You are on page 1of 139

Jarosaw

B orszewicz

MROK I

Warszawa 1983

ja i Ja
ktry z nas jest
ja i Ja
zezowaty duet

Imi?
Duet.
Nazwisko?
Zezowaty.
Urodzony?
Szeciokrotnie.
Imi ojca?
Niepokj.
Zawd wyuczony?
Niewidomy.
Zawd wykonywany?
Dorokarz.
Stan cywilny?
Wolny.
Pochodzenie?
Mapioboskie.
Znaki szczeglne?
Serce po lewej stronie.

Czerwiec.
Poudnie.
Upa.
Jad autobusem do Szczliwic.
Przygldajc si siedzcej obok moe dwudziestoletniej licznej dziewczynie, po raz milionowy
uwiadamiam sobie, e przecie mier jest, e umr;..
Prbuj zdawi w sobie t myl; bezskutecznie.
Nie pomaga mi aden z dotychczasowych sposobw na niemylenie o mierci... Jeden z nich
najpewniejszy to wyobraanie sobie koca wiata, wtedy moja mier od razu staje si miesznie
nieprzeraajca.
Zatrzyma autobus! krzycz.
Tok.
Gony, obrzydliwy warkot silnika.
Nikt nie reaguje.
Przedzieram si w stron kierowcy.
Zatrzymaj autobus, syszysz?
Pekaesiarz tusty i pryszczaty udaje guchego, a moe i naprawd nie syszy mojej proby.
Stj! szarpi kierowc za rami.
Mczyzna powoli zatrzymuje samochd i wrzeszczy wniebogosy:
Jak si, skurwys [] to trzeba byo siedzie w domu!
Wyskakuj.
Pola.
Pola.
Pola.
Autobus odjeda.
Naprzeciw mnie pojawia si stary, zgarbiony czowiek.
Hej, przyjacielu! Gdzie idziesz? pytam.
Moja sprawa.
Nie bd taki, powiedz.
Do mierci.
Ooo! A daleko masz jeszcze?
Nie wiem. Pewnie nie...
A dugo ju idziesz?
Siedemdziesit pi lat.
We mnie ze sob, co?
A ile wiosen sobie liczysz?
Dwadziecia.
To jeszcze nam nie po drodze stary omija mnie gwatownie i odchodzi.
Ruszam przed siebie pust, czarn, asfaltow drog.

Zrezygnowaem ze studiw mwi Wiktor, ktry mieszka ze mn.


Przemylae to wszystko dokadnie?
Tak.
No to nie ma sprawy.

Otwieraj si okna...
Mam dziesi lat.
Le w szpitalu.
Wieczr.
Dziadek, zga t lamp mwi jeden z pacjentw.
Niechta sie poli odpowiada dziadek.
Zga, mwi!
Niechta sie poli, poczytam trochu odpowiada dziadek udajc, e przeglda gazet.
Przecie wszyscy wiedz, e nie umiesz czyta. Zga.
Jak to nie umim? Umim.
Zga!
Niechta sie poli.
Zga. Dzisiaj kostucha nie przyjdzie.
Kto jom tam wi? Moe przyj...
Jak ma przyj, to przyjdzie. wiato nic nie pomoe.
Eee, odpendzi jom.
Zga, mwi, bo ja przy wietle za choler nie usn.
Eee... Do tej pory poliem i nikumu nie przeszkadzao.
Przeszkadzao, przeszkadzao... Tylko nic nie mwiem. Ale przez to wiato to stale niewyspany
chodz.
Jeszcze tylko dzisia...
Mczyzna wyskakuje z ka i gasi dziadkowi wiato.
Pauza.
To ja se wieczk zapale, co?
Jeszcze gorzej. Moe si co zapali.
Bede uwaa.
Nie, dziadek. pij... Albo id na korytarz, tam jest widno.
Z korytarza to mnie siostry przependzom. Tak jak wczoraj.
To pij.
Pauza.
Dziadek zsuwa si z ka i wychodzi na korytarz. Po chwili sysz kobiecy gos:
Co to za aenie po nocy?! Ju na sal!
Ide, ide...
Dziadek wraca.
Po kilku minutach zapala lampk i przykrywa j gazet.
Bo jak wstan...! krzyczy mczyzna.
Dziadek gasi lampk.
Nad ranem budzi mnie haas.
Otwieram oczy.
Salowe ukadaj martwego dziadka na wzku i wywo go z sali.

Wieczr.
Czytam ksik Du du du...
Jedna myl nakada mi si na drug, druga na trzeci, trzecia na czwart, czwarta na pierwsz...
A jak mnie za duo myli naraz najdzie, a kada z innej parafii, to zaczynam chodzi i mwi:
du du du
du du du
du du du
Wtedy przestaj myle o tym, co mylaem.
I pniej znw mam pojedyncze myli.
Ale musz mwi jak najprostszymi, a nawet urywanymi zdaniami.
Bo inaczej,
to mi si znw myli nakadaj na siebie i
du du du
du du du
du du du

Anka lekarka tumaczy mi mier:


Komrki, rozumiesz? Najpierw rozwijaj si, pniej zatrzymuj si w rozwoju, a w kocu
obumieraj. Zegar biologiczny, rozumiesz?
Nie.
Eee, tuman jeste.

Otwieraj si okna...
Mam dziesi lat.
Siedz nad Moim. katechizmem. Cnoty Boskie
1. Wiara
2. Nadzieja
3. Mio
Cnoty gwne
1. Roztropno
Bd roztropny!
2. Sprawiedliwo
Bd sprawiedliwy.
3. Wstrzemiliwo
Bd wstrzemiliwy!
4. Mstwo
Bd mski!
Dobre uczynki
1. Modlitwa
2. Post
3. Jamuna
Rzeczy ostateczne
1. mier
2. Sd Boy
3. Niebo albo pieko

Otwieraj si okna...
Czytasz? pyta moja dziesicioletnia siostra widzc, e przerzucam strony jakiej ksiki.
Aha odpowiadam od niechcenia.
Szkoda...
A co chciaa? pytam po chwili.
Nic.
To po co przysza do mojego pokoju?
Posiedzie.
Milczymy.
Co tam u ciebie sycha? pytam odkadajc ksik.
Wszystko w porzdku! siostra oywia si wyranie i byskawicznie korzysta z okazanego jej
zainteresowania. Powiedz mi, jaki dzie jest dla ciebie najbardziej nieszczliwy?
Nie wiem odpowiadam z umiechem.
Bo dla mnie pitek.
Dlaczego?
W jeden pitek zgubiam dugopis, w drugi podaram rajtuzy, w trzeci przebiam pik, w czwarty?..
dzwonek telefonu przerywa jej zwierzenia.

Wiktor:
Ja ju od malekoci miaem cigoty do mierci. Kiedy zakopaem si nawet w ziemi, eby
zobaczy, po jakim czasie zaczn si do mnie dobiera robaki.

W doroce.
Smutny pan, widz mwi wiekowy mczyzna o surowej, symetrycznie pomarszczonej twarzy.
A smutny, smutny...
Pauza.
Mody, a smutny.
Sysz, ale nie reaguj. Tylko sysz.
Nie warto.
Czego nie warto? pytam z grzecznoci.
Smuci si.
A pana rado rozpiera, co?
Rozpiera.
Jak pan to robi?
To adna filozofia. Jestem po prostu rybakiem.
No i co z tego?
Nie zna pan takiej dykteryjki o rybaku i szczciu?
Nie.
To stara, dobra i pewna recepta... Jeeli chcesz by szczliwy trzy godziny, wypij wiartk wdki.
Jeeli chcesz by szczliwy trzy dni, oe si. Jeeli chcesz by szczliwy cae ycie, zosta rybakiem.

Wczam telewizor.
Ju za tydzie syczy jaki facet przed kamer rozpoczynamy emisj najatrakcyjniejszego
programu wszechczasw wiat, ktry musi zagin wiedza plus emocje, metafizyka plus nauka.
Na ekranie pulsujce wiata.
Nerwowa, postrzpiona muzyka elektroniczna.
Ju za tydzie! kontynuuje mczyzna. Czy i kiedy kres ycia na Ziemi?! Co nam grozi?! Czy i
kiedy kres ycia na Ziemi?!
Pauza.
Eksplozja zaludnienia!
Na ekranie setki, tysice nagich ludzi; jeden przy drugim, jeden przy drugim..
Gra misa.
Bezksztatna gra misa.
Kilometry uoonych obok siebie dzieci.
Przeraajcy krzyk rodzcej kobiety.
Pauza.
Brak ywnoci!
Na ekranie nieludzko wygodzone niemowlta.
Malutki chopiec, zmary z godu, wycigany za nogi z krzakw.
Szkielety pokryte skr.
Starzec jedzcy apczywie padlin.
Dzieci buszujce po mietniku i wyjadajce natychmiast kad znalezion resztk poywienia.
Ludzie lecy na ulicach; upieni, konajcy z godu.
Pauza.
Brak nieodwracalnych zasobw naturalnych! Mroczne, pustynne, oblodzone przestrzenie.
Pauza.
Postpujce zanieczyszczenie rodowiska!
Na ekranie stada martwych fok lecych na nadmorskich plaach.
Tysice kominw.
Ludzie spacerujcy po ulicach w maskach przeciwgazowych.
Wojny i zbrojenia!
Na ekranie grzyb atomowy.
Twarz czowieka poraonego napalmem.
Grzyb atomowy.
Wrak ludzki.
Grzyb atomowy.
Czowiek bez rk.
Grzyb atomowy.
Bez ng.
Grzyb atomowy.
Bezkresne, wyjaowione poacie ziemi.
Grzyb atomowy.
Pauza.
A przede wszystkim kosmos!
Na ekranie rozpryskujce si galaktyki.
Bysk.
Huk.
Kosmos! Kosmos!! Kosmos!!!
Ta sama, co na pocztku, postrzpiona, nerwowa muzyka elektroniczna.
Pauza.
Ju za tydzie!!!

Wiktor:
Wszystko mnie dziwi. e ptaki fruwaj, e drzewa rosn, e ludzie rodz si i umieraj, e chleb
pachnie, e kocham Ew, e jestem tu z tob, e w dzie jest widno, a w nocy ciemno, e lato, jesie,
zima, e wiosna, e wielkie kontynenty i malutkie wioski, e tak wygldam, jak wygldam... Wszystko,
literalnie wszystko mnie bez przerwy dziwi. A przecie to normalne... Bo po to s ptaki, eby fruway,
drzewa, eby rosy, po to jest Ewa, ebym j kocha... A mnie jednak to wszystko wydaje si dziwne.
Dlaczego?

Z ksiki Du du du...
Przyznaj si!
Przyznaj si, e mj ojciec...
Przyznaj si!
Przyznaj si,
e Jezusa Chrystusa i Wodzimierza Lenina.
nazwaem
dwoma najwikszymi szarlatanami w dziejach ludzkoci.
Przyznaj si,
e wbiem dugopis w zeszyt i chciaem rzebi nim, jak dutem w drewnie,
du du du
du du du
du du du

W doroce.
Nie wiem, czy pan uwierzy, ale mam 35 lat i przeyem ju wszystko, co tylko moe przey
czowiek. Kochaem i byem kochany. Oeniem si i rozwiodem. Miaem forsy jak lodu i bywaem
ndzarzem. Graem z yciem w durnia, a i ono ze mn te grywao. Widziaem siedem cudw wiata i
betonowe yletkowce. Przeczytaem prawie wszystkie najmdrzejsze ksiki wiata poczynajc od
staroytnoci...
Bredzi pan przerywam.
Tak pan sdzi?
Oczywicie, Bo skd pan moe wiedzie, czy do penego czowieczestwa nie jest potrzebne
podwjne przeycie wszystkiego? Moe trzeba dwa razy kocha i dwa razy by kochanym? Moe trzeba
dwa razy zagra ze wiatem w durnia...? Aaa?
Nie przekonuje mnie pan. Z mojego punktu widzenia mgbym ju umrze, bez wikszej straty dla
siebie... mier to byoby logiczne zamknicie, klamra. Bo c mnie jeszcze moe spotka na tym
wiecie, ktry przejrzaem do szpiku koci?
Ano wanie. Wanie po to warto y, eby codziennie odpowiada sobie, c to mnie spotkao na
tym wiecie, ktry rzekomo przejrzaem do szpiku koci.

Moje mierci...
mierci, ktre powinny byy mnie dotkn, a ktre jakim nieziemskim trafem mnie ominy.
mier pierwsza...
Miaem sze lat.
Mj, wujek by oficerem wojska.
Ktrego dnia odwiedziem go.
Wujek wyszed do azienki.
Na krzele lea mundur i kabur.
Otworzyem j.
W rodku pistolet.
Wyjem.
Przystawiem do gowy.
Palec oparem na spucie...
W uamku sekundy myl. Przypomniaem sobie sowa wuja, ktry mwi, e luf naley kierowa
zawsze w powietrze i e nawet w zabawie nie wolno mierzy w czowieka.
Celuj w grny rg pokoju.
Naciskam spust.
Huk.
Dym.
Wyrwane p ciany.
Pistolet ley na pododze.
Wujek, w opuszczonych spodniach, wybiega z azienki.
mier druga...
Mam dwadziecia lat.
Id ulic.
Bronic si przed upaem zakadam furaerk z grubego, eglarskiego ptna.
Cios w gow.
Prbuj si odwrci, sdzc, e uderzy mnie kto idcy za mn, ale wykonuj tylko pobrt...
Kilka dni pniej w szpitalu dowiaduj si, e tym ciosem w gow by kawaek gzymsu, ktry
oderwa si z balkonu, i e ycie uratowaa mi czapka, ktra zneutralizowaa uderzenie.
mier trzecia...
Mam dziesi lat.
Wakacje.
Bawi si z. rwienikami nad rzek.
Wchodz na drzewo.
Urywa si ga.
Wpadam do rzeki.
Rozpaczliwe ruchy.
Widz uciekajce dzieci.
Ton.
Wywijam rkami jak wiatrak.
Zachystuj si wod.
Zalane oczy.
By to chyba najkrtszy i najskuteczniejszy kurs pywacki na wiecie opanowaem t sztuk w cigu
kilkunastu sekund.
mier czwarta...
Mam szesnacie lat.
Wracam z jakiej prywatki.
W gowie szum.
Ruchliwe skrzyowanie.
Krok na jezdni.
wist.
Uderzenie strumieniem powietrza.
Jaki autokar hamuje z piskiem.
Ju nie centymetry, ale milimetry dzieliy mnie od...
mier pita...
wit.
Mga.
Wracam z sylwestra.
Ledwo trzymam si na nogach.
Bdz.
Kilometry torw kolejowych.
Potykam si o szyn.
Padam.
Ostatni zapamitany obraz to przeraliwe, czarne oczy lokomotywy.
I sowa maszynisty:
yjesz?
Chyba tak.
Ty skurwysynu! maszynista apie jaki prt i goni mnie.
Dzikuj! krzycz uciekajc w pola.
mier szsta...
Noc.
Id pust ulic.
Z bramy wychodzi dwch myliwych; s pijani.
Id przede mn.
Staj, prbuj przypali papierosa.
Chc ich omin.
Przepraszam mwi.
Sta! krzyczy jeden z myliwych.
O co chodzi? pytam.
Rce do gry! myliwy zdejmuje dubeltwk.
O co chodzi?! powtarzam.
Chcia mi ukra dubeltwk! mwi myliwy do kolegi.
Prbuj odej.
Stj!
Uciekam.
Sysz strza.
Pewnie ostrzegawczy, bo nie czuj rany.
Gdy wpadam do przelotowej bramy, sysz drugi strza. Wybiegam na nastpn ulic.
Nadjeda takswka.
Wsiadam.
mier sidma gdy nie zamarzem.
mier sma gdy spniem si na pocig, ktry po drodze zderzy si z innym pocigiem zgino
wtedy szedziesit osiem osb.
mier dziewita gdy nie zamordowano mnie w melinie.
mier dziesita gdy w pustym mieszkaniu zapaliem si od papierosa.
mier jedenasta, dwunasta, trzynasta, czternasta... Byo ich jak na jedno ycie tak duo, e
dreszcze, jakich doznaj przy ich wspominaniu, wytrcaj mi dugopis z rki.

Z ksiki Du du du...
Chciabym
zrozumie czowieka,
ktry skacze z szesnastego pitra
i w locie krzyczy:
Nie ma mierci!

Chciabym
zrozumie drzewo,
ktre w samym rodku lata
prchnieje.

Chciabym
zrozumie morderc
ktry klczy nad swoj ofiar
i pacze.

Chciabym
zrozumie Einsteina,
ktry na ou mierci mwi:
Umieram
i nie wiem, co to wiatr.

Chciabym
zrozumie mczyzn,
ktry stoi na czubku Everestu
i mwi:
Nie wiem,
jak std zej.

Chciabym
zrozumie kropl rosy,
ktra mwi:
Boj si deszczu.

Chciabym
zrozumie krla,
ktry w chwili koronacji mwi:
Tak oto
traci si wolno.

Chciabym
Zrozumie chopaka,
Ktry podci sobie yy
w stacji honorowego krwiodawstwa.

Chciabym
zrozumie przyjaciela,
ktry umar dwa lata temu
i do tej pory jeszcze nie wrci.

Chciabym
zrozumie faceta,
ktry patrzy w lustro i mwi:
To nie jestem ja.

Otwieraj si okna
Zdaem na studia!
Byem przyjty!
Staem przed tablic ogosze Szkoy Aktorskiej z wybauszonymi oczami i trzymaem si kurczowo
metalowej ramy. Obawiaem si, eby z wraenia nie wysiado mi serce.
Jaka dziewczyna rzucia mi si na szyj.
Zdaam! Zdaam! wykrzykiwaa.
Dobrze! Ja te zdaem, ale oberwaa mi wszystkie guziki! powiedziaem, gdy dziewczyna jeszcze
mocniej przytulia si do mnie.
Co tam guziki?! krzyczaa caujc mnie w policzek. Kupi ci tysic, milion nowych guzikw!
Kupi ci wszystkie guziki wiata.
Po chwili stana o wasnych siach i jeszcze raz spojrzaa na tablic.
Kurwa! Kurwa... szepna rozszerzajc oczy.
Co si stao?
To niemoliwe!
Ale co?!
Nie zdaam.
Jak to? Przecie...
Spojrzaam nie na t list. Kurwa... powtrzya i odesza w stron dziedzica.
Do domu wrciem pnym wieczorem.
Cicho wemknem si do przedpokoju.
Po chwili usyszaem gos matki:
Heniek?
Milczaem.
Heniek?!
To ja powiedziaem.
Ja, to znaczy kto?! krzykna matka.
Nie odpowiadajc wszedem do swojego pokoju i zamknem drzwi.
Po kilkunastu sekundach zjawia si matka.
Jak pytam, kto przyszed, to mgby odpowiedzie powiedziaa ze zoci.
Wytrzewiaa?
Nie twoja sprawa! Ojca nie ma?
Jest.
Gdzie?
Nie wiem.
Znw si gdzie... Mona zwariowa!
Matka przesza do kuchni. Szukajc czego w kredensie uderzaa jedn pust butelk o drug. Wreszcie
musiaa co znale, bo brzczenie ucicho.
Zdjem koszul i przeszedem do azienki.
Dugo bdziesz tam siedzia?! spytaa.
Dopiero przed chwil wszedem! Ale wyjd zaraz, wyjd...
Opukaem twarz zimn wod i wyszedem z azienki.
Prosz, ju moesz wej wskazaem matce drzwi.
Wejd wtedy, kiedy bd chciaa!
Dobrze...
Wrciem do swojego pokoju.
Podszedem do okna i przygldaem si pustemu przystankowi tramwajowemu.
Zaskrzypiay drzwi; wesza matka.
S ju wyniki?
S odpowiedziaem nie odwracajc si.
No i?
Przyjli.
Matka podbiega i przytulia mnie mocno. Poczuem kwany odr alkoholu.
Przez chwil milczelimy.
Gdy odsuna gow, zauwayem na jej twarzy zy.
Zdae? Przyjli ci?
Tak.
To chyba najpikniejszy dzie w moim yciu. Bdziesz aktorem.
Tak jak ty.
Ja jestem aktork? rozemiaa si. Naprawd, przyjli ci?
Przyjli. Trzeci raz pytasz.
Matka znieruchomiaa na moment.
A ojca nie ma?
Nie, nie ma.
Przyjli ci, mwisz?
Nie. Nie przyjli.
A ojca nie ma?
Jest odpowiedziaem znudzonym gosem i wszedem do azienki.
Kad si spa usyszaem z kuchni glos matki.
Aha.
Rozebraem si do naga i pooyem w pustej wannie. Odkrciem, kurek i zamknem oczy. Letnia
woda spywaa wzdu mojego ciaa; po jakim czasie poczuem w ustach mdy smak wody. Otworzyem
oczy; wanna wypeniona bya nieomal w caoci.
Wyszedem z azienki.
Cicho, na palcach podszedem do pokoju matki i zajrzaem przez lekko uchylone drzwi.
Matka leaa w bezruchu, ale po chwili signa pod poduszk, wyja napoczt butelk wina
owocowego, pocigna krtko dwa razy i odoya butelk z powrotem.
Odszedem rwnie cicho, jak si pojawiem.
Pooyem si, ale nie mogem zasn. Rozpraszaa mnie jasno witu zerkajca bezczelnie do pokoju
i a moe przede wszystkim fragmenty jakich rozmw, strzpy, obrazw, szkielety skojarze...
Obudziem si o ktrej...
Zajrzaem do drugiego pokoju; ojciec spa w ubraniu na pododze, a matki nie byo.
Umyem si byskawicznie, ubraem i wyszedem z mieszkania.
Na klatce schodowej spotkaem matk.
Wychodzisz? zapytaa plczcym si jzykiem.
Nie.
Kiedy wrcisz?
Wczoraj.
Poszedem na poczt.
Przyjed natychmiast! Koniecznie! krzyczaa do suchawki Grayna.
Bd, bd....
Zostaem u Grayny na noc.
Kochasz mnie? szepna, gdy tylko otworzya oczy.
Udawaem, e pi.
Kochasz?
Milczaem.
Przecie wiem, e nie pisz.
Milczaem.
Wic mnie nie kochasz?
Tego me powiedziaem.
No to uwaaj!
Grayna uniosa si z tapczanu, wycigna poduszk i uderzya mnie w gow, a widzc, e nie
reaguj, zacza mnie szczypa.
No, bro si, bro pokrzykiwaa.
Leaem bez ruchu.
Wstajemy! wrzasna mi nad uchem.
Ktra godzina?
Dwudziesta szsta, sto czterdziesta, dziewitnasta po kwadransie.
Mj Boe westchnem. A wic to ju...
Co?
Stao si.
Co si stao?
Zgupiaa do koca.
Zgupiaam!
Zgupiaa.
Zgupiaam, zgupiaam, zgupiaam! Zgu-pia-am! Wstajemy!
Udajesz?
Co?
Przecie dzisiaj jest niedziela. Masz wolne.
Ech, ty! Jaka niedziela?! Jutro jest niedziela. Dzisiaj jest sobota.
Powanie?
Jasne!
Straciem orientacj.
Przez dusz chwil zastanawiaem si, jaki to dzie. W kocu wszystko mi si popltao.
Graynko, powiedz, jaki jest dzisiaj dzie?
Soneczny.
Nie wygupiaj si.
Mwi cakiem serio. A jak mi nie wierzysz, to wyjrzyj przez okno.
Wczyem radio.
Po kilku minutach miaem ju pewno; bya niedziela. Wrciem do domu.
Woyem klucz do zamka, ale mechanizm by zablokowany.
Zadzwoniem.
Nikt nie reagowa.
Jeszcze raz sprbowaem otworzy drzwi swoim kluczem; bezskutecznie.
Powtrnie zadzwoniem.
Raz.
Drugi.
Trzeci.
Wreszcie usyszaem za drzwiami szmer.
Kto tam? poznaem gos matki.
Ja, Duet.
Zaraz, chwileczk!
Przez kilkanacie sekund matka zmagaa si z zamkiem, po czym szeroko, z fantazj otworzya drzwi.
Mgby nosi klucz ze sob!
Mam klucz. Ale z tej strony by twj i nie mogem otworzy.
Niewane... Jest ojciec?
Mnie pytasz?
Przeszedem do swojego pokoju.
Zapaliem wiato.
Na tapczanie w ubraniu spa ojciec.
wiato i haas otwieranych drzwi przebudziy go.
Cze! krzykn patrzc w moj stron nieprzytomnym wzrokiem.
Cze.
Ktra godzina?
Dziesita.
Rano?
Nie, wieczr.
Matka jest?
Jest.
Ojciec wtuli gow w ramiona i rozczesa doni zwichrzone wosy.
Matka mwia, e zdae... Prawda to?
Prawda.
Ojciec podnis si z tapczanu i ucisn mi do.
Zdae. No jasne, e zdae. Ciesz si, e doyem...
Tak przerwaem.
Zaraz przyjd ojciec w skarpetkach wyszed z kuchni.
Przeszedem do azienki.
Umyem si, a gdy wrciem do pokoju, zastaem ojca siedzcego w fotelu. Na stole lea spodek z
ogrkami i talerz z pokrojon kiebas.
Musimy si napi powiedzia ojciec, wycigajc spod fotela napoczt ju butelk wdki.
Zgoda powiedziaem wiedzc, e moje przyzwolenie nie ma najmniejszego znaczenia.
Z kuchni przyniosem dwa kieliszki, a ojciec drc doni napeni je.
Wypilimy.
Zauwayem, e ojciec jest ju znacznie podpity. Widocznie pi ju wczeniej i drzemica w jego krwi
wdka dawaa zna o sobie.
Ojciec mwi nie zwracajc uwagi, czy w ogle go sucham.
Tobie musi si uda mwi nie patrzc mi w oczy, Musi, rozumiesz? Czy chcesz, czy nie. Ja
przegwizdaem ycie, matka te. Ale ty nie moesz przegra. Musisz sobie odbi i za mnie, i za matk. Tu
nie ma prawa serii. Mnie si nie udao, matce si nie udao, ale tobie musi si uda.... Musi! Napijmy
si...
Napeniem kieliszki.
Wypilimy.
Rozumiesz mnie?
Rozumiem odpowiedziaem, cho z caego monologu ojca zapamitaem tylko wielokro
powtarzane sowo musisz.
To dobrze, e mnie rozumiesz. Rozumie, to bardzo wana sprawa. Jak si rozumie, to wszystko jest
w porzdku. Niech to bd tragedie, dramaty, ale jak si je rozumie, to nie ma sprawy. Niech si cay
wiat, zawali, ale ja to musz rozumie. Musz wiedzie, dlaczego tak si stao... A jak nie rozumiem, to
gwno! Rozumiesz?
Rozumiem.
To dobrze. Wypij szepn ojciec rozlewajc niezdarnie wdk.
Wypilimy.
Przez chwil milczelimy.
Ojciec zapali papierosa.
Matka jest dobra. Bardzo dobra. Tylko zniszczyli j, skurwysyny. Zniszczyli j z zimn krwi, bo
bya za dobra.
Ojciec zamyli si.
Wtedy w tym kraju nie mona byo by dobrym. Wszyscy musieli by rwno. O tak, przy ziemi. A
ona miaa osobowo. Dobra bya. Moga by sawniejsza od Modrzejewskiej. Ale za dobra bya. No to
j wyrwnali! Z ziemi...
Do pokoju chwiejc si wesza matka.
Czemu krzyczysz? spytaa.
Bo tylko krzykiem mona powiedzie, jak to byo naprawd.
Matka siada w fotelu.
Z czym? zapytaa.
Z tob. e ci wykoczyli.
Gupi. Nikt mnie nie wykoczy. Zapamitaj to sobie raz na cae ycie.
Jak to?!
Normalnie... Sama si wykoczyam. Zamiast zosta w Polsce i gra ogony, to zachciao mi si
wielkiego wiata. Pary! Ha, ha, ha! Julie, Ofelie, Nory! Ha, ha, ha!
Milcz! ojciec unis si z fotela. Opia si i bredzisz. A ja wiem dobrze, jak byo naprawd.
Wiem najlepiej, jak bya aktork.
Gwno wiesz! Nie masz i nigdy nie miae zielonego pojcia o aktorstwie. Nigdy, rozumiesz?
matka wysza trzaskajc drzwiami.
Rozumiem odpowiedzia z rezygnacj ojciec.
Po chwili:
Pierwszy raz zobaczyem matk na premierze Romea i Julii mwi patrzc w zasonite okno.
Na t premier miaem i ze swoj dziewczyn, ale pokcilimy si i poszedem sam... Wkurwiony
byem, a tu patrz... Booogini! W pierwszym miesicu byem na tym spektaklu szesnacie razy, w drugim
dwadziecia, a w trzecim dwadziecia pi razy... Ta dziewczyna, z ktr miaem by na premierze,
gdzie mi przepada... Kochaem j cholernie i w normalnych warunkach trudno byoby mi to przey, ale
ratoway mnie te przedstawienia. Nic wicej si nie liczyo. Dzie zaczyna si dla mnie o sidmej po
poudniu. Wszystko inne byo niewane, bezsensowne. yem tylko przez trzy godziny dziennie. Tyle, ile
trwa spektakl... W pierwszym miesicu. napisaem do matki trzynacie listw, w drugim dwadziecia, a
w trzecim dwadziecia osiem. adnego z nich nie wysaem...
Do pokoju wesza matka.
Bya bardzo pijana.
Czemu tutaj jest tak cicho? zapytaa z niepokojem i wysza z powrotem.
Ojciec zapali papierosa.
Trzy lata po lubie matka poznaa jakiego reysera. By moe nawet zakochaa si w nim... Temu
reyserowi nie podoba si socjalizm... Ucieka z nim do Parya... Nie wiem. i nie chc wiedzie,
dlaczego to zrobia... Wrcia po czterech latach. Z dawnych przyjani i znajomoci nie zostao prawie
nic, bo jak wyjechaa, to zerwaa wszystkie kontakty. Poza tym wszyscy wiedzieli, z kim ucieka... W
tamtych czasach to ju wystarczyo, by narobi sobie kopotw... Po powrocie nie moga znale pracy...
ojciec zmruy oczy i zasn w fotelu.
Nastpnego, dnia spotkaem si z Grayn.
Czuj, e ci trac powiedziaa.
Co te ci przyszo do gowy?!
Nie wiem. Po prostu czuj.
Daj spokj.
Jeste pewien, e wszystko jest w porzdku?
Chyba tak..
Coraz mniej rozmawiamy ze sob, coraz czciej si kcimy.
O co ci chodzi?
O to, e dzieje si z nami co niedobrego.
Spotykamy si ju prawie rok... Wic to chyba normalne, e znudzilimy si sob troch.
Ale nie do tego stopnia, eby...
Nie mw nic przez chwil, dobrze? przerwaem.
Dlaczego?

Wrciem do domu.
Ojciec i matka siedzieli w kuchni.
Przeszedem do swojego pokoju nie zauwaony. Nie zapalajc wiata rozebraem si i pooyem na
tapczanie.
Chciaem zasn jak najprdzej, ale rozbolaa mnie gowa i o szybkim nie nie mogo by mowy.
Wstaem, siadem w fotelu i zapaliem papierosa.
Gosy w kuchni oywiy si. Przez szyb w drzwiach dostrzegem sylwetk matki.
Gdzie jest moja torba? pytaa.
Skd ja mog wiedzie?! irytowa si ojciec.
Matka wysza z mieszkania.
Ojciec podszed do drzwi wyjciowych, manipulowa przez chwil kluczem i wrci do kuchni.
Jeszcze kilka minut paliem papierosa, po czym wymknem si do azienki, oboyem gow mokrym
rcznikiem i wyszedem.
W przedpokoju poczuem intensywny zapach gazu. Szarpnem za drzwi do kuchni. Byy zablokowane.
Pchnem je. Bezskutecznie; ledwo drgny. Oparem si o framug drzwi do azienki, a nog naciskaem
drzwi do kuchni. Po chwili udao mi si uchyli je na tyle, by mc wsun nog. Spojrzaem przez szpar.
Ojciec siedzia na pododze opierajc si nogami o st. Wszystkie palniki odkrcone byy na
maksymaln wydajno. Powoli drzwi otwieray si coraz szerzej. W kocu udao mi si wcisn do
rodka. Byskawicznie zakrciem kurki i otworzyem szeroko okno.
Wyjd std! krzykn ojciec podnoszc si z podogi.
Uspokj si powiedziaem pomagajc mu si na krzele.
Jak ty wszede do mieszkania? Przecie zablokowaem drzwi kluczem z tej strony...
Ju od godziny jestem w domu. Byem tu, zanim jeszcze matka wysza.
Rozumiem...
Jak si czujesz?
Dobrze! Bardzo dobrze! krzykn ojciec.
Przez chwil milczelimy.
Sta w oknie poprosiem.
Mwi, e czuj si dobrze!! powtrzy ojciec jeszcze goniej ni poprzednio.
Rozlegy si trzy krtkie dzwonki.
Otworzyem drzwi, za ktrymi staa matka.
Gdzie bya?
A co ci to obchodzi?!
Masz racj... Nic mnie to nie obchodzi odpowiedziaem i przeszedem do swojego pokoju.
Przyniosam powiedziaa matka.
Co? zdziwi si ojciec.
Jak to, co?! Nie wiesz, po co mnie wysae?!
Ja ju nie pij!
A kto ci kae pi?! rwnie gono odpowiedziaa matka. A jak nie chcesz pi, to po jak
choler wysae mnie po wdk?!
eby si sama nachlaa!
No i dobrze! Sama wypij powiedziaa matka, wysza z kuchni i zamkna drzwi.
Pooyem si na tapczanie i nakryem gow poduszk. Bl skroni powoli mija. Nie chciaem jednak
usn, gdy obawiaem si, e ojciec moe powtrzy prb samobjstwa. Ilekro czuem nadchodzcy
sen, to gwatownie otwieraem oczy, zeskakiwaem na kilka minut z tapczanu, podchodziem do drzwi i
podsuchiwaem, czy rodzice rozmawiaj.
Gdy wstaem po raz dziewity czy dziesity, wiato w kuchni byo ju zgaszone. Wyszedem do
przedpokoju. Drzwi do kuchni byy otwarte. Na stole leay porozrzucane resztki jedzenia, pety, stay
niedopite herbaty. Pod stoem leaa pusta butelka po wdce.
Przeszedem do pokoju rodzicw.
Matka jeszcze spaa, a ojciec siedzia nad stert papierw robic jakie rysunki techniczne.
Cze!
Cze! odpowiedzia ojciec nie patrzc mi w oczy.
Wyszedem do azienki.
Gdy wrciem do swojego pokoju, ojciec siedzia w fotelu.
Przepraszam ci szepn.
Za co? udaem zdziwionego.
Za wczorajszy wieczr.
Nie szkodzi.
Wstyd mi.
Milczaem.
Chciabym, eby mnie dobrze zrozumia.
Rozumiem ci. Nie wiem, czy dobrze, ale rozumiem.
To nie bya zwyka pijacka zagrywka... Zreszt moe nie mam racji.
Nastpnego popoudnia...
Matki nie ma od wczoraj powiedzia ojciec.
Trzewa bya, jak wychodzia?
Nie wiem. Jak wrciem, to ju jej nie byo.
Tego samego dnia wieczorem zjawia si w naszym domu milicja.
Matk znaleziono nieyw w parku.
Powiesia si.

Jestem w ciy powiedziaa Grayna.


