tym sznury korali dla waszych kobiet,
wiecideka dla wodza i jego kumpli i rne tam takie paciorki z byskotkami. Powinno si
waszym spodoba.
Oshee posusznie przyja torb. Niestety, i tak bdzie j musiaa zostawi na wydmach.
Cho moe i dobrze. Wtpia, eby paciorki i koraliki znalazy uznanie w dowdztwie dalekiego
zwiadu. Chocia znajc niektre baby stamtd... kto wie?

- Chcesz co jeszcze? Jak pamitk? Cokolwiek, co nastroi ci do nas przyjanie?


- Ja wiem, e jestecie przyjazne, wielka pani - powiedziaa.
Oshee doceniaa starania. Lecz w duchu i tak wiedziaa, e pokaz moliwoci metalowego
bydlaka pitro wyej, i to dokonany wasnymi rkami, by bardziej przekonujcy od
jakichkolwiek koralikw i wiecideek.
Wyszy na zewntrz i ruszyy wzdu niewielkiej uliczki prowadzcej do bramy pomidzy
magazynami. Oshee podziwiaa przemylno tych onierzy tutaj. Kazano im chroni t lini
supw. Tubylcy niszczyli supy, podajc porcelanowych izolatorw. Co wic naley uczyni?
Sprawi, eby porcelanowe cacka stay si na rynku bezwartociowe. Rozrzuca w duych
ilociach pod supami. Bierz, ile chcesz, jeden z drugim. A chcesz drutu? To przyjd do nas i we
sobie ze mietnika. Te ile chcesz. Ale niczego nie niszcz. Bo... I tu nastpuje kulminacja
programu dla wycieczek. Oto nasza bro. Ale nie tylko moesz popatrze. Postrzelaj sobie sama.
Zobacz, jak atwo zabija si ludzi. Dziesitkami. Setkami. Tysicami. Strzelaj, strzelaj, nie
wyczerpie si! Sama zobacz. Zobacz, jakie to proste. A teraz, gdy ju czujesz to, co czuje
celowniczy tego metalowego bydlaka, wyobra sobie, co czuje ten, kto z przeciwnej strony
biegnie w kierunku celowniczego. Pod jego ogniem.
Tu przy bramie czeka na nich przedziwny wz z ogromnymi koami. By cay z elaza.
Nie mia dyszla. W rodku na odkrytej pace siedziay dwie mode dziewczyny z karabinami. No
tak. Jak w kadej armii, najgupsze zadania ochrony powierzano najmodszym rekrutom. I jak w
kadym wojsku, w kadym kraju, wszdzie bez wyjtku najmodsi nie mieli protestowa.
- Wsiadaj. - Ban zaja miejsce z przodu, z boku, przed koem osadzonym na metalowej
erdzi.
Zrobia co i wz zacz warcze. A potem nagle ruszy. Ttno Oshee skoczyo nagle do
bardzo wysokich wartoci, ale usiowaa nie da niczego po sobie pozna. Powinna przewidzie,
e skoro kto ma karabin, ktry strzela bez koca, z ca pewnoci musi te mie wz, ktry
rusza od razu z ogromn prdkoci i bez pomocy koni. Gdy wyjechali za bram, okazao si, e
koa nie turkoc na kamiennych pytach drogi. Spod pojazdu dochodzi tylko lekki szelest. Oshee
wychylia si, chcc zerkn z boku. No tak. Koa byy mikkie!
Ban zauwaya jej ciekawe spojrzenie. Umiechna si lekko.
- Gdzie ci podrzuci? - zapytaa.
Oshee po raz kolejny pokazaa ten sam kierunek. Bya nie do zdarcia, jeli chodzi o
konsekwencj i orientacj w przestrzeni.
- Inteligentna jeste - powiedziaa szeregowa, ktra siedziaa przy kole, najwyraniej
sucym do sterowania pojazdem. - Ja co prawda nie jestem tak perfekcyjnie polska jak Maii,
ale swj instynkt mam. I czsto widz wicej ni sierant.
- Czy to dla mnie oznacza co zego?
- Nie. Mam w dupie, kim naprawd jeste.
Oshee zerkna w bok, chcc sprawdzi, czy tamta mwi powanie. Ze zdziwieniem
stwierdzia, e najwyraniej tak.
- Widzisz, poza tym, e werbowali nas, bo jestemy weterankami, znamy pustyni, burza
piaskowa nas nie przestraszy i nie pogubimy si na wydmach, to jeszcze zrobili nam egzamin.
Przyjmowali tylko te, ktre go zday.
- Najlepsze?
- Wanie nie. Najbardziej inteligentne. Ale po tym jeszcze zrobili nam kurs, gdzie
wszystko bez krcenia i kamstwa wyjanili. W prostych sowach, ebymy mogy skuma.
- Co wyjanili?
- O co im chodzi. Te najbardziej byskotliwe pojy. A reszta wystarczy, e zapamitaa.

Oshee zrozumiaa, e mwic to, Ban od razu stawia si w szeregu tych byskotliwych.
Niech jej bdzie. Moe i miaa racj, a w kadym razie mwia jak kto naprawd inteligentny.
- A co trzeba, eby zrozumie czy zapamita?
- e to nie armia mistrzw ani geniuszy. e robic swoje, nie musisz by najbardziej
bohaterska ani najbardziej przebiega. Dlatego te Maii nie wnikaa, czy jeste crk kacyka, czy
wysa ci tu plemienny szaman, czy sztab wywiadu jakiego mocarstwa. To bez znaczenia.
Oshee nie za bardzo chciaa uwierzy. Ale te miaa swj instynkt zwiadowcy. I czua
doskonale, e Ban mwi szczerze.
- Nie jest wane, czy kady element maszyny jest idealny i najlepszy. Wane, eby zbir
tych elementw dziaa zawsze tak samo, w powtarzalny sposb. A temu wanie su cise
procedury.
- I dlatego nie wnikacie, kogo znajdujecie na pustyni?
- Wanie tak.
Trudno to byo zrozumie. Ale po dugim zastanowieniu mona byo domyli si sensu.
Zadziwiajcego, odlegego w sposobie mylenia, obcego, ale sensu. W kadym razie Oshee
zastanawiaa si nad tym, co usyszaa, kiedy zjechali z kamiennej drogi i ruszyli wrd piaskw
pustyni w stron nieodlegych wzgrz.
azik sprawowa si na piasku doskonale. I cho unikali co wikszych wertepw,
wtpliwe byo, eby t tras mg przejecha normalny wz zaprzony w konie. Nie bez
przyczyny koczownicze ludy uyway tu wielbdw. Szybko jednak, ktr mg rozwin
patrol, pozostawaa niedosina dla wszystkich zwierzt z wyjtkiem ptakw. Wzgrza rosy w
oczach. Potem azik zatrzyma si na szczycie niskiego pagrka.
- Tyle ci wystarczy? - zapytaa Ban.
- Tak. - Oshee wyskoczya na piach. - Dzikuj.
- Do usug. Obojtnie komu, ale powtrz dokadnie wszystko, co tu widziaa.
- Z ca pewnoci powtrz.
- A moe chcesz jednak co na pamitk? Tak dla siebie? - Ban rozgldaa si po wntrzu
azika.
Zwiadowca nie ma zachcianek. Zwiadowca nie moe by chciwy, nie moe mie chci
posiadania czegokolwiek ani potrzeby zbierania pamitek. Zwiadowca nie ma prawa poda
adnych dbr! A jednak Oshee zamaa si po raz pierwszy w yciu.
Jakby wbrew sobie, wycigna do w stron czapki szeregowej.
- Bardzo chciaabym mie to. - Pokazaa palcem.
- Moj rogatywk? Ale, dziecko, na niej jest orze, godo. Nie mog ci jej da.
- Nie, nie czapk. To!
Ban signa do czoa, macajc doni, co ma tam tak szczeglnie cennego. Po chwili
wybucha miechem.
- Ach! Gogle? - cigna przymocowane nad daszkiem okulary na gumce i podaa
dziewczynie. - Masz. Magazynier daruje mi tak drobn zgub bez problemu.
Oshee nie miaa czapki, lecz byskawicznie zaoya gogle na czoo. Jej szybko
rozmieszya wszystkich na pace azika.
- No to egnaj! - Ban przekrcia okrg na metalowej erdzi i ruszya, zawracajc, a koa
pojazdu wyrzucay w gr fontanny piasku.
Oshee odwrcia si powoli i ruszya ku wzgrzom. Dziki podwiezieniu do kryjwki
miaa ju blisko. Zerkna na soce. Stao jeszcze wysoko na niebie. Wystarczajco wysoko. Nie
byo wic na co czeka. Biegnc truchtem, dotara do swojej jamy na skalistym wzgrzu.
Najpierw trzcinki. Wycigna je wszystkie z ukrytego pod kamieniami pokrowca. Wbijaa je w

podoe jedn po drugiej, sprawdzajc, czy skrawki szmatek przywizane do kocw mog
przekrca si razem z podmuchami lekkiego wiatru.
Dziki tej konstrukcji ju widziaa powiewy. Doskonale. Teraz kombinezon. Musiaa
pozby si wszelkich zbdnych ciarw, wic zostawia torb ze wiecidekami od Maii. Zdja
te wasn bielizn (wcale przecie nie bya dotd goa, jak chciay tamte!) i odrzucia pod skay.
Oczywicie nie pozbya si tego cudu Bogw, jakim byy jej nowe gogle. Na nagie ciao naoya
gruby i ciepy kombinezon.
Latawca nie moga ukry pod kamieniami. Czeka na ni na samym szczycie wzgrza.
Oshee sprawdzia wszystkie wizania i spokojnie usiada przy nim, czekajc na odpowiedni
wiatr.
Ci, ktrzy nigdy nie prbowali, mwi, e grube i ciepe ubranie nie jest odpowiednie na
siedzenie w upale. Nie maj racji. Jeli czowiek tkwi nieruchomo, nigdzie nie azi i niczego nie
robi, nie produkuje ciepa sam z siebie, wtedy gruby kombinezon dziaa jak termos. Nie czu
upau. Mona siedzie w wysokiej temperaturze znacznie duej ni na golasa. Pod warunkiem
jednak, e promienie soca nie padaj bezporednio. A Oshee siedziaa przecie w cieniu
skrzyda wasnego latawca.
Pierwszy ostrzejszy podmuch zauwaya pnym popoudniem. By na tyle silny, e
poczua go nawet na skrze policzka. Skrawki szmatek na trzcinowych wskanikach ju taczyy
jak oszalae. Oshee wstaa szybko i ostronie zacza przywizywa si do skomplikowanej
uprzy. Jeszcze chwila. Sprawdzia wszystkie wzy. Ju. Skrawki taczyy dziko we wszystkich
kierunkach, ale jej dowiadczenie pozwalao odczyta te ruchy. Oshee dosownie widziaa wiatr.
Zrobia kilka krokw, wyczuwajc ciar latawca. Wszystko w porzdku. Uwanie obserwowaa
skrawki szmatek na wbitych w podoe trzcinach.
Nagle chaotyczne podmuchy zamieniy si w potniejszy powiew. Jeszcze nie cig, ale i
cigu tu, na ziemi, nie potrzebowaa. Lewo? Prawo? Jak to przewidzie? Nie da si przewidzie.
Trzeba zobaczy.
Ju! Dostrzega to, czego potrzebowaa.
Zacza biec w d stoku. Robia tylko drobne kroki. Coraz szybciej, coraz szybciej.
Skrawki szmatek opotay na wietrze. I znowu to zobaczya. Teraz! Leciutko podskoczya nad
krawdzi uskoku, uniosa nogi, umieszczajc od razu stopy w odpowiednich olstrach. Latawiec
z szumem najpierw szarpn w d, a potem pooy si agodnie na lewe skrzydo, apic wiatr.
Jest. Wystartowaa. Lew doni zwolnia pierwszy szperacz. Skrawek ptna na cieniutekim
sznurku poszybowa szybciej ni ona. eby tylko nie zary w piach poniej, bo bdzie musiaa
nie to wszystko z powrotem na szczyt wzgrza. Ale nie. Nie unosia si jeszcze co prawda,
udawao jej si jednak utrzymywa wysoko. Wypucia drugi szperacz, z kontr. Oba malutkie
latawce na uwizi jakby rozpierzchy si na dwie rne strony. Wypucia wic trzeci, z
malekim ciarkiem balastowym. I znowu zobaczya wiatr. Czua go bardzo wyranie.
agodny skrt na prawo. Ktem oka dostrzega ptaka, ktry rwnie zatacza krgi. No to
wietnie. Prd wznoszcy! Przycigna troch swoje szperacze. Zacza si wznosi.
Umiechna si do siebie. Wznoszenie z kad chwil byo coraz szybsze. Wystartowaa.
Oderwaa praw do od szkieletu i opucia sobie gogle na oczy. Bogowie! Co za cud
techniki. Tak bardzo jej pomoe, kiedy znajdzie si wysoko, gdzie ostre, zimne wiatry wyciskaj
zy, przeszkadzajc w nawigacji. Ju nie bd!

ROZDZIA 10

Pozycja Randa zmienia si w sposb diametralny. Do paacu nie


wchodzi ju ani bocznymi drzwiami, ani pod oson polskiej delegacji. Dla niego przewidziano
teraz gwne wejcie, to z rzdami sypicych kwiaty sucych. Ogromn bram otwierali
tradycyjnie ubrani odwierni w strojach zaprojektowanych przed tysicami lat jeszcze przez
cesarza Luan i zupenie nietradycyjni marynarze z pistoletami maszynowymi w doniach, w
mundurach zaprojektowanych gdzie za Grami Bogw. Powiew nowego.
Z boku natychmiast pojawi si podrczny, ktry gnc si w ukonach, prowadzi Randa
dalej do miejsca, gdzie aktualnie znajdowaa si cesarzowa. C za mia odmiana po czasach,
kiedy musia przemyka si bokiem, usiujc nie natkn si na adn z wyej postawionych
speckurew. Nawet Aie moga mu teraz towarzyszy. Z pewnymi obostrzeniami: bez broni, bez
prawa odzywania si, ale jednak.
Oboje rozgldali si z ciekawoci, owic oznaki zmian, ktre wanie si dokonyway.
Minli na przykad biuro polskiego oficera cznikowego. Co niesamowitego. Oficer
cznikowy przy samej cesarzowej? Od kontaktw z obcym rzdem i jego przedstawicielami
tutaj jest przecie ambasador osobicie. Nikt niej! A jednak... Po zamachu okazao si, e sam
ambasador to za mao. Jego mona prosi, mona wezwa, mona i alarmowa, ale to wszystko
dziao si zbyt wolno. A tu potrzebny by chopak na posyki, na tyle jednak wadny, eby
uruchomi pewne mechanizmy samemu, nie czekajc na pozwolenie z gry. Funkcja z racji
bliskoci majestatu wyjtkowo honorowa, ale te wymagajca niezwykej orientacji w sprawach
wiatowych. Ciekawe, kogo wyznaczono na to bardzo odpowiedzialne stanowisko? Rand zdawa
sobie spraw, e oficer cznikowy to nie osoba, ktra tu czuwa, tylko biuro z obsug, ale kto
przecie tym rzdzi. Kto bra na siebie cay ciar decyzji. Kto taki?
- Panie? - Sucy pokaza drzwi komnaty, gdzie przebywaa cesarzowa, a potem
wymownie zerkn na Aie, dajc do zrozumienia, e nowomodne parasolki i ochroniarzy
zostawia si w szatni.
Dziewczyna skina gow i usuna si pod cian. Jeden z rosych marynarzy
uzbrojonych w zamorsk bro otworzy wielkie skrzydo. Jak za wojny, pomyla Rand,
wchodzc do rodka i od razu, z marszu, wykonujc gboki paacowy ukon. Cesarzowa czekaa
na niego. Gdzie w rodku poczu rozlewajc si fal radoci. No prosz. Dobry los sprawi, e
teraz ona czeka na niego. Na szczcie ukon pozwala wietnie ukry to, co malowao si na jego
twarzy.
- Wielka pani!
- Podnie gow!
- Pani...

- I jak sytuacja? Czego si dowiedziae?


Ale bya niecierpliwa. No tak, mg sobie przecie wyobrazi, co przeywa. Sama w
wielkim paacu, ze wiadomoci, e kto na ni czyha. Na oficjalnych spotkaniach, jak choby
tym z okazji otwarcia linii kolejowej na Ze Ziemie, panowaa nad sob idealnie. Ale tutaj? W
prywatnych komnatach nie chciaa ukrywa emocji.
- Specsuby s tak zaskoczone zmian sytuacji, e na razie nie przejawiaj jakiej
szczeglnej aktywnoci.
- Na razie?
- A mylisz, pani, e pogodz si z wyrwaniem im kw ot, tak sobie? Dziaalimy
ekstremalnie szybko i dlatego ulegli dezorientacji.
- Co jest w takim razie nie tak? - Cesarzowa podesza do misy pod oknem i wzia owoc
daktyla. - Przecie skoro zorganizowali spisek, powinni by przygotowani na kady obrt
sprawy.
Niebezpieczestwo! W gowie Randa jakby surmy bojowe zagray. Ta sprytna suka ju si
domyla, e co nie pasuje do mozaiki zamachu stanu. A za chwil dojdzie, e adnego zamachu
na jej osob nie byo. A si spoci. Na szczcie wadczyni wanie woya do ust lepk sodycz
i szukaa naczynia, w ktrym moga obmy pace. Najlepiej wic bdzie nie komentowa teraz.
Cho czu, e zaraz grunt moe mu si zapali pod nogami.
- Pani, sytuacja wyglda tak: siy specjalne tkwi generalnie w koszarach. Zmiana wadzy
nad nimi, wdraanie nowych procedur przekazywania rozkazw s w toku i zmierzaj do
rychego zakoczenia. Dosownie dni dziel nas od chwili, kiedy sztab generalny przejmie peni
wadzy na wojskami si specjalnych. Na papierze.
- Jak to na papierze?! - achna si i o mao nie zakrztusi daktylem.
- No co tu powiedzie...? Ich wojska tkwi w koszarach i dopki sytuacja wydaje si
uspokojona, wykonaj kady rozkaz sztabu generalnego. A jak dojdzie co do czego, to trzeba
zada sobie jedno pytanie. Jeli cokolwiek si zacznie, nie wiem, rozruchy, wojna domowa,
jakie wiksze zamieszanie, to nie wiemy, czyj rozkaz wykonaj, jeli do koszar dotr dwa. Ze
sztabu generalnego wojska i z kolegium szefw sztabw sub specjalnych. Czyj rozkaz zostanie
wykonany? Pojcia nie mam.
- To co naley zrobi, twoim zdaniem?
- Wysa wojska specjalne gdzie bardzo daleko. Na jak wojn. Byle hen, hen, za
grami, za lasami.
- adna wojna si nie toczy!
- Oj tam. - Machn lekcewaco rk. - Nowa wojna to nie problem.
- Po pierwsze siy specjalne nie s od tego, eby walczy na jakimkolwiek froncie ochodzia jego wojenny zapa. - A po drugie czym ja bd si broni w razie...
Nie dokoczya celowo. W razie czego wic? Wojny domowej? No to ciekawe, po ktrej
stronie w tej wojnie bd walczy siy specjalne? Rozruchw? O tak! Do tego mog si przyda.
Ale znowu nie wiadomo, komu oka lojalno.
- Pani, naszym wrogiem jest kolegium szefw sztabw si specjalnych. To dziesi kobiet,
ktre rzdz subami specjalnymi cesarstwa. To one zorganizoway spisek i to one sign po
nasze gowy, jeli okaemy sabo lub choby cie wahania.
- Wymowny jeste. Ale stracisz pewnie ten dar, kiedy spytam, jak je spacyfikowa.
- Nikt sobie z tym nie poradzi - mrukn. - Jakakolwiek prba zniszczenia tego sztabu
bdzie oznacza wojn domow. Bo suby specjalne s wszdzie.
- Tak mylaam. - Cesarzowa opucia gow, roztrzsajc co w mylach.
Ciekawe, czy wyrzucaa sobie, e praktycznie ca struktur bezpieczestwa w cesarstwie

opara na jednej jedynej subie, ktra od dawna sigaa po wadz. A Rand pojawi si
przypadkiem. Waciwie sam si zgosi i traktowano go praktycznie jak zabawk. I teraz na tej
zabawce trzeba byo si oprze. Na szczcie do gry doczya nowa sia. I o niej to wanie
musiaa myle cesarzowa.
- A Polacy? Jak zareaguj Polacy, gdyby cokolwiek si zaczo?
- To zaley od skali. Jeli to bdzie gupi zamach na ciebie, pani, to stan murem za
majestatem, tak jak to wanie zrobili. A jeli powstanie ludowe? A jeli wszyscy obrc si
przeciw tobie pewnego dnia? - Rand wzruszy ramionami. - Oni maj ukad z cesarstwem i maj
podstawy, by sdzi, e kady wadca na twoim miejscu ukadu dotrzyma, bo nieskoczenie
korzystny. Jeli tylko nowy bdzie pragmatykiem, niech sobie siedzi na twoim tronie. Im
wszystko jedno.
- Ich sia pozwala...
- Jaka sia, pani? - Rand odway si przerwa wadczyni.
- Napalm, gaz bojowy i co gorszego, o czym czasem wspominaj pgbkiem.
- Ale ta ich sia jest zbyt zabjcza, eby si z ni liczy. To mniej wicej tak, jakby
nauczyciel w szkole wobec krnbrnych uczniw mg zastosowa tylko kar mierci. adnej
innej. Wyobraasz sobie to, pani? Chod tu, chopcze, syszaem, e podczas lekcji uszczypne
koleg. Orzekam kar mierci! Zaraz wony zabije ci na dziedzicu. No przecie tak szko
nie da si rzdzi!
- No nie - przyznaa rozbawiona. - Ale da si j spacyflkowa w p modlitwy.
- Da si. A po co ci szkoa bez uczniw? Do czego ma suy?
Cesarzowa nie znalaza odpowiedzi. Rand kontynuowa:
- I to jest wanie to, e Polacy prowadz wobec nas bardzo nowoczesn polityk, My,
najedajc kogo, robimy z niego niewolnika. Oni nas najechali, czynic z nas hegemona! To u
nas jest przecie teraz rozwj, rozkwit i coraz wiksze bogacenie si. To my pierwsi na wiecie
mamy szans zerwa z widmem godu wrd prostego ludu. Czy pamitasz cesarstwo sprzed
dwch lat, pani? Szarpane z zewntrz, rozrywane od wewntrz, na krawdzi upadku?
- Teraz chyba nie jest lepiej, prawda?
- W gbi kraju jeszcze nie. Ale na wybrzeu...
- Dokonano zamachu na wadc, co wczeniej byo nie do pomylenia - teraz ona wpada
mu w sowo.
- Nie przerzucajmy si sowami - zaproponowa pogodnie. I zmieni temat: - Cokolwiek
bymy myleli o sytuacji, mamy cigle ten sam problem. Kolegium szefw sztabw si
specjalnych. Dziesi wrogich nam pa, nie do ruszenia i nie do zaatakowania w aden realny
sposb.
- No i sam mwisz, e nic im nie moemy zrobi. Na wszystko trzeba dugiego czasu,
tak?
- Niestety, wielka pani. - Wbrew sowom, ktre wypowiada, umiechn si jednak.
- Co? - nie zrozumiaa jego zachowania.
- Jeli pijak prosi ci o jamun, a ty, zmczona jego nagabywaniem, chciaaby, eby
da spokj, wtedy nic mu nie dawaj.
- Liczc na to, e zdechnie z godu? Ale to moe trwa i trwa. A on, zdesperowany, moe
si dopuci gwatownych czynw.
- Wanie, wic jest druga metoda. Daj, pani, pijakowi wielk sum. Niech si zapije na
mier.
Wadczyni zaoya rk na rk.
- Zabawne. Porwnujesz kolegium do pijaka?

- S natrtni, mog si dopuci gwatownych czynw - zacytowa jej sowa. - W aden


sposb nie moemy ich rozwiza, zlikwidowa jednym rozkazem ani dalej osabia. Wojna
domowa na wosku.
- C wic robi?
- Skoro nie moemy kolegium osabi, sprbujmy je wzmocni.
A podskoczya.
- Co?!
- Jak syszysz, pani. To dziesi spiskowczy dogadanych ze sob. Nie moemy ich
zdegradowa ani pozbawi wpyww. Wic sprbujmy doda im znaczenia i obowizkw. Tyle
e nie udwign ani splendorw, ani pracy. Nie moemy zmniejszy skadu kolegium, ale
przewidujc natok pracy, moemy go przecie zwikszy. Przeznaczy na to dodatkowe rodki. I
wyda rozkaz: kolegium ma by jeszcze potniejsze, jeszcze wiksze!
- Ach...! - zrozumiaa teraz. - Ty chcesz tam wprowadzi naszych ludzi?
- Do skadu kolegium? - Wzruszy ramionami i zaraz si skrzywi, bo wypado to do
obcesowo. - A w jaki sposb? Nie, to niemoliwe, eby tam wsadzi kogo spoza specsub. A w
specsubach nikogo nie mamy.
Potrzsna gow.
- To co chcesz zrobi?
- Po prostu. Twoim rozkazem i faktem, e dasz wiksze fundusze, zwikszy si skad
kolegium z dziesiciu czonkw do... pidziesiciu. A si posikaj ze szczcia te mode
speckurwy, co od lat czekaj na awans.
- Ale to bd ich ludzie!
- No to co? A mylisz, wielka pani, e tam u nich jest jednogono? Przecie podgryzaj
si wzajemnie, walcz ze sob, konkuruj. Kada ma swoj klik, swoje koleanki i... swoich
wrogw. - Zacz si mia. - A poza tym w spisku byo dotd dziesi bab. Teraz w kolegium
bdzie pidziesit. I co? Te stare maj wprowadzi w arkana tajnych dziaa czterdzieci
nowych naraz? A jeli trafi na jedn chocia patriotk? A jeeli ktra z nowych uzna, e w tej
rozgrywce stanie po twojej stronie, pani, bo bdzie to dla niej lepszy interes? Nie, nie, nie.
Pidziesit bab naraz nigdy si nie dogada.
Syszc t uwag, cesarzowa rwnie zacza si mia.
- Rand, Rand, Rand, czasami to si ciesz, e jeste po mojej stronie, genialny dzieciaku.
Usiowa nie zmienia wyrazu twarzy.
- Rwnie mdry - cigna - a moe nawet mdrzejszy ni mj kochany Izaak.
Aha! To znaczy, e oficerem cznikowym RP w paacu jest Rosenblum! Ulubieniec
kobiet, wygadany, elegancki, pragmatyczny do blu komandor Rosenblum. Rand podziwia
cynizm Polakw, ktrzy do kontaktw skierowali wanie jego. I dobrze.
Izaak Rosenblum by facetem, z ktrym dao si gada. Gada i dogada.

ysy szewc by zadowolony jak jasna zaraza. Najwyraniej pozby si caego trefnego
towaru, ktry wiz, pokonujc wszelkie przeszkody, bo po powrocie z rozmw w cechu kupcw
bawatnych podpiewywa sobie pod nosem i co chwila pociga yk z ukrytej pod szatami
butelki. Musia rano zrobi interes swojego ycia, bo sprzedajc po poudniu niepotrzebne ju
wozy i konie, nawet specjalnie si nie targowa.
A kiedy wieczorem przyniesiono mu spor skrzan torb, straci wszelkie hamulce i
zacz pi po to tylko, eby si upi.

- No co, dziewczyny? - Przysiad ju chwiejnie na wielkim krzele przy ku. - To


ostatnia noc razem. Jutro si rozstaniemy, wic moe si napijecie ze mn?
- Nie, dzikuj - odpara Kai. - Wdki nie pij. - Przypomniaa sobie potwornego kaca,
ktry dowiadczy j w Negger Bank, i okrutny sposb, w jaki zwalcza go Tomaszewski. Waciwie to w ogle staram si nie pi niczego.
- Ot, kapanka naszego krla i boga! - ysy szewc paln si doni w kolano. - A moe ta
silniejsza, co bardziej czowieka przypomina nili posg, si napije?
Nuk zerkna na czarownic. Nie to, eby jako strasznie chciaa si napi, ale moe uda
si co z niego jeszcze wydoby.
- Czemu nie? Skoro czstujesz.
- No i widzisz. Ty prawdziwa kobieta, a nie to, co tamta. - Szewc poda Nuk swoj
butelk. Najwyraniej adne kubki nie byy przewidziane. - Chocia nie ebym jej nie lubi.
Lubi!
- O? - Kai zerkna na niego z zaciekawieniem. - A za co, jeli nie tajemnica?
- Talent kupiecki masz, dziecko - powiedzia powanie. - Jakby ci w fachu, ktry teraz
uprawiasz, co nie wyszo, to pamitaj: kupieck crk jeste z urodzenia!
- No co ty? - Kai obruszya si wyranie. Jej ojciec nie by adnym kupcem. Pochodzi z
wysoko urodzonych, z ludzi, ktrzy nie utrzymywali si z wasnej pracy.
- Wiem, co mwi. Widziaem ci wtedy na wozie. Jak radzia sobie z tumem
wciekych bab. Ty masz kupieck gow i yk do handlowania. Z klientami sobie radzisz,
jakby nic innego w yciu nie robia!
Nuk, widzc, e czarownica tak naprawd nie wie, czy cieszy si z tych sw, czy uzna
za zniewag, bo przecie ona od dziecka do wyszych celw chowana, podniosa butelk.
- Twoje zdrowie! - Pocigna haust tak wielki, e szewc spojrza na ni z gbokim
uznaniem.
- A z ciebie onierz jest - powiedzia, przyjmujc butelk z powrotem. - Te z urodzenia.
Zawadiacka z ciebie dziewczyna! - ykn wdki. - Pociech z ciebie twj m bdzie mia
wielk. Jeli tylko trafi si taki wojownik, ktremu uda si ciebie okiezna.
- Mam w dupie eniaczk - odpara ciepo Nuk.
Umiechn si.
- Lata lec - szepn, krcc gow. - A ty jeste jak dziki ko, najlepszy w stadzie. Jeli
tylko znajdzie si taki mistrz jedziectwa, ktry zdoa ci ujedzi, to bdzie mia najlepsz klacz
na wiecie!
- A ty co taki mdry? - Kai odebraa mu butelk, bo zmienia zdanie. Poczua si ujta
tym, e ma jakie zdolnoci, ktrych nie zawdzicza pozycji rodzicw ani szkole czarnoksistwa,
i jednoczenie uraona, e powiedzia o kupiectwie we krwi. - A sam bez ony?
- Wanie - zawtrowaa koleance Nuk. - Bo mu ona tylko po to, eby j ujeda. To i
si adna nie zdecydowaa na takiego jedca.
- Oj, dzieci wy moje. - Szewc pochwyci butelk od Kai i szybko skorzysta. - Ja nie
mwi, eby wam dokuczy. Mwi, eby was ostrzec, bo was polubiem szczerze.
- Ostrzec? - Teraz Nuk przeja butelk. Impreza wyranie si rozkrcaa. - Niby przed
czym?
- atwo was rozgry. Z pocztku tylko mylaem, ecie zodziejki. Sam sobie
wmwiem, przekonywaem si, e mnie nie wydacie.
- Jak to rozgry? - Kai wzia butelk od Nuk i z wraenia upia dwa yki na raz. - e
niby kim jestemy?
- Szpiegami! - Szewc obruszy si, jakby go o gupot podejrzeway. - No to od razu

wida, e wy szpiony. Ty mzg, gowa, a ona twoje zbrojne rami. - Odebra im swoj butelk i
w zapadej nage ciszy zagulgota gono. - Dam se rk uci, e ty - wycelowa palcem w Kai jeste wysokiej rangi oficerem, a ty - przenis palec na Nuk - jeste sierantem jakiej elitarnej
jednostki! Myl si?
Czarownic zatkao, a jej koleanka nie moga zaczerpn oddechu. Jak on...?
- No i nawet dobrze was wyszkolili. Tyle e nic o naszym krlestwie nie wiecie. A poza
tym kto was wpuci w maliny.
- Kto nas wpuci?
Mczyzna wzruszy ramionami.
- Nie wiem kto - westchn. - Ale nie przedstawiajcie si ju, e jestecie z Naher.
Nikomu.
Spojrzay na siebie ukradkiem. To moga by puapka, w ktr usiowa je zapa, ale nie.
Obie miay przewiadczenie, e szewc mwi szczerze.
- Nie zwrciycie uwagi - cign - e Naher, prowincja, z ktrej rzekomo pochodzicie,
to nieprawidowo wypowiedziana nazwa naszego krlestwa?
Zaniemwiy. Od razu te pomylay o lepym podrniku i jego wynurzeniach.
- Naher to przecie taki dowcip - tumaczy. - To tylko le wypowiedziane sowo Nayer.
Jakby gupek mwi jaki. Bo z tego si robi dowcipy ludowe. Skd jeste? Z Nayer. Ale linicy
si debil wymwi to Naher. - Zrobi min totalnego kretyna i zacz przesadnie sepleni: Naher, Naher. - Pocign yk z butelki i powrci do swojego normalnego, teraz tylko troch
podpitego gosu. - No nie mona si tak przedstawia, bo albo mwi si w ten sposb, e
samemu jest si gupkiem, albo daje si wiadectwo tego, e si nie wie, o co chodzi. Kto was
wystawi, skoro kazali wam mwi takie bzdury.
Nuk zakla brzydko, odebraa mczynie butelk i przechylia gwatownie, wlewajc do
garda piekcy pyn. Po chwili Kai zrobia dokadnie to samo. Szewc by dobrze przygotowany, z
sakwy przy ku wyj drug.
- No i widzicie, dzieci wy moje - westchn. - atwo was rozgry. Ju nie wspominajc,
e ty - zerkn na czarownic - opowiadasz o jakich szkoach, ktre ukoczya. Uywasz sw,
ktrych zwyky czowiek nie rozumie. Nie sposb, e ty prosta zodziejka - westchn. - Jako
kupiec mogaby zosta mistrzem natchnionym. Ale jako szpieg... - Machn rk. - Musisz
nadrabia wdzikiem.
Nuk zerkna na koleank z cieniem politowania, nie umkno to ysemu szewcowi. Nie
by a tak pijany, jak by si mogo wydawa.
- Nie myl, e ty lepsza - mrukn. - Bo po tobie te wszystko wida. Skaczesz z
lekkoci pchy, eby komu elazo do szyi przystawi. A kiedy sam tylko doni zamaa pace
temu, co ci chcia po cyckach zmaca, to szybko przyszo zrozumienie, e ty na wielu wojnach
dowiadczenie zbieraa. Nie tobie i gocicem w miesznych szatach i prost zodziejk
udawa.
- A co jest miesznego w naszych szatach? - Nuk daa si zaskoczy.
- Ano materia na nie tkany w najdroszych przdzalniach. Jeszczem takiej jakoci nie
widzia. A ubranie najprostsze z moliwych. - Szewc ykn ostro, wytar usta i dokoczy myl: To tak jakby ze zotogowiu tunik chopu uszy do pracy w polu. Pojmujesz?
- Tak.
- No. Dzieci wy moje. Ale pomogycie mi i dlatego ja wam krzywdy nie dam zrobi. Ja
te wam pomog.
- Dwm obcym szpiegom w twoim mniemaniu? - zapytaa Nuk podchwytliwie i musiaa
trafi w samo sedno, bo szewc zachmurzy si, zacisn wargi, mylc o czym niezbyt

przyjemnym. Siedzia tak dugo, od czasu do czasu pocigajc z butelki. A potem powiedzia:
- Co? Wy, dwie wojaczki, nie jestecie w stanie mnie poj?
Nuk skina gow, a Kai nie zrozumiaa.
- No to ja wam powiem. - Pocign jeszcze jeden yk dla odwagi. - Wy dwie, gdybym to
ja szpiegowa u nas, tobycie mnie same chwyciy i na stranic zawloky. Dlaczego wic ja tego
nie robi? Ano... Tak si zastanowiem wanie. I zadaem sobie pytanie: a czego ja mam tu
broni? Tego, e musz ryzykowa gardo w ciemnych interesach, eby ona miaa co do garnka
woy? Czy tego, e mam codziennie gorliwie modli si do mojego krla, bo jest bogiem? A
moe tego, e kiedy jaki wataka mu zginie, to przez cay dzie mam stercze przy drodze
tykiem wypity do gry i paka, lamentowa i wy z alu po nim? I tego, e wszyscy dali si
tak upodli, e bior w tym udzia? Hm, a moe mam broni tego, e jeli nie bd paka
odpowiednio gono i nie do przekonujco, to mnie do wojska wezm? Godzi bd, ponia i
pdzi jak bydo do obcych krain, gdzie cakiem ju zezwierzcony, narkotyk dostan i z goymi
rkami pjd na obce linie gin, niczego ju nie udajc. Hm, myl sobie tak i myl, i
zastanawiam si: wartoli o to wszystko tak z uporem walczy? I do stray i donie na was? No
mgbym nawet. Ale stra zacznie pyta. A co ja z wami robiem, skd was znam, dlaczego my
razem. I pyta zaczn o wszystko moj on. A i dziatki przesuchaj, moe chopak co powie
ciekawego o mojej przeszoci albo dziewczyna da si podpuci. Mog i ssiadw moich w
miecinie przesucha. A nu z zawici co sypn? A nawet jak nie, to i tak przecie ju jestem w
ich rkach. Wypuszcz mnie potem do domu? A po co? Skoro ju siedz sam z siebie. Dla
wszelkiej pewnoci do armii demoralizujcej wciel, zaszczyt bycia onierzem mnie nie ominie,
tako i zaszczyt mierci za ojczyzn. Co z tego, e zamroczony narkotykiem i z goymi rkami
przeciw ich karabinom? onierski zaszczyt to zaszczyt, bez wzgldu na okolicznoci. I nawet
bd zbiorowym bohaterem patriotycznych pieni.
Nuk odkaszlna, nie mogc sobie poradzi z wasnymi mylami. A s tacy, co mwi, e
w cesarstwie le. e imperialna armia to winie. Kurza twarz.
- Nie interesuje ci, dla kogo rzekomo szpiegujemy? - zapytaa Kai.
- U nas jest taka mdro ludowa. Mniej wiesz, krcej bdziesz cierpie na przesuchaniu.
I co tu powiedzie? Wszystkiego mogy si spodziewa, ale nie tego. lepy podrnik
wystawi ewentualnych szpiegw, ktrzy chcieliby tu przyby i kierowa si jego wskazwkami.
Wystawi jak tarcze na atwy strza. Cae ich szkolenie byo do dupy. Ale przeliczy si w jednym.
Tu, na miejscu, pierwszy napotkany czowiek jest co prawda w stanie je rozgry, ale nie chce
stan w obronie swojego wadcy. Obojtny mu los wasnego kraju w takim ksztacie, jaki zna.
Bo zosta doprowadzony do stanu, gdzie wszystko inne moe okaza si lepsze. Ot, ycie! Ot, jak
padaj cudze perfidne plany, a kady zwd napotyka kontrzwd z zupenie nieprzewidzianej
strony.
- No dobra, dzieci. - ysy szewc spojrza na nie do trzewo, zwaywszy, ile wdki
pochon wczeniej. - Czego tak naprawd chcecie si dowiedzie?
Kai i Nuk wymieniy si byskawicznymi spojrzeniami.
- Chcemy znale ludzi z elaznych okrtw - powiedziaa czarownica, a sierant zacza
bezgonie kl pod adresem przesadnej prostolinijnoci koleanki.
Szewc jednak nie okaza zdziwienia.
- A to jestecie na dobrej drodze. - Smtnie pokiwa gow. - Ale zaraz, co? Chcecie ich
tylko znale, wkrci si w ich szeregi czy ukra jakie tajemnice?
- Dowiedzie si, skd s.
Nuk ukrya twarz w doniach, zaenowana szczeroci czarownicy. Nie wytrzymaa
jednak dugo. Nachylia si po now butelk, zabraa j wacicielowi i pocigna kilka ykw.

- Kr legendy, e pochodz zza Gr na Kocu wiata. Ale jak sdz, ta odpowied was
nie satysfakcjonuje.
- Nie.
Kai zamylia si. Gry na Kocu wiata? No skoro tu bogiem by krl, to si rzeczy nie
mogo by legend o Grach Bogw. Ciekawe. Monoteizm, troch podobny do tego u Polakw,
ale niezgodny z Prawdziw Opowieci. Nagle przypomniaa sobie, e podczas studiw na
zajciach z historii czytaa jedn z ksig niewczonych do kanonu. Monoteizm pojawi si ju
tysic lat temu w Cesarstwie Luan. Zacz gosi go jako pierwszy naczelny wrbita cesarstwa.
Po upadku Syrinx jednak okazao si, e wrbita by agentem wywiadu mdrca Zaana, a jego
opowie zwyk przykrywk, majc wczeniej pomc mu w karierze i w odrnieniu si od
innych wrbitw. Skompromitowany agent, bojc si zemsty zwolennikw cesarstwa, ktre
pomaga obali, uciek statkiem penomorskim z wielkimi zapasami i such po nim zagin.
Ciekawe. A jeszcze ciekawsze jest to, e ujawniony agent w swojej ucieczce mg dotrze a
tutaj. Znajc jego sprawno, jako wyszkolenia i obycie na cesarskim dworze, poczone ze
zdobytym w Luan dowiadczeniem, mg przecie zosta i krlem tutaj. Przygryza wargi.
Byoby miesznie, gdyby w tym kraju monarchi poczon z wiar w krla-boga wprowadzi
byy agent wywiadu Zaana. Taka po prostu dynastia... agenturalna. Usiowaa si nie rozemia.
- Powiem wam, jak dotrze do portu, skd wypywaj elazne okrty.
- Bardzo strzeony?
Szewc wzruszy ramionami.
- Nie wiem. Pewnie port jak port. Przecie kto ich musi zaopatrywa, obsugiwa i
dostarcza wszystko. Zapewne tylko paace obcych s strzeone.
- To daleko std?
- Nie. Problem macie inny.
- Jaki?
- Kim tak naprawd jestecie. Bo jeli przedstawicie si znowu jako kobiety z Naher, to
zwiedzicie najblisz ciemnic, i to bardzo dokadnie.
- Trzeba mie tutaj jakie dokumenty, nie wiem, jaki rozkaz wyjazdu czy co?
Szewc najpierw umiechn si rozbrajajco, a potem rozoy rce.
- Trzeba i nie trzeba jednoczenie. Nie wiem, jak wytumaczy, bo to moe i caej nocy
zabrakn. Na przykad taka chopka nie ma adnych dokumentw, ale te i nie powinna nigdzie
podrowa. Tak w ogle niech wam myl przez gow nie przemknie, eby si przedstawia
jako chopki, bo wystarczy jedno spojrzenie na wasze wypielgnowane rczki, eby wiedzie, e
prac fizyczn to wy si nie paracie. Musicie to sobie jako przemyle.
- A ty nam nie pomoesz?
- A w tej kwestii to, jak pamitacie, ja waszej pomocy potrzebowaem. I jako si udao.
No tak. Trudno byo kontrargumentowa.
- Dam wam co. - Ze swojej sakiewki wyj niewielki metalowy prcik. Wyryto na nim
mae znaczki. Przypominao to troch odwanik do precyzyjnych wag sucych w kantorach do
wyliczania wartoci kruszcw, ale w przeciwiestwie do odwanika znaczkw na prcie byo
bardzo duo.
- Co to jest?
- Wotum, totem, list przewodni, a waciwie polecajcy do rnych ludzi, ktrzy prawo
rozumiej troch inaczej ni reszta w caym kraju. Posiadacz takiego... listu jest dla swoich swj.
Rozumiesz, o co chodzi?
- Tak.
- Nie pokadaj w tym zbytnich nadziei. To nie jest klucz otwierajcy wszelkie drzwi. Ale

to pozwala przynajmniej nawiza rozmow z odpowiednimi ludmi.


- Znaczy z bandziorami? - chciaa si upewni Nuk.
- Jeli takich jak ja nazywasz bandziorami, to tak. Z bandziorami.
- A jak ich rozpozna?
- Zaraz wszystko wam powiem.
Nuk, w miar jak alkohol zaczyna na ni dziaa, robia si coraz bardziej niecierpliwa.
- Powiedz jeszcze, czy zaatwie wymian zota na pienidze?
- Tak. W nocy przyjdzie tu lichwiarz i wszystko zaatwi.
- Uczciwy?
I tu ysy szewc si zdenerwowa.
- A gdzie ty widziaa uczciwego lichwiarza?! - krzykn rozsierdzony. - Zbj przyjdzie,
co was wydyma, jak bdzie chcia! Uczciwego lichwiarza jej si zachciewa, psiama! A moe
jeszcze masz zachciank mie lisa, co kur nie dusi? A moe jadowitego wa, co nie ksa, tylko
do ng ludziom si asi i jak kot mruczy, co? A moe poborc podatkw, ktry ci powie, e
niczego nie jeste ju winna skarbowi krlestwa? A moe kapana, co ofiary nie bdzie chcia za
swoje mody?
- Daruj jej. - Kai, chcc uspokoi mczyzn, nachylia si i pooya mu do na kolanie.
- Jak wypije, to zawsze jej si jaki uczciwy lichwiarz zwiduje. Albo mdry wadca dla odmiany.
- Ach, pijana ju? - To stanowio dla szewca rzetelne usprawiedliwienie. - No to
rozumiem. A kiedy ju wytrzewieje, powiedz jej, e skoro jest szpiegiem, to chyba na
pienidzach jej nie zaley.

Ores, mody poeta, otworzy oczy, czujc na twarzy powiew rzekiego powietrza.
- Drzwi! - jkn. - Niech kto zamknie drzwi!
Jak kady wydelikacony intelektualista ba si przecigw. Nie wiedzie czemu zreszt.
Ale wedug ludzi, wrd ktrych si wychowywa, nagy powiew zimnego powietrza by sprawc
wszelkich nieszcz, od zwykych przezibie po cikie choroby koczce si nieodwoalnie
mierci. Z jednej strony trudno si dziwi. Jeli kto wikszo ycia spdzi w stojcych
upaach Negger Bank, z rzadka tylko agodzonych lekk bryz znad morza, to sama podr w
chodnych i wietrznych rejonach grskiej drogi do Kong moga przyprawi o dreszcze trwogi. A
do tego jeszcze te nieprzewidziane przeszkody.
Wczoraj ich wonica rozpdzi si zanadto na zjedzie ze wzgrza i uderzy w
poprzedzajcy ich pojazd, tworzc okropny karambol. Niektrzy z podrujcych nim pieniarzy
wypadli na drog. Jkom i lamentom nie byo koca, grozi im nawet wybuch histerii. Na
szczcie jadcym ostatnim, nietknitym wozem pisarzom udao si jako ogarn zszokowanych
artystw i przywrci porzdek na drodze. Niestety, okazao si, e dwa z trzech wozw
wynajtych przez Organizacj Randa nie nadaj si chwilowo do dalszej drogi i nie obejdzie si
bez interwencji kowala. Nie do tego, znajdowali si na gbokim zapleczu imperialnej armii
operujcej w Kong i w pobliu nie byo nawet adnego posterunku, eby mc zwrci si o
pomoc. Poeci, pieniarze i pisarze zostali wic zdani wycznie na wasne siy i, o zgrozo, musieli
przej na piechot od feralnego wzgrza do najbliszej wsi. P dnia drogi na piechot! P
dnia! Moe dla normalnego czowieka to trwaoby krcej, ale przecie artyci to nie wojsko, w
nog jednostajnym tempem maszerowa nie bd. Tu trzeba byo przysi i pomc koledze,
ktry nie chcia dwiga dalej zapasw wina, a tam wyciga z rowu kogo, kogo rozebrao
soce i to, co wypi jeszcze na wozie. Na szczcie najbardziej pozbierani z caej grupy pisarze

panowali jako nad poetami i pieniarzami, a pod wieczr doprowadzili ich do duej, jak si
okazao, wsi lecej przy, jak mwili miejscowi, przemytniczym szlaku.
O zgrozo, wszystkie pomieszczenia mieszkalne zajte byy przez kurierw Imperialnego
Ekspresu. Kwatery dalej, w pobliu Kong, byy z kolei niedostpne z powodu armii, wic dla
posacw zorganizowano baz wanie tutaj i byo to jedyne miejsce, gdzie mona zobaczy
naraz dziesitki, ba, setki kurierw. Z powodu czyjej omyki najprawdopodobniej wszyscy
znaleli si w tej samej okolicy. A do tego poeci, pisarze i pieniarze, ktrzy mieli sawi
imperialn armi w prowincji Kong i uniemiertelni jej dokonania.
Wolnych miejsc do spania zatem nie byo. Na szczcie okoliczni chopi uprawiali
winnice na stokach wok i sprzedawali swoje wino po bardzo rozsdnych, umiarkowanych
cenach. Jedynie dziki temu udao si pn noc zamroczy artystw alkoholem do tego
stopnia, e przestali grandzi i dali si pooy spa w starej stodole.
Niestety, rano problem zakwaterowania odezwa si ze zdwojon moc.
- Zamknijcie drzwi. - Poeta Ores usiowa pokona bl gowy i otworzy oczy. - Przecig!
- Nie przesadzaj. - Pisarz Kane nachyli si nad przyjacielem. - Wichury nie ma. Nie
wywieje ci.
Pomg koledze usi, krzywic si jednoczenie z powodu tego, co widzia.
- Uch, wierszokleci... Macie sabsze gowy ni my.
- Pi - wyszepta poeta.
Kolega poda mu manierk, ju po pierwszym yku zapachniao zdrad.
- Przecie to woda! - Ores z obrzydzeniem odrzuci manierk. - Chcesz, ebym przezibi
sobie gardo?!
- A? Wina potrzebujesz? - Kane obj koleg ramieniem i usiowa sprawi, eby ten wsta
z prowizorycznego barogu. - To musisz wyj na zewntrz.
- Och, boli! - Ores podwin spd tuniki i badawczym wzrokiem oglda swoje udo. - O
Bogowie! Przecie to siniak! Woaj medyka!
- Tutaj? Co najwyej znachora.
- Bogowie! Nog mi utn.
Kane westchn ciko i sapic z wysiku, postawi koleg na nogi.
- W Kong przy lotnisku powinien by polski lekarz. Moe ma jak ma na siniaki, bo
oni wszystko maj.
- Nie miej si! Nog mi utn!
- To co wczoraj wyrabia?
Tym pytaniem Kane wyczy wymow kolegi, bowiem poeta wszystkie swoje zasoby
intelektualne wprzg do zadania przypomnienia sobie, co takiego wczoraj miao miejsce, o czym
dzisiaj nie pamita. I w zwizku z tym da si prowadzi pod rami midzy rozrzuconymi wok
ciaami, pogronymi w rnych stadiach snu.
Na zewntrz byo ju zupenie jasno. Obok dwch pisarzy zajmowao si jak gr, ktra
polegaa na rzucaniu kamykami w stado kaczek za ogrodzeniem. Nie wiadomo, czy zwycia
ten, po ktrego rzucie ptaki uciekay najszybciej, czy ten, ktry kolejnymi uderzeniami zmusza
je do zygzakowania. Byli zbyt pochonici wspzawodnictwem, eby udzieli odpowiedzi.
Tu obok w kolejce do studni stali cakiem trzewi i nieskacowani kurierzy. Straszny
widok. Kady mia ze sob miednic do porannych ablucji, za to aden nie wyglda na kogo,
kogo co boli, upie, ssie, zamiewa myli, mci umys, krci i mczy w odku, rozrywa zbola
dusz ani w ogle komu dolega cokolwiek. Ores poczu zalewajc go fal zazdroci. W dodatku
tamci patrzyli na niego i krzywili si z odraz, widzc, w jakim jest stanie. No eby ich Bogowie
pokarali! Ale tu i teraz. Poeta zerkn w niebo, lecz zdajc sobie spraw, e Bogowie nierychliwi

i pioruna zaraz nie zel z bezchmurnego nieba, postanowi w duchu, e za kar nie wyrecytuje
im nigdy adnego ze swoich wierszy. Nikt z wymuskanych, tryskajcych energi o poranku
modziecw z Imperialnego Ekspresu nie odczyta waciwie tego postanowienia. Zmiany na
twarzy poety zauway jedynie pisarz Kane.
- Nie martw si - pociesza koleg. - winia te potrafi by trzewa ca dob. Tylko co z
tego?
Ores obj przyjaciela, ktrego wanie poznawa w biedzie.
- To chod na wino!
- A chod! Pokaemy im...
Przerwa im gromki okrzyk:
- Zbrojni! Zbrojni id!
Kurierw momentalnie wywiao spod studni. Jak jeden m rzucili si do miejsc, gdzie
zostao ich oporzdzenie, po mundury, swoje rozpoznawalne barwy i bro. Na rodku wsi zostali
jedynie Ores i Kane, za jedyny odwd majc dwch pisarzy pod potem, specjalistw od
przeganiania kaczek, z kamieniami w doniach, zamarych z przeraenia.
Zza pobliskich domw wyonio si kilka dziewczyn z karabinami w rkach. Od razu
stao si jasne, e to nie imperialna armia. O Bogowie! Przecie nocowali przy przemytniczym
szlaku. To bandytki!
Kane mia silniejsz gow i mniej mczy go kac. Zauway, e karabiny maj bbnowe
komory nabojowe. A wielostrzaowej broni nie byo na wyposaeniu armii imperium.
- To partyzanci.
Syszc to, Ores ukoni si dwornie czonkiniom patrolu.
- Lubicie poezj, drogie panie? - zapyta, a widzc, e nie reaguj, doda: - A poetw?
- Nie takich brudnych i obszarpanych jak ty - odpara najblisza, z krtkim, grubym
warkoczem przewizanym czerwon wstk.
- To moe czytaa pani ktr z moich kronik? - podj paeczk Kane. - A moe moje
romanse, opowieci o mioci?
Dziewczyny nie sprawiay wraenia takich, ktre potrafi czyta. Obojtnie przeszy obok
i ruszyy dalej. Zza naronej chaupy wychodzili kolejni partyzanci. Niektrzy na koniach,
niektrzy cigncy niewielkie wozy z dziwnymi metalowymi konstrukcjami na pakach.
Zaczynao robi si gronie.
- Zaraz porusz ich do gbi moc swojej poezji - szepn Ores.
Kane, bardziej przytomny, szarpn go za rk.
- Daj spokj! Panie chyba nie przyszy na spotkanie autorskie.
- Nie musicie si niczego obawia, panowie!
Obaj spojrzeli na kobiet dosiadajc wierzchowca czarnej maci. Kane skd j zna.
Skacowany umys nie pracowa za szybko. Dopiero po bardzo dugiej chwili przyszo skojarzenie
partyzantw i listw goczych.
- Czy pani Shen? - zapyta. - Mamy zaszczyt z sam pani Shen?
Kobieta na koniu umiechna si sympatycznie.
- Nie wiem, czy zaszczyt, ale to ja we wasnej osobie.
Kane uderzy koleg okciem w bok.
- Ocknij si, poeto! Dzi wielki dzie!
- Bo? - Ores mao si nie wywrci. - Powoae literackie siy zbrojne? Doczamy do
powstania?
- Narzekae wczoraj, e nie masz natchnienia. To ju masz! Patrz, kogo bdziesz w
wierszach sawi.

