You are on page 1of 88

lngmarVillqist

Noc Helvera Beztlenowce


OAKTO
K
Wstp napisa Roman Pawowski
Biblioteka Publiczna
m.st. Warszawy Dzielnicy Wola Gminy Warszawa Centrum
Wypoyczalnia nr 51 i Czytelnia Edukacyjna
ul. J. Olbrachta 46, 01-111 Warszawa tel. 837-04-92
Biblioteka Publiczna Warszawa - Wola
821 2
3061065714-00
fo/
Copyright by Ingmar Villqist & Wydawnictwo Siei, Warszawa 2001
Prawa do wykona publicznych oraz produkcji i emisji telewizyjnych wszystkich sztuk Ingmara
Villqista znajduj si w wycznej dyspozycji Agencji Dramatu i Teatru ADiT"
Na okadce wykorzystano zdjcie Ingmara Yillista wykonane przez Andrzeja Geor-gieva. Zdjcie
zamieszczamy dziki uprzejmoci miesicznika Madame Figaro"
Projekt okadki i stron tytuowych Jacek Staszewski
Redakcja i korekta Zesp
Wydanie l
Wydawnictwo Sic! 00-724 Warszawa ul. Chemska 27 m. 23 tel./taks: (0-22) 840 07 53 e-mail:
sic@sic.ksiazka.pl http://www.sic. ksika. pl
amanie: Na Fides
Druk i oprawa: Zakady Graficzne im. KEN SA Bydgoszcz, ul. Jagielloska l, tel. (0-52) 322 18 21
e-mail: sekretariat@zgken.com.pl
Lemury doktora Yillista
1.
Kim jest Ingmar Villqist, autor dramatw, ktre w ostatnich dwch latach odniosy zdumiewajcy
sukces w polskim teatrze? Gdzie ley Urnsj0rnbrg, w ktrym sztuki te powstay? I czy daleko
stamtd do Ellmit, gdzie dzieje si ich akcja? Te pytania zadaj sobie ludzie teatru co najmniej od
1999 roku, od kiedy pierwsze teksty Yillista pojawiy si na polskich scenach. Gra je pocztkowo
tylko niewielki, bo dwuosobowy Teatr Kriket z Krlewskiej Huty. Zagadk tej nazwy najatwiej
rozwiza - Krlewska Huta to przedwojenny Chorzw, miasto na lsku, z ktrego pochodzi take
autor. Dlaczego jednak czowiek, wychowany w sercu Grnego lska, w wieku mniej wicej
czterdziestu lat zacz pisa dramaty, ktrych akcja rozgrywa si setki kilometrw od Chorzowa,
nad brzegami Morza Pnocnego albo Batyku? Dlaczego swoich bohaterw ochrzci
skandynawskimi imionami: He-lver, Karla, Jerg i Lars, zamiast nazwa ich po prostu Karlikiem i
Hank? Co go skonio, aby pod polskimi tytuami umieszcza ich norweskie wersje, chocia na
okadce brakuje nazwiska tumacza? I dlaczego wreszcie ukry prawdziwe nazwisko za
skandynawskim pseudonimem, w ktrym pobrzmiewaj imiona i nazwiska paru reyserw
1 dramaturgw, yjcych na drugim brzegu Morza Batyckiego?
Pseudonim Villqista nie jest, jak chc niektrzy krytycy, tylko au-oreklam, ktra ma przycign
uwag do jego dramatw jak kolorowa metka z francuskim nazwiskiem projektanta przyszyta do
koszuli
2 dzi- Wystarczy przeczyta par stron, aby przekona si, e pseu-nim jest w tym wypadku
wiadomym wyborem artystycznej drogi.
Drogi, ktr ponad sto lat temu wyznaczyli Henryk Ibsen i August Strindberg, a dzisiaj id ni
twrcy tacy, jak Ingmar Bergman, Per Olov Enuist, Lars Moren czy Lars von Trier. Villqist
wybiera drog psychologicznego realizmu, w centrum jego zainteresowania stoi czowiek i jego
skryte uczucia, wstydliwe cechy charakteru i ciemne strony osobowoci, ktre pewnego dnia
wybuchaj, kiedy kto nieuwanie uruchomi zapalnik.
f~~~ Sam autor mawia, e Pnoc, na ktrej rozgrywaj si jego dramaty, jest nie tyle pojciem
geograficznym, ile emocjonalnym. Jest to miejsce, gdzie po bardzo dugiej zimie nastpuje krtkie,
gorce i burzliwe lato, w czasie ktrego dugo skrywane emocje wybuchaj ze zdwojon, czsto
niszczc si. T Pnoc emocji mona spotka zarwno na Pwyspie Skandynawskim, jak i na
Grnym lsku, a nawet na Poudniu, dokd, wydawaoby si, bohaterowie Yillista nigdy nie
zagldaj. Jeli przyjrzymy si dramatowi Noc Helvera", nie zobaczymy przecie dokumentalnego
obrazka z historii Skandynawii, lecz metaforyczny portret europejskiego spoeczestwa XX wieku,
ktre kilkakrotnie w rnych krajach i rnych momentach ulego szalestwu ideologii, dzielcej
ludzi na kategorie lepsze i gorsze podug rasy, pochodzenia, wyznania, narodowoci czy wreszcie
zdrowia psychicznego i orientacji seksualnej. Faszyzm przecie znalaz poywk w
spoeczestwach o tak rnym temperamencie, jak Wosi czy Japoczycy.
Villqist z jednej strony wprowadza wic do swoich sztuk realia skandynawskie: bohaterowie nosz
szwedzkie i norweskie imiona i nazwiska, pac koronami, spaceruj brzegiem fiordw, a z drugiej
zaciera je, piszc na przykad, e akcja sztuki rozgrywa si w wielkim, przemysowym,
europejskim miecie". Takimi miastami s przecie nie tylko Oslo czy Sztokholm, ale take
Bochum i Manchester, o Chorzowie nie wspominajc.
Villqist przyjmujc skandynawski pseudonim, a z nim tradycj literack i teatraln, zaznaczy take
swoj odrbno na tle rodzimej tradycji. Realizm w polskim dramacie i teatrze swj krtki okres
wietnoci mia przeszo sto lat temu, w okresie modernizmu i pniej nie znalaz kontynuacji.
Teatr XX wieku w Polsce sta pod znakiem dramaturgii maski i absurdu, ktrej patronowaa wielka
trjca: Witkacy, Gombrowicz i Mrozek. Bohaterami rzadko bywali ywi ludzie, czciej wcielone
w nich idee. Ale potrzeba analizy psychologicznej w teatrze
nigdy nie wygasa, czego dowodem nieustajce powodzenie sztuk Cze-chowa czy amerykaskich
realistw: Eugene'a O'Neilla i Tennessee Williamsa, do dzi chtnie i z sukcesem wystawianych.
Czy publiczno polska uwierzyaby w istnienie polskiego dramaturga, ktry idzie ich ladem?
Bardzo wtpi. Dlatego kiedy jesieni 1999 roku nazwisko In-gmara Yillista trafio na amy prasy,
wywoao sensacj i ogromne zainteresowanie, ktre zaowocowao wkrtce seri premier na
scenach Warszawy, odzi, Poznania oraz realizacjami telewizyjnymi. Nie byoby to atwe bez
intrygujcego rodowodu autora.
2.
Skandynawia jest dla Villqista nie tylko ucieczk przed polskim kontekstem, ktry sprawi, e
wiksza cz naszej dramaturgii jest za granic niezrozumiaa. Skandynawia Yillista to
szekspirowska Ilyria, fikcyjna kraina literacka, w ktrej jego nieprawdopodobne historie nabieraj
cech prawdopodobiestwa. Dramaty Yillista dziej si w przestrzeni symbolicznej, ktr
zakrelaj dwa miejsca: z jednej strony wielkie, przemysowe, europejskie miasto", z drugiej
rybacka wioska Ellmit, dawniej pikne uzdrowisko, dzisiaj podupade i odludne. Metropolia i
prowincja. Centrum i peryferie. Pomidzy tymi dwoma biegunami rozpite jest ycie bohaterw
wszystkich sztuk.
W metropolii znajduje si wielopitrowy dom, w ktrym umiera bohater Bez tytuu", garsoniera, w
ktrej spotykaj si bohaterki Kostki smalcu z bakaliami", kawalerka panny modej z
jednoaktwki Cynkweiss" oraz mieszkanie Karli i Helvera. W podmiejskiej dzielnicy willowej
yj Lars i Mag z Beztlenowcw". W Elmitt rozgrywa si akcja tylko jednej sztuki - Fantomu",
ale nazwa ta powraca w innych tekstach. To tutaj Karla spotkaa po raz pierwszy Helvera, std te
pochodzi Jerg, bohater Bez tytuu". Kiedy Mag z Beztlenowcw" wspomina wizyt w rodzinnej
wiosce rybackiej, przed oczami mamy pla w Elmitt, opisywan w Fantomie".
Czym jest w yciu bohaterw Yillista metropolia, a czym Ellmit? Metropolia, jak w
ekspresjonizmie, niszczy jednostk, skazujc j na samotno w tumie lub uzalenienie od innych.
Bohaterka Kostki smalcu z bakaliami" prowadzi podwjne ycie, w pierwszym jest on i matk,
w drugim kochank starszej od siebie kobiety, ktr odwiedza w jej garsonierze. Potrzeba drugiego
czowieka jest pierwsz potrzeb
mieszkacw metropolii. Mag z Beztlenowcw" boi si, e jego partner chce go opuci. Zdolny
jest znosi upokorzenia i czoga si, aby tylko go zatrzyma i uratowa zwizek. Jerg umiera na
AIDS na opustoszaym pitrze wieowca, z ktrego wyprowadzili si ssiedzi. Odwiedzajcy go
rodzice s pierwszymi od dawna ludmi, z ktrymi ma kontakt. I ostatnimi, bo umiera na ich
rkach.
Tak wyglda wspczesne ycie w metropolii. To samo miasto szedziesit lat wczeniej jest dnem
pieka. W Nocy Helvera" opanowuj je paramilitarne bojwki, ktre szukaj wszdzie
cierwusw", czyli psychicznie chorych i upoledzonych, wywlekaj ich z mieszka i wywo na
ciarwkach w niewiadomym kierunku. Jedynym ratunkiem wydaje si ucieczka na prowincj.
Wanie do Ellmit Karla usiuje wysa swego podopiecznego Helvera, cierpliwie tumaczy mu, jak
dojecha, daje na drog prowiant i pienidze. Ellmit jest przecie dla Helvera niemal domem
rodzinnym, to stamtd Karla zabraa go do siebie. Ale na drodze upoledzonego chopca staj
bojwkarze. Ponce od ludzkich emocji miasto zmienia si w puapk.
Ellmit wobec metropolii wydaje si oaz spokoju: dzika plaa, wdzone dorsze w porcie, letnicy
karmicy mewy na molo. Ale to tylko zudzenie. To miejsce bardziej przypomina czyciec ni raj.
W jego centrum stoi zbudowany z czerwonej cegy gmach, do ktrego ze stacji kolejowej prowadzi
szeroka aleja. Do koca nie wiemy, czy jest to szpital, sanatorium czy zakad dla psychicznie
chorych, nazwijmy go wic umownie - Zakadem. Budynek ten roztacza wok siebie dziwn aur.
Jedna z bohaterek Fantomu" porwnuje go do kocioa i za adne skarby nie chce w nim nocowa.
Obeszam gmaszysko dookoa i wiesz? Co tak... e jak si tam wejdzie, to si znika" - tumaczy
partnerowi.
Niczym w Zamku" Kafki, ycie w Elmitt toczy si w cieniu tego ni to kocioa, ni to szpitala,
ktry z jednej strony przyciga bohaterw swoj tajemnicz atmosfer, z drugiej budzi w nich lk.
Bohaterowie Fantomu" s do tego stopnia nim zafascynowani, e ktrego razu podczas spaceru
przyczaj si do grupy pensjonariuszy i razem z nimi wracaj do Zakadu, zanim opiekun grupy
ich nie rozpozna.
Zakad jako miejsce, w ktrym ukrywa si odmiecw, pojawia si take w innych sztukach
Villqista. Karla z Nocy Helvera" pod drzwiami podobnego zakadu zostawia kiedy swoje
upoledzone dziecko, za co odpokutuje caym yciem. Bohaterka Cynkweissu"
8
w innym Zakadzie ma ojca, wizionego za molestowanie seksualne crki. W dniu swego lubu
wyciga go z Zakadu, nie po to jednak, aby j pobogosawi, ale by zemci si na nim za to, co
zrobi. Lars z Beztlenowcw" ma w lecznicy przyjaciela umierajcego na AIDS. Wysya'' mu
regularnie pienidze na terapi, ale nie chce o tym rozmawia ze swoim obecnym partnerem. W
dalekiej lecznicy, za grubymi szybami, w sterylnym pomieszczeniu ukryta jest jego przeszo,
prahistoria". Jak mwi Mag: Ja wiem, e to historia z przeszoci. Z prahistorii, jak zawsze
mwisz. Ale ta prahistoria przeciga si w teraniejszo. Wiesz? Na nasze dzisiaj. Co chwila co
wyazi. Co chwila potykamy si o co, co okazuje si trupem potwora z twojej prahistorii".
Zakad, ktry gruje nad wiatem Villqista, jest jak przechowalnia najbardziej ukrytych uczu,
zdarze i myli, do ktrej na co dzie czowiek boi si zaglda. Na progu jak na granicy
niewiadomoci koczy si wiat normalny i zaczyna wiat odmiennoci, choroby i wynaturzenia.
Kady ma swj Zakad, w ktrym trzyma pod kontrol swoje upiory, czasem jednak wydostaj si
one na wolno.
Z metropolii do Ellmit prowadzi linia kolejowa. W czasach, kiedy rozgrywa si Noc Helvera",
podr trwaa ca noc, dzisiaj zapewne jedzie si par godzin. .Villqist nadajc tej nadmorskiej
miejscowoci symboliczne znaczenie, rozszerza czas. Dla niektrych jego bohaterw ta podr
moe trwa cae ycie. ..- ,
3. ' .,,'.'.";."..;"..
Jednoaktwk, ktra koczy cykl Beztlenowce", Villqist zatytuowa Lemury". Jak podaje
sownik mitologii greckiej, lemury to duchy zmarych, bkajce si nocami pod postaci widm i
szkieletw. Odpdzano je podczas wit zwanych Lemuraliami, obchodzonych w maju.
Przypominay one nieco biaoruski obrzd Dziadw", ktry na trwae wpisa do polskiego teatru
Mickiewicz. Podczas Lemuraliw ojciec rodziny wychodzi w nocy z domu i po umyciu rk, nie
odwracajc gowy, rzuca za siebie ziarna grochu lub bobu, dziewiciokrotnie powtarzajc przez
ten bb wykupuj siebie i swoich", po czym uderza w elazo i odpdza duchy.
W dramatach Villqista czsto spotykamy si z podobnymi obrzdami, ktrych dokonuj
wspczeni ludzie. Nie rzucaj ju za siebie bobu ani nie uderzaj w elazo, ale znw, jak przed
tysicami lat odp-
dzaj od siebie upiory. Tylko e nie s to ju przychodzce z zawiatw widma i szkielety, ale twory
wasnej psychiki lub bolesne wspomnienia z przeszoci, ktre nagle materializuj si w ich
dzisiejszym yciu.
Villqist pisze swoje dramaty ze wiadomoci mechanizmw, ktre wspczesna psychiatria i
psychologia odkrywa w czowieku. Spjrzmy na Karle. Kobieta, ktra odrzucia swoje kalekie
dziecko, bierze na wychowanie upoledzonego chopca i powica mu ycie. Niedorozwinity
Helver jest dla niej zarazem przypomnieniem dawnej winy i jej odkupieniem. Kiedy w finale
umierca go tabletkami nasennymi, nie tylko chroni przed gorsz mierci z rk faszystowskich bo-
jwkarzy, ale take zabija w nim wasn przeszo.
Jej imienniczka ze sztuki Cynkweiss" na podobnej zasadzie przywouje widmo swojej przeszoci
- sprowadza na wasny lub ojca, ktry j zgwaci w dziecistwie. Jest w tej decyzji ch zemsty,
jest te potrzeba zmierzenia si z wasnym lkiem i cierpieniem. Ten, ktry niegdy mia nad ni
cakowit wadz, okazuje si maym, zamanym przez ycie, przeraonym czowiekiem, ktry bez
pozwolenia nie mie nawet zawiza sznurowada.
W Fantomie" bohaterom w wypdzaniu upiorw pomaga lekarz, czy te terapeuta, doktor
Gerdmann. Upiorem jest tym razem nieistniejce dziecko, ktre pojawia si w wyobrani kobiety.
Tylko Gerdmann ma do siy, aby zmusi j i jej partnera, aby wykrelili ze swej wiadomoci
fantoma. Na jego polecenie mczyzna wychodzi z domku letniskowego na poblisk pla. Tego,
co robi na play, moemy si tylko domyla z gwatownych reakcji kobiety, ktra zostaa w
rodku. Nie jest istotne, czy rzuca za siebie bobem, czy topi w morzu ubrania nieistniejcego
dziecka. Kiedy wraca, fantomu ju nie ma. Pozostaje po nim tylko gboka wyrwa w pamici.
Posta doktora Gerdmanna pojawia si take w innych dramatach. W Beztlenowcach" doktor
Gerdmann daje Magowi i Larsowi rady, jak opiekowa si niemowlciem, w Nocy Helvera" to
nazwisko nosi lekarz z Zakadu w Ellmit, do ktrego Karla chce wysa swego podopiecznego. W
Bez tytuu" Gerdmanna wspomina Jerg, to jego lekarz z kliniki dla nieuleczalnie chorych. Jeli
miabym wskaza wrd bohaterw posta reprezentujc autora, kogo, kto w powieci mgby
by narratorem, a w teatrze - ukrytym reyserem, wybrabym Gerdmanna. Ma on do swoich
pacjentw stosunek podobny, jak Vill-
qist do swoich lemurw. Wie o nich wszystko, kocha ich, ale jednoczenie obnaa ca prawd o
nich i wystawia na okrutne dowiadczenia. Nie po to jednak, aby z nich drwi, ale by ich uleczy z
nieuleczalnej choroby, jak jest ycie.
4. -^ Prawie sto dwadziecia lat przed Lemurami" Villqista Henryk Ibsen J napisa dramat
Upiory", ktry razem z wczeniejszym Domem lal- / ki" sta si fundamentem dla rozwoju
realistycznej dramaturgii w XX wieku. W jednym z wczesnych komentarzy do utworu dramaturg
pisa, l e kada rzecz jest w nim upiorem. Bohaterowie Upiorw" odkrywa- j j swoj
wasn przeszo, ukrywan i faszowan latami. Przeszo j straszy w domu pani Alving,
zmieniajc jego mieszkacw w upiory. / Sens tytuu odnosi si take do martwych poj,
wierze, przepisw / i praw, wrd ktrych yj bohaterowie, nalecy do mieszczaskiego, j
purytaskiego spoeczestwa. Dwadziecia lat pniej jeszcze bardziej ponury obraz mierci za
ycia narysuje August Strindberg w Sonacie widm", gdzie na kolacji zwanej kolacj widm"
spotykaj si cienie ludzi, powizanych potwornym splotem win z przeszoci.
Trudno nie dostrzec analogii midzy skandynawskimi klasykami i polskim autorem. W dramatach
Villqista podobnie jak u Ibsena wszystko, co najwaniejsze, ju si zdarzyo. To, co ogldamy na
scenie, to powolne ujawnianie niewygodnej dla wszystkich prawdy. Prawdy o chorobie, o poczuciu
winy, o braku mioci, o manipulowaniu uczuciami innych. To dramaturgia pamici, odsanianej
warstwa po warstwie, jak ziemia na archeologicznych wykopaliskach. Aby rozpocz nowe ycie,
trzeba stan twarz twarz z upiorami swojej przeszoci i je unieszkodliwi, aby wicej nie
powrciy.
Jest jednak co, co rni Villqista od jego skandynawskich mistrzw. Dramaty naturalistyczne
rodziy si z niezgody na mieszczask moralno i mieszczaski teatr. Ibsen i Strindberg dotykali
tematw objtych zakazem spoecznym, za co ich sztuki byway z kolei przedmiotem
obyczajowych zakazw i cenzury. Tematyka, o ktrej pisze Villqist, jest kontrowersyjna, ale nikt
przy zdrowych zmysach nie bdzie jej dzisiaj cenzurowa. Przesuny si granice tego, co na scenie
dozwolone. Pod koniec XIX wieku skandal wywoaa sztuka Ibsena, w ktrej jeden z bohaterw by
chory na syfilis. Dzisiaj dramat o umie-
rajcym na AIDS chopaku jest jednym z wielu utworw teatralnych, literackich i filmowych, w
ktrych pojawia si motyw tej choroby. "- Biorc na bohaterw nieuleczalnie chorych,
upoledzonych, gejw czy lesbijki, Villqist nie przeamuje norm estetycznych, ani nie epatuje
publicznoci. Nie jest to celem tej dramaturgii. Zainteresowanie od-miecami ma inne podoe.
Villqist wierzy, e tylko w odmiennoci wyraa si dramat ludzkiej natury. W rozmowie z Jackiem
Zienkowi-czem z Centrum Dramaturgii Polskiej w Poznaniu Villqist mwi: Fascynuje mnie
odmienno, skrajne emocje doprowadzajce moich bohaterw pod cian. Kiedy wydaje si, e nie
mona ju zrobi ani po? kroku w ty, kiedy historia doprowadza do sytuacji, ktra powinna co
rozwiza, a nie rozwizuje nic. Fascynuje mnie problem winy, noszenia jej w sobie, odkupiania.
Wypreparowuj z moich postaci odmiennoci, lki, ktre, gboko skrywane, wya zawsze i
wszdzie. My si tak bardzo boimy tych psychicznych poczwar, ktre sytuuj nas poza obszarem
standardowym. Tak naprawd nasza realno skada si wycznie z tych odmiennoci, a tak zwana
rzeczywisto, ktr niesiemy przed sob jak tarcz, jest zwyk iluzj. Boimy si odmiennoci, bo
s ekranem naszych gboko skrywanych lkw".
Przeciwnikiem bohaterw Villqista nie jest tak jak w dramatach Ibsena spoeczestwo, ktre nie
toleruje odmiennoci. Przeciwnikiem bohaterw Villqista s oni sami. Lars nie walczy ze wiatem,
ktry chce zniszczy jego homoseksualny zwizek, ale z wasnym poczuciem winy. Podobnie Karla
- zamieszki na ulicach nie s dla niej tak grone, jak wasna przeszo, ktra powraca w osobie
Helvera. Lk przed samym sob moe doprowadzi do zagady, jak w przypadku Jerga z
jednoaktwki Bez tytuu". Chopak ucieka z Ellmit do metropolii cigany irracjonalnym
przeczuciem, e w rodzinnej wiosce stanie mu si co zego. Tragedia dosiga go jednak w
metropolii, Jerg zapada na nieuleczaln chorob. Niewykluczone, e zarazi si ni w klinice, w
ktrej pracowa. To nie jest kara za ucieczk z rodzinnego domu, ani za niemoralne prowadzenie
si. To przeznaczenie. Jak mwi Jerg - kiedy kto si boi, to si boi wszdzie.
Ta jednoaktwka, ktra na scenie trwa nie wicej ni p godziny, prowadzi nas od wiata
realistycznej obserwacji do wiata metafizyki. Umierajcy Jerg w ciemnym pokoju myli swego
starego ojca z Bogiem, ktry przyszed osdzi jego ycie. Chce mu pokaza dyplom i za-
wiadczenie, e nie robi adnych zych rzeczy, tylko uczy si i pracowa w klinice. W momencie,
kiedy ojciec bohatera staje si Panem Bogiem, wysuchujcym ostatniej spowiedzi umierajcego,
realistyczna sztuka o dumie XX wieku staje si wspczesn Pasj.
5.
Villqist ma absolutny such teatralny. W jego dialogach nie ma faszywego sowa, nie ma poczucia,
e zostay napisane przy biurku na papierze podaniowym. Wydaje si raczej, e dramaturg gdzie je
usysza i zapa w sie scen i aktw. S oparte na niedomwieniach, jakby bohaterowie bali si
wasnych myli. Te zawieszenia gosu, urwane w p zdania i ich rwnowaniki czekaj na aktora,
ktry wasn ekspresj nada im kierunek i znaczenie.
Aktorzy musz kocha Villqista, w jego sztukach maj bowiem co gra. Kada posta posiada
swoj precyzyjn biografi, a zarazem jest pena tajemnic, w tym sensie, w jakim kady czowiek
jest dla siebie tajemnic. Z kolei dla scenografw jego didaskalia s niewyczerpanym rdem
informacji. Villqist, historyk sztuki z wyksztacenia, jest wyczulony na plastyk obrazu, wielk
wag przywizuje do szczegu i lokalnego kolorytu. Jego opis kuchni, w ktrej rozgrywa si Noc
Helvera", jest jak opis nieistniejcego obrazu, namalowanego gdzie na pnocy Europy, moe w
Berlinie, datowanego na lata 30. XX wieku. nienobiaa scenografia w sztuce Cynkweiss" (Biel
cynkowa") odzwierciedla potrzeb niewinnoci, jak czuje bohaterka, i jest kontrastem dla jej
traumatycznych przey z dziecistwa. Ale nie tylko dekoracje buduj w jego sztukach przestrze
emocji, rwnie wanym elementem s dwiki i muzyka. Do przypomnie morze, ktre jest
jednym z bohaterw Fantomu", czy odgosy ulicznych zamieszek w Nocy Helvera". Partytura
tych utworw jest waciwie gotowa, trzeba j tylko przegra na tam.
Mwic najkrcej, dramaty Ingmara Villqista to teksty teatralne, ktre zabrzmie mog w peni
dopiero na scenie. Powstaje pytanie, dlaczego w takim razie warto je czyta? Myl, e co najmniej
z dwch powodw. Po pierwsze dlatego, e oprcz scenografii, dwikw i wietnych rl dramaty
te zawieraj wspaniale opowiedziane, poruszajce historie, ktre mona bez trudu odczyta z
dialogw i didaskaliw. Historie ludzi, ktrzy mimo wszystkich uomnoci podjli walk o war-
toci w swoim yciu. Vil1qist ma talent do trzymania czytelnika w napiciu i podsycania jego
uwagi. Sytuacje dramaturgiczne, ktre tworzy, s jak nietypowe rozdanie w brydu: jestemy
ciekawi, jak bohaterowie z nich wyjd. Tym bardziej e dla nich nie jest to tylko gra.
Drugi powd jest subtelniejszy. Sztuki Villqista maj niezwykle kameralny charakter, pokazuje on
swoich bohaterw w sytuacjach tak intymnych, jak mio i umieranie. Wielk rol odgrywaj
szczegy, tabletki, ktrymi Karla karmi Helvera, zatyczki do uszu, ktre Mag wciska sobie w uszy,
aby nie usysze czego strasznego i ostatecznego od partnera. Chyba nie przypadkiem najlepsze
dotd realizacje dramatw Villqista powstay w Teatrze Telewizji, gdzie kamera jest tak blisko
bohaterw, e syszymy ich oddechy. Sytuacja lektury jest sytuacj intymnego teatru jednego
widza, w ktrym sami moemy regulowa ostro obiektywu, wykonywa zblienia i panoramy.
Villqist bowiem tylko do pewnego momentu prowadzi czytelnika za rk, pniej zostawia go sam
na sam ze wiatem przedstawionym w dramacie i trzeba na wasn rk szuka drogi wrd
fantomw, lkw i psychicznych widm. Ta ryzykowna eskapada bez reysera, bez aktorw i
widzw moe by szczeglnym dowiadczeniem, bo czy te fantomy, lki i widma nie s
przypadkiem take nasze?
,, t , v : , .;.- .\-::-.'; Roman Pawtowski
Noc Helvera
ON - trzydziestoletni, redniego wzrostu, lekko otyy ONA - troch starsza od NIEGO, brunetka,
nieco wysza
Scena to kuchnia robotniczo-biedno-mieszczaska. Dosy wysokie pomieszczenie; meble kuchenne
- mieszanka stylw odprzelomu XIX i XX wieku po lata trzydzieste XX wieku. Po lewej stronie
drzwi wejciowe z klatki schodowej, otwierane na zewntrz sceny. Na drzwiach, od wewntrz trzy
haczyki, wisz na nich okrycia; pluszcz mski, pluszcz damski, czapka, siatka. Po prawej stronie
drzwi due okno z szerokim parapetem; framugi zewntrzne pomalowane na czerwono,
wewntrzne na bialo; na parapecie stoi kwiat w doniczce, metalowe puszki, drobiazgi. Pod oknem
drewniana, szeroka skrzynia przykryta bial narzut. W cianie na wprost widowni, po lewej
stronie, drzwi wejciowe do pokoju biae, z prostoktn szyb w grnej czci zasonit firank,
nad drzwiami ,,myliwska" reprodukcja w zoconych ramach. Po prawej stronie drzwi hialy
kuchenny kredens; na pulpicie kredensu metalowy pojemnik na chleb, garnuszki, metalowy, duy
budzik itp. Drzwiczki grnych szafek, przeszklone, wyslonite firankami. Na kredensie due
puszki, fajansowa misa, due radio z lat trzydziestych. ciana po prawej stronie widowni; kuchenka
gazowa, na niej garnki z przygotowanym obiadem, nad kuchenk maa szafka. Niewielki
przycienny stoi pomidzy kuchenk a eliwnym zlewem. Nad stolem kalendarz. Nad zlewem
owalne lustro \v metalowej oprawie. Na rodku stoi kuchenny, bialy, przykryty cerat. Na stole
gazety, kubki, przygotowane dwa nakrycia do obiadu. Trzy biale krzesa, dwa mae taborety.
Wszystkie meble biae, malowane farb olejn. Podoga z desek pomalowanych czerwon olejn
farb.
Akcja dramatu rozgrywa si w kuchni jednopokojowego mieszkania w robotni-czo-biedno-
mieszczaskiej dzielnicy duego, przemysowego miasta w Europie. Wczesny wieczr. ONA krzta
si przy kuchence gazowej, podgrzewa obiad; czeka na NIEGO. Raz po raz podchodzi do drzwi i
nasluchuje. Podchodzi do okna, otwiera jedno skrzydo i wyglda na ulic. Sycha nabrzmiewajcy
i potgujcy si odgos ulicznej manifestacji. Ulic nadchodzi tum. Ale nie tylko t ulic. Sycha
rozlewajcy si po ca/ej dzielnicy odglos maszerujcych tumw -coraz goniej - sycha lomot
butw po bruku i chodnikowych pytach, okrzyki, skandowania, brzk tuczonego szka - sunca
fala ludzi podchodzi pod
okno. ONA przymyka okno i lekko cofa si. Jest zaniepokojona - wyczuwa zagroenie. Odgosy
tumu pod oknem - bardzo glono. ONA odchodzi od okna i staje wyczekujco kilka krokw przed
drzwiami. Nasluchuje i czeka. Slycha glony trzask drzwi bramy kamienicy: odglos biegncych
ludzi, krzyki, przeklestwa, piewy, skandowania. Po chwili sycha tupot ng biegncego po
drewnianych stopniach klatki schodowej czowieka. ONA czeka, patrzc na drzwi. Po chwili
slycha bardzo energiczne pukanie do drzwi, ktre otwieraj si raptownie na cala szeroko. Do
kuchni wpada zdyszany, zziajany, bardzo spocony ON. Na nogach sfatygowane, ale byszczce
oficerki, brzowe bryczesy, pasek ze srebrn klamr, biata koszula z krtkimi rkawami zapita pod
szyj, skrzana koalicyjka, czarny beret ze srebrn odznak, w rku trzyma zwinit szturmwk.
Kuchnia. Wieczr. Za oknem szaro. Caly czas sycha to wznoszce si, to opadajce odgosy
manifestacji.
ON stoi krok przed drzwiami. Patrzy na NI. Podekscytowany, rozgrzanv, podniecony. ONA patrzy
spokojnie i wyczekujco. ON zatrzaskuje z hukiem drzwi i zapala wiato, przekrcajc kontakt
obok prawej framugi drzwi. Zapala si arwka pod paskim blaszanym kloszem, wiszca nad
kuchennym stolem.
ON (podniecony, wzrok rozgorczkowany, ruchy nerwowe, szybkie) Ty wiesz...?!
ONA (bardzo spokojnie, panuje nad sob, chocia przeczuwa co zlego) Dobry wieczr kochanie.
Dobrze, e ju jeste...
ON Ty wiesz...?! (wskazuje szturmwk na okno) Ty wiesz, co si dzieje?! Wszyscy! Mwi ci,
wszyscy...
ONA Odstaw to... (wskazuje na szturmwk) I zdejmij beret. Podam obiad... Umyj rce, prosz.
(podchodzi do kuchenki, bierze przez pcienn rkawic garnek z zup, podchodzi do stou,
nalewa zup do talerzy) No, pro-' sz, siadaj.
ON (nie rusza si z miejsca, napity, rozedrgany, obserwuje uwanie JEJ ruchy) Spjrz przez okno!
Cala dzielnica! Mwi ci, caa dzielnica! A podobno w centrum te...
ONA (podchodzi do okna i zatrzaskuje je) Siadajmy do stou... (chwil czeka i sama siada do stou)
Bdziesz je?
ON (zaczepnie) Nie.
ONA (zaczyna je zup) Jest taka, jak lubisz - ziemniaczana.
Sprbuj... ., . - , .5, ,
ON (krok w JEJ stron) Popatrz, co mi dali... (wycigam JEJ stron
szturmwk) :* .-, . :.-.r< {/;,,,
ONA Ugotowaam z boczkiem, majerankiem... !
ON (jeszcze krok) Spjrz! Dali mi szturmwk. Widzisz!? Nie wszystkim dawali...
ONA (smakuje zup) Uhm, jaka pyszna... Chyba jeszcze sobie dolej...
ON (podchodzi szybko do okna, otwiera je szeroko - glony szum tumw) Patrz! (wychyla si
daleko za okno) E aaaa!!!! E aaa!!! (krzyczy do tumu na ulicy i wymachuje szturmwk) E
eeee!!!... E eee!!!
ONA wstaje bardzo wolno od stou, podchodzi do NIEGO i kladzie mu delikatnie rk na ramieniu.
ON (poczuwszy dotyk, odskakuje raptownie od okna i patrzy zdezorientowany na NI) Co!?
ONA (uspokajajco) Nie wychylaj si tak mocno, to drugie pitro... Chod... (chce uj go pod
rami) Zjemy obiad... Jeste na pewno ju godny...
ON (sylabicznie) Czy ty nic nie rozumiesz? Ty chyba nie rozumiesz? (cay czas odwraca si w
stron okna) Tam wszyscy s! Popatrz! (wychyla si przez okno) A aaa!!! A aaa!!! No, krzycz! A
aaa! (powiewa szturmwk)
ONA Zostawmy to ju... (delikatnie odciga go od okna) Jeste cay zgrzany... Zjemy obiad,
przebierzesz si...
ON (wyrywa si energicznie) Nie chc si przebiera, nie bd je... Zreszt ju jadem...
ONA (siada do stou i bardzo wolno koczy zup) Co jade ?
ON (wyzywajco) Grochwk.
ONA Smaczna bya? " '' '
ON No. (szybko i ciasno) Mwi ci, jak tam stalimy wszyscy, na placu przed poczt w szeregach...
Wiesz, e staem w pierwszym szeregu, o tak staem, o tak... (pokazuje) To potem zaraz rozdawali
pochodnie,
ale Gilbert nie kaza, eby zapala, powiedzia, e wszyscy zapalimy, jak docz do nas oddziay z
pnocnych dzielnic i e zapalimy, jak ju bdzie ciemno i wtedy pjdziemy wszyscy, i wtedy
przyjechay kuchnie polowe, wiesz, takie z maymi kominami, to nasz garnizon specjalnie dla nas je
przywiz, ebymy nie byli godni i kady dosta menak i yk i kucharz, co mi nalewa
grochwk, to mi dwie chochle nala, ty wiesz, dwie chochle, a chleba to byy cae fury, kady mg
bra, ile chcia...
ONA I smaczna bya grochwka ?
ON (wolniej) A potem dawali po sznapsie...
ONA (je w milczeniu)
ON (jeszcze wolniej) I ja te dostaem... (szybciej) Z takich duych zielonych termosw polewali...
(wolniej) Ale tylko jednego... (szybciej) Bo tam by taki tum, emy stali, o tak, jeden koo
drugiego, jeden koo drugiego... A Gilbert powiedzia do mnie: Masz, wypij sznapsa, wypij".
ONA (wstaje, podchodzi do kuchenki) Lubisz Gilberta? (przynosi na st talerze z drugim daniem)
ON Uhm, Gilbert zawsze mwi: Jeszcze bdzie z ciebie onierz, jeszcze bdzie". I jak tam
stalimy, to Gilbert da mi beret... (ciga beret z gowy i na wycignitej rce podsuwa go pod nos
JEJ) Widzisz? I jeszcze sam przypi mi odznak. Widzisz? Odpi takiemu grubemu gupkowi,
co pracuje w pralni i sam mi przypi do beretu. Widzisz?
/
ONA Bardzo adny beret, bardzo ci w nim do twarzy...
ON No. (zaktada beret) I szturmwk mi da Gilbert. Widzisz? Tak kaza trzyma... (pokazuje) Na
ramieniu...
ONA A pochodni ci nie da?
ON (zaniepokojony) Nie... (do NIEJ) A czemu? , {
ONA Ja nie wiem, a zapytae Gilberta?
ON Nie, bo rozmawia z oficerami, (szybko) A oni tak stali, jak supy prosto, wiesz, (pokazuje) Tak
stali, a rkawiczkami to tak robili.
O rk - o rk, i cygara palili, i Gilbert z nimi pali, i hemy mieli, i szable mieli, a jeden to mia o
tu, w oku (pokazuje) taki okular, a ten okular to mia sznurek... taki okular mia...
ONA Monokl... . ,,, f, ,
ON No. Czemu mi nie da pochodni?
ONA Nie wiem, moe tylko wysocy dostali, eby byo lepiej wida.
ON No wanie... A potem jeszcze Gilbert umiecha si do mnie... I pochwali, e buty dobrze
wyczyszczone i powiedzia, e buty oficera to musz lni jak psu jaja. (wolniej) To Gilbert tak
powiedzia, powiedzia, w takich butach to si mona ogoli, ja si bd goli, chyba dzisiaj si ju
ogol, bo ja si ju bd goli, wiesz?
ONA Dobrze. Jutro pjdziemy i kupimy w sklepiku specjalne mydo, miseczk, taki duy flakon
wody koloskiej i golark.
ON Ja si brzytw bd goli.
ONA Dobrze, kupimy ci brzytw. Widziaam tu w sklepiku koo przystanku tramwajowego takie
bardzo eleganckie z czarn ebonitow rczk...
ON (ucieszony) To tak ma Gilbert, bo pokazywa i ostrzy na pasie tak brzytw z czarn rczk,
to tak ma Gilbert brzytw!
ONA Jutro kupimy.
ON (zagubiony) Jutro nie...
ONA Jutro. Pjd po zakupy i kupi brzytw. Jak wstaniesz i zjesz niadanie, to potem zaraz si
ogolisz.
ON Lepiej nie id do tego sklepiku po brzytw. ONA Dlaczego?
..- ''vfj;.f- ' '.:-.
ON Bo nie ma brzytew w tym maym sklepiku...
.;~' :i ^^ .* j
ONA Dzisiaj widziaam na wystawie...
ON Nie ma brzytew w tym sklepiku. Lepiej kup w innym sklepie. W tym duym sklepie koo
dworca, tam, gdzie mi zawsze kupujesz wojakw...
ONA Dobrze, ale i tak musz i do sklepiku pana Hanssena odebra bak na mleko...
ON Ja ci skombinuj now bak... Bo... Bo tego sklepiku ju nie ma. (szybko) To znaczy jest,
tylko w nim nie ma brzytew i twojej baki te nie ma, bo ten sklepik si spali i tam ju wszystko
mierdzi, i ty tam ju nie chod, nie chod, bo tam strasznie mierdzi...
ONA Spali si...
ON Bardzo si spali...
ONA kryje twarz w dloniach.
ON Ale ty si nie martw, nie martw si, moesz mi kupi brzytw w tym sklepie koo dworca... A
dokupisz mi jeszcze wojakw? Tylko teraz ju tylko na koniach i armat mi dokup, i orkiestr... Ty
si nie martw...
ONA Bye dzi koo sklepu pana Hanssena?
ON Nie byem. Ja tylko staem po drugiej stronie ulicy, ale ze sztur-mwk, co mi j Gilbert da i
krzyczaem...
ONA Co krzyczae? ON No, to co wszyscy... ONA A co wszyscy krzyczeli?
ON (wzrusza ramionami) No, Fuj!" (zatyka nos) Fuj!" No tak... (szybko) Bo jak emy szli ulic,
to wszyscy tak: Aaaaaaa!!! podbiegli pod ten sklep, a Gilbert takom pakom (pokazuje) w szyb, a
potem... a potem jak ten stary z tego sklepiku wybieg z takim noem - z ta-aaakim noem, to
wszyscy z tymi pochodniami... Aleja staem po drugiej stronie ulicy, na chodniku, cakiem przy
murze - z t szturmwk, co mi j Gilbert da...
ONA Co si stao ze starym panem Hanssenem?
ON Nic. (szybko) Ale jak ju wszyscy wybiegli z tego sklepiku, to pan Hanssen tak klcza przed
Gilbertem i ju si palio, to ze sklepiku wybiega jego crka i rzucia si na Gilberta... (z
niedowierzaniem) Na Gil-berta... I zacza go szarpa... (zajadle) A Gilbert chwyci j za kudy
(pokazuje) i wrzasn: Ty kuurrrrrrwoooooo!!!..." (coraz bardziej zajadle) A potem jak skopa ten
durny, skudlony eb...
ONA (bardzo cicho) Co ty mwisz...
ON (coraz bardziej podniecony, rozwija szturmwk, staje przed NI w rozkroku i wrzeszczy
skandujc) cier-wu-sy!!! cier-wu-sy!!!
ONA (patrzy na niego nieobecna) Co ty mwisz?
ON (siadaprzy stole, odsuwa talerz) cierwusa zawsze mona pozna... (szybko) Gilbert mwi, e
pozna cierwusa z kilometra, e wyczuwa go po zapachu... (zajadle) Scierwusy, (spluwa) tfu!
ONA Nie pluj na podog. ON (wolno, czujnie) Bo co? ONA Bo myam cae przedpoudnie
podog... I tak ju zadeptae...
ON (wstaje raptownie od stolu i glono tupic, zaczyna maszerowa wok stou) Tram-ta-ta-ta-
dam, tram-ta-ta-dam!!! Tak maszerowalimy, widzisz? Tram-ta-ta dram! A ja byem prawie
pierwszy na placu! Pieszo przychodzili, na rowerach, autami duymi. Tram-ta-ta dram! Bo ja ju
wszystko umiem, (staje) Wiesz? Gilbert mi kaza si nauczy, wiesz?. Da mi tak ksik z
obrazkami, gdzie jest wszystko narysowane, wszystko. I ja si wszystkiego nauczyem. Nie
wierzysz? Patrz. Tak jest - Baczno!" (staje na baczno), trzeba sta prosto, brzuch wcignity,
stopy lekko rozsunite, donie rwno ze szwami spodni, gowa lekko uniesiona. A Spocznij!" jest
tak (staje na spocznij). Lewa noga odstawiona. Widzisz, jakie atwe. Wszystkiego si nauczyem.
Baczno! (staje). Spocznij! (staje). Baczno! (staje). Spocznij! (staje). Widzisz, jakie atwe?
Sprbuj ty... To atwe... Baczno! Spocznij!
ONA (umiecha si) Nie... Ja nie...
ON Ale mwi ci. To atwe, atwiutkie. No, sprbuj.
ONA (mieje si) Daj spokj...
ON (rozgrzany, podniecony, dobitnie) Bo to wcale nie jest takie atwe. Wcale. Gilbert powiedzia,
e tego to si trzeba uczy cae ycie. Tak powiedzia. Cae ycie, (wolniej, czujnie) Byle cierwus
si tego nigdy nie na-
uczy. (szybciej) Tak powiedzia Gilbert... A ja si tego wszystkiego bardzo szybko nauczyem,
wiesz? Bardzo szybko. Gilbert powiedzia: Mdrze, mdrze"... A ty wiesz, jak jest: W
dwuszeregu na wprost ranie zbirka!"?... Jasne, e nie wiesz. Bo to jest trudne... Patrz. No, patrz na
mnie! Oni sobie tak chodz, chodz, no ci, co tam wszyscy przyszli na plac, a wtedy si staje, na
baczno si staje i krzyczysz: Baczno!!!". A wtedy oni wszyscy tak stoj cichutko i patrz si, a
ty krzyczysz: W dwuszeregu na wprost mnie zbirka!!!". I oni si ustawiaj, szybciutko si
ustawiaj. Widzisz? Zrobisz tak? Nie. Bo to jest trudne. Ale potem, jak oni tak stoj, to si musz
ustawi w czwrki, a potem maszerowa. I wtedy trzeba krzycze... (myli intensywnie) Czwrki
marsz!!!". l oni maszeruj, i pochodnie maj i szturmwki, o tak, co mi Gilbert da, bo mi Gilbert
da tak szturmwk... Zrobisz tak? Nigdy w yciu. Nigdy w yciu... Ty tak nigdy nie zrobisz.... Bo
to jest trudne...
ONA (zbiera talerze ze stolu, odnosi do kuchenki, ON obserwuje kady JEJ ruch) Zjesz troch
leguminy? Jest ze mietan i truskawkami.
ON Ty by tak nigdy nie zrobia.
ONA (czujnie, yczliwie) Bo tylko mczyni tak potrafi, kobiety nie...
ON cierwusy te tak nie potrafi... (szybko) Ale ty by tak zrobia. Ty by si tak nauczya...
ONA (krci glow i umiecha si) Janie...
ON (wolno) Jak by chciaa, to by si nauczya... (jeszcze wolniej) Ty si musisz nauczy...
ONA (bardzo czujnie) Musz si nauczy? Dlaczego? ON Bo Gilbert wszystkim mwi, e ty...
ONA Co Gilbert mwi o mnie...?
ON (myli intensywnie) e ty jeste... (wybucha) e ty te by si nauczya, jak by chciaa.
ONA Tak mwi Gilbert...
ON Ty si musisz nauczy. Ja ci naucz, bo ja si nauczyem..,,
ONA I co ja mam robi? A .1
ON No to wszystko... (bardzo szybko) Bo jak oni jad na obz, to tam pi w namiotach i warty
maj i wiczenia, i strzelaj, a Gilbert to nawet z maszynowy strzela i dyury maj, a jak pojechali
na prawdziwy poligon, na lotnisko, to nawet do samolotu wchodzili, a Gilbert to nawet lecia
samolotem, a jak taki cier-wus uciek od gospodarza, to zrobili polowanie i jak go dopadli w stogu
siana, to go podpalili, tego cierwusa, a on ucieka przez pole, to Gilbert kaza strzela mu w nogi, a
jak on upad, to Gilbert zapali sobie od niego, od tego cierwusa, cygaro i inni odpalali papierosy,
bo tylko Gilbert pali cygara, a taki jeden oficer to da Gilbertowi... (bardzo wolno) Gilbert
powiedzia, e ja te pojad kiedy na obz...