Z kim? zapytaem mechanicznie.
Nie bd bezczelny!
Tak, rozumiem. Poczekaj chwileczk.
Z kieszeni wygrzebaem papierosy i zapaki; zapaliem.
No i?
Wanie, no i...?
Ktry to...
smy tydzie.
Jeste tego pewna?
Oczywicie. Inaczej nie mwiabym.
Grayna wyja z torebki jak kartk i podaa mi j.
To jest zawiadczenie lekarskie.
Schowaj je. No, a co ty proponujesz?
Dla mnie sprawa jest oczywista.
To znaczy?
Myl, e si pobierzemy.
Tak...
A ty mylisz inaczej?
Hm. Jak by ci to powiedzie...
Mw miao.
Suchaj, masz racj. Powinnimy rozmawia szczerze. To twoje rozwizanie... Nie odpowiada mi..:
Nie rozumiem.
No, co innego, gdyby ju nie mona byo usu...
Duet! przerwaa Grayna. Wic ty nie...
Nie zrozum mnie le, uwaam jednak, e na maestwo jest po prostu za wczenie. Przecie
dostaem si na studia. Kosztowao mnie to tyle pracy. I teraz co? Zostawi to wszystko? Rzuci?
Ale fakty! Czy ty nie rozumiesz, e ja jestem w ciy?!
To dopiero smy...
Suchaj! Rozmawiamy szczerze. Przyjmij wic do wiadomoci, e usunicie nie wchodzi w
rachub. Absolutnie!
Co to znaczy nie wchodzi w rachub?!
Po prostu ja mwi: nie!
Zaraz, zaraz. W ogle jakim ty tonem do mnie mwisz?! Jeeli zadecydowa mamy wsplnie, to
dlaczego nie chcesz wysucha moich racji?
Czy nie lepiej od razu wykluczy rozwizania, z ktrych nie skorzystamy? Stao si i...
To, e si stao, nie jest dla mnie adnym argumentem.
Wic sucham. Jaka jest twoja decyzja?
Od razu decyzja. Chc, eby zastanowia si nad zabiegiem.
To nie wchodzi w rachub. Mwiam ju znudzonym gosem odpowiedziaa Grayna.
Czy ty koniecznie chcesz mnie zapa na ma?!
Nie powiesz chyba, e wcignam ci do ka?
Nie, nie powiem.
A czy to, co mwie o naszej znajomoci do tej pory, to byo...
Graynko! Rne rzeczy si mwi. Nie bdmy dziemi... Zreszt, czy ja obiecywaem ci
maestwo?
A nie obiecywae?
No tak, ale tylko w wypadku, gdybym nie dosta si na studia.
A czy to, e mnie kochasz, te byo tylko na wypadek, gdyby nie dosta si na studia?
Zamilklimy.
Zapaliem kolejnego papierosa.
Wic co ja mam zrobi? Grayna wybuchna histerycznym gosem.
Podszedem i przytuliem j do siebie.
Skocz studia, pobierzemy si...
Za cztery lata, tak? Szkoda, e wczeniej o tym nie pomylae... Dla mnie sprawa jest oczywista;
chcesz si najzwyczajniej w wiecie wywin.
Wrciem na swoje miejsce.
Suchaj, powiedz mi, co czuje czowiek, w ktrym egoizm zwycia mio?
A kto ci powiedzia, e ja ci naprawd kocham?
Ooo! To co nowego. Jak mam to rozumie?
Normalnie. Czy czowiek zawsze wie, e kocha kogo naprawd? Czasem zdaje mu si, e kocha...
Sucham dalej. Nigdy mnie nie kochae, tak? Odpowiedz. Chocia raz bd uczciwy.
Mwi ci, e nie wiem. Moe ci kochaem, moe ci kocham... A moe nigdy ci nie kochaem i
nie kocham... Nie wiem.
Tak... Wic na ciebie nie mog liczy?
Odmy to na dzie, dwa. Przemyl wszystko jeszcze raz, zgoda?
Dobrze, ale wiedz, e ja zdania nie zmieni.

Korytarz Szkoy Aktorskiej.


Ten sam korytarz, na ktrym kilka tygodni wczeniej przeyem jedn z najpikniejszych chwil w
swoim yciu.
Sekretariat.
Chciabym odebra dokumenty.
Nazwisko?
Zezowaty. Duet Zezowaty.
Na jaki wydzia pan zdawa?
Na aktorski.
Sekretarka podesza do szafy i przez dusz chwil szperaa w stosie papierowych teczek.
Zezowaty, Zezowaty...
Zaczem przestpowa z nogi na nog.
Mam. Ale... Przecie pan jest przyjty!
Tak, wiem o tym.
Zda pan, jest pan przyjty!
Wiem!
I co, chce pan zrezygnowa?
Tak.
To niemoliwe!
Co jest niemoliwe?
No, jak to?! Przecie... Ale...
Prosz o dokumenty! krzyknem.
Ja rozumiem... Nerwy, frustracja... Ja rozumiem... Ale umwmy si, e pan to wszystko przemyli i
przyjdzie do mnie jutro, zgoda?
Nie..
Prosz pana, przecie...
Dokumenty!!!
Kobieta, nieco przestraszona, podaa mi plik kartek.
Tego samego dnia spotkaem si z Grayn w kawiarni.
Zastanowie si? spytaa ze zniecierpliwieniem.
Tak.
No?
Zmieniem zdanie.
Tak?
Tak. Zgadzam si na maestwo
Kocham ci! Od samego pocztku wiedziaam, e tak si zachowasz... Daj pyska! Grayna nie
zwracajc uwagi na otoczenie cmokna mnie w policzek.
Zgadzam si na maestwo, ale... Nie zgadzam si na dziecko.
Nie rozumiem.
Czego ty znowu nie rozumiesz?! Zgadzam si na lub, ale nie zgadzam si na dziecko. Co tu jest do
rozumienia?!
Nie krzycz. Chyba moesz powiedzie, dlaczego?!
Dlaczego? Widzisz, ja nie bardzo wiem, czy my mamy prawo do tego dziecka. Nie wiem, czy masz
prawo je urodzi.
O czym ty mwisz? O jakim prawie? Jestem kobiet, jestem obdarowana przez natur moliwoci
wydawania potomstwa...
Prosz ci przerwaem nie rb z siebie idiotki! Czy to, e moesz rodzi, jest dla ciebie
rwnoznaczne z tym, e musisz rodzi?
Oczywicie! No, a jak ty sobie wyobraasz to nasze wsplne ycie. Bez dzieci?
Nie wiem. Teraz jeszcze nie wiem. Nie przemylaem jeszcze do koca pewnych spraw. Prosz ci
tylko o zwok... Wemiemy lub, a za rok, dwa moe uda mi si rozwika...
Jakie sprawy? wtrcia Grayna. Duet! O czym ty mwisz?
Nie rozumiesz?
Nie.
Szkoda.
Przez chwil milczaem.
Czy ty zdajesz sobie spraw z tego, e chcesz urodzi now mier?!
Ooo! Dzisiaj si nie dogadamy! Nigdy, kiedy to ci nachodzi, nie moemy si porozumie.
Nie, Graynko. To nie jest chwilowa melancholia. Ja zastanawiam si nad tym od dawna. Od
bardzo dawna...
Aha! Wic mam nie urodzi tego dziecka tylko dlatego, e ono i tak kiedy umrze, tak?
Niezupenie. Oczywicie, e ono kiedy umrze, ale zanim si to stanie, to bdzie musiao y. y,
rozumiesz? I wanie dlatego pytam: co ci upowania do decydowania o czyim yciu?
Wszystko!
To znaczy?
Chociaby instynkt macierzyski, o ktrym ty, jako mczyzna, nie masz zielonego pojcia.
Instynkt macierzyski to pikna i wana sprawa. Zgoda. Dobrze, e go w ogle masz. Ale ja mam
instynkt czowieka. Instynkt, ktry nie pozwala mi na lekkomylne decydowanie o czyim yciu!
Zrozum, e ja pragn tego dziecka.
Jeste mieszna! Rozpaczliwie mieszna. Przecie ty nawet nie wiesz, czy to bdzie chopak czy
dziewczynka. Moe bdzie bandyt, moe prokuratorem... Czego ty pragniesz? Wytumacz mi to.
Oczywicie, e ty tego nie zrozumiesz. Pragn dziecka. Po prostu dziecka. I nie interesuje mnie jego
pe.
Dobrze. A jeeli ono dostanie w yciu w ko, tak porzdnie w ko? Co wtedy powiesz, jak si
bdziesz czua, co?
My te dostawalimy od ycia szko. Nie raz i nie dwa... A czy nas kto pyta o zdanie? Czy my si
prosilimy na wiat?
Aha! Wic prawo serii: nas zrobili, to my te zrobimy!
Tylko nie zrobili, dobrze?
Wanie, e zrobili! Mnie zrobili, ciebie zrobili i wszystkich ludzi na wiecie zrobili! Zrobili nas
tak, jak si robi szafy, zegarki, samochody. Tylko e nas zrobili znacznie szybciej, mniej precyzyjnie i
prawdopodobnie od niechcenia, mimochodem, przypadkowo...
Moe ty jeste z przypadku przerwaa Grayna. Ja nie...
Graynko, czy to jest w tej chwili takie wane? I ty, i ja doskonale wiemy, e wikszo ludzi rodzi
si przypadkowo. Niestety, cia trwa dziewi miesicy i przez ten czas mona zaimprowizowa wiele
spraw: mio, maestwo...
Wiesz, powoli wydaje mi si, e zaczynam ci rozumie. Ty po prostu w dalszym cigu chcesz si
wywin, tylko e dzisiaj zmienie taktyk. Niby zgadzasz si na maestwo, ale na dziecko nie, bo
doskonale wiesz, e ja tej ciy nie usun! Przyznaj si, e tak!
Nie bd mieszna! Gdybym chcia si wykrci, to znam par skuteczniejszych sposobw. Zreszt
ty sama dobrze wiesz, e nie chc ci zostawi. Rezygnuj ze studiw, cho domylasz si, ile one dla
mnie znacz. Zgadzam si na maestwo, ale w adnym wypadku nie zgodz si na dziecko!
Dobrze, wic co dalej?
Powtarzaem ci ju tyle razy. Chciabym, eby usuna... Wiem, e nie jest to fair wobec ciebie,
ale...
W kawiarni robio si coraz toczniej. Odsunem od naszego stolika dwa krzeseka, aby kto si nie
przysiad.
Myl, e jak si zastanowisz troch nad tym, to przyznasz mi racj.
Nigdy si z tob nie zgodz! Ty po prostu boisz si odpowiedzialnoci. Jeste najzwyklejszym w
wiecie egoist i prbujesz przecign mnie na swoj stron. Ale to ci si nie uda.
Co jest egoizmem? Czy to, e nie chc bra odpowiedzialnoci za kogo, o kim nie mam zielonego
pojcia? Przecie ja nie mam prawa do decydowania o czyim yciu!
Ty chyba jeste nienormalny! Jeeli wszyscy ludzie myleliby tak jak ty, to wkrtce ludzko
zniknaby z powierzchni Ziemi.
Wcale nie chc, eby ludzie myleli tak jak ja. Wprost przeciwnie; jeeli chc mie dzieci, to daj im
Boe jak najwicej.
Wystarczy! przerwaa. Grayna. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ci znienawidziam!
Mam ci po dziurki w nosie! Zawsze wszystko gmatwasz, plczesz! We wszystkim doszukujesz si
podtekstw! Na kadym kroku komplikujesz ycie sobie i innym. Ale teraz ju dosy tego. Jeszcze tylko ci
powiem na poegnanie...
Na jakie poegnanie? zdziwiem si.
Nie przerywaj! Powiem ci jeszcze na poegnanie, e moesz spa spokojnie. Nie jestem w ciy. To
by oczywicie, art....
art? A zawiadczenie?
To bya zwyka recepta... Wychodz.
Graynko, poczekaj chwileczk zapaem j za rkaw.
Pu, ludzie patrz szarpna rk i wysza z kawiarni.
Zostaem sam.
Zapatrzyem si w stolik, ktry szybko, coraz szybciej zacz wirowa mi przed oczami.

Wiktor:
Boj si, e po mierci nie ma kompletnie nic. Ani pieka, ani czyca, ani nieba.
Pauza.
To chyba najgorsze, co mogoby mnie spotka; nic.

Z ksiki Du du du
Ju od dziecka.
Bez przerwy.
Kady.
Wszyscy i wszdzie.
Straszyli mnie sukinsyny.
Straszyli mnie.
Straszyli.
A ja si baem.
No bo jak miaem si nie ba?
Chodziem do tygodniowego przedszkola.
Sierota byem, to co?
Gdzie miaem chodzi?
du du du
du du du
du du du
W tym przedszkolu bya jedna szczeglna mapa.
Takie straszyda,
jakie potrafia wymyla ta mapa, to si w gowie nie mieszcz.
Kazaa po obiedzie spa.
Nie lubiem.
To ona, e
To ja, e musz do ubikacji; poazi mi si chciao, a nie tam, do adnej ubikacji.
To ona,
e midzy pierwsz a trzeci nie mona.
To ja, e musz.
To ona mapa e midzy pierwsz a trzeci w klozecie pywaj robale.
I jak si sidzie na kiblu, to one wychodz i wa do dupy.
To po takich sowach nawet jakbym mia si zern w gacie nie poszedbym do toalety.
Jak ta mapa umiaa straszy!
Ho, ho, ho!
Artystka!
Jak kto nie chcia je, to mwia, e wszyscy mamy w odkach mije,
i e trzeba je pozadusza jedzeniem.
Bo jak si ich nie pozadusza, to zaczn wyazi ustami.
Wychowywaa mnie babka.
Mwiem jej, e strasz mnie w przedszkolu.
Eee, pierdoy odpowiadaa.
Duo razy jej mwiem.
Eee...
Coraz czciej.
Eee...
Nawet nocami.
Raz to nawet...
du du du
du du du
du du du
Od tamtej pory kade obe zwierz omijam na dziesi metrw, a czsto i to nie pomaga i musz
rzygn, bo jak nie rzygn, to mdli mnie i przez tydzie przedszkole si przypomina.

Popoudnie.
Idziemy Centraln.
Tum.
Szkoda mi tych ludzi. Tylu ich niepotrzebnych mwi Wiktor.
Pauza.
A moe ty te nie jeste nikomu potrzebny? pytam.
Oczywicie, e nie jestem potrzebny. Ale ja wiem o tym, a oni nie.
W takim razie to ciebie szkoda, a nie ich. Bo oni maj przynajmniej nadziej...

Otwieraj si okna.
Z Monik w hotelu.
Noc.
Kto puka.
Prosz? pytam nie otwierajc drzwi.
U pana kto jest?! sysz pokojow.
Nie. Jestem sam.
A ja widziaam, e wchodzia jaka kobieta. I nie wysza...
Musiao si pani przywidzie.
Na razie jeszcze nie jestem lepa. Widziaam wyranie.
Pauza.
O co pani chodzi?
eby si pan przyzna.
Pauza.
Wic przyznaj si.
Do czego?
e jest kto u mnie.
No! mwi kobieta odchodzc.

Ogoszenie w najpopularniejszym dzienniku Szarowic.


85-letni mczyzna, nieuleczalnie chory, waciciel kilku zakadw rzemielniczych, willa, trzy
samochody oraz domek wypoczynkowy w grach, pozna pann do lat 20 w celu rejentalnego przekazania
jej ruchomoci i nieruchomoci w zamian za doywotni opiek.

Z ksiki Du du du...
Jak byem w Tworkach pierwszy raz, to te mnie straszyli.
By taki jeden lekarz.
Wzi mnie na rozmow.
Straszy elektrowstrzsami.
A prdu to ja si boj bardziej ni...
I punkcj mnie straszy.
Udawaem normalnego albo nienormalnego nie wiem jakiego jak tylko umiaem, ale jemu cigle
co nie pasowao.
Jak mi mwi, e mu nie pasuje, to staraem si by inny odwrotny.
Ale czy byem taki, czy inny jemu nigdy nie pasowao.
Jak byem w sidmej albo smej nie pamitam klasie, to przyjecha do szkoy seksuolog.
Powiedzia, a nawet kilka razy powtrzy, e samogwat jest patologi, le wpywa na ukad nerwowy.
Czciej ap si za rozporek, a unikniesz Tworek.
Przeczytaem to na kiblu w domu dziecka.
Cae drzwi byy wymalowane.
Zrczno mapy, si sonia da ci ranne bicie konia.
Polucja za polucj.
Seksualnie.
du du du
du du du
du du du
Sensualnie.
Powiedzia mi kiedy jeden psychiatra, e ze mn dlatego tak kiepsko, bo myl sensualnie.
Nie intelektualnie.
Sercem myl:
Nie gow.
Uczuciami si kieruj.
Instynktem.
Nie rozumem.
e jakbym zacz analitycznie, to moe...

Wczesne jesienne popoudnie.


Zjedlimy obiad.
Siedz w fotelu, Wiktor ley na tapczanie.
Ju wiem, dlaczego jest mi le... mwi.
No?
Bo zabrako mi natury.
Czego ci zabrako?
Natury... Borw, rzek, pl.
Pauza.
Wczeniej czy pniej musz wrci do rda.
A gdzie to jest?
Tam, skd przyjechaem.
Pauza.
Musz wrci do rda, bo przecie nie po to kad si spa, by sny o wolnoci przeryway mi
rozklekotane tramwaje.
Pauza.
I nie po to mam puca, by je gwaci fabrycznym dymem.
Pauza.
Musz wrci do rda, bo nie po to mam oczy, by je drani widnokresem z betonu.
Pauza.
I nie po to mam serce, by mi pkao na rodku pustej ulicy milionowego miasta.
Pauza.
Aby y, musz wrci do rda.
Pauza.
Tu, gdzie teraz jestem, wiat skoczy si ju dawno.
Pauza.
Co ty na to. Duet?
Nie wiem, Witu; Ale, o ile znam ci troch, to co mi si zdaje, e takim jak ty zawsze i wszdzie
bdzie le.
Smutne to, co mwisz, ale na szczcie nieprawdziwe. S jeszcze, Duet, na tej ziemi takie miejsca,
w ktrych mgbym nawet umrze.
Pauza.
Spae kiedy, Duet, w lesie?
Nie.
A pie moe winiow nalewk?
Te nie.
Hm, to moe i poziomek nie jade?
Nie, chyba nie jadem.
A jabek prosto z drzewa te nie jade?
Kiedy, dawno.
Znasz zapach pustych kociow?
Nie.
No to sam widzisz, Duet, sam widzisz...
Zaraz ci poka najpikniejszy wiersz wiata mwi Wiktor, wyjmujc z torby bochenek chleba.

Wysokimi, liskimi schodami schodz do kabiny w publicznej toalecie.


Haas turlanie si.
Niech pan uwaa! sysz gos babci klozetowej.
Po chwili:
Jezu!
Co si stao? pyta jaki mczyzna.
Potkno sie i runo.
Ja jestem lekarzem.
Pauza.
Nie yje mwi mczyzna.
Jak to, nie yje? dziwi si babcia Przecie y...
Spuszczam wod.
Wychodz z kabiny.
Na schodach ley chopak.
Trzeba go czym nakry mwi lekarz.
Babcia, z otpieniem w oczach, przykrywa chopaka trzymanym w rku papierem toaletowym.

Z ksiki Du du du...
Babka powtarzaa bez przerwy.
Jak si nie bdziesz uczy i nie zdasz, to natychmiast oddam ci do...
To adna babka nie bya, tylko jaka tam dziesita woda po kisielu.
Czy si uczyem.
Czy si nie uczyem.
To i tak oddawaa mnie na zim do domu dziecka.
Ale jak mi powiedziaa, e jeeli bd si dobrze uczy, to mnie nie odda, to staraem si uczy.
Ale nie wychodzio.
Albo ledwo, ledwo.
Szczegln mend miaem od matmy.
Bez przerwy.
I w ogle.
A to jakie ekierki plastikowe.
Czepiaa mnie.
Cyrkle metalowe.
Ktomierze drewniane.
Linijki posrane.
Zeszyty 32-kartkowe w liniowan krat.
A jakie ekierki, plasteliny, globusy?! jak babka miaa 720 zotych renty.
Atrament mi si potuk, to przez miesic nie odrabiaem lekcji.
Atrament ponad pi zotych.
A babka miaa...
Po dziadku.
Dziadek.
du du du
du du du
du du du
Bia mnie matematyca menda po twarzy.
Ale to pestka.
apy laa wielk lini.
Te pestka.
Najgorzej
dwje stawiaa.
Jedna za drug.
Jedn.
Za.
Drug.
Pi dwj, dwie trjki, jedna czwrka.
Czasem wysza na okres trjka.
Czasem nie.
Jak nie wysza, to przez kilka miesicy znw wisiao nade mn widmo domu dziecka.

Po kilku godzinach dokolebaem si do Szczliwic. Do spotkania z Monik pozostao mi jeszcze


troch czasu.
Id na rynek.
Siadam na awce.
Moda para z wzkiem.
Obrazek jak z kiepskiego filmu o ziemi szczliwej. Gdzie oni zgubili niepokj???
Nie.
Nie!
Nie potrafi wysiedzie na tej wpumierajcej ze szczcia agorze.
Id na dworzec.
Monika ju czeka.
Wypatruj j pierwszy gdzie midzy podrnymi. Cho widziaem j tylko przez uamek sekundy
zdyem zobaczy ogromnie duo.
I jej rce; troch niepewne, niespokojne, ale za to jake prawdziwe.
I jej oczy; jeszcze bardziej niepewne i niespokojne, ale za to prawdziwsze od rk.
W pierwszej chwili wpada mi do gowy gupkowaty pomys, by ukry si gdzie i obserwowa
Monik.
Jak bdzie si zachowywa punktualnie o pitej?
Co zrobi minut, dwie, pi po siedemnastej?
Bardzo, bardzo chciaem zobaczy, jak rodzi si niepokj.
Myl t jednak szybko poegnaem. Troch chyba ze strachu, bo pamitaem przecie doskonale, jak to
kiedy postpiem tak samo z Iwon. Przeczekaem dziesi minut, a w pewnym momencie
zorientowaem si, e Iwona gdzie znikna. Szukaem jej pniej przez dwa lata.
Od tego czasu staram si zawsze by tam, gdzie kto obojtnie kto w tysicu przypadkowych
twarzy szuka mojej wanie gby. Tylko skd wiedzie o tych wszystkich miejscach, w ktrych kto na
mnie czeka?
Podchodz do Moniki.
Nie zauwaa mnie.
Podchodz tak blisko, e nieomal dotykam jej twarzy.
Jeste?! krzyczy, chyba bardziej ze strachu ni z radoci.
Jestem. Musiaa si bardzo stskni
Niemoebnie. A skd wiesz?
Jeeli jeste spojrzaem na zegar ju na dwie minuty przed czasem. Ty, ktra nie spniasz si
tylko na obiad...
Zoliwiec! Zaatwiam pokj w Pochmurnej.
Jeste
Cichutko Monika przystawia palec do moich ust.
Masz racj, cichutko.
Biegniemy na peron.
Pocig nadjeda, na szczcie, opniony.
Wsiadamy.
Ciesz si, e przyjechae mwi Monika, gdy zajmujemy miejsca.
Mylisz, e mgbym nie przyjecha?
Myl, e mgby nie przyjecha.
Mgbym nie przyjecha?!
Bardzo dugo czekaam na ten dzie.
Ja tyle samo.
Odbijemy sobie za t kwarantann, co?
Odbijemy.
To dziwne, ale kiedy czekaam dzisiaj na ciebie na dworcu, to chyba pi albo sze razy
wydawao mi si, e ci widziaam.
Moe to rzeczywicie byem ja?
Nie. Jeste inaczej ubrany. Myliam ci po prostu z innymi ludmi.
Po kilkunastu minutach jestemy w Pochmurnej.
Nie wiesz, czy mona zwariowa przez deszcz?!
To jest pikny wiosenny deszczyk. To nie jesie...
Deszcz to jest deszcz.
Biegniemy do hotelu Bezgwiezdna Noc, w ktrym Monika zarezerwowaa pokj.
Potna grubaska spisuje nas bezlitonie dugo.
Dostajemy klucz.
Na pierwsze pitro wnosz Monik na rkach.
Przez prg nie bd ci przenosi. To byoby zbyt banalne.
Jasne!
Wchodzimy do niewielkiego pokoju.
W pierwszej chwili wydaje nam si on sympatyczny i kameralny. Dopiero po dokadniejszym
rozejrzeniu si zauwaamy, e szyba w oknie jest wybita, krzeso roztrzaskane, w azience brak ciepej
wody, a kafelki powyrywane. W pokoju nie ma radia ani telefonu.
Za co my dalimy trzy stwy?! irytuje si Monika.
Za to, e moemy by razem i e nikt nam nie bdzie przeszkadza.
A to ju bardzo duo, prawda?
Te tak myl.
Monika przechodzi do azienki, a ja staj w oknie i przygldam si rozmywanym przez deszcz
ludzikom.
Maj...
Ciemno.
Deszcz.
Wiatr.
Zimno.
Brr...!
Tak chyba bdzie wyglda wiat na sekund przed mierci.
Oczy piek mnie ze zmczenia, a moe te ze zbyt intensywnego nasycenia ich po raz pierwszy
widzianymi rzeczami.
Siadam na tapczanie, przymykam powieki i wycigam nogi. Po sporej iloci kilometrw, ktre
zaliczyem idc do Szczliwic, moliwo rozlunienia ciaa wydaje mi si szczytem relaksu.
Monika wychodzi z azienki w szlafroku i pantoflach na bosych nogach.
Chod do mnie prosz.
Nie odpowiada kokieteryjnie.
Chod!
Nie! przekomarza si Monika, stojc przed lustrem i rozczesujc doni wosy.
To ja pjd do ciebie!
Podchodz do Moniki, bior j na rce i nios na tapczan.
Nieomal natychmiast zasypiamy.
Po przebudzeniu, wieczorem, idziemy do przyhotelowej knajpki.
Podaj nam bigos tak niedobry, e do zjedzenia go zmusza nas tylko piekielny gd i pora
uniemoliwiajca kolacj w innej restauracji.
Nie na takie loty krojono nam skrzyda mwi Monika odstawiajc talerz z resztkami jedzenia.
Co powiedziaa?
Co wanego. Idziemy na gr?
Aha.
Wracamy do pokoju.
Wyjdziemy do miasta? pyta Monika.
Wyjrzyj przez okno, to odechce ci si spacerw.
A co si stao?
Ciemno, wiata nie ma.
Monika podchodzi do okna.
Rzeczywicie, mroki.
Kad si na tapczanie i zapalam papierosa.
Po co waciwie zarezerwowaa ten pokj? pytam.
Chciaam, ebymy byli razem... A co?
Nic.
Ju zaczynasz?
Ja?
Nie, ja...
Milczymy.
Monika nadal stoi przy oknie.
Jeeli nie chcesz ze mn tu zosta, to powiedz. Nie krpuj si.
Dlaczego miabym nie chcie?
Monika odchodzi od okna i siada przy mnie.
Suchaj, Duet. Co si psuje, tak? Powiedz.
Niczego nie zauwayem.
Jak to, nie zauwaye? Przez cae popoudnie gadamy o jakich duperelach! Czy po to si
spotkalimy?
Nie wiem.
Coraz trudniej mi si z tob rozmawia. A moe...
Co?
Moe my ju nie mamy sobie nic do powiedzenia?
Moe.
Duet! Przesta rozmawia ze mn w ten sposb!
Dobrze.
Dobrze powtarza Monika. Ja ci kiedy zamorduj...
Przewracam Monik na tapczan i caujc uniemoliwiam jej dokoczenie wypowiedzi.
Rozbierzesz si sama, czy ci pomc? pytam po chwili.
winia!
Ja?
Monika nie odpowiada.
Wstaj z tapczanu, zakadam buty i ruszam w stron drzwi.
Gdzie idziesz?
Nie wiem.
Mw, gdzie chcesz i?!
Musz znale co waniejszego od mierci. Ty ju przestaa mi wystarcza.
Nie wygupiaj si.
Jak nie wrc za p godziny, to znaczy, e...
Monika podbiega i apie mnie za rk.
Wracaj, idioto!
Gdzie i po co mam wraca?
Monika gasi wiato i cignie mnie lekko za sob. Kadziemy si na tapczanie.
Po kilku minutach Monika pyta:
Ty ju mnie nie kochasz?
Nie odpowiadam.
Syszysz?!
Co?
Mwi, e ty ju mnie nie kochasz.
Teraz sysz.
Czy ty nie moesz, do cholery, chocia raz odpowiedzie penym zdaniem?!
Odpowiadam penym zdaniem, e ci nie kocham! wrzeszcz.
I nigdy mnie nie kochae?
A jak mam odpowiedzie?
Zgodnie z prawd.
Nie wiem.
Monika zapala papierosa.
Duet...
No?
Dlaczego to wszystko nie tak?
Wiesz, kto to powiedzia?
Co?
e to wszystko nie tak.
Nie wiem. Odpowiedz na moje pytanie.
Mw janiej.
Janiej? No, dlaczego nie moemy si dogada?
Chyba dlatego, e jest nas dwoje.
Nie rozumiem.
Ja te...
Nie! Ja albo za chwil std wyjd, albo zwariuj!
Milcz.
Ty, wiesz co?!
Nie wiem.
Ty cwaniak jeste, wiesz?! Po prostu cwaniak! Tylko udajesz Bg wie kogo! Jakiego
nawiedzonego. Ju od samego pocztku, od chwili, kiedymy si poznali. Chcesz, eby wszyscy skakali
wok ciebie... Tobie wszystko wolno...
Milcz.
Masz wszystkich w dupie, ale wiedz, e ze mn to ci si nie uda!
Milcz.
Ja jak gupia latam, zaatwiam hotel, w domu wstawiam jakie fantasmagorie, a ten robi mi ask, e
si przepi ze mn...
Wiesz, jak teraz wygldasz?
Nie interesuje mnie to!
Jak Nike...
Sigam po papierosa.
Jak Nike, ktrej wcinito do rki o jeden miecz za duo.
Ale teraz to ju koniec! Ju ci rozszyfrowaam! Ty... Monika zaczyna paka.
Uspokj si, Moniczko.
Nie mw do mnie Moniczko!
Dobrze, Moniczko.
Nie mw do mnie Moniczko, rozumiesz?!
Mam krople walerianowe, Moniczko, chcesz?
Odpieprz si!
Dobrze, Moniczko.
Wracam do domu! krzyczy Monika schodzc z tapczanu.
Przysuwam popielniczk.
Odwr si! Musz si ubra.
Zamkn oczy proponuj.
Zamykaj, szybko!
Zakrywam rk oczy.
Monika ubiera si byskawicznie.
Czy mog otworzy oczy? pytam, cho ju wczeniej, przez rozstawione palce zauwayem, e
Monika jest ubrana.
Nie! odpowiada. Dopiero jak std wyjd, moesz otworzy dodaje poprawiajc wosy.
Wiedziaem, e o tej porze bya pierwsza w nocy Monika nie zdecyduje si na powrt do domu.
Zreszt nie miaa ju nawet pocigu.
A w ogle to dlaczego ja mam wasa si po nocy?! Przecie to ja zaatwiam ten pokj i to ja za
niego zapaciam. To ty, ty wyno si std! Natychmiast!
Milcz.
Syszysz?
Milcz.
Wyno si! Monika szarpie moj koszul.
Uspokj si szepcz.
Nie uspokoj si! Wyno si albo ja wyjd!
Wstaj z tapczanu.
Moniko... Usid, porozmawiamy.
Nie!
Usid, usid przesuwam j delikatnie w stron krzesa.
Monika siada.
Ja ci rozumiem, Moniko.
Tak, rozumiesz wzdycha ironicznie.
Uwierz mi. Ale uwierz i w to, e w tej caej karuzeli jest nie tylko moja wina. Twoja take.
Moja wina? dziwi si Monika.
Tak. Twoja rwnie.
A to niby jaka?
To trudno wytumaczy. Ale, najoglniej mwic, za duo oczekujesz ode mnie. Zachowujesz si
tak, jakby moim obowizkiem byo da ci Bg wie jakie szczcie... I to jest bd. Dlaczego oczekujesz
tego ode mnie?! Przecie w ten sposb wyrzdzasz mi krzywd. Nie zauwaya tego do tej pory?
Wic sdzisz, e ja nie mam prawa do szczcia, do spenienia? Mnie si to nie naley, tak?
Naley ci si, naley. Tylko nie rozumiem, dlaczego wanie ode mnie?
A od kogo?
Od siebie. Od samej siebie daj poczucia szczcia i spenienia. Nie od innych.
Sama sobie mam da szczcie?!
Nie da, tylko czu. Bo szczcie to ja ju ci daj. Ale ty musisz chcie je poczu, uwiadomi
sobie.
Ty mi dajesz szczcie?
Oczywicie.
A w jaki sposb? Bo na razie jeszcze tego nie zauwayam.
W taki, e jeste mi potrzebna. I ty sama wiesz o tym doskonale.
Jestem ci potrzebna, jak pielgniarka choremu...
Jeeli nawet tak jest, to co w tym zego?
To, e ja nie mam zamiaru by pielgniark i dobr cioci. A prawd mwic, to sama potrzebuj
pielgniarki.
Kademu z ludzi przydaaby si pielgniarka.
Przesta filozofowa przerywa Monika.
Suchaj, Moniko. Pamitasz tak noc, kiedy jechalimy do Sonecznej Polany?
Pamitam. No i co z tego?
Pamitasz, co mi wtedy powiedziaa?
Duo mwiam.
Powiedziaa: dobrze, e zawieszam gos.
Dobrze, e jeste?
Tak! I widzisz, to byo wanie szczcie. Niewane, e trwao sekund, uamek sekundy. Ale byo,
rozumiesz? Byo.
Dwa miesice temu... Dzikuj za takie szczcie.
Przez chwil milczymy.
Mam odej? pytam.
Id.
Zbieram swoje rzeczy i wychodz z pokoju.

Otwieraj si okna...
Wieczorek taneczny w trzeciej klasie liceum.
Biae tango.
Boj si mierci myl.
Przepraszam. Taczysz? pyta jaka dziewczyna. Boj si mierci.
Przepraszam! Taczysz?
Boj si mierci.
Przepraszam!!! Taczysz?!
Tak. Oczywicie... Nie tacz.

W doroce.
Stara prostytutka i chopak.
Poszedbym z tob, ale mierdzisz mierci mwi chopak.
Czego?!
mierci mierdzisz.
Nie pieprz, may, dobrze? odpowiada prostytutka. Godzin temu si kpaam.

Wiktor:
mier jest koniecznoci, obowizkiem, za to ycie, ho, ho, ho... ycie to nie lada zuchwao!
Zobaczysz, Duet, dojdzie jeszcze do tego, e bd wrcza medale za to, e ma si odwag y.

Otwieraj si okna...
Wkrtce po rozstaniu z Grayn zaczem statystowa w teatrze.
Po premierze odby si bankiet, na ktry jednak nie zaproszono statystw.
Gdy wychodziem z teatru, usyszaem za sob kobiecy gos:
Hej!
Obejrzaem si.
Z koca foyer sza w moim kierunku dziewczyna.
Nie poznajesz mnie? zapytaa.
Nie.
Byam przedstawicielk studentw na egzaminie. No, w Szkole Aktorskiej.
Rzeczywicie, co sobie przypominam.
Nie jest ci przykro, e nie zaprosili was na ochlaj?
Nie, skd.
Reyser chcia, ale wiesz, aktorzy...
Nie ma sprawy.
Na imi mam Ewa. W ktr idziesz stron? zapytaa po wyjciu.
Duet. W prawo.
Ja te.

Potrzebuj pidziesit tysicy mwi Wiktor.


