Professional Documents
Culture Documents
Grek Zorba
(Przeoy Nikos Chadzinikolau)
1.
Byo coraz janiej. Nakaday si na siebie dwa wity. Widziaem teraz coraz
wyraniej drog twarz przyjaciela, ktry samotny i nieruchomy pozosta na deszczu i
wietrze. Drzwi kawiarni otworzyy si. Rozleg si ryk morza. Szeroko rozstawiajc
nogi, wszed krpy marynarz z obwisymi wsami. Zabrzmiay rozradowane gosy:
Witaj, kapitanie Lemonisie!
Skuliem si w kcie, aby znw pogry si w zadumie, ale twarz przyjaciela
rozpyna si ju w deszczu.
Byo coraz janiej. Kapitan Lemonis, ponury i milczcy, wyj bursztynowe
paciorki i zacz przesuwa je w rku. Usiowaem nie patrze, nie sucha, aby cho
na chwil zatrzyma wizj, ktra si rozwiewaa. Gdybym mg wskrzesi w sobie t
wcieko pomieszan ze wstydem ktra wezbraa we mnie, kiedy przyjaciel
nazwa mnie gryzipirkiem. Od tej pory, dobrze to pamitam, sowo to stao si
uosobieniem obrzydzenia do ycia, jakie prowadziem. Jak mogo si zdarzy, e ja,
ktry tak ukochaem ycie, na dugo zagrzebaem si w stosie ksig i sczerniaych
papierw. W owym dniu rozki mj przyjaciel pomg mi ujrze to jasno. Poczuem
ulg. Znajc ju imi mego nieszczcia, moe bd mg skuteczniej z nim walczy.
Nie byo ju bezcielesne i nieuchwytne, przybrao nazw i ksztat.
Sowo to dryo mnie bezustannie. Szukaem pretekstu, by cisn papiery i
rzuci si do akcji. Mierzio mnie to ndzne godo na mojej tarczy. I oto przed
miesicem znalazem wymarzon okazj. Wydzierawiem na wybrzeu Krety, od
strony Morza Libijskiego, jak opuszczon kopalni wgla brunatnego i miaem teraz
y wrd prostych ludzi, robotnikw, chopw, z dala od rasy gryzipirkw.
Wielce przejty gotowaem si do wyjazdu, jakby wyjazd ten mia w sobie
jakie ukryte znaczenie. Zdecydowaem si zmieni styl ycia. Duszo moja
mwiem sobie dotd widziaa jedynie cie i tym si zadowalaa, teraz oblok ci
w ciao".
Wreszcie byem gotw. W przeddzie, grzebic w papierach, znalazem nie
dokoczony rkopis. Wziem go i ogldaem niezdecydowany. Od dwch lat w gbi
mojej duszy jak ziarno kiekowao wielkie pragnienie. Budda. Czuem nieustannie, jak
rozrasta si i zera moje wntrznoci. Roso, poruszao si, zaczo uderza stop w
moj pier, chcc wydosta si na zewntrz. Nie miaem odwagi zniszczy go. Nie
mogem. Byo ju zreszt za pno na takie duchowe poronienie.
Nagle, gdy tak staem niezdecydowany z rkopisem w rku, objawi mi si
peen ironicznej czuoci umiech mego przyjaciela. Zabior powiedziaem
dotknity do ywego zabior go. Nie umiechaj si". Owinem rkopis troskliwie
jak niemowl w pieluszki i zabraem.
Gos kapitana Lemonisa brzmia ciko i ochryple. Nastawiem ucha,
opowiada o duszkach wodnych, ktre podczas burzy wdrapay si na maszty jego
odzi i lizay je.
S mikkie i liskie mwi ale gdy si ich dotyka, rka zaczyna pon.
Kiedy podkrciem sobie wsa, w ciemnoci wieciem jak diabe. Wic jak wam ju
mwiem, woda dostaa si do odzi i zalaa adunek wgla, ktry nadmiernie obciy
d, tak e zacza si przechyla. Ale Bg mia nas w swojej pieczy, zesa grom. Po-
krywa luku otwara si gwatownie i morze unioso wgiel. d staa si lejsza i
wyprostowaa si. Bylimy uratowani. To wszystko.
Wyjem z kieszeni mae wydanie Dantego towarzysza podry. Zapaliem
fajk, oparem si o cian i rozsiadem wygodnie. Przez chwil wahaem si. Do
jakich strof sign? Do palcej smoy pieka czy do odradzajcych pomieni czyca?
Czy te mam uda si prosto przed siebie na najwzniolejsze szczyty ludzkiej nadziei?
Do mnie naley wybr. Trzymaem kieszonkowe wydanie Dantego i rozkoszowaem
si swoj wolnoci. Strofy, ktre wybior o wicie, uycz swojego rytmu caemu
dniu. Chcc podj decyzj, pozwoliem owadn sob tej wizji, lecz nie na dugo.
Nagle zaniepokojony uniosem gow. Nie wiem, dlaczego doznaem wraenia, jakby
dwoje oczu wiercio mi otwory w czaszce. Spojrzaem szybko za siebie w stron
oszklonych drzwi. Szalona nadzieja byskawic przeszya mzg: Znowu zobacz
przyjaciela". Byem gotw przyj cud, lecz cud nie nastpi. Jaki nieznajomy, lat
okoo szedziesiciu, bardzo wysoki i chudy, przylepiwszy nos do szyby spoglda na
mnie szeroko rozwartymi oczami. Trzyma pod pach may, paski toboek.
Najwiksze wraenie zrobio na mnie jego zachanne, uporczywe spojrzenie,
jego oczy, smutne, niespokojne, drwice i pene ognia. Przynajmniej takie wyday mi
si przez chwil.
Kiedy nasze spojrzenia spotkay si, nieznajomy jakby przekonany, e jestem
tym, kogo szuka wycign rk i zdecydowanym ruchem otworzy drzwi. Szybkim,
zwinnym krokiem lawirowa pomidzy stolikami, a stan przede mn.
W podr? zapyta. Dokd Bg prowadzi?
Na Kret. Dlaczego pytasz?
Zabierzesz mnie z sob?
Spojrzaem na niego uwanie. Zapadnite policzki, mocna szczka, wystajce
koci policzkowe, szpakowate kdzierzawe wosy, byszczce, przenikliwe oczy.
Po co? Co z tob zrobi?
Wzruszy ramionami.
Po co!? Po co!? wykrzykiwa z pogard. Czy nic nie mona zrobi bez
celu? Tak sobie, bo ci si tak podoba. Wic dobrze, we mnie powiedzmy jako
kucharza. Umiem gotowa zupy, o jakich ci si nie nio...
Rozemiaem si. Podoba mi si jego bezceremonialny sposb bycia i to, co
mwi. Zupy te. Nie byoby le pomylaem zabra z sob tego starego dryblasa
na dalekie puste wybrzee. Zupy, gawdy..." Wygldao na to, e niemao tuk si po
wiecie, co w rodzaju Sindbada eglarza. Podoba mi si.
O czym mylisz? spyta obcesowo, potrzsajc wielk gow.
Porwnujesz szale wagi? Waysz wszystko z dokadnoci grama? A wic zdecyduj si,
przyjacielu. Pu si na otwarte wody.
Sta nade mn chudy i tak ogromny, e zmczyo mnie zadzieranie gowy, gdy z
nim rozmawiaem. Zamknem Dantego.
Siadaj powiedziaem. Napijesz si szawii?
Usiad, ostronie pooy toboek na krzele obok.
Szawii? spyta pogardliwie. Kelner, jeden rum!
Sczy rum maymi yczkami, dugo smakujc go w ustach, a potem przeykajc
powoli, aby rozgrza si od wntrza. Zmysowiec pomylaem znawca..."
Jaki masz zawd? zapytaem.
Wszystkie zawody. Pracuj nogami, rkoma, mzgiem wszystkim. Tego by
jeszcze brakowao, ebym wybiera.
Gdzie pracowae ostatnio?
W kopalni. Jeli ci to interesuje, jestem niezym grnikiem, wiem co
nieco o metalach, potrafi znale cenne yy w ziemi, buduj sztolnie, zjedam do
szybu, Niczego si nie boj. Pracowaem dobrze. Byem majstrem, nie miaem
powodu si skary, ale diabe pomiesza wszystko swoim ogonem. W ubieg sobot
ogarn mnie wesoy nastrj, bez zastanowienia poszedem do waciciela, ktry
akurat przyjecha na inspekcj, i stukem go na kwane jabko.
Dlaczego? Co ci zrobi?
Mnie? Nic. Doprawdy nic, wierz mi. Po raz pierwszy widziaem poczciwin.
Biedak poczstowa nas nawet papierosami.
A wic?
E, cigle pytasz. To naszo na mnie, mj stary. Znasz historyjk o mynarce?
Czego spodziewasz si po tyku mynarki, ortografii? Tyek mynarki nie jest od
mylenia.
Czytaem wiele okrele dotyczcych umysu ludzkiego, ale to wydao si
niezwyke i podobao mi si. Spojrzaem na mego nowego towarzysza z ywym
zainteresowaniem. Twarz pokryta bruzdami, zarta deszczem i wiatrem, bya jak
stoczone przez robaki drzewo. Podobne wraenie sponiewieranego, umczonego
drzewa zrobia na mnie kilka lat pniej twarz Panaita Istratiego.
Co masz w toboku? Jedzenie? Ubranie? Narzdzia?
Mj towarzysz wzruszy ramionami miejc si.
Za przeproszeniem powiedzia wydajesz si zupenie rozsdny.
Pieci zawinitko swymi dugimi, twardymi palcami.
Nie rzuci to jest santuri.
Santuri. Umiesz gra na santuri?
Kiedy mnie przycinie bieda, chodz po kafejkach grajc na santuri.
piewam stare, macedoskie ballady zbjeckie. Potem zdejmuj czapk ten oto
beret i chodz wokoo, a ona napenia si fors.
Jak si nazywasz?
Aleksy Zorba. Nazywaj mnie te Piekarska Szufla", bo jestem dugi i chudy
i mam czaszk spaszczon jak placek. Nazywaj mnie jeszcze Passa Tempo",
poniewa swego czasu sprzedawaem palone ziarna dyni. Mwi te o mnie Zaraza",
gdy podobno, jak si tylko gdzie pojawi i zaczn swoje sztuczki, wszystko wok
schodzi na psy. Mam jeszcze inne przydomki, ale o tym kiedy indziej...
Jak nauczye si gra?
Miaem dwadziecia lat. Na festynie w mojej wiosce u stp Olimpu
usyszaem po raz pierwszy dwik santuri. Z zachwytu zaparo mi dech, przez trzy
dni nie mogem niczego przekn. Co ci jest?" zapyta mnie pewnego wieczoru
ojciec, niech spoczywa w pokoju. Chc si nauczy gra na santuri". Jak ci nie
wstyd. Nie jeste Cyganem. Chyba nie chcesz powiedzie, e zamierzasz zosta
grajkiem?" Chc si nauczy gra na santuri..." Miaem kilka groszy zaoszczdzonych
na wypadek oenku. Widzisz, byem jeszcze szczeniakiem o gorcej krwi, chciao si
eni durnemu kolakowi. Wydaem wic wszystko, co miaem, i kupiem santuri.
Widzisz, to wanie. Uciekem potem do Salonik, gdzie odszukaem Turka, niejakiego
Retsep-efendi, nauczyciela gry na santuri. Rzuciem mu si do stp. Czego chcesz,
mj may Greku?" spyta. Chc si nauczy gra na santuri". Dobrze, ale dlaczego
rzucasz mi si do stp?" Bo nie mam ani grosza, by ci zapaci". Czyby mia bzika
na punkcie santuri?" Tak jest". Zosta wic, mj chopcze, nie chc zapaty". Byem
tam rok i uczyem si u niego. Niech Bg ma w opiece jego prochy bo ju chyba nie
yje. Jeli Bg pozwala psom wej do swego raju, niech otworzy jego bramy przed
Retsep-efendim. Od czasu, gdy nauczyem si gra na santuri, staem si innym
czowiekiem. Kiedy drczy mnie smutek lub doskwiera mi bieda, gram na santuri i to
mnie pociesza. Kiedy gram, mona do mnie mwi, nie sysz, a: jeli nawet sysz,
nie mog mwi. Gdybym nawet chcia nie mog.
Ale dlaczego, Zorbo?
Och, nie wiesz? Namitno.
Drzwi otwary si. Do kafejki znowu wtargn szum morza. Nogi i rce
lodowaciay. Jeszcze gbiej zapadem w swj kt i otuliem si paszczem.
Rozkoszowaem si niebiask szczliwoci tej chwili. Dokd i? pomylaem.
Dobrze mi tu. Oby ta chwila trwaa wiecznie".
Spogldaem na dziwnego faceta naprzeciwko mnie. Utkwi we mnie mae,
okrge, czarne niby smoa oczy z czerwonymi ykami na biakach. Czuem, jak
przenikaj mnie badawczo, nienasycone.
A wic? spytaem. A potem?
Zorba znowu wzruszy kocistymi ramionami.
Zostaw ju to powiedzia. Dasz mi papierosa?
Daem mu. Wyj z kieszeni kamie do zapalniczki i knot, zapali. Z
zadowoleniem przymkn oczy.
Czy jeste onaty?
Czy nie jestem mczyzn? powiedzia rozdraniony. Jestem
mczyzn to znaczy lepcem. Jak wszyscy przede mn tak i ja zwaliem si do dou
na eb, na szyj. Oeniem si. Zaczem si stacza. Zostaem gow rodziny,
wybudowaem dom, miaem dzieci same kopoty. Ale niech bdzie bogosawione
santuri.
Grae sobie, aby odpdzi troski?
Ach, mj stary, wida, e nie grasz na adnym instrumencie. Co za bzdury
opowiadasz? W domu s same zmartwienia. ona, dzieci. Co bdzie si jado, co woy
si na grzbiet? Co bdzie z nami dalej? Pieko. Nie, santuri wymaga radosnego
nastroju, dla santuri trzeba by czystym. Jak mog by w nastroju do gry na santuri,
kiedy ona gada jak najta. Sprbuj gra na santuri, kiedy dzieci s godne i wrzeszcz
jak optane. Aby gra na santuri, trzeba zapomnie o wszystkim, rozumiesz?
Pojem, e Zorba jest czowiekiem, ktrego daremnie tak dugo szukaem.
ywe serce, szerokie aroczne usta, wielka prosta dusza, zronita jeszcze z matk-
ziemi.
Ten robotnik najprostszymi z ludzkich sw wyjani mi znaczenie takich poj,
jak sztuka, mio, pikno, czysto, namitno. Patrzyem na jego muskularne rce,
pokryte odciskami, popkane i znieksztacone, ktre umiay si obchodzi z kilofem i
z santuri. Rce te, troskliwie i czule, jakby rozbieray kobiet, otwary worek i wyjy
stamtd stare santuri wypolerowane w cigu wielu lat, z mnstwem strun, ozdobione
mosidzem. Grube palce pieciy je powoli, namitnie, jakby pieciy kobiet. Potem
otuliy je na nowo, jak si otula ciao ukochanej istoty, aby uchroni je przed
zazibieniem.
Oto moje santuri wyszepta, kadc je ostronie na krzele.
Marynarze, miejc si gono, trcali si kieliszkami. Jaki stary wilk morski
przyjanie poklepa kapitana Lemonisa po ramieniu.
Miae porzdnego stracha, kapitanie, przyznaj si. Bg jeden wie, ile wiec
obiecae witemu Mikoajowi.