ONA milczy.
ON Gilbert powiedzia, e najwaniejszy jest porzdek, wszdzie musi by porzdek, bo to
najwaniejsze...
ONA Tak, to jest najwaniejsze... Ja si chyba poo, jestem bardzo zmczona. A jutro trzeba
znowu wsta...
ON Ty nie moesz i spa. Ty si musisz nauczy... To jest atwe... Ja ci wszystkiego naucz...
(podchodzi do NIEJ, bierze J za rk)
ONA To boli...
ON Wszystkiego ci naucz... :.- .Vv , ' - - '.'J- < ,..-, ONA To bardzo boli... Pu,
prosz... ., ,,. , ON (gono, prosto w twarz) Baczno!!! Jak ty stoisz!? ONA Prosz...
ON Baczno!!! (ustawia jej dato) Nogi razem, rce, stopy rozsunite. Gowa do gry. No, teraz
wygldasz jak czowiek. Jeszcze raz. Baczno!!! A teraz spocznij - no, spocznij!!! Co ty taczysz?
Spocznij! Lewa noga odstawiona... (ryk) Myl, czowieku, co robisz!!! (szybko) Baczno!
Spocznij! No! Baczno! Spocznij!
ONA wykonuje niezgrabnie wszystkie rozkazy.
ON A teraz... Padnij!!! , ...:'.t: :';'... ' ,
ONA (ju wystraszona) Co ty...? - -.-.. i ;'-,<
uczy. (szybciej) Tak powiedzia Gilbert... A ja si tego wszystkiego bardzo szybko nauczyem,
wiesz? Bardzo szybko. Gilbert powiedzia: Mdrze, mdrze"... A ty wiesz, jak jest: W
dwuszeregu na wprost mnie zbirka!"?... Jasne, e nie wiesz. Bo to jest trudne... Patrz. No, patrz na
mnie! Oni sobie tak chodz, chodz, no ci, co tam wszyscy przyszli na plac, a wtedy si staje, na
baczno si staje i krzyczysz: Baczno!!!". A wtedy oni wszyscy tak stoj cichutko i patrz si, a
ty krzyczysz: W dwuszeregu na wprost mnie zbirka!!!". I oni si ustawiaj, szybciutko si
ustawiaj. Widzisz? Zrobisz tak? Nie. Bo to jest trudne. Ale potem, jak oni tak stoj, to si musz
ustawi w czwrki, a potem maszerowa. I wtedy trzeba krzycze... (myli intensywnie) Czwrki
marsz!!!". I oni maszeruj, i pochodnie maj i szturmwki, o tak, co mi Gilbert da, bo mi Gilbert
da tak szturmwk... Zrobisz tak? Nigdy w yciu. Nigdy w yciu... Ty tak nigdy nie zrobisz.... Bo
to jest trudne...
ONA (zbiera talerze ze stolu, odnosi do kuchenki, ON obserwuje kady JEJ ruch) Zjesz troch
leguminy? Jest ze mietan i truskawkami.
ON Ty by tak nigdy nie zrobia.
ONA (czujnie, yczliwie) Bo tylko mczyni tak potrafi, kobiety nie...
ON cierwusy te tak nie potrafi... (szybko) Ale ty by tak zrobia.
Ty by si tak nauczya... ./:;,, .,: ,-.-
ONA (krci glow i umiecha si) Janie...
ON (wolno) Jak by chciaa, to by si nauczya... (jeszcze wolniej) Ty si musisz nauczy...
ONA (bardzo czujnie) Musz si nauczy? Dlaczego? ON Bo Gilbert wszystkim mwi, e ty...
ONA Co Gilbert mwi o mnie...?
ON (myli intensywnie) e ty jeste... (wybucha) e ty te by si nauczya, jak by chciaa.
ONA Tak mwi Gilbert...
ON Ty si musisz nauczy. Ja ci naucz, boja si nauczyem...
ONA I co ja mam robi? .. , -.,<.,,
24
ON No to wszystko... (bardzo szybko) Bo jak oni jad na obz, to tam pi w namiotach i warty
maj i wiczenia, i strzelaj, a Gilbert to nawet z maszynowy strzela i dyury maj, a jak pojechali
na prawdziwy poligon, na lotnisko, to nawet do samolotu wchodzili, a Gilbert to nawet lecia
samolotem, a jak taki cier-wus uciek od gospodarza, to zrobili polowanie i jak go dopadli w stogu
siana, to go podpalili, tego cierwusa, a on ucieka przez pole, to Gilbert kaza strzela mu w nogi, a
jak on upad, to Gilbert zapali sobie od niego, od tego cierwusa, cygaro i inni odpalali papierosy,
bo tylko Gilbert pali cygara, a taki jeden oficer to da Gilbertowi... (bardzo wolno) Gilbert
powiedzia, e ja te pojad kiedy na obz...
ONA milczy.
ON Gilbert powiedzia, e najwaniejszy jest porzdek, wszdzie musi by porzdek, bo to
najwaniejsze...
ONA Tak, to jest najwaniejsze... Ja si chyba poo, jestem bardzo zmczona. A jutro trzeba
znowu wsta...
ON Ty nie moesz i spa. Ty si musisz nauczy... To jest atwe... Ja ci wszystkiego naucz...
(podchodzi do NIEJ, bierze J za rk)
ONA To boli... . ... - .'r ; -;; .>.x;v .,:
ON Wszystkiego ci naucz... \- .-. .'..-. >'.'. : ;;;; .'
ONA To bardzo boli... Pu, prosz... -., , : - , : ; ON (gono, prosto w twarz)
Baczno!!! Jak ty stoisz!? ONA Prosz...
ON Baczno!!! (ustawia jej dato) Nogi razem, rce, stopy rozsunite. Gowa do gry. No, teraz
wygldasz jak czowiek. Jeszcze raz. Baczno!!! A teraz spocznij - no, spocznij!!! Co ty taczysz?
Spocznij! Lewa noga odstawiona... (ryk) Myl, czowieku, co robisz!!! (szybko) Baczno!
Spocznij! No! Baczno! Spocznij!
ONA wykonuje niezgrabnie wszystkie rozkazy. ON A teraz... Padnij!!!
ONA (ju wystraszona) Co ty...? -c - , =,,.. ;.' vji
25
ON A, nie rozumiesz... Ja ci poka, jak to si robi. Tylko patrz uwanie... (sam do siebie) Padnij!
(padanapodlog) Widziaa? (wstaje) Teraz ty. Padnij!
ONA niezgrabnie klka na podog.
ON Nie tak! Co ty, nie patrzya! Padnij! (lupie J za kark i przewraca) Powtrz!
ONA wstaje i niezgrabnie upada.
ON Jeszcze raz! Powsta! - Padnij! - Powsta! - Padnij! - Powsta!
ONA stoi i ciko oddycha.
ON Co? Zmczya si? To dobrze, trzeba si zmczy...
ONA bardzo zmczona.
ON No widzisz... Odpocznij sobie, odpocznij... A teraz bdzie jeszcze
trudniejsze. No, odpoc/a sobie? Padnij!
ONA sprawnie pada na podog.
ON (chodzi wokl NIEJ) Dobrze, dobrze... A teraz musisz si czoga. No, czogaj si, czogaj...
(kuca obok niej i cignie jej rk. nog) Rka -noga - rka - noga - rka - noga... , ,., ,, ,
ONA zamiera i JEJ ciaem wstrzsa szloch. .-.,'\,;, ' :; , -.. : > : w ON Zmczya si?
To dobrze. Trzeba si zmczy... - <<''
ONA (powoli wstaje, umiecha si proszco) U f, wystarczy, chyba si ju nauczyam...
ON (zdezorientowany, gronie) Nie byo rozkazu wstawa... ,
ONA Zrobimy przerw...
ON (goniej) Nie byo rozkazu wstawa!
ONA Tylko zapi oddech...
ON Masz lee!!! Masz lee!!! Nie byo rozkazu wstawa! Padnij!!! (przydusza J do podogi)
Padnij i czogaj si!!! Ty musisz si uczy! No, raz-dwa-raz-dwa... (szarpie J)
ONA (wyszarpuje si. proszco) Zostaw mnie.... .' " I '*il ON (wymusza na NIEJ ruchy) Raz -
dwa - raz- dwa..
,'5\ '
ONA (mocniej) Zostaw mnie...
ON Musisz to robi rwno. Raz - dwa - raz - dwa... ,_
ONA (histerycznie, wyszarpujc si) Puszczaj mnie ty... Ty gupku!!!
ON zastyga i bardzo wolno wstaje.
ONA (podnosi si na kolana, cicho, bardziej do siebie) Boe, nie chciaam...
ON Nauczy ci chciaem, nauczy... A ty nie chcesz si nauczy! Wcale a wcale!
ONA chce wsta, ON j szarpie i kadzie na podlodze.
ON A ty mi nie wstawaj! Tylko ty mi wcale nie wstawaj!
Staje si grony, ONA wyczuwa to i lec, zamiera.
ON Herr Jesus!!!! Herr Jesus!!! (szarpie J) Ty nic nie rozumiesz!!!... A teraz wstawaj ty! No...!
(podnosi J niezgrabnie) Wstawaj! Na Baczno" stawaj, na Baczno"! (ustawia JEJ cialo) No i
co? No i co?... (rozglda si po kuchni, jakby tracil wtek) I co ty tak stoisz? Zabieraj si do roboty!
Ty musisz bardzo duo pracowa! Musisz duo pracowa!
ONA (cicho) Co mam zrobi?
ON (dlugo szuka, wybucha) Sprzta musisz! Musisz tu sprzta!
ONA Ja sprztam...
ON (mocno) Ja stwierdzam tutaj nieporzdek! Tu jest nieporzdek. (chodzi wokl NIEJ) Tutaj nie -
pachnie, nie - pachnie, (z namaszczeniem) Tak dalej by nie moe, tak dalej by nie moe...
ONA spodziewa si najgorszego.
ON Ty musisz i na wiczenia. Ty si musisz wszystkiego nauczy. No, ty si nie martw, ty musisz
by na wiczeniach...
ONA (za wszelk cen stara si nie wpa w panik) Co bdziemy robi?
26
27

ON Dobrze, dobrze, ty si spakuj... Ale ty nie masz ani plecaka, ani


nic... Ty masz plecak?
ONA Nie...
ON Trudno, ale to baaaardzo niedobrze. We... (podaje JEJ siatk na zukupy zdjt z haka na
drzwiach) To bdzie twj plecak... No, w tam co, w... I pas musisz mie... (wie JEJ
sznurek wokl pasa) I czapk... (naklada JEJ czapk, cieszy si) No, widzisz? A teraz maszerujemy,
no... (wlecze J wokl sceny) Raz-dwa-raz-dwa-raz-dwa-raz-dwa... A teraz sama: raz-dwa-raz-
dwa-raz-dwa-raz-dwa... Wyej nogi musisz podnosi, no! (
ONA maszeruje.
ON (patrzy i dyryguje rkami) Tak! Raz-dwa-raz-dwa-raz-dwa-raz-dwa... Baczno!
ONA staje na baczno.
ON Dobrze, widzisz, jeste na wiczeniach. Fajnie jest na wiczeniach? (szybko) A teraz bdziesz
spa w namiocie... No, pod stoem, tak na niby, pod stoem, na niby tak...
ONA chce wej po stoi.
ON Ty poczekaj, poczekaj... (zrywa ze stolu cerat, kladzie pod stolem. ustawia wokl stou
krzesla, znosi pod stoi rne rzeczy; budzik, kubki, cierki, paszcze zdjte z hakw na drzwiach)
No, widzisz? Masz namiot... Wchod tam, wchod...
ONA wlazi pospiesznie pod stoi. ;;-...':
ON No, po si, po... przykryj si, przykryj... Wygodnie ci, widzisz? Teraz pij ju, pij... No...
(przyciska jej gow dopodlogi) pij ju, pij...
ONA zamiera.
ON pisz JU...?
ONA (bardzo cicho) Tak... : :-,.-.. ;..
ON To dobrze. Bo ju jest noc, noc jest... (staje, patrzy przed siebie, razpo-raz spoglda pod stoi)
Ju!!! Ju!!! Jest rano! Rano jest! Nie pij ju! Pobud-
ka! (udaje, e gra na trbce) Tatratadam-tatatadram. Szybko! Szybko! (wywleka J spod stou)
Musisz szybko wstawa! Szybko wstawa! Teraz gimnastyka! Szybko! Musisz biega! Biega
musisz! No...
ONA biega wok stou.
ON A teraz przysiady... Raz-dwa-raz-dwa-raz-dwa... A teraz pompki... No, po si, no, pompki...
ONA bardzo zmczona, z urywajcym si oddechem stara si jak najdokladniej wykonywa JEGO
polecenia.
ON No, widzisz? Widzisz?... A teraz szybko musisz si umy... (wlecze J do miednicy) Myj si,
no...
ONA ochlapuje si wod, ma mokre wosy, ubranie.
ON Czekaj, ja te si umyj... (wsadza gow do miednicy) Jak fajnie...? Jak fajnie si rano
ochlapa? (szarpie J brutalnie) Teraz szybko musisz sprzta namiot... No, raz-dwa... (wpycha J
pod stoi) Sprztaj, sprztaj...
ONA bezladnie stara si poukada rzeczy pod stolem.
ON Szybko, sprztaj szybko... (wyciga J spod stou, odpycha, wkada
gow pod stoi) I kto to tu pi? ..,.,;.. .,., ,.,......
ONA patrzy na NIEGO. :,:-,>.'.<><'.;. ..; - :;-!.: - ...
ON (ryk) KtO tU pi!!! , .-.,..,..,/,; ...',' :;,,/,Vl
ONA Ja...
ON (przez zby) Och - e - ty... (rozrzuca wszystkie rzeczy spod stou po kuchni) Gnj, smrd,
brud!... Musisz to szybko posprzta! Szybko to musisz posprzta! (szarpie J i zmusza do
zbierania rzeczy) Ukadaj to, ukadaj...
ONA stara si ukada.
ON Ju skoczya? Ty wychod ju... (wyciga J spod stou, wsadza gow pod si) Kto tu pi?
ONA (cichopacze) Ja...
ON (mamrocze wciekle, wpada pod st, rozrzuca rzeczy po kuchni, przewraca grzbietem stoi,
potrca krzeso) Zbieraj to!!! (szarpie J) Zbieraj!!!
28
29
ONA zbiera porozrzucane rzeczy, podnosi stoi, krzeso i bardzo starannie uklada pod stolem. ON
wchodzi pod stoi i wystawia glow, patrzy na NI, ONA stoi.
ON Kto tu pi? ONA (plcze) Ja...
ON (jeszcze gwatowniej rozrzuca rzeczy po kuchni, specjalnie przewraca stoi, krzesa, uderza J
silnie pici w rami) Co - ty - robisz - naj - lep - sze - go? Co? Ucz si - ucz - ty - biedna - pusta -
gowo... (tpie J dwiema rkami za glow i mocno ciska) Ty masz pust gow... O, syszysz, jak
dudni? (uderza J pici w glow) Dum - dum - dum...dum - dum -dum...
ONA plcze z blu i przeraenia.
ON (ujmuje si pod boki) I co ja mam z tob pocz? I co ja mam z tob pocz? (innym gosem)
Jaki on jest biedny, e musi by z tak pust gow, z tak pust gow...
ONA chce przytuli si do niego.
ON Ja jestem bardzo, bardzo biedny, e ty jeste taka... e ty masz kluski w gowie. Ty masz kluski
w gowie. Ty biedna, biedna gowo... Wiesz, co mwi zawsze w sklepiku pana Hanssena? (innym
gosem) Zmarnowane ycie, zmarnowane ycie z tym (poprawia si) z t nieszczliw
dziewczyn... wita, wita cierpliwo" - mwi... (szybko) A ja wszystko pamitam zawsze, co
mam kupi... tylko ty piszesz tak zawsze niewyranie, tak szybko piszesz... A pienidzy drobnych
mi nie dajesz, tylko zawsze cay papierek... (naladuje j) - Pi koron, daj ci cae pi koron"...
Ale teraz to ja si ju wszystkiego nauczyem...
ONA Ja przecie wiem... .
ON A ty nic a nic nie umiesz, nic... . , ,
ONA Musisz mnie nauczy, prosz ci... ,,,
ON Ja chc!!! (kopie krzeso) Ale ty nic nie zapamitujesz! (kopie krzeso) Nic a nic!
ONA (spoglda na drzwi, ustawia si coraz bli$.drzwi) Ja jestem taka gupia gowa... Ty mnie
naucz, prosz ci... v>
ON (stajeprzy oknie) Musisz si bardzo stara, bardzo... I wszystko zapamitywa... eby potem
wszystko adnie opowiada, jak pjdziemy t a m znowu...
ONA rzuca si w stron drzwi, otwiera je, ON byskawicznie dopada do NIEJ, siluj si i szarpi w
drzwiach. Zza okna nasilajcy si ryk t tumw, na szybach otwartych skrzyde okna czerwone
poblyski palcych si wrd tumw pochodni. ON odciga J od drzwi, rzuca na podog.
ON (bardzo spokojnie) I ty musisz zawsze wszystko adnie opowiada, jak tam pjdziemy... (JEJ
gosem) ebym nie musia si za ciebie wstydzi... Ubierzemy ci to nowe ubranko, koszulk,
krawacik, a wosy zaczeszemy ci na boczek, na boczek ci zaczesze-my i pjdziemy tam znowu, i
musisz bardzo adnie opowiada, i pokazywa, i zgadywa zagadki, i te mieszne rebusy zna,
wiesz? I musisz sucha tego pana, i myle, i myle - eby ci nie nabrali - i nic a nic nie mw -
(kiwa palcem) ty wiesz o czym?... Ty wiesz o czym? Ty...
Podchodzi do NIEJ i z caej sily cignie J za wlosy, przewraca. ONA si szarpie, wyrywa. ON
siada na NIEJ okrakiem i zaczyna nieporadnie dusi.
ONA (walczy z NIM) Zostaw... Zostaw...
ON Ty musisz... (dusi J) Ty musisz si uczy...
ONA (wyrywajc si i tpic oddech) Ty jeste mdry! Ty jeste bardzo mdry!!! Syszysz!!!
Bardzo!!! (wpada w histeryczny szloch)
ON (puszcza J i wolno wstaje, tak jakby si nic nie stao, powoli ustawia st, krzesa, sprzta, nie
zwraca na NI uwagi, podchodzi do kredensu i wtacza radio. W radiu rane wojskowe marsze) Ja
jestem mdry... (patrzy na NI) I ja wiem, e ty si nigdy niczego nie nauczysz, (podchodzi do
NIEJ)
ONA (siedzc na pododze, cofa si) Naucz si, zobaczysz...
ON To musz ci zada pytanie, pytanie musz ci zada... Bo trzeba umie odpowiada na pytania...
ONA Ty bdziesz pyta, a ja bd odpowiada... ON Ja bd pyta... pyta bd... (staje przed NI)
ONA Mog wsta...?
30
31
ON (szybko) Ty musisz siedzie tu, siedzie musisz...
ONA stara si umiecha wyczekujco.
ON To bdzie trudne pytanie, to trudne pytanie bdzie... ,r ,
ONA Wiem, bardzo trudne...
ON (innym glosem) Powiedz mi, chopcze... Co ty tu widzisz w tym
gabinecie...?
ONA (yczliwie) W kuchni?
ON (rzuca si na NI, ryk) Wiem!!! Wiem, e to kuchnia!!! (spokojnie, wolno) Tak tylko
powiedziaem... Inne pytanie ci zadam, trudne bardzo, trudne...
ONA Bardzo trudne pytania zadajesz...
ON No, widzisz... (innym glosem) Powiedz mi, mj chopcze... Powiedz mi, mj chopcze...
(bardzo szybko) Co si robi w zimie?
ONA (wchodzi w rol) W zimie, kiedy ju spadnie nieg...
ON (przerywa JEJ i szybko) Nie! Ja! Ja! (podnosi palec jak uczniaki Wiem! (bardzo szybko) W
zimie - i nieg - biay - to rce czerwone a kulki takie mokre i rzucamy si (pokazuje), i wgiel
nosi, i choink przynosisz, i kulki kolorowe, i szybko ciemno jest... (wolniej) i sam jestem, i sam,
bo ty w tej gupiej pracy jeste, i schodz na d, pod bram, i czekam, i czekam na ciebie, bo ju tu
nie chc by sam, i czekam na ciebie na przystanku, i nieg jest, i czekam, i czekam, i ciemno jest...
(ywo) Widzisz? Wiem, co si robi w zimie.
ONA Bardzo adnie.... ' ' "> ''- '
ON Bo to byo trudne pytanie, trudne... : '' " '' ''
ONA Bardzo trudne... ;-.'-l :- ' r- {-!
ON (innym glosem) A teraz powiedz mi, mj chopcze... Powiedz mi
jeszcze, mj chopcze... (myli i szuka) ' :
ONA (yczliwie) No... (chcepodpowiedzie) No... : ON (coraz bardziej niepewny)
Powiedz mi... . . (y-! "
32
ONA (yczliwie, szybko) Co ci si dzisiaj nio? .. < .;;, 1;
ON (w ulamku sekundy na twarzy przeraenie, strach, rzuca si na NI i kurczowo wtula,
obejmuje, chce si schowa) Nie... nie chc.... ju nie... nie.... zostaw.... nie...
ONA (tuli go) Cicho, cicho... (glaszcze GO, calujepo gowie) Ju cicho, cicho, no...
ON si powoli uspokaja, lupie oddech.
ONA Ju cicho...
ON (odsuwa si od NIEJ) Dlaczego mi zadaa takie pytanie?
ONA (gaszczc GO) Jakie, no, jakie?
ON (wolno, z dystansem) Ty wiesz, e mi nigdy nie wolno zadawa takiego pytania? Nigdy, ty
wiesz?
ONA Ju dobrze...
ON (odtrca J silnie) Ty mi specjalnie zadaa takie pytanie! ebym znowu tak... ebym tak
znowu... (bardzopowanie) Ty mnie ju nigdy o to nie pytaj, nie pytaj mnie nigdy ju o to...
ONA (kiwagtow) cisz radio, prosz...
ON podchodzi do kredensu, podkrca radio na caly regulator, radio wyrykuje wojskowy marsz, ON
patrzc na NI zaczyna w miejscu maszerowa; trbi, tupie, bierze dwie pokrywki z kuchenki i
uderza nimi silnie i rytmicznie.
ONA Przesta!!! Uspokje si wreszcie!!! (podbiega do NIEGO, wyrywa MU pokrywki i gasi
radio. Za oknem cay czas coraz groniejsze odgosy tumw) Boe, ani chwili spokoju z tob....
ON (zdezorientowany) Bdziemy teraz robi... Teraz bdziemy robi... ONA A daje ty mi wreszcie
wity spokj, czowieku!
ON wlcza radio i patrzc na NI, szuka innej fali. Rozlega si nastrojowy, przejmujcy walc.
ONA zrezygnowana krci gow.
ON Ty taczy musisz... Musisz taczy... (chce z NI taczy) ONA (opryskliwie) Helver!
Puszczaj mnie!
33
ON (przyciga J silnie do siebie) Ty llbiZ taczy, zawsze mwitti; e
lubisz taczy...
ONA Mwiam, mwiam...
ON No, to taczymy...
Zaczynaj nieporadnie taczy.
ONA Oj, wytaczyam ja si, wytaczyam...
ON skupiony, chce zapa rytm.
ONA Nie szarp mn tak, to przecie walc... Wczuj si w rytm... No,
lewa noga, prawa noga... No, ojej! (puszcza GO i perfekcyjnie sama taczy
walca, zapamituje si w tacu)
ON podkrca gloniej radio i podryguje w miejscu. Koczy si piosenka.
ONA (chwil jeszcze taczy, potem opada na krzesto) Wytaczyam ja si, wytaczyam...
ON To ty nie taczya...?
ONA (macha rk zrezygnowana, w radio rozlega si nastpna piosenka, wolny, nastrojowy walc)
Wycz to... ON Nie wycz...
ONA Wycz to natychmiast! (zasiania uszy rkami) ON (wolno) Ja wiem, dlaczego ty tego nie
chcesz sucha... ONA Co ty w ogle wiesz...
ON Bo ty zawsze paczesz jak ta pani (pokazuje na radio) piewa... Ja wiem, dlaczego...
ONA Daj mi spokj...
ON Ja wiem...
ONA (zla) Co ty wiesz...
ON Bo jak dostaa od anioka pod choink... Jak wtedy przyszed do nas pastor na wita, bo do
nas przyszed pastor na wita... To przynis wtedy dla ciebie od anioka tak paczk i tam bya
pyta, w takim pudeku, a na tym pudeku bya narysowana ta pani (pokazuje na m-4dio), co to
piewa teraz...
ONA Icoztego? ' .. ..-. .;,-.-, *<'
ON To wtedy pastor ci powiedzia, e to twoja ulubiona pyta i piosenka i e piknie taczya, jak
ta pyta graa na twoim... lubie...
ONA bardzo czujna.
ON A ja wiem, co to jest lub... '.'
ONA Skd ty wiesz, co powiedzia pastor?
ON Boja wszystko sysz.... a jak zacisn tak mocno, mocno oczy, to sysz wszystko tak daleko,
daleko.... (wolno) Bo ty si oenia z takim panem...
ONA (ostro) Helver, przesta! (agodniej) Mwi si - wysza za m...
ON Bo ty si oenia...
ONA Co ty mwisz...
ON A ja wiem, jak ten pan wyglda...
ONA Helver...
ON On ma tak brod i takie wsy... (pokazuje) O, a tu ma tak wstk zawizan... A tu, w klapie
ma taki duy, biay kwiat, taki duy kwiat ma.... A ty masz bia sukni, taka du i na gowie tak
chustk, co ci w niej buzi wida, i kwiaty na gowie, i w rce kwiaty... I tak razem stoicie, i tak si
dotykacie gowami. I ty tak na niego patrzysz, a on si tak na ciebie patrzy, i tak si umiechacie...
ONA (zrywa si gwatownie, wybiega do pokoju, sycha trzask przeszukiwanych szafek, szuflad.
Wpada wcieka do kuchni) Gdzie jest moje pudeko!? Tam s bardzo wane rzeczy! Gdzie jest
moje pudeko!!!
ON Ja ci nie zabraem pudeka, ja wziem tylko to pudeko i mam w nim wojakw...
ONA Jak miesz grzeba w moich rzeczach!!!... Oddawaj to!!! Syszysz, ty durniu!!! Oddawaj!!!
(oktada GO piciami) Ty mapoludzie! Oddawaj!!! Gdzie to masz!!!
ON (wolno) Wojakw tam mam... Bo ty mi duo wojakw kupujesz.
34
35
ONA (wrzask) Gdzie to jest!!! :V ^.\-;<~. , ON Wojakw tam mam... .
:'
ONA (zrywa si, przeszukuje kuchni, wybiega do pokoju, wraca) Gdzie s moje rzeczy, ty!!!
ON (boi si) No, przecie tu, pod Stoem... (wskazuje na przycienny stoi)
ONA (znajduje pod stolem due pudelko po czekoladkach, otwiera, wcieka, wysypuje stert
onierzykw na stoi, ciska pudekiem w kt) Gdzie jest to, co byo w rodku!!! Co z tym
zrobie!!! (szarpie NIM) Co!?
ON opuszcza gow.
ONA Wyrzucie!!!???... Wyrzucie!!!??? Tak!!!??? No, tak... Wyrzucie.... Ty pody mapoludzie!
(pokazuje mapoluda, przemiewa GO - teraz furia) Kocz z tym! Syszysz!!! Kocz z tym!
Boe... Ja chyba byam gupsza od ciebie...Tyle lat z takim... Tfuuu!!!! O nie, mj panie Helve-rze...
O nie... (podskakuje do kredensu i wyciga z szaf/d du kopert z pieczciami, podsuwa MU pod
nos) Wiesz, co to jest!!!???... Wiesz!!!???
ON Nie...
ONA (sadystycznie) Wezwanie na Komisj Kwalifikacyjn do Kliniki... wieutkie... Dzi
listonosz przynis.... Na jutro rano, syszysz!? Jutro rano idziemy do Kliniki, do pana doktora na
rozmow do gabinetu... Zapakuj ci te twoje zasrane onierzyki, zabawki, bereciki i marsz!!! A pan
doktor ci zapyta: Powiedz mi mj chopcze... Powiedz mi mj chopcze... co ty tu widzisz w tym
gabinecie?"... A ty si zeszczysz ze strachu, bo w tym twoim pustym, wielkim kalfasie... (uderza
GO w gow) nie ma nic! Nic!!! A potem przyjd po ciebie pielgniarze, zabior i poo w wielkiej
sali, gdzie ju ley pidziesiciu takich durnowatych jak ty i bdziesz si z nimi bawi tymi
twoimi posranymi onierzykami... A w nocy...
ON (kuli si ze strachu) Nie mw tak... Tak miaa nie mwi...
ONA (jazda) A w nocy wygaszaj wiata... Jest bardzo, bardzo ciemno. Hu - hu - hu - hu... I jak si
zamknie oczy... To wtedy... Wya z gowy robaki...
ON (wsadzapalce do uszu) Ja nic nie sysz... Ja nic nie sysz... " ,'
ONA (jazda) A jak kto si boi, albo zeszczy ze strachu, to go zaraz przypinaj pasami i robi
zastrzyki w te puste by... A jak kto nie umie rozwizywa rebusw, to mu przykadaj do gowy
takie druty i robi prdem tak... (trzsie si) Tak mu robi...
ON A ty gdzie wtedy bdziesz... ONA A ja ci tam zostawi!
ON Ale wejdziesz ze mn do gabinetu, jak ten doktor mnie bdzie
pyta?
ONA (krtko) Nie.
ON To gdzie ty bdziesz?
ONA Pjd sobie. Wystarczy tego! Syszysz!? Wystarczy!... Zreszt i tak ci zaraz zabior z Kliniki
i... szlus! Syszysz!? Szlus! - Szlus! -Szlus z tob!
ON (wstaje i wyciga spod kredensu plik fotografii, listy przewizane wstk, wolno kadzie to
przed NI) Nie wyrzuciem ci tego. Ja wziem tylko pudeko... na wojakw, bo ja mam ju duo
wojakw... Od ciebie mam duo wojakw... I ja tylko tam... (pokazuje pod kredens) schowaem,
schowaem tam te zdjcia i papiery, yby si nie zgubiy...
ONA patrzy osupiaa na lece przed NI listy, fotografie.
ON (siada naprzeciw NIEJ i zaczyna ustawia onierzy na stole, pokazuje palcem na fotografi) To
jest ten pan, co si z nim oenia...
ONA (ociera oczy) Tak... To jest ten pan...
ON Wy bylicie... zakochani...?
ONA Tak... bardzo....
ON I ten pan powiedzia do ciebie: Czy oenisz si ze mn?".
ONA (w stron wzruszenia) Nie... Zapyta: Czy uczyni mu ten zaszczyt i wyjd za niego".
ON adnie powiedzia ten pan...
36
37
ONA powstrzymywany plcz. ;, ;; - ...- v, ; , ., ,
ON No i co? Pakaa i miaa si... To si nazywa... e jest si... szczliwym... i jeszcze... i
jeszcze... wzru-szo-nym... Tak?
ONA Tak, byam bardzo szczliwa...
ON I... zakochana...
ONA Tak... Bardzo zakochana...
ON Zakochana... to znaczy, e pakaa i miaa si, i miaa, i pakaa, a oczy to miaa wesoe, a
nie smutne... jak zawsze...
ONA powstrzymywany plcz.
ON To dlaczego ty tutaj jeste, z Helverem jeste, a nie z tym panem taka wesoa? Ci, co si oenili,
to razem mieszkaj, mieszkaj razem... A mymy si oenili?
ONA wybucha ptaczem.
ON I dzieci maj, maj dzieci... Ty miaa... (jakby zawstydzony) dziecko...?
ONA (suchy, ztamany p/acz, prawie skowyt) Tak.... miaam... mam... miaam dziecko...
ON To chopak czy dziewczyna...?
ONA Dziewczynka... (plcz) Dziewczynka...
ON adna ona jest...?
ONA plcz, co w NIEJ pka.
ON A gdzie ona jest, gdzie ona jest teraz, ta dziewczynka twoja...?
ONA (plcz - szloch) Ja... ja... mymy z tym panem... Z moim mem... mieli dziecko...
dziewczynk, tak malutk... Mymy si bardzo, bardzo kochali, wiesz? Mielimy dom, taki may
ogrdek... Urodzia nam si dziewczynka... a ja... a ja... Jak ona si urodzia (szloch), to... to... si
okazao, e ona jest bardzo, bardzo chora (plcz, tkanie). Taka mapka, wiesz, bya, wiesz? (szloch)
Taka mapka...
ON (ciekawie) Takie zwierztko?
ONA Nie... Ona bardzo chora bya... I ja... (wybucha) Ja jej nie chciaam..- (przez Izy) To znaczy
chciaam... ale nie mogam... To wszystko wczeniej byo takie pikne... Nasz dom i wszystko... A
ona bya taka, bya taka... (szloch) Ten pan, wiesz, mj m... Od razu wszystko si zmienio, jak j
urodziam... Ju si nie umiecha, tylko siedzia w progu drzwi, patrzy na ogrdek i pali
papierosy, jednego zapala od drugiego, wiesz? A ja trzymaam j caymi dniami na rkach, tuliam,
caowaam, chciaam j jako uspokoi, a ona bez przerwy krzyczaa; dzie i noc, dzie i noc, tak
strasznie krzyczaa... Cay miesic tak strasznie krzyczaa... To ja mwiam do ma: Powiedz co
do niej... (plcz) We na rce (szloch) Umiechnij si do naszego dziecka". A on wstawa, nie
spojrza nawet i wychodzi z domu... Kiedy jak m spa na fotelu po pracy, a ona nagle, zupenie
nagle przestaa krzycze, zasoniam jej buzi serwetk, bo ona miaa tak buzi, wiesz... Ona
bardzo chora bya taka... i pooyam j bardzo delikatnie mowi na kolanach... (szybko) Zerwa
si na nogi... ona upada... Co robisz?" - zawoaam... A on wybieg z domu, krzyczc - To nie jest
moje dziecko!" (szloch) Ca noc czekaam na niego... A rano zaniosam j do Zakadu.
ON Do szpitala...?
ONA Tak... nie... do takiego Zakadu... do szpitala, ale takiego innego. Jeszcze przed pit rano j
tam zaniosam, pooyam pod bram i uciekam... I uciekam!... (plcz) A jak wrciam do domu,
to mj m ju tam na mnie czeka... Z kwiatami i z takim maym, drewnianym pjacykiem, wiesz,
co jak si go pocignie za sznurek, to rusza rkami i nogami... I powiedzia, e prosi o wybaczenie,
e przeprasza, e to wszystko przemyla i zrozumia, i e dziecko - to jest dziecko... i e kady ma
prawo y... umiecha si i paka, obejmowa mnie... Mwi, e ca noc przesiedzia u pastora, e
nasz pastor mu wszystko wytumaczy, e to bya bardzo wana rozmowa w jego yciu i w naszym
yciu... Mwi, e jest wiele takich rodzin, ktre maj... No, takie inne dzieci i... i... e jeszcze
bardziej je kochaj... Powiedzia... powiedzia..., e teraz to bdziemy bardzo kocha nasz
mapk... (szloch - skowyt) ciska mnie, caowa i tak bardzo paka... A potem tuli mnie dugo i
tak mocno i powiedzia wreszcie: A teraz chodmy do naszego kochanego mapiszonka..."
(szloch). I cign mnie do pokoju dziecka...
38
39
Staam jak wryta, chciaam umrze, wiesz, umrze... Wyrwaam si z jego kochanych obj i
pobiegam do tego Zakadu... Nawet nie pamitam drogi... tylko t wielk, elazn bram Zakadu...
Zamknit bram... I ju tam nie byo naszej creczki... naszej kochanej mapki... Staam pod t
bram... tum robotnikw z naszej huty wracajcych z nocnej zmiany potrca mnie... a ja
wiedziaam, e to ju koniec, koniec wszystkiego... Nikt nie chcia rozmawia ze mn w tym
Zakadzie... Tak dziwnie na mnie patrzyli, kazali mi si wynosi, wynosi! A ja wiedziaam,
czuam, e moja mapka tam jest... Zaczam krzycze, bi tych potwornych lekarzy, siostry o zych
oczach i... oni wezwali andarmw. Zabrali mnie do gabinetu dyrektora tego Zakadu i tam... i tam
musiaam podpisa taki papier, e ja... e ja nigdy nie bd jej szuka... Kiedy powiedziaam
mowi, co si stao... (szloch) Nie wpuci mnie do domu... Uderzy mnie z caej siy i krzycza, e
umaram, e umaram dla niego na zawsze... (wybucha) Jak ja jej potem szukaam! Wszdzie
szukaam! Cae lata... Wiedziaam, e jak j odnajd, to pjdziemy razem do niego, do tego pana,
do mojego ma i... i on... (szloch) nas tak mocno przytuli... tak mocno przytuli... (szloch)
ON I znalaza t swoj mapk...?
ONA Nie... Nie znalazam... (mocno) Ale Bg Wielki mi wiadkiem, e chciaam... wszystko bym
oddaa, eby cho raz spojrze w ten dziwny kochany pyszczek... Potem... jak byam ju wszdzie...
To na koniec w takim wielkim, starym Zakadzie na drugim kocu kraju... Taki siwiuteki doktor
powiedzia mi, e ju nie trzeba, eby ju nie szuka... Bo jej ju nie ma... nie ma na tym wiecie...
Powiedzia, e takich jak ona nie potrzeba, e takich nikt nie chce i tylko dobry Pan Bg tuli ich do
siebie mocniej ni innych, tych takich zwyczajnych... I wtedy umaram naprawd, wiesz?
ON Ale ty przecie yjesz...
ONA Wychodziam z tego Zakadu tak dug, brukowan alej i kady krok wydawa mi si
ostatnim... I wtedy... (umiecha si) spotkaam ciebie, Helver... Siedziae w takiej miesznej
pidamie w niebieskie paski na starej, eliwnej awce pod drzewem w tej alei... Patrzye przed
siebie, machae nogami i tak dziwnie, bogo umiechae si... Tak przed siebie... Zaczlimy
rozmawia, pamitasz?
40
ON Nie... .'-i'.- -c-..'-*<;< .-. '-..... :.-;,..,.-.... .v.,;v
ONA Zapytae mnie, czy jestem twoj mam... ON Ty nie jeste moj mam...
ONA A ja dostrzegam w twoich oczach, w twoim umiechu nadziej. Nadziej, e to si wszystko
zmieni... e chocia w ten sposb... (suchy pacz)
ON I ty mnie zabraa potem... Za rk poszlimy na dworzec... I byo tyle ludzi... I jechalimy, i
jechali pocigiem... I kupia mi tak kolorow wod do picia, a potem, jak wysiedlimy... W tym
sklepie koo dworca... No, tu u nas, u nas ju... Kupia mi wojakw... Ale to byo dawno, bo tylko
dwa wojaki miaem (wybiera ze stou) O, tego i tego... Bo teraz to ja mam ju tyle... (pokazuje z
dum stert na stole)
ONA Ten stary doktor z Zakadu zgodzi si. Oddali mi ciebie. Zwoali jak komisj i ju po
tygodniu bylimy tutaj... I tak sobie yjemy, wiesz... I ju tak sobie yjemy... Tylko musimy chodzi
do tej naszej Kliniki raz na trzy miesice i trzeba odpowiada na pytania i zagadki... eby mi ciebie
nie zabrali znowu... Ale jak jutro pjdziemy, bo razem pjdziemy, to wszystko bdzie dobrze...
ON Ale ty pjdziesz ze mn...
ONA Oczywicie, e pjd i wejd z tob do rodka, i bd ci trzyma za rk, tak jak zawsze...
Pamitasz? Jak ci uszczypn, to na pytanie bdziesz odpowiada - Nie". A jak ci pogaszcz, to
bdziesz odpowiada - Tak". Pamitasz?
ON No. Jak bylimy tam ostatnio, to potem miaem ca rk obszczy-pan, ale doktor powiedzia:
Cakiem niele, mj drogi chopcze, cakiem niele...". Ale rk miaem ca obszczypan...
ONA Zaraz zrobi kolacj, zrobi ci buchty, dobrze? Ty lubisz buchty, z sosem i skwarkami...
ON No... Aleja bd lepi kulki...
ONA Tylko nie podjadaj mi ciasta, bo ci bdzie brzuch bole...
Huk tuczonego szkl. Do kuchni przez okno wpada jeden kamie, potem zaraz drugi, trzeci i zaraz
palca si pochodnia. Ryk thimw za oknem, po stopniach
41
klatki schodowej biegn grupy ludzi, dobijaj si do drzwi na rnych pitrach^ krzyki
wywlekanych z mieszka ludzi.
ON i ONA stoj, patrzc na rozbite okno. ONA rzuca si na plonc pochodni, depcze j i zalewa
wod z miski. Ostre /.omotanie do drzwi. Zamieraj na moment. Za drzwiami krzyki, wrzaski,
odglosy wywlekanych z mieszka ludzi, plcze, odglosy bicia. Ona zatrzaskuje zamki w drzwiach i
zastawia drzwi stolem.
ONA Helver... Posuchaj mnie teraz uwanie... No, spjrz na mnie... (potrzsa NIM) Patrz mi prosto
w oczy... Ty musisz teraz ucie... Ty musisz teraz i... I zaraz...
ON I...
ONA Ja ci wszystko wytumacz... Ubierzesz si... No, zakadaj buty... Nie te... Oficerki... Ale si
byszcz...
ON Gilbert powiedzia, e buty oficera musz si byszcze jak psu jaja... Tak powiedzia Gilbert...
ONA Wkadaj spodnie... (pomaga MU si ubiera) No, szybciutko, zakadaj spodnie... Zapniemy
pas... Teraz koszula... Czekaj, guzik si urwa... Zaraz ci przyszyj... (wyciga z szuflady stolu igle i
nici i przyszywajc guzik, mwi) Helver, wiesz, co teraz bdziemy robi?
ON Teraz bdziemy robi... Bdziemy teraz robi...
ONA (przyszywajc) Ubierzesz si... (urywa zbami nitk) No, stj spokojnie... Za paszcz...
Tak... Zapniemy guziki... Zapniemy pas... Jeszcze beret... Ale ty masz fajny beret, wygldasz jak
prawdziwy onierz... Teraz usid sobie, a ja ci spakuj plecak... (przynosi z drugiego pokoju
plecak)
ON To ty masz jednak plecak...
ONA Zapomniaam o nim... Pamitaj, pakuj ci tu cay chleb, kiebas, trzy jabka... skarpety, te
ciepe, koszul... (ociera Izy) Atu... (podaje MU na wycignitej rce pienidze) masz pienidze.
Rozumiesz? To jest bardzo, bardzo duo koron... W je do buta... No... (pomaga MU zdj but, a
potem woy)
ON Ale mnie teraz cinie...
42
ONA Nie szkodzi, rozctezsz, rozchodzisz. To bdzie tylko nasza tajemnica...
ON Dobra, ale tylko nasza to bdzie tajemnica, tylko nasza...
ONA No, jeszcze wkadaj beret...
ON Ja mam tu odznak, odznak mam, co mi j Gilbert da...
ONA Tak... Pikn masz odznak... teraz zaoymy plecak... Tak... (pomaga MU za/oy plecak) I
teraz Helver gotowy jest do wycieczki, tak?
ON Ja na wiczenia jad, na wiczenia. Gilbert powiedzia, e ja pojad na wiczenia...
ONA Na tak dug wypraw pojedziesz... ON A co to jest wyprawa"? ONA To jeszcze wicej ni
wiczenia", wiesz? ON Aha...
ONA Masz... (podaje MUszturmwk) Zabierz z sob i trzymaj wysoko, wtedy nikt ci...
(powstrzymujeplcz)
ON To Gilbert mi da t szturmwk, bo mi t szturmwk da Gilbert...
ONA Tak, tak... A teraz posuchaj mnie... Patrz mi w oczy. Teraz wyjdziesz i pjdziesz prosto na
dworzec... Trafisz, prawda?
ON No pewno. Dworzec to koo sklepu z wojakami...
ONA Brawo. Na tym dworcu bdzie bardzo duo ludzi, bardzo duo. Bo wszyscy tam teraz biegn.
Oni bd tam biega, krzycze i paka. Ale ty na to nie patrz, dobrze? Ty si tym nie martw...
ON Dobrze...
ONA Przed tym dworcem bd stay ciarwki i wojsko, i andarmi, i tacy z pochodniami i z
psami, i szturmwkami...
ON Z tak jak ta, co mi j Gil bert da...
ONA Tak, dobrze... I jak staniesz przed dworcem, to podnie wysoko szturmwk i... (nie wie, co
powiedzie dalej) I... .
43
ON I bd krzycze: cierwusy, cierwusy"!!! I tak bd pokazywa...| (robi ruch rk po gardle)
Tak...
ONA wietnie, Helver, brawo! Ty jeste bardzo mdry. Przejdziesz koo nich, a jak ci kto
zatrzyma, wiesz, ci z tymi pochodniami, albo z psami, to powiedz... to powiedz... e ci Gilbert da
t szturmwk...
ON Bo mi Gilbert da t szturmwk, Gilbert mi da...
ONA I e ci Gilbert kaza i na dworzec i ty musisz i, bo ci kaza Gilbert. Zapamitasz?
ON A Gilbert powiedzia...
ONA Suchaj mnie, Helever. Pjdziesz do kasy, wiesz, gdzie? Do takiego okienka, gdzie siedzi pan
albo pani i sprzedaje bilety... Rozumiesz?
ON No...
ONA I poprosisz o jeden bilet do Ellmit. Zapamitasz? Ellmit, to taka maa rybacka wioska, nad
samym morzem... Tam jest ten Zakad, taki duy...
ON To tam, skd tu przyjechalimy...
ONA (radonie) Tak! Tak! (ciska GO i ceduje) Masz tu siedem koron. Bilet kosztuje siedem koron,
pi koron w papierku (podaje MU) i dwie monety po jedenj koronie (podaje MU). Masz, schowaj
pod beret. Jak dostaniesz bilet, to schowaj go te pod beret. Beretu nie cigaj... Zaczekasz na
pocig na peronie... Nie chod po peronie, tylko sobie stj i czekaj... Jak przyjedzie pocig... Tam,
na peronie bdzie straszny tum, bd si wszyscy popycha, szarpa, krzycze... Helver, suchaj!
Jak tylko pocig wjedzie na peron, to ty podbiegnij do najbliszego otwartego okna w wagonie,
zawsze jakie okno jest uchylone, i wle do rodka, do przedziau przez okno, rozumiesz?
Wleziesz?
ON Wlez.
ONA I sied, i nie ruszaj si. I nie ruszaj si. Syszysz? Za adne skarby nie wstawaj, nie wstawaj. A
jak ci si bdzie chciao spa, to otwrz tak bardzo szeroko, szeroko oczy i powiedz sobie: Nie
bd spa, wytrzymam. Wytrzymam, bo jestem mdry".
