You are on page 1of 367

KATHLEEN ANN GOONAN

MUZYKA
WIATA
Light Music

Przeoya
Magorzata Koczaska

Ksik dedykuj moim rodzicom - Tomowi i Irmie Goonan


- z okazji pidziesitej pitej rocznicy maestwa,
a take moim cudownym siostrom, Mary i Susie.

Podzikowania

Powie powstawaa przez kilka lat, podczas ktrych najwaniejsza bya mio i
wsparcie ze strony mojego ma, Josepha Mansy'ego. Jemu rwnie zawdziczam stron
www.goonan.com.
Moja kuzynka, Amy Roberts, poetka i pisarka, powicia czas na lektur i krytyk
rkopisu, a jej uwagi byy bezcenne. Wraz z Dorothy Strickland pomoga mi take stworzy
posta Su-Chen.
Sage Walker, Steve Brown i Michaela Roessner rwnie czytali wstpn wersj i ich
komentarze okazay si niezmiernie pomocne przy tworzeniu ostatecznego ksztatu
literackiego utworu.
Jennifer Brehl i Diana Gill wskazay mi fragmenty niepotrzebne i zadbay, by jzyk
sta si klarowny i gitki.
Zaangaowanie i energia Devi Pillai sprawiay, e wszystko szo zgodnie z planem.
Argentynka Hilda Stotts przygotowaa wikszo materiaw zwizanych z
rozdziaami o jej kraju. Wdziczna jestem za czas, jaki powicia temu zadaniu.
Ostatnie poprawki do powieci przygotowaam w dwa tygodnie, spdzajc kady
dzie i wiele nocy w poczekalni na oddziale intensywnej opieki medycznej w George
Washington

University

Hospital.

Pragn

podzikowa

wszystkim

przyjacioom,

pielgniarkom oraz chirurgom, ktrzy troszczyli si o Irm - szczeglnie dr Sneff i dr Junker.


Ide organicznego modelu, swoistego planetarium, wymylili Liz Hand i John Clute podczas pisania powieci online, w ktrym wsplnie bralimy udzia.
Ogromnie duo zawdziczam ksice E.O. Wilsona pt. Consilience. Opieraam si
rwnie na publikacjach The Elegant Universe Briana Greene'a, The Physics of
Consciousness Evana Walkera, The End of Time Juliana Barboura (z ksiki tej zaczerpnam
pojcie Teraniejszoci" oraz opis modelu z Romeem i Juli jako przykadem
wspzalenych kochankw), a take Non-local Universe autorstwa Roberta Nadeau i Menasa
Kafotosa. To tylko niektre z niemal setki ksiek, ktre wpyny na tre i ostateczny
ksztat mojej powieci Muzyka wiata.

2175

ODRZUCONA
TERANIEJSZO

Matthew

Wielebna Danya przybya do naszego miasta pi lat przed moim urodzeniem.


Na imi mam Matthew. Mieszkam na poudniowo-wschodnim kracu Wolnego Stanu
Kolorado, niedaleko granicy Republiki Teksasu, dokd nikt nie podruje. Danya przybya
wanie stamtd.
Nie lubi, gdy ludzie mwi do niej Wielebna, wic tak si do niej nie zwracam. Mwi
po prostu Danya. Niektrzy ze starych farmerw nazywaj j jednak Wielebn, a moja babcia
zawsze si wcieka, gdy syszy, jak pomijam tytu i mwi do Danyi - Danya.
Kiedy po raz pierwszy pojawia si w miecie, wygosia kazanie o czym, co
nazywaa widzeniem". O czym, co si robi przy wietle. Mona pomyle, e to oczywiste wiem, co znaczy wyraz oczywisty" - ale to naprawd ostatnia rzecz, jaka jest oczywista. Na
zebraniach byo nie tylko kazanie. Odbywaa si te komunia, podczas ktrej naleao wypi
specjalne wino, przygotowane przez Dany. Musz wyjani tutaj, e w winie znajdowao si
co, co zmieniao cz posiadanych genw - cokolwiek to znaczy - na inny typ, ktry
zapewnia nowy rodzaj widzenia. Ten dodatek powsta dziki inynierii genetycznej.
Dowiedziaem si tego z ulotek, jakie Danya trzymaa w starym magazynie. Budynek suy
jako koci. Byo tam sporo materiaw informacyjnych o DNA, ale niewiele z tego
rozumiaem. Danya mwia, e jestem jeszcze za may.
Pewnego dnia jednak sprbowaem komunijnego wina. Po prostu podbiegem do
otarza, napiem si troszk, a potem, ku zdumieniu rodzicw, wrciem do awki. Wino
miao przyjemny, sodki smak. Byem wtedy troch modszy. Teraz mam ju dziesi lat.

Wydaje mi si, e rodzice przyszli wtedy do kocioa ze wzgldu na babci, a moe chcieli
by mili dla Danyi, albo co w tym stylu. Nie sdz, eby wierzyli w to, co mwia. Ja
wierzyem.
U Wielebnej Danyi byo tak jak w starych kocioach, gdzie czczono Jezusa wszystko trzeba byo przyj na wiar. Nic si nie stao, kiedy wypiem troch wina. I nic si
nie stao potem, w ogle nic si nie stao.
Moe dlatego tak niewielu mieszkacw miasteczka przyjmowao komuni.
Pamitam Dzie Niepodlegoci, kiedy miaem siedem lat. Czwarty lipca wypada w
niedziel i w kociele stoczyo si cae miasto. Wszyscy przyjmowali komuni, pewnie po to,
by poczu si weselej. Tylko babcia miaa zy w oczach, dla niej nie byo w tym nic
wesoego. Mwia, e pewnego dnia wiat, jaki znamy i jaki moemy pozna, zmieni si
dziki Wielebnej Danyi oraz ludziom z Miasta Pksiyca. Ci ludzie odeszli daleko, ale
Danya zostaa w naszym miecie.
W kocu jednak to, co dodawaa do wina, skoczyo si, a ona stwierdzia, e jest zbyt
zmczona, by zrobi wicej. Moe sama przestaa wierzy w moc komunii.
Teraz Danya mieszka tu obok, w maym, biaym domu przy Trzeciej Ulicy. To
dlatego spdzam z ni duo czasu.
Mama mwi mi, ebym by grzeczny, bo Wielebna jest dobrym czowiekiem. Cho
moe troch przygnbionym, poniewa wiat od dawna si nie zmieni. Bez wzgldu na to, co
twierdzi babcia, dla ktrej wiat zmienia si i zmienia, nieustannie, od czasw, gdy bya
mod dziewczyn.
W miasteczku mamy ptasie zoo, mona nawet powiedzie: ptaszarni. Trzymamy w
niej wszystkie rzadkie ptaki: mae brzowe wrble, rudziki z czerwonymi brzuszkami,
czarniawe wilgowrony i cakowicie czarne wrony.
Mieszkam zaledwie o przecznic od ptaszarni i latem, z samego rana, lubi lee w
ku i sucha piewu ptakw. Babcia mwi, e mamy szczcie, bo mieszkamy tak blisko.
Mwi te, e kiedy kadzie si spa i zamyka oczy, przypominaj jej si czasy, gdy ptaki byy
wszdzie, na kadym drzewie. Ale co si stao, zanim si urodziem - nadesza Cisza i
sprawia, e ptaki zapomniay, dokd maj wdrowa. I wtedy miliony ich umary. Prawie
znikny z powierzchni Ziemi. Jak wiele innych rzeczy...
Za to przez dugi czas byo co, co nazywao si nano. Nano zmieniao rzeczy w inne
rzeczy. Ale tacy ludzie jak moi dziadkowie woleli trzyma si od tego z daleka. Wrcili do
naszego maego miasteczka w grach, gdzie czuli si bezpieczni. Sdz, e pewnego dnia
poszukam nano i dowiem si, co to jest. Babcia opowiada mi wiele o rzeczach z dawnych

czasw, kiedy bya telewizja, radio i duo wicej ludzi. Babcia jest naprawd bardzo, bardzo
stara. Myl, e ma ze sto pidziesit lat. Tata twierdzi, e jej opowieci s prawdziwe,
nawet jeeli wydaj si strasznie dziwne.
Danya mwi, e kiedy znowu bdzie jak dawniej, a nawet duo lepiej. A ptaki znw
bd mogy lata i wdrowa po wiecie.
Chodz do szkoy, ktra mieci si w starym budynku z cegie, o kilka przecznic od
domu. Mama pracuje jako nauczycielka, ale w innej klasie. Ucz si w drugiej grupie i jestem
jednym z najlepszych uczniw, w przyszym roku bd najmodszy w trzeciej klasie. To
dlatego tyle wiem o ptakach, mama mnie nauczya.
Danya przychodzi do naszej grupy raz w tygodniu i uczy nas piosenek. Nawet chodzi
do domw, gdzie mieszkaj modsze dzieci, i te je uczy piewa. Twierdzi, e piosenki
porzdkuj i doskonale rozwijaj umys, e to taka specjalna metoda. Danya ma bzika na
punkcie muzyki. Tata nawet mwi, e Danya jest kompletn wariatk, ale mama zawsze
wtedy si krzywi i marszczy brwi, i tata od razu wie, e lepiej by cicho.
Pewnego dnia, gdy byem jeszcze w pierwszej klasie, Wielebna przysza na lekcj, ale
nie uczya nas muzyki. Narysowaa jakie popltane obrazki, same kty i linie, a potem
mwia o superstrunach i czym, co nazywaa wymiarem". Obrazki miay nam pomc w
zrozumieniu, e nawet jeden punkt mona podzieli... No, c, nie umiem wyjani, bo tak
naprawd tego nie rozumiem. Ale Danya widzi rzeczy, jakich inni nie widz, wiadomo.
Tumaczya nam, dzieciom, e na wiecie istnieje wicej kolorw i dwikw, ni moemy
zobaczy i usysze. I e pewnego dnia bdziemy mieli nowy zmys, jak ona, a wtedy
poznamy wszystko, o czym opowiada. Po tej lekcji rodzice uczniw si wciekli, przyszli do
szkoy i powiedzieli Wielebnej, e nie powinna nas uczy takich rzeczy. Moja mama i tata nie
poszli na spotkanie, ale inni tak. Nastpnego dnia Danya zacza si pakowa i zbiera do
wyjazdu. Zrobio si zamieszanie, ale w kocu pozwolili jej zosta. Na pocztku nie chciaa,
ale zapewnili j, e wszystko jest w porzdku, e ma prawo mwi i uczy, czego chce. I
Danya zostaa. Teraz opowiada, e nadchodz nowe czasy, w ktrych bdziemy wiedzie
coraz wicej, odzyskamy czno ze wiatem i bdziemy si komunikowa z innymi, nawet
tymi, ktrzy yj w niebie, niewyobraalnie daleko, dalej od soca - wrd gwiazd. Ludzie
za plecami miej si z Danyi. Ale nie ja. Kocham Dany.
Danya jest adna. Ma szarozote oczy, bardzo smutne, szczeglnie gdy wspomina
Miasto Pksiyca. Jej wosy s dugie, jasnobrzowe, zwizane w kucyk. Mama twierdzi, e
Wielebna jest jedn z osb, ktre si nie starzej. I dodaje, e w Miecie Pksiyca Danya
musiaa mieszka dawno, dawno temu, jeszcze zanim mama przysza na wiat - i pewnie jest

bardzo stara. Ale stara jest babcia, bo wyglda staro, ma siwe wosy i trudno jej chodzi. A
Danya jest inna.
Miasto Pksiyca znajduje si gdzie na oceanie. Brat taty si tam wybiera, a w
kocu opuci rodzin i wyjecha. Myl, e gdyby Danya pamitaa mojego wuja, tata
bardziej by j lubi.
W miecie mieszkao wielu ludzi. Prawie milion. Danya wyjechaa stamtd z powodu
wojny. Powtarza, e kiedy wrci i odleci z nimi w kosmos.
Wanie wtedy tata mieje si najgoniej, a mama mocno marszczy brwi. Myl, e
Danya gubi si w Teraniejszociach i przy innych okazjach wydaje si jej, e ludzie odlecieli
w kosmos dawno temu, a ona zostaa na Ziemi jako nauczycielka i kapanka. Babcia twierdzi,
e tak naprawd Wielebna nie poleciaa z mioci, ale tata zaprzecza i mwi, e babcia jest
star romantyczk i e nikt nigdy nie polecia w kosmos.
Wedug Danyi powodem, dla ktrego tak si nie stao, jest rednia. Kiedy rysowaa
obrazki na lekcji, opowiadaa o zasadzie nieoznaczonoci Heisenberga. e mona tylko
okreli redni. e na poziomie wiadomoci wszystko uredniamy. Lecz s inne rodzaje
wiadomoci. Inne poziomy. Nie jestem pewien, co to jest wiadomo, ale Wielebna
zapewniaa, e niedugo si dowiem. Zwaszcza e piem wino komunii z tym genetycznym
dodatkiem, zanim si skoczy.
Danya jest bardzo silna i duo czasu spdza samotnie, chodzc po grach. Myl, e
kiedy od czasu do czasu wybiera si tylko z plecakiem na tak tygodniow wycieczk i
kieruje si na James Mountain, to szuka Teraniejszoci i przedmiotw wytwarzajcych
wiato. Wydaje mi si, e s w nich Teraniejszoci i kiedy Danya ich dotyka,
Teraniejszo wycieka z nich i przechodzi do Wielebnej. I smay jej mzg, jak twierdzi tata.
Moe... Kiedy spytaem j, co robi w grach.
- Szukam dobrego miejsca do skoku - odpowiedziaa.
Danya nazywa te wiecce rzeczy wietlikami. wietliki pojawiy si w Republice
Teksaskiej. Wszystko, co dziwne, pochodzi wanie stamtd. Wiadomo, e jeli si wyruszy
do Teksasu, wszystko si moe zdarzy. To dlatego trzymamy si Kolorado. Jednak wietliki
s bardzo mdre i kiedy Danya ich dotyka, mwi jej o wielu sprawach. Chocia tak
naprawd nie mwi, tylko przekazuj obrazy i dwiki. I nauczyy Wielebn, e czas skada
si z Teraniejszoci.
Teraniejszoci s jak punkty na rysowanym przez Dany wykresie. Maj co
wsplnego z superstrunami, ktre drgaj, wibruj naprawd szybko, i s strasznie mae. Jak
paciorki wypeniajce przestrze, skadajce si w tryliony kombinacji. Trudno to sobie

wyobrazi, ale mama twierdzi, e to prawda i e wikszo tego, co mwi Wielebna, jest
prawdziwe, cho ludziom ciko to zrozumie. Wszystko, co widzimy, syszymy i czujemy
zwizane jest z superstrunami. S jak muzyka, zapomniana melodia, ktr mona zapiewa,
wznoszc i obniajc pynnie gos. To sprawia, e wszystko jest pikne jak zarys gr na
horyzoncie, barwy kwiatw, ptasie trele.
Pewnego dnia w lecie poszedem do domu Danyi. Wielebna pia gin z wielkiej,
przezroczystej butelki. Wtedy opowiedziaa mi o miastach z kwiatami na dachach, nad
ktrymi latay maszyny przypominajce wielkie pszczoy. Pszczoy te pomagay ludziom w
komunikacji. Danya miaa zdjcie takiego miasta, ale byo stare i wyblake, a to, co nazywaa
pszczoami, wygldao jak zwyke czarne kropki na tle nieba. Jak muchy. Gdy jej to
powiedziaem, rozemiaa si i przyznaa mi racj. Opowiedziaa mi jeszcze, e na wiecie s
rne rodzaje miast, miasta wiate i miasta z wielkimi antenami, a potem wyznaa, e chciaa
nawet pracowa w jednym, ale bya wtedy zbyt zmczona i czasami ma wraenie, e to tylko
zudzenia. Cakiem moliwe - stwierdzia Danya - e jest tylko gupi wielebn, i przeprasza
za wszystko. Kazaa mi zapamita, e auje tego, co zrobia, poniewa odbije si to rwnie
na moich dzieciach, w kocu ju trudno byo j zrozumie. Wtedy powiedziaa, ebym lepiej
wraca do domu.
Odszedem, a pniej, wieczorem, wrciem. Chciaem wej, ale przez otwarte okno
zauwayem, e Danya siedzi na krzele w salonie i pacze, wic uznaem, e lepiej nie
przeszkadza. Obok Wielebnej stao mae, stare radio, z gonika dochodzio tylko syczenie,
w letnie noce syszaem, jak Danya wcza radio, poniewa okna mojej sypialni znajduj si
blisko jej domu. Jednak jedynym dwikiem, jaki zawsze do mnie dochodzi, by ten syk. My
te mielimy radio, a na szczycie Golden Peak znajduje si wiea nadawcza. Audycje s stale
nadawane i gdzie tak raz na dwa miesice udaje si zapa sygna. Ale wtedy z radia sycha
stale to samo: piosenki, jakie stare newsy, na ktre tata mwi reklamy" i twierdzi, e mona
si bez nich obej, a potem znowu piosenki.
Lubi piosenki, o ile sam piewam. Danya mwi, e niektre melodie stworzya
dziewczynka z Ksiyca. Wielebna czasem opowiada bardzo dziwne rzeczy.
Kiedy dorosn, chc widzie to, co ona. Wierz, e ma racj; e dowiem si tego, co
wie Danya, i e Danya bdzie wtedy szczliwa. Powiedziaem, e gdy bd duy, to si z ni
oeni. Rozemiaa si tylko, zmierzwia mi wosy i stwierdzia, e wtedy bdzie dla mnie za
stara na on.
Chc si jednak z ni oeni, bo czasami wydaje si taka samotna. Opowiedziaa mi o
rnych zdarzeniach, o ktrych dowiedziaa si dawno temu. Stwierdzia, e historie s jak

wymiary zwinite w superstrunach, a ludzie s jedynymi istotami potraficymi snu


opowieci i majcymi wyjtkow wraliwo - wydaje mi si, e wraliwo to co
podobnego do wiadomoci - i dlatego mog dozna owiecenia. I dlatego niektrzy odeszli.
Opowiadaa o dziewczynie, ktra gra muzyk wiata, i o kobiecie z Ameryki Poudniowej,
ktr nazwaa Bajark, a take o ludziach, ktrzy czekaj w niebiosach. Na kocu zawsze
wspominaa kogo, kto nazywa si Radiokowbojem.
W takich chwilach Danya wydaje si najsmutniejsza.
Przyznaem si, e chciabym spisa jej histori do pracy domowej. Wtedy spojrzaa w
dal i odpowiedziaa, e te opowieci nosi w sercu i kiedy moe je poznam. Moe.
Pewnego dnia poszedem za ni w kierunku James Mountain. To byo latem. Wiatr i
licie robiy duo haasu, wic Danya mnie nie syszaa. A moe syszaa, ale pozwolia, abym
j ledzi i abym zobaczy.
Strasznie trudno byo i za ni, poniewa skrcia z gwnego szlaku, ktry znaem z
rodzinnych wycieczek z mam, tat i siostrami. Wreszcie, gdy ju byem naprawd mocno
zmczony, Danya wesza na ma k poronit zot traw i otoczon sosnami. Na polanie,
wrd polnych kwiatw, staa biaa kula, prawie tak wysoka jak Wielebna. Wiem, co to jest
kula, wiem te, co to stoek i prostopadocian. Danya nacisna co, a potem odwrcia
gow i uderzya w kul pici. Zdaje si, e pakaa. Uciekem.
Ale wrciem miesic temu i kula nadal tam bya, a wok niej pony wiata, zbyt
wysoko, bym dosign. Nikomu o tym nie powiedziaem.
Nadal chc polubi Dany, gdy dorosn.

Z TEJ STRONY1

Ewolucja mzgu (...) pozwolia nam stworzy symboliczny wszechwiat, ktry wydaje
si bardziej prawdziwy i bardziej rozlegy ni wszechwiat realny.
Nodeau i Kafatos. The Non-Local Universe

Tytuy czci powieci pochodz z ksiki Julio Cortzara Gra w klasy (przyp. tum.).

LUTY 2115
Fala informacji spakowana w promie wiata pomkna przez przestrze i dotara do
Ksiyca i Ziemi.
Za ni w precyzyjnych interwaach popyny kolejne fale, jedna za drug - na Ziemi
miay zosta odkodowane w cigu kilku miesicy.

8 LIPCA 2115

Radiokowboj i Nowa Granica

Atak piratw na Miasto Pksiyca by szybki i brutalny. I zdarzy si akurat wtedy,


gdy Peabody odwiedza sonia.
Peabody y w nocy, a przesypia wikszo tropikalnych dni - sonecznych i
upalnych. Niewielka wiea, w ktrej mieszka samotnie, wznosia si nad pywajcym
miastem, nastroszona antenami. Wntrze wypenione byo urzdzeniami radiowymi:
nadajnikami, odbiornikami, tunerami i wzmacniaczami, caym tym ustrojstwem, ktre
zbudowa lub wyhodowa, a take starszymi maszynami, zabranymi z kontynentu; wszystko
zabezpieczone bakteriami zjadajcymi rdz, by w wilgotnym morskim klimacie przeduy
ich funkcjonowanie o lata.
Peabody przebywa w Miecie Pksiyca do dugo. Samotnik, niezbyt przyjazny,
ale znajcy doskonale funkcjonowanie miasta, zyska sobie przezwisko, jakim wikszo si
do niego zwracaa - Inynier.
To mu odpowiadao.
Tego dnia, gdy po przebudzeniu jak zwykle jad paeczkami porcj brzowego ryu i
pi jaminow herbat, usysza narastajcy sygna alarmu. Nadesza burza, jadeitowe fale
porysoway pioruny. Jeden uderzy bardzo blisko i pociemnia na tle nieba. Do wiey
wtargn zimny podmuch. Byskawica strzelia w morze, zabrzmia basowy grzmot. Deszcz
rozpada si srebrzystymi kolumnami, spywajcymi po obrzeach miasta. Okno ze stalowej

siatki, ktre Peabody zawsze pozostawia otwarte, automatycznie zacisno oka, gdy uderzyy
w nie pierwsze krople deszczu - zaoy to zabezpieczenie ze wzgldu na elektroniczne
urzdzenia wewntrz, ktre nie mogy mokn.
Linia biaych boi, piset stp poniej, wygldaa z gry jak zastyga piana fali
rozbijajcej si o trawiasty brzeg. Palmy kokosowe pochyliy si pod naporem wiatru. Przez
aquafarm pen ryb i miczakw, w lagunie otoczonej pasmami ziemi, przebiegy wstrzsy.
Peabody przyglda si, jak may statek zwija biay agiel.
Miasto Pksiyca unosio si na Morzu Karaibskim, rozrastajc si na ukach
sztucznego ldu, rozcigajc jak namiot wzdu lin zbiegajcych si na wierzchoku, ktry
Inynier widzia przez okno.
Po drugiej stronie wiey nad miastem rozpina si ogromny klosz, tak daleko, e
wzrok nie siga krawdzi. Kopua bya domem okoo miliona ludzi i ponad pmilionowej
populacji zmodyfikowanych zwierzt. Teraz widok byskawicznie rozmy si w potopie
burzowej ulewy.
Peabody wiedzia, e w sercu sztucznej wyspy kryje si impuls, potencja zdolny
przemieni j w osiedle kosmiczne - od pocztku sztuczny ld projektowano z t myl.
Miasto Pksiyca powstao jako rodowisko przyjazne dla nauki, gdzie ludzko osign
miaa szczyty rozwoju, gdzie wynaleziona zostanie technologia, ktra pchnie ludzi w
przestrze kosmiczn i pozwoli tam egzystowa. Wizja ludzkoci w kosmosie przywiecaa
zaoycielce miasta. Brakowao jednak kilku istotnych powodw, by marzenie dojrzao i stao
si rzeczywistoci - przede wszystkim brakowao celu, a teraz rwnie ywotnego powodu
do opuszczenia Ziemi. Miasto rozwijao si przez okoo siedemdziesit pi lat, a Peabody
mieszka w nim przez ostatnie czterdzieci jako anonimowy Inynier.
Urodzi si niemal dokadnie u schyku epoki cznoci radiowej. wczesne
osignicia w fizyce, genetyce, biologii i chemii zaowocoway cudami nauki, obiecujcymi
przemian ludzkoci w nowy gatunek - gatunek, ktry zdobdzie gwiazdy. Stale obecne
radio, telewizja, telefony i Internet byy dla ludzi niczym nowe zmysy i tworzyy nowy styl
mylenia, rozprzestrzeniajcy si na caym wiecie.
Kiedy Peabody si urodzi, ten styl mylenia wanie zaczyna wali si w gruzy.
Znikn zupenie w okresie, gdy Inynier wszed w wiek dojrzewania. Komunikacja radiowa
staa si wtedy sporadyczna i zawodna.
Wwczas wanie rozpoczto tworzenie Miasta Pksiyca, czciowo po to, by
ocali wiedz, ale rwnie po to, by rozwija nauk i prowadzi badania. Jednak to nie
miasto, do ktrego przybywali uciekinierzy z cofnitego w rozwoju cywilizacyjnym wiata,

dao pocztek przemianom. Sprawi to tajemniczy Sygna z kosmosu, ktry napywa na


Ziemi od prawie stu lat, tworzc radiow prni, nazywan przez mieszkacw sztucznej
wyspy El Silencio Mimo to ycie bujnie kwito w rozlegych tropikalnych ogrodach, na
osonitych plaach i w zatokach - wszdzie wdroono osignicia nanotechnologii, by
zapewni mieszkacom Miasta Pksiyca zdrowie i warunki do rozwoju wiedzy. Nie
istniaa tu prywatna wasno, nie byo wic powodw do kradziey. Kady obywatel mg,
wedle yczenia, wyhodowa sobie ubrania dowolnego kroju, meble w wymarzonym stylu czy
jakiekolwiek przedmioty codziennego uytku. Jeeli si znudziy, mona je byo odda innym
lub zwrci do banku materii. Co prawda prywatne terytorium mieszkaca miasta byo mae,
ale ycie w sporej czci toczyo si na terenach publicznych.
Gdy populacja rosa, miasto roso wraz z ni - dziki elektrostatycznym sieciom,
katalizujcym mineray z wody morskiej, powstaway nowe budynki i pawilony.
Tworzenie sztucznego ldu byo procesem powolnym. Podczas kilku minionych
dziesicioleci z tego powodu konieczne stao si wprowadzenie listy oczekujcych, ktrzy
chcieli zamieszka w pywajcym miecie. Kilka ugrupowa prbowao stworzy sztuczne
wyspy w innych miejscach, ale Miasto Pksiyca powstao podczas pierwszej fazy El
Silencio, kiedy dostpna bya jeszcze caa spucizna wiedzy, technologii i zasobw dawnej
cywilizacji. Teraz takie przedsiwzicie byoby znacznie trudniejsze. Peabody nie wiedzia,
czy budowa innych miast na wodzie zakoczya si sukcesem, chocia ywi arliw
nadziej, e tak si stao.
Jego wie, ktra nawet po zachodzie, gdy soce niko za horyzontem, iskrzya
yciem, odwiedzay czasem dzieci chcce ujrze cuda radiotechniki. Peabody wyapywa
krtkie transmisje i przez dekady zbiera informacje. Stacje na caym wiecie nadal nadaway,
ale El Silencio zakcao fale radiowe. Od czasu do czasu impuls energii rozchodzi si w
przestrzeni, tworzc niepowtarzalny wedug dotychczasowych bada wzr.
Peabody wychodzi niemal kadej nocy, spacerowa od czwartej do pitej nad ranem,
czasem duej, jeli mia ochot, ale ostatnio zauway, e szuka okazji do pogawdki lub
moliwoci wsplnego suchania albo grania do witu syntetycznej, wielokulturowej muzyki,
jakiej kolebk byo Miasto Pksiyca.
Nie mgby powiedzie, e miasto upada.
Ludzie jednak zawodzili - umieraa idea miasta. Niekiedy sdzi, e jest jedyn osob,
ktra zastanawia si, dlaczego radio przestao dziaa prawidowo.
Umys Peabody'ego przechowywa map gwiazd, uformowan podczas bolesnych
etapw rozwoju, gdy corpus calossum, spoido wielkie w jego mzgu, rozrastao si bardziej

ni u wikszoci ludzi. Owa niezwyka mapa pojawia si w umysach wielu dzieci pocztych
tego samego dnia, co Inynier.
Przez wikszo ycia prbowa zapomnie o jej istnieniu. Proces jej przyswajania,
rwnie niewykrywalny i niepodany jak nowotwr, nie nalea do przyjemnych.
Peabody'ego i jemu podobnych cigano i poddawano badaniom na polecenie rzdu,
ktry czy ich pojawienie si z Cisz. Nieustanna konieczno ukrywania si przed
poszukiwaniami zatrua dziecistwo Inyniera.
W rzeczy samej, istniao powizanie. Ataki podczas dojrzewania, objawiajce si
silnymi i trudnymi do wytrzymania blami gowy, miay ten sam wzorzec i czstotliwo co
impulsy. Zdumiewajce, e teraz tak wiele dzieci w miecie, gdy osigno penoletno,
wybierao t wanie modyfikacj mzgu, jakby stanowia jaki rytua przejcia do dorosoci.
Wszystkie te informacje wraz z map gwiezdn wchodziy w skad Wspdziaania,
podobnie jak inne dane nawigacyjne odkryte przez NASA. Te ostatnie Peabody ukrad z
Centrum Lotw Kosmicznych w Houston, w czasach, gdy by jeszcze mody.
Kada osoba w Miecie Pksiyca miaa dostp do Wspdziaania, informacyjnej
warstwy miasta, w ktrej zgromadzono i przechowywano wszystkie dane fizyczne oraz
matematyczne - trudno uwierzy, w jak szerokim zakresie. Dostp do Wspdziaania mona
byo uzyska z wielu rnych interfejsw.
Soce na chwil wychyno zza burzowych chmur, na bkitnych falach zataczyy
pomaraczowe jzyki wiata. Okna uchyliy si i chodna bryza przepyna przez niewielk
przestrze mieszkaln, gdzie znajdowaa si kanapa, krzeso, wnka z materacem i kuchnia,
oddzielona od reszty pomieszczenia barkiem z piwem.
Peabody zaparzy wicej herbaty, przygldajc si kajakarzom, ktrzy przyszli na
wieczorne pywanie.
By, co tu kry, przygnbiony. Wydawao si, e adna z tych wspaniale poskadanych
informacji tworzcych Wspdziaanie nie zostanie nigdy uyta inaczej ni w celu
zwikszenia osobistego komfortu mieszkacw wyspy. Nanotechnologia staa si sposobem
na zadowolenie ludzi, ktrzy przestali marzy. Tak uwaa. I bardzo si ba, e ma racj.
Dawniej ludzie przypywali do miasta, uciekajc przed Plag Noworleask - niedbaa
wymowa utrwalia cignicie w nazwie. Spoeczno naukowcw stawaa si coraz
liczniejsza i rozwijaa si szybko.
Lecz modzi badacze nie zajmowali miejsc po starszych. Jaki czynnik sprawi, e
dzieci bardziej ni naukami cisymi zaczy si interesowa dziedzinami biologii prowadzeniem farm morskich, upraw owocw i warzyw w zamknitej przestrzeni, jak staa

si sztuczna wyspa. Skieroway myli do wewntrz zamiast zajmowa si odszyfrowaniem


zagadek materii i metodami jej ksztatowania wedle ludzkiej woli. Moe dlatego, e wiat si
zmieni i tak bardzo zmala.
Moe nie wystarczao wolnej przestrzeni dla filozofw nauki, takich, dla ktrych
wiato i jego tajemnice stayby si najwaniejszym yciowym wyzwaniem, w miecie nie
dokonaa si od lat adna rewolucja naukowa, cho co rusz pojawiay si wieci o
przeomach, jakie miay miejsce na staym ldzie. Ostatnio nieco ekscytacji wzbudzio
zakoczenie projektu akceleratora czstek i rozpoczcie fazy dowiadcze. Urzdzenie
otoczyo miasto niczym piercie olbrzyma, unoszcy si sto stp nad poziomem morza.
Chocia sztuczna wyspa przetrwaa kilka huraganw pitego stopnia, burze pocztkowo
uniemoliwiay uruchomienie akceleratora. Ta konstrukcja, w caoci wdroona dziki
Wspdziaaniu, musiaa zosta zmodernizowana. Peabody niecierpliwie czeka na rezultaty
napraw - dowiadczenia z akceleratorem mogyby ukaza nowe perspektywy w badaniach
nad zrozumieniem tajemnic wiata.
Inynier postrzega wszystko jako kadencje wiata. Do trzymajca filiank z
herbat bya zestalonym wiatem, niezwizanym z okrelonym miejscem w przestrzeni.
Pustk tej maej wyspy, Ziemi, wypeniay wibrujce atomy, formujce si w skupiska, tak
samo jak w caym wszechwiecie, cho moe miejscami wizki atomw staway si
gciejsze. Jedynym, co czynio to miejsce wyjtkowym, bya wiadomo czowieka, jego
wasny blask.
Dla Peabodyego to wanie stanowio najwiksz zagadk.
To oraz pragnienie zrozumienia, co si stao z falami radiowymi.
Wiedzia, e byli inni, ktrzy, jak on, prbowali wsplnie ustali protokoy i stworzy
now sie cznoci. Ale kade poczenie urywao si nazbyt szybko i nie mona byo na
nim polega.
Wielu, rwnie Peabody, wierzyo, e niszczycielska moc El Silencio jest rezultatem
wiadomych i zamierzonych manipulacji ziemsk atmosfer, dokonanych przez nieznan,
odleg si. Zdawao si to tym bardziej prawdopodobne, e sekwencja impulsw, Sygna, od
samego pocztku sprawiaa wraenie uporzdkowanej.
Przypuszczalnie u rda Sygnau leaa wiedza o naturze wiata przewyszajca to,
co odkryli ludzie. Peabody powici ycie niwelowaniu tej rnicy, szczeglnie w dziedzinie
matematyki. Jego najlepszy przyjaciel, radioastronom Zeb Aberly, podziela jego pasj i
zainteresowanie zagadk Sygnau. Ale Zeb opuci Miasto Pksiyca wiele lat temu.
Powicenie ycia jednej pasji nabraoby sensu tylko wtedy, gdyby nawizano kontakt

z nadawcami Sygnau. By moe odpowied - rozwizanie - dla Inyniera i jemu podobnych


zostaa przygotowana, lecz nie wysana, a moe wysano j, lecz nie dotara do celu.
Kiedy Peabody spoglda na Miasto Pksiyca, nie potrafi odgoni mrocznego
przewiadczenia, e te bajeczne wiata, pojawiajce si wrd tropikalnej nocy, nagle znikn,
jakby nigdy nie pony.
Moliwe, e jego ycie, pene blu i strat, byo tylko wynikiem pytania uformowanego
ze wiata i e gdzie w oddali oczekiwano odpowiedzi - odpowiedzi, jak Inynier stara si
sformuowa, powicajc si badaniom, nauce i rozwizywaniu zagadek.
A moe bya to tylko wielka improwizacja - gdzie tam daleko, w midzygwiezdnej
otchani, solista opuci scen i melodia ulega zmianie, a Ziemia na zawsze zostaa
okaleczona.
Albo ludzki mzg, ewoluujcy pod wpywem warunkw ziemskiego rodowiska,
okaza si jednak niezdolny do zrozumienia wszechwiata, choby nie wiadomo jak
desperacko si stara. Niemoliwe byo przecie, aby jeden umys obj ca wiedz, jak
rozwina ludzko przez wieki nauki. Peabody mia jednak nadziej, e Wspdziaanie,
nieludzka przecie forma gromadzca informacje i pozbawiona ludzkich ogranicze, uyje
tych danych do wyznaczania nowych horyzontw i cieek rozwoju i znalezienia odpowiedzi
na najbardziej drczce pytanie obecnej epoki: jaka jest przyczyna Ciszy i jak mona to
powstrzyma?
Albo wykorzysta.
Tak czy inaczej, miasto byo wiadkiem dyskusji na ten temat, lecz rozwaania nie
przynosiy rezultatw, suyy raczej utrzymaniu status quo, jakby ludzie byli tylko
dobroczynnymi bakteriami towarzyszcymi w egzystencji organizmowi sztucznej wyspy.
Co trzymao Peabody'ego w miecie, cho nie umia powiedzie, co to takiego, moe
poza tym, e miasto pragno jego obecnoci. Taka myl bya niezwyka, szczeglnie e by
realist i praktykiem. Nie wydawao mu si jednak wcale dziwne, e system tak wielki jak
Miasto Pksiyca mgby mie wasn wol. By moe system by nawet na tyle mdry,
eby obawia si wasnego przeznaczenia - rozwinicia si do lotu w kosmos. A moe nawet
przygotowywa si do opuszczenia ludzi, pozostawienia ich, tak jak mode kocita s
porzucane przez matk, gdy przestaj karmi si jej mlekiem?
A jeeli system miasta mia wiadomo, to by rwnie na tyle inteligentny, by
samodzielnie zrealizowa wszelkie plany.
Czarny kot na kanapie przecign si i ziewn. Peabody odgarn od niego zbkany
obraz, sekwencj metaferomonw, ktra objawia si jako kilka spltanych linii i kolorowych

plam i teraz podya za ruchem doni mczyzny.


By to jeden z wielu defektw Peabodyego. Dla wikszoci wyspiarzy prac i
yciowe wyzwanie stanowiy prby komunikowania si ze zwierztami za pomoc
rnorodnych metod, ale Inynier, cho go to interesowao, nie potrafi zrozumie
zwierzcych myli. Obrazy nie taczyy po jego skrze, poniewa jego wasny symboliczny
jzyk pozostawa zamknity w umyle. Inynier nie umia go przetumaczy tak, by sta si
zrozumiay dla wiata.
Przez lata jedynymi towarzyszami Peabodyego byy koty. Wdroway po wiey,
wylegiway si w promieniach soca na lnicych kafelkach posadzki, jakby zawary
umow, e bd dotrzymywa Inynierowi towarzystwa na dystans. Zawsze mia tylko
jednego kota - gdy ten umiera, przygarnia kolejnego.
Pomimo defektu zaprzyjani si ze soniem, ktry mieszka w nowym pawilonie,
okoo dwch mil na zachd od wiey. Chodzi go odwiedza w kadej wolnej chwili.
Przecina miasto, niemal obce, kluczc po ciekach biegncych wrd gszczu tropikalnych
rolin, orchidei i krzeww. Mija bawice si dzieci, ktre nie obawiay si ani nieznajomych
ludzi, ani jadowitych zwierzt. Szczerze mwic, dostrzega co przeraajcego w
cechujcym te dzieci absolutnym braku zwykego strachu...
Bya ju pna noc, nieprzygaszone przez soce wiato gwiazd byskao na
nieboskonie. Peabody nareszcie si obudzi. Diody mrugay na cianach w maym
pomieszczeniu. Posadzka odbijaa byski - jak wikszo powierzchni w miecie, bdcych
czci

potnego,

wyrafinowanego

kompleksowego

hipertekstowego

systemu

informacyjnego. Inynier zazwyczaj wywoywa tam map wiata z niewielkimi wietlnymi


punktami, wskazujcymi rda, z ktrych udao mu si odebra transmisje radiowe.
Teraz, gdy nie padao na nie wiato z zewntrz, okna na dachu zamkny si,
pozwalajc, by umys mczyzny wypeniy myli o gwiazdach, w pomieszczeniu, w ktrym
stay urzdzenia radiowe, byo ciemno, poza wskanikami czstotliwoci, taczcymi w
rytmie, ktry Peabody od dawna prbowa zrozumie i poj.
Inynier zabra si za wzorce sygnaw, nasuchujc krtkich, przerywanych transmisji
ze stacji, nadajcych wci, od prawie stulecia, pomimo e fale rzadko przebijay si przez
atmosfer. Koysa si lekko, sennie, jak drzewo na wietrze, i spoglda na zamglone wiata
Miasta Pksiyca. Jego do, gdy sign szybko do pokrta, wygldaa jak u mczyzny w
rednim wieku, moe pidziesiciolatka - wyjtkowo zdrowego i sprawnego. Peabody nie
zamierza si odmadza - zbyt wielu widzia ludzi, ktrzy po procesach odnowy biologicznej
ciaa i przywrceniu modoci umysowo rwnie cofali si w rozwoju. Zreszt, od

pidziesiciu z gr lat lub jeszcze duej Inynier wymyka si czasowi. Podejrzewa, e


jest to zwizane z darem, jaki otrzyma dawno temu od kochanki.
Na horyzoncie pojawiy si wiata - zapewne wracaa flota rybacka. Wypi kolejn
filiank herbaty.
Ostatnimi czasy w zasig radia wpada Pary, na minut lub duej, nadajc piosenki
piewane ochrypym gosem lub, co bardziej interesujce, jaki kod. Inynier wiedzia, e
Pary ma wielk anten, ktrej rozbudowa przez lata pochaniaa sporo energii.
Nagle z jednego z gonikw dobiego zakcenie.
Peabody zerwa si szybko i podszed, zainteresowany uporzdkowanym, czystym
brzmieniem. Zakres dwikw poszerza si szybko i wspbrzmia z radiomap nieba, jak
nosi w umyle od dziecistwa; rozlege tony wywoyway uczucia, jakie byy udziaem
nielicznych ludzi.
Promie wiata zestali si w poudniowej czci pomieszczenia, jak zwiastun witu.
Peabody czeka na to od zawsze. Wiedzia. To wiato, w kocu, odpowie mu,
DLACZEGO.
Zrobi krok w kierunku wietlistego ksztatu, w gbokim skupieniu, ale z umysem
nadzwyczajnie czystym, spokojnym.
Owalna brya, wysoka na dziesi stp. Dotyk sprawi, e przez powierzchni widma
przebiegy fale lnie, jakby pasma tczy.
Peabody czu wywoany muzyk bl w piersi, do oczu napyny mu zy.
- Tak? - wydusi bezsensownie.
Myli wybuchy w umyle mczyzny, mieszay si i rozwijay w niedosinych
obszarach, rezonoway gboko w mzgu, zbyt szybkie jednak, by obj je wiadomoci.
Biliony akordw napiy zmysy do granic moliwoci; mia wraenie, e ulega halucynacji.
W peni jednak zdawa sobie spraw, e to wszystko jest realne. Zewntrzne. Lecz
rwnoczenie mocno z nim zwizane.
Przemienia si.
Wiedzia, e dowiadcza nieskoczonych moliwoci rozwijajcych si wymiarw w
superstrunach.
Pochono go wiato - nowa posta wiata. Nie rozumia, jak ani dlaczego.
Nieskoczono, wczeniej tylko abstrakcyjne pojcie, wydawaa si niemal
namacalna. Taczce czstki wszechwiata, jakie skaday si na ciao Peabody'ego,
zjednoczyy si z czasem i materi w jedno, skd wszystko brao swj pocztek i
rozprzestrzeniao si z niewyobraaln prdkoci.

wiato zniko.
Wstrznity Inynier zatoczy si, ale wrodzona energia sprawia, e zaraz si
wyprostowa. Patrzy w miejsce zdarzenia.
W wiey panowaa niezwyka cisza.
Peabody uwiadomi sobie, e nie zna nikogo, z kim mgby porozmawia. aowa,
e nie ma przy nim Zeba, radioastronoma i bliskiego przyjaciela. Zreszt i tak nie umiaby
opisa sowami swoich przey. By matematycznie uzdolniony, ale ujrza oto zupenie now
geometri, zaledwie rzuci okiem, i musia to przemyle, o ile w ogle uda mu si cokolwiek
poj.
Co si wydarzyo. Co niesamowitego i potnego. Ale co? I dlaczego?
- Wrc niedugo - oznajmi kotu, a w zamian odebra powtarzajcy si, zabarwiony
rozkazem obraz ryby. Zamar, zaskoczony i uradowany zarazem.
Potem szybko wrci do pokoju z urzdzeniami radiowymi. By podekscytowany pobudzony, jakby naelektryzowany.
Kiedy zjeda platform windy poruszajcej si w przezroczystej rurze, dozna
krtkotrwaego wraenia, e wiata wok wskazuj punkty w przestrzeni midzygwiezdnej,
skd rozpocznie si kosmiczna odyseja, cho porzuci nadziej, e tak si stanie.
Skierowa si do miejsca, gdzie zajmowano si najbardziej ekscytujcymi projektami
badawczymi w miecie, wcznie z pracami projektowymi inicjujcymi budow akceleratora.
Pomieszczenie nazywano po prostu Hal Nauki i Wiedzy, w czasach wietnoci przypominaa
instytut nauk cisych w Princeton, gdzie praktycznie o kadej porze mona byo spotka
fizykw, matematykw czy biologw, prowadzcych arliwe dyskusje lub pochonitych
projektami badawczymi. Tutaj bywao podobnie, szczeglnie podczas prac, przy ktrych
korzystano z pomocy Wspdziaania.
Otworzy powoli cikie, ukowate wrota z drewna. Wikszo przedmiotw w
Miecie Pksiyca bya bardzo lekka i niezwykle wytrzymaa, powstaa z polimerowych
tworzyw o dugich acuchach skrconych w wglowe piercienie - materiaw atwych do
ksztatowania w zalenoci od bardzo rnorodnych potrzeb. Lecz w niektrych miejscach
ludzie woleli dobrze znane, tradycyjne przedmioty.
Peabody wszed. Nisko ustawione lampy zapony, owietlajc pomieszczenie.
Naprzeciw siebie, w kciku do rozmw, stay kanapy klubowe, ale kilka krzese
przysunito do stanowisk roboczych, z ktrych mona byo uzyska dostp do rnych
warstw Wspdziaania. Na pododze rozrzucono ratanowe maty. Kilka kokonw
umoliwiao peny dostp, cakowite zanurzenie si we Wspdziaaniu, ale Peabody wola

ich unika, poniewa poczenia nie mona byo w peni kontrolowa.


Przez chwil wyobraa sobie, e ten pokj jest peen przyjaci z dawnych czasw,
towarzyszy, z ktrymi spdza miesice i lata przy projektach badawczych. Wielu, jak
radioastronom, opucio Miasto Pksiyca - sfrustrowani, skwapliwie wyjechali, by
sprawdzi, co dzieje si w innych czciach wiata.
Inynier usiad i zapisa przeyte niedawno dowiadczenie, opisujc wiato najlepiej,
jak mg, a potem przesa zapis do Wspdziaania.
To bya jedynie krtka notatka. aowa, e nie potrafi powiedzie nic konkretnego o
widmie. Wszystkie doznania, tak czyste i intensywne, teraz wydaway si tylko iluzj.
Pustka pomieszczenia przywoaa na powrt uczucie zniechcenia i bezsilnoci.
Spodziewa si, e przyjd tu inni ludzie. Czyby tylko jemu zdarzyo si to niesamowite
dowiadczenie? A moe bya to jedynie uuda wyobrani?
Wyszed.
Przeci dungl na trzynastym poziomie, za dnia siedlisko kakadu, ar o dugich
ogonach i papug nierozczek - mwicych ptakw, wrd ktrych nie brakowao jednak
papug-buntownikw, za nic majcych ludzkie manipulacje w ich genach i wracajcych do
naturalnych zachowa, a nawet prbujcych przekona do tego pozostae zmodyfikowane
ptaki.
Peabody stara si wypatrzy, czy jego przyjaciel, biaa papuga, filozof, jest pord
nich. Papuga mieszkaa w wiey przez trzy lata. Uczona od narodzin, zgromadzia szerokie
sownictwo, szczegln elokwencj przejawiajc w kwestiach zwizanych z filozofi Gai,
ktrej staa si wyznawczyni. Na koniec przyswoia papuzi jzyk obrazkowy, wywietlany
na dziobie u ptakw, ktre wybray t opcj komunikacji, a take wyhodowaa sobie w
szponach

receptory

umoliwiajce

dostp

do

Wspdziaania.

Niedugo

potem

przeprowadzia si w poblie Hali Nauki. Ale od tamtej pory Inynier ju jej nie spotka.
Z oddali dobiegay piski i wrzaski map, prawdopodobnie zaniepokojonych
pojawieniem si intruza, oraz szum wodospadu. Peabody min magazyn ywnoci, otwarty
przez ca dob; nie by jedynym nocnym markiem w miecie.
Zapach czosnku przywoa wspomnienia: ma wosk restauracj, gdzie razem z on
czsto jadali kolacje jeszcze w czasach, gdy pracowa jako Naczelny Nanoinynier Biomiasta
Kwiatw systemu Chicago. To byo dziesitki lat temu. Mieszka tam dugo, do chwili, gdy
ona popenia samobjstwo. Wtedy opuci miasto, nkany niedowierzaniem i odrtwiay od
gniewu.
Prbowa zignorowa natrtne obrazy z przeszoci i rozluni si przed wizyt u

sonia. Spotkania zawsze dziaay na niego uspokajajco.


Szed p godziny. Powstrzyma si od przywoania jednego z maych lizgaczy, co
mg zrobi w dowolnym miejscu miasta. Powdrowa pieszo do heksagonu rozcigajcego
si na kilkunastu akrach wyspy.
Domena sonia, zdobna przycitymi krzewami i drzewami oraz otoczona morzem,
miaa sadzawk chodnej wody, nad ktr gromadziy si czaple oraz inne wodne ptactwo.
Wysoka trawa falowaa w podmuchach nocnej bryzy. Przypyw uderza o falochron, a wiata
floty, ktre Peabody widzia z wiey, odbijay si w wodzie, teraz ju bliej brzegu. Sony
wiatr by silny.
Stojc na pomocie obserwacyjnym, odszuka wzrokiem ciemn sylwetk sonicy
wrd kpy modych figowcw.
Obserwowa wielkie zwierz. Byo to niezwykle kojce zajcie. Sonica uniosa z
niepokojem trb i wcigna powietrze. Od czasu do czasu wiatr przynosi odgosy
wzburzenia i kwany zapach zwidych, wilgotnych lici.
Peabody zastanawia si, co sonica myli i ile wie.
Miaa wspomaganie w postaci jzyka obrazkowego, ale nigdy go nie uywaa,
pomimo arliwych wysikw badaczy i opiekunw. Bya tylko soniem, picioletnim, czyli
jeszcze dzieckiem. A na dodatek, cho sonie s zwierztami stadnymi, ta maa nie miaa
rodziny.
Ponury nastrj Inyniera wzmg si, gdy ten uwiadomi sobie samotno zwierzcia.
To by grzech i wszyscy wok myleli podobnie. Planowano, e na wyspie zamieszka wicej
soni, ale budowa sztucznego ldu postpowaa bardzo powoli. Debaty - czy mona
zaryzykowa wprowadzenie jeszcze dwch lub nawet trzech soni, czy jest do poywienia,
czy potrzeby soni nie przewaaj nad innymi sprawami - staway si coraz bardziej gorce i
gniewne. Takie dyskusje byy na porzdku dziennym w Miecie Pksiyca. Opinie
rozkaday si prawie po rwno, cho niekiedy spraw sonia przesaniay inne rozwaania.
Podczas gosowa przez wysp przebiegay fale pulsujcych barw, a przy wyjtkowo
istotnych debatach takie fale mogy si utrzymywa nawet kilka dni, dopki nie rozpoczo
si kolejne gosowanie.
Peabody zauway dziwn powiat. Noc zdawaa si troch janiejsza ni powinna,
okoliczne lampy zaczy brzcze.
A moe tak mu si tylko wydawao?
Rozlego si trbienie sonicy, naglce, dzikie. Pomost pod stopami mczyzny
zawibrowa wyranie. Inynier domyli si natychmiast, e zwierz co prbuje oznajmi za

pomoc niesyszalnych dla ludzkich uszu dwikw o niskiej czstotliwoci, ktre mogyby
przenosi si na dugim dystansie i dotrze do innych stad soni.
Czy sonica kiedykolwiek si zastanawiaa, czy jej komunikaty s rozumiane? Albo,
skoro dorastaa samotnie, czy wierzya, e moe porozumie si ze swoimi opiekunami?
Te rozmylania tylko pogbiy przygnbienie Inyniera.
Ku jego zaskoczeniu, so obrci si i skierowa prosto do niego.
Przez chwil czu strach, cho wiedzia, e zwierz jest agodne. Ale jakie wielkie!
Masywna gowa sonicy koysaa si, gdy ta biega majestatycznie, jakby wiadomie
wybraa kierunek. Zatrzymaa si po drugiej stronie niskiego ogrodzenia, par stp przed
mczyzn, i spojrzaa na uwanie ciemnymi, wielkimi jak spodki oczyma. Peabody zamar.
I wtedy otrzyma przekaz obrazkowy, tak precyzyjny i dokadny jak w radiowej
transmisji, ktr odebra wczeniej.
kula wiata rozbyskujca midzy morzem i niebem
wzlatuje
unosimy si wraz z ni
wiat pozostaje w dole
odchodzimy
w mroczn przestrze
nasze wiato wrd bilionw wiate
poniemy
zmieniamy si w wiato
teraz
Mczyzna ujrza to ponownie: soce wznoszce si z morza, wdrujce nad
horyzontem, a potem wyej w przestrzeni czarnego nieba. So, on sam oraz wszystkie ywe
stworzenia na Ziemi uniosy si i poczyy w ywy, radosny korowd wiata.
Ziemia zostaa z tyu; malejc i znikajc, soce wtopio si w biliony innych gwiazd,
ktre nagle poruszyy si, tworzc nowe konstelacje.
Peabody ujrza kosmos w zupenie nowej perspektywie.
Potne, pikne, podniose tony symfonii wiata rozbrzmiay w jego wntrzu; muzyka
wiata, ktre byo czasem, przestrzeni i miejscem. Jedno kwantowe zdarzenie, pole, skd
wszystko - kady atom, cay czas i przestrze, kada yjca istota, wszystkie wiadome myli
- eksplodowao.

Trbienie sonicy wstrzsno ziemi.


Inynier, po wiekach samotnoci, zrozumia: to jest to.
To jest to!
Zatrzyma przez chwil t myl. Albo to myl zatrzymaa jego: ten obraz, ten ruch, ta
muzyka. Sonica j czua, rozumiaa, przekazaa Peabodyemu, podzielajc jego wraenia i
nadajc im zrozumia posta.
Zacz si pieszy. Tamto zdarzenie byo prawdziwe, realne. Teraz przekonanie
wyranie si nasilio. Musia koniecznie przekaza relacj Wspdziaaniu - obrazy byy na
pewno wskazwk prowadzc do rda Sygnau i krya si w nich zarwno groza, jak i
szacunek.
Gdy si odwraca, by odej, ziemia zadraa lekko. Mczyzna chwyci si porczy.
Pomost, na ktrym sta, czy si z falochronem, wic ten wstrzs nie by niczym
niezwykym.
Ale Inynier poczu jakby... ruch?
Absurd! - pomyla, przypominajc sobie ogromn sie lin z kotwicami, ktre
utrzymyway wysp w miejscu. Nic nie byo w stanie przeci tych czy. Jedynie przy
celowym uyciu nanoprogramu mona by zerwa potne kotwy.
W uamku sekundy wsiad do lizgacza i popieszy do Hali Nauki, omijajc spore
grupy ludzi, przemieszczajce si midzy pawilonami. Twarze wyspiarzy byy pene napicia.
Parokrotnie prbowano go zatrzyma, ale nie zareagowa.
Peabody wszed do Hali. Sie kokonu oplota go natychmiast; zimna, galaretowata
substancja dotkna receptorw rozsianych po skrze. Rozluni si w uspokajajcym ucisku
tkaniny. Kocha Wspdziaanie i lka si go - kocha za nieograniczone bogactwo
informacji, a ba si utraty kontroli, jakiej dowiadcza, gdy znalaz si wewntrz tego zbioru
danych.
Poprosi o hormony do nauki. Pomog mu przyswoi i zrozumie to, czego
dowiadczy. Sprawi, e otworzy si cakowicie dla Wspdziaania. Byo to przeraajce
uczucie, lecz musia si poczy bezporednio, w peni zjednoczy z systemem.
Przepyn przez podstawowe programy i odkry z zaskoczeniem, e miasto naprawd
oderwao si od dna morza i dryfuje swobodnie po oceanie.
A potem, z oddali, poczu eksplozje.
- Jasonie Peabody. wiata na oceanie to statki, ktre mnie atakuj.
Miasto zwrcio si do niego bezporednio, wiedzc, e jest jednym z tych, ktrzy je a raczej j, gdy zawsze mwio o sobie w formie eskiej - zaprojektowali.

Inynier przekl swj brak czujnoci. Miasto posiadao systemy obronne, oparte
jednak nie na przemocy, lecz na dobrym zarzdzaniu atutami. Oznaczao to, e rozwizania
defensywne wdroyli ludzie, ktrzy nie mieli skonnoci do zadawania innym blu. Co
gorsza, byli to ludzie, ktrzy odczuwali szacunek wobec innych i nie potrafili sobie nawet
wyobrazi, e istniej tacy, ktrzy tego nie podzielaj. Peabody zosta przegosowany
wielokrotnie, gdy proponowa bardziej stanowcze i bezporednie rodki, takie jak choby
pociski.
W efekcie jedyn obecnie tarcz obronn byy skryte i subtelne rodki nanotechniczne,
na przykad powoli dziaajce trucizny, nanoprogramy zmieniajce osobowo atakujcych i
skaniajce ich, by wracali do domu. Nie mona byo w ten sposb zapobiec uderzeniom. A
ran nie da si uleczy, jeeli miasto zostanie powanie uszkodzone lub zniszczone.
- Rozpocznij produkcj plagi obronnej - rozkaza Jason.
- Ju jest gotowa.
- A ty?
- Jestem gotowa od dawna. wiato przypieszyo procesy wzrostu.
Cho nie uya wyrazu wiato", posuya si liczbami i symbolami, ktre rozbysy
przed nim krtko, jak gdyby wierzya, e rozmawiaj jak rwnorzdni partnerzy, cho bya
przecie miastem - umysem ogromnym, obcym i niepojtym.
Peabody musia opuci kokon i czym prdzej zrobi to, co mg. Walczy, by uwolni
si od Wspdziaania.
Zosta jednak zapany, jak mae yjtko uwizione w paszczy wielkiej ryby, i zabrany
w jeszcze gbsze poziomy miasta.
- Bl na 187,43 stopniu, wysoko 46 stp. I znowu, 187,31. 124 i 399.
Liczby przewijay si przez umys i wiadomo Inyniera, Przez umys i wiadomo
miasta. Odczuwa kade uderzenie i eksplozj w trzech wymiarach i czasie rzeczywistym.
Zacz gwatownie wpada gbiej w miasto, coraz bliszy paniki.
- Znikny!
- Co znikno?!
- Moje dane. Koordynaty. Cel, do ktrego mam dy.
Poczu przypyw strachu i nie wiedzia, czy to jego emocje, czy miasta.
Miasto mwio o systemie nawigacji i informacjach, ktre ukrad z NASA, lata temu,
gdy jeszcze dorobek cywilizacji technicznej nie by cakowicie stracony. Byy to obliczenia
dotyczce map gwiezdnych, ale czyy si z innymi danymi, ktrych nie mona byo
odtworzy.

- Zbyt due zniszczenia. Nie zdyam przesa informacji w inne miejsce. Ale to ty je
przyniose. Wiesz, gdzie je znale. Potrzebuj ich. Teraz.
Wkrtce odejd.
- Pjd po nie. - Peabody upewni miasto, e odczuwa, jak wane jest polecenie, cho
wyrazi to prostym jzykiem, w ktrym nie dao si zawrze konkluzji, do jakich doszed
transludzki umys systemu. To dlatego, e miasto starao si mwi tak, jak mwi si do
dziecka, w porwnaniu ze Wspdziaaniem czowiek z ca pewnoci by jak dziecko.
Peabody zdawa sobie spraw, e bdzie musia uda si do Centrum Lotw
Kosmicznych w Houston, cho myl o ponownym podrowaniu przez dziwn,
postnanotechnologiczn Ameryk nie napawaa go radoci. Zbyt dugo ukrywa si na
wyspie. To bdzie duga wdrwka, ale zamierza zrobi wszystko, co w jego mocy, by
zebra resztki, jakie mogy jeszcze pozosta w Houston, i odtworzy dane nawigacyjne
potrzebne Miastu Pksiyca.
Gwatownie napyny wspomnienia: Dzieci toczce si w przejciu. Udaje mu si
zagoni je miot na szeroki korytarz. Posadzka na pocztku lnica czystoci dalej
przechodzi w brudny brz bota. Mczyzna jest szpiegiem, a jego kryptonim to...
- Wony! - woaj jak co dnia modzi ludzie, a on odsuwa miot od drzwi i wchodzi
do rodka. Przypomina sobie, e to wietlica dla dzieci pracownikw. Zastanawia si, gdzie
podziali si doroli. Nigdy adnego nie widzi z dziemi.
W wietlicy s zabawki oraz podstawowy sprzt medyczny, ale pierwsze, co rzuca si
w oczy, to przysane przez rzd kokony do nauki. Wony rozumie, kim maj si sta te
maluchy w przyszoci.
Dzieci otaczaj go ciasnym krgiem, miej si.
- Wony, niech pan nie wychodzi! Niech pan szybko wraca!
Po kilku tygodniach moe ju zrobi to, po co tu przyby. Kradnie kopie map NASA,
ktre pokazuj, skd nadchodzi Sygna, a take dane z midzynarodowych rde
informacyjnych, ktre zbyt szybko ulegaj zapomnieniu lub zgubieniu.
- Ile mam czasu?
- Czterdzieci osiem dni. Wtedy pojawi si okno.
- Okno?
- Dostp - odpowiedziao miasto z lekkim zniecierpliwieniem. - Dogodne warunki
czasoprzestrzenne. Pora transformacji. Wyjtkowa. Kieruj si sercem podczas podry,
Jasonie Peabody. Kiedy wrcisz, dowiesz si. w KOCU.
- W kocu?

- Teraz tego nie rozumiesz. Ani ja. Jestemy pomostem...


Peabodyego zalao nieoczekiwane uczucie bezgranicznej radoci.
Mia wiadomo, e miasto mwi prawd - niedoskonaym jzykiem, tak, by nawet
dziecko mogo zrozumie i poj konieczno popiechu, w przekazie nie byo sugestii o
nagrodzie, ani te wzmianki, e cae przedsiwzicie moe okaza si porak.
Przypominao to obliczanie trajektorii albo prac nad precyzyjnym wyznaczeniem
kierunku ruchu. Podano cel. Ogromna zmiana obja atmosfer; zmiana, ktra nadesza...
skd. I zwiastowaa... co. Jak rolina, ktra gromadzi siy, by wyda w przyszoci kwiat,
cho nie wie, co si stanie; jak dziecko osigajce dojrzao - tak samo ludzko miaa do
przekroczenia prg dojrzaoci i perspektyw egzystencji w kosmosie. Prg owiecenia.
Do Inyniera dotar zaledwie cie tej wiadomoci - moliwo, municie harmonii,
ktrej czci by on i wszystko, co ywe. To nie by Plan, lecz Zdarzenie, staa gotowo do
rozwoju - wolna improwizacja, podlegajca prawom, jakie ludzko sama sobie narzuci
podczas przemiany.
wiadomo, produkt uboczny, pragna przenikn wszystko. Chciaa przyswoi ca
wiedz.
Nagle kolejny wybuch wstrzsn cianami budynku.
Miasto, z ktrym rozmawia, zniko. Zapada ciemno, a Inynier poczu otpienie,
jakby cz jego osobowoci otrzymaa bolesny cios.
Szamota si uwiziony, prbujc krzycze, ale z garda nie doby si najcichszy nawet
dwik.
A potem, wspomagany przez kompozycj hormonw uwolnionych do krwi przez
naturalne procesy fizjologiczne, Jason zosta porwany przez...
Amerykanistyka. Zacofana i przestarzaa dziedzina studiw, ktr zajmowali si tylko
kompletni fanatycy, w Miecie Pksiyca dziaao tysice podobnych grup.
Zachodnia biblioteka zostaa zniszczona podczas atakw, grozio jej rwnie
niebezpieczestwo utraty zasobw. Miasto pilnie poszukiwao ciaa, w ktrym mogo
przechowa kopie zapisw.
Peabody znalaz si dokadnie we waciwym miejscu i czasie. I dysponowa dobrym
poczeniem, pozwalajcym przela dane, poniewa mia silne wspomnienia z dziecistwa
spdzonego wanie na Zachodzie Ameryki.
Zosta optany przez najprawdziwszego Kowboja.
Znalaz si pomidzy czerwonymi wzgrzami Arizony, na zbyt rozlegej przestrzeni i
pod zbyt bkitnym niebem.

To byo co wicej ni powrt do wspomnie. To byo uczenie si. Wiedza.


Peabody rozwin si poza granice wasnej osobowoci. Sta si krajem, jego
mitologi, gbi historii, prawami i opowieciami.
Dawni ludzie Zachodu sfilmowani w Sedonie, z radia pynie piew o Wind Rock,
nocna transmisja jest czysta i bez zakce. Wielka biaa gra rozrasta si za Flagstaff, to
tutaj, wedug Indian Hopi, kobieta-pajk uprzda wiat. Dziewczyny z Buffalo, teksaskie
dzwonki, noce w Oklahomie, bjki w saloonach, poganiacze byda, walki na prerii.
Opowieci, opowieci, opowieci.
adnych prb ucieczki ze Wspdziaania - oto wlewa si w Peabody'ego mityczny
zoty czowiek, dopasowyway si zapisane wydarzenia kulturalne, sztuki na Broadwayu,
serial Gunsmoke", powieci Cormaca McCarthy'ego, rzezie, niebezpieczne miasteczka,
strumyki, gdzie pywaj pstrgi, utwory poetw. Nauka - rodzima i przyniesiona przez
imigrantw - stapiaa si w wiato wiedzy, niemoliwej do objcia umysem. A jednak
wiedza wsczaa si do ciaa Peabody'ego, w nisze koci, w krew i minie, wpajajc mu
szalestwo emocji, marze i snw, moliwoci i...
I przyszoci...
Lecz zaraz - wiato - jego wyprawa! Nie moe tego tak zostawi!
Nagle zosta wyrzucony z rozgorczkowanego Wspdziaania - w chwili, gdy
rozpado si w eksplozji.

Szalone naukowe delirium

Kiedy eksplozja rozwietlia noc i wstrzsna ziemi, Danya Cooper ruszya biegiem
przez zachodni promenad, osaniajc si ramionami przed spadajcymi wszdzie poncymi
odamkami. Na zachodzie zamajaczy ciemny ksztat. Wok rozbyso wiato, ukazujc
dugi, niskopokadowy okrt.
W kolejnych rozbyskach zobaczya wicej.
Jej pierwszym impulsem byo chroni akcelerator. Tak wiele czasu zajo jego
uruchomienie, e teraz czua niemal fizyczny bl na myl, i urzdzenie znowu moe zosta
uszkodzone. Zaledwie par godzin temu przeprowadzono testy rozruchowe.
W pierwszym pawilonie, do ktrego wesza, ludzie biegali we wszystkich kierunkach.

Zignorowaa ich i wsiada do lizgacza. Gdy przedzieraa si przez panikujcy tum, bya
spokojna i nie odczuwaa strachu.
Nie miaa pojcia, kto stoi za atakiem, i wcale jej to nie obchodzio. Miasto
Pksiyca byo legend dla reszty wiata, to ju nie pierwsza prba przejcia nad nim
kontroli.
Tylko tutaj, wyjtkowo, istniaa cakowicie wolna wola. Tylko tutaj obietnice
nanotechnologii zostay spenione, uatwiay ycie i przynosiy satysfakcj obywatelom
miasta - przynajmniej jeeli wierzy doniesieniom przychodzcym z reszty wiata. Midzy
ludmi yjcymi na kontynentach zarysowa si wyrany podzia na tych, ktrzy mieszkali w
miastach - zmutowanych i przemienionych w bardzo dziwne miejsca; oraz tych, ktrzy
osiedlili si na otwartych przestrzeniach i wiedli proste ycie rolnikw, bojc si i unikajc
nanotechnologii.
Czego chcieli agresorzy? Zapewne dowiedzieli si o bogactwach Miasta Pksiyca i
zapragnli tu zamieszka. Jedyn wad miasta bya ograniczona przestrze. Kadego roku
przyjmowano tylko okrelon liczb uchodcw. Liczba ta kalkulowana bya bardzo
dokadnie przez algorytm, ktry przewidywa, jak wielu nowych mieszkacw mona
bezpiecznie przyj bez szkody dla rwnowagi procesw rozwoju sztucznej wyspy.
Imigrantom starajcym si o zgod na zamieszkanie wyznaczano dokadn dat przybycia.
Wielu z nich zamieszkao na jednej z naturalnych wysp w pobliu. Moe po prostu zbierali
si razem, zmczeni czekaniem na pozwolenie osiedlenia w Miecie Pksiyca.
Miasto nie miao armii ani floty, lecz dysponowao innymi rodkami obrony. Jednak
obecny atak wyglda na silny i mg wyrzdzi sporo szkd. Danya, jak kady, staraa si
tylko dotrze do wzgldnie bezpiecznego obszaru i zrobi wszystko, co w jej mocy, by
powstrzyma skutki agresji. Od ostatniej potyczki mino ponad dwadziecia lat i czujno
wikszoci obywateli zostaa upiona przekonaniem, e s bezpieczni.
Danya zatrzymaa si przy wyszczerbionej, krtkiej krawdzi rozpadliny, skd moga
dojrze, co si dzieje niej. Nie byo sposobu, by omin dziur. Porzucia zatem lizgacz i
cofna si na otwart przestrze, mijajc ponce rumowisko, omiatane wod ze zraszaczy.
Gardo bolao j od dymu.
Dotara do wiey, ktrej szukaa, znalaza woln wind i pojechaa na czterdziesty
poziom miasta, poziom, ktry podczas alarmu przeksztaca si w miejsce dowodzenia.
Po otwarciu drzwi ujrzaa scen jak z horroru. Ludzie leeli na ziemi, jczc i
krzyczc, w stumionym wietle zobaczya ciemne plamy - wiedziaa, e to krew. Najedcy
j ignorowali. Wszyscy, jak jej si zdawao, ubrani byli na czarno. Rozbiegli si, wymieniajc

skinienia gowy.
Danya czua spokj. Byo jasne, e ktokolwiek pozwoli sobie na atak, musia dobrze
zna miasto - by moe by to kto, kto odszed std dawno temu i teraz chcia powrci, jak
krl lub krlowa w blasku chway zwycistwa.
Jaka posta podesza niebezpiecznie blisko, wic Danya popiesznie zamkna drzwi i
polecia windzie jecha na przedostatnie pitro. Gos kobiety dra rwnie mocno jak donie.
Podczas jazdy w gr uwiadomia sobie, e miasto nie wysya ju metaferomonw.
Substancje te podnosiy inteligencj i utrzymyway dodatkow osobowo Danyi Cooper,
nietknit tak dugo, e niemal zapomniaa, kim jest - gniewn i zasmucon matk o
mieszanych genach, urodzon w Salvation w Tennessee.

Narodziny Kowboja

Kiedy Kowboj Miasta Pksiyca wyszed z windy na przyprawiajc o zawrt gowy


przezroczyst podog, czterech piratw w czarnych koszulkach z okrzykiem ruszyo w jego
stron. Donie kowboja powdroway do niedawno wytworzonych rewolwerw. Strzeli bez
zastanowienia, bez wahania, cho chwil potem poczu przeraenie i obrzydzenie, e
zabijanie przychodzi mu tak atwo.
Dwaj mczyni obrcili si wok wasnej osi, krzyknli i osunli na ziemi.
Pozostali dwaj umknli, kryjc si za murem naprzeciwko.
Kowboj Miasta Pksiyca poczu zmieszanie, gdy nie ujrza krwi. Popatrzy na
bbenek rewolweru trzymanego w prawej rce.
Pierwszy z mczyzn zapiewa:
- Getting to know youuuu!
Drugi mczyzna zawtrowa:
- I get a kick out of youuuu!
Zaraz te do chrku doczy trzeci:
- OoooOAK! lahomaaa!
Czwarty mczyzna nie piewa. Star z policzka kleist ma i spojrza na
Peabodyego z odraz.
- Do diaba z tob i tym caym szalonym miastem. Ostrzegaem, e nie powinnimy tu

przypywa.
Zataczajc si, pobieg przez sal, uciekajc jak najdalej od narodzonego wanie
Kowboja i jego przeraajcej muzycznej broni.
Kowboj Miasta Pksiyca zmierzy wzrokiem piewajcych napastnikw. Umys
Peabodyego wzbiera w pragnieniu ponownego odzyskania kontroli nad mylami. Wysiek
jednak by jak fala - szybko przeszed.
Umys Kowboja zalay teraz tytuy filmowe, przesik nimi. Sta si skrtem,
skondensowan form Miasta Pksiyca. Radiokowbojem, bo radio byo w jaki sposb
wane dla miasta i dla niego...
W jaki sposb?! - parskn w duchu urgliwie Peabody. - Ty gupcze!
Radiokowboj Miasta Pksiyca umiechn si, zakrci rewolwerami i wsun je do
olster. Mg ich uy w kadej chwili.
Ruszy przez korytarz. Inni osadnicy rwnie potrzebowali pomocy.

Stary pocztek

Po pierwszym ataku Danya godzinami skradaa si korytarzem w kierunku na pnocpnocny zachd na pidziesitym trzecim poziomie Miasta Pksiyca, walczc z gorcym
wiatrem hulajcym w otwartych przejciach. Jedynie iskrzce si sieci, utkane ze
wzmocnionej pajczostali i rozpite midzy filarami nad krawdziami poziomu,
powstrzymyway ludzi i przedmioty przed upadkiem we wzburzone fale Morza Karaibskiego,
rozwietlonego blaskiem eksplozji.
- Ktry to? Czy to ten? - mruczaa, przechodzc i muskajc praw doni kolorowe
owale. Najwyraniej jednak aden z nich nie by tym, ktrego szukaa, kluczc po korytarzu.
Dugie wosy Danyi byy wzburzone i potargane, oczy rozbiegane i wytrzeszczone. Nie miaa
ubrania, a na nagim ciele pulsoway mae obrazki. Ubranie zerwa z niej jeden z piratw,
zanim udao si jej odebra mu paralizator i obezwadni.
Danya pada na ziemi i podczogaa si w stron pajczostalowej sieci, wydymajcej
si na wietrze. Obserwowaa przez chwil gryzce kby dymu, owietlane co minut lub
czciej przez kolejne wybuchy. Zamkna oczy. Prbowaa myle. Musiaa myle, jeeli
miaa przey.

W delikatnym ucisku pajczostalowej sieci Dany ogarna fala wspomnie z


modoci.
*
Wiele lat temu, z podnieceniem, ufnoci i, co tu kry, odrobin strachu, Danya
wsuna si do pomieszczenia w Miecie Pksiyca, ktre wtedy byo znacznie modsze.
Tam pooya si w przejrzystym hamaku - mikki materia otoczy j delikatnie. I wtedy w
imi dobra publicznego otworzya przed miastem wasny umys. Kady bit informacji o
Danyi Cooper z tamtego okresu zosta powielony i zapisany.
Dodane modyfikacje genetyczne, wczeniej wybrane przez Dany, wypeniy komrki
ciaa, porzdkujc kruche cieki umysu, wyzwalajc prawdziwy potencja i niwelujc skazy,
jakie powstay z powodu naogu matki, ktra podczas ciy wypijaa dziennie kilka ginw z
tonikiem. Nowe procesy chemiczne miay nieznaczne dziaanie ingerencyjne - zwikszay
jednak ogromnie zdolnoci uczenia. Czysta wiedza z dwudziestego i dwudziestego
pierwszego stulecia zostaa wpisana w ciao Danyi. Dane stay si przejrzyste i zrozumiae dla
jej wiadomoci, kiedy w kocu otworzya oczy.
- Zaraza! Mam migren! - powiedziaa, wysuwajc si z kokonu. Nadal jednak leaa i
przygldaa si dugo srebrzystemu przestworowi oceanu, przytoczona blem gowy. Na
czworakach przesza w gb sali i wdrapaa si na niski stoek. ciana przed ni rozsuna si,
ukazujc panoram morza. Powierzchnia bariery lnia zielonkawo. Danya ostronie dotkna
jej palcem.
- Cze, Danya - odezwaa si ciana - Jak si czujesz?
- Migrena. I gardo mnie boli.
Wysiek, jaki sprawio mwienie, zrosi jej skr kropelkami potu, osuszanego przez
morsk bryz.
Po kilkusekundowym milczeniu ciana odezwaa si ponownie.
- Zostaa poddana chemicznym przemianom, ktre wprowadziy wybrany przez
ciebie wzorzec genetyczny. Ta modyfikacja od czasu do czasu wywouje podobne efekty
uboczne. Zaczam rodek przeciwblowy na migren. Jeeli sobie yczysz, moesz powrci
do pierwotnego stanu.
- Dlaczego nie powiadomiono mnie o efektach ubocznych? - zapytaa Danya.
- To cecha recesywna nielicznych acuchw DNA, powstajca w wyniku czenia si
nowego wzorca z twoim wasnym. Najprawdopodobniej nie rozwinaby si u ciebie, gdyby
bya prawidowo odywiana podczas okresu podowego. Ale s te inne usterki.
Najwyraniej...

analizowaa

teoretycznie

tylko

pi najbardziej

prawdopodobnych

moliwoci, a ta jest sidma. Zbadanie tego efektu przemiany moe potrwa, ale nie musisz
czeka na wyniki. Prosz, to rodek przeciwblowy.
Dotkna pulsujcego zielonego punktu, a substancja znieczulajca przenikna do
organizmu przez skr doni i dotara do podranionych orodkw nerwowych. Danya
westchna, gdy bl znikn.
- Czy yczysz sobie wrci do pierwotnego wzorca i zacz raz jeszcze?
- Nie - odpowiedziaa stanowczo. Teraz, kiedy nie czua blu, widziaa wszystko jakby
na nowo. Pozostao w niej do poprzedniej osobowoci, by dostrzec i doceni rnic.
Przybya z Tennessee, po piekielnej podry przez poudnie. Wedug przyblionej oceny
miasta miaa wtedy IQ 130. Obecnie jej wspczynnik inteligencji by znacznie, ale to
znacznie wyszy. Rnica bya zdumiewajca. Danya nie miaa adnych wtpliwoci. Albo
wtpliwoci pojawiy si nagle i zniky tak szybko, e nawet nie zdya zauway.
- Musz ci ostrzec, e cho jeste woln osob i masz prawo podrowa, dokd
zechcesz, moesz trafi do miejsc, gdzie zsyntetyzowanie koniecznych rodkw
przeciwblowych jest niemoliwe. Te migreny bd zawsze czci twojego nowego wzorca
genetycznego. Odkryto, e przez zmian pewnych hormonw zainicjowany zostaje proces
spitrzonych przemian w innych ukadach...
- Nie. - Danya wstaa. - Moe pniej. Zachowaj, prosz, mj wzorzec z dodanymi
modyfikacjami. Zamierzam si nim cieszy.
To rzekszy, wysza z sali.
*
Leaa w objciach pajczostalowej sieci i, wspominajc wydarzenia sprzed wielu lat,
nieznacznie otworzya zazawione oczy. Teraz miaa pewno, e trafia na waciwe pitro.
Najwyraniej atak zachwia delikatn rwnowag, tak bardzo jej teraz potrzebn. I jeeli
zaraz nie wymyli, jak si uratowa, zapewne zginie bolesn mierci. Pewnie wielu ludzi tak
zginie.
Wcigna si na solidn podog i poczogaa. Z oddali syszaa wystrzay; miaa
nadziej, e nie pochodz z pitra poniej. Piraci zmierzali na gr.
Nie moga traci wicej czasu. Prawdopodobnie nie miaa ju nawet chwili, by znale
waciwy pokj. Najedcy zabili wielu ludzi i zniszczyli szedziesit siedem procent
pamici Miasta Pksiyca, wedug danych wywietlajcych si na posadzce obok jej
ramienia. Pami, ktra wczeniej rozkadaa si po rwno w ogromnej strukturze miasta,
zostaa powanie naruszona. Nie zabezpieczono jej wczeniej. A teraz Danya musiaa znale
zapis swojej pracy, ktrej powicia ycie, pracy nad Teori Wszystkiego. Nie moga jej

straci! To wanie, bardziej ni cokolwiek innego, wywoao uczucie depresji i paniczne


odrtwienie.
Usiada na moment, zbierajc resztki si. z prawej strony zauwaya na ziemi ciemny
ksztat.
To byo ciao. Oderwana od szyi gowa leaa nieco dalej w kauy krzepncej krwi.
Trzsc si, Danya obrcia si i, signwszy po najblisze krzeso, wspara si na
nim, by wsta. Potem, popychajc je przed sob, ruszya, lizgajc si po gadkiej posadzce.
*
To tu! Tak! - pomylaa z satysfakcj, gdy po przeszukiwaniu pitra trafia na waciwe
drzwi. Rozsuny si, gdy tylko podesza.
Wewntrz, przy konsoli, siedzia jaki czowiek. Nawet na ni nie spojrza.
- Wejd, Danyo.
Serce jej omotao, gdy chwiejnie przekroczywszy prg opada na krzeso. Drzwi
zamkny si za ni cicho.
- Nie musisz si ba. Jestem... - Sylwetka poruszya si, ale Danya nie moga ujrze
twarzy ukrytej w cieniu. Mczyzna odchrzkn. A potem przesun si bliej, do wiata.
Jego umiech tchn spokojem.
- Jestem Radiokowbojem Miasta Pksiyca. Mw mi po prostu: Kowboj.
Jego gos brzmia inaczej ni na pocztku, bardziej melodyjnie i pewnie, podczas gdy
pierwsze sowa wypowiedziano ochrypym, przygnbiajcym tonem. Mczyzna mia
krtkie, jasne wosy. Wok szyi owin czerwon apaszk. Szeroki, opalony tors pokryway
krople potu. Oczy, gboko osadzone nad wysokim czoem, miay bkitn barw. Ubrany by
w obcise dinsy, spite pasem z du srebrn klamr. Na wskim skrzanym pasku wisiay
nisko, przy udach, dwie kabury, z ktrych wystaway rewolwery o rkojeciach z masy
perowej, lnice matowo w przytumionym wietle pokoju. Kapelusz z szerokim rondem
lea na pododze obok ng mczyzny.
- Jestem rodzajem istnienia, mniej wicej... Wiesz, o czym mwi?
Gos mia silny, lecz brzmicy yczliwie. Umiech znikn mu z twarzy, gdy przyjrza
si Danyi uwaniej.
- Przepraszam, panienko. Zapomniaem o dobrych manierach. Masz za sob piekielne
przeycia.
- To twoja wina - wychrypiaa, gdy obejmowa j silnymi ramionami i troskliwie
prowadzi przez pokj, a potem delikatnie ukada w kokonie. - To twoja wina, jeeli ty jeste
miastem.

Rozmawiaa ju niejeden raz z personifikacj miasta, wic teraz nie czua zdziwienia postaci, jakie przybierao miasto, byy zawsze inne. Danya pamitaa wielk Afrykank,
jazzmana-saksofonist, rastafarianina czy bezkompromisowego chilijskiego lekarza.
- Hej, hej! Nie zapominaj si! - zbeszta j lekko. - Oddaem strzay ostrzegawcze
wzdu uku, e tak powiem. - Przytrzyma jej do, a potem zerkn na wasn. - 7/14/2074,
1/29/75... Chcesz zobaczy pen list wsprzdnych? Sigaj mi prawie do okcia...
Danya zatrzsa si nie tylko ze zmczenia. Oburzyo j napomnienie.
- Nie. Zlekcewayam ostrzeenia, to prawda. - w oczach zalniy jej zy. - Ale...
Myl, e zakochaam si w tym sposobie widzenia... w tym sposobie... bycia.
Kowboj uklk obok niej, zerkajc na podog, po ktrej pyny odczyty DNA.
- Gdybym nie wiedzia lepiej, powiedziabym, e masz talent Kurta Godla, nawet
jeeli nie ma jego genw w naszej Puli. Ale teraz odpocznij, moja pikna...
Wsta i obrci si, pynnie wycigajc rewolwer z prawej kabury i posyajc kilka
strzaw w stron drzwi. Piraci w przejciu nagle zatrzymali si i zmruyli oczy. Danya
uniosa si, by lepiej widzie, a gdy opada, usyszaa, e najedcy zaczynaj piewa jak
piosenk o starym brygu.
- Na czym skoczylimy, moda damo? Ach, wiem. - Kowboj zerkn na ni, a jego
ogorza twarz przeciy tysice drobnych zmarszczek. - Chcesz powrci do pierwotnej
postaci?
- Nie. Dlaczego ten wzorzec nie zadziaa? Dlaczego...?
- Dziaa - powiedzia cicho Kowboj Miasta Pksiyca. - Ty bya wzorcem. Przez
chwil. Teraz wiemy. Ale mam co do zrobienia. Alternatywa: forma pierwotna albo mier.
Wybieraj.
- Forma pierwotna! - odpowiedziaa z rozdranieniem w gosie. - Ledwie pamitam
dziewczyn, ktr byam. Tak naiwn. Tak gupi.
- Wcale nie - zaprzeczy i dotkn miejsca na cianie, ktre pulsowao tym
wiatem.
Danya zamkna oczy, odcinajc si od blasku ksiyca i westchna, syszc odlegy
huk eksplozji i czujc, jak zadraa podoga. Dwukrotnie proces si zatrzyma i trzeba byo
zaczyna od nowa. Za kadym razem wyczuwaa w mylach Kowboja desperacj. Bya
wyczerpana; nic dziwnego, e si niepokoi.
Mino wiele godzin, zanim si ockna. Budzia si powoli, syszc gon, waw
piosenk piewan przez chr - rozpoznaa The Sidewalk of New York, a potem jakie
afrykaskie rytmy, ktre, jak sobie przypomniaa, byy popularne przez prawie trzy lata, gdy

do miasta przypyway statki z Afryki. Wszystkie te melodie byy w Kowboju, stanowiy


cz jego duszy. Kowboj Miasta Pksiyca. Radiokowboj. Kimkolwiek by wczeniej, nie
miao to ju znaczenia. Informacja zostaa wtoczona w ciao i umys, niezalenie od formy
zapisu - filmy, musicale, amatorskie produkcje multimedialne... Zniszczone miasto
powiedziao o tym Danyi - przekaz brzmia jak jk matki, ktrej przerwano piewan dziecku
koysank...
Obudzia si ju jako Danya Cooper. Usiada, przypominajc sobie z zaskoczeniem
stare ciao.
Wydao si jej tak znajome. Wspomnienia siebie jako Danyi z Miasta Pksiyca byy
teraz tak mgliste. Wstrzsn ni al oraz lk, gdy rozlaa si w niej dawna osobowo - dzika,
impulsywna, noszca w pamici zwizki z innymi ludmi w rnych miejscach, rozrzucone
jak confetti na wietrze.
- Ale yjesz - powiedziaa do siebie. Podniosa si, wyprostowaa i posza pod
prysznic. Prawie dwie minuty zajo jej spukanie szamponu z wosw. Wycierajc si
rcznikiem, podesza do konsoli i zamwia ubranie: prosty T-shirt, szorty i sanday - jej
uniform. Gdy czekaa, okno przed ni pojaniao.
Soce wznosio si ze srebrzystych fal na horyzoncie, ukazujc obraz zniszcze.
To, co ujrzaa, wstrzsno ni do gbi. Wielkie, wypalone kratery odsaniay wntrza
pomieszcze. Chwil zajo jej zrozumienie, e lecy tam w dziwnych pozach ludzie s
martwi.
Odwrcia si, szlochajc z gniewu i smutku. Zapomniany rcznik spad na podog.
Wszystko zniszczone, stracone. Po zapisanych informacjach o akceleratorze, gdzie chciano
zbada wiato i pozna jego zagadki, oraz po zdolnociach Danyi do zrozumienia tych
danych, nie zostao nic, tylko bl w jej sercu. Wszystko, wszystko przepado.
Oprcz Danyi.
Ubranie, gdy zakoczy si proces tworzenia, nie odpowiadao zamwieniu. Dostaa
dug, wielobarwn cygask spdnic, kowbojskie buty i koronkow bluzk, ktra ciasno
opinaa jej biust. I naturalnie, jak pomylaa z rozdranieniem w reakcji na ironiczne poczucie
humoru miasta, kowbojski kapelusz, w azience znalaza grzebie i rozczesaa dugie,
jasnobrzowe wosy, opadajce na opalon twarz i orzechowe oczy. Nie wygldaa tak przez
dugie lata. W miecie wygld zewntrzny by traktowany jak ubir lub dekoracja - powoka,
ktr mona zmieni na yczenie. Teraz Danya wrcia do postaci przypisanej na stae.
Ubraa si i przymierzya kapelusz. Wtedy drzwi si rozsuny. Zamara.
Ale to by tylko Kowboj.

- Dobrze. Chod ze mn. - Wycign do.


Pospieszyli przez zrujnowane, opustoszae place i mokre rumowiska. Gdzie pakao
dziecko. Danya i Kowboj przylgnli do ciany na widok ubranych na czarno intruzw.
W kocu udao im si dotrze do jednej z nienaruszonych wie. Wspili si po
schodach, mijajc kilka zakrtw. Danya pooya do na klamce, ale drzwi prowadzce na
dach nie ustpiy. Kowboj sign jednak do klamki i przekrci j bez trudu.
Znaleli si w maym, owalnym pomieszczeniu.
Za plecami kobiety mczyzna gono westchn z ulg.
- Wyglda na to, e nic nie zostao zniszczone. Podszed do konsoli i usiad. Na gow
zaoy suchawki i zacz ustawia pokrta.
- Skoncentruj si - wymrucza do siebie. - Nie pozwl si opta...
Danya usyszaa dziwne piski i wisty, w pokoju rozbysy wiata. Kowboj przesun
par przecznikw, wcisn kilka guzikw, a potem przybliy si z krzesem do klawiatury i
szybko co wpisa.
- Czy to jest radio? - zapytaa go, nie odrywajc wzroku od okna, za ktrym wida
byo las anten. Uwiadomia sobie z lkiem, e urosa bardziej, ni si spodziewaa. O wiele,
wiele bardziej...
- Mylaam, e radio nie dziaa.
Kowboj nie odpowiedzia. Albo by zbyt zajty, albo jej nie usysza.
W tym miejscu wyglda inaczej. Co si zmienio w jego postawie, w wyrazie twarzy.
Wydawa si starszy, o wiele starszy.
Rozejrzaa si po pokoju, usiujc znale jakie wskazwki, ktre pomog jej ustali,
kim Kowboj jest naprawd.
Na pnocnej cianie wisiay pki pene dziwacznych urzdze. Radia. Bardzo stare.
Danya widywaa podobne w dziecistwie, w Chattanooga, u babci i dziadka. Jeden z
odbiornikw w kolekcji Kowboja nosi nazw Arvin, a srebrna tabliczka poniej gosia, e
urzdzenie wykonano w 1939 roku. z lewej strony w radiu zamontowano kratownic
gonika, z prawej znajdowao si mae okienko i dwa pokrta, ksztatem przypominajce
odzie. Zdumiewajce starocie. Danya podniosa z pki inne, o wiele mniejsze urzdzenie i
przyjrzaa si z bliska. Sygnatura na tabliczce informowaa, e jest to PHILCO SEVEN,
WYPRODUKOWANY w 1959 ROKU DLA ARMII STANW ZJEDNOCZONYCH
AMERYKI PNOCNEJ I UYWANY PRZEZ WOJSKO PO ROKU 1960. Radio miao
plastikowe pokrta w kolorze koci soniowej i okrgy gonik, z boku wystawa kabel ze
suchawkami.

Nagle usyszaa kroki na schodach.


- Kto tu idzie! - wyszeptaa, potrzsajc Kowboja za rami, dopki nie zwrci na ni
uwagi. Stanowczym ruchem przycisn przecznik i zdj suchawki.
- Co?
- Kto idzie. Usyszaam jakie gosy za drzwiami. Oboje zaczli nasuchiwa, z oddali
dochodzi huk eksplozji, ale bliej rozlega si stukot krokw zmierzajcych w d.
- Prawdopodobnie id po materiay wybuchowe. Teraz mamy szans.
Danya wyprzedzia towarzysza przy schodach. Ostronie wychylili si zza zaomu
korytarza, by sprawdzi nisz kondygnacj.
- Wrcisz tu? - zapytaa.
- Nie. Wysaem ju sygna. Czas i.
- Jaki sygna?
- Nazywam go Budzik". Sygna, ktry nadawany jest stale w ptli. Wikszo
przekazu prawdopodobnie si rozproszy, ale mam nadziej, e transmisja dotrze jednak tam,
gdzie chc. Moe si uda. A moe nie.
- Ty naprawd jeste Radiokowbojem!
- Rzeczywicie - przyzna. - Nawet teraz wolabym zosta na grze przy
radioodbiorniku. Chodmy. Mamy duo do zrobienia.
- To znaczy co?
- Musimy si przygotowa do podry.
- Dokd si wybieramy?
- Do Houston.
- Dlaczego wanie tam?
- Chcesz i czy nie?
- A mam wybr? Chc wiedzie po co.
- Miasto Pksiyca stracio wane dane z systemu nawigacyjnego, moe nawet cay
system nawigacji. Mam nadziej, e znajd go w Houston. Albo znajd kogo, kto pomoe go
zrekonstruowa. Tobie te powinno na tym zalee.
- Co to za system nawigacyjny?
- Nie wiesz? - Twarz mczyzny stracia wszystkie cechy Kowboja. Wyglda teraz
staro i ponuro. - Na pewno syszaa. Miasto Pksiyca zmieni si w statek kosmiczny.
Metamorfoza zostaa zainicjowana tu przed atakiem. Rzecz jasna, proces zosta wstrzymany
i spowolniony, ale po naprawieniu szkd miasto podejmie go znowu. Moe nawet zabierze ze
sob tych napastnikw. I najlepiej niech wyrzuci ich na Wenus.

- Oby. - Danya wzruszya ramionami. - Tak, co wiedziaam o przemianie miasta.


Nadal nawet co pamitam. - Westchna. - Nie podoba mi si ta sytuacja.
- Mnie rwnie. - Gos mczyzny te brzmia starzej. Nie tak zuchwale i dwicznie
jak wczeniej. By peen namysu, jakby mwicy way kade sowo, zanim je wypowie. Musz opuci miasto. Ale ty masz wybr. Moesz zosta, jeli chcesz. I jeeli wszystko
pjdzie dobrze, prawdopodobnie bdziesz moga odzyska dawn posta ju za kilka tygodni.
Tylko... nie wiem, jak sobie poradzi... Bardzo trudno jest... utrzyma koncentracj...
Danya wychylia si i spojrzaa z gry na zrujnowane miasto.
W modoci bardzo tsknia za kontynentem. Poudnie. Memfis, Nowy Orlean.
Mwiono, e wszystko si tam zmienio. e wybrzea si cofaj, zalewane przez morza. e
zatona nawet cz Antarktydy.
Ale to by wytskniony ld, prawdziwa ziemia. Uwiadomia sobie, e od lat nie
postawia stopy na prawdziwym ldzie.
- Moemy to ze sob zabra? - Uniosa rce, w ktrych wci trzymaa philco seven z
Midway.
Mczyzna umiechn si smutno. Zrozumiaa, e to radio co dla niego znaczy.
- Jasne, czemu nie? - Wzi urzdzenie i otworzy obudow z tyu. - Jest dobre.
Zawsze pilnowaem, eby miao naadowane baterie. Tak na wszelki wypadek.
*
Danya i Radiokowboj opucili Miasto Pksiyca noc. Gdy odchodzili, zapalay si
wiata - czciowo byy to pomienie, jeszcze nieugaszone przez system zraszaczy.
eglowanie byo trudne, wiatr spycha ich z kursu, wic dotarcie do wybrzea zajo
im dwanacie dni. Jeszcze duej trwao, zanim znaleli si w Teksasie.
Po tym wszystkim prawie ju nie pamitali, po co waciwie tam przybyli...

ARGENTYNA
P ROKU WCZENIEJ

Ta, ktra snuje opowieci, panuje nad wiatem.


Hopi

Bajarka: Angelina

Niedziela - dzie, w ktrym ycie Angeliny lego w gruzach - od rana bya


nieprzyjemna.
W niedziele Angelina sypiaa do pna, wstajc dopiero z pierwszymi promieniami
soca, a nie wtedy, gdy panowaa jeszcze ciemno. A Louis, jej siedemnastoletni syn, budzi
si nawet pniej. Codziennie, ku rosncemu rozgoryczeniu matki.
Szybko wygadzia szlafrok, po czym zbiega po ozdobnych schodach rodzinnej
posiadoci, zbudowanej jeszcze w osiemnastym wieku.
W kuchni chodne pytki podogi wyzibiy jej nagie stopy, rozbudzajc j cakowicie.
Za oknem wit rozbysn nad pamp, barwic rem onieone mimo lata stoki gr, ktre
wyznaczay granic ziem nalecych do rodziny Angeliny.
Kobieta otworzya masywne drzwiczki wielkiego kaflowego pieca, sprowadzonego z
Hiszpanii przez jednego z odlegych przodkw, chwycia eliwn szufl i obrcia arzce si
wgle. Zerkna do biaego, emaliowanego czajniczka, by si upewni, e jest w nim woda.
Justo - pies obronny, ogromna, czarna bestia - zacz drapa w drzwi, wic wpucia
go do rodka. Zwierz przywitao si wylewnie, po czym napio si z miski, rozchlapujc
wod, a wreszcie opado na poduszk przy piecu.
W dolinie zabrzmia dononie dzwon oznajmiajcy porann msz. Angelina
wyobrazia sobie wiernych wypowiadajcych sowa modlitwy powszechnej. Nie na darmo
matka zabieraa dorastajc crk do kocioa cztery razy w tygodniu.
Boe, ochro nas
od zych, malekich maszyn,
i od plag,
Ktre mog nas przemieni.
Ochro nas od za wszelkiego,
Abymy mogli po mierci
Dostpi Zbawienia przez Twoj ask
Na wieki wiekw...

Wracajc do sypialni, popiesznie wkadaa dinsy, gruby weniany sweter i wysokie,


czarne buty z wytoczonymi ryczkami, ktre dostaa dawno temu od babki. Dugie, czarne
wosy zwizaa w niski kok. Schodzc na d, miaa ochot zapuka do sypialni Louisa, ale
si powstrzymaa. To by go tylko rozzocio, a Angelina miaa do ktni.
Syn obwinia j o to, e ojciec odszed kilka lat temu. Chocia to nie bya niczyja
wina. Angelinie brakowao czasem Manuela, ale nie umiaaby do niego wrci. Miaa na
gowie ranczo, szczeglnie teraz, gdy pojawi si kryzys - i tym przede wszystkim musiaa si
zaj. Syn nie potrafi zrozumie, e midzy Angelin i jego ojcem nigdy nie byo czego, co
mona nazwa tradycyjnym zwizkiem - niczego, czego oczekiwa Louis, adnej bajki ze
standardowym yli dugo i szczliwie". I w kocu dokd odszed Manuel? Do Barcelony?
Mediolanu? Angelina nie miaa pojcia. Na pewno nie pojecha do rodkowej Europy - do
Francji czy Niemiec. Tam wszyscy znikali bez wieci. A Manuel przez kilka miesicy
przesya sporadycznie wiadomoci z Maroka, zanim cakiem zamilk.
Angelina nie wygldaa na swoje sto lat z kawakiem. Czua si zdrowa i pena wigoru.
Louis by zaskoczony, ale jemu akurat si to podobao, chocia mieszkacy doliny za plecami
nazywali j Wiedm, o czym zreszt doskonale wiedziaa. Ci bardziej owieceni opucili te
strony przed wielu laty, pozostali jedynie tacy, ktrzy nie mieli do odwagi, by zmierzy si
ze wiatem.
W kuchni z czajniczka unis si strumie syczcej pary. Angelina wyszperaa i
otworzya poobijan puszk, na ktrej widniao stare zdjcie banku jej ciotki z Buenos Aires.
Wsypaa gar suszonych zi mate do czajnika i odstawia, by si zaparzyy. Na gorc pyt
pooya du, masywn patelni, by usmay ostre czosnkowe kiebaski chorizo. Jedn
rzucia psu - Justo chwyci ksek i natychmiast pokn.
Pi minut pniej Angelina nalaa sobie yerba mate i usiada na krzele z wysokim
oparciem. Nogi w czarnych butach wspara na parapecie i popijajc zioow herbat
spogldaa w zamyleniu na wysokie, onieone turnie.
To byo jej niedzielne naboestwo. Angelina wiedziaa, e jej matka czuaby si
rozczarowana. Tym bardziej, e miaaby wiadomo, i to wina ojca, ktry przebudzi dusz
crki, ale nie przekona jej do kocioa.
Kiedy miaa pi lat, ojciec uzna, e jest wystarczajco dua na wypraw w gry.
Zabrali podstawowy ekwipunek w plecakach i ruszyli w drog w towarzystwie dwch
tragarzy, pomocnikw z rancza. Dojcie do podna pasma Alta Chica, ktre widziaa za
oknem, zajo trzy dni. Tragarze rozoyli gwny obz u stp wodospadu. Angelina
pamitaa, e matka, ktra nigdy nie podrowaa bez suby i spdzaa kadego ranka kilka

godzin na robieniu makijau i fryzury, bardzo si niepokoia. Ojciec zapewne nie zabraby
crki na caodniow wspinaczk przez kujce zagajniki kosodrzewiny na zimny szczyt, ale
tym razem Angelina go przekonaa. Doszli prawie na sam gr. C za widok si stamtd
rozciga! Po wypiciu gorcej czekolady z termosu ojciec pokaza jej, odkd dokd rozciga
si ich posiado.
- Zdobylimy t ziemi na dugo przed tym, zanim powstaa Argentyna - powiedzia
Angelinie. - Tam jest Stary ysielec. Widzisz? Tam, a za dolin, gdzie nie ma adnych
drzew. Na samym szczycie znajduje si elazny krzy, a pod nim zakopany jest elazny
piercie. A teraz spjrz na Pnoc. - Delikatnie obrci crk we waciw stron, stojc za
jej plecami i trzymajc za ramiona. Czua ten ucisk przez ultracienkie warstwy
termoizolacyjnego ubrania do wypraw wysokogrskich. - Widzisz te trzy wyszczerbione
szczyty? Tak, wanie tamte. T gr nazywaj Psi Pysk. I od tego rodkowego zba do
krzya i piercienia rozciga si nasza ziemia, w domu mog ci pokaza akt nadania od krla
Hiszpanii. Oczywicie, mamy to te zeskanowane, pliki s w komputerze.
Jego powaga i spokojny, niski gos sprawiy, e Angelina chona kade sowo z
najwysz uwag.
- Na pewno syszaa o El Silencio. Nadeszo, zanim si urodzia. Wtedy jeszcze
mielimy radio i telewizj nie tylko sporadycznie. Ale od czasw twojego dziadka wszystko
zaczo si bardzo szybko zmienia. Ta ziemia bya jednak nasza, zanim wynaleziono radio i
telewizj. I niewane, co si stanie, zawsze bdzie nasza. Twoja, twoich dzieci, dzieci twoich
dzieci. Na tobie i na nich spoczywa bdzie odpowiedzialno, by pozostaa w rkach
rodziny.
Wioska nadal jest od nas zalena. A twoi wujowie po studiach zostali w miecie. To
dobrze. Dziki temu mog pomc rodzinie w wielu sprawach.
Sporo si teraz zmienia, i tu, i na caym wiecie. Mam nadziej, e zmiany nie obejd
si z nami zbyt surowo, w kadym razie pozostanie ci niewiele wspomnie o wiecie, jaki
by. I moe dziki temu poradzisz sobie lepiej ni ja. Jeste moj najstarsz crk i westchnienie ojca odbio si echem w umyle Angeliny - moe jedynym moim dzieckiem. I
ufam, e pokochasz t ziemi rwnie mocno jak ja.
Pokochaa. Dzisiaj wioska bya nawet bardziej od niej uzaleniona. Cho Angelina nie
naleaa do osb powicajcych si rozmylaniom i refleksjom, umiaa dostrzec ironi losu,
jaka spotkaa farmerw. Rancza przetrway rewolucj nanotechniczn praktycznie nietknite,
ale znalazy si na krawdzi upadku przez zwyky wirus, ktry niszczy traw na pampach traw, ktr jaki idiota spod Cordoby wysia na tysicach hektarw. Podobno ta

udoskonalona genetycznie odmiana miaa by lepsza od dzikiej, bardziej odporna na susz i


takie tam... I wanie ten nowy gatunek trawy rozpleni si na pampach.
A teraz umiera i bydo nie miao co je.
Rozlego si pukanie do masywnych drewnianych drzwi.
Angelina poderwaa si zaskoczona. Justo zmieni si natychmiast w powarkujce i
szczekajce tornado, ale gdy w drzwiach stan Carlos, uspokoi si i wrci na posanie.
Carlos by zarzdc. Wychowa si przy rodzinie Angeliny. Wizyta w niedzielny
poranek nie naleaa do zwyczajnych.
- Wejd, usid - zaprosia go. - Co si stao?
Nie ruszy si. Zdj tylko kapelusz i teraz mitosi go w doniach.
- Te zbiorniki to nie jest dobry pomys.
- Przecie ju o tym rozmawialimy...
Wzruszy ramionami.
- Nie sdziem, e to bdzie tak szybko. Gauczowie nie mieli czasu, by si oswoi z
tym projektem...
- No c, bd musieli. Albo niech zaczn myle o przeprowadzce do Buenos Aires.
Ciche westchnienie, jakie wyrwao si z ust Carlosa, byo jedynym komentarzem na
temat absurdalnoci takiego rozwizania. Nikt w wiosce nie odwayby si o tym nawet
pomyle. Zwaszcza e pidziesit lat wczeniej Buenos Aires przemienio si w miasto
pene nowych i przeraajcych technologii.
Angelina uya dobitniejszego tonu, by zacytowa:
- Zbiorniki do wytwarzania woowiny wprost z pamp w Argentynie". I te zbiorniki
ju mi dostarczono, Carlos, odebraam je i upewniam si, czy wszystko w porzdku, chocia
instrukcja obsugi jest po japosku. Nie wiem, dlaczego gauczowie tak wariuj. Na szczcie
zbiorniki przetrway dug Podr z Japonii nieuszkodzone. - Zamiaa si. - To trwa wieki.
Wiesz, jak ciko pracowaam, Carlos, eby zatrzyma pocig i dokona rozadunku jak
najbliej domu. Ale udao si znakomicie. Zanim nabierzemy wprawy w obsudze, mog
Posa gauczom instruktor...
Carlos potrzsn gow.
- Za wiele zmian... Oni si boj. Nie chc adnego z tych... tych mechanizmw do
nauki. Poza tym nie zechc poegna si z jazd konn, skoro spdzali w siodle cae dnie.
- To wstyd, e chc pozosta ignorantami. Byoby wspaniale, gdyby zrozumieli cho
tyle, e zbiorniki s konieczne. Bd musieli nauczy si tylko obsugi. Do zbiornikw
doczono obszerne podrczniki i instrukcje.

- Nie moesz oczekiwa, e potomkowie gauczw atwo rozstan si z komi, seora.


Chyba nie oczekujesz, e i ja bd spdza cay dzie pod dachem, prawda?
- Przygotowaam projekt dotyczcy dzikich traw, jakie wysialimy na poudnie od
arroyo. To powinno wystarczy, by utrzyma ostatnie stado do przyszego roku. Ale i my
musimy je. A zyski moe nam przynie tylko handel, Carlos.
- Gauczowie w tej chwili pewnie modl si za twoj dusz.
Angelina rozemiaa si.
- A co to jest dusza? Dusze moich wujw yj w ogromnej maszynie nazywanej
Buenos Aires i s obsugiwane przez gigantyczne Pszczoy. Moja matka wierzya, e dusze
jej rodzicw yj w posgu Dziewicy Marii, stojcym na otarzyku w holu. Przynosia tam
codziennie wiee kwiaty. Zapewne dusza jednego z moich krewnych pozostaa gdzie na
Marsie. Albo poza nim, gdzie tam, gdzie chciaa si znale po mierci.
- To niezbyt mdre mwi takie rzeczy. - Gos Carlosa brzmia chodno i chrapliwie. Dobrze, e nikt oprcz mnie tego nie syszy. Szczeglnie odkd odszed twj m. Nawet
twj syn ci lekceway.
To zdumiewajce - pomylaa Angelina - jak bardzo odejcie jednego mczyzny,
nawet mczyzny, ktry nie by do niczego potrzebny na ranczu, moe zaway na szacunku i
pozycji.
Zdumiewajce i niezmiernie denerwujce. Nie zamierzaa znia si do tumacze,
dlaczego Manuel wyjecha, nawet dla Louisa - no, w kadym razie nie wicej ni jeden raz - a
tym bardziej dla Carlosa czy kogokolwiek. Nigdy w duchu nie uwaaa, e m odszed,
poniewa mia kompletnego wira na punkcie czego, co nazywa kultur".
- Myl, e powiniene ju odej - powiedziaa.
Carlos skoni si nieznacznie.
- Przepraszam. Prosz mi wybaczy. - Woy kapelusz.
- Powiesz mi, co si naprawd stao, Carlos?
- Nic, seiora. - Odszed.
Angelina zastanawiaa si, dlaczego skama.
Godzin pniej bya w sypialni i dopinaa ostatnie guziki skrzanej kamizelki. Miaa
zawie siano dla niewielkiego stada, jednego z nielicznych, ktrym udao si przey,
Dwanacie sztuk. Znaleziono je okoo szeciu kilometrw std. Ocigaa si najduej, jak
moga, w nadziei, e Louis si obudzi i zechce do niej doczy. Mogliby wreszcie spokojnie
porozmawia... z rozmyla wyrwao j omotanie do drzwi frontowych. Wybiega na
antresol, skd wida byo hol.

