You are on page 1of 262

Nikos Kazantzakis

Grek Zorba
(Przeoy Nikos Chadzinikolau)
1.

Po raz pierwszy spotkaem go w Pireusie. Udaem si do portu, aby wsi na


statek pyncy na Kret. Zblia si wit. Pada deszcz. D silny sirokko, bryzgi morza
docieray a do maej kafejki. Oszklone, drzwi byy zamknite, w powietrzu unosia si
wo szawii i odstrczajcy fetor ludzkich cia. Byo zimno, szyby zasnua para
oddechw. Kilku marynarzy w brzowych bluzach z koziej weny, ktrzy czuwali ca
noc, pio kaw lub szawi i spogldao na morze przez zamglone szyby.
Ryby oguszone uderzeniami sztormu schroniy si w gbinach, gdzie wody
byy spokojne, i oczekiway, a spokj wrci na powierzchni. Rwnie stoczeni w
kafejkach rybacy czekali na zakoczenie tego zamtu, aby ryby znw nabray odwagi i
wypyny po przynt. Sole, skorpiony, selachie powracay z nocnych eskapad.
Dniao.
Oszklone drzwi otworzyy si, wszed robotnik portowy, krpy, ogorzay, z go
gow, bosy i zabocony.
O, Kostandi zawoa stary wilk morski w obszernym niebieskim paszczu.
Co porabiasz?
Kostandi splun.
Co mam robi? odpar pospnie. Dzie dobry, kafejko. Dobry wieczr,
chato. Dzie dobry, kafejko. Dobry wieczr, chato. Oto moje ycie. Pracy ani na lekar-
stwo.
Jedni wybuchnli miechem, inni klnc kiwali gowami.
wiat jest doywotnim wizieniem zawyrokowa jaki wsal, ktry
odbywa studia filozoficzne w teatrze grozy Karagiozisa. Przekltym doywotnim
wizieniem.
Blade, zielononiebieskie wiato przenikno przez brudne szyby, wdaro si do
kafejki, kado si na rkach, nosach i czoach. Przeskoczyo na kominek i owietlio
butelki. wiato elektryczne zblado, znuony i senny waciciel kafejki wycign rk
i zgasi je.
Na chwil zapanowaa cisza. Wszystkie oczy zwrciy si na brudne niebo za
oknami. Ryk fal dociera a tu, w kafejce zabulgotay nargile.
Stary wilk morski westchn.
Och, co te moe dzia si z kapitanem Lemonisem? Niech Bg ma go w
swojej opiece! Rzuci morzu wcieke spojrzenie.
Tfu, ty fabrykancie wdw! wrzasn i przygryz szpakowate wsy.
Siedziaem w kcie. Byo mi zimno. Zamwiem jeszcze jedn szawi. Chciao
mi si spa. Walczyem ze snem, zmczeniem i pustk poranka. Przez zamglone szyby
patrzyem na budzcy si port, wsuchiwaem si w wycie syren okrtowych, krzyki
tragarzy i wiolarzy. Wpatrywaem si w ten widok, a tajemna ni, ktr uprzdy
morze, deszcz i mj odjazd, gst sieci opltywaa moje serce.
Oczy bdziy po czarnym kadubie wielkiego statku, ktry zaledwie majaczy w
mroku. Wci padao, potoki deszczu zacieray granic midzy niebem i botem.
Kiedy tak wpatrywaem si w czarn sylwetk statku, mrok i deszcz, mj
smutek zacz przybiera realny ksztat. Wracay wspomnienia. W wilgotnym
powietrzu coraz wyraniej rysowaa si posta mojego drogiego przyjaciela, zrodzona
z deszczu i tsknoty. Kiedy to byo? W ubiegym roku? W innym yciu? Wczoraj?
Kiedy to przyszedem do tego portu, by go poegna? Pamitam jeszcze ten deszcz,
zimno, ten wit. Wtedy take byo mi ciko na sercu. Jake gorzkie jest powolne
rozstawanie si z ukochanymi istotami. O ile atwiej dokona jednego cicia i
pozosta w samotnoci, ktra jest naturalnym stanem czowieka. Ale wwczas, w ten
deszczowy wit, nie mogem oderwa si od przyjaciela (potem zrozumiaem, niestety
za pno, dlaczego). Wszedem z nim na statek i usiadem w jego kabinie midzy
rozrzuconymi walizkami. Kiedy zajty by czym innym, patrzyem na niego dugo i
uparcie, jakbym chcia utrwali w pamici kady jego rys byszczce,
niebieskozielone oczy, krg modziecz twarz, spojrzenie wytworne i wyniose, a
nade wszystko jego arystokratyczne rce o dugich, smukych palcach. W pewnej
chwili zauway, e wpatruj si w niego dugim zachannym spojrzeniem. Odwrci
si z t kpic min, ktr zwykle pokrywa wzruszenie. Spojrza na mnie. Zrozumia.
I eby rozproszy smutek poegnania, zapyta drwico:
Dugo?
Co dugo?
Czy dugo zamierzasz u papier i nurza si w atramencie? Dlaczego nie
jedziesz ze mn? Daleko std, na Kaukazie, tysicom naszych wspplemiecw grozi
niebezpieczestwo. Spieszmy im na ratunek.
Zamia si, jakby drwic z tej wzniosej misji.
By moe, niewiele im pomoemy doda ale prbujc ocali innych,
ocalimy siebie. Czy nie s to prawdy, ktre gosisz, mistrzu? Jedynym sposobem
ocalenia siebie jest walka o ocalenie innych..." Naprzd wic, kaznodziejo. Dlaczego
nie ruszasz ze mn, ty, ktry tak piknie nauczasz?
Nie odpowiedziaem. wita ziemia Wschodu, matka bogw, jk przykutego do
skay Prometeusza... Przykute do tych samych ska, woa nas nasze plemi. Znw
zagroone, wzywa pomocy swych synw. Tymczasem ja sucham biernie, jakby bl by
tylko snem, a ycie porywajc tragedi, podczas ktrej jedynie prostak lub naiwny
gupiec rzuca si z loy na scen, by wzi udzia w akcji. Nie czekajc na odpowied,
mj przyjaciel wsta. Syrena okrtowa zawya po raz trzeci. Kryjc wzruszenie pod
mask drwiny, wycign rk.
Do widzenia, gryzipirku.
Gos mu zadra. Wiedzia, jaki to wstyd nie mc zapanowa nad swoimi
uczuciami. zy, czue sowa, nieopanowane gesty, poufao wszystko to uwaa za
sabo niegodn mczyzny. My, ktrzy bylimy sobie wzajem tak bliscy, nie
uywalimy nigdy czuych sw. artowalimy, nie szczdzc pazurw na
podobiestwo dzikich zwierzt. On inteligentny, ironiczny, dobrze uoony, ja
podobny barbarzycy. On opanowany, w agodnym umiechu wyraajcy wszystkie
drgnienia duszy, ja gwatowny, ni std, ni zowd wybuchajcy dzikim miechem.
Prbowaem i ja ukry wzruszenie pod twardym sowem, ale byo mi wstyd.
Nie, moe nie tyle wstydziem si, co nie potrafiem si na to zdoby. Chwyciem jego
do. Trzymaem j kurczowo w swojej. Spojrza na mnie zdziwiony.
Wzruszony? zapyta, starajc si umiechn.
Tak odpowiedziaem spokojnie.
Dlaczego? Co zdecydowalimy? Czy nie uzgodnilimy tego dawno? Co
mwi twoi ukochani Japoczycy? Fundosin. Ataraxia. Olimpijski spokj. Twarz jak
umiechnita, nieruchoma maska. Co dzieje si pod t mask to nasza sprawa.
Tak powiedziaem znowu, usiujc nie skompromitowa si nadmiern
afektacj. Nie byem pewien, czy mj gos nie zadry.
Na pokadzie rozleg si gong, wypdzajc odprowadzajcych z kabin. Myo.
Powietrze wypeniy patetyczne sowa poegnania, przysigi, dugie pocaunki,
popiesznie rzucane, zadyszane polecenia... Matki rzuciy si do synw, ony do
mw, przyjaciele do przyjaci. Jakby rozstawali si na zawsze, jakby ta maa
rozka kazaa im myle o innej tej wielkiej. Nagle w wilgotnym powietrzu od rufy
a do dziobu rozbrzmia agodny dwik gongu jak aobny dzwon. Zadraem.
Przyjaciel pochyli si do mnie.
Suchaj szepn. Czyby mia ze przeczucia?
Tak powtrzyem raz jeszcze.
Wierzysz w takie bzdury?
Nie odrzekem z przekonaniem.
A wic?
Nie byo a wic". Nie wierzyem, ale baem si.
Przyjaciel opar lekko lew do na moim kolanie, jak to mia zwyczaj czyni
ustpujc mi w dyskusji. Nakaniaem go do podjcia jakiej decyzji nie chcia
sucha, protestowa, odmawia, ale w kocu ulega, dotyka wtedy mego kolana,
jakby chcia powiedzie: W imi przyjani zrobi, co chcesz..."
Powieki jego drgny kilkakrotnie. Znw przenika mnie wzrokiem. Zrozumia,
jak bardzo jestem zgnbiony, i zawaha si przed uyciem naszej ulubionej broni
umiechu, ironii, drwiny...
Dobrze powiedzia. Daj rk. Gdyby ktry z nas znalaz si w
miertelnym niebezpieczestwie...
Urwa zawstydzony. My, ktrzy od lat drwilimy z metafizycznych wzlotw" i
wrzucalimy do jednego worka wegetarianw, spirytystw, teozofw i ektoplazm...
Wic? zapytaem, usiujc odgadn.
Potraktujmy to jak gr, chcesz? powiedzia spiesznie, pragnc wybrn z
ryzykownego zdania, ktre rozpocz. Gdyby ktry znalaz si w miertelnym
niebezpieczestwie, niech pomyli o drugim z tak moc, aby wezwanie dosigo go,
gdziekolwiek by si znajdowa... Zgoda?
Sprbowa si umiechn, lecz wargi jego nie drgny, jakby byy
zlodowaciae.
Zgoda powiedziaem.
Obawiajc si, e zbytnio uzewntrzni swoje wzruszenie, przyjaciel mj doda
popiesznie:
Oczywicie nie wierz absolutnie w telepati ani w te wszystkie...
Nie szkodzi wyszeptaem. Niech tak bdzie...
Dobrze wic, niech bdzie. Gramy. Zgoda?
Zgoda odpowiedziaem.
Byy to nasze ostatnie sowa. W milczeniu ucisnlimy sobie donie, nasze
palce sploty si, zwary gwatownie i nagle rozczyy si. Odszedem szybko, nie
ogldajc si, jakby mnie kto goni. W pewnej chwili chciaem odwrci gow, by po
raz ostatni spojrze na przyjaciela, ale wstrzymaem si, nakazujc sobie: Nie
odwracaj si! Id!"
Dusza ludzka, uwiziona w cielesnym bagnie, jest surowa i niedoskonaa. Jej
odczucia s jeszcze prymitywne, zwierzce. Nie moe przewidzie niczego w sposb
jasny i pewny. Gdyby bya do tego zdolna, jake inaczej wygldaoby nasze rozstanie.

