You are on page 1of 24

Poniszy (mj) niewielki wybr zapiskw z Dziennika Jzefa Czapskiego

dotyczy jego malarstwa.

Od dziesitkw lat fragmenty zapiskw z Dziennika Jzefa Czapskiego ukazyway si w


paryskiej Kulturze pod tytuem Wyrwane strony. Pewne fragmenty zapiskw publikoway take
ResPublica i Zeszyty Literackie.

Ogromna wikszo zapiskw Jzefa Czapskiego nigdy nie zostaa opublikowana i by moe
nigdy nie bdzie. Obok typowych przyczyn (finansowych, edytorskich, ograniczonego
zainteresowania, itd), wielkie trudnoci przedstawia odczytanie pisma Czapskiego.

Wyrazy rozstrzelonym drukiem s w oryginale Dziennika podkrelone. Symbol [...] oznacza,


e cz zapiskw z danego dnia przed, albo po cytowanym tekstem zostaa tutaj opuszczona.

Niniejszy wybr pochodzi z ksiki: Jzef Czapski, Wyrwane strony, Les Editions Noir sur
Blanc, 1995, oraz w niewielkim stopniu z Zeszytw Literackich 45/1994.

Andrzej Kobos

JZEF CZAPSKI

WYRWANE STRONY

Zapiski z Dziennika

(wybr)
Fragment rkopisu Dziennika Jzefa Czapskiego.

Jaki masz stosunek do Twego dziennika?

To jest plus moich notatek, e one zagldaj


poza mur moich robt.
Ta wielo zainteresowa sprawia, e ja mog
coraz to cytaty sypa,
rozumiesz?
Jzef Czapski, wiat w
moich oczach.
Rozmowy z Piotrem
Koczowskim, 1989 (2001)

Dzie Pitek 27 X. [1961]

[...] Bl gowy, praca krtka, ale ywa jeszcze nad gruszkami. W takich
chwilach prawie pokusa rzuci (prawie), co znaczy rzemioso, kiedy nie ma
wizji, kiedy mona i tak, i tak prbowa, jak i dalej jak si nie cofa.

Kiedy plama dziaa najwicej, czy od niej nie zaczyna? p o t e m rysunek


(myl o notatce teatralnej), bo w innych bywa na odwrt.

Dzie 28 X. Sobota. [1961]

[...] K o n s t a t u j , e przeycia najsilniejsze, to, co nazywam wizj


moe wprost je nazwa j e d y n e przeycia malarskie n a naturze
"maluj" byskawicznie w i m a g i n a c j i i nie donosz ich do ptna. [...]

[...] Uwagi z tego tygodnia: rysunek, kiedy nie tylko jest wibracja, ale kiedy
wibracja si ujawnia w kresce, to jest jedyny rysunek godny uwagi reszta to
akademizm, ale wibracja i ujawnianie jej w kresce, to jest dla abstrakcjonisty
waciwie wszystko. U mnie chc, eby by moment trzeci e w o k a c j i:
nie tylko mojego "drenia" (arcysubiektywizm), ale i przedmiotu, ale na to
musi by stosunek do przedmiotu, do ycia p r z e c i w n y alienacji Moravii
i ogromnej masy intelektualistw. [...]

31 X. [1961]

Wczoraj myli, e staro moe by tak niespodziank: cae popoudnie na


miecie bez prby, chci zobaczenia kogo, ch moe i bya, ale tak nika.
C za ogromne DZIEDZICTWO CZASU. Teraz, kiedy moje ycie si
koczy, zdaje mi si, e mam czas malowa i y malarstwem wszystko to
moe zudzenie bo dzi stoj przed cian i nie wiem, z czego bdziemy yli
ju myle o pienidzach! [...]

30 I 1963. "Stoliki".
Po dyskusji z Artkiem [1]. Jest w malowaniu taki stan (do jakiego Artek mnie
popycha, ale ja popychania nie potrzebuj, bo do takich stanw malarskich sam
dochodz), ktry jest bliski stanu mediumicznego, tylko wtedy rodzi si u mnie
inwencja kolorystyczna, kompozycyjna, przewanie z notatki, z paru kresek
czy plam i to czsto robionych przed laty. Ale do tych stanw dochodz
poprzez nieustanne nawroty wstecz, do studiowania natury precyzyjnego, na
naturze, i tu jest moe moja w dzisiejszej sytuacji malarskiej oryginalno
(moe tpo). Wcale nie teoria taka czy inna ku temu studiowaniu mnie cofa
(c z y c o f a?), ale znw jaki mus, od ktrego ile razy staraem si uwolni!
Momenty wyczerpania, wyjaowienia wizji (obsesja du deja vu) rzucaj mnie
w prac na granicy cisej kopii natury i ona dopiero wprowadza mnie z
powrotem w wiat wizji, ale wizji wwczas wronitej w obiektywn
obserwacj, bez adnej prby syntetycznego skrtu, transpozycji czy bro Boe
jakiejkolwiek stylizacji. Co mnie najbardziej z Artkiem rni i czego on we
mnie nie rozumie, to e ja naprawd sam nie wiem, ktra z moich wizji jest
"wysza", czy ta bardziej syntetyczna i od naturalizmu wolna, czy odwrotnie.
Wysza i nawet jedyna to zawsze ta, ktra j e s t w danej chwili. Kiedy
kopiuj kaloryfer biay na biaej cianie czy zwyke jabka na zwykym stole,
olniony naprawd bezgranicznym bogactwem form, kolorw, walorw i
moim wobec tego wiata ubstwem rodkw wyrazu, po jakiemu przestaj
istnie. Ale to na pocztku nie jest jeszcze cezannowsk "natur jakby
pierwszy raz widzian", bo coraz to wspominam jeszcze odruchowo to Van
Schootena [2], to Cotina [3], czy jeszcze kogo innego z najczystszych,
najsurowszych moich mistrzw. Ale wanie wtedy tak si do pracy rozpalam,
e myl sobie, czy moe te ptna piowane, ktrych nigdy prawie nie
wystawiaem, moe te jedne w moim malarstwie co znacz, a wszystkie inne
to smaki i smaczki, ktre przemin z wiatrem, wszelkie efektowne skrty i
syntezy, a tym bardziej dywagacje wydaj mi si wtedy atwizn, jakie nasze
36 manieres de faire l'amour avec la nature ludzi, ktrzy obok Van
Schootenw, Cotinw, Bachw czy Schtzw s ludmi wymiaru
ograniczonego i niskiej epoki. Czy przesadzam? Polemika z Artkiem, chyba
najinteligentniejszym z moich od pierwszej doby kolegw-malarzy, i mnie do
tego popycha. Ale najwaniejsze w tej polemice, gdy o mnie chodzi, jest
skonstatowanie, e mn kieruje nie teoria, a wizja, nie idea z gry powzita, a
gucha konieczno, e przy tym wizje u mnie s c y k l i c z n e, od mojej
woli, myli b e z p o r e d n i o niezalene, nawet nieraz im na przekr. Roli
myli i woli (ogromnej) wcale nie neguj, ale ich czas i miejsce s gdzie
indziej potem i przedtem! Prby wymknicia si z tej cyklicznoci sto razy
podejmowane koczyy si u mnie sto razy porak, czym na granicy
faszerstwa, jak kiedy medium tracc siy magiczne prbuje stolik porusza
nog! Na innym planie, w innym cakiem wymiarze czowiekowi chccemu
osign contactus Dei przez wol wycznie, a nie przez pokor i czekanie, a
b d z i e w y r z u c o n y w gr, gro wszystkie manowce imaginacji i
zud.