Kapitan zmarszczy krzaczaste brwi.
Kln si na morze, chopaki, gdy mier zajrzaa mi w oczy, nie pomylaem
ani o Matce Boskiej, ani o witym Mikoaju. Zwrciem si ku Salaminie.
Pomylaem o onie i zawoaem: Ach, moja poczciwa Katarzyno, gdybym mg by
teraz w twoim ku!"
Marynarze znowu zarechotali. Kapitan Lemonis mia si rwnie.
Patrzcie, jakim dziwnym zwierzciem jest czowiek powiedzia.
Archanio mierci wznosi swj miecz nad jego gow, a jego myl jest tam, nie gdzie
indziej, lecz wanie tam. Niech go diabli porw, starego rozpustnika.
Klasn w rce.
Kolejka dla chopcw! zawoa do kelnera.
Zorba sucha, nastawiajc wielkie uszy. Odwrci si, spojrza na marynarzy,
potem na mnie.
Gdzie jest to tam"? zapyta. Co ten typ plecie?
Nagle zrozumia i podskoczy.
Brawo, przyjacielu! zawoa z zachwytem. Ci marynarze wiedz, w czym
rzecz. Pewnie dlatego, e dzie i noc wodz si za by ze mierci.
Podnis do gry swoj wielk pi.
Dobrze powiedzia to inna materia. Przejdmy do naszej: mam zosta
czy odej? Decyduj.
Zorbo powiedziaem, z trudem hamujc ch rzucenia mu si w ramiona.
Zgoda, Zorbo, idziesz ze mn. Mam kopalni na Krecie, bdziesz nadzorowa
robotnikw. Wieczorem rozcigniemy si obaj na piasku nie mam ony ani dzieci,
ani psa bdziemy jedli i pili. A potem zagrasz na santuri.
... Jeli bd w nastroju, syszysz? Jeli bd mia nastrj. Bd pracowa dla
ciebie, ile zechcesz, jestem twoim czowiekiem. Ale santuri to zupenie inna sprawa.
To dzikie zwierz, ktre musi mie wolno. Jeli bd w nastroju zagram. Nawet
zapiewam. A nawet zatacz zebekiko i sirtaki. Lecz mwi szczerze musz mie
natchnienie. Stawiajmy spraw jasno. Jeli sprbujesz mnie zmusza wszystko
skoczone. Musisz wiedzie, e w tych sprawach jestem mczyzn.
Mczyzn? Co chcesz przez to powiedzie?
No, wolnym.
Jeszcze jeden rum! zawoaem.
Dwa razy rum! krzykn Zorba. Ty te wypijesz jednego, musimy si
trci. Szawia i rum nie stanowi dobrej pary. Poza tym musisz wypi, aby obla
nasz umow.
Trcilimy si szklaneczkami. Byo ju cakiem jasno. Statek zahucza.
Przewonik, ktry zanis moje walizki na pokad, skin na mnie.
Chodmy powiedziaem wstajc. Niech nas Bg wspomaga!
... I diabe uzupeni spokojnie Zorba.
Pochyli si, wzi pod pach santuri, pchn drzwi i ruszy przodem.
2.
Witajcie, Witajcie!
Midzy topolami ukazaa si malutka, tuciutka kobiecina z wypowiaymi,
lnianymi wosami. Sza na krzywych nogach, koyszcym krokiem, z otwartymi
ramionami. Jej podbrdek zdobi szczeciniasty pieprzyk. Szyj otaczaa czerwona
aksamitka, a na zwidych policzkach widniay placki fioletowego pudru. Figlarny
kosmyk wosw opada na czoo, co czynio j podobn do starej Sary Bernhardt w
Orltku".
Bardzo nam mio pozna pani, pani Hortensjo powiedziaem i
opanowany nag wesooci schyliem si, aby pocaowa jej rk.
ycie wydao mi si nagle jak czarodziejska ba albo jak scena z Burzy"
Szekspira. Wyldowalimy wic przemoczeni do nitki przez nawanic, ktr szalaa w
naszej wyobrani. Badamy przedziwne wybrzea, z powag pozdrawiamy tubylcw.
Pani Hortensja wydawaa si krlow wyspy, czym w rodzaju biaej, lnicej foki,
ktr przed tysicem lat morze wyrzucio na to piaszczyste wybrzee, nieco zuyt, na
p wylinia. Za ni toczyy si pomarszczone, owosione, rozemiane twarze tumu,
ktry jak wielogowy Kanibal spoglda na ni z dum i pogard zarazem.
Zorba niby przebrany ksi wpatrywa si w ni, jak w dawn towarzyszk,
star fregat, ktra walczya na dalekich morzach, zwyciaa i bya zwyciana. Teraz
zniszczona, z porozbijanymi drzwiami kajut, poamanymi masztami, z porwanymi
aglami, poryta szczelinami zamaskowanymi kremem i pudrem, ukrya si na tym
wybrzeu, trwajc w oczekiwaniu. Zapewne oczekiwaa Zorby, kapitana o twarzy
pokrytej tysicem blizn. Cieszyem si ze spotkania tych dwojga aktorw w scenerii
surowego, jakby namalowanego kilkoma miaymi pocigniciami pdzla,
kreteskiego krajobrazu. .
Dwa ka, pani Hortensjo skoniem si przed star amantk. Dwa
ka bez pluskiew...
Pluskiew nie ma! Pluskiew nie ma! krzykna, rzucajc wyzywajce
spojrzenie wiekowej fordanserki.
S! S! woa z drwin stugbny Kanibal.
Nie ma! Nie ma! zocia si primadonna, tupic tuciutk, ma nk w
grubej, niebieskiej poczosze.
Miaa stare, sfatygowane pantofelki, ozdobione kokieteryjn jedwabn
kokardk.
Id do diaba, primadonno! sroy si jeszcze Kanibal.
Ale dama Hortensja, pena godnoci, sza przodem, wskazujc nam drog.
Pachniaa pudrem i tanim mydem.
Zorba szed za ni i poera j wzrokiem.
Spjrz no, szefie szepn jak ta dziewka si kryguje. Czap, czap
koysze tykiem jak owca tustym ogonem...
Spado kilka kropel deszczu, niebo pociemniao. Sine byskawice przeciy
gry. Dziewczta w biaych pelerynkach z koziej skry spdzay spiesznie kozy i owce
z pastwisk. Kobiety pochylone przy piecach rozpalay ogie.
Zorba zagryza nerwowo wsa, nie odrywajc wzroku od ruchliwego kuperka
naszej damy.
Hm! mrukn nagle, wzdychajc. To pieskie ycie nigdy nie ma do
niespodzianek.
3.
Wioska budzia si, mieszay si w jeden gosy kogutw, wi, osw, ludzi.
Chciaem wyskoczy z ka i krzykn: Hej, Zorba, dzisiaj do pracy!" Ale i ja te
odczuwaem bogo milczcego pogrenia si w narodzinach rowego witu. W
takich czarownych chwilach ycie wydaje si lekkie jak mga. Ziemia jak nietrwaa
kbiasta chmura za kadym powiewem wiatru zmienia swoj posta.
Mnie take zachciao si zapali. Wycignem rk po fajk. Spojrzaem na ni
ze wzruszeniem. Bya to wielka, cenna angielska fajka, prezent od przyjaciela o
szarozielonych oczach i wysmukych doniach. Od lat przebywa za granic. Gdy tylko
ukoczy studia, wrci do Grecji.
Rzu papierosy radzi mi. Papierosa zapalasz, wypalasz poow i
porzucasz niby uliczn kobiet. To niegodne. Oe si lepiej z fajk, ona jest wiern
on. Kiedy wrcisz do domu, ona bdzie czekaa na ciebie nietknita. Zapalisz,
spojrzysz na dym unoszcy si w powietrzu i pomylisz o mnie.
Byo poudnie. Wychodzilimy z berliskiego muzeum, gdzie przyjaciel mj
egna ulubiony obraz Rembrandta: Wojownika" w wysokim hemie z brzu, z
wychudymi, zapadnitymi policzkami i stanowczym, bolesnym spojrzeniem.
Jeli kiedykolwiek w yciu dokonam czynu godnego czowieka wyszepta
patrzc na nieruchomego wojownika to bdzie jego zasuga...
Stalimy na dziedzicu muzeum wsparci o kolumn. Przed nami wznosi si
posg z brzu naga amazonka, z niewysowionym wdzikiem kusujca na dzikim
rumaku. Maa, szara ptaszyna, pliszka, przysiada na chwil na gowie amazonki i
zwrcona ku nam poruszya par razy ogonkiem, zagwizdaa szyderczo i odleciaa.
Zadraem. Spojrzaem na przyjaciela.
Syszae tego ptaka? spytaem. Wydawao si, e chce nam co
powiedzie.
Mj przyjaciel rozemia si.
To ptaszek, niech sobie piewa, to ptaszek, niech sobie mwi
odpowiedzia mi sowami naszej popularnej ballady.
Dlaczego wanie w chwili witu na kreteskim wybrzeu to wspomnienie i ta
ballada oyy w mej pamici i wypeniy moje serce gorycz?
Powoli nabiem fajk tytoniem i zapaliem.
Wszystko na tym wiecie ma swj ukryty sens pomylaem. Ludzie,
zwierzta, drzewa, gwiazdy s tylko hieroglifami. Biada temu, kto zechce je odczyta i
odgadn ich znaczenie... Kiedy spogldasz na nie, nie wiesz, co one znacz, i mylisz,
e to ludzie, zwierzta, drzewa, gwiazdy. Dopiero po latach, kiedy jest ju za pno,
pojmiesz..."
Wojownik w hemie z brzu, mj przyjaciel, oparty o kolumn, pliszka, ktra
chciaa nam co powiedzie wszystko to, myl dzi miao jaki ukryty sens. Ale
jaki?
Biegem wzrokiem za smug dymu, ktra zwijaa si i rozpywaa w pwietle.
Moja dusza czya si z t smug i z wolna gubia w bkitnym dymie. Przez dug
chwil, bez udziau rozumu, ale niezwykle wyranie przeyem powstanie, rozwj i
koniec wiata. Tak jakbym znw da si pochon Buddzie, ale tym razem bez
oszukaczych sw i zwodniczych wybiegw rozumu. Ten dym stanowi kwintesencj
jego nauki, te zanikajce smugi to ycie, ktre niecierpliwie zda do szczliwego
koca w bkitnej nirwanie...
Westchnem cichutko i westchnienie to jakby przywrcio mnie do
rzeczywistoci. Rozejrzaem si i zobaczyem ndzny barak z desek, mae lusterko na
cianie, w ktrym odbijay si pierwsze promienie soca. Na drugim ku,
odwrcony do mnie plecami, siedzia Zorba i mi papierosa.
Od razu przypomniaem sobie wszystkie tragikomiczne wydarzenia
wczorajszego dnia. Wo zwietrzaych fiokw, wody koloskiej, pima i paczuli,
papug, a raczej niemal ludzk istot zamienion w papug, bijc skrzydami o prty
elaznej klatki i wzywajc dawnego kochanka, star bark, ktra zapisaa si w
niejednej bitwie morskiej, teraz opuszczon przez zaog...
Zorba, usyszawszy westchnienie, potrzsn gow.
lemy si zachowali mrukn. lemy si zachowali, szefie. Ty si
miae, ja te, a ona, biedaczka, zauwaya to. Odszede, nie powiedziawszy jej
miego sowa, jakby bya stuletni staruszk. Wstyd, haba! Nieadnie, szefie. Pozwl
sobie powiedzie, e mczyni tak nie postpuj. W kocu to jest kobieta, sabe,
wraliwe stworzenie. Na szczcie ja zostaem, aby j pocieszy.
Co ty wygadujesz, Zorbo? spytaem rozbawiony. Czy ty naprawd
sdzisz, e adna kobieta nie myli o niczym innym?
O niczym innym, szefie. Wierz mi... Ja, ktry z niejednego pieca chleb
jadem, mam ju niejakie dowiadczenie. Kobieta nie myli o niczym innym. To sabe
stworzenie, mwi ci, i wraliwe. Jeli jej nie powiesz, e j kochasz i pragniesz jej,
zaczyna paka. Moe ona ci wcale nie chce, moe jej si nie podobasz, moe powie
ci: Nie" to inna sprawa. Ale kady, kto j widzi, musi jej poda. Tego pragnie,
biedactwo, mgby wic i ty zrobi jej przyjemno.
Miaem babk, miaa chyba z osiemdziesit lat. Dzieje tej staruszki to
prawdziwa bajka. Ale mniejsza o to... Dobiegaa wic chyba osiemdziesitki.
Naprzeciw nas mieszkaa dziewczyna, wiea jak kwiat. Na imi miaa Krustalo. Co
sobota wieczorem zbieralimy si, wyrostki z caej wsi, i szlimy na kieliszek wina.
Wino dodawao nam odwagi. Zakadalimy za uszy gazki bazylii, mj kuzyn bra
gitar i szlimy piewa serenady. Co za mio! Co za namitno! Beczelimy jak
kozy. Wszyscy jej pragnlimy, co sobota wieczr szlimy caym stadem, aby moga
dokona wyboru.
Uwierzysz, szefie? To przedziwne! Kobieta nosi w sobie ran, ktra si nigdy
nie zablinia. Wszystkie rany si goj, ale ta nie zwaaj na to, co pisz w ksikach
ta rana nigdy si nie goi. Nawet jeli kobieta ma osiemdziesit lat. Ta rana zawsze
pozostaje otwarta.
A wic co sobota stara przycigaa swoje legowisko do okna, wycigaa mae
lusterko i grzebie i czesaa resztki wosw, ktre jeszcze zostay. Rozgldaa si, czy
jej nikt nie obserwuje, a gdy kto nadchodzi, przybieraa min niewinitka, ukadaa
si spokojnie i udawaa, e pi. Ale jake moga spa! Czekaa na serenad. W
osiemdziesitym roku ycia! Widzisz, szefie, jak tajemnicz istot jest kobieta?
Jeszcze dzi chce mi si paka. Ale wtedy byem szczeniakiem, niczego nie
rozumiaem i chciao mi si mia. Pewnego dnia wpadem w zo. Naurgaa mi, e
latam za dziewcztami, wic powiedziaem jej: Po co smarujesz liciem orzecha wargi
i fryzujesz si co sobota? Mylisz moe, e dla ciebie piewamy serenady? To Krustalo
budzi nasze podanie. Ty zalatujesz trupem!"
Nie wiem, czy mi uwierzysz, szefie. Tego dnia po raz pierwszy zrozumiaem,
czym jest kobieta. Z oczu mojej babki spyny dwie zy; skulia si jak zbity pies,
podbrdek jej dra. Krustalo! krzyczaem, podchodzc bliej, aby mnie dobrze
syszaa. Krustalo!" Modzi s okrutni, nieludzcy, nie maj rozumu. Babka wzniosa
ku niebu wychude ramiona: Przeklinam ci z gbi serca!" zawoaa. Od tego dnia
zacza gasn, a po dwch miesicach niewiele jej ju brakowao. W agonii zauwaya
mnie, sykna jak mija i usiowaa chwyci mnie wychud rk. Ty mnie zabie,
Aleksy! Bd przeklty, oby cierpia tak jak ja!"
Zorba zamia si.
Przeklestwo starej nie chybio! powiedzia, muskajc lekko wsa. Mam
ju chyba szedziesit pi lat, ale nawet gdybym doy setki, nie spoczn. Zawsze
bd nosi w kieszeni mae lusterko i ugania si za babskim rodem.