Na co ci tyle forsy?
Mam tak jedn spraw.
Powiedz.
Eee...
Pauza.
Gdybym mia pienidze, to...
Nie chc ich od ciebie przerywa Wiktor. Musz je sam zarobi.
Pauza.
Chc zaoy Towarzystwo wiadomego Umierania.
Co?
Towarzystwo wiadomego Umierania. Masz, tu jest wstpny program Wiktor podaje mi kartk.
Wiek uczestnikw od lat 8.
Program Towarzystwa:
1.Obserwacja stadiw procesu gnilnego.
2.Obserwacja sekcji zwok.
3.Obserwacja kremacji i dematerializacji zwok w kwasie solnym w celu wybrania odpowiedniej dla
wasnego ciaa formy unicestwienia.
4.Wizyty na oddziaach onkologicznych szpitali poczone z obserwacj agonii.
5.Medytacje, kontemplacje...

W doroce.
Chopak i dziewczyna.
Kc si.
Chopak wyskakuje z doroki i krzyczy za nami:
Czy mona zakocha si w dziewczynie, ktra nigdy nie napisaa wiersza?!

Otwieraj si okna...
Czekam na Monik.
Jest dwunasta w poudnie.
Miaa by o dziewitej.
Od trzech godzin chodz bez przerwy po pokoju.
Bol mnie ju nogi, ale boj si usi, eby nie zacz myle.
Czekam.
Czekam na Monik tak mocno, jak tylko mocno moe czowiek czeka na drugiego czowieka.
O trzeciej pukanie.
Kto tam?!
Monika.
Wracaj do domu!
Duet. To ja, Monika.
Wracaj, mwi.
Duet!
O ktrej miaa przyj?!
Nie mogam. Wytumacz ci wszystko... Otwrz.
Nie!
Duet! Przesta si wygupia!
Nie otworz.
Mam za sob trzysta kilometrw, rozumiesz to?
Nie!
Pauza.
Monika powoli odchodzi od drzwi.

Wytworna restauracja.
Kilkanacie osb na sali.
Nagle samotnie siedzcy mczyzna pada twarz na stolik.
Po kilku minutach przyjeda pogotowie.
Pi? pyta lekarz.
Nie, trzewy odpowiada kelner.
Ukadaj mczyzn na noszach.
Trzydzieci sze, plus dwadziecia jeden, plus osiem liczy kelner. Siedemdziesit sze
zotych mi si naley.
Odda panu mwi lekarz.
Odda albo i nie odda kelner idzie za mczyzn niesionym na noszach i przetrzsa mu kieszenie.

Wiktor:
Wiesz, co mi przypomina moje ycie?
No?
Kostk lodu rzucon na rozpalon blach pieca; topnieje na moich oczach, a ja nic nie mog zrobi.

Pamitasz, Nieobecna...?
By lipiec.
Mokry, zszarzay, listopadowy lipiec.
Odprowadziem ci do tramwaju.
Ni std, ni zowd zostawia mi swj numer telefonu.

Wiesz, kiedy koczy si dziecistwo? pyta Wiktor.


Chyba wtedy, gdy przestaje si wierzy w witego Mikoaja miej si.
Nie. Dziecistwo koczy si wtedy, gdy po raz pierwszy uwiadomisz sobie mier. mier w
ogle i t swoj. Po takim czym ju nigdy nie mona by dzieckiem.
W doroce.
Boli mnie serce mwi kobieta.
To dobry znak umiecha si mczyzna. Na pewno wkrtce si zakochasz.
Ju si zakochaam... A serce boli mnie dalej.

Patrz, ilu bogw do wynajcia mwi Wiktor podajc mi Encyklopedi religii wiata.

Otwieraj si okna...
Mam dwanacie lat.
Le w szpitalu.
W budynku od kilku dni pracuj winiowie; mczyni przy remoncie dachu, kobiety myj okna i
podogi. Id korytarzem.
Ej, ty! sysz za sob kobiecy gos.
Ja? pytam odwracajc si.
Ty, ty potwierdza tga dziewczyna w szarym fartuchu.
Prosz.
Chod no na chwil.
Podchodz.
Poycz dych.
Dych? pytam podenerwowany.
Dych, dych.
Nie mam. To znaczy mam, ale...
To masz czy nie masz?!
Mam, ale cae sto zotych.
To poycz stw.
Stwy nie mog.
To daj, ja rozmieni.
Nie, nie mog.
Dziewczyna podchodzi bliej.
Chcesz zobaczy picke?
Nie odpowiadam bez przekonania.
Czego si boisz?
Dziewczyna nieomal wciga mnie do damskiej toalety.
Wa, nie cykaj sie wskazuje jedn z kabin. Wchodzimy.
Dziewczyna zamyka drzwi na haczyk.
Siadaj na kiblu.
Opuszczam klap sedesu i siadam.
Dziewczyna ustawia si przy drzwiach, podciga do gry wizienny fartuch, przytrzymuje go okciami
i opuszcza grube, barchanowe majtki.
miej si sam do siebie.
Ju?
Jeszcze odpowiadam.
Wystarczy mwi dziewczyna opuszczajc fartuch. A teraz poycz mi tom stw.
Caej stwy nie mog.
Po co ci piniondze w szpitalu?
No... Potrzebne.
Dziewczyna z powrotem zadziera fartuch.
Daj renke.
Podaj jej drc do.
Nie bj sie.
Dziewczyna przyciga moj rk i wsuwa j midzy nogi.
Pomacaj se....
Przez chwil masuj potnie owosione krocze dziewczyny.
Jak chcesz, to w se palce.
Zamykam oczy.
Przebierajc nogami zanurzam do w gb jej brzucha. Otwieram oczy; do w krwi.
Nie bj si, gupi mwi dziewczyna widzc moj min.
Wcale si nie boj.
Zdejm gacie.
Ja?
No, popiesz sie dziewczyna energicznym ruchem ciga mi spodnie od piamy.
Co pani?!
Siadaj spokojnie na kiblu.
Opadam na sedes.
Zamykam oczy.
Czuj do dziewczyny przesuwajc si wzdu moich ng.
Za chwil kto wejdzie do toalety i wszystko si wyda myl.
Coraz wyej.
Za chwil kto wejdzie do toalety...
Coraz wyej.
Za chwil kto wejdzie...
Coraz wyej.
Za chwil kto...
Skurcz.
Na uamek sekundy trac wiadomo.
Otwieram oczy.
Po twarzy dziewczyny spywaj struki biaej cieczy.
Dobrze byo? pyta.
Dobrze.
No to ubieraj sie.
Pospiesznie wcigam piam.
Teraz to chyba poyczysz mi tom stw? pyta dziewczyna ocierajc twarz rkawem.
Prosz podaj jej starannie zoony banknot.
Wyjd pierwsza, eby nas nie zakapowali.
Dobrze. A przyjdzie pani jutro? pytam wychodzc dziewczyn.
Przyjd, may, przyjd.
Nastpnego dnia rano, mimo moich protestw, wypisano mnie ze szpitala.

Z ksiki Du du du...
Mwi,
e strach ma wielkie oczy.
A ja mwi,
e strach
nie ma w ogle oczu.
Bo gdyby mia oczy,
to ja bym
mu te oczy
wasnymi rkami wyduba.
Ale on nie ma.
Nie ma adnych oczu.

Masz to i podkrel waciw odpowied Wiktor podaje mi kartk.


Boj si mierci, bo:
1. Rozkad ciaa wywouje we mnie pejoratywne uczucia estetyczne.
2. Boj si o majtek, dorobek twrczy, itp.
3. Kocham ycie w kadej jego postaci.
4. Boj si pieka.
5. Czuj niespenienie.
6. Czuj lk o niejasnym rdle.
7. Inne jakie?
8. Nie boj si mierci.

Pamitasz, Nieobecna...?
Postaram si zaatwi ci powtrne przyjcie do Szkoy, mam troch moliwoci, co? zapytaa.
Nie.
Dlaczego?
Dlatego!
Syneczku, zmie ton. Jeste jeszcze dzieciak, a ja chc ci pomc, kapujesz?
Nie.
Robisz gupstwu, due gupstwo. Na razie jeszcze tego nie rozumiesz, ale za par miesicy albo lat
bdziesz plu sobie w brod.
Dlaczego mnie namawiasz? Dlaczego w ogle ja ci tak interesuj? Dlaczego?
To proste. Pokazae na egzaminie, e sta ci na bardzo duo. Masz talent, spory talent. Szkoda go
zmarnowa.
Pauza.
Wic?
Nie.

Wiesz, co byo moj najwiksz trosk w dziecistwie pyta Wiktor.


No?
Martwiem si, e mj ojciec nie chodzi do kocioa, a co gorsza, nie wierzy w Boga i e po
mierci nie spotkamy si w niebie. Byem do ojca bardzo przywizany i myl ta przez kilka at nie
dawaa mi spokoju. Ale z czasem wpadem na fantastyczny, moim zdaniem, pomys... Postanowiem by
tak zym czowiekiem, eby pj za ojcem do pieka...

W doroce.
Kobieta i mczyzna.
Ty wiesz, e ja kiedy caowaem listy od ciebie? mwi mczyzna.
A teraz?
Teraz dr je bez przeczytania.
Niewielka rnica. I wtedy, i teraz wysyam ci puste koperty.

Pamitasz, Nieobecna...?
Po tygodniu naszej znajomoci zgubiem klucze od mieszkania ojca, ktry akurat wyjecha na kilka dni.
Gdy ci o tym powiedziaem, bez wikszego zastanowienia zaproponowaa:
Jak chcesz, to moesz spa u mnie.
Powanie?
Oczywicie.
A ty?
Ja pi u rodzicw.
Poszlimy do twojego mieszkania.
Pnym wieczorem, gdy zbieraa si do wyjcia, zapytaem:
Mogaby zosta na noc?
Moe i bym moga. Ale po co?
Chciabym, eby tej nocy bya przy mnie.
Chcesz spa przy mnie czy ze mn? Bo wiesz, wszystko mona zaatwi, ale wolaabym wiedzie
od razu...
Chc spa przy tobie.
Rzucia torb na fotel i zapalia papierosa.
Wykpaem si, wrciem do pokoju i pooyem si na tapczanie. Gdy bya w azience, zapragnem
natychmiast zasn. Coraz mniej panowaem nad sob. Obawiaem si, e mj brak samokontroli moe
popsu wszystko to, co tak pieczoowicie budowaem.
Wysza z azienki w krtkiej koszuli nocnej.
pisz od ciany?
Co? zapytaem sparaliowany.
Pytam, czy pisz od ciany? rozemiaa si.
Tak, od ciany.
Pooya si przy mnie.
Trzsce si rce wtuliem pod gow.
Zapalia papierosa.
Dobranoc powiedziaem, by uci samoprowokacj.
Ju?
Ju. A co?
Nic. pij.
Nie potrafiem ulee w miejscu nawet kilkudziesiciu sekund. Wierciem si, przewracaem z boku na
bok.
Nie moesz zasn? zapytaa gaszc papierosa.
Nie bardzo. Ale sprbuj odpowiedziaem zmuszajc si do jakiej takiej statecznoci.
Usna szybko.
Po kilku godzinach gapienia si w sufit, niby przez sen, pooyem rk na twoim udzie.
Nie zareagowaa.
Nie zareagowaa take wtedy, gdy moja rka, ju ewidentnie nie przez sen, zacza uczy si twojego
ciaa.
Wszystko odbyo si w milczeniu.
Nad ranem zapalia wiato i opara si o cian.
Dlaczego mnie oszukae? zapytaa, a po twoim policzku spyna ogromna za.
Co si stao? uniosem si na okciach. Paczesz?
Dlaczego mnie oszukae? powtrzya.
Z czym?
Dlaczego mi od razu nie powiedziae, e chodzi ci o to?! Przecie pytaam! prawie
histeryzowaa.
Zszedem z tapczanu.
Co, le ci byo?
Zgasia wiato i odwrcia si do ciany.

Z powieci Du du du...
To byo wtedy,
jak podpisali taki ukad,
w myl ktrego na caej planecie
moe by tylko tyle broni,
eby kadego czowieka mona byo zabi tylko sze razy.
du du du
du du du
du du du
Bo do tej pory to tak byo,
e broni wystarczao
na siedmiokrotne zabicie kadego z ludzi.
A teraz
tylko sze...
Niewykluczone, e dojd i do piciu.
Kto wie.
Kto wie.

ona mi si urodzia! krzyczy pasaer. Tfu! Co ja mwi? Dziecko mi si urodzio!


Gratuluj!
Dziewczynka! To chyba dobrze, e pierwsza jest dziewczynka, jak pan myli?
Tak. Pierwsza powinna by dziewczynka.
Tak. Pierwsza powinna by dziewczynka. Kobieta, matka... Jak to mwi.
Mczyzna wyjmuje z torby butelk wdki.
Napije si pan? pyta.
Nie, dzikuj.
Rozumiem, suba.
Facet przechyla butelk, pije dugo, z namaszczeniem.
Na zdrowie!
Dzikuj! Ja te, wie pan, powinienem by teraz w pracy. Ale co tam?! Dziecko to jest dziecko, nie?
Jasne!
Tylko eby mi, kurwa, czasem nie odbio!
Co?
miejesz si pan? Jeden mj znajomy, jak mu si dziecko urodzio, to takiej szajby dosta, e go do
czubkw wzili!
Milczymy.
Ale ja si nie dam! Ha, ha, ha...! Do czubkw... Ha, ha, ha!
Mczyzna przechyla butelk, pije.

Wieczr.
Wiktor klczy przy tapczanie i modli si pszeptem.

Daj duszy mojej


ukojenie wielkie.
A ciau memu
kilka godzin oddechu.
Daj zapomnienie o udrce dzisiaj
i niemylenie o tym, co mnie czeka jutro.
Daj bogo niewiedzy i niewiadomoci,
daj zmys nieprzeczuwania.

Pamitasz, Nieobecna...?
Rozmawiaam wczoraj z ojcem. Dostao mi si, jak nigdy dotd powiedziaa.
Za co?
Za ciebie. Ojciec nie zgadza si, eby mieszka u mnie.
Rozumiem. Ile dni mog jeszcze zosta?
Masz gdzie wrci?
Nie bardzo. Ale moe co znajd.
Pauza.
Czy mam rozumie, e to ju koniec?
Czego? rozemiaa si.
No, z nami.
Skd! Chodzi tylko o mieszkanie.
Pauza.
Mam pomys! powiedziaem.
Wal.
Pobierzmy si.
Co?!
Pobierzmy si.
Daj spokj.
Dlaczego nie?
No... No... No... Nie wiem.
To przynajmniej zarczmy si.
...musz si zastanowi.
Nad czym si zastanawia? Przecie mnie kochasz.
Oczywicie.
Wic?
Pomyl.
Pauza.
A teraz musz ju wyj.
Nic nie mwia, e wychodzisz.
Nie mwiam?
Nie.
Widocznie wyleciao mi z gowy.
Jest ju dziewita. Gdzie chcesz i o tej porze?
Ooo, nie bd ciekawski.
Pauza.
No, no! Nie smu si, id do rodzicw. Bd jutro po poudniu.

Z powieci Du du du...
Albo na przykad pioruny.
Kuliste na przykad.
Jeden uderza i zapala.
Drugi uderza w to samo miejsce i gasi to, co ten pierwszy zapali.
Jeden zapala drugi gasi.
Piorunw to si boj
jak piorun.
Jak sobie nieraz... albo we nie:
puste pole, zmierzch, adnego schronienia
i burza i ja sam i pioruny i nie ma gdzie uciec
du du du
du du du
du du du.
To spocony si burz, przepraszam, budz.
Oj, spocony.

Wiesz, Duet, kiedy po raz pierwszy odezwa si we mnie gbszy niepokj? pyta Wiktor.
No?
Kiedy jako dziecko dowiedziaem si, e zwierzta take maj mzg. A drugi raz, kiedy przesunito
czas z letniego na zimowy, czy odwrotnie, nie pamitam. Kiedy uwiadomiem sobie, e czasem mona
manipulowa.

Otwieraj si okna...
Listopadowym witem ktrego tam roku, w wito Zmarych, jad do Pogrza.
Zamkowiec.
Przecie...
Wysiadam.
Id zapamitan na cae ycie drog.
Cmentarz zamknity.
Wchodz na ogrodzenie i zeskakuj na gwn alej.
Nie bez trudu odnajduj betonowe ko przyjaciela.
Stoj nad grobem i pa papierosa.
W pewnej chwili api si na tym, e ju od duszego czasu rozmawiam z nim.
Czy tam, gdzie teraz jeste, ciepo jest, cicho jest, dobrze jest?
Pauza.
Czy tam jest bardzo inaczej, ni tutaj bywao?
Pauza.
Czy tam w ogle jest?
Pauza.
Stskniem si za tob... A ty, jak gdyby nigdy nic, jak gdyby mnie nie byo.
Pauza.
Zapomnij o tych wszystkich naszyjnikach z powrozu, o sercu jak domek z kart.
Pauza.
Wr. Czekam, a mi dokadnie opowiesz, jak jest tam, gdzie teraz jeste.
Pauza.
I prosz, nie martw si.
Pauza.
mier to tylko taka dusza wycieczka do rda.

Pamitasz, Nieobecna...?
Jestemy tylko my. Ja i ty powiedziaa. Nikogo wicej nie ma, nie byo i nie bdzie.
Boj si, Ewuniu, e to wanie nas nie ma. e wszystko wok istnieje tak, jak istniao, tylko nas
nie ma. Bo umarlimy na mio...

Pada deszcz.
Stoimy z Ryym na rynku.
Ani ludu.
Nie mam siy powiedzie wio i szarpn lejcami.
Wic stoimy.

Z powieci Du du du...
Wind te si boj.
Bo z windami to jest tak.
Moe, po pierwsze, spa, czyli urwa si.
A wtedy lepiej nie mwi, co z zawartoci.
Moe, po drugie, zatrzyma si midzy pitrami.
Tak perfidnie, e nie mona wyj.
Po jakim czasie braknie powietrza.
I koniec!
Finito!

Mam sposb na szczliwe i godziwe ycie! krzyczy Wiktor, budzc mnie w nocy.
Znowu?! pytam rozespany.
Znowu! Ale tym razem to jest absolutna absolutno! A przy tym sprawa jest uniwersalna,
ponadczasowa...
Mw ju, mw! przerywam.
Suchaj uwanie...
Sucham.
Albo lepiej zapisuj sobie. Masz tu kartk i dugopis.
Uhm.
Pisz: matura, koniec studiw, przed maestwem, po roku maestwa...
Witu, miej lito!
Poczekaj jeszcze chwileczk.
Nie! Mw krtko, o co chodzi; bo jak nie, to pi dalej.
Dobra! Powiem krtko. Rewelacja! W najwaniejszych okresach: ycia zamykaj czowieka w
kompletnej izolacji...
Za co?
Co, za co?
No, za co maj zamyka tego czowieka? Co on zrobi?
Nic nie zrobi. Ja nie mwi o wizieniu.
A o czym?
Daj mi spokojnie powiedzie! Zamykaj go na miesic... Bez niczego. Dostaje tylko je. Nic
wicej. I myli, myli, myli. Dobre, co?
Co?
No, z tym zamkniciem.
wietne. Tylko nie bardzo rozumiem, po co maj go wizi?
Po to, eby czowiek mg wszystko przemyle. eby zapa dystans do tego, co przey, i pomyla
nad przyszoci. Wyobra sobie: siedzisz przez miesic w celi... Bez niczego. Bez telewizora, radia,
ksiek... Bez dugopisu, gazet. I co najwaniejsze bez innych ludzi. No, nie masz nic! Moesz tylko
myle... Zastanawiasz si: jak yem do tej pory, czy dobrze? Albo: jak mam y w przyszoci? Mylisz
tak, mylisz przez cay miesic, wychodzisz i...
Wiktor!
No?
To jest bardzo dobry pomys...
Tak mylisz, naprawd?
Naprawd. I wiesz, co? Sprbuj zastosowa go do siebie.
Do siebie?
Tak. I pogadamy po miesicu, zgoda?
No, musz si jeszcze zastanowi. Ale niewykluczone, niewykluczone...

Pamitasz, Nieobecna...?
Czy ciebie te stworzy Bg? zapytaem przez telefon.
Prosz?
Pytam, czy ciebie te stworzy Bg?
Kto mwi?!
Niewane. Czy ciebie te stworzy Bg?! Odpowiedz!
Idiota! odpowiedziaa odkadajc suchawk.

Wczam telewizor.
Pierwszy odcinek programu wiat, ktry musi zagin.
Dzie dobry pastwu! Dzie dobry panu! Dzisiaj bdziemy rozmawia o...?
Najoglniej mwic o Socu. A mwic precyzyjniej o umieraniu Soca.
Moe od razu: pierwsze pytanie. Jeeli przyjmiemy, e wszechwiat nie bdzie trwa wiecznie, to
automatycznie musimy przyj, e i Soce nie jest niemiertelne
Tak, oczywicie. Co wicej, Soce bdzie istniao o wiele krcej ni wszechwiat. Pamitajmy, e
Soce wieci ju nieprzerwanie od piciu miliardw lat, zuywajc przy tym wasne, naturalne paliwo.
Paliwo to kiedy musi si wyczerpa.
Oczywicie.
A wwczas?
Wwczas Soce przeksztaci si w tak zwanego czerwonego olbrzyma, ktry jest niczym innym, jak
jednym ze stadiw gwiazdy...
Jakie perturbacje moe ten fakt spowodowa na Ziemi?
Ziemia po mierci Soca nagrzeje si do tego stopnia, e ycie na niej stanie si po prostu
niemoliwe.
Kiedy to moe nastpi?
Nie wczeniej ni za osiem miliardw lat. Ale do tego czasu mamy szans przenie si w poblie
innej, modszej gwiazdy, ktra nam zastpi Soce.
Osiem miliardw lat... A czy w midzyczasie nie grozi nam ze strony Soca jakie inne
niebezpieczestwo?
Takiego niebezpieczestwa nie mona wykluczy. Mog nastpi niewielkie, niewielkie oczywicie
w skali Soca, zmiany, ktre jednak dla gatunku ludzkiego oka si zagad.
Na przykad?
Heliofizycy, czyli naukowcy zajmujcy si badaniami Soca, mogliby wymieni cay arsena
kataklizmw czyhajcych na nas. Chociaby zmiany aktywnoci plam na Socu. Mog rwnie zmienia
si parametry reakcji termojdrowych zachodzcych we wntrzu Soca.
Jakie konsekwencje mogyby pocign za sob opisywane przez pana zakcenia?
Perturbacje te mog spowodowa podwyszenie lub obnienie temperatury Soca. A w
konsekwencji zamarznicie lub zagotowanie si oceanw. To rwnie oznaczaoby koniec ycia na naszej
planecie...
Wyczam telewizor.

Popatrz Wiktor podaje mi kartk. Tu zapisaem; to znaczy sprbowaem zapisa, swoje myli
zapane w jednej milionowej sekundy.
Ewa Tel... Krakw
Zeszy... 2001 By
Ok... urodziny Nie
Biay Rad... Du...
Oddaj mu kartk.
I ty mi teraz powiedz, jak z takiego bekotu moe powsta jakakolwiek konstruktywna myl?!
pyta.

Pamitasz, Nieobecna...?
Po kilkunastu dniach zgodzia si na lub. Tylko cywilny, zaznaczya to wyranie. Gdy zapytaem,
dlaczego, odpowiedziaa, niby artujc, e koci nie daje rozwodw.
Wieczorem poszedem do ojca i powiedziaem mu o zamiarze maestwa. Przyj to nijako.
Nastpnego dnia da mi pidziesit tysicy. Z pienidzy tych kupiem piercionek i garnitur.

Z ksiki Du du du...
Tramwaje te niepewne.
Niech ci taki tramwaj w co.
Albo niech ci co w taki tramwaj.
Albo wjedzie taki tramwaj na most.
A pod mostem rzeka.
Gboka, dajmy na to.
Nawet rednio gboka.
I most z tramwajem do rzeki.
Na dno.
Okienka mae.
Nie wyleziesz.

Postanowiem odwiedzi swojego przyjaciela Dawida Variusa, ktry od kilku lat by na rencie
chorobowej.
Wchodz na klatk schodow.
Drzwi do mieszkania s jak zwykle otwarte. Zapalam wiato.
Dawid pi na siedzco w fotelu.
Witaj! mwi Dawid otwierajc oczy.
Cze! Co u ciebie sycha? Dawno si nie widzielimy.
Mam co ciekawego. Przejrzyj to sobie Dawid wygrzebuje z kieszeni kawaek kartki.

1 stao i mocno w uczynkach,


2 mio pospolitoci,
3 person nieprzyjemno,
4 czysto i wszystkiego przyjcie,
5 milczenie i zawdy ciche mwienie,
6 cierpliwo we wszelkiej rzeczy,
7 zoci na zo niewracanie,
8 agodne odpowiadanie,
9 rozpusty si warowanie,
10 czste robotowanie,
11 sercem nigdy nieprnowanie,
12 ryche odpuszczenie,
13 najmniejszego niedostatku wiarowanie,
14 niedostatkw blinich znoszenie i te wspomoenie,
15 uczciwoci spoin dawanie,
16 adnej niepodanie,
17 samego siebie wzgardzenie,
18 wiata wzgardzenie.

To ty wymylie?
Nie. S to warunki, jakie powinny spenia kobiety w jednym z zakonw w szesnastym wieku.
Uhm. I nie sdzisz, e straciy one na aktualnoci?
Nie.

Pamitasz, Nieobecna?
Wrczyem ci piercionek.
liczny powiedziaa zakadajc go na palec. Ale to nie mj rozmiar. Za duy.
Pestka, zmniejszy si.
Zjedlimy kolacj.
Przez cay wieczr bya nieswoja. Sdziem, e to sprawa zarczyn.
Gdy leelimy w ku, zapytaa:
Mgby mnie zostawi na kilka dni sam?
Prosz? spytaem z niedowierzaniem.
Chciaabym odpocz od ciebie.
Jak to odpocz?!
Normalnie. Jestem troch zmczona.
Ooo, nie! odpowiedziaem stajc na tapczanie.
W takim razie trudno, to ja wyjad.
Ewuniu...
No?
O co ci chodzi?
Ooo, Boe...
Powiedz.
O nic. Jestem po prostu zmczona. Chc odpocz od ciebie. Tak trudno to zrozumie?
Pauza.
Dobrze. Przecie w kocu to jest twoje mieszkanie i masz prawo mnie nawet wyrzuci z niego.
Nikt ci nie wyrzuca, robaczku. Potrzeba mi tylko trzech, czterech dni spokoju.

Otwieraj si okna...
Noc przed pierwsz w yciu spowiedzi.
Le spocony w zimnym ku; w aden sposb nie potrafi zasn.
Rachunek sumienia, rachunek sumienia powtarzam w myli. Jeszcze po poudniu pamitaem
wszystkie swoje grzechy... Gdyby mona byo czyta je ksidzu z kartki, to mgbym zapisa sobie
wszystko. A tak? Boe, nie pamitam ani jednego grzechu! Co to bdzie jutro, co to bdzie?! A moe
uciec? Ale gdzie? I kiedy? Teraz ju noc, a jutro z samego rana... Boe, jak ja si spociem! Podgldaem
Jolk w przedszkolu... Czy to grzech? Nie wiem. Chyba tak. A jak chciaem, eby umara kucharka? Tak,
to na pewno grzech. A co bdzie, jeeli o jakim grzechu zapomn? Kilka dni temu uderzyem Jurka... To
grzech? Przecie on pierwszy zacz. Tata mwi, e jak kto zaczyna pierwszy, to trzeba mu odda. Wic
to nie grzech. A jak si niechccy nadepnie mrwk i ta mrwka umrze, to grzech? Nie wiem. A co
bdzie, jeeli ksidz nie da mi rozgrzeszenia?! I jeszcze moe z ambony o mnie powiedzie... Boe...

Niedziela.
Godzina dwudziesta trzecia.
Le w ku, Wiktor kpie si.
Wraca z azienki.
Nie gamy dzisiaj wiata, co? prosi.
Dlaczego?
Tak jako si czuj nieszczeglnie.
Chandra?
Co koo tego.
W takim razie zgoda, nie gamy.
Wiktor kadzie si.
Po chwili mwi:
Masz moe jakie prochy na sen?
Nie.
Wierci si, przewraca z boku na bok.
Zrobi par pompek. Jak si zmcz, to moe atwiej mi bdzie zasn.
Wiktor wychodzi na rodek pokoju w szarej, zmczonej piamie. Przez kilka minut robi pompki.
Kadzie si z powrotem.
Z boku na bok.
Studia, mio, rodzina mwi nie otwierajc oczu.
Co mwisz, Wiktor?
Nic. Tak, do siebie.
Pauza.
Godno...
Co?
Mae, obe skurwysyny wyr mi mzg.
Wiktor...
Mae, obe skurwysyny wyr mi oczy.
Wiktor!
Mae, obe skurwysyny wyr mi jaja.
Uspokj si, do...!
Chwila milczenia.
Jaki sens ma czyszczenie butw, mycie si, dobieranie krawatw do koszul?!
Pauza.
Jaki sens ma kupowanie sznurowade, kremu nivea, buek?!
Pauza.
Jaki sens ma kopulowanie, rozmnaanie si, wychowywanie dzieci?!
Pauza.
Wiesz, wczoraj zgubiem pi stw.
Ju mi to mwie.
Wczoraj mnie to zmartwio. A teraz wydaje mi si dowcipem, eby smuci si z powodu zgubienia
piciuset zotych. Czym jest te pi stw w porwnaniu z...
Kurwa ma! Czy ty si dzisiaj nie uspokoisz?!
Wedug Maego rocznika statystycznego bd y jeszcze pidziesit lat.
Wstaj.
Ubieram si pospiesznie.
Wychodz!
Gdzie?
Nie odpowiadam.
Wrc rano mwi zatrzaskujc drzwi.

Posuchaj, Nieobecna...
Nastpnego dnia rano wrciem do domu.
Nie potrafiem zaj si niczym sensownym. Chodziem po mieszkaniu jak obkany. Zapalaem
papierosa zapominajc, e w popielniczce ley poprzedni. Potrcaem krzesa, przestawiaem ksiki z
miejsca na miejsce, bez powodu zakrcaem i odkrcaem wod, kadem si na tapczanie, by wsta po
piciu minutach, a po nastpnych piciu znw si pooy.
Czekaem na ojca do wieczora. Gdy si nie zjawi, wyszedem z mieszkania.
Nie wiem, jak to si stao, ale trafiem pod twj dom. We wszystkich oknach paliy si wiata. Staem
do dugo, ale nie zauwayem ani ciebie, ani...
Wrciem do centrum miasta.
Co ona moe teraz robi? mylaem.
Odpoczywa ode mnie.
Jak? Z kim? zastanawiaem si.

Z ksiki Du du du...
Teraz
to ja jestem krl.
Mog w prawo.
W lewo.
Do przodu, do tyu.
Pusta przestrze.
Teraz to ju si niczego
nie boj.
A ile mnie to kosztowao wysiku,
nerww i zdrowia w ogle.
To tylko ja wiem.
Tylko ja.
Dzienniki wrg czuwa!
Tygodniki imperializm zbroi si po zby!
Miesiczniki groba zagady gatunku ludzkiego!
Kwartalniki neutronowa!
Roczniki nie przestrasz nas!
A gwno prawda, e nie przestrasz!
Bo przestraszyli.
Mnie przestraszyli.
Kto?
Oni.
Jacy oni?
No, ci, co si zbroj po zby.
I ci, co o tym pisz i mwi.
A jeeli ci, co o tym pisz i mwi kami,
to,
to,
to ja bym ich powywiesza.
Bo jest takie prawo.
Pierwsze z pierwszych.
Najwitsze z najwitszych.
Prawo do spokojnego snu.
I nie wolno tak pisa.
Jeeli to nie jest prawd oczywicie.
e tamci czyhaj.
Na nas.
Na twoje ycie, na jego ycie, na moje, na nasze.
Nie wolno.
e maj palec na spucie.
e lufy wymierzyli w nasz skro.
e tylko, tylko,
du du du du
du du du
du du du
Bo jeeli si pisze i mwi, e oni trzymaj palec na spucie,
to trzeba te napisa, gdzie my swj palec
trzymamy.
Chyba nie w dupie?
A jeeli to wszystko prawda,
to spore musz by te
zajoby.
Ci wszyscy,
ktrzy tak wieszaj te bombki,
jak na choince.
Spore zajoby.

Wiktor:
Wiesz, Duet, jak tak popatrz na to swoje ycie z boku, to nawet mi si podoba. A co wicej, gdyby
to moje ycie byo yciem kogo innego, to daj gow, e zazdrocibym mu.
Z ksiki Du du du...
To jak byo z t wod?
Z jak wod?
No, co panu zatruli.
Przecie mwiem.
Ale chciabym, eby... Skd pan w ogle wie, e woda bya zatruta?
Bo jak myem rce, to mi skra zesza.
Moe od chloru?
Eee, od chloru.
Moe...?
A poza tym, jak mj pies napi si tej wody, to zdech po dwch dniach.
Nic pan wczeniej nie mwi o psie.
Zapomniaem.
A moe pan si domyla, kto i po co zatru t wod?
Nie.
To nie jest taka prosta sprawa, eby zakra si do mieszkania i zatru wod...
Wod zatruli ju w wodocigach, a nie u mnie w mieszkaniu. Ju z wodocigw pyna zatruta.

Pamitasz, Nieobecna...?
Odpocza? zapytaem ci stajc w drzwiach.
Przepraszam ci, Duet... Ale nie jestem sama odpowiedziaa, uchylajc tylko drzwi.
Nie rozumiem.
Prosz... Przyjd jutro.
Schodziem w d nie widzc nawet stopni.
Kocham ci! usyszaem za sob twj gos.
W melinie pod goym niebem kupiem litr wdki. Wwczas uwiadomiem sobie, e nie mam gdzie
i. W kocu wybraem bulwar nad rzek, ktr potocznie nazywali Sekwan.
Siadem. Nie miaem siy ani ochoty na otworzenie butelki, Syszaem kiedy o alkoholu w pastylkach.
To byoby to. yknbym z dziesi pastylek i...
Podszed do mnie jaki wczga. Zdaje si, e prosi o papierosa. Podaem mu w milczeniu ca
paczk. Wczga wyj kilka papierosw, odda mi reszt i zacz co mwi.
Odpierdol si! spawiem go.
Gdy facet zgin mi z oczu, wycignem butelk i odtrciem j. Smrd. Nigdy nie lubiem wdki.
Piem dugo, jak najduej. Za wszelk cen jak najduej. Nawet za cen zachynicia si.
Byo dobrze.
Moe nie a dobrze, ale lepiej ni godzin czy minut wczeniej. Ju mogem myle. Bez torsji.
Nie jestem sama.
Przyjd jutro.
Kocham ci.
Kt, do diaba, jest u ciebie?! Chopak? Twj ojciec? Tak, to na pewno ojciec, a ty, nie chcc narazi
mnie na spotkanie z nim, zrobia to, co zrobia. Ale przecie jestemy zarczeni. Wic co? Nie, to
niemoliwe. Przecie nie jeste tak bezczelna, eby przyprowadza jakich facetw wiedzc, e ja mog
zjawi si w kadej chwili. Przecie nie zrobiaby tego w mieszkaniu, ktre ju niedugo ma by naszym
wsplnym.
Zmierzch.
My, pochodniao jad do Dawida.
Zaraz nagotujemy grochweczki na wdzonce z majeraneczkiem! Do tego chlebusia z prywatnej
piekarni i bdzie w dech! mwi Dawid przygotowujc jedzenie.
Siadam w fotelu.
Zawsze si zastanawiam, skd w tobie tyle siy, tyle witalnoci? pytam.
Mam serce. To ju wystarczy.
Pikne serce.
Kade serce, ktre bije, jest pikne.

