Professional Documents
Culture Documents
MUZYKA
WIATA
Light Music
Przeoya
Magorzata Koczaska
Podzikowania
Powie powstawaa przez kilka lat, podczas ktrych najwaniejsza bya mio i
wsparcie ze strony mojego ma, Josepha Mansy'ego. Jemu rwnie zawdziczam stron
www.goonan.com.
Moja kuzynka, Amy Roberts, poetka i pisarka, powicia czas na lektur i krytyk
rkopisu, a jej uwagi byy bezcenne. Wraz z Dorothy Strickland pomoga mi take stworzy
posta Su-Chen.
Sage Walker, Steve Brown i Michaela Roessner rwnie czytali wstpn wersj i ich
komentarze okazay si niezmiernie pomocne przy tworzeniu ostatecznego ksztatu
literackiego utworu.
Jennifer Brehl i Diana Gill wskazay mi fragmenty niepotrzebne i zadbay, by jzyk
sta si klarowny i gitki.
Zaangaowanie i energia Devi Pillai sprawiay, e wszystko szo zgodnie z planem.
Argentynka Hilda Stotts przygotowaa wikszo materiaw zwizanych z
rozdziaami o jej kraju. Wdziczna jestem za czas, jaki powicia temu zadaniu.
Ostatnie poprawki do powieci przygotowaam w dwa tygodnie, spdzajc kady
dzie i wiele nocy w poczekalni na oddziale intensywnej opieki medycznej w George
Washington
University
Hospital.
Pragn
podzikowa
wszystkim
przyjacioom,
2175
ODRZUCONA
TERANIEJSZO
Matthew
Wydaje mi si, e rodzice przyszli wtedy do kocioa ze wzgldu na babci, a moe chcieli
by mili dla Danyi, albo co w tym stylu. Nie sdz, eby wierzyli w to, co mwia. Ja
wierzyem.
U Wielebnej Danyi byo tak jak w starych kocioach, gdzie czczono Jezusa wszystko trzeba byo przyj na wiar. Nic si nie stao, kiedy wypiem troch wina. I nic si
nie stao potem, w ogle nic si nie stao.
Moe dlatego tak niewielu mieszkacw miasteczka przyjmowao komuni.
Pamitam Dzie Niepodlegoci, kiedy miaem siedem lat. Czwarty lipca wypada w
niedziel i w kociele stoczyo si cae miasto. Wszyscy przyjmowali komuni, pewnie po to,
by poczu si weselej. Tylko babcia miaa zy w oczach, dla niej nie byo w tym nic
wesoego. Mwia, e pewnego dnia wiat, jaki znamy i jaki moemy pozna, zmieni si
dziki Wielebnej Danyi oraz ludziom z Miasta Pksiyca. Ci ludzie odeszli daleko, ale
Danya zostaa w naszym miecie.
W kocu jednak to, co dodawaa do wina, skoczyo si, a ona stwierdzia, e jest zbyt
zmczona, by zrobi wicej. Moe sama przestaa wierzy w moc komunii.
Teraz Danya mieszka tu obok, w maym, biaym domu przy Trzeciej Ulicy. To
dlatego spdzam z ni duo czasu.
Mama mwi mi, ebym by grzeczny, bo Wielebna jest dobrym czowiekiem. Cho
moe troch przygnbionym, poniewa wiat od dawna si nie zmieni. Bez wzgldu na to, co
twierdzi babcia, dla ktrej wiat zmienia si i zmienia, nieustannie, od czasw, gdy bya
mod dziewczyn.
W miasteczku mamy ptasie zoo, mona nawet powiedzie: ptaszarni. Trzymamy w
niej wszystkie rzadkie ptaki: mae brzowe wrble, rudziki z czerwonymi brzuszkami,
czarniawe wilgowrony i cakowicie czarne wrony.
Mieszkam zaledwie o przecznic od ptaszarni i latem, z samego rana, lubi lee w
ku i sucha piewu ptakw. Babcia mwi, e mamy szczcie, bo mieszkamy tak blisko.
Mwi te, e kiedy kadzie si spa i zamyka oczy, przypominaj jej si czasy, gdy ptaki byy
wszdzie, na kadym drzewie. Ale co si stao, zanim si urodziem - nadesza Cisza i
sprawia, e ptaki zapomniay, dokd maj wdrowa. I wtedy miliony ich umary. Prawie
znikny z powierzchni Ziemi. Jak wiele innych rzeczy...
Za to przez dugi czas byo co, co nazywao si nano. Nano zmieniao rzeczy w inne
rzeczy. Ale tacy ludzie jak moi dziadkowie woleli trzyma si od tego z daleka. Wrcili do
naszego maego miasteczka w grach, gdzie czuli si bezpieczni. Sdz, e pewnego dnia
poszukam nano i dowiem si, co to jest. Babcia opowiada mi wiele o rzeczach z dawnych
czasw, kiedy bya telewizja, radio i duo wicej ludzi. Babcia jest naprawd bardzo, bardzo
stara. Myl, e ma ze sto pidziesit lat. Tata twierdzi, e jej opowieci s prawdziwe,
nawet jeeli wydaj si strasznie dziwne.
Danya mwi, e kiedy znowu bdzie jak dawniej, a nawet duo lepiej. A ptaki znw
bd mogy lata i wdrowa po wiecie.
Chodz do szkoy, ktra mieci si w starym budynku z cegie, o kilka przecznic od
domu. Mama pracuje jako nauczycielka, ale w innej klasie. Ucz si w drugiej grupie i jestem
jednym z najlepszych uczniw, w przyszym roku bd najmodszy w trzeciej klasie. To
dlatego tyle wiem o ptakach, mama mnie nauczya.
Danya przychodzi do naszej grupy raz w tygodniu i uczy nas piosenek. Nawet chodzi
do domw, gdzie mieszkaj modsze dzieci, i te je uczy piewa. Twierdzi, e piosenki
porzdkuj i doskonale rozwijaj umys, e to taka specjalna metoda. Danya ma bzika na
punkcie muzyki. Tata nawet mwi, e Danya jest kompletn wariatk, ale mama zawsze
wtedy si krzywi i marszczy brwi, i tata od razu wie, e lepiej by cicho.
Pewnego dnia, gdy byem jeszcze w pierwszej klasie, Wielebna przysza na lekcj, ale
nie uczya nas muzyki. Narysowaa jakie popltane obrazki, same kty i linie, a potem
mwia o superstrunach i czym, co nazywaa wymiarem". Obrazki miay nam pomc w
zrozumieniu, e nawet jeden punkt mona podzieli... No, c, nie umiem wyjani, bo tak
naprawd tego nie rozumiem. Ale Danya widzi rzeczy, jakich inni nie widz, wiadomo.
Tumaczya nam, dzieciom, e na wiecie istnieje wicej kolorw i dwikw, ni moemy
zobaczy i usysze. I e pewnego dnia bdziemy mieli nowy zmys, jak ona, a wtedy
poznamy wszystko, o czym opowiada. Po tej lekcji rodzice uczniw si wciekli, przyszli do
szkoy i powiedzieli Wielebnej, e nie powinna nas uczy takich rzeczy. Moja mama i tata nie
poszli na spotkanie, ale inni tak. Nastpnego dnia Danya zacza si pakowa i zbiera do
wyjazdu. Zrobio si zamieszanie, ale w kocu pozwolili jej zosta. Na pocztku nie chciaa,
ale zapewnili j, e wszystko jest w porzdku, e ma prawo mwi i uczy, czego chce. I
Danya zostaa. Teraz opowiada, e nadchodz nowe czasy, w ktrych bdziemy wiedzie
coraz wicej, odzyskamy czno ze wiatem i bdziemy si komunikowa z innymi, nawet
tymi, ktrzy yj w niebie, niewyobraalnie daleko, dalej od soca - wrd gwiazd. Ludzie
za plecami miej si z Danyi. Ale nie ja. Kocham Dany.
Danya jest adna. Ma szarozote oczy, bardzo smutne, szczeglnie gdy wspomina
Miasto Pksiyca. Jej wosy s dugie, jasnobrzowe, zwizane w kucyk. Mama twierdzi, e
Wielebna jest jedn z osb, ktre si nie starzej. I dodaje, e w Miecie Pksiyca Danya
musiaa mieszka dawno, dawno temu, jeszcze zanim mama przysza na wiat - i pewnie jest
bardzo stara. Ale stara jest babcia, bo wyglda staro, ma siwe wosy i trudno jej chodzi. A
Danya jest inna.
Miasto Pksiyca znajduje si gdzie na oceanie. Brat taty si tam wybiera, a w
kocu opuci rodzin i wyjecha. Myl, e gdyby Danya pamitaa mojego wuja, tata
bardziej by j lubi.
W miecie mieszkao wielu ludzi. Prawie milion. Danya wyjechaa stamtd z powodu
wojny. Powtarza, e kiedy wrci i odleci z nimi w kosmos.
Wanie wtedy tata mieje si najgoniej, a mama mocno marszczy brwi. Myl, e
Danya gubi si w Teraniejszociach i przy innych okazjach wydaje si jej, e ludzie odlecieli
w kosmos dawno temu, a ona zostaa na Ziemi jako nauczycielka i kapanka. Babcia twierdzi,
e tak naprawd Wielebna nie poleciaa z mioci, ale tata zaprzecza i mwi, e babcia jest
star romantyczk i e nikt nigdy nie polecia w kosmos.
Wedug Danyi powodem, dla ktrego tak si nie stao, jest rednia. Kiedy rysowaa
obrazki na lekcji, opowiadaa o zasadzie nieoznaczonoci Heisenberga. e mona tylko
okreli redni. e na poziomie wiadomoci wszystko uredniamy. Lecz s inne rodzaje
wiadomoci. Inne poziomy. Nie jestem pewien, co to jest wiadomo, ale Wielebna
zapewniaa, e niedugo si dowiem. Zwaszcza e piem wino komunii z tym genetycznym
dodatkiem, zanim si skoczy.
Danya jest bardzo silna i duo czasu spdza samotnie, chodzc po grach. Myl, e
kiedy od czasu do czasu wybiera si tylko z plecakiem na tak tygodniow wycieczk i
kieruje si na James Mountain, to szuka Teraniejszoci i przedmiotw wytwarzajcych
wiato. Wydaje mi si, e s w nich Teraniejszoci i kiedy Danya ich dotyka,
Teraniejszo wycieka z nich i przechodzi do Wielebnej. I smay jej mzg, jak twierdzi tata.
Moe... Kiedy spytaem j, co robi w grach.
- Szukam dobrego miejsca do skoku - odpowiedziaa.
Danya nazywa te wiecce rzeczy wietlikami. wietliki pojawiy si w Republice
Teksaskiej. Wszystko, co dziwne, pochodzi wanie stamtd. Wiadomo, e jeli si wyruszy
do Teksasu, wszystko si moe zdarzy. To dlatego trzymamy si Kolorado. Jednak wietliki
s bardzo mdre i kiedy Danya ich dotyka, mwi jej o wielu sprawach. Chocia tak
naprawd nie mwi, tylko przekazuj obrazy i dwiki. I nauczyy Wielebn, e czas skada
si z Teraniejszoci.
Teraniejszoci s jak punkty na rysowanym przez Dany wykresie. Maj co
wsplnego z superstrunami, ktre drgaj, wibruj naprawd szybko, i s strasznie mae. Jak
paciorki wypeniajce przestrze, skadajce si w tryliony kombinacji. Trudno to sobie
wyobrazi, ale mama twierdzi, e to prawda i e wikszo tego, co mwi Wielebna, jest
prawdziwe, cho ludziom ciko to zrozumie. Wszystko, co widzimy, syszymy i czujemy
zwizane jest z superstrunami. S jak muzyka, zapomniana melodia, ktr mona zapiewa,
wznoszc i obniajc pynnie gos. To sprawia, e wszystko jest pikne jak zarys gr na
horyzoncie, barwy kwiatw, ptasie trele.
Pewnego dnia w lecie poszedem do domu Danyi. Wielebna pia gin z wielkiej,
przezroczystej butelki. Wtedy opowiedziaa mi o miastach z kwiatami na dachach, nad
ktrymi latay maszyny przypominajce wielkie pszczoy. Pszczoy te pomagay ludziom w
komunikacji. Danya miaa zdjcie takiego miasta, ale byo stare i wyblake, a to, co nazywaa
pszczoami, wygldao jak zwyke czarne kropki na tle nieba. Jak muchy. Gdy jej to
powiedziaem, rozemiaa si i przyznaa mi racj. Opowiedziaa mi jeszcze, e na wiecie s
rne rodzaje miast, miasta wiate i miasta z wielkimi antenami, a potem wyznaa, e chciaa
nawet pracowa w jednym, ale bya wtedy zbyt zmczona i czasami ma wraenie, e to tylko
zudzenia. Cakiem moliwe - stwierdzia Danya - e jest tylko gupi wielebn, i przeprasza
za wszystko. Kazaa mi zapamita, e auje tego, co zrobia, poniewa odbije si to rwnie
na moich dzieciach, w kocu ju trudno byo j zrozumie. Wtedy powiedziaa, ebym lepiej
wraca do domu.
Odszedem, a pniej, wieczorem, wrciem. Chciaem wej, ale przez otwarte okno
zauwayem, e Danya siedzi na krzele w salonie i pacze, wic uznaem, e lepiej nie
przeszkadza. Obok Wielebnej stao mae, stare radio, z gonika dochodzio tylko syczenie,
w letnie noce syszaem, jak Danya wcza radio, poniewa okna mojej sypialni znajduj si
blisko jej domu. Jednak jedynym dwikiem, jaki zawsze do mnie dochodzi, by ten syk. My
te mielimy radio, a na szczycie Golden Peak znajduje si wiea nadawcza. Audycje s stale
nadawane i gdzie tak raz na dwa miesice udaje si zapa sygna. Ale wtedy z radia sycha
stale to samo: piosenki, jakie stare newsy, na ktre tata mwi reklamy" i twierdzi, e mona
si bez nich obej, a potem znowu piosenki.
Lubi piosenki, o ile sam piewam. Danya mwi, e niektre melodie stworzya
dziewczynka z Ksiyca. Wielebna czasem opowiada bardzo dziwne rzeczy.
Kiedy dorosn, chc widzie to, co ona. Wierz, e ma racj; e dowiem si tego, co
wie Danya, i e Danya bdzie wtedy szczliwa. Powiedziaem, e gdy bd duy, to si z ni
oeni. Rozemiaa si tylko, zmierzwia mi wosy i stwierdzia, e wtedy bdzie dla mnie za
stara na on.
Chc si jednak z ni oeni, bo czasami wydaje si taka samotna. Opowiedziaa mi o
rnych zdarzeniach, o ktrych dowiedziaa si dawno temu. Stwierdzia, e historie s jak
Z TEJ STRONY1
Ewolucja mzgu (...) pozwolia nam stworzy symboliczny wszechwiat, ktry wydaje
si bardziej prawdziwy i bardziej rozlegy ni wszechwiat realny.
Nodeau i Kafatos. The Non-Local Universe
Tytuy czci powieci pochodz z ksiki Julio Cortzara Gra w klasy (przyp. tum.).
LUTY 2115
Fala informacji spakowana w promie wiata pomkna przez przestrze i dotara do
Ksiyca i Ziemi.
Za ni w precyzyjnych interwaach popyny kolejne fale, jedna za drug - na Ziemi
miay zosta odkodowane w cigu kilku miesicy.
8 LIPCA 2115
siatki, ktre Peabody zawsze pozostawia otwarte, automatycznie zacisno oka, gdy uderzyy
w nie pierwsze krople deszczu - zaoy to zabezpieczenie ze wzgldu na elektroniczne
urzdzenia wewntrz, ktre nie mogy mokn.
Linia biaych boi, piset stp poniej, wygldaa z gry jak zastyga piana fali
rozbijajcej si o trawiasty brzeg. Palmy kokosowe pochyliy si pod naporem wiatru. Przez
aquafarm pen ryb i miczakw, w lagunie otoczonej pasmami ziemi, przebiegy wstrzsy.
Peabody przyglda si, jak may statek zwija biay agiel.
Miasto Pksiyca unosio si na Morzu Karaibskim, rozrastajc si na ukach
sztucznego ldu, rozcigajc jak namiot wzdu lin zbiegajcych si na wierzchoku, ktry
Inynier widzia przez okno.
Po drugiej stronie wiey nad miastem rozpina si ogromny klosz, tak daleko, e
wzrok nie siga krawdzi. Kopua bya domem okoo miliona ludzi i ponad pmilionowej
populacji zmodyfikowanych zwierzt. Teraz widok byskawicznie rozmy si w potopie
burzowej ulewy.
Peabody wiedzia, e w sercu sztucznej wyspy kryje si impuls, potencja zdolny
przemieni j w osiedle kosmiczne - od pocztku sztuczny ld projektowano z t myl.
Miasto Pksiyca powstao jako rodowisko przyjazne dla nauki, gdzie ludzko osign
miaa szczyty rozwoju, gdzie wynaleziona zostanie technologia, ktra pchnie ludzi w
przestrze kosmiczn i pozwoli tam egzystowa. Wizja ludzkoci w kosmosie przywiecaa
zaoycielce miasta. Brakowao jednak kilku istotnych powodw, by marzenie dojrzao i stao
si rzeczywistoci - przede wszystkim brakowao celu, a teraz rwnie ywotnego powodu
do opuszczenia Ziemi. Miasto rozwijao si przez okoo siedemdziesit pi lat, a Peabody
mieszka w nim przez ostatnie czterdzieci jako anonimowy Inynier.
Urodzi si niemal dokadnie u schyku epoki cznoci radiowej. wczesne
osignicia w fizyce, genetyce, biologii i chemii zaowocoway cudami nauki, obiecujcymi
przemian ludzkoci w nowy gatunek - gatunek, ktry zdobdzie gwiazdy. Stale obecne
radio, telewizja, telefony i Internet byy dla ludzi niczym nowe zmysy i tworzyy nowy styl
mylenia, rozprzestrzeniajcy si na caym wiecie.
Kiedy Peabody si urodzi, ten styl mylenia wanie zaczyna wali si w gruzy.
Znikn zupenie w okresie, gdy Inynier wszed w wiek dojrzewania. Komunikacja radiowa
staa si wtedy sporadyczna i zawodna.
Wwczas wanie rozpoczto tworzenie Miasta Pksiyca, czciowo po to, by
ocali wiedz, ale rwnie po to, by rozwija nauk i prowadzi badania. Jednak to nie
miasto, do ktrego przybywali uciekinierzy z cofnitego w rozwoju cywilizacyjnym wiata,
ni u wikszoci ludzi. Owa niezwyka mapa pojawia si w umysach wielu dzieci pocztych
tego samego dnia, co Inynier.
Przez wikszo ycia prbowa zapomnie o jej istnieniu. Proces jej przyswajania,
rwnie niewykrywalny i niepodany jak nowotwr, nie nalea do przyjemnych.
Peabody'ego i jemu podobnych cigano i poddawano badaniom na polecenie rzdu,
ktry czy ich pojawienie si z Cisz. Nieustanna konieczno ukrywania si przed
poszukiwaniami zatrua dziecistwo Inyniera.
W rzeczy samej, istniao powizanie. Ataki podczas dojrzewania, objawiajce si
silnymi i trudnymi do wytrzymania blami gowy, miay ten sam wzorzec i czstotliwo co
impulsy. Zdumiewajce, e teraz tak wiele dzieci w miecie, gdy osigno penoletno,
wybierao t wanie modyfikacj mzgu, jakby stanowia jaki rytua przejcia do dorosoci.
Wszystkie te informacje wraz z map gwiezdn wchodziy w skad Wspdziaania,
podobnie jak inne dane nawigacyjne odkryte przez NASA. Te ostatnie Peabody ukrad z
Centrum Lotw Kosmicznych w Houston, w czasach, gdy by jeszcze mody.
Kada osoba w Miecie Pksiyca miaa dostp do Wspdziaania, informacyjnej
warstwy miasta, w ktrej zgromadzono i przechowywano wszystkie dane fizyczne oraz
matematyczne - trudno uwierzy, w jak szerokim zakresie. Dostp do Wspdziaania mona
byo uzyska z wielu rnych interfejsw.
Soce na chwil wychyno zza burzowych chmur, na bkitnych falach zataczyy
pomaraczowe jzyki wiata. Okna uchyliy si i chodna bryza przepyna przez niewielk
przestrze mieszkaln, gdzie znajdowaa si kanapa, krzeso, wnka z materacem i kuchnia,
oddzielona od reszty pomieszczenia barkiem z piwem.
Peabody zaparzy wicej herbaty, przygldajc si kajakarzom, ktrzy przyszli na
wieczorne pywanie.
By, co tu kry, przygnbiony. Wydawao si, e adna z tych wspaniale poskadanych
informacji tworzcych Wspdziaanie nie zostanie nigdy uyta inaczej ni w celu
zwikszenia osobistego komfortu mieszkacw wyspy. Nanotechnologia staa si sposobem
na zadowolenie ludzi, ktrzy przestali marzy. Tak uwaa. I bardzo si ba, e ma racj.
Dawniej ludzie przypywali do miasta, uciekajc przed Plag Noworleask - niedbaa
wymowa utrwalia cignicie w nazwie. Spoeczno naukowcw stawaa si coraz
liczniejsza i rozwijaa si szybko.
Lecz modzi badacze nie zajmowali miejsc po starszych. Jaki czynnik sprawi, e
dzieci bardziej ni naukami cisymi zaczy si interesowa dziedzinami biologii prowadzeniem farm morskich, upraw owocw i warzyw w zamknitej przestrzeni, jak staa
potnego,
wyrafinowanego
kompleksowego
hipertekstowego
systemu
wiato zniko.
Wstrznity Inynier zatoczy si, ale wrodzona energia sprawia, e zaraz si
wyprostowa. Patrzy w miejsce zdarzenia.
W wiey panowaa niezwyka cisza.
Peabody uwiadomi sobie, e nie zna nikogo, z kim mgby porozmawia. aowa,
e nie ma przy nim Zeba, radioastronoma i bliskiego przyjaciela. Zreszt i tak nie umiaby
opisa sowami swoich przey. By matematycznie uzdolniony, ale ujrza oto zupenie now
geometri, zaledwie rzuci okiem, i musia to przemyle, o ile w ogle uda mu si cokolwiek
poj.
Co si wydarzyo. Co niesamowitego i potnego. Ale co? I dlaczego?
- Wrc niedugo - oznajmi kotu, a w zamian odebra powtarzajcy si, zabarwiony
rozkazem obraz ryby. Zamar, zaskoczony i uradowany zarazem.
Potem szybko wrci do pokoju z urzdzeniami radiowymi. By podekscytowany pobudzony, jakby naelektryzowany.
Kiedy zjeda platform windy poruszajcej si w przezroczystej rurze, dozna
krtkotrwaego wraenia, e wiata wok wskazuj punkty w przestrzeni midzygwiezdnej,
skd rozpocznie si kosmiczna odyseja, cho porzuci nadziej, e tak si stanie.
Skierowa si do miejsca, gdzie zajmowano si najbardziej ekscytujcymi projektami
badawczymi w miecie, wcznie z pracami projektowymi inicjujcymi budow akceleratora.
Pomieszczenie nazywano po prostu Hal Nauki i Wiedzy, w czasach wietnoci przypominaa
instytut nauk cisych w Princeton, gdzie praktycznie o kadej porze mona byo spotka
fizykw, matematykw czy biologw, prowadzcych arliwe dyskusje lub pochonitych
projektami badawczymi. Tutaj bywao podobnie, szczeglnie podczas prac, przy ktrych
korzystano z pomocy Wspdziaania.
Otworzy powoli cikie, ukowate wrota z drewna. Wikszo przedmiotw w
Miecie Pksiyca bya bardzo lekka i niezwykle wytrzymaa, powstaa z polimerowych
tworzyw o dugich acuchach skrconych w wglowe piercienie - materiaw atwych do
ksztatowania w zalenoci od bardzo rnorodnych potrzeb. Lecz w niektrych miejscach
ludzie woleli dobrze znane, tradycyjne przedmioty.
Peabody wszed. Nisko ustawione lampy zapony, owietlajc pomieszczenie.
Naprzeciw siebie, w kciku do rozmw, stay kanapy klubowe, ale kilka krzese
przysunito do stanowisk roboczych, z ktrych mona byo uzyska dostp do rnych
warstw Wspdziaania. Na pododze rozrzucono ratanowe maty. Kilka kokonw
umoliwiao peny dostp, cakowite zanurzenie si we Wspdziaaniu, ale Peabody wola
receptory
umoliwiajce
dostp
do
Wspdziaania.
Niedugo
potem
przeprowadzia si w poblie Hali Nauki. Ale od tamtej pory Inynier ju jej nie spotka.
Z oddali dobiegay piski i wrzaski map, prawdopodobnie zaniepokojonych
pojawieniem si intruza, oraz szum wodospadu. Peabody min magazyn ywnoci, otwarty
przez ca dob; nie by jedynym nocnym markiem w miecie.
Zapach czosnku przywoa wspomnienia: ma wosk restauracj, gdzie razem z on
czsto jadali kolacje jeszcze w czasach, gdy pracowa jako Naczelny Nanoinynier Biomiasta
Kwiatw systemu Chicago. To byo dziesitki lat temu. Mieszka tam dugo, do chwili, gdy
ona popenia samobjstwo. Wtedy opuci miasto, nkany niedowierzaniem i odrtwiay od
gniewu.
Prbowa zignorowa natrtne obrazy z przeszoci i rozluni si przed wizyt u
pomoc niesyszalnych dla ludzkich uszu dwikw o niskiej czstotliwoci, ktre mogyby
przenosi si na dugim dystansie i dotrze do innych stad soni.
Czy sonica kiedykolwiek si zastanawiaa, czy jej komunikaty s rozumiane? Albo,
skoro dorastaa samotnie, czy wierzya, e moe porozumie si ze swoimi opiekunami?
Te rozmylania tylko pogbiy przygnbienie Inyniera.
Ku jego zaskoczeniu, so obrci si i skierowa prosto do niego.
Przez chwil czu strach, cho wiedzia, e zwierz jest agodne. Ale jakie wielkie!
Masywna gowa sonicy koysaa si, gdy ta biega majestatycznie, jakby wiadomie
wybraa kierunek. Zatrzymaa si po drugiej stronie niskiego ogrodzenia, par stp przed
mczyzn, i spojrzaa na uwanie ciemnymi, wielkimi jak spodki oczyma. Peabody zamar.
I wtedy otrzyma przekaz obrazkowy, tak precyzyjny i dokadny jak w radiowej
transmisji, ktr odebra wczeniej.
kula wiata rozbyskujca midzy morzem i niebem
wzlatuje
unosimy si wraz z ni
wiat pozostaje w dole
odchodzimy
w mroczn przestrze
nasze wiato wrd bilionw wiate
poniemy
zmieniamy si w wiato
teraz
Mczyzna ujrza to ponownie: soce wznoszce si z morza, wdrujce nad
horyzontem, a potem wyej w przestrzeni czarnego nieba. So, on sam oraz wszystkie ywe
stworzenia na Ziemi uniosy si i poczyy w ywy, radosny korowd wiata.
Ziemia zostaa z tyu; malejc i znikajc, soce wtopio si w biliony innych gwiazd,
ktre nagle poruszyy si, tworzc nowe konstelacje.
Peabody ujrza kosmos w zupenie nowej perspektywie.
Potne, pikne, podniose tony symfonii wiata rozbrzmiay w jego wntrzu; muzyka
wiata, ktre byo czasem, przestrzeni i miejscem. Jedno kwantowe zdarzenie, pole, skd
wszystko - kady atom, cay czas i przestrze, kada yjca istota, wszystkie wiadome myli
- eksplodowao.
Inynier przekl swj brak czujnoci. Miasto posiadao systemy obronne, oparte
jednak nie na przemocy, lecz na dobrym zarzdzaniu atutami. Oznaczao to, e rozwizania
defensywne wdroyli ludzie, ktrzy nie mieli skonnoci do zadawania innym blu. Co
gorsza, byli to ludzie, ktrzy odczuwali szacunek wobec innych i nie potrafili sobie nawet
wyobrazi, e istniej tacy, ktrzy tego nie podzielaj. Peabody zosta przegosowany
wielokrotnie, gdy proponowa bardziej stanowcze i bezporednie rodki, takie jak choby
pociski.
W efekcie jedyn obecnie tarcz obronn byy skryte i subtelne rodki nanotechniczne,
na przykad powoli dziaajce trucizny, nanoprogramy zmieniajce osobowo atakujcych i
skaniajce ich, by wracali do domu. Nie mona byo w ten sposb zapobiec uderzeniom. A
ran nie da si uleczy, jeeli miasto zostanie powanie uszkodzone lub zniszczone.
- Rozpocznij produkcj plagi obronnej - rozkaza Jason.
- Ju jest gotowa.
- A ty?
- Jestem gotowa od dawna. wiato przypieszyo procesy wzrostu.
Cho nie uya wyrazu wiato", posuya si liczbami i symbolami, ktre rozbysy
przed nim krtko, jak gdyby wierzya, e rozmawiaj jak rwnorzdni partnerzy, cho bya
przecie miastem - umysem ogromnym, obcym i niepojtym.
Peabody musia opuci kokon i czym prdzej zrobi to, co mg. Walczy, by uwolni
si od Wspdziaania.
Zosta jednak zapany, jak mae yjtko uwizione w paszczy wielkiej ryby, i zabrany
w jeszcze gbsze poziomy miasta.
- Bl na 187,43 stopniu, wysoko 46 stp. I znowu, 187,31. 124 i 399.
Liczby przewijay si przez umys i wiadomo Inyniera, Przez umys i wiadomo
miasta. Odczuwa kade uderzenie i eksplozj w trzech wymiarach i czasie rzeczywistym.
Zacz gwatownie wpada gbiej w miasto, coraz bliszy paniki.
- Znikny!
- Co znikno?!
- Moje dane. Koordynaty. Cel, do ktrego mam dy.
Poczu przypyw strachu i nie wiedzia, czy to jego emocje, czy miasta.
Miasto mwio o systemie nawigacji i informacjach, ktre ukrad z NASA, lata temu,
gdy jeszcze dorobek cywilizacji technicznej nie by cakowicie stracony. Byy to obliczenia
dotyczce map gwiezdnych, ale czyy si z innymi danymi, ktrych nie mona byo
odtworzy.
- Zbyt due zniszczenia. Nie zdyam przesa informacji w inne miejsce. Ale to ty je
przyniose. Wiesz, gdzie je znale. Potrzebuj ich. Teraz.
Wkrtce odejd.
- Pjd po nie. - Peabody upewni miasto, e odczuwa, jak wane jest polecenie, cho
wyrazi to prostym jzykiem, w ktrym nie dao si zawrze konkluzji, do jakich doszed
transludzki umys systemu. To dlatego, e miasto starao si mwi tak, jak mwi si do
dziecka, w porwnaniu ze Wspdziaaniem czowiek z ca pewnoci by jak dziecko.
Peabody zdawa sobie spraw, e bdzie musia uda si do Centrum Lotw
Kosmicznych w Houston, cho myl o ponownym podrowaniu przez dziwn,
postnanotechnologiczn Ameryk nie napawaa go radoci. Zbyt dugo ukrywa si na
wyspie. To bdzie duga wdrwka, ale zamierza zrobi wszystko, co w jego mocy, by
zebra resztki, jakie mogy jeszcze pozosta w Houston, i odtworzy dane nawigacyjne
potrzebne Miastu Pksiyca.
Gwatownie napyny wspomnienia: Dzieci toczce si w przejciu. Udaje mu si
zagoni je miot na szeroki korytarz. Posadzka na pocztku lnica czystoci dalej
przechodzi w brudny brz bota. Mczyzna jest szpiegiem, a jego kryptonim to...
- Wony! - woaj jak co dnia modzi ludzie, a on odsuwa miot od drzwi i wchodzi
do rodka. Przypomina sobie, e to wietlica dla dzieci pracownikw. Zastanawia si, gdzie
podziali si doroli. Nigdy adnego nie widzi z dziemi.
W wietlicy s zabawki oraz podstawowy sprzt medyczny, ale pierwsze, co rzuca si
w oczy, to przysane przez rzd kokony do nauki. Wony rozumie, kim maj si sta te
maluchy w przyszoci.
Dzieci otaczaj go ciasnym krgiem, miej si.
- Wony, niech pan nie wychodzi! Niech pan szybko wraca!
Po kilku tygodniach moe ju zrobi to, po co tu przyby. Kradnie kopie map NASA,
ktre pokazuj, skd nadchodzi Sygna, a take dane z midzynarodowych rde
informacyjnych, ktre zbyt szybko ulegaj zapomnieniu lub zgubieniu.
- Ile mam czasu?
- Czterdzieci osiem dni. Wtedy pojawi si okno.
- Okno?
- Dostp - odpowiedziao miasto z lekkim zniecierpliwieniem. - Dogodne warunki
czasoprzestrzenne. Pora transformacji. Wyjtkowa. Kieruj si sercem podczas podry,
Jasonie Peabody. Kiedy wrcisz, dowiesz si. w KOCU.
- W kocu?
Kiedy eksplozja rozwietlia noc i wstrzsna ziemi, Danya Cooper ruszya biegiem
przez zachodni promenad, osaniajc si ramionami przed spadajcymi wszdzie poncymi
odamkami. Na zachodzie zamajaczy ciemny ksztat. Wok rozbyso wiato, ukazujc
dugi, niskopokadowy okrt.
W kolejnych rozbyskach zobaczya wicej.
Jej pierwszym impulsem byo chroni akcelerator. Tak wiele czasu zajo jego
uruchomienie, e teraz czua niemal fizyczny bl na myl, i urzdzenie znowu moe zosta
uszkodzone. Zaledwie par godzin temu przeprowadzono testy rozruchowe.
W pierwszym pawilonie, do ktrego wesza, ludzie biegali we wszystkich kierunkach.
Zignorowaa ich i wsiada do lizgacza. Gdy przedzieraa si przez panikujcy tum, bya
spokojna i nie odczuwaa strachu.
Nie miaa pojcia, kto stoi za atakiem, i wcale jej to nie obchodzio. Miasto
Pksiyca byo legend dla reszty wiata, to ju nie pierwsza prba przejcia nad nim
kontroli.
Tylko tutaj, wyjtkowo, istniaa cakowicie wolna wola. Tylko tutaj obietnice
nanotechnologii zostay spenione, uatwiay ycie i przynosiy satysfakcj obywatelom
miasta - przynajmniej jeeli wierzy doniesieniom przychodzcym z reszty wiata. Midzy
ludmi yjcymi na kontynentach zarysowa si wyrany podzia na tych, ktrzy mieszkali w
miastach - zmutowanych i przemienionych w bardzo dziwne miejsca; oraz tych, ktrzy
osiedlili si na otwartych przestrzeniach i wiedli proste ycie rolnikw, bojc si i unikajc
nanotechnologii.
Czego chcieli agresorzy? Zapewne dowiedzieli si o bogactwach Miasta Pksiyca i
zapragnli tu zamieszka. Jedyn wad miasta bya ograniczona przestrze. Kadego roku
przyjmowano tylko okrelon liczb uchodcw. Liczba ta kalkulowana bya bardzo
dokadnie przez algorytm, ktry przewidywa, jak wielu nowych mieszkacw mona
bezpiecznie przyj bez szkody dla rwnowagi procesw rozwoju sztucznej wyspy.
Imigrantom starajcym si o zgod na zamieszkanie wyznaczano dokadn dat przybycia.
Wielu z nich zamieszkao na jednej z naturalnych wysp w pobliu. Moe po prostu zbierali
si razem, zmczeni czekaniem na pozwolenie osiedlenia w Miecie Pksiyca.
Miasto nie miao armii ani floty, lecz dysponowao innymi rodkami obrony. Jednak
obecny atak wyglda na silny i mg wyrzdzi sporo szkd. Danya, jak kady, staraa si
tylko dotrze do wzgldnie bezpiecznego obszaru i zrobi wszystko, co w jej mocy, by
powstrzyma skutki agresji. Od ostatniej potyczki mino ponad dwadziecia lat i czujno
wikszoci obywateli zostaa upiona przekonaniem, e s bezpieczni.
Danya zatrzymaa si przy wyszczerbionej, krtkiej krawdzi rozpadliny, skd moga
dojrze, co si dzieje niej. Nie byo sposobu, by omin dziur. Porzucia zatem lizgacz i
cofna si na otwart przestrze, mijajc ponce rumowisko, omiatane wod ze zraszaczy.
Gardo bolao j od dymu.
Dotara do wiey, ktrej szukaa, znalaza woln wind i pojechaa na czterdziesty
poziom miasta, poziom, ktry podczas alarmu przeksztaca si w miejsce dowodzenia.
Po otwarciu drzwi ujrzaa scen jak z horroru. Ludzie leeli na ziemi, jczc i
krzyczc, w stumionym wietle zobaczya ciemne plamy - wiedziaa, e to krew. Najedcy
j ignorowali. Wszyscy, jak jej si zdawao, ubrani byli na czarno. Rozbiegli si, wymieniajc
skinienia gowy.
Danya czua spokj. Byo jasne, e ktokolwiek pozwoli sobie na atak, musia dobrze
zna miasto - by moe by to kto, kto odszed std dawno temu i teraz chcia powrci, jak
krl lub krlowa w blasku chway zwycistwa.
Jaka posta podesza niebezpiecznie blisko, wic Danya popiesznie zamkna drzwi i
polecia windzie jecha na przedostatnie pitro. Gos kobiety dra rwnie mocno jak donie.
Podczas jazdy w gr uwiadomia sobie, e miasto nie wysya ju metaferomonw.
Substancje te podnosiy inteligencj i utrzymyway dodatkow osobowo Danyi Cooper,
nietknit tak dugo, e niemal zapomniaa, kim jest - gniewn i zasmucon matk o
mieszanych genach, urodzon w Salvation w Tennessee.
Narodziny Kowboja
przypywa.
Zataczajc si, pobieg przez sal, uciekajc jak najdalej od narodzonego wanie
Kowboja i jego przeraajcej muzycznej broni.
Kowboj Miasta Pksiyca zmierzy wzrokiem piewajcych napastnikw. Umys
Peabodyego wzbiera w pragnieniu ponownego odzyskania kontroli nad mylami. Wysiek
jednak by jak fala - szybko przeszed.
Umys Kowboja zalay teraz tytuy filmowe, przesik nimi. Sta si skrtem,
skondensowan form Miasta Pksiyca. Radiokowbojem, bo radio byo w jaki sposb
wane dla miasta i dla niego...
W jaki sposb?! - parskn w duchu urgliwie Peabody. - Ty gupcze!
Radiokowboj Miasta Pksiyca umiechn si, zakrci rewolwerami i wsun je do
olster. Mg ich uy w kadej chwili.
Ruszy przez korytarz. Inni osadnicy rwnie potrzebowali pomocy.
Stary pocztek
Po pierwszym ataku Danya godzinami skradaa si korytarzem w kierunku na pnocpnocny zachd na pidziesitym trzecim poziomie Miasta Pksiyca, walczc z gorcym
wiatrem hulajcym w otwartych przejciach. Jedynie iskrzce si sieci, utkane ze
wzmocnionej pajczostali i rozpite midzy filarami nad krawdziami poziomu,
powstrzymyway ludzi i przedmioty przed upadkiem we wzburzone fale Morza Karaibskiego,
rozwietlonego blaskiem eksplozji.
- Ktry to? Czy to ten? - mruczaa, przechodzc i muskajc praw doni kolorowe
owale. Najwyraniej jednak aden z nich nie by tym, ktrego szukaa, kluczc po korytarzu.
Dugie wosy Danyi byy wzburzone i potargane, oczy rozbiegane i wytrzeszczone. Nie miaa
ubrania, a na nagim ciele pulsoway mae obrazki. Ubranie zerwa z niej jeden z piratw,
zanim udao si jej odebra mu paralizator i obezwadni.
Danya pada na ziemi i podczogaa si w stron pajczostalowej sieci, wydymajcej
si na wietrze. Obserwowaa przez chwil gryzce kby dymu, owietlane co minut lub
czciej przez kolejne wybuchy. Zamkna oczy. Prbowaa myle. Musiaa myle, jeeli
miaa przey.
analizowaa
teoretycznie
tylko
pi najbardziej
prawdopodobnych
moliwoci, a ta jest sidma. Zbadanie tego efektu przemiany moe potrwa, ale nie musisz
czeka na wyniki. Prosz, to rodek przeciwblowy.
Dotkna pulsujcego zielonego punktu, a substancja znieczulajca przenikna do
organizmu przez skr doni i dotara do podranionych orodkw nerwowych. Danya
westchna, gdy bl znikn.
- Czy yczysz sobie wrci do pierwotnego wzorca i zacz raz jeszcze?
- Nie - odpowiedziaa stanowczo. Teraz, kiedy nie czua blu, widziaa wszystko jakby
na nowo. Pozostao w niej do poprzedniej osobowoci, by dostrzec i doceni rnic.
Przybya z Tennessee, po piekielnej podry przez poudnie. Wedug przyblionej oceny
miasta miaa wtedy IQ 130. Obecnie jej wspczynnik inteligencji by znacznie, ale to
znacznie wyszy. Rnica bya zdumiewajca. Danya nie miaa adnych wtpliwoci. Albo
wtpliwoci pojawiy si nagle i zniky tak szybko, e nawet nie zdya zauway.
- Musz ci ostrzec, e cho jeste woln osob i masz prawo podrowa, dokd
zechcesz, moesz trafi do miejsc, gdzie zsyntetyzowanie koniecznych rodkw
przeciwblowych jest niemoliwe. Te migreny bd zawsze czci twojego nowego wzorca
genetycznego. Odkryto, e przez zmian pewnych hormonw zainicjowany zostaje proces
spitrzonych przemian w innych ukadach...
- Nie. - Danya wstaa. - Moe pniej. Zachowaj, prosz, mj wzorzec z dodanymi
modyfikacjami. Zamierzam si nim cieszy.
To rzekszy, wysza z sali.
*
Leaa w objciach pajczostalowej sieci i, wspominajc wydarzenia sprzed wielu lat,
nieznacznie otworzya zazawione oczy. Teraz miaa pewno, e trafia na waciwe pitro.
Najwyraniej atak zachwia delikatn rwnowag, tak bardzo jej teraz potrzebn. I jeeli
zaraz nie wymyli, jak si uratowa, zapewne zginie bolesn mierci. Pewnie wielu ludzi tak
zginie.
Wcigna si na solidn podog i poczogaa. Z oddali syszaa wystrzay; miaa
nadziej, e nie pochodz z pitra poniej. Piraci zmierzali na gr.
Nie moga traci wicej czasu. Prawdopodobnie nie miaa ju nawet chwili, by znale
waciwy pokj. Najedcy zabili wielu ludzi i zniszczyli szedziesit siedem procent
pamici Miasta Pksiyca, wedug danych wywietlajcych si na posadzce obok jej
ramienia. Pami, ktra wczeniej rozkadaa si po rwno w ogromnej strukturze miasta,
zostaa powanie naruszona. Nie zabezpieczono jej wczeniej. A teraz Danya musiaa znale
zapis swojej pracy, ktrej powicia ycie, pracy nad Teori Wszystkiego. Nie moga jej
Rozmawiaa ju niejeden raz z personifikacj miasta, wic teraz nie czua zdziwienia postaci, jakie przybierao miasto, byy zawsze inne. Danya pamitaa wielk Afrykank,
jazzmana-saksofonist, rastafarianina czy bezkompromisowego chilijskiego lekarza.
- Hej, hej! Nie zapominaj si! - zbeszta j lekko. - Oddaem strzay ostrzegawcze
wzdu uku, e tak powiem. - Przytrzyma jej do, a potem zerkn na wasn. - 7/14/2074,
1/29/75... Chcesz zobaczy pen list wsprzdnych? Sigaj mi prawie do okcia...
Danya zatrzsa si nie tylko ze zmczenia. Oburzyo j napomnienie.
- Nie. Zlekcewayam ostrzeenia, to prawda. - w oczach zalniy jej zy. - Ale...
Myl, e zakochaam si w tym sposobie widzenia... w tym sposobie... bycia.
Kowboj uklk obok niej, zerkajc na podog, po ktrej pyny odczyty DNA.
- Gdybym nie wiedzia lepiej, powiedziabym, e masz talent Kurta Godla, nawet
jeeli nie ma jego genw w naszej Puli. Ale teraz odpocznij, moja pikna...
Wsta i obrci si, pynnie wycigajc rewolwer z prawej kabury i posyajc kilka
strzaw w stron drzwi. Piraci w przejciu nagle zatrzymali si i zmruyli oczy. Danya
uniosa si, by lepiej widzie, a gdy opada, usyszaa, e najedcy zaczynaj piewa jak
piosenk o starym brygu.
- Na czym skoczylimy, moda damo? Ach, wiem. - Kowboj zerkn na ni, a jego
ogorza twarz przeciy tysice drobnych zmarszczek. - Chcesz powrci do pierwotnej
postaci?
- Nie. Dlaczego ten wzorzec nie zadziaa? Dlaczego...?
- Dziaa - powiedzia cicho Kowboj Miasta Pksiyca. - Ty bya wzorcem. Przez
chwil. Teraz wiemy. Ale mam co do zrobienia. Alternatywa: forma pierwotna albo mier.
Wybieraj.
- Forma pierwotna! - odpowiedziaa z rozdranieniem w gosie. - Ledwie pamitam
dziewczyn, ktr byam. Tak naiwn. Tak gupi.
- Wcale nie - zaprzeczy i dotkn miejsca na cianie, ktre pulsowao tym
wiatem.
Danya zamkna oczy, odcinajc si od blasku ksiyca i westchna, syszc odlegy
huk eksplozji i czujc, jak zadraa podoga. Dwukrotnie proces si zatrzyma i trzeba byo
zaczyna od nowa. Za kadym razem wyczuwaa w mylach Kowboja desperacj. Bya
wyczerpana; nic dziwnego, e si niepokoi.
Mino wiele godzin, zanim si ockna. Budzia si powoli, syszc gon, waw
piosenk piewan przez chr - rozpoznaa The Sidewalk of New York, a potem jakie
afrykaskie rytmy, ktre, jak sobie przypomniaa, byy popularne przez prawie trzy lata, gdy
ARGENTYNA
P ROKU WCZENIEJ
Bajarka: Angelina
godzin na robieniu makijau i fryzury, bardzo si niepokoia. Ojciec zapewne nie zabraby
crki na caodniow wspinaczk przez kujce zagajniki kosodrzewiny na zimny szczyt, ale
tym razem Angelina go przekonaa. Doszli prawie na sam gr. C za widok si stamtd
rozciga! Po wypiciu gorcej czekolady z termosu ojciec pokaza jej, odkd dokd rozciga
si ich posiado.
- Zdobylimy t ziemi na dugo przed tym, zanim powstaa Argentyna - powiedzia
Angelinie. - Tam jest Stary ysielec. Widzisz? Tam, a za dolin, gdzie nie ma adnych
drzew. Na samym szczycie znajduje si elazny krzy, a pod nim zakopany jest elazny
piercie. A teraz spjrz na Pnoc. - Delikatnie obrci crk we waciw stron, stojc za
jej plecami i trzymajc za ramiona. Czua ten ucisk przez ultracienkie warstwy
termoizolacyjnego ubrania do wypraw wysokogrskich. - Widzisz te trzy wyszczerbione
szczyty? Tak, wanie tamte. T gr nazywaj Psi Pysk. I od tego rodkowego zba do
krzya i piercienia rozciga si nasza ziemia, w domu mog ci pokaza akt nadania od krla
Hiszpanii. Oczywicie, mamy to te zeskanowane, pliki s w komputerze.
Jego powaga i spokojny, niski gos sprawiy, e Angelina chona kade sowo z
najwysz uwag.
- Na pewno syszaa o El Silencio. Nadeszo, zanim si urodzia. Wtedy jeszcze
mielimy radio i telewizj nie tylko sporadycznie. Ale od czasw twojego dziadka wszystko
zaczo si bardzo szybko zmienia. Ta ziemia bya jednak nasza, zanim wynaleziono radio i
telewizj. I niewane, co si stanie, zawsze bdzie nasza. Twoja, twoich dzieci, dzieci twoich
dzieci. Na tobie i na nich spoczywa bdzie odpowiedzialno, by pozostaa w rkach
rodziny.
Wioska nadal jest od nas zalena. A twoi wujowie po studiach zostali w miecie. To
dobrze. Dziki temu mog pomc rodzinie w wielu sprawach.
Sporo si teraz zmienia, i tu, i na caym wiecie. Mam nadziej, e zmiany nie obejd
si z nami zbyt surowo, w kadym razie pozostanie ci niewiele wspomnie o wiecie, jaki
by. I moe dziki temu poradzisz sobie lepiej ni ja. Jeste moj najstarsz crk i westchnienie ojca odbio si echem w umyle Angeliny - moe jedynym moim dzieckiem. I
ufam, e pokochasz t ziemi rwnie mocno jak ja.
Pokochaa. Dzisiaj wioska bya nawet bardziej od niej uzaleniona. Cho Angelina nie
naleaa do osb powicajcych si rozmylaniom i refleksjom, umiaa dostrzec ironi losu,
jaka spotkaa farmerw. Rancza przetrway rewolucj nanotechniczn praktycznie nietknite,
ale znalazy si na krawdzi upadku przez zwyky wirus, ktry niszczy traw na pampach traw, ktr jaki idiota spod Cordoby wysia na tysicach hektarw. Podobno ta
Louis wypad ze swojego pokoju i zbieg po schodach. Jak zwykle mia na sobie
zupenie nieodpowiedni strj. Bez wtpienia spa w tym ubraniu. Warkoczyki mia
rozrzucone, niektre rozplecione, a pod pytkie buty nie woy skarpet.
- Kiedy wstae? - spytaa Angelina, ale jej pytanie odbio si echem od pustego
korytarza.
Zignorowa j jak zwykle i podszed do drzwi, zanim matka zesza ze schodw.
- Zaczekaj! Ja otworz! Ile razy...
Zamar i spojrza w jej stron, z pogodnej niegdy twarzy ostatnie lady dziecistwa
staro odejcie ojca. Teraz byo to oblicze szczupe, surowe, o ostrych rysach - dorose. Na
moment zastyga na schodach, uwiadamiajc sobie nagle, jak bardzo syn si zmieni.
I w tej chwili go stracia.
Odwrci si, by otworzy drzwi.
Uwagi Angeliny nie uszo, e nawet on by zaskoczony, gdy w drzwiach ukazaa si
kobieta w uniformie. Listonoszka z Buenos Aires, w doniach trzymaa niewielk paczk.
Angelina miaa wraenie, e zmiany, jakie nadeszy w cigu ostatnich miesicy,
narastaj. I za kadym razem s to zmiany na gorsze. Poczua nieoczekiwane zdenerwowanie.
Nigdy nie wiadomo, czego si spodziewa.
Kuriera w kadym razie si nie spodziewaa. Ju raczej jakiego dezertera z wojska
albo nieokrzesanego gauczo, dajcego z nieskrywanym gniewem prywatnej audiencji. Ale
nie tej kobiety, ktra przyniosa paczk, poprosia Louisa o podpis, a potem odesza,
skinwszy gow i obrciwszy si na picie.
- To od taty! - wykrzykn. Angelina bya wystarczajco blisko, by zobaczy pobielae
kykcie, gdy kurczowo ciska przesyk.
- Jak wida. - Jej gos brzmia oschle. - Zdaje si, e jest teraz w Paryu. Mio z jego
strony, e da nam zna. - Signa po paczk. - Daj mi to.
- Nie! - Chwyci n do papieru, rozci tam i otworzy pudeko.
- Ksika! - Przez twarz Louisa przemkn cie rozczarowania. - To tylko ksika...
Jeeli od Manuela, to na pewno nie tylko". Ojciec Louisa mia wyjtkowy talent do
utrudniania sobie ycia przez stawianie przeszkd i trudnoci tam, gdzie by ich nie powinno.
- Mog spojrze?
Wrczy jej ksik tylko dlatego, e przesyka bya zaadresowana do niej, nie do
niego.
Gra w klasy. Do opasy tom autorstwa niejakiego Julio Cortzara. Nigdy nie syszaa
ani o tym tytule, ani o autorze. Ksiki od dawna byy raczej niemodne, ale Manuel za nimi
przepada.
- adnego znaku ycia przez prawie rok, a teraz to. Widzisz, jak mao go obchodzimy.
Spojrzenie Louisa wyraao dezaprobat i pogard.
- Nic nie rozumiesz! - Wyrwa jej ksik i uciek do pokoju.
- Louis! - postpia krok za nim, ale wtedy ponownie rozlego si pukanie. Unoszc
brwi, skierowaa si ku drzwiom.
Tym razem bya to kobieta z wioski. Przysza powiedzie, e jej dziesicioletnia crka
znalaza martwego wou, i zapyta, czy znalazcy mog wzi sobie miso.
