Professional Documents
Culture Documents
SPIS TRECI
SPIS TRECI
PROLOG
ROZDZIA 1
ROZDZIA 2
ROZDZIA 3
ROZDZIA 4
ROZDZIA 5
ROZDZIA 6
ROZDZIA 7
ROZDZIA 8
ROZDZIA 9
ROZDZIA 10
ROZDZIA 11
ROZDZIA 12
ROZDZIA 13
PROLOG
wykonania tego zadania. Moe lepsza byaby jedynie sama Shen. Lecz ta nie moga zrobi sobie
przerwy w dowodzeniu z oczywistych wzgldw.
Oszaamiajce pikno wok i szok spowodowany niecodzienn sytuacj nie sprzyjay na
szczcie rozmylaniom o istocie bytu. Kai sprawdzia wskazania prostych przyrzdw, ktrych
obsugi j nauczono. Kompas, wariometr i anemoskop mwiy, e wszystko idzie zgodnie z
planem. Jeszcze raz sprbowaa si odwrci w stron Nuk. Udao jej si zowi cie
towarzyszki - troch z tyu, troch z lewej. Nie moga dostrzec szczegw, ale baa si
manewrowa caym spadochronem, szybujc gdzie nad oceanem.
Co jednak byo nie tak. Moe inaczej: co j zaniepokoio, co, czego nie potrafia
precyzyjnie okreli. Jaka ledwie wyczuwalna igieka strachu ukua Kai nagle, pozostawiajc
zamiast konkretnego blu jedynie lekkie, nieokrelone co do miejsca mienie. Co to byo?
Rozejrzaa si na tyle, na ile moga przynajmniej. Nic. Spojrzaa do gry. Tam spor cz
nieboskonu zasaniaa czasza jej spadochronu. Ale nie tylko! Dostrzega nad czasz dziwny cie
jakby gigantycznego obiektu, wyranie odbijajcy si na idealnie biaej tkaninie. Teraz ju
poczua prawdziwy strach. Nie moga bardziej si odwrci. Przez gow przemkna jej
idiotyczna myl, e przecie w sakwie, ktr miaa przytroczon jako kitbag, jest zapakowany
rewolwer. I co? Ma go wyj i strzela na olep przez czasz? Strach zaczyna mci jej umys.
Co to jest? Co o takich rozmiarach moe lata w powietrzu?
I nagle cie zacz si przesuwa. Kai szarpaa si z szalikiem i krpujcym szyj
futrzanym konierzem. Baa si zsun z twarzy gogle i mask tlenow. Po chwili zobaczya to
co. Tu obok!
Bogowie. To... To by jaki aparat latajcy. Widziaa wyranie. Jakby wielki latawiec z
wieloma skrzydami, do ktrego podczepiony by czowiek. I co gorsza, to nie bya maszyna
Polakw! Nagy paroksyzm strachu zacz j dosownie dawi. Po chwili jednak przysza myl:
to w ogle nie jest maszyna ludzi zza Gr Bogw.
Kai odetchna gboko. No tak. Nie bya, bo nie moga by. Nie warczaa, nie huczaa,
nie wya i nie mierdziaa adn z tych okropnych chemicznych woni, ktre znaa z lotniska.
Wydawao si, e nie ma adnego napdu, przynajmniej w polskim rozumieniu tego sowa. Nie
widziaa migie, wirnikw, niczego. I nagle przypomniaa sobie. Na samym pocztku, kiedy
znalaza si wrd Polakw na okrcie podwodnym, przecie te widziaa maszyn bez napdu.
Okrt holowa j na linie, nadajc prdko, a ta wznosia si jedynie dziki sile wiatru. Tamto
co byo wiatrakowcem bez silnika, a to tutaj? Przypomniaa sobie, e Tomaszewski opowiada
co o szybowcach, ktre startujc ze stromych zboczy gr, potrafiy si wznosi nawet bardzo
wysoko dziki wstpujcym prdom powietrza. Zupenie jak ptaki.
Ale tutaj? Kai widziaa kilka dziwnych skrzyde, jakby opitych mikk bon, system
linek i blokw, jakie malutkie latawce, szybujce na uwizi przy dziwnym aparacie. Mogy
suy do sterowania. Albo zaraza jedna wie do czego.
Kai widziaa te pilota. Kobiet podczepion do skrzyde za pomoc bardzo
skomplikowanej uprzy. Ona rwnie miaa na sobie kombinezon, ale w przeciwiestwie do
tego, ktry miaa Kai, obcisy, bez futra. Jak wic wytrzymywaa w tym zimnie? Dziwny
szybowiec zblia si lekko od prawej strony. Kai do wyranie widziaa twarz kobiety. Malowa
si na niej wyraz totalnego przeraenia. Czarownica nagle i zupenie irracjonalnie odetchna z
bezbrzen ulg. Tamta si boi jeszcze bardziej!
Odwrcia si jak moga w stron Nuk i pokazaa jej uniesiony do gry kciuk. Sierant
odpowiedziaa tym samym. Jakby jednak troch leniwie, bez entuzjazmu. Kai przeniosa wzrok
na kobiet pilota cudacznego szybowca. Nic dziwnego, e tamta si baa. Skoro zobaczya co
takiego pierwszy raz w yciu. Dwie istoty szybujce na przedziwnych zwojach tkanin
powizanych linkami, z twarzami ukrytymi przez hemy, gogle i przywodzce grone skojarzenia
kocwki aparatw tlenowych. Ludzi, ktrym wielkie karbowane rury wychodz z ust. O oczach
zakrytych gbok, nieprzeniknion czerni. Z czym mogo jej si to kojarzy? Pewnie z
koszmarami najgorszych snw.
Fakt, e tamta boi si bardziej, uspokoi Kai na tyle, e umys mg si zaj innymi
problemami. Zostay wykryte ju na dolocie do celu? No niby tak. Ale Kai bya przekonana, e
olepiony przez dzikusw podrnik nie wspomina o latajcych aparatach w kraju, do ktrego
teraz zmierzaa. Ani sowem. Owszem. Nie pochodzi stamtd, fakt, ale pamitaa dokadnie, e
wypytywany o elazne okrty, ani sowem nie zajkn si o jakich szybowcach. A kiedy
Tomaszewski powiedzia mu, e z lotniskowca mog startowa samoloty, podrnik dugo
wypytywa, co to s te latajce maszyny. Najwyraniej nie mia pojcia, e czowiek moe lata.
Skd wic ten szybowiec?
Nie byo czasu na domysy. Kobieta w obcisym kombinezonie przeoya przed sob
jakie linki i dwa z mniejszych latawcw na uwizi przesuny si na praw stron wielkiego
szybowca. Cay aparat zacz powoli skrca, zmieniajc kurs. Maszyna, sunc majestatycznie w
przestworzach, oddalaa si powoli.
Kai znowu odwrcia si w stron Nuk. Ta bezradnie rozoya rce. Szybujc, i tak nie
mogy niczego zrobi. A najgorsze, e nie mogy nawet pogada. Nie eby dyskusja na temat
przedziwnego spotkania moga cokolwiek wnie do sprawy. Ale pewnie przyniosaby cho
troch ulgi w rodzcych si w gowie coraz to nowych pytaniach i wtpliwociach.
Kai zerkna ostatni raz za oddalajcym si szybko obcym szybowcem. Potem klepna
si kilka razy praw doni w lewe przedrami, gdzie miaa przypite swoje przyrzdy. Dawaa w
ten sposb znak, e niedugo ju bd si musiay przygotowa do ldowania na obcym, zupenie
nieznanym kontynencie.
ROZDZIA 1
Zagubiona wrd gr wie bya tak maa, e nawet przemierzajc pobliski trakt, mona
byo j min i nie zauway niczego. Malutkie chatki przemylnie ukryto w cieniu rozoystych
gazi olbrzymich sosen i szczeglnie teraz, w zimie, niecodzienny kamufla mg zwie oko
niewprawnego wdrowca. Tym bardziej e psy nie szczekay.
Shen, prowadzca may oddzia partyzantw, miaa do brnicia przez niene zaspy.
Otara rkawem pot z czoa. No to s nareszcie u celu. Byby to powd do radoci, gdyby tylko
zb, po lewej stronie, chyba ostatni, nie zaczyna mi coraz bardziej.
- Wiosna idzie - powiedzia mody chop, ktry zgodzi si by ich przewodnikiem.
- Chyba ocipiae.
Shen nie wiedziaa, czego si bardziej boi. Zazibienia od przewiania spoconego ciaa
przez lodowaty wiatr czy skostnienia od przeraliwego chodu, gdyby zarzdzia duszy
odpoczynek.
- Dlatego si panienka poci - powiedzia przewodnik. - Czu ciepo w powietrzu.
Shen zerkna pytajco na Kadira, ale z trudem apicy powietrze rusznikarz nie mia si,
eby odpowiada na niezadane pytanie. Na szczcie dochodzili wanie do pierwszych chaup.
Pojawiy si psy. W dalszym cigu jednak nie szczekay. Partyzanci wiedzieli ju, dlaczego tak
si dzieje. Podobnie zachowyway si psy w kadej z wsi zagubionych w niegocinnych grach,
bo w takich miejscach psy w czasie godnych dni, ktre tu zdarzay si czsto, suyy za straw
dla ludzi. No a wiadomo: od pokole pierwszy do gara wdrowa ten czworong, ktry
najbardziej haasowa - z reguy wic nie zdy jeszcze spodzi potomkw i w ten sposb
niewiadomie hodowano ras najcichszych zwierzt w caym cesarstwie.
Zatrzymali si dopiero na rodku wsi, naprzeciw najwikszej chaupy, z ktrej na ich
powitanie wyszed rosy, bardzo wysoki mczyzna. Jego wygld wzbudzi zreszt zdziwienie
wrd partyzantw. Odruchowo sdzili, e skoro wszystko wok jest karowate, poczynajc od
zabudowa, a na zwierztach koczc, to i ludzie powinni by malutcy. Najwyraniej nie byli.
Sotys, nawet kiedy zgi si w ukonie, zdawa si growa nad dowdc.
- Witajcie, przybysze! Czekalimy na was... Cho nie w takiej liczbie. - Spod oka zerkn
na uzbrojonych po zby ludzi.
- Nie bj si. - Shen chciaa go uspokoi. - Mamy wasny prowiant.
Gd! Naga myl przeszya jej umys: pod adnym pozorem nie mona przyj od
gospodarzy misnego poczstunku. To na pewno bdzie psina!
- Chtnie si nim podzielimy. - Wyja z plecaka niewielki karton wypeniony tabliczkami
czekolady.
Aha, znali ju tutaj to cudo zagranicznego cukrownictwa. Obserwowaa rozszerzone z
radoci oczy sotysa, kiedy z czci prawie oglda jedn z tabliczek opakowanych w wykwintny
papier. Na obwolucie wida byo rozemianego pucuowatego chopca pdzcego do rwnie
spasionej dziewczyny w jakim legendarnym raju gdzie, nie wiadomo gdzie, za Grami Bogw.
- A... a kartofle te macie?
Shen parskna miechem. No tak, moga to przewidzie. Legendy o cudownej rolinie,
ktra odpdzaa gd, majce swoje rdo wycznie w przechwakach Polakw, dotary pod
strzechy nawet w najbardziej zapadych zaktkach imperium. Wiele razy rozmawiali o tym z
Kadirem. Rusznikarz twierdzi, e ludzie po prostu chcieli wierzy w cuda. Nie wasna praca, nie
staranie, nie walka, tylko cud. Najlepiej zagraniczny! Najlepiej pochodzcy z tak daleka, eby nie
mona byo sprawdzi, czy na pewno dziaa. Cud, dar z niebios, aska zagranicznych
dobroczycw... Populici zawsze potrafili wykorzysta ten mechanizm i dlatego ci, ktrzy
wzywali do roboty, z reguy nie zapisywali si na kartach historii w przeciwiestwie do tych,
ktrzy prowadzili ludzi na bezsensowne wojny, majce przynie zdobycze i bogactwo, a dajce
bied i stosy trupw. C, argumentami do ludu przemawia tylko gupi wadca. Mdry uywa
prostych emocji bez adnej treci.
- Nie - mrukna nagle za. - Ale bd w przyszym roku.
Pusta obietnica wystarczya. Sotys prawie ju radosny poprowadzi ich do swojej chaty
Partyzanci mieli si rozlokowa u ssiadw.
- Prosz, tdy, tdy. - Wysoki chop wskazywa drog, jakby byy to zakamarki
ogromnego paacu, w ktrym mona si pogubi. Chaupa nie bya skromna, miaa trzy izby, ale i
tak w gwnym pomieszczeniu, przy piecu, ledwie mogo usi kilka osb. ona gospodarza,
szczupa, moda jeszcze chopka, pomagaa Shen szamoczcej si ze swoj grub kurtk.
- Dajcie, pani, dajcie j. Wysusz wam, ale nie przy piecu, bo skra si zniszczy.
- Dzikuj.
- Dajcie, ja dobrze wysusz. - Gospodyni zakrztna si przy Kadirze.
Ich przewodnik radzi sobie sam. Po chwili usiedli w cieple, przy do sporej nawet awie
na rodku, a gospodarz postawi przed nimi mis z parujc straw. Ani ksa! - przestrzega sam
siebie Shen, widzc wrd ugotowanych warzyw kawaki misa. Nie bierz tego do ust!
Kadir musia mie rwnie pospne podejrzenia, bo take nie tkn niczego. Zadowoli si
kubkiem gorcej wody z sosnowymi igami i odrobin miodu.
- Gdzie jest ten czowiek? - zapyta sotysa.
Ten pokaza palcem najblisz cian.
- W tamtej izbie?
- Tak. Jak go znaleli, to lea u naszej zaklinaczki. Ale jak si dowiedziaem, e to
czowiek zza Gr Bogw, to kazaem przenie do siebie.
No jasne. Liczy na nagrod za uratowanie kogo znacznego. Ale sam w tej guszy nie
wiedzia nawet, jak komu da zna o znalezisku.
- I co z nim? - indagowa Kadir dalej. - Przytomny?
- Nieprzytomny, panie. Albo pi jakim takim gbokim snem, albo dziwnie majaczy.
- Jeste pewny, e to Polak?
Sotys zamiast odpowiedzi pooy na awie przygotowany wczeniej pasek obcego. Kadir
wzi go do rki. Zwyky pas do spodni, tyle tylko, e nie mia normalnej klamry ani dziurek.
Zaciskao si go bardzo porcznym urzdzeniem z ruchom tulejk w charakterze bloczka.
Bardzo przemylnie wykonana rzecz. I rzeczywicie stao si jasne, e tego przedmiotu nie
wykonaa ta cywilizacja. Pochodzi zza Gr Bogw.
- Tak - mrukn rusznikarz. - To rozwiewa wtpliwoci.
- Mam jeszcze wicej jego rzeczy. adna z nich nie jest nasza.
Kai skina gow.
- Pniej zobaczymy. Opowiedz, jak byo.
Sotys nala sobie peen kubek gorcego napoju z igie.
- Ano znaleli go myliwi. Przy rzece. Normalnie pewnie by go tam zostawili, bo
zapasw w domach mao, a zima duga. Jak aden zwierz we wnyki nie wpadnie, to przey
bdzie trudno, ale... - Sotys skrzywi si lekko. - On, cho bogactwa przy nim nie znaleli, to
jednak wida, e znaczny pan. Jego buty z cieniutekiej skry, na ciepej podszewce, jako tak
hecnie wykonane. A koszula to z cieniutkiego materiau jak u ksiniczki jakiej.
- Jak to tak? - przerwaa mu Shen. - W samej koszuli na niegu lea?
Sotys zakrztusi si ykiem gorcego napoju, ktry pospiesznie wzi do ust. Mhm,
domylia si natychmiast. Kurtk wic mia, ale zaopiekowali si ni myliwi.
- No i myliwi postanowili, e go tam na zmarnowanie nie zostawi. Do wsi postanowili
zabra ze sob. Mimo e jeszcze niczego nie upolowali, a ten to rosy chop. Wszystkich trzeba
byo, eby go nie.
Sotys nie podoba si Shen. Krci. Ona sama, crka prostego rybaka, ze wsi moe i
rwnie maej, cho znad jezior, zdecydowanie lepiej potrafia sobie wyobrazi, do czego tak
naprawd doszo w lesie. Chopi adnego dobrego uczynku robi przecie nie zamierzali.
Ratowanie kogokolwiek nie wchodzio w gr. W pewnym momencie jednak zdali sobie spraw,
e czowiek lecy przy rzece to wielki pan, i strach ich zdj po prostu. e mog przyj inni
wielcy panowie i o kompana swego si upomnie. ywego ducha we wsi nie pozostawiajc,
kiedy si wkurz.
Z jakich przyczyn sotys jednak postanowi ukrywa prawd. Chcia wybieli
mieszkacw wsi czy co? Nie mwic ju o tym, e nazywa kusownikw myliwymi. Co za
hipokryzja okropna.
- I co dalej?
- Umiecilimy chorego u naszej zamawiaczki w chaupie. Ale nie potrafia go uleczy.
W to akurat Shen moga uwierzy. A take w to, e na myl im nie przyszo, eby zgosi
to komu. Bo niby gdzie i komu.
- A potem do wsi zajecha kupiec - podj swoj opowie sotys. - I to nie z miasteczka,
ale z samego wybrzea!
- Ach, no tak! - Shen powanie pokiwaa gow, eby pokaza, e docenia wag kogo
takiego. Kadir nie wytrzyma i parskn miechem.
- Wojna wtedy z Shah bya. Przemytnicy to normalnie w biay dzie przez gry chodzili,
takie interesy mona byo robi. To i zjedali w te okolice rni tacy, co si na lewym towarze
dorobi chcieli.
- I co ten kupiec? - Shen przerwaa potok nieistotnych informacji. Odruchowo dotkna
lewego policzka. micy zb odzywa si coraz mocniej. - Widzia chorego?
- Tak, zainteresowa si. Jak tylko usysza, e we wsi jest obcy, to chcia zobaczy, kto
taki.
- Jak zareagowa?
Sotys poruszy si niespokojnie. Jemu te najwyraniej Shen nie przypada do gustu.
Niby chopka, crka prostego rybaka, jak niosa wie gminna, ale gdzie tam. Mwia inaczej ni
chopi. I gow trzymaa inaczej.
- On nam powiedzia, e to nie nasz. e on chyba zza Gr Bogw przyby na elaznym
okrcie!
I co? W gacie narobilicie? - miaa na kocu jzyka Shen, ale powstrzymaa si w
ostatniej chwili. Tym bardziej e kady gwatowny ruch gow koczy si ostrym ukuciem w i
tak obolaej ju szczce.
- Strach pad... - sotys mimowolnie odpowiedzia na niezadane pytanie.
Ano strach, strach. I teraz co tu zrobi? Tu ju nie tylko wielmoe, ale same mocarstwa
zamieszane. Sprawy tak wiatowe i tej wagi, e siy w to wcignite ca wie mogy postrzega
mniejsz ni pyek na kocu palca, ktry lekkim dmuchniciem mona strci w niebyt.
- Chorego kazaem przenie do mojej chaupy.
Zerkn na onieone wierzchoki drzew nieprzyjaznego lasu. Cholerna zima! Przypomnia sobie,
jak niedawno rozmawia z Wyszysk w jej domu, w zupenie innym klimacie. Przypomnia
sobie cae to wielkie nabrzene miasto z jego przepastnymi bibliotekami, luksusowymi
burdelami, fajnymi knajpkami i kortami tenisowymi, na ktrych ksiniczki uczyy si nowej gry.
I nagle z przeraliw moc zda sobie spraw, e wcale nie tskni za dalek Polsk.
Najwyraniej tskni do wspaniaego Negger Bank.
Rand siedzia nad wielk map cesarstwa, na ktrej porozstawia naczynia rnej
wielkoci i koloru. Dominoway wszelakie kubki, kielichy, czary, pucharki, garnuszki i szklanice.
Kade naczynie symbolizowao jak placwk jego organizacji. Ale tylko Rand wiedzia, czy
wzorzysty puchar umieszczony na symbolu cesarskiego paacu oznacza lokalny sztab z
dowdztwem, czy pojedynczego agenta o kardynalnym znaczeniu. Spis jego ludzi nigdy nie
istnia na papierze. Wykresu struktur organizacyjnych rwnie nie byo. Wszystko kryo si w
gowie Randa i w razie jego mierci organizacja po prostu przestaaby istnie. Ze wzgldw
bezpieczestwa nie wyznaczy nastpcy. Bya to zreszt jedna z najbardziej strzeonych tajemnic,
bo atwo sobie wyobrazi, co by si stao, gdyby wiedzia o tym wrg.
- Co robisz? - zapytaa Aie szeptem.
Drgn nieprzygotowany. Cigle nie mg si przyzwyczai, e jego najblisza
wsppracownica i powierniczka moe mwi. Tak, tak, Aie po kuracji zacza na powrt sysze
i mwi. Ale o ile such miaa ju naprawd dobry, to mowa nie chciaa powrci poza stadium
zdartego chrypienia. Mimo wysikw polskich lekarzy jej gos przypomina gos starego
sieranta, ktry cae ycie w huku dzia wywrzaskiwa komendy do setek onierzy, a potem
leczy gardo strumieniami wdy. A poczenie filigranowej, przelicznej dziewczyny i brzmienia
jak z podziemi starej karczmy sprawiao piorunujce wraenie. Dlatego Aie usiowaa mwi
wycznie szeptem. W zwizku z tym zreszt brano j teraz za kobiet niezwykle romantyczn.
- Tak sobie myl. - Rand pstrykn wielki kielich ustawiony na mapie przy jakim
miecie. Naczynie przewrcio si i odtoczyo na bok, zatrzymujc si na elaznej, rzebionej
czarze.
- O czym?
Sarkn cicho. Zdecydowanie wola j w wersji guchoniemej. Na tabliczk
przymocowan do ramienia mona byo nie patrze, a uszu zamkn si nie da.
- Widzisz, zajmujemy si rnymi sprawami, gasimy poary, piknie nam si
wsppracuje z polskim wywiadem, a tu speckurwy likwiduj nam placwk po placwce.
Systematycznie, regularnie i skutecznie. Papierkowa robota, niezwykle sumienna, mrwcza,
powolna. Ale osabiaj nasz organizacj z dnia na dzie.
- Maj u nas jakie rdo?
- Niejedno. - Umiechn si radonie. - Ale mieli je przecie i przedtem. A teraz
powicaj swoje rda jedno po drugim tylko po to, eby nas osabi.
- Rozumiem. - Aie kiwna gow. - I to po cichu, eby nic nie wygldao na jak szersz
akcj.
- A to znaczy, e cesarzowa nic o tym nie wie.
- Wanie tak.
Rand podnis czar, ktr przewrci, i napeni winem z flakonu, czekajcego na
podordziu. Upi may yk, a potem dugo przetrzymywa w ustach.
- Trzeba by jej o tym jako powiedzie.
przesucha...
- Przesta.
- I krg si zamyka.
Machn rk. Nikt nie lubi sysze niekorzystnych opinii o wasnych pomysach.
- No to mona zrobi zamach na mnie poza paacem.
- Ale w takim razie cesarzowa nie bdzie wiadkiem.
- No szlag!
Rand zy odwrci si do dziewczyny tyem. Dug chwil przyglda si mapie z
rozstawionymi na niej naczyniami. Musia myle o czym niezbyt przyjemnym. Jego dugie
palce, starannie wypielgnowane przez mistrzynie doni, nerwowo bbniy o blat wielkiego stou.
Na szczcie nie nalea do ludzi, ktrzy dugo rozpamituj poraki w sownych utarczkach.
Aie znaa dobrze Randa. Teraz opanuje si, zmieni temat, ale myl o zamachu nie
przestanie go przeladowa. Mimo pozornego spokoju bdzie si robi coraz bardziej draliwy, a
potem wieczorem zamknie si w sobie i zacznie przeywa. Rozmylaa, jak moe mu pomc.
- Zastanawia mnie, jakim szokiem musiaa by dla Tomaszewskiego wiadomo, e inni
ludzie zza Gr Bogw wyldowali po tej stronie.
Aie drgna, nieprzygotowana na taki przeskok mylowy.
- A skd o tym w ogle wiemy?
Rand zerkn na dwie malutekie filianeczki do kawy stojce na mapie w miejscu
opisanym jako Kong. Delikatnie dotkn jednej i drugiej, przesun opuszkami palcw po
powierzchni porcelany. Mia wic tam a dwch agentw? Zdolny czowiek. Aie miaa wyrane
zalegoci w biecej pracy organizacji, spowodowane leczeniem zaordynowanym przez
laryngologa.
- Doszo tam podobno do niezwykej sceny. Polacy uwolnili z rk dzikusw jakiego
podrnika, ktry chwali si, e nauczy si kilku zda w jzyku ludzi zza gr. Kazali mu co
powiedzie. I okazao si, e istotnie, zna par sw. Ale nie mwi w jzyku polskim, tylko w
angielskim!
Aie parskna miechem.
- Zagadka, co?
- No! Cakiem ogupieli.
- A to znaczy przecie, e konkurencja jest gdzie w pobliu.
- Tak. No i teraz dopiero zaczyna si potacwka na wiejskiej zabawie podczas odpustu.
Co si poleje. Albo wdka, albo krew.
Aie skina gow.
- A najpewniej jedno i drugie - dodaa. - A my gdzie stoimy?
Rand zrobi min wielkiego mdrca.
- Najwiksz panik wrd Polakw spowodowaa myl, a raczej wtpliwo, czy tamci
te maj Duego Jasia.
- A co to jest Duy Ja?
- Oj, to bro takiej mocy, e przepalono ni Gry Bogw na wylot.
- O Bogowie miosierni.
- Lepiej Bogw nie wzywa przy okazji tej broni. Polacy te zreszt nie wzywali, tylko
zwrcili si do sejsmologw.
- Do kogo? - Aie znowu przerwaa Randowi.
Faza draliwoci w jego zachowaniu jeszcze nie nadchodzia najwyraniej, bo
odpowiada cierpliwie.
- Dowiedziaem si, kto to jest, ju tutaj. - Kciukiem wskaza mniej wicej kierunek,
Selim Michaowicz opuci do, ktr dotd osania oczy przed bladym zimowym
socem. Zszokowany spektaklem podszed do Tomaszewskiego.
- Powinno si zmieni nazw formacji wojskowej, ktr reprezentujesz, Krzysiu powiedzia. W jego gosie wyranie czu byo zdziwienie tym, co rozgrywao si nad ich
gowami.
- Na jak?
- To si powinno nazywa: Marynarka wojenna, wasno firmy Admiraowie, spka z
ograniczon odpowiedzialnoci.
Tomaszewski parskn miechem. Potem podnis gow, eby popatrze, doczajc tym
samym do wszystkich dziewczyn z puku Kong, ktre te tak stay, tyle e z otwartymi ustami. A
byo na co patrze.
Na nieboskonie najpierw pojawi si wielki wiatrakowiec dowdztwa. Nie by
pomalowany w aden z kamuflaowych wzorcw. Pozostawiono po prostu naturaln srebrn
barw aluminium i tutaj, w dzikich ostpach, robio to kolosalne wraenie. Lnicy w
promieniach soca metal przywodzi na myl legendarnego srebrzystego ptaka, ktry kry nad
mityczn siedzib staroytnych mdrcw.
Wiatrakowiec jednak wcale nie zamierza ldowa. Przeciwnie, po wykonaniu ciasnego
skrtu nad zabudowaniami wityni pilot skierowa go w gr, wznoszc maszyn po spirali. W
miar jak cich warkot jego silnikw, da si sysze inny dwik - huk motorw samolotw
ustawi j na osi krtkiego pasa. Wiatrakowce wiele nie potrzeboway. Nawet tak cikie jak ten.
Kilkanacie metrw powinno w zupenoci wystarczy. Ale nie. Wtedy ldowanie z szarpniciem
nie wygldaoby wystarczajco godnie! Pilot, dokonujc cudw swojej sztuki, przelecia na
maym cigu tu nad gowami kbicych si na ziemi onierzy. Dopiero kiedy owion ich
zapach spalin, wielka maszyna, skupiajc na sobie wzrok wszystkich wok, zgrabnie
przyziemia na pasie i zatrzymaa si chwil pniej.
- Janie wielmony pan obdarzy swj lud dobrami wszelakimi - powiedzia Selim
Michaowicz. - A teraz zamierza zaszczyci lud osobicie.
- Ano. - Tomaszewski skin gow.
- Ech, ci admiraowie... - Stary Tatar przecign palcami po swoich wsach. W wojskach
ldowych takie przedstawienie byo nie do pomylenia.
Kto otworzy drzwi wiatrakowca i podstawi schodki. Zgromadzeni onierze
opanowywali rozgardiasz. Wszystko, co yo, uspokajao si wanie i kierowao wzrok ku
niezwykej maszynie. Dugo nic si nie dziao. Cisza robia si jedynie coraz gbsza.
Oficerowie zasalutowali i zastygli w tych pozach. Dopiero wtedy w drzwiach maszyny
ukaza si admira Wentzel. W galowym mundurze, przy kordzie i odznaczeniach, w
nienobiaej czapce ze zotym godem, tak piknie kontrastujcej ze smolistoczarnym
mundurem. onierze zrozumieli, e widz istot nadludzk. Kogo, kto pochodzi nie z tego
wiata. Wypreni na baczno salutowali, zamieniajc si w spiowe posgi absolutnego
oddania.
- I o to chodzio - szepn Michaowicz.
Wentzel powoli zszed na ziemi. Dopiero wtedy sprycie odpowiedzia na salut
oficerw. Ci jak jeden m opucili rce. Nikt jednak nie mia si odezwa. Admira zrobi kilka
krokw i unis do w lnicej rkawiczce.
- Witajcie, onierze! - powiedzia.
Z garde dziewczyn wydoby si ryk tak straszny, e jeli jaki wrg by w zasigu suchu,
to wanie straci wszelk wol walki, a by moe nawet dosta ze strachu nieuleczalnej
niestrawnoci. Kiedy wycie si wypalio, admira podj niespieszny marsz ku wityni.
Wszystkie w idealnej ciszy odprowadzay go wzrokiem. To by wzr oficera! To by dowdca, za
ktrego warto odda ycie bez wahania! To bya zjawiskowa istota z krainy Bogw.
Stary dowdca tatarskiego zwiadu dawno nie widzia takiego teatru pomieszanego z
cyrkiem. Ale te dawno nie widzia takiej skutecznoci. Musia przyzna, e by pod wraeniem.
- Panie Baranowski - admiraa oczywicie nie obowizyway jakie tam stopnie wojskowe
- gratuluj panu.
- Dzikuj, panie admirale! - Major, cho byo to wbrew regulaminowi, zasalutowa
jeszcze raz.
- Selim, przyjacielu! - Wentzel pooy do na ramieniu Tatara. - Jestem pod wraeniem,
si wyranie.
- Raczej... - zawiesi gos. - To byoby bardzo trudne - dokoczy.
- Potrzebuj jej tutaj - nalega admira.
- No to ja potrzebuj butelki wdki - wypali Tomaszewski. A co tam? Po pierwsze s w
wojsku, a po drugie Thien nie bya oficerem w jurysdykcji marynarki wojennej.
- Ach, rozumiem. - Wentzel nie okaza wielkiego zdziwienia. - Mam wdk na
wiatrakowcu.
- No ale trzeba by j jako chorej poda.
- Tak, to misja delikatnej natury. - Admira rozejrza si. - Chyba najwaciwszym bdzie,
jeli pan to zrobi. - Wzrok zatrzyma si na Baranowskim. - Podejmie si pan, panie majorze?
- Oczywicie.
Oficer piechoty nie pitrzy trudnoci. Odmeldowa si, salutujc regulaminowo. A
Tomaszewski zrozumia: wanie o to chodzio. Zostali teraz sami, tylko marynarka wojenna, bez
si ldowych. Mona byo porozmawia bardziej otwarcie.
- Suchajcie, drodzy pastwo. Z kadym z was z osobna i ze wszystkimi razem
zamierzam tu odby szereg konferencji. Zatem powoli szykujcie si na dugie rozmowy ze mn.
Teraz jednak w trybie pilnym musimy razem rozstrzygn pewn kwesti. Priorytetow dla
bezpieczestwa caej naszej misji po tej stronie gr.
Typowe dla Wentzla, pomyla Tomaszewski. adnego ogldania wityni, zero
zainteresowania otarzem, do ktrego trwa wycig, niech do wysuchiwania jakichkolwiek
frontowych opowieci, jak to byo i ilu nasi narnli. Kady ma powiedzie konkretnie, o co
chodzi, a on co najwyej bdzie zadawa naprowadzajce pytania. Tak jak teraz.
- Czy jestecie pewni, e uwolniony z rk dzikusw czowiek mwi po angielsku?
- Tak. - Wyszyska nie miaa adnych wtpliwoci.
- Gdzie on jest teraz?
- Umiera - powiedzia Tomaszewski. - Zdaje si, e dzikusy zaaplikoway mu jak
trucizn powolnego dziaania, a my nie mamy odtrutki.
To ewidentnie zastanowio admiraa, bo milcza dusz chwil.
- Ile udao si z niego wycign?
- Niewiele. W kadym razie widzia obce elazne okrty na wasne oczy. Widzia te
wejcie do ich tajnej bazy.
- Na innym kontynencie?
- Tak. Ale myl, e moglibymy tam trafi na podstawie jego opisu.
Admira sykn cicho. Nie lubi takich odpowiedzi. Myl, moglibymy Tomaszewski zgani si w mylach. Mwic o faktach, nie powinien uywa formy warunkowej.
- Krtko - powiedzia stanowczo Wentzel. - Najlepiej jednym zdaniem. Jak bycie
okrelili status tych Anglosasw?
Wyszyska wcigna powietrze z sykiem. Wolaa jednak, eby odpowiada
Tomaszewski.
- Prawdopodobnie s po tej stronie gr duej ni my.
Admira zakl cicho.
- Jak dugo?
- Nie sposb stwierdzi. Nie przybyli w sposb tak spektakularny jak my. Ich elazne
okrty to nie ORP Pozna ani Sp. Tylko, z opisu sdzc, mae jednostki transportowe. Ale
to gdybania. Pewne jest jedno: takiego teatru, jaki tutaj zrobia Rzeczpospolita, oni nie zrobili.
Wentzel zmruy oczy.
- Raczej si wtapiaj? - zapyta.
- Tak.
Admira przytakn i rozejrza si wok. Najwyraniej mia do rozmowy na rodku
pomieszczenia na stojco. Niestety, nie mieli nic do zaoferowania. Puk z Kong pozby si caego
wyposaenia na ostatnim etapie wycigu, a desant si rzeczy nie mg niczego zabra ze sob.
Wewntrz nie byo nic, nawet gupich krzese z aluminium i brezentu. W do sporym
pomieszczeniu przedsionka wityni znajdoway si jedynie awy zbite z nieokorowanych pni
osadzonych na krzyakach. Wentzel podszed do ciany. Odkry na szczcie przytargany przez
kogo witynny zydel i zaj go, krzywic si na niewygody. Reszcie towarzystwa wskaza
nieokorowane awy.
- Na ziemi tu picie? - zapyta zniesmaczony skrajn ascez ich wyposaenia.
- Na gaziach - sprecyzowa Tomaszewski.
- No tak, tak. - Wentzel doskonale udawa wspczucie. - onierz musi zawsze liczy si
z niewygodami. - Odruchowo zerkn w kierunku miejsca, gdzie stan jego ogromny
wiatrakowiec. Wewntrz na pewno czekao rozkadane, wygodne ko dla dowdcy.
Przewidywa zapewne, e zostanie tu troch duej. Najwyraniej jednak nie zamierza
opowiada o luksusach, ktre zarezerwowa dla siebie. Przecie obok staa owinita kocem
Wyszyska, ktra jako rekonwalescentka i kobieta mogaby si domaga jakich niestworzonych
przywilejw. Na szczcie reszta to onierze, a im nie wolno nawet myle, e na caym wiecie
mgby istnie jakikolwiek powd, dla ktrego admira miaby odstpi komukolwiek swoje
wygodne miejsce do spania. - Powiem wam co o tych Anglosasach - podj temat po duszej
chwili.
- Czybymy mieli o nich jakie informacje? - zapyta Tomaszewski.
Wentzel zaprzeczy ruchem gowy.
- Od czasu kiedy powsta nasz projekt przekroczenia Gr Piercienia, wszystkie suby,
ktre zajmuj si zdobywaniem dla nas informacji za granic, zostay uczulone na jednym
punkcie. Domylacie si jakim.
- Czy ktokolwiek na wiecie podejmuje podobn prb - mrukna Wyszyska.
- Tak, ma pani racj. Suby informacyjne jednak pooyy szczeglny nacisk na
pozyskiwanie informacji w krajach najbardziej podejrzanych o planowanie prb przekroczenia
gr. Tam poszy najwiksze pienidze, tam skierowano najlepszych ludzi.
- Jakie to kraje?
- Z najwikszym potencjaem, nazwijmy to, odkrywczym. Niemcy, Rosja, Anglia, USA.
Jednak podczas kiedy nasze dziaania w Rosji czy w Niemczech trudno nazwa pasmem
spektakularnych sukcesw... - Wentzel spojrza na zebran przed nim grup kpicym wzrokiem. Uywam eufemizmw, eby nie powiedzie: gdzie ponielimy sromotn klsk. Ale wracajc
do rzeczy... Podczas kiedy tam nam si nie udao, to w Anglii czy USA wprost przeciwnie.
- To znaczy? - odway si zapyta Tomaszewski.
Wentzel odpowiedzia umiechem.
- Nie wiem, o czym ni prezydent Ameryki ani o czym rozmawia z on. Ale wgld w
tajne projekty udao nam si uzyska w stopniu pozwalajcym stwierdzi, e nie ma i nie byo
tam adnych projektw dotyczcych ekspansji na teren tego wiata. No chyba e nasz wywiad
jest cakiem do dupy! O, przepraszam obie panie najmocniej. - Admira pochyli gow przed
Wyszysk i Kai.
- A moe to inicjatywa prywatna? - poddaa now myl Wyszyska.
- Na tak skal? - obruszy si Tomaszewski.
- No wanie, na jak? Nie mamy pojcia, o jakiej skali mwimy.
- To prawda - popar j Wentzel. - Nie mamy te pojcia, w jaki sposb przeszli przez
gry.
- Skoro maj elazne okrty, to raczej nie s alpinistami. I nie przynieli ich w czciach
na plecach tragarzy.
- Sdzisz, e przepalili gry jak my? e oni te maj Duego Jasia? - Wyszyska
popatrzya sceptycznie. - To zapomnij o tej teorii.
- Dlaczego? Skoro nam udao si, przynajmniej dotd, ukry fakt istnienia przejcia przez
gry, to i oni mogli ukry istnienie wasnego.
- Nie. - Wyszyska bya bardzo pewna siebie w tej kwestii. - Zapomnij o tej teorii. Oni na
pewno nie maj bomby.
- Skd moesz wiedzie?
- Bo samo jej odpalenie powoduje okrelone skutki. Powoduje je na caym wiecie. I
jeeli kto skonstruowa bomb i jej uy, to wie, czego szuka, eby si dowiedzie, czy bomb
odpalili inni.
- Aha, to znaczy, e my wiemy ju, czego szuka?
- Tak. I wiemy te dziki temu, e nikt inny Duego Jasia nie odpali.
- Przestacie si kci, drodzy pastwo. - Wentzel podnis donie, chcc ich uspokoi. Wiemy, e Anglosasi nie przepalili przejcia przez gry. Pytaniem zasadniczym pozostaje, ile oni
wiedz o nas.
Wyszyska bezradnie rozoya rce.
- Ilo informacji, ktre posiadamy na ten temat, wynosi rwne zero. Wszelkie gadanie to
tylko strata liny.
Admira przenis pytajcy wzrok na Tomaszewskiego. Ten poruszy si niespokojnie.
- Czy ten uwolniony przez ciebie lepiec nie powiedzia nic na temat, czy oni co o nas
wiedz?
I jak tu odpowiedzie.
- On nawet pomyli nas z nimi.
- A kiedy si ju dowiedzia prawdy?
- Dla niego jedni i drudzy to ludzie zza gr.
Wentzel przygryz wargi.
- No ale jako si nauczy paru sw po angielsku. Jak to zrobi?
Tomaszewski powstrzyma si przed wzruszeniem ramionami.
- To podrnik. Facet, ktry wszdzie wejdzie, wszystkim si zainteresuje. Ale on nawet
nie pochodzi z kraju, w ktrym wyldowali Anglosasi. Pozna ich przez przypadek.
- To znaczy, e tam, na innym kontynencie, oni niespecjalnie si kryj.
- My te si tutaj nie kryjemy.
- Panowie - tym razem to Wyszyska postanowia ukrci jaow dyskusj - niczego si
tutaj nie dowiemy od siebie nawzajem. Temat lepego podrnika zamknijmy. Krzysiek
naprawd wycign z niego, co si dao.
- A co pani proponuje?
- Jecha tam i sprawdzi, jak jest na miejscu.
- Jawnie?
- A mona i po cichu. Zakra si noc, chwyci jakiego Amerykaca za eb i
przesucha pniej na odludziu.
Admira tylko westchn. Najwyraniej nie zna jeszcze wszystkich pomysw
Wyszyskiej i nie wiedzia, do czego pani inynier moe by tak naprawd zdolna.
- Czy wszyscy jestecie przekonani o koniecznoci wysania natychmiastowego zwiadu? zapyta.
odezwa.
- Dzikuj, panie admirale. - Kai wzia komplement za dobr monet i umiechaa si
promiennie. - Nadal uwaam, e jestem najlepszym kandydatem. By nie rzec: jedynym.
- Ale to bardzo niebezpieczna misja. Trzeba zapewni pani maksymalne wsparcie. Wentzel pynnie przeszed od jej zgoszenia na ochotnika do realizacji planu.
- Tak. - Michaowicz chyba nie zorientowa si, jak dowdca wmanewrowa dziewczyn
w t akcj, i bra wszystko za dobr monet. - Ale bardzo trudno bdzie znale pani kapitan
towarzysza, ktry zminimalizuje ryzyko. To przecie musi by kto std. I to kto, kto proch ju
wcha.
Wyszyska domylia si planu Wentzla. Ale byo jej wszystko jedno, a zwiad wydawa
si priorytetem, bo powiedziaa tylko:
- Najlepsza byaby Shen, prawda?
Tomaszewski a cmokn.
- Lepiej byoby chyba wybra kogo z wasnych szeregw, nieprawda?
- Chyba. - Inynier podkrelia to sowo: - Chyba nie mamy.
- Z Shen cz nas bardzo przyjazne stosunki - wtrci Michaowicz.
- Ale zostaa przywdc partyzantw - mrukn Tomaszewski. - Nie zostawi tego i nie
poleci dla nas na drugi kontynent.
Dopiero teraz zrozumia, e te da si wcign w knowania Wentzla. Chcia co doda,
lecz Michaowicz nie da mu doj do sowa.
- Racja, Shen odpada. - Tatar podrapa si w czoo. - Major Baranowski bardzo dobrze
wyraa si o swoim zwiadowcy...
- Sucham?
- Jeli nie Shen, to moe Nuk? Weteran, wyksztacona, wyszkolona, i to w dwch
armiach, ochotnik, no i... Ta dziewczyna z ca pewnoci nie zesra si na sam widok wroga. Tatar nagle zda sobie spraw, e klnie w obecnoci kobiet. - Oj, przepraszam panie najmocniej.
Czasem ten zupacki jzyk mi si przypltuje.
Wyszyska umiechna si do starego wojaka.
- No to Nuk?
- Nuk.
Inynier przeniosa wzrok na admiraa.
- Nuk - potwierdzi. - A Krzy zaatwi nam to z Shen, eby pucia koleank z wasnym
bogosawiestwem.
Szlag! I tak si zaatwia sprawy w marynarce. Ten piernik, stary wyjadacz w mgnieniu
oka zaatwi karkoomn spraw, i to w ten sposb, e gwna ofiara zgosia si na ochotnika.
Niech go jasna cholera wemie.
Wentzel nie zawraca sobie jednak ju gowy drobiazgami.
- Kiedy podajecie obiad? - zapyta. - Bardzo zgodniaem podczas dugiego lotu.
- Obiad bdzie, gdy rozpakujemy ywno ze zrzutw - odpar Tomaszewski sucho. Chyba e pan admira chce skosztowa psurowej koniny.
- Wiosna! Wiosna!
Przewodnik w onieonych ostpach widzia co, czego nie widziaa caa reszta
partyzanckiego oddziau. Ludzie byli wymarznici, skostniali i zmczeni tak, e marsz przez las
nie mg ju nabra szybszego tempa, ktre mogoby ich rozgrza.
- Ciepy wiatr!
Chop, ktry ich prowadzi, najwyraniej straci rozum. Shen baa si nawet odwin
szalik z twarzy, eby nie wystawia skry na lodowate podmuchy. Tym bardziej e pulsujca
tpym blem szczka bya bardzo wraliwa na zmiany temperatury. Si rzeczy nie moga wic
zwymyla durnia.
- Postj zarzd - wychrypiaa. - Jak tylko znajdziesz dogodne miejsce.
- Postj nie, panienko. Nie tutaj.
- Dlaczego?
- Bo ciepy wiatr wieje.
No zwariowa! Normalnie zwariowa!
- Co ty bredzisz?
- U nas we wsi mwi: czujesz oddech wiosny, nie nocuj pod zboczem. Rano soce
lawin obudzi.
- Jak lawin?! I gdzie tu jakie zbocza widzisz?!
- Ano, panienko, po nocy ich nie widzisz. Ale my dolin podamy. A zbocza i po jednej,
i po drugiej stronie. Nieobytemu w okolicy wydaje si, e wrd drzew od lawin bezpieczny. e
las chroni. Ale kto tu cho raz ojca, brata albo syna szuka pod niegiem, ten dobrze wie: nie pij
w dolinie, kiedy oddech wiosny czujesz!
Nie sposb byo dyskutowa z durniem. Wiosny mu si zachciewa. Dobre sobie. Shen
miaa ju do swojego przewodnika. Mody chopak lubi si popisywa, kluczy i bdzi po
lesie, chcc rzekomo znale lepsze przejcie. A teraz jeszcze to ocieplenie, odczuwalne jednak
wycznie dla niego. Obejrzaa si do tyu, na swoich ludzi. Zmczenie wida byo goym okiem.
Oddzia wlk si niemiosiernie, a ludzie cigncy sanie z nieprzytomnym Polakiem musieli
wymienia si coraz czciej.
- Co proponujesz?
- Ano trzeba nam i na przecz zwan Wrota Shah. A stamtd do Kong ju bliziutko.
Wystarczy zej w dolin, nad morze.
- A daleko do tej przeczy?
Chopak wzruszy ramionami.
- To zaley, jak szybko bdziemy i. Normalnie to, idc ca noc, nad ranem bymy byli i
w dzie mona by zacz schodzi. Ale...
Chyba ba si dokoczy zdania. Niemniej jego wzrok skierowany na grup wlokcych
si noga za nog partyzantw by zbyt wymowny, eby mie cho cie wtpliwoci, o czym
myli. Niestety, Shen musiaa go dobi jeszcze bardziej.
- Pochd przez ca noc jest absolutnie niemoliwy. Ludzie nie dadz rady.
Dobra wymwka z tymi ludmi, przemkno jej przez gow. Bya absolutnie pewna, e
ona sama nie daaby rady i w tych warunkach przez ca noc.
- Tu nie moemy zosta. Niech panienka uwierzy.
- Tote wierz. - Skrzywia si i od razu dotkna opuchnitego policzka. Kada prba
powiedzenia czego goniej sprawiaa, e bl wzmaga si do trudnych do wytrzymania granic. Nie ma innej moliwoci?
Chopak cmoka i wzdycha, nie chcc na gos wyrazi tego, co myli o ludziach
mikkich w nogach. Nie miecio mu si w gowie, e kto moe nie chcie zda najkrtsz
drog do nieodlegego przecie w jego mniemaniu celu.
- eby doj do Kong? - powiedzia po duszej chwili namysu. - Nie ma innej drogi.
- Nie eby doj, tylko eby zanocowa - wprowadzia ma poprawk.
Przewodnik znowu zacz cmoka i wzdycha.
- No adnie. To tu s Polacy.
- Moe i lepiej - powiedziaa Shen. - Szybciej pozbdziemy si kopotu. Wartownika
widzisz?
- Nikogo nie widz.
- No to woajcie ich, eby zaskoczenia nie byo. Najgorsi s faceci wyrwani znienacka ze
snu. Zaraz dojdzie do strzelaniny.
- Hej! Hej tam! - przewodnik i partyzant idcy na szpicy usiowali przekrzycze wiatr. Tu swoi! W pokoju przychodzimy.
Co tam jednak zdziaali. Po duszym czasie otworzyy si jednoczenie drzwi i okno. W
drzwiach stan gospodarz, a w oknie widniaa lufa erkaemu.
- Kto tam? - ysy czowiek owinity futrem podnis do gry latarni. - Kto idzie po
nocy?
- My od Shen. W spokoju przychodzimy. Po gocin.
Z sieni wynurzy si czowiek w polskim mundurze. W jednej rce trzyma pistolet, w
drugiej latark. Po chwili przybyszw na drodze omit silny snop wiata.
- Od Shen?
- To ja! Spokojnie. Przychodzimy po prostu do karczmy.
- No to bro zostawcie. - Tamten sdzi, e jest wyjtkowo sprytny.
- To wy te zostawcie! - Shen nie daa sobie dmucha w kasz. - Jak wyrzucicie swoj na
nieg, to my swoj pooymy obok.
Kadir, widzc, co si wici, wystpi naprzd z uniesionymi rkoma.
- Spokojnie, spokojnie. My tylko do ognia, do ciepej izby, jak i wy. Przecie nie
walczymy ze sob. I sprzecznych interesw nie mamy.
- A po co do Kong idziecie?
- Mamy jednego z waszych. Znalelimy we wsi chorego.
W to najwyraniej onierz z pistoletem i latark nie chcia uwierzy. Z drugiej strony nie
mia najmniejszego pojcia, jak si zachowa. Z tego, co wiedzia, dowdca lotniska rozmawia z
dowdc partyzantw. Co tam ustalili i adnych wzajemnych wrogich aktw nie odnotowano.
Shen zrozumiaa, e to nie onierz liniowy. Wart nie wystawi, procedur nie przestrzega.
Trzeba go tylko uspokoi. Podesza wic bliej i pokazaa mu list goczy z wasn podobizn.
- Poznajesz? - zapytaa, a kiedy skin gow, dodaa: - To ty mi powiedz, co tu robicie.
- To tajne wojskowe zadanie! - obruszy si od razu.
- Oj, stary. - Umiechna si z trudem. - Ja rozpoznaj wasze stopnie wojskowe. I nie
uwierz, e modszego sieranta wysano z misj najwyszej wagi pastwowej. Pewnie kiszonki
u chopw kupujecie, eby w bazie szkorbutu nie dosta. - Wskazaa ciarwk.
Skrzywi si i przyzna jej racj. Kupowali kiszon kapust i ogrki. A poza tym
demontowali sprzt meteorologiczny z punktw kontrolnych, bo wedug prognoz ocieplenie ma
nadej i lawiny mog zniszczy urzdzenia. Shen po raz pierwszy pomylaa z szacunkiem o
swoim przewodniku. On mwi to samo, cho nie mia adnych urzdze.
- No dobra. - Sierant, cho nie do koca przekonany, schowa pistolet do kabury. Chodcie, nie bdziemy tak sta na wichrze. - Cofn si, robic im przejcie. - Naprawd
znalelicie jakiego Polaka?
- Ju go nios.
Shen pierwsza wkroczya do ciepego wntrza. Prawie zachysna si fal gorca. Bl
zba wzmg si natychmiast.
- Je... - jkna. - Ale co mikkiego.
Gospodarz, rzeczywicie zupenie ysy facet, nawet bez brwi i rzs, zrzuci ju swj
- W karczmie. Jutro zawieziemy pana na lotnisko. - Sierant nachyli si nad chorym, ale
ten odepchn go gwatownie. - Pojutrze bdzie pan w szpitalu w Negger Bank - dokoczy,
stojc ju w bezpiecznej odlegoci.
- Byem... byem... - Mczyzna mimo oywienia nie by do koca przytomny. - Byem
w...
- Piekle? - poddaa sowo Shen.
- Tak!
Sanitariusz wymieni spojrzenie z sierantem, potem zerkn na dziewczyn.
- A moe da mu co na uspokojenie? Jak pani sdzi? Wzruszya ramionami.
- Mnie pytasz?
- Bya z nim pani najduej. - Medyk nie mia pojcia, co zrobi. - Widziaa ju pani u
niego taki stan?
- Nie.
Shen nie znaa adnych medycznych procedur. Miaa jednak swoj babsk intuicj. Nagle
podesza do chorego i pooya mu rk na czole.
- No mw. Mw.
- Ludzie wracali z martwego lasu... Wydawali si zdrowi, mogli y. Ale potem, po kilku
dniach, pojawiay si rany... Na ich ciaach byy rany...
- Jakie rany?
- Od oparze. A oni nie dotykali ognia. Nie mieli stycznoci z wrztkiem. Parzyo ich
zimne powietrze.
Shen poczua sucho w gardle. Znowu dotkna policzka, jakby chcc sprawdzi, czy
opuchlizna si powiksza.
- Jacy to byli ludzie?
Chory zdawa si nie sucha. Co chwila przymyka oczy i zapada w odrtwienie.
Ewidentnie si uspokaja. Sanitariusz zauway to i dawa znaki Shen, eby kontynuowaa.
- Jacy to byli ludzie? - powtrzya.
- A potem zza martwego lasu przychodzili bezsenni - mczyzna wymwi to jak nazw.
- Kto?
- Bezsenni. Ci, ktrzy mog przej. Bezsenni.
- I gdzie oni s?
Mczyzna mwi coraz ciszej i wolniej. Napicie mini zdawao si ustpowa.
- S wszdzie - szepn. - Tutaj te...
Shen rozejrzaa si mimowolnie wok. Jak zauwaya, nie ona jedna.
- Tam wszyscy umierali. Tam... - Mczyzna walczy z opadajcymi powiekami. Bezsenni tam...
Zamkn oczy na dobre. Zasn? Jeli tak, to regularny oddech wiadczy, e by to
zdrowy sen. Firma Kocyan i wsplnicy moga sobie odhaczy plus przy numerze tego
specyfiku, ktry dzisiaj poda sanitariusz. Dzi si udao.
ROZDZIA 2
e ksi z gomi pozabijali nasanych mordercw nogami poamanych krzese. Dla kroniki
potem si to uwzniolio i napisao, e poradzi sobie sam ksi, i to za pomoc biesiadnego
stou, ktrym fechtowa lepiej ni niejeden mieczem.
- Jeste pewna, e taki by pierwowzr opisanych zdarze?
Aie podskoczya jak ukszona przez gza.
- Jestem pewna tylko tego, e zaraz bd miaa kobiec dolegliwo i w zwizku z tym
jestem wcieka jak borwka na mrozie, a kady drobiazg mnie wpienia do imentu!
Aie po raz pierwszy tego dnia krzykna z ca si, a jej ochrypnity gos nada
dodatkowe znaczenie temu, co powiedziaa. Rand wiedzia, e w adnym wypadku nie naley
reagowa na wybuch ani wypytywa, skd dziewczyna wie, co czuje borwka na mrozie.
Dziewczyna uspokajaa si dugo.
- Ten, ktry bdzie chcia ci zabi, rwnie nie bdzie mia zapasowego planu.
- Czym zaatakuje? - Rand usiowa by rzeczowy.
- Noem. Ale wojskowym, do tpym - achna si. - Takim czym onierz weteran to
moe i mgby ci zabi. Pijany skryba na pewno nie.
Rand nagle zda sobie spraw, e sowa Aie, a take jej wybuch sprawiy, e nie reaguje
ju histerycznie na sam myl o morderstwie, ktre bdzie musia popeni. Zreszt moe
inaczej. Dopiero teraz w sposb tak jasny zda sobie spraw, e przez cay czas rozmawiaj o
morderstwie. Poczu oczywicie, jak zbiera si w nim fala mdoci, ale to nawet w maej czci
nie byo to, co wstrzsao nim rano. Co ograniczyo strach. Hm...? A moe to ciekawo?
- A ja czym... - urwa nagle, bo zda sobie spraw, e nie wie, czy zdoa wypowiedzie
sowo zabij.
- Sztyletem. - Zrobia ma przerw, by zaraz doda: - I nie bj si. Najlepszym,
dahmeryjskim, ostrzonym i wywaanym przez mistrza.
- Tylko moja rka nie mistrzowska - wyrwao si Randowi.
- Nie bdziesz si z nikim fechtowa. Zreszt sztylet nie od tego.
- Wiem, e powtarzaa to wiele razy, i przepraszam, e cigle dopytuj - powiedzia. Ale jestem amatorem. Jestem zbjem pocztkujcym dopiero.
Troch j rozbroi. W kadym razie spojrzaa na niego z cieniem sympatii. Co zwaywszy
na zbliajc si kobiec przypado, byo duym osigniciem.
- No dobra - powiedziaa. - Zabij nareszcie t kuk, bo strasznie mnie wkurza.
Rand wzi gbszy oddech. Posusznie jednak poszed po swj sztylet. A potem, cho
duo bardziej niechtnie, podszed do kuky.
- Pamitaj - przypomniaa mu Aie. - Masz wybi zamachowca z rytmu. Jeli pokrzyujesz
mu jego plan, to pamitaj, e on nie ma zapasowego.
- Mam go pocaowa? - achn si.
Aie zachichotaa.
- Wiesz, mio midzy mczyznami nie jest ju zakazana jak przed tysicem lat, ale
uwierz mi, lepiej si z tym nie afiszuj.
- Nie artuj! - achn si. - Co mam zrobi?
- A jak mylisz? Czego si napastnik po tobie spodziewa? Co powiniene zrobi, gdy ju
go zobaczysz z wojskowym noem obok siebie?
- Pomyli, e bd ucieka - mrukn Rand. I doda: - Bdzie mia wit racj!
- No wanie. A ty go zaskoczysz i zrobisz co, czego nie zrobi nikt na widok zbliajcej
si mierci.
- Co? - Spojrza na dziewczyn niepewnie.
- Ruszysz w jego kierunku. A zetkniecie si ciaami. Moesz si nawet przytuli, jeli
do siebie.
W pewnej chwili admira uzna, e s ju w miejscu oddalonym od jakichkolwiek uszu na
caym wielkim wiecie. Niestety, wok nie byo niczego, na czym mona by usi. Wentzel
skwitowa to krtko:
- No to co? Musimy zaatwi spraw jak mafia. Na szybko i na stojco.
- Bd si streszcza.
- Tak. Tylko najwaniejsze sprawy. Co powiedziaa ci Wyszyska?
Tomaszewski pochyli lekko gow. Potem podnis j, bo daszek za bardzo zasania mu
twarz i nie widzia oczu rozmwcy.
- Przyznaa si, e jest z innej planety.
Wentzel zachowa kamienn twarz.
- To tutaj... Ich przybycie do naszego wiata to inwazja?
- Zaskocz ci. Wyszyska twierdzi, e to sprawka sekty Osiatyskiego.
Tego ju admira nie zdziery. Rozpi grne guziki swojego wspaniaego paszcza i z
wewntrznej kieszeni wyj srebrn piersiwk. Pocign yk, a potem drugi. Oczywicie nie
poczstowa Tomaszewskiego. Przecie jaki tam komandor porucznik nie jest godny, by pi z
admiralskiej piersiwki, nawet jeli prywatnie jest jego siostrzecem.
- Moesz janiej?
Tomaszewski zacz opowiada szczegy zdarze, ktre miay miejsce od momentu, gdy
z Mielczarkiem dotarli do tajemniczego otarza. Wentzel sucha z napit uwag. Jego twarz nie
zmieniaa wyrazu, nie drgn ani jeden misie. Po kwadransie mniej wicej uzna, e wie ju
wystarczajco duo, i zacz zadawa pytania.
- Reasumujc, mona powiedzie, e Osiatyski, wykorzystujc urzdzenie
skonstruowane przez tak zwanych bogw, przedosta si na Ziemi?
- Tak, jak by to powiedzieli miejscowi: do wylgarni mitycznych potworw, Ziemcw.
- I to nie rzd wysya tu do nas tych inynierw?
- Tam nie ma wiatowego rzdu, tak samo jak u nas nie ma. Nasz wiat jest prawie
idealn kopi ich wiata, tyle e zapnion w rozwoju o jakie osiemdziesit par lat. No
niestety, co zawiodo w boskim planie i nie udao si stworzy kopii w stu procentach idealnej.
- Rozumiem, nikt nie chcia mu wierzy, wic ksi stworzy tam sekt. I Wyszyska
przedstawia si wrcz jako wysannik Osiatyskiego?
- W wielkim uproszczeniu i troch przeinaczajc, ale... tak. Przedstawia si jako nasz
sojusznik.
- A to sprytna baba. - Wentzel w podziwie krci gow. - Podobno Indianie mwi, e
wielko czowieka mierzy si wielkoci jego wrogw. No to dziki Wyszyskiej jestemy
chyba najwiksi na wiecie.
- Ja te czuj podziw i szacunek do niej jako wroga...
- Mam dziwne podejrzenie, e czujesz do niej co innego - Wentzel przerwa
Tomaszewskiemu w p sowa. - Ale mniejsza z tym. - Machn rk. - Ty rozmawiae z ni
wtedy, w kluczowym momencie, patrzc jej w twarz. Wiem, e nie zgadniesz, czy jest szczera,
czy nie, ale widziae jej oczy. Co o niej powiesz?
Tomaszewski podziwia wuja, e jest zdolny analizowa takie elementy jak wyraz twarzy.
Jak odczucie dotyczce szczeroci w ekstremalnych sytuacjach, w ktrych ciko co ukry i
zapanowa nad sob.
- Nie chc ci kadzi, ale jak zwykle masz racj. By taki moment. Zobaczyem jej
autentyczn reakcj.
Wentzel patrzy siostrzecowi w oczy z niesabnc uwag.
- Opisz, co si stao.
- Oboyem otarz materiaem wybuchowym, chcc szantaem wydoby prawd. Jeli mi
nie odpowie na wszystkie pytania w sposb, ktry mnie usatysfakcjonuje, to wypieprz t
konstrukcj po prostu w kosmos. A jeli bdzie usiowaa mi przeszkadza albo wrcz zabi, to
Mielczarek mia rozkaz wysadzi i otarz, i nas oboje.
- W desperacj popade - mrukn admira i trudno byo wyczu, czy powiedzia to z
aprobat, czy nagan w gosie.
- Musiaem wiedzie.
- Rozumiem.
Tomaszewski wyj papierosa i zapali na mrozie, mimo e palenie w tych warunkach na
powietrzu nie dawao adnej przyjemnoci. Zacign si do samego dna puc, czujc, jak drobne
igieki szczypi mu gardo.
- Podczas caej rozmowy wydawaa si szczera - powiedzia, wydmuchujc dym. - Ale to
tylko moje subiektywne wraenie. Wszystko zmienio si jednak w jednej chwili.
- Kiedy ten lepy podrnik zacz mwi po angielsku?
- Tak. Wyszyska w uamku sekundy zrozumiaa, jak dramatycznie zmieniy si warunki.
Zrozumiaa, e z przesuchiwanej dziewczyny na mojej asce staa si pani sytuacji. I wtedy na
pewno nie udawaa. Runa w stron otarza i zacza wyrywa kable z detonatorw z wyrazem
takiej radoci, e najlepszy aktor nie mgby tego zagra.
- A tak si nie zachowuje agent rzdowy, prawda?
- Wanie. Ona to robi z powodu idei. Inteligentna zoza.
- Bo?
- W trakcie przesuchania daem jej swj notes i owek. eby zapisaa wszystkie
nazwiska dziwnych inynierw, jakie zna. Bo my przecie do wszystkich nie dotarlimy.
- No, no?
- A ta mapa, udajc, e pisze, przegldaa po prostu moje prywatne notatki.
Wentzel zacz si mia.
- Tak, tak, wielko naszych wrogw w tym przypadku wiadczy o nas bardzo dobrze powiedzia rozbawiony. - Czasem mamy znacznie wikszych ni my - chichota.
Potem spowania i bezceremonialnie wyj Tomaszewskiemu z ust papierosa, eby go
dokoczy.
- Zdaa sobie spraw, e jest dla nas niezbdna? - powiedzia. - Razem ze swoimi
kolegami? e kiedy tu ju s Amerykanie, czy kto tam, to sami nie damy rady. Niewane, ile
mamy w kaburze bomb atomowych. Jeli ich uyjemy, to reszta zrobi sobie takie same. Ameryka
i Rosja ju za trzy lata, reszta rozwinitych za jakie dziesi.
- Sztab robi takie analizy? - zapyta Tomaszewski.
- Ano robi. Nie moemy stan sami wobec reszty. Niewane s nasze eksperymentalne
bombowce, okrty podwodne czy krokomierze. Wane jest osiemdziesit lat przewagi
technicznej i inynierowie, ktrzy przybywaj tu tylko odrysowywa swoje stare schematy
techniczne. To jest wadza nad wiatem. I Wyszyska zrozumiaa, e teraz musimy si z ni i jej
podobnymi ukada, niezalenie od tego, co si stanie.
- Albo... - Tomaszewski szeroko rozoy rce. - Nie kazaem Mielczarkowi neutralizowa
materiaw wybuchowych. Otarz moemy wysadzi w kadej chwili.
Admira pokiwa gow.
- Najtrudniejsza decyzja w yciu - powiedzia smutno. - I to bez moliwoci spytania
wadzy, bo przecie Ossendowski zawau dostanie, gdy mu powiemy o czarach i teleportacji
ludzi z innej planety.
- Wanie.
- A ty co o tym mylisz, Krzysiu?
- Nie wysadza! - powiedzia Tomaszewski zdecydowanie. - Ja wiem, e to naraa nas na
jak inwazj ze strony Ziemian. Ale tu gro nam jawnie wrogie siy. Jaka zakonna organizacja,
ktra przedostaa si wieki temu na nasz stron gr. By moe s w jaki sposb usadowieni w
sztabie armii ldowej. Kto przecie zorganizowa tu wypraw czarownikw, eby pokrzyowa
nam szyki. Na szczcie Baranowski okaza si czowiekiem na poziomie i wygra wycig tylko
po to, eby zagra mi na nosie. Potem zoy podjcie decyzji w moje rce.
Wentzel zacign si po raz ostatni i odrzuci niedopaek.
- Obawiam si, e bdziemy musieli z t cik decyzj pozosta. I to co gorsza, sami.
- Na to wyglda.
- No dobra. - Admira zebra si w sobie. - eby nas ta decyzja nie sparaliowaa, ruszamy
do roboty. Po pierwsze musimy si dowiedzie czegokolwiek o dziaalnoci Zakonu po naszej
stronie gr. Po drugie musimy wiedzie, kto wysa czarownikw do Banxi.
- Po trzecie - Tomaszewski wczy si do wyliczanki - trzeba stwierdzi, czy Zakon i
czarownicy to nasi wrogowie.
Wentzla zatkao na moment.
- Co? - powiedzia dopiero po krtkiej chwili.
- Tak naprawd to nie wiemy nic o ukadzie si, w ktry brutalnie ingerujemy.
Admira przekn lin. Wola nie komentowa.
- A teraz realnie - powiedzia, podkrelajc sowo realnie. - Po trzecie musimy ustali
pen list inynierw z Ziemi, ktrzy infiltruj nasz przemys.
Tomaszewski umiechn si szeroko.
- A to ju wymyliem, jak zrobi.
Admiraa zatkao po raz drugi.
- Jak? - spyta sucho.
- Rozwizanie podsuna mi sama Wyszyska. Wiemy z naszego ledztwa, e jej ciao
urodzio si jako Marta Wiencek, prawda?
- Tak.
- Ona sama alia si, e nie lubi swojego imienia Jadwiga. A skoro to imi, jak i
nazwisko s faszywe, to dlaczego nie przyja sobie takiego imienia, jakie wydawaoby jej si
adne? Tu tkwi rozwizanie.
- No, no?
- Bo to nie jest faszywe nazwisko. Przybrane, ale prawdziwe. Myl, e firma Kocyan i
wsplnicy, szukajc sposobu zdobycia prawdziwych papierw dla swoich kumpli, szukaa
grobw dzieci na prowincjonalnych, przykocielnych cmentarzach. Szukali noworodkw,
ochrzczonych i pochowanych, poniewa zmary przy porodzie. Wic w dokumentach
pastwowych poza statystyk lad po nich nie pozosta. A metryk takiego dziecka wydoby
atwo pod jakim wydumanym pozorem, albo wrcz za apwk. Majc metryk, wyrobi
prawdziwe dokumenty to ju buka z masem.
- No tak. Dlatego Wyszyska nie moga sobie wybra imienia i nazwiska, bo ma nie
faszywe, tylko prawdziwe. Tyle e cudze.
Admira zrobi krok do przodu i pooy siostrzecowi rk na ramieniu.
- Krzysiu - powiedzia cicho - ty w przeciwiestwie do wielu innych oficerw na karku
masz gow zamiast dyni. I ciesz si, e na ciebie postawiem.
Przerwa im okrzyk jakiego onierza:
- Panie admirale! Panie admirale!
- Tutaj!
Zdyszany chory piechoty morskiej dobieg do nich, osypujc nieg z gazi, o ktre
zaczepia.
- Melduje si...
- O co chodzi? - Admira powstrzyma meldunek ruchem rki.
- Odkrylimy tymi aparatami na podczerwie, e dzicy tu podchodz. Przeskakuj z
korony drzewa na koron jak wiewirki. Panowie oficerowie powinni si ewakuowa w stron
wityni.
Wentzel by wyranie zdziwiony, e dzikusy nie daway cigle za wygran. Zastanawia
si przez chwil, potem jednak powiedzia do Tomaszewskiego:
- Dobrze, w takim razie o reszcie spraw pogadamy pniej. Chodmy.
Warty na obrzeach lotniska nie chciay wpuci na teren bazy obcych, uzbrojonych ludzi,
ktrzy siedzieli na pace ciarwki. Dzwonienie na wartowni niewiele dao. Spraw
rozstrzygn dopiero wezwany z wiey porucznik Jaboski.
- Ach, my si przecie znamy! - W wietle latarki rozpozna Shen, mimo e trzymaa przy
opuchnitym policzku namoczon w roztopionym niegu chustk. - Co si stao?
- Nie jest ranna - wyjani Kadir. - To zb.
- Uuu... straszna sprawa. - Porucznik skrzywi si ze wspczuciem. - No moe nasz
medyk co zaradzi.
Shen obolaa przytulia si do Kadira.
- Oni znaleli jednego z naszych. Kogo z zaogi statku Gradient - powiedzia kapral.
- A co to jest Gradient? - wyrwao si porucznikowi. - Ach - zgani sam siebie. - Na
pewno tajna misja marynarki wojennej. Niczego nie powiedz, a ty si pniej domylaj,
czowieku, co robi marynarz w gbi ldu.
Jaboski sign na pak i odsoni troch koc spowijajcy czowieka na noszach.
- Bardzo z nim le?
- Czasami odzyskuje troch przytomnoci - zaraportowa kapral. - Ale gwnie majaczy.
- Jakie rany?
- Nie stwierdziem - wczy si sanitariusz.
- Gdziecie go znaleli?
- Partyzanci go znaleli w jakiej wiosce.
Porucznik podnis wzrok na Shen.
- Trudno wyrazi moj wdziczno, ecie si nim zaopiekowali.
Syszc ten prawie dworski styl, Shen chciaa wykona paacowy ukon. Niestety, nawet
lekkie nachylenie ciaa spowodowao taki paroksyzm blu w szczce, e j sparaliowao.
Jaboskim a wstrzsno na ten widok. Chyba te nie by odporny na bl zbw.
- Porozmawiamy pniej. Ale dobrze, e pani jest. Mam rozkaz z dowdztwa, eby
nawiza z pani kontakt.
Kadir spojrza pytajco, jednak dalsz rozmow przerwao pytanie kierowcy:
- Panie poruczniku, zawie ich pod punkt medyczny?
- No skd! - obruszy si dowdca. - Nikt nie moe widzie, e jawnie pokazujemy si z
partyzantami. Przecie to wrogowie naszego imperialnego sojusznika.
- Aha. - Kierowca nie wnika w zawioci sojuszy. - To gdzie mam podjecha?
- Do hangaru. - Jaboski wskoczy do szoferki. - Ruszaj.
Lotnisko w Kong nie miao hangaru z prawdziwego zdarzenia. Jego rol peni ogromny
barak, w ktrym mg si zmieci jeden samolot transportowy. Pozwalao to jednak
mechanikom na napraw silnikw w zupenym spokoju, ktrego nie zakcay warunki
atmosferyczne. A poniewa Kong nie byo przeznaczone do przeprowadzania operacji lotniczych
na wielk skal, takie rozwizanie okazao si zupenie wystarczajce. No i na szczcie barak
sta wanie pusty - wojskowa ciarwka moga zaparkowa na samym rodku.
Jaboski upewni si, e pomocnicy mechanikw zasunli za nimi wielkie wrota.
- Dobra, wypakowujcie si - zacz wydawa komendy. - Ty - wskaza na kaprala - kaesz
przynie wszystko, co jest potrzebne, eby partyzanci mogli tutaj przenocowa. Skombinuj co
ciepego do jedzenia. Ty - wskaza na funkcyjnego baraku - pilnuj, eby nikt z nich nie
pokazywa si z broni na zewntrz. Ty, ty, ty i ty - machn na nastpnych onierzy - bierzcie
si za nosze i zaniecie tego marynarza do punktu medycznego. No i ta biedula te niech tam
idzie... - Krzywic si, popatrzy na obola do granic moliwoci Shen. - Niech j kto
asekuruje. Przecie sania si na nogach.
- Ja j przytrzymam. - Kadir pomaga dziewczynie zsi z paki ciarwki.
- Przynajmniej karabiny zostawcie tutaj. Nie chc, eby kto widzia, e tu s partyzanci.
Karabiny Kadirowi nie byy do niczego potrzebne. Martwi si o Shen. Podtrzymywana
przez niego dziewczyna ledwo moga i, tak dawa jej si we znaki zb. Rusznikarz wiedzia, e
bl blem, albo si zb wyrwie, albo sam przejdzie. By jednak czowiekiem wyksztaconym i
wiedzia te, do jakich komplikacji moe doprowadzi taki stan pozostawiony sam sobie. Nawet
do mierci.