1. Artur Nacht Samborski (przyp. red.).

2. Floris Van Schooten (1655) Martwa z szynk i serami na gorcym,


prawie czarnym tle, w Luwrze (przyp. aut.).
3. Juan Sanchez Cotin (1561-1627). Martwa geometrycznie
skomponowana z kapust na sznurku i rozcitym melonem. San
Diego, Kalifornia. Wystawiona przed laty w Paryu i reprodukowana
w Nature Morte Ch. Sterlinga. Ed. Pierre Tisne, 1952 (przyp. aut.).

2 II. [1963] "Pod kar mierci".

Po pracy. Cay sekret obrazu, e w pewnej chwili musi "pod kar mierci"
dotrze do wasnej logiki i wtedy zmienia si stosunek do ptna, do tego, co
jest p r a w d ptna. To, co przed chwil byo niedopuszczalne ("przecie
tak n i e b y o w naturze czy w notatce"), staje si wanie nie tylko
koniecznie, ale jedynie prawdziwe! Czasami ten moment, nieznaczny uamek
sekundy, przychodzi pno, czasami jest od pierwszej chwili, lub nie
przychodzi wcale i wtedy obraz wprost si nie urodzi. Jak czsto niszczy go
naturalizm, ktry si wkrada bocznymi drzwiami i zabija wizj po cichutku,
tene naturalizm, ktry nas przed chwil wizj obdarzy.

16 II. [1963]

[...] Wanie, e ycie si ode mnie odkleja i e sztuka moja nie moe mie
akustyki, bo czas jej min, a ja tego czasu si, uporem, ostroci wizji nie
naznaczyem, bo yem na zbyt wielu planach i nigdzie do koca. Czy siebie
wini? Nie, albo nie bardzo. Ta wielo, ta potrzeba wieloci to bya moja
droga, nie jestem pewny, czy mogem nawet t drog mojego ycia
uwyczni, bo te sprzecznoci, ta wielo paszczyzn, malarstwo, pisanie,
ludzie, moje uczuciowe targania, ktre przez tyle lat w rzeczywistoci
dominoway mj wiat przey, zasilay si i karmiy si wzajemnie.

17. II. [1963]

Uczy si od Jerzego Stempowskiego, jake on umie odsuwa od siebie, n i e


w i d z i e tandety, ksiek, obrazw, ktre mu nie pachn.

19 II. [1963]

Krucho ycia, pracy. Szedem po ulicy i znowu to uczucie, e ju nie mam


si chcie y. Artek: "Gdyby wrci, jake by ci to dao wiele. Potworowski
dopiero u nas si rozwin, przywiz to std, ale tam nagle mia wszystkie
moliwoci i rozmach".
Wtedy sobie uwiadomiem momenty negatywne mojego ycia. Kultura dla
mojego malarstwa to papier pergaminowy, ktry zawija i odcina. Nie miaem
odwagi? charakteru? W y c z n o c i c e l u, eby w pewnym momencie
si oderwa od Kultury. Teraz ju osaczyo mnie zmczenie w pracy, jestem j
e s z c z e cigle w przedpokoju, to znaczy, e ju po jakiemu przegraem.
Przegraem dlatego, e ju chyba nie mam si na ostateczny wysiek. Proust,
przed sam mierci wnoszcy poprawki do stron o mierci Bergotte'a. A ja?
Uczucie, e moje malarstwo wiata nie zbawio, a d n e malarstwo wiata
nie zbawi, wic nie o to chodzi. Ale mnie nie zbawio. Przy tym ju nie mam
si walczy o to, eby mnie z o b a c z y l i naprawd (bd to robi, ale na
si). A y i malowa sam sobie i samemu sobie wida mi nie wystarcza.
Staro przysza naraz, naraz to uczucie b y s k a w i c z n o c i mijania,
jak w tym filmie Histoire de France Sachy Guitry. Ci krlowie jedni za
drugimi, szybko, szybko pokazani, jak yj i nagle rozpywaj si, gasn jak
wiece, jedni za drugimi.

1 III. [1963] (Wypisane urywki, wypowiedzi Manessier, z pisma, ktrego


nazwy nie zapisaem.)

"To jest mdro wprowadza czas do swojej gry.

...malarstwo nieustanne, cierpliwe posuwanie si ku


ogooceniu z absolutn wiar, e na kocu jest cud...

...Rembrandt nagle traci majtek, Czanne budzi si pewnego


poranka milionerem i nic to nie wpywa na ewolucj ich sztuki.

...Do pewnego wieku mamy mono wyboru. Ale potem, kiedy


ju trzymamy w rku co trwaego, co nas ponad oczekiwanie
nasyca nie mona da si rozrywa przez dowiadczenia,
nieraz pocigajce modszych. Trzeba przyj starzenie si swej
szkoy. Renoir, Degas, Bonnard znali kubizm, nie byli
wariatami, by kubizm naladowa... Ich arcydziea powstay u
progu mierci. Nie jest wany kierunek, do ktrego naleysz,
wane jest, jak daleko moesz doj w tym kierunku".

29 III. [1963] W wagonie do Parya.

Modo, jak czsto szczliwa (wystarczy patrze na te twarze modych,


sysze ich szczliwy miech), ale ona "o tym szczciu nie wie". W staroci
si jest szczliwym o ile rzadziej, ale si o tym szczciu wie i z jak si
gwatown! Notatka Delacroix z 1 stycznia 1861, co za hymn szczcia. [...]
16 IV. [1963]

[...] wiadomo tej granicy nieuchwytnej i zwykle nie do uchwycenia midzy


yciem naprawd i yciem na niby. To wszystko, co niejasno czuem w
malarstwie to jakie "omdlenie", przecie ja mog jeszcze i jeszcze malowa
kawiarnie, kwiaty, ale z chwil kiedy ginie poczucie, e wchodz przez to
malarstwo gbiej i dalej, to malarstwo mnie nie karmi, nic nie rodzi, jest
cofaniem. [...]

18 IV. [1963]

[...] Prostota sztuki. Staluga, jej brz czerniawy i jej brzy w wietle z blaskami
rowymi i sinymi, nudna, szaro-bura rola brunatnoci parawanu zgaszone
desenie czerwone na uoonej na krzele szmacie i jest ju obraz, jest ju we
mnie obraz, rwnie pikny, prosty i gucho-piewny, jak ten czowiek
brzowawy przy staludze na czarnym tle Matisse'a w Muse de l'Art Moderne.
Czym jest sztuka, po co jest sztuka? wiadomo ycia, j a k i e g o ycia?
J a k a wiadomo? Moe trzeba nie myle o tym, nie stawia nawet
zapyta, by i malowa i podpisywa "jak umiem".

Jzef Czapski przed swoim obrazem Ndzarz, lata 1960.


Notatki bez daty wklejone do szkicownika:

Kiedy patrzc na gry za Aszchabadem, uderzyo mnie podobiestwo ksztatu


zaomw, stokw i nawet materii brunatnej, chropawej tych gr do rzuconego
na ko starego koca. Par dni temu, odwrotnie, widziane z ka zmite,
blade, niebiesko-szare szmaty wyblake, zaplamione, do malowania, miay
formy, u r o k, b o g a c t w o linii, odcieni dalekich szczytw grskich,
nienych. Wystarczy patrze n a p r a w d o c z a m i bez p r z y j t e j
hierarchii (gry pikne szmaty brzydkie), eby en voyageant autour de ma
chambre czowiek mg przeywa to, czego inni nie mog dojrze krcc si
naokoo wiata jak wiewirki.

roda 26 V. [1965]

[...] Jest cay wiat mistyki, o ktrym nie wiem naprawd nic, bo odszedem,
opuciem ten wiat dla ycia w materii, w pracy, w cielesnych miociach,
rozterkach i rozdarciach. Nie chodzi tu o takie czy inne wyobraenie
niemiertelnoci, nic, nic o tym nie moemy wiedzie, to inny wymiar, ale
chodzi o sekundy przey wiadomoci, poywk jedyn, ktra daje ycie,
wtedy wanie, kiedy opuszczaj czowieka siy twrcze, kiedy si odkleja od
wiata, i bardziej jeszcze wiat od niego. Wtedy nie zamazywa, nie
zadeptywa le vide w sobie. Wtedy moe, przychodzi, moe przyjdzie pomoc.
Inny widnokrg, inny wymiar. Ale ty chcesz mie wszystko na raz i tu i tam.