***
Kiedy wrcia z pastwisk, bya prawie pnoc. Bya potwornie zmczona. Posza
prosto do ka, ale o czwartej rano nagle si obudzia.
Otworzywszy oczy, natychmiast sprawdzia, ktra godzina. Bezsenno i znajomo
faz Ksiyca nauczyy j bezbdnie rozpoznawa por nocy i teraz noc przemwia do
Angeliny jzykiem wiata, tego wiata, ktre malowao wzory na skrze stojcych w cieniu
butw i zalewao sypialni blaskiem bijcym z tarczy w peni. Angelina miaa czujny sen,
potrafi j obudzi nawet najzwyklejszy cichy odgos, o jaki nietrudno w domu. Wracaa
wwczas do stanu jawy i z rozdranieniem zabieraa do czynnoci, ktre powinno si
wykonywa w dzie, poniewa, niestety, wymagaj skupienia i uwagi, w ten sposb
zazwyczaj czekaa na wit. A potem ruszaa do pracy, spogldajc na wiat zamglonymi,
czerwonymi oczyma.
Nigdy nie umiaa zasn, gdy ju si obudzia. Niepokoia si - mierci traw, rosnc
wrogoci gauczw, a przede wszystkim - niepokoia si o syna.
I Manuela.
Westchna i rozsuna zasony, a potem woya szlafrok i ciepe pantofle. Zesza po
schodach do salonu i wczya lamp obok krzesa, na ktrym lubia przesiadywa.
Postanowia przejrze ksik, moe troch poczyta.
O, wanie. Na stoliku do kawy leaa Gra w klasy, otwarta na ostatniej stronie.
Do
wewntrznej
okadki
przytwierdzone
byy
dwie niewielkie
koperty
kilometrw nie byo bowiem adnej stacji. Justo lea na niegu, prawdopodobnie martwy.
Na moment si zawahaa. Zaraz jednak ostronie przebiega po dachu, podtrzymujc
rbek koszuli, i skrcia za rg. Rzucia rewolwer na ziemi, a potem obrcia si i obiema
rkami trzymajc si krawdzi dachu, ostronie si opucia i zeskoczya. Zachwiaa si przy
ldowaniu.
Wewntrz domu zabrzmiay wystrzay. Szczkajc zbami chwycia rewolwer i
pobiega do stajni. Po drodze zabraa uzd i zaoya koniowi. Wyprowadzia wierzchowca z
boksu i dosiada. Trzymajc bro w prawej rce, lekko uderzya pitami w boki zwierzcia,
zachcajc je do zrywu. Pogalopowali przez uchylone wrota.
Angelina odwrcia si, gdy minli werand, i strzelia do stojcego tam mczyzny.
Usyszaa krzyk.
- To za Justo - szepna, zawracajc, by skry si za stajni.
I wyjechaa prosto na szeregi mieszkacw wioski, zapalone pochodnie i lufy
wycelowanych w ni strzelb. Na czele tumu sta Carlos.
***
- A wic nie chodzisz do kocioa od czterdziestu lat? - zapyta jeden z onierzy,
podczas gdy pozostali przeczesywali rumowisko, w jakie zmieni si salon. Najwyraniej
napastnicy postanowili zachowa pozory, e dziaali w imi sprawiedliwoci, dlatego
zapewne sporzdzali coraz du list zarzutw wobec Angeliny, jakby zabicie onierza nie
wystarczao.
- Nie byam w kociele chyba od siedemdziesiciu - odpara. - Czy to wbrew prawu?
- Gdzie twj syn?
- Te chciaabym wiedzie.
Intruzi rozrzucili poduszki i pozrywali ze cian pki, wysypujc ich zawarto na
podog, w bezadne stosy, jeden z mczyzn i kobieta ze miechem podsycali ogie
drewnianymi bibelotami. Angelina usyszaa sowo krew" i wtedy zrozumiaa.
Po raz pierwszy poczua zimny dreszcz strachu.
Nienawidzili jej za to, kim bya. A kim waciwie bya?
Tylko Carlos. Tylko Carlos zna jej prawdziw dat urodzin. Inni nie, poniewa jej wuj
i zarazem prawnik starannie ukry ten fakt wiele lat temu. Ale Carlos wiedzia, bo jego babka
bya akuszerk i to ona pomoga Angelinie przyj na wiat.
Tak... Ci ludzie po prostu nienawidzili jej z powodu tego, kim bya. To wszystko. I co
gorsza, bali si jej. Doskonale zatem si nadawali do wykonania tej brudnej roboty.
Myli kbiy si w gowie Angeliny. Zastanawiaa si, czy Carlos i mieszkacy wioski
dziwio zatem, e kto tak inteligentny jak Manuel traci noce i dnie na czytanie czego rwnie
bezwartociowego jak literacka fikcja. Angeliny nie interesoway losy i perypetie ludzi z
ksiek. Jedyne, co byo istotne, to wiat realny.
Manuel jednak przeprowadzi si na pamp, mieszka tam razem z Angelin przez
kilkadziesit lat. Przeczyta tysice ksiek, a potem coraz bardziej zdumiewajcymi
sposobami poszerza wiedz. Wreszcie na rok wyjecha do Buenos Aires, aby pozna
najnowsze osignicia techniki i informatyki - to one pozwoliy mu czyta", a raczej
wchania ksiki jednym dotkniciem, w kocu, pewnego dnia, Po prostu odszed.
Angelina otworzya ksik, z TEJ STRONY - przeczytaa. A dalej: z TAMTEJ
STRONY. I co to niby miao znaczy?
Kartkujc tom zauwaya, e na niektrych kartkach pojawiaj si zaznaczenia.
Octavio Paz - podkrelono na jednej ze stron, a niej przeczyta mona byo wiersz, co o tej
i tamtej ulicy, potem znowu jaki nonsens, e tylko mga jest prawdziwa2. Dokadnie to, co
Manuel lubi.
Na tej samej stronie, na samym dole, znajdowa si jeszcze jeden znaczek, ptaszek"
przytrzymujcy elowy listek, ktry moga podway i zuszczy, a potem woy do ust.
Bya obeznana z takim sposobem przyjmowania danych i nawet niekiedy go
stosowaa. Zawdziczaa t umiejtno ciotce, cho nie bya pewna, czy jeszcze dziaa ostatni raz odwiedzia Buenos Aires dwadziecia lat temu.
Wszystko byo zmienione i dziwne. Wuj Xeno nalea do pierwszych zwolennikw
wdroenia w Buenos Aires nowego systemu informacyjnego z pszczoopodobnymi tworami.
Kady, kto chcia si przyczy - wedug wuja znaczyo to: kady, kto chcia przynalee do
przyszoci - mg si podda odpowiednim transformacjom za darmo. Wzbudzao to wiele
podejrze. Jeeli bogaty czowiek chce da co za darmo, nie moe to by dobre. To tylko
jeszcze jedna z form wyzysku". I dlatego wuj zosta zamordowany. Lecz o wiele wczeniej
zadba, by sta si czci nowego systemu baz danych. I gniew wuja przenikn do
receptorw miasta, miota si bezadnie i poddawa radykalnej transformacji kadego, kto
znalaz si wystarczajco blisko, czy tego chcia, czy nie.
2
Angelina przypomniaa sobie Krla Kier, film, ktry ogldaa z Manuelem. Leeli na
kocu, gdy ekran zajania i pojawiy si na nim charakterystyczne bble, widoczne zwykle na
pocztku tamy. To by film o pensjonariuszu zakadu dla obkanych, ktry uwalnia stamtd
kumpla, szaleca. Uwaaa na pocztku, e to strasznie gupia i naiwna historyjka, ta jednak
okazaa si jednoczenie naprawd poruszajca. Taki wanie by Manuel. Prbowa
wyzwoli Angelin, przerzuci most nad przepaci, sprawi, by ukochana spojrzaa na wiat
przez pryzmat poezji, tak samo jak on...
Uniosa listek oznakowany jej imieniem i dotkna go jzykiem.
Gwatownie wcigna powietrze. Obrazy przeleciay jej przez umys, niemal j
zmiadyy.
Opucia znaczek i z trzaskiem zamkna ksik. Bya za na siebie. Wanie teraz
musiaa przecie pozosta przy zdrowych zmysach.
Usyszaa jaki dwik i wyjrzaa przez okno.
Biaa, poobijana pciarwka czekaa w promieniach wschodzcego soca. Jaki
wizie zosta wyprowadzony z budynku i wepchnity na pak.
Dowdca stranikw, ten sam, ktry z niej kpi, zatrzasn drzwi samochodu i
podnis spor, zamknit skrzyni. Zapewne zawieraa co, co tutaj uchodzio za cenne.
Moe wyhodowane dziki nanotechnologii diamenty, ktre wrd gupich, ciemnych
wieniakw nadal uchodziy za rzadkie i wartociowe kamienie szlachetne.
Zapewne sprbuj to wszystko sprzeda za wysok cen... Angelina odwrcia si od
okna.
Drzwi do jej celi otworzyy si z trzaskiem. Stan w nich jeden z onierzy. Niedbale
wycelowa strzelb w jej stron.
Angelina zerwaa si. Zrobia unik i bez trudu wyrwaa z doni mczyzny bro.
Kompletny gupek. Stojc za jego plecami, strzelia, niemal nie celujc. Zdy jeszcze rzuci
jej zaskoczone spojrzenie, jkn i zwali si na podog, z rany na torsie zacza wypywa
pulsujca krew.
Dwch onierzy rzucio si przez hol, ale Angelina zabia ich, zanim zdyli strzeli.
Jeszcze jeden stranik skry si za zaomem korytarza, a kolejni nadbiegali zza drzwi
prowadzcych na zewntrz. Liczya ich, strzelajc. Bya pewna, e ta banda wyrzutkw liczy
co najwyej siedmiu ludzi. Wygldali na zupenie zaskoczonych. Angelina aowaa jedynie,
e nie zdya dotrze do ciarwki - gdy wybiega, samochd wjeda na drog.
Wystrzelia w opony, ale nie trafia.
Zabraa klucze jednemu z zabitych i ruszya otwiera drzwi od cel. Winiowie,
wikszym stopniu ni inne jzyki. M wierzy, e kiedy dzieci ucz si hiszpaskiego, w ich
umysach rozwija si jednoczenie zdolno do panowania nad czasem i pojmowania go w
zupenie nowy sposb. Louis zapewne nie mia czasu, by to sprawdzi i zbada - po prostu
zabra el oznaczony jego imieniem i uciek.
Angelina podniosa listek i pokna. Miaa nadziej, e to bdzie atwiejsze ni
tradycyjne czytanie. O to chodzio, prawda? Nigdy nie miaa cierpliwoci do czytania.
A teraz - czemu miaaby si cofn?
W cigu kwadransa Angelina przyja informacje i dziea, do jakich nawizywaa Gra
w klasy: Heideggera, Maksa Plancka, Colemana Hawkingsa, Jellyego Rolla Mortona - prace,
ktre zainicjoway intelektualn, naukow i artystyczn rewolucj prawie dwiecie lat temu.
Szaleczo kartkowaa powie, Pochaniajc treci, pomimo e pojawio si pulsujce naglco
ostrzeenie: Prosz zapoznawa si z treci wedug kolejnoci wybranej przez autora3, aby
zakoczy proces odbioru!. Cichy gos z innej kartki powtarza: Musisz mie czas....
Angelina przewrcia stron i gos umilk. Inny gos - starczy, oschy, powoli recytowa
wiersz. Suchaa go duej, zanim ponownie obrcia kartk. I kolejne. Na kocu znajdowa
si zacznik. Tak, kompletny zbir dzie literatury latynoamerykaskiej, a do 2040 roku.
Continuum opracowa zalao umys Angeliny, podsuwajc tytuy jeden po drugim, a do
zawrotu gowy. Niedobrze przyjmowa tak wiele w tak krtkim czasie!
- Ha!
To jest rzeczywicie Gra w klasy - powiedzia program zawarty w elowym listku od
Manuela. - Zawiera wszystkie oryginalne dziea, do ktrych nawizywa Cortzar. Nie
umiabym wymyli prezentu lepszego dla ciebie i Louisa. Dzikuj, e zechciaa go przyj,
Angelino.
Na szczcie - pomylaa, patrzc na zachodzce soce - poczekaam z przyjciem
upominku i wczeniej pozbyam si stranikw. Teraz, gdy znaa ju Gr w klasy, nie
wyobraaa sobie, e mogaby kogo zabi. e ktokolwiek mgby. Na szczcie nie spieszya
si do lektury.
Odwrcia gow i zamkna oczy.
Manuel wiedzia, e ta ksika rozbije jej wiat, otworzy go na czas inny ni
teraniejszo, na rne czasy, jakie skrywaa tre powieci. To bya sztuczka - ale mia,
dobra, pynca z mioci. Bo tylko mio moga zama Angelin. Ogarny j wspomnienia,
od dawna niemal zapomniane, a teraz przeywane na nowo. Coroczne wyprawy z ojcem
3
Gra w klasy tylko na pocztku winna by czytana w tradycyjny sposb, rozdzia po rozdziale, zgodnie
z porzdkiem numerycznym, jednak w dalszej czci autor zaoy inn kolejno, swoisty klucz, ktry wymaga,
by najpierw przeczyta rozdzia 73, potem 1-2-116-3, itd. (przyp. tum.).
wzdu zbocza i grskich szczytw, po raz pierwszy usyszana muzyka, przez ktr cierpiaa,
zanim osigna dojrzao. Teraz staa si jej czci, na rwni z ciemnymi oczyma i dugim,
prostym nosem, cho wczeniej marzya tylko o tym, by si jej pozby. Matka niejeden raz
utyskiwaa, e crka jest zbyt stanowcza, ale ojciec by dumny. Czeg oczekiwaa matka?
Silna wola i stanowczo przyday si Angelinie.
Usyszaa muzyk. Pierwszy raz powicia uwag dwikom zamiast si od nich
odcina.
Usiada wrd pogbiajcych si cieni, a dwiki otoczyy j i zmieszay - wszystko
wok zblako, pozosta tylko krajobraz zoony z brzmie i tonw.
Przy wiatach lampy woya jedyne czyste ubranie, jakie udao si jej znale mundur. Spakowaa racje ywnoci i wysza, biorc jeden z wielu jeepw; najwyraniej
samochody miay du warto dla bandytw.
Angelina dokadnie wiedziaa, gdzie jest i dokd chce si uda. Muzyka potniaa w
niej, gdy w ciemnociach prowadzia pojazd po zboczu wzdu brudnej drogi, ktra kiedy
bya korytem strumienia. Urywki wierszy wiroway jak gwiazdy w umyle kobiety. Syszaa
gos Pabla Nerudy. Przespaa si w budynku przy ujciu wodnym, jakie pidziesit
kilometrw przed Buenos Aires.
Wczesnym rankiem znalaza si w miasteczku. Nadal miaa na sobie niebezpieczne,
wojskowe ubranie, w gowie pulsoway jej rozdziay ksiki, syszaa jedynie wasne kroki,
odbijajce si od cian budynkw, na ktrych blako graffiti. Skierowaa si do centrum,
gdzie u przestraszonej kobiety zamwia filiank kawy. Gdy wysza, z kadym krokiem
czua, jak blednie przeszo, jak roztrzaskuj si w py wartoci cenione przez przodkw
Angeliny.
Po raz pierwszy czua, e yje. O wiele bardziej intensywnie, ni mogaby sobie
wyobrazi. Janiejce proteiny dwikw sprawiay, e czua si jak rozkwitajca rolina.
Zatrzymaa si na rogu, a potem skrcia.
Matka hodowaa kiedy abdzie w jednym ze staww. Angelina lubia obserwowa
ich taniec. Ptaki rozpoznaway partnerw podczas powtarzanych jak w lustrze,
majestatycznych ruchw. Angelina bya tylko jedna. A ptaki naladoway ruchy - jeden od
drugiego. Ale ona bya sama. Suchaa ptasich okrzykw jak ulubionego przeboju. Wcale si
nie rni od ludzi - mylaa w takich chwilach. Sprawy, o ktrych nic nie wiemy, oplataj
nas. Niewol.
Ale uczucia byy silniejsze.
To znaczyo, e Angelina musi si otworzy i pozwoli, by poezja wbia si w jej
mnie i zaprowadzi do adwokata, mogaby dziki mnie wiele zyska - wygrywajc proces o
odszkodowanie za traktowanie z okruciestwem czujcych lalek. Kiedy byy nas tysice.
Jestem pewna, e ktra zoya wniosek do wadz o przyznanie praw obywatelskich. Jestem
Amerykank, rozumiesz. Nawet jeeli w tej chwili mwi po hiszpasku. Znajomo
trzydziestu siedmiu jzykw jest za darmo. Pozostae jzyki wraz z innymi akcesoriami
mona dokupi. Mam doskonae wyposaenie, pozwalajce mi na uczenie jzykw,
matematyki i historii. Jeeli masz dziecko, nie bdziesz aowa zakupu. Ju nigdy nie
bdziesz zmuszona do zajmowania si potomstwem. Nigdy wicej paczw i krzykw...
- Zamknij si - warkna Angelina, poniewa bya zbyt zmczona, by wsta i zaj si
wyjmowaniem paku z opakowania robota.
- To byo bardzo nieuprzejme. Pozwl, e naucz ci najwaniejszych zasad
zachowania. Jestem zaprogramowana tak, by kad sytuacj wykorzysta do nauczania. O
wiele lepsze efekty przynosi zawsze uprzejma proba...
Angelina jednym ruchem wstaa i signa po najblisze pudo, z furi ciskajc na
podog drobne przedmioty, nie zwracajc uwagi, czy to plastik, metal, czy drewno - ach!
Trafia na co mikkiego. To bya gowa.
- Nie, nie! Obiecuj, e bd grzeczna! Powiem twojej matce! Powiem twojej - twojej
ciotce.... Clarissie! Angelino!
Zdumiona Angelina uniosa wstrtn gadu do wiata. Lalka wygldaa jak zrobiona
z gumy. Miaa wielkie, ponce guziki oczu. Ten robot robi wicej zamieszania i kopotw
ni czowiek, w gniewie Angelina zapomniaa nawet o przejedajcych niedaleko
radiowozach.
- Co?
- Ach, widz, e jeste zaskoczona. - Paciorkowate oczy obracay si w gumowej
twarzy. Wydte, czerwone usta poruszay si, osobliwie naladujc ludzkie ruchy warg. Lalka
nie miaa wosw, na ysej gowie lni jedynie rudy meszek.
- Skd wiesz, kim jestem?
- Powinna okaza mi wicej uprzejmoci - odpara lalka przymilnym tonem.
- Nie jeste ywa! Nie musz niczego ci okazywa!
- ywa! Nikt nie ma pojcia, co to znaczy - parskn robot pogardliwie. - Czuj, jak
kada ywa istota. Umiem i wiem wicej ni ty. I mog nawet podejmowa decyzje, na
przykad, czy zdradz ci moje tajemnice...
- Gadaj natychmiast, ty ohydo. Wiesz, co robiam lalkom, gdy byam maa?
Wyrywaam im rce. I wydubywaam oczy.
- Prawo zabrania, to zbrodnia... Nie! Czekaj! Zaartowa nie mona? To wszystko jest
bardzo proste, uspokj si - to wos! Wos!
- Jaki wos?
- Twj wos upad na mnie, gdy przesuwaa pudeka. Jedyne, co musiaam zrobi, to
sprawdzi DNA. Odwiedzia ciotk w jej biurze dwadziecia trzy lata temu. To bya twoja
ostatnia wizyta. Potwierdzaj to dane z odebranych niedawno aktualizacji. Potem, a do
dzisiaj, nie pojawiaa si ani razu.
- Mj Boe. - Angelina zerkna na lalk uwaniej. - Mwisz, e takich jak ty s
tysice?
- Mniej wicej.
- Zapewne wikszo zostaa zniszczona - mrukna ponurym tonem. - Wymarzonym
towarzystwem to wy nie jestecie.
- To dlatego, e jeste za stara. Zostaam stworzona jako towarzystwo dla dzieci.
Dzieci nie irytuj tak bardzo jak ciebie.
- Nawet dziecko moe ci po prostu wyrzuci tak daleko, jak si da.
- Nie widz powodu, dla ktrego poruszasz tak przykre i nieprzyjemne tematy. Poza
tym, atwo mona mnie odtworzy. Jestem zaprogramowana, by odczuwa bl i cierpie, i w
ten sposb pomc dziecku nauczy si szacunku dla otoczenia. Dlaczego si tu zjawia?
- Jest co, czego nie wiesz?
- Nie widzisz, e jestem tylko lalk? Jeli przeyjesz w miecie troch czasu,
przekonasz si, e s tu rzeczy znacznie dziwniejsze ni czujce lalki.
- Jeli przeyjesz nastpne pi minut, bdziesz miaa szczcie.
- Jeste zmczona. Po si. Przepraszam, e musiaa wstawa. Posiadam duy
zestaw koysanek, na pewno pomog ci zasn.
- Nie trzeba - zapewnia Angelina, kadc lalk na pododze i rozpierajc si wygodnie
na sofie. - Wystarczy, e si zamkniesz.
Uparta lalka wdara si jednak w jej sny delikatn, lecz mimo to irytujc piosenk.
*
- Wstawaj! Wstawaj! - Piskliwy gosik przerwa Angelinie sen. Zy sen. - Sysz, jak
nadchodz!
Ostre promienie soca rozwietlay przykurzone wntrze sklepu, z ostrych cieni
wyoniy si mae kamienne fontanny, stos elaznych, ozdobnych kratownic i antyczny
piecyk. Angelina ju miaa zapyta, gdzie jest azienka, gdy uwiadomia sobie, e budzcym
j natrtem jest lalka.
- Nie masz pienidzy. Szkoda. Seor Gabriel trzyma w szufladzie biurka kasetk.
- To dlatego go zabili?
- Nie jestem pewna. Gdyby tak byo, po co wracali i naraali si, e kto odkryje ciao?
- C. Tak naprawd to mam troch pienidzy.
- Zatem moesz co zje.
Angelina wesza do kawiarni. Promienie soca wpaday przez due okno do wntrza i
rozwietlay bukiety tych i rowych cynii. Signa do kieszeni munduru i wysupaa
kilka reali.
- Kawa i jedno takie - powiedziaa do sprzedawcy, wskazujc na ciastko w oszklonej
szafce. Wojskowe buty przyjemnie skrzypiay, gdy sza do stolika z cyniami. Posadzia przy
nich lalk.
- adny widok - skomentowa robot. - Sufity nie s tak interesujce.
- Dlaczego tamten mczyzna zosta zabity?
- Trudno powiedzie. Syszaam tylko mordercw i zapamitaam ich gosy. Brak mi
seora Gabriela. Czasami nawet ciera kurze. I pogwizdywa albo mwi do siebie.
- Czemu z nim nie rozmawiaa? - zainteresowaa si Angelina.
- Skd wiesz, e nie prbowaam? Ale on traktowa mnie jak zwyk lalk. Powiedzia
tylko, e pewnego dnia przyjdzie jakie dziecko i kupi mnie, a on zarobi troch pienidzy.
- Zaskakujce. Wydawao mi si, e ludzie z miasta nie potrzebuj pienidzy.
Mylaam, e nanotechnologia zapewnia darmowy dostp do wszelkich dbr. W rzeczy
samej, pamitam, e dla wujka i ciotki byo to koci niezgody. Miaam chyba ze trzynacie
lat, kiedy wuj stara si, by przekonwertowa miasto. A moja ciotka...
- Bya bankierem - wtrcia lalka.
-
Tak.
Chciaa
zachowa
swoje
bogactwo.
Zaciekle
oponowaa
przeciw
nanotechnologii.
- Jednak Buenos Aires powstao w oparciu o obie przeciwstawne tendencje zauwaya lalka - za ktrymi opowiadali si twoi krewni.
- Zaraz, a skd to wiesz?
- Historia, pamitasz? Mam dane z gazet. Na szczcie dzienniki nie wyszy cakiem z
uycia. Audio - i videoinformacje poeraj duo pamici. Ale co waciwie robisz w miecie?
- Ja... szukam mojego syna. Louisa. - Dopiero gdy wypowiedziaa te sowa, zdaa
sobie spraw, e to prawda. Wanie to powinna zrobi. Ulyo jej, e nie musi wraca do
domu. - I moe take ma...
- Mogaby odwiedzi te krewnych - zauwaya lalka pouczajcym tonem.
- Zdaje si, e wszyscy nie yj. To znaczy, mam jakiego dalekiego kuzyna, ale...
Lalka parskna miechem.
- Nikt ju nie umiera w Buenos Aires.
- Seor Gabriel umar.
- Znaczy, w miecie. Nadal jeste na zewntrz, poza granicami metropolii, z tego, co
mi wiadomo, seor Gabriel zapisa swoj kopi i niedugo si odrodzi. Nie auj go ani
troch.
- A mogaby?
- W pewien sposb tak - stwierdzia lalka stanowczo. - Nie zapominaj, e moim
przeznaczeniem jest opieka i uczenie dzieci, a empatia to wana sprawa. Miej do mnie cho
troch zaufania!
- Staram si - odpowiedziaa Angelina z rozbawieniem. - Kogo zeszej nocy szukaa
policja? I dlaczego nie kontynuowali poszukiwa za dnia?
- Nieszczsnych istot, kreatur - wyjani robot. - Nie s tak cakiem ludmi. Zostali
stworzeni do dawno, przez jakiego generaa, i wyglda na to, e nie mona si ich pozby.
Gdy jeden zostanie zabity, jego miejsce zajmuje kolejny. Pojawiaj si gdzie niedaleko std i
postpuj wedug okrelonych wzorcw i zaprogramowanych polece. Niczego si nie
potrafi nauczy, w pewnym stopniu stanowi zagroenie. Ludzie unikaj ich, nie wychodzc
po prostu w nocy z domw, jak seor Gabriel. Kreatury nie zbliaj si do miejsc
zamieszkania. Myl, e ludzie wiele si ucz podczas takich nieprzyjemnych sytuacji. Na
nieszczcie seor Gabriel kocha sklep i nie chcia go opuci. Odziedziczy ten sklep po
babce. Gabriel naprawd kocha starocie. Jest wielu takich, ktrzy cakowicie odegnuj si
od nowoczesnoci i ceni drobiazgi zrobione rcznie lub wyprodukowane dawniej. Uwaaj,
e takie przedmioty maj dusze. - Lalka zamiaa si. - Ale nie ja! Nie zaprogramowano mi
duszy. A inne przedmioty, co za szkoda, nie potrafi mwi. Wyobraasz sobie? Wedug
Gabriela te przedmioty emituj jak energi, w deszczowe dni siadywa wrd swoich
antykw i przemawia do nich, cho wiedzia, e nie mog mu odpowiedzie. A mnie grozi,
e jeeli tylko dam mu powd, wyrzuci mnie. No, to si nauczyam, e lepiej milcze.
Angelinie zdawao si, e usyszaa wanie nieze naladownictwo ludzkiego
westchnienia.
- Myl, e pora rusza do miasta - oznajmia. - Idziesz ze mn?
Pomylaa jednoczenie, e powinna raczej spyta sam siebie, czy ma ochot na
towarzystwo gadatliwego robota. Czua si troch niezrcznie, rozmawiajc ze sztuczn
inteligencj, i odrobin niespokojnie. Ale przecie ykna ca literatur latynoamerykask,
e mnie zainteresuj. Dzi rano obudzi mnie, poniewa bya na licie priorytetw. Wysaam
kurierk na ranczo, ale nie wrcia. Za to pojawi si Louis.
- Trzeba j ratowa. Bandyci...
- Ona jest bardzo zaradna. Wanie dlatego j wybraam - uspokoia j Clarissa. - By
moe, gdy ci nie znalaza, postanowia przeszuka okolic, moe nawet cay kraj. Albo
wiat. To, e nie wrcia, nie oznacza, e co si jej stao.
Angelina spacerowaa po tarasie z zaoonymi rkami, nie zwracajc uwagi na
opowieci, ktre napyway od Clarissy do jej umysu, obraz za obrazem, wraz z zapachem
r w upalny dzie.
- Sprzedali mnie. Sprzedali mnie bandytom, jak niewolnic. Ciesz si, e Louis
uciek, zanim to wszystko si zaczo.
- Moje biedactwo! - Clarissa mocno zacigna si papierosem. - Zapomniaam, jak
prymitywnie si yje poza granicami miasta. Chod! Zjemy lunch!
Pomimo protestw posadzia Angelin przy stole, gdzie staa ju taca z kanapkami,
karafka wina, butelka gazowanej wody mineralnej, talerze i szklanki, z tarasu rozciga si
wspaniay widok na port.
- Wygldasz cakiem dobrze - skomentowaa ciotka, mruc oczy i cigajc usta, gdy
rzucia na Angelin taksujce spojrzenie. - z wyjtkiem podbitego oka. Musimy to naprawi
natychmiast. Jeste za chuda, ale zawsze taka bya. I to... co, co masz w umyle, trzeba
usun.
- Nie! - zaprotestowaa Angelina, zaskakujc nawet siebie sam.
- Niewane zatem. Mog ci ochroni. Zdaje si, e s ludzie, ktrzy chc ci to
odebra. C... Musisz si strasznie martwi o Louisa. Wyglda... dobrze. Wiesz, co? By
zy. Zy na ciebie, rzecz jasna....
- Wiem - przyznaa Angelina, gryzc kanapk z woowin. - Za to, e nie zatrzymaam
w domu jego ojca. Jakby to nie bya te wina Manuela! Sama musiaam si zajmowa
ranczem. Czy Manuel kiedy mi pomg? Nie! Jedyne, co potrafi, to siedzie w tej swojej
norze od rana do nocy i zabawia si w intelektualne gierki! - Rzucia niedojedzon kanapk
na talerz i zerwaa si z krzesa. - Byam gupia! - wykrzykna.
Clarissa uniosa cienkie, ciemne brwi.
- Dlaczego Manuel odszed? Prbowaa go sobie podporzdkowa i nie wytrzyma?
- Oczywicie, e nie! No, nie tak czsto. Tego wanie Louis nie potrafi zrozumie.
Manuel nie by na mnie zy. Wcale! Chcia mnie zabra ze sob. Chcia poznawa wiat.
Przepyn ocean, dotrze do Maroka i jeszcze dalej. Zwyk mawia, e jeli zdarzy si co
niskiej temperatury. A teraz, gdybym otworzya jeden pojemnik, cay adunek by si zepsu.
Co za szkoda! - miech kobiety ponownie odbi si echem w porcie. - adunek pochodzi z
Guadalajary, z Meksyku. Zapewne bya tam jaka dua klinika. Wielu bogaczy z Los Angeles
uwaa, e to doskonay sposb na pozyskanie materiau do bada. Niektre z tych gw maj
ponad sto lat. Zastanawiam si, jak dugo trwao ich ycie. Moesz sobie wyobrazi? Nie
do, e stare, to jeszcze odcite od reszty ciaa. Ot, szybki ruch diamentowego ostrza piy i
po sprawie. Spoczywaj w pokoju! Krtkie cicie szyi, krgosupa, a potem...
- Dzikuj za kolacj - przerwaa jej Angelina, odsuwajc krzeso. - Przepraszam, ale
jestem troch zmczona.
- Oczywicie. - Kapitan wstaa i ucisna jej do. - Wybacz, ale te gowy... Ponownie parskna miechem.
Ten miech towarzyszy Angelinie, gdy wracaa stalowym korytarzem do kajuty.
Pooya si na wskiej, twardej koi i zamkna oczy. Przeklta kapitan! Wszystko, o czym
teraz moga myle Angelina, to opowieci o gowach! Musiaa czu si naprawd
zdesperowana, skoro pragna, by Chester si obudzi, wywoa zamieszanie albo co cokolwiek. Ale Chester lea tam, gdzie go zostawia, w torbie. I ciemnymi oczyma patrzy w
sufit.
*
Znajdowaa si na statku kosmicznym, wypenionym kontenerami, w ktrych byy
gowy. Ale teraz kontenery byy cakowicie przezroczyste. Wok statku nieoczekiwanie
rozbysy wiata, a wszystkie gowy zaczy mwi. Mwiy, miay si, przemawiay,
krzyczay, pytay i prosiy... Zapewne obudzio je jakie promieniowanie - oznajmia kapitan
Hazel, ktra pilotowaa pojazd. Zacza si mia, a wtedy jej gowa odpada od ciaa i
potoczya si po pododze z szyderczym grymasem...
- Hej! Obud si!
Angelina zamrugaa i otworzya oczy. Rozejrzaa si. To by Chester. Chwycia go i
uoya w zagiciu ramienia, jak Louisa, gdy by may.
- Miaam koszmarny sen.
- Zauwayem. Nie martw si. Jeste ze mn bezpieczna, malutka.
- Dziki, Chester. Wyjrzaa przez iluminator.
Statek wypyn z portu. Angelina ujrzaa tylko ciemno i gwiazdy.
LIPIEC 2115
DZIEWCZYNKA NA KSIYCU
Io i Su-Chen
Wszyscy inni ludzie odeszli ju kilka tygodni temu. Tylko wietliki j nawiedzay.
Pokazyway si co dwa, trzy dni. Zastanawiaa si, czy to samo zdarzyo si na Ziemi, ale
pytania nadane przez radio nie doczekay si odpowiedzi - jaka sia uniemoliwia
cakowicie radiokomunikacj, jeszcze przed urodzeniem Io. W eterze pozosta tylko szum,
muzyka sfer niebieskich z odlegych i nieznanych galaktyk.
Kolonia bya wielkim miejscem, bardzo samotnym bez ludzi.
*
Ledwie syszalna muzyka towarzyszya jej wszdzie. Zmieniaa si i kipiaa niczym
przejmujce dzwonienie, jakie Io syszaa, gdy spacerowaa po ziemskich kach. Gdy bya
moda, naprawd moda, chiski dentysta twierdzi, e to wskutek wady zgryzu i
nieprawidowej budowy uchwy. Zaproponowa, e zamie ko i nastawi j prawidowo.
Odmwia. Wiedziaa, e to nie wadliwa budowa szczki sprawia, i syszy t muzyk.
To, co syszaa - co syszaa zawsze - byo muzyk sfer. Tak wanie j nazywaa.
Przeklt muzyk pync z radiogalaktyk, czarnych dziur, krcych wok siebie na uwizi
straconego czasu; dwikiem Tworzenia, trelem splatajcym si w arabeskach taca, ktry
prowadzi umys na zewntrz, poza wymiary. Io syszaa t muzyk, ale nie rozumiaa.
Poniewa bya to muzyka, ktr tworzyo wiato.
Transformacja, jaka dawaa Io moliwo syszenia melodii sfer, bya gboka i ostra,
jak prd wiosennego strumienia przecinajcego topniejcy ld. Tylko raz, przez chwil, nie
docieray do niej gwiezdne dwiki. Teraz jednak byy stale obecne. Io uwaaa, e te
obiekty, ktre dostrzega i wyczua, te s form muzyki sfer - tej muzyki, ktrej kiedy
nauczy si sucha.
Zastanawiaa si, czy inni rwnie sysz kosmiczn melodi. Nikt o tym nie
wspomnia, w kadym razie nie w jej obecnoci. Ale te zawsze bya outsiderk. Niewane,
gdzie si pojawia, wyrniaa si natychmiast. Krcone wosy, ciemna, lnica skra i
wyjtkowo dugie koczyny zdradzay j w morzu jasnoskrych i drobnych Chiczykw, od
urodzenia mwicych dialektem mandaryskim. Na dodatek w umyle nosia muzyk
pochaniajc wszystkie zmysy, ktrej nikt inny jednak nie sysza.
To byo wieki temu. Nadal bya wysoka i bardzo szczupa - elegancka, jak zwyk
mwi Plato, chocia jej wosy, unoszce si aureol wok twarzy, stay si cakiem biae. Io
zachowaa rwnie si. Och, rzecz jasna, wszyscy z Ksiyca byli silni, szczeglnie dziki
implantom wzmacniajcym minie oraz codziennym wielogodzinnym wiczeniom. Po
prostu: nosili cikie ubrania - z tamami obcieniowymi na ramionach i rkach - aby
zachowa koci i serce w dobrej kondycji. Aby mc powrci na Ziemi.
Wanie.
I co si stao?
To bya zagadka. Zagadka, ktra ciskaa bolenie serce Io.
Skierowaa si do wyjcia, zmuszajc si do oddychania w czystym powietrzu
Harmonii, o doskonale wywaonych proporcjach tlenu i dwutlenku wgla.
Gdy po raz pierwszy usyszaa muzyk, prawdziw muzyk, dusz chwil zajo jej
zrozumienie, e dwiki pyn z zewntrz.
Kiedy wszyscy zniknli, Io zacza sypia na zewntrz, na powierzchni. Przezroczysta
Kopua Harmonii wznosia si nad ni agodnym ukiem. Zapewne tracia rozum, ale jakie to
miao znaczenie? Niepokoia si. Wikszo czasu spdzaa na przegldaniu nagra - starych i
nowych - prbujc znale wskazwk, ktra pomoe jej ustali, co si stao. Nagrania.
Nudne. Bezsensowne. Bolesne. Io najbardziej baa si, e inni ludzie gdzie tu s i czekaj na
ratunek. Baa si, e prbuj jej co przekaza, naprowadzi j na lad, wskaza trop, ale ona
nie potrafi ich usysze.
W kolonii zapanowaa noc i nad Kopu zajaniay gwiazdy. Ich intensywny blask
wydawa si Io hipnotyzujcy, cho miny lata, odkd opucia Chiny, gdzie gwiazdy
wieciy sabo i migotay nerwowo na nieboskonie.
Potne akordy przepyny agodnie przez umys kobiety. Saksofon? Fortepian? Jaki
syntetyzator dwikw?
Potem ucichy, lecz po chwili znowu zabrzmiay, nieco inne, szybsze i bardziej
rytmiczne, i tym razem w melodii nie pojawi si fortepian.
Io wstaa szybko. Takie dwiki mg gra tylko kto realny - prawdziwy, ywy
czowiek.
Przesza popiesznie przez poziom bezporednio pod Kopu i przecisna si przez
wsk, ukowat szczelin poniej w poszukiwaniu rda melodii.
Nic. Wszdzie panowaa cisza, mroczna i straszna, pozbawiona ycia.
Io powoli przesza przez pogrony w milczeniu korytarz i wrcia pod Kopu.
Tylko spokojnie.
Czy wyobrazia sobie to wszystko? Sprawdzia inne korytarze i przejcia. Ale dwiki
umilky. A teraz nie moga zasn. Wiercia si pod kocem, parzc na gwiazdy.
Kiedy, gdy po raz pierwszy ujrzaa wietliki, pomylaa, e to odbicie soca w
jednym z luster baterii sonecznych. Soce od lat zaopatrywao koloni w energi. Albo
odbicie w dysku wielkiej anteny, skonstruowanej dawno temu z brylantowej siatki.
Urzdzenie nadal dziaao, automatycznie zbierajc dane i przekazujc je do ukrytych gboko
zrozumie, cho nie miaa pewnoci, czy jest w stanie poj je cho troch.
Uznaa za niesprawiedliwe, e inni mieszkacy kolonii poznali t sam map, ktr Io
zostaa obdarowana. Poznali bez cierpienia. Dlatego podejrzewaa, e mapy mieszkacw
kolonii pochodziy z innego rda ni obraz nieba Io, byy nowe, na ich pojawienie si nie
wskazyway wczeniej adne symptomy. Byy niczym nage odkrycie. Praca trwajca
najwyej kilka miesicy. A mapa Io bya w niej zawsze i na zawsze, nie liczc drobnych
modyfikacji, ktre si pojawiy w cigu dotychczasowego ycia kobiety.
U adnego z kolonistw na Harmonii nie wystpoway genetyczne anomalie.
Wiedziaaby, gdyby byo inaczej, przecie na tym polegaa jej praca. Na Ziemi odmienno Io
i jej matki uwaana bya za niebezpieczn i niosc zagroenie, dlatego Io nauczya si
nieufnoci oraz ostronoci.
Ale na Ksiycu najwyraniej kady zosta zmutowany Przez jakie kosmiczne
promieniowanie. Nie byo tu ochrony, jak dawaa atmosfera. Na dodatek niedawno
wydarzyo si co znaczcego: zachorowali wszyscy kolonici, z wyjtkiem Io. Ble gowy i
wymioty. Podejrzewano, e to infekcja wirusowa, ale wirusa nie udao si wyizolowa.
Naraz Io przypomniaa sobie, e kolonici w tym samym czasie uruchomili
przywieziony ongi z Ziemi stary odbiornik radiowy. Zapewne byo to urzdzenie
automatycznie dostrajajce si do transmisji nadawanych zdalnie z planety.
Io poczua nag, siln tsknot za porami roku, prawdziwymi, zmiennymi porami
roku: za wiosn, gdy topniej lody i spywaj do rzek; za gorcym latem, gdy z suchych
nawierzchni drg unosi si py, prbujc wedrze si do dziewitnastowiecznych budynkw
uniwersytetu, gdzie studiowaa.
I za zim, por czystego, bkitnego nieba i przezroczystego powietrza.
Kiedy muzyka rozbrzmiewaa najpeniej.
Pamitaa. Jak mogaby zapomnie?
Chciaa zapomnie, bo tak trudno byo pamita.
C za zaskoczenie.
Ale teraz....
Teraz w umyle Io brzmiaa tamta muzyka.
*
Siedziaa w kuchni, Plato wczy wiato.
Obrci si w jej stron, trzymajc w jednej doni wielk misk, w drugiej za
paeczki. Umiecha si szeroko, serdecznie. By niady, o szerokich ramionach i mocnym,
cikim ciele.
Od dwudziestu lat byli partnerami - przez jedn trzeci czasu, jaki Io spdzia na
Ksiycu.
Plato stan obok urzdzenia do szlifowania i cicia ksiycowych ska. Obok leay
elegancko posiekane warzywa: marchewka, cebula, zielony pieprz i czosnek, gotowe do
wrzucenia na rozgrzany wok.
- Prosz - oznajmi.
Io signa po misk ryu. Plato wycign naczynie w jej kierunku.
Nagle pojawi si zawrt gowy, utrata rwnowagi. Miska upada. Io oczekiwaa, e
usyszy klekot, ale zamiast tego rozleg si potny, obezwadniajcy i bolesny dwik.
Wszechogarniajca kakofonia, ryk pomieszanej muzyki.
- Nie! - krzykna.
Poczua, jakby jej gowa miaa eksplodowa. I, jak si zdawao, wszystko inne
rwnie.
*
Wspominajc, Io podcigna kolana pod brod i koysaa si miarowo w przd i w ty.
- Nie - wyszeptaa.
Bez wtpienia popadaa w obd.
Czy to moliwe, e po prostu odmwia? Czy to fatalne Nie!" sprawio, e Io zostaa
oddzielona od reszty? Skd moga wiedzie, e pozostali powiedz Tak"?
Muzyka znowu zabrzmiaa.
Io wstaa powoli. Koc opad, zsun si jej z ramion.
Tym razem posza prosto w kierunku, z ktrego dobiegay dwiki melodii. Oby
znowu nie zamilky.
Im goniej brzmiaa muzyka, tym szybciej Io sza, mijajc zakrty korytarzy i
skrzyowania, byle bliej rda dwiku. Czua strach i rado jednoczenie, nie bardzo
nawet wiedzc, co zastanie na kocu drogi.
Trafia do dungli.
Otoczyy j zmieszane zapachy, miliony woni, jakby znalaza si w Koulun, trzymajc
rk matki, zaskoczonej oporem crki, gdy zabieraa j do domu pewnej pary. Io obawiaa
si, e matka zostawi j pod opiek obcych, a sama odjedzie do Mongolii, by doczy do
jakiej dziwacznej komuny. Tropikalne ptaki - papugi, tukany! - pojawiy si nagle i przeciy
lotem wilgotne powietrze. Metalowa, abstrakcyjna fontanna lnia w byskach kropel wody.
- Halo?
adnej odpowiedzi. A potem Io j zobaczya.
skd nadszed Sygna. Start wstrzsn ziemi i nawet ja go poczuam, cho znajdowaam si
wiele mil stamtd. Matka zostawia mnie pod opiek pary starych Chiczykw. Uciekaam od
nich po kilku latach, najdalej, jak si dao. Naprawd daleko, trzeba przyzna.
Dziewczynka nie umiechna si na ten kiepski art. Ale nie bya te ponura.
- Myl, e chciaam odnale matk, ale ju nigdy jej nie spotkaam.
Nadal adnej reakcji. Najwyraniej dziecka niewiele obchodzio otoczenie.
- Nie moemy tu zosta - Nie mog pozwoli jej take znikn, zmieni si w wiato!
O ile przypuszczenia Io dotyczce zniknicia kolonistw byy prawdziwe!
Na Harmonii stosowano nanotechnologi, ale w bardzo niewielkim stopniu, poniewa
jeszcze przed przybyciem Io na Ksiyc pojawia si groba katastrofy. Uznano, e dla
kruchego rodowiska kolonii nano stanowi zbyt due ryzyko, ktrego nie rekompensuje jego
uyteczno, i ustalono, e moe by przydatne jedynie w cile okrelonym, minimalnym
zakresie.
A jednak, nanotechnologia w jakim stopniu dotara na Ksiyc. I zmutowana plaga
lub szalestwo mogy sta si przyczyn mierci i zniknicia kolonistw w cigu jednej nocy,
gdy Io pogrona bya we nie. Io bya przecie inna. Cakiem prawdopodobne, e to, co
dotkno kolonistw, jej nie tkno wcale. Pozostali ludzie mogli zmieni si w py wirujcy
w promieniach wiata na bateriach sonecznych. Mogli zamarzn i rozpa si w drobne
krysztaki albo spon i wylecie na zewntrz przez otwart luz.
wietliki. Pewnie. - Oni nie yj. Wszyscy s martwi. Io usyszaa szelest, zaledwie
krtki odgos. Licie doni opady, gdy bezimienna dziewczynka wstaa. I wysza.
*
Codziennie Io sprawdzaa ukady, dziki ktrym mogaby dosta si na Ziemi. Aby je
wyhodowa, musiaa rozpakowa nanozarodniki. Znalaza je dziki starym katalogom,
przechowywano je w magazynach dawnego Hotelu Nanojaposkiego, pochodzcego jeszcze
z czasw, gdy Harmonia stanowia atrakcj turystyczn, a wszystko, co wizao si z
nanotechnologi, byo nowe i ekscytujce.
Aktywowaa pakiet ratunkowy, nadajcy si do jednorazowej podry na Ziemi. Ale
na razie nie rozwin si jeszcze do koca. Zaadowaa do niego system naprowadzajcy
oparty na obrazie - fotografiach Ziemi; bardziej odpowiedni ni bezuyteczny radar. AI nie
okazaa si tak pomocna, jak mona by oczekiwa, ale poinformowaa Io o moliwociach
mutacji. Daa jej te okazj do rozmowy o opuszczeniu kolonii i troch doradzaa przy nano.
Oczywicie sztucznej inteligencji mona wyczy funkcj mwienia, ale zawsze to jakie
towarzystwo, a Io bya ju zmczona suchaniem tylko wasnego, dziwnie spokojnego i
w pniejszym yciu od nowa uczy emocji chorych na autyzm, podobnie jak w przypadku
niewidomych, ktrym przywrcono wzrok, wprowadzenie nowego zmysu i systemu
percepcji otoczenia powodowao zawsze dezorientacj i zdenerwowanie pacjentw.
Dziewczynka zostaa sama.
Jej matka umara dwa lata temu.
Su-Chen miaa t sam anomali genetyczn co Io. Anomali, ktra po raz pierwszy
pojawia si po wystpieniu Ciszy, w rzeczy samej, mutacja bya dziedziczna.
*
Io obudzia si podczas kolejnego cyklu nocnego, czujna, skoncentrowana i
przytomna, w kocu pomieszczenia lnio wiato.
I brzmiaa muzyka, muzyka Su-Chen. Jak kontrapunkt dla ciszy i wiata.
Wstaa powoli, jednym pynnym ruchem. Postpia krok. wiato cofno si, jak
zawsze. Utrzymywao stay dystans, a muzyka rozbrzmiewaa w oddali.
Io staa, przygldajc si wietlikowi. Prbujc zrozumie.
Gdybym moga rozoy to wiato.
Gdybym moga rozbi je na czci, stopniowo, a potem poskada w pierwotn form.
Gdybym moga cofn czas tak, aby nic si nie zdarzao. ebymy byli razem, a czas nie
pyn chwila za chwil. Udawalibymy, e istnieje przeszo i przyszo, ale wok nas
rozcigaaby si tylko przestrze i tylko nasze opowieci okrelayby, co byo, a co bdzie.
- Mrzonki - wyszeptaa Io.
Chc spa. Chc si odwrci i przekona, e Plato jest obok, ciepy i opiekuczy,
czasami ironiczny. Plato. O wiele czciej bywajcy w domu ni Io; o wiele bardziej pogodny
i uprzejmy ni ona. Odszed. A bl w piersi nie znikn i Io miaa pewno, e nigdy nie
zniknie. wiato byo zimne, byo tylko wiatem, ale jedynie wiatem moga pokona
ciemno, musiaa zatem zrozumie jak najwicej. Znale drog. Na tyle, na ile jej si uda.
A zatem nie ma potrzeby si waha. Na zawsze, do koca ycia Io, jej wiata i jej czasu. By
pozna prawd o wietle.
Nie zastanawiaa si, czy zabra ze sob Su-Chen.
Po prostu leaa, czujc ogromn fal zmian, nastpujcych jedna po drugiej,
krzyujcych si, docierajcych do kadej komrki ciaa.
A kiedy si ockna, Plato znikn. Ponownie.
*
Sprawdzajc moduy systemu, Io poczua na plecach wzrok Su-Chen i odwrcia si.
Dziewczynka staa zaledwie o metr, po drugiej stronie okna.
Podbrdek miaa uniesiony. Jej spojrzenie mwio: Podwijasz ogon pod siebie i
uciekasz. Ja wybieram si w kosmos. w kadym razie Io mylaa, e to wanie wyraaj
ciemne oczy Su-Chen.
A moe tylko jej si wydawao?
*
Io podesza do konsoli Zeusa. Su-Chen spaa na sofie.
Kobieta wesza przez luz, zamontowaa niewielkie adunki wybuchowe na pancerzu
w module pasaerskim i wycofaa si szybko.
Eksplozja obudzia dziewczynk.
Przez chwil Su-Chen patrzya na skutki wybuchu przez okno w swoim pokoju.
W jej oczach nie byo jednak ladu nienawici do Io.
- Wybacz - powiedziaa Io. - Nie mog pozwoli ci odej. Polecisz ze mn na
Ziemi?
Su-Chen zsuna si z sofy, narzucia sweter na piam i przesza obok Io, nie
zaszczyciwszy jej ani jednym spojrzeniem.
*
- Zabieram koty.
Io odwrcia si. Su-Chen staa nieopodal, trzymajc klatk z dwoma wyranie
zirytowanymi kotami, z klatki sycha byo syk i lament. Dziewczynka miaa na sobie
czerwon bluzk i pomaraczowe spodnie.
- Potrafisz mwi - zauwaya Io.
- Oczywicie, e potrafi. - w spokojnym, czystym gosie dziewczynki nie zabrzmiaa
nawet nuta lekcewaenia, tylko precyzja stwierdzonego faktu. Sowa byy paskie i
beznamitne. - Nie jestem niemow. Wysadzia Zeusa, wic nie mog go uy. - Przysiada
na wystajcej belce i przycisna klatk do piersi. - Dokd polecimy?
- Do Miasta Pksiyca. To gdzie na Morzu Karaibskim, w kadym razie tak gosiy
plotki, gdy opuszczaam Ziemi.
Dziesitki lat temu. Ale nie warto teraz si tym przejmowa. Czy pywajce miasto
jest nadal zamieszkane, czy nie, Io moga sprawdzi przez teleskop.
- Dlaczego?
- Poniewa Miasto Pksiyca powstao jako mekka dla naukowcw. Gdybym nie
szukaa mojej matki, wanie tam bym si wybraa, nie na Ksiyc.
- Kiedy odlatujemy?
- Gdy tylko modu ratunkowy bdzie gotw.
8 SIERPNIA 2115
ROZLEGE NIEBIOSA
Danya i Radiokowboj
wtedy
przypomina
sobie,
naprawd
jest
Peabodym,
powanym
Amerykaska legenda mwi, e osadnicy z Europy, ktrzy podrowali w kierunku Dzikiego Zachodu
w poszukiwaniu nowego celu yciowego, piewali t pie jako symbol bohaterstwa, ktrym jest pokonanie
wasnego strachu przed nieznanym (przyp. tum.).
w mdym wietle.
Zastanawia si, gdzie si znajduje. Teksas. Pamita przejcie przez granic. Musia
si dosta do Houston. I musia tam dotrze szybko. Nie umia sobie przypomnie dlaczego,
ale pamita konieczno ogromnego popiechu.
Istotnie, po krtkim odpoczynku, gdy ju zdy si przyzwyczai, e znowu jest sob,
pomyla, e najlepiej by byo, gdyby ju teraz, wieczorem, wsiad do samochodu i...