Shen umiechna si znowu w odpowiedzi. Ruszya dalej i gromkim gosem wydawaa


rozkazy:
- Karabiny Kadira na stanowiska. Tam i tam! Przestrzela bro i sprawdzi, czy rozstaje
maj pene pokrycie ogniem!
Zwabieni okrzykami poeci, pisarze i pieniarze zaczli opuszcza stodo. Oszoomieni
nawa wiata osaniali oczy domi. Wie rozchodzia si szybko.
- Partyzanci! To Shen we wasnej osobie! To Shen!
Nie lada gratka. Artyci gremialnie pchali si do studni, chcc wypdzi resztki snu i
alkoholu z gw. Nie wolno byo uroni ani jednego szczegu z takiego widoku. Ale traf! Bdzie
o czym pisa i piewa! A do tego opowieci w karczmach i fakt, e liczni suchacze bd im
przecie musieli trunki stawia, chonc kade sowo tak niesamowitej historii.
Spod okapw licznych chat wok powychodzili take imperialni kurierzy. Ju w swoich
barwach, z idealnie uoonym oporzdzeniem. Rwnie ciekawi tego, co si dzieje, jak zalani i
rozmemani artyci.
Shen niczym stara aktorska wyga doskonale udawaa zdziwienie.
- A skd wy tutaj w takiej liczbie? - Rozgldaa si ze zmarszczonymi brwiami.
- Sami nie wiemy, pani - odpar wesoo jeden z kurierw bez cienia strachu w gosie. No
przecie nigdy w dziejach nikt nie tkn nawet palcem Imperialnego Ekspresu, bo i po co? Zota
ani kosztownoci nigdy nie przewozili. A za kradzie cudzych papierw krtka droga do mistrza
tortur bya, bo nikt przecie na to pienidzy by nie skpi.
- Nigdy nie widziaam kurierw w jednym miejscu w takiej liczbie.
- My te nie, pani. Sali nas z listami do Kong, ale tam armia teraz, o miejsce trudno, a i
odacy niechtnie patrz na obcych przemykajcych za ich liniami. No to nam zorganizowano
prowizoryczn stanic tutaj.
- Przecie tu nic nie ma.
- No wanie, pani.
Rozmow przerwa im meldunek partyzanta ze szpicy.
- Stanowiska na perymetrze gotowe!
- Przestrzela bro, sprawdzi przykrycie ogniem drogi!
- Tak jest!
Ju po chwili dwie serie z wielolufowych, uruchamianych korbami kartaczownic Kadira
wstrzsno okolic, robic odpowiednie wraenie.
- Droga przykryta ogniem!
- Spocznij, luzuj! - Shen odwrcia si na koniu i zmarszczya ponownie brwi. - Teraz
powinnam wyda rozkaz, eby moi ludzie rozlokowali si na odpoczynek, ale widz, e nie ma
miejsca.
- Zmiecimy si, pani - powiedzia mody kurier. - My przecie nigdy nie opowiadamy si
po adnej ze stron. Moemy pomieszka razem.
Pewien starszy, siwy ju pisarz wyszed przed tum artystw. Suszyo go troch, wic
otar doni spierzchnite usta.
- Ale my co pikniejsze dziewczta z oddziau zapraszamy do nas, do stodoy.
Zapewniam, e nie zabraknie tam intelektualnej rozrywki najwyszej prby!
Poeci zaczli wiwatowa, kurierzy przeciwnie, patrze zowrogo na siwego.
- Panowie, panowie, spokojnie - powtarzaa Shen coraz bardziej rozbawiona. - My tu
tylko na krtko.
- Nic nie szkodzi. Radzi bdziemy wysucha opowieci z pola walki.
- Niczego nie mamy do opowiadania. A jak chcecie czego posucha, to prosz,

uratowalimy kilka chopek z miejsca kani. Mog wam opowiedzie, co armia wyrabia.
Stojcy obok kurier skrzywi si lekko.
- To opowie z drugiej rki - mrukn. - A nam wolno opowiada tylko o tym, co
widzielimy na wasne oczy.
I o to chodzi, pomylaa Shen, cho oczywicie nie powiedziaa tego gono.
Artyci nie mieli takich oporw. Z wielk ciekawoci zaczli rozmawia z uratowanymi
od kani chopkami. No i dowiedzieli si o tym, o czym powinni wiedzie. O egzekucjach,
rekwizycjach, zastraszaniu i wszystkim, czego dowiadczaa prowincja Kong ze strony
imperialnej armii. I co z tego, e dziewczyny nie byy prawdziwymi chopkami? Opowiaday
prawdziwe historie. No, prawie.
Uwag obecnych na placu przyku zaraz nowy oddzia zbrojnych, ktry pojawi si we
wsi. Wida byo, e to jakie inne wojsko. Dziewczyny z karabinami miay na sobie stroje
przystosowane do dziaania w nocy. Wszystko czarne, nawet twarze zasoniy chustami, a te
fragmenty, ktrych zasoni si nie dao, posmaroway sadz. Poruszay si bezszelestnie, sanday
owinite byy grub warstw szmat. Sharri zeskoczya z konia i podbiega do Shen.
- O zaraza jasna! Alemy si dugo nie widziay!
Istotnie dugo. Od witu, kiedy si rozstay, upyno ju przecie troch czasu. Shen
rwnie zsiada i dziewczyny pady sobie w ramiona.
- Ile to ju...?
- Nie widziaymy si od pocztku kampanii.
- Bogowie... A jak ludzie?
Sharri wzruszya ramionami.
- Przybywa z kadym dniem. Coraz wicej rodkw potrzebuj, eby utrzyma baz
szkoleniow.
- eby ty mi tylko garnizonu dla caego puku nie wybudowaa w grach.
- Nie no, co ty? Do puku to mi jeszcze brakuje. Troch.
Rzeczywicie. W stworzonym dzi rano oddziale miaa osiem osb. Do stanu
najmarniejszego puku brakowao jej jedynie tysica stu dziewidziesiciu dwch onierzy.
Rzeczywicie troch. Shen doni potargaa wosy na gowie koleanki.
- A co nowego, powiedz? Co si wydarzyo?
- Aj, nie bd si chwali. - Sharri zerkna wymownie na stojcych tu obok kurierw.
- No mw, mw, oni nie powtrz o niczym, czego nie widzieli na wasne oczy.
- A no to inna sprawa. - Sharri wyja z przewieszonej przez rami sakwy wielk
metalow odznak. - Widziaa z bliska co takiego?
Shen wzia kawa rzebionego metalu do rki i z uwag studiowaa napisy.
- To przecie herb batalionu szturmowego! - Zdziwiona podniosa oczy. - To przecie za
dua odznaka, eby nosi j na ramieniu.
- Pewnie, e za dua na rami. Zerwaam j im ze sztandaru!
Rozradowane dziewczyny uciskay si serdecznie. A kurierzy obserwowali to wszystko.
Nie mogli potem powtarza, e widzieli zagad albo ucieczk z pola bitwy caego batalionu
szturmowego, bo tego nie widzieli. Mogli jedynie powtrzy, e widzieli na wasne oczy
zerwany ze sztandaru batalionowy herb. Nie mogli mie pojcia, e herb by dzieem Kadira,
ktry po pierwsze wiedzia, jak taki herb wyglda, a po drugie fach rusznikarza da mu
odpowiednie umiejtnoci do ksztatowania metalu.
Sam Kadir pojawi si na placu chwil pniej, wprowadzajc na wozy z zaopatrzeniem.
onierze mogli pobra amunicj i brakujce elementy wyposaenia. Nikt nie mg wiedzie, e
to, co teraz pobierali onierze, wczeniej, o wicie, musieli na te wozy woy. Ale w zwizku z

tym wszystko teraz pasowao.


Sam Kadir zosta zasypany pytaniami o przebieg walk. Najwyraniej artyci uznali, e
mczyzna opowie im to lepiej. Kurierzy o nic nie pytali. Obserwowali nieledwie zdziwieni, e
na wozach przyjechaa take ywno dla chopw, ktrzy odbierali teraz z pak ywe kury. Nikt
nie wpad na myl, e te kury chwil wczeniej, podczas wjazdu do wsi, zostay z gospodarstw
poyczone. Odbierajcy swoj wasno pomstowali nawet, ale kto by tam chopw sucha.
Oni zawsze narzekaj.
Obrazu zaplanowanej akcji utorowania bezpiecznej drogi w gry dopeni nadchodzcy
od strony imperialnej drogi oddzia Kolesia Varika. Ci ludzie, pokonujc okropne stromizny i
przedzierajc si przez potworne chaszcze, zeszli z przemytniczego szlaku zaledwie kilkaset
krokw dalej. Ale ich pojawienie si, maszerujcych imperialn drog, zrobio kolosalne
wraenie. To czyja jest w kocu ta arteria? Cesarska? Czy w rkach partyzantw? A moe
uywaj jej jedni i drudzy?
Mira, uuda, omamy i zwidy. To rzeczywisto. Ludzie jednak mieli widzie co innego.
Wzorow operacj umocnienia przyczku na drodze, ktra pozwalaa oddziaom operujcym
wzdu linii zaopatrzenia przeciwnika ponowne zaszycie si w grach. Wielk liczebno
rnych grup partyzantw, wzorowe i dostatnie zaopatrzenie. No i zebrani tu imperialni kurierzy
oraz artyci widzieli to, co mieli widzie. Bez adnego nacisku ze strony komediantw. Bez
propagandy. Nie chcesz sucha, co mamy do powiedzenia? To nie. Po prostu stj i patrz, a potem
opowiadaj w caym kraju, co widziae. I tylko to, co widziae, nic wicej.
Stali wic i patrzyli.
A Kole Varik robi wraenie. Dugi paszcz na ramionach mia odwinite do tyu poy,
eby dla wszystkich widoczne byy kabury dwch rewolwerw na biodrach. Z pciennego
kapelusza, jakie nosili nadzorcy rolni, oderwa rondo, rozklepa i nosi na gowie na ukos, tak
eby nakrycie prawie zasaniao prawe ucho. W zgiciu ramienia trzyma obrzyna, a w ustach
mia trzcink, ktr powoli u. Ludzie odruchowo rozstpowali si przed nim, kiedy podchodzi
do Shen zda meldunek. Niestety, okaza si aktorem efekciarskim.
- Chcesz potrzyma, kole? - Poda Oresowi swj obrzyn. - Musz mie wolne obie rce.
Poeta z wielk ciekawoci zaj si broni.
- Tylko spustu nie nacinij. Siekacami nabite i skosisz p tumu.
Kane, przeknwszy lin, odebra koledze bro. Mia przynajmniej tyle rozumu, eby
luf trzyma do gry, bo kiedy przypadkowo bro wypalia z wielkim hukiem, nie ucierpia nikt
ze stojcych wok.
Shen stumia przeklestwo. Kole Varik nie przejmowa si jednak, by moe nawet
nabi samym prochem. Wyj z kieszeni paszcza map i zacz rozwija j przed Shen.
- Tylko mw ogldnie - ostrzega. - Duo ludzi dookoa.
Skin gow na znak, e rozumie, i uoy pacht w doniach tak, eby tylko ona
widziaa, co pokazuje.
- Zajlimy pozycj strategiczn tutaj. A tu byo zabezpieczenie. Naszym celem, wedug
twojego rozkazu, by ten teren...
Shen z caych si zaciskaa zby, eby nie rykn miechem. Kole ze miertelnie
powan min, mwic o pozycjach strategicznych, pokazywa jej palcem na mapie najwiksze
skupiska krzakw. Z najwyszym trudem zachowywaa powag.
- Atak nastpi z zaskoczenia. Zajlimy obiekty strategiczne tu i tu, i jeszcze tutaj. Pokaza palcem polank w niewielkim zagajniku, pot i jak kau. Mapa nie bya w skali
strategicznej, ani nawet taktycznej. Varik skd wydoby szkic jakiego agronoma z
narysowanym otoczeniem gospodarstwa rolnego. Shen robia jednak dobr min do zej gry.

- Jakie straty?
Kole zaspi si wyranie. A potem woy rce do kieszeni swojego paszcza. Po
chwili wyj z nich dwie garci identyfikacyjnych blaszek. Armia imperium, wzorem wojska
udzi z elaznych okrtw, przyja system dog tagw, widzc liczne korzyci takiego
rozwizania. I wanie wprowadzaa je do uycia, a Varikowi, rabujcemu jaki wz taborowy,
wpada w rce caa skrzynka nowiutkich blaszek. Kiedy jednak tutaj wyj dwie pene garci,
powiao groz. A on potrafi wykorzysta efekt.
- Atak by byskawiczny i z zaskoczenia - powiedzia gosem zmczonego weterana. Imperialni nie mieli adnych szans.
Poeci, pisarze i pieniarze toczyli si wok, wstrzymujc oddechy. Shen postanowia to
wykorzysta.
- Ludzie! Obywatele! Jeli kto, jak my, buntuje si wobec zastanego porzdku, jeli
zrzuca z siebie pta dotychczasowej wadzy, to uczciwym jest, jeli przedstawi wasne racje. Jeli
powie gono, bez krcenia i bez kamstwa, co skonio go do tak dramatycznych i ostatecznych
czynw! Musi wyjani wszystkim, jaki jest jego cel, jakie zamiary i co chce osign swoimi
postpkami. Musi wytumaczy wszystkim jasno i w zrozumiay sposb, skd wzi si jego
bunt.
Shen przechadzaa si wrd milczcych ludzi. Ciszy na placu nic nie mcio.
- I ja nie unikam tego obowizku! Przeciwnie. Chc wszystko wyjani! - Rozejrzaa si
po twarzach mczyzn, ktrzy stali najbliej. - Wiem, e kurierzy nie chc sucha niczego, dla
nich wane jest to, co zobacz. Ale musz powiedzie swoje wobec absolutnej elity intelektualnej
tego kraju.
O! To byy waciwe sowa skierowane do waciwych ludzi. Kadir, ukadajcy je rano,
da rad! Bowiem fala pychy i samonadcia zalaa wanie dusze zgromadzonych tu artystw,
napeniajc je rwnoczenie sprzyjaniem Shen. O tak! Jak si ich tak traktuje, to oni rzeczywicie
mog zrobi duo.
- Panowie... Wiecie, e szk nie koczyam. Nie jestem partnerem dla waszej
byskotliwej inteligencji. W moim imieniu bdzie wic mwi oficer polityczna Sharri, bardziej
biega w kontaktach z ludmi tak wyjtkowymi jak wy!
Artyci zaczli klaska. Pochylali gowy. O tak, to byy waciwe dla nich sowa. Nikt
wic nie zwrci uwagi, e Sharri, aby by lepiej widziana, wspia si na przygotowan
przedtem skrzynk. Nikomu nie przyszo do gowy, e skoro przywioza wozem skrzynk, to
musiaa wczeniej wiedzie o tym spotkaniu. Nikt tego jednak nie analizowa. Nie tego przecie
dotyczy spektakl, ktry rozgrywa si na ich oczach.

Ogromny wiatrakowiec zatoczy krg przed ldowaniem, a potem ustawi si pod wiatr.
Wyrwnanego terenu poniej nie daoby si nazwa co prawda lotniskiem i samolot by tu nie
wyldowa, ale dla maszyny z ogromnym migem u gry zamiast skrzyde teren okaza si
wrcz idealny; brak pasa startowego by zalet, a nie wad, poniewa pilot mg schodzi
idealnie wedug wskaza kolorowego rkawa umieszczonego na wysokim drgu. Nawet dla tak
duej konstrukcji kilkanacie metrw dobiegu wystarczyo w zupenoci.
Siwecki ruszy w stron niespodziewanego gocia, zanim jeszcze pilot wyczy silnik.
Co niebywaego, Krzysiek zgosi si przez radio, e leci, i nikt nie mia pojcia, e to ju. e
rozmawiali z odlegoci kilkudziesiciu kilometrw zaledwie. Wizyta moe i bya
niezapowiedziana, ale przyjta przez wszystkich z ogromn radoci. Nudy, ktra panowaa na

terenie zajtej wityni dzikusw, nie dao si porwna dosownie z niczym.


Tomaszewski pierwszy wyskoczy z kabiny. Nie zdy zdj hemu, kiedy Siwecki
chwyci go w ramiona i wyciska z caej siy.
- Powiedz, e nasze zesanie si koczy! Stary, powiedz, prosz ci!
- Koczy si, koczy. - Tomaszewski mocowa si z paskiem hemu i podpitym do
elektrycznym kablem. - Ju niedugo.
- Niedugo? - Siweckiemu opady rce. - Tu mona oszale.
- Naprawd prawie ju. Armia imperialna zaja si drog i kto was zluzuje.
- Bagam, tylko nie mw, e zluzuj nas, dopiero kiedy wybuduj drog?!
Na szczcie Meredith uratowa Tomaszewskiego od udzielania precyzyjnych
odpowiedzi.
- Witamy pana komandora, witamy. - Podszed z wycignit polskim zwyczajem rk.
Ucisnli si. Czarownik najwyraniej te cieszy si z jego wizyty.
- Niestety, ja tylko przelotem. Zatankujemy i w drog.
- No ale opowie nam pan, co w wiecie wielkim ciekawego si dzieje. Napije si czego.
- Z wielk przyjemnoci. Tak wiao tam, w grze, i tak nas wyhutao, e wypij
wszystko, co mocne, a czym mnie panowie poczstuj.
Tomaszewski artowa oczywicie. Kiedy pilot zdj zabezpieczenia i otworzy skrzyni
adunkow, wyj z niej skrzynk, sdzc po charakterystycznych brzkniciach, zawierajc
wycznie jakie butelki.
- Wiem, e oficjalne transporty czsto nie mog zawiera pewnych rzeczy, wic
zaopatrzenie specjalne przywiozem wam osobicie.
- To rozpijanie wojska - mrukn Siwecki, przejmujc jednak skrzynk ochoczo. - No ale
dobrze. Zajm si tym przykrym obowizkiem.
- Tak. - Meredith smtnie pokiwa gow. - Widz, e dowdztwo Wojska Polskiego, jak
kazaby kady dobry strateg, zajo si w pierwszej kolejnoci zabezpieczeniem podstaw do
prowadzenia dalszych dziaa.
- Naprawd budowa drogi idzie pen par? - spyta Siwecki, kiedy ruszyli w stron
witynnych zabudowa.
- Naprawd. Po ukoczeniu linii kolejowej na Ze Ziemie buduje si tam jeszcze co, co
nazwaem roboczo bocznic specjaln. Pjdzie byskiem, bo tam moemy w tej chwili
zatrudni jednego inyniera na kilometr biecy trasy. A i tak jest ogromna nadwyka, wic ju
przysyaj tutaj ogromn liczb zaprawionych w budowie drg ludzi.
- Ale ta tutaj jest inicjatyw cesarstwa?
Tomaszewski zatrzyma si, kiedy jaka myl przysza mu do gowy. Po chwili ruszy
dalej, wiedzc, e jej nie rozstrzygnie.
- Tak po prawdzie to nie wiem. - Zerkn na Mereditha, jakby u niego szukajc
odpowiedzi, ale czarownik tylko rozoy rce.
Natomiast Siwecki domyli si czego byskawicznie.
- Aha - mrukn. - Czyli to moe by tak, e bocznica specjalna, bdca w polskich
rkach, jest nasz odpowiedzi na drog imperialn, ktra teraz poprowadzi na drug stron lasu
Banxi?
Tomaszewski wola nie komentowa. Przywita si wylewnie z majorem Baranowskim,
ktry czeka przy wejciu do witynnego przedsionka. Kwatery wojska byy tu obok, a tu
urzdzono nawet co w rodzaju maego kasyna. Boazerie zrobione z desek, ktrych prawdziwym
przeznaczeniem byy kiedy skrzynki do transportu zaopatrzenia, szynkwas z rozklepanej blachy
zuytych konserw i podwieszany sufit z pacht brezentu w barwy maskujce moe nie sprawiay

wraenia domowej atmosfery, ale na pewno ocieplay widok ponurych, goych cian staroytnej
budowli.
- Kaw? Bimber?
Za barmana przebra si starszy kapral piechoty morskiej. Woy pcienny fartuch,
przez przedrami przewiesi sobie nienobia szmat. Radzi sobie doskonale.
- Mamy te ciepe przekski.
Tomaszewski otrzsn si.
- Nie, nie, nic do jedzenia. - Wida w powietrzu wytrzso go naprawd niele. Cho jako
marynarz powinien by odporny na koysanie. - Raczej to drugie.
- Rozumiem, panie komandorze. Bimber bez kawy.
- Dobry wybr. - Baranowski skin gow. - Miejscowy specja, ktrego koniecznie
trzeba sprbowa.
- Powiedz, a jak tam Kai? - dopytywa Siwecki. - S od niej jakie wieci?
Tomaszewski z sykiem wcign powietrze.
- Trudno powiedzie, co tam si dzieje na innym kontynencie. Meldunki, ktre dostajemy
od czasu do czasu, s... - Zacz szuka odpowiedniego sowa.
- Niezbyt cise? - podda myl Siwecki.
- S kobiece. To chyba najwaciwsze sowo. Bardzo kobiece.
Baranowski zacz si mia.
- Urocze okrelenie.
- No a co donosi? - Lekarz nie mg opanowa ciekawoci.
- W pierwszym meldunku doniosa, e obie zajy si handlem butami.
- Czym?!
- Butami. A ostatni meldunek wam przeczytam. - Tomaszewski rozpi kiesze
kombinezonu na ramieniu i wyj zoon we czworo kartk. Rozprostowa j szybko. - Cytuj:
lepy podrnik wpuci nas w straszne maliny. Przez to wszyscy ju wiedz, e jestemy
szpiegami, a konkretnie, wie ysy. Ale nie ma si czym przejmowa, bo jest bardzo przyjazny,
poniewa pomogymy mu w sprawie butw. Pijana Nuk pobia nieuczciwego lichwiarza. Ale nie
ma sprawy, zapaciam mu za siniaki. Jestemy w drodze do bazy ludzi z elaznych okrtw.
- O Boe... - Baranowski ukry twarz w doniach. - To jaki szyfr?
- Nie sdz.
- Mog? - Meredith wycign rk po kartk. Kiedy j dosta, delikatnie przesun papier
pod nosem, jakby wcha jaki tajemny, zawarty w radiogramie zapach. - Nie nadawaa tego w
stanie wzburzenia. Nie bya te przeraona ani zmartwiona.
- Dziki. Przynajmniej jakie pocieszenie. Niemniej sprawa tajemniczych butw nie
zostaa wyjaniona.
- Myl, e Muszka z koleank wbrew pozorom doskonale sobie radz. No a pisze, jak
pisze. Przecie jest prawdziw kobiet.
- A buty?
- To jaki kryptonim. Cigle do tego wraca.
Tomaszewski umiechn si do czarownika. Kiedy kapral przynis kieliszki wypenione
rowawym pynem, wypili zdrowie wywiadowcw.
- No to wszystko si zgadza. My doszlimy do podobnych wnioskw. lepy podrnik
kama nam jak z nut - powiedzia Siwecki.
- Nie by w budynkach tak wielkich, e z oddechw zgromadzonych tam ludzi tworzyy
si chmury? - zapyta Tomaszewski ciekawy ich zdania.
- Nie by. To zwyky szpieg - odpar Meredith. - Jedynie czyta gdzie o tym. A w kadym

razie wierzy w t opowie.


- A skd to mona wiedzie?
- Widzisz... - Siwecki zerkn na czarownika. - My te zapomnielimy, e dysponujemy
najczulszym instrumentem do wyczuwania ludzkiej aury, jaki by kiedykolwiek do dyspozycji w
caej historii cywilizacji.
Meredith odegnujco podnis rk.
- Zamknem si w jego celi na kilka nocy - wyjani. - I czego tam si dowiedziaem.
- Z samej aury?
- Tak. On oprcz doranych zada szpiegowskich szuka te ladw czego, co okrela
sowami Ksiga Przejcia. Czy jako tak.
- Ksiga Przejcia?
- Fragmentw tekstu, ktry umoliwia dotarcie do tego miasta, gdzie jest ukryty pomnik
cesarzowej Achai. lepy podrnik chcia si midzy innymi dowiedzie, czy ta ksiga jest
rwnie na naszym kontynencie.
- Rwnie?
- U nich jest. Nie wiem, czy caa, nie mam pojcia, czy czego nie brakuje. W kadym
razie dla szpiega bardzo istotne byo sprawdzenie, czy na tym kontynencie te znaj t ksig.
- Hm... - Tomaszewski skin na barmana i wskaza swj kieliszek. Miejscowy samogon
faktycznie nie mia sobie rwnych. miao mgby dosta nalepk na butelki, znak akcyzy i
ruszy na podbj wiata. - Ciekawe. eby a tak ryzykowa dla jakiej ksiki?
- A Osiatyski i fragmenty caunu? - podda myl Baranowski. - Zreszt powiem inaczej.
Jako oficer wojsk ldowych widz jeden powd wykonywania samobjczych misji
wywiadowczych.
- Jaki?
- Oni prawdopodobnie ruszaj w kierunku... - Baranowski wyj z kieszeni szkicow
map w duej skali i rozoy na stoliku. - Tu, gdzie by moe rozciga si pospna kraina z
budowlami, w ktrych ukryto pomnik. - Jego palec trafi na wielk bia plam, ktra wiadczya,
e o geografii tych regionw wiedz zero, uywajc jzyka oglnowojskowego. - Ruszaj tam
ca si i wysyaj szpiegw, eby zorientowa si, co maj na gwnej flance. Czy istnieje
jakie zagroenie z naszej strony.
Tomaszewski skin gow.
- To ma sens - powiedzia. - Ale te to znaczy, e oba kontynenty gdzie tam si cz.
Baranowski wyj owek i zacz kreli na mapie lini czc znane i domniemane na
podstawie skpych opisw z cesarskich bibliotek brzegi.
- To rysuj zupenie z wyobrani - podkreli, eby nikt nie mia wtpliwoci. - Ale chc
wam unaoczni pewien problem. Jeli siy krlestwa Nayer pr tu - narysowa znak zapytania w
miejscu, gdzie by moe leaa kraina z monstrualnymi budowlami - to skoro my stanowimy dla
nich flank, wiadczy, e nie id najkrtsz drog. e co ich stopuje. - Narysowa drugi znak
zapytania.
Tomaszewski przyglda si mapie z uwag. To nic, e natchnieniem do narysowania tych
kresek i znakw by wycznie sufit. Pozwolio to jednak skierowa wyobrani na waciwe
tory.
- No nic - mrukn. - Dzikuj za rysunek pogldowy. Bardzo mi to pomoe podczas
zwiadu.
Baranowski zerkn na Siweckiego, a potem, jakby szukajc pomocy, na Mereditha. Nie
doczeka si jednak reakcji.
- Nie znam dokadnie procedur marynarki wojennej. - Sam zdecydowa si zada

nurtujce go pytanie. - Ale czy to nie dziwne, e w zwiadzie lotniczym uczestniczy sam
komandor? Nie za wysoka ranga do tego zadania?
- Moe bd musia gdzie wyldowa. - Tomaszewski umiechn si, unikajc
odpowiedzi.
- No rzeczywicie - odezwa si niespodziewanie zdziwiony czarownik. - Tak wysoki
dowdca na zwiad?
Tym razem Tomaszewski nie mg si wywin od odpowiedzi.
- Nie mwiem o tym, ale dysponuj naprawd tajnymi materiaami od inynier
Wyszyskiej. Pochodz z rekonstrukcji opowieci hydrologa z zaogi Gradienta, z jego
majacze i koszmarw. Na ich podstawie i na podstawie waszych raportw mog si domyla,
gdzie pdzono ludzi, ktrych tutaj gromadzono i przetrzymywano. Ale to tylko domysy na
podstawie cudzych majakw. Musz wszystko zobaczy sam. Powierzanie tego zwykemu
zwiadowcy nie wchodzi w gr.
Przerwao mu nadejcie szeregowego piechoty morskiej, ktry zameldowa si subicie
przy ich stoliku.
- Panie komandorze. Jest pewien problem przy tankowaniu i rozoeniu adunkw na
wiatrakowcu. Obsuga chce, eby pan podj decyzj.
- Jasne. Ju id. - Tomaszewski podnis si szybko. - Panowie, przepraszam na moment.
Postaram si zaraz do was wrci.
Kiedy odszed, Siwecki wzi do rki map ze szkicami Baranowskiego.
- No prosz. Jak si zainteresowa hipotez, e kontynenty mog si czy.
Major zerkn na jego zadowolon z czego min.
- A ty z czego si tak miejesz?
- No wanie? - do pytania doczy Meredith.
- Oj, chopaki, chopaki... - Mody lekarz odchyli si na oparciu krzesa. - Tacy z was
fachowcy. Kady to geniusz w swojej dziedzinie. A nie moecie zrozumie tak prostej rzeczy.
- Jakiej?
- Czego nie moemy zrozumie? - Obaj najwyraniej zainteresowali si tym, czego sami
nie mog odgadn, a co jest jasne i proste dla Siweckiego.
- Pytacie, dlaczego komandor dowodzi zwykym zwiadem lotniczym. No a mieszne.
- No dlaczego?
- Bo tu nie chodzi o aden zwiad, tylko o Kai, chopaki. O kobiet!
Baranowski a sykn, wkurzony, e ta oczywista odpowied nie przysza mu do gowy.
No tak. Misja na obcym kontynencie, sprawa absolutnie priorytetowa. Ale kiedy si
okazao, e lepy podrnik sam jest szpiegiem, to tam, za morzem, zrobio si niebezpiecznie. I
teraz sprawa pomocy dla Kai staa si priorytetem.
Meredith mia jednak inne spojrzenie na spraw.
- A sympatyczna pani inynier nie ukoia tsknoty? - zapyta.
- Czekaj, czekaj... - Siwecki zerkn na czarownika. - Podoba mi si trop, ktrym poda
twj tok mylenia. On... - Zmruy oczy. - On si przespa z Wyszysk. I pewnie okazaa si
fajna oraz technicznie doskonaa.
Czarownik a klasn w donie.
- I dopiero to mu pokazao, jak wana jest dla niego prawdziwa mio modej
czarownicy! - Umiechn si. - No i wszystko jasne. To ma rce i nogi.
- No c... - Baranowski skin gow, najwyraniej zgadza si z przedmwcami. Komandor na pierwszej linii... Ale nie takie rzeczy sprawiay kobiety w historii wiata.

Miasto byo wielkie, lecz co uderzao od pierwszej chwili, wydawao si pustawe.


Budynki, w wikszoci drewniane, moe jeszcze nie chyliy si ku upadkowi, jednak sporej
liczbie niewiele brakowao. Wraenie zapuszczenia, brudu i jakiej takiej biorcej zawsze gr
szarzyzny nie opuszczao przybyszw od pierwszej chwili. Nieliczni ludzie tej biednej krainy
snuli si ospale pod cianami, nigdy rodkiem ulicy, zaatwiali niespiesznie swoje sprawy,
zdawali si nie interesowa niczym wok. Nie byo tu ducha walki o swj los wszechobecnego
w cesarstwie, nie byo wraenia mrowiska, gdzie kady pdem dy, by zaatwi swoje sprawy i
odda si czemu, co frapowao, fascynowao, nie dawao spa. Snujcy si nieliczni przechodnie
wydawali si zasypia na stojco, pozbawieni woli i inicjatywy.
- Straszne. - Kai niepewnie si rozgldaa. Zwrcia uwag, e one same, jakby poddajc
si charakterowi miejsca albo nie chcc si wyrnia, potulnie zeszy ze rodka drogi i tak jak
miejscowi przemykay pod cianami nienaprawianych od dawna budynkw. - Gdzie s wszyscy
ludzie?
- Moe zapdzono ich do pracy? - Nuk rwnie nie miaa tgiej miny. - I ulice si
zapeni o jakiej porze dnia dopiero?
- I gdzie ci ludzie pjd, kiedy ich ju zwolni z pracy?
- Nie rozumiem.
- No to patrz. Ile karczem widziaa po drodze?
Nuk rozejrzaa si, jakby dopiero teraz do niej docierao, co widzi.
- Chyba jedn? - zabrzmiao to jak pytanie.
- Wanie. - Czarownica przyspieszya kroku. - I tak z pracy do domu ich przepdzaj? O
jednej porze?
- Co w tym jest. Targu z prawdziwego zdarzenia te tu nie widziaymy.
- No ale bya kolejka pod jakim magazynem.
- Tym z ywnoci? - Sierant usiowaa sobie przypomnie ponury widok. - Co tam
dawali chyba do arcia. Ale to wygldao, jakby co rozdzielali. A nie jakby ludzie robili zakupy.
No tak. Nikt niczego nie wybiera. Nie targowano si, nie kcono. Dziwne. Wraenie
obcoci pogbio si, kiedy wyszy na plac przed jak budowl z kamienia. Sam budynek by
chyba siedzib wadz albo administracji. Jak wszystko wok, jego ciany rwnie wymagay
remontu. Ale nie to byo najbardziej uderzajce. Ogromny plac przed budynkiem by zupenie
pusty. Nikt, dosownie nikt nie przemierza wielkiej przestrzeni. Zreszt tak waciwie to po co
miaby to robi. Elewacje innych domw naokoo placu nie miay niczego, co mogoby
przyciga przychodniw. Nie tylko ober, ale nie byo tam kramw, kantorw, kupieckich
skadw, ani nawet burdeli. Mae wejcia sugeroway, e byy to zwyke pomieszczenia, gdzie
mieszkali ludzie. Obie nie mogy sobie tego wyobrazi. Ogromny reprezentacyjny plac w samym
rodku miasta. Budowla publiczna, w ktrej nikt nie zaatwia spraw, a wok zwyke domy
mieszkalne. W imperium byoby to nie do pomylenia.
A jednak atmosfera przytaczaa do tego stopnia, e same te nie przeszy na skrt, przez
rodek placu. Przemkny pod cianami.
- Dziwna jest maa liczba stranikw - powiedziaa Nuk.
- A czego maj pilnowa?
- No nie wiem. Moe apa zodziei?
- Jako mi to wyglda na brak przybyszw do okradzenia i tym samym brak zodziei.
- Zawsze jest co kra.

- Ale niekoniecznie z sakiewek na ulicach.


Ulica za placem prowadzia prawdopodobnie prosto do portu. Najpierw wyszy na
bulwar, pustawy, jak wszystko wok, pozbawiony drzew, nieprzyjemny. Tu jednak kto si nimi
zainteresowa. Jak sdzia Kai, nie byli to stranicy po cywilnemu. Raczej miejscowe cwaniaczki,
gromadzce si przy kadym porcie w kadym miecie na wiecie. Obie nie wzbudzay ju
jednak wikszego zainteresowania. Dziki ysemu szewcowi ubrane teraz naprawd jak
miejscowe, celowo niechlujne, z potarganymi wosami, nie przywodziy na myl kogo, kto
dysponuje wikszymi pienidzmi.
- Gdzie mamy i?
- Do starego spichlerza. Przy zrujnowanej twierdzy, w stron wityni krla-boga.
- Tyle to i ja wiem - sykna Nuk.
Od ysego szewca dostay kontakt do jakiego szemranego kupca. Gdyby pokazay
ciarek ze znakami, ktry im da, moe uzyskayby jak pomoc. Ale jak tu znale zrujnowan
twierdz, skoro wszystko wok wygldao jak zrujnowane? Ktry to stary spichlerz, skoro
absolutnie aden nie by nowy? No szlag!
- Nie moesz uy troch swojej mocy, czarownico durna?
- Od razu mnie odkryj, jeli tu jest jakikolwiek czarownik.
- Moe nie ma?
- No kurna, ale jak sprawdz i bdzie, to si zrobi za pno.
- Na jak zaraz te wasze moce czarnoksiskie, skoro do niczego nie su?
Kai umiechna si sodko. Dziki Meredithowi wiedziaa ju, co odpowiada na takie
zaczepki.
- Czarownik jest jak samolot myliwski. A te samoloty do niczego nie su poza
neutralizacj samolotw wroga.
Na ten argument nie byo adnej odpowiedzi. Nuk machna rk.
- No to zestrzel przynajmniej jaki bombowiec - dowioda, e wie co o polskim wojsku
pozostawionym w macierzy. - Przesuchamy zaog i przynajmniej czego si dowiemy.
- Patrz! - Kai przestaa sucha utyskiwa sierant. - Dym!
- No, dym. No i co z tego?
- Ale taki czarny, gryzcy!
Nuk podniosa gow. Nie bya zbyt dobra w rozpoznawaniu rodzajw dymu i nie miaa
pojcia, o co tamtej chodzi. Kai natomiast przyspieszya kroku.
- Nie le tak! Zwracamy uwag.
- Ale jestemy u celu!
- Zwolnij, idiotko! - Nuk chwycia czarownic za rk. Nie zdoaa jej jednak
powstrzyma. Kai zrobia zmykowy krok w ty, uwolnia rk i wbiega po kamiennych
schodkach na pomost przy murku oddzielajcym bulwar od skarpy opadajcej ostro w stron
basenu portowego.
- Patrz!
Nuk, klnc, wspia si za koleank. Doni osonia oczy przed socem. Std
rzeczywicie mona byo dostrzec rdo czarnego, gstego dymu. To dwig portowy. Cay
wykonany ze stali!
Ludzie z elaznych okrtw. Byli tutaj z ca pewnoci. Dwig w porcie napdzany
maszyn parow nalea do nich. Nikt inny na tym wiecie nie dysponowa tak technik. Nuk
jednak, w przeciwiestwie do czarownicy, od razu zacza wyciga wnioski z tego, co widzi.
Dobrze j przygotowano na szkoleniu w zakresie obserwacji.
Dwig napdzany maszyn parow, umieszczon bezporednio na korpusie, jako cz

konstrukcji. To znaczyo, e ludzi zza gr nie ma tu zbyt wielu. Nie sta ich albo nie jest im
potrzebne przywiezienie generatorw prdu i umieszczenie napdzajcej ich maszyny parowej w
innym, wygodniejszym miejscu. Poza tym wgiel, ktry to wszystko uruchamia. Na szerokoci
geograficznej, na ktrej si znajdoway, wgiel atwiej znale ni rop naftow. Korzystali wic
z tego, co pod rk. Nie mieli miejscowych rde ropy. Nie sta ich byo na przywoenie
pynnych paliw zza gr jak RP. A poza tym dwig jest jeden i najprawdopodobniej jedyny. Wicej
wic nie potrzeba. I ju mona oszacowa, tak mniej wicej na razie, liczebno przybyszw. No
i fakt, e nie dysponuj raczej przesmykiem przez Gry Bogw, przez ktry mog przepywa
statki. A jak si tu dostaj? Kada informacja musi by zoona z inn informacj, zaczerpnit z
innego rda. Dziewczyny poinformowano, e wspinacze wysokogrscy znaleli na
wysokociach klamr z tamtego wiata. I wszystko jasne. Jednak ewidentnie elementw
konstrukcji, ktre tu widziay, nie przytargano przez gry na plecach tragarzy. Musia istnie inny
system transportu. No i teraz wanie wspinacze powinni dosta konkretne zadanie. Bya pod
wraeniem szkolenia przed akcj, jakie im zafundowano. Bogowie! Jak wiele rzeczy mona
wywnioskowa z prostego widoku jednego dwigu w porcie, jeli si tylko wie, w jaki sposb
myle! Jedno spojrzenie i ju ma si informacje o kardynalnym znaczeniu!
- Musimy nada meldunek - powiedziaa.
- Tak. - Kai skina gow. - A widzisz jeszcze jedn zasadnicz rnic pomidzy tym
tutaj a polsk baz w Negger Bank?
- Poza tym, e tam dwigw jest mnstwo i aden nie jest napdzany bezporednio
maszyn parow? - Nuk zamylia si na chwil. - Tu w okolicach bazy nie ma tumu
szturmujcego wejcia do miejsca mlekiem i miodem pyncego.
- Wanie. Jakby nikogo z miejscowych ta baza nie interesowaa.
- Moe ludzie zza gr rozliczaj si tylko i wycznie z wadc? I lud si nie upasie
dobrze patn prac. Moe kupcy tutaj maj nakaz sprzeday towarw do magazynw
pastwowych i nie mog sprzedawa bezporednio obcym? Syszaa, co mwi ysy.
- Ale to bezsens.
- Nie ebym si czepiaa, gupia sroko, ale uczyli nas, e wywiadowca ma obserwowa i
wyciga wnioski, a nie ocenia cokolwiek.
- No to wycignam wniosek - zaperzya si Kai. - Tu wszystko jest bez sensu.
- Ano wanie. Zaraz rad tutejszemu krlowi zaczniesz udziela.
- Na pewno by skorzysta!
- Idiotka!
- Gupia cipa!
- Ty po prostu masz nasrane w umyle!
- A ty si nie nachylaj nad ogniem! Bo ci trociny w gowie zapon!
- Spokj! - rozleg si skd mski gos.
Zamary przeraone.
- Nie bluzga si, gupie baby! Na d tu. Do mnie zejdcie!
Obie wychyliy si nad porcz pomostu, gdzie stay. Poniej na bulwarze czeka gruby
stranik w do czystym nawet mundurze. Wydawao si, e nie mia broni przy sobie, wic albo
je zlekceway, albo sprawa nie bya z gatunku tych gronych.
- No, zacie tu! - powtrzy, patrzc srogo. - I nie bluzgajcie tak na siebie, bo gowa mnie
rozbolaa od waszych krzykw.
Obie, niepewne, ruszyy schodami w d.
- Siedz ja sobie w wartowni, patrz, jak idziecie, i myl sobie: aresztuj was, jak do
mnie dotrzecie. To nie! Wypocz nie day! Obie wlazy na pomost i dalej wrzeszcze na siebie.

A si musiaem pofatygowa do was i tu was uj. Z dala od wartowni.


- Aresztowa nas chcecie, panie? - Nuk stana przy straniku. - A za co?
- Za co? - Grubas zmarszczy brwi i podrapa si w czoo, mylc nad czym intensywnie.
- No... Za ten, no... Za zakcanie porzdku za pomoc wrzasku! O!
- Ale zaraz - wczya si Kai. - Kiedy szymy w stron wartowni, to jeszcze na siebie nie
krzyczaymy i porzdku nie zakcaymy, a wycie ju wtedy chcieli nas aresztowa. To za co?
- A ty nie bd taka mdra! - Stranik rozzoci si wyranie, ale jak to zwykle bywa u
ludzi otyych, ta zo nie bya jako szczeglnie straszna. Wyglda w gruncie rzeczy na
dobrodusznego czowieka. - Ciel mi si wygadane trafio! A tu chodzi nie wolno! W ogle nie
wolno. Niczego nie wolno. No i aresztuj was. Chodcie za mn!
Odwrci si i ruszy w stron wartowni, a one zostay same, niczego nie rozumiejc.
Rozejrzay si gorczkowo. Nikogo! I co maj teraz zrobi? I za nim? Czy moe ucieka?
Wiadomo, e gruby ich nie dogoni w aden sposb, a strzela nie mia z czego. Ale moe mia
gwizdek i jeli go uyje, rzuc si na nie jakie hordy, ktrych teraz nie wida?
Stranik musia chyba poczu, e nie id za nim, bo zatrzyma si i odwrci.
- No co jest?! Przecie was aresztowaem. Chodcie za mn!
- A ty nas do lochu wrzucisz. - Kai nie moga si opanowa. - Nas? Do lochu? I tam
zgnijemy?
- Do jakiego lochu? - obruszy si znowu. - Za co do lochu?
- No bo chodzimy tu, a nie wolno, i jeszcze bluzgamy na siebie!
- Za bluzganie jedna na drug to jeszcze adnej kobiety nie posadzili przecie. Boby
musieli wszystkie baby w kraju wyaresztowa, co do jednej sztuki - powiedzia szczerze.
- A! Czyli kamae poprzednio!
- O matko moja! - jkn stranik. - Pyskate babsko mi si trafio. I dlaczego to akurat na
mojej zmianie?
- Nie pjdziemy do lochu, gdzie zgnijemy! - wrzasna Kai, czujc, e sprawa
kryminalna nie jest chyba zbyt powana. Stranik najwyraniej niewiele usysza z tego, o
czym rozmawiay.
- Ani na gwat! - dodaa Nuk. - Te nie pjdziemy.
Gruby otar wielkie krople potu, ktre gromadziy mu si nad brwiami.
- Przestacie jazgota wreszcie - poprosi. - Inspekcja bdzie wieczorem na wartowni i
porzdek trzeba zrobi. To aresztujemy, kogo si da. Za to przecie ciep straw dostaniecie i
miejsce do spania.
- W lochu? Gdzie zgnijemy?
- W stodole, u nas lochu nie ma. A liczba aresztantw musi by dua na noc, bo planu nie
wyrobimy i nas samych aresztuj. No chodcie, winiarki jedne! Przecie noclegu tutaj bez
dokumentw i tak nie znajdziecie.
- A skd wiesz, e nie mamy dokumentw? - daa si zaskoczy Kai.
- To przecie wida.
Dziewczyny spojrzay po sobie zdziwione. Tak atwo je rozgry? I jemu a tak nie
zaleao? Waniejsza bya fikcja liczby aresztantw na noc i wizja lnicej wartowni ni
autentyczne ciganie przestpcw? Ciekawe.
Tym razem jednak, kiedy ruszy, powloky si za nim. Resztki obaw wyparoway z ich
gw, kiedy zobaczyy wartowni. Wielki budynek z ciemnego kamienia z krat zamiast jednej ze
cian. I za t krat kilkanacie aresztowanych wczeniej kobiet pucowao podog i ciany
wielkimi szmatami. Kilku winiw mczyzn nosio wielkie pachcie wycitej skd trawy i
ukadao pieczoowicie tu przy wejciu. Warty przysypiay na posterunkach, a podoficera przy

kantorku obudzi dopiero gruby stranik.


- Mam jeszcze dwie! - zameldowa.
Dowdca warty ledwie otworzy oczy.
- Kim jestecie?
Poday mu swoje imiona, ale ten obruszy si wyranie.
- No moecie sobie jeszcze jakie wymyli. - W jego gosie dao si wyczu irytacj. Kim jestecie, pytam?
- Jestemy kucharkami. - Kai pamitaa uwagi ysego szewca i ju nie mwia, e s z
Naher. - Za prac idziemy. Przy kuchni. - Usiowaa stylizowa si na sposb mwienia gupola,
bo chyba taki tu obowizywa. adnych skomplikowanych form skadniowych.
Podoficer otworzy oczy znacznie szerzej i po raz pierwszy okaza im autentyczne
zainteresowanie.
- Kucharkami? - A si nachyli nad blatem, gdzie leao kilka papierw.
- Tak, panie.
Mczyzn zapowietrzyo.
- Kucharkami... - powtrzy mimowolnie. - Kucharkami. - A klasn w donie. - No to
jazda do garw! A postarajcie si, bo wieczorem bd na inspekcji oficerowie, a nawet jeden go
z zagranicy bdzie!
Kai struchlaa. Przecie o gotowaniu nie miay pojcia. A dowdca warty dosownie
promienia.
- Tylko nie wa si dawa ich do sprztania! - opieprza niewinnego przecie grubego
stranika. - Do kuchni je i natychmiast odsu od gotowania te amagi, co gwno potrafi. Oddaj
tamtych dwch pod rozkazy tych dziewczyn. Niech tamci pomagaj!
- Stranicy pod rozkazami winiarek? - odway si zaoponowa gruby.
- Przecie wyranie mwi, nie? - Podoficer, cho uywa prostackiego jzyka i wyglda
na idiot, najwyraniej nie mia jednak wtpliwoci. - No jazda, no!
Kai ruszya za grubym bez wahania. Nuk przeciwnie, bya przytoczona tym, co zrobia
jej koleanka.
- No i co ty mdrego wymylia? - sykna, kiedy weszy do ciemnawego korytarza
prowadzcego na zaplecze.
- Co?
- Jakie kucharki, kretynko? Umiesz gotowa?!
- Mylaam, e ty umiesz. No przecie w wojsku wszystkiego ucz.
- Pojebao ci? Gotowania ucz?!
- A nie?
Nuk zaamana zakrya twarz domi i przez to mao nie wyrna gow w sup
rozdzielajcy korytarz i magazynowe nisze. Kai obraona nie zwrcia nawet uwagi. Po chwili
odezwaa si jednak.
- Co tu tak strasznie mierdzi? Zaraz zwymiotuj.
- To kuchnia, gupia dupo! Tak wanie mierdzi wojskowa kuchnia.
- Nie bluzga na siebie. - Gruby stranik nie wnika, co tam kobiety szepcz midzy sob.
Nie chcia, eby si kciy, bo jak spieprz robot, to caa odpowiedzialno moe spa na
niego. Otworzy niewielkie drzwi na kocu korytarza. Smrd buchn stamtd ze zwielokrotnion
moc. - To tutaj. Do roboty!
Teraz ju obie byy przestraszone. Niepewnie weszy do sporego pomieszczenia. Na jego
rodku umieszczono olbrzymi gar, w ktrym co bulgotao. Szara piana na wierzchu przywodzia
na myl wszystko oprcz tego, co mona by byo woy do ust.