Z ksiki Du du du...
Czy nadal pan twierdzi, e nawietlali pana?
Nie nawietlali, tylko przewietlali.
W jaki sposb?
Nie wiem.
A skd pan wie, e pana przewietlali?
Czuem to.
Niech pan sprbuje opowiedzie to uczucie.
Trudno.
Jednak...
Co w rodzaju szstego zmysu. Czuj promienie, fale, nie wiem zreszt, jak to si nazywa.
Jak pan myli, po co oni to robi?
Inwigiluj mnie.
Po co?
eby zna moje myli, kontakty.
Po co?
Nie wiem! Nie wiem! Nie wiem! Niech pan ich o to zapyta, a nie mnie.
Kogo?
Ich.
A konkretnie?
Konkretnie...? Nie wiem. Podejrzewam, e nie maj staego miejsca pobytu.
Na podstawie czego pan tak sdzi?
Bo czuj te promienie z rnych kierunkw.
Jakich?
No, z gry, spod ziemi.

O czym mylisz? pyta Wiktor.


O tobie. Zastanawiam si, dlaczego tak czsto mwisz o mierci?
To proste. Gdy byem may, moja babka kupia sobie trumn i postawia j na strychu. Wlazem
kiedy do niej i tak mi ju zostao.

Listopad.
Poudnie.
Deszcz.
Konieczno zaatwienia jakich niezwykle wanych spraw wypdzia mnie do samego centrum
Szarowic na ulic Centraln.
W pobliu skrzyowania z inn wielk ulic podszed do mnie starszy mczyzna i znienacka zapyta:
Czy nie widzia pan gdzie tu w pobliu mojego przyjaciela?
Nie, nie widziaem odpowiadam zaskoczony pytaniem nieznajomego.
Mczyzna nie odchodzi. Jak gdyby na co czeka.
Nie bardzo wiem, co robi dalej.
A jak wyglda ten pana przyjaciel? pytam bardziej dla rozlunienia sytuacji ni z ciekawoci.
Mczyzna zastanawia si przez chwil.
Gdybym to ja wiedzia, mody czowieku, gdybym to ja wiedzia szepcze i powoli odchodzi.

Lato.
W mieszkaniu upa, a Wiktor trzsie si, dry...
Boisz si czego? pytam.
Tak.
Czego?
Nie wiem.
Jak to nie wiesz? Boisz si i nie wiesz czego?!
No nie wiem. Gdybym zna rdo, to mgbym je unicestwi, a tak, to sam widzisz...

Z ksiki Du du du...
Pierwszy raz chciaem skoczy ze sob, gdy speniy mi si wszystkie marzenia.

Pamitasz, Nieobecna...?
Tak duej by nie moe!
Jak? zapytaa.
Tak jak wczoraj.
Z czym?
Ja przychodz, a ty...
Robaczku! Bya u mnie koleanka... Po skrobance. Baa si i do domu, rozumiesz?
A te cztery dni, w czasie ktrych odpoczywaa ode mnie?
Oj, daj mi ju spokj. Najwaniejsze, e odpoczam i e... Przecie ci kocham, robaczku. Wiesz o
tym...
Taaak. I co dalej?
Nic.
To znaczy?
Pobierzemy si, bdziemy razem... Dobrze bdzie.
Ewuniu... Zastanw si raz jeszcze. Czy ty mnie naprawd kochasz?
Oczywicie, robaczku.

Ja czekam mwi Wiktor.


Na co?
Ty czekasz...
Na co?!
On czeka.
Kto?
Ono czeka.
Jakie ono?!
Przeczekalimy ju po dwadziecia, pidziesit, osiemdziesit lat.
O czym ty mwisz, Wiktor?
My czekamy.
Przestaj reagowa.
Wy czekacie.
Pauza.
Oni czekaj.
Pauza.
A ycia jak nie byo. tak nie ma.
Pauza.
Syszysz mnie, Duet?
Niestety, sysz.
Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, e nigdy nie zaczniesz y.
e co?
e nigdy nie zaczniesz y.
A niby to, co teraz robi, to nie jest ycie, co?
Ech! Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
Nie, nie wiem.
O to, e bdziesz czeka na ycie, a ono mignie ci koo nosa. Nie zdajesz sobie sprawy, e ycie
polega tylko i wycznie na czekaniu. Nie ma adnego tu i teraz. Nie ma teraniejszoci. Jest tylko
przeszo i przyszo.
To znaczy, e ja nie yj?
yjesz. Z biologicznego punktu widzenia yjesz.
Dzikuj. Ju mylaem, e jestem nieboszczykiem.
Ironizujesz.
A ty nie?
Nie.
Dobrze. Rozmawiajmy powanie. Ja nie yj, zgoda. A ty? Czy ty yjesz?
Te nie. Ani ja, ani ty, ani aden czowiek. I co gorsza, nigdy nie zaczniemy y. Bdziemy czeka,
czeka, czeka... Tylko to jedno nam zostao.
Ale na co bdziemy czeka?
Na rne sprawy. Najlepiej przeledzi to na przykadzie jednego dnia. Kadziesz si wieczorem do
ka, no i co?
Nic. pi...
Nie, nie. Kadziesz si i czekasz na sen. Przecie nie zasypiasz od razu.
No, tak.
Wanie. Kadziesz si i czekasz na sen. Budzisz si rano i czekasz, a ja zwolni azienk.
Wychodzisz z mieszkania i czekasz na wind. Wsiadasz do doroki, jedziesz i czekasz na pasaerw.
Pniej znw czekasz; na przerw niadaniow, na obiad...
Masz racj przerywam. Ale przecie to wszystko s drobnostki; azienka, sen, obiad...
Oczywicie, to drobnostki. Ale to prawo odnosi si do kategorii caego ycia. Cigle, cigle
czekasz. Na pjcie do przedszkola, na pjcie do szkoy, na matur, na mio, na samochd, na
mieszkanie, na emerytur... W kadej chwili, w kadej sekundzie ycia czekasz.
Dobrze. Ale kiedy to wszystko si spenia. Idziesz w kocu do przedszkola, zdobywasz matur,
nadchodzi mio, dostajesz mieszkanie... Spenia si to, na co czekae.
Wanie. Wyrczye mnie troch. Jasne, e to wszystko si spenia. I na tym wanie polega dramat.
Na tym, e bdc w przedszkolu czekasz na pjcie do szkoy, zdobywajc matur czekasz na dostanie si
na studia, dostajc mieszkanie czekasz na samochd...
Jeeli jest to prawd, to...
Jest, jest. I tak ju bdzie do koca. Nigdy nie nadejdzie taka chwila, e bdziesz mg stan z
wysoko uniesion gow i krzycze: yj, yj, yj!
Zdaje mi si, e wiem, o co ci chodzi, i zdaje si e masz racj. Tylko, e... Tylko nie potrafisz
precyzyjnie uj tego zjawiska.
Moe.
Posuchaj mwi sigajc po ksik Du du du najwikszym bdem czowieka jest brak
wiadomoci, e ju yje.
e jego ycie si ju dawno zaczo.
I moe to paradoks,
ale bardzo mao jest ludzi,
ktrzy zdaj sobie spraw,
e ju zaczli y.

Pamitasz, Nieobecna...?
By ta noc, a waciwie wit.
Obudzia mnie.
Kocham ci powiedziaa cigajc kodr. Spojrzaem na ciebie; wygldaa na przestraszon.
Co si stao?
nio mi si co koszmarnego.
Co?
Kocham ci powtrzya.
Ja te ci kocham odpowiedziaem ziewajc.
I zostaniesz ze mn?
Dlaczego pytasz?
Zostaniesz?
Jasne.
To dobrze. A teraz ju pijmy. pijmy...
Zasna prawie natychmiast, a ja do wczesnego rana przewracaem si z boku na bok.
Ju wtedy nie potrafiem ci zrozumie.
Tego samego dnia poszlimy do Urzdu Stanu Cywilnego.
Przed drzwiami zapytaa:
A moe nie bierzmy lubu?
Dlaczego?
Nie wiem. Boj si.
W tym momencie z pokoju wysza jaka para zostawiajc za sob otwarte drzwi.
Weszlimy.
Urzdniczka wskazaa nam krzesa.
Gdy zadaa odpowiednich dokumentw, okazao si, e zapomniaa metryki. Zacza nerwowo
przetrzsa torb, z ktrej raz po raz wylatyway jakie drobiazgi.
Urzdniczka zaproponowaa, bymy zgosili si na drugi dzie. Po wyjciu powiedziaa:
Nie jestem przesdna, ale tego lubu chyba nie bdzie...

Z ksiki Du du du...
Mwi,
e wira najprdzej mona dosta od dwch rzeczy:
od gorzay
i od mylenia o mierci.
A ja
anim trunkowy,
ani o mierci za duo nie myl.
A przecie s tacy, ktrzy twierdz,
e ja
du du du
du du du
du du du

Do doroki wsiada kobieta.


Na Peryferyjn.
Jakie to osiedle? pytam przechylajc gow.
Duet?! umiecha si kobieta.
Duet. A bo co?
Nie poznajesz mnie?
Nie.
Marta...
Marta?
No, z liceum...
Jasne! Marta! Ju wiem!
Ale spotkanie!
No...
adnie si zaczo. Nawet nie pamitasz, gdzie mieszkam.
Peryferyjna, Peryferyjna... Ju wiem!
Ruszam.
Dopiero po duszej chwili uwiadamiam sobie, e jest to moja dawna polonistka z liceum.
Dlaczego nigdy do mnie nie zadzwonie, nie odwiedzie?
Tak jako wyszo.
A dzisiaj masz troch czasu?
Nie bardzo. Ale dla ciebie...
To zapraszam ci na herbat. Z cytryn!
miejemy si gono.
O, to tu Marta wskazuje pobliski blok.
Pamitam, pamitam.
Ile pac?
To si jeszcze okae. Wysiadaj...
Nie wygupiaj si.
Zwariowaa?! api j za rk. Spotykamy si po piciu latach, a ty... Chod!
Wysiadamy.
Wchodzimy do mieszkania.
Niewiele si zmienio.
To tylko pozory. Wejd do pokoju, a ja zaparz kaw.
Rozsiadam si wygodnie w fotelu i przegldam czasopisma.
Marta wnosi kaw.
Pamitasz, jak po ostatnim egzaminie maturalnym zaprosia do siebie p klasy? pytam.
Pamitam.
Zjedlimy chyba tysic ciastek.
Nic wicej z tego wieczora nie pamitasz?
Pamitam. Kiedy wychodzilimy z twojego mieszkania, szepna mi do ucha... wr.
Ooo, tego ju nie pamitam. A co byo dalej?
Odprowadziem wszystkich do tramwaju, kupiem jakie wino w nieprawdopodobnie dugiej
butelce i wrciem do ciebie.
Ho, ho...
Gdy odchodziem o czwartej nad ranem, zapytaa mnie... Pamitasz?
Nie.
Czy nie bd mia w domu awantury. Odpowiedziaem, e bd. Wtedy wyja kartk i napisaa
mi usprawiedliwienie..
Nie, nie wytrzymam! mieje si Marta.
wietnie to wygldao. Ty w rozpuszczonym szlafroku, potargana, ja w garniturze, przestraszony...
Ech, to byy czasy!
Wracaj.
Co wraca?
Tamte czasy. Znw mnie zaprosia, jestem u ciebie.
Nie, Duet. To ju nie to.
Pauza.
No, a teraz opowiadaj! proponuj.
Co?
Co si z tob dziao przez te pi lat?
Nic ciekawego.
Eje!
Naprawd. Wyszam za m... To wszystko. A ty! Co robie przez ten czas?
Rne rzeczy. Ale przede wszystkim szukaem.
Czego?
Czego waniejszego od mierci.
Ho, ho! I co, znalaze?
Tak. Kilka razy znalazem.
To dobrze, bardzo dobrze.
...i kilka razy zgubiem.
Widz, e cigle to za tob azi.
Co?
mier i mylenie o niej.
A za tob nie?
Nie.
To chyba le.
Dlaczego?
Trzeba myle o mierci. W kadej godzinie, w kadym kwadransie ycia.
Po co?
eby ycie nabrao sensu.
Jak to rozumie?
Pauza.
Ile ty masz lat? pytam.
Trzydzieci siedem, waciwie to jeszcze trzydzieci sze. A dlaczego pytasz?
Bo chc si dowiedzie, ile trzeba mie lat, eby przesta myle o mierci.
Przecie to nie zaley od wieku.
A od czego?
Nie wiem. Ja nigdy nie mylaam o niej... Przynajmniej nigdy za duo. A teraz to ju jest za pno.
Dlaczego?
Bo tylko modo jest tak zarozumiaa, e sta j nawet na walk ze mierci. W moim wieku mona
j ju tylko oswaja...
Cholera! Gdzie si nie rusz, to wszyscy starsi albo modsi ode mnie.
Czym si martwisz?
Martwi si, martwi. S takie sprawy, do zrozumienia ktrych potrzebni s rwienicy.
A ty, wytrcony z pokolenia, ile masz? Ju zapomniaam...
Trzydzieci trzy.
Ile?
Trzydzieci trzy.
Przesta si zgrywa!
Mwi powanie.
Jak to?! Pi lat temu miae osiemnacie, tak, osiemnacie lat, no to jak?
Rzeczywicie, co si tu nie zgadza.
Ech, ty! Zgrywusie! Masz dwadziecia trzy lata! Zapisz to sobie!
Aha... No tak, osiemnacie i pi... Cholera! Co mi si potatao.
Pauza.
Po co mnie waciwie zaprosia?
A moe sama nie wiem?
Czsto co robisz nie wiedzc, dlaczego i po co?
Czasem to mi si zdarza.
To znaczy, e jeste jeszcze moda.
Tak mylisz?
Aha.
Szkoda tylko, e s to tylko jedyne objawy tej rzekomej modoci.
A ty sama nie czujesz si modo?
Marta spoglda na siebie z umiechem.
Boe, jaka ja jestem gruba!
Przejmujesz si?
Pytanie!
Jeszcze kiedy zabraknie ci tego ciaa.
Prosz?
Nic, nic.
Wychodz do azienki.
Gdy wracam, okna s zasonite, a Marta ley na tapczanie.
Robisz nastrj?
Moe...
Ty naprawd jeste jeszcze moda. Mylaem, e w twoim wieku nie...
Myla indyk. Po si przy mnie.
Siadam w fotelu i zapalam papierosa.
Suchaj, Marta. Lubi ci...
Co chciae przez to powiedzie?
Nie zrozum mnie le, ale nie chciabym niszczy swojego portretu.
Jakiego portretu?
Tego, ktry namalowaem pi lat temu.
Byam wtedy a tak wana dla ciebie?
Jak widzisz.
No, a kim byam wtedy?
Hm... atwiej byoby powiedzie, kim nie bya.
Ale ja chc wiedzie, kim byam.
Matk, wit, kochank... Czym zupenie niemoliwym do opowiedzenia.
A teraz?
Co, teraz?
Kim jestem dla ciebie?
Nie zastanawiaem si nad tym. Ju bardzo dawno przestaem o tobie myle. Nie ma ci w adnej z
istotnych dla mnie spraw.
Wic nie pooysz si obok mnie?
Nie potrafi.
Chopiec zrobi si ambitny. To niedobrze, bardzo niedobrze.
Wstaj z fotela, podchodz do tapczanu i kad si obok Marty.
A jednak.
Co, jednak?
Marta nie odpowiadajc ujmuje mnie za rk.
Pooyem si przy tobie tylko dlatego, e jestem zmczony. Bardzo zmczony...
Czym?
Tak, w ogle.
W ogle... Pikne okrelenie, nic nie znaczy.
Jestem zmczony i chc odpocz przy tobie. Nie rozumiesz tego?
Nie.
Widocznie le powiedziaem.
Moesz to naprawi. Czym jeste tak bardzo zmczony?
Jestem zmczony yciem, sob... Wszystkim. Wszystko mnie mczy. Nie tylko to, co istnieje, ale
take to, czego nie ma.
Na przykad?
Mcz mnie mioci, ktrych nie przeyem... Mczy mnie mier, ktrej przecie nie ma, bo ja
jestem. Mczy mnie pami o pewnej dziewczynie, ktr gdzie kiedy zostawiem, a ktrej ju nie mog
pomc...
Rozumiem ci.
Tak? ucieszyem si.
Tak. Ale nic z tego nie wynika.
Nie szkodzi. Wystarczy, e mnie rozumiesz. I pozwolisz mi zosta tu kilka godzin i przespa si?
Prosz, pij.
Dzikuj mwi i niemal natychmiast zasypiam.
Budz si; jest jeszcze widno.
Monika! krzycz.
Obudzie si?
Obudziem. A kto pyta?
Marta wchodzi do pokoju.
Aaa! To ty...
Co, dziwi ci to?
Nie, skd odpowiadam schodzc z tapczanu. Dzikuj ci...
Za co?
Tak, w ogle.
Zjesz co?
Musz ju i.
Dokd?
Nie wiem. Musz znale co waniejszego od mierci.
Przecie ju znalaze. Mwie, e...
Tak, wiem przerywam. Ale to byo trzy godziny temu. A teraz... Ech! Naprawd musz ju i.
Szkoda. Zajrzyj kiedy...
Zajrz.
Nie egnajc sic z Mart, wychodz z jej mieszkania.
I pomyle, e j kiedy kochaem szepcz sam do siebie na schodach.

Z ksiki Du du du
W Katowicach.
W samym centrum.
W grudniu.
Zawieja. Ostry. Ukony. Wiatr.
Na szerokiej alei. Pod drzewem.
Starszy mczyzna.
Niewidomy.
Bez ng.
Ojcze nasz, ktry jeste...
Bez przerwy.
Zdrowa Mario...
Bez przerwy.
Nie byo przechodnia, ktry by nie sypn czego do wystawionej czapki onierskiej.
du du du
du du du
du du du
Ja nie wiem.
Ja nie rozumiem.
Ja nie mog poj.
Jak mona wierzy w takiego Boga,
ktry pozbawia oczu i ng.
Ja nie wiem. Nie rozumiem.
Nie wiem, moe jestem za gupi?
Jak mona modli si
do takiego Boga?
Chyba,
chyba e on modli si do przechodniw, a nie do Boga.
To rozumiem,
rozumiem.

Wieczr.
Le w ku.
Nie mog zasn.
Sigam po najblisz ksik.
Jak opisa upyw czasu? Jak opisa te wszystkie godziny, dni i noce, ktre mijaj nas jak wiatr;
muskajc zaledwie nasze czoa...? Jak opisa te chwile naszego ycia, w ktrych nic si nie dzieje? Jak to
nic opisa? Jak pokaza czowieka poraonego wiadomoci upywu czasu? Jak opisa ycie, ktre
przelatuje przez palce szybciej ni piasek nadmorskich pla? Na cz z tych pyta sprbowaem
odpowiedzie w swojej powieci.
Ksika wylatuje mi z rk.
Zasypiam.

Pamitasz, Nieobecna...?
Boe, jak tu pachnie! krzykna w progu.
Obiad!
Nie?!
Tak, tak.
Bomba!
Przesza do azienki, a ja wrciem do kuchni i rozoyem jedzenie na talerzach.
Ale jestem godna! A mona wiedzie, co te bdzie na ten obiad?
Tajemnica.
Powied, bo mi jzyk ucieknie.
Jajecznica.
Ooo! I co jeszcze?
Nie wiem dokadnie, jak to si nazywa. Chyba frytki. Tylko e zrobia si z tego jedna papka.
Nie szkodzi. Daj, pomog ci.
Nie, nie. Jak ju zrobiem ten obiad, to i sam go podam. Id do pokoju.
Wysza z kuchni.
I jeszcze mam co! krzyknem.
Umieram z ciekawoci!
Wyjem z lodwki wino.
Czerwone? rozemiaa si. Jeste pewien, e do jajecznicy podaje si czerwone wino?
Oczywicie.
W porzdku. Siadaj i jemy!
Jemy!
Trzy, cztery! uniosa widelec.

Z ksiki Du du du
Mj bd?
Prosty.
yj tak, jakby wiat mia si skoczy jutro lub najpniej pojutrze.

Telegram od Pierwszej.
Duet!
Najserdeczniejsze yczenia z okazji wita Zmarych.

Suchaj, Duet. Podobno te bloki, ktre teraz buduj, mog pierdoln ju po trzydziestu latach
mwi z niepokojem Wiktor.
Kto ci to powiedzia?
Jeden facet mwi w telewizji.
Dlaczego miayby pierdoln?
Korozja, rozumiesz? Szlag trafi zbrojenia i po balu.
Moliwe, ale po co ty mi to mwisz?
Nie wiem.
Zapalam papierosa.
Gupia mier kontynuuje Wiktor patrzc w sufit.
Jaka znowu mier?
No, pod gruzami.
Daje ju z tym spokj.
Pauza.
Ty, a ile moe mie lat ten blok, w ktrym mieszkamy?
Dwadziecia dziewi.
Nie?!
Powanie.
Ty mnie nie strasz, bo i tak si nie wyprowadz mieje si Wiktor.
Wcale ci nie strasz. Ten blok ma naprawd dwadziecia dziewi lat.
Ale on si na pewno nie zawali.
Dlaczego tak mylisz?
Bo ten facet mwi tylko o tych domach, ktre teraz buduj, a nasz na pewno jest solidniejszy.
Na pewno.
Zreszt, jak ma si zawali, to si zawali, nie?
Jasne.
Willa te si moe zawali, nie?
Jasne.
Z tego wszystkiego wynika, e najlepiej mieszka w namiocie.

Z ksiki Du du du...
Kiedy czekam na Ew,
a ona si spnia
i jestem na ni zy,
to wychodz na korytarz, dzwoni, wracam do przedpokoju, zamykam drzwi za sob i mwi sam do
siebie: Ewa dzwoni, ale jej nie otworz.

Pamitasz, Nieobecna...?
Ustalilimy dat lubu na padziernik.
Szkoda, e nie poznalimy si wczeniej powiedziaa.
Jasne przytaknem z oywieniem.
Wtedy moglibymy wzi lub w maju.
Lubisz ten miesic?
Nie, ale podobno majowe maestwa szybko si rozpadaj. Mielibymy wtedy usprawiedliwienie.
Suchaj, ty naprawd nie chcesz wyj za mnie?
Chc, nie chc... Jako wytrzymam. A poza tym, nowe dowiadczenie, to te si liczy.
Wieczorem znw bya nieobecna.
Ta twoja nieobecno denerwowaa mnie zawsze. Potrafia caymi kwadransami siedzie w
zamyleniu.
Hej...
Nie zareagowaa.
Hej! powtrzyem.
Co mwisz? wyrwaa si z odrtwienia.
Gdzie bya?
Prosz?
Pytam, gdzie bya przed chwil?
Bardzo, bardzo daleko.
A z kim?
No, nie z tob...
Pooyem si.
Gdy moja rka zawdrowaa w okolic twoich ud, odsuna j i powiedziaa ze zoci:
Co ty, w nag wpade?!
O co ci chodzi?
O nic burkna odwracajc si plecami.
Nie moesz dzisiaj?
Mog. Ale nie chc.
Zapaliem papierosa, ale zgniotem go zaraz i przykryem si kodr.
Poczuem twoj do na wosach, a pniej usyszaem szept:
No, co tak mylisz?
Odpieprz si! wypaliem dziwic si sam sobie.

W doroce.
Mnie tam do szczcia niewiele potrzeba. Wystarczy, e mam co wspomina i na co czeka.

Z ksiki Du du du...
Chciaem y pen piersi.
Ale c...
Maa okazaa si ta pier.

Czy ty wiesz, e ciao ludzkie piknie pachnie? pyta Wiktor.


Jeeli jest domyte miej si.
Mam na myli palone ciao.
Co?!
No, jak si pali ciao, to piknie pachnie.
Skd wiesz?
Wywabiaem sobie kiedy tatua. Oni to wywabiaj przez palenie. Taki zapach by przy tym, mwi
ci, ekstra!
Pauza.
Kto wie, czy nie zdecyduj si, eby po mierci mnie spali, kto wie...

Z ksiki Du du du
Myl, e zawsze byem bardzo przyziemny. Wstyd si przyzna, ale nawet latawca nie umiem zrobi.

Pamitasz, Nieobecna...?
Wczesny wieczr.
Jestemy na Mazurach.
Siedzimy przed namiotem.
Z grubego swetra wystaje ci tylko gowa. Rce ukrya w przydugich rkawach. Patrzyem na ciebie i
wydawao mi si, e urodziem si tylko po to, by mc przey ten wieczr.
I wiesz co, Nieobecna?
Gdybym by rzebiarzem, to wykubym ten zmierzch w jakim niemiertelnym materiale. Banalne to,
nie?
Kocham ci, najpikniejsza dziewczyno wiata powiedziaem.
I ja ci kocham. Jeste mi potrzebny, okrutnie potrzebny. Nie wyobraam sobie, e mogoby ci nie
by przy mnie.
Nastpnego dnia przy niadaniu powiedziaa:
Wracajmy do domu, Duet.
Co?!
Tak bdzie lepiej.
Zwariowaa?! Wspaniaa pogoda, zosta nam jeszcze tydzie, a ty...
Wracajmy, wracajmy przerwaa.
Ale dlaczego?
Zreszt ty moesz zosta. Ja wracam.
Spakowalimy si w milczeniu.
Kilka godzin pniej, ju w pocigu, zapytaa:
Gniewasz si na mnie?
Popsua mi nie pierwszy, ale na pewno ostatni dzie.
Oo, oo! Zaraz taki grony si robisz... Wszystko bdzie dobrze, naprawd.
Powiedz mi... Powiedz mi, co ty wyprawiasz?!
O czym mwisz?
Nie udawaj idiotki!
Tylko nie idiotki, dobrze?! Jak ci si nie podoba, to...
To co?! To co?! uniosem si z miejsca.
To wcale nie musimy si spotyka.
Jasne, e nie musimy.
Zaoyem plecak, zapaem namiot i wyszedem z przedziau.
Na najbliszej stacji wysiadem z pocigu.
Po dwch dniach wrciem do Szarowic.
Nie zastaem ci w domu. Nie byo ci rwnie u rodzicw.
Miaem ochot przesta istnie.
Nie, nie popeni samobjstwo, nie umrze, ale przesta istnie. Zamieni si w nic.
Poszedem nad coraz czciej odwiedzan Sekwan.
Wok mnie, bez wikszych ceregieli, raczyo si alkoholem kilkunastu mczyzn.
Jedynym wyjciem jest ucieczka pomylaem ju nie po raz pierwszy.
Ale gdzie mgbym, Nieobecna, uciec od ciebie?
Do umarego domu?
Do Grayny?
Do mierci?
Kada z tych ucieczek byaby porak, a ja tak cholernie baem si klski.
Mogem, Nieobecna, zosta tylko z tob i jeeli przegra, to tylko przy tobie.

Wczam telewizor.
Drugi odcinek programu wiat, ktry musi zagin.
Dwch facetw rozmawia przed kamer.
Wiadomo, e wchodzce w skad wszechwiata gwiazdy z czasem spalaj podstaw swojej energii
wodr. Czy pana zdaniem paliwo to ulegnie kiedy cakowitemu wyczerpaniu?
Tak, panie redaktorze. Jest spraw oczywist, e gwiazdy przestan kiedy promieniowa. Co
wicej, gdy wyczerpie si wodr, nie powstanie ju adna nowa gwiazda. I wwczas wszechwiat
zacznie si starze. Wyczerpanie si wodoru bdzie oznaczao, oczywicie, take kres dla czowieka.
Jak pan, sdzi, kiedy moe nastpi omawiany przez pana wypadek?
Ooo! Za bardzo wiele lat. Trzeba by to liczy w bilionach.
Czy...
Wyczam telewizor.

Z ksiki Du du du.
Jeste podrapany. Co si stao?
Staem przed lustrem, chciaem wej w siebie, no i potukem sobie mord.

Pamitasz, Nieobecna...?
Pna noc.
Budzisz mnie.
Porozmawiaj ze mn prosisz.
Co jest nie tak?
Z daleka przez otwarte okno dobiegaj monotonne, senne odgosy nocnego tramwaju.
Nie, wszystko w porzdku. Ale chciaabym z tob porozmawia!
Prosz, mw.
Kocham ci.
Wiem o tym.
Jeste mi bardzo potrzebny.
Ciesz si...
Z czego?
e chocia jednemu czowiekowi na wiecie jestem potrzebny.
Ech, ty znw niczego nie rozumiesz...

Jak mylisz, Duet, czy ja mogem urodzi si w roku 955? pyta Wiktor.
Nie wiem.
A w 2955?
Te nie wiem.
Pauza.
Ty, a czy ja mogem w ogle si nie urodzi?
Nie wiem, Wiktor. I nie pytaj mnie wicej o takie rzeczy, dobrze?
Dlaczego?
Bo zaczyna mi si wtedy krci w gowie.

Pamitasz, Nieobecna...?
Przechodzc przez park miejski natknlimy si na grup Cyganek.
Jedna z nich, modziutka i wyjtkowo adna, z niemowlakiem picym w przewinitym przez plecy
kocu, wyranie si oywia na nasz widok. Gdy zbliylimy si jeszcze bardziej, podesza do ciebie i
zapytaa:
Pani liczna, powry?
Dzikuj odpowiedziaa.
A tobie powry? Cyganka spojrzaa w moj stron.
Te dzikuj.
To daj chocia papieros.
Wyjem z kieszeni ledwo napoczt paczk.
Dwa papierosy mog? spytaa wycigajc z paczki pi.
Prosz odpowiedziaem udajc, e nie zauwayem jej zachannoci.
Ty jeste dobry czowiek. Ja tobie powr tylko za pi zotych Cyganka nie rezygnowaa z
zarobku.
Niech bdzie rozemiaem si podajc jej dane monety.
Cyganka wzia mnie za rk.
Nieszczeglne ja widz u ciebie, nieszczeglne... kochasz ty blondyne, ale ty nie umiesz kocha.
Kochasz j mocno, ale w tej mioci ty szczcia nie znajdziesz, bo to si le skon...
Ty kurrr...! przerwaem. Za moje pienidze?! Takie rzeczy...!
Odcigna mnie na bok, pamitasz, Nieobecna...?
Niepotrzebnie si zocisz na mnie, bo ja tylko mwi to, co widz! krzykna Cyganka i odesza
w gb parku.

Nigdy nie wierzyem w mier.


Kiedy umara moja babcia, miaem sze lat.
Pamitam te dni doskonale. Pamitam te wszystkie powane twarze ludzi krccych si wok trumny.
Pamitam take, e rodzice zabronili mi wwczas jedzi na rowerze.
Miny chyba ze dwa dni, zanim osoba zmarej zainteresowaa mnie powaniej. Dopiero po dwch
dniach uwiadomiem sobie, e to, co si wok dzieje, nie jest teatrem, e tu kady jest sob: rodzice
rodzicami, krewni krewnymi, a zmara zmar.
Kiedy przy trumnie zrobio si nieco luniej, zakradem si w poblie babci i przytknem jej do ust
mae, okrge lusterko z rozebran aktork po jednej stronie.
Kto ze stojcych w pobliu zapa mnie mocno, lecz dyskretnie za rk i wyprowadzi z pokoju.
Wybiegem na dwr sprawdzi, czy na lusterku nie znajduj si przypadkiem lady pary, co znaczyoby,
e babcia oddycha, yje...
Lusterko byo nieskazitelnie czyste.
Nigdy nie wierzyem w mier...
Nie uwierzyem w ni take wtedy, gdy zmar mj dziadek.
Miaem wwczas dziesi lat.
Kilka tygodni przed mierci przysuchiwaem si jednemu z cowieczornych seansw plotkarskich,
ktre odbyway Si w naszym domu. Jaka stara kobieta opowiadaa o czstych, jej zdaniem,
przypadkach pogrzebywania ludzi, ktrzy po zakopaniu odywali, a nastpnie umierali ju naprawd z
powodu braku powietrza.
Doszedem do wniosku, e przypadek taki z pewnoci spotka mojego dziadka.
Na pewno zemdla tylko i za kilka dni odyje rozmylaem.
O swoich niepokojach poinformowaem rodzicw, ale oni nie potraktowali tego powanie. Uznaem
wic e najlepiej bdzie dziaa na wasn rk.
Na pobliskiej budowie bez trudu wyszukaem dug rur, ktr zamierzaem zainstalowa w grobie
dziadka po to, by w oczywistym przypadku oycia mia on czym oddycha.
Wieczorem po pogrzebie wymknem si z domu.
Z krzakw wygrzebaem ukryt wczeniej rur i ruszyem na cmentarz. Za pazuch miaem schowany
dziecinny szpadelek, ktrym chciaem dokopa si do trumny, oraz stary, ogrodniczy scyzoryk, ktry mia
mi pomc w wykonaniu otworu w trumnie.
Ze wieego grobu odsunem na bok wiece i przystpiem do rozkopywania.
eby tylko zdy mylaem. eby dziadziu nie ody za wczenie.
Doznaem sporego szoku, gdy pochonity kopaniem, ni std, ni zowd poczuem czyj do na karku.
By to ssiad, ktry akurat przechadza si po cmentarzu.
Przez kilka dni siedziaem potem w areszcie domowym i o powtrzeniu przedsiwzicia nie mogo by
mowy. Do dzi yj w przekonaniu, e mj dziadek...
Pamitasz, Nieobecna?
Stao si co, czego od wielu tygodni bardzo si obawiaem powiedziaem.
Co?
Kocham ci i boj si mierci.

Dawid:
ycia nie mona przegra. Kady dzie, obojtnie, jak przeyty, to zwycistwo.

Pamitasz, Nieobecna...?
To jest mj tata. A to Duet.
Ciesz si, e w kocu pana poznaem. Przykro mi jednak, ale musz wyj. Zdaje si, e ju jestem
spniony.
Zakrcio mi si w gowie.
Twoim ojcem by doskonae mi znany, jeden z najlepszych aktorw w Polsce. Przez kilkanacie sekund
staem jak sup; nie wiedziaem, co z sob zrobi.
Przesuna mnie lekko i weszlimy do ogromnego pokoju.
Zamkna drzwi.
Nie wiedziaem... Twj ojciec...
Niewane przerwaa.
Nazwisko... Masz... wybkaem.
Daj spokj. Jakie to ma znaczenie?

Z ksiki Du du du...
Moje serce
coraz czciej przypomina mi
zdrtwia rk.
Niby jest.
Zdrowe i cae.
A jednak nie potrafi wykona nim
najprostszego gestu.

List ekspres od Moniki.


Przyjed!
Wszdzie tam, gdzie ci nie ma jest mi ciebie za duo.

Wiktor:
Zawsze, w kadych okolicznociach zadaj sobie pytanie: co dalej? I jeeli potrafi sobie na nie
odpowiedzie, to yj i jest dobrze.

Pamitasz, Nieobecna...?
Pny, sierpniowy wieczr.
Otuleni kocem siedzielimy w fotelach. Przez duszy czas przygldaa mi si niepokojco bezczelnie.
Jeste pikny powiedziaa w kocu.
Co znowu?.
Mwi, e jeste pikny.
Pauza.
Hm, podobno pikno to pocztek przeraenia mwi.
Albo odwrotnie: pocztkiem pikna jest przeraenie.
Te by moe.
Jakby nie byo, to jeste pikny.

Z ksiki Du du du...
Mam taki sposb,
e nie bd
stary.
e nie bd
brzydki.
Mam taki sposb
ale o tym pniej...