Byo coraz janiej. Nakaday si na siebie dwa wity. Widziaem teraz coraz
wyraniej drog twarz przyjaciela, ktry samotny i nieruchomy pozosta na deszczu i
wietrze. Drzwi kawiarni otworzyy si. Rozleg si ryk morza. Szeroko rozstawiajc
nogi, wszed krpy marynarz z obwisymi wsami. Zabrzmiay rozradowane gosy:
Witaj, kapitanie Lemonisie!
Skuliem si w kcie, aby znw pogry si w zadumie, ale twarz przyjaciela
rozpyna si ju w deszczu.
Byo coraz janiej. Kapitan Lemonis, ponury i milczcy, wyj bursztynowe
paciorki i zacz przesuwa je w rku. Usiowaem nie patrze, nie sucha, aby cho
na chwil zatrzyma wizj, ktra si rozwiewaa. Gdybym mg wskrzesi w sobie t
wcieko pomieszan ze wstydem ktra wezbraa we mnie, kiedy przyjaciel
nazwa mnie gryzipirkiem. Od tej pory, dobrze to pamitam, sowo to stao si
uosobieniem obrzydzenia do ycia, jakie prowadziem. Jak mogo si zdarzy, e ja,
ktry tak ukochaem ycie, na dugo zagrzebaem si w stosie ksig i sczerniaych
papierw. W owym dniu rozki mj przyjaciel pomg mi ujrze to jasno. Poczuem
ulg. Znajc ju imi mego nieszczcia, moe bd mg skuteczniej z nim walczy.
Nie byo ju bezcielesne i nieuchwytne, przybrao nazw i ksztat.
Sowo to dryo mnie bezustannie. Szukaem pretekstu, by cisn papiery i
rzuci si do akcji. Mierzio mnie to ndzne godo na mojej tarczy. I oto przed
miesicem znalazem wymarzon okazj. Wydzierawiem na wybrzeu Krety, od
strony Morza Libijskiego, jak opuszczon kopalni wgla brunatnego i miaem teraz
y wrd prostych ludzi, robotnikw, chopw, z dala od rasy gryzipirkw.
Wielce przejty gotowaem si do wyjazdu, jakby wyjazd ten mia w sobie
jakie ukryte znaczenie. Zdecydowaem si zmieni styl ycia. Duszo moja
mwiem sobie dotd widziaa jedynie cie i tym si zadowalaa, teraz oblok ci
w ciao".
Wreszcie byem gotw. W przeddzie, grzebic w papierach, znalazem nie
dokoczony rkopis. Wziem go i ogldaem niezdecydowany. Od dwch lat w gbi
mojej duszy jak ziarno kiekowao wielkie pragnienie. Budda. Czuem nieustannie, jak
rozrasta si i zera moje wntrznoci. Roso, poruszao si, zaczo uderza stop w
moj pier, chcc wydosta si na zewntrz. Nie miaem odwagi zniszczy go. Nie
mogem. Byo ju zreszt za pno na takie duchowe poronienie.
Nagle, gdy tak staem niezdecydowany z rkopisem w rku, objawi mi si
peen ironicznej czuoci umiech mego przyjaciela. Zabior powiedziaem
dotknity do ywego zabior go. Nie umiechaj si". Owinem rkopis troskliwie
jak niemowl w pieluszki i zabraem.
Gos kapitana Lemonisa brzmia ciko i ochryple. Nastawiem ucha,
opowiada o duszkach wodnych, ktre podczas burzy wdrapay si na maszty jego
odzi i lizay je.
S mikkie i liskie mwi ale gdy si ich dotyka, rka zaczyna pon.
Kiedy podkrciem sobie wsa, w ciemnoci wieciem jak diabe. Wic jak wam ju
mwiem, woda dostaa si do odzi i zalaa adunek wgla, ktry nadmiernie obciy
d, tak e zacza si przechyla. Ale Bg mia nas w swojej pieczy, zesa grom. Po-
krywa luku otwara si gwatownie i morze unioso wgiel. d staa si lejsza i
wyprostowaa si. Bylimy uratowani. To wszystko.
Wyjem z kieszeni mae wydanie Dantego towarzysza podry. Zapaliem
fajk, oparem si o cian i rozsiadem wygodnie. Przez chwil wahaem si. Do
jakich strof sign? Do palcej smoy pieka czy do odradzajcych pomieni czyca?
Czy te mam uda si prosto przed siebie na najwzniolejsze szczyty ludzkiej nadziei?
Do mnie naley wybr. Trzymaem kieszonkowe wydanie Dantego i rozkoszowaem
si swoj wolnoci. Strofy, ktre wybior o wicie, uycz swojego rytmu caemu
dniu. Chcc podj decyzj, pozwoliem owadn sob tej wizji, lecz nie na dugo.
Nagle zaniepokojony uniosem gow. Nie wiem, dlaczego doznaem wraenia, jakby
dwoje oczu wiercio mi otwory w czaszce. Spojrzaem szybko za siebie w stron
oszklonych drzwi. Szalona nadzieja byskawic przeszya mzg: Znowu zobacz
przyjaciela". Byem gotw przyj cud, lecz cud nie nastpi. Jaki nieznajomy, lat
okoo szedziesiciu, bardzo wysoki i chudy, przylepiwszy nos do szyby spoglda na
mnie szeroko rozwartymi oczami. Trzyma pod pach may, paski toboek.
Najwiksze wraenie zrobio na mnie jego zachanne, uporczywe spojrzenie,
jego oczy, smutne, niespokojne, drwice i pene ognia. Przynajmniej takie wyday mi
si przez chwil.
Kiedy nasze spojrzenia spotkay si, nieznajomy jakby przekonany, e jestem
tym, kogo szuka wycign rk i zdecydowanym ruchem otworzy drzwi. Szybkim,
zwinnym krokiem lawirowa pomidzy stolikami, a stan przede mn.
W podr? zapyta. Dokd Bg prowadzi?
Na Kret. Dlaczego pytasz?
Zabierzesz mnie z sob?
Spojrzaem na niego uwanie. Zapadnite policzki, mocna szczka, wystajce
koci policzkowe, szpakowate kdzierzawe wosy, byszczce, przenikliwe oczy.
Po co? Co z tob zrobi?
Wzruszy ramionami.
Po co!? Po co!? wykrzykiwa z pogard. Czy nic nie mona zrobi bez
celu? Tak sobie, bo ci si tak podoba. Wic dobrze, we mnie powiedzmy jako
kucharza. Umiem gotowa zupy, o jakich ci si nie nio...
Rozemiaem si. Podoba mi si jego bezceremonialny sposb bycia i to, co
mwi. Zupy te. Nie byoby le pomylaem zabra z sob tego starego dryblasa
na dalekie puste wybrzee. Zupy, gawdy..." Wygldao na to, e niemao tuk si po
wiecie, co w rodzaju Sindbada eglarza. Podoba mi si.
O czym mylisz? spyta obcesowo, potrzsajc wielk gow.
Porwnujesz szale wagi? Waysz wszystko z dokadnoci grama? A wic zdecyduj si,
przyjacielu. Pu si na otwarte wody.
Sta nade mn chudy i tak ogromny, e zmczyo mnie zadzieranie gowy, gdy z
nim rozmawiaem. Zamknem Dantego.
Siadaj powiedziaem. Napijesz si szawii?
Usiad, ostronie pooy toboek na krzele obok.
Szawii? spyta pogardliwie. Kelner, jeden rum!
Sczy rum maymi yczkami, dugo smakujc go w ustach, a potem przeykajc
powoli, aby rozgrza si od wntrza. Zmysowiec pomylaem znawca..."
Jaki masz zawd? zapytaem.
Wszystkie zawody. Pracuj nogami, rkoma, mzgiem wszystkim. Tego by
jeszcze brakowao, ebym wybiera.
Gdzie pracowae ostatnio?
W kopalni. Jeli ci to interesuje, jestem niezym grnikiem, wiem co
nieco o metalach, potrafi znale cenne yy w ziemi, buduj sztolnie, zjedam do
szybu, Niczego si nie boj. Pracowaem dobrze. Byem majstrem, nie miaem
powodu si skary, ale diabe pomiesza wszystko swoim ogonem. W ubieg sobot
ogarn mnie wesoy nastrj, bez zastanowienia poszedem do waciciela, ktry
akurat przyjecha na inspekcj, i stukem go na kwane jabko.
Dlaczego? Co ci zrobi?
Mnie? Nic. Doprawdy nic, wierz mi. Po raz pierwszy widziaem poczciwin.
Biedak poczstowa nas nawet papierosami.
A wic?
E, cigle pytasz. To naszo na mnie, mj stary. Znasz historyjk o mynarce?
Czego spodziewasz si po tyku mynarki, ortografii? Tyek mynarki nie jest od
mylenia.
Czytaem wiele okrele dotyczcych umysu ludzkiego, ale to wydao si
niezwyke i podobao mi si. Spojrzaem na mego nowego towarzysza z ywym
zainteresowaniem. Twarz pokryta bruzdami, zarta deszczem i wiatrem, bya jak
stoczone przez robaki drzewo. Podobne wraenie sponiewieranego, umczonego
drzewa zrobia na mnie kilka lat pniej twarz Panaita Istratiego.
Co masz w toboku? Jedzenie? Ubranie? Narzdzia?