- Kowboj, co robisz? - Gos Danyi, stumiony nocn cisz, zabrzmia sennie i z lekk
irytacj.
Peabody nie odpowiedzia. Nie by Kowbojem, nie w tej chwili; nigdy nie by ani
troch Kowbojem.
Wyrzuci jeszcze troch rzeczy z baganika. Tubki z jedzeniem, enigmatyczny,
nierozpakowany nawet zestaw przetrwania, Absolutnie Kompletne Zamroone Zarodki
Palomino6 z gwarancj szybkiego wzrostu W DOSKONAEJ KONDYCJI" - jak gosi
nadruk. Gdy kilka dni temu zatrzymali si w Arkadephii w Arkansas, gdzie mieci si
gigantyczny pchli targ, Kowboj pozwoli Danyi pomyszkowa i wybra co dla siebie.
Wprawio go to w nastrj hojnoci i wielkodusznoci, poniewa tego rodzaju postpowanie
wskazywao, e to jest jego podr i jego priorytety licz si najbardziej, cho dla
towarzyszki nie zawsze byo to jasne.
*
Tymczasem Peabody akceptowa wszystko, co robia Danya, natomiast nie pochwala
postpowania swojego alter ego.
Na pocztku Inynierowi byo al Danyi, poniewa wiedzia, co stracia, gdy zostaa
obdarta ze wspomnie. Dlatego odnosi si do niej z delikatnoci i agodnoci. Jednak
Danya wcale nie wydawaa si smutna, przeciwnie - wykazywaa mnstwo entuzjazmu i
optymizmu.
- Hej, uwaaj z tym - skarcia go dziewczyna, idc w jego stron owinita piworem.
Pianka pozbawiona nacisku wydawaa cichy szelest, gdy wylatywao z niej powietrze. Chciaabym wyhodowa jednego takiego palomino! - A potem Danya rozemiaa si gono i
troch nieuprzejmie, patrzc na jego nagie uda widoczne pomidzy slipkami a butami.
- atwo jest si mia z gupca - zauway Peabody. - Gdzie s radiokamienie?
- Radiokamienie! Mylisz, e w bagaach mamy miejsce na co rwnie przydatnego w
tej wanej podry jak radiokamienie?
- Ha! - Przy zapasach wody leaa kolekcja Inyniera, jego zdobycz z pchlego targu.
6
Pragnienie
ca pewnoci.
Na dugo przed jedenast droga zacza migota i falowa, a Kowbojowi udao si
gono nie przeklina Danyi a do tej pory. Ale w kocu nie wytrzyma. A Peabody zacz si
o ni martwi, jak pies o zakopan ko, nie szczdzc przy tym wyrzutw, e to on - on,
Kowboj! - winien jest ucieczki Danyi.
To byo wybitnie nieprzyjemne, z jednej strony Radiokowboj nie poczuwa si do
winy. z drugiej jednak to on mia kopoty, nie Danya. No bo kto teraz siedzia w
samochodzie?
Na dodatek nikt nie przejeda - adnej szansy dla autostopowicza na podwiezienie.
Ale, prosz! Co jednak jedzie... przypomina bus i kieruje si na zachd. Pojazd moe zbyt
gadki i czysty, jak na gust Kowboja, ale czasami nawet kowboje nie maj wyboru.
Wycign rk i unis kciuk.
W gbi serca
Kolejny
napis
gosi:
NIE
WCHOD,
JEELI
NIE
ZAMWISZ
ROBALICJANTA: 2 PLASTRY BOCZKU LUB PARWKA, 3 JAJKA, SOK I KAWA TYLKO 3,29 TEX-DOLARW! Dobry strza.
Dwie wielkie ciarwki i mniejszy pojazd stay przy gwnej fasadzie budynku,
sponiewierane przez czas i spldrowane przez wandali, ktrzy zabrali z nich wszystko, co
mona byo wynie.
Danya wysiada z samochodu i podesza. Duga spdnica owijaa si jej wok ng, a
wosw bez wtpienia dawno nie traktowano grzebieniem - wystarczy rzut oka na odbicie w
szybie lokalu, by si o tym przekona. Powinna przynajmniej je zaple lub zwiza, ale
kiedy odjedaa, bya zbyt zdenerwowana, by jasno myle. Pamitaa jednak, e zostawia
zarodki palomino, na ktre Kowboj narzeka podczas jednego z napadw irytacji, e zajmuj
za duo miejsca w bagau.
Byo gorco i ani ywej duszy wokoo. Danya mina w cigu dnia jedynie trzy
pojazdy zmierzajce na wschd, lecz ani jednego podajcego na zachd.
Po bezdrzewnej rwninie gorcy wiatr nis zapach wysuszonej trawy, sodki i
orzewiajcy. Dany naszo odlege wspomnienie, ktrego nie powinno by. Nieoczekiwane.
Cieszya si tym wraeniem, podobnym do tego, jakie musieli odczuwa wszyscy, ktrzy
ujrzeli t wspania ziemi. Nie przeszkadzao jej, e nie powinna mie tego rodzaju
wspomnie, poniewa nigdy nie dosza tak daleko na zachd wdrujc do Hollywood.
To uczucie musiao by pozostaoci cudzej pamici. Jakiego farmera, hodowcy
byda, kierowcy, domokrcy. Czysta przyjemno pynca z przebywania na tej ogromnej
rwninie, janiejcej w socu i poronitej wysok traw, poruszajc si w krtkich
podmuchach wiatru.
Wzgrza, ktre jeszcze wczoraj przemierzaa z Kowbojem, ustpiy miejsca zupenie
paskiemu krajobrazowi, w oddali na wschodzie Danya nadal widziaa niewielkie
wzniesienia, skd odjechaa rano. Radiokowboj zapewne jeszcze je przemierza.
Nagle ogarno j poczucie naprawd duej, ogromnej winy. Przypomniaa sobie, jak
Kowboj uratowa j w Miecie Pksiyca, ocali jej ycie podczas ataku piratw.
Przypomniaa sobie jego zmyln muzyczn bro.
Istniao co jeszcze, co prbowaa sobie przypomnie. Co zwizanego z Houston.
Do diaba! To byo trudne do zapamitania!
nieodczne, rcznie szyte buty z gronie okutymi noskami, teraz opartymi o kamie
niebezpiecznie blisko gowy Danyi. Natychmiast podniosa si z wody, wspierajc na
okciach.
- Czego chcesz, do diaba?
- Co tu robisz? - spyta mczyzna.
- Ochadzam si. - Opada z powrotem do wody i zamkna oczy w nadziei, e
mczyzna odejdzie. Moe wiedzia, jak uruchomi samochd Danyi, ale zimna woda
opywajca jej ciao wydawaa si jej teraz bardziej istotna.
Mczyzna wycign rami i podnis Dany. lizgajc si na mokrych kamieniach,
prbowaa zapa rwnowag i uwolni si z ucisku. Zerknwszy na przybysza poaowaa,
e nie ma okularw sonecznych, ktre dodawayby jej powagi.
- O co chodzi? To teren prywatny?
- Zadaem ci pytanie. - Jego spojrzenie byo paskie, jakby zbyt dugo ju oglda wiat
i zdy si znudzi tym widokiem. Albo - pomylaa Danya, nagle rozpoznajc ten
charakterystyczny wzrok - jakby niadanie zaprawia szklaneczk whisky.
- Po prostu przechodziam. - Otrzepaa si z wody i usiadszy na kamieniu zacza
wyciera sobie lew stop skarpetk, a gdy ju j wysuszya, woya but. Potem to samo
zacza robi z praw stop.
- Jeeli to twj zepsuty samochd stoi przy drodze, to nie moesz tylko przechodzi.
esz, panienko.
Danya mocno zatsknia za muzycznymi pistoletami Radiokowboja. Chciaaby ujrze
tego obcego mczyzn, jak taczy. I jeszcze, jak podpiewuje, na przykad A Spoonful of
Sugar.
Skoczya wkada buty i wyprostowaa si. Gorce powietrze wysuszao wilgo,
ktr przesiko ubranie.
- Po prostu si zatrzymaam. Chciaam si ochodzi. - I co zrobia ze wiatem w
sklepie spoywczym.
- Wstpiam tam tylko, ale nic nie zrobiam. - Przechylia gow, by unikn racego
soca, jednoczenie obserwujc mczyzn i rozgldajc si za odpowiednim kamieniem.
- wiato pojawio si godzin temu. Myl, e w tym samym czasie, gdy ci si zepsu
samochd. Przesta wciska mi te bzdety, dobra? - Obcy przeszed kilka krokw, a potem si
odwrci. - Moe si do czego przydasz, to wszystko. Nie kr jak dziecko, nie moesz si
std ruszy, o ile nie znajdziesz pomocy.
Zaskoczona Danya patrzya, jak mczyzna idzie w kierunku domw przez brzowe
zbocze wzniesienia.
Czy ta... istota... ledzia j?
Danya ruszya szybko w stron miasteczka.
W gowie kbiy si jej myli, gdy schodzia midzy zabudowania. Wiadukt zjazdu z
asfaltowej szosy znajdowa si o wier mili dalej, parkoway tam rne dziwacznie
wygldajce pojazdy, w miasteczku wznosio si kilka szop i dwa lub trzy porzdne domy.
Wspia si na ganek saloonu.
Siwowosa kobieta siedzca wewntrz w bujanym fotelu obserwowaa przyby, palc
papierosa, w perspektywie za oknem Danya zauwaya niewielki sklep spoywczy i misny,
znak goszcy ROBALE ZABRONIONE", pozostao po starym przywileju, pozornie
majcym zakazywa uywania dbr wyprodukowanych dziki nanotechnologii. Dalej, na
kocu ulicy, staa grupka mczyzn, kobiet i dzieci, w wikszoci ubrana w dinsy, kraciaste
koszule i skrzane buty.
Kobieta z papierosem skina wolno w kierunku niewielkiego tumu i oznajmia
Danyi:
- Czekaj na ciebie.
Dziewczyna wesza do lokalu. Natychmiast owion j zapach zwietrzaego piwa.
- Mog zamwi drinka? - Gdy jej oczy przywyky do pmroku, zauwaya obity
blach sufit, okoo dziesiciu podniszczonych stolikw, przysunite do nich niedbale krzesa
oraz kilka wysokich stokw przy niezwykle ozdobnym, bezsensownie wykwintnym
kontuarze z rzebionego drewna.
Siwowosa kobieta nie ruszya si z miejsca.
- Masz do pienidzy?
- Czego tu uywacie zamiast nich?
- Tylko pienidzy. Ty z Kolorado?
- Z Tennessee.
- To wyjania twoj niewiedz. Dwa srebrne dolary. Danya signa pod ubranie i
wyja sakiewk. Srebro to srebro - i nawet jeeli wyprodukowane dziki nano, nadal miao
warto. Rzucia monety na bar.
Starsza kobieta stana za kontuarem i przesuna monety na ty pas widoczny na
blacie, pod ktrym starowieckimi literami wygrawerowano: ANALIZATOR. Pasek
zabysn na zielono.
- Co poda?
- Kufel tutejszego piwa Sun Ale. O co chodzi z tym wiatem:
Naprawd nie miaa pojcia dlaczego; moe po prostu tak jest, e gdy ma si bro, to czuje
si potrzeb, by w kogo wycelowa.
- Na twoim miejscu nie robiabym tego - odezwaa si beznamitnym, autorytatywnym
tonem. Opara rce na biodrach i spojrzaa na chudzielca.
- Co zrobia z Benem? - zapytaa dziewczynka, ktrej jasne wosy faloway na
plecach, gdy uniosa gow, by popatrze Danyi w twarz.
Danya uklka i popatrzya wprost w oczy dziecka.
- Nic nie zrobiam - powiedziaa spokojnie.
Potem wstaa i ruszya do frontowego wyjcia. Tum rozstpi si przed ni.
Miaa nadziej, e si nie potknie ze zdenerwowania. Szybko podesza do najbliszego
pojazdu, niskopodwoziowego samochodu na energi soneczn. Silnik wczy si z
dodajcym otuchy pomrukiem.
Barmanka wybiega na werand, gdy Danya nawracaa.
- Hej, to mj samochd! Niech kto j zatrzyma!
We wstecznym lusterku Danya widziaa, jak kobieta wymachuje rkami, ale nikt si
nie ruszy, by co zrobi.
Poprowadzia pojazd, jakby diaby deptay jej po pitach, zostawiajc z tyu tylko
tuman kurzu.
Zwolnia dopiero gdy znalaza si nad kanionem. Wygldao na to, e nikt za ni nie
jedzie.
Moe si bali, e ich zabije.
Moe susznie.
W gardle poczua skurcz, gdy pomylaa o Benie. Skierowaa si na zachd i
zatrzymaa przy uszkodzonym carlyleu. Podbiega do samochodu i zacza wyrzuca z niego
rzeczy, zaraz jednak zacza je zbiera. Wreszcie, co rusz zerkajc za siebie, daa spokj i
wrcia do ukradzionego pojazdu. Zatrzasna drzwi i skierowaa si w stron ciemniejcych
na wschodzie chmur.
wiato co jej zrobio.
Przypomniaa sobie. Przypomniaa sobie Miasto Pksiyca. Przypomniaa sobie
Peabodyego. I przypomniaa sobie Houston.
*
Po godzinie w wiatach samochodu Danyi zamajaczy sklep, ktry odwiedzia. Mina
budynek i jechaa jeszcze przez godzin.
Stwierdzenie, gdzie si znajduje, byo prawie niemoliwe, ale pamitaa, e mniej
Co si stao z tym maym chopcem? Trudna i straszna zagadka. Moe gdyby Danya
nie baa si tak bardzo, zdoaaby wymyli sposb, by go ocali.
Czyli co? I tak miaa szczcie, e udao si jej uj z yciem.
Teraz jednak nie pojawi si aden lad dawnej egzystencji Danyi. Bya sama. Nie
byo ani Radiokowboja, ani w ogle adnego kowboja. I nie byo okularw z danymi o
rozwodach, dziki Bogu.
Co si stao? Co to znaczy? Dlaczego ta rzecz, to zjawisko wietlne, podao za ni,
jakby j znao? I skd to cholerstwo przybyo? Skd ta bezczasowa wizja? Gdzie teraz bya?
Czemu te gwiazdy wiec tak jasno, dlaczego nagle rozumie struktur czasu ugitego w polu
grawitacyjnym...
Bl gowy sta si nie do wytrzymania.
Jczc, trzymaa si za gow. Wytoczya si z samochodu i wybiega na zewntrz
nadal obejmujc skronie, jczc i krzyczc.
Bl znikn nagle w krystalicznej uldze. Zabrzmiay delikatne dzwonki.
Dany ogarna cisza i ciemno nocy. Dwik by tak realny, tak intensywny, e
pomylaa, i moe go zobaczy, dotkn, zatopi si w jego materii i wszechczasie - by to
dwik, jakim rozbrzmiewa kady atom powietrza.
Pooya si znowu w samochodzie, wykoczona, opierajca si oczarowaniu, marzca
o mikkim piworze. Nagle uwiadomia sobie, e to proces - jak pewne choroby, ktre trzeba
przej, cho mog zabi. Ale co si stanie, gdy w proces dobiegnie koca?
Muzyka umilka, a noc staa si chodna. Ksiyc by niezwykle duy. Danya patrzya
na srebrzyst tarcz, jakby tam zawarte byy dane, ktre wystarczy jedynie odczyta ze
wiata.
Nagle przez ziemi przebieg wstrzs. Rozleg si podobny do grzmotu niski dwik,
ktry stopniowo narasta.
Danya wdrapaa si na dach samochodu.
Nawet z tak niewielkiego wzniesienia dostrzega ciemn fal przesuwajc si przez
rwnin.
Bizony.
Stado byo jakie p mili od niej i zbliao si, pync niczym gsta ciecz i rozlewajc
si po horyzont. Syszaa je coraz wyraniej.
Mogo j stratowa.
Rozejrzaa si. Strzelisty platan by jej jedyn nadziej. Wskoczya do samochodu i
podjechaa pod najnisze konary.
Dwik stada rozbrzmiewa teraz gucho i pasko. Danya wspia si na dach pojazdu i
wyprostowaa, prbujc chwyci ga - nie sigaa jednak tak wysoko, w panice zacza
grzeba w bagau, wyrzucajc rzeczy, a znalaza dugi zwj liny. Kowboj nalega, by kupi
lin. Mao brakowao, a zostawiaby mu j! Pniej te bya bliska porzucenia jej w zepsutym
wozie. Drcymi rkami zawizywaa wze na kocu liny, by j obciy, i miaa nadziej,
e to dobry pomys na ocalenie przed rozpdzonym tabunem.
Rzucia. Sznur opad zwojami tu obok, z gonym omotem wza o dach samochodu.
Nie zaczepi o ga. Danya zwina lin i rzucia jeszcze raz. Syszaa ju wyranie uderzenia
tysica kopyt.
Tym razem trafia i ptla owina si wok konara. Danya chwycia oba koce,
zwizaa i zapaa si mocno, a potem zacza si wspina na koron drzewa. Jej buty lizgay
si na spkanej korze, ale nie byo ju czasu, by je zdj. Gdy wreszcie opara si stopami o
ga, bya bliska poddania si. Odepchna si mocno stop i przerzucia nog przez konar,
po czym stopniowo wcigaa si, a znalaza stabilne oparcie dla ciaa.
Stado bizonw nadpywao jak fala. Uderzyy w karoseri masywnymi torsami, a
kopyta wgnioty samochd w podoe niczym papierowy kubek. Trwao to moe dwie
sekundy.
Jednak przejcie stada zajo prawie p godziny. Danya trzymaa si gazi i z
fascynacj obserwowaa przebiegajce poniej zwierzta, ich si i determinacj. Dokd
biegy? Dlaczego? Czy co je wystraszyo? Czy moe to ich instynkt? Gwiazdy zapony,
wypeniajc umys Danyi poczuciem niewyobraalnej gbi.
Z rozszerzonymi oczyma i przygryzajc jzyk, by zachowa spokj, czekaa, a stado
przebiegnie. Zapowiada si dugi dzie...
Zsuna si z drzewa za pomoc liny i rozejrzaa.
Kompletnie rozbita, wtulia si w korzenie wystajce z pnia, lecz nie bya w stanie
zasn. Co gorsza, gwiazdy jawiy si jej w nowych ukadach, w umyle otwartym na now
perspektyw rozprzestrzeniao si wiato, pulsujc tak szybko, e dostaa mdoci.
A w kocu pojawi si pejza ruchomych cieni i zabrzmia nowy dwik.
Dwik jako funkcja widzenia i widzenie przesycone noc, lecz janiejsze ni dzie,
rozwietlone przez gwiazdy i olbrzymiejc na niebie tarcz ksiyca. Zrobio si tak jasno,
e wida byo jasnozielony pd juki wznoszcy si nad brunatn ziemi.
Podniosa si i ruszya przez pustyni. Byszczce skorpiony szy po piasku. Ziemia
tutaj nie bya zryta, zapewne stado rozdzielio si, by omin wystajc ska pooon o
jakie wier mili dalej. Danya poczua suchy aromat rolin. Nieopodal brzegiem wzniesienia
przebieg krlik.
Wiedziaa, e to wiato i e przez nie wdruje. Wkrtce natrafia na samotnego
bizona.
Ach - pomylaa, wspinajc si na palce, by dotkn wielkiego, kosmatego ba - ja
ni. Bizon parska i przyglda si Danyi lnicym, wielkim okiem. Gdybym moga jedzi
na bizonie, mogabym rwnie pj do nieba po mocie z tczy. Mogabym si zmieni w
Spider Woman i przemierza wszechwiat.
Przyjemnie tak marzy, gdy gwiazdy dwicz jak odamki szka rozrzucone w
przestrzeni i czasie, a pdzce stado bizonw przybiera posta tczy splecionej z kolorw,
jakich czowiek nigdy wczeniej nie widzia.
Danya tej nocy pdzia przez niebo; wok niej przebiegay barwne skorpiony, a
lnice pajki tkay byszczce, pustynne kwiaty w jej wosach.
Powitanie
Kompozytorka i Radioastronom
Daleko, pod Los Angeles, pulsowaa ogromna, zota Kopua. Bya stworzona ze
wiata. Ludzie mieszkajcy wyej w grach powiadali, e Kopua zostaa zbudowana przed
wiekami, a smog i zanieczyszczenia zagraay jej zniszczeniem, dlatego teraz tak jasno
wieci. Straszono dzieci, e jeeli podejd zbyt blisko budowli, udusz si lub zostan
wessane do wntrza, w promieniu ponad dziesiciu mil od Kopuy nikt si nie osiedla, nikt
nie mieszka. Podobno byy dzieci, ktre tam pobiegy i rozpyny si w wietle. A rodzice
poszli za nimi.
Z drugiej strony, nie znano nikogo, kto opuci Kopu. Pojawiay si plotki, e do
Kopuy i z powrotem kursuje dwa razy w tygodniu kolejka, ale uwaano, e to tylko bajki.
Kiedy zatem w pewien jasny dzie z Kopuy wyszli Zeb-Istota i Ra-Istota, ujrzeli
wok tylko ruiny.
- Mylisz, e to dobry pomys? - zapyta Zeb-Istota, albo krcej Zeb, jak nazywaa go
Ra-Istota.
- Nie - odpowiedziaa Ra-Istota, albo zwyczajnie Ra, jak nazywa j Zeb-Istota.
Oboje byli nadzy.
- Co za twardo pod stopami. Kiedy dostaniemy ubrania?
Zeb wzruszy ramionami.
- Mam nadziej, e wkrtce.
Ra wspia si na wierzchoek betonowego bloku, ktry lea wrd innych
rozrzuconych bezadnie kawakw zniszczonego budynku.
- Hej, podoba mi si ten dwik.
- Ostronie - ostrzeg Zeb. - Czuj si troch niepewnie. Moe powinnimy wrci do
rodka. Tu jest okropnie jasno. - Mia pomarszczon twarz i krtk bia brod. Jego ciao
byo szczupe i biae. Porusza rkami, przygldajc si im z namysem. - Nie oczekiwalimy
chyba, e wszystko bdzie tak samo. Widz rnice.
- Moemy tu umrze - zauwaya Ra. Jej ciemnobrzow twarz znaczyy jedynie
zmarszczki od umiechu, dugie wosy miaa splecione w drobne warkoczyki.
- Ale nasze prawdziwe ja pozostan w Kopule - odrzek Zeb. - Hej, Ra! Widz nas, jak
si przygldamy, o tam!
- Nie wygupiaj si - powiedziaa Ra, zsuwajc si z bloku. - Widziaam drog, ktr
moemy obej te ruiny, w ktr stron powinnimy i, jak sdzisz?
klify.
Kilka
stp
poniej
lnicej
podstawy
Kopuy
ustawiono
znaki.
przestrzeni; nawet atomy, z ktrych jestemy zbudowani. Czuj si, jakbym bya czci
procesu, ktry trwa przez cay czas. Mog wyczu pewne aspekty tego procesu, a to, e
potrafi tak czu, jest wpisane w moj fizyczn powok.
I c z tego, e moglibymy usysze czstotliwoci, ktre teraz widzimy? Pewnie
brzmiayby dla nas jak muzyka, nieprawda? Syszelibymy wszystko, co bymy widzieli. I
to nie od czasu do czasu, jak to ma miejsce w chwilach, gdy komponuj. Czuj si wtedy,
jakbym usiowaa schwyta za ogon bardzo szybkie zwierz, ktre przede mn umyka. I tak
przez cay czas.
- Muzyka wiata - stwierdzi jej towarzysz, dorzucajc do ognia jeszcze jeden
kawaek drewna.
- Wanie! - przytakna Ra. - To, co mam na myli, dzieje si naprawd. Jestemy
zanurzeni w ogromnym, nieskoczonym i stale zmieniajcym si nurcie muzyki; muzyki,
ktr tworzy wiato. I wszystko, dosownie wszystko, tak naprawd, w gbi, stworzone jest
ze wiata. Wanie wiata. Gdybymy mogli to jeszcze pozna. Pomyl o rnych
stworzeniach, jakie wyewoluoway na Ziemi. Prawie wszystkie maj oczy, ale niektre widz
fale o czstotliwociach innych ni my - na przykad pszczoy czy inne owady. Niektre
zwierzta sysz wysze dwiki ni ludzie, niektre - o wiele nisze czstotliwoci. Ale to
tylko sposoby na przetworzenie wiata. Wanie o to chodzi.
Nie spali. Po prostu rozmawiali przez ca noc.
Rankiem Zeb i Ra wrcili pod Kopu, do miejsca, skd wyszli. Na powierzchni
pojawiy si wielkie dwuskrzydowe drzwi. Mczyzna chwyci jeden z uchwytw, Ra drugi i
razem rozsunli wejcie.
Wewntrz sta pojazd.
- Jej! - westchna kobieta. - Mj ojciec taki mia. To volkswagen van z 1967 roku.
Na przedniej szybie pulsowa napis zoony ze strzelistych liter: PRZESTRZE
JEST MIEJSCEM".
- Jest liczny - zachwycaa si Ra, odsuwajc boczne drzwi. - Popatrz, ma ma
kuchenk i ko. Wspaniay!
Napis na szybie samochodu zmieni si. Wiadomo brzmiaa: WSIADAJCIE. NIE
MAMY WIELE CZASU.
Luty 2115
ANGELINA
Podr
Morze byo ciemnoniebieskie i wzburzone. Nad falami unosio si kilka cirrusw. Nic
wicej nie byo do ogldania.
Moe gdyby usiada tu, na tej beczce, monotonny widok oczyciby jej umys.
Przynisby wytchnienie. Historie marynistyczne napyway falami, mcc jej wiadomo, a
potem znikay szybko, jak wymyte, nie dajc szansy, by je pozna w caoci i dokadnie, jak
na to zasuguj.
Angelina przez chwil delektowaa si widokiem morza bez brzegw. To by
przyjemny stan umysu i sprbowaa go zapamita, aby mie co, co bdzie azylem,
ucieczk od naporu opowieci. Nie opiera si, pozwoli im przepywa. Wyluzowanie,
bogosawione odprenie, pojawio si w gowie i Angelina pomylaa zoliwie, e gdyby
prosia o bogosawiestwo, to chciaaby otrzyma wanie taki uspokajajcy krajobraz i
mentaln cisz. Bogosawiony spokj zamiast nieustannej walki toczcej si w umyle.
- Ciekawe, co robi Louis - rozwaaa na gos. Ktrdy pody do Parya? Czy jest
bezpieczny? By duym, silnym chopcem - modym mczyzn, poprawia si - ale
dotychczas podrowa tylko do Buenos Aires. Baa si o niego.
Ku jej zaskoczeniu lalka si nie odzywaa. Akurat teraz, gdy Angelina miaa ochot na
rozmow. Ta podr przez ocean moe doprowadzi do szau, szczeglnie gdy si nie ma nic
do roboty.
- Chyba popyn na Andaluzji", to jedyny statek, na jaki mg si dosta, jak twierdzi
Clarissa. Andaluzja" wypyna do Maroka tydzie temu. Stamtd pewnie pojecha
pocigiem...
Nagle usyszaa westchnienie. Wyja Chestera z nosida i posadzia na beczce
naprzeciw.
- Nie pozwl mi spa - ostrzeg natychmiast. - Jest do wietrznie. Wiatr moe mnie
porwa.
Obwizaa go chust w pasie, a koniec okrcia sobie wok nadgarstka.
- Zadowolony? A teraz powiedz: gdyby by modym mczyzn, dokd by pojecha?
- Jestem tylko domow lalk. I tutaj jest za jasno dla moich receptorw wzroku.
Wszystko wydaje si prawie biae.
- Lepiej, eby nie zbacza z tematu.
- Au! - jkn Chester. - Boli mnie!
Angelina zignorowaa te lamenty, lekkim umiechem nagradzajc jego umiejtnoci
aktorskie.
- W rzeczy samej, wiesz cholernie duo o tym, kto przyjeda i wyjeda z miasta.
wiesz? Samonaprawiajce si ciany i caa reszta. Nadal bd zaduona, ale przynajmniej nie
bdzie przestojw, bo odpadn remonty konserwacyjne i skocz si protesty zwizkw.
Tak wymian da si zrobi naprawd szybko. I jeszcze sprawi sobie zaog z zombie.
- Zombie?
Kapitan rozemiaa si.
- Na pewno wiesz! A moe nie? Wyprodukowan zaog. No, nie ludzi, naprawd.
Tylko takie stworzenia do radosnej i brudnej roboty. Trzeba je karmi, ale nie trzeba im
paci.
- Czy to legalne? - zapytaa Angelina, czujc lekkie zmieszanie.
Kapitan Hazel posaa jej tylko pobaliwe spojrzenie. Zabrzmia dzwonek.
- Ach! - Kobieta wycigna piersiwk z kieszeni koszuli i wlaa troch pynu do
filianki z kaw. Angelina poczua zapach whisky.
- Nigdy nie pij przed jedenast. Chcesz troch?
Potrzsna przeczco gow.
- No, co ty. Przecie nie masz nic do roboty?
- Musz sobie przygotowa szalup ratunkow.
Kapitan Hazel rozemiaa si znowu, nieco goniej.
- Kochana, ten statek sam j przygotuje! Ta krypa robi wszystko sama. Nawet
staroytne statki tak miay. No, c. Ale wezwaam ci, eby powiedzie, e raczej
przybijemy do portu w Casablance ni w Tangerze.
- Gdzie to jest?
- Jakie trzysta kilometrw na wschd od Tangeru.
- Dlaczego?
- Jeden z marynarzy ma brata, ktry jest znaczcym kupcem w Casablance. Myl, e
mog z nim ubi dobry interes. Casablanca jest duo wiksza ni Tanger.
- Ale ja musz si dosta do Tangeru... - Tanger by oddalony tylko o osiem
kilometrw od Hiszpanii, wystarczyo przedosta si przez Cienin Gibraltarsk,
najprawdopodobniej czsto kursujcym promem. A to co innego ni podr do wybrzey
Hiszpanii przez Jugosawi.
- Kochanie, to nie mj problem. Ale ta maa zmiana nie powinna ci przeszkodzi.
Cho od pocztku uwaaam, e jeste psychicznie nieprzygotowana do podry na bezludzia
Europy. - Hazel pocigna dugi yk z filianki i podesza bliej, wydmuchujc dym z
papierosa prosto w twarz Angelinie. - Otworzyam jeden z kontenerw.
Angelina poczua mdoci.
opowieciami naukowymi.
Czy Louis nie yje? Jeeli naprawd zmieniby si w wiato, czy to by znaczyo, e
umar? A moe to jaki rodzaj przemiany, w ktrej zachowa ycie? Czy jego osobowo,
tosamo, pozostaa niezmieniona?
Czy pamita matk? I czy Angelina usyszy jeszcze jego cudowny, ciepy miech, przy
ktrym lekko potrzsa gow i zamyka oczy? Czy wiato si mieje?
Niemal czua, jak jej umys si zmienia i rozrasta z minuty na minut. Zmczona
krcia si w ku, zanim sobie przypomniaa - bogosawione odprenie.
Dobrze. Dalej. Pozwl przepywa opowieciom. Myl o tym. Pozwl im sta si
czci wiadomoci.
Zauwaya, e kiedy obserwuje zjawiska przez pryzmat nowych instrumentw,
wzbogacajc doznania zmysowe, postrzeganie staje si dokadniejsze, peniejsze - jak
spogldanie w niebo przez teleskop lub ogldanie maych rzeczy przez mikroskop, myli
wskoczyy natychmiast w naukowe tory porwna. Such by wzmacniany przez takie
urzdzenia jak radio lub telefony, powietrze i kable przenosiy zaplanowane dwiki.
Moe to te jest rodzaj narzdzia, ktre polepsza dziaanie mzgu lub umysu? Umys
Angeliny zosta przemieniony przez Manuela i jego krucjat, gdy ten podarowa jej literatur.
Czemu jednak Louis nie zosta tak samo zmieniony...
Przez co?
Nie. Uderzya pici w poduszk, odwrcia si. Dopki nie dostanie przekonujcego
dowodu, nie uwierzy w nieludzkie podejrzenia Chestera. Ani troch. Nie wiedziaa, dlaczego
nka j przypuszczenie, e Chester moe mie racj. Nie rozumiaa, czemu przyjmuje rady i
filozoficzne rozwaania od lalki. Rzeczywicie, jej ycie zmienio si dramatycznie.
Odkrya, e myli w nowy sposb. Nowe fale myli, nowe brzegi. Nowe fale ludzi i
nowe miejsca. Nowe odkrycia.
Wicej zmian ni fal na morzu.
I cho to bya dopiero pora lunchu, Angelina zasna.
*
Dzie min. Tej nocy Angelina pooya si na awce na starym pokadzie i okrya
kocem. Ale to nie przynioso jej wytchnienia. Nawet gwiazdy przywoyway opowieci.
Opady j historie o obcych istotach i odlegych cywilizacjach, wywodzce si ze starej
literatury fantastycznonaukowej, ktra rwnie zostaa odcinita w znaczku doczonym do
Gry w klasy. Komety przecinay niebo, ich janiejce szlaki rozsypyway opowieci o gazach
i wieccym pyle.
strachu, jak rwnie potwierdzenie wypacalnoci na siatkwce oka, a take floreny, nadal
bdce w obiegu w Maroku i tylko w Maroku, gwnie dlatego, e kraj by geograficznie
odizolowany od Europy, podobnie jak caa Afryka. Angelina miaa rwnie gotwk
wszystkich krajw, do ktrych moga trafi w drodze do Parya, oraz nanozarodniki do
wymiany na wypadek, gdyby trafia w miejsca, gdzie adna waluta nie miaaby wartoci z
prawnych lub innych powodw.
Wikszo miast w Argentynie posiadaa centra, gdzie za opat mona byo woy
nanozarodnik do zbiornika z odpowiednimi substancjami i wyhodowa wszystko, co
potrzebne, w Afryce takie technologie byy zakazane, dlatego mnstwo nano pochodzio z
handlu. Chocia udowodnienie zamania zakazu byo praktycznie niemoliwe, tradycja i
obyczaje nakazyway kontrol, wic kontynent przeksztaci si w raj dla tych, ktrzy marzyli
o powrocie do ery prenanotechnologicznej, o cofniciu si do dwudziestowiecznego wiata. O
Europie prawie si nie mwio, przede wszystkim dlatego, e Argentyczycy tam nie
podrowali, a nie podrowali, poniewa Europa zmienia si tak strasznie i
niewyobraalnie, e ludziom trudno to byo wyrazi. Podrnicy wracali z Europy niezwykle
rzadko.
Manuel nie wrci.
Statek przybi do nabrzea, skd pasaerowie nieczsto schodzili na ld.
Angelina zesza po trapie na ciemn kej, skd odjeday ostatnie ciarwki.
Widziaa je wczeniej, podczas dugotrwaej przeprawy przez port. Nabrzee byo teraz puste,
pene dugich cieni.
Ruszya szybkim krokiem w stron nieodlegych wiate.
Syszc za sob kroki, przypieszya nawet troch. Ktem oka zauwaya trzech
mczyzn, w sabym wietle zamajaczyy ich twarze. Biae zby bysny, gdy si
umiechnli. Zagadywali j, pogwizdywali, jeden nawet zajodowa, ale Angelina mina ich,
nie reagujc na zaczepki i majc nadziej, e dadz jej spokj, gdy tylko minie pla.
Jeden z mczyzn dotkn jej ramienia.
Napia si w gotowoci do walki, odruchowo, podwiadomie, planujc w uamku
sekundy strategi starcia.
Z plecaka rozlegy si sowa po arabsku. Wyrazy wymawiane byy gono i
dwicznie, niemal jak zapiew, i brzmiay zupenie niepodobnie do gosu Chestera.
Mczyni ulotnili si natychmiast. Kiedy tylko si upewnia, e nie mog jej usysze,
zapytaa:
- Dobra, co im nagadae?
- Nie. - Czua si ju nazbyt czsto reorganizowana przez nano. I nie tylko to. Po
prostu nie wierzya Jasmine. Programy lingwistyczne byy znane z tego, e zmieniaj
osobowo, na dodatek oferowany przez dziewczyn nanoprogram musia by mocno
opniony w stosunku do obecnej kultury i obyczajw, ktre s przecie sercem kadego
jzyka. Clarissa nalegaa, by Angelina wchona przynajmniej francuski.
- To przecie francuski! Na Boga, dziewczyno, przecie wybierasz si do Francji! Nie
bd uparta!
Angelina jednak miaa ju do kopotw. Jasmine skina w kierunku skutera z
niewielk przyczep.
- Moja ciotka ma bardzo czysty pokj tu za sukiem.
- Chtnie si przyjrz.
Gdy szy do skutera i targoway si o cen przejazdu, Chester zacz si wierci w
plecaku.
- Tu jest strasznie ciemno.
Jasmine przystana.
- Co to?
- To tylko lalka - wyjania Angelina.
- Tylko! TYLKO lalka! - oburzy si Chester. - Moe jeszcze zwyka kuka?
Wypraszam sobie!
Jasmine rozejrzaa si nerwowo.
- To jest nielegalne.
- Dlaczego?
- Dlatego, e... Och, to trudno wytumaczy. Odczuwanie jest cech ludzi, a ludzie
zostali stworzeni na obraz i podobiestwo Boga. Ta lalka - cho nigdy takich lalek nie
widziaam ani nie syszaam - to kpina z Allaha.
- Wierzysz w to? - zapytaa Angelina, zastanawiajc si, czy nie poszuka innego
rodka transportu lub po prostu nie i pieszo.
- Nie. Ale to nie zmienia faktu, e ta lalka jest nielegalna.
- To mj tumacz - wyjania Angelina.
- To? - mrukn Chester z plecaka.
- Lepiej bdzie, eby nie tumaczy, gdy jestemy w tumie, inaczej kto moe go
skonfiskowa, a ty trafisz do wizienia.
Angelina spojrzaa w stron nabrzea. Gdyby nie chodzio o Louisa, po prostu
poczekaaby, a statek bdzie gotowy do odpynicia, i wsiada na pokad. Ale Gra w klasy
cian. Spokj. Opowieci ucichy. Gospodyni zaprosia gocia do maego, schludnego pokoju
z wskim dywanem i niskim stolikiem, na ktrym staa miska wody.
Kiedy Angelina zostaa sama, wysza przez otwarte okno na dach.
Przygldaa si miastu tarasw pitrzcych si nad brzegiem morza i portem. Lnice
delikatnie pasma zielonych wiate przystani otaczay kaduby statkw, a troch dalej wida
byo plac, gdzie spotkaa Jasmine. Wok rozbrzmieway bbny i piewy oraz nieliczne gosy
nocnych ptakw.
Angelina cofna si do pokoju i bez mycia, czy nawet rozbierania, pooya si na
mikkim dywanie. Ale oczy miaa nadal otwarte, wpatrzone w cian, na ktrej poblask z
okna malowa wzory cieni.
Opowieci przeplatay si w jej umyle jak ornamenty na cianie - ludowe banie,
przypowieci z Koranu. Zanurzya si w ich bezmiarze. Jedna z historii opowiadaa o
bramach, a bramy otwieray si na kolejne opowieci i tak w nieskoczono. Niektre
opowieci nadal byy ywe, a ycie niektrych ludzi zaczynao si i biego wraz z nimi, nie
ograniczone adnymi ramami czy barierami. Opowieci wibroway w umyle Angeliny.
Rozwijay si jak motyw muzyczny, powracay i brzmiay, niewidzialne, jak tysice
delikatnych dzwoneczkw, kady koyszcy si wasnym rytmem.
Splatay si w harmonijn pie, by potem rozprysn si w rnych kierunkach,
kada we wasnym tempie, w nowych kompozycjach, a w kocu dwiki i obrazy znikay,
zmieniajc si w wielk jasno. Angelina spoczywaa wewntrz tego wiata, wraz z
Chesterem, wyjtkowo cichym, jakby i on sysza to, co dziao si w umyle kobiety.
Suchaa.
Jej sny przepeniaa muzyka, wdrwki przez Sahar i obrazy onieonych szczytw
Atlasu.
***
Nastpnego ranka Angelina wstaa, umya si i znowu wysza na dach, usyszawszy
wezwanie do modlitwy. Muezin sta na strzelistej, biaej wieyczce oddalonej o moe p
kilometra od pokoju w domu Khadii. Angelina kadym zmysem czua otaczajcy wiat i
zdawao jej si, e te doznania s czyste i wyrane. Przypomniaa sobie sen, jaki miaa przed
przebudzeniem. nio jej si, e jest caa z czystego zotego piasku i zmienia si wraz z
ruchem ziarenek w ciemn posta, aby potem ponownie powrci do zotej barwy, i tak bez
koca.
Ona sama.
Zmienna.
Przemieniona.
Ju nie ta sama Angelina co kiedy.
wiat by peen magii. Manuel mia racj. Dlaczego tak dugo siedziaa na ranczu?
Jedyne, co naleao zrobi, to i naprzd. Nie zatrzymujc si ani na chwil.
Pierwszy raz w yciu poczua si cudownie niedokoczona.
Odwrcia si do okna, syszc woanie. To bya Khadija.
- Dzie dobry. - Gospodyni przekroczya prg, niosc tac. - Przyniosam kaw i
ciastka. Nie odpowiedziaa na pukanie, wic pomylaam, e jeste na zewntrz. - Pooya
tac na stoliku.
Angelina spojrzaa na wybrzee.
- Czy tam jest pocig? Odjeda! Gdzie jest Chester?! Musz jecha...
Khadija pooya jej do na ramieniu.
- Ju odjecha. Ale jeszcze dzisiaj, pniej, bdzie nastpny. Nie radziabym jednak
korzysta z pocigw. Ludzie, ktrzy nimi podruj... C, oni nie lubi takich jak ty czy ja.
Wcale na to nie licz.
- Co masz na myli?
W jasnym wietle poranka Khadija wygldaa na star i znuon.
- Po prostu s inni. Nie potrafi wyjani.
- Ale pocigiem mog si do szybko dosta do Tangeru - upieraa si Angelina. Musz znale syna.
Starsza kobieta usiada i nalaa im obu kawy, zapraszajc gocia gestem do zajcia
miejsca obok. Angelina usiada, otoczya filiank domi i upia yk.
- Pocig zosta zbudowany przez Francuzw wiele lat temu, zanim pojawiy si jasne
prawa zabraniajce podobnych urzdze. Wyjtek stanowi wanie pocigi jedce przez
Hiszpani, moe nawet do Parya.
- Ale to wspaniale - ucieszya si modsza kobieta. - Chc si dosta do Parya, tam
mieszka Manuel, mj m. - Chyba. - Co jest nie tak z pocigami?
- Mwi si, e nikt z nich nie wysiada.
- To bez sensu!
- Wcale nie. Ludzie wsiadaj na stacji. Czasami. Ale nikt nie wysiada.
- Moe nikt tutaj nie przyjeda...?
Khadija westchna, wcigajc aromat kawy.
- Ludzie przyjedaj tu cay czas. Ale nie pocigiem.
- Moe to za duo kosztuje?
- Nie wiem, ile kosztuje. Ale zmienia si status prawny. Wchodzc do pocigu, trafiasz
na terytorium Francji. Jestem przekonana, e pocig zabiera ludzi do Francji, ale po drodze
poddaje ich w jaki sposb indoktrynacji. Kiedy podejdziesz blisko pocigu, przekonasz si,
e jest ozdobiony kwiatami i pszczoami. Jak wiadomo, Pary jest Miastem Kwiatw. Ludzie
podobno nie maj tam wolnej woli. Wejcie do pocigu to pierwszy krok do zmiany w osob,
ktra podlega Miastu Kwiatw. Nie ma tam Allaha, nie ma transcendencji. Jest tam tylko to,
co ludzkie.
- Sdz, e tak jest wszdzie - odpowiedziaa Angelina.
- Nie wierzysz w Allaha.
- To prawda.
Khadija umiechna si ironicznie.
- Wic moe tobie podr pocigiem nie zaszkodzi za bardzo, h?
Angelina staraa si jednak potraktowa sowa gospodyni powanie.
- To, e nie wierz w nadludzk inteligencj lub transcendentalnego stwrc, nie
znaczy, e nie zaley mi na yciu i wasnej wiadomoci, ani te, e nie darz szacunkiem
tych, ktrzy wierz w nadprzyrodzon istot. Wierz, e to, co powiedziaa o pocigu, jest
prawd. I wierz, e mog straci moj osobowo, tosamo, woln wol. Dlatego nie
wsid do pocigu, w czym problem? Czemu ktokolwiek na wiecie miaby wybiera tak
podr?
- Kr plotki, e agenci Miasta Kwiatw odwiedzaj kawiarnie i rozsypuj do
napojw i potraw proszek, ktry powoduje takie pragnienie.
- Ale po co?
Khadija wzruszya ramionami.
- Pewnie z zapenienia pocigu czerpi jakie korzyci. Nie mam pojcia jakie.
- Jaka jest rnica midzy utrat tosamoci na rzecz, powiedzmy, Allaha, a utrat
siebie na rzecz miasta lub pocigu?
- Poczenie z Allahem jest najwyszym z moliwych stopni wiary, najwyszym celem
czowieka. Poczenie z czym, co stworzy tylko czowiek, to raczej utrata ni zwizek dusz,
a take utrata wszelkich moliwoci, by odzyska dusz.
- Dlaczego Maroko pozwala jedzi tym pocigom?
- Nie mona ich zatrzyma. S niezniszczalne. Nie sdzisz chyba, e przez lata
fundamentalici i terroryci nie sprawdzili wszystkich moliwych sposobw wysadzenia
pocigw w powietrze? Oczywicie to nie byy dziaania oficjalne. Nic nie usprawiedliwia
niszczenia pocigu, w ktrym mog si znajdowa pasaerowie, nawet jeeli jest to tylko
potencjalna moliwo.
Angelina uwiadomia sobie naraz, e denerwujcy i powtarzajcy si rechot, ktry
staraa si ignorowa, wydaje Chester, pozostawiony w pokoju i teraz starajcy si zwrci na
siebie uwag.
- Przepraszam na chwil. - Wesza na gr. Lalka leaa obok posania w kwadracie
sonecznego wiata.
- Zachowujesz si karygodnie - zwrcia jej uwag Angelina.
- Przepraszam.
Podniosa Chestera i otrzepaa z kurzu jego komiczn, dug szat.
- Twj turban si rozluni. Zawi go porzdnie.
- Tylko nie za mocno. Jestem pewien, e wcale nie jest ci przykro.
- Zgoda. Przyjmij wyrazy skruchy. Zapomniaam, e nie lubisz soca.
- Zostawia mnie, ebym olep w tym wietle. Nie lubi, kiedy kto udaje, e mnie
nie syszy. A najbardziej nie znosz tego, e nie mog si rusza i jestem zdany na ask ludzi
takich jak ty lub bezdusznych, jak seor Gabriel, albo... albo... - Zacz kaszle.
- Dobrze si czujesz? - spytaa Angelina z niepokojem.
- Mam po prostu ju do bycia lalk, ale nic z tym nie mog zrobi. Takie ycie to
tortura. Moe Allah si nade mn ulituje. Moe powinna zabra mnie do meczetu, abym
mg si nawrci.
Angelina nie skomentowaa, zacisna tylko usta i zmarszczya brwi, wbijajc wzrok w
spiralny wzr na ubraniu, ale Chester zdawa si czyta w jej mylach.
- Nie mwiem ci, e jestem czujc lalk? Do cholery! Nie wierzysz mi? Mam tak
sam dusz jak kady z tych acych tu i traktujcych mnie z gry idiotw. A nawet lepsz!
- Wanie to jest mi potrzebne. Histeryzujca lalka. A teraz uspokj si i bd bardziej
uprzejmy dla Khadii, dobrze? Daj mi dobry przykad. We si w gar. - Wzia go na rce
jak dziecko i poklepaa po plecach.
- Udawaem, e jestem smutny. Tak specjalnie - dla wiczenia - wyszepta jej do ucha.
- eby troch nauczy ci empatii. To wszystko.
- Rozumiem - odpowiedziaa. - To co, co powinnam zna. - wiat poda i bajek,
zawsze w pobliu, zapon w jej sercu. Poznaa mit o Golemie i bajk o Pinokiu. Uczya si.
I przez chwil czua strach przed tym, co ona i Chester wycign z tej lekcji.
- Stajesz si coraz bardziej wraliwa. - w gosie lalki brzmiaa satysfakcja, gdy
Angelina wynosia j przez niskie okno na dach. Powietrze nad rozsonecznionym miastem
byo czyste i orzewiajce, a gbokie barwy jasne i harmonijnie poczone. Czstotliwo
wiata przywoaa nowe opowieci, historie naukowe. Jeste wiatem, mwiy jej. Nawet ty.
wiatem o jakiej czstotliwoci by teraz Louis? Angelina zdecydowaa, e jednak
wsidzie do pocigu.
*
Nie prbowaa wyjania Jasmine lub Khadii, z ktrymi pnym rankiem posza na
targ, e nano mogoby pooy kres panujcemu wok ubstwu. Rozumiaa dobrze opr
przed technologi zza oceanu, dla niej tak swojsk i przywodzc myli o domu.
Sza pomidzy kramami, gdzie magicy, artyci i wrki mieli swoje terytorium.
Mieszay si tutaj przyjemne i mniej przyjemne zapachy, niesione bryz, ktra targaa
daszkami budek i igraa w dugich szatach przechodniw. Wiatr nie odstrasza jednak much,
brzczcych wszdzie, midzy chmurami kurzu, wrd ostrego zapachu zi zmieszanego z
woni pieczonego misa i warzyw. Urywki muzyki przebijay si przez natarczywe odgosy
targw i nawoywa sprzedawcw. Mczyni i kobiety zerkali na Angelin, gdy zostawaa
sama, lecz kiedy tylko Khadija braa j pod rami, wydawao si, e natychmiast staje si
niewidzialna jak powietrze. Rzucia par monet akrobatom. Nie rozumiaa, jak mona si cay
czas wygina niczym koty...
Ale i oni mieli swoje opowieci.
Chester znalaz si w plecaku i oglda wiat przez otwory, ktre kaza wyci w
klapie.
Zada, aby Angelina odwrcia si tyem do meczetu, gdzie wesza Khadija, gdy nad
miastem zabrzmiao mechaniczne wezwanie do modlitwy, ktre powtrzyli kapani na
wieyczkach. Khadija poprosia Angelin, by zaczekaa, a sama wesza do kobiecej czci
wityni. Na placu przed meczetem ludzie zdejmowali obuwie, klkali i modlili si. Tum
siga daleko, chyba a do targowiska.
- To matematyka - oznajmi Chester z wyranym zadowoleniem. - Ten ukad by
zapisany w mojej pamici, ale dopiero teraz, gdy widz go na wasne oczy, ma dla mnie sens.
Zamilk po napomnieniu, aby by cicho. Wyobraaa sobie, o czym mwi lalka. Muchy
brzczay w ciszy poranka i nawet gdy ludzie wstali i rozeszli si do swoich zaj, Angelina
miaa wraenie, e znalaza si wewntrz ogromnej, a dech zapierao, bkitnej kuli niebios.
Wielbdy, mae samochody i rowery przejeday wskimi uliczkami. Poczua wewntrz
lekko i ciepo, jakiego wczeniej nie znaa. Podrowaa sama, nikt nie wiedzia skd i
dokd, nie ciyy na niej adne obowizki.
Oprcz pragnienia, by odnale Louisa. wiat powrci do ycia.
- Ju tu idzie - powiedzia Chester i Angelina odwrcia si, by ujrze Khadij
opuszczajc meczet.
*
Po powrocie do domu Khadii oznajmia:
- Powiedz mi, jak mog ci odpaci za gocin.
- Dokd si wybierasz? - spytaa gospodyni. - Moemy ci pomc w zorganizowaniu
transportu...
- Pojad pocigiem.
- Ale...
- Mj umys jest gotw.
Biorc pienidze, Khadija potrzsaa gow.
- Wr, prosz, natychmiast, jeeli pojawi si jakiekolwiek problemy. Wezw
Jasmine...
- Przejd si. Raz jeszcze bardzo ci dzikuj za gocin.
Khadija umiechna si.
- Mogaby zostawi z nami Chestera. Jest taki interesujcy...
- Nie! - Angelina i Chester z plecaka odezwali si w tym samym momencie.
Troch zakopotana gwatownoci protestu, rozemiaa si.
- Zdaje si, e powinnam dojrzewa razem z nim.
- A ja razem z ni - dodaa niewidoczna lalka. - Chocia przyjemnie by byo zosta u
ciebie, Khadijo.
- Dzikuj, Chesterze - odrzeka Khadija, otwierajc im drzwi, by mogli wyj.
Niebo lnio intensywnie turkusow barw. Dzieci bawiy si na ulicach, mczyni
siedzieli na awkach przed domami lub w kafejkach, gdzie pony wiece.