- No! - Stranik odpdzi dwch mczyzn, ktrzy dotd zajmowali si kotem. - Teraz
ju nic nie rbcie - nakaza. - Macie tylko pomaga tym dwm babom. To prawdziwe kucharki i
obiecay, e zrobi na dzisiaj wieczr prawdziw uczt. A czasu ju mao. I do roboty!
Usyszawszy okrelenie prawdziwa uczta, Kai mao nie zwymiotowaa. Nuk trzymaa
si lepiej. W jej oczach jednak czai si strach. Bacznie obserwowaa tajemnicze procesy, ktre
zachodziy w mtnej, zburzonej powierzchni cieczy w garze. Ten widok nie napaja
optymizmem.
- Co robimy?
Kai postanowia zebra si w sobie.
- Z czego ma by kolacja? - zapytaa jednego z pomocnikw.
Mody czowiek o twarzy, ktra nie zdradzaa nadmiaru inteligencji, wskaza gar. Nie
dopytywaa, co zawiera.
- Musimy zlikwidowa ten smrd.
Najwyraniej nie zrozumia.
- Co?
- Ten smrd. Z czego on si bierze?
- Pewnie z misa.
- A co? Niewiee?
Mody czowiek otworzy usta i tak ju pozosta. Nie mia zielonego pojcia, o czym
mwi nowa kucharka.
- Smrd si bierze chyba z tej wody po gotowaniu - Nuk miaa swoj teori.
- To j wylejmy!
- Ale wtedy miso bdzie zimne.
- To zagotujmy jeszcze raz.
- Wtedy miso bdzie bez wartoci... I chyba bez smaku.
- Jeli to co smakuje tak, jak mierdzi, to moe i dobrze. - Kai podpatrzya u
pomocnikw, jak maj zawizane fartuchy. Zdja jeden z koka, narzucia sobie przez szyj i
zawizaa jak oni. - Hej, wy tam! - zwrcia si do nierozgarnitych pomocnikw. - Wylejcie ca
wod z gara.
- Ale... - Co takiego nie miecio si w gowie. Najwyraniej nigdy dotd nie
przeprowadzali takiego dowiadczenia. - Tak nie mona.
- No ju, zarazy jedne! Bo poszczuj was moj koleank!
Nuk si wkurzya, tamci przeciwnie, przestraszyli. Posusznie wylali wod z gara do
cieku biegncego pod kuchni. Kai zajrzaa do rodka i znowu z trudem powstrzymaa odruch
wymiotny. Na dnie leay dwa ogromne kaway szarego misa.
- Wyjmijcie to i pokrjcie w ma kosteczk - nakazaa. - Ale migiem. Gdzie s
przyprawy?
- Gdzie jest co? - zapyta jeden z pomocnikw. Ten bardziej inteligentny.
- Przyprawy - powiedziaa Kai. Widzc jednak, e tamten nie rozumie, dodaa: - Gdzie
macie sl?
- Soli nie mamy. To nie dwr jaki ani kantyna w dowdztwie okrgu.
- A co jest?
- Miso jest. - Wskaza kocwk noa wielki szary fragment jakiego zwierzcia, ktry
ci wanie na mae kawaeczki, jak kazaa. O dziwo, szo mu to nawet bardzo sprawnie. - I
chleb jest - powiedzia po chwili.
Kai rozejrzaa si z westchnieniem. Usuna Nuk zdja z pki jeden z lecych tam
bochnw. Postukaa palcem.

- Twardy jak skaa. - Z wielkim trudem odamaa kawaek i woya sobie do ust.
- I jak smakuje?
- Jak boto. Z du iloci piasku.
Kai westchna znowu. Nie zaamaa si jednak.
- Dobra, zrobimy z tego grzanki. Niech oni chleb te pokroj w kostk.
- Co z niego zrobimy? - Nuk jeszcze nie spotkaa si z czym takim.
- Grzanki. Musimy tylko usmay chleb na pycie. Widziaam u Polakw.
Nuk postanowia zatrzyma dla siebie wszelkie uwagi na temat smaenia chleba. Wolaa
nie gasi zapau czarownicy, ktra zaimponowaa jej nawet troch tym, jak szybko potrafia si
zebra w sobie. Znowu poczua, e nie doceniaa tej wychuchanej dziewczyny z bardzo dobrego
domu.
Pomocnicy szybko uwijali si z robot. W przypadku prostych zada okazali si
naprawd skuteczni. Posiekali miso na odpowiednie kawaki, wrzucili do oczyszczonego
naprdce kota i zaczli gotowa w wieej wodzie. Potem zajli si chlebem.
- Jak mylisz? - Kai zerkna na koleank, kiedy przysiady z boku, poniewa chwilowo
w kuchni nic si nie dziao. - Co to za miso?
- Pewnie konina. Ale ze starego, padego konia.
- artujesz! - Kai przypomniaa sobie, o czym mwili Tatarzy w drodze do lasu w Banxi.
- Czemu miaabym artowa? W niektrych krajach miso koskie jest uwaane za
przysmak. A jak gd czy niedobr, to jedz wszyscy.
- I widziaa, jak jedli?
Nuk umiechna si smutno.
- Jeden ze szczegw utkwi mi w pamici podczas ktrej z moich kampanii. To bya
wojna z Kime. Oczywicie nakrylimy ich czapkami, jak to cesarstwo zawsze potrafio. Ale
jednej twierdzy nie moglimy zdoby. Tu przed obleniem schroniy si tam oddziay ich
czciowo rozbitej konnicy. Szturm za szturmem i nic. Walczyli zaciekle.
- I co?
- Jak zwykle w takich wypadkach. Nie da si inaczej, to trzeba wzi godem. Nic nie
poradzisz. Rozoyymy obz, czekamy. Cholernie dugo, bo w murach przecie ta ich konnica,
wic misa wystarczy im na wiele, wiele dni. Na szczcie byli te i cywile w wielkiej liczbie,
ktrzy tam si schronili. Musieli ich utrzymywa, wic w sumie to si troch rwnowayo.
- I co? Poddali si?
Nuk przytakna.
- Kiedy zjedli wszystkie konie, to si poddali. Nas, czyli siy specjalne, wprowadzono do
wntrza twierdzy jako pierwsze. I pamitam makabryczny widok. Do dzi potrafi mi si przyni.
- Jaki?
- Wiesz, z konia moesz zje praktycznie wszystko. Kada cz nadaje si do gara.
Oprcz jednej.
Kai bya coraz bardziej ciekawa.
- Jaka cz konia si nie nadaje?
- Kopyta. - Nuk podniosa gow i zerkna na koleank. - I ten widok pamitam do dzi.
Olbrzymie wzgrza usypane z odcitych koskich kopyt, wznoszce si przy kadej ich kuchni
polowej. Makabra.
Czarownica otrzsna si. O szlag. Miaa zbyt plastyczn wyobrani. Stosy kopyt. Do
jasnej zarazy. Moga tego nie sucha.
Nie chciaa da niczego po sobie pozna, ale chyba wstaa troch zbyt energicznie.
- No jak tam? - Podesza do pomocnikw. - Skoczone?

- No.
Nuk podniosa si leniwie.
- Rzeczywicie, jakby nie mierdzi zbytnio. - Nachylia si nad garem. - Cho co mi
mwi, e adnego smaku te nie ma.
- Wziam ze sob troch przypraw. - Kai podniosa z ziemi swoj sakw i zacza w niej
grzeba.
Ni std, ni zowd poczua nagle irracjonalne wzruszenie. Przypomniaa sobie z ca
wyrazistoci, skd wzi si u niej zwyczaj woenia ze sob przypraw. Miaa wraenie, jakby to
wydarzyo si wczoraj, a to by przecie sam pocztek historii. Jej historii. Pamitaa dobrze,
kiedy jako uczennica udajca czarownic w misji przybya wprost ze szkoy witynnej do
Yach. A tam, na samym pocztku swojej przygody, do skadu dahmeryjskiego kupca. Stary,
dowiadczony handlarz pomg dziewczynie zebra ekwipunek na wypraw i udzieli
bezcennych rad. Wci miaa w gowie jego sowa: We ze sob dwa bandolety, woreczek
gorczycy i koniecznie przyprawy do mis!.
Umiechna si do swoich wspomnie. Paradoksalnie dawne wydarzenie poczyo si w
jej gowie z czym, co przeya niedawno. Krzysiek, ktry chcia, eby koniecznie poznaa
polskich poetw, podarowa jej ksik, w ktrej oprcz wierszy byy take fragmenty
wspomnie. A tam wieszcz yjcy jakie dwiecie lat temu udziela rad kolegom udajcym si w
podr. Byy identyczne jak dahmeryjskie: podrnik musi wzi dwa bandolety, worek
gorczycy i przyprawy do mis... Zabawne.
- I jakie przyprawy wzia? - pytanie Nuk sprowadzio Kai z powrotem.
- Skondensowany wycig z lubczyka ogrodowego. - Dziewczyna podniosa do wiata
graniast buteleczk wypenion bardzo ciemnym pynem. - Oni to nazywaj magi, magik
czy jako tak.
Nuk z du doz sceptycyzmu patrzya na czarownic. Nie chciaa jej odziera z nadziei,
ale sama wiedziaa, e najbardziej nawet cudowny dodatek nie jest w stanie zmieni smaku brei z
kota.
Czarownica wyja inn butelk, wiksz, z jasnego szka. Pyn w rodku by zupenie
bezbarwny.
- Podobno to jest dopiero sprawca cudw w kuchni, chocia w wikszych ilociach moe
by stosowany jako trucizna - powiedziaa.
- A co to jest?
- To ju wspczesny wynalazek zza gr. Glutaminian sodu.

ROZDZIA 11

Wiatrakowiec po kilku godzinach lotu zdawa si rwnie ciki jak w


chwili startu. Reagowa leniwie na stery, kady manewr odbywa si ze sporym opnieniem w
stosunku do ruchw drka. Tomaszewski mia wraenie, e co jest nie tak, pilot jednak rozwia
jego wtpliwoci.
- Nie ubywa nam ciaru, bo to bardzo oszczdna maszyna. - Co pobrzkiwao w
suchawkach i gos pilota brzmia bardzo zabawnie. - A wypakowani jestemy strasznie.
- Wolaem wzi jednak paliwo na powrt.
Pilot umiechn si chyba. Mikrofon przymocowany do hemu zasania mu usta.
- Ale nie a tyle - odway si na uwag w stosunku do przeoonego. - W tej chwili
przypominamy raczej latajcy tankowiec. - Wskaza kciukiem te wszystkie kanistry
przymocowane paskami w kadym wolnym miejscu. - Przez tydzie moemy lata z tymi
zapasami.
- Obymy nie musieli.
- To przez ten ciar maszyna reaguje ociale. Ci dwaj piechociarze - machn brod w
kierunku dwch onierzy, ktrzy im towarzyszyli na bocznych siedzeniach - te troch
zaopatrzenia i przyrzdw to adne obcienie. W tej chwili wozimy gwnie benzyn tam i
nazad.
- I dobrze, musz zrobi szkic mapy. A to naprawd potrwa.
Pilot nie mia komentowa. Dla niego na dole nie dziao si nic ciekawego. Lecieli nad
morzem, tu przy monotonnej i sabo rozrzebionej linii brzegu. Plaa i las zdaway si nie mie
koca. Dopiero teraz drzewa zaczynay rzedn, ustpujc miejsca coraz wikszym polanom, a
nawet kom.
- Rzeka. - Wskaza palcem, kiedy zauway charakterystyczny uskok w piaszczystym
klifie.
- Strumie. Moemy tam podlecie?
- Nie za blisko, panie komandorze. Cholernie wieje, a wiatr cigle przybiera na sile.
- To dlatego tak nami rzuca?
Pilot zaprzeczy ruchem gowy.
- Wiatr jest bardzo silny, ale stay. To koysanie to dlatego, e usiuj manewrowa i lecie
tu przy brzegu.
- A co? Zwiewa nas nad pene morze?
- Tak jest. Cho generalnie utrzymujemy zadany kierunek.
- To moe lepiej wyldowa i przeczeka wichur?
- Panie komandorze, wylduj na tej play bez problemu. Pytanie, czy pniej bd mg

z niej wystartowa.
Tomaszewski skin gow. No tak, wiatrakowiec nie potrzebowa lotnisk ani niczego, co
byo absolutnie niezbdne w przypadku samolotu. Jednak startowao si nim dokadnie tak, jak
ruszao samochodem z trzeciego biegu. Krtka, bo krtka, lecz koniecznie utwardzona
nawierzchnia bya jednak istotna. Czyta gdzie, e w kraju ju testuje si migowce, maszyny,
ktre pozwalaj na pionowy start, bez rozbiegu. Ale tutaj na razie eksperymentalnych maszyn nie
przysyano.
Sign do schowka po lornetk ze stabilizatorem i ze zdumieniem spostrzeg, e
powierzchnia metalowej skrzynki jest oszroniona.
- Co to jest? - spyta pilota.
Ten wychyli si na swoim siedzeniu na tyle, na ile pozwalay pasy, eby zobaczy.
- To oblodzenie. Jest strasznie zimno. - Wskaza na tarcz termometru z boku tablicy
przyrzdw.
Minus siedem. Tomaszewski w lotniczym kombinezonie, hemie, goglach i ocieplonej
warstwie ubrania pod spodem nie czu mrozu.
- Ujemna temperatura w lecie? - zdziwi si.
- Jeszcze nie ma lata, panie komandorze. - Pobrzkiwanie w suchawkach stawao si
coraz wyraniejsze i coraz bardziej nieprzyjemne. - Ale tak, to dziwne na tej wysokoci.
- Nie mona czego zaradzi?
- To wiatrakowiec, nie samolot. Nie mamy systemw przeciwoblodzeniowych. Zreszt...
W rzadko ktrym samolocie s. Moe teraz w tych najnowszych czciej.
Tomaszewski z trudem, z powodu wielkiego hemu, oglda rne czci konstrukcji. Nie
zna si na oblodzeniu maszyn latajcych. Na okrcie bosman wysya ludzi z motkami i
siekierami, eby zbijali ld, tu jednak wszystko wygldao inaczej.
- Jakby mniej koysao - powiedzia po chwili. - Czy to znaczy, e jestemy cisi?
- Nie, panie komandorze. Wiatr si bardzo wzmaga.
- Wiatr jest silniejszy i przez to mniej rzuca?
- Pierwszy raz widz co takiego. Prosz zerkn, jak nam prdko skoczya.
- Wieje od ogona? Prosto w migo napdowe?
- W tej chwili migo prawie w ogle nas nie napdza. Tylko stabilizuje, a pcha nas ruch
powietrza.
- Moesz manewrowa?
Pilot lekko poruszy drkiem. Bez wyranego efektu. Manewrujc dwigni przekadni
wirnika gwnego, udao mu si lekko unie i opuci. To wszystko. Tomaszewski przypomnia
sobie nagle opowie rozbitka z Gradienta o tym, jak dziwny wiatr nis jego ponton tu nad
powierzchni morza. Dotd traktowa sowa hydrologa jak urojenia powstae w wyniku maligny.
Teraz jednak nie by ju pewien.
- Czy to moe by wiatr strumieniowy?
- Jetstream? Na tej wysokoci? Niemoliwe.
- No ale zaczlimy mkn z jak nieprawdopodobn prdkoci.
- Nie wiem. Przyrzdy wariuj. Temperatura spada byskawicznie.
Pieprzone anomalie pogodowe. Tomaszewski parokrotnie dowiadczy ju ich
oddziaywania, lecz nigdy na aparacie latajcym. I to leccym daleko od bazy oraz jakichkolwiek
siedzib ludzkich.
- Jak mamy prdko?
- Nie wiem. Potworn!
- Jak to nie wiesz?

- Przymrozio nas! Prawdopodobnie oblodzio rurk cinieniow i prdkociomierz


niczego ju nie wskazuje. Albo same bzdury.
- Jak to moliwe?
- To przecie jest tak naprawd zwyky manometr rnicowy. Jeli oblodzio mu wlot,
ktrym mierzy cinienie dynamiczne, to zgupia.
Wiatrakowiec nie jest maszyn przeznaczon do lotw dugodystansowych, nie ma
bogatej tablicy przyrzdw. Nie ma te moliwoci zastpowania odczytw nieczynnych
aparatw pomiarowych odczytami innych. To prosta maszyna do prostych zada. Co prawda w
nieskomplikowanym urzdzeniu nie ma si za bardzo co zepsu, ale kiedy ju si zepsuje, to
moliwoci zrobienia tego inaczej jest raczej niewiele.
Tomaszewski rozglda si na prno. Brzegu ju nie byo wida. Nie wiadomo, czy znik
za dziwn rozproszon mgiek, a raczej niesion przez wiatr biaaw zawiesin, czy po prostu
oddalili si ju za bardzo. Zerkn na zegarek. Nawet szybka bya oszroniona. W lotniczym
kombinezonie niewiele si czuo. A suchawki w hemie i ryk odkrytego silnika guszyy wycie
wiatru.
- Moemy si zniy?
- Pewnie tak - odpar pilot po chwili wahania. - Tylko nie wiem, co bdzie niej.
- Nie moemy tak lecie bez koca.
- Prawie nie zuywamy teraz paliwa. Wirnik nas niesie pchany wiatrem.
- I co? Nie moemy zawrci?
- Przy tym wietrze nie moemy nawet skrci. Maszyna si rozpadnie.
- Sprbujmy zej niej.
- Pod nami powierzchnia morza, panie komandorze. Musimy lecie z wiatrem.
- A gdybymy sprbowali si wznie?
- To nie samolot, panie komandorze. Nie mamy tlenu na pokadzie. Zreszt... nasz puap
praktyczny nie jest za wysoki.
- No ale wiatr nie wieje od wysokoci zero a do stratosfery.
- Moe i nie wieje. Jednak im wyej, tym zimniej. Ciekawe, ile nam jeszcze brakuje, eby
si wirnik zatrzyma.
No tak, skrzyde nie mieli. Jeli ld zatrzyma wirnik, po prostu spadn bez adnej
autorotacji. Mao kto przeywa wodowanie wiatrakowca nawet w normalnych warunkach. Lepiej
wyskoczy przed uderzeniem w wod. A nawet jeli nastpi cud i to si uda, to co dalej? W
kamizelce ratunkowej na rodku oceanu, na akwenie, gdzie nie ma eglugi, nie ma lotnictwa, nie
ma adnych baz ani radia. To ju lepiej uderzy w wod z ca si i mie problem z gowy od
razu.
Jak dugo tak lecieli? Tomaszewski traci poczucie czasu. Usiowa zetrze szron ze
szkieka swojego zegarka, adne zabiegi nie przynosiy jednak skutku. Szron musia jakim
cudem osi od rodka. Na tablicy przyrzdw dziaay tylko urzdzenia mechaniczne i busola.
Dla zabicia czasu w pamici rysowa ich kurs. Wbrew pozorom nie oddalali si od brzegu
zanadto - jeli oczywicie jego linia nie ulega dramatycznej zmianie. Odlego od play rosa
powoli i gdyby tylko Tomaszewski mg okreli upyw czasu, zdoaby j nawet do dokadnie
obliczy. Niestety, nie mia pojcia, jak dugo lecieli w biaawej mgiece. Pi godzin? Siedem?
Dziesi? Nie. Dziesiciu raczej nie, bo musiaoby si zacz powoli ciemnia. A nic na to nie
wskazywao. Zbeszta w mylach sam siebie. Jak ma cokolwiek oblicza, skoro nie zna rwnie
prdkoci, z jak lecieli? No szlag!
- Chyba zwalniamy.
Gos pilota wyrwa Tomaszewskiego ze stuporu. Zasn? Nie, niemoliwe. A skd pilot

wiedzia, e lec z mniejsz prdkoci? Przyrzdy cinieniowe nie dziaay w dalszym cigu.
Mga jednak wok rzeda wyranie. Patrzc w d, widziao si ju powierzchni morza.
- Skd wiesz, e zwalniamy?
- Czuj na drku, panie komandorze. Maszyna reaguje inaczej.
Kto dotkn jego ramienia. onierze zajmujcy fotele z tyu nie mieli hemw
podpitych do interkomu. Tomaszewski zobaczy do w grubej lotniczej rkawicy, wyranie
wskazujc mu kierunek. Podnis gow i popatrzy w tamt stron.
- Ld!
- O ja ci... - pilot rwnie musia zauway. - Ziemia! Ale... przed nami!
Jeli to ld, to powinien znajdowa si z tyu, troch po prawej. A by z przodu. Dokadnie
na osi.
- To jest to cholerne poczenie midzy kontynentami - szepn Tomaszewski. - Tdy
przyby lepy podrnik.
- Sucham, panie komandorze?
- Nic, nic. Czy bdziemy mogli tam wyldowa?
- Jeli znajd odpowiednie miejsce. Pogoda wyranie si uspokaja.
- A nad ldem powinno by w ogle znonie. - W Tomaszewskim odezwa si marynarz. Mam sekstans Zrobi pomiar i bdziemy wiedzie, w jakiej odlegoci od bazy jestemy.
- Oj, bardzo by nam to pomogo, panie komandorze. Wtedy bdziemy mogli wrci
wedug przyrzdw.
Tomaszewski dugo analizowa wasne wntrze. Widok ldu wyranie go uspokoi. Ba
si wic wczeniej? Wzruszy ramionami. Szalestwa pogodowe byy czym, do czego na tej
pkuli mona byo przywykn. A lot w prdzie strumieniowym (jeli oczywicie to naprawd
by prd strumieniowy) nalea do przey ekstremalnych, cho z drugiej strony... Pamita twarz
czarownika Mereditha tu przed odlotem. Starzec patrzy na niego pogodnie. Szepta co, czego
pewnie ludzie stojcy obok nie syszeli, on sam jednak mia doskonay such i nie umkno mu
znaczenie. Nadszed czas, by wyprostowa cieki wiata. To miejsce nie jest przypadkowe. Ci
ludzie nie znaleli si tu przypadkiem. I nie przypadkiem te chopak z tobokiem przesta si
pokazywa. Zmierzamy do rozwizania. Hm. Ani miejsce, ani ludzie, a wic i pora nie jest
przypadkiem, wedug Mereditha. On wierzy, e co wikszego ni on sam prowokuje sytuacj.
Nie, nie rozwizanie przecie, nie rozstrzygnicie, ale sam pocztek. Sdzi wic, e na pocztku
misji nie stanie si nic, co j zniweczy. I jako jedyny z egnajcych tych, ktrzy odlatywali w
nieznane, nie by zaniepokojony.
No dobrze. To sam Meredith. A on? Czy nagle tak naprawd i do koca uwierzy w czary?
- Tam, panie komandorze. - Pilot wskaza ld, do ktrego zbliali si w szybkim tempie. Widzi pan? Jeziorka.
Tomaszewski mia raczej niemie wspomnienia zwizane z jeziorkami. Te jednak,
widoczne w oddali, nie byy skute lodem i nie przywodziy na myl strasznych wydarze.
- Co z nimi? - zapyta.
- Dookoa gsty las. Nie ma moliwoci ldowania. A przy morzu plaa wska i
kamienista, jak wida. Zreszt morski piasek zawsze zdradliwy. Nigdy nie wiadomo: twardy,
mikki czy najgorzej, aciaty.
- A co maj do tego jeziorka?
- Wok nich prawie zawsze plaa. Piasku nadsypanego na ziemi. Z reguy wic tworzy
do tward nawierzchni.
Tomaszewski wzruszy ramionami. Kady rodzaj piasku nad jeziorami, ktre zna, by
mikki. No tak, inaczej ocenia si goymi stopami podczas wakacji, a inaczej podwoziem. On

sam na przykad nigdy nie przejechaby samochodem przez wieo zaorane pole. A samoloty
ldoway, czego wiele razy by wiadkiem na wiczeniach.
- Rb, jak chcesz, tylko... - ugryz si w jzyk.
Mwi pilotowi, e jeli uszkodzi maszyn przy ldowaniu, mog ju nie opuci nigdy
tego miejsca, byoby do gupie. Pilot chyba sam to wiedzia. Trudno jednak oprze si
potrzebie podkrelania oczywistoci. Przygryz lekko wargi. Sam mg przecie podj inn
decyzj. Ldowa i musieli, i nie musieli jednoczenie. Cho byoby to bardzo trudne,
Tomaszewski mg okreli ich pozycj w trakcie lotu bez jakiegokolwiek ldowania. Mg te
przeprowadzi w tym fotelu odpowiednie obliczenia i wyznaczy kurs powrotny. Z drugiej strony
trzeba byo przela paliwo z kanistrw do zbiornikw wiatrakowca. I znowu, teoretycznie,
posugujc si prymitywn rczn pompk, mogli to zrobi w trakcie lotu. Liczc si z
niewielkimi stratami. Teoretycznie.
Ale co to za zwiad bez dotknicia stop obcego ldu? O wanie. Chyba tu tkwi gwny
problem. Kady odkrywca w dziejach schodzi przecie na suchy ld. No tak, lecz stare
drewniane statki musiay przecie uzupeni zapasy wody pitnej. Oni nie musieli. Za to, w
przeciwiestwie do dawnych odkrywcw, nie mogli oprze si pokusie rozprostowania koci, bo
dalsze siedzenie w metalowych fotelach po tak wielu godzinach w nich spdzonych stawao si
tortur nie do zniesienia. A drug naglc potrzeb, ktra rwnie zamieniaa si w tortur, bya
ch wysikania si w krzakach. Rzecz rwnie obca dawnym eglarzom, ktrzy mogli folgowa
sobie, kiedy chcieli. Podobno zreszt, jak donosia prasa lotnicza, nowe myliwce dalekiego
zasigu wyposaano ju w urzdzenia penice rol pisuaru. Na wiatrakowcu czego takiego nie
byo.
Ta... Przesanki prowadzce do jakich konkretnych dziaa nie musz by przecie tak do
koca racjonalne.
- Lduj, gdzie uznasz za stosowne - zadecydowa Tomaszewski.
Wiatrakowiec pooy si w agodnym wirau. Teren poniej pokryty by gstymi
drzewami. Troch luniej robio si w okolicach jeziorek, tam jednak z kolei gste krzewy
pokryway ca woln powierzchni a do tafli wody.
- Tu jest adny kawaek. - Pilot wycign rk, pokazujc jedno z nielicznych jezior
okolonych pla z tego piasku. - Widzi pan komandor?
- Nie za wsko?
- W sensie?
- Nie uderzymy opatami wirnika w gazie?
- Ale ja pokazywaem tam dalej. - Rka pilota zatoczya niewielki krg. - Widzi pan
komandor? Przy wstdze.
- To moe by jaka droga.
- Najwyej tutejsi wieniacy na nasz widok narobi w gacie.
- Oby.
Maszyna przeleciaa nad terenem ldowania, podczas kiedy pilot wychyla si, chcc
obejrze kady szczeg. Inspekcja musiaa wypa pozytywnie, bo wiatrakowiec wykona
jeszcze jeden zwrot, zwolni gwatownie i ustawi si mniej wicej pod wiatr na osi
prowizorycznego ldowiska.
W d schodzili pewnie. Be adnego wahnicia, bez poprawek i korekt. Ju po
kilkunastu sekundach koa ryczcego silnikiem wiatrakowca dotkny podoa. adnych skokw
ani odbi. Od razu zaczo si koowanie, podczas ktrego byskawicznie wytracali szybko.
Pasy wrzynay si w klatk piersiow Tomaszewskiego. Ale po chwili ryk silnika cich nieco, a
kiedy maszyna skoczya kilkunastometrowy dobieg i znieruchomiaa, pilot wyczy go w

ogle.
- Co to jest? - Pierwszy upora si z paskami i zdj hem.
Tomaszewski szamota si ze skomplikowan uprz na gowie duo duej. Kiedy
jednak uwolni uszy od wielkich suchawek, te usysza. To by huk wystrzaw!
- Startujemy? - Pilot spojrza w panice na dowdc.
Tomaszewski rozejrza si szybko. Akurat. Startowa nie mogli, bo kiedy tylko maszyna
znieruchomiaa po ldowaniu, dwch onierzy piechoty morskiej wyskoczyo ze swoich foteli
na piasek. Obaj teraz sikali pod najbliszymi drzewami.
- Psiakrew!
Strzelanina nie bya zbyt intensywna. No i nie sycha byo adnych bitewnych okrzykw.
No nie, no... p minuty ich nie zbawi.
Tomaszewski skin na pilota i rwnie zeskoczy ze swojego fotela na piach. Mao nie
upad. Zdrtwiae minie nie pozwalay na aden bieg. Ledwie zdoby si na kilka chwiejnych
krokw i czujc bl w caym ciele, uly sobie pod prowizoryczn oson. To naprawd odbiera
rozum. Dopiero potem mg si skupi.
Nic dziwnego, e z gry nie widzieli walczcych, jeli akurat natrafili na jak bitw.
Przecie onierze strzelajcy w lesie kryli si za drzewami, unikajc polan i odkrytych miejsc
jak ognia. A silnik guszy odgosy walki. Rozejrza si jeszcze raz, usiujc dostrzec cokolwiek
konkretnego. Na szczcie nie byo wida obcych onierzy, a pilot ustawi maszyn tak, e start
mg nastpi od razu. Bez potrzeby odwracania si czy przecigania. Kutykajc, Tomaszewski
wrci do wiatrakowca. Cholerne minie. Wszystko w jego organizmie krzyczao, eby nie
sadowi si jeszcze na metalowym fotelu, ktry przerodzi si w narzdzie tortur.
- Do mnie! - krzykn wbrew sobie. - Zajmowa miejsca!
Byoby idiotyzmem zarzdzi tu postj na duej i stara si okreli pooenie
geograficzne.
- Panie komandorze! - Pilot jednym skokiem zaj swoje miejsce i teraz szamota si z
pasami. - Tam!
Tomaszewski spojrza we wskazanym kierunku. W pierwszej chwili nie zauway niczego
podejrzanego. Gsto rosnce drzewa i niezbyt gste krzaki pod nimi. Nigdy nie potrafi
prawidowo rozpoznawa gatunkw, dla niego drzewa dzieliy si na liciaste, iglaste oraz palmy.
No to te byy liciaste i nie byy brzozami, bo nie miay biaych pni.
- Co widzisz?
- Kto tam si skrada. - Pilot musia mie znakomity wzrok.
onierze, ktrzy zdyli wrci w poblie maszyny, zdjli z ramion paski automatw.
Jeszcze nie przeadowali broni. Chyba nie dostrzegali niczego podejrzanego.
- Widzisz ludzi?
Pilot nie zdy odpowiedzie, bo nagle pad strza. Nie od strony podejrzanych zaroli,
tylko od jeziora. Kto ukrywa si po drugiej stronie wody.
- Padnij! - Tomaszewski run na ziemi i wyszarpn z kabury rewolwer.
Dwaj onierze rzucili si na ziemi dokadnie w chwili, kiedy kto zacz strzela zza
krzeww przy play. Tu obok. Piechociarze odpowiedzieli ogniem, a terkot dwch peemw
zaguszy wszystkie inne dwiki. Tomaszewski gorczkowo rozpina gr kombinezonu. Tu
szeciostrzaowy przydziaowy rewolwer, uwizany sznurkiem do specjalnej uprzy na szyi,
mg nie wystarczy. Z trudem udao mu si dosign kabury, ktr mia pod lotniczym
kombinezonem. Wyj z niej swj subowy pistolet i w desperacji przeadowa, chwytajc
pokryw zamka zbami.
Rozejrza si i zamar. Siedzcy obok pilot trzyma si za zakrwawione lewe rami. Jasny

szlag! Tysic myli pojawio si nagle w gowie Tomaszewskiego. Widzia czerwone kropelki
kapice ze zwisajcej z boku lewej doni pilota. Kurwa! Wszystko stao si jasne. On by
jedynym czowiekiem ju przypitym pasami. Jedynym, ktry nie mg wykona komendy
padnij.
- Zajmij si nim! - krzykn Tomaszewski do onierza, ktry lea bliej.
- To nic, nic. - Pilot usiowa okciem rozpi krpujcy go pas. - Tylko dranicie. W
lew rk.
Tomaszewski przeturla si na bok, by mie widok na tafl jeziora. Nie podnosi si, i
susznie. Ju po sekundzie pady stamtd dwa strzay. Potem jeszcze jeden. Instrukcja mwi
jasno, co naley robi w takiej sytuacji. Musia osoni swoich ludzi ratujcych rannego. Wci w
pozycji lecej unis pistolet do oka. Strzeli dwa razy. Potem jeszcze dwa. Niespecjalnie
celujc. Chodzio tylko o to, eby tamci bali si wystawi gowy zza osony. eby nie mogli
mierzy spokojnie. Odpowiedziaa mu salwa z trzech czy czterech karabinw. A potem tamci
zrobili co, czego instrukcja nie przewidywaa. Po prostu jej autorzy nie brali pod uwag broni,
ktr aduje si przez luf, stojc i wystawiajc si na strzay przeciwnika.
Wedug wspczesnej myli wojskowej byo to zupenie nieracjonalne. Z tym e tamci nie
kierowali si wspczesnymi instrukcjami. Po prostu poszli do ataku na bagnety.
Tomaszewski wzi gbszy oddech, kiedy zza drzew po drugiej stronie jeziora wypadao
co najmniej dziewiciu ludzi z broni ustawion na wprost. Szybko zerkn za siebie. Jeden z
onierzy opatrywa rannego, drugi osania ich od strony najbliszych zaroli. Tomaszewski
musia wic poradzi sobie sam. O Boe. Pistolet mia jeszcze cztery naboje, rewolwer sze.
Dziesi kul na dziewiciu przeciwnikw. Nie mona popeni najmniejszego bdu.
Tomaszewski podnis si, stajc na rwnych nogach. Tamci nie mogli biec szybko.
Jeziorko okazao si niezbyt gbokie, woda sigaa im raptem do kolan.
Kady w tej sytuacji pewnie odruchowo zaczby si cofa, widzc liczebn przewag
napastnikw. Ale to byby najgupszy bd. Tomaszewski mia w doniach dwie spluwy z
krtkimi lufami, niezbyt celne, musia wic, zamiast zwikszy dystans, zmniejszy go. Ruszy
wic w stron poyskujcych w socu bagnetw. Teraz tylko eby nie straci nerww. Nie da
si ponie emocjom. Wszed do wody.
- O, ja ci pierdol! - wyrwao mu si, kiedy zib ogarn mu ydki. - O, ja ci pierdol!
Zrobi krok i drugi w kierunku nadbiegajcych ludzi z karabinami. Powoli, eby nie
straci rwnowagi, nawet si nie zachwia. Z jakiej odlegoci ma si pewno, e kula trafi
przeciwnika? Z przyoenia! No ale oni trzymali bagnety. No to z dwch, trzech krokw.
Bezbdnie w miejsce, w ktre naley trafi, czyli w korpus. Mierzy si w mostek. W jednej i
drugiej broni mia wysokoenergetyczne naboje duego kalibru. Kada dobrze umieszczona kula
miaa moc obalajc.
- O, ja ci pierdol!
Nie byo czasu na przekadanie broni z rki do rki. Tomaszewski zatrzyma si i podnis
lewe rami, zgrywajc przyrzdy celownicze wedug lewego oka. Trzasn odwodzony kurek.
Cztery kroki, trzy... Bum. Strza w mostek. Mczyzna w achmanach polecia w ty.
Tomaszewski przenis luf na nastpny cel. Trzy kroki, strza w mostek, ciao w ty.
- O, ja ci pierdol!
Wszystko w jego miniach mrowio, szarpao, swdziao, drao... adnego bdu. Nie
mg popeni adnego bdu! Trzy kroki, kurek, strza w mostek, przeniesienie. Kurek, strza w
mostek, przeniesienie...
- O, ja ci pierdo!
Mia ochot wy ze strachu. A oni biegli na niego z nastawionymi bagnetami. Tu-tu!

Kurek, strza w mostek, przeniesienie! Naboje licz, kutasie!


Cztery dotd, powiedziao co w nim zupenie spokojnie. Kurek, strza w mostek,
przeniesienie - ten by pity. Jaka jazda! Mdlcy strach paraliowa, a jednoczenie wydobywa
skd zupenie nieprawdopodobne pokady energii. Trzy kroki, kurek, strza w mostek i... zamiast
przeniesienia na kolejny cel puci bro swobodnie, niech zawinie na sznurku, bo ten by szsty.
Boe! Czy mona si a tak ba?! Ale jaka adrenalina! Strach i jednoczenie poczucie, e bierze
udzia w najlepszej zabawie swojego ycia. Podnis i wyprostowa praw rk, jednak co byo
nie tak. Aha! Mierzy wci lewym okiem. Otworzy wic prawe. Zrobi dwa kroki, za blisko,
strzeli w ostatnim momencie, poczu mdoci, wymioty powstrzyma w ostatniej sekundzie.
Pocisk z pistoletu mia troch mniejszy kaliber, za to wiksz energi. Przelecia przez
mostek mczyzny w achmaniarskim mundurze, skrcajc lekko, wydosta si na zewntrz i
trafi w rk mczyzn obok. ut szczcia zawsze si przyda. Tomaszewski straci uamek
sekundy na zgranie przyrzdw. Strza. Dobry, prosto w mostek. Penopaszczowa kula
przemkna przez ciao onierza i poleciaa gdzie w niezmierzon dal. Krciutka chwilka, by
ciao trafionego zrozumiao, e ju nie yje, e rozerwane serce ju nie pracuje. Po trafieniu z
pistoletu ludzie nie padali na plecy. Jako tak dziwnie amali si w sobie, osuwajc na ziemi
dokadnie w miejscu, gdzie stali. No tak. Wikszoci energii penopaszczowy pocisk nie
oddawa trafionemu ciau, tylko zabiera ze sob gdzie w nieznane. Zanim prymitywny karabin
wypad z martwych doni, napastnik zdy jeszcze zrobi gest, jakby chcia dgn komandora
bagnetem w brzuch. Ale to ju by tylko skurcz mini.
Tomaszewski przekn lin. Popatrzy na stojcego tu obok ostatniego przeciwnika,
ktry trzyma si za postrzelony okie. Krew spywaa midzy palcami obficie. Mody chopak.
Cholera wie ile mg mie lat. Kilkanacie?
Stali w odlegoci jakich dwch krokw od siebie i mierzyli si wzrokiem. Chopak nie
mia ju karabinu. Musia upuci bro w chwili, kiedy zosta ranny.
- No i co tak si, psiakrew, gapisz? Instrukcja jest jasna - powiedzia Tomaszewski, jakby
chcia si usprawiedliwi. - A pierdol to wszystko! - doda i strzeli chopakowi prosto midzy
zezujce na luf pistoletu oczy.
Drc, a waciwie dygoczc, zawrci w wodzie i zacz brn w stron brzegu, gdzie
czeka wiatrakowiec. Rkawem kombinezonu usiowa wytrze pot, ktry zalewa mu oczy. Nie
mg nawet i prosto. Par razy zatoczy si i byby pewnie upad, na szczcie jednak wyszed
na pycizn, gdzie byo atwiej, a potem na piaszczysty brzeg.
- Ale e ich pan najeba, panie komandorze! - W gosie onierza piechoty morskiej
nachylonego nad rannym pilotem brzmia niekamany podziw. - A temu ostatniemu to co e pan
powiedzia?
- e go pierdol - odpar Tomaszewski szczerze.
Opad bez si pod burt wiatrakowca, nie mogc nawet za bardzo ogarn okolicy
wzrokiem. Musia uzupeni amunicj. To jedno koatao mu w gowie. Zerkn w d. Rewolwer
przyczepiony sznurkiem lea na ziemi. By ju cakiem zapiaszczony. Tomaszewski odpi wic
uprz na szyi i odkopn pust bro dalej. Z trudem wyj ze szlufki przy kaburze zapasowy
magazynek do pistoletu.
- Medal panu dadz, panie komandorze!
- A co tu?
- Grzesiek dosta i nie yje. - onierz wskaza ciao kolegi lece kilka krokw dalej. - Z
tych krzakw go zaatwili. Ale chyba ju te nie yj. A ten tu... - Wskaza pilota i odsuwajc si
troch, przecign sobie palcem po szyi. - Niedugo - zakoczy szeptem.
- Co?

onierz najpierw sprawdzi, czy pilot na pewno jest nieprzytomny.


- Umiera, panie komandorze. To agonia.
- Jak to? Przecie dosta tylko w rk.
- Rka najbardziej go bolaa, fakt. Ciao moe czu bl tylko w jednym miejscu, i ten
najsilniejszy. Tak naprawd dosta w klatk, rk rozwali mu odamek wasnego ebra.
Tomaszewski wypuci powietrze z puc. Nie chcia sprawdza, czy piechociarz ma racj,
i odsania ran spod opatrunku. Wyj chusteczk i zacz ciera krew z wasnej twarzy.

- No to zostalimy tylko my dwaj. Jak ci na imi, przypomnij?


- Maniek, panie komandorze.
Tomaszewski nie czepia si, e meldunek nie zosta zoony wedug regulaminu. Nie
mg zapomnie wasnych sw wypowiedzianych w szoku niedawno na jeziorze. Instrukcja
jest jasna. Ciekawe, czy wasne wzorcowe wedug regulaminu zachowanie bdzie go

przeladowa.
Gdzie z boku znowu hukn strza. Niezbyt blisko. Ukryci za burt, nawet nie podnieli
gw.
I co dalej? Bez pilota, nie wiadomo gdzie, wrd walczcych ze sob nieznanych si?
Tomaszewski nie rozstrzyga spraw przyszoci. cign z siebie lotniczy kombinezon, w
ktrym zaczyna si wanie gotowa. Szybko schowa pistolet do kabury. Potem wyjrza zza
maszyny.
Trup drugiego onierza lea dwa kroki dalej. Wp czogajc si, wp posuwajc na
czworakach, dotar do niego. Chwyci pistolet maszynowy, wyj dwa magazynki z futerau.
Chcia si cofn, kiedy usysza ostre:
- Padnij! Padnij! Id jacy!
Tomaszewski przywar do ziemi. Maniek lepiej widzia zza w miar bezpiecznej osony.
- Ilu?
- Nie wiem dokadnie. Wielu. Ale to inni jacy.
- Jak to inni?
- Porzdne mundury maj. Nie to, co ci achmaniarze, co pan komandor ich na jeziorku
do nogi wystrzela.
Tomaszewski mia wic do rozstrzygnicia podstawow kwesti. Czy ma lee dalej w
ukryciu? Wtedy grozio mu, e go odkryj znienacka i strzel odruchowo. Albo wyj ju teraz,
uprzedzajc ich dziaania. I mie nadziej, e wrg twojego wroga i tak dalej. Oba rozwizania
byy ze. To drugie jednak dawao jeszcze cie szansy na skok w bok, jeli przypuszczenia co do
zamiaru obcego wojska oka si mylne.
- Nie strzela! - krzykn. - Nie strzelajcie! Nie jestemy wrogami!
Zacz si podnosi powoli, unikajc wykonywania gwatownych ruchw. Teraz ich
zobaczy. Kilkunastu onierzy w mundurach nieznanego kroju. I faktycznie, schludnych oraz w
miar czystych. Prowadzi ich mody oficer ze srebrnymi insygniami na rkawach.
- Nie strzelajcie! Nie jestemy waszymi wrogami.
onierze unieli bro, ale oficer podszed bliej. Z ogromn ciekawoci przyglda si
mundurom marynarki wojennej. Jeszcze wiksz uwag przyku sam wiatrakowiec.
- A kim jestecie w takim razie? - zapyta z dziwnym, obcym akcentem. Tomaszewski
ledwie go rozumia. No i pojawia si w umyle podstawowa kwestia. Co odpowiedzie?
Tumaczy, e s zza gr? I w skomplikowany sposb wyjania w popiechu trudne kwestie? A
jeli tamci oka si niecierpliwi? onierze cigle mierzyli do nich z jednostrzaowych
karabinw.
- Jestemy cesarscy - odpowiedzia, wybierajc najmniej skomplikowan i nie do koca
nieprawdziw wersj.
- A! Cesarscy! - Ciekawo modego oficera wyranie si wzmoga. - Cesarscy... No tak,
pamitam ze szkoy. To wojska cesarzowej Achai napady na nas jakie tysic lat temu!
Ale pech. Co za wredna, amoralna terrorystka z tej pieprzonej Achai! Musiaa napada na
wszystko wok?
- No ale... - Tomaszewski nie wiedzia, jak wybrn. - To nie do koca tak.
- No nie do koca. Bilimy si na terenach, ktre wy zwalicie Ze Ziemie.
- E, to na szczcie daleko.
- W waszych szkoach - nie ustpowa tamten - pewnie ucz, e to wycie wygrali. To
nieprawda! To mymy wygrali!
I jak tu zaatwi spraw polubownie...? Tomaszewski umiechn si, wkadajc w
umiech wszystkie pokady empatii.

- Wiesz co? Niewane, kto wygra - powiedzia. - Wane, emy si ju wtedy spotkali.
Oficer zacz si mia. Da znak onierzom, eby opucili karabiny.
- A co to jest? - Trzyman w rku trzcink pokaza wiatrakowiec.
- Maszyna latajca.
- Z elaza?!
Tomaszewski wzruszy ramionami.
- My wszystko mamy z elaza.
- Jak ci sojusznicy Nayer?
- O nie, nie. Akurat Nayer to nasi wrogowie. - Tomaszewski dobrze pamita nazw kraju,
gdzie wysa Kai.
- To, co wida dookoa, potwierdza twoje sowa. - Oficer zerkn na trupy, ktre pyway
w pytkiej wodzie maego jeziorka obok. - Sporo ecie ich natukli. -Zrobi kilka krokw w bok i
rozchyli trzcink zarola po drugiej stronie. Zobaczy zwoki tych, do ktrych strzelaa piechota
morska. - I to w czterech tylko? No, no... adnie. Wida, e nie w krla wierzycie, tylko w
Bogw, bo ich po boemu potraktowalicie.
- Pilota mi zabili.
- O szlag! - Oficer najwyraniej zdawa si czu, jak wielka to strata. - Zerkn na
lecego w zakrwawionym opatrunku czowieka. - No nic. Musimy...
Nie udao mu si dokoczy. Co zagrzechotao, uderzajc w blach maszyny, a po chwili
dobieg ich huk salwy oddanej znowu z zaroli po drugiej stronie jeziora. Tomaszewski podnis
pistolet maszynowy i skoczy w kierunku wiatrakowca. Zakrwawiony, padajcy na ziemi
onierz podci mu nogi.
Tomaszewski przewrci si i wyrn w co gow. Ostatnie, co zobaczy, zanim
ogarna go ciemno, to zabity chopak, ktry wynurza si z wd jeziora. Czemu ja? Czemu
ja? - powtarza.

- Wno te gary! - krzycza stranik. - Szybciej!


Kai nie dawaa rady. Nuk, silna jak w, sama jedna uniosa okrcony szmatami gar.
- Ju wszyscy czekaj! Czego si guzdrzesz, durnoto?!
Coraz bardziej zdenerwowana czarownica chwycia desk, na ktrej spitrzone byy
naczynia, i dokonujc cudw zrcznoci, ruszya za swoj sierant.
Stranik wbrew pozorom wcale nie by zoliwy. Otwiera przed dziewczynami kolejne
drzwi i przytrzymywa, chcc pomc. Jego opryskliwo braa si bardziej ze strachu o wasn
karier, a raczej jej koniec, jeli da dupy przy delegacji zoonej z wanych goci. Dziewczyny
te si bay, cho czego zupenie innego. Wedug nich posiek, ktry zrobiy, nie nadawa si
nawet do skarmiania wi. I zaraz stanie si to jasne dla wszystkich. Wyda si, e kucharkami s
takimi jak prostytutki kapankami.
- Teraz uwaajcie! - szepn ostrzegawczo stranik. - Na lito naszego krla i boga... Otworzy ostatnie drzwi i przepuci je do gwnej sali stranicy.
Przy dugich awach pod cianami pousadzano w rwnych odstpach wszystkich
wartownikw, podoficerw i waniejsz sub. Przy stoach bliej rodka siedzieli funkcyjni,
nisi oficerowie i cywile, sdzc z nadcia malujcego si na ich twarzach, penicy jakie wane
funkcje. Nie ich jednak ba si stranik. Przyczyna jego strachu siedziaa przy wielkim stole
prezydialnym. Oprcz dowdcy stranicy znajdowao si tam trzech wyszych oficerw, niskiej
rangi czarownik i kto w dziwnym stroju. Przypominajcym troch to, co nosili Polacy.