44
ON To jak si jest mdrym, to si nie pi? . ;. !; t
ONA (powstrzymywanyplcz) Dzi w nocy tak... Dzi w nocy mdrzy ludzie nie pi... Bdziesz
jecha tym pocigiem ca noc. Dojedziesz na miejsce, do Ellmit, pamitaj Ellmit, jak ju bdzie
rano. Jasno ju bdzie, wiesz? To kocowa stacja. Ostatnia, bo wszyscy bd wysiada, rozumiesz?
Wysidziesz z nimi i pjdziesz prosto z dworca, pamitaj, prosto z dworca tak dug, dug alej
prociusieko do tego Zakadu...
ON To tam, gdzie przyjechaa i mnie zabraa, tutaj mnie zabraa...
ONA Tak... (tuli GO) Tak...
ON (czujnie, niepewnie) Do... domu, do... domu mnie zabraa?
ONA (Izy po twarzy) Do domu... Do naszego... do twojego, prawdziwego domu...
ON (szybko) To po co ja mam tam teraz jecha?
ONA Helver! Suchaj mnie, na Boga! W tym Zakadzie powiesz, e masz bardzo, bardzo wan
wiadomo dla doktora Gerdmana. Powtrz!
ON Dla pana doktora Gerdmana.
ONA Tak. Dla pana doktora Gerdmana. To taki starszy pan z siw brdk i w takich miesznych
okularach. On jest dobry, bardzo dobry. On ci bdzie pamita... Suchaj teraz uwanie... Powiesz
mu, temu panu doktorowi Gerdmanowi, e kazaa ci tu przyjecha Karla. Powtrz.
ON e Karla mi kazaa przyjecha.
ONA Bardzo dobrze...
ON Karla to przecie ty jeste...
ONA No tak, ja... I czekaj tam na mnie, spokojnie czekaj. Ja do ciebie szybko przyjad, spokojnie
czekaj. Za dwa, najwyej trzy dni Przyjad...
N A gdzie ty bdziesz?
45
ONA Ja tylko co tu bardzo, bardzo wanego zaatwi i zaraz do ci
bie przyjad, zaraz przyjad... . ...,. ~
ON Ale na pewno? ONA Na pewno. ON Ale na pewno?
ONA Na pewno... Id ju, prosz... (popycha go do drzwi) No, id... (podchodzi do okna, za oknem
ryk tumw) Id ju, bagam...
ON (tpie za klamk) Ale ty przyjedziesz po mnie? ONA Przyjad. Helver, id ju... (popycha
GO) Prosz... ON Ja bym chcia... Ja bym chcia...
ONA (popycha GO, nasuchujc, co si dzieje na klatce schodowej) Helver, prosz, id...
ON Ja bym chcia... eby ty si do mnie umiechna, jak do tego pana na zdjciu... Do tego pana
ma... eby mnie tak za rk, tak pod rk ebymy si chwycili...
ONA powstrzymuje szloch.
ON ebymy si tak gowami dotknli, jak ty z tym panem na tej fotce...
ONA obejmuje GO i staj nieporadnie jak nowoecy do fotografii.
ON Bo... Bo jak ty by miaa tutaj, teraz tak dziewczynk... tak mapk, co mi mwia, to ja bym
nie krzycza, ani na ni, ani na ciebie...ja bym si z ni bawi... (szybciej) I uczybym j, uczy, bo j
bym uczy... (wolniej) I wojakw bym jej dawa... I bym j na kolana... I po buzi bym j gaska...
ONA (nie potrafi ju powstrzyma szlochu, otwiera drzwi i stara si GO wypchn) Id, szybko...
(plcz) Pki jeszcze moesz... Id...
ON Bo ty... Ty nie jeste moj mam... Ani pani tak... on... Ale ty jeste taka troch moja
mama... troch taka pani... Boja si miej troch teraz i pacz troch, to znaczy, e ja ci bardzo...
bardzo ci Helver...
ONA (spazmy) Id... (wypycha GO na korytarz) Id... ;
Off znika za drzwiami.
ONA Uciekaj... Mj ty kochany... najdroszy chopaku...
Sycha JEGO szybkie kroki, za oknami ryk tlumw, ale w klatce schodowej cicho. ONA
nasuchuje, bardzo si boi...
Karla sama w kuchni. Za oknami wrzawa tlumw, krzyki, pojedyncze stlumione strzay, szczekanie
psw. Na klatce schodowej omot wbiegajcych i zbiegajcych ludzi, krzyki, pojedyncze uderzenia
i kopnicia w drzwi, szarpanie za klamk. Karla pospiesznie zaczyna si pakowa; przynosi z
pokoju walizk, stawiaj na stole, znw wybiega do pokoju, skd przynosi stert swoich rzeczy,
wkada je do walizki, wklada do walizki rne rzeczy z kuchni: budzik, talerz, obrazek znad drzwi,
tak chaotycznie, jak to robi czowiek, ktry nagle musi opuci swoje mieszkanie, swj dom. Karla
zakada paszcz, czapk, ostronie wyglda przez okno - zwalnia, rezygnuje, ucieczka nie ma sensu,
siada na krzele... Nagle spotgowane krzyki na klatce schodowej, kogo bij, szarpi, ten kto si
wyrywa -ostry tomot do drzwi, bicie pici w drzwi, zduszony krzyk... Karla nieruchomieje -
kolejny omot w drzwi... Karla w bezruchu, pogodzona z losem, wolno podchodzi do drzwi i
odciga zamki... Drzwi otwieraj si raptownie... W tej samej chwili ganie wiato, wyczono
prd w budynku. W kuchni widoczne wiato chwiejcej si latarni za oknem... Huk
zatrzaskiwanych drzwi. Ciemno. Jaka posta stoi pod drzwiami i ciko oddycha. Stale odgosy na
klatce schodowej i na ulicy; podjedajce ciarwki, krzyki, szczekanie psw.
ONA (w ciemnoci) Kto tu? (zapala wiec i podnosi nad glow)
Pod drzwiami stoi Heher. Pobity, sponiewierany, paszcz ubrudzony w bocie, w jednym bucie,
poobrywane guziki, bez beretu, zakrwawiona gowa i twarz, bez pasa, w rce rozdarty plecak i
poamany kij od szturmwki.
ONA Helver!
ON A tego buta to mi zszarpali, jak tu po schodach wchodziem, jak po schodach wchodziem... A
szturmwki to nie mam... Bo mi j Gil-bert wzi... Tu w naszej klatce mi wzi i poama, bo mu
nie chciaem da, bo mi Gilbert da t szturmwk, Gilbert mi da...
ONA Boe drogi, Helver! Jak ty wygldasz! Co si stao?
ON Bo jak em szed na ten dworzec, co mi kazaa i, to jak em ju wyszed na ulic, to tu, zaraz
koo bramy... A tyle ludzi wszdzie byo, tyle ludzi... To em chodnikiem bieg, tak przy murze,
przy mu-
46
47
rze do tego wielkiego placu, gdzie jest ten duy pomnik, no, na koniu taki pan siedzi... (bardzo
szybko) To pod tym pomnikiem tyle ludzi byo, tyle ludzi i auta, i z psami takimi czarnymi byli, i z
pochodniami, i ze szturmwkami, o z takimi, co mi Gilbert... A ja t szturmw-k tak wysoko, tak
wysoko trzymaem i na dworzec, i na dworzec biegem, tak si na nikogo nawet nie patrzyem,
tylko na dworzec biegem... A taki jeden, co ma takie krosty na buzi, no, ten, co za nami zawsze
woa na ulicy, nie pamitasz? Co zawsze woa, co za nami tak brzydko zawsze woa...
ONA Helver, mw, co si stao... Dlaczego nie ucie...
ON I on, ten z pryszczami, jak mnie zobaczy, to zacz krzycze, wiesz: Helver! Helver debil!
apa Helvera! apa cierwusa!". I on zeskoczy z ciarwki, i inni, ja ich dobrze znam, to mi
nogi podstawili, przewrcili i kopali mnie, i szturmwk chcieli zabra, t, co mi Gilbert... Ale nie
puciem... Szturmwk wysoko trzymaem, mocno trzymaem i krzyczaem: cierwusy!
cierwusy!". Tak, jak mi kazaa... To oni kopali mnie tu... (pokazuje na glow i twarz) Ale i tak
krzyczaem... A o tobie tak brzydko mwili, tak brzydko mwili...
ONA Helver mj, Helver...
ON e ty...
ONA Nic nie mw... Nic nie mw...
ON e ty ze mn... e ty ze cierwusem takie rzeczy robisz... Tak mwili. Powiedzieli, ale to oni
powiedzieli: Zjebiemy ciebie i t twoj...". I takie sowo powiedzieli, takie sowo....
ONA Helverku...
ON A potem mnie zapali i wrzucili na ciarwk. A jak mnie nieli na ciarwk, to taki jeden,
co mia takiego wielkiego kudatego psa, to zakrzycza do tego psa: Bierz cierwusa, bierz!". A ten
pies to si nazywa Murcek. Bo on potem mwi: Dobry Murcek, dobry".
ONA Poka... Nie ruszaj si... musz to zdezynfekowa... Boe, masz wygryzion dziur...
Przytrzymaj tu palcem...
ON A na tej ciarwce...
48
Q]SA Helver, nie ruszaj si, musz to opatrzy... ; , ;
0N A na tej ciarwce, co mnie na ni wrzucili, to byy same gupki z naszej dzielnicy, ty wiesz.
Ten, co w pralni pracuje, taki, co ma gow jak ogrek, taka dziewczyna, co cigle (pokazuje) tak
gow robi i ten may Hajnel, co tak gupio chodzi i wiesz, kto jeszcze tam by? Ten gupi Helmut,
co jedzi wzkiem na makulatur i tacy sami, wiesz (puka si w glow). Caa ciarwka... I oni, te
gupki miali si, jak ich bili, ale niektrzy pakali... A ja nie pakaem... A jak taki oficer
powiedzia: Do Kliniki z nimi i zaraz szlus z nimi rbcie!", to ja tak... (pokazuje) zaraz o tak
wyskoczyem z tej ciarwki, e oni si wszyscy poprzewracali i uciekaem, i uciekaem... Boja
tam do tej Kliniki nie pjd, bo ty powiedziaa, e zawsze ze mn pjdziesz, ty tak powiedziaa,
bo ty tak powiedziaa...
ONA To prawda Helver, wszdzie z tob pjd, wszdzie... ON I do tej Kliniki te? ONA Do
Kliniki te.
ON A jak im uciekaem, to mi beret zerwali i tych pienidzy na bilet
ju nie ma, wiesz...
ONA Nie szkodzi, to niewane...
ON Ale te pienidze w bucie to mam, bo mi ten drugi tutaj zszarpali, tylko e mnie i tak mocno ten
but teraz cinie... A jak im uciekaem, to w takiej bramie, tu zaraz, zapa mnie nasz pastor, wiesz?
Tam by nasz pastor. Cay by brudny, poszarpany, mia cae porozwalane rce... To ja mu
powiedziaem, e ty mi kazaa biec na dworzec i e mnie zapali, i e im uciekem... To pastor
zapyta, gdzie ty jeste, to ja mu powiedziaem, e ty jeste w domu i e musisz zaatwi bardzo,
bardzo wane sprawy i e za dwa, trzy dni przyjedziesz do mnie do tego Ellmit, do Ellmit.
ONA Co ci jeszcze powiedzia nasz pastor? Co powiedzia?
ON Pastor powiedzia, e mam bardzo szybko biec do ciebie... do domu... To ja mu powiedziaem,
e ty mi kazaa i na dworzec i jecha do Ellmit, do Ellmit. To pastor powiedzia, e ty by teraz
chciaa, ebym szybko bieg do domu - to przybiegem. A tego buta to mi tu na
49
schodach cignli, bo mnie chcieli zapa, ale odkopnem ich i przy. biegem na gr... A jeszcze
za mn wrzeszczeli, ty wiesz... Jak wycj. gali z domu tych starych pastwa Wilde z pierwszego
pitra, co maj tego maego wnuczka Tadzia, co si tak gupio mieje i chodzi tylko w kko.
Wrzeszczeli za mn: Uciekaj, uciekaj do domu, ju po was idziemy, Helver, ju po was idziemy...".
I takie sowo powiedzieli, takie sowo... A Gilbert jeszcze zawoa...
ONA To tutaj jest Gilbert?
ON No. Stoi tylko tak i pilnuje, jak starych pastwa Wilde i innych wycigaj z domu, a tego
maego Tadzia to zapa za gow i o mur, i o mur. I wrzasn: Gwno sakramenckie! Gwno
sakramenckie!". To Gilbert zawoa za mn: Ju po tobie, cierwusie! Ju po tobie!"... Ja nie
jestem cierwusem?
ONA O, nie, Helverze, ty nie jeste cierwusem... Co jeszcze powiedzia ci nasz pastor? Przypomnij
sobie... No...
ON Powiedzia... powiedzia... Powiedz Karli..." ONA No, co? Co miae mi powiedzie?
ON Nasz pastor powiedzia: Powiedz, Helverze, mojej drogiej Karli, e nasz Pan wie, co robi".
Tak powiedzia.
ONA Tylko tyle...
ON I jeszcze powiedzia...
ONA Co jeszcze powiedzia?
ON Nasz pastor powiedzia: Mdlcie si z Karl za siebie, za mnie, za wszystkich". A potem to
jeszcze powiedzia, e wraca do kocioa, bo koci si pali... Ty wiesz? Koci si pali i te si
bdzie modli za nas, za siebie i za wszystkich... A koci tak si pali, e taka una bije jak z naszej
huty, jak otworz wszystkie piece, taka una...
ONA (podchodzi ostronie do okna) Tak... Nasz koci...
ON Teraz bdziemy robi... Bdziemy teraz robi... Wiem! Teraz bdziemy si modli! A ja wiem,
jak si modli! Wiem! Bo ty mnie zawsze uczya, zawsze. Do takich obrazkw si modli, co nad
twoim kiem
50
Ho takich obrazkw, co je masz w tej maej czarnej ksieczce... Ja
m jak si modli... (klka i cignie J na podog, ONA bezwolnie klka kNIEGO) O, tak si
robi... (egnasi) Co, nie? Widzisz, nauczyem Tak si opuszcza gow... Aniele Boy, stru mj,
ty zawsze...". Co ty? Nie pamitasz? Ty mw paciorek, paciorek mw... Ty zawsze ry mnie stj.
Rano, wieczr, we dnie, w nocy, bd mi zawsze ku pomocy"- Widzisz? Nauczyem si. Ty mw
paciorek, paciorek mw...
ONA (zrywa si) Helver! Wiesz co?
ON Co?
ONA Teraz bdziemy si bawi, w... u-ka-da-nki!
ON Jak w to si bawi?
ONA Chod, poka ci. Wstawaj. Ustawimy st, posprztamy tu... No, pom mi... Zabierz t
walizk do pokoju... Wyjam, bo sprztaam troch... No, szybciutko... Ju mamy czysty st...
Teraz krzesa... Zapalimy jeszcze wieczki, podaj mi lichtarz z kredensu i zapal wszystkie wiece...
O, tak... Zrobimy sobie po duym kubku herbaty... Ojej, jaka ja jestem, przecie nie ma prdu... To
nalejemy sobie po duym kubku wody z sokiem czereniowym... Tak... No, siadaj Helver przy
stole, tak... ja te ju, zaraz sid, tylko przynios...
Wyjmuje z szafki kredensu trzy buteleczki z lekarstwami, dosy due, z brzowego szkl, stawia je
na stole.
ON To s przecie moje piguki.
ONA No, tak... Ale teraz bdziemy si bawi, e to s ukadanki.
ON Ale to s moje piguki, co mi je zawsze kupujesz w aptece u pani Kersten. A w tej aptece w
szafce stoi kociotrup... A pani Kersten mwi mi zawsze: ykaj piguki, ykaj, Helver, bo
kociotrup do ciebie przyjdzie". Dlaczego ona tak mwi? Przecie ja ykam te piguki i ykam.
ONA Bardzo adnie poykasz swoje tabletki, Helver, tylko czasem grymasisz...
ON Bo mi si przyklejaj w gardle, o... (pokazuje)
ONA Ty bardzo adnie poykasz, bardzo adnie. A ten kociotrup w aptece jest z tektury, wiesz? To
taki eksponat, tak na niby, taki udawany.
51
ON I ten kociotrup nie przyjdzie po mnie? ,-' ,; ;. .;,... , >.,
ONA Nie... (w stron zlamanego szlochu) Nie przyjdzie.... Helver, uwaaj. Tu mam trzy buteleczki
z tabletkami... Wysypi je wszystkie... (wysypuje na stoi) O, widzisz? Widzisz, jakie kolorowe?
Popatrz, jak duo.
ON Wiem przecie. O, te... (pokazuje) Zielone, to mi zawsze rano dajesz - zawsze dwie, eby...
dzie byf jasny i dobry i... (szybko) eby rkami nie macha... A te... (wyszukuje na stole)
Czerwone - to mi zawsze dajesz po obiedzie... eby... eby uczy si i zapamitywa, i mdr
gow mie... O, a te... (wyszukujena stole ipokazuje) Biae, to mi zawsze dajesz, zanim pjd spa,
eby... eby sny mie dobre i eby spa, i spa... Bo jak si pi... To si pi.
Karla przebiera palcami w rozsypanych na ceracie stolu kolorowych tabletkach. Twarz ma spit,
ale umiejtnie pokrywa ten wyraz cieplym umiechem, starajc si wciga Hehera w zabaw w
..ukladanki". Tylko oczy ma puste i nieruchome. Ju nawet nie plcze, to Izy same szkl jej oczy,
czasem w trakcie zabawy tlumi szloch.
ONA Helver, teraz uoymy sobie z tych tabletek kolorowy domek. No, jak ukadamy domek?
ON (zastanawia si, przeklada tabletki na stole) Najpierw... Najpierw... (zaczyna uklada) Taki
kwadracik... O, potem dach... Ale uo go z czerwonych piguek!... Jeszcze komin... I drzewko... I
jeszcze okna uo! I uo okna!
ONA Helver, zapomnielimy o twoich tabletkach przed spaniem. Zobacz, jak ju jest pno.
ON No, cakiem pno... (uktada dalej)
ONA To poknij te dwie biae... (podaje mu tabletki) I popij wod. Jest bardzo zimna.
ON (bierze tabletki skoncentrowany na ukladaniu, wklada do ust i popija wod) To jeszcze uo
sonko... O... I co jeszcze?
ONA Jaki pikny obrazek uoye... Wiesz co? Masz tu jeszcze... (podaje MU) Dwie zielone, dwie
czerwone i dwie biae. Poknij, nie bdziesz musia jutro ju poyka, dobra?
52
f)N No... (ukadajc, polyka tabletki i popija wod) To co teraz mam uoy?
ONA U... U statek. Z masztem, z kominami, z falami na morzu...
ON (zapala si) Dobra... (zaczyna uklada) Ale ty te co ukadaj. Zobacz, ile tu jest tych tabletek...
To co ty uoysz?
ONA Moe kwiatek?
ON A dla kogo ten kwiatek?
ONA Dla ciebie, Helver...
ON Dla mnie? (wzrusza ramionami) Ja nigdy nie dostaem kwiatka, ani od ciebie, ani od nikogo...
Po co mi kwiatek?
ONA To bdzie kwiatek tylko dla ciebie... (uktada)
ON (uklada) A jak ten mj statek bdzie si nazywa?
ONA Rnie si statki nazywaj...
ON Ale jak? Ale jak?
ONA No, jak miasta, albo wani ludzie, albo maj imiona, rnie...
ON Ale jak? (ziewa i bardzo, bardzo powoli zaczyna by senny)
ONA Helver, ktre kolory tabletek najbardziej ci si podobaj?
ON Wszystkie... Ale najbardziej chyba zielone...
ONA (przezpowstrzymywany szloch) E, ty by ju chyba nie pokn wicej tabletek...
ON Poknbym. Ale ktre?
ONA (przez szloch, rozpacz) Cztery zielone, cztery czerwone, cztery biae... Poknby?
ON Pewno, (wybiera gar tabletek, wsadza do ust, popija wod, ziewa) Poknem. To nic
trudnego. One s dobre. Bo to kolorowe na nich takie, to jest sodkie, wiesz?
ONA Ty lubisz sodkie?
53
ON No. Ale najbardziej jak ty upieczesz placek albo chrust... ( wa, jego powieki zaczynaj z wolna
opada, ruchy staj si coraz wolniejsze) Albo jak robisz takie kocie oczka" z marmolad w
rodku... Lubi sodkie...
ONA (przez rwany szloch) To poknij jeszcze troch biaych, potem czerwonych i zielonych, ale
potrzymaj duej w ustach i powiesz mi, ktre s najsodsze...
ON (coraz wolniej, senniej, opnione, nieprecyzyjne ruchy) Teraz uo sobie samolot... (ukada i
bierze do ust kolejne tabletki, ssc je jak cukierki) Sodkie s, jak si je cycka, no... A co ty uoysz
teraz?
ONA A co by chcia...?
ON (ukadajc) U mi co takiego... ebym nie by taki... wiesz? Taki... Helver, ebym nie by...
ONA (przez tlumione spazmy) Ty jeste najwspanialszy, dobry, najukochaszy...
ON (bardzo wolno, bardzo prawdziwie) Ale ja jestem taki... Ja bym tak chcia... eby tak... Ale tak
nie umiem... I eby w gowie nie byo tak... eby tak nie byo...
ONA Helver, mj dobry, kochany...
ON Duo tych tabletek dzisiaj poknem... A ty zawsze mwia... A ty zawsze mwia, eby:
Tylko dwie yka, tylko dwie"... Chyba ju nic wicej nie uo... bo zostao tylko, o - raz, dwa,
trzy, cztery, pi, sze piguek... Widzisz? Ty te ju chyba nic nie uoysz... To ja mam pokn
jeszcze te piguki?
ONA (przez szloch) Tak... poknij je szybko, Helver... Poknij...
ON bierze je do garci, wklada do ust, chce co powiedzie, ale krztusi si, kaszle, tabletki
wypadaj na st i napodlog, ON zanosi si kaszlem. ONA zrywa si z krzesla, pospiesznie zbiera
tabletki ze stolu i podlogi i wpycha je Heherowi do ust. ON zanoszc si kaszlem, odpychaj. ONA
przelamujc JEGO slaby opr, wklada mu tabletki do ust i wlewa wod z kubka do gardla.
ON (parska wod, krztusi si, powoli apie oddech) Przecie poknem, poknem... (siania si na
krzele)
ONA Ja wiem, wiem... kochanie moje...
54
QlV I brzuch mnie boli, i gowa, i tu.... O, zobacz jak mi szybko bije serce... (przykada JEJ do do
swojej piersi) Czujesz? Jak maszynowa twu-twu-twu-twu-twu-twu....
ONA Popij, popij jeszcze wod...
ON A tam koo nogi od stou to jeszcze le dwie tabletki... (wyta wzrok) Zielone, albo nie,
biae... albo zote chyba...
ONA podnosi z podlogi tabletki, trzyma w dloni i ciska w kt, kryje twarz w dlo-niach i zanosi si
placzem.
ON (na granicy wiadomoci) Ty nie pacz... Nie pacz... Ja je te pokn... Pokn je zaraz, tylko mi
tak jako... (siania si nad stotem)
ONA (przeraliwy krzyk) Nie!!! Nie!!!
ON Ja ju chyba bd spa... Ale ty przytulisz mnie tak buzia przy buzi... I daj mi jeszcze co do
rki... Wojaka mi daj... tego na koniu... I powiedz CO do mnie... Powiedz... (zwala si ciko z
krzesla napodlog)
ONA (klka przy NIM, szarpie GO gwaltownie) Helver!!! Helver!!! (ciszej) Helver... (w szloch)
ON (wtula si w NI, resztk wiadomoci) Przytul mnie mocno.... Ucauj mnie... (ONA tuli GO,
cauje, twarz zalana Izami) I po buzi mi tak rb... (bierze JEJ rk iglaszcze nipo swojej twarzy)
Po buzi... (bardzo cicho, prawie nieslyszalnie) Bo mi Gilbert da... (jeszcze ciszej) Gilbert mi da...
(ijeszcze ciszej) Karla... (pytkie, ostatnie oddechy) Mama... Ma., mo... Ma., mo... Ma..............
ONA (krzyk, skowyt, szalestwo) Wybacz mi!!! Wybacz!!!.... Wybacz mi Panie nasz!!! (przerwa -
oddech - wybuch - histeryczny krzyk) Bo Ty jeden wiesz, co robisz!!!??? (skowyt) Wiesz!!!??? Co
ty wiesz!!!???... Co!!!??? (usilujepodnie ciao Hehera) Patrz!!! Patrz, co zrobie!!! (tuli ciao He-
lvera) Dlaczego!!!??? (z krzyku w szloch) Przecie on zna paciorek... (suche spazmy) Zna jak
nikt!!!... No! (szarpie cialem Hehera) Powiedz Mu! Powiedz!... (szloch w tkanie) Aniele Boy,
stru mj...". Syszysz!!! Syszysz, jak adnie mwi paciorek.... (szloch) Tylko jego powiniene
usysze... Tylko jego... (cicho) Tylko jego...
Gwatowny omot do drzwi, kopanie. Karla wie, e to ju jej koniec. Za drzwiami wrzaski. Do
kuchni przez okno wpada kilka kamieni, sycha klaksony ciar-
55
wek, ujadanie psw. Karla tuli cialo Hehera, gtaszcze, obejmuje, okrywa delikatnie poszarpanym
pluszczem. Karla wolno wstaje. Patrzy na drzwi, ktre, zdaje si, zaraz wylec z futryn. Poprawia
wosy, suknie, bardzo wolno obraca si w stron widowni i umiecha si. W tym dziwnym
umiechu przez Izy i strach jest jaka determinacja, wiadomo kresu, prba usprawiedliwienia,
oczekiwanie na zrozumienie, ale ten umiech musi j take chroni przed wspczuciem, chroni
przed prb nawet wiary w nadziej. Karla robi dwa kroki w stron widowni, umiecha si i
patrzy... Drzwi z hukiem wylatuj z futryn. Karla stoi w bezruchu, patrzc na widowni. Jest ju
poza wiatem sceny. Tylko ona i publiczno. Sugestywne, absolutnie iluzjonistyczne odgosy
wpadajcych do kuchni ludzi, od-glosy bicia, krzyk, kopanie, zasapane oddechy, ludzie wybiegaj z
kuchni. Zbiegaj po schodach, wlokc dwa dala uderzajce o stopnie klatki schodowej. Karla caly
czas stoi i umiecha si. Wolne rozjanienie wiatel.
Start muzyki. Wraz z rozjanieniem wiatel slyszymy potgujcy si motyw walca, tego samego,
ktry Karla tak piknie kiedy taczyla. Muzyka towarzyszy wychodzcej z widowni publicznoci,
we foyer, w szatni i dugo jeszcze po wyjciu z teatru, z zewntrznych glonikw, na ulicy.
Urnsjornborg, lipiec 1999
Beztlenowce
JEDNOAKTWKI
Kostka smalcu z bakaliami
PIERWSZA - kobieta okootrzydziestoletnia DRUGA - kobieta okooczterdziestoletnia
Akcja rozgrywa si w malej garsonierze pnym wieczorem. PIERWSZA
1 DRUGA le na rozoonym tapczanie, przykryte wochat narzut.
PIERWSZA Zostaw ju... Prosz ci... Zostaw... No, daje mi ju spokj...
DRUGA Przed chwil mwia co zupenie innego...
PIERWSZA Prosz ci... Zostaw... Chc si ubra...
DRUGA Poczekaj... Zaraz si ubierzemy...
PIERWSZA (placzliwie) Chc ju...
DRUGA Dobrze ju... Nie trzymam ci... (przeciga si) Przed chwil...
PIERWSZA Prosz ci... Przesta...
DRUGA Jaka ty jeste zakamana... Dobrze ju, dobrze. Podaj mi pa-Pierosa. Zawsze po orgazmie
jeste taka daleka. Moe powinna pj
2 tym do seksuologa? Co? A co na to twj psychiatra? Hm? Leysz sobie na kanapce pokrytej
przyjemnie chodn, prawdziw skr i zwie-
59
rzasz mu si, e natychmiast po szczytowaniu... Oczywicie o mnie nie wspominasz mu ani
^owem. On ci rozumie i...
PIERWSZA (paczliwie) Daj ju spokj...
DRUGA No dobrze?- Mnie to tez PrzestaJe bawi- Teraz mi opowiesz, e maty Hans Jorg rria
wink albo e bdzie mie wink, e twj Eugen powiedzia to alfo tamto, e maa Norma
przeywa pierwsze bolesne miesiczki... AH&, opowiesz mi jeszcze, jak to musiaa zrezygnowa
ze studiw, bo h?y^a w ciy...
PIERWSZA Przesta...
DRUGA Bo bya vv ciy!!! I cae ycie powicasz dla swojej zasra-
nej rodziny...
PIERWSZA (plaCZ>) Przesta... prosz...
DRUGA O, wanie- Zapomniaabym, e bdziesz jeszcze rycze i za-
klina mnie, ebym tylko, bro Boe, nikomu ani sowa... Bo Eugen,
szkka niedzielna i cae to gwno...
PIERWSZA Dlaczego tak mwisz? Gdzie jest moja poczocha?
DRUGA Tutaj. \y tku, kochanie. Rozbieraa si tak szybko...
PIERWSZA Prosz ci... Oddaj mija.
DRUGA Ale by byo, gdyby wrcia do domu w jednej poczosze, co?
Eugen dobiera si^ do ciebie, a tu tylko jedna poczocha... Co by powie-
dzia? Mj guptasku, znw w jednej poczoszce? Pamitaj, kochanie,
e trzeba wkada dwie poczoszki. Na jedn i na drug nk".
PIERWSZA Prosz-
DRUGA Przepraszam. Masz tu t swoj poczoch. Swoj drog z c2ci bielizny, ktr u mnie
zostawia, uzbieraoby si stoisko w domu towarowym. Nie pacz ju... Powiedziaam -
przepraszam. Tezjuz wstan. Zrobi kawy? Zaczekaj, (obejmuje PIERWSZ) Przecie tak nie
wyjdziesz? O ktrej masz ^ w domu? PIERWSZA IVtusz jeszcze odebra Norm od logopedy.
60
PIERWSZA O, tak. Mwi ju cakiem swobodnie. f,. ; nRUGA Musi ci to kosztowa?
PIERWSZA Eugen paci doktorowi... nRUGA Jasne, was to musi kosztowa... PIERWSZA Nie
zo si. Ja te ci przepraszam.
DRUGA Dobrze ju. Zrobimy pysznej kawy. Wszystko bdzie dobrze... W porzdku?
PIERWSZA Tak...
DRUGA Przytya ostatnio...
PIERWSZA Tak, troch tak... (umiecha si) Za mao mam ruchu.
DRUGA Moemy znw zacz wiczy...
PIERWSZA O, nie. Eugen powiedzia... Przepraszam...
DRUGA Ale nie. Powiedz, co mwi Eugen.
PIERWSZA e to nie wypada.
DRUGA Powiedz mi, chocia mnie to gwno obchodzi, kiedy ostatni raz si kochalicie? Miesic?
P roku? Rok temu? Sdzc po twoich wizytach...
PIERWSZA Obiecaa...
DRUGA Obiecaam, obiecaam... Bardzo wiele rzeczy sobie obiecywaymy.
PIERWSZA Lepiej ju pjd...
DRUGA Jasne! Zawsze lepiej wyj ni sucha. Wygodnie wysypa
komu kube mieci na gow i pj sobie. Boe, jakie to wszystko jest
2 sensu. Czy ty mnie kiedy zapytaa, jak ja si czuj? Co myl? Czy
mam jakie plany? Co bd robi w niedziel? Albo czy mi si chce po
Prstu z tob...? Nie! Nigdy!!! Przychodzisz do mnie bez uprzedzenia.
bo... Powiedz! Ile razy wpadaa tu w rodku nocy?! Czy kiedy-
lwiek ci? nie wpuciam? No, odpowiedz!
IERWSZA (bako cicho) Nie... ! l".
61
DRUGA Dawniej czekaam na ciebie... Zawsze czekaam. Dlaczego wynajam t garsonier, na
ktr mnie nie sta? Jak mylisz? eby by bliej ciebie. Bo moe przyjdziesz, moe ci spotkam,
w sklepie, na ulicy... I co wtedy robia!? Na mj widok wtulaa si w tego swojego Eu-gena, a
maego szarpaa za rk tak, e o mao co mu jej nie urwaa. Nawet na mnie nie spojrzaa!
Nigdy!
PIERWSZA Nieprawda... Ja zawsze...
DRUGA Gwno prawda! Syszysz!!! Gwno prawda! Czy wiesz, jak mnie to upokarzao? Czy
wiesz, co wtedy czuam?! Cigle sama i sama. Czekajc na ciebie... Cae dnie, tygodnie... Cae
lata...
PIERWSZA milczy.
DRUGA Wreszcie przestaam czeka. Ale byo ju za pno. Na wszystko. Gupia praca w
bibliotece i samotno, nieznona, poraajca pustka. Prbowaam pi, a jake - odchorowywaam
to. Sprowadzaam sobie mczyzn, a potem wymiotowaam z obrzydzenia... Wiesz, z czego jestem
naprawd dumna? e nie staam si w kocu obrzydliw wywok z jednego z tych barw dla
lesbijek w pnocnej dzielnicy. A co!? Mylisz, e jeszcze teraz nie znalazabym chtnych dupek?
Nie znalazabym!? Wiem, jak doprowadza do spazmw takie mae dziwki... I ty... ty te dobrze
wiesz... Co ty ze mn zrobia! Co ty zrobia z moim yciem! Popatrz! Przyjrzyj si dobrze!
(podnosi do gry dwa palce prawej rki: wskazujcy i serdeczny z bardzo krtko przycitymi
paznokciami) To jest mj wiat! To jest moje cholerne ycie!!!
PIERWSZA A ty?
DRUGA Co ja? No, co ja? PIERWSZA (bardzo cicho) Co ty zrobia? DRUGA (rwnie cicho,
prawie szeptem) Ja przecie... PIERWSZA Dla mnie bya niedostpn pani profesor ze szkolnej
biblioteki. Poyczaa mi ksiki, nawet bez rewersu... Tak dugo zawsze rozmawiaymy. Suchaa
mnie jak nikt inny przedtem. Przesiadywaam przez wszystkie przerwy w twojej bibliotece.
Marzyam, by znw i do szkoy i spotka ciebie. Opowiedzie ci wszystko... O czym mylaam
przed zaniciem, co widziaam z okien autobusu, jadc do
szkoy.- Wszystkie moje koleanki miay chopcw. Opowiaday, jak cauj si z nimi w
samochodach przed ekranem letniego kina i ktra pozwolia wsun sobie bardziej rk pod
bluzk... A ja miaam swoj bibliotek i ciebie. Pani profesor, ktra zawsze umiechaa si do mnie
i czekaa tylko na mnie... Moja matka bya cigle zajta moimi brami, a ojciec prawie nie
wychodzi ze swojego sklepu. Byam ju za dua, eby rozmawia tylko z lalkami... Byam wtedy
taka szczliwa... Pamitasz, jak robiymy sobie prezenty? Pocaowaa kiedy kwiatek, ktry
przyniosam ci na wito Wiosny. Oderwaa kilka patkw i woya do tomiku Lundkvista, ktry
mi podarowaa. Ja te je ucaowaam, ju za drzwiami biblioteki. Byam wtedy w przed-maturalnej
klasie, pamitasz? Ty bya taka pikna, inna, niedostpna. Wszyscy chopcy kochali si w tobie.
Nie byam zazdrosna. Byam dumna, taka dumna... Wtedy przed witami, kiedy szam do ciebie z
pierwsz wizyt, czuam si jak... Twj dom wyda mi si taki wspaniay. Tyle ksiek, tak czysto,
tak spokojnie... Siedziaymy na starodawnej kanapce, nie masz jej ju od dawna, i rozmawiaymy,
i rozmawiaymy... Powiedziaam ci, e mam dla ciebie prezent na wita. e jestem taka
szczliwa. Pocaowaa mnie w policzek i mocno przytulia. Ja te wtuliam si w ciebie i
pakaam ze szczcia, e mam kogo tak bliskiego... Komu mog wszystko, wszystko
opowiedzie... I powiedziaam ci wtedy... Patrzc w twoje jasne, mdre oczy, trzymajc ci za
rk... Powiedziaam ci, taka ufna, e zakochaam si... Pierwszy raz w yciu zakochaam si
naprawd. e jestem taka szczliwa. Pokazaam ci jego zdjcie. Wstaa wtedy i zapalia
papierosa. Wtedy jeszcze nie palia tak duo. Tak nagle si wtedy zmienia... A ja mylaam...
Zacza tak gono mwi, krzyczaa. A ja chciaam ci przecie opowiedzie o moim szczciu, o
Wernerze, kochanym chopcu z mojej klasy. Dobrym, czuym, delikatnym, ktrego pokochaam
dziki przyjani z tob... Bo to ty mi pozwolia uwierzy w siebie. Przekonaa mnie, e jestem...
Pamitasz, co wtedy mwia? Wymiewaa si z mojej mioci... Ze mnie... Tak okropnie
krzyczaa... To byo takie straszne...
DRUGA Prosz ci. Obiecaa, e ju nie bdziesz...
"IERWSZA Pakaam przez cae wita. Nie mogam tego poj. Nie rzumiaam. Dlaczego tak...
Dlaczego wanie ty...
62
63
DRUGA Prosz... ,-.^. . .;-;:;, .;-..,,. .-,;.-; A -ife',,;^' '.
PIERWSZA W Sylwestra chciaam zoy ci yczenia... Wpierw nie chciaa mnie wpuci. Potem
wpucia. Rozmawiaymy dugo... Znw wydawao mi si, e wszystko bdzie tak jak dawniej, e
znowu bdziemy... A ty zrobia... Powiedziaa, e jeli...
DRUGA Prosz ci... PIERWSZA Powiedziaa, e jeli... DRUGA Nie mw ju, prosz...
PIERWSZA e mnie kochasz... (zaczynaplaka) DRUGA (bardzo cicho) Prosz...
PIERWSZA To byo takie... Nawet nie straszne... Ale kiedy Werner chcia mnie pocaowa, to...
Ja... A wtedy, u ciebie... To byo tak, jakby co mnie... Nie, nie baam si. Byo mi tak jako...
Potem, w domu, patrzyam na swoje donie, nogi, brzuch, piersi i wydawao mi si niemoliwe, e
kady palec, kad kosteczk pocaowaa... I to twoje ogromne lustro w sypialni... Te twoje donie,
palce ywe, chodne... Chorowaam potem dugo, pamitasz? Przychodzia codziennie do szpitala.
Moi rodzice ci polubili. A ty zostawaa zawsze najduej, e niby musz uzupenia lekcje... A
kiedy ju sobie poszli, podwijaa mi szpitaln koszul, odsaniaa mj brzuch... Pamitasz?
Kazaa mi to robi samej jeszcze w szpitalu... Kiedy mnie odwiedza Werner, czekaam milczc,
eby sobie wreszcie poszed, a zaraz potem... Pniej, ju w domu, w moim pokoju, nikt mi nie
przeszkadza. Wiesz, e nawet nie pamitam ostatniej klasy? Pamitam tylko oczekiwanie, eby te
lekcje si ju skoczyy i ebym moga pobiec szybko do twojego samochodu zaparkowanego trzy
przecznice dalej. Pojecha do ciebie... i mc... A ty ju w samochodzie...
DRUGA (przepraszajco) Wiedziaa...
PIERWSZA Wiedziaam. Potem jak byam na pierwszym roku, rodzice dziwili si, e przyjedam
co pitek do domu. A ja zaraz po powitaniu biegam do ciebie. Baam si powiedzie ci o Eugenie...
A moe nawet nie tyle baam, co... Byo mi ju wszystko jedno. Co si ze mn dziao, chodziam
do lekarza, ale nie powiedziaam mu prawdy. Nie
mogam mu powiedzie... Wydawao mi si, e kady dzie jest wypeniony pynnym oowiem,
przez ktry musz brn... A te chwile u ciebie daway ulg. Na krtko chocia... Eugen by, to
znaczy jest, dobry.- Wszystkie dziewczyny miay narzeczonych. Na trzecim roku wychodziy za
m. Moe mi si wtedy wydawao, e to co zmieni. Kiedy kochaam si z Eugenem pierwszy
raz...
DRUGA (z satysfakcj) Zasza od razu w ci.
PIERWSZA Kiedy ci powiedziaam, e musz... e chc wyj za Eu-gena... Nie wypuszczaa
mnie z ka... (plcze) przez dwa dni... Kazaa mi liczy orgazmy... Powiedziaa, e nie wyjd,
dopki... Wiedziaa, e jestem...
DRUGA (jadowicie) W ciy... PIERWSZA A potem... DRUGA A potem ty kopna mnie jak...
PIERWSZA Nieprawda...
DRUGA Nie dzwonia, nie chciaa przyj... I ten twj mieszny lub... Staam pod chrem i
chciaam ci zabi. Za wszystko. Ten twj gupi Eugen...
PIERWSZA Nie powinnimy byli wtedy przychodzi do ciebie razem.
DRUGA Nie powinnicie. Skaka koo ciebie jak mapa. A to, a mo, a gwno... Obrzydliwe. A
kiedy wreszcie wyszed na chwil si wysika, a ja chciaam ci szybko powiedzie, jak bardzo ci...
Ty wtedy...
PIERWSZA Byam chora. Lekarz powiedzia, e jak... DRUGA Pewnie si zdziwi, jak obejrza
sobie dokadnie... PIERWSZA Jeste wstrtna.
DRUGA I co ja miaam wtedy robi? Co miaam zrobi z sob w tym przekltym Ellmit? Sama,
starzejca si. Bez ciebie... Bylicie tacy szczliwi... Potem widywaam ci ju tylko w kociele, na
stacji benzynowej... Cae lata... Cae potworne lata... Przy nim zmieniaa si, umiechaa. Potem
Norma, a jeszcze potem Hans Jorg. Nienawidziam ci. Prosiam, bagaam, upokarzaam si. Nie,
ty wyrzucia mnie
64
65
na mietnik, jak popsuty wibrator, ale zawinity w gazet i w dodatku w czarnej foliowej torbie -
eby ssiedzi, nie daj Boe... O nie! - pomylaam sobie wtedy. O nie! Ty maa dziwko! Jeszcze
bdziesz si wi w tym ku, skamle o troch rozkoszy. I Bg mnie wysucha. Modliam si
arliwie, codziennie... eby ci spotkao to, co najgorsze, co najgorsze... Za moj krzywd. Za
upokorzenia. Za zy. Za wstyd. Za samotno. Za wszystko...
PIERWSZA (szeptem, do siebie) Wysucha ci...
DRUGA (napastliwie) I co? Przychodzisz tutaj. A ja zawsze jestem...,] (podnosipalce) Zawsze!
Do usug!
PIERWSZA Jeste wstrtna.
DRUGA Kiedy znw przyjdziesz z nieprzytomnym wzrokiem? Kiedy? Dzi w nocy? Jutro? Znw
bdziesz skamle pod domofonem, eby ci wpuci? Bo ten kosmaty? Chocia przez chwil...
Ty!... Jak ja ci nienawidz!
PIERWSZA Ja przecie... Nigdy... Z nikim...
DRUGA A ja?...Tylko ty. Zawsze...
PIERWSZA Prosz ci...
DRUGA Jestem taka zmczona...
PIERWSZA Naprawd ju pno. Czy mogaby...?
DRUGA Oczywicie, kochanie.
Wstaje i wychodzi do ssiedniego pokoju. Po chwili wyprowadza stamtd sktada-ny wzek
inwalidzki. Powoli, mocujc si z ciarem ciaa PIERWSZEJ, sadza j na wzku i caluje w
policzek.
PIERWSZA Czy moesz poda mi torebk? DRUGA Prosz... Musisz ju naprawd jecha?
PIERWSZA Musz. Ju tak pno. Zaparkowaam prawie przy; wejciu. Nie, nie pomagaj mi.
Dam sobie rad.
DRUGA Wiem, e dasz sobie rad. Kiedy si zobaczymy? Nie wiesz...
plERWSZA powoli, ale sprawnie wyjeda z mieszkania. DRUGA stoi w bezruchu i nasuchuje. Po
dosy dlugiej chwili slycha stumiony warkot silnika. Samochd odjeda.
DRUGA siada na tapczanie, zapala papierosa. Wyciga spod tapczanu telefon. Wybiera numer.
DRUGA Halo? Eugen? Dobry wieczr, Eugen... Tak, to ja... Przed chwileczk pojechaa. Tak,
wszystko w porzdku... No, wiesz, jak baby zaczn gada... Tak... To nie mog skoczy...
Wspominaymy stare czasy... Tak, szko te... U mnie wszystko wietnie, dzikuj... Posuchaj,
Eugen, przypadkowo znam bardzo dobrego logoped. U nas w szkole... Tak, wiem... Zaatwie
ju... Ale pomylaam, e kto znajomy... Wiesz, mwi ci o tym tak, na wszelki wypadek... Aha,
gdyby si zgodzi, to mogybymy razem powiczy... Mamy w szkolnym klubie bardzo fajnego
trenera... Oczywicie, przepraszam... Ju kocz, Eugen... Suchaj... Uwaaj na ni... Bardzo ci
prosz...
Krlewska Huta, 1993
66
Beztlenowce
ON I - trzydziestokilkuletni, szczupy, wysoki, chudy, brunet ON II - trzydziestokilkuletni, nieco
tszy, niszy, blondyn KARLA - szesnastoletnia, ciemne wosy
Scena to sypialnia dwupokojowego mieszkania. Wiksz czpodlogi zajmuje duy, gruby materac
na drewnianym stelau, przykryty kolorow narzut, przysunity krtszym bokiem do lewej ciany.
W lewej cianie, tu przed l-kiem, przeszklone drzwi do drugiego pokoju. Po obu stronach lka
male szafki, nad kiem plka z gazetami, bibeloty. Nad polk bardzo duy, oprawiony iv zlote,
metalowe wskie ramki, kolorowy plakat przedstawiajcy lwice siedzc w suchej, wysokiej trawie.
Kilka malych lwitek wdrapuje si na lwic, ktra patrzy przed siebie czujnym, wyczekujcym
wzrokiem. W oknie, w cianie na wprost, aluzje, po bokach kolorowe, jaskrawe, rozsunite
zasiany. Na kaloryferze, pod oknem, suszce si pieluszki. Po prawej stronie okna wejcie, bez
drzwi, do malej, lepej wnki kuchennej. W cianie po prawej drzwi do azienki i drzwi wejciowe.
Cala powierzchni prawej ciany zajmuj polki szczelnie wypenione ksikami. Na szafce, po
lewej stronie lka pali si maa ike-owska" lampka z tym abaurem. Przy plkach, na niskiej
szafce, wtaczany telewizor, ale bez gosu. Meble drewniane, jasne. Podoga z szerokich desek. Na
ku, na pododze porozrzucane dziecice zabawki: grzechotki, misie, u take liniaczek, zmita
pieluszka, pusta butelka ze smoczkiem - wida, e codzienne ycie mieszkacw podporzdkowane
jest obecnoci malekiego dziecka.
