Professional Documents
Culture Documents
ONA (schyla si, zbiera rzeczy, ale wolniej) Nie przepraszaj mnie cigle. Nic mi nie zrobia, (do
siebie) Nic mi nie zrobia... (siedzi w bezruchu, trzyma w rkach jaki kaftanik, sweterek) Podaj
mi, prosz, walizk.
DZIEWCZYNA rozglda si po wntrzu.
ONA Jest pod tapczanem.
DZIEWCZYNA (wyciga spod tapczanu podrn torb) Prosz.
ONA siedzc, podciga torb do siebie, otwiera, wkada kilka rzeczy, starannie skadajc w kostk.
DZIEWCZYNA Czy mog pani pomc? ONA (skadajc rzeczy) Jak chcesz.
DZIEWCZYNA (siada na pododze tu przy otwartej torbie, bierze ska-fanderek, skada go bardzo
uwanie, umiecha si do siebie, do swoich marze, do przyszoci) To bardzo adne, (gadzi
zoony skafanderek) Bardzo adne.
ONA (wolno) Tak... Chyba tak.
DZIEWCZYNA Niech pani odpocznie. Ja to poukadam.
ONA (jakby przestraszona) Nie, nie.
DZIEWCZYNA (cieplo) Prosz mi pozwoli.
ONA (siedzi na tapczanie, patrzy na otwart torb, na DZIEWCZYN, ktra skada rzeczy w
rwne kostki i bardzo delikatnie ukada w torbie. Przypatrujc si ciepemu, dobremu umiechowi
DZIEWCZYNY, pyta) Ty jeste?...
DZIEWCZYNA (ciepo, niepewnie) Tak... Tak.
ONA Wiesz ju, co to?
DZIEWCZYNA Na osiemdziesit procent.
ONA Wiesz...
DZIEWCZYNA Widziaam na ekranie, (jedyny moliwy umiech)
ONA Na ekranie...
130
131
DZIEWCZYNA Jak w nienej zamieci. Prawie nic nie wida. Tylko takie jakie... Jakby nam nie
pokazali dokadnie, co jest co, to nigdy bym... (krciglow umiechnita)
ONA Kiedy...?
DZIEWCZYNA Jeszcze dugo, dugo. Mam tu gdzie... (siga do swojego maego plecaczka,
szuka, wyjmuje portfel, wyciga kilka maych, spitych zszywk kartek) O, prosz... (podaje)
ONA (bierze kartki, patrzy bardzo uwanie) Nic... Nie widz.
DZIEWCZYNA (siada obok NIEJ na tapczanie, bardzo blisko, pokazuje palcem na kartkach) No
wic tak, to jest... (pokazuje)
ONA (wpada jej w sowo) To?
DZIEWCZYNA Tak. (pokazuje palcem) Tylko trzeba uwanie patrze. A to... (pokazuje palcem,
dluga pauza) A to jest serce.
ONA (wpada jej w slowo, patrzc na DZIEWCZYN, jakby zdziwiona) Ty wiesz, e ja nie jadam
prawie wcale ryb. Nie wiem, dlaczego zgodziam si na to ognisko. Moe czasem jaki filet...
DZIEWCZYNA spieszona, chce rozumie - nie rozumie, delikatnie obejmuje J ramieniem, tak
jakby chciaa J przytuli, albo sama przytuli si do NIEJ.
ONA Dlaczego ty mnie przytulasz? Mnie nie trzeba przytula, (dluga pauza) Nie lubi ryb. S jak
umarli wieo po kpieli. To takie oszu-kastwo. Zawsze tak... (szybko) Po prostu nie lubi, (zbiera
szybko rzeczy z tapaczanu i podogi, wrzuca do torby,) Podaj mi to, prosz, (wskazuje na
czapeczk lec na szafce. DZIEWCZYNA podaje JEJ czapeczk, ONA wklada j do torby i
szybko zamyka zamek. Wstaje, bierze torb i stawia pod cian) Pomoesz mi?
DZIEWCZYNA chce zrozumie, ale nie rozumie. ONA szybko, sprawnie zaczyna porzdkowa
nielad w pokoju. Poprawia koce na tapczanach, ukada poduszki, ustawia rwno pod cian leaki,
bierze nadmuchiwan fok, wyjmuje za-tyczk, spuszcza powietrze, bierze nadmuchiwan pik,
wyjmuje zatyczk, wyciska szybko powietrze, skada. DZIEWCZYNA wcza si do
porzdkowania, skada gazety, kadzie w kcie rwno uoon stert.
ONA (zwija sflacza fok, pik i chce woy do plastykowego pokrowca) Czy mogaby...?
132
DZIEWCZYNA Tak, tak.
Razem z wysikiem wkadaj zwinit fok i pik do pokrowca. To nage porzdkowanie,
ukadanie wciga obie kobiety. Ich ruchy nabieraj rytmu; ONA poprawia firanki, DZIEWCZYNA
ukada drobiazgi na szafkach.
ONA (patrzy na wntrze) Tak... Trzeba by jeszcze zamie piasek, (patrzy na podog)
DZIEWCZYNA (ociera czoo) Ale czym?
ONA Nie mam tutaj mioty.
DZIEWCZYNA To moe gazet? .. , ,r,,, .
ONA (jakby wypadla z rytmu) Moe gazet...
DZIEWCZYNA Ja to zrobi...
Bierze gazety, jedn rozkada na pododze, drug zwija w rulon i zgarnia piasek. ONA patrzy, jak
DZIEWCZYNA sprawnie zgarnia piasek.
DZIEWCZYNA Tak dokadnie to si nie da. (wci zgarnia) Ale chocia tak...
ONA Dobrze... Jest dobrze.
DZIEWCZYNA (wstaje, skada uwanie gazety, eby nie rozsypa piasku) Zanios je do ogniska,
spal si.
ONA (cicho) Chyba przygotowalimy...
DZIEWCZYNA Tu bdziemy je? Nie przy ognisku?
ONA (powtarza wolno, patrzc na posprztany pokj) Posprztalimy...
DZIEWCZYNA (chce zrozumie, ale nie rozumie, wychodzi na taras) Ju sma. Prawie przy
samej wodzie rozpalili...
ONA wolno odwraca si i wychodzi z domku.
DZIEWCZYNA (na tarasie, macha rk) Jerg! Idziemy ju!
Idzie szybko do drzwi, zwalnia na sekund, patrzy na wntrze, nie rozumie, ale chce zrozumie.
Wychodzi, zamykajc drzwi.
Gony szum morza, odlege, ciche trzaski palonego ogniska, gloniejsze popiskiwanie ptakw w
zapadajcym zmroku. ciemnienie.
133
Scena 5
Wntrze domku. Ju po zmroku. Pali si kulista lampa pod niskim sufitem, mata lampka na szafce.
Szeroko otwarte drzwi na taras, gony szum morza. ON i ONA siedz obok siebie na tapczanie po
lewej stronie. DZIEWCZYNA na leaku blisko tapczanu po prawej stronie. Cisza - szum morza -
cisza. ON i ONA patrz uwanie jak GERDMANN starannie i precyzyjnie obiera palcami
usmaon ryb, odrywajc i odgryzajc najdrobniejsze czstki misa z oci. Robi to tak szybko i z
wpraw, e po chwili pozostaje mu w rku bialy, lekko lnicy tuszczem szkielet ryby.
GERDMANN Popatrzcie... (podnosi dwoma palcami rybi szkielet) adny? Wecie sobie.
Cisza - szum morza - cisza. ON i ONA siedz blisko siebie, w podobnej pozycji, patrz na
GERDMANNA podobnym wzrokiem, z podobnym wyczekujcym wyrazem twarzy. Przed
GERDMANNEM na podlodze, na gazecie ley jeszcze kilka usmaonych ryb. GERDMANN
odktada ostronie szkielet ryby na blat szafki przy swoim tapczanie i bierze kolejn ryb, zabiera
si do odrywania glowy.
DZIEWCZYNA (bardzo ju zmczona, prawie przysypia, patrzy, jak GERDMANN zaczyna je
ryb, patrzy na przetluszczone gazety) Jerg... Ju tak pno. Chodmy. Zostaw ju t ryb. Albo, jak
chcesz, wemy do pensjonatu...
GERDMANN (odktada ryb na gazet, nie wie, co zrobi z zapuszczonymi rkami, trzyma je przed
sob jak chirurg nad umywalk, do DZIEWCZYNY) Masz chusteczki?
ON i ONA siedz bardzo blisko siebie, prawie tacy sami, patrz na GERDMANNA.
DZIEWCZYNA (szuka w plecaczku) Prosz, (podaje GERDMANNOWI
paczk chusteczek)
GERDMANN (patrzc na NI, na NIEGO, do DZIEWCZYNY, koyszc uniesionymi dtomi) Nie
widzisz, e mam tuste palce?
DZIEWCZYNA otwiera paczk chusteczek, podaje jedn GERDMANNOWI, ten starannie wyciera
palec po palcu, mnie zuyt chusteczk, wyrzuca, wyciga rk po nastpn. DZIEWCZYNA
podaje mu chusteczk, GERDMANN znw starannie wyciera palec po palcu. Zniecierpliwiony, e
DZIEWCZYNA nie podaje mu kolejnej chusteczki, wyrywa jej z rk cala paczk - patrzy na NI,
na
134
NIEGO, na DZIEWCZYN, rozrywa, wyjmuje chusteczki, mnie je, robi z nich kulki i rzuca w NI
i w NIEGO, raz za razem. ONA i ON wci siedz na tapczanie bardzo blisko siebie, prawie
identyczni w napiciu data, nachyleniu, sposobie trzymania glowy, patrz na GERDMANNA
skupieni, wyczekujcy.
GERDMANN (patrzy na NI, na NIEO, zaczepnie) No CO? (bierze zmit w kulk chusteczk i
rzuca mocno w NI. Kulka trafia J w twarz. ONA nawet nie drgnie. GERDMANN rzuca w
NIEGO i znw w NI, raz za razem)
DZIEWCZYNA Jerg, co ty robisz? GERDMANN Wycieram rce. DZIEWCZYNA (wolno) Co ty
robisz?
Goniejszy szum morza. Cisza. Szum morza. Wszyscy siedz na swoich miejscach.
DZIEWCZYNA jakby zapadla si w siebie. Nie ma sily prosi GERDMANNA, eby ju poszli,
patrzy na GERDMANNA, na NICH, chce zrozumie, ale nie rozumie. Oni siedz bardzo blisko
siebie. GERDMANN patrzy na NICH, zbiera si w sobie. Cisza, szum morza, cisza. Ociera rce o
spodnie, ciasno splata dtonie na kolanach, pochyla si lekko do przodu, teje, jest bardzo skupiony,
napity, szuka w sobie sily... i znajduje j, opuszcza glow, potem wolno unosi, patrzy na NI; na
NIEGO. DZIEWCZYNA obserwuje GERDMANNA, chce zrozumie.
GERDMANN (patrzy na NI, na NIEGO. ONI siedz tak blisko siebie, jak sklejeni, wydaje si, e
zaraz zlapi si za rce; nabiera powietrza) No... (ruch glow) To ktre...?
ONA patrzy na GERDMANNA, chce co powiedzie, zaprzeczy. ON patrzy w ten sam sposb.
GERDMANN (spokojniej, ale mocniej, pewniej) No, to ktre...?
Patrz na siebie; GERDMANN, ONA, ON, co jest pomidzy t trjk, co, co
DZIEWCZYNA chciaaby poj.
Dluga pauza - szum morza - cisza - szum morza.
ONA (jakby rozklejajc wargi, wolno) Jerg... Moe nie trzeba. GERDMANN (patrzy, przechyla
lekko glow, do NIEJ) Ty? ONA (krcigow, cicho) Nie trzeba... GERDMANN (do NIEGO) Ty?
ON chce zaprzeczy, co powiedzie.
135
GERDMANN (szybko, gono) Chcecie pj razem? .'' -.-'
DZIEWCZYNA Co wy...? Co wy chcecie zrobi...?
GERDMANN (mocno, pewnie, do NICH) Chcecie pj razem?
ONA (wolno, cicho) Tak...
ON (wolno) Nie... My chyba...
GERDMANN No co...?
ONA, ON patrz na GERDMANNA. Cisza. Szum morza. Cisza.
ON (cicho) Moe... Lepiej... Zostawmy to.
GERDMANN (szybko, dobitnie) To ja mam pj, tak?
ONA (proszco) Nie... (krciglow) Nie.
DZIEWCZYNA Co wy chcecie zrobi? O czym wy mwicie?
ONA (cicho, wolno, prawdziwie) Jerg... Bardzo ci prosz. Bardzo. Zostawmy to... Cisza. Szum
morza. Cisza. GERDMANN No, dobrze. To ja pjd. ON Nie. (pauza) Nie... (krtko) Nie.
GERDMANN (mocno) Teraz ju trzeba. Przecie wiecie. ON Zostawmy to... Zostawmy.
GERDMANN Dobrze... (chce wsta) Pjd.
ONA (jeszcze bardziej przyblia si do NIEGO, mocno dotykaj si ramiona-1 mi) My... My
chyba... Nie chcemy... Nie chcemy... Na pewno nie | chcemy.
GERDMANN Nie chcecie?
DZIEWCZYNA (chce co zrobi, musi co zrobi) Nie, to nie ma l sensu... Id spa. (wstaje)
Jestem nieprzytomna. Jerg, jak chcesz1 zosta...
Po raz pierwszy w tej scenie ONA, ON i GERDMANN razem patrz na DZIEWCZYN, ich
spojrzenia s identyczne, tak jakby patrzya jedna
136
i
osoba. DZIEWCZYNA wolno siada na leaku, zapadnita w sobie, zmczona. Ponownie ONA i
ON patrz na GERDMANNA. Cisza. Szum morza. Cisza.
GERDMANN (do NIEJ, do NIEGO, mocno, przekonujco) Tak trzeba.
ONA (bierze JEGO za rk, oczy szkl jej si Izami, ktre nie spfywaj po policzkach, wolno
nabiera powietrza) Pjd... (jakby nie wierzyla, co mwi)
ON (oddaje JEJ mocny ucisk) Nie. (wyjmuje dto z jej rki) Ty ju nie... Ja... (odsuwa si od NIE
J) To ja pjd.
GERDMANN (jakby zaskoczony) Ty? (stwierdzajca) Ty...
ONA patrzy na NIEGO, ledwo zauwaalnie krci gow, stumiony, prawie niesyszalny szloch, a
moe tylko inny rytm gbokiego wdechu. On wolno, nieporadnie wstaje z tapczanu, jakby to robi
pierwszy raz, zdziwiony, e wsta i stoi.
GERDMANN (patrzy na NIEGO) Dasz rad? (wspomagajca) Dasz... ONA (dobitnie, cicho) On
przecie nie...