Mj towarzysz wzruszy ramionami miejc si.
Za przeproszeniem powiedzia wydajesz si zupenie rozsdny.
Pieci zawinitko swymi dugimi, twardymi palcami.
Nie rzuci to jest santuri.
Santuri. Umiesz gra na santuri?
Kiedy mnie przycinie bieda, chodz po kafejkach grajc na santuri.
piewam stare, macedoskie ballady zbjeckie. Potem zdejmuj czapk ten oto
beret i chodz wokoo, a ona napenia si fors.
Jak si nazywasz?
Aleksy Zorba. Nazywaj mnie te Piekarska Szufla", bo jestem dugi i chudy
i mam czaszk spaszczon jak placek. Nazywaj mnie jeszcze Passa Tempo",
poniewa swego czasu sprzedawaem palone ziarna dyni. Mwi te o mnie Zaraza",
gdy podobno, jak si tylko gdzie pojawi i zaczn swoje sztuczki, wszystko wok
schodzi na psy. Mam jeszcze inne przydomki, ale o tym kiedy indziej...
Jak nauczye si gra?
Miaem dwadziecia lat. Na festynie w mojej wiosce u stp Olimpu
usyszaem po raz pierwszy dwik santuri. Z zachwytu zaparo mi dech, przez trzy
dni nie mogem niczego przekn. Co ci jest?" zapyta mnie pewnego wieczoru
ojciec, niech spoczywa w pokoju. Chc si nauczy gra na santuri". Jak ci nie
wstyd. Nie jeste Cyganem. Chyba nie chcesz powiedzie, e zamierzasz zosta
grajkiem?" Chc si nauczy gra na santuri..." Miaem kilka groszy zaoszczdzonych
na wypadek oenku. Widzisz, byem jeszcze szczeniakiem o gorcej krwi, chciao si
eni durnemu kolakowi. Wydaem wic wszystko, co miaem, i kupiem santuri.
Widzisz, to wanie. Uciekem potem do Salonik, gdzie odszukaem Turka, niejakiego
Retsep-efendi, nauczyciela gry na santuri. Rzuciem mu si do stp. Czego chcesz,
mj may Greku?" spyta. Chc si nauczy gra na santuri". Dobrze, ale dlaczego
rzucasz mi si do stp?" Bo nie mam ani grosza, by ci zapaci". Czyby mia bzika
na punkcie santuri?" Tak jest". Zosta wic, mj chopcze, nie chc zapaty". Byem
tam rok i uczyem si u niego. Niech Bg ma w opiece jego prochy bo ju chyba nie
yje. Jeli Bg pozwala psom wej do swego raju, niech otworzy jego bramy przed
Retsep-efendim. Od czasu, gdy nauczyem si gra na santuri, staem si innym
czowiekiem. Kiedy drczy mnie smutek lub doskwiera mi bieda, gram na santuri i to
mnie pociesza. Kiedy gram, mona do mnie mwi, nie sysz, a: jeli nawet sysz,
nie mog mwi. Gdybym nawet chcia nie mog.
Ale dlaczego, Zorbo?
Och, nie wiesz? Namitno.
Drzwi otwary si. Do kafejki znowu wtargn szum morza. Nogi i rce
lodowaciay. Jeszcze gbiej zapadem w swj kt i otuliem si paszczem.
Rozkoszowaem si niebiask szczliwoci tej chwili. Dokd i? pomylaem.
Dobrze mi tu. Oby ta chwila trwaa wiecznie".
Spogldaem na dziwnego faceta naprzeciwko mnie. Utkwi we mnie mae,
okrge, czarne niby smoa oczy z czerwonymi ykami na biakach. Czuem, jak
przenikaj mnie badawczo, nienasycone.
A wic? spytaem. A potem?
Zorba znowu wzruszy kocistymi ramionami.
Zostaw ju to powiedzia. Dasz mi papierosa?
Daem mu. Wyj z kieszeni kamie do zapalniczki i knot, zapali. Z
zadowoleniem przymkn oczy.
Czy jeste onaty?
Czy nie jestem mczyzn? powiedzia rozdraniony. Jestem
mczyzn to znaczy lepcem. Jak wszyscy przede mn tak i ja zwaliem si do dou
na eb, na szyj. Oeniem si. Zaczem si stacza. Zostaem gow rodziny,
wybudowaem dom, miaem dzieci same kopoty. Ale niech bdzie bogosawione
santuri.
Grae sobie, aby odpdzi troski?
Ach, mj stary, wida, e nie grasz na adnym instrumencie. Co za bzdury
opowiadasz? W domu s same zmartwienia. ona, dzieci. Co bdzie si jado, co woy
si na grzbiet? Co bdzie z nami dalej? Pieko. Nie, santuri wymaga radosnego
nastroju, dla santuri trzeba by czystym. Jak mog by w nastroju do gry na santuri,
kiedy ona gada jak najta. Sprbuj gra na santuri, kiedy dzieci s godne i wrzeszcz
jak optane. Aby gra na santuri, trzeba zapomnie o wszystkim, rozumiesz?
Pojem, e Zorba jest czowiekiem, ktrego daremnie tak dugo szukaem.
ywe serce, szerokie aroczne usta, wielka prosta dusza, zronita jeszcze z matk-
ziemi.
Ten robotnik najprostszymi z ludzkich sw wyjani mi znaczenie takich poj,
jak sztuka, mio, pikno, czysto, namitno. Patrzyem na jego muskularne rce,
pokryte odciskami, popkane i znieksztacone, ktre umiay si obchodzi z kilofem i
z santuri. Rce te, troskliwie i czule, jakby rozbieray kobiet, otwary worek i wyjy
stamtd stare santuri wypolerowane w cigu wielu lat, z mnstwem strun, ozdobione
mosidzem. Grube palce pieciy je powoli, namitnie, jakby pieciy kobiet. Potem
otuliy je na nowo, jak si otula ciao ukochanej istoty, aby uchroni je przed
zazibieniem.
Oto moje santuri wyszepta, kadc je ostronie na krzele.
Marynarze, miejc si gono, trcali si kieliszkami. Jaki stary wilk morski
przyjanie poklepa kapitana Lemonisa po ramieniu.
Miae porzdnego stracha, kapitanie, przyznaj si. Bg jeden wie, ile wiec
obiecae witemu Mikoajowi.
Kapitan zmarszczy krzaczaste brwi.
Kln si na morze, chopaki, gdy mier zajrzaa mi w oczy, nie pomylaem
ani o Matce Boskiej, ani o witym Mikoaju. Zwrciem si ku Salaminie.
Pomylaem o onie i zawoaem: Ach, moja poczciwa Katarzyno, gdybym mg by
teraz w twoim ku!"
Marynarze znowu zarechotali. Kapitan Lemonis mia si rwnie.
Patrzcie, jakim dziwnym zwierzciem jest czowiek powiedzia.
Archanio mierci wznosi swj miecz nad jego gow, a jego myl jest tam, nie gdzie
indziej, lecz wanie tam. Niech go diabli porw, starego rozpustnika.
Klasn w rce.
Kolejka dla chopcw! zawoa do kelnera.
Zorba sucha, nastawiajc wielkie uszy. Odwrci si, spojrza na marynarzy,
potem na mnie.
Gdzie jest to tam"? zapyta. Co ten typ plecie?
Nagle zrozumia i podskoczy.
Brawo, przyjacielu! zawoa z zachwytem. Ci marynarze wiedz, w czym
rzecz. Pewnie dlatego, e dzie i noc wodz si za by ze mierci.
Podnis do gry swoj wielk pi.
Dobrze powiedzia to inna materia. Przejdmy do naszej: mam zosta
czy odej? Decyduj.
Zorbo powiedziaem, z trudem hamujc ch rzucenia mu si w ramiona.
Zgoda, Zorbo, idziesz ze mn. Mam kopalni na Krecie, bdziesz nadzorowa
robotnikw. Wieczorem rozcigniemy si obaj na piasku nie mam ony ani dzieci,
ani psa bdziemy jedli i pili. A potem zagrasz na santuri.
... Jeli bd w nastroju, syszysz? Jeli bd mia nastrj. Bd pracowa dla
ciebie, ile zechcesz, jestem twoim czowiekiem. Ale santuri to zupenie inna sprawa.
To dzikie zwierz, ktre musi mie wolno. Jeli bd w nastroju zagram. Nawet
zapiewam. A nawet zatacz zebekiko i sirtaki. Lecz mwi szczerze musz mie
natchnienie. Stawiajmy spraw jasno. Jeli sprbujesz mnie zmusza wszystko
skoczone. Musisz wiedzie, e w tych sprawach jestem mczyzn.
Mczyzn? Co chcesz przez to powiedzie?
No, wolnym.
Jeszcze jeden rum! zawoaem.
Dwa razy rum! krzykn Zorba. Ty te wypijesz jednego, musimy si
trci. Szawia i rum nie stanowi dobrej pary. Poza tym musisz wypi, aby obla
nasz umow.
Trcilimy si szklaneczkami. Byo ju cakiem jasno. Statek zahucza.
Przewonik, ktry zanis moje walizki na pokad, skin na mnie.
Chodmy powiedziaem wstajc. Niech nas Bg wspomaga!
... I diabe uzupeni spokojnie Zorba.
Pochyli si, wzi pod pach santuri, pchn drzwi i ruszy przodem.
2.