To jeden z tych Anglosasw, przemkno Kai przez gow. I od razu pojawia si


idiotyczna myl: A moe by tak zagada? Po angielsku? Obsobaczya sama siebie. Bardziej
naleao si obawia tego czarownika z przepask na czole, ale... bez przesady. Jeli nie uyje
czarw albo nie napisze tuszem na wasnym czole, e te jest czarownic, tamten nie mia szans
jej rozpozna. Nosia specjalny amulet od samego Mereditha, chronicy j przed banalnymi
metodami wykrycia, jak choby igiek czy drzazg. A do wyszych czarw ten tutaj pewnie nie
by zdolny.
- No! - Prowadzcy zebranie oficer zerkn na dziewczyny, ktre lekko oszoomione
przystany pod drzwiami. - Pojawi si i nasz poczstunek. Czym chata bogata! Zapraszamy!
- Rozstawiajcie naczynia.
- Ale...
- adne ale. - Stranik nagle zorientowa si, o co moga pyta Kai. - Rozstawia pene.
Ta druga niech macha chochl, a ty masz nosi. Zacznij od stou prezydialnego.
Tego akurat nie musia mwi. Nuk napenia ostronie dwie miski, ktre przeja od niej
Kai. Z pewnym zdziwieniem zauwaya, e posiek skadajcy si gwnie z misa musia tu by
rzadkoci. Po niesabncej uwadze, z jak ledzili j wzrokiem ludzie, ktrych mijaa z
parujcymi naczyniami, wywnioskowaa, e oni byli po prostu godni. I e czekaj na co
wyjtkowego, czego nie dowiadczaj na co dzie. Podwiadomie chyba spodziewaa si jakiej
nieufnoci czy wrogoci nawet, ale teraz, kiedy skoczya stawia naczynia na stole prezydium,
ludzie na niszych szczeblach patrzyli na ni z wyran sympati. Ba, pochwycia nawet kilka
umiechw. Dobra, dobra, zgania siebie w mylach. Poczekaj, a sprbuj.
Jakby w odpowiedzi prowadzcy zebranie zagai:
- Prosz, prosz, nie krpujcie si, bracia, i jedzcie, pki gorce. Wybaczcie skromny
poczstunek...
Przerway mu liczne miechy. Prowadzcy umiechn si rwnie. A jednak miso byo
tu rarytasem. I dziewczyny przynajmniej pozbawiy go wikszoci smrodu.
- Nasi wspaniali gocie - ukoni si w stron ludzi za stoem prezydialnym - nie zabawi
u nas dugo. Musz zanie swoje tak bardzo niepokojce wieci do kadej stranicy, komendy i
garnizonu w naszym wspaniaym krlestwie. Dlatego pozwlcie, bdziemy kontynuowa przy
jedzeniu.
Ciekawe, co zamierza tym osign? Pewnie to, eby kade obwieszczenie wadzy
kojarzyo si ludziom z sutym poczstunkiem. Kai jednak nie zastanawiaa si nad
psychologicznymi sztuczkami, ktre chciaa osign wadza. Prawie skamieniaa ze strachu,
kiedy jeden z oficerw sign po yk i nabra sobie tego czego, co miao udawa gulasz.
Wymieniy si z Nuk spojrzeniami. No jasna zaraza! Teraz si wyda, e nie s kucharkami i o
gotowaniu nie maj zielonego pojcia. Rosy mczyzna woy zawarto yki do ust. Gryz
powoli. Na razie nie wypluwa niczego, nie kl ani nie wymiotowa. Przekn. A potem podnis
do ust drug yk.
- I jak? - zagadn go kolega siedzcy obok.
- Nawet da si zje.
Musia brzmie przekonujco, bo mczyzna w ubraniu ludzi zza Gr Bogw nabra
sobie porcj. Najpierw powcha z uwag, potem posmakowa.
- No nie. Jak na tak zapad stranic, to rarytasy tu podaj.
Kai spotniaa nagle. Niczego nie rozumiejc, znowu spojrzaa na Nuk. Ta ledwie
dostrzegalnie wzruszya ramionami. No tak. Dziki wam, Bogowie, za glutaminian sodu! A tak
nawiasem mwic... Czego to ludzie nie wymyl? eby kilka kropli tego specyfiku zamieniao
zwyke gwno w smaczn potraw? Pamitaa przy tym o fakcie, e to trucizna. Miaa tylko

nadziej, e gocie na tej sali nie zaczn zaraz masowo umiera.


- Bracia - podj mwca po chwili - nie co dzie zdarza nam si goci kogo tak godnego
szacunku jak przedstawiciel Cichych Braci zza gr. - Wskaza mczyzn w obcym,
niepasujcym do tej cywilizacji ubraniu. - Sprawa jest naprawd wana i musimy wysucha
tego, co szanowni delegaci maj nam do powiedzenia, z niesabnc uwag. Musimy zapozna
si ze wszystkim, co maj nam do przekazania. Naszym obowizkiem jest przyj do naszych
serc i umysw kade sowo, ktre padnie z ust naszych braci, ktrzy nie szczdz wysikw, by
owieci nas, prostych ludzi, i przygotowa naleycie do penienia naszych straniczych
obowizkw.
Kai usiowaa nie patrze na mwc. Rozdawaa sumiennie miski z jedzeniem, starajc
si w ogle nie patrze w stron prezydium. A szczeglnoci nie patrze na Cichego Brata, baa
si przycignicia jego wzroku. Nie wiedziaa, czy umie panowa nad wasn twarz
wystarczajco, eby nie zauway, e tacy jak on byli wanie celem jej wyprawy na obcy
kontynent. A z drugiej strony nie moga si oprze, eby nie zerka dyskretnie na mwc. Co za
idiotyczny styl przemawiania. Przecie on w kadym zdaniu powtarza to samo.
- Bracia! Nadszed czas, by przemwi kto godny! Kto, kto powie nam, jak wane
sprawy dziej si wok nas. Kto, kto otworzy nam oczy na najbardziej palce problemy,
ktrych my sami czsto nie jestemy w stanie dostrzec.
Kai miaa do. Nagle zdaa sobie spraw, e gdyby miaa tak siedzie i sucha
podobnych bredni przez cay dzie, chyba by oszalaa.
- A gwarantem tego, o jak wanych rzeczach mwi dzi bdziemy, jest, jak widzicie
przecie, sama obecno Starszego Brata tu, midzy nami!
Aha, Cichy Brat mia jeszcze jedno okrelenie: Starszy Brat. No prosz, jak adnie tu
sobie ustawiono hierarchi. Ci zza gr musieli tu by usadowieni od dawna. Musieli przyby na
t ziemi na dugo przed Polakami. A teraz zadaniem Kai byo szybko przekaza t informacj do
kwatery wywiadu marynarki. Pytanie tylko jak. Nie bardzo wyobraaa sobie nadawanie wprost z
wrogiej stranicy nawet noc.
- Prosz o zabranie gosu naszego wspaniaego dowdc stray w tym portowym miecie,
czcigodnego Ahela! Cieszmy si, bracia!
Rozlegy si brawa. Zza stou prezydialnego wyszed, o dziwo, nie oficer, ale jeden z
cywilw. Te mia donony gos, wywiczony do publicznych wystpie. A kiedy zacz mwi,
Kai oklapa. Ten sam styl co u poprzednika. Sze razy to samo w piciu kolejnych zdaniach.
Pierdu, pierdu, pierdu, bez adnego konkretu. Niekoczca si opowie o tym, jakiego
nieprawdopodobnego szczcia dowiadczaj na co dzie mieszkacy krlestwa, majc zaszczyt
by poddanymi boga i krla, a take jego wspaniaych sug, dowdcw i przywdcw rnych
rang. Cywil mwi dugo. Kai zdya rozdzieli porcje dla wszystkich. Potem stana obok
rwnie bezrobotnej Nuk i usiowaa nie ziewa.
Zdenerwowanie i napite nerwy przez wszystkie ostatnie dni wanie daway o sobie
zna. Kiedy mino kolejne niebezpieczestwo i jakim cudem dziki zagranicznej chemii nie
odkryto, e nie s kucharkami, gwatowne uspokojenie przybrao form pomoru dosownie i Kai
czua, e gowa zaczyna jej ciy, a jedynym marzeniem teraz jest przyoenie jej do poduszki.
Nic z tych rzeczy, usiowaa si opanowa. Musi by czujna jak zwiadowca, a nie wymika jak
gospodyni po zrobieniu dobrego obiadu.
Zmusia si, eby myle jak agent wywiadu. Podstawowa sprawa: dlaczego czowiek
przedstawiony jako dowdca stray w miecie jest cywilem i nie nosi adnego munduru?
Cywilna kontrola nad armi? Zaraz, stranicy to nie armia, tylko suba wewntrzna. Ale nad
nimi cywil? I to jeszcze mwicy tak gupio od duszego ju czasu?

Daa si zwie. On wcale nie mwi gupio, jak miao si okaza ju po chwili.
Kwiecisty styl, skadajcy si z powtarzania truizmw i natrtnej propagandy, by tu po prostu
oficjalnym sposobem wyraania myli.
W przemowie Ahela zmieni si ton. Cywilny dowdca stray zacz omawia sytuacj
midzynarodow. Kai i Nuk nadstawiy uszu w nadziei, e moe dowiedz si czego o toczonej
wanie wojnie, ale nic z tego. Ahel w kontracie do wietlanej rzeczywistoci krlestwa
zauway te pewne niedocignicia, ktrym jednak nie nada konkretnej nazwy.
Niedocigniciom tym, oczywicie przejciowym, chwilowym, niezbyt uciliwym, niewartym
waciwie gbszej refleksji, winni s wrogowie. To oni usiuj pustoszy krlestwo i niszczy
jego najwspanialsz na wiecie gospodark. A wrd wrogw szczegln uwag naley
powici cesarstwu. To znaczy tak zwanemu cesarstwu. Nie ma ono bowiem nawet swojej
oficjalnej nazwy, tak jest gupie i nieporadne. Jego mieszkacy okrelaj je rnymi sowami:
cesarstwo Achai, cesarstwo Arkach, cesarstwo Biafry albo po prostu imperium. Tak zwane
cesarstwo ley daleko, za morzem. Niestety, jego zezwierzcona armia siga coraz dalej w
kierunku obszarw strategicznie interesujcych krlestwo. Zniszczono nawet wspania kultur
przyjaznych i pokojowo nastawionych mieszkacw Wielkiego Lasu w Banxi tylko po to, eby
zbliy swoje oddziay do terenw operacyjnych krlestwa.
Kai zmarszczya brwi. Zaraz, zaraz, gdzie Wielki Las, a gdzie krlestwo? O jakie tereny
operacyjne chodzi? Po duszej chwili zrozumiaa, e tutejszy wadca dopiero chciaby tam
posa swoje armie, ale nie teraz jeszcze, tylko w przyszoci. Wiele by to wyjaniao w kwestii
szpiega, ktrego dotd znaa jako lepego podrnika.
Skupia uwag, bo Ahel przeszed wanie do nikczemnych sojusznikw imperium spod
osawionego znaku RP. Ci podli, godni najwyszej pogardy przybysze zza gr sprzymierzyli si
dodatkowo z najwikszymi wrogami ludzi w caym wszechwiecie, z okropnymi Ziemcami,
potworami, zwierztami w ludzkiej skrze. Razem dali ju niejeden popis swoich zbrodniczych
umiejtnoci, choby zrzucajc napalm i gazujc miertelnie spokojnych i miujcych pokj
mieszkacw Wielkiego Lasu w dolinie Sait.
Czarownica syszaa, jak stojca nieco z tyu Nuk westchna cicho. No szlag! Ci tutaj
mieli swoje wtyki po drugiej stronie morza. I to konkretne. Wiedzieli naprawd duo i na
bieco. A jak wysoko zdoali umieci swoich szpiegw?
Ahel zgrabnie poczy obecno Ziemcw w imperium za morzem, pod dziaalno
podegaczy wojennych spod znaku RP oraz trudn sytuacj ekonomiczn w niektrych aspektach
ycia w krlestwie.
- Bracia! - mwi z pomienn wiar. - To, do czego zdolne s imperialne sugusy,
podniecane wyciem wydobywajcym si ze skundlonych garde Polakw, sprzymierzonych ju
wrcz ze zwierztami, przechodzi wszelkie ludzkie granice! Czy wiecie? Czy macie chocia
pojcie, e nie gdzie w dalekiej przyszoci, nie kiedy tam, ale ju teraz cesarscy lokaje mi
podnie na nas rk?! Tak! Tutaj i teraz! Na naszej ziemi!
Szmer oburzenia rozleg si na sali.
- Bandyci i zbje! Rka w rk jeden z drugim podpalacz i morderca, podnosz na nas
rce pospou! Jeli kto z was myli, e zostawi nas w spokoju, to jest w bdzie! Wanie
wysali swoich szpiegw! Wysali do nas cesarskiego miecia od czarnej roboty, zawodowego
morderc zezwierzconego tak, e podczas bitwy potrafi sobie zrobi spdniczk z wosw
oskalpowanych ofiar, niewinnych kobiet i dzieci, ktre zarn!
Kai i Nuk skamieniay. Paraliujce, odbierajce oddech i przeraliwie zimne uczucie
strachu owadno nimi, odbierajc moliwo jakiejkolwiek reakcji. Kto moe wiedzie a tyle?
Kto moe mie pojcie o spdniczce z wosw Nuk? I najwaniejsze, co teraz bdzie? Co z nimi

zrobi, skoro ju wszystko odkryli?


Czarownica baa si otworzy przymknite oczy. Miaa wraenie, e jeli tylko ruszy
powiekami, wszyscy zebrani na sali rzuc si na ni i zaczn rozszarpywa goymi rkami.
Ale nie. Nic si nie stao. A kiedy przez wskie szparki w oczach rozejrzaa si,
zauwaya, e ludzie nawet nie patrz w jej stron. Odetchna lekko i otworzya oczy troch
szerzej.
Ahel wanie rozwodzi si nad zbrodniami wojennymi popenianymi przez Polakw.
Szczegowo opisywa, jak to Tatarzy wieszaj jecw bez sdu, ot tak, po prostu na gaziach.
Mwi o tym, jak marynarka wojenna strzela do chopw, ot tak, z okrtowej armaty do zwykej,
spokojnej wioski, jak tak zwani doktorzy z wojsk ldowych przeprowadzaj eksperymenty na
miujcych pokj mieszkacach Wielkich Lasw... Duo wiedzia. Ale na razie chyba mao
konkretnie. Przykad ze spdniczk z wosw mg by przypadkiem. Historia bya znana wrd
Polakw, moga si rozpowszechni wrd cesarskich onierzy. Ale caa reszta wiadczya, e
krlestwo wprowadzio naprawd wysoko ulokowanego agenta, ktry ma dostp do wielu
informacji. Jak wysoko?
- Bracia! Musimy zachowa szczegln czujno! Wanie teraz, bo wiemy z ca
pewnoci, e sugusy cesarstwa, dziaajc rka w rk z polskimi podegaczami wojennymi,
wysali do nas dwch agentw! O, jakie to dobrane towarzystwo, sami mordercy i szpiedzy!
Kai ca si woli powstrzymywaa si od spojrzenia na Nuk.
- Ich zadaniem jest wyrwanie nam wszystkich naszych tajemnic, a take zabijanie w nocy
picych onierzy i zatruwanie studni! Musimy wykaza si niebywa zupenie czujnoci,
albowiem oni nie wysali byle kogo. T szajk szpiegw dowodzi kapitan Wojska Polskiego!
Kai poczua nagy bl w okolicach mostka, paraliujce uderzenie strachu i zimny pot,
ktry momentalnie pojawi si na czole. Ich agent tkwi w sztabie!
Ahel zakrztusi si nagle i zacz pokasywa. Sign po stojcy pod rk kubek, ale ten
okaza si pusty. Stojcy obok dziewczyn stranik pchn Kai do przodu.
- No id! Dolej mu wody!
Skoowana, przeraona do granic moliwoci czarownica zapaa dzbanek i podesza do
stou prezydialnego. Ahel postawi przed ni kubek, ale nie przerywa przemwienia.
- Musimy by czujni, bracia! Kto wie? A moe ten polski kapitan ju dosypa mi trucizny
do obiadu?! A moe wanie teraz nalewa mi zatrutej wody do kubka?!
Kai rozlaa wod na caej powierzchni stou. Poczerwieniaa na twarzy. Nie moga nawet
przekn liny. Suchacze trwali w nagej konsternacji. Oficerowie sarkali i odsuwali krzesa.
- I co ty najlepszego narobi? - Starszy Brat wyranie jednak mia pretensje do mwcy. Przecie to ona robia ci obiad i ona przyniosa wod. I teraz caa dry, rumiecw dostaa. Co
chcesz osign straszeniem dziewczyny? Zaraz ludzie zaczn si mia!
Obecni na sali nie odwayli si na adne miechy. Mwca wybrn idealnie z sytuacji,
przekazujc gos Starszemu Bratu i uniemoliwiajc mu w ten sposb jakkolwiek dalsz
krytyk. Sam, zadowolony, napi si wody i odprowadzi rozemocjonowan Kai z powrotem pod
cian.
- Kim s te dwie? - zapyta szeptem stranika.
- To winiarki.
Usyszawszy to, Ahel wyprowadzi dziewczyny na korytarz, skin te na stranika i po
chwili zamkn za nim drzwi.
- To mwisz, e to aresztantki? - Zmruy oczy. - A kto je aresztowa?
- Ja osobicie!
- Aha. S wic podejrzane, by moe s wrogami krlestwa, a jednoczenie przygotowuj

obiad dla delegacji z dowdztwa? Jak to wytumaczysz?


Stranik zrozumia, e zabrn w kozi rg. I e komendant dobrze wie, co tu si wyrabia.
Zastanawia si, jak wybrn z matni. Kai te mylaa intensywnie. I kiedy tylko puciy pierwsze
okowy potwornego strachu, zrozumiaa jedn rzecz. Agent w polskim sztabie by bardzo wysoko,
a jednak nie wiedzia wszystkiego. Ahel powiedzia o niej kapitan Wojska Polskiego, a przecie
bya kapitanem marynarki wojennej. Niby to samo, z tym e nikt, kto zna stosunki w formacji,
nigdy nie wyraziby si w ten sposb.
- No... panie komendancie. - Stranik wi si, nie wiedzc, co powiedzie. - Aresztowaem
je, bo szy spali komend.
- Skd moge zna ich zamiary?
- No... miay to wypisane na twarzy!
- Aha. - Ahel spokojnie przytakn. - Na twarzy - powtrzy. - Rozumiem.
- Bo...
- Ja ci powiem, dlaczego je aresztowae. Zrobie to, kiedy si dowiedziae, e s
kucharkami. I powiem ci jeszcze co. Jeli tak sprawy wygldaj w tej stranicy, to ja si gboko
zastanowi nad wysaniem caego skadu na front!
- Ale, panie!...
- Milcz. Zabieram ci te baby, idioto!
Ahel odwrci si od zmartwiaego ze strachu stranika, a jego twarz przybraa pogodny
wyraz. Poklepa dziewczyny po ramionach.
- Tak, tak, dobrze syszaycie - powiedzia. - Zapaycie szczcie za pity, dziewczta.
Bdziecie odtd suy w samej komendanturze tego miasta! Bdziecie gotowa dla mnie!
Kai zatkao. A Nuk dygna zgrabnie i powiedziaa z radosnym umiechem:
- Bardzo dzikujemy, panie komendancie!
Ale miaa nerwy. Jak postronki.

Tomaszewski obudzi si w czym mikkim i ciepym. Byo mu tak dobrze, e nie mia
ochoty otwiera oczu. Skd, jakby z oddali, dochodzi szum morza. I co jeszcze. Jakby
opotanie sztandarw? Jakich flag?
- Obudzie si - usysza kobiecy gos.
Szarpn si na ku. Poczu w gowie ukucie blu, ale lekkie ju i stumione.
Przypomnia sobie walk przy wiatrakowcu. Uderzy w co, padajc? Tego nie wiedzia.
- Ju, ju, spokojnie. - Kto pooy mu rk na czole. - Na szczcie czarownik by w
pobliu. Upi ci i onierzom udao si przywie ci tutaj.
Tomaszewski otworzy oczy i zaraz zmruy olepiony nawa wiata.
- Gdzie ja jestem?
- W Avahen. Nadmorskiej twierdzy-grze.
Udao mu si zogniskowa wzrok. Tu obok staa moda dziewczyna, na ile mg
rozpozna z pozycji lecej, bya bardzo niska. Miaa sympatyczn twarz i krtko cite wosy.
Unis si na okciach, by mc przyjrze si dokadnie. Dziewczyna bya ubrana w szerok,
wzorzyst spdnic do kolan i bia, cieniutk bluz. Bardzo dokadnie widzia rysujce si pod
spodem sterczce, mae piersi.
- Kim jeste? - odchrzkn, eby odblokowa gardo.
- Ina.
- Inna?

- Nie. - Rozemiaa si. - Ina, przez jedno n.


Podaa mu kubek wody i pomoga, kiedy pi. Udao si nie rozla wszystkiego.
Tomaszewski dopiero teraz zrozumia, jak bardzo by spragniony. Wydawao mu si, e poza tym
nic jednak mu nie dolega. Obmaca skr na gowie. adnej rany jednak ani wyczuwalnej blizny
tam nie byo.
- Czarownik na szczcie by w pobliu - powtrzya. - Wszystko wyleczy. Nawet
medyka nie trzeba byo. Wszystko w porzdku z tob.
Miaa troch dziwn skadni. No i akcent, taki sam jak u oficera spotkanego na polu
bitwy. Ledwie mg j zrozumie.
- A co z moimi ludmi?
Rozoya rce.
- Im si nie udao. onierze przynieli ciaa tutaj. Wyprawilimy im prawdziwy pogrzeb.
Tomaszewski potrzsn gow. Z tego wniosek, e ten ostatni, Maniek chyba, te zgin.
Ostatni rzecz, ktr pamita, by pocztek nastpnej strzelaniny w tamtym lesie. Dwikiem,
ktry szczeglnie wry mu si w pami, by odgos kul uderzajcych w maszyn.
- Jeste Polakiem, prawda?
- Skd wiesz? - Drgn zaskoczony.
Dziewczyna umiechna si i przysiada obok na ku.
- My te mamy swj zwiad. I troch o was wiemy. Troszeczk.
- Co na przykad?
- Wiemy o dziwnych drogach budowanych przez was na terenach, ktre wy nazywacie
Ze Ziemie.
Przypomnia sobie, co onierz w lesie mwi o napaci wojsk cesarzowej Achai.
- Zapewniam ci, e nie budujemy drg po to, eby na was napa.
Znowu si rozemiaa.
- Czasy si zmieniy? - Opara gow na ramieniu Tomaszewskiego. - No nie... Tylko jaki
tpy liniowy oficerek niskiej rangi mg ci tam, w lesie, zarzuci agresj cesarzowej sprzed
tysica lat.
- Powtrzy ci t rozmow?
Przytakna.
- Bardzo dobrze zrobie, mwic mu, e jestecie cesarscy. Gdyby zacz tumaczy
wszystkie skomplikowane sprawy dotyczce zalenoci midzy imperium i RP, to zaraza jedna
wie jak to by si tam skoczyo.
- Ty naprawd duo wiesz. Jeste oficerem wywiadu?
- Nie. Jestem pilotem. No, teoretycznie jestem... - Skrzywia si, jakby musiaa poruszy
jak bardzo bolesn spraw. - Mam si tob zajmowa i usysze, co wy wiecie o lataniu.
Tomaszewski skin gow.
- Wiesz, troch ci rozczaruj, Inna.
Zerkna spod oka.
- Dlaczego wymawiasz moje imi przez dwa n?
- Bo jest podobne do pewnego polskiego wyrazu, ktry idealnie oddaje to, jaka jeste.
Wzruszya ramionami.
- A dlaczego niby mnie rozczarujesz? - zapytaa.
- Poniewa nie jestem pilotem, Inna. Jestem marynarzem.
A podskoczya.
- A co robi marynarz na maszynie latajcej?!
- By woony przez pilota - odpar spokojnie Tomaszewski. - To wiatrakowiec marynarki

wojennej. A ja tam tylko dowodziem. Nie znam si na lataniu.


To zrozumiaa. Ale te nie moga si pogodzi z tym, co usyszaa.
- To u was marynarka wojenna ma wasne lotnictwo? - Nie moga uwierzy. - Jestecie a
tak bogaci?
Westchn.
- W porwnaniu z sytuacj w tym wiecie... a tak. Mog si jeszcze napi?
- Pewnie. - Podskoczya do stou pod oknem po dzbanek. - Mw, czego ci potrzeba. Jeste
godny?
- Nie. Nie czuj godu.
- To pewnie efekt dziaania leczniczej magii. - Znowu usiada obok Tomaszewskiego, ale
tym razem si nie umiechaa. Smutno spucia gow. - Szkoda, e si nie dowiemy niczego o
waszym lataniu. Jest zupenie inne ni nasze.
- Widziaem rysunek jednej z waszych maszyn - powiedzia. - Rozbia si gdzie przy
brzegach Banxi, a morze wyrzucio szcztki.
Ina spojrzaa na niego z ywym zainteresowaniem.
- Nasi inynierowie razem z cesarskimi na podstawie tych szkicw zrobili model waszego
statku powietrznego. No i proporcjonalnie obliczyli, jakiego wzrostu powinien by pilot, eby
taka maszyna moga go unie. No i wyszo nam, e pilotem mogoby by dziecko. - Zacz si
mia. - A widzc ciebie, mam wraenie, e niewiele si pomylili.
Ina stana w bardzo wdzicznej pozie. Niby dlatego, eby pokaza, jaka jest niska. Nie,
nie bya karlic. Miaa proporcjonaln i bardzo harmonijn budow ciaa. Powiedzie, e sigaa
Tomaszewskiemu do pasa, byoby niewielk przesad. Sigaa troch wyej. Ale ju nie do
mostka.
- Ja i tak jestem za dua - wyjania. - I nikt mnie nie chce.
- Nie rozumiem.
- Widzisz, bo to troch skomplikowane. Nasze maszyny dalekiego zwiadu s tak
naprawd leciutekimi latawcami. Mog szybowa na niezmierzone odlegoci. Wykorzystuj i
ciepe prdy powietrza, i zimne wiatry. Dobry pilot, jeli nie ma pecha, moe lecie prawie bez
koca. Ale musi sam by jak pirko. adnego konkretnego ciaru te latawce nie udwign.
- To wiem z naszych wylicze. Latacie jak szybowce. Tylko chyba troch dalej i troch
lepiej.
Ina skina gow.
- Nie wiem, co to szybowce, domylam si tylko z nazwy. Ich odpowiednikiem s u nas
lizgacze powietrzne. I tymi teoretycznie mog lata.
- Strasznie mieszasz, Inna.
- Opowiem ci dokadniej nastpnym razem. - Nie obrazia si w typowo kobiecy sposb
za jego sugestie, e nieskadnie mwi.
Ina okazaa si bardzo sympatyczna. Tomaszewski nie mia problemu z porozumieniem
si z t dziewczyn. Byskawicznie apa z ni kontakt ponadsowny, co dotd nawet wrd
wyksztaconych elit Negger Bank nie byo takie szybkie i oczywiste.
A tu? Zdawao si, e pomidzy nim a t malutk kobietk nie ma adnych
cywilizacyjnych rnic. Ciekawe, czy caa ta kultura bya bliska mentalnie, czy te po prostu ona
sama miaa jakie nieprzebrane pokady empatii. W kadym razie z In rozmawiao mu si jak z
kim bliskim.
- Czy mogaby mi powiedzie, gdzie jestemy? - zmieni temat, cho kwestia pilotw i
tutejszych maszyn bardzo go interesowaa. No niestety. Byy te waniejsze sprawy. Do lotnictwa
wrc pniej.

- Jestemy w twierdzy, ktra znajduje si we wntrzu wydronej gry, tu przy morzu.


Waciwie nawet na cyplu. I jestemy obleni przez wojska Nayer. Bitwa, w ktrej przypadkiem
brae udzia, bya ostatni prb wyrwania si z oblenia. Niestety, nieudan.
- Nie no, w porzdku. Pytaem o sprawy bardziej oglne. W jakim krlestwie si
znajdujemy?
- Nie jestemy krlestwem, tylko zwizkiem wolnych ludzi.
- Republik?
- Nie rozumiem tego sowa. Jestemy zwizkiem wolnych miast.
- Aha. To do mnie trafia. A nazwa?
Ina po raz kolejny pokazaa swoje biae, rwniutekie zby.
- Nie ma nazwy w jzyku ludzi. Legendy gosz, e nazwa naszego zwizku pochodzi z
jzyka Bogw.
- I jak brzmi?
Dziewczyna otworzya lekko usta i wydaa bezgone tchnienie. Wygldao to, jakby
lekko chuchna.
- Ach! - Tomaszewski postanowi zaartowa i pacn si doni w czoo. - Chuchlandia?
Co rano, kiedy si witacie, kady musi chuchn, eby byo jasne, kto si wczoraj upi?
- Ty paskudo! - Ina runa do przodu, porwaa wielk poduszk i zacza okada
Tomaszewskiego z caych si po gowie. - Zaraz tak przerobi nazw twojego kraju, e...
Nie usysza, co zamierzaa zrobi, bo napara z tak si, e oboje zwalili si na podog.
miejc si, walczyli dalej i wcale przewaga nie bya po stronie Tomaszewskiego, bo pod kodr
by goy i musia si ni osania. Kiedy rozwalili stolik, a stojce na blacie naczynia runy z
brzkiem na podog, otworzyy si drzwi i stan w nich starszy, kostyczny mczyzna.
Oboje zamarli na pododze.
- Widz, e zawarlicie ju blisz znajomo - powiedzia sucho.
Tomaszewski przekn lin.
- Przepraszam, e nie podaj rki, ale musz zasania si kodr, a poza tym paski
czowiek siedzi na mnie okrakiem.
Mczyzna usiowa zachowa powany wyraz twarzy.
- Ina - powiedzia surowo - prosiem, eby grzecznie porozmawiaa z naszym gociem,
jak pilot z pilotem. A nie od razu w mord, jak nie bdzie chcia gada.
- Ale to nie pilot, tylko marynarz, panie. - Dziewczyna wygldaa na skonfundowan.
- To jeszcze nie powd, eby go od razu bi po gbie.
- Tylko drapaa - Tomaszewski usiowa usprawiedliwi In.
- Wybacz, gociu. - Mczyzna poprawi na sobie skrzan kamizelk. - Zazwyczaj w
naszym kraju traktuje si przybyszw z szacunkiem. Mam nadziej, e i ona si opamita.
Nie dajc czasu na adn reakcj, ukoni si sztywno i zamkn drzwi.
- Kto to by?
- Mj dowdca. - Dziewczyna nie miaa tgiej miny.
- Masz teraz przechlapane?
- Raczej, psiama, tak. - Przygryza wargi.
- Spokojnie, jako to zaatwimy. - Tomaszewski usiowa wyczoga si spod dziewczyny,
nie tracc jednoczenie kontaktu z kodr. - Suchaj, masz co, w co mgbym si ubra?
- Jest tu twj mundur. - Ina zeskoczya z niego zgrabnie i podesza do skrzyni pod cian.
- Wyczyszczony i naprawiony na szwie, gdzie si rozdar.
- No dobra. - Tomaszewski, cigle uywajc kodry jako osony, zacz si ubiera. - Na
czym skoczya? W sensie sytuacji u was?

Ina westchna ciko. Najwyraniej to, co zobaczy jej dowdca, nie byo tym, co
powinien zobaczy.
- No szlag - prychna. - A sra to pies!
Tomaszewski pokrci gow. Dziewczyna z obcego kraju wydawaa mu si tak bliska jak
kto, kogo zna od dawna i od dawna lubi. Niesamowite. mia si w duchu, widzc zmiany
zachodzce na jej twarzy. Usiowaa przestawi swj umys na nowy tor mylenia.
- To jest tak - zacza nareszcie po duszej chwili. - Walczylimy z Nayer prawie od
zarania. Ale raczej do niemrawo. Wiesz, jak to jest?
- Krok w przd, krok w ty?
- O wanie. Takie tam zwyke konflikty na granicy midzy krajami, ktre s
zorganizowane wedug dwch rnych idei. Ale od kilkunastu lat, moe od dwudziestu ju,
Nayer napiera z coraz wiksz si. Jest coraz bardziej zdeterminowane. Ponosi jakie
monstrualne straty, kompletnie nie liczy si z wasnym wojskiem, ale prze naprzd nieubaganie.
Zdaje si, e ma niewyczerpane zasoby ludzkie. Nas nie byoby sta na co takiego. A oni
potrafi nawet narkotyzowa swoich praktycznie nieuzbrojonych ludzi i pcha naprzd w szale,
po to tylko, eby nakry nas ciaami.
- Wojsko, ktre zaatakowao nasz wiatrakowiec tu po wyldowaniu, wygldao na
zorganizowane. Obszarpacy, ale mieli bro paln i komend.
- Bo pechowo trafilicie na elit. Armi, ktra oblega nasz twierdz. Murw, widzisz,
nawaleni narkotykami szalecy goymi rkami jednak nie zdobd.
Tomaszewski zamyli si. Czy to by zbieg okolicznoci? Jego umys byskawicznie
kojarzy fakty. Kilkanacie lat temu wrogie krlestwo pod bokiem wzmogo napr. Alpinici w
Grach Piercienia znaleli na niebywaych wysokociach grb, czy raczej kurhan wzniesiony ku
pamici wyprawy zakonnej sprzed kilkuset lat. W tym miejscu znaleli te lekko przestarzay
wihajster sucy do wspinaczki. Czyby kupiony w wiecie za grami... kilkanacie lat temu? To
koincydencja czy przypadek?
- Suchaj, Inna, czy siy Nayer nie chc przypadkiem przebi si przez wasze terytorium
do miejsca, gdzie przed wiekami wzniesiono monstrualne budowle?
- Tak, chc doj do bieguna. - Spojrzaa na niego zaskoczona. - Skd wiesz?
- Cig skojarze. - Umiechn si raczej smutno, bo wolaby nie mie racji.
- S optani t swoj Ksig Przejcia. Chc przebrn przez tereny legendarnego pieka i
dotrze do budowli wzniesionych pono przez Bogw. I co gorsza, podobno wiedz jak.
Tomaszewski odnalaz w kieszeni munduru ledwie napoczt paczk papierosw i
zapalniczk. Woy jednego do ust.
- Mog tu zapali?
- Co zapali? - nie zrozumiaa.
Pstrykn zapalniczk, a dziewczyna podskoczya lekko na widok pomienia, ktry
pojawi si znikd. Dym z papierosa sprawi, e si rozkaszlaa.
- Co to za wistwo?
- Nie przejmuj si. - Tomaszewski z ulg zacign si gboko. Wszystkie fakty ukaday
mu si w gowie. Anglosasi, ktrzy odwiedzili Nayer, siedz tam ju od kilkunastu, moe
dwudziestu lat. Cholera jasna! I realizuj wasny plan. Zupenie inaczej ni Polacy. Przede
wszystkim dobrze wiedz, do czego d. I, teraz ju wszystko na to wskazuje, s w jakim
sensie kontynuatorami, a moe nawet potomkami uczestnikw zakonnych wypraw na drug
stron gr. I jeli ich celem jest zdobycie pomnika cesarzowej Achai, to s bliscy jego realizacji.
Szlag! A on tu tkwi zupenie odcity od caego wiata.
- Czemu si katujesz tym smrodem? - zapytaa Ina. - To jaki religijny rytua?

Samoukaranie si za popenione grzechy?


- To rodzaj narkotyku - wyjani.
Odskoczya pod cian.
- I zaraz wpadniesz w sza, a potem mnie zaatakujesz?!
- Raczej nie. To ma uspokaja.
- mierdzcy dym jako forma uspokojenia? - Dziewczyna usiowaa zatka sobie nos. Bogowie, co si tam u was, w imperium, wyrabia!
- Powiedz mi jeszcze - Tomaszewski nie chcia wdawa si w dyskusj o zwyczajach - co
si stanie, kiedy siy Nayer zdobd t twierdz?
- Zwizek wolnych miast straci dostp do morza.
- A droga do bieguna zostanie otwarta?
- Jeszcze nie. Pozostanie im ostatnia twierdza. Ale ma niewielkie znaczenie. Jeli padnie
Tor Avahen, zachwieje to caym naszym zwizkiem. Tu jest archiwum pastwa. Tu s dokumenty
najwyszej wagi pastwowej. Pisma historyczne. Nawet fragmenty wykadni Ksigi Przejcia,
element, ktrego chyba szukaj nasi przeciwnicy po caym wiecie.
Tomaszewski skin gow. No tak. A ostatnia prba przebicia si z oblonej twierdzy
zakoczya si klsk.
- Nie moecie ewakuowa archiwum drog morsk? - zapyta.
- Dokd? Zreszt czym? Nie jestemy ludem morskim, nasze s gry, turnie, przepacie.
- A te latawce si nie nadaj?
- Do transportu czegokolwiek nie. Ale mona by byo wywie najwaniejsze skarby
lizgaczami powietrznymi. Z tym e one si nie wznosz. Zasig lizgu przy starcie z
wierzchoka gry to rednio cztery, pi tysicy krokw. I ldujemy prosto w rkach armii Nayer.
- No to rzeczywicie pat. - Tomaszewski kl w duchu. Fakt, e dysponowa teraz
wanymi informacjami i w aden sposb nie mg ich przekaza, doprowadza go do szau.
Zacign si jeszcze raz. - Przydayby si wam wiatrakowce.
- No niestety. - Ina umiechna si, robic zabawn min. - Mamy tylko jeden. Ten twj,
a ty nie umiesz lata, bo jeste marynarzem.
Tomaszewski podskoczy na ku.
- Macie mj wiatrakowiec?!
- No pewnie. Nawet najbardziej tpy oficer w najbardziej niekorzystnej sytuacji na polu
walki nie mg przecie zrezygnowa z takiej gratki. Nasi piloci musieli zobaczy t maszyn.
Wic onierze przecignli j do twierdzy, razem ze wszystkimi rzeczami, ktre byy w rodku i
tymi porozrzucanymi obok.
Nie mg uwierzy.
- O szlag! Inna, zaprowad mnie do wiatrakowca natychmiast!
- Nie ma sprawy. Ale po co, skoro nie jeste pilotem?
- Zrozum, dziewczyno. Oprcz tego, e potrafimy lata na maszynach z elaza, to jeszcze
potrafimy rozmawia ze sob na ogromne odlegoci. Tak po prostu, przez powietrze.
Nie moga uwierzy. Patrzya na niego zbaraniaym wzrokiem.
- Tam jest radiostacja! Rozumiesz? Tam jest radiostacja!
Sam jednak nie by taki pewny swego. Przecie ostatnim dwikiem, jaki pamita sprzed
utraty przytomnoci, by odgos kul walcych w metal wiatrakowca.

Soce, ktre wznioso si na sam szczyt swojej codziennej drogi, sprawiao, e nawet to

wielkie, pustawe miasto zoone z sypicych si drewnianych domw mogo wydawa si cho
w miar przyjazne. Niestety, idcym rodkiem ulicy dwm dziewczynom nic nie wydawao si
przyjazne. Szy szybko, pomstujc i rugajc si wzajemnie, i cho wida byo, e s
przyjacikami, to w tej chwili mona by odnie wraenie, e jedna najchtniej przylaaby
drugiej.
- Bo jeste durna jak olica! eby zgodzi si by kuchark samego komendanta, to trzeba
nie mie rozumu za grosz!
- A co miaam zrobi? A jak tobie nie pasowao, trzeba byo wtedy pysk rozedrze, a nie
teraz na mnie!
- Idiotko! Mamy tylko jedn ma buteleczk glutaminianu. Nie wystarczy, eby zrobi
zjadliw brej dla caej komendy!
- A kto ci kae dla caej komendy?! Kilka kropel i tylko komendantowi zrobisz dobrze!
- No wanie tego si baam. e to si skoczy robieniem komendantowi dobrze! Bo oni
zaraz si zorientuj, e adnymi kucharkami nie jestemy.
- No pewnie, e nie jestemy adnymi kucharkami, durna babo! Jestemy kucharkami
samego komendanta!
- No nie, po prostu przesta mnie rozmiesza! Bo mnie zaraz brzuch rozboli! A ty
wymikniesz, jak ci zaraz spytaj, co dzi na obiad!
- Powiem: dzi gwno wymieszane z sikami! Firma Cesarscy szpiedzy yczy
smacznego!
- Nie rycz tak gono! Zaraz nas kto usyszy!
Nagle obie zday sobie spraw, e je ponioso. Przeraone zaczy si rozglda, ale w
zasigu wzroku nie znalazy nikogo. Miasto byo prawie opustoszae. I mimo soca, ktre
rozwietlao sprchniae ciany, przygnbiajce. Ciekawe, czy to efekt wyniszczajcej wojny,
prowadzonej gdzie daleko, za granicami, czy te osobliwy stan umysu powodowany yciem w
tym kraju? W kadym razie nikt si nimi nie interesowa. Szy sobie ze swoimi sakwami, ktrych
na stranicy nikt im nie sprawdzi, niezaczepiane przez nikogo. Przedziwny kraj, ktry
jednoczenie za byle co kara zesaniem do oddziaw prowadzonych na rze.
- O! - Kai wycigna rk, wskazujc okazay, oczywicie kamienny budynek. - To
chyba komenda miasta.
- Moe uciekajmy, pki czas? - nie wiadomo, czy to by art, czy Nuk stracia pewno
siebie.
- Niby gdzie? Zreszt dopiero wtedy staybymy si ciganymi, i to w obcym, nieznanym
terenie. - W gosie Kai brzmiaa raczej rezygnacja. - No i... wtedy byybymy pierwszymi w
historii wiata szpiegami, ktrzy uciekli z miejsca, do ktrego dyli przez cay czas i w ktrym
znajduje si cel ich misji.
- Chyba tak. - Nuk przyspieszya, widzc cel.
- No i jak sprawimy, eby nas tu nie przeszukano?
- Krzykiem. Widziaam, jak zachowuje si komendant wobec stranikw i jakie tu
zwyczaje panuj.
- I potrafisz kogo zakrzycze?
- Ja w garnizonach chowana. - Nuk spojrzaa na czarownic wyranie rozbawiona. Wiem nawet, jak osign efekt krzyku bez wrzeszczenia na cay gos.
- Zobaczymy.
Stranik, ktry wyszed im na spotkanie, zdawa si niepodatny na aden krzyk. Tote
Nuk nie krzyczaa. Kiedy on rykn: Stj!, unoszc bro, po prostu skrcia, eby go omin.
- Stj, bo strzelam! - Stranik energicznie odwid kurek swojego karabinu.

- Co? - szepna Nuk niebotycznie zdziwiona. Skrcia znowu i ruszya wprost na


wycelowan w ni luf. - To jest nieregulaminowe uycie broni.
- Jak nieregulaminowe?
- Mierzc w czowieka, trzymasz palec na spucie.
- Ja ci....
- Milcz. Jestem kuchark komendanta. - Nuk mwia stanowczym gosem, wcale jednak
go nie podnoszc. Wida byo, e caa sytuacja jest dla niej po prostu rutynowa. Ani dobra, ani
za, ani przejmujca, ani traktowana z przesadn obojtnoci. Po prostu zwyka. - Zachowujesz
si nieregulaminowo.
- Ja...
- Milcz. Bo zaraz okae si, e nie rozpaczae szczerze po stracie naszego wodza
polowego, naszego ukochanego dowdcy, ktry poleg, zabiwszy wczeniej niezliczone zastpy
wrogw.
Nuk mina stranika z idealn obojtnoci. Kai ruszya za ni, usiujc nie prowokowa
mczyzny i nie patrze mu w twarz, na ktrej dostrzega wielk konfuzj.
Obie swobodnie przeszy przez brukowane podejcie do gwnych drzwi. Stranik, ktry
ich pilnowa, by po pierwsze znacznie modszy od poprzednika przy budce straniczej, a po
drugie widzia, jak dziewczyny ominy przeszkod. Usiowa udawa, e nie widzi dwch
intruzw. Wyranie rozjuszyo to Nuk.
- Co?! A drzwi to mam sobie sama otworzy?!
Najwyraniej nie zamierzaa nawet sign do klamki. Chopak run, eby im usuy.
Kiedy droga stana otworem, przeszy obok, nie zaszczycajc stranika nawet spojrzeniem.
Nastpnemu przeciwnikowi, urzdnikowi, ktry siedzia za potnym stoem, sierant w ogle
nie daa nawet zacz swojej kwestii.
- Osobiste kucharki pana komendanta w celu zakwaterowania. Osobne pomieszczenie,
dwa ka, garderoba, a wszystko w pobliu i kuchni, i gabinetu dowdcy. Ale biegiem! ebym
tu korzeni nie zdya zapuci!
Urzdnik rzuci si w stron korytarza, by szybko wykona zadanie. Kai chciaa na niego
czeka, Nuk jednak wzia j za rk i poprowadzia dalej. Uznaa, e czekanie na kogokolwiek
w tej sytuacji byoby bdem.
- Nieprawdopodobne. - Czarownica nie moga uwierzy w to, czego bya wiadkiem. Niesamowite zupenie. Po prostu wlazymy do komendantury ot, tak sobie. Bogowie, co za kraj,
przecie kady bandyta, kady szpieg teoretycznie mgby tu wej bez adnego...
- Ciiii, dziecko. - Nuk zapaa j doni za potylic i przysuna jej gow blisko swojej.
Dziewczyny dotkny si czoami, patrzc sobie w oczy. - Kai, dziecino, postaraj si zapamita,
e obie jestemy szpiegami i wanie tu weszymy. Dobrze?
- No... tak. Ale to taki... splot przypadkw. Szczcie mamy po prostu.
- Posuchaj mnie, maa. Szczcie i Bogowie osobicie zawsze sprzyjaj tym, ktrzy s
bezczelni, zaradni i na nikogo nie czekaj. Chcesz mie szczcie i Bogw stojcych po swojej
stronie? To natychmiast zrb co dla samej siebie. I jak ci si ju uda, to zawsze si okae, e
Bogowie akurat bardzo ci sprzyjaj. Rozumiesz?
- Rozumiem. - Czarownica zmarszczya brwi. - Chcesz powiedzie, e jestemy
najlepszymi agentami na wiecie?
Nuk nie zdya odpowiedzie. Kto zacz je woa. Okazao si, e gwny ci nie
tylko wezwa ju odpowiedniego urzdnika, ale nawet sprawi, e ten zszed na d i osobicie
zainteresowa si spraw.
- Jestecie nowymi kucharkami komendanta? -Szczupy, niski mczyzna mia

przedziwn fryzur z przylizanych, zasaniajcych przedwczesn ysin wosw. Co chwila


musia poprawia jej stan. - To prosz za mn. Poka wam kwatery.
- Musimy mie osobn. - Nuk ruszya za nim wzdu korytarza, cignc za sob
koleank.
- Nie do, e osobn - umiechn si sympatycznie - to jeszcze z dala od wizienia. Zawaha si, wskazujc wielki budynek z szarego kamienia, widoczny przez okna prowadzce na
wewntrzny dziedziniec. - No, z dala jak z dala. Ale przynajmniej bez widoku na to przeklte
miejsce. - Gestem zaprosi na szerokie schody. - Niestety, wasza kuchnia przylega do wiziennej.
Cho oczywicie i produkty, i wyposaenie s zupenie inne, moecie mi wierzy.
Ruszy przodem, a Kai przekna lin. Dugo nie moga odwrci wzroku od ponurych,
zakrytych Windami okien po drugiej stronie dziedzica.

Sharri, ktra odbieraa meldunki przez bezporednie poczenie z polsk baz, przyniosa
plik kartek zawierajcych raporty Organizacji Randa.
- Mog wam troch poprzeszkadza? - Bezczelnie odsuna zason przed namiotem
zajtym przez Kadira i Shen. - Przeczytam najnowsze doniesienia.
- Bagam, tylko nie czytaj. - Shen powoli podniosa si z posania i syczc z powodu blu
mini, usiada na brzegu swoistego materaca zrobionego z drobnych gazek drzew. To wszystko
byo jednak za twarde, zbyt kujce, niewygodne i w ogle... Ostatnio Shen zdawaa si
przygnieciona przez troski i brzemi odpowiedzialnoci. Przygaszona jak nigdy.
- Tak, tak - zawtrowa Kadir. - Opowiedz nam wszystko wasnymi sowami.
Sharri przysiada na malekim zydelku, jedynym elemencie wyposaenia, ktry
przyjecha skd, a nie by wykonany wasnymi rkami z materiaw dostpnych w lesie.
- Zdziwicie si, ale nasza prowokacja z nakamaniem imperialnym kurierom si udaa.
Plotki o naszej sile, o sprzyjaniu miejscowej ludnoci i o tym, jak dajemy popali regularnej
armii, obiegaj wanie cay kraj. S wzmacniane przez ludzi Randa, ale nie tylko.
- Jak to?
- No, wzmacniaj si same. Chyba lud chce wierzy, e pomidzy wojskiem cesarskim a
nami panuje tu co w rodzaju rwnowagi.
Shen prychna ze zoci.
- Lud w rne rzeczy chce wierzy. A kiedy dojdzie co do czego, to po staremu, od razu
ugina kark i suy ju nawet nie z oddaniem, ale z zapamitaniem starej wadzy.
- Oj, nie przeginaj, lud to lud. I nie miej wymaga jak od filozofw.
- Ja nie mam adnych wymaga. Ale prosz te, eby nie wymaga niczego ode mnie.
eby nie mwi, e mam przyj, da wolno i bogactwo, a dajcy palcem nie ruszy. A nawet
zdradzi natychmiast, jeli takie rozwizanie bdzie cho troch bardziej korzystne.
- Jeste zgorzkniaa.
- Naprawd?
Kadir da Sharri dyskretny znak, eby nie drya. Niech opowiada dalej. Niedosza
kapanka zrozumiaa w jednej chwili: zy dzie.
- Jeszcze lepszy efekt osigaj na dworach ci wszyscy artyci. Pieniarze, poeci, pisarze.
Tak pian bij, e sigaj ju szczytw nieprawdopodobiestwa. I najlepsze jest, e wysoko
urodzeni im wierz. S przekonani o zbrodniach naszej armii, naszych zwycistwach, a przede
wszystkim e paac rozsiewa zwyke dezinformacje.
- No popatrz. Zawsze wiedziaam, e artyci s odpowiednim nonikiem dla propagandy.

- Jeden nawet zosta skazany za obraz majestatu, tak pyskowa zajadle. Ale kolesie
stanli za nim murem, twierdzc, e jego los jest dowodem na to, jak postpuje paac, dowodem
na zbrodnie i kneblowanie ust wolnym obywatelom. Liczba paszkwili, antycesarskich
wierszykw i obrazoburczych pieni wzrosa tak niepomiernie, e skazanego musiano zwolni.
Shen skina gow.
- No tak. Inteligencja zawsze potrafi walczy o swoich. I w tej walce chopaki nigdy nie
bior jecw.
Sharri umiechna si lekko.
- To tylko kwestia interpretacji - powiedziaa.
- A co nie jest kwesti interpretacji?
- To, co si dzieje we wsiach. Mija wanie pocztkowy okres uspokojenia wszystkiego.
Za to zaczynaj si problemy z zaopatrzeniem. Nudzce si sdy polowe zaczynaj rozlicza
tych, co sprzyjali partyzantom, oraz tych, ktrzy mogli sprzyja. Powolutku, powolutku
wszystko wraca do normy, czyli piszczcej biedy, rekwizycji i zezwierzcenia armii okupacyjnej.
- Jakiej okupacyjnej? Przecie armia imperium dziaa na wasnej ziemi.
- To tylko kwestia interpretacji - powtrzya Sharri.
- Posaniec! Posaniec! - nagy krzyk przerwa ich rozmow.
- Dawa go tu! - Shen odwina pacht namiotu i wysza na zewntrz. Minie cigle
bolay po niewygodnej nocy. Woda w brezentowym wiadrze przeznaczona do porannych ablucji
nie wygldaa zachcajco. Shen ledwie zamoczya donie i przemya twarz. Kiedy zacznie
przypomina len dzikusk w poszarpanej odziey? -Wiesz, ile czasu musi min, eby gniew
ludu do czego ponownie doprowadzi?
- Ju za rok...
- Optymistka. Zreszt jeli zimy doczekamy, to bdzie istny cud. Chyba e Polacy zrobi
nam zrzuty z powietrza, a wszyscy wiemy, e nie zrobi. Zachowuj si, kurwa, jak panna na
wydaniu. Chciaabym, ale nie wiem z kim.
- Oj, nie przesadzaj. - Sharri urwaa na widok chopaka z karabinem niedbale
przerzuconym przez rami. Uderzy j jego umiech. Prosz, partyzant, a zadowolony ze swego
losu. - Kto ty?
- Ja z oddziau Kolesia Varika.
- No co tam?
- Z meldunkiem przyszedem - powiedzia chopak. Mia obuzerk twarz i zawadiacki
sposb bycia. Wszystko w nim mwio, e do partyzantw nie przyczy si, by walczy o
sprawiedliwo spoeczn ani o jakiekolwiek inne brednie w swoim mniemaniu. Interesowaa go
przygoda, strzelanka i upy. No i adne dziewczyny, w ktrych oczach by bohaterem. I to
wszystko. By moe tylko w odwrotnej kolejnoci. - Bo Kole strasznie le si poczu. Kaszla
i wymiotowa, i w ogle... No i lekarza potrzebowa. A konkretnie, jego lekarstw, bo sam
wiedzia, co mu jest, nie? A najznakomitszy lekarz to w miasteczku Kirsty mieszka. No tomy
poszli na gbokie tyy imperialnej armii przemytniczym szlakiem. No i...
- Nie mw, ecie weszli tak o do miasteczka za plecami cesarskiej armii?
- No nie mwi, tylko mwi wanie, emy weszli! Ale fajnie byo. wit, mga, a tu
Kole Varik, na mule siedzc okrakiem, wjeda do miasteczka. Szef kaszle, prycha, rzzi, a
my, idc w dwch rzdach pod cianami, strzelamy od czasu do czasu, jak kto si z okna
wychyli. Ale fajnie! Zajlimy miasteczko w jednej chwili. A strach w mieszkacw wstpi!
Uciekali, arcie wynosili, jak tylko kto z naszych krzykn. Wino, owoce, wszystko, co kto
chcia, normalnie. A lekarz zaj si szefem, no i teraz go tam podejmuje. Ale Kole kaza
zameldowa dowdcy, e jego oddzia zmieni miejsce stacjonowania.