Angelina skierowaa si w stron nabrzea. Khadija powiedziaa, e pocig odjeda
codziennie wieczorem dokadnie o smej ze stacji niedaleko przystani.
- Musimy by ostroni - odezwa si Chester. - Syszaem bardzo niepokojce rzeczy,
gdy mwili o pocigu po arabsku.
- Co na przykad?
- Przede wszystkim, e ludzie rzadko wsiadaj do pocigu, nawet jeeli chc tam
wej. To nie jest normalny pocig. Mieszkacy s kracowo wciekli, poniewa
zlikwidowano star kolej, a nowe torowisko uywane jest wycznie przez ten nowoczesny
ekspres. To znaczy, e nie ma normalnego transportu kolejowego do Tangeru.
- Czemu po prostu nie zbuduj wasnej kolei?
- Zdaje si, e si uparli. Poza tym, chyba s za biedni. Jeden z mczyzn twierdzi, e
jeli zbuduje si nowe tory, na pewno zajmie je pocig podobny do tego, co kursuje z Parya.
Brzmiao to troch dziecinnie i sentymentalnie.
- C, zobaczymy wkrtce.
Angelina skrcia i niemal wpada na star kobiet, ktra natychmiast cofna si,
robic przejcie.
Od nabrzea nis si orzewiajcy zapach morza. Nieopodal portu znajdowaa si
stacja, ozdobna niczym meczet. Angelina zastanawiaa si, dlaczego pozwolono, by ta
znienawidzona kolej tak si wyrniaa. Ale serce zabio jej mocniej dopiero na widok
pocigu - gadkiego, nowoczesnego, lnicego w pmroku zielonkawym, metalicznym
poyskiem i odbijajcego opalizujce niebo.
Przypieszya kroku w nagej obawie, e pocig nie bdzie czeka zbyt dugo i e
nieatwo bdzie do wej, cho dochodzio dopiero wp do smej. Kt jednak wiedzia,
jak si zachowuj pocigi w tej czci wiata. Angelina popieszya do wejcia na terminal,
lecz drzwi byy zamknite. Rozejrzaa si, nie wiedzc, co dalej robi.
Cienie si wyduay, na przystani rozbysy wiata. Oddalony tylko o kilka metrw
pocig zamrucza cicho. Okna byy owietlone, ale nie mona byo zobaczy wntrza,
zapewne w wyniku polaryzacji wiata na szybach.
- Czemu stoimy? - zapyta Chester. - Wycignij mnie! Chc zobaczy, co si dzieje!
- Nie wiem - odrzeka Angelina cicho i niezdecydowanie. - Nic nie wida, ale ten
pocig jest... dziwny.
Gdy podesza jeszcze bliej, drzwi otworzyy si i wysiad mczyzna w uniformie.
Rozoy metalowe schodki, ostatni stopie opar si o peron. Angelina podesza mielej.
Mczyzna odezwa si po francusku, ale nie patrzy na ni - wzrok mia nieobecny,
utkwiony w dali. Troch j to deprymowao.
Jego oczy byy jasne, prawie bezbarwne, podobnie jak wosy, przycite krtko i
wysuwajce si spod konduktorskiej czapki.
Odpowiedzia Chester - gosem Angeliny, czym j zupenie zaskoczy i jednoczenie
sprawi, e konduktor spojrza na ni z uwag.
- Tak, mwi po hiszpasku - rzek. - Bilet prosz.
- Kasa biletowa jest zamknita - oznajmia Angelina, odgarniajc kosmyk wosw
drc z desperacji doni, w tej chwili mylaa tylko o Louisie. Manuelu. Ubogi chopiec
stojcy pod zamkiem, pragncy polubi ksiniczk. Przekna nerwowo. - Mog kupi
bilet u pana?
- Nie mona kupowa biletw na przejazd tym pocigiem - odpowiedzia. - Musisz
mie bilet.
- To mieszne! - wykrzykna z gniewem.
- Przykro mi - odpowiedzia konduktor, po czym schyli si i podnis schodki. Zanim
jednak wszed do pocigu, Chester odezwa si po francusku, tym razem wasnym gosem.
- H? - zdziwi si mczyzna, odwracajc si w ich stron.
- Powiedziaem: dotknij jej - powtrzya lalka rozkazujco.
- Zamknij si - warkna Angelina, uraona i rozgniewana.
Konduktor unis brwi, ale zeskoczy z powrotem na peron.
- Jak pan sobie yczy. Kimkolwiek pan jest. - Wzi Angelin za rk.
Zanim zdya si wyrwa, mczyzna zdecydowanie skin gow.
- W rzeczy samej, ma pani bilet. Witam w Ekspresie do Miasta wiata. - Rozoy
ponownie schodki i ponownie uj do Angeliny, tym razem, by pomc jej wej do pocigu.
*
Ekspres opuci stacj, gdy tylko konduktor posadzi Angelin w przedziale.
- Prosz pozwoli, e zaprezentuj usugi dostpne w tym pomieszczeniu - powiedzia.
- Tutaj jest panel do zamawiania da i napojw. Moe zsyntetyzowa wszystko, co sobie pani
zayczy, dania z dowolnej kuchni na wiecie. Mona rwnie doda wasne przepisy otworzy ekran, gdzie pojawiy si wzory chemiczne - ale jeeli nie jest pani zawodowym
kucharzem, bdzie trudno przeoy receptur na rwnania chemiczne. Jeeli ma pani
ulubione wino lub rocznik, mona je zamwi uywajc tego panelu, o ile wybrany trunek
znajduje si w naszym spisie. Podczas podry do Parya mona jada w przedziale i mczyzna podnis gos - zapewniam, e nie bdzie pani rozczarowana. Jednak szczeglnie
polecam wagon restauracyjny. Wkrtce dotrzemy do Tangeru. Przyjemnie jest spoy
posiek, gdy bdziemy si przeprawia przez Cienin Gibraltarsk.
- Skorzystamy z promu?
- Tak, seora. Pozwoli pani, e zamwi dla pani obiad?
- Bardzo prosz. - Angelina staraa si ukry zmieszanie nag zmian poziomu
techniki. Konduktor skoni si uprzejmie.
- Znakomicie. Nie poauje pani, e wybraa podr naszym pocigiem, madame. To
znaczy, seora. Zreszt ju czas.
- To znaczy? - spytaa. Jednak konduktor tylko ponownie si skoni i wyszed z
przedziau, a drzwi zasuny si za nim z cichym szmerem.
- Wypu mnie! - zada Chester.
Pooya go na stole przy oknie.
przy
stolikach
pasaerach,
wygldajcych,
jakby
pochodzili
- Urodziam si, by rzdzi krlestwem. Ale przegraam. Jedyn rzecz, jak musz
zrobi, jest odnalezienie Louisa.
Zanim skoczya obiad, pocig dojecha do Tangeru i przetoczy si na prom.
Angelina skierowaa si do salonu, skd dochodziy szmery rozmw innych pasaerw. Za
oknami przesuwa si jasno owietlony Gibraltar.
Kroczya po dywanie, nie powicajc majestatycznej panoramie wiele uwagi.
Nareszcie zbliaa si do Louisa i Manuela. Zbliaa si do tajemniczego Miasta wiata,
miasta Gry w klasy, Prousta, Hugo, Zoli i tysicy przybyszw z innych stron wiata. Fikcyjne
postaci z dzie literackich kryy i taczyy w umyle Angeliny, jak senne zjawy suny po
uliczkach, ktrymi przechadzali si pisarze - ich twrcy; przecinay drogi w wymylonych
wiatach i rnych epokach historycznych.
Maa dziewczynka podniosa Chestera i zacza si nim bawi, zabierajc go midzy
krzesa. Rozmawiali w jzyku, ktrego Angelina nie znaa - pewnie po niemiecku.
Dziewczynka poklepaa lalk po brzuchu. Zamia si i szybko powiedzia jeszcze par sw.
Angelina wstaa. Patrzya przez chwil, a potem powiedziaa:
- Chester, idziemy.
- Dlaczego?
- Bo chc si przespa.
- To raczej powd, ebym tu zosta. - Odezwa si po niemiecku i dziewczynka
zerkna na Angelin, a potem obja delikatnie lalk i z uporem potrzsna gow.
Warkoczyki zataczyy wok jej twarzy. Wygldaa na nieco zdenerwowan.
- Nie jestem twoj wasnoci - powiedzia agodnie do Angeliny.
- Oczywicie, e nie jeste. - Gos kobiety zabrzmia znacznie bardziej piskliwie, ni
sobie tego yczya. - Kto... kto prosi, ebym go zabraa... Och! - Rozemiaa si. - Masz
racj, oczywicie! - Odwrcia si, a kiedy odchodzia, usyszaa jeszcze, jak krzykn:
- Angelino!
Ale nawet nie odwrcia gowy.
Wesza do przedziau z chodnymi, biaymi przecieradami na posaniu i wspaniaym
widokiem rdziemnomorskiej nocy za oknem. aowaa, e jest tutaj, a nie w Tangerze lub
na pustyni. Czy kiedy tam wrci? Czemu si tak pieszya? Nigdy nie znajdzie Louisa.
Nigdy nie znajdzie Manuela. Moga z Chesterem przyczy si do karawany i zwiedzi
Tanger. Lalka byaby dobrym towarzyszem podry, znaczya wicej, ni wczeniej si
Angelinie wydawao. I wtedy Chester mgby si jeszcze bardziej upodobni do czowieka, w
tej chwili Angelina za nim tsknia. Ale on wybra towarzystwo maej dziewczynki.
A moe nie - dumaa dalej - moe maszyny zechc mie ludzi wewntrz siebie, ludzi
jak duchy, bezcielesnych, cierpliwie czekajcych przez dugie wieki: na usta, pici, owadzie
czuki.
Teraz maszyny, tak przecie malekie nano, byy jednak widoczne, day rwnego
traktowania, by mogy trafia wszdzie bez oporu - do ska, do wody, na tapety, do butw, do
zorganizowanej materii miast.
Chciay si poczy we wspln wiadomo, cokolwiek to bdzie.
Maszyny przemieszczay si w tym pocigu, przenikay meble, znajdoway si w
dziecicych zabawkach. Czy ci ludzie wok naprawd s ludmi - choby ta kobieta, ktra
zaprasza Angelin do stou i rozmawia z innymi? Czy te jest maszyn bardziej nawet ni
Chester, naladujc ludzkie ksztaty i ludzki umys?
Angelina upia yk mocnej kawy z czekolad i ugryza kawaek ciasta ze smaon
cebulk i serem. Znakomite niadanie.
Skoro to my stworzylimy maszyny - zastanawiaa si - czemu mielibymy wierzy w
ich bosko? Skoro je zuywamy i odrzucamy, skoro dokadnie niszczymy resztki, dlaczego
doprawdy miayby nas kocha i wspiera? Jestemy dla nich jak konie. A kiedy maszyny
zdecyduj si rozmnoy i odej wasn drog, czemu miayby zabra ludzi ze sob? Jeden
wygodny bysk, jaka miertelna plaga i wszechwiat zostanie na zawsze oczyszczony z
kopotliwej ludzkiej paplaniny.
Angelina odsuna te myli. Nie byy niczym nowym. Pojawiay si, odkd
wynaleziono pierwsze mechanizmy, odkd konserwatywne grupy niszczyy urzdzenia
wkiennicze nie ze wzgldw finansowych, lecz z powodw religijnych, w imi ludzkiej
godnoci, by ocali dusz wytworzonych rcznie dzie. I jak w tkactwie, w ktrym ludzie
nadal sami tworz wzory i na roboty przerzucaj tylko ich realizacj, tak w caej reszcie
dziaa ludzkich i mechanicznych nie mona utraci tej iskry, ekspresji ludzkich emocji,
jakiej prno szuka u nieczujcych, niemylcych maszyn.
I dlatego ludzie, ktrzy steruj maszynami, nie mog sta si ich niewolnikami,
gotowymi na kade skinienie, troszczcymi si o ich potrzeby. Nie mog sta si tak
odczowieczeni jak... jak dzieci epoki wczesnoindustrialnej opisywane w powieciach Zoli,
jak dzieci z ksiek D.H. Lawrencea, oddajce ycie w kopalniach, by maszyny mogy
pracowa; ani jak Maggie, zdehumanizowane dziecko ulicy, opisane przez Stephena Cranea,
ktre w zdehumanizowanym miecie za wolno uczyo si sztuki przetrwania.
Teraz wanie te opowieci s bardziej realne. Co byo ostatnim bastionem dla maszyn
starajcych si we wszystkim naladowa czowieka? Maszyny opanoway ruch, opanoway
nawet rozmnaanie.
Pozostaa tylko wiadomo.
wiadomo rozumiana tak szeroko, jak to moliwe; wiadomo, ktrej przejawem
byy opowieci.
Oczywicie, inne stworzenia te postrzegay i odbieray informacje o swoim otoczeniu.
I te miay opowieci - Angelina wiedziaa to doskonale. Opowieci zbudowane z
niebezpieczestwa i reakcji na zagroenie.
Pomylaa o Justo, swoim psie. Mia opowieci i sny. Ale jak Angelina miaaby
zmierzy ich gbi, dugo lub zoono? Moga jedynie ujrze ich powierzchni,
zaobserwowa reakcje Justo, to wszystko. Rozumiaa jednak jego cierpienie, gdy umiera.
Kiedy Justo zobaczy Angelin potrcon przez samochd i lec przy drodze. Przez
sekund przyglda si jej, potem cofn si, a jego uszy opady i zadray. Nie chcia je
przez wiele dni, prawie nie podnosi si z legowiska. A pniej ju nigdy nie by tak radosny i
chtny do zabawy i ryzyka. O, tak! Psy czuj bl i smutek. S pene emocji. Po prostu nie
znaj sposobu na utrwalanie swoich opowieci lub ich przekazanie.
Ale Angelina, bdc czowiekiem, moga sobie wyobrazi wszystko, tworzy myl,
co od pocztku do koca jest niewyobraalne. Sowa ukaday si w zdania, odsaniay nowe
znaczenia i pojcia, a pojcia czyy si w biegnc wyranym torem narracj. Dopki ludzie
mogli to robi - formowa emocje w opowieciach - maszyny nie miay szans, by ich
zniewoli.
Nigdy si nie lkaj
Maych, naoliwionych maszyn,
Zacznijmy jeszcze raz
Z lepszym nastawieniem, dobrze?
Jestemy brami i siostrami
W naszej spiralnej skorupie
Wymieniajc rzeczy niezastpione na wiato
Zmieniajc...
- To brzmi jak poezja - powiedzia Chester.
- Co? - Wstrzsna si, nagle wracajc do rzeczywistoci.
- To, co powiedziaa: Wymieniajc rzeczy niezastpione na wiato...
- Mwiam na gos?
- Mwia przez duszy czas. Ale nie martw si, nic nie znikno. Ten obrus na pewno
ci sucha.
Pod arkad peronu staa tylko ozdobnie kuta, ciemna, metalowa awka. Siedziaa na
niej starsza kobieta, ktra podniosa ufne spojrzenie na wysiadajc z pocigu Angelin.
Angelina przesza pod kolumnad i stracia pocig z oczu.
Skrcia w brukowan uliczk prowadzc na wzgrza. Promenad spacerowali ludzie,
mijajcy mae sklepy i kawiarnie. Na szczycie wzniesienia kobieta znalaza hotelik. Wesza i
przywitaa si z mczyzn za kontuarem recepcji.
- Potrzebny mi pokj. Macie jaki na ostatnim pitrze?
Recepcjonista poprowadzi j na gr po wskich, krtych schodach. Przejcie
owietlay tylko wiece. Mczyzna wyj pk kluczy i bez wahania wybra jeden. Pchn
otwarte drzwi.
Znaleli si w pokoju z cikimi, prostymi meblami. Ratanowy dywan lea przed
kiem z baldachimem, wspartym na czterech supkach, wok ktrych udrapowana bya
cienka, siatkowa tkanina. Drewniane krzeso z mikkim obiciem i poduszkami stao przy
duym biurku z lamp. Na blacie leao kilka ksiek. Mczyzna otworzy przeszklone
drzwi.
- Balkon.
Gdy tylko Angelina wysza na taras, usyszaa z dou cichnc muzyk. Widziaa
gowy ludzi przechodzcych przez ulic, w oddali zaszczeka pies.
- Doskonale. Zapac od razu.
- Nie trzeba. Wystarczy zapaci jutro. Ma pani jakie yczenia?
- Co do jedzenia, prosz. - Nie jada od rana, niezbyt ufajc daniom z pocigu. - I
butelk najlepszego wina, jakie pan ma.
Recepcjonista wrci po piciu minutach z pieczonymi krabami, otwart butelk
czerwonego wina i kieliszkiem. Angelina aowaa, e nie zoya konkretniejszego
zamwienia, miaa ochot na miso, do ktrego przywyka w Buenos Aires. Niewane.
Podzikowaa mczynie. Skoni si i wyszed cicho, zamykajc drzwi.
- OK. Teraz mnie wreszcie wypu - odezwa si Chester z plecaka. Angelina wyja
go i posadzia na balkonie, przyniosa tam rwnie wino i jedzenie. Wia rzeki, chodny
wiatr. Ciekawe, czy udaoby si jej zauway niskie gry na wschodzie, gdyby nie zasaniay
gwiazd?
Usiada wygodnie na krzele i napia si wina.
- Co za ulga, e ju nie jestem w pocigu.
- Ach - mrukn Chester bez zaangaowania.
- Spodoba ci si tutaj - powiedziaa z wyrzutem.
- Nie o to chodzi...
- Nie marud! Oczywicie, e ci si spodoba!
- Jasne. Rozmaito ludzi i baz danych. Rzeczywicie, spodoba mi si tutaj.
- Myl, e wrc do Argentyny, Chester. Nie chc ju jecha do Parya. Straciam
nadziej, e zobacz Louisa lub Manuela. Prawdopodobnie zostaam czciowo zmieniona
podczas transformacji, jakiej poddawani s pasaerowie pocigu, i przestraszyam si.
Manuel i Louis nie chc mnie widzie. Mog wrci na ranczo, do mojego dawnego ycia.
- Boisz si - zauway Chester.
- Owszem. Wczeniej si nie baam, nie tak bardzo. Byam za, ale zdecydowana.
Potem, w pocigu, ujrzaam pocztek nowej drogi dla wszystkich stworze i dla ycia, w
Buenos Aires miaam tego zaledwie posmak, za mao, by si zainteresowa lub przestraszy.
Ale tutaj mam wraenie, e jest mnie coraz mniej, a coraz wicej jest opowieci. Prbowaam
nie walczy z tymi opowieciami i chyba odniosam sukces, osignam spokj i mog si
zastanowi, co powinnam z nimi zrobi lub co mog zrobi dla nich. Ale nie chc spotka
ludzi, ktrzy znaj kad moj myl, i nie chc ich pozna. To jest co, co czy matki i
dzieci. Co, co mija, gdy dzieci dorastaj.
Po zaledwie paru ykach wina poczua, e odpywa. Odstawia ostronie lampk na
stolik i przez kilka minut patrzya w gwiazdy.
Opowieci zdaway si nikn w tle, pozostawiajc jedynie gboki, redniowieczny
akord zoony z ostrych tonw rewolucji, ndzy i mierci, czowieczego dziedzictwa i
najwyraniej nieuchronnego przeznaczenia. Zaniepokojona Angelina mamrotaa, czujc, e
znajduje si na krawdzi przebudzenia, pragnc tylko uciec od rda blu i pomieszania
zmysw, powtarzajcego si wci od nowa, ale nie moga. Prbowaa krzykn o pomoc z
tego pola bitwy, gdzie przystojny mody mczyzna - tak przystojny jak kiedy Manuel, jak
teraz Louis - lea nieprzytomny lub martwy, na zawsze utraciwszy dary losu.
Dlaczego? Chciaa krzycze z gniewu. Musi by inny sposb. Inna droga dla ludzkoci
ni straty, ni powszechna unifikacja i brak rnic midzy ludmi. Dlaczego opowieci
niczego nas nie nauczyy?
A wtedy melodia splota si w cakowicie innym brzmieniu, czym, co docierao
wprost do duszy Angeliny. Miaa uczucie, e si przebudzia, ale nie moga ani si ruszy, ani
mwi.
Opowieci i obrazy historii skoncentroway si w jednym punkcie, a potem
rozcigny si w kul wiata.
To wiato jednak nie razio, byo subtelne, mienice si barwami i byszczce tak, e
kontury otoczenia rozmyy si, zagodniay. Chester lea obok na wp oprnionej lampki
wina.
Angelina syszaa muzyk, jakiej nie syszaa nigdy wczeniej. Czua j tak, jakby
dwiki miay wadz nad mylami i porzdkoway umys wedug nowego wzoru. Jakby jej
umys by podatny niczym plastelina w rkach dziecka i rwnie silnie nastawiony na
poznanie. Jakby nage Angelina znalaza si w nowym rodowisku i musiaa si wszystkiego
nauczy. wiato rozbyso nagle, nie bya to jednak byskawica, lecz ostatnie promienie
zachodzcego soca przebijajce si przez chmury. A potem niebo pociemniao i pojawiy
si gwiazdy.
W tym stanie kontemplacji nie byo miejsca na ucieczk lub strach. wiato i muzyka
zajmoway ca przestrze informacji w umyle Angeliny, a nawet wydawao si, e j
poszerzaj; czua, e moe teraz sign gwiazd. A wtedy uwolnia si od obrazw wojny i
moga przemwi.
- Louis? - wyszeptaa i zastanowia si, dlaczego.
Uniosa si nieco na krzele, a potem opada powtrnie, zdezorientowana. Czua
twardo krzesa. Ale zobaczya jeszcze co, co innego. Nie dach, ktry pamitaa. Inny
dach... wszystko si rozjedao... nieco inny. Jakby znajdowaa si w tym samym miejscu, na
balkonie, wstajc i siadajc nieskoczenie wiele razy. To, co si zdarzyo w jej yciu,
rozmywao si w umyle, rozpywao tak, jakby Angelina wyrosa w otoczeniu tylko zudze,
zudze, jakie utka umys z wrae pojawiajcych si i czcych cyklicznie, odlegych teraz
i niepewnych. Nie wiedziaa, jak dugo trwao, zanim uwiadomia sobie, e to samo stao si
z jej poczuciem czasu, t podstawow umiejtnoci; e ono rwnie byo tylko iluzj, ktr
kto pozwoli jej houbi, by moga y, podejmowa decyzje i przetrwa; e staa si
podobna do zwierzcia, zoonego, wspaniaego zwierzcia stworzonego z tak wielu
rnorodnych elementw.
Czas zwzi si i skurczy wewntrz wiata. Przesta mie okrelony kierunek i
wymiar. Umys Angeliny uczy si nowego postrzegania, podobnie jak umysy jej przodkw,
ktrzy przed wiekami opucili ten kraj, by za oceanem poszuka nowej ziemi, gnani zwykym
przeczuciem, pragnieniem, by szuka i poznawa. To byo bardziej ludzkie i nadludzkie
zarazem. Ale wczeniej, nawet jeeli czowiek potrafi co wyczu i przekaza wraenia
wasnych zmysw, nie potrafi tego zrozumie. Tak samo jak kot moe lee na gazecie, a
dziecko zje zapisan kartk, ale tylko wyszkolony umys potrafi zrozumie i poj wizualny
sygna, jakim s litery, i odczyta ich sens.
Proces uczenia, jaki toczy si w umyle Angeliny, wielokrotnie przewysza
10 SIERPNIA 2115
Szybki pomie opada na nas wijc si i wirujc a mnie jest niedobrze ale czuj dotyk
na skrze, dotyk ktry wie co si dzieje a potem rwnie nagle znika. Bkit i bkit ale rne
bkity - ciemniejszy odcie ronie pod nami gdy spadamy, spadamy, spadamy a potem
pomaraczowa czerwie ziele i bkit pomienia, och barwy taczce w ogniu i wtedy gram
a muzyka popyna mi przez rce cho tak ciko byo nimi porusza.
Twarz Io zwrcona do mnie zmienia si w umiechnit ale w oczach zabysy zy
popyny po policzkach i spady na mnie. Poczuam wilgo jak deszcz jakbymy si znalazy
w miejscu ktre moja mama nazywaa dungl. Widziaam j jak taczya i te pakaa
obejmujc mnie mocno i mwic: och, dziecko obejmij mnie obejmij mnie mocno tak mocniej
i mocniej i mocniej - a mylaam e j udusz i zastanawiaam si dlaczego kae mi to robi.
Mylaam o mamie jak o wietle czasem kulistym czasem cieniutkim jak ni, ktre
przychodzio do mnie noc i patrzyo. Nie tskni do niej ale opowiada mi rzeczy ktre chc
pozna.
Io wyrusza w drog do domu. Chyba musz i z Io.
Cigle jest przy mnie gdziekolwiek pjd. Nie wiem dlaczego tak bardzo tego chc. To
prawie tak samo jak z muzyk. Musz to robi. Muzyka jest wszdzie. Wok mnie. Pojawia
si z rzeczy ktre widz. Myl e na Ziemi muzyka bdzie inna bo rzeczy ktre zobacz te
bd inne. Tata dba abym spdzaa troch czasu uczc si o Ziemi wic teraz co o niej
wiem. Ziemia jest wielkim budynkiem z kwiatami na dachu i ludmi ktrzy - jak twierdzi - nie
zrozumiej mnie. Nie bd jak ludzie z Harmonii nie mwi co myl sysz: co za wstyd dla
9 SIERPNIA 2115
RADIOKOWBOJ W AUTOBUSIE
w trzech rwnych rzdach, jeden za drugim. Zwrcone byy ku wiatu padajcemu z duego
okna, niewidocznego z zewntrz. Kowbojowi zdawao si, e usysza krtki, przenikliwy
krzyk dziecka, ale bya to tylko muzyka. Bbny uderzay w powolnym, basowym rytmie, z
ktrym splatay si skoczne tony fletw. Sadzonki zraszaa bulgoczca fontanna.
Dalej wisiaa kolejna zasona.
- Uwaaj na nogi - powiedziaa dziewczynka. - Ruszamy, Bessie!
Radiokowbojem szarpno, gdy pojazd przypiesza. Pncza orchidei zwisajce z
sufitu koysay si lekko i rosiy powietrze wilgoci. Mczyzna opad na kolana i przysun
si do paskiej platformy obok fotela dziewczynki. Mg std zauway, e wskazwka
prdkociomierza zblia si do 110 mil.
- Nie pieszysz si za bardzo, prawda? Wol, jak nic nie dzieje si za szybko. - ua
jak brzow bryk, chyba tyto, i spluwaa do zagbienia po prawej stronie kierownicy.
Zagbienie natychmiast wchaniao grudk i wyrzucao j na zewntrz z cichym szuu!
- No nie... - mrukn Kowboj, a widoczne za oknami skay i zakurzona wstga drogi
zaczy si rozmywa, gdy pojazd nabiera szybkoci.
Dziewczynka miaa wski tors bez biustu, ubrana bya w jasnoniebieskie getry do
kolan i koszulk. Siedziaa na wyszej platformie, w pozycji penego lotosu. Prowadzia
nieuwanie, niedbale trzymajc rk na kierownicy. Zerkaa na Radiokowboja spod dugich,
ciemnych rzs.
- Po co jedziesz do Houston, Kowboju?
- Szczerze mwic, nie pamitam. - Ku jego zaskoczeniu bya to zdumiewajca i
absolutna prawda.
- Chcesz wej do miasta?
- Hmmm... Nie - odpowiedzia z wikszym przekonaniem. - Nie. No wanie. Jad do
Centrum Kosmicznego.
Z wyranym niedowierzaniem dziewczynka spogldaa na niego tak dugo, e a
krzykn:
- Uwaaj! Zjedziesz z drogi!
- Niemoliwe. - Zdja rce z kierownicy i opara na kolanach. - Ustawiam cel. Bessie
bdzie uwaa, czy wszystko w porzdku, a w razie czego zaalarmuje mnie. Jeli bd spa
albo co, sama podejmie decyzj. - Odsuna si i poklepaa kierownic, a melodia fletw
przez kilka sekund rozbrzmiewaa goniej.
- Ile masz lat? - rzuci Radiokowboj. - To znaczy...
- Och, nie wstyd si! - odpowiedziaa wesoo. - Kady pyta. Mam siedemdziesit dwa
lata. - Obserwowaa reakcj Kowboja, wic tylko patrzy. - Wanie. - w jej gosie dao si
wyczu lekk gorycz.
- Wygldasz... naprawd dobrze jak na swj wiek - odpar uprzejmie. Jej umiech by
nieco ponury.
- Owszem. Tak wanie jest. Przesu si - wanie tu. Bessie, fotel dla pasaera,
rozmiar dla dorosych, prosz.
Powierzchnia pod Kowbojem poruszya si i zacza formowa, z trudem utrzymywa
rwnowag, gdy siedzenie si wybrzuszyo, a za jego plecami roso oparcie. Wreszcie siedzia
i mg wyprostowa nogi, cho nie do koca, zauway z lekkim rozczarowaniem, bo
najwyraniej rozmiar fotela nie by przystosowany do prawdziwych kowbojw, lecz do kogo
o wiele niszego, o krtszych nogach.
- Dokd jedziesz?
- Na rodeo. Aby wypi niesmaczny napj z zimnego pucharu goryczy.
- Rangers Command - powiedzia nagle i dziewczyna rzucia mu pene uznania
spojrzenie.
- Brawo, Kowboju.
Nie mia pojcia, czy ta piosenka jest w jego broni.
- Dokd teraz?
- Do Yumy.
- Och. - Radiokowboj zamilk na chwil, bezskutecznie prbujc przypomnie sobie
odpowiedni map. - Czy... hm... Houston jest po drodze? - Ostatnio by tak piekielnie
rozkojarzony... potrzsn gow jak pies odganiajcy natrtn much, chcia pozby si mgy
przesaniajcej posiadane informacje i tej obcej, dzikiej osoby, w ktrej by zamknity jak w
kopercie. Radiokowboj chcia i na zachd, to pewne. Czu gbokie wzruszenie na samo
brzmienie tego sowa. Zachd. Tuscon. Phoenix. Sedona. Sedona jest z jakiego powodu
wana...
Dziewczyna spojrzaa na Kowboja i rozemiaa si.
- Nie, drogi panie, nie jest po drodze. Prawd mwic, jeste teraz prawie dwiecie mil
na pnoc i sto mil na zachd od Houston. Trzeba byo wczeniej skrci na poudnie. Ale
moemy tamtdy wraca.
Kowboj zastanawia si przez chwil, po co waciwie ma jecha do Houston, po co
ten popiech, w autobusie byo tak chodno i przyjemnie. A przy tej prdkoci dotrze do celu
naprawd szybko, nawet gdyby mia najpierw pojecha do Los Angeles i wrci. Chocia
wdrwka... To moe by cakiem przyjemne...
Tak! Prawdziwa wdrwka! I postj na rodeo! Wzi byka za rogi, dosi go,
chwyci uprz, poczu, jak byk pry si i wypuszczony z zagrody skacze i pdzi po arenie!
Wygra pienidze, prawdziwe pienidze, kupi uywanego cadillaca eldorado, pojecha z
Millie, ktra sporo pije, do Las Vegas, obudzi si w areszcie, dowiedzie, e Millie odesza...
Lekki powiew z tyu przycign jego uwag. Dwie gowy wychyliy si zza zasony.
- Kto to jest? - pado pytanie.
Radiokowboj odwrci si i spojrza.
Dwch chopcw, identycznych, najwyraniej bliniacy.
- To tylko kowboj - odpowiedziaa dziewczyna. - apa okazj.
- Nie mog jecha a do Yumy - odezwa si Kowboj z pewnoci siebie i prawdziwie,
jak mia nadziej, kowbojskim autorytetem. - Musz jecha do Houston. Moe lepiej wysad
mnie tutaj. Poradz sobie jako.
Wtedy pojawio si wicej dziecicych twarzy. Wszystkie si miay.
*
Kilka godzin pniej Kowboj bezskutecznie szuka sposobu na opuszczenie autobusu.
Rozwaa wiele moliwoci. Najpierw myla o zaatwieniu dziewczyny i bliniakw, jak
przystao na kowboja, cho raczej zdesperowanego kowboja z niektrych westernw, ale
odrzuci t opcj. Wycignicie broni byoby aktem niewyobraalnej przemocy, mimo e
pistolety wystrzeliway muzyk, nie kule. Na dodatek pojawio si wicej przeciwnikw. A
Radiokowboj nie wiedzia dokadnie, ilu ich jest - dziesiciu, dwunastu? Dzieci. Wychodziy,
odsuwajc zason z tyu pojazdu. Prbowa do nich mwi, ale tylko si miay i podsuway
mu kulki lodw, zapewne z kuchni, i pytay, czy chce do nich polewy czekoladowej. Znw
usysza wyrany pacz dziecka.
- Czyje to dziecko? - spyta, ale odpowiedzi byy tylko zdziwione spojrzenia i
histeryczny chichot.
Dziewczynka miaa na imi Carla. Chopcy - Jesse i Ted. Pochodzili z nadbrzenej
wietnamskiej wioski. Ich rodzice odnieli spory sukces w interesach i kiedy nadesza Druga
Fala, wzili si za podzenie drugiej fali dzieci, by uczci pocztek ery dugowiecznoci.
Ale z tymi dziemi co byo nie tak. Co nie tak byo ze wszystkimi dziemi, ktre
Radiokowboj spotka w autobusie.
- To byo w wodzie - wyjania Carla, siedzc w pozycji lotosu przy kierownicy i nie
zwracajc uwagi na to, e widok maych pasaerw budzi w mczynie mdoci i
obrzydzenie... i, prawd mwic, strach przed zaraeniem. - Spynlimy z Nowego Genesis.
Znasz t korporacj nanobiotechnologiczn?
Dzieciaki skupiy si wok jczcego niemowlcia. Kowboj pomyla, e ten dwik moe
doprowadzi do szalestwa.
- Co to znaczy, e si przekrci? - zapyta Donj.
Dziewczynka zerkna na niego szybko. Wygldaa na znacznie modsz od Carli.
Gra pi lat.
- To, co znaczy - odpowiedziaa pocigajc nosem. - Tak si mwi... - Zamilka na
chwil, histeria jej mina i Donja sprawiaa teraz wraenie zdziwionej. Nagle osuna si na
podog i ukrya twarz w doniach. Zacza si koysa w przd i w ty, odtrcajc Kowboja,
gdy prbowa poklepa j po plecach.
- Patrzcie. - Caa gromadka westchna chralnie.
Radiokowboj podszed bliej. Niemowl zaczo charcze, a twarz mu coraz bardziej
czerwieniaa.
- Dajcie mi przej! - odezwa si zaniepokojony.
Desperacko usiowa przypomnie sobie star, bardzo star technik resuscytacji,
ktrej uczy si dawno temu. Resuscytacja niemowlt. Ich puca s bardzo mae. Ich ciaa
kruche i delikatne. Kowboj podnis duszc si dziewczynk. Dyszaa i wyginaa si,
walczc o oddech.
- Nic nie mona zrobi - powiedzia jeden z bliniakw beznamitnie. - Teraz si
przekrci.
I rzeczywicie, kiedy Kowboj przyglda si bezradnie, niemowl przestao oddycha.
Przyoy usta do malutkich warg dziecka, zacisn palce na malekim nosku i
delikatnie wdmucha powietrze. Zacz liczy. Przypomnia sobie. Dmucha i liczy, liczy i
dmucha, w trakcie akcji sztucznego oddychania poczu, e autobus zwalnia, ale nie
przerywa, a podesza Carla i odebraa mu niemowl.
- Przekrcia si - powiedziaa. - Nic nie mona zrobi, do diaba. Mylisz, e nie
prbowalimy?
Kowboj popatrzy na dziewczyn w oparach wilgotnej mgy unoszcej si w
powietrzu.
- Przekrcia si? Ona umara - powiedzia.
- Przekrcia si - poprawi Ted. - Teraz jest nienarodzona.
- Mylelimy o zainstalowaniu sztucznej macicy w autobusie. - Gos Carli by odlegy,
nieobecny, w tylnej cianie pojawi si otwr. Wszyscy wyszli po schodkach w zaskakujco
chodne powietrze. Znajdowali si u stp gr. Kowboj ujrza nieg na wysokich turniach.
Myo.
Wok siebie widzia barwy, jakby ujrza je po raz pierwszy w yciu - rozmyte
deszczem, gbokie i intensywne, w oddali zielone czubki sosen chwiay si u stp gr,
gbokie cienie wiy si na rwninie.
Nawet gdyby udao si ich zabra do Miasta Pksiyca - co wtedy? Wojna, piraci,
ruiny, obd. Przecie by na kontynencie z okrelonego powodu. Nie dlatego, e uciek. Mia
co do zrobienia. Do odkrycia. Musia sprbowa znale co, co pozwoli pj o krok dalej.
Albo dokona niewyobraalnie wielkiego skoku naprzd. Aby przeciwstawi si ciemnoci.
Ciemnoci takiej jak ta.
Wskoczy w cie, ktry wypatrzy Kowboj, i czeka na okazj.
Przeczoga si w ty.
Jeste dorosym mczyzn - powiedzia sobie Peabody. - Pamitaj o tym. Starym,
dorosym mczyzn, z cakiem spor wiedz.
Powinien walczy z tym zaimplantowanym mu Kowbojem.
Odjecha, tak. Wskoczy na konia, pogalopowa przed siebie, a potem stan i ruszy
pieszo w kierunku majaczcego na horyzoncie krajobrazu. Tej ziemi wypenionej
cierpieniem.
Albo wyhodowa konia z zarodkw, ktre mia, i pojecha, dokd chce.
Ale gdzie jest Danya? Nagle do niej zatskni. To byo jak mocne uderzenie wiatru.
Jakie szalestwo, jakie idiotyczne szalestwo rozdzielio Peabodyego i Dany! Po prostu
zapomnieli, kim s i po co tu s.
Co teraz?
W wiadomoci znowu dominuje Kowboj. Chce i do Los Angeles. Tam wanie
odszed radioastronom. Czowiek, ktry pracowa nad Jednolit Teori Wszystkiego. By
moe jedyny, ktry jeszcze si zajmowa nauk. Peabody powinien wiedzie, jak myl
naukowcy. Ale tylko przekl Zeba, e opuszcza Miasto Pksiyca. To byo wiele lat temu.
A Zeb wierzy jedynie, e Teoria Wszystkiego jest czym, co przekracza ludzkie poznanie czy
zrozumienie. Wic uda si do miejsca, ktre byo postludzkie. Do Kopuy.
To dawao Peabodyemu szans na odnalezienie Zeba, Moe. A potem - odzyskanie
koordynat rda Sygnau. Tak, Peabody zabierze t band dzieci do Centrum Kosmicznego,
z centrum wydobdzie kluczowe dane, jakie zarejestrowano, gdy na Ziemi po raz pierwszy
dotar Sygna i obudzi Cisz oraz nawigacyjne koordynaty rda Sygnau. Potem wszyscy
pojad do Miasta Pksiyca. Do - waciwie nie wiadomo do jakiego miasta. Bo miasto
byo w trakcie procesu, w trakcie przemiany. I odliczanie do startu ju trwao. A Peabody
musia wrci i dostarczy wsprzdne.
Ra i Zeb
e mamy ciaa, nic nie byo solidne i pewne. Chciaam poj, co to oznacza, ale ciesz si, e
wyszlimy na zewntrz. Jak mylisz, ile czasu spdzilimy w rodku?
- Pidziesit lat.
- Pidziesit?! - Ra zerkna na Zeba. - Nie.
- Tak.
- Ale przeszy, ot tak... Jak sen.
- Nie wtedy, gdy bylimy wewntrz Kopuy.
- Czy ja wiem... - Ra zamilka na duej. Pniej zapytaa:
- Po co to wszystko? Hedonizm?
- Poszukiwanie granic czowieczestwa? - podsun Zeb.
- Wiem, e skomponowaam tam par niezych kawakw.
- Bardzo niezych.
- Nie pamitam ich zbyt dobrze. - Jej gos zabrzmia pospnie. Wrcia do spogldania
za okno. Zeb obj j ramieniem i poklepa.
- Ja pamitam - powiedzia agodnie. - Mog ci je zapisa.
Rozemiaa si i odwrcia w jego stron.
- Ty!
- Oczywicie - stwierdzi z powag. - Kady wydaje mi si bardzo wyranym
rwnaniem. Niektrzy s ukadami rwna. Kiedy sucham twoich kompozycji, Ra, w umyle
pojawiaj mi si liczby i symbole. To jest niebiaskie. To jak powrt do dziecistwa albo do
doskonaoci.
Kobieta kiwna w stron okna.
- W tej chwili sycha tylko co jakby tupanie cikiego stworzenia po dachu vana.
- Grad - powiedzia mczyzna. Silny wiatr uderzy od strony doliny jak dzika bestia i
szarpn samochodem.
- Och! - westchna Ra. - Widzisz co?
- Niewiele. Saba widoczno - przyzna Zeb. - Ale przypuszczam, e ju niedugo
dotrzemy na szczyt. Moe gdy przejedziemy na drug stron gry, bdzie troch spokojniej.
Nagle droga pobiega pasko. wiat si uciszy. Ra wycigna rami w kierunku
snopw przednich wiate.
- A co to jest?
- A niech mnie, to nieg! - odpowiedzia.
- Co si znajduje po drugiej stronie gr?
- Nie dali nam mapy?
nie by zbyt bystry, jak mi si zdaje. Jecha na jakie spotkanie i waln nas, spychajc na
pobocze. Cholerni hipisi zacignli mnie na podwrze i poatali jakim zomem.
Najmdrzejszy samochd, jaki wyprodukowano w tamtym czasie, i jeden z najdroszych!
Czterdzieci osiem godzin zajo mi zorientowanie si, co to za graty mi dolutowali. Kad
czsteczk sprawdziem. Mogem im pomc. Ale nie chcieli tego, co miaem do
zaoferowania. Nie chcieli aerodynamicznej karoserii. Zrb, ebymy mogli uywa koziego
gwna jako paliwa". Kozie gwno! Co mogem zrobi? Ich yczenia byy dla mnie rozkazem.
Chcieli y, jak ich przodkowie, w brudzie, chorobach i bezwadzie. Jedyne, co chcieli mie,
to przeboje z epoki LSD i dzieci-kwiatw oraz stereo do ich odtwarzania, wielkie, e trudno
sobie wyobrazi. Su-u-ucham tylko wiatru, wiatru w mojej duszy". Wiatr w duszy?! Co to
niby ma znaczy? Hej...
Ra zatrzasna drzwi i uderzya w przycisk, ktry aktywowa gos.
- Wanie!
Zeb przypieszy. Samochd toczy si niezbyt szybko w niegu. Ra uklka i obrcia
si na fotelu, znalaza jakie pudeko przeksek i uniosa wyej, by przyjrze si im w
powiacie z reflektorw.
- Zamroone i liofilizowane umi. Chce kto?
- To yjtka morskie - odezwa si van. - Mam tego tylko trzy paczki. Dobre.
Powinna sprbowa. Mylaa, e tak atwo mnie wyczy? Mam obwd awaryjny. A na
dodatek wiem co, o czym i wy powinnicie wiedzie. O tym, co si zdarzyo. Mam zadanie,
ludzie. Mam was zawie tam, gdzie trzeba. Czyli do... jak wy to nazywacie? - Zamilk na
uamek sekundy. - Miasta Pksiyca.
- Skd wiesz, e tam jedziemy?
- Wiem tylko, e mam was tam zabra.
- Co miae na myli, mwic o czym, co si zdarzyo?
- No, c... Wiem jedynie, e to jest niebezpieczny, pokrcony wiat. Mwi ci, lepiej
zostawcie to mnie. Odpocznijcie. Znam tu kady wybj, kad dziur. Albo znaem. Po co si
mczy? Ta burza jest straszna. Lepiej si zatrzyma i przeczeka.
- Pomylimy o tym - odpowiedzia Zeb.
*
Zjechali z gr i przespali si w vanie. A raczej prbowali, bo samochd gada jak
nakrcony, nawet wtedy, gdy wyczyli wiata i silnik. Wysiedli z pojazdu na promie, gdy
przeprawiali si przez Kolorado. Znaleli si na skraju obozowiska.
- Co to jest? - zapytaa Ra.
- Wiesz tyle samo co ja - mrukn Zeb. - Na pewno musimy uzupeni zapas wody.
Mamy jakie pojemniki w baganiku?
Otworzyli tyln klap i po paru minutach przeszukiwania bagau znaleli pojemniki.
- Tu jest napisane, e s antybakteryjne - oznajmia Ra, mruc oczy w jasnym socu
wczesnego popoudnia. Zwrcia si do jednego z przechodniw.
- Jest tu gdzie woda pitna?
- Tam. - Mczyzna wskaza cienkie pasmo srebra, odlege o niewiele wicej ni sto
jardw.
Zeb i Ra ujrzeli wszystkie rodzaje samochodw i przyczep, zaparkowane w
nierwnych rzdach z wskimi przejciami pomidzy pojazdami. Gdzieniegdzie wida byo
jasne dachy namiotw. Zapach nawozu unosi si w suchym powietrzu.
- Toalety i prysznice tam - wskazaa Ra. - Dziesi dolcw za natrysk.
- Rabusie.
Zeszli z drogi i stanli nad wod. Rzeka Kolorado, nieco dalej na zachd, bya szeroka
i rwca, upstrzona punktami odzi mieszkalnych zacumowanych w kanaach oddzielonych od
gwnego koryta wskimi achami piaszczystych wysepek. Niskie, suche, pene gbokich
barw gry przecinay pejza.
Zgromadzeni w obozowisku ludzie reprezentowali szerok gam ras i strojw.
Czerwonoskry mczyzna z dugimi, czarnymi warkoczami sta obok Chinki w kowbojskim
ubraniu.
- Niewiele dzieci - zauwaya Ra. Wycigna z kieszeni bilet na pucharowe rozgrywki
Red Sox, ktry znalaza na tylnym siedzeniu samochodu i schowaa, zanim wywia go wiatr.
- Plaga Gajaska - odrzek Zeb. - Pamitasz? Gajanie krzyczeli, e to wola wsplnego
organizmu, jakim jest Ziemia.
Kobieta westchna.
- Oczywicie. Tak wielu nienarodzonych geniuszy.
- Ale wicej gatunkw rolin i dzikich zwierzt i o wiele mniej zanieczyszcze
rodowiska - zripostowa Zeb.
Mczyzna naprzeciw niego, ubrany w wywiechtan flanelow koszul ze
skrzanymi atami na okciach i koszulk z migoczcymi hologramami, odwrci si.
- Mwisz jak Gajanin - zauway. Twarz ocienia mu brzowy kowbojski kapelusz.
- Nie jestem zaangaowany w polityk - powiedzia Zeb. - Jestem radioastronomem.
Ale to prawda, e ekologia opisuje wiat jako jeden organizm. Wierz, e cay kosmos jest
takim systemem ekologicznym, pozostajcym w dynamicznej rwnowadze. I wiadomo
rwnowagi stanowi element tego systemu, nierozdzielny i immanentny. Jest nim wanie
troska o zwierzta, roliny i ca reszt.
- Ja jestem proludzki - odpowiedzia mczyzna, napeniajc butl wod. - Wczeniej
mieszkaem w L.A., przed Kopu. To by raj na ziemi, tak uwaam. Ale wszystko ju
stracone. Na zawsze.
- Nadal moesz... - zacz Zeb, ale Ra uciszya go i przez chwil nikt si nie odzywa,
w pobliu zara ko. Potem si rozeszli, mczyzna poszed w gb obozowiska.
10 SIERPNIA 2115
Bl gowy obudzi Dany o wicie. Otworzya oczy na krtko, by ujrze jasne smugi
ru i zieleni na ciemnym jeszcze horyzoncie. Prbowaa si znowu pooy i pospa, a w
kocu upalne soce sprawio, e zacza ni, i jest przypiekana na ronie. Obudzia si
zlana potem.
Znajdowaa si w rodku niewielkiego, zaboconego wgbienia.
Podnosia si powoli, sztywno, zastanawiajc si, czy nie ma poamanych koci.
Jak okiem sign nie byo niczego oprcz gboko zrytej ziemi. Nie liczc, rzecz
jasna, samochodu, zredukowanego teraz do plastikowych strzpw wystajcych z bota tu i
tam.
Strzepna grudki wyschnitej ziemi z koszuli, kichna od kurzu, a potem ruszya ku
botnistemu zagbieniu, zastanawiajc si, dokd pj. Rozejrzaa si i znalaza sczc si
powoli struk wody. Za pomoc paru kawakw plastiku prbowaa si napi.
- Prosz.
Podskoczya niemal i odwrcia si, syszc w pobliu mski gos.
Mczyzna o gadkiej, opalonej twarzy i dugich, rdzawych wosach zwizanych w
koski ogon sta tu za ni. Nie wyglda ani troch jak kowboj. Wyglda raczej jak rdzenny
Amerykanin.
Mia na sobie szorty w kolorze khaki i powycigany wojskowy podkoszulek z
prasowank przedstawiajc mysz czajc si z kijem na kota. W wycignitej doni trzyma
menak.
- Prosz - powtrzy. Jego gos brzmia spokojnie; nie byo w nim ladu groby. Napij si.
Danya nagle przypomniaa sobie sen. Przez chwil zastanawiaa si, czy na pewno si
obudzia, czy te nadal pi i ni.
Signa po menak i pocigna dugi yk zaskakujco chodnej wody. Wytara
wargi wierzchem doni i oddaa naczynie. Oczy mczyzny byy due i brzowe, przejrzyste i
agodne.
- Bye tu w nocy.
Skin gow.
- I byo was wicej.
- Bylimy tutaj, w cieniu. Za wzgrzem - wskaza.
- Kim jeste? Powiedziae co... O co chodzio? I o czym mwia tamta kobieta?
Witaj w Teraniejszociach"? Czym, do diaba, s Teraniejszoci?!
Mczyzna zamkn menak i umiechn si. Skinieniem gowy wskaza wzgrze.
- Chod ze mn. Sprbuj wyjani.
Danya poczua lekkie ochodzenie, takie samo jak wczeniej, podczas spotkania ze
wietlistym stworzeniem. Kiedy to byo? Wczoraj?
Albo w jakim odlegym, niekoniecznie obecnym, czasie?
Przez chwil staa, prbujc si zorientowa, gdzie jest, ale potem ruszya za
nieznajomym.
Kiedy weszli na wzgrze, ujrzaa dziwny widok.
Konie pasy si, skubic traw, w niewielkiej kotlinie, najwyraniej ominitej przez
bizony. I nie tylko stado j omino - panowaa tu wiosna i rosnce obok ki krzewy baweny
szeleciy soczystymi limi, poruszanymi gorcym wiatrem.
Jaki chopiec zmywa naczynia w plastikowej misce stojcej na rozkadanym stoliku.
Kobieta z krtkimi, jasnymi wosami przysiada na gazie, palc fajk. Czarnoskra staruszka
siedziaa ze skrzyowanymi nogami przed rozoon na ziemi paszczyzn ekranu.
Dziewczynka z wyranymi rysami Azjatki, lecz zdumiewajco jasnymi wosami, taczya do
muzyki, ktrej rdo nie byo widoczne; skoczna melodia pena bya radosnej lekkoci.
Mczyzna obnaony do pasa, z wystajcym brzuchem, klcza i wiza rzemienie midzy
dwiema tyczkami, ktre wyglday jak... wki, uwiadomia sobie Danya.
Jeden z koni zerkn w jej stron, parskn gono i uderzy kopytami w ziemi, a
potem wrci do skubania trawy. Danya ju si spodziewaa kodowanego kolorami przekazu
o nieufnoci, ktry zapulsowaby na genetycznie zmodyfikowanym fragmencie skry
zwierzcia, jak to si dziao w przypadku zwierzt z Miasta Pksiyca. Ale klacz okazaa
si czystym, niezmodyfikowanym koniem.
Nagle rozleg si kobiecy gos, niemal zaguszony szelestem krzeww baweny.
- Tu Radio-T, gos Teraniejszoci. - A potem zabrzmiay bbny.
Danya rozejrzaa si, mocno zakopotana i zaskoczona. To musiao by nagranie
audycji, bo tak czyste i pozbawione zakce przekazy udawao si odbiera tylko w nocy.
Kobieta przy namiocie podniosa gow i umiechna si szeroko. Wstaa i podesza,
wycigajc do.
- Witaj - powiedziaa.
- W Teraniejszociach? - dokoczya Danya pytajco, czujc si gupio z tym
sarkazmem. Ucisk doni kobiety by silny i pewny.
Wypowied wywoaa rezonans wrd zgromadzonych.
Wszyscy umiechnli si lekko, nie przerywajc swoich zaj, a nawet nie podnoszc
wzroku, jakby usyszeli stary, czsto opowiadany dowcip.
- Musisz by godna - powiedzia pnagi mczyzna i wsta z ziemi. - Co powiesz na
maso orzechowe, dem kaktusowy i biay chleb?