Louis wypad ze swojego pokoju i zbieg po schodach. Jak zwykle mia na sobie
zupenie nieodpowiedni strj. Bez wtpienia spa w tym ubraniu. Warkoczyki mia
rozrzucone, niektre rozplecione, a pod pytkie buty nie woy skarpet.
- Kiedy wstae? - spytaa Angelina, ale jej pytanie odbio si echem od pustego
korytarza.
Zignorowa j jak zwykle i podszed do drzwi, zanim matka zesza ze schodw.
- Zaczekaj! Ja otworz! Ile razy...
Zamar i spojrza w jej stron, z pogodnej niegdy twarzy ostatnie lady dziecistwa
staro odejcie ojca. Teraz byo to oblicze szczupe, surowe, o ostrych rysach - dorose. Na
moment zastyga na schodach, uwiadamiajc sobie nagle, jak bardzo syn si zmieni.
I w tej chwili go stracia.
Odwrci si, by otworzy drzwi.
Uwagi Angeliny nie uszo, e nawet on by zaskoczony, gdy w drzwiach ukazaa si
kobieta w uniformie. Listonoszka z Buenos Aires, w doniach trzymaa niewielk paczk.
Angelina miaa wraenie, e zmiany, jakie nadeszy w cigu ostatnich miesicy,
narastaj. I za kadym razem s to zmiany na gorsze. Poczua nieoczekiwane zdenerwowanie.
Nigdy nie wiadomo, czego si spodziewa.
Kuriera w kadym razie si nie spodziewaa. Ju raczej jakiego dezertera z wojska
albo nieokrzesanego gauczo, dajcego z nieskrywanym gniewem prywatnej audiencji. Ale
nie tej kobiety, ktra przyniosa paczk, poprosia Louisa o podpis, a potem odesza,
skinwszy gow i obrciwszy si na picie.
- To od taty! - wykrzykn. Angelina bya wystarczajco blisko, by zobaczy pobielae
kykcie, gdy kurczowo ciska przesyk.
- Jak wida. - Jej gos brzmia oschle. - Zdaje si, e jest teraz w Paryu. Mio z jego
strony, e da nam zna. - Signa po paczk. - Daj mi to.
- Nie! - Chwyci n do papieru, rozci tam i otworzy pudeko.
- Ksika! - Przez twarz Louisa przemkn cie rozczarowania. - To tylko ksika...
Jeeli od Manuela, to na pewno nie tylko". Ojciec Louisa mia wyjtkowy talent do
utrudniania sobie ycia przez stawianie przeszkd i trudnoci tam, gdzie by ich nie powinno.
- Mog spojrze?
Wrczy jej ksik tylko dlatego, e przesyka bya zaadresowana do niej, nie do
niego.
Gra w klasy. Do opasy tom autorstwa niejakiego Julio Cortzara. Nigdy nie syszaa
ani o tym tytule, ani o autorze. Ksiki od dawna byy raczej niemodne, ale Manuel za nimi

przepada.
- adnego znaku ycia przez prawie rok, a teraz to. Widzisz, jak mao go obchodzimy.
Spojrzenie Louisa wyraao dezaprobat i pogard.
- Nic nie rozumiesz! - Wyrwa jej ksik i uciek do pokoju.
- Louis! - postpia krok za nim, ale wtedy ponownie rozlego si pukanie. Unoszc
brwi, skierowaa si ku drzwiom.
Tym razem bya to kobieta z wioski. Przysza powiedzie, e jej dziesicioletnia crka
znalaza martwego wou, i zapyta, czy znalazcy mog wzi sobie miso.
***
Kiedy wrcia z pastwisk, bya prawie pnoc. Bya potwornie zmczona. Posza
prosto do ka, ale o czwartej rano nagle si obudzia.
Otworzywszy oczy, natychmiast sprawdzia, ktra godzina. Bezsenno i znajomo
faz Ksiyca nauczyy j bezbdnie rozpoznawa por nocy i teraz noc przemwia do
Angeliny jzykiem wiata, tego wiata, ktre malowao wzory na skrze stojcych w cieniu
butw i zalewao sypialni blaskiem bijcym z tarczy w peni. Angelina miaa czujny sen,
potrafi j obudzi nawet najzwyklejszy cichy odgos, o jaki nietrudno w domu. Wracaa
wwczas do stanu jawy i z rozdranieniem zabieraa do czynnoci, ktre powinno si
wykonywa w dzie, poniewa, niestety, wymagaj skupienia i uwagi, w ten sposb
zazwyczaj czekaa na wit. A potem ruszaa do pracy, spogldajc na wiat zamglonymi,
czerwonymi oczyma.
Nigdy nie umiaa zasn, gdy ju si obudzia. Niepokoia si - mierci traw, rosnc
wrogoci gauczw, a przede wszystkim - niepokoia si o syna.
I Manuela.
Westchna i rozsuna zasony, a potem woya szlafrok i ciepe pantofle. Zesza po
schodach do salonu i wczya lamp obok krzesa, na ktrym lubia przesiadywa.
Postanowia przejrze ksik, moe troch poczyta.
O, wanie. Na stoliku do kawy leaa Gra w klasy, otwarta na ostatniej stronie.
Do

wewntrznej

okadki

przytwierdzone

byy

dwie niewielkie

koperty

przezroczystego plastiku. Na jednej starannie wykaligrafowano LOUIS, na drugiej


ANGELINA. Wewntrz znalaza nieduy skrawek, przypominajcy papierowy znaczek.
Wiedziaa jednak, e to nie papier, lecz el. Koperta Louisa bya pusta.
Angelina ciko opada na krzeso.
Czy Manuel zwariowa? Zawsze by wyjtkowo nieodpowiedzialny. Nie chciaa
naraa syna na kontakt z tego rodzaju rzeczami; nie wtedy, gdy jeszcze dorasta. Ta

obkacza kultura informatyczna, ktra coraz bardziej oddalaa si od rzeczywistoci i coraz


mniej miaa wsplnego z realnym wiatem, bya zbyt potna, zbyt przygniatajca, nawet dla
ludzi dorosych i dojrzaych. Czego oczywistym przykadem by Manuel. Zapewne nie zada
sobie nawet trudu, by pomyle, co robi, wysyajc Louisowi zaproszenie do Parya.
Odejcie Manuela nie byo nag zachciank. Midzy nim i Angelin nie stana adna
kobieta, nie byo tej trzeciej, ani te adnych ktni i nieporozumie. Tylko jeden, stary jak
wiat powd: za bardzo si od siebie rnili. Najpierw te rnice sprawiay rado, stanowiy
wzajemne dopenienie. To jednak byo wiele lat temu, gdy si poznali i spdzili razem kilka
dziesicioleci, a take przez pitnacie lat po przyjciu na wiat Louisa.
I to, co ich rnio, spotgowao si w ich synu...
Angelina nie miaa czasu do stracenia. Chwycia ksik i pobiega na gr.
ko Louisa byo puste.
Zapalia wiato.
Na posaniu lea licik.
Wyjedam spotka si z Tat. Poprowadzi mnie Gra w klasy. Reszt zostawiam Tobie,
cho wiem, e nienawidzisz mnie i Taty. To dlatego trzymaa mnie z daleka od tego pikna.
Prosz, nie jed za mn. Jestem ju do dorosy, by da sobie rad. Zosta tu, gdzie jest
bydo, ktre tak bardzo kochasz.
Louis
Angelina zgniota kartk w doni. Bya pewna, e Louis opuci ranczo zaraz po tym,
jak pojechaa do stada, prawdopodobnie okoo poudnia.
Powinna go dogoni. Popiesznie ruszya do pokoju, by si ubra.
I wtedy Justo zacz szczeka. Co byo nie tak.
Kolejne gone szczeknicie dochodzce z podwrka zaguszy huk wystrzau.
Angelinie wydawao si, e syszy przeklestwo. Signa pod poduszk, gdzie trzymaa
bro.
Wpadli do kuchni przed ni, nie troszczc si o cisz, gdy dostali si ju do domu.
Angelina zastanawiaa si, czy zdaj sobie spraw, e jest zupenie sama.
Nadal w koszuli nocnej wysza przez okno na dach werandy. Natychmiast przeszyo j
dojmujce zimno. Drewniane dachwki raniy jej nieobute stopy. Jedno spojrzenie
wystarczyo, by si przekona, e napastnicy przyjechali jeepem, nie moe ich by zatem
wicej ni czterech. Angelina zastanawiaa si, z jak daleka pochodz, w promieniu setek

kilometrw nie byo bowiem adnej stacji. Justo lea na niegu, prawdopodobnie martwy.
Na moment si zawahaa. Zaraz jednak ostronie przebiega po dachu, podtrzymujc
rbek koszuli, i skrcia za rg. Rzucia rewolwer na ziemi, a potem obrcia si i obiema
rkami trzymajc si krawdzi dachu, ostronie si opucia i zeskoczya. Zachwiaa si przy
ldowaniu.
Wewntrz domu zabrzmiay wystrzay. Szczkajc zbami chwycia rewolwer i
pobiega do stajni. Po drodze zabraa uzd i zaoya koniowi. Wyprowadzia wierzchowca z
boksu i dosiada. Trzymajc bro w prawej rce, lekko uderzya pitami w boki zwierzcia,
zachcajc je do zrywu. Pogalopowali przez uchylone wrota.
Angelina odwrcia si, gdy minli werand, i strzelia do stojcego tam mczyzny.
Usyszaa krzyk.
- To za Justo - szepna, zawracajc, by skry si za stajni.
I wyjechaa prosto na szeregi mieszkacw wioski, zapalone pochodnie i lufy
wycelowanych w ni strzelb. Na czele tumu sta Carlos.
***
- A wic nie chodzisz do kocioa od czterdziestu lat? - zapyta jeden z onierzy,
podczas gdy pozostali przeczesywali rumowisko, w jakie zmieni si salon. Najwyraniej
napastnicy postanowili zachowa pozory, e dziaali w imi sprawiedliwoci, dlatego
zapewne sporzdzali coraz du list zarzutw wobec Angeliny, jakby zabicie onierza nie
wystarczao.
- Nie byam w kociele chyba od siedemdziesiciu - odpara. - Czy to wbrew prawu?
- Gdzie twj syn?
- Te chciaabym wiedzie.
Intruzi rozrzucili poduszki i pozrywali ze cian pki, wysypujc ich zawarto na
podog, w bezadne stosy, jeden z mczyzn i kobieta ze miechem podsycali ogie
drewnianymi bibelotami. Angelina usyszaa sowo krew" i wtedy zrozumiaa.
Po raz pierwszy poczua zimny dreszcz strachu.
Nienawidzili jej za to, kim bya. A kim waciwie bya?
Tylko Carlos. Tylko Carlos zna jej prawdziw dat urodzin. Inni nie, poniewa jej wuj
i zarazem prawnik starannie ukry ten fakt wiele lat temu. Ale Carlos wiedzia, bo jego babka
bya akuszerk i to ona pomoga Angelinie przyj na wiat.
Tak... Ci ludzie po prostu nienawidzili jej z powodu tego, kim bya. To wszystko. I co
gorsza, bali si jej. Doskonale zatem si nadawali do wykonania tej brudnej roboty.
Myli kbiy si w gowie Angeliny. Zastanawiaa si, czy Carlos i mieszkacy wioski

przyczyli si do napastnikw. Przez szerokie drzwi kuchni zauwaya, e zarzdca siedzi


przy stole i podpisuje jakie papiery. Podnis gow, ich spojrzenia si spotkay, a potem
Carlos szybko odwrci wzrok.
- Szuja! - krzykna.
Kobieta, ktra podsycaa ogie, odwrcia si natychmiast i uderzya Angelin w
twarz.
- Zamknij si!
Jaki mczyzna zabra z kuchni torb i podsun Angelinie. Wewntrz by chleb, ser,
nawet butelka wina. A zatem zamierzali j nakarmi.
Pochylia si i obojtnie, jakby to nie miao adnego znaczenia, podniosa Gr w klasy
lec obok rozbitej wazy. Wsuna ksik do torby.
Pozwolili jej woy sweter i wyprowadzili na dziedziniec. Po zwizaniu rk na
plecach wepchnli j na ty jeepa. Samochd ruszy. Przejechali jakie pi kilometrw, nim
znaleli si przy gwnej drodze. Wtedy si zatrzymali. Angelina zastanawiaa si dlaczego.
- Spjrz za siebie, seora - powiedzia kierowca, odwracajc si w jej stron. - Twoje
wielkie ranczo naley teraz do wieniakw! Wrcio w rce gauczw, do ktrych zawsze
naleao!
Angelina w odruchu zoci kopna onierza siedzcego obok. Nie pozosta jej
duny. Bi mocno pak, do krwi, a stracia przytomno.
*
Obudzio j uderzenie i wstrzs. Potwornie bolaa j gowa. Opuchlizna nie pozwolia
otworzy jednego oka. Miejsce, w ktrym si zatrzymali, przypominao may, opuszczony
szpital.
Angelina poczua zo, e nie umie dokadnie okreli pory i miejsca, cho zwykle
nie miaa z tym problemw, w kadym razie, sdzc z drzew, znajdowaa si gdzie na
pnocy i mino ju poudnie. Zreszt to nie miao znaczenia. Tak naprawd doskonale
wiedziaa, gdzie jest - jak zwykle.
To by szok. Zawsze mylaa, e orientacji w terenie nauczya si, wdrujc i poznajc
swoj ziemi oraz czsto podrujc do Buenos Aires i z powrotem jako moda dziewczyna.
Ale w tym miejscu Angelina nigdy nie bya. A jednak wiedziaa, jakie gry pojawi si na
poudniu, zanim jeszcze jeep skrci za rg budynku; znaa przecz prowadzc na zachd...
Napastnicy popychali Angelin ku betonowym schodom. Potkna si i upada po
kolejnym szturchniciu, ale rozemiaa si w gos. To tylko niewielkie otarcie... Ponownie
uderzono j pak i ponownie upada. Znowu jednak si rozemiaa, pomimo krwi krzepncej

na doniach i czole. Ostronie potrzsna gow, a potem wprowadzono j w gb dugiego,


ciemnego korytarza.
Zanim to jednak nastpio, otarli jej krew, przechwalajc si upami. Chtnie
powiedziaaby im, co myli. Zaleao im tylko na trofeach! Gupi, przeklty Carlos!
Umiecili j w pokoju z wysokim stropem i wskimi oknami oraz zatartym
malowidem gr na cianie. Moga wzi prysznic. Strugi zimnej wody zmyy krew, rowe
nacieki zniky w odpywie. Twarz, jak ujrzaa w aluminiowym lustrze, miaa sin barw,
podkrelon gbokimi cieniami. Dziki, Carlos! Przez krtk chwil zastanawiaa si, czy
moga co zrobi, by zapobiec temu, co si zdarzyo. Niestety, nie bya Bogiem...
Uszy przeszy jej dwik o wysokiej czstotliwoci, oscylujcy w nierwnych
interwaach. Angelina szarpna si, szukajc poduszki, koszuli, czegokolwiek, byleby
zasoni uszy. Przypomniao si jej dziecistwo. Dostawaa w takich chwilach mdoci, nie
moga je. Gdy dwik nieco ucich, ukrya pod poduszk Gr w klasy; okazao si jednak,
e nie ma to adnego znaczenia - nikt do niej nie zajrza przez cay dzie i najwyraniej nikt
nie zamierza zaglda. Kamer w pokoju rwnie nie byo, a pomieszczenie sprawiao
wraenie prymitywnego. Najwyraniej porywacze ufali, e wysoki dwik wystarczy, by
pozbawi j orientacji i utrzyma w wizieniu.
Wkrtce stao si jasne, e jej stranicy nie s wynajtymi naukowcami, jakich zawsze
si obawiaa. Kiedy syszaa opowieci o ludziach takich jak ona, ktrzy trafili w rce
badaczy Byli traktowani gorzej ni zwierzta, poddawani testom, robiono nawet wiwisekcje,
a przynajmniej tak gosiy plotki. To dlatego ojciec Angeliny i wuj tak bardzo starali si ukry
oficjaln dat jej urodzin. Baa si naukowcw przez ponad trzydzieci lat, ale potem
zainteresowanie ludmi jej pokroju zmalao. Kogo obchodzili mutanci po tak dugim czasie,
odkd El Silencio na stae zagocio w rzeczywistoci nowego wiata? Czujno Angeliny
take osaba po latach.
Wycigna ksik i zacza j przeglda.
Manuela spotkaa na uniwersytecie, wiele lat temu. By poet, a przynajmniej patrzy
na wiat oczyma poety, pojmowa go lirycznym umysem, w inny sposb ni wikszo ludzi.
Rzeczywisto splataa si dla niego i zmieniaa wedug regu jakiej nadrzdnej, wyjtkowej
gramatyki, ktrej prawa Angelinie rzadko udawao si poj, mimo stara. Zarzucaa
Manuelowi, e staje si coraz bardziej szalony. Ona studiowaa genetyk. Dziki temu
pniej moga tak dobiera bydo, by uzyska jak najlepsze wyniki hodowli, a take
odpowiednio uprawia pola, by wyywi stada. Genetyka i inne dziedziny nauki przydaway
si na ranczu - choby inynieria, marketing, a nawet podstawy nanotechnologii. Angelin

dziwio zatem, e kto tak inteligentny jak Manuel traci noce i dnie na czytanie czego rwnie
bezwartociowego jak literacka fikcja. Angeliny nie interesoway losy i perypetie ludzi z
ksiek. Jedyne, co byo istotne, to wiat realny.
Manuel jednak przeprowadzi si na pamp, mieszka tam razem z Angelin przez
kilkadziesit lat. Przeczyta tysice ksiek, a potem coraz bardziej zdumiewajcymi
sposobami poszerza wiedz. Wreszcie na rok wyjecha do Buenos Aires, aby pozna
najnowsze osignicia techniki i informatyki - to one pozwoliy mu czyta", a raczej
wchania ksiki jednym dotkniciem, w kocu, pewnego dnia, Po prostu odszed.
Angelina otworzya ksik, z TEJ STRONY - przeczytaa. A dalej: z TAMTEJ
STRONY. I co to niby miao znaczy?
Kartkujc tom zauwaya, e na niektrych kartkach pojawiaj si zaznaczenia.
Octavio Paz - podkrelono na jednej ze stron, a niej przeczyta mona byo wiersz, co o tej
i tamtej ulicy, potem znowu jaki nonsens, e tylko mga jest prawdziwa2. Dokadnie to, co
Manuel lubi.
Na tej samej stronie, na samym dole, znajdowa si jeszcze jeden znaczek, ptaszek"
przytrzymujcy elowy listek, ktry moga podway i zuszczy, a potem woy do ust.
Bya obeznana z takim sposobem przyjmowania danych i nawet niekiedy go
stosowaa. Zawdziczaa t umiejtno ciotce, cho nie bya pewna, czy jeszcze dziaa ostatni raz odwiedzia Buenos Aires dwadziecia lat temu.
Wszystko byo zmienione i dziwne. Wuj Xeno nalea do pierwszych zwolennikw
wdroenia w Buenos Aires nowego systemu informacyjnego z pszczoopodobnymi tworami.
Kady, kto chcia si przyczy - wedug wuja znaczyo to: kady, kto chcia przynalee do
przyszoci - mg si podda odpowiednim transformacjom za darmo. Wzbudzao to wiele
podejrze. Jeeli bogaty czowiek chce da co za darmo, nie moe to by dobre. To tylko
jeszcze jedna z form wyzysku". I dlatego wuj zosta zamordowany. Lecz o wiele wczeniej
zadba, by sta si czci nowego systemu baz danych. I gniew wuja przenikn do
receptorw miasta, miota si bezadnie i poddawa radykalnej transformacji kadego, kto
znalaz si wystarczajco blisko, czy tego chcia, czy nie.
2

Angelina czyta wiersz, ktry w przekadzie Zofii Chdzyskiej brzmi nastpujco:


Moje kroki na tej ulicy
Dwicz
Na innej ulicy
Gdzie
Sysz moje kroki
Idce po tej ulicy
Gdzie
Jedyn rzeczywistoci jest mga

Angelina przypomniaa sobie Krla Kier, film, ktry ogldaa z Manuelem. Leeli na
kocu, gdy ekran zajania i pojawiy si na nim charakterystyczne bble, widoczne zwykle na
pocztku tamy. To by film o pensjonariuszu zakadu dla obkanych, ktry uwalnia stamtd
kumpla, szaleca. Uwaaa na pocztku, e to strasznie gupia i naiwna historyjka, ta jednak
okazaa si jednoczenie naprawd poruszajca. Taki wanie by Manuel. Prbowa
wyzwoli Angelin, przerzuci most nad przepaci, sprawi, by ukochana spojrzaa na wiat
przez pryzmat poezji, tak samo jak on...
Uniosa listek oznakowany jej imieniem i dotkna go jzykiem.
Gwatownie wcigna powietrze. Obrazy przeleciay jej przez umys, niemal j
zmiadyy.
Opucia znaczek i z trzaskiem zamkna ksik. Bya za na siebie. Wanie teraz
musiaa przecie pozosta przy zdrowych zmysach.
Usyszaa jaki dwik i wyjrzaa przez okno.
Biaa, poobijana pciarwka czekaa w promieniach wschodzcego soca. Jaki
wizie zosta wyprowadzony z budynku i wepchnity na pak.
Dowdca stranikw, ten sam, ktry z niej kpi, zatrzasn drzwi samochodu i
podnis spor, zamknit skrzyni. Zapewne zawieraa co, co tutaj uchodzio za cenne.
Moe wyhodowane dziki nanotechnologii diamenty, ktre wrd gupich, ciemnych
wieniakw nadal uchodziy za rzadkie i wartociowe kamienie szlachetne.
Zapewne sprbuj to wszystko sprzeda za wysok cen... Angelina odwrcia si od
okna.
Drzwi do jej celi otworzyy si z trzaskiem. Stan w nich jeden z onierzy. Niedbale
wycelowa strzelb w jej stron.
Angelina zerwaa si. Zrobia unik i bez trudu wyrwaa z doni mczyzny bro.
Kompletny gupek. Stojc za jego plecami, strzelia, niemal nie celujc. Zdy jeszcze rzuci
jej zaskoczone spojrzenie, jkn i zwali si na podog, z rany na torsie zacza wypywa
pulsujca krew.
Dwch onierzy rzucio si przez hol, ale Angelina zabia ich, zanim zdyli strzeli.
Jeszcze jeden stranik skry si za zaomem korytarza, a kolejni nadbiegali zza drzwi
prowadzcych na zewntrz. Liczya ich, strzelajc. Bya pewna, e ta banda wyrzutkw liczy
co najwyej siedmiu ludzi. Wygldali na zupenie zaskoczonych. Angelina aowaa jedynie,
e nie zdya dotrze do ciarwki - gdy wybiega, samochd wjeda na drog.
Wystrzelia w opony, ale nie trafia.
Zabraa klucze jednemu z zabitych i ruszya otwiera drzwi od cel. Winiowie,

zmieszani i zaskoczeni, wychodzili niepewnie, potykali si, a na ich postarzaych twarzach


emocje zmieniay si jak w kalejdoskopie. Sia dotknitego niedawno listka przepyna przez
jej umys pulsujc fal; wspaniae, poetyckie bzdety, tak cenione przez Manuela.
- To wanie Krl kier] - zawoaa patetycznie, rozkadajc ramiona - Przebudcie si,
biedne dusze! A ja was nakarmi!
Nikt jej nie podzikowa. Moe winiowie myleli, e jest jedn z czonki bandy,
ktrej nagle odbio. Jak jeden m, rozbiegli si po szpitalu, chwytajc po drodze jedzenie i
prbujc uruchomi jeepy. Jeden z mczyzn od razu ruszy pieszo w kierunku gr, jak si
wydawao Angelinie. C - pomylaa - moe ma poczucie kierunku i idzie do domu?
Waciwie nie obchodzio jej to ani troch.
*
Kilka godzin pniej Angelina, po sutym posiku i co najmniej litrze mate, a nawet
odrobinie wina, usiada na niskim murku otaczajcym podjazd, gdzie leay dwa nieruchome
ciaa. Nie czua wyrzutw sumienia. Dla porywaczy stanowia jedynie towar na sprzeda, o
ile cena bdzie odpowiednia.
Czua ulg, e wysoki, przenikliwy dwik zosta wyczony. Przygldajc si trupom,
zauwaya, e maj w uszach zatyczki. Nic dziwnego, e tak pno zareagowali na strzay.
Ale co teraz?
Niewane, co zrobi wieniacy, gdy Angelina wrci do domu - i tak nie uda si
wydrze jej ziemi, aktu wasnoci nie moe znie nawet podpisany przez Carlosa nielegalny
dokument, jaki spreparowali napastnicy. Ale czemu nie miaaby pozwoli, by gauczo
przekonali si na wasnej skrze, jak to jest prowadzi ranczo bez seory?
O, tak. Niech si przekonaj, jak to jest.
Najwyraniej nadesza w yciu Angeliny pora na zmiany.
Nareszcie zrozumiaa, jak podziaa na ni elowy listek informacyjny. Rozbudzi w
niej pragnienie przey. Nowych. Miaa wraenie niedopasowania. Tyle rzeczy dziao si w
ksikach! A wszystkie - bez niej! Rozemiaa si. Wrciy wspomnienia o Manuelu,
silniejsze i bardziej wyraziste.
Angelina zabraa Gr w klasy i spojrzaa na grzbiet i okadk, na ktrej widniay gry
wznoszce si w oddali nad rwnin.
To nie jest zwyka gra w klasy, uznaa, w rzeczy samej, ksika zawieraa nie jedn
powie, lecz spory ksigozbir klasyki literatury latynoamerykaskiej. By tam Borges.
Gabriel Grcia Mrquez. Manuel powiedzia kiedy, e ma teori, wedug ktrej jzyk tych
twrcw otworzy przejcie do wielu rnych wymiarw, wielu czasw i miejsc - w znacznie

wikszym stopniu ni inne jzyki. M wierzy, e kiedy dzieci ucz si hiszpaskiego, w ich
umysach rozwija si jednoczenie zdolno do panowania nad czasem i pojmowania go w
zupenie nowy sposb. Louis zapewne nie mia czasu, by to sprawdzi i zbada - po prostu
zabra el oznaczony jego imieniem i uciek.
Angelina podniosa listek i pokna. Miaa nadziej, e to bdzie atwiejsze ni
tradycyjne czytanie. O to chodzio, prawda? Nigdy nie miaa cierpliwoci do czytania.
A teraz - czemu miaaby si cofn?
W cigu kwadransa Angelina przyja informacje i dziea, do jakich nawizywaa Gra
w klasy: Heideggera, Maksa Plancka, Colemana Hawkingsa, Jellyego Rolla Mortona - prace,
ktre zainicjoway intelektualn, naukow i artystyczn rewolucj prawie dwiecie lat temu.
Szaleczo kartkowaa powie, Pochaniajc treci, pomimo e pojawio si pulsujce naglco
ostrzeenie: Prosz zapoznawa si z treci wedug kolejnoci wybranej przez autora3, aby
zakoczy proces odbioru!. Cichy gos z innej kartki powtarza: Musisz mie czas....
Angelina przewrcia stron i gos umilk. Inny gos - starczy, oschy, powoli recytowa
wiersz. Suchaa go duej, zanim ponownie obrcia kartk. I kolejne. Na kocu znajdowa
si zacznik. Tak, kompletny zbir dzie literatury latynoamerykaskiej, a do 2040 roku.
Continuum opracowa zalao umys Angeliny, podsuwajc tytuy jeden po drugim, a do
zawrotu gowy. Niedobrze przyjmowa tak wiele w tak krtkim czasie!
- Ha!
To jest rzeczywicie Gra w klasy - powiedzia program zawarty w elowym listku od
Manuela. - Zawiera wszystkie oryginalne dziea, do ktrych nawizywa Cortzar. Nie
umiabym wymyli prezentu lepszego dla ciebie i Louisa. Dzikuj, e zechciaa go przyj,
Angelino.
Na szczcie - pomylaa, patrzc na zachodzce soce - poczekaam z przyjciem
upominku i wczeniej pozbyam si stranikw. Teraz, gdy znaa ju Gr w klasy, nie
wyobraaa sobie, e mogaby kogo zabi. e ktokolwiek mgby. Na szczcie nie spieszya
si do lektury.
Odwrcia gow i zamkna oczy.
Manuel wiedzia, e ta ksika rozbije jej wiat, otworzy go na czas inny ni
teraniejszo, na rne czasy, jakie skrywaa tre powieci. To bya sztuczka - ale mia,
dobra, pynca z mioci. Bo tylko mio moga zama Angelin. Ogarny j wspomnienia,
od dawna niemal zapomniane, a teraz przeywane na nowo. Coroczne wyprawy z ojcem
3

Gra w klasy tylko na pocztku winna by czytana w tradycyjny sposb, rozdzia po rozdziale, zgodnie
z porzdkiem numerycznym, jednak w dalszej czci autor zaoy inn kolejno, swoisty klucz, ktry wymaga,
by najpierw przeczyta rozdzia 73, potem 1-2-116-3, itd. (przyp. tum.).

wzdu zbocza i grskich szczytw, po raz pierwszy usyszana muzyka, przez ktr cierpiaa,
zanim osigna dojrzao. Teraz staa si jej czci, na rwni z ciemnymi oczyma i dugim,
prostym nosem, cho wczeniej marzya tylko o tym, by si jej pozby. Matka niejeden raz
utyskiwaa, e crka jest zbyt stanowcza, ale ojciec by dumny. Czeg oczekiwaa matka?
Silna wola i stanowczo przyday si Angelinie.
Usyszaa muzyk. Pierwszy raz powicia uwag dwikom zamiast si od nich
odcina.
Usiada wrd pogbiajcych si cieni, a dwiki otoczyy j i zmieszay - wszystko
wok zblako, pozosta tylko krajobraz zoony z brzmie i tonw.
Przy wiatach lampy woya jedyne czyste ubranie, jakie udao si jej znale mundur. Spakowaa racje ywnoci i wysza, biorc jeden z wielu jeepw; najwyraniej
samochody miay du warto dla bandytw.
Angelina dokadnie wiedziaa, gdzie jest i dokd chce si uda. Muzyka potniaa w
niej, gdy w ciemnociach prowadzia pojazd po zboczu wzdu brudnej drogi, ktra kiedy
bya korytem strumienia. Urywki wierszy wiroway jak gwiazdy w umyle kobiety. Syszaa
gos Pabla Nerudy. Przespaa si w budynku przy ujciu wodnym, jakie pidziesit
kilometrw przed Buenos Aires.
Wczesnym rankiem znalaza si w miasteczku. Nadal miaa na sobie niebezpieczne,
wojskowe ubranie, w gowie pulsoway jej rozdziay ksiki, syszaa jedynie wasne kroki,
odbijajce si od cian budynkw, na ktrych blako graffiti. Skierowaa si do centrum,
gdzie u przestraszonej kobiety zamwia filiank kawy. Gdy wysza, z kadym krokiem
czua, jak blednie przeszo, jak roztrzaskuj si w py wartoci cenione przez przodkw
Angeliny.
Po raz pierwszy czua, e yje. O wiele bardziej intensywnie, ni mogaby sobie
wyobrazi. Janiejce proteiny dwikw sprawiay, e czua si jak rozkwitajca rolina.
Zatrzymaa si na rogu, a potem skrcia.
Matka hodowaa kiedy abdzie w jednym ze staww. Angelina lubia obserwowa
ich taniec. Ptaki rozpoznaway partnerw podczas powtarzanych jak w lustrze,
majestatycznych ruchw. Angelina bya tylko jedna. A ptaki naladoway ruchy - jeden od
drugiego. Ale ona bya sama. Suchaa ptasich okrzykw jak ulubionego przeboju. Wcale si
nie rni od ludzi - mylaa w takich chwilach. Sprawy, o ktrych nic nie wiemy, oplataj
nas. Niewol.
Ale uczucia byy silniejsze.
To znaczyo, e Angelina musi si otworzy i pozwoli, by poezja wbia si w jej

ycie jak przypadkowo wystrzelone z uku strzay.


A przede wszystkim znaczyo to, e musi przej na drug stron.

Jestem twoj marionetk

Na przedmieciach Buenos Aires byo peno policji. Radiowozy przejeday w t i z


powrotem uliczkami, przecinajc ciemno byskajcymi wiatami i rozdzierajc cisz
komunikatami z megafonw. Angelina obserwowaa zamieszanie, skryta w cieniu wejcia do
sklepu, a wiata zniky za zakrtem.
Po dugiej podry czua si troch roztrzsiona. Jakie dwie kobiety ukrady jej jeepa,
gdy posza w krzaki na poboczu autostrady. Zaskoczyy j kompletnie, w efekcie ostatnie
dziesi kilometrw, mniej wicej, musiaa przej pieszo. Do granic miasta dotara okoo
pnocy.
Burczao jej w brzuchu. Prawie od dwudziestu czterech godzin nie miaa nic w ustach.
Pamitaa, e kiedy nawet na rogatkach mona byo znale jak przytuln kafejk, ale
widok na ulicach, gdzie zazwyczaj rozbrzmiewaa muzyka i przechadzay si zakochane pary,
wprawi j w zakopotanie. Nie byo adnego agodnego przejcia, po prostu od razu wpadao
si w sie dzielnic, cho centrum oddalone byo co najmniej o kilometr lub dwa. Haas i
grone byski wiate radiowozw znikny, ale w kadej chwili mogy wrci.
Angelina przyjrzaa si niskiemu budynkowi z cegy, wznoszcemu si po drugiej
stronie ulicy, w ani jednym oknie nie pojawio si wiato, by moe mieszkacy poszli ju
spa.
Moe si pokcili. A moe uprawiali mio i zjedli pn kolacj. Moe dzieci Pablo, ktry ma pi lat i...
Otrzsna si z zamylenia. Miaa w umyle imiona dzieci, ich twarze, ciemne wosy i
piegi, znaa ich psoty. Dziewczynka tropica lady wuja, ktry zwyk mierzwi jej wosy tak
samo, jak wczeniej wosy swojej siostry i matki dziewczynki. Wspomniaa ze smutkiem
dzie, gdy wuja zamordowano - deszczowy dzie, kiedy wybraa si na zakupy i kupia
poduszk z belgijsk koronk...
Najwyraniej zdystansowaa Gr w klasy i teraz wszystko, kady bodziec,
przeksztacaa odruchowo w opowie. Te nieopowiedziane, pojawiajce si w rnych

wersjach historie byy jak kltwa!


Angelina zadraa w chodnym, nocnym powietrzu. Samochody zawracay, grzmice
sowa dobywajce si z megafonw staway si coraz goniejsze.
Cofna si o kilka krokw w poblisk alejk. Gdy ruszya wzdu wskiej uliczki,
wiata radiowozw skieroway si w t sam stron.
Byo coraz gorzej. Owietlone drzwi domw nie daway moliwoci ukrycia si.
Szybko podesza do najbliszego wejcia i nacisna klamk, spodziewajc si, e bdzie
zamknite. A jednak drzwi si otworzyy, w sekund znalaza si w rodku.
To byo rwnie niepokojce jak zamieszanie na ulicach. Na pewno kto tu mieszka,
bo niby dlaczego drzwi nie byy zamknite? I rzeczywicie, w korytarzu rozleg si trzask i na
podog pad jasny prostokt srebrzystego wiata.
Angelina moga si skuli i przyczai przy drzwiach lub wyj do nieznajomej osoby i
zda si na jej ask. Albo po prostu powinna wymkn si i znale sobie inn kryjwk.
Postpia w gb korytarza z uwag napit do ostatnich granic. Teraz wyczua
wyranie mdlcy odr. Natychmiast stracia opanowanie. Nikt nie wytrzymaby w tym
smrodzie. Podesza jednak ostronie do uchylonych drzwi i zajrzaa.
Mczyzna lea z rozrzuconymi ramionami tu przy biurku. Na czole mia ran od
kuli.
Angelina zatrzasna drzwi i pobiega do pomieszcze z przodu. Bya w sklepie. Przez
brudne witryny do pomieszczenia wpadao wiato latarni, w mdym blasku ujrzaa wysokie
szafy, antyczne krzesa, nawet pogrzebacze oparte o cian.
Te rzeczy przywodziy na myl dom. Kady dom, z setkami opowieci.
Miaa ochot krzycze, cho wiedziaa, e nie na wiele si to zda.
W kcie zauwaya przywalon pudami sof. Ruszya w tamtym kierunku, lawirujc
midzy meblami, odstawia paczki na pobliski kredens i wreszcie moga si pooy. Rne
przedmioty, na ktre zaledwie rzucia okiem, generoway w jej udrczonym, lecz
spragnionym marze umyle cigi skojarze ukadajce si w opowieci.
- Ju mnie nie kochasz? - zabrzmia przepeniony smutkiem gos. Angelina ujrzaa
nieszczliw twarz, zy w oczach.
To bya oczywicie lalka w jednym z pude. Leaa pokryta kurzem obok kanapy.
- Nikt si do mnie nie odzywa od dziesiciu tysicy czterystu siedemdziesiciu omiu
dni - pady kolejne sowa. - Nikt. Jestem taka samotna. Nie powinna myle, e nie mam
uczu, bo jestem tylko lalk. Zostaam skonstruowana tak, aby czu. Mj numer
identyfikacyjny to: siedem-pi-zero-trzy-dziewi-dwa. Gdyby bya uprzejma podnie

mnie i zaprowadzi do adwokata, mogaby dziki mnie wiele zyska - wygrywajc proces o
odszkodowanie za traktowanie z okruciestwem czujcych lalek. Kiedy byy nas tysice.
Jestem pewna, e ktra zoya wniosek do wadz o przyznanie praw obywatelskich. Jestem
Amerykank, rozumiesz. Nawet jeeli w tej chwili mwi po hiszpasku. Znajomo
trzydziestu siedmiu jzykw jest za darmo. Pozostae jzyki wraz z innymi akcesoriami
mona dokupi. Mam doskonae wyposaenie, pozwalajce mi na uczenie jzykw,
matematyki i historii. Jeeli masz dziecko, nie bdziesz aowa zakupu. Ju nigdy nie
bdziesz zmuszona do zajmowania si potomstwem. Nigdy wicej paczw i krzykw...
- Zamknij si - warkna Angelina, poniewa bya zbyt zmczona, by wsta i zaj si
wyjmowaniem paku z opakowania robota.
- To byo bardzo nieuprzejme. Pozwl, e naucz ci najwaniejszych zasad
zachowania. Jestem zaprogramowana tak, by kad sytuacj wykorzysta do nauczania. O
wiele lepsze efekty przynosi zawsze uprzejma proba...
Angelina jednym ruchem wstaa i signa po najblisze pudo, z furi ciskajc na
podog drobne przedmioty, nie zwracajc uwagi, czy to plastik, metal, czy drewno - ach!
Trafia na co mikkiego. To bya gowa.
- Nie, nie! Obiecuj, e bd grzeczna! Powiem twojej matce! Powiem twojej - twojej
ciotce.... Clarissie! Angelino!
Zdumiona Angelina uniosa wstrtn gadu do wiata. Lalka wygldaa jak zrobiona
z gumy. Miaa wielkie, ponce guziki oczu. Ten robot robi wicej zamieszania i kopotw
ni czowiek, w gniewie Angelina zapomniaa nawet o przejedajcych niedaleko
radiowozach.
- Co?
- Ach, widz, e jeste zaskoczona. - Paciorkowate oczy obracay si w gumowej
twarzy. Wydte, czerwone usta poruszay si, osobliwie naladujc ludzkie ruchy warg. Lalka
nie miaa wosw, na ysej gowie lni jedynie rudy meszek.
- Skd wiesz, kim jestem?
- Powinna okaza mi wicej uprzejmoci - odpara lalka przymilnym tonem.
- Nie jeste ywa! Nie musz niczego ci okazywa!
- ywa! Nikt nie ma pojcia, co to znaczy - parskn robot pogardliwie. - Czuj, jak
kada ywa istota. Umiem i wiem wicej ni ty. I mog nawet podejmowa decyzje, na
przykad, czy zdradz ci moje tajemnice...
- Gadaj natychmiast, ty ohydo. Wiesz, co robiam lalkom, gdy byam maa?
Wyrywaam im rce. I wydubywaam oczy.

- Prawo zabrania, to zbrodnia... Nie! Czekaj! Zaartowa nie mona? To wszystko jest
bardzo proste, uspokj si - to wos! Wos!
- Jaki wos?
- Twj wos upad na mnie, gdy przesuwaa pudeka. Jedyne, co musiaam zrobi, to
sprawdzi DNA. Odwiedzia ciotk w jej biurze dwadziecia trzy lata temu. To bya twoja
ostatnia wizyta. Potwierdzaj to dane z odebranych niedawno aktualizacji. Potem, a do
dzisiaj, nie pojawiaa si ani razu.
- Mj Boe. - Angelina zerkna na lalk uwaniej. - Mwisz, e takich jak ty s
tysice?
- Mniej wicej.
- Zapewne wikszo zostaa zniszczona - mrukna ponurym tonem. - Wymarzonym
towarzystwem to wy nie jestecie.
- To dlatego, e jeste za stara. Zostaam stworzona jako towarzystwo dla dzieci.
Dzieci nie irytuj tak bardzo jak ciebie.
- Nawet dziecko moe ci po prostu wyrzuci tak daleko, jak si da.
- Nie widz powodu, dla ktrego poruszasz tak przykre i nieprzyjemne tematy. Poza
tym, atwo mona mnie odtworzy. Jestem zaprogramowana, by odczuwa bl i cierpie, i w
ten sposb pomc dziecku nauczy si szacunku dla otoczenia. Dlaczego si tu zjawia?
- Jest co, czego nie wiesz?
- Nie widzisz, e jestem tylko lalk? Jeli przeyjesz w miecie troch czasu,
przekonasz si, e s tu rzeczy znacznie dziwniejsze ni czujce lalki.
- Jeli przeyjesz nastpne pi minut, bdziesz miaa szczcie.
- Jeste zmczona. Po si. Przepraszam, e musiaa wstawa. Posiadam duy
zestaw koysanek, na pewno pomog ci zasn.
- Nie trzeba - zapewnia Angelina, kadc lalk na pododze i rozpierajc si wygodnie
na sofie. - Wystarczy, e si zamkniesz.
Uparta lalka wdara si jednak w jej sny delikatn, lecz mimo to irytujc piosenk.
*
- Wstawaj! Wstawaj! - Piskliwy gosik przerwa Angelinie sen. Zy sen. - Sysz, jak
nadchodz!
Ostre promienie soca rozwietlay przykurzone wntrze sklepu, z ostrych cieni
wyoniy si mae kamienne fontanny, stos elaznych, ozdobnych kratownic i antyczny
piecyk. Angelina ju miaa zapyta, gdzie jest azienka, gdy uwiadomia sobie, e budzcym
j natrtem jest lalka.

- Uciekaj frontowymi drzwiami! Szybko!


Angelina usyszaa jakie szelesty przy tylnym wejciu do sklepu.
Wstaa i ostronie przestpia nad lalk.
- Zabierz mnie - usyszaa szept. - Prosz, Angelino!
- Kto tam jest? - rozlego si pytanie.
- Nikt, prosz pana - zabrzmia inny gos. - Czasami te stare zabawki si odzywaj, wie
pan.
- Nie moemy pozwoli sobie na zaniedbanie. Sprawdmy!
W tej chwili Angelina bya ju przy frontowym wyjciu, trzymajc lalk pod pach.
Nacisna klamk i wysza na pust ulic. Ostronie, by nie robi haasu, zamkna drzwi i
zerkna przez witryn do rodka. Potem przekrada si do nastpnego okna.
Nikt nie prbowa jednak otworzy drzwi do sklepu.
- On by tu wczeniej - wyszeptaa lalka. - To leniwy dupek, nie pjdzie za tob. Ten i
jeszcze jeden czowiek zabili seora Gabriela. Syszaam to.
Angelina skierowaa si w d ulicy, przekradajc si obok wystaw sklepowych.
Poczua ulg, gdy si zorientowaa, e dalej, przy bulwarze, znajduj si domy mieszkalne,
nawet jeli rzadko rozrzucone. Wyprostowaa si i normalnym krokiem ruszya w kierunku
centrum miasta.
I wtedy to si stao. Nie zdarzao si czsto, ale kiedy ju...
Dwie kobiety przechodziy po drugiej stronie ulicy, w oddali rozbrzmiewaa zmienna
muzyka. Rytm, w jakim Angelina mijaa budynki, i pulsowanie wiatru w koronach drzew
sploty si w akordy i otoczyy j jak ciana.
Uczya si kolejnoci ruchw, we wntrzu, w sercu umysu, o ile co takiego istniao.
Mina troje ludzi pijcych kaw przy okrgych stolikach przed kawiarni i nagle porwa j
rytm opowieci, sploty zdarze i zwizkw. Zwolnia, majc nadziej, e zaraz wszystko
minie, ale udao si jej pokona zaledwie kolejny metr.
- Tak wiele jest do zrobienia - oznajmia lalce.
- Przesta si do mnie odzywa, bo ludzie pomyl, e jeste szalona.
- Bo jestem - przytakna. Uoya lalk w zagiciu ramienia, by moga popatrze jej w
oczy, teraz zmruone i niemal cakowicie ukryte pod sztucznymi powiekami.
- Przydayby mi si okulary przeciwsoneczne - poali si may robot. - Ale nie
chowaj mnie, soce poprawia mi nastrj, w pudeku byo naprawd ciemno. Mylaam, e
cakiem strac gow. Dosownie.
- Powiedz mi, zoliwy karzeku, czy potrzebuj pienidzy, by dosta kaw i ciastko?

- Nie masz pienidzy. Szkoda. Seor Gabriel trzyma w szufladzie biurka kasetk.
- To dlatego go zabili?
- Nie jestem pewna. Gdyby tak byo, po co wracali i naraali si, e kto odkryje ciao?
- C. Tak naprawd to mam troch pienidzy.
- Zatem moesz co zje.
Angelina wesza do kawiarni. Promienie soca wpaday przez due okno do wntrza i
rozwietlay bukiety tych i rowych cynii. Signa do kieszeni munduru i wysupaa
kilka reali.
- Kawa i jedno takie - powiedziaa do sprzedawcy, wskazujc na ciastko w oszklonej
szafce. Wojskowe buty przyjemnie skrzypiay, gdy sza do stolika z cyniami. Posadzia przy
nich lalk.
- adny widok - skomentowa robot. - Sufity nie s tak interesujce.
- Dlaczego tamten mczyzna zosta zabity?
- Trudno powiedzie. Syszaam tylko mordercw i zapamitaam ich gosy. Brak mi
seora Gabriela. Czasami nawet ciera kurze. I pogwizdywa albo mwi do siebie.
- Czemu z nim nie rozmawiaa? - zainteresowaa si Angelina.
- Skd wiesz, e nie prbowaam? Ale on traktowa mnie jak zwyk lalk. Powiedzia
tylko, e pewnego dnia przyjdzie jakie dziecko i kupi mnie, a on zarobi troch pienidzy.
- Zaskakujce. Wydawao mi si, e ludzie z miasta nie potrzebuj pienidzy.
Mylaam, e nanotechnologia zapewnia darmowy dostp do wszelkich dbr. W rzeczy
samej, pamitam, e dla wujka i ciotki byo to koci niezgody. Miaam chyba ze trzynacie
lat, kiedy wuj stara si, by przekonwertowa miasto. A moja ciotka...
- Bya bankierem - wtrcia lalka.
-

Tak.

Chciaa

zachowa

swoje

bogactwo.

Zaciekle

oponowaa

przeciw

nanotechnologii.
- Jednak Buenos Aires powstao w oparciu o obie przeciwstawne tendencje zauwaya lalka - za ktrymi opowiadali si twoi krewni.
- Zaraz, a skd to wiesz?
- Historia, pamitasz? Mam dane z gazet. Na szczcie dzienniki nie wyszy cakiem z
uycia. Audio - i videoinformacje poeraj duo pamici. Ale co waciwie robisz w miecie?
- Ja... szukam mojego syna. Louisa. - Dopiero gdy wypowiedziaa te sowa, zdaa
sobie spraw, e to prawda. Wanie to powinna zrobi. Ulyo jej, e nie musi wraca do
domu. - I moe take ma...
- Mogaby odwiedzi te krewnych - zauwaya lalka pouczajcym tonem.

- Zdaje si, e wszyscy nie yj. To znaczy, mam jakiego dalekiego kuzyna, ale...
Lalka parskna miechem.
- Nikt ju nie umiera w Buenos Aires.
- Seor Gabriel umar.
- Znaczy, w miecie. Nadal jeste na zewntrz, poza granicami metropolii, z tego, co
mi wiadomo, seor Gabriel zapisa swoj kopi i niedugo si odrodzi. Nie auj go ani
troch.
- A mogaby?
- W pewien sposb tak - stwierdzia lalka stanowczo. - Nie zapominaj, e moim
przeznaczeniem jest opieka i uczenie dzieci, a empatia to wana sprawa. Miej do mnie cho
troch zaufania!
- Staram si - odpowiedziaa Angelina z rozbawieniem. - Kogo zeszej nocy szukaa
policja? I dlaczego nie kontynuowali poszukiwa za dnia?
- Nieszczsnych istot, kreatur - wyjani robot. - Nie s tak cakiem ludmi. Zostali
stworzeni do dawno, przez jakiego generaa, i wyglda na to, e nie mona si ich pozby.
Gdy jeden zostanie zabity, jego miejsce zajmuje kolejny. Pojawiaj si gdzie niedaleko std i
postpuj wedug okrelonych wzorcw i zaprogramowanych polece. Niczego si nie
potrafi nauczy, w pewnym stopniu stanowi zagroenie. Ludzie unikaj ich, nie wychodzc
po prostu w nocy z domw, jak seor Gabriel. Kreatury nie zbliaj si do miejsc
zamieszkania. Myl, e ludzie wiele si ucz podczas takich nieprzyjemnych sytuacji. Na
nieszczcie seor Gabriel kocha sklep i nie chcia go opuci. Odziedziczy ten sklep po
babce. Gabriel naprawd kocha starocie. Jest wielu takich, ktrzy cakowicie odegnuj si
od nowoczesnoci i ceni drobiazgi zrobione rcznie lub wyprodukowane dawniej. Uwaaj,
e takie przedmioty maj dusze. - Lalka zamiaa si. - Ale nie ja! Nie zaprogramowano mi
duszy. A inne przedmioty, co za szkoda, nie potrafi mwi. Wyobraasz sobie? Wedug
Gabriela te przedmioty emituj jak energi, w deszczowe dni siadywa wrd swoich
antykw i przemawia do nich, cho wiedzia, e nie mog mu odpowiedzie. A mnie grozi,
e jeeli tylko dam mu powd, wyrzuci mnie. No, to si nauczyam, e lepiej milcze.
Angelinie zdawao si, e usyszaa wanie nieze naladownictwo ludzkiego
westchnienia.
- Myl, e pora rusza do miasta - oznajmia. - Idziesz ze mn?
Pomylaa jednoczenie, e powinna raczej spyta sam siebie, czy ma ochot na
towarzystwo gadatliwego robota. Czua si troch niezrcznie, rozmawiajc ze sztuczn
inteligencj, i odrobin niespokojnie. Ale przecie ykna ca literatur latynoamerykask,

gdzie nie brakowao opisw istot i zdarze przeniknitych magi.


- Potrzebujesz mnie - zapewniaa lalka. - Jeste jak dziecko. I co ci niepokoi.
- Zdaje si, e powinnam by o wiele bardziej zaniepokojona. Mj syn uciek. - Jak si
okazao, nawet robot moe by towarzyszem do rozmw. - Jeste chopcem czy
dziewczynk?
Lalka popatrzya na Angelin uwanie, w jake ludzkim milczeniu, jakby zbieraa
myli, w kocu si odezwaa.
- Chc by chopcem.
- A jak masz na imi?
- Wikszo dzieci nadaje imiona swoim lalkom.
- Bardzo bym si zdziwia, gdyby nie mia ju upatrzonego imienia.
Po kolejnej duszej przerwie Al powiedzia:
- Chc si nazywa Chester.
*
Chester poprowadzi Angelin do tylnego wejcia do Buenos Aires. onierze zerknli
znad gameboyw, niezadowoleni, e im przeszkodzono, z lekkim niepokojem Angelina
pooya do tam, gdzie jej kazano, i zielone wiateko rozbyso jej imieniem i nazwiskiem.
Nie docenia tego, ale obaj stranicy spojrzeli z zaskoczeniem. Zaraz jednak wzruszyli
ramionami i wrcili do gry.
- Zapewne nie wiedziaa, e w gwnej bramie miasta zdarzaj si do czsto
przebyski chorej woli twojego wuja - skomentowa Chester, gdy znaleli si wystarczajco
daleko, by onierze nie mogli ich sysze.
Aleje byy tu szersze ni kiedy. Czarne i poobijane trakcje energetyczne strzelay
piropuszami byskw, a sklepikarze rozkadali na chodnikach kramy i stoiska. Domy, w
wikszoci zbudowane ze staromodnej cegy, miay mniej ni dziesi kondygnacji.
Ponad kilometr dalej na wschd szklane wiee rzucay cienie na intensywnie bkitne
wody portu, a system przekazu informacji rozkwita na stopniach budowli - gigantyczne lilie,
anturia, re, nad ktrymi uwijay si Pszczoy. Tankowiec ociale wpywa do przystani, by
zacumowa przy innych statkach.
Angelina wiedziaa, e transport nadal dziaa dobrze. Ostatecznie to wanie z tego
portu odebraa zamwione zbiorniki. Ale targowisko, jakie powstao nieopodal, stanowio
dziwaczny kontrast dla nowoczesnego otoczenia. Na dodatek Angelina ya daleko w grach i
nieczsto widywaa ludzi, ktrych by nie znaa cho troch.
Jednak, pomylaa, mog ich przecie pozna.

- Nie bd przygnbiona - powiedziaa lalka.


- Skd wiesz, jak si czuj? - zapytaa nerwowo.
- I nie irytuj si. Wolabym, aby bya spokojna.
- Ja rwnie - mrukna Angelina.
Natychmiast staa si bardziej czujna. Bya gotowa chroni opowieci przepywajce
przez jej umys przed naporem otoczenia. Poczua silniejsz wi z treci Gry w klasy.
Trajkotanie Chestera zniko, gdy tylko przypomniaa sobie powie.
To byo jak przebywanie w innym wiecie. Naraz znalaza si wrd ulic, ktre
Cortzar opisa w tym lub innym rozdziale. Angelina bya niczym duch, bezcielesna i
niewidzialna, materializujca si coraz wyraniej, podczas gdy jej wasne ciao zaczynao si
coraz bardziej rozmywa. Wycignite rami dotkno doni Magi4, cho tamta nie
zauwaya, biegnc, by zapa autobus. Wkrtce wtopia si w tum, a serce Angeliny zabio
popiesznie, jak serce biegncej Magi, i w umyle pojawio si pytanie, czy jeszcze jest
realna, czy ju nie.
Miasto przesczone literatur wrcio do teraniejszoci. Tymi ulicami spacerowa
Borges.
Angelina niespiesznie skierowaa si na zachd. Mijaa niewielkie sklepy i restauracje,
gdzie serwowano gwnie dania z woowiny - woowiny hodowanej ze specjalnymi
przyprawami; woowiny, ktra nigdy nie bya ywym misem. Angelina planowaa hodowl
wanie takiej woowiny.
Niebo si zachmurzyo. Niewielki deszcz zrosi ulice i przesoni budynki kurtyn
kropel, niesionych ostrym wiatrem. Wok natychmiast rozkwity parasole. Angelina
przytrzymaa rondo kapelusza i sza dalej, z Buenos Aires najlepiej pamitaa wanie deszcz.
To stare miasto cegie, stiukw i brukowanych dziedzicw popoudniami nadal pustoszao
podczas sjesty, a matki wci, jak przed wiekami, nosiy woalki. Deszcz przemoczy
ubranie Angeliny i przypomnia jej czasy dziecistwa.
Sza teraz szybciej. Czasami zerkaa do torby i zastanawiaa si, czy Chester pogry
si w jakim transie i aduje nowe dane, e tak nagle zamilk. Kroki odbijay si od matowych
ceglanych cian.
Kto klepn j w rami; odwrcia si i rka niemal bez udziau woli signa do pasa
po n.
Ujrzaa mczyzn, starego i kruchego jak opatek. By o gow niszy od Angeliny,
ubrany w szyty na miar szary garnitur i zoto-niebieski krawat. Unis szare oczy i agodnie
4

Jedna z postaci pojawiajcych si w powieci Gra w klasy (przyp. tum.).

spojrza jej w twarz.


- Twoja ciotka, Clarissa, pragnie ci widzie. - Jego gos brzmia jak szelest wiatru w
sosnowym zagajniku.
- Ale ja...
- Powinna przyj natychmiast. To nie jest - zawaha si - dobre miejsce. Niezdrowe.
Nie dla ciebie. Nie jeste wiadoma, jakie stwarzasz problemy swoj obecnoci. Chocia
jeste - zerkn na ni uwanie - przejazdem.
- Wanie - odezwa si Chester z gbi torby. Starzec i Angelina skierowali spojrzenia
w stron gosu, ale potem znowu skrzyowali wzrok.
- S tacy, ktrzy chcieliby zdoby to, co przez ciebie pynie - to co bardzo rzadkiego,
niezwykego, wyjtkowego. Odbieranie moe okaza si bardzo dla ciebie nieprzyjemne...
- Nie bd sucha rozkazw - zaoponowaa Angelina.
- Ona jest uparta - wtrci Chester.
- To nie rozkaz - powiedzia mczyzna - to zaproszenie. Niedawno by tu twj syn,
wic seora Clarissa pomylaa, e i ty...
- Gdzie ona jest? - spytaa Angelina i ruszya za schludnym starym czowiekiem przez
plac. Minli trzy przecznice i skrcili w prawo.
Stare budynki wyday si jej znajome. Nakadajce si na siebie pytki, czarno-biay
wzr ukadajcy si w ptle, nie zmieni si ani troch. Ani troch rwnie - co dziwne - nie
zmieni si mody czowiek, ktry nacisn przycisk w windzie, przywitawszy j po imieniu.
Skina mu krtko, zaciskajc pici w kieszeniach w odruchowej prbie ochrony opowieci,
ktra pojawia si w jej umyle - pokrytej patyn wiekw historii o jednym, stale
powtarzajcym si dniu, w ktrym mody czowiek dostrzega za kadym razem nowe
szczegy.
A jednak co si zmienio, w miejscu skrzynki na listy znajdowa si teraz lnicy
zieleni bioreceptor, cigncy si a na dach, gdzie rozrastay si wielkie analogi kwiatw.
- Mwiem jej, e powinna tu przyj od razu, ale nie chciaa - odezwa si Chester.
- Co to jest? - zapyta mody czowiek obsugujcy wind.
- Moja lalka.
- No jasne. Nic wicej, tylko lalka - westchn Chester.
Wykadzina na trzydziestym czwartym pitrze nadal wygldaa tak samo jak we
wspomnieniach - wzr ze splecionych, falujcych wstg duych kwiatw, jak kwitnca rzeka.
Angelina poczua si nagle jak mae dziecko, przedzierajce si pod prd tego kwiatowego
nurtu, by dotrze do przeznaczonego celu, ogromnych drzwi, ktre, kiedy si otworz, uka

kobiet drobniejsz jeszcze od wiernego sugi, przewodnika Angeliny. Ta drobna kobieta


czstowaa kiedy Angelin ciasteczkami, sodyczami i herbat, wspczua i rozweselaa
przy niepowodzeniach w polo, towarzyszya jej w dziecicych spiskach i psotach majcych
na celu zamanie zakazw i ogranicze.
Mczyzna ruszy, by otworzy drzwi, z sofy wewntrz wstaa zupenie nieznajoma
osoba.
- Witaj, moja droga, wejd, prosz!
Angelina poczua, e mikn jej kolana. Gdzie si podziaa jej ukochana ciocia?
Nieznajoma zaprosia j do urzdzonego ze smakiem salonu. Drobna, serdeczna
kobieta z cienkim papierosem w doni, z torby dobiego znaczce pokasywanie, wic
Angelina wycigna lalk i posadzia na stoliku w foyer.
- Moja droga, niech ci uciskam! - Kobieta postpia krok i na jej twarzy - modej i
gadkiej - zagoci szeroki, ciepy umiech.
- Jak ci si podobam? Mino duo czasu, odkd bya tu ostatni raz. Mj Boe! Jeste
caa sina i masz cienie pod oczami, kochanie. Czemu tak patrzysz? Och! - Umiech znikn
nagle, ustpujc wyrazowi zacitoci i gniewu. - Kiedy mnie odwiedzaa, byam jeszcze stara
i zasuszona, czy tak? Byam chora, jak wiesz. Rak puc. Dziki Bogu i bogactwu wszystko si
zmienio. Nigdy mnie potem nie widziaa, prawda? Jestem teraz moda i zdrowa. Wejd,
wejd! Pamitam ci jeszcze w szkolnym mundurku, byo ci w nim do twarzy. Ale, wbrew
woli matki, nie chciaa go nosi.
- Nienawidziam tego mundurka - przyznaa Angelina i dodaa zaraz: - To jak powrt
do przeszoci...
Podesza do szklanych drzwi prowadzcych na taras i otworzya wielkie skrzyda.
Mga rozstpowaa si ju i przytumione promienie soca przedzieray si przez chmury,
rozjaniajc przysta w dole.
- Sporo tu statkw.
Clarissa podesza i przystana obok.
- Jestem przekonana, e Louis popyn jednym z nich. To dlatego wysaam Pabla,
aby ci odszuka, gdy tylko zorientowaam si, e jeste w miecie.
- Skd wiedziaa, e tu jestem? - zapytaa Angelina. Clarissa wycigna lew do.
Nadgarstek obejmowao siedem krkw wielkoci monet i misista fada poniej palcw, z
ktrych kady jarzy si barwami, powtarzajc sekwencje kolorw na krkach.
- Udoskonalenia znacznie bardziej zaawansowane ni twoje. Codzienna aktualizacja
danych. Czasem czciej ni raz dziennie. Ten apartament zbiera informacje, o ktrych wie,

e mnie zainteresuj. Dzi rano obudzi mnie, poniewa bya na licie priorytetw. Wysaam
kurierk na ranczo, ale nie wrcia. Za to pojawi si Louis.
- Trzeba j ratowa. Bandyci...
- Ona jest bardzo zaradna. Wanie dlatego j wybraam - uspokoia j Clarissa. - By
moe, gdy ci nie znalaza, postanowia przeszuka okolic, moe nawet cay kraj. Albo
wiat. To, e nie wrcia, nie oznacza, e co si jej stao.
Angelina spacerowaa po tarasie z zaoonymi rkami, nie zwracajc uwagi na
opowieci, ktre napyway od Clarissy do jej umysu, obraz za obrazem, wraz z zapachem
r w upalny dzie.
- Sprzedali mnie. Sprzedali mnie bandytom, jak niewolnic. Ciesz si, e Louis
uciek, zanim to wszystko si zaczo.
- Moje biedactwo! - Clarissa mocno zacigna si papierosem. - Zapomniaam, jak
prymitywnie si yje poza granicami miasta. Chod! Zjemy lunch!
Pomimo protestw posadzia Angelin przy stole, gdzie staa ju taca z kanapkami,
karafka wina, butelka gazowanej wody mineralnej, talerze i szklanki, z tarasu rozciga si
wspaniay widok na port.
- Wygldasz cakiem dobrze - skomentowaa ciotka, mruc oczy i cigajc usta, gdy
rzucia na Angelin taksujce spojrzenie. - z wyjtkiem podbitego oka. Musimy to naprawi
natychmiast. Jeste za chuda, ale zawsze taka bya. I to... co, co masz w umyle, trzeba
usun.
- Nie! - zaprotestowaa Angelina, zaskakujc nawet siebie sam.
- Niewane zatem. Mog ci ochroni. Zdaje si, e s ludzie, ktrzy chc ci to
odebra. C... Musisz si strasznie martwi o Louisa. Wyglda... dobrze. Wiesz, co? By
zy. Zy na ciebie, rzecz jasna....
- Wiem - przyznaa Angelina, gryzc kanapk z woowin. - Za to, e nie zatrzymaam
w domu jego ojca. Jakby to nie bya te wina Manuela! Sama musiaam si zajmowa
ranczem. Czy Manuel kiedy mi pomg? Nie! Jedyne, co potrafi, to siedzie w tej swojej
norze od rana do nocy i zabawia si w intelektualne gierki! - Rzucia niedojedzon kanapk
na talerz i zerwaa si z krzesa. - Byam gupia! - wykrzykna.
Clarissa uniosa cienkie, ciemne brwi.
- Dlaczego Manuel odszed? Prbowaa go sobie podporzdkowa i nie wytrzyma?
- Oczywicie, e nie! No, nie tak czsto. Tego wanie Louis nie potrafi zrozumie.
Manuel nie by na mnie zy. Wcale! Chcia mnie zabra ze sob. Chcia poznawa wiat.
Przepyn ocean, dotrze do Maroka i jeszcze dalej. Zwyk mawia, e jeli zdarzy si co

wanego, to wanie w Europie. Najwyraniej w Paryu co si stao. Manuel przysa mi


ksik z Parya.
- To prawda! - Clarissa wstaa, ostronie lawirujc midzy krzesami, w prawej doni
trzymaa papierosa, w lewej szklaneczk wina, i zbliaa do ust raz jedno, raz drugie. - To si
stao jakie p wieku temu...
- Co si wtedy stao? - zapytaa Angelina, nie kryjc zainteresowania. - Manuel co
wspomnia... kiedy... Powiedzia: Och, to bardzo wane wydarzenie. Co, co moe zmieni
wiat! Ostatecznie". Wynika mi zatem, e to, co robiam na ranczu, byo niewane... Ciekawe,
czy gauczowie te uwaaj, e to, co robiam, jest tak zupenie niewane... - Ku wasnemu
zdumieniu zebrao si jej na szloch.
Clarissa odstawia wino i papierosa i podesza do Angeliny, by j obj.
- Spokojnie, spokojnie - powtarzaa, poklepujc siostrzenic po plecach i koyszc
nieznacznie, jakby uspokajaa mae dziecko. I niespodziewanie - pomagao.
- Oni obaj... po prostu... zostawili mnie... - Szloch zmieni si w pociganie nosem.
Angelina wyprostowaa si, uwolnia z obj ciotki i przyja chusteczk, ktr Clarissa
wycigna z rkawa. Wytara nos i opada na jedno z krzese. Poczua si taka maa i
samotna. Popatrzya na panoram miasta. - Wiesz, nigdy wczeniej si tak nie czuam...
dopki...
- Dopki co? - Clarissa usiada naprzeciw i signa po wino i papierosy.
- Dopki nie otworzyam tej ksiki, Gra w klasy. Tej, ktr przysa mi Manuel To
moe si wyda romantyczne: starsza kobieta wyrusza w podr, by odzyska ma.
- Czy to wanie robisz?
- Nie. - odpowiedziaa twardo Angelina po duszej chwili namysu. - Ja szukam
Louisa.
- Zabawne - umiechna si ciotka - bo po wyjedzie Louisa zdarzya mi si bardzo
dziwna rzecz.
- To znaczy?
- Obudziam si okoo drugiej nad ranem. wiato ksiyca wpadao do sypialni i
tworzyo... mona to nazwa owalem. To co znajdowao si moe o stop od ka i miaam
wraenie, e mnie obserwuje, jakby miao zmysy.
Angelina dostrzega lekki dreszcz, ktry przebieg po ciele Clarissy.
- To by Louis - oznajmi Chester z torby.
Ale nikt go nie usysza.
*

Frachtowiec Santa Maria" by stary i zdezelowany. Nalea do przyjaciki Clarissy,


kapitana tego wraka. Statek od dziobu po ruf wypeniay kontenery - sze stp wysokoci i
trzy szerokoci, w kadym miecio si osiemnacie gw. cznie na pokadzie znajdowao
si okoo piciu tysicy zamroonych gw.
Wedug kapitan Hazel Montego gowy te tuay si po caym wiecie z powodu
rnych ogranicze prawnych, w tej chwili miay by przetransportowane do Tangeru.
Od wielu lat adne statki z Buenos Aires nie wypyway do europejskich portw,
poniewa sporo zatono lub ulego zniszczeniu na skutek zainfekowania nanoplagami
podczas dokowania, w rezultacie szlaki do Europy zostay zamknite, jako najlepszy sposb
zabezpieczenia si przed tego rodzaju wypadkami. Argentyczycy rozwinli za to handel z
Afryk.
Dzie przed wypyniciem Santa Marii" kapitan Hazel i Angelina spotkay si na
kolacji. Kobiety usiady na pokadzie statku, podano kraby i szparagi, a wiata przystani
barwiy wod zielonymi i czerwonymi byskami.
Przesycone sol morskie powietrze byo oywcze, a Angelina uwielbiaa patrze na
krztanin w porcie. Widok starego nabrzea sprawia, e w jej umyle pojawiay si
opowieci, niczym uniesiony podmuchem kurz. Staraa si je zapamita - historie o piratach,
woskich emigrantach i przemytnikach...
- Ludzie, ktrzy zamrozili te gowy, dziaaj legalnie, zgodnie z midzynarodowym
prawem. Chc znale sposb na przeniesienie i zapisanie osobowoci oraz wspomnie z
mzgu umarych na bardziej trway nonik. - Gony miech kapitan Montego ponis si nad
portem. Angelina uznaa za nieco niestosowne, e kobieta do kolacji pije whisky i to w duej
iloci. Moe nie przeszkadzao jej to w pracy na morzu. Albo po prostu niewiele miaa pracy.
- Tak... - mwia dalej kapitan Hazel. - Gdyby zerkna na listy przewozowe,
okazaoby si, e te gowy byy ju nawet w Antarktyce. Jedna plotka gosi, e wanie tam
znaleziono ciao Perry'ego, ale udao si je reanimowa. Nie kady ma tyle szczcia, rzecz
jasna. Chcesz zobaczy adunek?
- Nie - odpowiedziaa Angelina.
Kapitan wzruszya ramionami.
- Podobno wczeniej kady z tych nieszcznikw mia osobny kontener, pakowano
ich w konserwy, jak arcie.
- Interesujce... - Angelina zaczynaa aowa, e naprzeciw siedzi kapitan Hazel
Montego, a nie Chester.
- No, ale wtedy kady z kontenerw mia wasny system chodzenia i utrzymywania

niskiej temperatury. A teraz, gdybym otworzya jeden pojemnik, cay adunek by si zepsu.
Co za szkoda! - miech kobiety ponownie odbi si echem w porcie. - adunek pochodzi z
Guadalajary, z Meksyku. Zapewne bya tam jaka dua klinika. Wielu bogaczy z Los Angeles
uwaa, e to doskonay sposb na pozyskanie materiau do bada. Niektre z tych gw maj
ponad sto lat. Zastanawiam si, jak dugo trwao ich ycie. Moesz sobie wyobrazi? Nie
do, e stare, to jeszcze odcite od reszty ciaa. Ot, szybki ruch diamentowego ostrza piy i
po sprawie. Spoczywaj w pokoju! Krtkie cicie szyi, krgosupa, a potem...
- Dzikuj za kolacj - przerwaa jej Angelina, odsuwajc krzeso. - Przepraszam, ale
jestem troch zmczona.
- Oczywicie. - Kapitan wstaa i ucisna jej do. - Wybacz, ale te gowy... Ponownie parskna miechem.
Ten miech towarzyszy Angelinie, gdy wracaa stalowym korytarzem do kajuty.
Pooya si na wskiej, twardej koi i zamkna oczy. Przeklta kapitan! Wszystko, o czym
teraz moga myle Angelina, to opowieci o gowach! Musiaa czu si naprawd
zdesperowana, skoro pragna, by Chester si obudzi, wywoa zamieszanie albo co cokolwiek. Ale Chester lea tam, gdzie go zostawia, w torbie. I ciemnymi oczyma patrzy w
sufit.
*
Znajdowaa si na statku kosmicznym, wypenionym kontenerami, w ktrych byy
gowy. Ale teraz kontenery byy cakowicie przezroczyste. Wok statku nieoczekiwanie
rozbysy wiata, a wszystkie gowy zaczy mwi. Mwiy, miay si, przemawiay,
krzyczay, pytay i prosiy... Zapewne obudzio je jakie promieniowanie - oznajmia kapitan
Hazel, ktra pilotowaa pojazd. Zacza si mia, a wtedy jej gowa odpada od ciaa i
potoczya si po pododze z szyderczym grymasem...
- Hej! Obud si!
Angelina zamrugaa i otworzya oczy. Rozejrzaa si. To by Chester. Chwycia go i
uoya w zagiciu ramienia, jak Louisa, gdy by may.
- Miaam koszmarny sen.
- Zauwayem. Nie martw si. Jeste ze mn bezpieczna, malutka.
- Dziki, Chester. Wyjrzaa przez iluminator.
Statek wypyn z portu. Angelina ujrzaa tylko ciemno i gwiazdy.

LIPIEC 2115

DZIEWCZYNKA NA KSIYCU

Io i Su-Chen

Io uwaaa, e wczeniej ju kilka razy widziaa wietliki, zanim wszystko si


wydarzyo, zanim ktokolwiek zosta przez nie zabrany z tej zapomnianej kolonii ksiycowej,
nazwanej Harmoni.
Na pewno wietliki pojawiay si w parku, gdzie biega po tym, co si stao z
Platonem.
Chocia tak naprawd to po prostu biega, dokdkolwiek, tak szybko jak moga,
szukajc pomocy. Wtedy potkna si o krawnik, za ktrym zaczynaa si gsta dungla
przecinana niewielkimi, zielonymi polanami. Wanie tam czsto bawili si z Platonem.
I tam je widziaa, dokadnie, bez cienia wtpliwoci.
wietliste, doskonae i zdumiewajce - takie byy. Niewiele, najwyej kilka. Miay
rozmyte, jakby eteryczne ksztaty, to byo najlepsze okrelenie. Wypeniao je wiato,
zestalone, namacalne niemal i urzekajce. To wiato przeszyo j szybko, niczym rozpdzony
pocig.
Obserwujc je, wzia gboki oddech i zmusia si do wysiku, z rozpostartymi
ramionami rzucia si w ich stron, jednak prba zaskoczenia i chwycenia ktrego bya
daremna. wietliste istoty utrzymyway dystans, a gdy Io prbowaa si zbliy, wycofyway
si pynnie.
Wydawao jej si, e jeden wietlik zatrzyma si duej, ale pozostae go odcigny.
Lecz czy ta zmiana zachowania oznaczaa, e Io umiaaby si z nimi porozumie?

Nikt nie pozosta, tylko ona.

Wszyscy inni ludzie odeszli ju kilka tygodni temu. Tylko wietliki j nawiedzay.
Pokazyway si co dwa, trzy dni. Zastanawiaa si, czy to samo zdarzyo si na Ziemi, ale
pytania nadane przez radio nie doczekay si odpowiedzi - jaka sia uniemoliwia
cakowicie radiokomunikacj, jeszcze przed urodzeniem Io. W eterze pozosta tylko szum,
muzyka sfer niebieskich z odlegych i nieznanych galaktyk.
Kolonia bya wielkim miejscem, bardzo samotnym bez ludzi.
*
Ledwie syszalna muzyka towarzyszya jej wszdzie. Zmieniaa si i kipiaa niczym
przejmujce dzwonienie, jakie Io syszaa, gdy spacerowaa po ziemskich kach. Gdy bya
moda, naprawd moda, chiski dentysta twierdzi, e to wskutek wady zgryzu i
nieprawidowej budowy uchwy. Zaproponowa, e zamie ko i nastawi j prawidowo.
Odmwia. Wiedziaa, e to nie wadliwa budowa szczki sprawia, i syszy t muzyk.
To, co syszaa - co syszaa zawsze - byo muzyk sfer. Tak wanie j nazywaa.
Przeklt muzyk pync z radiogalaktyk, czarnych dziur, krcych wok siebie na uwizi
straconego czasu; dwikiem Tworzenia, trelem splatajcym si w arabeskach taca, ktry
prowadzi umys na zewntrz, poza wymiary. Io syszaa t muzyk, ale nie rozumiaa.
Poniewa bya to muzyka, ktr tworzyo wiato.
Transformacja, jaka dawaa Io moliwo syszenia melodii sfer, bya gboka i ostra,
jak prd wiosennego strumienia przecinajcego topniejcy ld. Tylko raz, przez chwil, nie
docieray do niej gwiezdne dwiki. Teraz jednak byy stale obecne. Io uwaaa, e te
obiekty, ktre dostrzega i wyczua, te s form muzyki sfer - tej muzyki, ktrej kiedy
nauczy si sucha.
Zastanawiaa si, czy inni rwnie sysz kosmiczn melodi. Nikt o tym nie
wspomnia, w kadym razie nie w jej obecnoci. Ale te zawsze bya outsiderk. Niewane,
gdzie si pojawia, wyrniaa si natychmiast. Krcone wosy, ciemna, lnica skra i
wyjtkowo dugie koczyny zdradzay j w morzu jasnoskrych i drobnych Chiczykw, od
urodzenia mwicych dialektem mandaryskim. Na dodatek w umyle nosia muzyk
pochaniajc wszystkie zmysy, ktrej nikt inny jednak nie sysza.
To byo wieki temu. Nadal bya wysoka i bardzo szczupa - elegancka, jak zwyk
mwi Plato, chocia jej wosy, unoszce si aureol wok twarzy, stay si cakiem biae. Io
zachowaa rwnie si. Och, rzecz jasna, wszyscy z Ksiyca byli silni, szczeglnie dziki
implantom wzmacniajcym minie oraz codziennym wielogodzinnym wiczeniom. Po
prostu: nosili cikie ubrania - z tamami obcieniowymi na ramionach i rkach - aby
zachowa koci i serce w dobrej kondycji. Aby mc powrci na Ziemi.

Wanie.
I co si stao?
To bya zagadka. Zagadka, ktra ciskaa bolenie serce Io.
Skierowaa si do wyjcia, zmuszajc si do oddychania w czystym powietrzu
Harmonii, o doskonale wywaonych proporcjach tlenu i dwutlenku wgla.
Gdy po raz pierwszy usyszaa muzyk, prawdziw muzyk, dusz chwil zajo jej
zrozumienie, e dwiki pyn z zewntrz.
Kiedy wszyscy zniknli, Io zacza sypia na zewntrz, na powierzchni. Przezroczysta
Kopua Harmonii wznosia si nad ni agodnym ukiem. Zapewne tracia rozum, ale jakie to
miao znaczenie? Niepokoia si. Wikszo czasu spdzaa na przegldaniu nagra - starych i
nowych - prbujc znale wskazwk, ktra pomoe jej ustali, co si stao. Nagrania.
Nudne. Bezsensowne. Bolesne. Io najbardziej baa si, e inni ludzie gdzie tu s i czekaj na
ratunek. Baa si, e prbuj jej co przekaza, naprowadzi j na lad, wskaza trop, ale ona
nie potrafi ich usysze.
W kolonii zapanowaa noc i nad Kopu zajaniay gwiazdy. Ich intensywny blask
wydawa si Io hipnotyzujcy, cho miny lata, odkd opucia Chiny, gdzie gwiazdy
wieciy sabo i migotay nerwowo na nieboskonie.
Potne akordy przepyny agodnie przez umys kobiety. Saksofon? Fortepian? Jaki
syntetyzator dwikw?
Potem ucichy, lecz po chwili znowu zabrzmiay, nieco inne, szybsze i bardziej
rytmiczne, i tym razem w melodii nie pojawi si fortepian.
Io wstaa szybko. Takie dwiki mg gra tylko kto realny - prawdziwy, ywy
czowiek.
Przesza popiesznie przez poziom bezporednio pod Kopu i przecisna si przez
wsk, ukowat szczelin poniej w poszukiwaniu rda melodii.
Nic. Wszdzie panowaa cisza, mroczna i straszna, pozbawiona ycia.
Io powoli przesza przez pogrony w milczeniu korytarz i wrcia pod Kopu.
Tylko spokojnie.
Czy wyobrazia sobie to wszystko? Sprawdzia inne korytarze i przejcia. Ale dwiki
umilky. A teraz nie moga zasn. Wiercia si pod kocem, parzc na gwiazdy.
Kiedy, gdy po raz pierwszy ujrzaa wietliki, pomylaa, e to odbicie soca w
jednym z luster baterii sonecznych. Soce od lat zaopatrywao koloni w energi. Albo
odbicie w dysku wielkiej anteny, skonstruowanej dawno temu z brylantowej siatki.
Urzdzenie nadal dziaao, automatycznie zbierajc dane i przekazujc je do ukrytych gboko

w podziemiach bankw pamici AI.


Io przypuszczaa, e te wietliste istoty maj inteligencj, a przynajmniej s ywe,
cho moe to tylko urojenie i tak naprawd wietliki byy rwnie ywe jak wiato. Zapewne
stanowiy tylko manifestacj praw fizyki, jak pomie wystpujcy w procesie spalania, ktry
wydaje si taczy i porusza jak ywe stworzenie.
Jednak... Moe znajomi z laboratorium s wanie z nimi? Nie spaleni, lecz zapani w
wybuchu energii, jak wyzwolono tamtego dnia, gdy zniknli? Io tam nie byo, ale kolonia a
draa z obawy i podniecenia doniosoci owej chwili. Czy midzy tymi dwoma zdarzeniami
istnia zwizek? Jeeli nie, to dokd wszyscy odeszli?
A gdyby udao si sfadowa teraniejszo, ludzie zostaliby w ni wcinici,
zanurzeni niczym bbelki powietrza w ciecie; zostaliby okryci czasem. Co takiego
nastpioby nieuchronnie, tak jak nieuchronnie miliony dzieci na Ziemi zaczynaj chodzi po
ukoczeniu pierwszego roku ycia.
Nadszed czas, aby si stao to, co musiao si sta.
Tyle e ten czas nie nadszed dla niej.
To jednak bya tylko teoria.
Przed znikniciem mieszkacy kolonii pracowali niemal obsesyjnie nad mapami nieba,
kady nad wasn. Jak wykazay nagrania, nikt si nie dzieli wynikami z innymi, a mimo to,
co ustalia Io podczas szalonego, lecz metodycznego ledztwa, wszystkie mapy byy
identyczne.
Nie miaa pojcia, na jakich pomiarach oparli owe mapy nieba, ale wszystkie byy
takie same jak mapa Io, ta, ktr w jej umyle tworzyy dwiki muzyki sfer. Wanie taka
mapa nieba objawiaa si Io, gdy tylko ta pozwolia sobie na brak kontroli.
Lecz naprawd nigdy na to nie pozwalaa. Mapa w umyle nie wywoywaa ju
takiego zachwytu jak wtedy, gdy Io bya mod dziewczyn. Teraz staa si rdem
cierpienia. Przez minione lata Io coraz mocniej odczuwaa awersj do mapy. Nigdy o niej nie
mwia. Czemu zatem inni mieliby mwi?
A jednak, jak na ironi, przez cae ycie ciko pracowaa, by zrozumie wiato; by
opisa wiato za pomoc liczb. Tajemnicza muzyka rozbrzmiewajca w umyle wzywaa Io
od chwili narodzin.
Tak naprawd jednak nie miaa talentu, by poj i ogarn wiedz na temat wiata, co
uwiadomia sobie kiedy z ogromnym rozczarowaniem. Zamiast zatem szuka sekretw
czasu i przestrzeni, zaja si bardziej przyziemnymi sprawami - biologi, tajemnicami ycia.
Powicia si genetyce. wiato pozostao tylko hobby, moe nawet obsesj. Prbowaa je

zrozumie, cho nie miaa pewnoci, czy jest w stanie poj je cho troch.
Uznaa za niesprawiedliwe, e inni mieszkacy kolonii poznali t sam map, ktr Io
zostaa obdarowana. Poznali bez cierpienia. Dlatego podejrzewaa, e mapy mieszkacw
kolonii pochodziy z innego rda ni obraz nieba Io, byy nowe, na ich pojawienie si nie
wskazyway wczeniej adne symptomy. Byy niczym nage odkrycie. Praca trwajca
najwyej kilka miesicy. A mapa Io bya w niej zawsze i na zawsze, nie liczc drobnych
modyfikacji, ktre si pojawiy w cigu dotychczasowego ycia kobiety.
U adnego z kolonistw na Harmonii nie wystpoway genetyczne anomalie.
Wiedziaaby, gdyby byo inaczej, przecie na tym polegaa jej praca. Na Ziemi odmienno Io
i jej matki uwaana bya za niebezpieczn i niosc zagroenie, dlatego Io nauczya si
nieufnoci oraz ostronoci.
Ale na Ksiycu najwyraniej kady zosta zmutowany Przez jakie kosmiczne
promieniowanie. Nie byo tu ochrony, jak dawaa atmosfera. Na dodatek niedawno
wydarzyo si co znaczcego: zachorowali wszyscy kolonici, z wyjtkiem Io. Ble gowy i
wymioty. Podejrzewano, e to infekcja wirusowa, ale wirusa nie udao si wyizolowa.
Naraz Io przypomniaa sobie, e kolonici w tym samym czasie uruchomili
przywieziony ongi z Ziemi stary odbiornik radiowy. Zapewne byo to urzdzenie
automatycznie dostrajajce si do transmisji nadawanych zdalnie z planety.
Io poczua nag, siln tsknot za porami roku, prawdziwymi, zmiennymi porami
roku: za wiosn, gdy topniej lody i spywaj do rzek; za gorcym latem, gdy z suchych
nawierzchni drg unosi si py, prbujc wedrze si do dziewitnastowiecznych budynkw
uniwersytetu, gdzie studiowaa.
I za zim, por czystego, bkitnego nieba i przezroczystego powietrza.
Kiedy muzyka rozbrzmiewaa najpeniej.
Pamitaa. Jak mogaby zapomnie?
Chciaa zapomnie, bo tak trudno byo pamita.
C za zaskoczenie.
Ale teraz....
Teraz w umyle Io brzmiaa tamta muzyka.
*
Siedziaa w kuchni, Plato wczy wiato.
Obrci si w jej stron, trzymajc w jednej doni wielk misk, w drugiej za
paeczki. Umiecha si szeroko, serdecznie. By niady, o szerokich ramionach i mocnym,
cikim ciele.

Od dwudziestu lat byli partnerami - przez jedn trzeci czasu, jaki Io spdzia na
Ksiycu.
Plato stan obok urzdzenia do szlifowania i cicia ksiycowych ska. Obok leay
elegancko posiekane warzywa: marchewka, cebula, zielony pieprz i czosnek, gotowe do
wrzucenia na rozgrzany wok.
- Prosz - oznajmi.
Io signa po misk ryu. Plato wycign naczynie w jej kierunku.
Nagle pojawi si zawrt gowy, utrata rwnowagi. Miska upada. Io oczekiwaa, e
usyszy klekot, ale zamiast tego rozleg si potny, obezwadniajcy i bolesny dwik.
Wszechogarniajca kakofonia, ryk pomieszanej muzyki.
- Nie! - krzykna.
Poczua, jakby jej gowa miaa eksplodowa. I, jak si zdawao, wszystko inne
rwnie.
*
Wspominajc, Io podcigna kolana pod brod i koysaa si miarowo w przd i w ty.
- Nie - wyszeptaa.
Bez wtpienia popadaa w obd.
Czy to moliwe, e po prostu odmwia? Czy to fatalne Nie!" sprawio, e Io zostaa
oddzielona od reszty? Skd moga wiedzie, e pozostali powiedz Tak"?
Muzyka znowu zabrzmiaa.
Io wstaa powoli. Koc opad, zsun si jej z ramion.
Tym razem posza prosto w kierunku, z ktrego dobiegay dwiki melodii. Oby
znowu nie zamilky.
Im goniej brzmiaa muzyka, tym szybciej Io sza, mijajc zakrty korytarzy i
skrzyowania, byle bliej rda dwiku. Czua strach i rado jednoczenie, nie bardzo
nawet wiedzc, co zastanie na kocu drogi.
Trafia do dungli.
Otoczyy j zmieszane zapachy, miliony woni, jakby znalaza si w Koulun, trzymajc
rk matki, zaskoczonej oporem crki, gdy zabieraa j do domu pewnej pary. Io obawiaa
si, e matka zostawi j pod opiek obcych, a sama odjedzie do Mongolii, by doczy do
jakiej dziwacznej komuny. Tropikalne ptaki - papugi, tukany! - pojawiy si nagle i przeciy
lotem wilgotne powietrze. Metalowa, abstrakcyjna fontanna lnia w byskach kropel wody.
- Halo?
adnej odpowiedzi. A potem Io j zobaczya.

Siedziaa w centralnej czci owalnej konsoli, skrzyowawszy nogi na szkaratnej


poduszce i opuciwszy rce. Wygldao na to, e nie zauwaa Io. Obok leay dwa koty,
jeden zoty, drugi szary, a gdy si odezwaa, oba czujnie uniosy gowy.
- Cze. - Io postpia kilka krokw, ale nieznajoma dziewczynka nadal nie podniosa
wzroku.
- Nazywam si Io. - Staraa si, by jej gos brzmia spokojnie i pewnie. - Nie
wiedziaam, e tu jeste...
Nadal nie powicajc Io ani jednego spojrzenia, milczca dziewczyna pooya donie
na konsoli i muzyka zabrzmiaa ponownie.
Synkopowy rytm jazzu, jaki Io syszaa dawno temu w Hongkongu. Pamitaa nocny
klub, matk kiwajc gow do melodii z oczyma przepenionymi bogoci. Ignorujc
crk, jak zwykle. Wiele lat mino, zanim Io nauczya si docenia ten rodzaj muzyki.
Bbny - dzikie i tropikalne, flety i zawodzcy klarnet. Wszystko pochodzio z umysu
nieznajomej dziewczyny.
Nagle muzyka wyrwaa si ponad proste definicje, zabrzmia fragment bogatszej
kompozycji, ktrej cech Io nie umiaa zgbi. Prawda, ktrej nawet nie wyobraaa sobie do
tej chwili, narodzia si w niej, przepyna przez jestestwo Io i uporzdkowaa je na nowo.
Io ujrzaa donie grajcej, ujrzaa przyczyn i skutek.
Twarz bez wyrazu, nieruchome, nie widzce otoczenia oczy. Na ekranie konsoli, nad
klawiatur, zamiast partytury pojawiaa si zdumiewajca notacja granej wanie muzyki.
Przypominaa matematyk.
Io usiada obok dziewczynki na poduszce.
- Ciko jest by samej, prawda? Mylaa, e zostaa zupenie sama? Ja tak
mylaam. Byam pewna, e szukaam ju wszdzie. I... nie wiem, co si stao.
Nadal adnej odpowiedzi. Io postanowia poczeka. Suchaa. Dziewczyna bya jakim
geniuszem. Ruchy miaa jednak dziwaczne, nerwowe i niepewne, nieskoordynowane, z
wyjtkiem muzyki.
Nagle przestaa gra i popatrzya przed siebie czarnymi oczyma. Na sekund Io
wzdrygna si, czujc nieobecno muzyki, nieobecno prawdy, jakby to bya rzecz rwnie
fizycznej natury jak jabko lub gwiazdy.
- Wiem, jak si czujesz - powiedziaa do dziewczynki, cho zdawaa sobie spraw, e
tak naprawd nie ma pojcia. - Moja matka zostawia mnie, gdy byam dzieckiem.
Nieoczekiwany bl wspomnie nawet teraz by trudny do zniesienia.
- Wsiada na co, co nazywano statkiem gwiezdnym, i odleciaa, by znale miejsce,

skd nadszed Sygna. Start wstrzsn ziemi i nawet ja go poczuam, cho znajdowaam si
wiele mil stamtd. Matka zostawia mnie pod opiek pary starych Chiczykw. Uciekaam od
nich po kilku latach, najdalej, jak si dao. Naprawd daleko, trzeba przyzna.
Dziewczynka nie umiechna si na ten kiepski art. Ale nie bya te ponura.
- Myl, e chciaam odnale matk, ale ju nigdy jej nie spotkaam.
Nadal adnej reakcji. Najwyraniej dziecka niewiele obchodzio otoczenie.
- Nie moemy tu zosta - Nie mog pozwoli jej take znikn, zmieni si w wiato!
O ile przypuszczenia Io dotyczce zniknicia kolonistw byy prawdziwe!
Na Harmonii stosowano nanotechnologi, ale w bardzo niewielkim stopniu, poniewa
jeszcze przed przybyciem Io na Ksiyc pojawia si groba katastrofy. Uznano, e dla
kruchego rodowiska kolonii nano stanowi zbyt due ryzyko, ktrego nie rekompensuje jego
uyteczno, i ustalono, e moe by przydatne jedynie w cile okrelonym, minimalnym
zakresie.
A jednak, nanotechnologia w jakim stopniu dotara na Ksiyc. I zmutowana plaga
lub szalestwo mogy sta si przyczyn mierci i zniknicia kolonistw w cigu jednej nocy,
gdy Io pogrona bya we nie. Io bya przecie inna. Cakiem prawdopodobne, e to, co
dotkno kolonistw, jej nie tkno wcale. Pozostali ludzie mogli zmieni si w py wirujcy
w promieniach wiata na bateriach sonecznych. Mogli zamarzn i rozpa si w drobne
krysztaki albo spon i wylecie na zewntrz przez otwart luz.
wietliki. Pewnie. - Oni nie yj. Wszyscy s martwi. Io usyszaa szelest, zaledwie
krtki odgos. Licie doni opady, gdy bezimienna dziewczynka wstaa. I wysza.
*
Codziennie Io sprawdzaa ukady, dziki ktrym mogaby dosta si na Ziemi. Aby je
wyhodowa, musiaa rozpakowa nanozarodniki. Znalaza je dziki starym katalogom,
przechowywano je w magazynach dawnego Hotelu Nanojaposkiego, pochodzcego jeszcze
z czasw, gdy Harmonia stanowia atrakcj turystyczn, a wszystko, co wizao si z
nanotechnologi, byo nowe i ekscytujce.
Aktywowaa pakiet ratunkowy, nadajcy si do jednorazowej podry na Ziemi. Ale
na razie nie rozwin si jeszcze do koca. Zaadowaa do niego system naprowadzajcy
oparty na obrazie - fotografiach Ziemi; bardziej odpowiedni ni bezuyteczny radar. AI nie
okazaa si tak pomocna, jak mona by oczekiwa, ale poinformowaa Io o moliwociach
mutacji. Daa jej te okazj do rozmowy o opuszczeniu kolonii i troch doradzaa przy nano.
Oczywicie sztucznej inteligencji mona wyczy funkcj mwienia, ale zawsze to jakie
towarzystwo, a Io bya ju zmczona suchaniem tylko wasnego, dziwnie spokojnego i

miarowego gosu, rozbrzmiewajcego wrd pustki.


*
Mina zaom korytarza i tam znalaza dziewczynk, spokojn i zadowolon,
zamknit w sobie i beznamitn. Siedziaa na stoku przy komputerowym module
graficznym, rozpostartym na pododze i przyczonym do Zeusa cieniutkim, tym kablem.
Zeus, ukad statku midzygwiezdnego w stanie embrionalnym, pozostawa nieaktywny
od lat. Hobbystycznie zajmowali si nim ci, ktrzy sdzili, e moe si przyda w razie
inwazji na Ziemi i koniecznoci ucieczki w kosmos. Zeus by projektem majcym suy
rzeszy ludzi, w przeciwiestwie do niewielkiego zarodnika Io, jaki suy mg do pomocy
przy ucieczce najwyej jednej lub dwch osb.
Milczca dziewczynka aktywowaa Zeusa.
Wosy dziecka wyglday jak kotun, ktry Io najchtniej rozczesaaby lub obcia.
Dziewczynka pracowaa. Przesuwaa linie w t i we w t lub obracaa obrazy, tak szybko, e
Io po prostu nie moga nady. Przykucna wic tylko obok.
- Musimy wrci na Ziemi.
To byo jedynie krtkie zerknicie na jej ramiona, nic wicej. I rce dziecka poruszyy
si jeszcze szybciej nad rysowanym schematem. A w obraz w jaki sposb kojarzy si z
muzyk.
*
Io znalaza nagrania dotyczce dziewczynki w bazie danych. To nie byo trudne, w
kolonii mieszkao niewielu ludzi.
Dziecko byo autystyczne. Ale niezupenie. Syndrom Aspergera, zapewne. Kondycja
fizyczna w normie, brak przebytych chorb, nie stwierdzono wad serca. Dziewczynka zdolna
do porozumienia si, lecz bardzo wyranie odmienna, inna.
Su-Chen Ma. Dwanacie lat.
Jej rodzice zrezygnowali z jakiejkolwiek terapii dla crki z powodw wyznaniowych.
Kiedy Su-Chen miaa sze lat, jej spraw zaj si trybuna Harmonii. Zdecydowa, e
muzyczny geniusz, jaki posiada dziecko - a talenty tej miary byy czym rzadkim nie tylko w
grupie kolonistw - mgby zosta zniszczony, gdyby zastosowa terapi genetyczn.
Rodzice Su-Chen powoywali si na nagrania z ziemskich baz danych, przedstawiajce
samobjstwa ludzi autystycznych, ktrym przywrcono prawidowy wzorzec zachowa i
emocji. Ludzie ci wkrtce popadali w zgorzknienie i gniew. Wygldao na to, e emocje, jak
wszystkie aspekty zoonej ludzkiej rwnowagi midzy wiatem wewntrznym i
zewntrznym, stanowiy wyuczon, zintegrowan z osobowoci cao. Nieatwo byo zatem

w pniejszym yciu od nowa uczy emocji chorych na autyzm, podobnie jak w przypadku
niewidomych, ktrym przywrcono wzrok, wprowadzenie nowego zmysu i systemu
percepcji otoczenia powodowao zawsze dezorientacj i zdenerwowanie pacjentw.
Dziewczynka zostaa sama.
Jej matka umara dwa lata temu.
Su-Chen miaa t sam anomali genetyczn co Io. Anomali, ktra po raz pierwszy
pojawia si po wystpieniu Ciszy, w rzeczy samej, mutacja bya dziedziczna.
*
Io obudzia si podczas kolejnego cyklu nocnego, czujna, skoncentrowana i
przytomna, w kocu pomieszczenia lnio wiato.
I brzmiaa muzyka, muzyka Su-Chen. Jak kontrapunkt dla ciszy i wiata.
Wstaa powoli, jednym pynnym ruchem. Postpia krok. wiato cofno si, jak
zawsze. Utrzymywao stay dystans, a muzyka rozbrzmiewaa w oddali.
Io staa, przygldajc si wietlikowi. Prbujc zrozumie.
Gdybym moga rozoy to wiato.
Gdybym moga rozbi je na czci, stopniowo, a potem poskada w pierwotn form.
Gdybym moga cofn czas tak, aby nic si nie zdarzao. ebymy byli razem, a czas nie
pyn chwila za chwil. Udawalibymy, e istnieje przeszo i przyszo, ale wok nas
rozcigaaby si tylko przestrze i tylko nasze opowieci okrelayby, co byo, a co bdzie.
- Mrzonki - wyszeptaa Io.
Chc spa. Chc si odwrci i przekona, e Plato jest obok, ciepy i opiekuczy,
czasami ironiczny. Plato. O wiele czciej bywajcy w domu ni Io; o wiele bardziej pogodny
i uprzejmy ni ona. Odszed. A bl w piersi nie znikn i Io miaa pewno, e nigdy nie
zniknie. wiato byo zimne, byo tylko wiatem, ale jedynie wiatem moga pokona
ciemno, musiaa zatem zrozumie jak najwicej. Znale drog. Na tyle, na ile jej si uda.
A zatem nie ma potrzeby si waha. Na zawsze, do koca ycia Io, jej wiata i jej czasu. By
pozna prawd o wietle.
Nie zastanawiaa si, czy zabra ze sob Su-Chen.
Po prostu leaa, czujc ogromn fal zmian, nastpujcych jedna po drugiej,
krzyujcych si, docierajcych do kadej komrki ciaa.
A kiedy si ockna, Plato znikn. Ponownie.
*
Sprawdzajc moduy systemu, Io poczua na plecach wzrok Su-Chen i odwrcia si.
Dziewczynka staa zaledwie o metr, po drugiej stronie okna.

Podbrdek miaa uniesiony. Jej spojrzenie mwio: Podwijasz ogon pod siebie i
uciekasz. Ja wybieram si w kosmos. w kadym razie Io mylaa, e to wanie wyraaj
ciemne oczy Su-Chen.
A moe tylko jej si wydawao?
*
Io podesza do konsoli Zeusa. Su-Chen spaa na sofie.
Kobieta wesza przez luz, zamontowaa niewielkie adunki wybuchowe na pancerzu
w module pasaerskim i wycofaa si szybko.
Eksplozja obudzia dziewczynk.
Przez chwil Su-Chen patrzya na skutki wybuchu przez okno w swoim pokoju.
W jej oczach nie byo jednak ladu nienawici do Io.
- Wybacz - powiedziaa Io. - Nie mog pozwoli ci odej. Polecisz ze mn na
Ziemi?
Su-Chen zsuna si z sofy, narzucia sweter na piam i przesza obok Io, nie
zaszczyciwszy jej ani jednym spojrzeniem.
*
- Zabieram koty.
Io odwrcia si. Su-Chen staa nieopodal, trzymajc klatk z dwoma wyranie
zirytowanymi kotami, z klatki sycha byo syk i lament. Dziewczynka miaa na sobie
czerwon bluzk i pomaraczowe spodnie.
- Potrafisz mwi - zauwaya Io.
- Oczywicie, e potrafi. - w spokojnym, czystym gosie dziewczynki nie zabrzmiaa
nawet nuta lekcewaenia, tylko precyzja stwierdzonego faktu. Sowa byy paskie i
beznamitne. - Nie jestem niemow. Wysadzia Zeusa, wic nie mog go uy. - Przysiada
na wystajcej belce i przycisna klatk do piersi. - Dokd polecimy?
- Do Miasta Pksiyca. To gdzie na Morzu Karaibskim, w kadym razie tak gosiy
plotki, gdy opuszczaam Ziemi.
Dziesitki lat temu. Ale nie warto teraz si tym przejmowa. Czy pywajce miasto
jest nadal zamieszkane, czy nie, Io moga sprawdzi przez teleskop.
- Dlaczego?
- Poniewa Miasto Pksiyca powstao jako mekka dla naukowcw. Gdybym nie
szukaa mojej matki, wanie tam bym si wybraa, nie na Ksiyc.
- Kiedy odlatujemy?
- Gdy tylko modu ratunkowy bdzie gotw.

- Jak znajdziemy to miasto?


Bardzo dobre pytanie.
Io wanie zdya si przekona, e ta maa potrafi j nieco zdenerwowa.
*
Przecisny si przez wskie przejcie i podyy przed siebie dugimi skokami.
Pozbyy si obcinikw. Su-Chen niosa koty w specjalnej, zamknitej klatce.
Po drabinie wspiy si na kadub pojazdu i wcisny do ciasnego wntrza. Ich wejcie
uruchomio odliczanie, ustawione wczeniej przez Io. Od tej pory wszystko byo zaplanowane
bardzo dokadnie.
Su-Chen, przypita pasami, szarpna si w fotelu, gdy pojazd rozgrzewa silniki.
Malutkie okienko zasoni dym wznoszcy si wok rakiety. Io rwnie zapragna si
wydosta. Nagle odechciao jej si odlatywa. Ale ju nie moga wyj. Byy tutaj. Obie.
Ale jedynie Io moga powiedzie innym, co si zdarzyo w kolonii.
Ona i Su-Chen. Rwnie dobrze mogyby nie przey...
Io nie zamkna oczu. Podobnie Su-Chen. Patrzyy na siebie, tylko spojrzenia je
czyy, gdy pojazd ratunkowy odrywa si od powierzchni Ksiyca, miadc pasaerki
przecieniem, w przelocie dostrzegy jeszcze niewielki, suchy wiat, ich wiat; bysk anteny,
kopu i gwiazdy...
A kiedy olepio je soce, Su-Chen powiedziaa tylko:
- Hej...
A potem w oknie pojawia si pkula Ziemi, bliskiej, biao-niebieskiej, a melodia
saksofonw zalaa umys Io, zapara dech i nieprawdopodobnie szybko przepyna, jakby
zrodzio j wiato. Wydawao si, e gwne akordy wiod Io i Su-Chen w stron planety,
potniejc w miar zbliania si do powierzchni znaczonej granicami mrz i oceanw, ktre
porzuciy dawno temu. Po kilku okreniach Ziemi statek zniy si do ldowania.

8 SIERPNIA 2115

ROZLEGE NIEBIOSA

Danya i Radiokowboj

Danya odsuna si od gazu i przybraa wygodniejsz pozycj. Obserwowaa


Kowboja plsajcego przy ognisku, jego szerok twarz przecit dugim cieniem nosa. Od
ognia bi sodki, ostry zapach ywicy.
Kowboj nuci jak Keith Jarrett, jeden z jej ulubionych jazzmanw, dawno, bardzo
dawno temu. Mczyzna podpiewywa niskim, gbokim tonem lub powistywa przez zby
przy trudniejszych krokach taca. Zachodzce soce barwio odlege wzgrza na
pomaraczowo, w jednej chwili dotykao szczytw, a zaraz potem horyzont zmieni barw na
ciemnoniebiesk. Na firmamencie rozsypay si blade gwiazdy, a Danya po raz kolejny
zacza si zastanawia, gdzie Kowboj sysza t melodi. Kabury przy pasie przymocowa do
ud cienkimi, niewidocznymi niemal sznurkami, ale bro nie bya naadowana kulami, cho
odstraszaa potencjalnych napastnikw na szlaku - ta bro strzelaa muzyk.
Dawno temu Danya Cooper mieszkaa w miasteczku Salvation w Tennessee. Bya
mdra jak na swj wiek, zbyt mdra jak na t dziur - powtarza tatu i dodawa zaraz, e
powinna ruszy tykiem i gow i przeprowadzi si najszybciej jak moe. Wic Danya
ruszya tyek i przeniosa si do Nashville, a potem do Memphis, tam dorabiajc jako
kelnerka, w Memphis skoczya studia i urodzia dwoje dzieci. Kto wie, gdzie one s? Jej
m porwa je i ukry. Przez krtki czas uczya w szkoach publicznych, w ktrych
nanotechnologia bya zakazana, ale pniej znalaza posad w szkole prywatnej, gdzie nie
obowizywao cenzurowanie wiedzy. I od tego momentu w yciu Danyi Cooper wszystko si
zmienio. Dosownie wszystko.
Ale teraz... Teraz nie umiaa sobie nawet przypomnie, jakie sprawy maj znaczenie.
To byo niczym przepa. Tak, przebywaa w pywajcym miecie, w odpowiednim miejscu.
Wanym. Ale nie pamitaa dlaczego. Bya wojna. Musiaa ucieka. Wraz z Kowbojem. Byli

sabi i bardzo spragnieni, i naprawd o wos od mierci, gdy dotarli na ld.


Znaa piosenk, ktr teraz mrucza Kowboj, i wczya si, piewajc The Yellow
Rose of Texas5. Mczyzna chwyci j za rce i poprowadzi do walca. Taczyli, a znikny
ostatnie promienie soca.
Radiokowboj pochyli gow; dotkn jej skry. Poczua jego gorce usta na szyi i ju
niemal zwrcia twarz, by spotka jego wargi w pocaunku...
- Mwiam ci, nie - powiedziaa, opuszczajc ramiona. Cofna si i zacza rozkada
piwr. Nie patrzc na niego, pooya si i zamkna oczy.
Nagle podniosa si, poprawia posanie i ponownie otulia si przykryciem.
W chwil potem ju spaa. Albo sprawiaa wraenie, e pi.
Radiokowboj owin si piworem, cieniutk tkanin, ktra za dnia pochaniaa
energi sonecznych promieni, by noc odda j w postaci ciepa. Gdy tylko biodra i ramiona
zetkny si z wewntrzn powierzchni, piwr napcznia, zapewniajc wygodne posanie.
Danya posapywaa po przeciwnej stronie ogniska, owinita drugim piworem, z
butelk rumu w pobliu. Poziom alkoholu obniy si dokadnie o dwa palce od poprzedniego
wieczora.
Ten scenariusz powtarza si w takiej czy innej formie za kadym razem, gdy Kowboj
prbowa si zbliy do dziewczyny. Nie zawsze taczyli, ale zawsze prbowa j pocaowa,
a ona odmawiaa. Wypracowaa system powstrzymywania go, jakby wchodzia do domu i
zamykaa drzwi.
Oczywicie wiedzia, e kobietom trzeba da czas. Jednak nie za wiele czasu, adna
kobieta nie bya tego warta. Ostatecznie zbyt wiele ich yo na ziemi, by snu si tylko za
jedn.
Dogasajce ognisko trysno pomaraczowymi iskrami w usiane gwiazdami niebo i w
nieruchome powietrze unis si aromatyczny dym.
Byo cudownie i bajecznie, jak w legendach o Dzikim Zachodzie.
- Cholera. - Podnis si.
Radiokowboj nienawidzi tych chwil midzy pooeniem si a zapadniciem w sen.
Zawsze

wtedy

przypomina

sobie,

naprawd

jest

Peabodym,

powanym

odpowiedzialnym Inynierem, a nie romantycznym, dzikim Radiokowbojem, poskadanym z


bajek rodem zza ostatniej granicy.
Zdecydowanie wola by Kowbojem: twardym, pomysowym i silnym. Mia
5

Amerykaska legenda mwi, e osadnicy z Europy, ktrzy podrowali w kierunku Dzikiego Zachodu
w poszukiwaniu nowego celu yciowego, piewali t pie jako symbol bohaterstwa, ktrym jest pokonanie
wasnego strachu przed nieznanym (przyp. tum.).

prawdziwych wrogw: hodowcw owiec, farmerw, ktrzy strzegli wybrzea. We i suche


prerie, gdzie mona umrze z pragnienia. I jeszcze demokraci. A moe to byli republikanie.
Trudno powiedzie. Ale na pewno mia do przejcia wiele mil. I mia opowieci, tyle
opowieci do przekazania! Pieni do zapiewania! Radiokowboj nie zastanawia si nad
nieznanym i niepoznawalnym, nie musia walczy o drog do gwiazd. Nie musia dwiga na
barkach odpowiedzialnoci i pamita, dlaczego opuci pywajce miasto, nie wspomina
dawnych twarzy i gosw. Jedyne, co mia do zrobienia, to i na zachd. Tak naprawd nie
chcia i do Houston. Kiedy spotkao go tam co zego. Co, co wizao si z dziewczyn,
ktra zatrzymaa samochd...
- Zostaw mnie - wymamrota Kowboj.
Ale to Peabody unis si na ramieniu, a potem wyczoga si ze piwora i wsta.
Twarda ziemia bya kamienista, poronita spltan rolinnoci, wic Inynier woy
niewygodne kowbojskie buty i podszed do samochodu Carlyle Sun-o-Ram, wyposaonego w
niewielki nanoreplikator, ktry ukradli w Mississippi jako wspomaganie do muzycznej broni,
przekonani, e bdzie im potrzebne w gorczkowej i popiesznej wdrwce na zachd. Na
szczcie urzdzenie wytwarzao wszystkie artykuy spoywcze, jakie tylko udao si
zeskanowa, nawet tak ulubiony przez Dany trunek, w kocu, gdy si uspokoili na tyle, by
zrozumie, gdzie dokadnie s i dokd maj i, Kowboj i Danya wymienili troch artykuw
spoywczych na srebrne monety, bdce walut w Republice Mississippi, najwyraniej
akceptowane przy wikszoci transakcji kupna-sprzeday.
Na kontynencie yo teraz mniej ludzi, ni si spodziewali. Danya i Peabody byli
wstrznici liczb opuszczonych miast, jakie mijali po drodze. Przyczyn stanowiy rne
plagi, szczeglnie Plaga Gajaska i druga, ktra zmuszaa do przejadania si i powodowaa
nienaturalne tycie. Wikszo ludnoci wchony Miasta Kwiatw. Kowboj i Danya minli
jedno z nich, Montgomery, z daleka podziwiajc ogromne roliny lnice w promieniach
zachodzcego soca. Wiedzieli jednak, e nie maj czasu, by odwiedzi miasto. Musieli
kierowa si na zachd.
Lecz teraz przytomny by Peabody. Gdy zapadaa noc, umia wyprze Radiokowboja.
Nie by pewien dlaczego. Moe wizao si to z jego szczeglnym upodobaniem do spania w
dzie. Posta Kowboja wspieraa si na sile amerykaskiego mitu, ciko byo z nim walczy.
Moe Kowboj zaczyna si rozpada? Peabody czsto mia tak nadziej. Gdy szed do
samochodu, zastanawia si, ile czasu pozostawa w tym stanie osabienia i optania.
Rce Peabodyego, jego uszy i umys byy zaknione wrae.
Inynier otworzy baganik i zacz wyrzuca rzeczy na ziemi, przegldajc niektre

w mdym wietle.
Zastanawia si, gdzie si znajduje. Teksas. Pamita przejcie przez granic. Musia
si dosta do Houston. I musia tam dotrze szybko. Nie umia sobie przypomnie dlaczego,
ale pamita konieczno ogromnego popiechu.
Istotnie, po krtkim odpoczynku, gdy ju zdy si przyzwyczai, e znowu jest sob,
pomyla, e najlepiej by byo, gdyby ju teraz, wieczorem, wsiad do samochodu i...
- Kowboj, co robisz? - Gos Danyi, stumiony nocn cisz, zabrzmia sennie i z lekk
irytacj.
Peabody nie odpowiedzia. Nie by Kowbojem, nie w tej chwili; nigdy nie by ani
troch Kowbojem.
Wyrzuci jeszcze troch rzeczy z baganika. Tubki z jedzeniem, enigmatyczny,
nierozpakowany nawet zestaw przetrwania, Absolutnie Kompletne Zamroone Zarodki
Palomino6 z gwarancj szybkiego wzrostu W DOSKONAEJ KONDYCJI" - jak gosi
nadruk. Gdy kilka dni temu zatrzymali si w Arkadephii w Arkansas, gdzie mieci si
gigantyczny pchli targ, Kowboj pozwoli Danyi pomyszkowa i wybra co dla siebie.
Wprawio go to w nastrj hojnoci i wielkodusznoci, poniewa tego rodzaju postpowanie
wskazywao, e to jest jego podr i jego priorytety licz si najbardziej, cho dla
towarzyszki nie zawsze byo to jasne.
*
Tymczasem Peabody akceptowa wszystko, co robia Danya, natomiast nie pochwala
postpowania swojego alter ego.
Na pocztku Inynierowi byo al Danyi, poniewa wiedzia, co stracia, gdy zostaa
obdarta ze wspomnie. Dlatego odnosi si do niej z delikatnoci i agodnoci. Jednak
Danya wcale nie wydawaa si smutna, przeciwnie - wykazywaa mnstwo entuzjazmu i
optymizmu.
- Hej, uwaaj z tym - skarcia go dziewczyna, idc w jego stron owinita piworem.
Pianka pozbawiona nacisku wydawaa cichy szelest, gdy wylatywao z niej powietrze. Chciaabym wyhodowa jednego takiego palomino! - A potem Danya rozemiaa si gono i
troch nieuprzejmie, patrzc na jego nagie uda widoczne pomidzy slipkami a butami.
- atwo jest si mia z gupca - zauway Peabody. - Gdzie s radiokamienie?
- Radiokamienie! Mylisz, e w bagaach mamy miejsce na co rwnie przydatnego w
tej wanej podry jak radiokamienie?
- Ha! - Przy zapasach wody leaa kolekcja Inyniera, jego zdobycz z pchlego targu.
6

Palomino - rasa koni, czsto wystpujca w westernach (przyp. tum.).

Do kamieni doczone byy niedue suchawki.


Peabody wrci na swoje ciepe miejsce przy ognisku i usiad.
- A kto posprzta ten baagan? - zapytaa Danya, oparta o carlylea.
Kowboj uwaa, e to jej zadanie. Inynier odpowiedzia krtko:
- Ja. - Nie dlatego, e tak naleao odpowiedzie, albo dlatego, e byo to istotne, ale
dlatego, e byo to przyjemne zajcie.
Kowboj zastanawia si, czy Peabody'emu czasem nie odbio...
Peabody zignorowa Kowboja i nie prbowa si sprzecza. Gdyby nie rado z
wolnoci, w nocy mgby poszuka argumentw dajcych mu przewag nad Kowbojem,
argumentw tak oczywistych jak kontynent, albo rwnie wielkich jak ludzka historia; moe
nawet przekonujcych. Jednak na razie wola, by Kowboj cho przez krtki czas pozwoli mu
pozosta po prostu sob.
Inynier i Kowboj rnili si w bardzo wielu sprawach. Kowboj atwo wpada w
gniew, podczas gdy Peabody potrafi trzyma emocje na uwizi, szczeglnie gdy nie by
pewny, czy ma racj.
Czasami jednak cieszy si, e jest Kowbojem. Dobrze si czu z t prostot i
pewnoci siebie, w takich chwilach Kowboj wiedzia, e Peabody nie bdzie si stara
odrzuci go, stawia oporu. Inynier rni si tak dalece od Radiokowboja, e bycie nim w
dzie przypominao zanurzenie si w chodn, zielon rzek pync przez wypalon, gorc
pustyni. Dla Radiokowboja wszystko byo tak pewne i oczywiste. Nigdy nie mwiono mu,
e jest kalek, nigdy nie paraliowa go smutek, jak Peabody'ego. I nie chcia i do Houston.
Houston znajdowao si nie do daleko na zachd.
W nocy Inynier i Radiokowboj sprzeczali si.
Lecz w jednej kwestii dochodzili do porozumienia. Peabody uwiadomi to sobie, gdy
wyjmowa radiokamienie i jeden po drugim ukada na ziemi. Radiokowboj by
podekscytowany. Uwielbia przebiega czstotliwoci w poszukiwaniu celowych transmisji,
pokonywa opr jonw, przeskakiwa na kolejne pasma fal. Radiokowboj sprzeciwia si
tyranii El Silencio, ktra przywizywaa ludzi do Ziemi, ograniczaa uywanie radia do
krtkich, sporadycznych chwil, i odbieraa wszystkim muzyk. Kowboj mia bzika na punkcie
przebojw country, a Peabody przypomnia sobie piosenki, ktrych sucha zazwyczaj w
swoim pikapie, zielonym fordzie nazywanym pieszczotliwie Bessie...
Rami Peabodyego zamaro na moment podczas przekadania kamieni.
Radiokowboj zachowywa si niekiedy specyficzne. By przecie zbiorem, kolekcj
mitw. Nie naleao si raczej spodziewa, e zatrzyma si w przydronym hotelu, np. Hotelu

Boulderado, o wntrzach urzdzonych w stylu przedjapiszoskim. Ani te, e zadzwoni do


Iry i kae jej przyjecha z paczk marlboro, i to na jednej nodze. I raczej nie obchodzio go
nic, oprcz... no wanie, czego? Biletu do metra?
Radiokowboj by stary. Cz jego osobowoci bya prawdziwa, realna. A nazbyt
realna.
- Cholera, rzyga mi si chce od tego! - warkn, zrywajc si z miejsca. Kamienie
spady mu z kolan, iskrzc w wietle ogniska, zanim upady na ziemi z cichym stukiem. Przynie cay pieprzony karton, syszysz? Ira? Ira?...
Kiedy Peabody walczy, by wyprze Kowboja, ktem oka zauway, e Danya krzyczy
i wyrzuca rzeczy z baganika carlylea, a potem wskakuje do samochodu i odjeda,
zostawiajc za sob jedynie tuman kurzu na wyboistej drodze. Mczyzna rzuci si za ni,
ale byo za pno.
Odjechaa.
A Kowbojowi pozostao tylko usi przy ognisku. Podnis butelk. Zostawia rum.
Moe po niego wrci?

Pragnienie

Radiokowboj obudzi si rano z blem gowy.


Otworzy oczy i ujrza radiokamienie byszczce w blasku wschodzcego soca,
zwizane niewidzialnymi ptami El Silencio. Poza tym zobaczy ciemny krg aru i popiou, a
dalej...
Podnis si. piwr zaszeleci.
To nie by sen.
Kowboj spojrza na aosny stos rzeczy rozrzuconych na ziemi.
Zostawia zamroone embriony palomino, trzy tubki z jedzeniem - wszystkie o smaku,
ktrego nie znosi, o czym doskonale wiedziaa - i pusty baniak na wod, ktry mg napeni
w pobliskim strumieniu. A take tali kart i jego harmonijk.
Cholera. Co za kobieta. Podwiadomie by przekonany, e jej na nim naprawd zaley.
I teraz zyska pewno. Wiedzia te, e zaley jej na wyhodowaniu palomino. I dziki Bogu,
nie zostawia tego pakietu przetrwania dla maminsynkw. To byaby obraza dla Kowboja.

Radiokowboj podnis si z krzywym umiechem. Nasika na nadal gorce ognisko;


strumie moczu parowa z gonym sykiem. Zrzuci buty, woy spodnie. Mia co do
zrobienia. Musia przywrci zasig radiu. Zebra druyn i wyruszy na granic. Przey
przygody. I nie tylko przygody, lecz przede wszystkim Przygod. Danya jedynie go
spowalniaa w drodze ku przeznaczeniu. Rozpraszaa go, bo przy niej myla o mioci. Tym
bardziej e kobieta dobitnie daa mu do zrozumienia, i nie jest zainteresowana, cho uwaa,
e w kocu ulegnie. Zawsze ulegay. By przecie kowbojem.
Woy buty ze skry wa, zapi pas ze srebrzyst klamr i ruszy w d potoku, by
napeni bidon. Potem wrci do obozowiska, usiad na kamieniu i otworzy jedn z tubek.
Czysta, nieprzyprawiona pasta sojowa. Jedno z tych obcych da - MISO, jak gosi napis.
Wycisn troch. Wypi yk wody i przey naprawd trudny moment, gdy uwiadomi sobie,
e tego ranka nie bdzie kawy. Ale kowboj, a szczeglnie Kowboj, a przede wszystkim
Radiokowboj Miasta Pksiyca, mg przetrzyma wszelkie trudnoci.
Nakaza piworowi zmieni si w plecak. Posanie buntowao si, a Kowboj na nie
krzykn, a potem nadsane wolno skurczyo si i zwino w torb z uchwytami i zapiciami.
Mczyzna wrzuci tam bidon z wod, tubki z jedzeniem, tali kart i paczk z embrionami
palomino. Zebra te radiokamienie spoczywajce w martwej chwale i schowa je do jednej z
kieszeni bagau. Zarzuci pakunek na plecy i wyj harmonijk. Idc na zachd, gra The
Streets of Laredo.
To by ycie. To byo prawdziwe ycie.
- Spadaj - powiedzia do prbujcej si przebi osobowoci Peabodyego, chyba
wpadajcego w panik. Znowu Houston.
Kowboj powdrowa do dwupasmowej autostrady, ktr wczeniej jechali z Dany.
Przypomnia sobie argument, dlaczego powinni jecha drog midzystanow nr 10: aby lepiej
widzie drogowskazy na Houston. Lecz Radiokowboj nie mia adnego powodu, by jecha do
Houston. Nie byo tam nic oprcz stada przekltych ludzi.
Przeszed zaledwie kilka mil twardym poboczem i uwiadomi sobie, e jego buty nie
s stworzone do pieszych wdrwek. Stopy pokryy si bblami, czu to wyranie. Na
dodatek niemal sysza, jak wewntrz piekli si Peabody. Zdaje si, e to wanie tamten
pamita, co zdarzyo si minionej nocy i co przerazio ma, biedn Dany. e na ni
krzycza i nazywa Ir.
A teraz Inynier powtarza mu, e musi i do Houston. Natychmiast! Do.... Centrum
Kosmicznego? A c to takiego, do cholery?
- Biedna, maa Danya i moje stopy - warkn Kowboj. Dziewczyna da sobie rad, z

ca pewnoci.
Na dugo przed jedenast droga zacza migota i falowa, a Kowbojowi udao si
gono nie przeklina Danyi a do tej pory. Ale w kocu nie wytrzyma. A Peabody zacz si
o ni martwi, jak pies o zakopan ko, nie szczdzc przy tym wyrzutw, e to on - on,
Kowboj! - winien jest ucieczki Danyi.
To byo wybitnie nieprzyjemne, z jednej strony Radiokowboj nie poczuwa si do
winy. z drugiej jednak to on mia kopoty, nie Danya. No bo kto teraz siedzia w
samochodzie?
Na dodatek nikt nie przejeda - adnej szansy dla autostopowicza na podwiezienie.
Ale, prosz! Co jednak jedzie... przypomina bus i kieruje si na zachd. Pojazd moe zbyt
gadki i czysty, jak na gust Kowboja, ale czasami nawet kowboje nie maj wyboru.
Wycign rk i unis kciuk.

W gbi serca

Danya jechaa naprzd, na zachd, przez ogromn Republik Teksasu. Kierowaa si


do Hollywood. Czemu nie? Zawsze chciaa tam pojecha, szczeglnie wtedy, gdy bya
jeszcze maa, a ludzie zawsze jej powtarzali, e jest bardzo utalentowana. Troch zboczya ze
szlaku, to wszystko. Ale to ju historia. Miaa wyrzuty sumienia, e zostawia towarzysza
samego, ale ostatniej nocy strasznie j przerazi. Zatacza si, jakby by pijany, cho nigdy nie
pi rumu, wola piwo w smukych, dugich butelkach. Przesta by nuccym, miym
kowbojem z wieczorw przy ognisku, ktry prawie, ale tylko prawie, j uwid.
Teraz bya zadowolona, e si mu opara. Wybuch gniewu przypomnia Danyi ojca jej
dzieci. Przysiga sobie wtedy, e nigdy wicej nie pozwoli si tak traktowa. Ile lat temu to
byo? Siedemdziesit pi? Kcik ust unis si jej w ironicznym umiechu. C, dotrzymaa
sowa.
Wosy Danyi rozwiewa wiatr. Miaa nadziej, e osona przeciwsoneczna dziaa.
Przeszo w Miecie Pksiyca zdawaa si odlegym snem. Pamitaa ekrany
przeciwsoneczne, ale nie tak prymitywne jak te; o wiele nowoczeniejsze, ktre rozpylay
substancje w powietrzu, by chroni mieszkacw miasta przed nowotworami. Nawet jeeli
ju si zachorowao na raka, zniszczenia organizmu mona byo naprawi, wymagao to tylko

troch wicej energii. Ale te okulary...