Znowu si umiechn i wyrzucajc niedopaek przez lufcik przecign si.
Mam wiele wad, lecz ta mnie dobije!
Zeskoczy z ka:
Do gadania! Dzi pracujemy! Ubra si byle jak, woy buty i wyszed.
Wuj Anagnostis, dawny wjt, pozdrawia pana i zapytuje, czy nie zechciaby
pan przyby do jego domu na poczstunek. Dzisiaj przybdzie do wsi weterynarz i b-
dzie kastrowa wieprze. Marulia, ona wjta, specjalnie dla pana przygotuje
wieprzowe czci. Ich wnuk Minas obchodzi dzi urodziny, bdzie wic pan mg
zoy mu yczenia.
Wielka to rado goci w wieniaczej chacie na Krecie. Wszystko dookoa jest
patriarchalne: kominek, lampa naftowa, gliniane dzbany wzdu cian, kilka krzese,
st, a na lewo od wejcia we wnce dzban ze wie wod. Na drkach wisz
rzdami pigwy, granaty i pachnce zioa szawia, mita, papryka, rozmaryn, ruta. W
gbi trzy czy cztery drewniane stopnie prowadz na galeryjk, gdzie znajduje si oe
na kozach, a nad nim ikony i palca si wieczna lampka. Dom wydaje si pusty, a
przecie jest w nim wszystko, co niezbdne. W gruncie rzeczy czowiek potrzebuje
niewiele.
Pogoda bya pikna. Jesienne soce wiecio agodnie. Siedzielimy przed
domem pod uginajcym si od owocw drzewem oliwkowym. Midzy jego srebrnymi
limi przewiecao z oddali morze spokojne, zastyge. Nad naszymi gowami
przepyway od czasu do czasu leniwe oboczki, przesaniajc i odsaniajc soce.
Zdawao si, e ziemia oddycha to radoci, to smutkiem na przemian.
Z maej zagrody w gbi podwrka dociera bolesny, oguszajcy kwik
kastrowanego wieprza. Od kominka pyna dranica nozdrza wo przygotowywanej
przez Maruli potrawy.
Mwilimy o odwiecznych sprawach: zbiorach, winnicach, deszczu.
Musielimy krzycze, poniewa stary wjt nie dosysza, mia jak mwi dumne
ucho". ycie tego starego Kreteczyka byo proste jak drzewo rosnce w zacisznej
dolinie. Urodzi si, wyrs, oeni, spodzi dzieci, doczeka si wnukw. Kilkoro z
nich zmaro, ale reszta yje i zapewnia cigo rodu.
Stary Kreteczyk wspomina dawne lata panowania tureckiego, powtarza
historie zasyszane od ojca, opowiada o cudach, ktre si wwczas dziay, bo ludzie
yli w wierze i bojani boej.
Oto ja, wuj Anagnostis, ktrego widzicie przed sob, przyszedem na wiat
dziki cudowi. Tak, to by cud. Jak wam opowiem t histori, bdziecie zdumieni.
Boe bd miociw" zawoacie i pjdziecie do klasztoru Najwitszej Panny, eby
zapali wieczk na jej cze.
Przeegna si i cign spokojnie swoim agodnym gosem:
W owych czasach we wsi naszej mieszkaa bogata Turczynka, przeklta niech
bdzie jej pami. Zasza w ci i nadszed czas porodu. Przez trzy dni i trzy noce
ryczaa jak jawka, ale dziecka nie byo. Jedna z jej przyjaciek te przekltej
pamici poradzia jej: Tzafer-chanum, powinna prosi o pomoc Matk-Mari".
Matk-Mari nazywali Turcy Najwitsz Mari Pann niech si wici jej imi! J
mam prosi o pomoc? wyjczaa ta suka Tzafer. Wol umrze!" Ale ble staway
si coraz silniejsze. Min jeszcze jeden dzie i jeszcze jedna noc, Tzafer jczaa, ale
nie urodzia. Co byo robi? Nie moga ju znie blu i krzykna z caej siy: Matko-
Mario! Matko-Mario!" Wszystko na prno! Ble nie ustaj, dziecka nie wida. Nie
syszy ci orzeka przyjacika.Pewnie nie rozumie po turecku, wezwij j chrze-
cijaskim imieniem: Najwitsza Mario Panno Grekw!" Wtedy ta suka krzykna:
Najwitsza Mario Panno Grekw!" Na prno! Przyjacika powiedziaa: Nie
wzywasz jej tak, jak powinna, i dlatego nie przychodzi". Wtedy ta suka, widzc
groce jej niebezpieczestwo, wydaa przecigy. potny jk: Dziewico
Przenajwitsza!" Dziecko wylizno si z jej ona jak wgorz.
Byo to w niedziel, a nastpnej niedzieli moj matk chwyciy ble. Mczya
si biedaczka, a wya z blu. Dziewico Przenajwitsza! woaa. Dziewico Prze-
najwitsza!" Ale rozwizanie nie przychodzio. Ojciec siedzia na ziemi porodku
podwrza, nie jad, nie pi ze zmartwienia. Nie by zadowolony z Matki Boskiej. Bo
przecie tylko raz wezwaa j ta suka Tzafer, a ona biega na zamanie karku, eby j
ratowa. A teraz... Czwartego dnia ojciec nie wytrzyma; niewiele mylc chwyci
widy i ruszy do klasztoru Matki Boskiej Bolesnej, niech nas ma w swej opiece!
Wszed do rodka tak wcieky, e nawet si nie przeegna, trzasn drzwiami i stan
przed ikon. Spjrz, Przenajwitsza Dziewico! zawoa. Moja ona Krynia,
znasz j, prawda? Powinna j zna, co sobota przynosi oliw i pali wieczne lampki.
Moja ona rodzi w blach ju trzy dni i trzy noce i wzywa ci na pomoc. Czyby jej
nie syszaa? Musiaaby chyba oguchn! Oczywicie, gdyby to chodzio o jak suk
Tzafer, jedn z tych nieczystych Turczynek, biegaby na zamanie karku. Ale moja
ona Krynia jest tylko chrzecijank, wic udajesz, e jej nie syszysz. O, gdyby ty nie
bya Matk Bosk, dabym ci nauczk tym kijem od wide!"
Powiedzia to i nie skoniwszy gowy odwrci si plecami, zamierzajc wyj.
Ale Bg jest wszechmocny w tej chwili obraz zacz trzeszcze, jakby mia pkn.
Trzeba wam wiedzie, jeli dotd tego nie wiecie, e obrazy tak trzeszcz, kiedy ma si
sta cud. Ojciec mj zrozumia, wrci, pad na kolana i przeegna si. Zgrzeszyem,
Przenajwitsza Panno! Pu w niepami wszystko, co tu powiedziaem".
Zaledwie wszed do wioski, a oznajmiono mu dobr nowin: Konstanty, twoja
ona urodzia chopca, niech si dobrze chowa!" To wanie byem ja, stary wuj
Anagnostis. Ale urodziem si z jednym uchem sabszym. Ojciec bluni, nazywajc
Matk Bosk guch. Wic to tak? powiedziaa pewnie Najwitsza Panna.
Zobaczysz, uczyni twego syna guchym. To oduczy ci bluni".
Wuj Anagnostis przeegna si.
W kocu to nic takiego. Chwaa Bogu! Moga przecie uczyni mnie lepcem,
kretynem, garbusem albo nawet uchowaj Boe moga uczyni mnie kobiet!
Dziki jej za t dobro!
Nala wina.
Niech nas wiecznie ma w swojej opiece! powiedzia, podnisszy szklank.
Twoje zdrowie, wuju Anagnostisie, yj sto lat i doczekaj prawnukw!
Starzec wychyli duszkiem wino i otar wsy:
Nie, synu powiedzia. Starczy! Doczekaem si wnukw, starczy! Nie
wolno pragn za wiele! Moja godzina ju nadesza. Jestem stary, przyjaciele, moje
ldwie s puste. Nie mog ju chobym bardzo chcia spodzi potomstwa. Po
c wic y?
Znw napeni szklanki, zza szerokiego pasa wydoby orzechy, suche figi
owinite w laurowe licie i podzieli midzy nas.
Wszystko, co miaem, oddaem dzieciom cign. Znalazem si w
ndzy, tak, w ndzy, ale nie narzekam. Bg ma wszystko, co jest potrzebne.
Bg moe ma wszystko, wuju Anagnostisie krzykn Zorba staremu do
ucha. Bg ma wszystko, ale my nie mamy. Nie daje nam, stary skpiec!
Wjt zmarszczy brwi.
Ej, kumie, nie mw tak gromi surowo. Nie czepiaj si Boga. On te
przecie, biedak, liczy na nas.
W tej chwili wesza ona Anagnostisa, cicha i pokorna, niosc synny przysmak
w glinianej misie oraz wielki dzban wina. Postawia to na stole i staa ze skrzyowany-
mi rkami i spuszczonymi oczami.
Brzydziem si wzi do ust choby ks tej potrawy, lecz z drugiej strony wstyd
mi byo odmwi. Zorba zerka na mnie spod oka i umiecha si zoliwie.
To jest najwspanialsza potrawa, jakiej mgby sobie zayczy, szefie
zachca mnie. Nie bd taki wybredny.
Stary Anagnostis mia si.
Prawd mwi, prawd, sprbuj, a przekonasz si. To smakuje jak mdek!
Gdy ksi Jerzy odwiedzi klasztor, ten tam na grze, zgotowali mu krlewsk uczt.
Wszystkim podano miso, tylko przed ksiciem sta gboki talerz z zup. Ksi wzi
yk i pomiesza. Fasola?" pyta zdziwiony. Jedz, wasza wysoko, powiedzia
przeor, jedz, a potem bdziesz pyta".
Ksi sprbowa jedn yk, dwie, trzy, oprni talerz, obliza si. C to za
wspaniaa potrawa? pyta. Co za smaczna fasola! Smakuje jak mdek". To nie
fasola, wasza wysoko odpowiedzia przeor ze miechem. Nie, nie fasola.
Wykastrowalimy na to wszystkie koguty w okolicy".
Stary miejc si wzi kawaek na widelec.
Ksice danie! powiedzia. Otwrz usta.
Otworzyem usta, a on woy w nie ks. Znowu napeni szklanki i wypilimy
za zdrowie wnuka. Oczy dziadka bysny.
Kim chciaby, eby zosta twj wnuk, wuju Anagnostisie? spytaem.
Powiedz, bdziemy mu tego yczy.
Czeg mgbym chcie, mj synu? Niech idzie prost drog, niech wyronie
na porzdnego czowieka, ojca rodziny. Niech si oeni i ma dzieci i wnuki, a jedno z
jego dzieci niech bdzie podobne da mnie. Chciabym, eby patrzc na nie starsi
mwili: Patrz, jaki podobny do starego Anagnostisa, Panie wie nad jego dusz, to
by dobry czowiek".
Marulio powiedzia nie patrzc na on. Napenij dzbany winem.
W tej chwili pod mocnym pchniciem otworzya si furtka i na podwrko
wpad, kwiczc, prosiak.
Biedne zwierz powiedzia Zorba ze wspczuciem. Cierpi...
Pewnie e cierpi zamia si stary Kreteczyk. Ty by nie cierpia, gdyby
ci spotkao co takiego?
Zorba odpuka w niemalowane drzewo.
Oby ci jzor skoowacia, ty stary guchelcu! mamrota przeraony.
Prosiak biega przed nami tam i z powrotem i rzuca nam wcieke spojrzenia.
Sowo daj, mona by pomyle, e on wie, co my mamy na talerzach!
wypite wino uderzyo ju troch do gowy wujowi Anagnostisowi.
Ale my jak kanibale siedzielimy spokojnie, zadowoleni, pojadajc i popijajc.
Przez srebrne gazki oliwne morze przewiecao rowym blaskiem zachodu.
Do pna w noc siedzielimy milczc przy ogniu. Raz jeszcze poczuem, jak
prost, codzienn rzecz jest szczcie szklanka wina, kasztan, jaki piecyk, szum
morza. Nic wicej. Ale by poczu, e to wszystko jest szczciem, trzeba mie proste,
naiwne serce.
Ile razy bye onaty, Zorbo? zapytaem.
Obaj bylimy lekko zawiani, nie tyle nadmiarem wina, ile tym wielkim,
niewypowiedzianym szczciem, ktre byo w nas. Bylimy obaj jak jtki
jednodniwki, przyczepione do skorupy ziemskiej, i kady z nas na swj sposb
gboko to odczuwa. Znalelimy przytulny kt w pobliu morza wrd pustych
kanistrw po nafcie i przytulilimy si do siebie, majc przed sob pikne widoki i
smaczne potrawy, a w sobie pogod, czuo i poczucie bezpieczestwa.
Zorba nie sucha mnie. Kto wie, po jakich oceanach, do ktrych nie mg
dotrze mj gos, eglowaa jego myl. Wycignem rk i dotknem go kocem
palcw.
Ile razy bye onaty, Zorbo? powtrzyem.
Poderwa si, tym razem usysza i machn rk.
Och odrzek te masz o czym mwi! Jestem przecie mczyzn! Jak
wszyscy tak i ja popeniem to wielkie gupstwo. Tak wanie nazywam maestwo
niech mi daruj wszyscy onaci. Popeniem wic wielkie gupstwo oeniem si.
Dobrze, ale ile razy?
Zorba nerwowo podrapa si w szyj i pomyla chwil.
Ile razy? powiedzia wreszcie. Uczciwie raz i na zawsze, puczciwie
dwa, nieuczciwie tysic, dwa, trzy tysice. Jak mgbym zreszt obliczy!
Opowiedz mi co o tym, Zorbo! Jutro niedziela, ogolimy si, ubierzemy
elegancko i pjdziemy do naszej Bubuliny! Nie pracujemy, moemy dzi duej
posiedzie. Wic mw!
Co mam opowiada! To nie s sprawy, o ktrych si opowiada, szefie!
Zwizki legalne s bez smaku jak potrawa bez pieprzu. O czym tu mwi? C to za
pocaunek, na ktry wici patrz i bogosawi mu. W naszej wiosce powiadaj:
Tylko kradzione miso smakuje!" Wasna ona nie jest kradzionym misem.
A jeli idzie o zwizki nielegalne, jak sobie wszystkie przypomnie! Czy kogut
prowadzi rachunki? pomyl tylko. Kiedy byem mody, zbieraem pasma wosw
kobiet, z ktrymi spaem. Nosiem zawsze przy sobie noyczki, braem je nawet, idc
do kocioa. Mczyzna nigdy nie wie, co moe mu si zdarzy.
Tak wic miaem ca kolekcj lokw czarne, jasne, kasztanowe, a nawet
siwe. Zebraem je i wypchaem nimi poduszk. Spaem na niej tylko zim, latem za
bardzo przygrzewao. Ale po pewnym czasie obrzyda mi, zacza, widzisz, cuchn,
wic spaliem.
Zorba zamia si.
To bya wanie moja ksiga rachunkowa. Spaliem j. Miaem tego dosy.
Mylaem z pocztku, e nie bdzie tego duo, ale potem zorientowaem si, e nie
wida koca wyrzuciem noyczki.
A zwizki plegalne?
Ach, te maj swj urok odpowiedzia chichoczc. Kobiety sowiaskie,
bdcie zdrowe i yjcie tysic lat! Co za swoboda! Bez tych: Gdzie bye?", Dlaczego
si spnie?", Gdzie spae?" Nie pytaj ci o nic i ty ich o nic nie pytaj! Prawdziwa
wolno!