Jaboski kaza zgasi rzd arwek, ktre dotd owietlay plac. Wyszli w ciemno. Na
szczcie niekompletn. Troch wiata padao na zewntrz przez cienk cerat umieszczon w
wykrojach baraku mieszkalnego. Na szczcie droga nie bya duga. Szopa penica rol punktu
sanitarnego bya tu obok miejsca, gdzie spaa obsuga lotniska.
- Tdy. - Jaboski otworzy niewielkie drzwi i zapali wiato.
Zrobi si may problem. Przejcie byo za wskie, eby czterech ludzi mogo przej z
noszami. W kocu nieprzytomnego przekazano sobie z rk do rk. Ju w rodku pooono na
jednym z dwch polowych ek stojcych pod cian.
- Mamy tu bardzo skromne wyposaenie. - Jaboski wskaza rzd szafek za plecami,
kryjcych pewnie zapasy lekw i narzdzi lekarskich. Chyba nie mia pojcia, czym dysponuj
miejscowi lekarze. Wtedy nie mwiby o skromnoci. - Chorego zaopatrzymy wic tutaj jedynie
w podstawowym zakresie. I najbliszym moliwym lotem odelemy do Negger Bank. Do
szpitala w bazie.
- Tej panience te by si przydaa pomoc. - Sanitariusz kiwn podbrdkiem w kierunku
Shen. - Cho niekoniecznie a w Negger Bank.
- To nic takiego - mrukna Shen, prbujc by dzielna. - Przy okazji zgosz si do
cyrulika.
Jaboski umiechn si radonie.
- Przy okazji? Kiedy tam? - zakpi. - Byle nie teraz, nie tutaj, nie od razu. I to w ludzkich
warunkach.
Medyk, ktry odwija nieprzytomnego czonka zaogi Gradienta z kolejnych
ocieplajcych warstw, podnis gow.
- Tchrz! - skwitowa.
- Ale w tej chwili w ogle mnie nie boli! - Shen ze zdziwieniem stwierdzia, e mwi
szczer prawd. Ze strachu, kiedy zrozumiaa, e oni chc natychmiast przystpi do wyrywania,
zb przesta bole momentalnie. - Nawet nie mi!
- Tchrz!
Jeden z onierzy, wyranie rozbawiony, otworzy szuflad z napisem Narzdzia
dentystyczne, wyj wielkie jak grabie szczypce i kapn nimi kilka razy, powodujc
nieprzyjemny metaliczny dwik. Shen poczua, e robi jej si mikko w nogach. Spojrzaa
spanikowana na Kadira, ale ten politycznie odwrci wzrok.
Sanitariusz z pomocnikiem skoczyli rozbiera nieprzytomnego czowieka. Nakryli go
czym biaym i sztywnym. Potem zaczli robi podstawowe badania.
Jaboski zerkn na zegarek.
- Czy chory mwi, w jaki sposb znalaz si w lesie niedaleko Banxi? - zapyta.
Kadir zaprzeczy ruchem gowy.
- Budzi si kilka razy, ale nigdy nie mwi na tyle zbornie, eby go szczegowo
wypyta.
- A o czym majaczy?
- O piekle.
- O czym?
- Twierdzi, e by w piekle. Opowiada o ludziach, ktrych parzyo zwyke powietrze. O
bezsennych. O tych, ktrzy wracali zmienieni.
Porucznik skin lekko.
- Czy to sugeruje, e by w jakich osadach? Miastach?
Kadir umiechn si lekko.
- Mnie te to pytanie przyszo do gowy. Czy tam, za Wielkim Lasem, s jeszcze jakie
siedziby ludzkie. Ale z majacze niewiele wynikao. Nie mam pojcia, gdzie by.
- Wrci w dobrej formie fizycznej?
Rusznikarz przytakn.
- Nikt go te nie obrabowa. Mia ze sob mnstwo przedmiotw, ktre mogy budzi
podanie. A kurtk ukradli mu dopiero kusownicy z jednej z naszych wsi.
- Nie wspomnia ani sowem o celu swojej wyprawy?
- Jeli to bya wyprawa. - Kadir wzruszy ramionami. - Nie.
- A o czym jeszcze mwi?
- Opowiada z fascynacj o jakich oscylacjach. Co o tym, e Wielkie Lasy s poczone,
e to system czy co takiego, ktry podlega cyklicznym zmianom i zmienia... - Rusznikarz
zawaha si na moment.
- Co zmienia?
- Wszystko. - Kadir umiechn si niezdarnie.
- Ciekawe. - Jaboski potar brod. - Na szczcie to nie moja dziedzina. Trzeba bdzie
zaczeka, a go podlecz w szpitalu w bazie.
- Natomiast w przypadku Shen chyba czeka ju nie mona.
Porucznik drgn, nieprzygotowany na zmian tematu, i zerkn na dziewczyn.
- Ach tak, oczywicie. - Skin na sanitariusza. - Podstawowe badania choremu moe
zrobi twj pomocnik. A ty chod tutaj.
Wielki, zwalisty chop mia ogromne donie, jak kowal. Shen jkna z przeraenia.
Zerkna na drzwi za sob, lecz drog ucieczki blokowa zdrajca Kadir.
- Mnie naprawd w ogle nie boli - szepna.
Na ustach urodzonego sadysty pojawi si okrutny umiech.
- Nie jestem co prawda dentyst, ale zapraszam na fotel. - Wielkie apska zacisny si na
ramionach Shen.
- Nie! Nie ma adnej potrzeby...
- Takiego nie. - Kadir zmarszczy brwi. - Ale mwi si, e kto si mieje jak dure na
widok ognia.
- No to patrz pan!
Sanitariusz wyj z kieszeni pudeko zapaek. Wycign mae drewienko. Potar gwk o
blat i przysun do twarzy Shen. Kiedy zogniskowaa wzrok na pomieniu, poruszy nim w prawo
i w lewo. Dziewczyna nagle zacza chichota tak gono, e momentalnie rozbawia onierzy
wok.
- Nieze, co? - Razem z kolegami usiowa powstrzyma chichoczc Shen na fotelu, eby
nie zerwaa si i z radoci sobie czego nie zrobia. - To mwi pan, e mieje si jak gupi na
widok ognia?
- Co to jest? - Kadir mimowolnie te si umiechn.
Jedynie Jaboski zachowa powany wyraz twarzy.
- Podtlenek azotu - wyjani. - Gaz, ktry znieczula, zwany jest potocznie gazem
rozweselajcym. Ona teraz bdzie si tak miaa i miaa, wystarczy, eby palcem jej skin
przed oczami. Ale nie powinno zaszkodzi.
- Nieprawdopodobne. Przecie na tym majtek mona zbi w jednej chwili.
Porucznik tylko machn rk.
- Chodmy na zewntrz, tam sobie zapal. - Wskaza grup rozbawionych onierzy. Byle z dala od tych dzieci.
Kadir dugo nie mg oderwa wzroku od niecodziennego zjawiska. Potem jednak ruszy
za dowdc.
- Mwi pan, e kto z dowdztwa chce si spotka z Shen?
Jaboski osania zapalniczk od wiatru. Potakn, dopiero kiedy koniec papierosa
rozjarzy si arem.
- Tak. Z dowdztwa marynarki.
- A kto konkretnie?
- Nie mam pojcia. Tyle mi wiadomo, e dowdztwo marynarki zwrcio si do mojego
dowdcy, ebym za wszelk cen skontaktowa si z partyzantami. Chc porozmawia z Shen.
Sprawa jest bardzo pilna.
Aie podniosa si znad planw paacu rozoonych na najwikszym stole pokoju map.
Wyraz jej twarzy nie wskazywa na to, eby bya szczeglnie radosna.
- Moim zdaniem kiszka - powiedziaa. - Nie bardzo wyobraam sobie wprowadzenie
naszego czowieka z noem do paacu. Sie wart jest zbyt gsta.
- Oj, przesta. - Rand podnis si ociale z postumentu, ktry zosta po usunitej std
rzebie. Posg przedstawia Biafr zamylonego. I by chlub prywatnych zbiorw Randa do
czasu, kiedy okazao si, e to podrbka. Posta uwieczniona w marmurze okazaa si
Cheelosem zamylonym, w ktrym kto przed wiekami sku oryginalny napis i wstawi nowy.
Kompromitujca rzeba znikna wic byskawicznie, a na oprnionym postumencie Rand
uwielbia przesiadywa osobicie.
- Nie kadego przecie si rewiduje.
- Owszem. Ale do adnej delegacji dyplomatycznej ani przedstawicielstwa generalicji
zamachowca nie wkrcimy.
- Mylaem raczej, eby go przebra za dostawc. Oczywicie nie marchwi do kuchni. Ale
na dworze mona przedstawi na przykad waciciela szlifierni diamentw. Co w ten dese?
Samo to, e Wentzel wrcza bojow odznak Rajd na Banxi osobicie kademu
onierzowi, wywaro due wraenie. A fakt, e takich odznak na caym wiecie bdzie jedynie
trzysta kilkanacie sztuk i nigdy nie powstanie wicej, sprawia, e czuli si szczeglnie
wyrnieni. Wszystko to blado przy cudach, ktre pokazywa admira. Oczywicie w caej armii
zdarzay si czasem osobiste dekoracje, zdarzay si i rozmowy oficerw z onierzami przy tej
okazji. Ale tu, na polanie przed wityni, nie syszao si zdawkowych: Skd pochodzicie,
onierzu?. Z dupy! - chciaoby si wtedy odpowiedzie. Nie, nie. Rozmowy, ktre
przeprowadza szef kontrwywiadu floty, brzmiay zupenie inaczej:
- wietnie, e pana tu spotkaem, kapralu. Prosz pozwoli, e bd si zwraca per
Mateuszu. Paska matka jest przecie z domu Obersdorfer, prawda? A Obersdorferowie s
bardzo daleko, ale jednak spokrewnieni z Wentzlami. Dobrze kojarz? W jakim sensie jestemy
wic chyba krewnymi.
onierze nie wierzyli wasnym uszom. Czy admira zna wszystkich swoich ludzi?!
Przecie wikszo z nich widziaa go z bliska pierwszy raz w yciu.
- Nosicie pikne imi, Sawomir! Mona by to zinterpretowa jako sawa dla wiata, czy
nie? Na pewno nazwisko Wjtowicz bdzie teraz sawne w rodzinnym Bielnie, prawda?
Szok. On pamita naprawd wszystkich?
- Syszaem, Hasan, e jeste najszybszym Tatarem w Wojsku Polskim. No, moe stojcy
tu obok Azhar mgby si prbowa z tob rwna.
I teraz to ju wiadomo. Admira zna wszystkich trzystu onierzy zebranych na polanie.
Zna ich osobicie. Interesowa si.
Tomaszewski zachowywa idealnie kamienn twarz. Zna mechanizm sztuczek Wentzla.
Admira, kiedy przewidywa, e stanie przed tumem onierzy, kaza sobie dostarczy akta
piciu z nich. I zapamitywa z papierw wszystko, cznie z fotografiami. Mia doskona
pami, take do twarzy, inaczej przecie nie mgby pracowa w wywiadzie. A znajc dokadnie
piciu ludzi ze wszystkimi szczegami, mg udawa, e ich nie wybiera z tumu. e rozmawia
z przypadkowymi i takie same rozmowy mgby przeprowadzi z kadym z zebranych. Sztuczka
robia kolosalne wraenie, a onierze admiraa uwielbiali.
Wzruszenie udzielio si nawet Thien, ktra dziki przywiezionym zapasom alkoholu
zdoaa przemc sabo i pojawia si tego dnia na placu. Tylko Baranowski pokpiwa, e jest
ju w tak dobrej formie, e mona by byo przydzieli jej jak funkcj - na przykad gwnego
inspektora do walki z alkoholizmem w imperialnej armii.
Tomaszewski, nawiasem mwic, zapamita to sobie i uzna za dobry pomys. Rne
myli kbiy mu si po gowie. Wiedzia, e zbliaj si do rozstrzygnicia w najwaniejszych
kwestiach. I zna Wentzla lepiej ni inni ludzie. Wiedzia, e admira, promieniejcy teraz
publicznie radoci i sympati, ju na pokadzie wiatrakowca zamieni si w kata i
najokrutniejszego mistrza tortur, poniewa wiele spraw nie szo po jego myli. Bdzie si
domaga wynikw i nowych pomysw. A kto ich nie dostarczy, tego gowa moe spa z
katowskiego pieka.
Tymczasem admira przed odlotem postanowi przemwi do zebranych. Oczywicie jego
wiatrakowiec mia na wyposaeniu sprzt do nagonienia, wystarczyo wystawi goniki. A
skoro pojawia si taka moliwo, jak dawaa tumaczka piechociarzy Duon, admira
postanowi przemwi take do puku garnizonu Kong. Mia talent krasomwczy i potrafi
trzyma suchaczy w stanie najwyszego napicia. By te cholernie przekonujcy. Z wycigu i
rywalizacji piechociarzy z marynark zrobi majstersztyk wsppracy i koordynacji rnych
formacji z rnych pastw w celu odniesienia wsplnego zwycistwa. W krtkich sowach
przekona dziewczyny, e s elit elit imperialnej armii, jej mietank mietanki, a te stay z
otwartymi ustami i coraz bardziej szklcymi si oczami. W prostych sowach udowodni im, e
wanie przechodz do historii, poniewa s pierwszym oddziaem, ktry wkroczy do Wielkiego
Lasu i odnis cakowite, miadce zwycistwo. A z racji skromnej liczby si wasnych to
waciwie dokonano tutaj cudu! Dziewczyny od razu uwierzyy, e s absolutnie wyjtkowymi
bohaterkami, pierwszymi takimi w dziejach. Przy okazji zrozumiay te, e admira Wentzel jest
najlepszym dowdc w caej historii wiata, mimo e nie bra on udziau w rajdzie na Banxi, a
waciwie to sta nawet po stronie konkurentw oddziau Baranowskiego, ale... to niewane. Na
pewno odpowiednio czuwa nad rozwojem wypadkw. Dla dziewczyn jego posta stawaa si
powoli bliska boskiej.
Tomaszewski usiowa si nie umiecha. Tym bardziej e z Polakami i Tatarami poszo
rwnie gadko. Nie mg si jednak powstrzyma przy sowach: Kiedy z dum bdziecie
powtarza wnukom: byem pod Banxi z komandorem Tomaszewskim.... Musia opuci gow i
zakry twarz daszkiem czapki. Ludzie tak atwo dawali si przekona, e s bohaterami.
Najwyraniej nie dostrzegali drugiego dna tej sprawy. Admira w ten prosty sposb przykrywa
enujce braki w zaopatrzeniu, niemono utrzymywania powietrznego mostu w
nieskoczono, a take brak jasnej koncepcji, a cilej: jakiejkolwiek koncepcji, co dalej. Za to
bohaterowie byli obecni w nadmiarze. A przecie bohaterowi nie wypada wypomina
dowdztwu, e jest za mao konserw.
Przy sowach poegnania owacje przerodziy si w prawie zbiorow histeri,
przynajmniej jeli chodzi o dziewczyny z Kong. Wentzel nie musia wic tumaczy im, e na
razie nie maj dokd wraca, bo ich garnizon jest w obcych rkach.
- Za mn! - rozkaza tylko swojej wicie.
Tomaszewski, Wyszyska, Michaowicz, Kai i Nuk byli ju przygotowani do drogi. Z
pewn ulg opuszczali plac wypeniony rozentuzjazmowanymi ludmi, czujc si, przynajmniej
w przypadku oficerw, troch gupio. Wentzel przywiz ze sob oficerw majcych przej trzy
kompanie. Swoich bardziej zaufanych ludzi wanie zabiera ze sob. Tomaszewski przez to czu
si troch jak dezerter.
- Przypominam o obowizku zapicia pasw. - Pilot odwrci gow znad tablicy
przyrzdw. - Wymg ten dotyczy take pasaerw w stopniu admiraa.
Najwyraniej by w przyjani z dowdc. Tomaszewskiemu, ktry z dowiadczenia
wiedzia, e zbiera si burza, wcale nie byo do miechu. Na szczcie podczas startu nie dao si
rozmawia. Silniki pod obcieniem pracoway bardzo gono. Tomaszewski, chcc uspokoi
Nuk, musia krzycze.
- Spokojnie, wiatrakowce s bardzo bezpieczne.
- Nie boj si. - Nuk zacisna donie na krawdziach metalowego krzeseka.
- Ale wcale ci o to nie podejrzewam. A tak nawiasem mwic, poprosiem obsug
lotniska, eby skontaktowaa si z Shen. Przy odrobinie szczcia twj dowdca moe ju na nas
czeka.
Sierant skina gow. Maszyn zatrzso nagle, silniki zagrzmiay jeszcze groniej i
wiatrakowiec ruszy do przodu. Przez moment zachybotao nim na nierwnociach
niedoskonaego pasa i po kilku chwilach cika maszyna uniosa si w powietrze. Uczucie
zupenie nieprawdopodobne w porwnaniu ze startem samolotu. A Tomaszewski wiedzia, e to
nie jest wcale ostatnie sowo cywilizacji technicznej. Czyta, e testuje si wanie migowce maszyny, ktre bd mogy startowa i ldowa zupenie pionowo, bez adnego rozbiegu, a wic
na nieprzygotowanym terenie. To moe by rewolucja w dziaaniach wojennych.
Szybko osignli waciwy puap i silniki cichy byskawicznie. Nie lecieli wysoko. Na
ziemi nie byo wrogiej artylerii przeciwlotniczej, a strza z uku nie mona byo uszkodzi
aluminiowej maszyny.
- No jak tam wraenia z misji? - zagai Wentzel z pogodnym wyrazem twarzy.
Tylko Tomaszewski wiedzia, co si wici. Wybuchowi gniewu admiraa mogy
przeszkodzi tylko dobre pomysy. Oryginalne.
- W sumie jako wyszo. - Pukownik tatarski nie wyczuwa zagroenia. - Jak w kadej
akcji byy i trudne chwile, ale wany jest efekt, prawda?
- Ty mnie, Selim, nie bierz pod wos. Niby co w tej akcji byo trudnego?
No tak. Nie trzeba byo sucha oficjalnego przemwienia. Tam admira przecie nie
wyraa swoich prywatnych pogldw.
- No wiesz, Joachim, niby nic. Ale kiedy spod lodu wyskakuje ci nagle przeciwnik, i to w
samym rodku twojego oddziau, to ja ci powiem: to robi na czowieku wraenie. To robi
wraenie.
- Jako z Krzykiem opanowalicie sytuacj.
- Ano. Na szczcie Krzy nie straci nerww. No i metod znalaz waciw, eby ich
pokona. Nie tam jak wyduman, tylko po naszemu, po mordzie jednego z drugim, kopa w
jaja.
Wentzel dobrze zna starego Tatara.
- A tobie si podoba takie naparzanie piciami po pyskach, co? - Uderzy go doni w
kolano.
Michaowicz przez chwil walczy ze sob, a potem przeama si i wyzna szczerze:
- No! Podoba mi si! Jak za dawnych czasw. Ale najfajniej byo, kiedy zdalimy sobie
spraw, e oni nie wiedz, jaka jest moc cikiego wojskowego buciora. I jak taki piechociarz
zapa w kocu tego dzikusa, jak mu sprzeda kopa w gole, to ko si amaa, a noga robia kt
prosty, ale nie w t stron co trzeba. A najfajniejszy by trzask amanej koci!
- Selim! - upomnia go admira. - Kobiety suchaj!
Nuk najwyraniej miaa ochot powiedzie, e jej to nie przeszkadza, a nawet przeciwnie,
przyjemnie sucha, bo stary wyga ciekawie mwi. Z czuciem i po ludzku. Nie miaa jednak
odezwa si przy szarach.
Wentzel przeszed do rzeczy:
- Nie chciabym, eby przewagi wojenne zakryy nam fakt, e tkwimy w martwym
punkcie.
- Dlaczego? - Pukownik nadal nie dostrzega symptomw nadcigajcej burzy.
- Mam przypomnie? Dobrze! - Wentzel zapali papierosa. - Tu pod naszym bokiem
tkwi nierozpoznane siy jakich Anglosasw. W naszym wasnym wojsku, w siach ldowych,
tkwi obcy agenci, i to na tyle wadni, e s w stanie posa obcy puk wraz z czarownikami na
akcj, majc do dyspozycji polskich dowdcw, polskie zaopatrzenie i polskie rozpoznanie. To
mao? Wrg u bram, a my w obrbie wasnych murw mamy drug, rwnie nierozpoznan si.
Wicej. Nie wiadomo, co czai si w naszym wasnym kraju, bo coraz bardziej prawdopodobne
staje si, e wyprawom zakonnym udao si przed wiekami przedosta na nasz stron i teraz w
naszych barwach zwchuj si z miejscowymi.
Wyszyska umiechna si lekko. Admira w jej obecnoci nie powiedzia, e ma te
trzeci problem. Jej i jej kolegw z innego wiata. Wzia to jednak za dobr monet.
- Angolami tak bardzo bym si nie przejmowaa. - Wzruszya ramionami. - Na innym
kontynencie to jednak nie pod bokiem.
- Nic o nich nie wiemy i nie mamy pojcia, jak si dowiedzie!
- Przecie ustalilimy, e wylemy zwiad.
- To nazwabym raczej dziaaniem rozpaczliwym. A tak nawiasem mwic, jak zamierza
pani dostarczy zwiadowcw na miejsce?
Wyszyska machna rk.
- Na spadochronach. Jak w kadym porzdnym szpiegowskim filmie.
- Oczywicie przelatujcy im nad gowami samolot nie zwrci niczyjej uwagi.
ROZDZIA 3
- Nie, herbata. Czarna, mocna, gorzka. Ma tak ilo garbnikw, e cignie ci ran w
dzile i zagoi szybciej ni te wszystkie lekarstwa. Nie jest za gorca, sprbuj.
Shen ostronie przeja naczynie. Troch si jeszcze baa bra cokolwiek do ust. Za to
spojrzaa na pani inynier z ciekawoci. Jej bezporednio rzeczywicie nie bya udawana.
Czego chciaa?
- O czym chcesz ze mn porozmawia? - zapytaa.
- Hm. Wiesz ju, e nie jestem czowiekiem?
- Wiem od dawna od Kai. A dzisiaj powiedzia mi to jeszcze Tomaszewski w wielkiej
tajemnicy i odbierajc przysig, e nikomu nie powiem.
Kobiety spojrzay na siebie z porozumiewawczym umiechem. Ci nadci mczyni...
- Skoro tak, to miej na uwadze, e wedug waszych standardw rozmawiasz ze
zwierzciem, tyle e obdarzonym inteligencj. Rozmawiasz z czym takim samym jak krowa czy
winia.
- Nie - przerwa jej gwatownie Kadir. - Od krowy i wini jeste zdecydowanie adniejsza
- zaprotestowa. - Jeste bardzo pikna.
Wyszyska dygna jak uczennica.
- Dzikuj.
Shen przygryza zby i drgna, czujc od razu szarpnicie blu w szczce.
- A ja zaczynam rozumie, dlaczego Kai jest zazdrosna. - Dopiero teraz odczua
miadc przewag dowiadczenia tej wielkiej kobiety. Z mczyznami chyba robia, co chciaa.
Na szczcie Tomaszewski wydawa si rwnie dobrym zawodnikiem, cho z druyny
przeciwnej.
- Musz ci powiedzie co o mojej kulturze. I o tym, czym rni si jedne zwierzta od
drugich.
Byo co w gosie Wyszyskiej, bo nawet zajty kanapkami Kadir przesta u i skupi si
na tym, co mwi.
- Widzisz, tak si skada, e pochodz z kultury, ktra doskonale wie, co w tej chwili
czujesz.
Shen spojrzaa na ni zaskoczona.
- A co ja w tej chwili czuj?
- Ale to proste. Jeste odpowiedzialna za ma grup ludzi, na ktrych idzie wanie
najwiksza potga znanego wiata. Czujesz bl dowodzenia grupk partyzantw, ktr z
powierzchni ziemi zamierza zmie caa armia imperium.
Shen umiechna si smutno.
- Mwisz dobrze - prawie szepna. - A czy wiesz, o czym mwisz?
Wyszyska splota rce na ramionach. Umiechna si przyjanie.
- Moi przodkowie dowiadczyli tego wiele razy. Kiedy byo ich mao, kiedy nie mieli
broni, kiedy potga pragnca ich zmiady bya nie do opisania... stawali do walki.
- I co?
- No jak to co? Generalnie przegrywali okrutnie. Przecie w takiej sytuacji nie da si
wygra.
- A czemu mi to mwisz?
- eby zwrci uwag na jeden fakt. Przegrywalimy. Fakt. No i co z tego? Jako dalej
istniejemy i mamy si dobrze. Wiesz... Nie to jest wane.
Tym razem naprawd zaciekawia Shen.
- A co jest wane w sytuacji, kiedy idzie na ciebie caa potga?
- Widzisz, i dochodzimy do rnic pomidzy poszczeglnymi zwierztami.
- Jakimi zwierztami?
- Pomidzy psem i wilkiem. Musz ci to opowiedzie. - Wyszyska wyja chustk i
wytara twarz. Nadal jeszcze mczyy j resztki choroby. - Ogldaam kiedy taki film o
dowiadczeniach prowadzonych na zwierztach. Ot ludzie zapali w lesie wilka, oswoili na
tyle, eby nie gryz kadego w zasigu wzroku, i wpucili do klatki razem z czowiekiem. Na
rodek rzucili kawa misa i nakryli miednic. I co wilk zrobi? Przecie wiedzia, gdzie jest
miso, czu je. Podszed wic i usiowa przewrci miednic pazurami. Ale dla jego ap to
zadanie niemoliwe. Zanim zwtpi, trwao to ponad godzin.
- I co potem? - Shen przekrzywia gow zaciekawiona. Wyszyska potrafia mwi tak,
eby wcign suchacza.
- Kiedy wilk zwtpi, do tej samej klatki wpuszczono psa. Rwnie na rodek rzucono
kawa misa i przykryto miednic. Pies zbliy si, moe i sprbowa popchn miednic ze dwa
razy, no ale przecie by mdrzejszy od wilka i zrozumia, e nie da rady.
- I co zrobi?
- Podszed do czowieka, spojrza mu z dou w oczy i zacz merda ogonem. Pom!
Kadir powrci do kanapek.
- Znamienna opowie - mrukn. - Szczeglnie w twoich ustach.
- Nieprawda? - Wyszyska umiechna si szeroko. - Popatrz, Shen. - Zatoczya rk
wok. - W tych lasach yje mnstwo zwierzt, prawda? I ja jestem zwierzciem. Takim samym
jak one.
Shen spojrzaa na Wyszysk troch przestraszona.
- A wiesz, co nas rni? Co odrnia mnie od reszty zwierzt w lesie?
- Inteligencja?
Wyszyska zaprzeczya ruchem gowy.
- Jedne zwierzaki s mdrzejsze, inne gupsze, ale to tylko stopniowanie. Mniej, bardziej,
bez znaczenia. Wszak pies mdrzejszy od wilka. Ale rnica ley w czym innym.
- W czym?
- One wszystkie tam - Wyszyska znowu wskazaa las - s przewidywalne. A w mojej
gowie nie ma adu. Jest... - urwaa znaczco.
Kadir si domyli.
- Szalestwo! - prawie krzykn olniony.
Kobieta z obcego wiata wycigna rami i wycelowaa w niego palcem. Staa tak dugo.
- Tak - powiedziaa w kocu. - Szalestwo.
Shen przekna lin. Zaczynaa si ba tego, co Wyszyska miaa jej do przekazania.
- Kiedy idzie na ciebie potga nie z tej ziemi, potga niewyobraalna, najbardziej
rozsdn rzecz jest podda si albo ucieka. Mona si te ukry, usiowa negocjowa. Mona
zrobi milion rozsdnych rzeczy. Ale mona te postpi jak moi przodkowie: Idziecie na nas? I
mylicie, e zmiadycie sam mas? A chuj z wami i z waszym myleniem. A ja na zo bd
do was strzela. Nie eby wygra, ale na zo! Ja was, kurwa, pomorduj! Nie wszystkich, ale
tylu, ilu zdoam. To nierozsdne, ale ja nie jestem rozsdna. Pochania mnie tylko szalestwo!
- I wy naprawd jestecie szaleni?
Wyszyska umiechna si lekko.
- Nie bd ci opowiadaa o partyzantach, powstacach ani rewolucjonistach. Opowiem ci
tylko o jednym takim facecie, ktry popyn uwalnia pewn wysp. Rzdzi tam reim, silny
i uzbrojony, a on mia ze sob jedynie stu kilkudziesiciu ludzi. Kto zdradzi i reimowi
onierze czekali ju na play. Podczas ldowania zabili ponad stu partyzantw. Dowdca
desantu przedosta si do dungli, majc jedynie kilkunastu ludzi. I wtedy powiedzia znamienne
sowa.
- Jakie?
Wyszyska zmruya oczy, a potem powiedziaa cicho:
- Dni reimu s policzone.
Kadir zacz si mia. Po chwili doczya do niego Shen.
- I byy policzone?
Wyszyska pooya jej do na ramieniu.
- Bez znaczenia. Bo chciaam ci powiedzie co innego. Wydaje ci si, e Rzeczpospolita
to wany sojusznik. I tak jest w istocie. Ale pamitaj: Rzeczpospolita sama do okopu nie
wskoczy, zadania za ciebie nie wykona. A jakie bd jej interesy i ku czemu bdzie dy, nie
tobie rozstrzyga.
Shen kiwna gow.
- Teraz ju zrozumiaam. Mimo e to rozsdne, nie bd staa i patrzc z dou, nie bd
merdaa ogonem.
- O wanie. Jest druga droga. Swoja wasna.
- Szalestwo...
Schodzili po trapie samolotu na lotnisku Negger Bank wymczeni do cna, niosc swoje
bagae ostatkiem si. Dodatkowo trzeba byo nie czci zimowych mundurw, ktre przydatne
jeszcze w locie, tutaj, w upale, straciy racj bytu. Przepocone koszule staway si najwyszym
powiceniem na rzecz przyzwoitoci.
- Spa! Spa! - krzykna Kai, kiedy jej stopy w okropnych wojskowych buciorach
dotkny rozpalonej socem pyty lotniska. - Chc si pozby nareszcie tych okropnych rzeczy. Szarpna swoje spodnie z grubego drelichu, z kieszeniami na udach.
- adne tam spa! - Wyszyska z ulg postawia walizk na ziemi. Na szczcie do Kong
przekazano jej rzeczy z krownika. - Imprezujemy! Mam, psiakrew, do tego niegu,
forsownych marszw i wojny z dzikusami. Chc si bawi!
- Ja te mam do i niegu, i mrozu, i zabijania ludzi! - Tomaszewski podszed do potu
ograniczajcego pas startowy i patrzy na biae, niezbyt odlege zabudowania wielkiego miasta.
Rozpostar ramiona i opar donie na metalowej siatce. - Negger Bank! - powiedzia z wyranym
podziwem. - My ju w domu!
- Tak! - popara go Wyszyska. - Zero spania. Przecie drzemalimy w samolocie.
- Akurat. - Kai nie dawaa si przekona. - Jestem skonana.
- Po dobrym winie natychmiast ci przejdzie. - Tomaszewski odwrci si i opar o pot
plecami. - A poza tym delegalizuj niniejszym sen jako sposb wypoczywania oficerw
marynarki wojennej.
- Tak jest! - krzykna Wyszyska. - Taczymy! Chlejemy! Bawimy si, a do chwili
kiedy zwali nas z ng!
- Popieram! Kai, jeste przegosowana.
Czarownica westchna najpierw, a potem przemoga si i rzucia swj baga na pyt
lotniska.
- A pieprzy! - krzykna. - Zapomnie o niegu i krwi! Ale dajcie si chocia umy!
- No jasne. - Wyszyska zacza czochra palcami swoje przetuszczone wosy. - Trzy
godziny na ogarnicie si. A w tym czasie moi sucy wywchaj, gdzie dzi jest najfajniejszy
raut w miecie, i zdobd zaproszenia.
Raut zorganizowany przez ksiniczk Yari okaza si naprawd wystawny. Jej paac nad
wod co prawda nie nalea do najwikszych w miecie, ale wystrj i smak, jaki nadali wntrzom
architekci, mogy miao konkurowa z rezydencj cesarsk.
Kai i Tomaszewski w tropikalnych mundurach marynarki robili furor. Kady z goci
chcia wiedzie, co w Kong, jak wojna z Shah, i w ogle posucha plotek z odlegego,
zamarznitego wiata, o ktrym tak gono ostatnio, poniewa wybieraa si tam caa armia
imperium. A tu mona byo posucha ludzi, ktrzy poprzedniego dnia jeszcze tam byli. Na
szczcie ten temat szybko si znudzi i zapanoway nastroje bardziej imprezowe.
Wyszyska miaa na sobie tutejsz tunik ozdobion jedynie biuteri. Z powodu wzrostu
i urody zza gr zderzonej z miejscowym strojem bya otoczona wianuszkiem wielbicieli, ktrzy
na wszelkie sposoby wyraali swj zachwyt. Okazao si, e nie ona jedna zreszt. Z dziesiciu
tak na oko Polek obecnych na raucie co najmniej trzy te miay na sobie tylko tuniki. Powodzenie
gwarantowane. I ywy dowd na szybko, z jak mieszay si kultury.
W krgach paacowych gwary arkapolskiej nie wypadao oczywicie uywa. Ale
wtrcanie polskich zwrotw i wyrae do miejscowego jzyka stao si nagminne. Z drugiej
strony Tomaszewskiego uderzyo jeszcze co. Pamita swj pierwszy bal w Negger Bank.
Wtedy miejscowe, delikatne i oparte na pimie zapachy pa konkuroway z ostrymi,
chemicznymi woniami wd koloskich polskich oficerw. Wystarczyo jednak dostarczy troch
nowoczesnej chemii miejscowym drogeriom i wody koloskie stay si niemodne. Nikt ju nie
uywa tego, co przywiz w okrtowych zapasach.
Szybko okazao si, e Nuk rzeczywicie nie taczy za dobrze. Byskawicznie jednak
znalazo si mnstwo modziecw, ktrzy palili si, eby j tej sztuki nauczy. Sierant, crka
bogatego spekulanta, radzia sobie na dworze, a co najwaniejsze, wyniosa z wojska dodatkow
cech - umiejtno zapomnienia si w zabawie. Tylko tu i teraz. A wtedy cienie tych, ktrzy
odeszli, nie miay szansy si pojawi.
- No i co? - Wyszyska z trudem wyrwaa si z krgu wielbicieli. - Obiecae co
zataczy. - Wskazaa rozbawiony tum przy orkiestrze zajmujcej podium nad najwikszym
basenem, ktry ozdobiono pywajcymi i poncymi kwiatami zamiast pochodni. - Jaki
walczyk?
- Walc jest nudny, a tango dla nich za trudne.
- Poddajesz si?
- Ja?! Po kpieli mielimy chwil z Kai, eby przewiczy pewn niespodziank.
Wyszyska zerkna na czarownic z zainteresowaniem.
- No ciekawa jestem.
Tomaszewski przeprosi je ukonem i zacz przedziera si w stron orkiestry. Nie byo
to atwe, mimo e gocie ksiniczki usiowali si rozstpi, widzc, e idzie gdzie w
konkretnym celu. Do gwnego podestu dotar jednak dopiero po duszej chwili, o mao nie
moczc si w basenie.
- Zawoajcie mistrza! - krzykn do jednego z pomocnikw.
Nawet dyrygent patrzy na niego z ciekawoci, ale nie o dyrygenta tu chodzio.
Potrzebny by kto z duo wikszymi kwalifikacjami. Po chwili pojawi si kto, kto spenia
oczekiwania, stary czowiek w skromnej szacie, z przewieszonymi przez rami narzdziami do
strojenia.
- Czym mog ci suy, wielki panie?
- Mam pytanie, mistrzu. Czy gdybym ci zagwizda jak melodi, potrafiby j
powtrzy z orkiestr? Bez prb?
Najwyraniej to byo wyzwanie dla czowieka, ktry nudzi si, kiedy jego ludzie
przygrywali wielmoom do taca. Podszed bliej zaciekawiony.
- Panie, ja ju niedosysz, niestety. Ale gdyby mg melodi zamrucze, to mog
przyoy do do twojej szyi i dowiem si, o co chodzi.
- Dobra. Tylko uwaaj, rytm jest bardzo szybki.
Zacz mrucze, kiedy starzec pooy mu do na krtani. Nie trwao to dugo.
- Ju wiem, o co chodzi. - Mistrz cofn do. - Zapaem i rytm, i melodi.
- I bdziesz potrafi to zagra razem z orkiestr?
Starzec zrobi min, jakby chciano go obrazi. Nachyli si w stron rozmwcy i
wysycza:
- Bez najmniejszego kopotu!
Tomaszewski udzieli mu jeszcze kilku instrukcji i zacz przedziera si w przeciwn
stron. Na szczcie, kiedy mistrz udziela muzykantom instrukcji, dyrygent zacz wycisza
gran melodi i tancerze rozstpowali si atwiej.
- No, dziewczyny - krzykn Tomaszewski, kiedy dotar ju do Kai i Wyszyskiej. Dajemy czadu!
Dyrygent wystpi przed swoich ludzi i unis rce.
- Szanowni pastwo!
Tum uspokaja si powoli.
- Szanowni pastwo, zostaem upowaniony do wygoszenia nastpujcego owiadczenia!
Teraz dopiero gocie zaczli si ucisza.
- Obecni tu na sali oficerowie sojuszniczej marynarki wojennej, pan komandor
Tomaszewski i pani kapitan czarownica Kai, postanowili uczyni specjaln dedykacj! Dyrygent rozglda si, by dostrzec, czy gocie na pewno doceniaj wag ogoszenia. - W
podzice za zaproszenie na ten wspaniay bal postanowili powici naszej najwspanialszej,
najpikniejszej, najbardziej dystyngowanej ksiniczce Yari... - tu nastpio teatralne zawieszenie
gosu. - Nowy taniec!
Yari bya bardzo mod kobiet. Syszc zapowied, energicznie wyskoczya z grona
otaczajcych j notabli i zacza macha do zebranych. Co za wspaniaa niespodzianka!
Przybysze zza gr zawsze wiedzieli, jak dogodzi wysoko urodzonym. Genialna atrakcja, ktra
odrni wanie jej bal od wszystkich innych w tym wielkim miecie. Nowy taniec! Wspaniay
wybrzeu.
Tomaszewski mia ju na studiach niewielkie co prawda, ale jednak, dowiadczenia z
marihuan. W kadym razie wiedzia, co robi. Nachyli si, przypalajc od najbliszej lampki,
potem zacign si gboko, przetrzymujc dym w pucach. A nim wstrzsno. Doskonale zna
ten zapach. Wo pola bitwy usanego trupami. Doskonale wiedzia, e narkotyk potguje w
czowieku nastrj, w jakim si ten znajduje. A otoczenie, paacowa impreza, w niczym nie
przypominao gronego lasu. Czu, jak co w nim zaczyna pulsowa. Czu, e jako tak dziwnie
sabnie.
- Daj mi te!
Czarownica przeja cybuszek i zacigna si gboko. Od razu zacza kaszle. Nie bya
przyzwyczajona.
- Do puc! Do puc, do puc, Kai! - instruowa j inynier. - Opanuj kaszel. Inhaluj!
- Uuu... szlag by was!
- No i jak tam? - zapyta mdrzec Taner. - Dziaa?
Tomaszewski nie wiedzia, czy dziaa. Zrozumia nagle, e stskni si za Dionem. To
przecie jest fantastyczny facet. Przeyli razem podr przez pustyni, pamita wspaniae
dyskusje, sprone piosenki piewane na biwakach przez imperialn ekip, a take wzruszajce
wiersze, ktre potrafili recytowa. Okrci sobie czapk daszkiem do tyu, eby nie
przeszkadzaa, i wzi inyniera w objcia.
- Dion, przyjacielu!
Obaj mczyni zaczli si caowa w policzki.
- Dziaa - wyda diagnoz Taner. - No to teraz, Kai, sztachnij si jeszcze raz i daj mi buzi.
Czarownica po chwili obja mdrca. Wcale nie by taki stary. Wyglda na jakie
czterdzieci pi, pidziesit lat. Caowa natomiast jak nastolatek. Delikatnie.
- Jak wycie si poznali? - zapytaa.
- Z Krzykiem? Dzisiaj. Dion nas przedstawi przed chwil.
- Ach, no fakt przecie! - Palna si w czoo. - A z Dionem?
Nie wiadomo, dlaczego wydao jej si to takie wane. Ale mdrzec zacz uprzejmie
tumaczy.
- A z nim to ja si znam od dziecistwa prawie. Z przerw troch, bo on uczy si na
inyniera, a mnie konkretnie alchemia interesowaa. A po naukach znowu si zeszlimy. No ale
wiesz. Przypynli ludzie na elaznych okrtach, to zaraz powynajmowali naszych inynierw do
rnych robt, a wychwalali ich, a doceniali, nawet piecili, rzekbym. No a w nas si zo
robia. Dlaczego nas nie doceniaj?
- Alchemikw? - wtrci si do rozmowy Tomaszewski, czujc, jak krci mu si w gowie.
Opar si o barierk balkonu i doda: - Bo nie potrzebujemy kamienia filozoficznego. Ot co!
Taner chcia odparowa zoliwie, ale nie zdy, bo przerwao im rozmow szeciu
mczyzn nioscych Nuk na wysoko wycignitych nad gowami rkach. Dziewczyna miaa
rozpostarte szeroko ramiona i wydawaa z siebie dwik:
- Brrrrrrrrr!...
- Nuk! Co ty robisz? - zainteresowaa si Kai.
- Pokazuj im, jak lata samolot, bo oni jeszcze nie lecieli - odpara sierant rezolutnie. No dalej! Brrrrrrrrrrrrrr!... Zakrt! Uwaga, bo trac si non na lewym skrzydle.
Taner odprowadzi wzrokiem niecodzienn grup usiujc chyba walczy z silnym
bocznym wiatrem na wysokociach. Potem podj swoj opowie.
- No i zwierzyem si przyjacielowi. e nas ignoruj. No to mi powiedzia ten durny
Dion, przyjaciel mj gupi, ebymy wykazali przydatno. Konkretn! No to ja mu, e nie
wprawiajc w trans, godzc z caym wiatem wok. Wyszyska odlatywaa w inny sposb,
razem z cybuchem Diona. Uczepiony jej ramienia dworzanin sczy co z maego flakonika.
Odlot.
Dwch sucych dwigajcych amfory z winem pokcio si o co, zaczli si bi, a
potem nawet okada kijami. Szybko okazao si jednak, e to tylko kolejna atrakcja wieczoru
ksiniczki. Z rozbitych w ktni amfor wyleciay stada kolibrw, ktre kiedy osonito
wiksze lampy niebieskim mulinem, zaczy wieci w pmroku.
Tomaszewski otar pot z czoa. Rozpywa si we wszechwiecie. Ale jazda! Chyba
najlepszy melan w jego yciu. Coraz bardziej zamglonym wzrokiem obserwowa taczcych,
rozbawionych goci. Tu, w cieple Negger Bank, wiat by taki przyjazny. Bez wistu strza w
zamarznitym powietrzu, bez odgosu kul Mielczarka eksplodujcych w obcych ciaach, bez
walki wrcz, skalpowania wrogw... Tu nikt nie wcign Mustafy pod ld, podrzynajc mu
gardo. Tu nie amano koci wojskowymi buciorami. Nikt nie wy w przedmiertnym
paroksyzmie, nikt nie pacyfikowa adnej wsi i nie przesuchiwa rannych. Nie, nie, nie. Tamto w
ogle nie miao miejsca. Nie zdarzyo si nigdy. Tamtego w ogle nie byo!
Jest tylko rado tutaj. Gdzie w ciepym basenie pywaj ponce kwiaty, a mrok wyej
rozwietlaj mce drco kolibry.
ktry prawie dotyka gow bruku, a jednoczenie jakim cudem jeszcze nie wywraca si do
przodu.
- Nie, wielka pani. - Rand wskaza Aie.
- Ona?! Kpisz sobie?
- Gdziebym mia?
Cesarzowa, zaintrygowana nieco, podesza bliej.
- Kto ci tu mia wprowadzi, dziecko? - zapytaa. - Kto w ogle przyprowadza do mnie
ochroniarzy?
- To staroytny zwyczaj, wielka pani. - Aie przynajmniej nie stracia nerww. Szeptaa
zdanie po zdaniu, jakby napdza j myn wodny. - Wprowadzony przez sawne Krlestwo Troy,
na ktrego zwyczajach i my si przecie wzorujemy. Tam kady z wielkich mia ochroniarzy,
zwanych co prawda dla niepoznaki kuzynami. I to dwa zestawy. Byo kuzynostwo uliczne,
majce chroni ksit w miejscach publicznych, i kuzynostwo paacowe, pracujce wewntrz
budynkw.
- Dobrze ju, dobrze. - Cesarzowa zrozumiaa, e nie przegada dziewczyny, ktra okazaa
si zadziwiajco inteligentna. - Dlaczego szepczesz, zamiast mwi normalnie?
- Mog mwi gono - Aie odezwaa si swoim zachrypym, marynarskim barytonem. Ale normalnie nie potrafi. To choroba garda.
- No rzeczywicie. To ju lepiej, jak szepczesz. - Cesarzowa zrobia jeszcze jeden krok do
przodu. Bya szczerze zdziwiona, e komu takiemu mona byo powierzy swoje ycie.
Dziewczyna wyranie j zafascynowaa.
Duy plus dla Randa, ktry rozglda si dyskretnie. Wok krcio si wiele osb, ale
nigdzie nie mg dostrzec zamachowca. Ostronie sprawdzi, czy sztylet tkwi ukryty w sekretnej
kaburze. By tam. Niestety, Aie nie miaa adnej broni przy sobie. Tego ju by si po prostu nie
udao przeprowadzi. Jednak sama jej obecno dodawaa otuchy. Co prawda niewiele to
pomagao. W gowie Randa panowa istny mtlik. Czekajca go rozgrywka, akcja i to, e nagada
za duo, sugerujc co, czego nie powinien, sprawiay, e nie mg si opanowa. W porwnaniu
z posgowym spokojem stranikw wydawa si roztrzsiony jak najgorszy oszust na targu w
dniu swojego debiutu. Mia wraenie, e kto mu napisa na czole: jestem najgorszym ze
spiskowcw! Czemu si tak trzs? Popenia bdy?
Na szczcie nikt na niego nie patrzy. Aie ze swoj urod maej dziewczynki
przycigna uwag wszystkich. Dworzanie odkryli nareszcie jak atrakcj w tym nudnym dniu
i przygldali si dziewczynie ze sporym zainteresowaniem. Przynajmniej sprowadzenie jej tutaj
okazao si dobrym pomysem.
Rand dostrzeg wic dwie rzeczy. Pierwsz by cie szansy na powodzenie caego planu.
Drug sam zamachowiec, ktry wanie zmierza w jego kierunku wraz z grup koniuszych. Nic
w tym dziwnego. Znajdowali si przecie tu przy wozowni. Kilkadziesit krokw dalej stay
powozy dworu.
Rand z ca pewnoci wiedzia jedno. Odtd nie mg patrze na zamachowca. Jeli ich
oczy si spotkaj, wszystko moe lec w gruzach. Tamten nie moe si zorientowa, e ofiara
podejrzewa cokolwiek, bo moe si przestraszy i odstpi od zamachu. To byo oczywiste, ale
Rand mia wraenie, e Aie, przekazujc mu t wiedz, chciaa osign co jeszcze. Chyba
mylaa, e jeli jej pracodawca spojrzy mordercy w oczy, to nie bdzie ju w stanie wbi w
niego sztyletu. Moe i racja?
Rand przesun si tak, eby mie soce za plecami. Napastnik przecie nie podejdzie od
czoa. Nie uderzy z przodu. Bdzie chcia wbi mu n w plecy. A wtedy obserwacja cieni, ktre
rzucay na bruk ludzkie sylwetki, powie mu, kiedy nadszed odpowiedni moment. Rand opuci
gow. Z najwikszym trudem opanowywa oddech. Dobrze w sumie, e nie bdzie musia na
tamtego patrze. Nie zna go i niech tak zostanie. To pierwsze spojrzenie ktem oka i tak
powiedziao mu wiele. Opuchnita twarz, pena alu i rozgoryczenia, faszywej dumy i
zwodniczej pewnoci siebie maego czowieka. Jeden wielki kb kompleksw, uraz,
niezawinionego we wasnym mniemaniu blu i rozczarowania. Istne serum nieudacznictwa
obleczone w suszny gniew wobec tych, ktrzy nie chcieli sucha domagajcych si. al, al i
al. A w rodku nie byo nic.
Rand skupi si na obserwacji ludzkich cieni. Za jego plecami na razie nic si nie kryo.
Na chwil przenis wzrok na stranikw. Stali nieporuszeni. Zdawaoby si nawet, zamyleni
czy znueni, i tylko wprawne oko mogo dostrzec, e jednak bacznie lustrowali okolic. Ciekawe,
czy umknie im fakt, e w pobliu wadczyni znalaz si wanie zamachowiec? Historia spiskw i
zamachw dowodzi, e w wielu wypadkach umyka. Ale oczywicie Aie miaa na ten temat inne
zdanie. Baczna obserwacja bogatych kupcw pozwolia jej stwierdzi, i dobry stranik wyawia
zodzieja od razu, na pierwszy rzut oka. No tak, ale stranik chronicy towary kupca ma wielkie
dowiadczenie i praktyk. Zodziei mnstwo, na gorcym uczynku apie si ich
nieprawdopodobne iloci, posiadajcy zmys obserwacji pracownik ma wic jak sta si
praktykiem i ma gdzie zdoby dowiadczenie. Pniej wystarcza mu jedno spojrzenie.
A stranik cesarzowej? Ilu prawdziwych zamachowcw w yciu byo mu dane widzie?
Ilu dotd wasnorcznie zapa? Ha, ha, ha... Ta liczba oscylowaa wok zera. Aie jednak chciaa
mie pewno. Nie szczdzc wydatkw, wynaja wielu zodziei. Do prostych prac w stacji
kurierskiej. Zorganizowaa wielk dostaw przesyek, wszystko legalnie, to byy zwyke prbki
luksusowych towarw, ktre trzeba posortowa i przeadowa. Do paacu prbki dostarcz
oczywicie kurierzy. Towar jednak trzeba przepakowa, a najpierw rozadowa, a to moe
przecie zrobi prywatna firma. Faktem, e wszyscy tragarze to zodzieje, nikt nie mia prawa si
interesowa. Zreszt jak to stwierdzi? Niemniej wanie dziki planowi Aie wok krcio si
mnstwo ludzi o podejrzanym wygldzie. Ciekawe, czy zmyli to stranikw? W kadym razie w
tej chwili nie wygldali na ludzi nerwowo rzucajcych spojrzeniami to w jedn, to w drug
stron.
Rand znowu przenis wzrok na bruk przed sob. Z najwyszym trudem opanowa si
przed rzuceniem spojrzenia do tyu. To ci nic nie da - powtarzaa Aie podczas szkolenia.
Spojrzenie do tyu nic ci nie da, a zamachowiec moe je pochwyci i straci nerwy. A on musi
by przekonany, e podchodzi do nieprzygotowanego czowieka. atwo powiedzie. Ale w
rzeczywistoci jak tu si nie oglda, majc przed sob perspektyw, e kto zaraz wbije ci n w
plecy?
Chwile duyy si coraz bardziej. Rand czu, e pot gromadzcy mu si na czole zaraz
zacznie zalewa mu oczy. Ba si jednak go wytrze. A jeli zauwa? Jak si wytumaczy ze
zdenerwowania? Czym je usprawiedliwi? Mona oczywicie wmawia chorob, ale kto chory
miaby przyj do cesarzowej i naraa j sam?
Cie pojawi si ju w biegu. A Rand z przeraenia zapomnia wszystkiego, czego uczya
go Aie.
Jeden ze stranikw wyda chyba z siebie nieartykuowany dwik. Trudno powiedzie.
W kadym razie nie poruszy si. Dwch zaczo si odwraca, sigajc po bro. A Rand sta
nieruchomo. Jedyne, co zdoa odwrci, to gowa. Zauway napastnika, ktry bieg na niego z
wycignitym noem. Co w jego organizmie sprawio, e czas jakby zwolni. Z du
wyrazistoci widzia bowiem wyraz rozpaczy na twarzy tamtego, tak, nie gniewu, nie
rozalenia, ale rozpaczy - zdy to dokadnie zanalizowa.
Rand usiowa pokona opr sparaliowanych strachem mini i sign po sztylet. Z
gry wiedzia, e to si nie uda. Z gry wiedzia, e nie ma adnych szans. Przeraony do granic
moliwoci postanowi ucieka. Ale jak, skoro nie ma czasu? Postanowi odskoczy i nawet ugi
nogi.
W tym momencie napastnik si potkn. Normalnie. Mia na stopach zwyke sanday, w
ktrych nic nie usztywniao kostki, a tu by pamitajcy jeszcze Cesarstwo Luan wyboisty bruk.
Tak zwane kocie by. No i mczyzna si potkn. Z wycignitym przed siebie noem zacz
lecie w przd w sposb niekontrolowany. Prosto w stron cesarzowej.
Rand mia ju napite minie ng. Skoczy, chcc wydosta si z pola raenia. Zrobi to
za pno. Sam nie by ju na linii ciosu, znalaza si tam cesarzowa. Nie mg ju jednak
powstrzyma tego ruchu. Kiedy skoczy, zderzy si po prostu z zamachowcem i momentalnie
otrzyma cios noem w prawy bok. Jkn tylko. Obaj zwalili si na bruk. Zamachowiec pod
spodem, Rand na nim. I wtedy dosta drugi cios. W to samo miejsce.
Rand zasoni si obiema domi, ale zrobi to jak kady amator. Zasoni si nie na dole,
gdzie grozio niebezpieczestwo, tylko na wysokoci gowy napastnika, jakby chcia si osoni
od jego twarzy. Wtedy dosta trzeci cios.
Zabi mnie! - stwierdzi z ca przeraajc jasnoci.
Teraz, lec na zamachowcu, przypomnia sobie o ostrzu ukrytym w doni. Szarpniciem
palcw otworzy je i wbi w szyj przeciwnika. Szybko i z caych si przekrci rk. Na twarz
chlusna mu krew z poszatkowanej ttnicy.
Straci kontrol nad wszystkim, bo przygnit go do ziemi ciar kilku stranikw, ktrzy
rzucili si na nich. Kto krzycza przeraliwie, on sam nie mg w ogle oddycha. Nie mg
poruszy ani rk, ani nog. Czu, e si wykrwawia. I nic nie widzia. Jaka upiorna pompa
chlustaa mu na twarz czerwieni w regularnych odstpach czasu.
Na szczcie stranicy znali swj fach. Byskawicznie poamali napastnikowi rce i nogi.
I nawet si nie pomylili. Zdjty z krwawicej masy Rand wasne koczyny zachowa w caoci.
Ale co z tego?
Kto krzycza w dalszym cigu. Kto ociera mu twarz. Mg dostrzec zaskoczon Aie,
ktra musiaa w pierwszej chwili podtrzymywa cesarzow. Teraz jednak, w ramionach
stranikw, leaa przycinita do ziemi tu obok niego.
- Ratujcie go! - krzyczaa cesarzowa. - Ratujcie go!
Stranicy pojli rozkaz z waciwym sobie profesjonalizmem. Usiowali zatka tryskajc
krwi ttnic zamachowca. On przecie musia by przesuchany.
- Ratujcie Randa! - wrzeszczaa cesarzowa. - On zasoni mnie wasnym ciaem! Ratujcie
go!
Aha! Jej sowa otrzewiy Randa. Tak to wyszo? No niele! Szkoda tylko, e on sam
wanie, kurwa, umiera!
- Znam si na opatrywaniu ran! - krzykna Aie.
- Pucie j!
Stranicy rozlunili swoje chwyty i waciwie unieli Aie w powietrze. Doprowadzili j
do wykrwawiajcego si zamachowca, bo to przecie byo najwaniejsze.
- Nie tego ratowa! - zakomenderowaa cesarzowa.
Dopiero teraz pucili dziewczyn i pozwolili zaj si wasnym szefem. Przy zabjcy i
tak nie miaa szans. Rand z rozpacz wymalowan na twarzy szepn:
- Umieram.
- I histeryzuj. - Aie sprawnie ogldaa rany. - N tpy, tylko poharata ci cay bok.
Gboko si nie wbi.
Sprawnie oddara pas materiau z dou wasnej tuniki, zwina w kbek i przyoya do
Rand natomiast zastyg w bezgranicznym zdziwieniu. Kto strzela?! Kto do nich strzela?!
Czy oprcz jego sfingowanej akcji by jeszcze jaki prawdziwy zamach na wadc imperium?
Kolejny strza z dachu mijanego domu zachwia dowdc na kole. Z wntrza pojazdu nie
sposb byo oceni, jak bardzo jest ranny. Niestety, nastpny strza trafi w konia. Powozem
szarpno nagle. W dzikim kwiku zwierzt uderzyli w cian kamienicy. Pojazd drgn jeszcze,
przechyli si i znieruchomia. Stranicy z dachu, ci, ktrzy nie spadli podczas wypadku,
zeskoczyli na ziemi. Teraz dopiero mogli si ostrzeliwa. Ale ginli jeden po drugim, bo
napastnicy mieli teraz przed sob nieruchomy cel. Ukry si nie byo gdzie. Jeden z
karabinowych pociskw przebi dach i utkwi w ramieniu stranika, ktry osania cesarzow.
- Na zewntrz! - krzyczaa Aie. - Tu nas rozstrzelaj!
- Spokj! - rozkaza drugi stranik. Nawet nie zerkn na koleg. - Zaraz bdzie odsiecz!
- Do tego czasu zginiemy!
- Spokj!
Kiedy Rand usysza o rozstrzelaniu, zacz zbiera siy. Mia sto razy wiksze zaufanie
do swojej ochroniarki ni do imperialnych stranikw, ktrzy w swojej karierze nigdy prochu nie
wchali. W ich oddanie nie wtpi, ale dowiadczenia praktyczne miaa tylko jego dziewczyna.
Mimo caej swojej histerii raz po raz odzyway si w nim lady racjonalizmu. Co to byo? Kto do
nich strzela?
Wypez na zewntrz. Owiono go gorce powietrze przesycone zapachem prochu.
Najpierw zabito stranika, ktry sta po jego prawej stronie. Potem tego po lewej. Rand zawrci
i usiowa dosta si z powrotem do powozu.
- Musimy std wyj! - W drzwiach zderzy si z Aie.
- Trzeba zosta! - Drugi stranik nie by ju jednak tak pewny siebie jak przed chwil. Zaraz przybdzie odsiecz!
- Musimy si rusza. Tu jestemy tarcz.
Aie upada na ziemi obok Randa. Zabraa pistolet martwego stranika i jego podrczn
torb.
- Na zewntrz!
Dwa wozy stranicze znajdoway si ju bardzo blisko, ale dla wszystkich stao si jasne,
e nie maj szans, eby zdy.
- Wychodzi!
Aie szarpna za rami cesarzow, ktra wyjrzaa na zewntrz.
- Za mn!
Rand podnis si rwnie, przyciskajc z caej siy opatrunek do wasnej rany. Aie ze
stranikiem cignli cesarzow do bramy. Ruszy za nimi otpiay. Dym przesania widok. O
mao nie rozwali sobie gowy o framug drzwi. Zatrzymali si w przestronnej sieni. Aie
sprawdzaa pomieszczenia wok. Stranik i wadczyni patrzyli na powz, z ktrego otoczenia
ju nikt nie strzela.
Z boku pojawi si biegncy czowiek. Zbliy si szybko i wrzuci do wntrza pojazdu
silnie dymicy przedmiot.
- Granat!
Nie zdyli si ruszy, kiedy silna eksplozja targna powietrzem, a z potrzaskanych
okien pojazdu buchny kby dymu. Aie sprawdzia swj zdobyczny pistolet, potem podsypaa
troch prochu na panewk. Stara, skakowa bro onierzy imperium. Daaby w tej chwili
wszystko za swoje rewolwery Kadira.
- Co robimy? - o dziwo, pierwszy odezwa si stranik podtrzymujcy cesarzow.
Sytuacja wyranie go przerosa. Sama wadczyni nie mwia niczego. Staa wpatrzona w powz,
ktry zaczyna pon coraz janiejszym pomieniem. Chyba wanie zdaa sobie spraw, e tylko
dziki Randowi i jego ochroniarce nie siedzi cigle w rodku.
- Wycofajmy si. - Rand wskaza tylne wyjcie z domu.
- Prosto w ich rce? - szarpna si Aie. - Przecie tam musz by ich ludzie, ktrzy maj
osania odwrt tych z dachu! Albo... - urwaa w p sowa.
Albo ich zabi po wykonaniu zadania, Rand dokoczy w mylach to, czego dziewczyna
baa si powiedzie gono. Wszystko jedno zreszt, po co czekali. Wychodzi na to samo.
Przerwa im odgos nowych strzaw. Tym razem istna kanonada.
ROZDZIA 4
rewolucja. Znowu zakrcio jej si w gowie. Poczua, jak wraca stan upojenia w swoim
najbardziej nieprzyjemnym wydaniu. wiat si zakrci wok i przybra ponure barwy
beznadziei.
- Uuu... - Tomaszewski skrzywi si mocno. Nie sdzi, e jest a tak le.
- Czy... czy mona mi jako pomc? - spytaa cicho.
- Jest metoda na kaca giganta - przytakn energicznie. - Ale tylko dla twardych
mczyzn. Jaja trzeba mie, eby to przey.
- A jaka inna metoda? - zajczaa.
- S. - Tomaszewski machn lekcewaco rk. - Rne tam zimne okady na czoo,
witaminki, pikantne zakski, woda z ogrkw i rne tam bzdety. Ale nic nie pomaga na giganta.
Jkna.
- A co pomaga?
- Klin. Bo w tym caa rzecz, czym si strue, tym si lecz! - zacytowa ludowe
przysowie.
- Chyba artujesz.
- Nie, nie artuj. Musisz wypi klina, i to nie byle co, tylko p szklanki wdki z cukrem.
- Zwymiotuj na sam widok tej szklanki!
Skin gow, zgadzajc si, e taka moliwo istnieje. Potem wyjani, e wanie
dlatego eksperymentu z klinem nie przeprowadza si w pokoju, tylko w toalecie.
- A te inne metody? - Kai czua si tak le, e samo wspomnienie o alkoholu powodowao
u niej dreszcze.
- Nieskuteczne! Bdziesz tak umiera do wieczora. A moe nawet do jutra rana.
O nie! Wszystko lepsze ni caodzienne umieranie!
- Pani kapitan! - Tomaszewski wyranie zdenerwowa si jej lamazarnoci. - Albo
zaatwisz spraw jak marynarz, albo bdziesz tu zdycha jak wschodnia ksiniczka, ktrej
podano trucizn. W jkach i agonalnym kwileniu!
Zrobio jej si niedobrze na samo wyobraenie tego, o czym mwi.
- Jeste kawalerem wojskowej odznaki - kontynuowa. - Powinna okaza si godna i
zachowa jak marynarz.
Nie wiedziaa, co ma pocz. Ale naprawd wszystko byo lepsze od stanu, w jakim si
wanie znajdowaa.
- Jak marynarz - powtrzya posusznie, cho zdjta strachem.
- No to chod! - powiedzia urodzony sadysta, okrywajc j przecieradem. W innej
sytuacji moe nawet czuaby podniecenie, e obejmuje j silnym ramieniem, a ona jest owinita
tylko w cieniutk materi, teraz, cho lad tej ekscytacji pojawi si mimo wszystko, musiaa
skupi si wycznie na wirowaniu we wasnej gowie. Nigdy w yciu nie czua si tak le.
Tomaszewski prowadzi j pewnie. Ju w azience kaza jej przyj postaw zasadnicz.
Nie umiaa stan na baczno, ale powiedzia, e nie o to chodzi, bo nie s w gabinecie
admiraa. Tutaj miaa to by pozycja jak najbardziej stabilna, eby nie przewrcia si w trakcie,
bo konsekwencje bd do... nie potrafi znale sowa... do obrzydliwe. Musiaa pochyli si
i oprze donie, pewnie, na marmurowej, podgrzewanej pycie ze sporym otworem, pod ktrym
szemra pyncy niej strumie.
Zostawi j tak, eby skoczy do kuchni. Musia mie wszystko wczeniej przygotowane,
bo wrci byskawicznie z kubkiem w rku.
- Nie byo tu ani wdki, ani cukru - wyjani. - Ale znalazem wytrawny miejscowy
winiak i posodziem miodem.
- Bagam! - jkna. - Bez opisw!
Spojrza na ni zaskoczony.
- Sama si rozebraa. Moesz i i sprawdzi, bo czci twojej garderoby le do tej pory
na pododze. Od drzwi wejciowych a do sypialni.
- Ale... - westchna. - Jestem pod tym przecieradem zupenie goa.
- Bo si rozebraa do rosou. I chodzia jeszcze po chaupie, szukajc czego do picia.
Ukrya twarz w doniach.
- A ty gdzie bye?
- Chodziem za tob, pilnujc, eby sobie niczego nie zrobia.
- I? - Wpatrzya si z uwag w jego oczy. - I co?
Domyli si, jak kady mczyzna dugo po czasie.
- Jeste przeliczna, Kai - najpierw wyrwao mu si szczerze. A kiedy si zarumienia,
doda: - Ja sam zasnem na sofie w tym wielkim pokoju z balkonem. W penym galowym
umundurowaniu.
Patrzy na ni w pewien charakterystyczny sposb i mimo e nie bya dowiadczona,
zrozumiaa, e w stanie, w jakim si znajduje, powinna zmieni temat.
- Powiedz mi... - Gorczkowo szukaa w umyle interesujcej sprawy. - Czy... czy ta
wyprawa szpiegowska, na ktr mam lecie z Nuk, jest bardzo niebezpieczna?
Umiechn si. Ciekawe, czy miao to jakie inne znaczenie.
- Powiem ci tak: u nas, w wiecie za Grami Piercienia, kada wyprawa szpiegowska
wizaaby si z niebezpieczestwem. Paradoksalnie: po tej stronie gr raczej nie.
- Nie rozumiem.
- To proste. Nie ma u was paszportw ani jasno okrelonych granic. Nie ma jakichkolwiek
przepisw regulujcych reglamentacj spraw poufnych. Kim jest wic szpieg? - Wzruszy
ramionami. - Kim, kto liczy wojska. Kim, kto rysuje instalacje obronne, sprawdza stan murw,
oglda koszary... - Umiechn si. - A czy wy bdziecie si interesowa takimi sprawami?
Liczebno ich wojsk nas nie interesuje. Stan murw i wielko koszar rwnie nie. Tajne
informacje przekazywane pomidzy ich wadc a administracj obchodz nas tyle, co
zeszoroczny nieg. W zwizku z tym w tutejszym tego sowa znaczeniu nie jestecie szpiegami,
bo nie zainteresuje was, ani co u nich sycha, ani nawet czy lato obrodzio.
Zacz si mia.
- Co? Nie przekonaem ci? - zapyta po chwili.
Nie bardzo wiedziaa, co powiedzie.
- Najlepiej wytumaczy na przykadzie - podj znowu, widzc jej wahanie. - Wyobra
sobie, e do Negger Bank przyjeda nagle kto z Dahmerii. Czy Tyranii Symm, albo wrcz z
wrogiego nam przecie Shah. Tak. To najlepszy przykad. Przyjeda tutaj kto z Shah. I co?
- Co co? - nie zrozumiaa.
- No co si z nim dzieje?
- Nic. Co si ma dzia?
- No wanie. Powiedzmy, gdyby siedzia na przedpolu i rysowa fortyfikacje, to moe by
si kto zainteresowa, ale tobie to nie grozi, bo przecie ty nie umiesz rysowa, Kai.
Nie moga si zmusi do umiechu. Ale generalnie to on mia racj. Szpiegowao si od
zarania wiata. Lecz przecie nie siedzc w karczmie ani rozpytujc szeregowcw na placu
manewrowym. Szpiedzy osadzani byli na dworach, w administracji, w strukturach wojska, a
najlepiej wywiadu lub kontrwywiadu. Owszem, troch zmodyfikowa te sposoby Zaan przed
stuleciami. On potrafi wywnioskowa, jakiego rodzaju operacji spodziewa si Luan w przyszym
roku, na podstawie informacji dotyczcych tego, jakie mundury zamwi sztab u krawcw. Ale
czasy Zaana miny bezpowrotnie. Teraz liczyo si najbardziej, im wyej uda si kogo umieci
w hierarchii dworu. A tam rzeczywicie moliwo oddzielenia gowy od reszty ciaa wzrastaa
wraz z wag stanowiska, ktre si zajmowao. W sztabie pono byo jeszcze gorzej. A w subach
specjalnych? Wolaa sobie nie wyobraa.
Tomaszewski musia obserwowa jej twarz, bo powiedzia po chwili:
- Sama widzisz. - Rozoy rce. - My ci na szpiegowanie nie wysyamy. To zwiad.
Prawie jawny, dotyczcy rzeczy oglnie dostpnych.
- Jeli dostpnych, to po co zwiad?
Znowu wzruszy ramionami.
- Samo pastwo lece na drugim kontynencie jest nam nieznane. Zupenie nie wiemy,
czego tam si spodziewa. Ale zapisaem wszystko, co mwi podrnik, ktrego dzicy potem
olepili. On sam nie napotka adnych problemw, eby zbliy si do Anglosasw. Ba, nauczy
si nawet kilku zda po angielsku. A skoro on tego dokona, to... - Nagle klasn w donie. - On
- Geniuszu z lepszego i bardziej zaawansowanego wiata - popatrzya na niego kpico powiedz lepiej, jak si wyciga z ludzi informacje.
Trafia z pytaniem idealnie. Temat by dla niego wany i wyranie ucieszya Krzyka
wanie tym, e sama o to zapytaa. Chyba trafia dokadnie w samo sedno. W kadym razie
podszed bliej zafrapowany.
- Rzuca si czar, ktry kae mwi wszystko - jeszcze zaartowa - a jeli nie skutkuje, to
najlepiej przypala pity nad ogniskiem. Jak nie ma warunkw na rozpalenie ognia, najlepiej
woy patyk do ucha i przekrca.
- Ju? - Umiechna si cierpko. - Pokazae pawi ogon?
Westchn ciko. Potem przysiad obok.
- To naprawd powany temat. Bo trzeba odpowiedzie na pytanie: co powinien robi
wywiadowca.
- Co powinien robi?
- Najlepiej nic.
Przez chwil bya pewna, e on znowu artuje, ale najwyraniej mwi powanie.
- Chyba nie rozumiem.
- A ja nie bardzo umiem wytumaczy. - Nala sobie wody do drugiego kubka. Potem
rozkroi cytryn i wcisn po poowie do obu kubkw. - Opowiem ci do dziwn histori.
Ciekawe, czy si domylisz.
- Zakoczenia?
Zaprzeczy jednym ruchem.
- Posuchaj. W szkole wywiadu marynarki wane s wszelkie ceremonie, zwyczaje i
rne takie duperele, ktrych w piechocie si zazwyczaj nie pielgnuje.
- Ludzie morza zawsze wydawali mi si jacy dziwni i potwornie przesdni.
- I susznie, bo tacy s. A wracajc do opowieci: jednym z takich kultywowanych
zwyczajw bya wizyta u byego asa wywiadu. Na sam koniec studiw. Oczywicie w trakcie
zaj wielokrotnie spotykalimy si z weteranami wywiadu, z ludmi, ktrzy brali udzia w wielu
misjach i opowiadali nam o praktyce, a nie tylko o teorii. Ale...
- Oni wszyscy kiedy wpadli? Prawda?
- Inteligentna jeste. I dobrze odgada. - Tomaszewski by wyranie zadowolony.
- A na koniec studiw kady student mg porozmawia z kim, kto nigdy nie wpad? Z
prawdziwym asem?
- Tak. Nie z przymusowym emerytem, ktry mg si ju udziela w szkole, nie z
dziadkiem, ktry zaczyna konfabulowa, tylko z jednym z najlepszych agentw wywiadu
marynarki.
Kai ta opowie ciekawia coraz bardziej.
- Jak on si nazywa?
- Nie wiem. Nie znam ani imienia, ani nazwiska. Ale na caych studiach na temat tych
spotka kryy legendy. e dyskusja z tym facetem jest zupenie nieprawdopodobna,
porywajca, arcyciekawa.
- A o czym studenci z nim rozmawiali?
- No wanie. Zanim go spotkaem, ja te chciaem si dowiedzie. Chodziem od jednego
absolwenta do drugiego i zadawaem proste pytanie. O czym rozmawialicie? Jak mam si
przygotowa?
Kai nachylia si w jego kierunku.
- No? No?
- Twierdzili, eby si nie przygotowywa. Wszystko samo pjdzie wietnie.
Polski konsulat w Negger Bank peni waciwie rol ambasady. Oczywicie sama
ambasada, zgodnie z wymogami protokou dyplomatycznego, musiaa by usytuowana w stolicy,
tam gdzie cesarski paac. Jednak sama wadczyni niezbyt czsto odwiedzaa swoj gwn
siedzib. Wolaa przebywa tam, gdzie ycie ttnio najbardziej gorczkowym rytmem - na
wybrzeu.
To jednak nie konsul ani ambasador wybierali sobie miejsce pracy. Lokalizacj i wybr
obiektu jak zwykle powierzono szefowi wywiadu, cile wsppracujcemu z dowdc
kontrwywiadu i ochrony placwek dyplomatycznych. Dopiero w efekcie ich dziaa rzd polski
kupi od cesarzowej okazay, cho nie za wielki paac nad morzem. Co prawda do oddalony od
letniej rezydencji wadczyni, ale take w zwizku z tym oddalony rwnie od rezydencji innych
oficjeli oraz odseparowany od okolicznej zabudowy.