Comme si. Trzeba teraz y jeszcze comme si. Tak samo, prawie tak samo jak
przedtem, ale dla siebie, tajnie czujc, wiedzc, e nie o to chodzi, e jest co
innego, najwaniejszego. Ziarno tego w sobie nosi. [...]

Poniedziaek 31 V. [1965]

[...] Wziem dzi kajet rok 63/II. Wiele rysunkw stamtd wyrwaem.
Znalazem jednak z dziesi, ktre wszystkie zdaj mi si same w sobie
obrazami. Poczucie, e widz obrazy z tego zrobione: nie sta mnie na nie. I
znowu odruch jeszcze potwierdzony, jedyna rada i na malarstwo z tych
tylko rysunkw, cho przecie przypominam sobie na tej drodze tysice
poraek.

Dawniej to mi si udawao czciej, w pracy byskawicznej i tylko w


najwyszej temperaturze, dzi poprzez malowanie bardzo dugie. Dziewczyna
w kawiarni (wasno Lady Phipps) zdaje mi si jednym z pcien najbardziej
udanych transpozycja notatki przez d u g i e malowanie pogbianie.
Obrazy "byskawiczne" z dobrych rysunkw staj si coraz to na ptnie
tandetne i paskie, ile ich zniszczyem. Wprost powikszone kopie tych
rysunkw.

roda, 2 VI. [1965]

[...] Skoczyem Kosmos Gombrowicza.

"Wsobno". Czowiek, ktry straci zwizek ze wiatem. Kiedy przed laty,


utkwio mi to w Lady Chatterley, to uczucie, e dla bohaterki tej ksiki caa
natura, trawa i drzewa, s za szybami, e przed romansem tej kobiety kontakt
jej ze wiatem jest zerwany. Jak ja to czuem ostro w wojsku w 1920 roku, na
wojnie zapach wieczorny lasu, wiosek, jak si do nich wjedao, skry i
potu koskiego, uani zdrowi i po jakiemu peni w yciu. Pamitam wtedy
wanie to samo uczucie szklanych szyb, ktre jakby mnie dzieliy od natury,
byem poza ni. Wiele lat potem znalazem w tej ksice swoje wasne
przeycia. Przecie wyskoczyem z tej mierci zmysw, spoza tych szyb, z tej
"wsobnoci" (wyraenie Gombrowicza) wyranie dwiema drogami. Zaczem
y fizycznie. Namitnie si kochaem przedtem, ale nie pozwalaem sobie na
nic. W wielu przypadkach nawet nie wiedziaem, czego pragn, przerzucajc
wszystkie moje podania na ideologi. Druga droga, ktra mnie poprzez lata
wysiku, pracy les yeux amers z tej wsobnoci wyzwolia to malarstwo.
adne tam natchnienie, ale wanie piowanie natury. Studiowanie, wgryzanie
si w ni dao mi po miesicach i latach pierwszy bezporedni peny z ni
kontakt. Natchnienie to znaczy praca w gorczce poczonej z jak
wzmoon, chodn jasnoci te stany byy tak niezmiernie rzadkie, na
pocztku, e chyba dopiero po siedmiu latach wicej po dziewiciu,
zaczy si uczszcza. Ale skd w i e d z i a e m, e to moja droga
dlaczego? Nawet nie rozumowaem, e moe to nie ta droga, kiedy szedem od
poraki do poraki. Moje wyzwolenie szo po tej drodze, a take przyjtym
yciu seksualnym, ktre dawao mi sto grzechw, win wobec innych, ale
wyrwao mnie z samotnoci absolutnej, ktr czuem wobec otaczajcej mnie
natury, ale nie wobec Boga. Ot wanie w okresie zamurowania seksualnego
i to zamurowania przyjtego jako obowizek, konieczno miaem drog do
Boga niezmcon, otwart. Gdybym wtedy na tamtej drodze wytrwa, moe
mgbym by y yciem mistyka. Ale nie czuem si chyba nigdy do koca i
naprawd na to naznaczony, wybrany. A jeeli tkwiem w tej cnocie (czy to
bya cnota?), to e nie wiedziaem, jak z tej pustyni wyj, jak si z niej
wyrwa. Byem naczytany Tostojem, nie genialnymi jego powieciami, ale
pouczeniami, filozofiami, nieprawdopodobnie naiwny. Zawdziczam
wyzwolenie z tego stanu Rosjanom, Merekowskim, tzn. jemu i jego onie,
poetce Zinaidzie Gippius.

I nie pit' my nie smiejem


Swiatowo, ziemnowo wina
A przez nich Dostojewskiemu, Nietzschemu i Rozanowowi, na ktrych mnie
Merekowscy w 1919 roku skierowali. [...]

Czwartek 3 VI. [1965]

[...] Najbardziej chyba demoralizuje praca i zaczta, i rzucona, czy zaatwiona


le. Artyku mj musz skoczy nie ogldajc si na czas. Dotychczas istnieje
tylko pocztek.

"W chwilach upadku ducha traktowa siebie jak chorego. Nie rusza si"
(Tostoj). Druga rada ju moja, dalszy cig tamtej. Kiedy prbujesz wraca do
pracy, a nie moesz bra wiele bierz mniej, ale bierz, zamiast rozpacza, e
nie moesz pracowa.

Pitek 4 VI. [1965]

[...] Decyduj si na rozrzutno. Bd rysowa na biaych duych stronach, nie


zapeniajc ich potem pismem. Jeeli rysunek yje swoim yciem, coraz wicej
znaczy czysto biaej strony, wielki biay margines. Stosunek tej bieli do
samego rysunku jest pierwszorzdnym elementem samego dziaania.

Pierwszy dzie pracy troch chaotycznej, ale intensywnej. Pisanie niszczone


rysowaniem i akwarel. Patrz na dwa kolorowane rysunki zupenie ze.
Rysunek miciutkim owkiem, zaledwie zaznaczony, by dobry. Akwarel
wszystko spltaem, cho wanie widzenie kolorowe byo silne i tak czyste.
Teraz patrzc na ostatnie i przedostatnie moje ptna Metra uderza mnie,
e s przecie gorsze od rysunkw, nawet tych z akwarel. I to wcale nie jest
ani konieczne, ani definitywne. Sam rozwj, waga oleju jest, musi by, inna
ni akwarela. Naladowanie rzuconego rysunku to nie wyjcie. I ju dzi i
widz, jak prbowa te swoje Metra pchn na drog olejn, samodzieln. Czy
potrafi? Moe wic wrci do kobiety czerwonej nad morzem przyjrzawszy
si akwareli i biorc z niej intensywno bez naladowania. W imaginacji to
wszystko widz, ale w praktyce jakbym si ba affronter to ptno. Tyle
poraek na tej drodze.

Niedziela 6 VI. [1965]

R e k o r d y.