Wzi szklank, oprni j, obra kasztana i mwi ujc:
Jedna miaa na imi Sofinka, druga Niusza. Sofink poznaem w duej
osadzie niedaleko Noworosyjska. Bya to zima, pada nieg. Szedem w poszukiwaniu
pracy w kopalni i zatrzymaem si w tej wsi. By dzie targowy. Ze wszystkich
okolicznych wiosek cignli ludzie, eby co kupi lub sprzeda. Panowa straszliwy
gd i mrozy. Ludzie sprzedawali na chleb wszystko, co mieli, nawet wite obrazy.
Kryem po targowisku i nagle zobaczyem mod chopk zeskakujc z
wozu. Chyba ze dwa metry wzrostu, oczy bkitne jak morze i ten zad, niech si
schowa klacz... Stanem jak wryty. No, biedny Zorbo powiedziaem sobie
wsike!"
Poszedem za ni, patrzyem i nie mogem si napatrzy. Trzeba byo widzie
jej poladki, ktre koysay si jak wielkanocne dzwony. Po co ci szuka kopalni, mj
stary mwiem sobie. To to strata czasu! Tu masz najlepsz kopalni. Pakuj si
w ni i dr chodniki!"
Dziewczyna zatrzymaa si. Chcc kupi wizk drzewa, targowaa si, potem
podniosa j do gry Boe, co za ramiona! i rzucia na wz. Kupuje kawaek
chleba i kilka wdzonych ryb. Ile?" Tyle a tyle". Wyjmuje z ucha zoty kolczyk, aby
zapaci. Nie miaa pienidzy, chciaa odda zoty kolczyk. Krew we mnie zawrzaa.
Pozwoli kobiecie, aby wyzbya si kolczykw, ozdb, pachncych myde, perfum...
To to koniec wiata! Tak jakby kto obdar pawia z pir! Miaby sumienie oskuba
pawia? Przenigdy! Nie, nie, przynajmniej pki Zorba yje, to si nie stanie.
Otworzyem sakiewk i zapaciem. W owych czasach ruble byy strzpami papieru. Za
sto drachm moge kupi mua, a za dziesi kobiet.
Pac wic. Dziewoja odwraca si i spoglda na mnie spod oka. Chwyta mnie za
rk i chce j pocaowa. Ale wyrywam j. Jak to? Bierze mnie za starucha? Krzyczy:
Spasibo! Spasibo!", co oznacza: Dzikuj! Dzikuj!" Wskoczya na wz, chwycia
lejce i podniosa bat. Zorba powiedziaem sobie wtedy uwaaj albo ucieknie ci
sprzed nosa!" Jednym susem wskoczyem na wz i usiadem obok niej. Nic nie
powiedziaa, nie spojrzaa nawet w moj stron, zacia konia i pojechalimy.
Podczas tej drogi zrozumiaa, e chc si z ni oeni. Zdoaem wystka ze
trzy rosyjskie sowa, ale przecie w tych sprawach nie ma potrzeby duo gada.
Rozmawialimy oczami, rkoma, kolanami. Krtko mwic, przyjedamy do wsi i
zatrzymujemy si przed chat. Zsiedlimy z wozu. Dziewczyna energicznym ruchem
pchna furtk. Zoylimy drzewo wzilimy ryby, chleb, i weszlimy do izby. W
pobliu wygaszonego paleniska siedziaa skurczona staruszka. Draa. Bya okutana
workami, szmatami i jagnicymi skrami, a mimo to draa. Zaczem ukada
drzewo w piecu i rozpala ogie. Staruszka spogldaa na mnie, umiechajc si.
Crka powiedziaa co, czego nie zrozumiaem. Ogie si pali, staruszka rozgrzaa si
i powoli wracaa do ycia.
Tymczasem dziewczyna nakrya do stou, przyniosa troch wdki i wypilimy.
Rozpalia samowar i naparzya herbat. Jedlimy, dzielc si ze staruszk. Potem
dziewczyna szybko posaa ko, pooya czyste przecierado, zapalia lampk
oliwn przed obrazem Najwitszej Marii Panny, przeegnaa si trzykrotnie.
Przywoaa mnie ruchem rki, uklklimy oboje przed star i ucaowalimy jej do.
Pooya kociste rce na naszych gowach, mruczc co pod nosem; prawdopodobnie
dawaa nam bogosawiestwo. Spasibo! Spasibo!" zawoaem i jednym susem
znalazem si z dziewczyn w ku.
Zorba zamilk. Podnis gow i spojrza daleko na morze.
Nazywaa si Sofinka... powiedzia po chwili i pogry si w milczeniu.
I co dalej? zapytaem niecierpliwie.
Nie byo dalej. Co za mania, szefie, to twoje cige: Co dalej?" i Dlaczego?"
Czy wszystko, na Boga, da si opowiedzie? Kobieta jest jak wiee rdo. Pochylasz
si nad nim, widzisz swoj twarz, pijesz, pijesz, a ci dech zapiera. Potem przychodzi
inny; on te ma pragnienie, pochyla si, widzi swoj twarz i te pije. I znw inny... Ko-
bieta jest jak rdo...
Opucie j?
A co miaem robi? Mwi ci, kobieta to rdo, a ja byem przechodniem,
poszedem swoj drog. Byem z ni, niech j Bg ma w opiece trzy miesice. Zego
sowa nie mog o niej powiedzie. Ale po trzech miesicach przypomniaem sobie, e
szedem w poszukiwaniu kopalni. Sofinko powiedziaem jej pewnego ranka
mam robot, musz odej". Dobrze odpara Sofinka id. Poczekam miesic,
jeeli nie wrcisz, bd wolna. Ty te. Id z Bogiem!" Poszedem.
I po miesicu wrcie?
Wybacz mi, szefie, ale ty jeste gupi! krzykn Zorba. Jak miaem
wrci? Czy te baby zostawi kiedy czowieka w spokoju? Po dziesiciu dniach na
Kubaniu spotkaem Niusz.
Opowiedz mi o niej! Opowiedz!
Kiedy indziej, szefie. Nie trzeba ich, biedaczek, miesza. Zdrowie Sofinki!
Jednym haustem wypi wino i opar si o cian.
Dobrze rzek opowiem ci te o Niuszy. Dzisiejszego wieczoru eb
peen Rosji. Wygadajmy si!
Otar wsy i pogrzeba w piecyku.
T poznaem w jakiej wsi na Kubaniu. Byo lato. Stosy arbuzw i melonw
pitrzyy si jak gry. Zrywaem, ile chciaem, nikt mi nic nie mwi. Przecinaem na
dwoje i napychaem si nimi.
W Rosji, szefie, jest obfito wszystkiego, wszystkiego tam peno. Tylko bra i
wybiera! I to nie tylko melony i arbuzy, ale ryby, maso, kobiety. Widzisz arbuz i
bierzesz go, spotykasz kobiet to samo. Nie tak jak u nas w Grecji, gdzie jeli
podniesiesz upin melona, cigaj ci po sdach, a jeli dotkniesz kobiety, jej brat
wyciga n, by zrobi z ciebie gulasz, fe, ndzne sknery! Jedcie do Rosji i zobaczcie,
jak mona y!
Wdruj przez Kuba i widz w ogrdku kobiet. Spodobaa mi si. Musisz
wiedzie, szefie, e Sowianki to nie to samo co nasze mae, skpe Greczynki, ktre
sprzedaj ci mio na gramy, robi wszystko, aby ci da mniej, ni ci si naley,
oszukuj na wadze. Sowianka, szefie, daje dobr miar. We nie, w mioci, w
jedzeniu. Jest w niej co ze zwierzt, z ziemi i pl. Daje, daje pen garci, nie skpi
jak te greckie sknery.. Jak si. nazywasz?" zapytaem. Widzisz, dziki kobietom
nauczyem si troch rosyjskiego... Niusza. A ty?" Aleksy. Bardzo mi si podobasz,
Niusza". Spojrzaa na mnie uwanie, jak patrzy si na konia, ktrego chce si kupi.
Ty te nie wygldasz najgorzej powiedziaa. Masz mocne zby, dugie wsy,
szerokie i silne bary. Podobasz mi si". Oto caa nasza rozmowa; nie byo potrzeby
mwi wicej. Szybko doszlimy do porozumienia. Tego samego wieczoru miaem
przyj do niej w odwitnym stroju. Masz futro?" zapytaa Niusza. Mam, ale przy
tym upale..." Nie szkodzi, we je, to bdzie wyglda elegancko".
Wieczorem stroj si jak nowoeniec, zarzucam futro na ramiona, bior lask
ze srebrn rczk i id. Bya to dua wiejska chata, przy niej zabudowania
gospodarskie, bydo, prasy do winogron, dwa ogniska na podwrzu, a nad nimi koty.
Co si tu gotuje?" pytam. Moszcz z arbuzw". A tu?" Moszcz z melonw". Co za
kraj! powiedziaem sobie. Kto to sysza? Moszcz z arbuzw i melonw! Istna
ziemia obiecana! Twoje zdrowie, Zorba! Trafie jak mysz do spiarni".
Wszedem. Ogromne, drewniane, skrzypice schody. Na grze stali matka i
ojciec Niuszy, mieli na sobie co w rodzaju zielonych szarawarw przepasanych
czerwonymi pasami z grubymi pomponami. Wygldali wspaniale. Rozwarli ramiona i
dalej ciska mnie i caowa. Olinili mnie caego. Mwili tak szybko, e niewiele
rozumiaem, ale mi to nie przeszkadzao. Z wyrazu ich twarzy mogem wyczyta, e
nie ycz mi le.
Wchodz do izby i co widz? Stoy uginajce si od jedzenia i picia jak
wypeniony po brzegi wielki aglowiec. Wszyscy stoj: rodzice, krewni, kobiety i
mczyni, a przed, nimi Niusza, umalowana, wystrojona, z piersi wypit jak rzeba
na dziobie okrtu. W czerwonej chusteczce na gowie promieniaa piknoci i
modoci. Na piersiach miaa wyhaftowany sierp i mot. Czy to dla ciebie ten ksek,
ty szczciarzu? mruczaem do siebie. Czy to ty, Zorba, bdziesz dzi w nocy
trzyma w ramionach to ciao? Boe, wybacz twojemu ojcu i matce, ktrzy wydali ci
na wiat!"
Rzucilimy si arocznie jak jeden m do jedzenia. arlimy jak winie i
pilimy jak smoki. A pop? zapytaem ojca Niuszy, ktry siedzia koo mnie i sapa z
przejedzenia. Gdzie jest pop, ktry ma nam pobogosawi?" Nie ma popa
odpar strzykajc lin. Nie ma popa. Religia to opium dla ludu!"
Powiedziawszy to podnis si, wypinajc pier, rozluni czerwony pas i rk
nakaza cisz. Patrzc mi w oczy, wznis kielich napeniony po brzegi. A potem
mwi, mwi... Wygosi do mnie mow. Co powiedzia? Bg raczy wiedzie. Miaem
do stania, byem troch wstawiony. Usiadem i przycisnem swoje kolano do
kolana Niuszy, ktra siedziaa po prawej stronie.
Stary spoci si, ale nie przerywa. Wtedy rzucilimy si wszyscy ku niemu,
ciskajc go w ramionach, aby go zmusi do milczenia. Zamilk. Niusza skina na
mnie. Teraz ty musisz przemwi".
Podniosem si wic i ja z kolei wygosiem mow p po rosyjsku, p po
grecku. Co powiedziaem? Niech mnie powiesz, jeli wiem. Pamitam tylko, e pod
koniec zaintonowaem t zbjeck piosenk. Ryczaem bez sensu, bez rymu:
Zapadem w sen. Gdy si ocknem, Zorba ju wyszed. Byo zimno, nie miaem
najmniejszej ochoty wstawa, signem na pk po ukochan ksik, jak tu przy-
wiozem, poezje Mallarmego. Czytaem powoli, urywkami, zamykaem tomik i znowu
go otwieraem, wreszcie odoyem. Sowa tych wierszy wyday mi si po raz pierwszy
anemiczne, wyblake, pozbawione ludzkich treci, puste i zawieszone w prni; byy
niby destylowana woda pozbawiona nie tylko zarazkw, ale i yciodajnych substancji.
W religiach, ktre utraciy moc wiary, bogowie staj si tylko figurami
retorycznymi, ornamentami dla ludzkiej samotnoci lub obrazami zdobicymi ciany.
Co podobnego dziao si z t poezj. Namitno i tsknota serca ttnicego ywymi
sokami obrcia si w pust igraszk i jaow gr intelektu.
Znw otworzyem ksik, zaczem czyta. Dlaczego przez tyle lat
pozostawaem pod urokiem tych wierszy? Czysta poezja! Ttnice ycie przeksztaca
w byskotliw rozrywk, pozbawion choby kropli krwi. Wedle niej gruboskrny,
nieociosany, skalany mioci cielesn i dz rd ludzki powinien sta si
abstrakcyjn ide i ulegajc alchemii mzgu zdematerializowa si i rozproszy.
Jak to si stao, e wszystko, co dotd uwaaem za cenne, tego ranka wydao
mi si cyrkow ekwilibrystyk i kamstwem szarlatana? Tak wanie zaczyna si
upadek kadej kultury byskotliwym popisem magika: czyst poezj, czyst
muzyk, pust myl. I nie ma ju czowieka, ktry wtpi, ktry wierzy, ktry na co
oczekuje, czego si obawia, poniewa ca ziemi opanowa duch i nie ma skrawka,
gdzie by mona zapuci korzenie i czerpa nimi yciodajne soki. Czowiek sta si
jaowy, bezpodny, pozbawiony krwi. Wszystko przeksztaca si w nim w sowa, a
sowa w muzyczn igraszk, ale ostatni czowiek posuwa si jeszcze dalej, siada na
skraju swojej samotni i przeobraa muzyk w puste, matematyczne rwnanie.
Zerwaem si.
Ten ostatni czowiek to Budda! krzyknem. Odkryem jego potworn
tajemnic. Budda jest t czyst" dusz, ktra ulega wyjaowieniu, kryje si w nim
nico, sam jest nicoci. Oczycie wasze ono, rozum, serce" woa i gdziekolwiek
stanie jego stopa, nie wytrynie woda, nie uronie trawa, nie narodzi si dziecko.
Musz mylaem uciekajc si do magii rymu, osaczy go czarodziejskim
zaklciem, rzuci na niego urok, aby zmusi go do opuszczenia mnie. Omota sieci
sw, schwyta i wyzwoli si od niego!"
Pisanie o Buddzie przestao ju by literack igraszk, stao si walk na mier
i ycie przeciw nagromadzonej we mnie sile rozkadu, pojedynkiem z otchannym
Nic", ktre poerao mi serce od jego wyniku zaleao zbawienie mojej duszy.
Decyzja przyniosa mi ulg. Znalazem cel, wiedziaem teraz, gdzie uderzy.
Wziem rkopis. Budda jest ostatnim czowiekiem, ale my znajdujemy si dopiero na
pocztku swej drogi. Nie najedlimy si do syta, nie zaspokoilimy pragnienia, nie
kochalimy do woli, nie zdylimy jeszcze y. Za wczenie przyszed do nas ten deli-
katny, subtelny starzec, niech si std czym prdzej wynosi.