By przeliczny. Wysmakowana architektura wspgraa z przepiknie utrzymanym
parkiem, otoczonym drzewami jeziorkiem z piaszczyst pla oraz tonc w zieleni wasn
przystani jachtow. Niestety. Polacy, kiedy tylko stali si prawowitymi wacicielami,
przystpili do systematycznego oszpecania paacu wraz z otoczeniem. Na samym rodku dachu
wybudowali okropne kratownicowe maszty do utrzymywania cznoci radiowej na dalekie
dystanse. Wszystko pokryli sieci drutw i kabli, wybudowali nowe, podwjne poty z siatki,
pawilon winny przerobili na koszary dla stranikw, a na szczycie wiey widokowej umiecili
cae wyposaenie stacji meteorologicznej. Port i nabrzee oszpecili nowoczesn ramp do
przeadunku, razem z suwnic i dwoma dwigami, a cz drzew w parku wycili, eby zrobi
krtki, acz szeroki pas startowy dla wiatrakowcw i plac manewrowy. Oraneria staa si
hangarem, pomieszczenia dla aktorw amfiteatru skadem paliw, a przeliczny domek poetw
magazynem na sprzt przeciwpoarowy. Wszdzie pojawiy si rzdy elektrycznych lamp, budki
transformatorw i stacji przekanikowych dla agregatw prdotwrczych ukrytych w piwnicach.
W codziennej, mudnej pracy dyplomatw romantyzm mia niewielkie znaczenie.
Randa jednak i jego wspuciekinierw nie obchodzio w tej chwili, czy paacyk jest
adny, czy brzydki. Po tej stronie miasta atwo byo do niego dotrze, a to stanowio teraz spraw
najwaniejsz. Plac i podjazd przed gwnym wejciem byy pozbawione jakiejkolwiek
zabudowy, nie byo tam adnych drzew ani innych elementw mogcych stanowi kryjwk dla
zamachowcw, ktrzy mogli nie chcie wypuci nikogo do azylu.
- Zamach stanu! Zamach stanu! - dar si Rand, kiedy tylko zdoa si wydosta z wntrza
furgonu.
Stranik na kole zatrzyma si dokadnie przed wartowni, z ktrej wybiegay teraz
dziewczyny z karabinami. Zgodnie z umow midzynarodow wszystkie bazy i placwki RP na
terenie imperium byy ochraniane przez poddanych cesarzowej. Tak samo byo i tutaj. Oddzia
straniczy skada si z weteranek synnego korpusu z Sait, przeszkolonych wedug nowych
regulaminw i wyposaonych w nowoczesn bro. Kilka dziewczyn otoczyo go momentalnie i
kiedy napicie wzroso odpowiednio, owiadczy dramatycznym gosem:
- Dokonano zamachu na cesarzow!
Dziewczyny oniemiay. Dla nich cigle zabjstwo pierwszej osoby w imperium byo
czym niewyobraalnym. W ogle zabicie wadcy, nawet obcego krla, nie miecio si w
hierarchii zwykych poj. Krla, owszem, mona zmusi do abdykacji, ale przecie kogo, kto
pochodzi w prostej linii od Bogw, nie zabija si ot tak, po prostu.
- Przepucie nas! Idziemy do konsula.
To ju druga rzecz, ktra tego krtkiego ranka nie zmiecia si onierzom w gowach.
Jak to przepuci? To przecie niemoliwe. Znay nowy regulamin na pami, rwnie dobrze jak
stary. Co to jest? Jak kto moe podej do obiektu otoczonego wartami i powiedzie tak po
prostu: przepucie? To niemoliwe.
Po chwili jednak wydarzyo si co, co jeszcze bardziej zaskoczyo onierzy. Rosy
stranik zeskoczy z koza furgonu zboowego i razem z Aie pomogli wysi i ukaza si w
I dopiero teraz Rand zrozumia. Obcy onierz nie ostrzega ich przed ewentualnymi
zamachowcami. Caa grupa staa w centrum ostrzau, ale... obrocw konsulatu. Byskawicznie
zapa cesarzow za rami i pocign w stron wartowni.
- Tdy!
Sierant doskoczy z boku i zacz wydawa rozkazy dziewczynom z pierwszej linii wart.
- Zakorkujcie wejcie! Ta budowla odtd ma by cakowicie szczelna!
- Nie przepuszcza nikogo?
- Wicej, nie moecie pozwoli zbliy si nikomu bardziej ni na odlego gosu.
Wyglebi kadego, kto bdzie chcia dosta si dalej.
- A jeli to bdzie Polak?
- No to co, e Polak? Na ziemi i czeka na dowdc warty! Matk rodzon masz
wyglebi i wcisn twarz w bruk!
- Tak jest!
Cesarzowa przesza przez wartowni oszoomiona. Aie i stranik zostali przeszukani.
Oprcz wadczyni, o dziwo, upieko si rwnie Randowi, ze wzgldu chyba na zakrwawione
ubranie. Co za debilizm. No ale regulamin to regulamin.
Od strony paacyku bieg ju konsul, powiewajc poami rozpitej marynarki.
Towarzyszy mu zgromadzony naprdce orszak - dwie sekretarki, dyrektor protokou i chory
piechoty morskiej. Ten ostatni, kiedy tylko dobiegli do celu, bezceremonialnie naoy wadczyni
kamizelk kuloodporn, a na gow wsadzi stalowy hem saperski.
- Wielka pani! - konsul uy waciwej, przewidzianej przez instrukcj formy. - Prosz si
nie obawia. Jest pani pod opiek sojusznikw, a my zamierzamy dooy wszelkich stara, eby
zapewni pani takie rodki bezpieczestwa, jakie tylko bd w naszej dyspozycji.
Waciwy czowiek na waciwym miejscu. Mogoby si tak wydawa. Konsul
Radziejewski dla ludzi, ktrzy go lepiej znali, by czowiekiem pozbawionym raczej talentu
organizacyjnego. Mia tendencj do naduywania teatralnych gestw, lubi te przyjmowa
pompatyczne pozy. Nie byo chyba jak szczegln tajemnic, e karier w dyplomacji zrobi
gwnie dziki rodzinnym koneksjom.
Teraz te dawa si ponosi biegowi wypadkw.
- Wielka pani, prosz tdy, do konsulatu. A my osonimy pani wasnymi ciaami.
Cesarzowa zerkna na niego z pewnym zaciekawieniem. No, przynajmniej co osign,
wyrywajc j z oszoomienia. Ca grup ruszyli w kierunku paacyku.
- Prosz wystawi karabiny maszynowe we wszystkich oknach! - komenderowa konsul. Prosz zamieni ten budynek w niezdobyt twierdz!
- Panie konsulu - chory piechoty morskiej nie bardzo wiedzia, co powiedzie - nie
mamy karabinw maszynowych. W ogle.
- Jak to?!
- To przecie nie forteca. W adnych planach operacyjnych nie ma opcji obrony
konsulatu.
- Ale co pan mwi?! Co pan za rzeczy niestworzone wygaduje?!
Chory znajdowa si w trudnej sytuacji. O takich rzeczach kady dyplomata
dowiadywa si na pierwszym semestrze specjalistycznego kursu. Ale Radziejewski chyba
adnego kursu nie ukoczy. Pewnie rodzina wierzya, e samo wysokie urodzenie i obycie
salonowe w zupenoci mu wystarcz. adne procedury nie byy przecie potrzebne.
- Plan przewiduje jedynie opnianie wrogich dziaa, eby da czas dyplomatom na
spalenie tajnych papierw i korespondencji. A sekcja cznoci ma spali szyfry, ksiki kodowe i
zniszczy maszyny. Tylko tyle. Potem si poddajemy.
podstaw umoliwiajcych prowadzenie z tej broni ognia na ldzie. Nie chcc naraa swojej
kariery, odpowiedzia tylko krtkim:
- Tak jest!
Konsul zerkn na Randa w zakrwawionym ubraniu, ktrego Aie pooya na bogato
zdobionej sofie.
- Tu jest ranny, a lekarza nie mamy. Czy w paskim oddziale jest chocia sanitariusz?
- Nie, panie konsulu. - Porucznik nie mg sobie wyobrazi, po co w reprezentacyjnym
oddziale do stawania na baczno podczas rnych wizyt miaby si znale sanitariusz. Ale nie
komentowa.
- W takim razie wylijmy rannego sojusznika na jaki okrt.
- To troch potrwa, panie konsulu. d spacerowa, ktr mamy na przystani, nie dobije
do burty. Trzeba wezwa kuter z bazy albo d z jakiego niszczyciela.
- No to nie, rzeczywicie... - Radziejewski, o dziwo, zgodzi si z t opini. - W takim
razie przelijmy go wiatrakowcem na lotniskowiec.
Porucznik tylko si skrzywi, poniewa wiedzia, do jakich amacw proceduralnych
trzeba by si uciec, eby zrealizowa ten plan. Zaangaowa lotniskowiec tylko po to, eby
przyj pojedynczego rannego. O matko...
Na szczcie i dyrektor protokou musia si czego domyli, bo nachyli si do ucha
konsula.
- Jeli mona co radzi, to sugeruj, e najlepiej i najszybciej bdzie wezwa
miejscowego lekarza. Std, z Negger Bank!
Lecy na sofie Rand tylko jkn.
Shen spia konia, usiujc manewrowa wodzami tak, eby ko nie kierowa si za
bardzo jej decyzjami. Zjedali wanie po czym w rodzaju piargu wprost na pla i atwo byo
o zamanie nogi. Miaa wraenie, e jej wierzchowiec lepiej wie, jak sobie poradzi, ni ona
sama. Podobnego zdania musia by chyba Kadir, bo po kilkunastu ostronych krokach jego ko
przyspieszy nagle i uderzy w tego, ktry schodzi przed nim.
- Zaraza jasna! - Dziewczyna mao nie wypada z sioda. - Uwaaj!
- A jak jest uwaaj w jzyku koni? - odpowiedzia pytaniem rusznikarz.
adne z nich nie byo wytrawnym jedcem. adne z nich nie byo nawet dobrym.
Jedynie ich przewodnik radzi sobie doskonale. Od duszej chwili czeka ju na nich na dole, od
czasu do czasu wykrzykujc pomocne rady.
- Nie tak! Troch w lewo! No bardziej w lewo, bo... Ostrzegam. Tamtdy bdzie ciko!
- Jak jest w lewo w jzyku koskim?
- Wita. Nie, hetta, chyba.
Kadir zaniepokojony zerkn na pozycj, w jakiej na dole sta wierzchowiec przewodnika.
- A chodzi o jego lewo czy moje? - zapyta.
- Bogowie, nie wiem! - Shen usiowaa przyj na siodle tak pozycj, eby ko nie
odczu jej jako sugestii, gdzie ma postpowa. - Ja sama w strachu.
- Mwiem, eby i tdy na wasnych nogach.
- Tam, na grze, przewodnik twierdzi, e to bdzie atwe.
- Chyba dla niego.
Kadir umilk nagle, ciskajc boki konia z caych si. Ju w poowie zbocza minie ud
bolay go coraz bardziej. Z dowiadczenia wiedzia, e to jeszcze nic takiego. Prawdziwy bl
zacznie si jutro. Zna to uczucie. Naprawd nie by urodzonym jedcem. Miejscem, gdzie czu
si naprawd dobrze, byo plecione krzeso, w ktrym zwyk studiowa materiay przyniesione
przez uczniw z biblioteki. Na szczcie najgorsza nawet podr zawsze znajduje swj kres.
Rusznikarz bogosawi chwil, kiedy kopyta jego konia zatopiy si w piasku na play.
- Daleko jeszcze? - Shen patrzya na przewodnika z du doz nieufnoci.
- Bardzo blisko!
- I tak ci nie wierz.
Mody chopak, ktry suy tym razem za przewodnika, dosiada konia na oklep. W
przeciwiestwie jednak do tych, ktrym suy, znosi trudy podry, jakby to bya zabawa.
Zawinity w derk, bo nie mia nawet porzdnego okrycia, prowadzi pewnie, narzucajc takie
tempo, e doskonale wyposaeni podrnicy, w dodatku dosiadajcy sto razy lepszych
wierzchowcw ni wiejska chabeta, ledwie dotrzymywali tempa.
No i ciekawe, co znaczyo bardzo blisko. Dzie drogi? Dwa? Dobrze, e konie, cho
szy troch wolniej ni na grze, posuway si rwno, umoliwiajc rozmow.
- Sdzisz, e cesarscy zaatakuj byskawicznie? - Shen zerkna na Kadira, ktry moci
si w siodle, usiujc przybra jak najbardziej wygodn pozycj.
- Byskawicznie to oni co najwyej wino lej do garde - odpar. - Nawet Polacy,
decydujc si na wojn byskawiczn, przez wier roku j planuj, a potem jeszcze wicz
wszystkie jej elementy. Nie pamitasz, jak wywieli oddziay tatarskie do lasu, eby przewiczy
elementy rajdu na Banxi?
- Pamitam. Ale wojsko cesarskie nie walczy wedug polskich regulaminw.
- Ano nie. Wyprowadzi kup wojska w pole i kaza rusza mniej wicej tam to ich styl
dziaania. Im wicej wojska, tym lepiej. A jeszcze lepiej to nie zwraca uwagi, co wspomniane
wojsko bdzie po drodze jado. Niech sobie grabi wasne wsie, pozostawiajc z tyu pustyni jak
szaracza. eby do nas dotrze, bd musieli pokona wski pas pomidzy grami a brzegiem
morza. Wsie mae i nieliczne, pooone daleko od siebie. Jeli nie zdecyduj si na kanibalizm,
daleko nie zajd.
Shen wzruszya ramionami. To fakt, e duej liczby wojska nabrzen drog nie
przepchn. A z zaopatrzeniem te bdzie bl. Tym razem czonkinie sztabu generalnego bd
musiay wysili swoje gwki z przepiknymi fryzurami.
- Mog wysadzi desant - powiedziaa. - Wprost w Kong.
Kadir wybuchn miechem.
- Tak, tak - powiedzia po duszej chwili, wycierajc powieki. - Mog. Ale tacy dobrzy
jak Polacy z krownikiem za plecami i lotniczym zwiadem nad gow to oni nie s. Portu w
Kong z morza nie zdobd, bo nie maj na okrtach odpowiedniej artylerii. A byle gdzie na play
desantu nie wysadz, bo znowu powtarza si problem z zaopatrzeniem.
- Operacje sztabu generalnego nie musz podlega prawom logiki, czego dowodem moe
by los korpusu w Sait. Mog puci na nas kup wojska, liczc na to, e nakryci czapkami
wyzioniemy ducha ju pierwszego dnia. A oni...
- A oni najedz si nami? - Kadir wpad jej w sowo. - No... w wykonaniu sztabu
generalnego teoretycznie wszystko jest moliwe. Jednakowo nie sdz, eby rozdali wojsku
Poradnik kanibala, czyli jak najlepiej przyrzdzi ludzin.
Chciaa mu odpowiedzie jeszcze bardziej kliwie, ale uniemoliwi jej to przewodnik.
- Tam! - krzykn. - Tam! Widzicie?
Minli wanie ska sterczc z klifu i ich oczom ukaza si widok kilkunastu osb
skupionych wok czego, co do poowy sterczao z wody. Trudno byo std dostrzec, co to jest.
Ale przynajmniej tym razem przewodnik mia racj. Znalezisko rzeczywicie znajdowao si
bardzo blisko piargu, ktrym zjechali z klifu. eby mc porusza si szybciej, przemiecili si
w poblie fal omywajcych brzeg, tam gdzie piasek by bardziej ubity.
Wieniacy usiowali taszczy co z wody. Nie szo im to sprawnie. Kady fragment
wydawa si powizany z pozostaymi mas linek.
- Co to moe by? - krzykna Shen.
- Nie wiem! Ale jeli nie zostawi tego w spokoju, to zaraz bdziemy mieli do czynienia
ze stert mieci.
Chopi rozstpili si, widzc konnych. Przewodnik uspokaja ich, krzyczc, eby nie
rzucali si do ucieczki. Swoich przyprowadzi. Caa grupa patrzya jednak nieufnie.
Kadir zeskoczy z sioda kilkanacie krokw od wielkiego znaleziska. Zblia si powoli,
prawie z naboestwem, usiujc rozpozna w spltanych fragmentach cokolwiek znanego.
Ptno, listewki jakby z drewna i nie z drewna jednoczenie. Moe z wikliny? Cieniutekie linki,
sprawiajce jednak wraenie niesamowicie mocnych. Wszdzie wzy, klamry, dziwne spltania.
- Co to moe by? - powtrzya Shen, stajc tu obok rusznikarza.
- A co ci przypomina? - zaskoczy j pytaniem. Przez kilka chwil usiowaa sobie
wyobrazi, do czego mogo suy to co, co morze wyrzucio na brzeg. Nie miaa pojcia.
- Nie wiem - przyznaa uczciwie. - Papierowego smoka, ktrego dzieciom porwa wiatr i
potrzaska zabawk.
- No ciekawe...
Kadir zacz komenderowa ludmi.
- Wy tam! Chwycie za ten fragment. - Gestami pokazywa, o co mu chodzi. - I
pocignijcie tam! Nie plczcie tych linek! Ostronie cign.
- Co chcesz zrobi?
- Rozoy to tak, eby te zwoje linek nie byy spltane. Kad cz trzeba pocign
tak, jak pozwalaj sploty. I wtedy moe dostrzeemy pierwotny ksztat.
- Przecie wszystko spltane.
- Nie wszystko.
Kadir usiowa wydawa proste, zrozumiae rozkazy. A chopi, domylajc si, e czeka
ich konkretna nagroda, pracowali bardzo sprawnie. Ju si przekonali, e samo znalezisko nie
zawiera niczego cennego, co mona by zabra do chaupy. Pkata sakiewka kierownika robt
przeciwnie - zawieraa duo niezwykle cennych rzeczy. Lepiej byo si przyoy.
Mniej wicej w poudnie nie udawao si ju rozkada poszczeglnych elementw wok
tak, eby nie zniszczy caej konstrukcji. Kadir wycign n i zacz przecina pojedyncze
oporne linki. Wyranie unika splotw i sznurkw oznaczonych kolorami.
Shen nie chciaa mu przeszkadza. Razem z przewodnikiem zjada drugie niadanie z
zapasw, ktre mieli w jukach. Potem znowu podesza bliej. Kadir wanie chowa swj n.
- No? A teraz co ci to przypomina?
Przygldaa si dugo i uwanie. Nic jej to nie przypominao tak naprawd.
- Gigantyczny latawiec? - powiedziaa po dugim namyle. Zabrzmiao to bardziej jak
pytanie ni stwierdzenie.
- No. - Kadir przygryz wargi. - Ja te mam wraenie, e to maszyna latajca.
- A gdzie mierdzcy silnik?
- O! Polka si w tobie odezwaa czy co? - zakpi lekko. - eby lata, trzeba mie
warczco-mierdzcy silnik! - Machn rk zrezygnowany. - Pierwsza odpowied bya lepsza.
To chyba latawiec.
- Taki skomplikowany? - Shen nie moga jeszcze dopasowa do siebie w wyobrani
poszczeglnych elementw. - A gdzie pozostaoci liny do uwizi? No chyba e nikt nim nie
sterowa.
- Sterowa.
- A gdzie lina? Albo jej pozostaoci?
- Nie byo liny. Sternik wisia tutaj. - Kadir podnis co w rodzaju uprzy
przymocowanej do konstrukcji w centralnym punkcie. - Chod.
Kiedy ostronie, eby nie uszkodzi ptna, po ktrym trzeba byo stpa, podesza do
niego, przymierzy do jej sylwetki skomplikowan uprz z powizanych linek.
- Tak jak podejrzewaem - mrukn. - Pilotem bya kobieta.
- Skd moesz wiedzie takie rzeczy?
- Dzieci pod niebo si raczej nie posya. A na ciebie pasuje. - Pokaza Shen, o ktre
fragmenty plecionki mu chodzi. - Ja mam za szerokie ramiona, ty by w to wesza.
- Nasz przewodnik te niewielki. On mgby si zmieci.
- Moe i tak. Ale to co - dotkn innej czci uprzy - za przeproszeniem, urwaoby mu
genitalia. A kobiecie nie.
Umiechna si szeroko.
- To wyjanij mi jeszcze, na zaraz Polakom takie latawce.
- I tu ci zdziwi.
- Bo?
- To nie jest polskie. Nie pochodzi zza gr.
- A skd? - daa si zaskoczy. - To znaczy skd to wiesz?
Pokaza dziewczynie skomplikowany wze na lince. Jeli pocigno si go za ptl,
wze sam si rozlunia, jeli za ucho - zaciska.
- To rczna robota - wyjani. - mudna, dugotrwaa, wykonana przez mistrza. Mistrza
rkodziea. A Polacy to wszyscy janie pastwo! Batem ich do rcznej roboty nie zagonisz. Tam
wszystko maszyny robi. I dlatego ich klamry i zatrzaski wydaj takie dwiki jak: brzdk,
trzask, klik, prask! S idealne, ale ich perfekcja bierze si z perfekcji maszyny wykonujcej
powtarzalne czynnoci. A to tutaj dziaa w idealnej ciszy, to wyrb artystyczny, unikatowy,
jedyny w swoim rodzaju.
To zrozumiaa. I wiedziaa te, e Kadir ma racj. To nie byo polskie. Ani w ogle
wykonane przez jakkolwiek cywilizacj zza gr. Dziwny latawiec pochodzi wic std.
- Bogowie... - szepna. - Przecie w takim razie powinnimy choby sysze o takich
rzeczach.
Kadir pooy Shen rk na ramieniu.
- A co my wiemy o wielkim wiecie? - westchn. - To co dugo dryfowao w morzu.
Impregnat pokrycia prawie straci swoje waciwoci.
- Mylisz, e na tym naprawd mona byo lata? e czowiek mg tym lata? poprawia si.
- Jak ptaki, ktre wykorzystuj prdy powietrza i te nie musz rusza skrzydami, krc
wysoko. W odpowiednich warunkach to co mogo unie czowieka.
- A gdzie jest pilotka?
- Gdzie tam. - Kadir nie waha si ani chwili i wskaza rk szumice morze. - Gdzie
tam jest.
- Nie mw tak, prosz.
Wzruszy ramionami.
- Uprz nie jest przetarta, nie jest rozcita noem. Pilotka ya wic, kiedy ten latawiec
uderzy o wod. Rozsznurowaa uprz, eby si uwolni.
Zapada cisza. Shen zastanawiaa si, jakie ta kobieta moga mie szanse sama na rodku
Nuk po przyjciu u ksiniczki chciaa przespa si w bazie, ale nie dopuszczono jej do
kwater. Na bramce spotkaa przecie swoje koleanki z korpusu, nie widziay si nie wiadomo
jak dugo, a przecie tyle si zdarzyo. Nie byyby kobietami, eby sobie wszystkiego nie
poopowiada. Oczywicie nie na wartowni. Dziewczyny po subie nad ranem zabray Nuk do
swoich kwater w jednej z portowych dzielnic. Zdya tylko zostawi karteczk, gdzie jest i
gdzie naley jej szuka.
Weteranki urzdziy si niele, miay mieszkania z widokiem na zatok, jak na onierskie
warunki, bardzo fajnie wyposaone i przytulne. Nuk nie dane byo jednak nawet pomarzy o
jednym z ek. Przy lekko kwanym, sabym winie opowieci cigny si do poudnia. I Nuk
poczua co dziwnego. Samo opowiadanie o wszystkich przejciach, o swoim yciu sprawio, e
to ycie stawao si mniej zawie dla niej samej, bardziej zrozumiae. Poczua si troch jak u
medyka, kiedy musi ze szczegami opowiedzie histori choroby. Poczua te przy tym wielk
ulg, a potem niesamowit rado. Nagle zrozumiaa, e jej ycie toczy si wanie tak, jak
powinno, tak jak chciaa, wstpujc na ochotnika do wojska. I cho wczesne ideay mocno ju
wyparoway jej z gowy, to jednak w zamian wcale nie pojawia si pustka. Cieszy j sposb, w
jaki patrzyy na ni koleanki, a nawet zazdro, ktra pojawiaa si w ich oczach. Same uwaay
si raczej za te dziewczyny w wojsku, ktre miay nieprawdopodobne po prostu szczcie, e ich
losy zoyy si tak, a nie inaczej. Natomiast Nuk uwaay za bab, ktra swoje sprawy wzia we
wasne rce, nie zdajc si na wyroki opatrznoci.
Uczucie zazdroci wzmogo si po poudniu, kiedy pod domki nad zatok podjecha
terenowy samochd z rozpit plandek. Wyszyska zdya wyskoczy zza kierownicy, zanim
jeszcze okoliczne dzieciaki otoczyy pojazd, uniemoliwiajc dostp.
- Nuk! - Wysoka kobieta w miejscowej tunice przyoya rce do ust. - Nuk! Jeste tutaj?
Sierant wychylia si z okna.
- Jestem! Ju schodz!
Ignorowaa podziw malujcy si na twarzach koleanek, kiedy j odprowadzay. Ale
numer! Polka osobicie podjedaa azikiem po swoj sierant! Biedne, nie mogy mie pojcia,
e to wanie wczoraj Nuk polubia tak naprawd ekip Tomaszewskiego. Dopiero kiedy po
wymiatajcym z czowieka wszystkie siy, wielogodzinnym locie w koszmarnych warunkach,
zamiast spa, zaproponowali szalecze przyjcie, zrozumiaa jedno: to nie wymuskane,
wypachnione, lalusiowate paniczyki nie wiadomo skd, dysponujce jedynie makabryczn
przewag siy. To normalni kumple, twardzi, kiedy trzeba, mikncy, gdy w duszy tak grao
akurat, skrajnie pragmatyczni, z gupimi uprzedzeniami jak wszyscy ludzie na wiecie. No i
wanie wczoraj co pko w barierze midzycywilizacyjnego porozumienia. Nagle to
porozumienie stao si prawdziwe, zwyke, normalne, dojmujce do ywego i tak oczywiste, e w
ogle nie mona byo mwi o rnicach. Nowi kumple Nuk byli tak samo stuknici jak ona,
identycznie porbani, mieli zasadniczo podobne problemy ze sob i w zakresie pogodzenia si z
otaczajcym wiatem. Dopiero wczoraj jednak tak mocno zdaa sobie z tego spraw.
- Cze, Nuk! - Wyszyska wycigna rk.
- Cze, Cholernico. - Sierant ucisna jej do polskim obyczajem.
- Przedstawi ci gocia, ktry ci zabije ju niedugo. - Wskazaa rk swj samochd.
Okazao si, e pod plandek siedzia mczyzna w polowym mundurze lotnictwa.
- Peczyski - przedstawi si, rwnie wycigajc do. Kiedy si nachyli, zauwaya na
ramionach naszywki majora. - Mw mi Jacek.
- Nuk. A dlaczego mnie zabijesz? - zapytaa.
Wyszyska nie daa mu doj do sowa.
- Bo bdzie was z Kai uczy skokw spadochronowych, a tam co chwila kto ginie.
Peczyski zareagowa ostro:
- Nikt nie zginie. Te eksperymentalne spadochrony s tak pewne, e dziecko mona na
nich zrzuci.
- Eksperymentalne i pewne. Te dwa sowa wykluczaj si wzajemnie, nieprawda? Wyszyska kpia w najlepsze. - Suchajcie, dziewczyny - zagadna koleanki Nuk, ktre
otoczyy auto. - Czy mogybycie rozpdzi te bachory i umoliwi nam odjazd?
Nie byo problemu. Polka imponowaa weterankom, bo chodzia na bosaka i na goe ciao
narzucia miejscow tunik. Nie wywyszaa si. Dzieciaki usunito w mgnieniu oka. Udao si
ruszy bez dalszych przeszkd.
- Wiesz, podziwiam ci. - Wyszyska sprawnie manewrowaa kierownic, poruszajc
pojazdem po drodze, ktra nie zostaa wybudowana z myl o poruszaniu si na niej
samochodami.
- Czemu? - Nuk spojrzaa zaciekawiona.
- Bo najwyraniej w ogle nie spaa. Mam racj?
- Masz.
- No to wliczywszy lot, imprez i nastpny dzie... - Inynier westchna lekko. - Masz
zajebicie odporne ciao, moda.
- W paru bitwach te ciko bywao. - Nuk zacza si mia. - Ale dzikuj. Cho
rzeczywicie, zaczynam ju troch pyn. Jeli wiesz, co mam na myli.
- Wiem. - Wyszyska wydostaa si na wikszy plac i bos stop mocniej przycisna
peda gazu. Wielk rado sprawiali jej uskakujcy na boki ludzie. - Boe, jak ja kocham to
miasto! - wyrwao jej si nagle. - To chyba najpikniejsze miejsce na wiecie.
- No! - Nuk zdecydowanie bya skonna przyzna jej racj. - Kady chcia je zdoby i
mie, i tak ju od tysicy lat.
Umiechna si do swoich myli. Ta wymiana zda bya zreszt kolejnym kamyczkiem
do rozumienia obcych. Cenia ich za to, e potrafili otwarcie i od razu przyzna, e co tu jest
lepsze ni u nich. e miejscowi umiej stworzy rzeczy, ktrych oni sami nie potrafi. A
przynajmniej dotd nie stworzyli. Dramatycznie rnili si od wszystkich innych zdobywcw w
historii.
Wyszyska zaparkowaa na wznoszcej si stromo alei poronitej po jednej stronie
drzewami. To bya zdecydowanie lepsza dzielnica, dzieci, ktre otoczyy samochd, pojawio si
zdecydowanie mniej. Poprosili jedno z nich, eby zawoao jakiego zodzieja, a kiedy si zjawi,
poprosili z kolei jego, eby zgosi u swoich, e tu stoj. Odtd auto byo ju pod opacon
wczeniej i hurtowo, pewniejsz od stranikw i ubezpiecze opiek cechu zodziei miejskich.
Nic nie miao ju prawa zgin, nic, nawet najpikniejsze mosine czci, zosta odkrcone i
zabrane.
- Ale sobie gniazdko uwili. - Wyszyska uniosa gow wysoko, eby podziwia
wspaniaoci ksicej willi. - A niech ich cholera.
Major Peczyski rwnie kiwa gow w podziwie.
- I tak bd musieli odda marynarce - powiedzia. - Przecie oficer nie moe przyjmowa
prezentw od nikogo.
- Sdz, e Krzysiek nie jest gupi. Zreszt sama mu powiem, eby zgosi to jako tajn
melin wywiadowcz pozyskan rodkami operacyjnymi, i nikt ich nie wywali.
Nuk otworzya bram prowadzc na szeroki podjazd dla powozw.
- Myl, e nie maj jeszcze suby poza etatowym ogrodnikiem i sprztaczkami. Musimy
wej sami.
- Racja. - Caa trjka podesza do wielkich, rzebionych drzwi prowadzcych do domu. Wamujemy si.
Wyszyska pchna cikie skrzydo z caej siy.
- Krzysiek, Kai! Jest tu kto? - Wkroczyli do przestronnej sieni.
Tomaszewski pojawi si prawie natychmiast, w samych spodniach i koszuli.
- O? - powita ich lekko zdziwion min. - Jak znalelicie drzwi wejciowe?
- Od zewntrz s bardziej widoczne. - Wyszyska nie moga powstrzyma si od kpiny.
Najwyraniej Krzysiek szuka tych drzwi. - Co? Wczoraj bye w takim stanie, e nie
zapamitae, gdzie s?
Machn rk.
- Ta willa to istny labirynt. W Polsce mogaby peni rol paacu.
Najwyraniej zna Peczyskiego, bo nie przedstawiali si, tylko podali sobie donie.
- Chodcie. - Odwrci si, wskazujc kierunek. - Mam nadziej, e dobrze zapamitaem,
gdzie co jest.
- Polec ci troch suby, przynajmniej najpotrzebniejszych. - Wyszyska rozgldaa si z
wyranym zainteresowaniem. Budynek naprawd robi wraenie. I wielkoci, i smakiem, z
jakim go wykoczono. - Moje dziewczyny na pewno znajd jakie koleanki z dobrymi
referencjami.
- Nie zapominaj, e nie mwisz do bogatego przemysowca, tylko do onierza. Jak
mylisz, na ilu sucych mona sobie pozwoli z oficerskiej pensji?
- Oj, nie przesadzaj. Ludzie tutaj s bajecznie wprost tani. A ich usugi na wysokim
poziomie.
Musieli przerwa dyskusj. Kai, czekajca w kuchni, podniosa si na ich widok i zamara
zaskoczona, zobaczywszy majora w polowym mundurze. Zastanawiaa si, co powinna zrobi,
skoro jest owinita jedynie w przecierado. Stan na baczno, stukn obcasami... tfu! plasn
bosymi stopami i zasalutowa do goej gowy? Nie, nie ma mowy. Salutuje si do ora, a nie do
pustej gowy. Na szczcie Peczyski wybawi j z kopotu w tej sytuacji, przedstawiajc si po
cywilnemu. By sympatyczny. Jedynie Nuk nie moga powstrzyma si od uwagi.
- Nie umiechaj si tak - powiedziaa. - Podobno on nas zabije.
Kiedy Kai spojrzaa pytajco, major wyprzedzi w odpowiedzi Wyszysk, ktra ju
otwieraa usta.
- Bd was uczy skaka na spadochronie - powiedzia. - Ale zapewniam, e to bardzo
bezpieczny sprzt.
- Nie boj si. - Czarownica odpowiedziaa umiechem. - Widziaam ju desant
komandosw pod Negger Bank. W nocy, w zych warunkach, gdzie w kadej chwili grozio
wykrycie. I nic si nikomu nie stao.
Peczyski skin gow z uznaniem, a Nuk po raz pierwszy spojrzaa na Kai z pewnym
zainteresowaniem. Do tej pory uwaaa czarownic za wydelikacon panienk przewraliwion
na wasnym punkcie. Nie zmienia zdania, oczywicie, ale po ostatniej uwadze moga zacz
sdzi, e tamta nie jest przynajmniej histeryczk. Dobre i to.
- Zapewniam obie panie, e sprzt jest po prostu rewelacyjny. To supernowoczesne
rozwizanie, pozwalajce na skok z ogromnej wysokoci, bardzo daleko od celu. Moliwo
wykrycia zrzutu jest wic bliska zeru.
- Sprzt sprztem - Wyszyska przysiada na skraju stou, nie chcc w tym, co ma na
sobie, naraa si na jakiekolwiek niskie siedzisko - ale zrzut nastpi nad oceanem. Jeli
spadochron si nie otworzy...
- Zawsze bdzie spadochron zapasowy - wpad jej w sowo Peczyski.
- A po co?
Major spojrza na ni zaskoczony.
- Nie rozumiem?
- Po co spadochron zapasowy? Przecie dwch latajcych skrzyde na jednym skoczku
nie umiecimy. Wic jeli si to jedno jedyne nie otworzy, to lepiej nie mie spadochronu
zapasowego.
- Dlaczego? - wczya si Kai.
- Bo taki sprzt zapewni tylko bezpieczny, krtki lot w d, a tam... wodowanie. I co
zrobisz sama, w kamizelce ratunkowej, na rodku oceanu?
- Mona czeka na pomoc? - W gosie Peczyskiego nie byo jednak takiej pewnoci,
jaka powinna tam si znale, gdyby to rozwizanie miao jakiekolwiek szanse na realizacj. Samolot przecie moe zrzuci w pobliu miejsca niefortunnego wodowania gumow d
ratunkow.
- Czyli rozcign dwie doby konania na kilkanacie dni? Po co? Lepiej nie mie zapasu.
Kilka minut potwornego strachu i mier na miejscu od uderzenia w wod. Zero mki.
Tym razem Nuk spojrzaa na Wyszysk z pewnym podziwem. Owszem, tamta miaa
racj, ale to rozwizanie dla weterana, ktry niejedno ju przey i moe spokojnie rozway, co
lepsze. Nie dla Kai.
- S jeszcze procedury awaryjne - podj major. - To, e spadochron nie otworzy si od
razu, nie oznacza, e nie da si go otworzy powtrnie. A wysokoci w brd. Moe uda si niej.
- Jeli nawet spadochron si otworzy, ale duo niej, to i tak nie ma szansy, eby skoczek
dolecia do brzegu, prawda?
- Oj, zostawmy sprawy techniczne - do rozmowy wczy si Tomaszewski, chcc
zapobiec dalszym makabrycznym szczegom. - Wrcimy do tych spraw na szkoleniu.
Syszaem, e mona je bardzo przyspieszy?
- Tak. Spadochrony s ju zamwione w Polsce. Dotr do nas najbliszym transportem. A
cay tryb treningu wojsk powietrznodesantowych mona pomin, bo to naprawd sprzt typu
skocz i zapomnij.
- Zapomnij o boym wiecie, bo ju go nie zobaczysz - dodaa Wyszyska.
- Hej, Cholernico! - Tomaszewski postanowi ukrci jej wybryki. - To chyba by twj
pomys, czy nie?
- Tak, ale nie jestem zwolenniczk przedstawiania wszystkiego w cukierkowych barwach.
- O kur... Oe!
- Chtnie zagram z tob w ruletk, kiedy znajdziesz chwil.
Po tych sowach Kai Nuk zrozumiaa, co miao miejsce. Domylia si, e czarownica
uya swojej mocy. Ale nawet nie drgna i nie daa po sobie niczego pozna. Bya zreszt jedyn
osob w tym pomieszczeniu, ktra moga mie jakiekolwiek podejrzenia. Tomaszewski woy
do ust papierosa trzsc si rk. Peczyski powtarza pod nosem:
- A nie wierzyem, kiedy mi mwili, e w wywiadzie marynarki s sami wariaci. Nie
wierzyem.
Na szczcie sytuacja nie zdya si rozwin w awantur. Przerwao im walenie do
drzwi.
- Kto to moe by? - Tomaszewski zacign si za gboko i teraz usiowa zdusi kaszel.
- Jak tak wal, to nasi. - Wyszyska ruszya w stron korytarza. - Zostawiam w bazie
adres, gdzie bd.
- Ja te zostawiem - powiedzia Peczyski.
Usyszeli odgos otwieranych drzwi. Potem ciszone sowa, ktrych z tej odlegoci nie
dao si zrozumie. Tumaczenie czego nie trwao dugo. Ju po chwili drzwi trzasny
ponownie, a na schodach prowadzcych z sieni pojawia si Wyszyska.
- Co takiego. Porucznik na posyki! Pierwszy raz widz, eby oficer biega z rozkazami.
- Co a tak wanego? - zapyta Tomaszewski.
- Owszem. W Negger Bank doszo do zamachu stanu. Cae wojsko przechodzi w stan
najwyszej gotowoci. Wszyscy polscy cywile przechodz na reim wojskowy.
powozu, do ktrego przez przypadek spowodowany przez panik wsiada cesarzowa? To byy
moje emblematy. Tym wozem przyjechalimy na audiencj i tym wozem mielimy odjecha. Ale
tylko ty i ja, prawda?
- O Bogowie!
Nie mona byo odmwi Randowi racji.
- Widzisz. Sfingowaem zamach na siebie, eby zachwia wiar cesarzowej w suby
specjalne. A oni zaplanowali zamach na mnie, eby si mnie pozby. Definitywnie, tak, eby by
ju ze mn spokj.
- Masz racj - potwierdzia zdecydowanie. - I tylko dlatego, e oba zamachy nastpiy w
koincydencji, my jeszcze yjemy. Gdyby nie cesarzowa i jej stranicy, dawno byoby po nas.
- Ano. Nie spodziewali si, e w moim powozie bdzie wadca imperium, bo jakim cudem
miaby si tam znale. No i wynajte zbiry zaczy strzela. Si rzeczy take do cesarzowej. No
i wrobili swoich mocodawcw w straszne gwno! W najgorsze gwno na wiecie!
Aie nie moga wytrzyma i zacza chichota.
- O kurwa ma! Ale mamy nieprawdopodobne szczcie!
- Tak. W gowie si nie mieci.
Rand mia racj. Nikt si nie spodziewa, e wadczyni bdzie w jego powozie. A znalaza
si tam tylko z powodu pierwszego, sfingowanego zamachu. Proci mordercy, ktrzy
przeprowadzali prawdziwy zamach, strzelali do wszystkich, ktrzy znajdowali si w pojedzie. A
pasaerom mierci udao si unikn tylko z powodu stranikw cesarskich, ktrych liczba i
dziaania musiay zaskoczy zamachowcw. Dlatego wszystko im si posypao. To nie miaa by
uliczna bitwa. To miaa by prosta egzekucja.
No tak. Zwykli wykonawcy rozkazw, jak wynajci bandyci, na pewno ju nie yli. A w
sztabie, ktry zaplanowa akcj, jest teraz panika. I to jaka! Nie spodziewali si, e bd dwa
zamachy. Nie mogli przypuszcza, kogo w rezultacie komedii pomyek bd one dotyczyy.
Wszystko im poszo nie tak. A to trzeba natychmiast wykorzysta.
- Zawoaj tu kogo.
Aie ostronie zdja gow Randa z ud. Niepotrzebnie tak si cackaa. Rand teraz, kiedy
ju rozpalaa go energia nowego pomysu, sam zerwa si na rwne nogi.
- Wezwij szefa wywiadu!
- A mylisz, e taka szycha jest w tym budynku?
- Operacyjnego szefa. Na pewno ju tu jest.
Aie umkna na korytarz. Nie wiadomo, czy to znowu szczcie, czy jej talent
zjednywania sobie ludzi swoim wygldem licznej, niewinnej dziewczynki, w kadym razie
byskawicznie zawoano kogo trzeba.
Izaak Rosenblum stan w drzwiach w krtkim czasie po tym, jak Aie nimi wysza.
- Rand, przyjacielu, syszaem, e zostae bohaterem, a przy okazji nie odniose zbyt
cikich ran.
Komandor ucisn chorego, niezbyt przejmujc si jego cierpieniem. Najwyraniej ju
wiedzia, jak wyglda jego obiektywny stan zdrowia.
- Ano, rozsdni tak maj.
- Jake si ciesz, e ci widz.
- Ja rwnie odczuwam wielk przyjemno. Tym bardziej e moje akcje na dworze
wzrosn niewspmiernie, co na pewno ucieszy ciebie jako sojusznika.
Rosenblum skwapliwie przytakn. By w doskonaym humorze.
- W takim razie pom mi troch, bo jako konajcy suga cesarzowej chc jeszcze przed
mierci udzieli jej kilku rad.
- Kiedy?
- Ju. Zaraz. eby nie zdya narobi jakich gupot.
- Ach, jasne. Zatem chodmy. - Rosenblum otworzy drzwi.
- Konajcy suga, powiedziaem. Konajcy. I jako taki nie mog przecie i
korytarzem.
- A, rozumiem. - Rosenblum wzi Randa za rk, przerzuci j sobie przez kark i prawie
zacz nie swojego koleg. Z trudem wydostali si na korytarz, ale co jeszcze nie pasowao. Sprbuj kutyka bardziej przekonujco. Przecie umierasz.
ROZDZIA 5
Przed tysicem lat. Przytaczajcej wikszoci grup oczywicie si nie udao. A zadaniem
dzisiejszych alpinistw byo teraz odnalezienie zwok i odzyskanie starych dokumentw. Trud
zaiste bezsensowny. Dla wszystkich jasne byo, e zarwno zwoki, jak i dokumenty w stanie
nienaruszonym przetrway nawet i tysic lat. Nic niezwykego. Jednakowo czy trupy le w
miejscach atwo dostpnych, byo ju pytaniem, na ktre wypadao odruchowo odpowiedzie
przeczco. nieg, ld i wiatr nie sprzyjay cmentarnemu spokojowi. Ciaa mogy by zasypane,
pogrzebane pod tonami zmarzliny, a dokumenty przeniesione przez wiatr do niedostpnych
rozpadlin. Tego uczyo dowiadczenie z gr, ktre znali. Po tej stronie jednak podobno byo
troch inaczej. Specjalici twierdzili, e szanse odnalezienia ladw wypraw sprzed tysica lat s
cakiem spore. No nic. Czas pokae, kto mia racj.
Na razie nic nie wskazywao na moliwo odniesienia sukcesu. To bya druga ich
ekspedycja ladami zakonnych poprzednikw. I dopiero zbierajc dowiadczenie na trasie,
zrozumieli, na jak szaleczy plan si zdecydowali. Owszem, znali miejsca, skd zakonne
wyprawy startoway. Znali te, cho mniej wicej, opis wdrwki, ktr pokonywali dawni
wspinacze, zanim zniknli obserwatorom z oczu. Ale potem? Ktr z moliwych tras wybrali?
Szalestwo!
- Ju? Moemy i dalej?
Nazgaj skin gow.
- Ale tylko do grani - wychrypia. - Dalej nie ma sensu.
- Zobaczymy, co za grani, i tam zadecydujemy.
- To gupota. Tlen nam si koczy.
Szymkiewicz umiechn si kpico. Wiedzia, e zza bawenianej opaski zakrywajcej
twarz nic nie bdzie wida. A wyranie cieszy go fakt, e jest w duo lepszej kondycji ni
kolega.
- Czas si zbiera. Nieboszczyki ju si niecierpliwi.
- Przecie ich nie znajdziemy. Daj spokj.
Szymkiewicz wsta ociale ze skay.
- Idziemy.
- Co ci wypado z kieszeni.
Akurat. Nie da si nabra na tak stary numer. Wszystkie kieszenie mia prawidowo
zabezpieczone.
- No zaczekaj. Co ci wypado.
Nie. Nie obejrzy si. Nie ma gupich.
- To lina!
Nazgaj musia zdj wierzchni, grub rkawic, eby mc podnie swoje znalezisko.
- O rany boskie! To lina!
Szymkiewicz odwrci si byskawicznie. To, co trzyma w doni kolega, nie
przypominao niczego, co mieli ze sob. I rzeczywicie, to fragment liny. Ale z takim gwnem
nikt o zdrowych zmysach nie wybraby si w gry.
- To jaki prymitywny splot.
- Przetarta.
- No! Kto tu odpad. - Nazgaj odwrci si niezgrabnie i spojrza w d. - Zwoki
powinny by poniej.
- Bzdura. Pamitasz, co nam mwili na szkoleniu o wspinaczach Zakonu? Jak stracili
jednego, to ruszali dalej. I s nad grani!
- Dlaczego akurat nad grani? - Nazgaj cigle patrzy w d. - Powinnimy zej i znale
tego, co odpad.
wieci z caego wiata i przy pewnej dozie wyobrani udawao si mami uud, e si w tych
wydarzeniach uczestniczy.
Siwecki goci tu codziennie. Wysya swoje raporty, zadawa pytania rnym subom,
otrzymywa odpowiedzi. Dziki temu moe cho troch nuda zesania, jak wszyscy nazywali
swj pobyt tutaj, stawaa si o wos mniej dotkliwa.
Tym razem w ciasnym pomieszczeniu zasta Baranowskiego, ktry koczy wanie
dyktowa co radiotelegraficie. Na jego widok major odoy notatki i podnis si z
improwizowanego siedziska przy stanowisku nadawania.
- Dobrze, e pan przyszed - powiedzia z umiechem. - Czas na przerw. Za dugo ju tu
siedz.
- Nie bd przeszkadza. Prosz skoczy.
Baranowski wyj z kieszeni swoj papieronic i poczstowa Siweckiego.
- Nie ma pan dzisiaj nic pilnego?
- A czy w ogle std mog wychodzi jakiekolwiek pilne wiadomoci? - Siwecki
zacign si dymem.
- No fakt. Ma pan racj.
- Gnijemy za ycia w tym Banxi.
- Oj tak, oj tak - zgodzi si szybko Baranowski. - A tymczasem w Negger Bank nastpia
prba przewrotu. By pono zamach na cesarzow.
- Dopiero?
Major spojrza na lekarza lekko zdziwiony.
- Jak to dopiero? - zapyta.
- No bo licz tak: Tomaszewski wrci do miasta, znajc go, od razu zacz imprezowa.
Pewnie wypi za duo i z nudw na kacu wymyli zamach.
Baranowski dopiero teraz zrozumia, e to dowcip. Umiechn si z lekkim
zaenowaniem.
- On bardzo pana ceni - cign niezraony Siwecki. - Jest pan chyba jedynym facetem,
ktry ma u niego takie powaanie.
- Z powodu wycigu do wityni?
- Nie z powodu wycigu. Z powodu wyniku tego wycigu.
Zaczli si mia.
- Jeli ma pan co pilnego do nadania, to bardzo prosz. Ja naprawd mog zrobi dusz
przerw.
- Mam tylko wiadomo o mierci tego lepego podrnika. A wieci o czyim zgonie nie
s nigdy niczym pilnym.
- A powiedzia przynajmniej, jak dotrze do tej mistycznej wityni w okolicach bieguna?
Siwecki strzepn popi z papierosa, zacign si i wydmuchn dym.
- Wie pan, olepili go, wic na mapie niczego mi nie pokaza. Ale dziwna sprawa, mona
przecie sowami opisa krainy, w ktrych si byo. A w tym, co mwi, kryo si co dziwnego.
Czasami odnosiem wraenie, e trafienie do krainy przy biegunie wcale nie wymaga posiadania
oczu. Opisywa jakie dziwne stany.
- I przekazuje pan to do sztabu?
- To te. Sztab planuje wypraw zwiadowcz, wic ostatnio przekazuj gwnie
wiadomoci o kraju na innym kontynencie, gdzie zwiad ma wyldowa. Musz przekaza kady
szczeg, o ktrym powiedzia mi podrnik, choby i w malignie.
- Bdzie zwiad? Liczny? - zainteresowa si Baranowski.
- Polec dwie dziewczyny, miejscowe, ktre pan zna.
- Fakt.
- Napij si panowie wietnego bimbru? - Meredith wyj spod paszcza standardow
manierk polskich si zbrojnych. - Radz sprbowa. Doskonay!
Czarownik napeni nakrtk, a poniewa major si wzdraga, poda j Siweckiemu. Ten
ykn od razu ca zawarto i o mao nie zatkao go na amen. To by prawie spirytus. Moc
mona byo ocenia na jakie osiemdziesit procent co najmniej.
- Rewelacyjny - wychrypia dopiero po bardzo dugiej chwili. - Prawdziwy... - nie mg
dokoczy, bo znowu zaczo go dawi.
- Prawdziwy piechociarski - dokoczy za niego Meredith.
- Jak to piechociarski? - zaperzy si Baranowski. - Skd by moje dziewczyny wiedziay,
jak si bimber robi?
- Oj tam - umiechn si czarownik. - To w ssiedztwie maj Polakw z piechoty
morskiej. Rne przyjanie si zadzierzgaj, a z przyjaniami przepyw nowych technologii i
myli technicznej nastpuje. Zwyka rzecz midzy cywilizacjami. A w dodatku kobiety do
receptury doday swoje koncepcje. Ten bimber jest z zeszorocznych, mroonych jagd. To
poezja.
Baranowski tylko krci gow. Nie by przesadnym subist, ale doskonale wiedzia, co
moe si sta z nudzcym si, pozbawionym wroga, koszar i przepustek do miasta wojskiem,
ktre ma dostp do wdki. Piechota morska podrzucia mu wanie kukucze jajo w postaci
bomby zegarowej tykajcej szybciej ni cykady podczas godw.
- I tak o day panu?
- Och, baby do czarownika zawsze maj wiele spraw. Ja im w miar moliwoci
pomagam w rnych drobiazgach, to i odwdziczaj si jak mog.
Major przytakn.
- To w takim razie mam prob.
- Tak?
- Potrzebowabym troch tego dla... - Baranowski ciszy gos, odwracajc si plecami do
telegrafisty - dla pani pukownik.
- Rozumiem. To nie kopot.
Siwecki, ktremu po wypiciu haustem caej nakrtki bimbru robio si ju dobrze na
duszy, postanowi si wtrci do rozmowy.
- A odkry pan co ciekawego w tej wityni?
Meredith skin gow.
- Tu s same ciekawe rzeczy.
- Hm, mnie tam wszystkie pomieszczenia wydaj si po prostu puste.
- No wanie. Nie zdziwio to pana?
Siwecki nie bardzo wiedzia, co odpowiedzie. Fakt, wityni w lesie w dolinie Sait zna
tylko z opisw. Ale z tego, co sysza, wszystkie jej pomieszczenia byy przepenione jakimi
sprztami, wotami i ca mas najrniejszych przedmiotw. A tu? Puste sale, puste cele wzdu
korytarzy.
- No troch tak, troch mnie to dziwi.
- No wanie. A co ta witynia panu przypomina?
Tym razem Baranowski by szybszy w odpowiedzi.
- Ta witynia przypomina wizienie - powiedzia.
- O wanie - zgodzi si Meredith. - To jakby olbrzymie wizienie. Tyle e bez
skazacw.
- I rzeczywicie to kiedy by zakad karny? - zapyta cakiem ju wesoy Siwecki. - Nie
Opatrunek wykonany przez prawdziwego lekarza nie robi odpowiedniego wraenia, wic
Rosenblum musia opatrzy Randa jeszcze raz, po swojemu. Przede wszystkim najbardziej
widoczn cz ciaa, czyli gow, owin bandaem. Poniewa nadal nie wygldao to jednak
przekonujco, pochlapa wszystko pioktanin. Potem prawa rka. Grunt to nie aowa rodkw
opatrunkowych. Plus ogromny temblak i przyczepiona do ramienia kroplwka. Biegnca od niej
rurka nie czya si co prawda z adn ig, ale caa instalacja potgowaa nastrj grozy. Do tego
usztywniona ortopedyczn szyn noga, obwizana jaowymi chustami, i kula inwalidzka, ktr
Rand dziery w zdrowej rce.
Izaak Rosenblum nie by lekarzem, tylko oficerem wywiadu, ale jego dzieo byo sto razy
bardziej malownicze i dosownie miadyo ndzny medyczny pierwowzr. Kiedy Rand
wkroczy, a waciwie wkutyka do ambasadorskich apartamentw, ktre byy przeznaczone
dla szczeglnie wanych goci, cesarzowa zaniemwia.
- Rand... Rand... - zdoaa wykrztusi dopiero po duszej chwili. - Czy on bdzie y?!
- Robimy, co w naszej mocy - odpar Rosenblum, przyjmujc zatroskany wyraz twarzy. Jego stan jest bardzo ciki.
cignity do konsulatu ambasador, stary, dowiadczony wyga w krainie dyplomacji, bez
sowa patrzy na dyndajc kocwk rurki podczonej do kroplwki. On przecie wiedzia, e
tak by nie moe. Lata dowiadcze w resorcie spraw midzynarodowych jednak sprawiy, e
cho z wielkim trudem, zachowa kamienny wyraz twarzy i powstrzyma si od komentarza.
Stojcy za nim konsul zacisn jedynie szczki. Pieprzony wywiad! Na co oni sobie
pozwalaj, robic taki teatr?
- Rand... - Cesarzowa zerwaa si z miejsca i podesza bliej. Baa si jednak dotkn a
tak chorego czowieka.
- Robiem, co w mojej mocy, eby nie wypuci go z ka - ga przekonujco
Rosenblum. - Ale on si upar. Mwi, e musi przed mierci porozmawia ze swoim wadc.
- Rand... - Cesarzowa bya naprawd wzruszona. - Zasonie mnie wasnym ciaem!
Bogowie wiadkami, nie spodziewaam si tego po tobie.
- Wypeniem swj obowizek.
- Gdyby nie ty...
- Pani, niebezpieczestwo jeszcze niezaegnane. Musimy pilnie porozmawia.
pani. Oni na pewno nie brali udziau w adnym spisku, s lepiej uzbrojeni ni ktokolwiek w
naszym wojsku, maj nowoczesn czno i s zgrani z Polakami. Dziesi motorowych
cigaczy w jednej chwili przewiezie ci na lotniskowiec, gdyby co szo nie po twojej myli.
Westchna. On mia racj. I rozwiza najbardziej palc kwesti. Osobistego
bezpieczestwa. Jej paac w Negger Bank by oczywicie powizany z morzem. A nic nie oprze
si sile wukaemw zamontowanych na tych maych, ale bezbdnie potnych i szybkich
okrtach.
Poczua tak ulg, e pot pojawi jej si na czole. Rand naprawd wiedzia, co mwi.
Zaproponowa jedyny rodzaj wojska, ktry mia radiostacje i pistolety maszynowe. Jedyny
rodzaj, ktry nie mg bra udziau w adnych machinacjach, poniewa w tym czasie si szkoli i
by zbyt mao godny zaufania dla si specjalnych, bo zbyt blisko zwizany z RP. Proste. Jedna
kwestia z gowy. Bogowie, co za ulga.
- A co z siami specjalnymi?
- Siami czy subami?
- A to nie to samo?
Z trudem powstrzyma si od wzruszenia ramionami.
- Suby to pion wywiadowczy zajmujcy si zbieraniem informacji. Siy to ich zbrojne
rami.
Przytakna zmczonym ruchem gowy. Odkd Rand rozwiza kwesti jej
bezpieczestwa, poczua wszechogarniajce znuenie.
- No to co z jednymi i z drugimi?
- Ze subami teraz nie zrobimy nic, bo s za silne - zrcznie przeszed do formy my. A siy specjalne proponuj odda pod dowdztwo sztabu generalnego naszego wojska.
- A jeli wojsko brao w tym udzia?
- Tego nie wiemy. Jasne jest jednak, e aden spisek nie jest organizowany przez tysice
uczestnikw. Musi by ich jedynie garstka. Inaczej wszystko na nic.
- Masz racj - zgodzia si bez trudu.
- W zwizku z tym sztab generalny nie moe by zamieszany w caoci, bo jest zbyt
liczny.
- Ale czy suby oddadz swoje zbrojne rami?
- Nie. Bo my nie bdziemy odbierali.
Oniemiaa zaskoczona.
- Co?
- My im nie zabierzemy si specjalnych. Jedynie w ramach unifikacji dowodzenia przed
kampani w Kong sprawimy, e wszystkie rozkazy bd mogy by wydawane jedynie przez
sztab armii. Suby dalej wic bd rzdzi swoimi siami, z tym tylko, e kady ich rozkaz musi
przej przez sztab i by tam, a wic przez ciebie, pani, osobicie zaakceptowany.
Teraz ona si umiechna.
- Genialne. Ale czy wojsko sobie z nimi poradzi?
- Nasza armia bya tak dugo upokarzana przez siy specjalne, e osobicie podejmuj si
znale setki spragnionych zemsty oficerw, ktrzy wykonaj zadanie z wielk przyjemnoci. I
doo wszelkich stara, eby tamtych bardzo zabolao.
Cae jej zmczenie i szok kumuloway wanie swoje objawy. Wadczyni chwiaa si
gowa, miaa ochot ziewa, a najbardziej zwin si gdzie w kbek i zasn spokojnie. Dziki
przemowie Randa poczua co na ksztat nadziei. A moe nawet troch wicej. By kto, kto
wiedzia, co robi w tej kuriozalnej, niezwykle gronej sytuacji. Naga ulga sprawia jednak, e
puszczay jej nerwy. I przede wszystkim chciaa spa.
Sierant szef Lewandowski nie mia dobrego dnia. Od rana wszystko walio mu si na
gow, a teraz jeszcze ludzie poszaleli, od kiedy ogoszono gotowo bojow. Stary wyga z
zaopatrzenia usiowa si nie poddawa panujcemu wok nastrojowi. Co to w ogle jest
gotowo bojowa ogaszana na terenie staej bazy na ldzie? Pierwsze sysza! Takie co to
mona sobie ogasza na okrcie przed bitw, kiedy dziaa ju zaadowane, a marynarze z noami
w zbach gotowi do abordau. Debilizm czysty. Przecie tu, w Negger Bank, baza nie bya adn
twierdz. Nie miaa ani instalacji obronnych, ani nawet adnego planu na wypadek ataku. Twrcy
regulaminu bazy liczyli si co najwyej z atakiem godnego tumu, zamieszkami cywilw i
innymi niepokojami. Na to byli przygotowani. Generalna zasada brzmiaa, e jakiekolwiek
strzelanie do miejscowych ma by zrobione rkami miejscowych. eby pniej RP nie mona
byo o nic oskary. No a gdyby kto si jednak przedar, to w odwodzie byy i czogi, i cekaemy,
ale... raczej przewidziano dla nich uycie dorane w razie czego, w ramach improwizacji, a nie z
przygotowanych stanowisk obronnych. Natomiast atak na baz regularnej armii oznacza
przecie wojn. A to ju rozstrzygao si innymi rodkami ni tymi bdcymi w gestii
komendanta bazy. Wtedy ruszy caa potga i zmiecie si przeciwnika z powierzchni ziemi. Tak
czy inaczej.
C wic oznacza dla bazy rozkaz o gotowoci bojowej? Tego nikt nie umia wyjani.
Kady dowdca rozumia to po swojemu i ludzie pchali si gremialnie do magazynw, chcc
pobra najrniejsze rzeczy, ktre w ich mniemaniu mog si przyda na polu walki. A
kwatermistrzowie nie mieli instrukcji, co robi w takich wypadkach. Obowizyway ich
normalne przepisy, wedug ktrych odpowiadali przecie osobicie za rzeczy pobrane bezprawnie
czy nienalenie.
Ludzie si denerwowali, a on przecie musia przeczyta dokadnie formularz
zapotrzebowania, zapozna si z zacznikami, sprawdzi zgodno z instrukcj. Na jego gow
paday gromy, a on powtarza spokojnie:
- To nie wojna. Nie wystarczy wic wpa i krzykn: Tamci atakuj! Wyda nam ca
amunicj!. Takie wrzaski nie poskutkuj.
Nie suchano go jednak. Tak i wszystkich pozostaych kwatermistrzw. Oficerowie tej
suby ukryli si w pewnym momencie, nie chcc by obiektem naprawd przykrych zachowa.
onierze nisi rang musieli jednak trwa na swoich stanowiskach i znosi wszystko, cho z ca
pewnoci nie ze stoickim spokojem.
Dlatego te Lewandowski, syszc w pewnej chwili, e Chen domaga si pilnego
widzenia, nie wytrzyma i wrzasn:
- Nie w tej chwili, psiakrew! Niech go wasna matka utuli, jeli ma problem, a jak nie
rozpozna matki w caym stadzie krw, to niech tuli pierwsz lepsz!
Posaniec nie komentowa. Oddali si w miar spokojnie.
Nie wiadomo, ile z tego, co usysza, powtrzy Chenowi. W kadym razie tamten
zdecydowa si na jeszcze jedn prb. Posaniec, mwic, zasania si rk, eby cios w gow,
ktrego si spodziewa, mniej bola. Ci miejscowi zatrudniani w bazie zdecydowanie w gupi
sposb przenosili na jej teren zwyczaje, ktre panoway w ich kraju. Byo przecie nie do
pomylenia, eby Lewandowski uderzy go pici w gow, rozkrwawiajc wszystko i stajc za
to do raportu. No nie do pomylenia. Lewandowski przecie, jakby mia zo, przyoyby mu
mokr szmat w plecy. Bl ten sam, a ladw nie ma!
- Czego!?
- Pan Chen mwi, e to bardzo pilne!
- Nie!!!
- Pan Chen mwi - posaniec a si skurczy w oczekiwaniu na cios, ktry pozbawi go
przytomnoci, a moe i ycia - e ma wiadomo wagi pastwowej!
Lewandowski powstrzyma si z najwyszym trudem. W pomieszczeniu byli przecie
inni ludzie. Wstajc zza biurka, poprzysig sobie jednak, e kto dzisiaj w ryj zarobi. Choby
miao si to potem zakoczy karnym raportem.
Sapa z frustracji, idc korytarzem. Sysza, jak zamykaj si przed nim drzwi do
kolejnych pomieszcze. To jego podwadni wyczuwali, e szef jest w wybuchowym nastroju.
- Czego?! - Na widok Chena sierant szef wyj z kabury etatowy, wielki
pautomatyczny pistolet i przyoy tamtemu do czoa. - Jeli to nie bdzie naprawd wane,
pocign za spust - zapowiedzia pozornie bez emocji.
Chen nie okaza nawet cienia strachu.
- Sami - powiedzia cicho.
Tak zaskoczy tym Lewandowskiego, e ten nagle opuci bro. Sami tutaj? Rozejrza si
odruchowo. Niby gdzie? Zaprowadzi go do gabinetu? Strata czasu, a poza tym ciany maj uszy.
Gdzie w tej pierdolonej bazie mona zosta sam na sam?
- No dobra. - Wymyli co w kocu. Otworzy drzwi wyjciowe i wskaza kierunek. Wiatr si zrywa, i to pono silny. Zawieszono loty.
Pomys by niezy. Tu przy magazynach kwatermistrzostwa byo przecie lotnisko. A
tumany kurzu przynoszone coraz mocniejszymi podmuchami znad pustyni paralioway dzisiaj
normalny ruch.
Wyszli na sam rodek pasa startowego. Zupenie sami, w huczcym wietrze, ktry targa
materiaem ich ubra. Tu nie mg ich nikt podsucha.
- Niech to bdzie naprawd wana sprawa. - Lewandowski potrzsn cigle trzymanym
pistoletem. - Lepiej niech to bdzie co naprawd mocnego.
Chen nie okazywa w dalszym cigu cienia strachu ani wahania. Zbliy twarz do gowy
sieranta, jakby chcia zyska pewno, e jego sw nie odczyta nawet kto biegy w
obserwowaniu ruchw warg.
- Nie byo zamachu na cesarzow - powiedzia.
Lewandowskiego zapowietrzyo. Nie mg ani wzi nowego oddechu, ani wypuci z
puc starego. Sta nieruchomo z pen wiadomoci, e jeli ten stan potrwa duej, to na pewno
si udusi.
- Co? - udao mu si wydoby gos dopiero po kilkukrotnym przekniciu liny.
- Nie byo zamachu na cesarzow - powtrzy Chen.
- Ale ja mam w tajnym oklniku, e bya strzelanina, e uczestniczya w niej cesarzowa,
e...
- Nikt temu nie zaprzecza. Jednak nikt nie planowa zamachu stanu ani zabicia wadcy.
Lewandowski otar nagle pot z czoa.
- Masz jaki dowd?
- Nie. I wiem, e nikt ju nie bdzie umia temu zaprzeczy. Ale... tak naprawd nic si
dzisiaj nie stao.
- O kurwa!
Informacja miaa wag pancernika, i to dodatkowo obcionego oowiem. Nie sposb
byo oceni jej konsekwencji. Nie sposb byo nawet oszacowa, jak wielkie ma znaczenie.
I Lewandowski wcale nie prbowa. Zmarszczki na jego czole i skupiony wyraz twarzy
wiadczyy oczywicie o tym, e myla intensywnie. Ale jedynym problemem, ktry musia
teraz rozstrzygn, byo, w jaki sposb w zaistniaym chaosie i baaganie cign generaa
Kawalca osobicie na sam rodek pasa startowego?
wznoszenia. Przypia ustnik maski. Mimo obcienia sprztem wstaa lekko i z niewielk tylko
pomoc Peczyskiego pooya si na rampie.
- Ju? - Spojrzaa na majora.
Ten poprawi jej gogle. Sprawdzi, czy maska tlenowa dobrze trzyma. Potem klepn Nuk
w rami.
- Skacz!
Dziewczyna pucia oba uchwyty. Jej ciao szybko zaczo si zsuwa w d i po chwili,
idealnie wedug instrukcji, znalazo si w powietrzu.
- O kurwa jebana w dup ma! - rozlego si w goniku. - Co za gupi chuj to wymyli?!
Samolot przechyli si na prawe skrzydo, potem na lewe, przez chwil nie mg
wyrwna.
- Co si dzieje? - Tomaszewski zerkn na majora.
- Myl, e piloci rechocz ze miechu - odpar Peczyski.
- To trzeba dziewczynom wyczy te radia. eby nie doszo do katastrofy lotniczej
nastpnym razem.
Peczyski skin gow. Wskaza wskie aweczki dla skoczkw. Kiedy usiedli,
powiedzia jednak uspokajajco:
- Myl, e obie dadz rad.
- W sensie?
- e dadz rad tam, na miejscu.
Tomaszewski wycign z kieszeni paczk papierosw, ale po chwili zrezygnowa i
schowa j z powrotem. Nie byo oczywicie adnych obostrze co do palenia na pokadzie
samolotu, ale strasznie tu wiao. adnej przyjemnoci z palenia.
- Naprawd pan tak sdzi?
- Przygldaem im si bardzo uwanie.
Byo kiedy, to fakt. Peczyski mia wiele okazji, eby sprawdzi, jak si zachowuj, jak
pokonuj trudnoci i jak sobie radz ze stresem. Ich doba skadaa si z wykadw i wicze,
czsto prowadzonych po angielsku. Kady dzie koczy si egzaminem, kada noc zawieraa
elementy poligonowe, sytuacje stresowe w momencie, kiedy delikwent by niewyspany, a nawet
wiczenia siowe, cho tych byo najmniej i ograniczay si gwnie do dugiego maszerowania
oraz szukania schronienia w niekorzystnych warunkach. Obsuga radiostacji i mapy poczonej z
kompasem przeplataa si z rozmow z samym ambasadorem, zorganizowan tylko po to, eby
kursantki usyszay cho raz prawdziwy akcent angielski, a nie tylko jego ndzn imitacj w
wykonaniu niektrych polskich oficerw. A major nie odstpowa ich ani na krok.
- I jakie s paskie spostrzeenia? - zapyta Tomaszewski.
- Ta nisza, Kai, ma niesamowit zdolno przyswajania ogromnej iloci wiedzy w
krtkim czasie. Jest lepsza ni najwikszy kujon w mojej szkole. Ale to creczka mamusi. Albo
co gorsza, tatusia.
- Mmm, widziaem j w akcji. Nie daje ciaa generalnie.
- No tak, ale troch inaczej si czowiek zachowuje, majc za plecami ca armi, a
troszeczk inaczej zostawiony sam sobie. A ona cigle: tu jej niewygodnie, szaas nie nadaje si
do spania, tam s mrwki, a tu mysz. Koc nadaje si co najwyej do czyszczenia rynsztoka, a
wod w manierce czu metalem. Ona myli nawet praw stron z lew, co jest do typowe dla
kobiet, jednak troch przeszkadza w pracy operacyjnej.
Tomaszewski zacz si mia. Peczyski kontynuowa:
- Chocia umys ma rzeczywicie dobrze poukadany. Kto j ewidentnie trenowa w
przyswajaniu najrniejszej wiedzy, byskawicznym zapamitywaniu i atwym z niej korzystaniu,
- Trudne sowo.
- Kronikarze zapamitaj, bo to profesjonalici. A nikt inny nie bdzie musia.
- Bo co? Bo nas zajmie ta armia, ktra tu idzie, i znikniemy, co?
- A jak mylisz? - odpowiedzia pytaniem na pytanie.
Nie zamierzaa jednak zaprzta sobie gowy jego humorami. Wiosna ewidentnie wzia
jej umys we wadanie. Ciepo i pierwsze zielone pki na drzewach pozwalay zapomnie nawet o
bocie, a co tam dopiero o imperialnej potdze, ktra powoli suna w ich kierunku.
- Kadir!
- Co?
- I tak ci kocham! - Rozemiaa si radonie.
Tym razem odpowiedzia umiechem.
- A ja ciebie, ksiniczko ludowa. A ja ciebie!
Jechali wanie na kontrole partyzanckich obozw. A jednoczenie szkoli. Polska
instrukcja dotyczca struktury partyzanckich organizacji bya jedna, nie mieli czasu, eby odda
kopicie do powielenia. I trzeba byo osobicie wtacza wszystko do gw poszczeglnych
dowdcw. Niestety. Problem by jeden. Ludzie godni i biedni ochoczo co prawda cignli do
partyzantw i licznie zasilali ich oddziay. Byli odwani, odwag pync z desperacji, zdolni do
kadych wyrzecze. Nie potrafili jednak wykonywa instrukcji. Nie byo u nich talentw
dowdczych. Setki lat trzymania pod butem oduczyo ich skutecznie przejawiania jakiejkolwiek
inicjatywy. Kad decyzj miaa za nich podj wadza. Przedtem cesarska, a teraz dowdca
oddziau. To, e podejmowa, czsto z powodu brakw w wyksztaceniu, decyzje ze i gupie, nie
miao adnego znaczenia. Mona byo na niego psioczy, mona narzeka. Ale to on mia podj
decyzj i basta! Shen nie moga zapomnie ktni z jak kobiet. Chodzio o dzieci, ktre trzeba
byo zapozna z podstawowymi zasadami bezpieczestwa w lesie. Dowdca oddziau albo o tym
zapomnia, albo uzna za nieistotne. Dzieciaki aziy wic sobie, jak chciay, a si rzeczy doszo
do nieszczliwego wypadku.
- Czemu nie zorganizowalicie dla nich jakiej ochrony?! - wrzeszczaa na jedn z
nieszczliwych matek Shen.
- No bo wadza nie zadecydowaa.
- A ty wasnego rozumu nie masz?! Wszystko za ciebie musi kto inny zrobi?
- To jest rola wadzy, eby decydowa. Nie moja.
- Ale to twoje dziecko jest ciko ranne!
- To wina wadzy.
- Nie wadza cierpi, idiotko! Ty cierpisz!
- Bo dowdca jest do dupy. - Kobieta bya bliska paczu. - Nie zaj si odpowiednio
naszymi dziemi.
- A co on moe wiedzie o dzieciach?! Kawaler przecie! I to on ma decydowa? - Shen
opanowaa si z najwyszym trudem. Przesza na ton nauczyciela, ktry musi przemawia do
wyjtkowo tpego ucznia. - Posuchaj mnie uwanie. Teraz zadam ci pytanie.
- Tak, janie pani?
- Ile razy w twoim yciu jakakolwiek wadza podja korzystn dla ciebie decyzj?
Jakakolwiek wadza, cesarska dawniej czy dowdca ju tutaj. Zastanw si i powiedz: ile razy
wadza zrobia co dobrego dla ciebie?
Kobieta mimo ez w oczach mylaa w skupieniu przez dusz chwil.
- Ani razu, pani.
- Ani razu kto u wadzy nie zrobi dla ciebie czego dobrego?
- Jest, jak mwisz, pani. Ani razu.
- A ty, ciel gupie, w dalszym cigu chcesz, eby wadza za ciebie podejmowaa decyzje?
Ani razu nie podjli dobrej, ale w dalszym cigu maj o tobie decydowa?
- Taka jest rola wadzy.
- Jednak nigdy si z tej roli nie wywizali, zawsze, od zarania, robili co gupiego, a ty
dalej chcesz, eby to wadza decydowaa?
- No bo taka jest jej rola.
- Hej! Czy ty w ogle syszysz, co do ciebie mwi? Ocknij si, kobieto! Jak ma o tobie
decydowa kto, kto nie zna twojej sytuacji, niczego o tobie nie wie, nie ma pojcia nawet, jakie
s warunki w twojej bezporedniej bliskoci. Jakim cudem ma o tobie decydowa kto, kto nie
ma pojcia nawet o prostym fakcie, e istniejesz?! Dlaczego ty sama nie chcesz o sobie
stanowi?