DZIEWCZYNA (chce jej si ju po prostu, zwyczajnie paka) Co wy? Co wy robicie?
GERDMANN (do NIEGO) Id. Nie musisz odchodzi daleko... Id. ONA (nie zmieniajc pozycji)
Ja te... ON (stojc, mikko, cicho do NIEJ) Zosta... Ja zaraz... DZIEWCZYNA Co wy chcecie
zrobi? Co wy chcecie zrobi!? GERDMANN (m0cno, do NIEGO) To id ju, jak masz i...
ON wolno, jakby przezwycia opr gstego powietrza, idzie w stron drzwi, poprawia koszul,
otrzepuje spodnie z piasku, przeczesuje wosy. Mwi co cichutko do siebie, nie syszymy tego.
Cisza. Szum morza. Cisza. ONA wstaje zdecydowanie, ale ju wolniej podchodzi do NIEGO. ON
patrzy na NI wyczekujco.
ON (umiecha si) No, tak... No, tak...
ONA (bierze go za rk) Posuchaj mnie... Posuchaj. Wcale nie musisz, wiesz?
(jakbyprzekonywala siebie) Nie trzeba... Tak jest dobrze.
ON (przechodzi od umiechu w zdziwienie) Jest... Jest...?
137
ONA (obejmuje go delikatnie, tuli, gaszcze) Nie musimy przecie... (ociera mu twarz) Moemy
tak...
ON (patrzy na NI, podnosi rk i palcami dotyka Izy na jej twarzy, dotyka koniuszkiem jzyka
swojego palca) Sodkie, (umiecha si)
ONA (pociera mocno dloni twarz, jakby chciala co zetrze) Sodkie, no...
GERDMANN patrzy uwanie na NICH stojcych przed drzwiami. ON jakby wypad z czasu,
odwraca si i wychodzi z domku, nie zamykajc drzwi. Lekki przecig - szum morza - cisza - szum
morza.
ONA (odwraca si od drzwi, jak tylko ON przekroczy! prg) Sodkie... (pociera palce prawej dloni)
No, zupenie sodkie...
Odwraca si, patrzy przez uchylone drzwi na ciemn pla, jakby chciala wyj.
GERDMANN (dobitnie) Zosta.
ONA (mieje si, dziwi) Dlaczego sodkie?
GERDMANN (napity, czujny, wyczekujcy) Zosta.
ONA (wzdycha, mieje si) Zupenie sodkie.
DZIEWCZYNA Gdzie on poszed? Po co on poszed?
ONA zdecydowanym krokiem idzie w stron uchylonych drzwi. GERDMANN wstaje, wykonuje
jeden szybki, ale mikki ruch i ju trzyma J za rk.
ONA (przez umiech) Pu mnie, Jerg. Pu. (patrzy przez uchylone drzwi na pla) Puszczaj mnie!
Puszczaj!!!
GERDMANN trzyma J bardzo mocno, ONA nie czuje blu, chocia jej przedrami bieleje wok
uchwytu GERDMANNA.
ONA (bardzo spokojnie) Nie musisz mnie tak trzyma. Nigdzie nie pjd.
GERDMANN jeszcze w trakcie wygasania jej tekstu obejmuje J i mocno trzyma. To ruch
osaniajcy, ale bardzo silny. Dwie postaci stojce przed drzwiami, jak zlepione. ONA chce si
uwolni, szuka rkami punktu zaczepienia, mocno odchylona do tylu.
ONA (mieje si, zamiera, krciglow jakby z niedowierzaniem) Uhm... Uhm...
GERDMANN wolno rozlunia uchwyt, wklada rce do tylnych kieszeni spodni. ONA podchodzi
do tapczanu po lewej stronie, siada, nogi zczone, lekko nachylona.
DZIEWCZYNA patrzy na GERDMANNA, on oddaje jej spojrzenie, w ktrym jest cie proby o
zrozumienie. DZIEWCZYNA chce co powiedzie, robi nieokrelony ruch rk. GERDMANN
patrzy na uchylone drzwi. Wzmaga si wiatr, drzwi na taras uderzaj o framug. Goniejszy szum
morza -wiatr.
ONA zrywa si z tapczanu, wykonuje jeden, byskawiczny skok na GERDMANNA, uderza go
otwart dloni w twarz, kopie celnie i bolenie, drapie po twarzy, wczepia si we wlosy, szarpie
bardzo silnie, kopie. GERDMANN nie broni si, ma krew na twarzy tylko patrzy, czasem
wykonuje obronny ruch przedramieniem, chronic oczy.
DZIEWCZYNA przeraona, nie wie, co zrobi, chce broni GERDMANNA. apie J za rk,
szarpie, ONA wyrywa si, uderza GERDMANNA.
DZIEWCZYNA (histerycznie) Co wy wyprawiacie!? Przestacie!!! (chce ich rozdzieli)
Przestacie!!! Przestacie!!!
ONA (zwalnia, zmczona, napita, do GERDMANNA) Nie wolno ci byo... (cicho, jakby
pogodzona) Nie wolno.
Uwaga! W tej samej chwili wysoki, gony pisk kotujcych si w piasku ptakw, bardzo blisko
domku, tu pod schodami; nastpujce po sobie piski, skrzeknicia; wysoki ton: gone uderzenia
skrzydel w piasku - mocny trzepot skrzyde wzbijajcego si do nocnego lotu ptaka. Pauza. W ciszy
- kilka dalekich, ale dobrze slyszalnych odgosw syren okrtowych. Cisza - szum morza ~ cisza.
ONA idzie do drzwi, otwiera je na cala szeroko i nagle staje tu przed NIM, wracajcym z play.
ON i ONA stoj w progu drzwi, patrz na siebie, wszystko wiedz. Szum morza - cisza - szum
morza. ONA przypatruje mu si bardzo uwanie, czyta wszystko z jego twarzy. GERDMANN
patrzy na NICH, te ju wie, jest pewien, jakby wyraz ulgi pojawia si na jego twarzy.
DZIEWCZYNA wybucha paczem. GERDMANN przytula DZIEWCZYN mocno, ciepo,
szczerze, tak jak to robi w ich pierwszej wsplnej scenie.
GERDMANN (do DZIEWCZYNY, tulc j) Cicho... Cicho ju. Zaraz pjdziemy... Zaraz.
DZIEWCZYNA (przez pacz tumiony jego ramieniem) Dlaczego? Dlaczego tak?
GERDMANN (luli j, gaszcze) No, chod... Moemy ju i.
DZIEWCZYNA Dlaczego to zrobilicie? (rozplakuje si tak po prostu, po ludzku) Dlaczego tak...
ON i ONA nadal stoj naprzeciw siebie, przygldaj si sobie, co sprawdzaj.
138
139
ONA (do NIEGO, bardzo wolno) Gdzie masz... Gdzie masz sanday? ON (patrzy na swoje bose
stopy) Zostay... Zostay gdzie w piasku. Ciepy ten piach... Cakiem ciepy...
Szum morza - cisza - szum morza - dalekie buczenie statkw - szum morza. ciemnienie.
Scena 6
To samo wntrze. Puste, posprztane, czyste. Kto zostawi butelk ptynu do czyszczenia na blacie
szafki. Strzp gazety w kcie. Upalne letnie potudnie. Cie-ply, dobry, jasny, wakacyjny dzie.
Otwarte drzwi na taras. Gony gwar tumu na play wokl domku. miechy, pokrzykiwania, gwar
dzieci, slaby plusk kpicych si, nawotywania, szum fal. Przed tarasem domku wesota grupa gra w
siatkwk, gluche uderzenia w pitk, miechy. Znw uderzenie w pitk, drugie, trzecie mocne.
Chralny jk zawodu. Przez balustrad tarasu wpada do wntrza domku dua nadmuchiwana pitka i
odbija si odpodlogi, toczy w stron widowni, zatrzymuje si, lekko kotyszc, zamiera. Glony
gwar play - szum morza - popiskiwanie ptakw. Po chwili kto wchodzi bosymi stopami po
drewanianych stopniach prowadzcych do domku. Staje pod drzwiami. Nasuchuje. Delikatne
pukanie. Potem troch goniejsze i znw delikatne. W trakcie tego niemiaego pukania w drzwi
wolne ciemnienie.
Glony szum fal, gwar plaowiczw a do wyjcia ostatniego widza z widowni.
Urnsj0rnbrg, maj 2000
Bez tytuu
(Ohne Titel)
JERG
MATKA
STARSZY MCZYZNA
Scena to wntrze jednopokojowego mieszkania w wysokun, wielopitrowym bu"entrum duego,
przemysowego miasta w Europie. Mieszkanie jest ba, -W lewej cLu , drzwi wejciowe obite
tumic haas popielat cerawprost widowni prostoktne okno z otwartymi srebrnymi za/-
1""18
te''
To^nk kuchennej, obok wejcie do kabiny prysznicowej zamykane rozsuwany-
m b alymi plastykowymi drzwiami. ciany, sufit biale, na podlodze jasna, sza-awMina. Pod oknem
ikeowski" tapczan pokryty czerwony* obiciem teraz zloTony Dwie mae kolorowe poduszki.
Przed tapczanem nlskl stolik na trzech nogach, blat szklany, okrgly, dwa niskie, szerokie pufy
rwne wysokoci b a owi stou pokryte czerwonym pluszem. Cala ciana po prawej ^oniezabu-
dowanajest biaymi pkami cile wokl drzwi do wnki kuchennej i kabiny l^znico ej Na pustych
plkach le w rnych miejscach dm trzy ksiki, ^aaokladkaduL, otwarta paczka chusteczek
higienicznych, wieczko metalowego pudeka. Na cianie po lewej stronie, na metalowym wkr?cie,
wisi fo-woL ciemny, bardzo elegancki garnitur, pod rozpit marynark wida
141
bia koszul izlocisty krawat. Pod garniturem para butw ustawionych na baczno. Po lewej
stronie tapczanu biala szafka z trzema szufladami, na blacie szafki mata lampka z bialym abaurem,
gruby zeszyt z wloonymi pomidzy kartki papierami i olwkiem. Pod sufitem maty srebrny hak i
krtki odcinek biaego kabla po zdemontowanej lampie.
Przy prawej cianie, pod plkami, tu przy drzwiach do wnki kuchennej stoi mala, czerwona
plastykowa miska, w niej dwa pojemniki na plyny do czyszczenia i para biaych gumowych
rkawic zwisajcych z brzegu miski, obok dwie due, zloone, czyste ciereczki.
Pny, upalny letni wieczr. W bialoszare niebo, widoczne przez otwarte aluzje okna w pokoju,
wscza si zmierzch. Przez lekko uchylone okno dochodzi przytlumiony szum duego miasta, z
wybijajcymi si pojedynczymi dwikami: modulowanym sygnatem policyjnego samochodu,
goniejszym, metalicznym jkniciem dochodzcym z ktrego z przemysowych zakladw
pracujcych cala noc, odlegym krzykiem czy moe piskiem hamulcw samochodu na
skrzyowaniu.
Wntrze pokoju pograjcego si w mroku owietla tylko dlugi prostokt wiata z wnki
kuchennej. Owietla pas wykadziny tu przed tapczanem, koczy si za lewym bokiem tapczanu.
Na tapczanie, po lewej stronie, przy szafce siedzi miody mczyzna. W pasie wiat la z wnki
kuchennej widzimy wyranie tylko jego nogi w jasnoniebieskich dinsach, stopy gole. Nogi lekko
wycignite do przodu, stopy oparte o wykadzin tylko pitami.
W szaroci widzimy bia plam jego koszuli, gowa zoona na oparciu tapczanu, lewa rka
wzdtu dala, prawa rka na stojcym na szafce malym zegarku. Stae -przez cay czas trwania
spektaklu -jkliwe odgosy mijajcych si i zatrzymujcych na kondygnacjach budynku wind.
dato mczyzny drgn/o, unosi powoli gow, nie widzimy jego twarzy, tylko jasn plam koszuli i
zarys twarzy pogronej w cieniu. Mczyzna wolno podnosi may budzik z szafki i przyblia do
twarzy. Patrzy dugo na zegarek. Powoli nachyla si w stron pasa wiata. W wiato wchodzi tylko
jego kilka palcw trzymajcych zegarek, nachyla si do trzymanego zegarka, ale jego twarz nadal
pozostaje niewidoczna, w wiato wchodzi fragment biaej koszuli, kolysze si i migocze w wietle
srebrny acuszek przymocowany do zegarka. Mczyzna opada powoli plecami na oparcie, rka
trzymajca zegarek opada na kolana. Syszymy za drzwiami mieszkania gloniejszy stuk i zaraz
mocny jk wznoszcej si windy. Drgnicie dala mczyzny. Sfyszymy, jak winda pomrukujc,
jedzie coraz wyej i zatrzymuje si z cichym piskiem na pitrze, na ktrym znajduje si mieszkanie
mczyzny. Stuk otwieranych drzwi windy. Szuranie wyciganych z kabiny bagay. Wolne,
zdezorientowane kroki na betonowej posadzce korytarza. Osoba, ktra wanie wysiada z windy,
szuka drzwi, do ktrych chce zapuka, jest niepewna, podchodzi do kilku drzwi na tym pitrze.
Mocniejszy ruch dala mczyzny, ruch stp. Gony terkot dzwonka raz - drugi. Pukanie do drzwi,
wpierw mikkie, potem zdecydowane.
142
JERG (cicho) Otwarte, otwarte... = : ,.
Otwieraj si drzwi, lekko zahaczajc o nierwno pooon wykadzin. Tyem wchodzi, cignc za
sob dwie wypakowane torby podrne na kkach, sze-dziesidokilkuletnia kobieta. Ubrana w
jasn spdnic, jasn bluzk, na niej rozpinany, dlugi sweter. Siwe, mocne dugie wosy spite w
kok, z ktrego wymknlo si w trakcie dugiej podry kilka pasemek. Stawia torby, prostuje si.
Patrzy na pokj pogrony w mroku, dostrzega siedzcego na tapczanie mczyzn. Poprawia
wosy, podchodzi dwa kroki w jego stron. Patrzy.
MATKA (zdezorientowana, niepewna, poprawia wosy) Przepraszam... Czy to... Przepraszam...
(znw wolny krok w stron tapczanu) Czy to mieszkanie...? (jeszcze jeden drobny krok, patrzy na
JERGA, ktry unosi wolno gow z oparcia, wolno) Jergu...? (jest tak blisko, e widzi jego twarz,
dla widzw JERG cay czas pozostaje w mroku)
JERG (rwne, wypracowane oddechy, cicho, mocno) To ja... Widzisz... To ja...
MATKA patrzy na niego w bezruchu, bardzo dugo.
JERG odrywa z wysikiem plecy od oparcia, wyciga rk w stron kobiety, jego
do wchodzi na moment w pas wiata, ale on zaraz j cofa.
MATKA (patrzy na niego, chce co powiedzie, dotyka wosw, guzika przy swetrze, policzka,
bardzo cicho) Jergu...