Morze, sodycz jesieni, wyspy skpane w wietle, przezroczysty welon


drobniutkiej mawki, powlekajcy niemierteln nago Grecji. Mylaem, jak
szczliwy jest czowiek, ktremu przed mierci dane byo eglowa po Morzu
Egejskim.
Wiele rozkoszy kryje w sobie ten wiat kobiety, owoce, idee. Ale pru to
morze w czas cichej jesieni, szepcc imi kadej wyspy to rozkosz, ktra zdolna jest
przenie serce czowieka wprost do raju. Nigdzie tak agodnie i atwo nie przechodzi
si od rzeczywistoci do marzenia. Zacieraj si granice, a maszty najstarszych
okrtw obrastaj owocami jak pdy winogron. Mona powiedzie, e tu, w Grecji,
cud rodzi si na zawoanie.
Koo poudnia deszcz usta, soce wyjrzao spoza chmur agodne, ciepe,
orzewiajce i wiee i piecio promieniami ukochane wody i ldy. Staem na dziobie
i upajaem si tym cudem, ktry objawia si w krg jak okiem sign.
Na statku panoszyli si Grecy, diablo zoliwi, o chciwych oczach, umysowoci
przekupniw; intrygi i ktnie, rozstrojone pianino, przyzwoite kobiety i zoliwe
jdze, atmosfera prowincjonalnej ndzy. Ogarniao czowieka pragnienie, aby
uchwyci ten statek z dwch kocw, zanurzy go w morzu i potrzsn nim mocno,
oczyci go z wszelkiego robactwa, ktre go plugawi ludzi, szczurw, pluskiew
aby wypyn znowu na fale pusty i wymyty.
Chwilami braa mnie lito. Lito buddyjska, zimna jak wniosek sylogizmu
metafizycznego. Lito nie tylko dla ludzi, lecz dla caego wiata, ktry walczy,
krzyczy, pacze, ywi jakie nadzieje i nie widzi, e wszystko to jest miraem nicoci.
Litowaem si nad Grekami i nad statkiem, i nad morzem, i nad sob, i nad kopalni
wgla brunatnego, i nad swoim nie dokoczonym rkopisem Buddy", i nad tymi
wszystkimi zudnymi kombinacjami wiata i cienia, ktre nagle mc i
zanieczyszczaj czyste powietrze.
Spogldaem na cignit, woskowot twarz Zorby. Siedzia na zwoju lin na
dziobie. Wcha cytryn, nastawia swoje wielkie uszy i wsuchiwa si w ktnie pasa-
erw, spord ktrych jedni byli zwolennikami krla, inni Wenizelosa. Kiwa swoj
wielk gow i spluwa.
Stare bajdy! mrukn z pogard. Oni nie maj wstydu.
Co za stare bajdy, Zorbo?
No wszystko: krlowie, demokracje, gosowania, posowie zawracanie
gowy.
Dla Zorby wspczesne wydarzenia byy jedynie kup staroci, tak bardzo je
wyprzedza. Telegraf, statek parowy, kolej elazna, powszechna moralno, religia
wszystko to byo dla niego zapewne jak sterane, zardzewiae karabiny. Jego dusza
posuwaa si naprzd znacznie szybciej ni nasz wiat.
Trzeszczay liny masztw, wybrzee wirowao, kobiety zky jak cytryny.
Zoyy bro szminki, gorsety, spinki, grzebienie. Wargi im zbielay, paznokcie
zsiniay. Stare sroki traciy cudze pirka wsteczki, sztuczne rzsy, sztuczne
pieprzya. Wstrzsane torsjami, budziy niesmak i lito.
Zk i pozielenia take Zorba. Jego byszczce oczy zmatowiay. Dopiero pod
wieczr jego spojrzenie oywio si. Wycign rk i wskaza dwa ogromne delfiny,
ktre skakay, chcc wyprzedzi statek.
Delfiny! zawoa radonie.
Wtedy dopiero zauwayem, e wskazujcy palec jego lewej rki jest ucity
prawie do poowy. Wzdrygnem si i zrobio mi si niedobrze.
Co si stao z twoim palcem? zawoaem.
Nic odpar troch dotknity, e nie do ucieszy mnie widok delfinw.
Czy to maszyna ci go ucia? nalegaem.
Jaka tam maszyna? Sam sobie uciem.
Sam? Dlaczego?
Nie zrozumiesz tego, szefie powiedzia, wzruszajc ramionami.
Mwiem ci, e prbowaem wszystkich zawodw. Swego czasu byem garncarzem.
Kochaem t prac do szalestwa. Wyobraasz sobie, co to znaczy wzi do rki kawa
gliny i zrobi z niej wszystko, co ci si spodoba? Trrr! Koo furkoce, glina krci si jak
szalona, a ty stoisz nad ni i mwisz: Zrobi dzban, zrobi talerz, zrobi wiecznik i
diabli wiedz, co jeszcze". Oto co znaczy by czowiekiem: wolno.
Zapomnia o morzu, nie gryz ju cytryny, oczy odzyskay blask.
Tak, ale co z palcem? dopytywaem si.
Och, przeszkadza mi, wkrca si w koo, odstawa i psu najdoskonalsze
ksztaty. Pewnego dnia chwyciem wic siekier...
I nie bolao ci?
Jak to nie bolao? Nie jestem z drewna. Jestem czowiekiem. Bolao mnie,
oczywicie. Ale powtarzam przeszkadza mi, wic go obciem.
Soce zaszo, morze uspokoio si nieco, rozproszyy si chmury. Na niebie
zajaniaa pierwsza gwiazda. Spogldaem na morze, na niebo, pogryem si w
zadumie... Kocha tak bardzo, aby schwyci siekier, uderzy i cierpie... Ale ukryem
wzruszenie.
Nie najlepszy to sposb, Zorbo powiedziaem z umiechem.
Przypomina mi to ascet z legendy, ktrym tak wstrzsn widok kobiety, e zapa
siekier...
Idiota!przerwa mi Zorba, odgadujc dalszy cig. Ten may szczeg
nigdy nie przeszkadza.
Jak to? upieraem si. Nawet bardzo przeszkadza.
W czym?
Aby wszed do krlestwa niebieskiego.
Zorba popatrzy na mnie ironicznie, z ukosa.
Ale, idioto, to to jest wanie klucz do raju!
Podnis gow, spojrza na mnie uwanie, jakby chcia zbada, co myl o
przyszym yciu, o krlestwie niebieskim, o kobietach, o ksiach. Niewiele wida
osign, bo potrzsn nieufnie swoj szpakowat gow.
Kastraci nie wejd do raju stwierdzi i zamilk.

Pooyem si w swojej kabinie, wziem do rki jak ksik. Znw Budda


owadn moimi mylami. Czytaem Dialog Buddy i pasterza", ktry w ostatnich
latach dawa mi poczucie spokoju i bezpieczestwa.
Pasterz: Posiek mj jest gotw, wydoiem moje owce, zaryglowaem drzwi
mojej lepianki, rozpaliem ogie, a ty, niebo, moesz spywa deszczem, ile zechcesz.
Budda: Nie trzeba mi strawy ni mleka, lepiank moj s wiatry, ogie mj
zgas, a ty, niebo, moesz spywa deszczem, ile zechcesz.
Pasterz: Mam woy, mam krowy, odziedziczyem po ojcu pastwiska i byka,
ktry pokrywa moje krowy, a ty, niebo, moesz spywa deszczem, ile zechcesz.
Budda: Nie mam pastwisk, nie mam wow ni krw, nie mam nic, nie boj
si niczego, a ty, niebo, moesz spywa deszczem, ile zechcesz.
Pasterz: Mam przy sobie agodn i wiern pastuszk. Od wielu lat jest moj
on. Szczliwy jestem radoci, ktr obdarza mnie co noc, a ty, niebo, moesz
spywa deszczem, ile zechcesz.
Budda: Jestem wolny, a moje serce jest mi posuszne. Od lat wicz je, aby
obdarzao mnie radoci, a ty, niebo, moesz spywa deszczem, ile zechcesz".
Te dwa gosy towarzyszyy mi nawet wtedy, gdy ju zapadem w sen. Znowu
zerwa si wiatr i fale uderzay o przezroczyste, grube szko okienka mojej kajuty. Niby
smuga dymu unosiem si miedzy snem a jaw. Wybucha gwatowna burza. Wody
pokryy pastwiska, pochony krowy, woy i byka. Wiatr zerwa poszycie chaty, ogie
zgas, kobieta krzykna i martwa osuna si w boto, a pasterz opakiwa j w gos.
Nie rozumiaem sw, ale syszaem ten krzyk, i wci coraz gbiej zapadaem w sen
jak ryba, ktra zelizguje si w morskie gbiny.