- I cigle tam jestecie? - zapytaa Sharri.


- Tak jest! Wystawilimy mocne warty po obu stronach, to i nikt si nie wymknie.
Shen wyja z namiotu map i rozoya na trawie. Musiaa studiowa j w pozycji na
czworakach. Kirsty jest tu, jej palec przesuwa si powoli. Z jednej strony gry, z drugiej morze i
niewielka zatoczka, nad ktr ley miasteczko. Wska, ciasna kiszka.
- Jeste pewien, e nikt si nie wymkn i nie ostrzeg armii?
- No jasne. Varik musi tam zosta kilka dni.
- A jeeli przyjedzie konwj z zaopatrzeniem dla wojska?
- To si konwj wpuci w puapk i zupi. Chcemy tego, bo zaopatrzenia bdziemy mieli
do zesrania.
Shen skina gow. Zerwaa si na nogi lekko i zgrabnie, cae poranne przygnbienie
gdzie znikno.
- Szykowa bro! - wrzasna na cae gardo. - Przygotowa si do wymarszu!
- No co ty? - Sharri spojrzaa na koleank zaskoczona. - Co chcesz zrobi?
- Kirsty jest w naszych rkach. Trzeba to wykorzysta.
- Jak?
- To przecie jest przecicie jedynej drogi prowadzcej z gbi kraju do Kong! To jest
operacja, ktra odetnie nasz armi od jej baz!
- No chyba w kur si zamienia i jaja robisz! - Niedosza kapanka zaperzya si
wyranie. - Grupka partyzantw wyjdzie na imperialn drog i troch tam postoi, i to bdzie si
nazwa przeciciem gwnej arterii zaopatrzenia?!
Shen umiechna si szeroko.
- Przecie sama mwia. To tylko kwestia interpretacji!

ROZDZIA 12

To wcale nie byo tak, e ca gr wydrono, tworzc cig sztucznych jaski. A tak tytanicznej
pracy budowniczowie nie wykonali. Najczstszym sposobem zagospodarowania gry, jeli
mona uy tego okrelenia, byo wykorzystanie naturalnych rozpadlin i stromych wwozw. Po
prostu dzielono je stropami, uzyskujc w ten sposb szereg pomieszcze, jedno nad drugim,
skomunikowanych gwnie za pomoc drabin, rzadziej schodw o skonych stopniach. Kto, kto
tu zama nog, by prawdopodobnie przykuty do jednego pomieszczenia do czasu, a
wyzdrowia. A zapasy i wszystkie potrzebne rzeczy dwigano z pitra na pitro po prostu na
plecach. Prymitywne, napdzane prac mini windy byy tu rzadkoci. Jeszcze rzadsze byy
transportowe pochylnie i dwigi.
Natomiast przy naturalnych jaskiniach, ktre adaptowano na potrzeby mieszkacw, kto
wykaza si nieprawdopodobnym wrcz kunsztem. System dowietle ciemnych komr to istny
majstersztyk. Specjalne lustra rozprowadzay wiato z maych otworw, ktre wykuto w skale
do rwnomiernie po caych salach. Z kolei wszystkie sztuczne jaskinie, wykute od podstaw,
wyrniay si ogromnymi otworami prowadzcymi na wielkie tarasy. Kady z nich, niezalenie
od wysokoci, na ktrej si znajdowa, pozbawiony by jakiejkolwiek barierki czy choby
porczy. Osoby z lkiem wysokoci w ogle nie powinny si na nich pojawia.
Najciekawszy okaza si jednak brak jakiejkolwiek intymnoci. W adnym z pomieszcze
nie byo wydzielonych korytarzy. Jeli szo si poziomym cigiem, to po prostu z pokoju do
pokoju. Jednego za drugim, nierzadko przez sam rodek. Mieszkajcy tam ludzie nie reagowali
na przechodzcych. Mona byo zobaczy wszystko. Kady etap dnia codziennego, kad chwil
z ycia rodzin. Tomaszewski pocztkowo by zdziwiony, e nikt nie zwraca uwagi choby na
jego nieznany tu mundur. Ale szybko zrozumia, e to po prostu wymg. Konsekwencja ycia w
pokojach przechodnich. Kady, kto szed gdzie zaatwi jakkolwiek spraw, si rzeczy
przechodzi przez sam rodek domw, w ktrych toczyo si codzienne ycie. Szybko dao si
zauway, e obojtno wobec przechodzcych jest koniecznoci. Tomaszewski by wiadkiem
wielu intymnych scen i czynnoci, podczas ktrych sam wolaby nie by obserwowany przez
obcych. Widzia kochajc si par. Spokojnie, na oczach wszystkich, pod cieniutkim kocykiem.
Jedyn rnic w stosunku do zachowa innych par w innych kulturach by fakt, e kobieta w
trakcie uniesie zachowywaa si wyjtkowo cicho. Ale przez to moe i sam akt wydawa si
bardziej przepeniony czuoci ni zazwyczaj.
Tomaszewski w kadym razie dozna szoku, kiedy dotar do celu podry, wielkiego
hangaru na aparaty latajce. Monstrualna sala bya kiedy naturaln jaskini. W zewntrznej
cianie wykuto tylko wielki otwr prowadzcy na wyrwnany taras, a w rodku wybudowano
rwniutek drewnian podog. Zgromadzone tu, stojce obok siebie w rnym stadium
zoenia lub podwieszone pod sklepieniem aparaty latajce robiy piorunujce wraenie.
- Co ci tak poruszyo? - Ina wydawaa si zaskoczona jego reakcj.
- Te aparaty latajce.
- Przecie wy te umiecie lata.
- Nie porwnuj. Setki lat rozwoju rnych technologii doprowadziy do tego, e latamy.
Siowo, mechanicznie, w sposb wymuszony i wykorzystujc prawa fizyczne jakby w sposb
bdcy wbrew naturze. A tu? Boe... Jak mona si unie na tych trzcinkach i bonach? To dla
mnie szok.
- Mwiam: jak si nie ma pecha, mona tym lecie prawie w nieskoczono.
- Przecie to wszystko jest takie leciutkie, kruche, mam wraenie, e gdybym na tym
usiad, tobym poama ze szcztem.
- Dlatego nasi piloci musz te by leciutecy.
- No bez przesady. Jeli kichn, te bony si porozrywaj.

- Wbrew pozorom nie. Ale aparaty musz by leciutkie. W dalekim zwiadzie pilot czsto
musi nie cay latawiec nawet wiele dni.
- Wrcz nieprawdopodobne. - Tomaszewski podszed do najbliszego aparatu i pochyli
si nad nim z tak ostronoci, jakby to by najcenniejszy eksponat w muzeum staroytnoci.
- Co ci tak dziwi?
- Brak jakichkolwiek przyrzdw!
Zacza si mia.
- Ach, teraz rozumiem. - Pacna si doni w czoo. - A tak nas to dziwio, kiedy
ogldalimy wasz maszyn. Te wszystkie rzeczy, ktre chyba podpowiadaj wam, jak lecie.
- No wiesz, nie bardzo sobie wyobraam, jak wy z kolei moecie lata. Bez sztucznego
horyzontu, wariometru, busoli, yrokompasu, miernikw cinienia i caej masy innych
wskanikw.
- Troch rozumiem. - Zmarszczya brwi. - Wiem, co to cinienie, cho my tego sowa
uywamy w troch innym znaczeniu. Ale po co wam horyzont, i to sztuczny?
- A jak si dowiedzie, czy lecisz w gr, w d, czy krzywo?
- Przecie wida.
- W nocy te wida? We mgle te wida? A w chmurach jak z tym widzeniem bdzie?
- O Bogowie! - Westchna z wyranym podziwem. - I wy to wszystko macie na
przyrzdach? To wszystko da si zmierzy?
- Tak. A wy?
- U nas pilot jest wszystkimi przyrzdami. I musi sam wszystko czu. Dlatego wstpny
wybr pilota nastpuje czsto przed urodzeniem, a sita selekcji zaczynaj dziaa od
najwczeniejszego dziecistwa.
- Jak to przed urodzeniem?
- Musi istnie due prawdopodobiestwo, e dziewczynka bdzie miaa odpowiednie
predyspozycje i nie uronie potem za bardzo. A oswajanie z powietrzem, z pogod i jej zmianami
nastpuje od razu po urodzeniu.
- I tylko dziewczynki?
- Do dalekiego zwiadu chopcy si nie nadaj. Wyrastaj za duzi.
- Jak mona czu sob zmiany cinienia na przykad?
Wzruszya ramionami.
- To akurat najprostsze. Specjalici ami dziecku koci obu doni. O te. - Pokazaa
palcem ko, ktra czya najmniejszy palec z nadgarstkiem. - Kad do amie si w inny
sposb, a zama nie nastawia, zrastaj si troch krzywo. Do dzi zreszt, jak kada z nas, mam
nie do koca sprawne donie, cho uszczerbek jest znikomy. No i dziki temu poprzez bl czuj
kad zmian pogody, kady skok cinienia, kady nadchodzcy front. A rnice w blu obu
doni pozwalaj mi odczuwa nawet kierunek przesuwania si mas powietrza.
Tomaszewski by wstrznity tym, co usysza. Ludzie jako ywe przyrzdy pomiarowe.
A wskanikiem jest bl. Niesychane, mwic bardzo delikatnie.
- Kiedy od dziecka, od niemowlcia, jeste do czego przeznaczony, bez trudu znosisz
bl. Bo wszystko jest dla ciebie. Treningi, loty z kim starszym, lizgacze, dosownie wszystko.
Istota wybrana, ktra moe robi, co chce. Wymaga si od niej tylko cikiej harwki i
bezgranicznego powicenia. Ale nie za darmo. Powoli stajesz si boyszczem.
- Mwisz to chyba ze smutkiem.
Przytakna.
- Wiesz, nadchodzi moment, kiedy to naprawd staje si twoim przeznaczeniem.
Powietrze staje si bardziej naturalnym rodowiskiem ni ziemia. Czujesz si wolna, taka jak

ptak, wolna nawet bardziej ni one. Stajesz si pani przestworzy. Czym innym ni reszta ludzi.
A ja byam jedn z najlepszych. Mwili o mnie pilot natchniony. Wznosiam si tam, gdzie
innych ogarnia ju strach, szybowaam bez adnych granic.
- I co? - Tomaszewski nie wiedzia, czy nie jest zbyt obcesowy. Wspomnienia chyba za
bardzo bolay In.
- Nic. Rosam bez opamitania, a kiedy staam si kobiet, zaczam te ty.
- Ty? Jeste szczupa!
- Szczupa, ale nie chuda. Usiowaam si nawet godzi. Nie dojadaam tak, e traciam
przytomno. I nic. A w dodatku szybko to odkryli.
- Pilot nie moe traci przytomnoci? Nie moe mu si robi ciemno przed oczami?
- Wanie. - Pod powiekami Iny pojawiy si zy. - No i... istota stworzona do unoszenia
si w przestworzach, do wolnoci bez granic zostaa zesana na ziemi. Na wasnych nogach. I
jak kada kobieta, ktra poza lataniem niczego nie umie, odesana do garw.
- Nie przesadzasz? Masz chyba unikatowe zdolnoci.
- I co z tego, jeli nie mog lata? Pewnie, e mam. - Znowu wzruszya ramionami. Mog uczy modych, ale tylko teoretycznie. Czyli w gr wchodz bardzo mae dzieci. Mog te
pracowa w hangarze. Pomaga przy startach. - Zaama jej si gos. - Ale z tego sama
zrezygnowaam. Nie mog znie widoku latajcych dziewczyn, podczas kiedy sama wiem, e
jestem od nich sto razy lepsza, a do koca ycia pozostan tutaj. Jak kaleka. - Ina otara zy. Znajomi mwi, e podobno dobrze gotuj. Mog to by tylko uprzejmoci. Taka jamuna dla
upoledzonej. Niech si cieszy, gupia.
- Chyba ci rozumiem.
- Co? Jeste teraz marynarzem bez swojego okrtu?
- Nie. Nigdy nie marzyem o marynarce wojennej. Waciwie to rodzina zmusia mnie do
kariery na morzu, bo wujek jest admiraem i musiaem kontynuowa tradycj.
Spojrzaa na niego z cieniem zaciekawienia.
- A kim chciae by?
- Szpiegiem! - odpar bez wahania. - Wiesz, od dziecka pochaniaem filmy i powieci
sensacyjne. A tam szpiedzy z piknymi kobietami w szybkich samochodach...
Ina pewnie nie rozumiaa takich poj, jak powie, film czy samochd, ale kontekst
wyczuwaa idealnie.
- I co? Nie spenio si?
- W pewnym sensie spenio, bo marynarka ma swj wasny wywiad. I powiedzmy nawet,
e pikne kobiety s. - Wskaza kurtuazyjnie In. - Ale gdzie, do cholery jasnej, szybkie
samochody?!
Dalej nie rozumiaa wszystkiego, ale rozbawi j swoim uniesieniem.
- No widzisz, a mnie wycignli z lamusa, dopiero kiedy ty si pojawie. Myleli, e
jeste pilotem i jako si dogadamy. Ale i tego zadania nie wykonaam.
- Bez przesady, dogadamy si. - Tomaszewski pooy Inie do na ramieniu. Drgna, co
wzi za dobry znak. Niesamowite, jak dobrze mg si z ni porozumie, i to od pocztku. Zaraz, ale mwia, e jednak latasz, na tych lizgaczach czy jak.
Machna lekcewaco rk.
- lizgacze stosuje si w sytuacjach awaryjnych. To jeden krtki, nudny lot z
czstotliwoci raz na rok albo na dwa lata. A moe i rzadziej.
- Aha. No to faktycznie niedobrze.
- No.
Przytulia si do niego lekko. Chyba po to, eby ukry wyraz twarzy. Po chwili odsuna

si, przeykajc lin.


- Chod, zaprowadz ci do twojej maszyny.
Zaintrygowany ruszy za In. Jaka myl drya mu umys, nie dajc spokoju.
- Suchaj, Inna. Czemu nikt nie chce mnie przesucha? Czemu jaki dowdca nie chce
dowiedzie si o wielu...
Nie daa mu dokoczy.
- Jestemy w oblonej twierdzy, z ktrej nie mona si przebi, czego bye wiadkiem.
Lada chwila moe nastpi kolejny szturm, a my nie mamy ju zaopatrzenia. Nawet z wod pitn
jest krucho. Myl, e dowdztwo ma tyle spraw na gowie, e porozmawia z tob pniej.
- Oby nie ju w obozie jenieckim, jak bdziemy lee na ssiadujcych pryczach.
- To nam nie grozi. Ci z Nayer zabij wszystkich, kiedy tu wejd.
- Tak od razu?
- Nie. Kobiety najpierw zgwac.
Trudno byo odmwi Inie logiki. Nie mg czego zrozumie. Jakim cudem tak szybko
apa z ni kontakt, rozmawiali, jakby byli dobrymi przyjacimi, i to od lat, a jednoczenie caa
ta kultura miaa wiele cech trudnych do przyjcia w jego wasnej. Ten brak jakiejkolwiek
intymnoci, spraw prywatnych i takich, ktrych absolutnie nie mgby zaakceptowa. Nie
wyobraa sobie na przykad mieszkania w domu, przez ktry codziennie przechodz tumy ludzi
w t i w tamt stron, nawet jeli nie podkradaj niczego z kuchni po drodze. Oczywicie
oblona twierdza, ciasnota - to mg zrozumie, ale ci ludzie wydawali si zyci z takim stanem
rzeczy od lat. Byo to dla nich naturalne.
Powrci mylami do Iny. Ciekawe. A moe to ich atwe dogadywanie si to po prostu
przesuchanie przez dowdcw? Zlecili spraw dziewczynie, ktra miaa, zdaje si,
nieprawdopodobne pokady empatii i ktra wicej potrafia si dowiedzie podczas lunej
rozmowy ni rzeczowego przesuchania. Jeli tak, to tylko naley si cieszy z rozsdku ludzi,
ktrzy tu dowodzili.
- Gdzie mnie prowadzisz, Inna? - zapyta, kiedy pochylnia, po ktrej schodzili, staa si
tak stroma, e buty zaczy mu si lizga.
- Do najniszego hangaru. Tu nad ziemi.
- Zaraz zby sobie wybij.
- Ju dochodzimy. Tu wszdzie jest mao miejsca i czasem musi by troch stromo.
Sama jednak nie miaa najmniejszych problemw z utrzymaniem rwnowagi. I to
najwyraniej nie dlatego, e jej buty, a waciwie obcise mokasyny, miay podeszwy
zapewniajce lepsze tarcie. Wcale nie. Potrafia jako tak dziwnie balansowa caym ciaem, e
najgorsze zelizgi pokonywaa, stpajc pewnie jak baletnica na najlepszym z parkietw. W
przeciwiestwie do Tomaszewskiego, ktry ju zjeda, trzymajc si ciany. Ciekawe, jak t
drog pokona z powrotem? Na czworakach?
- Chod, niezgrabny wielkoludzie. - Skina na niego. - Ju doszlimy.
Otworzya niewielkie drzwi, przepuszczajc go przodem. Ten hangar robi wraenie. By
o wiele wikszy od poprzedniego. Z jednej strony, od wntrza gry, znajdoway si rampy
przeadunkowe, jakie windy czy dwigi, a z drugiej olbrzymi otwr siga sklepienia, ukazujc
ogromny taras. Byo tu jasno, szum morza dochodzi skd z bliska, a wntrze zastawione byo
maszynami innego typu ni w poprzednim miejscu, na grze. Duo wiksze, cisze i bardziej
solidne, sprawiay wraenie, e mona byo do nich zaadowa ju jaki konkretny adunek.
Prawdopodobnie to wanie byy te tak nielubiane przez In lizgacze. Wzrok Tomaszewskiego
jednak przykua inna konstrukcja. Tu przy otworze w zewntrznej cianie sta zaparkowany jego
wiatrakowiec.

Przyspieszy kroku. Maszyna nie wygldaa na strasznie postrzelan. Zauway dwie


dziury w jednym z kanistrw. Postuka doni w te, ktre stay obok. Pene! Osona przekadni?
Nienaruszona. Radiostacja? Wyglda na ca. Czu, jak przyspiesza mu puls. Akumulatory?
Szlag, to wymagao duszego sprawdzania, nie byo ich wida na wierzchu. Wskoczy do
potwartej kabiny i zaj miejsce pilota. Gwny przecznik elektryki. Nic. Strzeli nim kilka
razy. W ogle nic. Zaraz, zaraz, zaraz, to nie musi by powane uszkodzenie. Zacz si
rozglda. Ina, ktra przygldaa si wszystkiemu, co robi, z wielk ciekawoci, domylia si,
czego szuka. Pokazaa mu kilka przestrzelin w osonach urzdze.
No tak, skrzynka bezpiecznikw posza si pa na ce. Palcem unis resztki klapki.
Czekaa go koronkowa robota. Kula dosownie wyrwaa cay panel, z ktrego sterczay tylko
pozbawione izolacji druty. Duo roboty, ale atwej. I nie teraz. Sign do swojego schowka z
mapami. Wyj z niego skoroszyt, do ktrego swego czasu dopi kilka kartek z notatkami.
Notatki nie byy mu teraz potrzebne. A spinacz do papieru jak najbardziej. Tomaszewski rozgi
go szybko i dokadnie tak samo, jak kiedy jako chopiec watowa w domu wywalone korki, spi
na krtko kocwki ukadu bezpieczestwa. Tu napicia nie byy due. Chodzio tylko o
zasilanie ukadu awaryjnego. Jeszcze raz pstrykn przecznikiem. Tym razem wskazwki
niektrych przyrzdw zaczy leniwie pi si do gry lub w prawo, w zalenoci, jak
wyskalowano tarcze.
No to super! Jeden akumulator pokazywa zero, pewnie by przestrzelony i spuci pyn,
ale drugi mia a dziewidziesit dwa procent naadowania. Wystarczy na wszystko, na co
miaby ochot. Z ulg opad na oparcie metalowego fotela.
- Co okazao si dobrze? - zapytaa Ina. Bya tak zajta patrzeniem, co robi, e z
wraenia zapominaa o zamykaniu ust. Jak maa dziewczynka. Umiechn si do niej.
- Na razie tak.
Podnis hem pilota i przytkn sobie do krtani laryngofon.
- Raz, raz, raz. - Suchawki momentalnie powtrzyy jego gos.
Rewelacja. Pstryk przecznika radiostacji i... gucha cisza. Spokojnie. To nie musi by
nic powanego. Z trudem, nie wychodzc na zewntrz, przecisn si na siedzenie dla pasaera. Z
tego miejsca mia atwiejszy dostp do metalowych skrzynek z urzdzeniami. Umiechn si do
dziewczyny.
- Inna, no, wskakuj do rodka! Zobacz sobie, co czuje nasz pilot.
Nie sdzi, e jest a tak zafascynowana tym, co widzi. Dziewczyna, stojca dotd na
zewntrz po stronie pasaera, zamiast obiec maszyn i wsi po drugiej stronie, po prostu
ruszya przed siebie i przegramolia si przez Tomaszewkiego, zajmujc miejsce pilota. Poczu z
bliska zapach Iny i zupenie inne myli pojawiy si w jego gowie. Szybko jednak przywoa si
do porzdku.
- I jak? - Zerkn w bok. - Oprzyj nogi na tych pedaach. - Pokaza jej gdzie. - I teraz
naciskaj, jeden i drugi, naprzemiennie. Popatrz do tyu, czym poruszasz i jaki to ma wpyw na lot.
Wyobrazisz sobie?
O mao si nie rozemia, widzc wysiki dziewczyny, eby zobaczy cokolwiek.
- Aha, nie sigasz gow ponad oparcie fotela... - Wyj ze schowka spadochron. - Podnie
pup! - Wsun spadochron pod poladki Iny. - O, teraz ju widzisz stery ogonowe. Aha... Przygryz wargi. - Teraz z kolei nogami nie sigasz do pedaw. Ty kurduplu!
- Nie jestem kurduplem! - zaperzya si. - Jestem po prostu stosunkowo niska.
- Stosunkowo niska? Stosunkowo to chyba liczc w grupie wyjtkowych konusw!
W yciu nie widziaem tak maej kobiety.
- Cicho bd, niezgrabny wielkoludzie! Tu wszystko jest wielkie. I jak tym porusza?

- A poruszaj sobie, czym chcesz. Oprcz tych dwch spustw. - Pokaza jej czerwone
klapki zabezpieczajce dwignie strzaowe.
- A co to jest?
- Spusty, ktre uruchamiaj adunki wybuchowe do odstrzelenia opat wirnika. Tych u
gry. - Wskaza palcem. - Tych, ktre stanowi si non maszyny. Naprawd uwaaj, bo
adunki s tak skonstruowane, e zadziaaj nawet w hangarze.
- A po co odstrzeliwa opaty?
- Jeli maszyna zacznie spada, a my z niej wyskoczymy, to te opaty zabij nas
momentalnie. W mgnieniu oka.
- A po co wyskakiwa? Przecie i tak zginiemy od uderzenia w ziemi.
- Wcale nie. To, na czym siedzisz, to spadochron. Gdyby miaa zaoon uprz, po
szarpniciu tej dwigni rozwinie si nad tob czasza, ktra spowolni upadek. Co najwyej
zamiesz sobie nog. Chocia... Przy twoim ciarze czasza raczej uniesie ci na jakim ciepym
prdzie.
Pokazaa mu jzyk. I to na ca dugo.
- W ten sposb podrowao dwch ludzi nad oceanem. Zauwaya ich jedna z naszych
dziewczyn ze zwiadu.
- Kai i Nuk - domyli si Tomaszewski. - One miay spadochrony typu latajce skrzydo.
Zupenie inne. - Zamyli si, bo wspomnienie o modej czarownicy okazao si bardzo
intensywne. - Cae zdarzenie musiao da wam wiele do mylenia, prawda?
- Nie, nie dao. Nikt jej nie uwierzy.
Popatrzyli na siebie w milczeniu, a potem naraz wybuchnli miechem. Co za
niesamowita dziewczyna. Tomaszewski przez cay czas mia wraenie, e rozmawia z kim, kto
tak jak on wychowa si w jego kulturze. I w dodatku e zna tego kogo od wielu, wielu lat.
Nawet w Polsce niezmiernie rzadko ogarniao go takie uczucie. A tu? Poza kracem wiata?
Nieprawdopodobne.
- No dobra, bo mnie ciekawo poera - powiedziaa. - Poka mi, jak si tym lata.
- Po praw rk na wolancie, lew na dwigni gazu. O tak. Tu masz przekadni, a tu
przeoenie i przeniesienie napdu. I rozdzielnik.
- O Bogowie!
- Ju wymikasz, Inna? Jeszcze nie zaczem.
- No to mw dalej.
- Tu masz panel sterowania silnikiem i przyrzdy. Cinienie oleju, temperatura, obroty,
przekadnia. Tym regulujesz skad mieszanki paliwa i powietrza, a tym dopyw paliwa. Tu
regulujesz skok miga, tego pchajcego. Teraz ukad przeniesienia. To ten tutaj i przyrzdy, ktre
pokazuj ci stan gwnej przekadni oraz ustawienie opat wirnika, tego u gry. Przed tob
natomiast s gwne zegary. Sztuczny horyzont, cinieniomierze, wysokociomierz, wariometr,
zakrtomierz...
- Bogowie, przesta! Tego, tego... si nie da ogarn umysem.
- To zaley od pojemnoci czaszki, a co za tym idzie, wielkoci wspomnianego umysu.
Uderzya go pici w rami. Pewnie z caej siy w swoim rozumieniu. Tomaszewski
jednak ledwie poczu.
- Czego nie rozumiesz jak dotd?
- Na zaraz wam ten sztuczny horyzont na przykad, skoro jest przecie naturalny?
- Dobra, nie bd ju wspomina o nocy, mgle czy chmurach. Ale musisz zrozumie jedn
rzecz. Ta maszyna, w ktrej siedzimy, jest tak naprawd jednym wielkim generatorem mocy. I
wytwarza siy, ktre s wbrew naturze. Na przykad si odrodkow. Kiedy kolega z lotnictwa

marynarki pokaza mi to dowiadczenie. Wzi mnie do awionetki, takiego maego samolotu,


wystartowalimy, a on przymocowa du szklank na tablicy przyrzdw. My lecimy, a on
otworzy butelk z wod i nalewa do szklanki. Wszystko w zgodzie z natur. Dotd. Woda leci z
butelki do szklanki w d.
Ina skina gow. Przygryza jzyk, jak dziecko, ktre intensywnie stara si zrozumie
trudny problem.
- Po chwili kolega zacz robi beczk. - Tomaszewski pokaza gestem, na czym polega
manewr zwany beczk. - Samolot obraca si powoli i nagle lecimy bokiem w stosunku do
powierzchni ziemi. Jedno skrzydo w gr, drugie w d. A my jakby leymy. Ale woda dalej leci
z butelki do szklanki! Leci w bok, w stosunku do linii horyzontu rwnolegle. - Pokaza jej
domi. - Woda leci z lewej strony do prawej.
Ina westchna ciko.
- I to jeszcze nie koniec. Kolega ustawi samolot do gry nogami. My zwisamy gowami
w kierunku ziemi. A nogi mamy w stron nieba. Ale najmieszniejsze, e woda dalej leci z
butelki do szklanki. Tym razem... pod gr!
- Mamusiu moja kochana! To czarownik by?
- Nie. My nie latamy tak jak wy, w zgodzie z wiatrem, poddajc si kaprysom pogody,
wspgrajc z ptakami. Nie. My korzystamy z brutalnych praw fizyki wbrew naturze. Liczba
koni mechanicznych, moment obrotowy, stopie sprania! To s wartoci dla nas istotne!
Rozumiesz?
- Tylko tyle, e wy nie z wiatrem, a zawsze pod wiatr?
- Tak. A eby mc wykorzysta prawa fizyki, musimy je przecie zna. Musimy przez
cay czas kontrolowa. I std ta masa przyrzdw, ktra mwi ci wszystko o czynnikach i
parametrach. O stopniu wyprodukowanej siy, ktr trzeba przeciwstawi naturze. U was pilot
musi czu, musi mie talent, musi mie dusz artysty, musi by istot natchnion, eby wspgra
z natur. A nasz pilot musi po prostu zna instrukcj uycia i obsugi maszyny! Bo ona nie do
wspgrania z czymkolwiek, ona do amania na si suy.
- Teraz rozumiem - szepna Ina przejta do granic moliwoci. - Potrafie mi to
wytumaczy! Zrozumiaam istot!
Westchn cicho i pooy rk na ramieniu dziewczyny. Waciwie na szyi.
- Tak, my nie zastanawiamy si, czy wiatr sprzyja, czy prd pomylny bdzie. Nas
interesuje tylko, ile koni mechanicznych stoi za naszymi plecami.
Ina zaskoczya Tomaszewskiego. Pooya rk na drku sterowym i zrobia co, co
kiedy widzia w wykonaniu Melithe. Zacza gaska stery.
- To pikna maszyna - szepna. - Czuj jej zimn moc. Jest przeliczna.
- To wietnie - odpar. - Pozwl wic, e zajm si radiostacj.
Nachyli si nad pulpitem. Kady z ustawionych poniej aparatw by zamocowany na
zatrzaski i atwo dawa si wysun. Ju pierwszy rzut oka na pudo nadajnika pokaza, e adna
z kul nie uderzya bezporednio. Pokrywa bya lekko wygita, ale nie nosia ladw uderzenia
pocisku.
Tomaszewski za pomoc odpowiedniego ostrza w scyzoryku odkrci pokryw. Wyj ze
schowka latark i powieci do rodka. Siedzca obok Ina na widok strumienia wiata
wydobywajcego si znikd o mao nie dostaa zawau. No szlag! Wntrze radiostacji nie byo
zniszczone w najmniejszym stopniu. Niestety, jedna z lamp, z rys pknicia na powierzchni,
bya czarna od sadzy, ktra osadzia si wewntrz. Wypuci powietrze z puc.
- Co le? - zaniepokoia si dziewczyna.
- Jedna z lamp si przepalia. Moe pka od wstrzsu, kiedy ktra z kul trafia w

dwigar.
- I nie moesz si porozumie ze swoimi?
Cmokn cicho.
- To tylko jedna lampa... - Nie wiedzia, jak to powiedzie. - Nie wozi si ze sob
zapasowych, ale do dyspozycji jest przecie krokomierz. Gdyby tylko wymontowa z niego
jedn i wsadzi tutaj. Tyle e nie mam pojcia, czy tak mona zrobi.
-le?
- Cholera! Jestem marynarzem, a nie elektrotechnikiem! Za moich czasw na akademii
morskiej nie byo tych komputerw Wyszyskiej.
- I po prostu nie potrafisz? - domylia si.
- Nawet nie wiem, czy tak mona - powtrzy, usiujc ukry przed In ton rezygnacji. No i krokomierz potrzebny mi jest do czego innego.
- A krokomierz to jest to pudo tutaj? - Spojrzaa na komandora z cieniem strachu. Intuicja
podpowiadaa jej, e drugie wane urzdzenie musi sta obok pierwszego wanego. No i miaa
niesamowity wzrok.
Owietli wskazan skrzynk. Ogromna przestrzelina bya widoczna dokadnie na rodku
pokrywy.
- No adnie - mrukn. - To ju wszystko jasne.
- A po co ci by ten krokomierz? - spytaa, cigle pena ciekawoci.
- Zapisywa parametry lotu. No i mia analizator, ktry potrafi powiedzie, jaki dystans
przebylimy w trudnych warunkach. Ale to nic takiego.
Wyjani jej, e moe przecie wzi sekstant i okreli w najblisze poudnie swoje
pooenie geograficzne. Jej kraju na polskich mapach nie ma, ale to nie problem. Odlego
mona okreli, porwnujc wsprzdne jego i lotniska. Niestety, jego zegarek nie by przez
duszy czas nakrcany i stoi. Dlatego najpierw musi okreli, kiedy nastpi rodek dnia, i
ponownie go nastawi. A to potrwa.
Ina zacza si mia. Wyjania, e nie s takimi prymitywami, jak ich podejrzewa, i na
terenie twierdzy jest wiele zegarw sonecznych. I ona powie mu, kiedy bdzie poudnie. Niech
sobie okrela swoj pozycj i oblicza odlego. Z tym jednak, e jest duo prostsza i szybsza
moliwo.
Dziewczyna zgrabnie wyskoczya z kabiny i podesza do najbliszego lizgacza. Z
wntrza wycigna du pacht papieru.
- Widzisz, nasze mapy na pewno si nie pokrywaj. - Pooya pacht na siedzeniu pilota.
- Ale przecie gdzie musz by na nich punkty styczne. Zaznaczone i u was, i u nas, na samych
granicach, przy krawdziach.
- Inna! Psiakrew, jeste genialna! - Tomaszewski wyj ze schowka swoj map,
rozprostowa i oboje zaczli porwnywa. I cho przeszli w tym zakresie diametralnie rne
szkoy, to ta czynno bya wsplna i dla lotnikw, i dla marynarzy. Obie profesje musiay si
zna na dokadnej kartografii pod grob utraty ycia.
- O, tutaj, tutaj! - Dziewczyna jedn rk pokazywaa co na jednej mapie, drug na
drugiej. - Patrz! To jest takie samo!
- Moesz mie racj, Inna. Trzeba tylko przeskalowa. - Tomaszewski szybko tworzy
owkiem szkic na wyrwanej z notesu kartce.
- Teraz widz! - ekscytowaa si dziewczyna. - Nasze mapy pasuj do siebie w tym
miejscu!
- Tak, s kompatybilne. I to nawet z niewielkim tylko przelicznikiem. - Tomaszewski
skin gow. - No to mam odlego na rysunku. Teraz tylko skalweczka... - Wyj z mapnika

trjgraniast linijk i przyoy do mapy odpowiednim bokiem.


- I co? Ta twoja maszyna doleciaaby do bazy?
- Bez wikszego problemu! - Podnis rozpogodzon twarz, ale po sekundzie rado
zacza znika. - Powtrz ci raz jeszcze: marynarzy u nas nie uczy si lata - powiedzia, a
potem wskaza dziesitki rnorakich zegarw, wskanikw, dwigni, kontaktw i
przecznikw, ktre producent umieci w kabinie wiatrakowca.

Kuchni komendantury od kuchni wiziennej oddzielaa ogromna luza. Mieciy si tam


pomieszczenia gospodarcze, skady i magazyny oraz izby dla pracownikw. Jedno z nich wanie
Nuk i Kai zaanektoway byskawicznie dla siebie. Byo to miejsce oddzielone od innych, a
jednoczenie pooone w samym centrum, tu przy wsplnej czci, jak byo wielkie palenisko.
Haas towarzyszcy pracy wielu ludzi okaza si nieznony, ale te jeli w tym pomieszczeniu
mwio si szeptem, to nie sposb byo podsucha czegokolwiek. Zreszt trudno sobie
wyobrazi szpiega sterczcego z uchem przyklejonym do ciany, kiedy wok krcio si
mnstwo pomocnikw kucharzy.
Nuk, ktra wanie wrcia z rekonesansu w miecie, przysiada na wielkim worku
zawierajcym, jak sprawdziy wczeniej, resztki i uski po mcce jakich zb. Prawdopodobnie
karmiono tym winiw w zakadzie po drugiej stronie. Notabene podobno takie uski s bardzo
zdrowe i polecane przez rnych medykw. Gorzej, kiedy stanowi podstaw diety, jeli nie
jedyny jej skadnik. Nuk jednak nie przejmowaa si, czym byli karmieni winiowie.
- Suchaj, eby unikn problemw przy wychodzeniu, a przede wszystkim wchodzeniu
tu z powrotem, zapytaam, czy mog nam wystawi przepustki. No i oczywicie wystawili. Do
niczego nie uprawniaj poza wejciem tu, do kuchni, i wniesieniem ewentualnie produktw, ale
popatrz, jak wygldaj.
Nuk wyja z sakiewki dwa zwinite dokumenty na pergaminie. Oba na grze miay
wielkie godo komendanta stray i rwnie wielk piecz. Poniej widnia napis:
KOMENDANTURA MIASTA - PRZEPUSTKA.
- Widzisz? - miaa si Nuk. - Pokazujesz takie co komukolwiek i co on widzi? Godo,
nazw instytucji, ktra wystawia ten dokument, piecz i imi. A dalej... to ju drobnym
pismem, e my kucharki! Nie zauwaysz, o co w pimie chodzi, kiedy na chwil tylko poka.
Ale jaja!
- No co ty?
- No mwi ci! Wiesz, straganw czy kupieckich kantorw jak u nas to tutaj nie ma. Ale
rne produkty do jedzenia mona dosta. Z tym e to wszystko psie gwno najgorszej jakoci i
niczego dobrego nie maj. I tej ndzy to nie chc sprzedawa. Jaki debilizm jest w tym
pastwie!
- Bogowie, powiedz nareszcie. Udao ci si kupi co ekstra czy nie?
Nuk podniosa donie, chcc powstrzyma niecierpliwo koleanki.
- Posuchaj mnie do koca - powiedziaa spokojnie. - Mam taki papier i wchodz do
skadu. Patrz na mnie niechtnie, jak rarogi jakie. Chamstwo normalnie i taka bezczelno,
taki, taki brak sprzyjania, takie wypisane w oczach: spierdalaj, prochu marny!
- Na skadzie tak robi?
- Tak swoich traktuj. A ja nic. Nie przejmuj si, chodz, ogldam sobie od niechcenia. A
kiedy ju si skumuluje na mnie niech i wrogo, to podchodz do najwaniejszego machera i
powoli, beznamitnie, okazujc demonstracyjnie znudzenie i brak zainteresowania, macham mu

przepustk przed nosem i bez wyrazu, bez cienia ekspresji mwi: komendantura.
Na chwil zapada cisza. Przerwa bya najwyraniej potrzebna Nuk dla wzmoenia efektu
dramatycznego.
- A oni w jednej chwili zesrani! - krzykna nagle. - Gwno leci na ziemi, smrd si
dookoa niesie! Strach na ich twarzach przypomina eksplozj!
- Mam tylko nadziej, e to poetycka przenonia - mrukna Kai. - I e nikt nie sra na
rodku magazynu z ywnoci!
- Oj no, sama rozumiesz. - Nuk machna rk. - A jak ju wszyscy zamarli i nie mi
wzi oddechu, kiedy umieranie z braku powietrza ju im pisane, wtedy cicho i beznamitnie
wymieniam, jakich wieych rzeczy potrzebujemy na jutro. Wtedy najodwaniejszy z nich
zapewnia, e rano bdzie na mnie czekao wszystko, co chc dla komendanta. A ja dopiero wtedy
rozdzieram mord: Jak to czekay, krzycz. Co ty mylisz, e se ze mnie dziewk na posyki
zrobisz?! Jutro o wicie w zbach mi to pod drzwi komendantury przyniesiesz i tam na
czworakach czeka na mnie bdziesz! I mdl si, ebym ci stamtd z powrotem pucia, a nie
zatrzymaa, wiesz gdzie...
- No chyba tak nie powiedziaa? artujesz, prawda?
- Nie artuj. A co oni mi mog?
Kai zapowietrzyo.
- Albo kpisz, albo zapomniaa, e jestemy agentami i chyba nie powinnymy si
wyrnia?
- Wcale nie kpi. - Nuk zmarszczya brwi, zastanawiajc si, na ile podkoloryzowaa
swoj opowie i sama zacza w ni wierzy. Wyszo jej, e nie za duo, bo z ca pewnoci
zakoczya: - Jutro bdziemy miay wszystko wiee i pod nos. A sama mwia, e jak
dostaniemy produkty prosto od chopa, to z tym glutaminianem damy rad.
Czarownica ukrya twarz w doniach.
- Ale nie sdziam, e tak nawywijasz.
- E tam! - Nuk machna doni. - A ty co zaatwia?
Kai opucia rce i zerkna na koleank z umiechem.
- Optaam jednego stranika - powiedziaa triumfalnie. - I bd miaa to, co chcemy.
Tylko ty si znasz na ludziach, wic wolaabym, ebymy razem tam poszy.
- Czarw uya z tym stranikiem?
- Nie uywam czarw pod bokiem obcych czarownikw, gupia. A moe inaczej, uyam
czarw, ktre s w dyspozycji kadej kobiety.
Nuk podesza bliej i dotkna wasnym czoem czoa koleanki. No tak, Kai z coraz
wiksz pewnoci zaczynaa rozumie, e jest mod, atrakcyjn kobiet. A dziki Krzykowi i
temu, w jakich sferach obracaa si w Negger Bank, zaczynaa te wiele rozumie na temat istoty
relacji kobiet i mczyzn.
- Co wymylia, zarazo jedna?
- Wiesz, trudno raczej uzna nas za kucharki, nie?
- Co to ma do rzeczy?
- Widzisz, dowiedziaam si, co tu jest grane. - Kai kiwna gow w stron gmachu
wizienia. - Tam s tysice aresztowanych. Dziesitki tysicy. Przytaczajca wikszo ma
sprawy dte w rodzaju nie do adnie paka z okazji aoby narodowej i dalej w tym stylu.
- I co?
- I oni wszyscy id na wojn. Do karnych oddziaw. Poza garsteczk, ktra ma
prawdziwe sprawy w toku, za prawdziwe przestpstwa. No i pomylaam sobie, e atwo kogo,
kto nie do adnie paka, wycign z transportu na mier, jeli si jest kuchark komendanta,

prawda?
- Dobrze kombinujesz. I co wymylia?
- To, e wycign jednego winia. Najlepszego kucharza spord tysicy winiw.
Nuk spojrzaa na czarownic z niekamanym podziwem.
- Kai, ty jeste genialna!
- Niech ci Bogowie zapac za dobre sowo.
- Ale zaraz? Mamy teraz i i wybra kogo z setek cel?
- No nie. Tym si stranik zaj. Wybra kilku, co mieli napisane, e z zawodu s
kucharzami. A ja poprosiam go, eby ich wszystkich tu przyprowadzi i niech kady co upichci.
Tam, w kuchni. - Kai wskazaa kciukiem cian dzielc ich od pomieszcze sucych do
przygotowywania posikw.
- I? I oni tam gotuj?
- Myl, e ju skoczyli. Strasznie si grzebaa na miecie.
Nuk wzruszya ramionami.
- To chodmy sprawdzi, jak im poszo - powiedziaa.
- Ty id.
- Jak to ja? Sama?
- No. Ja nie mog, bo mam za mikkie serce.
Sierant opady rce. Nie zrozumiaa czarownicy. Co ma serce do konsumpcji i oceny
jakoci potraw? Patrzya na Kai podejrzliwie. Na szczcie ta zacza wyjania.
- Bo widzisz. Wycign moemy tylko jednego. A to oznacza, e pozostali musz wrci
do swoich cel. A ja nie bd w stanie nikogo odesa z powrotem na mier. Nie mogabym im
spojrze w oczy.
- Aha! To znaczy, e ja mam to zrobi, tak?
- No tak. Bo ty masz dowiadczenie w armii. Niejednokrotnie przecie posyaa ju ludzi
na mier.
Nuk o mao nie eksplodowaa.
- Jest, kurwa, zasadnicza rnica posa kogo do ataku, gdzie kady ma jednak szans, a
odesa na transport cmentarny!
- No wanie. I tylko kto o tak elaznej woli jak ty moe sobie poradzi z tym
problemem. - Czarownica zrobia w ty zwrot, podesza do zakratowanego okna i opara si
rkami o wski parapet. Z wielkim zaangaowaniem i ca sob zacza obserwowa, co te
interesujcego dzieje si na otoczonym murami placu. Chwilowo nie dziao si nic takiego, a plac
zasadniczo by pusty, ale uwaga czarownicy nie saba, bo moe co zacznie si dzia.
- Aha... - Kai przypomniaa sobie co i odwrcia na chwil gow. - Jakby oni ugotowali
jakie smaczne rzeczy, to przynie. Bo chyba wanie zgodniaam z tego wszystkiego.

- Hej, ty! - na ulicy rozleg si gony okrzyk. - Hej, ty tam! Wyjd!


Varik z trudem podnis si z ka. Specjalnie dla niego wzniesiono u wezgowia
konstrukcj z poduszek, le znosi pozycj horyzontaln. I w ogle jego choroba bya dziwna.
Zawsze zaczynaa si wraz z nastaniem peni wiosny. Nagle, ni std, ni zowd, Varikowi
zaczynay pyn zy z oczu. Niby nic, ale dorosy mczyzna wyglda jak beksa, bez przerwy
paka. I jak wytumaczy wszystkim, e to tylko tak, z powodu nieznanego lekarzom
schorzenia? Potem zaczyna swdzie nos. A potem zaczynaa si ju pena jazda. Oczy puchy,
zamieniajc si w zaropiae szparki, nos zatyka si momentalnie, a w pucach pojawiao si co,

co zamieniao je w jedno wielkie ognisko rzenia, kaszlu, charkotu. Wzicie oddechu zakrawao
na cud, a odkrztuszenie czegokolwiek byo niemoliwe. Mia wtedy wraenie, e yje
praktycznie na bezdechu.
Na chorob nie byo lekarstwa. Teoretycznie troch pomagay rnego rodzaju rodki
uspokajajce, ale mia wraenie, e dziaaj bardziej na umys ni na ciao. Mona byo, wzorem
mitycznego Zaana, ktry rwnie na to cierpia, topi si powoli w alkoholu. Varik jednak czyta
kroniki uwanie i wiedzia, jak to si skoczyo u wielkiego filozofa. Pi coraz wicej, a
zbawienne dla umysu skutki tego picia byy coraz mniejsze. Natomiast przykre efekty uboczne
coraz wiksze. A ulgi tak naprawd adnej, bo nawet zamroczenie byo z biegiem lat krtsze.
Kiedy y w miecie, zawsze na czas penej wiosny chowa si w ciemnym pomieszczeniu, kaza
zasania okna grubymi kotarami, zamyka drzwi. I tam, w zaduchu, moe nawet czu pewn
ulg, a moe tylko tak mu si wydawao. Ale tu teraz? W lesie nie mg ju wytrzyma, a
blisko morza dawaa pewn ulg, wic wkroczy na czele swojego szczupego oddziau do tego
zapomnianego przez Bogw miasteczka na dalekim zapleczu imperialnej armii operujcej w
okolicach Kong.
A teraz ten dziwny okrzyk.
- Hej, ty! Wyjd!
Varik chwia si na nogach. Z najwyszym trudem zapi pas z kabur rewolweru, woy
do niej bro. A potem mimo upau narzuci na ramiona zrabowany czarownikowi paszcz. Jeszcze
tylko rozklepany kapelusz bez ronda i ju mg wyj na spotkanie przeznaczenia. By sam.
Gocinny lekarz, ktry go przyj, poszed na targ uzupeni domowe zapasy. Partyzanci zostali
rozmieszczeni w kwaterach wok. Jeli nie nastpio nic nieprzewidzianego, to teraz, kiedy na
ulicy pojawi si intruz, powinni ju zajmowa stanowiska na dachach budynkw. A czy
zajmowali? Zaraza jedna wie. Problemem jego oddziau byo to, e skada si generalnie z
idiotw.
- Hej, ty!
Varik pchn drzwi i wyszed na wsk werand. Dugo nie mg otworzy olepionych
nawa wiata oczu. Byo samo poudnie, soce operowao z bezlitosn ostroci. Nasad doni
usiowa przetrze piekce powieki, ale niewiele to dao. Kiedy tylko mg dostrzec cokolwiek,
ruszy naprzd. Po kilku krokach stan na rodku ulicy. Tyem do soca, przodem natomiast do
starszego mczyzny w cywilnym ubraniu. Nie mczyzna by jednak gwnym problemem. O
bl istnienia przyprawiao raczej kilkudziesiciu mczyzn z karabinami, ktrzy stali za plecami
cywila. Mieli na sobie mundury miejskiej stray. Prawdopodobnie przybyli wic z najbliszego
wikszego miasta. Tu, w tej dziurze, adnej stray nie byo. Jak przedostali si przez lini wart? A
zaraza ich wie, nie mogo to jednak by trudne. Czy nie wspomina przed chwil, e jego
oddzia skada si gwnie z kretynw? Lud zgaszajcy si dobrowolnie do walczcych
oddziaw, niestety, nie by dobrym wojskiem.
- Czego chcesz, kole? - wychrypia.
- Jestem prefektem stray. - Mczyzna nie mia przy sobie adnej broni. Pewnie mg
liczy na swoich ludzi. Na ludzi i ich wyszkolenie. - Jeli chodzi o wadz cywiln, ten teren
podlega wanie mnie.
- No i?
- Mam dla ciebie propozycj. Ofert, ktrej nie mogaby zoy armia. Proponuj ci
dogadanie si.
- A w jakiej kwestii, kole, chcesz si ze mn dogadywa?
Prefekt umiechn si lekko. By kostycznym czowiekiem, lecz z ca pewnoci nie by
mao inteligentny.

- Jeli wkroczy tu armia, a wy zaczniecie si broni, onierze spal to miasteczko.