JERG (oddechy) Dzikuj... Dzikuj, e... (oddechy) e jeste...
MATKA (wolno, ruch rki) Ja nie... (duga pauza i przejcie w tempo ~ rytm) Jestem ledwo ywa,
wiesz?... Trzy przesiadki... Moesz sobie to wyobrazi? Najpierw promem z pnocnego mola,
potem trzy godziny czekania na autobus... No,i wreszcie pocigiem... (duga pauza)... Miejsca byy
tylko w pierwszej klasie... I dawali kanapk... O... (pokazuje kanapk w plastikowym pudeeczku
wyjt z kieszeni swetra) Popatrz... Nie zjadam... (patrzy na JERGA, stara si za wszelk cen
uspokoi oddech, szybko) Ale tym metrem tutaj to ju nie daam rady... (w tumiony ca moc
krtki szloch ucity zaciniciem ust) Nie daam rady...
JERG (oddechy, ciepo) To proste... Trzeba byo wzi w kasie tak kart... Tam jest wszystko
narysowane... Taka karta to za darmo...
MATKA (szybko, tumic pacz) Ja nic z tego nie zrozumiaam!... Nic! (wyjmuje z drugiej kieszeni
swetra zoony plan metra i wyciga w stron siedzcego JERGA) Nic!
143
JERG (nachyla si wolno, jego donie wchodz w pas wiatla, dlonie bardzo szczuple, mankiety
bialej koszuli s o wiele za due, na dloniach ciemne plamy wyjmuje z rk MATKI plan, rozktada
go wolno) Trzeba byo wysi tu... Niedaleko... (kladzie plan metra na szklanym blacie stolu)
MATKA Chciaam... Ale... (pauza) Pieszo przyszam, co tam... Upa zela...
JERG (oddechy, wolno) To prawie sze kilometrw od dworca... MATKA (szybko) Co tam...
Przespacerowaam si... Byam w kociele... JERG (wolno) Tam chodniej...
MATKA Byam w kociele... (stara si za wszelk cen opanowa) Zaraz tu zrobimy... (zaczyna si
krzta, bierze torby, siada napufieprzy stole, otwiera torb i wyjmuje zapakowane w papier
sloiczki, ustawia je na stole) Przywiozam ci... Przywiozam ci... (rce jej si trzs, kiedy ustawia
to wszystko na stole)
JERG (oddechy, wolno) Mamo?
MATKA (ustawia) Przywiozam ci past rybn, sok z czereni...
JERG (wolno) Mamo?
MATKA (ustawia) Kiebasa suszona, bardzo suszona...
JERG (wolno) Mamo?
MATKA Fileciki z...
JERG (oddechy, wolno) Czy ty...?
MATKA (wypada jej sloik z rki na szklany blat) Fileciki! Zawsze lubie fileciki! (tlumione cala
moc Ikonie) Zawsze! Przecie wiem...
JERG Czy ty nie chcesz zapali wiata?
MATKA (mocno) Chc przecie... (wstaje niezgrabnie zpufu, podchodzi do drzwi, naciska kilka
razy kontakt)
JERG (cichutki miech) Nie ma lampy... Nie ma...
MATKA wraca, siada napufie, roztrca rk sloiczki na blacie i zaczyna plakat, zwyczajnie,
bezradnie, po ludzku plaka, opuszczajc glow.
144
JERG starajc si utrzyma rwny rytm oddechu, zsuwa si wolno na kolana; zblia si na kolanach
do siedzcej, plczcej MATKI, wchodzi w pas wiatla, wyciga rk w stron opuszczonejglowy
MATKI, cofa, znw wyciga, w wietle widzimy jego klczc posta: o kilka numerw za dua
biala koszula, zapita podszyj, wylysiala glowa z brzowym odcieniem, gdzieniegdzie pasemka
wlosw - nie widzimy twarzy, tylko tyl i bok gowy JERGA. Znw wyciga rk, traci si-ty,
klczc opada napity - cafy czas nie widzimy jego twarzy. MATKA podnosi glow, patrzy na
twarz JERGA z bliska - ona go widzi, my nie. Przez cichy, cichutki szloch.
MATKA Jergu mj...
JERG (wolno krciglow) Nie trzeba... Nie trzeba...
MATKA Synekumj....
JERG Mamo?... (dugapauza) Pomoesz mi...?
MATKA ~ urwany szloch, napicie jej dala.
JERG Pomoesz mi... Usi...
MATKA opada z pufu na kolana i z wysikiem podnosi JERGA, sadza go na tapczanie.
JERG siedzc, pochyla si do przodu, skladajc rce na piersi, prawie dotyka kolan glow.
MATKA siada obok niego, obejmuje go, ju nie bdzie plaka, tylko zeszklone oczy.
JERG (glowa zwrcona do MATKI siedzcej po jego lewej stronie) Ja ci bardzo dzikuj za to
wszystko... (pokazuje glow na stoi) Ja to wszystko bardzo lubi... Ale teraz ju... Ale teraz ju...
MATKA Jergu mj... (pauza) Co ci... Co to jest...? JERG Co to jest? (mieje si) To ja, mamo... To
ja...
MATKA Musimy natychmiast... (rozglda si po pokoju) Ja zaraz zadzwoni...
JERG (trzyma j mocno za rk) Poczekaj... Poczekaj... (oddechy) Ja wczoraj... Wczoraj rano...
Wrciem z takiego szpitala... Z takiego szpitala, wiesz...
MATKA (chce wsta) Ja musz zaraz po kogo... Ja musz zaraz...
145
JERG Tutaj ju nic nie ma... Ani telefonu... Ani nikogo... Nic... (pau. za) Ale czysto jest, prawda?...
Prawda? Wczoraj sprztaem, cay dzie jak wrciem stamtd... Odpoczywaem sobie i
sprztaem... Bardzo dobrze si czuem wczoraj, bardzo dobrze... (pauza)... Czysto tu jest, prawda?
MATKA Czysto, bardzo czysto...
JERG Robactwo ci zje z tego brudu, robactwo"... Zawsze miaa si ze mnie w domu... A
widzisz, jak posprztaem...
MATKA Co to za mieszkanie, Jergu?
JERG (oddechy, wolno) Rzeczy ju nie mam dawno... Porozdawaem, wyrzuciem... I tak by tego
nikt nie wzi... A na pitrze jestem sam... Wszyscy si wyprowadzili, jak si okazao, e...
Wynajmowane mieszkanie to jest, no... (mwi coraz ciszej, slabnie)
MATKA Jergu...
JERG - oddechy, rwne, wyliczone.
MATKA Jergu... We jakie lekarstwo... Ja...
JERG Ja mam peno lekarstw, no...
MATKA (wstaje ostronie, idzie do wnki kuchennej, slycha trzask otwieranych szafek,
otwieranych szuflad, wraca) Tam nic nie ma, nic nie ma...
JERG Nic ju nie ma... (oddechy) Ale kuchnia posprztana, co?
Umyte wszystko? Powiedz...
MATKA Bardzo czyciutko, bardzo...
JERG A szuflady... (oddechy) A szuflady wyoyem foli... A wszystko inne to rozdaem... A potem
wyrzuciem, bo i tak... Bo i tak nikt by nie wzi... Nikt by tego nie wzi...
MATKA Jergu... Jergu, gdzie masz te lekarstwa?
JERG Podaj mi... Podaj mi torb foliow...
MATKA rozglda si po wntrzu.
JERG Tam jest... (wskazuje na kabin prysznicow) Wisi na kranie...
146
MATKA (wchodzi do kabiny prysznicowej, wraca z mokr, przezroczyst torb foliow, strzepuje
dloni krople wody na podlog) Po CO to?
JERG Daj... Daj... (wyciga rk)
MATKA podaje mu torb, siada blisko niego, delikatnie mu kadzie do na
gowie.
JERG - oddechy, odchyla gtow do tyu.
MATKA gadzi opuszkami palcw pasemko wosw na jego glowie.
JERG (oddechy, trzyma torb pomidzy nogami, nachylony) Nie... Nic mnie nie boli... Tylko ja
mam tutaj... (dotyka glowy) Takie co... A z tego leci takie... I jak to odpada... To z wosami...
(ciga z glowy pasemko w losw)
MATKA siedzi blisko JERGA, chce go obj, przytuli, pogaska, zatrzymany
ruch, zeszklone oczy, jedyny moliwy umiech.
JERG pochyla si w stron szafki, oddechy, otwiera wolno szuflad, jedn, drug,
trzeci.
MATKA wstaje, klka przed szafk, patrzy.
JERG Popatrz, ile tego... (szuflady wypenione s po brzegi biaymi, duymi pudekami po
lekarstwach, Jerg zanurza do w szufladzie, przebiera palcami pomidzy pudekami) Popatrz, ile
tego...
MATKA (wyciga dwa pudeka i patrzy) M oe powiniene... Co wzi... JERG (oddechy) One s
puste przecie, no... To stare pudeka... Puste... MATKA Trzeba kupi, ja zaraz... Ja zaraz...
JERG (oddechy, umiech) Co ty... Co ty... Ja ju... Ja ju prawie rok je ykam... (mieje si) Ja ju
cay jestem... Jak lekarstwo... Cay... Nie ma Jerga... Tylko lekarstwo... Powkadajmy je do tej
torby...
Bierze kilka pudeek i wkada do torby, MATKA wybiera garciami pudeka i wrzuca do torby,
szuflada po szufladzie. Rce JERGA - ruch obliczony, wolny, rce MATKI drce, wkadajc
dotyka jego doni, co szepcze.
JERG No, ju wszystkie powkadalimy... Wszystkie... Teraz zawi supe... Zawi supe.
MATKA wie supe z uchwytw torby, ktra ciasno jest wypchana pudekami po lekarstwach.
147
JERG A teraz otwrz drzwi... I postaw to przed progiem... Do zsypu... (urywany oddech, mocno
zacinite oczy) Takie mieci...
MATKA Jergu...
JERG No, wystaw... Wystaw to...
MATKA wstaje niezgrabnie z kolan, idzie do drzwi, otwiera, otwieraj si z oporem przez nierwno
pooon wykladzin, stawia torb przed progiem, zamyka drzwi, podchodzi do JERGA, siada na
pufie, zeszklone oczy, zarowiona twarz.
JERG (oddechy, umiech) Teraz ju... Teraz ju wszystko... MATKA siedzi na pufie z
opuszczonymi bezradnie rkami, patrzy. JERG (oddechy, glowa w gr, umiech) Mamo?
(oddechy) Mamo? MATKA (rwcy si oddech) Co, Jergu? Co? JERG Mamo? (oddechy) Ty... Ty
mnie jeszcze lubisz...? Takiego...
MATKA (jej ciao dry, cinita krta, Izy po twarzy, bez szlochu, jakby kto odkrcildwa
malutkie kraniki) Ja ci kocham, syneku mj... Najbardziej na wiecie...
JERG (oddechy, wpatruje siew twarz MATKI) To dlaczego...? Dlaczego... To dlaczego...?
MATKA Co, Jergu? Co?
JERG ('oddechy - pauza - oddechy) To dlaczego, jak przyjechaa... To mnie od razu nie
ukochaa...? (rwany rytm oddechu)
MATKA podnosi si nieporadnie, zahacza biodrem o stoi, siada obok niego, wie,
e jej ucisk sprawi mu bl. Obejmuje go z calej sity, tuli, glaszcze, caluje raz po
raz w cala twarz, glow, bierze jego rce w swoje, caluje, glaszcze, jej tlumiony
szloch, bl cinitego gardla.
JERG poddaje si uciskom MATKI, bezwolny, bezsilny.
MATKA tuli jego wyfysial glow.
JERG (ciche westchnienie, stara si utrzyma rwny oddech, glaszcze MATK opuszkami palcw
po wierzchu jej doni) Ty nie chciaa mnie ukocha... Bo wygldam, jak... (umiech) ...by mnie
zjady robaki...
MATKA przyciga go mocno, bardzo mocno do siebie.
148
JERG Jak parszywy parszywiec wygldam, no... -', :.-.;>i~ ,-:.'.
MATKA Chodmy std, Jergu! (obejmuje go ramieniem) Chodmy std!
JERG (oddechy) Usid lepiej z tej strony... Tak mi bdzie atwiej rozmawia.
MATKA (wstaje, nachylona) Chodmy std... Ja ci zabior... JERG (oddechy) Jak?
MA TKA pochylona, bierze go pod ramiona i chce podnie.
JERG - mocny, dlugi pomruk blu, wiotczeje w ramionach MATKI.
MATKA (usiuje go podnie) Wsta, Jergu, wsta...
JERG (co jak kwilenie, cicho) Zo... Zostaaaw... Prosz...
MATKA (odejmuje wolno rce, prawie szeptem) Wsta, Jergu, wsta...
JERG (rwany oddech) Ja mam... (dotyka ramion) Ja mam tu wszdzie dziury... Takie due...
MATKA Zaczekaj tu... Ja pjd po kogo!... Kto musi...!
JERG (mocno) Mamo?... Mamo?... Nigdzie nie idziesz?... Nie?... Nie idziesz ode mnie? (oddechy)
Pamitasz, co zawsze mi powtarzaa? -e musi to si tylko umrze...". Nic wicej si nie musi...
Tak mwia... (dlugapauza) Mamo?... Mamo?
MATKA Tak, Jergu, tak...
JERG Ty mnie zawsze kochaa, tak?
MATKA Tak synku, przecie... Tak...
JERG Nawet wtedy?
MATKA Wtedy najbardziej...
JERG Dugo mnie nie widziaa... Bardzo dugo...
MATKA Ale teraz... (tuli go) Ale teraz ju jeste...
JERG Tyle lat mnie nie widziaa... Tyle lat... Cae studia... I potem ten rok, jak...
149
MATKA Ale ju jeste... -t;..'y-' ^c-na. ..*y;v,<af-i, :M
JERG I przez ten cay czas ani razu nie napisaem... Ani nie zadzwoniem... Brzydko tak... Bardzo
brzydko... A ty si martwia... Tata...
MATKA Pyta o ciebie... Cigle pyta... JERG Pyta...
MATKA Ja ci szukaam... Ale... Ale... Nie znalazam... Dopiero jak kto z portu mi powiedzia, e
pracujesz w tym miecie, to siedziaam dwa dni w aptece u pani Kersten i wydzwaniaam... (mieje
si) Tata dalej si nie zgadza, eby nam zaoyli telefon... Mwi, e diabe podsuchuje i wszystko
zmienia, co si mwi... A pani Kersten nie wzia ode mnie ani korony, wiesz, ani korony...
(glaszczego, tuli) Obdzwoniam wszystkie kliniki w tym miecie... Bo ten kto z portu powiedzia,
e pracujesz w takiej klinice...
JERG No... To taka klinika... (cie umiechu) Prywatna...