69
Pna noc. Zza zamknitych drzwi do drugiego pokoju slycha glosny plcz niemowlcia. Stale,
zmienne, raz goniejsze, raz cichsze pokrzykiwanie, czasami zmieniajce si w ostry krzyk, to
znw w jkliwe zawodzenie. ON I siedzi na tku, wpatrujc, si w niemy telewizor, bawi si
pilotem, skaczc z kanalii na kanal. ON II krzta si po wnce kuchennej. Po chwili wychodzi,
wycierajc rce w ciereczke. Stoi dlusz chwil i patrzy z niepokojem na ONEGO I.
ON II Ona zaraz przestanie. ON I Przecie ja nic nie mwi.
ON II Ona zaraz przestanie. To musi potrwa jaki czas. Wsplnie podjlimy decyzj...
ON I (mocniej, ale cicho) Przecie ja nic nie mwi.
ON II Ale ja widz, e co si dzieje. Ja te jestem zmczony. Obaj jestemy zmczeni. Doktor
Gerdmann wyranie powiedzia, e to trze- ? ba wytrzyma... (z umiechem) Nawet gdyby si
serce krajao.
ON I Wiem.
ON II Za... (patrzy na zegarek) Za chwil podam jej butelk i zanie. Zawsze zasypia po karmieniu.
Choby na p godziny.
ON I Ja wiem.
ON II To bdzie ostatnie karmienie...
ON I (napity) Przecie wiem.
ON II Co ty chcesz zrobi?
ONI Nic.
ON II Powiedz mi. Co ty chcesz zrobi? Ona koczy jutro pi miesicy. Zrobimy zdjcia,
uzupenimy album. To bardzo wany czas. Ona musi si nauczy zasypia sama. To potrwa
najwyej kilka dni i zacznie przesypia noce. A ranne karmienie...
ON I (zniecierpliwiony) Dobrze.
ON II (spokojnie kontynuuje) A ranne karmienie ustawimy tak, eby...
ON I (gloniej) Dobrze ju.
70
ON H Co ty chcesz zrobi? -. 'S,^ ,-,:;.. ..-.-> ONI Jestem... Jestem zmczony...
ON II Obaj jestemy zmczeni... Ale ty pracujesz. Bardzo ciko pracujesz. Przecie to rozumiem.
Doceniam, e tak mi pomagasz.
ON I Daj spokj.
ON II Naprawd. Chc, eby wiedzia, jak bardzo to doceniam. Nigdy bymy sobie nie poradzili
bez ciebie.
ON I Daj spokj. Przecie ja...
ON II Dzisiaj, jak wrcie z pracy, umiechna si do ciebie jak nigdy dotd. A zaniosa si
miechem. Zawsze si mieje do ciebie. Szuka ci wzrokiem. Jak j trzymam na rkach, to tak
(pokazuje) wykrca gow za tob. A jak j kpiesz, to jest jeden wielki pisk i miech... Ona si tak
szybko rozwija. Ona wszystko rozumie. Zaraz jej podam butelk, a potem...
ON I Prosz ci... (mikko) Daj spokj.
ON II Niczego tak nie pragn jak spokoju. Naszego spokoju. Co ty chcesz zrobi?
ON I Ja nic nie chc zrobi.
ON II Jeste nieobecny. Nie czuj, e jeste tutaj... Zaraz podam jej butelk. Wiesz, e ona ju sama
przytrzymuje butelk rczkami? Ostatnio zostawiam jej pust butelk po karmieniu. Bawi si ni,
ssie smoczek i zasypia, zasypia. To jest kochane malestwo.
ON I Prosz ci...
ON II To jest bardzo kochane, dobre, grzeczne dziecko. Ty nie masz pojcia, co wyprawiaj inne
niemowlaki. Przepraszam, akurat to to ty wiesz...
ON I Daj spokj.
ON II Nawet nie wiesz, jak pragn spokoju. Ale przede wszystkim potrzebuj twojego spokoju,
twojego.
ONI Czy ja robi co nie tak?
71
I
ON II (mocno) Jeste dobry, kochany, czuy. Sam si dziwi, jak ty to znosisz. Kto inny na twoim
miejscu...
ON I Przecie wiesz, jak bardzo mi zaley. Nie wiem co...
ON II Ja nie mam o nic pretensji. O nic. Po si. Zanij. Musisz wczenie wsta. Ja ju
wszystkiego dopilnuj. Wszystko zrobi koo maej. Co ty chcesz zrobi? Jest ju prawie pierwsza.
Rano bdziesz niewyspany, zy...
ON I Strasznie chce mi si pali.
ON II Mnie te. Nakarmi ma i zapalimy w oknie. Nie powiniene tyle pali.
ON I Nie pal duo...
ON II Bardzo szanuj to, e nie palisz w domu. Zawsze powtarzasz, e tak adnie pachnie w pokoju
maej.
ON I potakuje.
ON II Przepraszam, czy mog ci prosi, eby przynis butelk z podgrzewacza? Jest w kuchni.
Przewin ma przed karmieniem.
ON I (szybko) Oczywicie, tak. (wychodzi do kuchni)
ON II. delikatnie otwierajc drzwi, wchodzi do pokoju dziecka, zamyka drzwi. Przez matow szyb
w drzwiach wida wiatlo zapalanej slabej lampki. Krzyk dziecka milknie. ON I wraca z kuchni z
butelk z mlekiem, sprawdza temperatur, wylewajc kilka kropel na wewntrzn stron ramienia.
Delikatnie otwiera drzwi do pokoju dziecka. Wchodzi, zostawiajc drzwi uchylone. Slycha glosy
dobiegajce z pokoju dziecka.
ON II Chod, chod szybko, zobacz... (slycha glony miech dziecka, gruchanie, pisk szczcia)
O, Boe, ale kupa! Obsraa si po same uszy, maleka...
ON I mieje si glono.
ON II (glos) Podaj mi, prosz, piochy. S na kaloryferze w azience. |
ON I wychodzi z pokoju dziecka, idzie do azienki, wraca ze pioszkami, sprawdza, czy s suche,
szybko spoglda na zegarek, wchodzi do pokoju dziecka.
ON II (glos) Dzikuj ci. Ojej, jaka ty jeste cika... (miech, pisk dziecka) Puder jest tam, na
peczce... Dzikuj... Moje ty sodkie ma-
lestwo... Te pioszki s ju za mae. Uwierzyby? No, daj buzi Larso-vvj; maleka, daj... (radosny
pisk dziecka) No, no... Ju spokojnie, moja pannico, spokojnie. Bdziemy si karmi. Przysu mi
fotel, prosz... O dzikuj... Tak, nakarmimy godomora, nakarmimy. Tak, tak... Duldaj, duldaj...
ON I wychodzi z pokoju dziecka, zamyka delikatnie drzwi. Uchyla okno w sypialni, zbiera zabawki
porozrzucane na lku, wkada je do wiklinowego koszyka, ktry wsuwa pod ko. Siada na
brzegu lka tu przed ekranem telewizo-ra j skacze bardzo szybko po kanaach, wybiera na pilocie
funkcj zegar" i na ekranie ukazuje si zegar wskazujcy pi minut po pierwszej. W tej samej
chwili ON II wychodzi z pokoju dziecka, zamyka delikatnie drzwi, patrzy na zegar na ekranie
telewizora.
ON II Boe, jak pno. Wszystko wypia... (pokazuje pust butelk) Mylaem, e pocielie?
ON I (przeskakuje z kanatu na kanat) Tak, tak... Ju, zaraz... ON II Wcz gos. Cicho, ale wcz.
Moe co obejrzymy? ON I gasi telewizor.
ON II Pomy si... Przepraszam, ale ona moe si zaraz wybudzi. Zapmy troch snu. Kupiem
ci zatyczki do uszu... (szuka) Podobno s doskonae. Eliminuj osiemdziesit procent dwikw.
Wiesz, tu pisz, (oglda opakowanie zatyczek) e to jaka kosmiczna technologia. Podobno
kosmonauci na stacjach orbitalnych uywaj tych zatyczek, eby nie sysze ciszy. Tak tu pisz...
ONI Posuchaj...
ON II Sprbuj chocia, (podaje pudelko z zatyczkami)
ON I Prosz ci, posuchaj mnie przez chwil.
ON II Chocia sprbuj. (trzyma pudelko na wycignitej dloni)
ON I Pozwl mi co powiedzie.
ON II (wpada mu w stwo) Jest ju bardzo pno. Obaj jestemy bardzo zmczeni. To trudny czas,
ale pikny. Prawda? Sam zawsze mwie, e to bdzie najpikniejszy czas...
ON I Chc ci powiedzie, e...
72
73
ON II (znw wpada mu w sowo, w rytmie) Ja musz si pooy. Przepraszam, e tak mwi, ale
chciabym zasn chocia na chwil. Ja wiem, e nie mog jej wci nosi w nocy, jak pacze.
Rozumiem to. Gdybymy wstawali, jak tylko zakwili, musielibymy j nosi bez koca. Ja to wiem.
To trzeba przetrzyma. Trzeba wytrzyma jej pacz. Nawet doktor Gerdmann, Boe, jaki to
wspaniay czowiek, mamy do niego pene zaufanie, prawda? Nawet on powiedzia, z kamienn
twarz, z kamienn twarz to powiedzia, e trzeba wytrzyma ten pacz. e to jest taki czas krzyku,
po prostu taki czas i jeli tylko damy rad, to to si unormuje i ona bdzie nareszcie przesypia
noce. Tylko musimy wytrzyma, nie wstawa, nie nosi, najwyej wej na chwilk do niej,
pogaska, ucaowa i wyj...
ONI Posuchaj...
ON II Doktor Gerdmann powiedzia jeszcze, e trzeba...
ON I Posuchaj mnie...
ON II (wpada mu w sowo, w rytmie) Czy ty mylisz, e mnie si serce nie kraje, jak sysz ten jej
pacz? Jak tam kopie nkami pod kocykiem w ciemnym pokoiku i zapakuje si godzinami, a zy
jej pyn do uszu. Cae uszy ma mokre. A ja sobie powiedziaem, my sobie powiedzielimy, e nie i
koniec. Nie bdziemy jej nosi. Wiesz, co wtedy czuj? Czuj si jak zbrodniarz, (szybciej)
Mgbym j nosi calusiek noc -calusiek. Bo jestem silny i mgbym j nosi bez przerwy, bez
przerwy, ale wiem, e tak nie wolno, e to dla jej dobra... (w rytmie) Ty przecie rozumiesz, e ona
tam musi by sama, e to minie... (tempo) Ty przecie te... I tak piknie jej piewasz, ona uwielbia
si z tob bawi... I robisz jej samolot i bawicie si w Krokodylu z Nilu" i w askotki - gilgotki".
I kiedy tylko ciebie widzi, zaraz inaczej wyglda... (rytm) Bo ze mn, to wiesz, jest cay dzie,
kocha mnie tak, jak si kocha kogo, kto jest... Ale ty, jak tylko ci widzi...
ON I Prosz ci. Musz z tob... Ja musz ci co powiedzie. Ja chc...
ON II (w rytmie) Co ty chcesz zrobi?... Po co ty chcesz to zrobi? Jest ju tak bardzo pno...
Chc wzi prysznic i i spa. Prosz ci, ty te tak zrb. Jestemy przemczeni, (wstaje) Id
wzi prysznic. Tak, wezm prysznic.
ONI To id, we prysznic. ; ;. -n >, i ON H (zostaje) Ale najpierw pociel. Prosz, wsta na
moment.
ON I wstaje, podchodzi do okna. ON II ciga narzut, ukada pociel, poprawia poduszki.
ON II Mamy pocielone. Moemy i spa. Pomy si, odpocznijmy...
ON I Posuchaj mnie. Usid, usid, prosz...
ON II (w rytmie) Ja jestem potwornie zmczony. Zasypiam. O, widzisz? Po prostu zasypiam na
stojco...
ON I Rozmawiaem dzisiaj...
ON II Ja zasypiam. Po prostu zasypiam. Ledwo sysz, co mwisz.
ONI (troch goniej) Rozmawiaem dzisiaj z...
ON II Prosz ci, nie krzycz. Chcesz obudzi ma?
W tej samej chwili sycha krzyk dziecka - od pojkiwania do przecigego modulowanego
zawodzenia.
ON II No i co narobie! A tak liczyem na to, e przepi chocia godzink...
ON I Przecie ja nie krzycz, mwimy szeptem. ON II Krzyczysz, potwornie krzyczysz. ON I
Prosz ci, to nie ma sensu.
ON II (wpada mu w sowo, w rytmie) Kupiem dzisiaj album na zdjcia, (wyciga z szuflady szafki
album) Popatrz, poukadaem wszystkie zdjcia.
Siadaj obok siebie.
ON II (otwiera album i przewraca kartki) Moe chcesz co zmieni? Moe chcesz inaczej uoy?
Spjrz... (pokazuje zdjcie w albumie) Ty zrobie to zdjcie, i to, i to... O, a tutaj, (pokazuje) jak w
zeszym miesicu bylimy w Ellmit, u mojej mamy... Bae si, e te zdjcia nie wyjd. By sztorm i
strasznie lao. A wyszy, widzisz? Cay film si uda. O, a tutaj (pokazuje) te w Ellmit.
Opatulilimy ma w twj sztormiak
74
75
i poszlimy razem na pla. Zamoczye do w morzu i kapne kropelk na jzyk maej, bo
chciae, eby poznaa prawdziwy smak soli, pamitasz? A ona przygryza twoje palce dzisami i
ssaa w zapamitaniu. Powiedziae, e jest chciwa smaku ycia. Tak powiedziae, czy jako
inaczej, przepraszam... O, a tutaj, (pokazuje) w odzi mojego ojca. Zrobiem ci to zdjcie, jak
udajesz harpunnika, znalaze nawet jaki prt... W tym szarym golfie wygldasz jak wilk morski,
cay bye mokry.
ON I odsuwa album, patrzy przed siebie.
ON II A potem w domu mojej mamy suszylimy si przy piecu w kuchni. Boe, jak moja mama
tulia ma... Przewina j, nakarmia. Maa bya zachwycona, (szybciej) A potem, jak przyszed
mj ojciec, pijany, jak zawsze, i ju od progu rzuci si na mnie i zacz wrzeszcze: Ty dziurawa
dupo! Ty dziurawa dupo!". Ja akurat trzymaem ma, eby si jej odbio po karmieniu. To ty a si
zrobie siny z wciekoci... A wygldae tak strasznie, tak strasznie, e a ja si wystraszyem i
maa si wystraszya... I jak wyrne nim o szafki w kuchni, to a hukno. A potem, jak walne
go pici w ten wcieky pysk... Pierwszy raz w yciu go kto uderzy, pierwszy raz. I
powiedziae mu... (mocno) e jeli jeszcze raz, jeszcze raz si tak do mnie odezwie, to go zabijesz.
Tak go trzymae za twarz (pokazuje) i powtarzae: Zrb to jeszcze raz, zrb to jeszcze raz, to ci
zabij!". A on patrzy na ciebie i ba si. Przecie wiem, pierwszy raz w yciu si ba. A potem, jak
ju odjedalimy, to do samochodu podbiega moja mama, wsadzia gow do rodka, ucaowaa
ma, mnie i ciebie te, ciebie te ucaowaa i powiedziaa: Teraz mam dwch synw", tak
powiedziaa. Teraz mam dwch synw i wnusi", powiedziaa: wnusi"... Dzisiaj kupiem ten
album... Jak by chcia pozmienia ukad fotografii, to pozmieniaj, ja ju si nie bd denerwowa.
Moe chcesz uoy tematami? Albo najpierw zdjcia maej, potem nasze, albo jak chcesz, jak
chcesz...
ON I Nie chc nic zmienia. S bardzo dobrze uoone. ON II Naprawd? ONI Tak.
ON H Podobaj ci si? ?;- .<.'; ,..; :-.; :. ',-; * ; 0N I To bardzo pikny
album. >%'<' ;~ 0N II To nasz album, naszej... ';';;>. ,-;rj ON I
Posuchaj, musz ci...
ON H (wpada mu w slowo, w rytmie) Boe, jak ona krzyczy. Wiesz, chce mi si paka, ale wiem,
e nie wolno. Powinnimy si pooy. Stara si zasn albo lee tylko i odpoczywa, jak mwi
doktor Gerdmann. A za dwie, najdalej trzy noce jej rytm si wyklaruje...
ON I Ja musz ci... Nie, ja chc...
ON II (wpada mu w slowo) I jej rytm si wyklaruje, i bdziemy y bardziej spokojnie, bdziemy
mie wicej czasu dla...
ON I (apie go za rk) Posuchaj, ja chc...
ON II (wolniej) Jeste bardzo silny, bardzo... (uwalnia zdecydowanie rk) Jak czasem przytulasz
ma, to boj si, eby jej nie zrobi krzywdy. Wiem, e to gupie, ale troch si boj.
ON I Chciabym wyj. Musz wyj na chwil. ON II (bardzo szybko) Po co? ON I
Zatelefonowa.
ON II (szybko) S trzy telefony w domu. Jeden stacjonarny i dwa komrkowe, twj i mj. Nie
trzeba wychodzi z domu, eby zatelefonowa.
ON I Chc zadzwoni z automatu.
ON II Najbliszy automat jest na stacji benzynowej, a to sze kilometrw std.
ON I Podjad samochodem.
ON II (szybko) Twj samochd jest w warsztacie. Jedzie z zapalon lampk od oleju i teraz s
problemy.
ON I Pojad twoim. ON II Dlaczego moim?
76
77
ONI Prosz, poycz mi samochd. :,'% :,j'.;$;;:
ON II Nie poycz.
ONI (mikko) Dlaczego?
ON II Do kogo chcesz dzwoni?
ON I Musz... Chc z kim spokojnie porozmawia.
ON II Dlaczego nie chcesz dzwoni std, z domu?
ON I To bdzie duga rozmowa. Chciabym spokojnie porozmawia.
ON II (mocniej) Dlaczego nie std? Przeszkadza ci pacz? Niemowlaki pacz, to normalne.
Wszyscy wiedz, e takie malestwa pacz. , Na caym wiecie, wanie teraz, pacz miliony
niemowlakw i nikt si temu nie dziwi, nikt nie zwraca na to uwagi, one takie s.
ON I Nie o to chodzi. Chciabym mie chwil, eby spokojnie poroz- < mawia.
ON II (w rytmie) Wezm j na rce, (wstaje) to zaraz przestanie pa- kac, bd z ni chodzi po
mieszkaniu albo lepiej nie... Ty musisz mie spokj. Zamkn si z ni w jej pokoju i bdziemy si
tam przytula cichuteko, cichuteko, a ty sobie rozmawiaj przez telefon nawet do rana.
ON I (wyciga 2 kieszeni telefon komrkowy) Wezw takswk.
ON II (szybko) Dlaczego takswk?
ON I Bo nie chcesz mi poyczy samochodu.
ON II Mylaem, e nie ma rzeczy moich i twoich...
ON I Bo nie chcesz mi da kluczykw od naszego volvo...
ON II I nie dam ci.
ON I No to pojad takswk.
ON II Zanim przyjedzie z centrum, o tej porze, minie p godziny. Pojedziesz na stacj benzynow.
Bdziesz, jak mwisz, dugo rozmawia. Musisz zwolni takswk, bo nie moe czeka, jak
bdziesz dugo rozmawia. To potem, jak skoczysz t dug rozmow, musisz wezwa
78
now takswk, bdziesz czeka kolejne p godziny, zanim przyjedzie ze rdmiecia, i dojedziesz
tu, to ju bdzie rano i musisz i do pracy, to moe niech ci ta takswka zawiezie od razu do
pracy...
ON I Co ty mwisz?
ON II Ja wiem, po co ty chcesz jecha na stacj benzynow.
ON I (zdezorientowany) Po CO?
ON II Chcesz i do tego cieku".
ON I Do jakiego cieku? O czym ty mwisz?
ON II Dobrze wiesz.
ON I (bardzo wolno) O czym ty mwisz?
ON II Chcesz i do tego baru za myjni na stacji benzynowej.
ON I Tam nie ma adnego baru. S tylko automaty z napojami w sklepiku na stacji.
ON II Mwi o barze za myjni, nawet nie ma nazwy ani szyldu, ale mwi si na niego ciek". Za
t myjni, na dawnym skwerze, by kiedy publiczny szalet, taki pod ziemi, cay wykadany
biaymi kafelkami i jak wybudowali stacj benzynow, to kto kupi ten stary szalet,
wyremontowa, zaoy gupie rowe neony i zrobi tam bar. A i tak cuchnie...
ON I Nie wiedziaem, e tam jest bar.
ON II (niedowierzajco) Nie syszae nigdy o cieku"?
ONI Nie.
ON II Tankujesz przecie na stacji.
ON I Tankuj, ale nie jed do myjni.
ON II No tak, to ja musz dba o to, eby nasze samochody, a zwaszcza nasz-twj, umy co jaki
czas...
ON I A ty skd wiesz o tym barze?
ON II Nasza ssiadka z dou, pani Wilde, zawsze zagada do malej, /a-pyta o ni, to wspaniaa
kobieta. Powtarza co jaki czas: Sysza pan,
79
sysza? Znowu w nocy by nalot policji na ten paskudny ciek i wywlekali tych nienormalnych
facetw, podobno piszczeli jak kobiety". Tam teraz bardzo czsto zjawia si policja. Dzisiaj te si
na pewno zjawi, na pewno...
ON I Dlaczego tak mwisz?
ON II Bo chcesz tam jecha. Chcesz pojecha do cieku". Cay wie-1 czr o tym mylisz. Przecie
wiem. I wymylie t gupkowat histori l z telefonem. Do kogo chcesz dzwoni w rodku nocy?
Chcesz po pro-f stu tam i.
ON I To nieprawda.
ON II Prawda.
ON I A ty skd wiesz, e w tym... cieku" s biae kafle?
ON II We wszystkich starych szaletach byy i s biae kafle.
ON I A neony?
ON II Co, neony?
ON I Powiedziae, e tam s gupie rowe neony. Skd wiesz, e tam s rowe neony?
ON II Nic takiego nie powiedziaem. ON I Powiedziae: gupie rowe neony". ON II Nie
powiedziaem. ON I Powiedziae.
ON II Nie wmawiaj mi tego, czego nie powiedziaem. Nic takiego nie ; powiedziaem.
ON I Nie mw tak gono.
ON II To ty mwisz za gono. Nic takiego nie powiedziaem. Nic.
ON I Zadzwoni po takswk. Albo pjd pieszo.
ON II Sze kilometrw? W rodku nocy, w taki deszcz?
ON I To poycz mi samochd. Prosz.
ON II Do kogo chcesz dzwoni? Dlaczego nie zadzwonisz z komrkowego? We parasol, wyjd
przed dom i rozmawiaj. Nie musisz nigdzie jecha.
ON I Mj telefon si ju prawie wyadowa.
ON H We adowark. Kupilimy przeduacz, ten ogromny, prawie dwadziecia metrw kabla. Jest
na pawlaczu. Podcz si tutaj, gniazdko jest koo okna, ja ci zrzuc przeduacz przed
dom,'podcz si do adowarki i rozmawiaj...
ON I Zostawiem adowark w pracy. ;
ON II Do kogo chcesz dzwoni?
ON I Nie chc o tym mwi. To tylko...
ON II Twoja sprawa?
ON I Nie powiedziaem tego.
ON II Czy mog by jakie sprawy tylko twoje albo tylko moje? Teraz, wanie teraz? Po tych
trzech latach walki o nasze... Do kogo chcesz dzwoni?
ONI (na wydechu) Do Karli.
ON II Znalaza ci tutaj? ; ., ;:,$ ... ,,
ON I Zadzwonia do pracy.
ON II Przypomniaa sobie nagle o tatusiu. Czego chce? Pienidzy?
ON I Prosz ci...
ON II Sam wysyam alimenty dla twoich... dzieci. Na naszej poczcie myl, e to ja jestem taki
rzetelny tatu. Mam kady, kadziusieki dowd wpaty w teczce. Wszystko ponumerowane,
opisane, od czterech lat. Bardzo prosz - prosz bardzo... Moesz jej wysa kopie dowodw wpat,
ale kopie... Bo ty by wysa oryginay, jeste taki rozko-jarzony, e wysaby jej oryginay, a wtedy
ona by je zniszczya i byby zrujnowany, bo by musia zapaci wszystko od nowa, od nowa... Ty
byby zrujnowany i my te.
80
81
ON I Ona niczego O(je mnie nie chce. Chciaa tyko porozmawia. Nie wiem, dlaczego wazie
dzisiaj. Bardzo prosia, ebym zadzwoni, nawet pno w nocy. Qeka na telefon...
ON II O czym chce ^ tob rozmawia? ON I Chce po pro^tij porozmawia.
ON II Ale o czym? Q czym mona rozmawia z ojcem, ktrego si nie widziao od wiekw i
ktrego, nie zapominaj o tym, nie chciao si widzie. Co ona ma ej ^opowiedzenia? Co ty jej
chcesz powiedzie? Czego chce? O czym n\a$z z ni rozmawia w nocy z automatu na stacji
benzynowej?
ON I Karla ma sz^sr)acie lat.
ON II (wpada mu w SIQWO, mocno, w rytmie) Maa koczy jutro p roku. Jestemy we troje j^
p roku. Wiele przeszlimy. To bardzo wany czas, przecie zawse sam tak mwisz: To bardzo
wany i pikny czas". Musimy si przygotowa do rozprawy. Mecenas Norvesteen powiedzia, e
to mo;e by ju koniec. Ale powiedzia: moe", nie powiedzia, e to bd?,e koniec. Gdyby
dzisiaj policja wygarna ci z tego cieku", wszystko by zaprzepaci, wszystko.
ON I Po co tak mwjsz? Przecie ja nigdy...
ON II Bo tak jest, ^ tak jest... Czego chce twoja... crka?
ON I Karla jest w bardzo trudnym wieku. Jej relacje z matk...
ON II (wpadaniu w SKWO. rwnolegle) Z twoj on---
ONI Prosz...
ON II Powiedz wyrnie: Nie ukada si pomidzy moj crk a moj on". Boisz si powiedzie:
ona, moj on". No, powiedz... : Z moj on". Qn^, on".
ON I To matka mojc(i dzieci.
ON II (jakby nie wt>rzvl, e to slyszy) Matka twoich dzieci...
ON I Karla chce ^e mn porozmawia. Tylko tyle. Zadzwonia do mnie pierwszy raz c>d..- Nawet
nie wiem, jak wyglda.
82
ON II Jest podobna do twojej ony. ;, ' ,: , -. -. :.,,,... /..;
ON I Sama mnie znalaza. To nie byo proste. Przecie wyjechalimy z miasta. Przeprowadzalimy
si, zmieniaem prac. Znalaza mnie. Moe czego potrzebuje.
ON II My te ciebie potrzebujemy. Zwaszcza teraz ciebie potrzebujemy. To przecie ty
powiedziae kiedy, e bardzo by chcia... Marzy... ebymy mieli... Pamitasz, kiedy to
powiedziae?
ON I Tak. Pamitam.
ON II Nie pamitasz. Moe wcale tak nie mylae, moe powiedziae tylko tak?
ON I Pamitam, wszystko pamitam. Przecie jestem... Jestemy. Wszystko jest dobrze i bdzie
dobrze.
ON II I wystarczy jeden telefon... ON I To przecie moje dziecko.
ON II (wpada mu w sowo) Jeden telefon od crki, ktra miaa ci w nosie przez tyle lat.
ON I To nie jej wina. Dzieci w takiej sytuacji, kiedy rozpada si rodzina, s bezbronne. Przejmuj
emocje dorosych. Karla przyja postaw matki i ja jej tego nie mam za ze.
ON II (wolno) Powiedziae: rodzina"?
ON I O czym mwisz?
ON II Powiedziae: Kiedy rozpada si rodzina"?
ONI No tak.
ON II Jak rodzin miae na myli?
ON I Swoj. Przepraszam, przepraszam ci...
ON II Swoj rodzin" powiedziae...
ON I Przepraszam... Przepraszam.
ON II Za co ty mnie przepraszasz? Boe, jaki jestem zmczony... Jutro bd nieprzytomny. Czy
przepraszasz mnie za to, e miae ycie,
83
ktrego podobno tak nienawidzie? Czy za to moesz mnie przeprosi? Czy za to mona w ogle
przeprosi? Przepraszasz mnie...
ON I Nie chciaem tego powiedzie.
ON II Moe nie chciae. Ja nie wiem, co ty naprawd mylisz. Nawet jeli nie chciae tak
powiedzie, to mylisz o tym... tam...
ON I Nie myl.
ON II Mylisz, mylisz.
ON I Prosz, nie mw tak.
ON II Czyja siedz w twojej gowie? Ja nie wiem, czy ty jeste zadowolony, czy ty tego
wszystkiego chcesz, chciae...
ON I Przecie wiesz.
ON II Ja sobie tak dokadnie wyobraziem te twoje marzenia. Ty tak piknie opowiadasz -jakbym
widzia film. I jak ju ujrzaem te marzenia, o tak, blisko... To staram si robi wszystko, eby je
zrealizowa, eby tak si stao.
ON I (na wydechu) Ja...
ON II Zawsze powtarzae, powtarzasz, e czujesz si od czterech lat, od czterech wsplnych lat,
jakby zmartwychwsta. A od p roku, od kiedy jestemy tutaj z... (pstryk) Wiesz co? Dam jej si
troch napi. Przynie mi, prosz, butelk. Ju przygotowaem, z wod i witamin. Maa popije
troch... Tu jest strasznie sucho...
ON I wychodzi do kuchni, zaraz wraca z butelk.
ON II Dzikuj. A moe ty jej chcesz da?
ONI Dobrze.
ON II Ale jak nie chcesz, to ja dam...
ONI Nie, nie... (bierze butelk, wchodzi do pokoju dziecka)
Plcz cichnie. ON II siedzi na lku, patrzc przed siebie. ON I wychodzi z pokoju dziecka,
pokazuje pust butelk.
ON II Duo wypia?
84
ON I Prawie wszystko. Ale jak apczywie. ON II Zasna?
ON I Nie. Oczy ma szeroko otwarte. ON II Moe zanie...
W tej samej chwili rozpoczyna si kwkanie dziecka - rytmiczne kwkanie przechodzce w krzyk,
w plcz.
ON I To nie pjdzie tak atwo.
ON II Doktor Gerdmann powiedzia, e to moe potrwa tydzie
i wicej.
ON I Ciekawe, czy sam ma dzieci?
ON II Ma. Dorosego ju syna. Poszed w lady ojca i studiuje medycyn. Ma szans zosta na
uczelni, ale si waha. To bardzo wraliwy mody czowiek.
ONI Skd wiesz?
ON II Rozmawiaem z nim.
ON I Rozmawiae z nim? Gdzie?
ON II W aptece. Przecie wiesz, e ona doktora Gerdmanna prowadzi aptek, t koo dworca. A
ich syn Oskar tam pracuje, dorabia sobie. Tam z nim rozmawiam. To on mi doradzi, eby jednak
uywa pieluszek tetrowych. Nie krzyw si, nie krzyw. Wiem, e zawsze powtarzasz, e ten, co
wynalaz pieluszki jednorazowe, powinien dosta Nagrod Nobla, ale te wypryski na pupie maej
znikny bez ladu.
ON I Mona wybiera w rodzajach pieluszek, moe ktre nie uczulaj.
ON II Pozwl, e jednak wezm pod uwag to, co mwi lekarz, ju niedugo lekarz... Powiedziaem
Oskarowi, eby pomyla o pediatrii, maa go uwielbia, ale on myli raczej o psychiatrii albo o
medycynie niekonwencjonalnej. To bardzo ciekawy czowiek. Wyobra sobie, powiedzia...
ON I Po co mi to wszystko opowiadasz? Co mnie obchodzi syn doktora Gerdmanna?
85
ON II Sam jest ju prawie lekarzem i jest synem lekarza maej. A to| co ci chciaem powiedzie,
dotyczy maej. Powiedzia, e w szstyn miesicu...
ON I Akurat to, co on powiedzia, mao mnie interesuje.
ON II Coraz mniej ci wszystko interesuje, coraz mniej.
ON I Dasz mi kluczyki?
ON II Nie.
ON I Prosz.
ON II Nie.
ON I Bardzo ci prosz.
ON II Jest rodek nocy. Leje. We mj telefon komrkowy, ma soJ lidn bateri, wyjd przed dom i
rozmawiaj do woli. I nie zapomnij] parasola.
ON I Daj mi kluczyki.
ON II (szybko wpada mu w sowo) Nie.
ON I Poczekaj, daj mi kluczyki, bd rozmawia w twoim sarno-] chodzie.
ON II Aha, tyle ci zobacz.
ON I Nigdzie nie pojad. Bd siedzie w aucie. Moesz patrze przez okno. Zawsze parkujesz pod
oknem.
ON II We parasol, sweter, sztormiak i rozmawiaj przed domem.
ON I Ju dawno bym wrci. Ju bymy spali.
ON II Nie wrciby.
ON I Dlaczego tak mwisz?
ON II Bowiem.
ON I Czy zrobiem co kiedy przeciw nam?
ON II Nie. Nigdy. Ale dzi by nie wrci.
86
ON I milczy. ''. ,' i . , r-.:. ...,'"-. /. > -: :!.?. ON II Wiem, do kogo chcesz
dzwoni po nocy.i " ON I Do kogo? .' - ..; ON II Dobrze wiem.
ON I Dlaczego tak...
ON H Bdziesz p nocy rozmawia z tym swoim znajomym, ktry gnije teraz w prywatnej
lecznicy pod Hoevinngen, bo on tam gnije...
ON I milczy.
ON II Zgadem, prawda?
ON I Nie zgade.
ON II Nie? A kto wysya czeki do lecznicy? Moe ja? Moe to ja wystawiaem czeki miesiczne na
sumy, za ktre moglibymy kupi...
ON I (mikko) To moje pienidze.
ON II Ju nie nasze, tylko twoje, rozumiem. Przez przypadek, gupi przypadek, dowiedziaem si,
e opacae, czy nadal opacasz, nie wiem, pobyt tego... w lecznicy. Wysae im, w zeszym roku
w marcu, dokadnie pamitam, pusty czek. A oni zadzwonili tutaj i wszystkiego si dowiedziaem.
ON I To si ju skoczyo.
ON II To si nigdy nie skoczy. Nigdy.
ON I On... Ju nie... To si ju skoczyo.
ON II Mam si wzruszy? Moe powinienem? Powiedzie, tak mi przykro, e... zgni w lecznicy,
e go zjady grzyby, gronkowce, paciorkowce, beztlenowce.
ON I To byo bardzo dawno temu.
ON II Ja wiem, e to historia z przeszoci. Z prahistorii", jak zawsze mwisz. Ale ta prahistoria
przeciga si w teraniejszo. Wiesz? Na nasze dzisiaj. Co chwila co wyazi. Co chwila potykamy
si o co, co okazuje si trupem potwora z twojej prahistorii.
87
ON I Nie ma sensu taka rozmowa.
ON II To prawda. Nie ma. Nie tylko ta rozmowa. ON I Ja chc po prostu wyj.
ON II Tak, tak. Ty po prostu chcesz wyj. Ty musisz wyj. Ta rozmowa, podobno tak wana, z
crk, to kamstwo. Ty musisz po prostu wyj. Uciec. Nie potrafisz by szczliwy, y normalnie,
bezpiecznie. Musisz i chcesz wszystko zniszczy, popsu. Wzi kolejny garb na plecy i wlec si
przez ycie... A ci te wszystkie garby przygniot i nie ruszysz si ju nigdzie, ani na krok.
ON I Czy przez te cztery lata zrobiem cokolwiek, najmniejsz rzecz, przeciwko nam?
ON II Ju o to pytae i odpowiedziaem ci, e nie. Jeste dobrym, czuym, wspaniaym
czowiekiem. Jeste z nami.
ON I To dlaczego...
ON II (szybko) Dlatego, e si potwornie boj, wpadam w panik, kiedy zawieszasz gos albo
patrzysz, nie widzc, patrzysz przeze mnie na wylot. Cigle jeste smutny. A ja, a my nic nie
moemy zrobi, (zmiana rytmu, szybko) Bo moe to, co teraz mamy, ty masz, bo przecie chciae,
mczy ci? Teraz wszystko ju wyglda inaczej i nigdy nie bdzie tak, jak byo kiedy, bo teraz
mamy...
ON I Kad si spa, nigdzie ju nie pjd. Nie bd telefonowa. Moe Karla zadzwoni jutro, albo
nie zadzwoni wcale - nie wiem. Tylko, prosz ci, zostaw to ju. Nie mw ju...
ON II (spokojnie, mocno) Nie wolno ci tak do mnie mwi.
ON I Prosz, zostaw.
ON II Nie wolno ci si w ten sposb do mnie odzywa.
ON I Czowieku... Przesta...
ON II Nie mw do mnie czowieku".
ON I Doprowadzisz do czego zego. Ja nie mog si cigle ba, wci ci przeprasza, ba si
wyj, zaartowa, umiechn si...
88
ON H Prawie wcale si nie umiechasz. .' v w--.-
OIM I Prosz, zostaw mnie cho na chwil w spokoju. Ja ju nie wiem, kim jestem. Jestem
potwornie zmczony.
ON H Obaj jestemy zmczeni.
ON I Jestem tylko zmczony. Idmy spa, najlepiej zasn, zanijmy...
ON H Ty chcesz od nas odej. Wiem.
ON I (mikko, ale troch zowrogo) Czowieku, czowieku... Nie chc nigdzie odchodzi. Chc ju
tylko pj spa.
ON II Umrze cho na kilka godzin" - tak zawsze powtarzasz.
ON I Dlaczego tak na mnie patrzysz? Co ja ci zrobiem? Mwie, e jeste zmczony, to kad si.
No, kad si wreszcie, Jezu... Kad...
ON II Jeste agresywny...
ON I krci gow zrezygnowany.
ON II Stajesz si bardzo agresywny...
ON I delikatnie ujmuje go za ramiona i sadza na tku. ON IIprzewraca si na ko, zaraz si
podnosi i wstaje.
ON II Przepro mnie. Przepro mnie natychmiast.
ON I chce pj do azienki, ale ON IIprzytrzymuje go za rkaw.
ON II Powiniene mnie przeprosi, powiniene...
ON I (delikatnie wyrywa si, bardzo stara si opanowa) Przesta wreszcie, bo...
ON II Bo co? Uderzysz mnie? Tak? To uderz. Lepiej si poczujesz. Nie bdziesz musia wychodzi.
Uderz mnie. Jak ci bdzie wygodniej? Pici w twarz? W odek czy przewrcisz mnie i bdziesz
kopa? Albo najlepiej zbij mnie, opluj i krzycz... Wolisz krzycze: Ty dziurawa dupo", czy
wymylisz co sam? No, krzycz... (ustawia si do bicia) No...
ON I odwraca si i chce wej do lazienki. ON IIpodskakuje do niego i wymierza silny policzek.
ON I odwraca si i uderza go otwart doni w twarz. ON II upada na ko, na plecy i nie
podnoszc si, zaczyna kopa stojcego przy tku ONEGO I. ON I rzuca si na ko, siada na
nim okrakiem, apie go za rce i usiuje przytrzyma. ON II gryzie go mocno w rk i uderza
piciami w pier, jed-
89
no uderzenie trafia go w twarz. ON I przytrzymuje jego rce i dwa razy niezbyt silnie uderza go w
twarz. ON II nieruchomieje.
ON I Tego chciae? Tego? (zlazi z partnera i siada obok na lku)
ON H ley na plecach w bezruchu, powoli przewraca si na bok, zwija w klbek podciga kolana
pod brod, obejmuje kolana rkami.
ONI Poka... (chce zobaczy jego twarz)
ON II chowa twarz w narzucie, odwraca gow.
ON I Widzisz, co narobie? Poka... (chce odwrci jego glow)
ON II Chc spa...
ON I Nic ci si nie stao?
ON II (chowa twarz; stumionym glosem) Nic.
ON I Nie moesz tak robi. To doprowadzi tylko do jednego. Przecie nie mona... Nie mona
wci... Musisz zrozumie, e...
ON II rwnolegle z pocztkiem tej kwestii siada na lku po turecku, ma rozbit warg, siga na
peczk nad kiem po pudelko z zatyczkami do uszu, wycigi popiesznie dwie zatyczki. Reszta
rozsypuje si po narzucie, kilka spada napad log. ON II wsadza zatyczki do uszu, dociskajc je
palcami. ON I lapie go za rg| ce, ON II wyrywa rce.
ON I Co ty robisz? Szarpi si.
ON I Co ty wyprawiasz? Uspokj si...
ON II uwalnia rce, zbiera zatyczki z narzuty i wsadza do uszu po kilka na raz, jedne przyklejaj
si do malowin, inne odpadaj, znw je zbiera i stara si \ wszystkie wsadzi do uszu.
ON I (wyszarpuje zatyczki z jego zacinitych dloni - napite, nieruchome dala, tylko ich rce w
nerwowym, popiesznym ruchu) Jeste obrzydliwy. Syszysz? Obrzydliwy!... Przesta!
ON II (rwnolegle z jego tekstem, dobitnie, z zacinitymi oczami, w zapamitaniu, monotonnie
powtarza jak mantr) Kocham ci - kocham ci bardzo
- kocham ci - kocham ci - kocham ci - kocham ci - kocham... (wyszarpuje si i dalej wpycha
zatyczki do uszu) Kocham ci - kocham ci |
- bardzo ci kocham...
ON I (rwnolegle z jego tekstem, wyszarpujc mu zatyczki z dloni) Co ty wyprawiasz?... Jeste
obrzydliwy... Dlaczego tak... Prosz ci, przesta...
ON II (w zapamitaniu, rytmicznie, z mocno zacinitymi oczami) Kocham ci - kocham ci bardzo
- kocham ci - kocham ci bardzo - kocham ci - kocham ci bardzo - kocham ci - kocham ci
bardzo - kocham ci...
ON I (rwnolegle z jego tekstem, usiuje wyrwa mu zatyczki, wyduba je ._-....-....._ ,...j-
...........j.._i jeste nienormalny... Przesta...
z uszu; szarpanina
z uszu; szarpanina bardzo nieporadna) Syszysz!? Jeste nienormalny!
ON II (koyszc si w przd - w tyl - w przd - w tyl z zacinitymi oczami) Kocham ci - bardzo
ci kocham - kocham ci - bardzo ci kocham -1 ' ~! ~ bardzo ci kocham - kocham ci - bardzo ci
kocham -
kocham ci kocham ci..
ON I (lapie go za ramiona i potrzsa nim bardzo silnie, przycigajc do siebie) Przesta... Przesta!
(szarpie go za rce) Przeeeestaaa!!! (potrzsa nim mocno, odpycha go i wybiega z domu,
zostawiajc otwarte drzwi na korytarz)
ON II (w zapamitaniu, kolyszc si jak dziecko z chorob sieroc, rytmicznie, z melodyjnym
staym rytmem) Kocham ci - kocham ci - kocham ci -kocham ci - kocham ci - kocham ci -
kocham ci - kocham ci -kocham ci - kocham ci - kocham ci... (wolniej) kocham ci - kocham
ci... (otwiera oczy) kocham ci - kocham ci... (jeszcze wolniej) kocham ci - kocham ci -
kocham ci...
Cay czas powtarzajc te dwa slowa, powoli wstaje z lka, podchodzi do drzwi, zamyka je,
rozglda si po pokoju. Ma zatkane uszy, wic nie syszy, e pokrzykiwanie dziecka nagle si
skoczylo. Siada na ku, wyciga z szuflady szafki okrgle lusterko, stawia je na kolanach i
oglda uwanie rozbit warg. Otwiera paczk chusteczek higienicznych i starannie wyciera krew z
wargi. Czytelno podawanego tekstu zanika, sycha jedynie pomruki w monotonnym rytmie.
Idzie do kuchni, przynosi apteczk, wysypuje na narzut lka rne drobiazgi, wyszukuje plaster,
starannie zalepia rozbit warg. Skada wszystko. Opiera si plecami o cian, szuka na lku
pilota, chce podkrci gos, ale orientuje si, e ma zatkane uszy. Zabiera si do wycigania
zatyczek. Robi to ostronie, zatyczki weszy dosy gboko. Skupiony dubie w uchu, wreszcie
wyciga jedn, krzywi si 2 blu. Potrzsa gow, uderza otwart doni w ucho, przekrzywia
gow. Wyjmuje zatyczk z drugiego ucha. Zbiera porozrzucane zatyczki z narzuty lka i patrzc
w telewizor, bawi si, przerzucajc zatyczki z jednej rki do drugiej.
90
91
Wreszcie dociera do niego, e plcz dziecka ustal, e dziecko przestalo pokrzykiwa - pierwszy raz
od wielu nocy samo zasn/o. Wstaje z tka, podchodzi do drzwi pokoju dziecka, delikatnie je
otwiera, wchodzi. Telewizor szumi cichutko. Po chwili wychodzi, trzymajc w ramionach
proczne niemowl w kolorowych pioszkach. Niemowl pi glboko i spokojnie, rczka opada
bezwladnie. Odrzuca pociel, bardzo ostronie kladzie dziecko porodku tka. Wychodzi do
kuchni, wraca, stawia przy lku, napodlodze, napenion butelk ze smoczkiem. Wychodzi do
azienki - bierze bardzo szybki prysznic. Wraca w piamie i kladzie si ostronie obok malej.
Poprawia mat faldki na pioszkach. Ley na wznak, zakrywa twarz rkami, zaraz zanie... Dziecko
cichutko pojkuje przez sen, unosi si na lokciu, gladzi mat po gowie, znw ukada si na wznak.
Wycza pilotem glos w telewizorze, pozostawia sam obraz. Cisza. Ostry terkot telefonu stojcego
glboko pod kiem.
ON II (byskawicznie siga pod ko, wyciga telefon i podnosi suchawk. Z nadziej,
pszeptem) Lars? Halo! Kto mwi?... Halo...
Odkada suchawk, kadzie si, gasi lampk na szafce. Unoszc gow, skacze po kanaach
telewizora. Glos wyczony. Gowa mu opada, powoli zasypia. Miga kolorami ekran telewizora...
Trzydzieci sekund ciszy - pojedyncze jknicie dziecka - cisza - ledwo syszalne oddechy -
rytmiczny werbel deszczu o blaszany parapet - cisza...
Cichutkie, ledwo, ledwo syszalne pukanie do drzwi wejciowych - cisza - deszcz bbni o szvby
ponowne pukanie, gloniejsze cisza szarpnicie za klamk -raz - raz - i znw pukanie, gone
-jk dziecka - cisza - nagle krtki, ale ostry dwik dzwonka u drzwi. ON II jeszcze pic, siada na
ku, wybudza si, wstajc, patrzy na dziecko, podchodzi do drzwi, patrzy na przesuwajc si
klamk -znw pukanie...
ON II Lars?
Otwiera wewntrzn zasuwk, uchyla drzwi, patrzy przez uchylone drzwi w ciemny korytarz,
bardzo powoli otwiera szeroko drzwi.
Drzwi wejciowe otwieraj si do wntrza pokoju, zasaniajc wejcie. Widzimy tylko mwic
posta i otwarte skrzydle drzwi.
ON II (zwraca si w stron wejcia, yczliwie) Dobry wieczr... Prosz, wejd... Nie wejdziesz?