Peen radoci zaczem pisa. Nie bya to teraz zwyka pisanina, lecz prawdziwa
wojna, bezlitosny pocig, osaczenie i oblenie potwora, by zmusi go do opuszczenia
kryjwki. Doprawdy sztuka jest cudownym zaklciem. W naszej jani gnied si
ponure, mordercze siy, zowrogie popdy do zabijania, niszczenia, nienawici i gwa-
tu. Jedynie sztuka jak czarodziejska fujarka potrafi nas od nich uwolni.
Pisaem albo lepiej walczyem cay dzie. Wieczorem byem zupenie
wyczerpany, ale czuem, e posunem si naprzd i opanowaem dzi kilka
nieprzyjacielskich przyczkw. Zatskniem za Zorb, jedzeniem, snem, chciaem
zaczerpn nowych si, by o wicie znowu zacz zmagania.
Zorba zjawi si w nocy z rozpromienion twarz: On te znalaz. On te
zrozumia" pomylaem i czekaem.
Przed kilku dniami, majc ju wszystkiego dosy, powiedziaem mu z pasj:
Wkrtce zabraknie pienidzy, Zorbo. Cokolwiek masz zrobi, rb szybko.
Musimy uruchomi kolejk. Jeli nie uda si nam z wglem, wemiemy si do drzewa.
Inaczej koniec.
Zorba podrapa si w gow:
Brak pienidzy, szefie? Bieda.
Rozeszy si, przejedlimy je, Zorbo. Trzeba teraz znale wyjcie. Jak twoje
eksperymenty z kolejk? Nie daj rezultatu?
Zorba spuci gow, nic nie mwic. Zawstydzi si, ale i zaci tamtego
wieczora.
Przeklta kolejka! mrucza. Ju ja jej dam rad...
Postanowi przeama trudnoci. I oto dzisiejszej nocy wrci promieniejcy.
Znalazem, szefie! woa z daleka. Znalazem waciwy kt nachylenia.
Umyka mi, wylizgiwa si, ale go mam.
Masz go? A wic szybko do dziea, Zorbo. Czego ci trzeba?
Jutro z samego rana musz wybra si do miasta i zakupi potrzebny sprzt:
grub stalow lin, gwodzie i haki... Wrc, zanim zauwaysz, em wyjecha.
Rozpali szybko ogie, przygotowa posiek, jedlimy i pilimy z apetytem.
Obydwaj napracowalimy si porzdnie.
Nazajutrz rano odprowadziem Zorb do wioski. Jak ludzie rozsdni i
praktyczni podzielilimy midzy siebie prac w kopalni.
Schodzc w d, Zorba potkn si o kamie, ktry zacz si stacza. Zorba
przystan oniemiay ze zdumienia, jakby po raz pierwszy w yciu oglda takie zja-
wisko. Spojrza na mnie i w jego oczach zauwayem cie lku.
Widziae, szefie? powiedzia wreszcie. Kiedy kamienie tocz si w d,
oywaj.
Nie odpowiedziaem, rozsadzaa mnie rado. Tak wanie wielcy poeci
dostrzegaj kad rzecz po raz pierwszy. Co ranka odkrywaj wiat, a waciwie nie
odkrywaj go, lecz tworz.
W oczach Zorby tak jak i w oczach ludzi pierwotnych wszechwiat jawi si jak
zwarta brya: twarde sfery gwiazd ocieraj si o niego, morze odbija si od jego skro-
ni... Zorba odczuwa bez znieksztacajcego pryzmatu rozsdku istnienie ziemi, wody,
zwierzt i Boga.
Pani Hortensja bya uprzedzona o naszym przybyciu i oczekiwaa nas w
przedsionku, umalowana, upudrowana, zaniepokojona. Wystroia si jak wiedma na
sabat. Mu sta ju przed furtk, Zorba wskoczy na niego i uj lejce. Stara syrena
zbliya si niemiao i dotkna pulchn doni piersi mua, jakby chciaa zatrzyma
swego miego, eby nie odjeda.
Zorbo... zagruchaa i uniosa si na palcach. Zorbo...
Odwrci twarz. To miosne gruchanie na rodku ulicy nie przypado mu do
gustu. Kiedy biedna Hortensja zobaczya jego oczy, przerazia si, jednak nadal trzy-
maa bagalnie rk na piersi mua.
Czego chcesz? spyta Zorba zirytowany.
Zorbo prosia. Bd rozsdny... Nie zapomnij o mnie, Zorbo, bd
grzeczny...
Potrzsn w milczeniu lejcami. Mu ruszy w drog.
Szczliwej drogi, Zorbo! zawoaem. Trzy dni, syszysz? Nie duej.
Odwrci si i pomacha swoj wielk ap. Stara syrena pakaa, a zy obiy
bruzdy w pudrze.
Masz moje sowo, szefie. To wystarczy? Do zobaczenia!
Znikn w gstwinie drzew oliwkowych. Hortensja pakaa, ledzc wzrokiem
to przebyskujcy przez srebrne listowie, to znikajcy jaskrawy, czerwony pled, ktry
pooya na grzbiecie mua, eby jej miy mia wygodn jazd. Potem nawet i to
znikno. Hortensja rozejrzaa si dookoa, jakby wiat opustosza.
Nie wrciem na wybrzee. Poszedem w gry. W chwili gdy wstpowaem na
grsk ciek, usyszaem dwik trbki. To wiejski listonosz obwieszcza swoje
przybycie.
Panie! zawoa wymachujc rk.
Zbliy si do mnie i wrczy mi plik dziennikw, czasopism oraz dwa listy.
Jeden schowaem natychmiast do kieszeni, chciaem przeczyta go wieczorem, kiedy
dzie si koczy, a myli uspokajaj. Wiedziaem, kto go napisa, i odsuwaem chwil
radoci, aby przeduy przyjemno oczekiwania.
Drugi poznaem po egzotycznych znaczkach i zdecydowanym charakterze
pisma o kanciastych literach. Wysa go z Afryki mj dawny kolega z awy szkolnej
Karajannis, ktry przebywa teraz niedaleko Tanganiki.
By to porywczy, dziwny chopak, czarnowosy, z biaymi, ostrymi zbami
jeden nawet wystawa mu z ust jak u dzika. Nigdy nie mwi, tylko krzycza, nie
dyskutowa, lecz kci si. Ju w modoci opuci ojczyst Kret, gdzie jako ksidz
by profesorem teologii. Przyczyn tego sta si romans, jaki nawiza z jedn ze
swych uczennic. Zobaczono ich, gdy si caowali na polu, i plotka rozesza si od razu.
Tego samego dnia Karajannis zrzuci sutann i wsiad na statek. Pojecha do swego
wuja, przebywajcego w Afryce, tam rzuci si w wir pracy, zaoy fabryk powrozw i
dorobi si majtku. Od czasu do czasu pisywa do mnie i zaprasza do siebie na p
roku. Otwierajc kady list, zanim jeszcze zdyem go przeczyta, czuem jaki
potny, unoszcy mi wosy na gowie wiew, bijcy z licznych, zawsze zeszytych
sznurkiem kartek. Wci zamierzaem jecha do Afryki i nigdy nie wprowadzaem
zamiaru w czyn.
Zboczyem ze cieki, przysiadem na jednym z kamieni i pogryem si w
lekturze.
Kiedy wreszcie, limaku uczepiony greckiej skay, zdecydujesz si zjawi
tutaj. Przypuszczam, e jak wszyscy Grecy stae si bywalcem knajp. Wyywasz si w
tawernach, tak samo zreszt jak w swoich ksikach, pielgnowaniu obyczajw i w
swojej sawetnej ideologii. Dzisiaj jest niedziela, nie mam nic do roboty, siedz u
siebie we wasnej posiadoci i myl o Tobie. Soce pali jak piec hutniczy. Ani kropli
deszczu. Tu pada tylko w kwietniu, w maju i w czerwcu, ale za to wtedy istny potop.
yj samotnie i to mi odpowiada. Mieszka tu wprawdzie niemao Grekw, ale
nie chc oglda ich na oczy. Brzydz si nimi, gdy drodzy rodacy niech ich diabli
wezm nawet tutaj przywlekli trd waszych politycznych namitnoci. Polityka
gubi Grekw. No i jeszcze hazard, analfabetyzm oraz dogadzanie wasnym zmysom.
Nie cierpi Europejczykw, dlatego kr po grach Usumbara. Nie cierpi
Europejczykw, najbardziej jednak nienawidz Grekw i wszystkiego, co greckie.
Nigdy moja noga nie postanie w waszej Grecji. Tutaj zdechn; kazaem ju
przygotowa sobie grobowiec przy domu na samotnej grze. Postawiem kamie i
wykuem wasnorcznie grubymi drukowanymi literami napis: Tu spoczywa Grek,
ktry nienawidzi Grekw.
miej si z Grecji, pluj, kln i pacz na jej wspomnienie. eby nie widzie
Grekw i wszystkiego, co greckie, opuciem na zawsze ojczyzn. Przybyem tu,
wlokc ze sob swj los. To nie on mnie tu przywid, bo zapamitaj: czowiek robi
zawsze to, co chce wic i ja byem kowalem swego losu. Harowaem jak w i nadal
tak haruj, wyciskaem z siebie i wci jeszcze wyciskam ostatni kropl potu. Walcz
z ziemi, wiatrami, deszczem i mymi kolorowymi robotnikami.
Nie mam adnej radoci, chocia nie... Mam jedn prac. Fizyczn lub
umysow. Przede wszystkim jednak fizyczn. Lubi si zmczy do sidmego potu,
do blu koci. Trwoni wikszo swoich pienidzy, wyrzucam je na wszystko, na co
mi przyjdzie ochota. Nie jestem niewolnikiem pienidza, raczej on jest moim. Jestem
niewolnikiem pracy i tym si szczyc. Karczuj las, podpisaem kontrakt z Anglikami.
Produkuj liny. Teraz uprawiam nawet bawen.
Zeszej nocy pokcili si Murzyni nalecy do dwu plemion: Wa'yao i Wa'ngoi.
Poszo o jak kobiet, jak dziewk. Zupenie jak u was, czcigodni Grecy. Przekle-
stwa, ciosy maczugi, tryskajca krew... W nocy przybiegy kobiety i obudziy mnie,
skamlc, ebym poszed ich rozsdzi. Wciekem si i posaem wszystkich do diaba,
a potem do angielskiej policji. Ale pozostali przez ca noc pod moimi drzwiami i wyli.
Nad ranem wyszedem wic i wydaem wyrok.
Jutro, to jest w poniedziaek, od samego rana wybieram si na wdrwk w
gry Usumbara, w gste lasy, do krysztaowo czystych wd wrd wiecznej zieleni...
Kiedy i Ty, ndzny Greku, wyrwiesz si z tej wspczesnej Sodomy? Kiedy porzucisz
Europ? Kiedy przyjedziesz, by razem ze mn zdobywa te pustynne i dzikie gry?
Mam dziecko z Murzynk, dziewczynk. Jej matk wypdziem. Przyprawiaa
mi rogi w biay dzie, jawnie, pod kadym drzewem. Obrzydo mi to, wic j wygna-
em. Ale creczk zostawiem przy sobie. Ma dwa latka. Chodzi, zaczyna ju mwi,
ucz j po grecku. Oto pierwsze sowa, jakich j nauczyem: Pluj na was, zawszeni
Grecy!
Szelma, jest do mnie podobna, tylko nos ma po matce szeroki, spaszczony.
Kocham j, lecz tak jak si kocha kota czy psa. Przyjed, zafunduj sobie chopca z
jak kobiet z gr Usumbara. Oenimy ich ze sob pewnego dnia, co sprawi
przyjemno zarwno nam, jak i im.
Bywaj! Zosta z diabem, drogi przyjacielu.
Karajannis, servus diabolicus Dei".
Gdy si na co zdecydujesz,
To odwanie naprzd id.
Pu modoci swojej wodze,
Nie szczd jej, nie bj si y.
Wielkanocna zabawa pod topolami osigna swj szczyt. Rej wodzi ywy,
mocny dwudziestoletni brunet z policzkami pokrytymi pierwszym zarostem, nie
tknitym jeszcze brzytw. W wyciciu koszuli widniaa jego pier, pokryta gstym,
skrconym wosem. Gow trzyma odchylon do tyu, nogi dotykay ziemi lekko,
jakby frun. Od czasu do czasu rzuca spojrzenie na ktr z dziewczt, a wtedy na
jego spalonej socem twarzy lniy niepokojco biaka oczu. Patrzyem na niego z
przyjemnoci, ale zarazem z przeraeniem.
Wracaem od madame Hortensji. Sprowadziem jak kobiet i prosiem, eby
si ni zaja, a teraz, uspokojony, szedem popatrzy na taczcych Kreteczykw.
Zbliyem si do wuja Anagnostisa i usiadem obok niego na awie.
Kim jest ten chwat, ktry rej wodzi w tacu? spytaem go szeptem.
Wuj Anagnostis zamia si.
Ten nicpo jest jak archanio, ktry owi dusze rzek z uznaniem. To
pasterz Syfakas. Przez cay rok pilnuje stada w grach i tylko na Wielkanoc schodzi,
aby spotka si z ludmi i potaczy.
Westchn.
Ech, gdybym mia jego modo! szepn. Gdybym mia jego modo,
sowo honoru, e zdobybym szturmem Konstantynopol!
Modzieniec potrzsn gow i wyda przecigy nieludzki okrzyk,
przypominajcy gos jelenia na rykowisku.
Jazda, Fanurios! krzykn. Graj na pohybel mierci!
mier gina zawsze i zawsze odradzaa si na nowo jak ycie. Pod okrytymi
wiosenn zieleni drzewami topolami, sosnami, dbami, platanami i wysmukymi
palmami od tysicy lat tacz i taczy bd jeszcze lat tysice chopcy z twarzami
poncymi podaniem i dziewczta. Ciaa ich zmieniaj si, obracaj w proch, z
powrotem cz si z ziemi, z ktrej powstay, ale przychodz na ich miejsce wci
nowi. S jak wci ten sam tancerz o tysicach twarzy. Zawsze ma dwadziecia lat.
Jest niemiertelny!
Modzieniec podnis rk, jakby chcia podkrci wsa, ale nie znalaz go.
Graj mi, chopcze! krzykn znowu. Graj, Fanuriosie, bo mnie rozsadzi!
Lirnik pocign po strunach, lira dwiczaa, zawtroway jej dzwonki.
A modzieniec skoczy wysoko, trzykrotnie stukn obcasami w powietrzu i
zerwa bia chustk z gowy swego ssiada, stranika Manolakasa.
Brawo, Syfakasie! krzyknli wszyscy chrem, a dziewczta drc spuciy
wstydliwie oczy.
Ale modzieniec nie patrzy na nikogo. Taczy teraz z hamowanym ogniem,
oparszy lew rk na szczupych, ale mocnych biodrach i wbiwszy wzrok skromnie w
ziemi.
Taniec zakci nagle stary kocielny Antrulios. Bieg wznoszc rce do gry.
Wdowa! Wdowa! Wdowa! woa zadyszany.
Stranik Manolakas pierwszy przerwa taniec i podbieg do niego. Z placu
wida byo koci ozdobiony jeszcze mirtem i laurem. Rozochoceni tancerze
zatrzymali si, starcy dwignli si z aw, Fanurios pooy lir na kolanach, wycign
zza ucha kwietniow r i powcha j.
Gdzie ona jest, Antruliosie? woali ogarnici zoci. Gdzie?
W kociele, ot, tylko co wesza ta ndznica z narczem kwiecia pomaraczy.
Chopaki! Biegniemy! wrzasn stranik i skoczy pierwszy.