MATKA To ja obdzwoniam je wszystkie... To prawie dwie strony w ksice telefonicznej... Dwie
strony maczkiem, takie malutkie literki... I znalazam... Dodzwoniam si... (glaszcze go, tuli, caluje
meszek na gtowie) Ale mi powiedzieli, e ty tam ju nie pracujesz... e pracowae, ale ju nie
pracujesz...
JERG No... Bo ja tam potem ju nie pracowaem... Tylko byem tam, tak...
MATKA Rozmawia ze mn taki doktor... Nazywa si... Gerdmann, doktor Gerdmann... Tak si
nazywa.
JERG (umiech) To on mnie przyj do tej pracy...
MATKA Ale nie chcia mi powiedzie, gdzie ty jeste... Powiedzia, e da ci sowo honoru, e
nikomu, nikomu nie powie...
JERG (umiech) Tak powiedzia... MATKA Dlaczego on tak zrobi, Jergu? JERG Da mi sowo
honoru...
150
MATKA I ju potem nie mogam ciebie znale, nigdzie... (tuligo, ko-lysze) A jak zadzwonie
wczoraj rano... Pierwszy raz, pierwszy raz od tylu lat... To pani Kersten zaraz, zaraz przybiega do
nas z apteki, nawet biaego fartucha nie zdja i powiedziaa, e dzwoni Jergu, tak powiedziaa, e
dzwoni Jergu i bardzo prosi, ebym, ebymy do niego zaraz przyjechali... Tak powiedziaa i daa
t kartk z twoim adresem... (wyciga z rkawa bluzki kartk i podaje J ERGOWI) Na jakiej
recepcie napisaa...
JERG (bierze wolno kartk) Na recepcie, no...
MATKA (tuligo) I ja zaraz przyjechaam... Ja bym przyjechaa wczeniej... (mocno) Zawsze,
zawsze bym przyjechaa, ale ty nigdy...
JERG (oddechy, wolno) Nie odzywaem si... MATKA Wyjechae od nas tak, jakby... JERG
(wolno) Ucieka...
MATKA Mylaam nieraz, e ty si pogniewae na mnie... (bardzo, bardzo bezradnie) Ale nie
wiedziaam, o co...
JERG Ja si bardzo baem...
MATKA Czego ty si bae, Jergu?
JERG Naszej maej rybackiej wioski si baem...
MATKA Przecie tam... Mieszkaj dobrzy ludzie. Jest tak adnie: plaa, molo, promenada, tylu
ludzi przyjeda w lecie...
JERG Ja wiedziaem, e jak tam zostan... To si stanie co bardzo, bardzo zego...
MATKA patrzy na JERG A, glaszcze go, caluje delikatnie w glowe. JERG Ale si stao...
(oddechy) MATKA kreci przeczco gow, glaszcze go.
JERG (wolno) Ale si stao tutaj... Bo jak kto si czego boi, to si boi wszdzie...
MATKA (bezradnie) Ja nie rozumiem, co ty mwisz... Czego ty si bae?
151
JERG (oddechy, wolno) Siebie... (dugapauza) ;:> .> .c vi MATKA Jak to siebie, Jergu?
JERG (oddechy) Jestem taki sparszywiay... Poplamia sobie na pewno bluzk tymi moimi...
(gtaszcze j po wewntrznej stronie dloni, oddechy wolniejsze, gbsze) O... teraz znowu si lepiej
czuj... To tak jest...
MATKA To dobrze, Jergu, dobrze... Wszystko bdzie...
JERG No... Znowu si lepiej czuj... (pauza) Tam, w tym szpitalu... (umiech) W tej klinice byo
bardzo fajnie... I ogrd by, i basen... I takie mae kino... No... Tam by taki jeden chopak... On by
cay, calu-sieki, bo przecie widzielimy, w takich rudych krosteczkach... Nawet w buzi,
pokazywa nam, mia takie krosteczki, wszdzie... Nie poyka lekarstw, tylko zbiera je do soika i
mwi, e poknie je kiedy wszystkie i zaraz wyzdrowieje... To mymy na niego woali: Strupek -
Trupek", Strupek - Trupek"... (rwany oddech) Strupek"... (pauza) Trupek"... A ja bardzo, bardzo
dugo mogem chodzi, wiesz... To chodziem sobie korytarzem, taki dugi by... Tam i z powrotem,
tam i z powrotem... A doktor Gerdmann mwi: Na ksiyc zajdziesz, jak tak bdziesz cigle
chodzi, Jergu"... A ja chodziem tak sobie tam i z powrotem, a do takich drzwi na kocu
korytarza, szklanych drzwi, z takiego grubego szka... Bardzo grubego... One byy zawsze
zamknite... Musiay by... Za tymi drzwiami, na pitrze, to stali cay dzie inni z tej kliniki, ale
tacy na co innego chorzy... Z trzeciego i z pierwszego pitra, bo tam przed tymi szklanymi
drzwiami... Bya palarnia, oni palili i palili... Cay dzie... Nawet w nocy przychodzili pali... Oni
patrzyli na mnie, jak staem przy szybie, bo musiaem troch posta, eby znw sobie chodzi... I
wygupiali si... Przytykali do szyby papierosy, a ja nadstawiaem gow i udawaem, e mnie
parzy... miali si... Albo chuchali na moj twarz za szyb i rysowali palcem... (wodzi doni w
powietrzu) Tak czaszk... (mieje si) Z zbami... Wygupiali si...
MATKA sucha JERGA, kady nerw w jej ciele dry z przeraenia i rozpaczy.
JERG (oddechy swobodniejsze, wzdycha) Cakiem dobrze si czuj, no... Cakiem dobrze...
(dlugapauza) A do tego Strupka - Trupka", co ci mwiem, to przyjedaa ona... Na pocztku to
cigle przyjedaa...
152
I staa przed tymi szklanymi drzwiami, i staa... A Strupek - Trupek" to ju musia siedzie na
takim ku z kkami... I ona mu co opowiadaa przez t szyb, i opowiadaa... Pokazywaa
zdjcia takich maluchw... A on patrzy na ni i nic nie mg mwi przez te strupki w buzi... A ona
nie wiedziaa, czy on j widzi, czy nie... Bo on mia w oczach takie... (pokazuje) Pod
powiekami...Takie co jakby... (mieje si) Strupek - Trupek"... A ona to chyba zawsze si upijaa,
jak do niego przychodzia... Bo jak patrzyem z okna, jak idzie przez parking do samochodu, to si
zataczaa, ale jak... A pniej ju, to w tym samochodzie czeka na ni taki starszy pan i ona tak
rzucaa si na niego, i tak pakaa, e a si trzsa... Dugo zawsze stali na tym parkingu, zanim
odjechali... Dugo, no... A potem to ju nie miaem siy chodzi tak cigle, ani sta przy oknie...
(pauza, oddechy, odpoczywa)
MATKA (gaszcze go delikatnie) Jergu, moe powinnimy pojecha do tego szpitala...
JERG (wolno) Co ty... Ja im przecie powiedziaem, e mam gdzie jecha i e bd mie opiek...
Tak powiedziaem...
MATKA Jergu, pojedziemy do domu... (obejmujego mocno) Zaraz pojedziemy do domu... (chce go
podnie)
JERG (oddechy, z umiechem) Jak?
MATKA (bezradnie) Takswk... Tak. Takswk... Ja zaraz... JERG (cay czas z tym samym
umiechem) Std? Nad morze takswk? MATKA Ja mam pienidze, Jergu. Mam duo pienidzy,
bardzo duo... JERG Mamo, ja...
MATKA Pooysz si na tylnym siedzeniu i raz dwa przyjedziemy...
(jakby zaczynaa wierzy w to, co mwi) Bdziemy si czsto zatrzymywa...
JERG Na takich lenych parkingach...
MATKA Tak... Bdziesz odpoczywa, a ja...
JERG Ja nie dojd nawet do windy, mamo...
MATKA I pojedziemy... (rwane kanie) A w domu... A w domu...
JERG (gaszcze j po doniach) Jak tam teraz jest w Ellmit?
153
MATKA I wszystko bdzie dobrze... (pauza) Duo si zmienio w El-Imit... Nie ma ju
drewnianego mola, wiesz... Postawili betonowe, ale dwa razy dusze... A prom to odchodzi teraz z
pnocnego mola co godzin...
JERG (niedowierzajco) Co godzin...
MATKA Duo si zmienio, zobaczysz, Jergu, zobaczysz... Wszystko Wszystko bdzie dobrze...
(dugapauza) A tata to ju nie pracuje, wie
JERG (wolno, zdziwiony) Nie pracuje...
MATKA Dorabia sobie czasem w porcie... Naprawia na kutrach takie te... (tlumiplcz) Co si tak
krc...
JERG (wolno, umiech) Radary... MATKA No, wanie... JERG (oddechy, wolno, czujnie)
Jeste? MATKA Jestem, jestem...
JERG Ju chyba ciemno... Ciemno... Tu si zawsze szybko ciemnia Jeszcze jasno... A potem zaraz
ciemno... Cakiem ciemno...
MATKA (bezradnie, beznadziejnie) Jergu... Jergu... Co ja mog zrobi JERG (oddechy, umiech)
Kochaj mnie, kochaj mnie, mamo...
MATKA nieporadnie tuli go do siebie.
Pusty, ciemny pokj, JERG i MATKA wtuleni w siebie. Cisza, szmer miasta za
oknem.
JERG (stara si wyswobodzi z obj MATKI) Ojej... Czekaj... Czekaj...
MATKA Co?... Co, Jergu?
JERG Krew... (pociganosem) Krew...
MATKA Gdzie?
Zapala lampk stojc na szafce, wiatlo slabej lampki owietla tylko blat szafki, rozjania posta
MATKI.
JERG (oddechy, wolno) Krew mi leci z nosa... Krew mi leci... (podnosi glow) Ciepa... Pachnie...
(wchapalce) Pachnie lekarstwami...
154
MATKA (szybko) Co tam, Jergu, krew z nosa... (szuka chusteczki, wstaje i bierze z polki otwart
paczk chusteczek higienicznych) Co tam... Ile to razy sobie nos rozwalie... Pamitasz, jak zawsze
skakalicie z Karl z mola? Wyrne o kamie na dnie... To taki... (pokazuje) miae kalafior,
cakiem siny. Pamitasz?
JERG (oddechy, odchylona glowa) No...
MATKA (siada kolo JERGA, dotyka jego brody) Poka... No, nie bj si... Poka... (chce
chusteczk zetrze krew plync z jego nosa)
JERG (nieporadnie wyrywa glow) Nie! (wyrywa glow, mocno) Nie!!! (mocno-oddechy-mocno)
Nie dotykaj tego, mamo! (ciszej) To krew... (zasiania twarz domi, odwraca glow)
MATKA To co?... To co, e krew?
JERG Nie dotykaj tego! (stara si trzyma glow odchylon, siga po chusteczk) Ja sam...
MATKA (cieplo, nalegajco, zbliajc rk z chusteczk do jego twarzy) Jergu, ja to zaraz...
JERG (wygina si na tapczanie, odwracajc glow od MATKI) Zostaw... Zostaw! (rce wzdlu
dala, krew splywa po brodzie, kilka plam na koszuli) Nie... Nie moesz... Nie dotykaj tego...
MATKA (nachyla si nad nim i szybko, sprawnie wyciera chusteczk krew z jego brody, pod
nosem, stara si zetrze plamy z koszuli) No, ju... Ju...
JERG (wyrywa bezradnie glow) Nie... Nie rb tego... Nie moesz...
MATKA No, ju, widzisz? Ju... Teraz zrobimy takie mae tamponi-ki... (skrca z chusteczek dwa
tamponiki) I woymy do nosa... Do jednej dziurki... (wkada delikatnie)
JERG (stara si zlapajej dlonie) Nie moesz... MATKA I do drugiej dziurki... (wklada
delikatnie) JERG Spal to... Spal to zaraz... W kuchni jest...
MATKA I po wszystkim... (wyciera krew ze swoich rk wie chusteczk, idzie do kabiny
prysznicowej, sycha spukiwan wod, wraca) I ju... Wygldasz z tymi tamponikami jak mors...
(walczy z paczem) Jak mors...
155
JERG Rce... Rce... >.:>< .--:.::; .',-- < 'iv;, ' .
MATKA (siada blisko kolo niego, bierze go za rce, trzyma mocno, gaszcze jego dlonie) Ju...
Ju...
JERG (oddechy, gtowa odchylona z nasikajcymi tamponikami w obu dziurkach nosa) Nie... Nie
dotykaj twarzy... Nie dotykaj...
MATKA Wiesz, e ju nie leci ci krew... Zobacz... (glaszcze go po gto-wie)
JERG (wolno) Nie leci...
MATKA Ju w ogle nie leci... Zobacz...
JERG (dotyka tamponika, zblia palce do oczu) Zapal lampk...
MATKA patrzy na JERGA, na palc si lampk.
JERG Zapal lampk na szafce... (szuka rk przewodu)
MATKA Jergu... Jergu... Ja... Ja ju zapaliam lampk...
JERG (potwierdzajco) Aha... Aha... (dotyka dlonicieptego abauru palcej si lampki) Aha...
MATKA Jergu mj... (dotyka jego brwi palcami) Jergu...
JERG (oddechy) Mamo?
MATKA Co, Jergu, co?
JERG Ja... Ja ju prawie nic nie widz...
MATKA (mocno) Nieprawda. Nieprawda. To tylko ta krew z nosa. To tylko ta krew. To zaraz
przejdzie...
JERG Mnie si tak robi cay czas...
MATKA Nieprawda...
JERG Ja przecie nie kami, mamo...
MATKA chce przysun bliej lampk z szafki w stron JERGA, potrca gruby zeszyt, ktry spada
z szafki.
JERG (oddechy, nasuchuje) Oho... Zeszyt spad...
MATKA podnosi zeszyt.
156
JERG Daj mi go... Daj... ,- <
MATKA podaje mu zeszyt.
JERG (bierze zeszyt, otwiera, przewraca kartki) Ja tu... (dotyka palcami kartek) Napisaem takie
rne rzeczy... Ale ju bardzo dawno nic nie pisaem... (oddechy) Czasem tylko lepiej widz...
(oddechy) Jak... Jak pacz, to lepiej widz, wiesz... Dlaczego tak?
MATKA (bezradnie, bezradnie, jak cztowiek, ktry po prostu nie wie) Ja nie wiem... Ja tego, synku,
nie wiem...
JERG Kiedy mwia... Kiedy mwia... Ale to byo dawno, kiedy...
MATKA Co, mj synku...?
JERG e... e chopcy te mog paka...
MATKA Tak, synku...
JERG Ale jak nikt nie widzi?
MATKA Tak mwiam...?
JERG No... Tak mwia... Jak ja pacz, to nikt nie widzi, wiesz? No bo kto...? I ty mwia, e
zy... e zy prawdziwego mczyzny... Zamieniaj si w dobre uczynki... W dobre uczynki...