Prosz... Okropny deszcz... (wyciga rk zapraszajco) Prosz... (oglda si z niepokojeni na
dziecko) Chd cignie od korytarza. Wejd. Ojej... (podchodzi do wejcia - znika za skrzydlem
drzwi) Wejd... No, wchod... (zamyka drzwi, cofa si dwa kroki, cieplo) Masz zamiar tak sta w
kauy ca noc?
92
Przy drzwiach stoi kilkunastoletnia dziewczyna, w dinsach, w kurtce, ktra mia-la by
nieprzemakalna, przytrzymuje rk ogromny, wypakowany po brzegi grski plecak. Ledwo trzyma
si na nogach ze zmczenia, przemoczona. Wida, e jest w podry bardzo dugo. ON II zapala
lampk przy lku, okrywa dokadnie dziecko.
KARLA (lustruje z niepokojem mieszkanie, wolno) Czy tu...? Gdzie jest...?
ON II Twj tata? Pojecha na stacj benzynow. Chcia, bardzo chcia do ciebie zadzwoni.
Umwilicie si na telefon, prawda?
KARLA odgarnia mokre wlosy z twarzy.
ON II (szybko) W kadym razie Lars, twj tata, chcia z tob porozmawia... (zdziwiony wzrok
KARLI) Chcia z tob spokojnie sam pogada i dlatego pojecha na stacj benzynow, (cieplo)
Rozbierz si, to wszystko mokre.
KARLA (cofajc si) Nie.
ON II Bdziesz tak sta?
KARLA siada na stojcym plecaku, napita, czujna.
ON II Twj tata zaraz przyjedzie... Jeste caa mokra, przezibisz si...
KARLA Nie.
ON II (cieplo) Nie przezibisz si?
KARLA Nie.
ON II (cieplo) Zdejmij chocia kurtk... I buty.
KARLA Nie.
ON II (cieplo) Zrobi ci gorcej herbaty, dobrze?
KARLA Nie.
ON II Zrobi, zrobi... (wychodzi do kuchni, przygotowuje herbat)
KARLA siedzi na plecaku, jest tak zmczona, e zaraz zanie na siedzco, patrzy na swoje buty,
wok ktrych utworzya si kaua wody. Chce mzsznurowa buty, ale nie ma siy. ciga je wic,
zapierajc si butem o but. Sprawdza skarpetki, s mokre -jest jej ju wszystko jedno, tylko spa,
spa i eby byo ciepo. Zapada w drzemk.
93
ON II wchodzi z kubkiem parujcej herbaty. Odstawia kubek, patrzy na pic dziewczyn. Bierze
jej buty, wynosi do lazienki, delikatnie ciga jej skarpetki, po-chyl si nad ni, lapie. za uchwyt
zamka byskawicznego kurtki i ostronie zsuwa. Dziewczyna si budzi - sekunda - patrzy
przeraona - ON IIpochylony nad ni -zrywa si z plecaka, odtrca go silnie i dopada do drzwi,
szarpie za klamk, ale wewntrzny zamek jest zamknity. Szarpie za klamk raz po raz, patrzy
przeraona.
ON II (bardzo lagodnie i serdecznie) Uspokj si... Spokojnie... Chciaem zdj z ciebie kurtk.
Dostaniesz zapalenia puc - zapalenia puc jak nic.
KARLA (bardzo wystraszona) Nie.
ON II Ty jeste Karla, tak? A ja (wycigarek?) nazywam si Mag. (stoi z wycignit rk) Troch
jak czarodziej, CO? No... (KARLA ujmuje jego rk) Pewnie syszaa o mnie? (KARLA potakuje
ruchem gowy) Inaczej mnie sobie wyobraaa?... A ja ciebie znam z fotografii. Lars... Twj tata
ma ca teczk twoich zdj, naprawd. Chcesz zobaczy?
KARLA zaczyna cicho ptaka, stara si opanowa, ale to wszystko przerasta jej sily.
ON II Mieszkam w tym domu z twoim tat i z nasz... I z tym (pokazuje na lko, miejc si)
niemowlakiem...
KARLA dopiero teraz dostrzega lece na ku dziecko, wolno zblia si do t-ka, siada w
mokrych rzeczach na brzegu lka i patrzy na dziecko.
ON II (podchodzi i staje obok niej) Jutro skoczy p roku... (KARLA potakuje bezwiednie) Dzisiaj
pierwszy raz zasna sama, wiesz? Pierwszy raz...
KARLA Gdzie jest...?
ON II Ju niedugo przyjdzie. Pewnie chce si do ciebie dodzwoni. Czy twoja... mama wie, e...?
KARLA krci glow.
ON H Ucieka z domu.
KARLA Nie.
ON II (umiecha si wyrozumiale) Rozumiem.
KARLA patrzy pytajco.
ON II Musiaa po prostu wyjecha, tak?
94
KARLA (wolno) Tak. ;?-, . . -., ' .;,,,: ON II Zaczekamy razem?
,....,<.'' KARLA (juprawie zasypia) Tak.
ON II Wiesz co? Zaczekamy w ku, dobrze? Nie bj si... (mieje si serdecznie, krcc glow)
Ja si poo, maa moe zaraz si obudzi. Dam jej troch pi. A ty sobie sied tutaj... W pokoju
maej mieci si ledwie jej eczko. Nie zmiecisz si. Sied sobie tutaj. Ale najpierw si wykp i
przebierz, dobrze?
KARLA Nie.
ON II (yczliwie, ale stanowczo) We prysznic, nie mamy wanny, i bdziesz sobie spokojnie
czeka. No, chod... (bierze KARLE pod rami i prowadzi do lazienki) Rczniki s na kaloryferze...
KARLA ocigajc si, wchodzi do lazienki, po chwili szum wody. ON II bierze plecak KARLI i
stawia przy kaloryferze, pod oknem, przynosi z pokoju dziecka lty, wlochaty koc i rzuca na
lko. Ziewa; czerwone, zmczone oczy. Szum wody w azience cichnie.
ON II (podchodzi do drzwi azienki) Uchyl drzwi, dam ci piam, (drzwi uchylaj si, wsuwa w
szpar piam) To piama twojego taty.
KARLA wychodzi z lazienki w duo za duej piamie, podwija nogawki, rkawy.
ON II Tu masz koc. Usid sobie i czekaj. Moe co bdzie w telewizji? Jak chcesz... Ja si poo,
(kadzie si) Zostawi lampk? No, to zostawi. Herbata jeszcze ciepa, wypij... A jak chcesz zrobi
sobie jeszcze, to w kuchni wszystko jest... (otula si kodr, otula dziecko) To na razie... Dobranoc...
KARLA (wolno) Dobranoc.
ON II Jutro sobie wszystko z tat opowiecie, pogadacie... Mona i na spacer do lasu albo na
stacj kolejow. No... Tu jest bardzo... (ziewa) bardzo przyjemnie, (zapada w sen)
KARLA siedzi na brzeku lka, nie chce zasn, ale takiego zmczenia nie da si opanowa.
Bierze kubek z herbat i wypija chciwie. Obchodzi lko dookoa, siada na drugim brzegu, patrzy
na picych, opiera si plecami o cian, rzuca okiem na migoczcy telewizor, opatula si kocem i
natychmiast, na siedzco, zasypia. ciemnienie.
95
Rozjanienie. To samo mieszkanie. wit. Za oknem szaro i buro. To bdzie ponury dzie. Deszcz
bbni po parapecie, zacina w szyby. Telewizor migoce, widocznie ON II nacisn zasypiajc
automatyczny przelcznik kanalw, bo na ekranie pojawiaj si co sekunda inne programy. ON II i
KARLA pi glboko. ON II na wznak, posapujc cicho, lewym ramieniem obejmuje niemowl.
KARLA pod puszystym kocem zwinita w kbek, na brzegu lka, tyem do widowni, ciemne
wlosy rozrzucone na poduszce. Cisza. Deszcz. Cichy chrobot klucza w zamku drzwi wejciowych.
Jeden zamek odskakuje, potem zasuwa. Wchodzi ostronie ON L W mokrym sztormiaku, ale
niezbyt przemoknity. Sycha warkot odjedajcego spod domu samochodu i stumiony klakson
ze mieszn melodyjk. ON I zamyka drzwi, stawia na pododze dwie wypchane zakupami
plastykowe torby, ciga sztormiak. Podchodzi do lka. Dostrzega zarys dala pod wochatym
kocem. Nieruchomieje. Patrzy na lece w lku postacie, na wachlarz dugich, ciemnych wosw
na poduszce. Na plecak stojcy przy kaloryferze. Bierze plastykow torb, wolno siada na lku i w
tej samej chwili ryk telewizora. ON I usiad na pilocie, wczajc glos na cay regulator ~
rozwrzeszczana kreskwka. Szuka nerwowo pilota w pocieli. Znajduje, cisza. ON II unosi si na
lokciach i patrzy zaspanym wzrokiem.
ON II Jeste... (umiecha si) To dobrze.
ON I Przepraszam...
ON II (ziewajc) Dobrze, e ju jeste. Udao mi si troch pospa.
ON I Nie mogem dodzwoni si ze stacji i musiaem pojecha a do centrum. Wszystko
pozamykane. A karty telefoniczne...
ON II (patrzy na niemowl) Ty wiesz, e ona zasna? (pochyla si i cauje dziecko w czoo)
Pierwszy raz zasna sama. Popatrz, jak cudnie wyglda, jak szczcie, jak najprawdziwsze
szczcie...
KARLA budzi si powoli, siada na lku z zamknitymi oczami, bardzo, bardzo zaspana,
opuchnita od krtkiego, gbokiego snu, siedzc okrywa si kocem. Ze zwojw koca wystaje tylko
gowa, otwiera oczy i wpatruje si w ONEGO I.
ON II (plec, oparty na okciach, patrzy na budzce si niemowl) Podaj mi, prosz, butelk.
ON I (podaje mu butelk ze smoczkiem stojc przy ku) Prosz. KARLA patrzy na mczyzn,
na niemowl, zatrzymuje wzrok na ONYMI. ON II (poi niemowl, czule) Jak si chciao pi. Jak
si chciao pi...
96
ON I (wyciga z plastykowej torby du paczk pieluszek jednorazowych) Kupiem...
ON II (pojc niemowl, wskazuje glow) Sweter...
ON I (dotykajc swetra na piersi) Co?
ON II No, przecie sweter...
ON I Co? (oglda material)
ON II Woye sweter na lew stron...
Urnsj0rnbrg, marzec 2000
ONA
ON
DZIEWCZYNA
GERDMANN
t
Wntrze malego domku letniskowego, stojcego na play zaledwie kilkanacie krokw od morza.
Przez cay czas trwania spektaklu slycha szum morza, po-glosfal, od czasu do czasu pisk
przelatujcych ptakw, dwa, trzy razy odlegle buczenie przeplywajcych na horyzoncie statkw. W
cianie na wprost widowni dwuskrzydlowe drzwi, otwarte na maty taras zakoczony dosy wysok,
peln balustrad, nad ktr wida pas blkitnoszarego nieba. Typowe wyposaenie takiego
tymczasowego, wakacyjnego wntrza; dwa tapczany, stolik, krzesa, radio, leaki, materace
nadmuchiwane, rakiety do badmintona, sterty gazet itp. -oswojony, wakacyjny nielad. W cianie po
lewej stronie widowni wejcie do domku. Domek stoi na play na kilku drewnianych palach.
Podloga z jasnych desek przy sypana jest gdzieniegdzie wnoszonym z play piaskiem. Lekko
skrzypi. Spod podlogi, zawieszonej metr, ptora nad piaskiem play dobiega czasem pisk
chowajcych si tam dzieci, czasem zaszczeka pies, czasem tylko silniej dmuchnie wiatr.
Schytek lata. Pne popoludnie. Odlegle glosy zbierajcych si z play wczasowiczw, daleki szum
radia tranzystorowego, pisk ptakw, staly szum morza.
99
Scena l
Glosy JEJ i JEGO stojcych na play tu przed tarasem domku na play. ONA (zachcajco) No,
tak... Rzucaj mocno... I raz... Jeszcze!
Widoczny lot kolorowej pilki w stron tarasu. Pitka za slabo rzucona odbija si od balustrady i
spada.
ONA (glos) Ojej... (cieplo) Jeszcze raz... Tak... Mocniej!
Znw widoczny lot nieporadnie rzuconej pilki, ktra odbija si od balustrady i spada.
ONA (glos) Mocniej... No, mocniej!... Czekaj, pomog ci... No...!
Wysoki lot pitki, pitka wpada na taras domku, odbija si, wpada do pokoju, toczy si w stron
widowni i zatrzymuje, lekko koyszc.
Glosy JEJ i JEGO wchodzcych po kilku drewnianych schodkach, ktre prowadz z play do
domku. Drzwi otwieraj si na zewntrz, zasaniajc widok play i morza (gloniejszy szum fal).
Lekki przecig w pomieszczeniu, w drzwiach na taras powiewa tania ikeowska zastana, szeleszcz
gazety na pododze, pitka popchnita podmuchem wiatru toczy si kilka centymetrw w bok.
ONA (wchodzi, niosc pod pach leak, ubrana w kolorowy szlafrok, okulary soneczne na czole,
koszyk na ramieniu wypeniony mas zbdnych rzeczy) A tak bardzo ci prosiam... Tak bardzo ci
prosiam...
ON (wchodzi tu za ni, krtkie spodnie, sandaly, jasna koszula, pod pach ga-zety.w rce
nadmuchiwana foka, nieporadnie zwinity wiatrochron) Rozmawiaem z nimi...
ONA A tak ci prosiam. Prosiam ci sto razy, eby w stowce zamawia p porcji. Tak? P
porcji... - "' '
',^i' x^ ON (kladzie rzeczy na tapczanie) Tak... it ,, ,.;
ONA To dlaczego znw przynieli ca porcj? Dlaczego? ON Rozmawiaem...
ONA Nie. Nie rozmawiae. Czy to znowu ja mam pj do stowki i powiedzie, e prosimy o p
porcji. e ziemniaczki maj by bez oczek, starannie obrane, e misko ma by kruche, a jak
buraczki, to
100
l
niekoniecznie zawsze z chrzanem. To jaka obsesja z tym chrzanem...
ON Pjd przed kolacj i powiem...
ONA Zawsze zostaje p porcji. Zawsze. Po co? To jest zmarnowane p porcji. Mogabym
spokojnie gotowa tutaj. Spokojnie. Przynajmniej wszystko byoby wiee.
ON Chciaem, ebymy w czasie wakacji nie musieli...
ONA (mocno) My musimy... (dlugapauza) Siadamy do obiadu i wjeda pena porcja. To gupie. Po
prostu...
ON Bdziemy prosi o p porcji.
': . -/-. .:^,f . ,';'!',!./ .;t; r>. /',',
ONA I o mniejszy talerzyk. t ,,,.:-.:,,
ON O mniejszy talerzyk. )-> .., i dvrt... ^ >''! <'? v-
ONA I o wysokie krzeseko.
ON O wysokie. ,-.- ,...v ,..,.,.,-.. , ...... ....:.i-.->?
ONA Przecie nawet mnie blat stou siga pod sam brod.
ON Bdzie inny st... '''-" ^ ' '>".->' .. ^v-: j^t,
ONA (wzdrygasi) Boe, jak zimno. Mwi, e jest zirri...
ON To ju prawie koniec lata.
ONA To tu w ogle byo jakie lato? """' '"""'
ON Prawie trzy tygodnie upau.
ONA Ale my przyjechalimy po tych trzech tygodniach.
ON Jest bardzo ciepo. Na play peno ludzi... ,:;;(;
ONA Sze.
ON Sze?
ONA Sze... Dzisiaj przyszo sze osb.
; K,*
ON umiecha si.
ONA Dokadnie sze osb. " .
tOl
ON (serdecznie) Liczya je?
ONA Codziennie licz. Rekord by wczoraj - dwanacie osb. Ale szybko zebrali si i poszli sobie.
Dzisiaj byo tych sze co zawsze i taka jedna... Ale jej nie licz, bo wykopaa sobie nork ju za
falochronem. Suchasz?
ON Sucham.
ONA Widziae j? < -;- - _,->.-.-
ON (mikko) Daj spokj. Wiesz, moglibymy dzisiaj...
ONA Wszystkim si podobaj takie...
ON Ja nie wiem, o kim mwisz. Chod, wemiemy...
ONA Mwi o tej, ktra przed poudniem przedefilowaa przed nami trzy razy na play i chyba
nawet chciaa si dosi... (zy umiech) Ale si nie dosiada i posza sobie... No, posza sobie...
ON przebiera si, wkada dlugie spodnie, chce usi na tapczanie, eby wo-y buty. W chwili,
gdy dotkn tapczanu, ONA rzuca si na niego i podrywa go do gry.
ONA (prawie ordynarnie) lepy jeste!? lepy?!!! , ; =.,
ON zastyga, potem siada ostronie na drugim kocu tapczanu.
ONA Przepro!
ON Przepraszam ci. ,
ONA Mnie!? ... .. ...., ...;...
ON (cicho w d) Przepraszam.., . , . ....',.
ONA Ja myl, e przepraszasz... (patrzy na to miejsce na tapczanie, gdzie chcia usi ON)
Chodno. Przymknij drzwi balkonowe.
ON (ostronie) Bdzie duszno... Deski s nagrzane. ONA Wstrtna buda.
ON Podobaa ci si ta chatka. Powiedziaa, e to kurza chatka na omiu nogach.
ONA Na omiu nogach... Kurnik na dzikiej play bez azienki.
102
i chatk?
ON Podobao ci si...
ONA A dlaczego na kurzych nogach?
ON (bardzo wolno) Tak si mwi. . ;<' K'f'
ONA To chatka ma nogi kury czy kura
ON (wolno) To taka bajka... , -J <*ZYSZ!? Masz opowiedzie
ONA Opowiedz, opowiedz... (dobitni bajk.
ON Prosz...
ONA Opowiedz, opowiedz bajk.
ON Dawno, dawno temu...
ONA cieszy si, przygotowuje do suchania-
ON W takim wielkim, starym lesie..-
kurzej nce. A w tej chatce. ' ';' . .; ,s ...
ONA Ale jak to? Ale jak to? : i^! - r' ....;. ,..,.,,.,..,,% ,.
ON A w tej chatce... ,r < -1 " ....,..,. ; , -{j
ONA Ale jak to na kurzej nce? ; ...,-.> :- ...,,
ON To taka bajka. , ... '.,,"-
{e nk? v
ONA A co si stao z t kurk, co miaa ... ,..;..,.. /, ON Mi wiem...
.,.,-. -i-
ONA Ale dlaczego? ...... ,,,,,,
ON Co? - -: ^:' '%.-.^,;.'-iv,-ONA (mocno) Ale dlaczego nie wieSz?
ON (bardzo bezbronnie) Bo nie wiem--- , . iiv,^,
, Wszystko wiesz... Uhm...
ONA Ale dlaczego? Ale dlaczego? (mcn faW-Uhm... p0daj mi polarek, tu jest coraz ch
N (bierze z szajki may polarek i podaje) P ^ ^iewidoczne pyki, rozkada, ONA bierze polarek,
kadzie na tapczanie, "'"'^ gtadzi i bardzo starannie skada w kostk.
103
ON (w ciszy) Pomylaem... Pomylaem, e moe moglibymy dzisiaj pj do kina.
ONA (oywia si) wietnie. O ktrej? ON Moe po kolacji?
ONA Po kolacji? To znaczy wieczorem. A jak wieczorem, to film raczej dla dorosych.
ON Film, po prostu.
ONA Komedia, taka do miechu.
ON Nie wiem. Film. "..-.., .--.. .,..... vj,.<.,;V(r
ONA Ale co, bye w tym kinie? Widziae fotosy? Czytae ulotk reklamow? W tym Ellmit jest
tylko jedno kino. Co to za film?
ON Nie wiem dokadnie...
ONA Ale ma jaki tytu? Zapraszasz nas do kina czy na film? No...
ON (wolno) To chodmy na spacer. .,;.
ONA Zapraszasz do kina czy na film? -e*!.;;, >.,, -:; t-
ON Dawno nie bylimy w kinie... '':; .'., e,,. , " -,-', t,~ ;.;;:; vi/,.
ONA Bardzo dawno... ;,.; >.'': :..,..; >.':,
ON milczy. ~;\ i;;;^,:; o , .j; ;.:>.'r-: , ;, ?,,;,. -y). -.T, A
ONA No, widzisz. To chodmy do kina. Dzikujemy za-zaproszenie.
ON Kupiem bilety... * ,; ..,^:;;. ;/
ONA Cudownie. adnie si ubior i pjdziemy po kolacji. Kupisz mi torebk dmuchanego ryu,
tak? Bdziemy si trzyma za rce. Lubi zapach kina...
ON Ja te.
ONA Pamitam, jak kiedy powiedziae, e lubisz puste kina, kawiarnie i kocioy. Uhm... Ja
chyba te lubi puste kina, kawiarnie i kocioy. A koci? Jak pachnie pusty koci?
ON Nie wiem...
104
..
ONA Kiedy powiedziae, e wstydem. e pusty koci pachnie wstydem. A jak poznajesz zapach
wstydu? (pociga nosem) Jak?
ON (ciepto) Bardzo si ciesz, e pjdziemy do kina.
ONA Ja te. O ktrej si koczy ten film? '? ?'. .;
ON Chyba po dziewitej.
ONA Po dziewitej... (pauza) Bdziemy wraca pla, przytuleni. Wolniutko, wolno - czap -
czap... Moe mnie pocaujesz? Bardzo dawno mnie ju nie pocaowae. Obejmiesz mnie,
zmruysz oczy, przytulisz... Ty tak fajnie apiesz rk za kark, e nawet si nie mona ruszy i
ciarki chodz po krzyu. I pocaujesz mnie, a mnie si nogi ugn... Jezu, jak ty caujesz.
ON chce j przytuli.
ONA I bdzie noc, ciepa, puszysta noc i ciche morze, nasza chatka,
plaa... Tak si ciesz... ; ,r'< ; .-M '; .
ON (chce J obj) Kochanie moje... i, ,, ,.,,....
ONA Tak si ciesz, e pomylae o WiystkM:- -
ON Kupiem tylko bilety. ,\
ONA Nie, nie tylko. Ciesz si, e zaatwie opiekunk czy niani, a moe nawet pielgniark...
.,
ON milczy.
ONA Jeste bardzo kochany. . -, . , . . ;:
ON milczy.
ONA Nigdy by nie pozwoli, eby tutaj nikogo nie byo, jak pjdziemy do kina. Taki seans trwa co
najmniej dwie godziny... Dwie godziny... Nikt nie zanie, jak musi by sam przez dwie godziny.
Tak?
ON (wolno) Chyba tak...
ONA No widzisz. Gdzie si umwie z t opiekunk? Spotkamy si w stowce i przyjdziemy
tutaj? Czy moe lepiej umwimy si z ni po kolacji i ta pani przyjdzie tutaj. Lepiej zosta z kim,
kto przyjdzie
105
wczeniej, oswoi si troch... A my spokojnie pjdziemy do kina
i szybciutko potem wrcimy. ;.-"> :"...--..
ON Dobrze. ,.': : : ,-;>"~h, ;*. >;';
ONA Czy moe jak? Kim jest ta pani? Powiedz mi co o tej pani. Chcemy, eby zostaa tutaj na
prawie dwie godziny... No co tak na mnie patrzysz? Skd ona jest? Std? Z Ellmit? Jak si nazywa?
Pracuje? Emerytka? Czy ma w ogle jakie dowiadczenie? Chce sobie tylko dorobi? No tak czy
nie!?
ON (wolno) Tak...
ONA Czy ja mam z ciebie wyciga kade stwo? Ile jej chcesz zapaci? To jest wane. Inne s
stawki godzinowe u nas, a inne w takim Ellmit. No, mwe co.
ON (wolno) Zaptac. Zapac jej...
ONA Ale ile!?... Tak po prostu podszede do jakiej starszej pani, na deptaku czy na molo, nie
wiem, ktra budzia twoje zaufanie, tak? I zapytae, czy nie mogaby zosta... Czy poszede, nie
wiem, do punktu Czerwonego Krzya czy, nie wiem, do jakiego przedszkola i poprosie o rad,
gdzie znale starsz pani, ktra mogaby si zaopiekowa. No... Tak to byo? ON milczy. !-"-
;; ;i."'.c'-v!;--,' V. ;:/' :>*,;'.. ,."_.' ;' .-;;/
ONA Nie tak? '' *' ''''':'''^ "'' '''*'***
ON Ja...
ONA Nie kocz. Nie musisz mwi, (dobitnie) *I talf w
ON milczy.
ONA Wiem... Poszede do tego szpitala...
ON (dobitnie) Na lito bosk... ' ,.
ONA A co to jest lito boska? A co to jest?
ON (cicho) Prosz.
ONA Co to jest lito boska? .;; ,,.,!<, ,T^';
ON milczy. ' ''' " '" " '-'-** ;
106
ONA To znaczy, e co? (pattf,'ostro) Syszae!? Masz powiedzie: Co to jest lito boska?".
ON milczy. . ,
ONA A jak pachnie lito boska? / ,, .
ON Prosz... :.;-r-../q;;-' "'*' .;;:>.+-."', '*'
ONA A moe ma jaki smak, co? (pauza) Znowu czego nie wiesz... (mocno) A ja wiem, e
poszede do tego szpitala i zapae pierwsz lepsz pani i zapytae, czy nie mogaby tutaj przyj
na dwie godziny... Bo idziemy do kina... Przecie wiem.
ON (cicho i wolno) Ja tam nawet nigdy nie byem.
ONA To kim jest ta pani? Kto w takim razie tutaj zostanie? (pauza) Byle kto? (wsuchuje si w
cisz bardzo uwanie, skupiona, mieje si ciepo i serdecznie-w pustk) Aha... (mieje si) Ja nie
wiem... (troch zaenowana) Czy wie? (mieje si) No, to zapytaj, zapytaj... (pauza; potem do
NIEGO) Syszae? To odpowiedz, no...
ON (wolno) Co mam odpowiedzie?
ONA Odpowiedz po prostu, przecie syszae pytanie.
ON milczy. Cisza. !i' '.''' ":' ''!-MI;/;
ONA Syszae czy nie? Tak czy nie!? **. *'- ;';K''"'-:" ^
ON Chyba... Chyba... Chyba nie za dobrze usfj
ONA Nie za dobrze...
ON Chyba nie syszaem.
ONA A moe nie wiesz? '.:''. .!i-
ON Moe nie wiem. .i';4
ONA Kady to wie.
ON Ja... Janie. ''"'"'"v"sv'' '-
ONA O czym mwisz? '' <;j ' '
-;. :,f!:il'-''if.:, &
ON Bardzo ci prosz... ,.,; .:, ,;ds\;';\
107
ONA To kto ma odpowiedzie na to pytanie jak nie ty? Kto? ON Moe nie znam odpowiedzi na
takie pytania.
ONA (mieje si) Co ty... Nawet ja bym umiaa odpowiedzie. To wiedz wszyscy.
ON (zachcajco) To odpowiedz.
ONA Dlaczego ja? To przecie ciebie pyta. :-x: r
ON Nas... Nas pyta... (mocno) Ty wiesz lepiej., """" "
ONA Nas... ;-' - ..;.,
ON To ty powiedz... Powiedz.
ONA Hm... Ale powiedziaam, e nie wiem, bo ty na pewno wiesz.
ON Powiedziaa tak, eby zrobi mi przyjemno. Ale ty wiesz lepiej.
ONA Zawsze mczyni mwi takie rzeczy. To s sprawy... Takie pomidzy mczyzn a jego...
,<
ON Ty wiesz lepiej. Ty wiesz lepiej. Naprawd.
ONA Naprawd nie syszae pytania? .. ,:,-,,,
ON Naprawd... Odpowiedz, prosz.
ONA Bo to morze tak gupio szumi i szumi... Czy... (pauza) Wiemy... Czy my wiemy... (pauza) Jak
to jest, e -jest... A... (nagle przejcie -teraz mwi szybko) Ty wcale nie zaatwie adnej pani, eby
zostaa tutaj, jak pjdziemy do kina, tak?... Nie zaatwie? (krci gtow) Ty jeste... Jak ty to sobie
wyobraasz? Z kim tutaj bdzie siedzie dwie godziny? Po ciemku czy przy wietle? No, jak? Bo
jako to sobie musiae uoy?... My w kinie, a tu kto?
ON (cicho, cichutko, do siebie) Nikt... f,-, vi v; :;;<, ONA Co ty mwisz? -;t,v /,., -';, ON
mwi co bardzo cicho, prawie nieslyszalnie.
ONA (szybko) Wiesz, gdyby nie to, e zaraz si bdzie ciemnia, a to gupie Ellmit jest prawie na
kocu wiata, pojechalibymy sobie std zaraz. Zaraz, wiesz?... A ty zostaby tutaj sam i po
ciemku. Zobaczy-
108
by wtedy, jak to jest, kiedy jest si samemu i po ciemku. I wtedy zrobioby ci si bardzo, bardzo
przykro i smutno, e jeste sam i po ciemku i bardzo, bardzo by chcia, ebyy byli tutaj wszyscy
razem z tob. Bo nikogo nie wolno zostawia samego... Samego i po ciemku...
ON Masz racj. Przepraszam ci. To byo bardzo nierozsdne.
ONA Powiedzmy: Zrobiem gupio".
ON Gupio zrobiem... Bardzo gupio.
ONA I nigdy by nie zostawi nikogo... (pauza) Samego-i po ciemku.
ON Nigdy bym nie zostawi...
ONA To bardzo adnie z twojej strony, e chciae nas zabra do kina. Ale bdziesz ju pamita, e
trzeba - bo tak to ju jest - zawsze trzeba pamita o wszystkich... (pauza) Wiesz, e zawsze moesz
mnie o wszystko zapyta. Gdyby pyta, na pewno wsplnie bymy co poradzili.
ON Kiepsko wymyliem z tym kinem.
ONA Nic si nie stao. Na szczcie nic si nie stao. Chciae dobrze. Zawsze moemy pj na
przedpoudniowy seans. Czy tam s poranne seanse?
ON Chyba tak... Sprawdz.
ONA Pjdziemy sobie kiedy, po niadaniu, do tego kina. Razem...
ON (cieplo) Dobrze.
ONA Rozumiesz, e nie moemy pj dzi wieczorem do kina?
ON Rozumiem.
ONA Nie jest ci przykro? r: : '. ,V
ON Nie. isr: ^in^?; VH->- . -i^\,
sU:', . :! !><" <;": v;-'- : '", ;-::
ONA Ani troszeczk? : "' '
ON Ani troszeczk. :;->w, ; :.;'.ji-..\v'' , .:' -."'.
ONA (wpada mu w stwo; szybko, klaszccicrfctfaie)' fd taamy dla ciebie nagrod! I wielk
niespodziank!
109
ON Jak niespodziank? ...-.-.. r ONA (mieje si serdecznie) A tak, niespodziank...
ON (mieje si) Powanie? ; .-..-/^ ->Jf;;v ONA (wolno) Bdziesz mg...
Bdziesz mg... ' ,:i;.!ft -
ON (cieplo) No, co? ;:... ,; .,;..,,:.-; i
ONA Bdziesz mg, w nagrod... (wpada w rytm) Wybra, jakie ubranko woy, jak pjdziemy
na kolacj, (wyciga spod tapczanu torb, otwiera; torba jest wypelniona ubrankami rnych
rozmiarw) No... (wyjmuje i pokazuje po kolei; spodenki, koszul, czapeczki) No... Co wybierzesz?
Tylko nie wolno ci odpatrywa ode mnie. Pamitaj, (pokazuje rzeczy) Tak, jak ju byo, to nie
moesz... (pokazuje skafander, skarpetki, pioszki, rzeczy rozsypuj si wokl torby, siada,
kladzieje po obu stronach siebie na tapczanie) Co wybierzesz? (pokazuje) Moe to? (pokazuje
marynarski komplecik) Albo to? (pokazuje) Albo moe to?... Jakby chcia wybra dre-sik, to
pamitaj, przepraszam, e tak mwi, ale moe by troch chodno, jak bdziemy wraca z
kolacji... To co wybierzesz?
ON patrzy na NI.
ONA Jednak dresik? Dobrze... Skarpetki te? Dobrze. Mog by te... (wyjmuje z torby)
Sanday czy teniswki?... Sanday. Susznie. Noga nie bdzie si poci, a i piach atwiej wytrzepa
z sandaw. Czapeczka? (pokazuje) Ta czy ta? (cieszy si) Bejsbolwka... Bejsbolw-ka, tak?
(mocniej) Bejsbolwka, tak!?
ON (cicho) Tak...
ONA Fajnie to wybrae, (zadowolona) No, no. (pauza) To ubierz w to teraz...
Trudno powiedzie, co ON czuje.
ONA Ubierz w to... Bo si spnimy na kolacj, a obiecae, e poprosisz i dopilnujesz, eby nam
podali - dopilnujesz tego - eby nam podali dwie i p porcji... Ubierz w to... I may talerzyk. I
wysokie krzeseko. Ma by wysokie krzeseko przy naszym stole, (stanowczo) Raz na zawsze ma
sta wysokie krzeseko przy naszym stole w jadalni... (pauza) Ubierz w to...
110
ON (cicho, bardzo cicho) Evre... Prosz.
ONA (cicho, ale dobitnie) Gwno gwno gwno. ;,'<,
ON Wszystko bdzie, jak chcesz...
ONA To ubierz w te skarpetki... (rzuca w niego skarpetkami) Dresik. (rzuca) Sweterek, (rzuca)
Majteczki, (rzuca) Kurteczk, (rzuca) Koszulk... I t... I t... T te... (rzuca raz po raz) I to w...
I to... (rzuca w NIEGO, obok NIEGO, na podlog i znw w NIEGO rzeczami wyciganymi z torby
- ON nie drgie nawet, tylko patrzy. Wreszcie zostaj jej w rkach tylko mat teniswki) A butki?
Zapomniae O bulkach, (rwno ukladapar teniswek przed NIM) Jeszcze tylko butki. (pauza) I
co, moemy i na kolacj?
ON potakuje ruchem gtowy.
ONA (przebiera si do wyjcia) Aha... Chyba o czym zapomniae... Jak zwykle zreszt.
ON Chyba tak...
ONA (powtarza) Chyba tak. No, to o czym zapomniae? ON Nie wiem. . .; ;-,- ....' .
, ....-. ;.-. ONA Nie wiesz? " '';;" ' ' ; " ':'"''^ " ' ON (cichutko)
Boe... Nie wiem.
ONA Dlaczego zaraz Boe"? Bg ci jest potrzebny, eby kogo uczesa przed wyjciem na
kolacj? (pauza) Po prostu zapomniae uczesa, (pauza) Tylko tyle. (pauza) Wic uczesz...
ON podchodzi wolno do NIEJ.
ONA (zlowrogo) Grzebie.
ON (powtarza cicho) Grzebie... ;,>>,, ..-...-
"'.'.' ' ' , 'S' '-" ' V'.'' 4'^ ^ ;">'> ''
ONA Popro o grzebie.
ON Prosz... Daj mi grzebie... , ..-. ... / ,
ONA A po co ci grzebie? , >
111
ON Chc uczesa...
ONA To bardzo adnie z twojej strony. We. Grzebie ley tam, gdzie zawsze, na szafeczce.
ON szuka wzrokiem po sprztach.
ONA Na szafeczce... . -i
ON bierze grzebie z szafki, trzyma go w opuszczonej rce.
ONA (rytmicznie) A ja wo do kolacji twj sweter, pozwolisz? Ten jasny, (wklada jasny golf,
poprawia wosy) No i jak wam idzie? Gotowi?
ON (bardzo wolno) Tak.
ONA (patrzy na NIEGO) W tym pjdziesz? Tylko w koszuli? We co jeszcze, nie wiem, moe te
sweter... (rano) I co? Gotowi? Umyci? Uczesani? To chodmy, bo ju pno.
ON rusza w stron drzwi.
ONA (zwalnia ruchy, zamiera) Dlaczego kamiesz? Po co? Jeli czego nie chcesz robi, to nie rb.
Tylko nie ktam. (pauza) Daj... (wyjmuje mu z rki grzebie) Ja to zrobi, (krci gtow z
dezaprobat, kladzie grzebie na blacie szajki, wzdycha) Wszystko, wszystko ja... (wzdycha)
Chodmy ju. (rusza do wyjcia) Jak dzi znw podadz owoce morza, to zwymiotuj... To jedzenie
jest ohydne. Lepiej ju kupi wie ryb w porcie. Ale ty si upare na stowk. Nie, nie, ty
wyjd pierwszy.
Przepuszcza go przed sob, przytrzymuje drzwi przed zamkniciem o sekund dtuej ni
wynikaloby to z naturalnego ruchu zamykania drzwi. Wychodz. Stojca caly czas w tym samym
miejscu kolorowa, nadmuchiwana pika pchnita podmuchem przecigu toczy si kilka
centymetrw, ledwo zauwaalnie kolysze, nieruchomieje.
Sycha kroki na drewnianych schodkach, stay szum morza, pojedyncze popiskiwanie ptakw,
bardzo odlegy, ledwo rozpoznawalny miech czy krzyk. ciemnienie.
112
Scena 2
To samo wntrze. Gony szum morza. Wiatr lekko porusza zasiany w drzwiach maego tarasu.
Sycha gosy ludzi idcych po play w stron domku. Tupot krokw na schodkach. Energiczne
pukanie.
GOS MSKI (zza drzwi) Hej, hej! Dzie dobry! Jestecie tam!? (znwpukanie) Dzie dobry! Co?
Nie ma ich?
GOS ESKI Moe wyszli? GOS MSKI Moe wyszli...
y^t .- , x;.;.
Widzimy, jak klamka drzwi opada naciskana ostronie od zewntrz i drzwi si lekko otwieraj.
GOS MSKI Jestecie tam? ' ,..../l ',,-, GOS ESKI Moe lepiej nie
wchodmy.. ' '*"v
Drzwi otwieraj si na cala szeroko, do rodka wchodzi JERG&ERDMANN, a za nim, jakby
chowaa si za jego plecami, DZIEWCZYNA. . '
GERDMANN Nie ma nikogo? (rozglda si) Pusto.
DZIEWCZYNA Lepiej wyjdmy. Usidziemy na schodkach. Zaczekamy. Nie zamknli drzwi.
GERDMANN A po co? (mieje si) W Ellmit na dzikiej play to jedyny taki domek. Kto tu moe
przyj? (obejmuje j) Chyba tylko morsy.
DZIEWCZYNA (wtula si) Ech, ty mj morsie kudaty... GERDMANN Morsy nie s kudate.
DZIEWCZYNA A wanie, e s.
Rozglda si po wntrzu, patrzy na porozrzucane rzeczy, potem uwanie na GERDMANNA.
GERDMANN (kiwagow) Tak, tak...
DZIEWCZYNA Suchaj, mj morsie kudaty, miae przyjecha poudniowym pocigiem. Leaam
na play prawie cay dzie...
GERDMANN Przepraszam ci. (cauje j) Szprotko.
l
113
DZIEWCZYNA Bardzo tskniam... (wtula si) Bardzo. GERDMANN A ja ci, szprotko, zjem.
DZIEWCZYNA Teraz ju nie moesz mnie zje, (powanie) Teraz ju nie.
GERDMANN Stary mors ci zje i zostan tylko same kosteczki. DZIEWCZYNA Oci, ty...
(chichocze) Oci przecie...
GERDMANN Co robia cay dzie? Smaya si na socu? Szprotko w oleju...
DZIEWCZYNA Ju jest troch chodno. Spacerowaam po tej dziurze.
GERDMANN Kiedy to byo pikne uzdrowisko. DZIEWCZYNA Ale chyba ju dawno temu.
GERDMANN Dawno... Co chcesz, odludzie. Rybacka wioska, kilka pensjonatw, promenada,
molo...
DZIEWCZYNA I ten ogromny szpital. Straszny. GERDMANN Dlaczego?
DZIEWCZYNA Taki wielki, czerwony i jaki taki skomplikowany. GERDMANN (mieje si)
Skomplikowany?
DZIEWCZYNA Ty by, morsie, powiedzia... Czekaj... Jak? Eklektyczny? Tak?
L
GERDMANN (cieszy si) wietnie.
DZIEWCZYNA Przybudwki, wieyczki, witrae i ta kopua. Cakiem jak jaki koci albo co...
GERDMANN Hm, bo to tak troch jest.
DZIEWCZYNA Okropny. Obeszam gmaszysko dookoa i wiesz? Co tak... e jak si tam wejdzie,
to si znika.
GERDMANN Znika... A moe odwrotnie? .,,,,.
114
DZIEWCZYNA Nie wiem. Ale czyciutko tam wok. I ten ogrd taki zadbany... Wiesz, w tym
ogrodzie na eliwnej awce siedzia jaki mczyzna. Cakiem sam. I mia si do mnie. Ale dobrze
si mia...
GERDMANN Trzeba si mia. I co zrobia?
DZIEWCZYNA Poszam szybko. To tak wygldao, jakby tylko ten mczyzna tam mieszka.
Tylko on... (pauza) To tam masz mie jutro ten swj wykad?
GERDMANN Tam. Przed poudniem. To seminarium potrwa cay dzie, aleja powiem, co mam do
powiedzenia, i jedziemy do domu.
DZIEWCZYNA Ty naprawd wiesz wszystko, o tych tam... GERDMANN Niewiele wiem... Albo i
nic.
DZIEWCZYNA A ci tutaj... (pokazuje rk na wntrze) Ci twoi bardzo, bardzo starzy przyjaciele...
Jacy s?
GERDMANN Jacy s? Hm... Prawdziwi, bardzo prawdziwi. DZIEWCZYNA Niesamowite, e
oni...
GERDMANN (wpada jej w stwo) Niesamowite to s bajki, (calujej) A to... (pokazuje ruchem
glowy wntrze) jest naprawd.
DZIEWCZYNA A co byo kiedy w tym szpitalu?
GERDMANN To waciwie nie jest szpital. Chocia... Kiedy to by paac, (jakby opowiada! bajk)
I mieszka w nim potwr, stary mors, ktry zjada takie mae szprotki na niadanie. Codziennie,
codziennie...
DZIEWCZYNA Przesta! f GERDMANN (cieplo) Co? '
DZIEWCZYNA (mikko) Nie wiem. Ale przesta. A ci twoi bardzo starzy przyjaciele to pewno
znaj wszystkie twoje ony i narzeczone, co nie? (wydyma wargi) Niech znaj. Bo teraz bd tylko
ja i ja, i tylko ja. Tak?
GERDMANN (mieje si) Tylko ty i ty. *"
115
DZIEWCZYNA (powanie i dobitnie) My bdziemy. GERDMANN My. (calujej) Stary mors i
Szprotka-DZIEWCZYNA Wiesz, co bym teraz najchtniej zjada?
GERDMANN Nie... (mieje si) Tego to nawet ja nie jestem sobie w stanie teraz wyobrazi.
DZIEWCZYNA Bardzo mocno wdzonego dorsza, takiego prosto ze skrzyni, z odzi w porcie, ale
eby to misko byo tak bardziej od ogona, takie troszeczk maglate.
GERDMANN (krci gow) Maglate?
DZIEWCZYNA A ten dorsz to mgby sobie tfch plee na
socu...
GERDMANN Tak mylaem. /."*'*
DZIEWCZYNA A jak oni przyjd, to co?
,.;;t,.';'Vl# GERDMANN Posiedzimy troch i pjdziemy spa,
-.'.- />"'.Y-X -DZIEWCZYNA A gdzie bdziemy nocowa?
GERDMANN W pokoju gocinnym. """"'' /
. "'j,, . i ' : ."'
DIEWCZYNA (szybko) W tym szpitalu?
GERDMANN To na osobnym pitrze, cakiem jak hotel...
DZIEWCZYNA Za nic na wiecie. Nawet nic nie mw. Za adne skarby wiata tam nie pjd.
GERDMANN (Madzie jej rk na swoim udzie) Nawet takim skarbem ci nie przekupi?
DZIEWCZYNA Ty... Morsido przebrzyde... Przepimy si w pensjonacie przy porcie. Widziaam
kartk Wolny pokfy". Tylko nic mi ju nie mw o tym pokoju gocinnym.
GERDMANN (mieje si) Dobrze, mog spa % tob, gdzie chcesz, choby na play.
DZIEWCZYNA Wiesz co? Chodmy zaraz do teo pensjonatu, zostawimy rzeczy, przebierzemy
si i wrcimy tutaj.
116
GERDMANN Chodmy. Tylko najpierw... (mieje si i bierze j na rce),
Tylko najpierw... (kadzie j na tapczanie)
DZIEWCZYNA ('zanosi si miechem, chcc wyrwa si z jego obj) Co ty? Morsido
przebrzyde. Przesta... (wtulaj si w siebie. GERDMANN przewraca si na wznak, ona siada na
nim) Ty wiesz, e morsy kudate nie s pod ochron?
GERDMANN Szprotki te nie... (chce j przycign do siebie) DZIEWCZYNA (powanie) Ale ja
jestem pod cis ochron...
Oboje wtulaj si w siebie, caluj, co szepcz, przekomarzaj si. Drzwi otwieraj si lekko,
szeroko, jak pchnite podmuchem wiatru, szum morza goniejszy, przecig, firanki powiewaj,
nerwowe koysanie piki to w jedn, to w drug stron. W drzwiach pojawia si ONA, wchodzi
bokiem, patrzc za siebie na schodki, nie widzi GERDMANNA i DZIEWCZYNY lecych na
tapczanie.
ONA (w drzwiach, patrzc na NIEGO wchodzcego po schodkach) I nie rb sobie adnych
wyrzutw. Stao si, ale w kocu przynieli to wysokie krzeseko do naszego stolika. No, bo jak
inaczej...
Odwraca si do wntrza, zwalnia, dostrzega GERDMANNA (DZIEWCZYN. Tupot ng po
schodkach, wchodzi ON. ONA i ON stoj obok siebie w drzwiach, patrzc na lecych na
tapczanie. DZIEWCZYNA sposzona wstaje.
ONA Przecig... Zamknij drzwi.
ON Ju. (zamyka drzwi) v:j r": / "' v .v .,,':
O^i--Y1', r ^ '-'A,^- GERDMANN (podnosi si, siada, opiera plecami o cian. Zaczepnie)
No
i co? ' ' ,J." ,
ON (jakby z ulg) Dobry wieczr, Jerg.
DZIEWCZYNA (jakby chciaa dygn) Dobry wieczr.
ONA (patrzc na GERDMANNA, oznajmujco, wolno) Przyjechae.
GERDMANN Poznajcie Karle, (siedzc, bierze j za rk) Karla, to moi starzy przyjaciele, o
ktrych ci opowiadaem.
DZIEWCZYNA (powtarza) Dobry wieczr.
ONA (patrzc uwanie na GERDMANNA, jakby z obaw, z ulg) Kiedy przyjechae?
117
ON Siadajmy, (do DZIEWCZYNY) Prosz, nieche pani siada.
DZIEWCZYNA chce usi obok GERDMANNA, ONA podchodzi do nie], bierze j mikko, ale
zdecydowanie za rk i odciga od tapczanu, na ktrym siedzi GERDMANN.
ONA Tutaj. Tutaj pani bdzie wygodniej, (rozkada fotel turystyczny)
DZIEWCZYNA siada na fotelu, obejmuje kolana rkami.