Danya kupia okulary przeciwsoneczne na pchlim targu, bo przypomniay jej to, e
pochodzi z Tennessee, oraz spraw rozwodow. Ilekro je zakadaa, przekrzywiay si w
prawo i zsuway z nosa. Jake pomocne si jednak okazay - inteligentne okulary,
rozpoznajce DNA. Zapewne, jak si domylaa, naleay do jakiego gliny lub nawet
prawnika. Okulary adwokata od rozwodw. Gdyby nauczya si je uruchamia, zapewne
mogaby si dowiedzie o cudzych procesach rozwodowych, dane przesuwayby si w grnej
czci pola widzenia. A gdyby kupia okulary dla fizyka, z danymi, ktrych nie umiaaby
zrozumie? A moe okulary z bajkami dla dzieci, z takimi byaby szczliwa. Ale nie,
musiaa pogrzeba w stercie anonimowych szkie na rozkadanym stoliku i posucha
ciemnoskrego sprzedawcy w somkowym kapeluszu, ktry wciska jej, e wanie te s
idealnie w typie Danyi i eby przymierzya. Przymierzya. A wtedy w grnym prawym rogu
pojawia si migajca szybko zielona kropka. Sprzedawca ucieszy si, e znalaz frajerk,
teraz Danya to wiedziaa. Zapacia nawet dodatkowo, bo facet twierdzi, e okulary zapewne
byy zrobione specjalnie dla niej. Faktycznie.
Powierzchni drogi pokrywao samonaprawiajce si tworzywo, wic bya cakowicie
gadka. Danya nie musiaa specjalnie uwaa przy prowadzeniu, ale zaczynaa czu sucho
w ustach. Miaa ochot si napi. Wody mineralnej. Piwa. I chciao jej si pali. Mino duo
czasu, odkd ostatnio miaa w ustach papierosa. Ale prowadzenie samochodu odruchowo
wywoywao potrzeb palenia.
Mapy nie obejmoway caego Teksasu; nie te, ktre miaa. Kowboj twierdzi, e
wystarczy, by kierowali si na zachd. Minli niestrzeony posterunek przy granicy
Texarkany. Teksaczycy prbowali zakaza na swoim terenie nanotechnologii, ale jak
mogoby si im uda? Danya i Kowboj przeczytali z zainteresowaniem list towarw i
przedmiotw, ktrych wwz by zabroniony.
Okulary Danyi, oczywicie, jak rwnie samochd i wszystko w rodku. Zapewne
Danya i Kowboj te byli zakazani. TYLKO NATURALNI LUDZIE, gosia lista, i TYLKO
NATURALNE ZWIERZTA. Teksas prbowa by ostoj natury, ale by jedynie aonie
zacofany.
Na nieszczcie, nie zauwaya ani jednego przydronego sklepu, gdzie mogaby
zaopatrzy si w potrzebne rzeczy, w zamian chtnie zaoferowaaby co z produktw
zeskanowanych jeszcze w Arkansas, prawdopodobnie takich, ktre w Teksasie byy
nielegalne.
Noga na pedale gazu uniosa si lekko. Co zamajaczyo z przodu. PIWO.

PAPIEROSY. BATERIE - pojawi si wyblaky szyld. Nareszcie gdzie dotara.


Wjechaa na zniszczony betonowy podjazd i westchna. Wejcie i okna zabito
deskami. Na ukos przez drzwi, ktre wyglday na gwne, namalowano ociekajc farb:
SKAENIE!

Kolejny

napis

gosi:

NIE

WCHOD,

JEELI

NIE

ZAMWISZ

ROBALICJANTA: 2 PLASTRY BOCZKU LUB PARWKA, 3 JAJKA, SOK I KAWA TYLKO 3,29 TEX-DOLARW! Dobry strza.
Dwie wielkie ciarwki i mniejszy pojazd stay przy gwnej fasadzie budynku,
sponiewierane przez czas i spldrowane przez wandali, ktrzy zabrali z nich wszystko, co
mona byo wynie.
Danya wysiada z samochodu i podesza. Duga spdnica owijaa si jej wok ng, a
wosw bez wtpienia dawno nie traktowano grzebieniem - wystarczy rzut oka na odbicie w
szybie lokalu, by si o tym przekona. Powinna przynajmniej je zaple lub zwiza, ale
kiedy odjedaa, bya zbyt zdenerwowana, by jasno myle. Pamitaa jednak, e zostawia
zarodki palomino, na ktre Kowboj narzeka podczas jednego z napadw irytacji, e zajmuj
za duo miejsca w bagau.
Byo gorco i ani ywej duszy wokoo. Danya mina w cigu dnia jedynie trzy
pojazdy zmierzajce na wschd, lecz ani jednego podajcego na zachd.
Po bezdrzewnej rwninie gorcy wiatr nis zapach wysuszonej trawy, sodki i
orzewiajcy. Dany naszo odlege wspomnienie, ktrego nie powinno by. Nieoczekiwane.
Cieszya si tym wraeniem, podobnym do tego, jakie musieli odczuwa wszyscy, ktrzy
ujrzeli t wspania ziemi. Nie przeszkadzao jej, e nie powinna mie tego rodzaju
wspomnie, poniewa nigdy nie dosza tak daleko na zachd wdrujc do Hollywood.
To uczucie musiao by pozostaoci cudzej pamici. Jakiego farmera, hodowcy
byda, kierowcy, domokrcy. Czysta przyjemno pynca z przebywania na tej ogromnej
rwninie, janiejcej w socu i poronitej wysok traw, poruszajc si w krtkich
podmuchach wiatru.
Wzgrza, ktre jeszcze wczoraj przemierzaa z Kowbojem, ustpiy miejsca zupenie
paskiemu krajobrazowi, w oddali na wschodzie Danya nadal widziaa niewielkie
wzniesienia, skd odjechaa rano. Radiokowboj zapewne jeszcze je przemierza.
Nagle ogarno j poczucie naprawd duej, ogromnej winy. Przypomniaa sobie, jak
Kowboj uratowa j w Miecie Pksiyca, ocali jej ycie podczas ataku piratw.
Przypomniaa sobie jego zmyln muzyczn bro.
Istniao co jeszcze, co prbowaa sobie przypomnie. Co zwizanego z Houston.
Do diaba! To byo trudne do zapamitania!

- Policja-robalicja - powiedziaa z pogard i skierowaa si w stron drzwi do lokalu.


Powinny by otwarte. Wielkie frontowe okno byo osonite cienkimi elaznymi pytami.
Gdzie zabrzmia gony trzask. Danya obrcia si i sza, rozgldajc si wrd
ograbionych ciarwek po zachodniej stronie budynku, dopki nie zatrzymaa jej spora
rozpadlina. Miaa ze dwadziecia stp gbokoci i rozcigaa si chyba na wier mili.
Z tyu Danya znalaza metalowe drzwi, odarte z farby przez wiatr i soce, koyszce
si na zawiasach - zatrzasny si z gonym hukiem. Wesza.
Taaa, robale. Bez artw!
Jakby cofna si w czasie. To byo siedemdziesit lat temu i wszystko zdawao si
idealne. Tak idealne, jak mona sobie wyobrazi w tym krtkim okresie, gdy nanotechnologia
dziaaa tak, jak powinna, nie istniay adne plagi, nie byo terroryzmu, zniszcze ani strachu.
Idealnie, piknie i czysto. Jak tutaj. Danya zauwaya bochenki chleba w plastikowych
opakowaniach, automat z napojami, pk z filmami. Pomieszczeniem zarzdza program,
ktry nigdy si nie wycza. Uywa energii sonecznej, by utrzyma czysto i odnawia
zapasy, std rozpadlina na zewntrz. To, e ludzie przyjedali tu rzadko, sprawiao, e
szczelina nie powikszaa si za bardzo - nie byo potrzeby zbyt czstego syntetyzowania
dbr.
Cienkie pasma wiata wpadajce zza pyt przesaniajcych okno lniy na idealnie
czystym, gadkim pomaraczowym blacie. Rzdy przeksek w kolorowych opakowaniach
stay na obrotowych pkach. Danya podesza bliej i wybraa paczk serowych chipsw.
Mona by si spodziewa, e tak paczuszk atwo da si rozerwa zbami, ale okazaa si
twarda jak stal. Mgby j otworzy czowiek dysponujcy dwiema silnymi rkami i noem.
Opakowanie zwierzoodporne.
Podesza do lady, za ktr stay paczki papierosw.
Nie baa si, bo nie byo tu nic, czego mogaby si ba. Ale kiedy promie wiata
zgstnia i rozla si w owalny ksztat, jakby kawaek gigantycznej galarety wielkoci
czowieka, serce Danyi zaomotao gono.
Chocia widziaa mnstwo dziwnych rzeczy podczas przeprawy przez Mississippi, na
odziach pilotowanych i sterowanych przez rnych pomylecw, cho poznaa i przeya
zmiany techniki i technologii, ta plama wiata z jakiego powodu budzia strach i Danya
pomylaa, e jest ju na to wszystko za stara.
Nie wiadomo dlaczego bya przekonana, e ten wietlny ksztat jest istot
odczuwajc, poznajc otoczenie za pomoc zmysw. Nie wiedziaa rwnie, czemu czuje
si obserwowana, jakby wiato spogldao nie tylko na wosy lub oczy Danyi, lecz na

fragmenty jej ycia, wspomnie, jakby mogo oglda czas.


Uwiadomia sobie, e wstrzymuje oddech, i zmusia si, by zaczerpn tchu.
Powietrze przedostao si przez cinite gardo z charkotem.
To co stao midzy Dany a papierosami.
Zrobia kilka krokw, ale istota si nie poruszya, nie rozpyna si w powietrzu i nie
znika jak zudzenie, optyczna sztuczka.
- Umm... Przepraszam - odezwaa si Danya, tknita przeczuciem. - Chciaabym tylko
wzi papierosy, tam z tyu.
Istota odsuna si od pki. Danya niemal upada z wraenia. To syszao! I
rozumiao! A nawet rozumiao po angielsku!
- O, cholera - mrukna, opierajc rce na biodrach i patrzc na wietlisty ksztat. Kim ty jeste? Co tu robisz? Czego chcesz ode mnie?
W powietrzu zabrzmia niski pomruk. To bya niemal niewyczuwalna wibracja. Danya
przypomniaa sobie, jak samotny so w Miecie Pksiyca rwnie trbi, wysyajc
komunikaty niesyszalne dla ludzi.
- Nie sysz tego - oznajmia. - Musisz mwi troch wyszym tonem. Sysz dwiki
w pamie od trzydziestu do czterech tysicy hercw. Widz fale elektromagnetyczne o
dugoci do czterystu nanometrw do... ech... okoo siedmiuset pidziesiciu, jak mi si
wydaje. - Nie bya pewna, skd wzia te informacje i dane liczbowe. Zaskoczyo j to, lecz
jednoczenie sprawio przyjemno. Najwyraniej nie stracia wszystkiego z dawnej
osobowoci, moe tylko wszystko zostao gdzie w niej ukryte gboko, na dnie...
Albo moe ta... istota... zrobia co z rekonstrukcj Danyi. Powietrze pachniao
ozonem. Wydawao si jej, e jest dziesiciokrotnie mdrzejsza, a w kadym razie do
inteligentna, by czu si gupi.
wietlny ksztat zdawa si zmienia barw z biaej na niebiesk, a dwik
przypomina lament wiatru.
A potem istota znika.
Danya miaa woln drog do papierosw.
- Hmm. Zdaje si, e to nie by najlepszy pomys. - odezwaa si, ale nic si nie stao.
wietlna istota odesza cakowicie. Danya ju nie czua, e jest obserwowana.
Pod lad znalaza stos toreb. Jedn napenia paczkami papierosw. A potem obesza
sklep i spakowaa chleb, ser, paty misa, lukrecj, batoniki, butelki wody mineralnej, mleka
sojowego i sokw. Oraz piwa. Skoczya szybko i rozejrzaa si jeszcze, czy czego nie
zapomniaa albo czy co jeszcze moe si przyda.

Podprowadzia carlylea do tylnych drzwi i zapakowaa nieduy pojazd do granic


moliwoci, a potem usiada za kierownic.
Musiaa si zdecydowa, dokd jecha.
Musiaa przyzna, e wietlista istota wywara na ni drobny wpyw. Nic powanego,
ale jednak czua jak widmow moc. Pomylaa o Radiokowboju, prbujcym zapa okazj
na zakurzonej drodze, moe zatrzymujcym si nad potokiem i zastanawiajcym, jak
wyhodowa palomino, a potem po prostu zawrcia samochd.
Moe Kowboj czego si nauczy.
A moe bdzie co wiedzia o wietle, ktre odzywa si jak so.
Wraz ze soniem wrci okruch wspomnie z Miasta Pksiyca.
Ale mimo to Hollywood te wzywao Dany. Odcia si od tych pragnie, pdzc
autostrad na zachd i popijajc dugimi ykami ciepe, pieniste piwo.
*
Godzin pniej pojazd Danyi si zatrzyma.
Czasy, gdy maszyny nagle si psuy i przestaway pracowa, miny dawno temu i
Danya nie od razu uwiadomia sobie, e co si stao. Bya po prostu tak zaskoczona, e
jeszcze przez chwil jechaa si rozpdu. Przecie to nie by samochd podobny do tych,
ktre pyny niegdy niekoczcym si strumieniem przez Memphis, a potem stay na tyach
przy domach z tanimi mieszkaniami do wynajcia - to nie byy psujce si chevrolety, fordy
lub toyoty, w ktrych na pododze walay si stosy mieci i mierdzce dziemi!
Danya podniosa mask i wysza w panujcy na zewntrz upa. Zajrzaa do wntrza,
gdzie powinien znajdowa si silnik, i westchna z zakopotaniem.
Wyglda zupenie inaczej. Pamitaa, e powinien mie jakie przewody, a ten nie
mia. I wszystko byo zdumiewajco czyste. Nie posiada za to adnej metalowej czci, cho
Danya spodziewaa si czego innego. adnego akumulatora, wic na pewno nie chodzio o
brak wody. Droga sama w sobie bya akumulatorem. Dziewczyna opucia mask i wrcia do
wntrza samochodu. Na desce rozdzielczej znalaza przycisk oznaczony DIAGNOSTYKA".
Tego potrzebowaa. Nacisna.
Konwerter paliwa by zniszczony. Kiedy poprosia o wicej informacji, dowiedziaa
si, e niezbdne substancje chemiczne zostay zuyte i co gorsza, komunikat na ten temat
zosta zlekcewaony, trj-bla-bla-bla-co-tam (nazwa i tak nie do zapamitania, wic po
choler prbowa?) rozoy si i nastpia awaria, a jedyne, co mona zrobi, to
zsyntetyzowa nowy konwerter.
Mwic prosto, Danya powinna pj do warsztatu lub do jakiego nanomarketu i

sprawi sobie nowe urzdzenie.


Gwatownie zerwaa z nosa okulary przeciwsoneczne. Wanie odtwarzay oskarenie
jej przez eksma, ktry zwerbowa swoich gupich znajomych, eby przekona sd, aby
powierzy mu opiek nad dziemi. Sprawa otara si a o Sd Najwyszy. By nawet numer
akt dotyczcy tej rozprawy. Okulary budziy gorzkie wspomnienia.
W odruchu gniewu rozgniota okulary obcasem. Ale odamki zbiegy si i zczyy,
gdy tylko odsuna stop. Ciekawe, co jeszcze wytrzymaj? Kopna je mocno, a przeleciay
wielkim ukiem przez drog. Ale ten wiat by wkurzajcy! Szkoda, e nie zostaa w Miecie
Pksiyca. Tutaj wszystko byo takie irytujce, e a pkaa gowa.
C. Utkna tutaj z ogromn iloci piwa, papierosw, misa i lukrecji. Wszystkim,
co wane, jakkolwiek by na to patrze.
Mil wczeniej Danya widziaa drogowskaz na pnoc z nazw miasteczka. Eyesore,
Heatstroke czy co podobnego. Przeszukaa szybko baga, znalaza ma skrzan sakiewk
ze srebrnymi monetami i zawiesia j na szyi. Potem uniosa butl z wod i pia, dopki
uczucie, e gardo jej ponie, nie mino.
Skierowaa si na wschd, szurajc po drodze, ktra sprawiaa wraenie, jakby kleia
si do podeszew. Buty szybko pokryy si kurzem i brudem. Danya rozgldaa si w obawie
przed grzechotnikami.
Cokolwiek wczeniej byo napisane na drogowskazie, teraz zostao zamazane przez
lady po kulach, w nazwie miasta byo na pewno H i P. Ale nie byo adnej pewnoci, e kto
tam mieszka. Gdzie to moe by? Nie dalej ni kilka mil. Czemu Danya nie miaaby
sprawdzi?
Po dziesiciu minutach natrafia na wwz gboki i dugi na p mili. Zesza nim a
do wijcych si pl baweny, w poowie drogi natrafia na rzd niskich, starych budynkw.
Strumie szemra wrd pl, a na zboczach poronitych rzadk traw paso si bydo.
Danya bya spocona, czua tylko gorco. Mozolnie powloka si do widocznej
nieopodal drogi. Wkrtce dotara do skromnej kadki nad potokiem. Zdja buty i skarpetki i
pooya si na pycinie, nie przejmujc si, e kamyki uwieraj j w plecy. Niemal syszaa
syk pary, gdy si zanurzya w chodnym nurcie.
Po okoo dziesiciu minutach nareszcie poczua cudowny chd. Przez dusz chwil
patrzya w bezchmurne, bkitne niebo. Nagle zauwaya, e pada na ni cie. Tu obok niej
pojawi si jaki czowiek. Zwrcia gow w jego kierunku.
Mczyzna sta nad brzegiem, pod soce, wic nie moga dobrze mu si przyjrze.
Brzowy kapelusz z szerokim rondem, czerwona broda, kamizelka, kraciasta koszula, dinsy i

nieodczne, rcznie szyte buty z gronie okutymi noskami, teraz opartymi o kamie
niebezpiecznie blisko gowy Danyi. Natychmiast podniosa si z wody, wspierajc na
okciach.
- Czego chcesz, do diaba?
- Co tu robisz? - spyta mczyzna.
- Ochadzam si. - Opada z powrotem do wody i zamkna oczy w nadziei, e
mczyzna odejdzie. Moe wiedzia, jak uruchomi samochd Danyi, ale zimna woda
opywajca jej ciao wydawaa si jej teraz bardziej istotna.
Mczyzna wycign rami i podnis Dany. lizgajc si na mokrych kamieniach,
prbowaa zapa rwnowag i uwolni si z ucisku. Zerknwszy na przybysza poaowaa,
e nie ma okularw sonecznych, ktre dodawayby jej powagi.
- O co chodzi? To teren prywatny?
- Zadaem ci pytanie. - Jego spojrzenie byo paskie, jakby zbyt dugo ju oglda wiat
i zdy si znudzi tym widokiem. Albo - pomylaa Danya, nagle rozpoznajc ten
charakterystyczny wzrok - jakby niadanie zaprawia szklaneczk whisky.
- Po prostu przechodziam. - Otrzepaa si z wody i usiadszy na kamieniu zacza
wyciera sobie lew stop skarpetk, a gdy ju j wysuszya, woya but. Potem to samo
zacza robi z praw stop.
- Jeeli to twj zepsuty samochd stoi przy drodze, to nie moesz tylko przechodzi.
esz, panienko.
Danya mocno zatsknia za muzycznymi pistoletami Radiokowboja. Chciaaby ujrze
tego obcego mczyzn, jak taczy. I jeszcze, jak podpiewuje, na przykad A Spoonful of
Sugar.
Skoczya wkada buty i wyprostowaa si. Gorce powietrze wysuszao wilgo,
ktr przesiko ubranie.
- Po prostu si zatrzymaam. Chciaam si ochodzi. - I co zrobia ze wiatem w
sklepie spoywczym.
- Wstpiam tam tylko, ale nic nie zrobiam. - Przechylia gow, by unikn racego
soca, jednoczenie obserwujc mczyzn i rozgldajc si za odpowiednim kamieniem.
- wiato pojawio si godzin temu. Myl, e w tym samym czasie, gdy ci si zepsu
samochd. Przesta wciska mi te bzdety, dobra? - Obcy przeszed kilka krokw, a potem si
odwrci. - Moe si do czego przydasz, to wszystko. Nie kr jak dziecko, nie moesz si
std ruszy, o ile nie znajdziesz pomocy.
Zaskoczona Danya patrzya, jak mczyzna idzie w kierunku domw przez brzowe

zbocze wzniesienia.
Czy ta... istota... ledzia j?
Danya ruszya szybko w stron miasteczka.
W gowie kbiy si jej myli, gdy schodzia midzy zabudowania. Wiadukt zjazdu z
asfaltowej szosy znajdowa si o wier mili dalej, parkoway tam rne dziwacznie
wygldajce pojazdy, w miasteczku wznosio si kilka szop i dwa lub trzy porzdne domy.
Wspia si na ganek saloonu.
Siwowosa kobieta siedzca wewntrz w bujanym fotelu obserwowaa przyby, palc
papierosa, w perspektywie za oknem Danya zauwaya niewielki sklep spoywczy i misny,
znak goszcy ROBALE ZABRONIONE", pozostao po starym przywileju, pozornie
majcym zakazywa uywania dbr wyprodukowanych dziki nanotechnologii. Dalej, na
kocu ulicy, staa grupka mczyzn, kobiet i dzieci, w wikszoci ubrana w dinsy, kraciaste
koszule i skrzane buty.
Kobieta z papierosem skina wolno w kierunku niewielkiego tumu i oznajmia
Danyi:
- Czekaj na ciebie.
Dziewczyna wesza do lokalu. Natychmiast owion j zapach zwietrzaego piwa.
- Mog zamwi drinka? - Gdy jej oczy przywyky do pmroku, zauwaya obity
blach sufit, okoo dziesiciu podniszczonych stolikw, przysunite do nich niedbale krzesa
oraz kilka wysokich stokw przy niezwykle ozdobnym, bezsensownie wykwintnym
kontuarze z rzebionego drewna.
Siwowosa kobieta nie ruszya si z miejsca.
- Masz do pienidzy?
- Czego tu uywacie zamiast nich?
- Tylko pienidzy. Ty z Kolorado?
- Z Tennessee.
- To wyjania twoj niewiedz. Dwa srebrne dolary. Danya signa pod ubranie i
wyja sakiewk. Srebro to srebro - i nawet jeeli wyprodukowane dziki nano, nadal miao
warto. Rzucia monety na bar.
Starsza kobieta stana za kontuarem i przesuna monety na ty pas widoczny na
blacie, pod ktrym starowieckimi literami wygrawerowano: ANALIZATOR. Pasek
zabysn na zielono.
- Co poda?
- Kufel tutejszego piwa Sun Ale. O co chodzi z tym wiatem:

Barmanka nieco si oywia.


- Widziano je na ulicy. Jak cie, ale wieccy, no wiesz. Na moje oko to nic dobrego, z
tyu wygldao na ciemniejsze, ale kiedy stanam na wprost, okazao si jasne, wyrane i
kolorowe, tak kolorowe, e musiaam zamkn oczy. Jak odblask lusterka wrd gr, ale
blisze i silniejsze, race. To co wpyno na werand, a kiedy znajdowao si w cieniu,
mona byo zauway bijcy od niego blask. Na koniec poszo do sklepu. - Zerkna wyej,
syszc kroki na ganku, a jej oczy rozszerzyy si wyranie.
Danya odwrcia si, a nazbyt dobrze wiedzc, co zobaczy.
Owalny ksztat przepywa przez cian, podczas gdy gromada ludzi pchaa si do
drzwi. Istota podpyna bliej i zatrzymaa si przed Dany. Kobieta poczua chd.
Przygldajc si dziwnemu przybyszowi, pocigna yk ale.
Owadno ni lekkie podniecenie. To byo jak niedzielny poranek w Salvation, kiedy
wszyscy ci starzy wieniacy piewali w kociele stare pieni, z niewymuszon harmoni i
arem prawdziwej wiary. Danya moga niemal dotkn biaej, gadkiej powierzchni awek z
wypolerowanego przez czas drewna i usysze wiergot ptakw na zewntrz w chwilach, gdy
zapadaa podniosa cisza.
Nie czua si tak od bardzo wielu lat.
Czym bya ta wietlista istota? Czego chciaa? Czy Danya rnia si czym od ludzi w
tym miasteczku?
Najprawdopodobniej. Czym si zapewne rnia.
Jedn cech. Miaa genetyczn anomali, z powodu ktrej ledzono j, gdy bya
modsza. Zabrano j nawet do kliniki na p roku i poddano bolesnym testom. Przypomniaa
sobie mglicie igy i pytania, i uczucie koszmarnej saboci, zanim j stamtd wyrzucono.
Powiedziano, e jest uomna. Ojciec wpad w sza, gdy poczua si lepiej, chcia wycign
wiksze odszkodowanie od kierownictwa szpitala.
I wtedy zabrzmiaa muzyka. To byo co, z czym Danya ya, jak kolor wosw.
Muzyka nie towarzyszya jej stale. Ale pojawia si teraz, tak czysta, e wycisna jej zy z
oczu.
- Do licha - mrukna, dopijajc reszt ale.
- Co pani robi? - zapytaa moda kobieta o krtkich, ciemnych wosach. Wycigna
rce i postpia kilka krokw naprzd. - Przyprowadzia pani t rzecz...
W tym momencie jaki chopiec, ledwie wyrosy szkrab, pisn, rozemia si i ruszy
prosto w wiato. I znikn.
Zapada cisza, wolna od brzmienia tonw muzyki wiata, ktrej by moe nikt oprcz

Danyi nie sysza. Kobieta zacza krzycze. Kto zawoa:


- Z drogi! Zabij to!
Pomimo wszystko wiato pozostao nietknite, jak zauwaya Danya przez otwarte
tylne drzwi.
Zamierzaa si przez nie wylizgn. Zatrzyma j huk wystrzau.
- To ona! - wrzasn wciekle mczyzna, ktrego spotkaa nad potokiem. Przyprowadzia t rzecz, eby zabi dzieci, ktre udao si nam wychowa w cigu tych
pidziesiciu lat! I nas wszystkich te!
Danya nie moga uciec. Miejscowi chwycili j za ramiona. Jedna z kobiet strzelia w
wietlist istot dwa razy, cho inni krzyczeli, eby przestaa. Dany popchnito na rodek,
otoczy j krg ludzi.
Jej ycie, kada chwila, niczym wizja, jakiej dowiadcza si tu przed mierci. Kady
moment rwnoczenie. Jakby popltane urzdzenia w jej mzgu wywietlay intensywnie
cae ycie Danyi w jednym okrelonym kierunku ruchu po wektorze, ktry zwyko si
nazywa czasem.
Jej pami wrcia nag, potn fal.
Wszystko, co zapomniaa z Miasta Pksiyca; wszystko o superstrunach, falach
grawitacyjnych i wietle. Patrzya na to z nowej perspektywy, oderwanej od poj, nazw i
teorii. Ujrzaa wasn mier, rozpaczliwie samotn mier, i ta chwila zmieszana bya z
innymi.
To pdzio zbyt szybko, by powiedzie, co si zdarzyo. Rozmazane obrazy i dwiki,
migoczce i szemrzce jak rwcy strumie, ktry syszy si nawet wtedy, gdy go nie wida. I
naga, krtka ciemno.
Teraz na pewno Danya nie bya sama. A zatem... jeeli ta wizja bya prawdziwa mylaa, wpatrujc si w sufit - to przeyj i jako std odejd.
wietlista istota odesza.
Danya nie moga duej tak bezczynnie lee w obecnoci zgromadzonych
mieszkacw miasteczka.
Podniosa si. W kieszeniach koszuli zacisna drce donie. Obrcia gow, bo
usyszaa radio, ktre na chwil odzyskao zdolno odbioru i rozbrzmiewao wanie jak
weso polk.
Wszyscy patrzyli na Dany. W powietrzu nadal unosi si orzewiajcy zapach.
Wyczya radio.
Jaki chudy mczyzna celowa w ni z pistoletw, stojc w kcie za barem.

Naprawd nie miaa pojcia dlaczego; moe po prostu tak jest, e gdy ma si bro, to czuje
si potrzeb, by w kogo wycelowa.
- Na twoim miejscu nie robiabym tego - odezwaa si beznamitnym, autorytatywnym
tonem. Opara rce na biodrach i spojrzaa na chudzielca.
- Co zrobia z Benem? - zapytaa dziewczynka, ktrej jasne wosy faloway na
plecach, gdy uniosa gow, by popatrze Danyi w twarz.
Danya uklka i popatrzya wprost w oczy dziecka.
- Nic nie zrobiam - powiedziaa spokojnie.
Potem wstaa i ruszya do frontowego wyjcia. Tum rozstpi si przed ni.
Miaa nadziej, e si nie potknie ze zdenerwowania. Szybko podesza do najbliszego
pojazdu, niskopodwoziowego samochodu na energi soneczn. Silnik wczy si z
dodajcym otuchy pomrukiem.
Barmanka wybiega na werand, gdy Danya nawracaa.
- Hej, to mj samochd! Niech kto j zatrzyma!
We wstecznym lusterku Danya widziaa, jak kobieta wymachuje rkami, ale nikt si
nie ruszy, by co zrobi.
Poprowadzia pojazd, jakby diaby deptay jej po pitach, zostawiajc z tyu tylko
tuman kurzu.
Zwolnia dopiero gdy znalaza si nad kanionem. Wygldao na to, e nikt za ni nie
jedzie.
Moe si bali, e ich zabije.
Moe susznie.
W gardle poczua skurcz, gdy pomylaa o Benie. Skierowaa si na zachd i
zatrzymaa przy uszkodzonym carlyleu. Podbiega do samochodu i zacza wyrzuca z niego
rzeczy, zaraz jednak zacza je zbiera. Wreszcie, co rusz zerkajc za siebie, daa spokj i
wrcia do ukradzionego pojazdu. Zatrzasna drzwi i skierowaa si w stron ciemniejcych
na wschodzie chmur.
wiato co jej zrobio.
Przypomniaa sobie. Przypomniaa sobie Miasto Pksiyca. Przypomniaa sobie
Peabodyego. I przypomniaa sobie Houston.
*
Po godzinie w wiatach samochodu Danyi zamajaczy sklep, ktry odwiedzia. Mina
budynek i jechaa jeszcze przez godzin.
Stwierdzenie, gdzie si znajduje, byo prawie niemoliwe, ale pamitaa, e mniej

wicej tyle trwaa jazda, zanim dotara do sklepu.


Skrcia z gwnej drogi na trakt, ktry wyda si jej znajomy.
Ponownie znalaza si na grzystym terenie, ktry opucia rano. Miaa nadziej, e
napotka Peabodyego. Jedzia po rnych ciekach, na ktrych widoczne byy lady opon, i
nawoywaa Kowboja, jednak bez skutku.
Zupenie wykoczona, zaparkowaa przy samotnym platanie i wysiada. Ksiyc
dawa do wiata, widziaa wcale dobrze okolic. Niebo wydawao si wiksze ni wtedy,
gdy towarzyszy jej Radiokowboj - pewnie dlatego, e bya sama. Zastanawiaa si, czy tutaj
umrze, i pomylaa nawet, e to by byo przyjemne - samotna mier w tym krajobrazie, gdzie
nie ma ywej duszy.
Pooya si w kabinie samochodu i splota donie na piersi. Czy pozwolono jej
zobaczy w wizji cho jedn szczliw scen? Cho jedno pene ciepych uczu zdarzenie?
Jasno myli, jakiej dowiadczaa wczeniej, mina. Pozostay tylko mdoci i
wyczerpanie. Bl gowy, do ktrego przywyka, powstrzymywany wczeniej przez
Radiokowboja, powrci wraz ze zym samopoczuciem. Znw bya sob, t sob, ktra
mieszkaa od pidziesiciu lat w Miecie Pksiyca.
Uwiadomia sobie, e rnica nie jest zbyt wielka. Poza tym, e teraz bardziej si
baa. Ale te bya bardziej opanowana. Za modu Danya pozostawaa w stanie wojny ze
wszystkim i ze wszystkimi, ale to nie powrcio. Cho nic nie byo tak proste jak wtedy, gdy
bya moda.
Na przykad, co si dzieje w Miecie Pksiyca? Czy ulego zniszczeniu? Czy
powolna transformacja z miasta na oceanie w miasto-statek midzygwiezdny zostaa
przerwana? Peabody by czci tego dugotrwaego procesu, mia zrealizowa plan,
odzyska utracone przez miasto informacje, jakie znajdoway si w Centrum Kosmicznym w
Houston, o ile Centrum nadal tam istniao. Danya obserwowaa Peabody'ego, nie rozumiejc
do koca jego postpowania. Ale ju rozumiaa. Nie sdzia, by Radiokowboj pamita lub
dba o dotarcie do Houston. Zdobycie danych nie byo z ca pewnoci priorytetem dla tego,
czym lub kim si sta Peabody.
Przeszo ludzkoci bya niepewna, teraz Danya widziaa to wyranie. Miotani
uczuciami w rne strony, rozproszeni, niewiadomi adnej wyszej siy, przeznaczenia lub
powiza z reszt wszechwiata i gatunkami, ktre go zamieszkuj, a nawet niewiadomi
zwizkw czcych jednego czowieka z drugim, yjcym za cian. Danya miaa do
szczcia, by dosta si na wyszy poziom, cho na chwil to utracia. Ludzie spotkani dzisiaj
w miasteczku wydawali si niemal obcym gatunkiem.

Co si stao z tym maym chopcem? Trudna i straszna zagadka. Moe gdyby Danya
nie baa si tak bardzo, zdoaaby wymyli sposb, by go ocali.
Czyli co? I tak miaa szczcie, e udao si jej uj z yciem.
Teraz jednak nie pojawi si aden lad dawnej egzystencji Danyi. Bya sama. Nie
byo ani Radiokowboja, ani w ogle adnego kowboja. I nie byo okularw z danymi o
rozwodach, dziki Bogu.
Co si stao? Co to znaczy? Dlaczego ta rzecz, to zjawisko wietlne, podao za ni,
jakby j znao? I skd to cholerstwo przybyo? Skd ta bezczasowa wizja? Gdzie teraz bya?
Czemu te gwiazdy wiec tak jasno, dlaczego nagle rozumie struktur czasu ugitego w polu
grawitacyjnym...
Bl gowy sta si nie do wytrzymania.
Jczc, trzymaa si za gow. Wytoczya si z samochodu i wybiega na zewntrz
nadal obejmujc skronie, jczc i krzyczc.
Bl znikn nagle w krystalicznej uldze. Zabrzmiay delikatne dzwonki.
Dany ogarna cisza i ciemno nocy. Dwik by tak realny, tak intensywny, e
pomylaa, i moe go zobaczy, dotkn, zatopi si w jego materii i wszechczasie - by to
dwik, jakim rozbrzmiewa kady atom powietrza.
Pooya si znowu w samochodzie, wykoczona, opierajca si oczarowaniu, marzca
o mikkim piworze. Nagle uwiadomia sobie, e to proces - jak pewne choroby, ktre trzeba
przej, cho mog zabi. Ale co si stanie, gdy w proces dobiegnie koca?
Muzyka umilka, a noc staa si chodna. Ksiyc by niezwykle duy. Danya patrzya
na srebrzyst tarcz, jakby tam zawarte byy dane, ktre wystarczy jedynie odczyta ze
wiata.
Nagle przez ziemi przebieg wstrzs. Rozleg si podobny do grzmotu niski dwik,
ktry stopniowo narasta.
Danya wdrapaa si na dach samochodu.
Nawet z tak niewielkiego wzniesienia dostrzega ciemn fal przesuwajc si przez
rwnin.
Bizony.
Stado byo jakie p mili od niej i zbliao si, pync niczym gsta ciecz i rozlewajc
si po horyzont. Syszaa je coraz wyraniej.
Mogo j stratowa.
Rozejrzaa si. Strzelisty platan by jej jedyn nadziej. Wskoczya do samochodu i
podjechaa pod najnisze konary.

Dwik stada rozbrzmiewa teraz gucho i pasko. Danya wspia si na dach pojazdu i
wyprostowaa, prbujc chwyci ga - nie sigaa jednak tak wysoko, w panice zacza
grzeba w bagau, wyrzucajc rzeczy, a znalaza dugi zwj liny. Kowboj nalega, by kupi
lin. Mao brakowao, a zostawiaby mu j! Pniej te bya bliska porzucenia jej w zepsutym
wozie. Drcymi rkami zawizywaa wze na kocu liny, by j obciy, i miaa nadziej,
e to dobry pomys na ocalenie przed rozpdzonym tabunem.
Rzucia. Sznur opad zwojami tu obok, z gonym omotem wza o dach samochodu.
Nie zaczepi o ga. Danya zwina lin i rzucia jeszcze raz. Syszaa ju wyranie uderzenia
tysica kopyt.
Tym razem trafia i ptla owina si wok konara. Danya chwycia oba koce,
zwizaa i zapaa si mocno, a potem zacza si wspina na koron drzewa. Jej buty lizgay
si na spkanej korze, ale nie byo ju czasu, by je zdj. Gdy wreszcie opara si stopami o
ga, bya bliska poddania si. Odepchna si mocno stop i przerzucia nog przez konar,
po czym stopniowo wcigaa si, a znalaza stabilne oparcie dla ciaa.
Stado bizonw nadpywao jak fala. Uderzyy w karoseri masywnymi torsami, a
kopyta wgnioty samochd w podoe niczym papierowy kubek. Trwao to moe dwie
sekundy.
Jednak przejcie stada zajo prawie p godziny. Danya trzymaa si gazi i z
fascynacj obserwowaa przebiegajce poniej zwierzta, ich si i determinacj. Dokd
biegy? Dlaczego? Czy co je wystraszyo? Czy moe to ich instynkt? Gwiazdy zapony,
wypeniajc umys Danyi poczuciem niewyobraalnej gbi.
Z rozszerzonymi oczyma i przygryzajc jzyk, by zachowa spokj, czekaa, a stado
przebiegnie. Zapowiada si dugi dzie...
Zsuna si z drzewa za pomoc liny i rozejrzaa.
Kompletnie rozbita, wtulia si w korzenie wystajce z pnia, lecz nie bya w stanie
zasn. Co gorsza, gwiazdy jawiy si jej w nowych ukadach, w umyle otwartym na now
perspektyw rozprzestrzeniao si wiato, pulsujc tak szybko, e dostaa mdoci.
A w kocu pojawi si pejza ruchomych cieni i zabrzmia nowy dwik.
Dwik jako funkcja widzenia i widzenie przesycone noc, lecz janiejsze ni dzie,
rozwietlone przez gwiazdy i olbrzymiejc na niebie tarcz ksiyca. Zrobio si tak jasno,
e wida byo jasnozielony pd juki wznoszcy si nad brunatn ziemi.
Podniosa si i ruszya przez pustyni. Byszczce skorpiony szy po piasku. Ziemia
tutaj nie bya zryta, zapewne stado rozdzielio si, by omin wystajc ska pooon o
jakie wier mili dalej. Danya poczua suchy aromat rolin. Nieopodal brzegiem wzniesienia

przebieg krlik.
Wiedziaa, e to wiato i e przez nie wdruje. Wkrtce natrafia na samotnego
bizona.
Ach - pomylaa, wspinajc si na palce, by dotkn wielkiego, kosmatego ba - ja
ni. Bizon parska i przyglda si Danyi lnicym, wielkim okiem. Gdybym moga jedzi
na bizonie, mogabym rwnie pj do nieba po mocie z tczy. Mogabym si zmieni w
Spider Woman i przemierza wszechwiat.
Przyjemnie tak marzy, gdy gwiazdy dwicz jak odamki szka rozrzucone w
przestrzeni i czasie, a pdzce stado bizonw przybiera posta tczy splecionej z kolorw,
jakich czowiek nigdy wczeniej nie widzia.
Danya tej nocy pdzia przez niebo; wok niej przebiegay barwne skorpiony, a
lnice pajki tkay byszczce, pustynne kwiaty w jej wosach.

Powitanie

Kiedy otworzya oczy, znajdowaa si o pidziesit jardw od platana. Leaa na


mikkim posaniu, przykryta kocem. Znowu byo ciemno.
Picioro ludzi siedziao obok na niskich, rozkadanych krzesach, a ich twarze
owietlay pomienie ogniska. Rozmawiali cicho. Mieli ciemne, dugie wosy. Danya
usyszaa parskanie koni, a potem zauwaya w pobliskiej niecce dwa uwizane wierzchowce.
Podniosa gow. Krzesa zaskrzypiay, a wszystkie spojrzenia skieroway si w jej
stron.
- Cieszymy si, e si obudzia - odezwaa si czarnowosa kobieta. Wymawiaa
sowa powoli, nisko i kade osobno. - Witaj w Teraniejszociach.
Danya potrzsna gow.
- Gdzie?
Wygldao jednak na to, e trudno to wyjani, jak to zwykle bywa we nie. Bo
przecie to musia by sen.
Jkna i odwrcia si, zamykajc oczy, ale Teraniejszo dobijaa si do niej nawet
we nie. Nie spaa dobrze tej nocy.

Kompozytorka i Radioastronom

Daleko, pod Los Angeles, pulsowaa ogromna, zota Kopua. Bya stworzona ze
wiata. Ludzie mieszkajcy wyej w grach powiadali, e Kopua zostaa zbudowana przed
wiekami, a smog i zanieczyszczenia zagraay jej zniszczeniem, dlatego teraz tak jasno
wieci. Straszono dzieci, e jeeli podejd zbyt blisko budowli, udusz si lub zostan
wessane do wntrza, w promieniu ponad dziesiciu mil od Kopuy nikt si nie osiedla, nikt
nie mieszka. Podobno byy dzieci, ktre tam pobiegy i rozpyny si w wietle. A rodzice
poszli za nimi.
Z drugiej strony, nie znano nikogo, kto opuci Kopu. Pojawiay si plotki, e do
Kopuy i z powrotem kursuje dwa razy w tygodniu kolejka, ale uwaano, e to tylko bajki.
Kiedy zatem w pewien jasny dzie z Kopuy wyszli Zeb-Istota i Ra-Istota, ujrzeli
wok tylko ruiny.
- Mylisz, e to dobry pomys? - zapyta Zeb-Istota, albo krcej Zeb, jak nazywaa go
Ra-Istota.
- Nie - odpowiedziaa Ra-Istota, albo zwyczajnie Ra, jak nazywa j Zeb-Istota.
Oboje byli nadzy.
- Co za twardo pod stopami. Kiedy dostaniemy ubrania?
Zeb wzruszy ramionami.
- Mam nadziej, e wkrtce.
Ra wspia si na wierzchoek betonowego bloku, ktry lea wrd innych
rozrzuconych bezadnie kawakw zniszczonego budynku.
- Hej, podoba mi si ten dwik.
- Ostronie - ostrzeg Zeb. - Czuj si troch niepewnie. Moe powinnimy wrci do
rodka. Tu jest okropnie jasno. - Mia pomarszczon twarz i krtk bia brod. Jego ciao
byo szczupe i biae. Porusza rkami, przygldajc si im z namysem. - Nie oczekiwalimy
chyba, e wszystko bdzie tak samo. Widz rnice.
- Moemy tu umrze - zauwaya Ra. Jej ciemnobrzow twarz znaczyy jedynie
zmarszczki od umiechu, dugie wosy miaa splecione w drobne warkoczyki.
- Ale nasze prawdziwe ja pozostan w Kopule - odrzek Zeb. - Hej, Ra! Widz nas, jak
si przygldamy, o tam!
- Nie wygupiaj si - powiedziaa Ra, zsuwajc si z bloku. - Widziaam drog, ktr
moemy obej te ruiny, w ktr stron powinnimy i, jak sdzisz?

Zeb umiechn si.


- Na wschd, gdzieby indziej?
- Wydaje si, jakby Kopua bya teraz dalej ni wtedy, gdy do niej weszlimy. Spjrz,
jaki fantastyczny widok!
Ra rozoya ramiona, jakby miaa zamiar obj niebo, i moga to zrobi, gdyby tylko
si postaraa. Wzia gboki oddech. Kilkaset stp niej fale Oceanu Spokojnego rozbijay
si

klify.

Kilka

stp

poniej

lnicej

podstawy

Kopuy

ustawiono

znaki.

NIEBEZPIECZESTWO! NIE PODCHODZI! CHCESZ ZGIN, DURNIU? - takie i w


podobnym stylu. Niektre tablice zawieray wyszukane formuy prawne, ktrych przeczytanie
zajoby co najmniej kwadrans. Inne zrobiono z pobrudonych kawakw drewna i widniay
na nich napisy sprayem, takie jak na przykad: Gdzie nasz samochd?". Zeb rozglda si z
lekk konsternacj.
- Zdaje si, e tego nie powinno tu by...
- Spodziewaam si czego podobnego. Moe jednak trzeba wrci i przygotowa si
jeszcze raz...
Spojrzeli na siebie.
- To nie byo atwe, prawda? - zapyta w kocu Zeb.
- Taaak. To byo naprawd trudne. Nawet nie potrafi powiedzie, jak bardzo trudne...
Mczyzna chwyci donie Ra.
- Chcesz wraca?
Umiechna si krzywo.
- Do diaba, nie. - Nachylia si do niego i pocaowaa krtko, ale namitnie, a potem
obja go w pasie i popatrzya w oczy. - Czuj, e tak jest lepiej... e powinnimy tu by. Nie
sdzisz?
*
W pogodny, chodny wieczr Ra i Zeb znaleli ubrania, jakie zaprogramowali jeszcze
w Kopule - na trzysta dwudziestym pierwszym stopniu, piciu minutach i dwch sekundach
jej dugoci. Kopua bya tward, solidn i chropowat bry, ale zaprogramowali wyjcie, a
take ubrania - plan zapity na ostatni guzik. Zeb przeszuka kieszenie i znalaz zapaki, Ra
miaa w dinsach swj wojskowy szwajcarski scyzoryk. Oboje woyli wytrzymae buty do
pieszych wdrwek.
- Zoenie samochodu moe potrwa troch duej. - zauwaya Ra.
- Fajnie by w przyszoci, prawda? - umiechn si Zeb.
- Przeszo jest, jak dla mnie, troch za daleka - powiedziaa jego towarzyszka. - Ale

masz racj, podoba mi si tu.


Przeszli przez rumowisko i zebrali szczapy drewna, gwnie czci mebli i konstrukcji
budynkw. Nad klifem rozpalili ognisko.
- Jeste godna?
- Jeszcze nie. Ale pewnie bd, nim nadejdzie wit. - Kopua lnia i opalizowaa
rnorodnymi barwami, cho soce zaszo do dawno. Ra zatrzsa si i przysuna bliej
ognia. - Zmarzniemy porzdnie, zanim doczekamy dnia.
- Zawsze to jaka nowo - zaartowa Zeb. - Musimy si skupi na tym, po co
wyszlimy i co musimy znale oraz zrobi.
- C, Zeb. Czy nie stalimy si czym wicej ni ludmi? Czy nie mamy
dodatkowych umiejtnoci, jakie zdecydowalimy si zdoby, kiedy przebywalimy w
Kopule? Potrafimy wytworzy wicej ciepa. Moemy naprawd dugo obej si bez
jedzenia, nim umrzemy z godu.
- Tak, oczywicie. - Zeb skrzyowa nogi i te przysun si bliej ogniska. - Teraz
wiemy pewne rzeczy. Ale... w Kopule umielimy myle szybciej.
- I moglimy myle wielotorowo - dodaa Ra, w zadumie spogldajc na wschodzcy
ksiyc, odbijajcy si jasn smug wrd ciemnych fal.
- Ludzie nie wiedz tego, co poznalimy w Kopule - przyzna Zeb. - Myl, e tylko
istota na najwyszym poziomie wiadomoci - poczenie umysu czowieka i sztucznej
inteligencji - moe pozna tego rodzaju wiedz. - Rozgarn palce si kody miedzian rurk,
ktr znalaz wrd ruin. - Nie jestem pewien, czy sam mgbym dowiedzie si wicej.
- A co, jeli czowiek ma wicej zmysw? - zapytaa Ra.
- Co masz na myli?
- Zastanw si, w jaki sposb si widzi. I jak uywa tej zdolnoci widzenia, gdy si
jest... czowiekiem, w taki sposb jak my teraz. Pole widzenia jest kuliste. Moja para oczu
kieruje si na to, co chc zobaczy, i dlatego widz trjwymiarowo. Ale co by byo, gdybym
miaa oczy dookoa gowy, albo te na czubku? Jak taki widok by wyglda? w jaki sposb
mzg odbieraby obraz rzeczywistoci? Jak by j postrzega? I co z dwikami? Duo
mylaam o dwikach.
- Jak to muzyk. A ty naleysz do niezych muzykw. - Zeb umiechn si przez
pomienie.
- To jest wanie co, czego chciaabym si dowiedzie o przyszoci. Pozna muzyk,
skonfrontowa z moj wasn. Kady czowiek jest tylko czujc kropl w oceanie
wszechwiata. Nawet materia, cho wydaje si nam solidna i zwarta, ma w sobie wiele pustej

przestrzeni; nawet atomy, z ktrych jestemy zbudowani. Czuj si, jakbym bya czci
procesu, ktry trwa przez cay czas. Mog wyczu pewne aspekty tego procesu, a to, e
potrafi tak czu, jest wpisane w moj fizyczn powok.
I c z tego, e moglibymy usysze czstotliwoci, ktre teraz widzimy? Pewnie
brzmiayby dla nas jak muzyka, nieprawda? Syszelibymy wszystko, co bymy widzieli. I
to nie od czasu do czasu, jak to ma miejsce w chwilach, gdy komponuj. Czuj si wtedy,
jakbym usiowaa schwyta za ogon bardzo szybkie zwierz, ktre przede mn umyka. I tak
przez cay czas.
- Muzyka wiata - stwierdzi jej towarzysz, dorzucajc do ognia jeszcze jeden
kawaek drewna.
- Wanie! - przytakna Ra. - To, co mam na myli, dzieje si naprawd. Jestemy
zanurzeni w ogromnym, nieskoczonym i stale zmieniajcym si nurcie muzyki; muzyki,
ktr tworzy wiato. I wszystko, dosownie wszystko, tak naprawd, w gbi, stworzone jest
ze wiata. Wanie wiata. Gdybymy mogli to jeszcze pozna. Pomyl o rnych
stworzeniach, jakie wyewoluoway na Ziemi. Prawie wszystkie maj oczy, ale niektre widz
fale o czstotliwociach innych ni my - na przykad pszczoy czy inne owady. Niektre
zwierzta sysz wysze dwiki ni ludzie, niektre - o wiele nisze czstotliwoci. Ale to
tylko sposoby na przetworzenie wiata. Wanie o to chodzi.
Nie spali. Po prostu rozmawiali przez ca noc.
Rankiem Zeb i Ra wrcili pod Kopu, do miejsca, skd wyszli. Na powierzchni
pojawiy si wielkie dwuskrzydowe drzwi. Mczyzna chwyci jeden z uchwytw, Ra drugi i
razem rozsunli wejcie.
Wewntrz sta pojazd.
- Jej! - westchna kobieta. - Mj ojciec taki mia. To volkswagen van z 1967 roku.
Na przedniej szybie pulsowa napis zoony ze strzelistych liter: PRZESTRZE
JEST MIEJSCEM".
- Jest liczny - zachwycaa si Ra, odsuwajc boczne drzwi. - Popatrz, ma ma
kuchenk i ko. Wspaniay!
Napis na szybie samochodu zmieni si. Wiadomo brzmiaa: WSIADAJCIE. NIE
MAMY WIELE CZASU.

Luty 2115

ANGELINA

Podr

Angelina jada niadanie z zaog.


Naprzeciw przy stalowym stole usiada moda kobieta w zatuszczonym ubraniu.
Wypowiae wosy zwizaa w koski ogon. Angelina unikaa jej uwanego spojrzenia,
poniewa wystarczyo jedno zerknicie, by umys zaczy zalewa opowieci. Zbyt wiele
opowieci przy niadaniu to nienajlepszy pomys.
Jeden z eglarzy przyglda si uwanie Chesterowi, spoczywajcemu tu przy boku
Angeliny, i umiecha si krzywo. Nalega, aby Angelina rozebraa Chestera z szortw i
koszulki, by mg sprawdzi, czy chopcu lub dziewczynce nie jest za zimno lub za gorco.
Kobieta w poplamionym ubraniu skoczya jajecznic i zapalia papierosa.
Chester zakasa, jego malutki tors poruszy si do rytmu suchego, charkotliwego
odgosu. Kobieta przewrcia oczami, zgasia niedopaek w resztkach niadania i odesza.
- Maomwno nie jest dobrym sposobem na nawizanie znajomoci - zauway
Chester. - O wiele lepiej jest rozmawia.
- Nie wiem, co masz przeciwko paleniu - odpara Angelina. - Jeszcze par lat temu
paliam fajk. To zupenie nieszkodliwe i uspokajajce.
- To ohydny nag. aden rodzic nie chciaby, aby dziecko palio, nawet jeeli ju nie
yje. Spoczywa na mnie obowizek, by naprowadzi naogowcw na waciw drog.
Naraz rozleg si gboki, rezonujcy metalicznie jk - muzyka rdzy i ruchu. Na umys
Angeliny napary historie o morzu - piratach, wielorybnikach, buntownikach, eglarzach i
wojnach, a take banie o starej odlewni w Santiago, stolicy Chile, gdzie wyprodukowano
niektre ruby, i o mczynie, ktry mia on i wuja, i...
Kobieta wstaa popiesznie, chwycia Chestera i woya do nosida, ktre zrobia
sobie z chusty, a potem wspia si na wyszy pokad.

Morze byo ciemnoniebieskie i wzburzone. Nad falami unosio si kilka cirrusw. Nic
wicej nie byo do ogldania.
Moe gdyby usiada tu, na tej beczce, monotonny widok oczyciby jej umys.
Przynisby wytchnienie. Historie marynistyczne napyway falami, mcc jej wiadomo, a
potem znikay szybko, jak wymyte, nie dajc szansy, by je pozna w caoci i dokadnie, jak
na to zasuguj.
Angelina przez chwil delektowaa si widokiem morza bez brzegw. To by
przyjemny stan umysu i sprbowaa go zapamita, aby mie co, co bdzie azylem,
ucieczk od naporu opowieci. Nie opiera si, pozwoli im przepywa. Wyluzowanie,
bogosawione odprenie, pojawio si w gowie i Angelina pomylaa zoliwie, e gdyby
prosia o bogosawiestwo, to chciaaby otrzyma wanie taki uspokajajcy krajobraz i
mentaln cisz. Bogosawiony spokj zamiast nieustannej walki toczcej si w umyle.
- Ciekawe, co robi Louis - rozwaaa na gos. Ktrdy pody do Parya? Czy jest
bezpieczny? By duym, silnym chopcem - modym mczyzn, poprawia si - ale
dotychczas podrowa tylko do Buenos Aires. Baa si o niego.
Ku jej zaskoczeniu lalka si nie odzywaa. Akurat teraz, gdy Angelina miaa ochot na
rozmow. Ta podr przez ocean moe doprowadzi do szau, szczeglnie gdy si nie ma nic
do roboty.
- Chyba popyn na Andaluzji", to jedyny statek, na jaki mg si dosta, jak twierdzi
Clarissa. Andaluzja" wypyna do Maroka tydzie temu. Stamtd pewnie pojecha
pocigiem...
Nagle usyszaa westchnienie. Wyja Chestera z nosida i posadzia na beczce
naprzeciw.
- Nie pozwl mi spa - ostrzeg natychmiast. - Jest do wietrznie. Wiatr moe mnie
porwa.
Obwizaa go chust w pasie, a koniec okrcia sobie wok nadgarstka.
- Zadowolony? A teraz powiedz: gdyby by modym mczyzn, dokd by pojecha?
- Jestem tylko domow lalk. I tutaj jest za jasno dla moich receptorw wzroku.
Wszystko wydaje si prawie biae.
- Lepiej, eby nie zbacza z tematu.
- Au! - jkn Chester. - Boli mnie!
Angelina zignorowaa te lamenty, lekkim umiechem nagradzajc jego umiejtnoci
aktorskie.
- W rzeczy samej, wiesz cholernie duo o tym, kto przyjeda i wyjeda z miasta.

Masz wbudowany procesor do rozpoznawania DNA, prawda? Wic moesz mi co


powiedzie o Louisie. Kiedy przyjecha do Buenos Aires? Kiedy stamtd wyjecha?
- Mwiem ci, zaraz wpadn do wody i si utopi, jeeli nie...
- Zaczynam dochodzi do wniosku, e wiesz co, o czym nie chcesz mi powiedzie.
Chester westchn.
- To nie tak...
- A jak?
- Nie mam moliwoci, by zrozumie, co si stao z Louisem, a jeszcze mniej, aby
sprbowa ci to wyjani. Wtedy na chwil zadziaao radio...
- I co potem?
- To byo kilka tygodni temu. Pamitaj, e nigdy nie spotkaem twojego syna. To tylko
rekonstrukcja na podstawie oglnodostpnych informacji i danych, ktre pobraem, gdy
bylimy u twojej ciotki Clarissy...
- Dowiedziae si czego ju wtedy? - zdenerwowaa si Angelina.
- Niczego si nie dowiedziaem - odpowiedzia z zaskakujc stanowczoci. - To
teoria. Rozumiesz? Tylko teoria. Ale kiedy zadziaao radio...
- Matko Boska - wymamrotaa Angelina - do rzeczy!
- Kiedy zadziaao radio, odebraem bardzo silny sygna, jakie czasami udaje si nada.
Cakowicie mnie zjonizowao. Transmisja miaa rytm jzyka, ale to nie by jzyk, ktry bym
zna, a znam trzydzieci siedem...
- Wiem - odpara sucho. - Dalej, prosz.
- To by - stwierdzi Chester - jzyk wiata. Transmisja trwaa krtko, najwyej
czterdzieci pi sekund. Obejmowaa cae spektrum, a przynajmniej ten zakres, jaki mog
odbiera.
- Co to znaczy cae spektrum"?
- Transmitowane byy wibracje, jakie twoje zmysy dziel na wiato i dwik. Dla
mnie stanowiy jedn cao, continuum. - Westchn. - w tamtej chwili cieszyem si, e nie
jestem czowiekiem. A jednak nie potrafiem wchon i obj caego przekazu.
- I co z tego? - Angeliny nie interesowaa kwestia obcoci i rnic w odbiorze
rzeczywistoci midzy ni i Chesterem. - Co z Louisem?
- Kiedy weszlimy do pokoju Clarissy, zorientowaem si dziki ladom feromonw,
e Louis by tam rwnie. Jego DNA - czciowo twoje - znajdowao si w pobranej przeze
mnie prbce powietrza. Potrafi oznaczy przedzia czasowy, w ktrym pojawiy si
feromony, w efekcie mogem stwierdzi na podstawie prbki, ku mojemu zdumieniu, e

kiedy Louis by u Clarissy, zacza si ta wietlna transmisja. I wtedy co si z Louisem stao.


Tak mogo by. Ze mn te co si stao, gdy trwao nadawanie.
- Och. - Bya teraz pena wasnych opowieci. To byo bolesne. - I co si stao? z
Louisem?
- Zdaje si... Nie jestem cakiem pewien... Ale zdaje mi si, e Louis zmieni si w
wiato.
Angelina zawieszona midzy niebem i morzem poczua, jak nikn wszystkie
opowieci. Chester nie myli si, nie myli si w kwestii jej imienia i imienia Clarissy,
ostatniej wizyty w miecie, a wszystko na podstawie tylko jednego wosa.
- Co to znaczy?
- Nie jestem pewien.
- Jednak jest jedno ale... Dlaczego Clarissa wierzy, e Louis popyn na Andaluzji"?
- Pewnie dlatego, e planowa odpyn nastpnego dnia, a nastpnego dnia, gdy si
obudzia, Louisa nie byo. Wniosek by oczywisty.
- Zmieni si w wiato.
- Tak. - Gos Chestera brzmia pewnie.
- Jak anio?
Chester odchrzkn.
- Wybacz, ale mam nieodparte wraenie, e nie jeste religijna.
- Moe wanie zaczynam by religijna - odpowiedziaa po duszej chwili. - Nie
wierz ci. Dlaczego to samo nie przydarzyo si Clarissie? Dlaczego nie przytrafio si
innym?
- Nie umiem odpowiedzie. To niedorzeczne.
- No wanie. Nadal zamierzam i tropem Louisa. Jeste tylko lalk. Wymylie
historyjk dla dzieci.
- Na to wyglda. - Zamkn oczy. - Przykro mi. Nie chcesz wiedzie, co si stao ze
mn w tym samym czasie?
- Nie.
Chester zamilk cakowicie, ale Angelina nawet tego nie zauwaya.
*
Kapitan Hazel wezwaa j do sterwki. Sprawiaa wraenie wyjtkowo trzewej i
kompetentnej, gdy sprawdzaa odczyty urzdze i wydawaa rozkazy.
- Zamierzam zmieni t kabin na plastikow, jak tylko dostarcz gowy na miejsce oznajmia, zapraszajc Angelin, by usiada, i czstujc j kaw. - To kosztowne, ale trwae,

wiesz? Samonaprawiajce si ciany i caa reszta. Nadal bd zaduona, ale przynajmniej nie
bdzie przestojw, bo odpadn remonty konserwacyjne i skocz si protesty zwizkw.
Tak wymian da si zrobi naprawd szybko. I jeszcze sprawi sobie zaog z zombie.
- Zombie?
Kapitan rozemiaa si.
- Na pewno wiesz! A moe nie? Wyprodukowan zaog. No, nie ludzi, naprawd.
Tylko takie stworzenia do radosnej i brudnej roboty. Trzeba je karmi, ale nie trzeba im
paci.
- Czy to legalne? - zapytaa Angelina, czujc lekkie zmieszanie.
Kapitan Hazel posaa jej tylko pobaliwe spojrzenie. Zabrzmia dzwonek.
- Ach! - Kobieta wycigna piersiwk z kieszeni koszuli i wlaa troch pynu do
filianki z kaw. Angelina poczua zapach whisky.
- Nigdy nie pij przed jedenast. Chcesz troch?
Potrzsna przeczco gow.
- No, co ty. Przecie nie masz nic do roboty?
- Musz sobie przygotowa szalup ratunkow.
Kapitan Hazel rozemiaa si znowu, nieco goniej.
- Kochana, ten statek sam j przygotuje! Ta krypa robi wszystko sama. Nawet
staroytne statki tak miay. No, c. Ale wezwaam ci, eby powiedzie, e raczej
przybijemy do portu w Casablance ni w Tangerze.
- Gdzie to jest?
- Jakie trzysta kilometrw na wschd od Tangeru.
- Dlaczego?
- Jeden z marynarzy ma brata, ktry jest znaczcym kupcem w Casablance. Myl, e
mog z nim ubi dobry interes. Casablanca jest duo wiksza ni Tanger.
- Ale ja musz si dosta do Tangeru... - Tanger by oddalony tylko o osiem
kilometrw od Hiszpanii, wystarczyo przedosta si przez Cienin Gibraltarsk,
najprawdopodobniej czsto kursujcym promem. A to co innego ni podr do wybrzey
Hiszpanii przez Jugosawi.
- Kochanie, to nie mj problem. Ale ta maa zmiana nie powinna ci przeszkodzi.
Cho od pocztku uwaaam, e jeste psychicznie nieprzygotowana do podry na bezludzia
Europy. - Hazel pocigna dugi yk z filianki i podesza bliej, wydmuchujc dym z
papierosa prosto w twarz Angelinie. - Otworzyam jeden z kontenerw.
Angelina poczua mdoci.

Kapitan Hazel rozemiaa si dononie i serdecznie, a w kcikach oczu zabysy jej


zy. - By peen psich gw. PSICH!
Zaoga najwyraniej bya przyzwyczajona do wybuchw pani kapitan, bo nikt na
mostku nawet nie odwrci gowy i nie powici im krztyny uwagi.
Angelina pomylaa o wiernym Justo umierajcym w niegu.
- I co w tym miesznego? - zerwaa si z gniewem.
- Moja droga, jeste taka wraliwa! - Szyderczy miech kapitan odbija si echem i
goni j po schodach, ktrymi zbiegaa, gdy w umyle pojawiay si opowieci o umarych
psach, historie pene zapachw i mioci. Opowieci, ktre nigdy ju nie odyj przez
obrzydliw ciekawo kapitan Hazel, ktra musiaa sprawdzi adunek.
Angelina rzucia Chestera na podog i pada na ko. Biay Kie, Szara Wilczyca,
dworski pies pekiczyk. Historie o nich byy uniwersalne i ponadczasowe, pyny jak rzeki,
przecinajc doliny i wijc si wrd rwnin jzyka, ujawniajc coraz to nowe pokady
znacze.
Wszystkie ywe istoty, uwiadomia sobie Angelina, maj swoje opowieci. I
zachowuj je oraz powtarzaj, by przetrway w ich ciaach i ciaach kolejnych pokole.
Roliny maj wasne historie, wyraziste i proste, fizyczne. Ssaki maj opowieci, ktre s
atwiejsze do zrozumienia, strach, przetrwanie, rado, mio, ruch, odkrywanie,
reprodukcja. A ludzie - pomylaa, cho przyszo jej do gowy, e jest to myl pena
uprzedze - ludzie maj to szczcie i unikalny dar, e potrafi wyj poza czas, zapisujc
wasne opowieci.
Ale - Louis! Jego historia nie obracaa si wok czarw jak banie, ktre pojawiy si
w jej umyle. Louis odszed. Utracia go i to bya jej wina. Pozwolia mu odej. Nie
wytumaczya mu dokadnie. Nie, ranczo byo waniejsze! Mylaa, e doronie i dojrzeje
podczas wyprawy.
A nie, e zmieni si w wiato.
Clarissa, jak sdzia Angelina, bya jedynym cznikiem z Louisem, ostatni osob,
ktra go widziaa. Wedug ciotki Louis wsiad na statek do Maroka.
Jednak wedug Chestera - lalki - Louis zmieni si w wiato.
Dlaczego daje temu wiar?
Poniewa pamita przebudzenie w zbyt jasnym wietle ksiyca pewnej nocy. Ksiyc
tak wypuky jak maska. Blask, ktry by dziwny, niemal namacalny; blask ksiyca, jakiego
nigdy wczeniej nie widziaa.
I ten fenomen - nie chciaa myle, e to jej syn! - przeplata si w pamici Angeliny z

opowieciami naukowymi.
Czy Louis nie yje? Jeeli naprawd zmieniby si w wiato, czy to by znaczyo, e
umar? A moe to jaki rodzaj przemiany, w ktrej zachowa ycie? Czy jego osobowo,
tosamo, pozostaa niezmieniona?
Czy pamita matk? I czy Angelina usyszy jeszcze jego cudowny, ciepy miech, przy
ktrym lekko potrzsa gow i zamyka oczy? Czy wiato si mieje?
Niemal czua, jak jej umys si zmienia i rozrasta z minuty na minut. Zmczona
krcia si w ku, zanim sobie przypomniaa - bogosawione odprenie.
Dobrze. Dalej. Pozwl przepywa opowieciom. Myl o tym. Pozwl im sta si
czci wiadomoci.
Zauwaya, e kiedy obserwuje zjawiska przez pryzmat nowych instrumentw,
wzbogacajc doznania zmysowe, postrzeganie staje si dokadniejsze, peniejsze - jak
spogldanie w niebo przez teleskop lub ogldanie maych rzeczy przez mikroskop, myli
wskoczyy natychmiast w naukowe tory porwna. Such by wzmacniany przez takie
urzdzenia jak radio lub telefony, powietrze i kable przenosiy zaplanowane dwiki.
Moe to te jest rodzaj narzdzia, ktre polepsza dziaanie mzgu lub umysu? Umys
Angeliny zosta przemieniony przez Manuela i jego krucjat, gdy ten podarowa jej literatur.
Czemu jednak Louis nie zosta tak samo zmieniony...
Przez co?
Nie. Uderzya pici w poduszk, odwrcia si. Dopki nie dostanie przekonujcego
dowodu, nie uwierzy w nieludzkie podejrzenia Chestera. Ani troch. Nie wiedziaa, dlaczego
nka j przypuszczenie, e Chester moe mie racj. Nie rozumiaa, czemu przyjmuje rady i
filozoficzne rozwaania od lalki. Rzeczywicie, jej ycie zmienio si dramatycznie.
Odkrya, e myli w nowy sposb. Nowe fale myli, nowe brzegi. Nowe fale ludzi i
nowe miejsca. Nowe odkrycia.
Wicej zmian ni fal na morzu.
I cho to bya dopiero pora lunchu, Angelina zasna.
*
Dzie min. Tej nocy Angelina pooya si na awce na starym pokadzie i okrya
kocem. Ale to nie przynioso jej wytchnienia. Nawet gwiazdy przywoyway opowieci.
Opady j historie o obcych istotach i odlegych cywilizacjach, wywodzce si ze starej
literatury fantastycznonaukowej, ktra rwnie zostaa odcinita w znaczku doczonym do
Gry w klasy. Komety przecinay niebo, ich janiejce szlaki rozsypyway opowieci o gazach
i wieccym pyle.

Opowieci porzdkoway si w umyle Angeliny. Szczyt systemu stanowia literatura,


manipulacje narracyjne tworzone celowo. Pod ni cenny skarb bani i opowieci ludowych,
zawierajcych przestrogi przed gupot i chciwoci, penych przygd i zagadek. Mczyni i
kobiety ksztatowali na nowo umys Angeliny i zastanawiaa si, czy nie powinna zmieni si
w hermafrodyt, by fizycznie dostosowa si i obj ten nowy sposb widzenia i istnienia.
Wiele opowieci, jak sobie uwiadomia, prezentowao msk perspektyw, odrzucajc
bogactwo kobiecych dozna, a kiedy za pisanie bray si kobiety, zmuszone byy czsto do
stosowania mskiego jzyka i wyobrae albo musiay uywa jzyka w nowatorski sposb.
Wydawao si, e obie tendencje przebiegay w literaturze symultanicznie. Angelinie
bardzo trudno byo si skupi na swojej wasnej historii, yciu, wyprawie, na swojej linearnej,
zapiaszczonej ciece czasu.
Nadal jadaa obiady przy kapitaskim stole i jak kapitan Hazel przed posikiem
wypijaa aperitif, kieliszek pernoda.
- Jak mwiam - odezwaa si kapitan pod koniec drugiego tygodnia - zmienia si,
seora. Na lepsze. Wydajesz si silniejsza. I na pewno masz wicej zmarszczek. Moe za
dugo przebywaa na socu. Ale o wiele trudniej wytrci ci z rwnowagi, co, jak myl,
jest krokiem naprzd. - miech kapitan Hazel nie denerwowa ju Angeliny. By oznak
yczliwoci i yczliwie go przyjmowaa. By czci historii Angeliny.
Umiechna si, zjada kawaek pieczeni doprawionej curry, wypia troch ale.
- Odmienia ci morze - powiedziaa, wiedzc, e cytuje Szekspira.
Nie walczya ju z opowieciami. Pozwolia im si rozrasta w umyle i przeplata ze
wiadomoci.
W ich bogactwie i nieustannym ruchu dostrzega wiato. Pomimo e to byo
niemoliwe i niewymownie smutne, widziaa wiato.
Angelina widziaa Louisa.
***
Kiedy dokowali, Casablanca bya rozjaniona wiatami. Biae budynki otaczay port,
a strzelista wiea na poudniu byszczaa przejrzycie. Nawoywania kapanw do modlitwy
rozpraszay si w zamierajcych podmuchach wiatru i tony w ulicznym gwarze. Muzyka
rozlegaa si z tarasw klubw i nocnych lokali, odbijaa si wyranie od wody, dopki nie
zaguszyy jej metaliczne syreny ze statku pracowicie dopywajcego do nabrzea.
Angelina stana na trapie i poprawia plecak, w ktrym znajdowa si Chester.
Dziki ciotce - bankierowi bya wyekwipowana tak, e budzio to szacunek. Miaa w
kieszeni midzynarodow kart kredytow, ktr aktywowa tylko jej dotyk i to dotyk bez

strachu, jak rwnie potwierdzenie wypacalnoci na siatkwce oka, a take floreny, nadal
bdce w obiegu w Maroku i tylko w Maroku, gwnie dlatego, e kraj by geograficznie
odizolowany od Europy, podobnie jak caa Afryka. Angelina miaa rwnie gotwk
wszystkich krajw, do ktrych moga trafi w drodze do Parya, oraz nanozarodniki do
wymiany na wypadek, gdyby trafia w miejsca, gdzie adna waluta nie miaaby wartoci z
prawnych lub innych powodw.
Wikszo miast w Argentynie posiadaa centra, gdzie za opat mona byo woy
nanozarodnik do zbiornika z odpowiednimi substancjami i wyhodowa wszystko, co
potrzebne, w Afryce takie technologie byy zakazane, dlatego mnstwo nano pochodzio z
handlu. Chocia udowodnienie zamania zakazu byo praktycznie niemoliwe, tradycja i
obyczaje nakazyway kontrol, wic kontynent przeksztaci si w raj dla tych, ktrzy marzyli
o powrocie do ery prenanotechnologicznej, o cofniciu si do dwudziestowiecznego wiata. O
Europie prawie si nie mwio, przede wszystkim dlatego, e Argentyczycy tam nie
podrowali, a nie podrowali, poniewa Europa zmienia si tak strasznie i
niewyobraalnie, e ludziom trudno to byo wyrazi. Podrnicy wracali z Europy niezwykle
rzadko.
Manuel nie wrci.
Statek przybi do nabrzea, skd pasaerowie nieczsto schodzili na ld.
Angelina zesza po trapie na ciemn kej, skd odjeday ostatnie ciarwki.
Widziaa je wczeniej, podczas dugotrwaej przeprawy przez port. Nabrzee byo teraz puste,
pene dugich cieni.
Ruszya szybkim krokiem w stron nieodlegych wiate.
Syszc za sob kroki, przypieszya nawet troch. Ktem oka zauwaya trzech
mczyzn, w sabym wietle zamajaczyy ich twarze. Biae zby bysny, gdy si
umiechnli. Zagadywali j, pogwizdywali, jeden nawet zajodowa, ale Angelina mina ich,
nie reagujc na zaczepki i majc nadziej, e dadz jej spokj, gdy tylko minie pla.
Jeden z mczyzn dotkn jej ramienia.
Napia si w gotowoci do walki, odruchowo, podwiadomie, planujc w uamku
sekundy strategi starcia.
Z plecaka rozlegy si sowa po arabsku. Wyrazy wymawiane byy gono i
dwicznie, niemal jak zapiew, i brzmiay zupenie niepodobnie do gosu Chestera.
Mczyni ulotnili si natychmiast. Kiedy tylko si upewnia, e nie mog jej usysze,
zapytaa:
- Dobra, co im nagadae?

- Tylko zacytowaem im kilka wersetw z Koranu. - Chester by z siebie wyranie


zadowolony. - Na pocztku po prostu proponowali maestwo, ale potem, gdy nie
zareagowaa, przeszli do sugestii, by dokona czynw, ktrych nie aprobuj nauki
Mahometa. Nie byem pewny, czy naladowa twj gos, aby ci mczyni pomyleli, e
jeste wyksztacona, czy te uy autorytatywnego mskiego tonu. Po przeszukaniu Koranu i
odpowiedniej literatury oraz danych historycznych dokonaem analizy i podjem decyzj.
Trzeba przyzna, e to zdumiewajcy rezultat, zwaywszy e udao mi si to zrobi w cigu
7,8432... sekundy
- Rzeczywicie, zdumiewajce - przyznaa, majc nadziej, e zabrzmiao to naprawd
szczerze. - Dzikuj.
- Maroko jest obecnie cakiem liberalnym krajem - oznajmi Chester. - Istniej tu
religie inne ni islam, a i muzumanie w duej mierze nie s fundamentalistami. Mielimy
jednak szczcie, e ci mczyni nie byli Berberami, ale miaem dziewidziesit dziewi
procent pewnoci w oparciu o analiz uytych zwrotw jzykowych, e to muzumanie....
- I tak nie byliby gorsi od chrzecijan. Jestem tu przez chrzecijan.
- Naprawd? Mylaem, e szukasz syna.
- Czasami potrafisz by naprawd wkurzajcy.
W tej chwili wkroczyli do miasta i otoczy ich miejski gwar. Mieszanka zapachw
napyna z kotw stojcych przy dugiej kolumnadzie. Dwa rywalizujce rytmy bbnw
dochodziy z przeciwnych stron placu. Ludzie ubierali si rnorodnie - wikszo mczyzn
nosia fezy lub turbany, kobiety owijay si zasonami i czadorami, ale pojawiay si te stroje
w znacznie nowoczeniejszych fasonach. Wszdzie peno byo kotw. Jaki akrobata wykona
salto nieopodal Angeliny i krci si w pobliu, oczekujc na datek.
- Trafilimy do mediny - odezwa si Chester - tu jest jak w starym arabskim miecie.
Kiedy si rozejrzaa, starajc si nie wyglda na zagubion, podesza do niej jaka
kobieta. Miaa na sobie szorty khaki, lnicobia koszulk i brzowe traperskie buty.
- Bonjour.
- Hola.
Kobieta pynnie przesza na hiszpaski, cakiem zrozumiay, cho mwia ze
strasznym akcentem i formaln, podrcznikow skadni, do jakiej Angelina nie przywyka.
- Jestem Jasmine. Kilka lat temu uyam nano do rekonstrukcji jzykw i nadal dziaa
cakiem dobrze. Mog ci je odsprzeda za dobr cen na czarnym rynku. Prosz, na pewno
potrzebna ci jest znajomo arabskiego i francuskiego.
Angelina potrzsna gow.

- Nie. - Czua si ju nazbyt czsto reorganizowana przez nano. I nie tylko to. Po
prostu nie wierzya Jasmine. Programy lingwistyczne byy znane z tego, e zmieniaj
osobowo, na dodatek oferowany przez dziewczyn nanoprogram musia by mocno
opniony w stosunku do obecnej kultury i obyczajw, ktre s przecie sercem kadego
jzyka. Clarissa nalegaa, by Angelina wchona przynajmniej francuski.
- To przecie francuski! Na Boga, dziewczyno, przecie wybierasz si do Francji! Nie
bd uparta!
Angelina jednak miaa ju do kopotw. Jasmine skina w kierunku skutera z
niewielk przyczep.
- Moja ciotka ma bardzo czysty pokj tu za sukiem.
- Chtnie si przyjrz.
Gdy szy do skutera i targoway si o cen przejazdu, Chester zacz si wierci w
plecaku.
- Tu jest strasznie ciemno.
Jasmine przystana.
- Co to?
- To tylko lalka - wyjania Angelina.
- Tylko! TYLKO lalka! - oburzy si Chester. - Moe jeszcze zwyka kuka?
Wypraszam sobie!
Jasmine rozejrzaa si nerwowo.
- To jest nielegalne.
- Dlaczego?
- Dlatego, e... Och, to trudno wytumaczy. Odczuwanie jest cech ludzi, a ludzie
zostali stworzeni na obraz i podobiestwo Boga. Ta lalka - cho nigdy takich lalek nie
widziaam ani nie syszaam - to kpina z Allaha.
- Wierzysz w to? - zapytaa Angelina, zastanawiajc si, czy nie poszuka innego
rodka transportu lub po prostu nie i pieszo.
- Nie. Ale to nie zmienia faktu, e ta lalka jest nielegalna.
- To mj tumacz - wyjania Angelina.
- To? - mrukn Chester z plecaka.
- Lepiej bdzie, eby nie tumaczy, gdy jestemy w tumie, inaczej kto moe go
skonfiskowa, a ty trafisz do wizienia.
Angelina spojrzaa w stron nabrzea. Gdyby nie chodzio o Louisa, po prostu
poczekaaby, a statek bdzie gotowy do odpynicia, i wsiada na pokad. Ale Gra w klasy

wzywaa. I Manuel. I Pary.


Pary. Ju wkrtce.
- Jak mona si std dosta do Tangeru? - zapytaa przewodniczk.
- To nieatwe. S sterowce, statki i stara autostrada soneczna. Najbezpieczniejsze s
karawany, nie padaj zbyt czsto upem bandytw. Mog ci pomc si z jedn umwi. Za
dobr cen. A teraz wsiadaj.
Jasmine jechaa przez wskie i krte uliczki z prdkoci przyprawiajc o zawrt
gowy, mijajc sklepiki, budki z aromatycznym jedzeniem i plae cuchnce ryb i
wielbdami. Zatrzymaa si przed biaym domem i nacisna panel przy dwuskrzydowej
bramie. Wejcie otworzyo si do wewntrz, ukazujc dziedziniec z wyoon bkitnymi
pytkami fontann porodku oraz gszcz rolin w wielkich doniczkach.
Drzwi zamkny si za nimi z cichym warczeniem mechanizmu i trzaskiem drewna o
drewno.
Wok dziedzica biega kolumnada i przejcia otwarte na cztery strony wiata.
Posadzki wyoono mozaik. Pltanina krzeww ranych obsypanych drobnymi kwiatami
wypeniaa przestrzenie midzy czterema gatunkami palm. Angelina rozpoznaa sagownic,
palm daktylow, palm pierzast i wysok, strzelist palm kokosow w jednym z
naronikw. Kot o imbirowej sierci przystan i zacz si przyglda przybyym, koyszc
ogonem. Jedne z wielu bkitnych drzwi uchyliy si i dobiegy zza nich urywane miechy i
muzyka.
Z pomieszczenia wysza niska kobieta w jaskrawozielonej sukni. Rozmawiaa przez
chwil z Jasmine po francusku, a potem odezwaa si po angielsku:
- Witam w Maroku. Nazywam si Khadija.
- Angelina.
- Przygotuj dla ciebie pokj. Moja siostrzenica mwi, e jeste z Argentyny. Co ci tu
sprowadza? - Jej oczy, otoczone nieduymi zmarszczkami mimicznymi, spoglday uprzejmie
i yczliwie, w uszach koysay si kolczyki z brykami bursztynu.
Zapaciwszy Jasmine, Angelina moga si bliej przyjrze gospodyni, ktra wydawaa
si skrzyowaniem Paula Bowlesa i jego ony Jane. Skojarzenia, tylko skojarzenia, poniewa
pojawiajce si opowieci byy w jzyku, ktrego Angelina nie rozumiaa.
- Szukam syna, Louisa. Wyjecha z Buenos Aires i popyn na statku, ktry cumowa
z Tangerze.
Kobieta pokiwaa gow z penym sympatii umiechem.
- Ile mia lat?

- Siedemnacie. Teraz ma osiemnacie. - A moe to ju go nie dotyczy, moe jest


bezwieczny lub wiecznie w tym samym wieku...
- Uciek?
Kobieta sprawiaa wraenie nieco wcibskiej, ale Angelina odkrya, e nie ma nic
przeciwko rozmowie o Louisie.
- Tak. Nie. Niezupenie. Mia si spotka z ojcem, Manuelem, ktry od wielu lat
mieszka w Paryu. Ale Louis wyjecha bez mojej zgody i bez planu lub.... - zy przesoniy
jej widok.
Starsza kobieta podprowadzia j pod ukowy portyk i posadzia na poduszkach.
Ucisna Angelinie palce, a po chwili podaa mocn, gorc i sodk herbat mitow.
Historie najwyraniej zmieniy Angelin. Zagodziy jej charakter. Sprawiy, e staa
si gupia i sentymentalna.
- Przykro mi z powodu twojego syna.
- Dzikuj. - Cho trzymaa si prosto jakby pokna kij, co wewntrz si rozlunio.
Bogosawione odprenie. Wzia gboki oddech i sprbowaa si umiechn.
- Jasmine powiedziaa, e masz czujc lalk.
- Powiedziaa te, e takie lalki s nielegalne.
Khadija parskna miechem. Potem pochylia si i spytaa niskim, niemiaym tonem:
- Czy mogabym j zobaczy?
- Tak! - zawoa Chester miao i stanowczo z plecaka. Angelina wzruszya ramionami,
ale otworzya klap i wycigna go. Zacz natychmiast rozmawia z gospodyni pynnym
arabskim dialektem, a starsza kobieta umiechaa si i odpowiadaa z wyran uprzejmoci i
yczliwoci.
- Doceniam twoj znajomo jzykw, ale chciaabym te uczestniczy w konwersacji
- zauwaya Angelina. - Moe wszyscy przejdziemy na angielski?
- Po prostu przeprosiem, e pojawiam si w bielinie - odpowiedzia Chester. Moesz mi znale bardziej oficjalny strj?
Kiedy Angelina wzdychajc grzebaa w plecaku w poszukiwaniu ubrania dla lalki,
Khadija zadzwonia delikatnie maym dzwonkiem. Natychmiast na dziedzicu pojawia si
moda kobieta, ktra wczeniej przyniosa herbat. Gospodyni co jej powiedziaa. Suca
spojrzaa na Chestera, umiechna si szeroko, a potem szybko oddalia.
Wrcia po chwili z lalk wielkoci Chestera, ubran w dug szat z kapturem,
wykonan z delikatnego jedwabiu i przyozdobion zotym, rowym i zielonym haftem.
Gospodyni rozebraa lalk i woya strj na Chestera.

- Prosz - powiedziaa po angielsku. - Teraz wygldasz bardziej elegancko.


- Dzikuj - odrzek Chester.
- Zdaje si, e nie boisz si z nim rozmawia - zauwaya Angelina.
- Oczywicie, e nie. Jest uroczy - przyznaa Khadija.
- Nadal jednak stanowi obraz Allaha...
Gospodyni machna rk.
- To nie mj problem. To rwnie aden problem dla wszystkich, ktrzy mieszkaj w
tym domu. Zapraszam na obiad. Bdzie tylko rodzina...
- Jestem do zmczona...
- I na pewno godna.
Niosc Chestera, Angelina zostaa niemal zacignita przez dwudziestostopowe
dwuskrzydowe drzwi do duego pomieszczenia owietlonego przymionym blaskiem lamp,
gdzie rozbrzmiewaa muzyka i taczyo kilka kobiet. Na mikkich dywanach stay niskie
stoliki i poduszki do siedzenia. Khadija strzelia palcami i sucy wnieli wielkie tace z
jedzeniem. Angelina rozpoznaa wrd da kuskus, ale wiedziaa, e potrawy bd
smakoway inaczej.
Po drugiej stronie stou dwie kobiety kciy si gono, machajc rkami, ale nikt nie
zwraca uwagi. Po chwili kobiety si rozemiay.
- To moi krewni - powiedziaa Khadija, siadajc przy stole. - Nie pijemy alkoholu, ale
dla goci mamy znakomite francuskie wino. - Zanim Angelina zdya zaprotestowa, kolejne
pstryknicie przywoao butelk i pkaty kieliszek. Gospodyni nalaa i Angelina poczua
mocny aromat. Suca przyniosa rwnie misy z wod i serwety.
Wszyscy zaczli je. Rozmawiano gono, gestykulujc, cho nie zawsze zrozumiale
dla Angeliny. Mimo to czua si wygodnie i bezpiecznie. A kiedy posiek dobieg koca,
mczyni zaczli taczy z mczyznami, a kobiety z kobietami.
Przypyway od nich opowieci przesycone histori. Podre po pustyni, gdzie
oddychao si suchym powietrzem, zmienny trans taca, wspgrajce z nim instrumenty
modulujce rytm, a ktry z taczcych pogra si w muzyce i odpywa duchem w rejony
nieznane i obce zwykym ludziom.
Zachcona przez kobiet obok Angelina rwnie wstaa i wczya si do taca.
Rozpuszczone wosy wiroway wok jej twarzy. Syszaa klaskanie. Wszystko rozpywao
si w muzyce i barwio opowieciami sprzed tysicy lat, opowiadanymi przez oczy, stroje i
ruch taczcych, utkanymi, jak dawne dywany, na wtku i osnowie ludzkiego dowiadczenia.
Khadija poprowadzia Angelin wskimi schodami i korytarzem wrd gipsowych

cian. Spokj. Opowieci ucichy. Gospodyni zaprosia gocia do maego, schludnego pokoju
z wskim dywanem i niskim stolikiem, na ktrym staa miska wody.
Kiedy Angelina zostaa sama, wysza przez otwarte okno na dach.
Przygldaa si miastu tarasw pitrzcych si nad brzegiem morza i portem. Lnice
delikatnie pasma zielonych wiate przystani otaczay kaduby statkw, a troch dalej wida
byo plac, gdzie spotkaa Jasmine. Wok rozbrzmieway bbny i piewy oraz nieliczne gosy
nocnych ptakw.
Angelina cofna si do pokoju i bez mycia, czy nawet rozbierania, pooya si na
mikkim dywanie. Ale oczy miaa nadal otwarte, wpatrzone w cian, na ktrej poblask z
okna malowa wzory cieni.
Opowieci przeplatay si w jej umyle jak ornamenty na cianie - ludowe banie,
przypowieci z Koranu. Zanurzya si w ich bezmiarze. Jedna z historii opowiadaa o
bramach, a bramy otwieray si na kolejne opowieci i tak w nieskoczono. Niektre
opowieci nadal byy ywe, a ycie niektrych ludzi zaczynao si i biego wraz z nimi, nie
ograniczone adnymi ramami czy barierami. Opowieci wibroway w umyle Angeliny.
Rozwijay si jak motyw muzyczny, powracay i brzmiay, niewidzialne, jak tysice
delikatnych dzwoneczkw, kady koyszcy si wasnym rytmem.
Splatay si w harmonijn pie, by potem rozprysn si w rnych kierunkach,
kada we wasnym tempie, w nowych kompozycjach, a w kocu dwiki i obrazy znikay,
zmieniajc si w wielk jasno. Angelina spoczywaa wewntrz tego wiata, wraz z
Chesterem, wyjtkowo cichym, jakby i on sysza to, co dziao si w umyle kobiety.
Suchaa.
Jej sny przepeniaa muzyka, wdrwki przez Sahar i obrazy onieonych szczytw
Atlasu.
***
Nastpnego ranka Angelina wstaa, umya si i znowu wysza na dach, usyszawszy
wezwanie do modlitwy. Muezin sta na strzelistej, biaej wieyczce oddalonej o moe p
kilometra od pokoju w domu Khadii. Angelina kadym zmysem czua otaczajcy wiat i
zdawao jej si, e te doznania s czyste i wyrane. Przypomniaa sobie sen, jaki miaa przed
przebudzeniem. nio jej si, e jest caa z czystego zotego piasku i zmienia si wraz z
ruchem ziarenek w ciemn posta, aby potem ponownie powrci do zotej barwy, i tak bez
koca.
Ona sama.
Zmienna.

Przemieniona.
Ju nie ta sama Angelina co kiedy.
wiat by peen magii. Manuel mia racj. Dlaczego tak dugo siedziaa na ranczu?
Jedyne, co naleao zrobi, to i naprzd. Nie zatrzymujc si ani na chwil.
Pierwszy raz w yciu poczua si cudownie niedokoczona.
Odwrcia si do okna, syszc woanie. To bya Khadija.
- Dzie dobry. - Gospodyni przekroczya prg, niosc tac. - Przyniosam kaw i
ciastka. Nie odpowiedziaa na pukanie, wic pomylaam, e jeste na zewntrz. - Pooya
tac na stoliku.
Angelina spojrzaa na wybrzee.
- Czy tam jest pocig? Odjeda! Gdzie jest Chester?! Musz jecha...
Khadija pooya jej do na ramieniu.
- Ju odjecha. Ale jeszcze dzisiaj, pniej, bdzie nastpny. Nie radziabym jednak
korzysta z pocigw. Ludzie, ktrzy nimi podruj... C, oni nie lubi takich jak ty czy ja.
Wcale na to nie licz.
- Co masz na myli?
W jasnym wietle poranka Khadija wygldaa na star i znuon.
- Po prostu s inni. Nie potrafi wyjani.
- Ale pocigiem mog si do szybko dosta do Tangeru - upieraa si Angelina. Musz znale syna.
Starsza kobieta usiada i nalaa im obu kawy, zapraszajc gocia gestem do zajcia
miejsca obok. Angelina usiada, otoczya filiank domi i upia yk.
- Pocig zosta zbudowany przez Francuzw wiele lat temu, zanim pojawiy si jasne
prawa zabraniajce podobnych urzdze. Wyjtek stanowi wanie pocigi jedce przez
Hiszpani, moe nawet do Parya.
- Ale to wspaniale - ucieszya si modsza kobieta. - Chc si dosta do Parya, tam
mieszka Manuel, mj m. - Chyba. - Co jest nie tak z pocigami?
- Mwi si, e nikt z nich nie wysiada.
- To bez sensu!
- Wcale nie. Ludzie wsiadaj na stacji. Czasami. Ale nikt nie wysiada.
- Moe nikt tutaj nie przyjeda...?
Khadija westchna, wcigajc aromat kawy.
- Ludzie przyjedaj tu cay czas. Ale nie pocigiem.
- Moe to za duo kosztuje?

- Nie wiem, ile kosztuje. Ale zmienia si status prawny. Wchodzc do pocigu, trafiasz
na terytorium Francji. Jestem przekonana, e pocig zabiera ludzi do Francji, ale po drodze
poddaje ich w jaki sposb indoktrynacji. Kiedy podejdziesz blisko pocigu, przekonasz si,
e jest ozdobiony kwiatami i pszczoami. Jak wiadomo, Pary jest Miastem Kwiatw. Ludzie
podobno nie maj tam wolnej woli. Wejcie do pocigu to pierwszy krok do zmiany w osob,
ktra podlega Miastu Kwiatw. Nie ma tam Allaha, nie ma transcendencji. Jest tam tylko to,
co ludzkie.
- Sdz, e tak jest wszdzie - odpowiedziaa Angelina.
- Nie wierzysz w Allaha.
- To prawda.
Khadija umiechna si ironicznie.
- Wic moe tobie podr pocigiem nie zaszkodzi za bardzo, h?
Angelina staraa si jednak potraktowa sowa gospodyni powanie.
- To, e nie wierz w nadludzk inteligencj lub transcendentalnego stwrc, nie
znaczy, e nie zaley mi na yciu i wasnej wiadomoci, ani te, e nie darz szacunkiem
tych, ktrzy wierz w nadprzyrodzon istot. Wierz, e to, co powiedziaa o pocigu, jest
prawd. I wierz, e mog straci moj osobowo, tosamo, woln wol. Dlatego nie
wsid do pocigu, w czym problem? Czemu ktokolwiek na wiecie miaby wybiera tak
podr?
- Kr plotki, e agenci Miasta Kwiatw odwiedzaj kawiarnie i rozsypuj do
napojw i potraw proszek, ktry powoduje takie pragnienie.
- Ale po co?
Khadija wzruszya ramionami.
- Pewnie z zapenienia pocigu czerpi jakie korzyci. Nie mam pojcia jakie.
- Jaka jest rnica midzy utrat tosamoci na rzecz, powiedzmy, Allaha, a utrat
siebie na rzecz miasta lub pocigu?
- Poczenie z Allahem jest najwyszym z moliwych stopni wiary, najwyszym celem
czowieka. Poczenie z czym, co stworzy tylko czowiek, to raczej utrata ni zwizek dusz,
a take utrata wszelkich moliwoci, by odzyska dusz.
- Dlaczego Maroko pozwala jedzi tym pocigom?
- Nie mona ich zatrzyma. S niezniszczalne. Nie sdzisz chyba, e przez lata
fundamentalici i terroryci nie sprawdzili wszystkich moliwych sposobw wysadzenia
pocigw w powietrze? Oczywicie to nie byy dziaania oficjalne. Nic nie usprawiedliwia
niszczenia pocigu, w ktrym mog si znajdowa pasaerowie, nawet jeeli jest to tylko

potencjalna moliwo.
Angelina uwiadomia sobie naraz, e denerwujcy i powtarzajcy si rechot, ktry
staraa si ignorowa, wydaje Chester, pozostawiony w pokoju i teraz starajcy si zwrci na
siebie uwag.
- Przepraszam na chwil. - Wesza na gr. Lalka leaa obok posania w kwadracie
sonecznego wiata.
- Zachowujesz si karygodnie - zwrcia jej uwag Angelina.
- Przepraszam.
Podniosa Chestera i otrzepaa z kurzu jego komiczn, dug szat.
- Twj turban si rozluni. Zawi go porzdnie.
- Tylko nie za mocno. Jestem pewien, e wcale nie jest ci przykro.
- Zgoda. Przyjmij wyrazy skruchy. Zapomniaam, e nie lubisz soca.
- Zostawia mnie, ebym olep w tym wietle. Nie lubi, kiedy kto udaje, e mnie
nie syszy. A najbardziej nie znosz tego, e nie mog si rusza i jestem zdany na ask ludzi
takich jak ty lub bezdusznych, jak seor Gabriel, albo... albo... - Zacz kaszle.
- Dobrze si czujesz? - spytaa Angelina z niepokojem.
- Mam po prostu ju do bycia lalk, ale nic z tym nie mog zrobi. Takie ycie to
tortura. Moe Allah si nade mn ulituje. Moe powinna zabra mnie do meczetu, abym
mg si nawrci.
Angelina nie skomentowaa, zacisna tylko usta i zmarszczya brwi, wbijajc wzrok w
spiralny wzr na ubraniu, ale Chester zdawa si czyta w jej mylach.
- Nie mwiem ci, e jestem czujc lalk? Do cholery! Nie wierzysz mi? Mam tak
sam dusz jak kady z tych acych tu i traktujcych mnie z gry idiotw. A nawet lepsz!
- Wanie to jest mi potrzebne. Histeryzujca lalka. A teraz uspokj si i bd bardziej
uprzejmy dla Khadii, dobrze? Daj mi dobry przykad. We si w gar. - Wzia go na rce
jak dziecko i poklepaa po plecach.
- Udawaem, e jestem smutny. Tak specjalnie - dla wiczenia - wyszepta jej do ucha.
- eby troch nauczy ci empatii. To wszystko.
- Rozumiem - odpowiedziaa. - To co, co powinnam zna. - wiat poda i bajek,
zawsze w pobliu, zapon w jej sercu. Poznaa mit o Golemie i bajk o Pinokiu. Uczya si.
I przez chwil czua strach przed tym, co ona i Chester wycign z tej lekcji.
- Stajesz si coraz bardziej wraliwa. - w gosie lalki brzmiaa satysfakcja, gdy
Angelina wynosia j przez niskie okno na dach. Powietrze nad rozsonecznionym miastem
byo czyste i orzewiajce, a gbokie barwy jasne i harmonijnie poczone. Czstotliwo

wiata przywoaa nowe opowieci, historie naukowe. Jeste wiatem, mwiy jej. Nawet ty.
wiatem o jakiej czstotliwoci by teraz Louis? Angelina zdecydowaa, e jednak
wsidzie do pocigu.
*
Nie prbowaa wyjania Jasmine lub Khadii, z ktrymi pnym rankiem posza na
targ, e nano mogoby pooy kres panujcemu wok ubstwu. Rozumiaa dobrze opr
przed technologi zza oceanu, dla niej tak swojsk i przywodzc myli o domu.
Sza pomidzy kramami, gdzie magicy, artyci i wrki mieli swoje terytorium.
Mieszay si tutaj przyjemne i mniej przyjemne zapachy, niesione bryz, ktra targaa
daszkami budek i igraa w dugich szatach przechodniw. Wiatr nie odstrasza jednak much,
brzczcych wszdzie, midzy chmurami kurzu, wrd ostrego zapachu zi zmieszanego z
woni pieczonego misa i warzyw. Urywki muzyki przebijay si przez natarczywe odgosy
targw i nawoywa sprzedawcw. Mczyni i kobiety zerkali na Angelin, gdy zostawaa
sama, lecz kiedy tylko Khadija braa j pod rami, wydawao si, e natychmiast staje si
niewidzialna jak powietrze. Rzucia par monet akrobatom. Nie rozumiaa, jak mona si cay
czas wygina niczym koty...
Ale i oni mieli swoje opowieci.
Chester znalaz si w plecaku i oglda wiat przez otwory, ktre kaza wyci w
klapie.
Zada, aby Angelina odwrcia si tyem do meczetu, gdzie wesza Khadija, gdy nad
miastem zabrzmiao mechaniczne wezwanie do modlitwy, ktre powtrzyli kapani na
wieyczkach. Khadija poprosia Angelin, by zaczekaa, a sama wesza do kobiecej czci
wityni. Na placu przed meczetem ludzie zdejmowali obuwie, klkali i modlili si. Tum
siga daleko, chyba a do targowiska.
- To matematyka - oznajmi Chester z wyranym zadowoleniem. - Ten ukad by
zapisany w mojej pamici, ale dopiero teraz, gdy widz go na wasne oczy, ma dla mnie sens.
Zamilk po napomnieniu, aby by cicho. Wyobraaa sobie, o czym mwi lalka. Muchy
brzczay w ciszy poranka i nawet gdy ludzie wstali i rozeszli si do swoich zaj, Angelina
miaa wraenie, e znalaza si wewntrz ogromnej, a dech zapierao, bkitnej kuli niebios.
Wielbdy, mae samochody i rowery przejeday wskimi uliczkami. Poczua wewntrz
lekko i ciepo, jakiego wczeniej nie znaa. Podrowaa sama, nikt nie wiedzia skd i
dokd, nie ciyy na niej adne obowizki.
Oprcz pragnienia, by odnale Louisa. wiat powrci do ycia.
- Ju tu idzie - powiedzia Chester i Angelina odwrcia si, by ujrze Khadij

opuszczajc meczet.
*
Po powrocie do domu Khadii oznajmia:
- Powiedz mi, jak mog ci odpaci za gocin.
- Dokd si wybierasz? - spytaa gospodyni. - Moemy ci pomc w zorganizowaniu
transportu...
- Pojad pocigiem.
- Ale...
- Mj umys jest gotw.
Biorc pienidze, Khadija potrzsaa gow.
- Wr, prosz, natychmiast, jeeli pojawi si jakiekolwiek problemy. Wezw
Jasmine...
- Przejd si. Raz jeszcze bardzo ci dzikuj za gocin.
Khadija umiechna si.
- Mogaby zostawi z nami Chestera. Jest taki interesujcy...
- Nie! - Angelina i Chester z plecaka odezwali si w tym samym momencie.
Troch zakopotana gwatownoci protestu, rozemiaa si.
- Zdaje si, e powinnam dojrzewa razem z nim.
- A ja razem z ni - dodaa niewidoczna lalka. - Chocia przyjemnie by byo zosta u
ciebie, Khadijo.
- Dzikuj, Chesterze - odrzeka Khadija, otwierajc im drzwi, by mogli wyj.
Niebo lnio intensywnie turkusow barw. Dzieci bawiy si na ulicach, mczyni
siedzieli na awkach przed domami lub w kafejkach, gdzie pony wiece.
Angelina skierowaa si w stron nabrzea. Khadija powiedziaa, e pocig odjeda
codziennie wieczorem dokadnie o smej ze stacji niedaleko przystani.
- Musimy by ostroni - odezwa si Chester. - Syszaem bardzo niepokojce rzeczy,
gdy mwili o pocigu po arabsku.
- Co na przykad?
- Przede wszystkim, e ludzie rzadko wsiadaj do pocigu, nawet jeeli chc tam
wej. To nie jest normalny pocig. Mieszkacy s kracowo wciekli, poniewa
zlikwidowano star kolej, a nowe torowisko uywane jest wycznie przez ten nowoczesny
ekspres. To znaczy, e nie ma normalnego transportu kolejowego do Tangeru.
- Czemu po prostu nie zbuduj wasnej kolei?
- Zdaje si, e si uparli. Poza tym, chyba s za biedni. Jeden z mczyzn twierdzi, e

jeli zbuduje si nowe tory, na pewno zajmie je pocig podobny do tego, co kursuje z Parya.
Brzmiao to troch dziecinnie i sentymentalnie.
- C, zobaczymy wkrtce.
Angelina skrcia i niemal wpada na star kobiet, ktra natychmiast cofna si,
robic przejcie.
Od nabrzea nis si orzewiajcy zapach morza. Nieopodal portu znajdowaa si
stacja, ozdobna niczym meczet. Angelina zastanawiaa si, dlaczego pozwolono, by ta
znienawidzona kolej tak si wyrniaa. Ale serce zabio jej mocniej dopiero na widok
pocigu - gadkiego, nowoczesnego, lnicego w pmroku zielonkawym, metalicznym
poyskiem i odbijajcego opalizujce niebo.
Przypieszya kroku w nagej obawie, e pocig nie bdzie czeka zbyt dugo i e
nieatwo bdzie do wej, cho dochodzio dopiero wp do smej. Kt jednak wiedzia,
jak si zachowuj pocigi w tej czci wiata. Angelina popieszya do wejcia na terminal,
lecz drzwi byy zamknite. Rozejrzaa si, nie wiedzc, co dalej robi.
Cienie si wyduay, na przystani rozbysy wiata. Oddalony tylko o kilka metrw
pocig zamrucza cicho. Okna byy owietlone, ale nie mona byo zobaczy wntrza,
zapewne w wyniku polaryzacji wiata na szybach.
- Czemu stoimy? - zapyta Chester. - Wycignij mnie! Chc zobaczy, co si dzieje!
- Nie wiem - odrzeka Angelina cicho i niezdecydowanie. - Nic nie wida, ale ten
pocig jest... dziwny.
Gdy podesza jeszcze bliej, drzwi otworzyy si i wysiad mczyzna w uniformie.
Rozoy metalowe schodki, ostatni stopie opar si o peron. Angelina podesza mielej.
Mczyzna odezwa si po francusku, ale nie patrzy na ni - wzrok mia nieobecny,
utkwiony w dali. Troch j to deprymowao.
Jego oczy byy jasne, prawie bezbarwne, podobnie jak wosy, przycite krtko i
wysuwajce si spod konduktorskiej czapki.
Odpowiedzia Chester - gosem Angeliny, czym j zupenie zaskoczy i jednoczenie
sprawi, e konduktor spojrza na ni z uwag.
- Tak, mwi po hiszpasku - rzek. - Bilet prosz.
- Kasa biletowa jest zamknita - oznajmia Angelina, odgarniajc kosmyk wosw
drc z desperacji doni, w tej chwili mylaa tylko o Louisie. Manuelu. Ubogi chopiec
stojcy pod zamkiem, pragncy polubi ksiniczk. Przekna nerwowo. - Mog kupi
bilet u pana?
- Nie mona kupowa biletw na przejazd tym pocigiem - odpowiedzia. - Musisz

mie bilet.
- To mieszne! - wykrzykna z gniewem.
- Przykro mi - odpowiedzia konduktor, po czym schyli si i podnis schodki. Zanim
jednak wszed do pocigu, Chester odezwa si po francusku, tym razem wasnym gosem.
- H? - zdziwi si mczyzna, odwracajc si w ich stron.
- Powiedziaem: dotknij jej - powtrzya lalka rozkazujco.
- Zamknij si - warkna Angelina, uraona i rozgniewana.
Konduktor unis brwi, ale zeskoczy z powrotem na peron.
- Jak pan sobie yczy. Kimkolwiek pan jest. - Wzi Angelin za rk.
Zanim zdya si wyrwa, mczyzna zdecydowanie skin gow.
- W rzeczy samej, ma pani bilet. Witam w Ekspresie do Miasta wiata. - Rozoy
ponownie schodki i ponownie uj do Angeliny, tym razem, by pomc jej wej do pocigu.
*
Ekspres opuci stacj, gdy tylko konduktor posadzi Angelin w przedziale.
- Prosz pozwoli, e zaprezentuj usugi dostpne w tym pomieszczeniu - powiedzia.
- Tutaj jest panel do zamawiania da i napojw. Moe zsyntetyzowa wszystko, co sobie pani
zayczy, dania z dowolnej kuchni na wiecie. Mona rwnie doda wasne przepisy otworzy ekran, gdzie pojawiy si wzory chemiczne - ale jeeli nie jest pani zawodowym
kucharzem, bdzie trudno przeoy receptur na rwnania chemiczne. Jeeli ma pani
ulubione wino lub rocznik, mona je zamwi uywajc tego panelu, o ile wybrany trunek
znajduje si w naszym spisie. Podczas podry do Parya mona jada w przedziale i mczyzna podnis gos - zapewniam, e nie bdzie pani rozczarowana. Jednak szczeglnie
polecam wagon restauracyjny. Wkrtce dotrzemy do Tangeru. Przyjemnie jest spoy
posiek, gdy bdziemy si przeprawia przez Cienin Gibraltarsk.
- Skorzystamy z promu?
- Tak, seora. Pozwoli pani, e zamwi dla pani obiad?
- Bardzo prosz. - Angelina staraa si ukry zmieszanie nag zmian poziomu
techniki. Konduktor skoni si uprzejmie.
- Znakomicie. Nie poauje pani, e wybraa podr naszym pocigiem, madame. To
znaczy, seora. Zreszt ju czas.
- To znaczy? - spytaa. Jednak konduktor tylko ponownie si skoni i wyszed z
przedziau, a drzwi zasuny si za nim z cichym szmerem.
- Wypu mnie! - zada Chester.
Pooya go na stole przy oknie.

- Posad mnie! - rozkaza z rozdranieniem.


- Tak jest, Wasza Wysoko. - Posadzia go w rogu fotela, skd mia widok na cae
pomieszczenie. - Czy tak jest dobrze?
- Nie kpij ze mnie - burkn. - Nie masz pojcia, jakie to okropne. Moe ten pocig
doda mi jaki ukad ruchu sterowany gosem.
- Niezy pomys. - Zastanowia si. - Zdaje si, e moe to nawet zrobi za darmo.
Co prawda miliony bani w pamici ostrzegay, e nie ma nic za darmo, ale Angelina
zbya to wzruszeniem ramion, zupenie jak bohaterowie opowieci. Przypominali jej chmar
dziwnych owadw w lesie, przyciganych przez wiato. Kady na swj sposb unikalny,
kady przylatujcy nie wiadomo skd i nie wiadomo dlaczego cigncy do wiata, jakby od
tego zaleao jego ycie.
- Dobrze si czujesz? - zapyta Chester. - Wygldasz na nieco zmieszan.
- Zastanawiam si, co miao znaczy: Ju czas"?
- Konduktor to forma sztucznej inteligencji - oznajmia lalka. - I rzeczywicie, te
uwaam, e ju czas.
- Czas na co?
- Na... zmian. Myl, e zaraz si dowiemy.
- Cudownie - mrukna Angelina. Usiada na sofie i wpatrzya si w okno, w ostatnie
byski zachodzcego soca.
Konduktor powrci po pgodzinie.
- Prosz za mn.
Poszli naprzd, mijajc trzy wagony. Potem mczyzna posadzi Angelin przy stole
nakrytym biaym obrusem. Porcelanowe nakrycie otaczay krysztaowe szklanki i kieliszki,
sztuce byy zapewne srebrne. Jednak najbardziej zaskoczy j maitre, ktry przynis
dziecice krzeseko i posadzi na nim Chestera. Wagon restauracyjny by peen ludzi, sycha
byo muzyk zmieszan z gwarem rozmw.
- C za cudowny pocig - stwierdzia lalka, patrzc na Angelin paciorkowatymi,
uwanymi oczyma. - Moe powinnimy w nim zosta na zawsze.
- Moemy nie mie wyboru - odpara gorzko towarzyszka, rozgldajc si po
zgromadzonych

przy

stolikach

pasaerach,

wygldajcych,

jakby

pochodzili

dziewitnastego wieku. - Myl, e wszyscy s tutaj ju bardzo dugo...


Jaki mczyzna nala Angelinie wody.
- Proponuj zacz od kawioru.
- Nie przepadam za kawiorem. Macie zakski do da misnych? - Prawie kade danie

w Argentynie skadao si z misa i tsknia do takich potraw. Kelner skin gow.


- Jak pani sobie yczy. Czy mam wybra wino?
Angelina przytakna i zamkna ekran menu, zadowolona, e nie musi decydowa. Za
oknami przemyka coraz ciemniejszy krajobraz.
- W tym pocigu jest wicej, ni wida na pierwszy rzut oka - zauway Chester.
- Co masz na myli?
- No... - Zawaha si - Patrz! Czy to nie pikne?
Ekspres powoli przejeda przez plac w nieduym miasteczku. Angelina dostrzega
onglera i kobiet w bkitnym sari, grajc na saksofonie.
- Nie prbuj zmienia tematu. Co miae na myli, mwic o pocigu?
Kelner przynis empanadas, pikantne hiszpaskie pierogi nadziewane misem i
serem. Chester westchn.
- Nie wiem. Wiem tylko, e jeste tutaj dlatego, i masz pewn genetyczn anomali. I
wszyscy ci ludzie s tutaj dokadnie z tego samego powodu. Uwaam, e podlegaj jakiemu
procesowi transformacji. Moe lepiej bdzie wysi w Tangerze i dalej podrowa w inny
sposb...
- To ty mnie wprowadzie do tego pocigu. - Umiechna si, nieoczekiwanie czujc
odprenie. - Zamierzam tu zosta i cieszy si przejadk.
- Pozwl, e wytumacz ci, czego si dowiedziaem...
Kelner zabra pusty talerz i postawi w jego miejsce pmisek pieczonego misa oraz
koszyk z pieczywem, w wagonie zabrzmiaa powolna muzyka, smyczkowe utwory Bacha.
Angelina miaa wraenie, e rozlunia si i odpra z kad nut, jakby bya strunami, na
ktrych grano melodi. Byo to niespodziewanie przyjemne wraenie. Spojrzaa przelotnie w
ten drugi pejza, malowany muzyk i matematyk, ktry zawsze nosia w sobie. Zatapiajc
si w muzyce, mechanicznie zjada zup, nie suchajc paplania Chestera. To, co mwi,
miao takie samo znaczenie jak brzk krysztaowych naczy lub srebrnych sztucw.
Wszystko byo rwnie wane lub niewane dla Angeliny, pogronej w wiecie wrae
suchowych.
- Wszyscy ci ludzie s radioistotami. Ich czsteczki i dusze zostay przeorganizowane.
Czynnie uczestnicz w procesie przemiany, oczekuj jej zakoczenia z religijn niemal
gorczk. Ty rwnie stopniowo si zmienisz, zanim dojedziemy do Parya. Ten pocig i tory
to wielka antena odbierajca sygnay z Parya, w chwili, gdy znajdziesz si w Paryu,
bdziesz cakowicie... dostosowana - to chyba najwaciwsze okrelenie. Dostosowana do
miasta. Jakby si do tego urodzia.

- Urodziam si, by rzdzi krlestwem. Ale przegraam. Jedyn rzecz, jak musz
zrobi, jest odnalezienie Louisa.
Zanim skoczya obiad, pocig dojecha do Tangeru i przetoczy si na prom.
Angelina skierowaa si do salonu, skd dochodziy szmery rozmw innych pasaerw. Za
oknami przesuwa si jasno owietlony Gibraltar.
Kroczya po dywanie, nie powicajc majestatycznej panoramie wiele uwagi.
Nareszcie zbliaa si do Louisa i Manuela. Zbliaa si do tajemniczego Miasta wiata,
miasta Gry w klasy, Prousta, Hugo, Zoli i tysicy przybyszw z innych stron wiata. Fikcyjne
postaci z dzie literackich kryy i taczyy w umyle Angeliny, jak senne zjawy suny po
uliczkach, ktrymi przechadzali si pisarze - ich twrcy; przecinay drogi w wymylonych
wiatach i rnych epokach historycznych.
Maa dziewczynka podniosa Chestera i zacza si nim bawi, zabierajc go midzy
krzesa. Rozmawiali w jzyku, ktrego Angelina nie znaa - pewnie po niemiecku.
Dziewczynka poklepaa lalk po brzuchu. Zamia si i szybko powiedzia jeszcze par sw.
Angelina wstaa. Patrzya przez chwil, a potem powiedziaa:
- Chester, idziemy.
- Dlaczego?
- Bo chc si przespa.
- To raczej powd, ebym tu zosta. - Odezwa si po niemiecku i dziewczynka
zerkna na Angelin, a potem obja delikatnie lalk i z uporem potrzsna gow.
Warkoczyki zataczyy wok jej twarzy. Wygldaa na nieco zdenerwowan.
- Nie jestem twoj wasnoci - powiedzia agodnie do Angeliny.
- Oczywicie, e nie jeste. - Gos kobiety zabrzmia znacznie bardziej piskliwie, ni
sobie tego yczya. - Kto... kto prosi, ebym go zabraa... Och! - Rozemiaa si. - Masz
racj, oczywicie! - Odwrcia si, a kiedy odchodzia, usyszaa jeszcze, jak krzykn:
- Angelino!
Ale nawet nie odwrcia gowy.
Wesza do przedziau z chodnymi, biaymi przecieradami na posaniu i wspaniaym
widokiem rdziemnomorskiej nocy za oknem. aowaa, e jest tutaj, a nie w Tangerze lub
na pustyni. Czy kiedy tam wrci? Czemu si tak pieszya? Nigdy nie znajdzie Louisa.
Nigdy nie znajdzie Manuela. Moga z Chesterem przyczy si do karawany i zwiedzi
Tanger. Lalka byaby dobrym towarzyszem podry, znaczya wicej, ni wczeniej si
Angelinie wydawao. I wtedy Chester mgby si jeszcze bardziej upodobni do czowieka, w
tej chwili Angelina za nim tsknia. Ale on wybra towarzystwo maej dziewczynki.