(dluga pauza) Mamo?
MATKA Tak, synku, tak...
JERG Mamo?
MATKA Mw, Jergu, ja sucham ciebie...
JERG Ja ju nie zrobi adnego dobrego uczynku.
MATKA Nie wolno tak mwi, nie wolno.
JERG Bo wiesz co, mamo?... Wiesz co?
MATKA Co, syneku, co?
JERG Ja umieram, mamo, wiesz... (oddechy, pauza) Oho... Oho... Znowu mam ciepo w nosie...
Znowu mi krew leci...
Tamponiki w nosie JERGA zabarwiaj si, jeden wypada na koszul, smuga krwi, MATKA
odwraca si od JERGA, lew rk trzyma jego dlo, a praw z calej sity,
157
otwart dloni, uderza si kilka razy w nos - mocno, kilka razy raz po raz. Z jej opuchnitego od
uderze nosa spfywa struka krwi.
MATKA Popatrz, Jergu... (bierze jego dlo i dotyka ni swego nosa) Popatrz... Mnie te posza
krew z nosa... Co takiego...
JERG (oddechy, wolno) Tobie... Co... MATKA To ten upa... To ten upa... JERG (oddechy) Co
ty...
MATKA Ach, to nic. (bierze chusteczki) To nic. Zaraz zrobimy nowe tamponiki... (pociga nosem,
zwija z chusteczek tamponiki) Dla ciebie, o tak... (wklada mu tamponiki do nosa) I dla mnie...
(\vklada w dziurki swojego nosa) O... teraz razem mamy takie same... Widzisz, Jergu, wygldamy
jak mama-mors i synek-mors...
JERG (oddechy, wolno) A tata-mors... Poluje, eby nam przynie wiee ryby, tak... (pauza)
Mamo?... (pauza) Mamo?
MATKA tuli go, glaszcze.
JERG Mamo?
MATKA Jestem tu, jestem...
JERG Ja bym chcia ci jeszcze zobaczy... (dotyka jej twarzy)
MATKA Jestem tu, Jergu... (wolno wyjmuje tamponiki z nosa)
JERG Ale eby ci zobaczy... To ja si musz najpierw rozpaka... Ale ja ju chyba nie mog...
MATKA Pacz, Jergu, pacz... (bierze jego glow w obie dlonie) Pacz, Jergu...
JERG (oddechy, trzymaj za rce) Nie mog chyba... MATKA Sprbuj, sprbuj... JERG No...
(zaciska i otwiera oczy) Nie mog... MATKA Postaraj si, postaraj...
JERG (zaciska mocno oczy, oddechy troch szybsze i szybsze) Udao si. Widzisz? Ja pacz.
Mamo?... Mamo?... (wpatruje si w jej twarz) Ja ci
158
widz... No, cakiem dobrze... (dotyka jej policzka, wiosw) Jaka... Jaka
ty jeste?
MATKA cauje jego twarz, gow.
JERG W gowie tak gorco... (oddechy) A w nogach to mi tak zimno...
MATKA (ujmuje jego stopy, rozciera je) Po si, po...
JERG Chyba tak... Chyba tak... Boja leaem i leaem cay czas, no... Ale jak na ciebie czekaem
dzisiaj... To chciaem, eby byo tak... I ebym ja siedzia... Przesad mnie na ten puf. Tak... A teraz
roz tapczan. O, tak... Tam jest taki uchwyt. Wystarczy lekko pocign... I zaraz si sam
rozoy... O, ju... We przecierado. Znalaza? Nowe. W folii. Roz je, roz... I ja ju si
poo chyba...
MATKA pomaga mu wsta z puf a i sadza na rozloonym i zacielonym przecie-radtem tapczanie.
JERG Ju jest tak pno... (chce odpi guzik od o wiele za duych dinsw) Nie... Nie dam rady...
MATKA ciga mu spodnie, dostrzega, e JERG ma zaloon pieluch jednorazow.
JERG (dotyka pieluchy) Cakiem przemoka... A miaa nie nasika... (rozpina guziki koszuli, ale
zaraz slabnie)
MATKA klczy obok niego, rozpina guziki, ciga wpierw jeden rkaw, podnoszc rami JERGA,
potem drugi rkaw.
JERG (ley na plecach, glowa w stron okna, jego oddechy, ruchy glowy, stp, palce zaciskajce si
na przecieradle) Nie przykrywaj mnie... Nie przykrywaj... Bo mi zimno... I gorco bardzo... To
mnie nie przykrywaj... (dotyka pieluchy) Miaa nie nasika...
MATKA zdecydowanym ruchem odrywa pas przecieradla od strony stp JERGA, jej ruchy s
szybkie, zdecydowane. ciga nabrzmiat pynem pieluch z JERGA i wrzuca do miski. Bierze
dwie ciereczki lece obok miski. Idzie do kuchni. Szum wody z kranu. Wraca z mokrymi
ciereczkami. Siada obok lecego JERGA i szybko, sprawnie myje jego krocze, poladki, uda.
Bierze oderwany wczeniej pas przecieradla i robi z niego pieluch. Pewnie i szybko zakada JER-
GOWI pieluch.
JERG (oddechy, szeroko otwarte oczy) No tak. (pauza) Mamo?... Mamo?
159
MATKA Jestem... Jestem tu... , ;-.. '. -,. , ,;,-*.
JERG Jest ju bardzo pno, tak?
MATKA Jest noc...
JERG Ty nigdzie std ju nie pjdziesz?!
MATKA O nie, mj Jergu... O nie...
Gaszcze go, widzi, e jego ciaem wstrzsa dreszcz, owija go ciasno, starannie przecieradem,
wystaje tylko glowa i stopy JERGA.
JERG Nigdzie nie id... Nie id... (ruchy gow, cieszy si) Znowu si lepiej czuj... Usid
bardzo blisko przy mnie, bardzo blisko...
MATKA (siada przy JERGU, stay ruch jej doni) Ojej...
JERG chce ruszy ramieniem, ale krpuje go przecieradlo. MATKA rozwija cz przecierada,
wyswobodz rami JERGA.
JERG To teraz... To teraz... Opowiedz mi jak histori... Opowiedz...
MATKA (ruchy jej doni przy ciele JERGA) Histori...?
JERG No, jak histori... "'! .-.,-
MATKA Jergu...
JERG Co tam bdzie?
MATKA Dobrze bdzie, dobrze...
JERG Skd wiesz?
MATKA Bo matki to wiedz, Jergu.
JERG Wiedz?
MATKA Tak, Jergu...
JERG I co... I co powiedz... Jak mnie zobacz takiego zgnitego...?
MATKA Powiedz... Powiedz: Witaj, Jergu, witaj. Teraz ju wszystko...".
JERG Mamo?... Mamo?
MATKA Tak. Tak... (gaszcze go, tuli, cauje)
JERG Ja nigdy... Ja nigdy nie robiem takich rzeczy...
160
S^^^^^
MATKA Ja to wiem... Ja to wiem. . . . K
JERG Powiesz... Powiesz... e ja nigdy... Powiesz...? K ' ' ' " " MATKA Powiem, Jergu,
powiem... .. .,..-....
JERG (dtuga pauza) Jak to bdzie, mamo?
MATKA (spokojnie, pewnie) Zaniesz sobie, a ja ci bd cay, cay czas trzyma za rk. O tak...
(potrzsa lekko trzyman dloni JERGA) Cay czas... A potem zaraz si obudzisz... ,.
JERG I ju nie bd taki spleniay? : -
MATKA (spokojnie, wolno) I ju nie, i ju nie... :'';;-.
JERG Ty to wiesz, bo jeste moj mam, tak? >.-'* , : .-.( M.
MATKA (spokojnie, wolno) Wiem to, wiem...
JERG To dobrze. To dobrze... Boja nie jestem taki... Taki jak teraz...
MATKA siadu na tapczanie koo JERGA, lew rk bierze go pod plecy, unosi, przytula do siebie,
zaczyna si lekko koysa.
JERG (cicho, cichutko) Jeste taka cieplutka...
MATKA koysze si rytmicznie, trzymajc w ramionach wpllecego JERGA. Jknicie windy,
stuk otwieranych drzwi, kto wychodzi z windy, mocne kroki, pukanie do drzwi. MATKA tulc
JERGA, odwraca gow w stron drzwi, znw pukanie, MATKA chce co powiedzie, ale syszymy
tylko cichy, nieartykuowany dwik. Drzwi otwieraj si. Wchodzi STARSZY MCZYZNA -
brzowe spodnie, sanday, koszula z krtkim rkawem, na ramionach letnia, niemodna marynarka.
Stoi w drzwiach, trzyma rk na klamce, patrzy na MATK trzymajc w ramionach JERGA. Stoi i
patrzy. MATKA odwraca wzrok od STARSZEGO MCZYZNY, wraca do rytmu kolysania
JERGA cauje go, pociera nosem kpki wosw na jego gowie. STARSZY MCZYZNA nie
odrywa wzroku od JERGA, jego surowa, prosta, stara twarz, jego dugie patrzenie. STARSZY
MCZYZNA drgn, jego uwag skupi ciemny garnitur wiszcy na cianie w foliowym worku.
Podchodzi wolno do garnituru, dotyka palcami folii, obraca w palcach kocwk zocistego
krawata. Podnosi buty, dugo im si przyglda.
MATKA (do STARSZEGO MCZYZNY) Drzwi... Zamknij drzwi...
STARSZY MCZYZNA, - butami w rce. idzie do drzwi, zamyka je, zatrzaskuje zamek. Wraca,
staje w nogach ka, patrzy. Patrzy na stopy JERGA, patrzy na trzymane buty, stawia buty na
wykadzinie.
161
MATKA (koysze si, tulc JERGA, do STARSZEGO MCZYZNY) Cicho... Cicho... On zaraz
zanie... Ja wiem... Zaraz zanie... (pauza.) To dobrze, e przyjechae. To dobrze. Jade co?
STARSZY MCZYZNA potakuje ruchem lowv.
MATKA To dobrze... Dobrze... (cicho, ciepo) Usid tutaj... (wskazuje mu ruchem gowy tapczan)
Usid... Jeste zmczony... Widzisz, jak wszystko tutaj posprzta... Jak czyciutko...
STARSZY MCZYZNA bierze przecieradto, w ktre owinity jest JERG i odrzuca, patrzy, cofa
si poi kroku. Odkryty JERG porusza si niespokojnie ruch rk, ruch stopy, MA TKA ponownie
otula go przecieradtem, kolysz si delikatnie w zgodnym rvtmie.
JERG Mamo?... Jeste?
MATKA (spokojnie, cieplo) Jestem, Jergu, Jestem...
JERG A ja?... Jestem?
MATKA Jergu...? Jergu? Ty wiesz, kto do nas przyjecha? Z bardzo daleka przyjecha? Kto tu
jest?... No, kto? (kofyszego, tuli) JERG (cicho) Pan Bg?
MATKA (koysze go, tuli) Dzisiaj jest tylko z nami... Tylko z nami i z nikim innym. Powiedzia, e
bardzo dobrze wie, e ty nigdy nie zrobie nic zego.
JERG Bardzo dobrze wie... (cicho, slabe oddechy) Czy on... Czy on tu
jeszcze jest? i
MATKA Jest...
JERG I ty go widzisz? (zadziwiony dziecicy szept)... Pana Boga?
MATKA Bardzo dobrze go widz.
JERG (cicho, prawie do ucha MATKI) Czy ja mog mu co pokaza? Zapytaj...
MATKA (koyszc, tulc) Moesz, moesz...
JERG (szeptem do ucha MATKI) W tym zeszycie... Jest mj dyplom... I... I taka karta, e
pracowaem... (oddechy, pauza) I e... Nigdy nie robiem takich... Takich rzeczy...
162
,t ntwieru, wyjmuje maa ksia-STARSZY MCZYZNA wolno siga po *
zeczk z duym zotym godem na oktadce. wszystko na tapczanie obok lecego JERGA.
/~vi to wszystko bardzo dob-MATKA (tulc, koyszc) On to wie... On w 3
rze wie...
, .. Metra MATKI) Mw do JERG (kurczowo wczepia si palcami w rka.v
mnie... Mw do mnie... Mw do mnie...
MATKA To wszystko, czego si tak adni* uc^e ^ ^ Iat' to ci si bardzo, bardzo przyda...
JERG Tak?
t MATKA (umiecha si) Tak. Bo mae amo>
i te czasem choruj... 1
JERG Co ty?
a 7 goymi pupami i si ci-MATKA Tak... (gaszcze go, tuli) Bo biegaj4 z ^ p F
. -tr _ a psik... gle przezibiaj... A potem kichaj... A psu*-
JERG (oddechy, cicho) A psik... - ' :- :A-v MATKA Tak... A psik...
^ \-.-~,: ;'
JERG Pokaesz... Pokaesz te papiery ta..-
^r?V7N do siebie, bierze do MATKA (przyciga STARSZEGO MZCtJ^ ^ ^
JERGA i wodzi ni po twarzy STARSZEGO M*^ jest? Kto?... Powiedz, kto?
JERG (oddechy, coraz bardziej arytmiczne) T*1-" <, -v, MATKA Tak. licznie... Ta - ta...
Powiedz: Ta - td-JERG (oddechy, cichutko) Ta... (oddechy)
MATKA Tak, tak. ..Ta -ta, ta -ta...
., upCZYZNY, do JERGA JERG odejmuje do od twarzy STARSZEGO ^ JERQ ^^a si,
opada na zwinit do STARSZEGO MSzCl f?ce
wolno zaciska obie dlonie i unosi je, prawie prostif/4 ^
MATKA delikatnie Sapie go za rce i chcejepoWL ^ ^ .
JERG jednak prostuje rce, trzyma je prostopa'"c
na nimi rytmicznie, naprzemiennie koysa.
163
MATKA patrzy pytajco na STARSZEGO MCZYZN.
STARSZY MCZYZNA patrzy na wycignite, koyszce si rce JERGA,
kiwa lekko glow, umiecha si lekko.
JERG (ruszajc wycignitymi nad glow rkami) Mot parowy buch-
-buch-buch... (stara si zaciska dlonie w pieci) Mot parowy buch-
-buch-buch...
STARSZY MCZYZNA wyciga rce, zaciska dlonie w pici, wkiada je pomidzy dlonie
JERGA i wtacza si w ich ruch, cztery dlonie uderzaj o siebie rytmicznie.
JERG Mot parowy buch-buch-buch (wsplny ruch ich rk), najpierw w gow, potem w brzuch...
(wsplny ruch ich rk) Mot parowy buch-
-buch-buch, najpierw w gow, potem w brzuch... (opadaj wolno wycignite rce JERGA)
JERG (bardzo cicho) Mot parowy...
Opadaj wycignite rce STARSZEGO MCZYZNY.