Wyrn winnych i niewinnych, cud nastpi, jeli tu kamie na kamieniu zostanie. Oni maj jasno
powiedziane. Partyzantw i tych, co pomagali, wyapa i rozstrzela na miejscu. Proci ludzie,
prosty rozkaz. Taki, eby wojacy pojli i problemw nie mieli ze zrozumieniem.
- A ty, kole?
- Mnie obowizuje jedyny cywilny dokument, jaki wydano w waszej sprawie. To list
goczy na Shen. Jeli jej nie ma wrd was, to caa reszta mnie nie obchodzi. I dlatego ja mog
wam da propozycj, o ktrej onierzom nawet myle nie wolno. A ja chc zaproponowa,
ebycie poszli std precz!
Zaskoczy Varika. Prefekt najwyraniej mwi szczerze.
- Tak - cign mczyzna. - Tylko ja mog zoy ci tak propozycj. Idcie std. Tak po
prostu, wycofajcie si do lasu i dalej. Ja nawet nie mam kim was ciga, moi stranicy nie bd
przecie gania za wami po chaszczach. Oni od szlifowania miejskich brukw s.
- A wtedy nikt nie zginie?
- Nikt nie zginie, nic si nikomu nie stanie. Miasteczko bdzie sta nienaruszone, tak jak
przedtem. Po prostu nic si nie stanie, a was jakby tu nigdy nie byo.
- Uczciwa propozycja, ale...
- Zanim powiesz ale, pomyl o sobie - przerwa mu tamten. - Pomyl o tym, e kiedy
wkroczy tu armia, zastrzel ci jak psa. Twoje ciao poo w jakim chlewie i wpuszcz
gawied, eby ci ogldaa. By moe nawet jaki artysta zrobi ci portret pomiertny, bo chc
mie dowd, e ty to ty. Pomyl tak: ty jeste Kole Varik, czowiek legenda. Wyniony,
sawny dowdca ludowy. Czowiek, ktry wraz z Shen sam jeden przeciwstawi si caej sile
imperium! Wycofaj ludzi do lasu. Uciekajcie do Shah, przecie wrogw cesarstwa przyjm tam z
otwartymi rkami. A ty sam jed pniej dalej. I yj w jakich odlegych, bogatych krajach,
opromieniony wasn legend. Uwierz mi. Legenda bdzie z upywem czasu obrasta w coraz to
nowe zdarzenia i bohaterskie czyny. Pijc wino z ksitami, bdziesz coraz bardziej sawny i
wielki.
- Mdrze mwisz, kole. - Varik zanis si kaszlem. - Szczeglnie e dziki temu nikt nie
zginie. Ty mdrze gadasz.
- No wanie. A ty jeste przecie czowiekiem wraliwym i wyksztaconym. Dysponujesz
inteligencj, ktra pozwala ci zway racje.
Szlag, tamten tego akurat mg nie mwi. I popeni tylko jeden bd, sdzc, e co
takiego nie chodzio Varikowi po gowie. Owszem, chodzio, przemyla to ju wielokrotnie. I
wiedzia, e prefekt nie kama. Tak, mgby y gdzie daleko w dostatku, otoczony saw za
ycia, jak niegdy Virion. Nawet imiona mieli podobne. Legenda za ycia... Czowiek dowodzcy
stra racjonalnie sobie wszystko przemyla.
Znowu dopad go kaszel, zarzzio w pucach. Varik zachwia si na nogach, po raz
kolejny usiowa przetrze zalepione rop oczy wierzchem doni. Wszystko go swdziao. Ale to
przecie ju niedugo. Jeli wejdzie tu wojsko, to naprawd jego zmasakrowane zwoki wystawi
w jakim chlewie ku uciesze gawiedzi.
Myla o tym wiele razy. Waciwie to chciaby, eby wszystko nareszcie si skoczyo,
chciaby ju sobie pj, chciaby przysta na bardzo rozsdn i racjonaln propozycj prefekta.
Bo propozycja bya rozsdna. Nie do tego, pokazywaa, e wrd przeciwnikw oprcz
dnych mordu oprawcw i tpych odakw s take ludzie rozumni. Ktrzy jeli ich misj jest
zachowanie porzdku publicznego, jak w przypadku prefekta, staraj si robi to mdrze.
Rozumnie. Jak najbardziej skutecznie, unikajc jakichkolwiek strat.
Jeli Varik std pjdzie, to dla wszystkich bdzie dobrze. I co gorsza, Varik chcia ju

sobie std pj. Tylko po co tamten wspomina o wraliwoci i wyksztaceniu?


Bo momentalnie, z powodu nadmiaru wyobrani, pojawio si pytanie skierowane do
siebie: I co dalej, kole? Kurwa jebana w dup ma!
Ma jecha gdzie w pizdu i grza si w promieniach wasnej sawy? Wrd obcych? Jak
dobrze patna mapa w cyrku? A co tych obcych bd obchodzi jego sprawy? Sprawa, dla ktrej
walczy? To przecie obcy bd, nie swoi. No dobra, ale co ma ze swoich? Otoczony kretynami,
ludmi o maych duszach, tpakami, ktrzy wszystko mieli mae oprcz przekonania o wasnej
wielkoci.
I otoczony przez debilnych nienawistnikw, ktrych zwie swoimi, zginie tu bez sensu? Po
co? A kogo w ogle on obchodzi? No przecie nikogo. Wic dlaczego si mczy? Kto
powiedzia, e moe i nigdy nie osignie zwycistwa, ale dziki niemu w gowach tych ludzi
rodzi si pie. I co z tego? I co komu z pieni nuconej przez ebrakw i durniw? Kiedy, za ile
tam lat, moe przyjad tu ludzie zobaczy, gdzie zgin. I co? I paru ndzarzy, tylko po to, eby
dosta kilka groszy od przyjezdnych, zacznie faszowa piosenk o komendancie Kolesiu
Variku. Tak to ma by?
Bezsens. Bezsens... Bezsens!
Po co prefekt wspomina o wraliwoci i wyksztaceniu? Moe i inaczej zaatwiby
spraw, a tak? Co? Ma zgin tylko po to, eby nie mwili, e legenda jest tchrzem? Jaki
idiotyzm. On sam te jest idiot. Kurwa!
- Co, kole? - Varik wszed w swoj rol i zmierzy si z przypisanym mu
przeznaczeniem. - Tobie si wydaje, e rewolucji min ju czas?
Prefekt odpowiedzia pytaniem:
- Jeste pewien, e tego chcesz?
Nie, nie by pewien! Nie by pewien niczego. Nie chcia gin w masakrze na gwnej
ulicy tego miasteczka. Nie mia nawet pojcia, czy jego ludzie zajli stanowiska na dachach, czy
wystawia si sam. Wszystko jedno! To tylko przeznaczenie.
- Ja te mam propozycj - powiedzia ochryple, z trudem powstrzymujc kaszel. - Licz
do trzech. Jeli odejdziecie spokojnie, to nikt nie zginie.
- Do gupie rozwizanie.
- Raz! - Varik odchyli po paszcza po prawej stronie, ukazujc rkoje rewolweru.
Prefekt patrzy na niego bez wyrazu.
- Dwa!
No. To wszyscy giniemy. A moe nie wszyscy? Tylko on sam?
- Trzy!
Varik wyszarpn rewolwer z kabury, odcigajc kurek.
- Wycofujemy si! - zakomenderowa prefekt. - Wszyscy w ty! Wycofujemy si!
Stranicy powoli opuszczali lufy swoich karabinw. Najpierw tylne rzdy, potem ci z
przodu zaczynali si odwraca. Szybciej i szybciej, w doskonaym ordynku. Byli dobrze
wyszkoleni.
- Oe... - wypsno si Varikowi, ktry nie mg uwierzy w to, co widzi. - Kole, co
jest?
Prefekt bez sowa odwrci si na picie i przyspieszajc, ruszy za swoimi ludmi.
- O zaraza jasna! - Varik sta na rodku pustoszejcej ulicy z rewolwerem w rku. - Co
jest?
Sta jak skamieniay wywoanym efektem. Potem co go tkno i odwrci si, eby
spojrze w ty.
W perspektywie ulicy zobaczy Shen siedzc na koniu, ktry zblia si lekkim truchtem.

A za nim tyralier szli partyzanci, trzymajc w rkach szybkostrzelne karabiny. I to nie byle jacy.
To byy weteranki z Negger Bank. Osaniane przez maszynowe karabiny Kadira.
- No nie... - Varik spuci kurek w swoim rewolwerze. - Co zamierzam popeni jaki
bohaterski czyn, to...
- Chyba dokona, a nie popeni - krzykna Shen.
- Jestem bandyt w wietle prawa, wic czyny popeniam, choby i bohaterskie.
- Ach, zapomniaam, e jeste potwornie wyksztacony. - Shen zatrzymaa konia tu obok
i zgrabnie zeskoczya na bruk. - Nic si nie bj. I tak niedugo bd mwi, e sam jeden ze
spluw w garci pogonie pidziesiciu uzbrojonych stranikw.
- He! - Varik rozejrza si, a potem parskn miechem. - No! Chyba bd!
- Bardzo ci dzikuj, mj ty bohaterze, e zaje ten punkt na imperialnej drodze. Miae
genialny pomys.
- Ale...
Shen nie daa mu dokoczy.
- Sharri! Do mnie! Szykuj posaca do naszego punktu cznoci z Polakami.
- Jasne!
- Podyktuj ci list do Randa i...
- Syszaam, e Tomaszewskiego nie ma w bazie.
- To do Rosenbluma. I... - Shen klasna w donie. -i najwaniejsze. Do Wyszyskiej!

Nowy bezpiecznik wyskoczy z zatrzasku, pchany si mocujcej spryny polecia


wielkim ukiem i, co Tomaszewski mg ju tylko sysze, upad gdzie, uderzajc w, sdzc po
dwiku, naprone ptno.
- Ale z ciebie niezgrabiasz - skomentowaa Ina.
- Najgorzej, e teraz nie wiem, gdzie on jest.
- Jak to gdzie? - Dziewczyna wstaa leciuteko i podesza do najbliszego powietrznego
lizgacza. - No przecie tutaj. - Podniosa drobiazg, ktry lea na jednej z powierzchni nonych.
- Ale ty masz wzrok!
- A ty masz za grube palce. - Rozemiaa si. - Poka. Gdzie to ma si znale?
- O, tutaj.
Ina jednym pewnym ruchem umiecia bezpiecznik na swoim miejscu w skrzynce.
- Te wszystkie rzeczy z drobiazgami ja ci mog robi. Tylko mw, co i jak.
- Dziki.
Ina nachylia si nad nim, z zaciekawieniem obserwujc rozbebeszon skrzynk.
- I co? Da si naprawi?
- Jeli chodzi o ukad elektryczny, to ju waciwie naprawione. A czy jedyna ocalaa z
krokomierza lampa bdzie pasowaa do radiostacji, to nie mam zielonego pojcia.
- Mhm... - Dziewczyna zrobia mdr min, zapewne chcc wypowiedzie si szerzej na
temat wasnych pogldw dotyczcych radiotechniki, na szczcie nie zdya. Wiatr wpadajcy
przez wielkie wrota prowadzce na taras przynis ze sob dziwny dwik. Jakby kto w oddali
bi w kilka wielkich gongw.
- Co to jest?
- Siy oblnicze przegrupowuj si do ataku na mury.
- Bdzie szturm?
- Kiedy na pewno. A czy dzisiaj, zaraz, tego nie wiem.

- O! - Tomaszewski, wyranie zaciekawiony, podnis gow znad instalacji elektrycznej


wiatrakowca. - I bdziemy musieli pj na mury?
- Nie sdz, eby wymagano tego od gocia. - Zerkna na niego z przeksem. Potem
uja swoj szerok spdnic w donie i lekko podcigna do gry, wykonujc perfekcyjne
paacowe dygnicie. - A ja si z kolei do walki wrcz nie nadaj, bo jednym kopniciem wywal
mnie na ziemi. Taka ju jestem, dupa nie pilot i dupa nie wojownik.
- Przesta. Sama mwia, e bya najlepsza.
- Na pewno najlepsza z uziemionych doywotnio - zakpia z siebie. - Ale ty chyba lubisz
si bi. Oficer, ktry odnalaz was w lesie, mwi, e sam jeden wyszede na rodek sadzawki i
zabie dziewiciu wrogw. Stojc z nimi twarz w twarz.
- Musiaem. - Wzruszy ramionami. - Naprawd musiaem i nie mam w zwizku z tym
wyrzutw sumienia. - Poczu lekk sucho w ustach. - No, moe z wyjtkiem jednego.
- A co? Zdy spojrze ci gboko w oczy przed egzekucj?
To byo wredne zagranie. Ale te Ina fascynowaa Tomaszewskiego coraz bardziej.
Machn rk, eby da jej klapsa, lecz uskoczya zgrabnie i wtedy poczu jej zapach. Z powodu
wzrostu i drobnej budowy ciaa traktowa j jak dziecko. A przecie bya dojrza kobiet. Ich
oczy spotkay si na moment. Ina odwrcia szybko wzrok.
- Jak to jest z tym Nayer? - Tomaszewski zmieni temat. - Od dawna si cieracie?
- Od zarania waciwie. Od zawsze. Ale dotd to byo jak ssiad z ssiadem. Raz my ich
w jakiej bitwie, a raz oni nas. A potem par lat chwiejnego pokoju. A znowu kogo ponioso
albo ktry z wadcw si nie wyspa. No i z kopa ssiada, a on z pici odda. Nuda...
- Ale teraz to chyba wyglda troch powaniej.
- Mhm. - Ina przykucna obok, cile opinajc rkami spdnic wok ud. - Nie wiem,
jak to moliwe, ale nagle zaczli mie dostp do jakich niewyobraalnych zasobw ludzkich.
Gin, umieraj, s zabijani jeden za drugim, a nacisk nie sabnie. Jakby mieli dostp do jakich
zupenie nieprawdopodobnych posikw.
- A co mwi wasz wywiad?
Machna rk.
- U nas chyba nie jest tak jak u was. Ale powiedzmy, e to, co by od biedy nazwa
wywiadem, twierdzi, e taka kampania nie jest moliwa. e doprowadziaby do fizycznego
wyniszczenia tamtego narodu. Nikt nie wie, jak rozwiza t zagadk i odpowiedzie na pytanie:
skd oni czerpi zasoby? Skd maj cigle nowych onierzy, ktrych wci zastpuj
kolejnymi? My walczymy na wasnym terenie, w bezporedniej bliskoci swoich baz. Jestemy
wic stokro bardziej skuteczni. Zabijamy ich w jakich niewiarygodnych ilociach. A oni wci
id naprzd. Nic ich nie przejmuje. adne straty nie robi wraenia. - Ina wzruszya ramionami.
- Dziwne. - Tomaszewski a si wi z powodu wasnej niemocy. Kadego dnia tutaj
zdobywa setki materiaw wywiadowczych najwyszej wagi. I w aden sposb nie mg
przekaza ich do centrali. Dzi w nocy jego skoatany umys w sennej malignie wymyli nawet
mewy pocztowe, bardziej oczywicie jako wyraz manowcw, na ktre sprowadzaa go
bezsilno. - Nie wiecie, skd nagle takie parcie naprzd?
- Niewiele wiemy.
- Chyba jakich jecw wyszych stopniem w kocu przesuchalicie?
Tomaszewski nie mia pojcia, czy dziewczyna naprawd nic nie wie, czy raczej zakazano
jej wtajemnicza bd co bd obcego w tajne sprawy. No ale co on mg im zaszkodzi? Nie, to
bzdura. Traktowali go jak pozbawion wikszego znaczenia ciekawostk. I nic wicej.
- Przesuchalimy. I mwi jako dziwnie. Podobno Ksiga Przejcia odzyskuje
znaczenie. Rozpltuje? Rozwikuje? Czy jako tak.

- Ksiga Przejcia odzyskuje znaczenie? Jeste pewna?


- Tak mwili. - Znowu wzruszya ramionami. - A co oznacza ten bekot, to nie wiem.
- Zaraz, zaraz. Ja ju syszaem o Ksidze Przejcia. Jej fragmentw szuka szpieg z
Nayer. - Przypomnia sobie rozmow z Meredithem w wityni dzikusw w lesie Banxi. - To jest
chyba dla nich bardzo wane. - Znowu miota si w poczuciu niemocy i braku moliwoci
przekazania informacji, ktre, czu, stanowiy istotny element wywiadowczej mozaiki.
Ina nie zdya odpowiedzie. Nieustannemu dwikowi gongw, dobiegajcemu z
oddali, zawtroway nagle donone gwizdy.
- Co to jest, Inna?
- Piszczaki alarmowe. - Rozoya rce. - Wszyscy na mury! Czyli zaraz zacznie si
szturm.
Tomaszewski skin gow. Zamkn skrzynk z bezpiecznikami, przeszed na ty
maszyny i otworzy luk bagaowy. Dugo zastanawia si, co wybra. Pistolet maszynowy? Nie
wiedzia, jak zbudowane s mury i czy zasig nie bdzie za may. Nagle umiechn si do
wasnych myli. Ze specjalnego futerau wyj dalekosiny karabin myliwski z lunet - element
wyposaenia w razie awaryjnego ldowania w dzikim lesie. Wrzuci do kieszeni dwie paczki
amunicji.
- Dziwna bro - westchna Ina i zaraz zorientowaa si, co Tomaszewski zamierza
zrobi. - Wiesz, gocie garnizonu nie s przewidziani do bezporedniego uycia w walkach
obronnych. Ja zreszt te nie.
- A nie mona zerkn? - Zbliy si do niej. - Widziaem wiele filmw o obronie
staroytnych twierdz, ale u nas te twierdze to ju tylko resztki ruin.
Zrozumiaa to po swojemu.
- Ach, ty si po prostu lubisz bi. - Pokiwaa gow. - No c. Na pewno wizyta na
murach przedstawiciela cesarstwa bdzie ciepo przyjta, a twoje poparcie podniesie morale
obrocw.
- Bagam, nie rb ze mnie przedstawiciela cesarzowej osobicie. Ale chtnie powiem co
miego o poparciu RP.
Umiechna si sympatycznie.
- No to chod. - Odwrcia si szybko, furkoczc szerok spdnic. Po drodze ze schowka
w jednym ze lizgaczy wyja proc i kilka okrgych kamieni. - Pozwl, e te si uzbroj. I bez
radosnego miechu, prosz. To bro odpowiednia dla czowieka o moich gabarytach.
Nie dyskutowa. Dziewczyna wyprowadzia go najpierw na taras, potem strom pochylni
na d, do podna gry, gdzie znajdoway si zabudowania gospodarcze twierdzy. Budynki byy
w rnym stanie, dao si dostrzec po nich skutki dugotrwaego oblenia. Jedne zostay
nadpalone, inne przeciwnie, czciowo rozebrane. Prawdopodobnie materiaw budowlanych
potrzebowano gdzie indziej. No i jasne stao si jeszcze jedno. Gdyby wrg zaj to miejsce, z
pozoru niezdobyta twierdza we wntrzu gry staaby si waciwie niczym wicej jak puapk
zastawion na obrocw. Bez zaplecza u podna nie mogaby si dugo broni, nawet gdyby we
wntrzu gry zgromadzono znaczne zapasy.
Zapach spalenizny unosi si wok w rnym stopniu natenia. Ale ponad wszystko,
teraz kiedy wyszli z bezporedniego wpywu morskiej bryzy, przebija jaki dziwny,
nieprzyjemny smrd. Tomaszewski pocign kilka razy nosem.
- Co to jest, Inna? - zapyta. - Co tu czu takiego...
- To wo trupw - uwolnia go od potrzeby znalezienia odpowiedniego sowa. - Ciaa
wrogw rozkadaj si na przedpolu.
- Oe. Nie mona z nimi czego zrobi?

- Niby co chcesz robi? Le na przedpolu.


Kiedy wskimi schodami weszli na mury, w miejscu, gdzie czyy si przejcia obronne,
fetor wzmg si jeszcze. Tomaszewski zastanawia si, czy wypada wyj chusteczk i
przytkn do twarzy. Zrezygnowa, bo rozum podpowiada mu, e to nic nie da. Cholera, oglda
dziesitki filmw, w ktrych ukazywano oblegane twierdze. Na adnym jednak nie pokazano,
si rzeczy, upiornego smrodu.
Ina pokazaa mu drewniany podest obserwacyjny, wyniesiony ponad konstrukcj muru.
- Popatrz, ten z czarn chust to dowdca obrony twierdzy, Vaun. Tego obok ju
widziae, to mj dowdca. - Dziewczyna pomachaa rk, eby zwrci na siebie ich uwag. Uko si.
Kiedy obaj dowdcy spojrzeli w ich stron, Tomaszewski zasalutowa dziarsko. Mia na
sobie mundur i czapk z godem, adne wic kanianie si w gr nie wchodzio. O dziwo, tamci
odpowiedzieli salutem. Oczywicie miejscowym, piciami do czoa.
- Zawsze prowadzicie goci w poblie naczelnego dowdztwa? - zapyta swojej
przewodniczki.
- Jeste chyba pierwszym gociem w historii twierdzy, ktry chcia zobaczy szturm na
mury. Wic nie wiem, gdzie powinnam ci zaprowadzi.
- A jeste pewna, e szturm nastpi dzisiaj?
- Tak. Zwiad lotniczy donis, e wczoraj ich armia otrzymaa ogromne posiki. A
poniewa nie maj ich czym karmi, szturm nastpi dzisiaj. Wielu zginie, cigle na godnego i
nie bd stanowi obcienia ani dla ich kuchni polowych, ani dla systemu zaopatrzenia.
- Zabjcza logika.
- Chcesz zobaczy wroga?
Skin gow. Ina, przepychajc si pomidzy ludmi gotowymi do walki, poprowadzia
go do wskich drewnianych schodw. Tu ju onierze zwracali uwag na Tomaszewskiego.
Bardziej na jego przedziwny karabin ni na egzotyczny mundur. Mona byo dostrzec wielk
ciekawo w ich oczach. Podobnie byo na murze. Obrocy przy blankach specjalnie robili im
miejsce, eby mogli doj do samej krawdzi.
- Najwyraniej maj ochot zobaczy, jak strzelasz -rozemiaa si Ina. - I w ogle co
sob reprezentuje cesarska armia.
Tomaszewski tylko pokiwa gow.
- Mwiem ci, e reprezentuj RP. - Wychyli si przez mur, oceniajc sytuacj. Na razie
obce wojska byy za daleko, eby stanowi realne zagroenie, gdyby ktokolwiek chcia strzela.
adna tutejsza kula nie miaa takiej dononoci. Ale widok rzeczywicie budzi groz.
Uformowane w do jednolite czworoboki oddziay zajmoway ca przestrze na dalekim
przedpolu. Bliej znajdoway si umocnione stanowiska armat i okopy, nad ktrymi przerzucono
ju pomosty dla wojsk majcych wzi udzia w bezporednim szturmie. Na niewielkim
wzniesieniu zbudowano pomost, na ktrym zajmowaa miejsce do spora orkiestra, na razie
jednak bezczynna. Robot miao tylko kilku muzykw, niemiosiernie walcych w ogromne
gongi. Troch dalej na wzgrzu oficerska wita na koniach fetowaa wanie jakiego
korpulentnego czowieka w idealnie biaych szatach, niesionego w ich stron w lektyce, ktr
dwigao a dwunastu ludzi.
- To ich dowdca? - Tomaszewski wskaza Inie kierunek.
- Dowdca szturmu jest tam. - Dziewczyna pokazaa czowieka na koniu, z czarn chust
na szyi, wanie zdajcego raport. - Ten w lektyce to dowdca caej armii. Ale raczej polityczny
ni wojskowy. - Umiechna si lekko. - On w szturmie udziau raczej nie wemie.
Odpowiedzia jej umiechem.

- A ci tutaj? - Wskaza kilkunastu jedcw pomykajcych na niewielkich koniach bardzo


blisko murw. - To jacy zwiadowcy?
- Nie. To durnowaci szamani, ktrych zadaniem jest rzucanie na nas urokw przed bitw.
Ale nimi si nie przejmujemy. Patrz! - Ina umiecia jeden z kamieni w miseczce swojej procy.
Poprosia onierzy o wicej miejsca i zacza krci sznurami nad swoj gow. Szybciej i
szybciej, jej twarz przybraa wyraz skupienia. Dziewczyna pucia sznur, uwalniajc wiszczcy
pocisk.
Nie trafia, ku ogromnemu zawodowi mczyzn wok. Ale kamie musia przelecie
blisko twarzy jedca, bo ten odruchowo szarpn lejcami, wierzchowiec straci rytm i o mao si
nie potkn o lece najbliej zwoki.
- A ty? - Ina spojrzaa na Tomaszewskiego. - Trafisz do ruchomego celu?
- A macie tu gdzie worek z piaskiem?
- Po co ci worek?
- Moe by z grochem. Jeszcze lepiej.
- Chyba zwariowae.
- No dobra, moe by duy kb szmat. Musz umoci sobie stanowisko.
Ina patrzya na Tomaszewskiego jak na wariata, ale onierze wok przeciwnie, ochoczo
podawali skombinowane skd szmaty i robili zakady midzy sob. Czy zamorski strzelec trafi
w cel, czy nie trafi?
Tomaszewski zbi mikki kb bezporednio na murze i zrobi na rodku co w rodzaju
zagbienia, w ktrym pooy karabin. Najpierw zacz regulowa nacisk spustu, tak by dawa
najmniejszy opr. Potem lunet. Nastpnie przestawi spryn iglicy na krtki skok i dopiero na
kocu zaadowa pi nabojw. Napicie u onierzy, ktrzy obserwowali niecodzienne tu
procedury, roso z kad chwil. A kiedy Tomaszewski zacz powoli i w idealnym skupieniu
skada si do strzau, sumy zakadw ulegy chyba podwojeniu.
Mierzy dugo, a potem lekko, leciutko musn spust. Strza pad natychmiast, oguszajc
wszystkich na murze. Nowoczesny karabin by duo goniejszy od broni, ktr trzymali
onierze twierdzy. Drgnli nawet dowdcy na pobliskim podecie do obserwacji przedpola. No i
najdziwniejsze. Z lufy nie wypywa dym!
Wszyscy wytrzeszczali oczy, chcc dostrzec efekty strzau.
- Nie trafie! - pierwsza krzykna Ina. - aden z tych pieprzonych szamanw nie spad z
konia!
Tomaszewski wyprostowa si powoli.
- Patrzysz w zym kierunku - powiedzia cicho.
Ina zacza si rozglda po przedpolu. Stojcy obok onierze rwnie. Nie mogli
znale wzrokiem adnej ofiary zamorskiego oficera. A potem, po bardzo dugiej chwili, kto
wrzasn:
- O Bogowie! Tam! Tam, na wzgrzu!
Gwnodowodzcy armi spad z lektyki. Jego biaa dotd szata bya zbryzgana krwi. A
wrd towarzyszcych mu oficerw rodzia si panika. Zaczynali krzycze, biega wok i
dopiero teraz zasania swojego martwego ju dowdc wasnymi ciaami. Nie byo ju po co.
Pociskw do myliwskiej broni nie obowizyway adne ludzkie konwencje. Po uderzeniu w cel
rozpryskiway si cae, zabijajc natychmiast, w cokolwiek by trafiy.
- Bogowie... Bogowie... - Ludzie nie mogli uwierzy. Przecie taki strza by niemoliwy
do oddania. Nikt nie zabi dotd w dziejach dowdcy obcej armii, strzelajc z murw obleganej
twierdzy. Przecie nigdy aden odpowiednio wysoki dowdca nie podjeda odpowiednio
blisko.

Kto zameldowa o cudownym strzale dowdztwu na podecie. Oficerowie zaczli


schodzi na d, eby znale si bliej i zobaczy, jakim sposobem udao si strzeli celnie na
tak odlego.
Tomaszewski przeadowa karabin. Zoy si znowu, wciskajc oe broni w kb szmat.
Czeka cierpliwie, a ludzie na wzgrzu uspokoj si troch. onierze na murze, widzc, co si
wici, uciszali co bardziej rozgorczkowanych wiwatujcych.
- Mierzysz do dowdcy szturmu? - domylia si Ina.
- Oni sdz, e trafienie w szefa armii to by przypadek... - szepn Tomaszewski i musn
spust. - Nie by!
Na widok spadajcego z konia czowieka z czarn chust na szyi obrocy twierdzy
zaczli wy. Oficerowie na wzgrzu biegali wok, zderzajc si ze sob. Tomaszewski
przeadowywa spokojnie i strzeli jeszcze dwa razy w najwiksze kbowisko cia. Dwa razy
musia w kogo trafi, bo tamci w panice zaczli ucieka ze wzgrza. W komorze zosta jeden
nabj. Nie byo sensu traci go przypadkowo. Tomaszewski wybra atwiejszy cel. Podnis si
ze swojej pozycji, postawi lew nog na murze i zoy si z ramienia. Strza by banalny.
Czowiek, ktry dyrygowa muzykami walcymi w ogromne gongi, dosta w sam rodek plecw,
polecia do przodu i uderzy w podwieszon do specjalnego stojaka, lnic zocicie tarcz
wasn gow.
To by ostatni dwik, ktry dobieg od strony orkiestry. Muzycy, tak jak przed chwil
oficerowie na wzgrzu, zaczli ucieka w panice, porzucajc instrumenty. Nad polem niedoszej
bitwy zalega cisza.
- Chyba szturmu ju dzisiaj nie bdzie - zaartowa Tomaszewski, opierajc kolb
karabinu na swoim biodrze. - A majc tyle wojska pod murami i braki w zaopatrzeniu, moe
umr z godu?
- Bogowie! - Dowdca twierdzy przepycha si przez tum wyjcych na cae gardo
onierzy na murach. - To jest ten cesarski oficer...
I cho to nie byo pytanie, Ina potwierdzia ruchem gowy.
- Niele strzela, nie?

- Znakomicie gotowaem. - Agire podnis si z klczek dopiero po kilku modlitwach,


kiedy dowiedzia si, e te dwie dziewczyny chc wycign go z wizienia i zapobiec wysaniu
na front, gdzie zginie w samobjczej misji ju pierwszego dnia. Doskonale wiedzia, e
zaopatrzenia brakuje i niektrzy ze skazanych onierzy uwaaj samobjczy atak nawet za
rodzaj wyzwolenia od mki godu.
- No. - Nuk wzruszya ramionami. - Mnie przynajmniej przekonae, e umiesz.
- To jest dar - powiedzia wizie. Powoli rozmasowywa sobie twarz. Mg mie jakie
trzydzieci lat. Ale wosy, ktre chyba przedwczenie los poprzetyka mu pasmami siwizny, oraz
Pobrudone przejciami oblicze nadaway mu wyraz pozwalajcy sdzi, e dobiega
pidziesitki. Jedynie skra, cho szara i zmczona, bya cigle do jdrna, by zdradzi jego
prawdziwy wiek. -Albo si ma zdolno do gotowania, albo nie. W adnej szkole, u adnego
mistrza nie mona si tego nauczy.

- I co? - zapytaa Kai, siedzca na workach pod oknem ich kanciapy. - I dziki temu
darowi zostae kucharzem samego ksicia?
- Tak wanie.
- A jak ci ksi znalaz? Sam mwisz, e adnych szk nie koczye, u mistrza nie
terminowae, wic skd si o tobie dowiedzia? Tak ci wzi? Z targu czy z ulicy?
- Nie. To znajomi znaleli...
- Nie pierdol mi tu. - Nuk nachylia si nad kucharzem. - Jeszcze moment i zaczniesz nam
wmawia, e twoi znajomi s te znajomymi samego ksicia.
- Nie, nie, nie, no skd. - Agire zaprzecza gwatownymi ruchami gowy, jednoczenie
unoszc rce w odegnujcym gecie. - Po prostu mj wujek zna ochmistrza...
Kai chyba stracia cierpliwo.
- Nuk, przylej mu z caej siy - mrukna. - Albo nie - zmienia zdanie. - Odprowad go do

stranikw i ka wezwa nastpnego z listy.


- Nie! Bagam! - Agire znowu run na kolana. - Wielkie panie! Bagam! O lito prosz!
- Zdecyduj si. Bagasz nas czy esz w ywe oczy? - spytaa Kai rzeczowo.
- Powiem. Wszystko wam powiem! Prosz, nie odsyajcie mnie!
- No to mw. Ale tak, ebym ci uwierzya.
Agire ewidentnie walczy ze sob.
- No miao - zachcia go Nuk. - Za co kucharz samego ksicia mg trafi do wizienia?
Co?
Kucharz westchn ciko, a potem jednak zebra si w sobie. Wiedzia, e tu i teraz to
one, te dwie dziwne dziewczyny, s dla niego jedyn realn wadz.
- Oskarono mnie o udzia w zwizku przestpczym - powiedzia cicho. - No ale przecie
kadego mona oskary niesusznie. Kadego mona wtrci do lochu, nie majc adnego
dowodu!
- Nareszcie jestemy w domu. - Kai ziewna rozdzierajco. - Do rzeczy. Co krade?
- Jedzenie, oczywicie. To znaczy nie, to oni tak mwili.
- Dobra, bandyto jeden. My nie sd i my nie sprawiedliwo czyni bdziemy. wiat nie
jest sprawiedliwy i w nim nawet taki bydlak jak ty moe dostpi szczcia, a uczciwy czowiek
moe zosta pognbiony. A ty, eby dostpi czegokolwiek, musisz tylko przekona nas o swojej
przydatnoci.
- Jestem genialnym kucharzem! Jestem najlepszy!
- Prosimy o dowody, nie przechwaki.
- Tak, tak, naleaem do bandy, ktra grabia ywno. Tam, gdzie jeszcze czasem bya,
czyli na wsiach. Ale ja miastowy, do ulic mnie cigno, a nie drg polnych. Do Hanego
przystaem, do najwikszej bandy.
- W miastach grabilicie?
- W jednym, tym tutaj, gdzie teraz jestemy. Magazyny same. A si mielimy, e si nas
nawet troch stranicy bali.
- A czemu tu?
- No tu jest baza ludzi zza gr. Tu jeszcze troch jedzenia jest do wzicia. No ale coraz
ciej byo. apanka za apank. Co chwila kogo z naszych zwijali. No to Hane powiedzia, e
teraz kra bdziemy oficjalnie. e czasy si zmieniy.
- Osobliwe spojrzenie na rzeczywisto.
- By dogadany z jakim informatorem na dworze ksicia. I gdyby tylko udao si znale
jakiego dobrego kucharza, tamten mgby go wkrci na dwr. Bo stary kucharz wanie zmar,
a w tym kraju znale kucharza to raczej na cud trzeba liczy. No bo niby z czego gotowa i tej
sztuki si uczy?
- Co fakt, to fakt. - Kai przypomniaa sobie ich wystp w kuchni na stranicy. Gdzie dwie
dyletantki potrafiy zrobi wraenie na gociach.
- No i nie moglimy znale. A si raz okazao, jak trafilimy w magazynie wiksze
zapasy, e ja to potrafi. e talent mam, dryg do tego po prostu.
- Ciekawe.
- No i przyszykowali mnie, mwi nauczyli z cesarskim akcentem, e niby
cudzoziemcem jestem...
- Czyli twj sposb mwienia w tej chwili to ma by cesarski akcent? - Kai spojrzaa na
niego z niekamanym zaciekawieniem. A kiedy przytakn, usiowaa si nie rozemia i nie
spojrze kpico na Nuk.
- Spodobao si - cign Agire. - Ksiciu si spodobao moje gotowanie, jak ju mnie

podstawili na dworze. Chwali si zacz, e ma cudzoziemca na subie. Goci podejmowa


raczy, mnie majc za gwn atrakcj.
- A ty go rabowae?
- No nie z przedmiotw przecie. Ale to ja pisaem, czego mi potrzeba, ksi kwity
rozkazywa wystawia i kwestia tylko mieszania w papierach, eby nikt nic nie odkry. Od tego
to ju kto inny by. I yo mi si dobrze, herszt mj zadowolony, gocie paacowi wniebowzici,
coraz znaczniejsi przyjedali, eby posmakowa...
- A si wydao? - zapytaa Kai.
Agire opuci gow. Chyba paka i nie chcia pokaza. Ta, biedny czowiek. Nie
wiedzia, jak si w odpowiedniej chwili odczy od swoich bandyckich braci. A moe nie mg?
Nie chcia? I tu nagle ze wiecznika do pierdla, a potem na mier w ponieniu, upodleniu,
nikomu niepotrzebn. W yciu zawsze si plecie.
- Przesta si maza. Teraz dla nas gotowa bdziesz. A waciwie z nami.
Nie mg uwierzy. W swoim pojciu pewnie szczere przyznanie si do procederu
grzebao moliwo wsppracy, a tu odwrotnie. Przekona je do siebie.
Kai podesza do niego i uniosa z kolan. Obja za szyj i przytulia policzek do jego
policzka.
- A teraz ci co poka, eby nie myla, e my pierwsze lepsze jestemy. - Wyja z
sakiewki ciarek, ktry dostay od ysego szewca. Przysuna kucharzowi pod oczy, eby
dokadnie mg zobaczy wyryte na nim znaki. Pocztkowo nie mg uwierzy. Potem tylko
przekn lin.
- Zodziejki jestecie. O Bogowie! Siostry wy moje! Bogowie was zesali, eby mnie,
brata waszego, z ponienia podnie, od mierci uchroni.
- No ju, ju. Bez egzaltacji.
- Siostry... siostry wy moje.
- Moe i siostry, ale rozkazw suchasz naszych. No i opowiesz nam o rnych rzeczach,
ktre chcemy wiedzie.
- Wszystko wam opowiem. Wszystko, co chcecie, bo ja na wielkim dworze suyem.
Wielmoy znam, bogaczy, ksita i nawet ludzi zza gr znam wielu. Ja wszystko, o czym na
ucztach, w zaciszu mwili, pamitam. Bo ja byem bliskim zausznikiem mojego ksicia pana!
- No i dobrze. - Kai poklepaa go po plecach. - A jak ju wszystko zrobisz, o co ci
bdziemy prosi, to dostaniesz sporo zota i uciekniesz sobie do takiego kraju, ktry bdzie ci si
podoba... bracie.
- Przecie nie ma ju takich krajw - achn si Agire, powodujc ich niebotyczne
zdziwienie.
- Jak to?
- Przecie ludzie zza gr ju zjednoczyli wszystkie kraje do jednego celu. Teraz Nayer
walczy o twierdz Avahen i cay ich kraj. Ale zaraz tam przecie ruszy cay kontynent.
Kai nie moga uwierzy wasnym uszom. Nuk nie bya lepsza. Zmarszczya czoo, nie
mogc si pogodzi z wasnymi mylami.
- Jak to cay kontynent ruszy? - zapytaa bezwiednie. - Na twierdz Avahen?
- Nie. Na cesarstwo po drugiej stronie morza. Pki tam jeszcze nie ma za duo obcych.
No i te masy ludzi potrzebne s, eby dotrze do miasta na czubku wiata.
- Co ty mwisz?
- Wiem, co syszaem na dworze od najwikszych. Cesarstwo ma zosta powstrzymane w
drodze na biegun. A masy ludzi maj przej przez kraj zwany Piekem i dotrze do miasta na
czubku wiata.

Kai zamara z otwartymi ustami. Po prostu z tego wszystkiego zapomniaa, co chciaa


powiedzie.

- Jaka kobieta! - zameldowaa rozprowadzajca warty. - Sama od strony gr!


Shen zmarszczya brwi. Kobieta? I to w dodatku sama? Nie moga sobie wyobrazi,
czego mogaby tu szuka. Miejscowa nie bya, boby sobie wartownicy w ogle nie zawracali ni
gowy. Zerkna na Sharri, z ktr wanie obchodziy prowizoryczne umocnienia, podtrzymujc
morale onierzy.
- Tam. - Rozprowadzajca wskazaa kierunek.
Wyszy spomidzy drzew na rodek drogi prowadzcej w gry. Shen przyoya do oczu
lornetk.
- O, ja ci pierdol! To Wyszyska!
- No nie mw! - Sharri nie moga uwierzy. Wytya wzrok. Byo co w schodzcej z
najbliszego wzgrza kobiecie, w jej sprystym kroku, co mwio, e na pewno nie pochodzi
std. A w bezczelnej postawie i pewnoci siebie, e w ogle nie jest poddan cesarstwa, ale...
Wyszyska? Sama? Na piechot?
Zbliaa si szybko. Mona byo pozby si wtpliwoci. Pani inynier miaa na sobie
miejscow tunik i sanday. Nawet jej plecak pochodzi chyba z demobilu imperialnej armii.
Jedynym odstpstwem by pistolet maszynowy na pasku przewieszonym przez szyj i pas z
zapasowymi magazynkami. Shen potwornie imponowao to, e tamta potrafia byskawicznie
zrezygnowa ze statusu wielkiej damy brylujcej na salonach w Negger Bank i przyj ubrana
jak miejscowa chopka, na piechot, Bogowie jedni wiedz z jak daleka. Bya te cholernie
odwan bab.
- Cze, dziewczyny! - Wyszyska szybko znalaza si w zasigu gosu.
- Cze. Skd ty tutaj?
- Kiedy dostaam od ciebie wiadomo, od razu wiedziaam, e musz tu by.
- Ale jak?
- Przyleciaam wiatrakowcem. Niestety, jedyne pewne miejsce do ldowania byo prawie
trzydzieci kilometrw std. Wic musiaam przyj na wasnych nogach.
- Trzydzieci kilometrw? - Sharri miaa dobre pojcie o mierze odlegoci stosowanej
przez Polakw.
- Co? To tylko cztery godziny marszu. W dodatku cay czas z grki. - Wyszyska wyja z
kieszeni plecaka manierk i upia kilka ykw wody. Nikomu nie umkn szczeg, e manierka
bya prawie pena, nawet po tak dugiej drodze. Nikomu te nie umkno, e nie zadaa niczego
do jedzenia ani picia, wszystko miaa ze sob. - No i jak? Zrozumiaa wszystkie swoje
dotychczasowe bdy?
- Nie wiem, czy wszystkie. - Shen tylko machna rk. - Ale zrozumiaam, e tworzenie
jakiej maej, oderwanej od wiata enklawy partyzantw jest bez sensu. Imperium zawsze j
zgniecie, bo nie moe tolerowa pod swoim bokiem istnienia adnego mitu.
- Bardzo susznie - potwierdzia Wyszyska. - Nie do, e mdrze mylisz, to jeszcze
sdz, e dziki Sharri jeste w stanie precyzyjnie wyrazi to sowami.
Niedosza kapanka umiechna si skromnie i dygna teatralnie jak maa dziewczynka
zadowolona z pochway.
- Ale to, e mdrze mylisz, to za mao. - Wyszyska podesza do Shen tak blisko, e
dzielio je dosownie kilka centymetrw. - Udowodnij mi, e nie przyszam tu na darmo. Powiedz

mi, e pokonaam te pieprzone trzydzieci kilometrw na piechot, a przedtem odbyam ten


pieprzony lot z Negger Bank nie na darmo. Udowodnij mi, e nie zmarnowaam tego czasu. Inynier wzia gbszy oddech i dokoczya kwesti: - Powiedz mi, co chcesz zrobi?
Shen teraz ju nie miaa adnych wtpliwoci.
- Zamierzam zdelegalizowa cesarstwo. I powiedzie wszystkim, e jego dni s
policzone.
Wyszyska chwycia Shen w ramiona i potrzsna z caej siy.
- No wanie! - krzykna. - Nie cacka si, nie negocjowa, nie chcie tylko swojego
spokojnego kawaka ziemi! Nie! Teraz tylko my albo oni!
- No wanie. Zamierzam powiedzie cesarzowej...
- Jakiej cesarzowej?! Nie ma takiej! A tej kurwie, co nielegalnie zajmuje cesarski paac,
nic mwi nie potrzeba!
- O, to, to, to... - Figura retoryczna wyranie spodobaa si Sharri. - Do ludu trzeba mwi
dosadnie i w prostych sowach.
- Ale lud chyba nas troch zawid, prawda? - Shen spojrzaa na koleank kpico. - A
jedyny mj dowdca, ktry ma jaja, to doskonale wyksztacony Varik.
- Bo mwi bdziemy do inteligencji, ale stylizowa si bdziemy na przemow do ludu.
- Mniejsza z tym. - Wyszyska cigle trzymaa Shen w ramionach. - Musisz powiedzie
jedno. Kada wadza musi by pod kontrol narodu. A cesarstwo wanie stracio prawo do
istnienia. I ju.
- Dobra. Chodmy do miasteczka.
- Czy kurierzy z Imperialnego Ekspresu przybyli? - Wyszyska poprawia swj
ekwipunek. Zdawaa si w ogle nie odczuwa zmczenia. Kiedy ruszyy ulic w d, ku morzu,
jej krok wydawa si tak sprysty, jakby dopiero co rozpocza spacer.
- Tak. Rand mia mao czasu, ale przybywaj od kilku dni.
- A armia?
- Za wczenie na armi. Jaki prefekt usiowa nas wyrzuci na czele kilkudziesiciu
zbrojnych, ale Kole postraszy ich rewolwerem i sobie poszli. - Shen zacza si mia. Sharri ju robi z tego wiekopomny rewolucyjny czyn.
- I bardzo dobrze. A co z jego chorob?
- No niestety, ciko. Masz jakie lekarstwa?
Wyszyska wzruszya ramionami.
- Co mam. Nie wiem, czy dobrze dobraam tylko na podstawie opisu. Po mojemu to ta
nowomodna alergia i astma.
- Nowomodna?
- Widzisz, mam w pewnym sensie dwie ojczyzny. - Wyszyska rozoya rce. - W mojej
starej ojczynie alergia jest istn plag. A tutaj, w nowej, dopiero co zaczynaj j diagnozowa.
To choroba cywilizacji.
Shen niewiele zrozumiaa. Schodziy szybko w stron siedziby dowdztwa partyzantw,
chwilowo umieszczonego w karczmie, jedynym lokalu zdolnym pomieci najwaniejsze
skadowe ich arsenau. Kadir wola nie ryzykowa i nie lokowa atwopalnych materiaw w
domach mieszkacw. Tak naprawd to nie wiadomo byo, kto jest po czyjej stronie. Partyzanci
czuli si tu bardziej jak najedcy i okupanci.
Varik i Kadir wyszli im na spotkanie. Wyszyska przywitaa si, o dziwo, jak na ni,
bardzo ciepo nawet. Niestety, stan Kolesia wprawi j w lekk konsternacj.
- Suchaj, bdziesz mi dzisiaj bardzo potrzebny - bez wstpw przesza do rzeczy. - Dasz
rad?

Wzruszy ramionami. Ledwie zipa. Przy kadym wdechu sycha byo rzenie, prawie
nie mg otworzy zaropiaych oczu.
- Dam rad - wychrypia.
- Szlag! Chod tu. - Wyszyska zacza szuka w swoim plecaku podrcznej apteczki. Suchaj, Kadir. - Miaa podzieln uwag i najwyraniej nie zamierzaa traci czasu na tylko jedn
czynno naraz. - Czy daby rad wysadzi drog albo zawali skaami po jednej i po drugiej
stronie miasteczka?
- Oczywicie. Mog zablokowa imperialn drog. Prochu powinno wystarczy.
- No to przelicz wszystko dokadnie i polij ludzi, eby przygotowali stanowiska
strzaowe.
- To bdzie raczej kiepska przeszkoda dla imperialnej armii.
- Posuchaj, zawalona skaami czy wysadzona droga, ktra osunie si do morza, to
rzeczywicie maa przeszkoda. Ale groba jej wysadzenia to ju rzecz bardzo powana. Nie
doceniasz ludzkiej psychologii.
Kadir umiechn si radonie.
- Moesz mie racj. Czowiek bardziej boi si tego, co mogoby by, co grozi,
zapowiada si zowieszczo, ni tego, co ju si stao.
- Wanie. Mamy bardzo mao czasu. Zajmij si tym, jeli mgby wywiadczy mi t
uprzejmo.
Wyszyska najwyraniej znalaza w plecaku to, czego szukaa. Przez chwil przegldaa
zawarto wyjtej torebki. Nalaa do nakrtki swojej manierki troch wody, wrzucia tam bia
pastylk, ktra natychmiast zacza musowa i pieni si obficie.
- Masz, we to. - Podaa Varikowi inn pastylk i kazaa popi buzujcym bia pian
pynem. - Nie uzdrowi ci natychmiast, ale powinno powstrzyma wikszo objaww. A teraz
rb wydech. Na tyle, na ile moesz. - Zacza energicznie potrzsa doni, w ktrej trzymaa
niewielki metalowy przedmiot. - To inhalator - wyjania. - A teraz wdech! - Przytkna wylot
metalowej tulejki do ust Kolesia. Rozleg si cichy syk jakiego gazu. - I jeszcze raz. Powtrzya ca procedur, a potem kazaa Varikowi usi na kamiennych schodach
prowadzcych do karczmy. Stana za nim i odchylia mu gow do tyu, opierajc jej czubek o
wasne nogi. Z maej buteleczki wpucia mu po kilka kropel bezbarwnego pynu do kadej ze
spojwek. - No, ju bardziej ci nie mog zachemizowa - zaartowaa. - Sied tu i czekaj, a si
polepszy.
Kadir, ktry przyglda si kadej czynnoci z duym zainteresowaniem, mia jednak
wtpliwoci.
- To pomoe? Dawno nie widziaem czowieka w tak zym stanie.
- Szczerze mwic, nie wiem. - Wyszyska nie zamierzaa niczego udawa. Jej
bezporednio bya a bolesna. - Albo umrze, albo lekarstwa zadziaaj.
- A wiesz przynajmniej, co mu jest?
- Jestem inynierem, nie lekarzem. - Tu rwnie nie zamierzaa niczego przed chorym
udawa. - A podaam mu leki na alergi. Jeli to nie alergia, to mu zaszkodz.
Sharri potrzsna gow i chciaa co powiedzie, nie zostaa jednak dopuszczona do
gosu.
- Masz przygotowany jaki tekst? eby przemwi do ludu?
- Tak na ju to nie. - Bya kapanka, przywrcona na waciwe tory mylenia, zmarszczya
brwi. - Ale w kadej chwili mog co skleci.
- Co przeomowego, prosz. - Wyszyska odwrcia si do Shen: - Ilu kurierw jest ju
w miasteczku?