W doroce.
Rozmawiaj dwaj mczyni.
Nie ma baterii mwi jeden.
Nie dosyszaem i zrozumiaem:
Nie ma mierci.
I poprawi mi si humor, cho zorientowaem si, e to tylko przesyszenie.

Otwieraj si okna...
Jeeli ty ju teraz tak robisz, to co bdzie za kilka lat? pyta mnie wychowawczyni, gdy zjawiam
si w szkole po do dugich wagarach.
Pauza.
Przecie ty myl troch. Zastanw si.
Pauza.
Przecie ty jeste...
Jestem? przerywam.
Suchaj, moe ty id do lekarza.
Pauza.
Caa klasa patrzy na to, co ty wyprawiasz.
Pauza.
A w ogle to chciaabym porozmawia z twoim ojcem.
Pauza.
No, czym moesz usprawiedliwi swoje postpowanie? Moe masz jakie kopoty w domu?
Tak.
Jakie?
Wie pani, ja mam podobno kiedy umrze.
Pauza.
Nie rb ze mnie idiotki!
Przepraszam.
Pauza.
No, tak... Ja ciebie rozumiem. Ale przecie s jeszcze na tym wiecie sprawy waniejsze od
mierci.
Na przykad?
Pauza.
Porozmawiamy jeszcze kiedy o tym. A teraz wracaj do klasy.

Pamitasz, Nieobecna...?
Pidziesite urodziny twojego ojca.
Przez tydzie poprzedzajcy t uroczysto zastanawialimy si nad prezentem. Miaa tysice
pomysw, ale aden z nich w kocu nie potrafi ci usatysfakcjonowa.
A ja?
Rce i nogi dray mi na sam myl, e bd musia stan z nim twarz w twarz i co powiedzie.
Nocami ukadaem tre ycze. adne z nich jednak nie wydao mi si na tyle byskotliwe i oryginalne,
by mona je zoy tak wybitnemu czowiekowi.
Na kilka dni przed dat urodzin kupilimy, znajc bibliofilskie cigoty twojego ojca,
dziewitnastowieczne wydanie Biblii.
Spytaem ci, kto bdzie na przyjciu. Sypna wtedy list takich nazwisk, e definitywnie
postanowiem nie i na t uroczysto. Rozemiaa si wtedy i powiedziaa:
Czego si boisz? Przecie taki straszny wok to znowu nie jeste.

Posuchaj, Nieobecna...
Tej nocy jak zreszt kadej innej budziem si co kilkanacie, kilkadziesit minut.
Nad ranem zmczony pooyem gow pod twoj lew piersi.
I usnem niemal natychmiast, suchajc najpikniejszej muzyki wiata: bicia twojego serca.

Z ksiki Du du du...
Jestem bezczelny. Tak bezczelny, e nie boj si nawet stan twarz w twarz ze socem.

Wiktor:
Wiesz, jaka jest najpikniejsza ze mierci?
Jaka?
Pknicie serca.
Od kiedy to jakakolwiek mier moe by dla ciebie pikna?
Nie zrozumiae mnie. Powiedziaem: najpikniejsza ze mierci... Pomyl, ile w takiej mierci
poezji. I jak jest ona pikna w porwnaniu, na przykad, ze mierci pod koami samochodu.

Pamitasz, Nieobecna...?
Wieczr.
ciel tapczan.
Stoisz nade mn w nocnej koszuli; bezksztatna, supiasta, nijaka...
Nie chce ci si rzyga? pytasz.
Nie. A dlaczego miaoby mi si chcie?
No ciel, ciel.
Co jest, Ewa?
Siadasz na dywanie, opuszczasz gow, rozplatasz wosy.
azienka, kpiel, zby, pantofle, koszula, krem, wosy, pastylka, pociel, wiato, rka, dupa,
dobranoc recytujesz nieomal.
Nie rozumiem.
Nie rozumiem, nie rozumiem, nie rozumiem! Pocielie?
Przecie widzisz, e tak.
No to kad si mwisz wychodzc z pokoju.
A ty gdzie idziesz?
Na raki!

Wczam telewizor.
Trzeci odcinek serialu wiat, ktry musi zagin.
Przed kamer starszy, niemodnie ubrany mczyzna.
Bojowe rodki trujce pod wzgldem szkodliwego dziaania na organizm moemy podzieli na
nastpujce grupy...
Pauza.
Paralityczno-drgawkowe, powodujce poraenie ukadu nerwowego.
Pauza.
Parzce; powodujce oparzenia chemiczne skry i bon luzowych, a take dziaajce trujco.
Pauza.
Oglnotrujce; dziaajce na cay organizm, przede wszystkim utrudniajce oddychanie komrkowe.
Pauza.
Duszce; dziaajce na ukad oddechowy.
Pauza.
Psychochemiczne; powodujce zaburzenia procesw psychicznych ukadu nerwowego.
Pauza.
Rolinobjcze; powodujce niszczenie rolin, na przykad opadanie lici.

Ranek.
Wiktor klczy na dywanie, twarz do okna i modli si.

Daj znale drog


lub daj cho nie zbdzi.
I wiato daj,
ale takie, eby nie olepn.
Daj tak wiar,
ktra nie daje pewnoci siebie.
Daj tak si,
ktra tylko broni.
Daj taki rozum,
ktrego nie opuszcz zmysy.
Pauza.
Do kogo ty si waciwie modlisz? pytam.
Jak to, do kogo?
No, do kogo?
Pauza.
No... No... No... Tak dokadnie to sam nie wiem.

Posuchaj, Nieobecna...
Wczesny wieczr. Telegram do ciebie.
Nerwowo rozrywasz blankiet.
Czytasz uwanie, w skupieniu.
Duet, musz wyjecha.
Prosz, jed mwi spokojnie, cho dla opanowania nerww zaciskam szczki.
Pakujesz si pospiesznie
Pojutrze s urodziny twojego ojca.
Tak, pamitam. Wrc do tego czasu.
Przy drzwiach caujesz mnie w policzek.
Wszystko bdzie dobrze. Gowa do gry.
Czy moe stao si co wanego?
Nie, nie. Drobiazg. No, pa.
Pa!
Id do okna.
Podchodzisz do pustego postoju takswek.
Zaczepia ci jaki facet. Odwracasz si do niego plecami.
Nadjeda takswka, wsiadasz
Kad si na dywanie.
Moja wyobrania milczy. Jest tylko kilkadziesit kilogramw misa, zoone symetrycznie na piknym
dywanie. Aha, jest jeszcze prawa rka, w ktrej trzymam twoje zdjcie i ktra powinna, ktra musi mie
tyle siy, eby przemieci fotografi z podogi do wysokoci moich oczu.
Po kwadransie, a moe i po godzinie dzwonek.
Nie reaguj.
Drugi, trzeci, czwarty.
Nage olnienie: to na pewno ty wrcia.
Zrywam si z podogi, biegn do przedpokoju i otwieram drzwi, za ktrymi stoi chopak.
Cze! witam go poufale.
Przepraszam, czy zastaem Ew?
Nie, nie ma jej.
A kiedy bdzie?
Moe dzisiaj, moe jutro, moe pojutrze... Moe w ogle jej nie bdzie.
Pauza.
Ale prosz, wejd.
Nie, nie. Nie bd przeszkadza.
Wa, wa.
Chopak, nieco speszony, wyciera starannie buty i wchodzi niepewnie do pokoju.
Siadaj wskazuj mu fotel. Chcesz kawy czy herbaty?
Jeeli mona, to kaw.
Nie mam kawy. Herbaty te nie mam... Jest tylko woda mineralna. Napijesz si?
Uhm.
Przynosz z kuchni dwie szklanki. Siadam obok chopaka.
Pij podaj mu szklank.
Wic nie wie pan, kiedy Ewa...
Jestem Duet wycigam rk.
Jacek. Jacek S...ki.
Czy ty jeste albo masz zamiar by aktorem?
Nie, ja nie.
Te sysz. Dykcja do dupy. Masz jak wan spraw do Ewy?
Nie, skd.
Przygldam si chopakowi adny szczeniak. Pewnie liczy na to, e przyjdzie, a ty bdziesz sama...
No, no. Jeszcze sobie porozmawiamy.
Czstuj go papierosem, ale on skinieniem gowy odmawia.
Zacigam si gboko.
Opowiedz mi Ew proponuj.
Ja?
No tak, ty. Dawno j znasz?
Dwa, trzy lata. Nie, cztery chopakowi plcze si jzyk.
Pauza.
To co, opowiesz mi j?
Przecie... Chyba... Przecie chyba pan zna j lepiej...
Nie pan, tylko Duet. To raz. A dwa: nie znam jej za grosz.. Wic mw.
Co tu jest do mwienia? Poznaem j na obozie studenckim... Dwa albo trzy lata temu...
Cztery.
Co, cztery?
Poznae j cztery lata temu.
A tak, rzeczywicie. Cztery. No i co tu do mwienia?
Kochasz j?
Ja?
Milcz.
Bo ja wiem...?
No to ja ci powiem: kochasz j.
Mona to i tak okreli.
Mw dalej.
Chodzilimy ze sob krciutko. Miesic albo i nie...
Rzucia ci?
No... Rozstalimy si.
Rzucia ci?!
Mona powiedzie...
I teraz przyszede, eby wszystko odkrci, co?
Chciaem sprbowa.
Po co?! Po co ci to, szczawiku?! Nie masz kopotw, musisz szuka ich na si?!
Chopak przestraszy si nieco.
Syszae kiedy o kobietach fatalnych?
Syszaem.
No to powiniene zrozumie wszystko. To jest przeklta dziewczyna. Sama nigdy nie bdzie
szczliwa, a i drugiemu czowiekowi szczcia nie da, rozumiesz?
Nie.
Czego nie rozumiesz?
Nie rozumiem, co w takim razie ty tu robisz?
Hm, ja te nie rozumiem. Ale ja to co innego, ja nie mam innego wyjcia.
Ja te nie mam innego wyjcia.
Ni co?
Ni... No, ni z Ew...
Posuchaj. Ile ty masz lat?
Dziewitnacie.
Wybuchnem wulgarnym miechem.
Spae z ni?
Gwno ci to obchodzi!
Ooo, to mi si podoba.
Chopak wsta z fotela i podszed do drzwi.
Wpadnij jeszcze kiedy. Tylko zanim przyjdziesz, daj zna.

Otwieraj si okna...
Mam siedem lat.
Niedziela.
Jaka wie.
Pom mi mwi ogromny, pijany mczyzna w rybackich butach i skpej, poszarpanej koszuli.
W czym?
Przytrzymasz kaczk.
Po co?
Jak to po co?! Lubisz pieczone miso?
Lubi.
No to si nie pytaj, tylko trzymaj! mczyzna podaje mi kaczk.
Co z ni zrobi? pytam uginajc si pod jej ciarem.
Kad na pie!
Opieram gow kaczki na solidnym, wysokim klocu drewna.
Mczyzna uderza siekier; nie trafia.
Drugi raz.
Obcina kaczce kawaek dzioba.
O esz ty, kurwo! bluni rbic po raz trzeci.
Rzucam kaczk i uciekam w krzaki.
Krzycz.
Kaczka ju prawie bez gowy idzie za mn.
Krzycz tak gono, e mj wasny gos cina mnie z ng; mdlej.

Wiesz, e ja kiedy chciaem popeni samobjstwo? mwi Dawid.


Ty?!
Aha.
Jeste jedynym znanym mi czowiekiem, ktrego nigdy bym o to nie podejrzewa.
Wystaw sobie; skoczyem z smego pitra... I nie dasz wiary, co si stao! Po prostu otworzya si
przede mn ziemia... Od tego czasu postanowiem y. y za wszelk cen i jak najduej.

Sidma rano.
Po nie przespanej, bekotliwej i obrzydliwie trzewej nocy id do psychiatry w spdzielni lekarskiej.
Pukam. Odwanie.
Wchodz.
Moda lekarka o niespokojnej twarzy i rozbieganych oczach wskazuje mi krzeso.
Sucham mwi ponaglajco, a ja nie wiem, jak zacz.
Nie wiem, jak zacz, cho ju od witu przygotowywaem si do tej rozmowy.
Mam kopoty
A konkretnie?
Konkretnie zawieszam glos.
Prosz si rozluni i szczerze, spokojnie opowiedzie mi wszystko. Zreszt, jak pan woli.
Dobrze, postaram si.
Milczymy.
Jeeli pan nie sprecyzuje swoich dolegliwoci, obawiam si, e nie bd moga panu pomc.
Pani zdaje sobie, oczywicie, spraw z tego, e to, z czym do pani przychodz, nie jest... Nie jest
czarno-biae. e chcc by dobrze zrozumianym, musz liczy na pani pomoc.
Naturalnie. Zrobi wszystko, eby pana zrozumie waciwie.
Kobieta mwi co jeszcze, a ja zastanawiam si, w jaki sposb mgbym moliwie szybko wydosta
si z jej gabinetu.
Niesmak.
Lekka mgieka.
Obojtno.
Nie bd tak intymnych spraw wywleka przed zupenie obc kobiet, ktra wysuchaaby mnie
prawdopodobnie tylko dlatego, e kilkanacie minut wczeniej zapaciem sto dwadziecia zotych za t
spowied bez rozgrzeszenia.
Bezbronno.
Bezsilno.
Wstyd.
Wic ta noc zdarzya si naprawd? myl.
To ja?
To ja przeyem podczas tej nocy kilkanacie lat?
Od tej lekarki na pewno nie otrzymam pomocy myl.
Pomocy? zastanawiam si.
Jakiej pomocy?
Na co ja, do diaba, liczyem?!
e co?
e urocza pani doktor z uroczym, perfekcyjnym umiechem szepnie mi do ucha:
Od dzisiaj nie ma mierci.
Wic jestem niemiertelny? zapytam.
Tak, jest pan niemiertelny.
I co?
Za tydzie znw przyjd, eby potwierdzia istnienie kostuchy.
Bo jak to?
By niemiertelnym?
y sto lat?
Tysic?
Milion?
Brrr!
Uchro mnie, sio nieznana, przed niemiertelnoci.
Przepraszam. Zajrz do pani kiedy indziej. Przyjd ktrej ze sonecznych nocy, zabior pani na
Wyspy Szczliwe i sprbuj pani pomc mwi nie rozumiejc sam siebie.
Prosz? z niepokojem pyta lekarka.
W pani oczach widz umierajc kobiet Aliny Szapocznikow.
Podchodz do drzwi patrzc w oczy lekarki.
Strach.
Niepewno.
Co pka, co jest nie tak, jak nauczyli j na studiach.
I ulga.
Ulga w oczach lekarki, kiedy ma ju pewno, e wyjd, e na pewno wyjd.
egnaj, wielka niemocy! mwi wychodzc.
Prosz pana...
No?
Niech pan nie odchodzi.
Prosz?!
Niech pan zostanie ze mn jeszcze chwil.

Wczoraj zostawi mnie m... Nie mam mieszkania... Pokciam si z matk... Boj si nocy...

Ju mam! krzyczy Wiktor.


Co?
Dam ja im popali!
Komu?
Mam sposb na wykoczenie ludzkoci.
Jaki? A w ogle, co si z tob dzieje? Dlaczego chcesz wykoczy ludzko?
Mam ja ju swoje powody! Wiesz, co zrobi?! Zakradn si do wodocigw i zatruj wod.
Idiota!
Najpierw wykocz w ten sposb Szarowice Wiktor nie zwraca na mnie uwagi. Pniej
wszystkie miasta po kolei. I zagranic te. Wyjad i wytruj w choler! To musi si uda, przecie wod
pij bez wyjtku wszyscy.

Pamitasz, Nieobecna...?
Wrcia w dniu urodzin twojego ojca.
Rozpromieniona, szczliwa..
Przebraa si i takswk pojechalimy do domu twoich rodzicw.
Krtkie, ale efekciarskie powitanie przy drzwiach i hajda kade w swoj stron!
Wasz najwikszy pokj przypomina. sal wystawow. Mae grupki rozdyskutowanych kobiet i
mczyzn, cisza, specyficzna atmosfera powagi i luzu jednoczenie. Piem, ile si dao. Opanowaem si
dopiero czujc na doni twj ucisk.
Hamuj troszeczk sykna.
Wtedy wanie podszed do nas twj ojciec.
Dzikuj wam, dzieciaki, za prezent. Wspaniay!
To by pomys Dueta skamaa.
Dzikuj, dzikuj. A co tam u ciebie sycha?
yj.
Ooo, to ju bardzo duo. Nie wiem, czy Ewa ci mwia, e od pierwszego padziernika bd twoim
szefem; zostaem rektorem Szkoy.
Uhm.
No to tymczasem. Nowi gocie...
Ojciec odszed szybkim, sprystym krokiem. Takim samym, jaki obserwowaem u niego w
dziesitkach filmw i spektakli teatralnych.
Co jest grane? spytaem.
Z czym?
Ze Szko.
Przecie on nie wie o tym, e wycofae dokumenty.
A dlaczego nie wie?
Nie pieprz, Duecik, dobrze? odpowiedziaa z umiechem i odesza.
Czuem si znakomicie. Co chwil wydawao mi si, e siedz przed telewizorem i ogldam jaki film
z najlepsz w Polsce obsad. Czasem tylko dostawaem silniejszych zawrotw gowy. Dziao si to
wwczas, gdy uwiadamiaem sobie, e mog w kadej chwili podej do ktregokolwiek z tych aktorw
czy aktorek i porozmawia bez obawy, e zostan spawiony bd zlekcewaony. Byem przecie nieomal
ziciem gospodarza, o czym zdaje si, sdzc po przyjaznych umiechach, wiedziaa wikszo goci.
W ktrym momencie zatoczyem si lekko. Prawie natychmiast zjawia si przy mnie.
Idziemy do domu powiedziaa.
Ju?!
Ju, ju... Wystarczy na dzisiaj.
Wyszlimy, egnajc si wylewnie z twoimi rodzicami i przypadkowo spotkanymi w korytarzu i przed
domem gomi.
Dlaczego do tej pory nie powiedziaa ojcu, e ja nie bd studiowa? zapytaem ci ju w
domu.
Bo to jest jedyna twoja szansa, eby zosta moim mem.
Eje?!
Co eje, co?
Wic gdybym nie zda na studia, to nie zgodziaby si na lub?
Ja moe bym si i zgodzia, ale ojciec na pewno nie..
No, no...
Dziwi ci to?
Jasne.
No to zagrajmy w szczero, chcesz?
Chc.
Wic suchaj uwanie. Kim ty waciwie jeste i kim bdziesz bez studiw aktorskich?
Zezowatym Duetem.
Dupa! Jak nie wiesz, to ja ci powiem. Bdziesz jednym z tysica, z miliona szarych, bezimiennych
ludzi. Czowiekiem, ktrego mona zastpi innym czowiekiem i nawet nie zauway tej zmiany. A mnie
kto taki po prostu nie interesuje!

Otwieraj si okna
Przed zamknitym antykwariatem pijany mczyzna wciska mi do rki Bibli.
We pan to. Stwa
Dzikuj, mam ju jedn odpowiadam.
Pi dych. We pan.
Dzikuj.
Pauza.
Panie! Ta Biblia dla mnie W okupacj Ja z t Bibli... Niemcy za mn... Ja... Uratowaa mi
ycie... Ja... Trzydzieci trzy zote...
Podaj mczynie pidziesit zotych i odchodz.
A Biblia?! sysz za sob. We j pan!

Wiktor:
Dzisiaj, mwi ci, widziaem obrazek. On kulawy, ona garbata... Id Centraln. Mwi ci, miej
si, pokrzykuj. Ale trzewi, nie na bace. Trzymaj si za rce... A mi si y zachciao!

Pamitasz, Nieobecna...?
Kilka dni po naszej rozmowie przyniosem ze swojego domu wszystkie dokumenty i poprosiem ci,
eby zaatwia mi powtrne przyjcie do Szkoy. Udao si to bez wikszych kopotw, gdy na miejsce,
ktre zwolniem, Szkoa nie zdya przyj jeszcze adnego kandydata.

Z ksiki Du du du...
Benek twierdzi, e Bg jest.
e mieszka na innej, niedostpnej jeszcze czowiekowi, planecie.
Ale ja w to nie wierz...

Wiesz, jaki jest pierwszy dzie tygodnia? pyta Wiktor.


Poniedziaek.
A drugi?
Wtorek.
Nie. Te poniedziaek. A trzeci?
roda. Oj, co z tob dzisiaj nie tak.
Nie. Te poniedziaek. A czwarty?
Poniedziaek?
Tak. A skd wiesz?
Wiem.
Wszystkie dni tygodnia to poniedziaek.
W twoim prywatnym kalendarzu.
Tak, w moim prywatnym kalendarzu!
Pauza.
Niech trwa mj wieczny pocztek! Niech trwa moja, wieczna nadzieja! Niech trwa mj wieczny
poniedziaek!

Otwieraj si okna...
Jaka ona jest? pyta ojciec.
Co ci bd mwi. Jest taka, e jeszcze nie zdy wyj papierosa, a ju si zjawia trzech facetw z
ogniem.
Taka adna?
Nie wiem, czy jest adna. Na pewno jest pikna, ale czy rwnie adna? Nie wiem...
Pije?
Nie.
To dobrze. Bardzo dobrze. Pracuje?
Jeszcze studiuje; za rok koczy Szko Aktorsk.
Ojciec wyjmuje piersiwk i pociga dwa razy.
Duet... Duecik...
Wiem, o co ci chodzi przerywam. Ale nie martw si. To rozsdna dziewczyna.
Duecik
No?
Jeeli ona jest boska, to zostaw j bogom, niech oni si z ni mcz. Ja trzydzieci lat temu byem
najlepszym architektem w Polsce. A teraz robi projekty will jakim zapluskwiaym parweniuszom. Nie
bierz jej...
Czy to, e matka
Nie bierz! ojciec nie daje mi skoczy. Wiem, co mwi
Ojciec chwieje si.
Po si ujmuj go za rk i odprowadzam na tapczan.
Nie wemiesz?
Nie, nie wezm...

Pamitasz, Nieobecna...?
Moe jednak powinnimy si rozsta, Duet? zapytaa ktrego ranka, gdy leelimy jeszcze na
tapczanie.
Rozsta? Dlaczego?
Przede wszystkim dla twojego dobra. Widz, jak si mczysz ze mn, e jest ci le...
Na podstawie czego to mwisz?
Przecie nie jestem lepa. To wszystko oczywicie moja wina. Wiem o tym, ale nie potrafi by
inna. Nie potrafi czy nie chc, to niewane.
Oparem si o cian i podcignem nogi.
No to teraz ty posuchaj. Rzeczywicie, nie jest mi z tob najlepiej, ale kocham ci. Co wicej,
uwaam nasz mio za najbardziej ludzk ze wszystkich, o jakich kiedykolwiek zdarzyo mi si sysze
i czyta... Jest to najprawdziwsza mio pod socem. Kocham ci i nienawidz jednoczenie. Jest to
mio absolutnie doskonaa i kaleka, uomna... Taka, jak cay ten wiat...

W doroce.
Wioz starszego mczyzn.
Rozgadalimy si na temat marze.
Wie pan, ja tak naprawd to mam tylko jedno marzenie.
Eee, jedno?
Tak. Chciabym, eby po mierci zainstalowali mi w trumnie lampk elektryczn. Wie pan, tak na
bateri... I eby mi wiecia. To moje jedyne marzenie.

Z ksiki Du du du...
Benek mwi, e myl o mierci najlepiej zaguszy drugim czowiekiem.
Ale ja mu nie wierz.

Wiktor:
Znam tylko jeden sposb na uszczliwienie ludzkoci: bezwzgldna sterylizacja.

Z ksiki Du du du...
Zawsze gdzie uciekaem.
Poczwszy od przedszkola.
Z kadego miejsca uciekaem.
Od kadego czowieka uciekaem.
Gupie byy te moje ucieczki bezskuteczne.
Bo po co ucieka z jednego miejsca do innego, jeeli pniej znw si ucieka z tego innego do jeszcze
innego? Bo po co zostawia jednego czowieka dla drugiego, jeeli tego drugiego zostawia si pniej
dla trzeciego, a tego trzeciego dla
du du du
du du du
du du du
Byo ju par takich miejsc i ludzi kiedy wydawao mi si, e mgbym...
To byo dawno.
Ale prawda.

Otwieraj si okna...
Mam siedem lat.
Modl si.
eby nie byo wojny! Wojny. Wojny
Pauza.
ebym nie musia spa w przedszkolu po obiedzie! Obiedzie. Obiedzie
Pauza.
eby ludzie nie umierali! Umierali... Umierali...

Pamitasz, Nieobecna...?
Jechalimy z twoim ojcem do Domu Zasuonego Aktora, by odwiedzi ktrego z jego przyjaci.
pieszylimy si. Gdy znalelimy si poza miastem i strzaka licznika przekroczya liczb 120,
pomylaem wiesz o czym? Ot zapragnem, aby jaka sia ziemska, czy nie sprawia
najnormalniejsz w wiecie katastrof. Abymy pieprznli w co lub by co hukno w nas, ale tak,
abymy oboje zginli na miejscu.
Czy to byo normalne, Nieobecna...?
Pragnienie mierci nas obojga byo tak silne, e gdybym mia pewno, e na przykad gwatowne
szarpnicie za kierownic spowoduje j, to nie wahabym si ani sekund.
Oczywicie dojechalimy i wrcilimy bez adnych kopotw.

W doroce.
Wioz z dworca mczyzn.
Z podry? zagaduj.
Eee, jak tam podr?! Dwa tysice kilometrw...
Ho, ho!
Pauza.
Wie pan, ze wszystkich podry to ja najbardziej lubi te dugie wycieczki w siebie. Lubi te
podre, cho to nie wiadomo ktrdy. A i stacja docelowa nie wiadomo gdzie. Ale za to maj jeden
ogromny plus; mona wybiera si w nie bdc w tramwaju, na ulicy, w pracy... Tyle nieznanych
krajobrazw spotyka si po drodze, tyle nieodkrytych jeszcze miejsc.
Pauza.
Lubi te podre; wyruszam w nie bez biletu, a wracam z tyloma bagaami.

Wiesz, co mnie zawsze w trudnych okresach ratowao? pyta Wiktor.


No?
Najpierw kobiety.
Nie tylko ciebie.
Ale wiesz, w jaki sposb?
W jaki?
Nie przez to, e si z nimi spotykaem, czy co w tym rodzaju.
Pauza.
Wiktor zapala papierosa, zaciga si gboko.
Gdyby nie dziewczyny, to nie skoczybym chyba nawet szkoy podstawowej.
No, opowiesz w kocu wszystko dokadnie? niecierpliwi si.
W kadej klasie, ju od podstawwki, bya jaka dziewczyna, czasem dwie, trzy, ktre mi si
podobay, ktre mnie z jakich tam wzgldw interesoway... I prawd mwic chodziem do szkoy tylko
dla nich. eby je widzie, rozmawia z nimi... A nauka, bya tylko dodatkiem, czym ubocznym.
Nie widz w tym adnej rewelacji.
Suchaj dalej. Ja adnej z tych dziewczyn nie powiedziaem, e mi si podoba. Nie daem im nawet
do zrozumienia, e co do nich czuj W szczenicych latach byoby to zrozumiae, ale musz ci
powiedzie, e kochaem si w dziesiciu, a moe i w dwudziestu kobietach i adnej tego nie
powiedziaem... Ani wtedy, gdy miaem dwanacie lat, ani wtedy, gdy miaem dwadziecia... Do tej pory
bujam si w kilku, ale adnej tego nie powiem.
Boisz si odrzucenia?
Nie, to chyba nie to.
Pauza.
To dziwne, ale eby normalnie funkcjonowa, musz stale chodzi zakochany.
A pniej?
Co, pniej?
Mwisz, e najpierw ratoway ci kobiety, a co pniej?
Aaa! No, tak... Z najwikszych depresji wycigay mnie zawsze dwie rzeczy: kobiety i wdka.

Posuchaj, Nieobecna...
Chciaem omin ten temat, ale nie potrafi.
Myl o twoich wczeniejszych miociach, miostkach... Bez tego nie byaby taka, jaka bya.
Potrafia dugo i obszernie opowiada o tych sprawach. Zawsze mnie to irytowao, tym bardziej e
robia to bez wikszej enady. Czasem bolao mnie, e niestarannie dobieraa sowa, e nie
zastanawiaa si nad tym, czy wypowiadana przez ciebie kwestia nie sprawia mi przykroci...
Ale do rzeczy.
Roman.
Wysoki.
Blondyn.
Lat trzydzieci dwa.
Wybijajcy si reyser filmowy.
Przyjaciel twojego ojca...
Wystarczy, Nieobecna...!
Nie chc, nie potrafi o tym pisa! Koniec!
Moe kiedy o tym porozmawiamy, ale teraz... Nie!

Z ksiki Du du du...
Znaem go.
Znaem go bardzo dobrze.
Nie chcia si wiesza tylko wtedy,
gdy nie pi
i mia pienidze.
Znaem go.
Wic niech mi nikt nie pieprzy
o schizofrenii,
czy o zespole neurastenicznym.
Bo tak naprawd
chodzio mu tylko o to,
eby nie pi
i mie pienidze.

Pamitasz, Nieobecna...?
Ktrej nocy wrcia o trzeciej nad ranem. Bya tak pijana, e nie potrafia nawet otworzy drzwi.
Dzwonia kilka razy, kopaa, krzyczaa, a ja leaem sobie na tapczanie i paliem papierosa. W kocu,
bardziej dla wasnego spokoju ni z troski o ciebie, otworzyem drzwi. Wtoczya si do przedpokoju i
wybekotaa:
Kurwa! Prosz mi wicej tego nie robi, bo wypieprz z domu na zbity pysk.
Prawie wpada do azienki. Nie bez przeraenia suchaem, jak z pek spadaj perfumy, dezodoranty
i inne kosmetyki. Uspokoi mnie dopiero dwik prysznica.
Gdy wysza po czterdziestu minutach, bya ju znacznie trzewiejsza.
Mam rol! uwiesia mi si na szyi.
Milczaem.
Mam rol!
U kogo?
U Romana. Nie cieszysz si?
Ciesz si.
No! Kadziemy si?
Ja jeszcze troch posiedz.
O! Tu jest scenariusz mwia nie zwracajc, na mnie uwagi. Chcesz przeczyta? Masz!
Wcisna mi do rki stos pogniecionych kartek i pooya si na tapczanie.
Zgasiem wiato, przeszedem do azienki, siadem na wannie i rozoyem scenariusz. Z luno
spitych kartek wyleciaa na posadzk koperta. Podniosem j i wycignem ze rodka list. Rozoyem
go i zaczem czyta.
Ewuniu!
Zgodnie z nasz umow przekazuj Ci scenariusz filmu, ktry zaczynam krci w pocztkach
przyszego kwartau. Rola Marty jak ju Ci wczeniej mwiem napisana zostaa specjalnie dla
Ciebie.
Bd u Ciebie w pitek, to dokadnie wszystko obgadamy.
Roman
Mechanicznie szarpnem kopert. Potem drugi raz i trzeci. Strzpy papieru wrzuciem do sedesu.
Spuciem wod.

Z ksiki Du du du...
Jechalimy ju tak dugo, e przestawaem wierzy w istnienie tego miasta, do ktrego jechalimy.

Otwieram drzwi.
W pierwszej chwili myl: chyba pomyliem mieszkania.
No chod, chod ponagla mnie Dawid.
Posuwistym, niepewnym krokiem wchodz do przedpokoju.
Dawid ma postrzpione ciao.
Co si dzieje? pytam.
Z czym?
No, z tob...
Aaa. Jaki trd, czy inne wistwo mi si przypltao.
W pokoju.
Wyobra sobie, budz si rano i nic nie widz. Dotykam twarzy, mam tylko jedno oko. Patrz, a to
drugie ley gdzie w kocu tapczanu. Chc si podnie... Nie mam nogi. Spogldam w bok, noga ley na
pododze. Musiaa mi w nocy odlecie...
Nic nie sysz.
Drtwiej.
Przez rozszarpane ciao Dawida widz koci i cz narzdw wewntrznych.
Ale nie martwi si. Mam przecie jeszcze jedno oko i jeszcze jedn nog.

Posuchaj, Nieobecna...
Kiedy nie byo ci przez kilka dni, z wypiekami czytaem nekrologi. Byem dziwnie pewien, e znajd
taki, ktry bdzie informowa o twojej mierci. Uoyem sobie nawet ich tre...
Dnia ...zmara nasza jedyna i najukochasza Crka. Prosimy o nieskadanie kondolencji.
Zrozpaczeni rodzice
Dnia ... straciem najblisz mi osob Ew.
Duet
Dnia ... zmara nasza Koleanka, wybitnie uzdolniona studentka czwartego roku Szkoy Aktorskiej...
Koleanki i koledzy
Wyobraaem sobie take ciebie w trumnie, ale o tym... Ju ani sowa!
ycz ci niemiertelnoci, Nieobecna...!

Z ksiki Du du du...
Dziecko? Nie sta mnie na to.
Jak to?
Po prostu. Nie sta mnie na t najtasz form niemiertelnoci.