Kiedy obudziem si o wicie, z prawej strony rozcigaa si wielka, wspaniaa


wyspa, wyniosa i dzika. Bladorowe szczyty grskie umiechay si spoza mgie do
jesiennego soca. Wok nas szafirowe morze kbio si wci niespokojnie.
Zorba, otulony w brzowy koc, zachannie wpatrywa si w Kret. Jego
spojrzenie raz po raz przenosio si z gr ku dolinom, biego wzdu brzegu, jakby ten
brzeg i ten ld by mu ju dobrze znany i jakby teraz cieszy si, e znw moe bdzi
po nim mylami.
Zbliyem si i dotknem jego ramienia.
Zapewne nie pierwszy raz jeste na Krecie, Zorbo powiedziaem.
Patrzysz na ni jak stary przyjaciel.
Zorba ziewn jakby znudzony. Wyczuem, e nie ma ochoty do rozmowy.
Umiechnem si.
Nudzi ci rozmowa, prawda?
Nie, szefie, nie nudzi; trudno mi mwi.
Trudno? Dlaczego?
Nie od razu odpowiedzia. Nieustannie wodzi wzrokiem po wybrzeu. Spdzi
noc na pokadzie, rosa zwilya jego krcone, szpakowate wosy. Wschodzce soce
wydobyo gbokie bruzdy na policzkach, podbrdku i na szyi.
Grube, obwise jak u koza wargi poruszyy si w kocu.
Trudno mi z rana otwiera gb. Bardzo trudno. Wybacz mi.
Zamilk i znowu utkwi w Krecie swoje mae okrge oczka.
Gong wezwa na pierwsze niadanie. Z kajut poczy wyania si zmite,
zielonote twarze. Kobiety z rozsypujcymi si wosami chwiejnym krokiem wloky
si od stou do stou. Cuchny torsjami i wod kwiatow, spojrzenia miay zamglone,
przeraone i gupie.
Siedzcy naprzeciwko Zorba zmysowo, wschodnim zwyczajem, wcha swoj
kaw. Smarowa chleb masem i miodem i jad. Twarz jego rozpogadzaa si i
uspokajaa, linia ust agodniaa. Przygldaem si ukradkiem, jak powoli wyzwala si
z pancerza snu, a oczy nabieray blasku.
Zapali papierosa, zacign si z rozkosz i przez owosione nozdrza wypuci
kb bkitnego dymu. Podwinwszy praw nog usadowi si wygodnie na wschodni
mod; teraz mg ju mwi.
Czy pierwszy raz przybywam na Kret? zacz, spod pprzymknitych
powiek spogldajc przez okienko na gr Id, ktra znikaa za nami w oddali. Nie,
nie pierwszy. W tysic osiemset dziewidziesitym szstym roku byem ju dorosym
mczyzn. Moje wsy i wosy miay swj naturalny kolor, czarny jak skrzydo kruka.
Miaem wszystkie trzydzieci dwa zby i gdy si upiem, pochaniaem najpierw
zakski, a potem talerz, na ktrym leay. Wanie wtedy diabli nadali wybuch
powstania na Krecie.
Byem wwczas domokrnym kupcem w Macedonii. Wdrowaem od wioski
do wioski, sprzedajc rne drobiazgi, i zamiast pienidzy braem ser, wen, maso,
krliki, kukurydz, a potem odsprzedawaem to wszystko za podwjn cen.
Obojtne, gdzie zastawaa mnie noc, wiedziaem, u kogo zanocowa w kadej
wiosce znajdzie si zawsze jaka wdowa o czuym sercu, niech jej Bg bogosawi.
Dawaem jej kbek nici, grzebie lub chust, oczywicie czarn, z uwagi na aob, i
kadem si z ni do ka. Niewiele to kosztowao.
Tak, szefie, niewiele mnie to kosztowao i bawiem si wietnie. Ale jak ju
powiedziaem, diabe pomiesza szyki i Kreta znw chwycia za bro. Do diaba z ni
powiedziaem. - Ta Kreta nigdy nie da nam spokoju?" Rzuciem nici i grzebienie,
chwyciem karabin i doczyem do powstacw na Krecie.
Zorba zamilk. Bylimy w okrgej zatoce, spokojnej i piaszczystej. Fale kady
si agodnie, nie rozbijajc si, lecz opadajc cieniutk pian wzdu wybrzea.
Chmury rozproszyy si, rozbyso soce, pogoda wygadzia ostre kontury wyspy.
Zorba odwrci gow, spojrza na mnie drwico.
Nie wyobraaj sobie, szefie, e zaczn ci teraz opowiada, ile tureckich gw
obciem i ile tureckich uszu woyem do spirytusu zgodnie z kreteskim zwycza-
jem... Nic z tego. Nie mam ochoty, wstydz si. Co za barbarzystwo myl dopiero
teraz, kiedy nabraem rozumu. Co za barbarzystwo rzuca si na czowieka, ktry nie
zrobi ci nic zego, gry go, obcina nos, obrywa uszy, rozpruwa brzuch, i to
wszystko wzywajc Boga na pomoc. To znaczy chcemy, eby i on obcina nosy, uszy
i rozpruwa brzuchy? Ale widzisz, wtedy miaem gorc krew. Czy mogem
przystawa, aby zada sobie pytania: Dlaczego? Po co?" Mdre, sprawiedliwe myli
przychodz wraz ze staroci i spokojem. Kiedy si jest bezzbnym starcem, atwo
mwi: Haba, chopcy, nie wolno gry!" Ale gdy si ma wszystkie trzydzieci dwa
zby... Tak, szefie, mody czowiek jest jak dzika bestia, ktra poera ludzi.
Pokiwa gow.
Poera przecie kury i winie, ale nie jest syta, jeli nie pore czowieka.
Zgnit papierosa na podstawce i dorzuci:
Nie jest syta. Co o tym sdzisz, uczony mu? I nie czekajc na odpowied,
cign, mierzc mnie wzrokiem.
Zreszt, co ty moesz powiedzie? O ile wiem, wasza wysoko nigdy nie