[...] Ten gust rekordu, ten kult rekordu, forma szlachetna (?) ambicji,
wywyszania si nad innymi. Ile we mnie tego byo i jest? Doj do pogody
tracc wszystko: przyjaci, zdolno pracy. Powolne wykrelanie siebie ze
wiata na tej drodze; spotka moesz wwczas niespodziane i wstydliwe
odkrycie, gdzie to, co uwaae w sobie za najlepsze, czym ye, z czego bye
po cichu dumny okazuje si wcale nie cnot, ale form prnoci, ambicji,
egoizmu blisko pokrewnego ludziom, ktrzy ciuaj pienidze, zbieraj skarby
czy pchaj si po drabinie spoecznej po ordery i godnoci.

Poniedziaek 7 VI. [1965]

Naprzeciwko kawiarni "Bichette" w szar pogod. Rowery na tle zielonkawej


ciany i czarnej jamy wntrza kawiarni z naprzeciwka. Co w tym nowego?
Nowe, e widz coraz dobitniej, jakby namacalnie konkretniej (zreszt nadal te
wizje, gdy tylko mi si zdaje, e je ju dosigam na wasnym ptnie uciekaj
dalej i dalej jak fatamorgany), coraz dalszy si czuj od abstrakcji, moe to
taka chwila tylko, ale wyjani to w sobie mog tylko nieugit, cig prac,
ktr coraz zrywam dla innych prac czy stosunkw z ludmi. Nawet nie tyle o
ludzi chodzi jak jestem malarsko rozkrcony, ludzie do pewnej granicy s mi
potrzebni, karmi mnie, ale zrywam, zarywam prac prdzej podczas pisania,
ktre przychodzi na mnie jak mus i nacisk i tu staj si saby, gdy tylko do
pisania si zabieram. Pisanie si wlecze, nurt pracy sabnie i wtedy wszystko
mi przeszkadza. "Zej tanecznicy ...". Zmczenie coraz to zaciera, wydua
prac, od ktrej ju uciec nie mog, jeeli j na siebie wziem, nurt twrczy
sabnie, coraz to ginie, rzuci tej pracy nie mog bez zniszczenia siebie i tu
gin tygodnie, ktre mogyby by zotymi tygodniami w malarstwie. I gdyby to
chodzio tylko o malarstwo, chodzi o poznanie, posuwanie si w tym poznaniu,
w scalaniu poznania, wiadomoci, oka, rki. [...]

10 VI. [1965] Czwartek

[...] Waciwie tu jest mj ciemny punkt, e ycie pomiertne, "witych


obcowanie", e to jest dla mnie lettre morte, to zaciemnia ycie, m o j e y c
i e, i to daje "po co". To ycie okrutne, a potem? Jeeli wiato wieczne w
Bogu, ale bez tej wiadomoci, bez pamici o najbliszych to po co tu y i
tu kocha?

Sobota 12 VI. [1965]

[...] Wyskok do Parya. Co widziaem? Pod czarn kolumn, na peronie stacji


St. Lazare, jakie miecie i par rozbitych szklanek, bysk czystoci tej bieli, jej
b l a s k kontrast z szaroci i czerni kolumny. Na mocie przed
Louvre'em kobieta oparta o parapet, czarny paszcz, kukieek wosw blond na
zwyczajnej gowie. W tle gsta, puszysta ciana zieleni. To wszystko, co
widziaem, waciwie nic wicej.
Niedziela 13 VI. [1965]

[...] Czekam na autobus na szarej ulicy.

Moja rado ycia? Chyba to sowo znaczy: wola ycia, pracy po odnalezieniu
si w samotnoci i wyraa si w tym, e znowu oddycham swoim oddechem,
znowu widz, oddycham oczami. Ale o co chodzi, jeszcze przed chwil w
kawiarni: noga kobiety i kawaek spdnicy w dese. Noga spltana z nkami
modern krzesa. Ta kobieta mnie wcale nie interesuje, ale t pokrcon nog
razem z krzesem chc, musz j notowa. Czekajc znw na autobus: dom
stary, czarny, z szarymi smugami zamalowanych pkni, z duym afiszem o
dwch zieleniach i ciepym brzie. Te dwa spojrzenia na nog, na dom, ktre
s zupenie oddzielone od zwyczajnego patrzenia, dlaczego wanie takie
daj zanotowania i w czym s zupenie i n n e? Temat (literacki, mylowy)
koo takiego widzenia moe narasta, rzadko jest punktem wyjcia wizji (cho
bywa take). Wic co? Czysta abstrakcja? Nie. Moje odkrywanie wiata to
odkrywanie form czy ukadw istniejcych na wiecie, ktre nas otaczaj i
ktrych przewanie nie zauwaamy. Kto patrzy na brzydkie nogi, wpltane w
brzydkie blaszane rury modem krzesa i kto patrzy na tym przystanku
tramwajowym na dom, ani brzydki, ani adny, tyle e brudny, jakby kurzem
pokryty, gdzie mnie czaruje ta wielka delikatno szaroci. Kto patrzy na
widziane z gry schodw czerwone kafle naszego korytarza w Maisons-
Laffitte (ale t u s u mnie reminiscencje holenderskie). [...]

Czwartek 17 VI. [1965]

Moe najwaniejsze wczoraj to kupiony numer Connaissance z kolorowymi


reprodukcjami de Stal'a. To s pewnie znowu zudzenia staroci, e ten dzie,
gdzie w lejcy deszcz oberwanie chmury brnem po zalewanych wod
ulicach, pchaem si po zapchanych autobusach, zdawa mi si wcale nie
zdrad malarstwa, ale wstpem i radoci, poyteczn, podn dla malarstwa
wanie. I zaraz wtedy sto projektw, wyamujcych planowanie ju ustalone,
nie swoje tylko, ale nasze.

O krzywdzie. Jak si yje z ludmi, wystarczy zrobi ruch w a s n y, dla


siebie samego nieoczekiwany zaraz si zadaje cierpienie. To jak w tych
przepenionych wizieniach, gdzie ludzie leeli w nocy na ziemi, jeden przy
drugim. Musieli jednoczenie przewraca si z boku na bok, bo inaczej budzili,
dusili, przeszkadzali innym. Wic co za wniosek? nie rusza si wcale, nie
wstawa, czy wsta, podepta, wyamywa drzwi, czy otwiera okna. Na to si
ma siy, jeeli si wierzy w sens swych ruchw, sens i korzy nie tylko dla
siebie.
Due ptno dzisiaj: "kobieta w metrze", wielkie zmczenie, zdaje, si
pierwsze ptno malowane z pasj od paru miesicy. Wczorajsze przeycie w
metrze, ktre dzi waciwie maluj, przecie to jest malarstwo, o ktrym
marz, i kupiona Connaissance z obrazami de Stala daa mi jakby
szturchnicie w plecy, ktre si daje w ostatniej sekundzie skaczcemu ze
spadochronem. Moe to chwila, moe to znowu tylko elan, ale sprbowa
przed wyjazdem tej pracy byskawicznej, cho i takie plany na najkrtsz met
nie mog nic znaczy, bo tu ju zupenie jasne, e nie wola gra, a konieczno.
C moe da wola? Nie brudzi. Nie zamieca tych przey.

roda 23 czerwca. [1965]

[...] Po pracy. Nie tylko memoire involontaire pami mimowolna (Proust),


ale przede wszystkim w r a l i w o mimowolna, uwaga mimowolna.
Kada uwaga zdobywana wol, to jeszcze uwaga suebna, niepewna, wstpna,
ju nie mwi o wraliwoci, ktra z wol nie ma nic wsplnego. Jeeli wola
jest przecie czynnikiem koniecznym, to tylko, eby siebie pilnowa, trzyma
si metody, ktr nakazuje wiadomo, by uwaga sama wzrastaa i ucilaa
si.