- No bo to rola wadzy. To ona powinna robi.
- A czy dotaro do ciebie, e my tutaj jestemy wanie po to, eby cesarsk wadz
obali? I kto bdzie wtedy za ciebie decydowa?
- No nasz dowdca.
- Kurwa ma! To on wanie o mao nie doprowadzi do mierci twojego dziecka! I co?
Dalej ma za ciebie podejmowa decyzje?! Sama nie zaczniesz?!
Na szczcie Kadir by w pobliu. Przerwa debiln dyskusj i odprowadzi Shen w
ustronne miejsce, gdzie chodzi jej rozpalon gow zimn wod z manierki.
- Ja ci pierdol! - Dziewczyna pomstowaa jeszcze dugo. - Janie pan i jego but im si
marzy! Byleby tylko pan by ludzki i askawie o nich pamita! Niewolnictwa nie ma, a to
wszystko urodzeni niewolnicy! Byleby tylko ich nie bito za mocno, a jeli ju, to wszystkich
naraz i jednakowo!
- Ciii...
- Co ciii, co ciii?! Z tym bydem ani kroku dalej nie zrobimy! Po co imperium armia?
Wystarczy, jak przyjdzie tu cesarzowa, splunie i powie, eby jej lin caowa, a za to brukwi
zgniej da do arcia, to si pozabijaj, eby do jej plwocin by pierwsi!
- Ciiii...
- Co ciii? Cesarzowa nawet plu nie musi. Wystarczy oznajmi, e bdzie podejmowa
za nich decyzje. Jutro kae, eby si kady rozpdzi i gow w cian hukn. Wszyscy na
rozkaz zgin i spokj bdzie. A ci, co cudem przeyj, pojutrze bd powtarza, e znowu wadza
le robi. I znowu... Ale wyglda bd nastpnej decyzji! Jak psy w oczy pani wpatrzeni.
- No ju, ju...
- Nie zagaduj mnie!
- Przecie nic nie mwi.
- To zrb co, eby mnie uspokoi.
Na szczcie wieczr zapada cigle do szybko. Kadir wzi j wic do namiotu
dowdztwa, gdzie byli sami. Shen nawet si nie zorientowaa, kiedy j rozebra i stana przed
nim naga. By konsekwentny. Nie wypowiedzia ani jednego sowa wicej. Uspokoi j po dugiej
i wyczerpujcej walce na legowisku. A to wintuch jeden! Najwyraniej lubi, jak fuczaa po
kociemu, wierzgaa na podobiestwo wciekej klaczy, usiowaa gry jak psia suka. Ewidentnie
sprawio mu wielk rozkosz, kiedy w kocu przygi jej kark do legowiska, przycisn twarz do
pocieli, a pup wypi tak, a staa si bezbronna.
No dobrze. Walk w ku moe i przegraa, ale uspokoi j idealnie. Znuona i
wypeniona spokojem zasna sodko w jego ramionach.
Teraz, siedzc na czapicym ociale koniu, zerkna na niego z ukosa. Mdrala
przebrzydy. Mczyzna, ktry zawsze musi mie racj. I nie udowadnia tego bynajmniej, nie
Dwoje modych ludzi z karabinami wyskoczyo na drog i zaczo biec w ich kierunku.
- Ale wojsko mamy. - Kadir westchn, widzc ich nieporadno. - I z nimi musimy
zatrzyma cesarsk armi.
- W tej armii podobna nieporadno - mrukna Shen. - Uch, no moe nie a taka - dodaa,
widzc, e dziewczyna biegnca z broni potyka si nagle i lduje w bocie.
- Sta! Sta! - chopak za to dar si bez przerwy.
- No przecie si nie ruszamy - odpar Kadir.
- Kto idzie?!
- Mam si powtarza? - Rusznikarz machn rk w gecie rezygnacji. Nie chciao mu si
rozmawia na tym poziomie. - Kadir i Shen.
- A skd mam wiedzie, e mwicie prawd?
Z tyu konnego oddziau rozlegy si miechy. No rzeczywicie, ciko to stwierdzi. Jeli
jednak wartownicy ju si wystawili na atwy strza, to w gowie kadego bardziej
dowiadczonego onierza pojawia si myl, e powinni okaza si bardziej skonni do
kompromisu. Przecie w razie czego, w razie ostrzejszego zatargu, oboje nie przeyj pierwszej
salwy konnych.
Tymczasem umazana botem dziewczyna zebraa si, podbiega bliej i wycelowaa w
Kadira, chcc chyba udzieli swojemu koledze wsparcia.
- Hej, no, s pewne granice gupoty! - warkn na ni rusznikarz. - Jak utaplaa karabin w
ziemi, to z niego nie celuj. Jeli strzelisz, wybuchnie i palce ci pourywa.
Nie uwierzya. Mocniej cisna karabin w doni.
- Musisz wyczyci bro - usiowa tumaczy Kadir, kiedy Shen stracia cierpliwo.
- Na ziemi! - wydaa rozkaz swoim ludziom.
A to byy weteranki, z pierwszego poboru w Negger Bank, z wizienia dla dezerterw.
Dziewczyny byskawicznie zeskoczyy z siode i rozproszyy si momentalnie. Niedouczeni
wartownicy ogupieli. Zamiast zwartej grupy przed sob, w ktr mona celowa dla
zastraszenia, mieli teraz kilkanacie rozproszonych celw wokoo. W dodatku ruchomych. I
podchodzcych coraz bliej. W kogo mierzy? Jako tak im wyszo, eby wycelowa w
dziewczyny z lewej. Ale kiedy to zrobili, te z prawej doskoczyy szybko, podbiy oba karabiny i
obaliy niefortunnych wartownikw na ziemi, wciskajc butami w grunt.
Nikt nawet nie meldowa wykonania rozkazu. Wystawienie tych dwoje, eby pilnowali
czegokolwiek, byo dramatyczn pomyk.
- No dobra. Skoro tu stali, to znaczy, e jeden z naszych oddziaw jest niedaleko.
- Mhm. - Shen uja wodze swojego konia. - Jedziemy.
Jej ludzie unieli dwjk durniw z ziemi i wykrcajc rce, zaczli prowadzi z przodu.
Gdyby przed nimi by jeszcze jeden idiota z karabinem, niech zastrzeli najpierw swoich.
Ju za pierwszym zakrtem ich oczom ukazay si cztery sczepione ze sob wozy
porodku traktu. Kiedy zatrzyma si pierwszy, pozostae musiay wbija si kolejno w
przeszkod przed sob. Wyranie wida byo wzniesienie, z ktrego zjeday. A na bocie, jadc
z grki, wyhamowanie obadowanego wozu okazao si niemoliwe. Wida te byo przyczyn,
dla ktrej pierwszy wz stan w miejscu. Dwa drgi woone midzy szprychy z obu stron
naraz. Wz by ju bezuyteczny. Oba przednie koa zostay poamane.
- No nawet, nawet - powiedzia Kadir. - Akcja sprawnie wykonana.
- Zupenie jakby nie nasi partyzanci walczyli - potwierdzia jego uznanie Shen. - Hej tam!
- krzykna w stron grupy ludzi skupionych nad skrzyniami, ktre leay na poboczu. - Kto tu
dowodzi?
Tamci zamarli. Potem od grupy oderwa si mody czowiek w nowiutkim paszczu
przyczy.
- Te nauczyciele? - zapyta Kadir, usiujc mwi takim tonem, eby nie byo w nim
ladu sugerowania podtekstu.
- Nie, kole. Jeden jest prawnikiem, drugi nie skoczy jeszcze wasnej nauki. Teraz
interesuje ich tylko rewolucja.
Shen skina gow. Zapaleniec najwyraniej nie by partnerem do rzeczowej dyskusji.
Chocia dobrze, e si tu znalaz. Mia inicjatyw, wiedzia, czego chce, i wiedzia, jak do tego
dy. A za ewidentne talenty przywdcze naleao mu si co wicej ni dowodzenie jednym
malutkim oddziakiem.
- No dobra. - Shen poczua si wyranie uspokojona, e wrd partyzantw pojawiaj si
jednak ludzie, ktrzy maj energi i wasny pomys na to, jak dziaa. - Co z tymi wozami?
- Dziwna rzecz. - Lekarz w paszczu czarownika poprowadzi ich w kierunku
pobojowiska. - Chciaem zdoby troch dodatkowej ywnoci.
Jak oni adnie nazywaj rabunek zdobyciem, pomylaa Shen.
- Ten konwj bardzo mnie zastanawia. ledzilimy ich ze dwa dni, zanim teren okaza si
sprzyjajcy do napaci.
- A co w nim byo dziwnego?
- Dlaczego jad tdy? Bezdroami, a nie cesarsk drog.
- Bo na drodze rabuj, a tu dzicz? - poddaa myl.
- Wrcz przeciwnie. Na drodze nie rabuj, a tu i owszem, co wida na zaczonym
obrazku. - Varik umiechn si do wasnych przemyle. - Po mojemu to oni bardzo bali si
kontroli.
- Dlaczego?
- To konwj sug czarownikw. Jechali od Wielkiego Lasu chyba. A po drodze albo
partyzanci sprawdz, co na wozach, albo pniej cesarska armia. W okolicach Kong Polacy te
lubi przetrzepa bagae podrnych dokadnymi kontrolami, bo na lotnisku zaczy si
kradziee. A ci tutaj jako tak bokiem, bokiem, byle nie na widoku.
- Co byo na wozach?
- Generalnie jakie tam witynne wota. Jeli si nie jest wielkim magiem, to si nie
zrozumie, na co komu te plecionki. Bya te ywno, na szczcie. Byy koce i troch broni. Ale
najwaniejsza jest chyba skrzynia z papierami. Pewnie jakie raporty.
- Zdobylicie? - zapytaa Shen.
- Jakeby inaczej. Papiery s, tyle e szyfrowane.
- A to nie jest taki duy problem. - Kadir rozoy rce. - Gdy si ma odpowiednich
przyjaci.
- Caa skrzynia stoi nietknita. Byo co jeszcze dziwnego... - Nauczyciel dotkn swojego
okrycia.
- Co takiego?
- Kiedy ju ci z wozw poddali si po strzelaninie, podchodz do takiego modego
czarownika i mwi mu: Paszcz dawaj, kole, bo tu marzn nocami. A ten do do ust
podnis, e niby jakie zaklcie chce wypowiedzie i na mnie rzuci. No to mwi do niego:
Nie ze mn te numery, kole... - Varik odsoni po paszcza, ukazujc kabur, w ktrej tkwi
ogromny rewolwer. -Wyjem swojego szeciostrzaowego kadira i woyem mu luf do ust,
eby si ju tak nie mczy z wypowiadaniem zaklcia. A kiedy odcignem kurek z trzaskiem,
to tamten si zesika.
Kadir zacz si mia. Z zaciekawieniem obserwowa te zmiany, ktre dokonyway si
w jzyku mwionym, a ktre dotyczyy wymylonej przez niego broni. Szeciostrzaowy kadir.
Ciekawe.
- No i co? - zapytaa Shen.
- No nic, paszcz zdj, a ja wziem, mimo e obsikany. Potem mi wypraa jedna z
naszych.
Varik wyj poskadany rwno arkusz papieru.
- Znalazem to w kieszeni. List. A raczej szkic listu do mistrza. Rodzaj notatek, ktrych
nie zdy zaszyfrowa.
- I czego si dowiedziae? To bardzo ciekawe.
- Wicej ni ciekawe. Tu jest wyranie napisane, e w polskim wojsku jest ich czowiek.
Autor listu nazywa go nasz, ale te uywa okrelenia dar od Bogw, zamiennie. Pisze te, e
si odkry.
- Co?
- Autor, mwic o tym czowieku, uywa sw: on si odkry. Jest to bardzo wyranie
podkrelone.
- Jak to si odkry? Zdradzi si z czym znaczy?
- Wanie nie wiem. Ale tak to brzmi. Sami przeczytajcie.
Shen wzia papier z rk Varika, ale nie zamierzaa nawet zerka. Przekazaa list
Kadirowi. Wiadomo miaa nieprawdopodobn wag. Take w rozumieniu handlowym. Oraz
przetargowym podczas ewentualnych negocjacji z Polakami. Ale to w tej chwili nie byo dla niej
istotne.
Wojna zbliaa si wielkimi krokami. A ona znalaza wanie wrd swoich dowdcw
czowieka z talentem, gow na karku i inicjatyw. Jeli jeszcze jego kumple, ten prawnik z
koleg, oka si podobni, to jest od czego zacz. Jedyn wad lekarza byo, e naduywa
sowa kole. Nikt tutaj tak nie mwi. Chocia to moe i dobrze. Nie potrafia zapamita
imion wszystkich swoich ludzi, wic temu nadaa w gowie przydomek: Kole Varik. atwiej
bdzie skojarzy.
Westchna, patrzc na wychodzce zza chmur blade soce. I w tym westchnieniu byo
sporo ulgi.
ROZDZIA 6
Takiego przyjcia w letnim paacu cesarskim jeszcze nie byo. Zaproszeni gocie stali w rwnych
rzdach, nie mic komentowa tego, co ma nastpi. Gocie mniej oficjalni, zaproszeni
oczywicie, ale nie w oficjalnych listach przewidzianych przez etykiet, krcili si po kuluarach,
plotkujc zawzicie. Przynajmniej raz na jaki czas los odwraca si i zaczyna sprzyja tym
mniej wanym. Bo podczas kiedy ambasadorowie, ksita i wielmoe musieli sta na baczno
w wielogodzinnym oczekiwaniu na przybycie wadczyni, ci mniej wani mogli swobodnie raczy
si winem i zakskami zgromadzonymi z dala od oficjalnej pompy. W przeciwiestwie do
przypominajcych teraz posgi ludzi najbliszych wadzy w tym tumie wrzao.
- Zamach! Zamach! - byo najczciej powtarzanym sowem.
Jeli cesarzowa ogosi lub choby tylko potwierdzi pogoski o zamachu na jej ycie,
wszystko zmieni si diametralnie. Wiele gw zostanie dzisiaj na zawsze odczonych od cia ich
wacicieli. Nie tak dawne przecie byy czasy cesarzowej Wilthe, kiedy to po ogoszeniu prby
zamachu czonkowie gwardii oficerskiej chodzili bezporednio na oficjalnej audiencji i
wyuskiwali z wypronego na baczno tumu podejrzanych o udzia w spisku. Nie prowadzili
ich zreszt daleko. Kat kani ofiary podejrze na tej samej sali, tu za plecami suchajcych
przemwienia wadczyni. Opowieci przypominajce to wydarzenie wyranie podniecay
plotkujcych w korytarzach paacu. Kady wyobraa sobie, co musi czu czowiek syszcy
sowa z pierwszych ust cesarstwa, kiedy za plecami mistrz umierania czyni swoj powinno.
Nikt ze skazanych nie mie przecie krzycze czy protestowa! Ale te odgosy... Szepty, proby,
bagania, cicha szamotanina i... ciach! Ciekawe, jaki odgos wydaje toczca si na posadzce
gowa? A moe podstawili kosz ze som? Czy sycha, jak krew wypywa z przecitych ttnic?
A potem znowu. Nasuchiwanie, czy odgos krokw oficerw gwardii zblia si za
plecami, czy oddala? Przecie nikt nie miaby odwrci gowy, eby zerkn, po kogo id. I tak
cae p dnia... Urocza perspektywa, ktra wyranie podniecaa tum w korytarzach.
Wrd tych mniej wanych goci przechadzali si Tomaszewski i Rosenblum, pocc si w
galowych mundurach, dla ktrych nie byo wersji tropikalnej. Kai instruktor misji nie wypuci
ze szkolenia. I nie pomogy proby, e przecie nie moe odpuci takiej okazji. Jeli odpucisz
szkolenie, zginiesz - kwitowa i pozosta niewzruszony.
- Jak mylisz, cesarzowa ogosi wie o zamachu? - zapyta Tomaszewski, biorc z tacy
podrcznego puchar z winem.
- Nie myl, e mnie, maluczkiego oficera wywiadu, dopuszczaj do ambasadorskich
tajemnic - odpar Rosenblum. - To prdzej ty powiniene co wiedzie.
- A ty nie myl, e wujek Wentzel dzwoni do mnie z informacjami. Zreszt nawet jakby
chcia, to tu telefonw nie ma.
- Radz, nie pij tego wistwa - Rosenblum na chwil zmieni temat, widzc, e jego
kolega zamierza podnie puchar do ust. - Dzisiaj wszyscy maj by trzewi, wic wino
rozcieczono wod w stopniu maksymalnym.
- Szlag! - Tomaszewski odstawi kielich na najbliszy parapet. - Ale to by znaczyo, e
ogosi zamach.
- Niekoniecznie. Bo niby co w tej fazie ledztwa miaaby na tym zyska?
- ci publicznie ludzi na postrach jak Wilthe. Winnych czy niewinnych, niewane.
Wane, eby wszystkim strach dup cisn.
- No i sam widzisz. Suchasz plotek, zamiast studiowa tutejsz histori.
- Przypomn ci tylko, e jestem oficerem liniowym, cigle w akcji. I bez urlopu, panie
komandorze!
- Ojojoj. - Rosenblum unis rce w odegnujcym gecie. - Dopisze ci si wspczynnik
powikszajcy do dni suby. Emerytur bdziesz mia wiksz.
- Jeli doyj.
- Powiem ci, dlaczego to, co wymylia cesarzowa Wilthe, okazao si niezbyt praktyczne.
- Rosenblum pokiwa rk do znajomego miejscowego notabla, ktrego mijali. - Otoczya si
takim terrorem, e nie podszed do niej nikt z broni.
- Nikt uzbrojony nie podszed bliej? No to jednak bya skuteczna.
- Zgina potem w zamachu, ktrego dokonano w ani, podczas wizyty w jakim
garnizonie, ktry miaa obowizek odwiedzi.
- A w jaki sposb mona kogo zabi goymi rkami, skoro ten kto jest przez cay czas
otoczony przez stranikw? - zainteresowa si Tomaszewski.
- To proste. Z kilku wiader naraz oblano j wrztkiem. - Rosenblum skrzywi si, mwic
te sowa. - Przyznasz, e do bolesne, prawda?
- No nieze, nieze. Niech to szlag.
- Ale faktycznie. Broni adnej przy sobie zamachowcy nie mieli.
Dwik fanfar przerwa im t niezbyt przyjemn dyskusj. Wszyscy wok zastygli
najpierw w bezruchu, by tylko, kiedy hejna ju przebrzmia, zacz cisn si do miejsc, skd
byo wida, co si dzieje na sali audiencji. Rosenblum i Tomaszewski mieli szczcie. W swojej
przechadzce po szerokich korytarzach zatrzymali si akurat przy niewielkim wykuszu nad
kolumnad oddzielajc pomieszczenia dla suby. Mona byo widzie std prawie jedn
czwart sali.
Herold na dole zapowiada nadejcie cesarzowej. Najpierw jednak musia przecie
wymieni wszystkie przysugujce jej tytuy, a to trwao duszy czas.
- Na co stawiasz? - szepn Tomaszewski wprost do ucha koledze. - Powie o zamachu?
- Zapowiedziano, e dzisiaj nastpi ogoszenie spraw wagi pastwowej. Moe powie.
Tymczasem na sal audiencji wszed mistrz ceremonii ze swoj wit. Odprawiany przez
niego dyplomatyczny rytua przypomina troch to, co robili najwysi kapani w swoich
wityniach. Brakowao jedynie otarza ofiarnego i zabijanych na nim zwierzt, ktre darowano
Bogom. Ale kto wie? Jeli scenariusz dzisiejszej audiencji miaby si potoczy wedug
historycznego wzorca, to moe rol skadanych w ofierze zwierzt przejm ludzie? I jedyn
rnic bdzie to, e zamiast otarza umieszczonego w wityni z przodu kat ustawi swj pieniek
z tyu, za plecami wiernych.
- Patrz! - Rosenblum wskaza co palcem. - Ale numer.
Ludzie na korytarzu najwyraniej byli czym poruszeni. Tomaszewski nachyli si, eby
lepiej widzie.
Co niebywaego. Od strony prywatnych komnat pojawili si pierwsi ludzie z orszaku
wadczyni. Zamiast stranikw byli to jednak marynarze z oddziau szturmowego, stacjonujcy w
bazie z imperialnymi cigaczami. Bogowie! Po raz pierwszy chyba w historii wita z otoczenia
cesarzowej miaa w rkach gotow do uycia bro. I nie byy to ani halabardy czy skakowe
karabiny, ani paradne miecze i tarcze. Marynarzy wyposaono w pistolety maszynowe i erkaemy.
Jeden dwiga na plecach radiostacj, przez ktr mg w kadej chwili wezwa wsparcie lub
umoliwi dowdcy tej zaimprowizowanej stray ogoszenie ewakuacji.
Cesarzowa nie musiaa niczego mwi ani ogasza. Wszystko stao si jasne. Kiedy sama
pojawia si w zjawiskowej sukni, ktrej tren musiao dwiga dwadziecia dam do towarzystwa,
nikt nie spodziewa si ju zaskakujcych wystpie. I tu wadczyni zaskoczya swj lud po raz
drugi. Po przywitaniu si z dworem, oficjalnymi gomi i przedstawicielami korpusu
dyplomatycznego wadczyni zapowiedziaa rewolucj.
Herold podsun jej odpowiedni dokument, cesarzowa zacza czyta dekret o zmianie
systemu podatkw w cesarstwie. Odtd jeden podatek od przychodw i stanu posiadania miay
Tomaszewski zastanawia si, skd obcy facet wie cokolwiek o jego eglarskim kunszcie.
Ostatnio, jeli chodzi o samodzielne jednostki, dowodzi Biegnc z Bogami. Ale to si nie
liczy, bo jacht prowadzia Melithe.
- My si znamy? - zapyta.
- Och, nie osobicie. Ale byem wiadkiem twoich znakomitych manewrw eglarskich,
panie.
- Gdzie?
Obcy umiechn si zagadkowo.
- Nie mogem zasn ostatnio z powodu gonych pieww w nocy, na obc, nieznan mi
nut, i czuwaem sobie na balkonie mojego domu. Przypadkowo wic byem wiadkiem, panie,
jak nad ranem w fontannie przed wityni Bogw Pomylnoci wraz ze znajomym inynierem
zwodowae d. I na tak enujco maym akwenie, majc do dyspozycji jedynie upink, a
zamiast agla przecierado zatknite na kij od szczotki, wykonae, panie... zwrot przez sztag!
Oniemiaem! Takiego kunsztu eglarskiego jeszczem, panie, w yciu nie widzia!
Rosenblum parskn miechem, o mao nie wypuszczajc z rk talerza z ciastem.
- O, ja ci chrzani, Krzysiek! Takim ci jeszcze nie znaem.
- Oj, przesta. Dion mnie namwi, bo si napa czym od Wyszyskiej.
- I co? - Rosenblum kpi w najlepsze. - Czy odkrye na tym akwenie jaki nowy ld?
Zatkne na brzegu sztandar Rzeczypospolitej?
- adnego ldu on nie odkry, panie. - Pucuowaty plotkarz postanowi zda szczegow
relacj. - Obj za to w posiadanie pomnik sikajcego modzieca z marmuru, ktry stoi na
rodku fontanny. Obj go tak mocno, e si chyba zakleszczy, bo nie chcia potem puci, kiedy
go znajomi usiowali odcign.
- Ach? To jeszcze szturm przez przeszkod wodn mia tam miejsce?
- Oj, mia, panie. Mia. Cud, e modzieniec sikajcy jeszcze stoi i ma czym sika.
Rosenblum mia si tak, e musia otrze zy.
- Obok odznaki Rajd na Baxi powinni zrobi dla ciebie drug. Pogromca cesarskiej
fontanny.
- Ale mieszne... - Tomaszewski krzywi si na to wspomnienie.
- Nie, panie. eglowae jak mistrz. Jak nawigator natchniony, zwaywszy na rodki,
jakie miae do dyspozycji.
- Jestemy wiadkami narodzin legendy. - Rosenblum klepa t plotkarsk gnid po
plecach. - Czy nie?
- Gwiazdy! Gwiazdy eglarstwa fontannowego!
Tomaszewski nie wiedzia, co powiedzie. Uratowaa go jedna z dam dworu, ktra
podbiega do pucuowatego z informacj.
- Powiedziaa! Powiedziaa!
- Ale co?
- Zrcznie ukryta w snistym raporcie, maleka wzmianka. Nikt nie usysza!
Tomaszewski i Rosenblum wymienili si spojrzeniami. Nikt nie usysza. Dobre.
Wszyscy na to czekali.
- Na lito wszystkich Bogw! Co powiedziaa? - dopytywa plotkarz.
- e w ramach tymczasowej reorganizacji z powodu wojny w Kong siy specjalne
przechodz pod bezporednie dowdztwo sztabu generalnego. Ale oczywicie ich wykorzystanie
po staremu pozostaje w gestii sub specjalnych.
- O Bogowie!
Rosenblum wykorzysta sytuacj.
Tym razem to bya atwizna. Wystarczyo pokona trawersem zbocze nad wielk
rozpadlin i przedosta si pomidzy skakami przypominajcymi troch grzbiet
prahistorycznego jaszczura. Nazgaj i Szymkiewicz dostrzegli ostatni obz zakonnych wspinaczy
dosownie chwil pniej.
- atwo poszo!
- Bo widzisz - Szymkiewicz zdj ustnik maski tlenowej - my jestemy w czepku
urodzeni.
Dyszc ciko, podeszli bliej.
Trzy ciaa skulone i przytulone do siebie leay pod ska majc da wspinaczom z
zamierzchych epok ostatnie schronienie. al byo patrze na ich cienkie, skromne okrycia.
Szczeglnie majc na sobie nowoczesne puchowe kurtki z odpowiednim podkadem. I w ogle
miejsce sprawiao przygnbiajce wraenie. Bardziej ni poprzednio, przed grobem, ktry
odkryli wczeniej.
chyba mu wyszo, z pewnego oddalenia, wykonane w taki sposb, e wida byo, dlaczego to
miejsce przypomina rodzinny grobowiec. Potem zabra si do rewizji.
- Hej! - po kilku minutach rozleg si okrzyk z gry. - Ju wiem, dlaczego oni si poddali
tak nisko.
- Dlaczego?
- Bo std wida, e gr w tym miejscu nie da si przekroczy. Wybrali ze miejsce i
dopiero tutaj zdali sobie z tego spraw.
- No tak. To by znaczyo, e zabia ich utrata nadziei.
- Na to wyglda. Stracili morale.
- No to za, bo odkryem tu co ciekawego.
- Moment. Ja te co odkryem i musz to zabra.
- Zdjcia zrb!
- Robi, robi, chwila.
Spadajce z gry odamki ska wiadczyy, e Szymkiewicz musia si z czym szarpa.
Wyranie sycha byo uderzenia czekana. Nazgaj fotografowa te znaleziska, ktrych nie bd
zabierali na d. Byo jasno i pogodnie, idealne wiato do robienia zdj. Wystarczyo nastawi
krtki czas migawki i trzsce si rce nie wpyway zbytnio na jako.
Po kilku minutach Szymkiewiczowi udao si zej ze skay. Dysza ciko, nie mogc
wypowiedzie ani sowa. Usta ukry pod mask tlenow.
- Tym razem nie maj przy sobie papierw. - Nazgaj wykorzysta t przerw. - Ich torby
s puste.
Szymkiewicz woln doni zrobi gest, jakby wyjmowa co z woreczka.
- Brylanty? - atwo byo si domyli, o co chodzi. - S.
Milczeli, podczas kiedy Szymkiewicz oddycha przez mask. Potem odsun ustnik od
ust.
- Nic dziwnego, e w torbach nie maj papierw. Na tej wysokoci, na wietrze wystarczy
przecie podrzuci plik kartek do gry i koniec. Nie znajdziesz ich przez wieczno.
- Tak? A po co podrzuca do tego amulety? Tamci poprzedni zakonnicy mieli ich
mnstwo. Na szyi, na nadgarstkach, w torbach, w kieszeniach. Ci tutaj nie maj ani jednego.
- Zaraz ci wyjani. Bo teori mam.
- Co mi po teorii. To si kupy nie trzyma. Ci tutaj najpierw zrozumieli, e nie pjd dalej,
umr w tym miejscu. Wic zrobili sobie grb ze stojakiem wotywnym, pozbyli si wszystkich
tajnych papierw i dodatkowo skrupulatnie wyrzucili lub ukryli wszystkie swoje amulety. Tak
moe by ksigowy postpi, bo wida tu lady wyjtkowej konsekwencji. Ale nawet ksigowy
chyba nie postpowaby tak przed wasn mierci.
- To nie oni - Szymkiewicz przerwa koledze, widzc, e tamten si rozpala.
- Co?
- To nie oni ustawili stojak z wotami. On nie tkwi tu od tysica lat. Postawiono go
cakiem niedawno.
- Co? - powtrzy Nazgaj.
Szymkiewicz sign do kieszeni, wyj co metalicznego i pokaza na wycignitej doni.
By to nowoczesny zaczep klinowy do mocowania w skale na rozpr. Kady z nich mia zbir
podobnych, nanizanych na pasek przy biodrze.
- O, ja ci chrzani...
- To jeszcze nie wszystko. - Szymkiewicz pokaza koledze strzpy liny. - Wspczesna! A
nie te parciane gwna, ktre mieli ci tutaj. - Czubkiem buta wskaza najbliej lece ciao.
- O jasny szlag! Kto to mg by?
strony miejscowe ubranie miao t zalet, e mona byo zwiesi z szyi na zwykym rzemieniu
kabur rewolweru i ukry j idealnie pod wasnym biustem. A signicie do rkojeci w
przypadku stroju, ktry nie ma bokw, byo jednym byskiem. Ale nie o to chodzio.
Kai czua si potwornie samotna. Owszem, znajdowaa si ju przecie w trudnych
sytuacjach. Jak choby po raz pierwszy na pokadzie okrtu podwodnego z innego wiata. Ale
wtedy bya w szoku. Rozedrgana i ledwie przytomna po utracie wszystkich towarzyszy podry.
Jej otpiay umys nie przeywa wszystkiego tak intensywnie, tumic kade mocniejsze
doznanie zbawcz otulin ogupienia. Teraz jednak nic takiego nie miao miejsca. Czarownica
bya sama, zdana na siebie, i to Bogowie jedni wiedz gdzie, bez adnych perspektyw nie tylko
na pomoc, ale take na mski tors, na ktrym mogaby si wypaka.
- Co taka struta? - zapytaa Nuk.
- Nie daje mi spokoju ta pilotka, ktr napotkaymy nad morzem. Co ona tam robia?
- Pojcia nie mam. Nie wiem te, jak takie co moe unie czowieka.
- A to akurat ja wiem.
- No? - Nuk zerkna na ni zdziwiona.
- Krzysiek pokazywa mi kiedy zdjcia szybowcw. Okazuje si, e oni maj te
maszyny bez silnikw i samoloty, ktre mog lata bez warczenia i smrodu. W rkach mistrza
takie co moe zanie pilota nawet parset kilometrw od miejsca startu.
- Niby w jaki sposb?
- Podobno wykorzystuje si prdy wznoszce powietrza. Jak ptaki. Mona szybowa do
gry, mona w dal, mona zatacza krgi prawie w nieskoczono. No ale do tego trzeba
mistrza albo przynajmniej dobrego fachowca.
- To czemu nie przywieli tego ze sob tutaj?
- Wiesz, raz s warunki do lotu szybowca, a raz nie ma. Natomiast zwyky samolot z
silnikiem startuje, kiedy mu si kae.
- No tak. - Nuk kiwna gow. - A jakby tak sobie wyobrazi krlestwo, gdzie wszyscy
lataj tymi szybowcami od dziecka, to takich mistrzw pilotw znajdzie si tam pewnie cakiem
sporo.
- Z ca pewnoci.
- A czy ten lepy podrnik o czym takim wspomina?
- No i wanie tu jest zagadka. Nie wspomnia o tym ani sowem.
Dugo szy w milczeniu, rozgldajc si ostronie. Krajobraz jak dotd sprawia przyjazne
wraenie. liczny ty piasek pod nogami, agodne pagrki poronite rzadkim iglastym lasem,
pomarszczone drobnymi falami morze. Byo ciepo, cho soce raz po raz znikao za
niewielkimi chmurami.
Co si tutaj jednak kryo dziwnego. Moe nie tyle w krajobrazie, co w nich samych.
- Wiesz... - Kai postanowia nawiza do przerwanej rozmowy. - Przed nami to w ogle...
nieznany ld.
Cikie i obszerne paszcze pielgrzymw pozwalay zakry nie tylko twarz, ale i
szczegy sylwetki. Mona te byo bez problemu przenosi pod nimi prawie kadego rodzaju
bro. I dlatego te paszczy tego typu oprcz udajcych si na dalekie wdrwki pielgrzymw
uywali wszelkiej maci spiskowcy i zamachowcy szeroko na przestrzeni ostatniego tysica lat.
Dlatego te ludzie w nie odziani od dawna zwracali uwag stranikw i wszelkich wart. Kadir
postanowi wic zerwa z tradycj. eby nie wzbudza podejrze Shen, Sharri i on sam zaoyli
dla odmiany rybackie peleryny i sztormowe kapelusze, kaptury rwnie dobrze osaniajce twarze.
Niestety, co prawda pod peleryn dao si ukry bro bardzo atwo, za to w palcym
wiosennym socu wygldali w nich dziwnie. Na szczcie nie na tyle dziwnie, e nieliczne
strae nie mogy przypuszcza, e to wanie partyzanci zrobili tak hec.
Sharri kla pomys Kadira. Ryby, kupione u prawdziwego waciciela odzi dla
uprawdopodobnienia wizerunku, od upau zaczynay ju lekko mierdzie. To wszystko nie
przeszkadzao jedynie Shen. Jako crka rybaka bya przyzwyczajona do rnych zapachw
zwizanych z zawodem ojca i wiedziaa te, e peleryny w penym socu nie powinny nikogo
dziwi - kady, kto trudni si rybowstwem, jest lekko wirnity. A czasami nawet nie lekko.
Sza wic, pewnie omijajc wojskowych wartownikw, ktrzy rzeczywicie mieli j gdzie.
aden nawet nie skin, eby przywoa troje dziwnych ludzi morza. A moe stranicy mieli po
prostu inne kopoty na gowie? Malutkie nadmorskie miasteczko, pooone przy drodze czcej
Kong z wntrzem kraju, byo dosownie zapchane wojskiem. Oddziay, przeciskane wskim
gardem w stron bastionu partyzantw, grzzy tu i rozkaday si obozami na kadym wolnym
skrawku terenu. Nikt nie panowa nad rozgardiaszem. Shen przypomniay si chwile przed
wymarszem korpusu do Wielkiego Lasu w dolinie Sait.
- To tutaj? - Sharri zatrzymaa si pod okapem jednego z najwikszych budynkw na
obrzeach miasteczka. Dom mia kilka wej. Z jednej strony znajdowaa si karczma, raczej
pustawa, z drugiej wielkie pomieszczenia, bdce kiedy garkuchni i stowk dla robotnikw
pracujcych w okolicy w dawnych, dobrych czasach. Teraz te pomieszczenia zajmowao wojsko.
Caa trjka wesza do rodka.
- Gospodarzu! - krzykna Sharri wadczym tonem, a Shen zapaa j za rk. To nie byo
miejsce, gdzie naleao chwali si gotowizn.
- Poprosimy o troch wina - dokoczya za koleank. - Moliwie taniego.
- Co? Na ska wpynlicie i d zniszczona? - Gospodarz, mody, postawny
mczyzna, ledwie zwraca na nich uwag. W dobry humor wprawiay go obroty, jakie osiga
dziki przemarszowi wojsk. - ebycie mi tymi rybami nie zasmrodzili caej sali!
- Sidziemy przy oknie. Nie zasmrodzimy.
- A co to za ubrania? Sztorm by?
- Ech, jak czowiek przez kilka dni jest przewiany wiatrem od witu do nocy, to si
rozkoszuje ciepem - wyjani Kadir. - Zdejmiemy, kiedy si tylko rozgrzejemy.
Gospodarz postawi przed nimi dzban wina i garnek z wod. Mieszalniki i podgrzewacze
do wina stay przy kadym stole. I nie zawraca sobie nimi wicej gowy. Pobieg obsugiwa
wojsko. Tam teraz byo jeszcze duo pienidzy do wycignicia.
Usiedli zgodnie z wasn zapowiedzi przy oknie. Ale nie eby wietrzy przyniesione
ryby. Rozciga si std widok na wszystkie zabudowania gospodarcze wok i rozlegy plac
pomidzy nimi.
- Za dugo tu nie moemy siedzie. - Sharri rozgldaa si niespokojnie. - Strasznie duo
wojska.
- Polacy zawsze s skrupulatni i punktualni - powiedzia Kadir. - A my jestemy idealnie o
czasie. - Wskaza cie, ktry rzucaa wieyczka nad miejsk wag. - W samo poudnie.
- Pytanie, czy w ogle przyjdzie? - mrukna Shen. Nalaa sobie wina i nie mieszajc z
wod, upia dobry yk. Wykrzywio j okrutnie. Co za kwany sikacz!
- Twoja wtpliwo zostaa od razu rozstrzygnita. - Kadir wskaza jej brod mczyzn
w zielonym mundurze i charakterystycznej rogatej czapce. - Widzisz? Punktualni jak mier.
- Zowieszczo zabrzmiao - powiedziaa Sharri. - A ja jestem przesdna.
- Naczelny ideolog goszcy koniec przesdw sam jest przesdny! - zakpi Kadir. - C
telegraficzne sukcesywnie rozkradano, a nie sposb postawi przy nich onierzy tak gsto, by
ogarniali si nawzajem wzrokiem. Przy tak gstym ustawieniu wart ju taniej byoby zreszt,
gdyby onierze krzykiem przekazywali sobie wiadomoci.
- Czy bdziemy w stanie obsuy to urzdzenie?
- Oczywicie. To solidny i bardzo prosty telefon polowy na korbk. Wasz czowiek wie,
jak to obsuy.
- I z kim mamy poczenie?
- Bezporednio ze mn. A ja przeka wszystko przez radio wedle yczenia albo do pana
Randa, albo do komandora Tomaszewskiego. I t sam drog przeka wam odpowied zwrotn.
- Jak szybko to bdzie dziaa?
- Byskawicznie. Ja nie wnikam w tre wiadomoci. Moim zadaniem jest jedynie tekst
zaszyfrowa i odszyfrowa. A dziaa to bdzie przez ca dob.
- No to wietnie. - Shen dyskretnie podaa mu rk. - Zatem jestemy dogadani.
- Jestemy dogadani - powtrzy.
Ucisnli sobie donie.
onierze, ktrzy pobierali wanie posiek w garkuchni obok, niekoniecznie chyba
orientowali si, e ich sojusznik zawar wanie porozumienie nie do koca zgodne z traktatem
midzypastwowym czcym go z cesarstwem. Ale tak ju bywa w polityce. Prosty onierz nie
musi niczego wiedzie o szeptanych porozumieniach. On ma tylko poczu na wasnej skrze
efekt ich dziaania.
- Imi i nazwisko?
- Leon Krawczyk.
- Stanowisko na pokadzie MS Gradient?
- Hydrolog.
- Czym konkretnie zajmowa si pan na pokadzie Gradienta?
Chory poprawi si w ku, patrzc na przesuchujcego porucznika. To by jeden z
pierwszych dni, kiedy rozbitek czu si lepiej, i chyba zaskoczyo go obcesowe podejcie
marynarki w kwestii przesuchania. Tomaszewski dotkn ramienia andarma piszcego protok.
- Panie poruczniku, myl, e jeszcze bdzie czas, eby wszystko skrupulatnie zapisa.
Mam wraenie, e stresujemy chorego.
- Z caym szacunkiem, panie komandorze. - Porucznik by dokadnie w wieku
Tomaszewskiego, jednak rnica stopni bya dramatyczna. Wyranie stanowio to dla niego
problem. - Otrzymaem rozkaz, eby wyjani okolicznoci mierci jednego czonka zaogi
Gradienta i zaginicia pozostaych.
- Denerwujc pana Krawczyka, niewiele chyba zyskamy. To cywil.
- Cywil, ale na jednostce operujcej w ramach marynarki wojennej.
- No, nie nazwabym tego rejsu operacj wojskow.
Twarz porucznika staa. Nie wiadomo, czy przypomnia sobie, e admira Wentzel jest
wujkiem Tomaszewskiego, czy wci chodzio o sam rnic w stopniach przy identycznej
liczbie lat. Cholera wie. W kadym razie odpuci. Zerkn na swoj przenon maszyn do
pisania, z wkrconym ju i napocztym formularzem przesuchania, i najwyraniej wcieky
odchyli si na oparciu krzesa.
Tomaszewski nie zamierza si z nim konfliktowa, ale te nie chcia pozwoli, eby
subisty andarm zniweczy krtk okazj, kiedy lekarze pozwolili im nareszcie porozmawia z
rozbitkiem.
- No i widzi pan, panie Leonie, jeli mog si tak do pana zwraca, wszelkie
niebezpieczestwa, ktrych dozna pan podczas swoich przygd, s niczym wobec naszej
biurokracji.
Chory umiechn si lekko. Jeszcze nie by pewien, czy zagroenie ze strony oficera
andarmerii zostao na pewno zaegnane.
- Nie wiem, czy panu... panom - poprawi si niechtnie - pomog. Mam cigle ogromne
luki w pamici.
- Tak, rozmawiaem ju z doktorem Baszczykowskim. Nie licz, e wyjani nam pan
wszystko od razu. Bardziej mi zaley na tym, eby dostarczy pan kilka nowych kamykw do
ukadanej od dawna mozaiki.
- Sprbuj zatem. - Hydrolog troch si rozluni. Wida byo, e jest w niezej formie,
przynajmniej fizycznej. Wyglda na jakie czterdzieci lat, mia szczup, pocig twarz i co
byo bardzo charakterystyczne, czarne oczy. Mg uchodzi za miejscowego, w przeciwiestwie
do wikszoci Polakw tutaj, wysokich i jasnookich, wyrniajcych si z kadego tumu od
razu, w momencie kiedy si pojawi.
- Czy mgby pan opisa wasne odczucie na temat tego, co dziao si na pokadzie
Gradienta?
Krawczyk umiechn si smutno.
- Obawiam si, e pniejsze wydarzenia troch zatary pami tego, co dziao si na
pokadzie. Dobrze pamitam jedno. Jak makabryczn apati, bezsenno i depresj.
Pocztkowo mylaem, e dotyczy tylko mnie. Usiowaem pomc sobie w zasypianiu.
- Jak?
- Za pomoc alkoholu. Ale po pierwsze by mao skuteczny. Po napiciu si spaem raptem
jakie p godziny. A po drugie mj prywatny zapas szybko si skoczy.
Tomaszewski przytakn. No tak, kady z zaogi wzi tam co ze sob. Ale po wypiciu
samemu, tak bez okazji, wszystkim byo gupio kry po statku w poszukiwaniu wdki. Albo
wrcz wamywa si do zapasw intendenta.
- I co pan zrobi?
- Poszedem do lekarza po rodki nasenne. Po jego uwagach zrozumiaem, e problem
dotyczy nie tylko mnie.
- Rozmawialicie? Zareagowa jako?
- Da mi brom. Uspokaja gupio, e na morzu czsto tak si dzieje. Nawet mwi co o
chorobie ekspedycyjnej.
- Mhm. Czyli po prostu usiowa was uspokoi, wygadujc cokolwiek.
- Ja te odniosem takie wraenie. Brom nie dziaa. To znaczy dziaa, ale jedynie na
pocztku i od razu w duych dawkach. Potem sprawia tylko, e przez cay dzie chodziem
otpiay i nic do mnie nie docierao. Jakbym tkwi w kokonie z waty.
Tomaszewski przytakiwa. Zna ten stan. Z pokadu ORP Pozna, ktry pywa w tej
samej okolicy.
- A co tam si wydarzyo?
Krawczyk spojrza idealnie nierozumiejcym wzrokiem.
- Gdzie?
- Na pokadzie Gradienta. Czy miay tam miejsce jakie dziwne zjawiska?
- Czy to, e wszyscy nie mogli spa, nie jest wystarczajco dziwne?
Tomaszewski zerkn na porucznika andarmerii morskiej. Ten zachowa kamienn twarz.
C, zna wypadki na statku badawczym jedynie z raportw. A troch inaczej odczuwao si to
wszystko, jeli byo si na pokadzie osobicie. I widziao postrzelan sterwk, resztki konserw
zgromadzone na mostku, krew na korytarzu.
- Czy zaobserwowa pan poruszajce si przedmioty? Mamy to na filmie.
- Musiabym zobaczy ten film. Nie, przedmiotw nie widziaem. To znaczy
poruszajcych si dziwnie.
- Nic niecodziennego nie zwrcio paskiej uwagi?
Krawczyk wzruszy ramionami.
- Wiele rzeczy. Na przykad przewietlaa mi si tama w aparacie fotograficznym.
- Sucham?
- No po prostu. Caa rolka zostaa przewietlona. Mylaem, e to jaka wada fabryczna,
wic sprawdziem nastpn w laboratorium. Bya w porzdku. A po serii zdj i wyjciu z
aparatu nic.
- Zupenie nic?
- Nie no, jakie cienie na kliszy byy. Ale do fachowej analizy albo do raportu te zdjcia
si nie nadaway.
- I co pan zrobi?
- Zgosiem problem laborantowi. Te tamy to w kocu wasno marynarki wojennej.
Powiedzia, e podobne rzeczy dziej si z tamami filmowymi. By moe caa seria jest
wadliwa.
Tomaszewski znowu nie wiedzia, co powiedzie. Technik laboratoryjny, ktry nie
potrafi sprawdzi, czy chodzi o wad fabryczn, czy o jaki czynnik wystpujcy na miejscu?
Mao prawdopodobne.
Zmieni temat:
- W jaki sposb odczy si pan od zaogi Gradienta?
Musia trafi w jakie bolce miejsce. Krawczyk odwrci wzrok i patrzy na bia cian.
Jego twarz cigle pozostawaa obojtna.
- Pamita pan?
- Tak - odpar sucho hydrolog. - Pamitam.
Zapada dranica cisza. Ani powtrzy pytanie, ani ponagla chorego. Impas. Na
szczcie tamten znowu przenis wzrok na Tomaszewskiego.
- Pynem pontonem.
- Pontonem? Po co?
- Nie byem wtedy zbyt przytomny. Pamitam tylko, e co atakowao nas od spodu...
Tomaszewski podnis rk, przerywajc Krawczykowi w p sowa. W ten sposb
daleko nie zajd. System pyta o kady szczeg i wymuszania w ten sposb szybkich
odpowiedzi by moe i dobry w przypadku przesucha. Jeli jednak nie miao si za cel
zapdzenia rozmwcy w kozi rg, to lepszym sposobem byo po prostu wysuchanie jego
opowieci. Zadajc tylko te pytania, ktre pomog zrozumie jego tok mylenia.
- Czy mgby pan szerzej powiedzie, co sprawio, e odczy si pan od reszty zaogi?
Nie chc przeszkadza panu i przerywa co chwila.
- Ale ja sam nie wszystko rozumiem.
- Dobrze. W takim razie pytaniami postaram si jedynie pomaga.
Hydrolog skin gow.
- Pogoda zrobia si wietna. Postanowilimy popyn szalup w stron brzegu, eby
zrobi dokadniejsze zdjcia, ni mona byo wykona z pokadu Gradienta.
Tomaszewski doskonale wiedzia dlaczego. Na obcych wodach, bez map kapitan statku
zdecydowanie odmawia podpynicia bliej do brzegu. Nie mg mie przecie pojcia, co
hydrologa, ktrymi ten usiowa opisywa to, co si stao, bardzo go draniy. Nie mg poj,
jakim cudem kto, kto mia taki zawd, nie mia zielonego pojcia nie to, e o marynarce, ale
choby o eglarstwie. Po chwili zastanowienia zrozumia wszystko. Krawczyka pewnie
zwerbowano wprost z wyszej uczelni. A tam kontakt z normalnym yciem czy w ogle z
rzeczywistoci by przecie rygorystycznie ograniczony.
- Kto uruchomi silnik, ktry wczeniej zgas, i popynlimy do tyu. odzi przestao
tak strasznie koysa. I wtedy Maciejewski nachyli si, eby zobaczy, w co uderzylimy. Mia
nadziej, e co zobaczy. - Krawczyk zawaha si nagle. Upi kilka ykw ze szklanki, ktr
cigle trzyma w rku, i odstawi z powrotem na szafk. - Wtedy... - znowu urwa.
Tomaszewski nie chcia mu przeszkadza adnymi pytaniami. Spodziewa si, co usyszy.
- Wtedy spod wody wynurzyy si czyje rce i wcigny Maciejewskiego pod
powierzchni. Ani krzykn nawet.
Tomaszewski przypomnia sobie Mustaf, tatarskiego zwiadowc. Rozpryskujcy si ld
na zamarznitym jeziorze, cios noa i rce dzikusa wcigajce onierza pod ld. Otrzsn si.
- To byy rce kobiety czy mczyzny? - spyta.
- Ja tego nie widziaem, bo staem z tyu. Nie wiem nawet, czy to byy ludzkie rce.
Znowu wymienili si spojrzeniami z andarmem. Jeli rce, to ludzkie chyba. Zwierz
ma apy. Niemniej styl takiej wypowiedzi mwi wiele o stanie umysu opowiadajcego.
- I co dalej?
- Kto zacz krzycze, eby si zatrzyma. Kto inny, eby dalej pyn w ty. Ale
generalnie ludzie, ktrzy nie widzieli zajcia, nie dopytywali, co si stao, tylko rzucili si do k
ratunkowych i bosakw. Ale Maciejewski nie wypywa z adnej strony.
- Przecie mia kamizelk.
- Skd pan wie?
- Po pierwsze takie s przepisy. Po drugie na filmie, ktry widziaem, wszyscy mieli na
sobie kamizelki ratunkowe. Bez wyjtku, bo taki jest regulamin.
Krawczyk odkaszln lekko.
- No to on nie wypyn na powierzchni mimo regulaminowej kamizelki - powiedzia
cicho.
- I co zrobilicie?
- Co zaczo uderza w dno odzi. Jedni myleli, e to odgosy walki kogo pod odzi,
inni, e kto chce po prostu rozwali dno. Ci, ktrzy wzili ze sob na pokad szalupy bro, ju
mieli j w rkach.
No tak. Tomaszewski wyobraa sobie, co mogo si dzia w takiej sytuacji.
- Kto wrzeszcza, e co widzi i nie wie, czy strzela. Kto mwi, eby strzela do
wszystkiego, co nie ma kamizelki ratunkowej na sobie. eby kolegi nie zrani. Ale...
Ale w zwizku z tym, co dziao si wczeniej na Gradiencie, i z nastrojami panujcymi
wrd jego zaogi paniki nie mona ju byo powstrzyma, doda w mylach Tomaszewski.
- Wybucha panika - Krawczyk potwierdzi jego przypuszczenia. - Wilkowski, mj kolega
z uczelni, krzycza, e co widzi. e co pynie na nas pod wod. Kamizelka Maciejewskiego
nigdzie nie wypywaa. Jaki onierz zacz strzela.
- W to co pod wod?
- Raczej na postrach. Stukanie w kadub od dou wzmogo si jakby. Zreszt nie wiem.
Moe kto chcia przebi deski jakimi prymitywnymi narzdziami, nie majc w dodatku
podparcia.
- A jak ten kto oddycha pod wod? Widzia pan w kocu napastnikw?
Krawczyk potrzsn gow.
- A agiel?
- Z tym bym uwaa. eby nie zosta porwanym na aglu do stratosfery, kiedy co
spowoduje odbicie wiatru.
- No ale zjawisko o takiej skali powinno przecie powodowa szereg skutkw silnie
odczuwalnych w caej okolicy.
Krawczyk cmokn i zacz krci gow.
- Chyba wybudowa pan sobie faszywy obraz tego zjawiska, przepraszam. Tego si nie
da wyjani bez uywania cisych terminw naukowych, a wszelkie przykady s, jak wida,
zwodnicze.
- W kadym razie, o ile cokolwiek zrozumiaem, pomkn pan gdzie, zupenie nie
kontrolujc kierunku?
Drzwi otworzyy si znienacka. Nie byo pukania, nie byo sycha krokw na korytarzu.
ROZDZIA 7
Do pierwszych sadyb Kai i Nuk dotary dugo przed zmrokiem. Trudno nawet okreli, czy to
bya wie, czy osada. Kilkadziesit duych, ale ndznych drewnianych domw cigno si
wzdu czego, co od biedy mona by nazwa ulic, a do niewielkiego ryneczku. Kupcw
jednak znajdowao si na nim niewielu. Wikszo mczyzn, ktrzy zajmowali szerokie awy
przed szynkami, wygldaa na robotnikw rolnych.
Podstawowym zadaniem, ktre stoi przed kadym wywiadowc, jest moliwie szybkie
wtopienie si w tum. Dziewczyny wiedziay o tym doskonale. Od razu te przekonay si, jak
bardzo moe si myli sztab wywiadu marynarki, uwaajc, e te same zasady obowizuj na
caym wiecie. Wtopienie si w tum to by moe i oczywisty priorytet, ale zdecydowanie trudny
do wykonania, kiedy agentami s dwie mode, atrakcyjne dziewczyny naprzeciw wygodniaych
z braku kobiet mczyzn. I to mczyzn wychowanych bynajmniej nie na ksicych salonach.
Wikszo na widok tak licznych lasek zacza gwizda. Pozostali wydawali dwiki w rodzaju:
Uuuuu!, ewentualnie: Aleeee.... Wtopienie si w tum zawiodo wic na samym wstpie.
Dziewczyny od razu te usyszay, co robotnicy rolni sdz na ich temat.
- Ale cipy!
- Ty, patrz, jak ta wysza dupskiem rusza!
- Ja bym zern t wysz!
- A ja t z niewinn twarz.
- A ta wysza to na on. Patrz na minie! I do jebania, i do roboty!
- Wol nisz. I nie do roboty, tylko do wyru...
Kai czua, e psowieje. Nuk zacisna palce na skatym kiju, ktrym si podpieraa. Byo
jasne, e ten, ktry pierwszy dotknie jej tyka, rozrzuci zby po caej okolicy. I nie oponowaa,
kiedy wysza stopniem czarownica poprowadzia je do wylotu bocznej uliczki. Agentki wywiadu
marynarki wolay zej z oczu tumowi, w ktry miay si regulaminowo wtapia.
- No nie, no kurna... - Nuk upewniaa si, czy na pewno przestay by widziane. - Jeszcze,
szlag, czapki nam powinni da z napisem: Jestemy agentkami obcego wywiadu.
- Albo czerwone latarnie - dodaa Kai. - Z napisem na kadej: Wasno subowa
marynarki wojennej, zainwentaryzowano dnia....
Nuk umiechna si. Ta moda czarownica wcale nie musiaa by taka cakiem do dupy,
jak jej si wczeniej wydawao. Powoli, bardzo powoli nawet skonna byaby uwierzy, e ta
maa sama rozwalia szamank potworw z pistoletu maszynowego. No moe, moe... Moe i z
niej bd kiedy ludzie?
- Pytanie, co dalej? - mrukna Kai.
No tak. Skoro zawioda pierwsza procedura, zawie mog nastpne. Dziewczyny
potrzeboway choby i krtkiego, ale intensywnego okresu aklimatyzacji. Tu co prawda, w
przeciwiestwie do wiata za Grami Bogw, wszyscy posugiwali si tym samym jzykiem, ale
z powodu oddalenia i ten jeden jzyk podlega konkretnym zmianom. A one obie mwiy z
silnym akcentem charakterystycznym dla cesarstwa, nie znay tutejszej gwary ani wikszoci
charakterystycznych sw jzyka uywanego na co dzie. Oczywicie bya na to rada. Kai zaraz
po wyldowaniu rzucia na obie zaklcie, jak kiedy na Tomaszewskiego, a to rozwizywao
spraw. Ale musiay si osucha. Z pustego powietrza obce zwroty do gowy nie dotr.
Drugim problemem byy pienidze. Nikt nie wiedzia, za pomoc czego dokonuje si tu
patnoci. Wywiad wyposay je wic w zoto i srebro. Mae sztabki, monety (oczywicie
cesarskie), a nawet grudki i samorodki bezporednio z kopalni. No i co z tego? Widzc
cywilizacyjny poziom tutejszej osady, mogyby postpi do gupio, gdyby weszy do podego
szynku z pytaniem: Czy akceptujecie tutaj sztaby zota z prb gwarantowan stemplem
cesarskiej mennicy?.
mona by byo uzna za cho w miar bezpieczne. Sama nie wiedziaa, co myle.
- A ja chciaam zapyta, czy to twoje zaklcie dotyczce jzyka zadziaa, jak pi, czy
powinnam czuwa.
- Jakie zaklcie?
- I ona chce i dalej, a nie jest ju w stanie myle rozsdnie...
Kai zrozumiaa dopiero po duszej chwili.
- Zaklcie powinno dziaa we nie rwnie dobrze jak na jawie.
- Aha. Czyli mog strzeli komara, a rano bd ju potrafia mwi z miejscowym
akcentem i tutejsz wymow.
- No chyba tak.
Nuk westchna ciko.
- Tak czy nie? Zdecyduj si.
Czarownica wzruszya ramionami.
- Uyam tego zaklcia tylko raz w yciu. Wobec Krzyka. Musia opanowa zupenie
obcy sobie jzyk. I wtedy trwao to bardzo dugo. No ale... po pierwsze Meredith pokaza mi, jak
to si naprawd robi. Znacznie lepiej. A po drugie my nie musimy poznawa obcego jzyka od
najgbszych podstaw. Tylko wymow i to, co gwarowe.
- Zlituj si i powiedz jak baba babie. Czy jak teraz zasn, to rano bdzie wszystko w
porzdku z moj wymow?
- Chyba tak.
- No i dobrze. - Nuk poprawia koc, podoya sobie sakw pod gow i przewrcia si na
bok. - Dobranoc. - Zamkna oczy.
Kai chciaa co powiedzie, ale zrezygnowaa po namyle. Nie byo co cign
bezprzedmiotowej dyskusji. Z lekk nut strachu w gowie rozejrzaa si. Bogowie... Tu
wszystko byo inne. Domy wok jakby duo wiksze ni w podobnych miejscach na terenie
cesarstwa. Tylko jakie takie niechlujnie wykonane. No i wycznie z drewna. Nawet mieszkalne
przypominay raczej stodoy. I ludzie dziwni. Mimo pozornego ruchu przed zmrokiem nie
wydawali si pracowa po to, eby co byo zrobione. Prawd powiedziawszy, ruszali si jak
muchy w smole. Leniwie, powoli i bez jakiegokolwiek zaangaowania. Pozostao mie nadziej,
e ich stranicy rwnie nie bd ambitni i dynamiczni w dziaaniu.
Kai wycigna swj koc, okrya si, ale jako tak gupio byo si pooy. Postanowia
spdzi noc na siedzco.
Teren tu przed Kong rozszerza si. Z wskiego pasa pooonego midzy morzem a
grami, ktrdy biega cesarska droga, przechodzi w do rozleg rwnin, gdzie oprcz lasw
znajdowao si samo miasto i kilkanacie wsi wraz z nalecymi do nich polami. T wanie
pask cz prowincji cesarskie wojsko uznao za swoj przestrze operacyjn i tu postanowio
rozwin swoje szeregi. O dziwo, imperialni dowdcy zrobili to w sposb perfekcyjny. Nie byo
korkw u wylotu imperialnej drogi, nie byo zagroenia w czasie porzdkowania przetasowanych
w marszu oddziaw. Rozwinicie skrzyde nastpio bowiem pod oson desantu piechoty
morskiej, ldujcego dwa dni wczeniej na play w pobliu polskiego lotniska. Desant nie by
wielki. Ale kilka kompanii elitarnego wojska, ktre byskawicznie przemaszerowao przez teren,
zdawaoby si, od dawna znajdujcy si w rkach partyzantw, zrobio odpowiednie wraenie.
A wskie gardo wylotu drogi, atwe do zablokowania nawet niewielkimi siami, zostao
odpowiednio osonite. Piechota morska nie planowaa adnych spektakularnych dziaa,
charakterystycznych dla ich stylu, i tym wanie zaskoczya przeciwnika. Na sam widok tych
oddziaw mona byo spodziewa si byskawicznego ataku na siedzib gwn partyzantw. A
tu nie. Elitarne wojsko wykorzystano prawie jak zwyk andarmeri polow, poczon, jeli
chodzi o wybr dziaa, ze zwyk piechot. Tyle e poruszajc si bardzo szybko. I to
waciwie byo wszystko. adnych spektakularnych dziaa, adnych bitew, adnych
zaskakujcych manewrw. Tyle tylko, e...
W chwili kiedy wiosna sprawia, e teren nadawa si idealnie do dziaa bojowych,
wielka cesarska armia stana w prowincji Kong gotowa do boju, z cakowicie rozwinitymi
skrzydami. I zasadniczo rzecz biorc, moga hemami nakry kadego przeciwnika.
- No to klapa. Ruszyli!
Shen usiowaa si zerwa z prowizorycznego legowiska w tymczasowym obozie swojej
kompanii weteranek. Noc bya bardzo pracowita. Miaa za sob jedynie chwil snu. Ledwie
ogniskowaa wzrok na Sharri stojcej u wejcia do namiotu.
- Co si stao? - zapytaa, przecierajc oczy.
- Ruszyli. Ale wiadomo ju przeterminowana. Kurier mia pietra i przedziera si
dookoa. Lasami.
Shen dugo nie moga si pozbiera. Niedosza kapanka umoczya swoj chust w misce
z wod czekajcej przy wejciu i podaa koleance.
- Masz. Ogarnij si.
Shen energicznie przetara twarz i kark. Poczua lekk ulg.
- Co si stao? - powtrzya.
- Armia imperium ruszya na nas. Nie napotykajc nawet symbolicznego oporu. Najpierw
piechota morska wyldowaa na play. Kilka oddziaw przemaszerowao przez sam rodek
prowincji, osonio wylot cesarskiej drogi, a wtedy to ju... - Sharri rozoya rce. - Rozwinli
si i wanie ruszyli ca si w gb Kong.
- I c zrobisz? - Shen podniosa si ociale ze swojego legowiska. Usiujc nie chwia
si na nogach, dotara jako do miski na trjnogu. Zacza si my.
- A co ty tak od rana filozoficznie nastawiona do wiata?
- A co? Ruszyli to ruszyli. Rozkazu wycofania imperialnemu sztabowi nie wydam.
Sharri wyranie si zdenerwowaa.
- Mwiam, eby wyznaczy linie obronne u wylotu imperialnej drogi. Wskie miejsce!
Kilku naszych powstrzymaoby dywizj!
Rozleg si gony trzask. To Kadir, zrywajc si z pocieli, uderzy gow w swj
chlebak, podwieszony na noc pod stelaem.
- Kobieto, opanuj si! - sykn pod adresem niedoszej kapanki. - Chcesz walczy
partyzantami przeciwko regularnej armii w polu?
- Tam z jednej strony morze, z drugiej gry! Kilkadziesit krokw szerokoci,
zabarykadujesz i nikt nie przejdzie.
- Nikt te nie przeyje z obrocw. Wojsko ustawioby armaty kilkaset krokw dalej i po
wierci dnia ostrzau nie byoby ani barykady, ani jej obrocw.
- To dalej staaby druga nasza barykada.
- A obsadziaby j kim? - zada retoryczne pytanie Kadir. - Skd wziaby ludzi, ktrzy
zgodziliby si tam trwa, widzc, co stao si z obsad pierwszej?
Wkurzona Sharri rkami wykonaa gwatowny gest witynnego odpdzania zych
duchw. Kadir musia wzi to do siebie, bo wyszed z namiotu bez sowa. Nie widziay, gdzie
skierowa si najpierw. Do lasu czy w stron kuchni, eby napi si czego, bo go suszyo.
Lecy obok posania bukak nie mia zatyczki i nic si z niego nie wylewao. Widocznie zosta
w nocy idealnie wysuszony.
- Dwoje posacw! - rozleg si okrzyk od strony obozowiska. - Dwoje posacw
przybyo!
Zdyszana Nanti ledwie biega. Widocznie poprzedniej nocy nie tylko rusznikarz odpdza
od siebie alkoholem myl o tym, e sytuacja jest beznadziejna.
- Skd s?
Nanti potrzebowaa chwili na odzyskanie oddechu. Wzia od Shen mokr szmatk i
zwilya sobie czoo.
- Jeden od Kolesia Varika. A jedna z samego Kong. Po drodze zebraa te wiadomoci,
co z innymi grupami.
- No to dawaj ich tu.
- Tu? - Nanti rozejrzaa si z dezaprobat. - Siostrzyczko, ogarnij si najpierw.
Wygldasz, jakby balowaa trzy doby z rzdu.
- Prawie nic nie piam.
- Za bardzo si gryza - popara sierant Sharri. - Gdyby pia, toby lepiej wygldaa.
- No nie... - Nanti patrzya na koleank, wykrzywiajc zabawnie twarz. - Dowdca musi
wyglda.
Okropny sposb mwienia ze spoecznych nizin. Dowdca musi wyglda. Nie
powiedziano, czy le, czy dobrze. Shen nienawidzia tego nieprecyzyjnego sposobu wyraania
si na co dzie. Ciekawostka. Sama te przecie wywodzia si z nizin. Dawniej jej to nie
przeszkadzao? Czy te po prostu si zmienia? A zaraza jedna wie. Daa si jednak przekona.
Wysza za namiot i pozwolia si polewa z wiadra lodowat wod. A po kpieli woya czyste
ubranie.
- Teraz lepiej?
- No, i tak wanie powinien si prezentowa dowdca. - Nanti pomoga jej przypasa
bro. - Sharri, id przodem. Ja bd przy boku.
- Tylko defilady nie rbcie.
- Ona ma racj - mrukna Sharri i poprowadzia obie w d agodnego zbocza.
Posacy czekali w centrum obozowiska, przy kpie drzew, obok kuchni, gdzie byy
ukryte zapasy oddziau. Oboje nie wygldali na zbyt optymistycznych. Prawd powiedziawszy,
przypominali raczej posacw klski.
- Ty jeste od Kolesia? - Shen podesza do kilkunastoletniego chopaka o
niespokojnych, rozbieganych oczach.
- Tak! - Zerwa si na rwne nogi. - Z meldunkiem przybiegem.
- Z kiedy meldunek?
- Biegem najszybciej jak mogem!
Jak mona przysa takiego osa z raportem? - Shen ju chciaa skl w mylach Varika,
ale w por si powstrzymaa. Dowdca postpi bardzo sprytnie, pozbywajc si debila z
wasnego oddziau. Teraz debil sta si jej problemem.
- Co masz zameldowa?
Chopak wypry si na baczno i wykrzykn radonie:
- Kolega Varik kaza mi si nauczy meldunku na pami i ja si go nauczyem.
- Na pami? - Shen prychna miechem.
- Na pami!
W razie nawizania kontaktu bojowego wiksze siy usioway otoczy teren i zniszczy wroga.
Niestety, nie da si ukry, e taktyka ta przynosia z reguy szybki efekt. Wiemy na pewno o
dwch oddziaach partyzanckich zniszczonych w ten sposb. Przypuszczamy, na podstawie
pogosek, o zniszczonym lub rozproszonym jeszcze jednym.
- Nasi ludzie nie zdyli si wyszkoli... - zacza Sharri, ale Nanti zgasia j jednym
gestem.
- Ludziom z wasnego oddziau - kontynuowa chopak - nie pozwolilimy da si
sprowokowa. Tkwilimy w ukryciu, jak dugo si dao. Kiedy sytuacja staa si dramatyczna,
postanowilimy wycofa si w gry mimo brakw w zaopatrzeniu. Na szczcie udao si
nawiza kontakt z przemytnikami, ktry dostalimy od Shen.
- Znaczy Kole zwia - mrukna Nanti.
- Na jego miejscu zrobiabym to samo. - Shen wzruszya ramionami. - Wojna w polu z
imperialn armi to sposb na bardzo szybkie samobjstwo.
- Na odchodnym jednak - cign niezraony chopak - postanowilimy zada cios
imperium za!
Wszystkie dziewczyny spojrzay na posaca z nagym zainteresowaniem.
- Kazalimy kilku ludziom woy na siebie fragmenty imperialnych mundurw, ktre
byy w naszym posiadaniu. W tym przebraniu moi partyzanci podpalili noc par chopskich
chaup, a po krtkiej szamotaninie udao si podpali dwie stodoy ze zgromadzonymi zapasami.
Na miejscu akcji kazalimy porozrzuca elementy imperialnego wyposaenia, jak manierki z
wdk, pasy, adownice i chlebaki.
- Zwycistwo na miar Achai i zdobycia Syrinx! - Nanti rozoya ramiona i spojrzaa
prosto w niebo. - Biafra ze swoj Masakr pod Negger Bank moe si ju w krzaki schowa!
- I tu si mylisz, gupia! - Sharri fukna na koleank. - Propagandowo to mistrzostwo! A
Varik to nie odny dupek!
- I przed kim bdziesz t propagand uprawia? Wszystkich naszych zmietli!
- Narodu nie da si zmie! Nard jest wieczny w przeciwiestwie do garstki gupcw,
ktrzy go tumani!
- Na razie ci gupcy za pysk nas trzymaj i mord do ziemi!
- Moe i za pysk, ale nie przy ziemi!
- Przestacie, gupie cipy! - wrzasna Shen, chcc uspokoi dwie ktnice. - To
wszystko? - zwrcia si do chopaka.
Ten skin gow i doda, e jego dowdca w przemytniczej kryjwce czeka na rozkazy.
- Dobra. Id co zje, a wy mi dajcie drugiego posaca.
- Jestem tu, pani. - Dziewczyna musiaa si przebra za chopk. Miaa na sobie idealnie
dobrany wiejski strj, odpowiednio znoszony. Niestety, zdradza j miejski akcent. Mwia jak
czowiek wyksztacony.
- Nie mw do mnie per pani. Ty z Kong?
- Tak. Z samego miasta.
- I co tam? S w okolicy jeszcze jakie nasze oddziay?
Dziewczyna opucia gow.
- Myl, e wszystkie nasze oddziay s cigle w okolicy. A nawet w samym Kong. Jak
uciekaam, to wanie kaniono ich na placu przed prefektur. Pozostaych, tych, ktrych kat nie
dopad, zabito na miejscu. Pewnie cigle tam le, bo tym razem wojsko wszystko robi na
postrach.
Cisz, ktra zapada po tych sowach, przerwaa Shen dopiero po duszej chwili.
- Co robi na postrach?
byo pokazywa niczego dwa razy. Doskonale wiedzieli, e nic ju nigdy nie bdzie wygldao
jak dawniej. Ich wiat dokonywa wanie ostrego zwrotu i wraz z nastaniem ery ziemniakw i
kolei elaznej stawa si zupenie innym wiatem.
Nie byo tu haastry, wic nikt nie krzycza ani nie wiwatowa. Rozlegy si jednak
niezbyt gone, cho energiczne brawa. Ci, do ktrych adresowany by pokaz, dobrze zrozumieli,
co si dzieje.
Tymczasem zaguszona na moment orkiestra przesza pynnie od marsza triumfalnego do
delikatnej muzyki w tle. Sucy przenosili stoy z przekskami i ustawiali pcienne dachy na
rusztowaniach. To naprawd bya impreza dla elity. Nikt nie spodziewa si wic pustych
przemwie z trybuny, ale rautu, na ktrym przy winie i w lunej atmosferze mona
przeprowadzi bardzo wane, cho nieformalne rozmowy. Budowa wkraczaa w decydujc,
kocow faz i naleao zaatwi mnstwo technicznych spraw, ktrych nie udawao si ustali w
roboczych salach konferencyjnych. Po pierwsze pod rk byy biura budowy z dokumentacj
techniczn, a po drugie goci zaszczycia przecie sw obecnoci sama cesarzowa. I dziki temu
od rki na miejscu mona byo uzyska jej askawe, przyzwalajce skinicie gow, ktre stawao
si obowizujcym prawem. Naprawd komfortowa sytuacja.
Tomaszewski rwnie przyszed tu zaatwi pewn techniczn spraw. Na szczcie
zgoda cesarzowej nie bya mu do niczego potrzebna i nie wadczyni szuka. Mdrzec Taner oraz
inynier Dion szukali rwnie jego. I dlatego tylko prby wzajemnego odnalezienia si w tumie
trway tak dugo. W kocu jednak zostay uwieczone sukcesem.
- Gdzie na ubocze? - zapyta Taner na widok komandora. - Spraw mamy do ciebie.
- To si wietnie skada, bo ja mam do was. Potrzebuj ekspertyzy, ale nie na uboczu,
tylko w baraku przy hangarze.
- To dalej ni nasze pierwsze lepsze ubocze - skwitowa Taner. - Wic najpierw nasza
sprawa.
- Dobrze. - Tomaszewski by wyjtkowo ugodowy. - Najpierw wy.
Dion poprowadzi ich na sam skraj placu, do stow, ktre nie miay daszkw. Cie
daway korony rosncych tu palm. Sukcesywnie zacz odsuwa naczynia, eby zrobi miejsce
dla mapy Zych Ziem. Tymczasem Taner zacz wyjania, o co chodzi.
- Suchaj, sytuacja zrobia si naprawd ciekawa.
- W kwestii rafinacji oleju skalnego na benzyn i olej napdowy? - domyli si
Tomaszewski.
- Tak. Razem z nim - Taner wskaza kciukiem inyniera - poyczylimy troch pienidzy i
zrobilimy niewielki prototyp naszej oczyszczalni.
- Rafinerii - poprawi go Tomaszewski.
- Och, rafineri to bym tego czego nie nazwa. Ale takie tam co udao nam si
zbudowa. Waciwie nie nam, tylko jemu, inynierowi, wedug mojego pomysu.
- I dziaa?
- Dziaa.
Tomaszewski potrzsn gow w niemym podziwie.
- No to zarobicie sporo forsy, sprzedajc t technologi. Zanim tu powstanie prawdziwa
rafineria, to troch potrwa, a dostawy ropy mog si zaraz zacz.
Taner westchn ciko. Najwyraniej nie wiedzia, jak zacz trudn kwesti.
