Professional Documents
Culture Documents
- Oczywiście zawsze będę cię kochał... – Zawsze, przez całą wieczność i o wiele dłużej. – w
pewien sposób. Ale tamtego feralnego wieczoru uzmysłowiłem sobie że czas na zmianę
dekoracji. Widzisz, zmęczyło mnie już udawanie kogoś, kim nie jestem. Bo ja nie jestem
przedstawicielem twojej rasy.
Odważyłem się spojrzeć jej w oczy. Zatonąłem w nich na moment.
- Przepraszam, że nie wpadłem na to wcześniej. – Wyszeptałem i pospiesznie wróciłem
wzrokiem w poprzednie miejsce.
- Przestań – Wykrztusiła. – Nie rób tego. Może być tak, jak dawniej.
- Nie jesteś kimś dla mnie odpowiednim, Bello. – Miałem nadzieję, że odwrotność mojej
poprzedniej wypowiedzi szybciej do niej dotrze. Na przemian otwierała i zamykała usta,
starając się coś powiedzieć – ale milczała. Nagle w jej oczach ujrzałem rezygnację.
- Skoro tak uważasz...
- Tak właśnie uważam. – Powiedziałem już mniej lodowatym tonem. – Chciałbym cię prosić
o wyświadczenie mi przysługi, jeśli to nie za wiele.
I wtedy na moment bólu stało się za wiele. Nagle poczułem jak kamienna maska znika.
Wykrzywiłem usta w grymasie cierpienia, lecz po ułamku sekundy opamiętałem się i
wróciłem do poprzedniego wyrazu twarzy. Miałem nadzieję, że Bella nic nie zauważyła.
- Zgodzę się na wszystko. – Powiedziała pewnie. Ucieszyłem się, że nie stawiała oporu.
Musiałem znów zastosować na niej siłę mojego spojrzenia. Przysunąłem się odrobinę bliżej,
spoglądając jej głęboko w oczy.
- Pod żadnym pozorem nie postępuj pochopnie. – Mocno akcentowałem każde słowo. –
Żadnych głupich wyskoków! Rozumiesz co mam na myśli?
Kiwnęła głową. Szybko odsunąłem się, a lodowata maska znów zakryła moją twarz.
- Proszę cię o to przez wzgląd na Charliego. Bardzo cię potrzebuje. Uważaj na siebie choćby
tylko dla niego.
- Obiecuję. – Szepnęła.
- Przyrzeknę ci coś w zamian. Przyrzekam ci Bello, że dziś widzisz mnie po raz ostatni. Nie
wrócę już do Forks. Nie będę więcej cię na nic narażał. Możesz żyć dalej, nie obawiając się,
że niespodziewanie się pojawię. Będzie tak, jakbyśmy się nigdy nie poznali. – Miałem
nadzieję, że ta przysięga powstrzyma również mnie samego przed powrotem. Że okażę się
wystarczająco silny, by zostawić Bellę samą, z jej własnym życiem i więcej się do niego nie
wtrącać. Spróbowałem się uśmiechnąć.
- Nie martw się, jesteś człowiekiem. Wasza pamięć jest jak sito – czas leczy wszelkie rany.
- A co z twoimi wspomnieniami? – Spytała drżącym głosem.
- Cóż... – Zawahałem się. – Niczego nie zapomnę. Ale nam... nam łatwo skupić uwagę na
czymś zupełnie innym. – Bzdura. Dobrze wiedziałem, że przez cały ten czas będę myślał
tylko i wyłącznie o Belli. Ponowiłem próbę uśmiechnięcia się. Byłem pewien, że ogrom bólu
i tak zniekształcił ten uśmiech, czyniąc go sztucznym.
Cofnąłem się jeszcze dalej.
- To już chyba wszystko. Nie będziemy cię więcej
niepokoić. – Przyjrzałem się jej dokładnie. – Tak, wszyscy już wyjechali. Tylko ja zostałem
się pożegnać. – Odpowiedziałem na jej nieme pytanie. Pożegnać.
- Alice wyjechała na dobre... – Wymamrotała cicho.
- Chciała się z tobą spotkać, ale przekonałem ją, że będzie dla ciebie lepiej, jeśli odetniemy
się od ciebie za jednym zamachem.
Bella pobladła. Spojrzałem na nią zaniepokojony, ale po sekundzie jej cera nabrała
normalnych barw.
- Żegnaj, Bello. – Tak, to było to właściwe żegnaj.
- Zaczekaj! – Wyciągnęła ku mnie ręce w błagalnym geście. Przysunąłem się do niej.
Chwyciłem ją za nadgarstki i przycisnąłem je do tułowia. Delikatnie pocałowałem ją w czoło,
po raz ostatni rozkoszując się jej zapachem.
Kocham cię, Bello.
- Uważaj na siebie. – Wyszeptałem, i w ucieczce przed ostateczną falą cierpienia pognałem
do mojego samochodu, odpaliłem silnik i odjechałem, nim Bella się zorientowała. Jadąc,
zostałem wciągnięty przez ocean żalu, z którego nigdy miałem nie wypłynąć.