bya godna, nie zabijaa, nie krada, nie cudzooya. C ty moesz wiedzie o
wiecie? Niewinny umys, niepokalane ciao... mrucza z wyran pogard.
Wstyd mi byo moich wydelikaconych rk, bladej twarzy i ycia nie skalanego
krwi ani botem.
Dobrze powiedzia Zorba, przesuwajc cik doni po stole, jakby ciera
co gbk. Dobrze. Chciaem ci jednak o co zapyta. Przewertowae stosy ksig,
moe wiesz...
Mw, Zorbo, co?
Jest w tym wszystkim co bardzo dziwnego, szefie, co, co nie mieci mi si
w gowie. Te wszystkie ajdactwa, grabiee, mordy, ktrych dopucilimy si my,
partyzanci, utoroway drog na Kret ksiciu Jerzemu. Wolnoci.
Spoglda na mnie zdumiony, z wytrzeszczonymi oczami.
To niepojte mrucza. Zupenie niepojte. eby zapanowaa na wiecie
wolno, trzeba byo tylu zbrodni i morderstw? Gdybym ci uprzytomni wszystkie
mordy i bezecestwa, jakich si dopucilimy, wosy powstayby ci na gowie. A
jednak jaki skutek? Wolno. Bg zamiast spali nas piorunem da nam wolno. Nic
nie rozumiem...
Patrzy na mnie, jakby wzywajc pomocy. Wida bardzo gnbia go ta myl, nie
mg sobie z ni poradzi.
Czy ty to rozumiesz, szefie? zapyta z lkiem.
Co tu mona rozumie? Co powiedzie? Albo to, co nazywamy Bogiem, nie
istnieje, albo to, co nazywamy mordem i podoci, jest konieczne w walce o
wyzwolenie wiata...
Prbowaem znale dla Zorby prostsze wyjanienie.
W jaki sposb w gnoju i bocie kiekuje i wyrasta kwiat? Pomyl, Zorbo,
czowiek to gnj i boto, a wolno to kwiat.
A ziarno? krzykn Zorba, tukc pici w st. Aby wyrs kwiat, musi
by ziarno. Kto zasia je w naszych ohydnych trzewiach? Dlaczego kwiat nie wyrasta z
ziarna zasianego w glebie dobroci i uczciwoci? Dlaczego aknie krwi i nieczystoci?
Potrzsnem gow.
Nie wiem powiedziaem.
A kto wie?
Nikt.
A zatem krzykn Zorba z rozpacz, toczc dookoa dzikim wzrokiem na
co mi statki, maszyny i krawaty?
Grupka zmaltretowanych przez morze pasaerw, pijcych kaw przy
ssiednim stole, oywia si. Wyczuli awantur i nastawili uszu.
Zorba niezadowolony ciszy gos.
Mwmy o czym innym powiedzia. Kiedy o tym myl, mam ochot tuc
wszystko, co mi wpada w rk krzeso, lamp a wasn gow rozbi o cian.
Tylko co mi z tego przyjdzie? Zapac za rozbite naczynia, pjd do doktora, ktry
obandauje mi gow. A jeli dobry Bg istnieje, tym gorzej, przepadem z kretesem.
Patrzy na mnie z nieba i pokada si ze miechu.
Machn gwatownie rk, jakby chcia odpdzi dokuczliw much.
Zreszt rzek znudzony chciaem ci tylko powiedzie, e gdy nadpyn
krlewski okrt obwieszony sztandarami, kiedy dziaa wystrzeliy na wiwat i stopa
ksicia dotkna Krety... Czy widziae kiedy lud, ktry szaleje upojony wolnoci?
Nie? A wic, mj biedny szefie, urodzie si lepcem i lepcem umrzesz. Gdybym
mia y tysic lat i gdyby pozosta ze mnie tylko strzp ywego ciaa, nigdy nie
zapomn tego, co widziaem owego dnia. I gdyby czowiek mg wybiera swj raj
wedug wasnego gustu a tak by powinno, tak wanie wyobraam sobie raj
powiedziabym do Stwrcy: Panie, spraw, aby rajem moim bya Kreta, spowita w
mirty i sztandary, i aby wiecznie trwaa owa chwila, kiedy ksi Jerzy postawi stop
na ziemi kreteskiej... Niczego wicej nie pragn".
Zorba znowu umilk. Podkrci wsa, nala pen szklank zimnej wody i wypi
duszkiem.
Co si dziao na Krecie? Opowiedz, Zorbo.
Co tu duo gada? rzek zirytowany. Mwi ci, dziwny jest ten wiat, a
czowiek na nim to wielka bestia. Wielka bestia i wielki bg. Pewien ajdak spord
powstacw, ktrzy wraz ze mn wyszli z Macedonii, zodziej i rzezimieszek zwany
Jorga, wstrtna winia, c, i on paka. Dlaczego paczesz, otrze Giorgarosie?
zapytaem go wylewajc potoki ez. Czego paczesz, wieprzu?" A on rzuca mi si w
ramiona i zaczyna mnie caowa, szlochajc jak mae dziecko. Potem ten pody
skpiec wyciga sakiewk, wysypuje na kolana zote monety, zrabowane na Turkach, i
rzuca je garciami w powietrze. Rozumiesz, szefie, co to jest wolno?
Podniosem si i wyszedem na pokad, gdzie owion mnie ostry morski wiatr.
Oto jest wolno pomylaem. Niewolnik namitnoci zbierania zotych
monet nagle przezwycia t namitno i rozrzuca swj skarb na cztery wiatry".
Wyzwoli si z jednej namitnoci, aby podda si innej, szlachetniejszej... Ale
czy to rwnie nie jest forma niewoli? Powica si dla idei, dla rodzaju ludzkiego,
dla Boga? A moe im dalej znajduje si pan, tym duszy sznur na szyi niewolnika.
Moemy wtedy bawi si i dokazywa na szerszej arenie i umrze nie nacignwszy
sznura do koca. Czy nie to wanie nazywamy wolnoci?