- Omiu.
- Strasznie mao. Trudno, nie czekamy na nastpnych, bo nie mamy czasu. Shen...
- Tak?
- Ka swoim spdzi ludzi na gwny plac. Kurierom zapowiedz, eby te przyszli.
Wygosisz przemwienie do narodu. A ja bym potrzebowaa kogo, kto umie adnie pisa.
Wyszyska miaa dar organizowania wszystkiego tu i teraz. Przecie to, o czym mwia,
byo ju wymylone, przewidziane, gotowe do realizacji. Tyle tylko, e jako nikt nie okreli ani
terminu rozpoczcia, ani chwili, w ktrej konkretny etap powinien si zacz. Teraz jednak kady
wiedzia, co ma robi. Dwie dziewczyny biege w sztuce pisania zostay przydzielone pani
inynier, ludzie zaczynali by zwoywani na plac, kto bieg po kurierw.
- Varik! - Wyszyska chwycia Kolesia pod rami. - Wstawaj!
- Co dziwnego si ze mn dzieje - powiedzia cicho.
- Mnstwo nowoczesnej chemii Kocyana kry w twoich yach. - Podniosa go na si. No chod. Potrzebuj twojej siy przekonywania.
Zerkn do gry wymczony.
- A mam jak?
- Wiesz, podoba mi si facet, ktry za pomoc jednego rewolweru potrafi rozgoni
pidziesiciu stranikw.
- Nie musisz wierzy we wszystko, co o mnie mwi. - Varik opar si na jej ramieniu
caym ciarem. - A w ogle skd wiesz o tym zajciu?
- Suby plotkarskie Randa nie prnuj. Jeste bohaterem ludowym w caym kraju.
- O szlag!
- Skup si teraz. Potrzebuj jakiego stolarza, malarza, kogokolwiek w tym stylu.
Varik odkaszln po raz pierwszy chyba od kilku dni gbiej. I po raz pierwszy wzi
troch gbszy oddech. Ze zdziwieniem obserwowa, co dzieje si z jego organizmem.
- Jest stolarnia przygotowujca stemple do kopal...
- Prowad - Wyszyska przerwaa mu w p sowa. - Dziewczyny! - Zerkna na te, ktre
umiay pisa. - Za mn!
Ruszyli powoli wzdu ulicy. Co dziwnego dziao si z Varikiem. Krcio mu si w
gowie, ledwie szed, ale z drugiej strony z kadym krokiem, szczeglnie kiedy pochyla si do
przodu, mg, kaszlc, odkrztusza to co, co zajmowao mu puca. Straszliwy ciar na
piersiach, ktry go dusi, doprowadzajc do szalestwa, zdawa si male, a myli staway si
coraz bardziej racjonalne.
- To chyba tutaj. - Woln rk otar pot z czoa, zatrzymawszy si przed niskim
budynkiem o cianach wymurowanych z rzecznych kamieni. - Tam na zapleczu powinni by
stolarze.
Wyszyska nie miaa adnych waha. Przerzucia sobie pistolet maszynowy z tyu na
brzuch i pewnym krokiem wesza do rodka.
- Hej, wy tam! Robota jest pilna! Dziewczyny, wy te chodcie tutaj!
Varik usiad pod filarem podtrzymujcym okap dachu. Oddycha wyranie gbiej.
Kaszln kilka razy, ale ju nie sucho. Z kadym kaszlniciem mczcy go ciar stawa si coraz
mniejszy. Poczu, e odpywa. Odgosy ktni Wyszyskiej i stolarzy odsuway si coraz dalej,
pomstowanie majstra stawao si szeptem...
Zasn oparty o kamienn cian. Kiedy otworzy oczy, soce stao ju w zenicie.
Pierwsz konstatacj byo to, e ma suche oczy. adnej ropy, adnych ez. Mia te suchy jzyk to z minusw. Dotkn twarzy. Z nosa nic nie cieko. Nic te nie swdziao. I najwaniejsze.
Wzi gboki oddech. W pucach pozostay tylko sabe powisty. Kaszln lekko kilka razy i w

cudowny sposb pozby si nawet tego. Bogowie! Mg normalnie oddycha!


Usiowa wsta, ale zakrcio mu si w gowie. Tu obok czeladnicy stolarscy ukadali
drgi, do ktrych wczeniej przymocowali drewniane tablice.
- Macie wykrzykiwa hasa, ktre s tu namalowane - instruowaa Wyszyska.
- Ale ja nie umiem czyta! - oponowa majster.
- Tu jest napisane Shen - wyjaniaa spokojnie. - A tu cesarzowa. Tu nierzdnica, a
tu precz...
- Znaczy co mam krzycze? e Shen to nierzdnica?
- Debilu. Masz krzycze: niech yje Shen, a cesarzowa to nierzdnica!
- Ale ja nie mog. Moi ludzie robot swoj maj.
Wyszyska bya zbyt energiczn kobiet. Uderzya majstra pici w twarz, odskoczya o
krok i przeadowaa swj pistolet maszynowy.
- Ja nie mam ani chwili do stracenia na dyskusj z tob, idioto. Wiesz, co to jest? Wycelowaa z obu rk, mierzc stolarzowi prosto w twarz.
Z trudem przeykajc lin, skin gow. Ba si nawet podnie rk, eby dotkn
rozbitego jej pici nosa.
- Jazda! - wrzasna na niego. - Dziewczyny! - Zerkna na te dwie, ktre ozdabiay deski
napisami. - Niech czeladnicy bior transparenty i jazda! Varik! - Odwrcia gow w drug
stron. - yjesz?
- yj.
- No to wygarniaj ludzi z domw. Niech wychodz na ulic i docz do demonstracji! No
rusz si!
Tym razem Varikowi udao si wsta. I nawet usta, cho na chwiejnych lekko nogach.
- Co mam robi? - zapyta.
- Oj, czowieku. Tam, na placu, przemawiaj Sharri i Shen. A jak ludzie suchaj
ogosze? Jak suchaj tego, co mwi herold? W milczeniu. A my potrzebujemy spontanicznego
entuzjazmu! Pamitaj, e kurierzy mog opowiada tylko o tym, co widzieli na wasne oczy.
adnej wasnej interpretacji, adnych domysw. Tylko to, co widzieli sami! Rozumiesz?
- Chyba tak. Znaczy... lud ma wystpi ze szczerym poparciem dla Shen? - upewni si
jeszcze.
- Tak wanie. - Wyszyska znowu szturchna majstra.
Dziewczyny, ktre maloway napisy, popychay stolarskich czeladnikw, ustawiajc ich w
pochd. Kady ze zdezorientowanych uczniw dwiga inne haso. Sami nie wiedzieli, co maj u
gry napisane, ale wiedzieli ju, co krzycze. Partyzantki byy bezbdne.
Varik pobieg do najbliszego domu. Z trzaskiem otworzy drzwi.
- Wychodzi! Wszyscy wychodzi! Macie doczy do pochodu!
Poniewa rodzina zaskoczona przy posiku reagowaa zbyt powoli, wyszarpn z kabury
rewolwer.
- Wszyscy won! Bo chaup spal!
Dopiero teraz zaczli si rusza. Varik nie czeka, popdzi do nastpnego domu. Tym
razem drzwi otworzy z kopa.
- Wszyscy won! Doczy do pochodu! I krzycze na cae gardo!
- Ale co krzycze? - Ojciec rodziny wybausza oczy. Matka przy kuchni przygarniaa
dzieci.
- Kiedy usyszysz Shen, to krzycz niech yje. Gdy usyszysz cesarzowa, masz
wrzeszcze precz, precz!. Zrozumiae?
Nie czeka, a si zbior. Popdzi dalej. W kolejnym domu zasta a kilkanacie osb. Od

najstarszych przez dwa mode maestwa po gromadk dzieci. Rozgardiasz rs z kad chwil.
- Wszyscy na ulic!
Patrzyli na niego, niewiele rozumiejc. Varik chwyci za wosy najblisz dziewczynk i
przyoy jej luf rewolweru do gowy.
- Na ulic! - wrzasn. - Doczy do pochodu i krzycze niech yje! albo spal wam
chaup i wszystkich pozabijam!
Tum na zewntrz rs z kad chwil. Dziewczyny z partyzantki usioway wprowadzi
porzdek we wznoszonych okrzykach. Trudno byo mwi o entuzjazmie, ale na pewno ludzie
weszli na plac w stanie najwyszego uniesienia, jeli chodzi o emocje.
Shen wkraczaa wanie w kluczowy fragment swojej pomiennej przemowy.
- Nie! To nie jest zbuntowana prowincja! To my jestemy cesarstwem!
- A tamci, co poprzednio? - odezwa si kto z ludzi, ktrzy wczeniej stali na placu. - A
tamto cesarstwo, co byo?
- Jest od dzisiaj nielegalne!
- Precz! Precz! Precz! - wy tum, ktry dotar na pac wraz ze spontanicznym
pochodem.
- Cesarstwo to my! - ogosia Shen.
- Niech yje! Niech yje! Niech yje! - wrzeszczeli ludzie z pochodu zgodnie z instrukcj
ukrytych za plecami innych dziewczyn z oddziau.
Majster i czeladnicy stolarscy, stanowicy trzon tumu, wiedzieli, e wkurzona
Wyszyska poow z nich moe skosi jedn seri.
- Kochamy ci, Shen! - krzyczeli wic gono. - Shen! Shen! Shen! - wkadali w te sowa
naprawd duo emocji.
- Shen, jeste moj matk! - krzyczaa dziewczynka, ktrej Varik trzyma luf przy
potylicy. Miaa wyjtkowo piskliwy, wybijajcy si ponad okrzyki tumu gos. - Kochamy ci,
Shen!
Liczna rodzina w trosce o dziecko wtrowaa jej z najwyszym oddaniem. Emocje si
udzielay. Ludzi ogarnia sza.
Omiu kurierw Imperialnego Ekspresu patrzyo na wszystko bez sowa. Byli sub
apolityczn i nie wolno im byo niczego interpretowa. Mogli opowiada tylko o tym, co widzieli
na wasne oczy.

ROZDZIA 13

Obyczaje zmieniay si coraz bardziej. Cesarzowa przyjmowaa goci


w obecnoci marynarzy uzbrojonych w bro automatyczn. W dodatku ju nie mona byo wyj
sobie na balkon ani pospacerowa po parku. Audiencja miaa miejsce w zamknitym
pomieszczeniu z oknami zabezpieczonymi w ten sposb, e aden snajper nie mg dostrzec, kto
znajduje si w rodku.
Cesarzowej adne zwizane z bezpieczestwem utrudnienia zdaway si nie przejmowa.
Siedziaa skupiona przy podrcznym stoliku z dokumentami, ktre musiaa podpisa. Nie
podnosia wzroku, mimo to Rand doskonale wiedzia, e suchaa jego raportu bardzo uwanie.
- Budowa drogi przez Wielki Las w Banxi postpuje bardzo szybko. Cho trudno to
nazwa budow. To raczej odkrywanie i odnawianie starej nawierzchni, od lat ukrytej pod
warstw ziemi.
- Powiedz mi - przerwaa mu w p zdania - jakim cudem nie wiemy niczego o drodze,
ktra parset lat temu prowadzia z Kong gdzie przez sam rodek Wielkiego Lasu?
- Trudno odpowiedzie na twoje pytanie, pani. Jednak te kilkaset lat, obliczone na
podstawie wieku porastajcych t drog drzew, moe by obliczeniem bardzo zudnym. Sam
proces nawiewania ziemi by dugotrway. Nie mamy zielonego pojcia, czy kto dba o
nawierzchni...
- Kto? - znowu mu przerwaa. - Potwory?
Rand z trudem powstrzyma si przed wzruszeniem ramionami.
- Nie wiemy niczego o tej drodze. Moga powsta za Cesarstwa Luan. Moga jeszcze
wczeniej. Nie mamy adnej wiedzy o wydarzeniach, ktre miay tam miejsce.
- Rozumiem.
- A praca idzie szybko, poniewa po przegranej wojnie z nami w Shah panuje okropna
bieda. Doszo tam wrcz do wewntrznej wojny, a waciwie szeregu rzezi. Jecy nie chc
wraca do domu, bo panuje gd.
- A my ich tak dobrze karmimy?
- Karmi kupcy, wszc w przedueniu drogi wielki interes.
Cesarzowa po raz pierwszy podniosa gow i spojrzaa Randowi prosto w oczy.
- A dokd ta droga prowadzi?
Rand by przygotowany na to pytanie.
- Polacy teraz robi zwiad w tamtym kierunku.
- Nie udzielaj mi wymijajcych odpowiedzi, prosz. No c, nadszed czas, eby
przyzna, e si czego nie wie. eby jasno i jednoznacznie powiedzie, e si nie ma bladego
pojcia.

- Moje informacje pochodz zawsze z rnych rde. Powtarzanie informacji, ktre


pochodz tylko z jednego rda, jest jak powtarzanie plotek. Jedna pani drugiej pani, jak na
targu nie przymierzajc.
- No dobrze. Powiedz mi o informacjach, ktre zdobye na ten temat, a ktre s
potwierdzone przez inne rda.
- Wielka pani. Nasz plan, ktry polega na tym, eby obezwadni dowdztwo sub
specjalnych poprzez dodanie im wadzy, czyli mianowanie nowych oficerw sztabu, powid si.
Dawniej to by kolektyw moe i rywalizujcych ze sob, ale zgranych w dziaaniu ludzi. Teraz,
kiedy ich sztab powikszylimy o kilkudziesiciu nowych oficerw, panuje tam baagan i
wzajemna podejrzliwo...
Cesarzowa przerwaa potok jego wymowy, unoszc rk.
- Czy ty to wanie nazywasz zgrabn zmian tematu? - zakpia. - Zanim opowiesz o
swoich sukcesach, skocz najpierw odpowiada na poprzednie pytanie.
Rand odchrzkn.
- Mam do dokadne informacje, co odkryli polscy agenci na drugim kontynencie, w
pastwie Nayer. To porednia odpowied na twoje pytanie, pani.
- To tam, gdzie jest baza tych, jak oni ich nazywaj, Anglosasw?
- Tak. I co gorsza, z doniesie wynika, e Anglosasi s tam duo duej ni Polacy tutaj.
- I co z tego wynika?
- Hm. To w ogle ciekawa kwestia. Prawdopodobnie udao im si zjednoczy cay
kontynent. Chc ogromnymi siami ruszy na biegun, eby zaj miasto Bogw. Ale najpierw
chc spacyfikowa cesarstwo.
- Bogowie! A po co?
- Z tego powodu, e istniejemy? - Rand odpowiedzia pytaniem. - Chc moe by
hegemonem w dostpie do boskiej wadzy, jak by moe daje biegun.
- A to nie przypadkiem Polacy chc nas wkrci w jak wojn? Sami nie majc tu
odpowiednich si?
No! Najgorsze niebezpieczestwo mino. Rand zdoa tak nakrci, eby nie
odpowiedzie bezporednio, co znajduje si za Wielkim Lasem w Banxi. Zacz teraz wyjania,
e pogld, jakoby Polacy nie mieli tu wasnych si, jest bdny. Na samej tylko pustyni na Zych
Ziemiach maj odpowiednik dywizji. Rozproszonej teraz i uywanej do zada wartowniczych.
Ale w razie potrzeby zwykych wartownikw mona kupi i postawi na ich miejsce. A samemu
mie tam niesamowity zwizek bojowy. Po pierwsze zoony wycznie z weteranek strzelcw
pustynnych, oswojonych z tamtejszymi warunkami, ostrzelanych, niedajcych sobie w kasz
dmucha. A po drugie dziewczyny maj nowoczesn bro. Karabiny z lunetami nie pozwol
klasycznej armii podej choby na tak odlego, by mc samemu wystrzeli.
A za wsparcie ta dywizja ma drug dywizj. Ochron bazy w Negger Bank te atwo
zastpi, a z onierzy dysponujcych nowoczesnym uzbrojeniem szybko stworzy drug
dywizj. Tym razem cik. Dysponujc czogami i pojazdami pancernymi. Jej trzon to
weteranki korpusu z doliny Sait. Ostrzelane, dowiadczone, w rozsypk na sam widok wroga nie
pjd, oj, nie pjd. Przypieprz ze swojej cikiej broni i przeami kad obron.
- To wszystko nasi onierze, cho na obcej subie - powiedziaa cesarzowa. - Przeciwko
nam nie wystpi.
- Tote i Polacy nie maj planu wystpowania przeciwko nam - potwierdzi Rand. - Ale
dwie swoje dywizje mog posa, gdzie chc za granic, bez naszej wiedzy i zgody, prawda?
Przygryza wargi.
- Masz racj. I mog rozpta tym wojn, jak zechc.

- Tak. To szczupa armia, ale niesychanie mobilna, elastyczna, dysponujca potworn


przewag ognia. Za to te majca cay szereg ogranicze.
- Jakich?
- Ano, kiedy im si tory kolejowe skocz, a wraz z nimi zaopatrzenie, to dalej nie pjd.
Bo taka armia re zaopatrzenia jak adna inna w historii. A po drugie do lasu ani w gry z t
armi te nie pjd. Nie bd przecie weteranki ze strzelcw pustynnych po chaszczach si
bka, bo ich tam zaraz kto zaatwi z tymi ich karabinami o dugich lufach.
- Aha. To std ta nowa bocznica kolejowa i dostp do spawnej rzeki przy Wielkim Lesie?
- Tak jest. Co mi si wydaje, e nasi ludzie zza gr szykuj si, eby godnie podj ludzi
zza gr z innego kontynentu.
- A tak? - Cesarzowa zamylia si na chwil. - I w tym celu mog sprowokowa nawet
wojn niekorzystn dla cesarstwa?
- Ci, ktrych nazywaj Anglosasami, bardzo spdzaj im sen z oczu.
- Hm... - Znowu popatrzya na niego badawczo.
Rand umiechn si tajemniczo. Mia w zanadrzu jeszcze jedn informacj.
- Mj czowiek rozmawia z Duon, tumaczk, ktra towarzyszya wyprawie
Baranowskiego do Wielkiego Lasu. Dziewczyna ma jaki nieprawdopodobny talent do jzykw.
Poza polskim opanowaa inne jzyki ludzi zza gr, w tym oczywicie angielski, opanowaa take
jzyki, w jakich ludzie porozumiewaj si z maszynami.
- S takie jzyki?
- Tak. Do krokomierzy naley przemawia w sztucznym jzyku. Ale nie skada si on
wycznie z kodw. Zawiera take ludzkie wyrazy, a nawet zwroty.
- I co?
- Ot jzyk maszyn nie jest oparty na jzyku polskim. Wszystko, co w nim ludzkie,
pochodzi z... angielskiego.
Cesarzowa bya naprawd inteligentn kobiet. Wszelkie moliwe i niemoliwe
implikacje, ktre pyny z tej informacji, przemkny jej przez gow. Siedziaa w milczeniu,
patrzc gdzie przed siebie, a Rand ba si zakci jej zadum. Przerwaa cisz po bardzo dugiej
chwili.
- A zmieniajc ju temat... Powiedz mi, czy w cesarstwie zdarzyo si ostatnio co, o
czym mi nie powiedziae?
Rand odruchowo odwrci wzrok.

- Poruszaj orczykiem!
Tomaszewski odsun si od steru kierunku, eby nie oberwa w twarz do spor
metalow powierzchni.
- A co to jest orczyk? Bo zapomniaam. - Siedzca w kabinie Ina wychylia si na tyle, na
ile pozwalay na to jej gabaryty. Szczciem przy pomocy miejscowych rzemielnikw udao si
wyregulowa fotel tak, e niewysoka dziewczyna moga ju siga do najwaniejszych dwigni i
przecznikw. Jej pomoc przy naprawie wiatrakowca bya odtd nieoceniona.
- No przecie orczyk to te peday na dole.
- Aha. - Ina zacza kopa na przemian to jeden, to drugi. Sign nie byo atwo, tym
bardziej e przez cay czas usiowaa obserwowa, jaka jest reakcja maszyny na jej ruchy. - I co?
Dziaa?
- Dziaa. Moesz przesta.

- I ten orczyk to ster kierunku?


- Ster srunku - zaartowa, bo wiedzia ju, na ile moe sobie z dziewczyn pozwoli.
Bya cakiem pozbawiona gupich przesdw. - A co? Wiesz, jak zmieniby si lot maszyny,
gdyby w powietrzu uya tych pedaw?
- No pewnie! - fukna jak kotka. - Wiatr nie ma dla mnie tajemnic. Ruchy powietrza te.
- No to widzisz. Prawie skoczone.
- Wiatrakowiec jest sprawny?
- Prawie.
- I co? Polecisz nim?
Tomaszewski podnis si z cikim westchnieniem.
- Tyle razy ci tumaczyem. Nie umiem lata.
- No ale potrafie naprawi maszyn.
Podszed bliej. Nachyli si nad wykrojem potwartej kabiny.
- Wiesz co... - zawaha si na moment. - Moe umiabym obsuy silnik. Tak na zdrowy
rozum: mieszanka chyba powinna by bogatsza w chwili startu, kiedy potrzeba najwicej mocy, a
potem mona j zuboy, eby nie spala jak smok. Moe poradzibym sobie z ustawieniem
skoku migie, te na zdrowy rozum. Jeli ustawione s tak - pokaza na trzymanej pionowo
doni, o co mu chodzi - to nie popychaj wiatrakowca, jeli tak - zmieni uoenie doni - pchaj z
ca si. A jeli w chorgiewk, to w ogle nie bd si porusza. To wszystko proste, ale...
Lecie? W yciu. Rozsmarowabym si tu za pasem startowym.
- To po co naprawiamy maszyn?
- Bo sprbuj naprawi te radiostacj. Przecie widziaa, co robi wieczorami.
- Widziaam, e ci nie idzie.
- Ale moe czciami z rozwalonego krokomierza uda si doprowadzi radiostacj
przynajmniej do moliwoci uycia kodu kreskowego.
- I co ci to da? Przylec po ciebie?
- Wystarczy, e wyl samolot i zrzuc tu pilota na spadochronie. Nastpnego dnia
wystartujemy.
Ina wzruszya ramionami.
- No ale po co ci sprawny wiatrakowiec do samej radiostacji?
- Bo ona korzysta z akumulatora - wyjania cierpliwie. - A akumulator trzeba adowa.
Bez silnika i alternatora nie naadujemy, a bez prdu nie zrobimy w ogle niczego. I koo si
zamyka.
Ina, jak to miaa w zwyczaju, nagle zmienia temat.
- Mylaam, e interesuj ci nasze maszyny latajce. Tak si rni od waszych, a ty nie
zrobie ani jednego rysunku. A tyle mwisz, e masz do przekazania swoim mnstwo
informacji, ktre tu zdobye. I e kada chwila tutaj to ogromna strata.
- Inna, zrobiem setki rysunkw. - Wyj ze skrytki w kokpicie aparat fotograficzny i
pokaza dziewczynie. - A mi si wszystkie filmy skoczyy.
- Mog zobaczy?
- Nie potrafi tutaj wywoa tych rolek. U nas jednak fachowcy zrobi z klisz odbitki z
nieprawdopodobnymi wrcz szczegami, bo kade ze zdj mona prawie dowolnie
powiksza.
Patrzya na niego dziwnym wzrokiem. Nie mg rozpozna, czy wierzy mu, czy nie.
Zdy ju zauway, e mimo ponadwerbalnego porozumienia, ktre istniao midzy nimi,
dziewczyna mylaa w przedziwny sposb, zupenie dla niego nieoczywisty.
- No dobra - mrukn. - Za duo gadamy, za mao robimy. Podaj osiemnastk i dwa

zaciski.
Ina zacza grzeba w skrzynce z narzdziami stojcej na fotelu pasaera.
- A czemu ucieklimy z murw, kiedy zacz si szturm? - zapytaa nagle.
- Jak to ucieklimy?! - Tomaszewski, nachylony nad uchwytami stalowych linek
sterujcych, zbyt gwatownie podnis gow i uderzy z caej siy w dwigar towarowy. - O
szlag! Jak to ucieklimy? Sama powiedziaa, e zaraz ci zgniot.
- Bo ja jestem maa i nie nadaj si do walki wrcz. A ty jeste duym mczyzn. Moge
naszym pomc.
- Nie znam si na walce wrcz. A w magazynku subowego pistoletu mam raptem osiem
nabojw. I co miaem z nim zrobi?
- Miae karabin.
- I dwie paczki amunicji w kieszeni. Z czego jedn ju napoczt.
- Ale moge strzela.
- Do tumu ludzi? Po co? No nie... To jest specjalistyczna amunicja, do precyzyjnych,
dalekich strzaw. A nie walenia w tuszcz.
- No i ucieke.
- Poszedem za tob. Na murach podczas szturmu nie snajper potrzebny, tylko chop z
okutym cepem do rozwalania mzgw.
- Teraz mydlisz mi oczy, a ty po prostu nie jeste odwany! Nie chcesz walczy podczas
szturmu, nie chcesz wystartowa t swoj maszyn, bo si boisz, e spadniesz. Moe nie jeste
takim zwykym tchrzem, bo jednak zastrzelie sam jeden na jeziorze dziewiciu ludzi, ale to
byo w rozpaczy. Sam z siebie odwany nie jeste.
Konkluzja Iny sprawia, e Tomaszewski uderzy si osiemnastk w do i zakl tak, jak
aden oficer nie powinien nigdy kl przy kobiecie. Przez chwil sta skonfundowany.
- Ja si boj lecie, mwisz? - sykn po duszej chwili.
- Ewidentnie. - Ina rozoya rce.
- No to jutro lecimy! Zabieram ci ze sob!
Tu zaskoczy troch dziewczyn, szybko si jednak otrzsna.
- Przecie przed chwil mwie, e nie umiesz si tym wznie.
Tomaszewski wyprostowa si, stan przed In w lekkim rozkroku i opar pici o biodra.
Zacz si gono mia. I to z wyran satysfakcj.
- No co? - fukna. - Przecie mwie, e nie umiesz.
- I nie jest mi to do niczego potrzebne!
- Jak to?
- Bo polecisz ty!
Tak go ta myl rozbawia, e dugo nie mg si opanowa. A widzc min dziewczyny,
przeywa chyba najpikniejsze chwile swojego ycia. Zemsta bya sodka.
- No co, tchrzu? - warkn na ni. - Wymikasz?
- Ale ja pojcia nie mam o tej maszynie.
- Ja ci bd ustawia wszystkie przeczniki. Ty tylko chwy za drek sterowy i jazda!
Latanie jest takie samo na wszystkim, co potrafi wznie si w powietrze.
- Ale...
- To ty jeste pilotem, a nie ja. Polecisz, tchrzu! I dopiero kiedy silnik ci ryknie za
tykiem, zrozumiesz, co to prawdziwy strach!
- Nie nazywaj mnie tchrzem!
- A jak ci mam nazwa? Nic si nie bj, polecisz, czy chcesz czy nie. Bo wiesz co? Tomaszewski wyranie si nakrca. - Bo ja pjd do twojego dowdcy i mu powiem, e na

planszy pojawia si nowy gracz. I to wany! Wy nastpnego szturmu ju nie przetrzymacie. Sama
wiesz o tym dobrze. Ale twj dowdca, choby by najbardziej tpym oficerem na wiecie,
zrozumie, co mu powiem. A ja mu powiem: suchaj, psia twoja morda, albo obwchasz si z
nowym graczem, jakim jest RP, albo umieraj sobie tu w samotnoci. I powiem mu, eby ci kaza
ze mn lecie! I nawet jeli jest najgupszym oficerem na wiecie, to ci kae! Wyda ci rozkaz.
Ina przekna lin i pospiesznie wysza z potwartej kabiny wiatrakowca. Obcigna
na sobie szerok spdnic, wyprostowaa si nawet i zamara z powanym wyrazem twarzy.
Zaskoczya tym Tomaszewskiego. A tak na ni podziaay jego sowa? Ha, ha, no to
teraz sama widzi...
Nagle zda sobie spraw, e dziewczyna wcale nie patrzy na niego. Tylko na co, co
znajduje si z tyu. Za jego plecami. O szlag! Wiedziony jakim irracjonalnym przeczuciem
odwrci si gwatownie.
Tu za nim stao dwch ludzi. Jednym z nich by dowdca Iny, ktrego wanie przed
chwil obraa, a drugim dowdca caej twierdzy, Vaun. Uch... Bolesny widok w tej sytuacji. I co
tu zrobi? Odgry sobie pokazowo jzyk?
Vaun zdziwi Tomaszewskiego swoj reakcj.
- Doszlimy do podobnych wnioskw co ty, panie oficerze - powiedzia tonem, w ktrym
sycha byo wycznie pragmatyzm. - Widzc wasz bro na murach, widzc wasz maszyn,
zrozumielimy, e jak to zgrabnie uje, obwchanie si z twoj ojczyzn jest chyba jedyn
rozsdn rzecz, jak mona zrobi. - Vaun spojrza w bok, na swojego koleg. - Dlatego te
powiem mojemu najgupszemu na wiecie oficerowi o psiej twarzy, eby kaza dziewczynie ci
sucha.
Dowdca Iny nie zmieni wyrazu twarzy.
- Lecisz, Ina. To rozkaz - powiedzia cicho.
- Tak jest! - wrzasna dziewczyna, prc si na baczno.
- I suchasz rozkazw obcego oficera bez komentarzy.
- Tak jest!
- No. - Vaun pokiwa gow. - Ta sprawa zaatwiona. Zreszt mdry wybr - westchn. Ona bya kiedy naprawd najlepsz z najlepszych. Istnym pilotem natchnionym.
- Dziewczyna sobie poradzi z obc maszyn - powiedzia dowdca Iny. - Mam tylko
nadziej, e zapieka zo na los, ktry j skrzywdzi, nie zepsua jej duszy.
- No i nie al bdzie, jak j stracicie, skoro i tak jest za gruba, eby lata na waszych
aparatach - wypali Tomaszewski, wyczuwajc ton dwch mczyzn. Wcale nie byli obraeni.
Czu, e cho z tak rnych wiatw i kultur pochodzili, byli to tacy sami faceci jak on.
Widzc wyraz twarzy Iny, dowdcy zaczli chichota. Vaun powstrzyma si pierwszy i
zmieni temat.
- Kiedy ju skoczycie prac, zapraszam do sztabu na rozmow. Chcielibymy powanie
pogada o obwchiwaniu.
- Na pewno przyjd.
- A tak nawiasem mwic... - rzuci dowdca Iny. - Cigle uywasz sw psiakrew,
psia twarz, czy choby obwchiwanie. Czy psy u was s przedmiotem kultu, panie? W psy
wierzycie?
Ale si zemci, winia jedna. Nie dali Tomaszewskiemu czasu na ripost. Po wymianie
ukonw odeszli, usiujc nie zahaczy wzrokiem o wciek do imentu In.
Kiedy wyszli, dziewczyna usiowaa nawet pomstowa, ale Tomaszewski, ktry bawi si
coraz lepiej, zgasi j momentalnie.
- Inna, czy wiesz, co to jest mobbing?

- Nie.
- Bo wiesz, przybywaj do nas rni tacy inynierowie, Bg wie skd naprawd, a wrd
nich rne takie wyzwolone kobiety. I dziki nim kobieca prasa jest zamiecana obcymi
wyraeniami, ktrymi kobiety bardzo si przejmuj. Mobbing dotyczy na przykad relacji
pomidzy szefem a pracownic. To dobrze, e nie znasz tego pojcia, bo mogaby mnie
opacznie zrozumie, teraz, kiedy zaistniaa midzy nami zaleno subowa.
- A co to jest ten mobbing? - spytaa podejrzliwie, marszczc brwi.
- Wytumacz ci na przykadzie.
Tomaszewski podszed bliej i klepn dziewczyn w ksztatny poladek.
- Do roboty, moda! Klucz osiemnacie mi podaj!

Wie o kolejnej aobie narodowej uderzya znienacka i z paraliujc si, powodujc


totalne przeraenie u kadego mieszkaca Nayer. Co to za wojna, ktra spowodowaa a dwie
aoby w tak krtkim czasie? I czy skoro przeciwnik zadaje nam a tak dotkliwe straty, to znaczy,
e przegrywamy? Map dostpnych dla kadego oczywicie w kraju nie byo. A jednak ludzie
wyksztaceni, cho z trudem, potrafili jednak do nich dotrze. I ze studiowania tych map
wynikaa prosta prawda. Poprzednio przeciwnik zdoa zabi wodza Linh, ktry oblega twierdz
Tyr. Obecnie zabito dowdc armii oblegajcej twierdz Avahen, a ta bya pooona znacznie
dalej na terytorium przeciwnika. Wniosek wic prosty: wygrywamy, a przynajmniej szybko
posuwamy si w gb wrogich ziem. Ale co si wydarzyo? Poprzednio zabito Linha, ktry by co
prawda spowinowacony z rodem panujcym, ale takich jest wielu. Linh by nikim, jakim tam
watak, ktry otrzyma swoje stanowisko jedynie z powodu swojego urodzenia. A teraz? Wrg
zdoa zabi dowdc armii! Jakim cudem? Przecie gwnodowodzcy to nie onierz, ktry
wywija bagnetem na pierwszej linii atakujcych wojsk. W jaki sposb wrg zdoa si przebi a
do sztabu? Samo to pytanie napeniao umysy ludzi zgroz, a caa ceremonialna aoba tylko
umacniaa to uczucie.
Ludzie gromadzili si na placach, by paczc, lamentujc i wyjc wniebogosy, wyrazi
swoj rozpacz z powodu mierci wielkiego bohatera. Zaprzestano pracy, produkcji i w ogle
jakiejkolwiek dziaalnoci, by mc cay swj czas powici na opakiwanie tak wielkiej straty.
Donosiciele zdwoili czujno, ledzc, czy wszyscy s wystarczajco przekonujcy w swym alu,
czy na pewno nikt nie usiuje ukradkiem czego zje albo si napi, ktre to trywialne czynnoci
absolutnie przecie nie licoway z powszechnym nastrojem aoby.
Na szczcie w komendanturze zakaz jedzenia i picia obowizywa tylko poowicznie.
Nie wolno byo karmi winiw w ponurym budynku tu obok. Natomiast pozostali musieli
uczestniczy w stypie. No niestety, trzeba byo sucha snistych wystpie aobnych, ale
jedzenia i picia, w tym alkoholu, byo w brd. W kocu to stypa, a nie post jaki.
Wydawao si na pocztku, e Kai i Nuk przeyj sdny dzie. Roboty zwalio si tak
duo, e zdawao si niemoliwe, eby dwm dziewczynom udao si zrealizowa cho jej
niewielk cz. A jednak Agire potrafi podzieli prac tak, e wikszo realizoway pomocnice
do prostych porucze w innych czciach kuchni. W osobnej, specjalnej, przeznaczonej dla
komendanta i najbliszych wsppracownikw, rzdzi ju tylko i wycznie sam wielki kucharz
ksicy i dwie jego siostry zodziejki. Nikt nie mia prawa si wtrci i nikt te nie mia. Kai
stworzya idealn legend i nikt nie prbowa wciubia nosa w ich sprawy.
W Nayer panowa zwyczaj, e kucharz sam podawa przygotowane przez siebie potrawy
do stou. Praca z pozoru trudna, na szczcie szybko okazao si, e Kai i Nuk same nie musz

niczego nosi. Od tego jest suba. Ich rol byo doglda, kontrolowa, dba. A to oprcz
wysuchiwania nudnych przemwie pozwalao te sucha rozmw pomidzy oficerami w
cywilu i zaproszonymi gomi, wrd ktrych wielu byo ludzi zza gr. Wok tych stow
dziewczyny krciy si najchtniej, nie zapominajc jednak o najwaniejszym stole komendanta.
- Ty syszaa, syszaa? - gorczkowaa si Kai, kiedy udao im si zaszy w
wydzielonej czci kuchni. - Oni wcale nie mwi po angielsku!
- Mwi, mwi - uspokajaa koleank Nuk.
- Owszem, w wikszej grupie. To znaczy jeli wiksza grupa sucha, to mwi po
angielsku. A jak dwch rozmawia, to ju nie.
- Nie byam szkolona w jzykach ludzi zza gr. Nie wiem.
- Wyglda na to, e to wcale nie s Anglosasi! - Kai nie moga si uspokoi. - Rozumiesz.
To grupa midzynarodowa!
- Dziwne sowo.
- Ale ja wyranie syszaam, jak dwch rozmawia ze sob w innym jzyku. Myl, e
jzyk angielski jest u nich obowizujcy dla caej grupy. eby wszyscy si mogli porozumie.
Ale jeli dwch z jednego narodu rozmawia ze sob, to atwiej im uywa ojczystego jzyka.
- Hej, dziewczyny! - Agire przerwa im okrzykiem zza najwikszego gara na palenisku. Sam tu nie dam rady!
Musiay teraz zawoa pomocnice i przypilnowa, jak mode roznosz talerzyki z
przekskami. Stypa miaa przewidziany regulaminem przebieg, a kada potrawa miaa swj czas
podania, cile okrelony przez etykiet. Chcc nie chcc musiay znowu pojawi si na sali
biesiadnej.
Komendant, zachwycony smakiem serwowanych przez dziewczyny potraw,
paradoksalnie nie zwraca na nie uwagi. Wola przyjmowa dyskretne gratulacje i pochway z
powodu odnalezienia tak niezwykych talentw kucharskich. By w swoim ywiole. I gdyby nie
aobny charakter uroczystoci, pewnie daby popis swoich umiejtnoci, nie wiadomo,
piewaczych czy recytatorskich. W miar rosncej liczby spenianych toastw wyranie cigno
go w stron mwnicy i na pewno nie byaby to prba kolejnego podkrelania zasug zabitego
dowdcy. Na szczcie siedzcy najbliej skutecznie powstrzymywali go przed publicznym
wystpieniem w tym stanie.
Tymczasem mczyzna, ktry okupowa wanie mwnic, nie by najwyraniej nawet
podchmielony. Jednostajnym, nudnym, beznamitnym tonem opisywa wszystko, co dotyczyo
tragicznych wydarze. Kai nadstawia uszu, dopiero kiedy dotar do opisu samej mierci.
- Nasz nieodaowany, najodwaniejszy z odwanych dowdca, ktrego serce nigdy nie
zadrao w obliczu wroga, nie zosta pokonany w walce. Przeciwnik nie odway si stan w
polu naprzeciw niego i rozpocz boju, patrzc mu w oczy. Nie! Tchrzliwy i podstpny wrg
zada mu obrzydliwy cios w plecy! Nasz wielki i wspaniay, nieznajcy trwogi wdz stan sam
jeden, w biaej szacie na szczycie wzgrza, by dowodzi atakiem na tak zwan twierdz Avahen.
Niech nikt nie sdzi, e wrg wyszed zza murw, by stan do walki. Nie! O nie! Jak
najpodlejszy tchrz, jak kto, kto nie wie, co to honor i odwaga, wrg, bojc si podej bliej,
strzeli do naszego wodza z ogromnej odlegoci.
Kai zatrzymaa si jak wryta. Nie miaa wielkiego pojcia o obleganiu twierdz, ale
przecie wdz chyba nie powinien pojawia si pod wrogimi murami w zasigu strzau. Nuk
dostrzega zaskoczenie koleanki. Przechodzc obok, niby przypadkiem nachylia si do jej
gowy i dosownie tchna w ucho:
- Chyba nasi ju w Avahen. Jaki snajper sprztn padalca.
Czarownica usiowaa nie umiechn si szeroko. Szybko opucia gow, zasaniajc

twarz wosami.
- Wiadomo, z czyjego poduszczenia nastpi tak przeraliwie pody i po trzykro
tchrzliwy czyn! Wiadomo nie od dzisiaj o padlinoernych podegaczach wojennych spod znaku
tak zwanego ora w koronie! Podegaczach, ktrzy sami boj si wystawi tchrzliwe nosy ze
swych plugawych nor, ale dostarczaj bro wieprzom z tak zwanego imperium i, jak teraz wida,
take z innych krajw, a potem za pomoc swojego zota szczuj ich do ataku na onierzy
wolnoci!
Kai zapaa spojrzenie Nuk i mrugna do niej ledwie dostrzegalnie. Sierant najwyraniej
miaa racj. Rzeczpospolita moe i jeszcze nie szczua zotem obrocw twierdzy, ale jej macki
signy nawet do Avahen. Kto przecie ustrzeli dupka w biaej szacie, zapewne ku wielkiej
uciesze onierzy na murach.
Dziewczyny spotkay si na zapleczu, gdzie mogy porozmawia, dopiero po zakoczeniu
przeraliwie nudnej przemowy. Nie dane im byo skomentowa tego, co usyszay. Nuk miaa
wiksz sensacj.
- Niesamowite, wiesz, troch mi si rozlao z talerza na st, kiedy obsugiwaam jednego
z ludzi zza gr. I zaczam przeprasza, a on...
- Przyj przeprosiny?
- To te, ale nawizaa si cicha rozmowa. Wiesz, oni tam wszyscy miertelnie znudzeni
t czci oficjaln, a on mnie normalnie podrywa.
- No, niekoniecznie mu si dziwi.
- No ale, kurde, oficjalna uroczysto, aoba, ja w strachu, eby mi si noga na niczym
nie powina, a on opowiada, czego to on mi nie pokae, jak pjdziemy do pokoi gocinnych,
gdzie si zatrzyma.
- Fakt. W tej sytuacji to ani mu w pysk, ani z nim pj. Pat po prostu.
Nuk spojrzaa na Kai zaskoczona. A chwil pniej ju mwia dalej.
- Powiedziaam, e bardzo si martwi losem naszych wojsk pod Avahen, no bo nie
wiedziaam, jak wybrn. A on odpowiada, e to bez znaczenia. Patrz zdziwiona, a on mi mwi,
e przecie i tak twierdza padnie i e niedugo zrzuc na twierdz bro biologiczn.
- Co?
- Tylko powtarzam. A jego zapytaam, po co obrocom zrzuca jak bro jeszcze, skoro
mury dotd niezdobyte. Zacz si mia i powiedzia, e ta bro sama obrocw zabije, nawet
bez onierzy Nayer. Tak mnie ogupi, e zapytaam, jak mona co zrzuci na twierdz, skoro
mury wyej ni przedpole, a on na to, e z powietrza. e maj motoro... - zabrako jej sowa. Motoszybo...
- Motoszybowiec - podpowiedzia Agire, ktry wanie przechodzi obok z wielk, mokr
szmat w rku. Owija ni kolejne rozgrzane prawie do czerwonoci garnki i w tumanie pary
zestawia z ognia. - Widziaem taki - doda z dum. - Nawet z bliska.
- Gdzie?
- Na dworze u mojego ksicia pana, job jego ma. To znaczy nie na dworze, tylko na ce
za dworem. To takie co, co furczao i jazgotao strasznie, i leciao w powietrzu. Ale tu nad k
przestao jazgota nagle i osiado na trawie leciutko.
- I jak takie co wyglda?
Agire podszed bliej i na zaparowanej blasze nad rynn zmywaka zacz kreli palcem.
- O, takie co. Tu ma skrzyda, takie dugie, e dusze ni on sam. Ale nie rusza nimi jak
ptak, bo to w ogle nie jest zwierz. W rodku siedzi czowiek, w takiej malutkiej kabince, e ani
ruchu nie zrobisz. A od spodu to on ma jeszcze taki karabin, co sam strzela seriami i moe z
powietrza wrogw razi.

Kai usiowaa sobie wyobrazi dziwn maszyn latajc na podstawie bardzo kiepskiego
rysunku kucharza. Niezbyt przypominaa polskie samoloty. Gwnie z powodu monstrualnie
dugich skrzyde.
- No i takie co moe startowa w powietrze, bo ma z tyu to terkoczce co, jak mae
opaty od wiatraka. Ale moe lata i bez tego. Jak jest na wysokoci, to ju nie musi wy. Leci
samo pchane wiatrem i moe tak lecie bardzo daleko i jak mwili, bardzo tanio. A to strasznie
wane, bo wszystkiego przez gry nie da rady przecign.
- Co? Co mwisz?! - Kai z trudem panowaa nad twarz, eby nie odbia si na niej
najwysza ekscytacja.
- No przecie to ludzie zza gr - tumaczy cierpliwie Agire. - Wic wszystko, czego tutaj
nie ma, musz przywie przez gry, prawda? No i mwi, e adne due elementy nie wchodz
w gr. Nic wielkiego przez przecze nie przecign, bo maj tam takie szyny, co nie s zbyt
wytrzymae. I dlatego te ich elazne okrty s takie kanciaste, bo wszystkie s jak z klockw u
dziecka poskadane. Caego okrtu przecie przez gry nie przecign.
Niebywae! Kai i Nuk wanie zdobyy mas informacji wywiadowczych najwyszej
wagi. Poegnay si ze snem dzisiejszej nocy. Musz wysa meldunek. Czarownica przygryza
wargi. Nadawa ze rodka komendy stray wroga? A czemu nie? Pod latarni podobno
najciemniej. Zreszt Wyszyska tumaczya jej, e wielkiego niebezpieczestwa nie ma, nawet
jeli ludzie zza gr prowadz cigy nasuch. Ich szpiegowska radiostacja nagrywa cay meldunek
na may drucik. A dopiero potem drucik jest przewijany i zawarto nagrania jest wysyana w eter
z ogromn prdkoci. Kilkanacie razy szybciej ni normalnie. Wychodzi z tego jeden pisk,
ktry jest nagrywany na inny drucik za oceanem. A potem dopiero odtwarzany w normalnym,
zrozumiaym tempie. I dlatego nawet jeli wrg podsuchuje, to nigdy nie ustali, skd sygna jest
nadawany. Prawdopodobnie nigdy te nie ustali, co byo wysyane.
- No dobra - powiedziaa. - Ale jak to jest z tym zrzucaniem broni? Na jakiego grzyba
bro komu zrzuca? I to jeszcze wrogowi.
- A to ja ci wyjani - umiechna si Nuk. - Bo mi ten dupek usiowa powiedzie.
- Chcia wywrze wraenie. No mw.
- Bro biologiczna to po prostu pchy.
- No nie... Co oni tam w tej twierdzy, wasnych pche nie maj?
- Moe i maj. Ale te, co je zrzuc z powietrza, na straszne choroby cierpi. I jak ugryz
czowieka w twierdzy, to on te zachoruje.
Kai wzruszya ramionami. Bogowie, co za durny pomys! Kto mg wymyli taki
idiotyzm? Pchy zrzuca. Moe na spadochronach? Co za debilizm? No dobrze, kazali jej na
szkoleniu nie ocenia informacji wywiadowczych, to nie bdzie oceniaa.
- A ten motoszybowiec moe dolecie na zupenie nieprawdopodobne odlegoci i
spokojnie wrci - wtrci si Agire, chcc si pochwali, e te ma mnstwo ciekawych
informacji. - A z tego karabinu, co sam strzela pod spodem, mona porazi tych poal si Boe
latajcych zwiadowcw z twierdzy Avahen. Przeciw takiej maszynie te ich latawce nie
podskocz.
Niesamowite. Ilo informacji wywiadowczych, ktre przypadkiem zdobyy jednego
popoudnia, bya ogromna. Uprzedza j Rosenblum. Czsto jest tak, e o istotnych sprawach
czowiek dowiaduje si przypadkiem.
- Dobrze. - Pooya uratowanemu od mierci kucharzowi do na ramieniu. - Czowieku,
ktry wiesz wszystko. Czy mgby mi jeszcze powiedzie, gdzie mogabym znale Ksig
Przejcia?
- Pewnie. - Umiechn si, rozradowany faktem, e go potrzebuj. - To bardzo wana

ksiga. Bo jeli chce si doj do miasta dawnych Bogw, trzeba przepdza niesychane rzesze
ludzi przez Pieko. Ale to si nie uda. Tak ju przed wielu, wielu laty kto usiowa robi w
cesarstwie i nic. A Ksiga Przejcia umoliwia...
- Ja nie o to pytam - przerwaa mu ochoczy wykad. - Gdzie mogabym znale choby
jeden najskromniejszy egzemplarz?
- Wszdzie. - Popatrzy na Kai zdziwiony.
- Jak to wszdzie? - Nie moga uwierzy. - Tu, w tej kuchni, te?
- No nie. - Wzruszy ramionami. - W kuchni to nie. Ale w tej zapomnianej przez ludzi
komendzie gdzie powinna by.
- Zaraz - wczya si Nuk. - Dlaczego t komend nazywasz zapomnian przez ludzi?
- Bo niewana. Cywilna. - Zerkn na ni zaskoczony. - Ci tutaj od spraw politycznych s.
Kto co le powiedzia, nieodpowiednio lub za mao al wyraa podczas aoby i takie tam
taatajstwo tu maj. - Wskaza kciukiem kierunek, gdzie stao olbrzymie wizienie. - Pomieszana
ze zodziejaszkami drobnica. Prawdziwa komenda, od powanych spraw, to jest wojskowa! - Dla
podkrelenia powagi podnis palec. - Tam to nie tylko wej, tam zbliy si do murw nawet
trudno. O!
- Aha, dziki za wyjanienie. I naprawd sdzisz, e Ksiga Przejcia moe by gdzie
tutaj?
- No przecie to nie jest tajna ksiga! - Kucharz zaperzy si nagle. - Wszdzie jest. Na
dworach ksit, w instytucjach pastwa, w urzdach. Myl, e tutejszy komendant te musi
mie swj egzemplarz. Teoretycznie codziennie powinien czyta fragmenty, a w wanych
chwilach nawet odczytywa swoim ludziom. Ale czy to robi, to zaraza jedna go wie. Mj ksi,
job jego ma, te nie czyta nigdy. Ale mia! Bo musia. I ten tutaj te pewnie ma.
Kai zrozumiaa, e w takim razie musi chodzi o ksig tak jak na przykad Biblia u
udzi zza gr. No, w ani ani przy ku jej nie uwiadczysz, nikt te jej nie czyta, ale jak si
uprze, to w cigu dnia da si jeden egzemplarz gdzie znale. Tak, to jest to wanie.
- A gdzie komendant moe mie swj egzemplarz?
Agire wzruszy ramionami.
- Pewnie u siebie w gabinecie. Po jak zaraz miaby to gdzie chowa?

Izaak Rosenblum siedzia zaspiony za biurkiem. Poranna kawa nie smakowaa, a ze


myli nie daway spokoju. Wiadomoci dostarczane przez agentw z Nayer byy szokujce.
Zasadniczo burzyy cae dotychczasowe pojcie o tym wiecie i zasadach jego dziaania.
Ciekawe jednak, czy Kai nie przesadzaa? Hm. Pozna j ju do dobrze. Pewnie, e miaa
skonno do typowo kobiecej przesady, ba, egzaltacji nawet. Ale chyba nie byaby skonna
kama lub koloryzowa, jeli chodzi o fakty. A te byy alarmujce.
Rosenblum przygryz wargi. Dobrze, e te dwie agentki zostay wysane. Teraz wszystko
wskazuje na to, e zdecydowano si dosownie w ostatniej chwili. Co owiecio nagle
Tomaszewskiego i dobrze, e si upar. Gorzej, e teraz sam znikn. Jeszcze gorzej, e wojska
ldowe zdobywaj tutaj, w Negger Bank, przewag. A w samym sztabie Wojska Polskiego kryje
si obcy, wysoko postawiony agent i nikt nie ma pojcia, kim on jest.
Rosenblum otworzy szuflad i wyj z niej grub kopert, ktr dosta od
Tomaszewskiego. Powoli, starannie naoy rkawiczki, biae, paradne, jedyne, jakie mia tu pod
rk. Koperty nie trzeba byo rozrywa, nie zostaa zaklejona, tylko zabezpieczona specjaln
drucian klamr. Rosenblum wycign ze rodka duy, lnicy od smarw pistolet. Taki sam jak

jego subowy. Sdzc po jakoci wykonania, by to rwnie produkt fabryki broni w Radomiu.
Tyle tylko, e wyprodukowany przez kogo samotnie i po godzinach. Nigdzie nie byo ani
numerw fabrycznych, ani nawet samej sztancy FB. Czysta, dziewicza spluwa, z importowan
brytyjsk amunicj, co okazao si po wyjciu magazynka i jednym spojrzeniu na konierz
otaczajcy sponk pierwszego naboju.
Wystarczyo przebra si w jakikolwiek inny mundur, odnale Chena, strzeli z bliska
kilka razy, porzuci bro i odej. Tubylcy nie rozpoznawali Polakw po twarzach, jeli si nie
miao znakw szczeglnych, a Rosenblum nie mia. Miejscowe strae dostay jasne wytyczne,
maa szansa, by chciay zatrzyma oddalajcego si szybkim krokiem cudzoziemca. Zreszt
przecie nie strzelaby na targu. A przy zachowaniu minimum zasad ostronoci i rozsdku
byoby to morderstwo doskonae. Nikt nie miaby nawet podejrzewa szefa wywiadu marynarki,
a przekazany przez miejscowych pistolet nic ledczym nie powie. Pytanie tylko, czy nadszed ju
czas?
Ponure rozmylania przerwao energiczne pukanie do drzwi.
Ukad z ordynansem mieli jasny: po pierwszym pukaniu wchodzi, nie czekajc na
zaproszenie. Tym razem jednak mody czowiek guzdra si strasznie. I dobrze. Rosenblum
zdy schowa pistolet na powrt do koperty i zdj rkawiczki.
- Co tam?
- Panowie Baruch i Taner do pana komandora.
- Pro.
Rosenblum wsta i wyszed zza biurka. Bankier Ba ruch, w prostej linii potomek
najstarszej instytucji finansowej, jaka istniaa na wiecie, by czowiekiem, ktry zasugiwa na
najwyszy szacunek. By te chyba najbogatszym czowiekiem w imperium i skoro fatygowa si
osobicie, sprawa musiaa by niezwykej wagi.
Rosenblum nie zna i nigdy dotd nie widzia adnego z goci, kiedy jednak pojawili si
w jego gabinecie, od razu rozpozna Barucha, cho ten wcale nie wyrnia si przesadnie
eleganckim ubraniem. Ale bankier mia w sobie co, co zjednywao mu ludzi. Sympatyczny
umiech, brak dystansu, adnego gestu, ktry zdradzaby cie namaszczenia czy powagi. By
mody i nienadty, musia si podoba kobietom.
Po wzajemnej prezentacji i wstpnych uprzejmociach rozsiedli si w fotelach. Z powodu
pory gocie odmwili koniaku, nie pogardzili jednak lodowat wod mineraln z dodatkiem
cytryny.