- Chtnie - zgodzia si Danya. - Dlaczego przyjechalicie zeszej nocy? - I dlaczego
wygldacie teraz inaczej? Chyba... cz wydarze musiaa si jej przyni.
- Musielimy - powiedziaa dziewczynka, przerywajc taniec i podchodzc do Danyi.
Przygldaa si jej bacznie, wadczo. - Teraniejszoci nas przesuny.
Danya chciaa odpowiedzie uprzejmie, ale wanie ugryza kanapk. Kto poda jej
manierk, upia yk.
- Taa... OK. - Przekna i odpowiedziaa. - Ale czym s Teraniejszoci?
Dziewczynka signa do kieszeni szortw i wyja bia kul. Rozwakowaa j w
doniach, potem poczya koce, tworzc obrcz, i rozcigna nieco.
- Schemat 2.8. - rozkazaa.
Pojawi si obraz nakadajcych si na siebie drabin. Dziewczynka wzia od Danyi
kanapk i w zamian podsuna ekran.
- Moesz rozcign, eby powikszy - podpowiedziaa.
Danya skorzystaa z sugestii. Drabina po jednej stronie miaa podpis Romeo", po
drugiej - Julia". Kolejna drabinka oznaczona zostaa jako Tristan, a z przeciwnego koca Izolda, jeszcze jedna: Dante - Beatrycze.
- To diagram czasoprzestrzeni - wyjania wacicielka piankowego monitora.
Danya spojrzaa na ni sceptycznie.
- Kochankowie s tak blisko, jak to moliwe. S jednoci i zarazem s osobno. Cechy
tych par kochankw pokrywaj si z tym, co dzieje si z wymiarami, ktre s jednoci w
czasie i przestrzeni. - Dziewczynka odebraa ekran, uformowaa w kul i schowaa do
kieszeni spodni. - S wiadome.
Na to stwierdzenie Danya zmruya oczy.
Letnia pora
przecia autostrad midzystanow, ale nie skrcia w ni; nadal sza naprzd w ustalonym
wczeniej kierunku.
Po kilku godzinach marszu zobaczya co w oddali. Poaowaa, e wyrzucia okulary
przeciwsoneczne. Uniosa rk, by osoni oczy przed wiatem, i spojrzaa w tamtym
kierunku. Wiatrak, drzewa i stara szopa. Gdy znaleli si bliej, Danya ujrzaa, e obok szopy
stoi budynek, ktry mona uzna za dom, cho bardzo stary. Tylko drzewa byy dziwne.
Grupa skrcia nieznacznie na zachd i Danya zobaczya, e wszyscy kieruj si do
brodu przecinajcego rzeczk ukryt w zagbieniu terenu. Przeszli tamtdy i skrcili prosto
do chaty i sadu.
Na ganek wybieg pies, zaszczeka krtko i z domu wysza szczupa kobieta.
Pomachaa zamaszycie i zawoaa:
- Hej! Jake! Wszystko w porzdku! - Zbiega po schodkach i szybkim krokiem
zbliya si do nachodzcych.
Danya przystana, spogldajc na sad.
Na gaziach, niczym boonarodzeniowe ozdoby, wisiay rne przedmioty. Opony,
buty, talerze, nawet sukienka koktajlowa. Wikszo drzew miaa rozwidlone konary i te
najczciej, jak zauwaya Danya, rodziy ten sam rodzaj rzeczy. Podesza bliej, wycigna
rk, by dotkn lnicego strka koyszcego si wrd listowia jak niedojrzay owoc...
- Towar zerwany to towar kupiony - ostrzega szczupa kobieta - Dobrze si zastanw,
zanim co wybierzesz, ha!
Twarz przesaniay jej ciemne okulary, szyj otaczay srebrzyste kwiaty, a w doni
trzymaa papierosa w srebrnej, wysadzanej turkusami cygarniczce. Srebrzyste wosy miaa
przycite bardzo krtko, a skr opalon na ciemny brz.
- Czym mog suy?
- Hmm... Szukam roweru...
- No, to wejd i okrel wymagania. Mam mnstwo odywek. Na tyach - std nie
zobaczysz - mam drzewo, ktre rodzi rowery. Jest na nie spory popyt. Jestem Edna, tak przy
okazji. To moi przyjaciele, wic dam ci dobr cen.
- Nie wierz jej - wtrci si Moses. - Twardo si targuje.
Edna ponownie si umiechna. Wzia Dany pod rami i poprowadzia do domu.
Ciekawe, co to znaczy dobra transakcja? - zastanawiaa si dziewczyna. Moe powinna
rwnie zaoy okulary przeciwsoneczne.
Przed chat, zbudowan w starym, farmerskim stylu charakterystycznym dla Teksasu,
stay cztery gazy suce za krzesa. Edna wprowadzia Dany do salonu, podczas gdy reszta
czym lepszym, ale jestem przywizana do tej rudery. Przeszy midzy kilkoma rzdami pni i
znalazy si przy drzewie rowerowym.
Edna wskazaa co na grze.
- Widzisz? Ten pk uronie do czerwonej trzykowki. Tamten zielony to kolarzwka.
Ale ty chcesz wytrzymay rower do wdrwek.
- Dokadnie.
Gospodyni rozejrzaa si i nagle cofna, mijajc par drzew. Wrcia niosc
poobijany metalowy stoek, wysoki moe na stop. Ustawia go obok pnia, usiada i trzy razy
poklepaa pie. Kilka pedaw zwisajcych na dugich pdach zaklekotao, poruszone
wiatrem.
Jakie proteiny z ropy - pomylaa Danya - potrzebne do wywoania wzrostu.
Rozpoznaa na wp uformowane przednie wiato. Jego przesona bya przezroczysta,
rysowa si na niej wzr, jakby rybich usek. Baldachim lici na najwyszych gaziach
przesania soce.
Wszystkie te cuda zostay wynalezione w okresie najwikszego boomu ery
nanotechnologii. Danya nigdy nie widziaa takiego nanosadu, ale rozumiaa jego sens i
dziaanie. Bez wtpienia jaki nanotechnolog odwiedzi t okolic i raczej sprzeda
nanozarodniki drzew, a nie rozsia dookoa przypadkiem. I najpewniej przekona te ludzi, e
te nadzwyczajne dary obcej technologii dziaaj sprawnie i warto si nimi zainteresowa.
Oczywicie - pomylaa Danya, obserwujc Edn - aby uywa nano, trzeba mie te
gow na karku.
Na pniu, gdzie starsza kobieta klepaa kor, pojawi si ekran. Gospodyni dotkna go
tu i tam, a potem obrcia w stron Danyi. Ta zajrzaa przez rami Edny i zobaczya pi
obrazkw z rowerami. Wybraa i dotkna tego, ktry wyglda najbardziej masywnie i
solidnie.
Edna powikszya obraz.
- Kolory? - zapytaa.
- Purpurowy z zielonymi dodatkami.
Gospodyni kiwna gow, w minut pniej pojawiy si wzory zwizkw
chemicznych. Edna zaznaczya czci na monitorze, wskazaa odpowiednie kolory i wstaa.
- Mog pomc? - zapytaa Danya, idc za Edn przez sad.
Zbliyy si do wielkiej drewnianej stodoy i weszy do wntrza przez wysokie wrota.
Przy jednej ze cian stay gabloty z poobijanymi drzwiczkami, oliwkowozielonymi i szarymi.
Byo ich moe z pidziesit. Edna studiowaa diagram, ktry zabysn w przyciemnionym
wntrzu magazynu. Przesuna schemat na gr, by nie zasania szafek, i zacza wybiera
skadniki, w gablotach znajdoway si powizane woreczki.
- Dwa tego - mruczaa do siebie Edna, przygldajc si rnym workom i czytajc
etykiety. Niektre wkadaa na miejsce, inne wrzucaa na taczk stojc w kcie. Potem
przesza do kolejnej gabloty, by przeszuka zawarto.
Po okoo dziesiciu minutach sprawdzia raz jeszcze list i z zadowoleniem skina
gow.
- To jest to.
Popchna taczk i wraz z Dany wrcia pod rowerowe drzewo. Pakiety chemikaliw
szeleciy, gdy wzek podskakiwa na korzeniach. Tymczasem wszyscy, oprcz Jerryego,
ktry najwyraniej nadal naprawia krany, zdjli ubrania i kpali si w potoku.
Edna otworzya pokryw maego szybu tu przy pniu drzewa, midzy wystajcymi
korzeniami. Woya rkawice wyjte z tylnej kieszeni szortw i zacza rozrywa worki, a
potem wsypywa ich zawarto do otworu. Gdy substancje spaday na dno, rozlegao si
ciche chlupnicie.
- Tam po lewej jest pompa. O, wanie. Pompuj - komenderowaa wacicielka sadu.
Woda popyna do szybu. Danya zauwaya, e przy kadym drzewie znajduje si
rczna pompa.
- Jak duo wody potrzeba?
Edna tylko wskazaa ekran, na ktrym widnia wskanik poziomu wody w zbiorniku jedna linia wskazywaa stan biecy, druga - podany poziom cieczy. Obie linie zbliay si
do siebie, a naoyy si jedna na drug.
- Wystarczy.
Starsza kobieta woya do otworu dug szufl i zamieszaa.
- Przeklte urzdzenia, powinny by samonaprawiajce si - utyskiwaa. - Ale mikser
nawali.
- Moe ja to zrobi? - zaproponowaa Danya.
- Dobij si, jeli chcesz. - Edna wrczya jej szufl i usiada na stoku.
Zamaszystym gestem wskazaa sad.
- Zasadziam nowe gatunki drzew. To znaczy, nie s nowe. Maj ju pi lat. Wkrtce
bd zdolne do owocowania. Zbiorniki s ich czci, rosn w nich korzenie. Kopie si
wielk dziur, wkada sadzonk i nawozi, a uronie. Tak wyhodowaam cay sad. - Zatoczya
krg ramieniem. - Myl, e tamto drzewo jest chore. Niekiedy nanodrzewa potrzebuj
lekarstw, jakich nie mam. Zazwyczaj potrafi im przygotowa wszystko, co trzeba, ale
niektre substancje s zbyt egzotyczne lub nazbyt wyrafinowane. Boj si troch, e sad
zniknie, jeeli pojawi si jaka nowa plaga. Co prawda teraz drzewa wydaj si zdrowe, wic
nie sdz, aby choroba si rozprzestrzeniaa, ale trzeba by ostronym.
Danya odoya szufl na taczk. Edna zamkna wylot szybu prowadzcego do
zbiornika. Umiechna si.
- Robota wykonana. Nic za darmo. A teraz moemy popywa.
Potok by cudowny. Danya cigna buty i zostawia je na brzegu. Kolejno pozbywaa
si czci ubrania, piorc najpierw spdnic, potem bluz i bielizn. Nurt by silniejszy na
rodku rzeczki, gadzi kamienie i brzegi, chodnym, orzewiajcym dotykiem pieci stopy Wysza na brzeg, gdy skoczya pranie, i rozoya rzeczy na trawie, majc nadziej, e konie
ich nie podepcz. Potem ponownie zanurzya si w wodzie, czujc, jak chodny,
bogosawiony nurt przepywa przez jej wosy. Patrzya na chmury, opierajc stopy na
wystajcym przy brzegu korzeniu. Nie musiaa nigdzie i, ale nagle przypomniao si jej
Miasto Pksiyca.
Miasto w rkach piratw.
To dziwne. Odkd opucia pywajce miasto, nie mylaa o nim wiele, cho przecie
byo jej domem przez tyle lat. Dojmujce poczucie dziwnoci i zachwytu, towarzyszce jej
zawsze w Miecie Pksiyca, zniko w cigu zaledwie paru tygodni.
Ale teraz odeszo zupenie. Jakby dugo miaa zwielokrotnion migren i wreszcie bl
ustpi, pozostawiajc jedynie sabo. Uwiadomia sobie, e gdzie w rodku rozpaczliwie
tsknia za reszt wiata, za prawdziwym domem. Za staym ldem, za sadami, niewane jak
dziwacznymi. Za zwykymi ludmi.
Tak wanie - pomylaa, wstajc i wyciskajc wosy - za zwykymi farmerami, ktrzy
yj w Teraniejszociach, gdzie Romeo i Julia oraz zwizki innych kochankw
odzwierciedlaj now perspektyw czasoprzestrzeni. Wspaniale tu by, gdzie wszystko
stworzone zostao ze wiata. Odgos uderzenia za plecami przywrci myli Danyi do
wspomnie o pdzcych bizonach.
Dotara do brzegu i wspia si na k. Jej ubranie nadal byo mokre. Tutaj powietrze
nie wysuszao tak szybko jak na pustyni. Ubraa si, nie wkadajc tylko butw i skarpetek, i
ruszya do domu.
Gdy sza, pomylaa o Radiokowboju. Miaa nadziej, e wszystko z nim w porzdku.
Tego wieczora Edna wydaa uczt - byo barbecue z kukurydzy, tofu z grilla i chleb
domowego wypieku. Oraz szarlotka. Jedli przy stole w ogrodzie. Gospodyni przyniosa
rwnie zakurzone butelki czerwonego wytrawnego wina, a Biaa Pora, upijajc troch,
zapytaa, ktre drzewo rodzi ten trunek. Nikt nie odpowiedzia i dziewczynka pocigna
jeszcze jeden yk. wieczka z feromonami odstraszaa moskity. Sad szumia w chodnym
nocnym powietrzu. Wszyscy pomagali potem w zmywaniu i zbieraniu naczy. Edna pokazaa
Danyi wskie, biae ko w pokoju na grze i poradzia, by zostawia drzwi otwarte, jeeli
chce mie chodny przewiew.
Danya spaa jak kamie. Gdy si rano obudzia i wyjrzaa przez okno, koni nie byo.
Zesza na d.
Edna siedziaa przy kuchennym stole, palc papierosa i wydmuchujc dym przez
uchylony lufcik.
- Odeszli w nocy - wyjania, wstajc i nalewajc Danyi kawy. - To ich zwyczaj.
Usid i we sobie ciasta do kawy. Rower powinien by ju gotw. Chodmy zobaczy.
Danya poczua ukucie blu.
- Odeszli beze mnie?
- Jak widzisz, moja droga.
Dziewczyna wypia gorc kaw i po paru minutach poczua si lepiej, w kocu znaa
ich tylko jeden dzie. Ale czy na pewno to by jeden dzie?
Boso (Uwaaj na we" - ostrzega Edna) i tylko w koszuli nocnej, poyczonej przez
gospodyni, Danya posza do sadu.
Purpurowy rower wisia pod drzewem rowerowym jak boonarodzeniowy prezent.
- Podtrzymaj go, a ja odetn - polecia Edna. Wycigna sekator z kieszeni spodni.
Rower okaza si bardzo ciki. Po kilku minutach starsza kobieta odcia przytrzymujce go
Pdy. Danya ostronie postawia jednolad na ziemi.
- Jest pikny! - ucieszya si.
Edna, z o wiele mniejsz rewerencj, przycisna go do ziemi kilka razy.
- Zauwa, e nie ma adnych wentyli. Opony wypenione s powietrzem, ale to proces
jednokierunkowy, powietrze moe tylko napywa przez mae bramki w membranach k. Zakrcia kierownic i odprowadzia rower troch dalej od drzewa, a potem, palc papierosa,
odcia ski po pdach.
- Za kwadrans bdzie gadki i wytrzymay jak metal, cho tak naprawd to biako.
- Wiem - przytakna Danya. - To cudowne.
- Jeste jedn z nich? - zapytaa nagle Edna, patrzc Danyi prosto w oczy.
- Z kogo?
- Z nich. yjcych w Teraniejszociach.
- Ja... Nie wiem - mrukna, jednak w umyle koataa si jej zupenie inna odpowied.
MARZEC 2115
ANGELINA: LABIRYNT
Dziki sztuce zamiast widzie jeden wiat, nasz, ujrzymy, jak si mnoy;
i ilu oryginalnych artystw, tyle wiatw bdzie do naszej dyspozycji.
Marcel Proust
Sztuka jest kamstwem, ktre mwi prawd.
Picasso
Kiedy Angelina znowu otworzya oczy, ujrzaa obracajcy si powoli wentylator.
Biay sufit by wysoko - tak wysoko, e musiaa opuci spojrzenie, by dojrze ciany
pomieszczenia z wysokimi, dwudziestostopowymi oknami. Wszystko - take widok za
oknem: jedno z niskich, rozoystych drzew - byo rozmyte. Jakby Angelinie zepsu si
wzrok.
Zamrugaa i przetara powieki. Natychmiast pojawi si przy niej pielgniarz.
- Obudzia si pani. - w jego gosie brzmiaa ulga.
- Tak. - Rozgldaa si uwanie. - Gdzie jestem?
- W szpitalu.
Angelina prbowaa si podeprze i wsta, ale mczyzna przytrzyma j delikatnie.
- Och, nie, seora. Prosz lee. Dostaa pani zastrzyki, dojcie do zdrowia zajmie co
najmniej tydzie.
- Dostaam leki przeciwblowe?
- Tak jest. Wypada pani z balkonu. Na szczcie poniej znajdowa si kolejny.
Stracia pani z blu przytomno. Ma pani stuczon ledzion, udo i obojczyk. Pokj niej
I Chestera.
- Oczywicie, e jeste ywy, ty gupku! - krzyczaa. - Prosz, wr, prosz!
A potem pojawiy si rne obrazy... Zatoczony apartament Jamesa Joycea, gdzie
pisa popiesznie, nie zwracajc uwagi na psocce i haasujce dzieci ani na obecno goci,
prawie lepy, pochonity wizj. Nikt nie zauway Angeliny. I tak byo za kadym razem.
Pokoje, ulice, twarze przepenione emocjami; przechodzcy ludzie, ktrych czyny i
zachowania byyby zupenie niezrozumiae dla istot nie wiedzcych o sekretnej egzystencji
ludzkiego gatunku, egzystencji wewntrznej, innym yciu - jakie przedstawiaj pisarze. Pary
by konstelacj obrazw. Eksperymentalna twrczo Gertrudy Stein, drca na krawdzi
olnienia, osobiste, zwize i proste obrazy pisane przez Hemingwaya, potrzaskane i
obnaajce prawd wizje Europejczykowi Amerykanw
wypywajce z poznania
- Nic.
Tego samego dnia zrobiono jej badania, z pocztku, gdy pielgniarka prowadzia j do
wzka, podtrzymujc pod rami, wydao si Angelinie, e kobieta ma jasne wosy, zaplecione
w warkocze, i niebieskie oczy. To pozostao niewyrane.
- Widz! - Wycigna rk, by dotkn warkoczy, ale chwycia jedynie powietrze.
To byo bardzo rozczarowujce.
- Widzi pani? - upewnia si pielgniarka, a w umyle Angeliny pojawia si jako
kobieta o krtkich, ciemnych wosach. Przygldajc si uwaniej obrazowi, zauwaya
otoczenie - ma kuchni i dziewczynk w kombinezonie, proszc o ciasteczka....
Westchna.
- Nie.
Do koca bada syszaa gos pielgniarki, zapewniajcy, e nie ma takiego urazu
fizycznego, ktrego nie byyby w stanie wykry systemy szpitala.
- Z bada wynika, e jest to cakowicie psychologiczny problem - oznajmia w kocu
pielgniarka z nut niedowierzania. - Musimy zrobi dodatkowe badania, by znale
najlepsz terapi.
- Po prostu to naprawcie!
- Niestety, w rzeczywistoci problem nie istnieje.
Angelina zostaa przewieziona korytarzem po raz drugi.
Zza otwartych drzwi dochodziy haasy i zapachy kwiatw, znikajce, gdy je mijaa.
Potem godzinami leaa w ku, nie mogc zasn i zastanawiajc si, co robi. Obudzia si
wiedzc.
- Zabierzcie mnie do pocigu - powiedziaa pielgniarce. - Musz jecha do Parya.
Nie zamierzaa traci tu wicej czasu. Jej wizje zwizane z proz zanikay,
zastpowane poezj, skaczce od skojarzenia do skojarzenia w ukadach i powizaniach,
ktrych jeszcze nie rozumiaa.
Miaa teraz wicej miejsca na wizje ni wtedy, gdy powstaway obrazy generowane
tylko opowieciami prozatorskimi.
Na pocztku prbowano jej wyperswadowa opuszczenie szpitala, ale w kocu
zawieziono j do pocigu na wzku, cho upieraa si, e moe chodzi samodzielnie. Ale
nie, zbyt due obcienie mogo zakci proces gojenia si zama i zaszkodzi ledzionie,
co utrudnioby jej tylko podr.
Podczas przejadki przez ulice Angelin nachodziy proste wspomnienia ksiek dla
dzieci, opowieci o zwierztach, Heidi, nieprzetumaczalnych ksiek po niemiecku i
Hemingwaya, a potem, jak u Joycea, rozmyt, zlewajca si plam barw, a potem widok jak
u Zoli, albo Eiffla, albo Magi. Staa za plecami postawnej kobiety w czerni, trzymajcej
drobn towarzyszk i proszc Gertrud po angielsku, eby przyjechaa na wykady do
Ameryki, w umyle Angeliny program wywietli natychmiast odpowiednie nazwiska:
Gertruda Stein i Alice B. Toklas.
Zatrzymaa si i po prostu zerkna. Ujrzaa mnstwo dworcw, kady inny, jakby
malowany przez rnych artystw: najpierw przez Picassa, potem Matissea, wreszcie przez
Moneta.
Nowa wiadomo rnicowaa widzenie wiata. To miejsce, jak wiele innych w
Paryu, byo obszernie, dokadnie opisane i udokumentowane. Opowieci o Paryu
zawiroway w umyle Angeliny, ogarny j bez reszty.
Powinna nauczy si kontrolowa t now perspektyw widzenia, pozwoli jej
dominowa, gdy zechce, i odepchn, gdy stanie si to konieczne. Angelina podja marsz,
powoli, otoczona przez ludzi, o ktrych nie wiedziaa, e istniej, zanim w wizieniu nie
pokna Gry w klasy. Znalaza si w wiatach, jakich wczeniej nie znaa. Manuel mia racj.
Manuel! Przystana nagle i jaki mczyzna wpad na ni, przeprosi i minwszy
poszed dalej, w jaki sposb Angelina znajdzie tu cokolwiek lub kogokolwiek? To bdzie
niezwykle trudne. A Chestera nie ma, eby pomg.
Tsknia za Chesterem. Bardziej, ni mona sobie wyobrazi.
Wszystko zniko, zachowao si tylko w nieprzerwanej ulewie fikcji literackiej i jej
pomylonych twrcw. Ale teraz nie byo wyboru. Literatura stopniowo zdominowaa ycie
Angeliny, wypeniajc umys dezinformacj i zostawiajc j sam, obc w obcym miecie, na
innym kontynencie, daleko od domu.
wiat wizji znika, zatrzymywa si lub pyn z zastraszajc nieregularnoci.
Angelina skierowaa si do centrum, przechodzc przez obrotowe drzwi dworca. Laska cicho
uderzaa w trotuar. Kobieta staraa si pamita ostatni obraz i czstotliwo, z jak pojawiaa
si biel, przewijajca si przez kad wizj niczym rama dla scen napywajcych do umysu.
Jeden krok, jedno uderzenie laski, widok ulicy z szesnastego wieku, wskiej i brudnej.
Angelina musiaa kluczy, by omin kaue rozlane na liskim bruku. Kolejny krok - i may
citroen ruszy prosto na ni, musiaa skry si w przejciu z bram otwierajc si do
wewntrz.
Potkna si i zatoczya na kram z kolorow satyn, przycinan przez sprzedawczyni.
Kolejny krok i Angelina znalaza si w ksigarni.
Bya wyczerpana, cho przebywaa w Paryu zaledwie od godziny. Pomimo e bardzo
si staraa, nie moga odzyska spokoju. Serce bio jej mocno, gwatownie. A co, jeeli
wpadnie w otwarty szyb kanalizacyjny albo na gorcy piecyk? Nadal czekaa na kolejn,
nag wizj. Moe gdyby zostaa w jednym miejscu, epoki si ustabilizuj albo przynajmniej
bdzie umiaa je posegregowa i uporzdkowa.
Poruszya si i dotkna czyjej rki. Kto chwyci jej do.
- Tutaj. - Gos, ktry usyszaa, nie brzmia sztucznie, jak wikszo dwikw w
miecie. Angelina nie wyrwaa rki z ucisku, ale poczua al, e nie jest teraz na pampach.
To przywoao wyrane wspomnienia dziecistwa, gdy tak bardzo rnia si od rwienikw
przez nawroty migreny, na ktr nie pomagay adne lekarstwa. Jestem Bajark - pomylaa. Jestem Bajark. Ale nie moga wydusi sowa. Pozwolia si prowadzi i posadzi na krzele.
- Czerwone wino poprosz - zamwi gos i ku zaskoczeniu Angeliny przyniesiono jej
ulubiony rocznik dwudziestoletniego wytrawnego chilijskiego trunku. - I stek oraz chleb.
Talerz postawiono przed ni w minut pniej. Angelina spojrzaa i oznajmia:
- To s krewetki. - Poczua fal histerii. Naprzeciw niej siedziaa szczupa kobieta, z
bardzo dugimi, ciemnymi wosami, dugim nosem i gstymi, wysoko sklepionymi brwiami.
- Sprbuj - zachcia Angelin. - Jeste na Montparnasse i, jak myl, widzisz t
dzielnic oczyma Hemingwaya. On jest wszechobecny, prawie jak Proust. Obaj czsto tdy
przechodzili i opisywali swoje wraenia.
Chocia Angelina otwieraa i zamykaa oczy, widok siedzcej przed ni kobiety nie
ulega zmianie, podobnie jak st i krzesa, cho na talerzu nadal byy krewetki i co, co
przypominao upieczonego krlika. Pomimo wszystko wymacaa widelec i uniosa do ust
krewetk, ktra po ugryzieniu okazaa si znakomitym kawakiem steku. I wino byo
dokadnie takie, jak lubia. A kobieta?
- Mam na imi Mian - powiedziaa nieznajoma. Nie jada. Opara ramiona na stole.
- Dzikuj za lunch. Myl, e teraz musz znale miejsce, gdzie bd moga si
zatrzyma. Miejsce, ktre si nie zmienia. Takie, ktre atwo uda mi si zapamita.
- Zapewne teraz to najlepsze rozwizanie. Masz szczcie, e yjesz. Program Gra w
klasy zabi kilku ludzi w Paryu i kto wie, ilu poza miastem. Chocia prawdopodobnie
niewielu. Ale skd ty go miaa?
- Mj m mi przysa. Manuel Samazir. - Angelina pomylaa o Louisie i poczua
smutek. Ale o tak osobistych sprawach nie chciaa rozmawia z obc osob. - Skd si
dowiedziaa o tym... programie, Illian?
Poczua si niemal tak, jak gauczowie. Modlili si do Boga, by chroni ich przed
malutkimi maszynami, a teraz te same malekie nanoboty zmieniy ich seor nie do
poznania.
Towarzyszca Angelinie kobieta odrzucia gow w ty i rozemiaa si wesoo.
- Wiem o naprawd wielu rzeczach, Angelino. Nie jestem tylko cigym strumieniem
danych. - Pochylia gow i spojrzaa powaniej. - Moesz si dowiedzie wiele o tym
miecie. Wicej ni o innych miastach na wiecie, poza jednym. Nie jestem pewna, czego si
nauczysz. Ale wiem, e nikt nie nauczy si tego za ciebie. Uczenie zmienia konfiguracj
umysu, otwiera nowe poczenia w mzgu. To samotna podr, ktr kady czowiek musi
przeby samodzielnie. Nie wiem, co zrobisz. Nie wiem, jaki bdzie rezultat. Ale mam
nadziej, e bdziesz moga nam pomc. Mam nadziej, e bdziesz CHCIAA pomc.
Chocia nie mam pojcia, do czego si przydasz i co si moe zdarzy.
- Co to znaczy: pomc wam? To znaczy komu? - zapytaa Angelina, nie kryjc irytacji.
Ale Illian odesza. Angelina siedziaa teraz przy prostym stole, a naczynia byy puste.
Ludzie haasowali, rozmawiali przy stoach, ubrani ciepo, ale obskurnie, odzienie zwisao z
nich w fadach - wygldali jak szmaciane lalki. Wszyscy mczyni mieli obfite brody, a
kobiety dugie, tuste wosy.
Za duo epok, to wszystko. Za duo przekltych epok, ktrych dowiadcza si tak,
jakby to bya Teraniejszo.
Ale Angelina nie moga ju tego przerwa.
No, dobrze. Sprbowaa znale nazw dla widzianej sceny, autora, i jeeli znajdzie
nazw, wyodrbni obraz, sprawi, eby sta si osobny, zewntrzny w stosunku do
rzeczywistoci, skatalogowa go, utrzyma pod kontrol. Ale nie umiaa. A nagle to, co
widziaa, zmienio si w obraz wieniakw siedzcych przy stole. Van Gogh. Jedzcy
kartofle.
- Boe! - Uderzya piciami w st. Czy ksiki, opowieci, nie byy ju
wystarczajco trudnym do zniesienia ciarem? Czy teraz zostaa naadowana rwnie
malarstwem i reszt dziedzin sztuki? Wstaa i skierowaa si w prawo, prosto do wskich
schodw, przekonana, e na grze na pewno bdzie dla niej pokj.
I by.
Zasna w ciasnej sypialni Zoli, obudzia si w bajkowym pokoju Audrey Hepburn z
jakiego filmu. niadanie jada jak Paul Bowles, gdy by gociem Gertrudy Stein i Alice B.
Toklas, w ogrodzie. Angelina ya w tym ciasnym otoczeniu przez tygodnie, starajc si
pamita, gdzie jest azienka i toaleta, spogldajc w stale zmieniajce si twarze i stroje
obsugi przynoszcej jej jedzenie, pomagajcej si ubra. Zapomniaa o Manuelu, o Louisie i
Chesterze, nawet o swoim wasnym istnieniu, wasnym yciu. To bya toksyczna i nieodparta,
wielka rzeka obrazw. Czas, gdy rozpoznawaa twarze ludzi, czas spdzony na pampach, gdy
bya jeszcze ziemsk istot, zanika, ale budzi si za kadym razem, gdy spojrzaa w okno i
widziaa przedmiecia Londynu, albo Nowy Jork Thomasa Wolfe'a, lub Petersburg ksicia
Andrieja.
Uwiadomia sobie, e kade ksistwo na wiecie kipiao od opowieci. Nigdy nie
bdzie dla Angeliny ucieczki. Opowieci chiskie, wietnamskie, japoskie. A tam, gdzie nie
byo wczeniej ludzi, w kocu si pojawiali i zaczynali tworzy wasne historie o tym, co
byo. Darwin stworzy spektakularn opowie o zwierztach z Galapagos i potem o rozwoju
ycia. Eiffel opowiedzia histori hartowania i gicia stali na przepikne mosty i wspania
wie. Madame Curie wysnua opowieci o czstkach subatomowych.
Kiedy Angelina czua si bardziej swobodnie, spacerowaa uliczkami miasta i jej laska
wysysaa historie z bruku trotuaru. Opowieci o ruchu oporu podczas wojny sprzed dwustu
lat. Historie o zwycistwie i wolnoci. Gawdy o ludziach, ktre wzruszay j do ez, i inne,
przy ktrych wybuchaa radosnym miechem. Ktokolwiek by j obserwowa, mgby uzna,
e jest obkana. Cakowicie.
Ale w kocu Angelina zacza powoli panowa troch nad wizjami. Moga przej
alej widzian tylko w jednej epoce, jak choby usan limi parkow ciek w stylu
angielskim. Moga obudzi si w blasku soca i wiedzie, e chce spdzi ycie w tropikach,
albo zbudzi si w deszczu i przypomnie sobie sztorm z poprzedniego wieczora, gdy do
portu cumoway statki. Umys miaa nastrojony na czstotliwo opowieci. Rezonoway w
niej. Ale moga je przekazywa przez receptory i utrwala je na rnych nonikach,
uwalniajc si od ich nacisku. Brzemi stawao si dziki temu lejsze. Angelina miaa
nadziej, e pewnego dnia oczyci si z opowieci, by wrci do biaej przestrzeni, ale zdaa
sobie jasno spraw, e nawet to miejsce byo pene potencjalnych wizji. Po prostu tam
opowieci pyny tak szybko, e nie potrafia ich dostrzec inaczej ni jako biaej mgy.
Opowieci o uczuciach blaky pod wpywem opowieci naukowych. Te ostatnie
powstaway na osnowie przypuszcze i kolejnych testw, bada, mudnych dowodw.
Opowieci naukowe wiarygodnie tumaczyy rzeczywisto.
Jedn z historii, jakie poznaa, bya opowie o zwinitych wymiarach. Realia, ktre
mog nie zaistnie. Wymiary, ktre s niewyraalnym elementem fizycznej rzeczywistoci,
elementem wspomagajcym i niezbdnym. Miejsca pene przej i bram, jakim zdawa si
by rwnie ludzki umys Angeliny. Nagle zrozumiaa, e ludzkie opowieci s jak owe
zwinite wymiary. S czci nieustannego taca energii na powokach atomu obejmujcego
wszystko, co rozwino si w kosmosie. wiadomo jest nierozerwalnie wpisanym w tkanin
Manuel mia racj. wiat literatury bez wtpienia wyzwoli Angelin. Czasami jeszcze
mylaa o odnalezieniu ma, ale rwnie czsto rezygnowaa. Poczucie winy, by moe, z
powodu utraty Louisa.
Ktry nigdy nie dotar do Parya, jak si dowiedziaa.
Spacerujc lewym brzegiem Sekwany, zajrzaa do galerii, gdzie wystawiano prace
Cezannea, Picassa, Cassatta. Angelina wiedziaa, e dachy budynkw wokoo porastaj
kwiaty, po niebie lataj wielkie pszczoy, a na wiey Eiffla znajduje si regeneracyjne
Gniazdo, Ul, emitujce dane, ktre odbieraa przez lask z kadej powierzchni Parya, jednak
tego aspektu miasta nie widziaa i ani troch jej nie obchodzi.
Wolaa y i widzie epok, ktra wydawaa si bardziej interesujca - okres mniej
wicej od lat osiemdziesitych osiemnastego wieku do samobjstwa Wirginii Woolf, nie
potraficej znie myli, e zaczyna si kolejna wojna.
Staraa si nie myle o Chesterze.
KWIECIE 2115
Pewnego ranka, podczas spaceru, Angelina zajrzaa do galerii zaoonej przez brata
Van Gogha.
To by jej wasny pomys. Uywajc literatury - w tym przypadku listw malarza odtwarzaa wizj konkretnej epoki. Staa si czci Parya, karmia miasto wizjami,
oczarowywaa ich gbi.
Tutaj wanie odbyway si zebrania Komisji Kultury, ktra z caego serca popieraa
plan bada i wdraania nowych rozwiza technologicznych. Najwyraniej, jak powiedziaa
ta kobieta, Illian, Angelina bya jedn z niewielu osb, ktre w pewnej mierze potrafiy
kontrolowa program Gra w klasy. Wanie go testowaa.
Pod tym adresem, rzecz jasna, na przestrzeni wiekw miecio si wiele innych
instytucji, jednak Angelinie wpisany zosta feromonowy kod, uwypuklajcy fizyczne cechy i
podsuwajcy nazwy, ktre kilka miesicy wczeniej pozostaway gboko ukryte wrd
literackich zbiorw wpisanych w umys Bajarki.
Wewntrz powietrze przesyca zapach farb olejnych. Obrazy zapewne wyschy lata
temu, lecz charakterystyczna wo, ledwie wyczuwalna i niemal zanikajca, nadal si z nich
unosia w galerii. Angelina zastanawiaa si, czy staa si ju tak wraliwa, e mogaby
wyczu wchem konfiguracj fotonw i wyrni elementy tworzce bogactwo barw na
obrazach mistrzw.
Kupia Van Gogha, pierwszy obraz sprzedany przez wdow po bracie malarza, i
zabraa do mieszkania.
Zadomowia si w kocu. Po mudnych tygodniach nauczya si porusza po
apartamencie tak dobrze, jakby to bya jej wielka kuchnia w Argentynie. A kiedy wychodzia
ze sklepu prosto w soce przebijajce si przez cikie chmury i wizje tysica pisarzy zlay
si w jedn, ograniczon do zapachu i dokadnego miejsca, z satysfakcj poczua, e nareszcie
jest w Paryu. Nie widzc, poznawaa ulice przez opowieci. Dostp do takiej wizji nie
odbywa si ju tylko przez Angelin, lecz take przez tych, ktrzy zostali wybrani, by jej
pomc. Co tydzie wypeniaa biae plamy na mapie wasnego umysu, poznajc nowe
miejsca przez pryzmat zwizanych z nimi historii. Bya Bajark, Kartografem Czystych
Uczu. Gra w klasy rozbudzia w niej co, co wczeniej byo gboko ukryte i upione. A
trudno uwierzy, e program zabi tak wielu ludzi. Angelina dziki niemu zyskaa pewno i
si.
Staraa si nie wspomina Louisa. To byo konieczne. Inaczej mogaby popa w
kracow depresj i smutek, zanurzajc si w opowieciach sprzed wiekw.
Manuel. C... To inna sprawa. O Manuelu po prostu nie mylaa.
Miesic temu Angelina wesza do kawiarni, zamwia kaw i brioche, drodow
bueczk z masem. Tego ranka wszystko spowijaa biel, wic kobieta moga si rozluni,
suchajc brzku srebrnej zastawy, syku ekspresu, szczku talerzy. To wszystko miao swj
charakterystyczny rytm, podobny do rytmu ptasich treli, jakie syszaa z okien mieszkania. Po
niadaniu chciaa popracowa nad map opowieci. Wymagao to specyficznego wysiku
umysowego, Angelina jednak czua, e w tym jednym jest naprawd dobra.
Wtedy usyszaa gos, ktry zatrzyma j w miejscu.
Manuel.
Chciaa od razu wsta i zawoa go po imieniu, lecz po tym, co powiedzia, zmienia
zdanie.
- Och, tak. Mam on. w Argentynie.
- Charmaine tak wanie powiedziaa - odpar damski gos.
Manuel odchrzkn. Zawsze tak robi, gdy by zdenerwowany.
- No, tak... Charmaine. Zerwalimy. Naprawd. A jeeli chodzi o moj on i o mnie,
to bardzo si rnilimy. Nie rozumiaa mnie, nie rozumiaa, co robi i co chc robi. I wcale
nie rozumiaa literatury.
Jak najbardziej. wita prawda. Jednak Angelina poczua ukucie blu. Czy nie miaa
z konia czy...
- Znam j! - wtrcia towarzyszka Manuela. - To Bajarka. Mapuje i bada program...
- Zamknij si! - Manuel i Angelina warknli jednoczenie, idealnie zgodni w tej jednej
chwili. Mczyzna mocno cisn do ony.
- Co si stao? - spyta z naciskiem, natarczywie.
- To ta ksika. Ksika, ktr przysae. Gra w klasy. Louis pokn nonik z
programem i wyjecha do Buenos Aires.
- Bez wtpienia zatrzyma si u tej bogatej ciotki. Jak ona si nazywa? Clarissa.
- Na pocztku owszem. Ale zabukowa bilet na statek pyncy do Parya. Chcia si
dosta tutaj, do ciebie.
- Ale... jak moga na to pozwoli? Ile mia lat, gdy przysaem ksik? Szesnacie?
- Siedemnacie. - Zdusia gorzki miech. - Obwinia mnie o twoje odejcie. Myl, e
susznie.
Ramiona Manuela objy j mocno.
- Tak mi przykro - wydusi cicho. - Gdybym wiedzia. Nigdy nie powiedziabym
tego... tego, co mwiem.
Angelina odsuna si, ukrya donie w kieszeniach.
- Oczywicie, e nie. - Hipokryta. Wanie tego mczyzny szukaa, przemierzajc p
wiata? Takiego go nie znaa. Oczywicie wszystko wygldao teraz inaczej. Oboje byli ju
innymi ludmi. Angelina musiaa szczerze przyzna, e nigdy nawet by nie pomylaa o
przyjedzie do Parya, gdyby nie porwanie i Gra w klasy. I gdyby nadal panowaa nad swoim
maym wiatem. Ale teraz tworzya zupenie inn, now opowie, wanie dziki
Manuelowi. Nie wiedziaa, czy to dobrze, czy le, ale zdecydowanie inaczej.
- Problem w tym, e Louis zagin bez ladu.
- Bez ladu?
Nie, oczywicie, by lad. Dziwaczna bajeczka Chestera o transmisji radiowej.
Rosncy i janiejcy ksiyc przy ku Angeliny.
Uwiadomia sobie naraz, e jest teraz lepsza w tej grze ni Manuel. Mogaby zala go
potokiem literackich myli i obrazw z caego wiata, by przekaza mu metaforycznie, co si
prawdopodobnie stao z Louisem. Mogaby stopniowo i precyzyjnie przej do wasnych
wtpliwoci i nadziei. Umiaaby rzuci Manuelowi jedn celn ripost, ktra przygniotaby
go do dna na dugie tygodnie i wymusia poczucie winy. A na koniec dodaaby jeszcze wasn
rozpacz, gniew i rozczarowanie.
Ale nie powiedziaa ani sowa.
Odwrcia si, prbujc wrci do swojego stolika. Moe znajdzie tam lask. Nie
widziaa teraz nic oprcz bieli. A pomidzy fotonami bya czysta, gboka ciemno. Po
policzkach pyny jej zy.
- Angie. Prosz... - Manuel chwyci j za rami. Wyrwaa si. - Co ci jest?
- Nie widz.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
Trawi to, co powiedziaa, przez kilka sekund.
- Trudno w to uwierzy. Jestemy w Paryu. Moemy sprawdzi, co ci si stao, i
przywrci ci do poprzedniego stanu.
- Nic mi nie jest. Nie jestem chora. Nie chc wraca do poprzedniego stanu.
- Wic jak, na Boga, mamy znale Louisa? Przecie nie widzisz? Mwi ci, tutaj
mona wszystko odwrci, wyleczy, naprawi. Wszystko. Musimy odszuka Louisa.
Mwia, zdaje si, e wybiera si do Parya?
Przystana biorc gboki wdech. Powinna mu to powiedzie zwyczajnym, prostym
hiszpaskim.
- Myl, e Louis nigdy nie opuci Argentyny. Sdz, e zmieni si w wiato.
Manuel puci jej rami.
Usyszaa, jak kobieta, ktra przysza z jej mem, pyta:
- Co to znaczy? Luz? wiato? Ona oszalaa. Potrzebuje pomocy. Musimy wezwa
pomoc...
A Manuel odpowiada:
- Jeeli jest obkana, to bdzie si przy tym, co mwi, upiera. Uparta, szalona
kobieta. Znam j, wierz mi. Nic nie poradzimy. Chodmy. Musz znale mojego syna. Moja
ona nie zamierza mi pomc.
Angelina poczua, e Manuel odchodzi. Tym razem na zawsze.
- Prosz bardzo, szukaj Louisa! I znajd go! - krzykna za nim, a przynajmniej miaa
nadziej, e jej sowa towarzyszyy mu w ucieczce.
On ma racj - pomylaa, krcc si bezmylnie, a poczua klepnicie w rami.
- Madame, pani laska - powiedziaa kelnerka. Angelina uja cylindryczn rczk i
poczua, e wizja wrcia.. Niewielka, niezbyt wyrana. Tylko podoga, ciany, ostre wiato
za oknami, ale adnych szczegw.
- Przepraszam za zamieszanie.
- To nie pani wina - odpowiedziaa kelnerka. - Ten facet to winia.
Angelina westchna.
- Ale nie. Jest w porzdku. Po prostu nieatwo jest si pogodzi z tym wszystkim.
Opada na krzeso. Opara si wygodniej i zatracia we wspomnieniach o Louisie.
Louis jako dziecko, Louis bawicy si z ojcem na podwrzu w soneczny dzie. Angelina
powstrzymywaa si od paczu.
Caa ta literatura, ktr nosia w umyle, wszystkie opowieci, byy niczym. To tylko
nieustajcy wiergot ptasiej gromady. Historie stanowiy jedynie sposb, by czowiek mia
poczucie swojego miejsca w czasie i przestrzeni, byy jak uspokajajce sygnay, jak dowd na
istnienie innych ludzi, jak zwierciado.
Ale ten poranny incydent sprawi, e pragnienie Angeliny, by odnale ma,
znikno.
MAJ 2115
METAMORFOZA
- Jest unikalny. Niestety. Co wicej, przeszam przez rne stadia dojrzewania, jak
zwyczajny czowiek, a moje ciao modzelowate jest wiksze ni u innych...
Dowiedziaa si tego, gdy tylko znalaza si w Paryu. Takie informacje na caym
wiecie nie byy atwo dostpne.
- Ale, Angelino, ja te musz si rozwija, dojrzewa. Rozpaczliwie tego pragn. Jest
tyle progw, ktre musz przekroczy. Tyle drzwi, ktre trzeba otworzy. Zapominasz, e
byem lalk. Lalk, Angelino. Ju si troch zmieniem, a ty nawet nie zauwaya.
- Zauwayam, Chester - odpowiedziaa sucho. - Ale to co innego.
- To nie jest co innego. - Woy paszcz i usyszaa tylko trzaniecie drzwi.
Wrci po kilku godzinach. Jedyne, co powiedzia, to:
- Jest pno, jestem zmczony.
Pooyli si bez dalszych dyskusji. Angelina obja go, ale odtrci jej do.
- Nie czuj si najlepiej.
- Ale ju si nie dsasz, prawda? - Dotkna jego czoa. - Masz chyba lekk gorczk.
Przynios ci co...
- Nic mi nie jest - odpar krtko. - Nic nie moesz zrobi. pij.
- Dobrze - zgodzia si, po czym posusznie zamkna oczy i zasna.
*
Obudzia si nagle, syszc, jak omocze jej serce. Ale byo co jeszcze. wiato.
- Louis! - krzykna, odrzucajc przykrycie. Wyskoczya z ka i pobiega w stron
jasnoci, ale zahaczya o krzeso i upada. wiato zniko. Przy Angelinie pojawi si Chester.
- To by Louis. - Draa.
- Widziaem.
- To niemoliwe - zaprzeczya.
- Poniewa to ty jeste inna? - zapyta, ale bez gniewu, agodnie. - Pamitaj, Angelino,
ja take byem radiem. Nadal jestem. Chciaem si upewni, e t cz mnie uda si
zachowa, i powiedziano mi, e mona to zrobi. To jest Pary. Jestemy czci ogromnej
anteny, rozcignitej przez ca Europ. Wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Musz i. Teraz. - Popieszya do drzwi, ale zawadzia o co i musiaa si
przytrzyma ka. Powoli osuna si na posanie i prbowaa sobie przypomnie, gdzie co
jest. Ale nie miaa czasu, musiaa si spieszy.
- Gdzie s moje buty? Czy zaczo pada?
- Dokd si wybierasz?
- Na wie Eiffla.
Angelina opara lask o chodnik i poczua, jak przebiega przez ni lekki prd.
Odwrcia si w stron budynku i prd sta si mocniejszy.
Kiedy tak staa przed zatoczonym frontem hotelu, dwiki umilky na chwil, a potem
poczyy si w jedn melodi.
Na pocztku bya odlega i cicha, ale stopniowo narastaa, wypeniona rytmami, ktre
zdaway si rni od siebie cakowicie, jak rzeka pynca naprzd, lecz zarazem krcca si
wrd wirw, w polu widzenia Angeliny bya jedynie czysta biel, zaraz jednak wypeniy j
symbole i liczby, rozbyskujce tak szybko i intensywnie, e nie moga skupi wzroku. Mimo
to czua, e je przyjmuje, jakby spoywaa eteryczny posiek - tak bardzo symbole wydaway
si namacalne, istotne i tak esencjonalne. Znikno ciao Angeliny, zmienio si w cig liczb.
Czas nie istnia. A jednak, gdyby tylko zapragna, mogaby zobaczy wszystkie czasy; jej
czas, czas innych osb, chwile pene emocji, ktre zapisay si w umyle dziki wraeniom
zmysw. Potna muzyka nie niosa nic oprcz uporzdkowanych czstotliwoci. Nic oprcz
wiata, w tej jednej chwili Angelina czua wi ze wszechwiatem. Chwila doskonaoci.
Zawsze istniaa. Bajarka zawsze chciaa, by istniaa.
*
- Angelino! - Chester uderzy j w policzek, zabolao. Otworzya oczy i ujrzaa biel,
ale otoczy j dobrze znany, bliski zapach, ostry i mocny. Odetchna gboko i poczua na
twarzy oddech towarzysza, wzdychajcego z ulg. - Dobrze si czujesz?
- Gdzie jestem?
- Na awce w parku.
Dwiki powoli staway si czyste, a chodne powietrze nocy nioso orzewienie.
Usiada przy pomocy Chestera i opucia nogi na ziemi.
- Ach! To ten may park, ktry minlimy. - Bya przemoczona i zmarznita.
- Tak. - Obj j ramionami. - Co si stao?
Angelina syszaa ryk tumu i muzyk dobiegajc z ulicy.
- Nie wiem. To bya jaka fala. Nie potrafi opisa.
- Czuem j troch. - w gosie Chestera brzmiao rozczarowanie. - Moe jak duej z
tym poyj, dojrzej wystarczajco, by zrozumie wicej.
- Poyjesz z czym?
- Z niczym.
- Chester, przesta myle, e jeste niewystarczajcy albo niedorobiony.
- Jestem. Ale nie bd. Cho moe zawsze jest co wicej...
- Mam nadziej - powiedziaa. - Chodmy, czuj si ju duo lepiej. Zabawmy si.
po prostu co, ponad co nic wikszego nie mona sobie wyobrazi. By moe ludzie fizycznie
nie byli zdolni do zrozumienia.
Moe ich umysy trzeba byo zmieni, by umoliwi prawdziwe rozumienie czego, co
zawsze, od wiekw, zdawao si poza zasigiem pojmowania, niezalenie od sposobu, w jaki
byo opisywane lub definiowane.
A Chester stara si podda tej zmianie ze wszystkich si.
- Chciabym odwiedzi Miasto Pksiyca - mwi wanie. - Moe tam stan si w
peni czowiekiem. Wicej ni czowiekiem. Angelino, co si dzieje. Co, co bdzie...
wyszym stopniem rozwoju. A ja pragn osign ten stopie. Syszaem, e zbiera si grupa,
ktra wkrtce wyrusza.
Nie mylc, krzykna:
- Nie! Nie moesz wyjecha! To zbyt niebezpieczne!
Rozemia si.
Uznaa, e powinna nieco zagodzi ton.
- Nie chc ci straci.
- Wic to ty mnie zostawisz i nigdy si ju nie spotkamy? Znakomite rozwizanie.
Angelino, mwia o wyjedzie. Mwia przez sen.
- Naprawd? Sdz, e si nad tym zastanawiaam. Ale mimo wszystko ty masz
wybr, Chester. Ja nie. To nic przyjemnego. Mog by jak leming. Dopki masz wybr,
powiniene si temu opiera.
- Ale musz si troszczy o ciebie.
- Bez ciebie te wietnie sobie dawaam rad.
- Oczywicie. Prawie wpada pod samochd.
I przerzucali si argumentami a do nastpnego wieczora, gdy poszli na spacer wzdu
kanau przy Notre Dame. Chester powiedzia wtedy:
- Prosz tylko o jedno, Angelino, ebymy w tym uczestniczyli. Tylko to. Nie wierz,
e co stracisz. I chciabym mie nadziej, e czujesz zew rwnie mocno jak ja.
A kiedy j obj, zrozumiaa, mwic jednoczenie:
- To co, czego i ja pragn, Chester. Ciesz si, e pjdziesz ze mn. Ciesz si, e
chcesz si sta czowiekiem. I czym wicej ni czowiek.
Nie, eby miaa wybr, kiedy to si zaczo. Uwiadomia sobie jednak, e mimo
wszystko czuje ogromn wdziczno.
*
Kilka dni przed wyjazdem Angelina usyszaa pukanie do drzwi. Przygotowywaa
chwili jego narodzin, kto dojrzewa w niej i uy jej ona jako trampoliny do skoku w wiat, a
wczeniej taczy w niej do rytmw pieni gauczw.
Zarazem jednak przekaz by czysty jak wizja. Klarowniejszy ni wczeniejsze wizje
Angeliny; duo janiejszy, tak bardzo realny, tak bardzo prawdziwy.
To bya kolejna opowie.
Na pocztku pojawi si komunikat matematyczny, nastpi bysk i przekaz wypeniy
symbole towarzyszce muzyce, ktra poruszya kad komrk ciaa i przepyna przez ni,
odwieajca jak yk czystej, chodnej wody w upalny letni dzie, z symboli bia obco, nie
byy jednak tylko prezentacj wizualnej strony przekazu: przynosiy now matematyk,
pochodzc z miejsca, gdzie przebywa teraz Louis.
Angelina patrzya, suchaa i zanurzaa si w tej nowej opowieci.
Kiedy jedna transmisja dotara do Ziemi, obiega j i popyna dalej. Potem nadesza
nastpna. I kolejne, i jeszcze wicej, uderzajce staccato w comiesicznych cyklach.