JERG (cicho, jak niemowl) Ta., (oddechy)
MATKA (kadzie si po prawej stronie lecego JERGA na prawym boku, wkiada mu prawe rami
pod gow, lew rk tuli go, glaszcze; do STARSZEGO MCZYZNY) No, chod... Tylko
ostronie... Widzisz, e zasypia...
STARSZY MCZYZNA nieporadnie ktadzie si po lewej stronie JERGA, na lewym boku.
JERG ley na plecach, po jego prawej stronie MATKA, po lewej stronie STARSZY MCZYZNA,
ruchy glowy JERGA, drgnicia jego stp.
MATKA (kotyszc delikatnie ciaem JERGA) Tak... Tak... (do STARSZEGO MCZYZNY, cicho,
z umiechem) Teraz si ju nie ruszaj na chwil. On zaraz zanie. Zaraz...
Ich dala nieruchomiej, MATKA patrzy uwanie w twarz JERGA, trzyma go mocno za rk,
STARSZY MCZYZNA ley w niewygodnej pozycji, drgnicia dala JERGA, ruch jego ramienia.
JERG (cichutko, dwicznie, jak niemowl) Ma... (ruch grdyki)
164
MATKA (uspokajajco) Tak, Jergu, tak... (cicho, cieplo) Spj, pij, syneku...
Nagle lecy JERG podnosi si, obraca na bok w stron STARSZEGO MCZYZNY, podciga
nogi i stara si podnie tulw.
MATKA (glaszcze plecy JERGA, cieplo, czule, z podziwem) Tak... Bardzo adnie... Tak...
JERG przewraca si na brzuch, podciga nogi i unosi wysoko gow, patrzy na MATK, na
STARSZEGO MCZYZN.
MATKA (gladzi JERGA, z podziwem, czule) Tak... No, prosz, prosz...
JERG (jednym ruchem przechodzi do siadu, opadajca glowa, wiotki tulw, patrzy na STA
RSZEGO MCZ YZN) A...... Ta...
MATKA (glaszczeplecy JERGA, czule) Tak... Tak...
JERG opada na plecy, wierci si pomidzy lec MATK i STARSZYM MCZYZN, szuka
sobie miejsca pomidzy nimi jak niemowl w -ku rodzicw, zapiera si glow o pier MATKI,
wypycha nogami kolana STARSZEGO MCZYZNY, ruchy JERGA s szybkie, wciska si
plecami w pier MATKI, prostuje nogi, odwraca na plecy, palcami lewej dloni dotyka jej ust.
MATKA cauje jego palce, JERG wkada palce gbiej do ust MATKI, ta delikatnie je przygryza,
mieje si, JERG dotyka jej powiek, ust, jego glowa opada, ruchy staj si wolniejsze, powoli
nieruchomieje skulony na lewym boku. MATKA nakrywa przecieradem nog JERGA, ktr ten,
wiercc si, wycign spod przecierada. Po sekundzie JERG sprawnie, jak dziecko, uwalnia nog
spod przecieradla, kuli si, jeszcze bardziej naciskajc gow pier MATKI.
JERG (cichutko) Ma... (ziewa szeroko, szeroko jak niemowl) Ta... (ziewa)
MATKA i STARSZY MCZYZNA jeszcze bardziej przysuwaj si do skulonego JERGA,
STARSZY MCZYZNA opada na plecy, zasiania twarz ramieniem. MATKA szarpie lekko
ramieniem STARSZEGO MCZYZNY, przyciga go, jakby chciaa nakry nim skulone ciao
JERGA. MATKA i STARSZY MCZYZNA umiechaj si do siebie, umiechnici patrz na
JERGA, kiwaj glowami, prawie zamknita muszla ich dal nad lecym JERGIEM. Po chwili
MATKA, koyszc si delikatnie, zaczyna nuci prost, melodyjn piosenk, takie dwie
powtarzajce si w kolko krtkie zwrotki, uloone w rymy ze miesznych zgosek, ktre
wygruchuj niemowlaki.
165
MATKA (piewajc cichutko) Zga lampk... Tylko ciiiicho... Zga...
STARSZY MCZYZNA powoli odwraca si na plecy, dlugo szuka rk przewodu, gasi lampk.
Ciemno w pokoju. Wski pas wiat ta z wnki kuchennej kladzie si na nogach lecych na
tapczanie. Szary prostokt okna z rwnymi kreskami aluzji. Cichy, nocny oddech miasta i
piewana coraz ciszej i ciszej piosenka.
Urnsjonbrg, sierpie 2000
Cynkweiss
(Biel cynkowa)
KARLA
MCZYZNA
Scena to wntrze jednopokojowego, bardzo malego mieszkania w wielopitrowym budynku, w
centrum duego, przemysowego miasta w Europie. W cianie na wprost widowni due, prostoktne
okno z zamknitymi srebrnymi aluzjami. Pod oknem ikeowski" tapczan, roztoony w stron
widowni, pokryty bial tkanin. W cianie po lewej stronie drzwi wejciowe, obite od wewntrz
bial, tumic haas cerat. W cianie po prawej stronie drzwi do wnki kuchennej, przed nimi
wejcie do kabiny prysznicowej, zamykane biaymi, rozsuwanymi drzwiami. ciana po prawej
stronie cala zabudowana bialymi plkami, doklad-nie wokl drzwi do wnki kuchennej i kabiny
prysznicowej. ciany, sufit biale, na podlodze nowa, bial wykladzina.
Obok rozloonego tapczanu niski stoi na trzech srebrnych, niklowanych nogach, blat szklany,
okrgly, dwa niskie foteliki na gitych, srebrnych, niklowanych nogach, siedzisko i oparcie z bialej
skry. Prawie cala podloga zapelniona jest stojcymi pudlami z bialego kartonu. Cz pudel jest
zamknita, zalepiona bial tam, kilka otwartych, wida wypeniajce je ksiki. Kilka kartonw
ley na roztoony m tapczanie, mniejsze kartony stoj na blacie stolu, na siedzisku jednego
167
fotela ley due kartonowe pudto, na siedzisku drugiego fotela stoi maty, biaty telewizor owinity
foli bbelkow, zaklejony bial tam. W progu wejcia do wnki kuchennej stoj biale pudla, w
progu wejcia do kabiny prysznicowej stoj powkadane jedna w drug biale, rnice si tonem
bieli plastykowe miski, w mi-sce plastykowe biale torby foliowe ze rodkami czystoci. Pod
plkami owinite foli bbelkow radiomagnetofon i dwie kolumny. Na podlodze, na tapczanie
plachty bialego papieru do pakowania, kilka rolek bialej tamy klejcej. Na cianie po lewej strome,
dokadnie porodku, wisi biala suknia lubna. To bardzo elegancka suknia lubna, kupiona w
najdroszym sklepie w tym miecie. Pod wiszc sukni para pantofli na bardzo wysokim obcasie.
Na kartonie lecym na siedzisku fotela ma la sterta wieo wyjtej z opakowa bialej bielizny. Na
polce, na wprost drzwi wejciowych, w szklanym naczyniu bukiet biaych kwiatw udekorowanych
srebrnymi wstkami. O polki oparty dlugi, prostoktny, biay karton. Przedpoludnie. Wczesna
wiosna. Przez szczeliny zamknitych aluzji sczy si ostre wiosenne soce, przez lekko uchylone
okno sycha cichy, niedzielny szmer miasta. Pocztek rozjanienia sceny jest rwnolegy ze
startem ostrej, skocznej melodyjki sygnau telefonu komrkowego, dranicego krtkim,
powtarzajcym si motywem. Pomidzy biaymi kartonami, na rozoonym tapczanie siedzi bardzo
adna, bardzo zgrabna dwudziestokilkuletnia dziewczyna, ubrana w biay, puszysty szlafrok
kpielowy. Pochylona, obcina srebrnymi c-katni paznokcie u ng. Na dwik sygnalu telefonu
komrkowego prostuje si i zaczyna pospiesznie szuka telefonu, caly czas wygrywajcego sw
obsesyjn melodyjk.
Dziewczyna szuka telefonu pord pacht papieru pakowego na tapczanie, wok kartonowych
pudel, wreszcie znajduje biay, ze srebrnymi okuwkami, telefon lecy na jednym z otwartych pudel
wypakowanych ksikami, stojcych obok tapczanu. Bierze telefon, odgarnia dugie, ciemne wosy,
klka na tapczanie, siadajc na pitach.
KARLA (pieszczotliwie, czule, poprawiajc raz po raz wiosy) To ty, guptasie?... Znowu?...
Dzwonisz co p minuty... (miejesi) Nie moesz tak robi, bo zejd do ciebie na golasa...
(chichocze) Nie zd... Ty wintuchu jeden... (udaje powan) Musz mie jeszcze p godziny...
P godziny, eby si przygotowa... Tak... Ubra i... Tak... Wyglda najpikniej na wiecie... Tak...
Najpikniej na wiecie tylko dla ciebie... (mieje siglono) Przesta! (udaje stanowcz) Ani mi si
wa tutaj przychodzi! (zamiewa si, przewraca na plecy i fika nogami) wintuch! wintuch!
wintuch! (udaje przeraenie) Jerg, ja jestem jeszcze zupenie w proszku... Zejd, ale dokadnie za
dwadziecia minut... Prosz ci... Co ty tam szemrzesz?... Liczysz sekundy? (chichot) Ile ci wyszo?
Tysic dwiecie sekund? No, co ty? (zrywa si na nogi) Jerg, ani mi si wa
168
tutaj przychodzi... Bo... Bo to przynosi pecha... Jestem ju naprawd spakowana... Wszystko
gotowe do zabrania... Wiem, e potem zabierzemy... Wszystko ju w kartonach... Wcale nie za duo
kartonw... A ja... (mieje si) Jeszcze niezapakowana... (czule) Jergu mj najdroszy, ja te si ju
nie mog doczeka... (cicho, prawdziwie) Tak bardzo ci kocham... (szybko) Jak bdziesz mnie tak
trzyma przy telefonie, to si spnimy... (ciepo) Posuchaj mnie... Ale posuchaj... Ja teraz
wycz telefon... (szybko) Tak - tak - tak - tak - tak - wycz, wykpi si, ubior i zanim
skoczysz liczy te okropne sekundy, bd sta pod domem... Tylko twoja i na zawsze... No,
uwaga, wyczam... To ty wycz pierwszy... Jergu, wyczam... No, Jergu... Cauj ci bardzo,
bardzo mocno... (ju troch przestraszona) Nie zd, nie zd... (udaje, e plcze) Nie zd...
Nie, Jerg ja si naprawd rozpacz, musz wzi prysznic, przygotowa si, przecie mam
wyglda najpikniej na wiecie, tak?... Jerg, wyczam si... (wpada prawie w panik) Nie, nie, ja
nie zd... Kocham ci...
Zdecydowanym ruchem wytacza telefon, chowa go do kieszeni szlafroka. Podbiega do okna, unosi
aluzj i patrzy na ulic przed domem. Patrzy dugo, kilkanacie sekund w bezruchu, czujna, w
napiciu, zbliajc twarz do szyby. Ciche pukanie do drzwi wejciowych, dwa, trzy ledwo syszalne
puknicia. KARLA odrywa twarz od szyby i potykajc si o kartonowe pudla stojce na podlodze,
byskawicznie dopada drzwi, otwiera je mocnym, szerokim ruchem.
" KARLA Jeste wreszcie...
Z sil, o jak nikt by nie podejrzewa tak delikatnej dziewczyny, wciga z korytarza do mieszkania,
cignc za kurtk, okoo pidziesicioletniego MCZYZN. KARLA zatrzaskuje drzwi, zamyka
zasuw. MCZYZNA cofa si pod drzwi, opiera si o nie plecami. Ubrany w zmite spodnie od
garnituru, zniszczone, wydeptane buty sportowe, jaskrawa koszulka polo, na niej sportowa,
ortalionowa kurtka z nadrukami, przez rami przewieszona skajowa torba na pasku. Glowa
dokadnie wygolona. Przygarbiony, zmity, szary, pusty, bardzo blady. Jego twarz bardzo rzadko i
na bardzo krtko widuje soce. To twarz czowieka, 2 ktrej kto stale wyciera gumk, cokolwiek
si na niej pojawi. Tylko twarz i nic wicej. MCZYZNA stoi pod drzwiami, gowa opuszczona,
nie patrzy na KARLE. KARLA puszcza jego kurtk i dugo, bardzo starannie wyciera do w po
biaego, puszystego szlafroka.
KARLA (mocno) A jak si odezwiesz choby jednym sowem... Choby jednym sowem...
(wyjmuje z kieszeni telefon komrkowy) Drgniesz tylko... To... (potrzsa telefonem)
IfiP
MCZYZNA stoi przed KARL w bezruchu, wolno, rytmicznie oddycha nie patrzy na KARLE.
KARLA (wyciga rk, mocno) Poka papier!
MCZYZNA powoli otwiera zamek blyskawiczny torby, szuka czego w rodku.
KARLA Papier!
MCZYZNA wyjmuje z torby zloon kartk i wolno podaje KARLI.
KARLA (wyszarpuje mu kartk z dloni, szybko czyta) No... (krci gtow) Jednak si zgodzili... To
nie do wiary... (patrzy na kartk papieru) Zgodzili si... Ale dali ci bardzo mao czasu... (szybko) I
tak za duo.
Wypuszcza z rk kartk papieru, ktra spada pod nogi MCZYZNY. Ten wolno schyla si,
podnosi kartk, starannie skada i chowa do torby.
KARLA Zamknij zamek, bo zgubisz... Albo lepiej zgub... (patrzy na MCZYZN i widzi, e on
chce co powiedzie) Tylko otwrz usta! Tylko sprbuj!
MCZYZNA ganie, pochylona glowa.
KARLA A moe to wcale nie jeste ty?... To przecie prawie pitnacie lat... A moe to wcale nie
jeste ty?... Co!? Moe to nie ty!?... (pauza) To ty jeste... To ty... (krci gtow) Wiesz, dlaczego
wiem? Wiesz, dlaczego!? Bo mi si chce znowu rzyga, bo czuj taki lepki smrd... To jeste ty...
Ju zamierdziao... Oho, ale jak. Ju cuchnie... (wcha swoj rk, kaptur szlafroka) Ale cuchnie...
Ale cuchnie... A jakby tylko otworzy t swoj gb, to tutaj zaraz, zaraz wszdzie taki odr...
(wachluje si dloni)
MCZYZNA nie patrzy na KARLE, raz po raz rytmicznie przymykane powieki.
KARLA Zaraz przyjd ssiedzi i zapytaj: Pani Karo, pani Karo, co to tak u pani mierdzi? Co
te tak u pani mierdzi, pani Karo?". A ja im powiem: Ja pastwa bardzo, bardzo przepraszam, ale
wanie przyjecha"...