Wraliwo przez lata skupionego uporu pracy, pracy nawet i wbrew sobie
(oeil amer jak bouche amere), wzrasta. Zronicie penej uwagi z w r a l i w
o c i narastajc przez lata, dopiero znaczy, umoliwia lot. I to wszystko
widz tak jasno dopiero teraz! kiedy po kilku uderzeniach pdzlem na wielkim
ptnie (pidziesitka) ju le! Le na ku i ledwie zipi.

Pocieszy mnie stary artyku Guittona, wklejony do jednego z moich kajetw,


w ktrych wspomina Darwina: nie mg pracowa wicej ni dwie godziny
dziennie, przy tym po dziesiciu minutach dyktowania synowi mwi: "dosy".
[...]

[...] Jeszcze jedno: przyj, e nie mona (czy ja nie mog?) rozci w sobie
wza sprzecznoci bo wszystko umiera. Trzeba rozwika. Wystarczy mi
dotkn ptna ywo, nie wol tylko po stracie tygodni na pisanie i po decyzji
odej od pisania na dugo, ju znowu z palet w rku zaraz chc, musz,
notowa, pisa, bo ju z now, jakby z ostateczn wieoci widz, czuj
pewniki mojej metody, bo zdaj mi si o b i e k t y w n i e tak wane, bo
teraz nareszcie widz jasno, demaskuj, skd moje braki, dziury we
wraliwoci, dziury w uwadze i skd bezpowrotne poraki tylu zmarnowanych
pcien. I to nie jest adne zudzenie, w i d z i s z i w i e s z d o p i e r o j
a k t r z y m a s z p a l e t w r k u, to ju Czanne powiedzia. [...]

roda, 23 czerwca [1965]


Due ptno, biae lilie, wielki bukiet w ciemnym wazonie na winiowo-
czarnej pokrywie pluszowej. Cay dzie. Tak jak dzi trzeba by malowa co
dzie, wtedy mona by doj do prac zrealizowanych, a nie tylko
zamierzonych i zarwanych w drodze. (Delacroix pono malowa zawsze osiem
godzin dziennie.) Pod koniec dnia par pooe za gstych, nie tak
caociowych, i ju niebezpieczestwo, e mog zepsu wszystko. Ale i to nie
dramat, jeeli tak trzeba, jeeli i to bdzie poraka, gorzej, jeeli rezultat d a n
y jest ci droszy ni krok naprzd w wiadomoci. Trzeba i dalej z ca b e
z w z g l d n o c i , ptno musi by do koca en peril de mort, zagroone
mierci inaczej to ju szlifowanie i zatrzymanie. Ile Czanne swych pcien
rzuca w traw czy na drog, wracajc z pejzau, ile jego syn poci
noyczkami, jak to, ktre posiada Vollard z wykrojonymi przez syna
okienkami namalowanego domu, ile obrazw zniszczy Soutine (wykupywa je
nawet, by niszczy). My teraz nad tym paczemy, ale czy bez tej potrzeby
bezwzgldnej w sobie, posuwania si wci dalej poprzez nieustanne ofiary
Czanne, Soutine z d o b y l i b y t qualit jedyn ich pcien i ten a d u n
e k, ktry nas ywi. [...]

Czwartek 24 czerwca [1965]

[...] Wszystko trzeba na nowo caym sob pod pdzlem odkry, to moe by 40
lat po tym, jak odkrycie ju usyszae, poje, ale poje intelektualnie,
nawet uczuciowo, ale nie w s w o j e j pracy, i nie na kocu s w o j e g o
pdzla.

Moje dawno przez innych odkryte prawdy dzi mi si wi najbardziej z


metod pracy Matisse'a, ktrego tak silnie ju ile lat temu przeyem; wydaje
mi si ona najwiesza, najinteligentniej i najwiadomiej czca stosunek do
natury i jednoczenie do problemw abstrakcji w obrazie.

Praca znowu caodniowa, chc ju przerwa, bo ju grozi brniciem w


naturalizm. Na razie jeszcze ptno wydaje mi si wiee i dwiczne.

Pitek, 25 czerwca. [1965]

[...] Pierwsze przeycie przed ilu laty nieoczekiwanego zagubienia wizji z


powodu obecnoci modela, do dzi pamitam, pamitam i moje naiwne
zaskoczenie i zawd. Warszawa, Filtrowa, robociarz wsiada do czerwonego
tramwaju gwatownie owietlonego zachodzcym socem, twarz robociarza
caa w refleksach czerwieni owietlonego tramwaju miaa blask rowy,
wiecia jak lampa. Poprosiem, by mi przyszed pozowa w pracowni
przyszed, ale nic nie zostao z oczarowania, z ide initiale, naturalnie nic z
tego wiata, ktre byo i s t o t wizji. Ten przykad, a gupi, ile ich byo
potem, gdy chciaem zatrzyma, dogoni uciekajc wizj nie przez wycie si
coraz gbsze, w byskawiczne doznanie, ale przez nowe i nowe ogldanie
modela, czy miejsca, czy przedmiotu, ogldanie, ktre mogo tylko zgasi
wspomnienie.

(Bonnard zastanawia si, co lepiej, czy patrze na malowany przedmiot raz,


czy tysic razy. Dubuffet kategorycznie stwierdza dla siebie, e spojrzenie paru
sekund bokiem oka de biais widzi wicej ni dugie spojrzenie na
nieruchomego modela.)

Ale pamita o przeciwstawnym, n i e m n i e j s z y m, niebezpieczestwie


lekcewaenia obserwacji na naturze, studium natury. [...]

br> roda, 30 czerwca. [1965]

[...] Strach przed natur poerajc, nawet u Bonnarda, jest moe wywoany
oglnym osabieniem u c h w y t u ycia, niezdolnoci, by wspy i unie
natur, nie spreparowan, nie przeut, jej bogactwo, wielokierunkowe,
wielowarstwowe. Altdorfer, ten si nie ba natury, ani Breughel.

Picasso 60 razy malowa portret Gertrude Stein, on wgryza si w natur; ale i


Picasso, i Bonnard robili to od dziecistwa, ich malarstwo tym yo, a ja mam
wraenie, e teraz dopiero zaczynam natur widzie naprawd, widzie z tak
si bogactwo tego sownika. Ostatecznie przez cae ycie studiowaem natur
rwnie, ale podejcie w malarstwie ile razy byo niszczone przez studium nie
do uwane, le prowadzone, a do tego ile lat przerw!

Dlaczego dzi praca bya spokojna, dobra? Bo nie tylko, e bez popiechu, ale
bez taniej chtki: zrobi koniecznie "arcydzieo", wyczyn, rekord.

Mj rytm: od zawsze praca na dwch pitrach; pierwsze pitro to


studiowanie, moliwie obiektywne, natury, do ostatnich granic uwagi,
analityczne, a do zgubienia siebie, odkrywajce na kadym skrawku
nieskoczone wiaty form i barw. Drugie pitro to ju po zatraceniu si i
nasikniciu natur ju z wizji, ze wspomnienia, z logiki obrazu, gdzie natura
staje si ju naprawd tylko sownikiem, ktrym si posugujemy, zalenie
tylko od potrzeby wizji wasnej wolni.