Pod wieczr przybilimy do piaszczystych wybrzey. Biay, miaki piasek,


kwitnce jeszcze wawrzyny, re i figowce, drzewa witojaskie, nieco dalej na
prawo niewysoka, naga i spopielaa gra, bez jednego drzewa, przypominajca
twarz lecej kobiety, pod ktrej podbrdkiem przebiegaj brunatne, ciemne yy
wgla.
Wia jesienny wiatr. Strzpiaste chmury przesuway si powoli, agodziy
kontury ziemi, przesaniajc j mrokiem. Inne, grone, ukazyway si na niebie.
Soce niko i pojawiao si, oblicze ziemi janiao i ciemniao jak yjca wzburzona
twarz.
Zatrzymaem si chwil na piasku i rozejrzaem si. Przede mn rozcigaa si
wita pustka, smutna i urzekajca jak pustynia. Buddyjska pie oderwaa si od
ziemi i przenikna mnie do gbi: Kiedy wreszcie odejd w pustk samotny, bez
towarzyszy, bez radoci i bez smutku, jedynie ze witym przewiadczeniem, e
wszystko jest tylko snem? Kiedy. odziany w achmany, pozbawiony pragnie
skryj si radosny w grach? Kiedy widzc, e moje ciao nie jest niczym, jak tylko
chorob, zbrodni, staroci, mierci peen radoci i wyzwolony od lku skryj
si w lesie? Kiedy? Kiedy? Kiedy?"
Zbliy si Zorba ze swoim santuri.
A oto kopalnia powiedziaem, by ukry wzruszenie, i wycignem rk w
stron pagrka podobnego do kobiecej twarzy.
Ale Zorba nie odwracajc si zmarszczy brwi:
Pniej, szefie powiedzia. To nie jest odpowiednia chwila. Najpierw
niech ziemia si zatrzyma, ona si jeszcze porusza, psiakrew, ona wci jeszcze krci
si, przeklta, koysze si jak pokad statku. Chodmy szybko do wsi ruszy wielkimi
krokami.
Dwaj mali, bosi chopcy, opaleni jak fellachowie, podbiegli do naszych walizek.
Niebieskooki, gruby celnik pali nargile w baraku, gdzie mieci si urzd celny.
Zerkn na nas z ukosa, obrzuci nasze bagae lekcewacym wzrokiem. Poruszy si
na krzele, jakby chcia wsta, ale siad na powrt. Powoli podnis cybuch:
Witajcie powiedzia sennie.
Jeden z chopcw zbliy si do mnie i mrugn czarnymi jak oliwki oczami:
On nie jest Kreteczykiem powiedzia drwico. Dlatego taki le.
Kreteczycy nie s leniwi? zapytaem.
S... ale inaczej... odrzek may.
Daleko std do wioski?
Na odlego strzau. O, tam, w wwozie za ogrodami. Pikna wie, panie,
peno tam wszystkiego: chleb witojaski, groch, oliwki, winnice. A tam na piaskach
rosn najwczeniejsze na Krecie ogrki, pomidory, oberyny, melony. Afrykaski
wiatr przypiesza ich dojrzewanie. Jeli pooysz si noc na plantacji, usyszysz, jak
trzeszcz dojrzewajc.
Zorba szed przodem, jeszcze krcio mu si w gowie. Splun.
Odwagi, Zorbo! zawoaem. Wyszlimy na czyste wody. Nie ma si
czego ba.
Przypieszylimy kroku. Ziemia bya pomieszana z piaskiem i muszelkami,
czasami trafia si jaki tamaryszek, dzika figa, gorzkie dziewanny, kpy sitowia.
Chmury opaday coraz niej, wiatr ucich. Byo duszno.
Mijalimy wielkie drzewo figowe o podwjnym, skrconym pniu, ktry
zaczyna ju prchnie od staroci. Jeden z chopcw zatrzyma si i ruchem gowy
wskaza stare drzewo.
Figowiec Panienki powiedzia.
Poderwao mnie. Na kreteskiej ziemi kady kamie, kade drzewo ma swoj
tragiczn histori.
Panienki? Dlaczego?
W dawnych czasach, jeszcze gdy y mj dziadek, crka szlachcica zakochaa
si w modym pastuszku. Stary hrabia nie chcia sysze o maestwie. Panienka
pakaa, szlochaa, bagaa, ale stary nie ustpowa. Pewnego wieczoru modzi
zniknli. Szukano ich dzie, dwa, trzy, tydzie, nie znaleziono. Byo lato, ludzie zaczli
odczuwa jaki odr, idc za tym odraajcym zapachem znaleziono pod tym
drzewem rozkadajce si ciaa, splecione w ucisku. Gdyby nie ten smrd, nie
znaleziono by ich chopak wybuchn miechem.
Docieray odgosy ze wsi: szczekanie psw, przeraliwy jazgot kobiet, pianie
kogutw na zmian pogody. W powietrzu unosia si wo fermentujcych winogron, z
ktrych wyrabiano wdk.
Oto i wioska! krzyknli chopcy i ruszyli naprzd.
Okrylimy piaszczyste wzgrze i naszym oczom ukazaa si maa wioska,
jakby przyczepiona do zbocza. Bielone wapnem, niskie domy tuliy si do siebie.
Otwarte okna wyglday jak ciemne otwory bielejcych wrd ska czaszek.
Zbliyem si do Zorby.
Uwaaj, Zorbo powiedziaem cichutko teraz gdy wchodzimy do wsi,
zachowuj si przyzwoicie. Musimy wyglda jak powani ludzie interesu: ja szef, a
ty majster. Kreteczycy nie artuj. Gdy tylko spojrz na ciebie, od razu widz, czy
wszystko jest w porzdku, a jeli nie, przyklej ci etykietk, ktrej si ju nie
pozbdziesz. A ty biegniesz jak kot z pcherzem.
Zorba szarpa wsa i pogry si w zadumie.
Suchaj, szefie powiedzia wreszcie. Jeli w okolicy znajdzie si jaka
wdowa, moesz si nie obawia, ale jeli nie...
Kiedy wchodzilimy do wsi, podbiega do nas odziana w achmany ebraczka,
ogorzaa, pomarszczona, z maym, czarnym, sztywnym wsem.
Hej, kumie! krzykna do Zorby. Kumie, masz ty dusz?
Zorba przystan.
Mam odpar z powag.
W takim razie daj pi drachm wycigna rk.
Zorba wyj z kieszeni zniszczon, skrzan sakiewk.
Masz powiedzia; umiech zagodzi gorzki wyraz jego ust. Rozejrza si
wok.
Tu, wida, taniocha, szefie, pi drachm za dusz.
Rzuciy si na nas wsiowe kundle, kobiety wychylay si za parapety okien,
dzieci biegy za nami z piskiem. Jedne naladoway szczekanie psw, inne gosy
klaksonw samochodw, jeszcze inne biegy przed nami, spogldajc zachwyconymi
oczami.
Dotarlimy do wiejskiego rynku. Dwie ogromne biae topole otoczone byy
grubo ciosanymi pniami, ktre suyy za aweczki. Naprzeciwko kawiarenka, nad
ktr wisia duy wyblaky szyld: Kawiarnia i masarnia Cnota".
Dlaczego si miejesz, szefie? spyta Zorba.
Ale nie zdyem odpowiedzie, w drzwiach kawiarni-masarni stano kilku
dryblasw w granatowych szarawarach, przewizanych czerwonymi pasami.
Witajcie, przyjaciele! zawoali. Wejdcie na kieliszek rakiji. Jeszcze
ciepa, prosto z kota.
Zorba mlasn.
Co ty na to, szefie? zwrci si do mnie, przymruywszy oko. Wypijemy
jednego?
Wypilimy po jednym, poczulimy we wntrzu ar. Waciciel kawiarni-
masarni, kocisty, energiczny, dobrze trzymajcy si staruszek, przynis krzesa.
Zapytaem, gdzie moglibymy zamieszka.
Idcie do madame Hortensji krzykn kto.
Francuzka? zdziwiem si.
Diabli wiedz skd, z drugiego koca wiata. Ta miaa ycie! Z niejednego
pieca chleb jada, a na staro osiada tutaj i otworzya gospod.
Sprzedaje nawet cukierki! rzuci jaki chopiec.
Pudruje si i maluje! krzykn drugi. Nosi wstk na szyi... Ma te
papug...
Wdowa? zapyta Zorba. Jest wdow?
Nikt mu nie odpowiedzia.
Wdowa? zapyta raz jeszcze, przeykajc lin.
Gospodarz pogadzi doni gst, szpakowat brod:
Ile wosw mieci si w tej brodzie, przyjacielu? Ile? Ona jest wdow po tylu
mach. Rozumiesz?
Rozumiem odpar Zorba, oblizujc si.
Z ciebie te moe zrobi wdowca, uwaaj, przyjacielu! krzykn jaki
staruszek, a wszyscy wybuchnli miechem.
Wypilimy nastpn kolejk, a waciciel zjawi si z tac. Przynis jczmienny
chleb, owczy ser i gruszki.
Dajcie im spokj! krzykn. Nie pjd do adnej madame Hortensji.
Przenocuj u mnie.
Wezm ich do siebie, Kontomanoliosie! oznajmi staruszek. Nie mam
dzieci, dom duy, starczy miejsca.
Wybacz, wuju Anagnostisie zawoa waciciel, pochylajc si do ucha
starego. Ja byem pierwszy.
We jednego powiedzia wuj Anagnostis. Ze mn pjdzie stary.
Co za stary? Zorba by dotknity do ywego.
Nie rozczymy si odezwaem si i daem znak Zorbie, eby si uspokoi.
Nie rozczymy si, pjdziemy do pani Hortensji.