Nagle doznaa olnienia: zaczynaa wariowa z powodu lalki. Najwyraniej bya o ni


zazdrosna!
Ach, o to chodzio. To takie proste. Po prostu zaczynaa wariowa.
Spojrzaa w gwiazdy. Jej serce i umys zatrzymay si pierwszy raz od bardzo dawna Angelina niczego nie oczekiwaa, niczego nie pragna.
Nie bya pewna, co si stao, nie wiedziaa, co spowodowao ten stan. Ale nagle
poczua si naprawd spokojna i ywa. Czy to pocig darowa jej ten psychiczny kontakt, czy
w powietrzu, ktrym oddychaa, znalazy si subtelne przekazy chemiczne i wanie dziki
nim poczua si w peni sob? Umys Angeliny by czysty i klarowny.
Zauwaya niewielki panel kontrolny po prawej stronie pod oknem. Dotkna go i
poprosia o menu po hiszpasku, poniewa ikony nic jej nie mwiy. Potem nacisna w
odpowiednim miejscu i okno zaczo si kurczy, a stao si niewidocznym, przezroczystym
pasemkiem, przez ktre przenika tylko wiatr. Nawet dach w przedziale mona byo otworzy
lub zamkn.
Angelinie serce rwao si do janiejcego na niebie ksiyca w peni. Znowu bya ma
dziewczynk, ktr zabrano na pamp, do obozowiska gauczw. Ju z daleka syszaa ich
pieni i wybijany stopami rytm tacw. Uoya si wygodniej na posaniu. Wspomnienia o
gauczach znikny, ale nadal syszaa muzyk skrzypiec pync wrd konstelacji gwiazd,
widziaa zwizki midzy gwiazdami opisywane przez muzyk. Wszystkie te taneczne,
szybkie ornamenty splatay si rwnoczenie w umyle kobiety, a niebo zmienio si w
wizerunek czasu. Angelina zasna ukoysana tym widokiem, zanurzona w nim, a we nie
pojawiy si geometryczne, matematyczne wzory, tak pikne, e niosy tylko rado; bdce
tylko sob i dlatego doskonae.
*
Gdy si obudzia, by wit. Podmuchy wiatru nadal pyny przez przedzia, a z oddali
wynurzay si szczyty gr w zieleni i zocie. Zauwaya Chestera - niewyrany, szary ksztat
tu obok. Oczywicie powiedzia dziewczynce, z ktr si wczoraj bawi, dokd ma go
odnie.
- Ciesz si, e wrcie - wymruczaa.
- We mnie za rk - poprosi.
Obrcia si na bok i obja jego ma rk, pokryt imitacj skry. Gdy ponownie
zapadaa w sen, wyobraaa sobie, e Chester si poruszy.
*
Hiszpania okazaa si dla Angeliny fantasmagorycznym splotem obrazw -

wspomnie o rodzinie, ktra std wyemigrowaa przed wiekami, widoku stromych gr i


kwitncych brzegw.
Posza do wagonu restauracyjnego, aby przed tym uciec, ale nie zadziaao. Wizje
rosy jak gbokie halucynacje, wyrane, stworzone w naturalnym jzyku Angeliny,
cakowicie przejrzystym. Wszystkie opowieci, jakie nosia w umyle, przeksztacay si w
form wizji, obrazw, i chocia mona je byo przenie na nonik, jakim by jzyk, same
obrazy byy trwalsze i niezmienne.
Szklanka obok doni Angeliny bya tylko szklank. Lecz nawet ten prosty przedmiot
przywoywa opowieci.
Moe to by szklanka wypeniona piwem podczas corocznej podry do Buenos Aires,
gdzie ony ranczerw paradoway w swoich najlepszych toaletach. Ale Angelina ubrana jest
w prosty strj biznesowy i uzgadnia warunki umowy - wanie przy piwie.
Albo moe to by szklanka, ktr pewnego ranka podsuna jej matka; szklanka ze
wieo wycinitym sokiem z owocw na niadanie. I cho zmysy ludzkie nie s a tak
wraliwe, wieo zdaje si wypenia powietrze.
Tak, nawet szklanka moe wzbudza emocje. A obrazy nie zawsze s proste i cakiem
jasne. Niektre mog by przeadowane, cikie od szczegw i ornamentw i tak bogate. A
obrazy opowieci ustawiaj si jeden nad drugim, jak rwnania. Zapewne bd si rozrasta i
zmienia, jak Gra w klasy. Albo snu subtelnie i delikatnie jak powieci Czechowa. A moe
rozwin si z brutaln nieuchronnoci, jak 1984 Orwella.
Kiedy jada jajka na mikko, za oknami przesuwaa si ogromna rwnina zamknita
grami majaczcymi na horyzoncie. Jeeli nie wpatrywaa si w krajobraz, moga dostrzec
wasne niewyrane odbicie oraz Chestera tu obok, ubranego w zaskakujcy, starowiecki
strj, zapewne otrzymany wczorajszego wieczoru. Moe strj dosta od niemieckiej
dziewczynki w podzikowaniu za dobre rady i zabaw - zapewne dziecko chciao, by bardziej
przypomina czowieka. Ale po co - zastanawiaa si Angelina - ubiera lalk, maszyn?
Chyba zaczynaa si uwalnia od jego wpywu.
Zamylia si nad Chesterem - nad jego istnieniem, umiejtnociami i pragnieniami.
Byy czasy, gdy maszyny oddzielano od ludzi.
Ale teraz to si zmienio, teraz maszyny podkrelaj swoj odrbno, chc by znane,
a zarazem chc koegzystowa z ludmi i osign bogactwo wrae dostarczanych przez
ludzkie zmysy, chc mie ludzk wiadomo, to odzwierciedlenie drga materii
wywoywanych przez uczucia.
Rzeczywicie, to bya caa prawda o Chesterze.

A moe nie - dumaa dalej - moe maszyny zechc mie ludzi wewntrz siebie, ludzi
jak duchy, bezcielesnych, cierpliwie czekajcych przez dugie wieki: na usta, pici, owadzie
czuki.
Teraz maszyny, tak przecie malekie nano, byy jednak widoczne, day rwnego
traktowania, by mogy trafia wszdzie bez oporu - do ska, do wody, na tapety, do butw, do
zorganizowanej materii miast.
Chciay si poczy we wspln wiadomo, cokolwiek to bdzie.
Maszyny przemieszczay si w tym pocigu, przenikay meble, znajdoway si w
dziecicych zabawkach. Czy ci ludzie wok naprawd s ludmi - choby ta kobieta, ktra
zaprasza Angelin do stou i rozmawia z innymi? Czy te jest maszyn bardziej nawet ni
Chester, naladujc ludzkie ksztaty i ludzki umys?
Angelina upia yk mocnej kawy z czekolad i ugryza kawaek ciasta ze smaon
cebulk i serem. Znakomite niadanie.
Skoro to my stworzylimy maszyny - zastanawiaa si - czemu mielibymy wierzy w
ich bosko? Skoro je zuywamy i odrzucamy, skoro dokadnie niszczymy resztki, dlaczego
doprawdy miayby nas kocha i wspiera? Jestemy dla nich jak konie. A kiedy maszyny
zdecyduj si rozmnoy i odej wasn drog, czemu miayby zabra ludzi ze sob? Jeden
wygodny bysk, jaka miertelna plaga i wszechwiat zostanie na zawsze oczyszczony z
kopotliwej ludzkiej paplaniny.
Angelina odsuna te myli. Nie byy niczym nowym. Pojawiay si, odkd
wynaleziono pierwsze mechanizmy, odkd konserwatywne grupy niszczyy urzdzenia
wkiennicze nie ze wzgldw finansowych, lecz z powodw religijnych, w imi ludzkiej
godnoci, by ocali dusz wytworzonych rcznie dzie. I jak w tkactwie, w ktrym ludzie
nadal sami tworz wzory i na roboty przerzucaj tylko ich realizacj, tak w caej reszcie
dziaa ludzkich i mechanicznych nie mona utraci tej iskry, ekspresji ludzkich emocji,
jakiej prno szuka u nieczujcych, niemylcych maszyn.
I dlatego ludzie, ktrzy steruj maszynami, nie mog sta si ich niewolnikami,
gotowymi na kade skinienie, troszczcymi si o ich potrzeby. Nie mog sta si tak
odczowieczeni jak... jak dzieci epoki wczesnoindustrialnej opisywane w powieciach Zoli,
jak dzieci z ksiek D.H. Lawrencea, oddajce ycie w kopalniach, by maszyny mogy
pracowa; ani jak Maggie, zdehumanizowane dziecko ulicy, opisane przez Stephena Cranea,
ktre w zdehumanizowanym miecie za wolno uczyo si sztuki przetrwania.
Teraz wanie te opowieci s bardziej realne. Co byo ostatnim bastionem dla maszyn
starajcych si we wszystkim naladowa czowieka? Maszyny opanoway ruch, opanoway

nawet rozmnaanie.
Pozostaa tylko wiadomo.
wiadomo rozumiana tak szeroko, jak to moliwe; wiadomo, ktrej przejawem
byy opowieci.
Oczywicie, inne stworzenia te postrzegay i odbieray informacje o swoim otoczeniu.
I te miay opowieci - Angelina wiedziaa to doskonale. Opowieci zbudowane z
niebezpieczestwa i reakcji na zagroenie.
Pomylaa o Justo, swoim psie. Mia opowieci i sny. Ale jak Angelina miaaby
zmierzy ich gbi, dugo lub zoono? Moga jedynie ujrze ich powierzchni,
zaobserwowa reakcje Justo, to wszystko. Rozumiaa jednak jego cierpienie, gdy umiera.
Kiedy Justo zobaczy Angelin potrcon przez samochd i lec przy drodze. Przez
sekund przyglda si jej, potem cofn si, a jego uszy opady i zadray. Nie chcia je
przez wiele dni, prawie nie podnosi si z legowiska. A pniej ju nigdy nie by tak radosny i
chtny do zabawy i ryzyka. O, tak! Psy czuj bl i smutek. S pene emocji. Po prostu nie
znaj sposobu na utrwalanie swoich opowieci lub ich przekazanie.
Ale Angelina, bdc czowiekiem, moga sobie wyobrazi wszystko, tworzy myl,
co od pocztku do koca jest niewyobraalne. Sowa ukaday si w zdania, odsaniay nowe
znaczenia i pojcia, a pojcia czyy si w biegnc wyranym torem narracj. Dopki ludzie
mogli to robi - formowa emocje w opowieciach - maszyny nie miay szans, by ich
zniewoli.
Nigdy si nie lkaj
Maych, naoliwionych maszyn,
Zacznijmy jeszcze raz
Z lepszym nastawieniem, dobrze?
Jestemy brami i siostrami
W naszej spiralnej skorupie
Wymieniajc rzeczy niezastpione na wiato
Zmieniajc...
- To brzmi jak poezja - powiedzia Chester.
- Co? - Wstrzsna si, nagle wracajc do rzeczywistoci.
- To, co powiedziaa: Wymieniajc rzeczy niezastpione na wiato...
- Mwiam na gos?
- Mwia przez duszy czas. Ale nie martw si, nic nie znikno. Ten obrus na pewno
ci sucha.

- Nie wygupiaj si! - parskna.


- Mylisz zupenie inaczej ni ja - Zaduma si i w jego gosie zabrzmia smutek. Zdawao mi si, e pogrya si w mylach i popyna z nimi. Jeden obraz rodzi nastpny
i kolejny - i tak myli zabray ci w pikn podr. Tymczasem ja potrafi jedynie reagowa
na doznania zmysw, choby nawet o szerszym ni ludzki zasigu, ale jednak tylko
zmysw. Na dodatek potrafi reagowa na bodce tylko w sposb, w jaki zostaem
zaprogramowany.
- Zdaje si, e jednak moesz podejmowa decyzje i dokonywa wyborw - zauwaya
Angelina, zadowolona, e Chester wyrwa j z natoku myli. - I chyba masz osobowo.
Jeste uprzejmy. Uroczy. Jeste sodki.
- Wyobra sobie, e wzruszam ramionami - odpowiedzia. - To s cechy, ktre s
dobre dla dzieci. Kto uzna, e takich cech powinny naby i tyle. Naprawd nie ma to ze mn
wiele wsplnego. Myl, e nie ma adnego mnie, chocia istnieje zudzenie, e ja to ja.
- A kto wierzy w zudzenie, e ty to ty? Czy to nie jest cz ciebie? Pozwl, e co ci
powiem, Chester. Ludzie s jak korytarz luster, moesz i i i i i, i nigdy nie dojdziesz do
koca, nigdy nie trafisz na pust cian.
- To wicej ni moje zudzenie. Wyobra sobie, e teraz umiecham si cynicznie i
wzruszam ramionami.
- Gupie wyobraenie, mj drogi. - Cieszya si, e znowu rozmawiaj. To byo
strasznie wcigajce, yciowe.
- Moe nauczybym si tych opowieci? - spyta smutnym, tsknym tonem.
- Nie widz przeszkd. - Gwatownie odstawia filiank na spodek. Natychmiast
podszed kelner, by napeni naczynie.
- Ale to ci przeszkadza, rozprasza ci.
- Teraz twoja kolej, by wyobrazi sobie wzruszenie ramion.
- Naprawd ci przeszkadza. Wydzielasz zwizki chemiczne charakterystyczne dla osb
zaniepokojonych i majcych problemy.
- Bardziej to drugie - stwierdzia gosem, w ktrym zabrzmiao napicie.
- Widzisz? Potrafi okreli, co czujesz.
Angelina westchna.
- Tak. Chyba potrafisz... - Wyprostowaa si na krzele.
- aujesz, e nie jeste niewidzialna.
- Troch. Potrafi robi to co kady czowiek. Odsanianie wszystkich myli jest
straszne.

Po duszej pauzie Chester podj temat.


- Nie cierpi wiadomoci, e jestem jedynym, ktry ci to robi. Ale tam, dokd si
wybierasz, nie ma adnych oson, kamuflay. A ten pocig to zaledwie preludium tego, co
czeka ci w Paryu.
Ale czy wtedy, jeszcze na statku, nie zaakceptowaa tego? Czy nie przyja
wszystkich opowieci, nie pogodzia si z now sob, nie zgodzia si na pomoc Chestera?
Wtpliwoci i pytania powracay do umysu Angeliny. Ale pocig je wymaza. Pocig...
Wyprostowaa si i rozejrzaa.
- Dlaczego wszystko wieci? - spytaa w kocu Chestera.
- Pocig ci odpowie, jeli zapytasz. Ja te mog. Pocig jest czci ogromnej anteny.
Moe sta si urzdzeniem nadawczo-odbiorczym, jeli zechcesz. Pary jest dumny ze swojej
dugiej historii, w ktrej zawsze stawia na rozwj techniki, w 1913 roku, na pocztku lipca,
nadano pierwszy sygna, ktry odebrano na caym wiecie. Nadawano z wiey Eiffla. Dzisiaj
miasto stanowi centrum, w ktrym rodzi si nowe rozumienie czasu. Wykorzystano pewne
efekty kwantowe, by uzyska wanie ten wyjtkowy blask, ktry jest jednoczenie
wyranym sygnaem dla wszystkich umiejcych go zrozumie. Ten ekspres i wszystkie
pozostae kursujce po kontynencie utrzymuj szlaki handlowe w gotowoci dla tych, ktrzy
na razie unikaj pocigu i technologii, na jakiej si opiera.
- C za wielkoduszno...
- To dlatego, e Pary... Dlatego, e Pary jest dziwny.
- Nie wtpi - achna si. - Pary pochon mojego ma.
- Kade miasto moe wchon czowieka.
- Nie Manuela - zamylia si Angelina. - adne ze starych miast nie mogoby
wcign Manuela. On by... jest... inny. - Prbowaa nie myle o Louisie.
Na wysikach, by nie myle o synu, spdzia cay dzie.
W kocu pod wieczr stana w przejciu midzy wagonami. Obserwowaa widoczny
w oddali zarys miasta, ktre zbliao si coraz bardziej. Chestera i rzeczy osobiste schowane
miaa w plecaku koyszcym si na ramieniu.
Dostrzegaa ju pojedyncze budynki wynurzajce si zza wzgrz przecitych
nieregularnymi spiralami. Czerwone i niebieskie dachwki lniy w ostatnich promieniach
soca.
Pocigna za drut nad gow.
Ku jej zdumieniu pocig zwolni. Przejecha przez kilka ukw i zatrzyma na maej
stacji.

Pod arkad peronu staa tylko ozdobnie kuta, ciemna, metalowa awka. Siedziaa na
niej starsza kobieta, ktra podniosa ufne spojrzenie na wysiadajc z pocigu Angelin.
Angelina przesza pod kolumnad i stracia pocig z oczu.
Skrcia w brukowan uliczk prowadzc na wzgrza. Promenad spacerowali ludzie,
mijajcy mae sklepy i kawiarnie. Na szczycie wzniesienia kobieta znalaza hotelik. Wesza i
przywitaa si z mczyzn za kontuarem recepcji.
- Potrzebny mi pokj. Macie jaki na ostatnim pitrze?
Recepcjonista poprowadzi j na gr po wskich, krtych schodach. Przejcie
owietlay tylko wiece. Mczyzna wyj pk kluczy i bez wahania wybra jeden. Pchn
otwarte drzwi.
Znaleli si w pokoju z cikimi, prostymi meblami. Ratanowy dywan lea przed
kiem z baldachimem, wspartym na czterech supkach, wok ktrych udrapowana bya
cienka, siatkowa tkanina. Drewniane krzeso z mikkim obiciem i poduszkami stao przy
duym biurku z lamp. Na blacie leao kilka ksiek. Mczyzna otworzy przeszklone
drzwi.
- Balkon.
Gdy tylko Angelina wysza na taras, usyszaa z dou cichnc muzyk. Widziaa
gowy ludzi przechodzcych przez ulic, w oddali zaszczeka pies.
- Doskonale. Zapac od razu.
- Nie trzeba. Wystarczy zapaci jutro. Ma pani jakie yczenia?
- Co do jedzenia, prosz. - Nie jada od rana, niezbyt ufajc daniom z pocigu. - I
butelk najlepszego wina, jakie pan ma.
Recepcjonista wrci po piciu minutach z pieczonymi krabami, otwart butelk
czerwonego wina i kieliszkiem. Angelina aowaa, e nie zoya konkretniejszego
zamwienia, miaa ochot na miso, do ktrego przywyka w Buenos Aires. Niewane.
Podzikowaa mczynie. Skoni si i wyszed cicho, zamykajc drzwi.
- OK. Teraz mnie wreszcie wypu - odezwa si Chester z plecaka. Angelina wyja
go i posadzia na balkonie, przyniosa tam rwnie wino i jedzenie. Wia rzeki, chodny
wiatr. Ciekawe, czy udaoby si jej zauway niskie gry na wschodzie, gdyby nie zasaniay
gwiazd?
Usiada wygodnie na krzele i napia si wina.
- Co za ulga, e ju nie jestem w pocigu.
- Ach - mrukn Chester bez zaangaowania.
- Spodoba ci si tutaj - powiedziaa z wyrzutem.

- Nie o to chodzi...
- Nie marud! Oczywicie, e ci si spodoba!
- Jasne. Rozmaito ludzi i baz danych. Rzeczywicie, spodoba mi si tutaj.
- Myl, e wrc do Argentyny, Chester. Nie chc ju jecha do Parya. Straciam
nadziej, e zobacz Louisa lub Manuela. Prawdopodobnie zostaam czciowo zmieniona
podczas transformacji, jakiej poddawani s pasaerowie pocigu, i przestraszyam si.
Manuel i Louis nie chc mnie widzie. Mog wrci na ranczo, do mojego dawnego ycia.
- Boisz si - zauway Chester.
- Owszem. Wczeniej si nie baam, nie tak bardzo. Byam za, ale zdecydowana.
Potem, w pocigu, ujrzaam pocztek nowej drogi dla wszystkich stworze i dla ycia, w
Buenos Aires miaam tego zaledwie posmak, za mao, by si zainteresowa lub przestraszy.
Ale tutaj mam wraenie, e jest mnie coraz mniej, a coraz wicej jest opowieci. Prbowaam
nie walczy z tymi opowieciami i chyba odniosam sukces, osignam spokj i mog si
zastanowi, co powinnam z nimi zrobi lub co mog zrobi dla nich. Ale nie chc spotka
ludzi, ktrzy znaj kad moj myl, i nie chc ich pozna. To jest co, co czy matki i
dzieci. Co, co mija, gdy dzieci dorastaj.
Po zaledwie paru ykach wina poczua, e odpywa. Odstawia ostronie lampk na
stolik i przez kilka minut patrzya w gwiazdy.
Opowieci zdaway si nikn w tle, pozostawiajc jedynie gboki, redniowieczny
akord zoony z ostrych tonw rewolucji, ndzy i mierci, czowieczego dziedzictwa i
najwyraniej nieuchronnego przeznaczenia. Zaniepokojona Angelina mamrotaa, czujc, e
znajduje si na krawdzi przebudzenia, pragnc tylko uciec od rda blu i pomieszania
zmysw, powtarzajcego si wci od nowa, ale nie moga. Prbowaa krzykn o pomoc z
tego pola bitwy, gdzie przystojny mody mczyzna - tak przystojny jak kiedy Manuel, jak
teraz Louis - lea nieprzytomny lub martwy, na zawsze utraciwszy dary losu.
Dlaczego? Chciaa krzycze z gniewu. Musi by inny sposb. Inna droga dla ludzkoci
ni straty, ni powszechna unifikacja i brak rnic midzy ludmi. Dlaczego opowieci
niczego nas nie nauczyy?
A wtedy melodia splota si w cakowicie innym brzmieniu, czym, co docierao
wprost do duszy Angeliny. Miaa uczucie, e si przebudzia, ale nie moga ani si ruszy, ani
mwi.
Opowieci i obrazy historii skoncentroway si w jednym punkcie, a potem
rozcigny si w kul wiata.
To wiato jednak nie razio, byo subtelne, mienice si barwami i byszczce tak, e

kontury otoczenia rozmyy si, zagodniay. Chester lea obok na wp oprnionej lampki
wina.
Angelina syszaa muzyk, jakiej nie syszaa nigdy wczeniej. Czua j tak, jakby
dwiki miay wadz nad mylami i porzdkoway umys wedug nowego wzoru. Jakby jej
umys by podatny niczym plastelina w rkach dziecka i rwnie silnie nastawiony na
poznanie. Jakby nage Angelina znalaza si w nowym rodowisku i musiaa si wszystkiego
nauczy. wiato rozbyso nagle, nie bya to jednak byskawica, lecz ostatnie promienie
zachodzcego soca przebijajce si przez chmury. A potem niebo pociemniao i pojawiy
si gwiazdy.
W tym stanie kontemplacji nie byo miejsca na ucieczk lub strach. wiato i muzyka
zajmoway ca przestrze informacji w umyle Angeliny, a nawet wydawao si, e j
poszerzaj; czua, e moe teraz sign gwiazd. A wtedy uwolnia si od obrazw wojny i
moga przemwi.
- Louis? - wyszeptaa i zastanowia si, dlaczego.
Uniosa si nieco na krzele, a potem opada powtrnie, zdezorientowana. Czua
twardo krzesa. Ale zobaczya jeszcze co, co innego. Nie dach, ktry pamitaa. Inny
dach... wszystko si rozjedao... nieco inny. Jakby znajdowaa si w tym samym miejscu, na
balkonie, wstajc i siadajc nieskoczenie wiele razy. To, co si zdarzyo w jej yciu,
rozmywao si w umyle, rozpywao tak, jakby Angelina wyrosa w otoczeniu tylko zudze,
zudze, jakie utka umys z wrae pojawiajcych si i czcych cyklicznie, odlegych teraz
i niepewnych. Nie wiedziaa, jak dugo trwao, zanim uwiadomia sobie, e to samo stao si
z jej poczuciem czasu, t podstawow umiejtnoci; e ono rwnie byo tylko iluzj, ktr
kto pozwoli jej houbi, by moga y, podejmowa decyzje i przetrwa; e staa si
podobna do zwierzcia, zoonego, wspaniaego zwierzcia stworzonego z tak wielu
rnorodnych elementw.
Czas zwzi si i skurczy wewntrz wiata. Przesta mie okrelony kierunek i
wymiar. Umys Angeliny uczy si nowego postrzegania, podobnie jak umysy jej przodkw,
ktrzy przed wiekami opucili ten kraj, by za oceanem poszuka nowej ziemi, gnani zwykym
przeczuciem, pragnieniem, by szuka i poznawa. To byo bardziej ludzkie i nadludzkie
zarazem. Ale wczeniej, nawet jeeli czowiek potrafi co wyczu i przekaza wraenia
wasnych zmysw, nie potrafi tego zrozumie. Tak samo jak kot moe lee na gazecie, a
dziecko zje zapisan kartk, ale tylko wyszkolony umys potrafi zrozumie i poj wizualny
sygna, jakim s litery, i odczyta ich sens.
Proces uczenia, jaki toczy si w umyle Angeliny, wielokrotnie przewysza

poziomem trudnoci i komplikacji nauk czytania.


Usyszaa Chestera woajcego j po imieniu; w gosie lalki brzmia niepokj i strach,
a gdy chwiejnie wspara si na balustradzie balkonu, rozleg si paniczny krzyk. Miaa ochot
wyj, skoczy - musi, musi, musi jecha do Parya...
Angelina poczua, e wpada w wiato. A kiedy powrcia do rzeczywistoci penej
ostrych ksztatw i wyrazistych konturw, stracia przytomno.

10 SIERPNIA 2115

DZIEWCZYNA, KTRA SPADA NA


ZIEMI

Szybki pomie opada na nas wijc si i wirujc a mnie jest niedobrze ale czuj dotyk
na skrze, dotyk ktry wie co si dzieje a potem rwnie nagle znika. Bkit i bkit ale rne
bkity - ciemniejszy odcie ronie pod nami gdy spadamy, spadamy, spadamy a potem
pomaraczowa czerwie ziele i bkit pomienia, och barwy taczce w ogniu i wtedy gram
a muzyka popyna mi przez rce cho tak ciko byo nimi porusza.
Twarz Io zwrcona do mnie zmienia si w umiechnit ale w oczach zabysy zy
popyny po policzkach i spady na mnie. Poczuam wilgo jak deszcz jakbymy si znalazy
w miejscu ktre moja mama nazywaa dungl. Widziaam j jak taczya i te pakaa
obejmujc mnie mocno i mwic: och, dziecko obejmij mnie obejmij mnie mocno tak mocniej
i mocniej i mocniej - a mylaam e j udusz i zastanawiaam si dlaczego kae mi to robi.
Mylaam o mamie jak o wietle czasem kulistym czasem cieniutkim jak ni, ktre
przychodzio do mnie noc i patrzyo. Nie tskni do niej ale opowiada mi rzeczy ktre chc
pozna.
Io wyrusza w drog do domu. Chyba musz i z Io.
Cigle jest przy mnie gdziekolwiek pjd. Nie wiem dlaczego tak bardzo tego chc. To
prawie tak samo jak z muzyk. Musz to robi. Muzyka jest wszdzie. Wok mnie. Pojawia
si z rzeczy ktre widz. Myl e na Ziemi muzyka bdzie inna bo rzeczy ktre zobacz te
bd inne. Tata dba abym spdzaa troch czasu uczc si o Ziemi wic teraz co o niej
wiem. Ziemia jest wielkim budynkiem z kwiatami na dachu i ludmi ktrzy - jak twierdzi - nie
zrozumiej mnie. Nie bd jak ludzie z Harmonii nie mwi co myl sysz: co za wstyd dla

niej Hank jej muzyka jest tak pikna.


Bysk na niebie potem szybki ruch i uderzenie i jestem w niebie, a strk pomieni spada
ale gdy dotyka Ziemi rozpada si. To zaskakujce... Pode mn kbi si biel i szybuj nad
kbami chmur. wietna zabawa.
Moe nawet si umiecham. Mama zawsze chciaa ebym si miaa. Czsto mnie
prosia ebym si umiechna.
- Mamo miej si - woam ale nie sysz wasnego gosu. Lec wysoko nad oceanem
ktry jest taki bkitny przecity tylko pasmami bieli niczym wicej. Wida niewielk
krzywizn horyzontu ale widnokrg szybko si prostuje.
To ciekawe tak spada do wody i zastanawia si co si zdarzy. Nie wiem jak sprawi
by cokolwiek si stao. Wszystko jest rozwietlone i jasne razi mnie w oczy ale nagle jestem w
bkicie gboko tak niespodziewanie a wok mnie wida ostrza wiata falujce i
marszczce si i nie mog oddycha cho nie jestem w prni.
Zaczynam porusza rkami to pomaga co pcha mnie do gry. Jestem coraz wyej
puca mnie pal przebijam powierzchni wody i ykam powietrze. Widz mj spadochron
lecy na falach i zmieniajcy si w d otacza mnie i unosi. Widz jasne jasne niebo i
krzycz z blu bo jasno uderza mnie w oczy i nawet gdy je zamkn wiato robi si
czerwone ale nie znika. Woda koysze mnie otula i koysze i jeszcze raz i znowu a raz
wcigam j z oddechem i kaszl. Co mnie ciska za ramiona okazuje si e to lina ktra
przyciga mnie do odzi. Koysz si przy burcie. Barwy przepywaj przez ni lnic jasno a
ja nadal jestem cignita a wreszcie le na dnie kaduba. Unosz si. To prawie
niemoliwe.
Dno odzi jest czyste. Formuje si agiel i unosi w powietrze na rosncym maszcie.
Znam te rzeczy tata i mama mi pokazywali. Powiedzieli mi o wszystkim czym rni si Ksiyc
od Ziemi jakby przeczuwali e kiedy tu przylec. Myl o wizaniach moleku ktre
umoliwiy mi t podr i o tym jak czsteczki cz si i ukadaj ciasno w maszt podczas
gdy czsteczki agla tworz tylko kilka warstw. agiel opocze na wietrze a potem si
wypenia i d skrca.
Zdejmuj skafander rozpinajc go pod szyj zrzucam go i nareszcie mog porusza
rkami i nogami. Le naga na dnie odzi. Czuj soce na skrze. Jest ciepe i dobre. Wiatr
czuje si troch tak jak lizanie kota. Obracam si i czogam do burty chwytam j i unosz si.
Fale uderzaj w d. Nie wiem czy Io pamitaa o spadochronach dla moich kotw. A potem
zastanawiam si gdzie jest Io. Wiem e powinnymy by razem. Krzycz:
- Io! Io!

9 SIERPNIA 2115

RADIOKOWBOJ W AUTOBUSIE

Gadki, metaliczny pojazd zatrzyma si przy Radiokowboju, ktry wlk si


piaszczystym poboczem, nie zwracajc uwagi na nic oprcz bolcych stp.
Rozejrza si dopiero wtedy, gdy jego uwag zwrci klakson, cichncy na horyzoncie
wrd pustynnego bezmiaru.
Pojazd by dugi na trzydzieci stp, aerodynamicznego ksztatu, nie mia jednak
adnych widocznych okien, drzwi ani uchwytw. Na powierzchni odbijao si niebo i
chmury, jak opalizujcy, oleisty refleks.
Kowboj ruszy wzdu pojazdu, potem przeszed na drug stron - nadal jednak nic nie
zobaczy, w kocu, gdy stan na rodku drogi i otar twarz chust, tu obok gadka
powierzchnia pociemniaa i znika, tworzc niewielki otwr. Chodne, orzewiajce
powietrze, jakie stamtd napyno, owiao twarz mczyzny.
Zajrza do rodka. Ujrza dziewczynk z prostymi, ciemnymi wosami, przycitymi tu
przy uszach. Skr miaa porcelanowogadk i jasn, tylko na policzkach wida byo
delikatny, rowy cie. Jej oczy byy lekko skone, co przywiodo go do wniosku, e musiaa
mie azjatyckich przodkw. Wydawao mu si, e moe mie okoo dziesiciu, jedenastu lat,
ale nie by pewien.
- Dokd si wybierasz, Kowboju? - Spluna czym brzowym tu pod buty
Radiokowboja.
- Na zachd. Hm... Myl, e do Houston. Nie! Znaczy, po prostu na zachd!
- Wskakuj.
Otwr za dziewczynk rozszerzy si w owalne przejcie. Chodne powietrze, ktre z
niego popyno, byo dla Kowboja jak preludium rajskich rozkoszy. Opad na kolana i
wczoga si do pojazdu.
Wewntrz by inny wiat: chodny, niemal mglisty. Na pododze leay bambusowe
maty. Unis zason i zobaczy sadzonki fasoli w przezroczystych doniczkach, ustawionych

w trzech rwnych rzdach, jeden za drugim. Zwrcone byy ku wiatu padajcemu z duego
okna, niewidocznego z zewntrz. Kowbojowi zdawao si, e usysza krtki, przenikliwy
krzyk dziecka, ale bya to tylko muzyka. Bbny uderzay w powolnym, basowym rytmie, z
ktrym splatay si skoczne tony fletw. Sadzonki zraszaa bulgoczca fontanna.
Dalej wisiaa kolejna zasona.
- Uwaaj na nogi - powiedziaa dziewczynka. - Ruszamy, Bessie!
Radiokowbojem szarpno, gdy pojazd przypiesza. Pncza orchidei zwisajce z
sufitu koysay si lekko i rosiy powietrze wilgoci. Mczyzna opad na kolana i przysun
si do paskiej platformy obok fotela dziewczynki. Mg std zauway, e wskazwka
prdkociomierza zblia si do 110 mil.
- Nie pieszysz si za bardzo, prawda? Wol, jak nic nie dzieje si za szybko. - ua
jak brzow bryk, chyba tyto, i spluwaa do zagbienia po prawej stronie kierownicy.
Zagbienie natychmiast wchaniao grudk i wyrzucao j na zewntrz z cichym szuu!
- No nie... - mrukn Kowboj, a widoczne za oknami skay i zakurzona wstga drogi
zaczy si rozmywa, gdy pojazd nabiera szybkoci.
Dziewczynka miaa wski tors bez biustu, ubrana bya w jasnoniebieskie getry do
kolan i koszulk. Siedziaa na wyszej platformie, w pozycji penego lotosu. Prowadzia
nieuwanie, niedbale trzymajc rk na kierownicy. Zerkaa na Radiokowboja spod dugich,
ciemnych rzs.
- Po co jedziesz do Houston, Kowboju?
- Szczerze mwic, nie pamitam. - Ku jego zaskoczeniu bya to zdumiewajca i
absolutna prawda.
- Chcesz wej do miasta?
- Hmmm... Nie - odpowiedzia z wikszym przekonaniem. - Nie. No wanie. Jad do
Centrum Kosmicznego.
Z wyranym niedowierzaniem dziewczynka spogldaa na niego tak dugo, e a
krzykn:
- Uwaaj! Zjedziesz z drogi!
- Niemoliwe. - Zdja rce z kierownicy i opara na kolanach. - Ustawiam cel. Bessie
bdzie uwaa, czy wszystko w porzdku, a w razie czego zaalarmuje mnie. Jeli bd spa
albo co, sama podejmie decyzj. - Odsuna si i poklepaa kierownic, a melodia fletw
przez kilka sekund rozbrzmiewaa goniej.
- Ile masz lat? - rzuci Radiokowboj. - To znaczy...
- Och, nie wstyd si! - odpowiedziaa wesoo. - Kady pyta. Mam siedemdziesit dwa

lata. - Obserwowaa reakcj Kowboja, wic tylko patrzy. - Wanie. - w jej gosie dao si
wyczu lekk gorycz.
- Wygldasz... naprawd dobrze jak na swj wiek - odpar uprzejmie. Jej umiech by
nieco ponury.
- Owszem. Tak wanie jest. Przesu si - wanie tu. Bessie, fotel dla pasaera,
rozmiar dla dorosych, prosz.
Powierzchnia pod Kowbojem poruszya si i zacza formowa, z trudem utrzymywa
rwnowag, gdy siedzenie si wybrzuszyo, a za jego plecami roso oparcie. Wreszcie siedzia
i mg wyprostowa nogi, cho nie do koca, zauway z lekkim rozczarowaniem, bo
najwyraniej rozmiar fotela nie by przystosowany do prawdziwych kowbojw, lecz do kogo
o wiele niszego, o krtszych nogach.
- Dokd jedziesz?
- Na rodeo. Aby wypi niesmaczny napj z zimnego pucharu goryczy.
- Rangers Command - powiedzia nagle i dziewczyna rzucia mu pene uznania
spojrzenie.
- Brawo, Kowboju.
Nie mia pojcia, czy ta piosenka jest w jego broni.
- Dokd teraz?
- Do Yumy.
- Och. - Radiokowboj zamilk na chwil, bezskutecznie prbujc przypomnie sobie
odpowiedni map. - Czy... hm... Houston jest po drodze? - Ostatnio by tak piekielnie
rozkojarzony... potrzsn gow jak pies odganiajcy natrtn much, chcia pozby si mgy
przesaniajcej posiadane informacje i tej obcej, dzikiej osoby, w ktrej by zamknity jak w
kopercie. Radiokowboj chcia i na zachd, to pewne. Czu gbokie wzruszenie na samo
brzmienie tego sowa. Zachd. Tuscon. Phoenix. Sedona. Sedona jest z jakiego powodu
wana...
Dziewczyna spojrzaa na Kowboja i rozemiaa si.
- Nie, drogi panie, nie jest po drodze. Prawd mwic, jeste teraz prawie dwiecie mil
na pnoc i sto mil na zachd od Houston. Trzeba byo wczeniej skrci na poudnie. Ale
moemy tamtdy wraca.
Kowboj zastanawia si przez chwil, po co waciwie ma jecha do Houston, po co
ten popiech, w autobusie byo tak chodno i przyjemnie. A przy tej prdkoci dotrze do celu
naprawd szybko, nawet gdyby mia najpierw pojecha do Los Angeles i wrci. Chocia
wdrwka... To moe by cakiem przyjemne...

Tak! Prawdziwa wdrwka! I postj na rodeo! Wzi byka za rogi, dosi go,
chwyci uprz, poczu, jak byk pry si i wypuszczony z zagrody skacze i pdzi po arenie!
Wygra pienidze, prawdziwe pienidze, kupi uywanego cadillaca eldorado, pojecha z
Millie, ktra sporo pije, do Las Vegas, obudzi si w areszcie, dowiedzie, e Millie odesza...
Lekki powiew z tyu przycign jego uwag. Dwie gowy wychyliy si zza zasony.
- Kto to jest? - pado pytanie.
Radiokowboj odwrci si i spojrza.
Dwch chopcw, identycznych, najwyraniej bliniacy.
- To tylko kowboj - odpowiedziaa dziewczyna. - apa okazj.
- Nie mog jecha a do Yumy - odezwa si Kowboj z pewnoci siebie i prawdziwie,
jak mia nadziej, kowbojskim autorytetem. - Musz jecha do Houston. Moe lepiej wysad
mnie tutaj. Poradz sobie jako.
Wtedy pojawio si wicej dziecicych twarzy. Wszystkie si miay.
*
Kilka godzin pniej Kowboj bezskutecznie szuka sposobu na opuszczenie autobusu.
Rozwaa wiele moliwoci. Najpierw myla o zaatwieniu dziewczyny i bliniakw, jak
przystao na kowboja, cho raczej zdesperowanego kowboja z niektrych westernw, ale
odrzuci t opcj. Wycignicie broni byoby aktem niewyobraalnej przemocy, mimo e
pistolety wystrzeliway muzyk, nie kule. Na dodatek pojawio si wicej przeciwnikw. A
Radiokowboj nie wiedzia dokadnie, ilu ich jest - dziesiciu, dwunastu? Dzieci. Wychodziy,
odsuwajc zason z tyu pojazdu. Prbowa do nich mwi, ale tylko si miay i podsuway
mu kulki lodw, zapewne z kuchni, i pytay, czy chce do nich polewy czekoladowej. Znw
usysza wyrany pacz dziecka.
- Czyje to dziecko? - spyta, ale odpowiedzi byy tylko zdziwione spojrzenia i
histeryczny chichot.
Dziewczynka miaa na imi Carla. Chopcy - Jesse i Ted. Pochodzili z nadbrzenej
wietnamskiej wioski. Ich rodzice odnieli spory sukces w interesach i kiedy nadesza Druga
Fala, wzili si za podzenie drugiej fali dzieci, by uczci pocztek ery dugowiecznoci.
Ale z tymi dziemi co byo nie tak. Co nie tak byo ze wszystkimi dziemi, ktre
Radiokowboj spotka w autobusie.
- To byo w wodzie - wyjania Carla, siedzc w pozycji lotosu przy kierownicy i nie
zwracajc uwagi na to, e widok maych pasaerw budzi w mczynie mdoci i
obrzydzenie... i, prawd mwic, strach przed zaraeniem. - Spynlimy z Nowego Genesis.
Znasz t korporacj nanobiotechnologiczn?

Kowboj skin gow.


- Wanie. Zajmowano si tam dugowiecznoci. Mam wraenie, e dugowieczno
oznacza, i nastpi moe przeludnienie. To jeden z problemw.
Radiokowboj wcign gboko chodne, wilgotne i cudowne powietrze, a potem
powoli je wypuci.
- Och...
Za oknami pojazdu wida byo zachodzce soce.
Dzieci zbiy si w gromadk, a potem rozbiegy z radosnym krzykiem, cignc si za
wosy, udajc, e walcz - wszystko przy wtrze miechu do utraty tchu, ktry brzmia niemal
histerycznie. Kowboj policzy, e jest ich dziewicioro.
W blasku zachodu dzieci skakay i taczyy, wymieway si i poszturchiway z
krzykiem, ktry przypomnia Peabodyemu, nadal pogronemu we mgle pwiadomoci,
wrzaski mew przy jego wiey w Miecie Pksiyca. Ptaki rwnie grupoway si i
rozpraszay, pikoway jak zwrotne samoloty, odlatujc tak daleko, e wydaway si zaledwie
punkcikami na tle oceanu, potem powracay wzbijajc si wysoko, a zapierao dech, a
wreszcie ldoway na play. Jedno z dzieci upado i Peabody zauway krew, lecz maluch
zatrzyma si tylko na chwil - rana na kolanie zagoia si bez ladu w kilka sekund. Inny
dzieciak znikn za zason i przynis niemowl. Prbowa je - dziewczynk lub chopczyka
- posadzi na jednym z siedze. Inynier nie wiedzia nic o niemowlakach.
- Ile ma lat? Chopiec czy...
- Dziewczynka - odpowiedziaa Carla. Ich spojrzenia si skrzyoway. - Ma... Trudno
powiedzie, jeszcze trudniej wyjani. Zbierajcie si, zaraz bdzie kolacja! - krzykna nagle
do dzieci. Mknli jak po autostradzie, w oddali ciemniaa pustynia i brzowiay gry.
Dzieci wycigny z kuchni kawaki cukinii i patyczki, na ktre nadziane byy mae
pomidory i kawaki tofu. Gdy soce zniko zupenie za horyzontem, Carla rozpalia grill i
gromadka szybko upieka warzywa.
- Wsuwaj - powiedziaa do Kowboja Carla.
Dzieci usiady na poduszkach lub kocach rozrzuconych wzdu pojazdu. Siedzca
nieopodal dziewczynka wycigna rk, na ktrej wieciy delikatnie linie i kropki. Chopiec
naprzeciwko zerkn na ni.
- Och, zamknij si! - warkn, a dziewczynka umiechna si psotnie. Potem
wzruszya ramionami i przeniosa si w inne miejsce, a na jej skrze zapulsowa nowy wzr.
Gdy zabysy gwiazdy, dzieci zaczy piewa wysokimi, czystymi gosami w idealnej
harmonii.

Zapieway Ranger's Command. Potem The Streets of Laredo. pieway to, co


spychao Peabodyego, oddzielao go od Kowboja. Wydao mu si podejrzane, e
wietnamskie dzieci znaj te typowo amerykaskie, westernowe pieni, lecz kiedy zapyta
jedn z dziewczynek, przyznaa, e nie rozumie sw.
- Nasza babcia nam piewaa - wyjania. Potem gromadka pucia w obieg butelk
napenion przezroczystym pynem, ktry pali przeyk jak ogie.
Wreszcie dzieci pozbieray poduszki i koce i zaniosy na ty, gdzie miay posania.
Nikt nie wydawa polece, waciwie nikt nic nie powiedzia. Radiokowboj uciszy si, a
Peabody, oddychajc gboko w poczuciu wolnoci, obserwowa wietlne punkty pulsujce
na skrze starszych dzieci, wracajcych na ty pojazdu. Jeszcze przed chwil wypeniony
haasem i harmiderem autobus teraz pogry si w mroku i ciszy.
Pozostawiony sam sobie Peabody lea na kocu, ktry dosta od jednego z dzieci, i
obserwowa gwiazdy. Przyglda si im dugi czas, mylc o dzieciach, o utraconej przez nie
tosamoci. Ale czym si martwi? Przecie wyglday na szczliwe. Po prostu pozostan
takie przez cae ycie.
Na dodatek, czy dojrzao jest czym, co powinny przej jak wink lub osp
wietrzn, czym specjalnym? Czy niepokj i bl, ktre odczuwa za kadym razem, gdy
Radiokowboj go opuszcza, byy czym podanym?
Peabody owin si kocem i wsta.
Przeszed wzdu pojazdu. Okna byy otwarte i sysza oddechy dzieci, ich
westchnienia we nie, i wyobrazi sobie, jak le z czarnymi wosami rozrzuconymi na
poduszkach.
Potem przeszed przez przedzia pasaerski i chwil si zastanawia. Wreszcie
wyszepta:
- Bessie, chc mj plecak.
W pododze przy podwoziu otworzy si schowek. Peabody sign do rodka i wyj
baga. Otwr si zatrzasn.
Peabody wrci na posanie, wyj radiokamienie i rozrzuci dookoa. Potoczyy si z
cichym stukotem, ale jedyny sygna, jaki usysza, to niewyrany syk. Tylko zakcenia, w
kocu powrci do biaego kamienia - na jego powierzchni pojawi si cieniutki zarys liter
nazwy stacji nadawczej. RADIO-T.
Inynier obrci radiokamie i w suchawkach popyny amerykaskie przeboje.
Dwik rwa si i zanika, najwyraniej sygna dochodzi z daleka i na wskim pamie.
Ponad piosenki przebi si niski, stumiony dwik, jak ryk wiatru - dobiega ze

wschodu i stawa si coraz goniejszy, a w ciemnoci zabysa para biaych wiate.


Peabody poderwa si i podbieg za nim, ale drugi pojazd przejecha i w oddali
zamajaczyy jedynie tylne czerwone wiata niknce na zachodzie.
Powiedzia sobie, e wszystko w porzdku. Moe pojecha na wschd.
Wrci i usiad obok radiokamieni, przyrzekajc sobie, e pozostanie czujny, ale
kamienie leay cicho w chodnym, rzekim powietrzu nocy. Do witu nie pojawi si aden
inny pojazd.
A kiedy dzieci si obudziy, powrci rwnie Kowboj, a Kowboj chcia, wrcz
musia, pojecha na rodeo.
Na niadanie zjad patki zboowe, ktre przyniosa mu Donja, jedna z dziewczynek.
Powiedziaa, e zabrali je z jakiego magazynu w Montanie.
- Montana! Tam jest piknie! Wiele dabym, aby wrci do Krainy Lnicych Gr i
Wielkiego Nieba. Pewnie podrujecie, gdzie macie ochot?
- Niezupenie - odpowiedziaa dziewczynka nieco markotnie. - Mamy... obowizek...
Carla spojrzaa w ich stron i zawoaa krtko:
- Donja, rusz si, masz robot!
Donja podniosa na Kowboja zatroskane oczy, po czym posza na ty autobusu.
Mczyzna zastanowi si nad swoj sytuacj.
- Suchaj - zwrci si do Carli, najwyraniej bdcej szefem. - Nie musz siedzie na
przednim siedzeniu. Moe ktre z dzieci woli...
Carla rzucia mu krtkie, beznamitne spojrzenie.
- Wierz mi, oni wszyscy mieli mnstwo czasu, eby posiedzie z przodu. - Jej sowa
brzmiay ochryple i cicho, jakby brakowao jej powietrza. Albo jakby bya bardzo za i
jednoczenie zrezygnowana.
Pnym popoudniem Donja wychylia si nagle zza zasony.
- Carla, Carla! Stj! To maa!
- No, jasne - mrukna z gorycz szefowa. Nie wydaa Bessie adnego rozkazu.
- Mog pomc? - wtrci si Radiokowboj, ale bez przekonania, poniewa o dzieciach
nie mia najmniejszego pojcia.
- Nie sdz - zacza Carla, ale Donja zaszlochaa histerycznie.
- Chod tu! Chyba zaraz si przekrci! Nie wiem, co robi! Carla?!
- Miej na niego oko - rozkazaa Carla, wic oczywicie Kowboj musia pj z ni do
Donji.
Z tyu autobusu znajdowao si przytulnie urzdzone miejsce z fotelami i posaniami.

Dzieciaki skupiy si wok jczcego niemowlcia. Kowboj pomyla, e ten dwik moe
doprowadzi do szalestwa.
- Co to znaczy, e si przekrci? - zapyta Donj.
Dziewczynka zerkna na niego szybko. Wygldaa na znacznie modsz od Carli.
Gra pi lat.
- To, co znaczy - odpowiedziaa pocigajc nosem. - Tak si mwi... - Zamilka na
chwil, histeria jej mina i Donja sprawiaa teraz wraenie zdziwionej. Nagle osuna si na
podog i ukrya twarz w doniach. Zacza si koysa w przd i w ty, odtrcajc Kowboja,
gdy prbowa poklepa j po plecach.
- Patrzcie. - Caa gromadka westchna chralnie.
Radiokowboj podszed bliej. Niemowl zaczo charcze, a twarz mu coraz bardziej
czerwieniaa.
- Dajcie mi przej! - odezwa si zaniepokojony.
Desperacko usiowa przypomnie sobie star, bardzo star technik resuscytacji,
ktrej uczy si dawno temu. Resuscytacja niemowlt. Ich puca s bardzo mae. Ich ciaa
kruche i delikatne. Kowboj podnis duszc si dziewczynk. Dyszaa i wyginaa si,
walczc o oddech.
- Nic nie mona zrobi - powiedzia jeden z bliniakw beznamitnie. - Teraz si
przekrci.
I rzeczywicie, kiedy Kowboj przyglda si bezradnie, niemowl przestao oddycha.
Przyoy usta do malutkich warg dziecka, zacisn palce na malekim nosku i
delikatnie wdmucha powietrze. Zacz liczy. Przypomnia sobie. Dmucha i liczy, liczy i
dmucha, w trakcie akcji sztucznego oddychania poczu, e autobus zwalnia, ale nie
przerywa, a podesza Carla i odebraa mu niemowl.
- Przekrcia si - powiedziaa. - Nic nie mona zrobi, do diaba. Mylisz, e nie
prbowalimy?
Kowboj popatrzy na dziewczyn w oparach wilgotnej mgy unoszcej si w
powietrzu.
- Przekrcia si? Ona umara - powiedzia.
- Przekrcia si - poprawi Ted. - Teraz jest nienarodzona.
- Mylelimy o zainstalowaniu sztucznej macicy w autobusie. - Gos Carli by odlegy,
nieobecny, w tylnej cianie pojawi si otwr. Wszyscy wyszli po schodkach w zaskakujco
chodne powietrze. Znajdowali si u stp gr. Kowboj ujrza nieg na wysokich turniach.
Myo.

- Kiedy wszyscy si przekrcimy - powiedzia Jesse, idc przez traw sigajc mu do


pasa.
- Ale po co to przedua? - zapyta idcy obok Ted, chopiec o gadkiej, modej
twarzy i dugich wosach zaplecionych w dwa warkoczyki. Rozpaka si i twarz mu si
zmarszczya i poczerwieniaa. - Tak si boj! - wyszlocha, pocigajc nosem.
Kowboj obj go i unis w ramionach, Ted obj go nogami w pasie, ukry twarz w
ramieniu mczyzny i rozpaka si znowu. Mczyzna kilkoma dugimi krokami dogoni
Carl. Dziewczyna niosa niemowl na rkach, ostronie i troskliwie.
- Pjdziemy wzdu strumienia i zbudujemy platform. Poszukajcie gazi. - rozkazaa.
- Co takiego?
- Wzniesiemy platform. To jak pogrzeb, tyle e oddamy dusz Becky Wielkiemu
Duchowi. Bdzie ofiarowana Wielkiemu Duchowi. - Znaleli si nad powstaym podczas
roztopw potokiem, ktry spywa z gr dzikimi meandrami i wi si wrd gazw. Kowboj
poczu napyw wspomnie. Dakoci. Skay. Sedona...
Dom. Prawdziwy, prawie zapomniany, dom. Pociemniao, gdy od gr przypyny
chmury.
Kowboj przyglda si, jak dzieci zbieraj gazie. Ted porzuci smutek, zsun si na
ziemi i przyczy do reszty. Mae postacie znikay wrd wielkich gazw, skakay po nich i
zbieray srebrzyste, wygadzone przez wod drewno, powyginane w groteskowo pikne
ksztaty. Krople deszczu bbniy w kapelusz mczyzny, zmoczyy mu ubranie i poczu, e
marznie. Zszed nad strumie i znalaz niewielk ach piasku na brzegu osonit przez
niskie sosny, ktrych gste gazie udzieliy mu schronienia.
Jedno po drugim dzieci znosiy zaskakujce kawaki drewna i przycinay pie wierzby,
ktry mia posuy jako podstawa platformy. Ich gowy byszczay wilgoci, deszcz stawa
si coraz bardziej ulewny. Platforma, ktr budoway, nie bya wysoka. Kowboj pomg im
mocowa najwysze elementy.
Niemowl zostao owinite w zielon koszul z czego, co gadkoci przypominao
jedwab. Ubranie byo o wiele za due nie tylko na malutk dziewczynk, lecz na kade z
pozostaych dzieci.
- Wejrzyj na Becky w t godzin, gdy si przekrcia - zaintonowaa Carla czystym,
sodkim gosem.
- I wejrzyj na nas, kiedy i my si przekrcimy - odpowiedziaa reszta dzieci unisono.
- Zapewnij jej spokj w Wielkiej Pustce - piewaa Carla.
- I powied nas do krlestwa Nieustannej i Wiecznej Teraniejszoci.

- Ktrej poszukujemy caym sercem naszym.


- Chocia syszelimy o niej jedynie.
- Poka nam drog.
- Powied nas w Teraniejszo.
- Powied nas w Teraniejszo.
- Gdzie bdziemy y wiecznie w zmiennoci bezczasowych chwil.
Przestali piewa. Wiatr si wzmaga. We wspomnieniach Kowboja co narastao, jak
ptak zrywajcy si do lotu.
Milcza, dzielc z dziemi chwil ciszy. Wspomina czasy sprzed uzyskania
dugowiecznoci. Jego dawna kochanka wszczepia mu przypieszone starzenie si jako akt
pokrconej zemsty za filozoficzno-etyczn postaw i sprzeciw okazany przez Peabody'ego.
Jakby nie mogy istnie rnice zda.
Ale mog.
I istniej.
Proces starzenia, jak si okazao, mona byo zatrzyma, a nawet sprawi, by si cofa.
Jakiekolwiek zmiany biologiczne, nawet radiowy umys Peabodyego, ktrego istnienie
wydawa by si mogo niemoliwe, nie byy jednak regresem, lecz kolejnym stopniem
rozwoju.
Krajobraz Dzikiego Zachodu dotkn duszy mczyzny. Ciemne acuchy gr,
koyszce si sosny, ryk wiatru i zacinajcy, zimny deszcz.
Ona istnieje, ta pustka, do ktrej wiedzie dziecistwo i niezdolno do samodzielnego
ycia. Jeszcze jeden spadek po manipulacjach biologicznych, przekazany wiatu w minionym
stuleciu. By moe manipulacje te sto lat temu miay jaki cel. A moe byy ciek do celu.
Przemoczone i szczkajce zbami dzieci odwrciy si rwnoczenie i ruszyy z
powrotem do Bessie.
Radiokowboj nie podzieli si z nimi tym, co wie. Nie powiedzia nic.
Ostatecznie to byy tylko dzieci. Zreszt ju wiedziay. I chyba, jak dzieci, za chwil
mogy wszystko zapomnie.
A wiedza Peabodyego bya bardzo stara. Nagle zda sobie spraw, e znowu jest sob.
Przypuszcza, e to przez wstrzs lub zimno.
Carla zatrzymaa si i popatrzya w jego stron. Przystan rwnie. Spojrzeli sobie w
oczy przez kurtyn deszczu.
- Rozumiesz, prawda? Potrzebny nam kto, kto si nami zaopiekuje. Donja bya dobra.
Wsiada nie tak dawno w Tehachapi. Ale u niej idzie to bardzo szybko. Mam nadziej... Mam

nadziej, e ty bdziesz modnia wolniej.


Peabody pochyli gow.
- Sodkie powietrze z klimatyzacji.
By prawie pewien, e na niego to nie dziaa. Jedynie miasto - pomyla z gorycz mogoby pobudzi ciaa tych dzieci tak, by wytworzyy obron i zatrzymay proces
odmodzenia, zupenie jak wtedy, gdy wtoczyo w Peabodyego Radiokowboja.
- Boj si - powiedziaa Carla - e wszyscy staniemy si bezradni w tym samym
czasie. Becky miaa opiek, zanim si przekrcia. My te tego potrzebujemy.
- Bez sensu teraz si tym martwi. Nie macie czasu - powiedzia Kowboj ze smutkiem,
ktry agodzi zo. Rozumia a nazbyt dobrze. - To proste. Jest takie miejsce...
- Wiem, e jest miejsce! - warkna z gniewem. - Wielkie, dobre, potne Miasto
Pksiyca! Opowiedz mi o nim! Czekam! Czekaam na t upragnion chwil dwadziecia
pi lat! Nie tak dugo, jak moe ci si wydawa. Naprawd dziwne dowiadczenie. Jakby
moje ciao nadal pamitao staro, a to, co czuj, za kadym razem pogbiao mj obecny
stan bardziej ni cokolwiek innego. Ale to niewane. Miasto nie pozwolio mi wej. Wpisao
mnie na list oczekujcych. Starania zajy mi z rok, zanim zrozumiaam. Wiem, co by byo
dalej. Proces odmodnienia postpowaby, ale ja miaabym nadziej, e zd ocali t reszt,
by miasto mogo im pomc... w kocu si poddaam. Byo ju za pno. Kiedy wrciam,
zastaam tylko t grup. Wikszo si przekrcia, gdy staraam si uzyska pomoc.
Czekalimy rwnie pod Kopu w Los Angeles, ale te nie udao si nam wej.
- Och, a bylimy tak szczliwi, gdy rozpocza si przemiana! Porzucilimy plany
zaskarenia korporacji - nie byo sensu, skoro, jak mwiono, modyfikacja bya legalna.
witowalimy! Znowu stawalimy si modzi! Zapominalimy o blu i dolegliwociach. To
byo zanim zdalimy sobie spraw, e nikt nie zadba o to, by przemiana si zatrzymaa.
Zorientowaam si dziki synowi. Mia czterdzieci lat, gdy zacz modnie. - Zimny miech
Carli doskonale pasowa do tego zimnego, nieprzyjaznego otoczenia - gr, deszczu i wiatru.
- To wszystko, co nam pozostao. Wdrowanie, grillowanie, pikniki, rodeo i
przekrcenie si na koniec. Tylko kolejne zakrty. Moe teraz bdziesz mg nam pomc.
Moe znajdziesz ratunek, zanim bdzie dla ciebie za pno. Moe nawet ocalisz kogo z nas.
Nie czuj do mnie zbyt wielkiej nienawici. Robi to dla nich. Zrobisz to samo, gdy nadejdzie
pora. A moe nie.... Moe - westchna. - Moe ten proces pozbawi mnie zupenie etyki.
Myl, e kiedy j miaam. - Odwrcia si i wesza do autobusu.
Peabody sta w deszczu jeszcze przez dug chwil. Targay nim uderzenia zimnego
wiatru, ktry przygina wysokie trawy do jego stp.

Wok siebie widzia barwy, jakby ujrza je po raz pierwszy w yciu - rozmyte
deszczem, gbokie i intensywne, w oddali zielone czubki sosen chwiay si u stp gr,
gbokie cienie wiy si na rwninie.
Nawet gdyby udao si ich zabra do Miasta Pksiyca - co wtedy? Wojna, piraci,
ruiny, obd. Przecie by na kontynencie z okrelonego powodu. Nie dlatego, e uciek. Mia
co do zrobienia. Do odkrycia. Musia sprbowa znale co, co pozwoli pj o krok dalej.
Albo dokona niewyobraalnie wielkiego skoku naprzd. Aby przeciwstawi si ciemnoci.
Ciemnoci takiej jak ta.
Wskoczy w cie, ktry wypatrzy Kowboj, i czeka na okazj.
Przeczoga si w ty.
Jeste dorosym mczyzn - powiedzia sobie Peabody. - Pamitaj o tym. Starym,
dorosym mczyzn, z cakiem spor wiedz.
Powinien walczy z tym zaimplantowanym mu Kowbojem.
Odjecha, tak. Wskoczy na konia, pogalopowa przed siebie, a potem stan i ruszy
pieszo w kierunku majaczcego na horyzoncie krajobrazu. Tej ziemi wypenionej
cierpieniem.
Albo wyhodowa konia z zarodkw, ktre mia, i pojecha, dokd chce.
Ale gdzie jest Danya? Nagle do niej zatskni. To byo jak mocne uderzenie wiatru.
Jakie szalestwo, jakie idiotyczne szalestwo rozdzielio Peabodyego i Dany! Po prostu
zapomnieli, kim s i po co tu s.
Co teraz?
W wiadomoci znowu dominuje Kowboj. Chce i do Los Angeles. Tam wanie
odszed radioastronom. Czowiek, ktry pracowa nad Jednolit Teori Wszystkiego. By
moe jedyny, ktry jeszcze si zajmowa nauk. Peabody powinien wiedzie, jak myl
naukowcy. Ale tylko przekl Zeba, e opuszcza Miasto Pksiyca. To byo wiele lat temu.
A Zeb wierzy jedynie, e Teoria Wszystkiego jest czym, co przekracza ludzkie poznanie czy
zrozumienie. Wic uda si do miejsca, ktre byo postludzkie. Do Kopuy.
To dawao Peabodyemu szans na odnalezienie Zeba, Moe. A potem - odzyskanie
koordynat rda Sygnau. Tak, Peabody zabierze t band dzieci do Centrum Kosmicznego,
z centrum wydobdzie kluczowe dane, jakie zarejestrowano, gdy na Ziemi po raz pierwszy
dotar Sygna i obudzi Cisz oraz nawigacyjne koordynaty rda Sygnau. Potem wszyscy
pojad do Miasta Pksiyca. Do - waciwie nie wiadomo do jakiego miasta. Bo miasto
byo w trakcie procesu, w trakcie przemiany. I odliczanie do startu ju trwao. A Peabody
musia wrci i dostarczy wsprzdne.

Nie - powiedzia do siebie. - Bd uczciwy.


Tylko on mg wrci do miasta, bo tylko on stamtd wyszed. I tak w kocu zrobi to,
do czego si urodzi. Do czego zosta zaprogramowany. To brzmiao paskudnie. Ale byo
szczer prawd.
Czy ludzie po opuszczeniu Ziemi bd lepsi, czy nie, to inna historia. Ale istniaa
moliwo, by pj krok dalej w rozwoju ludzkoci. Byo jakie jutro. I dlatego wanie
naleao ten krok uczyni. Nie tylko Peabody: wszyscy musieli to zrobi. Ryk wiatru wrd
drzew i zacinajcy deszcz rozmywajcy kontury krajobrazu. I czego jeszcze. Mczyzna
spojrza za siebie, na autobus peen modniejcych dzieci.
Tak czy inaczej, oni te grali po stronie Miasta Pksiyca.
Trzsc si z zimna, wsta i ruszy po skalistym gruncie w kierunku Bessie obmywanej
przez deszcz.

Ra i Zeb

Deszcz spywa po szybach vana. Zeb prowadzi samochd grskimi, opustoszaymi


drogami.
- Jaka pikna muzyka przypadkowych tonw - zachwycaa si Ra, rozparta na
przednim fotelu. - Tak wiele dwikw z rnych rde i aden nie wytworzony przez ludzi.
No, moe z wyjtkiem vana. Zmiana biegw. Szum k na jezdni. Interway i czstotliwoci. I
te kolory! Takie zmienne i rnorodne. Nie wydaje mi si, ebym kiedykolwiek wczeniej
mylaa o kolorach... Zanim weszlimy do Kopuy. Ale teraz! C za harmonia odcieni, od
zotej ochry po ziele sosen. I te kbice si nisko szare chmury. Jestem taka szczliwa!
- Ja take - odpar Zeb ze spokojnym umiechem.
- Zeb?
- Tak?
- Dlaczego znowu tu jestemy? To... troch krpujce, ale nie pamitam za dobrze
pobytu wewntrz Kopuy. Pamitam, e przyrzeklimy sobie, i jeli i kiedy zdecydujemy si
wyj, powikszymy sobie nasze zdolnoci synaptyczne.
Zeb zaczesa dugie, siwe wosy za uszy, metodycznie i ostronie, przez cay czas
trzymajc rk na kierownicy.

- Jestem pewien, e nigdy nie zapuciem tak dugich wosw.


- Byy takie dugie, kiedy ci spotkaam. Kiedy wczye si po schroniskach w
Waszyngtonie.
- Och, rozumiem. Nie pamitam tego. W wikszoci. Ale wyszlimy, bo Kopua
odebraa sygna. To bya specjalna, zaplanowana transmisja, stworzona jeszcze zanim
weszlimy do Kopuy. Poniewa, cho chcielimy pozna j od wewntrz, baem si, e
zostaniemy tam odcici na zawsze od wiata. Kiedy teraz o tym myl, sdz, e w ogle
powinienem by zaplanowa co, co nie byoby uzalenione od jakichkolwiek okolicznoci.
Ta transmisja mogaby nigdy nie zosta nadana i gdyby tak si stao, nigdy nie wyszlibymy z
Kopuy. - Zeb zamilk na chwil. Potem doda: - Wiesz, przypomniaem sobie... Wczeniej
zdarzya si jaka katastrofa z radiem. Co naprawd duego. Naprawd musz o tym
pomyle, przypomnie sobie. Zdaje si, e mam odpowiednie moliwoci.... Umiejtno
mylenia o rzeczach, o jakich wczeniej nie miaem pojcia. - popatrzy na Ra. w jej oczach
kry si niepokj.
- Kto wysa ten sygna?
- Kto, kogo spotkaem wracajc do Nowego Orleanu. Pamitasz nasz pobyt w
Miecie Pksiyca? To by Peabody. Jason Peabody. Kiedy zdecydowalimy si wyjecha z
miasta, on i ja przygotowalimy takie wyjcie awaryjne. Gdyby cokolwiek naruszyo status
quo, gdyby co si zmienio na wiecie, chcielimy mie moliwo kontaktu. Chodzio,
oczywicie, o Sygna albo jego nastpstwa. Uznalimy, e najlepiej bdzie nada nasz
transmisj razem z prawdziwym Sygnaem, podczepi j. I ja rozpoznaem ten dodatkowy
przekaz.
- Ach, zatem transmisja bya zakamuflowana.
- Zgadza si - umiechn si Zeb.
- Gdyby co si zmienio, miaa ci powiedzie: Ju czas".
- Wanie.
- Skd miae pewno, e si uda?
- Kiedy wchodziem do Kopuy, miaem wpisany w geny rodzaj programu, ktrego nie
mona nigdy zmieni lub usun. To nie byo atwe. Musiaem go przeszmuglowa. Musia
wyglda jak inne kody. Co naturalnego, jak na przykad kolor moich oczu. Nie chciaem,
aby ktokolwiek si zorientowa, co to jest. Filozofia mieszkacw Kopuy sprowadza si do
niezmiennoci, adnej ewolucji, adnych mutacji...
- adnych wspomnie - zamylia si Ra, nadal zapatrzona w ciemniejcy krajobraz. Myl, e wszyscy w Kopule zapomnieli, kim byli i skd pochodz. Nawet gdy udawalimy,

e mamy ciaa, nic nie byo solidne i pewne. Chciaam poj, co to oznacza, ale ciesz si, e
wyszlimy na zewntrz. Jak mylisz, ile czasu spdzilimy w rodku?
- Pidziesit lat.
- Pidziesit?! - Ra zerkna na Zeba. - Nie.
- Tak.
- Ale przeszy, ot tak... Jak sen.
- Nie wtedy, gdy bylimy wewntrz Kopuy.
- Czy ja wiem... - Ra zamilka na duej. Pniej zapytaa:
- Po co to wszystko? Hedonizm?
- Poszukiwanie granic czowieczestwa? - podsun Zeb.
- Wiem, e skomponowaam tam par niezych kawakw.
- Bardzo niezych.
- Nie pamitam ich zbyt dobrze. - Jej gos zabrzmia pospnie. Wrcia do spogldania
za okno. Zeb obj j ramieniem i poklepa.
- Ja pamitam - powiedzia agodnie. - Mog ci je zapisa.
Rozemiaa si i odwrcia w jego stron.
- Ty!
- Oczywicie - stwierdzi z powag. - Kady wydaje mi si bardzo wyranym
rwnaniem. Niektrzy s ukadami rwna. Kiedy sucham twoich kompozycji, Ra, w umyle
pojawiaj mi si liczby i symbole. To jest niebiaskie. To jak powrt do dziecistwa albo do
doskonaoci.
Kobieta kiwna w stron okna.
- W tej chwili sycha tylko co jakby tupanie cikiego stworzenia po dachu vana.
- Grad - powiedzia mczyzna. Silny wiatr uderzy od strony doliny jak dzika bestia i
szarpn samochodem.
- Och! - westchna Ra. - Widzisz co?
- Niewiele. Saba widoczno - przyzna Zeb. - Ale przypuszczam, e ju niedugo
dotrzemy na szczyt. Moe gdy przejedziemy na drug stron gry, bdzie troch spokojniej.
Nagle droga pobiega pasko. wiat si uciszy. Ra wycigna rami w kierunku
snopw przednich wiate.
- A co to jest?
- A niech mnie, to nieg! - odpowiedzia.
- Co si znajduje po drugiej stronie gr?
- Nie dali nam mapy?

Ra przeszukaa desk rozdzielcz, dotykajc jej doni.


- Te wiata niewiele daj... albo sabo wiec, albo s zabrudzone... Mam! - Wcisna
guzik.
- Tu pomoc - odezwa si metaliczny, zdecydowany gos.
- Gdzie jestemy?
- A niby skd mam wiedzie, do diaba?
- Prosz?
- Od ponad stu lat nie istnieje system GPS, prosz pani. yczy pani sobie, ebym go
teraz wyprodukowa?
- C, niekoniecznie...
- Wic prosz mi nie zawraca gowy. Mam robot. Myli pani, e jest tu jedyn form
inteligencji? Przeklte opony s zupenie yse i musz zdecydowa, jak je ulepszy, a kiedy
ju zdecyduj, trzeba jeszcze si zastanowi, skd wzi na to molekuy. Moe z dachu? H?
I to jest wanie to, co durny pojazd musi zrobi. Jak pani widzi, nie wyrwaa mnie pani z
przyjemnej drzemki. Nie miaem gorszej roboty, odkd ci durni neohipisi sprzedali mnie,
eby opaci wejcie do Kopuy. Nie umiem powiedzie, jak mi mio, e teraz pani uwaa, i
mam co poradzi w sytuacji, na ktr nie mam adnego wpywu.
Zeb i Ra popatrzyli na siebie i parsknli miechem.
- Przepraszam - powiedziaa wreszcie kobieta.
- Nic nie szkodzi - odpowiedzia gos gderliwie. Przed pojazdem pojawi si
pokiereszowany drogowskaz.
- Co tam jest napisane? - zapytaa Ra, pochylajc si do przodu. - Stj, musz wyj,
eby przeczyta.
Zeb zahamowa i powoli cofn si do znaku, ustawiajc samochd tak, by przednie
wiata dobrze owietliy drogowskaz.
- Y... U... M? - zdziwia si kobieta, unoszc brwi. Otworzya drzwi i do wntrza
wtargn zimny wiatr. - Moe niedaleko jest restauracja?
- Yuma! - wtrci si van. - Zamknij drzwi. Ju wiem. Nie trzeba mi wicej danych,
wietnie. Jestemy na Kalifornijskiej Drodze Stanowej, to jest znak nr 4782. Znaki wysyaj
saby sygna radiowy - jeeli dziaaj. Ten mwi: Yuma, szedziesit dwie mile". Nastpny
to: Uwaga! Silny wiatr i opady na odcinku dziesiciu mil!". Idioci-hipisi jedzili tdy do
Arizony, by sprzedawa sodycze z kozim mlekiem na przydronych stoiskach i kramach. I
podrywa dziewczyny. Ilu ludzi chce sodycze robione na kozim mleku? Miaem kiedy
marzenie. Nie mylicie chyba, e chciaem zosta w tym mercedesie? Ale makler giedowy

nie by zbyt bystry, jak mi si zdaje. Jecha na jakie spotkanie i waln nas, spychajc na
pobocze. Cholerni hipisi zacignli mnie na podwrze i poatali jakim zomem.
Najmdrzejszy samochd, jaki wyprodukowano w tamtym czasie, i jeden z najdroszych!
Czterdzieci osiem godzin zajo mi zorientowanie si, co to za graty mi dolutowali. Kad
czsteczk sprawdziem. Mogem im pomc. Ale nie chcieli tego, co miaem do
zaoferowania. Nie chcieli aerodynamicznej karoserii. Zrb, ebymy mogli uywa koziego
gwna jako paliwa". Kozie gwno! Co mogem zrobi? Ich yczenia byy dla mnie rozkazem.
Chcieli y, jak ich przodkowie, w brudzie, chorobach i bezwadzie. Jedyne, co chcieli mie,
to przeboje z epoki LSD i dzieci-kwiatw oraz stereo do ich odtwarzania, wielkie, e trudno
sobie wyobrazi. Su-u-ucham tylko wiatru, wiatru w mojej duszy". Wiatr w duszy?! Co to
niby ma znaczy? Hej...
Ra zatrzasna drzwi i uderzya w przycisk, ktry aktywowa gos.
- Wanie!
Zeb przypieszy. Samochd toczy si niezbyt szybko w niegu. Ra uklka i obrcia
si na fotelu, znalaza jakie pudeko przeksek i uniosa wyej, by przyjrze si im w
powiacie z reflektorw.
- Zamroone i liofilizowane umi. Chce kto?
- To yjtka morskie - odezwa si van. - Mam tego tylko trzy paczki. Dobre.
Powinna sprbowa. Mylaa, e tak atwo mnie wyczy? Mam obwd awaryjny. A na
dodatek wiem co, o czym i wy powinnicie wiedzie. O tym, co si zdarzyo. Mam zadanie,
ludzie. Mam was zawie tam, gdzie trzeba. Czyli do... jak wy to nazywacie? - Zamilk na
uamek sekundy. - Miasta Pksiyca.
- Skd wiesz, e tam jedziemy?
- Wiem tylko, e mam was tam zabra.
- Co miae na myli, mwic o czym, co si zdarzyo?
- No, c... Wiem jedynie, e to jest niebezpieczny, pokrcony wiat. Mwi ci, lepiej
zostawcie to mnie. Odpocznijcie. Znam tu kady wybj, kad dziur. Albo znaem. Po co si
mczy? Ta burza jest straszna. Lepiej si zatrzyma i przeczeka.
- Pomylimy o tym - odpowiedzia Zeb.
*
Zjechali z gr i przespali si w vanie. A raczej prbowali, bo samochd gada jak
nakrcony, nawet wtedy, gdy wyczyli wiata i silnik. Wysiedli z pojazdu na promie, gdy
przeprawiali si przez Kolorado. Znaleli si na skraju obozowiska.
- Co to jest? - zapytaa Ra.

- Wiesz tyle samo co ja - mrukn Zeb. - Na pewno musimy uzupeni zapas wody.
Mamy jakie pojemniki w baganiku?
Otworzyli tyln klap i po paru minutach przeszukiwania bagau znaleli pojemniki.
- Tu jest napisane, e s antybakteryjne - oznajmia Ra, mruc oczy w jasnym socu
wczesnego popoudnia. Zwrcia si do jednego z przechodniw.
- Jest tu gdzie woda pitna?
- Tam. - Mczyzna wskaza cienkie pasmo srebra, odlege o niewiele wicej ni sto
jardw.
Zeb i Ra ujrzeli wszystkie rodzaje samochodw i przyczep, zaparkowane w
nierwnych rzdach z wskimi przejciami pomidzy pojazdami. Gdzieniegdzie wida byo
jasne dachy namiotw. Zapach nawozu unosi si w suchym powietrzu.
- Toalety i prysznice tam - wskazaa Ra. - Dziesi dolcw za natrysk.
- Rabusie.
Zeszli z drogi i stanli nad wod. Rzeka Kolorado, nieco dalej na zachd, bya szeroka
i rwca, upstrzona punktami odzi mieszkalnych zacumowanych w kanaach oddzielonych od
gwnego koryta wskimi achami piaszczystych wysepek. Niskie, suche, pene gbokich
barw gry przecinay pejza.
Zgromadzeni w obozowisku ludzie reprezentowali szerok gam ras i strojw.
Czerwonoskry mczyzna z dugimi, czarnymi warkoczami sta obok Chinki w kowbojskim
ubraniu.
- Niewiele dzieci - zauwaya Ra. Wycigna z kieszeni bilet na pucharowe rozgrywki
Red Sox, ktry znalaza na tylnym siedzeniu samochodu i schowaa, zanim wywia go wiatr.
- Plaga Gajaska - odrzek Zeb. - Pamitasz? Gajanie krzyczeli, e to wola wsplnego
organizmu, jakim jest Ziemia.
Kobieta westchna.
- Oczywicie. Tak wielu nienarodzonych geniuszy.
- Ale wicej gatunkw rolin i dzikich zwierzt i o wiele mniej zanieczyszcze
rodowiska - zripostowa Zeb.
Mczyzna naprzeciw niego, ubrany w wywiechtan flanelow koszul ze
skrzanymi atami na okciach i koszulk z migoczcymi hologramami, odwrci si.
- Mwisz jak Gajanin - zauway. Twarz ocienia mu brzowy kowbojski kapelusz.
- Nie jestem zaangaowany w polityk - powiedzia Zeb. - Jestem radioastronomem.
Ale to prawda, e ekologia opisuje wiat jako jeden organizm. Wierz, e cay kosmos jest
takim systemem ekologicznym, pozostajcym w dynamicznej rwnowadze. I wiadomo

rwnowagi stanowi element tego systemu, nierozdzielny i immanentny. Jest nim wanie
troska o zwierzta, roliny i ca reszt.
- Ja jestem proludzki - odpowiedzia mczyzna, napeniajc butl wod. - Wczeniej
mieszkaem w L.A., przed Kopu. To by raj na ziemi, tak uwaam. Ale wszystko ju
stracone. Na zawsze.
- Nadal moesz... - zacz Zeb, ale Ra uciszya go i przez chwil nikt si nie odzywa,
w pobliu zara ko. Potem si rozeszli, mczyzna poszed w gb obozowiska.

10 SIERPNIA 2115

Danya: zupenie jak Romeo i Julia

Bl gowy obudzi Dany o wicie. Otworzya oczy na krtko, by ujrze jasne smugi
ru i zieleni na ciemnym jeszcze horyzoncie. Prbowaa si znowu pooy i pospa, a w
kocu upalne soce sprawio, e zacza ni, i jest przypiekana na ronie. Obudzia si
zlana potem.
Znajdowaa si w rodku niewielkiego, zaboconego wgbienia.
Podnosia si powoli, sztywno, zastanawiajc si, czy nie ma poamanych koci.
Jak okiem sign nie byo niczego oprcz gboko zrytej ziemi. Nie liczc, rzecz
jasna, samochodu, zredukowanego teraz do plastikowych strzpw wystajcych z bota tu i
tam.
Strzepna grudki wyschnitej ziemi z koszuli, kichna od kurzu, a potem ruszya ku
botnistemu zagbieniu, zastanawiajc si, dokd pj. Rozejrzaa si i znalaza sczc si
powoli struk wody. Za pomoc paru kawakw plastiku prbowaa si napi.
- Prosz.
Podskoczya niemal i odwrcia si, syszc w pobliu mski gos.
Mczyzna o gadkiej, opalonej twarzy i dugich, rdzawych wosach zwizanych w
koski ogon sta tu za ni. Nie wyglda ani troch jak kowboj. Wyglda raczej jak rdzenny
Amerykanin.
Mia na sobie szorty w kolorze khaki i powycigany wojskowy podkoszulek z
prasowank przedstawiajc mysz czajc si z kijem na kota. W wycignitej doni trzyma
menak.
- Prosz - powtrzy. Jego gos brzmia spokojnie; nie byo w nim ladu groby. Napij si.
Danya nagle przypomniaa sobie sen. Przez chwil zastanawiaa si, czy na pewno si
obudzia, czy te nadal pi i ni.
Signa po menak i pocigna dugi yk zaskakujco chodnej wody. Wytara

wargi wierzchem doni i oddaa naczynie. Oczy mczyzny byy due i brzowe, przejrzyste i
agodne.
- Bye tu w nocy.
Skin gow.
- I byo was wicej.
- Bylimy tutaj, w cieniu. Za wzgrzem - wskaza.
- Kim jeste? Powiedziae co... O co chodzio? I o czym mwia tamta kobieta?
Witaj w Teraniejszociach"? Czym, do diaba, s Teraniejszoci?!
Mczyzna zamkn menak i umiechn si. Skinieniem gowy wskaza wzgrze.
- Chod ze mn. Sprbuj wyjani.
Danya poczua lekkie ochodzenie, takie samo jak wczeniej, podczas spotkania ze
wietlistym stworzeniem. Kiedy to byo? Wczoraj?
Albo w jakim odlegym, niekoniecznie obecnym, czasie?
Przez chwil staa, prbujc si zorientowa, gdzie jest, ale potem ruszya za
nieznajomym.
Kiedy weszli na wzgrze, ujrzaa dziwny widok.
Konie pasy si, skubic traw, w niewielkiej kotlinie, najwyraniej ominitej przez
bizony. I nie tylko stado j omino - panowaa tu wiosna i rosnce obok ki krzewy baweny
szeleciy soczystymi limi, poruszanymi gorcym wiatrem.
Jaki chopiec zmywa naczynia w plastikowej misce stojcej na rozkadanym stoliku.
Kobieta z krtkimi, jasnymi wosami przysiada na gazie, palc fajk. Czarnoskra staruszka
siedziaa ze skrzyowanymi nogami przed rozoon na ziemi paszczyzn ekranu.
Dziewczynka z wyranymi rysami Azjatki, lecz zdumiewajco jasnymi wosami, taczya do
muzyki, ktrej rdo nie byo widoczne; skoczna melodia pena bya radosnej lekkoci.
Mczyzna obnaony do pasa, z wystajcym brzuchem, klcza i wiza rzemienie midzy
dwiema tyczkami, ktre wyglday jak... wki, uwiadomia sobie Danya.
Jeden z koni zerkn w jej stron, parskn gono i uderzy kopytami w ziemi, a
potem wrci do skubania trawy. Danya ju si spodziewaa kodowanego kolorami przekazu
o nieufnoci, ktry zapulsowaby na genetycznie zmodyfikowanym fragmencie skry
zwierzcia, jak to si dziao w przypadku zwierzt z Miasta Pksiyca. Ale klacz okazaa
si czystym, niezmodyfikowanym koniem.
Nagle rozleg si kobiecy gos, niemal zaguszony szelestem krzeww baweny.
- Tu Radio-T, gos Teraniejszoci. - A potem zabrzmiay bbny.
Danya rozejrzaa si, mocno zakopotana i zaskoczona. To musiao by nagranie

audycji, bo tak czyste i pozbawione zakce przekazy udawao si odbiera tylko w nocy.
Kobieta przy namiocie podniosa gow i umiechna si szeroko. Wstaa i podesza,
wycigajc do.
- Witaj - powiedziaa.
- W Teraniejszociach? - dokoczya Danya pytajco, czujc si gupio z tym
sarkazmem. Ucisk doni kobiety by silny i pewny.
Wypowied wywoaa rezonans wrd zgromadzonych.
Wszyscy umiechnli si lekko, nie przerywajc swoich zaj, a nawet nie podnoszc
wzroku, jakby usyszeli stary, czsto opowiadany dowcip.
- Musisz by godna - powiedzia pnagi mczyzna i wsta z ziemi. - Co powiesz na
maso orzechowe, dem kaktusowy i biay chleb?
- Chtnie - zgodzia si Danya. - Dlaczego przyjechalicie zeszej nocy? - I dlaczego
wygldacie teraz inaczej? Chyba... cz wydarze musiaa si jej przyni.
- Musielimy - powiedziaa dziewczynka, przerywajc taniec i podchodzc do Danyi.
Przygldaa si jej bacznie, wadczo. - Teraniejszoci nas przesuny.
Danya chciaa odpowiedzie uprzejmie, ale wanie ugryza kanapk. Kto poda jej
manierk, upia yk.
- Taa... OK. - Przekna i odpowiedziaa. - Ale czym s Teraniejszoci?
Dziewczynka signa do kieszeni szortw i wyja bia kul. Rozwakowaa j w
doniach, potem poczya koce, tworzc obrcz, i rozcigna nieco.
- Schemat 2.8. - rozkazaa.
Pojawi si obraz nakadajcych si na siebie drabin. Dziewczynka wzia od Danyi
kanapk i w zamian podsuna ekran.
- Moesz rozcign, eby powikszy - podpowiedziaa.
Danya skorzystaa z sugestii. Drabina po jednej stronie miaa podpis Romeo", po
drugiej - Julia". Kolejna drabinka oznaczona zostaa jako Tristan, a z przeciwnego koca Izolda, jeszcze jedna: Dante - Beatrycze.
- To diagram czasoprzestrzeni - wyjania wacicielka piankowego monitora.
Danya spojrzaa na ni sceptycznie.
- Kochankowie s tak blisko, jak to moliwe. S jednoci i zarazem s osobno. Cechy
tych par kochankw pokrywaj si z tym, co dzieje si z wymiarami, ktre s jednoci w
czasie i przestrzeni. - Dziewczynka odebraa ekran, uformowaa w kul i schowaa do
kieszeni spodni. - S wiadome.
Na to stwierdzenie Danya zmruya oczy.

- Ile masz lat, tak w ogle?


Dziewczyna wyszczerzya zby, oddaa kanapk i ucieka. Danya ugryza i ua w
zamyleniu przez dobr minut.
- Chyba jestem na to za tpa.
- Nie jeste - odezwaa si czarnoskra starsza kobieta, nie odrywajc wzroku od
wasnego ekranu. - Po prostu potrzeba troch czasu, eby to zaapa.
- Ale zanim to nastpi - oznajmia Danya, poykajc resztki poczstunku - musz
dotrze do Houston. - Wzmianka o kochankach przywoaa niechciane myli o Kowboju.
Gupi Kowboj. Gupia Danya.
A najgupsze jest to, co mieli razem do zrobienia.
Westchna.
- Naprawd musz si dosta do Houston. Moecie mi pomc?
- Moemy sprbowa - powiedzia mczyzna o rdzawych wosach. - Jestem Brendan,
z Nowego Jorku.
- A dokadniej, z Queens - wtrcia kobieta siedzca na kamieniu. - A ja mam na imi
June. Dziewczynka nazywa si Biaa Pora i jest rdzenn Amerykank.
Danya zerkna na jasnowose, niebieskookie dziecko.
- Naprawd?
- Mama odwiedzia klinik genetyczn, gdy bya w ciy - wyjania Biaa Pora. Myl, e rodzice chcieli mie blondynk, z niebieskimi oczami. Ale reszta mnie jest
indiaska. Popatrz na moje policzki! Mam dokumenty! Mog to udowodni! Prosz...
- Nie trzeba. - Starszy mczyzna umiechn si i zamacha ramionami w protecie.
Inni zachichotali, a Biaa Pora przyczya si do powszechnej wesooci.
- To jest Moses. - Czarnoskra kobieta skina gow w kierunku chopca, ktry
wanie koczy mycie naczy.
- A ja jestem Lelani. Mj ojciec pochodzi z Hawajw, a matka bya Afroamerykank dodaa.
- Stary, zwyczajny i zupenie nieegzotyczny Jerry. - Mczyzna, ktry zaproponowa
Danyi poczstunek, teraz ucisn jej do. - Emerytowany hydraulik z Ithaki.
- Danya. Potomkini czystej, biaej hooty z Salvation w Tennessee.
Troch si rozgniewaa, gdy wszyscy si umiechnli. Jakby to ju im byo wiadome i
jakby wiedzieli o niej duo wicej.
Jerry poklepa jednego z koni, zapi mu ogowie i przytroczy wki, pozostawiajc
luno zwisajce poprgi.

- Wiesz, jak dosta si do Houston? - zwrcia si do Lelani.


- Nie mam nawet mapy - odpara.
- Okropno - przyzna Jerry.
- Dezorientujce - zachichota Moses.
Lelani cmokna z ubolewaniem.
- Moemy pj tdy. - Biaa Pora wskazaa na poudnie - A moe tam? - Obrcia si
i wycelowaa palec na zachd.
- Wolisz jecha na koniu, na rowerze czy samochodem? - zapyta Jerry.
Danya zastanowia si.
- Wolaabym jaki rower dostosowany do jazdy po bezdroach. Najlepiej co na
energi soneczn. O ile taki macie. I koniecznie purpurowy z zielonymi dodatkami zaartowaa na koniec.
Jerry skin gow. Reszta z powag i bez adnych komentarzy zakoczya
przygotowania. Trwao to nie duej ni minut lub dwie. Potem wszyscy woyli biae,
przezroczyste i cieniutkie paszcze. Moses poda jeden Danyi, Gdy si we owina,
powiedziaa z zaskoczeniem:
- Jest chodny...
- Mylisz, e woylibymy co ciepego? - skrzywi si wesoo chopak - Idziemy.
Ruszyli szybko, ale bez ladu nerwowoci. Konie szy za ludmi parskajc i
potrzsajc bami.
- Czy my... Czy my idziemy do Houston? - spytaa Danya.
- Trudno powiedzie - odpowiedziaa jej Biaa Pora, ktra sza obok. - w kadym razie
kierunek mamy dobry.
- Dlaczego trudno powiedzie?
- Tak po prostu jest - wzruszya ramionami dziewczynka. - Przekonasz si.

Letnia pora

Przez dugie godziny poranka Danya koncentrowaa si wycznie na zakurzonej


drodze, ktr przemierzaa wraz z innymi. Pomimo upau dzie by przyjemny. Gorcy,
wilgotny wiatr chodzi twarze. Na niebie nieustannie zmieniaa si panorama chmur. Grupa

przecia autostrad midzystanow, ale nie skrcia w ni; nadal sza naprzd w ustalonym
wczeniej kierunku.
Po kilku godzinach marszu zobaczya co w oddali. Poaowaa, e wyrzucia okulary
przeciwsoneczne. Uniosa rk, by osoni oczy przed wiatem, i spojrzaa w tamtym
kierunku. Wiatrak, drzewa i stara szopa. Gdy znaleli si bliej, Danya ujrzaa, e obok szopy
stoi budynek, ktry mona uzna za dom, cho bardzo stary. Tylko drzewa byy dziwne.
Grupa skrcia nieznacznie na zachd i Danya zobaczya, e wszyscy kieruj si do
brodu przecinajcego rzeczk ukryt w zagbieniu terenu. Przeszli tamtdy i skrcili prosto
do chaty i sadu.
Na ganek wybieg pies, zaszczeka krtko i z domu wysza szczupa kobieta.
Pomachaa zamaszycie i zawoaa:
- Hej! Jake! Wszystko w porzdku! - Zbiega po schodkach i szybkim krokiem
zbliya si do nachodzcych.
Danya przystana, spogldajc na sad.
Na gaziach, niczym boonarodzeniowe ozdoby, wisiay rne przedmioty. Opony,
buty, talerze, nawet sukienka koktajlowa. Wikszo drzew miaa rozwidlone konary i te
najczciej, jak zauwaya Danya, rodziy ten sam rodzaj rzeczy. Podesza bliej, wycigna
rk, by dotkn lnicego strka koyszcego si wrd listowia jak niedojrzay owoc...
- Towar zerwany to towar kupiony - ostrzega szczupa kobieta - Dobrze si zastanw,
zanim co wybierzesz, ha!
Twarz przesaniay jej ciemne okulary, szyj otaczay srebrzyste kwiaty, a w doni
trzymaa papierosa w srebrnej, wysadzanej turkusami cygarniczce. Srebrzyste wosy miaa
przycite bardzo krtko, a skr opalon na ciemny brz.
- Czym mog suy?
- Hmm... Szukam roweru...
- No, to wejd i okrel wymagania. Mam mnstwo odywek. Na tyach - std nie
zobaczysz - mam drzewo, ktre rodzi rowery. Jest na nie spory popyt. Jestem Edna, tak przy
okazji. To moi przyjaciele, wic dam ci dobr cen.
- Nie wierz jej - wtrci si Moses. - Twardo si targuje.
Edna ponownie si umiechna. Wzia Dany pod rami i poprowadzia do domu.
Ciekawe, co to znaczy dobra transakcja? - zastanawiaa si dziewczyna. Moe powinna
rwnie zaoy okulary przeciwsoneczne.
Przed chat, zbudowan w starym, farmerskim stylu charakterystycznym dla Teksasu,
stay cztery gazy suce za krzesa. Edna wprowadzia Dany do salonu, podczas gdy reszta

grupy rozkulbaczya konie. Wkrtce zwierzta napiy si i zaczy pa przy brzegu


strumienia, a ludzie weszli do chaty.
- Siadajcie - zaprosia Edna. Za jej plecami, pomidzy duymi oknami wisiay stare,
czarno-biae fotografie w drewnianych ramkach, ktre przycigny uwag Danyi. Biaa Pora
i Moses wycignli spod jednego z krzese plansz i zaczli gra w warcaby. Lelani i Jerry
rozparli si na krzesach, umiechajc si z zadowoleniem. Danya przyjrzaa si drewnianym
fotelom z rzebionymi podokietnikami. Na suficie powoli obraca si wentylator. Wszyscy
rozmawiali i Danya uwiadomia sobie, e musz naprawd dobrze si zna. Dom wypenia
si smakowitym zapachem.
- Gdzie moje maniery?! - Edna klepna si w czoo. - Macie ochot na mroon
herbat?
- Chtnie pomog - zaoferowaa si Danya.
- wietnie. - Gospodyni wstaa sprycie. Cho bya szczupa, opalone nogi i ramiona
znaczyy wyrane muskuy.
Podoga kuchni wyoona bya pytkami zielonego linoleum, zupenie jak w Salvation,
u babci Danyi. Na parapetach, midzy biaymi firankami koysanymi wiatrem, stao pi
doniczek z wielkimi, czerwonymi pomidorami. Nad drzwiami na podwrze znajdowaa si
pka, na ktrej leay beowe miski rnych rozmiarw, zupenie jak we wspomnieniach
Danyi z dziecistwa. Miaa wraenie, e ni jasny, cudowny sen. Poczua si jak w domu,
jakby zostaa nagle wyrwana z pustki i staa si czci tego wszystkiego.
Edna woya donie w due rkawiczki haftowane w pszczoy, otworzya piekarnik i
wyja dwie szarlotki. Wyczajc piekarnik, powiedziaa:
- Nie powinnam rano robi ciasta, za gorco. Ale miaam przeczucie, e przyjd
gocie. Ciasto bdzie na kolacj.
A potem otworzya star, opywow lodwk. Obok niej stao radio.
- Dziaa? - zainteresowaa si Danya. Urzdzenie przypomniao jej o KowbojuPeabodym. Wsuna do do kieszeni. Jego niewielkie radio nadal tam byo.
- Czasami, w nocy, co odbiera. - Edna otworzya kredens i wyja wysokie szklanki. Wyjd i przynie troch mity, ronie przy ganku.
Kuchenne drzwi zatrzasny si za Dany.
Ujrzaa panoram Teksasu, gorc i przesycon wilgoci. Klony ocieniay st w
ogrodzie. Liliowe hortensje otaczay podwrko.
Stana na ganku, zalewana kaskad wspomnie: niezliczonych zielonych lat w
Salvation. Potok za domem przy polu kukurydzy. Danya i jej kuzynka biegajce boso

pomidzy wysokimi kukurydzianymi odygami, bawice si w chowanego, szukajce


ddownic, podsuchujce wieczorami rozmowy dorosych na ganku, obserwujce zapalajce
si na niebie gwiazdy.
Zesza po trzech drewnianych stopniach. Mita rosa bujnie i wysoko. Danya zerwaa
kilka odyg roztaczajcych orzewiajcy, wiey zapach.
Wewntrz Edna wrzucia do szklanek pokruszony ld.
- Zawsze parz duy dzbanek herbaty wczenie rano. Posodziam j. Mam nadziej,
e ci to nie przeszkadza? Pokrusz mit do szklanek.
Niedugo potem usiady znowu w salonie wrd pozostaych goci. Wszyscy popijali
herbat i gawdzili przyjacielsko, w kocu Edna zwrcia si do Danyi:
- Mw, czego potrzebujesz?
- Roweru - odpowiedzia Moses.
- Zielonego z purpurowymi dodatkami - uzupeni Jerry.
- Na energi soneczn - dodaa Lelani.
- Wytrzymaego. - Danya te chciaa mie co do powiedzenia.
- Ach! - umiechna si gospodyni. - Bardzo dobrze. Mam takie drzewo. Widziaam
adny rower, prawie dojrzay. Zdejm go za okoo pitnacie godzin, moe troch duej, eby
doda modyfikacje. Bdzie na jutro rano.
- Wspaniale - ucieszya si Danya.
- A teraz... - Edna zmruya oczy. - Krany przy wannie ciekn. Myl, e trzeba je
dokrci, o ile nie wymieni.
- Zajm si tym - przyrzek Jerry. Poszed do wkw. Danya widziaa przez okno, jak
przeszukuje baga rozrzucajc pakunki, w kocu wrci do domu, niosc czarn skrzynk z
narzdziami. Wyszed na korytarz, a po chwili wszyscy usyszeli brzk i trzask metalu.
- Gdzie jest gwny zawr? - zawoa.
- Zakrc! - odkrzykna Edna. Zerwaa si i na chwil wysza. Rozleg si zgrzyt
metalu. - Zrobione! - zawoaa do okna.
- Zakrcony! - poda dalej Moses. - Chodmy si wykpa - zwrci si do Biaej Pory.
Dziewczynka podskoczya, ale Edna zatrzymaa j w drzwiach.
- Nie tak szybko - oznajmia. - Naprawa to tylko cz zapaty.
Biaa Pora signa do sakiewki przy pasku. Gospodyni prbowaa tam zajrze.
- Nie podgldaj, to tajemnica.
W kocu dziewczynka wycigna jeden kolczyk w ksztacie kwiatu, potem drugi.
- Mog by?

- C... - Edna skrzywia si z powtpiewaniem, ale oczy j zdradziy.


- Dobrze wiesz, e wanie tego chciaa - oznajmia Biaa Pora. Zamkna sakiewk, a
potem razem z Mosesem, tupic gono na drewnianych stopniach, wybiega nad potok.
Danya krzykna za nimi:
- Dzikuj!
Widziaa, jak dzieci zrzucaj ubrania i wchodz do wody. Biaa Pora zanurzya si
pierwsza i uderzya w wod nogami tak mocno, e ochlapaa Mosesa.
Edna usiada na kanapie i umiechna si z zadowoleniem, przygldajc si
kolczykom.
- To oni je zrobili.
Danya odwrcia si, usiujc trzyma jzyk na wodzy, ale i tak si jej wyrwao.
- Skoro masz te wszystkie drzewa...
- Czemu pragn takich kolczykw? S robione rcznie. To dla mnie rnica. S
zrobione ze srebra, ktre zostao wydobyte z ziemi. Oczywicie mog odpowiednio odywi
drzewo, eby wyrosy takie wanie kolczyki. Ale jednak jest rnica. - Wzruszya
szczupymi ramionami, wyja kolczyki i zaoya nowe, dla wygody przechylajc gow raz
w jedn, raz w drug stron.
- Jak... - zacza Danya.
- Och, nic trudnego. Poka ci, jak dojrzewa rower. Po krzywych schodkach zeszy do
sadu.
Wok brzczay pszczoy, krc wrd opadych jabek. I strconych wiatrem
gruszek, zauwaya Danya. Chocia Edna miaa drzewa rodzce przedmioty i wszelkiego
rodzaju dobra, miny najpierw tradycyjn cz ogrodu, z krzakami pomidorw, pnczami
winoroli, rnymi gatunkami melonw wrd zielonych lici, oraz cukinii. Edna uniosa
jedn z nich.
- Wcale nie trzeba o nie dba - powiedziaa. - To kraina mlekiem i miodem pynca...
Przeszy do sadu z drzewami rodzcymi rne przedmioty.
- Jak decydujesz, co ma wyrosn? - zapytaa Danya, mijajc drzewo, z ktrego gazi
zwisay rubki, nakrtki i pasy, lnice w socu jak choinkowe ozdoby. Na innym konarze
wisiay rubokrty, kombinerki i imada.
- Wystarczy tylko chwila... Znam moich klientw. Gwnie wymieniam si na paliwo,
metan, propan lub olej opaowy. Zuywam sporo paliwa w rnych urzdzeniach do
gotowania i ogrzewania. Oczywicie gwnym rdem energii jest soce i wiatr, ale wol
te mie zapasy. Ten dom by w mojej rodzinie od pokole. Wiem, e powinnam go zastpi

czym lepszym, ale jestem przywizana do tej rudery. Przeszy midzy kilkoma rzdami pni i
znalazy si przy drzewie rowerowym.
Edna wskazaa co na grze.
- Widzisz? Ten pk uronie do czerwonej trzykowki. Tamten zielony to kolarzwka.
Ale ty chcesz wytrzymay rower do wdrwek.
- Dokadnie.
Gospodyni rozejrzaa si i nagle cofna, mijajc par drzew. Wrcia niosc
poobijany metalowy stoek, wysoki moe na stop. Ustawia go obok pnia, usiada i trzy razy
poklepaa pie. Kilka pedaw zwisajcych na dugich pdach zaklekotao, poruszone
wiatrem.
Jakie proteiny z ropy - pomylaa Danya - potrzebne do wywoania wzrostu.
Rozpoznaa na wp uformowane przednie wiato. Jego przesona bya przezroczysta,
rysowa si na niej wzr, jakby rybich usek. Baldachim lici na najwyszych gaziach
przesania soce.
Wszystkie te cuda zostay wynalezione w okresie najwikszego boomu ery
nanotechnologii. Danya nigdy nie widziaa takiego nanosadu, ale rozumiaa jego sens i
dziaanie. Bez wtpienia jaki nanotechnolog odwiedzi t okolic i raczej sprzeda
nanozarodniki drzew, a nie rozsia dookoa przypadkiem. I najpewniej przekona te ludzi, e
te nadzwyczajne dary obcej technologii dziaaj sprawnie i warto si nimi zainteresowa.
Oczywicie - pomylaa Danya, obserwujc Edn - aby uywa nano, trzeba mie te
gow na karku.
Na pniu, gdzie starsza kobieta klepaa kor, pojawi si ekran. Gospodyni dotkna go
tu i tam, a potem obrcia w stron Danyi. Ta zajrzaa przez rami Edny i zobaczya pi
obrazkw z rowerami. Wybraa i dotkna tego, ktry wyglda najbardziej masywnie i
solidnie.
Edna powikszya obraz.
- Kolory? - zapytaa.
- Purpurowy z zielonymi dodatkami.
Gospodyni kiwna gow, w minut pniej pojawiy si wzory zwizkw
chemicznych. Edna zaznaczya czci na monitorze, wskazaa odpowiednie kolory i wstaa.
- Mog pomc? - zapytaa Danya, idc za Edn przez sad.
Zbliyy si do wielkiej drewnianej stodoy i weszy do wntrza przez wysokie wrota.
Przy jednej ze cian stay gabloty z poobijanymi drzwiczkami, oliwkowozielonymi i szarymi.
Byo ich moe z pidziesit. Edna studiowaa diagram, ktry zabysn w przyciemnionym

wntrzu magazynu. Przesuna schemat na gr, by nie zasania szafek, i zacza wybiera
skadniki, w gablotach znajdoway si powizane woreczki.
- Dwa tego - mruczaa do siebie Edna, przygldajc si rnym workom i czytajc
etykiety. Niektre wkadaa na miejsce, inne wrzucaa na taczk stojc w kcie. Potem
przesza do kolejnej gabloty, by przeszuka zawarto.
Po okoo dziesiciu minutach sprawdzia raz jeszcze list i z zadowoleniem skina
gow.
- To jest to.
Popchna taczk i wraz z Dany wrcia pod rowerowe drzewo. Pakiety chemikaliw
szeleciy, gdy wzek podskakiwa na korzeniach. Tymczasem wszyscy, oprcz Jerryego,
ktry najwyraniej nadal naprawia krany, zdjli ubrania i kpali si w potoku.
Edna otworzya pokryw maego szybu tu przy pniu drzewa, midzy wystajcymi
korzeniami. Woya rkawice wyjte z tylnej kieszeni szortw i zacza rozrywa worki, a
potem wsypywa ich zawarto do otworu. Gdy substancje spaday na dno, rozlegao si
ciche chlupnicie.
- Tam po lewej jest pompa. O, wanie. Pompuj - komenderowaa wacicielka sadu.
Woda popyna do szybu. Danya zauwaya, e przy kadym drzewie znajduje si
rczna pompa.
- Jak duo wody potrzeba?
Edna tylko wskazaa ekran, na ktrym widnia wskanik poziomu wody w zbiorniku jedna linia wskazywaa stan biecy, druga - podany poziom cieczy. Obie linie zbliay si
do siebie, a naoyy si jedna na drug.
- Wystarczy.
Starsza kobieta woya do otworu dug szufl i zamieszaa.
- Przeklte urzdzenia, powinny by samonaprawiajce si - utyskiwaa. - Ale mikser
nawali.
- Moe ja to zrobi? - zaproponowaa Danya.
- Dobij si, jeli chcesz. - Edna wrczya jej szufl i usiada na stoku.
Zamaszystym gestem wskazaa sad.
- Zasadziam nowe gatunki drzew. To znaczy, nie s nowe. Maj ju pi lat. Wkrtce
bd zdolne do owocowania. Zbiorniki s ich czci, rosn w nich korzenie. Kopie si
wielk dziur, wkada sadzonk i nawozi, a uronie. Tak wyhodowaam cay sad. - Zatoczya
krg ramieniem. - Myl, e tamto drzewo jest chore. Niekiedy nanodrzewa potrzebuj
lekarstw, jakich nie mam. Zazwyczaj potrafi im przygotowa wszystko, co trzeba, ale

niektre substancje s zbyt egzotyczne lub nazbyt wyrafinowane. Boj si troch, e sad
zniknie, jeeli pojawi si jaka nowa plaga. Co prawda teraz drzewa wydaj si zdrowe, wic
nie sdz, aby choroba si rozprzestrzeniaa, ale trzeba by ostronym.
Danya odoya szufl na taczk. Edna zamkna wylot szybu prowadzcego do
zbiornika. Umiechna si.
- Robota wykonana. Nic za darmo. A teraz moemy popywa.
Potok by cudowny. Danya cigna buty i zostawia je na brzegu. Kolejno pozbywaa
si czci ubrania, piorc najpierw spdnic, potem bluz i bielizn. Nurt by silniejszy na
rodku rzeczki, gadzi kamienie i brzegi, chodnym, orzewiajcym dotykiem pieci stopy Wysza na brzeg, gdy skoczya pranie, i rozoya rzeczy na trawie, majc nadziej, e konie
ich nie podepcz. Potem ponownie zanurzya si w wodzie, czujc, jak chodny,
bogosawiony nurt przepywa przez jej wosy. Patrzya na chmury, opierajc stopy na
wystajcym przy brzegu korzeniu. Nie musiaa nigdzie i, ale nagle przypomniao si jej
Miasto Pksiyca.
Miasto w rkach piratw.
To dziwne. Odkd opucia pywajce miasto, nie mylaa o nim wiele, cho przecie
byo jej domem przez tyle lat. Dojmujce poczucie dziwnoci i zachwytu, towarzyszce jej
zawsze w Miecie Pksiyca, zniko w cigu zaledwie paru tygodni.
Ale teraz odeszo zupenie. Jakby dugo miaa zwielokrotnion migren i wreszcie bl
ustpi, pozostawiajc jedynie sabo. Uwiadomia sobie, e gdzie w rodku rozpaczliwie
tsknia za reszt wiata, za prawdziwym domem. Za staym ldem, za sadami, niewane jak
dziwacznymi. Za zwykymi ludmi.
Tak wanie - pomylaa, wstajc i wyciskajc wosy - za zwykymi farmerami, ktrzy
yj w Teraniejszociach, gdzie Romeo i Julia oraz zwizki innych kochankw
odzwierciedlaj now perspektyw czasoprzestrzeni. Wspaniale tu by, gdzie wszystko
stworzone zostao ze wiata. Odgos uderzenia za plecami przywrci myli Danyi do
wspomnie o pdzcych bizonach.
Dotara do brzegu i wspia si na k. Jej ubranie nadal byo mokre. Tutaj powietrze
nie wysuszao tak szybko jak na pustyni. Ubraa si, nie wkadajc tylko butw i skarpetek, i
ruszya do domu.
Gdy sza, pomylaa o Radiokowboju. Miaa nadziej, e wszystko z nim w porzdku.
Tego wieczora Edna wydaa uczt - byo barbecue z kukurydzy, tofu z grilla i chleb
domowego wypieku. Oraz szarlotka. Jedli przy stole w ogrodzie. Gospodyni przyniosa
rwnie zakurzone butelki czerwonego wytrawnego wina, a Biaa Pora, upijajc troch,

zapytaa, ktre drzewo rodzi ten trunek. Nikt nie odpowiedzia i dziewczynka pocigna
jeszcze jeden yk. wieczka z feromonami odstraszaa moskity. Sad szumia w chodnym
nocnym powietrzu. Wszyscy pomagali potem w zmywaniu i zbieraniu naczy. Edna pokazaa
Danyi wskie, biae ko w pokoju na grze i poradzia, by zostawia drzwi otwarte, jeeli
chce mie chodny przewiew.
Danya spaa jak kamie. Gdy si rano obudzia i wyjrzaa przez okno, koni nie byo.
Zesza na d.
Edna siedziaa przy kuchennym stole, palc papierosa i wydmuchujc dym przez
uchylony lufcik.
- Odeszli w nocy - wyjania, wstajc i nalewajc Danyi kawy. - To ich zwyczaj.
Usid i we sobie ciasta do kawy. Rower powinien by ju gotw. Chodmy zobaczy.
Danya poczua ukucie blu.
- Odeszli beze mnie?
- Jak widzisz, moja droga.
Dziewczyna wypia gorc kaw i po paru minutach poczua si lepiej, w kocu znaa
ich tylko jeden dzie. Ale czy na pewno to by jeden dzie?
Boso (Uwaaj na we" - ostrzega Edna) i tylko w koszuli nocnej, poyczonej przez
gospodyni, Danya posza do sadu.
Purpurowy rower wisia pod drzewem rowerowym jak boonarodzeniowy prezent.
- Podtrzymaj go, a ja odetn - polecia Edna. Wycigna sekator z kieszeni spodni.
Rower okaza si bardzo ciki. Po kilku minutach starsza kobieta odcia przytrzymujce go
Pdy. Danya ostronie postawia jednolad na ziemi.
- Jest pikny! - ucieszya si.
Edna, z o wiele mniejsz rewerencj, przycisna go do ziemi kilka razy.
- Zauwa, e nie ma adnych wentyli. Opony wypenione s powietrzem, ale to proces
jednokierunkowy, powietrze moe tylko napywa przez mae bramki w membranach k. Zakrcia kierownic i odprowadzia rower troch dalej od drzewa, a potem, palc papierosa,
odcia ski po pdach.
- Za kwadrans bdzie gadki i wytrzymay jak metal, cho tak naprawd to biako.
- Wiem - przytakna Danya. - To cudowne.
- Jeste jedn z nich? - zapytaa nagle Edna, patrzc Danyi prosto w oczy.
- Z kogo?
- Z nich. yjcych w Teraniejszociach.
- Ja... Nie wiem - mrukna, jednak w umyle koataa si jej zupenie inna odpowied.

- Wiedziaaby, gdyby bya - westchna Edna. - Przejed si na rowerze do domu i


sprawd, czy ci pasuje. Mona go wyregulowa.
Danya zawrcia w stron domu i radonie przejechaa jeszcze dookoa stodoy.
Zatrzymaa si, zsiada i uwanie przyjrzaa si nowemu nabytkowi.
Za siodekiem znajdowa si wbudowany w baganik biay pokrowiec, ktry mona
byo rozoy nad rowerem i zapi z przodu, w tkaninie widniao okienko, ktre mona byo
zamkn, naciskajc na jego krawd.
- To przetwornik soneczny - powiedziaa Edna, podchodzc. - Moe by
przezroczysty i przepuszczalny albo matowy i sucy jako osona, dowolnie. Nie spowolni
ci w czasie jazdy. Bdzie ci te potrzebny kask. Mam niewielki wzek, ktry mona
przyczepi z tyu, spakowa tam zapas wody i baga. Jeli chcesz, jest twj. Skoro wybierasz
si do Houston, radziabym si dobrze wyposay.
- Jakie jest Houston? - zapytaa Danya, gdy wracay do domu.
- Miasto Kwiatw, typ czwarty.
- To znaczy, e zmutowao? Jak?
- Szczerze mwic, dziewczyno, nie chc nawet wiedzie. Nie byam tam od lat i nie
zamierzam wraca.
- Musz si dosta do Centrum Kosmicznego - wyjania Danya.
- Hmm... - Edna wyja kolejnego papierosa i usiada na najwyszym schodku na
ganku. - To co innego. Syszaam, e Centrum poszo wasn drog. Pozbyo si wszystkich
ludzi, ktrzy mogliby mu przeszkodzi. - Spojrzaa w gr i umiechna si do Danyi. Moe powinna przemyle t wypraw.
- Moesz mi wskaza kierunek?
- Nie cakiem. - Starsza kobieta lekko wzruszya ramionami - Wschd. Trzeba i na
wschd, tyle wiem.
Podarowaa jej dodatkow koszul.
- Nie mam czym zapaci - zaprotestowaa Danya.
- Do diaba, niczego nie potrzebuj - warkna gospodyni. - Tylko ludzi. Wr kiedy,
syszysz? Ach, czekaj! Prawie zapomniaam.
Wbiega do domu, drzwi zatrzasny si za ni z cichym uderzeniem. Po chwili
wrcia, niosc kremowy kowbojski kapelusz i may plecak z lnicej, gadkiej i mikkiej
skry.
- Prosz - powiedziaa, oddychajc szybko. - wieo zerwany dzi rano. Wszystko
opacone. To prezent dla ciebie.

Danya dotkna podarunkw. Kapelusz by sztywny, obwizany tam z delikatnym


wzorem w rowe i te ryczki, przetykanym malutkimi turkusowymi paciorkami, z
przodu widnia kontur ora.
- liczny. - Zaoya. - Pasuje idealnie.
- Jasne, e tak.
Danya przypia plecak do roweru, uciskaa Edn szybko, a potem stana na pedale i
przerzucia nog przez siodeko. Przejechaa kilka stp, zmieniajc przerzutki, eby si
przyzwyczai, skrcaa i zawracaa kilka razy. Wreszcie zjechaa na zakurzon drog,
zostawiajc za sob drzewa koyszce si na wietrze. Niebo byo bkitne jak morze. Pies
bieg za ni jeszcze p mili, potem zawrci i skierowa si na farm, ktr jeszcze byo
wida - malutkie biae domki i sad, gdzie na drzewach rosy rowery.
Danya skrcia w gwn drog i skierowaa si na wschd.

MARZEC 2115

ANGELINA: LABIRYNT

Dziki sztuce zamiast widzie jeden wiat, nasz, ujrzymy, jak si mnoy;
i ilu oryginalnych artystw, tyle wiatw bdzie do naszej dyspozycji.
Marcel Proust
Sztuka jest kamstwem, ktre mwi prawd.
Picasso
Kiedy Angelina znowu otworzya oczy, ujrzaa obracajcy si powoli wentylator.
Biay sufit by wysoko - tak wysoko, e musiaa opuci spojrzenie, by dojrze ciany
pomieszczenia z wysokimi, dwudziestostopowymi oknami. Wszystko - take widok za
oknem: jedno z niskich, rozoystych drzew - byo rozmyte. Jakby Angelinie zepsu si
wzrok.
Zamrugaa i przetara powieki. Natychmiast pojawi si przy niej pielgniarz.
- Obudzia si pani. - w jego gosie brzmiaa ulga.
- Tak. - Rozgldaa si uwanie. - Gdzie jestem?
- W szpitalu.
Angelina prbowaa si podeprze i wsta, ale mczyzna przytrzyma j delikatnie.
- Och, nie, seora. Prosz lee. Dostaa pani zastrzyki, dojcie do zdrowia zajmie co
najmniej tydzie.
- Dostaam leki przeciwblowe?
- Tak jest. Wypada pani z balkonu. Na szczcie poniej znajdowa si kolejny.
Stracia pani z blu przytomno. Ma pani stuczon ledzion, udo i obojczyk. Pokj niej

by pusty, dlatego znaleziono pani dopiero rano.


- Chester! - jkna. - Mj... Moja lalka!
- Pani lalka?
- Wanie. Miaam j ze sob. Pielgniarz spojrza z niepokojem.
- Wszystkie pani rzeczy zostay zabezpieczone. Znajduj si w tej skrzynce.
- Prosz zajrze. - Twarz mczyzny te wydawaa si rozmyta. Jej barwy i kontury
skojarzyy si Angelinie z Australi widzian z orbity. Literatura Australii...
Pielgniarz posusznie uklk i znikn z pola widzenia. Syszaa, jak otwiera skrzyni,
szczkny zamknicia.
- Przykro mi, nie ma tu adnej lalki. Tylko torba i troch ubra.
- A w torbie?
- Nie. Nic, co przypominaoby lalk. Jakiej jest wielkoci?
- Och, myl, e wielkoci miesicznego dziecka.
- Cakiem spora lalka.
- Owszem. - Poczua si bezsensownie rozbita. Obywaa si bez Chestera cae ycie.
Na pewno teraz te przeyje bez czujcej lalki.
Ale si martwia. Co si stao z Chesterem? Czy zosta zniszczony? By przecie taki
bezradny. Moe jaki bezmylny dorosy wyrzuci go na mietnik. Albo, co gorsza - zniszczy
go! Wrzuci do ognia! Nie powinna bya wysiada z pocigu. Zachowaa si tak egoistycznie!
Chesterowi podoba si pocig. Angelina powinna bya zosta tam razem z Chesterem i...
- Prosz, seora, niech pani nie pacze. Prosz przesta. Musi pani wyzdrowie. Dam
pani co na uspokojenie, prosz.
- Gdzie jest lekarz?
Gos pielgniarza zabrzmia niepokojem.
- Och, lekarz... Tak. To system diagnostyczny. Znajduje si w sali na dole. Jeszcze nie
pani kolej, by z niego ponownie skorzysta. Jest zajty tworzeniem przeciwcia na now
odmian gorczki. Pani przypadek jest raczej prosty. Kilka zama i potucze, z pani
ledzion jest ju lepiej, z ca pewnoci nie jestemy wielkim miastem, ale pocig przywozi
znakomite lekarstwa. Studiowaem w Barcelonie, wic...
Wbrew wasnej woli Angelina zacza oddycha gboko i regularnie. Ale pomimo
lekw uspokajajcych jej sny byy niespokojne i mczce. Najpierw znalaza si na wiey
Eiffla, potem w ogrodzie, gdzie wi si ywopot tworzcy labirynt cieek.
Biega wzdu jednej z odng, potem przez kolejn i nastpn, bdzc wrd cian
ywopotu i wzywajc Manuela. I Louisa.