Otwieraj si okna...
Jednej z takich nocy, gdy zasn nie sposb, bo widzi si zbyt duo, czuje si zbyt wiele, by mona ze
spokojem ofiarowa gow poduszce, zagldam do pokoju ojca.
Siedzi pochylony nad jak ksik i nawet nie zauwaa mojego wejcia.
Nie przeszkadzam ci? szepcz.
Nie, nie. Wejd.
Siadam w fotelu.
Suchaj, musisz mi pomc mwi nie patrzc mu w oczy.
Masz jakie kopoty?
Aha.
Mw.
Pauza.
Wierzysz w Boga?
Przecie wiesz, e...
Nie, nie. Niczego nie wiem. Odpowiedz konkretnie: wierzysz w Boga?
Nie wierz. Ale szukam go...
Po co?
Bo wszyscy szukamy. Szukamy, cho wiemy, e nasze poszukiwania s zawsze jednym i tym samym:
pragnieniem niemiertelnoci. I e zawsze szuka si tylko takiej religii, ktra t niemiertelno obiecuje.
Zgoda, wszyscy szukamy. Ale nie kady znajduje.
Wtedy zostaje miejsce na now religi, do ktre dorabia si nowego Boga.
A ty znalaze odpowiedni dla siebie religi?
Nie
Wic co? Urodzie si, ye, umare i koniec? Nic wicej? Tak mylisz?
W duym uproszczeniu tak. A co chciae wicej?
Albo robisz ze mnie idiot, albo...
O co ci waciwie chodzi? przerywa ojciec.
O to, e najzwyczajniej w wiecie ci nie wierz.
Nie musisz.
Wiem o tym, ale... W takim razie powiedz mi co innego. Gdyby ci kto zapyta: po co yjesz? Co
wtedy by odpowiedzia?
Nic.
Jak to, nic? Nic wiesz, po co yjesz?
Nie wiem.
Teraz to z kolei ja nic rozumiem. Masz przecie krelony wiatopogld, hierarchi wartoci...
Wic?
S pytania, na ktre nie powinno si, a nawet nie wolno odpowiada. Po co yjesz jest jednym z
nich. Oczywicie mgbym ci odpowiedzie, e yj, bo si urodziem. Mgbym tak odpowiedzie, ale
przecie to nie jest odpowied.
Rozumiem. A czy ty si z tym zgadzasz?
Z czym?
No, e wszystko si koczy wraz ze mierci.
Przecie w gruncie rzeczy to nie o mier chodzi.
A o co?
O umieranie. Nie o to, e umare, ale jak umierae.
Nie rozumiem, nie rozumiem, nie rozumiem! Nie rozumiem, jak mona y majc wiadomo, e
jutro, pojutrze, a nawet jeszcze dzisiaj mona umrze i e wszystko si skoczy. Umr i ju nic nigdy nie
nastpi. Umr i za rok, wiek, miesic nikt nie bdzie wiedzia, e w ogle yem.
To jest ju inna sprawa mwi ojciec. yj tak, eby, jak to okrelie, za miesic, rok, wiek
chocia jeden czowiek wiedzia o tym, e istniae.
Nudzisz! sycz rozdraniony.
Masz racj, nudz... A poza tym jest ju bardzo pno, kadmy si.
O, nic! Chciaby si wymiga, ale...
Od czego wymiga?! ojciec traci cierpliwo.
Od odpowiedzi na moje pytanie.
Jak mog odpowiedzie tobie, jeeli nie potrafi tego zrobi na wasny uytek?
A czy jako ojciec nie czujesz si zobowizany do udzielenia mi pomocy w tych sprawach?
Nie.
Szkoda.
A nie przyszo ci czasem do gowy, e moe na tym wanie polega sens ycia?
Niby na czym?
Na szukaniu, tak, na szukaniu, a nie znajdowaniu odpowiedzi na pytania wielkie, ostateczne?
Moe i przyszo, ale to kosmiczna bzdura.
Dlaczego?
Dlatego, e dopki nie odpowiem sobie na podstawowe, zasadnicze pytania, dopty nie mog
normalnie funkcjonowa w spoeczestwie, nie mog normalnie y.
A kto ci powiedzia, e powiniene y normalnie?
Ooo! Nie bawmy si w kotka i myszk. Chc zna odpowied, po to, by y wiadomie. Po to, by
kady mj wybr by rzeczywicie moim i tylko moim wyborem.
Wic wybieraj!
Ale co?
Nie zaczynajmy rozmowy od podstaw. Oczywicie, mgbym, jako czowiek bardziej
dowiadczony, co ci doradzi, nagi w ktr stron, ale nie zrobi tego. Ja, podobnie jak ty, te chc,
aby twj wybr by wiadomy...
A jeeli zbdz?
W tych sprawach si nie bdzi.
Jeeli uwierz w Boga, ktrego nie ma?
To niemoliwe, bo jeeli uwierzysz, to bdzie znaczyo, e Bg jest albo e si wkrtce narodzi.
Pauza.
Duga pauza.
Czy sdzisz, e jeeli wybior, jeeli samookrel si bardzo wyranie, to wwczas wszystkie
rozterki znikn?
Nie w tym rzecz, eby znikny rozterki. Ale myl, e jeeli twj wybr nie bdzie przypadkowy,
to z pewnoci powinien ci pomc.
A czy ty moesz powiedzie, e dokonae wyboru wiadomie?
I tak, i nie. Zreszt, c to za pytanie? eby na nie odpowiedzie, musiabym oddzieli wiadomo
od podwiadomoci, a sam wiesz, e to niemoliwe.
Ale by chyba taki moment, kiedy uwiadomie sobie, e w Boga nie wierzysz?
Tak, by.
Mgby o tym opowiedzie?
Historia jakich wiele. Zreszt nie sdz, eby ona moga ci w czymkolwiek pomc.
Jednak opowiedz.
W czasie okupacji, miaem wtedy dziesi lat, wywieziono mnie razem z rodzicami ze wsi.
Zgrupowano nas wszystkich, okoo setk ludzi, w pobliskim kociele. Stamtd mieli nas gdzie wywie.
Nikt nie wiedzia dokadnie, gdzie i kiedy. Czekalimy kilkanacie godzin. Noc jeden z naszych
ssiadw sprbowa ucieczki... Niemcy zapali go przy plebanii... Rozstrzelali pod samym krzyem...

Wiktor:
Wiesz, jaki jest najskuteczniejszy sposb na dostanie szajby?
No?
Jeeli najdzie ci, ale tak mocno, myl o mierci, to nie walcz z ni, nie prbuj myle o czym
innym. Wprost przeciwnie; podsycaj j, delektuj si... Wytrzymuj j, wytrzymuj i jest pewne, e po
dwch, trzech minutach dostaniesz takiego kota, e nie wyleczy ci aden psychiatra wiata.

Z ksiki Du du du...
Przeczytaem ju tyle wielkich ksiek,
rozmawiaem z tyloma mdrymi ludmi,
wiem ju tak duo,
e teraz
mog tylko
milcze.
Posuchaj, Nieobecna...
Pada deszcz.
Bya noc i pada deszcz. Z oddali co chwil ogromne uny owietlay fioletowe niebo.
Bya noc, pada deszcz, a ja staem w pobliu twojego domu. Byo mi dobrze. Ogromne krople deszczu
czyy si ze sob w mae strumyki, ktre zaleway mi oczy i wgryzay si do ust.
We wszystkich oknach ciemno.
Wiedziaem, e jeste w mieszkaniu, ale baem si wej na gr. Byem rozkojarzony, a nie chciaem,
Nieobecna, eby umkno mi ani jedno sowo z naszej rozmowy, ani jedno spojrzenie. A w takim stanie,
rozumiesz...
Wic bd tak sta postanowiem. Moe i do rana. Albo do chwili, gdy podmyje mnie woda i
zapadn si pod ziemi.

Wiktor:
Gdzie godno mierci, pytasz? A jaka tam jej godno?! mier to stara prostytutka; bierze
kadego, ktry si nawinie... A czy widziae kiedy, eby normalny czowiek caowa kurw w rk?

Z ksiki Du du du...
Obdu
nie da si wykrzycze
ani opisa,
bo jego nie da poj si gow,
ani sercem,
bo na tym wanie polega obd obdu,
e nic si nie da z nim zrobi.

Pamitasz, Nieobecna...?
Ktrego dnia, gdy byem u swojego ojca, dostaem od ciebie telegram:
Kocham ci do biaego szalestwa! Przyjd jak najprdzej albo jeszcze szybciej.

Z ksiki Du du du...
Przyznaj si,
i wiem,
e niezbdnym warunkiem ruchu
jest tarcie.

Otwieraj si okna...
Wiosna.
Szpital.
Mam dziesi lat.
Pny wieczr.
Le w ku.
Uchylone drzwi.
Z dala dobiega turkot.
Jutro bdzie miso na obiad mieje si lecy obok mnie mczyzna wskazujc korytarz.
Spogldam przez szpar.
Dwie salowe wioz na wzku przykrytego przecieradem nieboszczyka.

Marcowa zimna noc.


Siedzimy z Wiktorem w pmrocznym pokoju, pijemy ciemn, aromatyczn herbat.
Wierz w to, e mona omin myl o mierci, e mona unikn przeraenia mwi Wiktor.
W jaki sposb?
Szkoa, rodzina, dom, praca, dzieci... Myn. y tak, eby nie mie czasu na mylenie.
Zgoda. Ale co to by byo za ycie?
Ja popeniem bd. Teraz dopiero o tym wiem. Zdecydowaem si na kilkumiesiczn samotno i
wtedy wanie mnie toto naszo.
aujesz, e tak si stao?
Nie wiem, Duet, nie wiem.
Bez tego byby przecie uboszy.
Fakt, e dziki temu jestem bogatszy. Ale z drugiej strony nie jestem pewien, czy dam rad unie to
bogactwo...

Pamitasz, Nieobecna...?
Wszystko, co w moim yciu najgorsze, zdarzyo si przez ciebie powiedziaa ktrej nocy.
Powtrz to poprosiem, cho doskonale zrozumiaem twoje sowa.
Mwi, e wszystko, co najgorsze, spotkao mnie przez ciebie.
Pamitasz to, Nieobecna...?
Opanowaa mnie wtedy tak wielka niemoc, e nie potrafiem wypowiedzie najprostszego nawet
sowa. Ale zreszt... C mgbym wykrztusi poza tym, e nikt nigdy nie powiedzia mi czego tak
potwornie przygnbiajcego.
Pozostao mi tylko jedno; odwrci si do ciany i udawa, e pi, bo kade nastpne sowo,
obojtnie jakie, mogoby by tylko jednym potwierdzeniem naszej kapitulacji.

Znowu peregrynacja do Moniki.


Pij herbat w bufecie.
Podchodzi mody mczyzna.
Ty, suchaj! czepia si mojej rki.
No?
Ja umieram, nie?!
Milcz.
Wyobra sobie, e ja umieram!
Tak.
Ja umieram, nie? No i...?
Milcz.
Ja umarem! No i co?!
Milcz.
Nic! Rozumiesz, nic?!
Milcz.
Mam racj?
Masz.
Ty, wytumacz mi to.
Nie potrafi.
No, ale chocia sprbuj wytumaczy.
Milcz.
Ty, a wiesz, ile lat y Adam?
Jaki Adam?
No, z tej powieci... Jak jej tam?
No, no, no... Ooo! Z Biblii!
Nie wiem.
930!
I co z tego?
Nic. A wiesz, ile y Noe? Nie wiesz! 950!
Mczyzna podchodzi do bufetu.
Osiemnacie tysicy piw!
e jak?!
Osiem piw! Co pan, guchy?!
I konsumpcj.
Daj.
Jak osiem piw, to dwie konsumpcje.
Dobrze. Daj trzy konsumpcje.
Mczyzna wraca do stolika.
Wiesz, ile ja mam pienidzy?
Nie wiem.
Milion.
Skd?
Trafiem szstk.
Gratuluj!
Eee! Milion to miaem miesic temu. Teraz to mi zostao ze sto tysicy albo i nie. Reszt
przeszczekaem. Bez gowy...
To znaczy?
Po pijaku wpaciem p miliona na odnow Starowic. Kocham to miasto, a waciwie jedn dup
stamtd. Ale po jakiego wuja mi byo p miliona wpaca?! Na drugi dzie chciaem wycofa te
pienidze, ale nie chcieli odda... Po prawdzie to nie auj!
I susznie!
ykamy po duym haucie piwa.
Wiesz, ty mi si podobasz. Chcesz tysic zotych?
Dzikuj, mam pienidze.
Dam ci! Jak Boga kocham!
Dzikuj.
A pi tysicy chcesz?
Przesta przynudza! Na pewno ona czeka na ciebie w domu. Jej zawie te pienidze.
Jaka ona?! Co ty si z czonka zerwa?! Ja nie mam adnej ony.
To si oe i daj mi spokj.
A po jakiego wuja mi to?
Milcz.
Ty, a dziesi tysicy chcesz?
Nie.
Wicej ci nie dam. Nie mog. Jak Boga kocham, nie mog.
Nie chc twoich pienidzy.
To nie!
Mczyzna podchodzi do bufetu.
Eee! Ty! Fagas! Chod no tu! krzyczy w stron bufetowego.
Co jest?! Co za fagas?!
Chcesz tysic zotych?
Dlaczego pan wszczyna awantur? grzecznie pyta bufetowy.
Nie pierdol! Chcesz tysic zotych?
Prawdziwe?
Prawdziwe.
Chc z umiechem odpowiada bufetowy.
To zaczekaj!
Co?
Zaszczekaj. No, jak pies.
Nie umiem szczeka.
To nie dostaniesz.
A jak zaszczekam, to dostan?
Jak zaczekasz, to dostaniesz.
Bufetowy szczeka.
Zaszczekaem.
Jeszcze raz zaszczekaj.
Bufetowy szczeka raz jeszcze.
Masz mczyzna rzuca na bufet banknot.
To jest pi stw, a nie tysic.
Bo za sabo szczekasz. Jak zaszczekasz tak gono, eby cay pocig usysza, to dostaniesz jeszcze
piset zotych.
Bufetowy szczeka gono, dononie.
Masz mczyzna dorzuca piset zotych. Podzikuj adnie.
Dzikuj kania si bufetowy.
A wiesz, na co ci daem te pienidze?
Nie.
Kup za to wszystko kondomw.
Tak.
I za sobie na gow.
Dobrze.
Mczyzna wraca do stolika.
Daem mu tysic zotych szepcze wskazujc bufetowego.
Nie wierz mwi, cho doskonale widziaem ca scen.
To chod. On ci powie.
Podchodzimy do bufetu.
Ty! Prawda, e daem ci tysic zotych? mczyzna pyta bufetowego.
Co pan?! Ochla si i szuka zaczepki.
Ty psie! Daem ci tysica czy nie?!
Panie, zabierz go pan std! bufetowy patrzy w moj stron. Bo jak nie, to zawoam
konduktora i zaraz zrobi si porzdek.
Daem ci tysica czy nie?!
Pierdolnity?!
Nie?!
Odjeb si pan!
To ja ci zaraz rozpieprz ten cay majdan, psie! mczyzna apie butelk i rzuca ni w szyb
odgradzajc bufet od stolikw.
Szyba nie tucze si.
Przesta fiksowa! odcigam mczyzn na bok.
Widziae, e daem psu tysica?
Widziaem..
Odprowadzam mczyzn do stolika i wychodz z bufetu.

Z ksiki Du du du...
Znam wiele ksiek, ktrych nie da si przeczyta.
I prawie tyle samo
ksiek,
ktrych nie da si napisa.

Pamitasz, Nieobecna...?
Co ty waciwie robie przez ostatnie lata? zapytaa.
Pracowaem w rnych teatrach.
Jako kto?
Ooo! Dugo by o tym mwi... Byem gocem, maszynist sceny, konserwatorem dwigw,
magazynierem, kolporterem, bileterem, pracowaem w biurze obsugi widzw...
Takich jak ty przerywasz powinno si przyjmowa na studia bez egzaminw.
Niestety, ci, od ktrych to zaley, s innego zdania.
Ale w kocu udao ci si.
Tak, za pitym razem.
Cieszysz si chyba...
Ciesz, ciesz. Ale nie tak, jakbym cieszy si dwa czy trzy lata temu.
Tak to ju jest, Duecik, w tym piknym yciu, e to, na co bardzo czekamy, przychodzi na og
dopiero wtedy, gdy ju nam na tym nie zaley, albo zaley bardzo mao.

Boj si przeszoci zwierza si Wiktor.


Przeszoci?
Tak.
Ja, jeeli ju bym si ba, to raczej przyszoci. Bo co to, ba si czego, co ju mino i nie wrci?
A jednak boj si, Duet. Boj si tych wszystkich odpowiedzi, ktrych dotd nie znalazem, a ktre
mog pewnego dnia zeskoczy na mnie wszystkie naraz.
Pauza.
Boj si pamici o tych wszystkich ludziach, z ktrymi co mnie czyo, a z ktrymi rozdzielio
mnie milczenie.
Pauza.
Boj si siebie, ktrego nie znam.
Pauza.
Przedwczoraj, wczoraj, dzi, ktre mija, to koa tej samej rykszy, ktra wiezie mnie w jutro otwarte
na cztery spusty.
Pauza.
Boj si wielu sekund, godzin, dni i lat, ktre zwolniem z obowizku istnienia.
Pauza.
Boj si, e przeszo kiedy skoczy mi do pitej klepki.
Pauza.
Nie przesadzasz, Witu?
Nie, na pewno nie.
Pauza.
Chciabym dosta zaniku pamici. To najdoskonalsza forma zmartwychwstania.
Pauza.
Wyobra sobie! Budzisz si i nie ma przeszoci. Jeste nowo narodzony.
Bzdura, Witu.
Dlaczego?
No bo budzisz si i co?
I zaczynam y od nowa.
Bez przeszoci?
Bez.
No to teraz ty sobie wyobra... Budzisz si, wstajesz i co dalej?
Zaczynam y od nowa, mwi przecie.
To jest niemoliwe.
Dlaczego?
Nie masz gdzie i, nie jeste zwizany z adn instytucj, z adnym miejscem, z adnym
czowiekiem...

Posuchaj, Nieobecna...
Byem lepy.
Nie widziaem niczego. Kompletnie. Ani przeszoci, ani teraniejszoci, ani przyszoci.. Poruszaem
si jak biedronka. Intuicyjnie. Zdolny byem, tak jak i ona, do wzlotw. Ale tylko na chwil. Pniej
znw kroczek po kroczku. I niekoniecznie do przodu...

Z ksiki Du du du...
Co maj zrobi ci, ktrym nie wystarcza pi zmysw?
zapyta mnie kto w licie,
ale nie wiem kto,
bo wszystkie listy spaliem.
Pamitasz, Nieobecna...?
Co mi si zdaje, e po tej mioci to nawet aoby nie bd nosia powiedziaa.

Kartka pocztowa od Pierwszej.


Duet!
Jestem ju bardzo zmczona.
Przed chwil odszed ten, ktry mia do koca mierci. Nie, nie dlatego pisz, e on odszed. Po
prostu... Chciaabym by teraz z Tob...
Noc jest t por, kiedy myli wszystkich ludzi spotykaj si, wic moe jestemy teraz razem? Moe te
piset, pi tysicy, pi milionw kilometrw, ktre nas dzieli nic istnieje? Moe siedzisz nad
zapisan czyst kartk papieru i te nie potrafisz dogada si z listem, jak ja nie potrafi doj do
porozumienia z pisan wanie do Ciebie kartk...
Duet!
Dlaczego ja mam takiego zeza w yciu?!
Dlaczego jeszcze dobrze nie znajd, a ju zgubi?
Przepraszam, niby skd Ty to moesz wiedzie?
Duecik!
To nic, e pokcilimy si ostatnio. Zapomnij o tym, jeeli jeszcze nie zapomniae i jeeli potrafisz
zapomnie. Wyrzuciam Ci, czy to Ty mnie wyrzucie nie pamitam... Wiem tylko, e to nie byo bez
sensu.
Zreszt przecie i Ty wiesz, e wszystko, co w yciu najpikniejsze i najwartociowsze, rodzi si z
niepokoju, z niezgody na ycie, z niezgody na niezgod.
Duet!
Plcz mi si ju linijki i myli wic kocz.
Jeeli moesz, to przyjed. Ta pieprzona wiosna dobije mnie.
Chciaabym, eby by teraz przy mnie. Zaparzylibymy gorcej herbaty... Ech!

Posuchaj, Nieobecna...
Gdy byem sam, bardzo czsto budziem si w nocy.
Sigaem wtedy po krzeseko, na ktrym wieczorem ukadaem ciasto, cukierki, wod mineraln i
papierosy.
Wycigaem rk, braem co, co mi si nawino i z zamknitymi oczami jadem, piem lub paliem
w zalenoci od tego, co signem.
Byle nie myle.
Zje, wypi albo wypali i zasn.

Wiktor:
Chandra! Chandra!! I jeszcze raz chandra!!!
Pauza.
Witu, masz chwil czasu?
Mam, A bo co?
To usid. Chciaem z tob porozmawia.
Wiktor opada na fotel.
No?
Nigdy z tob o tym nie rozmawiaem, sam nie wiem dlaczego...
Gadaj do rzeczy! niecierpliwi si Wiktor.
Ju. Delikatnie mwic, coraz czciej wkurzasz mnie... Wkurzasz mnie, bo robisz z siebie pajaca.
Chlasz, wymylasz jakie niestworzone teorie, jednym sowem robisz wszystko, eby tylko niepokoi t
swoj biedn mzgownic. Zamiast zaj si czym konkretnym i poytecznym, to ty zajmujesz si
pierdoami w rodzaju: jak by tu wykoczy ludzko?! To jest, oczywicie, twoja sprawa... Ale proba
na przyszo: nie mieszaj mnie w to, dobrze?
Dobrze odpowiada speszony.
Wstaj.
Ty mylisz, e ja to nie mam swoich problemw? Powanych problemw! Ale ja nie jestem baba.
Ja nie wywlekam tego na wierzch. Ja nie zawracam innym dupy.
Dobrze, e to wszystko powiedziae. Bardzo dobrze. Ale teraz ty posuchaj mnie przez chwil...
Oczywicie zdaj sobie spraw, e ty te masz problemy. I wiem, e rozwizujesz je we wasnym
zakresie. A wiesz dlaczego?
Co dlaczego?
No, dlaczego tobie udaje si zachowa opanowanie, a mnie nie?
No?
Bo jeste prymityw.
Co?!
Jeste prymityw. Najnormalniejszy prymityw...
Witu! Witu Nigdy jeszcze si nie gniewalimy, ale jak tak dalej...
Posuchaj przerywa Wiktor. Jeste prymityw i nic na to nie poradz. Ani ja, ani ty. Ja, co
najwyej, mog ci wyjani, dlaczego tak o tobie myl, chcesz?
Prosz.
opatologicznie. Dlaczego jeste prymityw? Bo prymitywnie mylisz... A dlaczego prymitywnie
mylisz? Bo prymitywnie czujesz. A dlaczego prymitywnie czujesz? Bo masz prymitywne receptory. A
dlaczego masz prymitywne receptory? Bo ich nigdy nie zmuszae do...
Skocz ju t wyliczank!
A wic do rzeczy: twj system wiatopogldowy opiera si na dwch tylko wartociach. Biae i
czarne. Nie znasz niczego takiego jak pprawdy, ptony, niuanse... Dla ciebie: jest albo nie ma. To
jedna sprawa, podstawowa. Druga sprawa; twoje chamstwo mylowe doszo ju do tego, e prbujesz na
si, wulgarnie nada sens najoczywistszym nawet bzdurom. Kiedy nazywao si to na chopski rozum
i byo nawet niezym systemem wartociowania, Ale dzisiaj na chopski rozum mona zbudowa co
najwyej wychodek albo obor, ale nie dom... Ale ty tego nie kapujesz. Ty nadal chciaby poj
wszystko rozumem. A tu nie daje rady. Wic pojmujesz na si... Wmawiasz sobie i otoczeniu, e
wszystko ma sens. Bo dla ciebie wszystko, co jest, ma sens. Tylko dlatego, e jest. Bo mylisz, e gdyby
co nie miao sensu, to by tego czego po prostu nie byo. W gowie ci si nie mieci, e moe istnie co
bezsensownego, co, czego w aden sposb nie pojmie si rozumem. Co, czego istnienia nie da si
uzasadni, co niepotrzebnego, nielogicznego, ale interesujcego, obecnego. Odrzucasz wszystko, czego
nie rozumiesz, co nie mieci si w twojej gowie...
A jakie ty masz, kurwagoma, prawo, eby mwi o mnie w ten sposb?! Co ty w ogle wiesz o
mnie?! Jakie masz pojcie o tym, co ja naprawd myl?! Ty...!

Z ksiki Du du du...
Chcieli mi wytumaczy wszystko
Freudem i moim yciorysem.
Problem w tym,
e nie mieli pojcia ani o Freudzie,
ani o mojej przeszoci.

Pamitasz, Nieobecna...?
Pod koniec kadego tygodnia zabieraem ci na jednodniowe, zwariowane wycieczki za miasto.
Kupowalimy bilety do obojtnie jakiej miejscowoci, wsiadalimy do obojtnie jakiego pocigu i
wysiadalimy na obojtnie jakiej stacji. Czsto musielimy udawa przed konduktorami, ktrzy
stwierdzali niezgodno trasy wypisanej na bilecie z t, na ktrej si znajdowalimy, e jestemy par
nierozgarnitych ludzikw, ktrzy po raz pierwszy w yciu jad pocigiem. Konduktorzy tumaczyli nam
wtedy cierpliwie i z litoci w gosie, gdzie powinnimy wysi i w jaki sposb moemy dosta si do
stacji, ktra figurowaa na bilecie jako docelowa.
A my?
Guzik nas obchodzio, gdzie i kiedy wysidziemy. Czasem stacja, na ktrej wysiadalimy, bya malutk
wsi z dziuraw poczekalni i zamknit kas. A czasem ldowalimy na wikszych stacyjkach, z
cudownymi bufetami, za ktrymi tuste, wiejskie dziewczyny sprzedaway stare kotlety mielone, ciep
oranad i roztopione czekolady.

Dzwoni do Moniki.
Sucham? poznaj jej gos.
Jeeestem!
To wspaniale! A kto mwi?
Duet.
Kocham ci! Jak si umwimy?
O czwartej na dworcu.
Dopiero o czwartej?
Przecie ju jest wp do...

Z ksiki Du du du...
Miaem przeczucie, e tego dnia noc nie nadejdzie.

Posuchaj, Nieobecna...
Najgorsze byy te noce, gdy siedziaem w twoim mieszkaniu nie wiedzc, gdzie jeste i kiedy
wrcisz... Bo ani nie spa, ani spa nie potrafiem. Wychodziem wtedy z domu. Wychodziem, cho
nie wiedzc dlaczego coraz bardziej baem si tego przekltego miasta. Tyle niedobrych myli
nawiedzao mnie wanie tu... Kiedy wczyem si po peryferyjnych dzielnicach, to krcio mi si w
gowie. Rakowiay ostatnie drzewa. Popielata, rzadka trawa brudzia buty... Przy jezdniach leay
szcztki rozkadajcych si psw i kotw, pozabijanych przez samochody. wiata latar zdychay w
mrokach nocy!

Noc.
Wiktor budzi si z krzykiem.
Co si stao? pytam.
Nie wiem. nio mi si co strasznego.
Co?
Czekaj, czekaj... Zaraz sobie przypomn.
Pauza.
Ju wiem! nio mi si, e yj.

Z ksiki Du du du...
Z nadgryzionego jabka wyjrza biao-brzowy robaczek, rozejrza si i skry z powrotem w miszu.

Bezdomno, Nieobecna...
A co to za bezdomno, jak si ma dwa domy? mogaby zapyta. Ale nie miaaby racji. Bo
musiao co w tym by, e majc dwa domy wybieraem bulwary nad Sekwan, a majc niezliczon
liczb tapczanw ze wieutk pociel i jakiem pod gow decydowaem si na wykolawione
awki.
Moe to bya, Nieobecna, bezdomno wewntrzna...?

Otwieraj si okna...
wit po nocy przed pierwsz spowiedzi.
Jam jest Pan Bg twj, ktrym ci wywid z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
Jeste! mwi trzymajc gow pod pierzyn.
Nie bdziesz mia bogw cudzych przede mn.
Nie bd!
Nie bdziesz bra imienia Pana Boga twego nadaremno.
Nie bd!
Pamitaj, aby dzie wity wici.
Pamitam!
Czcij ojca swego i matk swoj, aby dugo y i dobrze ci si powodzio na ziemi.
Bd czci!
Nie zabijaj.
Nie bd zabija!
Nie cudzo.
Nie bd... Co to znaczy cudzo? Zapomniaem. Ale nie bd cudzooy.
Nie kradnij.
Nie bd krad!
Nie mw faszywego wiadectwa przeciw bliniemu swemu.
Nie bd faszowa wiadectwa bliniego swego!
Nie podaj ony bliniego swego.
Nie bd poda ony bliniego swego!
Ani adnej rzeczy, ktra jego jest.
Ani adnej rzeczy, ktra jego jest...
Pauza.
Jest jeden Bg.
Jeden!
Bg jest sdzi sprawiedliwym, ktry za dobre wynagradza, a za ze karze.
Jest!
S trzy Osoby Boskie: Bg Ojciec, Syn Boy i Duch wity.
S!
Syn Boy sta si czowiekiem i umar na krzyu dla naszego zbawienia.
aska Boska jest do zbawienia koniecznie potrzebna.
Dusza ludzka jest niemiertelna.

Pamitasz, Nieobecna...?
W twoim mieszkaniu nie zdarzyo si nic, co chciabym przey jeszcze raz powiedziaem ci
kiedy w momencie szczeglnej zoci.
Przecie w kadej chwili moesz si wyprowadzi odpowiedziaa rwnie w uniesieniu.
I po chwili:
A czy w ogle w twoim yciu zdarzyo si co, co chciaby powtrnie przey?

Otwieraj si okna...
Id na spotkanie z modym poet.
Mody poeta spnia si p godziny.
Pijany jakie to banalne! w osiem stron wiata.
Pisz przeciw mierci! mwi mody poeta. Gdyby nie mier, nie bybym poet...
Trzs mu si rce.
O czym ja to mwiem? pyta.
Pauza.
Aha! Wic pisz przeciw mierci.
Zapala fajk.
O czym to ja mwiem?
Pauza.
Aha! Wic pisz przeciw mierci! Co trzeba robi midzy pierwsz a drug dat... Pierwsz ju
znam. Druga... To moe ja co przeczytam.
Mody poeta grzebie w rozklekotanej torbie.
Cholera! Zapomniaem!
Pauza.
To moe ja co z pamici...
Mody poeta bekocze kilka niezrozumiaych sw.
Pauza.
Ja bardzo przepraszam! Ale po trzewemu nie potrafi, nie mam odwagi pisa o mierci. Ani pisa,
ani czyta.
Mody poeta przypala fajk.
O czym to ja mwiem?
Pauza.
Aha! Wic pisz przeciw mierci!
Pauza.
Mody poeta wkada rk do kieszeni i wyjmuje kilkanacie pogniecionych kartek.
Ooo! Co mam! Znalazem!
Pauza.
Przeczytasz? mody poeta pyta siedzc obok dziewczyn.
Dziewczyna przyglda si przez chwil tekstom, wstaje i czyta:

jeszcze bdziemy
rozmawia z Hemingwayem
w ciasnych izolatkach
psychiatrycznych szpitali

jeszcze bdziemy
wchodzi na cokoy
opuszczane pospiesznie
przez gipsowe kuky

jeszcze bdziemy
ucieka do schronw
na widok zorzy

jeszcze bdziemy
spotyka ludzi
dla ktrych warto byo
nie zawisn na gazi

jeszcze bdziemy
szuka sensu ycia
w kropelkach deszczu

jeszcze bdziemy
z pian na ustach
zdobywa fortece
biaych motyli

jeszcze bdziemy
zbiera okruszki ziemi
by im przyprawi
zote aureole

jeszcze bdziemy
budowa drzewom
mauzolea

jeszcze bdziemy
traci zmysy
na widok
normalnych ludzi
jeszcze bdziemy
walczy
aby nie zgin

i gin
aby nie walczy

Burza.
Wiktor dry.
Boisz si burzy? pytam.
Boj.
Burza to wiato. Wic boisz si wiata?
Dla ciebie burza to wiato, a dla mnie to huk, rozumiesz?

Z ksiki Du du du
Wszyscy ludzie potrzebuj oparcia.
Sabi, eby nie uton, a silni, eby nie wypa z orbity.

Co jest, Wiktor? pytam, syszc szelest pantofli.


Nic, Duet. Nic
Spogldam na Wiktora; jest ubrany, koczy naciganie swetra.
Gdzie chcesz i?
Musz wyj.
Jest czwarta rano.
Przepraszam, e ci obudziem.
Gdzie chcesz i, pytam?!
Naszo mnie jakie kurewstwo... Musz wyj z mieszkania.
Siadam na ku.
Warto to, Witu?
Co?
Z ciepego ka w mrok? Ktry to ju raz...?
Dobrze, e jeste, Duet sysz z przedpokoju gos Wiktora, a po chwili delikatne trzanicie
drzwiami.

Pamitasz, Nieobecna...?
Jutro przyjeda Roman.
Pamitam...
Pauza.
To co, zostawisz nas na dwa dni?
Po co pytasz? Przecie nie mam innego wyjcia.
Jeeli sprawia ci to kopot, to ja mog jecha do niego.
Nie.
Zebraem najpotrzebniejsze rzeczy i podszedem do drzwi.
Ju chcesz i?
Tak.
Przecie to dopiero jutro...
To nic, wol odej teraz.
Jak chcesz.
Cze.
Przecie nie moemy si tak rozsta powiedziaa podchodzc do drzwi.
A jak?
Pocaowaa mnie.
Nie martw si. Wszystko bdzie dobrze.
Aha.
No, rozchmurz si. Nie zrobi niczego zego...
A co mogaby zrobi?
Pewnie bym co moga... Ale nie zrobi.

Z ksiki Du du du...
Pita rocznica mierci Ewy.
Czy mona kocha kogo kogo nie ma?

Wczam telewizor.
Kolejny odcinek programu wiat, ktry musi zagin.
Witam pastwa, Dzie dobry panu. Tematem dzisiejszego spotkania bd osawione ju, a jednak
wci tajemnicze czarne dziury. Czy mgby pan przybliy nieco telewidzom ten problem?
Oczywicie. Spraw najwaniejsz w tej caej historii jest pytanie, czy znajdujemy si na takiej
orbicie, ktra moe kolidowa z torem czarnej dziury. Naukowcy zlokalizowali ju kilka obiektw, ktre
s prawdopodobnie olbrzymich rozmiarw czarnymi dziurami... Widz, e zmartwi si pan nieco.
Tak, to co pan mwi, nie brzmi optymistycznie.
Niesusznie si pan niepokoi, gdy owe czarne dziury oddalone s od nas tak bardzo, e
ewentualno kolizji moe by brana pod uwag za co najmniej kilka milionw lat.
Pocieszy mnie pan nieco. A czy moliwe jest istnienie maych czarnych dziur?
Tak. Cz naukowcw jest zdania, e ogromna wikszo czarnych dziur to obiekty mae, by nie
powiedzie mikroskopijne. S to dziury porwnywalne z rozmiarami atomu.
Czy w obecnej chwili naukowcy s w stanie precyzyjnie okreli miejsca, nazwijmy to,
zamieszkania czarnych dziur?
Nie, w tej chwili nie dysponujemy takimi rodkami, ktre by umoliwiay przeprowadzenie tego
rodzaju bada. Nie moemy wic stwierdzi, czy w naszym Ukadzie Sonecznym istniej takie dziury.
Z tego co mi wiadomo znany jest przypadek odwiedzenia Ziemi przez czarn dziur.
Myli pan o roku 1908?
Tak.
To bya waciwie mikrodziura, jeeli w ogle bya. Zdarzyo si to w tajdze syberyjskiej, gdzie na
przestrzeni wielu setek kilometrw powalone zostay wiekowe drzewa.
Czy...
Wiktor podnosi si z fotela, apie pust butelk po oranadzie i rzuca ni w telewizor. Rozpryskujcy
si ekran podrywa mnie z fotela.
Zapala si dywan.
Przynosz wiadro wody.
Odcinam dopyw prdu.
Po kilkunastu sekundach gasz poar.

Boli mnie zb, mam katar mwi Wiktor unoszc si na ku i sigajc po chusteczk.
Brae wieczorem lekarstwa?
Od tygodnia leje w tym parszywym miecie deszcz Wiktor nie odpowiada na moje pytanie.
Lekarstwa brae?!
I wiesz co, Duet?! Chce mi si y! Chce mi si y, jak cholera!
Wiktor wstaje z ka i unosi praw rk do gry.
Jak to si dzieje, Duet? Przerwaem studia, mam gorczk, boli mnie gowa, zapltaem si w
kilkanacie niemoebnie skomplikowanych spraw... I powiedz mi, skd ta niewymowna euforia?!
Pauza.
Pikne jest ycie na tym najokrutniejszym ze wiatw, Duet! Pikne jest ycie...

Z ksiki Du du du
DAWID
Mj byy
przyjaciel.
Wyksztacenie wysze.
Humanistyczne.
Najpierw mieli i w dwudziestu czterech.
Pniej w dwunastu.
Poszed sam.
Chcia i bez tlenu,
ale ktrej nocy doszed do wniosku,
e nieoddychanie jest nieludzkie.
Na Everest wchodzi
dwanacie lat.
Nie wiem, jak std zej to byy jego ostatnie sowa, ktre odtworzono trzy lata pniej z tamy
magnetofonowej znalezionej przy jego zwokach.