W pierwszej modoci wierzymy, e wielcy i sawni s lepsi i, koniecznie,


mdrzejsi, no i wszystko dla mnie mog zrobi, jeeli zechc. Magia sawy. W
staroci si wie, e sawni wcale nie musz by lepsi jako ludzie, zwykle gorsi.
A jeeli chodzi o prac twrcz, wie si rwnie, e s tacy, ktrych nikt nie
zna lepsi, gbsi, o umyle ostrzejszym, bezinteresowniejszym, a nawet o
rezultatach pracy rzadszych, nieraz najrzadszych, e oni nigdy, nawet po
mierci nie bd sawni, bo si tym nigdy nie interesowali, bo byy sprawy dla
nich milion razy waniejsze. [...]

6. 7. 1965. Wtorek.

[...] Na stacji St. Lazare (rezerwuj bilety) mody mczyzna w biaym kitlu, z
oczami Ormianina i czarn suchawk przy uchu, na tle brudnej, na to
pomalowanej kolumny i czerwonej (geranium) ceraty na pododze nad gow
czarna blacha z napisem Location. Dawno nie przeyem tak byskawicznie
jakby ju "namalowanego" obrazu: to to cytrynowa, pomaraczowa,
bogata, brudne zielenie, biel kitla i cikie czernie.

Naturalnie, widz z tak si, bo wyjedam i przerwaem prac. [1] [...]

1. Bd potem ten obraz malowa chyba dwa lata. (przyp. aut.)

Poniedziaek, 12. 7. [1965]

[...] Pejza i turystyka. Obco i czsto fasz turystyki, ktry zawsze czuem.
Pejza, w ktry nie wszede, ktry pozostaje zewntrzny wtedy stary st z
butelk terpentyny wicej mwi. Grzeje. Najpikniejszy pejza daje tylko
spotgowane poczucie samotnoci i smutku. Moje dowiadczenia hiszpaskie
przed laty, take Diano Marino. Ale to poczucie moe by take podne, moe
by si. wiat p r z e z o b c o . Gdybym wtedy nie czu si tak samotny,
ten pejza pozostaby mi moe w pamici jako ucielenienie szczcia, ale
prawdopodobnie nie widziabym go tak dotkliwie i nie opisabym go, jak
przecie opisaem w swojej Hiszpanii.

Twarz modego czowieka w biaej koszuli na stopniu wagonu w upalnym


pmroku, odblask zapalanego papierosa na koszuli, na twarzy, pod brwiami i
pod nosem. Jasno grnej wargi, zoty r, chodne brzy, srebro porczy,
ciemna, butelkowa ziele wagonu. Z a z m c z o n y j e s t e m, e b y t
o z a n o t o w a .

Nie chodzi o realizm czy antyrealizm, chodzi o prawd. Jak prawd?


Powinno, potrzeb przekazania wizji w ksztacie jej najbliszym.

Pierwsze przeycie natury jak godzin przed Grenoble, gry rnej sinoci,
niebieskoci, pod niebem czystym, jasnoniebieskim i zotym. Topole w gstej
zieleni doliny.
17. 7. [1965]

[...] Kawiarnia. Przede mn gruba kobieta w kobaltowej sukni z fioletem,


wosy le wymyte, drobne zakrcone loczki. Opalone, silne ramiona.
Mczyzna w okularach z twarz jak lampa i maymi oczkami przy stole na
kanapie w tonie weneckiego ru. Naprzeciwko w lustrze moja gowa z
wosami jak u Ben Guriona. Twarz zmczona z ostrymi smugami, ktre id od
nosa w d, z komi policzkowymi, ostrymi wieczkami oczu, z t cer, ktra
jest zawsze rowo-fioletowa. Ce corp qui est a moi et qui n'est pas moi. Ku
grze lustro coraz rowsze z brzem. wietno: u gry moja twarz jeszcze
bardziej zarowiona przez czerwono aluzji przy wyjciu, chronicej
kawiarni od soca. [...]

15 stycznia. [1970]

[...] Ta wiadomo nigdy nie oderwana od czucia. Ludzie, ktrzy walcz o


jaki cel (Proust o dzieo swego ycia, do ostatniego tchnienia. Zyga
Waliszewski tu przed mierci: "jeeli mi obetn lew rk, to trzeba inny
wzek zorganizowa, jeeli praw dasz mi trucizn"), ci ludzie zapominaj o
sobie, w nich ta jedno czynnego przeycia i myli jest jakby odruchowa,
podporzdkowana celowi. Ja to rozumiem, dopki celem jest moje malarstwo,
moja ksika czy nawet artyku. Ale walka o malarstwo, o ksik na
zewntrz, eby dotary do oczu, do uszu obcych i licznych to wanie, co
nazywa si sukcesem to mi si zawsze wydaje podejrzane i tu jest bd. Tu
jest te twj obowizek, jeeli wierzysz w to, co robisz. Tych moich waha
Jeanne wprost jakby nie zrozumiaa, czy prdzej j to zgorszyo: "jakim
prawem czekasz, a t robot zrobi za ciebie inni?".

Praca nad t martw (Soce w butelkach) z pamici. Notatka w kajecie


ywa, malarska, jakbym odnalaz uprzedni si przeycia.

16 stycznia. [1970]

Praca ywa, potem Pary, wystawy, Klee, Chagall. Na czym polega genialno
Klee, jego czysto (?), wiat wewntrzny, cichy i lekki, lekki i jednoczenie
peen ostroci, byskawicznej, bezpowrotnej d e c y z j i, nigdy zamazany
czy tusty. jego humor to pogodny, to okrutny, ale to okruciestwo jest
doprowadzone do takiej wyyny transpozycji, e sowo "okruciestwo"
musiaoby przybra inne okrelenie: jasno, bezwzldno prawdy sztuki.
adnego ulegania, ani innym, ani sobie, sobie w znaczeniu "cmokania" (jak
przyjemnie, jak adnie, smacznie maluj). To powiedzenie Picasso o nim
("Pascal Napoleon") jest wspaniae, przy nim nawet Picasso ciki,
zmysowo agresywny, tortueux (krtacki?).

Nie mwic ju o Chagall'u, on przy Klee nie istnieje z wyjtkiem pierwszych


rysunkw, akwarel, pcien jeszcze z Rosji. Te konfitury atwej religii (czy to
mona nazwa religi?), atwego i jeszcze nieustannie podkrelanego
sentymentalizmu, a kolor staczajcy si coraz w te same cie, czerwienie,
ultramaryny... tu ilo zabia jako.

18 stycznia [1970]

[...] Dziwne mam wraenie, e teraz dopiero korzystam z wystaw. Tak jak
Giacometti uwiadomi mi nagle problem proporcji u mnie, moje nieustanne
suwanie, przesuwanie jednej kreski czy jednej formy tak, e zdaje mi si
samemu, e to moe jaki bzik, a to byo i jest cige szukanie tego stosunku j
e d y n e g o w kadej wizji, ktry nie doprowadzony na ptnie przekrela
sam obraz.

Teraz Klee omiela mnie, zachca do surowej oszczdnoci w akwareli, stawia


mi nagle na warsztat problem Matisse'owski, ktry (wieczny) jest u mnie coraz
bardziej wiadomy. Chodzi o wielko paszczyzn kolorowych, ich wzajemne
na siebie dziaanie, rne zalenie od wymiaru ptna i tu znowu trafiam na
co, co jest chyba form niemiaoci, sabej wizji, wtrnoci? Coraz to nie
miem zostawia nie zamalowanych na ptnie kawakw, a przecie to jest
blisze mojej wizji, ni nie domylane, nie przeyte pokrywanie ptna. Nie
miem zostawia na papierze, na ptnie paru kresek zaledwie tu dorabiam
nos, tu to uczytelniam i zaraz ginie wymowa, jzyk, a nieraz niezupenie ginie,
ale jest osabiona. [...]