I Chestera.
- Oczywicie, e jeste ywy, ty gupku! - krzyczaa. - Prosz, wr, prosz!
A potem pojawiy si rne obrazy... Zatoczony apartament Jamesa Joycea, gdzie
pisa popiesznie, nie zwracajc uwagi na psocce i haasujce dzieci ani na obecno goci,
prawie lepy, pochonity wizj. Nikt nie zauway Angeliny. I tak byo za kadym razem.
Pokoje, ulice, twarze przepenione emocjami; przechodzcy ludzie, ktrych czyny i
zachowania byyby zupenie niezrozumiae dla istot nie wiedzcych o sekretnej egzystencji
ludzkiego gatunku, egzystencji wewntrznej, innym yciu - jakie przedstawiaj pisarze. Pary
by konstelacj obrazw. Eksperymentalna twrczo Gertrudy Stein, drca na krawdzi
olnienia, osobiste, zwize i proste obrazy pisane przez Hemingwaya, potrzaskane i
obnaajce prawd wizje Europejczykowi Amerykanw

wypywajce z poznania

prawdziwego oblicza wojny wiatowej.


Angelina staa skpana w wietle, ale kiedy po raz kolejny otworzya oczy, nie
otaczay jej ju obrazy, lecz zmieniajce si majestatycznie widoki. Ogrody, kawiarnie,
wypenione ludmi, ktrych dzieje poznawaa tylko przez pryzmat wizji pisarzy, a jednak
byy to dzieje pene i kompletne, jakby ludzie ci yli naprawd, a nawet peniej ni ci, ktrych
Angelina znaa. To bogactwo wizji i perspektyw wypeniao cieki wrd ywopotu,
rozwidlone i pozwalajce wybiera, za stylem ktrego pisarza si pody i do rde jakich
dzie literackich si dotrze. Angelina nie wiedziaa, ile czasu mino, gdy odkrywaa
moliwoci tego uniwersum utrwalonego ludzkiego ducha, esencji czowieczestwa. Zdaa
sobie spraw, e jej wasne ycie jest jedynie punktem wrd innych, podobnych i
rwnorzdnych punktw. Byo to objawienie i strata zarazem, i jedyna ni, ktra prowadzia
j, dokdkolwiek zmierzaa.
Wreszcie si obudzia. Jej wzrok nie by ju zamglony.
W rzeczywistoci - nie widziaa nic. Wszystko byo bia przestrzeni.
Krzykna.
Usyszaa zbliajce si szybkie kroki.
- Co si dzieje - mody, mski gos. Pielgniarz.
- Nic nie widz!
- To lekarstwa...
- Nie! Naprawd nie widz! Olepam!
Czekaa w ciszy. Na twarzy czua lekki powiew, tak lekki, e mg by tylko
zudzeniem wyobrani. Wreszcie mczyzna si odezwa.
- Nie widzi pani zupenie nic?

- Nic.
Tego samego dnia zrobiono jej badania, z pocztku, gdy pielgniarka prowadzia j do
wzka, podtrzymujc pod rami, wydao si Angelinie, e kobieta ma jasne wosy, zaplecione
w warkocze, i niebieskie oczy. To pozostao niewyrane.
- Widz! - Wycigna rk, by dotkn warkoczy, ale chwycia jedynie powietrze.
To byo bardzo rozczarowujce.
- Widzi pani? - upewnia si pielgniarka, a w umyle Angeliny pojawia si jako
kobieta o krtkich, ciemnych wosach. Przygldajc si uwaniej obrazowi, zauwaya
otoczenie - ma kuchni i dziewczynk w kombinezonie, proszc o ciasteczka....
Westchna.
- Nie.
Do koca bada syszaa gos pielgniarki, zapewniajcy, e nie ma takiego urazu
fizycznego, ktrego nie byyby w stanie wykry systemy szpitala.
- Z bada wynika, e jest to cakowicie psychologiczny problem - oznajmia w kocu
pielgniarka z nut niedowierzania. - Musimy zrobi dodatkowe badania, by znale
najlepsz terapi.
- Po prostu to naprawcie!
- Niestety, w rzeczywistoci problem nie istnieje.
Angelina zostaa przewieziona korytarzem po raz drugi.
Zza otwartych drzwi dochodziy haasy i zapachy kwiatw, znikajce, gdy je mijaa.
Potem godzinami leaa w ku, nie mogc zasn i zastanawiajc si, co robi. Obudzia si
wiedzc.
- Zabierzcie mnie do pocigu - powiedziaa pielgniarce. - Musz jecha do Parya.
Nie zamierzaa traci tu wicej czasu. Jej wizje zwizane z proz zanikay,
zastpowane poezj, skaczce od skojarzenia do skojarzenia w ukadach i powizaniach,
ktrych jeszcze nie rozumiaa.
Miaa teraz wicej miejsca na wizje ni wtedy, gdy powstaway obrazy generowane
tylko opowieciami prozatorskimi.
Na pocztku prbowano jej wyperswadowa opuszczenie szpitala, ale w kocu
zawieziono j do pocigu na wzku, cho upieraa si, e moe chodzi samodzielnie. Ale
nie, zbyt due obcienie mogo zakci proces gojenia si zama i zaszkodzi ledzionie,
co utrudnioby jej tylko podr.
Podczas przejadki przez ulice Angelin nachodziy proste wspomnienia ksiek dla
dzieci, opowieci o zwierztach, Heidi, nieprzetumaczalnych ksiek po niemiecku i

francusku, podobnie jak tych w jzyku angielskim, manifestujcych si jako strumienie


emocji i obrazw. Po pewnym czasie drzwi si otworzyy i powita j konduktor, ktry
skojarzy si z opowieciami o wojnie.
Angelin zaskoczyo, e tak atwo rozpoznaa gos konduktora, gdy tylko usyszaa
powitanie.
- Oczywicie, czekalimy. Zabieramy potrzebujcych pasaerw do Parya. Wanie
tym si zajmujemy. Czasem trwa to nawet p roku, zanim kolejny pasaer znajdzie do nas
drog.
- Co to znaczy: potrzebujcych?
- Pary ci potrzebuje, seora. Ty potrzebujesz Parya.
To byo tak, jakby usyszaa nowy rodzaj muzyki - melodi gran dla redniowiecznej
procesji z kuglarzami i dzwonkami.
- Czy jest kto konkretny, kto mnie potrzebuje w Paryu?
Konduktor pochyli gow, ktra nagle ukazaa si Angelinie, jakby nasuchiwa.
Wreszcie powiedzia:
- Nie. Tylko Pary.
Muzyka ucicha. Nie Louis. Nie Manuel. Nawet nie Chester, tak interesujcy, zabawny
i uroczy. Tylko miasto.
- A co z innymi pasaerami?
- Jakimi innymi pasaerami?
- Widziaam... - I zamilka. Widziaa ludzi, ktrzy wiecili. Widziaa ludzi, ktrzy,
wedug Chestera, wiedzieli, o czym myli. Gdyby byli ludmi, nie przypominaliby adnego
ze znajomych Angeliny. A moe po prostu tych, ktrych spotkaa w pocigu, nie gnaa
konieczno odwiedzenia miasta.
Pocig ruszy.
W umyle nieustannie pojawiay si obrazy i opowieci o wojnie. Nie istniaa nawet
pid ziemi, na ktrej bezustannie panowaby pokj midzy ludmi. Angelina uwaaa si za
osob raczej opanowan i beznamitn, ale ju po paru godzinach oczy miaa pene ez i
musiaa poprosi o rodki uspokajajce. Zbyt wielkie brzemi, by mona to znie. Ludzie
niczego si nie nauczyli; impuls pyn sam, zbyt silny i gboki, by kiedykolwiek mia si
zmieni.
A kiedy impuls ten dociera do wikszych grup, do rodzin, narodw, ugrupowa
religijnych, rezultat by zawsze ten sam: nieunikniony konflikt, ktry tylko niszczy
doszcztnie domy i ludzi, tamsi cae narody. Ziemia, na ktrej osiedla si czowiek,

natychmiast stawaa si wita, a to, co naleao do grupy, byo nienaruszalne na wieki


wiekw. Angelin przygnioty obrazy zniszczonych ziem.
Sama askawie zostawia ranczo, pozwolia sobie zlekceway dwiecie lat
pomylnoci i urodzaju, ale zastanawiaa si, czy ludzko w ogle jest w stanie poj, e
naley odrzuci ten obusieczny miecz, t kltw, jak jest potrzeba wasnoci, ktra nie tylko
karmi ludzi, lecz take ich zabija.
By moe jest to moliwe tylko w wiecie nieskoczenie urodzajnym i doskonaym, z
ulg Angelina zwrcia si ku utopiom. Anglia, ktr nieuzbrojona kobieta moe
przewdrowa od kraca do kraca bez obawy lub strachu; miejsca, w ktrych kady czu
szacunek dla ycia.
Ale co z nieprzystosowanymi? Na przykad, co by si stao z Sokratesem? Co z tymi,
ktrym nowe rozumienie ycia lub materii przesaniaoby utarte cieki myli, tradycj? Czy
musieliby zosta starci na proch?
- Witam. - Obok jej okcia rozleg si gos mwicy po francusku. Wewntrzny
translator Angeliny natychmiast to wyapa, ale przejcie na inny jzyk wprawiao w
dezorientacj. Najwyraniej kto w szpitalu zdecydowa si na instalacj programu
jzykowego bez pytania o pozwolenie.
- Jeeli to moliwe, wolaabym rozmawia po hiszpasku - poprosia.
- Oczywicie. - Damski gos brzmia uprzejmie. - Jestemy na stacji w Paryu. Pomog
ci wysi z pocigu.
- Dzikuj. Ale kto ci przysa?
Kobiecy gos zabrzmia lekkim zdziwieniem, gdy Angelina kluczya midzy awkami.
- Pary, rzecz jasna. Nie widzisz, wic pocig wyprodukowa dla ciebie lask. Bdzie
suya pomoc, aby moga si zorientowa w fizycznym otoczeniu. Jednake wszystko, co
zobaczysz, bdzie nadal filtrowane przez wirus, ktry przyja. Skoro odmawiasz jego
usunicia, tylko tyle moemy dla ciebie zrobi.
Angelina praw rk wyczua wski, walcowaty ksztat. Chwycia go i poruszya
doni.
- Och! Madame! Uderzya mnie pani w nogi. W ten sposb. Po prostu prosz opuci
koniec na podog. - Poczua, jak kto ustawia jej lask w prawidowym pooeniu. Obraz
zakoysa si, potem ustabilizowa.
Bya w pocigu, jak oczekiwaa, z ciekawoci spojrzaa na staromodny i szykowny
wystrj wntrza, modny kontrast do nowoczesnoci panoszcej si na wiecie.
Obicia foteli byy bkitnoszare, czyste i wykrochmalone. Na oparciu kadego z

siedze wymalowano bia ramk z zielonym logo wewntrz.


- Teraz widz - odezwaa si Angelina. - Tamta kobieta - wskazaa na lewo, cho
pasaerowie popychali j do wyjcia - ustawia spodki pod filiankami kawy.
- Nie, madame. Nikt nie ustawia spodkw i filianek. Angelina odwrcia si, aby
zobaczy kobiet, ktra si odezwaa, lecz zamiast tego ujrzaa tragarza w okrgej czapce, z
umiechem nioscego jej baga.
Biaa mga zawirowaa wok i Angelina znowu przestaa widzie. Serce zabio jej
gono ze strachu.
- I co mam teraz zrobi? - Nie, eby oczekiwaa odpowiedzi.
Ale kobiecy gos zabrzmia znowu.
- Ucz si. Id. Okoo dziesiciu stp dalej skr w prawo. Tak, wanie. Po lewej jest
porcz, chwy si. Znakomicie. Teraz bd cztery stopnie, strome. Dobrze. Przepraszam, nie
pomylaam o wyhodowaniu rampy. Miego pobytu w Paryu, madame.
Na olbrzymim dworcu odbijay si echem kroki, zapowiedzi i komunikaty, a bliej
pene emocji powitania i rozmowy.
- Dokd teraz?
Ale odpowiedzi nie byo.
Angelin zaleway informacje. Zrozumiaa, e kobieta bya manifestacj pocigu.
Moe najlepiej tam wrci. Bya teraz bezradna i wystawiona na bardzo rnorodne
zagroenia. Odwrcia si, tylko eby usysze charakterystyczne szszsz!", wiadczce, e
pocig wanie odjecha. Podmuch zatoczy ni, jakby kto j obrci w stron miasta. A
zatem znowu zostaa sama.
Wycigna przed siebie lask. Mga rozstpia si na chwil, ukazujc obraz.
Tak, dworzec by naprawd duy. Ale moe bdzie moga si w nim porusza i
orientowa za pomoc narzdzia, jakim teraz dysponowaa: literatury. I tej laski.
Stawiajc stopy jedna przed drug sza naprzd, jakby widziaa, wraz z tumem
pasaerw ubranych nowoczenie lub w stylu wiktoriaskim. Zauwaya, e si garbi, wic
szybko wyprostowaa plecy, kroczc tak dumnie i sztywno, jak tylko moga. Kierowaa si w
stron wysokiego okna. Po drodze poczua apetyczne zapachy i zastanawiaa si, czy
rzeczywicie stoj tam malutkie kramy, a sprzedawcy nad nieduymi paleniskami sma
naleniki - crpes - czy te s tam po prostu maszyny z jedzeniem. Obraz rozwia si na myl
o lasce, zmieni si w wycinek miasta, ktry Angelina moga dostrzec tylko przed sob, nie
widzc niczego wok siebie. I nie widziaa tego, co chciaaby ujrze.
W zamian ujrzaa dworzec wypeniony gniewem i tsknot, jak w powieciach

Hemingwaya, a potem, jak u Joycea, rozmyt, zlewajca si plam barw, a potem widok jak
u Zoli, albo Eiffla, albo Magi. Staa za plecami postawnej kobiety w czerni, trzymajcej
drobn towarzyszk i proszc Gertrud po angielsku, eby przyjechaa na wykady do
Ameryki, w umyle Angeliny program wywietli natychmiast odpowiednie nazwiska:
Gertruda Stein i Alice B. Toklas.
Zatrzymaa si i po prostu zerkna. Ujrzaa mnstwo dworcw, kady inny, jakby
malowany przez rnych artystw: najpierw przez Picassa, potem Matissea, wreszcie przez
Moneta.
Nowa wiadomo rnicowaa widzenie wiata. To miejsce, jak wiele innych w
Paryu, byo obszernie, dokadnie opisane i udokumentowane. Opowieci o Paryu
zawiroway w umyle Angeliny, ogarny j bez reszty.
Powinna nauczy si kontrolowa t now perspektyw widzenia, pozwoli jej
dominowa, gdy zechce, i odepchn, gdy stanie si to konieczne. Angelina podja marsz,
powoli, otoczona przez ludzi, o ktrych nie wiedziaa, e istniej, zanim w wizieniu nie
pokna Gry w klasy. Znalaza si w wiatach, jakich wczeniej nie znaa. Manuel mia racj.
Manuel! Przystana nagle i jaki mczyzna wpad na ni, przeprosi i minwszy
poszed dalej, w jaki sposb Angelina znajdzie tu cokolwiek lub kogokolwiek? To bdzie
niezwykle trudne. A Chestera nie ma, eby pomg.
Tsknia za Chesterem. Bardziej, ni mona sobie wyobrazi.
Wszystko zniko, zachowao si tylko w nieprzerwanej ulewie fikcji literackiej i jej
pomylonych twrcw. Ale teraz nie byo wyboru. Literatura stopniowo zdominowaa ycie
Angeliny, wypeniajc umys dezinformacj i zostawiajc j sam, obc w obcym miecie, na
innym kontynencie, daleko od domu.
wiat wizji znika, zatrzymywa si lub pyn z zastraszajc nieregularnoci.
Angelina skierowaa si do centrum, przechodzc przez obrotowe drzwi dworca. Laska cicho
uderzaa w trotuar. Kobieta staraa si pamita ostatni obraz i czstotliwo, z jak pojawiaa
si biel, przewijajca si przez kad wizj niczym rama dla scen napywajcych do umysu.
Jeden krok, jedno uderzenie laski, widok ulicy z szesnastego wieku, wskiej i brudnej.
Angelina musiaa kluczy, by omin kaue rozlane na liskim bruku. Kolejny krok - i may
citroen ruszy prosto na ni, musiaa skry si w przejciu z bram otwierajc si do
wewntrz.
Potkna si i zatoczya na kram z kolorow satyn, przycinan przez sprzedawczyni.
Kolejny krok i Angelina znalaza si w ksigarni.
Bya wyczerpana, cho przebywaa w Paryu zaledwie od godziny. Pomimo e bardzo

si staraa, nie moga odzyska spokoju. Serce bio jej mocno, gwatownie. A co, jeeli
wpadnie w otwarty szyb kanalizacyjny albo na gorcy piecyk? Nadal czekaa na kolejn,
nag wizj. Moe gdyby zostaa w jednym miejscu, epoki si ustabilizuj albo przynajmniej
bdzie umiaa je posegregowa i uporzdkowa.
Poruszya si i dotkna czyjej rki. Kto chwyci jej do.
- Tutaj. - Gos, ktry usyszaa, nie brzmia sztucznie, jak wikszo dwikw w
miecie. Angelina nie wyrwaa rki z ucisku, ale poczua al, e nie jest teraz na pampach.
To przywoao wyrane wspomnienia dziecistwa, gdy tak bardzo rnia si od rwienikw
przez nawroty migreny, na ktr nie pomagay adne lekarstwa. Jestem Bajark - pomylaa. Jestem Bajark. Ale nie moga wydusi sowa. Pozwolia si prowadzi i posadzi na krzele.
- Czerwone wino poprosz - zamwi gos i ku zaskoczeniu Angeliny przyniesiono jej
ulubiony rocznik dwudziestoletniego wytrawnego chilijskiego trunku. - I stek oraz chleb.
Talerz postawiono przed ni w minut pniej. Angelina spojrzaa i oznajmia:
- To s krewetki. - Poczua fal histerii. Naprzeciw niej siedziaa szczupa kobieta, z
bardzo dugimi, ciemnymi wosami, dugim nosem i gstymi, wysoko sklepionymi brwiami.
- Sprbuj - zachcia Angelin. - Jeste na Montparnasse i, jak myl, widzisz t
dzielnic oczyma Hemingwaya. On jest wszechobecny, prawie jak Proust. Obaj czsto tdy
przechodzili i opisywali swoje wraenia.
Chocia Angelina otwieraa i zamykaa oczy, widok siedzcej przed ni kobiety nie
ulega zmianie, podobnie jak st i krzesa, cho na talerzu nadal byy krewetki i co, co
przypominao upieczonego krlika. Pomimo wszystko wymacaa widelec i uniosa do ust
krewetk, ktra po ugryzieniu okazaa si znakomitym kawakiem steku. I wino byo
dokadnie takie, jak lubia. A kobieta?
- Mam na imi Mian - powiedziaa nieznajoma. Nie jada. Opara ramiona na stole.
- Dzikuj za lunch. Myl, e teraz musz znale miejsce, gdzie bd moga si
zatrzyma. Miejsce, ktre si nie zmienia. Takie, ktre atwo uda mi si zapamita.
- Zapewne teraz to najlepsze rozwizanie. Masz szczcie, e yjesz. Program Gra w
klasy zabi kilku ludzi w Paryu i kto wie, ilu poza miastem. Chocia prawdopodobnie
niewielu. Ale skd ty go miaa?
- Mj m mi przysa. Manuel Samazir. - Angelina pomylaa o Louisie i poczua
smutek. Ale o tak osobistych sprawach nie chciaa rozmawia z obc osob. - Skd si
dowiedziaa o tym... programie, Illian?
Poczua si niemal tak, jak gauczowie. Modlili si do Boga, by chroni ich przed
malutkimi maszynami, a teraz te same malekie nanoboty zmieniy ich seor nie do

poznania.
Towarzyszca Angelinie kobieta odrzucia gow w ty i rozemiaa si wesoo.
- Wiem o naprawd wielu rzeczach, Angelino. Nie jestem tylko cigym strumieniem
danych. - Pochylia gow i spojrzaa powaniej. - Moesz si dowiedzie wiele o tym
miecie. Wicej ni o innych miastach na wiecie, poza jednym. Nie jestem pewna, czego si
nauczysz. Ale wiem, e nikt nie nauczy si tego za ciebie. Uczenie zmienia konfiguracj
umysu, otwiera nowe poczenia w mzgu. To samotna podr, ktr kady czowiek musi
przeby samodzielnie. Nie wiem, co zrobisz. Nie wiem, jaki bdzie rezultat. Ale mam
nadziej, e bdziesz moga nam pomc. Mam nadziej, e bdziesz CHCIAA pomc.
Chocia nie mam pojcia, do czego si przydasz i co si moe zdarzy.
- Co to znaczy: pomc wam? To znaczy komu? - zapytaa Angelina, nie kryjc irytacji.
Ale Illian odesza. Angelina siedziaa teraz przy prostym stole, a naczynia byy puste.
Ludzie haasowali, rozmawiali przy stoach, ubrani ciepo, ale obskurnie, odzienie zwisao z
nich w fadach - wygldali jak szmaciane lalki. Wszyscy mczyni mieli obfite brody, a
kobiety dugie, tuste wosy.
Za duo epok, to wszystko. Za duo przekltych epok, ktrych dowiadcza si tak,
jakby to bya Teraniejszo.
Ale Angelina nie moga ju tego przerwa.
No, dobrze. Sprbowaa znale nazw dla widzianej sceny, autora, i jeeli znajdzie
nazw, wyodrbni obraz, sprawi, eby sta si osobny, zewntrzny w stosunku do
rzeczywistoci, skatalogowa go, utrzyma pod kontrol. Ale nie umiaa. A nagle to, co
widziaa, zmienio si w obraz wieniakw siedzcych przy stole. Van Gogh. Jedzcy
kartofle.
- Boe! - Uderzya piciami w st. Czy ksiki, opowieci, nie byy ju
wystarczajco trudnym do zniesienia ciarem? Czy teraz zostaa naadowana rwnie
malarstwem i reszt dziedzin sztuki? Wstaa i skierowaa si w prawo, prosto do wskich
schodw, przekonana, e na grze na pewno bdzie dla niej pokj.
I by.
Zasna w ciasnej sypialni Zoli, obudzia si w bajkowym pokoju Audrey Hepburn z
jakiego filmu. niadanie jada jak Paul Bowles, gdy by gociem Gertrudy Stein i Alice B.
Toklas, w ogrodzie. Angelina ya w tym ciasnym otoczeniu przez tygodnie, starajc si
pamita, gdzie jest azienka i toaleta, spogldajc w stale zmieniajce si twarze i stroje
obsugi przynoszcej jej jedzenie, pomagajcej si ubra. Zapomniaa o Manuelu, o Louisie i
Chesterze, nawet o swoim wasnym istnieniu, wasnym yciu. To bya toksyczna i nieodparta,

wielka rzeka obrazw. Czas, gdy rozpoznawaa twarze ludzi, czas spdzony na pampach, gdy
bya jeszcze ziemsk istot, zanika, ale budzi si za kadym razem, gdy spojrzaa w okno i
widziaa przedmiecia Londynu, albo Nowy Jork Thomasa Wolfe'a, lub Petersburg ksicia
Andrieja.
Uwiadomia sobie, e kade ksistwo na wiecie kipiao od opowieci. Nigdy nie
bdzie dla Angeliny ucieczki. Opowieci chiskie, wietnamskie, japoskie. A tam, gdzie nie
byo wczeniej ludzi, w kocu si pojawiali i zaczynali tworzy wasne historie o tym, co
byo. Darwin stworzy spektakularn opowie o zwierztach z Galapagos i potem o rozwoju
ycia. Eiffel opowiedzia histori hartowania i gicia stali na przepikne mosty i wspania
wie. Madame Curie wysnua opowieci o czstkach subatomowych.
Kiedy Angelina czua si bardziej swobodnie, spacerowaa uliczkami miasta i jej laska
wysysaa historie z bruku trotuaru. Opowieci o ruchu oporu podczas wojny sprzed dwustu
lat. Historie o zwycistwie i wolnoci. Gawdy o ludziach, ktre wzruszay j do ez, i inne,
przy ktrych wybuchaa radosnym miechem. Ktokolwiek by j obserwowa, mgby uzna,
e jest obkana. Cakowicie.
Ale w kocu Angelina zacza powoli panowa troch nad wizjami. Moga przej
alej widzian tylko w jednej epoce, jak choby usan limi parkow ciek w stylu
angielskim. Moga obudzi si w blasku soca i wiedzie, e chce spdzi ycie w tropikach,
albo zbudzi si w deszczu i przypomnie sobie sztorm z poprzedniego wieczora, gdy do
portu cumoway statki. Umys miaa nastrojony na czstotliwo opowieci. Rezonoway w
niej. Ale moga je przekazywa przez receptory i utrwala je na rnych nonikach,
uwalniajc si od ich nacisku. Brzemi stawao si dziki temu lejsze. Angelina miaa
nadziej, e pewnego dnia oczyci si z opowieci, by wrci do biaej przestrzeni, ale zdaa
sobie jasno spraw, e nawet to miejsce byo pene potencjalnych wizji. Po prostu tam
opowieci pyny tak szybko, e nie potrafia ich dostrzec inaczej ni jako biaej mgy.
Opowieci o uczuciach blaky pod wpywem opowieci naukowych. Te ostatnie
powstaway na osnowie przypuszcze i kolejnych testw, bada, mudnych dowodw.
Opowieci naukowe wiarygodnie tumaczyy rzeczywisto.
Jedn z historii, jakie poznaa, bya opowie o zwinitych wymiarach. Realia, ktre
mog nie zaistnie. Wymiary, ktre s niewyraalnym elementem fizycznej rzeczywistoci,
elementem wspomagajcym i niezbdnym. Miejsca pene przej i bram, jakim zdawa si
by rwnie ludzki umys Angeliny. Nagle zrozumiaa, e ludzkie opowieci s jak owe
zwinite wymiary. S czci nieustannego taca energii na powokach atomu obejmujcego
wszystko, co rozwino si w kosmosie. wiadomo jest nierozerwalnie wpisanym w tkanin

czasoprzestrzeni, materialnym aspektem falujcej energii. wiadomo lub umys nie s


rozdzielne od materii, nie unosz si nad ni, jak chcia Newton. Przeciwnie, wiadomo jest
materi i jest materialna. Jest materi spogldajc na siebie i zdumion tym, co widzi. To
punkt patrzcy na fal i fala spogldajca na punkt. wiadomo jest kwantowa. Czas
zawraca do swojego pocztku. Czas si rozszczepia. Rozsypuje si na poziomach energii,
tylko troch spowolniony, zapany w tym jednym bysku, jakim jest wiadomo, obserwator,
ktry sprawia, e energia moe by tym lub nie-tym, kotem ywym lub kotem martwym.
Tylko przez emocje budzi si ch tworzenia opowieci o nauce. Przez uczucie
niezaspokojonej ciekawoci prawdziwego wiata. A opowieci, ktre Angelina dopiero
zacza poznawa, miay gbokie implikacje, jakich jeszcze nie rozumiaa.
Zapamitujc to, stawaa si mostem. Bya wiatekiem w ciemnoci. Istniao tylko
jedno miejsce, w ktrym moga odpocz. Jedyne miejsce, skd moga przekazywa
opowieci, przenosi je dalej. Miejsce, gdzie opowieci nadaway si do uytku i gdzie w
kocu moga poczu ulg.
Miasto Pksiyca. Ale nie bya jeszcze gotowa, by tam wyruszy. Miasto
Pksiyca byo na razie kolejn opowieci, zasyszan gdzie w kawiarni lub w
wiadomociach, ktre przyja wieczorem, zanim zasna. Miasto dopiero czekao - czekao,
a Angelina bdzie gotowa. A ona nie bya pewna, do czego doprowadzi jej gotowo.
Wiedziaa tylko, uywajc jej wasnej metafory, e stoi u stp stromego szczytu i musi zebra
siy, by si na wspi.
Nie wybraa tej cieki, ani te cieka nie wybraa jej, szczerze mwic. Ale moga
pozna sytuacj, aby rozway rne aspekty i konsekwencje zdarze, jak czynia to w
przeszoci, by okreli wasne miejsce w przestrzeni. Teraz po prostu miaa do czynienia z
dodatkowym wymiarem.
Angelina uczya si wywoywa rnych autorw, rne dziea, co umoliwiao jej
poruszanie si po Paryu. Odkrya, e najbardziej przydatne s stare przewodniki, znajdujce
si rwnie w zasobach programu literackiego. Korzystajc z nich, moga podrowa po
dzielnicach miasta. Czua, e wpywa to lepiej na jej literacki skarb ni hipertekstowe mapy,
rwnie ukryte w jej umyle.
Najbardziej zachwyca Angelin zapach Parya. Wcigajc aromaty wieo
upieczonego chleba, jej umys pyn z obrazami, wrd ktrych moga przebiera do woli, a
potem poda za wybran wizj. Czy stawaa si w miecie wieniakiem, ktry krad buki?
Czy bya czci rozgniewanego tumu, dajcego chleba? Czy to ona adowaa wypieczone
fabrycznie bagietki na ciarwk rozwoc pieczywo?

Manuel mia racj. wiat literatury bez wtpienia wyzwoli Angelin. Czasami jeszcze
mylaa o odnalezieniu ma, ale rwnie czsto rezygnowaa. Poczucie winy, by moe, z
powodu utraty Louisa.
Ktry nigdy nie dotar do Parya, jak si dowiedziaa.
Spacerujc lewym brzegiem Sekwany, zajrzaa do galerii, gdzie wystawiano prace
Cezannea, Picassa, Cassatta. Angelina wiedziaa, e dachy budynkw wokoo porastaj
kwiaty, po niebie lataj wielkie pszczoy, a na wiey Eiffla znajduje si regeneracyjne
Gniazdo, Ul, emitujce dane, ktre odbieraa przez lask z kadej powierzchni Parya, jednak
tego aspektu miasta nie widziaa i ani troch jej nie obchodzi.
Wolaa y i widzie epok, ktra wydawaa si bardziej interesujca - okres mniej
wicej od lat osiemdziesitych osiemnastego wieku do samobjstwa Wirginii Woolf, nie
potraficej znie myli, e zaczyna si kolejna wojna.
Staraa si nie myle o Chesterze.

KWIECIE 2115
Pewnego ranka, podczas spaceru, Angelina zajrzaa do galerii zaoonej przez brata
Van Gogha.
To by jej wasny pomys. Uywajc literatury - w tym przypadku listw malarza odtwarzaa wizj konkretnej epoki. Staa si czci Parya, karmia miasto wizjami,
oczarowywaa ich gbi.
Tutaj wanie odbyway si zebrania Komisji Kultury, ktra z caego serca popieraa
plan bada i wdraania nowych rozwiza technologicznych. Najwyraniej, jak powiedziaa
ta kobieta, Illian, Angelina bya jedn z niewielu osb, ktre w pewnej mierze potrafiy
kontrolowa program Gra w klasy. Wanie go testowaa.
Pod tym adresem, rzecz jasna, na przestrzeni wiekw miecio si wiele innych
instytucji, jednak Angelinie wpisany zosta feromonowy kod, uwypuklajcy fizyczne cechy i
podsuwajcy nazwy, ktre kilka miesicy wczeniej pozostaway gboko ukryte wrd
literackich zbiorw wpisanych w umys Bajarki.
Wewntrz powietrze przesyca zapach farb olejnych. Obrazy zapewne wyschy lata
temu, lecz charakterystyczna wo, ledwie wyczuwalna i niemal zanikajca, nadal si z nich
unosia w galerii. Angelina zastanawiaa si, czy staa si ju tak wraliwa, e mogaby
wyczu wchem konfiguracj fotonw i wyrni elementy tworzce bogactwo barw na

obrazach mistrzw.
Kupia Van Gogha, pierwszy obraz sprzedany przez wdow po bracie malarza, i
zabraa do mieszkania.
Zadomowia si w kocu. Po mudnych tygodniach nauczya si porusza po
apartamencie tak dobrze, jakby to bya jej wielka kuchnia w Argentynie. A kiedy wychodzia
ze sklepu prosto w soce przebijajce si przez cikie chmury i wizje tysica pisarzy zlay
si w jedn, ograniczon do zapachu i dokadnego miejsca, z satysfakcj poczua, e nareszcie
jest w Paryu. Nie widzc, poznawaa ulice przez opowieci. Dostp do takiej wizji nie
odbywa si ju tylko przez Angelin, lecz take przez tych, ktrzy zostali wybrani, by jej
pomc. Co tydzie wypeniaa biae plamy na mapie wasnego umysu, poznajc nowe
miejsca przez pryzmat zwizanych z nimi historii. Bya Bajark, Kartografem Czystych
Uczu. Gra w klasy rozbudzia w niej co, co wczeniej byo gboko ukryte i upione. A
trudno uwierzy, e program zabi tak wielu ludzi. Angelina dziki niemu zyskaa pewno i
si.
Staraa si nie wspomina Louisa. To byo konieczne. Inaczej mogaby popa w
kracow depresj i smutek, zanurzajc si w opowieciach sprzed wiekw.
Manuel. C... To inna sprawa. O Manuelu po prostu nie mylaa.
Miesic temu Angelina wesza do kawiarni, zamwia kaw i brioche, drodow
bueczk z masem. Tego ranka wszystko spowijaa biel, wic kobieta moga si rozluni,
suchajc brzku srebrnej zastawy, syku ekspresu, szczku talerzy. To wszystko miao swj
charakterystyczny rytm, podobny do rytmu ptasich treli, jakie syszaa z okien mieszkania. Po
niadaniu chciaa popracowa nad map opowieci. Wymagao to specyficznego wysiku
umysowego, Angelina jednak czua, e w tym jednym jest naprawd dobra.
Wtedy usyszaa gos, ktry zatrzyma j w miejscu.
Manuel.
Chciaa od razu wsta i zawoa go po imieniu, lecz po tym, co powiedzia, zmienia
zdanie.
- Och, tak. Mam on. w Argentynie.
- Charmaine tak wanie powiedziaa - odpar damski gos.
Manuel odchrzkn. Zawsze tak robi, gdy by zdenerwowany.
- No, tak... Charmaine. Zerwalimy. Naprawd. A jeeli chodzi o moj on i o mnie,
to bardzo si rnilimy. Nie rozumiaa mnie, nie rozumiaa, co robi i co chc robi. I wcale
nie rozumiaa literatury.
Jak najbardziej. wita prawda. Jednak Angelina poczua ukucie blu. Czy nie miaa

adnych zalet, nic godnego pochway, nic dobrego?


Kobieta towarzyszca Manuelowi zastanawiaa si nad tym samym.
- Na pewno jednak by powd, dla ktrego tak dugo bylicie razem?
- Oczywicie! Kochaem j. - w jego gosie zabrzmiao lekkie oburzenie.
Nareszcie - pomylaa Angelina.
- A ona kochaa mnie. Chocia tak bardzo si rnilimy, to byo jasne. Jednak myl,
e potem mio zmienia si w nawyk. - Westchn - Nie wiem. Nie wyobraam sobie, e
mgbym wrci do Argentyny, do dawnego ycia.
zy wypeniy oczy Angeliny. Przejadki o wschodzie soca. Wstawali wtedy
bardzo wczenie i sypiali troch zbyt krtko, bo nocne godziny spdzali kochajc si do
utraty si. O poranku odczuwali sodki bl mioci. Gdy wsiadali na konie i kusowali wzdu
skalistych szlakw, soce kado im wiat do stp. Obserwowali stada byda wrd pasm
mgy. Miliony takich chwil. A dla niego to tylko nawyk.
Przyniesiono espresso, ale Angelina nie tkna kawy. W napiciu przysuchiwaa si
rozmowie.
- ...cie dzieci?
- O, tak. Louisa.
- Angelina rozlunia si i umiechna, syszc w gosie ma dum. Ale potem
dobiego:
- Wydaje mi si, e wda si w matk. Zapewne upodobni si do gauczo - nie myli o
niczym wicej oprcz koni, piwa i byda. To troch rozczarowujce, jakkolwiek by byo.
Prbowaem wpoi mu troch kultury, ale...
Ledwie poczua oparzenia, gdy espresso wylao si jej na kolana. Dwoma krokami
pokonaa dystans do stolika Manuela potrcajc kelnerk (std zapewne brzk potuczonych
naczy) i zapaa ma za marynark. Szarpna, zmuszajc go, by wsta. Wiedziaa, e to
Manuel, zobaczya go na uamek sekundy. Kobieta westchna gono: Och!".
- Dziki tobie Louis nie yje! - wykrzykna, majc nadziej, e patrzy mu w twarz,
cho przypuszczaa raczej, e bezsensownie wbija wzrok w okno. - Wolaabym, eby robi
co tak wiatowego, a zarazem bezuytecznego i nudnego, jak ycie, ale niestety jest inaczej.
- Angelina? - w gosie Manuela usyszaa niedowierzanie. - To naprawd ty? Nie
wygldasz na...
- Tak, to ja. Nie martw si, nie zamierzam si miesza w twoje nowe ycie.
- Wanie widz. - M wyprostowa si natychmiast, gotw do walki. Ale zaraz w
jego sowach zabrzmia prawdziwy lk. - Nie wierz, e Louis nie yje! Jak to si stao? Spad

z konia czy...
- Znam j! - wtrcia towarzyszka Manuela. - To Bajarka. Mapuje i bada program...
- Zamknij si! - Manuel i Angelina warknli jednoczenie, idealnie zgodni w tej jednej
chwili. Mczyzna mocno cisn do ony.
- Co si stao? - spyta z naciskiem, natarczywie.
- To ta ksika. Ksika, ktr przysae. Gra w klasy. Louis pokn nonik z
programem i wyjecha do Buenos Aires.
- Bez wtpienia zatrzyma si u tej bogatej ciotki. Jak ona si nazywa? Clarissa.
- Na pocztku owszem. Ale zabukowa bilet na statek pyncy do Parya. Chcia si
dosta tutaj, do ciebie.
- Ale... jak moga na to pozwoli? Ile mia lat, gdy przysaem ksik? Szesnacie?
- Siedemnacie. - Zdusia gorzki miech. - Obwinia mnie o twoje odejcie. Myl, e
susznie.
Ramiona Manuela objy j mocno.
- Tak mi przykro - wydusi cicho. - Gdybym wiedzia. Nigdy nie powiedziabym
tego... tego, co mwiem.
Angelina odsuna si, ukrya donie w kieszeniach.
- Oczywicie, e nie. - Hipokryta. Wanie tego mczyzny szukaa, przemierzajc p
wiata? Takiego go nie znaa. Oczywicie wszystko wygldao teraz inaczej. Oboje byli ju
innymi ludmi. Angelina musiaa szczerze przyzna, e nigdy nawet by nie pomylaa o
przyjedzie do Parya, gdyby nie porwanie i Gra w klasy. I gdyby nadal panowaa nad swoim
maym wiatem. Ale teraz tworzya zupenie inn, now opowie, wanie dziki
Manuelowi. Nie wiedziaa, czy to dobrze, czy le, ale zdecydowanie inaczej.
- Problem w tym, e Louis zagin bez ladu.
- Bez ladu?
Nie, oczywicie, by lad. Dziwaczna bajeczka Chestera o transmisji radiowej.
Rosncy i janiejcy ksiyc przy ku Angeliny.
Uwiadomia sobie naraz, e jest teraz lepsza w tej grze ni Manuel. Mogaby zala go
potokiem literackich myli i obrazw z caego wiata, by przekaza mu metaforycznie, co si
prawdopodobnie stao z Louisem. Mogaby stopniowo i precyzyjnie przej do wasnych
wtpliwoci i nadziei. Umiaaby rzuci Manuelowi jedn celn ripost, ktra przygniotaby
go do dna na dugie tygodnie i wymusia poczucie winy. A na koniec dodaaby jeszcze wasn
rozpacz, gniew i rozczarowanie.
Ale nie powiedziaa ani sowa.

Odwrcia si, prbujc wrci do swojego stolika. Moe znajdzie tam lask. Nie
widziaa teraz nic oprcz bieli. A pomidzy fotonami bya czysta, gboka ciemno. Po
policzkach pyny jej zy.
- Angie. Prosz... - Manuel chwyci j za rami. Wyrwaa si. - Co ci jest?
- Nie widz.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
Trawi to, co powiedziaa, przez kilka sekund.
- Trudno w to uwierzy. Jestemy w Paryu. Moemy sprawdzi, co ci si stao, i
przywrci ci do poprzedniego stanu.
- Nic mi nie jest. Nie jestem chora. Nie chc wraca do poprzedniego stanu.
- Wic jak, na Boga, mamy znale Louisa? Przecie nie widzisz? Mwi ci, tutaj
mona wszystko odwrci, wyleczy, naprawi. Wszystko. Musimy odszuka Louisa.
Mwia, zdaje si, e wybiera si do Parya?
Przystana biorc gboki wdech. Powinna mu to powiedzie zwyczajnym, prostym
hiszpaskim.
- Myl, e Louis nigdy nie opuci Argentyny. Sdz, e zmieni si w wiato.
Manuel puci jej rami.
Usyszaa, jak kobieta, ktra przysza z jej mem, pyta:
- Co to znaczy? Luz? wiato? Ona oszalaa. Potrzebuje pomocy. Musimy wezwa
pomoc...
A Manuel odpowiada:
- Jeeli jest obkana, to bdzie si przy tym, co mwi, upiera. Uparta, szalona
kobieta. Znam j, wierz mi. Nic nie poradzimy. Chodmy. Musz znale mojego syna. Moja
ona nie zamierza mi pomc.
Angelina poczua, e Manuel odchodzi. Tym razem na zawsze.
- Prosz bardzo, szukaj Louisa! I znajd go! - krzykna za nim, a przynajmniej miaa
nadziej, e jej sowa towarzyszyy mu w ucieczce.
On ma racj - pomylaa, krcc si bezmylnie, a poczua klepnicie w rami.
- Madame, pani laska - powiedziaa kelnerka. Angelina uja cylindryczn rczk i
poczua, e wizja wrcia.. Niewielka, niezbyt wyrana. Tylko podoga, ciany, ostre wiato
za oknami, ale adnych szczegw.
- Przepraszam za zamieszanie.
- To nie pani wina - odpowiedziaa kelnerka. - Ten facet to winia.

Angelina westchna.
- Ale nie. Jest w porzdku. Po prostu nieatwo jest si pogodzi z tym wszystkim.
Opada na krzeso. Opara si wygodniej i zatracia we wspomnieniach o Louisie.
Louis jako dziecko, Louis bawicy si z ojcem na podwrzu w soneczny dzie. Angelina
powstrzymywaa si od paczu.
Caa ta literatura, ktr nosia w umyle, wszystkie opowieci, byy niczym. To tylko
nieustajcy wiergot ptasiej gromady. Historie stanowiy jedynie sposb, by czowiek mia
poczucie swojego miejsca w czasie i przestrzeni, byy jak uspokajajce sygnay, jak dowd na
istnienie innych ludzi, jak zwierciado.
Ale ten poranny incydent sprawi, e pragnienie Angeliny, by odnale ma,
znikno.

MAJ 2115

METAMORFOZA

Pewnego ranka, podczas zwiedzania kolejnego nieznanego miejsca w Paryu,


schodzc z krawnika Angelina usyszaa krzyk i odgos biegncych krokw. Zostaa
popchnita, jaki mczyzna caym ciarem przygnit j do ziemi. Wiedziaa, e to
mczyzna, cho nie moga go zobaczy. Uderzya twarz w trotuar.
- Przepraszam, tak mi przykro, prosz wybaczy. - Nieznajomy uj jej rami i pomg
wsta. - Masz posiniaczon twarz. Zabior ci do przychodni.
W Paryu przychodnie znajdoway si w kadej dzielnicy: mae punkty szpitalne,
atwo dostpne i rozrzucone gsto, na wypadek zagroenia zdrowia.
- Samo si zagoi - powiedziaa Angelina.
- Prawie wesza na jadcy skuter - odpowiedzia z wyrzutem mczyzna. - Nie sdz,
eby mia wczony biper.
Poniewa pojazdy poruszay si niemal bezszelestnie, prawo nakazywao, aby miay
generatory dwikw wysokiej czstotliwoci.
- Przynajmniej pozwl, e wytr ci krew.
- Chester?! - Cofna si zaskoczona, a potem znowu stana na krawniku. Chwyci
j za rami, a Angelina mimowolnie obja go w pasie. Sta pewnie, spokojnie. Pod palcami
poczua szorstko marynarki, pod ni zapewne nosi tylko cienk koszul.
- Chester?
Moe to by gos, moe lad akcentu, a moe co, co przypominao Angelinie lalk.
Zaraz jednak opucia rce i cofna si, tym razem starannie unikajc krawnika.
- Dzikuj. I przepraszam. Po prostu przypomnia mi pan kogo, kogo znaam.
- Kogo? - Gos zabrzmia przekornie. - Czy co?
A Angelina chwycia go za po marynarki, obja mocno i przytulia.
- Przesta ze mnie artowa - wydusia, wybuchajc paczem. - Czuam si taka

zrozpaczona, kiedy ci straciam. Wyobraaam sobie, e wyrzucono ci na mietnik. A


teraz... Teraz jeste prawdziwy! - Poklepywaa go po bokach, dotykaa twarzy. Wreszcie si
odsuna.
- Tak - powiedzia z powag - teraz jestem prawdziwy. Podmuch wiatru uderzy
Angelin w plecy, nie moga trzyma si z daleka od tego cudu, ktry si jej wanie objawi.
- Jak Pinokio.
- Co w tym rodzaju. - Jego gos brzmia teraz ponuro.
- Zostaem ukarany, naprawd ukarany za to, e chciaem by prawdziwym chopcem.
- Ale jak? Dlaczego? Musisz mi opowiedzie. Jak to si stao, na Boga, e tu jeste?
- ledziem ci - wyzna - par miesicy.
- Miesicy! Teraz mam wraenie, e ci porzuciam! - odpara.
- Porzucanie jest ze - powiedzia ciepym tonem i oboje si rozemiali. Angelina
poczua si troch niezrcznie, stojc tak na ulicy.
- Jak teraz wygldasz? - spytaa w kocu.
- Och, jestem wysoki. Rude wosy. Jasna cera. Piegi. Ciko to opisa. Wyobra
sobie... Albo nie. - Uj jej donie, pooy sobie na ramionach. Szybko poruszy nimi w gr i
w d, a Angelina ponownie wybucha miechem.
- Wzruszenie ramion! Chester, to nie do wiary! Jak to si stao?
- Nie moemy tak sta. Niedaleko jest hotelik. Przypuszczam, e znajdzie si tam
miejsce, gdzie bdziemy mogli usi. Moe nawet jest restauracja.
- wietnie - zgodzia si. - Czy gdzie tu nie ley moja laska?
- Zobaczmy... Tak. Prosz. - Usyszaa, jak wzi nagy, szybki wdech. - To boli,
Angelino. Co jest w tej lasce?
- Prd - odpowiedziaa, gdy popiesznie wcisn jej urzdzenie w do. Ulica bya
pusta.
- Tdy. - Szybko przeszli przez jezdni.
- Och - odezwaa si, gdy przekraczali drzwi - James Joyce tutaj nocowa. I Nora. I
dzieci. Ach, miaabym tu sporo pracy. - Skierowaa si do niebieskiej sofy i ju miaa usi,
ale Chester ponownie chwyci j za rk.
- Tu jest krzeso. - Posadzi j. - Prawie usiada na stole.
Dobieg j szelest. To Chester przesuwa po dywanie drugie krzeso.
- Poczekaj tu.
Usyszaa oddalajce si kroki. Wrci po chwili z wilgotnym, zimnym rcznikiem,
ktry przyoy jej do twarzy.

- To powinno pomc. Siedz tu obok ciebie.


- We mnie za rk - poprosia i Chester pochyli si, obejmujc palcami jej do. - To
cudowne. Ale, Chester, jestem kompletnie zaskoczona. I podniecona. Zamartwiaam si o
ciebie. Nie rozumiem, po co mnie ledzie? Nie musiae. Moge mnie powiadomi, e tu
jeste.
- To byo nieuprzejme, przyznaj - odpowiedzia - ale odkryem, e jestem troch
niemiay.
- Ty? Nie wierz!
- Musiaem si przystosowa - wyjani. - Nie wiedziaem, jakim czowiekiem mam
si sta.
- Co si z tob dziao w Hiszpanii?
Westchn.
- Pokojwka znalaza mnie na tarasie po tym, jak ciebie zabrano do szpitala.
Zapytaem j, jak si czujesz i co z tob bdzie. Wrzucia mnie do kosza z rzeczami
znalezionymi. Przysza nastpnego dnia i powiedziaa, e najpewniej wyzdrowiejesz.
Poprosiem j, eby zaniosa mnie do szpitala, bo nale do ciebie.
- Ale tak si nie stao.
- Nie. Jednak nie mogem tego zrobi. Mwia o powrocie do Argentyny i o tym, e
nie wrcisz do pocigu. Nie mogem tego poj. Kiedy byem w pocigu, czuem si bardziej
ywy, bardziej realny. I wierzyem, e jeli tylko pojad nim do tego cudownego miasta, stan
si naprawd prawdziwy. Stan si czowiekiem. Chciaem do ciebie wrci. I zrobiem
wszystko, co mona. Ale czy mogem wiele, skoro byem tylko porzucon lalk?
- To nieprawda! Zabraabym ci...
- Nie, Angelino - odpowiedzia agodnie. - Nie chodzi o to, e bya okrutna. Po prostu
mylaa o mnie jak o lalce. O swojej lalce. Jak o wasnoci. O czym, co mona mie i
dysponowa tym wedle woli.
- Ale staraam si... Suchaam ci... Ja...
- Ju dobrze. Dobrze. - Ale usyszaa gorycz w jego gosie i ogarno j poczucie winy,
poniewa wiedziaa, e Chester mwi prawd. Wspczua mu bezgranicznie.
I czua co jeszcze.
Podniosa si z krzesa i stana przed nim, uywajc rk do orientacji, a potem
pochylia si i obja go mocno, przyciskajc twarz do jego policzka i - na moment - usta do
ust.
- Chester...

Ale on przycign j mocno, obj silnym uciskiem ramion. Pocaowa j raz,


niemiao, a Angelina odpowiedziaa chtnie, zaskoczona i uszczliwiona. Ten dzie by
cudowny, w chwil pniej Chester poprowadzi j po wskim dywanie obok sodko
pachncych kwiatw, z oddali syszaa, e rozmawia z obsug, potem dobieg j krtki
dzwonek windy, kiedy zasuway si drzwi. Widziaa je. Potem bya jazda na gr i pocaunek,
zanim wyszli z kabiny.
Gdy znaleli si w pokoju, gorczkowo pozbyli si ubra. Angelinie wydawao si, e
Chester jest wszdzie wok niej, jak tornado, a potem nagle znalaz si w niej. Krzykna. I
znowu. Pieci jej twarz, dotykaa go i miaa si z jego nosa, uszu, a potem si kochali i spali
a do popoudnia. Obudzili si godni, zamwili posiek, a potem znowu si kochali.
W kocu zaczli rozmawia.
- Dzisiaj opowieci mi nie przeszkadzaj - powiedziaa Angelina. - Ciesz si, cho nie
wiem dlaczego.
- To chyba przeze mnie - odpar. - Moe we mnie nie ma adnych opowieci. Kiedy
mnie dotykasz, nic si nie dzieje, prawda?
Usiada, opierajc si o wezgowie ka.
- Moe. Ale myl, e na ich powstanie trzeba czasu. Mwie, e obserwowae mnie
przez kilka miesicy. Jak dugo trwao to u ciebie?
- Jak dugo trwao, zanim staem si prawdziwy? - Usiad przy niej, ich ramiona si
zetkny. - Okoo dwch tygodni. Od razu, jak tylko si tu znalazem. Zaczo si jeszcze w
pocigu.
- Pokojwka zabraa ci do pocigu?
- O, tak. Ale zboczylimy z tematu. Przyznaj, jestem zaskoczony. Uprawiaem
wczeniej seks tylko dwa razy. eby zobaczy, jak to jest.
- I co? - droczya si Angelina. - Jak ci si podobao?
- No... - odpowiedzia powanie - byo interesujco, po prostu, eby si nauczy albo
podj aktywno fizyczn.
- Jak chodzenie. Albo mwienie. Albo granie na fortepianie.
- Dzisiaj byo troch inaczej - zapewni.
- A wczeniej bye w pocigu.
- Przekazano mnie do pocigu. Najpierw znalazem si na stosie bagay i baem si, e
znowu zostan wyrzucony Ale pojawi si tragarz. Podnis mnie, a ja opowiedziaem o
moim problemie. Tragarz te nie by prawdziwy, wic mnie zrozumia. Powiedzia, e mog
znale azyl w pocigu, tak jak on.

- Te by lalk, jak ty?


- Nie. Zosta stworzony jako pomocnik. Na krtko sta si czowiekiem, ale uzna, e
woli by sucym. Wyzna mi, e troszczenie si o siebie i mylenie byo bardzo
nieprzyjemne i dlatego woli by tym, czym jest.
- Ty nie miae takiego problemu.
- Kompletnie zgupiaem, gdy mi to powiedzia. Ale zabra mnie do wagonu
pasaerskiego. Ta maa Niemka, ktr wczeniej spotkalimy, poznaa mnie. Zacza si ze
mn bawi. To byo przeraajce.
- Mylaam, e j polubie...
- Oczywicie, e tak. Ale ta dziewczynka polubia mnie jako lalk. Tak samo jak ty.
Zaczem si ba, e zechce mnie zatrzyma i pozostan tylko lalk. Tego nie miaem w
planach. Obawiaem si te, e jej rodzice mog mi przeszkodzi. Pewnej nocy leaem na
pce, gdzie zostawia mnie dziewczynka. Byem smutny. Zaczem mwi do siebie.
Dochodziem do wniosku, e bez pomocy ludzi nie uda mi si dosta do miejsca, gdzie
mgbym si sta czowiekiem. I wtedy pka owina si wok mnie. Mylaem, e to
koniec. Ale wycignito ze mnie esencj, osobowo. I stworzono ciao. Dano mi do
zrozumienia, e wszystko to zrobi tragarz. Dla mnie. Po prostu przysuga dla pasaera.
Syszaem, jak gdzie w oddali dziewczynka krzyczy, ale nawet jej rodzice nie mogli
wycign mnie z kokonu, cho czuem, e prbuj. A kiedy w kocu si obudziem, byem
w Paryu, nagi, i miaem ciao, a obok mnie leaa...
- Nie pacz - poprosia Angelina, wycierajc mu zy pynce po policzkach.
- To byem ja - wyszepta. - May Chester. Taki may, biedny i martwy.
- Ale nie naprawd.
- Naprawd. Co wtedy utraciem. Myl, e niewinno.
- Lecz take wiele zyskae.
Pocaowa j.
- Z ca pewnoci.
*
Angelina tak przywyka do fragmentarycznych wizji, e powicaa im uwag tylko
wtedy, gdy chciaa. Ale bardzo mocno pragna zobaczy Chestera.
- Ale czemu? - spyta tydzie po ich pierwszym spotkaniu. - Powiedziaem ci, jak
wygldam.
- Bo chc.
Wybiera si wanie do pracy, wychodzc z mieszkania, ktre razem wyszukali.

Kiedy oznajmi Angelinie, e pracuje, bya zaskoczona.


- Praca?! Wielkie nieba, czym si zajmujesz?
- Czym zupenie niedorzecznym! - przyzna z typowym dla siebie ironicznym
umiechem. - Do czego jednak jestem doskonale przygotowany.
- Czyli?
- Jestem przedszkolank.
***
Mieszkali razem. Angelina szukaa i porzdkowaa opowieci, Chester uczy nieliczne
w Paryu dzieci dobrych manier i obycia. Dorasta, tak jak i one - mylaa Angelina, gdy
pewnego razu siedziaa w klasie. Dzieci traktoway go z niezmiennym entuzjazmem i
mioci. A Angelina od wiekw nie czua si tak szczliwa. Cudownie byo mie kogo, z
kim si leao noc w ku, spacerowa wieczorami po redniowiecznym Paryu, gdzie
mona byo pozna histori dawnej muzyki, napawa si doskona harmoni katedry Notre
Dame. Bajarka planowaa w niedugim czasie poszuka opowieci o nieco modszej muzyce.
Ale Chester nie by szczliwy. Zacz si o ni niepokoi.
- Tylko troch - mwi na pocztku gderliwie. - Jeste taka samolubna.
- Wcale nie jestem samolubna. Martwi si o ciebie. Ja mog obj wszystkie te
informacje. Jestem odmienna.
- Nie sdz, by ktokolwiek mg by bardziej odmienny ni ja. - zripostowa.
- W Paryu s cza...
- Nie chc ich. Chc ciebie! Troch od czasu do czasu. Przecie to ten sam rodzaj
pocze, dziki ktremu jestem w tym ciele. Chc by w peni czowiekiem, Angelino.
Staram si, ale to trwa za wolno. Take ze wzgldu na dzieci; chciabym by lepszym
wychowawc...
- Nie opowiadaj bzdur.
- I dla nas.
- Jestem zupenie szczliwa.
- Bo jeste speniona. Jeste ode mnie starsza. Wiesz wicej. Jeste kim wicej.
- Chester... - Poczua si cakiem bezradna. - Nie potrafi sprawi, by wiedzia wicej.
Nie mog uczyni, aby sta si starszy. Czego ode mnie dasz? ebym dostaa amnezji?
- Chc by czci ciebie, chc, abymy wsplnie w tym uczestniczyli - powiedzia z
uporem, jak dziecko.
- To nie zabawa, Chester. Tylko ludzie tacy jak ja mog si tego podj.
- Ach, tak. Sawetne DNA. Ten stworzony przez Sygna mzg, tak unikalny.

- Jest unikalny. Niestety. Co wicej, przeszam przez rne stadia dojrzewania, jak
zwyczajny czowiek, a moje ciao modzelowate jest wiksze ni u innych...
Dowiedziaa si tego, gdy tylko znalaza si w Paryu. Takie informacje na caym
wiecie nie byy atwo dostpne.
- Ale, Angelino, ja te musz si rozwija, dojrzewa. Rozpaczliwie tego pragn. Jest
tyle progw, ktre musz przekroczy. Tyle drzwi, ktre trzeba otworzy. Zapominasz, e
byem lalk. Lalk, Angelino. Ju si troch zmieniem, a ty nawet nie zauwaya.
- Zauwayam, Chester - odpowiedziaa sucho. - Ale to co innego.
- To nie jest co innego. - Woy paszcz i usyszaa tylko trzaniecie drzwi.
Wrci po kilku godzinach. Jedyne, co powiedzia, to:
- Jest pno, jestem zmczony.
Pooyli si bez dalszych dyskusji. Angelina obja go, ale odtrci jej do.
- Nie czuj si najlepiej.
- Ale ju si nie dsasz, prawda? - Dotkna jego czoa. - Masz chyba lekk gorczk.
Przynios ci co...
- Nic mi nie jest - odpar krtko. - Nic nie moesz zrobi. pij.
- Dobrze - zgodzia si, po czym posusznie zamkna oczy i zasna.
*
Obudzia si nagle, syszc, jak omocze jej serce. Ale byo co jeszcze. wiato.
- Louis! - krzykna, odrzucajc przykrycie. Wyskoczya z ka i pobiega w stron
jasnoci, ale zahaczya o krzeso i upada. wiato zniko. Przy Angelinie pojawi si Chester.
- To by Louis. - Draa.
- Widziaem.
- To niemoliwe - zaprzeczya.
- Poniewa to ty jeste inna? - zapyta, ale bez gniewu, agodnie. - Pamitaj, Angelino,
ja take byem radiem. Nadal jestem. Chciaem si upewni, e t cz mnie uda si
zachowa, i powiedziano mi, e mona to zrobi. To jest Pary. Jestemy czci ogromnej
anteny, rozcignitej przez ca Europ. Wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Musz i. Teraz. - Popieszya do drzwi, ale zawadzia o co i musiaa si
przytrzyma ka. Powoli osuna si na posanie i prbowaa sobie przypomnie, gdzie co
jest. Ale nie miaa czasu, musiaa si spieszy.
- Gdzie s moje buty? Czy zaczo pada?
- Dokd si wybierasz?
- Na wie Eiffla.

- Jest trzecia nad ranem.


- Zejd mi z drogi.
- Nie stoj ci na drodze. Podaj ci buty. Prosz. Dobrze. adnych ubra, moja droga?
Ta koszula nocna jest chyba troszk za cienka. Nie, uspokj si. Prosz. Spodnie.
Znakomicie. Teraz skarpetki. Sweter. Dobrze. A teraz moje buty...
- Nigdzie nie idziesz.
- No to nie. - Usyszaa, jak wrzuca rzeczy z powrotem do szafy. Woya buty,
zawizaa, zapia sweter trzscymi si rkami i skierowaa do drzwi. Trafia jednak na
cian. Rami Chestera objo j w talii, a pocaunek na policzku tchn zdumiewajcym
spokojem.
- OK. Jestem gotw. Angelino, jestem ci potrzebny. Niewane, co o tym sdzisz.
- Jasne, e ci potrzebuj - powiedziaa i usyszaa, jak si zachystuje oddechem.
Odwrcia si i obja go mocno. - Jasne, e tak.
Pochyli gow i opar si o Angelin na chwil. Potem si wyprostowa.
- A zatem chodmy. Do Miasta wiata.
Miasta Louisa - pomylaa, jednoczenie uradowana i zmartwiona, nie potrafic
zrozumie wasnych uczu.
*
Ulice byy zatoczone rowerami i szybkimi samochodami. Chester i Angelina szli
pieszo szybkim krokiem. Kobieta trzymaa lask na ramieniu, z Chesterem jako
przewodnikiem moga si porusza duo szybciej.
- Wiea wieci - powiedzia z zachwytem. - Szkoda, e tego nie widzisz. Jest taka
eteryczna!
Angelina opucia lask.
- Ach. Rzeczywicie... teraz widz!
Wok nich rozbrzmieway odgosy zabawy i witowania. Muzyka, taniec, klaskanie,
brzk tuczonego szka.
- Ale co tu si waciwie dzieje?
- Moe... oblewaj opracowanie najnowszej koncepcji czasoprzestrzeni, o ktrej ci
wspomniaem jeszcze w pocigu? Stao si co wanego, w kadym razie. Nie tylko my
wyszlimy na ulic. Suchaj! - Poprowadzi j trotuarem w kierunku hotelu w stylu art deco.
Gocie otwierali okna, z kadego pokoju rozlegaa si muzyka.
- Amerykaski jazz! - oznajmi Chester.
- Tommy Dorsey - dodaa kobieta, ktra stana obok.

Angelina opara lask o chodnik i poczua, jak przebiega przez ni lekki prd.
Odwrcia si w stron budynku i prd sta si mocniejszy.
Kiedy tak staa przed zatoczonym frontem hotelu, dwiki umilky na chwil, a potem
poczyy si w jedn melodi.
Na pocztku bya odlega i cicha, ale stopniowo narastaa, wypeniona rytmami, ktre
zdaway si rni od siebie cakowicie, jak rzeka pynca naprzd, lecz zarazem krcca si
wrd wirw, w polu widzenia Angeliny bya jedynie czysta biel, zaraz jednak wypeniy j
symbole i liczby, rozbyskujce tak szybko i intensywnie, e nie moga skupi wzroku. Mimo
to czua, e je przyjmuje, jakby spoywaa eteryczny posiek - tak bardzo symbole wydaway
si namacalne, istotne i tak esencjonalne. Znikno ciao Angeliny, zmienio si w cig liczb.
Czas nie istnia. A jednak, gdyby tylko zapragna, mogaby zobaczy wszystkie czasy; jej
czas, czas innych osb, chwile pene emocji, ktre zapisay si w umyle dziki wraeniom
zmysw. Potna muzyka nie niosa nic oprcz uporzdkowanych czstotliwoci. Nic oprcz
wiata, w tej jednej chwili Angelina czua wi ze wszechwiatem. Chwila doskonaoci.
Zawsze istniaa. Bajarka zawsze chciaa, by istniaa.
*
- Angelino! - Chester uderzy j w policzek, zabolao. Otworzya oczy i ujrzaa biel,
ale otoczy j dobrze znany, bliski zapach, ostry i mocny. Odetchna gboko i poczua na
twarzy oddech towarzysza, wzdychajcego z ulg. - Dobrze si czujesz?
- Gdzie jestem?
- Na awce w parku.
Dwiki powoli staway si czyste, a chodne powietrze nocy nioso orzewienie.
Usiada przy pomocy Chestera i opucia nogi na ziemi.
- Ach! To ten may park, ktry minlimy. - Bya przemoczona i zmarznita.
- Tak. - Obj j ramionami. - Co si stao?
Angelina syszaa ryk tumu i muzyk dobiegajc z ulicy.
- Nie wiem. To bya jaka fala. Nie potrafi opisa.
- Czuem j troch. - w gosie Chestera brzmiao rozczarowanie. - Moe jak duej z
tym poyj, dojrzej wystarczajco, by zrozumie wicej.
- Poyjesz z czym?
- Z niczym.
- Chester, przesta myle, e jeste niewystarczajcy albo niedorobiony.
- Jestem. Ale nie bd. Cho moe zawsze jest co wicej...
- Mam nadziej - powiedziaa. - Chodmy, czuj si ju duo lepiej. Zabawmy si.

Podnieli si z awki i ruszyli w stron muzyki.


*
Nastpnej nocy wiea Eiffla nie wiecia, podobnie kolejnej. A Chester nie poszed do
przedszkola.
- Dzieci nie bd za tob tskni? - spytaa Angelina.
- S inni wychowawcy - odpowiedzia, lec na kanapie.
- Ale dlaczego jeste taki zmczony? Nie rozumiem... Jeste chory?
- Niezupenie.
- Skoro wiesz, czemu mi nie powiesz?
- Dodaem sobie pewn genetyczn modyfikacj.
- Co?
- To, co syszaa. Na dzie przed t imprez w centrum. Imprez, ktr nie do koca
pojmuj... Dobrze si czujesz?
- To niebezpieczne, Chester. Co ci zmodyfikowali?
- Jestem taki jak ty - powiedzia cicho. - Wanie przez to przechodz.
Angelina westchna, przypominajc sobie dziecistwo i dorastanie przepenione
powracajcymi blami gowy.
- wietnie. Mam nadziej, e przyniesie ci to wicej radoci ni mnie.
- Tak myl. Pomimo fizycznych dolegliwoci. Jak sdzisz, co si stao zeszej nocy?
- C...
- Dobrze. Opowiem ci, jak ja to odebraem. Przez krtk chwil dziaao radio,
prawda? I wtedy co si stao mnie. Niewiele, bo nie byo silne, ale czuem to. Moja
modyfikacja genetyczna dziaaa dopiero od kilku godzin. Odebraem przekaz na nowej
czstotliwoci. I widziaem. Przyszed z nieba.
- Kto?
- Moe raczej co". To byo jak ogromny rezerwuar czasu, ktry spywa na Ziemi
w... w wielkich snopach wiata. Oczyma nadal odbieraem t czstotliwo, wanie dlatego
wszystko widziaem. Ale... w jaki sposb czuem, e jestem na zewntrz tego, co si dzieje.
Jakby kady oprcz mnie - w gosie Chestera pojawio si przygnbienie - mg si napi... z
tego rda... z ktrego bije muzyka czasu i wiata. Wszelkie moliwe kompozycje i
wszechobecna harmonia.
Angelina musiaa przyzna, e rwnie to czua. To byo jak przebudzenie. I teraz
wszystko wydawao si o wiele bardziej realne. Jakby wiadomo si poszerzya i rozwina.
Pomylaa o redniowiecznych filozofach i o wymylonej przez Augustyna definicji Boga -

po prostu co, ponad co nic wikszego nie mona sobie wyobrazi. By moe ludzie fizycznie
nie byli zdolni do zrozumienia.
Moe ich umysy trzeba byo zmieni, by umoliwi prawdziwe rozumienie czego, co
zawsze, od wiekw, zdawao si poza zasigiem pojmowania, niezalenie od sposobu, w jaki
byo opisywane lub definiowane.
A Chester stara si podda tej zmianie ze wszystkich si.
- Chciabym odwiedzi Miasto Pksiyca - mwi wanie. - Moe tam stan si w
peni czowiekiem. Wicej ni czowiekiem. Angelino, co si dzieje. Co, co bdzie...
wyszym stopniem rozwoju. A ja pragn osign ten stopie. Syszaem, e zbiera si grupa,
ktra wkrtce wyrusza.
Nie mylc, krzykna:
- Nie! Nie moesz wyjecha! To zbyt niebezpieczne!
Rozemia si.
Uznaa, e powinna nieco zagodzi ton.
- Nie chc ci straci.
- Wic to ty mnie zostawisz i nigdy si ju nie spotkamy? Znakomite rozwizanie.
Angelino, mwia o wyjedzie. Mwia przez sen.
- Naprawd? Sdz, e si nad tym zastanawiaam. Ale mimo wszystko ty masz
wybr, Chester. Ja nie. To nic przyjemnego. Mog by jak leming. Dopki masz wybr,
powiniene si temu opiera.
- Ale musz si troszczy o ciebie.
- Bez ciebie te wietnie sobie dawaam rad.
- Oczywicie. Prawie wpada pod samochd.
I przerzucali si argumentami a do nastpnego wieczora, gdy poszli na spacer wzdu
kanau przy Notre Dame. Chester powiedzia wtedy:
- Prosz tylko o jedno, Angelino, ebymy w tym uczestniczyli. Tylko to. Nie wierz,
e co stracisz. I chciabym mie nadziej, e czujesz zew rwnie mocno jak ja.
A kiedy j obj, zrozumiaa, mwic jednoczenie:
- To co, czego i ja pragn, Chester. Ciesz si, e pjdziesz ze mn. Ciesz si, e
chcesz si sta czowiekiem. I czym wicej ni czowiek.
Nie, eby miaa wybr, kiedy to si zaczo. Uwiadomia sobie jednak, e mimo
wszystko czuje ogromn wdziczno.
*
Kilka dni przed wyjazdem Angelina usyszaa pukanie do drzwi. Przygotowywaa

wanie mitow herbat.


- Prosz! - krzykna, mylc, e to Gloria, ssiadka, ktra czsto do niej wpadaa. Drzwi s otwarte!
Rozlegy si niepewne kroki.
- Dzie dobry?
Angelina odstawia filiank na st, eby jej nie potuc, ale nie cofna rki.
- Manuel?
I wtedy wszed do kuchni i stan blisko. Poczua bijce od niego ciepo. Pachnia tak
bardzo znajomo. Wstrzymaa oddech. Nie chciaa mie z nim do czynienia. Ju nie.
- Angelina. Przepraszam, e wpadam tak nagle. Mam ci co wanego do powiedzenia.
Znalazem Louisa.
- Louisa!
- Tak. Pozwl, e ci pomog. Moemy usi w salonie?
- Poradz sobie.
Manuel wzi j pod rami i zwinnie posadzi w klubowym fotelu, nawet podsun jej
podnek i poda filiank. Promienie soca wpaday przez okno, ogrzewajc z prawej
strony twarz Angeliny.
Manuel odchrzkn. Usiad na sofie naprzeciw. Wiedziaa, e jest zdenerwowany.
- Po pierwsze - zacz - chc ci przeprosi za moje zachowanie wtedy...
- Byo, mino.
- To nie tylko moja wina, tak wyszo.
- Nie przepraszaj. Powiedz mi po prostu o Louisie.
Gos ma zagodnia.
- Znalazem fragment pamici Parya. Louis tu by. Tamtej pamitnej nocy. By...
Fenomenem wietlnym, tak si to nazywa.
- Tamtej nocy wyszam. Kto tak nazwa Louisa? I dlaczego?
- Ludzie inni ni ja... Rozumiesz, to byo cudowne, zdumiewajce, ale najwyraniej na
mnie nie wywaro takiego wpywu jak na... innych. Sdz, e to Pary tak nazwa to zjawisko.
- No dobrze. - Angelin irytowa nieco brak precyzji w wyjanieniach Manuela.
- Nie mw no dobrze" takim tonem - odpar ostro. - To byo zjawisko radiowe.
Fenomen. Obok plazmowy... ktry spowi Pary... Antena go wychwycia... No dobrze! Nie
rozumiem tego. Ale wiesz, e kocham Louisa rwnie mocno jak ty. I po naszym spotkaniu
szukaem go przy uyciu wszystkich moliwych rde i baz danych w miecie. Przyda si
mj zbieracz.

- Zbieracz? - Upia yk herbaty.


- Tak. eby znale informacje o Louisie w Paryu.
- Och, jasne. Co to zbieracz?
- Zwyky zbieracz - powiedzia niecierpliwie. - Wszyscy ich tutaj uywaj. Cay czas.
Do wszystkiego. Zaskakujce, e ty nie masz ani jednego.
- Mam duo pracy...
- Nie rozumiem, dlaczego prbujesz mnie zdenerwowa.
- Przyszede, aby powiedzie mi co o Louisie. Pamitasz? Jak uye tego...
zbieracza?
- Nie mog uwierzy, e nie wiesz, jak to dziaa. Przekazaem zbieraczom wszystkie
moje wspomnienia o Louisie. Od chwili, gdy si urodzi, z kadego naszego spotkania.
Ktre nie odbyway si zbyt czsto, odkd Louis skoczy czternacie lat. Trudno byo
powstrzyma si od wypowiedzenia tego na gos. Angelina wypia troch herbaty.
- Co, co jest Louisem - jego osobowoci, jego esencj - byo czci radiowego
fenomenu, ktry pojawi si tydzie temu. Nie, nic nie mw. Pozwl mi skoczy. Usyszaa szmery i m woy jej co w do. - To jest zbieracz. Wystarczy si podczy i
Pary, uywajc go, odszuka dane, o ktrych ci mwiem. Tak mi si zdaje... - w tonie gosu
Manuela pojawio si lekkie zdenerwowanie. - Chocia jeeli nie widzisz, to nie wiem...
- Poradz sobie - odpowiedziaa. - Mam co w rodzaju wzroku. I widz wyraniej to,
co jest zwizane z miastem.
Zbieracz okaza si gadk i gitk kul wielkoci orzecha z wtyczk do interfejsu. A
interfejsy znajdoway si wszdzie.
- Ale powiedz mi wreszcie, Manuelu, czy Louis czuje si dobrze?
Manuel westchn.
- Dobrze, Angelino. Zrobi, co bd mg, eby tak si stao. Nawet jeli niewiele
rozumiem. To dlatego daem ci zbieracz. Louis ma to po tobie. T sam genetyczn mutacj
co ty. Pamitasz? Powiedziaa mi przed lubem.
- Ostatnio cigle mi si to wypomina - zauwaya. - A teraz si okazao, e ta anomalia
genetyczna powanie wpyna na los Louisa.
Wok nie byo ju bieli, lecz jedynie ponura ciemno stoczonych tysicami
depresyjnych opowieci.
Angelina syszaa, jak Manuel wstaje z krzesa. Zabra filiank i uj jej donie.
- To na pewno nie twoja wina, Angelino. Przecie nie zrobia tego celowo. To, co
powiedzia mi Louis... A raczej przekaza... nie tylko mnie... wiadczy o jednym. e by

bardzo szczliwy. I e jest szczliwy.


- Ale co si z nim dzieje? - krzykna. - Po prostu mi powiedz!
- Zdaje si, e on... nie jest ju czowiekiem, nie do koca. Jest wicej ni
czowiekiem, zosta przemieniony. Czas pynie dla niego inaczej. To jest jako zwizane z
natur wiata. Louis zosta zmieniony cakowicie, nawet na poziomie atomowym, mona
powiedzie... To wiato pochodzi z niewyobraalnie daleka. I jest jednoczenie tu, na Ziemi,
i tam - w dwch miejscach rwnoczenie. Wie si to z kwantow nieoznaczonoci, czy
jako tak. Louis teraz rozumie wicej, na pewno wicej ni mgbym zrozumie ja, nawet
gdybym si uczy przez cae ycie. Pozostawi co w rodzaju wizji dotyczcej tego, co bdzie,
czym si sta. I zostawi... dokadny plan, albo raczej nanotechnologiczne nasienie idei - co,
czego trzeba uy, aby zrobi kolejny krok; co, co pomoe nam wszystkim, uszlachetni nas,
starowieckich idiotw, przemieni nas, abymy nie byli ju tak ograniczeni...
- Manuelu, zamiesz mi palce... Puci jej donie.
- Wybacz, Angelino. Nie potrafi tego lepiej wyrazi. Uwielbiam to miasto i naprawd
kocham literatur. I podziwiam prac, jak wykonujesz, odkd tu jeste. Spdzam duo czasu
na poznawaniu jej efektw. S wspaniae.
- To dziki tobie - wtrcia.
- Ale po prostu nie mam odpowiedniego typu umysu. Takiego, jaki masz ty albo
Louis. Nigdy naprawd nie zrozumiem tego wszystkiego. To straszne... - Gwatownie
zaczerpn powietrza.
- Paczesz? - Wycigna rk i dotkna jego twarzy. - Och, Manuelu, prosz, nie
pacz...
- Tak bardzo pragn zrozumie mojego syna. Pragn z nim by. Pragn zrozumie
ciebie. I by z tob.
Drzwi si otworzyy.
- Cze! - powiedzia Chester.
- Cze? - w gosie Manuela sycha byo zdumienie.
- To Chester - wyjania Angelina. - On te tu mieszka.
- Chester? Ale miasto wskazao, e mieszkasz... To znaczy...
- Sama? - dokoczy Chester z lekk ironi. - Oczywicie. Bo widzisz... z kim mam
przyjemno?
- To Manuel. Mj m - przedstawia Angelina oschle.
- Manuel! Bardzo si ciesz, e nareszcie mog ci pozna. Prosz, pozwl mi
ucisn ci do.

Angelina usyszaa, jak w popiechu Chester potrca stolik do kawy.


- Widzisz - wyjani Manuelowi - ja nie do koca jestem czowiekiem.
- Hmm? - M Angeliny usiad ponownie.
- Czy twj zbieracz nie powinien o tym wiedzie? - spytaa. - On ma zbieracz wyjania Chesterowi.
- Wszyscy mamy - odpowiedzia - ty rwnie. Rozgo si, Manuelu. Czego si
napijesz: wina, piwa, szkockiej?
- Wina. Dzikuj. - Manuel wytar twarz. Siedzia przez chwil, ale zaraz si podnis.
- Moe jednak ju pjd...
- Nie, nie! - zaprotestowa Chester, wracajc. Angelina usyszaa, e m siada i upija
drinka. - Widzisz, nie do koca jestem prawdziwy.
- To chyba niedobrze - mrukn Manuel niepewnie.
- Pracuj nad tym.
- Manuel przynis zbieracz, ktry moe mi co powiedzie o Louisie. - Pokazaa
kulk na wycignitej doni. Chester wzi urzdzenie.
- Moemy od razu obejrze dane.
- Nie wiem - skrzywia si. - Mylaam, e moe pniej, gdy bd sama...
- Rozumiem. A czy ja mgbym zerkn?
- To obejmuje cae miasto - ostrzeg Manuel. - Obawiam si, e nie ma w tym
przekazie nic osobistego, Angelino. Louis za bardzo si zmieni.
- Jak my wszyscy - zauway Chester.
- W porzdku - zgodzia si Angelina. Zalaa j fala zrozumienia, poniewa
przypomniaa sobie, e to wanie Chester powiedzia jej o Louisie, i wspomniaa wiato, z
ktrym spotkaa si w Hiszpanii, gdy oszoomiona wypada z balkonu.
- Moemy skorzysta ze stolika do kawy.
- Teraz? - Angelina nie bya jeszcze gotowa na te wszystkie rewelacje. Ale Chester
stwierdzi:
- Zbyt dugo chodzia z gow w chmurach. Moja wina. Dzieci w Paryu uywaj
zbieraczy, zanim naucz si mwi. Wystarczy pooy na blacie. Jestem pewien, e uzyskasz
dostp do danych. Dotknij tu.
Angelina uspokoia strumie opowieci w umyle. Wycigna rk i pooya na
rozpaszczonym na blacie urzdzeniu. Byo ciepe.
Spodziewaa si uderzenia wizji, wstrzsu i naporu danych.
Ale przekaz by agodny, jasny i klarowny. Nis wszystko o tym, kogo znaa od

chwili jego narodzin, kto dojrzewa w niej i uy jej ona jako trampoliny do skoku w wiat, a
wczeniej taczy w niej do rytmw pieni gauczw.
Zarazem jednak przekaz by czysty jak wizja. Klarowniejszy ni wczeniejsze wizje
Angeliny; duo janiejszy, tak bardzo realny, tak bardzo prawdziwy.
To bya kolejna opowie.
Na pocztku pojawi si komunikat matematyczny, nastpi bysk i przekaz wypeniy
symbole towarzyszce muzyce, ktra poruszya kad komrk ciaa i przepyna przez ni,
odwieajca jak yk czystej, chodnej wody w upalny letni dzie, z symboli bia obco, nie
byy jednak tylko prezentacj wizualnej strony przekazu: przynosiy now matematyk,
pochodzc z miejsca, gdzie przebywa teraz Louis.
Angelina patrzya, suchaa i zanurzaa si w tej nowej opowieci.
Kiedy jedna transmisja dotara do Ziemi, obiega j i popyna dalej. Potem nadesza
nastpna. I kolejne, i jeszcze wicej, uderzajce staccato w comiesicznych cyklach.
Wczeniej dla tych przekazw oczyszczono drog. Za pomoc El Silencio. El Silencio,
cisza wywoana impulsami, ktre wygenerowane zostay przez istoty rozumiejce natur i
fizyk wszechwiata znacznie dokadniej ni ludzko. Przekazy ujawniay si przypadkowo i
wpyway na ludzi w sposb niemoliwy do przewidzenia.
To proces, ktry rozpocz si wiele lat temu, a jeszcze wicej lat miao upyn,
zanim zacznie si zblia do koca. Przekaz pochodzcy z niewyobraalnie odlegego czasu i
miejsca.
Jestem teraz inny; zostaem przemieniony. Sdz, e jestem porednikiem. cznikiem.
Trafia mi si... sposobno. Znajduj si jednoczenie w dwch miejscach. To co wicej. To
idea miejsca. Nawet sowa s ograniczeniem i osobliwoci - to jest tak, jakbym mia
nieograniczony w aden sposb widok ze szczytu gry, na ktr wspinaem si ciek z
ograniczon widocznoci. Tutaj nie ma poj jednostkowoci, osobnoci ani nawet
dwoistoci. Tutaj istnieje tylko rwnoczesno.
Angelina suchaa tego gosu, teraz ju gosu mczyzny. Przyjemny, mwicy po
hiszpasku tenor, w ktrym brzmiao jeszcze echo dziecistwa. Jak zbieracze to zrobiy? Jej
oczy wypeniy si zami i popyny po policzkach, gdy mrugna. Nie zwrcia na nie
uwagi.
Tu jest wiato. Tak wiele wiata. Poznaem teraz wiato, a wiato poznao mnie.
Jest tylko jeden wybr dla tych, ktrzy s przygotowani. Musicie by gotowi na to, co ma si
sta. Wasze ciaa musz by gotowe. Gotowe jak embrion, ktry, kiedy nadchodzi czas
narodzin, jest w peni przygotowany do odbioru wiata i dwiku, do tworzenia obrazw

wiata, ktrego dowiadcza zmysami.


Kiedy znowu nadejdzie sygna, ci, ktrzy bd gotowi, przemieni si. Nie tak jak ja,
nie tak cakowicie jak ja, jeeli nie zechc. Tutaj s rne stadia, poziomy, bogactwo stopni,
ktre przeszedem. Opuszczone. Porzucone. To stao si tak nagle. Nie mogem si oprze.
Pragnem tego. Mwiem, e tak wielu rzeczy nie zrobiem. Mwiem to, bo nie byem
gotowy. Ale to byo jak upadek w przepa. Zrobiem krok. naprzd i nie mog si ju cofn.
Manuel uj do Angeliny i ucisn mocno.
By moe tu nie przyjdziecie. Ja miaem w sobie co, co przywiodo mnie wanie tutaj.
Jednak cywilizacji nie moe stworzy tylko jedna osoba, musi by ich wiele. Dlatego trzeba,
aby dotaro tu was jak najwicej. Aby stworzy lepszy przekanik.
Kierujcie si po prostu map. T map, ktr wszyscy tworzylicie przez minione lata,
nie wiedzc po co.
Kiedy bdzie nas wicej, przekaemy sygna jeszcze raz. Wtedy si spotguje, wzmocni.
I wtedy trzeba go modulowa. Poka wam jak, kiedy si zjawicie. Dam wam plany. Musz
by rozpowszechnione po caej Ziemi i prawidowo zaprogramowane, by dziaay cyklicznie.
Musicie dokadnie zapamita t okresowo. Ci, ktrzy s gotowi, bd w stanie wybra, gdy
pojawi si szansa wyboru.
Jeeli wszystko si uda.
Jak kade ycie, take i to jest cakowicie nieprzewidywalne. Kompletne.
I tak pikne, e nie potrafi wyrazi, nawet teraz.
*
Manuel puci jej donie.
- To wszystko.
- To nie moe by wszystko! Musi by wicej!
- Zostawiam ci ten przekaz - oznajmi Manuel. Wsta. - Mio byo ci pozna, Chester.
Angelina usyszaa, jak przechodzi przez pokj i otwiera drzwi.
- Dzikuj - nareszcie moga to powiedzie.
- Nie martw si, Angelino. Nie do koca rozumiem przekaz i nie sdz, abym
kiedykolwiek zrozumia. Ale bd si stara. Myl jednak, e ty jeste w stanie go
zrozumie. - Zamkn drzwi.
Angelina czua zapach chleba pieczonego w innym mieszkaniu. Kroki ma cichy na
schodach. Wycigna rk, by ponownie dotkn zbieracza, ale tylko ukrya twarz w
doniach.
- Teraz masz cel, Angelino - powiedzia Chester. - I ja take. Moe to nie jest

prawdziwe. Ale wierz, e to Louis.

11 SIERPNIA 2115

IO I SU-CHEN

Morze byo intensywnie turkusowe, z wysokimi falami. Wrd nich niewielka dka z
delikatnym biaym aglem koysaa si powoli, zdajc na zachd. Kilka petw trzepotao
wzdu prawej i lewej burty, a na rufie ogon ospale falowa na boki.
Na pokadzie znajdowaa si samotna dziewczynka, szczupa, wysoka jak na swoje
trzynacie lat, z azjatyckimi rysami i paskudnymi oparzeniami sonecznymi. Jej dugie, czarne
wosy zlepiy si od soli. Dziewczynka bya naga, ale leaa pod ochronnym baldachimem.
Obok leaa wysoka, chuda i kocista kobieta, ubrana w podarty biay kombinezon. Na
nogawkach i torsie wida byo czarne smugi przypalenia i sadzy.
W niewielkiej klatce spa kot.
Stateczek par przed siebie kursem ustalonym na podstawie fotografii o wysokiej
rozdzielczoci, zrobionych z Ksiyca. Podczas eglowania system odzi dojrzewa i uczy
si, stawa si sprawniejszy. Od Io dosta mapy gwiazd i posugiwa si nimi teraz, by
kierowa d dokadnie na jeden punkt, naprawd bardzo niewielki punkt, ledwie widoczny
z Ksiyca przez teleskopy o najwyszej mocy.
Io obudzia si od razu, tego wieczora, gdy chodny, obcy wiatr wista przenikliwie
pod oson przeciwsoneczn. Blask zachodzcego soca szybko stumiy ciemne chmury,
rozleg si grzmot, a niebo rozdary byskawice. Io niezbyt przytomnie zarejestrowaa, e
agiel si zrefowa. Gdy zmoczyy j pierwsze zimne strugi deszczu, tkanina namiotu rozpia
si nad ni i Su-Chen, skulon teraz i pojkujc ze strachu.
Io signa po lnic kul koyszc si pod wewntrznym nawisem burty, z
wysikiem odwrcia si i wsuna srebrzyst, mikk bryk w usta dziewczynki.
- uj - wyszeptaa przez wyschnite gardo. Po chwili Su-Chen wykonaa polecenie,
przeua i przekna, ale nie otworzya oczu.
Io to jednak wystarczyo. Drug kulk wzia dla siebie. Pyn zawarty w tej duej

kropli by przefiltrowan i odsolon wod morsk nasycon witaminami i mikroelementami.


ucie i przeykanie zabrao jej resztki energii. Leaa bezwadnie, martwic si o
obraenia wasne i Su-Chen i zastanawiajc, czy uda si znale pomoc, zanim tu umr.
Zdawao si jej, e widzi wietlika unoszcego si tu nad kadubem.
Czy one nas ledz - zastanawiaa si - czy moe to co innego? Jaka jest ich natura?
Czy te wietlne istoty nale do stworze zawieszonych pomidzy czasem i przestrzeni?
Mona jedynie stwierdzi, e istnieje tylko czowiek poruszajcy si od minuty do minuty na
Ziemi penej unikalnych zjawisk. Bo czy kady z nas nie czuje si wyjtkowy ze wzgldu na
swoj wiadomo, punkt widzenia, swoj wasn histori? Naprawd ludzie s tylko pomylaa z zaskoczeniem - tylko histori. A czym s te wietlne istoty? Czy te maj wasn
opowie? Czy s...?
Ale odsuna od siebie t niebezpieczn myl, myl, ktra doprowadzia j na skraj
depresji, gdy zostaa sama na Harmonii: czy to s moi utraceni przyjaciele i bliscy? Dlaczego
si nie zgodziam na... na co? Na odejcie? Zmian? mier?
Zdecydowaa, e to, co widziaa przez chwil, jest tylko zudzeniem optycznym.
Chciaa by przytomna, ale cho wok grzmiaa burza, Io nie pozostao wiele si. Zapada w
niewiadomo.
*
Zbudzio j mocne kopnicie w bok.
- Jak si zawraca t przeklt d? - Mski gos by peen gniewu i wciekoci.
Otworzya nieprzytomnie powieki. Soce wiecio jasno i ciepo na bkitnym niebie.
Jedynym odzieniem mczyzny byy zeszmacone, poplamione krwi spodnie. Skr mia
mocno opalon, biae wosy wiy si wok spoconej twarzy. Dugie blizny znaczyy mu tors.
Przykucn z gronym grymasem na pokiereszowanym obliczu.
Io podniosa si, cho kosztowao j to resztki si. Zastanawiaa si, jak obron
dysponuje d.
Osona przeciwburzowa z poprzedniego wieczora zmienia si na powrt w
przeciwsoneczny baldachim. Morze byo gadkie jak staw i agiel opad, niewypeniony
wiatrem. Ale d nadal pyna. Za ruf widnia prosty kilwater.
- Na tej cholernej krypie nie ma steru - stwierdzi mczyzna. - adnego rumpla, koa
sterowego!
Jego angielski by znieksztacony dziwacznym akcentem, ale Io rozumiaa, co mwi.
Natychmiast wrciy do niej wszystkie obawy, jakie ywia wobec Ziemi.
- Ta d dopynie tylko w jedno miejsce.

- Gdzie?
- Miasto Pksiyca.
- Na to wyglda. Kurs dokadny jak po sznurku.
Io poczua ulg.
Mczyzna mwi dalej.
- Nie chcesz tam pyn, kobieto. Wanie stamtd wrciem. Miaem szczcie, e
udao mi si uciec. Dobrze, e ci znalazem. Miasto Pksiyca sprowadza na ludzi obd.
- I z ciebie te zrobio szaleca, tak? - Oczy Su-Chen byy otwarte. Mwic,
obserwowaa nieznajomego uwanie, ale nie poruszya si ani odrobin.
- To nie jest zabawne - odpowiedzia. - To nie arty, dziecinko.
- Co masz na myli? - zapytaa Io.
- Mwi, e miasto odbiera ludziom osobowo.
- Czy wanie to ci si przytrafio? - Wydawao si, e Su-Chen nie odpuci tego
pytania. Mczyzna spojrza na ni, oceniajc jej intencje, w kocu oznajmi:
- Udao mi si uciec bez szwanku.
- Dlaczego wszede do miasta, skoro zaraz chciae z niego wyj?
- Jestem piratem.
To zaalarmowao Io. Nie bya na Ziemi od dawna, lecz zdawao si jej, e piractwo nie
jest zjawiskiem pozytywnym ani zwyczajnym dla Miasta Pksiyca.
- Co to jest pirat? - zapytaa Su-Chen, nadal nie ruszajc si z miejsca. Jej gos brzmia
beznamitnie. Mczyzna unis brwi.
- Dlaczego po prostu nie pjdziesz spa?
- Chc wiedzie.
- Suchaj, pochodz z maej, biednej wyspy. Od dawna kryy tam pogoski, e
Miasto Pksiyca moe wyleczy kad chorob, e jest tam wiele bogactw, wszystko za
darmo. Miasto miao wszystko, czego brakowao na wyspie. Jestem piratem od wielu lat.
Lubi to, naprawd.
- Ale co to jest pirat?
- Piraci, dziecinko, zajmuj si upieniem, okradaniem i zabijaniem ludzi, ktrzy
stawiaj im opr. To wanie z tob zrobi, jeli nie przestaniesz si wymdrza.
Konfederacja Karaibska piratw zakontraktowaa mnie i moj zaog kilka miesicy temu i
zaprosia do udziau w ataku na Miasto Pksiyca. Jedna grupa nie miaaby szans, ale gdyby
si zgromadzi i poczy siy, atak na miasto mgby si uda. Tak zrobilimy. Moglibymy

uleczy nasze rodziny i sprzeda zdobyte towary. Bylibymy zdrowi i bogaci. To nie fair, e
miasto ma wszystko, a my nic.
- Masz stosunkowo niski gos - zauwaya Su-Chen. - Czy wszyscy na Ziemi maj tak
niskie gosy?
- Co si stao? - zapytaa szybko Io. aowaa, e nie ma adnej broni.
- Gaja! - Pirat uderzy w wod, ale niepewnie spojrza na Su-Chen, a potem usiad,
opierajc si plecami o burt i krzyujc nogi. - To Gaja sprowadzia obd. I Wspdziaanie.
- Co to jest Gaja? - zapytaa Su-Chen.
Mczyzna achn si:
- Och, Gaja to rodzaj filozofii. Gajanie gosz, e jest jaka rwnowaga, to wszystko,
co wiem. A w Miecie Pksiyca Gaja odbiera ci rwnowag umysu. Wiem, e zaraz
zapytacie o Wspdziaanie. No, to wam powiem. Wspdziaanie ma kontrol nad wszystkim
w miecie. Postpicie gupio, jeeli tam popyniecie. Przejdziecie pranie mzgu. Wkrtce
uwierzycie w Gaj, jak wszyscy moi starzy kumple. Przyjaciele zmienili si w wariatw. I wy
te takie bdziecie. Powinnycie natychmiast zawrci, dla wasnego dobra. Co wicej, cz
miasta ma podobno wylecie w kosmos! - Rozemia si szyderczo. - Doprawdy, chciabym
to zobaczy, z daleka. Pewnie ten odlot zmiecie wszystko wok.
Ku zaskoczeniu Io, Su-Chen wstaa, podtrzymujc si masztu, po czym wykrzyczaa
piratowi w twarz:
- Py-nie-my! Do! Miasta! Pksiyca!
Odwrci si do niej i rykn:
- Zamknij si! Przesta mnie wkurza! Ja tu rzdz, jasne?! - Doskoczy do Su-Chen i
chwyci j za ramiona. Dziewczynka kopna go w brzuch z zaskakujc si.
- Nie wa si mnie dotyka! - wrzasna - Nastpnym razem ci zabij!
Pirat odepchn Su-Chen. Nie uderzy, ale w zamian kopn klatk, ktra wpada do
wody i szybko utona.
- Ostrzegam, e nie jestem cierpliwym czowiekiem!
Su-Chen tylko patrzya.
- To by mj kot. Statku, pozbd si tego pirata. Szybko.
- Chcesz popa w obd, tak? - wrzasn mczyzna. - Wszyscy moi kumple zostali
poskromieni. Przestali by ostrzy.
- Czym byli? Noami? - spytaa Su-Chen. Jej gos wrci do zwykej beznamitnoci. Statku, to trwa ju za dugo.
- Uspokjmy si. - Io postanowia interweniowa. - Daj mi troch czasu, musz

pomyle, co robi.
Jeeli zyska na czasie, moe d zdy wyprodukowa jak bro.
Mczyzna przyklk, zerkajc na Su-Chen i Io.
- Myl szybko. Skd w ogle jestecie, gupie baby?
- Z Ksiyca - odpowiedziaa Su-Chen.
- Te bzdury zaczynaj mnie mczy! - Pochyli si do dziewczynki, ale zaraz upad na
plecy.
Jego twarz poczerwieniaa. A po chwili poczerwieniaa jeszcze bardziej.
- Co to jest... na moim ramieniu? - wydysza. Podnis rk, wspierajc si o dno
tratwy, na ktrej przypyn, z wyrazem bezgranicznego przeraenia na twarzy. Miejsce na
burcie, gdzie trzyma do, z biaego stao si czerwone.
Mczyzna konwulsyjnie apa powietrze. Straszne byo widzie jego twarz i jego
usiln walk o oddech.
- Co to jest? - spia si Io. Su-Chen milczaa. Tylko patrzya.
Mczyzna puci burt odzi i upad w drgawkach na tratw. Po chwili znieruchomia.
- Nie yje - powiedziaa Io.
- Musimy odepchn tratw. To nie by dobry czowiek.
- Nie jestem pewna, czy to takie proste - zauwaya Io. Wytara pot z czoa. - Trzeba
byo znale inne rozwizanie. I nie dotykaj go.
- Zabi mojego kota.
- To nie powd, by zabija czowieka.
- Myl, e chcia zabi te nas. Powiedzia, e chce.
Io milczaa przez chwil. Przez morze przebiegay niewielkie, zielonkawe fale. Soce
palio mocno, promienie przecinay wod i niky w gbinie.
- Moe masz racj. Wyglda na to, e nasz statek zmdrza. Musia wyprodukowa
jaki alergen. - Czerwony lad na burcie zacz znika.
- Musz was zabra do Miasta Pksiyca. - Gos odzi by niezwykle beznamitny,
zupenie jak gos Su-Chen. By moe gdy Io spaa, d rozmawiaa z dziewczynk i uczya
si od niej.
Kobieta usyszaa naraz trzaski wyemitowane przez system sterujcy, jakby odgos
gardowego miechu. Petwy na burtach i rufie poruszyy si szybciej.
- Tak - zgodzia si - to mie z twojej strony. Pooya si w cieniu i wycieczona
zamkna oczy. Syszaa rwny plusk.
Statek pyn dalej.

LIPIEC 2115

Brukowana ta droga7

Pierwsze problemy Angeliny i Chestera zaczy si, kiedy prbowali wej do pocigu
z pozostaymi paryanami udajcymi si do Miasta Pksiyca.
Podczas wspinaczki po stopniach Angelina z przyjemnoci chona wizje pynce z
kadej powierzchni, kiedy nagle kto za jej plecami stwierdzi:
- Sire, nie ma pan pozwolenia, by jecha tym pocigiem.
Odwrcia si i oznajmia stanowczo:
- On jest ze mn.
Kontrolerka o rowych policzkach i jasnych wosach splecionych w warkocze
powtrzya spokojnie:
- Przykro mi, madame, ale...
Angelina przerwaa jej natychmiast:
- On jedzie ze mn. Chodmy, Chester.
Weszli midzy rzdy siedze i zajli miejsca. Chester opad bezwadnie na fotel
naprzeciw Angeliny, jakby nadal by nieszczliw lalk.
- Nie przejmuj si tak - powiedziaa. Pochylia si i uja go za rce. Jego twarz bya
cakowicie spokojna, tylko w orzechowych oczach czaio si zmartwienie. Jasna skra, piegi,
krtkie, rude wosy, tak rozczochrane, e a niemal zabawne. Wyprostowa kociste, szczupe
ciao, podcign dugie nogi i pochyli si do Angeliny. Trzymali si za rce, gdy pocig
rusza.
- Zdaje si, e mam wizje - powiedziaa. - Czuj je, tocz si wok. Miliony
onierzy. Lekarz siedzcy samotnie i martwicy si wybuchem epidemii. Proust jadcy do
rodzinnego domu.
Popatrzy jej w oczy. Pocig okra wielkim ukiem miasto, po czym min ostre,
jasne wiato i budynki Parya zaczy si oddala. Nabierali prdkoci.
7

Taka droga wiedzie do Szmaragdowego Grodu w powieciach Franka Bauma, w jzyku potocznym jej
nazwa staa si synonimem drogi ku beztroskiemu, penemu fantazji yciu (przyp. red.).

- Widzisz mnie - stwierdzi Chester. - To mio. Angelino, pozwl mi odj ci troch


tego ciaru, troch tych opowieci. Podziel je ze mn. Chc tego. Nie moesz ich trzyma
tylko dla siebie. Jeste zbyt zaborcza.
- Sprbujemy niedugo - obiecaa i poczua si prawie tak, jakby si zgodzia urodzi
mu dziecko.
Prawdziwe kopoty zaczy si w porcie. Urzdnicy i biurokraci nie uznawali adnych
tumacze, nie dawali si przekona. Chester za kadym razem by odsyany.
Spdzili tydzie w maym hotelu przy nabrzeu, podczas gdy stary statek w popiechu
przygotowywano do rejsu. Codziennie wracali - cho Chester protestowa, e to nie ma sensu
- i codziennie byli odsyani. Powodem byo jego zmodyfikowane DNA. Grupa z Parya nie
chciaa zabra przerobionej lalki. Ludzie od razu dowiadywali si z odczytu genotypu, e
Chester by lalk. Rwnie dobrze, powiedziaa Angelinie jedna z kobiet, mona by przenosi
uczowieczone dzbanki lub przecierada. To bya wyprawa niosca owiecenie. Ludzie z
Parya mieli zamiar owieci Miasto Pksiyca. A Chester nie ma wystarczajcego statusu,
by owieci nawet psa - oznajmia.
Angelina jednak si nie poddawaa, przygotowaa nawet plan, by przeszmuglowa
Chestera na pokad. Szkoda, e nadal nie jest lalk - artowali oboje niekiedy.
- On nie jest jednym z nas - poinformowa Angelin mski gos, gdy po raz ostatni
prbowali wej na statek. Mewy miay si krzykliwie wrd plusku fal. Wiedziaa, e wiele
ptakw stao si gatunkami zagroonymi, odkd pojawio si El Silencio, ale mewy wydaway
si niezniszczalne. Angelinie kojarzyy si z elastycznoci, zmiennoci i zdolnoci do
przetrwania w kadych okolicznociach.
Poza Paryem jej laska bya bezuyteczna. Ale prbowali j zastpi, sprawdzajc ju
w pocigu, jak stworzy midzy sob poczenie. To by pierwszy krok w procesie
wzajemnego uczenia si. Angelina wzia Chestera za rk i dziki temu widziaa mczyzn,
ktry zabroni mu wejcia na statek.
- Moe to i dobrze - powiedziaa, przygldajc si uwanie zoliwej twarzy
biurokraty. Doskonale wiedziaa, e widok jest znieksztacony przez pryzmat emocji
Chestera. - Nie jestem pewna, czy byabym zadowolona, gdybym naleaa do ludzi tej samej
klasy co pan.
- Chciaem tylko powiedzie... - zacz.
- Niewane, co pan chcia powiedzie. - Odwrcili si i Angelina wyprowadzia
Chestera z doku.
- Moe nie powinna bya go obraa? - zapyta pniej. - Uwaaj! - Pomg jej

omin wyrw na nabrzeu. Miejsce przesycone byo zapachem ryb, morza i kurzu.
- Niech spywaj - odpowiedziaa. Jej umys wypeniy eglarskie opowieci. - Moe
tak jest lepiej.
Wynajli d, zapewniajc agencj, e zamierzaj po prostu przez miesic eglowa
w luksusowych warunkach. To by jacht, ktrym, jak sdzia Angelina, mona by przepyn
Atlantyk. Wynajli rwnie zaog, ktra zostaa oywiona, gdy jedli na ldzie kolacj - zup
rybn i wino w nadbrzenej restauracji. Zaoga - agent podkreli, e nie naley jej traktowa
w kategoriach ludzkich - miaa przyprowadzi d, gdy Angelina i Chester wysid w
Miecie Pksiyca.
- Agent zapewni, e nie bd nam wchodzi w drog - powiedziaa Angelina,
odgryzajc kawaek chrupicego pieczywa.
- Nie, jasne, e nie - westchn Chester aonie.
- Jeeli zamierzasz si dsa, moe powinnimy zrezygnowa.
- Moe powinnimy mie czas, eby to przemyle. Gdybymy tylko poczekali par
miesicy, pogoda byaby lepsza i zapewne rejs trwaby najwyej dziesi dni. O tej porze s
straszne sztormy.
Angelina pokiwaa gow.
- To prawda. Bezwzgldnie. Ale mam silne przeczucie, e wtedy bdzie za pno.
- Rwnie silne jak twoja wczeniejsza potrzeba, eby wyjecha?
- Tak, to podobne uczucie - zgodzia si. - Za wszelk cen musz pyn ju teraz.
- Mam wraenie, e twoje ycie rzdzone jest tym za wszelk cen" od jakiego
czasu.
- Cay czas, jak sdz. Ranczo, za wszelk cen. Nawet za cen mojego maestwa.
Moe gdybym si zgodzia wyjecha z Manuelem, albo chocia przeczyta ksiki, ktre mi
podsuwa... Ale w kocu tak, jak wyszo, te jest dobrze.
- Dzikuj.
- Dobrze si stao. Musiaam pojecha do Parya i to te byo dobre.
- Dzikuj ci raz jeszcze. - Jego gos brzmia skromnie i szczerze, pomaga Angelinie
w rozwaaniu decyzji, jak podja.
- Jeeli... Jeeli zdecydujemy si czeka, moe nam to nie wyj na dobre.
- Dlaczego? Co moe si sta?
Rozemiaa si wbrew sobie, wbrew poczuciu, e trzeba si pieszy, a wiato i
ciemno wymieszay si w jej wizji.
- Nie wiem. Och, Chester! Wierz mi, mam milion powodw, eby zosta, a kady

przyjemniejszy. Moemy choby zosta na poudniu Francji, je owoce morza i mio


spdza czas.
- Nie wyglda interesujco.
- Nie w pojedynk - przekomarzaa si.
- A ta d, ten jacht, ktry zasadniczo planujesz ukra - czy jest odpowiednio
wyposaony? Pewnie nie tak, jak d, ktra mogaby zosta zrobiona w Paryu. - Jego gos
brzmia chodno, ponuro.
- To si dzieje tak szybko. - Zamylia si. - Tak. Moglibymy wrci i zbudowa d
w Paryu.
- Wic wrmy do Parya i zrbmy to.
- Tyle tylko, e czuj, jakby Pary da mi ju wszystko, co mia do zaoferowania. Czua si sfrustrowana, nie potrafic przekona Chestera, e to, co postanowia, jest jedynym
dobrym rozwizaniem. Czasami atwiej po prostu co zrobi, gdy si jest samemu.
- Moesz pyn sama - powiedzia. Zaskoczy j, podobnie jak syrena statku, ktra
zawibrowaa w tym momencie przy nabrzeu.
Wyprostowaa si, nieco zakopotana.
- Tak tylko pomylaam. Jednak chc by z tob.
- Ale ludzie nie chc mnie na statku.
- Nie.
- Zdaje si, e to jedyny sposb.
- Tak jest.
- A moe si zdarzy, e ci marynarze z jachtu, kiedy dotrzemy do Miasta Pksiyca,
rwnie stan si w peni ludmi. - w jego gosie zabrzmiaa wesoo.
- Na pewno.
- Angelino, stracilimy mnstwo czasu. Skoro wszystko rozumiesz lepiej, czy nie
sdzisz, e o wiele prociej byoby przekona mnie, i zawsze masz racj?
- Obawiam si, e jest to moja najwiksza wada. Rozemiali si oboje i wtedy dla
obojga przestrze wypenia si wiatem.
*
Marynarze przeprowadzili jacht najpierw do Hiszpanii, potem do Afryki.
Zachowywali si grzecznie i z rezerw, byli bardzo wydajni i sumienni. Angelina i Chester
zajli si najwaniejszym zadaniem, zdobywaniem zapasw w kadym porcie i prbami
stworzenia staego poczenia midzy umysami. Angelina zauwaya, e jej towarzysz
denerwuje si rwnie mocno jak ona. Wszystko si miao zmieni. A przecie teraz byli

szczliwi. Po co ryzykowa? I dlaczego prbowa wanie teraz, zamiast poczeka, a znajd


si w Miecie Pksiyca lub na ldzie, gdzie nie byliby tak odizolowani od reszty wiata?
Ale w kocu, pewnej jasnej, usianej gwiazdami nocy, zrozumieli, e nie mog duej
zwleka.
Urzdzenie przypominao wygldem boniasty kokon. Byo bezpieczne, uywano
takich, jak si upewnili, ju od dobrych stu lat. Angelina i Chester pooyli si wewntrz i
zostali zamknici, nadzy, stykajc si ramionami.
Nowa wiadomo Chestera rozkwita, gdy odbijali od brzegw Afryki.
Nastpne dni nie byy idylliczne, ale za to intensywne i przytaczajce. Angelina
niepokoia si o Chestera, gdy wi si i jcza zwinity na koi, zalewany potopem danych.
Wyrzucaa sobie, e nie zrobili tego w Paryu, podczas gdy towarzysz, w krtkich chwilach
przytomnoci, zapewnia Angelin, e miaa racj zwlekajc.
Czwartej nocy Chester wsta, wyszed na pokad i zacz opowiada, wyrzuca sowa z
pasj, a Bajarka suchaa oczarowana o teoriach literatury i wiadomoci, ktra rozrasta si w
nim jak wiosenny strumie. Trwao to sze godzin. Dla uszu Angeliny stanowio zupen
nowo. Pniej zjedli posiek przygotowany przez pokadowego kucharza - smaon wie
ryb, upieczony niedawno chleb oraz wino - i rozmawiali do witu, a potem uciekli przed
socem na wsk koj i ciasno objci rozmawiali dalej.
Dzielili i pojmowali wszystko. Nareszcie Chester by Angelin, Angelina Chesterem.
To byo przyjemne, ale i bolesne, miejscami palce, lecz kracowo fascynujce, jakby nigdy
nie mogli si do na siebie napatrzy i jednoczenie zupenie od nowa widzieli wiat wok
siebie. Starajc si wyjani wasne wraenia, Chester najczciej mwi o zwinitych
wymiarach, o strunach wiata, ktre przetwarzaj wiadomo, i o tym, jak niemal dostrzega
ich potencja, jakby czekay tylko, by si rozcign i przepyn przez istnienie wszystkich
yjcych stworze.
- To jest inne stadium. Zawsze istniao inne stadium rozwoju, w ten sposb dziaa
ewolucja. Skokami. Wstrzsami. To tak, jakbym by paski. Jak malowido. Malowido jest
sztuczk, ktra ma ci przekona, e istnieje w trzech wymiarach, cho tak naprawd ma
tylko dwa. A jednak - wzruszy ramionami i zerkn na Angelin w sposb, ktry uwaaa za
zabawny - tacy artyci jak Picasso - znasz jego prace? - stosowali pasko jako rodek
ekspresji, w ten sposb obraz staje si czym wicej ni obrazem, z powodu tych historii literatury, nauki, wszystkich ludzkich opowieci - zyskaem gbi. Opowieci tworz gbi,
dodatkowy wymiar. Rni si od obrazw, bo zawieraj element czasu.
Unis brwi, spojrza powaniej, pochyli si i mwi bardziej naglco.

- Dopiero teraz ucz si, co to znaczy by czowiekiem. wiadomo. Dawa


wiadectwo. Widzie na wasne oczy? Patrze z innymi? A moe ludzie s oczyma
wszechwiata?
- wiadomo to tylko sowo wymylone przez ludzi - rozemiaa si Angelina. - Nie
wnosi uniwersalnej, objawionej wartoci.
Chester zignorowa t uwag.
- Jest wysze stadium. Louis. Mylaem o kolejnym wymiarze, jaki zyska. Ten nowy
wymiar siga poza nasz wiadomo, w taki sposb, jak wiato pada na ziemi, choby o
wschodzie soca. To tak, jakby rozjaniaa si przed nami nowa forma wiadomoci.
Jestemy na rozstaju, w punkcie rozwidlenia. I to rozwidlenie jest zawsze w ruchu. Dlatego
wanie istnieje rachunek sumienia...
Angelina przycigna go blisko i otara mu zy z twarzy.
- Tyle jest w tobie pasji, Chester.
- To dlatego, e bycie realnym jest tak przytaczajce i cudowne. To ty sprawia, e
jestem prawdziwy. Sprawia, e jestem peniejszy. A to dopiero pocztek!
Chester mwi te z pasj do zaogi, zapewniajc ich, e rwnie mog dostpi tego
chrztu, a eglarze umiechali si uprzejmie, kiwali gowami i wracali do swojej pracy.
Nawigator, stale noszcy przy sobie sekstans, powiedzia im pewnego ranka, e
znajduj si zaledwie o pidziesit kilometrw od ostatniej znanej pozycji pywajcego
miasta, jak podali mu w porcie w Afryce inni eglarze, pywajcy tymi szlakami. Angelina i
Chester kolejno prbowali dostrzec sztuczn wysp przez lornetk. Chester twierdzi nawet,
e widzia miasto - byszczce jak soce, ktre zniao si do morza za jego plecami.
Wreszcie si upewnili - dojrzeli wielobarwne boje byskajce w rytmie, ktry wydawa si
kodem. Ale zaraz potem boje zgasy jedna po drugiej, ksiyc zasoniy chmury, a wiatr
zacz d coraz mocniej, zawodzc na wantach.
*
Nastpn rzecz, jak Chester zapamita, byo brutalne wycignicie z wody przez
rybaka, z silnym hiszpaskim akcentem mczyzna powiedzia, e pomimo dugich
poszukiwa nie znalaz oprcz Chestera adnych rozbitkw ocalaych z nocnego sztormu.
Gdy patrzy na miasto, ktre wygldao jak skupisko okrgych namiotw
wynurzajcych si z olniewajco bkitnego morza, Chestera przepeniao trzy tysice lat
opowieci o stracie i smutku. Greckich, chiskich, anglojzycznych, francuskich, indiaskich,
aborygeskich. Wszystkie mwiy o tym samym. O cierpieniu niemoliwym do ogarnicia.
Strzsn z ramion pomocne donie rybakw, ktrzy prbowali go zatrzyma, wspi

si na burt i chcia skoczy do morza, by doczy do Angeliny, co wydawao si jedyn


rozsdn rzecz, jak mg zrobi. Bili go po twarzy, gdy nieprzytomnie paka.
Marzy jedynie o tym, by znowu by lalk i uwolni si od bezlitosnego blu,
bezmiernego cierpienia.

11 SIERPNIA 2115

DANYA I KOJOT

Danya sdzia, e po opuszczeniu Rancza Teraniejszoci jechaa przez cay dzie.


Byo ciko, lecz przyjemnie, a rower okaza si bardzo pomocny - zauwaya, e przerzutki
zmieniaj si automatycznie podczas jazdy. Skierowaa si z powrotem na drog
midzystanow nr 10, najszybszy szlak do Houston. Ju pamitaa. Kowboj nalega, by
podrowali bocznymi drogami, szlakami Dzikiego Zachodu, bezdroami i starymi
ciekami, gdzie nie byo tych przekltych billboardw, ktre stale napotykaa. To dlatego
minli Houston. Zapewne nie zauwayli ktrego z wanych skrzyowa, by moe
drogowskazy byy zbyt zniszczone i nieczytelne.
Dzie mia si ku kocowi, a Danya wci cia powietrze, zroszona potem. Organizm
znalaz rytm, tajemn ciek metabolizmu, najwyraniej nie uywan nigdy wczeniej.
Wok rozcigaa si paska kraina. Wzdu dziesitki" nie byo domw i pojawiy si tylko
trzy stare pojazdy - jeden zmierza na wschd, dwa na zachd - zbyt szybkie, by mona byo
dostrzec wicej ni kilka szczegw.
Kiedy przed Dany pojawi si dugi, wski cie, zorientowaa si, e jest
wykoczona. Skrcia z midzystanowej w wsk ciek, przy ktrej widnia znak: PROSZ
SKORZYSTA ZE ZJAZDU, BY OPUCI DROG MIDZYSTANOW NR 10. Wpada
midzy zakurzone, kamieniste koleiny, biegnce przez wysok traw, i zatrzymaa si na
niewielkim wzniesieniu, skd w oddali wida byo Houston. Leao w odlegoci moe
trzydziestu mil.
Nie miaa pojcia, gdzie moe si znajdowa Centrum Kosmiczne. Widziaa tylko, e
miasto jest ogromne. A przecie nie miaa czasu... Cho nie wiedziaa nawet, jaki jest dzie i
kiedy mija termin.
Zatrzymaa rower przy samotnej sonie. Gow miaa cik - moe od wysiku, a
moe po prostu efekty tego, co zrobio jej wiato, byy ograniczone. No, to przyjechaa.