Wczeniej dla tych przekazw oczyszczono drog. Za pomoc El Silencio. El Silencio,
cisza wywoana impulsami, ktre wygenerowane zostay przez istoty rozumiejce natur i
fizyk wszechwiata znacznie dokadniej ni ludzko. Przekazy ujawniay si przypadkowo i
wpyway na ludzi w sposb niemoliwy do przewidzenia.
To proces, ktry rozpocz si wiele lat temu, a jeszcze wicej lat miao upyn,
zanim zacznie si zblia do koca. Przekaz pochodzcy z niewyobraalnie odlegego czasu i
miejsca.
Jestem teraz inny; zostaem przemieniony. Sdz, e jestem porednikiem. cznikiem.
Trafia mi si... sposobno. Znajduj si jednoczenie w dwch miejscach. To co wicej. To
idea miejsca. Nawet sowa s ograniczeniem i osobliwoci - to jest tak, jakbym mia
nieograniczony w aden sposb widok ze szczytu gry, na ktr wspinaem si ciek z
ograniczon widocznoci. Tutaj nie ma poj jednostkowoci, osobnoci ani nawet
dwoistoci. Tutaj istnieje tylko rwnoczesno.
Angelina suchaa tego gosu, teraz ju gosu mczyzny. Przyjemny, mwicy po
hiszpasku tenor, w ktrym brzmiao jeszcze echo dziecistwa. Jak zbieracze to zrobiy? Jej
oczy wypeniy si zami i popyny po policzkach, gdy mrugna. Nie zwrcia na nie
uwagi.
Tu jest wiato. Tak wiele wiata. Poznaem teraz wiato, a wiato poznao mnie.
Jest tylko jeden wybr dla tych, ktrzy s przygotowani. Musicie by gotowi na to, co ma si
sta. Wasze ciaa musz by gotowe. Gotowe jak embrion, ktry, kiedy nadchodzi czas
narodzin, jest w peni przygotowany do odbioru wiata i dwiku, do tworzenia obrazw
11 SIERPNIA 2115
IO I SU-CHEN
Morze byo intensywnie turkusowe, z wysokimi falami. Wrd nich niewielka dka z
delikatnym biaym aglem koysaa si powoli, zdajc na zachd. Kilka petw trzepotao
wzdu prawej i lewej burty, a na rufie ogon ospale falowa na boki.
Na pokadzie znajdowaa si samotna dziewczynka, szczupa, wysoka jak na swoje
trzynacie lat, z azjatyckimi rysami i paskudnymi oparzeniami sonecznymi. Jej dugie, czarne
wosy zlepiy si od soli. Dziewczynka bya naga, ale leaa pod ochronnym baldachimem.
Obok leaa wysoka, chuda i kocista kobieta, ubrana w podarty biay kombinezon. Na
nogawkach i torsie wida byo czarne smugi przypalenia i sadzy.
W niewielkiej klatce spa kot.
Stateczek par przed siebie kursem ustalonym na podstawie fotografii o wysokiej
rozdzielczoci, zrobionych z Ksiyca. Podczas eglowania system odzi dojrzewa i uczy
si, stawa si sprawniejszy. Od Io dosta mapy gwiazd i posugiwa si nimi teraz, by
kierowa d dokadnie na jeden punkt, naprawd bardzo niewielki punkt, ledwie widoczny
z Ksiyca przez teleskopy o najwyszej mocy.
Io obudzia si od razu, tego wieczora, gdy chodny, obcy wiatr wista przenikliwie
pod oson przeciwsoneczn. Blask zachodzcego soca szybko stumiy ciemne chmury,
rozleg si grzmot, a niebo rozdary byskawice. Io niezbyt przytomnie zarejestrowaa, e
agiel si zrefowa. Gdy zmoczyy j pierwsze zimne strugi deszczu, tkanina namiotu rozpia
si nad ni i Su-Chen, skulon teraz i pojkujc ze strachu.
Io signa po lnic kul koyszc si pod wewntrznym nawisem burty, z
wysikiem odwrcia si i wsuna srebrzyst, mikk bryk w usta dziewczynki.
- uj - wyszeptaa przez wyschnite gardo. Po chwili Su-Chen wykonaa polecenie,
przeua i przekna, ale nie otworzya oczu.
Io to jednak wystarczyo. Drug kulk wzia dla siebie. Pyn zawarty w tej duej
- Gdzie?
- Miasto Pksiyca.
- Na to wyglda. Kurs dokadny jak po sznurku.
Io poczua ulg.
Mczyzna mwi dalej.
- Nie chcesz tam pyn, kobieto. Wanie stamtd wrciem. Miaem szczcie, e
udao mi si uciec. Dobrze, e ci znalazem. Miasto Pksiyca sprowadza na ludzi obd.
- I z ciebie te zrobio szaleca, tak? - Oczy Su-Chen byy otwarte. Mwic,
obserwowaa nieznajomego uwanie, ale nie poruszya si ani odrobin.
- To nie jest zabawne - odpowiedzia. - To nie arty, dziecinko.
- Co masz na myli? - zapytaa Io.
- Mwi, e miasto odbiera ludziom osobowo.
- Czy wanie to ci si przytrafio? - Wydawao si, e Su-Chen nie odpuci tego
pytania. Mczyzna spojrza na ni, oceniajc jej intencje, w kocu oznajmi:
- Udao mi si uciec bez szwanku.
- Dlaczego wszede do miasta, skoro zaraz chciae z niego wyj?
- Jestem piratem.
To zaalarmowao Io. Nie bya na Ziemi od dawna, lecz zdawao si jej, e piractwo nie
jest zjawiskiem pozytywnym ani zwyczajnym dla Miasta Pksiyca.
- Co to jest pirat? - zapytaa Su-Chen, nadal nie ruszajc si z miejsca. Jej gos brzmia
beznamitnie. Mczyzna unis brwi.
- Dlaczego po prostu nie pjdziesz spa?
- Chc wiedzie.
- Suchaj, pochodz z maej, biednej wyspy. Od dawna kryy tam pogoski, e
Miasto Pksiyca moe wyleczy kad chorob, e jest tam wiele bogactw, wszystko za
darmo. Miasto miao wszystko, czego brakowao na wyspie. Jestem piratem od wielu lat.
Lubi to, naprawd.
- Ale co to jest pirat?
- Piraci, dziecinko, zajmuj si upieniem, okradaniem i zabijaniem ludzi, ktrzy
stawiaj im opr. To wanie z tob zrobi, jeli nie przestaniesz si wymdrza.
Konfederacja Karaibska piratw zakontraktowaa mnie i moj zaog kilka miesicy temu i
zaprosia do udziau w ataku na Miasto Pksiyca. Jedna grupa nie miaaby szans, ale gdyby
si zgromadzi i poczy siy, atak na miasto mgby si uda. Tak zrobilimy. Moglibymy
uleczy nasze rodziny i sprzeda zdobyte towary. Bylibymy zdrowi i bogaci. To nie fair, e
miasto ma wszystko, a my nic.
- Masz stosunkowo niski gos - zauwaya Su-Chen. - Czy wszyscy na Ziemi maj tak
niskie gosy?
- Co si stao? - zapytaa szybko Io. aowaa, e nie ma adnej broni.
- Gaja! - Pirat uderzy w wod, ale niepewnie spojrza na Su-Chen, a potem usiad,
opierajc si plecami o burt i krzyujc nogi. - To Gaja sprowadzia obd. I Wspdziaanie.
- Co to jest Gaja? - zapytaa Su-Chen.
Mczyzna achn si:
- Och, Gaja to rodzaj filozofii. Gajanie gosz, e jest jaka rwnowaga, to wszystko,
co wiem. A w Miecie Pksiyca Gaja odbiera ci rwnowag umysu. Wiem, e zaraz
zapytacie o Wspdziaanie. No, to wam powiem. Wspdziaanie ma kontrol nad wszystkim
w miecie. Postpicie gupio, jeeli tam popyniecie. Przejdziecie pranie mzgu. Wkrtce
uwierzycie w Gaj, jak wszyscy moi starzy kumple. Przyjaciele zmienili si w wariatw. I wy
te takie bdziecie. Powinnycie natychmiast zawrci, dla wasnego dobra. Co wicej, cz
miasta ma podobno wylecie w kosmos! - Rozemia si szyderczo. - Doprawdy, chciabym
to zobaczy, z daleka. Pewnie ten odlot zmiecie wszystko wok.
Ku zaskoczeniu Io, Su-Chen wstaa, podtrzymujc si masztu, po czym wykrzyczaa
piratowi w twarz:
- Py-nie-my! Do! Miasta! Pksiyca!
Odwrci si do niej i rykn:
- Zamknij si! Przesta mnie wkurza! Ja tu rzdz, jasne?! - Doskoczy do Su-Chen i
chwyci j za ramiona. Dziewczynka kopna go w brzuch z zaskakujc si.
- Nie wa si mnie dotyka! - wrzasna - Nastpnym razem ci zabij!
Pirat odepchn Su-Chen. Nie uderzy, ale w zamian kopn klatk, ktra wpada do
wody i szybko utona.
- Ostrzegam, e nie jestem cierpliwym czowiekiem!
Su-Chen tylko patrzya.
- To by mj kot. Statku, pozbd si tego pirata. Szybko.
- Chcesz popa w obd, tak? - wrzasn mczyzna. - Wszyscy moi kumple zostali
poskromieni. Przestali by ostrzy.
- Czym byli? Noami? - spytaa Su-Chen. Jej gos wrci do zwykej beznamitnoci. Statku, to trwa ju za dugo.
- Uspokjmy si. - Io postanowia interweniowa. - Daj mi troch czasu, musz
pomyle, co robi.
Jeeli zyska na czasie, moe d zdy wyprodukowa jak bro.
Mczyzna przyklk, zerkajc na Su-Chen i Io.
- Myl szybko. Skd w ogle jestecie, gupie baby?
- Z Ksiyca - odpowiedziaa Su-Chen.
- Te bzdury zaczynaj mnie mczy! - Pochyli si do dziewczynki, ale zaraz upad na
plecy.
Jego twarz poczerwieniaa. A po chwili poczerwieniaa jeszcze bardziej.
- Co to jest... na moim ramieniu? - wydysza. Podnis rk, wspierajc si o dno
tratwy, na ktrej przypyn, z wyrazem bezgranicznego przeraenia na twarzy. Miejsce na
burcie, gdzie trzyma do, z biaego stao si czerwone.
Mczyzna konwulsyjnie apa powietrze. Straszne byo widzie jego twarz i jego
usiln walk o oddech.
- Co to jest? - spia si Io. Su-Chen milczaa. Tylko patrzya.
Mczyzna puci burt odzi i upad w drgawkach na tratw. Po chwili znieruchomia.
- Nie yje - powiedziaa Io.
- Musimy odepchn tratw. To nie by dobry czowiek.
- Nie jestem pewna, czy to takie proste - zauwaya Io. Wytara pot z czoa. - Trzeba
byo znale inne rozwizanie. I nie dotykaj go.
- Zabi mojego kota.
- To nie powd, by zabija czowieka.
- Myl, e chcia zabi te nas. Powiedzia, e chce.
Io milczaa przez chwil. Przez morze przebiegay niewielkie, zielonkawe fale. Soce
palio mocno, promienie przecinay wod i niky w gbinie.
- Moe masz racj. Wyglda na to, e nasz statek zmdrza. Musia wyprodukowa
jaki alergen. - Czerwony lad na burcie zacz znika.
- Musz was zabra do Miasta Pksiyca. - Gos odzi by niezwykle beznamitny,
zupenie jak gos Su-Chen. By moe gdy Io spaa, d rozmawiaa z dziewczynk i uczya
si od niej.
Kobieta usyszaa naraz trzaski wyemitowane przez system sterujcy, jakby odgos
gardowego miechu. Petwy na burtach i rufie poruszyy si szybciej.
- Tak - zgodzia si - to mie z twojej strony. Pooya si w cieniu i wycieczona
zamkna oczy. Syszaa rwny plusk.
Statek pyn dalej.
LIPIEC 2115
Brukowana ta droga7
Pierwsze problemy Angeliny i Chestera zaczy si, kiedy prbowali wej do pocigu
z pozostaymi paryanami udajcymi si do Miasta Pksiyca.
Podczas wspinaczki po stopniach Angelina z przyjemnoci chona wizje pynce z
kadej powierzchni, kiedy nagle kto za jej plecami stwierdzi:
- Sire, nie ma pan pozwolenia, by jecha tym pocigiem.
Odwrcia si i oznajmia stanowczo:
- On jest ze mn.
Kontrolerka o rowych policzkach i jasnych wosach splecionych w warkocze
powtrzya spokojnie:
- Przykro mi, madame, ale...
Angelina przerwaa jej natychmiast:
- On jedzie ze mn. Chodmy, Chester.
Weszli midzy rzdy siedze i zajli miejsca. Chester opad bezwadnie na fotel
naprzeciw Angeliny, jakby nadal by nieszczliw lalk.
- Nie przejmuj si tak - powiedziaa. Pochylia si i uja go za rce. Jego twarz bya
cakowicie spokojna, tylko w orzechowych oczach czaio si zmartwienie. Jasna skra, piegi,
krtkie, rude wosy, tak rozczochrane, e a niemal zabawne. Wyprostowa kociste, szczupe
ciao, podcign dugie nogi i pochyli si do Angeliny. Trzymali si za rce, gdy pocig
rusza.
- Zdaje si, e mam wizje - powiedziaa. - Czuj je, tocz si wok. Miliony
onierzy. Lekarz siedzcy samotnie i martwicy si wybuchem epidemii. Proust jadcy do
rodzinnego domu.
Popatrzy jej w oczy. Pocig okra wielkim ukiem miasto, po czym min ostre,
jasne wiato i budynki Parya zaczy si oddala. Nabierali prdkoci.
7
Taka droga wiedzie do Szmaragdowego Grodu w powieciach Franka Bauma, w jzyku potocznym jej
nazwa staa si synonimem drogi ku beztroskiemu, penemu fantazji yciu (przyp. red.).
omin wyrw na nabrzeu. Miejsce przesycone byo zapachem ryb, morza i kurzu.
- Niech spywaj - odpowiedziaa. Jej umys wypeniy eglarskie opowieci. - Moe
tak jest lepiej.
Wynajli d, zapewniajc agencj, e zamierzaj po prostu przez miesic eglowa
w luksusowych warunkach. To by jacht, ktrym, jak sdzia Angelina, mona by przepyn
Atlantyk. Wynajli rwnie zaog, ktra zostaa oywiona, gdy jedli na ldzie kolacj - zup
rybn i wino w nadbrzenej restauracji. Zaoga - agent podkreli, e nie naley jej traktowa
w kategoriach ludzkich - miaa przyprowadzi d, gdy Angelina i Chester wysid w
Miecie Pksiyca.
- Agent zapewni, e nie bd nam wchodzi w drog - powiedziaa Angelina,
odgryzajc kawaek chrupicego pieczywa.
- Nie, jasne, e nie - westchn Chester aonie.
- Jeeli zamierzasz si dsa, moe powinnimy zrezygnowa.
- Moe powinnimy mie czas, eby to przemyle. Gdybymy tylko poczekali par
miesicy, pogoda byaby lepsza i zapewne rejs trwaby najwyej dziesi dni. O tej porze s
straszne sztormy.
Angelina pokiwaa gow.
- To prawda. Bezwzgldnie. Ale mam silne przeczucie, e wtedy bdzie za pno.
- Rwnie silne jak twoja wczeniejsza potrzeba, eby wyjecha?
- Tak, to podobne uczucie - zgodzia si. - Za wszelk cen musz pyn ju teraz.
- Mam wraenie, e twoje ycie rzdzone jest tym za wszelk cen" od jakiego
czasu.
- Cay czas, jak sdz. Ranczo, za wszelk cen. Nawet za cen mojego maestwa.
Moe gdybym si zgodzia wyjecha z Manuelem, albo chocia przeczyta ksiki, ktre mi
podsuwa... Ale w kocu tak, jak wyszo, te jest dobrze.
- Dzikuj.
- Dobrze si stao. Musiaam pojecha do Parya i to te byo dobre.
- Dzikuj ci raz jeszcze. - Jego gos brzmia skromnie i szczerze, pomaga Angelinie
w rozwaaniu decyzji, jak podja.
- Jeeli... Jeeli zdecydujemy si czeka, moe nam to nie wyj na dobre.
- Dlaczego? Co moe si sta?
Rozemiaa si wbrew sobie, wbrew poczuciu, e trzeba si pieszy, a wiato i
ciemno wymieszay si w jej wizji.
- Nie wiem. Och, Chester! Wierz mi, mam milion powodw, eby zosta, a kady
11 SIERPNIA 2115
DANYA I KOJOT
Pksiyca/Inteligencja,
Rozsdek,
Uyteczno,
do/Wiksze
Szalestwo/Teraniejszoci i ju. Ot, caa historia Danyi. Tylko czemu tak piekielnie bolay j
nadgarstki?
Zajrzaa do bagay i wyja toboek wielkoci bagietki. Rozwina materia na ziemi.
Nie byo to jednak pieczywo, lecz namiot. PRZED OTWARCIEM ZAPOZNA SI z
ULOTK, cholera! Danya rozwina kolejn pacht i odskoczya, gdy tkanina napenia si
powietrzem, formujc si w omioktny namiot mogcy pomieci nawet dwie osoby.
Przyklka przed okrg przeson, najwyraniej wejciem. Po prawej znajdowa si
may panel dotykowy. Danya wybraa KAMUFLA i ujrzaa, jak pokrycie nabiera barw
otoczenia - gbokiej zieleni i khaki. Jakie geny ryby lub jaszczurki, a moe owada stwierdzia. Wejcie rozcigno si i oznajmio, e jest teraz zaprogramowane na komendy
dotykowe Danyi oraz e namiotu nie mona przeci noem, pi acuchow, kulami czy
innymi paskudnymi urzdzeniami. Ciepy, spokojny gos doda take, e namiot jest dobrze
osadzony w ziemi. Naraz spokojn wypowied przerwa zupenie inny gos:
- Tu Darryl Feinster, projektant tego namiotu. Ten wzr zosta po prostu ukradziony!
Nie przez jaki pieprzony koncern, ale przez cholernych socjalistw. Pracowaem nad tym
projektem naprawd ciko! A teraz bd go rozpowszechnia, a ja nic z tego nie bd mia.
Troch wiata i nagle okazuje si, e kopia GOTOWA. UKRADLI mj program! I prosz,
ju jest napisane, e wszelkie dane s wasnoci GAI. GAI?! Bez JAJ! Powinienem lepiej
pozna miejsce, w ktrym siedziaem tak dugo. Informacja chce by WOLNA? No,
PRZEPRASZAM. Zdaje im si, e dane spadaj z nieba gdzie we wschodnim Teksasie, a
kiedy trafi na urodzajny grunt czy co, to wyrastaj z nich liczne, mae namioty?
Zapamitajcie, przeklci zodzieje, gdy ten namiot ochroni was przed deszczem lub inn
pogod, przygotuje wam co do jedzenia i picia, czy inne fajne rzeczy - zapamitajcie, e to ja
wymyliem ten namiot! I CO mi si za to naley! Bo CIKO nad nim pracowaem!
Ochrypy gos Darryla Feinstera rzuca gone przeklestwa i inwektywy, a wreszcie
zamilk, w chwili ciszy Danya poprosia:
- A zatem przygotuj co dla mnie, namiocie.
- Moe by kubek zioowej herbaty?
Wesza do rodka przez rozcigliw przeson. wiato w namiocie byo
zielonkawote, przez tkanin bowiem przesczay si ostatnie promienie soca. Uoya si
na plecach.
- Co jeszcze masz w menu?
Teraniejszociach?
Szczki kojocicy zatrzasny si, a potem otwary, by pozwoli pyn dwikom.
te oczy lniy w ciemnoci.
- Taa... Znowu te przeklte Teraniejszoci. Dlatego tu jestem. Stworzono mnie w
Biolaboratorium Rdzennych Amerykanw. Jakie trzydzieci mil std. Teraniejszoci,
Teraniejszoci, Teraniejszoci. Trudno powiedzie. Jeeli to jaki legalny system, nie warto
si procesowa. C moe wiedzie kojocica, ktra pragnie by tylko archetypem... Znaczy,
mogabym poszuka gdzie informacji. - Uniosa si nieco i z bliska spojrzaa na Dany. Wiem tylko, e Teraniejszoci przychodz i e Teraniejszoci s tu zawsze. Maj co
wsplnego ze snem.
Podniosa si nagle, stajc naprzeciw Danyi, i odwrcia gow. Jej ky zalniy w
wietle ksiyca. A potem zawya:
- Teraniejszoci maj co wsplnego z TOOOOB!
Danya zerwaa si, chwycia rower i pchna go, wskakujc na siodeko, z rozpdu
przejechaa par stp, zanim trafia stopami na peday. Przednie wiato zabyso, owietlajc
jej drog. Danya przypieszya i wiato zrobio si janiejsze.
- Wracaj tu! - wrzasn namiot. - Nie moesz mnie tu po prostu zostawi!
Skrcia na midzystanow i pedaowaa godzin, cho nogi si jej trzsy. Ksiyc
zaszed, wic gdy si rozgldaa, nie widziaa, czy kojocica dalej za ni biegnie, zdawao jej
si bowiem, e wczeniej j widziaa. Nagle zrobio si zupenie ciemno i Danya moga sobie
wmawia, e to jednak sen. Albo e kojocica zrezygnowaa z pocigu. Inna sprawa, e
dziewczyna bya kracowo wyczerpana. Zatrzymaa si, wesza na wysepk pomidzy
pasmami autostrady, na ktrej nie byo ju ruchu, i opada na ostr, tward traw.
Niezobowizujcym tonem kojocica oznajmia tu przy uchu Danyi:
- Nie martw si, cho to uwielbiam, nie wolno mi ci zje.
Dziewczyna zerwaa si znowu, pchna rower i zacza pedaowa.
*
Gdy wzeszo soce, Danya przekonaa si, e jedzie po dwupasmowej drodze
szybkiego ruchu, przecitej trawiast miedz. Nie przypominaa sobie, aby na ni wjedaa.
Nie wygldao to dobrze. Kilka drg midzystanowych przebiegao wyej, niemoliwie
daleko. Czua, e kto na ni patrzy, nie bya jednak pewna. Znajdowaa si moe o pi mil
od murw Miasta Kwiatw - o ile byy to wanie one. Wysokie, nagie ciany. To, co byo za
nimi, cakowicie dystansowao, jeli chodzi o formy, mentalno i zmiany w obrbie
ludzkiego DNA, to co pozostao na zewntrz miasta.
Pod murami stay walce si domy z odpadajcym tynkiem i poamanymi
dachwkami, a centrum handlowe stanowio waciwie pltanin krokwi, najwyraniej
zrobionych z wytrzymaych, odpornych na zniszczenia materiaw. Danya zbliya si do
pustej wystawy i pchna otwarte szklane drzwi. Poprowadzia rower po rampie i zjechaa
prosto do sklepu.
Wewntrz byo pusto, na posadzce lea drobny gruz, zza moduw toalet dochodzi
zapach stchlizny. Przy kocu znajdoway si drzwi ze stalow barierk i kilka wysokich,
potuczonych okien oraz wielka, poszarpana dziura w suficie, ale szklana tablica przed
frontem budynku nie nosia ladu zniszcze. Danya zbadaa drzwi i zamkna je na zamek, z
satysfakcj suchajc krtkich klikni zapadek.
Wtedy usyszaa huk. Wystrza.
Kojocica biega przez parking prosto do wejcia, broczc krwi.
- Wpu mnie - szczekna. - Prosz! - Upada tu przed szyb.
czerwonej plamy. Trzy Niemoliwoci obrcia gow i sapaa ciko, charczc. Danya
usiada zmczona.
- Wybacz - wydyszaa kojocica. Gowa jej opada, zamkna oczy.
Danya wstaa, pobiega przez sklep do azienki. Przekrcia kurek, ale nic si nie stao.
- Cholera.
Wrcia do zwierzcia, podniosa podarte ubranie i zacza owija prowizoryczne
bandae wok opatrunku. Gdy przecigaa do pod torsem kojocicy, Trzy Niemoliwoci
jczaa cicho. Wreszcie Danya oznajmia:
- Zrobione.
- Woda?
Danya zerkna do manierki. Zostaa moe kwarta. Kobieta nalaa troch do
wycignitej z bagay miski. Potem przyoya naczynie do pyska kojocicy i przechylia, by
pomc osabionemu zwierzciu. Trzy Niemoliwoci pia powoli, a i tak wikszo
zawartoci miski znalaza si na pododze. Potem kojocica zadraa i zasna.
Kiedy wiat pulsowa i jania peni dnia, Danya si obudzia. Leaa na posadzce,
wrd rozrzuconych rzeczy, z akietem pod gow. Na chwil uniosa oczy, potem spaa
dalej.
*
Po raz kolejny zbudzio j uszczypnicie w rami i gone warczenie.
- No nie! - Usiada gwatownie, odsuwajc si poza zasig szczk Trzech
Niemoliwoci.
- Gd. Wyjcie. Teraz. - w tych lepiach kojota czaia si prawdziwa dziko, o
wiele bardziej wymowna ni sowa.
Danya wstaa i kopniciem odrzucia kb zakrwawionych banday, ktre kojocica
przegryza w nocy i zostawia na pododze. Otworzya drzwi.
- Prosz.
Zwierz stao w przejciu krtk chwil, a potem rzucio si naprzd niczym szara
strzaa. Przebiego przez parking, przecio drog i zniko midzy zrujnowanymi budynkami.
- I tyle. - Danya pozbieraa rzeczy z apteczki i spakowaa baga. Na zewntrz
zawahaa si, nie wiedzc, w ktr stron ma jecha. Bya godna. Przypomniaa sobie
myliwego i rozejrzaa si niepewnie, przekonana tylko, e nie zauway go, o ile sam na to
nie pozwoli. Jak ludzie mog tu y i ile osb moe mieszka w tych ruinach?
Przejechaa przez ulic, skrcia za rg i zatrzymaa si.
Niebo byo jasne i wiee Houston byszczay w socu.
malowana
czaszka
dwie
skrzyowane
piszczele,
oznajmia:
Do windy.
Na panelu do wyboru byy cztery nieistniejce pitra w gr oraz zjazd w d do
sklepu z pamitkami i na parking.
- Parking - zdecydowaa Danya i drzwi windy rozsuny si z sykiem.
Kabina zjechaa, lecz otworzya si na pierwszej kondygnacji i nie chciaa ruszy
niej. Weszy w ciemno. Trzy Niemoliwoci warkna:
- Bd ostrona. Czuj mier.
wiata zapony, gdy Danya postpia kilka krokw, lecz zgasy natychmiast, gdy
przystana. Trzy Niemoliwoci suna za ni z uszami pooonymi po sobie.
Dziewczyna staraa si nie okazywa strachu, gdy ujrzaa nagy ruch i rozbysk.
Wiedziaa, e to hologram. Umiechnita kobieta w uniformie podesza bliej.
- Czym mog suy?
- Gdzie jestem?
- Sklep z pamitkami przy Muzeum Kosmicznym. - Hologram zatoczy ramieniem po
regaach, oprnionych ju dawno temu; zawartoci najwyraniej nie prbowano uzupeni. Czy ma pani dzieci? Dysponujemy czterdziestoma trzema rodzajami modeli, w tym promami
kosmicznymi, ktre mog lata. Prosz spojrze! - Kobieta ruszya midzy pustymi pkami i
zatrzymaa si przy regale, z ktrego zostay tylko resztki. Umiechaa si z entuzjazmem,
wiecia wasnym blaskiem, a jej nogi niky tu nad podog. - Ten pakiet zawiera pierwsze
ldowanie na Ksiycu. Wymaga jedynie standardowej platformy. Wystarczy podczy
pakiet i caa sekwencja danych zostanie pokazana w czasie rzeczywistym. Mona zobaczy
na monitorze, co si dziao wewntrz ldownika, albo wej w przestrze wirtualn i oglda
zdarzenia z dowolnej perspektywy. Jeeli pani dziecko skoczyo pitnacie lat, mona
aktywowa program dawkujcy feromony i odtwarzajcy emocje, jakie towarzyszyy
pokazywanym sytuacjom. To jeden z naszych najbardziej realistycznych zestaww z serii
Granice Kosmosu.
- A macie Statek wietlny 7? - zapytaa Danya. Po wizycie na Ranczu Teraniejszoci
pamitaa wszystko - rzeczy, ktrych nie mogoby zna adne dziecko w Miecie
Pksiyca, nawet jeliby si przykadao do nauki.
Hologram zamar. Po chwili obok kobiety pojawi si drugi. Tym razem by to krzepki
mczyzna w czarnym garniturze. Opar rce na biodrach i uchyli poy marynarki,
odsaniajc bro.
To tylko hologram - uspokajaa si Danya w duchu, ale przypomniaa sobie rne
rodzaje laserw, w tym tych niebezpiecznych dla czowieka, ktre tworzyy t projekcj, i
- Wszyscy?
Lily uja do Danyi i pocigna j do pojazdu. Wyjechay na zewntrz i skrciy w
jedn z ciemnych ulic.
Dziewczynka zatrzymaa si przy metalowych schodach i zaparkowaa pojazd.
- Chod.
Schody okazay si czci metalowych rusztowa. Danya i Lily wspiy si po
pidziesiciu, wedug rachuby Danyi, stopniach i stany przed... nie, to nie byy drzwi.
- To gniazdo - zdziwia si kobieta, podczas gdy dziewczynka wbijaa kod i czekaa, a
gniazdo si obrci.
- Cofnij si - ostrzego dziecko, gdy otwierao si wejcie.
Znalazy si na platformie zoonej z resztek rusztowa i oplecionej rolinami, w
niektrych miejscach byo jasno, ale wikszo przestrzeni tona w ciemnoci. Danya
zauwaya wnk kuchenn, gdzie picioro dzieci siedziao przy maym stole i jado.
Wszystkie wyglday na rwienikw Lily.
- Gdzie jestemy? - zapytaa dziecko.
- Statek wietlny 8. Jestemy systemem nawigacji - odpowiedziaa dziewczynka, a
potem krzykna:
- Wstawa wszyscy! Pani tu przysza i zamierza nam pomc!
Pojawio si omioro. Jedenacioro pozostawao w jakim rodzaju anabiozy. Danya
poczua mdoci, gdy ujrzaa mae twarze i drobne ciaka w szklanych komorach.
- Matka zawsze kada nas spa. Ale umara - wyjani Jawan.
- Dlaczego musicie spa?
- eby nam si nic nie stao. yjemy na trzy zmiany. Niektrzy zginli.
- Jimmy.
- Lena.
- Helikonia.
Dzieci na pomocie przed komorami rozpakay si. Danya przytulia tyle, ile moga
obj, mierzwia im wosy i dziwia si, jak dobrze wygldaj - zadbane, zdrowe i odywione.
Wzia za rce dwoje z gromadki.
- Macie tu jaki salon?
- Miejsce spotka. - Zaprowadziy j do owalnej wnki penej poduszek. Usiady
wok, wycierajc nosy w chusteczki.
- Skd je macie? - zainteresowaa si Danya.
- Na ulicy Prezydenta Johnsona jest duy magazyn - wyjani Jawan. - Zawsze peen.
- Zgwacili j.
- A potem zabili.
- A potem my ich zabilimy.
- A potem wczylimy wartownikw wok stacji.
- Ale to bya Niebieska Zmiana.
- Dlaczego hologram nie zabi mnie wczeniej? - zapytaa Danya.
- Suchamy. Obserwujemy. Decydujemy, kiedy.
- wiato powiedziao, e wkrtce kto przyjdzie.
- wiato? - powtrzya.
- No, wiesz. wiato.
- Nie, nie wiem. Co za wiato?
Dzieci znowu popatrzyy na siebie i nie odpowiedziay, w kocu Lily przerwaa cisz.
- Wiemy tylko, e kto ma przyj i nam pomc.
- Tak.
- Dlaczego mylicie, e wam pomog?
- A nie pomoesz? - spyta Jawan z alem.
- Zrobi wszystko, co w mojej mocy.
- Bo wiedziaa o nas.
- Bo zapytaa o nas.
- Bo masz adn buzi.
Danya umiechna si.
- Dzikuj. - A potem westchna. - Dlaczego nie zabralicie matki do szpitala?
- Prbowalimy, ale mczyzna zabi jedno z nas.
- Theo.
- Potem, gdy do niej dotarlimy, byo ju za pno. Matka umara cakowicie.
Nieodwracalnie.
- A wic powiem wam, co robi. Przyrzekacie, e zrobicie, o co poprosz?
- Nie - odrzeky zgodnym chrem dzieci. Rozemiaa si. Zaczynaa czu gorco. To
wielkie, niskie, wilgotne pomieszczenie. - Musimy dotrze do Miasta Pksiyca.
- A co to jest?
- Pywajce miasto. Pywajce miasto, ktre zamierza wystartowa w kosmos. Ale nie
wie, dokd lecie. - Danya pochylia si i zakoczya z naciskiem: - I wanie to musz
zrobi. Znale wsprzdne. Znale system nawigacyjny.
- Ale to my jestemy systemem nawigacyjnym.
- Nie jestemy upowanieni! Nie wolno! Nie chcielimy... wkada wszystkich jajek
do jednego kosza.
- Jestemy jak jajka.
- Ale nie tylko - zaprzeczya Danya. - A to nie jest koszyk. Jestecie ludmi. Nie
jajkami. Chcecie dorosn? - Przez gow przemkna jej wtpliwo, czy powinna o tym
wspomina. Ale wiedziaa, e Miasto Pksiyca moe im pozwoli dorosn, jeli tylko uda
si tam dotrze.
- Och! Bardzo chcemy!
- Bardziej ni wszystkiego innego!
- Seks! Moglibymy uprawia seks!
- A... nie uprawialicie? - zapytaa Danya, czujc si nieco skrpowana.
- Nie! Matka nam nie pozwalaa. Nie moglimy si dotyka. Ani innych. Nie jestemy
wystarczajco duzi.
- Ach - mrukna Danya, nie wierzc im ani troch.
I tak rozmawiali, a nadszed ranek.
Radiokowboj w Yumie
Pojazd Carli zblia si do pasma niskich, wygadzonych przez czas gr, wrd
ktrych wia si droga. Sprawiay wraenie bagnistych i skalistych pagrkw. By wieczr,
kiedy mczyzna ponownie sta si Inynierem. To znaczyo, e Radiokowboj, ten
dziwaczny, gadatliwy, nienormalny produkt informatyczny, wkrtce go ponownie opta i nie
pozwoli mu odetchn. Mina zaledwie druga noc w autobusie, wic po dzieciach nie byo
jeszcze wida adnych zmian. Nie obchodzio go, ktrdy jad. Widzc jednak bysk wody w
promieniach zachodzcego soca, zapyta:
- Co to jest?
- Co? - zdziwia si Carla.
- Tam. Wyglda jak jezioro.
Spojrzaa drwico w t sam stron co Peabody.
- To rzeka Kolorado, gupku.
- Nie moe by. Kolorado jest zatamowana. Woda pynie do Los Angeles. Byem tam
kiedy. Rzeka przypomina potok. Przecina wczeniej granic z Meksykiem, ale tam s tylko
bagna.
- Och. Najwyraniej bye tu bardzo dawno temu - stwierdzia dziewczyna. - C.
Tama Hoovera zostaa wysadzona wiele lat temu. A Los Angeles jest dziwnym miejscem, z
pewnoci nikt prawdziwy tam nie mieszka.
- Nikt prawdziwy?
- Wiesz, o czym mwi!
Kowboj si wycofa, wic uczucia, jakie zalay Peabodyego, byy bardzo silne. Obraz
jasnowosej kobiety. Matki Peabodyego. Przekraczajcej bram Kopuy. Tak dawno temu.
Tak bardzo dawno temu...
I... by jeszcze Zeb. Zeb poszed do Kopuy.
Zeb, ktry pracowa nad Teori Wszystkiego.
Przynajmniej jest jeden powd, by ulec instynktowi Kowboja.
- Mwisz o Kopule?
Carla zerkna zaskoczona.
- Nie jeste taki gupi, na jakiego czasami wygldasz, Kowboju.
- Dziki - odrzek, podczas gdy realna i surrealistyczna cz jego osobowoci
walczyy o prymat.
- A wic - to bya duga przerwa, cho krajobraz za oknami pojazdu nie uleg zmianie nikt z Los Angeles nie prbowa walczy o odzyskanie wody?
- Nikt, o kim bym syszaa. Myl, e Meksykanie mogliby walczy. Byli wciekli i
zmczeni tym, e Stany Zjednoczone zabieraj im wod. Przy poudniowej granicy stoi wiele
farm. Prowadz tam hodowl i upraw, robi dziwne rzeczy. Silna, meksykaska kultura. A
Meksyk sta si czym, czego nikt sobie nie mg nawet wyobrazi. Yuma te si zmienia tak
bardzo e trudno wyrazi. Na wzgrzach by szpital. Teraz nad rozlewiskiem rzeki znajduj
si tereny kempingw, z Zatoki Corteza rzek Kolorado pynie elazo, jak wczeniej, zanim
zbudowano tam. I rozwija si handel. S te regularne spdy byda, koni i innych zwierzt.
Droga midzystanowa przebiegaa teraz midzy pojedynczymi domami otoczonymi
wiecznie
zielonymi
ywopotami.
Miay
na
cianach
wygrawerowane
logo
technologia, gdy globalne organizacje i rzdy byy sprawne, gdy yli ludzie rozumiejcy
nauk, w czasach, zanim Ziemia zostaa zainfekowana nanoplagami. w Houston byy dzieci snu rozmylania Peabody. Znalaz wrd nich przyjaci, gdy pracowa jako wony w
Centrum Kosmicznym i sprzta szko, do ktrej uczszczay.
Oczywicie nie byo wiadomo, czy dane nadal znajduj si w Centrum Kosmicznym.
Ani czym si stao Centrum przez te wszystkie lata.
Peabody ruszy szybko przez plac, prbujc wrci t sam drog, ktr przyszed.
Min stadion, cho teraz by po przeciwnej stronie. Otoczyli go witujcy ludzie. Muzyka
rozbrzmiewaa wszdzie, gona i dezorientujca. Dla umysu w kruchym stanie rwnowagi,
w jakim znajdowa si Jason, dwiki byy zbyt gone. Prbowa si oddali.
A potem zawrci.
Nie, przecie naprawd miny lata. Dziesitki lat.
Mino tak wiele lat od czasw, gdy widzia radioastronoma; gdy spotykali si w Hali
Nauki lub w Wiey Radiowej, gdzie Jason mieszka.
Ale czy to nie by radioastronom? Tam, wrd tumu, czy nie migny mu dugie, siwe
wosy, szczupa, pomarszczona twarz? A obok, czy nie widzia kompozytorki - jak ona miaa
na imi? Ra? Zdumiewajca kobieta. Jej dugie, zotobrzowe wosy jak grzywa lwa otaczay
twarz w ksztacie serca...
Tum si zamkn.
Peabody, oguszony haasem, zacz si przeciska przez ludzki mur. Krzycza, lecz
nawet sam nie sysza wasnego gosu. Popycha ludzi i sam by popychany. Wkrtce poczu
uderzenie pici w plecy. Odwrci si, krzyczc i rozgldajc si, podskakujc, eby lepiej
widzie. Wspi si na krzywy stolik, strcajc wysokiego drinka. Jego waciciel odepchn
natrta. Peabody zwali si ciko na ludzi siedzcych obok. Muzyka urwaa si nagle,
ustpujc miejsca odgosom bijatyki.
Wsta, rozejrza si szybko i rwnie szybko si wycofa. Ci ludzie przypominali
bohaterw kreskwek o Dzikim Zachodzie. Najwyraniej by jedynym, ktry bra pod uwag
odejcie. Kto go pchn. Upad, duszc si od kurzu. Tymczasem kilku mczyzn wczyo
si do bjki z wyrazem dzikiej radoci na twarzach.
Jason omin zamieszanie, przypominajce teraz samonapdzajcy si mechanizm
zoony z setek wijcych si koczyn.
- Ra! - wrzeszcza. - Ra!
Otar twarz grzbietem doni, rozmazujc na twarzy smugi kurzu i bota. By jak
zagubione dziecko, ktre wzywa matk.
- Ra! Zeb!
W gardle mu zasychao. Nie widzia ich. I nagle...
Wspinali si na niewysoki pagrek. Zaraz potem przeszli przez owietlony
lampionami placyk, w cieniu pagrka Peabody ujrza zaparkowanego vana. Zeb i Ra weszli
do samochodu. Zabysy przednie wiata.
Jason pobieg tak szybko, jak potrafi, gnany niepokojem, jakiego nie czu jeszcze w
swoim dugim yciu.
W samochodzie by czowiek, ktry znalaz klucz do informacji docierajcych na
Ziemi.
Wiele lat temu Zeb opuci Miasto Pksiyca. Chcia si dosta do Los Angeles,
postludzkiej metropolii, by udoskonali umys i sposb rozumowania, skrystalizowa wasne
rozumienie dokonanych odkry. Zeb pragn sta si czyst informacj. Chcia si wyzby
emocji, osobowoci, przeszoci.
Chcia si zmieni w wiato...
- Zeb! - wychrypia Peabody. Wdrapa si na pagrek, taszczc teczk z fiokami.
wiata samochodu zatoczyy nagle uk. Pojazd zawraca i skrca. Przemieszcza si
przez obozowisko powoli, lecz znacznie szybciej ni Jason. Wreszcie nabra szybkoci i
Peabody ujrza jedynie czerwone wiata niknce na pustyni. Na wschodzie.
Przynajmniej wiedzia, dokd zmierza Zeb. Na wschd.
Peabody ruszy tak szybko, jak tylko potrafi, w stron, gdzie - jak sdzi - staa Bessie.
Troch bieg, troch szed popiesznie, a szczypicy pot zalewa mu oczy. Przez chwil
myla, e zabdzi, ale rozpozna jasny blask czerwonego grilla, ktry mija wczeniej, a
dalej ujrza autobus.
Wejcie nie chciao si otworzy po stronie kierowcy, ale wpucio go od strony
pasaera.
Okay. Jasna sprawa.
Siedzia na miejscu pasaera kilka minut. Jeste teraz jednym z nich - powiedzia
sobie. Bessie ci posucha. Oddechy picych dzieci wypeniay wntrze autobusu, w kocu
Peabody usiad przy kierownicy.
Nie byo adnego powodu, dla ktrego miaby tu zosta. Ale jeeli chcia uratowa te
dzieci...
Pooy donie na kierownicy i wyszepta:
- Ruszaj.
HASO - zapono na desce rozdzielczej. Czy Carla podawaa haso?
*
Ra obudzia si nastpnego ranka o wicie i zobaczya Zeba picego przy kierownicy.
Ju chciaa krzykn, ale zaraz uspokoia si, uwiadamiajc sobie, e samochd moe jecha
samodzielnie.
Znaleli si w zupenie innej krainie. Przypominaa Ra Luizjan. Kobieta otworzya
okno; powietrze byo gorce i wilgotne. Droga biega przez rwnin usian niskimi,
liciastymi drzewami. Ra zauwaya rwnie aligatory, nieruchome i ogromne, wygrzewajce
si na podmokym, bagiennym brzegu.
Twarz Zeba rozluni sen. Dziwnie byo mie wiadomo, e i on, i ona nie s sob,
lecz kopiami stworzonymi przez Kopu w Los Angeles. Ra czua si przez to tak, jakby
spada w bardzo gbok przepa. Wrcia mylami do muzyki.
Gdy przebywaa w Kopule, przez ten dziwny, bezczasowy okres, prbowaa
komponowa muzyk w oparciu o rwnania Zeba. Oczywicie musiaaby zrozumie najpierw
jego obliczenia, a tego uczyni nie umiaa, znalaza jednak poredni metod - przekadanie
finezyjnych oblicze na inne noniki ni zapis matematyczny: na obraz, taki jak falujce lub
pulsujce wykresy, czasem zmiennobarwne. I na dwiki. Ra zbieraa te zapisy i
komponowaa do nich muzyk, tworzya sztuk, ktrej pojmowanie mogoby zaj wiele lat.
Ale c znaczy czas w Kopule? Bdc tutaj, miaa jedynie mgliste wspomnienia, jak tam
byo, w tej ogromnej cyfrowej przestrzeni i miejscu.
Ale teraz, na zewntrz, przypomniaa sobie o wasnych korzeniach. Przywoaa imi,
ktre dla siebie wybraa: Sun Ra. Tutaj imi rezonowao znaczeniem. Inspirowao j kiedy,
gdy czua si, jakby pyna przez przestrze kosmiczn, grajc muzyk sfer niebieskich,
omijajc racjonalny umys tak, jak powinna najlepsza melodia. Ta muzyka inspirowaa jej
zesp, Arkestr. Ra zsuna okno, krcc korbk w drzwiach, i gorcy, ostry wiatr wypeni
wntrze samochodu. Poklepaa par razy rozgrzan karoseri, gdy pojazd pdzi przez
zastraszajco dugi, wielki most, z ktrego ku swemu zdumieniu ujrzaa bkitn, gboko
bkitn Zatok Meksykask, obramowan nienobiaym piaskiem play.
- Zeb! - Potrzsna towarzyszem. Natychmiast otworzy oczy.
- Co? - Nie wydawa si ani troch oszoomiony czy rozespany. Moe wcale nie spa.
Moe po prostu wszed w tryb gbokiego mylenia.
- Dotarlimy! Jestemy na wybrzeu!
Zeb pochyli si do przodu i chwyci kierownic. Nacisn sprzgo, ale van odezwa
si ze spokojem:
- Jedziemy z najwiksz bezpieczn prdkoci. Dotrzemy do brzegu w siedemnacie
12 SIERPNIA 2115
SU-CHEN W MIECIE
*
Io ockna si i ostronie usiada, pochylajc si w stron masztu. d unosia si i
opadaa na dugich, powolnych falach. Kobieta czua si chora, strasznie saba.
Ale ya. Obie yy.
- Su-Chen! To tutaj!
- Widz. - w gosie dziewczynki nie byo ladu emocji, tylko stwierdzenie faktu.
- Gdzie ten mczyzna?
- Odepchnam go w morze.
- Mwiam ci, eby go nie dotykaa.
- Nic mi nie jest.
Twarz Su-Chen oblewaa zielonkawa biopowiata bijca z masztu.
- Zanim zaszo soce, widziaam plae i palmy. A potem by duy sztorm. Zy.
Pioruny, byskawice i deszcz, duy deszcz. Mylaam, e nas zaleje. Nie obudzia si.
Przywizaam nas obie, ebymy nie wypady z odzi.
- Och. Mylaam, e mi si to ni.
- d powiedziaa, e masz wysok gorczk. Cay czas mwia, ale byo zbyt
gono i nie syszaam, co mwisz.
- Skd masz ubranie?
Dziewczynka miaa na sobie szorty i cienk koszulk, ktra lnia jadowit zieleni.
- d je zrobia. Dla ciebie te.
Otworzya worek i wycigna dugi kawaek tkaniny. Po rozwiniciu okazao si, e
to drapowana sukienka, podobna do ubrania, jakie Io miaa na sobie, gdy po raz pierwszy
spotkaa Su-Chen. Sukienka rwnie bya seledynowa. Oblepiona sol Io zdja biay,
poprzypalany kombinezon i wyrzucia go za burt. Przez gow woya nowy ubir.
- Strj zajmie si sol i nie bdzie ci swdziaa skra - oznajmia dziewczynka.
- Niebo zrobio si szare. - Io rozejrzaa si. - Myl, e jest ranek.
- Wkrtce dotrzemy do miasta. d mwi, e za dwie godziny. Chcesz si jeszcze
przespa?
- Nie.
Miasto koysao si na szarych falach oceanu, biae i lnice w powiacie witu, a
wschodzce soce oblao je rem, zieleni i ci. Ogromne pawilony i wysokie wiee
wznosiy si otoczone wiecem zielonych palm.
- Czy to rakiety? - spytaa Su-Chen.
- Tak myl.
Miasto wydawao si ttni zmianami, cho z tej odlegoci trudno byo dostrzec
szczegy. Io zauwaya przepywajce majestatycznie wzdu burty w przejrzystej zielonej
wodzie wielkie wie. Su-Chen pooya donie na klawiaturze, ktr kazaa stworzy odzi,
by moga gra, i nad pokadem popyn dziwny, lecz miy dla ucha, melodyjny wist.
W miar zbliania si do miasta fale staway si wiksze. Io obawiaa si, e mog
uderzy w wystajcy z rafy falochron. Su-Chen opara donie na burtach, a d, zapawszy
prd, skrcia, omijajc przeszkod. Na nabrzeu jakie dwie kobiety, wycigajce sieci,
pomachay do nadpywajcych.
Wreszcie odzi przestao koysa, gdy wpyna na przybrzene wody.
Miasto otoczyo Io i Su-Chen. Jego spltane harmonijnie kontury byy absolutnie
pikne. Kobiety miny way absorbujce uderzenia fal oceanu i odgradzajce wntrza
spokojnych lagun. Na nabrzeach leay wodorosty rozcignite na stelaach, by wyschy w
socu. Pelikany podlatyway na kej, gdzie cumoway odzie, a biae dwigi pogbiay dno.
Wiatr szeleci wrd zagajnika palm kokosowych, wypeniajc powietrze wilgoci i szumem
przypominajcym odgos deszczu. Kana prowadzcy w gb sztucznego ldu zwzi si, na
brzegach otoczyy go drzewa o wystajcych korzeniach, spltanych jak sie. Io wcigna
znany, charakterystyczny zapach, ktry pamitaa z dziecistwa: kwiatu pomaraczy.
Na chwil pogrya si w mylach. Ld, choby i sztuczny, by blisko. Wyspa na
Ziemi, gdzie mona pewnie oprze stopy i i przed siebie.
Nie wida byo adnych ludzi oprcz kobiet na nabrzeu rafy. Moe piraci wszystkich
zamordowali. Io staa si czujna, nie zamierzaa pozwoli, by j uwiziono lub zatrzymano.
Nie bya od wielu lat na Ziemi i nie bardzo wiedziaa, jak ma si zachowa wobec innych
ludzi, tak rnych od mieszkacw Harmonii, bezporednich i bezceremonialnie szczerych.
- Patrz.
Io odwrcia si.
- Myl, e to so.
- Owszem! - potwierdzia zaskoczona kobieta.
- Statku, zabierz mnie do sonia. - Su-Chen pooya donie na burcie i wpatrzya si w
stworzenie na brzegu. d skrcia pod jej dotykiem. Staa si im tak bliska i pomocna, e Io
zdecydowaa si pozosta na bezpiecznym pokadzie tak dugo, jak tylko bdzie to moliwe.
- Czekaj!
- Co?
- Kto tu jest. W wodzie.
Su-Chen spojrzaa we wskazanym kierunku. Na falach unosia si kobieta w
piewam do sonicy a ona przychodzi i podnosi mnie obejmujc trb unosi mnie w
gr i kadzie na swoim grzbiecie. Chwytam j za uszy a ona piewa do mnie. Bardzo niskie
dwiki. Kiedy trbi sonica gra muzyk ktr sysz.
Sonica wie gdzie oni s. Id we wszystkie strony. Naprzd i do tyu i na ukos. I w
jeszcze wicej kierunkw. Jak w muzyce. Melodia pynie, wiruje, skrca, mija si i spotyka w
rodku by Wybrzmie wszdzie. Dugo jad na grzbiecie sonia. Zasypiam pod drzewem w
wysokiej trawie. Gdy si budz jestem bardzo godna.
Sysz muzyk na przyldku obok. Widz wiata.
Id tam.
CHESTER
Chester obudzi si w szumie i oskocie, plusku i szemraniu fal. Ciao mia poobijane i
skurczone. Bycie w peni ywym okazao si przeraajco bolesne.
Race wiato wdzierao si do rodka przez iluminator. Chester przypomnia sobie,
e jest na dziobie, siedzi przy drzwiach toalety.
Ku jego zaskoczeniu drzwi si otworzyy, gdy sprbowa zapuka. Ruszy do gry po
wskich schodkach, natykajc si na zdziwionego rybaka, ktry wanie mia zamiar zej t
sam drog.
- Buenos dias - przywita go rybak. - Ciesz si, e czujesz si ju lepiej. Wanie
opucilimy owiska niedaleko Miasta Pksiyca i kierujemy si na Haiti. Stamtd moesz
popyn, dokd zechcesz.
Twarz mczyzny bya szczupa, powana i czarna. Okalay j dredy. Chester
przyglda si przez chwil. Widywa ju czarnoskrych w Argentynie i nielicznych rwnie
w Paryu, ale wikszo miaa wosy krtkie i nie nosia rwnie zaskakujcej i adnej fryzury.
- Dzikuj - odpowiedzia. - Ale wanie tutaj musz zosta, w Miecie Pksiyca.
Moesz zawrci i wysadzi mnie na brzegu?