- Sprzedajc ten pomys, oczywicie zarobimy sporo pienidzy. - Ucieka wzrokiem przed
spojrzeniem Tomaszewskiego. - Ale produkujc benzyn sami, zarobimy jakie z niczym
nieporwnywalne kwoty.
- To prawda. A czy was sta na to?
Tomaszewski by pewien. A sam nie mia adnych wtpliwoci, e wok Banxi zacznie si co
dzia. Nie on jeden.
- Dobra, chodcie. - Tomaszewski odstawi swj pusty kielich i skin na kolegw. - Jeden
facet czeka na nas w baraku przy hangarze.
- A nie lepiej pi tutaj? - skrzywi si Taner. - Jeszcze nie jest tak upalnie, eby si
przenosi.
- Nie chodzi o picie. - Tomaszewski ruszy przodem, cignc ich za sob. - Po co was
dwch dzisiaj szukaem. A sprawa szlaku przez Ze Ziemie wynika z waszej inicjatywy.
- A po co nas szukae? - Zaciekawiony Dion przyspieszy kroku.
- Z Shen musi by nie najlepiej. Wyranie robi wszystko, ebymy o niej pamitali.
- Wspczuj tej dziewczynie. Od pocztku kody pod nogi.
- No, nie pieci jej ycie. Ale dostarczony przez kuriera materia jest rzeczywicie wart
uwagi.
- Co si stao? - zainteresowa si Dion.
- Partyzanci znaleli na brzegu morza aparat latajcy.
- Wasz?
- No wanie w tym caa zagwozdka, e nie nasz!
Tanera dosownie zatkao. Dion zwolni.
- Jakim cudem...?
- No wanie! - Tomaszewski skin gow. Zaczeka, a koledzy go dogoni, i ruszy
dalej. - Na szczcie tam jest taki rusznikarz, Kadir. Facet ma gow na karku, no i zna si na
technice.
- Nie mw, e masz rysunki.
- Mam. Tylko to jest ta wasza geometria wykrelna, nie nasza. Daem papiery specjalicie
od techniki lotniczej, a on rozumie pite przez dziesite. Nawet zacz robi model tego czego,
ale mu niezbyt idzie.
- No to my zrozumiemy, o co w tych szkicach chodzi. - Dion, ktrego ciekawo nagle
zostaa rozpalona do czerwonoci nowym technicznym problemem, przyspieszy kroku. Dobrze, e do nas przyszede.
Inynier szed teraz tak szybko, e pozostali dwaj ledwie nadali. Aparat latajcy! I to
niewykonany rkami Polakw. To dopiero zagadka.
Tomaszewskiemu udao si go wyprzedzi dopiero na ostatnich metrach. Otworzy drzwi
i przepuci obu do rodka, gdzie przy wielkim stole, z ktrego uprztnito narzdzia, czeka na
nich specjalista skupiony nad rozoonymi papierami.
- Panowie pozwol. Inynier Barszczewski, specjalista od techniki lotniczej. Inynier
Dion, mdrzec Taner.
Barszczewski, niemody ju mczyzna z posiwia gow, podnis si jednak bardzo
energicznie.
- Mio mi pozna panw. - Zerkn na Tanera zaciekawiony. - Czy mdrzec oznacza u was
filozof?
Tanera szlag trafi i Tomaszewski musia si wmiesza.
- Zapewniam, e w jego wiedzy nie ma ani cienia szamanizmu.
- W filozofii te nie. Ale to tylko takie oglne pitu, pitu...
Tomaszewski przekn lin.
- Nasi inynierowie s specjalistami w bardzo wskich dziedzinach nauk cisych. Prosz
si wic nie dziwi podejciu do... - zawiesi gos, nie wiedzc, jak wybrn z sytuacji.
Pomg mu Dion, pochylajc si nad niedokoczonym, sklejonym z papieru modelem.
inynier wskaza Tomaszewskiego - wtedy to ustrojstwo po prostu spadnie jak kamie na ziemi!
Inaczej nie da rady.
Tomaszewski spojrza na dwch pozostaych. Obaj zgodnie potakiwali gowami.
- No to do czego jednak wsplnie doszlimy. Moemy sobie wyobrazi, jak wyglda
pilot.
Barszczewski pooy na stole nastpny rysunek.
- To moe odgadn panowie przeznaczenie tych leciutkich latawcw przymocowanych na
sznurkach do gwnego aparatu?
Taner pomasowa brod.
- Czowiek nie ptak, nie wyczuwa ciepych prdw wznoszcych. Moe pilot wypuszcza
je, eby unaoczni sobie ruchy powietrza?
- A moe to system sterowania? - Dion krzywi si w zamyleniu. - Wspomagania? Z
czego mog by te linki?
- Mam wszystkie prbki. Kadir jest waciwym czowiekiem do ogldania nieznanych
obiektw.
Barszczewski schyli si i wycign spod stou wielk kuriersk torb Imperialnego
Ekspresu. Rozsupa wze mocujcy klap i wysypa zawarto na st. Byo tam wszystko.
Fragmenty tkanin, i to z opisem, z jakiej czci pochodz. Kawaki linek, sznurkw, pasw
uprzy, jakich plecionek i impregnatw.
- O zaraza jasna! - Dion przysun sobie krzeso, usiad obok Barszczewskiego i obaj
zaczli z fascynacj oglda wszystkie elementy. - O zaraza jasna! - powtrzy po chwili. - To
wszystko naprawd jest wyprodukowane przez kogo z naszej cywilizacji. To nie jest ani polska
technologia, ani nikogo zza Gr Bogw!
- No ewidentnie nie. Ale... kojarzysz jakie wzmianki w starych pismach o maszynach
latajcych?
- Nie.
- No wanie. Skd to jest?
- Kadir pisze o wybrzeu na pnoc od Kong.
- Nie o to pytaem. Skd pochodzi ten aparat?
- Zza Wielkiego Lasu? Zza oceanu?
Barszczewski postanowi si wczy.
- Nie ryzykowabym przelotu nad oceanem na czym takim. Zreszt Kadir znalaz wrak
maszyny latajcej. Cholera wie skd go prd przynis.
- No tak. - Taner zamyli si, a potem westchn. - Co my tak naprawd wiemy o naszym
wiecie? - zapyta retorycznie, ale doczeka si odpowiedzi od Diona.
- Niewiele wicej ni Polacy, ktrzy wyldowali raptem w dwch miejscach. - Rozemia
si nagle. - No ale oni s na tyle bezczelni, e im si wydaje, e co wiedz. A tak naprawd to
mniejsze nawet gwno ni my.
Tomaszewski rwnie zacz si mia.
- Dobra, widz, e jestecie zajci, to nie bd wam tu dymi. Taner, chod.
- Ja nie pal.
- Tote zapal sobie sam. Chod.
Mdrzec dopiero teraz zorientowa si, e ma po prostu wyj i czego wysucha.
Posusznie powlk si za Tomaszewskim i ju na zewntrz cierpliwie czeka, dopki tamten nie
zacignie si pierwszym dymem.
- Podoba mi si twj sposb mylenia - usysza po duszej chwili.
- No wanie. Wiedziaem, e powiesz co takiego.
- Hej, panienki!
Kai otworzya zaklejone snem oczy. Szara plama zajmowaa jej wikszo pola widzenia.
Zacza intensywnie mruga, chcc odzyska ostro. Dopiero kiedy przetara powieki palcami,
zdoaa dostrzec starszego, ysego czowieka, ktry si nad ni nachyla. Tu za mczyzn staa
Nuk z noem w doni i z ciekawoci obserwowaa, co facet zamierza zrobi.
Ten jednak nie zamierza niczego zego. W dodatku by do ociay. Dopiero teraz
zorientowa si, e druga z dziewczyn wyskoczya z legowiska i stoi za nim.
- O? - zdziwi si dobrodusznie. - Ale ty gibka jeste!
Nuk ukrya n pod lun szat, a potem rozoya rce. Co on taki? Orientowa si
trzeba byo.
- Widz, e wy tu dwie bied klepiecie, skoro pod goym niebem nocowa wam przyszo.
I to pod takimi cienkimi kocykami.
- My z Naher jestemy. - Kai stwierdzia, e jej jzyk idealnie dopasowuje si do
miejscowego brzmienia. Mczyzna nie wykaza nawet cienia zdziwienia jej obcym akcentem. A
to znaczy, e obcego akcentu nie byo.
- A z tak daleka? - ysy skrzywi si lekko.
Obie wiedziay, co mwi, miay to napisane w instrukcji. Wedle sw lepego podrnika
Naher byo najbardziej odleg i najbardziej niedostpn prowincj tego krlestwa. A jej
mieszkacy byli uwaani za wielkich dziwakw i ludzi prawie niespena rozumu.
- To le?
- No nie, nie... - Usiowa by uprzejmy. - Przecie nie powiedziaem, ecie durne obie!
- Nie powiedziae.
Mczyzna odetchn gboko. By do otyy i chyba od czasu do czasu mia problemy z
dusznociami. W kadym razie sapa strasznie.
- Mam dla was nocleg lepszy ni ten tutaj, pod goym niebem.
- My ju noclegu nie szukamy. Jedziemy dalej.
- Ano i ja bym jecha dalej, gdybym mg. I wam jazd std proponuj, a wraz z ni
nocleg i jedzenie, a jak si sprawicie, to moe i grosza troch.
- A w ktr stron jedziesz? - zapytaa Nuk.
- Tam. - ysy wycign rk ponad jej gow.
Sierant zerkna, gdzie jest soce, i przypomniaa sobie szkicow map krlestwa.
Wiedziaa przecie, jaka jest pora dnia, wic z oznaczeniem stron wiata nie byo adnego
problemu.
- Tam bardzo nam pasuje - powiedziaa.
- No to ju. Jestemy umwieni: podr, jedzenie, noclegi i moe troch grosza za pomoc.
- Co mamy robi?
Mczyzna zafrasowa si nagle. Wielk chustk wycignit spod poy swojej szaty
ociera spocon ysin. Dugo cmoka i wzdycha. Wreszcie zacz mwi.
- Wiecie co, no... szewcem jestem. Wdrownym. Tu buty sprzedam, tam naprawi, a
jeszcze gdzie indziej na miar zrobi...
Jako nie mogy uwierzy. Te debilne klapki szyje si na miar? No chyba e s tu jakie
inne rodzaje obuwia, o ktrych nie syszay.
- No i wiecie, jak to jest. Ja z reguy dwa razy do tej samej osady nie zajedam. No
rozumiecie moe same. Lepiej klienta, ktremu si buty sprzedao, dwa razy nie oglda. Bo za
drugim razem on moe by nie w humorze po prostu.
- A! - Nuk zrozumiaa natychmiast. - Znaczy oszustem jeste szewskim, tak?
Mczyzna odpowiedzia z godnoci:
- Jestem szewcem! - A po chwili doda: - Ale przecie nie powiedziaem, e najlepszym
szewcem w krlestwie.
Kai i Nuk rozemiay si jak na komend. Mczyzna zacz im si podoba.
- I co si stao? - zapytaa czarownica.
- No widzicie, no... Ja nigdy t sam drog nie wracam. Ale most na Niebieskiej Rzece si
zawali. I tdy bya jedyna droga. No. No i... Przez pierwszy krg wart miejskich zdyem
przejecha. Dopady mnie przed drugim, wozy otoczyy, wonica uciek, a ja ledwie z yciem
uszedem.
- Kto napad?
- Baby, ktre maj do mnie jaki al.
- Znaczy oszukane przez ciebie kobiety? - zapytaa Kai.
- Oj tam, zaraz oszukane. Buty sobie u mnie kupiy. Ale co one myl? e za par
ndznych cyniakw dostan sanday, jakie nosi ona krla?! A moe jeszcze zotem zdobione? A
moe takie, co rok noszenia maj wytrzyma?
Nuk przytakna.
- Mniej wicej rozumiem, o co chodzi. I co? Te kobiety otoczyy wozy i nie chc puci?
- W rzeczy samej! A wy macie te wozy stamtd wycign i za drugi pas miejskiej stray
Nuk, obserwujca wszystko z boku, przygryza warg. Niele. Moda sobie radzi. Na
razie zlikwidowaa okrenie wozw, skupiajc baby z jednej strony.
- Prosz si ustawi w kolejk! Zrbmy tu jaki porzdek. Przecie nie bd wrzeszcze!
Kobiety ustawiay si niechtnie. Wolay patrze na to, co si dzieje, ni formowa
szereg.
- No, ludzie, ustawiajcie si! - krzyczaa Kai. - Chc zej do was i z kad porozmawia
oddzielnie!
- A gdzie szewc?
- Ju on nam nie umknie! - Kai zeskoczya z koza. - Ty si o nic nie bj.
Niestety, kobiet w aden sposb nie udao si ustawi. Czarownica wycigna wic z
ciby jedn i podprowadzia bliej koza.
- Jak ci oszuka ten zodziej?
- O! - Moda i niedowiadczona kobieta, dziewczyna waciwie, kiwaa gow. Nareszcie
kto nazwa spraw po imieniu. - O! - powtrzya. - Buty mi sprzeda.
- Poka!
Najwyraniej Kai miaa do czynienia z idiotk. I dobrze, e na pocztek pjdzie mao
wygadana. Dziewczyna podaa jej klapki ze skry.
- O!
- I co z nimi?
- Rzemie si oderwa. O!
- No tak, tak, ja znam ten typ buta. I nie rozumiem, jakim cudem rzemie si mg
oderwa?
- No wanie.
- A co z nim robia?
- Nosiam, ale tylko dziesi dni. I si rozerwa! Rozerwa ju po dziesiciu dniach!
Kai wybauszya oczy.
- Jak to nosia? Ten but nosia? I wytrzyma a dziesi dni?
- No... - Dziewczyna ogupiaa patrzya z nic nierozumiejcym wyrazem twarzy.
- A dziesi dni! Wierzy si nie chce, e on a tyle wytrzyma! Przecie to obuwie
trumienne. Na stopy nieboszczyka si zakada, eby na marach jako wyglda. A ty a dziesi
dni nosia! Niebywae... - Kai nie dawaa tamtej doj do sowa. Signa na pak wozu i podaa
pierwsze lepsze klapki, ktre znalazy si w zasigu jej doni. - Nale ci si. Szewc mg ci
przecie uprzedzi, co kupujesz.
Jeden przeciwnik z gowy. Dziewczyna zdumiona odesza na bok, wpatrujc si w swoje
nowe obuwie. Nie protestowaa. W przeciwiestwie, niestety, do nastpnej baby. Grubej,
wrednej, upartej.
- Ale mnie ju nie wmwisz, e to trumienne, moja panno - warkna, podajc Kai klapki
z urwanym rzemieniem. - Ze mnie gupka nie zrobisz!
Kai podniosa wybrakowany towar do oczu.
- No tak. Ewidentnie urwany! Do niczego.
- Wanie! A rozwali mi si ju pierwszego dnia.
- No, miem wam wierzy, pani. But jest ewidentnie rozwalony i co wida po braku
oglnych ladw zuycia, by noszony bardzo krtko. Moliwe, e nawet nie przez dzie.
- O! - A jednak niezadowolona klientka powtrzya okrzyk swojej poprzedniczki. - I co
teraz w takim razie?!
- Niestety, mam dla was ze wieci, pani. But bowiem by uywany niezgodnie z
przeznaczeniem.
Tamt zatkao.
- Jak to niezgodnie?!
- Ja musz bra pod uwag nacisk, jaki na podeszw wywiera pani stopa i z jak si noga
napiera na rzemie. W przypadku waszej wagi, pani, wybaczcie, trzeba powiedzie, e but by
rozrywany dosownie, a wic uywany niezgodnie z przeznaczeniem. Trzeba byo kupi but
specjalnie wzmocniony.
- Co?! Co?! Co za chamstwo?!
- To nie chamstwo, pani. Prosz askawie popatrze. - Kai wyuskaa z tumu chud
dziewczyn. - Wam, pani, na pewno nie urwa si rzemie, prawda?
- No nie - przyznaa chuda. - U mnie si przetara podeszwa.
- No wanie. Bo pani jest piknie zbudowana i pani but by uywany zgodnie z
przeznaczaniem. A inne wady oczywicie uwzgldnimy.
- Co za chamstwo! - wrzasna gruba.
- Chamstwo, bezczelno! - krzyczay inne kobiety. Cho nie wszystkie. Dua cz
bowiem zacza twierdzi, e to Kai ma racj i trzeba byo kupi but wzmocniony, skoro si ma
tak tusz. Utworzya si grupa wsparcia klientki, ktrej sylwetk i ciao pochwalono,
twierdzca, e Kai mona zaufa, bo jest bezstronna i wobec klientw, i wobec szewca.
Obserwujca to wszystko z boku Nuk wyplua dbo, ktre do tej pory ua. Jednolity
dotd front przeciwnika zosta wanie podzielony, a jego siy rozbite na dwie strony. No kurde.
Ta czarownica nie bya gupia.
A Kai zrozumiaa, e sytuacja dojrzaa ju do ostatecznego rozstrzygnicia.
- Czy kto moe mi pokaza jak prawdziw wad buta?! - krzykna. - Do mnie! Prosz
si zgasza do mnie!
- Ja mam! - Jaka kobieta zacza si przepycha w stron Kai. - U mnie si podeszwa
zupenie rozerwaa. Najpierw pka, a potem kawaek odpad!
- No wanie! wietnie! - Kai przeja uszkodzony but. - No nareszcie mam jasny dowd,
e szewc sprzedaje buble. To oszust!
- Oszust! Oszust! - woano wok.
- Ot to wanie! Wytkniemy mu wszystkie braki. Kto umie pisa?!
- Ja! Ja umiem! - Do moda kobieta z uoonymi z wielk troskliwoci wosami
przepchna si bliej.
- Doskonale. - Kai cofna si w poblie wozu, otworzya skrzyni, o ktrej wspomina
szewc, i chwil w niej grzebaa. Potem podniosa rk. - Drogie panie! Widzicie te korale? Teraz
wic po kolei, jedna za drug, podchodcie do kobiety, ktra bdzie je mie na szyi, i dyktujcie,
jak was szewc oszuka. Wszystko ma by spisane.
Podesza do tej z uoonymi wosami i zarzucia jej pikne korale na szyj.
- Nie musisz potem oddawa - szepna, a goniej dodaa: - Wszystkie panie prosimy
tutaj!
Wrczya pisarce znalezion w skrzyni tabliczk i rysik.
- Tutaj! Tutaj! Wszystko musi by spisane! - Odwrcia si i szybko wdrapaa na kozio.
Daa znak Nuk, eby braa drugi wz. - A cay towar rekwirujemy i zawozimy na wartowni! krzyczaa. - O, t tutaj! Powtarzam, wozy i towar rekwirujemy i odstawiamy na wartowni, pod
opiek stranikw!
Nuk sprawnie ruszya swoim wozem, niezatrzymywana przez nikogo. Kai natomiast nie
potrafia ruszy. Wzia do rk lejce, krzyczaa wio, ale przyprzgnite konie nawet nie
pojrzay w jej kierunku.
- Lejcami trzeba je trzasn po grzbietach - poradzia ktra z kobiet.
ROZDZIA 8
- Widzisz, tak si zawsze dzieje, kiedy chcesz komu powiedzie, jak jest, zamiast
zostawi sprawy w rkach profesjonalistw, ktrzy wymyl jak bajeczk, sabo umocowan w
faktach, za to sodziutk, i wcisn ten kit ludowi.
- wita racja - przyznaa Sharri. - Nie wolno nigdy mwi prawdy, nawet w susznej
sprawie. Wszystko trzeba przerobi na atw do przeknicia papk. Oraz nakama w
najwaniejszych sprawach.
Shen zerkna na koleank.
- I ja ju wiem, jak to zrobi - mrukna.
Niedosza kapanka oniemiaa. I nawet niczego nie powiedziaa, zadajc kam opinii o
swojej porywczoci. Powoli podcigna kolana pod brod i opara na nich gow.
- Liczylimy nie na tych ludzi, co trzeba, prawda? - zapytaa.
Shen potakna.
- Istotnie. Rewolucji ludowej nie moe robi lud, bo si do tego nie nadaje. Moe co
najwyej dosta rol tumu na ulicach. Odwoa si trzeba do ludzi pokroju Varika. Powiedzie
warstwie mylcej, co si tu dzieje.
Sharri potrzsna gow.
- A jak to zrobisz? Polacy podobno maj u siebie gazety i radio, i rne takie, eby si
odwoywa wprost do ludzi. A my?
- My mamy heroldw.
- To cesarstwo ma heroldw. I nikt im nie wierzy.
- Znam kogo, komu ludzie wierz i ufaj.
Sharri zerkna z zaciekawieniem.
- Kogo?
- Kurierw Imperialnego Ekspresu.
Niedosza kapanka zacza si mia.
- No tak. S uczciwi, nie bawi si w polityk, plotek nie powtarzaj. Mwi tylko to, co
widzieli sami, na wasne oczy. Jako rdo informacji naprawd bezcenni. Nawet cesarzowa
korzysta z nich, suchajc wiadomoci ze wiata. Wszystko si zgadza. Ale... - Rozbawiona
zerkna na koleank. - Oni nadal mog przekaza tylko to, co sami zobacz.
- Wic zobacz co trzeba. Mam pomys, jak to zrobi.
- Dobrze... W takim razie pozostaa tylko jedna wtpliwo. W Kong w stacji
Imperialnego Ekspresu moe by naraz raptem ze trzech kurierw. Jak chcesz nimi obsuy cae
cesarstwo?
Tym razem zacza si mia Shen.
- Ale to proste jak obsuga siekiery!
- Niby jak?
- Wystarczy powiedzie Randowi, eby jego suba wysaa z kadej prowincji cesarstwa
bardzo wany list do Kong. Z takim obliczeniem, eby jednego dnia stawio si tu tysic
kurierw.
imperialnych inynierw, widzia ich projekty i biura, w ktrych byy krelone. Rnica pozornie
niewielka, cho istotna. Tych ludzi tutaj od podobnych zespow w cesarstwie rni jedynie brak
duej liczby liczmanw. Po prostu nie byo tu fachowcw od rachunkw, wszystko obliczay
urzdzenia. Podobno, tak przynajmniej twierdzia swego czasu Wyszyska, prymitywne i
posiadajce jedynie uproszczone programy. Ale... tu Mereditha ogarn zimny dreszcz, chyba
byo to kalekie jeszcze i nieporadne, ale odbicie rzeczy Boga Sepha, z ktr to rzecz czarownik
prowadzi rozmowy w poprzednim yciu. Wirus. Ciekawe, dlaczego ani razu nie pojawi si
tutaj? Czy wszystko w boskim planie szo we waciwym kierunku? A moe przeciwnie.
Nastpia jaka katastrofa i Wirusa ju nie ma? Nie, nie, w to akurat czarownik wtpi. Bardziej
prawdopodobne wydawao si, e on sam nie by tej rzeczy do niczego potrzebny.
- Ciesz si, e pan przyszed. - Baranowski przeprosi dowdc saperw, z ktrym
rozmawia, i podszed do czarownika. - Napije si pan kawy?
- Dzikuj.
Major gestem wskaza drog do najwikszego ze stow, przy ktrym nad map siedzia
Siwecki.
- Chciaem zobaczy obu panw naraz - wyjani. - Bo zdaje si, e obaj interesujecie si
t wityni.
- Obaj, obaj - rozemia si lekarz. - I to zarwno razem, jak i osobno.
Meredith potwierdzi jego sowa oszczdnym gestem.
- A co chciaby pan wiedzie? - zapyta.
- I tu mam pewien problem. Waciwie nawet nie problem, po prostu musiabym panom
zabra troch czasu, eby przedstawi sytuacj.
- Ale suchamy. - Siwecki ledwie zauwaalnie wzruszy ramionami. - Rozrywek co
prawda jest tu co niemiara, lecz dla dobra sprawy jestem gotw powici przedstawienie w
amfiteatrze i bal u ksiniczki, eby pana wysucha.
Baranowski uda, e nie syszy przytyku. Zreszt nie mia adnego wpywu na brak
rozrywek w puszczy.
- W zwizku z ponownym wkroczeniem wojsk cesarskich do prowincji Kong zapada
decyzja, e w oparciu o struktur inynieryjn tyche wojsk imperialna droga prowadzca do tej
prowincji zostanie przeduona a do wityni, w ktrej si znajdujemy.
- A tutaj? - zdziwi si Meredith.
- Tak. - Baranowski skin gow. - Ja rwnie nie mam pojcia, co tu jest a tak wanego
w tych lasach, eby budowa imperialn drog przez chaszcze.
- Znikd donikd - doda Siwecki.
- Nie, nie znikd. - Major wykona usprawiedliwiajcy gest. - Z centrum cesarstwa. To po
pierwsze. A po drugie droga na Ze Ziemie jest rwnie drog donikd.
- Tam jest ropa naftowa. A tutaj?
Meredith umiechn si tajemniczo.
- No wanie. Poniewa trudno uwaa, e rozkazodawcy to idioci, wic pozostaje
kwestia dowiedzenia si, co tak cennego jest tutaj.
- Otarz? - podda myl Siwecki.
- Taniej go chroni lub korzysta z niego, utrzymujc na miejscu takie siy jak nasze, ni
od razu budowa prawdziw cesarsk drog. Otarz nie moe by celem samym w sobie.
- To jeszcze nie wszystko - powiedzia Baranowski, nachylajc si nad map okolicy. Kazano mi wstpnie oczyci teren wok wityni. Zrobi odpowiednie podejcie do ldowania,
poszerzy pole dla ewentualnej bazy i przystpi do karczowania drzew na kierunku najbardziej
nadajcym si do poprowadzenia drogi. I susznie. Oni zaczn budowa od strony Kong, a my z
przerwa lekarzowi.
- Do jakich wnioskw doszlicie, panowie?
- A paskiej uwagi nie uszed wystrj tej wityni?
- Wystrj? Raczej jego brak - potwierdzi major. - Owszem.
- No wanie. Prosz mi powiedzie, jakie budowle publiczne stawiane s w tak surowym
stylu. Bez zdobie, bez jakiegokolwiek ornamentu czy czegokolwiek, na czym mona by byo
zawiesi oko.
To uderzao wszystkich tu obecnych. Kada budowla publiczna przytacza rozmachem.
witynie s z reguy bogate, by pokaza chwa Bogw. Paace pene przepychu, ratusze
wspaniae, podkrelajce gospodarcz si mieszczan, biblioteki uduchowione, jasne. Sdy
gigantyczne, uosabiajce moc prawa, ktre zetrze kade zo na tym wiecie. Fora s zdobione
rzebami, a anie wielkimi kolumnadami, po ktrych pn si cudowne roliny. Wszystko jest
zdobione. Czy to posgami, czy mozaikami, czy wreszcie obrazami. Czowiek, jako jedno z
nielicznych zwierzt na wiecie, musi upikszy kade miejsce, w ktrym przebywa. Podobno
zdarza si to take jakiemu gatunkowi egzotycznych ptakw. Poza tym nikt nigdy nie widzia
ani psa, ani delfina, ani mapy czy osa, ktre dekoruj cokolwiek. Czowiek musi wypeni
piknem kade miejsce. Oprcz jednego. Odpowied wydawaa si wic prosta.
- Jedyne budowle publiczne, ktrych walory estetyczne s nieistotne, to... wizienia powiedzia Baranowski.
- Ot to.
- No chyba nie chc panowie powiedzie, e ta witynia to jedno gigantyczne wizienie?
- Postawilimy wiele hipotez. Jedynie ta pasuje do tego miejsca. No a teraz jeszcze
dochodzi do tego informacja, e prowadzia tutaj porzdna kamienna droga. - Siwecki nachyli
si nad swoim szkicem. - Dam sobie rk uci, e tak sam drog znajdziemy po drugiej
stronie wityni. Tdy przywoono winiw, a tdy prawdopodobnie wywoono.
Baranowski nie mg si pogodzi z t koncepcj.
- Ale na choler komu tysice winiw w cakowitej guszy?
- Tego nie wiemy. Ale przyzna pan, e ta witynia rni si od innych.
- Innych? Znamy tylko jedn inn. T w dolinie Sait.
- Znamy dwie. - Siwecki potrzsn gow. - Mamy przecie dokadne opisy miejsca kultu
w Wielkim Lesie, ktry kiedy dzieli Arkach od Krlestwa Chorych Ludzi.
- Ach, fakt. T, ktr zajy wojska Achai. Tysic lat temu.
Meredith skin gow.
- Obie s bardzo podobne. Przypominaj te z grubsza wszystkie inne miejsca kultu.
Wota, rzeby, kaplice, liczne otarze, miejsce skadania ofiar, odbywania rytuaw. Wszystkie s
podobne. Ta, w ktrej jestemy, nie.
Baranowski wzruszy ramionami.
- Rzeczywicie sprawia odpychajce wraenie. Ale eby zaraz wizienie?
- A te liczne wielkie cele opatrzone kratami? Olbrzymie, jak sdzimy, kuchnie? Nawet
spacerniaki, lepe dziedzice, ktre niczemu nie su, co wydaje si ju w ogle ewenementem,
bo to rzecz charakterystyczna raczej dla naszych wspczesnych zakadw karnych, a nie dla
tutejszych lochw.
- Zupenie jakby komu zaleao na kondycji winiw - doda Meredith. - Naprawd
zastanawiajce.
- I ten system bezpieczestwa dziaajcy do dzi - cign Siwecki. - To, e jedynemu
winiowi, ktrego tu zastalimy, podawano specjaln trucizn, ktra sprawia, e nawet jak
skazaniec ucieknie, to i tak z braku kolejnych dawek popadnie w malign i umrze.
Nawet nie wygldali na szczeglnie wygodzonych. Skd wic ten marazm? Czarownica czua,
e te nieruchome, martwe oczy bd j przeladowa.
Tu po poudniu zatrzymali si w maym zagajniku przy drodze.
- Trzeba zje co ciepego. - ysy szewc sprawnie, jak na swoj tusz, zeskoczy z koza.
- No, zakrztnijcie si, dziewczyny. Musimy rozpali ognisko.
- A to co?! - zaperzya si Kai. - Masz dwie baby pod rk i od razu chcesz do garw
zagoni? A dlaczego wanie my?!
Spojrza na ni zaskoczony.
- No wiesz co? Mwisz, jakby bya wyszym oficerem w wojsku.
Nuk parskna miechem. Odwrcia si, eby nie byo wida jej radosnej twarzy.
- Bo co? e baby, to od razu pichci, gary szorowa i ogniska pilnowa?! A moe jeszcze
dupy ci da po obiedzie?!
Szewc spojrza na Kai zdumiony.
- Nie mwiem, ebycie poszy po drewno, dlatego e jestecie kobietami - wyzna. Powiedziaem tak, bo jestecie ze trzy razy ode mnie modsze. I wam sprawniej pjdzie.
Nuk podesza do szewca, obja ramieniem.
- Masz pecha, stary. Chyba bdzie mie swoje dni, bo normalnie tak nie krzyczy. Zacza si mia. - I nie martw si, ja ci przynios to drewno.
Kai zrobio si gupio. Kiedy Nuk odesza do lasu, sama zbliya si do szewca.
- Przepraszam. Troch mnie ponioso.
- A nie szkodzi, panienko. Nie szkodzi.
- Wiesz, w mojej szkole... - Kai ugryza si w jzyk, bo o may wos nie przyznaa si, e
prawie skoczya szko czarownikw. - W tej szkole uczono nas asertywnoci. Szczeglnie
kobiety. Mczyni maj asertywno prawie e wrodzon. A nam dugo j wpajano.
- A co to jest ta ase... asertywno? - z wysikiem powtrzy trudne sowo.
- To sztuka mwienia nie w kadej sytuacji. Musisz odpowiada nie odruchowo,
konsekwentnie, stanowczo i, jak mwi, w kadej sytuacji. Szczeglnie wanie kobiety si tego
uczy.
- Aha, mwi nie w kadej sytuacji. - Skin gow. - Czyli kiedy bdziesz rodzi
dziecko, panienko, a poona powie: Przyj, dziewczyno, przyj!, to ty odpowiesz: A wanie e
nie bd!. Tak?
Rozbroi j troch. Pacna starego szewca w przedrami.
- Nie bd taki sprytny, co? Masz jakie imi?
- A czy ja pytam o wasze imiona?
Ta odpowied zaskoczya czarownic i daa duo do mylenia.
- Ja jestem Kai, a ta, co drewno zbiera, to Nuk.
- A ja jestem Lai, zwany te Kuk - zrymowa prdko. - Czy wystarczajco szybko
wymyliem sobie jakie imiona?
Kai umiechna si radonie, patrzc mczynie prosto w oczy.
- Bardzo szybko - odpara. - Ale niestety, na gupi nie trafie.
- Co masz na myli?
Czarownica odczekaa, a Nuk wrci spomidzy drzew i znowu znajdzie si w zasigu
gosu.
- Ano to mam na myli, e te kobiety, ktre otoczyy wozy z butami, to wcale nie by twj
najwikszy problem. Mam wraenie, e nawet jako tam je sprowokowae.
- A niby po co miabym to robi?
Obserwowaa uwanie twarz mczyzny. By dobrym aktorem. Ani jeden misie mu nie
Dzie poprawnej wymowy admiraa Wentzla zwany by przez jego otoczenie Dniem Sdu
Ostatecznego. Oberwujek wbrew pozorom nie mia adnych problemw z mwieniem. Nie
sepleni, nie jka si, nie mwi niewyranie. No ale wspczesna poprawna polszczyzna
zawieraa spory margines dowolnoci, wikszo normalnych ludzi nie mwia przecie z
przesadn starannoci. Proste zdanie: Chc zje kanapk brzmiao zazwyczaj w uproszczonej
formie, gdzie drugie zamieniano na e, a i obok siebie byy sabo rozrnialne.
Poprawnie wypowiadali to zdanie jedynie najbardziej dowiadczeni, wytrawni aktorzy oraz...
admira Wentzel, kiedy by w zym humorze. Gorzej byo z podwjnymi literami. Na przykad
kady Polak nazwisko Woydyo wymawia w sposb taki, e liter y zamienia na j, a
podwjne zamienia na pojedyncze: Wojdyo. Poprawn wymow w tym przypadku mieli
tylko wyjtkowi mistrzowie sztuki aktorskiej oraz... admira Wentzel w stanie furii. A jeli w
sowie grill syszae dwa l, to oznaczao, e przed wejciem do gabinetu admiraa naley
napisa testament, poniewa wanie nastpi Dzie Sdu Ostatecznego.
Od samego pocztku wida byo, e tego dnia wszystko idzie nie tak. Sekretarka, ktra
wpuszczaa Tomaszewskiego do gabinetu admiraa, wygldaa na zdrtwia ze strachu.
Natomiast admira z pozoru wyglda normalnie. Podnis wzrok znad papierw na biurku i
powiedzia spokojnie:
- Dzie dobry, drogi Krzysztofie.
Hm. Czy da si w wymowie tego prostego zdania popeni jaki bd? Przy sposobie, w
jaki wymawia je admira, okazao si jednak, e wszyscy Polacy robi to niepoprawnie!
- Melduj...
- Ciii. Spokojnie. - Wentzel opuci wzrok, powracajc do swoich papierw. Studiowa je
z oddaniem i z waciw jego niemieckim przodkom systematycznoci. Odezwa si ponownie
dopiero po upywie kilku minut, kiedy to czekajcego na baczno Tomaszewskiego obleway ju
sidme poty. - Hm. Chyba zahaczylimy dnem o jak raf.
Boe! Boe, nie! W gosie admiraa sycha byo nawet rnic pomidzy h i ch! Co
si mogo sta?
- Popatrz tutaj. - Admira podnis due zdjcie, na ktrym widnia wykonany z metalu
element jakiego wyposaenia. - To taki alpinistyczny wihajster. Nie znam si na tym. Ale to co
znaleziono podczas wyprawy na szczyty Gr Piercienia. A zgubi jaki wspczesny wspinacz,
Krzysztofie, kto, kto zrobi otarzyk zakonnikom, ktrzy zginli tam przed tysicem lat.
- Po tej stronie gr, jak si domylam?
- Nie lubi, kiedy udajesz gupszego, ni jeste, Krzysztofie.
- Tak jest.
Wentzel odoy fotografi.
- Mam wraenie, e nie panujemy nad sytuacj - powiedzia.
Tomaszewski przekn lin. I co tu powiedzie? Lepiej czeka. Admira przecie do
czego zmierza.
- Czy nasze agentki wysane do szpiegowania Anglosasw odezway si po
wyldowaniu?
- Nie, panie admirale.
- A kto je szkoli?
Znowu przekn lin. Mg przecie wymieni nazwiska, ale to byli tylko wykonawcy
rozkazw. Jego rozkazw.
gboko. Dlaczego on sam na to nie wpad? Przecie te dwa typy musiay o wicie ze sob
rozmawia. I podczas tej rozmowy musiay pa bardzo nieprzyjemne wzajemnie sowa.
- Moesz mie cholern racj.
- No! A po ciepej wymianie uwag dwaj wkurwieni starsi panowie dali upust emocjom
wobec swoich ludzi.
Miaa racj! No miaa! Rzeczywicie bya chyba ich najlepsz agentk. Ale te nie mg
sobie wyobrazi, jakim cudem jej cywilizacja pozwalaa tak wysoko postawionej damie uywa
sw w rodzaju wkurwieni.
- Czemu mi tak mao opowiadasz o swoim wiecie? - zmieni temat.
- Oj, nie mog, takie mamy instrukcje. - Zerkna na niego, jak przyjmie jej sowa. - A
poza tym co mam mwi? Histori naszych wiatw ogldnie znasz. Jestecie kopi naszego
wiata i tylko Bogom w rachubach co poszo lekko nie tak, bo jestemy do przodu z rozwojem o
kilkadziesit lat. I tyle.
- No fakt. Biorc pod uwag eony czasu, kilkadziesit lat to drobiazg.
Tomaszewski zastanawia si, czy w zwizku z tym i w jego wiecie za kilkadziesit lat
kobiety z wyksztaceniem inynierskim zaczn uywa sw takich jak skurwysyn w jzyku
potocznym.
Wyszyska zahamowaa gwatownie przed wozem, ktry rozkraczy si na rodku drogi.
Sterta towarw bya przywizana linami do paki i w aden sposb nie dawao si jej zdj, eby
usun na bok uszkodzony pojazd.
- No co tam? - Pani inynier zatrbia gono, wzbudzajc tym ywioowy aplauz wrd
otaczajcych ich terenwk dzieci.
- Oj, jasna pani, o szlag trafi. - Zza paki pojawi si rosy, niemody ju kupiec. - Nie da
rady tego popchn, a dwa konie te nie pocign. Utknem i prno pomocy wyglda.
- A zgosie to gdzie?
- Niby gdzie? Po kowala posaem, ale dzi targowy dzie, pewnie ma huk roboty. Dobrze
bdzie, jak wieczorem przyjdzie.
- No to zepchnijmy twj wz na bok. - Wyszyska wyskoczya zza kierownicy.
- Nie da rady, jasna pani. Ani ludmi, ani nawet we dwa konie.
- Oj, nie chrza. Ja mam pod mask nie dwa konie, a tylko sto pidziesit, i na pewno
dam rad. - Zakrztna si przy linie holowniczej owinitej wok przedniego zderzaka.
Tomaszewski ruszy na pomoc, a jednoczenie obserwowa, jak j traktowali miejscowi. To byo
co przedziwnego, ale najwyraniej obca istota budzia u mieszkacw Negger Bank wyran
sympati. Miaa na sobie ich strj, mwia ich jzykiem, cho kaleczc okrutnie, ale... staraa si
przynajmniej, wkadajc w to wiele wysiku. Nie wywyszaa si, jak to si niektrym Polakom
zdarzao, tylko bya normalna. Tak wanie. Normalna, zwyka, niczego przed nimi nie udawaa.
Kla jak oni, rugaa niefortunnego kupca, co zawali drog, jak oni, narzekaa na robot w upale
dokadnie tak jak oni. Wida byo w kadym calu, e otoczenie j akceptuje. Wida byo, e
ludzie j po prostu lubi, wystarczyo raz zerkn. A kiedy wsiada z powrotem za kierownic i
umiejtnie uya wojskowego samochodu, ktry przecie by przystosowany do cignicia nie
tylko wozw, ale te cikich stalowych armat, zaczli wiwatowa.
Tomaszewski sam czu do Wyszyskiej podziw za to, e potrafia tak skutecznie nie
budowa adnego dystansu. I czu take... No wanie, zastanowi si przez chwil. Co jeszcze
czu?
- Moemy jecha. - Wyszyska sprawnie zamocowaa na powrt lin do holowania.
- Zadecydowaa ju gdzie?
- Najlepiej bdzie jednak do mnie. Spociam si i musz zmieni tunik. A jeli chodzi o
Podczas kiedy dziewczyny odprowadzay swoj pani pod prysznic, jeden z chopakw
posadzi Tomaszewskiego w salonie, tu przy patio. Jako odgadywa nastrj gocia. Zimna
wdka i taca z zakskami pojawiy si byskawicznie. Nastpnie sucy zada dwa nieistotne
pytania, ktre pozwoliy mu si zorientowa, czy go ma ochot chwil porozmawia o niczym,
czy te raczej woli zosta sam. Odgad dobrze, bo ulotni si byskawicznie, zapewniajc, e
wystarczy postuka widelczykiem o szko, a pojawi si ponownie.
Tomaszewski nala sobie troch wdki. To dziwne, ale bdc marynarzem, wcale nie
przepada za owocami morza. Jako zaksk wybra sobie malek marynowan cebulk. Wypi,
zagryz i poczu si lepiej. Czysto psychologiczne wraenie, bo przecie zwizki chemiczne
zawarte w alkoholu nie zdyy jeszcze zadziaa. Zapali papierosa, rozgldajc si z
ciekawoci.
Nie zdy nawet sprawdzi, czy po ostatnich zajciach z czerwonym winem na cianie
remont i malowanie przyniosy spodziewane efekty, kiedy z korytarza dobieg go odgos stp
uciekajcych z domu sucych oraz ich ciche, acz radosne gosy. Wyszyska najwyraniej nie
lenia si pod prysznicem. Podnis wzrok w stron wejcia do salonu. I oniemia.
Tomaszewski uwaa si za czowieka wyzwolonego, jeli chodzi o sprawy midzy
kobietami a mczyznami. Inicjacj seksualn przeszed, jak na swoj kultur, bardzo szybko, bo
ju na pocztku studiw w szkole marynarki wojennej. Szybko te nauczy si wszystkich
atutw, ktre dawaa mu ta szkoa. Przekona si, e mundur marynarki wojennej jest najbardziej
elegancki ze wszystkich rodzajw si zbrojnych i dziaa na kobiety bardzo silnie. No, moe tylko
piloci ze swoimi skrzanymi kurtkami i biaymi szalikami mieli lepiej. Reszta wojska gina w
masie. Suba na morzu dawaa jeszcze inne korzyci. Gdzie szed, czy do kawiarni, czy na
prywatk lub bal, wyprzedzaa go marynarska sawa ludzi, ktrzy od wiekw znani byli
przecie z romantyzmu i umiejtnoci obchodzenia si z kobietami. Lnice odznaki na
mundurze wietnie nadaway si jako pretekst do nawizania rozmowy. Ta odznaka to tylko
oznaczenie rodzaju suby. Ta konkretnie to wywiad marynarki wojennej. I czsto to
wystarczao. Z czym bowiem kojarzy si wywiad zwykym ludziom? Kady przecie czyta
romanse. A tam wywiad to eleganckie damy, szybkie samochody, ksita uwikani w
midzynarodowe afery i towarzystwo z wyszych sfer. Nikt nie wyobraa sobie przecie
tygodnia przy nasuchu radiowym w tajnym bunkrze, gdzie siedzi pitnastu spoconych facetw,
ktrzy nie mog wyj na zewntrz, eby si umy. Nie, nie. A romantyczn przygod z kim, kto
w mniemaniu wielu kobiet reprezentowa romantyczny wiat, kada chciaa przey.
No i tak to byo. Tomaszewski korzysta z ycia, a kiedy skoczy szko i zosta
oficerem, wszystko si zmienio... Na jeszcze lepsze!
By wic mczyzn dowiadczonym, obytym, radzcym sobie w wiecie kobiet. Jednak
nic, co istniao w jego kulturze i w krgach, w ktrych si obraca, nie przygotowao go na
dowiadczenia, jakie za sob miaa Wyszyska. Pierwszy rzut oka powiedzia mu, e jej kultura
bya... troch bardziej wyzwolona ni jego.
Wyszyska bya dojrza kobiet. I bardzo wiadom faktu, e ma dobrze utrzymane ciao
sportowca. Stana w przejciu, majc na sobie co, co od biedy mona byoby uzna za szlafrok
z najcieszego, liskiego materiau. Ale... poy szlafroka powinny si przynajmniej styka ze sob
i by przewizane paskiem. Te nie byy. Ze zdziwieniem zauway, e u zbiegu ud wcale nie
miaa skbionego trjkta wosw, tylko wski lad po nich. Przekn lin, gdy Wyszyska
ruszya w jego kierunku. Podmuch powietrza sprawi, e poy szlafroka zostay gdzie z tyu,
odsaniajc ksztatne biodra. Dopiero kiedy znalaza si przy nim, podnis wzrok. Wyszyska
patrzya mu prosto w oczy. Bya idealnie wiadoma wraenia, jakie w tej chwili wywiera. Nalaa
wdk do dwch szklaneczek i podesza bliej, podajc mu jedn. Teraz jej uda znalazy si w
odlegoci moe dziesiciu centymetrw od jego twarzy. Czu zapach wieo mytej skry, czu
coraz bardziej intensywny zapach kobiety. Sytuacja, ktr sama stworzya, na Wyszysk te
oddziaywaa z ca moc. Podnoszc szklank do ust, zauway jej sterczce na baczno sutki.
Wypili, patrzc sobie w oczy. Wyszyska napenia naczynia ponownie, a potem odsuna
si o dwa kroki i usiada na szezlongu, przybierajc swobodn, plec pozycj, przodem do
Tomaszewskiego. Poy niby-szlafroka opady bezadnie po obu bokach, odsaniajc dugie,
zgrabne nogi i paski brzuch.
- Tak do koca nie wiem - powiedziaa, patrzc na komandora z rozbrajajc
bezczelnoci - czy u was istnieje tak naprawd seks dla samej przyjemnoci? Bez adnych
zobowiza?
- Istnieje - odpowiedzia.
- Bo mnie bardzo odstresowuj przystojni mczyni.
Umiechn si, nie do koca wiedzc, co powinien zrobi. A jednoczenie caa sytuacja
fascynowaa go coraz bardziej. Czu, jak gorco uderza mu do gowy, jak wraz z alkoholem w
yach rozpywa si cudowne uczucie podania tej wanie kobiety.
- A u was zawsze tak pokazujecie si sobie nago?
- Nie - zaprzeczya energicznie, ale obuzersko zmruone oczy mwiy co zupenie
przeciwnego.
- Nie pokazujecie wszystkiego? - podj jej gr i zacz si droczy.
- Nie - znowu zaprzeczya. - A chciaby od razu zobaczy wszystko?
Nie zdy odpowiedzie. A moe odpowiedzia mimowolnym wyrazem twarzy, tylko
sam o tym nie wiedzia? W kadym razie wygraa to starcie.
Wyszyska, siedzc, waciwie plec naprzeciw niego, nagle jednym energicznym
ruchem rozstawia szeroko nogi. Bez przerwy patrzc mu w oczy.
Tomaszewski przekn lin. Tym razem fala gorca, ktra go ogarna, w aden sposb
nie bya spowodowana wdk w yach. Rozpi konierzyk marynarki tropikalnego munduru.
- Chod - szepna Wyszyska, podnoszc si zgrabnie jak kotka. - No chod, chod...
Sprawia, e wsta. Pocigna go w stron otwartego na salon patio. Teraz to ona zaja
si guzikami marynarki. Potem koszuli. O mao si nie przewrcili, kiedy Tomaszewski chcia w
ruchu pozby si butw. Udao mu si jednak zachowa rwnowag. No, w kocu by
marynarzem.
Po przeciwlegej stronie malutkiego ogrodu znajdowaa si dua, ale przytulna sypialnia.
Rwnie pozbawiona ciany. Z wielkim kiem, na ktre Wyszyska wskoczya, kiedy tylko
uporaa si z jego spodniami. Uklka na rodku tyem do Tomaszewskiego, by po sekundzie
opa na czworaka, a potem pooy gow na skrzyowanych rkach, wypinajc pup.
- Nie boisz si wej do ka ze zwierzciem?
- Jako nie. - Tomaszewski odzyska pewno siebie. Widok, ktry mia przed sob,
powodowa diametralnie odmienne od strachu uczucia.
- A co mam robi? - Poruszya swoim ksztatnym tykiem. - Mam by grzeczn suczk?
- Nie licz na to. - Usiad na ku, a potem opad na plecy, przycigajc kobiet do siebie.
- Nie licz na adn atwizn.
- Nie licz, wojowniku. - Otworzya szerzej byszczce oczy. - Ale w takim razie bdziesz
musia okiezna swoj wojowniczk.
- Czy nie o to chodzi w walce?
Wtedy pocaowa j po raz pierwszy. Wpucia jego jzyk natychmiast i zaraz przeja
inicjatyw. A on zrozumia, e dotd, cho wydawao mu si inaczej, nie spotka kobiety
aktywnej w ku. To miao by to wyzwolenie? Ta zwierzco? Nie mia pojcia. Cieszy si jej
jakim cudem kto potrafi ukry przygotowanie do budowy jakiej linii kolejowej. - Pamitaj o
tym, co mwilimy w wityni dzikusw w Banxi. Oboje jestemy tak naprawd po tej samej
stronie.
No dobrze, niech tak bdzie. Tomaszewski zapali papierosa wyjtego z lecej na tacy
paczki. Zacign si do samego ppka.
- No to trzymaj si leaka - powiedzia. - Ju niedugo nowoczesne rodki transportu
umoliwi przewoenie caych armii do Kong albo wrcz za Wielki Las na paskowyu Banxi.
- Eee... zbudujecie sie lotnisk?
- A wygldamy na kogo, komu prezydent RP codziennie przysya sto ton zota na drobne
wydatki?
Wyszyska przymkna oczy, chcc sobie przypomnie, jak wyglda mapa opisujca t
okolic.
- Jakim cudem...?
- Kolej do Zych Ziem mona dojecha ju teraz. Ta linia jest ju jednak w trakcie
projektowania istotnego uzupenienia. Skrci nagle i zostanie przeduona a do rzeki Liu. A tam
zostanie zbudowana baza przeadunkowa i przysta dla barek i pontonw. Wszystko bdzie
mona przewie rzek do Kong albo za Wielki Las.
- A w zimie?
Sprytna bya. Tomaszewski leciutko skoni gow przed jej inynierskim podejciem do
sprawy.
- A w zimie zamiast holownikw te same barki bd cignite po lodzie przez zwyke
traktory. Miejscowi inynierowie zaprojektowali specjalny system wzkw saneczkowych dla
barek. Wymylili te, jak wykrywa baki powietrza pod lodem.
- Oe... - Wyszyska bya pod wraeniem tej genialnej koncepcji. Jej minimalnych
kosztw i moliwoci byskawicznej realizacji. Majstersztyk. Jedynym minusem byo
unieczynnienie trasy dwa razy do roku, podczas zamarzania i topnienia lodu, ale kady strateg
przecie z gry o tym wiedzia i z atwoci mg si przygotowa. To dawao jakie
nieograniczone prawie moliwoci transportu tysicy ton sprztu, zaopatrzenia, materiaw
pdnych i ludzi w praktycznie dowolny punkt na tym olbrzymim obszarze. To sprawiao, e
posiadacz takiej arterii komunikacyjnej de facto panowa nad ca okolic.
Podniecona ponownie napenia szklaneczki.
- A powiedz mi, jakim cudem wiadomo o tym si nie roznosi? Dlaczego ani ja, ani nikt
z moich chopcw od Kocyana nie mamy o tym zielonego pojcia?
Tomaszewski wcign dym do ust i pykn, puszczajc w stron kobiety idealne,
powikszajce si kko.
- Bo nie bierze w tym udziau Wojsko Polskie - odpar, powodujc u Wyszyskiej
widoczny szok. - To prywatna inicjatywa.
Nie moga uwierzy.
- Zawsze wiedziaam, e jeste cwany. Ale a tak?!
Podziw w jej oczach nie by udawany. No i stanowi pikne zwieczenie ich dzisiejszej
przygody. Udajc, e to nic takiego, wzruszy ramionami.
- To logiczna konsekwencja naszych dotychczasowych dziaa. - Piknie udawa, e to
maa sprawa. - Tutejsi inynierowie ju s wdroeni w projektowanie i realizacj linii
kolejowych. Mog swoj prac kontynuowa, i to z radoci, bo to honor dla nich niebyway.
Robi co, czego aden inny inynier w ich wiecie nie zrobi. A na Zych Ziemiach jest ropa
naftowa, s wic i niewyobraalne pienidze. Kady si tam moe poywi, ale prawdziw kas
zwin ci, do ktrych naley inicjatywa. Zatem miejscowi wymylili, jak szybko przerobi rop na
benzyn i jak dostarczy wojsko w miejsce przewidywanych dziaa, eby ta benzyna od razu
staa si niezbdna. A finansuje wszystko bank Barucha, ktry chce szybko napeni sobie
skarbce po same sufity.
- Pienidz wprawia wszystko w ruch - szepna Wyszyska, potrzsajc gow w
podziwie. - No i najwaniejsze. Do czasu podjcia jakichkolwiek dziaa w tym rejonie rzecz
pozostanie praktycznie tajna, skoro nie bierze w tym udziau WP.
- Ano tajna - zgodzi si Tomaszewski. - Nie widziaem jeszcze bankiera, ktry chodzi po
forum i gono si chwali, w co woy fortun.
Wyszyska podniosa swoj szklank do ust. Wypili za jakie przysze wojny i kampanie,
w ktrych by moe bd musieli wzi udzia. Oboje wiedzieli, jak wan kart przetargow jest
strategiczna trasa o nieprawdopodobnej wrcz w tym wiecie przepustowoci. Drogi to byo co,
na czym budowano imperia. A drogi elazne to byo narzdzie do cakowitej odmiany wiata i
naginania go do wasnej woli.
- Masz racj, e ta informacja jest wiele warta. - Wyszyska patrzya na dachy domw
poniej, ktre wzmagajcy si wiatr zamienia wanie w niezwyke pole sztandarowe, na ktrym
rol flag speniao opoczce teraz, suszce si pranie. - Moja te bdzie dla ciebie wana.
- O tym, e lepy podrnik kama? A skd moesz co o tym wiedzie, skoro on nie
yje?
- Wiem to od czonka zaogi Gradienta, ktrego Shen odnalaza w jakiej wsi.
- Przesuchiwaem go i nic...
- Wybacz - przerwaa mu w p sowa. - Zabrae si do tego od dupy strony.
I znowu jzyk, ktry kci si z pozycj wyksztaconej damy. Ciekawe, czy za
kilkadziesit lat tak bd mwi kobiety i tutaj?
- Dlaczego?
- Oj! - Machna rk. - Za grzecznie to wszystko chciae zaatwi. Umawiae si na
wizyt, pytae lekarzy, jak dugo pozwol ci rozmawia z chorym, pozwolie si wyrzuci w
momencie, kiedy on dopiero zaczyna mwi do rzeczy.
- A miaem inne wyjcie? - zapyta, a po sekundzie namysu doda: - A jak ty go
przesuchaa?
- Po pierwsze nie ja, bo to do mnie nie naley. Po drugie z nim w ogle nikt nie gada, bo
to bez sensu. Facet ma dziury w pamici, bredzi, majaczy i w dodatku naprowadzany pytaniami
zaczyna wymyla odpowiedzi, ktre chciaby usysze ten, co pyta. To donikd nie prowadzi.
- A jaka jest inna metoda?
- No przecie mwiam, e on cigle majaczy. Nkaj go koszmary, rozmawia z kim
niewidzialnym, czasem gada z nieyjcymi czonkami zaogi. Do typowy rozpad osobowoci.
- No i...?
- Zaoylimy podsuch i nagrywamy wszystko. A odpowiedni ludzie spisuj to i
analizuj. Jak czowiek mwi przez sen, to nie kamie, prawda?
Kiwn gow. No niele. Oczywicie miaa racj, pod warunkiem, e nagrywany
czowiek nie opowiada po prostu swoich snw. Z tym e, trzeba przyzna, i ze snw fachowcy
potrafi wycign wiele faktw. Sam zna t metod przesucha, cho na uczelni okrelano j
jako niezmiernie trudn.
- Nie tylko my zreszt suchalimy, co on tam majaczy.
- Kto jeszcze? - poderwa si Tomaszewski.
- Chopcy od generaa Kawalca. - Wyszyska spojrzaa na komandora i umiechna si
triumfujco. - Tylko e oni maj jeden zasadniczy problem.
- Jaki?
- To jasne.
- A w takim razie kategorycznie musimy si dowiedzie, co jest po drugiej stronie lasu.
- Kategorycznie! - Parskn miechem. - I najlepiej bardzo szybko.
Wyszyska naleaa do ludzi, ktrzy potrafi byskawicznie podj decyzj.
Byskawicznie te potrafia uspokoi emocje i wahania.
- Krzysiek, skoro czy nas ju prywatna umowa, to zrobi wszystko, eby si tam
dosta. Razem ze mn oczywicie.
- A konkretnie, co zrobisz?
- Bdziesz mia sprzt, ludzi i zaopatrzenie na jedno skinicie. Bdziesz mia
odpowiednie rozkazy i cae wsparcie. Wystarczy, e pstrykniesz palcami!
Tomaszewski poczu, e wanie Wyszyska bya kobiet, ktr naleao doceni. Poczu
te, dopiero teraz, e naprawd mona jej zaufa. Wsplnota interesw to jedno. A to, jakim bya
czowiekiem, to drugie. Bezwzgldna baba, niewahajca si wrcz przed okruciestwem w
realizacji wasnych planw, zdecydowanie jednak nie wygldaa na zdrajc czy przeniewierc.
Byy wic jednak pewne granice, ktrych by nie przekroczya. Przynajmniej mia takie wraenie.
Wsta ze swojego leaka i przysiad na skraju drugiego. Nachyli si i lekko pocaowa
Wyszysk w usta.
- I to w tobie lubi, Jadziu - celowo uy imienia, ktrego nie lubia. - Jak seks, to seks, a
jak umowa, to umowa. W gruncie rzeczy jeste bardzo prostolinijna.
- Nie jestem prostolinijna! - Poderwaa si, a on zacz si mia, bo obudzenie w niej
kobiecej przekory okazao si bardzo atwe.
A od przekory do... do osignicia jego nastpnego planu - droga ju bya bardzo bliska.
ROZDZIA 9
jk. Wiedzieli jednak, e od ran zadanych w ostatniej bitwie przez wodza umaro potem jeszcze
grubo ponad siedem tysicy piciuset trzydziestu wrogw!
Kai najwyszym wysikiem woli zaciskaa szczki, eby si nie rozemia. Ktem oka
widziaa, e ich opiekun, niestety, jest przestraszony nie na arty. A kiedy oficer krzykn:
Okacie swj al!, bez namysu pad na twarz i zacz gono paka. Chopi rwnie runli na
ziemi, szlochajc na wycigi. Zerkna na Nuk, ale ta nawet nie oddaa spojrzenia. Jak wszyscy
opada na kolana, a potem na czworaka i zacza zawodzi, uderzajc w rozpaczy domi o
ziemi. Chcc nie chcc Kai zrobia to samo.
- Ojojojoj... - jczaa bez przekonania.
- Z yciem! - sykn szewc. - Z przekonaniem, gupia!
- O mamo! - Kai nie bya dobrym aktorem. - Ojej! Oj, mamo, co za szkoda...
- Chcesz y, kretynko?!
Dopiero teraz czarownica daa z siebie wszystko. Zawodzia jak zawodowa paczka, ktr
bogacze przyprowadzali na pogrzeby swoich bliskich. Poczucie debilizmu sytuacji przytaczao
Kai coraz bardziej. Co innego zawodowa aktorka, ktrej za to pac, albo wynajta paczka,
czynica z lamentowania swj fach i sposb na ycie. Ale przecie nie zwykli ludzie! Co to za
cyrk? Co to za omieszanie si i robienie z siebie bawanw? Nawet niewolnicy w dawnych
latach tak si nie poniali chyba!
Czua si gupio jak nigdy. Zerkajc na boki, zrozumiaa, e jest w tym odczuciu
odosobniona. Chopskie rodziny wyy z takim oddaniem, jakby je na pal wanie nabijano, jedno
po drugim. onierze idcy drog te jczeli. Co za surrealistyczne widowisko. Wojacy
zmierzajcy na wojn beczeli jak dzieci. Co zreszt nie przeszkadzao kilku z nich odczy si
na chwil i obrabowa aobnikw przy drodze. Przydaa si wymiana ich kocw na podarte
szmaty. Oj, przydaa. A jaki zagorzay bandzior wsun nawet do pod szaty Nuk, chcc pewnie
sprawdzi, czy sakiewki tam nie schowaa, albo moe pomaca po piersiach. By to najgorszy z
pomysw w jego yciu. Sierant zamaa mu dwa palce i sykna niczym wcieka kotka:
- Spierdalaj albo jzyk wyrw!
Odszed wykrzywiony, ale rzeczywicie nie krzycza.
Paczc i lamentujc, obserwowali przechodzce oddziay, a waciwie jedn wielk mas
nierozrnialnego, zachmanionego wojska, w ich rozumieniu bez broni.
Soce stao ju wysoko na niebie, kiedy lament szewca zacz cichn. Wilgotna po nocy
droga scha z kad chwil, a przechodzce oddziay wzbudzay coraz wikszy kurz. Nie byo
czym oddycha, eby mc dalej paka. Ale na szczcie te dziki temu widoczno spadaa
coraz bardziej i lecy w pewnym oddaleniu od drogi byli mniej widoczni. Szewc mia ukryt
pod ubraniem manierk. Teraz odway si j wyj i pocign kilka ykw na oczyszczenie
garda. Podzieli si te dyskretnie z dziewczynami. Kai miaa wraenie, e duej nie wytrzyma.
Stercze p dnia w debilnej pozycji na czworakach, lamentowa i bi z rozpaczy domi o
ziemi to byo stanowczo za duo. Nawet ju wyklepaa rk may doek tu przed twarz. Co za
bezsens. Nie sposb byo w aden sposb dostrzec, jak wiele wojska bdzie jeszcze maszerowa
przed nimi. Musiaa odwrci uwag od tego kretynizmu, bo baa si, e zwariuje.
- To mwisz, e to armia dewastacyjna? - zapytaa szewca.
ysy mczyzna uzna, e s ju mao widoczni i mona wzgldnie spokojnie
porozmawia.
- Tak. A teraz ju wida, dlaczego j wysano.
- Dlaczego?
- Bo nie idzie nam na froncie. Nie potrafimy przeama umocnie wroga, jak syszaa.
- A co to jest armia dewastacyjna? - do prowadzonej szeptem rozmowy wczya si Nuk.
boju.
- To wszyscy zgin! - Nuk nie moga uwierzy.
- O to chodzi. Wszyscy maj zgin, bo po dawce narkotyku, ktr dostali, i tak byliby
potem niezdolni do ycia. I wyobra sobie, dziewczyno. Jeste onierzem obcej armii. Stoisz w
linii z karabinem w rku. A tu na ciebie idzie fala za fal. Fala za fal, bo narodu u nas duo! A ty
strzelasz, kujesz bagnetem i co? Powiedz, jak dugo wytrzymasz, zabijajc tysice ludzi idcych
na ciebie bez przerwy, fala za fal? Powiedz, na jak dugo wystarczy ci amunicji? A na jak dugo
nerww? Zapytaj siebie, kiedy rzucisz karabin i zaczniesz ucieka, eby ju nie uczestniczy w
tym koszmarze?
- O, ja ci pierdol! - Nuk ukrya twarz w doniach i potrzsaa gow. Po raz pierwszy te
jako aobnica po zabitym wodzu wygldaa bardzo przekonujco.
- Naprawd nie zetknycie si nigdy dotd z naszym wojskiem? - Szewc pokpiwa sobie
z obu dziewczyn w najlepsze. - Odraza bierze si pewnie std, e dotd opowiadaem o
najgorszych rodzajach wojska. Opowiem wic o elitarnych. Na przykad armia opresyjna. Ta ju
jest bardzo przyzwoicie uzbrojona. I dodatkowo w swoich szeregach oprcz onierzy ma
sdziw. Zajwszy tereny wroga, od razu sdzi tamtejsz ludno. Za to, e bye poddanym
obcego krla i jemu pacie podatki, winio, dostajesz wyrok dziesiciu lat cikich robt. Za to,
e si nie zbuntowae przeciwko swoim wadzom, jeszcze pi. I to bdzie z ogln nawizk za
wrogo, w sumie dwadziecia pi lat cikich robt, z moliwoci otrzymania bezzwrotnej
przepustki na cmentarz, jak ci szlag trafi przed kocem wyroku.
- No nie... - Kai po prostu nie moga uwierzy.
- A kto u nas pracuje? Winiowie! No przecie mczyzn werbuje si przymusowo do
armii demoralizujcej na przykad i tam sobie szybko gin. - Szewc umiecha si smutno. - No i
dobrze, e nie pytacie, co z dziemi posanych na roboty wrogw. Przecie one do pracy
niezdatne, nie zarobi nawet na jedzenie.
- To niemoliwe! - wyrwao si Kai. - Ludzie nie mog postpowa a tak gupio.
- Ludzie nie mog postpowa gupio? - Zerkn na ni kpicym wzrokiem. - To zamiast
stercze przy drodze z wypitym tykiem i p ju dnia udawa, e paczesz, wsta i powiedz tym
maszerujcym, e masz zabitego wodza w dupie. - Rozemia si cicho. - Przesta robi co
gupiego. Wsta i powiedz, e nie bdziesz dalej udawaa rozpaczy.
Rosenblum czeka przy najlepiej pooonym stoliku w... No wanie, jak to nazwa? Ju
bowiem nie w karczmie, a jeszcze nie kawiarni. W eleganckim lokalu z wyszynkiem i lekkimi
potrawami. Zarezerwowany wczeniej stolik znajdowa si na tarasie, z dala od innych, w cieniu
drzewek rosncych w rozstawionych wok donicach. Dodatkowymi atrakcjami byy tu lekki
wiatr od morza i wspaniay widok z gry na zatoczon statkami zatok. Idealne miejsce do
spotka.
Rosenblum jednak, widzc Tomaszewskiego, ktry dwiga wypchan papierami aktwk
z glansowanej skry, zrozumia, e nie bd podziwia wspaniaych widokw. Wsta szybko i
oddali sobie honory, a potem podali rce. Gospodarz osobicie pomg nowemu gociowi przy
krzele. Podstawi te specjalny zydel, eby mona byo pooy cik aktwk.
- Czym mog suy panom oficerom? - zapyta w gbokim ukonie.
- Lekkie niadanie - zarzdzi Tomaszewski. - A na razie co do picia. Najpierw musimy z
koleg porozmawia.
- Rozumiem, usun sub z zasigu suchu.
- Std wniosek, e Anglosasi byli tutaj przed nami. Co najmniej kilkanacie lat wczeniej.
- To wanie chciaem zasugerowa.
Obaj oficerowie znowu mierzyli si wzrokiem. I znowu trwao to dugo.
- No tomy posali te dwie licznotki w nieze bagno - powiedzia w kocu Rosenblum.
- Na to wyglda. - Tomaszewski otworzy trzeci kopert i poda koledze gruby plik
kartek. - Zapoznaj si z tym, ale tu, na miejscu, nigdzie nie zabieraj.
- To materiay od...
- Wyszyskiej. Nauczka dla nas, jak w cwany sposb, wbrew lekarzom mona byo
przesucha rozbitka z Gradienta. Ale... - Tomaszewski zawiesi gos. - Z tych materiaw
wynika, e uwolniony przeze mnie lepy podrnik po prostu kama o swojej podry do
dziwnego miasta z monstrualnymi budowlami. Najwyraniej nie widzia te pomnika cesarzowej
Achai. To po prostu szpieg.
- Czyj?
- Z Krlestwa Nayer, czyli kraju, do ktrego wysalimy Kai i Nuk.
- No to niele - mrukn Rosenblum pospnym gosem.
Potem ruchem rki odpdzi nachalnego gospodarza, ktry znowu usiowa im co
zaproponowa. Szybko przerzuca kartki, przebiegajc po nich wzrokiem.
- Z tych materiaw wynika... - I achn si nagle: - Jeli z czyich majacze moe w
ogle cokolwiek wynika.
- Nie krpuj si w snuciu przypuszcze.
- e tam gdzie toczy si jaka wojna. Midzy Nayer wanie a krajem, gdzie... Rosenblum spojrza na Tomaszewskiego nic nierozumiejcym wzrokiem: - Gdzie s aparaty
latajce? - wypowiedzia to jak pytanie.
Ten potwierdzi skinieniem. Z kolejnej koperty wyj zdjcie modelu wykonanego przez
inynierw Barszczewskiego i Diona.
- Wszystko skada nam si powoli do kupy - powiedzia.
- Z przewag kupy - doda Rosenblum.
Tomaszewski umiechn si lekko.
- Moe. W kadym razie taki aparat latajcy, a raczej jego resztki, opisa Kadir. Szcztki
znaleziono w okolicach Kong.
- Mhm. Obie strony tak jakby zaczy si interesowa okolicami Banxi?
- A nie maj powodu? Plotki o naszym pobycie na tym kontynencie mogy si ju
rozprzestrzeni.
- To prawda. - Rosenblum przygryz wargi. - Czy Bankierski Szlak nas tam zawiedzie?
Bankierskim Szlakiem nazywano tu po prostu spis szk, ktre trzeba byo ukoczy, i
list praktyk, ktre trzeba byo odby, eby zosta powanym bankierem. Tylko wtajemniczeni
jednak wiedzieli, e ta nazwa od czasu, kiedy do projektu wczy si bank Barucha, oznacza
now lini kolei elaznej.
- Tak. Do rzeki Liu. I do Kong, a czy w bok, to dopiero trzeba sprawdzi.
- Czy Liu to nie imi ksiniczki, ktra jedzi na rowerze, przypadkiem?
- Tu czsto powtarzaj si nazwy. Czasem jedna rzecz z kolei ma ich kilka rnych. To
midzy innymi efekt tego, e imiona wasne skadaj si tylko z jednego czonu, a nie z imienia i
nazwiska jak u nas. Musz si powtarza.
Rosenblum odda wszystkie kartki, ktre mia w rkach. Tomaszewski powoli i
systematycznie zacz wkada je do odpowiednich kopert. Dopiero potem nala nareszcie wina
do dwch wysokich kieliszkw.
- Naszym absolutnym priorytetem jest wic sprawdzenie, co jest i co si dzieje za
- O, ja ci pierdol! Ona ma tu jeszcze troch wody. - Potrzsaa bukakiem energicznie. Nie jest taka do koca zagubiona.
- Ma jeszcze wod? Ban, jeste pewna, e to nie siki?
- Chcesz sprbowa, Sari? A moe pani kapral askawie poprbuje?
- Szeregowa. Ocucie j!
Dziewczyna o imieniu Ban wyja zatyczk z bukaka i wylaa reszt wody na twarz
lecej.
- No, jak masz na imi, kochanie? - zapytaa grzecznie.
- Oshee.
Zarobia potny kopniak w brzuch.
- No to witaj na Zych Ziemiach, Oshee - rozemiaa si tamta. - I zaraz si dowiesz,
dlaczego te ziemie nazywaj zymi.
Odpowiedzia jej miech kilku innych dziewczyn. Dziki wodzie Oshee moga szerzej
otworzy oczy. Teraz dopiero zobaczya swojego oprawc. Dziewczyna miaa na sobie
przedziwny mundur w biae, te i brzowe ciapki. Szerokie spodnie, lekk bluz, zasonite
czarnymi pytkami oczy i czapk z dugim daszkiem. Bya obwieszona ekwipunkiem. Paski,
kabury, pokrowce, jakie chusty, siatki, to wszystko tworzyo nierozrnialny kb dziwnych
ksztatw. W rkach miaa karabin z dug luf, te niezwyky, takiego zwiadowca te jeszcze
nigdzie nie widziaa.
- Kim...? - Odkrztusia z garda co, co je blokowao. - Kim jestecie? - odwaya si
zapyta.
- A co? Nie wida? - Tamte znowu zaczy si mia. - Wojsko Polskie, na twoje,
psiama, nieszczcie!
Lepszego ubawu chyba nie moga im dostarczy. Oshee dopiero teraz odwaya si
ostronie rozejrze. Dziewczyn byo pi, wszystkie w obcych mundurach, wszystkie z
karabinami o dugich lufach. Cztery z nich siedziay na wielbdach, jedna, Ban, staa tu obok.
Kto mg operowa na tych terenach, i to w dodatku tak dobrze wyposaony?
- Jestecie cesarskie? - zapytaa niemiao.
- Eee... Patrz! - Ban kucna przy pnagiej dziewczynie. - Kumate babsko. Nie adna
dzikuska.
- Jestemy cesarskie z urodzenia, no i narodu - powiedziaa jedna z dziewczyn, ktre
siedziay na wielbdach. - Ale zwerbowao nas Wojsko Polskie. Teraz suymy ludziom z
elaznych okrtw. Bo weterankom ze strzelcw pustynnych wietnie pac. Bogate bdziemy!
- Tak, Sari. - Ban wyja z chlebaka metalowy, byszczcy walec i zacza odkrca co
na jego kocu. - Bdziesz bogata, jeli ci tu nuda nie zabije. Bo po mojemu zdechniesz, zanim
si wzbogacisz.
- Jaka nuda? Zaraz przecie wbijemy t tu go na pal i wesoo bdzie do wieczora!
Oshee zasonia si odruchowo. Przecie wcale nie bya goa. Miaa szeroki pas tkaniny
przewizany na pasku wok bioder i opask na piersiach. Swj kombinezon rzeczywicie
musiaa zostawi w kryjwce, bo nie dao si w nim biec.
- Masz, pij. - Ban nalaa czego do nakrtki walca, ktry okaza si sporym kubkiem. Nawet zimne jeszcze.
Oshee przyja kubek i zbliya do ust. To nie woda! Zawarto pachniaa bardzo dziwnie.
- Nie bj si, to sok jabkowy, a nie trucizna. Przysyaj nam tu rne witaminy, ebymy
szkorbutu na pustyni nie dostay.