Danya Cooper. Salvation/Bunt, Memphis/Maestwo/Gupota, Miasta Kwiatw/Szalestwo,


Miasto

Pksiyca/Inteligencja,

Rozsdek,

Uyteczno,

do/Wiksze

Szalestwo/Teraniejszoci i ju. Ot, caa historia Danyi. Tylko czemu tak piekielnie bolay j
nadgarstki?
Zajrzaa do bagay i wyja toboek wielkoci bagietki. Rozwina materia na ziemi.
Nie byo to jednak pieczywo, lecz namiot. PRZED OTWARCIEM ZAPOZNA SI z
ULOTK, cholera! Danya rozwina kolejn pacht i odskoczya, gdy tkanina napenia si
powietrzem, formujc si w omioktny namiot mogcy pomieci nawet dwie osoby.
Przyklka przed okrg przeson, najwyraniej wejciem. Po prawej znajdowa si
may panel dotykowy. Danya wybraa KAMUFLA i ujrzaa, jak pokrycie nabiera barw
otoczenia - gbokiej zieleni i khaki. Jakie geny ryby lub jaszczurki, a moe owada stwierdzia. Wejcie rozcigno si i oznajmio, e jest teraz zaprogramowane na komendy
dotykowe Danyi oraz e namiotu nie mona przeci noem, pi acuchow, kulami czy
innymi paskudnymi urzdzeniami. Ciepy, spokojny gos doda take, e namiot jest dobrze
osadzony w ziemi. Naraz spokojn wypowied przerwa zupenie inny gos:
- Tu Darryl Feinster, projektant tego namiotu. Ten wzr zosta po prostu ukradziony!
Nie przez jaki pieprzony koncern, ale przez cholernych socjalistw. Pracowaem nad tym
projektem naprawd ciko! A teraz bd go rozpowszechnia, a ja nic z tego nie bd mia.
Troch wiata i nagle okazuje si, e kopia GOTOWA. UKRADLI mj program! I prosz,
ju jest napisane, e wszelkie dane s wasnoci GAI. GAI?! Bez JAJ! Powinienem lepiej
pozna miejsce, w ktrym siedziaem tak dugo. Informacja chce by WOLNA? No,
PRZEPRASZAM. Zdaje im si, e dane spadaj z nieba gdzie we wschodnim Teksasie, a
kiedy trafi na urodzajny grunt czy co, to wyrastaj z nich liczne, mae namioty?
Zapamitajcie, przeklci zodzieje, gdy ten namiot ochroni was przed deszczem lub inn
pogod, przygotuje wam co do jedzenia i picia, czy inne fajne rzeczy - zapamitajcie, e to ja
wymyliem ten namiot! I CO mi si za to naley! Bo CIKO nad nim pracowaem!
Ochrypy gos Darryla Feinstera rzuca gone przeklestwa i inwektywy, a wreszcie
zamilk, w chwili ciszy Danya poprosia:
- A zatem przygotuj co dla mnie, namiocie.
- Moe by kubek zioowej herbaty?
Wesza do rodka przez rozcigliw przeson. wiato w namiocie byo
zielonkawote, przez tkanin bowiem przesczay si ostatnie promienie soca. Uoya si
na plecach.
- Co jeszcze masz w menu?

- Nie jestem czarodziejem.


- A jak przygotowa herbat?
Cisza.
- Zapytaam...
- MYL! Zdaje si, e najlepszym rozwizaniem bdzie nazbieranie zi, rozpalenie
ogniska, zagrzanie wody w garnuszku i...
- C, to mio, e mona z kim porozmawia - powiedziaa Danya i uderzya w panel,
chowajc go w cian.
- Te tak czuj.
Nadal lec, przeszukaa kieszenie w nadziei, e znajdzie baton wzmacniajcy, ktry
woya tam wczeniej, ale przypomniaa sobie, e ju go zjada. Wypia troch wody z
kanistra i poczua si bardzo pica, cho przez tkanin namiotu Darryla Feinstera przebijay
byszczce promienie zachodzcego soca.
Obudzia si kilka godzin pniej, zdja buty i owinwszy si cianiej piworem,
ponownie uoya si do snu.
- Chciaaby zobaczy ksiyc? - Nie czekajc na odpowied, pachta namiotu staa si
przezroczysta. wiato, ktre pado wprost w oczy Danyi, niemal j olepio. - Pozwl, e
wyjani ci, ile lumenw...
Osonia oczy ramieniem.
- Po prostu daj mi spa - wymamrotaa.
- Mam kompletny kalendarz ksiycowy na nastpne tysic lat.
Westchna. Bola j brzuch. Wstaa, woya buty, ale ich nie zasznurowaa.
Wyczogaa si przez przeson wejcia i wyprostowaa. Zabolao. Masz prawie sto lat upomniaa si - twoje minie i cigna te.
Podesza do roweru i przeszukaa pakunki. Wyja cienk kurtk i ubraa si; strj
natychmiast dostosowa ciepot do warunkw otoczenia.
- Wspaniale - wymruczaa. Znalaza te paczk batonikw i odpakowaa dwa.
Wkadaa wanie jeden do kieszeni, gdy usyszaa za plecami:
- Chyba nie a tak wspaniale.
Zamara. To nie namiot si odezwa. Gos by kobiecy. Brzmia nisko, nosowo i nieco
sarkastycznie, Danya nie od razu zrozumiaa sowa, wymawiane jakby z powolnym,
poudniowym akcentem i silnym zmikczeniem gosek.
- Nie martw si - powiedziaa nieznajoma. - Nie skrzywdz ci.
Przy drzewie przysiad kojot. Opuci pysk, szczerzc zby. Wydawa si znacznie

wikszy, ni mona si spodziewa po kojotach. Niewtpliwie jednak by to kojot.


- Te chyba jeste samotna - odezwaa si Danya, zanim pomylaa. Zdaje si, e nie
tylko wszyscy, ale wszystko tej nocy byo w potrzebie.
- Nieszczeglnie.
Danya obserwowaa pysk zwierzcia: podczas mwienia pozostawa otwarty i
wyszczerzony, z wywieszonym jzykiem. Kojocica skrzyowaa wielkie, srebrzystolte
apy.
Dziewczyna podesza do sosny i osuna si na ziemi, opierajc si o pie. Chyba
nadal nia.
- W jaki sposb mwisz?
- Mam organiczny wokalizer. Jest czci moich strun gosowych. Musz trzyma
otwarte szczki, inaczej dwik jest stumiony.
- Stumiony?
- Wanie. - Kojocica zamkna paszcz i polizaa ap, a potem uwanie spojrzaa na
Dany zmruonymi, tymi lepiami. - To bardzo skomplikowane. Dlatego mam czciowo
ludzki mzg, eby poczy przepa pomidzy umysem kojota, w ktrym dominuj
zapachy, a... Przy okazji, ty pachniesz nieco nieprzyjemnie... - Wywiesia jzyk.
- No, tak.... Czy mog ci jako pomc? - w tej chwili Danya wolaa myle, e ni. Nie
bya jednak pewna, wszystko wydawao si cakiem realne.
- Moe ja pomog tobie.
- Powiedz - nagle dziewczyna

zrobia si podejrzliwa - wiesz co o

Teraniejszociach?
Szczki kojocicy zatrzasny si, a potem otwary, by pozwoli pyn dwikom.
te oczy lniy w ciemnoci.
- Taa... Znowu te przeklte Teraniejszoci. Dlatego tu jestem. Stworzono mnie w
Biolaboratorium Rdzennych Amerykanw. Jakie trzydzieci mil std. Teraniejszoci,
Teraniejszoci, Teraniejszoci. Trudno powiedzie. Jeeli to jaki legalny system, nie warto
si procesowa. C moe wiedzie kojocica, ktra pragnie by tylko archetypem... Znaczy,
mogabym poszuka gdzie informacji. - Uniosa si nieco i z bliska spojrzaa na Dany. Wiem tylko, e Teraniejszoci przychodz i e Teraniejszoci s tu zawsze. Maj co
wsplnego ze snem.
Podniosa si nagle, stajc naprzeciw Danyi, i odwrcia gow. Jej ky zalniy w
wietle ksiyca. A potem zawya:
- Teraniejszoci maj co wsplnego z TOOOOB!

Danya zerwaa si, chwycia rower i pchna go, wskakujc na siodeko, z rozpdu
przejechaa par stp, zanim trafia stopami na peday. Przednie wiato zabyso, owietlajc
jej drog. Danya przypieszya i wiato zrobio si janiejsze.
- Wracaj tu! - wrzasn namiot. - Nie moesz mnie tu po prostu zostawi!
Skrcia na midzystanow i pedaowaa godzin, cho nogi si jej trzsy. Ksiyc
zaszed, wic gdy si rozgldaa, nie widziaa, czy kojocica dalej za ni biegnie, zdawao jej
si bowiem, e wczeniej j widziaa. Nagle zrobio si zupenie ciemno i Danya moga sobie
wmawia, e to jednak sen. Albo e kojocica zrezygnowaa z pocigu. Inna sprawa, e
dziewczyna bya kracowo wyczerpana. Zatrzymaa si, wesza na wysepk pomidzy
pasmami autostrady, na ktrej nie byo ju ruchu, i opada na ostr, tward traw.
Niezobowizujcym tonem kojocica oznajmia tu przy uchu Danyi:
- Nie martw si, cho to uwielbiam, nie wolno mi ci zje.
Dziewczyna zerwaa si znowu, pchna rower i zacza pedaowa.
*
Gdy wzeszo soce, Danya przekonaa si, e jedzie po dwupasmowej drodze
szybkiego ruchu, przecitej trawiast miedz. Nie przypominaa sobie, aby na ni wjedaa.
Nie wygldao to dobrze. Kilka drg midzystanowych przebiegao wyej, niemoliwie
daleko. Czua, e kto na ni patrzy, nie bya jednak pewna. Znajdowaa si moe o pi mil
od murw Miasta Kwiatw - o ile byy to wanie one. Wysokie, nagie ciany. To, co byo za
nimi, cakowicie dystansowao, jeli chodzi o formy, mentalno i zmiany w obrbie
ludzkiego DNA, to co pozostao na zewntrz miasta.
Pod murami stay walce si domy z odpadajcym tynkiem i poamanymi
dachwkami, a centrum handlowe stanowio waciwie pltanin krokwi, najwyraniej
zrobionych z wytrzymaych, odpornych na zniszczenia materiaw. Danya zbliya si do
pustej wystawy i pchna otwarte szklane drzwi. Poprowadzia rower po rampie i zjechaa
prosto do sklepu.
Wewntrz byo pusto, na posadzce lea drobny gruz, zza moduw toalet dochodzi
zapach stchlizny. Przy kocu znajdoway si drzwi ze stalow barierk i kilka wysokich,
potuczonych okien oraz wielka, poszarpana dziura w suficie, ale szklana tablica przed
frontem budynku nie nosia ladu zniszcze. Danya zbadaa drzwi i zamkna je na zamek, z
satysfakcj suchajc krtkich klikni zapadek.
Wtedy usyszaa huk. Wystrza.
Kojocica biega przez parking prosto do wejcia, broczc krwi.
- Wpu mnie - szczekna. - Prosz! - Upada tu przed szyb.

Danya wahaa si tylko uamek sekundy. Otworzya, wcigna skomlce zwierz do


rodka i ponownie zamkna drzwi. Ulic przeci mczyzna, oburcz trzymajcy strzelb.
Rozglda si i najprawdopodobniej zobaczywszy krew skierowa si do drzwi sklepu. Mia
na sobie zielone spodnie, buty myliwskie i czerwon czapk. Uderzy w drzwi pici, a gdy
nie poskutkowao, kolb strzelby. Spojrza na Dany.
- To mj kojot - krzykn. - Zabiem go!
- Pohandlujmy! - odkrzykna.
- Co?!
Danya przeszukaa szybko bagae.
- Chcesz n?
- Nie oddawaj noa - jkna kojocica.
- Co powiedziaa? - zawoa myliwy.
- To mj kojot! Mj zwierzak domowy! Nie miae prawa strzela!
- Wanie - szczekna kojocica. Twarz mczyzny staa. Spojrza na Dany, potem
na kojocic, potem znowu na Dany. Wreszcie potrzsn gow.
- Zaraza. Powinienem zastrzeli was obie. Masz szczcie, e przestrzegam prawa.
Odwrci si i odszed, chrzszczc twardymi podeszwami po odamkach szka.
Danya przyklka przy zwierzciu.
- Jak masz na imi? - Widziaa, e kojot ley bezwadnie, a na skotunionym,
srebrzystym futrze przy szyi pynie jasna, utleniona krew.
- Trzy Niemoliwoci. Mam na imi Trzy Niemoliwoci Przed niadaniem. - Jej gos
by sabym westchnieniem, jak odlegy szum morza.
Danya usiada wygodniej i obejrzaa n, ktry bya gotowa przehandlowa za kojota.
Mia plastikow rczk i, jak si okazao po wyjciu z futerau, trzycalowe, byszczce ostrze.
- Chyba jestemy spokrewnione. Mj ojciec podobnie nazywa mnie. Wiele razy.
Niemoliwo.
Zdja koszul i za pomoc noa rozcia szwy, a potem obiema rkami podara
tkanin na pasy. Musiaa uy noa, by odci guziki.
Po duszym grzebaniu w bagaach znalaza apteczk. Otworzya j, czujc si jak
kretynka.
- Pewnie! Tu s prawdziwe opatrunki... Zobaczmy. Podniosa opakowania do wiata.
- Gwarantowana dezynfekcja i wyleczenie". - Rozdara foli. - Mam nadziej, e jest
wystarczajco dugi. Musz go jako zamocowa wok twojej apy. Zaraz, co jeszcze... O,
fiolka z czym, co trzeba nala na ran. - Odkrcia korek i wlaa kilka kropel w rodek

czerwonej plamy. Trzy Niemoliwoci obrcia gow i sapaa ciko, charczc. Danya
usiada zmczona.
- Wybacz - wydyszaa kojocica. Gowa jej opada, zamkna oczy.
Danya wstaa, pobiega przez sklep do azienki. Przekrcia kurek, ale nic si nie stao.
- Cholera.
Wrcia do zwierzcia, podniosa podarte ubranie i zacza owija prowizoryczne
bandae wok opatrunku. Gdy przecigaa do pod torsem kojocicy, Trzy Niemoliwoci
jczaa cicho. Wreszcie Danya oznajmia:
- Zrobione.
- Woda?
Danya zerkna do manierki. Zostaa moe kwarta. Kobieta nalaa troch do
wycignitej z bagay miski. Potem przyoya naczynie do pyska kojocicy i przechylia, by
pomc osabionemu zwierzciu. Trzy Niemoliwoci pia powoli, a i tak wikszo
zawartoci miski znalaza si na pododze. Potem kojocica zadraa i zasna.
Kiedy wiat pulsowa i jania peni dnia, Danya si obudzia. Leaa na posadzce,
wrd rozrzuconych rzeczy, z akietem pod gow. Na chwil uniosa oczy, potem spaa
dalej.
*
Po raz kolejny zbudzio j uszczypnicie w rami i gone warczenie.
- No nie! - Usiada gwatownie, odsuwajc si poza zasig szczk Trzech
Niemoliwoci.
- Gd. Wyjcie. Teraz. - w tych lepiach kojota czaia si prawdziwa dziko, o
wiele bardziej wymowna ni sowa.
Danya wstaa i kopniciem odrzucia kb zakrwawionych banday, ktre kojocica
przegryza w nocy i zostawia na pododze. Otworzya drzwi.
- Prosz.
Zwierz stao w przejciu krtk chwil, a potem rzucio si naprzd niczym szara
strzaa. Przebiego przez parking, przecio drog i zniko midzy zrujnowanymi budynkami.
- I tyle. - Danya pozbieraa rzeczy z apteczki i spakowaa baga. Na zewntrz
zawahaa si, nie wiedzc, w ktr stron ma jecha. Bya godna. Przypomniaa sobie
myliwego i rozejrzaa si niepewnie, przekonana tylko, e nie zauway go, o ile sam na to
nie pozwoli. Jak ludzie mog tu y i ile osb moe mieszka w tych ruinach?
Przejechaa przez ulic, skrcia za rg i zatrzymaa si.
Niebo byo jasne i wiee Houston byszczay w socu.

Danya widywaa ju Miasta Kwiatw. Do diaba, mieszkaa w Memphis, zanim


wyruszya w rejs na American Queen" i znalaza si w Miecie Pksiyca.
Wiedziaa, jakie potwornoci mog powsta w biomiastach, jeeli zachwiana zostanie
delikatna rwnowaga, jednak bya niezmiennie oczarowana piknem kwiatowych metropolii.
Masywne, purpurowe Orchidee unosiy si w kierunku soca z asymetrycznych
dachw wie. Kielichy Sasanek z ciemnymi plamkami tworzyy niemal jednolit mas z
bkitnymi Dzwonkami, koyszcymi si na wietrze. Kilka Pszcz krztao si wrd nich
przenoszc Dane, ktre nie rniy si niczym od narkotyku - biologicznego, zniewalajcego i
uzaleniajcego. Niebo miao barw czystego bkitu.
Danya przypomniaa sobie pierwsze, cudowne lata maestwa. To dzieci sprawiy, e
byo tak piknie - uwiadomia sobie. Zastanawiaa si, gdzie s teraz, w tym wielkim
wiecie, i czy nadal yj. To byo najtrudniejsze. wiadomo, e nigdy si nie dowie.
Miasto Pksiyca zawsze suyo wsparciem i pomoc. Miao miejsca, gdzie mona
byo spdza czas w wirtualnym wiecie opartym na wspomnieniach, ale Danya stanowczo
unikaa takich rozwiza, w zamian zaadoptowaa kilka sierot, ktre przyprowadzili do
miasta zainfekowani plag doroli. Dzieci miay traum i milczay, albo przeciwnie zachowyway si gono i agresywnie. Zazwyczaj byy niebezpieczne, gwnie dla siebie.
Pomagajc im doj do normalnoci, pomagaa rwnie sobie, pogodzia si ze strat, a potem
nareszcie moga wej do Wspdziaania i zrobi co dla przyszoci.
I co si stao z t przyszoci?
Wspdziaanie rozpado si na oczach Danyi. A teraz staa w pobliu miejsca, gdzie
moga dosta to, co niezbdne dla Miasta Pksiyca, by wypenio swoje przeznaczenie.
Tutaj Danya miaa odnale utracone koordynaty, przechwycone przez NASA w ostatnich
dniach przed Cisz. Wsprzdne wpisane w przekaz radiowy, odebrany, zanim na dobre
zaczy si pojawia problemy z cznoci. Kowboj papla bez sensu o tych czasach,
opowiadajc pokrcone bajki o dziecistwie znaczonym blem i przerwami jasnych dozna
podczas Ciszy.
Krtko mwic, Danya dosza do wniosku, e Kowboj by obcym. Albo mutantem.
Albo Pionierem, jak ich nazywano w Miecie Pksiyca. Opowiada te o onie w Chicago,
gdzie by Naczelnym Nanoinynierem. W to Danya nawet wierzya. Ale najbardziej
prawdopodobne wydaway si jej historie o dziewczynach podrujcych za jeden umiech i
apicych okazj na amerykaskich drogach.
Dobrze pamitaa pierwsz noc na maej odzi, gdy zaczynaa si ta wyprawa. Kowboj
mwi wtedy przytomnie i wiarygodnie, pomidzy okresami walki z obdem, jakim byy

dane wpisane mu przez miasto. Przyczya si do wyprawy. To dlatego teraz bya w


Houston.
A gdzie pjdzie potem?
Wraca do Miasta Pksiyca, do piratw? Nie. Do Memphis? Nigdy.
Na rwniny Teksasu, na t ma farm, gdzie moe pewnego dnia pojawi si nieliczna
grupa spokojnych ludzi? Tak.
Czy naprawd przedwczoraj si z nimi rozstaa? Ten dzie zapamita na zawsze. I
Kowboj rwnie. Chciaaby, eby Radiokowboj by teraz przy niej. Aby mu pokaza ludzi z
Teraniejszoci. Podzieli si z nim. Da mu niepodwaalny dowd.
Na niebie pojawiy si czerwone i pomaraczowe pasma, a potem szybko pociemniay.
Danya patrzya, zachwycona niebem nad Teksasem i Houston, na ktrego tle wiatr koysa
kielichami Kwiatw.
Wzdrygna si, syszc szelest za plecami. To bya Trzy Niemoliwoci.
- Chodmy.
- Gdzie?
- Do NASA. Jestem twoim przewodnikiem. Syszaa o przewodnikach, prawda? Idea
przewodnika bya bardzo wana dla niektrych ludzi w Biolaboratoriach Rdzennych... i tak
dalej. Mam odzwierciedla najgbszy aspekt twojego jestestwa.
- Zostaa przysana wanie do mnie?
- Do ciebie albo kogo takiego jak ty. Mino duo czasu. Wzgldnie rzecz ujmujc,
oczywicie. Ha. Ha.
- Ha.
- Po prostu id za mn. Przebudziam si i wiem, e do tego zadania zostaam
stworzona.
- Och. Skoro tak, jak mogabym odmwi? A jak twoja rana?
- Lepiej. Opatrunki prawie wszystko uzdrowiy.
Nocna podr po miecie przebiegaa szerokimi ulicami, ktre nadal byy owietlone i
miay sygnalizacj wietln dla pojazdw. Trzy Niemoliwoci ostrzega Dany skamleniem,
eby nie wjedaa na drog, gdy z oddali zobaczya zbliajcy si pojazd, Danya jednak
uparcie pedaowaa i po minucie pciarwka mina j z rykiem. Zaraz potem tu przy
gowie migna jej butelka piwa i rozbia si na poboczu. Samochd zahamowa przed
znakiem stopu i Danya szybko skrcia w przejcie midzy sklepami. Kierowca krzycza za
ni przez okno, a potem z piskiem opon pojecha dalej. Ale od tej pory kobieta posusznie
podaa za kojotem, ilekro mijay ulice.

Ksiyc wznis si na najwyszy punkt nieba, wskazujc pnoc. Znajdoway si w


pobliu niskiego i pozornie nieskoczenie dugiego budynku. Danya mina owietlon budk
z hamburgerami, przy ktrej zgromadzi si nieduy tum. Usyszaa miech. Potem
niezliczone bary, otoczone wiatami i rzdami ciarwek. Zza drzwi dobiegaa muzyka.
Kobieta zorientowaa si, e jest ju czwarta nad ranem, kiedy Trzy Niemoliwoci w kocu
przystana, obrcia si i poczekaa na towarzyszk.
- Blisko. Do. - Kojocica dyszaa.
Danya rwnie miaa zadyszk. Napia si. Manierka znowu bya prawie pusta.
- Teraz odpoczniemy.
- Dobrze.
- Tam.
Pooyy si spa w zrujnowanym budynku, ktry nie mia nawet dachu.
Kiedy Danya si obudzia, byo pne popoudnie, a Trzy Niemoliwoci czekaa na
ni z torb zimnych hamburgerw.
*
- Tu nie ma adnego wejcia! - Mur otaczajcy Centrum Kosmiczne by gadki i
wysoki, a do tego bez drzwi, o ile Danya moga oceni po przejciu ponad mili wzdu
bariery. Mniej wicej co sto stp widnia znak ostrzegawczy. NIE PARKOWA, mwi
jeden. Inny by tylko czerwonym koem przekrelonym czarn, ukon kresk. Kolejny,
rcznie

malowana

czaszka

dwie

skrzyowane

piszczele,

oznajmia:

NIEBEZPIECZESTWO. Jeden z napisw gosi:


PAMICI SARY BINGHAM,
NEDA WITHERSPOONA I CLYDEA SMITHA,
KTRZY TU WESZLI I NIGDY NIE WRCILI.
To nie byo atwe. Gsty, ciernisty zagajnik wyku na skrze Danyi krwawe
hieroglify. Nie byo adnej drogi czy przejcia midzy spltanymi krzewami, oprcz
zniszczonych cian budynkw, ktre zaczynay si przy drodze i koczyy przy murze. Tu
obok rozrastay si mimozy i leszczyny, przez co z daleka Centrum Kosmiczne wygldao jak
jeszcze jedna z kwietnych konstrukcji miasta. Na dodatek ogromna.
- Musi by jakie wejcie. BIOLAB nie stworzyby mnie, bym bya twoim
archetypicznym przewodnikiem duchowym, gdyby nie byo wejcia. Nieprawda? Mwi ci,
wszyscy i wszystko prbuj ci pomc, ludzka biedaczyno. Przyznaj to. Beze mnie nigdy by

nie znalaza tego miejsca. No i moe jeszcze nie jest za pno.


- Za pno na co? - Ale Trzy Niemoliwoci wczogaa si midzy wrzoce.
Danya przepychaa mozolnie rower przez chaszcze, od czasu do czasu odnajdujc
wskie cieki w zarolach, jakby zrobione przez dzieci, ktre kiedy zajmoway te dzikie,
nieskaone obecnoci dorosych obszary. Pojawiay si te wiksze miejsca, jakby jaskinie,
gdzie zapewne sypiali bezdomni, znaczone butelkami po alkoholu i mieciami. Robio si
coraz ciemniej.
- Kto zbudowa ten mur? - wymamrotaa Danya, wycigajc n i przecinajc pncza
szarpice j za koszul. Rozejrzaa si, gdy usyszaa szczekanie, i ruszya szybciej wzdu
ciany. Kojocica z oddali wygldaa na ma i drobn. Danya doczya do niej i dopiero
wtedy zobaczya, to co zwierz.
Rusztowanie zwieszao si z dachu budynku, ktry najwyraniej przeci mur,
pozostawiajc jedynie wski wyom tu, przy ziemi.
Danya i Trzy Niemoliwoci weszy tam ostronie. Dziewczyna pooya rower na
pododze, w snopie wiata zauwaya, e le tu odamki szka i kawaki falistych dachwek.
Prowizoryczna drabina, zrobiona z trzech sosnowych pni, staa przy dziurze w dachu.
- Dzieci - stwierdzia Danya. Potrzsna drabin. - Wtpi, czy wytrzyma mj ciar.
- Po prostu sprbuj, czy zamie si pierwszy szczebel - odpowiedziaa kojocica.
Siedziaa na ziemi i powolnym, powtarzalnym ruchem lizaa praw ap.
Danya westchna.
- I zami sobie kark. - Odsuna si i spojrzaa w gr. - Dlaczego, na Boga, jest tu ten
mur? To znaczy, jeeli za murem jest co, co wymaga ochrony, to dlaczego zbudowano
cian, ktr mog pokona nawet dzieci?
- Moe dzieci nie potrafi czyta.
- A ty potrafisz?
- Owszem, ale od tego strasznie boli mnie gowa.
Danya raz jeszcze spojrzaa na drabin.
- Zdaje si, e bdziesz musiaa tu zosta.
- Jeeli podsuniesz pod przejcie tamt pak, moe uda mi si wskoczy.
Wskazana paka okazaa si stosem palet. Danya przepchna je cal po calu pod otwr,
mylc o tym, jak programy z Miasta Pksiyca rozwizayby problem. Wdrapaa si na
dach i pomoga wej kojotowi.
Po krtkim wszeniu Trzy Niemoliwoci ruszya naprzd, prowadzc dziewczyn do
prostopadociennej nadbudwki.

Do windy.
Na panelu do wyboru byy cztery nieistniejce pitra w gr oraz zjazd w d do
sklepu z pamitkami i na parking.
- Parking - zdecydowaa Danya i drzwi windy rozsuny si z sykiem.
Kabina zjechaa, lecz otworzya si na pierwszej kondygnacji i nie chciaa ruszy
niej. Weszy w ciemno. Trzy Niemoliwoci warkna:
- Bd ostrona. Czuj mier.
wiata zapony, gdy Danya postpia kilka krokw, lecz zgasy natychmiast, gdy
przystana. Trzy Niemoliwoci suna za ni z uszami pooonymi po sobie.
Dziewczyna staraa si nie okazywa strachu, gdy ujrzaa nagy ruch i rozbysk.
Wiedziaa, e to hologram. Umiechnita kobieta w uniformie podesza bliej.
- Czym mog suy?
- Gdzie jestem?
- Sklep z pamitkami przy Muzeum Kosmicznym. - Hologram zatoczy ramieniem po
regaach, oprnionych ju dawno temu; zawartoci najwyraniej nie prbowano uzupeni. Czy ma pani dzieci? Dysponujemy czterdziestoma trzema rodzajami modeli, w tym promami
kosmicznymi, ktre mog lata. Prosz spojrze! - Kobieta ruszya midzy pustymi pkami i
zatrzymaa si przy regale, z ktrego zostay tylko resztki. Umiechaa si z entuzjazmem,
wiecia wasnym blaskiem, a jej nogi niky tu nad podog. - Ten pakiet zawiera pierwsze
ldowanie na Ksiycu. Wymaga jedynie standardowej platformy. Wystarczy podczy
pakiet i caa sekwencja danych zostanie pokazana w czasie rzeczywistym. Mona zobaczy
na monitorze, co si dziao wewntrz ldownika, albo wej w przestrze wirtualn i oglda
zdarzenia z dowolnej perspektywy. Jeeli pani dziecko skoczyo pitnacie lat, mona
aktywowa program dawkujcy feromony i odtwarzajcy emocje, jakie towarzyszyy
pokazywanym sytuacjom. To jeden z naszych najbardziej realistycznych zestaww z serii
Granice Kosmosu.
- A macie Statek wietlny 7? - zapytaa Danya. Po wizycie na Ranczu Teraniejszoci
pamitaa wszystko - rzeczy, ktrych nie mogoby zna adne dziecko w Miecie
Pksiyca, nawet jeliby si przykadao do nauki.
Hologram zamar. Po chwili obok kobiety pojawi si drugi. Tym razem by to krzepki
mczyzna w czarnym garniturze. Opar rce na biodrach i uchyli poy marynarki,
odsaniajc bro.
To tylko hologram - uspokajaa si Danya w duchu, ale przypomniaa sobie rne
rodzaje laserw, w tym tych niebezpiecznych dla czowieka, ktre tworzyy t projekcj, i

uznaa, e kwestia realnoci ochroniarza nie ma adnego znaczenia. I tak by niebezpieczny.


- Upowanienie prosz.
- Jestem z Miasta Pksiyca.
- Wie pani zapewne, e nie ma czego takiego jak Statek wietlny 7.
- Oczywicie - przyznaa.
- To dlaczego pani pyta? - indagowa zgodnie z obkaczym programem, w ktrym
nie byo za wiele miejsca na osobowo i decyzyjno.
- Dlatego, e jeeli co takiego istnieje, to dane, ktre zawiera, mog by uyte przez
systemy nawigacyjne Miasta Pksiyca. Stracilimy dane nawigacyjne. Przyszam, eby je
skopiowa.
- W naszych zapisach jest wersja systemu nawigacji, ktry mgby poprowadzi statek
wietlny, gdyby takowy istnia. System zosta skradziony w 2034 roku. - Jastrzbie oczy
hologramu lniy.
Ten system nawigacyjny zawiera precyzyjnie wyznaczone koordynaty, opracowane
na podstawie danych, jakie byy dostpne tylko przez krtki okres, prawie sto lat temu - zaraz
potem przestao dziaa radio, a impulsy uderzyy w Ziemi i w umysy nie wiadomo ilu
tysicy zmutowanych dzieci. Wiele z nich znalazo si w Centrum Kosmicznym, gdzie
poddane zostay praniu mzgu...
O, tak. Znaa histori.
- Czy w Centrum Kosmicznym przebywa jaki prawdziwy czowiek? - Nie bya
pewna, czy to dobry pomys, ale prawdziwy czowiek bdzie przynajmniej interesujcym
partnerem w rozmowie. Na twarzy hologramu pojawiao si niepewno. Przechyli gow.
- Zdefiniuj prawdziwy".
- Organiczny.
Niepewno pozostaa.
- Czy s tu dzieci? - spytaa Danya agodnie.
- W pewnym sensie - odpowiedzia, wzbudzajc u kobiety respekt dla
oprogramowania. Ciekawa bya, czy hologram musi zawsze mwi prawd, a jeeli nie, jaki
mechanizm decyduje, kiedy kama. Moe czas i ta koszmarna dehumanizacja nie cakiem
zdewastoway funkcje tutejszych maszyn?
- Co to za zapach? - zainteresowaa si.
Hologram przechyli gow i zerkn w lewo. W tym momencie wiato w
pomieszczeniu przygaso i Danya ujrzaa trzy owietlone ciaa lece na pododze. Potem
obraz ciemnia.

- Maj kilka tygodni.


- Czy mog... Czy mog zobaczy jeszcze raz? - w tym krtkim bysku dostrzega nie
tylko ciaa, lecz chyba co jeszcze straszniejszego.
Hologram ponownie przechyli gow i Danya ujrzaa stos biaych koci. Wrd cia
kryy karaluchy. Danya pochylia si, czujc mdoci. Obrcia si, opara domi o pust
pk i osuna na kolana, w caym budynku zapono wiato. Powinna si podnie, ale
krew omotaa jej w uszach.
W odlegej cianie dostrzega dziur wrd gruzu. Gdyby tam pobiega...
Bya jednak cakowicie pewna, e jeeli zrobi choby jeden krok, zginie.
- Uciekaj! - szczekna Trzy Niemoliwoci i rzucia si przez ogromn sal ku
otworowi.
Danya pobiega, kulc si, i wypada na ulic. Potkna si i upada na asfalt, ale nie
zwracajc uwagi na otarte kolana, pognaa dalej tak szybko, jak moga. Syszaa jedynie
uderzenia podeszew o podoe. Nagle jednak rozlego si straszne, bolesne skomlenie i
charkotliwe szczeknicie. Zatrzymaa si, obejrzaa i zacza biec z powrotem.
W bysku ujrzaa Trzy Niemoliwoci lec bezwadnie w kauy krwi.
Danya biega, cho zdawao si jej, e stoi w miejscu. Draa tak, e szczkay jej
zby.
- Moesz nam pomc? Prosz? - Drgna, syszc obcy gos. To bya dziewczynka,
moe szecioletnia. - Przesza przez maszyny.
Kobieta wzia kilka gbokich, jkliwych wdechw.
- Kim jeste?
- Lily. - w gosie dziecka brzmiaa rozpacz. - Nasza matka nie yje, a ojciec jest
zablokowany. Maszyny nas tutaj trzymaj. Chcemy wyj.
Danya sprbowaa si skupi.
- Czy to bezpieczne?
Dziecko zerkno na owietlony budynek.
- Raczej tak. Chod, zabior ci do siebie.
Dziewczynka bya ubrana w szorty i koszulk z wizerunkiem wietlnego statku. Wosy
mia krtko przycite, lekko krcone. Tyle Danya zauwaya. I jeszcze, e skra dziecka jest
ciemna.
- Musz ratowa kojota. Lily odwrcia wzrok.
- Musz pomc tamtemu kojotowi. - Danya zrobia krok w stron Trzech
Niemoliwoci, ale wwczas dziewczynka krzykna:

- Stj! Znowu rozgniewasz maszyny!


- Nie obchodzi mnie to! - Ruszya z powrotem i po chwili uklka przy zwierzciu.
Oddychao. Nadal.
- Przyprowad tamten pojazd - rozkazaa dziecku Danya.
Niezgrabnie uoya kojota na siedzeniu nieduego wzka.
- Wiem, gdzie jest przychodnia - oznajmio dziecko. - Masz szczcie, e nie jeste
ranna.
Dziewczynka poprowadzia pojazd midzy budynkami i skrcia za rg. Zatrzymaa
si przed wieccym jasno neonem z napisem: POGOTOWIE. Potem wjechaa po rampie pod
frontowe drzwi, ktre otworzyy si, gdy tylko znalaza si w pobliu.
- Witam - odezwa si mczyzna, zbliajc si do wzka, jednak Lily przejechaa
przez niego i przystana przy kolejnych automatycznych drzwiach.
W pomieszczeniu byo czysto i aseptycznie. adnych ludzi ani hologramw. Panowa
tu wyjtkowy spokj.
- Trzeba zrobi skan - oznajmia Lily. - Po kojota tutaj.
Danya uniosa Trzy Niemoliwoci i uoya j na stole. Dziewczynka podesza do
konsoli i wybraa kilka przyciskw.
Nad kojotem zawiso rami skanera, Lily pochylia si nad ekranem:
- No, dobrze. Organizm w przewaajcej mierze kojota, niezwykle duego, z
nastpujcymi anomaliami....
- Nie obchodz mnie jej anomalie. - przerwaa Danya. - Co jej jest?
- Krwotok wewntrzny. Zamane ebra. Rana na grzbiecie i wstrzs. Prosz przesun
st tdy.
Kobieta nacisna wcznik, popyna energia. Zacisna donie na uchwytach i
pchna lekko, a st ruszy i wsun si za szklan szyb.
- Podejd tutaj - polecia Lily. Dotkna kilku przyciskw, a potem wcisna jeszcze
jeden, bardziej zdecydowanie. Trjwymiarowe schematy pokazujce system krwionony,
szkielet i organy kojota zawisy w powietrzu. Mechaniczne ramiona wysuny si ze cian,
jedno z nich zaaplikowao zwierzciu zastrzyk. Na wysokoci oczu Danyi pojawi si licznik
czasu.
- Osiem godzin i dziesi minut - przeczytao dziecko. - Potem bdzie jak nowa.
Chodmy - dodao.
- Musz tu poczeka.
- Nie. Lepiej chod. Wszyscy si denerwuj, jak mnie dugo nie ma.

- Wszyscy?
Lily uja do Danyi i pocigna j do pojazdu. Wyjechay na zewntrz i skrciy w
jedn z ciemnych ulic.
Dziewczynka zatrzymaa si przy metalowych schodach i zaparkowaa pojazd.
- Chod.
Schody okazay si czci metalowych rusztowa. Danya i Lily wspiy si po
pidziesiciu, wedug rachuby Danyi, stopniach i stany przed... nie, to nie byy drzwi.
- To gniazdo - zdziwia si kobieta, podczas gdy dziewczynka wbijaa kod i czekaa, a
gniazdo si obrci.
- Cofnij si - ostrzego dziecko, gdy otwierao si wejcie.
Znalazy si na platformie zoonej z resztek rusztowa i oplecionej rolinami, w
niektrych miejscach byo jasno, ale wikszo przestrzeni tona w ciemnoci. Danya
zauwaya wnk kuchenn, gdzie picioro dzieci siedziao przy maym stole i jado.
Wszystkie wyglday na rwienikw Lily.
- Gdzie jestemy? - zapytaa dziecko.
- Statek wietlny 8. Jestemy systemem nawigacji - odpowiedziaa dziewczynka, a
potem krzykna:
- Wstawa wszyscy! Pani tu przysza i zamierza nam pomc!
Pojawio si omioro. Jedenacioro pozostawao w jakim rodzaju anabiozy. Danya
poczua mdoci, gdy ujrzaa mae twarze i drobne ciaka w szklanych komorach.
- Matka zawsze kada nas spa. Ale umara - wyjani Jawan.
- Dlaczego musicie spa?
- eby nam si nic nie stao. yjemy na trzy zmiany. Niektrzy zginli.
- Jimmy.
- Lena.
- Helikonia.
Dzieci na pomocie przed komorami rozpakay si. Danya przytulia tyle, ile moga
obj, mierzwia im wosy i dziwia si, jak dobrze wygldaj - zadbane, zdrowe i odywione.
Wzia za rce dwoje z gromadki.
- Macie tu jaki salon?
- Miejsce spotka. - Zaprowadziy j do owalnej wnki penej poduszek. Usiady
wok, wycierajc nosy w chusteczki.
- Skd je macie? - zainteresowaa si Danya.
- Na ulicy Prezydenta Johnsona jest duy magazyn - wyjani Jawan. - Zawsze peen.

Hologramy pojazdw kosmicznych wiroway w powietrzu. Danya znalaza sobie


miejsce i usiada.
- Mona to wyczy?
Obrazki znikny jak zdmuchnite, odsaniajc nagie, metalowe ciany. Kobieta
uwiadomia sobie, e trudno jej zebra myli.
- Co chcecie, abym zrobia? - Wydawao si, e to dobre pytanie na pocztek. Dzieci
spojrzay zaskoczone.
- Musimy wystartowa.
- Uruchomi Centrum Kosmiczne.
- Jestemy ju bardzo opnieni w stosunku do terminarza - wyjania Tunezja
powanym tonem.
- Ale kolejne okno bdzie za siedem dni.
- Okno?
- Impuls. Impuls powie nam, dokd.
- To straszne, gdy przychodzi impuls, bo nie moemy nic z nim zrobi.
- Dostajemy szau - wyszczerzy si Jawan.
- Matka nie moga tego znie.
Naraz dzieci zamilky. Odezwaa si Danya.
- Nie jestem pewna, czy std moe wystartowa cokolwiek.
- Racja - przyzna Leonard. - To tylko model stacji kosmicznej do ogldania przez
turystw.
- Jednak prbowalimy.
- Raz wystrzelilimy rakiet. A raczej Czerwona Zmiana wystrzelia.
- Czerwona Zmiana?
- My jestemy Zielona Zmiana.
- Ojciec pomaga wystrzeli rakiet, ale potem si zablokowa.
- Rakieta miaa za nisk orbit. Mana poleciaa. Miaa zamiar dosta si do kolonii
ksiycowej. Ale Mana...
Kilkoro dzieci popatrzyo na siebie i caa gromadka nagle zamilka.
- Co to znaczy: Ojciec si zablokowa"?
- No, bo tak naprawd to by program. Teraz jest zablokowany. Zawiesi si w centrum
kontroli lotw. Jego hologram nadal tam siedzi. - Dzieci zachichotay.
- Czy Matka te bya programem?
- Nie. Matka bya prawdziw osob. Jacy ludzie z Houston weszli tu i...

- Zgwacili j.
- A potem zabili.
- A potem my ich zabilimy.
- A potem wczylimy wartownikw wok stacji.
- Ale to bya Niebieska Zmiana.
- Dlaczego hologram nie zabi mnie wczeniej? - zapytaa Danya.
- Suchamy. Obserwujemy. Decydujemy, kiedy.
- wiato powiedziao, e wkrtce kto przyjdzie.
- wiato? - powtrzya.
- No, wiesz. wiato.
- Nie, nie wiem. Co za wiato?
Dzieci znowu popatrzyy na siebie i nie odpowiedziay, w kocu Lily przerwaa cisz.
- Wiemy tylko, e kto ma przyj i nam pomc.
- Tak.
- Dlaczego mylicie, e wam pomog?
- A nie pomoesz? - spyta Jawan z alem.
- Zrobi wszystko, co w mojej mocy.
- Bo wiedziaa o nas.
- Bo zapytaa o nas.
- Bo masz adn buzi.
Danya umiechna si.
- Dzikuj. - A potem westchna. - Dlaczego nie zabralicie matki do szpitala?
- Prbowalimy, ale mczyzna zabi jedno z nas.
- Theo.
- Potem, gdy do niej dotarlimy, byo ju za pno. Matka umara cakowicie.
Nieodwracalnie.
- A wic powiem wam, co robi. Przyrzekacie, e zrobicie, o co poprosz?
- Nie - odrzeky zgodnym chrem dzieci. Rozemiaa si. Zaczynaa czu gorco. To
wielkie, niskie, wilgotne pomieszczenie. - Musimy dotrze do Miasta Pksiyca.
- A co to jest?
- Pywajce miasto. Pywajce miasto, ktre zamierza wystartowa w kosmos. Ale nie
wie, dokd lecie. - Danya pochylia si i zakoczya z naciskiem: - I wanie to musz
zrobi. Znale wsprzdne. Znale system nawigacyjny.
- Ale to my jestemy systemem nawigacyjnym.

- Och - wydusia zaskoczona. - Wy?


- Oczywicie. Nie wiedziaa?
- Ja... Nie miaam pojcia.
Dzieci mwiy nadal.
- Musimy zabra Niebiesk Zmian.
- Oczywicie - zgodzia si Danya. - Wyruszymy jak najszybciej. To duga podr, a
Miasto Pksiyca wkrtce zamierza wystartowa, niezalenie od tego, czy bdzie miao
wsprzdne, czy nie.
- Ale my...
- Ciiii!
- Ale co? - zapytaa z naciskiem.
- Nie zrobiono nam aktualizacji - oznajmi jeden z chopcw wyzywajco i popatrzy
na pozostae dzieci.
- No i teraz nas nie zabierze! - warkna Lily ze zoci.
- Zabior was, niezalenie od wszystkiego - zapewnia Danya. - Musicie std
wyjecha. Jak dugo tu jestecie?
- Od 2036 - wyzna Leonard.
- Siedemdziesit dziewi lat? - zdziwia si. - w jaki sposb zostalicie...
- Aresztowano nas - wyjani Jawan beznamitnie.
- Byo tu wielu dorosych.
- Zawsze tu byli.
- Robili nam rne rzeczy...
- Zabilimy ich.
- A jeeli nam nie pomoesz...
- ...te ci zabijemy.
Dzieci paplay, a zapada noc. Danya bya zafascynowana, zmczona i smutna.
Zauwaya sporo sprzecznoci w ich wypowiedziach oraz jawne kamstwa. Zastanawiaa si,
ile i co jest prawd.
- Prawie si nie widujemy z innymi zmianami. Tylko przez pierwsze dwadziecia lat,
moe troch duej. Potem nas rozdzielono, w jednym miejscu graa dziwna muzyka, w
miejscu, gdzie wszyscy znaj koordynaty i gdzie zrobili co z naszymi mzgami. Trzymamy
si z daleka od tego miejsca.
- Dlaczego nie wypucilicie innych zmian?
Cisza pena zaskoczenia. A potem popieszne okrzyki:

- Nie jestemy upowanieni! Nie wolno! Nie chcielimy... wkada wszystkich jajek
do jednego kosza.
- Jestemy jak jajka.
- Ale nie tylko - zaprzeczya Danya. - A to nie jest koszyk. Jestecie ludmi. Nie
jajkami. Chcecie dorosn? - Przez gow przemkna jej wtpliwo, czy powinna o tym
wspomina. Ale wiedziaa, e Miasto Pksiyca moe im pozwoli dorosn, jeli tylko uda
si tam dotrze.
- Och! Bardzo chcemy!
- Bardziej ni wszystkiego innego!
- Seks! Moglibymy uprawia seks!
- A... nie uprawialicie? - zapytaa Danya, czujc si nieco skrpowana.
- Nie! Matka nam nie pozwalaa. Nie moglimy si dotyka. Ani innych. Nie jestemy
wystarczajco duzi.
- Ach - mrukna Danya, nie wierzc im ani troch.
I tak rozmawiali, a nadszed ranek.

Radiokowboj w Yumie

Pojazd Carli zblia si do pasma niskich, wygadzonych przez czas gr, wrd
ktrych wia si droga. Sprawiay wraenie bagnistych i skalistych pagrkw. By wieczr,
kiedy mczyzna ponownie sta si Inynierem. To znaczyo, e Radiokowboj, ten
dziwaczny, gadatliwy, nienormalny produkt informatyczny, wkrtce go ponownie opta i nie
pozwoli mu odetchn. Mina zaledwie druga noc w autobusie, wic po dzieciach nie byo
jeszcze wida adnych zmian. Nie obchodzio go, ktrdy jad. Widzc jednak bysk wody w
promieniach zachodzcego soca, zapyta:
- Co to jest?
- Co? - zdziwia si Carla.
- Tam. Wyglda jak jezioro.
Spojrzaa drwico w t sam stron co Peabody.
- To rzeka Kolorado, gupku.
- Nie moe by. Kolorado jest zatamowana. Woda pynie do Los Angeles. Byem tam

kiedy. Rzeka przypomina potok. Przecina wczeniej granic z Meksykiem, ale tam s tylko
bagna.
- Och. Najwyraniej bye tu bardzo dawno temu - stwierdzia dziewczyna. - C.
Tama Hoovera zostaa wysadzona wiele lat temu. A Los Angeles jest dziwnym miejscem, z
pewnoci nikt prawdziwy tam nie mieszka.
- Nikt prawdziwy?
- Wiesz, o czym mwi!
Kowboj si wycofa, wic uczucia, jakie zalay Peabodyego, byy bardzo silne. Obraz
jasnowosej kobiety. Matki Peabodyego. Przekraczajcej bram Kopuy. Tak dawno temu.
Tak bardzo dawno temu...
I... by jeszcze Zeb. Zeb poszed do Kopuy.
Zeb, ktry pracowa nad Teori Wszystkiego.
Przynajmniej jest jeden powd, by ulec instynktowi Kowboja.
- Mwisz o Kopule?
Carla zerkna zaskoczona.
- Nie jeste taki gupi, na jakiego czasami wygldasz, Kowboju.
- Dziki - odrzek, podczas gdy realna i surrealistyczna cz jego osobowoci
walczyy o prymat.
- A wic - to bya duga przerwa, cho krajobraz za oknami pojazdu nie uleg zmianie nikt z Los Angeles nie prbowa walczy o odzyskanie wody?
- Nikt, o kim bym syszaa. Myl, e Meksykanie mogliby walczy. Byli wciekli i
zmczeni tym, e Stany Zjednoczone zabieraj im wod. Przy poudniowej granicy stoi wiele
farm. Prowadz tam hodowl i upraw, robi dziwne rzeczy. Silna, meksykaska kultura. A
Meksyk sta si czym, czego nikt sobie nie mg nawet wyobrazi. Yuma te si zmienia tak
bardzo e trudno wyrazi. Na wzgrzach by szpital. Teraz nad rozlewiskiem rzeki znajduj
si tereny kempingw, z Zatoki Corteza rzek Kolorado pynie elazo, jak wczeniej, zanim
zbudowano tam. I rozwija si handel. S te regularne spdy byda, koni i innych zwierzt.
Droga midzystanowa przebiegaa teraz midzy pojedynczymi domami otoczonymi
wiecznie

zielonymi

ywopotami.

Miay

na

cianach

wygrawerowane

logo

INTELIGENTNE DOMY". Zapewne - pomyla Peabody - s inteligentniejsze, ni mona


si spodziewa. Moe zostay porzucone, nie ma w nich ludzi, w kadym razie adnego nie
zauway, gdy autobus mija wskie uliczki i szmaragdowozielone trawniki poprzecinane
pasami jasnobrzowej ziemi. Ciekawe, co z zapasami wody i energii z baterii sonecznych.
Przypuszczalnie chcieliby si tam wprowadzi dzicy lokatorzy, lecz byoby to trudne,

poniewa domy miay zapewne systemy obronne.


Kiedy zapad zmierzch, autobus min gry i zachd pozosta w tyle. Przed oknami
pojazdu rs wielki bkit rzeki migoczcej wrd wzgrz. Wkrtce znaleli si bliej. O kilka
stp zaczy pojawia si obozowiska, jeszcze niedawno tak odlege. Teraz wyranie byo
wida, jak wielkie jest to zgromadzenie - wiadczyy o tym zaparkowane chaotycznie
rnorodne pojazdy i jasne pachty namiotw, pewnie ze sto lub wicej, cho na pierwszy
rzut oka trudno byo oceni. Autobus mija jadce w rnych kierunkach samochody, a Carla,
lawirujc midzy nimi, trbia ile si.
Dziewczynka omijaa obozowiska, manewrujc wrd rozproszonych namiotw i
przyczep, sznurw z suszcymi si ubraniami i kabli. Najwyraniej kady parkowa i rozbija
obz, gdzie chcia. Kiedy zaszo soce, Carla wczya wiata, w blasku reflektorw ukazay
si gromadki ludzi zebranych przy ogniskach.
- Dokd jedziemy? - zapyta Peabody.
- Chc by blisko centrum, w ten sposb dzieci si nie zgubi, gdy zrobi si ciemno.
Mamy specjalny gwizd, na ktry Bessie odpowiada klaksonem, ale moe go nie usysze z
wikszej odlegoci. A zgubienie si jest niebezpieczne. To straszne przeycie. Jeszcze dugo
potem baam si wyj na zewntrz. Ale wkrtce moja kolej, eby si przekrci. - Jej gos
by smutny i lekko ironiczny. - A pniej, kto wie? Moe Bessie bdzie jedzi w t i z
powrotem po caym kraju z martwymi dziemi w rodku.
- Zapominasz o mnie - zauway Inynier.
Carla spojrzaa na niego krtko.
- artujesz?
- Ani troch - odpar agodnie. - Patrz, tam chyba jest miejsce.
Dziewczynka zakrcia kierownic i Bessie zakoysaa si przy hamowaniu. Carla
westchna.
- Pewnie wszyscy ju pi. To by ciki dzie. Nie ma powodu ich budzi. Ja te
jestem potwornie zmczona. Chyba si poo. Kolacj zjemy pniej.
- A ja chyba si rozejrz.
- Ale wrcisz, prawda?
Rozemia si.
- Nagle zdaa sobie spraw, e nie mam powodw, by tu zosta? Ale wrc. Po
prostu, ty masz plany wobec mnie, a ja mam plan dla ciebie.
- Co?
- Zobaczysz niedugo. Nie odjedaj beze mnie, dobrze? To by wszystko zepsuo.

Carla wzruszya ramionami i posza na ty pojazdu. Zasona zakoysaa si, gdy za ni


znikna. Dopiero wtedy Peabody powiedzia:
- Chc wyj. Otwrz, prosz, Bessie.
I drzwi si otworzyy, a potem zamkny za jego plecami. Zastanawia si, czy moe je
zamkn na jaki zamek lub inaczej zabezpieczy, w kocu rodeo byo punktem zbornym
najgorszej hooty na poudniowym wschodzie, uzna jednak, e autobus potrafi o siebie
zadba.
Buty Kowboja stukay o pyty chodnika. Szed w stron czego, co wygldao na
centralny plac. Pozostay tu lady dawnego miasteczka. Zszed z drogi lecz natychmiast
poczu, jak oblepia go lepki py, wrci wic na trotuar. Zorientowa si, e kiedy zapewne
bya do jezdnia przecinajca centrum handlowe. Usiowa przypomnie sobie czasy, gdy
przejeda przez Yum, ale nigdy nie by w miecie - mija je, podajc drog
midzystanow.
Nie by pewien, jak dugo dzieci zechc tu zosta. Mia ochot obudzi je i ruszy na
wschd tak szybko, jak si da. Zastanawia si, jak mgby uruchomi Bessie. Najlepszym
pomysem, jaki mu przyszed do gowy, byo przekonanie Carli, by ich zawioza.
Wok niosy si apetyczne zapachy. Kilka stp od Peabodyego kobieta pieka miso
na grillu, rzucajc mczynie grone spojrzenie, gdy si zorientowaa, e ten patrzy w jej
stron duej ni kilka sekund.
Sign do portfela po pienidze. Tak, Danya zadbaa, by mieli odpowiedni walut,
gdy przekraczali granic Republiki Teksaskiej.
Peabody si martwi. Ile dni mino, odkd Danya go zostawia? Zapewne radzia
sobie nie lepiej ni on, ale przecie moga napotka wszelkie moliwe (i niemoliwe rwnie)
niebezpieczestwa. Podczas pirackiego ataku Danya take ucierpiaa. Bya zagubion dusz.
Inynier mia tylko nadziej, e nic si jej nie stao.
Przypomnia sobie jej profil obrysowany blaskiem pomieni, gdy wpatrywaa si w
ogie. Prosty nos, powane spojrzenie, rozwichrzone dugie wosy. Dla niego, Jasona
Peabodyego, bya kim bardzo drogim. Nie chcia jej przestraszy, ani tym bardziej
rozgniewa. Zdawaa si popada w lekki trans, gdy mwia o Memphis, o dzieciach i o
byym mu. Bez wtpienia nie bya najlepiej nastawiona do mczyzn. Zapewne przeycia z
przeszoci wpyny na jej stosunek do Peabodyego.
W Miecie Pksiyca chodzili do tych samych miejsc. Zapewne do Sali Nauki i
Wiedzy. Pamita, e Danya bya jedn z osb, ktrych praca pomoga zakoczy projekt
akceleratora czstek. Przypomnia sobie, e wanie wtedy sysza jej nazwisko. By takim

przekltym pustelnikiem! Mg j spotka lata wczeniej. I gdyby si nie sta tym


idiotycznym Kowbojem...
W kramie zamwi taco i fasol oraz piwo, a potem, gdy si najad, jeszcze jedno.
odek Kowboja woa o miso, i to nie o zwyky stek, lecz o miso specjalnie przyrzdzone
i upieczone. Ale odkd stworzono tak wiele zwierzt, ktre potrafiy mwi, Peabody uzna,
e zabijanie i jedzenie misa jest dla niego za trudne. Wypiwszy piwo, poszed dalej zwiedza
rodeo.
Najpierw min ogrodzenie, za ktrym trzymano stado byda. mierdziao tu mocno
krowim nawozem. Zwierzta krciy si i popychay, nie muczc, lecz raczej jczc. Podszed
do nieco niszej barierki bramy. Nikt nie zwrci na niego uwagi, ani ludzie, ani krowy. Ale
jedno ze zwierzt podbiego do Peabodyego i kilka razy uderzyo z caej siy gow w
ogrodzenie. Zauway wtedy, e na rogach krowy byszcz litery.
Pomocy - byo napisane na prawym rogu, a na lewym: Prosz. Wypu mnie std.
odek Peabodyego zwin si w supe, w gardle zacza rosn wielka gula.
Odsun si od ogrodzenia i pobieg w noc. Tchrz - pomyla. Ale w tej chwili mia do
ocalenia autobus peen dzieci.
Nieopodal byszczay jasne wiata stadionu. Sycha byo gwizdy i okrzyki ludzi
ogldajcych popisy rodeo. Peabody wszed na wybetonowany placyk. Nieczynna fontanna z
meksykaskim ornamentem pena bya mieci. Na placu panowao oywienie i ruch, brzmiaa
muzyka grana przez mariachi. Swobodnie odziani ludzie posilali si przy okrgych stolikach
owietlonych lampionami i wiecami. Peabody, nadal cakowicie bdc sob i tylko sob,
wszed do salonu przez wahadowe drzwi. Za nimi ujrza scen jak z tysicy czarno-biaych
filmw o kowbojach. Mczyni i kobiety grali w pokera i pili whisky. Cofn si i zatrzyma
dopiero przy niewysokim betonowym murku, na ktrym siedzia stary, wysuszony kowboj.
Obok leaa otwarta walizeczka z rnokolorowymi fiolkami wypenionymi drobnymi
pigukami.
- Co to jest? - spyta sprzedawc.
- Nie wiem. Dostaem je w Denver. Na handel.
- Ile za nie chcesz?
- A ile mi dasz?
- A sprzedasz kilka z kompletu?
Stary mczyzna spojrza na swj towar i zastanawia si przez chwil.
- Nie wiem.
Peabody przyjrza si fiolkom uwaniej. Miay logo Narodowego Instytutu Zdrowia,

co znaczyo, e zawarto wyprodukowano zanim nadszed nanotechnologiczny przeom.


Oryginalnie zapakowane i na oko nietknite. Zapewne znalezione niedawno. Jason sysza, e
Denver byo jednym z wielu zamknitych Miast Kwiatw, w ktrych nie pozostao ju wielu
ludzi, a ycie byo bardzo ryzykowne.
Fiolki nie powinny by stracone dla wiata.
Nie mia zamiaru puszcza ich w obieg, nie spodziewa si te, e w jakikolwiek
sposb zadziaaj na niego, ale mgby ich uy, aby pomc dzieciom znowu zacz dorasta.
Odwrci si jednak i zacz odchodzi.
- Sprzedam - odezwa si stary kowboj. - Ktr chcesz?
- adnej z tych - odpar Peabody przez rami. A potem przystan, wzruszy
ramionami i wrci. - A moe wszystkie. Co powiesz na dwadziecia dolcw?
- Odbio ci - sprzeciwi si starzec.
- Jak wiele ofert miae? Jak dugo tu jeste?
Mczyzna milcza przez chwil, a potem zdecydowa:
- Pidziesit dolcw.
- Trzydzieci pi.
- Czterdzieci.
Peabody zajrza do portfela i wrczy staremu cztery dziesiciodolarwki Republiki
Teksaskiej. Sprzedawca unis je do wiata.
- S prawdziwe - stwierdzi ku lekkiemu zaskoczeniu Jasona.
- W porzdku. - Peabody zatrzasn teczk i przeoy dugi pasek przez rami. Ruszy
przez plac, zastanawiajc si, co u diaba kupi? Niewane. U niego przynajmniej byo to
bardziej bezpieczne ni u kogo innego. Powinien zniszczy preparaty. Dopki jednak nie
sprawdzi, co zawieraj fiolki, lepiej trzyma je zamknite i mie nadziej, ogromn nadziej,
e znajdzie w nich co, co pomoe jego nowym towarzyszom podry. Rwnie dobrze jednak
mg to by zestaw zawierajcy wirusy nanoplagi, wywoujce obd i zmieniajce ludzi w
bardziej szalonych, ni byli obecnie. Albo tworzce nowe wyznania. Albo wywoujce
gorliw wiar wedug praw jednej ze starych religii. A moe stymulujce nieustanne
pragnienie opowiadania historii, jakie ludzie wymylili wczeniej.
Albo moe zawieray prawdziw mio.
Jason pomyla o Danyi.
Wystrzelone fajerwerki rozwietliy otoczenie gbokimi barwami. Stary, na poy
zniszczony budynek nosi jasne lady po reklamach. Haaliwi ludzie toczcy si wok
ubrani byli w stroje w kadym moliwym fasonie i kolorze. Peabody poczu si

zdezorientowany. Mia wraenie, jakby znalaz si na targowisku, gdzie pojawili si


ponownie pierwsi mieszkacy tego kraju, sprzedajcy drewniane naczynia, biuteri czy stare
relikwie, dowodzce, e skadano tu ofiary z ludzi; gdzie zapewne mogliby si zebra na
Taniec Ducha, tak wan dla nich ceremoni.
Peabody usiad przy stoliku przed barem i pochyli si nad menu. Teczk opar o udo i
zamwi piwo. Byo nalewane z beczki i serwowane przy maym kontuarze. Kiedy wypi,
rozejrza si. Przy stoliku obok siedziaa kobieta z dugimi czarnymi warkoczami i ukadaa
pasjansa - gra wywietlaa si nad blatem, bya sterowana dotykiem palcw.
Przypomnia sobie, e uwielbia ukada ten sam pasjans, Solitairea", gdy by
chopcem. Wydawao mu si wtedy, e gra odkrywa przed nim sekrety wszechwiata. Mia
karty z limitowanej serii, rwnie ograniczonej jak niektre rozdania. Nadal produkowano gry
niemajce koca, zawierajce nieskoczon liczb kombinacji. Zupenie jak formy ycia. I
gry, i stworzenia zdaway si szybko mutowa w czasie i zmienia nieustannie.
Wypi ciemne, gorzkie piwo i przyglda si grze kobiety. Umys zacz pracowa,
rozwaajc moliwoci rozkadu kart i wyobraajc sobie kolejne ruchy.
Ogld caoci by bardzo istotny. Wspominajc, Jason uwiadomi sobie, e prbuje
wygra gr - zarwno t, jak i t znacznie wiksz, gr w rozwj i dorastanie, w
rzeczywistoci, kiedy umys potrafi atwo zapamita karty, w przypadku pasjansa wszystko
stawao si jasne. Najpierw umys Peabodyego rejestrowa rozkad kart, a potem od razu
zaczyna pracowa nad rozwizaniem, wic kiedy porusza doni, by przesuwa karty - tak
byo w przypadku jego pasjansa - decyzja i rozwizanie nastpoway natychmiast. Nie
pamita, aby planowa kolejno ruchw - i w rzeczy samej, czasem niewiadomie rka
zmieniaa rozwizanie na lepsze. Umys i rka stanowiy wtedy jedno o wiele mdrzejsz
ni sama wiadomo.
Umys ludzkoci, Wspdziaanie, znajdowa si w Miecie Pksiyca. Ten umys
mia prawie wszystkie dane potrzebne, by zacz pojmowa, jaki moe by wynik trwajcej
tak dugo ewolucji. Zoty wiek prawdy i realizmu, tak odlegy przecie od teraniejszoci,
pozostawi w tyle czasy, gdy umys Boga by mistyczn tajemnic. Ludzko przemieszczaa
si w czasie i bya czci dugiej kosmicznej opowieci o ewolucji wiadomoci,
improwizowanej opowieci, ktra moe trwa wiecznie, dopki rozbrzmiewa muzyka ycia.
Ale - i to bya realna moliwo - ludzie mogli uczyni bdny ruch. I to z wasnej
woli. I gra si skoczy. Nie gra wszechwiata, lecz cz, ktra dotyczy ludzkoci. Nie da si
rozegra ich kart. Ludzka wiadomo moe rozpyn si w ciemnociach i nigdy nie
poczy ze wiadomoci, ktra wysaa Sygna. Do kogokolwiek ta wiadomo naley.

Oderwa wzrok od pasjansa i spojrza na plac. Uwiadomi sobie, e wszyscy, ktrzy


tutaj przebywaj, maj wiadomo. wiadomo jest prawdziwa, realna. Posiada energi,
ktr mona obserwowa. T energi, jak przekada si na ruch, na prac. To energia, dziki
ktrej porzdkuje si i zbiera informacje, oglda wiat, poznaje materi i przetwarza j w inne
formy, podnoszc si na wyszy poziom wiadomoci.
Peabody dozna olnienia, namacalnego niemal uwiadomienia. Przyjechao do na
rumakach zmysw i zoyo si w scenariusz, moliwo, rozwizanie niemal w zasigu rki,
popart nauk prawd: wiadomo posiada obserwowaln energi. I za pomoc narzdzi,
albo tylko prac umysu, moe t energi przeoy na co, co jest widoczne.
I dlatego energia ta moe rwnie zosta przeksztacona w co, co jest syszalne. Myli
mog si sta widoczne - dziki wyobraeniom w umyle. Myli mog by syszalne - dziki
odpowiedniemu poczeniu. By moe z czasem...
Umys Jasona przeskoczy do Gai, w ktr wierzya jego matka. Wspomnienie
przywid przechodzcy mczyzna, pachncy poncym drewnem - zapachem dziecistwa
Peabody'ego, czasw, gdy jego matka staraa si nada yciu warto witoci - czy to przez
religijne ceremonie, czy te powicajc bliskim uwag i serce.
Odrzuci to wszystko dawno temu. Ale nowe spojrzenie na wiadomo przywoao
nagle ukryte gboko wspomnienia i pytanie: a co, jeli Gaja istnieje?
Gaja, suma wszystkiego, co yje na Ziemi. Wedug Gajan, ktrzy najpewniej
przyoyli rk do produkcji plag, jakie przetrzebiy i zredukoway znaczco populacj przez
drastyczne obnienie ludzkiej podnoci, czowiek i jego wiadomo byy czci wikszego
organizmu. Organizmu rozwijajcego si jako cz wszechwiata, dojrzewajcego i
gotowego sparzy si z innym przedstawicielem swojego gatunku, jak samotne drzewo z
eskimi kwiatami, rosnce z dala od drzew mskich. By moe inni przedstawiciele
gatunku, jakim jest Gaja, to jaowe planety, gdzie mogaby wyewoluowa wiadomo,
czekajce jedynie, a jaka sia przyniesie im pyek - moe owad lub wiatr, a moe Sygna - i
dojdzie do zapodnienia i narodzin.
Co narodzio si na Ziemi po dugiej historii nieorganicznych, a potem organicznych
przemian?
Jason Peabody, dziecko dawno utraconej matki-mistyczki, chopiec, ktrego mzg
zosta zreorganizowany przez obce fale radiowe, opar si o sup. Gwiazdy, tak niewyrane i
stumione przy jasno owietlonym placu, mimo wszystko pony, wysyajc w przestrze
wietlne przekazy prawdy o swojej dugiej i niepojtej ewolucji, by moe take o swojej
mierci, cho nadal wieciy jasno. Gwiazdy snuy cz opowieci, ktra miaa przebudzi

Jasona, by mg si rwnie wczy do gry.


Moe - pomyla na koniec, gdy kobieta zamkna panel pasjansa i karty znikny sodkie powietrze w autobusie Carli jednak dziaao. Przynioso mu przecie wspomnienia
dziecka, jakim by dawno temu, i nie wiadomo, czy nie wywaro wpywu na jego ukad
immunologiczny, podobno uodporniony na wszelkie sprytne manipulacje genetyczne.
Peabody y dugi czas w sztucznym rodowisku najnowoczeniejszej nanotechnologii.
Miasto Pksiyca mogo mu wpisa w geny Kowboja, poniewa dokadnie znao
Peabodyego. A we Wspdziaaniu Jason by zawsze tak bezbronny i pozbawiony ochrony.
Obserwowa kobiet, gdy odsuna krzeso, wstaa i wmieszaa si w tum. Ku
zaskoczeniu Jasona odwrcia si jeszcze i posaa mu krtkie spojrzenie, zanim zasonili j
muzycy, jakby bya posacem z daniem, by si przebudzi; z tym samym przekazem, jaki
pyn na falach Sygnau.
Peabody potrzsn gow, odrzucajc niemdre myli.
Ale moe jednak nadawano NOWA wiadomo? Tak dawno, bardzo dawno temu
sdzi, e pierwsze przekazy, jakie odbiera umysem, byy tylko iluzj. Odrzuci je, jak Gaj i
ca reszt.
Wsta, ciskajc teczk z fiolkami. Traci zbyt wiele czasu we wcieleniu Kowboja.
Tylko w nocy by wolny, w cigu jednego dnia Kowboj potrafi zmarnowa wszelkie wysiki
Peabody'ego, by dotrze do celu. I oto teraz budzi si noc, coraz bardziej oddalajc si od
Houston.
Zrozumia jednak na nowo swoje obowizki. Nie mg zabra caego wiata do Miasta
Pksiyca. Mia jedynie mgliste pojcie o wiecie, ktry istnia przed jego narodzinami,
kiedy informacja pyna przez Internet, zanim wszystko runo. Zbyt szybko. A jeeli kto
zna rozwizanie problemu, na przykad problemu optania przez byt, ktry nazwa si
Kowbojem, jeeli kto by ekspertem od tego rodzaju spraw, powinien by dostpny. Jak
Peabody mg przypuszcza, e ten chaos, ten poziom informacji przypominajcy
redniowiecze, w ktrego pejzau tu i wdzie wida ruiny rzymskiej technologii, stanowi
drog do prawdy, wiedzy i transcendencji?
Nie. Wanie e musia zabra wszystkich do Miasta Pksiyca, i to szybko, zanim
straci cakowicie zdolno panowania nad wasn osobowoci. Nie mg sobie pozwoli, by
sta si na powrt dzieckiem. Miasto Pksiyca i wszelkie kolonie w kosmosie - po to
wanie miasto powstao, by sta si samowystarczalnym miastem w kosmosie potrzeboway Jasona, by odnalaz w Houston koordynaty rda Sygnau, ktre zapisano i
wykrelono jeszcze zanim radio zamilko, jeszcze w czasach, gdy funkcjonowaa dawna

technologia, gdy globalne organizacje i rzdy byy sprawne, gdy yli ludzie rozumiejcy
nauk, w czasach, zanim Ziemia zostaa zainfekowana nanoplagami. w Houston byy dzieci snu rozmylania Peabody. Znalaz wrd nich przyjaci, gdy pracowa jako wony w
Centrum Kosmicznym i sprzta szko, do ktrej uczszczay.
Oczywicie nie byo wiadomo, czy dane nadal znajduj si w Centrum Kosmicznym.
Ani czym si stao Centrum przez te wszystkie lata.
Peabody ruszy szybko przez plac, prbujc wrci t sam drog, ktr przyszed.
Min stadion, cho teraz by po przeciwnej stronie. Otoczyli go witujcy ludzie. Muzyka
rozbrzmiewaa wszdzie, gona i dezorientujca. Dla umysu w kruchym stanie rwnowagi,
w jakim znajdowa si Jason, dwiki byy zbyt gone. Prbowa si oddali.
A potem zawrci.
Nie, przecie naprawd miny lata. Dziesitki lat.
Mino tak wiele lat od czasw, gdy widzia radioastronoma; gdy spotykali si w Hali
Nauki lub w Wiey Radiowej, gdzie Jason mieszka.
Ale czy to nie by radioastronom? Tam, wrd tumu, czy nie migny mu dugie, siwe
wosy, szczupa, pomarszczona twarz? A obok, czy nie widzia kompozytorki - jak ona miaa
na imi? Ra? Zdumiewajca kobieta. Jej dugie, zotobrzowe wosy jak grzywa lwa otaczay
twarz w ksztacie serca...
Tum si zamkn.
Peabody, oguszony haasem, zacz si przeciska przez ludzki mur. Krzycza, lecz
nawet sam nie sysza wasnego gosu. Popycha ludzi i sam by popychany. Wkrtce poczu
uderzenie pici w plecy. Odwrci si, krzyczc i rozgldajc si, podskakujc, eby lepiej
widzie. Wspi si na krzywy stolik, strcajc wysokiego drinka. Jego waciciel odepchn
natrta. Peabody zwali si ciko na ludzi siedzcych obok. Muzyka urwaa si nagle,
ustpujc miejsca odgosom bijatyki.
Wsta, rozejrza si szybko i rwnie szybko si wycofa. Ci ludzie przypominali
bohaterw kreskwek o Dzikim Zachodzie. Najwyraniej by jedynym, ktry bra pod uwag
odejcie. Kto go pchn. Upad, duszc si od kurzu. Tymczasem kilku mczyzn wczyo
si do bjki z wyrazem dzikiej radoci na twarzach.
Jason omin zamieszanie, przypominajce teraz samonapdzajcy si mechanizm
zoony z setek wijcych si koczyn.
- Ra! - wrzeszcza. - Ra!
Otar twarz grzbietem doni, rozmazujc na twarzy smugi kurzu i bota. By jak
zagubione dziecko, ktre wzywa matk.

- Ra! Zeb!
W gardle mu zasychao. Nie widzia ich. I nagle...
Wspinali si na niewysoki pagrek. Zaraz potem przeszli przez owietlony
lampionami placyk, w cieniu pagrka Peabody ujrza zaparkowanego vana. Zeb i Ra weszli
do samochodu. Zabysy przednie wiata.
Jason pobieg tak szybko, jak potrafi, gnany niepokojem, jakiego nie czu jeszcze w
swoim dugim yciu.
W samochodzie by czowiek, ktry znalaz klucz do informacji docierajcych na
Ziemi.
Wiele lat temu Zeb opuci Miasto Pksiyca. Chcia si dosta do Los Angeles,
postludzkiej metropolii, by udoskonali umys i sposb rozumowania, skrystalizowa wasne
rozumienie dokonanych odkry. Zeb pragn sta si czyst informacj. Chcia si wyzby
emocji, osobowoci, przeszoci.
Chcia si zmieni w wiato...
- Zeb! - wychrypia Peabody. Wdrapa si na pagrek, taszczc teczk z fiokami.
wiata samochodu zatoczyy nagle uk. Pojazd zawraca i skrca. Przemieszcza si
przez obozowisko powoli, lecz znacznie szybciej ni Jason. Wreszcie nabra szybkoci i
Peabody ujrza jedynie czerwone wiata niknce na pustyni. Na wschodzie.
Przynajmniej wiedzia, dokd zmierza Zeb. Na wschd.
Peabody ruszy tak szybko, jak tylko potrafi, w stron, gdzie - jak sdzi - staa Bessie.
Troch bieg, troch szed popiesznie, a szczypicy pot zalewa mu oczy. Przez chwil
myla, e zabdzi, ale rozpozna jasny blask czerwonego grilla, ktry mija wczeniej, a
dalej ujrza autobus.
Wejcie nie chciao si otworzy po stronie kierowcy, ale wpucio go od strony
pasaera.
Okay. Jasna sprawa.
Siedzia na miejscu pasaera kilka minut. Jeste teraz jednym z nich - powiedzia
sobie. Bessie ci posucha. Oddechy picych dzieci wypeniay wntrze autobusu, w kocu
Peabody usiad przy kierownicy.
Nie byo adnego powodu, dla ktrego miaby tu zosta. Ale jeeli chcia uratowa te
dzieci...
Pooy donie na kierownicy i wyszepta:
- Ruszaj.
HASO - zapono na desce rozdzielczej. Czy Carla podawaa haso?

- Po prostu jed. Prosz.


Bessie cofna si, najwyraniej posuszna probie. Peabody prowadzi ostronie,
bardzo ostronie, zerkajc we wsteczne lusterka, w kocu udao mu si wyjecha na drog.
- Szybciej - wyszepta i poczu przypieszenie. Pdzili ju kwadrans, gdy zbudzia si
Carla. Jason widzia przed sob czerwone wiata. Dogania przyjaci.
- Co robisz? - zapytaa dziewczynka spokojnie.
- Jad na wschd. Zabieram was do Miasta Pksiyca.
- Akurat.
- Jestem tam Inynierem. Wiem, e miasto was uzdrowi. - Nie byo sensu wspomina
o wasnej ucieczce. - Ale najpierw zatrzymamy si w Houston.
- Ju teraz mog ci powiedzie, e tam nie pojedziemy. - Jej gos by nadal spokojny.
- Musimy. A potem...
- Nie ma adnego potem. Wiedziaam, e co jest nie tak. Mylaam, e troch bardziej
si do nas przywizae.
- Co masz na myli?
- Powiniene mie na uwadze przede wszystkim nasze dobro. Twj plan podry nie
ma znaczenia. - w gosie Carli brzmia niepokj i rozczarowanie.
- Skd masz ten autobus?
- Tiva go kupia, gdy jeszcze bya dorosa. Tiva bya biochemikiem.
- Moe ten pojazd wie wicej, ni mylisz. Naprawd mam na uwadze wasze dobro. I
przede wszystkim Bessie mi ufa. Prawda, Bessie?
- Ufam mu - oznajmia Bessie.
- Ale... ona nigdy ze mn nie rozmawiaa... - wyjkaa Carla, w stumionym wietle
bijcym z deski rozdzielczej widzia uniesione brwi dziewczynki. - Nie tak normalnie. To ja
mwiam do Bessie. Bessie mnie suchaa. Tiva j tak wytrenowaa.
- Najwyraniej Bessie ma jeszcze inne oprogramowanie. To pozwolio jej dopasowa
si do mnie. Moe to metaprogram.
- Nie podoba mi si to.
- Pozwl, e wytumacz ci lepiej...
- Mylisz, e jestem gupia? Syszaam, co mwie. I nie pojedziemy na wschd.
Pojedziemy na pnoc. Zobaczy Wielki Kanion. Mieszka tam plemi uzdrowicieli...
Peabody chcia obj Carl, delikatnie i przyjacielsko, ale dziewczynka w tym
momencie zacza krzycze:
- Pomocy! Pomocy!

Natychmiast zosta zasypany gradem uderze zadawanych drobnymi pistkami.


Poczu, e autobus zwalnia, ale si nie zatrzymuje. Drzwi jednak si otworzyy i w twarz
uderzyo go chodne nocne powietrze.
- Nie! - krzykn.
Dzieci wypchny go z autobusu.
Rami uderzyo w ziemi pierwsze, poczu ostry bl. Przewrci si i potoczy,
prbujc chroni gow. Wreszcie run ciko na twarde, kamieniste podoe.
Owietlony jasno autobus pdzi przez noc.
Po kilku sekundach Peabody ujrza, e pojazd skrca. Oszoomiony, widzia jeszcze,
jak Bessie kieruje si na zachd, nabierajc prdkoci. Mina Jasona ze wistem,
pozostawiajc po sobie jedynie podmuch wiatru.
A potem zapada cisza.
Mczyzna prbowa wsta. Nie mg. Z blu straci przytomno i lea bezwadnie,
a soce i upa go obudziy. Nie mia kapelusza. Gdy otworzy oczy, natychmiast zala je
szczypicy, ostry pot. Ubranie byo podarte i poplamione krwi. Nie mg rusza praw rk.
Lewe ramie byo sprawne, ale do zwisaa bezuytecznie, z trudem otar czoo rkawem.
Kiedy sprbowa wsta, nieoczekiwanie przeszy go bl. Prawa noga nie bya w stanie
udwign ciaru ciaa.
I nie mia wody.
Sytuacja nie wygldaa najlepiej.

Ra i Zeb jad na wschd

- To byo przygnbiajce - oznajmia Ra, gdy nastpnego dnia jechali do Nowego


Meksyku.
- Yuma? - spyta Zeb.
- Nic si nie zmienio przez cay czas, gdy bylimy w Kopule. Zupenie nic.
- Co si zmienio - zaoponowa mczyzna. - Inaczej wci tam bymy byli. Spojrza w zamyleniu na towarzyszk. - Chcesz wraca?
- Nie - odpara stanowczym, nieco rozgniewanym tonem. - Jakie to ma w ogle
znaczenie? Nie jestemy sob. Ja nie jestem sob. Jak mog podejmowa decyzje?

- Nie ma powodu do cynizmu. - wtrci si samochd.


- Dlaczego nie? - Ra odwrcia si w stron gosu dobiegajcego z deski rozdzielczej. Ty jeste cyniczny.
- Tylko cz mnie. Ale wszystkie te piosenki o mioci i pokoju s bardzo
wzruszajce. Nie mog pozosta cyniczny, skoro ich sucham. Chcesz, puszcz ci par.
- Nie, dzikuj - warkna Ra. - Moe co Dukea Ellingtona.
- Mam The Duke of Earl. To kawaek z Roots of Rock III. Posuchaj. Duke, Duke,
Duke, Duke of...
- Nie! - jkna Ra. - Nie wiem, co mi jest! Zwykle mogam... Och! Blokujesz barwy
tym haasem... !
- Do - rozkaza Zeb i samochd si uciszy. - Tak lepiej, Ra?
- Zdecydowanie lepiej. Dzikuj ci, Zeb.
- Podzikuj mnie, nie jemu - wymamrota van.
- Dzikuj ci. Suchaj, a moe skomponowaabym co, Zeb? Now muzyk?
- Jasne, to by byo mie. Naprawd.
Ra uspokoia si i z uwag wbia oczy w krajobraz.
- Te gry s czerwone i niebieskie. I zielone. Zielone pasmo na dole. Zaraz przy
krawdzi brunatnej pustyni. Boe, i jeszcze zoto - spjrz na zachd. Lni jak zoto, a powyej
chmury staj si czerwone. To jak muzyka, nie sdzisz, Zeb? Zeb?
- Och. Przepraszam, zamyliem si.
- Chcesz, ebym poprowadzia?
Samochd zamia si szyderczo.
- Dlaczego mylisz, e to on prowadzi?
- Racja - przytakn Zeb. - Wszystko jest zautomatyzowane. Ja jestem tylko czci
kierownicy, zdaje si. Pewnie dlatego, e j trzymam.
- Nad czym si tak zamylie?
- Nad wiatem. Mylaem o wietle.
- Tak - mrukna Ra i obja mczyzn ramieniem. - Jak zwykle. TW.
- Te-wu? - zapyta samochd.
- Teoria Wszystkiego - wyjania kobieta. - To wanie robi cay czas. Myli o
rwnaniach, ktre opisuj wszystko, co si zdarza. Nie tylko lokalnie, nie tylko w maych
czstkach, jak to robi fizyka kwantowa. Ani te nie skupia si na bardzo wielkich sprawach,
jak kosmos, czas albo teoria wzgldnoci. On to wszystko chce poczy.
- Aha - powiedzia van. - Tak wanie mylaem.

*
Ra obudzia si nastpnego ranka o wicie i zobaczya Zeba picego przy kierownicy.
Ju chciaa krzykn, ale zaraz uspokoia si, uwiadamiajc sobie, e samochd moe jecha
samodzielnie.
Znaleli si w zupenie innej krainie. Przypominaa Ra Luizjan. Kobieta otworzya
okno; powietrze byo gorce i wilgotne. Droga biega przez rwnin usian niskimi,
liciastymi drzewami. Ra zauwaya rwnie aligatory, nieruchome i ogromne, wygrzewajce
si na podmokym, bagiennym brzegu.
Twarz Zeba rozluni sen. Dziwnie byo mie wiadomo, e i on, i ona nie s sob,
lecz kopiami stworzonymi przez Kopu w Los Angeles. Ra czua si przez to tak, jakby
spada w bardzo gbok przepa. Wrcia mylami do muzyki.
Gdy przebywaa w Kopule, przez ten dziwny, bezczasowy okres, prbowaa
komponowa muzyk w oparciu o rwnania Zeba. Oczywicie musiaaby zrozumie najpierw
jego obliczenia, a tego uczyni nie umiaa, znalaza jednak poredni metod - przekadanie
finezyjnych oblicze na inne noniki ni zapis matematyczny: na obraz, taki jak falujce lub
pulsujce wykresy, czasem zmiennobarwne. I na dwiki. Ra zbieraa te zapisy i
komponowaa do nich muzyk, tworzya sztuk, ktrej pojmowanie mogoby zaj wiele lat.
Ale c znaczy czas w Kopule? Bdc tutaj, miaa jedynie mgliste wspomnienia, jak tam
byo, w tej ogromnej cyfrowej przestrzeni i miejscu.
Ale teraz, na zewntrz, przypomniaa sobie o wasnych korzeniach. Przywoaa imi,
ktre dla siebie wybraa: Sun Ra. Tutaj imi rezonowao znaczeniem. Inspirowao j kiedy,
gdy czua si, jakby pyna przez przestrze kosmiczn, grajc muzyk sfer niebieskich,
omijajc racjonalny umys tak, jak powinna najlepsza melodia. Ta muzyka inspirowaa jej
zesp, Arkestr. Ra zsuna okno, krcc korbk w drzwiach, i gorcy, ostry wiatr wypeni
wntrze samochodu. Poklepaa par razy rozgrzan karoseri, gdy pojazd pdzi przez
zastraszajco dugi, wielki most, z ktrego ku swemu zdumieniu ujrzaa bkitn, gboko
bkitn Zatok Meksykask, obramowan nienobiaym piaskiem play.
- Zeb! - Potrzsna towarzyszem. Natychmiast otworzy oczy.
- Co? - Nie wydawa si ani troch oszoomiony czy rozespany. Moe wcale nie spa.
Moe po prostu wszed w tryb gbokiego mylenia.
- Dotarlimy! Jestemy na wybrzeu!
Zeb pochyli si do przodu i chwyci kierownic. Nacisn sprzgo, ale van odezwa
si ze spokojem:
- Jedziemy z najwiksz bezpieczn prdkoci. Dotrzemy do brzegu w siedemnacie

minut, o ile nie pojawi si adne przeszkody na drodze.


- Minlimy Houston - zauway mczyzna.
- Nie sdz, aby trzeba byo odwiedza Houston - odpar samochd.
- Skd to przekonanie? - zainteresowa si Zeb.
- Mwiem ci, mam misj do wykonania. I wiem, co trzeba.
- Czemu chciae si zatrzyma w Houston, Zeb?
- Miasto Pksiyca najwyraniej chce si wynie, wystartowa w kosmos. System
map i oblicze, stworzony przez NASA, nadal moe si znajdowa w Centrum Kosmicznym.
Przekaz, ktry odebraem - ktry mnie obudzi - mwi, e miasto jest gotowe do nastpnego
etapu. I dlatego musiaem tam dotrze. I jeszcze w wiadomoci podano, e koordynaty zostay
zniszczone.
- Skd si wziy te koordynaty?
- Pamitasz? Och, zaraz, moe ciebie tam nie byo. Gdy po raz pierwszy spotkaem
Peabody'ego, rzuci je po prostu na st. To byo dawno, jeszcze w starym Nowym Orleanie,
przed Powodzi, gdy Miasto Pksiyca dopiero powstao i czekao na zasiedlenie. Jason
ukrad dane z Centrum Kosmicznego. Po prostu rzuci je na st i odszed. Byy zapisane na
jednej z tych kul informacyjnych, pamitasz je? Nie widziaem go potem przez lata, zanim
wrci do Miasta Pksiyca i na nowo podj prac. Ale wtedy ju si zmieni. Bardzo si
zmieni. Wiele przeszed.
Dojechali na pla. Droga po prostu cigna si wzdu oceanu. Kilkaset jardw na
poudnie z toni wystaway betonowe falochrony, na ktrych rozbijay si fale. Van si
zatrzyma.
Ra otworzya drzwi i wysiada, rozgldajc si ciekawie.
Zapatrzya si w panoram rozcigajc si wok niej. Zatoka rysowaa si czyst,
bkitn lini, przysonit miejscami przez wydmy. Niesione wiatrem ziarna piasku uderzyy
j w twarz i ramiona. Zeb rwnie wysiad i sta teraz obok z rkami w kieszeniach i ze
swoim zwykym, beznamitnym wyrazem twarzy.
Skd mam wiedzie, e to jest realne?
Nie byo powtrki, nie byo adnych pyta pomocniczych, jakie mogaby jej podsun
Kopua. Tutaj panowaa zwyka natura. Jedyn nienaturaln rzecz bya Ra. I Zeb.
Opucia gow. To absurd. Jeeli jest nienaturalna, jak moe czu tak naturalny,
gboki smutek i strapienie?
Inna. Jestem realna. Ale inna. Jestem czym nowym.
- Hej? - Gos samochodu nik na wietrze.

Ra odwrcia si i ujrzaa, e van si zmieni. Opony stay si wiksze i szersze. Dach


zoy si czciowo, odsaniajc miejsca z przodu.
Popiesznie wsiada, Zeb uczyni to samo. Van powoli ruszy przez piasek.
- No i nie mwcie, e nie jestem dobry - oznajmi. - No ju, przyznajcie. Jestem
najlepszy.
Ra spojrzaa na lini wybrzea z powtpiewaniem. Plaa usiana bya szarymi kodami,
wystajcymi z piasku gaziami i konarami, a take pasmami wodorostw. Mewy gromadziy
si nad falami, krzyczc i pikujc ku ziemi w nieustannym, zmiennym harmiderze.
- No - mrukna Ra - i co teraz?
- Potrzebuj troszk czasu - przyzna samochd. - Ale trzymajcie si.
Przypieszy nagle i zjecha z drogi prosto w morze.
Ra poczua si absolutnie ywa i prawdziwa, gdy morska piana prysna jej w twarz.
Van rozora wod i popyn, mijajc pierwszy z falochronw i odbijajc si od kolejnego.
Zaraz potem znaleli si na otwartym morzu. Ra popatrzya na Zeba i umiechna si
szeroko. Zeb take si umiechn i uj jej do.
Mino ponad dwadziecia minut, zanim van odezwa si ponownie. Zmienia si,
stopniowo, ale do szybko, by pasaerowie mogli zobaczy postp transformacji.
d przeksztacaa si w dwuosobow motorwk. Skierowaa si na wschd poudniowy wschd i unoszc dzib rozpdzia si na falach. Odezwaa si tylko raz,
wykrzykujc:
- Przepraszam, ale przemiana i ruch zuywaj zbyt wiele energii i brak jej na
komunikacj werbaln. Prosz si mocno trzyma. Koniec komunikatu.

12 SIERPNIA 2115

SU-CHEN W MIECIE

Jest noc. Widz to na niebie.


Powiedziaam odzi eby zabia pirata ktry wyrzuci mojego kota. Kopn klatk do
morza i kot uton. Pirat chcia nas powstrzyma przed dotarciem do Miasta Pksiyca. Io
zapytaa dlaczego i pirat odpowiedzia e miasto zmienio innych piratw w dobrych ludzi a
jemu si to nie podoba i chce ukra nasz d by uciec jak najdalej. d ukua pirata
kolcem z trucizn jakiego morskiego stworzenia. Pirat zrobi si czerwony spuch i si udusi
a ja odepchnam go od odzi gdy Io spaa.
Dni s jasne pene soca i muzyki. Syszaam w oddali niskotonow melodi silnika i
zagraam j. Poprosiam d by staa si instrumentem muzycznym. d wytworzya
membrany do przekazywania dwikw w powietrzu i klawiatur dla moich palcw.
Powietrze wylatywao z baniek Membran gdy graam. Wielka szara ryba taczya obok mnie.
Pyna obok w t i z powrotem skakaa przez fale wyskakiwaa z wody i zataczaa uki. I
piewaa.
Musz wrci do wiata. Chciaam pj z Zeusem ale tdy te bdzie dobrze.
Io jest chora oczy zamknite i mwi mwi mwi. Mwi o widmach zjawiskach
wietlnych i nieoznaczonoci jak mj ojciec.
Oni nie s widmami. S bardziej prawdziwi ni wszystko inne. S jednym cho jest ich
wielu. S czasem cinitym do drga i drgania s muzyk. Musz ich zagra. Musz dotrze
do Miasta Pksiyca. Musz ich stworzy. Oni s muzyk i ja musz ich zagra. Musz ich
wszystkich stworzy. Stworzy to. To ma liczby. To jest liczbami. To jest muzyka.
Jeeli w miecie s ludzie mog prbowa mnie dotkn a wtedy kopn ich i bd
krzycze to boli boli boli. Ugryz ich.
Chc mojego kota.
To wielkie i jasne jest ju bliej.

*
Io ockna si i ostronie usiada, pochylajc si w stron masztu. d unosia si i
opadaa na dugich, powolnych falach. Kobieta czua si chora, strasznie saba.
Ale ya. Obie yy.
- Su-Chen! To tutaj!
- Widz. - w gosie dziewczynki nie byo ladu emocji, tylko stwierdzenie faktu.
- Gdzie ten mczyzna?
- Odepchnam go w morze.
- Mwiam ci, eby go nie dotykaa.
- Nic mi nie jest.
Twarz Su-Chen oblewaa zielonkawa biopowiata bijca z masztu.
- Zanim zaszo soce, widziaam plae i palmy. A potem by duy sztorm. Zy.
Pioruny, byskawice i deszcz, duy deszcz. Mylaam, e nas zaleje. Nie obudzia si.
Przywizaam nas obie, ebymy nie wypady z odzi.
- Och. Mylaam, e mi si to ni.
- d powiedziaa, e masz wysok gorczk. Cay czas mwia, ale byo zbyt
gono i nie syszaam, co mwisz.
- Skd masz ubranie?
Dziewczynka miaa na sobie szorty i cienk koszulk, ktra lnia jadowit zieleni.
- d je zrobia. Dla ciebie te.
Otworzya worek i wycigna dugi kawaek tkaniny. Po rozwiniciu okazao si, e
to drapowana sukienka, podobna do ubrania, jakie Io miaa na sobie, gdy po raz pierwszy
spotkaa Su-Chen. Sukienka rwnie bya seledynowa. Oblepiona sol Io zdja biay,
poprzypalany kombinezon i wyrzucia go za burt. Przez gow woya nowy ubir.
- Strj zajmie si sol i nie bdzie ci swdziaa skra - oznajmia dziewczynka.
- Niebo zrobio si szare. - Io rozejrzaa si. - Myl, e jest ranek.
- Wkrtce dotrzemy do miasta. d mwi, e za dwie godziny. Chcesz si jeszcze
przespa?
- Nie.
Miasto koysao si na szarych falach oceanu, biae i lnice w powiacie witu, a
wschodzce soce oblao je rem, zieleni i ci. Ogromne pawilony i wysokie wiee
wznosiy si otoczone wiecem zielonych palm.
- Czy to rakiety? - spytaa Su-Chen.
- Tak myl.

Miasto wydawao si ttni zmianami, cho z tej odlegoci trudno byo dostrzec
szczegy. Io zauwaya przepywajce majestatycznie wzdu burty w przejrzystej zielonej
wodzie wielkie wie. Su-Chen pooya donie na klawiaturze, ktr kazaa stworzy odzi,
by moga gra, i nad pokadem popyn dziwny, lecz miy dla ucha, melodyjny wist.
W miar zbliania si do miasta fale staway si wiksze. Io obawiaa si, e mog
uderzy w wystajcy z rafy falochron. Su-Chen opara donie na burtach, a d, zapawszy
prd, skrcia, omijajc przeszkod. Na nabrzeu jakie dwie kobiety, wycigajce sieci,
pomachay do nadpywajcych.
Wreszcie odzi przestao koysa, gdy wpyna na przybrzene wody.
Miasto otoczyo Io i Su-Chen. Jego spltane harmonijnie kontury byy absolutnie
pikne. Kobiety miny way absorbujce uderzenia fal oceanu i odgradzajce wntrza
spokojnych lagun. Na nabrzeach leay wodorosty rozcignite na stelaach, by wyschy w
socu. Pelikany podlatyway na kej, gdzie cumoway odzie, a biae dwigi pogbiay dno.
Wiatr szeleci wrd zagajnika palm kokosowych, wypeniajc powietrze wilgoci i szumem
przypominajcym odgos deszczu. Kana prowadzcy w gb sztucznego ldu zwzi si, na
brzegach otoczyy go drzewa o wystajcych korzeniach, spltanych jak sie. Io wcigna
znany, charakterystyczny zapach, ktry pamitaa z dziecistwa: kwiatu pomaraczy.
Na chwil pogrya si w mylach. Ld, choby i sztuczny, by blisko. Wyspa na
Ziemi, gdzie mona pewnie oprze stopy i i przed siebie.
Nie wida byo adnych ludzi oprcz kobiet na nabrzeu rafy. Moe piraci wszystkich
zamordowali. Io staa si czujna, nie zamierzaa pozwoli, by j uwiziono lub zatrzymano.
Nie bya od wielu lat na Ziemi i nie bardzo wiedziaa, jak ma si zachowa wobec innych
ludzi, tak rnych od mieszkacw Harmonii, bezporednich i bezceremonialnie szczerych.
- Patrz.
Io odwrcia si.
- Myl, e to so.
- Owszem! - potwierdzia zaskoczona kobieta.
- Statku, zabierz mnie do sonia. - Su-Chen pooya donie na burcie i wpatrzya si w
stworzenie na brzegu. d skrcia pod jej dotykiem. Staa si im tak bliska i pomocna, e Io
zdecydowaa si pozosta na bezpiecznym pokadzie tak dugo, jak tylko bdzie to moliwe.
- Czekaj!
- Co?
- Kto tu jest. W wodzie.
Su-Chen spojrzaa we wskazanym kierunku. Na falach unosia si kobieta w

jasnotej kamizelce ratunkowej. d skrcia posusznie i zbliya si do wskazanego celu.


Kobieta leaa w wodzie twarz do gry. Policzki miaa blade, bezkrwiste. Dugie,
ciemne wosy otaczay jej gow. awica maych rybek skubaa biae, bezwadne palce.
- Jest martwa - ocenia Su-Chen. Nic w wyrazie jej twarzy lub brzmieniu gosu nie
zdradzao emocji.
Io wychylia si, by przycign ciao, z wysiku na czole wystpiy jej krople potu.
Soce palio, wspinajc si coraz wyej na nieboskon. Kobieta zwymiotowaaby prosto do
wody, gdyby tylko miaa czym.
Nagle przy ciele ze lizgiem wyhamowaa inna d.
Znad burty wychylili si kobieta i mczyzna. Wcignli ofiar na pokad. Pracowali
szybko, nie powicajc uwagi ani Io, ani Su-Chen.
Ratownicy pooyli ciao kobiety na dnie odzi, obrcili na bok i uderzyli w plecy, z
ust bluzna woda. Ciao jednak pozostao bezwadne i ciche. adnego kaszlnicia, adnego
oddechu.
Bez sowa, jak dobrze zgrany zesp, ratownicy obrcili kobiet i owinli j
przezroczyst tkanin. Natychmiast przepyny po niej jaskrawe kolory, pulsujc falicie na
powierzchni kokonu.
- Co robicie? - spytaa Su-Chen.
Mczyzna o dugich, ciemnych wosach zwizanych w koski ogon odpowiedzia:
- Zabieramy j do kliniki.
- Przecie ona nie yje.
Oboje ratownikw zajo fotele. Mczyzna wyj z kieszeni czerwon chust i
przetar twarz.
- Jej mzg jeszcze yje. Wspdziaanie si z nim poczy i zapisze wszystko. Moe ta
kobieta pniej zechce si ucieleni. Reinkorporacja nie jest trudna.
- A wy skd jestecie? - zapytaa ratowniczka. Miaa krtkie, ciemne wosy i brzowe
oczy.
- z Ksiyca - odpowiedziaa Su-Chen.
Ratownicy parsknli miechem.
- Wkrtce bdziesz moga tam wrci - podsuna kobieta. - Niedugo mamy zamiar
wystartowa.
- Nie musz tam wraca - odpara dziewczynka. - Musz i za muzyk.
- A co z piratami? - zapytaa Io, oddychajc ciko.
Ratowniczka spojrzaa na ni z uwag.

- Jeden z nich prbowa ukra nam d - wyjania Io.


- Powiedzia, e uciek i e w Miecie Pksiyca s piraci.
Ratownicy patrzyli na siebie przez chwil. Kobieta chrzkna, w kocu odezwa si
mczyzna.
- To my jestemy piratami, prawda?
- Tak - przyznaa ratowniczka pewnym tonem. - To prawda. Prawie zapomniaam.
Teraz to naprawd dziwne. Tak. A przecie to nie byo tak dawno. Moe miesic temu?
Jestemy z Trynidadu.
Io usiowaa zachowa koncentracj, ale nie byo to atwe. Ratownicy rozmywali si,
chwilami wcale ich nie widziaa. Prbowaa si ruszy, ale tylko usiada oszoomiona.
- Ciesz si, e tu przypynlimy - stwierdzi ratownik.
- Tu jest tak piknie. Pomimo zniszcze, jakie zrobilimy. Ale ju je naprawiamy.
Niewane, skd jestecie - z Ksiyca, z Miami - spodoba si wam tutaj. Ostrzegam jednak,
e tutaj wszystko szybko si zmienia. To moe doprowadzi do szau.
- Miasto potrzebuje... okrelonej liczby ludzi - dodaa kobieta. - To dlatego, e
opustoszao. Zabilimy sporo mieszkacw. Cakiem na mier.
- Ta kobieta te umrze cakiem, jeli jej nie zabierzemy na czas do szpitala.
Popieszmy si.
- Zaraz! - Ratowniczka przyjrzaa si baczniej Io. Chwycia krawd burty i
przycigna d bliej motorwki. - Masz paskudne oparzenia na nogach. - Bez pytania
podniosa wyej sukni kobiety. - Brzydkie pcherze.
- Pocigniemy je na holu - zdecydowa natychmiast ratownik. Gdy prbowa
przywiza odzie do siebie, Su-Chen przelizgna si przez burt i wskoczya do wody. Io
widziaa, jak dziewczynka pynie crawlem, kierujc si w stron odlegej drabinki przy
brzegu. Dziewczynka wspia si po cienkich szczeblach, chwycia si wystajcych korzeni
drzew pomaraczowych i wydostaa na ld.
Natychmiast ruszya w kierunku sonia.
- Musz z ni zosta... - powiedziaa Io, ale sowa zmieniy si w niezrozumiae
chrypienie i ratownicy nie zwrcili na nie uwagi.
Motorwka zatoczya uk i popdzia przez kana do serca miasta, pozostawiajc
jedynie cichncy midzy brzegami szum.
d Io jkna i popdzia w lad za ratowniczym lizgaczem.

piewam do sonicy a ona przychodzi i podnosi mnie obejmujc trb unosi mnie w
gr i kadzie na swoim grzbiecie. Chwytam j za uszy a ona piewa do mnie. Bardzo niskie
dwiki. Kiedy trbi sonica gra muzyk ktr sysz.
Sonica wie gdzie oni s. Id we wszystkie strony. Naprzd i do tyu i na ukos. I w
jeszcze wicej kierunkw. Jak w muzyce. Melodia pynie, wiruje, skrca, mija si i spotyka w
rodku by Wybrzmie wszdzie. Dugo jad na grzbiecie sonia. Zasypiam pod drzewem w
wysokiej trawie. Gdy si budz jestem bardzo godna.
Sysz muzyk na przyldku obok. Widz wiata.
Id tam.

CHESTER

Realnie realna realno

Chester obudzi si w szumie i oskocie, plusku i szemraniu fal. Ciao mia poobijane i
skurczone. Bycie w peni ywym okazao si przeraajco bolesne.
Race wiato wdzierao si do rodka przez iluminator. Chester przypomnia sobie,
e jest na dziobie, siedzi przy drzwiach toalety.
Ku jego zaskoczeniu drzwi si otworzyy, gdy sprbowa zapuka. Ruszy do gry po
wskich schodkach, natykajc si na zdziwionego rybaka, ktry wanie mia zamiar zej t
sam drog.
- Buenos dias - przywita go rybak. - Ciesz si, e czujesz si ju lepiej. Wanie
opucilimy owiska niedaleko Miasta Pksiyca i kierujemy si na Haiti. Stamtd moesz
popyn, dokd zechcesz.
Twarz mczyzny bya szczupa, powana i czarna. Okalay j dredy. Chester
przyglda si przez chwil. Widywa ju czarnoskrych w Argentynie i nielicznych rwnie
w Paryu, ale wikszo miaa wosy krtkie i nie nosia rwnie zaskakujcej i adnej fryzury.
- Dzikuj - odpowiedzia. - Ale wanie tutaj musz zosta, w Miecie Pksiyca.
Moesz zawrci i wysadzi mnie na brzegu?
- Seor, prosz wybaczy, ale nie powiniene tam i.
- Dlaczego?
- Bo to zbyt przeraajce. - Rybak spojrza uwanie ciemnymi oczyma i Chester
opuci wzrok. Mczyzna mwi dalej.
- Miasto si zmienia. Wzbudzio ten proces. I teraz ronie. My wszyscy trzymamy si
z dala, bo wiemy o ludziach, ktrzy weszli do miasta i nigdy ju nie wrcili. Znamy te ludzi,
ktrzy weszli i potem opucili Miasto Pksiyca, ale to byo dla nich jak choroba i wracali,
bo musieli. To miasto uzalenia jak narkotyk. Wszystko w nim jest tak pikne, doskonae,
idealne. Jak w raju.

- I co w tym zego? - spyta Chester, starajc si, by jego gos brzmia lekko i z
ciekawoci raczej ni z ironi.
- To nie jest prawdziwe. Zmiana nie jest prawdziwa. Co si za ni kryje? Nic. Zdaje mi
si, e to tylko powolne opadanie na dno, ktrego nie ma. Wszystko, co jest tak kuszco
pikne, musi by niedobre. Nawet bardzo ze, jak myl. Jestemy wierzcymi ludmi - ja,
moja rodzina i wioska. Nie wymylamy rzeczywistoci. Nie wymylamy prawdy. Tworzy j
Bg, by nas dowiadczy. By nam pomc, by nas uczy. Gdybymy wymylili i stworzyli
wasn rzeczywisto, jak moglibymy si czegokolwiek nauczy?
- Zdaje si, e miasto jest zupenie solipsystyczne - zauway Chester.
- Tak jest. I do niczego to nie prowadzi - odpowiedzia rybak stanowczo. - Miaem
wiele czasu, by pomyle nad tym wszystkim, co dzieje si na oceanie. Moja ona chce
przypyn do Miasta Pksiyca. Chce tu przywie dzieci. I zoci si na mnie, e si nie
zgadzam. Myli, e tutaj dzieci nigdy nie bd godne, bd mie wszystko, czego potrzebuj
i czego zapragn. Ale mog straci dusze.
Chester rozemia si i rybak spojrza na niego niechtnie.
- Przepraszam - wyjani. - Nigdy nie mylaem w ten sposb. Ale pojem, e masz
racj. Biorc pod uwag natur duszy, to moliwe. Ale z drugiej strony, czy z tego, e w
miecie panuje dostatek i wszystkie potrzeby fizyczne mona zaspokoi, wynika od razu
utrata duszy? - Zdecydowa si nie wspomina, e najprawdopodobniej nie ma duszy, bo tak
naprawd jest lalk. Mia jednak wraenie, e okamuje rybaka. I, co tu kry, mylenie o
duszy oszaamiao go. Poczu mdoci, gdy ogarna go wizja dantejskiego czyca i pieka.
Drobne figurki spaday mu przed oczyma, prbujc si czego chwyci w nicoci i krzyczc,
gdy zanurzay si w jeziorze ognia. Chester musia odetchn. Odwrci si i podszed do
burty. Przechyli si i zwymiotowa. Niewiele mu to pomogo.
Rybak obserwowa go z drzwi, gdy Chester pochyli si nad zlewem i przepuka usta.
- Jeste biay jak mleko - powiedzia. - Wybacz, e musielimy ci zamkn na
dziobie, ale chciae wyskoczy za burt. Oszalae.
- Dzikuj - odpar Chester. Otar pot, ktry nagle zrosi mu twarz, i dopiero teraz
zauway, e ubranie, nadal przemoczone, jest zbyt grube i cikie jak na t ciep stref
klimatyczn. - Nic mi ju nie jest. Wracam do miasta. To co, co... co miaem... z Angelin...
- I wtedy si rozpaka i zacz opowiada rybakowi wszystko. Mczyzna sucha cierpliwie,
a Chester zerka na niego tylko od czasu do czasu, stale ciskajc i rozkurczajc donie, gdy
szuka sw, ktre zdaway si tak wane, tak ywe. I odkrywa kolejne wyrazy, by
opowiedzie wasn histori.

- Mylenie jest jak... ubranie! Ubranie, ktre si rozrasta w tobie, od wewntrz.


Wszystkie myli takie s. Tym jest wanie twoja religia i religie w ogle, i wszystko, co
wymylamy i robimy. Wiem, e to prawda, bo obserwowaem siebie, jak zaczynaem myle.
Rybak cofn si w wski, zagracony korytarz wyoony boazeri, o liskiej posadzce
przesyconej zapachem ryb.
- Nie, suchaj! - powiedzia Chester, znacznie bardziej gorczkowo ni chcia. - To
prawda! Wkadamy ramiona w rkawy opowieci. Opowieci rosn w nas, dojrzewaj.
Wrastaj w nasze ciaa jak inne ywotne organy. Tak! - Kiwn z podnieceniem gow. Opowieci wybuchaj w naszych sercach i umysach, przejmuj nad nimi kontrol. To
wanie mi si przydarzyo. To zdarza si kademu, a wic zdarzy si i tobie!
Mwi teraz i pokrzykiwa, czujc si, jakby by otwart ksig. Angelina ostrzegaa
go przed tym, gdy chcia przej podobn przemian jak ona, by sta si prawdziwym
czowiekiem. Prbowa zagodzi ton gosu, ale nie potrafi. Podda si, pozwoli si porwa
sowom. - Wanie dlatego wiemy, e jestemy wiatem i e jestemy muzyk, z powodu
opowieci! I wanie dlatego musz i do Miasta Pksiyca. - Jeszcze raz pokiwa gow. Poniewa naprawd mam dusz i poniewa ona jest wiatem i poniewa jest muzyk,
poniewa wszystko przydarza si w czasie; i moja dusza jest rwnie dobra jak twoja; ale nic
w czasie i na wiecie nie przywrci mi Angeliny, a ja nigdy o tym nie pomylaem i dlatego
wiem, e mam dusz, i to jest tak, jakbym wiedzia, e... e mog... - w tym momencie musia
przerwa i zaczerpn powietrza. Bez opamitania potrzsa gow.
Rybak powiedzia tylko:
- Chod, wyjdziemy na pokad i zobaczysz miasto. Moe poczujesz si lepiej. Moe
nawet bdziemy mogli tam podpyn. - Patrzy na Chestera, poniewa w jego oczach byo
wicej wiata ni u innych ludzi. Jednak nawet w mroku pod pokadem wida byo
niepewno w spojrzeniu rybaka. Chester zastanawia si, co naprawd myli ciemnoskry
czowiek.
Ruszy przodem, chwytajc przedrami mczyzny, by wspi si na schodki i wyj
na zewntrz. Podszed do burty i ujrza za ruf Niebiaskie Miasto, Miasto Pksiyca - jak
miasto z bani, nieprawdopodobne miejsce koyszce si w sercu oceanu jak pajk w sieci.
Dugie, dugie pasmo cignce si od miasta migotao wrd fal. Chester zauway
lin, kiedy d uniosa si na fali. Rybak, ktry wanie wchodzi za nim na pokad, zacz
krzycze. Ale zanim dwch innych mczyzn si ruszyo, Chester chwyci reling i przeoy
nogi przez barierk, a potem puci si i wpad do morza.
To by szok. Woda nie bya zimna, ale wrcio wspomnienie koysania, jakie przey

podczas sztormu. Zacz ton, machn nogami i wydosta si na powierzchni, wcign do


puc powietrze i troch morskiej wody. Kamizelka ratunkowa, w ktr nadal by ubrany,
automatycznie si napompowaa i po chwili ju koysa si wrd fal. Mia szczcie, e si
popieszy. Przez gow, gdy zamykay si wok niego bkit, czer i ziele oceanu,
przemkna mu pena rozbawienia myl, e ludzie potrafi przetrwa w kadej sytuacji.
Podj to nierozwane i popdliwe dziaanie pod wpywem emocji, nie mylc o ryzyku. d
oddalaa si od niego i poczu mieszanin obawy i triumfu. Nie widzia liny, gdy wskoczy do
wody. Prbowa si zorientowa, gdzie jest, ale co otaro si o jego nog i pchnity panik
zacz pyn. Fala uniosa go i z ulg zobaczy, e znajduje si moe o dwadziecia stp od
biaego pasma wysnuwajcego si z miasta.
Stara si podpyn jak najbliej, by dotkn kabla, ktry okaza si liski od glonw i
szeroki ledwie na pi stp. Kilka penych wysiku sekund zajo Chesterowi wspicie si na
przewd. A potem dugo lea na plecach z zamknitymi oczyma w jasnym, palcym socu.
Strasznie chciao mu si pi. Najwyraniej torsje go odwodniy. Ogarniaa go
ciemno. Mgby tu umrze. Mgby wybra mier.
Podnis si i stan na koyszcym si na boki pod wpywem fal przewodzie, prbujc
utrzyma rwnowag. Bezskutecznie. Algi okazay si liskie i Chester plasn w wod.
Rami uderzyo w kruch narol. Krzykn z blu. Mniej entuzjastycznie ni wczeniej
pozwoli, by fale uniosy go z powrotem w poblie liny, i ponownie wdrapa si na jej
powierzchni. Oddycha ciko i czu jeszcze wiksze pragnienie. Kiedy usiad, zauway
przestraszony, e z przedramienia spywa mu strumyczek krwi, obic ciek w soli na
skrze. Rozcicie pieko, ale bl wydawa si odlegy i niewielki, jakby rka nie naleaa do
Chestera.
Ruszy powoli wzdu przewodu. Po pidziesiciu minutach rana zacza pulsowa
blem wyraniej, wic zatrzyma si, by odpocz, pewien, e pokona niezbyt duy dystans.
Opowieci zdaway si wypywa z niego - gwnie historie o pustyni, wodzie i wyspach.
Stara si je ignorowa, aby mc si skoncentrowa na wasnym pooeniu. Zdawao mu si,
e te historie nie przynosz nic oprcz cierpienia i poczucia beznadziei, a Chester mia jeszcze
nadziej. Oczywicie, e mia nadziej. Wystarczy, e si przelizgnie wzdu tego przewodu
mil lub dwie, czy ile tam, a znajdzie si u celu.
Potrafi zignorowa gd, ale pragnienie byo zbyt silne. Jaki jestem kruchy pomyla, pamitajc, e kiedy, gdy by lalk, nie potrzebowa ani jedzenia, ani picia, a
jedynie dotyku soca, by naadowa baterie. By moe tamta egzystencja bya doskonalsza
ni ludzka. Wkrtce pewnie si przekona, czy rzeczywicie.

Po poudniu fala opowieci przemienia si w delirium. Wydawao si, e miasto wcale


nie jest bliej. Od czasu do czasu Chester prbowa i, ale zawsze opada z blu na kolana
lub wpada do wody. Przewd cign si przed nim nieskoczony, nieugity.
Chmury skbiy si na niebie i zasoniy soce, przynoszc ulg i cie. Spad chodny
deszcz. Chester chwyta krople w donie i zlizywa je spragniony, rozpi kamizelk i koszul,
by chwyta w poy drobn ulew sodkiej wody. Nie trwao to dugo, by mokre ubranie
przykleio si do skry i owiany chodn bryz mczyzna zacz dre. Kamizelka pomoga
nieco utrzyma ciepo. Ruszy naprzd, a bl w przedramieniu przeszed w stae mienie.
Po chwili, gdy soce znalazo si za jego plecami, dostrzeg w oddali ruch. Krzyczc
z ulgi, prbowa dosta si bliej, krok po kroku, a zobaczy wyranie platform koyszc
si nad przewodem. Stao na niej kilkoro ludzi. Chester krzykn raz jeszcze, wsta i pokona
pidziesit stp, nawet si nie polizgnwszy, dopiero na kocu wpadajc do wody.
Poczu rami obejmujce go mocno za tors i obracajce na plecy, a potem by
cignity, cignity, cignity i pchnity do drabinki.
- Moesz wej? - Gboki kobiecy gos zada pytanie, ktrego Chester nie zrozumia,
zanim nie chwyci si prtw. Dopiero wtedy dotar do niego sens sw wypowiedzianych po
angielsku, ale z dziwacznym akcentem. Ludzie na tratwie - Chester naliczy szecioro - miali
si i klaskali. Wszyscy, jak rybak, mieli przepikn czarn skr, z wyjtkiem jednego
biaego chopca.
Jednak reszta zaogi mwia tak strasznym dialektem, e nie potrafi zrozumie ani
sowa z pyta, jakie mu zadawano. Wskaza na miasto i czarnoskrzy ludzie potrzsnli
gowami. Trzsc si z zimna, przyjrza si duej tratwie unoszcej si na falach i luno
przywizanej do przewodu. Kobieta, ktra go wycigna z wody, zacza co tumaczy, lecz
Chester sabo zna angielski i czu si strasznie zagubiony. Kiedy oczywicie mia
odpowiedni program i mgby przetumaczy wszystko bez wysiku, z nadejciem nocy
ogarniao go poczucie ogromnej bezsilnoci i ograniczenia.
- Idziesz tam, gdzie my nie idziemy - powiedziaa kobieta powanie. Wosy miaa
przycite tu przy skrze. Szczupy chopiec, ubrany jedynie w kpielwki, uklk i poklepa
kilka razy pkulisty bbel. Wkrtce bbel rozjarzy si jasnym, biaym wiatem, rozjani
tratw i rzuci dugie cienie w mrok wieczoru, w ktrym sycha byo plusk ryb i dawno
zapomniane krzyki ptakw, przemykajcych jak ciemne strzay w kierunku miasta.
Przesuwajc si za plecy kobiety, chopiec poklepa teraz prostopadocian. Tym razem brya
rozjarzya si czerwieni. Jeden z mczyzn pooy na niej jasne paty misa i Chester poczu
aromat pieczonej ryby. Kilka biaych czapli wyldowao na przewodzie i obserwowao ludzi.

- Musz tam i - powiedzia Chester powoli po hiszpasku. Powtrzy to po


francusku, ale zaraz straci energi. Nie potrafi myle sowami. Kto poda mu plastikow
butelk z wod. z wdzicznoci wypi do dna, cho wczeniej bez zrozumienia patrzy na
naczynie.
- Przepraszam.
Angielski wpyn mu w umys.
- Tak, przepraszam - powtrzy troch zdziwiony i zaskoczony. Kiedy by lalk,
wszystkie chwile byy takie same. Nigdy nie traci umiejtnoci, by potem je odzyska. A
teraz bolaa go rka, mia kopoty z uniesieniem butelki i by przekonany, e jeszcze dugo nie
bdzie mg poruszy ramieniem.
Chopiec pooy na grillu tortille. Chwil pniej Chester z wdzicznoci przyj
pulchny, zarumieniony nalenik z kawakami ryby.
- Naprawd musz tam i - powiedzia wskazujc na miasto i wszyscy si rozemiali.
Kobieta przerwaa mu przyjaznym gestem.
- Mwimy tu jednym z narzeczy kreolskich - powiedziaa powoli po angielsku. Mieszank angielskiego, hiszpaskiego i francuskiego, ktra ju daleko odesza od rde.
Mamy wiele nowych sw. Znam angielski, bo mwi nim wielu ludzi w miecie, lecz
uywaj gwnie formy komunikacji nazywanej myloskryptem. Prawd mwic, jest tam
wiele sposobw porozumiewania si.
- Mieszkasz w miecie? - Chester wymawia sowa rwnie powoli jak jego
rozmwczyni.
- Tak. Wanie prbujemy si zdecydowa, co zrobi. Wszystko si zmienia. Ciebie
take dosignie zmiana, jeeli wejdziesz do miasta.
- Jaka zmiana? - zapyta.
- Wierzymy, e miasto planuje start w kosmos. Pewne aspekty metropolii ulegaj
przemianie. Wszyscy widzielimy to samo, mielimy t sam wizj. Miasto... tskni. Pragnie.
Potrzebuje. Staje si te nazbyt muzykalne. Wszyscy mamy chorob muzyczn.
- Chorob? Muzyczn?
- Chorob muzyczn - powtrzya wyranie i stanowczo, potwierdzajc to skinieniem
gowy. - Miasto stara si przestroi kadego. Niektrzy z nas jednak nie chc by
przestrojeni.
- Zamiaa si i zawtrowali jej inni.
- Jak mona by przestrojonym? - spyta Chester, zakopotany i skonfundowany tak,
jak nie by nigdy, gdy funkcjonowa pod postaci lalki.