Wanie w tej chwili wdowa stana na progu kocioa. Miaa na gowie czarn
chust. Przeegnaa si.
Ndznica! Ladacznica! Zbrodniarka! krzycza tum na placu. Jeszcze
ma czelno pokazywa si tutaj, ta zakaa naszej wioski!
Jedni ruszyli za stranikiem w stron kocioa, inni zaczli rzuca w ni z gry
kamieniami. Jeden trafi j w rami. Krzykna przeraliwie i zasonia rkami twarz.
Kulc si, prbowaa uciec, lecz modziecy byli ju przed bram prowadzc na
dziedziniec. Manolakas wycign n.
Wdowa cofna si, krzyczc rozpaczliwie. Potykajc si, padajc i podnoszc
biega, aby schroni si w kociele. U wejcia sta jednak stary Mavrantonis i milczc z
roz-krzyowanymi ramionami zagradza jej dostp do drzwi.
Wdowa skoczya w lewo i przywara do wielkiego cyprysa, rosncego na
dziedzicu. W powietrzu znw wisn kamie. Tym razem uderzy j w gow,
zrywajc czarn chust. Na ramiona kobiety rozsypay si rozpuszczone wosy.
Na mio bosk! Na mio bosk! jczaa wdowa i coraz mocniej
obejmowaa cyprys.
Stojce rzdem na placu dziewczta gryzy koce biaych chustek i chciwie
patrzyy. Staruchy uczepione potw wrzeszczay przeraliwie:
Zabijcie j! Zabijcie j wreszcie!
Pierwsi dopadli jej dwaj modziecy, szarpnli, rozdzierajc czarn bluzk i
obnaajc nienobia pier. Krew z rany na gowie kobiety spywaa strumieniem na
czoo, policzki i szyj.
Na mio bosk! Na mio bosk! woaa ostatnim tchem.
Broczca krew, bielejca pier wprawiy modych w sza. Wycignli zza
pasw noe.
Stjcie krzykn Manolakas. Ona naley do mnie!
Stary Mavrantonis, stojcy wci na progu kocioa, podnis rk. Wszyscy
znieruchomieli.
Manolakasie powiedzia z powag. Krew twego kuzyna woa o pomst.
Dokonaj jej!
Zeskoczyem z potu, na ktry si przedtem wspiem, i pobiegem do kocioa.
W jakiej chwili potknem si o kamie i runem jak dugi na ziemi. Wanie wtedy
mija mnie Syfakas. Pochyli si, zapa mnie za kark jak kota i postawi na nogi.
To nie miejsce dla ciebie rzek. Zmykaj!
Nie al ci jej, Syfakasie, ulituj si!
Gral rozemia mi si w twarz.
Nie jestem bab powiedzia eby si litowa. Jestem mczyzn!
I jednym susem znalaz si na dziedzicu kocielnym. Pobiegem za nim.
Wszyscy teraz ciasno otoczyli wdow. Panowaa tak dawica cisza, e sycha
byo tylko zdyszany oddech ofiary.
Manolakas przeegna si i zbliy o krok. Podnis n. Staruchy uczepione
potw zawyy radonie, dziewczta zakryy oczy chustkami.
Wdowa podniosa wzrok i na widok noa byskajcego nad jej gow jkna jak
prowadzona na rze jawka. Uczepiona cyprysu wtulia gow midzy ramiona.
Wosy jej spyny ku ziemi, odsaniajc lnicy biel kark.
Wzywam sprawiedliwoci boej! krzykn stary Mavrantonis i przeegna
si.
Ale w tej wanie chwili da si sysze za nami silny gos.
Rzu n, morderco!
Wszyscy odwrcili si zaskoczeni. Manolakas podnis gow. Przed nim sta
Zorba, wymachujc wciekle rkami i krzycza:
Nie wstyd wam? Bohaterowie! Caa wie zbiega si, by zamordowa jedn
kobiet! Strzecie si, bo okryjecie hab Kret!
To nie twoja sprawa, Zorbo, nie wtrcaj si do nas! rykn Mavrantonis i
zwracajc si do siostrzeca krzycza:
Manolakasie, w imi Ojca i Syna... Uderzaj!
Manolakas skoczy. Jednym uderzeniem pici powali wdow na ziemi, opar
kolano o jej brzuch i podnis n.
Ale Zorba byskawicznie chwyci go za rk i usiowa wyrwa z niej n drug
doni, owinit wielk chust.
Wdowa uklka, prbujc znale drog ucieczki, ale chopi zatarasowali drzwi
kocioa i otoczyli dziedziniec, stajc nawet na awach. Gdy spostrzegli, e chce uciec,
postpili krok naprzd, zacieniajc krg.
Tymczasem Zorba, milczc, walczy zwinnie i z zimn krwi. Stojc w
drzwiach, obserwowaem to z trwog. Twarz Manolakasa zsiniaa z wciekoci,
Syfakas i jaki potny drab ruszyli mu z pomoc, jednak Manolakas, potoczywszy ze
zoci oczyma, krzykn:
Precz! Cofnijcie si! Niech nikt nie odway si zbliy!
Skoczy znowu z furi na Zorb, uderzajc go gow niczym byk.
Zorba zaci w milczeniu wargi, jak obcgami trzyma praw rk stranika,
uchylajc si to w lewo, to w prawo, by ochroni przed ciosami gow. Oszalay z
wciekoci Manolakas rzuci si do przodu i chwyciwszy zbami ucho Zorby, szarpn
ze wszystkich si. Popyna krew.
Zorba! zawoaem przeraony i rzuciem si na ratunek.
Uciekaj, szefie! krzykn do mnie. Nie wtrcaj si!
Zacisn pi i zada Manolakasowi straszliwy cios w podbrzusze. Zdziczaa
bestia zostaa unieszkodliwiona. Zby rozwary si i puciy na p odgryzione ucho,
twarz Manolakasa zszarzaa. Jednym pchniciem Zorba obali go na ziemi, wyrwa
mu n z doni i zama go na kamieniach.
Chust otar cieknc z ucha krew i twarz zlan potem. Wyprostowa si,
spojrza dokoa nabiegymi krwi oczyma.
Wstawaj! Chod ze mn! zawoa do wdowy i ruszy w stron furtki.
Kobieta wyprostowaa si, zebraa wszystkie siy i porwaa si do skoku. Nie zdya.
Stary Mavrantonis rzuci si na ni z szybkoci byskawicy, przewrci j i trzykrotnie
owijajc wok swej pici jej dugie wosy, jednym ciciem odrba gow.
Ten grzech bior na swoje sumienie! krzykn i rzuci gow ofiary na prg
kocioa.
Przeegna si.
Zorba popatrzy wok strasznym wzrokiem. Szarpn wsy tak silnie, e
wyrwa kak. Podszedem do niego i ujem go za rami. Pochyli si i spojrza na
mnie. Na jego rzsach bysny dwie wielkie zy.
Chodmy, szefie! powiedzia zdawionym gosem. Tego wieczoru nie wzi
ani ksa do ust.
Co mnie ciska w gardle powiedzia. Nie przekn nic.
Obmy ucho zimn wod, odkazi kawakiem waty zwilonym wdk i
obandaowa. Potem siadszy na ku i ukrywszy gow w doniach, zaduma si
gboko.
Lec na pododze oparty o cian, czuem ciepe zy, spywajce mi powoli po
policzkach. Umys mj przesta pracowa, nie mylaem o niczym. Pakaem jak
dziecko pogrone w gbokiej rozpaczy.
Nagle Zorba podnis gow i wybuchn. Zacz krzycze, wyraajc na gos
rozpaczliwe uczucia, ktre go nurtoway.
Mwi ci, szefie, wszystko, co si dzieje na tym wiecie, jest niesprawiedliwe,
niesprawiedliwe, niesprawiedliwe! Ja, Zorba, ndzny robak, nagi limak, nie pogodz
si z tym! Dlaczego maj umiera modzi, a wraki ludzkie cign swj ywot dalej?
Dlaczego umieraj mae dzieci? Miaem synka, mojego drogiego Dimitrakisa, i
utraciem go, gdy mia trzy lata. Nigdy, nigdy syszysz? nigdy nie wybacz tego
Bogu! Nawet w dniu mojej mierci, jeli bdzie mia czelno stan przede mn! Jeli
jest naprawd Bogiem, powinien si wstydzi! Tak, tak, wstydzi si stan twarz w
twarz ze mn, najndzniejszym ze limakw, Zorb!
Usta jego wykrzywi bolesny grymas, krew znowu pocieka z rany. Zagryz
wargi, eby nie krzycze.
Poczekaj, Zorbo uspokajaem go. Zmieni tylko opatrunek.
Jeszcze raz obmyem ucho wdk, signem po lece na moim ku
perfumy, ktre przysaa mi wdowa, i namoczyem wat.
Perfumy o zapachu kwiatu pomaraczy rzek Zorba, wdychajc chciwie
ich wo. Pokrop mi wosy, o tak, bardzo dobrze! I wylej mi reszt na do. No,
szybko!
Oywi si. Patrzyem na niego zdumiony.
Wydaje mi si, e wchodz do ogrodu wdowy powiedzia.
Ale znowu targn nim al.
Ile czasu potrzeba wyszepta ile czasu, eby ziemia moga stworzy takie
ciao! Patrzc na ni czowiek myla: Ach, mie dwadziecia lat! I pozosta tylko z
ni na opustoszaej ziemi! Mie z ni dzieci, aby znw zaludni wiat! Nie dzieci, lecz
istnych bogw... A teraz...
Zerwa si. zy znw nabiegy mu do oczu.
Nie wytrzymam, szefie! Musz chodzi! Dwa czy trzy razy wspi si na gr
i wrci, aby zmczy si cho troch. Ach, wdowo, chciabym wy z alu po tobie jak
paczka aobna!
Wypad na zewntrz, ruszy w stron gry i zaton w mroku.
Pooyem si, zgasiem lamp i od nowa zaczem zgodnie ze swoim
ndznym, nieludzkim nawykiem przetwarza rzeczywisto w abstrakcj i ujmujc
jej krwi, ciaa i koci, podciga j do oglnych poj, a doszedem do tragicznego
stwierdzenia, e to, co si stao, byo koniecznoci, i co wicej, e zgadzao si z
harmoni wszechwiata. W kocu znalazem ohydn pociech: Powinno si sta to, co
si stao.
Zamordowanie wdowy wstrzsno moim umysem, tym umysem, ktry od
kilku lat wszystkie trucizny prbowa zamieni w mid. Lecz za pomoc swojej
filozofii odpychaem straszliw groz zdarzenia, spowijaem je w sztuczne obrazy i
czyniem niegronym. Podobnie pszczoy unieruchamiaj zgodniaego trzmiela, ktry
chcia zrabowa im mid, oblepiajc go woskiem.
Po kilku godzinach wdowa spocza w mej pamici spokojna, lekko
umiechnita, przeksztacona w symbol. Jake szybko otoczy j w moim sercu wosk.
Myl o niej, nurtujc mj mzg, nie bya ju w stanie przej mnie groz. Dzisiejsze
straszliwe wydarzenie roztopio si w czasie i przestrzeni i stao si tym, czym fakty
majce miejsce w prastarych cywilizacjach, a te z kolei utosamiy si z losem ziemi,
losy ziemi za rozpyny si w losach wszechwiata i tak, wracajc myl do
wdowy, widziaem j uleg wszechmocnym prawom, pogodzon ze swymi
mordercami, nieruchom i pogodn.
Czas nabra dla mnie waciwej perspektywy: wdowa umara przed tysicami
lat, w epoce cywilizacji egejskiej, a kdzierzawe dziewczta z Knossos skonay
dzisiejszego ranka nad brzegiem tego umiechnitego morza.
Sen ogarn mnie tak, jak zapewne ktrego dnia zabierze mnie mier.
Mikko zapadem si w ciemno. Nie wiedziaem nawet, kiedy i czy w ogle wrci
Zorba. Rano spotkaem go na grze, wrzeszczcego i urgajcego robotnikom.
Wszystko, co zrobili, byo nie po jego myli. Przepdzi trzech ludzi, ktrzy mu si
sprzeciwiali, chwyci sam kilof i zacz w gstwie zaroli midzy skaami oczyszcza
miejsce drwalom, cinajcym sosny. Jeden z nich zamia si i co mrukn, Zorba
rzuci si na niego.
Wieczorem wrci wyczerpany, w porozdzieranym ubraniu i siad obok mnie
na play. Rozmow zaczyna z oporami, ale gdy ju rozwiza mu si jzyk, mwi
tylko o drewnie, budowie, linach i wglu jak chciwy przedsibiorca, ktry pragnie za
cen spustoszenia okolicy osign najwikszy zysk i odej.
Kiedy w pewnej chwili, bdc ju spokojny i pogodzony z losem, wspomniaem
o wdowie, Zorba wycign swoj wielk ap i zasoni mi usta.
Milcz! rozkaza stumionym gosem.
Umilkem zawstydzony. ,,Ot, co znaczy prawdziwy czowiek mwiem sobie,
zazdroszczc Zorbie jego blu. Czowiek o gorcej krwi i twardych kociach, ktry
jeli cierpi, pozwala pyn szczerym, gorcym zom, a jeli jest szczliwy, to odczuwa
rado nie wyrozumowan, nie przesian przez gsty, metafizyczny przetak".
Tak upyny trzy, cztery dni. Zorba pracowa bez wytchnienia, bez
odpoczynku, jada i napoju. Nik w oczach. Ktrego wieczoru powiedziaem mu, e
Bubulina ley jeszcze chora, bez pomocy lekarskiej, e majaczc woa jego imi.
Zacisn pi.
Dobrze rzek.
Nazajutrz o wicie poszed do wioski i natychmiast wrci.
Widziae j? spytaem. Jak si czuje?
Zorba zmarszczy brwi.
To nie jest zwyka choroba odpar. Ona umiera.
I ruszy szybkimi krokami w kierunku gry.
Tego wieczoru wzi lask i wyszed bez kolacji.
Dokd, Zorbo? spytaem. Do wioski?
Nie. Na krtki spacer, zaraz wracam.
Szed wielkimi, zdecydowanymi krokami do wioski.
Byem zmczony, pooyem si. Umysem prbowaem ogarn cay wiat,
wracay wspomnienia, osaczay mnie troski, myl krya wok niedosinych idei, a
znw spocza na Zorbie.
Jeli przypadkiem natknie si na Manolakasa mylaem ten
rozwcieczony kreteski olbrzym rzuci si na niego". Podobno ostatnio zamkn si w
domu. Wstydzi si pokaza w wiosce i bez przerwy grozi, e gdy dopadnie Zorby,
zmiele go w zbach jak sardynk". Wczoraj za jeden z robotnikw zobaczy go o
pnocy krcego w pobliu baraku. Jeli spotkaj si dzi wieczr, nastpi masakra.
Skoczyem na rwne nogi, ubraem si i ruszyem szybko drog w kierunku
wsi. Pena czaru, wilgotna noc pachniaa dzik lewkoni. Po chwili rozpoznaem w
mroku Zorb, ktry wlk si wolno, jakby by zmczony. Od czasu do czasu
przystawa, spoglda na gwiazdy, nasuchiwa, potem przypiesza kroku i syszaem
uderzenia jego laski o kamienie.