- Ju spiesz wyjani, jaki jest powd naszej tak wczesnej wizyty - zacz Taner. Pozwalamy sobie niepokoi pana komandora z powodu pewnej sprawy, ktr zleci mi pan
komandor Tomaszewski.
- Tak - umiechn si Rosenblum. - Krzysiek bezwzgldnie naley do ludzi
nieprzejmujcych si jakimikolwiek reguami. Prosz wic powiedzie, w jaki sposb zama
regulamin wobec pana.
Taner rozemia si, uderzajc domi we wasne uda.
- Nic takiego, naprawd. Zama wobec mnie tylko zasad o tajemnicy subowej.
- Aha. A w jaki sposb?
- Powiedzia mi, e w waszym sztabie dziaa jaki wysoko ustawiony agent. A wiecie o
tym jedynie na podstawie listu, ktry przy czarowniku jadcym z Banxi znalaz partyzant Shen,
niejaki Kole Varik.

- No tak. - Rosenblum przekn lin. - Komandor Tomaszewski po prostu skreli


wszystkie punkty obowizujcego nas regulaminu i uzna za niewane. Tak dramatycznego
zamania wszelkich zasad jeszcze nie widziaem.
- Przynioso ono jednak konkretny rezultat.
Rosenblum nachyli si w jego stron.
- Prosz si dobrze zastanowi nad odpowiedzi na to pytanie - powiedzia. - Czy wie
pan, kim jest obcy agent w naszych szeregach?
- Tak - odpar Taner bez wahania. - Co nie znaczy, e podam panu jego imi.
W pomieszczeniu zapada cisza. Sycha byo wyranie szum wiatrakw pod sufitem i
szelest poruszanych powiewem firan.
- Sucham zatem.
- Dugo si z tym mczyem. Rozwizanie problemu w aden sposb nie chciao mi
przyj do gowy. No i zrozumiaem, e Krzysiek chyba pokada we mnie przesadne nadzieje.
- Chyba nie, skoro si udao.
- Taaak... - Taner potar brod. - Jedynym dobrym pomysem byo to, e skoro sam jestem
za gupi, eby rozwiza spraw, trzeba pj do mdrzejszego. No i przedstawiem spraw
mojemu serdecznemu przyjacielowi, Baruchowi.
Rosenblum tylko stumi westchnicie. Paragraf trzysta pidziesit jeden, punkt
pierwszy. mier przez rozstrzelanie. Taka wanie regulaminowa kara grozia Tomaszewskiemu
za zamanie tajemnicy wobec Tanera. A teraz, skoro w gr wchodzio grono osb, to ju by
wrcz spisek.
- I? - powiedzia jednak. By pragmatykiem.
- Baruch od razu znalaz rozwizanie. Ju podczas pierwszej mojej wizyty.
- Ach, przesadzasz, Taner. - Baruch rozoy rce. - Nie od razu odgadem. Musiaem
skonsultowa si z panem doktorem Siweckim.
Rosenblum oniemia. To ju nie by nawet spisek. To byo tworzenie organizacji
wywrotowej!
- W jaki sposb? Przecie Siwecki jest w lesie na paskowyu Banxi. W ruinach odcitej
od wiata wityni.
- Oj. - Baruch zrobi gest, jakby odgania od siebie jakiego owada. - To wymagao
rzeczywicie jakich pocze ze sob rnych systemw radiostacji w rnych centralach, a
nawet linii telefonicznych. Nie znam si na tym. Niemniej wszyscy ludzie, ktrzy dokonywali
tych cudw, byli do mnie bardzo yczliwie nastawieni i chcieli skutecznie pomc.
No tak. Baruch chcia porozmawia z kim, kto znajdowa si na drugim kocu wiata, to
porozmawia. Pienidze mog wszystko. Sam Rosenblum, jako szef wywiadu marynarki
wojennej, korzystajc z tych samych polskich urzdze i polskiego personelu, pewnie nie byby
w stanie dokona takiego cudu.
- I... wie pan, kim jest ten agent? - zapyta.
Baruch skin gow.
- To czarownik, panie komandorze.
Rosenblum nie wytrzyma i zapali papierosa. Zascho mu w ustach, ale nie chcia
ryzykowa i napi si lodowatej wody, eby nie dosta czkawki w najwaniejszym momencie
spotkania.
- Skd pan to moe wiedzie?
- Wasz bd polega na tym, e le zinterpretowalicie tre listu uzyskanego przez
Kolesia Varika. Tam jest charakterystyczny fragment mwicy, e ich czowiek sam si
odkry. Odczytalicie to jako: odkry swoje karty, popeni bd, sam si ujawni. A to

interpretacja, ktra zaprowadzia was na manowce. Zaczlicie szuka czowieka, ktremu


powina si noga, ktry zrobi co nie tak.
- A waciwe odczytanie?
- On sam si odkry znaczy: on odkry co u siebie, on odkry, kim jest naprawd.
- Odkry, e jest czarownikiem?
- Tak wanie.
Rosenblum zacign si gboko.
- A co na to Siwecki?
- Potwierdza tak moliwo. Powiedzia mi, e tak, e przecie na waszej pkuli yli
potomkowie zakonnych wypraw przez gry. Musiay wic kry wrd nich geny czarownikw.
Nie mogy si ujawni tam, bo u was nie ma magii. A ten oficer, potomek dawnych zakonnikw,
przypadkiem znalaz si tutaj. Jego geny zapewne po wielu mutacjach znowu zestroiy si
waciwie, i to w miejscu, gdzie mogy da o sobie zna. I ten oficer pewnego dnia odkry, e
potrafi co wicej ni koledzy. e jest zupenie inny. e dziej si z nim rzeczy, ktrych nie
potrafi wyjani. Ani on, ani polscy lekarze, ani nikt od was. Natomiast miejscowi... przeciwnie.
Powiedzieli mu, co to jest, zainteresowali si, szybko odnalaz nowych kolegw. Czy mam
mwi dalej?
Rosenblum zaprzeczy ruchem gowy. atwo byo odgadn, co stao si dalej. atwo
byo te dostrzec teraz niewyobraalne wrcz konsekwencje tego faktu. I ca groz, ktr
implikoway.
Baruch uprzedzi niewypowiedziane pytanie.
- Gdybym zacz wypowiada si na temat magii, to dalece wyszedbym poza swoje
kompetencje. Nie wiem, jak odkry czarownika. Dlatego tu moja pomoc musi si skoczy. Ale
nie zostajecie sami.
- Sucham?
- Z tego, co wiem, paa do was sympati jeden z najwybitniejszych znawcw sztuki
czarnoksiskiej, jakiego zna historia. - Baruch umiechn si szeroko. - Mwi o czarowniku
Meredicie.
Taner zamia si gono.
- Nawet jeli to nie wasz brat - powiedzia - to pomoe wam na zasadzie: wrg mojego
wroga jest moim przyjacielem.
Tym razem umiechn si rwnie Rosenblum. aowa, e gocie nie zdecydowali si
na koniak. Ale nic to. Odbije sobie po ich wyjciu.
- Czy mgbym jako...? - zacz, ale Baruch znowu go wyprzedzi. By facetem
niesamowicie szybkim, jeli chodzi o mylenie.
- Zrewanowa si za przysug? - dokoczy myl komandora. - Tak po prawdzie to
przyszedem te z wasn prob. - Jego ton by ujmujcy. - Wiem, e przyby tutaj wysoki rang
przedstawiciel firmy Kocyan i wsplnicy. Czy istniaaby taka moliwo, eby zorganizowa
kolacj z jego udziaem, na ktrej i ja bybym obecny?
- Ale, prosz pana, zorganizowanie dyskretnej kolacji przez admiraa Wentzla w
podzice za pask pomoc jest naszym obowizkiem, a lista goci ley w mojej gestii. Prosz
tylko powiedzie, jaki termin pasowaby panu najbardziej.

Ina patrzya na wszystkie zegary i przeczniki, ktre miaa tu przed sob, z


niesabncym uczuciem przeraenia. Znaa przestwr, znaa powietrze. Znaa by moe

powietrze tak dobrze jak nikt inny na wiecie. I wiedziaa wystarczajco duo o tym ywiole, by
zna jedyny sposb, dziki ktremu mona byo przey w przestworzach. Metod t byo
wspgranie. Poddanie si powietrzu, lot z wiatrem, wznoszenie z prdem, opadanie z
tchnieniem. Jeeli wystarczajco dobrze poznao si upodobania oraz narowy pana i wadcy,
ktry istnia wszdzie wok, mona byo jak nienachalny i niemiay sucy skorzysta z wielu
darw hegemona. Mona byo lecie, poddajc si jego woli, korzysta z kaprysw, jeli odgado
si je odpowiednio wczenie, wyczuwa zmiany i zmienia swoje plany w zalenoci od tych
zmian. Bdc unionym i czujnym sug, mona byo korzysta z potgi wiatru. Poamane za
modu koci doni wskazyway wszelkie skoki cinienia, bl oznajmia wol powietrznego
oceanu, wasne samopoczucie ostrzegao przed nadcigajcym frontem.
Teraz jednak Ina patrzya na martwe wskaniki obcej cywilizacji. Tu nie byo
wspgrania, nie byo odgadywania woli wiatru. Wikszo wskanikw dotyczya mocy silnika,
sprawnoci przekadni, ustawie tego, co pchao cay aparat w gr i do przodu. Te wszystkie
zegary woay wrcz, e nie ma w nich adnej woli wsppracy. Wszystko ma by zmierzone,
cile okrelone i podporzdkowane procedurom. To, czy wznosz si, czy opadaj, pokazywa
wariometr; to, czy maj wylizg, czy nalizg, okrela zakrtomierz, a gdzie s i w jakiej pozycji
do otoczenia - mwi sztuczny horyzont. Odczucia kamay, przyrzdy nie! Tak brzmiao kredo
obcej kultury. Nie powiniene niczego czu. Masz skrupulatnie zmierzy i zastosowa si do
procedury. A wiatr to wiatr -jego kierunek i prdko mierzy si, przeliczajc cinienie
dynamiczne w kilku rurkach. I ju.
Ina znaa kilkaset okrele na rodzaje wiatru. Krzysiek kilka. Dla niego waciwie to albo
wiao, albo nie. Zamiast nieprawdopodobnej wprost liczby nazw rodzajw pogody mwi, e
pogoda jest za albo dobra. I tyle - barometr mwi mu wicej ni wasne ciao. A teraz
wychowana w zupenie innej kulturze dziewczyna, zamiast wspgra z wiatrem, miaa si
wznie w zgodzie z intencjami twrcw tej obcej filozofii. Miaa to zrobi na si, na chama, z
ca moc wyjcego silnika! Kierujc si wskazaniami przyrzdw. O Bogowie! Nerwowym
wzrokiem po raz kolejny skakaa od zegara do zegara na tablicy rozdzielczej. Ile ich jest!
Odruchowo poprawia gogle i hem. le si czua w tym grubym i ciepym wyposaeniu
zabitego pilota. Na szczcie kombinezon nie nosi ju ladw krwi. Krawiec, ktry go
zmniejsza i przystosowywa do wymiarw dziewczyny, musia uj tak wiele materiau, e
ubranie wygldao jak nowe. Nad praw klap, gdzie znajdowao si miejsce na imi i nazwisko
pilota, dowcipny Tomaszewski kaza wyszy napis: Inna Ina. A na ramieniu: SIY
POWIETRZNE TWIERDZA AVAHEN i godo ich wadcy. To, nawiasem mwic, wypado
bardzo adnie. Widziaa, jak inne dziewczyny pilotki, ktre zgromadziy si z ciekawoci, chcc
zobaczy niecodzienny start, znowu, jak za dawnych lat, patrzyy na ni z silnym odcieniem
zazdroci.
- No dobra - mrukna do siebie zlana ze strachu zimnym potem. - Procedura to
procedura.
- Co? - Krzysiek sta z tyu, od strony hangaru.
- Kontakt! - Ina trzasna odpowiednim przecznikiem.
- Jest kontakt! - usyszaa w odpowiedzi. Tomaszewski szarpn mocno tylnym migem.
Raz i drugi, a co rykno nagle, pojawi si siwy dym, a migo zaczo si obraca.
- Zwolni bloki!
O Bogowie! Bya prawie zesrana ze strachu. To co trzso si, ryczao i drao coraz
bardziej. Sama te dygotaa wewntrznie i nie potrzebowaa adnego dodatkowego
podskakiwania.
Dwaj mczyni usunli bloczki na linkach spod k. Tomaszewski wskoczy do kabiny,

zajmujc miejsce obok. Od razu zapi i zacign pasy. Bogowie... Na co im pasy? Przecie
zaraz podtocz si na skraj tarasu, a potem run w d. Podobno benzyna w baku lubi w takich
sytuacjach wybucha, wic zanim umr od ran spowodowanych roztrzaskaniem o kamienie, bd
si jeszcze dugo pali. I te pasy pewnie po to, eby ponc, nie biegali wok i nie podpalali
niczego wicej.
Ina musiaa si skupi na procedurze. Taras przed hangarem nie by duy. Pitnacie
metrw, jak mwi Tomaszewski. Pitnacie duych krokw, potem przepa. Spokojnie. Lewa
do na przekadni, szarpn do siebie, spojrzenie w gr: wielkie miga nad nimi zaczynay si
powoli obraca. Bardzo powoli! O Bogowie, tylko pitnacie krokw przed nimi! Mamusiu
kochana, po co mnie rodzia?!
Skad mieszanki to ju Krzysiek. Sprzgo, rotory, skok migie, przekadnia gwna,
podobno start przypomina ruszanie samochodem na trzecim biegu. Co to jest samochd? A co
znaczy trzeci bieg?! Ina bya przeraona. Nie rozumiaa tego ryczcego pojazdu, nie czua go. I
co gorsza, nie potrafia znale w sobie niczego, na czym mogaby si oprze w tej caej sytuacji,
w rozedrganiu, ktre paraliowao j coraz bardziej. Zrozpaczona rozgldaa si, jakby
spodziewaa si znale w otoczeniu, w tym tumie, ktry zebra si, eby zobaczy ich
spektakularn katastrof, kogo, kto mgby udzieli pomocy. Niestety, wrd rozpalonych
przejciem i ciekawoci twarzy nie zobaczya nikogo, kto by jej sprzyja.
Zaraz... No przecie teraz to ju przesadza. Nie ma nikogo, kto jej sprzyja? Otrzewio j.
W takim razie trzeba si oprze na tych, ktrzy jej nienawidz.
Z atwoci odnalaza twarze swoich dawnych koleanek z dalekiego zwiadu. Najpierw
bya dla nich przyczyn zazdroci. Potem, kiedy okazao si, e kariera Iny jest zakoczona, staa
si obiektem kpin i niewybrednych dowcipw. Tak jak przedtem zazdroszczono jej talentu, tak
pniej nikt nie darowa jej adnego upokorzenia. Szydzono z niej, okazywano pogard. I teraz
na nowo zobaczya te twarze. Tym razem skupione, pene nienawici tylko dlatego, e Ina znowu
staa si obiektem powszechnego zainteresowania. e znowu zabiera im cz chway, rzeczy,
ktra jest przecie niepodzielna i naley wycznie do nich.
Czy zo i nienawi mog by podstaw, na ktrej mona budowa?
Mog.
Ina zacza si mia.
- Co? Nerwy? - usyszaa w hemie gos Krzyka.
- Wprost przeciwnie. Wanie si ich pozbyam.
- To na co czekamy?
- Na oklaski. - Ina obciya przekadni rotoru nonego. Zerkna do gry. Wielkie
miga wanie przyspieszyy.
- Chcesz oklaskw? Daj im troch jazzu! Przecie ci nuciem.
- No to jazz!
Dziewczyna cisna mocniej drek. Szarpna manetk gazu i zwolnia nogami oba
hamulce. Silnik zawy pen moc, a wtedy Ina zmienia skok pchajcego miga. Co szarpno
nimi, wiatrakowiec ruszy do przodu, rozpdzajc si momentalnie. Rozbieg z pitnastu krokw
byskiem zmala do dwch i... Oderwali si od podoa daleko przed przepaci. Rotor u gry
pracowa na wystarczajcych obrotach.
Ina pamitaa, e nie moe przyciga do siebie sterujcego drka zbyt mocno, bo stan
dba i spadn. Nie moe go te oddala za bardzo, bo spadn bez stawania dba. Tak po prostu.
Ani w lewo, ani w prawo, ma kontrolowa prdko.
Zerkna na obce jej wci zegary. Prdko, prdko, prdko, jest! Mierzona w
wzach, a odlego w milach, wysoko w metrach... O Bogowie! Zmniejszya dla prby

szybko. Aparat latajcy zachowywa si poprawnie mimo wycia i drga. Delikatnie w lewo.
Teraz okazao si, po co jest sztuczny horyzont. Skrt by prawie niewyczuwalny przez ciao.
Teraz w prawo. Nie! To nie s adne czary! Czua t maszyn! Czua j i przez ni czua wiatr.
Musiaa tylko opanowa stres wywoany przez ten warkot.
Ina pooya wiatrakowiec w lekki zakrt. Zatoczya uk.
- Widzisz? Bij ci ju brawo!
A sra ich pies! Niech ci, co zostali na ldowisku, robi sobie, co chc! Miaa ich w dupie!
Bogowie! Znowu lataa! I to by prawdziwy lot. Silnik z tyu wcale nie przeszkadza. Zaczynaa
si bowiem uczy, co to jest lot, kiedy dysponuje si wasn moc.
Zakrt w prawo. agodnie. Wyczuwaa maszyn. Co za genialna zabawka! Teraz lekko w
gr. I lekko w d. Cudownie.
No to jazz! Strzelia nagle zakrt z przewyk. Dosownie zawrcia, i to byskiem, na
poprzedni kurs. Zaczli si zblia do bazy i miejsca, skd wystartowali.
- Uwaaj - rozlego si w suchawkach. - Kocwki rotorw nie mog przekroczy jakiej
tam prdkoci. A w przypadku ostrych zakrtw przekraczaj.
Krzysiek te najwyraniej nie wiedzia dokadnie, o jakie wartoci chodzi. No ale w
kocu co marynarz mia do lotnictwa? A Ina bya pilotem z urodzenia. I wanie czua, jak
koczy si jej bieda. Jak potrzaskane za modu marzenia powstaj z popiow. Jak z odtrconego
byle kogo staje si znowu czowiekiem. Tyle tylko, e kto j wanie podnis porzucon jak
niepotrzebn rzecz, otrzepa z kurzu i posadzi znowu za sterami. Gogle nie pozwalay
Tomaszewskiemu zobaczy, e dziewczyna pacze.
Przeleciaa tu nad gowami ludzi zgromadzonych na tarasie startowym. Rzeczywicie
wiwatowali zawzicie. Miaa ich gboko w dupie!
- Krzysiek? Przyjmiecie mnie na pilota?
- Powiem ci tak. Na tej pkuli z maszynami nie ma problemu, ale pilotw potrzeba
rozpaczliwie. Dowdcy a wyj z braku kadr.
- To przyjmiecie mnie do polskiego wojska? Zo wam przysig na wierno. Na
wierno i wyczno w lojalnoci. Moesz mi zaufa.
- A tak ci brakowao latania?
- Pomyl sobie, jakby straci w bitwie dwie nogi i rk. yby jako ten kaleka, zdycha
sobie powolutku. A tu nagle przychodzi medyk i mwi: prosz, oto dla ciebie nowe nogi i nowa
rka. Tyle tylko, e te nogi s takie, e kiedy zrobisz krok, to wychodzi ich od razu sto. Bez
adnego wysiku.
Usyszaa jego miech. Ina wesza w ciasny wira i nagle zaczli si byskawicznie
wznosi.
- O Boe, co to jest? - Tomaszewski patrzy w zdumieniu na oszalay wariometr.
- Prd wstpujcy - wyjania. - Tymi waszymi przyrzdami go nie namierzycie. A ja
potrafi.
- Wierz ci. Widz.
- Wecie mnie do waszego lotnictwa. Krzysiek, ja naprawd jestem pilotem natchnionym.
I zo wam przysig wiernoci.
- Jak skoczysz kurs techniczny, to pewnie posadz ci nawet na myliwcu. Albo nie,
znasz teren i tutejsze warunki. Pewnie dostaniesz samolot rozpoznawczy. - Tomaszewski zuboy
mieszank paliwow, ustawiajc parametry na dugotrway lot. - Dobra. Wejdmy na kurs.
Trzeba oszczdza paliwo.
- Mam lepszy pomys. Ju czuj t maszyn.
- No?

- Lemy w stron Nayer. Na tym kursie pojawi si szybkie i zimne wiatry, ktre zanios
nas do twojego Banxi. Wtedy paliwa wystarczy na pewno.
- Troch ryzykowne.
- Nie. Uwierz mi, e pokonywaam wiksze odlegoci w ogle bez silnika.
Znowu zacz si mia.
- Rb, jak chcesz. Ufam ci.
Ina zerkna na narysowan wsplnie map, potem spojrzaa na yrokompas. Bardzo
delikatnie operujc drkiem, zmienia kurs i zacza si wznosi. Robio si coraz zimniej, ale
skrzane, podbite barankiem kombinezony skutecznie chroniy przed mrozem. Cudowna rzecz,
ktrej dotd nie znaa. Tak cikiej odziey leciutkie latawce nie mogyby udwign. Tam
liczyo si kade dbo trawy bez maa.
- Powiedz mi, a przyjmujecie w ogle do wojska miejscowych?
- Pewnie. Ludzi brakuje jak jasna cholera. A fachowcw to ju w ogle jak na lekarstwo.
- I znasz kogo, kto jest fachowcem i od razu przeszed do suby u was?
- Znam. Melithe. Jest nawigatorem na niszczycielu. Jak si okazao, co potrafi, to ju jej
nie wypucili.
- I nauczya si waszego sposobu pywania?
- To poszo w dwie strony. Ona nauczya si korzysta z nowoczesnych przyrzdw, a oni
dowiedzieli si, jakie korzyci przynosi jej nos i wyczucie.
Ina spojrzaa na Tomaszewskiego i przez duszy czas nie odwracaa gowy.
- Patrz, gdzie lecisz - zaartowa, a potem przyzna: - No dobra. Tak po prawdzie nie bez
znaczenia jest, e wasi bior jaki uamek tego, co musielibymy zapaci Polakowi. Wic wezm
ci do lotnictwa, bo na samym rozkowym zaoszczdz grube tysice.
Ta argumentacja wyranie uspokoia dziewczyn. Kwestie ekonomiczne przekonyway
zawsze lepiej ni cokolwiek mniej racjonalnego. Ju bez niepokoju zacza powoli i metodycznie
poznawa maszyn w locie. Zgrywaa wskazania zegarw z tym, co czua bez nich.
Wiatrakowiec co chwila delikatnie zmienia wysoko, to robi lekkie zakrty, to znowu lecia po
prostej.
Siedzcy obok Tomaszewski domyla si, co czua dziewczyna. Chyba najpikniejszy
dzie w jej do zasranym yciu. Najpierw na piedestale, potem strcona w otcha, z ktrej nie
ma adnego powrotu. I nagle przybywa jaki fircyk nie wiadomo skd i okazuje si, e otcha
ma jednak wyjcie. Awaryjne. Ale jest. Przedziwna historia. A to, jaki dziewczyna ma talent,
zdy ju poczu. Biedna. Wsadzona do maszyny stworzonej wedug cakiem dla niej obcych
poj i technologii, odmiennej wrcz filozofii, zaczynaa ewidentnie sobie radzi. Nie bya
zagubionym dzieckiem. Krok po kroku badaa moliwoci swojej nowej zabawki i wydawaa si
zachwycona. On sam nie ba si ju, e kocwka wirnika przekroczy jak tam dopuszczaln
prdko na zakrcie. Ina czua, na co moe sobie pozwoli, a na co nie. I to bez czytania
instrukcji.
- Tam! - Dziewczyna nagle wycigna przed siebie rk. - Patrz!
Zerkn we wskazanym kierunku. Niestety, niczego nie byo wida. Sign do schowka
po lornetk.
- Czego mam szuka?
- Tam w powietrzu. Co leci.
Lornetka wcale nie pomagaa w lokalizacji celu, jeli nie wiedziao si, gdzie on jest. Po
duszym przegldaniu horyzontu dostrzeg ciemny ksztat.
- To nasi! - krzykn. - Samolot.
- Nie sdz - mrukna.

- Zbli si. To nasi!


Zacz regulowa ostro. Cholerna radiostacja. Niestety, nie udao mu si nikogo
wywoa. Po chwili dostrzeg za to wyranie smuk konstrukcj sunc nad horyzontem. To
szybowiec? Kto mgby tu sprowadza takie co? I po co Wojsku Polskiemu szybowiec na tej
pkuli?
Zaraz dostrzeg swj bd. To by motoszybowiec. Wyranie widzia lnicy krg
pchajcego maszyn miga. Widzia te dziwne zbiorniki pod skrzydami, w pobliu kabiny, i
co, co byo podwieszone z dou, pod kadubem. Szybko okazao si, co to jest, kiedy obca
maszyna zrobia zwrot, a ich samych omioty przeliczne, byskawicznie pojawiajce si smugi.
- W gr! - wrzasn Tomaszewski. - W gr!
- Co to jest? - Ina szarpna drkiem.
- Pociski smugowe. Skurwysyn do nas strzela!
- No to my strzelajmy do niego.
- Ciekawe z czego?
Motoszybowiec przemkn gboko pod nimi i wanie robi zwrot, eby zaatakowa
ponownie.
- Zestrzeli nas? - zapytaa dziewczyna.
- Teraz ju wtpi. - Tomaszewski wyranie si uspokaja. To nie myliwiec ich
zaatakowa, tylko maszyna przystosowana do strzelania. A znajc przecie czstotliwo lotw
nad oceanem, nie byo to strzelanie do celw ruchomych. Pewnie pilot nie mia nawet
specjalnego celownika, a do tej pory wali do tego, co na ziemi. - Widzisz, wznosimy si za
szybko. Po wykonaniu skrtu bdzie mu nawet trudno przyj pozycj do strzau. A odlego w
pionie ronie z kad chwil.
- To po co zaczyna?
- On te by zaskoczony naszym widokiem. No i myla, e nas spruje za pierwszym
razem. Ma jakie szybkostrzelne gwno pod spodem.
Ina sprawnie nabieraa wysokoci. Pilot motoszybowca rzeczywicie nie wiedzia, co
zrobi. Po wykonaniu zwrotu lecia lekkim zygzakiem, jakby bojc si, e zostanie zaskoczony
od tyu.
- Nie widziaam nigdy takiego - powiedziaa dziewczyna. - Ale ju o nich syszaam.
- O kim? Znaczy o czym?
- O tych maszynach. Maj je ludzie z elaznych okrtw, ktrzy s sojusznikami Nayer.
To co lata jako zwiad, przynoszc nieszczcie. Czasem strzela do onierzy w linii, chcc
spowodowa panik na polu bitwy. Zawsze z duej wysokoci. A czasem zrzuca co z gry. Jaki
proszek do zatruwania wody, po ktrym ludzie choruj. Podobno zwiastuje te klski i
kataklizmy. Opowiadaj, e po jego locie nad oblon twierdz nastpuje plaga pche, a ludzi
zaczyna dotyka jaka zaraza.
- O sukinsyn. - Tomaszewski poluzowa swj pas i wygi si, grzebic w zasobniku
bagaowym. - Aha, teraz rozumiem tego oficera, ktry spotka mnie pierwszy na polu bitwy.
- Co?
- Dziwia go nasza maszyna z elaza. Te sdzi, e jestem sojusznikiem Nayer. Na
szczcie chwil przedtem usalimy okolic wrogimi onierzami i nie musiaem niczego
udowadnia.
W skrzynce bagaowej Tomaszewski znalaz kilka granatw, zastanawia si, czy mona
ich uy. Uzna jednak, e to nic nie da. Wyj wic pistolet maszynowy i kilka magazynkw.
- Walczymy? - podniecia si Ina. - Dowalmy mu!
- Spokojnie, to nie myliwiec. Ale... ja rwnie wolabym, eby ten pan nie wrci i nie

zoy meldunku na temat tego, co widzia.


- Ale to on zacz!
- A my nie mamy broni, spokojnie - tumaczy dziewczynie. - Nie mamy szans w walce
koowej, bo wiatrakowiec zawraca topornie, a szybowcem mona krci kka prawie w miejscu.
Jeli zejdziemy na jego puap i damy czas na manewr, to bdzie po nas.
- To co robimy?
- Mamy ogromn przewag w prdkoci wznoszenia. Skorzystamy wic z energii
kinetycznej.
- O mamo! A po ludzku?
- Pikujesz w d, wyprowadzasz maszyn z lotu stromego, kiedy osigniemy jego
wysoko, zrwnujemy si z nim na jednym puapie, ale tylko na moment, ja strzelam, a ty
znowu do gry. Zgromadzona przez nas energia kinetyczna pozwoli nam lecie w gr jak
rakieta. Rozumiesz?
- Sw w ogle. Ale wiem, o czym mwisz - zakpia. - Jak na sankach rozpdzisz si na
zboczu w d, to jeste w stanie wjecha prawie do poowy nastpnego wzgrza, tak?
- No mniej wicej. A my mamy jeszcze silnik.
- No to rozumiem, o co chodzi. Ju?
- Zaczekaj, przypn si bokiem. - Tomaszewski dokonywa cudw zrcznoci na
metalowym fotelu. Musia wystawi na zewntrz nogi i oprze je na wsporniku podwozia. Ale
przypity by dobrze. - Pamitaj, magazynek oprniam w dwie sekundy. Na jego puapie
moesz by tylko przez moment, bo skrci i nas zestrzeli.
- Rozumiem. Ju?
Skin gow. Ina lekko odepchna drek, pochylajc gwatownie nos maszyny. Zaczli
pikowa z rosnc szybkoci. Kiedy zdawia silnik, wycie wiatru zaguszyo wszelkie inne
dwiki.
Ina przycigna drek na siebie. Wiatrakowiec zacz wyrwnywa, a potworne
przecienie przyparo ich do foteli. Kiedy znaleli si w odlegoci kilkudziesiciu metrw od
motoszybowca, Tomaszewski wystrzeli dug seri w jego kierunku. Potem przycisn spust
jeszcze raz, oprniajc magazynek do koca. Dziewczyna pchna dwigni gazu i zaczli si
znowu wznosi, odzyskujc du cz poprzedniej wysokoci.
Tomaszewski zerkn w d na tyle, na ile pozwalaa osona kabiny. Z tej odlegoci nie
sposb byo oceni efekty ostrzau. Nie mogy by dotkliwe. Tamta maszyna leciaa dalej,
zygzakujc lekko. Pilot by moe w ogle nie zauway nawet, e do niego strzelano. W
pistolecie maszynowym nie byo przecie pociskw smugowych, ktre w powietrzu miay za
zadanie uatwi celowanie.
- Musisz podej bliej.
Ina kiwna gow.
- Rozumiem.
Wesza w agodny zakrt, dugo wybieraa pozycj do startu, by po chwili run w d bez
adnego ostrzeenia. Dobrze, e Tomaszewski by przypity. W ostatniej chwili zmieni
magazynek, wyrzucajc pusty na zewntrz. Kiedy okropne przecienie wgnioto go bokiem w
fotel, znajdowali si dosownie kilkanacie metrw od motoszybowca. Nacisn spust i tym
razem trzyma go tak dugo, a wystrzela wszystkie naboje. Wiatrakowiec mkn ju do gry.
Tym razem obcy pilot musia albo dosta, albo przynajmniej co zauway. Ewidentnie straci
nerwy. Wykona kilka niezbornych manewrw, jakby chcia zrzuci z ogona niewidzialnego
przeciwnika.
- Jeszcze raz! - krzykn Tomaszewski. - Szybciej!

- Nie mam odpowiedniej wysokoci!


- Nie szkodzi!
Runli w d. Ina doskonale przewidywaa manewry maszyny poniej. Tomaszewski
szybko zmieni magazynek. W najniszej fazie lotu nacisn spust, mierzc idealnie z niewielk
poprawk. Pi strzaw i stop. Zacicie!
- Szlag! W gr!
Wyrzuci na zewntrz nieoprniony do koca magazynek i przeadowa bro, chcc
pozby si niewypau. Zaoy nowy magazynek, przeadowa raz jeszcze. Dziewczyna,
pozostawiona sobie, sama podejmowaa decyzje. Tym razem pikowaa ze lizgiem w bok,
zupenie zaskakujc ostrzeonego ju pilota poniej. Kiedy znaleli si kilkanacie metrw od
niego, Tomaszewski znowu wystrzeli dug seri. Motoszybowiec pooy si ostro na skrzydo i
run w ich stron, przedostajc si pod wiatrakowiec.
- W gr!
Komenda bya niepotrzebna. Ina doskonale czua, jak wykorzysta energi kinetyczn i
byskawicznie zacz si wspina na niedosine dla motoszybowca wysokoci.
- Dobrze! - krzykn Tomaszewski, wymieniajc magazynek. - Jak on pod ciebie, to ty w
gr. Jak on od ciebie, to ty za nim.
- Wiem! Ale jazz! - Dziewczyna bya najwyraniej zachwycona ca akcj. - Jeszcze!
Jeszcze! Dopierdolmy mu!
- Inna! Skd ty znasz takie sowa?
- Ty te, kiedy si zapomnisz, klniesz strasznie! - Ina nie pozostawaa duna. - Podejd
jeszcze bliej!
- Czekaj, bo teraz on jest ju ostrzeony.
- To wejd mu na ogon!
- Nie, Inna. Teraz atakujemy od soca. Nie bdzie mg patrze w nasz stron.
- Rozumiem!
- Tym razem nurkujesz za nim, zmieniasz tor lotu i mijamy go, wznoszc si. Pojawimy
mu si w polu widzenia od spodu. Daj z siebie wszystko!
- Bd tak blisko, e bdziesz mg poklepa go po twarzy.
- Boe... Pamitaj, e na grze mamy ogromny rotor!
Ina zdawaa si nie sucha. Zdya tak zgra si z maszyn, e trudno byo zauway jej
ruchy przy drku. Kilkoma ledwie dostrzegalnymi pchniciami ustawia maszyn na pozycji
bdcej osi pomidzy socem a miejscem, gdzie prawdopodobnie znajdzie si przeciwnik za
kilkanacie sekund. Potem bez adnego ostrzeenia przesza od zwykego lotu do pikowania ze
lizgiem. Tomaszewski zapar si jak mg, eby utrzyma stabiln pozycj.
Wiatrakowiec idealnie wszed na lini ogona motoszybowca. Ina zacza go wyprowadza
do lotu poziomego daleko z tyu. Nagle znaleli si pod puapem tamtego, w kulminacyjnym
momencie doka gboko pod nim i z tyu. Zaczli i w gr, byskawicznie zbliajc si do
przeciwnika od tyu, od soca i z dou. Tomaszewski zrozumia nagle, e Ina jest po prostu o
cae niebo lepszym pilotem ni tamten. Bawia si jak as myliwski z rekrutem, ktry pierwszy
raz siedzi za sterami. Podwioza do celu idealnie. Kiedy znaleli si dziesi, dwanacie metrw
od jego kabiny, Tomaszewski nacisn spust. Przez dwie sekundy oprnia magazynek, usiujc
celowa bez zgrania przyrzdw, a odlego zacza gwatownie rosn z powodu wznoszenia.
Wtedy te skoczya mu si amunicja.
- Dosta!
- Gdzie? Nie widz?
- Dosta! - krzyczaa Ina. - Dosta! Dym!

Ciko byo dostrzec cokolwiek podczas ostrego wznoszenia, ale po duszej obserwacji
Tomaszewski rwnie zobaczy wsk, biaaw struk dymu czy pary cignc si za silnikiem
motoszybowca. Smuka szybko zmieniaa barw na smolistoczarn, by po chwili buchn
wikszym kbem.
- migo mu si nie obraca! - krzyczaa dziewczyna. Ale miaa wzrok. Tomaszewski tego
nie widzia. Kiedy Ina wyrwnaa, osignwszy odpowiedni wysoko, zapa za lornetk. Ale i
ona niewiele pomoga. Odlego zwikszaa si z kad chwil, a wiatrakowcem po prostu
trzso. Ale i komandor mia wraenie, e tamten pilot ustawi opaty w chorgiewk. Silnik
musia by powanie uszkodzony.
- Doleci do brzegu lotem lizgowym? - zapyta. - Jak mylisz?
- Jeli jest pilotem natchnionym, to doleci - zakpia. - Lepiej dla niego jednak, eby
okaza si pywakiem natchnionym. Wtedy moe dopynie.
- Zastanawiam si, czy atakowa jeszcze raz.
- Szkoda paliwa. - Dziewczyna szybko ocenia sytuacj. - Ju po nim. Swojego zadania
nie wykona.
- No to chyba wywoalimy wojn midzy dwoma pastwami. A przynajmniej mia
miejsce pierwszy grony incydent.
- To on zacz! - ucia. - Mymy si tylko bronili.
Tomaszewski westchn. Nie mieli wielkiego wpywu na bieg wydarze.
- Inna, podczas walki zuylimy sporo benzyny.
Spojrzaa na niego z umiechem.
- Nie martw si. Odszukam silny wiatr i on nas poniesie.
Tomaszewski lubi pewne siebie kobiety. A ta tutaj przebya dzisiaj naprawd dalek
drog w tym zakresie. Spoglda na In spod oka. Siedziaa rozparta w fotelu, pewnie trzymajc
drek sterowy. Czy tak wyglda kobieta szczliwa? Nie wiedzia. Ale na pewno tak wyglda
kobieta speniona.
- Inna, powiedz mi jedn rzecz.
- No?
- Przed startem podszed do ciebie Vaun i co ci szepn do ucha.
- Tak. - Potwierdzia ruchem gowy. - Tylko si nie miej.
- Nie bd.
- Powiedzia, e Avahen i w ogle cay mj kraj czeka ju teraz tylko na cud.
- O?
- Tak. I doda jeszcze, e tylko ja ten cud mog sprawi.
Tomaszewski wytrzyma i zgodnie z obietnic nawet si nie umiechn. Natomiast Ina
zacza si mia, ubawiona do imentu.

Czasami w ludzi wstpuje geniusz. Tak po prostu, bez adnego ostrzeenia, bez chwili
zastanowienia, bdc postawionym przed wanym dylematem, mona odpowiedzie genialnie. I
tak wanie stao si w przypadku Kai.
Komendant przyszed do kuchni osobicie z samego rana, kaza budzi ludzi. To znaczy
tych, ktrzy obsugiwali komendantur; kucharze, ktrzy dbali o winiw, od dawna byli na
nogach. Sprawa musiaa by wana. Ale Kai, obudzona znienacka, nie bardzo wiedziaa, gdzie
si znajduje.
- Suchaj mnie uwanie. - Komendant by bardzo przejty. - Musz zorganizowa ma

kolacj dla kilku wyjtkowych goci. Kameraln, bez wiadkw, gdzie na uboczu. Ale pragn
te, eby gocie poczuli si wyjtkowo uhonorowani. Na kolacj musicie przyrzdzi co
absolutnie wyjtkowego.
- Bdzie, jak pragniesz, panie - wyjkaa wyjtkowo nieprzytomna czarownica. Co jej
tam? Moe obieca, co zechce. Agire pod grob odesania na front i tak da z siebie wszystko.
Talent bezsprzecznie mia.
- Nie chc jednak podawa posikw w kantynie. Tam jest zbyt bezosobowo,
nieprzytulnie i zaraz te kolacja przerodzi si w oficjalne przyjcie.
- A gdzie chcesz t kolacj poda, panie?
- No wanie od ciebie usiuj si tego dowiedzie, durna! Posiki nie mog by
transportowane na zbyt wielk odlego, bo bd zimne. A nie mog zorganizowa spotkania
zbyt blisko kuchni, bo na tym pitrze jest obskurnie. Nie mog w oficjalnej sali audiencji, bo jest
za daleko. Wic... - O mao si nie zakrztusi z irytacji. - Wic powiedz mi, gdzie moesz poda
ciepe posiki tak, eby - i zacz wylicza: - nie byo za daleko od kuchni, byo przytulnie i
konfidencjonalnie, jednoczenie oficjalnie i prywatnie...
I tu wanie Kai owieci bysk geniuszu.
- Najlepiej bdzie poda wszystko w twoim gabinecie, panie - powiedziaa.
- Ach... - Komendant zmarszczy brwi, mylc intensywnie, bo prostota tego rozwizania
nie przysza mu wczeniej do gowy. - Ale czy to nie za daleko? Wszystko wystygnie po drodze.
- Nie, panie. Urzdzimy obok stanowisko do podawania potraw. Wszystko bdzie gorce.
- Dacie rad przygotowa wszystko w cigu jednego dnia?
- Tak, panie. Tylko poprosz o dostp do gabinetu i eby nam nikt nie przeszkadza.
Komendant pokiwa gow. No tak. To bdzie najlepsze rozwizanie. Po raz kolejny
pochwali si w mylach za to, e wypatrzy te dwie kucharki i e wzi je do komendantury ze
sob. A teraz wpuci je do gabinetu i one mu tam same wszystko urzdz. wietnie!
Kiedy wyszed, Nuk podesza do czarownicy.
- Taka praca agenta wywiadu to atwizna, nie? - szepna jej do ucha. - Poszo ci jak z
patka.
- No. - Kai te bya zadowolona. - Gabinet jest nasz przez cay dzie. I nikt nam nie
bdzie przeszkadza.
- To jest robota. - Nuk zamierzaa kopniciem obudzi Agirego, ale okazao si, e on
wcale nie spa. Lea skulony ze strachu i chyba udawa umarego.
- Syszae, co pan komendant kaza?
Kucharz potwierdzi energicznym gestem.
- No to biegniemy obejrze gabinet, leniu. A potem ty si wszystkim zajmiesz, bo my tam
chwil spdzimy i si rozejrzymy.
Agire gramoli si ze swojego barogu.
- Oj, siostrzyczki wy moje nierozgarnite - pomrukiwa. - Wy pewnie mylicie, e tam
jest skarbiec albo co. e tam jest duo cennych rzeczy, ktre mona pniej ukra.
- Ty cigle o jednym. Wsta wreszcie i chod z nami!
- A ja nie o zocie nawet. Wam si cigle wydaje, e wszdzie dookoa same tajnoci. To
tajne, tamto tajne.
- A nie jest tak?
- Jest, jest, ale nie tak, jak mylicie. Pewnie si spodziewacie, e on w gabinecie bdzie
mia tajne papiery albo akta, ktre mona ukra i sprzeda. A nie wiecie, e on moe nawet pisa
i czyta nie umie? On jest niewanym cywilnym komendantem do spraw maych i nieistotnych.
Jedynym jego powanym zadaniem jest prawdopodobnie kontrolowanie prawdziwego

komendanta, wojskowego, czy ten przypadkiem spisku jakiego nie planuje.


- Niepimienny komendant do kontroli waniejszego? - zdziwia si Nuk.
- A co? le pomylane? - rozemia si Agire. - To on z samych kompleksw si skada i
z poczucia niszoci. On pierwszy doniesie, jak tylko zauway cho cie padajcy na
komendanta wojskowego. On si da pokroi osobicie nawet nie za dowd, ale wrcz za
najmarniejsz poszlak przeciwko tamtemu. No i gupi, wic bdzie suy wierniej ni pies.
- No, moe i nie jest to le pomylane - przyznaa Kai. - Ale jak u niego nie ma akt, to
gdzie s?
- U tych, co pisa biegle potrafi. - Agire mia si z nich w najlepsze. - Pewnie w
kancelarii zamknite. U pisarzy.
- To i dobrze - ucia Kai. - Bo my nie akt ani tajnych dokumentw szukamy. Chodcie
nareszcie, niezguy!
Nuk chwycia kucharza za ubranie pod szyj i jednym szarpniciem postawia guzdra na
nogi.
- Chod.
Kai otworzya drzwi i pierwsza wysza na korytarz. Oczywicie, e nie chodzio jej o
adne tajne dokumenty. Ani akta ludzi, ktrzy zupenie jej nie obchodzili i ktrych
prawdopodobnie nie spotka nigdy w yciu. Wczeniej jednak Agire mwi, e w gabinecie
komendanta powinna by przechowywana Ksiga Przejcia. Ksiga klucz do rozwizania
zagadki. Jakim cudem dziki zawartym w niej sowom udao si zjednoczy cay kontynent i
pchn w stron miasta Bogw? Jaki cud sprawia ksiga napisana przed milleniami i dlaczego
dotd jej tre nie powodowaa adnych zawirowa? Dlaczego dopiero teraz pchna masy
ludzkie do realizacji bardzo niecodziennego celu? Kai nie moga si doczeka, eby zobaczy, co
zawiera. Ksiga fascynowaa j coraz bardziej.
Agire, wypytywany dotd, nie umia powiedzie niczego konkretnego. Sam Ksigi
Przejcia nie czyta i nie byo mu to do niczego potrzebne. A co zawiera? Zna tylko plotki.
Podobno w ksidze znajdoway si niepojte rysunki, przedstawiajce jakie nieznane zwierzta,
nieistniejce roliny. Podobno na ilustracjach przedstawiono dziwne zjawiska atmosferyczne,
znaki niebios, plany gwiazdowe. Kto stworzy ksig, kucharz nie wiedzia. Bya, istniaa od
zarania, towarzyszya najwaniejszym urzdom w pastwie.
Dziewczyny prawie wbiegy na pitro po szerokich kamiennych schodach. Gabinet
komendanta znale atwo. Ogromne, pozbawione jakichkolwiek zdobie drzwi znajdoway si
tu za wylotem schodw. A w dodatku, gdyby kto jeszcze mia wtpliwoci, pilnowao ich
dwch uzbrojonych stranikw.
Kai podesza do nich bez wahania.
- My z polecenia komendanta - palna bezczelnie, usiujc nie uywa sowa kucharki.
- Uprzedzono was?
- Tak... tak, pani. - Stranik najwyraniej wiedzia, kim s, ale nie mia pojcia, jakiej
formy uy, by si do nich zwraca. Do zwykej kuchty przecie nie powinno mwi si tak,
pani. No ale to byy suce samego komendanta. No szlag!
- Bdziemy tu wnosi rne rzeczy i graty z kuchni. Dopilnujcie, eby nikt nam nie
przeszkadza. Aha, no i eby nikt postronny tutaj nie wchodzi!
To ju bya niesychana bezczelno. Powiedzie stranikowi, eby nikogo nie wpuszcza!
Samemu wchodzc. Mczyzna najwyraniej nie mia pojcia, jak si zachowa. Gotowa si
wewntrznie.
- Nic tam nie ruszajcie! - warkn, eby da im odpr.
- Jak to?! - zaperzya si Kai. - Przecie musimy wynie par mebli! To my mamy

urzdzi kolacj, a nie ty!


Nuk w ogle zignorowaa stranika. Chwycia okute ciemnym metalem obramowanie i
napara energicznie. Nawet ona musiaa uy naprawd duo siy, eby ruszy solidne skrzydo.
No tak, zrozumiaa, po to stao tutaj dwch mczyzn. eby otwiera.
Weszli do rodka.
Wntrze byo ogromne, ciemnawe, prawie pozbawione sprztw. Najlepszym
okreleniem byo: majestatyczne. Miao chyba olniewa petenta czy kogokolwiek, kto przyszed
tu albo zosta wezwany. Urzdowa jednak, w zwykym sensie tego sowa, tutaj raczej nie byo
mona. adnych dokumentw, adnych szaf ani skrzy. St pod jedn ze cian i wielki,
rzebiony nie fotel ju, ale tron chyba peniy wycznie funkcj dekoracyjn. Albo ich zadaniem
byo jedynie wywoanie wraenia. Agire mg mie racj. Sprawy pewnie zaatwiao si w
kancelarii.
- No a gdzie ksiga? - zapytaa rozczarowana wyranie Kai.
- Pewnie tam, gdzie jest wiato, eby j czyta - zakpi Agire. - Na przykad pod oknem?
- zabrzmiao to jak pytanie.
Pewnym krokiem przemierzy mroczne wntrze, zmierzajc w kierunku
reprezentacyjnego stou.
- O, tu? - Wskaza drewniany stojak pod cian.
Podszed do okna i niezbyt umiejtnie zacz szarpa grub, cik stor, ktra go
zasaniaa. Przynioso to jaki efekt, dopiero kiedy pomoga mu Nuk. Te szarpic z caej siy.
Odsunli zason i wpucili do rodka troch dziennego wiata.
Zaintrygowana Kai podesza do stojaka. Zobaczya j! Oprawiona w grub skr Ksiga
Przejcia leaa na honorowym miejscu. Na specjalnej podstawce, gotowa do czytania.
- O zaraza jasna! Jest!
- No i co z tego? - Nuk wzruszya ramionami. - Zamierzasz j tu na miejscu ca
przeczyta? Czy bdziesz przepisywa pracowicie liter po literze? - Zacza si mia. - Za dwa
lata skoczysz. - Zerkna na opase tomiszcze.
- Meredith nauczy mnie czyta ca stron z gry do dou, a nie z lewa na prawo po
jednej linijce. I powiedzia mi, jak zapamita najwicej po jednym czytaniu. mia si, e
niepotrzebnie lczaam w szkole nad ksigami, ktre on poyka sto razy szybciej i bez wysiku.
- No to poka, jak to si robi! - Nuk wzia si pod boki. Ewidentnie nie wierzya
koleance w takie cudowne umiejtnoci bez uycia czarw.
Kai przekna lin i podesza bliej. Dotkna skry, w ktr bya oprawiona ksiga.
Czua, jak mimowolnie przyspiesza jej oddech. Tom zawierajcy jakie zamierzche tajemnice,
ukryt od wiekw wiedz i tre, ktra poruszaa narody. Troch si denerwowaa.
Po chwili jednak wzia gbszy oddech i otworzya ksig na pierwszej stronie.
Obserwujca j z boku Nuk bya przygotowana na kpiny, ktrymi zamierzaa zaatakowa
koleank w kwestii byskawicznego czytania i zapamitywania caych tomw. Przygotowaa
sobie nawet dowcip: Wanie przeczytaam byskawicznie Wielk Ksig Wszystkich Bogw,
cae dwanacie tomw. Rzecz jest chyba o religii! Ha, ha, ha...
Ze zdziwieniem jednak zauwaya, jak czarownicy rozszerzaj si oczy.
Kai bez sowa przewracaa kartk po kartce, a jej twarz taa.
KONIEC TOMU CZWARTEGO

You might also like