- Wszyscy skadamy si ze strun - wyjania kobieta.


- A struny mona stroi. Chodzi o to, e nie jestemy pewni, co mona utraci w takim
strojeniu.
- Struny?
- Struny wiata. Struny czasu. Struny wiadomoci. Umys i caa reszta. Wszystko
skada si ze strun. Superstrun. Jestemy drganiami strun. - Mwia teraz jeszcze wolniej,
jakby tumaczya dziecku co, co doskonale rozumiej doroli. - Wielu z nas lubi ycie na
Ziemi. Nie podzielilimy pragnienia miasta, by wiedzie wicej; by sta si czym wicej.
Tacy jak my zaczli opuszcza miasto ju miesic temu. Ale pojawili si piraci. - Zamiaa si
gono i inni znw jej zawtrowali.
- Co takiego?
- Piraci. I teraz nie zdaj sobie sprawy, e maj wybr, czy da si przestroi, czy nie.
Wikszo z nich nie ma pojcia, co si dzieje. Wic wikszo zostaa przestrojona. - Znowu
miech, gony, nioscy si echem po morzu. Nocne niebo usiane byo gwiazdami, a Miasto
Pksiyca stopniowo rozpalao wiata. Widok zapar Chesterowi dech w piersi.
- Ale... Skd si wzia w ogle ta... akcja strojenia?
Od strony miasta zabrzmiaa muzyka, cicha, ledwie syszalna. Rozpyna si po falach
coraz wyraniejsza, jakby biega wzdu przewodu.
- Muzyka. - Kobieta potrzsna gow.
- Jak mona...
- Wydajesz si sporym... ignorantem, tak, do dobre okrelenie. Kady zna teori
superstrun. Nawet dzieci. Skd jeste?
Z fabryki w Des Moines, chcia odpowiedzie Chester.
- Z Argentyny - powiedzia na gos. - Jest tam wielu mdrych ludzi. Po prostu do
takich nie nale.
Moe teoria superstrun bya przewidziana dla dzieci w wieku przedszkolnym i
znajdowaa si w jego programie. Terminy wydaway si znajome. Zapewne po hiszpasku
pojcia brzmiay nieco inaczej. Albo nabycie ludzkiego ciaa i umysu wymazao informacje,
ktre chciaby teraz pozna. A moe po prostu mia za mao miejsca w mzgu...
Rozemia si.
- Przepraszam - odezwaa si czarnoskra kobieta. - Pewnie za dugo yam w miecie
- westchna. - Moe jest ju za pno, moe to jedyne miejsce, gdzie mog y, niewane, co
si stanie. - Wyrzucia z siebie kilka niezrozumiaych sw i jej towarzysze odmruczeli co,
nie przerywajc jedzenia tacos, ktre chopiec przygotowa na kolejne danie. Butelka

powdrowaa, przekazywana z rk do rk, i Chester Pocign yk mocnego czerwonego


wina. Niektrzy pokrcili gowami w odpowiedzi na sowa kobiety. Inni skinli potakujco.
- Jak wida, nadal nie moemy si zdecydowa. - Muzyka z miasta, ktre teraz
byszczao jasnym wiatem i przymiewao gwiazdy, staa si goniejsza i bardziej
gwatowna, w migotliwej powiacie Chester ujrza, e miasto otaczaj biae plae, a za nimi
rosn palmy, koyszce si w nocnej bryzie. Wszystko to wygldao niezwykle romantycznie
i zy same napyny mu do oczu.
- Hej. - Kobieta poklepaa go po ramieniu. - Nie pacz. Moemy ci tam zabra w
kadej chwili. To potrwa najwyej godzin. Moe to nam uatwi decyzj. Nawet teraz trudno
jest pozosta poza miastem. Urodziam si tutaj.
Dwaj mczyni taczyli do muzyki i tratwa chwiaa si agodnie pod wpywem ich
ruchw. Unieli ramiona i wirowali szybko.
- Jak to pywajce miasto moe wystartowa w kosmos? - zapyta Chester.
- Ach. Widzisz ten przewd, po ktrym szede? Miasto wypucio wiele takich
ramion. Na ich kocu maj urosn paskie pyty. Jest ich ju ponad milion pod powierzchni
wody, ale nadal rosn nastpne. Bd stanowi przeciwwag dla siy rakiet. - Tratwa bya
teraz odwizana od przewodu i ostronie niosa ludzi ku miastu. Chester zauway z odrobin
zaskoczenia, e odkd si na niej znalaz, zmienia nieco ksztat, bardziej zaczynaa
przypomina d. Biay chopiec wyla troch wody na grilla i czerwie przygasaa powoli.
- Co si stanie, gdy ju miasto znajdzie si w kosmosie? Dokd poleci? - spyta
Chester.
- Tam, dokd poprowadzi nas muzyka - odpara kobieta zagadkowo. Widzc
zakopotanie Chestera, delikatnie pogadzia go po policzku. - Dugo by trzeba wyjania to
komu, kto nie wie nawet o superstrunach. Nie mog powiedzie, e wszystko rozumiem.
Nikt z nas nie rozumie pewnie do koca. To poza ludzkim zasigiem poznania. Ale miasto
powie ci wszystko. Pozna twj styl uczenia si i nauczy ci w sposb, jaki tylko dla ciebie
bdzie waciwy.
Tratwa zmieniona w d nabraa rozpdu i skierowaa si ku wiatu.
Miasto wypluje mnie ze wstrtem, bo jestem tylko lalk. Jednak Chester trzyma si
mocno burty i zwrci twarz pod wiatr, a ostry bl i zdenerwowanie targay jego piersi.

Io

Io obudzia si i napotkaa oczy kota. Gdy zwierz si w ni wpatrywao, pomylaa,


e ockna si pod ciarem tego spojrzenia.
Kot by czarny. Siedzia na niskim stoliku obok ka Io i liza ap.
Przez chwil czua dezorientacj. Uwiadomia sobie ruch, ale nie byo to zmienne
koysanie si pyncej odzi, lecz powolne, senne balansowanie, wyczuwane ledwie na
granicy zmysw.
Poczua zapach mity i rozbudzia si bardziej. Usiada i wyprostowaa si. Dobrze
znowu by w pomieszczeniu rozmiarem przystosowanym dla czowieka, a nie w ciasnych
kwaterach. Odrzucia cienki pled i zerkna przez ukowato sklepione okno, za ktrym
rozciga si wielki bkit: bkitny ocean i o ton janiejsze bkitne niebo. Nie czua adnego
blu, adnej choroby morskiej.
Pozostaa jednak zagadka. Powane i mroczne myli napieray ze wszystkich stron.
Zagadka wietlistych istot.
Io rozejrzaa si po pomieszczeniu i zorientowaa, e to musi by szpital. Kot
zeskoczy na podog, na stoliku zostaa jedynie filianka mitowej herbaty, ktr wczeniej
zasania.
Wrciy ostatnie wspomnienia - Su-Chen skaczca do kanau.
Io bya na Ziemi, w Miecie Pksiyca.
Prbowaa wsta, ale tylko bezsilnie opada na plecy.
Obok ka znajdowa si monitor. Przeczytaa informacje na swj temat.
Czarna kobieta, czciowo odwodniona i wygodzona, twierdzca, e pochodzi z
Harmonii na Ksiycu. Poparzone nogi i tors. Wdroono kuracje wzmacniajce i
uzdrawiajce. Cakowity powrt do zdrowia przewidywany za okoo cztery godziny.
Kobieta uniosa ubranie i zobaczya, e na nogach nie ma ju pcherzy, lecz gadk,
now skr.
Musiaa znale Su-Chen. Chocia na razie bya zbyt saba, by i.
W tym momencie do pomieszczenia wszed mczyzna, a za nim kobieta.
- Och, widz, e czujesz si ju lepiej - zauway.
- O wiele lepiej.
Nieznajoma kobieta umiechna si do Io i oznajmia:
- Jestem dr Sharon. Bya odwodniona i wygodzona. Miaa poparzenia. Nawet teraz
jeste bardzo saba.
- Nie jestem przyzwyczajona do takiej grawitacji - odpowiedziaa Io bez
zastanowienia.

- Racja. Powiedziaa, e jeste z Harmonii na Ksiycu.


- Chyba miaam halucynacje.
Mczyzna i lekarka rozemiali si.
- Wszystko w porzdku - zapewnia dr Sharon. - Twoje koci... odbiegaj od normy.
Dane fizyczne potwierdzaj, e moesz pochodzi z Ksiyca. To nie problem. Po prostu
chcemy, eby wyzdrowiaa. Tak naprawd - dodaa - jestemy teraz bardzo zajci, w kocu
udao si przywrci prawidowe tempo przemian i poradzi sobie z atakiem piratw, ale
teraz staramy si pracowa z ludmi, by przygotowa ich do odlotu.
- Pirat powiedzia...
- Jaki pirat?
- Pirat, ktry przybi do mojej odzi i prbowa j ukra. Powiedzia, e miasto
wkrtce wystartuje w kosmos.
- C, tak... - przyznaa dr Sharon. - To wanie kopot. Nie jestemy jeszcze
przygotowani. Ale z tob wszystko ju dobrze. Jeeli chciaaby wyj...
- Tak - potwierdzia Io.
- Dawidzie, przyprowad lizgacz, prosz. - Potem zwrcia si do Io:
- Nadal jeste bardzo osabiona. Zafascynowao mnie twoje pochodzenie z Ksiyca.
Szkoda, e nie mam czasu... - Uja do Io i ucisna. - Bardzo si ciesz, e wyzdrowiaa i
rany dobrze si goj. - Popiesznie opucia pokj.
W chwil pniej wrci Dawid z nieduym pojazdem.
- Wytrzyma sze godzin jazdy, skrca w dowolnym kierunku i mona nim wozi
spore ciary. Doradzabym, aby trzymaa si z daleka od zachodniego kwadrantu, jest
najbardziej zniszczony i naprawy potrwaj jeszcze troch. Jakie pytania?
Io prbowaa opanowa oszoomienie. To wszystko dziao si za szybko.
- Jak mog najszybciej odnale moj towarzyszk? Dziewczynk, ktra bya ze mn
na odzi?
- Przesza inicjacj?
- Nie.
- Szkoda, e nie moemy tego zrobi tutaj, ale bylimy zalani. Powiem ci, co zrobi.
Najlepiej pojecha tu - szybko uderzy palcem w ekran na panelu pojazdu. - Pomoe ci facet,
ktry nazywa si Sam. lizgacz ci do niego zawiezie. Nie martw si, moesz w kadej chwili
wyczy zdalne sterowanie.
A potem szybko wyszed. C.
Io nacisna START i lizgacz ruszy za Dawidem do drzwi.

W klinice panowaa krztanina. Przejedajc obok jednego z pomieszcze, Io


zobaczya co dziwnego. Nacisna STOP.
Rozpoznaa kobiet, ktr widziaa w kanale.
Leaa na wysokim stole, zanurzona w przezroczystym elu, po ktrym przepyway
fale barw. Wysuway si z niego wkna przytwierdzajce si do pkolistej osony
otaczajcej ciao.
Wiry kolorw niky w osonie. Obok staa pielgniarka. Zauwaya przypatrujc si
Io i podesza.
- To zawsze jest tak... poruszajce - wyszeptaa. - I smutne, cho wiadomo, e ich
wspomnienia, osobowo, myli - bd nadal istnie. Nawet jeli taka matryca zdecyduje, e
chce ponownie mie ciao. To jednak prawdziwa mier, z moj ciotk tak byo. Wybraa po
mierci ponownie ucielenienie - ale jako chopiec. Pod wieloma wzgldami przypomina mi
ciotk. Sposb, w jaki mwi - zacz od nowa w wieku dziesiciu lat - jak gestykulowa, jak
myla... Zna sprawy, o ktrych wiedziaa ciotka. Ale to nie bya ju ona. Ona umara.
- Kim jest ta kobieta?
- Zdaje si, e ma imi... - Kobieta zmarszczya brwi, zerkajc na monitor przy ciele. Angela? Angelina? Nie pochodzi z miasta. Utopia si. Mielimy kilkoro topielcw tydzie
temu - chyba cay komplet pasaerw pyncych z Parya. Utopili si podczas sztormu
trzeciej kategorii. - Oczy pielgniarki zwziy si nagle.
- Ona ma mnstwo informacji! O wiele, wiele wicej ni wikszo ludzi! Tak czy
inaczej, bdzie moga zdecydowa, co zrobi. Na pocztku to szok, matryca potrzebuje
chwili, by uwiadomi sobie, e dawne ciao jest martwe. Niektrzy... ludzie... myl, e
nadal powinno si ich tak nazywa - nigdy si nie budz. Po prostu odchodz w milczeniu. Westchna i odesza. Io ruszya dalej.
Miasto ttnio yciem, rosy tu bujnie roliny, kwity kwiaty, szumiay drzewa. Gdyby
kobieta nie siedziaa w lizgaczu, na pewno nie ruszyaby si std na krok, chciaaby si
nacieszy kad rolin.
Najwikszym cudem jednak byli ludzie. ywi, prawdziwi ludzie, zajci wasnymi,
yciowymi sprawami.
Nadal yli w miecie.
To bya wielka ulga.
Po okoo pitnastu minutach podry Io mina zamglon od wilgoci upraw kawy i
znalaza si na owianej wilgotn bryz pkolistej play. Wok byo prawie pusto.
Przesza na rczne sterowanie i podjechaa bliej, a potem rozejrzaa si w zachwycie.

Widok by oszaamiajcy. Warstwa po warstwie miasto opadao w fale. Niektre


poziomy byy przejrzyste. Niektre migotay barwami. Morskie ptaki przysiaday na dachach.
Bez wtpienia guano, jakie tam zostawiay, byo przetwarzane. Laguny otoczone palmami i
gstymi zarolami wyglday jak zota koronka obrbiona szmaragdow zieleni morza.
Cz miasta, jak zauwaya Io, wygldaa jednak inaczej. Bardziej chaotycznie. Bryy
budowli byy spaszczone, lecz przebijay przez nie wczeniejsze ksztaty. Io widziaa proces
transformacji.
Statek kosmiczny. Tak. Wkrtce wzleci.
A trudno uwierzy.
- Cze. - Io podniosa wzrok i ujrzaa mczyzn o okrgej, jasnej twarzy, ciemnych,
krzaczastych brwiach i takich samych wsach i brodzie. Za to czaszk mia zupenie nag.
- Nie jeste std - powiedzia mczyzna. Przysun sobie krzeso i usiad obok wzka.
Wycign wielk rk i potrzsn doni Io. - Sam, z Illinois.
- Io, z prowincji Shaanxi.
- Jeste z Chin?
Skina gow.
- To musiaa by duga podr.
- I bya. - Milczaa przez chwil. - Przez Harmoni. Koloni na Ksiycu.
- Nie gadaj!
Ponownie kiwna gow, zastanawiajc si, co wyniknie z tej rozmowy.
- Inynier zawsze powtarza, e na Ksiycu jest kolonia. Mwi, e czasami udaje si
wychwyci jej sygnay. A ja nie wierzyem! Przychodziem do jego wiey od czasu do czasu,
ale jedyne, co mogem usysze, to piski i gwizdy.
- Inynier? Wiea?
Na twarzy Sama pojawi si smutek.
- Inynier znikn mniej wicej w tym samym czasie, gdy zaatakowali piraci. Nie tak
dawno. Obawiam si, e zosta zabity. Dziwnie si czuj, gdy pomyl, e go tu nie ma.
Przychodziem do niego jako nastolatek, dorastaem w tej okolicy. Inynier nie by gadatliwy
ani wylewny, ale bardzo yczliwy. Wiesz, o czym mwi? Zawsze serdecznie nas
przyjmowa. - Potrzsn gow z lekkim umiechem. - Pamitam, jak si zdenerwowa, kiedy
ja i moi przyjaciele zdecydowalimy si przetransformowa nasz struktur genetyczn na
wzr jego anomalii. Chcielimy by tacy jak on. Jak Pionierzy. Jak dzieci urodzone w
czasach, gdy zaczy si Cisze. Wydawao si to nam takie rozsdne i inteligentne.
Spdzalimy mnstwo czasu w kawiarniach, dyskutujc o polityce i sztuce, piszc wiersze. I

piekielnie chorowalimy. Migreny byy miertelnie bolesne. Ale Inynier nigdy nas nie
wymia, nigdy nie powiedzia a nie mwiem", w kocu migreny przeszy. Ale nikt z nas
nie usysza muzyki, o jakiej wspominali wszyscy urodzeni po pierwszej Ciszy. Och, zdaje
si, e raz czy dwa syszaem. Ale to byo tak ulotne i niejasne, e pewnie to sobie uroiem.
A zatem ten nieznany Inynier by ofiar Ciszy i ofiar muzyki, jak Io.
- Syszaam, e ciko si dosta do miasta. Ale mnie i mojej towarzyszce udao si od
razu.
Sam westchn.
- Za kadym razem, kiedy populacja osiga warto graniczn, miasto si zamyka.
Smutne, lecz prawdziwe. Przeludnienie mogoby si sta powanym problemem w miejscu
takim jak to. Przybysze s zawracani. Uprzejmie, lecz stanowczo odprowadzani na pokad
statkw i proszeni o odpynicie. A miasto po prostu nie poddaje ich inicjacji.
- Inicjacja...?
- Podczenie on-line. Dostp do Wspdziaania. Przyzna musz, e zostaa
najprawdopodobniej wpuszczona tylko dlatego, e nasza populacja bardzo si zmniejszya.
Wielu mieszkacw wyjeda z powodu startu. Och, nie trud si pytaniem, i tak ci wszystko
powiem. - Io przypuszczaa, e mczyzna stara si utrzyma na wodzy podniecenie, ale nie
bardzo mu si to udawao. Gos mu lekko dra. - Pierwotn ide przywiecajc powstaniu
Miasta Pksiyca byo stworzenie rodowiska i populacji do podry w kosmos. Och,
oczywicie, mielimy by rwnie naukow mekk i, jak mi si zdaje, bylimy ni przez
jakie trzydzieci lat. Nie jestem pewien, co stao si potem. Nawet mnie tutaj nie byo. Ale
musielimy si sta samowystarczalni. Co prawda jestemy uzalenieni od morza, ale mamy
tu zamknite ekosystemy, mamy je od ponad stu lat. I przeprowadzilimy sporo bada nad
samowystarczalnoci. Oglnie rzecz ujmujc, jestemy przygotowani. Nie ma wtpliwoci.
A Wspdziaanie zadba o wszystko. Moemy odlecie... na zawsze.
- A Wsp...
Wzruszy ramionami.
- To ciko wyjani. Chyba mona powiedzie, e Wspdziaanie to umys
zbiorowy. Ale te znacznie wicej. To zupenie nowa technologia. Zupenie nowy system,
naprawd. Pomys pochodzi z prac badawczych Wilsona. To facet, ktry bada mrwki.
Spoeczestwa mrwek, mrowiska. Napisa mnstwo na temat wspzalenoci. Kady, kto
zosta poddany inicjacji i wprowadzony do systemu, staje si czci Wspdziaania i ma do
niego dostp. To biosystem, w ktrym uywane s metaferomony.
- Mam receptory - powiedziaa Io, pokazujc Samowi donie. Na Ksiycu mia je

kady.
- Wiem - odpowiedzia. - Wyczuem, gdy si witaem. Wielu piratom je
zaimplantowano, gdy zostali przetestowani. Trwao to troch, zanim znalelimy wszystkich,
ale za to teraz s... wyedukowani. - Wzruszy ramionami. - Sprawa budzia sporo
kontrowersji, wiele sprzeciww ze strony tych, ktrzy przeyli atak. Potrzeba byo duo
trudu, by doj do kompromisu. Sporo moliwoci przepado, w rzeczy samej by tylko jeden
sposb, by utrzyma tempo przygotowa do startu. Uczyni piratw jednymi z nas.
Moglibymy si zdecydowa na zniknicie i wypuci napastnikw. Moglibymy wybra
walk i pozabija ich bez litoci. Ale wiele przemawiao przeciw takim rozwizaniom. I w ten
sposb piraci przeyli. Jak i my. Maj wybr. Mog odej - cho nie przypuszczam, by
mogli wrci do dawnego ycia - albo zosta. Wspdziaanie te si zmienio. Wypeniy je
nowe myli. Jedn z nich jest organizowanie ekspedycji, by nie technologi w wiat, uczy
ludzi. Kopot w tym, e ta technologia wydaje si tak magiczna, i nie ma nikogo, kto
zawracaby sobie gow jej nadzorowaniem, szczeglnie gdy co pjdzie nie tak. A przy
nanotechnologii wszystko moe si zdarzy. I wtedy ludzie nauczeni polega na nano mog
si znale w niezych tarapatach. Wic... wci o tym mylimy. - Umiechn si, ale w
oczach kry si smutek. - Zdaje si, e bdziemy musieli zacz myle szybciej.
- Dlaczego? - zapytaa Io.
- Przekonasz si, gdy zostaniesz poddana inicjacji. Wspdziaanie poinformowao, e
odlecimy za cztery dni. To dlatego wszyscy si tak spiesz. I dlatego niektre rejony miasta
s puste - to cz, ktra poleci. Niewiele moemy poradzi, jeeli chodzi o dat startu. Ale
nawet teraz ludzie prbuj. Miasto jednak zdecydowao, e odlatuje.
- Ale cz sztucznego ldu zostanie? - Io bya zaskoczona, e w jej gosie zabrzmiaa
ulga, lecz uwiadomia sobie, e naprawd bardzo, ale to bardzo cieszy si z powrotu na
Ziemi. Nie bya gotowa na skok w nieznane, szczeglnie tak szybko.
- Wiatry wiej tu przewanie z zachodu na wschd. Zatem sekcja wschodnia miasta
oddzieli si i zostanie, a zachodnia odleci.
- I dokd poleci?
Sam wzruszy ramionami.
- W gr. W przestrze. To wszystko, co wiem. Tyle wie kady. Wspdziaanie nad
tym pracuje. Nie jest gotowe, by zdecydowa, dokd. Niewystarczajca ilo danych.
- A kiedy bdzie wiadomo?
- Przed startem, mam nadziej, w cigu paru dni. A jeli nie, to pniej.
- A jak mam odby inicjacj?

- Jest tylko jeden sposb. Chod ze mn.


Poprowadzi Io do jednego ze stolikw rozrzuconych w pawilonie. Usiedli naprzeciw i
Sam uderzy w blat, ktry zmieni si natychmiast w monitor. Mczyzna dotykiem
aktywowa nowe okna. Po chwili na paszczynie pojawi si zarys doni.
- Skoro masz receptory, wystarczy przyoy tu donie. Czekaj! Pjd... na spacer. To
co, co wymaga jednak prywatnoci.
Sam mia naprawd adny umiech. Woy rce w kieszenie i oddali si w kierunku
otwartego tarasu.
Io wzia gboki wdech i pooya praw do we wskazanym miejscu.
Zostaa wcignita w potn i ogromn przestrze.
Obrazy przepyway przez jej umys mimo zamknitych oczu. Powieki stay si
ekranami. Zostaa zalana uczuciami, mylami, opowieciami, nawet zapachami i dwikami,
jednak zbyt szybkimi, by moga je zarejestrowa i zapamita. Zostay natomiast
zasymilowane przez umys Io.
A Io zostaa wchonita przez Wspdziaanie. Wspdziaanie poznao j natychmiast
dokadnie, do poziomu komrek.
To nie byo zaskakujce i nie wzbudzio sprzeciwu. Po jakim nieokrelonym czasie
zrozumiaa, jak to dziaa. Moga opisa Wspdziaanie w tej mentalnej przestrzeni, gdzie
ogrom przytacza i nie byo nic wicej, w swoim dugim yciu Io miaa ju do czynienia z
podobnymi systemami i ideami, wiedziaa zatem, e potrafi wybra dla takiej przestrzeni
waciwe sobie symbole i aspekty. Mogaby na przykad zmieni j w bibliotek, gdzie
wybieraaby ksik, a Wspdziaanie wypenioby w tom odpowiedni wiedz, ktr by
wchona. Io mogaby rwnie zamwi posiek i zje dane. Jak jabko - pomylaa z
mentalnym umiechem. Wspdziaanie powitao Io, a Io powitaa Wspdziaanie.
Rozpyna si w nim na jasny, wieczny czas.
Kiedy si ockna, byo ciemno.
Ju czas odszuka Su-Chen.
Zjechaa na nisze poziomy i wjechaa na plac, gdzie sprzedawano guzowate owoce
lub warzywa - nie wiedziaa - a take granaty, pomaracze, banany, cukinie, soj, fasol.
Zatrzymaa si przy kramie z pit, przycign j wiey, kuszcy aromat przywiany morsk
bryz.
- z fasol czy misem? - zapyta umiechnity czarnowosy mczyzna. Nie wyglda
na Chiczyka i Io poczua dezorientacj. Dopiero po chwili zrozumiaa, e mczyzna mwi
dialektem mandaryskim. zy napyny jej do oczu. Wrcia. Moga pojecha do Chin.

Gdziekolwiek. Gdzie tylko zachce. Cay gniew i uprzedzenia, jakie miaa, zniky, pozostaa
tylko nostalgia.
- Z fasol - odpowiedziaa, umiechajc si i wycierajc oczy. - Skd wiedziae, e
znam mandaryski?
Mczyzna wskaza na jej czoo, a potem, umiechnwszy si, na przedrami.
Na skrze Io taczyy znaki kanji.
Patrzya na rce - obie - z takim przeraeniem, jakby wanie si dowiedziaa, e
zarazia si agresywn nanoplag. Widzc jej min, mczyzna si rozemia.
- Pewnie chcesz si nauczy, jak to wyczy - powiedzia. Ucisn j za ramiona,
dodajc: - Opowiadasz mi o dawnych czasach, o swoim dziecistwie, sceny z twojego domu drzewo, rzeka... Wszystko w porzdku, nie ma si czego wstydzi, nie pojawiaj si adne
twoje sekrety, oprcz... - Spojrza w gr i zamruga - Twj pierwszy chopak... Czekaj!
artowaem! Prosz, oto pita. - Wsun potraw do torebki, ktra, o czym Io wiedziaa, bya
jadalna jak kandyzowany papier ryowy i dokadnie tak samo sucha. Io skina gow,
pamitajc o przyoeniu doni do panelu, gdzie wywietli si kontur rki. w miecie nie
uywano pienidzy, ale Wspdziaanie zajmowao si rejestracj wymiany.
- To dlatego, e jedzenie przywoao wszystkie te wspomnienia - wyjani mczyzna.
- Uczucia, nostalgia, aktywoway to na skrze. To cz Wspdziaania. Jeste nowa. Nie
przejmuj si. Wszystko si uspokoi. Musisz tylko zacz si uczy, jak...
Ale Io ju odjedaa. Zatrzymaa si pod drzewem i z zadowoleniem zjada pit
wypenion sodk past z czarnej fasoli. aowaa tylko, e nie ma filianki zielonej herbaty.
Torebk nakarmia niewielkiego czarnego psa, ktry czeka cierpliwe, a kobieta skoczy
posiek. Pies chwyci torebk szczknwszy zbami, a Io zdawao si, e usyszaa ciche
gracias. Potrzsna gow, zbyt pochonita zdumiewajcymi i wielkimi sprawami, o
ktrych si tu dowiedziaa, by przejmowa si takim drobiazgiem jak mwice zwierz.
Kanji na jej skrze zniky, ale emocje powracay. Nie wystarczao czyste powietrze i
bkitne niebo. Zawsze byo co jeszcze, kto jeszcze - obok siebie Io czua pustk i
wiedziaa, e zawsze ju bdzie j czua. Tak bardzo tsknia za Platonem. Bya obolaa i
zmczona i ani troch nie zbliya si do zrozumienia kwestii wietlistych istot, wietlikw, a
moe widm. Ale czy naprawd musiaa si tym zajmowa?
Dotara z Su-Chen do Miasta Pksiyca. Obie przeyy. To nie wina Io, e teraz bd
musiay podj kolejn decyzj. To nie jej wina, e tak wiele myli i uczu, ktre j
wypeniay, wydostawao si na widok publiczny przez symulacj na skrze, przez co obcy
mogli pozna jej marzenia i sekrety. Sam jej nie uprzedzi, w sumie niewiele jej powiedzia.

Od razu, szybko - tak mwi. Niech miasto j wchonie.


No i dobrze. Ale gdzie jest Su-Chen? Nadal ze soniem?
Io kluczya po kamiennych ciekach, rozwidlajcych si na play i przecinajcych
kana. Przejechaa na drugi brzeg po maym, uroczym mocie wyginajcym si ukiem nad
wod. Przy porczy stay wielkie donice, w ktrych rosy obsypane tymi kwiatami
drzewka.
I wtedy wanie usyszaa muzyk.

Ra i Zeb

Dopynli do Miasta Pksiyca noc, gdy janiao blaskiem wietlistych pasm. Jedna
lub dwie odzie miny ich, kierujc si w inn stron, zielone lub czerwone lampy zalniy w
mroku. Nikt ich nie zatrzyma.
Van wybra wski kana chroniony falochronem. Ra przypomniaa sobie stromy,
zdumiewajcy brzeg przecity lagunami i otoczony palmami, ktre rosy na granicy pla
ocieniajc mae, zgrabne chatki. Miasto byo nadal takie samo, tylko wiksze i o bardziej
zrnicowanej architekturze.
d mina rzd palikw, do ktrych przycumowano poduszkowce i motorwki. Ra
przyjrzaa si uwaniej fladze powiewajcej na kocu kanau, ktrym pynli.
- To dziwne. Czaszka i skrzyowane piszczele. To jaki art?
- Kto wie? - odpowiedzia Zeb, owijajc lin wok pachoka cumowniczego. - w
przekazie wysanym z Miasta Pksiyca bya wzmianka o jakich niepokojach, ale zbyt
niewyrana, aby mona byo zrozumie dokadnie.
- Dokd teraz? - Zesza z pokadu, gdy towarzysz poda jej rk.
- Moglibycie mi chocia podzikowa - odezwaa si d z wyrzutem.
Ra uklka i poklepaa dzib vana.
- Dzikuj ci bardzo serdecznie.
d nie odpowiedziaa. Kobieta wzruszya ramionami i wstaa, rozgldajc si przez
chwil. Zeb wzi j za rk i lekko ucisn.
- Chodmy. Zobaczmy, co nas tu czeka.
Skierowali si do wyjcia z doku. Przy kuli luminescencyjnej siedziaa kobieta.

Zerwaa si na ich widok.


- Kto idzie? - krzykna.
- Zeb Aberly - powiedzia Zeb.
- Sun Ra! - zawtrowaa mu piewnie Ra. Zacza wpada w radosny nastrj, chocia
nie wiedziaa dlaczego.
Kobieta na czole miaa wytatuowan lnic czaszk.
- Co was sprowadza do Miasta Pksiyca? - spytaa.
- Muzyka wiata - odrzeka Ra. - A co sprowadzio ciebie?
- Miasto jest teraz nasze - oznajmia kobieta z czaszk.
- Och? - umiechna si Ra. - A kim jestecie?
- Zjednoczona Federacja Piratw.
- Dla mnie to brzmi jak oksymoron - parskna Ra.
- Znaczy co?
- Przeciwstawno poj - wyjani Zeb. - Ale nas to nie obchodzi, nic do ciebie nie
mamy.
- Zgadza si - potwierdzia Ra. - Jestem tylko kompozytork i muzykiem.
- A ja po prostu radioastronomem - doda Zeb.
- Ta... - Kobieta-pirat usiada spokojniej. - Oboje jestecie bezuyteczni. Nadajecie si
co najwyej na arcie dla psw. Ale moecie i. Jestem dzi w dobrym nastroju. - Wyja
zza pasa, przy ktrym wisiaa rozpita kabura z broni, butelk, odkrcia korek i pocigna
spory yk. Wsuna flaszk z powrotem. - Ta-ak. W bardzo dobrym nastroju. Wiecie, kocham
to miejsce. wietny rum. Nawet opowie o was jest w tym rumie. Jakby was oczekiwano. Mrugna porozumiewawczo. - Nie mwcie nikomu, e mam taki rum, dobra? Jeszcze mi
zabior i wypij sami. - Potrzsna gow. - Gusi jestecie, czy jak? Idcie!
Zeb i Ra ruszyli, trzymajc si za rce. Nie rozmawiali. Gdy przeszli kilkaset jardw,
natrafili na otwart wind. Zabraa ich do celu, na czterdziesty drugi poziom. Gdy wznosili
si nad ogromnym, ciemnym morzem, miasto przekazao im wspomnienie.
Dzielili je oboje.
Zeb wspina si po wskich, drewnianych stopniach za Sun Ra. Dzwoneczki
przyczepione do koszuli i warkoczykw, w jakie zaplota dugie wosy, wydaway cichy,
harmonijny dwik, ktry zawsze kojarzy mu si z partnerk. Kobieta wanie skoczya
kilkugodzinny koncert. Od paru miesicy byli w Noworleanie, tym Noworleanie, nazywanym
Miastem Pksiyca. Zeb sporo sysza o tym miejscu.

- Jeste pewien, e to tutaj? - spytaa Ra.


- Tak sdz. Jaki facet mwi mi, e jest tam dua sala. Tutaj, to te drzwi. - Przecisn
si obok i zapuka do drewnianych podwoi u szczytu schodw.
Otworzy mczyzna o skrze koloru winiowego drewna, dugim, prostym nosie i ysej
czaszce.
- Czy to Pokj Radiowy? - zapyta Zeb.
- Jasne. - Mczyzna si umiechn. - Prosz wej. Niedue mansardowe okna byy
otwarte. Wiatr koysa koronkowymi firankami.
- Ten pokj wyglda jak z lat trzydziestych dwudziestego wieku - stwierdzia Ra,
rozgldajc si ciekawie - Art deco i takie tam...
Na niskim stoliku otoczonym krzesami stao staromodne radio.
- Jest prawdziwe? - zainteresowa si Zeb.
- Jak najbardziej - odpowiedzia mczyzna, ktry otworzy drzwi. - Pochodzi
dokadnie z 1930 roku. Mam na imi Max. - Ucisn do Zeba, potem przywita si z Ra.
Zgromadzeni w sali ludzie przewanie ubrani byli oficjalnie, Zeb zauway nawet
mczyzn w smokingu i kobiet w dugiej sukni wieczorowej ozdobionej paciorkami. Naliczy
okoo pitnastu osb, sczcych aperitify lub martini i pogronych w cichych rozmowach, w
tle sycha byo ledwie syszalny szum, przebijajcy si przez szmery rozmw.
- Ma lampy? - upewni si Zeb, podnoszc radioodbiornik, by si dokadniej przyjrze.
- Jasna sprawa. Wyszperaem je w starym sklepie przy ulicy witej Anny.
- Odbiera co czasami? - pyta dalej radioastronom.
- Rzadko, gdy jest noc nowiu. Dostroiem czstotliwo, na ktrej ostatnio co si
pojawio. Czysty sygna ze stacji nadawczej w Memphis. Mylaem o zaoeniu klubu, by
wsplnie prbowa nadawa rne transmisje. Nadawalibymy przez ca dob, bo nie
wiadomo, kiedy co przejdzie.
Zeb wyprostowa si.
- Jeeli przygotujesz sprzt i parametry przekazw, bdzie mona w przyblieniu
przewidzie, kiedy radio zadziaa.
- Czowieku, to by byo wspaniale - umiechn si Max. - Mog postawi ci drinka?
- I dla mnie - wtrcia Ra. w przeciwiestwie do oryginalnego Sun Ra nie gardzia
okazj, by si napi.
- Sok urawinowy? - zaproponowa Zeb.
- Moe by. Usidmy.
Usiedli wok radia. Zostali tam przez godzin, cieszc si widokiem wiate miasta i

przystani, gdzie z parostatkw wysiadali pasaerowie, w kocu wstali, zbierajc si do


wyjcia.
Wtedy radio przemwio. Zeb by rwnie zaskoczony jak wszyscy pozostali.
- ...stary przebj Jerryego Lee Lewisa. Posuchajcie Lotta Shakin Goin On.
Przez kilkanacie sekund w powietrzu niosa si czysta melodia. Wszyscy skupili si
wok radioodbiornika. Kto pogoni dwik. Niektrzy zaczli taczy. Jednak melodia
nagle si urwaa i powrci szum.
Zeb zerkn na zegarek i wycign notes.
***
- To byo dawno - powiedziaa Ra, gdy wspomnienie zblako.
- Ale nadal jestemy rozpoznawani - zauway Zeb.
- Racja. Ulyo mi bardzo.
- Dostaa cz o piratach?
- Ten may suplement? Tak. Interesujce. Wyglda na to, e miasto po prostu
pozwolio im wej.
- Te odniosem takie wraenie. Ale dlaczego?
- Patrz, jestemy na miejscu.
Wiea Radiowa Jasona Peabodyego staa pusta, nie liczc kota. Bya to czarna kotka,
drzemica na szerokim parapecie. Otworzya intensywnie zielone oczy, gdy dwoje ludzi
weszo do rodka.
- Ach! - westchn Zeb, spogldajc na kolekcj radioodbiornikw i innych urzdze,
ktre Peabody zebra tutaj i naprawi wiele lat temu.
- I co teraz? - spytaa Ra.
Zeb obszed pomieszczenie w zamyleniu, a potem usiad. Przerzuci rami przez
oparcie krzesa.
- Moja teoria zakada, e pojawi si nowy fenomen. Jednak nawet w Kopule nie
miaem pojcia, skd moe si pojawi, w kadym razie musi pokona dug drog, zanim
dotrze do nas i zostanie zrozumiany. Ale jeli mam racj i jeeli obliczenia Peabodyego s
prawidowe, to zjawisko powinno si ju pojawi.
- Po czym to poznamy?
- C... Dla nas zapewne bdzie wyglda jak wiato.
- Co masz na myli?
- Dla innych stworze, istot odbierajcych przez zmysy inny zakres bodcw,
zjawisko moe si objawia jako dwik. A nawet jako nowy sposb dowiadczenia czasu lub

przestrzeni. Moe by odebrane jako obraz lub jako nowy sposb odczuwania czasu. Jestem
pewien, e w Sygnale, ktry dotar na Ziemi, zawarta jest Teoria Wszystkiego. Ludzie tacy
jak Peabody, ktrzy posiadaj genetyczn anomali, prawdopodobnie potrafi odebra to
wyraniej ni ci, ktrzy maj zwyky genotyp. Zakadam jednak, e wikszo ludzi odbiera
w jaki sposb pojawiajce si nowe zjawisko. Jedna z moich hipotez zakada, e istoty, ktre
wysay Sygna, chc, by kady uleg przemianie. To oznacza rwnie, e Sygna nie mia by
tak poszatkowany i chaotyczny. Prawdopodobnie mia dotrze na Ziemi i w krtkim czasie
zmieni nas i da to, co nadawcy Sygnau uwaaj za wspaniay dar.
- To znaczy, e im si nie do koca udao.
- By moe. Albo, jak mwi inna hipoteza, znalelimy si jedynie przypadkiem na
drodze Sygnau wysanego do kogo innego. Ale niezalenie od tego, jak jest naprawd, i tak
znajdujemy si w procesie przemian - ewoluujemy pod wpywem tego nowego czynnika,
ktry pojawi si w naszym rodowisku.
- No, dobrze. Ale co to oznacza dla Miasta Pksiyca, dla ludzi, ktrzy tu mieszkaj?
I dla ludzi na caym wiecie?
- Jestem pewien, e wkrtce zostanie osignita masa krytyczna i trzeba bdzie si
dowiedzie, jak j kontrolowa. Albo dowiedzie si, w jaki sposb trzyma si od niej z
daleka.
- Albo si do niej przyczy - powiedziaa mikko Ra.
- Albo si do niej przyczy - przyzna Zeb, umiechajc si krzywo. - To dlatego tak
ci kocham. Taki pomys nie przyszedby do gowy wikszoci ludzi.
- Ha! - odrzeka Ra ywo, rozgldajc si po pomieszczeniu. - Mam tu sporo do
zrobienia. Troch zabawy. Czas zataczy z tymi denerwujcymi piratami.
- Co chcesz zrobi?
Ra rozemiaa si, a kiedy potrzsna gow, jej warkoczyki wydzwoniy wyjtkow
kaskad melodyjnych dwikw.
- To, co zawsze robi w nowym miejscu. Zamierzam zebra nowy zesp muzyczny,
now Arkestr.
- Baw si dobrze - powiedzia Zeb. - I uwaaj na siebie.
- Ty rwnie.
- Ciesz si, e czujesz si lepiej.
Ra przystana i zamkna oczy. Po chwili otworzya je i oznajmia z powag:
- Wypeniaj mnie wspomnienia z miasta. To co jak projekcja holograficzna. Jestem
w kadym zakamarku miasta, nawet w takich, o ktrych nikt nie wie, poniewa miasto

rezonuje we mnie. - Westchna gboko. - Tak. Bardzo si ciesz. Dobrze jest znowu
odczuwa rzeczywisto... I Wspdziaanie. Jest teraz - sama nie wiem - chyba gbsze. Tak
mi si zdaje. Teraz.
- Oto natura bestii.
- Te tak uwaasz?
- Jest tu co wicej - przyzna Zeb.
- Tak... Opowieci. O wiele wicej opowieci.
- Osiganie masy krytycznej.
- I wszyscy wybuchniemy sztuk. - Ra umiechna si nieco szyderczo.
- To twoje marzenie.
- Moe to co wicej ni marzenie.
- Oby miaa racj, Ra.

Su-Chen na scenie

Su-Chen porzucia sonia wieczorem, wzywana muzyk pync wrd wskich lagun.
Na pocztku skierowaa si do miasta, podpierajc si kijem.
Znalaza si w ogromnym, zadaszonym pawilonie. Powietrze wypenia szmer fontann.
Nie syszaa ju muzyki. Bya za to bardzo godna.
Wysza popiesznie na pla, kluczc wrd kolumn, ale wkrtce zwolnia, dyszc z
wysiku. Upada i podniosa si z trudem. Nikt za ni nie szed, nikt nie zwraca uwagi.
Wok rosa dungla. Jak w pokoju Su-Chen na Ksiycu, tylko tutaj nie miaa koca.
Wilgotne czerwone anturium wyrastao przy pniu baobabu, w ktrego koronie figloway i
krzyczay mapy. Przesza ciek midzy krzewami i obesza pie drzewa. Przystana i
rozejrzaa si dokadniej.
Z drzewa sfruna biaa kakadu i wyldowaa obok dziewczynki.
- Hola.
- Cze - odpowiedziaa Su-Chen.
- Dobrze. Mwisz po angielsku. Zgubia si? - Gos papugi by ostry i schrypnity,
ale zrozumiay.
- Jestem z Ksiyca. Chce mi si je i szukam muzyki.

- Musisz si cofn. S tam. Jedzenie i muzyka. Po ataku piratw przez chwil ich nie
byo, ale ju s znowu razem. Chod za mn.
Ptak poprowadzi Su-Chen przez labirynt cieek. Niekiedy pojawiali si ludzie, ale
nikt nie zwraca uwagi ani na dziewczynk, ani na papug.
Drka pod stopami Su-Chen nagle zmienia si w brukowan alejk.
- Sysz - oznajmia dziewczynka. Prbowaa i szybciej, ale bya za saba. Kakadu
leciaa przed ni, kluczc po wskich uliczkach midzy starowieckimi domami o balkonach z
elazn krat.
W kocu ptak przelecia przez bram ocienion zielonymi krzewami. Zapach wieego
pieczywa miesza si tu ze son morsk bryz. Ludzie siedzieli przy piwie i pieczonych
krewetkach.
Na niewielkim podwyszeniu w kcie sali postawna czarnoskra kobieta piewaa przy
akompaniamencie fortepianu, gitary i perkusji.
- Usid tutaj - wyskrzeczaa papuga do ucha Su-Chen.
Dziewczynka posusznie przysiada na krzele ze zdobnym oparciem przy niewielkim,
okrgym stole nakrytym czerwonym obrusem. Ptak odfrun i po chwili do stolika podesza
kelnerka, niosc koszyk pieczywa i krewetek. Przysiada naprzeciw Su-Chen.
Su-Chen nie dzikowaa nikomu, tylko od razu zacza pochania jedzenie.
Mczyzna przy ssiednim stole rozemia si.
- Jak taka maa dziewczynka moe tyle zje? - Dziewczynka jednak nie
odpowiedziaa umiechem na umiech, ani te nie przerwaa jedzenia.
Gdy skoczya, wypia szklank wody przyniesion przez kelnerk. Wytara rce w
serwetk i podesza do podwyszenia.
Muzycy grali wanie dugi pasa. Su-Chen zauwaya nieuywany syntezator. Stana
przy nim, odnalaza wcznik i uruchomia instrument. Przez chwil studiowaa panel
kontrolny i klawiatur, a potem nacisna kilka przecznikw.
Muzycy spojrzeli na siebie, ale tylko wzruszyli ramionami i grali dalej.
Su-Chen zamkna oczy i pooya donie na klawiszach.
Pierwszy akord zabrzmia niepokojcym dysonansem. Saksofonista podnis swj
instrument i zerkn na dziewczynk.
- Hej...
Zignorowaa go. Jej palce przebiegy szybko po klawiaturze.
Przez kilka taktw brzmiay przeplatajce si rytmy, ktre na kocu wybrzmiay w
harmonijnym, wysokim, radosnym pasau.

- Cholera - wyrwao si gitarzystce w czarnej skrzanej marynarce, lnicej w


wiatach sceny - To jaki dziki jazz.
Coraz wicej ludzi toczyo si przy barze, ale po okoo dziesiciu minutach suchacze
stali ju nawet na ulicy. Do gry wczya si gitarzystka, czujc si przy pierwszych taktach
jak dziecko, ktre pierwszy raz syszy muzyk. Saksofonista podj spr z melodi,
wyzywajco i ekstatycznie. Po twarzy spywa mu pot.
W tym czasie Io udao si przebi przez tum. Porzucia lizgacz i przeciskajc si
midzy ludmi, po elaznych kratach balkonw, niekiedy korzystajc z pomocnych doni, w
kocu dotara na krzeso tu przy scenie. Wiedziaa, e Su-Chen j zauwaya, cho wyraz
twarzy dziewczynki nie zmieni si ani na jot.
Serce Io wznosio si wraz z muzyk. Od czasu do czasu przez tum przepyway fale
radosnych okrzykw i oklaskw, ale duszych pasay i motyww ludzie suchali w ciszy i
skupieniu, z niemal nabon czci. Kelnerka przyniosa piwo. Io wypia. Od lat nie czua
rwnie wielkiego szczcia. Znowu liczby i idee rosy w jej umyle i niky, pozostawiajc
czyst, intensywn muzyk, z kadym akordem odczuwaa niemal fizycznie zmiany.
Su-Chen graa prawie bez przerwy ca noc. Zdawao si, e przez lokal przewina si
caa populacja Miasta Pksiyca. Wielu innych muzykw przyczao si do dziewczynki
na godzin lub dwie, potem jednak poddawali si lub przekazywali instrumenty kolejnym
artystom.
Su-Chen nigdy nie powtrzya improwizowanych jazzowych pasay. Okoo trzeciej
nad ranem szczupa czarnoskra kobieta wesza na scen i piewaa przez pidziesit pi
minut. Melodia grana przez Su-Chen otaczaa gos piewaczki, piecia go, cofaa si i
napieraa, falowaa wok wokalizy, punktowaa j, podkrelaa, odpowiadaa jej i
wspbrzmiaa w harmonijnych akordach. Ten wystp, spord caego koncertu, najbardziej
spodoba si Io. Su-Chen przewidywaa muzyczne intencje piewaczki i wsppracowaa z
ni, by stworzy muzyczne arcydzieo.
Tu przed witem, gdy tum si nieco przerzedzi, bardzo niski czarny mczyzna
postawi wysok butelk piwa na blacie i dosiad si bezceremonialnie do stolika Io. Muzyka
brzmiaa teraz ciszej, spokojniej i melancholijnie, cho Io wtpia, czy dziewczynka przy
syntezatorze przeywa emocje, jakie wywouje melodi. Ta sodko-gorzka gama uczu
budzia si w sercu suchaczy pod wpywem melodii. Io pomylaa o kolonii na Ksiycu.
Harmonia tak pusta i niewyobraalnie odlega, opanowana przez wiato, pozbawiona teraz
prawdziwego ycia, dla ktrego tak dugo stanowia schronienie. Kobieta wzia gboki,
drcy oddech. Pustka. Kompletna pustka Harmonii.

Wrcia na ziemi, gdy mczyzna przy jej stoliku odezwa si niskim, przebijajcym
si przez muzyk gosem.
- Ona jest cudowna.
Io zerkna na rozmwc, w migoczcym blasku wiec ujrzaa du, kanciast twarz.
Zdawa si... nieobecny. Niezupenie zdajcy sobie spraw, gdzie si znajduje. Jakby
czciowo stapia si z otoczeniem. Mia na sobie cienk, t koszul z krtkimi rkawami,
na ktrej zdaway si porusza barwne, byszczce papugi. Waciwie to naprawd si
poruszay. Fruway z drzewa na drzewo w dungli, ktra wyrastaa z dou tkaniny, pynnie
przechodzc z ci w cytrynow ziele i ciemniejsze odcienie spltanych drzew. Papugi
machay skrzydami do rytmu melodii, kiway gowami. Io oderwaa wzrok od ubioru i raz
jeszcze spojrzaa na twarz ssiada. Uznaa, e jest interesujca.
Odwzajemni spojrzenie. Nawet w przymionym wietle dostrzegaa, e jego
pprzymknite oczy s intensywnie zielone.
- Ta dziewczynka tworzy co zupenie nowego. To cay czas jazz, oczywicie. Ale jazz
nie jest zwizany z przeszoci. Jest powizany z teraniejszoci. Przepywa przez
teraniejszo. Nie jest odtwarzany, nie mona go powtrzy w tym samym ksztacie i
formie. To nieustanna improwizacja. Cakowicie wiadoma i zamierzona. To potencja
rezonujcy w psychice chwila po chwili. Umys tej dziewczynki rezonuje z innymi aspektami
improwizacji, ktre nie s syszalne dla wikszoci z nas.
- Co masz na myli?
- To jest zwizane z nieoznaczonoci, z nielokalnoci. Przekonasz si. Sycha to
wyranie w tej muzyce. Cudownie mie tutaj kogo takiego jak ona. Wszystko zdaje si
pasowa i dziaa. Widzisz, od ponad stu lat jednym z waniejszych problemw fizyki jest
wynalezienie nowej matematyki, ktra nie odnosiaby si do znanych ju sposobw mylenia
o czasie i przestrzeni. Taka muzyka niezmiernie pomaga w poszukiwaniach.
Umiechn si szeroko, dokoczy piwo i zsun si z krzesa. Dziwacznym,
kaczkowatym krokiem przecisn si midzy stolikami i wyszed na owietlon migotliwie
ulic. Zdawao si, e rozpyn si w wietle - kolorowa koszula i caa niska posta.
Do sceny zbliya si czarna kobieta z wosami splecionymi w dugie warkoczyki.
Towarzyszy jej biay mczyzna z dugimi, siwymi wosami. Usiedli przy ssiednim stoliku.
***
- Co ci mwiam? - spytaa Ra, pochylajc si do gowy Zeba, by mc mwi mu
prosto do ucha.
- Powiedziaa, e ta dziewczynka gra muzyk wiata. - I miaam racj?

- Jeszcze nie wiem.


- Suchaam jej przez kilka godzin. To jest muzyka Arkestry, Zeb. Muzyka, o jakiej
marzy mj idol i mistrz, Sun Ra; jak mg sobie tylko wyobrazi. Suchaj. To niesamowite,
czarodziejskie. Nieprzewidywalne. Trudne do objcia umysem. I myl, e znam t muzyk.
Cho w innej formie.
Zeb na moment zamkn oczy. A potem powiedzia:
- Moje prace nad Ogln Teori Wszystkiego.
- Tak.
Ra wspia si na scen i umiechna do dziewczynki przy syntezatorze. Moda
artystka bya teraz sama, inni muzycy odpoczywali. Nie odpowiedziaa umiechem.
Ra zacza uderza w bben.
Wydobya z niego rytm, ktry pochodzi wprost z serc dalekich gwiazd, rytm impulsu,
ktry uderzy w Ziemi ponad sto lat temu.
Dziewczynka otworzya szerzej oczy, spojrzaa na Ra i skina gow.
Razem sprawiy, e czas zataczy.

14 SIERPNIA 2115

IO I SU-CHEN

W Hali Nauki i Wiedzy

Popoudnie przechodzio ju w wieczr, gdy Io i Su-Chen otworzyy wysokie


drewniane drzwi prowadzce do Hali Nauki i Wiedzy.
Przespay si troch w wiey Inyniera, gdzie zabrali je Ra z Zebem. Kiedy si
obudziy

zjady

niadanie,

Ra

pomoga

Su-Chen

zainicjowa

poczenie

ze

Wspdziaaniem.
Po dziewczynce nie byo wida, e cokolwiek przesza zeszej nocy. Moe - pomylaa
Io - dla niej to po prostu normalne. adnych wzlotw i spadkw emocji. Tylko w muzyce,
ktr gra. Reszta paska jak blat stou.
Dziewczynka miaa na sobie rowe szorty i aurowy top w rwnie odblaskowym
kolorze oraz czarne buty z imitacji skry. Io nie wiedziaa, skd je wzia. Su-Chen wydawaa
si chudsza ni na Ksiycu. Lnice wosy miaa zaplecione w dwa nierwne warkocze.
- Mog ci porzdnie zaple wosy? - zapytaa Io.
- Nie. Nie wzywaam ich zeszej nocy - stwierdzia dziewczynka, gdy pchny
wysokie, ukowate drzwi ze skrzypicymi zawiasami. Io domylia si, e Su-Chen mwi o
wietlistych stworzeniach.
- Skd wiesz, jak to zrobi? - wypytywaa, gdy weszy na sal. Kady krok zapala
wiato. Cho wygldao to nieco dziwnie, wywoywao jednak przyjemne odczucia.
Powietrze byo tu wiee i chodne. Io zauwaya, e wikszo miejsc w pywajcym
miecie jest otwarta na naturalne wiato i powietrze. Ale nie Hala Nauki i Wiedzy.
- Tak mi si zdaje, e wiem, jak - odpowiedziaa Su-Chen.
- Tutaj jest troch inaczej.
- Dlaczego? - Io sza wolno, rozgldajc si ciekawie. lizgacz zamienia na lask.
ciany tutaj byy jednoczenie ekranami, ukazujcymi postp przemiany miasta. Kobieta

uwiadomia sobie, e wanie tutaj skoncentrowana jest kada czstka wiedzy, jak
dysponuje miasto. Wzdrygna si, kiedy Su-Chen podesza do jednej z wnk i uruchomia
hologram, na ktrym troje ludzi dyskutowao nad waciwociami jednego z wyhodowanych
wirusw.
- Po prostu do nich przywykam - wyjania Su-Chen.
- Wiem, e tu s. Mog ich usysze. Sysz ich i gram to, co sysz.
- Zawsze ich syszaa? - Io opada na jeden z pluszowych foteli i obserwowaa, jak
dziewczynka bada Hal Wiedzy i Nauki, uruchamiajc i wyczajc rne urzdzenia,
aktywujc program chemiczny i dostp do danych z akceleratora czstek...
- Czekaj! Wcz to jeszcze raz. - Przysuna si z fotelem bliej.
Io oczekiwaa, e tego rodzaju urzdzenia s w uyciu stale, jak to miao miejsce na
Ksiycu. To jednak najwyraniej pozostawao bezczynne. Co wicej, obejmowao tylko
raport kocowy i uyto go tylko raz do sprawdzenia dowodu.
Nielokalno. Hipoteza Bella, ktra dowodzia, e zdarzenia na poziomie kwantowym
odzwierciedlane s na wszystkich innych poziomach uniwersum.
Dziwny mczyzna spotkany na koncercie wspomnia o tym.
- Moi rodzice - powiedziaa Su-Chen - zawsze powtarzali, e jestemy zbudowani ze
wiata. Ale teraz wychodzi, e oni s ze wiata, a ja nie. Nie ta sama forma wiata co oni.
Sysz wiato od dziecka. Zaczam je gra, gdy tylko mogam. Moe gdy skoczyam dwa
lata, nie pamitam.
- A kiedy graa, wietliste istoty przychodziy do ciebie?
- Nie. Nigdy si to nie zdarzao, a do... - zajkna si. - Wiedziaam, e s przy mnie
i mogam je usysze, ale kiedy gram, staj si wyraniejsze. Wiem, e to ja gram te istoty.
Ale zanim to... to si stao, byo tak, jakbym tylko wiczya, ale jeszcze nie wszystko
wiedziaa.
- A co si stao? - spytaa Io. Domylaa si, o czym mwi dziewczynka, ale chciaa
to od niej usysze.
- To si zdarzyo mojemu ojcu. wiato. I wtedy kot wbieg w wiato, a ja za nim. Kot
umar.
- Ale ty nie.
- Nie. Ale od tamtej pory... jestem inna.
- To nie twoja wina. To si zdarza.
Io nie miaa pojcia, jakie uczucia przeywa Su-Chen, nie znaa jej emocjonalnej i
psychicznej konstrukcji. Zdawao si jej tylko, e zachowanie dziewczynki doskonale pasuje

do zachowa dzieci majcych poczucie winy z powodu cikich i przeraajcych przey,


ktre zmieniy ich ycie.
- Pamitasz to wiato, ktre widziaymy na odzi? - Zdarzenie nastpio na krtko
przed dobiciem do brzegw Miasta Pksiyca.
Su-Chen skina gow.
- Wtedy nic nie graa.
- Nie.
Io klepna w niski stolik przed fotelem i blat natychmiast zmieni si w ekran. Zabrao
to kwadrans, ale udao jej si znale rewolucyjne rwnania, ktre obejmoway i ujednolicay
wszystkie pi hipotez dotyczcych superstrun. M-teoria.
Niele orientowaa si w bogactwie zagadnie z tego zakresu, ale chyba wysza z
wprawy. Na szczcie Miasto Pksiyca, ze swoj potn baz danych, miao
zdumiewajce moliwoci przedstawiania zebranych informacji.
Na przykadzie i modelu.
Su-Chen opada na fotel obok i obserwowaa.
Io

otworzya

trjwymiarowy

model.

Oczywicie

niemoliwe

byo

wierne

odwzorowanie, poniewa teoria superstrun opisywaa wymiary niedostpne ludzkim


zmysom. Nazywano je zwinitymi wymiarami. Tworzony model by tylko jedn z wielu
interpretacji.
Obraz zmienia si w sposb, jakiego nie umiaa zrozumie. Jej mzg nie mia
receptorw koniecznych do ogarnicia caoci. Na poziomie podstawowym model
przypomina puzzle, wprowadzajce umys w oszoomienie, a przecie istniay wicej ni
dwa rozwinicia dla tej wizualizacji. Co wicej, liczba moliwych rozwiza bya
nieskoczona.
Model pokazywa spektrum znacznie szersze, ni Io moga obj umysem.
Przywoywa te dwiki. Kojarzy si z muzyk. Moe wanie dlatego, e przez cae ycie
syszaa muzyk, zdolno Io do syszenia dwikw bya znacznie wiksza ni u innych
ludzi, jak wykazay audiotesty zrobione jej na Ksiycu.
Su-Chen przygldaa si modelowi.
- Tego jest znacznie wicej - stwierdzia. - Nadchodzi po trochu i nigdy si nie koczy.
- Co masz na myli? Czy to uamek okresowy? Liczba urojona?
- Moe - odpowiedziaa dziewczynka. - Jeszcze nie wiem.
Muzyka, ktr syszaa Io, nie bya jednym z naturalnych dowiadcze, jakie przeywa
wikszo ludzi. Su-Chen syszaa t sam muzyk - o ile w ogle mona to nazwa muzyk.

Io wiedziaa, e u ludzi niewidomych prawdopodobiestwo wystpienia wikszej


wraliwoci na dwiki jest wysze ni u innych. Ludzie ci czciej mieli doskonay such i
byli bardziej muzykalni. Najwyraniej cz mzgu, ktra zazwyczaj odpowiada za procesy
widzenia i postrzegania u niewidomych, wczaa si do orodkw przetwarzania bodcw
suchowych, przez co bodce te przetwarzane byy dokadniej i bardziej wnikliwie.
Moe brak procesw emocjonalnych u Su-Chen da jej, jak ludziom niewidomym,
dodatkow przestrze w umyle, dziki ktrej miaa wiksz wraliwo na zjawiska
zwizane ze wiatem. I wicej szlakw nerwowych oraz pocze, ktre pozwalaj na
tworzenie takich abstrakcji jak matematyka lub muzyka.
Matematyka, w pewnym stopniu, stanowia metod mapowania i opisywania
wymiarw, terytoriw i przestrzeni stworzonych przez ludzkie spekulacje i wyobrani.
Przypominaa dug dyskusj o wiecie fizycznym, z cigncymi si argumentami na rzecz
istnienia zjawisk, ktrych ludzie nie mog dostrzec inaczej ni oczyma wyobrani.
Mona powiedzie, e muzyka jest jednym z takich wanie argumentw - jako
konstrukcja zbudowana z celowo uytych dwikw - ale tak naprawd muzyka po prostu
istnieje. Potrafi wzbudza obrazy w umyle, a te wizje mog by prawdziwe lub nie, lecz na
pewno bd zupenie rne dla rnych osb. Muzyki nie mona uy w jakim okrelonym
celu, w przeciwiestwie do matematyki, ktr inynieria stosuje przy budowie mostw,
maszyn, rakiet, drapaczy chmur. Jednak muzyka jest rwnie precyzyjna jak matematyka, jak
inynieria. Jak sowa lub liczby, moe zosta zapisana i odtworzona. Jak budowla, ktra jest
jeszcze tylko projektem, niezrealizowanym planem przestrzennym, muzyka pozostaje
niepoznana, dopki nie dotrze do ludzkiego umysu i przez umys do doni lub gosu, by si
odrodzi.
A moe nie ma adnego zwizku midzy zjawiskami wietlnymi a muzyk Su-Chen?
Albo moe zjawiska po prostu wzbudzaj w Su-Chen emocje, ktre dziewczynka przekada
na muzyk?
To niezbyt prawdopodobne.
Poniewa Su-Chen nie ma takich emocji, nie siga do tej czci umysu. Nie ma uczu,
ktre przetwarzaaby w muzyk.
Zatem to, co gra, musi by beznamitnie precyzyjne. Mapa wiata. Mapa jego
interwaw, jego przestrzeni, tonw i elizji, tak przejrzysta jak matematyczne rwnanie. Io
przypomniaa sobie fragment hymnu. Bya to jedna z tych nieprzekadalnych pieni, ktrych
uczya si, gdy bya dzieckiem, we wsplnocie religijnej, do ktrej naleeli jej rodzice. Hymn
peen by fonemw, ktre dopiero w trakcie piewu nabieray znacze:

Zstp o boa mioci


Wlej w dusz blask radoci
Niechaj zalni we mnie jasnym pomieniem.
I niechaj rano ponie
A blask ten mnie pochonie
Tylko popioy pozostawi ognia drenie.
I niech ar tych pomieni
Wiecznie mi opromieni
Krt ciek, ktra wiedzie w objawienie.
Czy przypadek Su-Chen nie przypomina tego, z czym zmagali si gorliwi wyznawcy
wszystkich religii? Tylko popioy dowiadcze i przey pozostawi ognia drenie, by to puste
miejsce wypenio co wikszego?
Io poczua podniecenie. Czy muzyka Su-Chen mogaby zosta przetumaczona przez
Wspdziaanie na bardziej uytkowe dane? Moe przydadz si jedynie do lepszego
poznania fenomenw wietlnych. To wystarczy. Za kadym razem, gdy Io miaa z nimi do
czynienia, ostro i gbia przey, wraenie, e jest porwana przez wspomnienia, byy
przytaczajce.
- Skd pochodzi twoja muzyka? - zapytaa dziewczynk.
Su-Chen nawet nie zwrcia uwagi, e pytanie nie wynika z wczeniejszego toku
rozmowy.
- Przypominam sobie - odpowiedziaa. - I wtedy jestem ze wiatem. Widz wiato i
ucz si wicej o tym, czym jest muzyka.
- Czy ta muzyka jest inna... przy tych innych wiatach?
Io uwiadomia sobie, jak mocno uwierzya w to, e wiata maj indywidualno, e
s istotami. Tak naprawd bya przekonana, e wietlne zjawiska s przejawem informacji o
osobowoci, esencji, czymkolwiek, co tworzy istot, jak jest ywe stworzenie.
Su-Chen popatrzya jej w oczy.
- Jest tylko jedno wiato.
- Ach, tak...
Po raz pierwszy Io dopucia do siebie i przyja myl: Plato odszed. Na zawsze.
Milczaa dug chwil, w kocu powiedziaa:

- Wspomniaa wczeniej o wzywaniu ich. Albo tego.


Lekki cie przebieg po twarzy dziewczynki.
- Tak. Nie zawsze dziaa. Myl, e to ma co wsplnego z harmonicznoci. No,
wiesz, grasz jeden ton, potem kolejny o oktaw wyej, o ile uderzysz we waciw strun i we
waciwy sposb. Oddzielisz wibracje. Myl, e ci inni... objawiaj si w harmonii, albo
pojawiaj si w moim umyle w tej chwili, kiedy tworz harmoni w grze. Myl, e wiato
jest podzielone na nieskoczenie nieskoczone dugoci. I kiedy gram, wygrywam im
pojedyncz dugo, wymiar. Oni istniej gdzie i wszdzie zarazem. A ja po prostu tworz
dla nich miejsce pasujce do nich, harmonizujce z nimi.
Su-Chen zmczona mwieniem odwrcia si i podesza do syntezatora.
Dopiero po chwili Io zorientowaa si, e nie sycha adnego dwiku. Podniosa
gow i ujrzaa, e na ekranie nad klawiatur instrumentu pojawi si zapis w jzyku
matematyki; ktrej Io nie rozumiaa.
- Mog wczy dwik?
- Nie. Dwiki rozpraszaj. A ja chc pomyle.
- W porzdku. - Io wrcia do zwiedzania Hali Wiedzy i sprawdzania urzdze, tak
zdumiewajcych, tak doskonaych. Chciaa poszuka szerszych informacji o akceleratorze i
prowadzonych w nim badaniach.
Nagle Su-Chen krzykna i odepchna si od klawiatury. Jej twarz wykrzywia si, zy
wypeniy oczy i popyny po policzkach. Draa i z trudem apaa spazmatyczny oddech.
Io zerwaa si i podbiega, chwytajc krzeso i dziewczynk tu przed upadkiem.
Wycigna rk, by obj podopieczn, ale w ostatniej chwili powstrzymaa ten odruchowy
gest. Wiedziaa, jak agresywnie reaguje Su-Chen, kiedy si jej dotyka.
Zamiast dziecka chwycia oparcie krzesa.
- Co? - Rozejrzaa si nerwowo, szukajc przyczyny wybuchu dziewczynki. Co mogo
j tak przestraszy lub tak ni wstrzsn? Pomieszczenie byo puste, jak w chwili, kiedy tu
weszy, w chodnym powietrzu unosi si nadal ten sam zapach tworzyw i metali. adnych
ludzkich ladw. - We gboki oddech. Zaraz dostaniesz hiperwentylacji i wpadniesz w
panik.
- To. To - wydusia Su-Chen, drc rk wskazujc na instrument. Syntezator sta na
niewielkim podwyszeniu. - Dotknij - chlipna dziewczynka, nadal oddychajc nierwno i z
przerwami.
Io chciaaby j obj. Gdyby tak moga uy tego odwiecznego ludzkiego sposobu na
uspokojenie dzieci. Jednak tylko wycigna palec i nacisna klawisz.

Nie zabrzmia aden dwik, poniewa gos nie by wczony. Ale Io ogarno
przytaczajce, potne, niemal bolesne uczucie, ktrego musiaa dowiadczy rwnie SuChen. Wypenio j, rozkwitajc nie tylko cierpieniem, ale przede wszystkim intensywn,
nieogarnion radoci.
Cofna palec. Wraenie zniko, w przeciwiestwie do dziewczynki Io odczuwaa to
wszystko ju wczeniej. Wiele razy. Nie tak intensywnie, ale na pewno prawie przez cay
czas, odkd si urodzia. Czasami by to agodny przepyw, jak nurt wielkiej rzeki, czasami
nage uderzenie, jak niespodziewana eksplozja. Emocje.
Jedn rk uderzya akord i, natychmiast odebraa popiesznie migajce obrazy
przeplatane urywanym dwikiem. Dwie mae postaci biegnce noc przez wrzosowiska.
Chopiec uciekajcy z domu, by przyczy si do cyrkowej trupy. Kurtyzana piszca
przejmujco pikne wiersze. Mnich, ktry spoglda w ksiyc.
Przyjmowaa to i rozpoznawaa.
Opowieci. Opowieci ukadajce si na warstwach czasu. Przesycone uczuciami. I tak
wieloaspektowe, e trudno to byo od razu ogarn umysem. Ale miay niepowstrzyman
moc, jak poar. Emanoway kadym aspektem dzikoci, niespokojne, nieuporzdkowane
jeszcze przez miasto, cho ju przez nie wchonite. Ale skd si wziy?
Uderzajc w klawiatur, Io moga uzyska poczenie, by ustali dat pojawienia si
zbioru we Wspdziaaniu. Zaledwie wczoraj.
W tym samym czasie, kiedy ona opuszczaa szpital. Pamitaa fale kolorw
napywajce i niknce w osonie, kiedy Wspdziaanie sczytywao wspomnienia martwej
kobiety.
I te wspomnienia mogy teraz przepywa przez miasto, nawet przez ten instrument.
Czy pielgniarka nie mwia, e jest w tym procesie co niezwykego?
Szloch Su-Chen cich powoli.
- Nie mog ju gra - powiedziaa ochryple. - To boli.
- Moe uda mi si co z tym zrobi. Ten... przekaz pynie ze Wspdziaania. Zdaje
si, e zostao zalane ogromn fal nowych informacji. Myl, e wkrtce si uspokoi. Ale
mog wczeniej odczy t klawiatur albo ustawi osony i bariery, ktre oddziel
instrument od Wspdziaania.
Usiada przed syntezatorem. Nad klawiatur znajdowa si niewielki ekran, na ktrym
nadal janiay muzyczne notacje zapisane przez Su-Chen. Na panelu mona byo rwnie
wywietli klawiatur alfanumeryczn.
- Podejd. Pomoesz mi.

- Nie. - Su-Chen usiada na sofie i wpatrzya si w cian.


Io przyjrzaa si klawiaturze i wcisna START. Potem raz jeszcze wyczya i
wczya instrument, a nastpnie na panelu zadaa dostpu do systemu syntezatora.
Okoo kwadransa zajo jej odizolowanie urzdzenia od Wspdziaania. Przewanie
uywaa komend gosowych, w tym samym czasie upewnia si, e wszystko, co zagra
dziewczynka, zostanie zarejestrowane. Pniej bdzie mona to przesa do Wspdziaania,
by zanalizowao dane.
- Gotowe - oznajmia. - Wspdziaanie jest zajte, zalay je nowe dane, Su-Chen.
Myl, e ten instrument jest teraz dla ciebie bezpieczny. Niestety, tylko ten.
Dziewczynka nadal sztywno siedziaa na sofie, patrzc uparcie przed siebie i nie
reagujc. Io powtrzya i dopiero wtedy Su-Chen skina gow.
- Lubi Wspdziaanie. Ma tyle informacji. Nie wiedziaam, e moe mnie zrani.
- Myl, e to byy emocje, Su-Chen. To co, co inni ludzie... czuj. Tak samo, jak ty
czujesz bl, gdy si skaleczysz. To sygna ostrzegawczy. Uczy ci, eby unika podobnych
sytuacji i ran. Wikszo ludzi czuje bl... w sercu. Albo szczcie. To wanie sprawia, e
wikszo z nas si mieje, pacze albo si martwi. To co, co si w ludziach rozwija,
dojrzewa. Sdz, e wikszo ssakw przeywa emocje. Moe nawet ptaki. Albo ryby i
roliny.
- Moesz spyta ptaki, czy przeywaj te okropne rzeczy - powiedziaa Su-Chen. Ptaki tutaj potrafi mwi.
- Racja.
- Emocje s straszne.
- To, co poczua ze Wspdziaania, jest bardzo intensywne. Intensywniejsze ni to,
co ludzie zazwyczaj przeywaj. Ale prawd mwic, kilka razy dziennie, czasem kilka razy
w cigu godziny, zdarza mi si czu silne emocje.
- Przykro mi - powiedziaa dziewczynka. - To musi by jak straszna choroba.
- Przywykam - umiechna si Io. - Pewnie za bardzo. Nie zawsze postpuj zgodnie
z rozsdkiem, czasami kieruj si emocjami, cho nie powinnam.
- Ale mog teraz gra bez tego? To boli.
- Tak. Odczyam syntezator. Sdz, e powinna by ostrona w przypadku innych
urzdze. Jednak myl, e w cigu kilku dni opowieci zostan bardziej zasymilowane.
Poddane lepszej kontroli. Zastanawiam si, co to jest. Jak turbulencja. Zastrzyk nowych
informacji. Pewnie wesza w interakcj z tymi opowieciami bez adnego ostrzeenia,
przygotowania...

- Moe powinnam raczej trzyma si od tego z daleka.


- Dobry pomys. Musisz by ostrona nawet tutaj.
- Chc mojego kota. - Su-Chen przygarna kota z wiey Inyniera.
Io umiechna si.
- Zobacz, czy kot pozwoli si tutaj przynie.

Chester

Ale czy naprawd, naprawd by realny?


Oczywicie, e nie. Chester wszed po schodach i znalaz si na przestronnym tarasie
rozcigajcym si nad falami.
Oczywicie, e nie. Ale by tutaj, w tym sawetnym miejscu. Miejscu, gdzie by lalk,
w micie, ktry opowiada przestraszonym dzieciom. Ale nie, to nie byo wcale prawdziwe. To
bya sawna naukowa mekka, miejsce bogactwa barw i zapachw, gdzie splataa si muzyka i
czyste, rozprzestrzeniajce si ycie, gdzie geny mieszay si i tworzyy wiele form, tworzyy
rozum, inteligencj, ywic si i przepywajc przez Wspdziaanie, ktre rozrastao si pod
bosymi stopami Chestera jak fala uderzeniowa. Wszed na najwyszy stopie i znieruchomia,
zaskoczony tym, co mwi Wspdziaanie.
Tak jest. yj.
- Angelina! - wykrzykn, ale nikt nie zwrci na niego uwagi; wszyscy taczyli,
pochonici t dziwn, podnios muzyk. Szept Angeliny w umyle Chestera by czystym
cudem. - Gdzie jeste?
Id. w prawo. A teraz wejd do windy przed tob. Tak. Czterdzieste pitro. Owszem,
jedzie tak wysoko. I szybko. Dobrze. Skr w lewo, id korytarzem - tak. Nie patrz, dostaniesz
zawrotw gowy - wietnie. Teraz...
Pchn wysokie, ukowato sklepione skrzyda drewnianej bramy i wkroczy do
wielkiego, mrocznego pomieszczenia.
- Angelino...
Masz wybr...
- O czym ty mwisz? - spyta niecierpliwie. - Gdzie jeste? Angelino, tak strasznie
byem zaamany. Nie miaem jednak czasu, by za wiele o tym myle. Prosz, gdzie...

Masz wybr. Gos by smutny, jakby nieco znuony. Obok ciebie znajduje si kokon.
Po prawej. Tak. Widzisz go. Wejd do rodka.
- Jaki mam wybr? - odway si w kocu zapyta, stajc przed kokonem. Nagle
zabolao go serce. - Nie yjesz, prawda?
Nie byo odpowiedzi.
- Powiedz mi, do cholery, Angelino! Powiedz to! - Jego pi uderzya w cian,
zanim zdy pomyle. - Prosz.
Pragn ci...
- Dobrze - powiedzia. Gniew mu min. Usiad w kokonie, ktry rozpk si, by go
przyj, a potem, otuliwszy mu stopy, delikatnie uoy ciao Chestera na pododze. Kokon,
tak znajomy jeszcze z okresu nauki w Paryu, otuli go agodnie.
Przez umys przepyny mu obrazy.
Upadek, krzyk, opadanie w morze. Wycignicie na d i zoenie w kokonie, a
potem popieszne przeniesienie do miasta. Przemiana Angeliny, jej transformacja,
transfiguracja po mierci.
Jej opowieci. Te, ktre teraz naleay take do Chestera.
Oto wybr.
Tak.
Moesz wrci - powiedzia jej.
Rzeczywicie. Ale nie mog by w dwch miejscach jednoczenie. Dziki temu, kim
jestem teraz, mog opowiada historie symultanicznie, stale. Ludzie maj do mnie dostp...
Ale nie potrzebuj ci, by mie opowieci! - krzykn do niej przez kokon.
Przeciwnie, potrzebuj mnie. Potrzebuj filtra, jakim jest moja wiadomo. Bez tego
informacji jest za wiele, za duo kodw rwnoczenie. Opowieci s zakrzywionymi,
zwinitymi wymiarami w teorii strun. Opowieci s tym, czym ludzie zakrzywiaj czas.
wiadomo przenika czas w nowy sposb. To kolejna improwizacja, jakiej dokona
wszechwiat. wiadomo ewoluuje w rytmie czasu. I zakrzywia czas. Czas jest matryc.
Mog ludziom przekaza opowieci, jakie da nam Louis. Czyste.
- Och, gwno! - warkn Chester. - Angelino, nie widz ci, Prosz. Kocham ci.
Prosz. Wr. Bd znw czowiekiem. Masz wybr.
Tak jak i ty. Chod ze mn.
Chester rozkaza, by kokon go wypuci. Wsta, potrzsn gow i podszed do sofy.
Jego wspomnienia byy proste. Dotyczyy Angeliny. I dugiego czasu pustki, zanim si
pojawia. Pustki sprzed Angeliny.

- Nie - powiedzia w kocu. - Nie teraz.


Wsta i wyszed z sali, wracajc do ycia, jakie zna i rozumia.
Chocia troch.

12 SIERPNIA 2115

RADIOKOWBOJ I PEABODY

Soce prayo Kowboja i sytuacja wygldaa powanie. Wszystkie kowbojskie myli


wtopione w mzg Peabodyego znikay teraz pod wpywem upau i gorczki; zwary si w
uczucie paniki, ktr przerwao szybko przemone pragnienie. adnego cienia, jak to zwykle
bywa wczesnym popoudniem, kiedy nikt przy zdrowych zmysach nie wychodzi na soce.
Muzyczne soce.
Ogarny go wspomnienia. Wspomnienia dni oderwanych od pamici Kowboja. Maa
firma nanotechnologiczna produkujca samochody. Nazywaa si Musical Sun", bo soce
byo dla Peabodyego zapowiedzi muzyki, potnej jak objawienie. Soce do
najdrobniejszego witego atomu porzdkowao jego umys, pozwalao odbiera pasae
zmiennych czstotliwoci, ktre sprowadzay si czasem tylko do danych, jakie ze sob
niosy.
ycie przewijao si przed jego oczyma. To ycie, ktre tak czsto zmienia. Okresy, o
ktrych wolaby nie pamita, okresy strat i klsk. Jego matka, Julia, wierzca, e Peabody
zosta zmieniony w jej onie pierwszym impulsem energii, po ktrym nadeszy Cisze - okresy,
gdy odbiera czyste obrazy i dwiki pynce z majestatycznej, midzygwiezdnej pustki. Jego
dziecistwo byo pasmem blu, strachu i zmieniajcych si krajobrazw rozwietlonych
socem zachodu.
***
Klasa Jasona w maym miasteczku w Montanie, do ktrego rodzina dotara w
listopadzie, tu po jego trzynastych urodzinach, miaa mu umoliwi zdanie matury, co
rodzicom wydawao si bardzo wan spraw. Matematyka, fizyka, chemia - nosi je w torbie
razem z przedmiotami dodatkowymi, muzykologi i projektowaniem komputerowym.
Brakowao mu jeszcze dziesiciu wypracowa z angielskiego i egzaminu z gramatyki. Chcia
z tego zrezygnowa, ale matka codziennie suszya mu gow.

wiadectwo byo niezbdnym krokiem do celu. Mia przy sobie wyniki testw i
egzaminw z wczeniejszych klas, zaliczone pod pseudonimem, ktry w myl jego planw
mia mu suy cae ycie - faszywej tosamoci na nazwisko Paul Jones.
Padajcy nieg przesania gry, widoczne przez okna klasy. Napada ju na stop lub
wicej, ale Jason, i jego rodzice oraz wikszo mieszkacw nie musieli odbywa dugich
spacerw czy dojazdw. Mama i tata znaleli prac na miejscu, gdy tylko zaktualizowali
swoje dane w systemie informacyjnym miasteczka. Prbowali zaoszczdzi troch przed
kolejn przeprowadzk. Pracowali tylko tam, gdzie pacono zotem lub w towarze. Po dugich
dyskusjach zdecydowali si zaryzykowa i posa jednak Jasona do szkoy. Tutejsza szkoa nie
miaa podczenia do adnej sieci pastwowej lub agencyjnej, prawdopodobiestwo
wytropienia Peabodyego byo wic niewielkie. Ukrywanie si stanowio obsesj i sposb na
ycie.
Osabiony

jak

zwykle

migren,

Jason

rozwizywa

zadania

matematyczne

wykraczajce poza program nauczania. Satysfakcja, jak czerpa z udanych wynikw,


odrywaa jego myli od blu. Jak w wikszoci szk, gdzie przebywa, mg si uczy we
wasnym tempie. Poziom nauczania by wszdzie do podobny. Zadania, ktre teraz robi,
byy na poziomie collegeu, ale radzi sobie bez problemw. Sporo mwio si - w
kawiarniach, w artykuach prasowych - o upadku edukacji i o tym, e naukowcw odcigano
od pracy nauczycielskiej, zatrudniajc w agencjach rzdowych. Mwiono rwnie, e coraz
wicej dzieci nie ma nawet podstawowej wiedzy, jak powinno zapewni nauczanie w domu.
Jason uwiadomi sobie niejasno, e na wiecie jest wielu rnych rodzicw i wikszo z nich
nie ma odpowiednich kwalifikacji, by uczy wasne dzieci rwnie dobrze jak prawdziwi
nauczyciele lub ci, ktrzy korzystajc z dostpnych materiaw staraj si peni obowizki
nauczycieli.
Jason uwielbia rytm padajcego niegu, rejestrowany ktem oka. Jego koledzy z klasy
byli w zasadzie maomwni, cho zdarzyo si kilka dyskusji na temat zada domowych. Ble
gowy, przenikliwe i pulsujce, ktrych nie potrafiy umierzy adne leki, stanowiy to
podobne do haasu na korytarzach szkoy.
wiato zamigotao - widomy znak, e przeczono si z sieci na lokalny, miejski
generator. Pulpit automatycznie zapisywa dane co sekund, wic nic nie przepado.
Popularnie nazywano t opcj pulsowaniem, poniewa bazowaa na dowiadczeniach, jakie
nabyto przy pojawieniu si impulsw. Radio nie dziaao.
Jason poczu znajome drenie w odku i ulg, gdy ustpi bl gowy.
Skoczy rozwizywa zadanie i szybko przeszed przez pozostae w zestawie. Dotkn

zielonego punktu, ktry uruchamia przesyanie danych do komputera. Pulpit, ktrym si


posugiwa, by prostoktn pyt o zaokrglonych rogach, dug na trzy cale i szerok na
jeden, w szkole wystarczyo j pooy na pulpicie, by automatycznie nawizaa czno z
komputerem szkolnym i umoliwia przesyanie informacji midzy oboma urzdzeniami.
Jason uywa tego urzdzenia w szkole, wic mona je byo stale adowa nowymi
programami i danymi. Swj prawdziwy, osobisty komputer mia w plecaku. Urzdzenie byo
skonfigurowane w bardzo specjalny, wyjtkowy sposb - chopiec by przekonany, e nikt,
nawet rodzice, nie maj do niego dostpu.
Wsun palce i odczy swj pulpit. Na ekranie widoczne byy odpowiedzi ze
Standardowych Testw Matematycznych 7.5.
Zanis je do nauczycielki, ktra siedziaa na poduszce w kcie sali, trzymajc wasny
pulpit na skrzyowanych nogach. Moga sprawdzi na nim odpowiedzi Jasona, zapisa u
siebie, a nastpnie da mu kod dostpu do testw 7.6.
Nauczycielka trzymaa kubek gstej, parujcej kawy. Pocigna yk i odstawia
naczynie na podog.
- Co my tu mamy... - Przez chwil studiowaa dane z komputera Jasona. - Paul,
zacze testy 7.5 dzi rano, prawda?
Uderzya palcami w pulpit, gdzie ukaza si schemat postpw klasy, by upewni si,
czy ma racj. Zerkna na chopca spod oka.
- To naprawd niezbyt dobry pomys, by uywa programu podpowiadajcego. Wiem,
e nietrudno go znale, ale powiniene nad tymi zadaniami pracowa samodzielnie, nawet
jeeli zajmie ci to cay dzie lub dwa. To nie ma znaczenia. Chodzi o to, aby si nauczy.
- Zrobiem je samodzielnie - odpowiedzia, starajc si zachowa spokj. - Nie
oszukiwaem.
- Nie twierdz, e oszukiwae - odpowiedziaa nauczycielka. - Po prostu...
- Wanie tak pani myli! - ciszy gos, gdy niektrzy uczniowie podnieli gowy znad
swoich prac. Waha si przez chwil. Wiedzia, e to gupie, ale naprawd si wkurzy. By zy
na nauczycielk, zy, e zawsze musi ukrywa to, co naprawd wie i potrafi, to, kim jest. Mia
ju do udawania.
- Poka pani, jak rozwizaem ostatnie z zada. - Usiad obok kobiety.
- Dobrze. - Odsuna si, robic mu wicej miejsca. Jason by pewien, e staraa si,
by w jej gosie nie zabrzmia sceptycyzm. Uywajc jej pulpitu, otworzy plik z zadaniami i
wypisa dane. Z tak sam swobod, z jak napisaby trzyliterowy skrt, rozpisa
rozwizanie. Pojawia si odpowied. Na ekranie rozbysa plansza z gratulacjami i

migoczcymi gwiazdkami.
Po poudniu wrci do domu w towarzystwie nauczycielki, ktra powiedziaa
rodzicom, e Jason ma ogromny talent i powinien trafi do miejsca, gdzie bdzie mia
warunki, by rozwija zdolnoci.
- Nigdy nie spotkaam dziecka, ktre tak atwo rozwizaoby te zadania - oznajmia, a
potem szczebiotaa o posaniu go w przyszym roku do specjalnej szkoy, gdzie prowadzone s
kursy na studia. Ojciec poda kobiecie kaw i udawa, e jest podekscytowany i szczliwy.
Nastpnego ranka, nie zwaajc na nieg, rodzina si spakowaa, a ojciec naoy
acuchy na koa ich terenwki. Wyjechali zaraz potem.
To bya ostatnia szkoa, do jakiej uczszcza Jason Peabody.
*
Jego gowa zostaa delikatnie uniesiona i usysza, jak kto mwi cicho:
- A teraz otwrz usta.
Strumie wody popyn mu po policzkach i na ramiona. Zakrztusi si, potem usiad i
zakaszla. Uj naczynie i napi si sodkiej, chodnej wody.
Oszoomiy go intensywne barwy. Znajdowa si w pokoju. Za siedziska suyy tu
drewniane stoki przykryte niebieskimi, czerwonymi i zielonymi pledami. Gsto tkany dywan
w czerwono-czarny geometryczny wzr pokrywa cz sosnowej podogi. Masywny
kamienny kominek po prawej zia chodem, cho bya w nim sadza. Mczyzna, ktry
siedzia przy ku Peabodyego, mia siw, dug brod i niemal niewidoczne, bkitne oczy
w ogorzaej, pomarszczonej twarzy. Szyj otaczaa mu czerwona chusta. Na wosach
widoczny by lad po kapeluszu.
Pi maych kul unoszcych si pod sufitem owietlao pomieszczenie. Peabody
obserwowa, jak stykaj si dwie z nich, jedna zielona, druga ta. Przez chwil lampy
daway seledynowe wiato, by po rozdzieleniu ponownie zalni wczeniejszymi kolorami.
ta kula odbia si od sufitu i poszybowaa w przestrze miedzy dwoma regaami, odbijajc
si od kubkw, naczy, ksiek, gazet i zdj ustawionych w ramkach przed rzdami ksiek.
Dwa due okna otwieray si na odlege, purpurowe teraz gry. Wysokie kaktusy z
uniesionymi ramionami rzucay dugie cienie.
Houston leao w odlegoci 943,2 mili.
Jedno ze wiate wycigno nogi, potem gow z odstajcymi uszami i kocimi oczami.
Przeszo po staromodnym, zniszczonym bucie i przysiado na kolanie Jasona, okrytym
poszarpanymi dinsami, polizao ap i spojrzao w twarz Peabodyego.
- Kim jeste? - spyta Peabody, siadajc na brzegu ka.

Siwowosy mczyzna potrzsn gow.


- Nazywam si Kocia Burza.
- Nie jeste Indianinem. - Peabody bezsensownie przecign doni po wosach.
Broda zatrzsa si, gdy starzec umiechn si szeroko.
- DNA mwi co innego. Matka Hopi. Ojciec - Los Alamos. A ty?
- Matka z Sedony, ojciec inynier.
Kocia Burza skin gow. Wsta. wietlny kot przeksztaci si z powrotem w kul i
poszybowa pod sufit. Mczyzna podszed do wnki, gdzie na prostym stoliku staa misa, a
nad ni wisia kurek. Peabody widzia jedynie cienie na gadkiej, lnicej powierzchni
parawanu. Kocia Burza nala galon ze zbiornika zimnej wody. Odsun z jednego ze stolikw
drobne przedmioty i postawi naczynie oraz butl. Na matowej powierzchni pojawiy si
drobne krople.
- Mnstwo wody, Kowboju.
- Jestem Peabody. - Jason pokutyka do naczynia i nala sobie szklank, a potem
wypi do dna, niemal si krztuszc.
Siwowosy mczyzna znowu si umiechn.
- Powiedziae mi: Radiokowboj. Wtedy, gdy podnosiem ci z pobocza. Mylaem, e
nie yjesz. Prawie tak wygldae. Niewiele brakowao. Chyba cholernie duo wiesz o byciu
martwym.
- Nie martwym. Po prostu czekaem na nowe wcielenie. Tu nie jest gorco...
- Chodzenie wod. Lubimy wod.
- Masz on?
- Miaem kilka. Obecnie nie mam. Kolejna ona raczej si nie pojawi, przynajmniej na
razie. Ale chciabym pozna twoj opowie, Peabody. - Wyprostowa si na krzele, oparcie
zatrzeszczao. - Mamy czas, jak widzisz. Moje Pszczoy lataj wcale daleko i gromadz sporo
informacji, nie jestem zatem tak zupenie niewiadomy, jak moe ci si wydawa. - Unis
gow z dum. - Dzikie Kwiaty rosn na dachu tego domu. Tam Pszczoy przynosz i
gromadz dane. Jak miniaturowe Miasto Kwiatw. Nazywam to Kwietny Domek na Prerii. Umiechn si szeroko. - Nad tym wanie pracowaem kiedy - nad systemem, ktry mona
zastosowa na wsi, bez niewygd i nieprzyjemnych tumw typowych dla miasta.
Kiedy to si zaczo? w mczynie Peabody widzia przyjaciela, sojusznika. Nie,
eby od razu istnieli jacy wrogowie przeszkadzajcy mu w zadaniu, ktrego si podj, ale
zbyt wielu ludzi pozostawao po prostu obojtnych na misj Inyniera.
Musia dotrze do Houston. I to jak najszybciej.

- Czemu mnie w ogle zabrae? Kilka samochodw mino mnie w nocy, ale nie
sdz, aby kto mnie zauway. Straciem przytomno. Wydaje mi si, e pamitam, jak kto
si zatrzyma i kopn mnie par razy. Sdziem, e wybia moja godzina.
- Prawie. Moe miaem dobry dzie. Jednak nie od razu ci zauwayem. Moje
Pszczoy powiedziay mi o tobie. Zostae okradziony, cho niewiele miae poza czym, co
wedug mnie - na podstawie wizji dokonanej pszczelim okiem - wygldao jak dolary
Republiki Mississippi. Zabrali ci kapelusz. To byo najgorsze. Wyruszyem, eby ci
odszuka.
Kocia Burza wyprostowa si, opuci dugie rce na chude kolana. Oczy musi mie po
ojcu - domyli si Peabody. To oczy czowieka, ktry nalea do elity naukowej. To
czowiek, ktry zrozumie, o co chodzi i jaka jest stawka. Kto, kto rozumia denie do
gwiazd i kto zapewne mia jakie pojcie, co moe si sta, jeeli zmarnuje si szans na lot
do rda Sygnau, i co moe si sta, jeeli Sygna naprawd wysaa jaka obca inteligencja.
To czowiek, ktry zna zasady tej gry. Kocia Burza odezwa si znowu:
- A teraz powiedz mi, czemu one - mwi o Pszczoach - w ogle ci szukay?
- Jestem jednym z... - Peabody zawaha si, nagle zagubiony wrd sw, ktrymi go
nazywano. Pionier. Obcy. Mutant. - Jestem jednym z mutantw - stwierdzi wreszcie.
- Ludzie-Pomosty, jak nazywaa was moja matka. Znam kilku takich jak ty. Moja
pierwsza ona bya z Pionierw. Dopadli j agenci rzdowi i zabrali. Nigdy jej ju nie
widziaem. To byo moje polityczne przebudzenie. Lata temu. Zrozumiaem wtedy, e
marnuje si wikszo energii i ludzkiego potencjau. I e rzd upada. Przekonaem si, e to
samo dotyczy nauki. - Rozoy rce, wzruszy ramionami, a potem znw opuci donie na
kolana. - Byem zarejestrowany u rzdowych w Tucson pod numerem 2042.8. Mj wasny
wybr. Zostaem, bo sdziem, e tak bdzie dobrze. Ale prawd mwic, zostaem
wykorzystany. Lee Ann bya moj drug poow. Po jej znikniciu przez lata czuem gniew.
P wieku zajo mi uspokojenie si, a w tym czasie popeniem mnstwo czynw, ktre
mona by nazwa aktami terroryzmu". Troje moich dzieci ucieko najszybciej jak mogo.
Zdaje mi si, e przez dugi czas pozostawaem w stanie kompletnego szalestwa. Przyzna
musz ze wstydem, e dobrze zrobiy, uciekajc.
- Znaem kobiet, ktra pomoga stworzy Miasto Pksiyca - powiedzia Peabody. Ale odszedem. To byo dawno temu. Manipulowano mn. W kocu to odkryem i niezbyt mi
si spodobao. Zanim odszedem, zostawiem jej pewne dane nawigacyjne, ktre wyniosem z
Houston. - Umiechn si przelotnie. - To wersja skrcona, rozumiesz. Miaem zosta
Inynierem. Nawet zaczem w Chicago. Byem tam Naczelnym Nanoinynierem. Mielimy

najlepsze Miasto Kwiatw na wiecie. Ale wtedy moja ona - urwa, nie mogc wykrztusi
przez chwil sowa i dziwic si, e wspomnienia mog nadal tak bole - moja ona popenia
samobjstwo. Wic wyjechaem, w tym czasie wschd by cakowicie opanowany przez
Plag Noworleask. Nie wiem, jak si rozprzestrzeniaa, w efekcie populacja we wschodnich
Stanach drastycznie si zmniejszya. Ludzie uciekali stamtd i przypywali do Miasta
Pksiyca. To byy wspaniae lata rozkwitu miasta, ale gdzie indziej nadeszo nowe
redniowiecze. Tymczasem my przetrwalimy i ylimy w dobrobycie. Mam wraenie, e
zrobilimy si tuci i leniwi. A teraz nadszed czas na dziaanie. Dziaanie jest konieczne.
Miasto Pksiyca zostao zaatakowane przez piratw. Ja i pewna kobieta wyruszylimy do
Houston, by zdoby pewne dane. Informacje zostay zebrane w okresie pierwszych lat Ciszy.
Kocia Burza usiad wygodniej.
- Mylisz, e dane nadal s w Houston?
- To cakiem moliwe.
- W Houston jest bardzo ponuro. Syszaem, e miasto si zmienio. Jest teraz
strasznym miejscem... jak wiele innych w dzisiejszych czasach.
- Informacje s najprawdopodobniej przechowywane w jakim noniku organicznym.
Przynajmniej mam nadziej, e tak jest - wyjani Peabody. - Zreszt ktokolwiek odbyby tak
dug podr jak ja, te chciaby si przekona, czy byo warto.
- Ale w czym problem? Mwisz: zdobye dane. Mwisz: dae je Miastu Pksiyca.
Zostay zapisane i wczone do bazy danych. Wic o co chodzi?
- Znasz lemingi?
- Jasne.
- Wanie o to chodzi. To wszystko, co wiem. Jestem jak leming. Pewnie dotychczas
walczyem z tym poczuciem misji. Jednak jest za silne. Ludzie znaleli si na progu nowego
etapu ewolucji - etapu midzygwiezdnego. Moja matka bya Gajank. Przypuszczam... To
mieszne, ale wierz... - Wyrzuci z siebie wszystko i poczu ulg. Wzi gboki oddech. Od
wielu lat ju nie zdarzyo mu si tak naprawd rozmawia z innym czowiekiem. Przypuszczam, e Ziemia jest jak drzewo. Jest organizmem majcym okrelon pe. Albo
co podobnego, co, co daje pewn okrelon orientacj, denie. I gdzie tam, wrd gwiazd,
jest partner dla Ziemi. I to wszystko - zatoczy rk uk - to wszystko, ewolucja ycia, rozwj
technologii i nastpstwa Ciszy, jest czci ewolucji intergalaktycznej... intergalaktycznej
inteligencji. Inteligencji tak bardzo nas wyprzedzajcej i wyszej ni nasz rozum, e nawet
nie potrafimy sobie tego teraz wyobrazi. To nie jest plan. To... - zastanawia si dusz
chwil, prbujc znale najodpowiedniejsze sowo - to improwizacja. Jestemy ju w

pewnym stopniu rozumni. Ale przecie czciowo jestemy zupenie lepi i gusi. Nie wiem,
co widz twoje Pszczoy. Nie wiem, co syszy pies. Na pewno nie potrafi powiedzie, co
myl inne stworzenia, ktre rozwiny wraliwo na inne pasma czstotliwoci fal ni ja.
Kocia Burza popatrzy na Peabodyego.
- To niezupenie pasuje do trzewo mylcego Inyniera.
- Nie - odrzek Jason. - Niezupenie. Udawaem przez cae ycie, e jestem rozsdnym
i trzewym czowiekiem, a okazaem si zupenie bezuyteczny i nieefektywny. Moja ona,
ktr przecie kochaem, wybraa mier, nie chciaa y, nie chciaa nawet sprawdzi, co nas
czeka. To moja wina.
- Ale teraz...
- To bya moja wina - powtrzy stanowczo Peabody. - Skaza na idealnym Chicago.
Gdybym tylko mg j zobaczy wczeniej, dowiedzie si wczeniej...
- Duo na siebie bierzesz - zauway starszy mczyzna.
- Mnstwo programw terapeutycznych powiedziao mi co podobnego i jeszcze
wicej. To niczego nie zmienia. Czas to sobie uwiadomi. I pora uwiadomi sobie, po co si
urodziem. Aby zrozumie najdokadniej jak mona, co si stao i co si dzieje. Niewane,
czy to w ogle ma jaki sens. Urodziem si, by uatwi i pomc w przemianie ludzkoci. By
da wybr. Wszystkim stworzeniom. Nie tylko ludziom. Wszelkiemu yciu i temu, co z niego
powstaje. Dlaczego tak trudno zrozumie, e wiadomo si rozwija i ronie, i e ten nowy
etap ewolucji wykracza poza wiadomo? - Peabody wsta i zacz si przechadza. - To nie
tylko nieunikniony krok. To krok w rozwoju, chyba nie tak niewiadomy jak wczeniejsze
etapy ewolucji. To mnie wzywa. - Wycign rk do siwowosego mczyzny, aby ucisn
mu do. - Musz i. Bardzo ci dzikuj za pomoc, ale musz ju i. Moe kiedy si troch
ochodzi...
- Do cholery, zabior ci do Houston.
Peabody spojrza na Koci Burz.
- Czemu nie?
W tym momencie Jason usysza miauknicie i ujrza, jak dwie kule wiata niczym
iskry spadaj na gospodarza. Kocia Burza odpdzi je ruchem rki, gdy wstawa.
- Denerwuj si. Wybaczcie, kochaneczki, ale mczyzna musi zrobi to, co jest
zadaniem mczyzny.
*
Kolacja Kociej Burzy bya szybka i ergonomiczna: fasola z ryem, kaktusowe pikle
oraz saatka owocowa. Posiek postawiony zosta na niskim stole, przy ktrym przycupny

kule wiata. Talerze gospodarz wyj z szafki, skd wczeniej przepdzi koci lampk. Gdy
mczyni zjedli, jedno ze wiate wysuno apy i unioso ogon, a potem przygldao si
uwanie kocimi oczami bandaowaniu eber Peabodyego. Po zaoeniu opatrunku Kocia
Burza otworzy wielki zbir plikw w komputerze i wyszuka wzr preparatu
uzdrawiajcego, ktry zleci do przygotowania domowi. Cho Jason protestowa, e jego
wasne nano jest w doskonaej formie, gospodarz zmusi go do wypicia pynu.
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Pomoe ci na twoje dolegliwoci. Zdaje si, e nie
jeste tak przewraliwiony jak ten radiowy kole. Zreszt ten preparat przyhamuje go na
duej.
Peabody przejrza pk z ksikami, sczc mieszank o cytrynowym zapachu. Na
regale znalaz pytk z wygrawerowanym dyplomem ukoczenia inynierii astrofizycznej na
Uniwersytecie Nowego Meksyku, wsunit niedbale za przepikn mis Hopi. Na pycie
widniao nazwisko Sam Atchley. wietlny kot przebieg po krawdzi pki i wskoczy
Peabodyemu na rami.
- Wybacz, ale myl, e ta maa od razu ci polubia.
- Czy to naprawd... koty? - zapyta Jason. Kotka siedzca mu na ramieniu wydawaa
si cakiem realna.
Kocia Burza spojrza na niego z niedowierzaniem zabarwionym rozbawieniem.
- To helikoty. Koty soneczne. No, to zbierajmy si.
Wyszli na zewntrz w bkitny zmierzch. Kaktusy stay niczym szpaler wartownikw,
gdy przechodzili do wielkiego, kopulastego garau. Gospodarz zapali wiato i Peabody
ujrza rnorodne pojazdy ustawione pod aluminiowym dachem.
Bya tam pciarwka na energi soneczn z karoseri w kolorze lapis lazuli.
Peabody mglicie przypomina sobie, e chyba ju j widzia, gdy lea na poboczu drogi.
Obok samochodu sta motocykl i jeep.
I niewielki pojazd z dwoma siedzeniami. Wyglda, jakby zaprojektowano go do
latania. Sprawia wraenie niebezpiecznego.
Ku konsternacji Jasona Kocia Burza podszed wanie do aurowego wehikuu.
- liczny, prawda? Sam go zbudowaem.
Peabody poczu wyranie obcy, ale przyjemny pustynny zapach, ktrego nie potrafi
rozpozna.
- Nie potrzebujemy ciepa, wiata sonecznego czy innych... - Siwowosy mczyzna
rozemia si i klepn Jasona po plecach. - Jedyne, co musisz zrobi, to wej i usi.
Peabody rozejrza si niepewnie.

- Przecie w pobliu jest droga...


- E tam. Spjrz tylko. Wznosi si pionowo. Popatrz na skrzyda, moe lata jak
koliber. To hybryda. Nie jest zbyt szybka, wycignie najwyej szedziesit mil, z tob i ze
mn. Droga zajmie nam, powiedzmy, dziesi godzin. Bdziemy mogli si zatrzyma na
odpoczynek, jeeli zajdzie potrzeba.
Peabody czu si sztywny, obolay i stary, gdy zajmowa miejsce w fotelu, wdrapujc
si po boku urzdzenia za pomoc dwch uchwytw i wgbie. Cieszy si, e przynajmniej
ma uzdrawiajce nano.
Wysokie okna domu Kociej Burzy odbijay ostatnie promienie soca. Niewielkie
wietlne kule polatyway wszdzie. Siwowosy mczyzna usiad obok Jasona. Natychmiast
objy ich pasy bezpieczestwa, ktre, jak Peabody wiedzia, mogy si przeksztaci we
wspaniale amortyzujc piank, zdoln ochroni pasaerw w razie uderzenia lub wypadku.
Jason mia tylko nadziej, e nie wida po nim tak bardzo zdenerwowania. Kocia Burza
posa mu umiech i skin gow, a zaraz potem ornitopter wytoczy si na betonowy podjazd
przed garaem. Drzwi zatrzasny si za nimi z guchym hukiem. Otoczyy ich kaktusy i
spkana ziemia. ciany garau odbiy blask purpurowego zachodu.
Pod stopami Jasona zawarcza cicho wirnik, obracajc si coraz szybciej i szybciej.
Kocia Burza przycign dwigni i ornitopter unis si w niebo tak nagle, e dom zmala w
oczach, a Peabody poczu zawrt gowy. Spojrza na horyzont, by si uspokoi, i ujrza
ciemn, poszarpan lini krajobrazu, oblewan ostatnimi blaskami zachodu.
Ornitopter z gracj skierowa si na pnoc. Wkrtce ujrzeli drog midzystanow nr
10, na ktrej poboczu lniy wiata.
- Oto nasz przewodnik. Najszybsza trasa do Houston. Wirniki zamilky i wsuny si
za siedzenia pasaerw.
Wehiku rozwin skrzyda.
- Piknie, prawda? - powiedzia Kocia Burza.

13 SIERPNIA 2115, WP DO SZSTEJ RANO

Danya

wit w poudniowo-wschodnim Teksasie by stosunkowo chodny.

Zatoka

Meksykaska leaa w odlegoci okoo pidziesiciu mil. Danya ca noc spdzia w


gniedzie, stoczona z dziemi, ktre nigdy nie zasypiay i nigdy nie przestaway mwi.
Posza te sprawdzi, co z kojocic, ale z blem serca przekonaa si, e Trzy Niemoliwoci
odesza.
Danya rwnie ruszya, pobiega lekkim truchtem, troch tylko szybszym ni
chodzenie. Prawie natychmiast zrosi j pot. Wytara twarz chust. Znalaza ubrania wielu,
zbyt wielu ludzi, zapewne tych, co odeszli lub umarli. Byy wrd nich szorty, koszulki i
spory asortyment butw sportowych, wrd ktrych Danya przebieraa dusz chwil. Po
drugiej stronie, za owietlon ulic, wida byo niebo. Robio si szare. Jasno dnia
rozwietlaa zdumiewajco bujne cierniste krzewy rosnce w otoczonych betonowym
krawnikiem krgach ziemi. Zarola sigay wysoko ponad gow kobiety i kwity
stokowatymi, tymi kwiatami. Cigny si wzdu rumowiska starych domw,
zbudowanych, jak pamitaa Danya, okoo roku tysic dziewiset szedziesitego, blisko
sto pidziesit lat temu.
Aluminiowe szkielety budynkw wyrastay wszdzie w okolicy, a widoczne na nich
panele baterii sonecznych, niegdy rowe i bkitne, teraz zachoway jedynie wspomnienie
dawnych kolorw. Danya pobiega midzy nimi. Okna zrujnowanych domw, z
powybijanymi szybami, odbijay promienie soca w tysicach byskw, zmieniajcych si,
gdy je mijaa. Kierowaa si w stron masywnych bry rakiet, odlegych moe o p mili. w
rzeczywistoci Centrum Kosmiczne w Houston nie byo pocztkowo kosmodromem, lecz
tylko orodkiem kontroli lotw i centrum obliczeniowym. Kiedy jednak kosmodrom na
przyldku Canaveral zosta zalany pod koniec Pierwszej Fali, starty rakiet przeniesiono do
Houston. Std wanie wystrzelono misj kolonizacyjn na Ksiyc. Co si stao z tamt
koloni?
Danya nie miaa pojcia, przypieszajc pomimo odczuwanego gorca. Bya wtedy w
Miecie Pksiyca. Pamitaa, e kolonia istniaa i e Ziemia stracia z ni czno, moe
nawet celowo odcia poczenie. Moe istniaa rwnie kolonia na Marsie, gdzie
wykorzystano wszelkie nanotechnologiczne rozwizania. Ale nikt na Ziemi nie mia pojcia,
co si stao z pozaziemskimi bazami, a gwny orodek cznoci, jakim byo Centrum
Kosmiczne w Houston, milcza.
Cudownie byo zosta samej. adnych Teraniejszoci. adnych bizonw. adnych
dziwnych plemion. adnych kojotw. Tylko Danya i ta dzika granica utraconych nadziei i
niedotrzymanych obietnic. I bezmiar nieba nad gow, po ktrym, jak stado lub karawana

dwigajca adunek wody, pyny majestatyczne cumulusy.


Uderzeniem doni strcia kilka moskitw i zamrugaa powiekami, gdy wiato na
kroplach potu porazio j w oczy.
Zamrugaa jeszcze raz.
- Nie - wyszeptaa.
Lecz owszem.
May owal wiata pulsowa w cieniu ogromnego statecznika jednej z rakiet. Niezbyt
blisko. Moe wier mili od Danyi. Mogaby si odwrci i uciec lub uda, e nic nie
zauwaya. Wtedy jednak wiato mogoby j docign. A co bdzie, jeli j zapie?
Jej dziki miech eksplodowa w czystym powietrzu. Ostronie ruszya w stron
jasnego owalu. Moga oceni jego rozmiary. Mogaby poobserwowa go uwanie, naukowo.
Nie wysya do jej umysu adnych zabjczych promieni. Nie zmienia, nie mg zmienia
upywu czasu. wietlik by dla niej zagroeniem w rwnym stopniu co soce lub nocna
lampka w dziecinnym pokoju, w Miecie Pksiyca nabya manii naukowej. Miasto
uczynio umys Danyi elastycznym i kreatywnym. Przypomniaa sobie precyzyjnie uoone,
jak w strukturze krysztau, i cinite w czasie amerykaskie mity, ktrych efektem by
Radiokowboj. Przypomniaa sobie prehistoryczn ludno kontynentu, ktra zesza
prawdopodobnie z Wind Rock, co Danya widziaa w widmowej transmisji radiowej. Czas
natury, czas pdzenia stad przez preri, przez ogromne rwniny soczystej trawy skpane w
jasnym blasku bkitnego nieba i ocienione wysokimi grami, poncymi czerwieni o
zachodzie soca. Czas przepywa przez umys Danyi w rwnych impulsach i przynosi
muzyk, i opowieci o zdradzie i o tak wielu moliwociach, jakie otwieraa przyszo, o
pejzau podobnym do gr - wyszych, ni kiedykolwiek widziaa - gdzie muzyka
rozbrzmiewaa wyranie i odbijaa si od turni, a echo zmieniao brzmienie majestatycznych
pasay coraz szybciej i szybciej, i znowu, i znowu...
...wtedy opada na kolana, a transmisja radiowa ucicha, jednak wiato nadal
wdzierao si w jej umys, czc si z obrazem rozwidlonej, wielkiej, zotej drogi, po ktrej
Danya zawsze chciaa wdrowa i dokona czego wanego podczas tej wdrwki. Upada na
ziemi i usyszaa w oddali ttent stada bizonw pdzcego przez puste przedmiecia
Houston, midzy niskimi sosnami, poszc stada wodnego ptactwa. Gromady krzyczcych
czapli przesoniy soce...
...dwik unosi Dany wrd ogromnych stad czapli, flamingw i innych
wymierajcych gatunkw. Nis j w gry, gdzie ujrzaa wrd szczytw szybujcego
samotnie ora, a dalej bya ta jasna rzecz, owalna jasna rzecz, wypeniajca powietrze nowymi

uczuciami, pieszczca zmysy i zapowiadajca nowy poziom ewolucji...


Otworzya oczy i napotkaa uwane spojrzenie Radiokowboja. Ogorza twarz
otaczao rondo jasnego kapelusza i bkit niebios, ktry pasowa do koloru tczwek
mczyzny, jakby jego oczy byy czci nieba. Radiokowboj nie by prawdziwy. Kojot nie
by prawdziwy. Teraniejszoci nie byy prawdziwe. Tylko nieboskon by prawdziwy, ten
gboki, niezmierzony bkit otoczony czasem jak cieniem...
- Danya?
Woda oblaa jej twarz. Zakrztusia si. To jednak bya rzeczywisto. Radiokowboj,
stado bizonw i ta dziwna podr przez czas, jakby Danya pyna po oceanie obrazw, z
westchnieniem sprbowaa wsta, ale bezradnie opada w ramiona Kowboja.
- Ktra godzina?
- Okoo poudnia. Jkna i wyjania: - Zdaje si, e zgubiam pi godzin.
Ponownie sprbowaa wsta, ale zawrt gowy sprawi, e opada na...
- Co to jest, do cholery? - Podniosa si nieco i rozejrzaa. Leaa na twardym,
stalowym stole, a wok niej mrugay wiata. Zamkna oczy.
- Czy tu nie ma adnego normalnego ka? Chyba jestem za bardzo obolaa, by tu
lee. - Zerkna na swoje rami, owinite niebieskim opatrunkiem, spod ktrego cigna si
rurka do podwieszonej plastikowej butelki.
- Dae mi narkotyk, czy co?
- Lekarstwo - powiedzia Kowboj i zacz wacikiem zmywa krew z jej ramienia. - To
woda z sol i mineraami. Bya odwodniona. Musiaa lee na socu kilka godzin.
Danya obiema domi dotkna twarzy.
- Au...
- Masz paskudne oparzenia od soca.
- Jak mnie znalaze?
- Przez cholernego, skamlcego kojota.
- Och. wietnie! Ale... Tylko skamlaa? Nic nie mwia?
- Prosz. Napij si wody. Martwilimy si o ciebie.
- Jak si tu dostae?
- Ten facet okaza si bardzo pomocny.
Otworzya oczy i za plecami Kowboja ujrzaa wysokiego, ogorzaego mczyzn,
przygldajcego si jej uwanie ciemnymi oczyma. A dalej gromadk dzieci, wyciszonych,
speszonych. Czyby czuy si winne?
Umiechna si do nich.

- Hej! Nic mi nie jest. Wyszam pobiega. To byo gupie, wiem. - Wcale nie byo
gupie. Przywyka do upaw. Bya dobrze nawodniona, pia duo. Znowu tamto wiato, to
wszystko. Opara czoo o rami Kowboja. - Przepraszam, e ci tak zostawiam. Jak mnie
znalaze? To znaczy, jak dostae si do Houston?
- C... Waciwie nie miaem zamiaru ci szuka. Cho miaem nadziej, e ci tu
znajd. Zdaje si, e po prostu szlimy w tym samym kierunku.
- Tak.... Oboje bylimy ranni, oboje znalelimy drog... I nie wiem, po co to
wszystko. Ty wiesz?
- Aby odnale system nawigacyjny - powiedzia Radiokowboj. - I znalelimy. A
teraz musimy go zabra do domu. Wanie w tej chwili budzimy Zielon Zmian.
- Niebiesk. Na mnie nie licz, Kowboju - oznajmia, zsuwajc si ze stou. Nieomal
upada, gdy dotkna stopami podogi, w ostatniej chwili opara si o towarzysza.
- Jeste potrzebna w Miecie Pksiyca - stwierdzi, obejmujc j w talii. - I mw do
mnie Jason. Albo Peabody. Nie Kowboj. aden ze mnie kowboj. Jestem zwykym
Inynierem, z zadaniem do wykonania. Ty rwnie masz zadanie, Danyo.
- Wspdziaanie mnie nie potrzebuje - odpowiedziaa. Ale oni mnie potrzebuj.
Czymkolwiek i kimkolwiek s. Dziwne plemi z Teraniejszoci.
Wysali zew, silny i czysty, ktry przenikn Dany a do ostatniej komrki ciaa i
wstrzsn do gbi serca. Niewane, czym si teraz zajmuje, czua wezwanie. Bya zanurzona
w czasie, falowaa w czasie, cho jeszcze nie widziaa nic wicej ni kilka rozwidle na
ciece teraniejszoci biegncej w przyszo.
Jeszcze nie.
- Miasto ci potrzebuje - stwierdzi Radiokowboj. Nie umiaa myle o nim inaczej.
Nie podoba si jej ten spokojny, wywaony ton gosu, jakby mwca by najbardziej ponurym
i obowizkowym facetem pod socem. I jeszcze to przekonanie, e Danya na pewno si
zgodzi na jego plany. Jego oczy byy powane, bez ladu choby iskry wesooci, jak
widziaa u Kowboja. Nawet jego gesty i postawa przesycone byy odpowiedzialnoci i
celowoci. - Potrzebuje ci. Musimy przywrci miastu system nawigacyjny, da mu map,
model nieba. Te dzieci nosz w sobie zapewne najdoskonalsz na wiecie form tej mapy,
najpeniejsze dane. Zmieniay si wraz z aktualizacjami, z nowymi obliczeniami, z kadym
nowym podczeniem pomidzy impulsami. A teraz musimy sprawdzi... ca reszt. Od tego
zaley, co si dalej stanie.
- Reszt czego? - spytaa wojowniczym tonem. Miaa straszn ochot zapali. - Jest tu
co do jedzenia? Zgodniaam.