Zblia si ju do ogrodu wdowy, powietrze nasycone tu byo woni kwiecia
cytrynowego i kaprifolium. W tej wanie chwili pord drzew pomaraczowych
zadwicza gos sowika, czysty niby szmer rdlanej wody. piewa i piewa w
ciemnociach, a zapierao dech w piersiach. Zorba nagle zatrzyma si, przeszyty jak i
ja bezmiernym urokiem tej pieni.
Jednoczenie trzciny tworzce ogrodzenie poruszyy si, a ostre licie
zastukotay niczym stalowe klingi.
Hej, ty tam! hukn kto dziko. Nareszcie ci mam, stary ajdaku!
Skamieniaem. Poznaem ten gos.
Zorba postpi do przodu, unis lask i znw stan. W wietle gwiazd mogem
dostrzec wyranie kady jego ruch.
Zza trzcinowego potu jednym susem wyskoczy rosy chop.
Kto tam? zawoa Zorba, wycigajc szyj.
Ja, Manolakas.
Id swoj drog, wyno si!
Zhabie mnie, Zorba!
To nie ja ci zhabiem, Manolakasie, to los tak zrzdzi. Zmykaj, mwi ci!
Czy nie wiesz, e los jest lepy?!
Los nie los, lepy nie lepy! zawoa Manolakas, zgrzytajc zbami.
Musz zmy swoj hab dzisiejszego wieczoru. Masz n?
Nie, tylko kij odpar Zorba.
Id, przynie swj n. Tu czekam na ciebie! Id!
Zorba nie rusza si.
Strach ci oblecia? zadrwi Manolakas. Id, mwi ci!
Po co mi n? spyta Zorba, wpadajc w zo. Nie mam tu nic z nim do
roboty. Pamitasz, przy kociele ty miae n, ja nie. Ale chyba niele sobie
radziem...
Kpisz sobie ze mnie nawet, co? rykn Manolakas. Ale zy czas obrae
na to! Jestem uzbrojony, a ty nie! Przynie n, wszawy Macedoczyku i
zmierzymy si!
Odrzu n, a ja lask i zmierzymy si! odkrzykn Zorba drcym z
wciekoci gosem. No, wszawy Kreteczyku?
Zorba szybkim ruchem ramienia odrzuci lask. Syszaem, jak zaszelecia w
trzcinach.
Rzu n!
Zbliyem si cicho na palcach. W wietle gwiazd zdyem uchwyci wzrokiem
bysk noa, ktry te upad w trzciny.
Zorba splun w donie.
Jazda! wrzasn i skoczy z rozpdu. Ale zanim zwarli si zacietrzewieni,
skoczyem midzy nich.
Stjcie! zawoaem. Manolakasie, Zorbo, nie wstyd wam!
Przeciwnicy wolno zbliyli si do mnie. Chwyciem praw rk kadego z nich.
Podajcie sobie donie. Obaj jestecie dzielnymi chopcami. Przerwijcie spr!
Okry mnie hab... upiera si Manolakas, prbujc wyrwa rk.
Nie tak atwo ci zhabi rzekem. Caa wioska zna twoje mstwo,
zapomnij o tym, co zdarzyo si wwczas przy kociele, bo stao si to w z godzin.
Przeszo, mino! I nie zapominaj, e Zorba jest obcy, pochodzi z Macedonii, a
wielkim wstydem dla Kreteczyka jest podnie rk na gocia... Chod, oka
prawdziwe mstwo, ucisnwszy mu do. A potem pjdziemy do baraku na szklank
wina i pieczon kiebas, by tym przypiecztowa zgod.
Objem go wp i odprowadziem na bok.
On jest ju stary, biedaczysko! szepnem mu do ucha. Nie godzi si,
eby taki miody, silny junak bi si z nim!
Manolakas zmik:
Niech bdzie rzuci. Uczyni to dla ciebie!
Postpi krok w stron Zorby i wycign cik ap:
Chod, Zorbo! powiedzia. Co byo, a nie jest, nie pisze si w rejestr. Daj
rk!
Zare mi kawa ucha rzek Zorba ale niech ci bdzie na zdrowie. Masz
moj rk!
ciskali sobie rce dugo i mocno, coraz mocniej... I patrzyli na siebie... Baem
si, e jednak dojdzie do bitki.
Tgo ciskasz, jeste silny chop, Manolakasie! przyzna Zorba.
Ty te niele. cinij jeszcze mocniej, jeli potrafisz!
Starczy ju! zawoaem. Chodmy obla nasz przyja.
Stanem midzy nimi, z prawej strony miaem Zorb, z lewej Manolakasa.
Ruszylimy w kierunku naszego wybrzea.
Bd dobre zbiory w tym roku... powiedziaem, chcc zmieni temat.
Padao duo deszczw.
aden jednak nie podj rozmowy. Ciar nie spad im jeszcze z piersi. Ca
nadziej pokadaem wic w winie. Dotarlimy do baraku.
Witaj, Manolakasie, w naszych progach! rzekem. Zorba, nadziewaj
kiebas na roen i przygotuj co do picia.
Manolakas siad na kamieniu przed barakiem. Zorba rzuci wizk chrustu,
nadzia na roen kiebas i napeni po same brzegi trzy szklanki.
Za wasze zdrowie! wzniosem toast. Twoje zdrowie, Manolakasie!
Twoje zdrowie, Zorbo! Trcie si!
Trcili si kieliszkami, Manolakas ula kilka kropel wina na ziemi.
Niech moja krew tak popynie jak to wino powiedzia uroczycie niech
tak popynie, jeli podnios na ciebie rk, Zorbo!
Niech moja krew te popynie jak to wino odpar Zorba, strcajc rwnie
par kropli na ziemi jeli nie zapomniaem ju o uchu, ktre mi odgryze,
Manolakasie!
23.
Ten dzie przed pierwszym maja zachowam w swojej pamici na cae ycie.
Kolejka bya gotowa, supy, liny i haki byszczay w porannym socu. Stos
ogromnych, ociosanych pni sosnowych lea na szczycie gry. Robotnicy czekali tylko
na znak, by umocowa je na linach i spuci w kierunku morza.
Wielka grecka flaga trzepotaa na szczycie pierwszego filaru na grze, a druga
na wierzchoku ostatniego supa a wybrzeu. Przed wejciem do baraku Zorba ustawi
beczuk wina, obok jeden z robotnikw piek na ronie tuste jagni. Po powiceniu
i dokonaniu oficjalnego otwarcia gocie mieli by zaproszeni na piecze i do
wychylenia szklanki wina za nasz pomylno.
Zorba zdj ze ciany klatk z papug i postawi j na wysokim gazie w pobliu
pierwszego filaru.
To tak, jakbym widzia jej pani szepn spogldajc tkliwie na papug i
karmic j fistaszkami, ktre wyjmowa z kieszeni.
By odwitnie ubrany w bia koszul, zielon marynark, szare spodnie i
eleganckie buty na gumowych podeszwach. Ponadto przyciemni wsy, z ktrych
zacza ju schodzi farba.
Wyszed na spotkanie wiejskiej starszyzny niby udzielny ksi, ktry wita
wielkich panw, i wyjania zasad dziaania kolejki, wskazujc na poytek, jaki
przyniesie ona caej okolicy, i opowiadajc, jak to Matka Boska owietlaa go i
bogosawia mu w tym wielkim dziele.
To jest sprawa ogromnej wagi mwi. Naleao znale tylko
odpowiedni kt nachylenia, ale to wymaga prawdziwej wiedzy. Miesicami amaem
sobie gow, wszystko na nic. Rozum ludzki nie wystarczy bowiem wobec tak wielkich
poczyna. Potrzebna jest jeszcze wiara i pomoc boska. Widziaa wic Przenajwitsza
Panienka mj trud i moz i ulitowaa si nade mn. Ten Zorba, biedaczysko
powiedziaa to dzielny czowiek, dziaa dla dobra wsi, trzeba mu pomc". I oto sta
si cud. Zorba przystan, czynic trzykrotnie znak krzya. I to jaki cud! Ktrej
nocy zjawia mi si we nie czarno ubrana posta. Bya to Przenajwitsza Panienka.
Trzyma w rku may, ot taki, modelik kolejki i powiada: Zorbo, przynosz ci wzr.
Trzymaj si tego kta nachylenia i przyjmij moje bogosawiestwo". Powiedziawszy
to znikna. Obudziem si. Wyskoczyem szybko z ka, pobiegem na miejsce, gdzie
przeprowadzaem prby, i co ujrzaem? Lina bya nacignita pod waciwym ktem i
pachniaa kadzidem na dowd, e dotkna j rka Matki Boskiej.
Kontomanolios otworzy usta, eby o co zapyta, ale wanie na kamienistej
ciece pojawio si piciu mnichw jadcych na muach. Szsty bieg na przedzie z
wielkim drewnianym krzyem na ramieniu i krzycza co gono. Nie moglimy
zrozumie, co.
Sycha jednak byo psalmy, mnisi machali rkami, czynic znak krzya, a
kopyta muw krzesay iskry na kamieniach.
Mnich, idcy przodem, zbliy si do nas zlany potem, podnis wysoko krzy i
zawoa:
Chrzecijanie, cud! Chrzecijanie, cud! Ojcowie nios cudown
Przenajwitsz Mari Pann... Padnijcie na kolana i mdlcie si.
Zbiegli si zdjci wzruszeniem chopi starszyzna i robotnicy i otoczyli,
egnajc si, zakonnika. Staem na uboczu, Zorba rzuci mi szybkie spojrzenie. Oczy
mu byszczay.
Zbli si, szefie powiedzia. Posuchaj o cudzie Przenajwitszej Marii
Panny.
Zadyszany mnich zacz szybko opowiada:
Na kolana, chrzecijanie, i suchajcie o cudzie, ktry sprawi Bg w swej
sprawiedliwoci. Posuchajcie. Diabe opta dusz przekltego Zachariasza i skusi go
przedwczoraj, aby obla naft klasztor. O pnocy ujrzelimy pomienie. Zerwalimy
si. Koci klasztorny, korytarze i cele stay w ogniu. Uderzylimy w dzwony, woajc:
Pomocy, Matko Boska Karzca!" Spiesznie nosilimy wod wiadrami i dzbanami. Za
Jej spraw nad ranem ogie zosta ugaszony.
Poszlimy do kapliczki, gdzie krluje Jej obraz cudowny, i padlimy na kolana,
bagajc: Ugod zbrodniarza sw wczni, Matko Boska Karzca!" Kiedy zebralimy
si na dziedzicu, spostrzeglimy, e nie ma Zachariasza, ktry okaza si Judaszem.
On to podpali! On!" zakrzyknlimy zgodnie i ruszylimy na poszukiwania.
Szukalimy go cay dzie bezskutecznie, ca noc na prno. Dzi o wicie znw
poszlimy do kapliczki i oto jaki widok przedstawi si naszym oczom, bracia
chrzecijanie, straszliwy cud: Zachariasz lea martwy przed witym obrazem, a na
ostrzu wczni Marii Panny zakrzepa wielka kropla krwi.
Boe, zmiuj si nad nami! szeptali klczcy chopi, ogarnici nabonym
przeraeniem.
Ale stao si jeszcze co straszniejszego cign mnich, przeknwszy lin.
Pochylilimy si, eby unie przekltego Zachariasza, i stanlimy wszyscy jak
wryci: Madonna zgolia mu wosy, wsy i brod niby katolickiemu ksidzu.
Powstrzymujc z trudem miech, spojrzaem na Zorb:
otr! powiedziaem ciszonym gosem.
Ale on patrzy na mnicha wytrzeszczonymi, penymi pokory oczami i na dowd
cakowitego osupienia egna si nieustannie.
Jake wielki jeste, o Panie! Jak wspaniae s Twoje czcigodne dziea!
mrucza.
Tymczasem przybyli pozostali mnisi i zsiedli z muw. Ojciec ochmistrz
dziery w ramionach cudowny obraz. Wspi si na jedn ze ska, a wszyscy toczc
si pobiegli, aby upa na twarz przed Najwitsz Panienk. Dometios, idcy w tyle,
nis tac, zbiera datki i machajc kropidem zrasza obficie wicon wod chopskie
czoa. Trzej mnisi, stanwszy wok i spltszy owosione rce na brzuchach, zaczli
piewa kantyczki, pocc si obficie.
Obejdziemy pobliskie wioski na Krecie powiedzia gruby Dometios aby
wierni mogli ukorzy si przed widom oznak Jej miosierdzia i zaofiarowa, co
aska... Musimy mie pienidze, duo pienidzy na odbudow witego klasztoru.
Opase wieprze! warkn Zorba. Zarobi jeszcze na tym!
Zbliy si do opata.
Ojcze wity powiedzia. Wszystko przygotowane do ceremonii. Niech
wita Dziewica pobogosawi nasze dzieo.
Soce wznioso si ju wysoko, powietrza nie mci nawet najlejszy powiew,
panowa upa nie do zniesienia. Mnisi skupili si wok pierwszego filaru, na ktrym
powiewaa grecka flaga, otarli czoa szerokimi rkawami habitw i zaintonowali pie
nabon na intencj wznoszenia budynkw: Wzniose, Panie, t twierdz na mocnej
skale i ani wiatr, ani woda nie skrusz jej..."
Zanurzyli kropido w dzbanie z brzu, powicili supy, liny, bloki, Zorb, mnie,
a potem chopw, robotnikw i morze.
Ostronie niby chor kobiet podnieli potem ikon, ustawili na wysokim
kamieniu tu obok papugi i stanli dookoa. Z drugiej strony supa zaja miejsca
wiejska starszyzna z Zorb porodku. Wycofaem si w stron morza i czekaem.
Na pocztek postanowilimy spuci trzy pnie dla uczczenia witej Trjcy.
Potem dooylimy jednak czwarty jako dowd wdzicznoci wobec Matki Boskiej
Karzcej.
Mnisi, wieniacy i robotnicy przeegnali si:
W imi Trjcy witej i Przenajwitszej Marii Panny szeptali.
Zorba jednym susem znalaz si przy pierwszym filarze, pocign lin i
opuci flag. By to sygna dla robotnikw czekajcych wysoko na grze. Odsunlimy
si wszyscy i skierowalimy wzrok w stron szczytu.
W imi Ojca... zawoa opat.
Trudno opisa, co si pniej dziao. Katastrofa uderzya w nas jak grom, ledwo
zdoalimy uj z yciem. Cay wycig zadra. Sosna, ktr robotnicy umocowali na
linie, pdzia z demoniczn si w d, jarzc si iskrami od tarcia. Wielkie szczapy
odryway si i rozpryskiway w powietrzu, a po kilku sekundach pozostaa ju tylko
maa, na p spalona gownia.
Zorba spojrza na mnie jak zbity pies, mnisi i mieszkacy wioski odsunli si
przezornie, uwizane muy zaczy wierzga. Gruby Dometios przypad sapic do
ziemi.
O, Panie! Zmiuj si nade mn jcza przeraony.
Zorba podnis rk.
To nic powiedzia. Zawsze tak jest za pierwszym razem, teraz si
wyreguluje. Patrzcie. Wznis flag, da znak i odbieg na bok.
...i Syna! zawoa opat drcym gosem.
Spuszczono drugi pie. Supy zakoysay si, drzewo nabrao rozpdu, skakao
jak delfin, toczyo si prosto na nas, lecz nie dotaro zbyt daleko, roztrzaskao si w
drzazgi w poowie gry.
Do diaba! mrukn Zorba, przygryzajc wsa. Ten przeklty kt
nachylenia jeszcze nie jest w porzdku.