MCZYZNA - krtki, glucho-szczekliwy skowyt, zaraz ucity ciniciem szczk.
KARLA No, co? No, ale przecie to prawda. Bo przyjechae... Przyjechae i cuchnie. To przecie
prawda... (wybuch) Otworzye usta!!! Otworzye!!! Mwiam ci, eby si nie way! Fuj! Fuj!
Fuj!
170
Udaje, e bdzie wymiotowa, wyszarpuje telefon z kieszeni szlafroka, ciche popiskiwanie
wybieranego numeru.
MCZYZNA przeraony, upuszcza torb na podtog, wyciga rk przed siebie, robi maty krok
w stron KARLI.
KARLA (wrzask) Nie dotykaj mnie!!! (odskakuje z telefonem przy uchu)
Nie dotykaj!!!
MCZYZNA jak zaszczute zwierz, krci przeczco glow, jeszcze drobny
krok.
KARLA Nie - do - ty - kaj - mnie. MCZYZNA zamiera, przestaje mruga powiekami.
KARLA (cay czas patrzc na MCZYZN, do telefonu) Halo? (powstrzymuje intencj ruchu
MCZYZNY wycignit rk; cieplo, czule) Halo?... (szybko, caly czas patrzc w twarz
MCZYZNY) To ja, Jergu... Ju prawie jestem gotowa... (czule) Nie mw tak, chcesz ebym
wysza poryczana? (bardzo czule) Gupi ty... I ja ci kocham najbardziej na wiecie... Ju jestecie
pod domem? (podbiega do okna, patrzy na ulic) Boe, Jergu, zaraz schodz, daj mi jeszcze... Nie,
nie przychod tu, nie przychod... Ja zaraz zejd... To na szczcie, na szczcie... Nie bj si, nie
wycz telefonu, bdzie cay czas koo mnie... Nawet przy prysznicu... Kocham ci, Jergu, zaraz
schodz...
Chichy pisk wyczanego telefonu.
KARLA (wyciga rk, w ktrej trzyma telefon) Widzisz ten karton?
(wskazuje na dlugie biale pudlo oparte o polki) Widzisz?
MCZYZNA - ledwo zauwaalne drgnicie glowy.
KARLA W rodku masz wszystko... Wszystko, co trzeba... We to...
(wolno) Poka rce...
MCZYZNA - drgnicie ciaa, jakby chcia podej do KARLI.
KARLA (jak wybuch) Stj tam!!! (pauza) Podnie rce i poka mi
donie.
MCZYZNA powoli unosi rce i wolno obraca dlomi.
KARLA (patrzy uwanie na dtonie MCZ YZNY, krci glow) S czyste...
Dobry, wielki Boe... One s czyste...
171
MCZYZNA opuszcza wolno rce.
KARLA We ten karton i id do kuchni... (wskazuje wnk kuchenn) No, id...
MCZYZNA idzie w stron plek. KARLA odsuwa si dwa kroki w stron tapczanu.
MCZYZNA staje, wraca po swoj torb na pasku, zaklada torb na rami, znw idzie w stron
plek, potyka si o jeden ze stojcych napodlodze kartonw, bierze dugie pudlo - torba zsuwa mu
si z ramienia, poprawiaj, wolno wchodzi do wnki kuchennej. Slycha dwik lejcej si do
zlewu wody. KARLA patrzy na wejcie do wnki kuchennej, drgnicie, szybko wchodzi do kabiny
prysznicowej. Zasuwa plastykowe drzwi, pozostawia wsk szczelin, przez ktr rzuca swj bialy
szlafrok przed drzwi kabiny i kladzie na pododze telefon. Zatrzaskuje plastykowe drzwi. Glony
szum wody z prysznica, jasne refleksy dala KARLI na plastykowych drzwiach kabiny. Nakadaj
si na siebie dwiki szumicej wody w kabinie prysznicowej, warkot golarki elektrycznej w
kuchni. Rwnoczenie ganie szum wody i warkot golarki. KARLA odsuwa drzwi kabiny, siga po
rcznik. W tej samej chwili w drzwiach wnki kuchennej staje MCZYZNA i zasuwaj si z
powrotem drzwi kabiny prysznicowej. MCZYZNA nie wchodzi do pokoju, stoi w progu. Ubrany
w najelegantszy z moliwych garnitur, buty, koszul, krawat, dodatki, w klapie duy, bialy kwiat.
Tylko jego ogolona glowa jak dokrcona z innej bajki do tego ekskluzywnego stroju. Przez rami
ma przewieszon swoj torb na pasku, wypchan zdjtymi rzeczami, stare sportowe buty trzyma w
rce. KARLA spieszy si. Wychodzi szybko z kabiny owinita biafym, puszystym rcznikiem.
Teraz widzimy, jak bardzo jest moda, bardzo pikna, bardzo zgrabna, ciepla, rwna opalenizna.
MCZYZNA widzc wychodzc KARLE, cofa si w gb wnki kuchennej. KARLA wycierajc
wlosy w mniejszy rcznik, staje przed wnk kuchenn.
KARLA (zniecierpliwiona) Przepraszam... (szybciej) Przepraszam, chc tu wej...
MCZYZNA wychodzi z wnki kuchennej, musi wymin KARLE, bo tanie schodzi mu z drogi,
cay czas wyciera wlosy. KARLA wchodzi do wnki kuchennej, slyszymy stuk otwieranych szafek.
Szybko wychodzi. MCZYZNA stoi w bezruchu obok drzwi.
KARLA (znw chce wymin MCZYZN) Przepraszam... Przepraszam...
MCZYZNA robi krok w stron tapczanu, siada pomidzy kartonami, po prawej stronie, twarz w
stron wnki kuchennej. KARLA krzta si po pokoju, sprawnie wymijajc stojce na pododze
kartony, spieszy si. Siada po lewej stronie tapczanu plecami do MCZYZNY. Stojce na
tapczanie kartony za-slaniaj siedzc KARLE. ciga rcznik, ale my nie widzimy jej nagoci,
zasaniaj j kartonowe puda. Szybko, nie wstajc, zaklada majtki, nakada bia-
172
ty stanik - wstaje - spieszy si - zakada pas do poczoch, szuka wzrokiem poczoch - szybko
podchodzi do plek - siedzcy MCZYZNA ani drgnie, coraz bardziej zmity, skurczony -
KARLA wchodzi do kuchni - wychodzi -podchodzi do okna, za kadym razem przechodzi bardzo
blisko siedzcego MCZ Y-ZNY-jej biodra mijaj o milimetry twarz MCZ YZNY, jej smuke
uda mijaj o milimetry kolana MCZYZNY-znw podchodzi do pek, wspina si na palce, szuka
doni na najwyszej pce - znajduje - biae poczochy w foliowym opakowaniu, rozrywa je
gwatownie - zwalnia... Mieszkanie jest bardzo mae - KARLA stoi mniej ni metr od siedzcego
MCZYZNY- opiera jedn nog o stojcy na pododze karton - wolno naciga na nog poczoch
-przypina do pasa, opiera drug nog o karton i bardzo wolno naciga poczoch -przypina do pasa,
poprawia uoenie pasa - zaczyna czego szuka na tapczanie, wok kartonw, zaglda pod pachty
papieru pakowego na tapczanie -szukajc, pochyla si nad siedzcym MCZYZN to z jego
lewej strony, to z prawej strony, blisko nad jego gow, klka przy jego kolanach, zaglda pod
tapczan, klczc prostuje tuw, przysiada na pitach, patrzy w pust twarz MCZYZNY.
KARLA (jakprzeraona dziewczynka) Umyam przecie... Umyam... Przysigam, e umyam...
Przysigam... (cicho)... Na Pana Jezusa i Bozi... przysigam... (samymi wargami) Wszystko
umyam... (wolno wstaje, jej cieple, pachnce uda na wprost twarzy MCZYZNY) Jakie brudne
apki... (podchodzi do wiszcej na cianie^sukni) Jakie brudne apki... (ciga sukni z wieszaka) O,
a tutaj, widzisz? Dotknij, dotknij... Widzisz, jakie brudne... (zaczyna zaktada sukni) Tutaj
przecie... (szybko) No, co? No, co? No, co? Tak... Tak... Tak... To trzeba umy... (przeraony szept)
To?... (koczy zaktada sukni) Trzeba zawsze, codziennie, wszystko bardzo, bardzo dokadnie
umy, bardzo dokadnie... (rozczesuje wlosy bia szczotk) Bo jak si idzie spa czystym,
umytym, to si nigdy, przenigdy w yciu nie przyni nic zego, nic zego,.. Bdzie tak cieplutko, tak
cieplutko... I zaraz potem zasn, zaraz zasn... I bd miaa same sodkie sny, same sodkie sny...
Koczy rozczesywa wosy, okrca si kilka razy, poprawia fady na sukni, zaklada pantofle.
KARLA A teraz daj mi to. (wyjmuje spod tapczanu piaski karton zapakowany w srebrny papier z
du bia kokard) To prezent, od ciebie...
MCZYZNA wci w tej samej pozycji.
KARLA (bierze pudo pod pach) A teraz pobogosaw mnie. Pobogosaw.
173
MCZYZNA wci w tej samej pozycji.
KARLA Wsta. Wsta. Do bogosawiestwa si wstaje. Nie mona nikogo pobogosawi,
siedzc. To si nie liczy.
Dluga pauza - cialo MCZYZNY drgno, wolno, wolno wstaje, pusta twarz, rce opuszczone
wzdlu dala. KARLA trzyma pudo z kokard pod pach, bierze z polki bukiet bialych kwiatw,
klka przed MCZYZN, tuli kwiaty do piersi.
KARLA Bogosawi ci, Karo, na twoj dobr drog. Niech ci spotka wszystko to, co pikne,
kochane, jasne i czyste... Pikne, dobre, kochane i czyste. Bogosawi ci.
Szybko wstaje, kladzie ostronie pudo z kokard na ktrym z kartonw, nakada woalk.
KARLA A teraz... A teraz... (wyjmuje z kolejnego kartonu aparat fotograficzny polaroid) Zrobimy
sobie zdjcie na pamitk...
Staje przy MCZYNIE w welonie, z bukietem, wyciga aparat przed siebie na cala dlugo rki,
obiektywem w stron swojej twarzy i naciska migawk -blysk i po sekundzie aparat wypluwa
zdjcie.
KARLA A teraz tak... (blysk) I tak... (blysk) A teraz tobie zrobi... Seria blyskw flesza i
spywajce na podog zdjcia.
KARLA A teraz... Zrobimy ci zdjcie na golasa... No, na golasa... Nie chcesz na golasa, nie chcesz?
To zrobimy...
Ostre klaksony samochodw zajedajcych pod dom, trbki, pokrzykiwania. Znw odzywa si
natrtna melodyjka telefonu komrkowego, KARLA podnosi telefon lecy na pododze przy
drzwiach kabiny prysznicowej.
KARLA (szeptem do MCZYZNY) Rozwiej si, smrodzie, na zawsze. .. (podnosi jedn z
fotografii lecych na pododze, patrzy) Bo ciebie nie ma... (patrzy na fotografi) Nigdy nie byo,
chocia bye... Nie ma ci... (rzuca fotografi) Ale dzisiaj masz by! Jak nigdy! (do telefonu,
radonie, czule, pospiesznie) Ju schodz!... Ju schodz, Jergu...
KARLA idzie do drzwi. Wyglda przepiknie w tej sukni lubnej, jak z okadki ekskluzywnego
magazynu mody.
KARLA (do MCZYZNY) Masz by.
KARLA podchodzi do okna, otwiera aluzje, pokj zalewa blask przedpoudniowego soca,
otwiera szeroko okno, sycha klaksony przed domem, ciche od-
174
legie bicie dzwonw. Przecig w pokoju, szeleszcz papiery na tapczanie, na
pododze.
MCZYZNA cay czas stoi w tej samej pozycji. KARLA podchodzi znw do
drzwi, naciska klamk, uchyla drzwi - mocniejszy przecig. Klaksony za oknem,
pokrzykiwania, gwizdy.
KARLA Jeste pewno godny? ''..-.-,*.,, , .-\ ..- ,, MCZYZNA pierwszy raz od
pocztku jednoaktwki lpiejejwzrok. KARLA (z rk na klamce) Jeste godny?
MCZYZNA zblia wolno do do twarzy i mocno naciska na usta zewntrzn stron doni.
KARLA Opowiedz mi szybciutko, jak to smakuje? Mamy jeszcze p minutki. Przecie wiesz...
No, od dwunastu lat... Tak? Od dwunastu czy ilu tam musisz zjada, co? No, powiedz, jak
smakuje...? Przynosz wam obiad, wszyscy jedz, a ty za kadym razem, za kadym razem, musisz
sam wymiesza swj obiad, palcami... Tak, palcami... No, z czym...? (wzrusza ramionami) Przecie
to wszyscy wiedz... Nawet tam, gdzie jeste, to ci nie ma, dla nikogo, co, nie? Jak to smakuje?
(udaje, e wymiotuje) Codziennie, codziennie... To straszne, to straszne, i robi ci to prawie
wszyscy... Nog od stoka... W najlepszym razie... Tak boli, e bl nic nie znaczy... (szeptem)
Powiedz, jak smakuje...?
Potworny -jak wybuch -przeraajcy ryk MCZYZNY, otwarte szeroko usta, wytrzeszczone oczy
i wznoszcy si przeraliwy dwik, jakby wszystkie diaby w piekle wzity si za rce i
rozwrzeszczay na zo Panu Bogu. Ciao MCZYZNY dry ryk nie rusza si z miejsca,
wpatruje w KARLE ryk - rozpina pasek od spodni, wyszarpuje ze szlufek -podnosi w obu rkach
rozcignity pasek nad gow - stay ton ryku MCZYZNY - robi jeden krok w stron stojcej
przy drzwiach KARLI, drugi krok ~ KARLA podnosi woalk, przekrzywia gow, umiecha si -
ryk potnieje - MCZYZNA byskawicznie zawija pasek na szyi i zaciska, cignc jeden koniec
paska lew rk w jedn stron, drugi koniec paska praw rk w drug stron - ryk cichnie, jego
twarz powoli purpurowieje, coraz ciszej i ciszej, zaciska z caej siy na jak go sta, traci oddech,
chwieje si - odrywa rce od paska, opuszcza rce, ptla paska zwisa z jego szyi, apie oddech,
opuszcza gow, apie oddech. KARLA wci umiechajc si, podchodzi do MCZYZNY,
zdejmuje mu pasek z szyi, tak po prostu, jakby rozwizywata krawat.
175
KARLA (kadc mu (Hanie na klapy marynarki) Nie teraz... (poprawia kwiat w butonierce) Nie
tutaj... (caluje go w policzek) Nie dzisiaj... (otwiera drzwi i wyciga rk do MCZYZNY)
Chod... (cieplej) Chod... Musimy ju i, tato... Musimy ju i...