Posuchaj, Nieobecna...
T noc spdziem nad Sekwan.
Gdy si obudziem, moj pierwsz reakcj by krzyk.
Jaki dzisiaj jest dzie?
Nikt nie odpowiedzia.
Zwlokem si z awki, gwatownym ruchem otrzepaem ubranie i ruszyem pod most.
Szarpnem pierwszego z brzegu mczyzn.
Jaki dzisiaj jest dzie!
...ebit ...oja ...a! wybekota przez sen. Czego, luju, czepiasz porzondnych ludzi?!
Odszedem na bok i potrzsnem drugim mczyzn.
Jaki dzisiaj jest dzie?
Facet przetar oczy, popatrzy w niebo i odpowiedzia:
Poniedziaek.
Bogu niech bd dziki! krzyknem i pobiegem na brzeg Sekwany.
Pooyem si i napiem wody.
Wrciem pod most.
Kto pije?! krzyknem.
Byskawicznie unioso si kilka gw.
Wyjem tysic zotych.
Wszyscy pijemy! Dzisiaj jest moje wito!
Jakie wito? wykrztusi najbliej lecy mczyzna.
Poniedziaek!

Pamitasz, Nieobecna...?
Pokcilimy si z mojej winy.
Wiedziaem, e nie mam racji, a baem przyzna si do tego.
Gdy nazwaem ci dziwk, wybiega z mieszkania. Przeszedem do przedpokoju.
Spojrzaem w lustro.
Zamknem oczy i uderzyem si w twarz.
Potem drugi raz mocniej.
Otworzyem oczy.
Zaczem okada si tak mocno, e popyna mi krew z nosa, a oczy podkryy si fioletem.
Wczogaem si pod dywan i zaczem wy.

Monika przysza, a moe i przybiega na spotkanie wyjtkowo rozpromieniona.


Mam dla ciebie niespodziank szepcze.
Pod tytuem?
Pokj w Pochmurnej.
To co, jedziemy?
Jedziemy!
Pauza.
Bdziesz pikna mwi Monice ju w pocigu.
Bd?!
Tak, bdziesz.
Kiedy?
Jeszcze rok, dwa lata pustych doni i bdziesz pikna.
Pauza.
Jeszcze rok, dwa lata lku przed mierci i bdziesz pikna.
Pauza.
Na razie twoja twarz jest jak kawaek czystego ptna, ktremu dopiero malarz nada sens istnienia.
Pauza.
Mog ci o co prosi, Duet?
Oczywicie.
Daj spokj dzisiaj z takimi rozmowami, co?
Pauza.
Pokj czterdzieci osiem recepcjonista podaje nam klucz.
Ten sam, co ostatnio ze zoci mwi Monika.
Czapiemy na pierwsze pitro.
Wchodzimy do pokoju.
Rzucam torb i rozgldam si.
Szyba wprawiona, krzeso nowe, kafelki zaoone. Przy jednym tapczanie na malutkiej szafce stoi
radio, a przy drugim telefon.
Nie do wiary! Jest ciepa woda!
Schodzimy do restauracji.
Na stoliku le dwa jadospisy.
Zupy: pomidorowa, ogrkowa, jarzynowa, grochowa.
Brizol, stek, rumsztyk, kotlet schabowy, bigos, kurczak, dorsz, pyzy.
Albo pomylilimy hotel, albo...
...hotel nas pomyli dopowiadam.
Jemy kolacj.
Wracamy na gr.
Teraz pogadamy co nieco proponuj.
A jest o czym!
I jest z kim! Zacznijmy od twojego listu... zawieszam, gos.
Tak.
Napisaa, zdaje si, jaki list do mnie.
Napisaam.
Nie zrozumiaem go. Przyjed. Wszdzie tam, gdzie ci nie ma, jest mi ciebie za duo
powtarzam tre jej listu. Co chciaa przez to powiedzie?
Nic ponad to, co powiedziaam.
Nie baw si w dyplomatk.
O, Boe! Jeste mi potrzebny, po prostu.
No, no. A do czego jestem ci potrzebny?
Do czego?! Nie wiem, do czego! irytuje si Monika, podchodzi i kadzie si obok mnie.
Co zrobia po moim wyjciu?
Poszam za tob na dworzec.
To dlaczego si nie spotkalimy?
Bo nie doszam do dworca.
Ech, ty!
Co?
Dlaczego nie wesza na dworzec?
Sama nie wiem.
Szkoda. Wszystko mogoby si potoczy zupenie inaczej.
A ty nie moge wrci? Taki dumny si zrobie?
To nie bya duma.
A co?
Musiaem odej, eby nie popsu wszystkiego do koca. Moglibymy przecie w uniesieniu
powiedzie sobie co takiego, e powrt byby niemoliwy. A poza tym, przecie mnie wyrzucia...
Wyrzucia, wyrzucia...
A nie?
Nie po to ci wyrzucaam, eby odszed.
Jak ty to powiedziaa? Powtrz.
Nie!
Monika przysuwa si i cauje mnie.
Czy ty si kiedy oenisz?
Co znowu?!
Pytam, czy si kiedy oenisz?
Dlaczego to ci interesuje?
Ot, tak.
Nie wiem.
Dobrze ci samemu?
Nie jestem sam.
Masz kogo?
Oczywicie.
Jak dziewczyn?
Nie o tym mwi. Mam co innego.
Co?
Ooo! Wiele rzeczy. Nie wiesz, e jestem bogaczem?
Wic powiedz, co masz?
Hm... Wiejskie drogi i autostrady wielkich miast. Lasy, pocigi, dorok, gospody, kocioy...
I co jeszcze?
I to, co najwaniejsze nadziej.
Na co?
Na znalezienie czego waniejszego od mierci.
To ma wikszo ludzi.
Pauza.
I co masz jeszcze? pyta Monika.
To ju bardzo duo.
No, ale co masz jeszcze?
Co?
No? umiecha si Monika.
Aaa! Oczywicie. Mam jeszcze ciebie.
Nareszcie! Ju mylaam, e si w ogle nie licz.
Liczysz si, liczysz.
Dobrze mi tutaj mwi po chwili Monika.
I mnie te.
Ciepo.
Wygodnie.
Nikt nie przyjdzie.
Drugi czowiek obok.
Mog mwi, ale mog te milcze.
Cicho...
Cicho tam, w rodku.
Ani cienia myli o mierci.
Czy mam w tym jaki udzia, e jest ci dobrze? pytam.
Oczywicie. Dobrze mi przede wszystkim dziki twojej obecnoci... Wanie dzisiaj jeste mi
najbardziej potrzebny. Siedziaam w pracy i od rana mylaam: eby tak dzisiaj przyjecha, eby tak
dzisiaj przyjecha... I przyjechae!
A nie byo tak przypadkiem, e codziennie powtarzaa: eby tak dzisiaj przyjecha... I w kocu
trafia.
O, jeste zarozumiay. Ale nie masz racji. Dopiero dzisiaj pragnam twojego przyjazdu tak
naprawd.
No i przyjechaem.
Przyjechae!
Pauza.
A co bdzie dalej z nami?
A co ma by?
To ja pytam. Jutro wyjad i...?
Nie wiem.
Mcz mnie te spotkania.
Z mojej winy?
Nie. le mnie zrozumiaa. Chodzi mi o to, e ani ci mam, ani ci nie mam. Przyjedam raz na
tysic lat, chciabym o tylu sprawach z tob porozmawia... A jak przyjdzie co do czego, ta gaworzymy
sobie jak para rencistw.
A co, chciaby spotyka si ze mn czciej?
Nie wiem. Ale chyba tak, masz racj. Albo spotyka si czciej, albo wcale. Nie jeste mi
obojtna i dlatego...
A co by zrobi, gdybym zaproponowaa ci maestwo...?
Maestwo?
Aha.
Zapalam papierosa.
To zaley.
Od czego?
Czy twoja propozycja byaby serio czy buffo. Zamy, e powana.
Co to znaczy, zamy? Albo powanie, albo nie.
Wic powanie...
Co powanie? usiuj zmusi Monik do sprecyzowania pytania.
Proponuj ci maestwo. Powanie.
Dlaczego chcesz wyj wanie za mnie?
Trudno mi o tym mwi.
Sprbuj jednak.
Bo czuj si przy tobie tak, jak przy nikim innym. Wanie przy tobie zdarzaj mi si takie stany,
jakich dotd nie znaam, a nawet nie podejrzewaam, e co takiego moe w ogle istnie.
Na przykad?
Tylko przy tobie mog lee w drewnianym ku i nie myle: jakie ono podobne do trumny.
Pauza.
I co jeszcze?
Tylko przy tobie nie ma takich pnocy, e ani odej, ani by, e tylko mrok i mrok, i ciemno, e
miliony okien i adnego wyjcia.
Pauza.
Tylko przy tobie zdarzaj mi si takie kwadranse, w czasie ktrych nie myl o mierci.
Pauza.
Tylko przy tobie umieram wolniej...
Pauza.
Ciszej.
Pauza.
Po ludzku.
Pauza.
Pikne to wszystko, co powiedziaa, ale... Moe to kaprys? Dzisiaj chcesz, a jutro bdziesz
mylaa inaczej.
Nie, nie. Zastanawiaam si nad tym ju wczeniej...
I co? Jeste pewna, e chcesz tego naprawd?
Tak.
Pauza.
Jeste mi najbliszy kontynuuje Monika.
Najbliszy z najdalszych.
Nie. Nad nasz znajomoci, ju od samego pocztku, kry co, co mona nazwa... Nie wiem jak,
moe przeznaczeniem.
Dawno ju nie syszaem tego sowa.
Nie artuj. Pamitasz chyba, jak si poznalimy.
Pamitam.
Przecie to by przypadek. Przypadek do kwadratu. Ja wsiadam przypadkowo do tego wanie
pocigu, a ty z kolei si pomylie... Najpierw chciaam uciec z przedziau, a pniej...
Tak, jest w tym wszystkim co z przeznaczenia.
Wic?
Czy ty znasz mnie dobrze?
W ogle ci nie znam.
Wic.
Gdybym ci dobrze znaa, to maestwo nie miaoby sensu.
Moniko... Tak... Ale... podnosz si z tapczanu. Niech si dzieje wola pieka!
Kocham ci! Monika cauje mnie. Ruszaj si! Musimy to uczci!
Godzin ciszy?
Schodzimy do restauracji.
Kelner wyjtkowo szybko realizuje nasze zamwienie.
Musimy obgada kilka spraw.
lub?
lub lubem, ale chyba waniejsze, co pniej.
Mw.
Przede wszystkim powinnimy zagwarantowa sobie prawo do odejcia.
Co to znaczy?
No, jeeli ktre z nas bdzie chciao odej, to druga strona nie bdzie mu przeszkadza.
Jeszcze nie wzilimy lubu, a ty ju mwisz o rozstaniu.
Lepiej wszystko uzgodni wczeniej.
Nie zgadzam si! Dzisiaj ani sowa o rozstaniach, poegnaniach, mierci...
Jest jeszcze jedna sprawa...
No?
Ja nie mieszkam sam.
A z kim?
Z koleg.
No i co z tego?
No... Ja nie mog go... On musi mieszka z nami...
Gdzie?! W jednym pokoju?!
Moe spa w kuchni.
Przecie do twojej kuchni nie wejdzie nawet krzeso, a co dopiero ko.
To nie wiem gdzie. Moe w azience, moe na balkonie... Nie wiem.
Nie wygupiaj si, Duet.
Nie wygupiam si.
Wic on jest waniejszy dla ciebie ni ja?!
Nie o to chodzi.
Pauza.
Dobrze, porozmawiamy o tym pniej.

Z ksiki Du, du, du...


Spojrzaem w lustro.
Ono podobno mwi czasem prawd.
Po drugiej stronie sta jaki mczyzna.
To nie jestem ja powiedziaem do tego z naprzeciwka.
Rusza ustami rwnoczenie ze mn.
To nie jestem ja! powtrzyem.
To nie jestem ja! echowa ten drugi.
Nie wytrzymaem i palnem pici w lustro.
Lustro Wiede 1915 hebanowa rama wysoko 180 kupione przez mojego dziadka w dniu
podpisania Traktatu Wersalskiego zakolebao si.
To nie jestem ja.
To nie jestem ja.
Zwtpiem.
Przecie tysice razy ogldaem si w rnych rnistych lustrach, nawet nago si ogldaem i
wiem, e to nie jestem ja, tam po drugiej stronie.
Ten z naprzeciwka powtarza jota w jot.
Przecie chyba wiem, jak wygldam!
Przecie chyba wiem, jak wygldam!
Zapaliem papierosa.
Suchaj, stary! Nie przyznaj si do ciebie, ale nie dlatego, ebym si wstydzi czy co w tym
rodzaju. Jeste przystojny, urodziwy, na pewno inteligentny i mdry, ale mi chodzi po prostu o zwyky
porzdek i o prawd.
Gdy ten drugi koczy mwi razem ze mn, zaczem wali w lustro, czym popado.
Ono jednak, jak gdyby nigdy nic, stao niewzruszone; nawet nie zachwiao si.
Zbiegem do piwnicy po siekier.
Waliem z caej siy.
Gdy udao mi si w kocu trafi tamtego drugiego w eb, poczuem na swojej gowie guza.
Jeszcze z kwadrans zmagaem si z lustrem, a w ktrym momencie tamten przytrzyma mi siekier i
powiedzia:
Powiniene wiedzie, gbie, e nie mona popeni samobjstwa patrzc w lustro!

Pamitasz, Nieobecna...?
Wiesz, co mi przypomina nasza mio? zapytaa.
No?
Kostk lodu rzucon na rozpalon blach pieca; topnieje na naszych oczach, a my nic nie potrafimy
zrobi.
Skd to znasz?
Co?
To porwnanie z kostk lodu.
Wymyliam.
Kamiesz. Ja ju to syszaem kiedy od kogo innego.
Naprawd wymyliam to przed chwil.

Wiktor:
Co by zrobi, gdyby mia duo, duo forsy?
Nie wiem. Moe skombinowabym dorok, a moe
Ja przerywa Wiktor kupibym jak bezludn wysp i zaoybym now cywilizacj, ktra z
czasem zawadnaby ca ziemi.

Pamitasz, Nieobecna...?
Pomoesz mi? zapytaa.
W czym? I w jaki sposb?
Chciaabym, eby zawsze by taki jak teraz.
To znaczy jaki?
Po prostu taki jak teraz.
Masz to u mnie!
To dziwne, ale tylko przy tobie odczuwam co, czego bez powodzenia szukaam do tej pory.
A co to jest?
Spokj wewntrzny. To dla mnie jedyne kryterium. Jeeli zdarzy mi si osign przy kim spokj
wewntrzny, to wwczas z tym kim zostaj. Dopty, dopki ten spokj nie zniknie.

Pamitasz, Nieobecna...?
Jeszcze nikt dobrze nie wyszed na mioci do mnie powiedziaa.
A czy w ogle na mioci mona wyj dobrze?
Nie wiem. Ostrzegam ci tylko.

Od kogo ja zale? pyta Wiktor.


Co?
Zastanawiam si, od kogo ja zale? Tylko od siebie?
Nie wiem, Witu.
Nie, nie od siebie. Gdybym zalea od siebie, to nie zaskakiwabym si raz po raz swoim
postpowaniem. Czsto dabym gow, e to nie ja chciaem powiedzie to, co powiedziaem, zrobi tak,
jak zrobiem, i tam, gdzie poszedem.
Wic moe zaleysz od otoczenia?
Te nie.
Dlaczego?
Bo bardzo rzadko mi si zdarza, ebym uleg czyjemu sdowi, czyjej radzie, wskazwce.
Wic od kogo zaleysz?
Hm, czyby to by dowd na istnienie Boga?

Posuchaj, Nieobecna...
Pamitaj, e jeeli ju kto komu robi ask w naszym ukadzie, to ja tobie... Kocha si we mnie
trzy czwarte Szkoy Aktorskiej. Na jedno skinienie palcem poleci kady, ktrego zechc... Pamitaj o tym.
I co z tego? Co z tego, e kocha si w tobie trzy czwarte czy nawet caa Szkoa Aktorska?
Sam sobie odpowiedz na to pytanie.

Z ksiki Du du du...
Bardzo piknie mi si yo, kiedy postanowiem nie y.
adna troska.
adne zmartwienie.
adne nieszczcie nie byo w stanie mnie zmartwi ani tym bardziej zaama.
du du du
du du du
du du du
Najlepiej jest ustali dat konkretn.
Dzie albo i por dnia.
Aaaaa!
Jake piknie si wtedy yje!

Wiktor:
Zawsze fascynowa mnie ogie, jasno... Ju jako dziecko lubiem pali zapaki i gapi si w
pomie. Potrafiem patrzy tak natarczywie, e niejednokrotnie parzyem sobie palce... Ale widok ognia
by tak podniecajcy, e zapominaem o blu.

Posuchaj, Nieobecna...
By wieczr.
Deszczowy, mglisty wieczr.
Czekaem na ciebie w mieszkaniu, spniaa si. Podszedem do okna; nadjecha wanie ostatni
autobus.
Wrd tumu pasaerw bya i ty.
Nagle usyszaem zgrzyt; jaka ciarwka uderzya w autobus.
W chwil pniej krzyk kobiet.
Widziaem, widziaem wyranie, e leysz na ziemi. Klknem pod oknem.
Klknem pod oknem i zaczem modli si, eby to na pewno bya ty i eby nie ya.
Poczuem wielk ulg.
Po kilku minutach usyszaem dzwonek.
Byem przekonany, e kto sprawdzi twoje dokumenty i przyszed zawiadomi rodzin o mierci.
Otworzyem drzwi...
Staa, lekko przestraszona, z ukrytym gboko umiechem.
Boe! westchna. Ale kraksa!
Mwia co jeszcze, ale niczego nie syszaem.
Przez moment wahaem si, czy nie kaza ci wrci na przystanek i umrze.
Przecie ty nie yjesz szepnem.
Co mwisz? zapytaa zdejmujc buty.
e zaraz zrobi kolacj odpowiedziaem idc do kuchni.

Z ksiki Du du du...
Najgorzej,
kiedy z kim rozmawiam.
A rozmowa jest akurat wana, nie bez sensu.
Najgorzej
bo wtedy czsto mi si zdarza
(ostatnio coraz czciej),
e nie sysz, co ten kto do mnie mwi.
To znaczy sysz tylko pite przez dziesite.
Bo zakrztaj moj gow jakie wspomnienia,
ale to byoby jeszcze
p biedy.
Najgorzej, e na te wspomnienia
nakadaj si jeszcze
inne rzeczy jak na przykad
mylenie o przyszoci.
Wyobracie sobie:
kto mwi,
a ja rwnoczenie myl o tym
co byo, co jest i co bdzie.
To jak ja mam to zrobi?!
To czy to moja wina, e myli mi si o wszystkim naraz?!
Czy to moja...
du du du
du du du
du du du
Przepraszam za wyraenie,
bardzo przepraszam
ale burdel mi si w mzgu robi,
wielki baagan,
nieporzdek.

Monika budzi si pierwsza.


Duet
Co? pytam nie otwierajc oczu.
Kocham ci!
I dlatego, sadystko, budzisz mnie o sidmej rano?!
Dlatego!
pi! mwi nacigajc kodr na gow.
Musimy jecha do moich rodzicw.
W dalszym cigu chcesz wyj za mnie?
Jeszcze bardziej ni wczoraj.
O la, la, la!
To co, pojedziemy do mnie?
Aha.
Wypadaoby, eby twoi starzy te przyjechali.
Ja nie mam rodzicw.
Jak to nie masz?
Normalnie. Odeszli...
Dokd?
Nie wiem. Chyba szuka czego waniejszego od mierci...
Nie wygupiaj si. Przecie ich znam.
Skoczmy ju ten temat, tak mwi, e nie mam, to znaczy, e nie mam.
Rozumiem. Oni mogliby si nie zgodzi na lub.
Tak.
Ale do mnie pojedziemy dzisiaj?
Pojedziemy.
O ktrej?
Zaraz mwi wsuwajc gow pod poduszk.

Wiktor:
Czasem czuj si, jak gdybym by jednouszny, jednooczny, psercowy... Wszystko mnie mija, yj
tylko poow siebie. A czasem znw jestem wielouszny, wielooczny, wielosercowy; po prostu nie
mieszcz siebie w sobie.

Z ksiki Du du du
Zdarzaj mi si czasem
(ostatnio coraz czciej)
dni-koszmarki.
Dwa miesice temu,
w maju, na Nowym wiecie.
Wyobracie sobie,
mwiy do mnie samochody.
Tak.
Wykrzykiway moje imi.
Pocztkowo dawaem si na to zapa.
Bo wyobracie sobie taki Nowy wiat,
tysice samochodw,
a kady:
Jarek!
Jarek!!
Jarek!!!
To ja nic innego nie robiem, tylko ogldaem si.
Pniej, cho wzyway mnie rwnie gono, przestaem si oglda.
Udawaem po prostu, e nie sysz.
I szedem spokojnie
dalej.
Jak gdyby nigdy nic.
Wsiadem do autobusu,
180.
Na Sadyb.
Ale nie dojechaem.
Midzy witokrzysk a Metropolem
zaczli we mnie rzuca
biletami.
Jeden bilet trafi mnie w oko.
Zaczo zawi i musiaem wysi.
Do domu powlokem si pieszo.
Trzy, cztery, a moe i pi godzin szedem.
Ale co tam?!
Przynajmniej bezpiecznie...
du du du
du du du
du du du

Pamitasz, Nieobecna...?
Ktrego niedzielnego popoudnia wybralimy si z Ank lekark do kawiarni. Siedzielimy na tarasie,
zamwilimy kaw i gaworzylimy o jakiej tam sprawie. Wkrtce podszed do naszego stolika
mczyzna.
Przepraszam, mona? zapyta nad wyraz grzecznie, wskazujc wolne krzeso.
Prosz odpowiedzielimy rwnoczenie.
Staruszek usiad.
Przepraszam, czy pani moe mnie poznaje? zapyta znienacka Ank.
Nie.
Mczyzna wymieni swoje nazwisko.
Pani jest lekark, prawda?
Tak potwierdzia Anka.
Ja przepraszam, e tak obcesowo, ale... Leczyem si u pani trzy lata temu.
A co to byo?
Niby odek powiedzia tajemniczo mczyzna.
Dlaczego niby? zdziwia si Anka.
Przynajmniej pani by moga nie udawa
Nie rozumiem.
Pani dobrze wie, o czym mwi. Ale prosz si nie krpowa, ja te wiem...
Co pan wie? spytaa Anka znudzona rozmow.
Wszystko wiem! Teraz ju wszystko wiem...
To znaczy?
By moe pani nie pamita. A moe nie chce pani pamita... Zreszt teraz to ju nie jest wane...
Przepraszam pana, ale nie mamy zbyt wiele czasu Anka uznaa rozmow za bezsensown i
wstaa od stolika.
Chwileczk! Mam do pani tylko jedno pytanie. Ale prosz, bagam o szczero...
Sucham.
Ile ja jeszcze mog y?
Prosz?
Ja rozumiem, e pani nie wolno mwi pacjentom o takich sprawach, ale mj przypadek jest
wyjtkowy. Ja postaram si zrewanowa pani...
Ale o co konkretnie panu chodzi? Niby skd ja mog wiedzie, ile pan bdzie y?
Przecie pani doskonale wie, e ja... e ja mam raka...
Pan, raka?
Oczywicie.
Na razie wiem tylko tyle, e ma pan nazbyt rozwinit fantazj i skonnoci masochistyczne...
Przypominam sobie, e rzeczywicie leczy si pan u mnie kilka lat temu. To byo owrzodzenie odka.
Ale ju wtedy twierdzi pan, e to rak.
Wic to jest, wedug pani, masochizm?
Oczywicie. Znca si pan nad sob ju tyle lat... I to z powodu niewielkiego owrzodzenia.
To jest wasz elazny numer! odek... Mojemu przyjacielowi te mwili, e odek... I w dwa
miesice pojecha do piachu!
Pauza.
Bd z pani szczery kontynuowa mczyzna. Mam pewne powane sprawy do zaatwienia.
Nie chciabym, eby moja mier uniemoliwia to... S to historie materialne. Uzbiera czowiek przez
cale ycie troch gotwki. Sama pani rozumie...
A skd ma pan te podejrzenia co do raka?
To nie s podejrzenia. Ja mam pewno. Sprawa jest oczywista. Ostatnia moja operacja trwaa p
godziny. Rozkroili, zobaczyli, e nie ma czego ratowa i zaszyli z powrotem...
Przez chwil milczelimy.
Prosz pana... Niech pan mi wierzy, e nie ma pan raka. A poza tym jestemy ju spnieni, musimy
i... Przepraszamy i do zobaczenia.
Mwi pani, e nie mam raka? zapyta staruszek, gdy odeszlimy ju od stolika.
Oczywicie, e nie! Bdzie pan y jeszcze wiele, wiele lat! Do zobaczenia!
Dzikuj! Do widzenia!
On jest naprawd zdrowy? Nie ma raka? zapytaem, gdy bylimy ju daleko od kawiarni.
Anka udaa, e mnie nie syszy.

Wiktor:
Wiesz, ja chyba zaczynam dojrzewa.
Wczenie miej si.
Chodzi mi o stosunek do mierci... Do niedawna jeszcze nie mogem uwierzy, e mona pogodzi
si ze mierci, e mona myle o niej bez dreszczy, nie mwic ju o torsjach. A teraz coraz czciej
moja wasna mier nie wywouje na mnie adnego wraenia. Normalnieje... A jeeli nawet ju mnie
niepokoi, to tylko mier kogo bliskiego, na przykad twoja mier, Duet... Myl, e teraz mgbym
nawet odda ycie za jak, wan oczywicie, spraw. A do tej pory wydawao mi si, e nie ma i by
nie moe takiej sprawy, dla ktrej warto by powici ycie... Czy to nie jest jaki objaw dojrzewania?

Z ksiki Du du du...
Pierwsza dziewczyna.
Waciwie pierwsza mio.
Cudem uniknem mierci.
Podtruwaa mnie.
Dosypywaa mi do kawy
cyjanku.
I wmuszaa we mnie t kaw.
Po pi, dziesi, dwadziecia filianek dziennie.
Wycofaem si
w ostatniej chwili.
Jeszcze dzie, dwa i byby ze mn koniec.
du du du
du du du
du du du
Nie miaem szczcia
do kobiet.
Jedna na wie, e j zdradzam,
podczya mi ciany
do prdu.
Chodziem jak...
Czego si nie dotknem,
to obrywaem prdem.
Doszo do tego, e wyprowadziem si na balkon
i za nic w wiecie
nie chciaem wraca do mieszkania.
Ale pniej i balkon podczya do prdu.
Nie miaem gdzie
mieszka.

Pamitasz, Nieobecna...?
Syszae o prawie mimikry? zapytaa.
Nie.
Polega ono na upodabnianiu si osobnika z jednego gatunku do osobnika innego gatunku.
Po co mi to mwisz?
Bo zauwayam, e przy tobie powoli zatracam osobowo, e coraz bardziej upodabniam si do
ciebie.
To le?
Nie wiem. Ja w kadym bd razie wolaabym pozosta taka, jaka jestem.

Z ksiki Du du du...
Mwi,
e strach ma wielkie oczy.
A ja mwi,
e strach
nie ma w ogle oczu.
Bo gdyby mia oczy,
to ja bym
mu te oczy
wasnymi rkami wyduba.
Ale on nie ma.
Nie ma adnych oczu.

Wiktor:
Zdaje si, e ju wiem, jak si umiera. Raz ju umieraem.
Eee.
Powanie... Nawali mi wyrostek. Usypiali mnie przed operacj. To byo wanie jak mier...
Najpierw dali mi gupiego Jasia... Przewanie po Jasiu czowiek robi si wesolutki. A ja odwrotnie;
wpadem w tak depresj, jakiej nigdy wczeniej nie znaem. Uciec z ka nie mogem, no bo jak, w
piamie? Zreszt bolao mnie wszystko, wyrostek by wykoczony. Gdybym nawet uciek, to mgbym
wykitowa... Przyjedaj po mnie do sali dwie stare, brzydkie pielgniarki. Wa na ajb i jedziemy.
Przed sal operacyjn czekamy p godziny... Ktem oka widz drug sal... Wycigaj jakiej facetce
strzpy wntrznoci. Nie wiem, prawda to czy zudzenie? W kocu kad mnie na stole... Czuj, jak mnie
do niego przywizuj. Kroplwka. Jak mask, czy cholera wie co, kad mi na pysk. Licz lampy...
Jedna, dwie, trzy... Powieki sklejaj mi si. Znw licz: jedna, dwie, trzy... I znw oczy mi si zamykaj.
Licz jeszcze kilka razy, ale nie mog doliczy do koca... I przez cay czas, od samego pocztku, od
wejcia do sali szpitalnej, ta kurewska myl: ju nie uciekn, nie mam ratunku. Musz, musz, musz
podda si operacji. Nie ma odwoania... Ju, ju za chwil. Nic mnie od tego nie uratuje. Nie ma
odwoania... Ju! Ju za chwil. Tak si chyba, Duet, umiera...

Posuchaj, Nieobecna...
Pny, sierpniowy wieczr.
Byem nad Sekwan.
Tym razem po ktni z tob. Poprosia mnie, abym zostawi ci na trzy dni sam. Zapytaem; dlaczego?
Nie prbowaa nawet kama. Odpowiedziaa od razu, e przyjedzie jaki twj kolega i bdzie chcia
zosta przez kilka dni.
Gdzie on bdzie spa? zapytaem.
Na materacu.
Podszedem do drzwi.
To jest kropka nad i... powiedziaem.
Aha odpowiedziaa w sposb tak naturalny, jakby spodziewaa si mojej reakcji od dawna.
Wic byem nad Sekwan, Nieobecna...
Byo w atmosferze tych cowieczornych, a waciwie conocnych sjest co takiego, co przytwierdzao
mnie do awek i pozwalao na kompletne zapomnienie o drczcych sprawach.
Nad brzegami Sekwany kryy stada komarw. Pod sklepieniem nieba gstniay brunatne chmury
Zapaliem papierosa, cho wcale nie chciao mi si pali. Ale musiaem co robi. Nieustannie. eby
nie myle. eby ani przez chwil nie spojrze prawdzie w twarz. A raczej w twarze, bo prawda, ktr
chciaem pozna, miaa ogrom twarzy. Dziesitki, setki twarzy. Miaa te jedn i przeogromn twarz; bya
ni bezsilno. Przeraajca. Wiedziaem, czuem, e le si dzieje, i nie potrafiem niczego zrobi. Nie
miaem wyjcia. Ot, po prostu nie miaem wyjcia. By moe wszystko to byo zudzeniem, by moe
istniao jakie rozwizanie, ale nie potrafiem go znale.
Podesza do mnie kobieta.
Jak chcesz, to pjd z tob.
Gdzie? zapytaem wyrwany z zamylenia.
Obojtnie.
Wyjem stare organki, ktre w dziecistwie dostaem od dziadka i zaczem gra jak przypadkow
melodi. W cigu kilku minut zebraa si wok nas spora grupa biesiadnikw.
Dobrze grasz! Pij! jaki mczyzna poda mi szklank z wdk.
Wypiem.
Zrobio si spokojniej, ciszej, bezpieczniej. Ju nie byo tych gwatownych przypyww
obezwadniajcej wiadomoci.
Ja bd piewa, a ty graj zaproponowa starszy mczyzna.
Co?
Na przykad... Posuchaj.

Kiedy mio odchodzi,


nie zatrzymuj jej si...

Tego nie znam.


Szkoda.
I nie chc zna dopowiedziaem.
Podesza dziewczyna.
Mam 25 lat. Wczoraj znowu bolao mnie serce... Nie mam pomysu na ycie.
Prosz?
Kupiam dwa wina. Do wieczora...
Ja nie pij.
Wiem.
Skd?
Tutaj nikt nie pije.
O co ci chodzi?
Nie wiem.
No to siadaj.
Dziewczyna powoli, z namaszczeniem wytara awk i siada.
Obserwuj ci od dawna mwi.
Nie rozmawiaj ze mn jak dzielnicowy.
Obserwuj ci od bardzo dawna.
Po jakiego?
Masz co w sobie... Co takiego, e przykuwa od razu uwag.
W oczach?
By moe.
Czytasz za duo gupich ksiek.
To prawda. Podaj mi tytuy tych mdrych, to moe si zmieni.
Nie nud.
Najsympatyczniejszy to ty nie jeste.
Nie jestem.
Wypijemy?
Nie.
Pauza.
Skd jeste?
Z Madagaskaru.
Wkurwiasz mnie.
Ty te.
Mam odej?
Nie.
Wic zostan.
Albo odejd. Obojtnie...
Pauza.
Wyjedmy std, co?
Gdzie?
Gdzie. Daleko...
Ty naprawd naczytaa si jakich powiecide.
Naczytaam...
Pauza.
No to co?
Nico.
Mam czterdzieci tysicy na ksieczce.
Na ile procent?
Nie pieprz, dobrze?
Dobrze.
I przesta gra.
Kogo? zapytaem, ale dziewczyna wstaa z awki i odesza.

Z ksiki Du du du...
Benek twierdzi,
e dugo i ciemno nocy zaley tylko od czowieka, ktry t noc przeywa.
Ale ja mu nie wierz.

Dwudzieste trzecie urodziny Wiktora.


Witu! Najlepszego!
Ech, ty, pamitae...
Pamitaem, jestemy przecie rwienikami.
Wanie! Ja tobie te... Najlepszego!
Dziki.
Wiktor kadzie si na tapczanie.
Tyle godzin, tyle dni, tyle lat...
Co, duo?
Nie o to chodzi.
A o co?
Nic nigdy z nich nie wyniko.
Pauza.
Nic nie wynika.
Pauza.
I nic nigdy nie wyniknie.
Pauza.
Tyle miejsc, tyle ludzi, tyle rozmw, ktre nie chroni przed mierci, ktre nie chroni przed
yciem.
Pauza.
Kto, co...
Pauza.
Gdzie, kiedy...
Pauza.
Byo, nie byo?
Pauza.
Nie wiem.
Pauza.
Dwadziecia trzy lata... Dwadziecia trzy wiaty

Posuchaj, Nieobecna...
Zapaem si na tym, e nie ma takiej godziny co tam godziny, minuty takiej nie ma, ebym o tobie
nie pomyla. A co myl? W jednej minucie, e ci kocham, w drugiej, e nienawidz. Kolejno
przypadkowa. W jednej, e bez ciebie ani kroczka, w drugiej, e przy tobie stoj w miejscu albo nawet,
e si cofam. W jednej, e ogie, w drugiej, e woda... I tak bez przerwy, i od tego mylenia ju mi si
wszystkie sprawy wszystkie razem i kada z osobna potasoway... Zbdziy mi si koce i
pocztki, biele i czernie, przestworza i grudki ziemi... Ani co dobre, ani co ze nie wiedziaem,
Nieobecna.

Wiktor:
Ja ci bardzo prosz! Ty mnie nigdy wicej nie pytaj dlaczego!
Dlaczego?
Nie pytaj mnie dlaczego! Ani po co! Po co te mnie nie pytaj! Bo ja nie wiem, rozumiesz?!
Nie wiem dlaczego ani po co. Nie wiem, dlaczego yj, dlaczego si miej i dlaczego
pacz... Nic nie wiem dlaczego! I po co te nic nie wiem, rozumiesz?!

List od Pierwszej.
Duet!
Ju jest dobrze, bo przekonaam si, e to nie Ty mi jeste potrzebny, ale tylko myl o Tobie. Potrzebna
mi jest wiadomo, e jeste; e w kadej chwili mog wsi w autobus, pocig i jecha. Jecha do
Ciebie. e gdy tylko zechc, to mog Ci zobaczy, porozmawia z Tob... By moe nigdy z tego nie
skorzystam, ale ta wiadomo jest mi potrzebna. Dlatego prosz nie odbieraj mi jej. Napisz, e jest
tak, jak myl. e yjesz i e moja wiara jest...