Skoczy z pasj do supa i opuci flag, dajc w ten sposb sygna do trzeciej
prby. Mnisi, ukryci za grzbietami muw, egnali si z lkiem. Gocie czekali, gotowi
do ucieczki.
...i Ducha witego! wykrztusi przez cinite gardo opat, unoszc habit.
Trzeci pie by ogromnych rozmiarw. Zaraz po spuszczeniu go rozleg si
potny huk.
Padnijcie, na lito bosk! wrzasn Zorba, uciekajc.
Mnisi padli na twarz, wieniacy wzili nogi za pas.
Pie to unosi si w gr, to znw opada na lin z takim impetem, e sypay si
iskry, i nim zdylimy si obejrze, wyprysn ponad wybrzee i wpad daleko w
morze, wzbijajc wysokie, spienione fale. Supy chwiay si niepokojco. Muy ucieky,
zerwawszy krpujce je pta.
To nic! To nic! zawoa Zorba, wyskakujc niemal ze skry. Teraz
pjdzie gadko. Jazda!
Znowu unis flag. Czuo si, e jest zrezygnowany i pragnie tylko, eby to
wszystko si ju skoczyo.
...i Matki Boskiej Karzcej bekota opat, kryjc si popiesznie za ska.
Ruszy czwarty pie. Trach!" rozleg si straszliwy huk, jeszcze raz:
Trrrach!" i wszystko runo jak domek z kart.
Panie, zmiuj si nad nami! rozpaczliwie jczeli robotnicy, wieniacy i
mnisi, uciekajc w popochu.
Jedna drzazga zrania Dometiosa w udo, niewiele brakowao, by inna wybia
oko opatowi. Po mieszkacach wioski nie byo ju ladu, tylko Najwitsza Panienka
staa na gazie i wyprostowana, z wczni w doni, spozieraa surowym wzrokiem na
ludzi. Obok trzepotaa si na wp ywa ze strachu papuga z nastroszonymi zielonymi
pirami.
Mnisi uczepili si witego obrazu, ktry ciskali w ramionach, podnieli
jczcego z blu Dometiosa, schwytali muy, dosiedli ich i rozpoczli odwrt.
Robotnik, obracajcy roen, zmyka w popochu, porzuciwszy jagni, ktre wanie
zaczynao si przypala.
Jagni upiecze mi si na wgiel! zawoa z niepokojem Zorba i pobieg,
aby przekrci roen.
Siadem obok niego. Wybrzee ju opustoszao, pozostalimy zupenie sami.
Odwrci si, spojrza na mnie niepewnie i z wahaniem... Nie wiedzia, jak potraktuj
katastrof i jak si skoczy caa ta historia. Chwyci n, pochyli si znowu nad
jagniciem, ukroi kawa misa, sprbowa. Zdj piecze z ognia i opar roen
pionowo o drzewo.
W sam raz powiedzia. Delicje, szefie! Chcesz sprbowa?
Przynie wino i chleb! Jestem godny.
Zorba skoczy, zwinnie przytoczy beczuk i postawi w pobliu jagnicia,
przynis duy bochen pszennego chleba i dwie szklanki. Kady z nas uj n,
ukroilimy dwa due plastry misa, dwie grube pajdy chleba i wzilimy si z
apetytem do jedzenia.
Widzisz, jakie to smaczne, szefie! odezwa si Zorba. W ustach si
rozpywa. Tu nie ma tustej gleby, zwierzta pas si such traw na skalistych
terenach, dlatego ich miso jest tak smaczne. Raz tylko jadem rwnie soczyste.
Pamitam, e byo to w czasach, kiedy wyhaftowaem wasnymi wosami bazylik
witej Zofii... Opowiadaem ci ju o tym. Stare dzieje...
Opowiedz co jeszcze...
Stare dzieje, mwi ci, szefie. Zwariowane pomysy Grekw.
Ale opowiedz, Zorbo, to mnie bardzo interesuje.
Ot tamtego wieczora otoczyli nas Bugarzy. Widzielimy, jak dokoa nas na
zboczach gr rozpalali ognie, bili w bbny, wyli jak wilki, eby nas przerazi. Byo ich
chyba ze trzystu, a nas dwudziestu omiu pod wodz kapetana Ruvasa. Wspaniay
chop! Niech mu Bg bdzie miosierny, jeli ju umar. Hej, Zorba! zawoa.
Przyrzd no jagni na ronie!" Jest o wiele smaczniejsze, kapelanie
odpowiedziaem jeli je upiec w ziemi". Rb, jak chcesz, byle szybko, bo jestemy
godni". Wykopalimy d, woylimy tam jagni nie odarte ze skry, na wierzch
nasypalimy grub warstw arzcego si wgla, wyjlimy chleb z plecakw i
siedlimy dookoa. Moe to nasz ostatni posiek rzek kapetan Ruvas. Czy ktry
z was si boi, chopaki?" Rozemielimy si tylko na to. Wszyscy uznali, e
odpowied jest niepotrzebna. Odkorkowalimy manierki. Twoje zdrowie, kapelanie".
Pocignlimy yk i drugi, a potem wydobylimy jagni. Ach, szefie, co za jagni! Na
samo wspomnienie jeszcze dzi linka mi cieknie. Rozpywao si w ustach, jak
rachatukum. Rzucilimy si na nie arocznie. Nigdy jeszcze nie jadem
smaczniejszego misa powiedzia dowdca. wiadcz si Bogiem". I on, ktry
nigdy nie pi, wychyli do dna manierk. Zapiewajcie, chopcy, jak pie
kleftyck. Tamci wyj jak wilki, my zapiewajmy jak ludzie. Moe o starcu Dimosie".
Przeknlimy w popiechu ostatnie ksy, pocignlimy jeszcze jeden yk i rozlega
si pie tak potna, e a echo zawtrowao w wwozach. Ju lat czterdzieci
jestem, chopcy, kleftyjskim junakiem..." piewalimy coraz goniej. Ogarn nas
zapa. Nie tracie ducha. Uratujemy si z bo pomoc powiedzia dowdca. A
teraz spjrz, Aleksy, na barani opatk. Co wry?" Oczyciem scyzorykiem opatk
jagnicia i zbliyem si do ognia, eby lepiej widzie. Nie widz grobw,
kapetanie, ani mierci. Tym razem jeszcze si uratujemy, chopaki!" Oby twoje sowa
byy wite! zawoa nasz sierant, mody onko. Najpierw musz mie syna, a
potem niech si dzieje, co chce".
Zorba odkroi duy kawa misa znad nerki.
Tamto jagni byo wymienite rzek ale to poczciwe malestwo w
niczym mu nie ustpuje.
Nalej, Zorbo! Napenij kielichy po brzegi. Wychylimy je do dna.
Trcilimy si i napilimy wspaniaego kreteskiego wina, szkaratnego niby
krew zajca. Bya to jakby komunia, obrzd przelewania w swe yy krwi pyncej z
gbi ziemi. Czowiek stawa si olbrzymem. Jego cigna wzbieray si. Jagni
przeistaczao si w lwa. W niepamici giny drobne codzienne troski, przestaway
istnie ciasne granice. Utosamiajc si z innymi ludmi, z wszelkim stworzeniem i
Bogiem, osigae jedno z wszechwiatem.
Moe i my zobaczymy, co powiedz koci barana zaproponowaem.
Chod, powr, Zorbo.
Ogryz dokadnie koci, oskroba swoim noem, zbliy do wiata i uwanie im
si przyjrza.
W porzdku, szefie, poyjemy z tysic lat. Serce ze stali!
Znowu nachyli si.
Widz podr powiedzia. Dalek podr, a u jej kresu ogromny dom z
mnstwem drzwi. To chyba stolica jakiego krlestwa, szefie, a moe w klasztor, w
ktrym jako odwierny bd robi te machlojki, o jakich ci mwiem.
Nalej wina, Zorbo, i skocz wrby. Ja ci powiem, co oznacza ten wielki dom
z niezliczon iloci drzwi. To ziemia usiana grobami, kres podry. Twoje zdrowie,
obuzie!
Twoje zdrowie, szefie! Mwi, e los jest lepy, nie wie, dokd dy, potyka
si o przechodniw, a tego, na kogo padnie, nazywaj szczciarzem. Do diaba z
takim szczciem! Nie chcemy go, szefie. Prawda?
Nie chcemy, Zorbo. Twoje zdrowie!
Pilimy i paaszowalimy resztki jagnicia, wiat stawa si jakby lejszy, morze
byo rozemiane, ziemia koysaa si jak pokad okrtu, dwie mewy czapic po
kamykach przyglday si sobie jak ludzie.
Wstaem.
Chod, Zorbo! zawoaem. Naucz mnie taczy!
Zorba podskoczy, jego twarz zajaniaa.
Taczy, szefie? krzykn. Taczy! Chod!
Jazda, Zorbo! Moje ycie odmienio si. miao!
Na pocztek naucz ci zebekiko. To taniec wojenny. My, tam w grach,
taczylimy go przed bitw.
Zdj buty i skarpetki buraczkowego koloru. Zosta tylko w spodniach i koszuli,
ale i ona go dusia, wic po chwili zerwa j z siebie.
Patrz na moje nogi, szefie komenderowa. Uwaaj!
Wycign stop, delikatnie dotkn ni ziemi, wycign drug, kroki czyy
si z sob w dzikich, radosnych podskokach, a ziemia zadudnia.
Chwyci mnie za rami:
Chod, chopcze, teraz razem!
Poszlimy w taniec. Zorba poprawia mnie delikatnie, powany i cierpliwy.
Nabieraem odwagi, miaem uczucie, jakby moim cikim stopom przyprawiono
skrzyda.
Brawo, jeste asem! krzykn Zorba, klaszczc w rce, aby utrzyma
tempo. Brawo, mj chopcze! Precz z papierzyskami i atramentem! Precz z
majtkiem i zyskiem! Precz z kopalniami i klasztorami! Teraz, kiedy moesz taczy,
znasz moj mow. Nareszcie bdziemy mogli pogada.
wir prysn spod jego nagich stp. Klasn w donie.
Szefie! zawoa. Mam ci wiele do powiedzenia. adnego czowieka
jeszcze nie pokochaem tak jak ciebie. Mam ci duo do powiedzenia, ale jzyk mj
temu nie podoa... Pozwl, abym to odtaczy. Sta troch dalej, ebym ci nie
potrci. Hola! Hop, hop!
Da susa, jego nogi i rce zamieniy si w skrzyda, kiedy wyprostowany skaka
wysoko nad ziemi. Na tle morza i nieba wydawa si starym zbuntowanym
archanioem, poniewa ten taniec Zorby by cay zwtpieniem, uporem i walk. Zda
si, e woa: Co moesz mi zrobi? Ty Wszechmocny! Nic, najwyej zabi! Zabij!
Gwid na to! Ulyem sobie, wygarnem ci, co mnie gnbio. Zdyem zataczy i
teraz ju ci nie potrzebuj".
Patrzc na taczcego Zorb po raz pierwszy zrozumiaem potworny wysiek
czowieka, pragncego przezwyciy ciar ciaa. Podziwiaem jego wytrwao,
zwinno i dum. Mocne i zrczne kroki Zorby rzebiy na kamieniach optacz
histori ludzkoci.
Zatrzyma si, spojrza na kolejk, ktra ju bya tylko kup drewna. Soce
chylio si ku zachodowi, cienie staway si coraz dusze. Zorba wytrzeszczy oczy,
jakby nagle co sobie przypomnia. Odwrci si do mnie i swoim zwykym gestem
zakry doni usta.
Oj, oj, szefie! rzek. Widziae, jak szelma sypa iskrami?
Wybuchnlimy miechem. Zorba rzuci si do mnie, chwyci w objcia i zacz
caowa.
miejesz si, szefie? zawoa serdecznie. Ty te si miejesz? Brawo,
chopie!
Ryczc ze miechu, dugo mocowalimy si dla artu na kamieniach. Wreszcie
padlimy na nadbrzeny piasek i obejmujc si ramionami zasnlimy.
Zorba zamilk, szybkim ruchem rki otar pot z czoa. Pochylony, utkwi wzrok
w ziemi.
Co to za piosenka? spytaem go po duszej chwili.
Pie wielbdnika. piewa si j zwyke na pustyni. Przez cae lata nie
mogem sobie jej przypomnie. Dopiero tego wieczoru...
Podnis gow i spojrza na mnie. Gos jego zabrzmia gucho w zdawionym
gardle.
Szefie powiedzia. Czas ci spa. Jutro musisz wsta o wicie i jecha do
Kastellionu, eby zdy na statek. Dobranoc.
Nie chce mi si spa odparem. Chc by z tob. To ostatni wieczr, jaki
spdzamy razem.
Wanie dlatego musimy szybko go zakoczy! zawoa Zorba i odwrci
pust szklank do gry dnem na znak, e nie bdzie wicej pi. Zrobi to zaraz,
natychmiast, jak prawdziwi mczyni, ktrzy w jednej chwili wyrzekaj si
papierosw, wina czy kart.
Musisz wiedzie, e mj ojciec by dzielny jak nikt. Nie patrz na mnie, ja przy
nim jestem szczeniak, nie dorastam mu do pit. On by jak dawni Grecy! Kiedy cisn
ci do, miady koci. Ja czasem przemawiam jak zwyczajni ludzie, a on grzmia
albo piewa. Rzadko z jego ust moge usysze cichy, ludzki gos. Ot on mia
naogi, ale umia si ich pozby, uci jak mieczem. Na przykad, kopci jak komin.
Pewnego dnia o wicie poszed ora w pole. Przychodzi, opiera si o pot i wsuwa rk
za pas, eby wyj woreczek z machork i skrci papierosa. Ale woreczek jest pusty,
ojciec zapomnia go napeni. Zapieni si ze zoci, rykn i pobieg w stron wsi. By
optany naogiem. Ale nagle powtarzam ci zreszt stale, e czowiek jest zagadk
stan zawstydzony, wycign woreczek, podar go zbami na tysic strzpw i
podepta wciekle nogami. cierwo, cierwo!" rycza. Od tej pory do koca ycia
nie woy papierosa do ust. Tak robi prawdziwi mczyni, szefie. Dobranoc.
Wsta szybko i nie ogldajc si ruszy wzdu wybrzea. Doszed do kraca
play i pooy si na skale.
Nie widziaem go wicej. Przed pierwszym pianiem kogutw przyprowadzono
mi mua, dosiadem go i odjechaem. Podejrzewam, cho moe si myl, e tego ranka
spoglda na mj odjazd z ukrycia, poniewa nie byo go ju na skale. Nie przyszed
jednak, aby powiedzie mi zwyke sowa poegnania, popaka ze wzruszenia,
pomacha rk, powia za mn chustk.
Rozstanie nasze byo jak cicie mieczem.
W Kastellionie wrczono mi depesz. Wziem j drc rk i spozieraem na
ni dusz chwil. Wiedziaem, co mi przynosi. Z przeraliw dokadnoci zdawaem
sobie spraw z tego, co zawiera, z ilu liter si skada. Zapragnem podrze j, nie
czytajc. Ale niestety nie mamy jeszcze tyle zaufania do wasnej duszy. Nasz rozsdek,
ten ndzny sklepikarz, kpi sobie z niej, jak my kpimy ze starych znachorek i wiedm,
ktre rzucaj uroki. Otworzyem telegram, pochodzi z Tbilisi. Przez chwil litery
skakay mi przed oczami; niczego nie rozrniaem, powoli jednak znieruchomiay i
wtedy przeczytaem: Wczoraj po poudniu Stavridakis zmar na zapalenie puc".