Krtki rozblysk wiatla, jak flesz, ktry nadaje przedmiotom martw, pluska wietlisto, zaraz
potem ciemnienie. Slyszymy wybuch radoci grupy osb czekajcych przed domem na KARLE,
oklaski, klaksony, trbki, odlegle bicie dzwonw i rwnolegy ostry, skoczny dwik powtarzajcej
si melodyjki telefonu, a do wyjcia publicznoci z widowni.
Urnsjornbrg, padziernik 2000
Lemury
KARLA JERG
Rozjanienie. JERG i KARLA stoj obok siebie. KARLA trzyma JERGA pod rk. KARLA w
bialej sukni lubnej ze wszystkimi moliwymi dodatkami: welon, tren, rkawiczki, bukiet etc.
'JERG w bielusieko-biatym smokingu, wszystkie dodatki biale: muszka, perl w abocie, biale
buty, rkawiczki, etc. Mocno wypu-drowani, na twarzach nienaturalne, niezdrowe rumiece. Stoj
na tle lekko powiewajcej, bialo-srebrnejpluszowej kotary.
JERG Jeste taka... (szuka stwa) KARLA (podpowiada) Czysta? JERG Nie...
KARLA Nie... samowita? JERG Nie... ' KARLA Nie...zwyka?
JERG Nie...
;r;>"Y."V..<<- : .:<; ' ;.*'L' ;.:.
KARLA Nie... okieznana? \.,;,, --..,-: ,, ..-:,
177
JERG Nie...
KARLA Nie... przenikniona?
JERG Nie...
KARLA Nie... dostpna?
JERG Nie... Nie...
KARLA (przecigajc sylaby) Nie-by-wa-a?
JERG Nie...
KARLA (za, kriko) Nieumyta? ,- ,. ,
JERG (' rozkojarzony) Tak.
KARLA Co!!!???
JERG (wystraszony) Co!!!???
KARLA Jaka jestem!?
JERG (uspokajajco) Kochanie...
KARLA (mocno) A ty masz w uszach kaki!!! ;,-;,,,, ;
JERG Ja? (tpie si za uszy) ;.v .. . ^
KARLA Krzewy, knieje, chaszcze, puszcze! Fuj!
JERG A ty... (szuka stwa) A ty... :;,,= ;
KARLA A ja? A ja jestem nienobiaa, puch-puchowa, pomrukliwa. Jestem jak bita - au! au! au! -
mietana. Sodziusieka, pachnca, ncca, bbelkowa, bulgotliwa ju... (pokazuje) na koniuszku
jzyczka. Jestem pieszczotliwa w ustach, achotna na podniebieniu, goryczkowo-ssca w przeyku,
ukojliwa w odku, burczco-szemrzca w brzuszku... Ja jestem niegowita...
JERG (wyszarpuje klaki zucha) A ja mam... KARLA (wcieka) A ty masz krzywe jaszcze!!!
JERG Nieprawda! Nie mam krzywych jaszczy! Wszyscy mi zawsze
mwili, e mam jaszcze w porzdku! : '" - .::
178
KARLA (oniemiata) Kto!? Kto ci mwi, e masz jaszcze w porzdku? Komu ty pokazywae
jaszcze? Przecie... mwie, e tylko ja... e tylko mnie...
JERG (wystraszony) Karla... ja...
KARLA (ostro) To po co to wszystko!? Po co!? (rzuca i depcze bukiet) Jerg!!! (ztamanym glosem)
Oka-my-wa-e mnie... (plcze)
JERG (przeraony) To nie tak...
KARLA (plcze wspomnieniowa) Pamitasz...? Wtedy... Po uroczystoci otwarcia fabryki gumolitu
na twojej ulicy. By taki okropny zib, a ja nie woyam palta, bo chciaam pokaza ci si w nowej
sukience. Poszlimy nad rzek, tam obok ruin szybu wentylacyjnego naszej kopalni...
JERG Karla, prosz...
KARLA I wtedy... I wtedy... ' JERG Karleeeko... (tuliKARLE) Przysigam... KARLA A ja tak
marzyam... Tak tskniam... (szloch)
JERG Kochanie...
,( KARLA (ostro) We!!! Zabieraj swoje ndzne jaszcze!!! Poooookazuj
je wszdzie! Obno si z nimi! Nie potrzebuj twoich ohydnych jaszczy
II!
JERG Karla, na Boga... Przecie nie jestemy tu sami.
KARLA Oooo!!! Jasne!!! (rzuca si na JERGA i bije go piciami) Komu pokazywae jaszcze!?
Komu!? Komu!? I ty chcesz teraz mj... (bije go) czyst... (bijego) przeczyst... (bije go) jasn tak...
(bije go) tymi jaszczami... (szybko) co je pokazywa.
JERG (wcieky) Przesta wreszcie!!!
KARLA (tygrysi skok na JERGA) Bo co!!! Bo teraz mj zostawisz!? Bo teraz mj ostawisz!? Jak
chusteczk z papijeru mikkiego usta otarw-szy Judaszowe zemjesz i wyrzucisz? Po co ci teraz
Karla taka? Jak tak? - To jaka? - Jak taka?
179
JERG (wystraszony, zdezorientowany, tuli KARLE, glaszcze, uspokaja) Jest za dziesi dwunasta...
Dzwony ju bi bd na wiey kaplicy. Posuchaj. Bim-bom-bim-bom-bim-bom-bim-bom-bim...
(kiwa glow w lewo -wprawo) Bim-bom-bim-bom...
KARLA (powoli uspokaja si) A soce?... Jest soce?
JERG (uspokajajco-opowiadajco) O... Widzisz? Soce czupryn wychyla zza chmur wacikw
puszystych i dreszczami (pokazuje dreszcze) promiennemi na wielokwiat witraowych szybek w
kaplicy powiec... A jak przez szybki te kolorowe - jak lizaki sodziukie odpustowe -przenizie, to
na Karleki sukienusi si pooy - rozoy i na gwkach pereek, co masz niemi falbany obszyte,
soca promienie zakwitn jak stugowe krdzielnice...
KARLA (senna, spokojna) A gocie? S gocie?
JERG Gocie? O-ho-ho-ho-ho! To to nie tum nawet. To mrowie goci. A jacy przejci. Jacy
uroczyci. Z nogi na nog przestpuj, muchy poprawiaj, krawaty zadzierzguj. A sztywni tacy. A
ju doczeka si nie mog.
KARLA A kwiaty? S kwiaty?
JERG (dlugo obwchuje) Kwiaty... To ocean jest zapachw. W oczy a kuj stukolory jejich...
Oho... S i pczki same jeno i rozpuchnite buawy i polne siusi-kwiatki i kosze konch wylewnych.
O! I samotna ra sterczy na... A i bble dzieryste, pachetki pochliwe. Jakich tu kwiatw nie
masz...
KARLA A dzieci? S dzieci?
JERG (mieje si radonie) A masz i dziecitek orszaczek zgrabny! W sukienusiach, falbaneczkach,
kokardeczkach. A jakie to wystrojone, rumiane, rozochocone, rozchichotane. apkami w
koszyczkach gmeraj, by patkami kolorowemi Karlek fur-fur-fur obsypa, (posypuje gow
KARLI pitkami kwiatw) A chopaczyska podzwaniaj drobnemi monetami w soikach, by potem
szast-prast-szast-prast... Aj, co radoci bdzie, co bdzie...
KARLA (niepewnie) A... Rodzice?... S... Rodzice...? s; ,,
180
JERG (powanie, wruszony) Mamy nasze takie... (Izpotyka) matczyne-matczyne... A ojcowie
nasi... Wiesz... Trzymaj si... Ale i oni, wiesz, ojcowie... Wany to dzie, wany. To mankiet
skubn, to na zegarek, to na butw czub byszczcy, to kamizelk obcign, wiesz... ojcowie nasi.
KARLA A mamy nasze?
JERG Mamy nasze zy smakuj i czas do tyu przegldaj... Jak mymy o... (pokazuje) tacy-tacy
malusiecy byli- i siku, i kup, i siku, i kup, i na koniu bujanym, i w szkole - Oj, gupoto ty moja,
gupoto", i kleksy, i szyba zbita, i matura - Herr Jesus! Und was? Herr Je-sus?". A teraz?... My tu, a
one tam podreptuj, podreptuj...
KARLA A kaplica? A kaplica jaka?
JERG (pewnie) Jak zaczarowana. Niedua, niemaa, gotycka, strzelista, uszykowana, wychodzona.
awy rwniusieko jak na paradzie ustawione, past do mebli namaszc^one. Kadzide wonie nosy
achoc, a jake. wici z otarzy chudziusiekimi apkami do nas machaj-ma-chaj, (pokazuje) a
oczta wyupiaste wybauszaj, a nadziwi si nie mog... Oj, nie mog. Bo czego podobnego to
oni nie widzieli, jako ywo, nie widzieli. .;
KARLA A organy? Jak organy?
JERG Organy basami pomrukuj, takie pewne swego, postkuj. Ale ju, zaraz piszczaeczki
wiergotliwe jak nie tupn ze zoci! A my co!? e cichutko? e cieniutkie?"... Jak nie zawirgoc!
I ju razem, duda w dud, pod sklepieniem ebrowanym, wok filarw strzelistych, przez ambon,
okienka konfesjonaw wstydliwych, a hen do zakrystii pie tak ponios... e ledwo chopiec
pryszczaty, co na przyuczeniu jest u organisty, miechy nady nadyma...
KARLA A wiadkowie?... A wiadkowie nasi?
JERG (szybko) S! Dokumenta rnj! Obrczki - czy s - w kieszeniach mac-mac-macmacaj.
KARLA (lkliwie) A Ona? Jest Ona?
JERG (wydymajc wargi) Przysza, przysza, a jake... Pod chrem stoi, liszaje na gbie talkiem
przysypaa, oczy czerwone, kaprawe oku-
181
larami czarnemi zakryta i mamrocze co, mamrocze... Brzydka... We fioletowej sukience, z tym
szalikiem jak trup blady stoi... Stoi tak i stoi... Ale nikt si nawet na ni nie spojrzy... Jeno kocielny
stary, co wiece grubane zapala, popatrzy na ni i powie: A ide ty lepiej do dumu, ide, gupie
ty, gupie dziewczynisko".
KARLA (radonie) A ksidz? Ojczulek nasz?
JERG (szeroko) Czeka nas... A jake, czeka. Po brzuszysku nasz kochany dobrodziej si
pogaskuje, obiadek tuciutki wspomina, pomla-skuje. Szaty zociste odziewa, po stronicach ksigi
tajemnej palcem wodzi. A w oczach mdrych, kochanych iskierki yczliwe mu tacuj. Bo to zaraz
sowa takie ci on nam powie, a pytania zada, a do ciep i dobr jak chleba bochen uniesie.
Kochany nasz pasterz stareki, kochany... ....< .'-V.
KARLA A my? A my? .. ,
v ;' '.'">!' ;-'' i ,-*'-''{
JERG A my tacy... -* ' "or.-.' .-,;.-. KARLA Jacy? Jacy? ,;. '!..,.'''^'"V
':*'*' JERG A my jacy tacy... rv,<i, , KARLA Biali...
v-, .V;,-., , : ,. .- A JERG Biali? KARLA No, a potem?
JERG Potem? Potem... Bardzo cicho bdzie, dobrze, ciepo, sodko bdzie...
KARLA No, a potem? Jeszcze potem?
JERG Jeszcze potem? Zaraz potem? Potem bdzie wielki bal...
Start muzyki, walc z okresu midzywojennego pl. Co w srcu ukriwasz, oczi twe rzika mi". JERG
prosi KARLE do taca. Wiruj lekko i zwiewnie do koca sekwencji.
KARLA Nie masz wcale w uszach kakw... / ;^,,\:-,;-. JERG Troszk mam, tu na koniuszku...
>.,, > -,..,,,\ ,., KARLA A te jaszcze, to wiesz, wybacz... '*"" ' l' ' '
182
JERG
Moje jaszcze trzymam w skryciu Moje jaszcze tylko twoje Bo kochanie moje-moje...
KARLA ^5
Ja po jaszczach ci pogaszcz Ja po jaszczach ci popieszcz Ja mioci swey do jaszczy w sercu
maem nie pomieszcz...
JERG
Wszystko twoje, tylko twoje Kakw chaszcze i me jaszcze...
Tacz i tacz, przytulaj si do siebie, poszeptuj co do ucha, a muzyka sczy
si i sczy.
KARLA A co bdzie potem-potem?
JERG No, a potem... (szepcze KARLIdo ucha, ta mieje si i szepcze co do ucha J ERGOWI)
KARLA A co bdzie jeszcze potem... Po tym potem"?
JERG Dobrze bdzie, ciepo bdzie... sodko bdzie i szczliwie.
Rozmow JERGA i KARLI zagusza gona muzyka walca. A oni tacz, miej si, poglaskuj,
przekomarzaj. Z gry sypi si im na glowy pitki kwiatw, konfetti, puch, pirka, kolorowe
baloniki, cienkie pasemka srebrnej folii, a oni tacz i tacz, i tacz... agodne ciemnienie.
Ellmit, listopad 1998
Spis treci
Lemury doktora Villqista
(Roman Pawowski)
5
Noc Helvera
15
Beztlenowce
JEDNOAKTWKI
57
Kostka smalcu z bakaliami l 59
Beztlenowce l 69
Fantom l 99
Bez tytutu (Ohm Titel) 1141
Cynkweiss (Biel cynkowa) l 167
Lemury l 177
Villqist pisze tak, jakby nie bra pod uwag polskiej tradycji teatralnej. Bliej mu do Strindberga i
niemieckich ekspresjonistw ni do Gombrowicza i Mroka. Jego psychologiczne mae tragedie"
nie przypominaj niczego, co dotychczas pisano w Polsce dla teatru.
Roman Pawowski, Gazeta Wyborcza"
Ingmar Villqist, polski autor ukrywajcy si pod norweskim pseudonimem, jest mistrzem
wydobywania dramatyzmu sytuacji, ktra zmusza uwikane w ni- postacie do dziaa biegunowo
sprzecznych z ich oczekiwaniami i natur.
Jacek Sieradzki, Polityka"
Villqist piszc sztuki, przygotowuje kolejne preparaty laboratoryjne i kae widzom bacznie si im
przyglda. Wy pr paro wuj e uczucia, czynic je tak widocznymi, jak yy i ttnice oplatajce
serce, gdy w czasie sekcji umiejtnie odsunie si rozcit skr.
Piotr Gruszczyski, Dialog"
Dramaty Villqista to odtrutka na jzykowo-logiczne modele Mroka, gr w teatr charakterystyczn
dla dramaturgii Schaeffera, dekonstrukcj wiata i wiadomoci bohaterw jednoaktwek Rewi-
cza.
Cena 28 z
ukasz Drewniak, Tygodnik Powszechny"
788386II056965"