Poniedziaek, 20 stycznia. [1970]

[...] Ptno zaczte z notatki dwch postaci stojcych na tle obrazu Klee.
Posta z tyu kobiety czerwonej, ona stoi, jej nogi yj, jej ruch j e s t. Kiedy
przerzucam na ptno kopi dosown z notatki, to nigdy nie wychodzi, trzeba
doj do nowej kreski, rwnie wieej przey to wspomnienie na nowo...
Dwie postacie sto razy zmazywane jakby oyy; kreska oya. Faites des
lignes, beaucoup des lignes et vous deviendrez peintre, mia powiedzie Ingres
modemu Degasowi. Ale rada ta musi by zwizana z inn, zapisan przez
Odilon Redon'a w jego dzienniku (cytuj z pamici): "adnej nie ka kreski
bez o b e c n o i w s o b i e c z u c i a" nigdy kreski zimnej,
mechanicznej.

Sobota-niedziela, 14-15 lutego. [1973]


[...] Ju dzisiaj pisz to z gasncej pamici. Z wczorajszego popoudnia
samotnego w Paryu, to byy d w a przeycia: brzydka fasada mairie
naprzeciwko kocioa St. Sulpice z rowymi (geranium) chmurkami na
niebieskim niebie (t mairie zanotowaem i pokolorowaem kredkami, ale o
niej tu nie pisz) i ta ciana z lustrem i umywalk w hotelu (ktr take
zanotowaem owkiem).

(Zmiana stosunku do koloru: czy w miar pracy systematycznej i upartej, czy


nie wiadomo od czego.)

Wchodz schodami do M. Biae drzwi naprzeciwko schodw i czarna szpara


pod drzwiami. Przeywam t kresk pod biaymi drzwiami jak jak wielk
pikno, dlaczego? Widz to co dzie bez wraenia, wic chodzi nie o t czy
inn podniet dla oczu, ale o podniesienie swojej wraliwoci i cierpliwo,
czekanie.

To Jacek mi opowiada o noweli (chyba Villiers de l'Isle Adam?) mtnie j


pamitam o kobiecie, ktra cae ycie prosia Boga, eby jej pokaza cho na
chwil, jak bdzie wyglda raj, i spyn anio z nieba, i kaza jej oczy na
chwil zamkn, i obieca, e gdy je otworzy, to zobaczy o co prosi. Kobieta
zamkna oczy i potem otworzya i wykrzykna "ale to to samo co co dzie
widz". Czy haszysz nie daje podobnych olnie, albo piguka rowa "od
radoci", ktr pono sprzedaj w Ameryce? Jak zawsze nie ma wyranych
granic midzy prawd, rewelacj, prawd sztuki i faszem pozornej rewelacji.

Niedziela ranek. [1973]

[...] Fragilit wszystkiego, co za szalestwo liczy, e sowa dziennika nie


ulegn zagadzie przedtem ni by kto mg cho cz tych myli,
diamentowych cytatw, uwag moich odczyta, moe wykorzystac.

Dziennik Amiela w cichej Szwajcarii dzi jeszcze ley, po stu latach, w ktrej
tam b i b l i o t e c e (p o n a d 15 000 s t r o n). Znamy tylko wybory. [1]

Z Konversationshefte po Beethovenie (okoo 400 kajetw) ju pitnacie lat po


jego mierci zgino ich czy zniszczono ponad 270 zeszytw (pisze o tym
szeroko Zygmunt Mycielski w swoich Postludiach).

Dziennik Maine de Biran wyszed mocno ocenzurowany. Tysice stron


Rozanowa zginy w morzu rewolucji. Montherlant wszystko, czy prawie
wszystko wyda za ycia. Czy mier jego samobjcza bya przez to mniej
okrutn?
Przecie nie porwnuj tu moich notatek do tamtych przykadw, niemniej
czuj chwilami te stosy kajetw jak garb jaki, i przecie nie chciabym tej gry
zapisanych i zarysowanych papierw zniszczy. Spojrzenie oderwane,
nieosobiste, przyjcie, e to wszystko jest de la paille [2], na takie spojrzenie
powinien by si zdoby czowiek.

1. Od paru lat podjte zostao wydanie caego jego dziennika przez


wydawnictwo lozaskie L'Age d'Homme, Dimitrijevica (przyp.
aut.).

2. Ze somy jak mia odpowiedzie Tomasz z Akwinu, gdy go przed


mierci bagano, by jeszcze skoczy swoj summ (przyp. aut.).

Niedziela, 12 XI. [1978]

[...] W w a g o n i e ta gra czystej geometrii srebrnych sztab a do sufitu i


srebrnych porczy i kreski antygeometrycznej, gw i ramion ludzkich. To si
rodzi we mnie coraz to, najatwiej, podnieca do wizji, ludzi, ludzkich form i
atwej kompozycji w geometrii wagonu, e to si staje, czy moe si ju stao,
sztanc. Ale odej od tego, kiedy coraz to na nowo daje mi dotkliwe
widzenie? Tak, ale wtedy trzeba, jak Morandi, coraz to odkrywa
niespodzianki na najwszym odcinku.

Wniosek. Zatrzymywa si, jak czujesz rwni pochy ku atwinie, ale


wraca do tej gry form ju sto razy malowanych, kiedy czujesz na nowo wobec
nich odkrycie i szok.

Jest suszne, naturalne, e dziennik nie na pokaz pomylany, ale jako kontrola
oddechu dnia, i to w okresach jak teraz zamcenia, chaosu spraw, z ktrych
adna nie jest zrobiona dobrze, bo ich za duo a si za mao, taki dziennik musi
wyglda le (oby nie faszywie przed sob), wyglda jak mietnik.

16 XII. 1978. Sobota.

[...] Jednak pamita, e powinien by we mnie jeden cel dominujcy, te


chwile powrotu do ycia przez ask, prbowa unie w sobie i ochroni
wrd tumu ten pomyk "z doskona sodycz, niepodlego samotnoci
wrd tumu". W Rosji Sowieckiej w jakie wito prawosawne widziaem w
mokr noc (to by koniec '18 roku w Piotrogrodzie rewolucyjnym) ludzi
idcych do siebie z cerkwi, wia silny wiatr, oni nieli zapalone wieczki z
cerkwi do domu, z jak ostronoci, by na wietrze nie zgasy.
Zanotowa musz, e gdzie na boku zawsze u mnie wije si wtek uczciwego
oporu. Montaigne napisa "wiara to dobrze, ale wtpienie ma te swoj
warto". Wic to, co pisz o tych chwilach wybranych, kiedy czowiek na
nowo odzyskuje wol ycia...: "ciskasz a do uduszenia biedne serce moje, by
ze kropl witoci wycisn..." z dziennika eromskiego wydanego zaraz po
jego mierci, z lat jego ostatnich czy nawet miesicy. Ten cytat dobrze znaem.
W Iraku z pamici wypisa mi ten tekst prof. Aleksandrowicz, jego take
dotkn tak, e go pamita dosownie. [...]

8 V. Wtorek. [1979]

Mj gd rano: n i e malowania, n i e zapisywania, tylko leenia. Ale


naraz odruchowo zaczynam pisa, nie majc nic konkretnego do powiedzenia,
to si staje moj drug natur, desk ratunku, jak form modlitwy.