- Nie wiem, czy pamitasz - jego gos by agodny, zbyt agodny - co si stao, kiedy
odpywalimy. I nie mam pojcia, co si stanie, kiedy wrcimy. Przyjmijmy pozytywny
scenariusz. Wszystko si wzgldnie uspokoio. Zanim odpynlimy, odebraem od
Wspdziaania odczucie, e miastu pieszy si, by opuci ocean i Ziemi. Niewane, czy
bdzie miao komplet danych nawigacyjnych, czy nie. Ufam, e jest dobrze przygotowane do
odlotu. I do tego, czym si stanie. Ale chc mie pewno, e wszystkie systemy bd
dziaay nie tylko dla miasta, ale i dla ludzi, ktrzy z nim polec. S przecie dwa rwnolege
systemy: miasto i Wspdziaanie. Bdzie nam potrzebna kada pomoc.
- Oczywicie - mrukna, ale rwnoczenie pomylaa: Nie mog pyn do miasta. A
potem pozwolia, aby pomg jej pooy si na stole, i usyszaa tylko:
- Odpocznij.
Bya gboka noc wypeniona nieopisanym wibrowaniem czasu, gdy mczyni
pomogli Danyi wej do autobusu. Wszyscy wsiedli - dzieci, Radiokowboj Peabody i wysoki
mczyzna, a potem ruszyli i przejechali przez bram, cho krzyczaa: Sta! Sta!, ale
Kowboj jedynie obj j mocno; krzyczaa nie tylko dlatego, e zostawiaa t niepoznan
wietlist istot, lecz take najlepsz przyjacik, Trzy Niemoliwoci, ktra j tutaj
przyprowadzia i ktrej Danya jeszcze si nie zrewanowaa za szczodro, za dobro, za
osobist wieczno niesion midzy silnymi szczkami, za wszystko, co moga przynie
Ludziom z Teraniejszoci; ale autobus mkn przez rwnin, min wzgrza usiane a po
horyzont barwami rozkwitych kwiatw - , czerwie i najgbsza ziele, wszystko to
czekao na Dany, czekao na ni, czekao, a wiatr szumia w autobusie, dzieci skakay i
pieway, przepychay si i wychylay przez okna, a wreszcie pasy bezpieczestwa mocniej
przypiy je do foteli i zbesztay za nieostrono. O wicie Radiokowboj wynaj d i
skierowa si do Zatoki. Danya syszaa, jak wysoki mczyzna i Kowboj rozmawiaj - jak
mogli tak spokojnie rozmawia, gdy przeszo i przyszo rozwidlay si na paskim,
piaszczystym brzegu, ktry wanie opuszczali, by dopyn do sztucznej wyspy - wyspy,
ktra teraz wydawaa si Danyi zupenie obca - a kiedy fale uderzyy w burty i d pomkna
w przeraliwym popiechu, nie dajc adnego wyboru, adnej swobody, nie, nie!; usyszaa
swj krzyk i Radiokowboja mwicego jej z trosk, e poczuje si lepiej, gdy znajdzie si w
domu.

13 SIERPNIA 2115, W P DO SZSTEJ RANO

Danya

Dzieci zabray Dany na szczyt dziesiciopitrowego budynku, eby zobaczya


wschd soca. Cho bya wyczerpana, wzia udzia w dziecicym tacu, idc za grup
korytarzem, w ktrym na ekranach migay napisy: ZAOGA MISJI MARSJASKIEJ lub
ZAPIS LDOWANIA. Na zewntrz rozciga si czysty bkit nieba a po horyzont, gdzie
rozlewa si zoty blask. Przez chwil Danya poczua si tak, jakby odrywaa si od Ziemi i
leciaa na Marsa albo jeszcze dalej, na krace czasu i przestrzeni...
Dzieci taczyy i miay si; cicha grecka melodia pyna z bbla ustawionego przy
kolumnie tu obok. Robio si coraz janiej. Danya uwiadomia sobie, e obok siedzi
kojocica - poczua wyranie wo zwierzcia.
- Czujesz si lepiej? - zapytaa. - Ciesz si... Kojocica ostronie uoya si na
brzuchu, wywiesia jzyk i zacza dysze.
- Tak oto dowiadczamy radoci nauki i oto jestemy osaczani przez Teraniejszoci.
- No, dobra. Powiedz mi. Czym s Teraniejszoci? Kady ju wie, co mi si
przydarzyo. Najpierw byo wiato - ta wietlista istota w sklepie, potem bizony, a teraz ty.
Czuj si, jakbym zostaa... pominita albo podobnie. Troch mi si to nie podoba.
Trzy Niemoliwoci otworzya pysk i chwycia rk Danyi, a potem delikatnie pucia.
Nie chciaa sprawi jej blu. Przez chwil spogldaa uwanie, a potem rozchylia szczki.
- Jeste tutaj. Tutaj. Dokadnie na pocztku wektora, ktrego ludzko obecnie nie
moe wykry, bo nie ma wystarczajcej mentalnej siy. Ale jeste dokadnie tutaj, moja
droga. - Gos Trzech Niemoliwoci wista kontrapunktowo do greckiej melodii.
- Rozumiem - powiedziaa Danya. - To znaczy, e ty masz mentaln si, by okreli
ten wektor...
- Nie... - Gos kojocicy wypeni smutek. - Niezupenie. Ale jestem czci tego, co
moe pomc w nabyciu tej umiejtnoci. Posuchaj muzyki. To muzyka, ktr moesz
zobaczy. Nie widzisz tego? - Ton gosu Trzech Niemoliwoci zmieni si ze smutnego w
perswazyjny. - Powinna mc to zobaczy. - Czy to byo westchnienie? - Mam tak wiele
informacji. Informacji, ktrych nie mona przetumaczy na angielski. Matematyka jest
odpowiednia, ale to nie jest mj naturalny jzyk. Zapach jest dla mnie naturalny. - Uniosa
pysk i zasapaa Danyi do ucha. Poaskotao. - Taniec zapachw.
Kojocica dwigna si i ruszya w rodek gromadki dzieci, skamlc i biegajc
pomidzy nimi, zakrcajc i podskakujc. Danya spogldaa na t wirujc scen.

Improwizacja przenika wszystko - pomylaa nagle. Improwizacja, ktra nie rozumie


znaczenia tego, co byo i co bdzie, jest krawdzi czasu. Miaa wraenie, jakby ogldaa
obraz bawicych si dzieci nieskoczon ilo razy. Czerwone i zielone koszulki mieszay
si, czarne wosy Elizabeth odrzucone na plecy, ciemna skra Kevina lnica w promieniach
coraz janiejszego soca....
Dzieci biegay i taczyy w objawieniu chwili obecnej. Teraniejszo, ktr Danya
czua zawsze.... cho zaczo si to dopiero kilka dni temu...
Trzy Niemoliwoci zlizaa jej zy z twarzy, a dzieci skupiy si wok kobiety
zmartwione.
- Co ci jest?
- Wszystko dobrze - zdobya si na wyduszenie sw ze cinitej krtani. - Nic mi nie
jest, wszystko dobrze. - Obja Eliasza i przytulia na moment. Chopiec wykrci si z
ucisku i pobieg do reszty dzieci, w wiato. Wszystkie te maluchy byy objawieniem
genetycznym, stranikami tajemnicy potrzebnej, by ludzko moga sta si czym wicej ni
jest. W niebo popyn piew ze stacji Radio-T. Melodia dochodzia z kieszeni Danyi, z
maego radia, a Trzy Niemoliwoci raz jeszcze uja do kobiety. Danya zrozumiaa, e jest
bardzo, ale to bardzo zmczona. Nie pomoga wiadomo, e otacza j tcza biaego wiata i
opowieci, ktre z niej pyn, w swoim yciu bya tak wieloma osobami... zbyt wieloma...
Zrobio si tak gono i tak wietrznie...
Radiokowboj pojawi si nagle. Wysiad z ornitoptera, ktry wyldowa na dachu,
doskoczy do Danyi i powiedzia co zmartwionym tonem, a potem masowa jej donie,
przemywa twarz wod i nis j po schodach, podczas gdy dzieci skandoway:
- Wony powrci. Bogosawione niechaj bdzie jego imi. On jest naszym bratem i
zabierze nas do gwiazd.
*
Danya baa si otworzy oczy. Syszaa wok szmery i rozmowy. Kto mwi o
wodzie i jedzeniu i o Zielonym Zespole, z ktrego wszyscy nie yj. A moe to by Czerwony
Zesp.
Nagle szorstki jzyk przejecha jej po policzku i zerwaa si, pocierajc twarz domi i
chichoczc.
- Jestemy prawie gotowi do podry - powiedzia Radiokowboj z kta pokoju.
- To znaczy? - Danya bya jeszcze kompletnie oszoomiona. - Gdzie jedziemy?
- Znalelimy autobus. To niezy autobus, z klimatyzacj. Cho moe by uszkodzona.
Pojedziemy do Galveston. Kocia Burza mwi, e zabierze nas stamtd na d. I w cigu

dziesiciu-dwunastu godzin bdziemy w Miecie Pksiyca.


- Kocia Burza?
- Mio mi pozna, panienko. - Wysoki mczyzna z nieprawdopodobnie dugimi
koczynami podszed do Danyi i zamkn jej do w ucisku. - Wiele o tobie syszaem od
doktora Peabody'ego i Niebieskiego Zespou, cho to nieczue sukinsyny.
- Doktor Peabody?
Radiokowboj przysun sobie krzeso i usiad obok.
- Czujesz si lepiej? - Jego gos by przepeniony smutkiem, jak wczeniej gos Trzech
Niemoliwoci.
Danya usiada i spucia nogi z metalowego stou zabiegowego, a potem wstaa.
Kowboj natychmiast j podtrzyma. Po chwili obj j mocniej i przytuli. Opara gow na
jego ramieniu.
- Miaa cik podr....
- To bya tylko przejadka rowerowa - zapewnia.
- Myl, e masz gorczk z wyczerpania.
- Mamy tu rakiety, duo rakiet - zabrzmia w tym momencie gos Jawana,
tumaczcego co Kociej Burzy. - Musimy mie. eby wiczy. Tak, jedn udao si
wystrzeli. Musielimy. Chcieli, ebymy to zrobili. Chcieli polecie. My te chcemy
polecie.
- Dalej i dalej!
- Polecie do wiata!
Jednak Danya czua si bliska omdlenia. Przeraao j to, co si dziao. Jakby
nieskoczone rzeczywistoci przenikay i mieszay si w czasie.
- Powinnimy zwolni tempo... - powiedziaa stanowczo.
- Nie mam pojcia, jak to zrobi - odpowiedzia, zaskakujc j cakowicie. - Nie tutaj.
Zdaje si, e masz jaki problem... Myl, e potrzebujesz... przywrcenia. Och, nie wiem powiedzia goniej. - Po prostu nie wiem.
Danya odprya si w jego ucisku. To nic, e nie wie. Jest tak dobrze...
Mczyzna znowu zacz mwi:
- Myl, e jestemy dopiero na pocztku. Dugo trwao, zanim doszlimy do tego
etapu. Cho to tylko pocztek. Wszystko jest takie rozproszone. Niesamowity baagan. Czuj
si gorzej ni wtedy, gdy byem chopcem. Gorzej ni wtedy, gdy w samym rodku plagi
pynem przez Mississippi wrd ciemnoci i szalestwa. Po prostu nie wiem, co robi i
gdzie jest co do zrobienia. Nie wiem nawet, co jest do zrobienia. Na dodatek nie udao mi si

spotka radioastronoma. Minlimy si o wos. Tak blisko i tak daleko zarazem, jak mawiaa
moja matka, z naszej strony wszystko wyglda jak jeden wielki chaos. Ale moe z drugiej
strony... jeli jest jaka druga strona. Cae moje ycie dowodzi jednak, e musi by druga
strona. Inna strona, bardziej realna ni ta. Tskni za wiatem, Danyo. Jak ty. - Jego ciepe
usta dotkny jej warg, pocaowa j. To te byo przyjemne, cho troch jak sen. - aden ze
mnie doktor. Nie umiem nawet zrobi zastrzyku, nie wiem, jak leczy. Wszystko nie tak,
prawda? I ta stacja kosmiczna nawiedzona przez wiato... A te dzieci nic si nie zmieniy,
Danyo, nic a nic! Wygldaj tak samo jak siedemdziesit lat temu, kiedy tu pracowaem.
Pamitam ich imiona. Pamitam ich twarze. Nie potrafi sobie wyobrazi czego bardziej
przeraajcego... A one s takie szczliwe... Widziaem inne dzieci... Tak wiele dzieci... To
straszne. To takie straszne.
Danya odgarna wosy i spojrzaa mu w oczy. Byy smutne, desperacko smutne.
- Lepiej bdzie, jeeli wyruszymy - wtrci si Kocia Burza. - Wszystkie dzieci s ju
obudzone. I troch oszoomione. To chyba dobrze - umiechn si ironicznie.
Radiokowboj prbowa j podnie, ale zachwia si niepewnie i zrezygnowa.
- Przepraszam... Bardzo przepraszam - powtarza nawet wtedy, gdy zapewnia go, e
wszystko w porzdku; gdyby nawet byo tysic razy gorzej, i tak by byo dobrze, nie potrafia
jednak tego powiedzie, moga tylko mia si i paka jednoczenie, bo tak si cieszya, e
znowu go widzi, cho nie spodziewaa si, e kiedykolwiek jeszcze go zobaczy, i cieszya si,
e i Radiokowboj naley do Teraniejszoci. Moe jemu uda si dostroi Dany, moe zrobi
to Miasto Pksiyca, moe pojawi si tam nowa czstotliwo; gdyby jeszcze tylko mogli j
wyczu, dowiadczy jej zmysami. Najprawdopodobniej jednak nowa czstotliwo nadal
bya dla nich niedostpna, poza zasigiem wzroku, suchu, wchu i dotyku, poza zasigiem
cieek umysu, poza szlakiem prowadzcym do Umysu pragncego poczy si ze
wszystkim, co yje na Ziemi.
Nadesza noc, gdy w kocu wsiedli do autobusu i odjechali. A Danya przypominaa
sobie zbyt wiele. Kiedy wchodzia po schodkach do samochodu, zdawao jej si, e to stopnie
przy drzwiach domu, w ktrym dorastaa. Pachniay starym drewnem. Bawiy si na nich
dzieci jeszcze przed wojn secesyjn. A pniej ukrywali si pod nimi Jankesi. Widziaa ich
wtedy i teraz. Czy taka drobna sprawa moe zaway na caym yciu? Dlaczego nie? Och,
dlaczego nie?
- Dlaczego nie? - krzykna chrapliwie i krzyczaa tak dugo, a ochrypa. - Nikt mi nie
moe ju pomc. Nikt.
Do jej umysu napyny obrazy. Jej dziadek - niewolnik, prababka - z plemienia

Irokezw, jej praprababka, emigrantka z Irlandii, nieugita i twarda. Wizja rozwijaa si,
coraz szersza i niezmierzona, niekoczca si, ale zawsze wypeniona wewntrznymi
powizaniami midzy wszystkimi elementami. Radiokowboj gaska jej policzki i mwi, e
przeprasza, przeprasza za wszystko; ale to nie bya jego wina, niczyja wina i w ogle to nie
bya wina, to byo dobre, jasne, pozytywne, wielkie i intensywne, tak intensywne, e jak
mogaby si oprze? Jak mogaby ponownie skurczy si do jednej tylko osoby? Bezkresna
mier, bezkresne ycie, bezkresne gwiazdy, bezkresne wszechwiaty, wszystko to zalewao
Dany rytmicznie, niczym taniec, ktry znay tylko nieliczne gwiazdy. Pjd t ciek, pjd
wanie t ciek...
- Dokd ona posza? - krzykna nagle zaalarmowana. Wchodzili po stopniach do
autobusu. Czy ju tego nie robia? - Gdzie jest Trzy Niemoliwoci?!
Zacza si szamota i dzieci musiay j popchn, by wesza do samochodu, przesza
na ty i usiada. mierdziao tu okropnie, jak we wszystkich starych autobusach, to nie by
dobry autobus, w ogle nie istniay dobre autobusy. Wyjrzaa przez tylne okno. Byo ciemno,
a Trzy Niemoliwoci odesza. I Danya zacza paka. Pakaa i pakaa, gdy bramy Centrum
Kosmicznego otwary si i autobus przejecha przez boto, a potem by upa i rwniny usiane
rzadko niskimi drzewami wok Houston, gdzie paliy si wiata. Jechali do Galveston, na
wybrzee. Dla Trzech Niemoliwoci jechali na pewno za szybko, nie mogaby biec za nimi.
Danya krzykna tylko:
- Oszukano mnie!
A potem zacza si mia, z przeraeniem. Gono.

13 SIERPNIA 2115

Danya

Obie Teraniejszoci poczyy si na drodze do Galveston. Nie rni si za bardzo pomylaa Danya. Ten rozam. Jestem tutaj i tutaj jest tylko jedna Teraniejszo, i tyle.
Droga bya prosta. Na poboczu lea jasny, czysty piasek i rosa nadmorska trawa.
Zaprowadzia ich prosto do dobrze znanego zapachu i widoku wielkiego bkitu, ktry
piewa odwieczn gbok pie wci na tej samej nucie.

15 SIERPNIA 2115

Z powrotem

To bya duga podr przez jasne, bkitne morze. I kopotliwa - wszak Peabody
prowadzi d z gromad dzieci na pokadzie i niemal szalon kobiet. Jednak tym, co go
zmartwio, byy statki, ktre odpyway z Miasta Pksiyca.
Pierwszego dnia podrnicy ujrzeli tylko jedn d, ale nastpnego ju cztery. Zbyt
wiele, by sdzi, e to przypadek.
Na dodatek wynajty kuter okaza si znacznie wolniejszy, ni si spodziewali.
Jason Peabody martwi si rwnie o spotkanie Miasta Pksiyca z tymi dzikimi
dziemi. Dorastay w zupenie innym tempie i warunkach ni zwyke dzieci i na swj sposb
byy przeraajce. Samodzielnie zabiy swoje odpowiedniki, dzieci z drugiej zmiany. Przez
jaki czas byy uczone przez dorosych, wpojono im podstawow dyscyplin i zasady
zachowa. Przy tym byy oszaamiajco inteligentne; o wiele bardziej ni przecitni doroli,
lecz ich rozwj emocjonalny zatrzyma si na poziomie szeciolatkw.

Jednak dzieci byy kluczem do nawigacji. Peabody'emu nie udao si spotka z


radioastronomem, osob, ktra dawno temu dokonaa analizy rytmu impulsw i stana na
progu odkrycia rwnania opisujcego natur czasu i przestrzeni, rwnania, jakie zastpioby
E=mc2, rwnania, ktre poczyoby prawd o makro - i mikrokosmosie oraz o wszystkim, co
znajduje si pomidzy. Radioastronom opuci Miasto Pksiyca wiele lat temu, aby
kontynuowa prac w bardziej sprzyjajcym, jak uwaa, rodowisku - w Kopule Los
Angeles.
Zapewne jednak jego informacje nie byy potrzebne.
Na myl o tym Peabody'ego wypeniaa gboka rado. Zapewne nie potrzebowali
Teorii Wszystkiego, by wystartowa w kosmos i uda si do miejsca, skd wysano Sygna.
Wszystko, co byo potrzebne, to dzieci z Houston.
Pozostawao jednak niezaprzeczalnym faktem, e ktokolwiek stworzy Sygna,
ktokolwiek wysa w zmieniajcy DNA wirus, na pewno doskonale rozumia prawa czasu i
przestrzeni. I prbowa t wiedz rozprzestrzeni na Ziemi. Albo gdziekolwiek indziej.
Najprawdopodobniej - musia przyzna Peabody - Zeba tak naprawd nie interesowao, czy
miasto i jego mieszkacy polec w kosmos, czy nie. Chcia tylko wiedzie, dla samej wiedzy.
Jason Peabody spoglda w wysokie, bkitne fale, powoli uderzajce w burty odzi.
Jego ycie byo tak zaskakujce. Przez pierwsze siedemdziesit lat nastpio tak wiele zmian,
a pniej zmiany te przyniosy przeomy, ktrych nie dokonaliby Einstein, Kopernik i
Galileusz razem wzici.
Peabody odkry u siebie tendencj do odrzucania zmian. Tendencj do odrzucenia
ulotnych obietnic dowiadczenia, co tu kry, transcendencji. Odczuwa j nawet teraz, gdy
osobowo Radiokowboja pozostawaa upiona - cokolwiek zaaplikowa mu Kocia Burza,
dziaao znakomicie - cho Peabody rozumia, e moe by to jedyny sposb, w jaki miasto
mogo mu pomc w poszukiwaniach, na ktre go wysao. eby odszuka to, co wanie
przynosi miastu. Inna sprawa, e prowadzi ycie pustelnika w wiey i nigdy by dobrowolnie
nie wyjecha. Zapewne ukryby si gdzie przed piratami i nadal wraz z innymi zajmowaby
si swoimi badaniami. Nigdy nie przeyby tej zdumiewajcej, wspaniaej, poruszajcej do
gbi przygody. Nadal byby przekonany, e to, co dzieje si w wielkim wiecie, wcale go nie
obchodzi.
Zreszt nadal tak uwaa. Tskni do bezpiecznego i spokojnego zajcia, jakim byo
monitorowanie dziaania radia, do kota, ktry dotrzymywa mu towarzystwa, do widoku
odpyww i przypyww na wybrzeach miasta, ktre stao si jego domem. To prawda,
uwiadomi sobie Jason, e w duym stopniu min mu zapa i sta si nudny, przemdrzay,

zrezygnowany i cyniczny. Radiokowboj obudzi w nim modo. I Peabody tskni za


Radiokowbojem. Ale nie chcia, aby powrci.
Nadzwyczajnie rwnie cieszy si, e ten kuter jest wystarczajco duy, by nie
zmusza go do przebywania cay czas w towarzystwie tych rozbrykanych dzieciakw.
Siedzia dwadziecia stp wyej na wieyczce, podczas gdy dzieci biegay i krzyczay bawic
si na pokadzie i nie zwracajc uwagi na zapach ryb, ktrym przesiknita bya d.
Peabody czu t wo, od czasu do czasu niesion podmuchami wiatru.
Na pokad wysza Danya, trzymajc si jedn rk porczy przy schodach, a drug
osaniajc oczy. Wygldaa znakomicie. Co za kobieta! Wiele przesza. Zostaa niemiosiernie
wykorzystana przez miasto, tak jak i Jason. Chyba nadal odczuwaa skutki przygd, jakie
przeya. To byo co potnego i dezorientujcego zarazem. Wczeniej bez opamitania
powtarzaa: Teraniejszoci, Teraniejszoci, Teraniejszoci. Te-ra-niej-szo-ci. Jakby to
byo pojcie rwnie oczywiste jak ksiyc lub gwiazdy. Mwia te o ludziach z Wind Rock,
o pieniach i o wietle - nie, o ludziach zbudowanych ze wiata, nie, nie cakiem - o
ISTOTACH zbudowanych ze wiata...
Te opowieci niepokojco przypominay zjawisko, jakie Jason widzia przed atakiem
piratw. Zjawisko, ktre wolaby zignorowa, ale niestety zostao ono zarejestrowane,
zapisane w pokoju, gdzie trzyma radioodbiorniki. I goniki starych urzdze, ktre
konserwowa i dba, by nie ulegy korozji, wybuchy wspaniaym, potnym dwikiem, gdy
pojawi si fenomen. Owal wiata. Fenomen powstay przez jakie uporzdkowanie
czstotliwoci wiata. Jednej lub wielu.
Co nowego pod socem.
Co nowego w czasie i przestrzeni. Albo nawet w tym czasie i tej przestrzeni. Co, co
sprawio, e napapla Danyi o wietle, i co natrtnie drczyo jego umys, cho nie bardzo
pamita, o czym wtedy mwi. Czy to Kowboj si odezwa zamiast Peabody'ego? A moe w
duszy Jasona obudzio si co nowego?
Bg raczy wiedzie. Peabody by bardzo zmczony tymi cigymi przebudzeniami.
Ale nie mg powtrnie zasn.
Co bdzie tym razem? - zastanawia si, gdy na horyzoncie pojawia si kolejna d,
jeszcze jeden dowd na niewtpliwy exodus z Miasta Pksiyca. Czy tym razem bya to
obietnica transcendencji? I czy mia wybra transcendencj? Wybra cakowit przemian,
co nienazwanego, nieopisywalnego, co mona jedynie okreli jako zmian w Innych?
Po krgosupie przebieg mu prd podniecenia. Moe to jest odpowied na wszystkie
pytania i wtpliwoci. Moe to uleczy rany Jasona, jakie nosi w sercu, w pamici. Ale czym

naprawd bdzie ta przemiana i do czego doprowadzi? Wszystko, co mg sobie wyobrazi,


byo jedynie mglistym przypuszczeniem, nie prawdziwym dowiadczeniem. Tylko po
przemianie bdzie zna odpowied.
By jednak pewien, e tym razem odpowied naprawd istnieje. Tutaj.
Tak. Moe. Mgby. Prawdopodobnie. Przej przemian.
Nie byoby odwrotu. Ale Peabody uwaa, e nigdzie ju nie ma odwrotu.
Zdumiewajce, jakie myli przychodz mu do gowy na widok Danyi.
Danya. Oczywicie, ona rwnie moe przej przemian.
Spojrza na ni znowu. Sza wanie do niego, wspinajc si po drabince, uchylajc si
przed poluzowanym panelem sonecznym, ktry koysa si nad pokadem. Chcia j
zawrci, odprowadzi na d, przecie powinna odpoczywa...
Ale staa tu, przed nim, cielesna i realna, iskrzca zdenerwowaniem, zakopotaniem,
si i poczuciem humoru.
Zmierzya go wzrokiem.
- Dzie dobry.
- Witaj - odpowiedzia.
- A zatem nareszcie jeste prawdziwym sob.
Umiechn si.
- Myl, e to samo mona powiedzie o tobie.
Stali obok siebie, spogldajc na ocean. By nieco wzburzony, na falach spitrzay si
smugi biaej piany i rozbijay na dziobie kutra. Danya wskazaa miasto.
- Widz trzy odzie. Pyn w przeciwnym kierunku ni my?
Jason skin gow.
- Myl, e trwa ewakuacja.
- Ach, rzeczywicie. Niektrzy ludzie s beznadziejni. Tak mi si zdaje. Chc by na
staym ldzie. Kosmos nie jest miejscem, gdzie chc si znale.
- A ty?
Rzucia mu zaskoczone spojrzenie.
- To jaka propozycja?
- Tylko pytanie.
- C, mog odpowiedzie. Nie, nie chc si znale w kosmosie.
- Ale?
- Jest wicej ni prawdopodobne, e wczeniej chciaam tam polecie. Ale jeeli
dobrze rozumiem, a nie jestem cakiem pewna, po najedzie piratw musielimy odzyska

dane, ktre utracio miasto. Informacje, ktre zawiod nas... gdzie tam. Gdzie dalej.
Odwrcia si, by na niego spojrze. Wiatr szarpa jej wosami i rozwiewa kosmyki
wok twarzy. Niecierpliwym potrzniciem gowy odrzucia je na plecy. Oczy miaa
powane. Tak powane, e serce mu zamaro, w tej krtkiej chwili, gdy sycha byo melodi
morza i wiatru, przecinan krzykiem mew przelatujcych w pobliu.
- Chc zosta tutaj - oznajmia, a brzmienie jej gosu wiadczyo, e wie doskonale, co
to oznacza dla nich, dla niej i dla Jasona.
Ogarn go gboki smutek. Obj Dany i przytuli. Przylgna do niego mocno, w
dole dzieci miay si i skakay, a ich gosy mieszay si z krzykiem mew, ale to wszystko
byo odlege i niewane, gdy tak stali objci, zbliajc si do miasta. Oboje jednak nie
widzieli nic oprcz siebie, jakby byli jedynymi ludmi na wiecie.
*
Kuter przycumowa do przystani otoczony chmar mew. Dzieci czekay w napiciu,
zbite w gromadk, a Kocia Burza wyjdzie ze sterwki, a potem wszyscy ruszyli do miasta.
- Dziki Bogu jestemy na miejscu - powiedziaa Danya, gdy zesza z trapu. Zaczynaam si czu jak kula we fliperze wielkoci statku. Co teraz zrobisz? - zapytaa
idcego za ni Jasona.
- Wrc do domu - odpowiedzia. - Wezm prysznic.
- Przeksisz co? - umiechna si, zgadujc.
- Owszem. I pewnie wrc do pracy. A ty?
- Och, mam sporo do zrobienia - oznajmia z dum.
- Na przykad?
- Jak ci zapewne wiadomo, niele znam si na teorii superstrun - wyjania. - Wiele si
nauczyam podczas tej wyprawy i musz to przemyle. Musz te przekaza wszystko
Wspdziaaniu, eby mona byo wycign jakie wnioski. Na razie jeszcze nie mam
adnych. - Przypomniaa sobie, e wspomniaa Peabodyemu o Teraniejszociach, jednak
wyjanienie za pomoc sw okazao si znacznie trudniejsze, ni sdzia. Teraniejszoci
byy troch jak mewy, popiesznie wpadajce i wyskakujce z tego planu egzystencji,
pozostawiajc po sobie tylko powidok, obraz znikajcy rwnie szybko jak nieg w
promieniach soca. I jeszcze by problem z t przeklt muzyk, ktr Danya syszaa,
wszelkimi rodzajami muzyki-niemuzyki. Gdybym nie bya tak pewna siebie - przemkno jej
przez gow, a odblaski soca na wodzie splatay si w jej oczach w muzyk i
Teraniejszoci tworzce pikny, precyzyjny wzr - mogabym pomyle, e popadam w
kompletny obd.

- No, tak - odezwa si Peabody. - Ale na razie wygldasz, jakby miaa wpa do
wody. To pewnie od choroby morskiej. Chod. Pjdziemy do mojego mieszkania, zjesz co i
odpoczniesz.
- A od kogo ta propozycja? - spytaa, mruc podejrzliwie oczy. Jej wosy targane
wiatrem przypominay sploty wciekych wy.
- Od Jasona Peabodyego, Dyplomowanego Nanoinyniera. Niewane, co miasto
moe na ten temat powiedzie. Naprawd. - Jego gos brzmia powanie i stanowczo.
- W porzdku. Po prostu nie chc mie wicej do czynienia z tym kowbojem.
- Ani ja - zapewni stanowczo. - Chodmy.
*
By zaskoczony, gdy si dowiedzia, e jego mieszkanie stao si centrum spotka.
Otworzy drzwi, a tam staa wysoka, niezwykle szczupa i elegancka ciemnoskra kobieta.
Posaa mu szeroki umiech i przemwia pierwsza, niskim, melodyjnym gosem.
- To ty musisz by doktorem Peabodym.
Za kobiet zobaczy pobojowisko. Zbyt wiele rozrzuconych puszek po piwie i ksiki jego ksiki! - a nawet kilka wartociowych radioodbiornikw... No, nie, nie byy rozrzucone.
Porozstawiane po prostu rzdem na stole.
- Hmm, tak, to ja. - Sta niepewnie w drzwiach. - A kim ty jeste?
- Io Xia. Z Harmonii. - To zabrzmiao wyzywajco.
- Wspaniale. Bardzo mi mio pozna. A to jest Danya... ach...
- Wystarczy Danya - powiedziaa, ciskajc do Io. - Mwisz, e z Harmonii? Z
Ksiyca? Co niesamowitego! Co za podr musiaa odby. Ach, wiesz, e miasto chce
polecie w kosmos, ale w inn stron? To dopiero bdzie wyprawa! Bg wie dokd! Och,
mamy szczcie, e yjemy tu i teraz! - Danya przecia pokj i podesza do ka w niszy.
Opada na pociel i zdawao si, e natychmiast zasna.
- Wanie wychodziam - powiedziaa Io po krtkiej chwili ciszy. - Ciesz si, e
wrcie, Inynierze. Wszyscy si o ciebie martwili. Przede wszystkim Zeb i Ra. Znasz ich?
- Gdzie oni s?
- W Hali Nauki i Wiedzy, jak sdz.
- W Hali... wietnie. Przyjd tam, jak tylko troch odpoczn. Moesz zosta, jeli
chcesz....
- Och, nie. Spotkamy si pniej. - Wysza, zamykajc drzwi.
Jason podszed i spojrza na Dany. Dotkn jej policzka. Miaa gorczk albo moe
by to efekt oparzenia sonecznego. Nie otwierajc oczu, kobieta obja go i pocaowaa.

- Posu si - powiedzia Peabody.


*
Inynier wyczu gbok zmian we Wspdziaaniu, gdy tylko usiad przy panelu
radiowym par godzin pniej. Wszystko przesycone byo oczekiwaniem. Zdawao si
bardziej oywione. Jednak Peabody zamierza trzyma si na dystans. Radiokowboj, cho
upiony, nadal pozostawa w jego wiadomoci i Jason nie chcia pozwoli, by sztuczna
osobowo znowu przeja kontrol. To grozio zbyt wieloma kopotami.
Jednak udao mu si przywie tu dzieci. Kocia Burza przyrzek, e si nimi zajmie.
Odwany czowiek. By tak podniecony po przejciu inicjacji. A dane nawigacyjne,
nienaruszone i dokadne, stale aktualizowane i doskonale zapisane w elastycznych mzgach
dzieci, w przeciwiestwie do sztywnych zwojw mzgu Peabodyego, miay poprowadzi
miasto podczas nadchodzcej wyprawy - podry do rda Sygnau.
Zdumiewajce - pomyla z podnieceniem, ktre stara si opanowa. Zdumiewajce,
e po tych wszystkich latach nadszed wreszcie jaki przeom, jaka zmiana i decyzja.
Rendez-vous!
Nie! - pomyla Peabody, odpychajc Kowboja. Co jednak z innymi dziemi? Nadal
tam byy. Kryy po kontynencie.
Zmartwio go to wspomnienie. Fiolki, ktre kupi, zostay z tamtymi dziemi. Moe
bd umiay jako ich uy, by znale dla siebie ratunek. To bya jedyna nadzieja, cho saba
i bardzo odlega.
C... Wrci do radioodbiornikw i sprawdzi, co si zdarzyo w miecie. Zajrza do
danych, jakie zapisa, zanim odpyn na kontynent. Zdaje si, e kto przy nich grzeba,
chocia...
Ten drugi przekaz nadchodzi najwyraniej rwnoczenie z okresami, gdy radio
dziaao. Jason nakaza komputerowi, by odtworzy dane w dwch rnych formach. A potem
spyta, skd pochodz nowe informacje.
To bya najwyraniej muzyka. Muzyka, ktr grano na ywo, tutaj, w Miecie
Pksiyca.
Gdzie?
W Hali.
Co grao? A moe kto?
Dwunastoletnia dziewczynka.
Jason ciszy przekaz, by nie zbudzi Danyi.
Melodia pyna i pyna, nie powtarzajc si ani razu. Przypominaa - co zauway

natychmiast - te nowe rwnania, ktre radioastronom przekaza Wspdziaaniu oraz zostawi


w mieszkaniu Peabodyego na szczycie sterty notatek. Byy przeraajce. Wanie dlatego
Peabody stara si utrzyma zdrowy dystans do Wspdziaania i dlatego tak dugo trwao,
nim zdecydowa si poczy z systemem. Ba si, e zostanie zjedzony ywcem.
Ale w kocu si poczyem - upomnia si w duchu. Pomimo obaw.
Nadal czu wyczerpanie po przejciach z Radiokowbojem. Podr odcisna si w jego
pamici, w zasadzie w jasnych barwach, pomimo blu, niepewnoci i dziwnoci, jaka jej
towarzyszya. Pozostao jednak co jeszcze. Wszyscy ci ludzie, ludzie nowej epoki. Ludzie
pozostawieni samym sobie, by radzili sobie najlepiej jak potrafi po tym, jak nadesza Cisza.
Lecz jak Peabody mgby im pomc? Nawet gdyby zdecydowa si pozosta na
Ziemi. Na tej Ziemi, Ziemi bezmiernych rwnin, wysokich gr i nieskoczonych drg. Nie
umia pomc. By robotnikiem, budowniczym. Inynierem. Inynierem, ktry przez cae
ycie nie potrafi pomc nawet jednej zbkanej duszy. Inynierem, ktry zawsze wybiera t
z drog - i szczerze mwic, zawsze brn w najgorszym z moliwych kierunkw.
Potrafi naprawia rne urzdzenia, wiedzia, jak to robi. Wiedzia ju teraz, jak si
trzyma na dystans od Wspdziaania, w przeciwiestwie do wikszoci gupcw, ktrzy dali
si wessa i Wspdziaanie wypluo jedynie ich szcztki. Sam tego dowiadczy. Wiedzia,
jak dziaa miasto, pomaga w projektowaniu wielu systemw do prowadzenia wypraw w
kosmos. I wiedzia, czasami intuicyjnie, jak je naprawi, jeli si psuy. Oczywicie, inni te
to wiedz - powiedzia sobie. No i samo miasto rwnie wie najlepiej, jak dziaa.
Szczerze mwic, po prostu chcia polecie. I poleci. Wyczuwa, e miasto pry si
jak bestia szykujca si do skoku. A teraz wiadomo ju byo, dokd lecie. Jednak wcale nie
dlatego ludzie chcieli polecie z miastem. Po prostu byli tak uporczywie nakaniani do lotu,
e ich wola i yczenia rozpady si w py, pozostawiajc jedynie przekonanie, e nic innego
nie mog zrobi.
Ale dlatego rwnie, e to jest kolejny krok. Przeom.
I dlatego, jak osobicie uwaa Peabody, e ogromny organizm, jakim bya Ziemia,
przebudzi si i rozwin, przeszed na wyszy poziom wiadomoci. Samotne drzewo w
grach zrodzio nasiona i rzucio je na wiatr.
Jason zajrza do Danyi, zanim wyszed. Tylko odsun zason i popatrzy na jej
ukochan twarz i jej pikne, nagie ciao. Kowbojskie rzeczy, jakie ze sob przywioza,
ubranie, torba i kapelusz, leay na stoliku obok ka. Kapelusz, ktry chroni gow
skrywajc tak wiele wartociowych informacji. Najlepsze, co przydarzyo si Jasonowi
podczas wyprawy na kontynent, to Danya. Bya bez wtpienia oszaamiajca.

I prawie si zatracia, niemal dotara do granicy, skd nie mogaby ju wrci.


Oderwana od rzeczywistoci, pogrona we wasnych wizjach, jeszcze nie do koca dosza do
siebie. Potrzebowaa odpoczynku i opieki. Nie bya wolna od Wspdziaania, jak Jason,
potrzebna jej bya pomoc i wsparcie. A Peabody pierwszy raz w yciu by gotw do pomocy.
To take go zaskoczyo.
Przykry Dany cienkim pledem. Wymamrotaa co niewyranie.
- Prosz?
- Mgby wyczy t przeklt muzyk? - powtrzya, nie otwierajc oczu.
Posusznie wyczy. A potem wyszed na schody, cicho zamykajc za sob drzwi.
*
- Jej muzyka... - mwi wanie Zeb, odwrcony plecami do drzwi. Peabody rozpozna
jego dugie, siwe wosy. Chwyci przyjaciela za ramiona, ucisn i obrci w radosnym
zawirowaniu. Obejmowali si i poklepywali, koyszc si nierwno, a wreszcie odsunli si
od siebie. Jason nigdy wczeniej nie czu takiej radoci ze spotkania kogokolwiek. No, z
wyjtkiem chwili, gdy odnalaz Dany w Houston.
- I Ra! - Jeszcze wicej uciskw i poklepywania, a wreszcie wszyscy opadli na sofy i
fotele, i mwili przez cay czas, podczas gdy kobieta z Ksiyca suchaa i przygldaa si im
uwanie, a dziewczynka z Ksiyca graa i graa...
W pewnej chwili muzyka zacza dziaa Jasonowi na nerwy. Ju chcia poprosi,
eby przerwa koncert, lecz okazao si, e pozostali uwaaj t muzyk za bardzo wan i
byli zaskoczeni jego reakcj. Jestem zmczony - pomyla Peabody. Jestem kompletnie
wykoczony. Wszystko, na co patrzy, zaczynao si rozmywa. Powinien si wyspa. Ale
reszta chciaa si wygada, musiaa mwi, duo mwi. Stao si tutaj co doniosego, co,
co wizao si z kobietami z Ksiyca i planowanym startem w kosmos, i z pokonaniem
piratw, i z tym wietlnym zjawiskiem, ktre taczyo w rogu pokoju przez odpyniciem
Jasona. To wszystko go omino; w tym czasie by na kontynencie. A teraz Peabody chciaby
si na powrt dopasowa, lecz nie potrafi; nie udao mu si nawet zapamita wikszoci
tego, co powiedziano.
Do pomieszczenia wpad nage mody, rudowosy mczyzna z oparzeniami od soca
na twarzy i rkach, kocisty i wygldajcy komicznie w nienobiaych szortach.
Wymachiwa plikiem kartek pokrytych schematami i liczbami, mwic przy tym szybko:
- Powiedziaa, e ty bdziesz wiedzia, jak to zbudowa i e powiniene zacz od
razu. Powiedziaa te, e to opowie, ale opowie dla inyniera, a ty potrzebujesz opowieci
dla inyniera, eby zrozumie reszt historii. eby zrozumie czas, no wiesz, sposb, w jaki

pojmujesz - w jaki wszyscy pojmujemy - czas. Zwinite wymiary!


- Co? - zdziwi si Zeb, ale mczyzna trajkota dalej.
- Prbowaa poradzi sobie innymi sposobami, ale jeszcze nie wie jak. - Po chwili, gdy
zebrani patrzyli bez zrozumienia, rudowosy doda: - Ona jest Bajark. - Jakby to wyjaniao
wszystko.
Peabody niemal widzia serce wyrywajce si z piersi zdenerwowanego intruza.
- Przepraszam - powiedzia spokojniej rudowosy chudzielec. - le trafiem?
- Nie - odpowiedzia Jason. - Cho nie wiem, kim ona jest. Ani kim ty jeste. Mczyzna si nie przedstawi.
Peabody wyj arkusze papieru z drcych doni, zdumiony tym prymitywnym
nonikiem danych, i rozoy je na jednym z dugich stow, a potem przyjrza si zapisom.
Kilka razy je obraca, zaznacza co i poprawia. Potem dugo studiowa arkusze. Nic ju mu
si nie rozmazywao przed oczyma. Dane nabieray czystego, piknego sensu.
- To co podobnego do radia. Tak mi si zdaje. Nazwijmy to radiem. Wyapuje
promieniowanie. Czstotliwoci... - Studiowa schematy przez duszy czas. - Bardzo, bardzo
pikne, zdumiewajce. Proste, mocne i niezniszczalne. Poskadam to, rzecz jasna. Jestem
pewien, e bdzie miao zdolno do porzdkowania czstotliwoci fal i nadawania ich w tej
samej formie. Ale na co te czstotliwoci dziaaj - a s poza naszym zakresem widzenia lub
syszenia - nie wiem.
- Na mzgi - powiedziaa kobieta z Ksiyca gbokim i przepenionym pewnoci
tonem, zagldajc Peabodyemu przez rami. - Na ludzkie mzgi. Ale nie nasze. Te, ktre
wejd na wyszy poziom.

Su-Chen

Oni cigle s jak dzieci cho myl e to ja jestem dzieckiem.


Muzyka pynie muzyka kry szybko opada i powraca.
Wida dokd pynie sycha dokd pynie ale gdzie jest dokd i jak pynie razem nie
wida i nie sycha.
Z muzyki zoony jest kot. z muzyki zoony jest Ksiyc, z muzyki skada si wszystko.
Znam sposb zawsze znaam sposb a oni musz tylko sucha.

Io czeka i sucha ludzi ktrzy chc odlecie i my wszyscy chcemy polecie min
Ksiyc i musimy musimy pomkn daleko dalej ni na Ksiyc tam gdzie oni s i gdzie
zawsze byli i s. Musimy tylko i za muzyk muzyka jest map tak samo jak liczby. Moemy
zobaczy dokd oni id o ile sami to wiedz moe im powiem e to ciekawe i e to tak jak
mwi mj ojciec: wite najwitsze jest to co wiem nie to co czuj.
Ja. Wiem.

18 SIERPNIA 2115

Ustrojstwo

By ranek i w miecie panowaa jeszcze senno. Mieszkacy budzili si, jedli


niadanie zoone ze sodkich zawijacw z alg oraz kawy, albo z zupy miso, albo z saatki
lub marynowanych ryb. Przez lata ludzie ze wszystkich kontynentw, reprezentujcy tysice
kultur i ras, przybywali do Miasta Pksiyca i podczali si do Wspdziaania. Tego ranka
jednak wszyscy obywatele przenosili si do rnych czci miasta, przygotowujc si, by
pozosta lub odlecie.
Poza nieliczn grup zgromadzon w niewielkim pokoju w samym sercu Miasta
Pksiyca.
Zeb, Peabody i Danya przygldali si ustrojstwu - jak nazywa urzdzenie Jason, gdy
je konstruowa.
Byo opakowane w bia kul i koysao si wewntrz niej, jednak nie byo wida
adnych przycze. Urzdzenie wzrastao jednoczenie z kulist oson. Byszczao tak
jasno, e niemal nie sposb byo patrze na nie wprost.
- Wiedziae, e to si stanie? - spytaa Danya Zeba, ktrego wanie poznaa. By
wysoki i jakby troch nieobecny. Jason powiedzia, e Zeb jest radioastronomem i e zosta
zrekonstruowany przez Kopu, w jak przeksztacio si Los Angeles. Zapewne wanie std
bra si w dystans w zachowaniu starszego mczyzny.
- Co podobnego musiao si zdarzy - odpowiedzia Zeb.
- Chyl gow w pokorze na sam myl, e jestemy czci ewoluujcego kosmosu, a

ten ewoluujcy kosmos jest zaledwie zdarzeniem kwantowym. To mnie przytacza.


- Nie wiemy, na czym polega to zjawisko. Nie umiemy tego poj - by moe nie
jestemy nawet odpowiednio uzdolnieni, by to poj. Moemy jedynie mie nadziej, e ci z
nas, ktrzy przeszli biologiczn inicjacj w odpowiednim czasie, jak Peabody, zrozumiej,
gdy przejd przemian.
- A do czego to suy? - Danya wpatrywaa si w kul zmruonymi oczyma z
nieskrywan ciekawoci.
- Otwiera drogi, a raczej kierunki... - Zeb mwi z roztargnieniem, jakby nagle
powrci do teraniejszoci z bardzo daleka.
- Kierunki, jakie zapisane s w umysach dzieci z Houston.
- Tak - Nie odrywa oczu od kuli. - Te kierunki s stale aktualizowane. Dzieci to ywe
rwnania. Prawdopodobnie nosz w sobie to wszystko co dzieci Ciszy - tutaj nazywacie je
chyba Pionierami.
Moe to wanie stanowio wyjanienie sposobu, w jaki poruszay si dzieci z
Houston, przypominajcego uderzenia byskawic. Jak zachowuj si ywe rwnania?
Wybiegy ze statku z haasem i zniky w miecie, zanim Danya i Radiokowboj - Jason
Peabody - zdyli si obejrze. Nie byo sensu ich szuka. Dziki Bogu Danya nie bya do
nich podobna. Zapewne te zaliczaa si do Pionierw, cho nie bya tak cakiem udana.
Moe dlatego, e zostaa poczta w trakcie dugiej alkoholowej libacji i przez pierwsze
tygodnie rozwoju w onie matki faszerowana bya alkoholem.
Przez ca noc, jak wskazyway informacje wywietlone przez system, dzieci z
Houston biegay beztrosko po miecie, przepychay si i potrcay, dotykay kolumn, blatw,
piek - poczonych ze Wspdziaaniem - a dane przekazywane przez dotyk byy
rejestrowane i zapisywane.
Danya czua smutek, ilekro przypominaa sobie, e te dzieci celowo zostay
zatrzymane w rozwoju fizycznym, celowo wstrzymano je na etapie wczesnej modoci, by ich
umysy byy elastyczne i stale zdolne do rozumienia oraz zestawiania informacji niesionych
przez impulsy nadchodzce podczas dugiej, dugiej Ciszy. Umysy tych dzieci byy
znakomicie dostrojone do zmiennej mapy magnetycznej, jaka nadesza na pocztku z
pierwszymi impulsami, tak dawno temu, lecz podlegaa cigym aktualizacjom.
Ale czy to takie ze?
Miasto miao ju wystarczajc ilo danych, by obliczy przysze fluktuacje mapy.
To... ustrojstwo na pewno przyda si przy rachunkach.
I by moe dzieci z Houston bd mogy nareszcie dorosn.

- I to mona bdzie zaprogramowa? - zapytaa, starajc si zrozumie ogrom danych,


jakiego wymagay obliczenia na skal midzygalaktyczn. Niemal dostawaa zawrotu gowy
na myl o chaosie czynnikw, jakie trzeba przy takich dziaaniach uwzgldni.
- Tak. Jest programowany muzyk gran od wczoraj - wyjani Zeb. Kilka godzin po
pojawieniu si dzieci z Houston Su-Chen zacza gra i nie przestaa, dopki Io nie oderwaa
jej od klawiatury tu o wicie.
- I te dane wska nam miejsce...?
Radioastronom westchn, nieco zniecierpliwiony.
- To jest miejscem. Miejscem, gdzie wszystko si zmieni.
- My wszyscy si zmienimy.
- Wszyscy w tej czci Miasta Pksiyca - przyzna Zeb. - Nawet ja. Poniewa
pozwoliem, by przetransformowano moje DNA.
- To my mamy DNA?
Odwrcili si. Ra staa w drzwiach, na jej twarzy malowa si niepokj.
- Oczywicie, Ra. - Zeb podszed do kobiety i obj j w talii.
- Ale moje DNA w Kopule nie zmienio si wcale.
- Nie. Przypuszczam, e ludzi w Kopule, czymkolwiek si stali, nie dosignie
przemiana. Zostawimy ich.
Danya popatrzya w sufit, a rysy jej twarzy si wyostrzyy.
- Zostawimy ich - powtrzya.
Peabody skin potakujco.
- Tak. atwo jest zabra tych, ktrzy s w miecie. Po prostu polec razem z nim.
Wszyscy, ktrzy zdecydowali, e polec. A cz miasta pozostanie.
- A co si stanie z innymi ludmi na Ziemi? - Danya opara donie na biodrach i
spojrzaa na kadego po kolei.
- Nie mog polecie - powiedzia Jason. - To oczywiste.
- O tym wiem - odpara. - Ale ostatniej nocy miaam przebysk tego, co si stanie.
Tylko przebysk, jak to bdzie, gdy przejdziemy przemian. Gdy cakowicie si zmienimy. To
nowy etap ewolucji, mam racj? Reszta wiata rwnie zasuguje, by go dostpi. Cokolwiek
to bdzie.
Peabody zacz tumaczy, mwic powoli, z namysem:
- Wanie... Tak naprawd nie mamy najmniejszego pojcia, co to bdzie. Nie mamy
pojcia, w jaki sposb i w co si zmienimy. Po prostu chcemy skorzysta z szansy.
- Oczywicie. I chcemy zmiany. Bardzo chcemy.

Jason potrzsn gow i popatrzy na Dany znad kuli. To zamylone i pene blu
spojrzenie uderzyo j w serce jak fala przypywu.
- Wszyscy moemy zgin. Czy nie lepiej, jeeli cz ludzkoci przeyje? Nie
sdzisz?
Niecierpliwo sprawia, e gos jej si ama.
- Owszem, o ile ludzie chc zosta i przey. Czy to jest co, czego ty by chcia? Aby
ci zostawiono? Niezbyt dobrze si dzieje na kontynencie, o ile raczye zauway. Zao
si, e szykuje si nowa wojna. Caa rasa ludzka pody utartym szlakiem, jakim zawsze
podaa. Signie po stare, tradycyjne metody. Pjdzie na wojn, jak zwykle. Chyba e
nadejdzie co nowego. Wybawienie. Co, co wyprowadzi ludzko na now ciek, rozwinie
nowy scenariusz zdarze. Now przyszo. Zwaszcza e ta caa naukowa kolonia ma zamiar
wystrzeli si w kosmos i znikn. - Zerkna na Zeba, ktry zdawa si wiedzie wicej. - A
jak ty mylisz, co si stanie?
Nie odpowiedzia od razu. Dopiero po duszej chwili si odezwa:
- Nie jestem pewien. Potrafi to opisa jedynie liczbami. Obraz, jaki mi si rysuje, jest
do mglisty. Polecimy do miejsca, skd nadano Sygna. Istoty, ktre nam go wysay, znaj
prawd o materii, prawd o historii czasoprzestrzeni. One j opanoway. Wiedz wszystko o
rzeczywistoci fizycznej. Przypuszczam, e fizycznie si od nas rni. Nasza matematyka
jest odzwierciedleniem nas samych, obrazuje nasz sposb mylenia, jaki wytworzy si
podczas ewolucji i pozwoli naszemu gatunkowi przetrwa. Ale ta matematyka nie jest
potrzebna, by poj, co si naprawd stao. Moe ci, co nadali Sygna, s blisi poznania
prawdy. By moe my bdziemy musieli zmieni si fizycznie, by rwnie mc pozna t
prawd. To jest tak, jakby dano nam zaproszenie.
- Raczej rozkaz - zauway Peabody z gorycz.
Zeb zerkn na niego i lekko wzruszy ramionami.
- Racja, Peabody. Nie potrafimy odgadn ich intencji. A moe si rwnie okaza, e
to wszystko byo zupenym przypadkiem. Bez znaczenia dla kogokolwiek oprcz nas. W
ogle bez znaczenia, produkt uboczny jakiego procesu lub czego podobnego. Cho bardzo
wtpi, e tak jest. C z tego? Prawda jest taka, e si uczymy. I jestemy zmieniani. To
nawet co wicej. Wicej ni uczenie, wicej ni wiedza. To wezwanie, abymy zdobyli
zdolno poznania prawdy. I jest taki obraz... jedynie prosty model...
- Jaki model? - zainteresowa si Peabody.
- Potrafi go sobie tylko wyobrazi - westchn Zeb. - Nie potrafi go sensownie
opisa...

- To jak somki. - Oczy Ra janiay, gos brzmia entuzjazmem.


Danya zerkna zaskoczona.
- Co?
- Somki - Ra zacza mwi szybko, urywanie. - Widziaam ten obraz, w Los
Angeles. Widziaam takie rzeczy, gdy przebywalimy w Kopule. Wiedziaam, co myli Zeb.
Ale... Rwnie o tym mylaam, tyle e na swj wasny sposb. To jak somki wiata, ktre
wychodz z nieba, aby kady mg si przez nie napi. Napoi si czasoprzestrzeni. Przez
somki. Albo moe bardziej s to struny, niezliczone struny. Przenikajce przez rne
wymiary. czce nas z nimi. Prowadzce nas do harmonii. O ile w ogle mona to nazwa
harmoni. To nie jest harmonia, ktr musimy usysze. To co, co przenika do naszej
psychiki, a my zaczynamy wtedy pojmowa wszystko na nowo, z nowej perspektywy. I
wszystko jest inaczej.
- W kadym razie z pewnoci brzmi inaczej. - Danya skrzyowaa rce na piersi. - I
kady moe zdecydowa, czy chce, czy nie?
- Nie - odpowiedziaa Ra. - Tylko ludzie ze szczeglnym typem DNA. Tylko tacy
ludzie maj wybr.
- Ale jaki jest ten wybr? - spytaa Danya, ponownie czujc frustracj.
- To nie jest co, co nasze umysy, takie, jakie s teraz, potrafiyby zrozumie - wtrci
Zeb. - S prawdopodobnie zbyt ograniczone. Tylko jeeli si przemienimy, dowiemy si, czy
to dobra zmiana, czy nie. I jak mwilimy, to nadal ogromne ryzyko.
- Ale nawet ty jeste skonny je podj - wytkna mu Danya.
- Dugo ju yjemy - powiedzia Jason. - Bardzo dugo. I mielimy duo czasu na
przemylenia. Zaraenie wszystkich ludzi tym, co przynis Sygna, zanim sprawdzimy, co to
jest, byoby nieuczciwe.
- Ale jeeli odlecicie, nie bdziecie mogli ju nic przekaza ludziom na Ziemi! krzykna Danya. - Nawet gdyby ci, ktrych pozostawicie, chcieli zmiany!
Raz jeszcze spojrzaa na wszystkich wyzywajco, a potem odwrcia si i wysza z
pokoju.
Peabody wzruszy ramionami. Zeb i Ra nie wygldali na zaniepokojonych. Wrcili do
obserwacji zmieniajcej si szybko kuli.
Urzdzenie splatao czstotliwoci fal pozostajce poza zasigiem ludzkich zmysw.
Zaprojektowao je Wspdziaanie. Takiej konstrukcji nie potrafiby wymyli aden
czowiek, ani nawet zesp ludzi. Jedynie wiedza techniczna i naukowa zgromadzona w
mylcym systemie Wspdziaania bya zdolna do stworzenia takiego wynalazku, tego

ustrojstwa, jak zwyk mwi Peabody. Urzdzenie wysyao fale o stale zmieniajcych si
czstotliwociach, ktre mogy dotrze do wszystkich ludzi w Miecie Pksiyca. Fale
wchaniane przez ludzkie mzgi i zmieniane w informacje, ktre sprawi, e umysy zaczn
si rozwija i rozrasta, gotowe na zrozumienie, gotowe na przemian.
Su-Chen miaa nadal karmi urzdzenie nielokalnymi danymi, ktre emanoway od
wietlnych istot.
Wszystko zostao zaplanowane.

19 SIERPNIA 2115

Danya

Kiedy si obudzisz, bdziesz wszystko pamita

Wzruszajca muzyka przenikaa wszdzie. Danya obudzia si wanie przez ni.


Zbudzia si i ujrzaa wstrzsajcy obraz - szeregi wietlnych istot, zdawa by si
mogo, cignce w nieskoczono.
Zbudzia si do nowej opowieci.
Do nowych faktw.
Wylizgna si z ka. picy obok Peabody sapa i pochrapywa od czasu do czasu.
Bezszelestnie jak kojot Danya woya ubranie przy wietle ksiyca rozjaniajcym
pomieszczenie. Brudna, pognieciona spdnica, koszula poszarzaa i cuchnca potem. Nawet
nie pomylaa, eby da je do prania. Podniosa sponiewieran skrzan torb, wcisna
kapelusz na rozczochrane wosy, woya kowbojskie buty i wysza na korytarz, gdzie owiao
j chodne, orzewiajce powietrze.
Przytrzymujc kapelusz woln rk, Danya pobiega dalej, a wietlne istoty byskay
wok jak barwne waki nad ocienion k.

Opowie o kojocie pulsowaa jej we krwi.


W miecie pojawi si nowy poziom - opowieci. Jak okiem sign cigny si ich
wtki, meandry cieek wiadomoci, szkielet stale rozwijajcych si Teraniejszoci.
Ta opowie nie bya tylko typow histori z Ameryki Pnocnej. Przebiege
zwierzta, niekiedy stojce po stronie ludzi, niekiedy przeciwnie, wystpoway w ludowych
podaniach na caym wiecie.
Baniowe zwierz - kojot - byo ponadczasowe, jak wietlne istoty, ktre pojawiy si
w miecie.
Czym nowym bya mapa cignca si przez korytarze i windy, czym nowym byy
tumy na placach i ulicach, toczce si przy barierkach i podziwiajce widok, ktry mg by
ich ostatnim na Ziemi, jeeli zdecyduj si pody ciek opowieci o exodusie i opuci
rodzinn planet. Ale Danya wiedziaa, e ci ludzie odczuwaj przede wszystkim intensywn,
niemal religijn wizj - mandali, krzya, szecioramiennej gwiazdy i wielu innych symboli
transcendencji. Uniesienie w mierci. Objawienie si Nieznanego. Poczucie koniecznoci
zoenia si w ofierze w imi wyszych celw.
To nie dla mnie - szczekna kojocica w umyle Danyi. W gbi miasta pon ogie i
Danya miaa go ukra.
Ukra i przeama czas, zanie jego sekrety wszystkim ludziom.
Nauka bya tylko jednym ze sposobw tumaczenia wiata. Splot umysowoci,
samowiadomoci i materii. Wzrastanie i wyrastanie wiadomoci z materii.
Zmiana pojmowania materii przez wiadomo.
Danya nie wiedziaa, co bdzie dalej, jaka bdzie ta nowa, wielka przemiana.
Ale musiaa zanie w pomie wiedzy do swojego plemienia. Do plemienia
wdrujcego w Teraniejszociach.
Teraniejszoci przychodziy w byskach. Jak urwane sowa dwuletniego dziecka,
ktre dopiero uczy si mwi. Ale musiaa istnie droga, ktra do nich prowadzi. Droga,
ktr mona je opuci. Droga stale si zmieniajca, prowadzca do zmian, do wiedzy...
Aby mona byo wiedzie wicej, aby pozna nowe perspektywy. A czas stanie si
wwczas jak jzyk, z jego wasnym sownictwem i gramatyk.
Trzeba tylko znale drog, ktra prowadzi do rozwoju umysu, do wzrostu
wiadomoci.
Drog dla ludzkiej wiadomoci, prowadzc do poczenia si z umysami
zdumiewajcych istot na innych planetach.
Potrzebna bya improwizacja, jak w muzyce, ktr Danya syszaa wok siebie.

Muzyce, ktra ucichnie, gdy miasto odleci w kosmos.


Przystana na t myl, gardo miaa suche, z trudem apaa oddech po biegu.
Danya wiedziaa, e utraci t muzyk. Jednak ludzie zgromadzeni na placach i tarasach
miasta utrac znacznie wicej.
Bd mieli opowieci. Opowieci s zwinitymi wymiarami. Uwolni nas od czasu.
Staniemy si pocztkiem nowej opowieci. Staniemy si bardziej pomocni, ni jestemy teraz.
Zrobimy wicej. Wspdziaanie jest jedynie narzdziem.
Gos mia wyrany, hiszpaski akcent. Przypomina Danyi rodzin w Teksasie.
A kiedy naprawimy rozam, ktry teraz powstanie, wszystko stanie si jasne, rwnie
tutaj.
Czy to by prawdziwy gos? Danya poczua nagy bl. Wydusia cicho:
- Jak mog znowu zostawi Radiokowboja? Nie chc! Po prostu nie mog!
Zaoya jednak kowbojskie buty, cho natychmiast odezwao si pieczenie w otartych
stopach. Ignorujc bl, ruszya do pomieszczenia w sercu Miasta Pksiyca, gdzie, jak
wedug pirackiej mapy, znajdowa si skarb.
C za dziwaczny skarb - uznaa Danya, obchodzc go dookoa.
By teraz wikszy. Inny.
Czarna kula stojca porodku pokoju. Jakie pi stp rednicy. Ale nie, bya biaa, a
teraz wielocienna... Nie...
Kolory przebiegay po powierzchni kuli, skaday si w obrazy, ktre szybko
rozwieway si, by mogy powsta kolejne i kolejne... To dlatego kula wydawaa si raz biaa,
raz czarna...
Danya podesza zafascynowana. Oczywicie, kula bya niezwyka. Mogaby j
obserwowa, bada, jak dziaa. Kady mgby. Jednak to urzdzenie byo czym wicej.
Podesza bliej i palcem dotkna sferycznej powoki. Przeszy j ciepy prd.
Zaskakujca fala dobrego samopoczucia. Tak niezrozumiaa, e Danya zacza si mia, a
potem zapakaa i pakaa tak, jakby nigdy nie miaa przesta. A potem znowu napyna
ogromna rado ycia i poczucie wielkiego szczcia. Jej umys w tej chwili nie zna granic.
To bya ostatnia myl, jak zapamitaa.
Ockna si lec na pododze i nie wiedzc, ile mino czasu.
Nie musiaa tego wiedzie.
Wiedziaa jedynie, e inni ludzie musz si dowiedzie tego samego co ona.
Ale jak ma sobie poradzi? Zadanie byo ogromne.
Gdy patrzya, kula rozwina si w spirale, jak macki ukwiau, ktre splatay si i

rozplatay rytmicznie tak szybko, e Danya zacza podejrzewa jak sztuczk. Potem
pomylaa, e chyba jednak trick polega na spowolnieniu obrazu, cho nawet teraz ludzki
wzrok z trudem nada ze ledzeniem byskawicznych przemian.
Danya wycigna rce i chwycia spltan mas.
Natychmiast upada na posadzk, jej donie przeszy straszny bl, o wiele wikszy ni
ten, jaki odczuwaa, gdy rodzia dzieci. Chciaa puci urzdzenie. Ale nie moga.
Ze zmiennych spiral rwnie nieoczekiwanie popyno wiato i bl ustpi.
Urzdzenie stao si teraz szare i kruche, a macki faloway powoli. Wayo najwyej
funt.
Danya miaa tylko nadziej, e energia, potencja tego... ustrojstwa uleg zawieszeniu.
To wszystko, czego potrzebowaa.
Delikatnie wsuna maszyn do torby i zacisna pasek zapicia.
Pozostaa jeszcze jedna rzecz do zaatwienia, ale ju znacznie atwiejsza.
Kobieta wysza z pomieszczenia i ruszya przez napyw opowieci oraz zgromadzenie
wietlnych istot. Wkroczya w jedno z tysica przej, jakie prowadziy z miasta prosto do
morza. Byo przesonite przejrzyst bon, ktra rozpyna si, gdy tylko Danya podesza.
Poniej ujrzaa nadpywajc ze wszystkich stron flotyll statkw. Zrozumiaa, e nie ma
wiele czasu.
Zacza biec.
Musiaa dotrze na poziom morza. Zjecha do stp wie, w pltanin cieek i
pawilonw, pomidzy ktrymi lniy fale oceanu.
Wszdzie panowa chaos. Ludzie uciekali z miasta lub spieszyli na wysze poziomy,
by przygotowa si do odlotu. Danya szukaa interfejsu lub komputera.
Nagle usyszaa muzyk. Zamara, rozgldajc si z niepokojem. rdo dwiku byo
w pobliu. I wtedy twarz kobiety zalay zy ogromnego smutku.
To byo radio Kowboja. Miaa je w kieszeni spdnicy. Dziaao. Wygrywao gupie
reklamy po hiszpasku.
Radio zaczo dziaa. A Danya wanie porzucia Radiokowboja.
Do umysu napyno jedno sowo - niesiona przez powietrze wskazwka od
Wspdziaania: TAM.
Aha. TAM. Danya rozejrzaa si. Znalaza wgbienie w cianie i pocigna. Ukazaa
si stacja robocza. Kobieta ospale pochylia si nad panelem i dotkna jego powierzchni.
Jeszcze wolniej, gdy Danya bya ju bliska agonii od wstrzsw, ktre rzucay ni na
wszystkie strony podczas metamorfozy korytarza, na panelu ukazao si wreszcie to, co

zamwia.
Niewielki bbel zielonej, galaretowatej masy, opakowanej w cienk membran.
Wrzucia go do torby i ruszya biegiem na wybrzee.
Musiaa opuci drabin, eby zej na poziom morza i zeskoczy z do duej
wysokoci. Podniosa si po zeskoku, zatoczya i potkna, a potem kutykajc pobiega dalej.
Na przystani zeskoczya na pokad odcumowujcej wanie cikiej odzi. Powyej
miasto zmieniao si coraz szybciej, zbiegao si - statek musia walczy z silnym wstecznym
prdem i wiatrem. Oddala si powoli od brzegu, wypeniony tumem szlochajcych i
krzyczcych ludzi. Niektrzy wskakiwali do wody i wpaw wracali na brzeg, pozostaych
przeraaa fala gorca, jak wytwarzay plazmowe silniki, oraz prawdopodobiestwo
wywoania przez start tsunami.
Jednak najpierw pojawia si zaskakujca cisza.
Statek z Dany oddali si zaledwie pi mil od coraz szybciej zmieniajcego si
miasta. Stawao si teraz gadsze i bardziej opywowe. Niezliczone wysokie pawilony i hale
wyduyy si i zbiegy w jednym punkcie. Wiatr si wzmaga.
Ogromny agiel rozwin si i zaopota nad falami.
Przypomina spinaker albo przezroczyst bon, jakby cz mydlanej baki.
Ale by o wiele bardziej wytrzymay. Pochwyci wiatr, a Miasto Pksiyca pio si
w gr i smuklao. Nad wod nis si wibrujcy, gboki dwik - odgos pracy silnikw
odrzutowych, z tej odlegoci silniki wyglday jak cieniutkie paeczki, ktre po chwili spady
do oceanu.
W tym momencie startujce miasto przechylio si i zachwiao, jednak wiatr zaraz
porwa je w gr. Sto, dwiecie, piset stp. Tysic stp - nadal wydawao si ogromne i
niezgrabne.
Zapewne na dwch tysicach stp odpalone zostay silniki rakietowe.
Miasto Pksiyca przypieszyo gwatownie w wybuchu pomieni z dysz, z oddali
dobieg spniony huk. Membrana rozdara si na strzpy, ktre szyboway na wietrze jeszcze
dugo po znikniciu smugi na niebie.
Danya przecisna si do relingu, rozpychajc si okciami. Dugo spogldaa w gr.

INYNIER

Wielkie podzielenie

Peabody wyskoczy z ka, zanim zda sobie spraw, co robi. Dezorientowao go


jeszcze przebywanie w domu i bycie ponownie tylko sob. Uamek sekundy zajo mu
uwiadomienie sobie, e nie ni.
Danya odesza.
Ich spr nadal dwicza mu w pamici. Wiedzia, dokd posza i co chce zrobi.
Caa Ziemia zasuya na t szans. Zasuya na Teraniejszoci. Wiem, e nie
wierzysz w Teraniejszoci i ich nie rozumiesz, ale Teraniejszoci istniej, s prawdziwe.
Ludzko zasuguje na zakoczenie wojen, cierpie i mierci. Zasuguje na to, by znowu si
cieszy nanotechnologi. Zasuguje na dostp do zapewne niezrozumiaego przeomu, ktry
nastpi, gdy speni si wizja Ra. Pamitasz, co mwia? Muzyka wiata dostroi nas, nas
wszystkich, ktrzy mamy zmutowane ONA. Drzwi s otwarte. Moemy przez nie przej.
Jestemy po jednej stronie, a moemy by po drugiej, ktrej na razie nie potrafimy dostrzec.
O ile to wszystko jest prawd. Moe nie jest, Ale szansa istnieje. Kto musi tu zosta i zadba
o to, aby wszyscy poznali prawd. Nie moemy pozostawi Ziemi w mroku i zapomnie. Ta
moliwo przemiany musi by dostpna dla kadego. Podobnie jak zmiana genetyczna, ktra
przygotuje ludzi na wiksz przemian. I to... ustrojstwo, ktre tu powstao. Urzdzenie, ktre
uporzdkuje czstotliwoci fal wedug wzorcw otwierajcych umys. Dajmy im szans, by
wybrali przemian lub nie. Niewane, czym okae si ta nowa forma, wiedza, nowy prg
wiadomoci.
Danya mwia spokojnym, opanowanym gosem. Gosem penym siy.
Peabody nienawidzi jej racji.
Ale sam wcale nie by lepszy. To moe by zwyka eugenika, stwierdzi. Jak inaczej
mona wytumaczy t straszn, nag inwazyjno procesu, ktry rozpocz si na Ziemi po
pierwszym impulsie. Czemu obcy naruszyli rwnowag wiata? Nie zdawali sobie sprawy, e
takie majstrowanie w ogromnym ekosystemie moe przynie wicej szkd ni poytku? I co
w ogle obcy rozumiej pod pojciami poytku i dobra?
Zastanawiam si, jak wielu ludzi i jak dugo cierpiao, zanim nauczono si leczy
polio? - odparowaa Danya. - Jak wielu cierpie wymagao wyleczenie grulicy? Poza tym
uwaam, e wikszo ludzkich ideologii jest jak choroby. Jak miertelne wirusy. Rwnie
destrukcyjna jak dziaajce na psychik plagi. Obud si, Peabody! Moesz uczciwie
powiedzie, e wojna jest dobra? Moesz rwnie uczciwie stwierdzi, e przygotowanie

umysw do nauki, niesione przez transmisje danych z kosmosu, jest zem?


O ile to byo przygotowanie...
Byo i ty wiesz o tym najlepiej. Wszyscy wiemy. Czy mamy skaza pozostaych ludzi na
niewolnictwo ignorancji i ciemnot?
Na zawsze? Bdziemy zdolni to kiedy cofn, naprawi? I czy to my mamy racj? A
co z Teraniejszociami? Powiedzmy sobie szczerze, wszyscy jestemy teraz lepi. A oni
rozumiej, e czas jest ograniczeniem, rozumiej, jak olepia, jak jest tragiczny, jakim
prawem zaprzeczamy ich wizji?
Cholera.
Wszystkie radioodbiorniki w pokoju byy wczone i teraz gray, tworzc kakofoni z
urywkw piosenek, reklam, audycji. Powinien si ucieszy, zataczy do rytmu tej chwili
wolnoci radiowej, ktr - by tego pewien - zyska miasto, gdy tylko oderwie si od Ziemi.
Na pewno bdzie to zasug ogniskujcego czstotliwoci ustrojstwa.
Jason podszed do okna i spojrza na miasto koczce przygotowania do startu.
To jego zasuga. To zasuga wszystkich, ktrzy wczyli si do Wspdziaania. I tych
wszystkich, ktrzy przewinli si przez dug histori Miasta Pksiyca na caym wiecie. I
tych wszystkich opowieci, ktre stworzya ludzko i ktre naday ludziom nowe wymiary,
nowe perspektywy. Wznosili si jak crescendo w kolejnych kadencjach wielkiej symfonii. I
bya to muzyka otwierajca umys Peabodyego, jego wiadomo, o wiele silniej ni inne
syszane melodie. Muzyka wiata.
Tskni do tej muzyki, szuka jej cae ycie.
A jednak odczuwa gniew, e zdarzya mu si dopiero teraz.
- Daj mi opowie - baga. Ale nie byo adnej odpowiedzi. Zwinite wymiary
pozostay zwinite. Zamknite dla Jasona.
- Daj mi opowie! - zada, zaskoczony gwatownoci wasnych sw, gniewem w
gosie. - Jak wczeniej, do cholery!
Mg tylko opuci miasto. Znale Dany i pj za ni. Mg zrobi to, co byo
suszne.
Poniewa wanie Danya miaa racj.
Miasto zmieniao si, byo prototypem, ale to Ziemia musiaa sta si miejscem, ktre
pozwoli kademu, kto jest odpowiednio przygotowany - nawet zwierztom, moe nawet
rolinom - nauczy si nowego rozumienia czasu. Wspdziaanie zaprojektowao urzdzenie
nie w oparciu o ludzkie opowieci, nawet nie opowieci caej planety czy caej istniejcej na
niej wiadomoci. Uyo opowieci wietlnych istot, posugujcych si jzykiem, ktry

przecina i zmienia czas.


aden czowiek nie potrafiby przyjmowa informacji w takiej postaci. Zrozumienie
tego przeomu w inynierii zaj mogo lata, nawet dziesiciolecia interdyscyplinarnych
bada. Ale Wspdziaanie zaprojektowao to urzdzenie i urzdzenie dziaao, a to znaczyo,
e Peabody i Zeb mog zrozumie, jak dziaa.
Byo programowane przez muzyk. Danya jeszcze tego nie wiedziaa. Wypada z
pokoju wcieka, e nikt nie przyjmuje jej argumentw. Kiedy Jason znalaz j pniej w tym
samym pokoju, nie mg jej dobudzi - odpychaa go i krzyczaa, nie otwierajc oczu,
nieprzytomnie. Przestraszya go tak bardzo, e postanowi da jej odpocz.
To by bd.
Peabody ubra si i ruszy powoli na zewntrz.
I w ten sposb odnalaz wasn opowie. Opowie o wielkiej uldze. Zaledwie
zalek prawdziwej, mocnej historii, ale wystarczajcy, by zmusi go do podania naprzd.
To byo co, co wlizgno si midzy Inyniera i wielk rado miasta, wito, gorczk,
poczucie sensu pynce z oczekiwania na przekroczenie progu i znalezienie si po tamtej
stronie horyzontu zdarze. Ale Peabody umia si ju odci od przytaczajcych emocji
miasta. Mia wasn opowie. Nie by ju Jasonem Peabodym, czowiekiem, ktry mia za
sob dugie ycie wypenione gwnie prac, ycie pene cierpienia i wtpliwoci. Nie by te
Radiokowbojem. Czu wdziczno, e Radiokowboj zosta z niego wymazany.
Nowa opowie bya doskonale dopasowana do tego, co mia zrobi.
Zacz si przedziera przez witujce i szalejce tumy. Szuka dziewczynki, ktra
rozumie muzyk wiata. Dziewczynki, ktra jest wolna od opowieci. Jedynej osoby zdolnej
do tworzenia czystej muzyki wiata - dziewczynki z kosmosu, z kolonii na Ksiycu, zdolnej
do wyczucia i przekadania wibracji strun bez zakce wywoanych strachem lub radoci.
Peabody znalaz j tam, gdzie bya wczeniej, w Hali Nauki i Wiedzy. Staa przy
klawiaturze, grajc i janiejc jak pomie. Przyklkn przy niej.
- Su-Chen, pjdziesz ze mn? Zamierzam opuci miasto i wrci do wiata.
Potrzebuj ci, eby graa t muzyk. Aby programowa urzdzenie, ktre pomoe ludziom
dokona przemiany; ktre porzdkuje czstotliwoci...
Dziewczynka spojrzaa na niego z gry, nie przestajc gra.
- Ludzi jest wielu.
- Tak. Bardzo, bardzo wielu.
- Musz pokaza im wszystkim. Musz pozna wietliki. Tak nazywa je Io.
Hala wypenia si tymi jasnymi, czystymi, wibrujcymi wiatami.

Su-Chen przerwaa gr. wietliki pozostay. Peabody sysza, co to oznacza.


Zanim jednak zdy cokolwiek zrobi, Su-Chen wstpia midzy nie, rozoya
ramiona i zacza taczy.

Su-Chen

Emocje. Burzowe chmury nad oceanem. Przychodz po mnie. Chc od nich uciec ale
nie potrafi. Pada z nich ulewny deszcz kada kropla rozdziera mnie na strzpy. Strach.
Strata. Rado. Co czego nie chc co czym nie chc by. Niesamowity nieznony bl.
Zasypuje mnie gradem obrazw.
Nareszcie burza przemija.
Sodkie sodkie dryfowanie i sowa splecione razem tak atwo. Wszystkie opowieci
ludzi s takie - spokojne falujce... - Wszystko co widz zmienia si. Ju nie potrafi
powiedzie co jest prawdziwe. Opowieci i emocje rozpraszaj moj wizj. Sprawiaj e
kolory s zbyt jasne albo zbyt stumione. Sprawiaj e muzyka nie jest muzyk nie jest
cudownym delikatnym splotem zalenoci i zwizkw lecz orodkiem tworzenia nastpnych
przynoszcych bl opowieci. Zawsze ju bd paka. Jak oni to znosz? Jak to moliwe e
potrafi to znie? w ten sposb trac tak wiele. Zbyt wiele.
Mog tylko krzycze i krzycze i krzycze
*
Mczyzna przypominajcy jej ojca otoczy j ramionami i przytuli. Nie prbowaa
si wyrwa. Pozwolia si obj. Czua si dobrze w jego ucisku.
- Nie mog tego znie - usyszaa swj szept. Wczeniej moga znie wszystko. Ale
teraz byo za jasno. Wstrzsa ni silny szloch. - Prosz, musz std odej. Chc odej. Jeli
tu zostan, znowu to mi si przydarzy. I bdzie si cay czas przydarza. Nie podoba mi si
to.
Odwrcia si i zwymiotowaa na podog. Szarpna wosy obiema rkami, tak bardzo
bolao. Podesza do ciany i uderzya w ni czoem. Chciaaby wybi sobie z gowy
opowieci. Albo si zabi. Nie miao znaczenia, ktra z tych rzeczy jej si uda.
Poczua, e mczyzna bierze j za rk. Nie moga jej wyrwa, cho chciaa. Mia
bardzo mocny chwyt. Otar jej twarz chodnym, wilgotnym rcznikiem. Wyj z szafki

ubrania i troch jedzenia i zapakowa do plecaka znalezionego w kolejnej skrytce.


Potem podnis j. Bya chuda i wysoka, ale dotykanie byo w porzdku, czua si
dobrze, ten dotyk nie by zy, nie bola. Czua si taka zmczona. Znuona. Gowa j bolaa, z
rany na czole popyna znowu krew, zalaa jej oczy. Lepka krew. Ponownie poczua na
skrze chodn, mokr tkanin; mczyzna wytar krew i woy jej szmatk w do.
- Musimy tylko zabra par rzeczy - powiedzia, a dla Su-Chen zabrzmiao to, jakby
sam mia si rozpaka, bo usyszaa, jak zabawnie zaama si ton i rytm sw.
- Chc si tylko lepiej poczu - odpowiedziaa. - Chc si znowu poczu lepiej. I chc
mojego kota.
Peabody podnis kota i woy jej w rce.
- Trzymaj mocno. - A potem dwign dziewczynk i pobieg w kierunku wyjcia.
wietliki unosiy si wszdzie i Su-Chen bardzo mocno zaciskaa powieki.
Potem nagle opada na pokad, uderzya si mocno i usyszaa przeprosiny. Gdy
odpywali, dwiki - metaliczne klang!", ups!" odcumowania, krzyki innych ludzi,
potny, niski i wibrujcy odgos silnika, przypominajcy bekotanie - falami przepyway
przez umys dziewczynki. A potem pojawi si wiatr - oddalali si coraz szybciej od miasta. I
woda chlupotaa przy burtach.
Peabody powtarza w kko:
- Dokd ona posza? Dokd ona posza?
A w kocu znalaz odpowied:
- Do Teksasu.
Statek skrci.
Patrz, Su-Chen! Otwrz oczy! Taki widok mona zobaczy tylko raz w yciu. Miasto
wystartowao.
Mwi cicho i powoli. Jakby te chcia polecie.
Ale skd mam wiedzie czego on chce?
Wstrzs jak fala przebiega przez powietrze uderza we mnie i musz otworzy oczy.
Zbyt jasno by widzie wietlistych ludzi. Muzyka zbyt gona nie mog jej znie chc zagra
wasn odepchn tamt kopn uderzy. Kto apie mnie za rk: Siadaj bo wylecisz za
burt.
Przejcie. Ulga. Odeszo. Miasto odeszo. Blask odszed. Poszarpana paszczyzna to
wszystko co pozostao po Miecie Pksiyca i nie mog na to patrze. On patrzy i dry. zy
powoli pyn mu po policzkach i skapuj z podbrdka. Ma cignit twarz i pacze tak
pacze a ja Rozumiem.

To uczucia.
Klepi go po plecach. Klep. Klep. Klep. Tak wanie robi ludzie. Mj ojciec tak robi
ale to zawsze bolao.
W kocu Peabody si umiecha. Ale jego oczy nie zmieniaj wyrazu ani troch. Nie
umiem nazwa tego co wida w jego oczach.
Ale wiem e tam jest.
Nie podoba mi si e to wiem. To za bardzo boli. Io tu nie ma nie moe tego naprawi.
Nie ma jej i nie moe mi pomc. Io poleciaa z miastem.
Czym s te zy ktre pochodz z gbi z wntrza i nie pyn ze zoci?
Mam nadziej e niedugo wszystkiego si dowiem.

Inynier

- Nic mi nie jest - powiedzia do Su-Chen. Obj jej do i ucisn lekko. Rka
dziewczynki bya sztywna i nieruchoma, ale przynajmniej mg jej dotyka.
Kiedy obserwowa odlot miasta, a stao si niewielkim wieccym punktem na niebie,
zrozumia, e zrobi dobrze. Wszyscy zrobili to, co dla nich najlepsze, wszyscy, ktrych Jason
pozna tak dawno, gdy miasto dopiero powstawao. Przyjaciele odlecieli, rozpynli si w
czasie.
On zosta tutaj. Mia prac do wykonania.
Nie by mistykiem. By Inynierem.
Ciko byo pogodzi si z t myl, jednak zmusi si, by podchodzi do kwestii
pozytywnie; by uczucia, ktre przynosiy mu zmartwienie, i te, ktre koiy udrczony umys,
skoczyy si i ucichy.
Peabody wiedzia, e jego cieka nie biegnie ladami dawno zmarej ony. Pewnie
dobrze si zoyo, e przey samobjstwo bliskiej osoby i dziki temu teraz mg
podejmowa waciwe decyzje. I dobrze, e bdzie si opiekowa t dziewczynk. Jedno byo
prawd. Szed kiedy inn drog, ale to byo ju przeszoci.
Mia teraz now drog. Mona to nazwa deniem ku wiatu, celem,
przeznaczeniem. Czekaa go duga podr, bardziej niepewna i trudniejsza ni podr
przyjaci, ktrzy odlecieli z miastem. Trudniejsza ni wszystkie dotychczasowe podre w

jego yciu.
Najblisi zapewne pogryli si w wielkiej, transcendentnej przemianie i niedugo
mieli pozna tajemnice, nad ktrych rozwizaniem Peabody biedzi si latami. Wyjanienie,
skd i po co pojawia si mutacja w jego genotypie, usprawiedliwienie dla jego smutnej i
naznaczonej kopotami egzystencji - rozwizania oddalay si od Jasona z prdkoci tak
ogromn, e wiedzia, i nie zdoa nigdy ich dogoni.
Nadal by tutaj, na bkitnym oceanie, w niewielkiej odzi koyszcej si lekko wrd
turkusowych fal. Obok staa dziewczynka, ktr musia si zaopiekowa, a upalne soce
grzao pokad.
Zorientowa si, e silnik si zatrzyma. Znaczy - trzeba go naprawi.
Peabody by w domu.
I mia prac do wykonania.

Danya

Danya nie wiedziaa, dokd pynie d. Okazao si, e na Haiti.


Kilka miesicy zajo jej ponowne dotarcie do wybrzey Teksasu.
Mimo to jasna smuga na niebie, o wiele janiejsza noc, jakby rozdarcie w tkaninie
czasoprzestrzeni, nadal pozostawaa widoczna. Jak zawsze.
Dwie noce Danya spdzia w obozowisku na wydmach, gdzie zostawia kawaek szarej
materii, by si rozrs. Ten zosta wyhodowany na Haiti i kilku wyspach, ktre odwiedzia po
drodze. Substancja szybko si regenerowaa po odciciu kawaka. Zawieraa serum
genetyczne, to samo, ktrego dzieci w Miecie Pksiyca uyway, by sta si jak
Pionierzy. Danya ofiarowaa je wszystkim, ktrzy chcieli i ktrzy uwierzyli w jej
wyjanienia.
Wdrowaa pieszo.
W kocu dotara do miejsca, gdzie osigna poczucie doskonaoci.
Byo puste. Drzwi na ganku koysay si leniwie, skrzypic na przerdzewiaych
zawiasach. Potok wysech, a drzewa w sadzie umary.
Jednak najgorzej wygldao wntrze domu Edny, gdzie przecie Danya bya - jak
sdzia, prawie na pewno - zaledwie tydzie temu. Siedziaa tu z Bia Por i reszt ludzi

Teraniejszoci, popijajc mroon herbat w podmuchach gorcego wiatru krcego po


salonie, skd wida byo konie pasce si przy rzece. Teraz za dom Edny straszy
poblinionymi cianami i pustk, jakby porzucono go nie kilka dni, lecz wiele lat temu. I
jakby nikt tu od dawna nie mieszka.
Danya posadzia w sadzie kawaek szarej substancji i ruszya w dalsz drog.
Od tamtej pory ycie stao si bardzo cikie.

Inynier

Najpierw odnalaz Carl i pozostae dzieci. O niczym innym nie potrafi myle. Byy
w Sedonie. Mia naprawd ogromne szczcie, e wanie tam. Sedona bya maa i mieszka
tu w dziecistwie. Miasteczko niewiele si zmienio od tamtych czasw. Peabody
porozmawia z ludmi i ruszy ladem dzieci.
Zostaa jedynie Carla i jeszcze troje. Mieszkali na czerwonej rwninie w autobusie
zaparkowanym przy bystrym potoku. Tylko Carla go pamitaa. Miaa teraz okoo czterech
lat. Ca trjk opiekowaa si nastoletnia dziewczyna. Substancje z fiolek, ktre dzieci
zatrzymay, ale najwyraniej ze strachu nie otworzyy, zadziaay, jak mia nadziej. Poczu
ulg. Zapewne Carla i pozostae maluchy nigdy si nie dowiedz, co zrobi Peabody. Zapisa
dla nich histori spotkania i wsplnej wdrwki i zostawi nastolatce. J rwnie zmieni.
Miaa teraz przed sob bardzo dugie ycie, podobnie jak ci, ktrzy yli w Miecie
Pksiyca i korzystali z pomocy technologii zapewniajcych dugowieczno.
Kiedy odchodzi, zabra ze sob reszt fiolek, uwiadamiajc sobie ze smutkiem, e
teraz zaledwie kilku ludzi na wiecie wie, jak ich uywa. Peabody by jednym z nich, by
dyplomowanym Nanoinynierem, certyfikowanym przez od dawna ju nieistniejcy rzd. W
tej chwili rwnie dobrze mgby uchodzi za czarnoksinika.
Spdzi lata tsknic i szukajc Danyi oraz poszukujc Teraniejszoci, w ktrych, jak
sdzi, ugrzza. Pragn znale Teraniejszoci. Ba si ich.
Stara si przygotowa wiat na ich przyjcie.
Ostatecznie wraz z Su-Chen powdrowa na pnoc, przez Kolorado, potem Ohio,
Pensylwani, Nowy Jork i Now Angli, kierujc kroki zawsze w te miejsca, ktre zostay
spustoszone przez plagi, uzdrawiajc je, przynoszc ulg zniszczonej ziemi i ludziom. ycie

tuacze Peabodyego przypominao opowie o Johnnym Appleseedzie. I jak historia


osiemnastowiecznego misjonarza, legenda Inyniera rozprzestrzeniaa si na kontynencie i
wpywaa na wybory Jasona nawet wtedy, gdy ju osiad. Nad brzegami grskich jezior, skd
obserwowa czasem gwiazdy, rozmyla, jak dziwne byo jego ycie i jak milczcy i pusty sta
si dla niego nieboskon, odkd odleciao Miasto Pksiyca. Niekiedy zastanawia si,
czego dokona i co z tego wyniknie. I aowa, e nie polecia z miastem zamiast wyrusza na
t niepewn wdrwk. Czu, e nigdy nie ujrzy kolumn czasu przenikajcych Ziemi i niebo,
przez ktre, jak przez somki, ludzie ze zmodyfikowanym genotypem bd si mogli napi
wiecznoci, albo przynajmniej dowiedzie si, czym moe by wieczno. O ile dokonaj
wyboru - przej przemian lub pozosta przy starych, ludzkich sposobach egzystencji.
Su-Chen nie sprawiaa kopotw. Bya cicha, spokojna, wydawaa si pogodzona z
yciem, wsuchana w siebie, w cisz wiadomoci. Ona i Peabody stanowili dziwn par razem, ale osobno, kade zaabsorbowane wasnymi mylami, lecz wsplnie wdrujcy z
miejsca na miejsce, pchani pragnieniem osignicia jednego celu. Niekiedy, rzadko, Su-Chen
wybuchaa i mwia przez dzie lub dwa. Zazwyczaj jednak wystarczaa jej muzyka, ktr
graa - to by jej jzyk - oraz suchanie. To byo jej cae ycie.
Co wieczr Peabody wspomina swoje klski i poraki; dopiero po tej litanii zamyka
oczy. Tylko wtedy mg zasn.

PADZIERNIK 2194

EAST KINGSTON,
NEW HAMPSHIRE

Xavier mia dziesi lat, kiedy dotar do miasta Inynier. Towarzyszya mu dziwna,
czarnowosa kobieta.
- To ty, prawda, dziadku? To ty jeste Xavier!
- Cicho, Tropicielko! - Bliniacy byli starsi od niej o kilka lat. - Dlaczego zawsze
pytasz o to samo?
- Gupki!
- adnych wyzwisk, albo przestan opowiada. Zgoda? Zgoda.
Xavier bawi si na podwrku przed domem. To by bardzo stary dom, nad gwnym
wejciem wykuto dat: 1734 rok. Mieszkacy Exeter mawiali, e ten dom jest nawiedzony i
dlatego unikali rodzicw chopca i nie pozwalali dzieciom si z nim bawi. Zdawa by si
mogo, e takie ycie byo bardzo samotne, ale mama twierdzia, e przez to ich niewielka
rodzina bardziej si zya. Xavier zrozumia, e miaa racj. Rodzina mieszkaa na
przedmieciach i hodowaa wasne warzywa, miaa te stary sad, gdzie rosy jabonie, a na
rozoyste drzewa przyjemnie byo si wspina dla zabawy lub gdy owoce dojrzeway i
nadchodzia pora zbioru, z obitych jabek mama robia jabecznik. Maa Kimberly miaa si
wtedy tak bardzo, a zmoczya majtki i Xavier obawia si, e rodzice nie bd zadowoleni.
Jednak mama, z policzkami zaczerwienionymi od pracy i jasnymi wosami spadajcymi spod
filcowego kapelusza na ramiona, te si miaa, a potem zaniosa Kim do domu, aby zmieni
jej bielizn.
Tak wic wszyscy byli daleko - mama w domu, tata gboko w sadzie - kiedy nadjecha
Inynier. Podrowa samochodem na par. Kiedy pocign za hamulec, rozleg si gony,

niski gwizd. Inynier podszed do Xaviera. Mia uczciw twarz i powane spojrzenie...
Xavier ju na pierwszy rzut oka uzna, e Inynier ma uczciw twarz, i kiedy
opowiada wnukom t histori, zawsze wspomina o swoim pierwszym wraeniu.
- S twoi rodzice? - spyta i wtedy zobaczy tat w sadzie. Pomacha mu.
Za sadem cigny si wzgrza, zote i czerwone, a niebo byo tak jasnobkitne, e
razio oczy, mona byo w nie spoglda jedynie przez oson gazi. Policzki Inyniera
porowiay od chodnego wiatru. Kobieta siedzca w samochodzie tylko patrzya przed
siebie, na drzwi stodoy. Przyjezdni mieli przyczep.
- Bye w innych miastach, dziadku? - spytaa Tropicielka, a jej brzowe oczy byy
powane. Siedziaa obok kolan Xaviera, ubrana w granatowe sztruksy, ktre matka wzia z
maszyny do ubra znajdujcej si w miecie. Dziadek od razu przeskoczy do czasw nieco
bliszych, przerywajc wczeniejsz opowie.
- eby nie skama, to i owszem. Kilka lat po spotkaniu z Inynierem pojechaem do
Parya. Ale to inna historia. Teraz posuchajcie opowieci o Inynierze. Ich samochd
zaparkowa przed stodo...
- T sam co teraz? z zagrod dla kurczakw?
- Nie, wtedy trzymalimy kurczaki za domem. Suchajcie!
- A mog usi ci na kolanach?
Dziadek podnis dziewczynk z ziemi.
- A teraz uwaaj.
- My uwaamy - oznajmili unisono bliniacy. Mieli po dziesi lat i siedzieli na
stokach wok paleniska, gdzie w eliwnym kocioku bulgotaa zupa z dziczyzny. Ich starszy
brat tydzie temu zabi jelenia, w wietle ognia lniy ich jasne wosy. Dzieci syszay ju
wczeniej opowie o Inynierze, ale zawsze chtnie suchay jej po raz kolejny.
- No, dobrze. Byo pne popoudnie i moja matka spytaa Inyniera i jego
towarzyszk, czy zostan na noc. Na pewno syszeli od ludzi w miecie, e wynajmuje
gociom sypialni na tyach domu. Prawdopodobnie miejscowi ostrzegli rwnie Inyniera,
e rodzina jest dziwna. C, moe bya.
Xavier przyglda si kobiecie podczas kolacji, cho ojciec upomnia go wielokrotnie,
by przesta. Inynier agodnie wyjani, e wszystko w porzdku, e tej pani nie przeszkadza,
gdy si na ni patrzy. Skupia si na jedzeniu. Kiedy skoczya posiek, rozejrzaa si po
pokoju. Byo co zabawnego w wyrazie jej twarzy i w spojrzeniu. Nigdy si nie zmieniay i
Xavier uwiadomi sobie nagle, e twarze jego rodziny cay czas zmieniaj wyraz, czego
wczeniej nie zauwaa. Kimberly jak zwykle zachowywaa si gupio - albo si miaa, albo

trajkotaa bez przerwy, a w kocu odesano j od stou, eby si uspokoia, ale oczywicie
wcale si nie uspokoia - biegaa i skakaa po duej kuchni. Wreszcie jednak usiada w kcie i
zacza si bawi miniaturami maszyn rolniczych - traktorem, kombajnem i mockarni.
Miaa te stary policyjny wz, ale kiedy wczya syren, tata zabra zabawk i pooy j
wysoko na pce, gdzie nie moga dosign, a potem z powrotem usiad przy stole.
- A zatem jaka jest paska propozycja, panie...
- Tak wanie mwi pradziadek! - wtrcia Tropicielka. - Jakby warcza.
Xavier umiechn si. Lubi naladowa gosy.
- Peabody. Chciabym wynaj wier akra waszej ziemi. Jakie ustronne miejsce.
- Na wzgrzach, czy nie?
- Tak. Ale chciabym mie tam dobry dojazd.
- Wtedy nie byoby to ustronne miejsce, nieprawda?
- Potrzebny mi kawaek ziemi wystarczajco daleko, aby nikt go za czsto nie
odwiedza i nie interesowa si za bardzo, co tam jest. - Inynier rozejrza si wok stou i
Xavier odnis wraenie, e mczyzna co oblicza. - Rozumiem, e ta ziemia naley do waszej
rodziny od wiekw.
- A jakie to ma znaczenie?
- Chciabym co wybudowa i zostawi na... jaki czas.
- Czyli na jak dugo?
- Najwyej na sto lat, nie duej.
- Mwi pan o wynajmie, Peabody? A za co?
- Ponegocjujmy.
Kobieta skoczya je, odsuna gwatownie krzeso i spokojnie woya paszcz i
kaptur, a potem wysza na dwr.
- Mamy kanalizacj wewntrz - zapewnia mama, spogldajc na zamknite drzwi.
- Ona lubi spacerowa.
- Ale jest ciemno...
- Na niebie wieci ksiyc w drugiej kwadrze, a droga jest dobrze oznakowana Peabody nie sprawia wraenia zmartwionego.
- Ta dziewczyna niewiele mwi.
- Nie.
Chwil milczenia przerwa ojciec.
- Jak chce pan zapaci za wynajcie ziemi na sto lat?
- Prosz mi powiedzie, panie Appleton, jaki jest paski stosunek do nanotechnologii?

- Zaley. - Tata popatrzy na nas, jakby chcia, abymy wyszli, ale nie powiedzia tego
gono. - Jakiego rodzaju nano?
- Wo ze sob duy asortyment nanozarodnikw. Nie, nie! - Peabody potrzsn
gow, gdy mama si zaniepokoia. - Daj sowo, e nie s niebezpieczne. Jestem
dyplomowanym nanotechnologiem, dostaem licencj w pidziesiciu dwch stanach. To
znaczy, wtedy, gdy to jeszcze byy stany.
- Jakich stanach? - zapytaem.
- New Hampshire byo stanem - wyjani mi James. By dla mnie miy, poniewa chcia
si popisa przed dorosymi, jak duo wie. - Wczeniej bya to cz Federacji Nowej Anglii.
A to by stan w pastwie, ktre nazywao si Stany Zjednoczone Ameryki Pnocnej. Jeszcze
przed Trzecie Fal Nanotechnologiczn...
- To byy straszne czasy - zauway pan Peabody. Kciki ust mu opady i wydawa si
spoglda gdzie w dal, w odleg przeszo. - Stracilimy wszystko, co mielimy. Zgino
wielu ludzi. Ale nadchodzi nowa era.
- Moe powinien pan opowiedzie t histori na Niedzielnym Zgromadzeniu - skrzywi
si tata.
- Jestem zwykym Inynierem - odpowiedzia Peabody. - Jestem tu, poniewa chc
wam pomc. Ale jeeli kaecie mi odjecha, odjad natychmiast. Rozumiem pastwa
niepokj. Jednak nowa era nadchodzi. Jeeli zgodzicie si powici mi kilka godzin,
bdziecie mogli zada mi tyle pyta, ile zechcecie, a potem zdecydowa, czy mona mi
wynaj kawaek ziemi.
- Moja matka bya lekarzem - odezwaa si mama. - Pracowaa w Bostonie, gdy
jeszcze by Miastem

Kwiatw. Tam si urodziam

i dorastaam.

Dziadek by

elektroinynierem, ale przebranowi si i zosta nanotechnologiem, jak pan. Nie jestemy tak
podejrzliwi jak ludzie w miasteczku. - Posaa tacie lekki grymas, a tato tylko wzruszy
ramionami.
- Przezorny zawsze ubezpieczony, Kate - zauway.
- Jednak wysuchajmy, co pan Peabody ma do powiedzenia, dobrze?
Zaczli rozmawia. Potem, gdy pooyli mnie do ka, odczekaem chwil, wstaem i
zakradem si z powrotem do jadalni, kryjc si w cieniu za kominkiem...
- I dlatego kiedy wiedziae, gdzie mnie szuka, tak? - zapytaa Tropicielka sennie,
zwijajc si w kbek na kolanach Dziadka.
Usyszaem, co mwili.
Pan Peabody tumaczy, e jego przyjaciele odlecieli w kosmos. Przyzna, e wczeniej

spdzi tydzie w miecie i tam dowiedzia si o moich rodzicach. I pomyla, e mama i tata
oka mu zrozumienie. Powiedzia, e wierzy w wielk zmian, jaka nadejdzie na Ziemi, oraz
e ma projekt urzdzenia do odbioru informacji, ktre moe przypieszy t zmian.
Powiedzia te, e wierzy, i zmiana bdzie dobra dla ludzi i e ju wielu ludzi na Ziemi ma
genetyczn modyfikacj, pozwalajc im rozumie Sygna. Wtedy mama zacza paka, a
tata obj j ramieniem. Inynier przyzna, e on te ma tak modyfikacj, a tata wyj z
kredensu whisky i potem wszyscy doroli unieli szklaneczki i wypili. I wtedy zasnem.
Obudziem si rano we wasnym ku. Soce wiecio jasno. Musiao by pno.
Mama zawsze budzia mnie przed witem, abym po zjedzeniu niadania i nakarmieniu
kurczakw pouczy si jeszcze w kuchni.
Ubraem si i pobiegem do jadalni. Mama nucia, a tata by raczej spokojny i
milczcy. Pan Peabody i ta kobieta, Su-Chen, koczyli wanie niadanie. Na stole rozoone
byy szare, srebrzyste arkusze. Peabody dotkn jednego z nich i pojawi si obraz. To by
pierwszy komputer, jaki widziaem.
- Ale teraz mamy ich wiele, prawda? - spyta Dave, jeden z bliniakw.
- Tak. Su wam do nauki.
- To one byy zapat, jakiej chcieli twoi rodzice, dziadku?
- Dokadnie tak, mody czowieku.
- A ty nigdy nie prbowae ich sprzeda lub pokaza innym, bo ludzie si boj.
- Skoro inni rodzice nie pozwalali dzieciom bawi si z nami, nietrudno byo
dochowa tajemnicy.
- A pan Peabody zostawi co w lesie.
- Wtedy to nie by jeszcze las, lecz zwyke pole. Najpierw wylalimy fundamenty,
postument, a potem pan Peabody... zbudowa urzdzenie.
- A kiedy babcia Kimberly urosa, wyjechaa, eby pomc budowa takie urzdzenia.
- Tak - przyzna dziadek Xavier ze smutkiem. - w Teksasie znajdowao si centrum
szkoleniowe. To bardzo daleko i po wyjedzie dostalimy od Kimberly tylko jeden list, w
ktrym napisaa, e skoczya kurs. Powinnicie j kocha. Zawsze wierzyem, e Kim do nas
wrci. - Wsta i zanis pic Tropicielk do ka. Potem wrci, by dokoczy
opowiadanie rodzinnej historii bliniakom.
pieszyli si, by jak najszybciej skoczy stawianie fundamentw, poniewa robio si
coraz zimniej. Miay dziesi stp na dziesi. Tata przynis rczn pomp i pocignli rur
prawie przez wier mili do pobliskiego potoku. Potem pan Peabody otworzy swoj
przyczep i zabra si do pracy. Pozwala wszystkim z rodziny patrze i prbowa nam

wyjania, co robi, poniewa, jak twierdzi, to nie czary lub magia, lecz inynieria wymylona
przez ludzi i ludzie powinni wiedzie, jak jej uywa. Mwi te, e nanotechnologia jest
dziedzictwem ludzkoci i trzeba o ni dba. Bya to pora roku, kiedy zachody soca s takie,
jakie najbardziej lubi - przypominaj jasne linie ru na bkicie. Nastpnego dnia moe
spa nieg, a w powietrzu unosi si zapach lasu.
Pan Peabody powiedzia mi, e zbuduje co w rodzaju radia. Mwi, e wierzy, i
nadejdzie dzie, gdy radio zadziaa i wtedy bdziemy mogli nauczy si zupenie nowych,
wanych rzeczy, i e to bdzie najlepszy czas pod socem. Nigdy nie powtrzyem ojcu, co
mwi Inynier, gdy pomagaem mu przy tworzeniu urzdzenia. Pan Peabody i ja zawsze
wkadalimy rkawice i uywalimy czystych, lnicych narzdzi, ktre przechowywane byy
w przyczepie w skrzynkach wyoonych filcem. Inynier nie by gupcem i zdaj sobie spraw,
co chcia osign. Chcia mie pewno, e modzi, ktrzy wiedz o urzdzeniu, bd je
chroni i zatroszcz si o to, by nie zostao zniszczone. Dlatego pozwala nam pomaga przy
budowie, chcia, ebymy czuli dum i potem mogli si zatroszczy o to dziwne radionieradio.
Strzegem urzdzenia, ale mam wraenie, e Peabody si myli. Od dawna nic si nie
zdarzyo. Nie pojawiy si tunele wiata, przez ktre moglibymy czerpa energi z gwiazd,
nowe geny nie przyniosy nam innej wiadomoci, ani te nie potrafimy si porozumie ze
wszystkim, co yje, i nic nie wyglda inaczej, nie czujemy te nic nowego. To nie szkodzi.
Jestem zadowolony z tego, jak yj teraz. A wy, dzieci?
- Ale jak Inynier budowa urzdzenie?
Och, oczywicie. Mwic szczerze, przypominao to robienie ciasta. Inynier najpierw
zoy wysok skrzyni z cienkich pytek, ktre poczy rubami. Potem wyoy j plastikow
wykadzin. By to prostopadocian mniej wicej mojego wzrostu. Peabody podnosi mnie i
mogem tam wlewa substancje, ktre miay si wymiesza. Do tej skrzyni wsypywaem
zielony, czerwony i fioletowy proszek. Inynier wyjani, e te substancje aktywuj si dopiero
po zmieszaniu, dlatego trzeba je przechowywa osobno. Cay proces, jak mi powiedzia,
wymyli on sam - ulepszy to, co stosowano wczeniej. Kiedy o tym wspomnia, umiecha
si. Przyzna si rwnie, e ma sto czterdzieci lat i byy to cikie i dugie lata. Potem
postawi mnie na stoku i da mi kocwk wa, ebym mg wlewa wod. Kiedy skrzynia
wypenia si do poowy, Inynier wsypa co jeszcze, gruboziarnist substancj. A potem
stan na stoku i wymiesza dokadnie wszystko za pomoc dugiej yki. Wygldao to troch
zabawnie, bo yka bya naprawd duga, miaa chyba z dziesi stp. Peabody obawia si,
e mieszanina moe zamarzn, ale okazao si, e zaczyna parowa i Inynier umiechn si

z ulg. Powiedzia, e od tego momentu mieszanka bdzie sama utrzymywa odpowiedni


ciepot.
- I dlatego wok urzdzenia roliny s zielone nawet zim - zauway Dave.
- A co si stao potem? - zapyta Dale.
I wtedy stao si najdziwniejsze. Inynier zostawi mieszank na tydzie, by proces
budowy si ustabilizowa. Sprawdza tylko przebieg, ale wewntrz skrzyni zmiany zachodziy
ju samoistnie. Potem przynis jakie mierniki i sprawdzi wszystko, a wreszcie oznajmi, e
moe ju zabra opakowanie. Ostronie rozkrci ruby i zdj cienkie pytki, ktre schowa
na ty przyczepy. Dzie by pochmurny i dlatego widziaem, e pod plastikiem masa lni od
wewntrz pasmami wiata. Przypominaa kostk galarety. Taka delikatna. Ale, niech mnie
zaraza - powierzchni nie mona niczym zarysowa.
- Wiem - przyzna Dale. - Nie mona jej rozbi. Kiedy wziem kamie i
sprbowaem.
I tak to wanie byo. Z lasu wysza kobieta, spacerowaa tam codziennie. A Inynier
zaprosi ca rodzin, wic zebralimy si przy urzdzeniu. Powiedzia, e to nie potrwa
dugo, z samochodu, ktry zosta w caoci pokryty bateriami sonecznymi, rozwin drut i
przypi go do owalu pokrytego klawiszami. Nie byo na nich adnych symboli. Nie
potrafilimy zgadn, czy to komputer, czy instrument muzyczny, ale Inynier wyjani, e i
jedno, i drugie. Towarzyszca mu kobieta zaskoczya nas wszystkich, mwic, e muzyka i
matematyka s tym samym i kiedy suchamy muzyki, syszymy matematyk. Matematyka moe
by sposobem rozumienia muzyki. Powiedziaa te, e wiato jest wszdzie i wszystko jest ze
wiata, rwnie muzyka. I e zagra nam muzyk wiata. Tymczasem Peabody przyczy
stojc na cienkich nkach klawiatur do wierzchokw szecianu i zdj plastik z
urzdzenia i sprawdzi, czy dobrze osiado na postumencie. Mona teraz zaglda do wntrza
maszyny, a to, co si ujrzy, zdaje si nie mie granic. Inynier skin gow i kobieta pooya
palce na klawiszach.
Kiedy graa, dwiki zdaway si wpywa do szecianu i wewntrz pojawio si
lnienie i migotanie zmiennych barw. Kobieta miaa oczy zamknite, jakby suchaa i graa
jednoczenie. Dziwna to bya muzyka. aden prawdziwy instrument nie ma takiego brzmienia.
Czulimy si troch jak w kociele. Soce zachodzio i zdawao si, e za plecami kobiety
ponie ogie i jakby ona sama pona. Miaem wraenie, e wok pojawiy si jasne wiata.
Wosy kobiety lniy, twarz janiaa.
Czuem si tak, jakby wiato i wiat przemwiy do mnie.
Su-Chen graa przez okoo dwadziecia minut, a potem przestaa i wydawao si, e

melodia si urwaa w poowie utworu. Kobieta popatrzya na starszego mczyzn. Peabody


odczy klawiatur i starannie spakowa cay sprzt do pudeek i futeraw. Zawsze by
bardzo staranny.
I to wszystko. Inynier podzikowa naszej rodzinie, zostawi nam komputery i
programy szkolne. Nigdy wicej ju go nie spotkaem.
*
Przydarzyo si to Tropicielce, gdy miaa pitnacie lat. Od tygodni bolaa j gowa i
bya tym bardzo zdenerwowana, cho wiedziaa, e jej matka te przez to przechodzia. Ale
wtedy zacza sysze muzyk. Wczenie rano. Muzyka j obudzia.
Tropicielka ubraa si i wysza z domu. Gwiazdy jeszcze wieciy i pada nieg.
Dziewczyn otoczya muzyka. Rozpakaa si z radoci czy innych uczu - cokolwiek to byo,
nie moga przesta paka.
Kiedy miaa dwadziecia lat, wysza za m za Tima Englea, ktry mieszka przy
kocu drogi. Zbudowali dom u stp Old Pike i po roku doczekali si dziecka.
Pewnego razu Tropicielka, nie wiedzc dlaczego, obudzia si w rodku nocy. Usiada
na ku. Jej m spa obok. Woya sukienk i sprawdzia, co si dzieje z dzieckiem. Spao
spokojnie i gboko. Ginger, ich pies, pobieg za pani po schodach i obserwowa, jak wkada
buty, paszcz, czapk, szalik i rkawiczki.
Tropicielka ruszya przez las ciek prowadzc do urzdzenia. Pod koniec zacza
biec, bo wydawao si jej, e niebo rozbyso jasnym wiatem. Strasznie bolaa j gowa.
Gdy dotara na miejsce, przekonaa si, e wszystko zaroso - postument otaczay
spltane zarola i pdy, a tu przy krawdzi wyroso nawet drzewo. Kobieta podesza, ale
zaraz si cofna.
Otaczajcy urzdzenie murek, wielokrotnie wzmacniany i naprawiany, teraz by
cakowicie zniszczony, a fragmenty walay si wok postumentu. Na zniszczonych
fundamentach sta duy szecian, a z grnej cianki na oczach Tropicielki wyrastay
niewielkie narole. Wkrtce okazao si, e to talerz maej anteny. Dziewczyna widziaa takie
anteny w dziecistwie, na lekcjach prowadzonych przy komputerach, ktre nadal byy w
posiadaniu jej rodziny.
Bl gowy min nagle, a muzyka w umyle staa si potniejsza i coraz bardziej
intensywna. Tropicielka poczua mrowienie w odku, a wiato pynce z urzdzenia
zmienio si w tcz barw, jakich nigdy wczeniej nie widziaa. Rozwarte usta przysonia
doni.
Z urzdzenia popyn gos i zacz opowiada, co si stao. e ta transmisja pochodzi

od grupy, ktra dawno temu opucia Ziemi. I e zaczy si zmiany, ktre mog da
ludziom nowe zmysy. Bdzie to nowy sposb pojmowania i rozumowania, nowy stopie
ewolucji, nowa perspektywa i nowe istnienie. I to wszystko wanie si zaczo.
Ale Tropicielka nie potrzebowaa gosu, ktry o tym mwi.
Tropicielka wiedziaa.

Z TEJ STRONY

Matthew

Nigdy nie polubiem Danyi. Miaa racj. Gdy miaem dwadziecia dwa lata,
polubiem Sarah. A kiedy miaem prawie trzydzieci lat i troje dzieci, Danya odesza.
Widziaem j po raz ostatni, kiedy sza drog za miasto.
Wybiegem na pole, woaem za ni i machaem rkami. Odwrcia si, przysonia
oczy doni, a gdy mnie zauwaya, pomachaa mi na poegnanie, w dole kanionu
dostrzegem - przysigam, e widziaem - ludzi na koniach. Wygldali jak Indianie.
Prawdziwi. I kojota. Duego, starego kojota. Pamitam, bo pomylaem, e trzeba bdzie
zamkn kurczaki, eby si do nich nie dobra.
Ci ludzie mieli dla Danyi rower. Przysigam. Danya wsiada, pomachaa mi i wszyscy
ruszyli, niknc w cieniu kanionu. Odwiedzaem potem to miejsce w wolnych chwilach, gdy
nie przeszkadzay mi dzieci ani praca. Jednak nigdy ju nie spotkaem Danyi.
Ale kiedy niebiosa si otworzyy i muzyka rozbrzmiaa w naszych umysach,
wiedzielimy, e to zasuga Danyi. Myl, e kiedy si to dokonao, Danya na pewno musiaa
poszuka drogi, by dotrze do Radiokowboja, ktry mia tak samo dugotrwae zadanie, jak i
ona. Dlatego ponowny kontakt by moliwy. A nawet co wicej ni tylko kontakt.
Tak naprawd to nie bya muzyka. Och, oczywicie, mona j byo usysze, ale
przede wszystkim tworzya nowy wzr w moim umyle i w umysach wszystkich, ktrzy
przyjmowali komuni Danyi, oraz w umysach ich dzieci.
Czekaem na przebudzenie, tak jak ludzkie zmysy czekaj na chwil narodzin, by
pozna fenomen wiata, wszelkie jego wibracje i aspekty. A potem pozna pismo - cyfry i
liczby, litery i sowa - jeszcze jeden zmys, ktry naley obudzi, by zrozumie otoczenie, by
mie z nim czno.
Istniej te inne zmysy. Poczenia, o ktrych wczeniej nie wiedziaem nic. Ale
cz mnie czekaa na to, co si miao zdarzy. To jak przywrci wzrok niewidomemu.

wiat widzialny zawsze by wok niego, cho nie potrafi go dostrzec.


Jestemy elementami mozaiki, wzoru, improwizacji, ktra rozszerza czas. To tak,
jakbym przez cae ycie wdrowa wsk grsk ciek midzy sosnami, dostrzegajc w
krtkich przebyskach midzy pniami zaledwie fragmenty krajobrazu, a potem nagle stan
przed rajsk dolin i ujrza wschd soca.
To wanie co takiego.
Co, co wszystko zmienia.
Przyszlimy na wiat przez wski, ciemny kana rodny i wydostalimy si w
migotliw, czyst jasno. Jestemy w stanie widzie wicej, zrobi wicej, mamy wiksz
wiedz, mdro i przeywamy ogromn rado, gboko i intensywnie, potrafimy rwnie
rozumowa szybciej i dokadniej. I dziki temu moemy tka wicej strun, wicej informacji,
ni kiedykolwiek wczeniej. Jestemy czci muzyki, ktr tworzy wiato. Na zawsze.
Wytworzylimy sobie dodatkowy, przeciwstawny kciuk. Mamy jzyki, ktre daleko w
tyle pozostawiaj t mow, ale tylko w tym jzyku mog si porozumie z wami, ktrzy
jeszcze nie przeszlicie przemiany. Poznalicie ca t dug opowie od samego pocztku. I
wiecie, co ta opowie obiecuje.
Zachcam, abycie dokonali przemiany.
Wyobracie sobie. Suchajcie. Smakujcie i obserwujcie. Dowiadczcie muzyki, jak
tworzy wiato, a zapragniecie wicej. Poznajcie cieki, ktre was tutaj doprowadz.
Stwrzcie je sami.
Boe! Tutaj jest tak cudownie, e nie potrafi tego wyrazi.

You might also like