ON (patrzc caty czas na GERDMANNA) Jeste...
ONA Ty sid tutaj.
Popycha go na drugi tapczan, ON patrzy na NI pytajco.
ONA (z umiechem) Usid. Tu usid.
ON siada na skraju tapczanu, bliej drzwi na taras.
GERDMANN (zloliwie, prowokujco) Mio tu u was. Nie nudzicie si... (przerzuca gazety lece
na tapczanie)
ON (wolno) Tu jest bardzo spokojnie.
ONA (stoi, patrzy na siedzcych, czujna, napita) Nie wiem... Czym bym moga was poczstowa...
GERDMANN (prawie opryskliwie) Daj spokj, (wyciga si na tapczanie i siga z wy sitkiem po
lec troch za daleko pitk. Bierze j, podrzuca i wraca do poprzedniej pozycji, oparty plecami o
cian. Trzyma pitk na brzuchu, bbni po niej palcami, ciska j, mocniej i mocniej) Czym nas
chcesz czstowa? (podrzuca pitk) owicie tu ryby? Czy ywicie si wodorostami?
DZIEWCZYNA patrzy na GERDMANNA zaskoczona, chyba nigdy nie sly-szala go mwicego
takim tonem, nie widziaa takiego wyrazu jego oczu.
ON Stoujemy si w pensjonacie.
GERDMANN (przemiewcza, powtarza) Stoujemy si w pensjonacie...
DZIEWCZYNA (cicho, jakby nie wierzy la) Jerg...
GERDMANN (krci gow zaczepnie) Jecie... w pensjonacie". Jak to gupio brzmi, (do NIEJ) A
masz jakie ciasteczka? Zawsze wozisz z sob jakie ciasteczka... (bawi si pitk, obracaj, ciska)
118
uwanie obserwuje pitk. DZIEWCZYNA lapie jej spojrzenie, patrzy napitk.
ONA (patrzc na pik) Na dugo przyjechalicie? GERDMANN (podrzucajcpik) Masz te
ciasteczka czy nie? ON Pjd do sklepu i co przynios.
GERDMANN To co wy tu robicie? Nie jecie, nie pijecie, siedzicie cay czas na play? Jestecie
bladzi jak... (jakby zty) Nie mog na was patrze. .,,,,v . .
DZIEWCZYNA (nie wierzy, cicho) Jerg... ,,:. ,,v.. . ONA (wolno, dobitnie) To sobie id.
GERDMANN (z sil) Nie mw mi, co mam rofeiB.
' ' '* :*|'V"' '
ON Pjd do sklepu...
' " :,lW->^ : {' -A'; /'.,'. , .'"
ONA (proszco, prawdziwie) Nie.
. , >..s ?*;..- - ' / -
GERDMANN A moe mnie si chce pi?
ON To ja pjd.
DZIEWCZYNA patrzy na GERDMANNA, nie rozumie.
GERDMANN Ja jestem jak wielbd, (zfy miech) Poradz sobie.
DZIEWCZYNA (usprawiedliwiajco) Jerg przyjecha dzi prosto z... Jutro rano ma wykad...
ONA (szybkie dwa kroki do przodu, chce wyj z rk GERDMANNA pitk, ale ten zrcznie si
uchyla, bierze szeroki zamach i chce wyrzuci pitk przez taras na pla) Zostaw!
GERDMANN mieje si glono, nie rezygnuje. DZIEWCZYNA (prawie rwnoczenie) Zostaw!
GERDMANN (jakby zaskoczony jej wybuchem, mikko do DZIEWCZYNY) Masz... (rzuca jej
pitk)
DZIEWCZYNA lapie i prawie natychmiast oddaje JEJ. ONA bierze pik i kadzie kolo siedzcego
na tapczanie JEGO. Cisza. Szum morza. Cisza.
119
ONA (siada na tapczanie po lewe] stronie, do GERDMANNA) Przyjechae...
GERDMANN (wzrusza ramionami) Moesz si nie odzywa? ON (z trwog, ale i z ulg)
Prosz...
GERDMANN (przedrzenia go) Prosz, prosz... (mocno) Nie bd mieszny.
ON Jerg...
GERDMANN (wybuch) Zamknij si! (cicho, dobitnie) Zamknij si.
DZIEWCZYNA Jerg przyjecha bardzo zmczony... A jutro rano ma wykad.
GERDMANN (patrzy na DZIEWCZYN, jakby j widzialpo raz pierwszy) Boe, jak ja mam was
wszystkich dosy.
DZIEWCZYNA (bardzo cicho) Co ty?
GERDMANN Mam pomys, (kiwa gtow) Mam pomys...
ONA (gucho, krcc wolno glow) Nie...
GERDMANN Zrobimy sobie ognisko na play, wykopiemy doek, peno drewna wyrzuca morze na
pla i usmaymy ryby na patykach.
Cisza. Szum morza. Cisza.
ON (powtarza) Ognisko... ,'fv, -;KA.-, * ,J
ONA (powtarza) Ognisko.
GERDMANN (zachcajco) No, ognisko.
ONA (zdecydowanie, przekonujco) My nie mamy adnych ryb.
GERDMANN (macha rk) A tam... Teraz w porcie mona kupi kilo jakich chcesz za p korony,
(do DZIEWCZYNY) Ty chciaa dorsza, (mieje si) To bdziesz mie...
DZIEWCZYNA patrzy, slucha, nie rozumie, chce zrozumie. ' " "
:^|il/-
GERDMANN Pjdziecie po ryby...
ONA (wpada mu w sowo) Kto... Pjdzie? >.,,/.;..
120
ON (wpada mu w slowo) Kto? ... '^L*
DZIEWCZYNA (chce zapa kontakt z GERDMANNW, nie wie, dlaczego taki jest) Chciaabym
ju pj...
GERDMANN (wpada jej w stwo) Pjdziesz. .<,',. -ONA Kto pjdzie?
GERDMANN (zaczepnie) No, na pewno nie ja. Jeszcze by tego brakowao.
DZIEWCZYNA Jerg, troch le si czuj... Chc i do pensjonatu.
GERDMANN (zdusza jej tekst) Na pewno nie ja. Evre i Karla pjd po ryby, a my tu wszystko
przygotujemy.
ONA (glucho, wolno krcc glow) Nie. GERDMANN No, idcie, idcie po te ryby.
ONA (patrzy na NIEGO, na GERDMANNA, na DZIEWCZYN) I ty pjdziesz ze mn?
DZIEWCZYNA (nic nie wie, nie rozumie, pauza, cisza) Pjd. ! * ONA (wolno) To chod. r>
GERDMANN (wstaje, szybkie ruchy) Jeszcze troch i si ciemni. No, idcie.
DZIEWCZYNA (do GERDMANNA, cicho) Ja nie mam pienidzy. ON Ja mam. (zaczyna szuka
po kieszeniach) '
GERDMANN (mieje si) Masz. (podaje DZIEWCZYNIE wycignity
z kieszonki koszuli zwinity banknot)
DZIEWCZYNA (bezradnie) Jakie mam kupi ryby? GERDMANN (popychaj lekko do wyjcia)
Idcie ju.
ONA (idzie wolno w stron drzwi, patrzy na wszystkich, na pokj, na porozrzucane rzeczy na
podtodze, do NIEGO) Nie sprztaj. Potem posprztam.
ON patrzy na NI, potakuje ruchem gtowy.
121
DZIEWCZYNA (do GERDMANNA) Jakie ryby mam kupi? GERDMANN Maglate, kup
maglate...
Wypycha je za drzwi, ale drzwi nie zamyka.
Obie kobiety schodz po schodkach, slycha przez chwil odglos idcych po piasku, gloniejszy
szum morza.
Scena 3
GERDMANN stoi w drzwiach na taras i patrzy na morze. Lekki przecig, ON stoi kilka krokw za
GERDMANNEM, spoglda przez drzwi na pla za odchodzcymi kobietami, potem na
GERDMANNA, na pokj.
ON Zamkn drzwi?
GERDMANN Rb, co chcesz. Nie cierpi morza.
ON umiecha si, jakby sfyszal to nie pierwszy raz. , r.... GERDMANN Fale i fale, szumi i
szumi. ; .. ,.-.,.,,,,,, ;<//, <(:, 5
ON (cicho) Jerg... , ..,,...-. -.,,,,.
= 4,''i -,. j/ '' ' ;' , ,' -f'a*"-:\>: -'?
GERDMANN Czy moesz si nie odzywa... yV. ON Jerg... Przepraszam.
GERDMANN Co ja ci mam powiedzie? ;,. i, /,, /J ' ON Jerg... (cicho) Dzikuj. ,.,.,
., - . _:-,,.-.-. GERDMANN Zaraz ci kopn. -A . \ ON (w ciszy) Dzikuj.
GERDMANN Nic z tego nie bdzie, (wolno i cicho) Co si tak patrzysz? Co!?... Ja nic nie wiem...
Nic... (pauza) Wy jestecie, jak wszystko to, czego nie cierpi.
ON (w ciszy) Jerg... Ja ju... '". "'
GERDMANN (mocno, zajadle) Odpierdol si!
ON (jakby tego nie sty szal) Ja ju nie... (pauza; bardzo cicho) Nie mog...
122
GERDMANN Milion sto tysicy razy syszaem to nie mog". Ja te
nie mog. Nie potrafi.
ON Przepraszam. > GERDMANN Byem pewien, e was diabli porwali.
ON Musiaem... Musiaem do kogo... Do ciebie... (pauza; cisza; szum morza; cisza) Poprosiem w
stowce o wysokie krzeseko...
GERDMANN (zty umiech) I co, dali?
ON (jakby zdziwiony swoj odpowiedzi) Dali. , >'/!,,/:
GERDMANN Dugo tu ju jestecie?
ON Tydzie.
GERDMANN Nie cierpi tego Ellmit. (patrzy na NIEGO) Wygldasz jak upir. pisz chocia
czasem?
ON robi nieokrelony ruch glow, co jak wzruszenie ramion.
GERDMANN (zfy umiech) Wygldasz, jakby za chwil mia odrba komu gow siekier.
Tak wanie wygldasz.
ON (w ciszy) Ja jestem...
GERDMANN (szybko, wpada mu w stwo, dobitnie) Kto tu jest, a kogo niema... (ziewa) Jestem
wykoczony. "
ON Mylisz, e...
GERDMANN Ja ci nic nie powiem. Nic nie wiem.
ON (cicho, do siebie, wolno) Co... Co ja mam...
GERDMANN Powie si. Na budce ratownika. Stoi tam jeszcze?
ON (wolno) Tak.
GERDMANN To si powie, (wzrusza ramionami) No bo co? (cisza; szum morza; cisza)
Pytasz, to ci odpowiadam... >.-,,).;. ,
ON Kiedy...
GERDMANN Kiedy bym tak nie powiedzia? Wiem wszystko, co mi chcesz powiedzie. ciana.
Ani kroku dalej. e jeste jak belka w mo-
123
rzu... Co nie zatonie, ale i nie pynie. Jest tak? Moe jakim cudem fala wypluje j na brzeg. Mao
prawdopodobne.
ON Ta dziewczyna... To twoja ona? ;;r
GERDMANN (cie umiechu) Jeszcze nie. ;:}':;<;
ON Chciae jej nas... pokaza? /'^><l''.
GERDMANN Wiesz, e tak... Tak. '"''": * "'
ON Jak to wyglda z boku?
GERDMANN (szybko) A dostae w stowce wysokie krzeseko?
ON Tak.
GERDMANN (szybko) No, to wanie tak wyglda...
ON Potem jak ju nas...
GERDMANN (wpada mu w stwo) Zostawiem?
ON To ona sama... Z wasnej woli zgosia si do... Bya tam prawie trzy miesice.
GERDMANN I co? Wrcia sama?
ON (krtko) Nie. Powiedzieli, e wszystko jest...
GERDMANN (wpada mu w sowo) Ja ju tego nie mog sucha, przepraszam. To nie ma
najmniejszego sensu. Po co ja tu przyjechaem...
ON No wanie. Po co? Nie powinienem by do ciebie dzwoni, ale... To by taki dziwny dzie.
Wczoraj, wiesz... Poszlimy na molo...
GERDMANN (krci gtow, jakby opdza! si od wszystkiego) Nie mog tego sucha.
ON Poszlimy na molo...
GERDMANN No, mwe wreszcie. I co na tym molo?
ON Stalimy na kocu, przy balustradzie, i rzucalimy mewom dmu| chany ry...
GERDMANN (jakby chcia zdusi jego tekst) Mewy s misoerne] Trzeba byo ten ry
przynie tutaj.
ON Stalimy oparci o balustrad i patrzylimy na wod... .J GERDMANN A na co mielicie
patrze? Na gry?
ON Jak tak patrzysz w d... To po chwili wydaje ci si, e pyniesz. I to molo, i ty, i wszystko
pynie.
GERDMANN I co? Stalicie tak i co?
s ,'. ..
ON I wtedy na to molo weszli ci... Caa grupa tych z tego...
GERDMANN No to co z tego, e weszli? Wszyscy mog wchodzi na molo.
ON Odwrcilimy si zaraz, bo oni chodz takim dziwnym rytmem krokw. Caa grupa, tak za
rce... Jak weszli na molo, to rozsypali si zaraz i pobiegli do porczy, a potem znw opiekunowie
ich pozbierali i szli w nasz stron, na koniec mola, bo tam najlepiej wida i jest luneta, i mona
kupi ry, tam najlepiej wida wszystko. I oni tak szli. Jeden po drugim nas dostrzegali i tak wolno,
wolno si zbliali. A zajli ca szeroko tego mola. Patrzyli na nas, a na twarzach pojawiay im
si takie umiechy... To takie umiechy jakby spotka kogo, kogo nie znasz, wcale nie znasz, ale
jak go zobaczysz, to si zaraz umiechasz... Otoczyli nas przy tej balustradzie, witali si z nami,
gaskali, czstowali ryem, prosili o pomoc w uruchomieniu lunety. Ja wiem, e w tym nie ma nic
dziwnego. Ale kiedy staem tam z Evre pord nich... Poczuem si pierwszy raz... Pierwszy raz od
roku...
GERDMANN Spokojnie?
ON e nie jestem sam z tym... (mieje si z niedowierzaniem) Zrobio mi si tak ciepo w gowie,
(umiecha si na wspomnienie czego, co bylo dobre) Wiesz, tam by pord nich jeden chopiec.
Przebrany w taki dziwny mundur chyba... Mia przyklejone w kciku ust ziarenko ryu... (ywiej) I
on co tam opowiada, opowiada, macha rkami, pociera twarz. A to ziarenko... Mia cay czas...
(pokazuje) Przyklejone w kciku ust, o tak. (pokazuje) , > - ,
GERDMANN i co z tego? ,u*-*_;*:
ON Tak przyklejone, (pokazuje) Potem opiekunowie zaczli ich zbiera, ustawia w pary i mymy
z Evre... (pauza) Poszli z nimi. No...
124
125
Kto z nich powiedzia do nas: Zapcie si za rce, przecie"... Chyba tak... I szlimy tak...
(dtugapauza) I byo tak...
GERDMANN Dobrze?
ON Wiesz... (dtuga pauza) Niejeden raz, jak spacerowalimy z Evre po promenadzie, to
spotykalimy ich, jak id w tych miesznych parach. A oni s wszdzie w tym Ellmit... (pauza)
Ellmit... To co znaczy. Mwie nam kiedy...
GERDMANN Przeczytaj sobie w przewodniku, (pauza) Ellmit" to w staro... jakim tam... (pauza)
No, krzyk, po prostu, (wzrusza ramionami) Czy co podobnego, a moe inaczej.
ON A tu zawsze jest tak cicho. Tak cicho... (pauza; szum morza; cisza) Jak oni id zawsze
promenad, to ludzie stoj na chodnikach i machaj do nich. Nie raz chciaem... Nie raz chciaem
popchn Evre... eby sobie z nimi posza. Nie raz... A wtedy tak szlimy z nimi i szli. Ktry z
idcych przed nami wyszed z grupy i trzymajc na wycignitej rce mae, podeptane ju i brudne
kpielwki, woa machajc: Kto zgubi? Kto zgubi?". A Evre powiedziaa: Ja", a palce to tak
trzymaa, jak ucze w klasie, (pokazuje) Mymy, mymy zgubili". Kto te kpielwki Evre poda.
Cieszyli si, ciskali nas, przytulali.
GERDMANN (przemiewcza) Przytulali was...
ON Podszed do nas wtedy opiekun, bo chyba nie lekarz, za mody, i powiedzia: Was to jeszcze
nie znam". Z tak yczliw ciekawoci to powiedzia... I wtedy zaczem si ba. Zaczem mu
tumaczy, e my przecie... To musiao gupio wyglda. Bo tak patrzy, umiecha si... Ty wiesz,
e ja mu pokazaem swj paszport. I prawo jazdy. Wcale nie chcia oglda. Dlaczego? Ucisn mi
rami... (dotyka tego miejsca na swoim ramieniu) Dlaczego? Tylko ucisn i sobie poszli. Do Evre
si tylko umiechn, a mnie ucisn, (wci dotyka tego miejsca na ramieniu) Dlaczego? A mymy
zostali tam na tej promenadzie, ludzie nas wymijali... (pauza) A mymy byli... ,, ,
GERDMANN Ani tu, ani tam.
ON Stalimy tak... ,,. .,,
GERDMANN Razem.
126
ON Bardzo razem.
GERDMANN Kochacie si jeszcze?
ON Bardzo kocham Evre. ,
GERDMANN Czy sypiacie ze sob?
ON Tak, nawet...
GERDMANN Czciej ni kiedy? '
ON Bliej. Tak bliej... " ' ; ' ;
GERDMANN To chyba dobrze...
ON Przecie nigdy si nic nie stao. Bye z nami od zawsze. Bylimy jak wszyscy. Troch dobrze,
troch le. Mamy dorose, udane dzieci. Wszystko dobrze. To skd?
GERDMANN Nie ma sensu o to pyta. Nie ma.
ON Wiem, e s takie przypadki, e wydarza si jaka tragedia... I wtedy si co wymyla.
Wymyla. Roi sobie.
GERDMANN krzywi si, slyszc te stwa.
ON Jak kobiety nie mog mie dzieci, to wymylaj rne rzeczy. Sam
opowiadae...
GERDMANN macha rk prawie zly.
ON A tutaj... (dtugapauza) Dlaczego? ,
GERDMANN Dlaczego?
ON Mamy dorose dzieci...
GERDMANN (zaczepnie) Co u nich sycha?
ON Mdre, dobre, kochane... (dlugapauza) Tego nikt nie wie?
GERDMANN Nikt.
ON To moe po prostu trzeba... Moe trzeba...
GERDMANN y z tym wysokim krzesekiem?
ON To si stao rok temu, pamitasz? Nie moge pojecha w te swoje gry. Powiedziae, ebymy
pojechali z tob do Ellmit, bo spokj,
127
dzika plaa... I przyjechalimy tutaj. Ty prowadzie wykady w tym szpitalu, a mymy z Evre
caymi dniami azili, azili, gadali, opalali si... Wtedy ten nasz wsplny czas by niesamowity,
inaczej smakowa. Czuem intensywny smak... (pauza) czasu. To byo... Jak...
GERDMANN Poegnanie? ' " !
ON Ale dlaczego? , <
GERDMANN wzrusza ramionami.
ON (jakby nie rozumial, powtarza) Poegnanie... Wszystko wok byo czyste, jakby wieo umyte.
Nawet zastanawialimy si tego dnia z Evre, gdzie si wieczorem z tob spotkamy, dokd
pjdziemy... Wymylilimy, e pjdziemy na targ rybny, kupimy butelk, sidziemy w kcie na
jakiej skrzyni i bdziemy sobie siedzie, gada, popija... I tak sobie wtedy szlimy z Evre przez
Ellmit... No a tu, czy chcesz, czy nie, to zawsze trafisz na molo. Evre posza na koniec mola, do
lunety, powiedziaa: (mieje si) podglda, jak sikaj mewy". A ja poszedem po papierosy. Przed
t tabaczan budk to zawsze, wiesz, jakie kolejki... Staem tam i staem dobre p godziny.
Wreszcie poszedem na molo, dostrzegem Evre od razu... Zrobiem kilka krokw... I staem tam
tak...
GERDMANN (drwico) Jak?
ON Tak staem... (pauza) I patrzyem na Evre. Na tym molo. Tak si jako zoyo. Peno byo
rodzicw z dziemi, maymi, duymi. No... Te dzieci biegay od balustrady do balustrady, tupay po
nagrzanych deskach. Takie to byo ostre, kolorowe, takie... (nieokrelony ruch) Ci wszyscy rodzice
stali, nawet nie patrzyli na swoje dzieci. Tylko je... Nie wiem... Czuli je... No, byli z nimi. Tak jakby
mieli takie...
GERDMANN Radary?
ON (z ulg) No wanie. Co tak... Jakby kady ojciec i kada matka wysyali fal, a ta po
chwileczce odbijaa si od ich dziecka. Nawet nie musz patrze. Przecie wiem... Tak wanie...
(pauza) Patrzyem na Evre. Ona w tym wszystkim... Pord nich... Bya taka... Jakby bya z nimi.
Patrzyem na ni. I ona... I ona... W pewnej chwili... (pauza) Te tak... Ja to widziaem bardzo,
bardzo dokadnie. Widziaem, e ona te... , , , . ..
128
GERDMANN Z tym radarem? .-... *. >>.,;,,,..::,.<,; ON Co tak... e ona te...
Wysya t fal, naprawd wysya, ale... GERDMANN Znajduje?
ON Kiedy mnie dostrzega... Oderwaa si tak wolno od tej balustrady i sza w moj stron.
Wydawao mi si, e idzie tak wolno, wolno. (pauza) A kiedy stana przede mn...
GERDMANN To ju nie bya sama...
ON Dlaczego?
GERDMANN Wydae mas pienidzy, eby dowiedzie si, dlaczego.
ON Tego dnia, jak spotkalimy si wieczorem z tob, to ju... GERDMANN Nie chc o tym sysze
ani mwi. ON (jakby ze skarg) Ale teraz przyjechae? GERDMANN Przyjechaem.
ON A ta twoja dziewczyna to chyba...
Gone woanie DZIEWCZYNY pod tarasem domku na play przerywa rozmow.
GOS DZIEWCZYNY Jerg! Jerg!
GERDMANN (wychodzi na taras, patrzy w d) Co tak dugo?
GOS DZIEWCZYNY Wszystko nam si rozsypao! Wszystkie ryby w piachu!
ON wychodzi na taras. GERDMANN Po co nam tyle ryb?
DZIEWCZYNA Tylko tyle chcieli sprzeda. Nie sprzedaj na sztuki. I to nie w porcie, tylko
musiaymy i do jakiej starej wdzarni. Ng nie czuj.
Odglos krokw na schodkach, do domku wchodzi DZIEWCZYNA, siada na tapczanie, wyciga
nogi przed siebie.
DZIEWCZYNA Siatka si rozerwaa i rozsypay si w piach. Niektre s jeszcze ywe.
129
ONA (wchodzi do domku, patrzy uwanie na wntrze, jakby uspokojona) Nie zrobilicie ogniska...
GERDMANN Zaraz zrobimy, (do NIEGO) Chod...
DZIEWCZYNA Dobrze, e ta siatka nie rozwalia si pi kilometrw std...
GERDMANN (popycha go) Zrobimy to ognisko, chod. Obaj wychodz.
Scena 4
DZIEWCZYNA (masuje stopy, do siebie) Ng nie czuj, (jakby chciala zagai) Ciko si chodzi
po piachu.
ONA zbiera z wysilkiem porozrzucane rzeczy, wygadza, rzecz po rzeczy skada w kostk, ukada
je starannie na tapczanie, na kolanach i obok siebie.
DZIEWCZYNA Pani nic nie powie... Nie odezwaa si pani ani sowem. Dopiero przy paceniu.
ONA Znam ceny ryb w Ellmit. DZIEWCZYNA (bardzo zmczona) Przepraszam. ONA Jeste
narzeczon Jerga? DZIEWCZYNA Pewno tak...
ONA (skadajc rzeczy) Bylimy wiadkami na lubie Jerga. Na jego pierwszym lubie. Boe, jaki
on by zakochany... (do siebie) Jerg... (pauza) Kochasz go?
DZIEWCZYNA tylko patrzy. Jedna ze skadanych rzeczy spada na podog. ONA nie moe si od
razu schyli, na kolanach ma ju poukadan stert rzeczy. DZIEWCZYNA wstaje, klka przed
NI, bierze lecy pulowerek i chce go poda JEJ. ONA wyrywa DZIEWCZYNIE pulowerek,
podnosi si tak gwatownie, e wszystkie poskadane rzeczy spadaj na podog.
DZIEWCZYNA (nie wie, co zrobi, co powiedzie) Przepraszam, przepraszam...

ONA (schyla si, zbiera rzeczy, ale wolniej) Nie przepraszaj mnie cigle. Nic mi nie zrobia, (do
siebie) Nic mi nie zrobia... (siedzi w bezruchu, trzyma w rkach jaki kaftanik, sweterek) Podaj
mi, prosz, walizk.
DZIEWCZYNA rozglda si po wntrzu.
ONA Jest pod tapczanem.
DZIEWCZYNA (wyciga spod tapczanu podrn torb) Prosz.
ONA siedzc, podciga torb do siebie, otwiera, wkada kilka rzeczy, starannie skadajc w kostk.
DZIEWCZYNA Czy mog pani pomc? ONA (skadajc rzeczy) Jak chcesz.
DZIEWCZYNA (siada na pododze tu przy otwartej torbie, bierze ska-fanderek, skada go bardzo
uwanie, umiecha si do siebie, do swoich marze, do przyszoci) To bardzo adne, (gadzi
zoony skafanderek) Bardzo adne.
ONA (wolno) Tak... Chyba tak.
DZIEWCZYNA Niech pani odpocznie. Ja to poukadam.
ONA (jakby przestraszona) Nie, nie.
DZIEWCZYNA (cieplo) Prosz mi pozwoli.
ONA (siedzi na tapczanie, patrzy na otwart torb, na DZIEWCZYN, ktra skada rzeczy w
rwne kostki i bardzo delikatnie ukada w torbie. Przypatrujc si ciepemu, dobremu umiechowi
DZIEWCZYNY, pyta) Ty jeste?...
DZIEWCZYNA (ciepo, niepewnie) Tak... Tak.
ONA Wiesz ju, co to?
DZIEWCZYNA Na osiemdziesit procent.
ONA Wiesz...
DZIEWCZYNA Widziaam na ekranie, (jedyny moliwy umiech)
ONA Na ekranie...
130
131
DZIEWCZYNA Jak w nienej zamieci. Prawie nic nie wida. Tylko takie jakie... Jakby nam nie
pokazali dokadnie, co jest co, to nigdy bym... (krciglow umiechnita)
ONA Kiedy...?
DZIEWCZYNA Jeszcze dugo, dugo. Mam tu gdzie... (siga do swojego maego plecaczka,
szuka, wyjmuje portfel, wyciga kilka maych, spitych zszywk kartek) O, prosz... (podaje)
ONA (bierze kartki, patrzy bardzo uwanie) Nic... Nie widz.
DZIEWCZYNA (siada obok NIEJ na tapczanie, bardzo blisko, pokazuje palcem na kartkach) No
wic tak, to jest... (pokazuje)
ONA (wpada jej w sowo) To?
DZIEWCZYNA Tak. (pokazuje palcem) Tylko trzeba uwanie patrze. A to... (pokazuje palcem,
dluga pauza) A to jest serce.
ONA (wpada jej w slowo, patrzc na DZIEWCZYN, jakby zdziwiona) Ty wiesz, e ja nie jadam
prawie wcale ryb. Nie wiem, dlaczego zgodziam si na to ognisko. Moe czasem jaki filet...
DZIEWCZYNA spieszona, chce rozumie - nie rozumie, delikatnie obejmuje J ramieniem, tak
jakby chciaa J przytuli, albo sama przytuli si do NIEJ.
ONA Dlaczego ty mnie przytulasz? Mnie nie trzeba przytula, (dluga pauza) Nie lubi ryb. S jak
umarli wieo po kpieli. To takie oszu-kastwo. Zawsze tak... (szybko) Po prostu nie lubi, (zbiera
szybko rzeczy z tapaczanu i podogi, wrzuca do torby,) Podaj mi to, prosz, (wskazuje na
czapeczk lec na szafce. DZIEWCZYNA podaje JEJ czapeczk, ONA wklada j do torby i
szybko zamyka zamek. Wstaje, bierze torb i stawia pod cian) Pomoesz mi?
DZIEWCZYNA chce zrozumie, ale nie rozumie. ONA szybko, sprawnie zaczyna porzdkowa
nielad w pokoju. Poprawia koce na tapczanach, ukada poduszki, ustawia rwno pod cian leaki,
bierze nadmuchiwan fok, wyjmuje za-tyczk, spuszcza powietrze, bierze nadmuchiwan pik,
wyjmuje zatyczk, wyciska szybko powietrze, skada. DZIEWCZYNA wcza si do
porzdkowania, skada gazety, kadzie w kcie rwno uoon stert.
ONA (zwija sflacza fok, pik i chce woy do plastykowego pokrowca) Czy mogaby...?
132
DZIEWCZYNA Tak, tak.
Razem z wysikiem wkadaj zwinit fok i pik do pokrowca. To nage porzdkowanie,
ukadanie wciga obie kobiety. Ich ruchy nabieraj rytmu; ONA poprawia firanki, DZIEWCZYNA
ukada drobiazgi na szafkach.
ONA (patrzy na wntrze) Tak... Trzeba by jeszcze zamie piasek, (patrzy na podog)
DZIEWCZYNA (ociera czoo) Ale czym?
ONA Nie mam tutaj mioty.
DZIEWCZYNA To moe gazet? .. , ,r,,, .
ONA (jakby wypadla z rytmu) Moe gazet...
DZIEWCZYNA Ja to zrobi...
Bierze gazety, jedn rozkada na pododze, drug zwija w rulon i zgarnia piasek. ONA patrzy, jak
DZIEWCZYNA sprawnie zgarnia piasek.
DZIEWCZYNA Tak dokadnie to si nie da. (wci zgarnia) Ale chocia tak...
ONA Dobrze... Jest dobrze.
DZIEWCZYNA (wstaje, skada uwanie gazety, eby nie rozsypa piasku) Zanios je do ogniska,
spal si.
ONA (cicho) Chyba przygotowalimy...
DZIEWCZYNA Tu bdziemy je? Nie przy ognisku?
ONA (powtarza wolno, patrzc na posprztany pokj) Posprztalimy...
DZIEWCZYNA (chce zrozumie, ale nie rozumie, wychodzi na taras) Ju sma. Prawie przy
samej wodzie rozpalili...
ONA wolno odwraca si i wychodzi z domku.
DZIEWCZYNA (na tarasie, macha rk) Jerg! Idziemy ju!
Idzie szybko do drzwi, zwalnia na sekund, patrzy na wntrze, nie rozumie, ale chce zrozumie.
Wychodzi, zamykajc drzwi.
Gony szum morza, odlege, ciche trzaski palonego ogniska, gloniejsze popiskiwanie ptakw w
zapadajcym zmroku. ciemnienie.
133
Scena 5
Wntrze domku. Ju po zmroku. Pali si kulista lampa pod niskim sufitem, mata lampka na szafce.
Szeroko otwarte drzwi na taras, gony szum morza. ON i ONA siedz obok siebie na tapczanie po
lewej stronie. DZIEWCZYNA na leaku blisko tapczanu po prawej stronie. Cisza - szum morza -
cisza. ON i ONA patrz uwanie jak GERDMANN starannie i precyzyjnie obiera palcami
usmaon ryb, odrywajc i odgryzajc najdrobniejsze czstki misa z oci. Robi to tak szybko i z
wpraw, e po chwili pozostaje mu w rku bialy, lekko lnicy tuszczem szkielet ryby.
GERDMANN Popatrzcie... (podnosi dwoma palcami rybi szkielet) adny? Wecie sobie.
Cisza - szum morza - cisza. ON i ONA siedz blisko siebie, w podobnej pozycji, patrz na
GERDMANNA podobnym wzrokiem, z podobnym wyczekujcym wyrazem twarzy. Przed
GERDMANNEM na podlodze, na gazecie ley jeszcze kilka usmaonych ryb. GERDMANN
odktada ostronie szkielet ryby na blat szafki przy swoim tapczanie i bierze kolejn ryb, zabiera
si do odrywania glowy.
DZIEWCZYNA (bardzo ju zmczona, prawie przysypia, patrzy, jak GERDMANN zaczyna je
ryb, patrzy na przetluszczone gazety) Jerg... Ju tak pno. Chodmy. Zostaw ju t ryb. Albo, jak
chcesz, wemy do pensjonatu...
GERDMANN (odktada ryb na gazet, nie wie, co zrobi z zapuszczonymi rkami, trzyma je przed
sob jak chirurg nad umywalk, do DZIEWCZYNY) Masz chusteczki?
ON i ONA siedz bardzo blisko siebie, prawie tacy sami, patrz na GERDMANNA.
DZIEWCZYNA (szuka w plecaczku) Prosz, (podaje GERDMANNOWI
paczk chusteczek)
GERDMANN (patrzc na NI, na NIEGO, do DZIEWCZYNY, koyszc uniesionymi dtomi) Nie
widzisz, e mam tuste palce?
DZIEWCZYNA otwiera paczk chusteczek, podaje jedn GERDMANNOWI, ten starannie wyciera
palec po palcu, mnie zuyt chusteczk, wyrzuca, wyciga rk po nastpn. DZIEWCZYNA
podaje mu chusteczk, GERDMANN znw starannie wyciera palec po palcu. Zniecierpliwiony, e
DZIEWCZYNA nie podaje mu kolejnej chusteczki, wyrywa jej z rk cala paczk - patrzy na NI,
na
134
NIEGO, na DZIEWCZYN, rozrywa, wyjmuje chusteczki, mnie je, robi z nich kulki i rzuca w NI
i w NIEGO, raz za razem. ONA i ON wci siedz na tapczanie bardzo blisko siebie, prawie
identyczni w napiciu data, nachyleniu, sposobie trzymania glowy, patrz na GERDMANNA
skupieni, wyczekujcy.
GERDMANN (patrzy na NI, na NIEO, zaczepnie) No CO? (bierze zmit w kulk chusteczk i
rzuca mocno w NI. Kulka trafia J w twarz. ONA nawet nie drgnie. GERDMANN rzuca w
NIEGO i znw w NI, raz za razem)
DZIEWCZYNA Jerg, co ty robisz? GERDMANN Wycieram rce. DZIEWCZYNA (wolno) Co ty
robisz?
Goniejszy szum morza. Cisza. Szum morza. Wszyscy siedz na swoich miejscach.
DZIEWCZYNA jakby zapadla si w siebie. Nie ma sily prosi GERDMANNA, eby ju poszli,
patrzy na GERDMANNA, na NICH, chce zrozumie, ale nie rozumie. Oni siedz bardzo blisko
siebie. GERDMANN patrzy na NICH, zbiera si w sobie. Cisza, szum morza, cisza. Ociera rce o
spodnie, ciasno splata dtonie na kolanach, pochyla si lekko do przodu, teje, jest bardzo skupiony,
napity, szuka w sobie sily... i znajduje j, opuszcza glow, potem wolno unosi, patrzy na NI; na
NIEGO. DZIEWCZYNA obserwuje GERDMANNA, chce zrozumie.
GERDMANN (patrzy na NI, na NIEGO. ONI siedz tak blisko siebie, jak sklejeni, wydaje si, e
zaraz zlapi si za rce; nabiera powietrza) No... (ruch glow) To ktre...?
ONA patrzy na GERDMANNA, chce co powiedzie, zaprzeczy. ON patrzy w ten sam sposb.
GERDMANN (spokojniej, ale mocniej, pewniej) No, to ktre...?
Patrz na siebie; GERDMANN, ONA, ON, co jest pomidzy t trjk, co, co
DZIEWCZYNA chciaaby poj.
Dluga pauza - szum morza - cisza - szum morza.
ONA (jakby rozklejajc wargi, wolno) Jerg... Moe nie trzeba. GERDMANN (patrzy, przechyla
lekko glow, do NIEJ) Ty? ONA (krcigow, cicho) Nie trzeba... GERDMANN (do NIEGO) Ty?
ON chce zaprzeczy, co powiedzie.
135
GERDMANN (szybko, gono) Chcecie pj razem? .'' -.-'
DZIEWCZYNA Co wy...? Co wy chcecie zrobi...?
GERDMANN (mocno, pewnie, do NICH) Chcecie pj razem?
ONA (wolno, cicho) Tak...
ON (wolno) Nie... My chyba...
GERDMANN No co...?
ONA, ON patrz na GERDMANNA. Cisza. Szum morza. Cisza.
ON (cicho) Moe... Lepiej... Zostawmy to.
GERDMANN (szybko, dobitnie) To ja mam pj, tak?
ONA (proszco) Nie... (krciglow) Nie.
DZIEWCZYNA Co wy chcecie zrobi? O czym wy mwicie?
ONA (cicho, wolno, prawdziwie) Jerg... Bardzo ci prosz. Bardzo. Zostawmy to... Cisza. Szum
morza. Cisza. GERDMANN No, dobrze. To ja pjd. ON Nie. (pauza) Nie... (krtko) Nie.
GERDMANN (mocno) Teraz ju trzeba. Przecie wiecie. ON Zostawmy to... Zostawmy.
GERDMANN Dobrze... (chce wsta) Pjd.
ONA (jeszcze bardziej przyblia si do NIEGO, mocno dotykaj si ramiona-1 mi) My... My
chyba... Nie chcemy... Nie chcemy... Na pewno nie | chcemy.
GERDMANN Nie chcecie?
DZIEWCZYNA (chce co zrobi, musi co zrobi) Nie, to nie ma l sensu... Id spa. (wstaje)
Jestem nieprzytomna. Jerg, jak chcesz1 zosta...
Po raz pierwszy w tej scenie ONA, ON i GERDMANN razem patrz na DZIEWCZYN, ich
spojrzenia s identyczne, tak jakby patrzya jedna
136
i
osoba. DZIEWCZYNA wolno siada na leaku, zapadnita w sobie, zmczona. Ponownie ONA i
ON patrz na GERDMANNA. Cisza. Szum morza. Cisza.
GERDMANN (do NIEJ, do NIEGO, mocno, przekonujco) Tak trzeba.
ONA (bierze JEGO za rk, oczy szkl jej si Izami, ktre nie spfywaj po policzkach, wolno
nabiera powietrza) Pjd... (jakby nie wierzyla, co mwi)
ON (oddaje JEJ mocny ucisk) Nie. (wyjmuje dto z jej rki) Ty ju nie... Ja... (odsuwa si od NIE
J) To ja pjd.
GERDMANN (jakby zaskoczony) Ty? (stwierdzajca) Ty...
ONA patrzy na NIEGO, ledwo zauwaalnie krci gow, stumiony, prawie niesyszalny szloch, a
moe tylko inny rytm gbokiego wdechu. On wolno, nieporadnie wstaje z tapczanu, jakby to robi
pierwszy raz, zdziwiony, e wsta i stoi.
GERDMANN (patrzy na NIEGO) Dasz rad? (wspomagajca) Dasz... ONA (dobitnie, cicho) On
przecie nie...
DZIEWCZYNA (chce jej si ju po prostu, zwyczajnie paka) Co wy? Co wy robicie?
GERDMANN (do NIEGO) Id. Nie musisz odchodzi daleko... Id. ONA (nie zmieniajc pozycji)
Ja te... ON (stojc, mikko, cicho do NIEJ) Zosta... Ja zaraz... DZIEWCZYNA Co wy chcecie
zrobi? Co wy chcecie zrobi!? GERDMANN (m0cno, do NIEGO) To id ju, jak masz i...
ON wolno, jakby przezwycia opr gstego powietrza, idzie w stron drzwi, poprawia koszul,
otrzepuje spodnie z piasku, przeczesuje wosy. Mwi co cichutko do siebie, nie syszymy tego.
Cisza. Szum morza. Cisza. ONA wstaje zdecydowanie, ale ju wolniej podchodzi do NIEGO. ON
patrzy na NI wyczekujco.
ON (umiecha si) No, tak... No, tak...
ONA (bierze go za rk) Posuchaj mnie... Posuchaj. Wcale nie musisz, wiesz?
(jakbyprzekonywala siebie) Nie trzeba... Tak jest dobrze.
ON (przechodzi od umiechu w zdziwienie) Jest... Jest...?
137
ONA (obejmuje go delikatnie, tuli, gaszcze) Nie musimy przecie... (ociera mu twarz) Moemy
tak...
ON (patrzy na NI, podnosi rk i palcami dotyka Izy na jej twarzy, dotyka koniuszkiem jzyka
swojego palca) Sodkie, (umiecha si)
ONA (pociera mocno dloni twarz, jakby chciala co zetrze) Sodkie, no...
GERDMANN patrzy uwanie na NICH stojcych przed drzwiami. ON jakby wypad z czasu,
odwraca si i wychodzi z domku, nie zamykajc drzwi. Lekki przecig - szum morza - cisza - szum
morza.
ONA (odwraca si od drzwi, jak tylko ON przekroczy! prg) Sodkie... (pociera palce prawej dloni)
No, zupenie sodkie...
Odwraca si, patrzy przez uchylone drzwi na ciemn pla, jakby chciala wyj.
GERDMANN (dobitnie) Zosta.
ONA (mieje si, dziwi) Dlaczego sodkie?
GERDMANN (napity, czujny, wyczekujcy) Zosta.
ONA (wzdycha, mieje si) Zupenie sodkie.
DZIEWCZYNA Gdzie on poszed? Po co on poszed?
ONA zdecydowanym krokiem idzie w stron uchylonych drzwi. GERDMANN wstaje, wykonuje
jeden szybki, ale mikki ruch i ju trzyma J za rk.
ONA (przez umiech) Pu mnie, Jerg. Pu. (patrzy przez uchylone drzwi na pla) Puszczaj mnie!
Puszczaj!!!
GERDMANN trzyma J bardzo mocno, ONA nie czuje blu, chocia jej przedrami bieleje wok
uchwytu GERDMANNA.
ONA (bardzo spokojnie) Nie musisz mnie tak trzyma. Nigdzie nie pjd.
GERDMANN jeszcze w trakcie wygasania jej tekstu obejmuje J i mocno trzyma. To ruch
osaniajcy, ale bardzo silny. Dwie postaci stojce przed drzwiami, jak zlepione. ONA chce si
uwolni, szuka rkami punktu zaczepienia, mocno odchylona do tylu.
ONA (mieje si, zamiera, krciglow jakby z niedowierzaniem) Uhm... Uhm...
GERDMANN wolno rozlunia uchwyt, wklada rce do tylnych kieszeni spodni. ONA podchodzi
do tapczanu po lewej stronie, siada, nogi zczone, lekko nachylona.
DZIEWCZYNA patrzy na GERDMANNA, on oddaje jej spojrzenie, w ktrym jest cie proby o
zrozumienie. DZIEWCZYNA chce co powiedzie, robi nieokrelony ruch rk. GERDMANN
patrzy na uchylone drzwi. Wzmaga si wiatr, drzwi na taras uderzaj o framug. Goniejszy szum
morza -wiatr.
ONA zrywa si z tapczanu, wykonuje jeden, byskawiczny skok na GERDMANNA, uderza go
otwart dloni w twarz, kopie celnie i bolenie, drapie po twarzy, wczepia si we wlosy, szarpie
bardzo silnie, kopie. GERDMANN nie broni si, ma krew na twarzy tylko patrzy, czasem
wykonuje obronny ruch przedramieniem, chronic oczy.
DZIEWCZYNA przeraona, nie wie, co zrobi, chce broni GERDMANNA. apie J za rk,
szarpie, ONA wyrywa si, uderza GERDMANNA.
DZIEWCZYNA (histerycznie) Co wy wyprawiacie!? Przestacie!!! (chce ich rozdzieli)
Przestacie!!! Przestacie!!!
ONA (zwalnia, zmczona, napita, do GERDMANNA) Nie wolno ci byo... (cicho, jakby
pogodzona) Nie wolno.
Uwaga! W tej samej chwili wysoki, gony pisk kotujcych si w piasku ptakw, bardzo blisko
domku, tu pod schodami; nastpujce po sobie piski, skrzeknicia; wysoki ton: gone uderzenia
skrzydel w piasku - mocny trzepot skrzyde wzbijajcego si do nocnego lotu ptaka. Pauza. W ciszy
- kilka dalekich, ale dobrze slyszalnych odgosw syren okrtowych. Cisza - szum morza ~ cisza.
ONA idzie do drzwi, otwiera je na cala szeroko i nagle staje tu przed NIM, wracajcym z play.
ON i ONA stoj w progu drzwi, patrz na siebie, wszystko wiedz. Szum morza - cisza - szum
morza. ONA przypatruje mu si bardzo uwanie, czyta wszystko z jego twarzy. GERDMANN
patrzy na NICH, te ju wie, jest pewien, jakby wyraz ulgi pojawia si na jego twarzy.
DZIEWCZYNA wybucha paczem. GERDMANN przytula DZIEWCZYN mocno, ciepo,
szczerze, tak jak to robi w ich pierwszej wsplnej scenie.
GERDMANN (do DZIEWCZYNY, tulc j) Cicho... Cicho ju. Zaraz pjdziemy... Zaraz.
DZIEWCZYNA (przez pacz tumiony jego ramieniem) Dlaczego? Dlaczego tak?
GERDMANN (luli j, gaszcze) No, chod... Moemy ju i.
DZIEWCZYNA Dlaczego to zrobilicie? (rozplakuje si tak po prostu, po ludzku) Dlaczego tak...
ON i ONA nadal stoj naprzeciw siebie, przygldaj si sobie, co sprawdzaj.
138
139
ONA (do NIEGO, bardzo wolno) Gdzie masz... Gdzie masz sanday? ON (patrzy na swoje bose
stopy) Zostay... Zostay gdzie w piasku. Ciepy ten piach... Cakiem ciepy...
Szum morza - cisza - szum morza - dalekie buczenie statkw - szum morza. ciemnienie.
Scena 6
To samo wntrze. Puste, posprztane, czyste. Kto zostawi butelk ptynu do czyszczenia na blacie
szafki. Strzp gazety w kcie. Upalne letnie potudnie. Cie-ply, dobry, jasny, wakacyjny dzie.
Otwarte drzwi na taras. Gony gwar tumu na play wokl domku. miechy, pokrzykiwania, gwar
dzieci, slaby plusk kpicych si, nawotywania, szum fal. Przed tarasem domku wesota grupa gra w
siatkwk, gluche uderzenia w pitk, miechy. Znw uderzenie w pitk, drugie, trzecie mocne.
Chralny jk zawodu. Przez balustrad tarasu wpada do wntrza domku dua nadmuchiwana pitka i
odbija si odpodlogi, toczy w stron widowni, zatrzymuje si, lekko kotyszc, zamiera. Glony
gwar play - szum morza - popiskiwanie ptakw. Po chwili kto wchodzi bosymi stopami po
drewanianych stopniach prowadzcych do domku. Staje pod drzwiami. Nasuchuje. Delikatne
pukanie. Potem troch goniejsze i znw delikatne. W trakcie tego niemiaego pukania w drzwi
wolne ciemnienie.