- Tia, w tym wojsku inne porzdki ni w cesarskim - powiedziaa Sari. - Pij, nie bj si.
Zatru si nie zdysz, bo przecie gdy wbijemy na pal, to wszystko z ciebie wycieknie i trucizna
nie zadziaa.
artuj, artuj, teraz ju wiedziaa. Wypia sodkawy, orzewiajcy napj, tak zimny, e
nie moga sobie wyobrazi, jakim cudem mona mie co o tej temperaturze na pustyni. Dla
pewnoci jednak rozejrzaa si, czy w pobliu nie ronie jakie drzewo ani nie ma adnego drga,
na ktry mona by j nabi. Na szczcie nie byo.
- Chcesz co zje?
Ban wyja z torby przypitej do biodra jaki byszczcy pakunek i zacza go odwija.
Zupenie jakby by zawinity w cieniutki metal. Nieprawdopodobne.
- Masz, to chleb z misem. Nie chcesz? Ja te tego syfu nie tykam, ale nam takie
przysyaj. To ci posmakuje. - Wyja z kieszeni na udzie inne zawinitko i znowu zacza
odwija, a waciwie zdziera cieniuteki metal. Bogowie, ile ona miaa na sobie wyposaenia i
wszelkich dbr. Te wszystkie kieszenie, kabury, torby i pokrowce co kryy. Obca onierz miaa
przy sobie jakie niewyobraalne zasoby poywienia.
- To czekolada. Masz.
Oshee dopiero teraz zauwaya, e Ban ma na doniach rkawiczki bez palcw. Ostronie
przyja podawane przedmioty. Poczua zapach. Gd szarpn ni tak silnie, e momentalnie
zapomniaa o strachu. Odgryza wielki kawa brzowej tabliczki i zacza gorczkowo u.
Bogowie! Czego takiego nie miaa w ustach nigdy w yciu. Co za rozkosz. Tak, to waciwe
sowo. Rozkosz! Zagryza chlebem z misem. ua jak moga najszybciej, dogryzajc co chwila
nowe porcje. Miaa ju policzki wypchane do granic moliwoci.
Dziewczyny na wielbdach wci si miay.
- Daj jej jeszcze kiszonego ogrka i ka popi jogurtem - krzykna Sari. - To j przesra
dokumentnie!
- Nie kpij, nie kpij. Nigdy nie zagubia si na pustyni?
- Na golasa? Nigdy!
Ale im dostarczya rozrywki. Te wyposaone przez jakiego nieprawdopodobnie bogatego
wadc dziewczyny chyba naprawd miay j za dzikusk.
- Skd jeste? - zapytaa Ban.
Oshee wskazaa rk kierunek, z ktrego przysza. Spowodowaa tym tylko nowy wybuch
miechu.
- Duo nam to powiedziao. No ale dobra, przeuj wszystko, zanim si udawisz, i
wstawaj. Zabieramy ci std.
Spojrzaa pytajco, lecz Ban nie odpowiedziaa. Palcem przesuna daszek pciennej
rogatywki tak, eby czapka zjechaa na ty gowy.
- No wstawaj, maa!
Pomoga Oshee stan na nogach, a potem podprowadzia do swojego wielbda.
- Wsiadaj.
Zwierz byo ogromne, wspi si na siodo trudno. Ban zaja miejsce z tyu i zmusia
wielbda, eby wsta. Gibn si tak, e mao nie spady. Oshee widziaa ju oczywicie te
wierzchowce pustyni, ale nigdy sama na czym takim nie jechaa. Na szczcie siedzca za ni
Ban zapaa dziewczyn w locie.
- Ale ty maa i lekka - powiedziaa. - Widz, e jeste kobiet, ale wygldasz jak dziecko.
Oshee milczaa, nie wiedzc, co powiedzie.
- Wszyscy u was tacy mali?
I jak tu wyjani? Nie chciaa mwi, e nie wszyscy przecie, a jedynie ci, ktrych
rekrutowano do dalekiego zwiadu, elitarnej jednostki wojskowej. Nie wiedziaa, jak tu, ale na
pewno gdzie indziej powiedzenie tego mogoby skoczy si wyrokiem mierci.
- Wcale nie jestem maa - powiedziaa ostronie. - To ty jeste dua.
- Ja? Chyba arty robisz. Duzi to s Polacy.
- Ta - mrukna jadca obok Sari. - Wielkoludy pieprzone.
- Jak to? - odwaya si spyta Oshee. - Jestecie Polakami czy nie?
- Polkami - poprawia j Ban. - Ju ci mwiam, suymy w Wojsku Polskim, wic
dugo zdycha. Mniej wicej w tej odlegoci od pierwszych umocnie musisz ju wej na drog
i i tak, eby warty ci widziay. Rozumiesz?
- Uwaasz mnie za szpiega i mwisz mi takie rzeczy? Zaraz mnie zabijecie, tak?
- Nie zdaaby polskiego egzaminu. Popenia bd logiczny.
Oshee wykrcia gow i spojrzaa na tamt zdziwiona.
- Dlaczego?
- A po co wyjania cokolwiek komu, kto ma by zaraz zabity? Mogabym ci oczywicie
co mwi, eby ci na przykad poniy przed mierci. Ale czy czujesz si poniona moimi
wyjanieniami?
Oshee umiechna si po raz pierwszy tego dnia. Niele zarazy wyszkolone. Inteligentne
bestie na tych wielbdach. Teraz uwierzya, e dziewczyny wybrane z szeregw strzelcw
pustynnych naleay do elity.
- Przepraszam - mrukna. - Nie mam dzi najlepszego refleksu.
- O? - zdziwia si Ban. - Nie jeste tak dzikusk, na jak wygldasz.
Oshee nie odpowiedziaa, obserwujc rzd drewnianych supw obok drogi, spitych
jakim drutem. Baa si zapyta, co to jest. Powoli zbliali si do pierwszych umocnie. Ze
zdziwieniem zobaczya, e skadaj si z workw wypenionych piaskiem, uoonych jeden na
drugim. Przedziwne rozwizanie, jakiego nigdy dotd nie widziaa. Czua pewien podziw dla
jego prostoty. No i tanioci, ktra bya nieporwnywalna chyba z niczym innym.
Za umocnieniami jednak onierze nie wystawili posterunkw. Zreszt po co mieliby
tkwi tu w upale? Wartownicy na wysokich wieach widzieli przecie wszystko, co mogoby im
zagraa. Sam fort nie by zbyt okazay. Poza stanowiskami obronnymi skada si z duych
magazynw, koszar i drewnianego budynku pomidzy kamienn drog a nasypem, na ktrym
leay dwie elazne sztaby. Nad budynkiem widnia wielki napis, ktrego znaczenia nie moga
odgadn.
Ban zauwaya, e Oshee patrzy w stron tablicy.
- Zsiadamy.
Wielbdy zatrzymay si przed wejciem do drewnianego budynku. Sprawnie zaczy
klka, a Oshee znowu o mao nie poleciaa na ziemi przez eb zwierzcia, ktre j wiozo. Na
szczcie Ban chwycia j za rami i sprawnie postawia na ziemi.
- Chod z nami - powiedziaa. - I nie bj si. Sierant nie je dzikusw na obiad.
Caa grupka wspia si po drewnianych schodach. Sari otworzya drzwi i wesza
pierwsza do duego pomieszczenia stacji. O dziwo, w rodku byo troch chodniej ni na
zewntrz. Pod sufitem poruszao si kilka dziwnych migie.
- A co to ma znaczy?!
Zza aurowego przepierzenia wysza do nich moda, pewna siebie kobieta. Nie bya zbyt
adna, ale pociga twarz mwia, e z ca pewnoci nie brakuje jej charakteru. Miaa na sobie
nie zwyky maskujcy mundur jak pozostae dziewczyny, ale eleganck marynark ze zocistymi
naszywkami na rkawach i spdnic do kolan. Elegancki pas mia koalicyjk, a skrzan kabur
kryjc pistolet wypastowano na poysk. Pantofle zamiast wojskowych buciorw, pomalowane
na czerwono usta i takiego koloru paznokcie robiy wraenie. Oczy podkrelia gbokim
cieniem, a szyj omotaa eleganck, zwiewn chust. Wida byo, e to wadczyni, pod ktrej
rozkazami jest teren cigncy si na wieleset kilometrw wok. Oshee pochylia gow w gecie
penym szacunku.
- Pani sierant, chciaymy zameldowa... - zacza kapral, ale nie dane jej byo
dokoczy.
- Milcz! - Sierant prawie nie podnosia gosu. Tak jak cesarzowa chyba. Czu byo styl
los caej jej cywilizacji. Ale zwiadowca nie jest od udzielania odpowiedzi na adne pytania. Ma
dostarczy swoj wiedz tym, ktrzy j wysali. Teraz jednak dziewczyna zacza si modli.
eby tylko opatrzno pozwolia jej wrci i zameldowa. To, czego si dowiedziaa, mogo
stanowi o yciu lub mierci jej kultury.
- Nie chcesz powiedzie, to nie mw. - Sierant wzruszya ramionami. - A ty, Sari, wylij
swoj radiostacj do warsztatw najbliszym pocigiem.
- Mogabym sama wymieni lamp, gdybym tylko miaa...
- Ty ju mi wymienia koo w aziku. A kiedy odpado na wydmie, to przez ciebie
musiaam i w upale sze kilometrw na piechot.
- Oj, bo to te ruby takie dziwne jakie... Nie jak gwodzie u kowala.
- Aha, to ty zerwaa gwinty, walc w ruby motkiem? - Sierant uniosa brwi w
zdziwieniu. - Lampy, zapewniam, jeszcze bardziej dziwne. Odelij radiostacj najbliszym
pocigiem. I tylko nie do kowala, prosz.
- Tak jest!
Sierant obja Oshee ramieniem i pocigna za sob.
- No i widzisz, z kim ja si musz uera na tym zesaniu - westchna. - Te dziewczyny
ze strzelcw pustynnych s takie pdzikie.
No tak, tak. Nie ma to, jak kiedy ju na wstpie podkreli si wasn wyszo i obycie w
szerokim wiecie. A najatwiej to si robi w porwnaniu z czyj zaciankowoci.
Krtymi schodami weszy pitro wyej, na ocieniony pciennym dachem taras nad
stacj. Byo tu znacznie chodniej. Normalne zjawisko na pustyni: im wyej, tym zimniej. Kady
dowiadczony zwiadowca wie dobrze: chcc przey na rozpalonych piaskach, nie odpoczywa
si w gbokim cieniu pod ska, tylko pod oson nawet szmaty, ale na wysokim wzniesieniu. To
temperatura zabija, nie soce.
onierze z patrolu zostay na dole. Tylko Ban ze swoim karabinem o dugiej lufie
towarzyszya im w charakterze ochrony dowdcy.
- Nie przedstawiam ci si. - Sierant podesza do lnicego mosidzem, podunego
ksztatu przymocowanego do specjalnego trjnogu. - Na imi mi Maii. Przyjechaam na to
zesanie, o dziwo, z wasnej woli, bo od razu mnie awansowali do stopnia sieranta.
Czyby to miao znaczy, e przedtem bya szeregow? Tym przybyszom a tak
brakowao wasnych ludzi? Niesamowite.
- Tak, tak, ja te nie sdziam, e przyjdzie mi w yciu rzdzi obszarem wielkoci
maego pastwa, na ktrego terenie niczego jednak nie ma. Poza olejem skalnym w duych
ilociach. Za to kiedy odsu swoje, to wracam w stopniu chorego na etacie porucznikowskim.
Ot co! -Sierant podniosa palec, podkrelajc wag tej informacji. - Will sobie chcemy z
mem wybudowa nad morzem. Do Polski chyba nie wracamy. Tu wiksze moliwoci.
Oshee nie komentowaa. Cho miaa wraenie, e kobieta w eleganckim mundurze w tej
jakiej prawdziwej Polsce nigdy nie bya. W kadym razie na pewno nudzio jej si tu potwornie,
skoro przygodnemu zwiadowcy opowiadaa takie rzeczy. No tak, ale obcy zwiadowca jest chyba
jedynym czowiekiem, ktry kadej informacji wysucha z niesabnc uwag. Taki, sowem,
suchacz idealny. I wyali si mona, i ponarzeka, a on cienia znudzenia przecie nigdy nie
okae. To akurat rozumiaa.
- No i widzisz - cigna Maii. - Czowiek w tym zapomnianym garnizonie wiruje z
nudw, musi gada albo z dziewczynami, ktre motkiem radiostacj naprawiaj, albo z takimi
jak ty koczownikami, ktrzy ani be, ani me. Cho na inteligentn wygldasz i nie wiem, dlaczego
gupola chcesz udawa. Ale twoja wola, mam to w dupie. Musz powtrzy tylko to, co
wszystkim szpiegom mwi. I nie bj si, wszystkich wypuszczam, eby wieci do swoich
wodzw zanieli.
Oshee wci zachowywaa kamienny wyraz twarzy. Zwiadowca nie okazuje emocji.
Wystarczy, e wszystko zapamita.
- Sytuacja wyglda tak. - Maii umiechna si smutno. - Wiemy, jakie legendy kr o
nas wrd koczowniczych plemion. Wiemy, co myl o szynach kolejowych i elektrycznych
izolatorach, ktre widz na supach. I wiemy te, o jakie niezmierzone bogactwa nas
podejrzewaj. To wszystko prawda. Jest tylko jedno ale.
- Ale? - Oshee w pierwszej chwili nie zrozumiaa.
- Ale to wszystko jest nie do wzicia - umiechna si sierant. - Z tym e wolimy z
koczownikami pj na ukad, ni zabi was wszystkich.
Stojca z boku Ban poklepaa znaczco swj karabin, ktrego kolb opara o wysunite
na bok biodro.
- Bo tak si sprawy maj: wiem, e porcelanowe izolatory na supach s strasznie fajne i
przydatne do wyrobu miliona niezwykle piknych rzeczy, ale jak mi kto cho jeden sup zwali,
to ka zamordowa cae plemi. Potraktuj mnie powanie. Tu pod kadym supem
rozsypujemy dla was porcelanow stuczk, moecie bra, ile chcecie. A jak zabraknie, to
przyjdcie do nas. Damy stuczki, ile zdoacie unie! Ale za zwalony sup ka pola z
powietrza napalmem! Ty w ogle wiesz, co to jest napalm?
- Nie, wielka pani.
Maii zamylia si na moment.
- Suyam kiedy w korpusie, ktry wkroczy do Wielkiego Lasu w dolinie Sait. Potwory,
ktre tam yy, zabiy cay korpus. Cay! A potem wystarczya jedna gupia bitwa z RP, ktra
skoczya si tym, e zrzucono na nie napalm z powietrza. I wszystkie grone potwory spony
w jednej chwili. Napalm przykleja si do ciaa. Nie mona go zgasi, nie mona odklei, nie
mona nic poradzi. Czowiek ponie powoli, warstwa po warstwie, a do koci. Rozumiesz?
Oshee przytakna.
- Lepiej wic nie naraa si na to. Bierzcie stuczk, nie walcie supw. Nie tykajcie
szyn. Chcecie elaza? Chcecie blachy? Nie ma sprawy, po dowiadczeniach w Kong ju wiemy,
jak to rozwiza. Tam jest mietnik. - Sierant wskazaa miejsce, gdzie znajdowa si wielki d
wypeniony odpadkami. - I tam jest wszystko. Puszki po konserwach, farbie, smarach, oleju,
kanistry, wiadra, beczki, stare gwodzie, nakrtki, drut i caa masa metalu w najlepszym gatunku,
gotowego do uycia. Wszystko, co si nam popsuo albo jest niepotrzebne, znajduje si tam i
moecie sobie to zabra. Za darmo, w dowolnej iloci, kiedy chcecie. Cae to niezmierzone
bogactwo moecie sobie bra w kadej chwili. Ale jeli tkniecie mi cho jeden sup albo jedn
szyn... Ka zabi was wszystkich. Zrozumiaa?
- Tak, wielka pani.
- Ukad uczciwy. A nawet powiem, e jeli was gd przycinie albo jakie nieszczcie
si wydarzy, to wam damy troch arcia na przetrwanie. Przyjdcie i poprocie, a na pewno co
dostaniecie. My te jestemy ludmi i warto z nami gada. Rozmawia, nie kra. Jeli
przyjdziecie w dzie, drog i bez broni, dogadamy si. Z pustymi rkami nie odejdziecie. Ale
jakby wam przysza myl o rabunku noc...
Maii zawiesia gos w znaczcym niedopowiedzeniu.
- Nie radz noc przez pustyni. Tam pola minowe, zasieki i to. - Uja donie Oshee i
pooya na rkojeciach podunego przedmiotu na wielkim trjnogu. - To zwyky karabin. A
raczej nie taki zwyky. O, tu jest chodnica z wod, tu pokrywa zamka, tu pojemnik, ktry
zawiera tam z amunicj. Strzel sobie, co?
- Sucham?
- No strzel sobie. Tu jest spust, nacinij i trzymaj, trzymaj, trzymaj. Nie puszczaj.
Oshee, skoowana natokiem informacji, nacisna spust do oporu. Karabin zacz hucze
oguszajco, wstrzsajc masywnym trjnogiem. Bro palna nie bya jej obca, spodziewaa si
wystrzau, ale to?! On strzela bez przerwy! Przez cay czas! Jednostajnie! Widziaa gejzery
piasku gdzie daleko na wydmach, oguszajcy ryk paraliowa wszystko wok.
- No dalej! Dalej! - krzyczaa Maii. - Nie wyczerpie si!
Tego uczucia nie mona byo z niczym porwna. Nieprawdopodobna moc znalaza si w
rkach zwiadowcy. Moc ludzi? Moc Bogw? Piorunujca wszechwadza?
Musiaa trafi w t jak min, bo na pagrku w oddali co eksplodowao nagle,
wyrzucajc w gr zway ziemi. Odskoczya do tyu przestraszona. W dzwonicej w uszach ciszy
sierant znowu pooya jej do na ramieniu. Przycigna do siebie, przytulia.
- No i co? Chciaaby atakowa nasze pozycje, brnc przez pole minowe i zasieki wprost
na to metalowe bydl strzelajce bez koca? Chciaaby pozna to uczucie?
- Nie!
- To powtrz swojemu kacykowi, e jeli przyjdzie drog za dnia, bez broni, to si
dogadamy. Duo dobra od nas wyniesie. Ale jak mi zwali cho jeden sup telegraficzny, to zabij
jego, jego on, jego dzieci i wszystkich krewnych. Spal cae koczownicze plemi! I powtrz
mu, e napalmu nie da si zgasi i nie mona go odklei od ciaa. Zrozumiaa?
- Tak, wielka pani.
- I powiedz mu jeszcze, e mog kaza przywie tu byskawicznie wojsko pocigiem. A
pocig jest jeszcze gorszy. On ryczy, robic takie Uuuu!. - Sierant w teatralnym gecie uniosa
gronie rce. - Albo gwide tak, e ludzie guchn na zawsze!
Stojca obok Ban skrzywia si lekko. Potem zrobia min w stylu: Ona ju
wystarczajco nastraszona.
Zwiadowca nie jest od okazywania uczu ani jakichkolwiek emocji. Ale jeeli kto chce,
eby si ba, to czemu nie. Mona na pokaz okaza i strach, i przeraenie. Zwiadowca nie ma
honoru. Jak ka liza stopy i baga o lito, to bdzie liza i baga. Celem jego ycia jest
dostarczenie zdobytych informacji, a to, czego Oshee dowiedziaa si teraz, byo na wag ycia i
mierci. I za to mona byo zapaci kad cen. A ci tutaj chcieli tylko, eby si baa. Wic si
baa. Caa dygotaa nawet, usiujc tylko nie przesadzi z nadmiern ekspresj.
- No dobra. - Maii westchna ciko, widzc, e cel zosta osignity. - Wicej ci nie
mwi, bo nie zapamitasz.
Podniosa gow.
- Ban, dajcie jej co do zjedzenia i wod. A potem odwie j troch, gdzie bdzie chciaa.
- Dobra. A mog wzi azik?
- Bierz. Tylko nie majstruj motkiem przy rubach.
- Gdzie tam, od tego Sari jest przecie.
Ban chwycia Oshee za rk i podprowadzia do krtych schodw.
- Na d - rozkazaa.
Pitro niej nie byo ju onierzy z patrolu. Pewnie poszli odpoczywa, jedynie Ban
miaa jeszcze zadanie do wykonania. Zdja z haka spor pcienn torb i podaa zwiadowcy.
- Masz tu troch jedzenia i wod. A poza tym sznury korali dla waszych kobiet,
wiecideka dla wodza i jego kumpli i rne tam takie paciorki z byskotkami. Powinno si
waszym spodoba.
Oshee posusznie przyja torb. Niestety, i tak bdzie j musiaa zostawi na wydmach.
Cho moe i dobrze. Wtpia, eby paciorki i koraliki znalazy uznanie w dowdztwie dalekiego
zwiadu. Chocia znajc niektre baby stamtd... kto wie?
Oshee zrozumiaa, e mwic to, Ban od razu stawia si w szeregu tych byskotliwych.
Niech jej bdzie. Moe i miaa racj, a w kadym razie mwia jak kto naprawd inteligentny.
- A co trzeba, eby zrozumie czy zapamita?
- e to nie armia mistrzw ani geniuszy. e robic swoje, nie musisz by najbardziej
bohaterska ani najbardziej przebiega. Dlatego te Maii nie wnikaa, czy jeste crk kacyka, czy
wysa ci tu plemienny szaman, czy sztab wywiadu jakiego mocarstwa. To bez znaczenia.
Oshee nie za bardzo chciaa uwierzy. Ale te miaa swj instynkt zwiadowcy. I czua
doskonale, e Ban mwi szczerze.
- Nie jest wane, czy kady element maszyny jest idealny i najlepszy. Wane, eby zbir
tych elementw dziaa zawsze tak samo, w powtarzalny sposb. A temu wanie su cise
procedury.
- I dlatego nie wnikacie, kogo znajdujecie na pustyni?
- Wanie tak.
Trudno to byo zrozumie. Ale po dugim zastanowieniu mona byo domyli si sensu.
Zadziwiajcego, odlegego w sposobie mylenia, obcego, ale sensu. W kadym razie Oshee
zastanawiaa si nad tym, co usyszaa, kiedy zjechali z kamiennej drogi i ruszyli wrd piaskw
pustyni w stron nieodlegych wzgrz.
azik sprawowa si na piasku doskonale. I cho unikali co wikszych wertepw,
wtpliwe byo, eby t tras mg przejecha normalny wz zaprzony w konie. Nie bez
przyczyny koczownicze ludy uyway tu wielbdw. Szybko jednak, ktr mg rozwin
patrol, pozostawaa niedosina dla wszystkich zwierzt z wyjtkiem ptakw. Wzgrza rosy w
oczach. Potem azik zatrzyma si na szczycie niskiego pagrka.
- Tyle ci wystarczy? - zapytaa Ban.
- Tak. - Oshee wyskoczya na piach. - Dzikuj.
- Do usug. Obojtnie komu, ale powtrz dokadnie wszystko, co tu widziaa.
- Z ca pewnoci powtrz.
- A moe chcesz jednak co na pamitk? Tak dla siebie? - Ban rozgldaa si po wntrzu
azika.
Zwiadowca nie ma zachcianek. Zwiadowca nie moe by chciwy, nie moe mie chci
posiadania czegokolwiek ani potrzeby zbierania pamitek. Zwiadowca nie ma prawa poda
adnych dbr! A jednak Oshee zamaa si po raz pierwszy w yciu.
Jakby wbrew sobie, wycigna do w stron czapki szeregowej.
- Bardzo chciaabym mie to. - Pokazaa palcem.
- Moj rogatywk? Ale, dziecko, na niej jest orze, godo. Nie mog ci jej da.
- Nie, nie czapk. To!
Ban signa do czoa, macajc doni, co ma tam tak szczeglnie cennego. Po chwili
wybucha miechem.
- Ach! Gogle? - cigna przymocowane nad daszkiem okulary na gumce i podaa
dziewczynie. - Masz. Magazynier daruje mi tak drobn zgub bez problemu.
Oshee nie miaa czapki, lecz byskawicznie zaoya gogle na czoo. Jej szybko
rozmieszya wszystkich na pace azika.
- No to egnaj! - Ban przekrcia okrg na metalowej erdzi i ruszya, zawracajc, a koa
pojazdu wyrzucay w gr fontanny piasku.
Oshee odwrcia si powoli i ruszya ku wzgrzom. Dziki podwiezieniu do kryjwki
miaa ju blisko. Zerkna na soce. Stao jeszcze wysoko na niebie. Wystarczajco wysoko. Nie
byo wic na co czeka. Biegnc truchtem, dotara do swojej jamy na skalistym wzgrzu.
Najpierw trzcinki. Wycigna je wszystkie z ukrytego pod kamieniami pokrowca. Wbijaa je w
podoe jedn po drugiej, sprawdzajc, czy skrawki szmatek przywizane do kocw mog
przekrca si razem z podmuchami lekkiego wiatru.
Dziki tej konstrukcji ju widziaa powiewy. Doskonale. Teraz kombinezon. Musiaa
pozby si wszelkich zbdnych ciarw, wic zostawia torb ze wiecidekami od Maii. Zdja
te wasn bielizn (wcale przecie nie bya dotd goa, jak chciay tamte!) i odrzucia pod skay.
Oczywicie nie pozbya si tego cudu Bogw, jakim byy jej nowe gogle. Na nagie ciao naoya
gruby i ciepy kombinezon.
Latawca nie moga ukry pod kamieniami. Czeka na ni na samym szczycie wzgrza.
Oshee sprawdzia wszystkie wizania i spokojnie usiada przy nim, czekajc na odpowiedni
wiatr.
Ci, ktrzy nigdy nie prbowali, mwi, e grube i ciepe ubranie nie jest odpowiednie na
siedzenie w upale. Nie maj racji. Jeli czowiek tkwi nieruchomo, nigdzie nie azi i niczego nie
robi, nie produkuje ciepa sam z siebie, wtedy gruby kombinezon dziaa jak termos. Nie czu
upau. Mona siedzie w wysokiej temperaturze znacznie duej ni na golasa. Pod warunkiem
jednak, e promienie soca nie padaj bezporednio. A Oshee siedziaa przecie w cieniu
skrzyda wasnego latawca.
Pierwszy ostrzejszy podmuch zauwaya pnym popoudniem. By na tyle silny, e
poczua go nawet na skrze policzka. Skrawki szmatek na trzcinowych wskanikach ju taczyy
jak oszalae. Oshee wstaa szybko i ostronie zacza przywizywa si do skomplikowanej
uprzy. Jeszcze chwila. Sprawdzia wszystkie wzy. Ju. Skrawki taczyy dziko we wszystkich
kierunkach, ale jej dowiadczenie pozwalao odczyta te ruchy. Oshee dosownie widziaa wiatr.
Zrobia kilka krokw, wyczuwajc ciar latawca. Wszystko w porzdku. Uwanie obserwowaa
skrawki szmatek na wbitych w podoe trzcinach.
Nagle chaotyczne podmuchy zamieniy si w potniejszy powiew. Jeszcze nie cig, ale i
cigu tu, na ziemi, nie potrzebowaa. Lewo? Prawo? Jak to przewidzie? Nie da si przewidzie.
Trzeba zobaczy.
Ju! Dostrzega to, czego potrzebowaa.
Zacza biec w d stoku. Robia tylko drobne kroki. Coraz szybciej, coraz szybciej.
Skrawki szmatek opotay na wietrze. I znowu to zobaczya. Teraz! Leciutko podskoczya nad
krawdzi uskoku, uniosa nogi, umieszczajc od razu stopy w odpowiednich olstrach. Latawiec
z szumem najpierw szarpn w d, a potem pooy si agodnie na lewe skrzydo, apic wiatr.
Jest. Wystartowaa. Lew doni zwolnia pierwszy szperacz. Skrawek ptna na cieniutekim
sznurku poszybowa szybciej ni ona. eby tylko nie zary w piach poniej, bo bdzie musiaa
nie to wszystko z powrotem na szczyt wzgrza. Ale nie. Nie unosia si jeszcze co prawda,
udawao jej si jednak utrzymywa wysoko. Wypucia drugi szperacz, z kontr. Oba malutkie
latawce na uwizi jakby rozpierzchy si na dwie rne strony. Wypucia wic trzeci, z
malekim ciarkiem balastowym. I znowu zobaczya wiatr. Czua go bardzo wyranie.
agodny skrt na prawo. Ktem oka dostrzega ptaka, ktry rwnie zatacza krgi. No to
wietnie. Prd wznoszcy! Przycigna troch swoje szperacze. Zacza si wznosi.
Umiechna si do siebie. Wznoszenie z kad chwil byo coraz szybsze. Wystartowaa.
Oderwaa praw do od szkieletu i opucia sobie gogle na oczy. Bogowie! Co za cud
techniki. Tak bardzo jej pomoe, kiedy znajdzie si wysoko, gdzie ostre, zimne wiatry wyciskaj
zy, przeszkadzajc w nawigacji. Ju nie bd!
ROZDZIA 10
opara na jednej jedynej subie, ktra od dawna sigaa po wadz. A Rand pojawi si
przypadkiem. Waciwie sam si zgosi i traktowano go praktycznie jak zabawk. I teraz na tej
zabawce trzeba byo si oprze. Na szczcie do gry doczya nowa sia. I o niej to wanie
musiaa myle cesarzowa.
- A Polacy? Jak zareaguj Polacy, gdyby cokolwiek si zaczo?
- To zaley od skali. Jeli to bdzie gupi zamach na ciebie, pani, to stan murem za
majestatem, tak jak to wanie zrobili. A jeli powstanie ludowe? A jeli wszyscy obrc si
przeciw tobie pewnego dnia? - Rand wzruszy ramionami. - Oni maj ukad z cesarstwem i maj
podstawy, by sdzi, e kady wadca na twoim miejscu ukadu dotrzyma, bo nieskoczenie
korzystny. Jeli tylko nowy bdzie pragmatykiem, niech sobie siedzi na twoim tronie. Im
wszystko jedno.
- Ich sia pozwala...
- Jaka sia, pani? - Rand odway si przerwa wadczyni.
- Napalm, gaz bojowy i co gorszego, o czym czasem wspominaj pgbkiem.
- Ale ta ich sia jest zbyt zabjcza, eby si z ni liczy. To mniej wicej tak, jakby
nauczyciel w szkole wobec krnbrnych uczniw mg zastosowa tylko kar mierci. adnej
innej. Wyobraasz sobie to, pani? Chod tu, chopcze, syszaem, e podczas lekcji uszczypne
koleg. Orzekam kar mierci! Zaraz wony zabije ci na dziedzicu. No przecie tak szko
nie da si rzdzi!
- No nie - przyznaa rozbawiona. - Ale da si j spacyflkowa w p modlitwy.
- Da si. A po co ci szkoa bez uczniw? Do czego ma suy?
Cesarzowa nie znalaza odpowiedzi. Rand kontynuowa:
- I to jest wanie to, e Polacy prowadz wobec nas bardzo nowoczesn polityk, My,
najedajc kogo, robimy z niego niewolnika. Oni nas najechali, czynic z nas hegemona! To u
nas jest przecie teraz rozwj, rozkwit i coraz wiksze bogacenie si. To my pierwsi na wiecie
mamy szans zerwa z widmem godu wrd prostego ludu. Czy pamitasz cesarstwo sprzed
dwch lat, pani? Szarpane z zewntrz, rozrywane od wewntrz, na krawdzi upadku?
- Teraz chyba nie jest lepiej, prawda?
- W gbi kraju jeszcze nie. Ale na wybrzeu...
- Dokonano zamachu na wadc, co wczeniej byo nie do pomylenia - teraz ona wpada
mu w sowo.
- Nie przerzucajmy si sowami - zaproponowa pogodnie. I zmieni temat: - Cokolwiek
bymy myleli o sytuacji, mamy cigle ten sam problem. Kolegium szefw sztabw si
specjalnych. Dziesi wrogich nam pa, nie do ruszenia i nie do zaatakowania w aden realny
sposb.
- No i sam mwisz, e nic im nie moemy zrobi. Na wszystko trzeba dugiego czasu,
tak?
- Niestety, wielka pani. - Wbrew sowom, ktre wypowiada, umiechn si jednak.
- Co? - nie zrozumiaa jego zachowania.
- Jeli pijak prosi ci o jamun, a ty, zmczona jego nagabywaniem, chciaaby, eby
da spokj, wtedy nic mu nie dawaj.
- Liczc na to, e zdechnie z godu? Ale to moe trwa i trwa. A on, zdesperowany, moe
si dopuci gwatownych czynw.
- Wanie, wic jest druga metoda. Daj, pani, pijakowi wielk sum. Niech si zapije na
mier.
Wadczyni zaoya rk na rk.
- Zabawne. Porwnujesz kolegium do pijaka?
ysy szewc by zadowolony jak jasna zaraza. Najwyraniej pozby si caego trefnego
towaru, ktry wiz, pokonujc wszelkie przeszkody, bo po powrocie z rozmw w cechu kupcw
bawatnych podpiewywa sobie pod nosem i co chwila pociga yk z ukrytej pod szatami
butelki. Musia rano zrobi interes swojego ycia, bo sprzedajc po poudniu niepotrzebne ju
wozy i konie, nawet specjalnie si nie targowa.
A kiedy wieczorem przyniesiono mu spor skrzan torb, straci wszelkie hamulce i
zacz pi po to tylko, eby si upi.
wida, e wy szpiony. Ty mzg, gowa, a ona twoje zbrojne rami. - Odebra im swoj butelk i
w zapadej nage ciszy zagulgota gono. - Dam se rk uci, e ty - wycelowa palcem w Kai jeste wysokiej rangi oficerem, a ty - przenis palec na Nuk - jeste sierantem jakiej elitarnej
jednostki! Myl si?
Czarownic zatkao, a jej koleanka nie moga zaczerpn oddechu. Jak on...?
- No i nawet dobrze was wyszkolili. Tyle e nic o naszym krlestwie nie wiecie. A poza
tym kto was wpuci w maliny.
- Kto nas wpuci?
Mczyzna wzruszy ramionami.
- Nie wiem kto - westchn. - Ale nie przedstawiajcie si ju, e jestecie z Naher.
Nikomu.
Spojrzay na siebie ukradkiem. To moga by puapka, w ktr usiowa je zapa, ale nie.
Obie miay przewiadczenie, e szewc mwi szczerze.
- Nie zwrciycie uwagi - cign - e Naher, prowincja, z ktrej rzekomo pochodzicie,
to nieprawidowo wypowiedziana nazwa naszego krlestwa?
Zaniemwiy. Od razu te pomylay o lepym podrniku i jego wynurzeniach.
- Naher to przecie taki dowcip - tumaczy. - To tylko le wypowiedziane sowo Nayer.
Jakby gupek mwi jaki. Bo z tego si robi dowcipy ludowe. Skd jeste? Z Nayer. Ale linicy
si debil wymwi to Naher. - Zrobi min totalnego kretyna i zacz przesadnie sepleni: Naher, Naher. - Pocign yk z butelki i powrci do swojego normalnego, teraz tylko troch
podpitego gosu. - No nie mona si tak przedstawia, bo albo mwi si w ten sposb, e
samemu jest si gupkiem, albo daje si wiadectwo tego, e si nie wie, o co chodzi. Kto was
wystawi, skoro kazali wam mwi takie bzdury.
Nuk zakla brzydko, odebraa mczynie butelk i przechylia gwatownie, wlewajc do
garda piekcy pyn. Po chwili Kai zrobia dokadnie to samo. Szewc by dobrze przygotowany, z
sakwy przy ku wyj drug.
- No i widzicie, dzieci wy moje - westchn. - atwo was rozgry. Ju nie wspominajc,
e ty - zerkn na czarownic - opowiadasz o jakich szkoach, ktre ukoczya. Uywasz sw,
ktrych zwyky czowiek nie rozumie. Nie sposb, e ty prosta zodziejka - westchn. - Jako
kupiec mogaby zosta mistrzem natchnionym. Ale jako szpieg... - Machn rk. - Musisz
nadrabia wdzikiem.
Nuk zerkna na koleank z cieniem politowania, nie umkno to ysemu szewcowi. Nie
by a tak pijany, jak by si mogo wydawa.
- Nie myl, e ty lepsza - mrukn. - Bo po tobie te wszystko wida. Skaczesz z
lekkoci pchy, eby komu elazo do szyi przystawi. A kiedy sam tylko doni zamaa pace
temu, co ci chcia po cyckach zmaca, to szybko przyszo zrozumienie, e ty na wielu wojnach
dowiadczenie zbieraa. Nie tobie i gocicem w miesznych szatach i prost zodziejk
udawa.
- A co jest miesznego w naszych szatach? - Nuk daa si zaskoczy.
- Ano materia na nie tkany w najdroszych przdzalniach. Jeszczem takiej jakoci nie
widzia. A ubranie najprostsze z moliwych. - Szewc ykn ostro, wytar usta i dokoczy myl: To tak jakby ze zotogowiu tunik chopu uszy do pracy w polu. Pojmujesz?
- Tak.
- No. Dzieci wy moje. Ale pomogycie mi i dlatego ja wam krzywdy nie dam zrobi. Ja
te wam pomog.
- Dwm obcym szpiegom w twoim mniemaniu? - zapytaa Nuk podchwytliwie i musiaa
trafi w samo sedno, bo szewc zachmurzy si, zacisn wargi, mylc o czym niezbyt
przyjemnym. Siedzia tak dugo, od czasu do czasu pocigajc z butelki. A potem powiedzia:
- Co? Wy, dwie wojaczki, nie jestecie w stanie mnie poj?
Nuk skina gow, a Kai nie zrozumiaa.
- No to ja wam powiem. - Pocign jeszcze jeden yk dla odwagi. - Wy dwie, gdybym to
ja szpiegowa u nas, tobycie mnie same chwyciy i na stranic zawloky. Dlaczego wic ja tego
nie robi? Ano... Tak si zastanowiem wanie. I zadaem sobie pytanie: a czego ja mam tu
broni? Tego, e musz ryzykowa gardo w ciemnych interesach, eby ona miaa co do garnka
woy? Czy tego, e mam codziennie gorliwie modli si do mojego krla, bo jest bogiem? A
moe tego, e kiedy jaki wataka mu zginie, to przez cay dzie mam stercze przy drodze
tykiem wypity do gry i paka, lamentowa i wy z alu po nim? I tego, e wszyscy dali si
tak upodli, e bior w tym udzia? Hm, a moe mam broni tego, e jeli nie bd paka
odpowiednio gono i nie do przekonujco, to mnie do wojska wezm? Godzi bd, ponia i
pdzi jak bydo do obcych krain, gdzie cakiem ju zezwierzcony, narkotyk dostan i z goymi
rkami pjd na obce linie gin, niczego ju nie udajc. Hm, myl sobie tak i myl, i
zastanawiam si: wartoli o to wszystko tak z uporem walczy? I do stray i donie na was? No
mgbym nawet. Ale stra zacznie pyta. A co ja z wami robiem, skd was znam, dlaczego my
razem. I pyta zaczn o wszystko moj on. A i dziatki przesuchaj, moe chopak co powie
ciekawego o mojej przeszoci albo dziewczyna da si podpuci. Mog i ssiadw moich w
miecinie przesucha. A nu z zawici co sypn? A nawet jak nie, to i tak przecie ju jestem w
ich rkach. Wypuszcz mnie potem do domu? A po co? Skoro ju siedz sam z siebie. Dla
wszelkiej pewnoci do armii demoralizujcej wciel, zaszczyt bycia onierzem mnie nie ominie,
tako i zaszczyt mierci za ojczyzn. Co z tego, e zamroczony narkotykiem i z goymi rkami
przeciw ich karabinom? onierski zaszczyt to zaszczyt, bez wzgldu na okolicznoci. I nawet
bd zbiorowym bohaterem patriotycznych pieni.
Nuk odkaszlna, nie mogc sobie poradzi z wasnymi mylami. A s tacy, co mwi, e
w cesarstwie le. e imperialna armia to winie. Kurza twarz.
- Nie interesuje ci, dla kogo rzekomo szpiegujemy? - zapytaa Kai.
- U nas jest taka mdro ludowa. Mniej wiesz, krcej bdziesz cierpie na przesuchaniu.
I co tu powiedzie? Wszystkiego mogy si spodziewa, ale nie tego. lepy podrnik
wystawi ewentualnych szpiegw, ktrzy chcieliby tu przyby i kierowa si jego wskazwkami.
Wystawi jak tarcze na atwy strza. Cae ich szkolenie byo do dupy. Ale przeliczy si w jednym.
Tu, na miejscu, pierwszy napotkany czowiek jest co prawda w stanie je rozgry, ale nie chce
stan w obronie swojego wadcy. Obojtny mu los wasnego kraju w takim ksztacie, jaki zna.
Bo zosta doprowadzony do stanu, gdzie wszystko inne moe okaza si lepsze. Ot, ycie! Ot, jak
padaj cudze perfidne plany, a kady zwd napotyka kontrzwd z zupenie nieprzewidzianej
strony.
- No dobra, dzieci. - ysy szewc spojrza na nie do trzewo, zwaywszy, ile wdki
pochon wczeniej. - Czego tak naprawd chcecie si dowiedzie?
Kai i Nuk wymieniy si byskawicznymi spojrzeniami.
- Chcemy znale ludzi z elaznych okrtw - powiedziaa czarownica, a sierant zacza
bezgonie kl pod adresem przesadnej prostolinijnoci koleanki.
Szewc jednak nie okaza zdziwienia.
- A to jestecie na dobrej drodze. - Smtnie pokiwa gow. - Ale zaraz, co? Chcecie ich
tylko znale, wkrci si w ich szeregi czy ukra jakie tajemnice?
- Dowiedzie si, skd s.
Nuk ukrya twarz w doniach, zaenowana szczeroci czarownicy. Nie wytrzymaa
jednak dugo. Nachylia si po now butelk, zabraa j wacicielowi i pocigna kilka ykw.
- Kr legendy, e pochodz zza Gr na Kocu wiata. Ale jak sdz, ta odpowied was
nie satysfakcjonuje.
- Nie.
Kai zamylia si. Gry na Kocu wiata? No skoro tu bogiem by krl, to si rzeczy nie
mogo by legend o Grach Bogw. Ciekawe. Monoteizm, troch podobny do tego u Polakw,
ale niezgodny z Prawdziw Opowieci. Nagle przypomniaa sobie, e podczas studiw na
zajciach z historii czytaa jedn z ksig niewczonych do kanonu. Monoteizm pojawi si ju
tysic lat temu w Cesarstwie Luan. Zacz gosi go jako pierwszy naczelny wrbita cesarstwa.
Po upadku Syrinx jednak okazao si, e wrbita by agentem wywiadu mdrca Zaana, a jego
opowie zwyk przykrywk, majc wczeniej pomc mu w karierze i w odrnieniu si od
innych wrbitw. Skompromitowany agent, bojc si zemsty zwolennikw cesarstwa, ktre
pomaga obali, uciek statkiem penomorskim z wielkimi zapasami i such po nim zagin.
Ciekawe. A jeszcze ciekawsze jest to, e ujawniony agent w swojej ucieczce mg dotrze a
tutaj. Znajc jego sprawno, jako wyszkolenia i obycie na cesarskim dworze, poczone ze
zdobytym w Luan dowiadczeniem, mg przecie zosta i krlem tutaj. Przygryza wargi.
Byoby miesznie, gdyby w tym kraju monarchi poczon z wiar w krla-boga wprowadzi
byy agent wywiadu Zaana. Taka po prostu dynastia... agenturalna. Usiowaa si nie rozemia.
- Powiem wam, jak dotrze do portu, skd wypywaj elazne okrty.
- Bardzo strzeony?
Szewc wzruszy ramionami.
- Nie wiem. Pewnie port jak port. Przecie kto ich musi zaopatrywa, obsugiwa i
dostarcza wszystko. Zapewne tylko paace obcych s strzeone.
- To daleko std?
- Nie. Problem macie inny.
- Jaki?
- Kim tak naprawd jestecie. Bo jeli przedstawicie si znowu jako kobiety z Naher, to
zwiedzicie najblisz ciemnic, i to bardzo dokadnie.
- Trzeba mie tutaj jakie dokumenty, nie wiem, jaki rozkaz wyjazdu czy co?
Szewc najpierw umiechn si rozbrajajco, a potem rozoy rce.
- Trzeba i nie trzeba jednoczenie. Nie wiem, jak wytumaczy, bo to moe i caej nocy
zabrakn. Na przykad taka chopka nie ma adnych dokumentw, ale te i nie powinna nigdzie
podrowa. Tak w ogle niech wam myl przez gow nie przemknie, eby si przedstawia
jako chopki, bo wystarczy jedno spojrzenie na wasze wypielgnowane rczki, eby wiedzie, e
prac fizyczn to wy si nie paracie. Musicie to sobie jako przemyle.
- A ty nam nie pomoesz?
- A w tej kwestii to, jak pamitacie, ja waszej pomocy potrzebowaem. I jako si udao.
No tak. Trudno byo kontrargumentowa.
- Dam wam co. - Ze swojej sakiewki wyj niewielki metalowy prcik. Wyryto na nim
mae znaczki. Przypominao to troch odwanik do precyzyjnych wag sucych w kantorach do
wyliczania wartoci kruszcw, ale w przeciwiestwie do odwanika znaczkw na prcie byo
bardzo duo.
- Co to jest?
- Wotum, totem, list przewodni, a waciwie polecajcy do rnych ludzi, ktrzy prawo
rozumiej troch inaczej ni reszta w caym kraju. Posiadacz takiego... listu jest dla swoich swj.
Rozumiesz, o co chodzi?
- Tak.
- Nie pokadaj w tym zbytnich nadziei. To nie jest klucz otwierajcy wszelkie drzwi. Ale
Ores, mody poeta, otworzy oczy, czujc na twarzy powiew rzekiego powietrza.
- Drzwi! - jkn. - Niech kto zamknie drzwi!
Jak kady wydelikacony intelektualista ba si przecigw. Nie wiedzie czemu zreszt.
Ale wedug ludzi, wrd ktrych si wychowywa, nagy powiew zimnego powietrza by sprawc
wszelkich nieszcz, od zwykych przezibie po cikie choroby koczce si nieodwoalnie
mierci. Z jednej strony trudno si dziwi. Jeli kto wikszo ycia spdzi w stojcych
upaach Negger Bank, z rzadka tylko agodzonych lekk bryz znad morza, to sama podr w
chodnych i wietrznych rejonach grskiej drogi do Kong moga przyprawi o dreszcze trwogi. A
do tego jeszcze te nieprzewidziane przeszkody.
Wczoraj ich wonica rozpdzi si zanadto na zjedzie ze wzgrza i uderzy w
poprzedzajcy ich pojazd, tworzc okropny karambol. Niektrzy z podrujcych nim pieniarzy
wypadli na drog. Jkom i lamentom nie byo koca, grozi im nawet wybuch histerii. Na
szczcie jadcym ostatnim, nietknitym wozem pisarzom udao si jako ogarn zszokowanych
artystw i przywrci porzdek na drodze. Niestety, okazao si, e dwa z trzech wozw
wynajtych przez Organizacj Randa nie nadaj si chwilowo do dalszej drogi i nie obejdzie si
bez interwencji kowala. Nie do tego, znajdowali si na gbokim zapleczu imperialnej armii
operujcej w Kong i w pobliu nie byo nawet adnego posterunku, eby mc zwrci si o
pomoc. Poeci, pieniarze i pisarze zostali wic zdani wycznie na wasne siy i, o zgrozo, musieli
przej na piechot od feralnego wzgrza do najbliszej wsi. P dnia drogi na piechot! P
dnia! Moe dla normalnego czowieka to trwaoby krcej, ale przecie artyci to nie wojsko, w
nog jednostajnym tempem maszerowa nie bd. Tu trzeba byo przysi i pomc koledze,
ktry nie chcia dwiga dalej zapasw wina, a tam wyciga z rowu kogo, kogo rozebrao
soce i to, co wypi jeszcze na wozie. Na szczcie najbardziej pozbierani z caej grupy pisarze
panowali jako nad poetami i pieniarzami, a pod wieczr doprowadzili ich do duej, jak si
okazao, wsi lecej przy, jak mwili miejscowi, przemytniczym szlaku.
O zgrozo, wszystkie pomieszczenia mieszkalne zajte byy przez kurierw Imperialnego
Ekspresu. Kwatery dalej, w pobliu Kong, byy z kolei niedostpne z powodu armii, wic dla
posacw zorganizowano baz wanie tutaj i byo to jedyne miejsce, gdzie mona zobaczy
naraz dziesitki, ba, setki kurierw. Z powodu czyjej omyki najprawdopodobniej wszyscy
znaleli si w tej samej okolicy. A do tego poeci, pisarze i pieniarze, ktrzy mieli sawi
imperialn armi w prowincji Kong i uniemiertelni jej dokonania.
Wolnych miejsc do spania zatem nie byo. Na szczcie okoliczni chopi uprawiali
winnice na stokach wok i sprzedawali swoje wino po bardzo rozsdnych, umiarkowanych
cenach. Jedynie dziki temu udao si pn noc zamroczy artystw alkoholem do tego
stopnia, e przestali grandzi i dali si pooy spa w starej stodole.
Niestety, rano problem zakwaterowania odezwa si ze zdwojon moc.
- Zamknijcie drzwi. - Poeta Ores usiowa pokona bl gowy i otworzy oczy. - Przecig!
- Nie przesadzaj. - Pisarz Kane nachyli si nad przyjacielem. - Wichury nie ma. Nie
wywieje ci.
Pomg koledze usi, krzywic si jednoczenie z powodu tego, co widzia.
- Uch, wierszokleci... Macie sabsze gowy ni my.
- Pi - wyszepta poeta.
Kolega poda mu manierk, ju po pierwszym yku zapachniao zdrad.
- Przecie to woda! - Ores z obrzydzeniem odrzuci manierk. - Chcesz, ebym przezibi
sobie gardo?!
- A? Wina potrzebujesz? - Kane obj koleg ramieniem i usiowa sprawi, eby ten wsta
z prowizorycznego barogu. - To musisz wyj na zewntrz.
- Och, boli! - Ores podwin spd tuniki i badawczym wzrokiem oglda swoje udo. - O
Bogowie! Przecie to siniak! Woaj medyka!
- Tutaj? Co najwyej znachora.
- Bogowie! Nog mi utn.
Kane westchn ciko i sapic z wysiku, postawi koleg na nogi.
- W Kong przy lotnisku powinien by polski lekarz. Moe ma jak ma na siniaki, bo
oni wszystko maj.
- Nie miej si! Nog mi utn!
- To co wczoraj wyrabia?
Tym pytaniem Kane wyczy wymow kolegi, bowiem poeta wszystkie swoje zasoby
intelektualne wprzg do zadania przypomnienia sobie, co takiego wczoraj miao miejsce, o czym
dzisiaj nie pamita. I w zwizku z tym da si prowadzi pod rami midzy rozrzuconymi wok
ciaami, pogronymi w rnych stadiach snu.
Na zewntrz byo ju zupenie jasno. Obok dwch pisarzy zajmowao si jak gr, ktra
polegaa na rzucaniu kamykami w stado kaczek za ogrodzeniem. Nie wiadomo, czy zwycia
ten, po ktrego rzucie ptaki uciekay najszybciej, czy ten, ktry kolejnymi uderzeniami zmusza
je do zygzakowania. Byli zbyt pochonici wspzawodnictwem, eby udzieli odpowiedzi.
Tu obok w kolejce do studni stali cakiem trzewi i nieskacowani kurierzy. Straszny
widok. Kady mia ze sob miednic do porannych ablucji, za to aden nie wyglda na kogo,
kogo co boli, upie, ssie, zamiewa myli, mci umys, krci i mczy w odku, rozrywa zbola
dusz ani w ogle komu dolega cokolwiek. Ores poczu zalewajc go fal zazdroci. W dodatku
tamci patrzyli na niego i krzywili si z odraz, widzc, w jakim jest stanie. No eby ich Bogowie
pokarali! Ale tu i teraz. Poeta zerkn w niebo, lecz zdajc sobie spraw, e Bogowie nierychliwi
i pioruna zaraz nie zel z bezchmurnego nieba, postanowi w duchu, e za kar nie wyrecytuje
im nigdy adnego ze swoich wierszy. Nikt z wymuskanych, tryskajcych energi o poranku
modziecw z Imperialnego Ekspresu nie odczyta waciwie tego postanowienia. Zmiany na
twarzy poety zauway jedynie pisarz Kane.
- Nie martw si - pociesza koleg. - winia te potrafi by trzewa ca dob. Tylko co z
tego?
Ores obj przyjaciela, ktrego wanie poznawa w biedzie.
- To chod na wino!
- A chod! Pokaemy im...
Przerwa im gromki okrzyk:
- Zbrojni! Zbrojni id!
Kurierw momentalnie wywiao spod studni. Jak jeden m rzucili si do miejsc, gdzie
zostao ich oporzdzenie, po mundury, swoje rozpoznawalne barwy i bro. Na rodku wsi zostali
jedynie Ores i Kane, za jedyny odwd majc dwch pisarzy pod potem, specjalistw od
przeganiania kaczek, z kamieniami w doniach, zamarych z przeraenia.
Zza pobliskich domw wyonio si kilka dziewczyn z karabinami w rkach. Od razu
stao si jasne, e to nie imperialna armia. O Bogowie! Przecie nocowali przy przemytniczym
szlaku. To bandytki!
Kane mia silniejsz gow i mniej mczy go kac. Zauway, e karabiny maj bbnowe
komory nabojowe. A wielostrzaowej broni nie byo na wyposaeniu armii imperium.
- To partyzanci.
Syszc to, Ores ukoni si dwornie czonkiniom patrolu.
- Lubicie poezj, drogie panie? - zapyta, a widzc, e nie reaguj, doda: - A poetw?
- Nie takich brudnych i obszarpanych jak ty - odpara najblisza, z krtkim, grubym
warkoczem przewizanym czerwon wstk.
- To moe czytaa pani ktr z moich kronik? - podj paeczk Kane. - A moe moje
romanse, opowieci o mioci?
Dziewczyny nie sprawiay wraenia takich, ktre potrafi czyta. Obojtnie przeszy obok
i ruszyy dalej. Zza naronej chaupy wychodzili kolejni partyzanci. Niektrzy na koniach,
niektrzy cigncy niewielkie wozy z dziwnymi metalowymi konstrukcjami na pakach.
Zaczynao robi si gronie.
- Zaraz porusz ich do gbi moc swojej poezji - szepn Ores.
Kane, bardziej przytomny, szarpn go za rk.
- Daj spokj! Panie chyba nie przyszy na spotkanie autorskie.
- Nie musicie si niczego obawia, panowie!
Obaj spojrzeli na kobiet dosiadajc wierzchowca czarnej maci. Kane skd j zna.
Skacowany umys nie pracowa za szybko. Dopiero po bardzo dugiej chwili przyszo skojarzenie
partyzantw i listw goczych.
- Czy pani Shen? - zapyta. - Mamy zaszczyt z sam pani Shen?
Kobieta na koniu umiechna si sympatycznie.
- Nie wiem, czy zaszczyt, ale to ja we wasnej osobie.
Kane uderzy koleg okciem w bok.
- Ocknij si, poeto! Dzi wielki dzie!
- Bo? - Ores mao si nie wywrci. - Powoae literackie siy zbrojne? Doczamy do
powstania?
- Narzekae wczoraj, e nie masz natchnienia. To ju masz! Patrz, kogo bdziesz w
wierszach sawi.
uratowalimy kilka chopek z miejsca kani. Mog wam opowiedzie, co armia wyrabia.
Stojcy obok kurier skrzywi si lekko.
- To opowie z drugiej rki - mrukn. - A nam wolno opowiada tylko o tym, co
widzielimy na wasne oczy.
I o to chodzi, pomylaa Shen, cho oczywicie nie powiedziaa tego gono.
Artyci nie mieli takich oporw. Z wielk ciekawoci zaczli rozmawia z uratowanymi
od kani chopkami. No i dowiedzieli si o tym, o czym powinni wiedzie. O egzekucjach,
rekwizycjach, zastraszaniu i wszystkim, czego dowiadczaa prowincja Kong ze strony
imperialnej armii. I co z tego, e dziewczyny nie byy prawdziwymi chopkami? Opowiaday
prawdziwe historie. No, prawie.
Uwag obecnych na placu przyku zaraz nowy oddzia zbrojnych, ktry pojawi si we
wsi. Wida byo, e to jakie inne wojsko. Dziewczyny z karabinami miay na sobie stroje
przystosowane do dziaania w nocy. Wszystko czarne, nawet twarze zasoniy chustami, a te
fragmenty, ktrych zasoni si nie dao, posmaroway sadz. Poruszay si bezszelestnie, sanday
owinite byy grub warstw szmat. Sharri zeskoczya z konia i podbiega do Shen.
- O zaraza jasna! Alemy si dugo nie widziay!
Istotnie dugo. Od witu, kiedy si rozstay, upyno ju przecie troch czasu. Shen
rwnie zsiada i dziewczyny pady sobie w ramiona.
- Ile to ju...?
- Nie widziaymy si od pocztku kampanii.
- Bogowie... A jak ludzie?
Sharri wzruszya ramionami.
- Przybywa z kadym dniem. Coraz wicej rodkw potrzebuj, eby utrzyma baz
szkoleniow.
- eby ty mi tylko garnizonu dla caego puku nie wybudowaa w grach.
- Nie no, co ty? Do puku to mi jeszcze brakuje. Troch.
Rzeczywicie. W stworzonym dzi rano oddziale miaa osiem osb. Do stanu
najmarniejszego puku brakowao jej jedynie tysica stu dziewidziesiciu dwch onierzy.
Rzeczywicie troch. Shen doni potargaa wosy na gowie koleanki.
- A co nowego, powiedz? Co si wydarzyo?
- Aj, nie bd si chwali. - Sharri zerkna wymownie na stojcych tu obok kurierw.
- No mw, mw, oni nie powtrz o niczym, czego nie widzieli na wasne oczy.
- A no to inna sprawa. - Sharri wyja z przewieszonej przez rami sakwy wielk
metalow odznak. - Widziaa z bliska co takiego?
Shen wzia kawa rzebionego metalu do rki i z uwag studiowaa napisy.
- To przecie herb batalionu szturmowego! - Zdziwiona podniosa oczy. - To przecie za
dua odznaka, eby nosi j na ramieniu.
- Pewnie, e za dua na rami. Zerwaam j im ze sztandaru!
Rozradowane dziewczyny uciskay si serdecznie. A kurierzy obserwowali to wszystko.
Nie mogli potem powtarza, e widzieli zagad albo ucieczk z pola bitwy caego batalionu
szturmowego, bo tego nie widzieli. Mogli jedynie powtrzy, e widzieli na wasne oczy
zerwany ze sztandaru batalionowy herb. Nie mogli mie pojcia, e herb by dzieem Kadira,
ktry po pierwsze wiedzia, jak taki herb wyglda, a po drugie fach rusznikarza da mu
odpowiednie umiejtnoci do ksztatowania metalu.
Sam Kadir pojawi si na placu chwil pniej, wprowadzajc na wozy z zaopatrzeniem.
onierze mogli pobra amunicj i brakujce elementy wyposaenia. Nikt nie mg wiedzie, e
to, co teraz pobierali onierze, wczeniej, o wicie, musieli na te wozy woy. Ale w zwizku z
- Jakie straty?
Kole zaspi si wyranie. A potem woy rce do kieszeni swojego paszcza. Po
chwili wyj z nich dwie garci identyfikacyjnych blaszek. Armia imperium, wzorem wojska
udzi z elaznych okrtw, przyja system dog tagw, widzc liczne korzyci takiego
rozwizania. I wanie wprowadzaa je do uycia, a Varikowi, rabujcemu jaki wz taborowy,
wpada w rce caa skrzynka nowiutkich blaszek. Kiedy jednak tutaj wyj dwie pene garci,
powiao groz. A on potrafi wykorzysta efekt.
- Atak by byskawiczny i z zaskoczenia - powiedzia gosem zmczonego weterana. Imperialni nie mieli adnych szans.
Poeci, pisarze i pieniarze toczyli si wok, wstrzymujc oddechy. Shen postanowia to
wykorzysta.
- Ludzie! Obywatele! Jeli kto, jak my, buntuje si wobec zastanego porzdku, jeli
zrzuca z siebie pta dotychczasowej wadzy, to uczciwym jest, jeli przedstawi wasne racje. Jeli
powie gono, bez krcenia i bez kamstwa, co skonio go do tak dramatycznych i ostatecznych
czynw! Musi wyjani wszystkim, jaki jest jego cel, jakie zamiary i co chce osign swoimi
postpkami. Musi wytumaczy wszystkim jasno i w zrozumiay sposb, skd wzi si jego
bunt.
Shen przechadzaa si wrd milczcych ludzi. Ciszy na placu nic nie mcio.
- I ja nie unikam tego obowizku! Przeciwnie. Chc wszystko wyjani! - Rozejrzaa si
po twarzach mczyzn, ktrzy stali najbliej. - Wiem, e kurierzy nie chc sucha niczego, dla
nich wane jest to, co zobacz. Ale musz powiedzie swoje wobec absolutnej elity intelektualnej
tego kraju.
O! To byy waciwe sowa skierowane do waciwych ludzi. Kadir, ukadajcy je rano,
da rad! Bowiem fala pychy i samonadcia zalaa wanie dusze zgromadzonych tu artystw,
napeniajc je rwnoczenie sprzyjaniem Shen. O tak! Jak si ich tak traktuje, to oni rzeczywicie
mog zrobi duo.
- Panowie... Wiecie, e szk nie koczyam. Nie jestem partnerem dla waszej
byskotliwej inteligencji. W moim imieniu bdzie wic mwi oficer polityczna Sharri, bardziej
biega w kontaktach z ludmi tak wyjtkowymi jak wy!
Artyci zaczli klaska. Pochylali gowy. O tak, to byy waciwe dla nich sowa. Nikt
wic nie zwrci uwagi, e Sharri, aby by lepiej widziana, wspia si na przygotowan
przedtem skrzynk. Nikomu nie przyszo do gowy, e skoro przywioza wozem skrzynk, to
musiaa wczeniej wiedzie o tym spotkaniu. Nikt tego jednak nie analizowa. Nie tego przecie
dotyczy spektakl, ktry rozgrywa si na ich oczach.
Ogromny wiatrakowiec zatoczy krg przed ldowaniem, a potem ustawi si pod wiatr.
Wyrwnanego terenu poniej nie daoby si nazwa co prawda lotniskiem i samolot by tu nie
wyldowa, ale dla maszyny z ogromnym migem u gry zamiast skrzyde teren okaza si
wrcz idealny; brak pasa startowego by zalet, a nie wad, poniewa pilot mg schodzi
idealnie wedug wskaza kolorowego rkawa umieszczonego na wysokim drgu. Nawet dla tak
duej konstrukcji kilkanacie metrw dobiegu wystarczyo w zupenoci.
Siwecki ruszy w stron niespodziewanego gocia, zanim jeszcze pilot wyczy silnik.
Co niebywaego, Krzysiek zgosi si przez radio, e leci, i nikt nie mia pojcia, e to ju. e
rozmawiali z odlegoci kilkudziesiciu kilometrw zaledwie. Wizyta moe i bya
niezapowiedziana, ale przyjta przez wszystkich z ogromn radoci. Nudy, ktra panowaa na
wraenia domowej atmosfery, ale na pewno ocieplay widok ponurych, goych cian staroytnej
budowli.
- Kaw? Bimber?
Za barmana przebra si starszy kapral piechoty morskiej. Woy pcienny fartuch,
przez przedrami przewiesi sobie nienobia szmat. Radzi sobie doskonale.
- Mamy te ciepe przekski.
Tomaszewski otrzsn si.
- Nie, nie, nic do jedzenia. - Wida w powietrzu wytrzso go naprawd niele. Cho jako
marynarz powinien by odporny na koysanie. - Raczej to drugie.
- Rozumiem, panie komandorze. Bimber bez kawy.
- Dobry wybr. - Baranowski skin gow. - Miejscowy specja, ktrego koniecznie
trzeba sprbowa.
- Powiedz, a jak tam Kai? - dopytywa Siwecki. - S od niej jakie wieci?
Tomaszewski z sykiem wcign powietrze.
- Trudno powiedzie, co tam si dzieje na innym kontynencie. Meldunki, ktre dostajemy
od czasu do czasu, s... - Zacz szuka odpowiedniego sowa.
- Niezbyt cise? - podda myl Siwecki.
- S kobiece. To chyba najwaciwsze sowo. Bardzo kobiece.
Baranowski zacz si mia.
- Urocze okrelenie.
- No a co donosi? - Lekarz nie mg opanowa ciekawoci.
- W pierwszym meldunku doniosa, e obie zajy si handlem butami.
- Czym?!
- Butami. A ostatni meldunek wam przeczytam. - Tomaszewski rozpi kiesze
kombinezonu na ramieniu i wyj zoon we czworo kartk. Rozprostowa j szybko. - Cytuj:
lepy podrnik wpuci nas w straszne maliny. Przez to wszyscy ju wiedz, e jestemy
szpiegami, a konkretnie, wie ysy. Ale nie ma si czym przejmowa, bo jest bardzo przyjazny,
poniewa pomogymy mu w sprawie butw. Pijana Nuk pobia nieuczciwego lichwiarza. Ale nie
ma sprawy, zapaciam mu za siniaki. Jestemy w drodze do bazy ludzi z elaznych okrtw.
- O Boe... - Baranowski ukry twarz w doniach. - To jaki szyfr?
- Nie sdz.
- Mog? - Meredith wycign rk po kartk. Kiedy j dosta, delikatnie przesun papier
pod nosem, jakby wcha jaki tajemny, zawarty w radiogramie zapach. - Nie nadawaa tego w
stanie wzburzenia. Nie bya te przeraona ani zmartwiona.
- Dziki. Przynajmniej jakie pocieszenie. Niemniej sprawa tajemniczych butw nie
zostaa wyjaniona.
- Myl, e Muszka z koleank wbrew pozorom doskonale sobie radz. No a pisze, jak
pisze. Przecie jest prawdziw kobiet.
- A buty?
- To jaki kryptonim. Cigle do tego wraca.
Tomaszewski umiechn si do czarownika. Kiedy kapral przynis kieliszki wypenione
rowawym pynem, wypili zdrowie wywiadowcw.
- No to wszystko si zgadza. My doszlimy do podobnych wnioskw. lepy podrnik
kama nam jak z nut - powiedzia Siwecki.
- Nie by w budynkach tak wielkich, e z oddechw zgromadzonych tam ludzi tworzyy
si chmury? - zapyta Tomaszewski ciekawy ich zdania.
- Nie by. To zwyky szpieg - odpar Meredith. - Jedynie czyta gdzie o tym. A w kadym
nurtujce go pytanie. - Ale czy to nie dziwne, e w zwiadzie lotniczym uczestniczy sam
komandor? Nie za wysoka ranga do tego zadania?
- Moe bd musia gdzie wyldowa. - Tomaszewski umiechn si, unikajc
odpowiedzi.
- No rzeczywicie - odezwa si niespodziewanie zdziwiony czarownik. - Tak wysoki
dowdca na zwiad?
Tym razem Tomaszewski nie mg si wywin od odpowiedzi.
- Nie mwiem o tym, ale dysponuj naprawd tajnymi materiaami od inynier
Wyszyskiej. Pochodz z rekonstrukcji opowieci hydrologa z zaogi Gradienta, z jego
majacze i koszmarw. Na ich podstawie i na podstawie waszych raportw mog si domyla,
gdzie pdzono ludzi, ktrych tutaj gromadzono i przetrzymywano. Ale to tylko domysy na
podstawie cudzych majakw. Musz wszystko zobaczy sam. Powierzanie tego zwykemu
zwiadowcy nie wchodzi w gr.
Przerwao mu nadejcie szeregowego piechoty morskiej, ktry zameldowa si subicie
przy ich stoliku.
- Panie komandorze. Jest pewien problem przy tankowaniu i rozoeniu adunkw na
wiatrakowcu. Obsuga chce, eby pan podj decyzj.
- Jasne. Ju id. - Tomaszewski podnis si szybko. - Panowie, przepraszam na moment.
Postaram si zaraz do was wrci.
Kiedy odszed, Siwecki wzi do rki map ze szkicami Baranowskiego.
- No prosz. Jak si zainteresowa hipotez, e kontynenty mog si czy.
Major zerkn na jego zadowolon z czego min.
- A ty z czego si tak miejesz?
- No wanie? - do pytania doczy Meredith.
- Oj, chopaki, chopaki... - Mody lekarz odchyli si na oparciu krzesa. - Tacy z was
fachowcy. Kady to geniusz w swojej dziedzinie. A nie moecie zrozumie tak prostej rzeczy.
- Jakiej?
- Czego nie moemy zrozumie? - Obaj najwyraniej zainteresowali si tym, czego sami
nie mog odgadn, a co jest jasne i proste dla Siweckiego.
- Pytacie, dlaczego komandor dowodzi zwykym zwiadem lotniczym. No a mieszne.
- No dlaczego?
- Bo tu nie chodzi o aden zwiad, tylko o Kai, chopaki. O kobiet!
Baranowski a sykn, wkurzony, e ta oczywista odpowied nie przysza mu do gowy.
No tak. Misja na obcym kontynencie, sprawa absolutnie priorytetowa. Ale kiedy si
okazao, e lepy podrnik sam jest szpiegiem, to tam, za morzem, zrobio si niebezpiecznie. I
teraz sprawa pomocy dla Kai staa si priorytetem.
Meredith mia jednak inne spojrzenie na spraw.
- A sympatyczna pani inynier nie ukoia tsknoty? - zapyta.
- Czekaj, czekaj... - Siwecki zerkn na czarownika. - Podoba mi si trop, ktrym poda
twj tok mylenia. On... - Zmruy oczy. - On si przespa z Wyszysk. I pewnie okazaa si
fajna oraz technicznie doskonaa.
Czarownik a klasn w donie.
- I dopiero to mu pokazao, jak wana jest dla niego prawdziwa mio modej
czarownicy! - Umiechn si. - No i wszystko jasne. To ma rce i nogi.
- No c... - Baranowski skin gow, najwyraniej zgadza si z przedmwcami. Komandor na pierwszej linii... Ale nie takie rzeczy sprawiay kobiety w historii wiata.
konstrukcji. To znaczyo, e ludzi zza gr nie ma tu zbyt wielu. Nie sta ich albo nie jest im
potrzebne przywiezienie generatorw prdu i umieszczenie napdzajcej ich maszyny parowej w
innym, wygodniejszym miejscu. Poza tym wgiel, ktry to wszystko uruchamia. Na szerokoci
geograficznej, na ktrej si znajdoway, wgiel atwiej znale ni rop naftow. Korzystali wic
z tego, co pod rk. Nie mieli miejscowych rde ropy. Nie sta ich byo na przywoenie
pynnych paliw zza gr jak RP. A poza tym dwig jest jeden i najprawdopodobniej jedyny. Wicej
wic nie potrzeba. I ju mona oszacowa, tak mniej wicej na razie, liczebno przybyszw. No
i fakt, e nie dysponuj raczej przesmykiem przez Gry Bogw, przez ktry mog przepywa
statki. A jak si tu dostaj? Kada informacja musi by zoona z inn informacj, zaczerpnit z
innego rda. Dziewczyny poinformowano, e wspinacze wysokogrscy znaleli na
wysokociach klamr z tamtego wiata. I wszystko jasne. Jednak ewidentnie elementw
konstrukcji, ktre tu widziay, nie przytargano przez gry na plecach tragarzy. Musia istnie inny
system transportu. No i teraz wanie wspinacze powinni dosta konkretne zadanie. Bya pod
wraeniem szkolenia przed akcj, jakie im zafundowano. Bogowie! Jak wiele rzeczy mona
wywnioskowa z prostego widoku jednego dwigu w porcie, jeli si tylko wie, w jaki sposb
myle! Jedno spojrzenie i ju ma si informacje o kardynalnym znaczeniu!
- Musimy nada meldunek - powiedziaa.
- Tak. - Kai skina gow. - A widzisz jeszcze jedn zasadnicz rnic pomidzy tym
tutaj a polsk baz w Negger Bank?
- Poza tym, e tam dwigw jest mnstwo i aden nie jest napdzany bezporednio
maszyn parow? - Nuk zamylia si na chwil. - Tu w okolicach bazy nie ma tumu
szturmujcego wejcia do miejsca mlekiem i miodem pyncego.
- Wanie. Jakby nikogo z miejscowych ta baza nie interesowaa.
- Moe ludzie zza gr rozliczaj si tylko i wycznie z wadc? I lud si nie upasie
dobrze patn prac. Moe kupcy tutaj maj nakaz sprzeday towarw do magazynw
pastwowych i nie mog sprzedawa bezporednio obcym? Syszaa, co mwi ysy.
- Ale to bezsens.
- Nie ebym si czepiaa, gupia sroko, ale uczyli nas, e wywiadowca ma obserwowa i
wyciga wnioski, a nie ocenia cokolwiek.
- No to wycignam wniosek - zaperzya si Kai. - Tu wszystko jest bez sensu.
- Ano wanie. Zaraz rad tutejszemu krlowi zaczniesz udziela.
- Na pewno by skorzysta!
- Idiotka!
- Gupia cipa!
- Ty po prostu masz nasrane w umyle!
- A ty si nie nachylaj nad ogniem! Bo ci trociny w gowie zapon!
- Spokj! - rozleg si skd mski gos.
Zamary przeraone.
- Nie bluzga si, gupie baby! Na d tu. Do mnie zejdcie!
Obie wychyliy si nad porcz pomostu, gdzie stay. Poniej na bulwarze czeka gruby
stranik w do czystym nawet mundurze. Wydawao si, e nie mia broni przy sobie, wic albo
je zlekceway, albo sprawa nie bya z gatunku tych gronych.
- No, zacie tu! - powtrzy, patrzc srogo. - I nie bluzgajcie tak na siebie, bo gowa mnie
rozbolaa od waszych krzykw.
Obie, niepewne, ruszyy schodami w d.
- Siedz ja sobie w wartowni, patrz, jak idziecie, i myl sobie: aresztuj was, jak do
mnie dotrzecie. To nie! Wypocz nie day! Obie wlazy na pomost i dalej wrzeszcze na siebie.