Chcc znale co w ksice, signem na pk tu nad gow i spada mi na


gow inna ksika. Ju nie mam do woli, eby si nie zatrzyma przy niej,
to jaki niky katalog z wystawy Goyi sprzed dziesiciu lat, na lichym papierze
par mtnych reprodukcji, zaraz chc wyrzuci i trafiam na krtki opis mierci
Goyi w Bordeaux. Jak mog wyrzuci ten katalog? Cytuj:

"W ku, po upadku ze schodw, Goya prosi wnuka, by


napisa do swego ojca o wypadku i sam wasnorcznie
dopisuje Mj drogi Xavier, nie mog Ci wicej powiedzie
ni to, e taka wielka rado (chyba przyjazd wnuka)
sprawia mi bl i jestem w ku. Niech Bg da, eby
przyjecha tu po twego syna, moja rado wtedy bdzie
pena. Z Bogiem Twj ojciec Francisco".

eby ukry przed synem swj upadek, Goya przypisuje swj stan ogromnej
radoci z przyjazdu wnuka i nadziei, e syn do niego przyjedzie.

W tym samym tekcie znajduj szczegowy opis:

Lecy w ku Goya poleca wnukowi Mariano, by napisa ten list. May pisze
i sam dopisuje "Mj kochany ojcze, dziadek napisa tu par wierszy na kocu
mego listu, na dowd, e jeszcze jest przy yciu". Tu obok czarno-biaa
reprodukcja portretu chopaczka w cylindrze z koronkowym konierzem na tle
ustawionych stron z nutami. Zaraz po otrzymaniu tego listu syn Goyi z ca
rodzin zjeda z Hiszpanii do Bordeaux. Otoczony rodzin i przyjacimi
stary Goya umiera 15 lutego 1828 o drugiej w nocy.
Patrz na obrazy Goyi na kartkach, po przeczytaniu tekstu o jego mierci.
Wystarczy dwch zych reprodukcji, ktre wkleiem w kajet. La Tirana
kobieta w szarej koronkowej sukni z row r wpit w ogromn mas
czarnych wosw (chyba peruka). Jej czarne oczy, czarne jak jej wosy, i blady
r twarzy.

Drugi obraz to portret wnuka Mariano w czarnym cylinderku. Wystarczy


patrze na te portrety, eby odnale wielkie malarstwo, eby raz na zawsze
by wyzwolonym z jakiejkolwiek zarozumiaoci. Co za sztuka! Dla penego
obrazu Goyi, najczulszego ojca i dziadka, doklejam (niechtnie) czarno-bia
reprodukcj jeszcze jednego jego obrazu, Camino de Los Infernos droga do
piekie, dwie nagie postacie jakby rzucone po torturach na tle setek potwornych
twarzy.

F. mnie pyta "Co mylisz o Matissie, przecie nie wszystko byo dobre, co
namalowa".

Co za naiwno! Na pewno nie wszystko, ale czy to o to chodzi? Chodzi o j e


d y n o tego malarza i to jest istotne.

Bior z pki par Matissw, jeden w strzpach, mj skarb. Verve 1945, vol. 4,
z wielkimi wietnymi reprodukcjami jego obrazw i szkicw do nich, co raz to
jedn kresk rysowanych, z zapisami kolorw na boku. Tu nagle odnalazem
swoj wasn metod. Ile zawdziczam wanie tym szkicom, ile mi pomogy
uwiadomiy. Co mnie zblia do Matisse'a, a jednoczenie co dzieli moje
malarstwo od jego inwencji, miaoci, odkrywczej wiedzy. Piszc to wracam
do Tirany Goyi. Te leciutkie biae ctki na szarych koronkach jej sukni! Mam
83 lata, Goya mia 82 jak umar, a mnie zdaje si, e mgbym, e musiabym
dzi jeszcze zacz uczy si malowa, uczy si takiego rzemiosa, bez
ktrego malarstwo jake czsto jest bujaniem po niebiosach czy pustym
krzykiem. Przeycie Goyi, trzy reprodukcje jego obrazw, przeycie Matisse'a
z kajetu Verve, jake innego wiata wizji i tak innej miary, chciabym uczci w
artykule "Dugi, dugi". Jeszcze jeden ze stu artykuw, ktrych nie napisz.

Po pracy. Due ptno, gry niene nad Jeziorem Lemaskim, przez wielkie
szyby otoczone firankami kolorowymi. Te pomaracze i cie firanek doda
troch zieleni przygasi. Co to jest? Przecie zaczem pracowa nad tym
ptnem, zanim dotknem mojego Matisse'a z Verve, wic skd to ptno
wydaje mi si jakim Matisse'em w zaoeniu czysto dwikowym, w
syntetycznym uproszczonym rysunku? Z tym, e w moim ptnie tkwi
podszewka niezdarnego niechlujstwa, jakiego na przykad Corintha (pewnie
krzywdz Corintha, bo pamitam jeden tylko obraz, ktry zda mi si
niechlujny).
Uczucie, e ju nie tylko nic nie "wymylam", ale e czuj si nagle
krzyczcym epigonem (to polemika z samym Matisse'em, ktry pisze, e kto
si nie odetnie od swoich poprzednikw, nic nie wymyli il n'inventera rien).
Chciabym mu odpowiedzie, qu'on n'invente rien, e to, co jest odkryciem,
dopiero wiele lat pniej ludzie odkrywaj (i nawet sam artysta), albo e jeeli
odkrycie (niespodzianka) przychodzi, to z zewntrz, e trzeba tylko czeka.
Kiedy dziesitki malarzy wymylao kubizm i chciao wcign do tego
Bonnarda, mia on powiedzie Laissez-moi en paix, je ne suis qu'un pauvre
impressionniste. I wanie wtedy stwarza wiat, ktry przetrwa i chyba
przers kubizm.

Wtorek, 8 V. [1979]

Goya, Matisse, notatki o nich. Staro przeyta we nie, a potem malowanie


wielkiego ptna z grami, jakbym odkrywa wiat. Tak rzadko mnie
nawiedzajce malowanie tematu jak z kartki pocztowej jest ju jakby
wyzwolone nie tylko z kartek pocztowych, o ktrych zapomniaem, ale i z
niebezpieczestwa naturalistycznego zelizgu. Jedno tylko wane "wej
bardziej w gb swoich dozna" (Czanne). Potem Wersal, papiery, wieczorem
czytamy we trjk Soenicyna, i tam ktry z bohaterw w szaraszce
tumaczy, jak trzeba by wdzicznym za skrajnie trudne zadania, one prowadz
najprdzej do odkry. [...]

[...] Zawsze to samo, ten sam moment, kiedy nagle odczuwam konieczno
wyboru, czy kreska lub plama blisze fotograficznej cisoci, czy kreska lub
plama wyraajce samo przeycie, ktre chc przekaza; jednoczenie dziwi
mnie, e decydujce zaczepienie o pejza to nie pierwsze spojrzenie, nieraz
nawet do obojtne, ale spojrzenie z owkiem w rku, rysunek zrobiony na
gorco chwil potem. Ze wszystkimi wadami popiechu to ten rysunek
pozostaje dla mnie jedynym wiadectwem, punktem wyjcia, z ktrego buduj
ptno. Wic nie natura, ale moje byskawiczne przeycie natury wie mnie z
pejzaem.

Teksty Jzefa Czapskiego i Jzefie Czapskim zamieszczone w Zwojach:

Jzef Czapski: O Czanne'ie i wiadomoci malarskiej, Zwoje 3/36, 2003

Jzef Czapski: Wyrwane strony (zapisy z Dziennika), Zwoje 3/36, 2003


Joanna Pollakwna: Jzef Czapski ycie heroicznie dopenione, Zwoje 3/36,
2003

Joanna Pollakwna: Olnienia i medytacje, Zwoje 3/36, 2003

Joanna Pollakwna: Trud, Zwoje 3/36, 2003

Copyright 1997-2003 Zwoje

You might also like