Glony szum fal, gwar plaowiczw a do wyjcia ostatniego widza z widowni.
Urnsj0rnbrg, maj 2000
Bez tytuu
(Ohne Titel)
JERG
MATKA
STARSZY MCZYZNA
Scena to wntrze jednopokojowego mieszkania w wysokun, wielopitrowym bu"entrum duego,
przemysowego miasta w Europie. Mieszkanie jest ba, -W lewej cLu , drzwi wejciowe obite
tumic haas popielat cerawprost widowni prostoktne okno z otwartymi srebrnymi za/-
1""18
te''
To^nk kuchennej, obok wejcie do kabiny prysznicowej zamykane rozsuwany-
m b alymi plastykowymi drzwiami. ciany, sufit biale, na podlodze jasna, sza-awMina. Pod oknem
ikeowski" tapczan pokryty czerwony* obiciem teraz zloTony Dwie mae kolorowe poduszki.
Przed tapczanem nlskl stolik na trzech nogach, blat szklany, okrgly, dwa niskie, szerokie pufy
rwne wysokoci b a owi stou pokryte czerwonym pluszem. Cala ciana po prawej ^oniezabu-
dowanajest biaymi pkami cile wokl drzwi do wnki kuchennej i kabiny l^znico ej Na pustych
plkach le w rnych miejscach dm trzy ksiki, ^aaokladkaduL, otwarta paczka chusteczek
higienicznych, wieczko metalowego pudeka. Na cianie po lewej stronie, na metalowym wkr?cie,
wisi fo-woL ciemny, bardzo elegancki garnitur, pod rozpit marynark wida
141
bia koszul izlocisty krawat. Pod garniturem para butw ustawionych na baczno. Po lewej
stronie tapczanu biala szafka z trzema szufladami, na blacie szafki mata lampka z bialym abaurem,
gruby zeszyt z wloonymi pomidzy kartki papierami i olwkiem. Pod sufitem maty srebrny hak i
krtki odcinek biaego kabla po zdemontowanej lampie.
Przy prawej cianie, pod plkami, tu przy drzwiach do wnki kuchennej stoi mala, czerwona
plastykowa miska, w niej dwa pojemniki na plyny do czyszczenia i para biaych gumowych
rkawic zwisajcych z brzegu miski, obok dwie due, zloone, czyste ciereczki.
Pny, upalny letni wieczr. W bialoszare niebo, widoczne przez otwarte aluzje okna w pokoju,
wscza si zmierzch. Przez lekko uchylone okno dochodzi przytlumiony szum duego miasta, z
wybijajcymi si pojedynczymi dwikami: modulowanym sygnatem policyjnego samochodu,
goniejszym, metalicznym jkniciem dochodzcym z ktrego z przemysowych zakladw
pracujcych cala noc, odlegym krzykiem czy moe piskiem hamulcw samochodu na
skrzyowaniu.
Wntrze pokoju pograjcego si w mroku owietla tylko dlugi prostokt wiata z wnki
kuchennej. Owietla pas wykadziny tu przed tapczanem, koczy si za lewym bokiem tapczanu.
Na tapczanie, po lewej stronie, przy szafce siedzi miody mczyzna. W pasie wiat la z wnki
kuchennej widzimy wyranie tylko jego nogi w jasnoniebieskich dinsach, stopy gole. Nogi lekko
wycignite do przodu, stopy oparte o wykadzin tylko pitami.
W szaroci widzimy bia plam jego koszuli, gowa zoona na oparciu tapczanu, lewa rka
wzdtu dala, prawa rka na stojcym na szafce malym zegarku. Stae -przez cay czas trwania
spektaklu -jkliwe odgosy mijajcych si i zatrzymujcych na kondygnacjach budynku wind.
dato mczyzny drgn/o, unosi powoli gow, nie widzimy jego twarzy, tylko jasn plam koszuli i
zarys twarzy pogronej w cieniu. Mczyzna wolno podnosi may budzik z szafki i przyblia do
twarzy. Patrzy dugo na zegarek. Powoli nachyla si w stron pasa wiata. W wiato wchodzi tylko
jego kilka palcw trzymajcych zegarek, nachyla si do trzymanego zegarka, ale jego twarz nadal
pozostaje niewidoczna, w wiato wchodzi fragment biaej koszuli, kolysze si i migocze w wietle
srebrny acuszek przymocowany do zegarka. Mczyzna opada powoli plecami na oparcie, rka
trzymajca zegarek opada na kolana. Syszymy za drzwiami mieszkania gloniejszy stuk i zaraz
mocny jk wznoszcej si windy. Drgnicie dala mczyzny. Sfyszymy, jak winda pomrukujc,
jedzie coraz wyej i zatrzymuje si z cichym piskiem na pitrze, na ktrym znajduje si mieszkanie
mczyzny. Stuk otwieranych drzwi windy. Szuranie wyciganych z kabiny bagay. Wolne,
zdezorientowane kroki na betonowej posadzce korytarza. Osoba, ktra wanie wysiada z windy,
szuka drzwi, do ktrych chce zapuka, jest niepewna, podchodzi do kilku drzwi na tym pitrze.
Mocniejszy ruch dala mczyzny, ruch stp. Gony terkot dzwonka raz - drugi. Pukanie do drzwi,
wpierw mikkie, potem zdecydowane.
142
JERG (cicho) Otwarte, otwarte... = : ,.
Otwieraj si drzwi, lekko zahaczajc o nierwno pooon wykadzin. Tyem wchodzi, cignc za
sob dwie wypakowane torby podrne na kkach, sze-dziesidokilkuletnia kobieta. Ubrana w
jasn spdnic, jasn bluzk, na niej rozpinany, dlugi sweter. Siwe, mocne dugie wosy spite w
kok, z ktrego wymknlo si w trakcie dugiej podry kilka pasemek. Stawia torby, prostuje si.
Patrzy na pokj pogrony w mroku, dostrzega siedzcego na tapczanie mczyzn. Poprawia
wosy, podchodzi dwa kroki w jego stron. Patrzy.
MATKA (zdezorientowana, niepewna, poprawia wosy) Przepraszam... Czy to... Przepraszam...
(znw wolny krok w stron tapczanu) Czy to mieszkanie...? (jeszcze jeden drobny krok, patrzy na
JERGA, ktry unosi wolno gow z oparcia, wolno) Jergu...? (jest tak blisko, e widzi jego twarz,
dla widzw JERG cay czas pozostaje w mroku)
JERG (rwne, wypracowane oddechy, cicho, mocno) To ja... Widzisz... To ja...
MATKA patrzy na niego w bezruchu, bardzo dugo.
JERG odrywa z wysikiem plecy od oparcia, wyciga rk w stron kobiety, jego
do wchodzi na moment w pas wiata, ale on zaraz j cofa.
MATKA (patrzy na niego, chce co powiedzie, dotyka wosw, guzika przy swetrze, policzka,
bardzo cicho) Jergu...
JERG (oddechy) Dzikuj... Dzikuj, e... (oddechy) e jeste...
MATKA (wolno, ruch rki) Ja nie... (duga pauza i przejcie w tempo ~ rytm) Jestem ledwo ywa,
wiesz?... Trzy przesiadki... Moesz sobie to wyobrazi? Najpierw promem z pnocnego mola,
potem trzy godziny czekania na autobus... No,i wreszcie pocigiem... (duga pauza)... Miejsca byy
tylko w pierwszej klasie... I dawali kanapk... O... (pokazuje kanapk w plastikowym pudeeczku
wyjt z kieszeni swetra) Popatrz... Nie zjadam... (patrzy na JERGA, stara si za wszelk cen
uspokoi oddech, szybko) Ale tym metrem tutaj to ju nie daam rady... (w tumiony ca moc
krtki szloch ucity zaciniciem ust) Nie daam rady...
JERG (oddechy, ciepo) To proste... Trzeba byo wzi w kasie tak kart... Tam jest wszystko
narysowane... Taka karta to za darmo...
MATKA (szybko, tumic pacz) Ja nic z tego nie zrozumiaam!... Nic! (wyjmuje z drugiej kieszeni
swetra zoony plan metra i wyciga w stron siedzcego JERGA) Nic!
143
JERG (nachyla si wolno, jego donie wchodz w pas wiatla, dlonie bardzo szczuple, mankiety
bialej koszuli s o wiele za due, na dloniach ciemne plamy wyjmuje z rk MATKI plan, rozktada
go wolno) Trzeba byo wysi tu... Niedaleko... (kladzie plan metra na szklanym blacie stolu)
MATKA Chciaam... Ale... (pauza) Pieszo przyszam, co tam... Upa zela...
JERG (oddechy, wolno) To prawie sze kilometrw od dworca... MATKA (szybko) Co tam...
Przespacerowaam si... Byam w kociele... JERG (wolno) Tam chodniej...
MATKA Byam w kociele... (stara si za wszelk cen opanowa) Zaraz tu zrobimy... (zaczyna si
krzta, bierze torby, siada napufieprzy stole, otwiera torb i wyjmuje zapakowane w papier
sloiczki, ustawia je na stole) Przywiozam ci... Przywiozam ci... (rce jej si trzs, kiedy ustawia
to wszystko na stole)
JERG (oddechy, wolno) Mamo?
MATKA (ustawia) Przywiozam ci past rybn, sok z czereni...
JERG (wolno) Mamo?
MATKA (ustawia) Kiebasa suszona, bardzo suszona...
JERG (wolno) Mamo?
MATKA Fileciki z...
JERG (oddechy, wolno) Czy ty...?
MATKA (wypada jej sloik z rki na szklany blat) Fileciki! Zawsze lubie fileciki! (tlumione cala
moc Ikonie) Zawsze! Przecie wiem...
JERG Czy ty nie chcesz zapali wiata?
MATKA (mocno) Chc przecie... (wstaje niezgrabnie zpufu, podchodzi do drzwi, naciska kilka
razy kontakt)
JERG (cichutki miech) Nie ma lampy... Nie ma...
MATKA wraca, siada napufie, roztrca rk sloiczki na blacie i zaczyna plakat, zwyczajnie,
bezradnie, po ludzku plaka, opuszczajc glow.
144
JERG starajc si utrzyma rwny rytm oddechu, zsuwa si wolno na kolana; zblia si na kolanach
do siedzcej, plczcej MATKI, wchodzi w pas wiatla, wyciga rk w stron opuszczonejglowy
MATKI, cofa, znw wyciga, w wietle widzimy jego klczc posta: o kilka numerw za dua
biala koszula, zapita podszyj, wylysiala glowa z brzowym odcieniem, gdzieniegdzie pasemka
wlosw - nie widzimy twarzy, tylko tyl i bok gowy JERGA. Znw wyciga rk, traci si-ty,
klczc opada napity - cafy czas nie widzimy jego twarzy. MATKA podnosi glow, patrzy na
twarz JERGA z bliska - ona go widzi, my nie. Przez cichy, cichutki szloch.
MATKA Jergu mj...
JERG (wolno krciglow) Nie trzeba... Nie trzeba...
MATKA Synekumj....
JERG Mamo?... (dugapauza) Pomoesz mi...?
MATKA ~ urwany szloch, napicie jej dala.
JERG Pomoesz mi... Usi...
MATKA opada z pufu na kolana i z wysikiem podnosi JERGA, sadza go na tapczanie.
JERG siedzc, pochyla si do przodu, skladajc rce na piersi, prawie dotyka kolan glow.
MATKA siada obok niego, obejmuje go, ju nie bdzie plaka, tylko zeszklone oczy.
JERG (glowa zwrcona do MATKI siedzcej po jego lewej stronie) Ja ci bardzo dzikuj za to
wszystko... (pokazuje glow na stoi) Ja to wszystko bardzo lubi... Ale teraz ju... Ale teraz ju...
MATKA Jergu mj... (pauza) Co ci... Co to jest...? JERG Co to jest? (mieje si) To ja, mamo... To
ja...
MATKA Musimy natychmiast... (rozglda si po pokoju) Ja zaraz zadzwoni...
JERG (trzyma j mocno za rk) Poczekaj... Poczekaj... (oddechy) Ja wczoraj... Wczoraj rano...
Wrciem z takiego szpitala... Z takiego szpitala, wiesz...
MATKA (chce wsta) Ja musz zaraz po kogo... Ja musz zaraz...
145
JERG Tutaj ju nic nie ma... Ani telefonu... Ani nikogo... Nic... (pau. za) Ale czysto jest, prawda?...
Prawda? Wczoraj sprztaem, cay dzie jak wrciem stamtd... Odpoczywaem sobie i
sprztaem... Bardzo dobrze si czuem wczoraj, bardzo dobrze... (pauza)... Czysto tu jest, prawda?
MATKA Czysto, bardzo czysto...
JERG Robactwo ci zje z tego brudu, robactwo"... Zawsze miaa si ze mnie w domu... A
widzisz, jak posprztaem...
MATKA Co to za mieszkanie, Jergu?
JERG (oddechy, wolno) Rzeczy ju nie mam dawno... Porozdawaem, wyrzuciem... I tak by tego
nikt nie wzi... A na pitrze jestem sam... Wszyscy si wyprowadzili, jak si okazao, e...
Wynajmowane mieszkanie to jest, no... (mwi coraz ciszej, slabnie)
MATKA Jergu...
JERG - oddechy, rwne, wyliczone.
MATKA Jergu... We jakie lekarstwo... Ja...
JERG Ja mam peno lekarstw, no...
MATKA (wstaje ostronie, idzie do wnki kuchennej, slycha trzask otwieranych szafek,
otwieranych szuflad, wraca) Tam nic nie ma, nic nie ma...
JERG Nic ju nie ma... (oddechy) Ale kuchnia posprztana, co?
Umyte wszystko? Powiedz...
MATKA Bardzo czyciutko, bardzo...
JERG A szuflady... (oddechy) A szuflady wyoyem foli... A wszystko inne to rozdaem... A potem
wyrzuciem, bo i tak... Bo i tak nikt by nie wzi... Nikt by tego nie wzi...
MATKA Jergu... Jergu, gdzie masz te lekarstwa?
JERG Podaj mi... Podaj mi torb foliow...
MATKA rozglda si po wntrzu.
JERG Tam jest... (wskazuje na kabin prysznicow) Wisi na kranie...
146
MATKA (wchodzi do kabiny prysznicowej, wraca z mokr, przezroczyst torb foliow, strzepuje
dloni krople wody na podlog) Po CO to?
JERG Daj... Daj... (wyciga rk)
MATKA podaje mu torb, siada blisko niego, delikatnie mu kadzie do na
gowie.
JERG - oddechy, odchyla gtow do tyu.
MATKA gadzi opuszkami palcw pasemko wosw na jego glowie.
JERG (oddechy, trzyma torb pomidzy nogami, nachylony) Nie... Nic mnie nie boli... Tylko ja
mam tutaj... (dotyka glowy) Takie co... A z tego leci takie... I jak to odpada... To z wosami...
(ciga z glowy pasemko w losw)
MATKA siedzi blisko JERGA, chce go obj, przytuli, pogaska, zatrzymany
ruch, zeszklone oczy, jedyny moliwy umiech.
JERG pochyla si w stron szafki, oddechy, otwiera wolno szuflad, jedn, drug,
trzeci.
MATKA wstaje, klka przed szafk, patrzy.
JERG Popatrz, ile tego... (szuflady wypenione s po brzegi biaymi, duymi pudekami po
lekarstwach, Jerg zanurza do w szufladzie, przebiera palcami pomidzy pudekami) Popatrz, ile
tego...
MATKA (wyciga dwa pudeka i patrzy) M oe powiniene... Co wzi... JERG (oddechy) One s
puste przecie, no... To stare pudeka... Puste... MATKA Trzeba kupi, ja zaraz... Ja zaraz...
JERG (oddechy, umiech) Co ty... Co ty... Ja ju... Ja ju prawie rok je ykam... (mieje si) Ja ju
cay jestem... Jak lekarstwo... Cay... Nie ma Jerga... Tylko lekarstwo... Powkadajmy je do tej
torby...
Bierze kilka pudeek i wkada do torby, MATKA wybiera garciami pudeka i wrzuca do torby,
szuflada po szufladzie. Rce JERGA - ruch obliczony, wolny, rce MATKI drce, wkadajc
dotyka jego doni, co szepcze.
JERG No, ju wszystkie powkadalimy... Wszystkie... Teraz zawi supe... Zawi supe.
MATKA wie supe z uchwytw torby, ktra ciasno jest wypchana pudekami po lekarstwach.
147
JERG A teraz otwrz drzwi... I postaw to przed progiem... Do zsypu... (urywany oddech, mocno
zacinite oczy) Takie mieci...
MATKA Jergu...
JERG No, wystaw... Wystaw to...
MATKA wstaje niezgrabnie z kolan, idzie do drzwi, otwiera, otwieraj si z oporem przez nierwno
pooon wykladzin, stawia torb przed progiem, zamyka drzwi, podchodzi do JERGA, siada na
pufie, zeszklone oczy, zarowiona twarz.
JERG (oddechy, umiech) Teraz ju... Teraz ju wszystko... MATKA siedzi na pufie z
opuszczonymi bezradnie rkami, patrzy. JERG (oddechy, glowa w gr, umiech) Mamo?
(oddechy) Mamo? MATKA (rwcy si oddech) Co, Jergu? Co? JERG Mamo? (oddechy) Ty... Ty
mnie jeszcze lubisz...? Takiego...
MATKA (jej ciao dry, cinita krta, Izy po twarzy, bez szlochu, jakby kto odkrcildwa
malutkie kraniki) Ja ci kocham, syneku mj... Najbardziej na wiecie...
JERG (oddechy, wpatruje siew twarz MATKI) To dlaczego...? Dlaczego... To dlaczego...?
MATKA Co, Jergu? Co?
JERG ('oddechy - pauza - oddechy) To dlaczego, jak przyjechaa... To mnie od razu nie
ukochaa...? (rwany rytm oddechu)
MATKA podnosi si nieporadnie, zahacza biodrem o stoi, siada obok niego, wie,
e jej ucisk sprawi mu bl. Obejmuje go z calej sity, tuli, glaszcze, caluje raz po
raz w cala twarz, glow, bierze jego rce w swoje, caluje, glaszcze, jej tlumiony
szloch, bl cinitego gardla.
JERG poddaje si uciskom MATKI, bezwolny, bezsilny.
MATKA tuli jego wyfysial glow.
JERG (ciche westchnienie, stara si utrzyma rwny oddech, glaszcze MATK opuszkami palcw
po wierzchu jej doni) Ty nie chciaa mnie ukocha... Bo wygldam, jak... (umiech) ...by mnie
zjady robaki...
MATKA przyciga go mocno, bardzo mocno do siebie.
148
JERG Jak parszywy parszywiec wygldam, no... -', :.-.;>i~ ,-:.'.
MATKA Chodmy std, Jergu! (obejmuje go ramieniem) Chodmy std!
JERG (oddechy) Usid lepiej z tej strony... Tak mi bdzie atwiej rozmawia.
MATKA (wstaje, nachylona) Chodmy std... Ja ci zabior... JERG (oddechy) Jak?
MA TKA pochylona, bierze go pod ramiona i chce podnie.
JERG - mocny, dlugi pomruk blu, wiotczeje w ramionach MATKI.
MATKA (usiuje go podnie) Wsta, Jergu, wsta...
JERG (co jak kwilenie, cicho) Zo... Zostaaaw... Prosz...
MATKA (odejmuje wolno rce, prawie szeptem) Wsta, Jergu, wsta...
JERG (rwany oddech) Ja mam... (dotyka ramion) Ja mam tu wszdzie dziury... Takie due...
MATKA Zaczekaj tu... Ja pjd po kogo!... Kto musi...!
JERG (mocno) Mamo?... Mamo?... Nigdzie nie idziesz?... Nie?... Nie idziesz ode mnie? (oddechy)
Pamitasz, co zawsze mi powtarzaa? -e musi to si tylko umrze...". Nic wicej si nie musi...
Tak mwia... (dlugapauza) Mamo?... Mamo?
MATKA Tak, Jergu, tak...
JERG Ty mnie zawsze kochaa, tak?
MATKA Tak synku, przecie... Tak...
JERG Nawet wtedy?
MATKA Wtedy najbardziej...
JERG Dugo mnie nie widziaa... Bardzo dugo...
MATKA Ale teraz... (tuli go) Ale teraz ju jeste...
JERG Tyle lat mnie nie widziaa... Tyle lat... Cae studia... I potem ten rok, jak...
149
MATKA Ale ju jeste... -t;..'y-' ^c-na. ..*y;v,<af-i, :M
JERG I przez ten cay czas ani razu nie napisaem... Ani nie zadzwoniem... Brzydko tak... Bardzo
brzydko... A ty si martwia... Tata...
MATKA Pyta o ciebie... Cigle pyta... JERG Pyta...
MATKA Ja ci szukaam... Ale... Ale... Nie znalazam... Dopiero jak kto z portu mi powiedzia, e
pracujesz w tym miecie, to siedziaam dwa dni w aptece u pani Kersten i wydzwaniaam... (mieje
si) Tata dalej si nie zgadza, eby nam zaoyli telefon... Mwi, e diabe podsuchuje i wszystko
zmienia, co si mwi... A pani Kersten nie wzia ode mnie ani korony, wiesz, ani korony...
(glaszczego, tuli) Obdzwoniam wszystkie kliniki w tym miecie... Bo ten kto z portu powiedzia,
e pracujesz w takiej klinice...
JERG No... To taka klinika... (cie umiechu) Prywatna...
MATKA To ja obdzwoniam je wszystkie... To prawie dwie strony w ksice telefonicznej... Dwie
strony maczkiem, takie malutkie literki... I znalazam... Dodzwoniam si... (glaszcze go, tuli, caluje
meszek na gtowie) Ale mi powiedzieli, e ty tam ju nie pracujesz... e pracowae, ale ju nie
pracujesz...
JERG No... Bo ja tam potem ju nie pracowaem... Tylko byem tam, tak...
MATKA Rozmawia ze mn taki doktor... Nazywa si... Gerdmann, doktor Gerdmann... Tak si
nazywa.
JERG (umiech) To on mnie przyj do tej pracy...
MATKA Ale nie chcia mi powiedzie, gdzie ty jeste... Powiedzia, e da ci sowo honoru, e
nikomu, nikomu nie powie...
JERG (umiech) Tak powiedzia... MATKA Dlaczego on tak zrobi, Jergu? JERG Da mi sowo
honoru...
150
MATKA I ju potem nie mogam ciebie znale, nigdzie... (tuligo, ko-lysze) A jak zadzwonie
wczoraj rano... Pierwszy raz, pierwszy raz od tylu lat... To pani Kersten zaraz, zaraz przybiega do
nas z apteki, nawet biaego fartucha nie zdja i powiedziaa, e dzwoni Jergu, tak powiedziaa, e
dzwoni Jergu i bardzo prosi, ebym, ebymy do niego zaraz przyjechali... Tak powiedziaa i daa
t kartk z twoim adresem... (wyciga z rkawa bluzki kartk i podaje J ERGOWI) Na jakiej
recepcie napisaa...
JERG (bierze wolno kartk) Na recepcie, no...
MATKA (tuligo) I ja zaraz przyjechaam... Ja bym przyjechaa wczeniej... (mocno) Zawsze,
zawsze bym przyjechaa, ale ty nigdy...
JERG (oddechy, wolno) Nie odzywaem si... MATKA Wyjechae od nas tak, jakby... JERG
(wolno) Ucieka...
MATKA Mylaam nieraz, e ty si pogniewae na mnie... (bardzo, bardzo bezradnie) Ale nie
wiedziaam, o co...
JERG Ja si bardzo baem...
MATKA Czego ty si bae, Jergu?
JERG Naszej maej rybackiej wioski si baem...
MATKA Przecie tam... Mieszkaj dobrzy ludzie. Jest tak adnie: plaa, molo, promenada, tylu
ludzi przyjeda w lecie...
JERG Ja wiedziaem, e jak tam zostan... To si stanie co bardzo, bardzo zego...
MATKA patrzy na JERG A, glaszcze go, caluje delikatnie w glowe. JERG Ale si stao...
(oddechy) MATKA kreci przeczco gow, glaszcze go.
JERG (wolno) Ale si stao tutaj... Bo jak kto si czego boi, to si boi wszdzie...
MATKA (bezradnie) Ja nie rozumiem, co ty mwisz... Czego ty si bae?
151
JERG (oddechy, wolno) Siebie... (dugapauza) ;:> .> .c vi MATKA Jak to siebie, Jergu?
JERG (oddechy) Jestem taki sparszywiay... Poplamia sobie na pewno bluzk tymi moimi...
(gtaszcze j po wewntrznej stronie dloni, oddechy wolniejsze, gbsze) O... teraz znowu si lepiej
czuj... To tak jest...
MATKA To dobrze, Jergu, dobrze... Wszystko bdzie...
JERG No... Znowu si lepiej czuj... (pauza) Tam, w tym szpitalu... (umiech) W tej klinice byo
bardzo fajnie... I ogrd by, i basen... I takie mae kino... No... Tam by taki jeden chopak... On by
cay, calu-sieki, bo przecie widzielimy, w takich rudych krosteczkach... Nawet w buzi,
pokazywa nam, mia takie krosteczki, wszdzie... Nie poyka lekarstw, tylko zbiera je do soika i
mwi, e poknie je kiedy wszystkie i zaraz wyzdrowieje... To mymy na niego woali: Strupek -
Trupek", Strupek - Trupek"... (rwany oddech) Strupek"... (pauza) Trupek"... A ja bardzo, bardzo
dugo mogem chodzi, wiesz... To chodziem sobie korytarzem, taki dugi by... Tam i z powrotem,
tam i z powrotem... A doktor Gerdmann mwi: Na ksiyc zajdziesz, jak tak bdziesz cigle
chodzi, Jergu"... A ja chodziem tak sobie tam i z powrotem, a do takich drzwi na kocu
korytarza, szklanych drzwi, z takiego grubego szka... Bardzo grubego... One byy zawsze
zamknite... Musiay by... Za tymi drzwiami, na pitrze, to stali cay dzie inni z tej kliniki, ale
tacy na co innego chorzy... Z trzeciego i z pierwszego pitra, bo tam przed tymi szklanymi
drzwiami... Bya palarnia, oni palili i palili... Cay dzie... Nawet w nocy przychodzili pali... Oni
patrzyli na mnie, jak staem przy szybie, bo musiaem troch posta, eby znw sobie chodzi... I
wygupiali si... Przytykali do szyby papierosy, a ja nadstawiaem gow i udawaem, e mnie
parzy... miali si... Albo chuchali na moj twarz za szyb i rysowali palcem... (wodzi doni w
powietrzu) Tak czaszk... (mieje si) Z zbami... Wygupiali si...
MATKA sucha JERGA, kady nerw w jej ciele dry z przeraenia i rozpaczy.
JERG (oddechy swobodniejsze, wzdycha) Cakiem dobrze si czuj, no... Cakiem dobrze...
(dlugapauza) A do tego Strupka - Trupka", co ci mwiem, to przyjedaa ona... Na pocztku to
cigle przyjedaa...
152
I staa przed tymi szklanymi drzwiami, i staa... A Strupek - Trupek" to ju musia siedzie na
takim ku z kkami... I ona mu co opowiadaa przez t szyb, i opowiadaa... Pokazywaa
zdjcia takich maluchw... A on patrzy na ni i nic nie mg mwi przez te strupki w buzi... A ona
nie wiedziaa, czy on j widzi, czy nie... Bo on mia w oczach takie... (pokazuje) Pod
powiekami...Takie co jakby... (mieje si) Strupek - Trupek"... A ona to chyba zawsze si upijaa,
jak do niego przychodzia... Bo jak patrzyem z okna, jak idzie przez parking do samochodu, to si
zataczaa, ale jak... A pniej ju, to w tym samochodzie czeka na ni taki starszy pan i ona tak
rzucaa si na niego, i tak pakaa, e a si trzsa... Dugo zawsze stali na tym parkingu, zanim
odjechali... Dugo, no... A potem to ju nie miaem siy chodzi tak cigle, ani sta przy oknie...
(pauza, oddechy, odpoczywa)
MATKA (gaszcze go delikatnie) Jergu, moe powinnimy pojecha do tego szpitala...
JERG (wolno) Co ty... Ja im przecie powiedziaem, e mam gdzie jecha i e bd mie opiek...
Tak powiedziaem...
MATKA Jergu, pojedziemy do domu... (obejmujego mocno) Zaraz pojedziemy do domu... (chce go
podnie)
JERG (oddechy, z umiechem) Jak?
MATKA (bezradnie) Takswk... Tak. Takswk... Ja zaraz... JERG (cay czas z tym samym
umiechem) Std? Nad morze takswk? MATKA Ja mam pienidze, Jergu. Mam duo pienidzy,
bardzo duo... JERG Mamo, ja...
MATKA Pooysz si na tylnym siedzeniu i raz dwa przyjedziemy...
(jakby zaczynaa wierzy w to, co mwi) Bdziemy si czsto zatrzymywa...
JERG Na takich lenych parkingach...
MATKA Tak... Bdziesz odpoczywa, a ja...
JERG Ja nie dojd nawet do windy, mamo...
MATKA I pojedziemy... (rwane kanie) A w domu... A w domu...
JERG (gaszcze j po doniach) Jak tam teraz jest w Ellmit?
153
MATKA I wszystko bdzie dobrze... (pauza) Duo si zmienio w El-Imit... Nie ma ju
drewnianego mola, wiesz... Postawili betonowe, ale dwa razy dusze... A prom to odchodzi teraz z
pnocnego mola co godzin...
JERG (niedowierzajco) Co godzin...
MATKA Duo si zmienio, zobaczysz, Jergu, zobaczysz... Wszystko Wszystko bdzie dobrze...
(dugapauza) A tata to ju nie pracuje, wie
JERG (wolno, zdziwiony) Nie pracuje...
MATKA Dorabia sobie czasem w porcie... Naprawia na kutrach takie te... (tlumiplcz) Co si tak
krc...
JERG (wolno, umiech) Radary... MATKA No, wanie... JERG (oddechy, wolno, czujnie)
Jeste? MATKA Jestem, jestem...
JERG Ju chyba ciemno... Ciemno... Tu si zawsze szybko ciemnia Jeszcze jasno... A potem zaraz
ciemno... Cakiem ciemno...
MATKA (bezradnie, beznadziejnie) Jergu... Jergu... Co ja mog zrobi JERG (oddechy, umiech)
Kochaj mnie, kochaj mnie, mamo...
MATKA nieporadnie tuli go do siebie.
Pusty, ciemny pokj, JERG i MATKA wtuleni w siebie. Cisza, szmer miasta za
oknem.
JERG (stara si wyswobodzi z obj MATKI) Ojej... Czekaj... Czekaj...
MATKA Co?... Co, Jergu?
JERG Krew... (pociganosem) Krew...
MATKA Gdzie?
Zapala lampk stojc na szafce, wiatlo slabej lampki owietla tylko blat szafki, rozjania posta
MATKI.
JERG (oddechy, wolno) Krew mi leci z nosa... Krew mi leci... (podnosi glow) Ciepa... Pachnie...
(wchapalce) Pachnie lekarstwami...
154
MATKA (szybko) Co tam, Jergu, krew z nosa... (szuka chusteczki, wstaje i bierze z polki otwart
paczk chusteczek higienicznych) Co tam... Ile to razy sobie nos rozwalie... Pamitasz, jak zawsze
skakalicie z Karl z mola? Wyrne o kamie na dnie... To taki... (pokazuje) miae kalafior,
cakiem siny. Pamitasz?
JERG (oddechy, odchylona glowa) No...
MATKA (siada kolo JERGA, dotyka jego brody) Poka... No, nie bj si... Poka... (chce
chusteczk zetrze krew plync z jego nosa)
JERG (nieporadnie wyrywa glow) Nie! (wyrywa glow, mocno) Nie!!! (mocno-oddechy-mocno)
Nie dotykaj tego, mamo! (ciszej) To krew... (zasiania twarz domi, odwraca glow)
MATKA To co?... To co, e krew?
JERG Nie dotykaj tego! (stara si trzyma glow odchylon, siga po chusteczk) Ja sam...
MATKA (cieplo, nalegajco, zbliajc rk z chusteczk do jego twarzy) Jergu, ja to zaraz...
JERG (wygina si na tapczanie, odwracajc glow od MATKI) Zostaw... Zostaw! (rce wzdlu
dala, krew splywa po brodzie, kilka plam na koszuli) Nie... Nie moesz... Nie dotykaj tego...
MATKA (nachyla si nad nim i szybko, sprawnie wyciera chusteczk krew z jego brody, pod
nosem, stara si zetrze plamy z koszuli) No, ju... Ju...
JERG (wyrywa bezradnie glow) Nie... Nie rb tego... Nie moesz...
MATKA No, ju, widzisz? Ju... Teraz zrobimy takie mae tamponi-ki... (skrca z chusteczek dwa
tamponiki) I woymy do nosa... Do jednej dziurki... (wkada delikatnie)
JERG (stara si zlapajej dlonie) Nie moesz... MATKA I do drugiej dziurki... (wklada
delikatnie) JERG Spal to... Spal to zaraz... W kuchni jest...
MATKA I po wszystkim... (wyciera krew ze swoich rk wie chusteczk, idzie do kabiny
prysznicowej, sycha spukiwan wod, wraca) I ju... Wygldasz z tymi tamponikami jak mors...
(walczy z paczem) Jak mors...
155
JERG Rce... Rce... >.:>< .--:.::; .',-- < 'iv;, ' .
MATKA (siada blisko kolo niego, bierze go za rce, trzyma mocno, gaszcze jego dlonie) Ju...
Ju...
JERG (oddechy, gtowa odchylona z nasikajcymi tamponikami w obu dziurkach nosa) Nie... Nie
dotykaj twarzy... Nie dotykaj...
MATKA Wiesz, e ju nie leci ci krew... Zobacz... (glaszcze go po gto-wie)
JERG (wolno) Nie leci...
MATKA Ju w ogle nie leci... Zobacz...
JERG (dotyka tamponika, zblia palce do oczu) Zapal lampk...
MATKA patrzy na JERGA, na palc si lampk.
JERG Zapal lampk na szafce... (szuka rk przewodu)
MATKA Jergu... Jergu... Ja... Ja ju zapaliam lampk...
JERG (potwierdzajco) Aha... Aha... (dotyka dlonicieptego abauru palcej si lampki) Aha...
MATKA Jergu mj... (dotyka jego brwi palcami) Jergu...
JERG (oddechy) Mamo?
MATKA Co, Jergu, co?
JERG Ja... Ja ju prawie nic nie widz...
MATKA (mocno) Nieprawda. Nieprawda. To tylko ta krew z nosa. To tylko ta krew. To zaraz
przejdzie...
JERG Mnie si tak robi cay czas...
MATKA Nieprawda...
JERG Ja przecie nie kami, mamo...
MATKA chce przysun bliej lampk z szafki w stron JERGA, potrca gruby zeszyt, ktry spada
z szafki.
JERG (oddechy, nasuchuje) Oho... Zeszyt spad...
MATKA podnosi zeszyt.
156
JERG Daj mi go... Daj... ,- <
MATKA podaje mu zeszyt.
JERG (bierze zeszyt, otwiera, przewraca kartki) Ja tu... (dotyka palcami kartek) Napisaem takie
rne rzeczy... Ale ju bardzo dawno nic nie pisaem... (oddechy) Czasem tylko lepiej widz...
(oddechy) Jak... Jak pacz, to lepiej widz, wiesz... Dlaczego tak?
MATKA (bezradnie, bezradnie, jak cztowiek, ktry po prostu nie wie) Ja nie wiem... Ja tego, synku,
nie wiem...
JERG Kiedy mwia... Kiedy mwia... Ale to byo dawno, kiedy...
MATKA Co, mj synku...?
JERG e... e chopcy te mog paka...
MATKA Tak, synku...
JERG Ale jak nikt nie widzi?
MATKA Tak mwiam...?
JERG No... Tak mwia... Jak ja pacz, to nikt nie widzi, wiesz? No bo kto...? I ty mwia, e
zy... e zy prawdziwego mczyzny... Zamieniaj si w dobre uczynki... W dobre uczynki...
(dluga pauza) Mamo?
MATKA Tak, synku, tak...
JERG Mamo?
MATKA Mw, Jergu, ja sucham ciebie...
JERG Ja ju nie zrobi adnego dobrego uczynku.
MATKA Nie wolno tak mwi, nie wolno.
JERG Bo wiesz co, mamo?... Wiesz co?
MATKA Co, syneku, co?
JERG Ja umieram, mamo, wiesz... (oddechy, pauza) Oho... Oho... Znowu mam ciepo w nosie...
Znowu mi krew leci...
Tamponiki w nosie JERGA zabarwiaj si, jeden wypada na koszul, smuga krwi, MATKA
odwraca si od JERGA, lew rk trzyma jego dlo, a praw z calej sity,
157
otwart dloni, uderza si kilka razy w nos - mocno, kilka razy raz po raz. Z jej opuchnitego od
uderze nosa spfywa struka krwi.
MATKA Popatrz, Jergu... (bierze jego dlo i dotyka ni swego nosa) Popatrz... Mnie te posza
krew z nosa... Co takiego...
JERG (oddechy, wolno) Tobie... Co... MATKA To ten upa... To ten upa... JERG (oddechy) Co
ty...
MATKA Ach, to nic. (bierze chusteczki) To nic. Zaraz zrobimy nowe tamponiki... (pociga nosem,
zwija z chusteczek tamponiki) Dla ciebie, o tak... (wklada mu tamponiki do nosa) I dla mnie...
(\vklada w dziurki swojego nosa) O... teraz razem mamy takie same... Widzisz, Jergu, wygldamy
jak mama-mors i synek-mors...
JERG (oddechy, wolno) A tata-mors... Poluje, eby nam przynie wiee ryby, tak... (pauza)
Mamo?... (pauza) Mamo?
MATKA tuli go, glaszcze.
JERG Mamo?
MATKA Jestem tu, jestem...
JERG Ja bym chcia ci jeszcze zobaczy... (dotyka jej twarzy)
MATKA Jestem tu, Jergu... (wolno wyjmuje tamponiki z nosa)
JERG Ale eby ci zobaczy... To ja si musz najpierw rozpaka... Ale ja ju chyba nie mog...
MATKA Pacz, Jergu, pacz... (bierze jego glow w obie dlonie) Pacz, Jergu...
JERG (oddechy, trzymaj za rce) Nie mog chyba... MATKA Sprbuj, sprbuj... JERG No...
(zaciska i otwiera oczy) Nie mog... MATKA Postaraj si, postaraj...
JERG (zaciska mocno oczy, oddechy troch szybsze i szybsze) Udao si. Widzisz? Ja pacz.
Mamo?... Mamo?... (wpatruje si w jej twarz) Ja ci
158
widz... No, cakiem dobrze... (dotyka jej policzka, wiosw) Jaka... Jaka
ty jeste?
MATKA cauje jego twarz, gow.
JERG W gowie tak gorco... (oddechy) A w nogach to mi tak zimno...
MATKA (ujmuje jego stopy, rozciera je) Po si, po...
JERG Chyba tak... Chyba tak... Boja leaem i leaem cay czas, no... Ale jak na ciebie czekaem
dzisiaj... To chciaem, eby byo tak... I ebym ja siedzia... Przesad mnie na ten puf. Tak... A teraz
roz tapczan. O, tak... Tam jest taki uchwyt. Wystarczy lekko pocign... I zaraz si sam
rozoy... O, ju... We przecierado. Znalaza? Nowe. W folii. Roz je, roz... I ja ju si
poo chyba...
MATKA pomaga mu wsta z puf a i sadza na rozloonym i zacielonym przecie-radtem tapczanie.
JERG Ju jest tak pno... (chce odpi guzik od o wiele za duych dinsw) Nie... Nie dam rady...
MATKA ciga mu spodnie, dostrzega, e JERG ma zaloon pieluch jednorazow.
JERG (dotyka pieluchy) Cakiem przemoka... A miaa nie nasika... (rozpina guziki koszuli, ale
zaraz slabnie)
MATKA klczy obok niego, rozpina guziki, ciga wpierw jeden rkaw, podnoszc rami JERGA,
potem drugi rkaw.
JERG (ley na plecach, glowa w stron okna, jego oddechy, ruchy glowy, stp, palce zaciskajce si
na przecieradle) Nie przykrywaj mnie... Nie przykrywaj... Bo mi zimno... I gorco bardzo... To
mnie nie przykrywaj... (dotyka pieluchy) Miaa nie nasika...
MATKA zdecydowanym ruchem odrywa pas przecieradla od strony stp JERGA, jej ruchy s
szybkie, zdecydowane. ciga nabrzmiat pynem pieluch z JERGA i wrzuca do miski. Bierze
dwie ciereczki lece obok miski. Idzie do kuchni. Szum wody z kranu. Wraca z mokrymi
ciereczkami. Siada obok lecego JERGA i szybko, sprawnie myje jego krocze, poladki, uda.
Bierze oderwany wczeniej pas przecieradla i robi z niego pieluch. Pewnie i szybko zakada JER-
GOWI pieluch.
JERG (oddechy, szeroko otwarte oczy) No tak. (pauza) Mamo?... Mamo?
159
MATKA Jestem... Jestem tu... , ;-.. '. -,. , ,;,-*.
JERG Jest ju bardzo pno, tak?
MATKA Jest noc...
JERG Ty nigdzie std ju nie pjdziesz?!
MATKA O nie, mj Jergu... O nie...
Gaszcze go, widzi, e jego ciaem wstrzsa dreszcz, owija go ciasno, starannie przecieradem,
wystaje tylko glowa i stopy JERGA.
JERG Nigdzie nie id... Nie id... (ruchy gow, cieszy si) Znowu si lepiej czuj... Usid
bardzo blisko przy mnie, bardzo blisko...
MATKA (siada przy JERGU, stay ruch jej doni) Ojej...
JERG chce ruszy ramieniem, ale krpuje go przecieradlo. MATKA rozwija cz przecierada,
wyswobodz rami JERGA.
JERG To teraz... To teraz... Opowiedz mi jak histori... Opowiedz...
MATKA (ruchy jej doni przy ciele JERGA) Histori...?
JERG No, jak histori... "'! .-.,-
MATKA Jergu...
JERG Co tam bdzie?
MATKA Dobrze bdzie, dobrze...
JERG Skd wiesz?
MATKA Bo matki to wiedz, Jergu.
JERG Wiedz?
MATKA Tak, Jergu...
JERG I co... I co powiedz... Jak mnie zobacz takiego zgnitego...?
MATKA Powiedz... Powiedz: Witaj, Jergu, witaj. Teraz ju wszystko...".
JERG Mamo?... Mamo?
MATKA Tak. Tak... (gaszcze go, tuli, cauje)
JERG Ja nigdy... Ja nigdy nie robiem takich rzeczy...
160
S^^^^^
MATKA Ja to wiem... Ja to wiem. . . . K
JERG Powiesz... Powiesz... e ja nigdy... Powiesz...? K ' ' ' " " MATKA Powiem, Jergu,
powiem... .. .,..-....
JERG (dtuga pauza) Jak to bdzie, mamo?
MATKA (spokojnie, pewnie) Zaniesz sobie, a ja ci bd cay, cay czas trzyma za rk. O tak...
(potrzsa lekko trzyman dloni JERGA) Cay czas... A potem zaraz si obudzisz... ,.
JERG I ju nie bd taki spleniay? : -
MATKA (spokojnie, wolno) I ju nie, i ju nie... :'';;-.
JERG Ty to wiesz, bo jeste moj mam, tak? >.-'* , : .-.( M.
MATKA (spokojnie, wolno) Wiem to, wiem...
JERG To dobrze. To dobrze... Boja nie jestem taki... Taki jak teraz...
MATKA siadu na tapczanie koo JERGA, lew rk bierze go pod plecy, unosi, przytula do siebie,
zaczyna si lekko koysa.
JERG (cicho, cichutko) Jeste taka cieplutka...
MATKA koysze si rytmicznie, trzymajc w ramionach wpllecego JERGA. Jknicie windy,
stuk otwieranych drzwi, kto wychodzi z windy, mocne kroki, pukanie do drzwi. MATKA tulc
JERGA, odwraca gow w stron drzwi, znw pukanie, MATKA chce co powiedzie, ale syszymy
tylko cichy, nieartykuowany dwik. Drzwi otwieraj si. Wchodzi STARSZY MCZYZNA -
brzowe spodnie, sanday, koszula z krtkim rkawem, na ramionach letnia, niemodna marynarka.
Stoi w drzwiach, trzyma rk na klamce, patrzy na MATK trzymajc w ramionach JERGA. Stoi i
patrzy. MATKA odwraca wzrok od STARSZEGO MCZYZNY, wraca do rytmu kolysania
JERGA cauje go, pociera nosem kpki wosw na jego gowie. STARSZY MCZYZNA nie
odrywa wzroku od JERGA, jego surowa, prosta, stara twarz, jego dugie patrzenie. STARSZY
MCZYZNA drgn, jego uwag skupi ciemny garnitur wiszcy na cianie w foliowym worku.
Podchodzi wolno do garnituru, dotyka palcami folii, obraca w palcach kocwk zocistego
krawata. Podnosi buty, dugo im si przyglda.
MATKA (do STARSZEGO MCZYZNY) Drzwi... Zamknij drzwi...
STARSZY MCZYZNA, - butami w rce. idzie do drzwi, zamyka je, zatrzaskuje zamek. Wraca,
staje w nogach ka, patrzy. Patrzy na stopy JERGA, patrzy na trzymane buty, stawia buty na
wykadzinie.
161
MATKA (koysze si, tulc JERGA, do STARSZEGO MCZYZNY) Cicho... Cicho... On zaraz
zanie... Ja wiem... Zaraz zanie... (pauza.) To dobrze, e przyjechae. To dobrze. Jade co?
STARSZY MCZYZNA potakuje ruchem lowv.
MATKA To dobrze... Dobrze... (cicho, ciepo) Usid tutaj... (wskazuje mu ruchem gowy tapczan)
Usid... Jeste zmczony... Widzisz, jak wszystko tutaj posprzta... Jak czyciutko...
STARSZY MCZYZNA bierze przecieradto, w ktre owinity jest JERG i odrzuca, patrzy, cofa
si poi kroku. Odkryty JERG porusza si niespokojnie ruch rk, ruch stopy, MA TKA ponownie
otula go przecieradtem, kolysz si delikatnie w zgodnym rvtmie.
JERG Mamo?... Jeste?
MATKA (spokojnie, cieplo) Jestem, Jergu, Jestem...
JERG A ja?... Jestem?
MATKA Jergu...? Jergu? Ty wiesz, kto do nas przyjecha? Z bardzo daleka przyjecha? Kto tu
jest?... No, kto? (kofyszego, tuli) JERG (cicho) Pan Bg?
MATKA (koysze go, tuli) Dzisiaj jest tylko z nami... Tylko z nami i z nikim innym. Powiedzia, e
bardzo dobrze wie, e ty nigdy nie zrobie nic zego.
JERG Bardzo dobrze wie... (cicho, slabe oddechy) Czy on... Czy on tu
jeszcze jest? i
MATKA Jest...
JERG I ty go widzisz? (zadziwiony dziecicy szept)... Pana Boga?
MATKA Bardzo dobrze go widz.
JERG (cicho, prawie do ucha MATKI) Czy ja mog mu co pokaza? Zapytaj...