- No! - Stranik odpdzi dwch mczyzn, ktrzy dotd zajmowali si kotem. - Teraz
ju nic nie rbcie - nakaza. - Macie tylko pomaga tym dwm babom. To prawdziwe kucharki i
obiecay, e zrobi na dzisiaj wieczr prawdziw uczt. A czasu ju mao. I do roboty!
Usyszawszy okrelenie prawdziwa uczta, Kai mao nie zwymiotowaa. Nuk trzymaa
si lepiej. W jej oczach jednak czai si strach. Bacznie obserwowaa tajemnicze procesy, ktre
zachodziy w mtnej, zburzonej powierzchni cieczy w garze. Ten widok nie napaja
optymizmem.
- Co robimy?
Kai postanowia zebra si w sobie.
- Z czego ma by kolacja? - zapytaa jednego z pomocnikw.
Mody czowiek o twarzy, ktra nie zdradzaa nadmiaru inteligencji, wskaza gar. Nie
dopytywaa, co zawiera.
- Musimy zlikwidowa ten smrd.
Najwyraniej nie zrozumia.
- Co?
- Ten smrd. Z czego on si bierze?
- Pewnie z misa.
- A co? Niewiee?
Mody czowiek otworzy usta i tak ju pozosta. Nie mia zielonego pojcia, o czym
mwi nowa kucharka.
- Smrd si bierze chyba z tej wody po gotowaniu - Nuk miaa swoj teori.
- To j wylejmy!
- Ale wtedy miso bdzie zimne.
- To zagotujmy jeszcze raz.
- Wtedy miso bdzie bez wartoci... I chyba bez smaku.
- Jeli to co smakuje tak, jak mierdzi, to moe i dobrze. - Kai podpatrzya u
pomocnikw, jak maj zawizane fartuchy. Zdja jeden z koka, narzucia sobie przez szyj i
zawizaa jak oni. - Hej, wy tam! - zwrcia si do nierozgarnitych pomocnikw. - Wylejcie ca
wod z gara.
- Ale... - Co takiego nie miecio si w gowie. Najwyraniej nigdy dotd nie
przeprowadzali takiego dowiadczenia. - Tak nie mona.
- No ju, zarazy jedne! Bo poszczuj was moj koleank!
Nuk si wkurzya, tamci przeciwnie, przestraszyli. Posusznie wylali wod z gara do
cieku biegncego pod kuchni. Kai zajrzaa do rodka i znowu z trudem powstrzymaa odruch
wymiotny. Na dnie leay dwa ogromne kaway szarego misa.
- Wyjmijcie to i pokrjcie w ma kosteczk - nakazaa. - Ale migiem. Gdzie s
przyprawy?
- Gdzie jest co? - zapyta jeden z pomocnikw. Ten bardziej inteligentny.
- Przyprawy - powiedziaa Kai. Widzc jednak, e tamten nie rozumie, dodaa: - Gdzie
macie sl?
- Soli nie mamy. To nie dwr jaki ani kantyna w dowdztwie okrgu.
- A co jest?
- Miso jest. - Wskaza kocwk noa wielki szary fragment jakiego zwierzcia, ktry
ci wanie na mae kawaeczki, jak kazaa. O dziwo, szo mu to nawet bardzo sprawnie. - I
chleb jest - powiedzia po chwili.
Kai rozejrzaa si z westchnieniem. Usuna Nuk zdja z pki jeden z lecych tam
bochnw. Postukaa palcem.
- Twardy jak skaa. - Z wielkim trudem odamaa kawaek i woya sobie do ust.
- I jak smakuje?
- Jak boto. Z du iloci piasku.
Kai westchna znowu. Nie zaamaa si jednak.
- Dobra, zrobimy z tego grzanki. Niech oni chleb te pokroj w kostk.
- Co z niego zrobimy? - Nuk jeszcze nie spotkaa si z czym takim.
- Grzanki. Musimy tylko usmay chleb na pycie. Widziaam u Polakw.
Nuk postanowia zatrzyma dla siebie wszelkie uwagi na temat smaenia chleba. Wolaa
nie gasi zapau czarownicy, ktra zaimponowaa jej nawet troch tym, jak szybko potrafia si
zebra w sobie. Znowu poczua, e nie doceniaa tej wychuchanej dziewczyny z bardzo dobrego
domu.
Pomocnicy szybko uwijali si z robot. W przypadku prostych zada okazali si
naprawd skuteczni. Posiekali miso na odpowiednie kawaki, wrzucili do oczyszczonego
naprdce kota i zaczli gotowa w wieej wodzie. Potem zajli si chlebem.
- Jak mylisz? - Kai zerkna na koleank, kiedy przysiady z boku, poniewa chwilowo
w kuchni nic si nie dziao. - Co to za miso?
- Pewnie konina. Ale ze starego, padego konia.
- artujesz! - Kai przypomniaa sobie, o czym mwili Tatarzy w drodze do lasu w Banxi.
- Czemu miaabym artowa? W niektrych krajach miso koskie jest uwaane za
przysmak. A jak gd czy niedobr, to jedz wszyscy.
- I widziaa, jak jedli?
Nuk umiechna si smutno.
- Jeden ze szczegw utkwi mi w pamici podczas ktrej z moich kampanii. To bya
wojna z Kime. Oczywicie nakrylimy ich czapkami, jak to cesarstwo zawsze potrafio. Ale
jednej twierdzy nie moglimy zdoby. Tu przed obleniem schroniy si tam oddziay ich
czciowo rozbitej konnicy. Szturm za szturmem i nic. Walczyli zaciekle.
- I co?
- Jak zwykle w takich wypadkach. Nie da si inaczej, to trzeba wzi godem. Nic nie
poradzisz. Rozoyymy obz, czekamy. Cholernie dugo, bo w murach przecie ta ich konnica,
wic misa wystarczy im na wiele, wiele dni. Na szczcie byli te i cywile w wielkiej liczbie,
ktrzy tam si schronili. Musieli ich utrzymywa, wic w sumie to si troch rwnowayo.
- I co? Poddali si?
Nuk przytakna.
- Kiedy zjedli wszystkie konie, to si poddali. Nas, czyli siy specjalne, wprowadzono do
wntrza twierdzy jako pierwsze. I pamitam makabryczny widok. Do dzi potrafi mi si przyni.
- Jaki?
- Wiesz, z konia moesz zje praktycznie wszystko. Kada cz nadaje si do gara.
Oprcz jednej.
Kai bya coraz bardziej ciekawa.
- Jaka cz konia si nie nadaje?
- Kopyta. - Nuk podniosa gow i zerkna na koleank. - I ten widok pamitam do dzi.
Olbrzymie wzgrza usypane z odcitych koskich kopyt, wznoszce si przy kadej ich kuchni
polowej. Makabra.
Czarownica otrzsna si. O szlag. Miaa zbyt plastyczn wyobrani. Stosy kopyt. Do
jasnej zarazy. Moga tego nie sucha.
Nie chciaa da niczego po sobie pozna, ale chyba wstaa troch zbyt energicznie.
- No jak tam? - Podesza do pomocnikw. - Skoczone?
- No.
Nuk podniosa si leniwie.
- Rzeczywicie, jakby nie mierdzi zbytnio. - Nachylia si nad garem. - Cho co mi
mwi, e adnego smaku te nie ma.
- Wziam ze sob troch przypraw. - Kai podniosa z ziemi swoj sakw i zacza w niej
grzeba.
Ni std, ni zowd poczua nagle irracjonalne wzruszenie. Przypomniaa sobie z ca
wyrazistoci, skd wzi si u niej zwyczaj woenia ze sob przypraw. Miaa wraenie, jakby to
wydarzyo si wczoraj, a to by przecie sam pocztek historii. Jej historii. Pamitaa dobrze,
kiedy jako uczennica udajca czarownic w misji przybya wprost ze szkoy witynnej do
Yach. A tam, na samym pocztku swojej przygody, do skadu dahmeryjskiego kupca. Stary,
dowiadczony handlarz pomg dziewczynie zebra ekwipunek na wypraw i udzieli
bezcennych rad. Wci miaa w gowie jego sowa: We ze sob dwa bandolety, woreczek
gorczycy i koniecznie przyprawy do mis!.
Umiechna si do swoich wspomnie. Paradoksalnie dawne wydarzenie poczyo si w
jej gowie z czym, co przeya niedawno. Krzysiek, ktry chcia, eby koniecznie poznaa
polskich poetw, podarowa jej ksik, w ktrej oprcz wierszy byy take fragmenty
wspomnie. A tam wieszcz yjcy jakie dwiecie lat temu udziela rad kolegom udajcym si w
podr. Byy identyczne jak dahmeryjskie: podrnik musi wzi dwa bandolety, worek
gorczycy i przyprawy do mis... Zabawne.
- I jakie przyprawy wzia? - pytanie Nuk sprowadzio Kai z powrotem.
- Skondensowany wycig z lubczyka ogrodowego. - Dziewczyna podniosa do wiata
graniast buteleczk wypenion bardzo ciemnym pynem. - Oni to nazywaj magi, magik
czy jako tak.
Nuk z du doz sceptycyzmu patrzya na czarownic. Nie chciaa jej odziera z nadziei,
ale sama wiedziaa, e najbardziej nawet cudowny dodatek nie jest w stanie zmieni smaku brei z
kota.
Czarownica wyja inn butelk, wiksz, z jasnego szka. Pyn w rodku by zupenie
bezbarwny.
- Podobno to jest dopiero sprawca cudw w kuchni, chocia w wikszych ilociach moe
by stosowany jako trucizna - powiedziaa.
- A co to jest?
- To ju wspczesny wynalazek zza gr. Glutaminian sodu.
ROZDZIA 11
z niej wystartowa.
Tomaszewski skin gow. No tak, wiatrakowiec nie potrzebowa lotnisk ani niczego, co
byo absolutnie niezbdne w przypadku samolotu. Jednak startowao si nim dokadnie tak, jak
ruszao samochodem z trzeciego biegu. Krtka, bo krtka, lecz koniecznie utwardzona
nawierzchnia bya jednak istotna. Czyta gdzie, e w kraju ju testuje si migowce, maszyny,
ktre pozwalaj na pionowy start, bez rozbiegu. Ale tutaj na razie eksperymentalnych maszyn nie
przysyano.
Sign do schowka po lornetk ze stabilizatorem i ze zdumieniem spostrzeg, e
powierzchnia metalowej skrzynki jest oszroniona.
- Co to jest? - spyta pilota.
Ten wychyli si na swoim siedzeniu na tyle, na ile pozwalay pasy, eby zobaczy.
- To oblodzenie. Jest strasznie zimno. - Wskaza na tarcz termometru z boku tablicy
przyrzdw.
Minus siedem. Tomaszewski w lotniczym kombinezonie, hemie, goglach i ocieplonej
warstwie ubrania pod spodem nie czu mrozu.
- Ujemna temperatura w lecie? - zdziwi si.
- Jeszcze nie ma lata, panie komandorze. - Pobrzkiwanie w suchawkach stawao si
coraz wyraniejsze i coraz bardziej nieprzyjemne. - Ale tak, to dziwne na tej wysokoci.
- Nie mona czego zaradzi?
- To wiatrakowiec, nie samolot. Nie mamy systemw przeciwoblodzeniowych. Zreszt...
W rzadko ktrym samolocie s. Moe teraz w tych najnowszych czciej.
Tomaszewski z trudem, z powodu wielkiego hemu, oglda rne czci konstrukcji. Nie
zna si na oblodzeniu maszyn latajcych. Na okrcie bosman wysya ludzi z motkami i
siekierami, eby zbijali ld, tu jednak wszystko wygldao inaczej.
- Jakby mniej koysao - powiedzia po chwili. - Czy to znaczy, e jestemy cisi?
- Nie, panie komandorze. Wiatr si bardzo wzmaga.
- Wiatr jest silniejszy i przez to mniej rzuca?
- Pierwszy raz widz co takiego. Prosz zerkn, jak nam prdko skoczya.
- Wieje od ogona? Prosto w migo napdowe?
- W tej chwili migo prawie w ogle nas nie napdza. Tylko stabilizuje, a pcha nas ruch
powietrza.
- Moesz manewrowa?
Pilot lekko poruszy drkiem. Bez wyranego efektu. Manewrujc dwigni przekadni
wirnika gwnego, udao mu si lekko unie i opuci. To wszystko. Tomaszewski przypomnia
sobie nagle opowie rozbitka z Gradienta o tym, jak dziwny wiatr nis jego ponton tu nad
powierzchni morza. Dotd traktowa sowa hydrologa jak urojenia powstae w wyniku maligny.
Teraz jednak nie by ju pewien.
- Czy to moe by wiatr strumieniowy?
- Jetstream? Na tej wysokoci? Niemoliwe.
- No ale zaczlimy mkn z jak nieprawdopodobn prdkoci.
- Nie wiem. Przyrzdy wariuj. Temperatura spada byskawicznie.
Pieprzone anomalie pogodowe. Tomaszewski parokrotnie dowiadczy ju ich
oddziaywania, lecz nigdy na aparacie latajcym. I to leccym daleko od bazy oraz jakichkolwiek
siedzib ludzkich.
- Jak mamy prdko?
- Nie wiem. Potworn!
- Jak to nie wiesz?
wiedzia, e lec z mniejsz prdkoci? Przyrzdy cinieniowe nie dziaay w dalszym cigu.
Mga jednak wok rzeda wyranie. Patrzc w d, widziao si ju powierzchni morza.
- Skd wiesz, e zwalniamy?
- Czuj na drku, panie komandorze. Maszyna reaguje inaczej.
Kto dotkn jego ramienia. onierze zajmujcy fotele z tyu nie mieli hemw
podpitych do interkomu. Tomaszewski zobaczy do w grubej lotniczej rkawicy, wyranie
wskazujc mu kierunek. Podnis gow i popatrzy w tamt stron.
- Ld!
- O ja ci... - pilot rwnie musia zauway. - Ziemia! Ale... przed nami!
Jeli to ld, to powinien znajdowa si z tyu, troch po prawej. A by z przodu. Dokadnie
na osi.
- To jest to cholerne poczenie midzy kontynentami - szepn Tomaszewski. - Tdy
przyby lepy podrnik.
- Sucham, panie komandorze?
- Nic, nic. Czy bdziemy mogli tam wyldowa?
- Jeli znajd odpowiednie miejsce. Pogoda wyranie si uspokaja.
- A nad ldem powinno by w ogle znonie. - W Tomaszewskim odezwa si marynarz. Mam sekstans Zrobi pomiar i bdziemy wiedzie, w jakiej odlegoci od bazy jestemy.
- Oj, bardzo by nam to pomogo, panie komandorze. Wtedy bdziemy mogli wrci
wedug przyrzdw.
Tomaszewski dugo analizowa wasne wntrze. Widok ldu wyranie go uspokoi. Ba
si wic wczeniej? Wzruszy ramionami. Szalestwa pogodowe byy czym, do czego na tej
pkuli mona byo przywykn. A lot w prdzie strumieniowym (jeli oczywicie to naprawd
by prd strumieniowy) nalea do przey ekstremalnych, cho z drugiej strony... Pamita twarz
czarownika Mereditha tu przed odlotem. Starzec patrzy na niego pogodnie. Szepta co, czego
pewnie ludzie stojcy obok nie syszeli, on sam jednak mia doskonay such i nie umkno mu
znaczenie. Nadszed czas, by wyprostowa cieki wiata. To miejsce nie jest przypadkowe. Ci
ludzie nie znaleli si tu przypadkiem. I nie przypadkiem te chopak z tobokiem przesta si
pokazywa. Zmierzamy do rozwizania. Hm. Ani miejsce, ani ludzie, a wic i pora nie jest
przypadkiem, wedug Mereditha. On wierzy, e co wikszego ni on sam prowokuje sytuacj.
Nie, nie rozwizanie przecie, nie rozstrzygnicie, ale sam pocztek. Sdzi wic, e na pocztku
misji nie stanie si nic, co j zniweczy. I jako jedyny z egnajcych tych, ktrzy odlatywali w
nieznane, nie by zaniepokojony.
No dobrze. To sam Meredith. A on? Czy nagle tak naprawd i do koca uwierzy w czary?
- Tam, panie komandorze. - Pilot wskaza ld, do ktrego zbliali si w szybkim tempie. Widzi pan? Jeziorka.
Tomaszewski mia raczej niemie wspomnienia zwizane z jeziorkami. Te jednak,
widoczne w oddali, nie byy skute lodem i nie przywodziy na myl strasznych wydarze.
- Co z nimi? - zapyta.
- Dookoa gsty las. Nie ma moliwoci ldowania. A przy morzu plaa wska i
kamienista, jak wida. Zreszt morski piasek zawsze zdradliwy. Nigdy nie wiadomo: twardy,
mikki czy najgorzej, aciaty.
- A co maj do tego jeziorka?
- Wok nich prawie zawsze plaa. Piasku nadsypanego na ziemi. Z reguy wic tworzy
do tward nawierzchni.
Tomaszewski wzruszy ramionami. Kady rodzaj piasku nad jeziorami, ktre zna, by
mikki. No tak, inaczej ocenia si goymi stopami podczas wakacji, a inaczej podwoziem. On
sam na przykad nigdy nie przejechaby samochodem przez wieo zaorane pole. A samoloty
ldoway, czego wiele razy by wiadkiem na wiczeniach.
- Rb, jak chcesz, tylko... - ugryz si w jzyk.
Mwi pilotowi, e jeli uszkodzi maszyn przy ldowaniu, mog ju nie opuci nigdy
tego miejsca, byoby do gupie. Pilot chyba sam to wiedzia. Trudno jednak oprze si
potrzebie podkrelania oczywistoci. Przygryz lekko wargi. Sam mg przecie podj inn
decyzj. Ldowa i musieli, i nie musieli jednoczenie. Cho byoby to bardzo trudne,
Tomaszewski mg okreli ich pozycj w trakcie lotu bez jakiegokolwiek ldowania. Mg te
przeprowadzi w tym fotelu odpowiednie obliczenia i wyznaczy kurs powrotny. Z drugiej strony
trzeba byo przela paliwo z kanistrw do zbiornikw wiatrakowca. I znowu, teoretycznie,
posugujc si prymitywn rczn pompk, mogli to zrobi w trakcie lotu. Liczc si z
niewielkimi stratami. Teoretycznie.
Ale co to za zwiad bez dotknicia stop obcego ldu? O wanie. Chyba tu tkwi gwny
problem. Kady odkrywca w dziejach schodzi przecie na suchy ld. No tak, lecz stare
drewniane statki musiay przecie uzupeni zapasy wody pitnej. Oni nie musieli. Za to, w
przeciwiestwie do dawnych odkrywcw, nie mogli oprze si pokusie rozprostowania koci, bo
dalsze siedzenie w metalowych fotelach po tak wielu godzinach w nich spdzonych stawao si
tortur nie do zniesienia. A drug naglc potrzeb, ktra rwnie zamieniaa si w tortur, bya
ch wysikania si w krzakach. Rzecz rwnie obca dawnym eglarzom, ktrzy mogli folgowa
sobie, kiedy chcieli. Podobno zreszt, jak donosia prasa lotnicza, nowe myliwce dalekiego
zasigu wyposaano ju w urzdzenia penice rol pisuaru. Na wiatrakowcu czego takiego nie
byo.
Ta... Przesanki prowadzce do jakich konkretnych dziaa nie musz by przecie tak do
koca racjonalne.
- Lduj, gdzie uznasz za stosowne - zadecydowa Tomaszewski.
Wiatrakowiec pooy si w agodnym wirau. Teren poniej pokryty by gstymi
drzewami. Troch luniej robio si w okolicach jeziorek, tam jednak z kolei gste krzewy
pokryway ca woln powierzchni a do tafli wody.
- Tu jest adny kawaek. - Pilot wycign rk, pokazujc jedno z nielicznych jezior
okolonych pla z tego piasku. - Widzi pan komandor?
- Nie za wsko?
- W sensie?
- Nie uderzymy opatami wirnika w gazie?
- Ale ja pokazywaem tam dalej. - Rka pilota zatoczya niewielki krg. - Widzi pan
komandor? Przy wstdze.
- To moe by jaka droga.
- Najwyej tutejsi wieniacy na nasz widok narobi w gacie.
- Oby.
Maszyna przeleciaa nad terenem ldowania, podczas kiedy pilot wychyla si, chcc
obejrze kady szczeg. Inspekcja musiaa wypa pozytywnie, bo wiatrakowiec wykona
jeszcze jeden zwrot, zwolni gwatownie i ustawi si mniej wicej pod wiatr na osi
prowizorycznego ldowiska.
W d schodzili pewnie. Be adnego wahnicia, bez poprawek i korekt. Ju po
kilkunastu sekundach koa ryczcego silnikiem wiatrakowca dotkny podoa. adnych skokw
ani odbi. Od razu zaczo si koowanie, podczas ktrego byskawicznie wytracali szybko.
Pasy wrzynay si w klatk piersiow Tomaszewskiego. Ale po chwili ryk silnika cich nieco, a
kiedy maszyna skoczya kilkunastometrowy dobieg i znieruchomiaa, pilot wyczy go w
ogle.
- Co to jest? - Pierwszy upora si z paskami i zdj hem.
Tomaszewski szamota si ze skomplikowan uprz na gowie duo duej. Kiedy
jednak uwolni uszy od wielkich suchawek, te usysza. To by huk wystrzaw!
- Startujemy? - Pilot spojrza w panice na dowdc.
Tomaszewski rozejrza si szybko. Akurat. Startowa nie mogli, bo kiedy tylko maszyna
znieruchomiaa po ldowaniu, dwch onierzy piechoty morskiej wyskoczyo ze swoich foteli
na piasek. Obaj teraz sikali pod najbliszymi drzewami.
- Psiakrew!
Strzelanina nie bya zbyt intensywna. No i nie sycha byo adnych bitewnych okrzykw.
No nie, no... p minuty ich nie zbawi.
Tomaszewski skin na pilota i rwnie zeskoczy ze swojego fotela na piach. Mao nie
upad. Zdrtwiae minie nie pozwalay na aden bieg. Ledwie zdoby si na kilka chwiejnych
krokw i czujc bl w caym ciele, uly sobie pod prowizoryczn oson. To naprawd odbiera
rozum. Dopiero potem mg si skupi.
Nic dziwnego, e z gry nie widzieli walczcych, jeli akurat natrafili na jak bitw.
Przecie onierze strzelajcy w lesie kryli si za drzewami, unikajc polan i odkrytych miejsc
jak ognia. A silnik guszy odgosy walki. Rozejrza si jeszcze raz, usiujc dostrzec cokolwiek
konkretnego. Na szczcie nie byo wida obcych onierzy, a pilot ustawi maszyn tak, e start
mg nastpi od razu. Bez potrzeby odwracania si czy przecigania. Kutykajc, Tomaszewski
wrci do wiatrakowca. Cholerne minie. Wszystko w jego organizmie krzyczao, eby nie
sadowi si jeszcze na metalowym fotelu, ktry przerodzi si w narzdzie tortur.
- Do mnie! - krzykn wbrew sobie. - Zajmowa miejsca!
Byoby idiotyzmem zarzdzi tu postj na duej i stara si okreli pooenie
geograficzne.
- Panie komandorze! - Pilot jednym skokiem zaj swoje miejsce i teraz szamota si z
pasami. - Tam!
Tomaszewski spojrza we wskazanym kierunku. W pierwszej chwili nie zauway niczego
podejrzanego. Gsto rosnce drzewa i niezbyt gste krzaki pod nimi. Nigdy nie potrafi
prawidowo rozpoznawa gatunkw, dla niego drzewa dzieliy si na liciaste, iglaste oraz palmy.
No to te byy liciaste i nie byy brzozami, bo nie miay biaych pni.
- Co widzisz?
- Kto tam si skrada. - Pilot musia mie znakomity wzrok.
onierze, ktrzy zdyli wrci w poblie maszyny, zdjli z ramion paski automatw.
Jeszcze nie przeadowali broni. Chyba nie dostrzegali niczego podejrzanego.
- Widzisz ludzi?
Pilot nie zdy odpowiedzie, bo nagle pad strza. Nie od strony podejrzanych zaroli,
tylko od jeziora. Kto ukrywa si po drugiej stronie wody.
- Padnij! - Tomaszewski run na ziemi i wyszarpn z kabury rewolwer.
Dwaj onierze rzucili si na ziemi dokadnie w chwili, kiedy kto zacz strzela zza
krzeww przy play. Tu obok. Piechociarze odpowiedzieli ogniem, a terkot dwch peemw
zaguszy wszystkie inne dwiki. Tomaszewski gorczkowo rozpina gr kombinezonu. Tu
szeciostrzaowy przydziaowy rewolwer, uwizany sznurkiem do specjalnej uprzy na szyi,
mg nie wystarczy. Z trudem udao mu si dosign kabury, ktr mia pod lotniczym
kombinezonem. Wyj z niej swj subowy pistolet i w desperacji przeadowa, chwytajc
pokryw zamka zbami.
Rozejrza si i zamar. Siedzcy obok pilot trzyma si za zakrwawione lewe rami. Jasny
szlag! Tysic myli pojawio si nagle w gowie Tomaszewskiego. Widzia czerwone kropelki
kapice ze zwisajcej z boku lewej doni pilota. Kurwa! Wszystko stao si jasne. On by
jedynym czowiekiem ju przypitym pasami. Jedynym, ktry nie mg wykona komendy
padnij.
- Zajmij si nim! - krzykn Tomaszewski do onierza, ktry lea bliej.
- To nic, nic. - Pilot usiowa okciem rozpi krpujcy go pas. - Tylko dranicie. W
lew rk.
Tomaszewski przeturla si na bok, by mie widok na tafl jeziora. Nie podnosi si, i
susznie. Ju po sekundzie pady stamtd dwa strzay. Potem jeszcze jeden. Instrukcja mwi
jasno, co naley robi w takiej sytuacji. Musia osoni swoich ludzi ratujcych rannego. Wci w
pozycji lecej unis pistolet do oka. Strzeli dwa razy. Potem jeszcze dwa. Niespecjalnie
celujc. Chodzio tylko o to, eby tamci bali si wystawi gowy zza osony. eby nie mogli
mierzy spokojnie. Odpowiedziaa mu salwa z trzech czy czterech karabinw. A potem tamci
zrobili co, czego instrukcja nie przewidywaa. Po prostu jej autorzy nie brali pod uwag broni,
ktr aduje si przez luf, stojc i wystawiajc si na strzay przeciwnika.
Wedug wspczesnej myli wojskowej byo to zupenie nieracjonalne. Z tym e tamci nie
kierowali si wspczesnymi instrukcjami. Po prostu poszli do ataku na bagnety.
Tomaszewski wzi gbszy oddech, kiedy zza drzew po drugiej stronie jeziora wypadao
co najmniej dziewiciu ludzi z broni ustawion na wprost. Szybko zerkn za siebie. Jeden z
onierzy opatrywa rannego, drugi osania ich od strony najbliszych zaroli. Tomaszewski
musia wic poradzi sobie sam. O Boe. Pistolet mia jeszcze cztery naboje, rewolwer sze.
Dziesi kul na dziewiciu przeciwnikw. Nie mona popeni najmniejszego bdu.
Tomaszewski podnis si, stajc na rwnych nogach. Tamci nie mogli biec szybko.
Jeziorko okazao si niezbyt gbokie, woda sigaa im raptem do kolan.
Kady w tej sytuacji pewnie odruchowo zaczby si cofa, widzc liczebn przewag
napastnikw. Ale to byby najgupszy bd. Tomaszewski mia w doniach dwie spluwy z
krtkimi lufami, niezbyt celne, musia wic, zamiast zwikszy dystans, zmniejszy go. Ruszy
wic w stron poyskujcych w socu bagnetw. Teraz tylko eby nie straci nerww. Nie da
si ponie emocjom. Wszed do wody.
- O, ja ci pierdol! - wyrwao mu si, kiedy zib ogarn mu ydki. - O, ja ci pierdol!
Zrobi krok i drugi w kierunku nadbiegajcych ludzi z karabinami. Powoli, eby nie
straci rwnowagi, nawet si nie zachwia. Z jakiej odlegoci ma si pewno, e kula trafi
przeciwnika? Z przyoenia! No ale oni trzymali bagnety. No to z dwch, trzech krokw.
Bezbdnie w miejsce, w ktre naley trafi, czyli w korpus. Mierzy si w mostek. W jednej i
drugiej broni mia wysokoenergetyczne naboje duego kalibru. Kada dobrze umieszczona kula
miaa moc obalajc.
- O, ja ci pierdol!
Nie byo czasu na przekadanie broni z rki do rki. Tomaszewski zatrzyma si i podnis
lewe rami, zgrywajc przyrzdy celownicze wedug lewego oka. Trzasn odwodzony kurek.
Cztery kroki, trzy... Bum. Strza w mostek. Mczyzna w achmanach polecia w ty.
Tomaszewski przenis luf na nastpny cel. Trzy kroki, strza w mostek, ciao w ty.
- O, ja ci pierdol!
Wszystko w jego miniach mrowio, szarpao, swdziao, drao... adnego bdu. Nie
mg popeni adnego bdu! Trzy kroki, kurek, strza w mostek, przeniesienie. Kurek, strza w
mostek, przeniesienie...
- O, ja ci pierdo!
Mia ochot wy ze strachu. A oni biegli na niego z nastawionymi bagnetami. Tu-tu!
przeladowa.
Gdzie z boku znowu hukn strza. Niezbyt blisko. Ukryci za burt, nawet nie podnieli
gw.
I co dalej? Bez pilota, nie wiadomo gdzie, wrd walczcych ze sob nieznanych si?
Tomaszewski nie rozstrzyga spraw przyszoci. cign z siebie lotniczy kombinezon, w
ktrym zaczyna si wanie gotowa. Szybko schowa pistolet do kabury. Potem wyjrza zza
maszyny.
Trup drugiego onierza lea dwa kroki dalej. Wp czogajc si, wp posuwajc na
czworakach, dotar do niego. Chwyci pistolet maszynowy, wyj dwa magazynki z futerau.
Chcia si cofn, kiedy usysza ostre:
- Padnij! Padnij! Id jacy!
Tomaszewski przywar do ziemi. Maniek lepiej widzia zza w miar bezpiecznej osony.
- Ilu?
- Nie wiem dokadnie. Wielu. Ale to inni jacy.
- Jak to inni?
- Porzdne mundury maj. Nie to, co ci achmaniarze, co pan komandor ich na jeziorku
do nogi wystrzela.
Tomaszewski mia wic do rozstrzygnicia podstawow kwesti. Czy ma lee dalej w
ukryciu? Wtedy grozio mu, e go odkryj znienacka i strzel odruchowo. Albo wyj ju teraz,
uprzedzajc ich dziaania. I mie nadziej, e wrg twojego wroga i tak dalej. Oba rozwizania
byy ze. To drugie jednak dawao jeszcze cie szansy na skok w bok, jeli przypuszczenia co do
zamiaru obcego wojska oka si mylne.
- Nie strzela! - krzykn. - Nie strzelajcie! Nie jestemy wrogami!
Zacz si podnosi powoli, unikajc wykonywania gwatownych ruchw. Teraz ich
zobaczy. Kilkunastu onierzy w mundurach nieznanego kroju. I faktycznie, schludnych oraz w
miar czystych. Prowadzi ich mody oficer ze srebrnymi insygniami na rkawach.
- Nie strzelajcie! Nie jestemy waszymi wrogami.
onierze unieli bro, ale oficer podszed bliej. Z ogromn ciekawoci przyglda si
mundurom marynarki wojennej. Jeszcze wiksz uwag przyku sam wiatrakowiec.
- A kim jestecie w takim razie? - zapyta z dziwnym, obcym akcentem. Tomaszewski
ledwie go rozumia. No i pojawia si w umyle podstawowa kwestia. Co odpowiedzie?
Tumaczy, e s zza gr? I w skomplikowany sposb wyjania w popiechu trudne kwestie? A
jeli tamci oka si niecierpliwi? onierze cigle mierzyli do nich z jednostrzaowych
karabinw.
- Jestemy cesarscy - odpowiedzia, wybierajc najmniej skomplikowan i nie do koca
nieprawdziw wersj.
- A! Cesarscy! - Ciekawo modego oficera wyranie si wzmoga. - Cesarscy... No tak,
pamitam ze szkoy. To wojska cesarzowej Achai napady na nas jakie tysic lat temu!
Ale pech. Co za wredna, amoralna terrorystka z tej pieprzonej Achai! Musiaa napada na
wszystko wok?
- No ale... - Tomaszewski nie wiedzia, jak wybrn. - To nie do koca tak.
- No nie do koca. Bilimy si na terenach, ktre wy zwalicie Ze Ziemie.
- E, to na szczcie daleko.
- W waszych szkoach - nie ustpowa tamten - pewnie ucz, e to wycie wygrali. To
nieprawda! To mymy wygrali!
I jak tu zaatwi spraw polubownie...? Tomaszewski umiechn si, wkadajc w
umiech wszystkie pokady empatii.
- Wiesz co? Niewane, kto wygra - powiedzia. - Wane, emy si ju wtedy spotkali.
Oficer zacz si mia. Da znak onierzom, eby opucili karabiny.
- A co to jest? - Trzyman w rku trzcink pokaza wiatrakowiec.
- Maszyna latajca.
- Z elaza?!
Tomaszewski wzruszy ramionami.
- My wszystko mamy z elaza.
- Jak ci sojusznicy Nayer?
- O nie, nie. Akurat Nayer to nasi wrogowie. - Tomaszewski dobrze pamita nazw kraju,
gdzie wysa Kai.
- To, co wida dookoa, potwierdza twoje sowa. - Oficer zerkn na trupy, ktre pyway
w pytkiej wodzie maego jeziorka obok. - Sporo ecie ich natukli. -Zrobi kilka krokw w bok i
rozchyli trzcink zarola po drugiej stronie. Zobaczy zwoki tych, do ktrych strzelaa piechota
morska. - I to w czterech tylko? No, no... adnie. Wida, e nie w krla wierzycie, tylko w
Bogw, bo ich po boemu potraktowalicie.
- Pilota mi zabili.
- O szlag! - Oficer najwyraniej zdawa si czu, jak wielka to strata. - Zerkn na
lecego w zakrwawionym opatrunku czowieka. - No nic. Musimy...
Nie udao mu si dokoczy. Co zagrzechotao, uderzajc w blach maszyny, a po chwili
dobieg ich huk salwy oddanej znowu z zaroli po drugiej stronie jeziora. Tomaszewski podnis
pistolet maszynowy i skoczy w kierunku wiatrakowca. Zakrwawiony, padajcy na ziemi
onierz podci mu nogi.
Tomaszewski przewrci si i wyrn w co gow. Ostatnie, co zobaczy, zanim
ogarna go ciemno, to zabity chopak, ktry wynurza si z wd jeziora. Czemu ja? Czemu
ja? - powtarza.
Daa si zwie. On wcale nie mwi gupio, jak miao si okaza ju po chwili.
Kwiecisty styl, skadajcy si z powtarzania truizmw i natrtnej propagandy, by tu po prostu
oficjalnym sposobem wyraania myli.
W przemowie Ahela zmieni si ton. Cywilny dowdca stray zacz omawia sytuacj
midzynarodow. Kai i Nuk nadstawiy uszu w nadziei, e moe dowiedz si czego o toczonej
wanie wojnie, ale nic z tego. Ahel w kontracie do wietlanej rzeczywistoci krlestwa
zauway te pewne niedocignicia, ktrym jednak nie nada konkretnej nazwy.
Niedocigniciom tym, oczywicie przejciowym, chwilowym, niezbyt uciliwym, niewartym
waciwie gbszej refleksji, winni s wrogowie. To oni usiuj pustoszy krlestwo i niszczy
jego najwspanialsz na wiecie gospodark. A wrd wrogw szczegln uwag naley
powici cesarstwu. To znaczy tak zwanemu cesarstwu. Nie ma ono bowiem nawet swojej
oficjalnej nazwy, tak jest gupie i nieporadne. Jego mieszkacy okrelaj je rnymi sowami:
cesarstwo Achai, cesarstwo Arkach, cesarstwo Biafry albo po prostu imperium. Tak zwane
cesarstwo ley daleko, za morzem. Niestety, jego zezwierzcona armia siga coraz dalej w
kierunku obszarw strategicznie interesujcych krlestwo. Zniszczono nawet wspania kultur
przyjaznych i pokojowo nastawionych mieszkacw Wielkiego Lasu w Banxi tylko po to, eby
zbliy swoje oddziay do terenw operacyjnych krlestwa.
Kai zmarszczya brwi. Zaraz, zaraz, gdzie Wielki Las, a gdzie krlestwo? O jakie tereny
operacyjne chodzi? Po duszej chwili zrozumiaa, e tutejszy wadca dopiero chciaby tam
posa swoje armie, ale nie teraz jeszcze, tylko w przyszoci. Wiele by to wyjaniao w kwestii
szpiega, ktrego dotd znaa jako lepego podrnika.
Skupia uwag, bo Ahel przeszed wanie do nikczemnych sojusznikw imperium spod
osawionego znaku RP. Ci podli, godni najwyszej pogardy przybysze zza gr sprzymierzyli si
dodatkowo z najwikszymi wrogami ludzi w caym wszechwiecie, z okropnymi Ziemcami,
potworami, zwierztami w ludzkiej skrze. Razem dali ju niejeden popis swoich zbrodniczych
umiejtnoci, choby zrzucajc napalm i gazujc miertelnie spokojnych i miujcych pokj
mieszkacw Wielkiego Lasu w dolinie Sait.
Czarownica syszaa, jak stojca nieco z tyu Nuk westchna cicho. No szlag! Ci tutaj
mieli swoje wtyki po drugiej stronie morza. I to konkretne. Wiedzieli naprawd duo i na
bieco. A jak wysoko zdoali umieci swoich szpiegw?
Ahel zgrabnie poczy obecno Ziemcw w imperium za morzem, pod dziaalno
podegaczy wojennych spod znaku RP oraz trudn sytuacj ekonomiczn w niektrych aspektach
ycia w krlestwie.
- Bracia! - mwi z pomienn wiar. - To, do czego zdolne s imperialne sugusy,
podniecane wyciem wydobywajcym si ze skundlonych garde Polakw, sprzymierzonych ju
wrcz ze zwierztami, przechodzi wszelkie ludzkie granice! Czy wiecie? Czy macie chocia
pojcie, e nie gdzie w dalekiej przyszoci, nie kiedy tam, ale ju teraz cesarscy lokaje mi
podnie na nas rk?! Tak! Tutaj i teraz! Na naszej ziemi!
Szmer oburzenia rozleg si na sali.
- Bandyci i zbje! Rka w rk jeden z drugim podpalacz i morderca, podnosz na nas
rce pospou! Jeli kto z was myli, e zostawi nas w spokoju, to jest w bdzie! Wanie
wysali swoich szpiegw! Wysali do nas cesarskiego miecia od czarnej roboty, zawodowego
morderc zezwierzconego tak, e podczas bitwy potrafi sobie zrobi spdniczk z wosw
oskalpowanych ofiar, niewinnych kobiet i dzieci, ktre zarn!
Kai i Nuk skamieniay. Paraliujce, odbierajce oddech i przeraliwie zimne uczucie
strachu owadno nimi, odbierajc moliwo jakiejkolwiek reakcji. Kto moe wiedzie a tyle?
Kto moe mie pojcie o spdniczce z wosw Nuk? I najwaniejsze, co teraz bdzie? Co z nimi
Tomaszewski obudzi si w czym mikkim i ciepym. Byo mu tak dobrze, e nie mia
ochoty otwiera oczu. Skd, jakby z oddali, dochodzi szum morza. I co jeszcze. Jakby
opotanie sztandarw? Jakich flag?
- Obudzie si - usysza kobiecy gos.
Szarpn si na ku. Poczu w gowie ukucie blu, ale lekkie ju i stumione.
Przypomnia sobie walk przy wiatrakowcu. Uderzy w co, padajc? Tego nie wiedzia.
- Ju, ju, spokojnie. - Kto pooy mu rk na czole. - Na szczcie czarownik by w
pobliu. Upi ci i onierzom udao si przywie ci tutaj.
Tomaszewski otworzy oczy i zaraz zmruy olepiony nawa wiata.
- Gdzie ja jestem?
- W Avahen. Nadmorskiej twierdzy-grze.
Udao mu si zogniskowa wzrok. Tu obok staa moda dziewczyna, na ile mg
rozpozna z pozycji lecej, bya bardzo niska. Miaa sympatyczn twarz i krtko cite wosy.
Unis si na okciach, by mc przyjrze si dokadnie. Dziewczyna bya ubrana w szerok,
wzorzyst spdnic do kolan i bia, cieniutk bluz. Bardzo dokadnie widzia rysujce si pod
spodem sterczce, mae piersi.
- Kim jeste? - odchrzkn, eby odblokowa gardo.
- Ina.
- Inna?
Ina westchna ciko. Najwyraniej to, co zobaczy jej dowdca, nie byo tym, co
powinien zobaczy.
- No szlag - prychna. - A sra to pies!
Tomaszewski pokrci gow. Dziewczyna z obcego kraju wydawaa mu si tak bliska jak
kto, kogo zna od dawna i od dawna lubi. Niesamowite. mia si w duchu, widzc zmiany
zachodzce na jej twarzy. Usiowaa przestawi swj umys na nowy tor mylenia.
- To jest tak - zacza nareszcie po duszej chwili. - Walczylimy z Nayer prawie od
zarania. Ale raczej do niemrawo. Wiesz, jak to jest?
- Krok w przd, krok w ty?
- O wanie. Takie tam zwyke konflikty na granicy midzy krajami, ktre s
zorganizowane wedug dwch rnych idei. Ale od kilkunastu lat, moe od dwudziestu ju,
Nayer napiera z coraz wiksz si. Jest coraz bardziej zdeterminowane. Ponosi jakie
monstrualne straty, kompletnie nie liczy si z wasnym wojskiem, ale prze naprzd nieubaganie.
Zdaje si, e ma niewyczerpane zasoby ludzkie. Nas nie byoby sta na co takiego. A oni
potrafi nawet narkotyzowa swoich praktycznie nieuzbrojonych ludzi i pcha naprzd w szale,
po to tylko, eby nakry nas ciaami.
- Wojsko, ktre zaatakowao nasz wiatrakowiec tu po wyldowaniu, wygldao na
zorganizowane. Obszarpacy, ale mieli bro paln i komend.
- Bo pechowo trafilicie na elit. Armi, ktra oblega nasz twierdz. Murw, widzisz,
nawaleni narkotykami szalecy goymi rkami jednak nie zdobd.
Tomaszewski zamyli si. Czy to by zbieg okolicznoci? Jego umys byskawicznie
kojarzy fakty. Kilkanacie lat temu wrogie krlestwo pod bokiem wzmogo napr. Alpinici w
Grach Piercienia znaleli na niebywaych wysokociach grb, czy raczej kurhan wzniesiony ku
pamici wyprawy zakonnej sprzed kilkuset lat. W tym miejscu znaleli te lekko przestarzay
wihajster sucy do wspinaczki. Czyby kupiony w wiecie za grami... kilkanacie lat temu? To
koincydencja czy przypadek?
- Suchaj, Inna, czy siy Nayer nie chc przypadkiem przebi si przez wasze terytorium
do miejsca, gdzie przed wiekami wzniesiono monstrualne budowle?
- Tak, chc doj do bieguna. - Spojrzaa na niego zaskoczona. - Skd wiesz?
- Cig skojarze. - Umiechn si raczej smutno, bo wolaby nie mie racji.
- S optani t swoj Ksig Przejcia. Chc przebrn przez tereny legendarnego pieka i
dotrze do budowli wzniesionych pono przez Bogw. I co gorsza, podobno wiedz jak.
Tomaszewski odnalaz w kieszeni munduru ledwie napoczt paczk papierosw i
zapalniczk. Woy jednego do ust.
- Mog tu zapali?
- Co zapali? - nie zrozumiaa.
Pstrykn zapalniczk, a dziewczyna podskoczya lekko na widok pomienia, ktry
pojawi si znikd. Dym z papierosa sprawi, e si rozkaszlaa.
- Co to za wistwo?
- Nie przejmuj si. - Tomaszewski z ulg zacign si gboko. Wszystkie fakty ukaday
mu si w gowie. Anglosasi, ktrzy odwiedzili Nayer, siedz tam ju od kilkunastu, moe
dwudziestu lat. Cholera jasna! I realizuj wasny plan. Zupenie inaczej ni Polacy. Przede
wszystkim dobrze wiedz, do czego d. I, teraz ju wszystko na to wskazuje, s w jakim
sensie kontynuatorami, a moe nawet potomkami uczestnikw zakonnych wypraw na drug
stron gr. I jeli ich celem jest zdobycie pomnika cesarzowej Achai, to s bliscy jego realizacji.
Szlag! A on tu tkwi zupenie odcity od caego wiata.
- Czemu si katujesz tym smrodem? - zapytaa Ina. - To jaki religijny rytua?
Soce, ktre wznioso si na sam szczyt swojej codziennej drogi, sprawiao, e nawet to
wielkie, pustawe miasto zoone z sypicych si drewnianych domw mogo wydawa si cho
w miar przyjazne. Niestety, idcym rodkiem ulicy dwm dziewczynom nic nie wydawao si
przyjazne. Szy szybko, pomstujc i rugajc si wzajemnie, i cho wida byo, e s
przyjacikami, to w tej chwili mona by odnie wraenie, e jedna najchtniej przylaaby
drugiej.
- Bo jeste durna jak olica! eby zgodzi si by kuchark samego komendanta, to trzeba
nie mie rozumu za grosz!
- A co miaam zrobi? A jak tobie nie pasowao, trzeba byo wtedy pysk rozedrze, a nie
teraz na mnie!
- Idiotko! Mamy tylko jedn ma buteleczk glutaminianu. Nie wystarczy, eby zrobi
zjadliw brej dla caej komendy!
- A kto ci kae dla caej komendy?! Kilka kropel i tylko komendantowi zrobisz dobrze!
- No wanie tego si baam. e to si skoczy robieniem komendantowi dobrze! Bo oni
zaraz si zorientuj, e adnymi kucharkami nie jestemy.
- No pewnie, e nie jestemy adnymi kucharkami, durna babo! Jestemy kucharkami
samego komendanta!
- No nie, po prostu przesta mnie rozmiesza! Bo mnie zaraz brzuch rozboli! A ty
wymikniesz, jak ci zaraz spytaj, co dzi na obiad!
- Powiem: dzi gwno wymieszane z sikami! Firma Cesarscy szpiedzy yczy
smacznego!
- Nie rycz tak gono! Zaraz nas kto usyszy!
Nagle obie zday sobie spraw, e je ponioso. Przeraone zaczy si rozglda, ale w
zasigu wzroku nie znalazy nikogo. Miasto byo prawie opustoszae. I mimo soca, ktre
rozwietlao sprchniae ciany, przygnbiajce. Ciekawe, czy to efekt wyniszczajcej wojny,
prowadzonej gdzie daleko, za granicami, czy te osobliwy stan umysu powodowany yciem w
tym kraju? W kadym razie nikt si nimi nie interesowa. Szy sobie ze swoimi sakwami, ktrych
na stranicy nikt im nie sprawdzi, niezaczepiane przez nikogo. Przedziwny kraj, ktry
jednoczenie za byle co kara zesaniem do oddziaw prowadzonych na rze.
- O! - Kai wycigna rk, wskazujc okazay, oczywicie kamienny budynek. - To
chyba komenda miasta.
- Moe uciekajmy, pki czas? - nie wiadomo, czy to by art, czy Nuk stracia pewno
siebie.
- Niby gdzie? Zreszt dopiero wtedy staybymy si ciganymi, i to w obcym, nieznanym
terenie. - W gosie Kai brzmiaa raczej rezygnacja. - No i... wtedy byybymy pierwszymi w
historii wiata szpiegami, ktrzy uciekli z miejsca, do ktrego dyli przez cay czas i w ktrym
znajduje si cel ich misji.
- Chyba tak. - Nuk przyspieszya, widzc cel.
- No i jak sprawimy, eby nas tu nie przeszukano?
- Krzykiem. Widziaam, jak zachowuje si komendant wobec stranikw i jakie tu
zwyczaje panuj.
- I potrafisz kogo zakrzycze?
- Ja w garnizonach chowana. - Nuk spojrzaa na czarownic wyranie rozbawiona. Wiem nawet, jak osign efekt krzyku bez wrzeszczenia na cay gos.
- Zobaczymy.
Stranik, ktry wyszed im na spotkanie, zdawa si niepodatny na aden krzyk. Tote
Nuk nie krzyczaa. Kiedy on rykn: Stj!, unoszc bro, po prostu skrcia, eby go omin.
- Stj, bo strzelam! - Stranik energicznie odwid kurek swojego karabinu.
Sharri, ktra odbieraa meldunki przez bezporednie poczenie z polsk baz, przyniosa
plik kartek zawierajcych raporty Organizacji Randa.
- Mog wam troch poprzeszkadza? - Bezczelnie odsuna zason przed namiotem
zajtym przez Kadira i Shen. - Przeczytam najnowsze doniesienia.
- Bagam, tylko nie czytaj. - Shen powoli podniosa si z posania i syczc z powodu blu
mini, usiada na brzegu swoistego materaca zrobionego z drobnych gazek drzew. To wszystko
byo jednak za twarde, zbyt kujce, niewygodne i w ogle... Ostatnio Shen zdawaa si
przygnieciona przez troski i brzemi odpowiedzialnoci. Przygaszona jak nigdy.
- Tak, tak - zawtrowa Kadir. - Opowiedz nam wszystko wasnymi sowami.
Sharri przysiada na malekim zydelku, jedynym elemencie wyposaenia, ktry
przyjecha skd, a nie by wykonany wasnymi rkami z materiaw dostpnych w lesie.
- Zdziwicie si, ale nasza prowokacja z nakamaniem imperialnym kurierom si udaa.
Plotki o naszej sile, o sprzyjaniu miejscowej ludnoci i o tym, jak dajemy popali regularnej
armii, obiegaj wanie cay kraj. S wzmacniane przez ludzi Randa, ale nie tylko.
- Jak to?
- No, wzmacniaj si same. Chyba lud chce wierzy, e pomidzy wojskiem cesarskim a
nami panuje tu co w rodzaju rwnowagi.
Shen prychna ze zoci.
- Lud w rne rzeczy chce wierzy. A kiedy dojdzie co do czego, to po staremu, od razu
ugina kark i suy ju nawet nie z oddaniem, ale z zapamitaniem starej wadzy.
- Oj, nie przeginaj, lud to lud. I nie miej wymaga jak od filozofw.
- Ja nie mam adnych wymaga. Ale prosz te, eby nie wymaga niczego ode mnie.
eby nie mwi, e mam przyj, da wolno i bogactwo, a dajcy palcem nie ruszy. A nawet
zdradzi natychmiast, jeli takie rozwizanie bdzie cho troch bardziej korzystne.
- Jeste zgorzkniaa.
- Naprawd?
Kadir da Sharri dyskretny znak, eby nie drya. Niech opowiada dalej. Niedosza
kapanka zrozumiaa w jednej chwili: zy dzie.
- Jeszcze lepszy efekt osigaj na dworach ci wszyscy artyci. Pieniarze, poeci, pisarze.
Tak pian bij, e sigaj ju szczytw nieprawdopodobiestwa. I najlepsze jest, e wysoko
urodzeni im wierz. S przekonani o zbrodniach naszej armii, naszych zwycistwach, a przede
wszystkim e paac rozsiewa zwyke dezinformacje.
- No popatrz. Zawsze wiedziaam, e artyci s odpowiednim nonikiem dla propagandy.
- Jeden nawet zosta skazany za obraz majestatu, tak pyskowa zajadle. Ale kolesie
stanli za nim murem, twierdzc, e jego los jest dowodem na to, jak postpuje paac, dowodem
na zbrodnie i kneblowanie ust wolnym obywatelom. Liczba paszkwili, antycesarskich
wierszykw i obrazoburczych pieni wzrosa tak niepomiernie, e skazanego musiano zwolni.
Shen skina gow.
- No tak. Inteligencja zawsze potrafi walczy o swoich. I w tej walce chopaki nigdy nie
bior jecw.
Sharri umiechna si lekko.
- To tylko kwestia interpretacji - powiedziaa.
- A co nie jest kwesti interpretacji?
- To, co si dzieje we wsiach. Mija wanie pocztkowy okres uspokojenia wszystkiego.
Za to zaczynaj si problemy z zaopatrzeniem. Nudzce si sdy polowe zaczynaj rozlicza
tych, co sprzyjali partyzantom, oraz tych, ktrzy mogli sprzyja. Powolutku, powolutku
wszystko wraca do normy, czyli piszczcej biedy, rekwizycji i zezwierzcenia armii okupacyjnej.
- Jakiej okupacyjnej? Przecie armia imperium dziaa na wasnej ziemi.
- To tylko kwestia interpretacji - powtrzya Sharri.
- Posaniec! Posaniec! - nagy krzyk przerwa ich rozmow.
- Dawa go tu! - Shen odwina pacht namiotu i wysza na zewntrz. Minie cigle
bolay po niewygodnej nocy. Woda w brezentowym wiadrze przeznaczona do porannych ablucji
nie wygldaa zachcajco. Shen ledwie zamoczya donie i przemya twarz. Kiedy zacznie
przypomina len dzikusk w poszarpanej odziey? -Wiesz, ile czasu musi min, eby gniew
ludu do czego ponownie doprowadzi?
- Ju za rok...
- Optymistka. Zreszt jeli zimy doczekamy, to bdzie istny cud. Chyba e Polacy zrobi
nam zrzuty z powietrza, a wszyscy wiemy, e nie zrobi. Zachowuj si, kurwa, jak panna na
wydaniu. Chciaabym, ale nie wiem z kim.
- Oj, nie przesadzaj. - Sharri urwaa na widok chopaka z karabinem niedbale
przerzuconym przez rami. Uderzy j jego umiech. Prosz, partyzant, a zadowolony ze swego
losu. - Kto ty?
- Ja z oddziau Kolesia Varika.
- No co tam?
- Z meldunkiem przyszedem - powiedzia chopak. Mia obuzerk twarz i zawadiacki
sposb bycia. Wszystko w nim mwio, e do partyzantw nie przyczy si, by walczy o
sprawiedliwo spoeczn ani o jakiekolwiek inne brednie w swoim mniemaniu. Interesowaa go
przygoda, strzelanka i upy. No i adne dziewczyny, w ktrych oczach by bohaterem. I to
wszystko. By moe tylko w odwrotnej kolejnoci. - Bo Kole strasznie le si poczu. Kaszla
i wymiotowa, i w ogle... No i lekarza potrzebowa. A konkretnie, jego lekarstw, bo sam
wiedzia, co mu jest, nie? A najznakomitszy lekarz to w miasteczku Kirsty mieszka. No tomy
poszli na gbokie tyy imperialnej armii przemytniczym szlakiem. No i...
- Nie mw, ecie weszli tak o do miasteczka za plecami cesarskiej armii?
- No nie mwi, tylko mwi wanie, emy weszli! Ale fajnie byo. wit, mga, a tu
Kole Varik, na mule siedzc okrakiem, wjeda do miasteczka. Szef kaszle, prycha, rzzi, a
my, idc w dwch rzdach pod cianami, strzelamy od czasu do czasu, jak kto si z okna
wychyli. Ale fajnie! Zajlimy miasteczko w jednej chwili. A strach w mieszkacw wstpi!
Uciekali, arcie wynosili, jak tylko kto z naszych krzykn. Wino, owoce, wszystko, co kto
chcia, normalnie. A lekarz zaj si szefem, no i teraz go tam podejmuje. Ale Kole kaza
zameldowa dowdcy, e jego oddzia zmieni miejsce stacjonowania.
ROZDZIA 12
To wcale nie byo tak, e ca gr wydrono, tworzc cig sztucznych jaski. A tak tytanicznej
pracy budowniczowie nie wykonali. Najczstszym sposobem zagospodarowania gry, jeli
mona uy tego okrelenia, byo wykorzystanie naturalnych rozpadlin i stromych wwozw. Po
prostu dzielono je stropami, uzyskujc w ten sposb szereg pomieszcze, jedno nad drugim,
skomunikowanych gwnie za pomoc drabin, rzadziej schodw o skonych stopniach. Kto, kto
tu zama nog, by prawdopodobnie przykuty do jednego pomieszczenia do czasu, a
wyzdrowia. A zapasy i wszystkie potrzebne rzeczy dwigano z pitra na pitro po prostu na
plecach. Prymitywne, napdzane prac mini windy byy tu rzadkoci. Jeszcze rzadsze byy
transportowe pochylnie i dwigi.
Natomiast przy naturalnych jaskiniach, ktre adaptowano na potrzeby mieszkacw, kto
wykaza si nieprawdopodobnym wrcz kunsztem. System dowietle ciemnych komr to istny
majstersztyk. Specjalne lustra rozprowadzay wiato z maych otworw, ktre wykuto w skale
do rwnomiernie po caych salach. Z kolei wszystkie sztuczne jaskinie, wykute od podstaw,
wyrniay si ogromnymi otworami prowadzcymi na wielkie tarasy. Kady z nich, niezalenie
od wysokoci, na ktrej si znajdowa, pozbawiony by jakiejkolwiek barierki czy choby
porczy. Osoby z lkiem wysokoci w ogle nie powinny si na nich pojawia.
Najciekawszy okaza si jednak brak jakiejkolwiek intymnoci. W adnym z pomieszcze
nie byo wydzielonych korytarzy. Jeli szo si poziomym cigiem, to po prostu z pokoju do
pokoju. Jednego za drugim, nierzadko przez sam rodek. Mieszkajcy tam ludzie nie reagowali
na przechodzcych. Mona byo zobaczy wszystko. Kady etap dnia codziennego, kad chwil
z ycia rodzin. Tomaszewski pocztkowo by zdziwiony, e nikt nie zwraca uwagi choby na
jego nieznany tu mundur. Ale szybko zrozumia, e to po prostu wymg. Konsekwencja ycia w
pokojach przechodnich. Kady, kto szed gdzie zaatwi jakkolwiek spraw, si rzeczy
przechodzi przez sam rodek domw, w ktrych toczyo si codzienne ycie. Szybko dao si
zauway, e obojtno wobec przechodzcych jest koniecznoci. Tomaszewski by wiadkiem
wielu intymnych scen i czynnoci, podczas ktrych sam wolaby nie by obserwowany przez
obcych. Widzia kochajc si par. Spokojnie, na oczach wszystkich, pod cieniutkim kocykiem.
Jedyn rnic w stosunku do zachowa innych par w innych kulturach by fakt, e kobieta w
trakcie uniesie zachowywaa si wyjtkowo cicho. Ale przez to moe i sam akt wydawa si
bardziej przepeniony czuoci ni zazwyczaj.
Tomaszewski w kadym razie dozna szoku, kiedy dotar do celu podry, wielkiego
hangaru na aparaty latajce. Monstrualna sala bya kiedy naturaln jaskini. W zewntrznej
cianie wykuto tylko wielki otwr prowadzcy na wyrwnany taras, a w rodku wybudowano
rwniutek drewnian podog. Zgromadzone tu, stojce obok siebie w rnym stadium
zoenia lub podwieszone pod sklepieniem aparaty latajce robiy piorunujce wraenie.
- Co ci tak poruszyo? - Ina wydawaa si zaskoczona jego reakcj.
- Te aparaty latajce.
- Przecie wy te umiecie lata.
- Nie porwnuj. Setki lat rozwoju rnych technologii doprowadziy do tego, e latamy.
Siowo, mechanicznie, w sposb wymuszony i wykorzystujc prawa fizyczne jakby w sposb
bdcy wbrew naturze. A tu? Boe... Jak mona si unie na tych trzcinkach i bonach? To dla
mnie szok.
- Mwiam: jak si nie ma pecha, mona tym lecie prawie w nieskoczono.
- Przecie to wszystko jest takie leciutkie, kruche, mam wraenie, e gdybym na tym
usiad, tobym poama ze szcztem.
- Dlatego nasi piloci musz te by leciutecy.
- No bez przesady. Jeli kichn, te bony si porozrywaj.
- Wbrew pozorom nie. Ale aparaty musz by leciutkie. W dalekim zwiadzie pilot czsto
musi nie cay latawiec nawet wiele dni.
- Wrcz nieprawdopodobne. - Tomaszewski podszed do najbliszego aparatu i pochyli
si nad nim z tak ostronoci, jakby to by najcenniejszy eksponat w muzeum staroytnoci.
- Co ci tak dziwi?
- Brak jakichkolwiek przyrzdw!
Zacza si mia.
- Ach, teraz rozumiem. - Pacna si doni w czoo. - A tak nas to dziwio, kiedy
ogldalimy wasz maszyn. Te wszystkie rzeczy, ktre chyba podpowiadaj wam, jak lecie.
- No wiesz, nie bardzo sobie wyobraam, jak wy z kolei moecie lata. Bez sztucznego
horyzontu, wariometru, busoli, yrokompasu, miernikw cinienia i caej masy innych
wskanikw.
- Troch rozumiem. - Zmarszczya brwi. - Wiem, co to cinienie, cho my tego sowa
uywamy w troch innym znaczeniu. Ale po co wam horyzont, i to sztuczny?
- A jak si dowiedzie, czy lecisz w gr, w d, czy krzywo?
- Przecie wida.
- W nocy te wida? We mgle te wida? A w chmurach jak z tym widzeniem bdzie?
- O Bogowie! - Westchna z wyranym podziwem. - I wy to wszystko macie na
przyrzdach? To wszystko da si zmierzy?
- Tak. A wy?
- U nas pilot jest wszystkimi przyrzdami. I musi sam wszystko czu. Dlatego wstpny
wybr pilota nastpuje czsto przed urodzeniem, a sita selekcji zaczynaj dziaa od
najwczeniejszego dziecistwa.
- Jak to przed urodzeniem?
- Musi istnie due prawdopodobiestwo, e dziewczynka bdzie miaa odpowiednie
predyspozycje i nie uronie potem za bardzo. A oswajanie z powietrzem, z pogod i jej zmianami
nastpuje od razu po urodzeniu.
- I tylko dziewczynki?
- Do dalekiego zwiadu chopcy si nie nadaj. Wyrastaj za duzi.
- Jak mona czu sob zmiany cinienia na przykad?
Wzruszya ramionami.
- To akurat najprostsze. Specjalici ami dziecku koci obu doni. O te. - Pokazaa
palcem ko, ktra czya najmniejszy palec z nadgarstkiem. - Kad do amie si w inny
sposb, a zama nie nastawia, zrastaj si troch krzywo. Do dzi zreszt, jak kada z nas, mam
nie do koca sprawne donie, cho uszczerbek jest znikomy. No i dziki temu poprzez bl czuj
kad zmian pogody, kady skok cinienia, kady nadchodzcy front. A rnice w blu obu
doni pozwalaj mi odczuwa nawet kierunek przesuwania si mas powietrza.
Tomaszewski by wstrznity tym, co usysza. Ludzie jako ywe przyrzdy pomiarowe.
A wskanikiem jest bl. Niesychane, mwic bardzo delikatnie.
- Kiedy od dziecka, od niemowlcia, jeste do czego przeznaczony, bez trudu znosisz
bl. Bo wszystko jest dla ciebie. Treningi, loty z kim starszym, lizgacze, dosownie wszystko.
Istota wybrana, ktra moe robi, co chce. Wymaga si od niej tylko cikiej harwki i
bezgranicznego powicenia. Ale nie za darmo. Powoli stajesz si boyszczem.
- Mwisz to chyba ze smutkiem.
Przytakna.
- Wiesz, nadchodzi moment, kiedy to naprawd staje si twoim przeznaczeniem.
Powietrze staje si bardziej naturalnym rodowiskiem ni ziemia. Czujesz si wolna, taka jak
ptak, wolna nawet bardziej ni one. Stajesz si pani przestworzy. Czym innym ni reszta ludzi.
A ja byam jedn z najlepszych. Mwili o mnie pilot natchniony. Wznosiam si tam, gdzie
innych ogarnia ju strach, szybowaam bez adnych granic.
- I co? - Tomaszewski nie wiedzia, czy nie jest zbyt obcesowy. Wspomnienia chyba za
bardzo bolay In.
- Nic. Rosam bez opamitania, a kiedy staam si kobiet, zaczam te ty.
- Ty? Jeste szczupa!
- Szczupa, ale nie chuda. Usiowaam si nawet godzi. Nie dojadaam tak, e traciam
przytomno. I nic. A w dodatku szybko to odkryli.
- Pilot nie moe traci przytomnoci? Nie moe mu si robi ciemno przed oczami?
- Wanie. - Pod powiekami Iny pojawiy si zy. - No i... istota stworzona do unoszenia
si w przestworzach, do wolnoci bez granic zostaa zesana na ziemi. Na wasnych nogach. I
jak kada kobieta, ktra poza lataniem niczego nie umie, odesana do garw.
- Nie przesadzasz? Masz chyba unikatowe zdolnoci.
- I co z tego, jeli nie mog lata? Pewnie, e mam. - Znowu wzruszya ramionami. Mog uczy modych, ale tylko teoretycznie. Czyli w gr wchodz bardzo mae dzieci. Mog te
pracowa w hangarze. Pomaga przy startach. - Zaama jej si gos. - Ale z tego sama
zrezygnowaam. Nie mog znie widoku latajcych dziewczyn, podczas kiedy sama wiem, e
jestem od nich sto razy lepsza, a do koca ycia pozostan tutaj. Jak kaleka. - Ina otara zy. Znajomi mwi, e podobno dobrze gotuj. Mog to by tylko uprzejmoci. Taka jamuna dla
upoledzonej. Niech si cieszy, gupia.
- Chyba ci rozumiem.
- Co? Jeste teraz marynarzem bez swojego okrtu?
- Nie. Nigdy nie marzyem o marynarce wojennej. Waciwie to rodzina zmusia mnie do
kariery na morzu, bo wujek jest admiraem i musiaem kontynuowa tradycj.
Spojrzaa na niego z cieniem zaciekawienia.
- A kim chciae by?
- Szpiegiem! - odpar bez wahania. - Wiesz, od dziecka pochaniaem filmy i powieci
sensacyjne. A tam szpiedzy z piknymi kobietami w szybkich samochodach...
Ina pewnie nie rozumiaa takich poj, jak powie, film czy samochd, ale kontekst
wyczuwaa idealnie.
- I co? Nie spenio si?
- W pewnym sensie spenio, bo marynarka ma swj wasny wywiad. I powiedzmy nawet,
e pikne kobiety s. - Wskaza kurtuazyjnie In. - Ale gdzie, do cholery jasnej, szybkie
samochody?!
Dalej nie rozumiaa wszystkiego, ale rozbawi j swoim uniesieniem.
- No widzisz, a mnie wycignli z lamusa, dopiero kiedy ty si pojawie. Myleli, e
jeste pilotem i jako si dogadamy. Ale i tego zadania nie wykonaam.
- Bez przesady, dogadamy si. - Tomaszewski pooy Inie do na ramieniu. Drgna, co
wzi za dobry znak. Niesamowite, jak dobrze mg si z ni porozumie, i to od pocztku. Zaraz, ale mwia, e jednak latasz, na tych lizgaczach czy jak.
Machna lekcewaco rk.
- lizgacze stosuje si w sytuacjach awaryjnych. To jeden krtki, nudny lot z
czstotliwoci raz na rok albo na dwa lata. A moe i rzadziej.
- Aha. No to faktycznie niedobrze.
- No.
Przytulia si do niego lekko. Chyba po to, eby ukry wyraz twarzy. Po chwili odsuna
- A poruszaj sobie, czym chcesz. Oprcz tych dwch spustw. - Pokaza jej czerwone
klapki zabezpieczajce dwignie strzaowe.
- A co to jest?
- Spusty, ktre uruchamiaj adunki wybuchowe do odstrzelenia opat wirnika. Tych u
gry. - Wskaza palcem. - Tych, ktre stanowi si non maszyny. Naprawd uwaaj, bo
adunki s tak skonstruowane, e zadziaaj nawet w hangarze.
- A po co odstrzeliwa opaty?
- Jeli maszyna zacznie spada, a my z niej wyskoczymy, to te opaty zabij nas
momentalnie. W mgnieniu oka.
- A po co wyskakiwa? Przecie i tak zginiemy od uderzenia w ziemi.
- Wcale nie. To, na czym siedzisz, to spadochron. Gdyby miaa zaoon uprz, po
szarpniciu tej dwigni rozwinie si nad tob czasza, ktra spowolni upadek. Co najwyej
zamiesz sobie nog. Chocia... Przy twoim ciarze czasza raczej uniesie ci na jakim ciepym
prdzie.
Pokazaa mu jzyk. I to na ca dugo.
- W ten sposb podrowao dwch ludzi nad oceanem. Zauwaya ich jedna z naszych
dziewczyn ze zwiadu.
- Kai i Nuk - domyli si Tomaszewski. - One miay spadochrony typu latajce skrzydo.
Zupenie inne. - Zamyli si, bo wspomnienie o modej czarownicy okazao si bardzo
intensywne. - Cae zdarzenie musiao da wam wiele do mylenia, prawda?
- Nie, nie dao. Nikt jej nie uwierzy.
Popatrzyli na siebie w milczeniu, a potem naraz wybuchnli miechem. Co za
niesamowita dziewczyna. Tomaszewski przez cay czas mia wraenie, e rozmawia z kim, kto
tak jak on wychowa si w jego kulturze. I w dodatku e zna tego kogo od wielu, wielu lat.
Nawet w Polsce niezmiernie rzadko ogarniao go takie uczucie. A tu? Poza kracem wiata?
Nieprawdopodobne.
- No dobra, bo mnie ciekawo poera - powiedziaa. - Poka mi, jak si tym lata.
- Po praw rk na wolancie, lew na dwigni gazu. O tak. Tu masz przekadni, a tu
przeoenie i przeniesienie napdu. I rozdzielnik.
- O Bogowie!
- Ju wymikasz, Inna? Jeszcze nie zaczem.
- No to mw dalej.
- Tu masz panel sterowania silnikiem i przyrzdy. Cinienie oleju, temperatura, obroty,
przekadnia. Tym regulujesz skad mieszanki paliwa i powietrza, a tym dopyw paliwa. Tu
regulujesz skok miga, tego pchajcego. Teraz ukad przeniesienia. To ten tutaj i przyrzdy, ktre
pokazuj ci stan gwnej przekadni oraz ustawienie opat wirnika, tego u gry. Przed tob
natomiast s gwne zegary. Sztuczny horyzont, cinieniomierze, wysokociomierz, wariometr,
zakrtomierz...
- Bogowie, przesta! Tego, tego... si nie da ogarn umysem.
- To zaley od pojemnoci czaszki, a co za tym idzie, wielkoci wspomnianego umysu.
Uderzya go pici w rami. Pewnie z caej siy w swoim rozumieniu. Tomaszewski
jednak ledwie poczu.
- Czego nie rozumiesz jak dotd?
- Na zaraz wam ten sztuczny horyzont na przykad, skoro jest przecie naturalny?
- Dobra, nie bd ju wspomina o nocy, mgle czy chmurach. Ale musisz zrozumie jedn
rzecz. Ta maszyna, w ktrej siedzimy, jest tak naprawd jednym wielkim generatorem mocy. I
wytwarza siy, ktre s wbrew naturze. Na przykad si odrodkow. Kiedy kolega z lotnictwa
dwigar.
- I nie moesz si porozumie ze swoimi?
Cmokn cicho.
- To tylko jedna lampa... - Nie wiedzia, jak to powiedzie. - Nie wozi si ze sob
zapasowych, ale do dyspozycji jest przecie krokomierz. Gdyby tylko wymontowa z niego
jedn i wsadzi tutaj. Tyle e nie mam pojcia, czy tak mona zrobi.
-le?
- Cholera! Jestem marynarzem, a nie elektrotechnikiem! Za moich czasw na akademii
morskiej nie byo tych komputerw Wyszyskiej.
- I po prostu nie potrafisz? - domylia si.
- Nawet nie wiem, czy tak mona - powtrzy, usiujc ukry przed In ton rezygnacji. No i krokomierz potrzebny mi jest do czego innego.
- A krokomierz to jest to pudo tutaj? - Spojrzaa na komandora z cieniem strachu. Intuicja
podpowiadaa jej, e drugie wane urzdzenie musi sta obok pierwszego wanego. No i miaa
niesamowity wzrok.
Owietli wskazan skrzynk. Ogromna przestrzelina bya widoczna dokadnie na rodku
pokrywy.
- No adnie - mrukn. - To ju wszystko jasne.
- A po co ci by ten krokomierz? - spytaa, cigle pena ciekawoci.
- Zapisywa parametry lotu. No i mia analizator, ktry potrafi powiedzie, jaki dystans
przebylimy w trudnych warunkach. Ale to nic takiego.
Wyjani jej, e moe przecie wzi sekstant i okreli w najblisze poudnie swoje
pooenie geograficzne. Jej kraju na polskich mapach nie ma, ale to nie problem. Odlego
mona okreli, porwnujc wsprzdne jego i lotniska. Niestety, jego zegarek nie by przez
duszy czas nakrcany i stoi. Dlatego najpierw musi okreli, kiedy nastpi rodek dnia, i
ponownie go nastawi. A to potrwa.
Ina zacza si mia. Wyjania, e nie s takimi prymitywami, jak ich podejrzewa, i na
terenie twierdzy jest wiele zegarw sonecznych. I ona powie mu, kiedy bdzie poudnie. Niech
sobie okrela swoj pozycj i oblicza odlego. Z tym jednak, e jest duo prostsza i szybsza
moliwo.
Dziewczyna zgrabnie wyskoczya z kabiny i podesza do najbliszego lizgacza. Z
wntrza wycigna du pacht papieru.
- Widzisz, nasze mapy na pewno si nie pokrywaj. - Pooya pacht na siedzeniu pilota.
- Ale przecie gdzie musz by na nich punkty styczne. Zaznaczone i u was, i u nas, na samych
granicach, przy krawdziach.
- Inna! Psiakrew, jeste genialna! - Tomaszewski wyj ze schowka swoj map,
rozprostowa i oboje zaczli porwnywa. I cho przeszli w tym zakresie diametralnie rne
szkoy, to ta czynno bya wsplna i dla lotnikw, i dla marynarzy. Obie profesje musiay si
zna na dokadnej kartografii pod grob utraty ycia.
- O, tutaj, tutaj! - Dziewczyna jedn rk pokazywaa co na jednej mapie, drug na
drugiej. - Patrz! To jest takie samo!