- Seor, prosz wybaczy, ale nie powiniene tam i.
- Dlaczego?
- Bo to zbyt przeraajce. - Rybak spojrza uwanie ciemnymi oczyma i Chester
opuci wzrok. Mczyzna mwi dalej.
- Miasto si zmienia. Wzbudzio ten proces. I teraz ronie. My wszyscy trzymamy si
z dala, bo wiemy o ludziach, ktrzy weszli do miasta i nigdy ju nie wrcili. Znamy te ludzi,
ktrzy weszli i potem opucili Miasto Pksiyca, ale to byo dla nich jak choroba i wracali,
bo musieli. To miasto uzalenia jak narkotyk. Wszystko w nim jest tak pikne, doskonae,
idealne. Jak w raju.
- I co w tym zego? - spyta Chester, starajc si, by jego gos brzmia lekko i z
ciekawoci raczej ni z ironi.
- To nie jest prawdziwe. Zmiana nie jest prawdziwa. Co si za ni kryje? Nic. Zdaje mi
si, e to tylko powolne opadanie na dno, ktrego nie ma. Wszystko, co jest tak kuszco
pikne, musi by niedobre. Nawet bardzo ze, jak myl. Jestemy wierzcymi ludmi - ja,
moja rodzina i wioska. Nie wymylamy rzeczywistoci. Nie wymylamy prawdy. Tworzy j
Bg, by nas dowiadczy. By nam pomc, by nas uczy. Gdybymy wymylili i stworzyli
wasn rzeczywisto, jak moglibymy si czegokolwiek nauczy?
- Zdaje si, e miasto jest zupenie solipsystyczne - zauway Chester.
- Tak jest. I do niczego to nie prowadzi - odpowiedzia rybak stanowczo. - Miaem
wiele czasu, by pomyle nad tym wszystkim, co dzieje si na oceanie. Moja ona chce
przypyn do Miasta Pksiyca. Chce tu przywie dzieci. I zoci si na mnie, e si nie
zgadzam. Myli, e tutaj dzieci nigdy nie bd godne, bd mie wszystko, czego potrzebuj
i czego zapragn. Ale mog straci dusze.
Chester rozemia si i rybak spojrza na niego niechtnie.
- Przepraszam - wyjani. - Nigdy nie mylaem w ten sposb. Ale pojem, e masz
racj. Biorc pod uwag natur duszy, to moliwe. Ale z drugiej strony, czy z tego, e w
miecie panuje dostatek i wszystkie potrzeby fizyczne mona zaspokoi, wynika od razu
utrata duszy? - Zdecydowa si nie wspomina, e najprawdopodobniej nie ma duszy, bo tak
naprawd jest lalk. Mia jednak wraenie, e okamuje rybaka. I, co tu kry, mylenie o
duszy oszaamiao go. Poczu mdoci, gdy ogarna go wizja dantejskiego czyca i pieka.
Drobne figurki spaday mu przed oczyma, prbujc si czego chwyci w nicoci i krzyczc,
gdy zanurzay si w jeziorze ognia. Chester musia odetchn. Odwrci si i podszed do
burty. Przechyli si i zwymiotowa. Niewiele mu to pomogo.
Rybak obserwowa go z drzwi, gdy Chester pochyli si nad zlewem i przepuka usta.
- Jeste biay jak mleko - powiedzia. - Wybacz, e musielimy ci zamkn na
dziobie, ale chciae wyskoczy za burt. Oszalae.
- Dzikuj - odpar Chester. Otar pot, ktry nagle zrosi mu twarz, i dopiero teraz
zauway, e ubranie, nadal przemoczone, jest zbyt grube i cikie jak na t ciep stref
klimatyczn. - Nic mi ju nie jest. Wracam do miasta. To co, co... co miaem... z Angelin...
- I wtedy si rozpaka i zacz opowiada rybakowi wszystko. Mczyzna sucha cierpliwie,
a Chester zerka na niego tylko od czasu do czasu, stale ciskajc i rozkurczajc donie, gdy
szuka sw, ktre zdaway si tak wane, tak ywe. I odkrywa kolejne wyrazy, by
opowiedzie wasn histori.
Io
piekielnie chorowalimy. Migreny byy miertelnie bolesne. Ale Inynier nigdy nas nie
wymia, nigdy nie powiedzia a nie mwiem", w kocu migreny przeszy. Ale nikt z nas
nie usysza muzyki, o jakiej wspominali wszyscy urodzeni po pierwszej Ciszy. Och, zdaje
si, e raz czy dwa syszaem. Ale to byo tak ulotne i niejasne, e pewnie to sobie uroiem.
A zatem ten nieznany Inynier by ofiar Ciszy i ofiar muzyki, jak Io.
- Syszaam, e ciko si dosta do miasta. Ale mnie i mojej towarzyszce udao si od
razu.
Sam westchn.
- Za kadym razem, kiedy populacja osiga warto graniczn, miasto si zamyka.
Smutne, lecz prawdziwe. Przeludnienie mogoby si sta powanym problemem w miejscu
takim jak to. Przybysze s zawracani. Uprzejmie, lecz stanowczo odprowadzani na pokad
statkw i proszeni o odpynicie. A miasto po prostu nie poddaje ich inicjacji.
- Inicjacja...?
- Podczenie on-line. Dostp do Wspdziaania. Przyzna musz, e zostaa
najprawdopodobniej wpuszczona tylko dlatego, e nasza populacja bardzo si zmniejszya.
Wielu mieszkacw wyjeda z powodu startu. Och, nie trud si pytaniem, i tak ci wszystko
powiem. - Io przypuszczaa, e mczyzna stara si utrzyma na wodzy podniecenie, ale nie
bardzo mu si to udawao. Gos mu lekko dra. - Pierwotn ide przywiecajc powstaniu
Miasta Pksiyca byo stworzenie rodowiska i populacji do podry w kosmos. Och,
oczywicie, mielimy by rwnie naukow mekk i, jak mi si zdaje, bylimy ni przez
jakie trzydzieci lat. Nie jestem pewien, co stao si potem. Nawet mnie tutaj nie byo. Ale
musielimy si sta samowystarczalni. Co prawda jestemy uzalenieni od morza, ale mamy
tu zamknite ekosystemy, mamy je od ponad stu lat. I przeprowadzilimy sporo bada nad
samowystarczalnoci. Oglnie rzecz ujmujc, jestemy przygotowani. Nie ma wtpliwoci.
A Wspdziaanie zadba o wszystko. Moemy odlecie... na zawsze.
- A Wsp...
Wzruszy ramionami.
- To ciko wyjani. Chyba mona powiedzie, e Wspdziaanie to umys
zbiorowy. Ale te znacznie wicej. To zupenie nowa technologia. Zupenie nowy system,
naprawd. Pomys pochodzi z prac badawczych Wilsona. To facet, ktry bada mrwki.
Spoeczestwa mrwek, mrowiska. Napisa mnstwo na temat wspzalenoci. Kady, kto
zosta poddany inicjacji i wprowadzony do systemu, staje si czci Wspdziaania i ma do
niego dostp. To biosystem, w ktrym uywane s metaferomony.
- Mam receptory - powiedziaa Io, pokazujc Samowi donie. Na Ksiycu mia je
kady.
- Wiem - odpowiedzia. - Wyczuem, gdy si witaem. Wielu piratom je
zaimplantowano, gdy zostali przetestowani. Trwao to troch, zanim znalelimy wszystkich,
ale za to teraz s... wyedukowani. - Wzruszy ramionami. - Sprawa budzia sporo
kontrowersji, wiele sprzeciww ze strony tych, ktrzy przeyli atak. Potrzeba byo duo
trudu, by doj do kompromisu. Sporo moliwoci przepado, w rzeczy samej by tylko jeden
sposb, by utrzyma tempo przygotowa do startu. Uczyni piratw jednymi z nas.
Moglibymy si zdecydowa na zniknicie i wypuci napastnikw. Moglibymy wybra
walk i pozabija ich bez litoci. Ale wiele przemawiao przeciw takim rozwizaniom. I w ten
sposb piraci przeyli. Jak i my. Maj wybr. Mog odej - cho nie przypuszczam, by
mogli wrci do dawnego ycia - albo zosta. Wspdziaanie te si zmienio. Wypeniy je
nowe myli. Jedn z nich jest organizowanie ekspedycji, by nie technologi w wiat, uczy
ludzi. Kopot w tym, e ta technologia wydaje si tak magiczna, i nie ma nikogo, kto
zawracaby sobie gow jej nadzorowaniem, szczeglnie gdy co pjdzie nie tak. A przy
nanotechnologii wszystko moe si zdarzy. I wtedy ludzie nauczeni polega na nano mog
si znale w niezych tarapatach. Wic... wci o tym mylimy. - Umiechn si, ale w
oczach kry si smutek. - Zdaje si, e bdziemy musieli zacz myle szybciej.
- Dlaczego? - zapytaa Io.
- Przekonasz si, gdy zostaniesz poddana inicjacji. Wspdziaanie poinformowao, e
odlecimy za cztery dni. To dlatego wszyscy si tak spiesz. I dlatego niektre rejony miasta
s puste - to cz, ktra poleci. Niewiele moemy poradzi, jeeli chodzi o dat startu. Ale
nawet teraz ludzie prbuj. Miasto jednak zdecydowao, e odlatuje.
- Ale cz sztucznego ldu zostanie? - Io bya zaskoczona, e w jej gosie zabrzmiaa
ulga, lecz uwiadomia sobie, e naprawd bardzo, ale to bardzo cieszy si z powrotu na
Ziemi. Nie bya gotowa na skok w nieznane, szczeglnie tak szybko.
- Wiatry wiej tu przewanie z zachodu na wschd. Zatem sekcja wschodnia miasta
oddzieli si i zostanie, a zachodnia odleci.
- I dokd poleci?
Sam wzruszy ramionami.
- W gr. W przestrze. To wszystko, co wiem. Tyle wie kady. Wspdziaanie nad
tym pracuje. Nie jest gotowe, by zdecydowa, dokd. Niewystarczajca ilo danych.
- A kiedy bdzie wiadomo?
- Przed startem, mam nadziej, w cigu paru dni. A jeli nie, to pniej.
- A jak mam odby inicjacj?
Gdziekolwiek. Gdzie tylko zachce. Cay gniew i uprzedzenia, jakie miaa, zniky, pozostaa
tylko nostalgia.
- Z fasol - odpowiedziaa, umiechajc si i wycierajc oczy. - Skd wiedziae, e
znam mandaryski?
Mczyzna wskaza na jej czoo, a potem, umiechnwszy si, na przedrami.
Na skrze Io taczyy znaki kanji.
Patrzya na rce - obie - z takim przeraeniem, jakby wanie si dowiedziaa, e
zarazia si agresywn nanoplag. Widzc jej min, mczyzna si rozemia.
- Pewnie chcesz si nauczy, jak to wyczy - powiedzia. Ucisn j za ramiona,
dodajc: - Opowiadasz mi o dawnych czasach, o swoim dziecistwie, sceny z twojego domu drzewo, rzeka... Wszystko w porzdku, nie ma si czego wstydzi, nie pojawiaj si adne
twoje sekrety, oprcz... - Spojrza w gr i zamruga - Twj pierwszy chopak... Czekaj!
artowaem! Prosz, oto pita. - Wsun potraw do torebki, ktra, o czym Io wiedziaa, bya
jadalna jak kandyzowany papier ryowy i dokadnie tak samo sucha. Io skina gow,
pamitajc o przyoeniu doni do panelu, gdzie wywietli si kontur rki. w miecie nie
uywano pienidzy, ale Wspdziaanie zajmowao si rejestracj wymiany.
- To dlatego, e jedzenie przywoao wszystkie te wspomnienia - wyjani mczyzna.
- Uczucia, nostalgia, aktywoway to na skrze. To cz Wspdziaania. Jeste nowa. Nie
przejmuj si. Wszystko si uspokoi. Musisz tylko zacz si uczy, jak...
Ale Io ju odjedaa. Zatrzymaa si pod drzewem i z zadowoleniem zjada pit
wypenion sodk past z czarnej fasoli. aowaa tylko, e nie ma filianki zielonej herbaty.
Torebk nakarmia niewielkiego czarnego psa, ktry czeka cierpliwe, a kobieta skoczy
posiek. Pies chwyci torebk szczknwszy zbami, a Io zdawao si, e usyszaa ciche
gracias. Potrzsna gow, zbyt pochonita zdumiewajcymi i wielkimi sprawami, o
ktrych si tu dowiedziaa, by przejmowa si takim drobiazgiem jak mwice zwierz.
Kanji na jej skrze zniky, ale emocje powracay. Nie wystarczao czyste powietrze i
bkitne niebo. Zawsze byo co jeszcze, kto jeszcze - obok siebie Io czua pustk i
wiedziaa, e zawsze ju bdzie j czua. Tak bardzo tsknia za Platonem. Bya obolaa i
zmczona i ani troch nie zbliya si do zrozumienia kwestii wietlistych istot, wietlikw, a
moe widm. Ale czy naprawd musiaa si tym zajmowa?
Dotara z Su-Chen do Miasta Pksiyca. Obie przeyy. To nie wina Io, e teraz bd
musiay podj kolejn decyzj. To nie jej wina, e tak wiele myli i uczu, ktre j
wypeniay, wydostawao si na widok publiczny przez symulacj na skrze, przez co obcy
mogli pozna jej marzenia i sekrety. Sam jej nie uprzedzi, w sumie niewiele jej powiedzia.
Ra i Zeb
Dopynli do Miasta Pksiyca noc, gdy janiao blaskiem wietlistych pasm. Jedna
lub dwie odzie miny ich, kierujc si w inn stron, zielone lub czerwone lampy zalniy w
mroku. Nikt ich nie zatrzyma.
Van wybra wski kana chroniony falochronem. Ra przypomniaa sobie stromy,
zdumiewajcy brzeg przecity lagunami i otoczony palmami, ktre rosy na granicy pla
ocieniajc mae, zgrabne chatki. Miasto byo nadal takie samo, tylko wiksze i o bardziej
zrnicowanej architekturze.
d mina rzd palikw, do ktrych przycumowano poduszkowce i motorwki. Ra
przyjrzaa si uwaniej fladze powiewajcej na kocu kanau, ktrym pynli.
- To dziwne. Czaszka i skrzyowane piszczele. To jaki art?
- Kto wie? - odpowiedzia Zeb, owijajc lin wok pachoka cumowniczego. - w
przekazie wysanym z Miasta Pksiyca bya wzmianka o jakich niepokojach, ale zbyt
niewyrana, aby mona byo zrozumie dokadnie.
- Dokd teraz? - Zesza z pokadu, gdy towarzysz poda jej rk.
- Moglibycie mi chocia podzikowa - odezwaa si d z wyrzutem.
Ra uklka i poklepaa dzib vana.
- Dzikuj ci bardzo serdecznie.
d nie odpowiedziaa. Kobieta wzruszya ramionami i wstaa, rozgldajc si przez
chwil. Zeb wzi j za rk i lekko ucisn.
- Chodmy. Zobaczmy, co nas tu czeka.
Skierowali si do wyjcia z doku. Przy kuli luminescencyjnej siedziaa kobieta.
przestrzeni. Moe by odebrane jako obraz lub jako nowy sposb odczuwania czasu. Jestem
pewien, e w Sygnale, ktry dotar na Ziemi, zawarta jest Teoria Wszystkiego. Ludzie tacy
jak Peabody, ktrzy posiadaj genetyczn anomali, prawdopodobnie potrafi odebra to
wyraniej ni ci, ktrzy maj zwyky genotyp. Zakadam jednak, e wikszo ludzi odbiera
w jaki sposb pojawiajce si nowe zjawisko. Jedna z moich hipotez zakada, e istoty, ktre
wysay Sygna, chc, by kady uleg przemianie. To oznacza rwnie, e Sygna nie mia by
tak poszatkowany i chaotyczny. Prawdopodobnie mia dotrze na Ziemi i w krtkim czasie
zmieni nas i da to, co nadawcy Sygnau uwaaj za wspaniay dar.
- To znaczy, e im si nie do koca udao.
- By moe. Albo, jak mwi inna hipoteza, znalelimy si jedynie przypadkiem na
drodze Sygnau wysanego do kogo innego. Ale niezalenie od tego, jak jest naprawd, i tak
znajdujemy si w procesie przemian - ewoluujemy pod wpywem tego nowego czynnika,
ktry pojawi si w naszym rodowisku.
- No, dobrze. Ale co to oznacza dla Miasta Pksiyca, dla ludzi, ktrzy tu mieszkaj?
I dla ludzi na caym wiecie?
- Jestem pewien, e wkrtce zostanie osignita masa krytyczna i trzeba bdzie si
dowiedzie, jak j kontrolowa. Albo dowiedzie si, w jaki sposb trzyma si od niej z
daleka.
- Albo si do niej przyczy - powiedziaa mikko Ra.
- Albo si do niej przyczy - przyzna Zeb, umiechajc si krzywo. - To dlatego tak
ci kocham. Taki pomys nie przyszedby do gowy wikszoci ludzi.
- Ha! - odrzeka Ra ywo, rozgldajc si po pomieszczeniu. - Mam tu sporo do
zrobienia. Troch zabawy. Czas zataczy z tymi denerwujcymi piratami.
- Co chcesz zrobi?
Ra rozemiaa si, a kiedy potrzsna gow, jej warkoczyki wydzwoniy wyjtkow
kaskad melodyjnych dwikw.
- To, co zawsze robi w nowym miejscu. Zamierzam zebra nowy zesp muzyczny,
now Arkestr.
- Baw si dobrze - powiedzia Zeb. - I uwaaj na siebie.
- Ty rwnie.
- Ciesz si, e czujesz si lepiej.
Ra przystana i zamkna oczy. Po chwili otworzya je i oznajmia z powag:
- Wypeniaj mnie wspomnienia z miasta. To co jak projekcja holograficzna. Jestem
w kadym zakamarku miasta, nawet w takich, o ktrych nikt nie wie, poniewa miasto
rezonuje we mnie. - Westchna gboko. - Tak. Bardzo si ciesz. Dobrze jest znowu
odczuwa rzeczywisto... I Wspdziaanie. Jest teraz - sama nie wiem - chyba gbsze. Tak
mi si zdaje. Teraz.
- Oto natura bestii.
- Te tak uwaasz?
- Jest tu co wicej - przyzna Zeb.
- Tak... Opowieci. O wiele wicej opowieci.
- Osiganie masy krytycznej.
- I wszyscy wybuchniemy sztuk. - Ra umiechna si nieco szyderczo.
- To twoje marzenie.
- Moe to co wicej ni marzenie.
- Oby miaa racj, Ra.
Su-Chen na scenie
Su-Chen porzucia sonia wieczorem, wzywana muzyk pync wrd wskich lagun.
Na pocztku skierowaa si do miasta, podpierajc si kijem.
Znalaza si w ogromnym, zadaszonym pawilonie. Powietrze wypenia szmer fontann.
Nie syszaa ju muzyki. Bya za to bardzo godna.
Wysza popiesznie na pla, kluczc wrd kolumn, ale wkrtce zwolnia, dyszc z
wysiku. Upada i podniosa si z trudem. Nikt za ni nie szed, nikt nie zwraca uwagi.
Wok rosa dungla. Jak w pokoju Su-Chen na Ksiycu, tylko tutaj nie miaa koca.
Wilgotne czerwone anturium wyrastao przy pniu baobabu, w ktrego koronie figloway i
krzyczay mapy. Przesza ciek midzy krzewami i obesza pie drzewa. Przystana i
rozejrzaa si dokadniej.
Z drzewa sfruna biaa kakadu i wyldowaa obok dziewczynki.
- Hola.
- Cze - odpowiedziaa Su-Chen.
- Dobrze. Mwisz po angielsku. Zgubia si? - Gos papugi by ostry i schrypnity,
ale zrozumiay.
- Jestem z Ksiyca. Chce mi si je i szukam muzyki.
- Musisz si cofn. S tam. Jedzenie i muzyka. Po ataku piratw przez chwil ich nie
byo, ale ju s znowu razem. Chod za mn.
Ptak poprowadzi Su-Chen przez labirynt cieek. Niekiedy pojawiali si ludzie, ale
nikt nie zwraca uwagi ani na dziewczynk, ani na papug.
Drka pod stopami Su-Chen nagle zmienia si w brukowan alejk.
- Sysz - oznajmia dziewczynka. Prbowaa i szybciej, ale bya za saba. Kakadu
leciaa przed ni, kluczc po wskich uliczkach midzy starowieckimi domami o balkonach z
elazn krat.
W kocu ptak przelecia przez bram ocienion zielonymi krzewami. Zapach wieego
pieczywa miesza si tu ze son morsk bryz. Ludzie siedzieli przy piwie i pieczonych
krewetkach.
Na niewielkim podwyszeniu w kcie sali postawna czarnoskra kobieta piewaa przy
akompaniamencie fortepianu, gitary i perkusji.
- Usid tutaj - wyskrzeczaa papuga do ucha Su-Chen.
Dziewczynka posusznie przysiada na krzele ze zdobnym oparciem przy niewielkim,
okrgym stole nakrytym czerwonym obrusem. Ptak odfrun i po chwili do stolika podesza
kelnerka, niosc koszyk pieczywa i krewetek. Przysiada naprzeciw Su-Chen.
Su-Chen nie dzikowaa nikomu, tylko od razu zacza pochania jedzenie.
Mczyzna przy ssiednim stole rozemia si.
- Jak taka maa dziewczynka moe tyle zje? - Dziewczynka jednak nie
odpowiedziaa umiechem na umiech, ani te nie przerwaa jedzenia.
Gdy skoczya, wypia szklank wody przyniesion przez kelnerk. Wytara rce w
serwetk i podesza do podwyszenia.
Muzycy grali wanie dugi pasa. Su-Chen zauwaya nieuywany syntezator. Stana
przy nim, odnalaza wcznik i uruchomia instrument. Przez chwil studiowaa panel
kontrolny i klawiatur, a potem nacisna kilka przecznikw.
Muzycy spojrzeli na siebie, ale tylko wzruszyli ramionami i grali dalej.
Su-Chen zamkna oczy i pooya donie na klawiszach.
Pierwszy akord zabrzmia niepokojcym dysonansem. Saksofonista podnis swj
instrument i zerkn na dziewczynk.
- Hej...
Zignorowaa go. Jej palce przebiegy szybko po klawiaturze.
Przez kilka taktw brzmiay przeplatajce si rytmy, ktre na kocu wybrzmiay w
harmonijnym, wysokim, radosnym pasau.
Wrcia na ziemi, gdy mczyzna przy jej stoliku odezwa si niskim, przebijajcym
si przez muzyk gosem.
- Ona jest cudowna.
Io zerkna na rozmwc, w migoczcym blasku wiec ujrzaa du, kanciast twarz.
Zdawa si... nieobecny. Niezupenie zdajcy sobie spraw, gdzie si znajduje. Jakby
czciowo stapia si z otoczeniem. Mia na sobie cienk, t koszul z krtkimi rkawami,
na ktrej zdaway si porusza barwne, byszczce papugi. Waciwie to naprawd si
poruszay. Fruway z drzewa na drzewo w dungli, ktra wyrastaa z dou tkaniny, pynnie
przechodzc z ci w cytrynow ziele i ciemniejsze odcienie spltanych drzew. Papugi
machay skrzydami do rytmu melodii, kiway gowami. Io oderwaa wzrok od ubioru i raz
jeszcze spojrzaa na twarz ssiada. Uznaa, e jest interesujca.
Odwzajemni spojrzenie. Nawet w przymionym wietle dostrzegaa, e jego
pprzymknite oczy s intensywnie zielone.
- Ta dziewczynka tworzy co zupenie nowego. To cay czas jazz, oczywicie. Ale jazz
nie jest zwizany z przeszoci. Jest powizany z teraniejszoci. Przepywa przez
teraniejszo. Nie jest odtwarzany, nie mona go powtrzy w tym samym ksztacie i
formie. To nieustanna improwizacja. Cakowicie wiadoma i zamierzona. To potencja
rezonujcy w psychice chwila po chwili. Umys tej dziewczynki rezonuje z innymi aspektami
improwizacji, ktre nie s syszalne dla wikszoci z nas.
- Co masz na myli?
- To jest zwizane z nieoznaczonoci, z nielokalnoci. Przekonasz si. Sycha to
wyranie w tej muzyce. Cudownie mie tutaj kogo takiego jak ona. Wszystko zdaje si
pasowa i dziaa. Widzisz, od ponad stu lat jednym z waniejszych problemw fizyki jest
wynalezienie nowej matematyki, ktra nie odnosiaby si do znanych ju sposobw mylenia
o czasie i przestrzeni. Taka muzyka niezmiernie pomaga w poszukiwaniach.
Umiechn si szeroko, dokoczy piwo i zsun si z krzesa. Dziwacznym,
kaczkowatym krokiem przecisn si midzy stolikami i wyszed na owietlon migotliwie
ulic. Zdawao si, e rozpyn si w wietle - kolorowa koszula i caa niska posta.
Do sceny zbliya si czarna kobieta z wosami splecionymi w dugie warkoczyki.
Towarzyszy jej biay mczyzna z dugimi, siwymi wosami. Usiedli przy ssiednim stoliku.
***
- Co ci mwiam? - spytaa Ra, pochylajc si do gowy Zeba, by mc mwi mu
prosto do ucha.
- Powiedziaa, e ta dziewczynka gra muzyk wiata. - I miaam racj?
14 SIERPNIA 2115
IO I SU-CHEN
zjady
niadanie,
Ra
pomoga
Su-Chen
zainicjowa
poczenie
ze
Wspdziaaniem.
Po dziewczynce nie byo wida, e cokolwiek przesza zeszej nocy. Moe - pomylaa
Io - dla niej to po prostu normalne. adnych wzlotw i spadkw emocji. Tylko w muzyce,
ktr gra. Reszta paska jak blat stou.
Dziewczynka miaa na sobie rowe szorty i aurowy top w rwnie odblaskowym
kolorze oraz czarne buty z imitacji skry. Io nie wiedziaa, skd je wzia. Su-Chen wydawaa
si chudsza ni na Ksiycu. Lnice wosy miaa zaplecione w dwa nierwne warkocze.
- Mog ci porzdnie zaple wosy? - zapytaa Io.
- Nie. Nie wzywaam ich zeszej nocy - stwierdzia dziewczynka, gdy pchny
wysokie, ukowate drzwi ze skrzypicymi zawiasami. Io domylia si, e Su-Chen mwi o
wietlistych stworzeniach.
- Skd wiesz, jak to zrobi? - wypytywaa, gdy weszy na sal. Kady krok zapala
wiato. Cho wygldao to nieco dziwnie, wywoywao jednak przyjemne odczucia.
Powietrze byo tu wiee i chodne. Io zauwaya, e wikszo miejsc w pywajcym
miecie jest otwarta na naturalne wiato i powietrze. Ale nie Hala Nauki i Wiedzy.
- Tak mi si zdaje, e wiem, jak - odpowiedziaa Su-Chen.
- Tutaj jest troch inaczej.
- Dlaczego? - Io sza wolno, rozgldajc si ciekawie. lizgacz zamienia na lask.
ciany tutaj byy jednoczenie ekranami, ukazujcymi postp przemiany miasta. Kobieta
uwiadomia sobie, e wanie tutaj skoncentrowana jest kada czstka wiedzy, jak
dysponuje miasto. Wzdrygna si, kiedy Su-Chen podesza do jednej z wnk i uruchomia
hologram, na ktrym troje ludzi dyskutowao nad waciwociami jednego z wyhodowanych
wirusw.
- Po prostu do nich przywykam - wyjania Su-Chen.
- Wiem, e tu s. Mog ich usysze. Sysz ich i gram to, co sysz.
- Zawsze ich syszaa? - Io opada na jeden z pluszowych foteli i obserwowaa, jak
dziewczynka bada Hal Wiedzy i Nauki, uruchamiajc i wyczajc rne urzdzenia,
aktywujc program chemiczny i dostp do danych z akceleratora czstek...
- Czekaj! Wcz to jeszcze raz. - Przysuna si z fotelem bliej.
Io oczekiwaa, e tego rodzaju urzdzenia s w uyciu stale, jak to miao miejsce na
Ksiycu. To jednak najwyraniej pozostawao bezczynne. Co wicej, obejmowao tylko
raport kocowy i uyto go tylko raz do sprawdzenia dowodu.
Nielokalno. Hipoteza Bella, ktra dowodzia, e zdarzenia na poziomie kwantowym
odzwierciedlane s na wszystkich innych poziomach uniwersum.
Dziwny mczyzna spotkany na koncercie wspomnia o tym.
- Moi rodzice - powiedziaa Su-Chen - zawsze powtarzali, e jestemy zbudowani ze
wiata. Ale teraz wychodzi, e oni s ze wiata, a ja nie. Nie ta sama forma wiata co oni.
Sysz wiato od dziecka. Zaczam je gra, gdy tylko mogam. Moe gdy skoczyam dwa
lata, nie pamitam.
- A kiedy graa, wietliste istoty przychodziy do ciebie?
- Nie. Nigdy si to nie zdarzao, a do... - zajkna si. - Wiedziaam, e s przy mnie
i mogam je usysze, ale kiedy gram, staj si wyraniejsze. Wiem, e to ja gram te istoty.
Ale zanim to... to si stao, byo tak, jakbym tylko wiczya, ale jeszcze nie wszystko
wiedziaa.
- A co si stao? - spytaa Io. Domylaa si, o czym mwi dziewczynka, ale chciaa
to od niej usysze.
- To si zdarzyo mojemu ojcu. wiato. I wtedy kot wbieg w wiato, a ja za nim. Kot
umar.
- Ale ty nie.
- Nie. Ale od tamtej pory... jestem inna.
- To nie twoja wina. To si zdarza.
Io nie miaa pojcia, jakie uczucia przeywa Su-Chen, nie znaa jej emocjonalnej i
psychicznej konstrukcji. Zdawao si jej tylko, e zachowanie dziewczynki doskonale pasuje
otworzya
trjwymiarowy
model.
Oczywicie
niemoliwe
byo
wierne
Nie zabrzmia aden dwik, poniewa gos nie by wczony. Ale Io ogarno
przytaczajce, potne, niemal bolesne uczucie, ktrego musiaa dowiadczy rwnie SuChen. Wypenio j, rozkwitajc nie tylko cierpieniem, ale przede wszystkim intensywn,
nieogarnion radoci.
Cofna palec. Wraenie zniko, w przeciwiestwie do dziewczynki Io odczuwaa to
wszystko ju wczeniej. Wiele razy. Nie tak intensywnie, ale na pewno prawie przez cay
czas, odkd si urodzia. Czasami by to agodny przepyw, jak nurt wielkiej rzeki, czasami
nage uderzenie, jak niespodziewana eksplozja. Emocje.
Jedn rk uderzya akord i, natychmiast odebraa popiesznie migajce obrazy
przeplatane urywanym dwikiem. Dwie mae postaci biegnce noc przez wrzosowiska.
Chopiec uciekajcy z domu, by przyczy si do cyrkowej trupy. Kurtyzana piszca
przejmujco pikne wiersze. Mnich, ktry spoglda w ksiyc.
Przyjmowaa to i rozpoznawaa.
Opowieci. Opowieci ukadajce si na warstwach czasu. Przesycone uczuciami. I tak
wieloaspektowe, e trudno to byo od razu ogarn umysem. Ale miay niepowstrzyman
moc, jak poar. Emanoway kadym aspektem dzikoci, niespokojne, nieuporzdkowane
jeszcze przez miasto, cho ju przez nie wchonite. Ale skd si wziy?
Uderzajc w klawiatur, Io moga uzyska poczenie, by ustali dat pojawienia si
zbioru we Wspdziaaniu. Zaledwie wczoraj.
W tym samym czasie, kiedy ona opuszczaa szpital. Pamitaa fale kolorw
napywajce i niknce w osonie, kiedy Wspdziaanie sczytywao wspomnienia martwej
kobiety.
I te wspomnienia mogy teraz przepywa przez miasto, nawet przez ten instrument.
Czy pielgniarka nie mwia, e jest w tym procesie co niezwykego?
Szloch Su-Chen cich powoli.
- Nie mog ju gra - powiedziaa ochryple. - To boli.
- Moe uda mi si co z tym zrobi. Ten... przekaz pynie ze Wspdziaania. Zdaje
si, e zostao zalane ogromn fal nowych informacji. Myl, e wkrtce si uspokoi. Ale
mog wczeniej odczy t klawiatur albo ustawi osony i bariery, ktre oddziel
instrument od Wspdziaania.
Usiada przed syntezatorem. Nad klawiatur znajdowa si niewielki ekran, na ktrym
nadal janiay muzyczne notacje zapisane przez Su-Chen. Na panelu mona byo rwnie
wywietli klawiatur alfanumeryczn.
- Podejd. Pomoesz mi.
Chester
Masz wybr. Gos by smutny, jakby nieco znuony. Obok ciebie znajduje si kokon.
Po prawej. Tak. Widzisz go. Wejd do rodka.
- Jaki mam wybr? - odway si w kocu zapyta, stajc przed kokonem. Nagle
zabolao go serce. - Nie yjesz, prawda?
Nie byo odpowiedzi.
- Powiedz mi, do cholery, Angelino! Powiedz to! - Jego pi uderzya w cian,
zanim zdy pomyle. - Prosz.
Pragn ci...
- Dobrze - powiedzia. Gniew mu min. Usiad w kokonie, ktry rozpk si, by go
przyj, a potem, otuliwszy mu stopy, delikatnie uoy ciao Chestera na pododze. Kokon,
tak znajomy jeszcze z okresu nauki w Paryu, otuli go agodnie.
Przez umys przepyny mu obrazy.
Upadek, krzyk, opadanie w morze. Wycignicie na d i zoenie w kokonie, a
potem popieszne przeniesienie do miasta. Przemiana Angeliny, jej transformacja,
transfiguracja po mierci.
Jej opowieci. Te, ktre teraz naleay take do Chestera.
Oto wybr.
Tak.
Moesz wrci - powiedzia jej.
Rzeczywicie. Ale nie mog by w dwch miejscach jednoczenie. Dziki temu, kim
jestem teraz, mog opowiada historie symultanicznie, stale. Ludzie maj do mnie dostp...
Ale nie potrzebuj ci, by mie opowieci! - krzykn do niej przez kokon.
Przeciwnie, potrzebuj mnie. Potrzebuj filtra, jakim jest moja wiadomo. Bez tego
informacji jest za wiele, za duo kodw rwnoczenie. Opowieci s zakrzywionymi,
zwinitymi wymiarami w teorii strun. Opowieci s tym, czym ludzie zakrzywiaj czas.
wiadomo przenika czas w nowy sposb. To kolejna improwizacja, jakiej dokona
wszechwiat. wiadomo ewoluuje w rytmie czasu. I zakrzywia czas. Czas jest matryc.
Mog ludziom przekaza opowieci, jakie da nam Louis. Czyste.
- Och, gwno! - warkn Chester. - Angelino, nie widz ci, Prosz. Kocham ci.
Prosz. Wr. Bd znw czowiekiem. Masz wybr.
Tak jak i ty. Chod ze mn.
Chester rozkaza, by kokon go wypuci. Wsta, potrzsn gow i podszed do sofy.
Jego wspomnienia byy proste. Dotyczyy Angeliny. I dugiego czasu pustki, zanim si
pojawia. Pustki sprzed Angeliny.
12 SIERPNIA 2115
RADIOKOWBOJ I PEABODY
wiadectwo byo niezbdnym krokiem do celu. Mia przy sobie wyniki testw i
egzaminw z wczeniejszych klas, zaliczone pod pseudonimem, ktry w myl jego planw
mia mu suy cae ycie - faszywej tosamoci na nazwisko Paul Jones.
Padajcy nieg przesania gry, widoczne przez okna klasy. Napada ju na stop lub
wicej, ale Jason, i jego rodzice oraz wikszo mieszkacw nie musieli odbywa dugich
spacerw czy dojazdw. Mama i tata znaleli prac na miejscu, gdy tylko zaktualizowali
swoje dane w systemie informacyjnym miasteczka. Prbowali zaoszczdzi troch przed
kolejn przeprowadzk. Pracowali tylko tam, gdzie pacono zotem lub w towarze. Po dugich
dyskusjach zdecydowali si zaryzykowa i posa jednak Jasona do szkoy. Tutejsza szkoa nie
miaa podczenia do adnej sieci pastwowej lub agencyjnej, prawdopodobiestwo
wytropienia Peabodyego byo wic niewielkie. Ukrywanie si stanowio obsesj i sposb na
ycie.
Osabiony
jak
zwykle
migren,
Jason
rozwizywa
zadania
matematyczne
migoczcymi gwiazdkami.
Po poudniu wrci do domu w towarzystwie nauczycielki, ktra powiedziaa
rodzicom, e Jason ma ogromny talent i powinien trafi do miejsca, gdzie bdzie mia
warunki, by rozwija zdolnoci.
- Nigdy nie spotkaam dziecka, ktre tak atwo rozwizaoby te zadania - oznajmia, a
potem szczebiotaa o posaniu go w przyszym roku do specjalnej szkoy, gdzie prowadzone s
kursy na studia. Ojciec poda kobiecie kaw i udawa, e jest podekscytowany i szczliwy.
Nastpnego ranka, nie zwaajc na nieg, rodzina si spakowaa, a ojciec naoy
acuchy na koa ich terenwki. Wyjechali zaraz potem.
To bya ostatnia szkoa, do jakiej uczszcza Jason Peabody.
*
Jego gowa zostaa delikatnie uniesiona i usysza, jak kto mwi cicho:
- A teraz otwrz usta.
Strumie wody popyn mu po policzkach i na ramiona. Zakrztusi si, potem usiad i
zakaszla. Uj naczynie i napi si sodkiej, chodnej wody.
Oszoomiy go intensywne barwy. Znajdowa si w pokoju. Za siedziska suyy tu
drewniane stoki przykryte niebieskimi, czerwonymi i zielonymi pledami. Gsto tkany dywan
w czerwono-czarny geometryczny wzr pokrywa cz sosnowej podogi. Masywny
kamienny kominek po prawej zia chodem, cho bya w nim sadza. Mczyzna, ktry
siedzia przy ku Peabodyego, mia siw, dug brod i niemal niewidoczne, bkitne oczy
w ogorzaej, pomarszczonej twarzy. Szyj otaczaa mu czerwona chusta. Na wosach
widoczny by lad po kapeluszu.
Pi maych kul unoszcych si pod sufitem owietlao pomieszczenie. Peabody
obserwowa, jak stykaj si dwie z nich, jedna zielona, druga ta. Przez chwil lampy
daway seledynowe wiato, by po rozdzieleniu ponownie zalni wczeniejszymi kolorami.
ta kula odbia si od sufitu i poszybowaa w przestrze miedzy dwoma regaami, odbijajc
si od kubkw, naczy, ksiek, gazet i zdj ustawionych w ramkach przed rzdami ksiek.
Dwa due okna otwieray si na odlege, purpurowe teraz gry. Wysokie kaktusy z
uniesionymi ramionami rzucay dugie cienie.
Houston leao w odlegoci 943,2 mili.
Jedno ze wiate wycigno nogi, potem gow z odstajcymi uszami i kocimi oczami.
Przeszo po staromodnym, zniszczonym bucie i przysiado na kolanie Jasona, okrytym
poszarpanymi dinsami, polizao ap i spojrzao w twarz Peabodyego.
- Kim jeste? - spyta Peabody, siadajc na brzegu ka.
- Czemu mnie w ogle zabrae? Kilka samochodw mino mnie w nocy, ale nie
sdz, aby kto mnie zauway. Straciem przytomno. Wydaje mi si, e pamitam, jak kto
si zatrzyma i kopn mnie par razy. Sdziem, e wybia moja godzina.
- Prawie. Moe miaem dobry dzie. Jednak nie od razu ci zauwayem. Moje
Pszczoy powiedziay mi o tobie. Zostae okradziony, cho niewiele miae poza czym, co
wedug mnie - na podstawie wizji dokonanej pszczelim okiem - wygldao jak dolary
Republiki Mississippi. Zabrali ci kapelusz. To byo najgorsze. Wyruszyem, eby ci
odszuka.
Kocia Burza wyprostowa si, opuci dugie rce na chude kolana. Oczy musi mie po
ojcu - domyli si Peabody. To oczy czowieka, ktry nalea do elity naukowej. To
czowiek, ktry zrozumie, o co chodzi i jaka jest stawka. Kto, kto rozumia denie do
gwiazd i kto zapewne mia jakie pojcie, co moe si sta, jeeli zmarnuje si szans na lot
do rda Sygnau, i co moe si sta, jeeli Sygna naprawd wysaa jaka obca inteligencja.
To czowiek, ktry zna zasady tej gry. Kocia Burza odezwa si znowu:
- A teraz powiedz mi, czemu one - mwi o Pszczoach - w ogle ci szukay?
- Jestem jednym z... - Peabody zawaha si, nagle zagubiony wrd sw, ktrymi go
nazywano. Pionier. Obcy. Mutant. - Jestem jednym z mutantw - stwierdzi wreszcie.
- Ludzie-Pomosty, jak nazywaa was moja matka. Znam kilku takich jak ty. Moja
pierwsza ona bya z Pionierw. Dopadli j agenci rzdowi i zabrali. Nigdy jej ju nie
widziaem. To byo moje polityczne przebudzenie. Lata temu. Zrozumiaem wtedy, e
marnuje si wikszo energii i ludzkiego potencjau. I e rzd upada. Przekonaem si, e to
samo dotyczy nauki. - Rozoy rce, wzruszy ramionami, a potem znw opuci donie na
kolana. - Byem zarejestrowany u rzdowych w Tucson pod numerem 2042.8. Mj wasny
wybr. Zostaem, bo sdziem, e tak bdzie dobrze. Ale prawd mwic, zostaem
wykorzystany. Lee Ann bya moj drug poow. Po jej znikniciu przez lata czuem gniew.
P wieku zajo mi uspokojenie si, a w tym czasie popeniem mnstwo czynw, ktre
mona by nazwa aktami terroryzmu". Troje moich dzieci ucieko najszybciej jak mogo.
Zdaje mi si, e przez dugi czas pozostawaem w stanie kompletnego szalestwa. Przyzna
musz ze wstydem, e dobrze zrobiy, uciekajc.
- Znaem kobiet, ktra pomoga stworzy Miasto Pksiyca - powiedzia Peabody. Ale odszedem. To byo dawno temu. Manipulowano mn. W kocu to odkryem i niezbyt mi
si spodobao. Zanim odszedem, zostawiem jej pewne dane nawigacyjne, ktre wyniosem z
Houston. - Umiechn si przelotnie. - To wersja skrcona, rozumiesz. Miaem zosta
Inynierem. Nawet zaczem w Chicago. Byem tam Naczelnym Nanoinynierem. Mielimy
najlepsze Miasto Kwiatw na wiecie. Ale wtedy moja ona - urwa, nie mogc wykrztusi
przez chwil sowa i dziwic si, e wspomnienia mog nadal tak bole - moja ona popenia
samobjstwo. Wic wyjechaem, w tym czasie wschd by cakowicie opanowany przez
Plag Noworleask. Nie wiem, jak si rozprzestrzeniaa, w efekcie populacja we wschodnich
Stanach drastycznie si zmniejszya. Ludzie uciekali stamtd i przypywali do Miasta
Pksiyca. To byy wspaniae lata rozkwitu miasta, ale gdzie indziej nadeszo nowe
redniowiecze. Tymczasem my przetrwalimy i ylimy w dobrobycie. Mam wraenie, e
zrobilimy si tuci i leniwi. A teraz nadszed czas na dziaanie. Dziaanie jest konieczne.
Miasto Pksiyca zostao zaatakowane przez piratw. Ja i pewna kobieta wyruszylimy do
Houston, by zdoby pewne dane. Informacje zostay zebrane w okresie pierwszych lat Ciszy.
Kocia Burza usiad wygodniej.
- Mylisz, e dane nadal s w Houston?
- To cakiem moliwe.
- W Houston jest bardzo ponuro. Syszaem, e miasto si zmienio. Jest teraz
strasznym miejscem... jak wiele innych w dzisiejszych czasach.
- Informacje s najprawdopodobniej przechowywane w jakim noniku organicznym.
Przynajmniej mam nadziej, e tak jest - wyjani Peabody. - Zreszt ktokolwiek odbyby tak
dug podr jak ja, te chciaby si przekona, czy byo warto.
- Ale w czym problem? Mwisz: zdobye dane. Mwisz: dae je Miastu Pksiyca.
Zostay zapisane i wczone do bazy danych. Wic o co chodzi?
- Znasz lemingi?
- Jasne.
- Wanie o to chodzi. To wszystko, co wiem. Jestem jak leming. Pewnie dotychczas
walczyem z tym poczuciem misji. Jednak jest za silne. Ludzie znaleli si na progu nowego
etapu ewolucji - etapu midzygwiezdnego. Moja matka bya Gajank. Przypuszczam... To
mieszne, ale wierz... - Wyrzuci z siebie wszystko i poczu ulg. Wzi gboki oddech. Od
wielu lat ju nie zdarzyo mu si tak naprawd rozmawia z innym czowiekiem. Przypuszczam, e Ziemia jest jak drzewo. Jest organizmem majcym okrelon pe. Albo
co podobnego, co, co daje pewn okrelon orientacj, denie. I gdzie tam, wrd gwiazd,
jest partner dla Ziemi. I to wszystko - zatoczy rk uk - to wszystko, ewolucja ycia, rozwj
technologii i nastpstwa Ciszy, jest czci ewolucji intergalaktycznej... intergalaktycznej
inteligencji. Inteligencji tak bardzo nas wyprzedzajcej i wyszej ni nasz rozum, e nawet
nie potrafimy sobie tego teraz wyobrazi. To nie jest plan. To... - zastanawia si dusz
chwil, prbujc znale najodpowiedniejsze sowo - to improwizacja. Jestemy ju w
pewnym stopniu rozumni. Ale przecie czciowo jestemy zupenie lepi i gusi. Nie wiem,
co widz twoje Pszczoy. Nie wiem, co syszy pies. Na pewno nie potrafi powiedzie, co
myl inne stworzenia, ktre rozwiny wraliwo na inne pasma czstotliwoci fal ni ja.
Kocia Burza popatrzy na Peabodyego.
- To niezupenie pasuje do trzewo mylcego Inyniera.
- Nie - odrzek Jason. - Niezupenie. Udawaem przez cae ycie, e jestem rozsdnym
i trzewym czowiekiem, a okazaem si zupenie bezuyteczny i nieefektywny. Moja ona,
ktr przecie kochaem, wybraa mier, nie chciaa y, nie chciaa nawet sprawdzi, co nas
czeka. To moja wina.
- Ale teraz...
- To bya moja wina - powtrzy stanowczo Peabody. - Skaza na idealnym Chicago.
Gdybym tylko mg j zobaczy wczeniej, dowiedzie si wczeniej...
- Duo na siebie bierzesz - zauway starszy mczyzna.
- Mnstwo programw terapeutycznych powiedziao mi co podobnego i jeszcze
wicej. To niczego nie zmienia. Czas to sobie uwiadomi. I pora uwiadomi sobie, po co si
urodziem. Aby zrozumie najdokadniej jak mona, co si stao i co si dzieje. Niewane,
czy to w ogle ma jaki sens. Urodziem si, by uatwi i pomc w przemianie ludzkoci. By
da wybr. Wszystkim stworzeniom. Nie tylko ludziom. Wszelkiemu yciu i temu, co z niego
powstaje. Dlaczego tak trudno zrozumie, e wiadomo si rozwija i ronie, i e ten nowy
etap ewolucji wykracza poza wiadomo? - Peabody wsta i zacz si przechadza. - To nie
tylko nieunikniony krok. To krok w rozwoju, chyba nie tak niewiadomy jak wczeniejsze
etapy ewolucji. To mnie wzywa. - Wycign rk do siwowosego mczyzny, aby ucisn
mu do. - Musz i. Bardzo ci dzikuj za pomoc, ale musz ju i. Moe kiedy si troch
ochodzi...
- Do cholery, zabior ci do Houston.
Peabody spojrza na Koci Burz.
- Czemu nie?
W tym momencie Jason usysza miauknicie i ujrza, jak dwie kule wiata niczym
iskry spadaj na gospodarza. Kocia Burza odpdzi je ruchem rki, gdy wstawa.
- Denerwuj si. Wybaczcie, kochaneczki, ale mczyzna musi zrobi to, co jest
zadaniem mczyzny.
*
Kolacja Kociej Burzy bya szybka i ergonomiczna: fasola z ryem, kaktusowe pikle
oraz saatka owocowa. Posiek postawiony zosta na niskim stole, przy ktrym przycupny
kule wiata. Talerze gospodarz wyj z szafki, skd wczeniej przepdzi koci lampk. Gdy
mczyni zjedli, jedno ze wiate wysuno apy i unioso ogon, a potem przygldao si
uwanie kocimi oczami bandaowaniu eber Peabodyego. Po zaoeniu opatrunku Kocia
Burza otworzy wielki zbir plikw w komputerze i wyszuka wzr preparatu
uzdrawiajcego, ktry zleci do przygotowania domowi. Cho Jason protestowa, e jego
wasne nano jest w doskonaej formie, gospodarz zmusi go do wypicia pynu.
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Pomoe ci na twoje dolegliwoci. Zdaje si, e nie
jeste tak przewraliwiony jak ten radiowy kole. Zreszt ten preparat przyhamuje go na
duej.
Peabody przejrza pk z ksikami, sczc mieszank o cytrynowym zapachu. Na
regale znalaz pytk z wygrawerowanym dyplomem ukoczenia inynierii astrofizycznej na
Uniwersytecie Nowego Meksyku, wsunit niedbale za przepikn mis Hopi. Na pycie
widniao nazwisko Sam Atchley. wietlny kot przebieg po krawdzi pki i wskoczy
Peabodyemu na rami.
- Wybacz, ale myl, e ta maa od razu ci polubia.
- Czy to naprawd... koty? - zapyta Jason. Kotka siedzca mu na ramieniu wydawaa
si cakiem realna.
Kocia Burza spojrza na niego z niedowierzaniem zabarwionym rozbawieniem.
- To helikoty. Koty soneczne. No, to zbierajmy si.
Wyszli na zewntrz w bkitny zmierzch. Kaktusy stay niczym szpaler wartownikw,
gdy przechodzili do wielkiego, kopulastego garau. Gospodarz zapali wiato i Peabody
ujrza rnorodne pojazdy ustawione pod aluminiowym dachem.
Bya tam pciarwka na energi soneczn z karoseri w kolorze lapis lazuli.
Peabody mglicie przypomina sobie, e chyba ju j widzia, gdy lea na poboczu drogi.
Obok samochodu sta motocykl i jeep.
I niewielki pojazd z dwoma siedzeniami. Wyglda, jakby zaprojektowano go do
latania. Sprawia wraenie niebezpiecznego.
Ku konsternacji Jasona Kocia Burza podszed wanie do aurowego wehikuu.
- liczny, prawda? Sam go zbudowaem.
Peabody poczu wyranie obcy, ale przyjemny pustynny zapach, ktrego nie potrafi
rozpozna.
- Nie potrzebujemy ciepa, wiata sonecznego czy innych... - Siwowosy mczyzna
rozemia si i klepn Jasona po plecach. - Jedyne, co musisz zrobi, to wej i usi.
Peabody rozejrza si niepewnie.
Danya
Zatoka
- Hej! Nic mi nie jest. Wyszam pobiega. To byo gupie, wiem. - Wcale nie byo
gupie. Przywyka do upaw. Bya dobrze nawodniona, pia duo. Znowu tamto wiato, to
wszystko. Opara czoo o rami Kowboja. - Przepraszam, e ci tak zostawiam. Jak mnie
znalaze? To znaczy, jak dostae si do Houston?
- C... Waciwie nie miaem zamiaru ci szuka. Cho miaem nadziej, e ci tu
znajd. Zdaje si, e po prostu szlimy w tym samym kierunku.
- Tak.... Oboje bylimy ranni, oboje znalelimy drog... I nie wiem, po co to
wszystko. Ty wiesz?
- Aby odnale system nawigacyjny - powiedzia Radiokowboj. - I znalelimy. A
teraz musimy go zabra do domu. Wanie w tej chwili budzimy Zielon Zmian.
- Niebiesk. Na mnie nie licz, Kowboju - oznajmia, zsuwajc si ze stou. Nieomal
upada, gdy dotkna stopami podogi, w ostatniej chwili opara si o towarzysza.
- Jeste potrzebna w Miecie Pksiyca - stwierdzi, obejmujc j w talii. - I mw do
mnie Jason. Albo Peabody. Nie Kowboj. aden ze mnie kowboj. Jestem zwykym
Inynierem, z zadaniem do wykonania. Ty rwnie masz zadanie, Danyo.
- Wspdziaanie mnie nie potrzebuje - odpowiedziaa. Ale oni mnie potrzebuj.