MATKA (koyszc, tulc) Moesz, moesz...
JERG (szeptem do ucha MATKI) W tym zeszycie... Jest mj dyplom... I... I taka karta, e
pracowaem... (oddechy, pauza) I e... Nigdy nie robiem takich... Takich rzeczy...
162
,t ntwieru, wyjmuje maa ksia-STARSZY MCZYZNA wolno siga po *
zeczk z duym zotym godem na oktadce. wszystko na tapczanie obok lecego JERGA.
/~vi to wszystko bardzo dob-MATKA (tulc, koyszc) On to wie... On w 3
rze wie...
, .. Metra MATKI) Mw do JERG (kurczowo wczepia si palcami w rka.v
mnie... Mw do mnie... Mw do mnie...
MATKA To wszystko, czego si tak adni* uc^e ^ ^ Iat' to ci si bardzo, bardzo przyda...
JERG Tak?
t MATKA (umiecha si) Tak. Bo mae amo>
i te czasem choruj... 1
JERG Co ty?
a 7 goymi pupami i si ci-MATKA Tak... (gaszcze go, tuli) Bo biegaj4 z ^ p F
. -tr _ a psik... gle przezibiaj... A potem kichaj... A psu*-
JERG (oddechy, cicho) A psik... - ' :- :A-v MATKA Tak... A psik...
^ \-.-~,: ;'
JERG Pokaesz... Pokaesz te papiery ta..-
^r?V7N do siebie, bierze do MATKA (przyciga STARSZEGO MZCtJ^ ^ ^
JERGA i wodzi ni po twarzy STARSZEGO M*^ jest? Kto?... Powiedz, kto?
JERG (oddechy, coraz bardziej arytmiczne) T*1-" <, -v, MATKA Tak. licznie... Ta - ta...
Powiedz: Ta - td-JERG (oddechy, cichutko) Ta... (oddechy)
MATKA Tak, tak. ..Ta -ta, ta -ta...
., upCZYZNY, do JERGA JERG odejmuje do od twarzy STARSZEGO ^ JERQ ^^a si,
opada na zwinit do STARSZEGO MSzCl f?ce
wolno zaciska obie dlonie i unosi je, prawie prostif/4 ^
MATKA delikatnie Sapie go za rce i chcejepoWL ^ ^ .
JERG jednak prostuje rce, trzyma je prostopa'"c
na nimi rytmicznie, naprzemiennie koysa.
163
MATKA patrzy pytajco na STARSZEGO MCZYZN.
STARSZY MCZYZNA patrzy na wycignite, koyszce si rce JERGA,
kiwa lekko glow, umiecha si lekko.
JERG (ruszajc wycignitymi nad glow rkami) Mot parowy buch-
-buch-buch... (stara si zaciska dlonie w pieci) Mot parowy buch-
-buch-buch...
STARSZY MCZYZNA wyciga rce, zaciska dlonie w pici, wkiada je pomidzy dlonie
JERGA i wtacza si w ich ruch, cztery dlonie uderzaj o siebie rytmicznie.
JERG Mot parowy buch-buch-buch (wsplny ruch ich rk), najpierw w gow, potem w brzuch...
(wsplny ruch ich rk) Mot parowy buch-
-buch-buch, najpierw w gow, potem w brzuch... (opadaj wolno wycignite rce JERGA)
JERG (bardzo cicho) Mot parowy...
Opadaj wycignite rce STARSZEGO MCZYZNY.
JERG (cicho, jak niemowl) Ta., (oddechy)
MATKA (kadzie si po prawej stronie lecego JERGA na prawym boku, wkiada mu prawe rami
pod gow, lew rk tuli go, glaszcze; do STARSZEGO MCZYZNY) No, chod... Tylko
ostronie... Widzisz, e zasypia...
STARSZY MCZYZNA nieporadnie ktadzie si po lewej stronie JERGA, na lewym boku.
JERG ley na plecach, po jego prawej stronie MATKA, po lewej stronie STARSZY MCZYZNA,
ruchy glowy JERGA, drgnicia jego stp.
MATKA (kotyszc delikatnie ciaem JERGA) Tak... Tak... (do STARSZEGO MCZYZNY, cicho,
z umiechem) Teraz si ju nie ruszaj na chwil. On zaraz zanie. Zaraz...
Ich dala nieruchomiej, MATKA patrzy uwanie w twarz JERGA, trzyma go mocno za rk,
STARSZY MCZYZNA ley w niewygodnej pozycji, drgnicia dala JERGA, ruch jego ramienia.
JERG (cichutko, dwicznie, jak niemowl) Ma... (ruch grdyki)
164
MATKA (uspokajajco) Tak, Jergu, tak... (cicho, cieplo) Spj, pij, syneku...
Nagle lecy JERG podnosi si, obraca na bok w stron STARSZEGO MCZYZNY, podciga
nogi i stara si podnie tulw.
MATKA (glaszcze plecy JERGA, cieplo, czule, z podziwem) Tak... Bardzo adnie... Tak...
JERG przewraca si na brzuch, podciga nogi i unosi wysoko gow, patrzy na MATK, na
STARSZEGO MCZYZN.
MATKA (gladzi JERGA, z podziwem, czule) Tak... No, prosz, prosz...
JERG (jednym ruchem przechodzi do siadu, opadajca glowa, wiotki tulw, patrzy na STA
RSZEGO MCZ YZN) A...... Ta...
MATKA (glaszczeplecy JERGA, czule) Tak... Tak...
JERG opada na plecy, wierci si pomidzy lec MATK i STARSZYM MCZYZN, szuka
sobie miejsca pomidzy nimi jak niemowl w -ku rodzicw, zapiera si glow o pier MATKI,
wypycha nogami kolana STARSZEGO MCZYZNY, ruchy JERGA s szybkie, wciska si
plecami w pier MATKI, prostuje nogi, odwraca na plecy, palcami lewej dloni dotyka jej ust.
MATKA cauje jego palce, JERG wkada palce gbiej do ust MATKI, ta delikatnie je przygryza,
mieje si, JERG dotyka jej powiek, ust, jego glowa opada, ruchy staj si wolniejsze, powoli
nieruchomieje skulony na lewym boku. MATKA nakrywa przecieradem nog JERGA, ktr ten,
wiercc si, wycign spod przecierada. Po sekundzie JERG sprawnie, jak dziecko, uwalnia nog
spod przecieradla, kuli si, jeszcze bardziej naciskajc gow pier MATKI.
JERG (cichutko) Ma... (ziewa szeroko, szeroko jak niemowl) Ta... (ziewa)
MATKA i STARSZY MCZYZNA jeszcze bardziej przysuwaj si do skulonego JERGA,
STARSZY MCZYZNA opada na plecy, zasiania twarz ramieniem. MATKA szarpie lekko
ramieniem STARSZEGO MCZYZNY, przyciga go, jakby chciaa nakry nim skulone ciao
JERGA. MATKA i STARSZY MCZYZNA umiechaj si do siebie, umiechnici patrz na
JERGA, kiwaj glowami, prawie zamknita muszla ich dal nad lecym JERGIEM. Po chwili
MATKA, koyszc si delikatnie, zaczyna nuci prost, melodyjn piosenk, takie dwie
powtarzajce si w kolko krtkie zwrotki, uloone w rymy ze miesznych zgosek, ktre
wygruchuj niemowlaki.
165
MATKA (piewajc cichutko) Zga lampk... Tylko ciiiicho... Zga...
STARSZY MCZYZNA powoli odwraca si na plecy, dlugo szuka rk przewodu, gasi lampk.
Ciemno w pokoju. Wski pas wiat ta z wnki kuchennej kladzie si na nogach lecych na
tapczanie. Szary prostokt okna z rwnymi kreskami aluzji. Cichy, nocny oddech miasta i
piewana coraz ciszej i ciszej piosenka.
Urnsjonbrg, sierpie 2000
Cynkweiss
(Biel cynkowa)
KARLA
MCZYZNA
Scena to wntrze jednopokojowego, bardzo malego mieszkania w wielopitrowym budynku, w
centrum duego, przemysowego miasta w Europie. W cianie na wprost widowni due, prostoktne
okno z zamknitymi srebrnymi aluzjami. Pod oknem ikeowski" tapczan, roztoony w stron
widowni, pokryty bial tkanin. W cianie po lewej stronie drzwi wejciowe, obite od wewntrz
bial, tumic haas cerat. W cianie po prawej stronie drzwi do wnki kuchennej, przed nimi
wejcie do kabiny prysznicowej, zamykane biaymi, rozsuwanymi drzwiami. ciana po prawej
stronie cala zabudowana bialymi plkami, doklad-nie wokl drzwi do wnki kuchennej i kabiny
prysznicowej. ciany, sufit biale, na podlodze nowa, bial wykladzina.
Obok rozloonego tapczanu niski stoi na trzech srebrnych, niklowanych nogach, blat szklany,
okrgly, dwa niskie foteliki na gitych, srebrnych, niklowanych nogach, siedzisko i oparcie z bialej
skry. Prawie cala podloga zapelniona jest stojcymi pudlami z bialego kartonu. Cz pudel jest
zamknita, zalepiona bial tam, kilka otwartych, wida wypeniajce je ksiki. Kilka kartonw
ley na roztoony m tapczanie, mniejsze kartony stoj na blacie stolu, na siedzisku jednego
167
fotela ley due kartonowe pudto, na siedzisku drugiego fotela stoi maty, biaty telewizor owinity
foli bbelkow, zaklejony bial tam. W progu wejcia do wnki kuchennej stoj biale pudla, w
progu wejcia do kabiny prysznicowej stoj powkadane jedna w drug biale, rnice si tonem
bieli plastykowe miski, w mi-sce plastykowe biale torby foliowe ze rodkami czystoci. Pod
plkami owinite foli bbelkow radiomagnetofon i dwie kolumny. Na podlodze, na tapczanie
plachty bialego papieru do pakowania, kilka rolek bialej tamy klejcej. Na cianie po lewej strome,
dokadnie porodku, wisi biala suknia lubna. To bardzo elegancka suknia lubna, kupiona w
najdroszym sklepie w tym miecie. Pod wiszc sukni para pantofli na bardzo wysokim obcasie.
Na kartonie lecym na siedzisku fotela ma la sterta wieo wyjtej z opakowa bialej bielizny. Na
polce, na wprost drzwi wejciowych, w szklanym naczyniu bukiet biaych kwiatw udekorowanych
srebrnymi wstkami. O polki oparty dlugi, prostoktny, biay karton. Przedpoludnie. Wczesna
wiosna. Przez szczeliny zamknitych aluzji sczy si ostre wiosenne soce, przez lekko uchylone
okno sycha cichy, niedzielny szmer miasta. Pocztek rozjanienia sceny jest rwnolegy ze
startem ostrej, skocznej melodyjki sygnau telefonu komrkowego, dranicego krtkim,
powtarzajcym si motywem. Pomidzy biaymi kartonami, na rozoonym tapczanie siedzi bardzo
adna, bardzo zgrabna dwudziestokilkuletnia dziewczyna, ubrana w biay, puszysty szlafrok
kpielowy. Pochylona, obcina srebrnymi c-katni paznokcie u ng. Na dwik sygnalu telefonu
komrkowego prostuje si i zaczyna pospiesznie szuka telefonu, caly czas wygrywajcego sw
obsesyjn melodyjk.
Dziewczyna szuka telefonu pord pacht papieru pakowego na tapczanie, wok kartonowych
pudel, wreszcie znajduje biay, ze srebrnymi okuwkami, telefon lecy na jednym z otwartych pudel
wypakowanych ksikami, stojcych obok tapczanu. Bierze telefon, odgarnia dugie, ciemne wosy,
klka na tapczanie, siadajc na pitach.
KARLA (pieszczotliwie, czule, poprawiajc raz po raz wiosy) To ty, guptasie?... Znowu?...
Dzwonisz co p minuty... (miejesi) Nie moesz tak robi, bo zejd do ciebie na golasa...
(chichocze) Nie zd... Ty wintuchu jeden... (udaje powan) Musz mie jeszcze p godziny...
P godziny, eby si przygotowa... Tak... Ubra i... Tak... Wyglda najpikniej na wiecie... Tak...
Najpikniej na wiecie tylko dla ciebie... (mieje siglono) Przesta! (udaje stanowcz) Ani mi si
wa tutaj przychodzi! (zamiewa si, przewraca na plecy i fika nogami) wintuch! wintuch!
wintuch! (udaje przeraenie) Jerg, ja jestem jeszcze zupenie w proszku... Zejd, ale dokadnie za
dwadziecia minut... Prosz ci... Co ty tam szemrzesz?... Liczysz sekundy? (chichot) Ile ci wyszo?
Tysic dwiecie sekund? No, co ty? (zrywa si na nogi) Jerg, ani mi si wa
168
tutaj przychodzi... Bo... Bo to przynosi pecha... Jestem ju naprawd spakowana... Wszystko
gotowe do zabrania... Wiem, e potem zabierzemy... Wszystko ju w kartonach... Wcale nie za duo
kartonw... A ja... (mieje si) Jeszcze niezapakowana... (czule) Jergu mj najdroszy, ja te si ju
nie mog doczeka... (cicho, prawdziwie) Tak bardzo ci kocham... (szybko) Jak bdziesz mnie tak
trzyma przy telefonie, to si spnimy... (ciepo) Posuchaj mnie... Ale posuchaj... Ja teraz
wycz telefon... (szybko) Tak - tak - tak - tak - tak - wycz, wykpi si, ubior i zanim
skoczysz liczy te okropne sekundy, bd sta pod domem... Tylko twoja i na zawsze... No,
uwaga, wyczam... To ty wycz pierwszy... Jergu, wyczam... No, Jergu... Cauj ci bardzo,
bardzo mocno... (ju troch przestraszona) Nie zd, nie zd... (udaje, e plcze) Nie zd...
Nie, Jerg ja si naprawd rozpacz, musz wzi prysznic, przygotowa si, przecie mam
wyglda najpikniej na wiecie, tak?... Jerg, wyczam si... (wpada prawie w panik) Nie, nie, ja
nie zd... Kocham ci...
Zdecydowanym ruchem wytacza telefon, chowa go do kieszeni szlafroka. Podbiega do okna, unosi
aluzj i patrzy na ulic przed domem. Patrzy dugo, kilkanacie sekund w bezruchu, czujna, w
napiciu, zbliajc twarz do szyby. Ciche pukanie do drzwi wejciowych, dwa, trzy ledwo syszalne
puknicia. KARLA odrywa twarz od szyby i potykajc si o kartonowe pudla stojce na podlodze,
byskawicznie dopada drzwi, otwiera je mocnym, szerokim ruchem.
" KARLA Jeste wreszcie...
Z sil, o jak nikt by nie podejrzewa tak delikatnej dziewczyny, wciga z korytarza do mieszkania,
cignc za kurtk, okoo pidziesicioletniego MCZYZN. KARLA zatrzaskuje drzwi, zamyka
zasuw. MCZYZNA cofa si pod drzwi, opiera si o nie plecami. Ubrany w zmite spodnie od
garnituru, zniszczone, wydeptane buty sportowe, jaskrawa koszulka polo, na niej sportowa,
ortalionowa kurtka z nadrukami, przez rami przewieszona skajowa torba na pasku. Glowa
dokadnie wygolona. Przygarbiony, zmity, szary, pusty, bardzo blady. Jego twarz bardzo rzadko i
na bardzo krtko widuje soce. To twarz czowieka, 2 ktrej kto stale wyciera gumk, cokolwiek
si na niej pojawi. Tylko twarz i nic wicej. MCZYZNA stoi pod drzwiami, gowa opuszczona,
nie patrzy na KARLE. KARLA puszcza jego kurtk i dugo, bardzo starannie wyciera do w po
biaego, puszystego szlafroka.
KARLA (mocno) A jak si odezwiesz choby jednym sowem... Choby jednym sowem...
(wyjmuje z kieszeni telefon komrkowy) Drgniesz tylko... To... (potrzsa telefonem)
IfiP
MCZYZNA stoi przed KARL w bezruchu, wolno, rytmicznie oddycha nie patrzy na KARLE.
KARLA (wyciga rk, mocno) Poka papier!
MCZYZNA powoli otwiera zamek blyskawiczny torby, szuka czego w rodku.
KARLA Papier!
MCZYZNA wyjmuje z torby zloon kartk i wolno podaje KARLI.
KARLA (wyszarpuje mu kartk z dloni, szybko czyta) No... (krci gtow) Jednak si zgodzili... To
nie do wiary... (patrzy na kartk papieru) Zgodzili si... Ale dali ci bardzo mao czasu... (szybko) I
tak za duo.
Wypuszcza z rk kartk papieru, ktra spada pod nogi MCZYZNY. Ten wolno schyla si,
podnosi kartk, starannie skada i chowa do torby.
KARLA Zamknij zamek, bo zgubisz... Albo lepiej zgub... (patrzy na MCZYZN i widzi, e on
chce co powiedzie) Tylko otwrz usta! Tylko sprbuj!
MCZYZNA ganie, pochylona glowa.
KARLA A moe to wcale nie jeste ty?... To przecie prawie pitnacie lat... A moe to wcale nie
jeste ty?... Co!? Moe to nie ty!?... (pauza) To ty jeste... To ty... (krci gtow) Wiesz, dlaczego
wiem? Wiesz, dlaczego!? Bo mi si chce znowu rzyga, bo czuj taki lepki smrd... To jeste ty...
Ju zamierdziao... Oho, ale jak. Ju cuchnie... (wcha swoj rk, kaptur szlafroka) Ale cuchnie...
Ale cuchnie... A jakby tylko otworzy t swoj gb, to tutaj zaraz, zaraz wszdzie taki odr...
(wachluje si dloni)
MCZYZNA nie patrzy na KARLE, raz po raz rytmicznie przymykane powieki.
KARLA Zaraz przyjd ssiedzi i zapytaj: Pani Karo, pani Karo, co to tak u pani mierdzi? Co
te tak u pani mierdzi, pani Karo?". A ja im powiem: Ja pastwa bardzo, bardzo przepraszam, ale
wanie przyjecha"...
MCZYZNA - krtki, glucho-szczekliwy skowyt, zaraz ucity ciniciem szczk.
KARLA No, co? No, ale przecie to prawda. Bo przyjechae... Przyjechae i cuchnie. To przecie
prawda... (wybuch) Otworzye usta!!! Otworzye!!! Mwiam ci, eby si nie way! Fuj! Fuj!
Fuj!
170
Udaje, e bdzie wymiotowa, wyszarpuje telefon z kieszeni szlafroka, ciche popiskiwanie
wybieranego numeru.
MCZYZNA przeraony, upuszcza torb na podtog, wyciga rk przed siebie, robi maty krok
w stron KARLI.
KARLA (wrzask) Nie dotykaj mnie!!! (odskakuje z telefonem przy uchu)
Nie dotykaj!!!
MCZYZNA jak zaszczute zwierz, krci przeczco glow, jeszcze drobny
krok.
KARLA Nie - do - ty - kaj - mnie. MCZYZNA zamiera, przestaje mruga powiekami.
KARLA (cay czas patrzc na MCZYZN, do telefonu) Halo? (powstrzymuje intencj ruchu
MCZYZNY wycignit rk; cieplo, czule) Halo?... (szybko, caly czas patrzc w twarz
MCZYZNY) To ja, Jergu... Ju prawie jestem gotowa... (czule) Nie mw tak, chcesz ebym
wysza poryczana? (bardzo czule) Gupi ty... I ja ci kocham najbardziej na wiecie... Ju jestecie
pod domem? (podbiega do okna, patrzy na ulic) Boe, Jergu, zaraz schodz, daj mi jeszcze... Nie,
nie przychod tu, nie przychod... Ja zaraz zejd... To na szczcie, na szczcie... Nie bj si, nie
wycz telefonu, bdzie cay czas koo mnie... Nawet przy prysznicu... Kocham ci, Jergu, zaraz
schodz...
Chichy pisk wyczanego telefonu.
KARLA (wyciga rk, w ktrej trzyma telefon) Widzisz ten karton?
(wskazuje na dlugie biale pudlo oparte o polki) Widzisz?
MCZYZNA - ledwo zauwaalne drgnicie glowy.
KARLA W rodku masz wszystko... Wszystko, co trzeba... We to...
(wolno) Poka rce...
MCZYZNA - drgnicie ciaa, jakby chcia podej do KARLI.
KARLA (jak wybuch) Stj tam!!! (pauza) Podnie rce i poka mi
donie.
MCZYZNA powoli unosi rce i wolno obraca dlomi.
KARLA (patrzy uwanie na dtonie MCZ YZNY, krci glow) S czyste...
Dobry, wielki Boe... One s czyste...
171
MCZYZNA opuszcza wolno rce.
KARLA We ten karton i id do kuchni... (wskazuje wnk kuchenn) No, id...
MCZYZNA idzie w stron plek. KARLA odsuwa si dwa kroki w stron tapczanu.
MCZYZNA staje, wraca po swoj torb na pasku, zaklada torb na rami, znw idzie w stron
plek, potyka si o jeden ze stojcych napodlodze kartonw, bierze dugie pudlo - torba zsuwa mu
si z ramienia, poprawiaj, wolno wchodzi do wnki kuchennej. Slycha dwik lejcej si do
zlewu wody. KARLA patrzy na wejcie do wnki kuchennej, drgnicie, szybko wchodzi do kabiny
prysznicowej. Zasuwa plastykowe drzwi, pozostawia wsk szczelin, przez ktr rzuca swj bialy
szlafrok przed drzwi kabiny i kladzie na pododze telefon. Zatrzaskuje plastykowe drzwi. Glony
szum wody z prysznica, jasne refleksy dala KARLI na plastykowych drzwiach kabiny. Nakadaj
si na siebie dwiki szumicej wody w kabinie prysznicowej, warkot golarki elektrycznej w
kuchni. Rwnoczenie ganie szum wody i warkot golarki. KARLA odsuwa drzwi kabiny, siga po
rcznik. W tej samej chwili w drzwiach wnki kuchennej staje MCZYZNA i zasuwaj si z
powrotem drzwi kabiny prysznicowej. MCZYZNA nie wchodzi do pokoju, stoi w progu. Ubrany
w najelegantszy z moliwych garnitur, buty, koszul, krawat, dodatki, w klapie duy, bialy kwiat.
Tylko jego ogolona glowa jak dokrcona z innej bajki do tego ekskluzywnego stroju. Przez rami
ma przewieszon swoj torb na pasku, wypchan zdjtymi rzeczami, stare sportowe buty trzyma w
rce. KARLA spieszy si. Wychodzi szybko z kabiny owinita biafym, puszystym rcznikiem.
Teraz widzimy, jak bardzo jest moda, bardzo pikna, bardzo zgrabna, ciepla, rwna opalenizna.
MCZYZNA widzc wychodzc KARLE, cofa si w gb wnki kuchennej. KARLA wycierajc
wlosy w mniejszy rcznik, staje przed wnk kuchenn.
KARLA (zniecierpliwiona) Przepraszam... (szybciej) Przepraszam, chc tu wej...
MCZYZNA wychodzi z wnki kuchennej, musi wymin KARLE, bo tanie schodzi mu z drogi,
cay czas wyciera wlosy. KARLA wchodzi do wnki kuchennej, slyszymy stuk otwieranych szafek.
Szybko wychodzi. MCZYZNA stoi w bezruchu obok drzwi.
KARLA (znw chce wymin MCZYZN) Przepraszam... Przepraszam...
MCZYZNA robi krok w stron tapczanu, siada pomidzy kartonami, po prawej stronie, twarz w
stron wnki kuchennej. KARLA krzta si po pokoju, sprawnie wymijajc stojce na pododze
kartony, spieszy si. Siada po lewej stronie tapczanu plecami do MCZYZNY. Stojce na
tapczanie kartony za-slaniaj siedzc KARLE. ciga rcznik, ale my nie widzimy jej nagoci,
zasaniaj j kartonowe puda. Szybko, nie wstajc, zaklada majtki, nakada bia-
172
ty stanik - wstaje - spieszy si - zakada pas do poczoch, szuka wzrokiem poczoch - szybko
podchodzi do plek - siedzcy MCZYZNA ani drgnie, coraz bardziej zmity, skurczony -
KARLA wchodzi do kuchni - wychodzi -podchodzi do okna, za kadym razem przechodzi bardzo
blisko siedzcego MCZ Y-ZNY-jej biodra mijaj o milimetry twarz MCZ YZNY, jej smuke
uda mijaj o milimetry kolana MCZYZNY-znw podchodzi do pek, wspina si na palce, szuka
doni na najwyszej pce - znajduje - biae poczochy w foliowym opakowaniu, rozrywa je
gwatownie - zwalnia... Mieszkanie jest bardzo mae - KARLA stoi mniej ni metr od siedzcego
MCZYZNY- opiera jedn nog o stojcy na pododze karton - wolno naciga na nog poczoch
-przypina do pasa, opiera drug nog o karton i bardzo wolno naciga poczoch -przypina do pasa,
poprawia uoenie pasa - zaczyna czego szuka na tapczanie, wok kartonw, zaglda pod pachty
papieru pakowego na tapczanie -szukajc, pochyla si nad siedzcym MCZYZN to z jego
lewej strony, to z prawej strony, blisko nad jego gow, klka przy jego kolanach, zaglda pod
tapczan, klczc prostuje tuw, przysiada na pitach, patrzy w pust twarz MCZYZNY.
KARLA (jakprzeraona dziewczynka) Umyam przecie... Umyam... Przysigam, e umyam...
Przysigam... (cicho)... Na Pana Jezusa i Bozi... przysigam... (samymi wargami) Wszystko
umyam... (wolno wstaje, jej cieple, pachnce uda na wprost twarzy MCZYZNY) Jakie brudne
apki... (podchodzi do wiszcej na cianie^sukni) Jakie brudne apki... (ciga sukni z wieszaka) O,
a tutaj, widzisz? Dotknij, dotknij... Widzisz, jakie brudne... (zaczyna zaktada sukni) Tutaj
przecie... (szybko) No, co? No, co? No, co? Tak... Tak... Tak... To trzeba umy... (przeraony szept)
To?... (koczy zaktada sukni) Trzeba zawsze, codziennie, wszystko bardzo, bardzo dokadnie
umy, bardzo dokadnie... (rozczesuje wlosy bia szczotk) Bo jak si idzie spa czystym,
umytym, to si nigdy, przenigdy w yciu nie przyni nic zego, nic zego,.. Bdzie tak cieplutko, tak
cieplutko... I zaraz potem zasn, zaraz zasn... I bd miaa same sodkie sny, same sodkie sny...
Koczy rozczesywa wosy, okrca si kilka razy, poprawia fady na sukni, zaklada pantofle.
KARLA A teraz daj mi to. (wyjmuje spod tapczanu piaski karton zapakowany w srebrny papier z
du bia kokard) To prezent, od ciebie...
MCZYZNA wci w tej samej pozycji.
KARLA (bierze pudo pod pach) A teraz pobogosaw mnie. Pobogosaw.
173
MCZYZNA wci w tej samej pozycji.
KARLA Wsta. Wsta. Do bogosawiestwa si wstaje. Nie mona nikogo pobogosawi,
siedzc. To si nie liczy.
Dluga pauza - cialo MCZYZNY drgno, wolno, wolno wstaje, pusta twarz, rce opuszczone
wzdlu dala. KARLA trzyma pudo z kokard pod pach, bierze z polki bukiet bialych kwiatw,
klka przed MCZYZN, tuli kwiaty do piersi.
KARLA Bogosawi ci, Karo, na twoj dobr drog. Niech ci spotka wszystko to, co pikne,
kochane, jasne i czyste... Pikne, dobre, kochane i czyste. Bogosawi ci.
Szybko wstaje, kladzie ostronie pudo z kokard na ktrym z kartonw, nakada woalk.
KARLA A teraz... A teraz... (wyjmuje z kolejnego kartonu aparat fotograficzny polaroid) Zrobimy
sobie zdjcie na pamitk...
Staje przy MCZYNIE w welonie, z bukietem, wyciga aparat przed siebie na cala dlugo rki,
obiektywem w stron swojej twarzy i naciska migawk -blysk i po sekundzie aparat wypluwa
zdjcie.
KARLA A teraz tak... (blysk) I tak... (blysk) A teraz tobie zrobi... Seria blyskw flesza i
spywajce na podog zdjcia.
KARLA A teraz... Zrobimy ci zdjcie na golasa... No, na golasa... Nie chcesz na golasa, nie chcesz?
To zrobimy...
Ostre klaksony samochodw zajedajcych pod dom, trbki, pokrzykiwania. Znw odzywa si
natrtna melodyjka telefonu komrkowego, KARLA podnosi telefon lecy na pododze przy
drzwiach kabiny prysznicowej.
KARLA (szeptem do MCZYZNY) Rozwiej si, smrodzie, na zawsze. .. (podnosi jedn z
fotografii lecych na pododze, patrzy) Bo ciebie nie ma... (patrzy na fotografi) Nigdy nie byo,
chocia bye... Nie ma ci... (rzuca fotografi) Ale dzisiaj masz by! Jak nigdy! (do telefonu,
radonie, czule, pospiesznie) Ju schodz!... Ju schodz, Jergu...
KARLA idzie do drzwi. Wyglda przepiknie w tej sukni lubnej, jak z okadki ekskluzywnego
magazynu mody.
KARLA (do MCZYZNY) Masz by.
KARLA podchodzi do okna, otwiera aluzje, pokj zalewa blask przedpoudniowego soca,
otwiera szeroko okno, sycha klaksony przed domem, ciche od-
174
legie bicie dzwonw. Przecig w pokoju, szeleszcz papiery na tapczanie, na
pododze.
MCZYZNA cay czas stoi w tej samej pozycji. KARLA podchodzi znw do
drzwi, naciska klamk, uchyla drzwi - mocniejszy przecig. Klaksony za oknem,
pokrzykiwania, gwizdy.
KARLA Jeste pewno godny? ''..-.-,*.,, , .-\ ..- ,, MCZYZNA pierwszy raz od
pocztku jednoaktwki lpiejejwzrok. KARLA (z rk na klamce) Jeste godny?
MCZYZNA zblia wolno do do twarzy i mocno naciska na usta zewntrzn stron doni.
KARLA Opowiedz mi szybciutko, jak to smakuje? Mamy jeszcze p minutki. Przecie wiesz...
No, od dwunastu lat... Tak? Od dwunastu czy ilu tam musisz zjada, co? No, powiedz, jak
smakuje...? Przynosz wam obiad, wszyscy jedz, a ty za kadym razem, za kadym razem, musisz
sam wymiesza swj obiad, palcami... Tak, palcami... No, z czym...? (wzrusza ramionami) Przecie
to wszyscy wiedz... Nawet tam, gdzie jeste, to ci nie ma, dla nikogo, co, nie? Jak to smakuje?
(udaje, e wymiotuje) Codziennie, codziennie... To straszne, to straszne, i robi ci to prawie
wszyscy... Nog od stoka... W najlepszym razie... Tak boli, e bl nic nie znaczy... (szeptem)
Powiedz, jak smakuje...?
Potworny -jak wybuch -przeraajcy ryk MCZYZNY, otwarte szeroko usta, wytrzeszczone oczy
i wznoszcy si przeraliwy dwik, jakby wszystkie diaby w piekle wzity si za rce i
rozwrzeszczay na zo Panu Bogu. Ciao MCZYZNY dry ryk nie rusza si z miejsca,
wpatruje w KARLE ryk - rozpina pasek od spodni, wyszarpuje ze szlufek -podnosi w obu rkach
rozcignity pasek nad gow - stay ton ryku MCZYZNY - robi jeden krok w stron stojcej
przy drzwiach KARLI, drugi krok ~ KARLA podnosi woalk, przekrzywia gow, umiecha si -
ryk potnieje - MCZYZNA byskawicznie zawija pasek na szyi i zaciska, cignc jeden koniec
paska lew rk w jedn stron, drugi koniec paska praw rk w drug stron - ryk cichnie, jego
twarz powoli purpurowieje, coraz ciszej i ciszej, zaciska z caej siy na jak go sta, traci oddech,
chwieje si - odrywa rce od paska, opuszcza rce, ptla paska zwisa z jego szyi, apie oddech,
opuszcza gow, apie oddech. KARLA wci umiechajc si, podchodzi do MCZYZNY,
zdejmuje mu pasek z szyi, tak po prostu, jakby rozwizywata krawat.
175
KARLA (kadc mu (Hanie na klapy marynarki) Nie teraz... (poprawia kwiat w butonierce) Nie
tutaj... (caluje go w policzek) Nie dzisiaj... (otwiera drzwi i wyciga rk do MCZYZNY)
Chod... (cieplej) Chod... Musimy ju i, tato... Musimy ju i...
Krtki rozblysk wiatla, jak flesz, ktry nadaje przedmiotom martw, pluska wietlisto, zaraz
potem ciemnienie. Slyszymy wybuch radoci grupy osb czekajcych przed domem na KARLE,
oklaski, klaksony, trbki, odlegle bicie dzwonw i rwnolegy ostry, skoczny dwik powtarzajcej
si melodyjki telefonu, a do wyjcia publicznoci z widowni.
Urnsjornbrg, padziernik 2000
Lemury
KARLA JERG
Rozjanienie. JERG i KARLA stoj obok siebie. KARLA trzyma JERGA pod rk. KARLA w
bialej sukni lubnej ze wszystkimi moliwymi dodatkami: welon, tren, rkawiczki, bukiet etc.
'JERG w bielusieko-biatym smokingu, wszystkie dodatki biale: muszka, perl w abocie, biale
buty, rkawiczki, etc. Mocno wypu-drowani, na twarzach nienaturalne, niezdrowe rumiece. Stoj
na tle lekko powiewajcej, bialo-srebrnejpluszowej kotary.
JERG Jeste taka... (szuka stwa) KARLA (podpowiada) Czysta? JERG Nie...
KARLA Nie... samowita? JERG Nie... ' KARLA Nie...zwyka?
JERG Nie...
;r;>"Y."V..<<- : .:<; ' ;.*'L' ;.:.
KARLA Nie... okieznana? \.,;,, --..,-: ,, ..-:,
177
JERG Nie...
KARLA Nie... przenikniona?
JERG Nie...
KARLA Nie... dostpna?
JERG Nie... Nie...
KARLA (przecigajc sylaby) Nie-by-wa-a?
JERG Nie...
KARLA (za, kriko) Nieumyta? ,- ,. ,
JERG (' rozkojarzony) Tak.
KARLA Co!!!???
JERG (wystraszony) Co!!!???
KARLA Jaka jestem!?
JERG (uspokajajco) Kochanie...
KARLA (mocno) A ty masz w uszach kaki!!! ;,-;,,,, ;
JERG Ja? (tpie si za uszy) ;.v .. . ^
KARLA Krzewy, knieje, chaszcze, puszcze! Fuj!
JERG A ty... (szuka stwa) A ty... :;,,= ;
KARLA A ja? A ja jestem nienobiaa, puch-puchowa, pomrukliwa. Jestem jak bita - au! au! au! -
mietana. Sodziusieka, pachnca, ncca, bbelkowa, bulgotliwa ju... (pokazuje) na koniuszku
jzyczka. Jestem pieszczotliwa w ustach, achotna na podniebieniu, goryczkowo-ssca w przeyku,
ukojliwa w odku, burczco-szemrzca w brzuszku... Ja jestem niegowita...
JERG (wyszarpuje klaki zucha) A ja mam... KARLA (wcieka) A ty masz krzywe jaszcze!!!
JERG Nieprawda! Nie mam krzywych jaszczy! Wszyscy mi zawsze
mwili, e mam jaszcze w porzdku! : '" - .::
178
KARLA (oniemiata) Kto!? Kto ci mwi, e masz jaszcze w porzdku? Komu ty pokazywae
jaszcze? Przecie... mwie, e tylko ja... e tylko mnie...
JERG (wystraszony) Karla... ja...
KARLA (ostro) To po co to wszystko!? Po co!? (rzuca i depcze bukiet) Jerg!!! (ztamanym glosem)
Oka-my-wa-e mnie... (plcze)
JERG (przeraony) To nie tak...
KARLA (plcze wspomnieniowa) Pamitasz...? Wtedy... Po uroczystoci otwarcia fabryki gumolitu
na twojej ulicy. By taki okropny zib, a ja nie woyam palta, bo chciaam pokaza ci si w nowej
sukience. Poszlimy nad rzek, tam obok ruin szybu wentylacyjnego naszej kopalni...
JERG Karla, prosz...
KARLA I wtedy... I wtedy... ' JERG Karleeeko... (tuliKARLE) Przysigam... KARLA A ja tak
marzyam... Tak tskniam... (szloch)
JERG Kochanie...
,( KARLA (ostro) We!!! Zabieraj swoje ndzne jaszcze!!! Poooookazuj
je wszdzie! Obno si z nimi! Nie potrzebuj twoich ohydnych jaszczy
II!
JERG Karla, na Boga... Przecie nie jestemy tu sami.
KARLA Oooo!!! Jasne!!! (rzuca si na JERGA i bije go piciami) Komu pokazywae jaszcze!?
Komu!? Komu!? I ty chcesz teraz mj... (bije go) czyst... (bijego) przeczyst... (bije go) jasn tak...
(bije go) tymi jaszczami... (szybko) co je pokazywa.
JERG (wcieky) Przesta wreszcie!!!
KARLA (tygrysi skok na JERGA) Bo co!!! Bo teraz mj zostawisz!? Bo teraz mj ostawisz!? Jak
chusteczk z papijeru mikkiego usta otarw-szy Judaszowe zemjesz i wyrzucisz? Po co ci teraz
Karla taka? Jak tak? - To jaka? - Jak taka?
179
JERG (wystraszony, zdezorientowany, tuli KARLE, glaszcze, uspokaja) Jest za dziesi dwunasta...
Dzwony ju bi bd na wiey kaplicy. Posuchaj. Bim-bom-bim-bom-bim-bom-bim-bom-bim...
(kiwa glow w lewo -wprawo) Bim-bom-bim-bom...
KARLA (powoli uspokaja si) A soce?... Jest soce?
JERG (uspokajajco-opowiadajco) O... Widzisz? Soce czupryn wychyla zza chmur wacikw
puszystych i dreszczami (pokazuje dreszcze) promiennemi na wielokwiat witraowych szybek w
kaplicy powiec... A jak przez szybki te kolorowe - jak lizaki sodziukie odpustowe -przenizie, to
na Karleki sukienusi si pooy - rozoy i na gwkach pereek, co masz niemi falbany obszyte,
soca promienie zakwitn jak stugowe krdzielnice...
KARLA (senna, spokojna) A gocie? S gocie?
JERG Gocie? O-ho-ho-ho-ho! To to nie tum nawet. To mrowie goci. A jacy przejci. Jacy
uroczyci. Z nogi na nog przestpuj, muchy poprawiaj, krawaty zadzierzguj. A sztywni tacy. A
ju doczeka si nie mog.
KARLA A kwiaty? S kwiaty?
JERG (dlugo obwchuje) Kwiaty... To ocean jest zapachw. W oczy a kuj stukolory jejich...
Oho... S i pczki same jeno i rozpuchnite buawy i polne siusi-kwiatki i kosze konch wylewnych.
O! I samotna ra sterczy na... A i bble dzieryste, pachetki pochliwe. Jakich tu kwiatw nie
masz...
KARLA A dzieci? S dzieci?
JERG (mieje si radonie) A masz i dziecitek orszaczek zgrabny! W sukienusiach, falbaneczkach,
kokardeczkach. A jakie to wystrojone, rumiane, rozochocone, rozchichotane. apkami w
koszyczkach gmeraj, by patkami kolorowemi Karlek fur-fur-fur obsypa, (posypuje gow
KARLI pitkami kwiatw) A chopaczyska podzwaniaj drobnemi monetami w soikach, by potem
szast-prast-szast-prast... Aj, co radoci bdzie, co bdzie...
KARLA (niepewnie) A... Rodzice?... S... Rodzice...? s; ,,
180
JERG (powanie, wruszony) Mamy nasze takie... (Izpotyka) matczyne-matczyne... A ojcowie
nasi... Wiesz... Trzymaj si... Ale i oni, wiesz, ojcowie... Wany to dzie, wany. To mankiet
skubn, to na zegarek, to na butw czub byszczcy, to kamizelk obcign, wiesz... ojcowie nasi.
KARLA A mamy nasze?
JERG Mamy nasze zy smakuj i czas do tyu przegldaj... Jak mymy o... (pokazuje) tacy-tacy
malusiecy byli- i siku, i kup, i siku, i kup, i na koniu bujanym, i w szkole - Oj, gupoto ty moja,
gupoto", i kleksy, i szyba zbita, i matura - Herr Jesus! Und was? Herr Je-sus?". A teraz?... My tu, a
one tam podreptuj, podreptuj...
KARLA A kaplica? A kaplica jaka?
JERG (pewnie) Jak zaczarowana. Niedua, niemaa, gotycka, strzelista, uszykowana, wychodzona.
awy rwniusieko jak na paradzie ustawione, past do mebli namaszc^one. Kadzide wonie nosy
achoc, a jake. wici z otarzy chudziusiekimi apkami do nas machaj-ma-chaj, (pokazuje) a
oczta wyupiaste wybauszaj, a nadziwi si nie mog... Oj, nie mog. Bo czego podobnego to
oni nie widzieli, jako ywo, nie widzieli. .;
KARLA A organy? Jak organy?
JERG Organy basami pomrukuj, takie pewne swego, postkuj. Ale ju, zaraz piszczaeczki
wiergotliwe jak nie tupn ze zoci! A my co!? e cichutko? e cieniutkie?"... Jak nie zawirgoc!
I ju razem, duda w dud, pod sklepieniem ebrowanym, wok filarw strzelistych, przez ambon,
okienka konfesjonaw wstydliwych, a hen do zakrystii pie tak ponios... e ledwo chopiec
pryszczaty, co na przyuczeniu jest u organisty, miechy nady nadyma...
KARLA A wiadkowie?... A wiadkowie nasi?
JERG (szybko) S! Dokumenta rnj! Obrczki - czy s - w kieszeniach mac-mac-macmacaj.
KARLA (lkliwie) A Ona? Jest Ona?
JERG (wydymajc wargi) Przysza, przysza, a jake... Pod chrem stoi, liszaje na gbie talkiem
przysypaa, oczy czerwone, kaprawe oku-
181
larami czarnemi zakryta i mamrocze co, mamrocze... Brzydka... We fioletowej sukience, z tym
szalikiem jak trup blady stoi... Stoi tak i stoi... Ale nikt si nawet na ni nie spojrzy... Jeno kocielny
stary, co wiece grubane zapala, popatrzy na ni i powie: A ide ty lepiej do dumu, ide, gupie
ty, gupie dziewczynisko".
KARLA (radonie) A ksidz? Ojczulek nasz?
JERG (szeroko) Czeka nas... A jake, czeka. Po brzuszysku nasz kochany dobrodziej si
pogaskuje, obiadek tuciutki wspomina, pomla-skuje. Szaty zociste odziewa, po stronicach ksigi
tajemnej palcem wodzi. A w oczach mdrych, kochanych iskierki yczliwe mu tacuj. Bo to zaraz
sowa takie ci on nam powie, a pytania zada, a do ciep i dobr jak chleba bochen uniesie.
Kochany nasz pasterz stareki, kochany... ....< .'-V.
KARLA A my? A my? .. ,
v ;' '.'">!' ;-'' i ,-*'-''{
JERG A my tacy... -* ' "or.-.' .-,;.-. KARLA Jacy? Jacy? ,;. '!..,.'''^'"V
':*'*' JERG A my jacy tacy... rv,<i, , KARLA Biali...
v-, .V;,-., , : ,. .- A JERG Biali? KARLA No, a potem?
JERG Potem? Potem... Bardzo cicho bdzie, dobrze, ciepo, sodko bdzie...
KARLA No, a potem? Jeszcze potem?
JERG Jeszcze potem? Zaraz potem? Potem bdzie wielki bal...
Start muzyki, walc z okresu midzywojennego pl. Co w srcu ukriwasz, oczi twe rzika mi". JERG
prosi KARLE do taca. Wiruj lekko i zwiewnie do koca sekwencji.
KARLA Nie masz wcale w uszach kakw... / ;^,,\:-,;-. JERG Troszk mam, tu na koniuszku...
>.,, > -,..,,,\ ,., KARLA A te jaszcze, to wiesz, wybacz... '*"" ' l' ' '
182
JERG
Moje jaszcze trzymam w skryciu Moje jaszcze tylko twoje Bo kochanie moje-moje...
KARLA ^5
Ja po jaszczach ci pogaszcz Ja po jaszczach ci popieszcz Ja mioci swey do jaszczy w sercu
maem nie pomieszcz...
JERG
Wszystko twoje, tylko twoje Kakw chaszcze i me jaszcze...
Tacz i tacz, przytulaj si do siebie, poszeptuj co do ucha, a muzyka sczy
si i sczy.
KARLA A co bdzie potem-potem?
JERG No, a potem... (szepcze KARLIdo ucha, ta mieje si i szepcze co do ucha J ERGOWI)
KARLA A co bdzie jeszcze potem... Po tym potem"?
JERG Dobrze bdzie, ciepo bdzie... sodko bdzie i szczliwie.
Rozmow JERGA i KARLI zagusza gona muzyka walca. A oni tacz, miej si, poglaskuj,
przekomarzaj. Z gry sypi si im na glowy pitki kwiatw, konfetti, puch, pirka, kolorowe
baloniki, cienkie pasemka srebrnej folii, a oni tacz i tacz, i tacz... agodne ciemnienie.
Ellmit, listopad 1998
Spis treci
Lemury doktora Villqista
(Roman Pawowski)
5
Noc Helvera
15
Beztlenowce
JEDNOAKTWKI
57
Kostka smalcu z bakaliami l 59
Beztlenowce l 69
Fantom l 99
Bez tytutu (Ohm Titel) 1141
Cynkweiss (Biel cynkowa) l 167
Lemury l 177
Villqist pisze tak, jakby nie bra pod uwag polskiej tradycji teatralnej. Bliej mu do Strindberga i
niemieckich ekspresjonistw ni do Gombrowicza i Mroka. Jego psychologiczne mae tragedie"
nie przypominaj niczego, co dotychczas pisano w Polsce dla teatru.
Roman Pawowski, Gazeta Wyborcza"
Ingmar Villqist, polski autor ukrywajcy si pod norweskim pseudonimem, jest mistrzem
wydobywania dramatyzmu sytuacji, ktra zmusza uwikane w ni- postacie do dziaa biegunowo
sprzecznych z ich oczekiwaniami i natur.
Jacek Sieradzki, Polityka"
Villqist piszc sztuki, przygotowuje kolejne preparaty laboratoryjne i kae widzom bacznie si im
przyglda. Wy pr paro wuj e uczucia, czynic je tak widocznymi, jak yy i ttnice oplatajce
serce, gdy w czasie sekcji umiejtnie odsunie si rozcit skr.
Piotr Gruszczyski, Dialog"
Dramaty Villqista to odtrutka na jzykowo-logiczne modele Mroka, gr w teatr charakterystyczn
dla dramaturgii Schaeffera, dekonstrukcj wiata i wiadomoci bohaterw jednoaktwek Rewi-
cza.
Cena 28 z
ukasz Drewniak, Tygodnik Powszechny"
788386II056965"

You might also like