- Moesz mie racj, Inna. Trzeba tylko przeskalowa. - Tomaszewski szybko tworzy
owkiem szkic na wyrwanej z notesu kartce.
- Teraz widz! - ekscytowaa si dziewczyna. - Nasze mapy pasuj do siebie w tym
miejscu!
- Tak, s kompatybilne. I to nawet z niewielkim tylko przelicznikiem. - Tomaszewski
skin gow. - No to mam odlego na rysunku. Teraz tylko skalweczka... - Wyj z mapnika
przepustk przed nosem i bez wyrazu, bez cienia ekspresji mwi: komendantura.
Na chwil zapada cisza. Przerwa bya najwyraniej potrzebna Nuk dla wzmoenia efektu
dramatycznego.
- A oni w jednej chwili zesrani! - krzykna nagle. - Gwno leci na ziemi, smrd si
dookoa niesie! Strach na ich twarzach przypomina eksplozj!
- Mam tylko nadziej, e to poetycka przenonia - mrukna Kai. - I e nikt nie sra na
rodku magazynu z ywnoci!
- Oj no, sama rozumiesz. - Nuk machna rk. - A jak ju wszyscy zamarli i nie mi
wzi oddechu, kiedy umieranie z braku powietrza ju im pisane, wtedy cicho i beznamitnie
wymieniam, jakich wieych rzeczy potrzebujemy na jutro. Wtedy najodwaniejszy z nich
zapewnia, e rano bdzie na mnie czekao wszystko, co chc dla komendanta. A ja dopiero wtedy
rozdzieram mord: Jak to czekay, krzycz. Co ty mylisz, e se ze mnie dziewk na posyki
zrobisz?! Jutro o wicie w zbach mi to pod drzwi komendantury przyniesiesz i tam na
czworakach czeka na mnie bdziesz! I mdl si, ebym ci stamtd z powrotem pucia, a nie
zatrzymaa, wiesz gdzie...
- No chyba tak nie powiedziaa? artujesz, prawda?
- Nie artuj. A co oni mi mog?
Kai zapowietrzyo.
- Albo kpisz, albo zapomniaa, e jestemy agentami i chyba nie powinnymy si
wyrnia?
- Wcale nie kpi. - Nuk zmarszczya brwi, zastanawiajc si, na ile podkoloryzowaa
swoj opowie i sama zacza w ni wierzy. Wyszo jej, e nie za duo, bo z ca pewnoci
zakoczya: - Jutro bdziemy miay wszystko wiee i pod nos. A sama mwia, e jak
dostaniemy produkty prosto od chopa, to z tym glutaminianem damy rad.
Czarownica ukrya twarz w doniach.
- Ale nie sdziam, e tak nawywijasz.
- E tam! - Nuk machna doni. - A ty co zaatwia?
Kai opucia rce i zerkna na koleank z umiechem.
- Optaam jednego stranika - powiedziaa triumfalnie. - I bd miaa to, co chcemy.
Tylko ty si znasz na ludziach, wic wolaabym, ebymy razem tam poszy.
- Czarw uya z tym stranikiem?
- Nie uywam czarw pod bokiem obcych czarownikw, gupia. A moe inaczej, uyam
czarw, ktre s w dyspozycji kadej kobiety.
Nuk podesza bliej i dotkna wasnym czoem czoa koleanki. No tak, Kai z coraz
wiksz pewnoci zaczynaa rozumie, e jest mod, atrakcyjn kobiet. A dziki Krzykowi i
temu, w jakich sferach obracaa si w Negger Bank, zaczynaa te wiele rozumie na temat istoty
relacji kobiet i mczyzn.
- Co wymylia, zarazo jedna?
- Wiesz, trudno raczej uzna nas za kucharki, nie?
- Co to ma do rzeczy?
- Widzisz, dowiedziaam si, co tu jest grane. - Kai kiwna gow w stron gmachu
wizienia. - Tam s tysice aresztowanych. Dziesitki tysicy. Przytaczajca wikszo ma
sprawy dte w rodzaju nie do adnie paka z okazji aoby narodowej i dalej w tym stylu.
- I co?
- I oni wszyscy id na wojn. Do karnych oddziaw. Poza garsteczk, ktra ma
prawdziwe sprawy w toku, za prawdziwe przestpstwa. No i pomylaam sobie, e atwo kogo,
kto nie do adnie paka, wycign z transportu na mier, jeli si jest kuchark komendanta,
prawda?
- Dobrze kombinujesz. I co wymylia?
- To, e wycign jednego winia. Najlepszego kucharza spord tysicy winiw.
Nuk spojrzaa na czarownic z niekamanym podziwem.
- Kai, ty jeste genialna!
- Niech ci Bogowie zapac za dobre sowo.
- Ale zaraz? Mamy teraz i i wybra kogo z setek cel?
- No nie. Tym si stranik zaj. Wybra kilku, co mieli napisane, e z zawodu s
kucharzami. A ja poprosiam go, eby ich wszystkich tu przyprowadzi i niech kady co upichci.
Tam, w kuchni. - Kai wskazaa kciukiem cian dzielc ich od pomieszcze sucych do
przygotowywania posikw.
- I? I oni tam gotuj?
- Myl, e ju skoczyli. Strasznie si grzebaa na miecie.
Nuk wzruszya ramionami.
- To chodmy sprawdzi, jak im poszo - powiedziaa.
- Ty id.
- Jak to ja? Sama?
- No. Ja nie mog, bo mam za mikkie serce.
Sierant opady rce. Nie zrozumiaa czarownicy. Co ma serce do konsumpcji i oceny
jakoci potraw? Patrzya na Kai podejrzliwie. Na szczcie ta zacza wyjania.
- Bo widzisz. Wycign moemy tylko jednego. A to oznacza, e pozostali musz wrci
do swoich cel. A ja nie bd w stanie nikogo odesa z powrotem na mier. Nie mogabym im
spojrze w oczy.
- Aha! To znaczy, e ja mam to zrobi, tak?
- No tak. Bo ty masz dowiadczenie w armii. Niejednokrotnie przecie posyaa ju ludzi
na mier.
Nuk o mao nie eksplodowaa.
- Jest, kurwa, zasadnicza rnica posa kogo do ataku, gdzie kady ma jednak szans, a
odesa na transport cmentarny!
- No wanie. I tylko kto o tak elaznej woli jak ty moe sobie poradzi z tym
problemem. - Czarownica zrobia w ty zwrot, podesza do zakratowanego okna i opara si
rkami o wski parapet. Z wielkim zaangaowaniem i ca sob zacza obserwowa, co te
interesujcego dzieje si na otoczonym murami placu. Chwilowo nie dziao si nic takiego, a plac
zasadniczo by pusty, ale uwaga czarownicy nie saba, bo moe co zacznie si dzia.
- Aha... - Kai przypomniaa sobie co i odwrcia na chwil gow. - Jakby oni ugotowali
jakie smaczne rzeczy, to przynie. Bo chyba wanie zgodniaam z tego wszystkiego.
co zamieniao je w jedno wielkie ognisko rzenia, kaszlu, charkotu. Wzicie oddechu zakrawao
na cud, a odkrztuszenie czegokolwiek byo niemoliwe. Mia wtedy wraenie, e yje
praktycznie na bezdechu.
Na chorob nie byo lekarstwa. Teoretycznie troch pomagay rnego rodzaju rodki
uspokajajce, ale mia wraenie, e dziaaj bardziej na umys ni na ciao. Mona byo, wzorem
mitycznego Zaana, ktry rwnie na to cierpia, topi si powoli w alkoholu. Varik jednak czyta
kroniki uwanie i wiedzia, jak to si skoczyo u wielkiego filozofa. Pi coraz wicej, a
zbawienne dla umysu skutki tego picia byy coraz mniejsze. Natomiast przykre efekty uboczne
coraz wiksze. A ulgi tak naprawd adnej, bo nawet zamroczenie byo z biegiem lat krtsze.
Kiedy y w miecie, zawsze na czas penej wiosny chowa si w ciemnym pomieszczeniu, kaza
zasania okna grubymi kotarami, zamyka drzwi. I tam, w zaduchu, moe nawet czu pewn
ulg, a moe tylko tak mu si wydawao. Ale tu teraz? W lesie nie mg ju wytrzyma, a
blisko morza dawaa pewn ulg, wic wkroczy na czele swojego szczupego oddziau do tego
zapomnianego przez Bogw miasteczka na dalekim zapleczu imperialnej armii operujcej w
okolicach Kong.
A teraz ten dziwny okrzyk.
- Hej, ty! Wyjd!
Varik chwia si na nogach. Z najwyszym trudem zapi pas z kabur rewolweru, woy
do niej bro. A potem mimo upau narzuci na ramiona zrabowany czarownikowi paszcz. Jeszcze
tylko rozklepany kapelusz bez ronda i ju mg wyj na spotkanie przeznaczenia. By sam.
Gocinny lekarz, ktry go przyj, poszed na targ uzupeni domowe zapasy. Partyzanci zostali
rozmieszczeni w kwaterach wok. Jeli nie nastpio nic nieprzewidzianego, to teraz, kiedy na
ulicy pojawi si intruz, powinni ju zajmowa stanowiska na dachach budynkw. A czy
zajmowali? Zaraza jedna wie. Problemem jego oddziau byo to, e skada si generalnie z
idiotw.
- Hej, ty!
Varik pchn drzwi i wyszed na wsk werand. Dugo nie mg otworzy olepionych
nawa wiata oczu. Byo samo poudnie, soce operowao z bezlitosn ostroci. Nasad doni
usiowa przetrze piekce powieki, ale niewiele to dao. Kiedy tylko mg dostrzec cokolwiek,
ruszy naprzd. Po kilku krokach stan na rodku ulicy. Tyem do soca, przodem natomiast do
starszego mczyzny w cywilnym ubraniu. Nie mczyzna by jednak gwnym problemem. O
bl istnienia przyprawiao raczej kilkudziesiciu mczyzn z karabinami, ktrzy stali za plecami
cywila. Mieli na sobie mundury miejskiej stray. Prawdopodobnie przybyli wic z najbliszego
wikszego miasta. Tu, w tej dziurze, adnej stray nie byo. Jak przedostali si przez lini wart? A
zaraza ich wie, nie mogo to jednak by trudne. Czy nie wspomina przed chwil, e jego
oddzia skada si gwnie z kretynw? Lud zgaszajcy si dobrowolnie do walczcych
oddziaw, niestety, nie by dobrym wojskiem.
- Czego chcesz, kole? - wychrypia.
- Jestem prefektem stray. - Mczyzna nie mia przy sobie adnej broni. Pewnie mg
liczy na swoich ludzi. Na ludzi i ich wyszkolenie. - Jeli chodzi o wadz cywiln, ten teren
podlega wanie mnie.
- No i?
- Mam dla ciebie propozycj. Ofert, ktrej nie mogaby zoy armia. Proponuj ci
dogadanie si.
- A w jakiej kwestii, kole, chcesz si ze mn dogadywa?
Prefekt umiechn si lekko. By kostycznym czowiekiem, lecz z ca pewnoci nie by
mao inteligentny.
A za nim tyralier szli partyzanci, trzymajc w rkach szybkostrzelne karabiny. I to nie byle jacy.
To byy weteranki z Negger Bank. Osaniane przez maszynowe karabiny Kadira.
- No nie... - Varik spuci kurek w swoim rewolwerze. - Co zamierzam popeni jaki
bohaterski czyn, to...
- Chyba dokona, a nie popeni - krzykna Shen.
- Jestem bandyt w wietle prawa, wic czyny popeniam, choby i bohaterskie.
- Ach, zapomniaam, e jeste potwornie wyksztacony. - Shen zatrzymaa konia tu obok
i zgrabnie zeskoczya na bruk. - Nic si nie bj. I tak niedugo bd mwi, e sam jeden ze
spluw w garci pogonie pidziesiciu uzbrojonych stranikw.
- He! - Varik rozejrza si, a potem parskn miechem. - No! Chyba bd!
- Bardzo ci dzikuj, mj ty bohaterze, e zaje ten punkt na imperialnej drodze. Miae
genialny pomys.
- Ale...
Shen nie daa mu dokoczy.
- Sharri! Do mnie! Szykuj posaca do naszego punktu cznoci z Polakami.
- Jasne!
- Podyktuj ci list do Randa i...
- Syszaam, e Tomaszewskiego nie ma w bazie.
- To do Rosenbluma. I... - Shen klasna w donie. -i najwaniejsze. Do Wyszyskiej!
- I co? - zapytaa Kai, siedzca na workach pod oknem ich kanciapy. - I dziki temu
darowi zostae kucharzem samego ksicia?
- Tak wanie.
- A jak ci ksi znalaz? Sam mwisz, e adnych szk nie koczye, u mistrza nie
terminowae, wic skd si o tobie dowiedzia? Tak ci wzi? Z targu czy z ulicy?
- Nie. To znajomi znaleli...
- Nie pierdol mi tu. - Nuk nachylia si nad kucharzem. - Jeszcze moment i zaczniesz nam
wmawia, e twoi znajomi s te znajomymi samego ksicia.
- Nie, nie, nie, no skd. - Agire zaprzecza gwatownymi ruchami gowy, jednoczenie
unoszc rce w odegnujcym gecie. - Po prostu mj wujek zna ochmistrza...
Kai chyba stracia cierpliwo.
- Nuk, przylej mu z caej siy - mrukna. - Albo nie - zmienia zdanie. - Odprowad go do
Wzruszy ramionami. Ledwie zipa. Przy kadym wdechu sycha byo rzenie, prawie
nie mg otworzy zaropiaych oczu.
- Dam rad - wychrypia.
- Szlag! Chod tu. - Wyszyska zacza szuka w swoim plecaku podrcznej apteczki. Suchaj, Kadir. - Miaa podzieln uwag i najwyraniej nie zamierzaa traci czasu na tylko jedn
czynno naraz. - Czy daby rad wysadzi drog albo zawali skaami po jednej i po drugiej
stronie miasteczka?
- Oczywicie. Mog zablokowa imperialn drog. Prochu powinno wystarczy.
- No to przelicz wszystko dokadnie i polij ludzi, eby przygotowali stanowiska
strzaowe.
- To bdzie raczej kiepska przeszkoda dla imperialnej armii.
- Posuchaj, zawalona skaami czy wysadzona droga, ktra osunie si do morza, to
rzeczywicie maa przeszkoda. Ale groba jej wysadzenia to ju rzecz bardzo powana. Nie
doceniasz ludzkiej psychologii.
Kadir umiechn si radonie.
- Moesz mie racj. Czowiek bardziej boi si tego, co mogoby by, co grozi,
zapowiada si zowieszczo, ni tego, co ju si stao.
- Wanie. Mamy bardzo mao czasu. Zajmij si tym, jeli mgby wywiadczy mi t
uprzejmo.
Wyszyska najwyraniej znalaza w plecaku to, czego szukaa. Przez chwil przegldaa
zawarto wyjtej torebki. Nalaa do nakrtki swojej manierki troch wody, wrzucia tam bia
pastylk, ktra natychmiast zacza musowa i pieni si obficie.
- Masz, we to. - Podaa Varikowi inn pastylk i kazaa popi buzujcym bia pian
pynem. - Nie uzdrowi ci natychmiast, ale powinno powstrzyma wikszo objaww. A teraz
rb wydech. Na tyle, na ile moesz. - Zacza energicznie potrzsa doni, w ktrej trzymaa
niewielki metalowy przedmiot. - To inhalator - wyjania. - A teraz wdech! - Przytkna wylot
metalowej tulejki do ust Kolesia. Rozleg si cichy syk jakiego gazu. - I jeszcze raz. Powtrzya ca procedur, a potem kazaa Varikowi usi na kamiennych schodach
prowadzcych do karczmy. Stana za nim i odchylia mu gow do tyu, opierajc jej czubek o
wasne nogi. Z maej buteleczki wpucia mu po kilka kropel bezbarwnego pynu do kadej ze
spojwek. - No, ju bardziej ci nie mog zachemizowa - zaartowaa. - Sied tu i czekaj, a si
polepszy.
Kadir, ktry przyglda si kadej czynnoci z duym zainteresowaniem, mia jednak
wtpliwoci.
- To pomoe? Dawno nie widziaem czowieka w tak zym stanie.
- Szczerze mwic, nie wiem. - Wyszyska nie zamierzaa niczego udawa. Jej
bezporednio bya a bolesna. - Albo umrze, albo lekarstwa zadziaaj.
- A wiesz przynajmniej, co mu jest?
- Jestem inynierem, nie lekarzem. - Tu rwnie nie zamierzaa niczego przed chorym
udawa. - A podaam mu leki na alergi. Jeli to nie alergia, to mu zaszkodz.
Sharri potrzsna gow i chciaa co powiedzie, nie zostaa jednak dopuszczona do
gosu.
- Masz przygotowany jaki tekst? eby przemwi do ludu?
- Tak na ju to nie. - Bya kapanka, przywrcona na waciwe tory mylenia, zmarszczya
brwi. - Ale w kadej chwili mog co skleci.
- Co przeomowego, prosz. - Wyszyska odwrcia si do Shen: - Ilu kurierw jest ju
w miasteczku?
- Omiu.
- Strasznie mao. Trudno, nie czekamy na nastpnych, bo nie mamy czasu. Shen...
- Tak?
- Ka swoim spdzi ludzi na gwny plac. Kurierom zapowiedz, eby te przyszli.
Wygosisz przemwienie do narodu. A ja bym potrzebowaa kogo, kto umie adnie pisa.
Wyszyska miaa dar organizowania wszystkiego tu i teraz. Przecie to, o czym mwia,
byo ju wymylone, przewidziane, gotowe do realizacji. Tyle tylko, e jako nikt nie okreli ani
terminu rozpoczcia, ani chwili, w ktrej konkretny etap powinien si zacz. Teraz jednak kady
wiedzia, co ma robi. Dwie dziewczyny biege w sztuce pisania zostay przydzielone pani
inynier, ludzie zaczynali by zwoywani na plac, kto bieg po kurierw.
- Varik! - Wyszyska chwycia Kolesia pod rami. - Wstawaj!
- Co dziwnego si ze mn dzieje - powiedzia cicho.
- Mnstwo nowoczesnej chemii Kocyana kry w twoich yach. - Podniosa go na si. No chod. Potrzebuj twojej siy przekonywania.
Zerkn do gry wymczony.
- A mam jak?
- Wiesz, podoba mi si facet, ktry za pomoc jednego rewolweru potrafi rozgoni
pidziesiciu stranikw.
- Nie musisz wierzy we wszystko, co o mnie mwi. - Varik opar si na jej ramieniu
caym ciarem. - A w ogle skd wiesz o tym zajciu?
- Suby plotkarskie Randa nie prnuj. Jeste bohaterem ludowym w caym kraju.
- O szlag!
- Skup si teraz. Potrzebuj jakiego stolarza, malarza, kogokolwiek w tym stylu.
Varik odkaszln po raz pierwszy chyba od kilku dni gbiej. I po raz pierwszy wzi
troch gbszy oddech. Ze zdziwieniem obserwowa, co dzieje si z jego organizmem.
- Jest stolarnia przygotowujca stemple do kopal...
- Prowad - Wyszyska przerwaa mu w p sowa. - Dziewczyny! - Zerkna na te, ktre
umiay pisa. - Za mn!
Ruszyli powoli wzdu ulicy. Co dziwnego dziao si z Varikiem. Krcio mu si w
gowie, ledwie szed, ale z drugiej strony z kadym krokiem, szczeglnie kiedy pochyla si do
przodu, mg, kaszlc, odkrztusza to co, co zajmowao mu puca. Straszliwy ciar na
piersiach, ktry go dusi, doprowadzajc do szalestwa, zdawa si male, a myli staway si
coraz bardziej racjonalne.
- To chyba tutaj. - Woln rk otar pot z czoa, zatrzymawszy si przed niskim
budynkiem o cianach wymurowanych z rzecznych kamieni. - Tam na zapleczu powinni by
stolarze.
Wyszyska nie miaa adnych waha. Przerzucia sobie pistolet maszynowy z tyu na
brzuch i pewnym krokiem wesza do rodka.
- Hej, wy tam! Robota jest pilna! Dziewczyny, wy te chodcie tutaj!
Varik usiad pod filarem podtrzymujcym okap dachu. Oddycha wyranie gbiej.
Kaszln kilka razy, ale ju nie sucho. Z kadym kaszlniciem mczcy go ciar stawa si coraz
mniejszy. Poczu, e odpywa. Odgosy ktni Wyszyskiej i stolarzy odsuway si coraz dalej,
pomstowanie majstra stawao si szeptem...
Zasn oparty o kamienn cian. Kiedy otworzy oczy, soce stao ju w zenicie.
Pierwsz konstatacj byo to, e ma suche oczy. adnej ropy, adnych ez. Mia te suchy jzyk to z minusw. Dotkn twarzy. Z nosa nic nie cieko. Nic te nie swdziao. I najwaniejsze.
Wzi gboki oddech. W pucach pozostay tylko sabe powisty. Kaszln lekko kilka razy i w
najstarszych przez dwa mode maestwa po gromadk dzieci. Rozgardiasz rs z kad chwil.
- Wszyscy na ulic!
Patrzyli na niego, niewiele rozumiejc. Varik chwyci za wosy najblisz dziewczynk i
przyoy jej luf rewolweru do gowy.
- Na ulic! - wrzasn. - Doczy do pochodu i krzycze niech yje! albo spal wam
chaup i wszystkich pozabijam!
Tum na zewntrz rs z kad chwil. Dziewczyny z partyzantki usioway wprowadzi
porzdek we wznoszonych okrzykach. Trudno byo mwi o entuzjazmie, ale na pewno ludzie
weszli na plac w stanie najwyszego uniesienia, jeli chodzi o emocje.
Shen wkraczaa wanie w kluczowy fragment swojej pomiennej przemowy.
- Nie! To nie jest zbuntowana prowincja! To my jestemy cesarstwem!
- A tamci, co poprzednio? - odezwa si kto z ludzi, ktrzy wczeniej stali na placu. - A
tamto cesarstwo, co byo?
- Jest od dzisiaj nielegalne!
- Precz! Precz! Precz! - wy tum, ktry dotar na pac wraz ze spontanicznym
pochodem.
- Cesarstwo to my! - ogosia Shen.
- Niech yje! Niech yje! Niech yje! - wrzeszczeli ludzie z pochodu zgodnie z instrukcj
ukrytych za plecami innych dziewczyn z oddziau.
Majster i czeladnicy stolarscy, stanowicy trzon tumu, wiedzieli, e wkurzona
Wyszyska poow z nich moe skosi jedn seri.
- Kochamy ci, Shen! - krzyczeli wic gono. - Shen! Shen! Shen! - wkadali w te sowa
naprawd duo emocji.
- Shen, jeste moj matk! - krzyczaa dziewczynka, ktrej Varik trzyma luf przy
potylicy. Miaa wyjtkowo piskliwy, wybijajcy si ponad okrzyki tumu gos. - Kochamy ci,
Shen!
Liczna rodzina w trosce o dziecko wtrowaa jej z najwyszym oddaniem. Emocje si
udzielay. Ludzi ogarnia sza.
Omiu kurierw Imperialnego Ekspresu patrzyo na wszystko bez sowa. Byli sub
apolityczn i nie wolno im byo niczego interpretowa. Mogli opowiada tylko o tym, co widzieli
na wasne oczy.
ROZDZIA 13
- Poruszaj orczykiem!
Tomaszewski odsun si od steru kierunku, eby nie oberwa w twarz do spor
metalow powierzchni.
- A co to jest orczyk? Bo zapomniaam. - Siedzca w kabinie Ina wychylia si na tyle, na
ile pozwalay na to jej gabaryty. Szczciem przy pomocy miejscowych rzemielnikw udao si
wyregulowa fotel tak, e niewysoka dziewczyna moga ju siga do najwaniejszych dwigni i
przecznikw. Jej pomoc przy naprawie wiatrakowca bya odtd nieoceniona.
- No przecie orczyk to te peday na dole.
- Aha. - Ina zacza kopa na przemian to jeden, to drugi. Sign nie byo atwo, tym
bardziej e przez cay czas usiowaa obserwowa, jaka jest reakcja maszyny na jej ruchy. - I co?
Dziaa?
- Dziaa. Moesz przesta.
zaciski.
Ina zacza grzeba w skrzynce z narzdziami stojcej na fotelu pasaera.
- A czemu ucieklimy z murw, kiedy zacz si szturm? - zapytaa nagle.
- Jak to ucieklimy?! - Tomaszewski, nachylony nad uchwytami stalowych linek
sterujcych, zbyt gwatownie podnis gow i uderzy z caej siy w dwigar towarowy. - O
szlag! Jak to ucieklimy? Sama powiedziaa, e zaraz ci zgniot.
- Bo ja jestem maa i nie nadaj si do walki wrcz. A ty jeste duym mczyzn. Moge
naszym pomc.
- Nie znam si na walce wrcz. A w magazynku subowego pistoletu mam raptem osiem
nabojw. I co miaem z nim zrobi?
- Miae karabin.
- I dwie paczki amunicji w kieszeni. Z czego jedn ju napoczt.
- Ale moge strzela.
- Do tumu ludzi? Po co? No nie... To jest specjalistyczna amunicja, do precyzyjnych,
dalekich strzaw. A nie walenia w tuszcz.
- No i ucieke.
- Poszedem za tob. Na murach podczas szturmu nie snajper potrzebny, tylko chop z
okutym cepem do rozwalania mzgw.
- Teraz mydlisz mi oczy, a ty po prostu nie jeste odwany! Nie chcesz walczy podczas
szturmu, nie chcesz wystartowa t swoj maszyn, bo si boisz, e spadniesz. Moe nie jeste
takim zwykym tchrzem, bo jednak zastrzelie sam jeden na jeziorze dziewiciu ludzi, ale to
byo w rozpaczy. Sam z siebie odwany nie jeste.
Konkluzja Iny sprawia, e Tomaszewski uderzy si osiemnastk w do i zakl tak, jak
aden oficer nie powinien nigdy kl przy kobiecie. Przez chwil sta skonfundowany.
- Ja si boj lecie, mwisz? - sykn po duszej chwili.
- Ewidentnie. - Ina rozoya rce.
- No to jutro lecimy! Zabieram ci ze sob!
Tu zaskoczy troch dziewczyn, szybko si jednak otrzsna.
- Przecie przed chwil mwie, e nie umiesz si tym wznie.
Tomaszewski wyprostowa si, stan przed In w lekkim rozkroku i opar pici o biodra.
Zacz si gono mia. I to z wyran satysfakcj.
- No co? - fukna. - Przecie mwie, e nie umiesz.
- I nie jest mi to do niczego potrzebne!
- Jak to?
- Bo polecisz ty!
Tak go ta myl rozbawia, e dugo nie mg si opanowa. A widzc min dziewczyny,
przeywa chyba najpikniejsze chwile swojego ycia. Zemsta bya sodka.
- No co, tchrzu? - warkn na ni. - Wymikasz?
- Ale ja pojcia nie mam o tej maszynie.
- Ja ci bd ustawia wszystkie przeczniki. Ty tylko chwy za drek sterowy i jazda!
Latanie jest takie samo na wszystkim, co potrafi wznie si w powietrze.
- Ale...
- To ty jeste pilotem, a nie ja. Polecisz, tchrzu! I dopiero kiedy silnik ci ryknie za
tykiem, zrozumiesz, co to prawdziwy strach!
- Nie nazywaj mnie tchrzem!
- A jak ci mam nazwa? Nic si nie bj, polecisz, czy chcesz czy nie. Bo wiesz co? Tomaszewski wyranie si nakrca. - Bo ja pjd do twojego dowdcy i mu powiem, e na
planszy pojawia si nowy gracz. I to wany! Wy nastpnego szturmu ju nie przetrzymacie. Sama
wiesz o tym dobrze. Ale twj dowdca, choby by najbardziej tpym oficerem na wiecie,
zrozumie, co mu powiem. A ja mu powiem: suchaj, psia twoja morda, albo obwchasz si z
nowym graczem, jakim jest RP, albo umieraj sobie tu w samotnoci. I powiem mu, eby ci kaza
ze mn lecie! I nawet jeli jest najgupszym oficerem na wiecie, to ci kae! Wyda ci rozkaz.
Ina przekna lin i pospiesznie wysza z potwartej kabiny wiatrakowca. Obcigna
na sobie szerok spdnic, wyprostowaa si nawet i zamara z powanym wyrazem twarzy.
Zaskoczya tym Tomaszewskiego. A tak na ni podziaay jego sowa? Ha, ha, no to
teraz sama widzi...
Nagle zda sobie spraw, e dziewczyna wcale nie patrzy na niego. Tylko na co, co
znajduje si z tyu. Za jego plecami. O szlag! Wiedziony jakim irracjonalnym przeczuciem
odwrci si gwatownie.
Tu za nim stao dwch ludzi. Jednym z nich by dowdca Iny, ktrego wanie przed
chwil obraa, a drugim dowdca caej twierdzy, Vaun. Uch... Bolesny widok w tej sytuacji. I co
tu zrobi? Odgry sobie pokazowo jzyk?
Vaun zdziwi Tomaszewskiego swoj reakcj.
- Doszlimy do podobnych wnioskw co ty, panie oficerze - powiedzia tonem, w ktrym
sycha byo wycznie pragmatyzm. - Widzc wasz bro na murach, widzc wasz maszyn,
zrozumielimy, e jak to zgrabnie uje, obwchanie si z twoj ojczyzn jest chyba jedyn
rozsdn rzecz, jak mona zrobi. - Vaun spojrza w bok, na swojego koleg. - Dlatego te
powiem mojemu najgupszemu na wiecie oficerowi o psiej twarzy, eby kaza dziewczynie ci
sucha.
Dowdca Iny nie zmieni wyrazu twarzy.
- Lecisz, Ina. To rozkaz - powiedzia cicho.
- Tak jest! - wrzasna dziewczyna, prc si na baczno.
- I suchasz rozkazw obcego oficera bez komentarzy.
- Tak jest!
- No. - Vaun pokiwa gow. - Ta sprawa zaatwiona. Zreszt mdry wybr - westchn. Ona bya kiedy naprawd najlepsz z najlepszych. Istnym pilotem natchnionym.
- Dziewczyna sobie poradzi z obc maszyn - powiedzia dowdca Iny. - Mam tylko
nadziej, e zapieka zo na los, ktry j skrzywdzi, nie zepsua jej duszy.
- No i nie al bdzie, jak j stracicie, skoro i tak jest za gruba, eby lata na waszych
aparatach - wypali Tomaszewski, wyczuwajc ton dwch mczyzn. Wcale nie byli obraeni.
Czu, e cho z tak rnych wiatw i kultur pochodzili, byli to tacy sami faceci jak on.
Widzc wyraz twarzy Iny, dowdcy zaczli chichota. Vaun powstrzyma si pierwszy i
zmieni temat.
- Kiedy ju skoczycie prac, zapraszam do sztabu na rozmow. Chcielibymy powanie
pogada o obwchiwaniu.
- Na pewno przyjd.
- A tak nawiasem mwic... - rzuci dowdca Iny. - Cigle uywasz sw psiakrew,
psia twarz, czy choby obwchiwanie. Czy psy u was s przedmiotem kultu, panie? W psy
wierzycie?
Ale si zemci, winia jedna. Nie dali Tomaszewskiemu czasu na ripost. Po wymianie
ukonw odeszli, usiujc nie zahaczy wzrokiem o wciek do imentu In.
Kiedy wyszli, dziewczyna usiowaa nawet pomstowa, ale Tomaszewski, ktry bawi si
coraz lepiej, zgasi j momentalnie.
- Inna, czy wiesz, co to jest mobbing?
- Nie.
- Bo wiesz, przybywaj do nas rni tacy inynierowie, Bg wie skd naprawd, a wrd
nich rne takie wyzwolone kobiety. I dziki nim kobieca prasa jest zamiecana obcymi
wyraeniami, ktrymi kobiety bardzo si przejmuj. Mobbing dotyczy na przykad relacji
pomidzy szefem a pracownic. To dobrze, e nie znasz tego pojcia, bo mogaby mnie
opacznie zrozumie, teraz, kiedy zaistniaa midzy nami zaleno subowa.
- A co to jest ten mobbing? - spytaa podejrzliwie, marszczc brwi.
- Wytumacz ci na przykadzie.
Tomaszewski podszed bliej i klepn dziewczyn w ksztatny poladek.
- Do roboty, moda! Klucz osiemnacie mi podaj!
niczego nosi. Od tego jest suba. Ich rol byo doglda, kontrolowa, dba. A to oprcz
wysuchiwania nudnych przemwie pozwalao te sucha rozmw pomidzy oficerami w
cywilu i zaproszonymi gomi, wrd ktrych wielu byo ludzi zza gr. Wok tych stow
dziewczyny krciy si najchtniej, nie zapominajc jednak o najwaniejszym stole komendanta.
- Ty syszaa, syszaa? - gorczkowaa si Kai, kiedy udao im si zaszy w
wydzielonej czci kuchni. - Oni wcale nie mwi po angielsku!
- Mwi, mwi - uspokajaa koleank Nuk.
- Owszem, w wikszej grupie. To znaczy jeli wiksza grupa sucha, to mwi po
angielsku. A jak dwch rozmawia, to ju nie.
- Nie byam szkolona w jzykach ludzi zza gr. Nie wiem.
- Wyglda na to, e to wcale nie s Anglosasi! - Kai nie moga si uspokoi. - Rozumiesz.
To grupa midzynarodowa!
- Dziwne sowo.
- Ale ja wyranie syszaam, jak dwch rozmawia ze sob w innym jzyku. Myl, e
jzyk angielski jest u nich obowizujcy dla caej grupy. eby wszyscy si mogli porozumie.
Ale jeli dwch z jednego narodu rozmawia ze sob, to atwiej im uywa ojczystego jzyka.
- Hej, dziewczyny! - Agire przerwa im okrzykiem zza najwikszego gara na palenisku. Sam tu nie dam rady!
Musiay teraz zawoa pomocnice i przypilnowa, jak mode roznosz talerzyki z
przekskami. Stypa miaa przewidziany regulaminem przebieg, a kada potrawa miaa swj czas
podania, cile okrelony przez etykiet. Chcc nie chcc musiay znowu pojawi si na sali
biesiadnej.
Komendant, zachwycony smakiem serwowanych przez dziewczyny potraw,
paradoksalnie nie zwraca na nie uwagi. Wola przyjmowa dyskretne gratulacje i pochway z
powodu odnalezienia tak niezwykych talentw kucharskich. By w swoim ywiole. I gdyby nie
aobny charakter uroczystoci, pewnie daby popis swoich umiejtnoci, nie wiadomo,
piewaczych czy recytatorskich. W miar rosncej liczby spenianych toastw wyranie cigno
go w stron mwnicy i na pewno nie byaby to prba kolejnego podkrelania zasug zabitego
dowdcy. Na szczcie siedzcy najbliej skutecznie powstrzymywali go przed publicznym
wystpieniem w tym stanie.
Tymczasem mczyzna, ktry okupowa wanie mwnic, nie by najwyraniej nawet
podchmielony. Jednostajnym, nudnym, beznamitnym tonem opisywa wszystko, co dotyczyo
tragicznych wydarze. Kai nadstawia uszu, dopiero kiedy dotar do opisu samej mierci.
- Nasz nieodaowany, najodwaniejszy z odwanych dowdca, ktrego serce nigdy nie
zadrao w obliczu wroga, nie zosta pokonany w walce. Przeciwnik nie odway si stan w
polu naprzeciw niego i rozpocz boju, patrzc mu w oczy. Nie! Tchrzliwy i podstpny wrg
zada mu obrzydliwy cios w plecy! Nasz wielki i wspaniay, nieznajcy trwogi wdz stan sam
jeden, w biaej szacie na szczycie wzgrza, by dowodzi atakiem na tak zwan twierdz Avahen.
Niech nikt nie sdzi, e wrg wyszed zza murw, by stan do walki. Nie! O nie! Jak
najpodlejszy tchrz, jak kto, kto nie wie, co to honor i odwaga, wrg, bojc si podej bliej,
strzeli do naszego wodza z ogromnej odlegoci.
Kai zatrzymaa si jak wryta. Nie miaa wielkiego pojcia o obleganiu twierdz, ale
przecie wdz chyba nie powinien pojawia si pod wrogimi murami w zasigu strzau. Nuk
dostrzega zaskoczenie koleanki. Przechodzc obok, niby przypadkiem nachylia si do jej
gowy i dosownie tchna w ucho:
- Chyba nasi ju w Avahen. Jaki snajper sprztn padalca.
Czarownica usiowaa nie umiechn si szeroko. Szybko opucia gow, zasaniajc
twarz wosami.
- Wiadomo, z czyjego poduszczenia nastpi tak przeraliwie pody i po trzykro
tchrzliwy czyn! Wiadomo nie od dzisiaj o padlinoernych podegaczach wojennych spod znaku
tak zwanego ora w koronie! Podegaczach, ktrzy sami boj si wystawi tchrzliwe nosy ze
swych plugawych nor, ale dostarczaj bro wieprzom z tak zwanego imperium i, jak teraz wida,
take z innych krajw, a potem za pomoc swojego zota szczuj ich do ataku na onierzy
wolnoci!
Kai zapaa spojrzenie Nuk i mrugna do niej ledwie dostrzegalnie. Sierant najwyraniej
miaa racj. Rzeczpospolita moe i jeszcze nie szczua zotem obrocw twierdzy, ale jej macki
signy nawet do Avahen. Kto przecie ustrzeli dupka w biaej szacie, zapewne ku wielkiej
uciesze onierzy na murach.
Dziewczyny spotkay si na zapleczu, gdzie mogy porozmawia, dopiero po zakoczeniu
przeraliwie nudnej przemowy. Nie dane im byo skomentowa tego, co usyszay. Nuk miaa
wiksz sensacj.
- Niesamowite, wiesz, troch mi si rozlao z talerza na st, kiedy obsugiwaam jednego
z ludzi zza gr. I zaczam przeprasza, a on...
- Przyj przeprosiny?
- To te, ale nawizaa si cicha rozmowa. Wiesz, oni tam wszyscy miertelnie znudzeni
t czci oficjaln, a on mnie normalnie podrywa.
- No, niekoniecznie mu si dziwi.
- No ale, kurde, oficjalna uroczysto, aoba, ja w strachu, eby mi si noga na niczym
nie powina, a on opowiada, czego to on mi nie pokae, jak pjdziemy do pokoi gocinnych,
gdzie si zatrzyma.
- Fakt. W tej sytuacji to ani mu w pysk, ani z nim pj. Pat po prostu.
Nuk spojrzaa na Kai zaskoczona. A chwil pniej ju mwia dalej.
- Powiedziaam, e bardzo si martwi losem naszych wojsk pod Avahen, no bo nie
wiedziaam, jak wybrn. A on odpowiada, e to bez znaczenia. Patrz zdziwiona, a on mi mwi,
e przecie i tak twierdza padnie i e niedugo zrzuc na twierdz bro biologiczn.
- Co?
- Tylko powtarzam. A jego zapytaam, po co obrocom zrzuca jak bro jeszcze, skoro
mury dotd niezdobyte. Zacz si mia i powiedzia, e ta bro sama obrocw zabije, nawet
bez onierzy Nayer. Tak mnie ogupi, e zapytaam, jak mona co zrzuci na twierdz, skoro
mury wyej ni przedpole, a on na to, e z powietrza. e maj motoro... - zabrako jej sowa. Motoszybo...
- Motoszybowiec - podpowiedzia Agire, ktry wanie przechodzi obok z wielk, mokr
szmat w rku. Owija ni kolejne rozgrzane prawie do czerwonoci garnki i w tumanie pary
zestawia z ognia. - Widziaem taki - doda z dum. - Nawet z bliska.
- Gdzie?
- Na dworze u mojego ksicia pana, job jego ma. To znaczy nie na dworze, tylko na ce
za dworem. To takie co, co furczao i jazgotao strasznie, i leciao w powietrzu. Ale tu nad k
przestao jazgota nagle i osiado na trawie leciutko.
- I jak takie co wyglda?
Agire podszed bliej i na zaparowanej blasze nad rynn zmywaka zacz kreli palcem.
- O, takie co. Tu ma skrzyda, takie dugie, e dusze ni on sam. Ale nie rusza nimi jak
ptak, bo to w ogle nie jest zwierz. W rodku siedzi czowiek, w takiej malutkiej kabince, e ani
ruchu nie zrobisz. A od spodu to on ma jeszcze taki karabin, co sam strzela seriami i moe z
powietrza wrogw razi.
Kai usiowaa sobie wyobrazi dziwn maszyn latajc na podstawie bardzo kiepskiego
rysunku kucharza. Niezbyt przypominaa polskie samoloty. Gwnie z powodu monstrualnie
dugich skrzyde.
- No i takie co moe startowa w powietrze, bo ma z tyu to terkoczce co, jak mae
opaty od wiatraka. Ale moe lata i bez tego. Jak jest na wysokoci, to ju nie musi wy. Leci
samo pchane wiatrem i moe tak lecie bardzo daleko i jak mwili, bardzo tanio. A to strasznie
wane, bo wszystkiego przez gry nie da rady przecign.
- Co? Co mwisz?! - Kai z trudem panowaa nad twarz, eby nie odbia si na niej
najwysza ekscytacja.
- No przecie to ludzie zza gr - tumaczy cierpliwie Agire. - Wic wszystko, czego tutaj
nie ma, musz przywie przez gry, prawda? No i mwi, e adne due elementy nie wchodz
w gr. Nic wielkiego przez przecze nie przecign, bo maj tam takie szyny, co nie s zbyt
wytrzymae. I dlatego te ich elazne okrty s takie kanciaste, bo wszystkie s jak z klockw u
dziecka poskadane. Caego okrtu przecie przez gry nie przecign.
Niebywae! Kai i Nuk wanie zdobyy mas informacji wywiadowczych najwyszej
wagi. Poegnay si ze snem dzisiejszej nocy. Musz wysa meldunek. Czarownica przygryza
wargi. Nadawa ze rodka komendy stray wroga? A czemu nie? Pod latarni podobno
najciemniej. Zreszt Wyszyska tumaczya jej, e wielkiego niebezpieczestwa nie ma, nawet
jeli ludzie zza gr prowadz cigy nasuch. Ich szpiegowska radiostacja nagrywa cay meldunek
na may drucik. A dopiero potem drucik jest przewijany i zawarto nagrania jest wysyana w eter
z ogromn prdkoci. Kilkanacie razy szybciej ni normalnie. Wychodzi z tego jeden pisk,
ktry jest nagrywany na inny drucik za oceanem. A potem dopiero odtwarzany w normalnym,
zrozumiaym tempie. I dlatego nawet jeli wrg podsuchuje, to nigdy nie ustali, skd sygna jest
nadawany. Prawdopodobnie nigdy te nie ustali, co byo wysyane.
- No dobra - powiedziaa. - Ale jak to jest z tym zrzucaniem broni? Na jakiego grzyba
bro komu zrzuca? I to jeszcze wrogowi.
- A to ja ci wyjani - umiechna si Nuk. - Bo mi ten dupek usiowa powiedzie.
- Chcia wywrze wraenie. No mw.
- Bro biologiczna to po prostu pchy.
- No nie... Co oni tam w tej twierdzy, wasnych pche nie maj?
- Moe i maj. Ale te, co je zrzuc z powietrza, na straszne choroby cierpi. I jak ugryz
czowieka w twierdzy, to on te zachoruje.
Kai wzruszya ramionami. Bogowie, co za durny pomys! Kto mg wymyli taki
idiotyzm? Pchy zrzuca. Moe na spadochronach? Co za debilizm? No dobrze, kazali jej na
szkoleniu nie ocenia informacji wywiadowczych, to nie bdzie oceniaa.
- A ten motoszybowiec moe dolecie na zupenie nieprawdopodobne odlegoci i
spokojnie wrci - wtrci si Agire, chcc si pochwali, e te ma mnstwo ciekawych
informacji. - A z tego karabinu, co sam strzela pod spodem, mona porazi tych poal si Boe
latajcych zwiadowcw z twierdzy Avahen. Przeciw takiej maszynie te ich latawce nie
podskocz.
Niesamowite. Ilo informacji wywiadowczych, ktre przypadkiem zdobyy jednego
popoudnia, bya ogromna. Uprzedza j Rosenblum. Czsto jest tak, e o istotnych sprawach
czowiek dowiaduje si przypadkiem.
- Dobrze. - Pooya uratowanemu od mierci kucharzowi do na ramieniu. - Czowieku,
ktry wiesz wszystko. Czy mgby mi jeszcze powiedzie, gdzie mogabym znale Ksig
Przejcia?
- Pewnie. - Umiechn si, rozradowany faktem, e go potrzebuj. - To bardzo wana
ksiga. Bo jeli chce si doj do miasta dawnych Bogw, trzeba przepdza niesychane rzesze
ludzi przez Pieko. Ale to si nie uda. Tak ju przed wielu, wielu laty kto usiowa robi w
cesarstwie i nic. A Ksiga Przejcia umoliwia...
- Ja nie o to pytam - przerwaa mu ochoczy wykad. - Gdzie mogabym znale choby
jeden najskromniejszy egzemplarz?
- Wszdzie. - Popatrzy na Kai zdziwiony.
- Jak to wszdzie? - Nie moga uwierzy. - Tu, w tej kuchni, te?
- No nie. - Wzruszy ramionami. - W kuchni to nie. Ale w tej zapomnianej przez ludzi
komendzie gdzie powinna by.
- Zaraz - wczya si Nuk. - Dlaczego t komend nazywasz zapomnian przez ludzi?
- Bo niewana. Cywilna. - Zerkn na ni zaskoczony. - Ci tutaj od spraw politycznych s.
Kto co le powiedzia, nieodpowiednio lub za mao al wyraa podczas aoby i takie tam
taatajstwo tu maj. - Wskaza kciukiem kierunek, gdzie stao olbrzymie wizienie. - Pomieszana
ze zodziejaszkami drobnica. Prawdziwa komenda, od powanych spraw, to jest wojskowa! - Dla
podkrelenia powagi podnis palec. - Tam to nie tylko wej, tam zbliy si do murw nawet
trudno. O!
- Aha, dziki za wyjanienie. I naprawd sdzisz, e Ksiga Przejcia moe by gdzie
tutaj?
- No przecie to nie jest tajna ksiga! - Kucharz zaperzy si nagle. - Wszdzie jest. Na
dworach ksit, w instytucjach pastwa, w urzdach. Myl, e tutejszy komendant te musi
mie swj egzemplarz. Teoretycznie codziennie powinien czyta fragmenty, a w wanych
chwilach nawet odczytywa swoim ludziom. Ale czy to robi, to zaraza jedna go wie. Mj ksi,
job jego ma, te nie czyta nigdy. Ale mia! Bo musia. I ten tutaj te pewnie ma.
Kai zrozumiaa, e w takim razie musi chodzi o ksig tak jak na przykad Biblia u
udzi zza gr. No, w ani ani przy ku jej nie uwiadczysz, nikt te jej nie czyta, ale jak si
uprze, to w cigu dnia da si jeden egzemplarz gdzie znale. Tak, to jest to wanie.
- A gdzie komendant moe mie swj egzemplarz?
Agire wzruszy ramionami.
- Pewnie u siebie w gabinecie. Po jak zaraz miaby to gdzie chowa?
jego subowy. Sdzc po jakoci wykonania, by to rwnie produkt fabryki broni w Radomiu.
Tyle tylko, e wyprodukowany przez kogo samotnie i po godzinach. Nigdzie nie byo ani
numerw fabrycznych, ani nawet samej sztancy FB. Czysta, dziewicza spluwa, z importowan
brytyjsk amunicj, co okazao si po wyjciu magazynka i jednym spojrzeniu na konierz
otaczajcy sponk pierwszego naboju.
Wystarczyo przebra si w jakikolwiek inny mundur, odnale Chena, strzeli z bliska
kilka razy, porzuci bro i odej. Tubylcy nie rozpoznawali Polakw po twarzach, jeli si nie
miao znakw szczeglnych, a Rosenblum nie mia. Miejscowe strae dostay jasne wytyczne,
maa szansa, by chciay zatrzyma oddalajcego si szybkim krokiem cudzoziemca. Zreszt
przecie nie strzelaby na targu. A przy zachowaniu minimum zasad ostronoci i rozsdku
byoby to morderstwo doskonae. Nikt nie miaby nawet podejrzewa szefa wywiadu marynarki,
a przekazany przez miejscowych pistolet nic ledczym nie powie. Pytanie tylko, czy nadszed ju
czas?
Ponure rozmylania przerwao energiczne pukanie do drzwi.
Ukad z ordynansem mieli jasny: po pierwszym pukaniu wchodzi, nie czekajc na
zaproszenie. Tym razem jednak mody czowiek guzdra si strasznie. I dobrze. Rosenblum
zdy schowa pistolet na powrt do koperty i zdj rkawiczki.
- Co tam?
- Panowie Baruch i Taner do pana komandora.
- Pro.
Rosenblum wsta i wyszed zza biurka. Bankier Ba ruch, w prostej linii potomek
najstarszej instytucji finansowej, jaka istniaa na wiecie, by czowiekiem, ktry zasugiwa na
najwyszy szacunek. By te chyba najbogatszym czowiekiem w imperium i skoro fatygowa si
osobicie, sprawa musiaa by niezwykej wagi.
Rosenblum nie zna i nigdy dotd nie widzia adnego z goci, kiedy jednak pojawili si
w jego gabinecie, od razu rozpozna Barucha, cho ten wcale nie wyrnia si przesadnie
eleganckim ubraniem. Ale bankier mia w sobie co, co zjednywao mu ludzi. Sympatyczny
umiech, brak dystansu, adnego gestu, ktry zdradzaby cie namaszczenia czy powagi. By
mody i nienadty, musia si podoba kobietom.
Po wzajemnej prezentacji i wstpnych uprzejmociach rozsiedli si w fotelach. Z powodu
pory gocie odmwili koniaku, nie pogardzili jednak lodowat wod mineraln z dodatkiem
cytryny.
- Ju spiesz wyjani, jaki jest powd naszej tak wczesnej wizyty - zacz Taner. Pozwalamy sobie niepokoi pana komandora z powodu pewnej sprawy, ktr zleci mi pan
komandor Tomaszewski.
- Tak - umiechn si Rosenblum. - Krzysiek bezwzgldnie naley do ludzi
nieprzejmujcych si jakimikolwiek reguami. Prosz wic powiedzie, w jaki sposb zama
regulamin wobec pana.
Taner rozemia si, uderzajc domi we wasne uda.
- Nic takiego, naprawd. Zama wobec mnie tylko zasad o tajemnicy subowej.
- Aha. A w jaki sposb?
- Powiedzia mi, e w waszym sztabie dziaa jaki wysoko ustawiony agent. A wiecie o
tym jedynie na podstawie listu, ktry przy czarowniku jadcym z Banxi znalaz partyzant Shen,
niejaki Kole Varik.
powietrze tak dobrze jak nikt inny na wiecie. I wiedziaa wystarczajco duo o tym ywiole, by
zna jedyny sposb, dziki ktremu mona byo przey w przestworzach. Metod t byo
wspgranie. Poddanie si powietrzu, lot z wiatrem, wznoszenie z prdem, opadanie z
tchnieniem. Jeeli wystarczajco dobrze poznao si upodobania oraz narowy pana i wadcy,
ktry istnia wszdzie wok, mona byo jak nienachalny i niemiay sucy skorzysta z wielu
darw hegemona. Mona byo lecie, poddajc si jego woli, korzysta z kaprysw, jeli odgado
si je odpowiednio wczenie, wyczuwa zmiany i zmienia swoje plany w zalenoci od tych
zmian. Bdc unionym i czujnym sug, mona byo korzysta z potgi wiatru. Poamane za
modu koci doni wskazyway wszelkie skoki cinienia, bl oznajmia wol powietrznego
oceanu, wasne samopoczucie ostrzegao przed nadcigajcym frontem.
Teraz jednak Ina patrzya na martwe wskaniki obcej cywilizacji. Tu nie byo
wspgrania, nie byo odgadywania woli wiatru. Wikszo wskanikw dotyczya mocy silnika,
sprawnoci przekadni, ustawie tego, co pchao cay aparat w gr i do przodu. Te wszystkie
zegary woay wrcz, e nie ma w nich adnej woli wsppracy. Wszystko ma by zmierzone,
cile okrelone i podporzdkowane procedurom. To, czy wznosz si, czy opadaj, pokazywa
wariometr; to, czy maj wylizg, czy nalizg, okrela zakrtomierz, a gdzie s i w jakiej pozycji
do otoczenia - mwi sztuczny horyzont. Odczucia kamay, przyrzdy nie! Tak brzmiao kredo
obcej kultury. Nie powiniene niczego czu. Masz skrupulatnie zmierzy i zastosowa si do
procedury. A wiatr to wiatr -jego kierunek i prdko mierzy si, przeliczajc cinienie
dynamiczne w kilku rurkach. I ju.
Ina znaa kilkaset okrele na rodzaje wiatru. Krzysiek kilka. Dla niego waciwie to albo
wiao, albo nie. Zamiast nieprawdopodobnej wprost liczby nazw rodzajw pogody mwi, e
pogoda jest za albo dobra. I tyle - barometr mwi mu wicej ni wasne ciao. A teraz
wychowana w zupenie innej kulturze dziewczyna, zamiast wspgra z wiatrem, miaa si
wznie w zgodzie z intencjami twrcw tej obcej filozofii. Miaa to zrobi na si, na chama, z
ca moc wyjcego silnika! Kierujc si wskazaniami przyrzdw. O Bogowie! Nerwowym
wzrokiem po raz kolejny skakaa od zegara do zegara na tablicy rozdzielczej. Ile ich jest!
Odruchowo poprawia gogle i hem. le si czua w tym grubym i ciepym wyposaeniu
zabitego pilota. Na szczcie kombinezon nie nosi ju ladw krwi. Krawiec, ktry go
zmniejsza i przystosowywa do wymiarw dziewczyny, musia uj tak wiele materiau, e
ubranie wygldao jak nowe. Nad praw klap, gdzie znajdowao si miejsce na imi i nazwisko
pilota, dowcipny Tomaszewski kaza wyszy napis: Inna Ina. A na ramieniu: SIY
POWIETRZNE TWIERDZA AVAHEN i godo ich wadcy. To, nawiasem mwic, wypado
bardzo adnie. Widziaa, jak inne dziewczyny pilotki, ktre zgromadziy si z ciekawoci, chcc
zobaczy niecodzienny start, znowu, jak za dawnych lat, patrzyy na ni z silnym odcieniem
zazdroci.
- No dobra - mrukna do siebie zlana ze strachu zimnym potem. - Procedura to
procedura.
- Co? - Krzysiek sta z tyu, od strony hangaru.
- Kontakt! - Ina trzasna odpowiednim przecznikiem.
- Jest kontakt! - usyszaa w odpowiedzi. Tomaszewski szarpn mocno tylnym migem.
Raz i drugi, a co rykno nagle, pojawi si siwy dym, a migo zaczo si obraca.
- Zwolni bloki!
O Bogowie! Bya prawie zesrana ze strachu. To co trzso si, ryczao i drao coraz
bardziej. Sama te dygotaa wewntrznie i nie potrzebowaa adnego dodatkowego
podskakiwania.
Dwaj mczyni usunli bloczki na linkach spod k. Tomaszewski wskoczy do kabiny,
zajmujc miejsce obok. Od razu zapi i zacign pasy. Bogowie... Na co im pasy? Przecie
zaraz podtocz si na skraj tarasu, a potem run w d. Podobno benzyna w baku lubi w takich
sytuacjach wybucha, wic zanim umr od ran spowodowanych roztrzaskaniem o kamienie, bd
si jeszcze dugo pali. I te pasy pewnie po to, eby ponc, nie biegali wok i nie podpalali
niczego wicej.
Ina musiaa si skupi na procedurze. Taras przed hangarem nie by duy. Pitnacie
metrw, jak mwi Tomaszewski. Pitnacie duych krokw, potem przepa. Spokojnie. Lewa
do na przekadni, szarpn do siebie, spojrzenie w gr: wielkie miga nad nimi zaczynay si
powoli obraca. Bardzo powoli! O Bogowie, tylko pitnacie krokw przed nimi! Mamusiu
kochana, po co mnie rodzia?!
Skad mieszanki to ju Krzysiek. Sprzgo, rotory, skok migie, przekadnia gwna,
podobno start przypomina ruszanie samochodem na trzecim biegu. Co to jest samochd? A co
znaczy trzeci bieg?! Ina bya przeraona. Nie rozumiaa tego ryczcego pojazdu, nie czua go. I
co gorsza, nie potrafia znale w sobie niczego, na czym mogaby si oprze w tej caej sytuacji,
w rozedrganiu, ktre paraliowao j coraz bardziej. Zrozpaczona rozgldaa si, jakby
spodziewaa si znale w otoczeniu, w tym tumie, ktry zebra si, eby zobaczy ich
spektakularn katastrof, kogo, kto mgby udzieli pomocy. Niestety, wrd rozpalonych
przejciem i ciekawoci twarzy nie zobaczya nikogo, kto by jej sprzyja.
Zaraz... No przecie teraz to ju przesadza. Nie ma nikogo, kto jej sprzyja? Otrzewio j.
W takim razie trzeba si oprze na tych, ktrzy jej nienawidz.
Z atwoci odnalaza twarze swoich dawnych koleanek z dalekiego zwiadu. Najpierw
bya dla nich przyczyn zazdroci. Potem, kiedy okazao si, e kariera Iny jest zakoczona, staa
si obiektem kpin i niewybrednych dowcipw. Tak jak przedtem zazdroszczono jej talentu, tak
pniej nikt nie darowa jej adnego upokorzenia. Szydzono z niej, okazywano pogard. I teraz
na nowo zobaczya te twarze. Tym razem skupione, pene nienawici tylko dlatego, e Ina znowu
staa si obiektem powszechnego zainteresowania. e znowu zabiera im cz chway, rzeczy,
ktra jest przecie niepodzielna i naley wycznie do nich.
Czy zo i nienawi mog by podstaw, na ktrej mona budowa?
Mog.
Ina zacza si mia.
- Co? Nerwy? - usyszaa w hemie gos Krzyka.
- Wprost przeciwnie. Wanie si ich pozbyam.
- To na co czekamy?
- Na oklaski. - Ina obciya przekadni rotoru nonego. Zerkna do gry. Wielkie
miga wanie przyspieszyy.
- Chcesz oklaskw? Daj im troch jazzu! Przecie ci nuciem.
- No to jazz!
Dziewczyna cisna mocniej drek. Szarpna manetk gazu i zwolnia nogami oba
hamulce. Silnik zawy pen moc, a wtedy Ina zmienia skok pchajcego miga. Co szarpno
nimi, wiatrakowiec ruszy do przodu, rozpdzajc si momentalnie. Rozbieg z pitnastu krokw
byskiem zmala do dwch i... Oderwali si od podoa daleko przed przepaci. Rotor u gry
pracowa na wystarczajcych obrotach.
Ina pamitaa, e nie moe przyciga do siebie sterujcego drka zbyt mocno, bo stan
dba i spadn. Nie moe go te oddala za bardzo, bo spadn bez stawania dba. Tak po prostu.
Ani w lewo, ani w prawo, ma kontrolowa prdko.
Zerkna na obce jej wci zegary. Prdko, prdko, prdko, jest! Mierzona w
wzach, a odlego w milach, wysoko w metrach... O Bogowie! Zmniejszya dla prby
szybko. Aparat latajcy zachowywa si poprawnie mimo wycia i drga. Delikatnie w lewo.
Teraz okazao si, po co jest sztuczny horyzont. Skrt by prawie niewyczuwalny przez ciao.
Teraz w prawo. Nie! To nie s adne czary! Czua t maszyn! Czua j i przez ni czua wiatr.
Musiaa tylko opanowa stres wywoany przez ten warkot.
Ina pooya wiatrakowiec w lekki zakrt. Zatoczya uk.
- Widzisz? Bij ci ju brawo!
A sra ich pies! Niech ci, co zostali na ldowisku, robi sobie, co chc! Miaa ich w dupie!
Bogowie! Znowu lataa! I to by prawdziwy lot. Silnik z tyu wcale nie przeszkadza. Zaczynaa
si bowiem uczy, co to jest lot, kiedy dysponuje si wasn moc.
Zakrt w prawo. agodnie. Wyczuwaa maszyn. Co za genialna zabawka! Teraz lekko w
gr. I lekko w d. Cudownie.
No to jazz! Strzelia nagle zakrt z przewyk. Dosownie zawrcia, i to byskiem, na
poprzedni kurs. Zaczli si zblia do bazy i miejsca, skd wystartowali.
- Uwaaj - rozlego si w suchawkach. - Kocwki rotorw nie mog przekroczy jakiej
tam prdkoci. A w przypadku ostrych zakrtw przekraczaj.
Krzysiek te najwyraniej nie wiedzia dokadnie, o jakie wartoci chodzi. No ale w
kocu co marynarz mia do lotnictwa? A Ina bya pilotem z urodzenia. I wanie czua, jak
koczy si jej bieda. Jak potrzaskane za modu marzenia powstaj z popiow. Jak z odtrconego
byle kogo staje si znowu czowiekiem. Tyle tylko, e kto j wanie podnis porzucon jak
niepotrzebn rzecz, otrzepa z kurzu i posadzi znowu za sterami. Gogle nie pozwalay
Tomaszewskiemu zobaczy, e dziewczyna pacze.
Przeleciaa tu nad gowami ludzi zgromadzonych na tarasie startowym. Rzeczywicie
wiwatowali zawzicie. Miaa ich gboko w dupie!
- Krzysiek? Przyjmiecie mnie na pilota?
- Powiem ci tak. Na tej pkuli z maszynami nie ma problemu, ale pilotw potrzeba
rozpaczliwie. Dowdcy a wyj z braku kadr.
- To przyjmiecie mnie do polskiego wojska? Zo wam przysig na wierno. Na
wierno i wyczno w lojalnoci. Moesz mi zaufa.
- A tak ci brakowao latania?
- Pomyl sobie, jakby straci w bitwie dwie nogi i rk. yby jako ten kaleka, zdycha
sobie powolutku. A tu nagle przychodzi medyk i mwi: prosz, oto dla ciebie nowe nogi i nowa
rka. Tyle tylko, e te nogi s takie, e kiedy zrobisz krok, to wychodzi ich od razu sto. Bez
adnego wysiku.
Usyszaa jego miech. Ina wesza w ciasny wira i nagle zaczli si byskawicznie
wznosi.
- O Boe, co to jest? - Tomaszewski patrzy w zdumieniu na oszalay wariometr.
- Prd wstpujcy - wyjania. - Tymi waszymi przyrzdami go nie namierzycie. A ja
potrafi.
- Wierz ci. Widz.
- Wecie mnie do waszego lotnictwa. Krzysiek, ja naprawd jestem pilotem natchnionym.
I zo wam przysig wiernoci.
- Jak skoczysz kurs techniczny, to pewnie posadz ci nawet na myliwcu. Albo nie,
znasz teren i tutejsze warunki. Pewnie dostaniesz samolot rozpoznawczy. - Tomaszewski zuboy
mieszank paliwow, ustawiajc parametry na dugotrway lot. - Dobra. Wejdmy na kurs.
Trzeba oszczdza paliwo.
- Mam lepszy pomys. Ju czuj t maszyn.
- No?
- Lemy w stron Nayer. Na tym kursie pojawi si szybkie i zimne wiatry, ktre zanios
nas do twojego Banxi. Wtedy paliwa wystarczy na pewno.
- Troch ryzykowne.
- Nie. Uwierz mi, e pokonywaam wiksze odlegoci w ogle bez silnika.
Znowu zacz si mia.
- Rb, jak chcesz. Ufam ci.
Ina zerkna na narysowan wsplnie map, potem spojrzaa na yrokompas. Bardzo
delikatnie operujc drkiem, zmienia kurs i zacza si wznosi. Robio si coraz zimniej, ale
skrzane, podbite barankiem kombinezony skutecznie chroniy przed mrozem. Cudowna rzecz,
ktrej dotd nie znaa. Tak cikiej odziey leciutkie latawce nie mogyby udwign. Tam
liczyo si kade dbo trawy bez maa.
- Powiedz mi, a przyjmujecie w ogle do wojska miejscowych?
- Pewnie. Ludzi brakuje jak jasna cholera. A fachowcw to ju w ogle jak na lekarstwo.
- I znasz kogo, kto jest fachowcem i od razu przeszed do suby u was?
- Znam. Melithe. Jest nawigatorem na niszczycielu. Jak si okazao, co potrafi, to ju jej
nie wypucili.
- I nauczya si waszego sposobu pywania?
- To poszo w dwie strony. Ona nauczya si korzysta z nowoczesnych przyrzdw, a oni
dowiedzieli si, jakie korzyci przynosi jej nos i wyczucie.
Ina spojrzaa na Tomaszewskiego i przez duszy czas nie odwracaa gowy.
- Patrz, gdzie lecisz - zaartowa, a potem przyzna: - No dobra. Tak po prawdzie nie bez
znaczenia jest, e wasi bior jaki uamek tego, co musielibymy zapaci Polakowi. Wic wezm
ci do lotnictwa, bo na samym rozkowym zaoszczdz grube tysice.
Ta argumentacja wyranie uspokoia dziewczyn. Kwestie ekonomiczne przekonyway
zawsze lepiej ni cokolwiek mniej racjonalnego. Ju bez niepokoju zacza powoli i metodycznie
poznawa maszyn w locie. Zgrywaa wskazania zegarw z tym, co czua bez nich.
Wiatrakowiec co chwila delikatnie zmienia wysoko, to robi lekkie zakrty, to znowu lecia po
prostej.
Siedzcy obok Tomaszewski domyla si, co czua dziewczyna. Chyba najpikniejszy
dzie w jej do zasranym yciu. Najpierw na piedestale, potem strcona w otcha, z ktrej nie
ma adnego powrotu. I nagle przybywa jaki fircyk nie wiadomo skd i okazuje si, e otcha
ma jednak wyjcie. Awaryjne. Ale jest. Przedziwna historia. A to, jaki dziewczyna ma talent,
zdy ju poczu. Biedna. Wsadzona do maszyny stworzonej wedug cakiem dla niej obcych
poj i technologii, odmiennej wrcz filozofii, zaczynaa ewidentnie sobie radzi. Nie bya
zagubionym dzieckiem. Krok po kroku badaa moliwoci swojej nowej zabawki i wydawaa si
zachwycona. On sam nie ba si ju, e kocwka wirnika przekroczy jak tam dopuszczaln
prdko na zakrcie. Ina czua, na co moe sobie pozwoli, a na co nie. I to bez czytania
instrukcji.
- Tam! - Dziewczyna nagle wycigna przed siebie rk. - Patrz!
Zerkn we wskazanym kierunku. Niestety, niczego nie byo wida. Sign do schowka
po lornetk.
- Czego mam szuka?
- Tam w powietrzu. Co leci.
Lornetka wcale nie pomagaa w lokalizacji celu, jeli nie wiedziao si, gdzie on jest. Po
duszym przegldaniu horyzontu dostrzeg ciemny ksztat.
- To nasi! - krzykn. - Samolot.
- Nie sdz - mrukna.
Ciko byo dostrzec cokolwiek podczas ostrego wznoszenia, ale po duszej obserwacji
Tomaszewski rwnie zobaczy wsk, biaaw struk dymu czy pary cignc si za silnikiem
motoszybowca. Smuka szybko zmieniaa barw na smolistoczarn, by po chwili buchn
wikszym kbem.
- migo mu si nie obraca! - krzyczaa dziewczyna. Ale miaa wzrok. Tomaszewski tego
nie widzia. Kiedy Ina wyrwnaa, osignwszy odpowiedni wysoko, zapa za lornetk. Ale i
ona niewiele pomoga. Odlego zwikszaa si z kad chwil, a wiatrakowcem po prostu
trzso. Ale i komandor mia wraenie, e tamten pilot ustawi opaty w chorgiewk. Silnik
musia by powanie uszkodzony.
- Doleci do brzegu lotem lizgowym? - zapyta. - Jak mylisz?
- Jeli jest pilotem natchnionym, to doleci - zakpia. - Lepiej dla niego jednak, eby
okaza si pywakiem natchnionym. Wtedy moe dopynie.
- Zastanawiam si, czy atakowa jeszcze raz.
- Szkoda paliwa. - Dziewczyna szybko ocenia sytuacj. - Ju po nim. Swojego zadania
nie wykona.
- No to chyba wywoalimy wojn midzy dwoma pastwami. A przynajmniej mia
miejsce pierwszy grony incydent.
- To on zacz! - ucia. - Mymy si tylko bronili.
Tomaszewski westchn. Nie mieli wielkiego wpywu na bieg wydarze.
- Inna, podczas walki zuylimy sporo benzyny.
Spojrzaa na niego z umiechem.
- Nie martw si. Odszukam silny wiatr i on nas poniesie.
Tomaszewski lubi pewne siebie kobiety. A ta tutaj przebya dzisiaj naprawd dalek
drog w tym zakresie. Spoglda na In spod oka. Siedziaa rozparta w fotelu, pewnie trzymajc
drek sterowy. Czy tak wyglda kobieta szczliwa? Nie wiedzia. Ale na pewno tak wyglda
kobieta speniona.
- Inna, powiedz mi jedn rzecz.
- No?
- Przed startem podszed do ciebie Vaun i co ci szepn do ucha.
- Tak. - Potwierdzia ruchem gowy. - Tylko si nie miej.
- Nie bd.
- Powiedzia, e Avahen i w ogle cay mj kraj czeka ju teraz tylko na cud.
- O?
- Tak. I doda jeszcze, e tylko ja ten cud mog sprawi.
Tomaszewski wytrzyma i zgodnie z obietnic nawet si nie umiechn. Natomiast Ina
zacza si mia, ubawiona do imentu.
Czasami w ludzi wstpuje geniusz. Tak po prostu, bez adnego ostrzeenia, bez chwili
zastanowienia, bdc postawionym przed wanym dylematem, mona odpowiedzie genialnie. I
tak wanie stao si w przypadku Kai.
Komendant przyszed do kuchni osobicie z samego rana, kaza budzi ludzi. To znaczy
tych, ktrzy obsugiwali komendantur; kucharze, ktrzy dbali o winiw, od dawna byli na
nogach. Sprawa musiaa by wana. Ale Kai, obudzona znienacka, nie bardzo wiedziaa, gdzie
si znajduje.
- Suchaj mnie uwanie. - Komendant by bardzo przejty. - Musz zorganizowa ma
kolacj dla kilku wyjtkowych goci. Kameraln, bez wiadkw, gdzie na uboczu. Ale pragn
te, eby gocie poczuli si wyjtkowo uhonorowani. Na kolacj musicie przyrzdzi co
absolutnie wyjtkowego.
- Bdzie, jak pragniesz, panie - wyjkaa wyjtkowo nieprzytomna czarownica. Co jej
tam? Moe obieca, co zechce. Agire pod grob odesania na front i tak da z siebie wszystko.
Talent bezsprzecznie mia.
- Nie chc jednak podawa posikw w kantynie. Tam jest zbyt bezosobowo,
nieprzytulnie i zaraz te kolacja przerodzi si w oficjalne przyjcie.
- A gdzie chcesz t kolacj poda, panie?
- No wanie od ciebie usiuj si tego dowiedzie, durna! Posiki nie mog by
transportowane na zbyt wielk odlego, bo bd zimne. A nie mog zorganizowa spotkania
zbyt blisko kuchni, bo na tym pitrze jest obskurnie. Nie mog w oficjalnej sali audiencji, bo jest
za daleko. Wic... - O mao si nie zakrztusi z irytacji. - Wic powiedz mi, gdzie moesz poda
ciepe posiki tak, eby - i zacz wylicza: - nie byo za daleko od kuchni, byo przytulnie i
konfidencjonalnie, jednoczenie oficjalnie i prywatnie...
I tu wanie Kai owieci bysk geniuszu.
- Najlepiej bdzie poda wszystko w twoim gabinecie, panie - powiedziaa.
- Ach... - Komendant zmarszczy brwi, mylc intensywnie, bo prostota tego rozwizania
nie przysza mu wczeniej do gowy. - Ale czy to nie za daleko? Wszystko wystygnie po drodze.
- Nie, panie. Urzdzimy obok stanowisko do podawania potraw. Wszystko bdzie gorce.
- Dacie rad przygotowa wszystko w cigu jednego dnia?
- Tak, panie. Tylko poprosz o dostp do gabinetu i eby nam nikt nie przeszkadza.
Komendant pokiwa gow. No tak. To bdzie najlepsze rozwizanie. Po raz kolejny
pochwali si w mylach za to, e wypatrzy te dwie kucharki i e wzi je do komendantury ze
sob. A teraz wpuci je do gabinetu i one mu tam same wszystko urzdz. wietnie!
Kiedy wyszed, Nuk podesza do czarownicy.
- Taka praca agenta wywiadu to atwizna, nie? - szepna jej do ucha. - Poszo ci jak z
patka.
- No. - Kai te bya zadowolona. - Gabinet jest nasz przez cay dzie. I nikt nam nie
bdzie przeszkadza.
- To jest robota. - Nuk zamierzaa kopniciem obudzi Agirego, ale okazao si, e on
wcale nie spa. Lea skulony ze strachu i chyba udawa umarego.
- Syszae, co pan komendant kaza?
Kucharz potwierdzi energicznym gestem.
- No to biegniemy obejrze gabinet, leniu. A potem ty si wszystkim zajmiesz, bo my tam
chwil spdzimy i si rozejrzymy.
Agire gramoli si ze swojego barogu.
- Oj, siostrzyczki wy moje nierozgarnite - pomrukiwa. - Wy pewnie mylicie, e tam
jest skarbiec albo co. e tam jest duo cennych rzeczy, ktre mona pniej ukra.
- Ty cigle o jednym. Wsta wreszcie i chod z nami!
- A ja nie o zocie nawet. Wam si cigle wydaje, e wszdzie dookoa same tajnoci. To
tajne, tamto tajne.
- A nie jest tak?
- Jest, jest, ale nie tak, jak mylicie. Pewnie si spodziewacie, e on w gabinecie bdzie
mia tajne papiery albo akta, ktre mona ukra i sprzeda. A nie wiecie, e on moe nawet pisa
i czyta nie umie? On jest niewanym cywilnym komendantem do spraw maych i nieistotnych.
Jedynym jego powanym zadaniem jest prawdopodobnie kontrolowanie prawdziwego