Czymkolwiek i kimkolwiek s. Dziwne plemi z Teraniejszoci.
Wysali zew, silny i czysty, ktry przenikn Dany a do ostatniej komrki ciaa i
wstrzsn do gbi serca. Niewane, czym si teraz zajmuje, czua wezwanie. Bya zanurzona
w czasie, falowaa w czasie, cho jeszcze nie widziaa nic wicej ni kilka rozwidle na
ciece teraniejszoci biegncej w przyszo.
Jeszcze nie.
- Miasto ci potrzebuje - stwierdzi Radiokowboj. Nie umiaa myle o nim inaczej.
Nie podoba si jej ten spokojny, wywaony ton gosu, jakby mwca by najbardziej ponurym
i obowizkowym facetem pod socem. I jeszcze to przekonanie, e Danya na pewno si
zgodzi na jego plany. Jego oczy byy powane, bez ladu choby iskry wesooci, jak
widziaa u Kowboja. Nawet jego gesty i postawa przesycone byy odpowiedzialnoci i
celowoci. - Potrzebuje ci. Musimy przywrci miastu system nawigacyjny, da mu map,
model nieba. Te dzieci nosz w sobie zapewne najdoskonalsz na wiecie form tej mapy,
najpeniejsze dane. Zmieniay si wraz z aktualizacjami, z nowymi obliczeniami, z kadym
nowym podczeniem pomidzy impulsami. A teraz musimy sprawdzi... ca reszt. Od tego
zaley, co si dalej stanie.
- Reszt czego? - spytaa wojowniczym tonem. Miaa straszn ochot zapali. - Jest tu
co do jedzenia? Zgodniaam.
- Nie wiem, czy pamitasz - jego gos by agodny, zbyt agodny - co si stao, kiedy
odpywalimy. I nie mam pojcia, co si stanie, kiedy wrcimy. Przyjmijmy pozytywny
scenariusz. Wszystko si wzgldnie uspokoio. Zanim odpynlimy, odebraem od
Wspdziaania odczucie, e miastu pieszy si, by opuci ocean i Ziemi. Niewane, czy
bdzie miao komplet danych nawigacyjnych, czy nie. Ufam, e jest dobrze przygotowane do
odlotu. I do tego, czym si stanie. Ale chc mie pewno, e wszystkie systemy bd
dziaay nie tylko dla miasta, ale i dla ludzi, ktrzy z nim polec. S przecie dwa rwnolege
systemy: miasto i Wspdziaanie. Bdzie nam potrzebna kada pomoc.
- Oczywicie - mrukna, ale rwnoczenie pomylaa: Nie mog pyn do miasta. A
potem pozwolia, aby pomg jej pooy si na stole, i usyszaa tylko:
- Odpocznij.
Bya gboka noc wypeniona nieopisanym wibrowaniem czasu, gdy mczyni
pomogli Danyi wej do autobusu. Wszyscy wsiedli - dzieci, Radiokowboj Peabody i wysoki
mczyzna, a potem ruszyli i przejechali przez bram, cho krzyczaa: Sta! Sta!, ale
Kowboj jedynie obj j mocno; krzyczaa nie tylko dlatego, e zostawiaa t niepoznan
wietlist istot, lecz take najlepsz przyjacik, Trzy Niemoliwoci, ktra j tutaj
przyprowadzia i ktrej Danya jeszcze si nie zrewanowaa za szczodro, za dobro, za
osobist wieczno niesion midzy silnymi szczkami, za wszystko, co moga przynie
Ludziom z Teraniejszoci; ale autobus mkn przez rwnin, min wzgrza usiane a po
horyzont barwami rozkwitych kwiatw - , czerwie i najgbsza ziele, wszystko to
czekao na Dany, czekao na ni, czekao, a wiatr szumia w autobusie, dzieci skakay i
pieway, przepychay si i wychylay przez okna, a wreszcie pasy bezpieczestwa mocniej
przypiy je do foteli i zbesztay za nieostrono. O wicie Radiokowboj wynaj d i
skierowa si do Zatoki. Danya syszaa, jak wysoki mczyzna i Kowboj rozmawiaj - jak
mogli tak spokojnie rozmawia, gdy przeszo i przyszo rozwidlay si na paskim,
piaszczystym brzegu, ktry wanie opuszczali, by dopyn do sztucznej wyspy - wyspy,
ktra teraz wydawaa si Danyi zupenie obca - a kiedy fale uderzyy w burty i d pomkna
w przeraliwym popiechu, nie dajc adnego wyboru, adnej swobody, nie, nie!; usyszaa
swj krzyk i Radiokowboja mwicego jej z trosk, e poczuje si lepiej, gdy znajdzie si w
domu.
Danya
spotka radioastronoma. Minlimy si o wos. Tak blisko i tak daleko zarazem, jak mawiaa
moja matka, z naszej strony wszystko wyglda jak jeden wielki chaos. Ale moe z drugiej
strony... jeli jest jaka druga strona. Cae moje ycie dowodzi jednak, e musi by druga
strona. Inna strona, bardziej realna ni ta. Tskni za wiatem, Danyo. Jak ty. - Jego ciepe
usta dotkny jej warg, pocaowa j. To te byo przyjemne, cho troch jak sen. - aden ze
mnie doktor. Nie umiem nawet zrobi zastrzyku, nie wiem, jak leczy. Wszystko nie tak,
prawda? I ta stacja kosmiczna nawiedzona przez wiato... A te dzieci nic si nie zmieniy,
Danyo, nic a nic! Wygldaj tak samo jak siedemdziesit lat temu, kiedy tu pracowaem.
Pamitam ich imiona. Pamitam ich twarze. Nie potrafi sobie wyobrazi czego bardziej
przeraajcego... A one s takie szczliwe... Widziaem inne dzieci... Tak wiele dzieci... To
straszne. To takie straszne.
Danya odgarna wosy i spojrzaa mu w oczy. Byy smutne, desperacko smutne.
- Lepiej bdzie, jeeli wyruszymy - wtrci si Kocia Burza. - Wszystkie dzieci s ju
obudzone. I troch oszoomione. To chyba dobrze - umiechn si ironicznie.
Radiokowboj prbowa j podnie, ale zachwia si niepewnie i zrezygnowa.
- Przepraszam... Bardzo przepraszam - powtarza nawet wtedy, gdy zapewnia go, e
wszystko w porzdku; gdyby nawet byo tysic razy gorzej, i tak by byo dobrze, nie potrafia
jednak tego powiedzie, moga tylko mia si i paka jednoczenie, bo tak si cieszya, e
znowu go widzi, cho nie spodziewaa si, e kiedykolwiek jeszcze go zobaczy, i cieszya si,
e i Radiokowboj naley do Teraniejszoci. Moe jemu uda si dostroi Dany, moe zrobi
to Miasto Pksiyca, moe pojawi si tam nowa czstotliwo; gdyby jeszcze tylko mogli j
wyczu, dowiadczy jej zmysami. Najprawdopodobniej jednak nowa czstotliwo nadal
bya dla nich niedostpna, poza zasigiem wzroku, suchu, wchu i dotyku, poza zasigiem
cieek umysu, poza szlakiem prowadzcym do Umysu pragncego poczy si ze
wszystkim, co yje na Ziemi.
Nadesza noc, gdy w kocu wsiedli do autobusu i odjechali. A Danya przypominaa
sobie zbyt wiele. Kiedy wchodzia po schodkach do samochodu, zdawao jej si, e to stopnie
przy drzwiach domu, w ktrym dorastaa. Pachniay starym drewnem. Bawiy si na nich
dzieci jeszcze przed wojn secesyjn. A pniej ukrywali si pod nimi Jankesi. Widziaa ich
wtedy i teraz. Czy taka drobna sprawa moe zaway na caym yciu? Dlaczego nie? Och,
dlaczego nie?
- Dlaczego nie? - krzykna chrapliwie i krzyczaa tak dugo, a ochrypa. - Nikt mi nie
moe ju pomc. Nikt.
Do jej umysu napyny obrazy. Jej dziadek - niewolnik, prababka - z plemienia
Irokezw, jej praprababka, emigrantka z Irlandii, nieugita i twarda. Wizja rozwijaa si,
coraz szersza i niezmierzona, niekoczca si, ale zawsze wypeniona wewntrznymi
powizaniami midzy wszystkimi elementami. Radiokowboj gaska jej policzki i mwi, e
przeprasza, przeprasza za wszystko; ale to nie bya jego wina, niczyja wina i w ogle to nie
bya wina, to byo dobre, jasne, pozytywne, wielkie i intensywne, tak intensywne, e jak
mogaby si oprze? Jak mogaby ponownie skurczy si do jednej tylko osoby? Bezkresna
mier, bezkresne ycie, bezkresne gwiazdy, bezkresne wszechwiaty, wszystko to zalewao
Dany rytmicznie, niczym taniec, ktry znay tylko nieliczne gwiazdy. Pjd t ciek, pjd
wanie t ciek...
- Dokd ona posza? - krzykna nagle zaalarmowana. Wchodzili po stopniach do
autobusu. Czy ju tego nie robia? - Gdzie jest Trzy Niemoliwoci?!
Zacza si szamota i dzieci musiay j popchn, by wesza do samochodu, przesza
na ty i usiada. mierdziao tu okropnie, jak we wszystkich starych autobusach, to nie by
dobry autobus, w ogle nie istniay dobre autobusy. Wyjrzaa przez tylne okno. Byo ciemno,
a Trzy Niemoliwoci odesza. I Danya zacza paka. Pakaa i pakaa, gdy bramy Centrum
Kosmicznego otwary si i autobus przejecha przez boto, a potem by upa i rwniny usiane
rzadko niskimi drzewami wok Houston, gdzie paliy si wiata. Jechali do Galveston, na
wybrzee. Dla Trzech Niemoliwoci jechali na pewno za szybko, nie mogaby biec za nimi.
Danya krzykna tylko:
- Oszukano mnie!
A potem zacza si mia, z przeraeniem. Gono.
13 SIERPNIA 2115
Danya
Obie Teraniejszoci poczyy si na drodze do Galveston. Nie rni si za bardzo pomylaa Danya. Ten rozam. Jestem tutaj i tutaj jest tylko jedna Teraniejszo, i tyle.
Droga bya prosta. Na poboczu lea jasny, czysty piasek i rosa nadmorska trawa.
Zaprowadzia ich prosto do dobrze znanego zapachu i widoku wielkiego bkitu, ktry
piewa odwieczn gbok pie wci na tej samej nucie.
15 SIERPNIA 2115
Z powrotem
To bya duga podr przez jasne, bkitne morze. I kopotliwa - wszak Peabody
prowadzi d z gromad dzieci na pokadzie i niemal szalon kobiet. Jednak tym, co go
zmartwio, byy statki, ktre odpyway z Miasta Pksiyca.
Pierwszego dnia podrnicy ujrzeli tylko jedn d, ale nastpnego ju cztery. Zbyt
wiele, by sdzi, e to przypadek.
Na dodatek wynajty kuter okaza si znacznie wolniejszy, ni si spodziewali.
Jason Peabody martwi si rwnie o spotkanie Miasta Pksiyca z tymi dzikimi
dziemi. Dorastay w zupenie innym tempie i warunkach ni zwyke dzieci i na swj sposb
byy przeraajce. Samodzielnie zabiy swoje odpowiedniki, dzieci z drugiej zmiany. Przez
jaki czas byy uczone przez dorosych, wpojono im podstawow dyscyplin i zasady
zachowa. Przy tym byy oszaamiajco inteligentne; o wiele bardziej ni przecitni doroli,
lecz ich rozwj emocjonalny zatrzyma si na poziomie szeciolatkw.
dane, ktre utracio miasto. Informacje, ktre zawiod nas... gdzie tam. Gdzie dalej.
Odwrcia si, by na niego spojrze. Wiatr szarpa jej wosami i rozwiewa kosmyki
wok twarzy. Niecierpliwym potrzniciem gowy odrzucia je na plecy. Oczy miaa
powane. Tak powane, e serce mu zamaro, w tej krtkiej chwili, gdy sycha byo melodi
morza i wiatru, przecinan krzykiem mew przelatujcych w pobliu.
- Chc zosta tutaj - oznajmia, a brzmienie jej gosu wiadczyo, e wie doskonale, co
to oznacza dla nich, dla niej i dla Jasona.
Ogarn go gboki smutek. Obj Dany i przytuli. Przylgna do niego mocno, w
dole dzieci miay si i skakay, a ich gosy mieszay si z krzykiem mew, ale to wszystko
byo odlege i niewane, gdy tak stali objci, zbliajc si do miasta. Oboje jednak nie
widzieli nic oprcz siebie, jakby byli jedynymi ludmi na wiecie.
*
Kuter przycumowa do przystani otoczony chmar mew. Dzieci czekay w napiciu,
zbite w gromadk, a Kocia Burza wyjdzie ze sterwki, a potem wszyscy ruszyli do miasta.
- Dziki Bogu jestemy na miejscu - powiedziaa Danya, gdy zesza z trapu. Zaczynaam si czu jak kula we fliperze wielkoci statku. Co teraz zrobisz? - zapytaa
idcego za ni Jasona.
- Wrc do domu - odpowiedzia. - Wezm prysznic.
- Przeksisz co? - umiechna si, zgadujc.
- Owszem. I pewnie wrc do pracy. A ty?
- Och, mam sporo do zrobienia - oznajmia z dum.
- Na przykad?
- Jak ci zapewne wiadomo, niele znam si na teorii superstrun - wyjania. - Wiele si
nauczyam podczas tej wyprawy i musz to przemyle. Musz te przekaza wszystko
Wspdziaaniu, eby mona byo wycign jakie wnioski. Na razie jeszcze nie mam
adnych. - Przypomniaa sobie, e wspomniaa Peabodyemu o Teraniejszociach, jednak
wyjanienie za pomoc sw okazao si znacznie trudniejsze, ni sdzia. Teraniejszoci
byy troch jak mewy, popiesznie wpadajce i wyskakujce z tego planu egzystencji,
pozostawiajc po sobie tylko powidok, obraz znikajcy rwnie szybko jak nieg w
promieniach soca. I jeszcze by problem z t przeklt muzyk, ktr Danya syszaa,
wszelkimi rodzajami muzyki-niemuzyki. Gdybym nie bya tak pewna siebie - przemkno jej
przez gow, a odblaski soca na wodzie splatay si w jej oczach w muzyk i
Teraniejszoci tworzce pikny, precyzyjny wzr - mogabym pomyle, e popadam w
kompletny obd.
- No, tak - odezwa si Peabody. - Ale na razie wygldasz, jakby miaa wpa do
wody. To pewnie od choroby morskiej. Chod. Pjdziemy do mojego mieszkania, zjesz co i
odpoczniesz.
- A od kogo ta propozycja? - spytaa, mruc podejrzliwie oczy. Jej wosy targane
wiatrem przypominay sploty wciekych wy.
- Od Jasona Peabodyego, Dyplomowanego Nanoinyniera. Niewane, co miasto
moe na ten temat powiedzie. Naprawd. - Jego gos brzmia powanie i stanowczo.
- W porzdku. Po prostu nie chc mie wicej do czynienia z tym kowbojem.
- Ani ja - zapewni stanowczo. - Chodmy.
*
By zaskoczony, gdy si dowiedzia, e jego mieszkanie stao si centrum spotka.
Otworzy drzwi, a tam staa wysoka, niezwykle szczupa i elegancka ciemnoskra kobieta.
Posaa mu szeroki umiech i przemwia pierwsza, niskim, melodyjnym gosem.
- To ty musisz by doktorem Peabodym.
Za kobiet zobaczy pobojowisko. Zbyt wiele rozrzuconych puszek po piwie i ksiki jego ksiki! - a nawet kilka wartociowych radioodbiornikw... No, nie, nie byy rozrzucone.
Porozstawiane po prostu rzdem na stole.
- Hmm, tak, to ja. - Sta niepewnie w drzwiach. - A kim ty jeste?
- Io Xia. Z Harmonii. - To zabrzmiao wyzywajco.
- Wspaniale. Bardzo mi mio pozna. A to jest Danya... ach...
- Wystarczy Danya - powiedziaa, ciskajc do Io. - Mwisz, e z Harmonii? Z
Ksiyca? Co niesamowitego! Co za podr musiaa odby. Ach, wiesz, e miasto chce
polecie w kosmos, ale w inn stron? To dopiero bdzie wyprawa! Bg wie dokd! Och,
mamy szczcie, e yjemy tu i teraz! - Danya przecia pokj i podesza do ka w niszy.
Opada na pociel i zdawao si, e natychmiast zasna.
- Wanie wychodziam - powiedziaa Io po krtkiej chwili ciszy. - Ciesz si, e
wrcie, Inynierze. Wszyscy si o ciebie martwili. Przede wszystkim Zeb i Ra. Znasz ich?
- Gdzie oni s?
- W Hali Nauki i Wiedzy, jak sdz.
- W Hali... wietnie. Przyjd tam, jak tylko troch odpoczn. Moesz zosta, jeli
chcesz....
- Och, nie. Spotkamy si pniej. - Wysza, zamykajc drzwi.
Jason podszed i spojrza na Dany. Dotkn jej policzka. Miaa gorczk albo moe
by to efekt oparzenia sonecznego. Nie otwierajc oczu, kobieta obja go i pocaowaa.
Su-Chen
Io czeka i sucha ludzi ktrzy chc odlecie i my wszyscy chcemy polecie min
Ksiyc i musimy musimy pomkn daleko dalej ni na Ksiyc tam gdzie oni s i gdzie
zawsze byli i s. Musimy tylko i za muzyk muzyka jest map tak samo jak liczby. Moemy
zobaczy dokd oni id o ile sami to wiedz moe im powiem e to ciekawe i e to tak jak
mwi mj ojciec: wite najwitsze jest to co wiem nie to co czuj.
Ja. Wiem.
18 SIERPNIA 2115
Ustrojstwo
Jason potrzsn gow i popatrzy na Dany znad kuli. To zamylone i pene blu
spojrzenie uderzyo j w serce jak fala przypywu.
- Wszyscy moemy zgin. Czy nie lepiej, jeeli cz ludzkoci przeyje? Nie
sdzisz?
Niecierpliwo sprawia, e gos jej si ama.
- Owszem, o ile ludzie chc zosta i przey. Czy to jest co, czego ty by chcia? Aby
ci zostawiono? Niezbyt dobrze si dzieje na kontynencie, o ile raczye zauway. Zao
si, e szykuje si nowa wojna. Caa rasa ludzka pody utartym szlakiem, jakim zawsze
podaa. Signie po stare, tradycyjne metody. Pjdzie na wojn, jak zwykle. Chyba e
nadejdzie co nowego. Wybawienie. Co, co wyprowadzi ludzko na now ciek, rozwinie
nowy scenariusz zdarze. Now przyszo. Zwaszcza e ta caa naukowa kolonia ma zamiar
wystrzeli si w kosmos i znikn. - Zerkna na Zeba, ktry zdawa si wiedzie wicej. - A
jak ty mylisz, co si stanie?
Nie odpowiedzia od razu. Dopiero po duszej chwili si odezwa:
- Nie jestem pewien. Potrafi to opisa jedynie liczbami. Obraz, jaki mi si rysuje, jest
do mglisty. Polecimy do miejsca, skd nadano Sygna. Istoty, ktre nam go wysay, znaj
prawd o materii, prawd o historii czasoprzestrzeni. One j opanoway. Wiedz wszystko o
rzeczywistoci fizycznej. Przypuszczam, e fizycznie si od nas rni. Nasza matematyka
jest odzwierciedleniem nas samych, obrazuje nasz sposb mylenia, jaki wytworzy si
podczas ewolucji i pozwoli naszemu gatunkowi przetrwa. Ale ta matematyka nie jest
potrzebna, by poj, co si naprawd stao. Moe ci, co nadali Sygna, s blisi poznania
prawdy. By moe my bdziemy musieli zmieni si fizycznie, by rwnie mc pozna t
prawd. To jest tak, jakby dano nam zaproszenie.
- Raczej rozkaz - zauway Peabody z gorycz.
Zeb zerkn na niego i lekko wzruszy ramionami.
- Racja, Peabody. Nie potrafimy odgadn ich intencji. A moe si rwnie okaza, e
to wszystko byo zupenym przypadkiem. Bez znaczenia dla kogokolwiek oprcz nas. W
ogle bez znaczenia, produkt uboczny jakiego procesu lub czego podobnego. Cho bardzo
wtpi, e tak jest. C z tego? Prawda jest taka, e si uczymy. I jestemy zmieniani. To
nawet co wicej. Wicej ni uczenie, wicej ni wiedza. To wezwanie, abymy zdobyli
zdolno poznania prawdy. I jest taki obraz... jedynie prosty model...
- Jaki model? - zainteresowa si Peabody.
- Potrafi go sobie tylko wyobrazi - westchn Zeb. - Nie potrafi go sensownie
opisa...
ustrojstwa, jak zwyk mwi Peabody. Urzdzenie wysyao fale o stale zmieniajcych si
czstotliwociach, ktre mogy dotrze do wszystkich ludzi w Miecie Pksiyca. Fale
wchaniane przez ludzkie mzgi i zmieniane w informacje, ktre sprawi, e umysy zaczn
si rozwija i rozrasta, gotowe na zrozumienie, gotowe na przemian.
Su-Chen miaa nadal karmi urzdzenie nielokalnymi danymi, ktre emanoway od
wietlnych istot.
Wszystko zostao zaplanowane.
19 SIERPNIA 2115
Danya
rozplatay rytmicznie tak szybko, e Danya zacza podejrzewa jak sztuczk. Potem
pomylaa, e chyba jednak trick polega na spowolnieniu obrazu, cho nawet teraz ludzki
wzrok z trudem nada ze ledzeniem byskawicznych przemian.
Danya wycigna rce i chwycia spltan mas.
Natychmiast upada na posadzk, jej donie przeszy straszny bl, o wiele wikszy ni
ten, jaki odczuwaa, gdy rodzia dzieci. Chciaa puci urzdzenie. Ale nie moga.
Ze zmiennych spiral rwnie nieoczekiwanie popyno wiato i bl ustpi.
Urzdzenie stao si teraz szare i kruche, a macki faloway powoli. Wayo najwyej
funt.
Danya miaa tylko nadziej, e energia, potencja tego... ustrojstwa uleg zawieszeniu.
To wszystko, czego potrzebowaa.
Delikatnie wsuna maszyn do torby i zacisna pasek zapicia.
Pozostaa jeszcze jedna rzecz do zaatwienia, ale ju znacznie atwiejsza.
Kobieta wysza z pomieszczenia i ruszya przez napyw opowieci oraz zgromadzenie
wietlnych istot. Wkroczya w jedno z tysica przej, jakie prowadziy z miasta prosto do
morza. Byo przesonite przejrzyst bon, ktra rozpyna si, gdy tylko Danya podesza.
Poniej ujrzaa nadpywajc ze wszystkich stron flotyll statkw. Zrozumiaa, e nie ma
wiele czasu.
Zacza biec.
Musiaa dotrze na poziom morza. Zjecha do stp wie, w pltanin cieek i
pawilonw, pomidzy ktrymi lniy fale oceanu.
Wszdzie panowa chaos. Ludzie uciekali z miasta lub spieszyli na wysze poziomy,
by przygotowa si do odlotu. Danya szukaa interfejsu lub komputera.
Nagle usyszaa muzyk. Zamara, rozgldajc si z niepokojem. rdo dwiku byo
w pobliu. I wtedy twarz kobiety zalay zy ogromnego smutku.
To byo radio Kowboja. Miaa je w kieszeni spdnicy. Dziaao. Wygrywao gupie
reklamy po hiszpasku.
Radio zaczo dziaa. A Danya wanie porzucia Radiokowboja.
Do umysu napyno jedno sowo - niesiona przez powietrze wskazwka od
Wspdziaania: TAM.
Aha. TAM. Danya rozejrzaa si. Znalaza wgbienie w cianie i pocigna. Ukazaa
si stacja robocza. Kobieta ospale pochylia si nad panelem i dotkna jego powierzchni.
Jeszcze wolniej, gdy Danya bya ju bliska agonii od wstrzsw, ktre rzucay ni na
wszystkie strony podczas metamorfozy korytarza, na panelu ukazao si wreszcie to, co
zamwia.
Niewielki bbel zielonej, galaretowatej masy, opakowanej w cienk membran.
Wrzucia go do torby i ruszya biegiem na wybrzee.
Musiaa opuci drabin, eby zej na poziom morza i zeskoczy z do duej
wysokoci. Podniosa si po zeskoku, zatoczya i potkna, a potem kutykajc pobiega dalej.
Na przystani zeskoczya na pokad odcumowujcej wanie cikiej odzi. Powyej
miasto zmieniao si coraz szybciej, zbiegao si - statek musia walczy z silnym wstecznym
prdem i wiatrem. Oddala si powoli od brzegu, wypeniony tumem szlochajcych i
krzyczcych ludzi. Niektrzy wskakiwali do wody i wpaw wracali na brzeg, pozostaych
przeraaa fala gorca, jak wytwarzay plazmowe silniki, oraz prawdopodobiestwo
wywoania przez start tsunami.
Jednak najpierw pojawia si zaskakujca cisza.
Statek z Dany oddali si zaledwie pi mil od coraz szybciej zmieniajcego si
miasta. Stawao si teraz gadsze i bardziej opywowe. Niezliczone wysokie pawilony i hale
wyduyy si i zbiegy w jednym punkcie. Wiatr si wzmaga.
Ogromny agiel rozwin si i zaopota nad falami.
Przypomina spinaker albo przezroczyst bon, jakby cz mydlanej baki.
Ale by o wiele bardziej wytrzymay. Pochwyci wiatr, a Miasto Pksiyca pio si
w gr i smuklao. Nad wod nis si wibrujcy, gboki dwik - odgos pracy silnikw
odrzutowych, z tej odlegoci silniki wyglday jak cieniutkie paeczki, ktre po chwili spady
do oceanu.
W tym momencie startujce miasto przechylio si i zachwiao, jednak wiatr zaraz
porwa je w gr. Sto, dwiecie, piset stp. Tysic stp - nadal wydawao si ogromne i
niezgrabne.
Zapewne na dwch tysicach stp odpalone zostay silniki rakietowe.
Miasto Pksiyca przypieszyo gwatownie w wybuchu pomieni z dysz, z oddali
dobieg spniony huk. Membrana rozdara si na strzpy, ktre szyboway na wietrze jeszcze
dugo po znikniciu smugi na niebie.
Danya przecisna si do relingu, rozpychajc si okciami. Dugo spogldaa w gr.
INYNIER
Wielkie podzielenie
Su-Chen
Emocje. Burzowe chmury nad oceanem. Przychodz po mnie. Chc od nich uciec ale
nie potrafi. Pada z nich ulewny deszcz kada kropla rozdziera mnie na strzpy. Strach.
Strata. Rado. Co czego nie chc co czym nie chc by. Niesamowity nieznony bl.
Zasypuje mnie gradem obrazw.
Nareszcie burza przemija.
Sodkie sodkie dryfowanie i sowa splecione razem tak atwo. Wszystkie opowieci
ludzi s takie - spokojne falujce... - Wszystko co widz zmienia si. Ju nie potrafi
powiedzie co jest prawdziwe. Opowieci i emocje rozpraszaj moj wizj. Sprawiaj e
kolory s zbyt jasne albo zbyt stumione. Sprawiaj e muzyka nie jest muzyk nie jest
cudownym delikatnym splotem zalenoci i zwizkw lecz orodkiem tworzenia nastpnych
przynoszcych bl opowieci. Zawsze ju bd paka. Jak oni to znosz? Jak to moliwe e
potrafi to znie? w ten sposb trac tak wiele. Zbyt wiele.
Mog tylko krzycze i krzycze i krzycze
*
Mczyzna przypominajcy jej ojca otoczy j ramionami i przytuli. Nie prbowaa
si wyrwa. Pozwolia si obj. Czua si dobrze w jego ucisku.
- Nie mog tego znie - usyszaa swj szept. Wczeniej moga znie wszystko. Ale
teraz byo za jasno. Wstrzsa ni silny szloch. - Prosz, musz std odej. Chc odej. Jeli
tu zostan, znowu to mi si przydarzy. I bdzie si cay czas przydarza. Nie podoba mi si
to.
Odwrcia si i zwymiotowaa na podog. Szarpna wosy obiema rkami, tak bardzo
bolao. Podesza do ciany i uderzya w ni czoem. Chciaaby wybi sobie z gowy
opowieci. Albo si zabi. Nie miao znaczenia, ktra z tych rzeczy jej si uda.
Poczua, e mczyzna bierze j za rk. Nie moga jej wyrwa, cho chciaa. Mia
bardzo mocny chwyt. Otar jej twarz chodnym, wilgotnym rcznikiem. Wyj z szafki
To uczucia.
Klepi go po plecach. Klep. Klep. Klep. Tak wanie robi ludzie. Mj ojciec tak robi
ale to zawsze bolao.
W kocu Peabody si umiecha. Ale jego oczy nie zmieniaj wyrazu ani troch. Nie
umiem nazwa tego co wida w jego oczach.
Ale wiem e tam jest.
Nie podoba mi si e to wiem. To za bardzo boli. Io tu nie ma nie moe tego naprawi.
Nie ma jej i nie moe mi pomc. Io poleciaa z miastem.
Czym s te zy ktre pochodz z gbi z wntrza i nie pyn ze zoci?
Mam nadziej e niedugo wszystkiego si dowiem.
Inynier
- Nic mi nie jest - powiedzia do Su-Chen. Obj jej do i ucisn lekko. Rka
dziewczynki bya sztywna i nieruchoma, ale przynajmniej mg jej dotyka.
Kiedy obserwowa odlot miasta, a stao si niewielkim wieccym punktem na niebie,
zrozumia, e zrobi dobrze. Wszyscy zrobili to, co dla nich najlepsze, wszyscy, ktrych Jason
pozna tak dawno, gdy miasto dopiero powstawao. Przyjaciele odlecieli, rozpynli si w
czasie.
On zosta tutaj. Mia prac do wykonania.
Nie by mistykiem. By Inynierem.
Ciko byo pogodzi si z t myl, jednak zmusi si, by podchodzi do kwestii
pozytywnie; by uczucia, ktre przynosiy mu zmartwienie, i te, ktre koiy udrczony umys,
skoczyy si i ucichy.
Peabody wiedzia, e jego cieka nie biegnie ladami dawno zmarej ony. Pewnie
dobrze si zoyo, e przey samobjstwo bliskiej osoby i dziki temu teraz mg
podejmowa waciwe decyzje. I dobrze, e bdzie si opiekowa t dziewczynk. Jedno byo
prawd. Szed kiedy inn drog, ale to byo ju przeszoci.
Mia teraz now drog. Mona to nazwa deniem ku wiatu, celem,
przeznaczeniem. Czekaa go duga podr, bardziej niepewna i trudniejsza ni podr
przyjaci, ktrzy odlecieli z miastem. Trudniejsza ni wszystkie dotychczasowe podre w
jego yciu.
Najblisi zapewne pogryli si w wielkiej, transcendentnej przemianie i niedugo
mieli pozna tajemnice, nad ktrych rozwizaniem Peabody biedzi si latami. Wyjanienie,
skd i po co pojawia si mutacja w jego genotypie, usprawiedliwienie dla jego smutnej i
naznaczonej kopotami egzystencji - rozwizania oddalay si od Jasona z prdkoci tak
ogromn, e wiedzia, i nie zdoa nigdy ich dogoni.
Nadal by tutaj, na bkitnym oceanie, w niewielkiej odzi koyszcej si lekko wrd
turkusowych fal. Obok staa dziewczynka, ktr musia si zaopiekowa, a upalne soce
grzao pokad.
Zorientowa si, e silnik si zatrzyma. Znaczy - trzeba go naprawi.
Peabody by w domu.
I mia prac do wykonania.
Danya
Inynier
Najpierw odnalaz Carl i pozostae dzieci. O niczym innym nie potrafi myle. Byy
w Sedonie. Mia naprawd ogromne szczcie, e wanie tam. Sedona bya maa i mieszka
tu w dziecistwie. Miasteczko niewiele si zmienio od tamtych czasw. Peabody
porozmawia z ludmi i ruszy ladem dzieci.
Zostaa jedynie Carla i jeszcze troje. Mieszkali na czerwonej rwninie w autobusie
zaparkowanym przy bystrym potoku. Tylko Carla go pamitaa. Miaa teraz okoo czterech
lat. Ca trjk opiekowaa si nastoletnia dziewczyna. Substancje z fiolek, ktre dzieci
zatrzymay, ale najwyraniej ze strachu nie otworzyy, zadziaay, jak mia nadziej. Poczu
ulg. Zapewne Carla i pozostae maluchy nigdy si nie dowiedz, co zrobi Peabody. Zapisa
dla nich histori spotkania i wsplnej wdrwki i zostawi nastolatce. J rwnie zmieni.
Miaa teraz przed sob bardzo dugie ycie, podobnie jak ci, ktrzy yli w Miecie
Pksiyca i korzystali z pomocy technologii zapewniajcych dugowieczno.
Kiedy odchodzi, zabra ze sob reszt fiolek, uwiadamiajc sobie ze smutkiem, e
teraz zaledwie kilku ludzi na wiecie wie, jak ich uywa. Peabody by jednym z nich, by
dyplomowanym Nanoinynierem, certyfikowanym przez od dawna ju nieistniejcy rzd. W
tej chwili rwnie dobrze mgby uchodzi za czarnoksinika.
Spdzi lata tsknic i szukajc Danyi oraz poszukujc Teraniejszoci, w ktrych, jak
sdzi, ugrzza. Pragn znale Teraniejszoci. Ba si ich.
Stara si przygotowa wiat na ich przyjcie.
Ostatecznie wraz z Su-Chen powdrowa na pnoc, przez Kolorado, potem Ohio,
Pensylwani, Nowy Jork i Now Angli, kierujc kroki zawsze w te miejsca, ktre zostay
spustoszone przez plagi, uzdrawiajc je, przynoszc ulg zniszczonej ziemi i ludziom. ycie
PADZIERNIK 2194
EAST KINGSTON,
NEW HAMPSHIRE
Xavier mia dziesi lat, kiedy dotar do miasta Inynier. Towarzyszya mu dziwna,
czarnowosa kobieta.
- To ty, prawda, dziadku? To ty jeste Xavier!
- Cicho, Tropicielko! - Bliniacy byli starsi od niej o kilka lat. - Dlaczego zawsze
pytasz o to samo?
- Gupki!
- adnych wyzwisk, albo przestan opowiada. Zgoda? Zgoda.
Xavier bawi si na podwrku przed domem. To by bardzo stary dom, nad gwnym
wejciem wykuto dat: 1734 rok. Mieszkacy Exeter mawiali, e ten dom jest nawiedzony i
dlatego unikali rodzicw chopca i nie pozwalali dzieciom si z nim bawi. Zdawa by si
mogo, e takie ycie byo bardzo samotne, ale mama twierdzia, e przez to ich niewielka
rodzina bardziej si zya. Xavier zrozumia, e miaa racj. Rodzina mieszkaa na
przedmieciach i hodowaa wasne warzywa, miaa te stary sad, gdzie rosy jabonie, a na
rozoyste drzewa przyjemnie byo si wspina dla zabawy lub gdy owoce dojrzeway i
nadchodzia pora zbioru, z obitych jabek mama robia jabecznik. Maa Kimberly miaa si
wtedy tak bardzo, a zmoczya majtki i Xavier obawia si, e rodzice nie bd zadowoleni.
Jednak mama, z policzkami zaczerwienionymi od pracy i jasnymi wosami spadajcymi spod
filcowego kapelusza na ramiona, te si miaa, a potem zaniosa Kim do domu, aby zmieni
jej bielizn.
Tak wic wszyscy byli daleko - mama w domu, tata gboko w sadzie - kiedy nadjecha
Inynier. Podrowa samochodem na par. Kiedy pocign za hamulec, rozleg si gony,
niski gwizd. Inynier podszed do Xaviera. Mia uczciw twarz i powane spojrzenie...
Xavier ju na pierwszy rzut oka uzna, e Inynier ma uczciw twarz, i kiedy
opowiada wnukom t histori, zawsze wspomina o swoim pierwszym wraeniu.
- S twoi rodzice? - spyta i wtedy zobaczy tat w sadzie. Pomacha mu.
Za sadem cigny si wzgrza, zote i czerwone, a niebo byo tak jasnobkitne, e
razio oczy, mona byo w nie spoglda jedynie przez oson gazi. Policzki Inyniera
porowiay od chodnego wiatru. Kobieta siedzca w samochodzie tylko patrzya przed
siebie, na drzwi stodoy. Przyjezdni mieli przyczep.
- Bye w innych miastach, dziadku? - spytaa Tropicielka, a jej brzowe oczy byy
powane. Siedziaa obok kolan Xaviera, ubrana w granatowe sztruksy, ktre matka wzia z
maszyny do ubra znajdujcej si w miecie. Dziadek od razu przeskoczy do czasw nieco
bliszych, przerywajc wczeniejsz opowie.
- eby nie skama, to i owszem. Kilka lat po spotkaniu z Inynierem pojechaem do
Parya. Ale to inna historia. Teraz posuchajcie opowieci o Inynierze. Ich samochd
zaparkowa przed stodo...
- T sam co teraz? z zagrod dla kurczakw?
- Nie, wtedy trzymalimy kurczaki za domem. Suchajcie!
- A mog usi ci na kolanach?
Dziadek podnis dziewczynk z ziemi.
- A teraz uwaaj.
- My uwaamy - oznajmili unisono bliniacy. Mieli po dziesi lat i siedzieli na
stokach wok paleniska, gdzie w eliwnym kocioku bulgotaa zupa z dziczyzny. Ich starszy
brat tydzie temu zabi jelenia, w wietle ognia lniy ich jasne wosy. Dzieci syszay ju
wczeniej opowie o Inynierze, ale zawsze chtnie suchay jej po raz kolejny.
- No, dobrze. Byo pne popoudnie i moja matka spytaa Inyniera i jego
towarzyszk, czy zostan na noc. Na pewno syszeli od ludzi w miecie, e wynajmuje
gociom sypialni na tyach domu. Prawdopodobnie miejscowi ostrzegli rwnie Inyniera,
e rodzina jest dziwna. C, moe bya.
Xavier przyglda si kobiecie podczas kolacji, cho ojciec upomnia go wielokrotnie,
by przesta. Inynier agodnie wyjani, e wszystko w porzdku, e tej pani nie przeszkadza,
gdy si na ni patrzy. Skupia si na jedzeniu. Kiedy skoczya posiek, rozejrzaa si po
pokoju. Byo co zabawnego w wyrazie jej twarzy i w spojrzeniu. Nigdy si nie zmieniay i
Xavier uwiadomi sobie nagle, e twarze jego rodziny cay czas zmieniaj wyraz, czego
wczeniej nie zauwaa. Kimberly jak zwykle zachowywaa si gupio - albo si miaa, albo
trajkotaa bez przerwy, a w kocu odesano j od stou, eby si uspokoia, ale oczywicie
wcale si nie uspokoia - biegaa i skakaa po duej kuchni. Wreszcie jednak usiada w kcie i
zacza si bawi miniaturami maszyn rolniczych - traktorem, kombajnem i mockarni.
Miaa te stary policyjny wz, ale kiedy wczya syren, tata zabra zabawk i pooy j
wysoko na pce, gdzie nie moga dosign, a potem z powrotem usiad przy stole.
- A zatem jaka jest paska propozycja, panie...
- Tak wanie mwi pradziadek! - wtrcia Tropicielka. - Jakby warcza.
Xavier umiechn si. Lubi naladowa gosy.
- Peabody. Chciabym wynaj wier akra waszej ziemi. Jakie ustronne miejsce.
- Na wzgrzach, czy nie?
- Tak. Ale chciabym mie tam dobry dojazd.
- Wtedy nie byoby to ustronne miejsce, nieprawda?
- Potrzebny mi kawaek ziemi wystarczajco daleko, aby nikt go za czsto nie
odwiedza i nie interesowa si za bardzo, co tam jest. - Inynier rozejrza si wok stou i
Xavier odnis wraenie, e mczyzna co oblicza. - Rozumiem, e ta ziemia naley do waszej
rodziny od wiekw.
- A jakie to ma znaczenie?
- Chciabym co wybudowa i zostawi na... jaki czas.
- Czyli na jak dugo?
- Najwyej na sto lat, nie duej.
- Mwi pan o wynajmie, Peabody? A za co?
- Ponegocjujmy.
Kobieta skoczya je, odsuna gwatownie krzeso i spokojnie woya paszcz i
kaptur, a potem wysza na dwr.
- Mamy kanalizacj wewntrz - zapewnia mama, spogldajc na zamknite drzwi.
- Ona lubi spacerowa.
- Ale jest ciemno...
- Na niebie wieci ksiyc w drugiej kwadrze, a droga jest dobrze oznakowana Peabody nie sprawia wraenia zmartwionego.
- Ta dziewczyna niewiele mwi.
- Nie.
Chwil milczenia przerwa ojciec.
- Jak chce pan zapaci za wynajcie ziemi na sto lat?
- Prosz mi powiedzie, panie Appleton, jaki jest paski stosunek do nanotechnologii?
- Zaley. - Tata popatrzy na nas, jakby chcia, abymy wyszli, ale nie powiedzia tego
gono. - Jakiego rodzaju nano?
- Wo ze sob duy asortyment nanozarodnikw. Nie, nie! - Peabody potrzsn
gow, gdy mama si zaniepokoia. - Daj sowo, e nie s niebezpieczne. Jestem
dyplomowanym nanotechnologiem, dostaem licencj w pidziesiciu dwch stanach. To
znaczy, wtedy, gdy to jeszcze byy stany.
- Jakich stanach? - zapytaem.
- New Hampshire byo stanem - wyjani mi James. By dla mnie miy, poniewa chcia
si popisa przed dorosymi, jak duo wie. - Wczeniej bya to cz Federacji Nowej Anglii.
A to by stan w pastwie, ktre nazywao si Stany Zjednoczone Ameryki Pnocnej. Jeszcze
przed Trzecie Fal Nanotechnologiczn...
- To byy straszne czasy - zauway pan Peabody. Kciki ust mu opady i wydawa si
spoglda gdzie w dal, w odleg przeszo. - Stracilimy wszystko, co mielimy. Zgino
wielu ludzi. Ale nadchodzi nowa era.
- Moe powinien pan opowiedzie t histori na Niedzielnym Zgromadzeniu - skrzywi
si tata.
- Jestem zwykym Inynierem - odpowiedzia Peabody. - Jestem tu, poniewa chc
wam pomc. Ale jeeli kaecie mi odjecha, odjad natychmiast. Rozumiem pastwa
niepokj. Jednak nowa era nadchodzi. Jeeli zgodzicie si powici mi kilka godzin,
bdziecie mogli zada mi tyle pyta, ile zechcecie, a potem zdecydowa, czy mona mi
wynaj kawaek ziemi.
- Moja matka bya lekarzem - odezwaa si mama. - Pracowaa w Bostonie, gdy
jeszcze by Miastem
i dorastaam.
Dziadek by
elektroinynierem, ale przebranowi si i zosta nanotechnologiem, jak pan. Nie jestemy tak
podejrzliwi jak ludzie w miasteczku. - Posaa tacie lekki grymas, a tato tylko wzruszy
ramionami.
- Przezorny zawsze ubezpieczony, Kate - zauway.
- Jednak wysuchajmy, co pan Peabody ma do powiedzenia, dobrze?
Zaczli rozmawia. Potem, gdy pooyli mnie do ka, odczekaem chwil, wstaem i
zakradem si z powrotem do jadalni, kryjc si w cieniu za kominkiem...
- I dlatego kiedy wiedziae, gdzie mnie szuka, tak? - zapytaa Tropicielka sennie,
zwijajc si w kbek na kolanach Dziadka.
Usyszaem, co mwili.
Pan Peabody tumaczy, e jego przyjaciele odlecieli w kosmos. Przyzna, e wczeniej
spdzi tydzie w miecie i tam dowiedzia si o moich rodzicach. I pomyla, e mama i tata
oka mu zrozumienie. Powiedzia, e wierzy w wielk zmian, jaka nadejdzie na Ziemi, oraz
e ma projekt urzdzenia do odbioru informacji, ktre moe przypieszy t zmian.
Powiedzia te, e wierzy, i zmiana bdzie dobra dla ludzi i e ju wielu ludzi na Ziemi ma
genetyczn modyfikacj, pozwalajc im rozumie Sygna. Wtedy mama zacza paka, a
tata obj j ramieniem. Inynier przyzna, e on te ma tak modyfikacj, a tata wyj z
kredensu whisky i potem wszyscy doroli unieli szklaneczki i wypili. I wtedy zasnem.
Obudziem si rano we wasnym ku. Soce wiecio jasno. Musiao by pno.
Mama zawsze budzia mnie przed witem, abym po zjedzeniu niadania i nakarmieniu
kurczakw pouczy si jeszcze w kuchni.
Ubraem si i pobiegem do jadalni. Mama nucia, a tata by raczej spokojny i
milczcy. Pan Peabody i ta kobieta, Su-Chen, koczyli wanie niadanie. Na stole rozoone
byy szare, srebrzyste arkusze. Peabody dotkn jednego z nich i pojawi si obraz. To by
pierwszy komputer, jaki widziaem.
- Ale teraz mamy ich wiele, prawda? - spyta Dave, jeden z bliniakw.
- Tak. Su wam do nauki.
- To one byy zapat, jakiej chcieli twoi rodzice, dziadku?
- Dokadnie tak, mody czowieku.
- A ty nigdy nie prbowae ich sprzeda lub pokaza innym, bo ludzie si boj.
- Skoro inni rodzice nie pozwalali dzieciom bawi si z nami, nietrudno byo
dochowa tajemnicy.
- A pan Peabody zostawi co w lesie.
- Wtedy to nie by jeszcze las, lecz zwyke pole. Najpierw wylalimy fundamenty,
postument, a potem pan Peabody... zbudowa urzdzenie.
- A kiedy babcia Kimberly urosa, wyjechaa, eby pomc budowa takie urzdzenia.
- Tak - przyzna dziadek Xavier ze smutkiem. - w Teksasie znajdowao si centrum
szkoleniowe. To bardzo daleko i po wyjedzie dostalimy od Kimberly tylko jeden list, w
ktrym napisaa, e skoczya kurs. Powinnicie j kocha. Zawsze wierzyem, e Kim do nas
wrci. - Wsta i zanis pic Tropicielk do ka. Potem wrci, by dokoczy
opowiadanie rodzinnej historii bliniakom.
pieszyli si, by jak najszybciej skoczy stawianie fundamentw, poniewa robio si
coraz zimniej. Miay dziesi stp na dziesi. Tata przynis rczn pomp i pocignli rur
prawie przez wier mili do pobliskiego potoku. Potem pan Peabody otworzy swoj
przyczep i zabra si do pracy. Pozwala wszystkim z rodziny patrze i prbowa nam
wyjania, co robi, poniewa, jak twierdzi, to nie czary lub magia, lecz inynieria wymylona
przez ludzi i ludzie powinni wiedzie, jak jej uywa. Mwi te, e nanotechnologia jest
dziedzictwem ludzkoci i trzeba o ni dba. Bya to pora roku, kiedy zachody soca s takie,
jakie najbardziej lubi - przypominaj jasne linie ru na bkicie. Nastpnego dnia moe
spa nieg, a w powietrzu unosi si zapach lasu.
Pan Peabody powiedzia mi, e zbuduje co w rodzaju radia. Mwi, e wierzy, i
nadejdzie dzie, gdy radio zadziaa i wtedy bdziemy mogli nauczy si zupenie nowych,
wanych rzeczy, i e to bdzie najlepszy czas pod socem. Nigdy nie powtrzyem ojcu, co
mwi Inynier, gdy pomagaem mu przy tworzeniu urzdzenia. Pan Peabody i ja zawsze
wkadalimy rkawice i uywalimy czystych, lnicych narzdzi, ktre przechowywane byy
w przyczepie w skrzynkach wyoonych filcem. Inynier nie by gupcem i zdaj sobie spraw,
co chcia osign. Chcia mie pewno, e modzi, ktrzy wiedz o urzdzeniu, bd je
chroni i zatroszcz si o to, by nie zostao zniszczone. Dlatego pozwala nam pomaga przy
budowie, chcia, ebymy czuli dum i potem mogli si zatroszczy o to dziwne radionieradio.
Strzegem urzdzenia, ale mam wraenie, e Peabody si myli. Od dawna nic si nie
zdarzyo. Nie pojawiy si tunele wiata, przez ktre moglibymy czerpa energi z gwiazd,
nowe geny nie przyniosy nam innej wiadomoci, ani te nie potrafimy si porozumie ze
wszystkim, co yje, i nic nie wyglda inaczej, nie czujemy te nic nowego. To nie szkodzi.
Jestem zadowolony z tego, jak yj teraz. A wy, dzieci?
- Ale jak Inynier budowa urzdzenie?
Och, oczywicie. Mwic szczerze, przypominao to robienie ciasta. Inynier najpierw
zoy wysok skrzyni z cienkich pytek, ktre poczy rubami. Potem wyoy j plastikow
wykadzin. By to prostopadocian mniej wicej mojego wzrostu. Peabody podnosi mnie i
mogem tam wlewa substancje, ktre miay si wymiesza. Do tej skrzyni wsypywaem
zielony, czerwony i fioletowy proszek. Inynier wyjani, e te substancje aktywuj si dopiero
po zmieszaniu, dlatego trzeba je przechowywa osobno. Cay proces, jak mi powiedzia,
wymyli on sam - ulepszy to, co stosowano wczeniej. Kiedy o tym wspomnia, umiecha
si. Przyzna si rwnie, e ma sto czterdzieci lat i byy to cikie i dugie lata. Potem
postawi mnie na stoku i da mi kocwk wa, ebym mg wlewa wod. Kiedy skrzynia
wypenia si do poowy, Inynier wsypa co jeszcze, gruboziarnist substancj. A potem
stan na stoku i wymiesza dokadnie wszystko za pomoc dugiej yki. Wygldao to troch
zabawnie, bo yka bya naprawd duga, miaa chyba z dziesi stp. Peabody obawia si,
e mieszanina moe zamarzn, ale okazao si, e zaczyna parowa i Inynier umiechn si
od grupy, ktra dawno temu opucia Ziemi. I e zaczy si zmiany, ktre mog da
ludziom nowe zmysy. Bdzie to nowy sposb pojmowania i rozumowania, nowy stopie
ewolucji, nowa perspektywa i nowe istnienie. I to wszystko wanie si zaczo.
Ale Tropicielka nie potrzebowaa gosu, ktry o tym mwi.
Tropicielka wiedziaa.
Z TEJ STRONY
Matthew
Nigdy nie polubiem Danyi. Miaa racj. Gdy miaem dwadziecia dwa lata,
polubiem Sarah. A kiedy miaem prawie trzydzieci lat i troje dzieci, Danya odesza.
Widziaem j po raz ostatni, kiedy sza drog za miasto.
Wybiegem na pole, woaem za ni i machaem rkami. Odwrcia si, przysonia
oczy doni, a gdy mnie zauwaya, pomachaa mi na poegnanie, w dole kanionu
dostrzegem - przysigam, e widziaem - ludzi na koniach. Wygldali jak Indianie.
Prawdziwi. I kojota. Duego, starego kojota. Pamitam, bo pomylaem, e trzeba bdzie
zamkn kurczaki, eby si do nich nie dobra.
Ci ludzie mieli dla Danyi rower. Przysigam. Danya wsiada, pomachaa mi i wszyscy
ruszyli, niknc w cieniu kanionu. Odwiedzaem potem to miejsce w wolnych chwilach, gdy
nie przeszkadzay mi dzieci ani praca. Jednak nigdy ju nie spotkaem Danyi.
Ale kiedy niebiosa si otworzyy i muzyka rozbrzmiaa w naszych umysach,
wiedzielimy, e to zasuga Danyi. Myl, e kiedy si to dokonao, Danya na pewno musiaa
poszuka drogi, by dotrze do Radiokowboja, ktry mia tak samo dugotrwae zadanie, jak i
ona. Dlatego ponowny kontakt by moliwy. A nawet co wicej ni tylko kontakt.
Tak naprawd to nie bya muzyka. Och, oczywicie, mona j byo usysze, ale
przede wszystkim tworzya nowy wzr w moim umyle i w umysach wszystkich, ktrzy
przyjmowali komuni Danyi, oraz w umysach ich dzieci.
Czekaem na przebudzenie, tak jak ludzkie zmysy czekaj na chwil narodzin, by
pozna fenomen wiata, wszelkie jego wibracje i aspekty. A potem pozna pismo - cyfry i
liczby, litery i sowa - jeszcze jeden zmys, ktry naley obudzi, by zrozumie otoczenie, by
mie z nim czno.
Istniej te inne zmysy. Poczenia, o ktrych wczeniej nie wiedziaem nic. Ale
cz mnie czekaa na to, co si miao zdarzy. To jak przywrci wzrok niewidomemu.