Pamitasz, Nieobecna...?
Ciekawa jestem, co by zrobi, gdybym odesza od ciebie? zapytaa.
Nie wiem.
No, ale zastanw si...
Hm... Pewnie przez jakie trzy godziny mylabym o samobjstwie..
A pniej?
Przez trzy dni bym pi.
I co dalej?
A przez trzy miesice niaby mi si raz na kwarta.
Z gonym miechem przytulia si do mnie i pocaowaa w policzek.

Wiesz, jaki jest szsty zmys? pyta Wiktor.


No?
Zmys wiary i nadziei.

Pamitasz, Nieobecna...?
Nigdy ci o to nie pytaem: dlaczego ty chcesz by aktork?
Sama dobrze nie wiem.
Pauza.
Ale chyba dlatego, e sztuka jest jak form niemiertelnoci, a ju na pewno jest odwrceniem si
do mierci profilem.
Tak bardzo zaley ci na niemiertelnoci?
A tobie nie?

Wiktor:
Szukam wiata.
Jakiego znowu wiata?
Nie wiem dokadnie. Ale innego, zupenie innego ni ten, w ktrym yjemy.
Szukaj.
Musi, musi by gdzie taki wiat, w ktrym jedna jaskka czyni wiosn.
Pauza.
W ktrym szewc chodzi w butach.
Pauza.
W ktrym, jak ci widz, to dzie dobry.
Pauza.
W ktrym czowiek czowiekowi czowiekiem...
Wiktor:
Jak byem modszy, to starzy bali si, eby nie wyrs ze mnie jaki bandyta.
Dlaczego?
Takie jakie nieszczeglne miaem cigoty. Lubiem patrzy, jak zarzynaj wini albo jak zabijaj
kur. Najbardziej lubiem, jak kur zabijano noem, bo to dugo trwao... Nacinao si czubek gowy...
Przesta!
A jak ju byem wikszy, to zacza mnie fascynowa mier w ogle, a waciwie ten moment,
kiedy czowiek przestaje y, ta sekunda... Po kilkanacie razy ogldaem kroniki filmowe, w ktrych
pokazywano egzekucje... Chodziem do szpitali, eby...
Wynosz si z pokoju.

Otwieraj si okna...
Jad tramwajem na spotkanie z Ew Nieobecn.
Skrzyowanie gwatowne szarpnicie.
Krzyk.
Stojcy na chodniku ludzie przymykaj oczy,
Zabita! Przejechana! Boe! krzycz.
Wysiadamy.
Pod drugim wagonem ley kobieta.
Pokiereszowana.
yje czy nie nie wiadomo.
No a teraz posuchaj, Nieobecna.
Spojrzaem wtedy na zegarek i pomylaem, e do naszego spotkania pozostao tylko pi minut, wic
spni si i ty bdziesz za. Wiem, e to nieludzkie, a i chyba niezwierzce, ale c, prawda jest taka, e
byem wkurzony na t dogorywajc pod koami kobiet.
e te akurat pod ten tramwaj musiaa wpa pomylaem.
A za chwil, gdy nieco ochonem:
Jak to si stao, e doszedem do takiego zwyrodnienia?!

Mj stary ssiad pociesza mnie zawsze:


Oenisz si, to ci si wszystko odmieni na lepsze.
Po jego mierci dowiedziaem si, e nigdy nie by onaty.

Do domu wrciem pnym wieczorem.


Wiktor ley bezwadnie na tapczanie i tpo patrzy w sufit.
Obok niego stoi popielniczka ze stert niedopakw.
Bye gdzie dzisiaj?
Nie odpowiada.
Pytam, czy wychodzie dzisiaj z domu?
Nie.
Wic co jest, Witu. Od trzech tygodni nie wychodzisz na zewntrz.
Jeeli to ci przeszkadza, to przepraszam.
Nie przeszkadza mi, skd odpowiadam wychodzc do kuchni.
Zagldam do lodwki; wszystko jest tak, jak zostawiem rano.
Jade co?
Jadem.
Co?
Ju nawet nic pamitam.
To ja ci powiem... Nic nie jade.
Wiktor milczy.
Powiesz mi, co jest, czy nie?! pytam siadajc przy nim.
A co ma by?
Nie rozmawiaj ze mn w ten sposb!
Przepraszam, Duet, ale jak mam ci to wszystko powiedzie?
Normalnie.
Normalnie... Wielki mrok, Duet... Wielki mrok...
Nie pierwszy i nie ostatni. Ale przecie z tego jest ratunek.
Jaki?
Musisz wyj. Wyj do ludzi.
Hm...
A ju na pewno musisz wyj z tego mieszkania.
Ale gdzie mam wyj?
Nie wiem, Witu. Wr na uczelni, zapisz si na jaki kurs albo id do pracy... Nie wiem, co
jeszcze, ale rb co. Koniecznie. Inaczej ugotujesz si we wasnym sosie.
Tak.
Sam mi kiedy powiedziae, e tylko inni ludzie mog nada sens naszemu yciu.
Tak, Duet. Dobrze, e jeste...
Tere fere kuku! Ty mnie nie ap na sentymentalne odzywki!
Tak.
Musisz sprbowa jeszcze raz.
Musz...
Tu nie ma alternatywy.
Tak. Wszystko, co mwisz, to najwitsza prawda.
No!
Ale teraz zostaw mnie chocia na godzink w spokoju.

Otwieraj si okna... Przygotowuj kolacj. Ewa grzebie w regaach.


Ja w kuchni. Ona w pokoju.
EWA
Nie widziae ksiki? Tu leaa.
JA
Posoli od razu?
EWA
No, taka w niebieskiej okadce.
JA
Kolacja prawie gotowa.
EWA
Kurcze blade! Nigdy nie mog niczego znale!
JA
Zapomniaem o pomidorach.
EWA
A moe j komu poyczyam?
JA
Jutro na obiad zrobimy pieczarki.
EWA
No! Nareszcie znalazam!
JA
Kurrr! Wylecia mi talerz.

List od Pierwszej.
Duet!
Wic jednak znw odszede...
I co to zmienio?! Zabrae co najwyej ciao, ale przecie reszta i tak zostaa ze mn.
Chocia prawd mwic dobrze si stao, e odszede. Przekonaam si, e bye
najmdrzejszy, najpikniejszy, najpotrzebniejszy. Gdyby nie odszed, nigdy bym tego nie wiedziaa.
Duet!
Odezwij si czasem.
Ciekawa jestem, gdzie i z kim teraz umierasz...

Noc.
Wiktor budzi si i mamrocze przez sen:
Gdzie ja jestem? Czy moe jestem u Bolka wirusa? Nie, nie jestem u Bolka wirusa. To moe u
Moniki. Nie, u Moniki te nie jestem. To gdzie ja jestem? Aaa...! U Dueta jestem! No tak, no tak... No
dobrze ju, dobrze. pij, Witu, pij..

Otwieraj si okna...
pisz, Nieobecna.
Wydaje mi si, e nie oddychasz.
Budz ci.
Co si stao? pytasz.
Suchaj, moe poszlibymy na spacer?
Zwariowae? O trzeciej nad ranem odpowiadasz spogldajc na budzik.
Usypiasz.
Oddychasz.
yjesz.

Podpal si szepce Wiktor.


Co?!
Podpal si. Ju wszystko przygotowaem.
Jak to, podpalisz si?!
Normalnie. Wyjd na ulic Centraln, nawil ubranie benzyn i podpal si.
Podchodz do Wiktora.
Ale dlaczego?
To bdzie protest.
Przeciwko komu?
Raczej przeciwko czemu.
Wic przeciw czemu?
Przeciw temu wiatu.
Witu, to ju byo odpowiadam ze sztucznym miechem...
Tak, wiem o tym. Ale widocznie byo tego za mao.
Milczymy bezradnie.
Powanie mwisz?
Jak najpowaniej. Mam ju wszystko przygotowane. Benzyn...
Gdzie j masz? przerywam.
O, nie bd taki ciekawski.
No, dobrze. A jeeli przy tym zginiesz?
Na to wanie licz. Gdybym nie zgin, to nie byoby adnego efektu.
Gwniarz jeste!
Tak mylisz?
Tak.
Dlaczego?
Odbio ci... Chcesz protestowa przeciw wiatu, gwniarz jeste powtarzam.
To si jeszcze okae,
Co to znaczy: przeciw wiatu?! To nic nie znaczy!
Powiedziaem tak oglnie... A konkretnie chodzi mi o protest przeciw grobie zagady nuklearnej.
I co, mylisz, e po twoim podpaleniu cokolwiek si zmieni, tak?
Tak, tak myl.
Bzdura!
Obmyliem wszystko. Zaprosz telewizj, oni to sfilmuj i poka caemu wiatu.

Pamitasz, Nieobecna...?
Niedzielny ranek.
Leymy na tapczanie.
Biedronka! krzycz. Biedronka azi po cianie!
No to j wyrzu odpowiadasz przez sen.
Nie potrafi.
Bierzesz ze stolika gazet.
Co chcesz robi?
Trzeba j wymeldowa.
Nie!
Co, nie?
Nie ruszaj jej...
Dlaczego?
Bo nie!
Przesta si wygupia mwisz unoszc rk do gry.
Ewa! Jeeli dotkniesz t biedronk, to koniec z nami!
Idiota! odpowiadasz odkadajc gazet na miejsce.
Z ksiki Du du du
Wszystkim
jak ju wspomniaem
przebaczam.
Tylko Bogu nie.
Jemu jednemu przebaczy nie mog.
Nie umiem
Nie chc.
Bo jeeli on jest,
a duo ludzi mwi, e jest,
i jeeli
on patrzy na to wszystko, co ze mn wyprawiali,
i jeeli on nic,
kompletnie nic,
to ja si wypieram takiego Boga.
To ja nim gardz.
To ja go lekcewa.
To ja zrywam z nim wspprac.
du du du
du du du
du du du
I jeeli zajdzie taka potrzeba,
to wezm
i wymyl sobie nowego Boga.
Takiego Boga wymyl,
jakiego jeszcze nikt nigdy
nie wymyli.
I nie wymyli...
Takiego Boga wymyl!!!

Pamitasz, Nieobecna...?
Opowiedzie ci bajk? pytam.
Opowiedz.
yli raz sobie on i ona. Kochali si tak bardzo i tak prawdziwie, e...
Wybuchasz miechem.
Nie rozumiem, z czego si miejesz?! pytam.

Wiktor, piorc skarpetki:


Miaem dom... Miaem Ew... Cholera, dziura! I zgubiem. Nie, nie zgubiem, bo gubi si
przypadkowo, niechccy. A ja zgubiem to, chcc zgubi...
I po chwili:
Domy zakada bez przerwy, od nowa. Druga dziura! ycie zaczyna bez przerwy, od nowa...
Trzeba bdzie pomyle o nowych skarpetkach.
Pamitasz, Nieobecna...?
Nigdy wicej mioci powiedziaem.
Co?
Przyrzekem sobie, e ju nigdy si nie zakocham.
Gupi.

Gupi, bo tylko gupcy albo samobjcy mwic o przyszoci uywaj sowa nigdy...

Pamitasz, Nieobecna...?
Telewizyjny wywiad z twoim ojcem.
Kocowy fragment.
A jakie pan ma plany na przyszo? zapytaa dziennikarka.
Pauza.
Coraz czciej myl o samobjstwie. No, no! Prosz nie robi takiej aosnej miny. Nie mwi o
samobjstwie z rozpaczy czy z bezsilnoci... Wprost przeciwnie. Sdz, e odejcie byoby ciekaw
puent. Jestem w tej chwili u szczytu sawy, czy tak zwanej kariery... Teraz moe by ju tylko... Wic
zastanawiam si: po co? Czy nie lepiej zej w chwale?

To ju dzisiaj mwi Wiktor zakadajc gruby, weniany sweter.


Co dzisiaj?
Id si podpali.
Przesta wirowa!
Wiktor milczy.
Nie wypuszcz ci z domu mwi.
Suchaj, Duet. Masz dla mnie troch szacunku?
Oczywicie.
Wic nie utrudniaj mi tego.
Pauza.
Prosz, id! otwieram drzwi na ocie.
Jeszcze benzyna. Wiktor wyjmuje z szafy du, metalow puszk.
Masz mi co do powiedzenia?
Nie odpowiada Wiktor wychodzc z mieszkania.

Dawid nie yje!


Rozszarpay go wygodniae psy i koty w chwili, gdy wyjmowa z kieszeni kromk chleba, ktr chcia
si z nimi podzieli.
Przyszed do mnie w dwa dni po mierci. Nachyli si bardzo nisko, potem klkn przy tapczanie,
przetar spocone czoo i szepn:
Wiesz, co jest w yciu najwaniejsze?
Co?
wiateko. Zobaczy wiateko. May, byszczcy punkcik. I i do tego wiateka. Nic wicej

Pamitasz, Nieobecna?
Obudzia mnie nad ranem. Miaa jakie pretensje o wydarzenie z poprzedniego wieczora, czy nawet
z poprzedniego tygodnia nie pamitam.
Byem rozespany usyszaem, tylko ostatnie twoje sowo:
Wychodz.
Podniosem si w chwili, gdy zamykaa drzwi.
Zapaem stojcy przy tapczanie duy krysztaowy zegar i rzuciem za tob. Zegar uderzy w oszklone
drzwi. Szyba rozprysna si z hukiem. Odamek szka rozci ci nog.
Rana nie chciaa si goi.
Ktrego dnia powiedziaa:
Zmarnowae mi wakacje, ale ycia mi nie zmarnujesz.

Wiktor:
Czowiek jest silny. Czowiek nie boi si sam siebie. Czowiek boi si tylko tego, co nieobecne,
czego nie widzi, nie syszy i nie moe dotkn.

Za cian.
Czciowo sparaliowany ssiad do crek:
Jola....
Cisza.
Grayna...
Cisza.
Jolka!
Cisza.
Grayna!
Cisza.
Jolka!!!
Cisza.
Grayna!!!
Cisza.
Ja wam dam, kurwy, telewizj! krzyczy ssiad i rzuca lask w oszklone drzwi rozbijajc szyb.

Pogrzeb Dawida.
Mrone, grudniowe poudnie.
Nad grobem cztery osoby.
Trumna z Dawidem nie mieci si w grobie; d jest zbyt wski.
Pijani grabarze prbuj rozkopywa ziemia jest zamarznita.
Trumna nie mieci si do dou.
Po prostu.
Grabarze z wciekoci rozrbuj grudy ziemi.
Trumna nie chce si zanurzy.
Po prostu.
Tyem, nie ogldajc si, opuszczam cmentarz.

Otwieraj si okna...
Gupia sprawa, Witu.
No?
eni si.
I co w tym gupiego?
Hm, jeden pokj.
Rozumiem... Ale nie przejmuj si, znajd co sobie.
Przykro mi bdzie... Bardzo ci polubiem, cho jeste tak inny ni ja.
Inny? Nie, Duet. Jestemy wbrew pozorom cholernie podobni do siebie. Myl nawet, e z nas
dwch byby jeden bardzo ciekawy czowiek.

ledz Wiktora.
Jestemy na ulicy Centralnej.
Wiktor znika w jednej z bram.
Po kilku minutach wychodzi.
Wyjmuje zapaki i podpala sweter.
Podbiegam.
Usiuj cign z niego ubranie.
Przewracamy si.
Trac wiadomo...
Budz si.

Gdzie ja jestem?! pytam z trwog.


Przed oczami wiruje mi kilkanacie biaych ek.
W szpitalu wyjania lekarz.
A co si stao?
Podpali si pan.
Ja?!
Tak.
Bzdura! To mj przyjaciel, Wiktor, si podpali.
Nie, to by pan.
Na ulicy Centralnej, tak?
Tak.
No to mwi, e nie ja, tylko Wiktor.
Niech pan spojrzy na swoj klatk piersiow.
Przechylam gow.
Jestem obandaowany.
Ogromny bl.
Moe ma pan jak rodzin, znajomych?
Tak. Mieszkam z koleg. Ale on si podpali, nie wiem, co si z nim dzieje teraz.
Mwi pan o Wiktorze?
Tak.
Bylimy u pana w domu. Nikogo nie zastalimy. Ssiedzi twierdz, e mieszka pan sam.
Trac wiadomo.

Uciekam ze szpitala.
Biegn do domu.
Dzwoni i wal w drzwi jednoczenie.
Otwiera Monika; jest zapakana.
Boe, jak ty wygldasz!
Gdzie jest Wiktor?
Jaki Wiktor?
Wiktor, Witu! krzycz.
Duet, co z tob?
Nie pierdol! Gdzie jest Wiktor?!
Wbiegam do pokoju.
Nie ma go.
azienka.
Nie ma.
Zagldam do szafy.
Gdzie s jego rzeczy?!
Czyje, na mio bosk?!
Wiktora!
Jakiego Wiktora? Duet, o kim ty mwisz?
Potworny bl w klatce piersiowej zwala mnie z ng.
Co ci jest?!
Pauza.
Skd ty si tu wzia? pytam.
Przyjechaam dzisiaj. Tak, jak si umwilimy. Za tydzie przecie nasz lub...
Daj mi rk.
Monika podnosi mnie i podprowadza do tapczanu. Kad si.
Dlaczego nie jeste w szpitalu?
Skd wiesz, e byem w szpitalu?
By lekarz...
Monika siada przy mnie.
Duet...
Czego?!
Monika zaczyna paka.
Duet, co si z tob dzieje?
Nic. Wszystko w porzdku,
Ja wiem...
O czym?
No, o podpaleniu. Wiem, e si podpalie. Ale nie martw si, wszystko bdzie dobrze.
Ech ty, gupia! To nie ja, to Wiktor si podpali.
Nie, Duet. Sam zobacz, jak ty wygldasz. Masz poparzone cae ciao.
Bo ratowaem Wiktora. Poparzyem si od niego.
Duet...
Przesta rycze! Daj mi kartk i dugopis.
Co chcesz pisa? pyta Monika podajc mi notes.
Tu masz nazwisko Wiktora. Jed do Szkoy Aktorskiej i we jego adres domowy... On kiedy tam
studiowa...
Jakiego Wiktora?
Nie wyprowadzaj mnie z rwnowagi!
Dobrze, Duet, dobrze... Zaraz pojad. A ty odpoczywaj.
Jed w tej chwili... Przywie go... ywego bekocz zasypiajc.
Budz si.
Noc.
Jak wydosta si z tych mrokw, katakumb, katarakt?! myl.
Gdzie ja jestem?! krzycz.
Odruchowo sigam na pk; s zapaki.
Musz koniecznie zrobi wiato!
Zapalam kilkanacie zapaek, jedn po drugiej i podpalam wszystko, co jest dookoa.
Po chwili jest ju widno; setki wiateek otwieraj mi oczy.
Duet! sysz za sob przeraliwy krzyk Moniki.
Chod, Ewuniu, chod! Ju jest widno, ju umar mrok.
Duet! powtarza si okrzyk.
Chod, Ewuniu, chod...
Po chwili czuj na sobie lodowaty strumie wody.
Zeskakuj.
Monika stoi z wiadrem i polewa wod tapczan.
Co ty wyprawiasz?! krzycz.
Idioto! Chcesz spali mieszkanie?!
wiato! Duo wiata!
Monika przekrca kontakt; wiec wszystkie arwki yrandola.
Patrz na tapczan.
Strzpy skbionej pocieli tl si.
Odrzucam wrak kodry.
Wiktor! krzycz.
Ty skurwysynu! wybucha Monika. Mylaam, e to arty, ale teraz widz, e naprawd ci
odskoczyo!
Spalia Wiktora! krzycz bijc Monik.
Id zadzwoni po pogotowie mwi wychodzc.
Wyno si!
Pauza.
Biegn na korytarz.
Monika siedzi na schodach i pacze.
Siadam obok niej.
Paczemy razem.

Byam w Szkole mwi Monika.


No i?
Pytaam o Wiktora...
No to mw! niecierpliwi si.
Po wojnie nie studiowa w Szkole Aktorskiej czowiek o takim nazwisku.
Kamiesz!
Moesz i i sprawdzi.
Jezu Chryste myl. Nie byo Wiktora? Boe! Co si ze mn dzieje?! Nie byo Wiktora?! Wic
moe i Moniki nie byo? I Ewy? A ja? Czy ja jestem? Boe...!

Musi si pan podda specjalistycznym badaniom mwi lekarz.


Jakim badaniom?! niepokoj si.
Psychiatrycznym...
Podejrzewacie mnie o wira?!
Nie, skd!
Wic jak to rozumie?
To dla pana dobra. Wie pan, opracowalimy now, rewelacyjn metod, ktr nazwalimy Echo-
sond...
Na czym ona polega?
Istot tej metody ujmuje haso: Powiedz nam, jak ye, a powiemy ci, jak powiniene y...
Myl, e nie bdzie nam pan utrudnia bada... To naprawd dla pana dobra.
Rbcie, co chcecie.
Wspaniale! Prosibym pana w takim razie o przygotowanie na pojutrze szczegowego, bardzo
szczegowego yciorysu, dobrze?
Dobrze, dobrze.

Gabinet lekarski.
Wchodz.
Przy biurku kobieta i mczyzna.
Pan Zezowaty Duet, tak? pyta kobieta.
Tak.
Prosz usi.
Mczyzna szpera w moich dokumentach.
Jak to si stao, e nie mamy paskiego yciorysu?
Nie dostarczyem go.
Dlaczego?
Nie potrafiem napisa.
Jakie ma pan wyksztacenie?
Niewystarczajce.
To znaczy?
rednie.
I nie potrafi pan napisa yciorysu?
Nie potrafi.
Moe w takim razie zechce pan ustnie przedstawi nam swoj biografi.
Ustnie te nie potrafi.
Dobrze. Pomoemy panu. Bdziemy zadawa pytania, a pan bdzie szczegowo odpowiada,
zgoda?
Zgoda.
W ktrym roku si pan urodzi?
Pierwszy raz?
Prosz?
O ktre urodziny pan pyta?
A ile to razy pan si rodzi?
Sze.
Sze?
Tak, sze. Nie liczc urodzin mniejszych, nieistotnych.
Czy pa leczy si kiedy psychiatrycznie?
Nie.
A moe zechce nam pan opowiedzie o tych urodzinach?
Nic ciekawego.
Hm, aby panu pomc, musimy zna do szczegowo pana biografi, wic?
O co konkretnie chodzi?
O paskie szeciokrotne urodziny. Pierwszy raz, rozumiemy, urodzia pana matka...
Nie. Pierwszy raz urodziem si sze lat pniej, kiedy umara moja babcia. Wtedy uwiadomiem
sobie, e mier dotyczy take mojej rodziny, a wic by moe, e i ja kiedy...
Sprbujmy inaczej. Pana rodzice yj?
Tylko ojciec.
A co z matk?
Nie yje.
Dawno zmara?
Nie pamitam dokadnie.
Jak to?!
Umieraa bardzo dugo.
Ale w kocu kiedy umara.
Tak. Powiesia si.
Hm... Leczya si psychiatrycznie?
Nie.
A czy wie pan, albo moe si pan domyla, jaki by powd jej samobjstwa?
Troch wiem, troch si domylam.
Tak, suchamy.
Moim zdaniem powiesia si dlatego, e nie bya aktork.
Jak to rozumie?
Normalnie. Gdyby bya aktork, toby si nie powiesia.
Taaak. A poza tym, co moe nam pan jeszcze powiedzie?
Matka czsto uciekaa z domu.
Dokd?
Nie wiem. Aha! Do tego wszystkiego dochodziy jeszcze powikania na tle religijnym. Jednego dnia
tuka i dara wszystko, co w jakikolwiek sposb zwizane byo z Bogiem, z katolicyzmem, a nastpnego
dnia kilkanacie godzin modlia si w kociele o przebaczenie.
Pauza.
A co si dzieje z pana ojcem?
Nie wiem. Rok temu zerwaem z nim wszelki kontakt.
A jaki by pana stosunek do ojca?
Niejednoznaczny. To by wyjtkowy czowiek.
Dlaczego pan mwi by?
Tak mi si jako powiedziao.
Na czym polegaa jego wyjtkowo?
By jednoczenie skurwysynem i najwspanialszym ojcem na wiecie. Ubstwiaem go, a
jednoczenie czsto nawiedzay mnie myli, eby go otru.
Prbowa pan to analizowa?
Tak, oczywicie.
No i?
Nic z tego nie wyszo.
Co byo w pana ojcu wspaniaego?
Nie wiem, jak to nazwa... Ale jakie pknicie.
Pknicie?
Tak. Wanie pknicie. Co si w nim w rodku nie zgadzao, co nie przystawao do siebie.
Miewa pan konflikty z ojcem?
Nie, nie przypominam sobie.
Nigdy?!
Nigdy.
I tak nagle, bez wyranych przyczyn zerwa pan z nim kontakt.
Tak.
Dlaczego?
Nie wiem dokadnie. Ale najprawdopodobniej dlatego, e nie byem w stanie pomieci w sobie
ogromu spraw zwizanych z osob ojca.
Jakiego typu to byy sprawy?
No, trudno mi byo pogodzi mio i nienawi, uwielbienie i wiadomo jego mierci... Nie
potrafiem zmieci tego wszystkiego w sobie.
Pana ojciec choruje?
Nie.
Wic skd to przeczucie jego mierci?
Jak to, skd? Przecie nie by niemiertelny... Musia kiedy umrze.
Aha, wic to nie byo przeczucie wyranie czym umotywowane, tylko trwoga inspirowana raczej
podwiadomoci, tak?
Mona i tak to nazwa.
Sprbujmy to podsumowa: zerwa pan kontakt z ojcem, by nie myle o jego mierci, tak?
Tak. Wanie tak.
Czy zdarzay si panu podobne reakcje w stosunku do innych osb?
Tak.
Czy to byli ludzie panu bliscy?
Tak.
Zawsze?
Zawsze.
Mgby pan, dla lepszego zobrazowania, poda jaki przykad?
Chociaby moja siostra. Z ni rwnie zerwaem kontakty z tych samych przyczyn... Zreszt reakcje
te odnosz si nie tylko do ludzi.
Do rzeczy rwnie?
Tak. Kiedy jaka rzecz podoba mi si i lubi j, wtedy staram si usun j z pola widzenia lub
nawet zniszczy... W ten sposb uniemiertelniam je, zachowuj w pamici ich ywy obraz, chroni
przed naturalnym unicestwieniem...
Pauza.
Przejdmy moe do pana dziecistwa. Czy ten okres w pana yciu nalea do spokojnych?
Nie rozumiem tego pytania.
No, czy zdarzay si wtedy w pana yciu jakie sprawy, ktre wzbudziy w panu lk, niepokj?
Tak, oczywicie.
Co to byy za wydarzenia?
Jednym z nich, chyba najwaniejszym w moim wczesnym dziecistwie, byo zabicie biedronki.
By pan a tak wraliwym dzieckiem?
Sam do dzi nie bardzo to rozumiem... Miaem pi lat. Jak wikszo chopcw w tym wieku
polowaem na motyle, biedronki, chrabszcze... Ktrego dnia, tak, to byo pierwszego czerwca, zabiem
wyjtkowo pikn biedronk. Byem ogromnie dumny z niej... Kiedy niosem j do domu, spotkaem
nieznajom starsz kobiet. Zobaczya, e mam w soiku biedronk. Zapytaa, skd j mam.
Odpowiedziaem z dum, e upolowaem. Wtedy kobieta podesza do mnie i powiedziaa: Ja znam t
biedronk, znam rwnie jej dzieci. Na pewno wiesz, e dzisiaj jest dzie dziecka... Wic biedronka
wybraa si po prezenty dla swoich malutkich dzieci. One czekaj na mam, a mama nie yje, bo ty j
zabie S godne, jest im zimno... Nie maj rwnie taty
Pauza.
Kobieta odesza, a ja rozbeczaem tak gboko, e przez kilka godzin nie mogem mwi. Wrciem
do domu i pooyem biedronk na stole... przez cae popoudnie cuciem j zimn wod... Nie pomogo...
Dostaem wtedy takiego szoku, e skoczyo si na pogotowiu ratunkowym.
Pauza.
Duga pauza.
Przepraszam, czy duo jeszcze tych pyta?
Ooo, to dopiero jedna dwudziesta.
Wic moe reszt jutro...? Zmczyem si troch.
No to moe jeszcze tylko jedna sprawa. Kobiety...
Co, kobiety?
Jak ukaday si pana stosunki z kobietami?
Jakie stosunki?
Pauza.
Moe ja? wtrca kobieta. Co pan sdzi o mioci?
Myl, e mio to wietny sposb na ycie. Nie, nie na ycie... e mio to jeden ze sposobw,
chyba najskuteczniejszy, na niemylenie o mierci.
Duo kobiet pan kocha?
adnej.

Tak naprawd to adnej.
W czasie choroby, gdy by pan nieprzytomny, bez przerwy powtarza pan imi dziewczyny.
Monika?
Nie, Ewa.
Ewa...
Czy jej te pan nie kocha?
Nie. A ju na pewno nie kochaem jej w tradycyjnym tego sowa znaczeniu.
A skd pan wie, czy kogo kocha, czy nie? Po czym to poznaje?
Po deszczu. Jeeli si budz i pada deszcz, a ja mwi: Nic to, e pada, to znaczy, e jestem
zakochany.
Hm... Bardzo to interesujce, bardzo pikne. Wrmy jednak do poprzedniej sprawy... We nie
czsto powtarza pan: Kocham ci, Ewuniu...
Ooo! Czsto, nawet bardzo czsto mwiem jej kocham, ale to o niczym nie wiadczy... Zreszt
mwiem kocham bardzo wielu kobietom, ktrych nie kochaem, ale myl, e Ewa bya najbardziej
niekochan ze wszystkich, ktrym to powiedziaem.
Wic po co pan to mwi?
Nie wiem.

Mylaem, e jeeli wyznam mio, to co si zmieni.
I co, nie zmieniao si?
Zmieniao; byo jeszcze gorzej.
A czy w ogle wierzy pan w mio? A jeeli tak, to czy ma ona sens?
Nie wiem, czy wierz w mio. Natomiast wierz w wielki sens denia do mioci. To pikna
sprawa. Ten pd do mioci, szukanie jej...
A czy pana ycie seksualne ukadao si normalnie?
Pauza.
Jestem ju bardzo zmczony, a wy pieprzycie coraz bardziej bez sensu... Co to znaczy normalne
ycie seksualne?
Lekarz i lekarka wyczekuj przez chwil.
Przepraszam szepcz.
Nie szkodzi. Rozumiemy pana. Wic co z tym yciem seksualnym?
Gdyby trzeba to uj w jednym zdaniu, to powiedziabym, e czuj psychiczny popd i fizyczn
odraz.
Moe to jakie urazy z dziecistwa, czy wczesnej modoci?
Nie wiem. Chocia... Jako dziecko widziaem par kopulujcych w parku. Byo to bardzo silne
przeycie, ale raczej rozmieszyo mnie ni przerazio.
Powiedzia pan, e czuje fizyczn obraz... Na czym ona polega?
Stosunek... mieszy mnie. I wywouje nieprzyjemne skojarzenia.
Z czym na przykad?
Z epilepsj Zdarzyo mi si kiedy spkowa z kobiet w pokoju hotelowym... Wszystko
odbijao si w lustrze. Zamknicie oczu nie pomagao, a nie mogem przekrci gowy... Musiaem
przerwa... Poza tym brzydz si ciaem w ogle, a kobiecym w szczeglnoci. Miesiczki, luz, macica,
wody podowe, odbyt, zapach podczas orgazmu... Kiedy zdarzy mi si dotyka rk ich narzdw
pciowych, to pniej przez kilkanacie minut myj rce gorc wod, a nawet dezynfekuj spirytusem.
Czy to obrzydzenie towarzyszy panu bez przerwy?
Skd! Tylko czasem, mwiem. No i cia... Na widok ciarnej kobiety, choby bya nie wiem jak
adna, chce mi si rzyga... Dostaj jakich dreszczy, zimno mi si robi... Ale w tym przypadku nie chodzi
ju o estetyk. Deformacja sylwetki nie ma tu znaczenia. Ten wstrt na chyba jakie gbsze podoe, ale
nie bardzo potrafi to sobie wytumaczy.
A czy zdarza si panu uczucie obrzydzenia w stosunku do wasnego ciaa?
Tak, oczywicie.
W jakich okolicznociach?
Kiedy uwiadomi sobie, w jaki sposb pojawiem si na wiecie. Ja w postaci podu, ono matki,
mj pord... Brr! Brr! Brr! No i oczywicie take wtedy, gdy myl, co si stanie z moim ciaem... Po...
Po mierci...
Pauza.
Czy przey pan kiedy jaki powany zawd miosny?
Nigdy nie przeyem mioci, wic trudno mwi u zawodzie. Chocia z drugiej strony... Mona
powiedzie, e wanie to, i nigdy nie byem zakochany, jest jednym wielkim zawodem miosnym.
Nie przey pan nigdy rozstania z kobiet, ktra pana rzucia?
adna kobieta nigdy mnie nie rzucia.
Nigdy?
Nigdy.
Zawsze pan je rzuca?
Tak. Odchodziem pierwszy albo stawiaem je w takiej sytuacji, e nie miay innego wyjcia ni
odej ode mnie.
Na przykad?
Jedn z dziewczyn nazwaem kiedy w obecnoci jej rodzicw dziwk... Nazwaem j tak, cho nie
miaem adnych, absolutnie adnych powodw. W pozostaych przypadkach byo podobnie; robiem co,
po czym ju nie mogo by mowy o kontynuowaniu znajomoci w jakiejkolwiek formie.
Ma pan idea kobiety?
Nie zastanawiaem si nad tym.
A czego pan oczekuje od nich?
eby nie tylko wiedziay, kiedy przyj, ale i kiedy odej. Bo mam tak swoj teori, e w mioci,
jeeli ona oczywicie istnieje, wszystko zaley tylko od tego, w ktrym momencie si czowiek pojawia i
kiedy znika.

Pamitasz, Nieobecna...
To bdzie najpikniejsza noc w twoim yciu powiedziaem ci na dobranoc.
Odczekaem kilka godzin, a gdy ju miaem pewno, e pisz, zapaliem nocn lampk...
Ani chwili wahania, ani cienia wtpliwoci.
Wyszedem do drugiego pokoju, zaoyem lubny garnitur i wrciem do sypialni.
Klknem nad tob...
Rce wytarem starannie o marynark.
Zoyem donie na twojej szyi i gwatownie je zacisnem.
Zamknem oczy, ale dopiero kilka chwil pniej.
Przez co najmniej minut nie zwalniaem ucisku.
Zbadaem ttno nie ya.
Zapaliem wiato we wszystkich pokojach.
Wczyem radio na cay regulator.
Przeszedem do kuchni, zamknem drzwi i szczelnie zakryem szpary.
Odkrciem wszystkie kurki gazowe.
Pooyem si na pododze.
Z radia dobiega mnie zapowied Poetyckiego koncertu ycze, a w chwil pniej fragment jakiego
wiersza...

Nie myl o nocy,


gdy soce w zenicie...
Usypiaem.

Nie myl o nocy,


gdy soce...

W drzwiach pojawi si Wiktor.


Nie miaem ju jednak siy, by wsta i przywita si z nim.
Umieraem...

Grudzie.
Poudnie.
Mrz.
Jad do ciebie, Nieobecna...!
Przygldajc si siedzcej obok chyba stuletniej staruszce po raz milionowy uwiadamiam sobie, e
mierci nie ma, e nie umr.
Zatrzyma autobus prosz.
Kierowca zatrzymuje samochd.
Wyskakuj.
Pola.
Pola.
Pola.
Nabieram wiata i ruszam przed siebie bajecznie onieon drog.
1956 1980 1956

You might also like