Witajcie, Witajcie!
Midzy topolami ukazaa si malutka, tuciutka kobiecina z wypowiaymi,
lnianymi wosami. Sza na krzywych nogach, koyszcym krokiem, z otwartymi
ramionami. Jej podbrdek zdobi szczeciniasty pieprzyk. Szyj otaczaa czerwona
aksamitka, a na zwidych policzkach widniay placki fioletowego pudru. Figlarny
kosmyk wosw opada na czoo, co czynio j podobn do starej Sary Bernhardt w
Orltku".
Bardzo nam mio pozna pani, pani Hortensjo powiedziaem i
opanowany nag wesooci schyliem si, aby pocaowa jej rk.
ycie wydao mi si nagle jak czarodziejska ba albo jak scena z Burzy"
Szekspira. Wyldowalimy wic przemoczeni do nitki przez nawanic, ktr szalaa w
naszej wyobrani. Badamy przedziwne wybrzea, z powag pozdrawiamy tubylcw.
Pani Hortensja wydawaa si krlow wyspy, czym w rodzaju biaej, lnicej foki,
ktr przed tysicem lat morze wyrzucio na to piaszczyste wybrzee, nieco zuyt, na
p wylinia. Za ni toczyy si pomarszczone, owosione, rozemiane twarze tumu,
ktry jak wielogowy Kanibal spoglda na ni z dum i pogard zarazem.
Zorba niby przebrany ksi wpatrywa si w ni, jak w dawn towarzyszk,
star fregat, ktra walczya na dalekich morzach, zwyciaa i bya zwyciana. Teraz
zniszczona, z porozbijanymi drzwiami kajut, poamanymi masztami, z porwanymi
aglami, poryta szczelinami zamaskowanymi kremem i pudrem, ukrya si na tym
wybrzeu, trwajc w oczekiwaniu. Zapewne oczekiwaa Zorby, kapitana o twarzy
pokrytej tysicem blizn. Cieszyem si ze spotkania tych dwojga aktorw w scenerii
surowego, jakby namalowanego kilkoma miaymi pocigniciami pdzla,
kreteskiego krajobrazu. .
Dwa ka, pani Hortensjo skoniem si przed star amantk. Dwa
ka bez pluskiew...
Pluskiew nie ma! Pluskiew nie ma! krzykna, rzucajc wyzywajce
spojrzenie wiekowej fordanserki.
S! S! woa z drwin stugbny Kanibal.
Nie ma! Nie ma! zocia si primadonna, tupic tuciutk, ma nk w
grubej, niebieskiej poczosze.
Miaa stare, sfatygowane pantofelki, ozdobione kokieteryjn jedwabn
kokardk.
Id do diaba, primadonno! sroy si jeszcze Kanibal.
Ale dama Hortensja, pena godnoci, sza przodem, wskazujc nam drog.
Pachniaa pudrem i tanim mydem.
Zorba szed za ni i poera j wzrokiem.
Spjrz no, szefie szepn jak ta dziewka si kryguje. Czap, czap
koysze tykiem jak owca tustym ogonem...
Spado kilka kropel deszczu, niebo pociemniao. Sine byskawice przeciy
gry. Dziewczta w biaych pelerynkach z koziej skry spdzay spiesznie kozy i owce
z pastwisk. Kobiety pochylone przy piecach rozpalay ogie.
Zorba zagryza nerwowo wsa, nie odrywajc wzroku od ruchliwego kuperka
naszej damy.
Hm! mrukn nagle, wzdychajc. To pieskie ycie nigdy nie ma do
niespodzianek.
3.

Hotelik pani Hortensji skada si ze starych kabin kpielowych, pooonych


ciasno obok siebie. W pierwszej mieci si sklepik. Mona tam byo kupi cukierki,
papierosy, fistaszki, knoty do lamp, elementarze, wiece i kadzido. W czterech
nastpnych byy sypialnie, z tyu, w podwrzu, znajdowaa si kuchnia, pralnia,
kurnik i krlikarnia. Dookoa z drobnego piasku wyrastay grube bambusy i opuncje.
Wszystko pachniao morzem, gnojem i moczem. Lecz od czasu do czasu, gdy
przechodzia pani Hortensja, w powietrzu unosiy si inne wonie jakby kto rozla
pod nosem misk wody fryzjerskiej.
Gdy tylko ka byy gotowe, pooylimy si i spalimy do rana. Nie pamitam,
co mi si nio, ale byem lekki i wypoczty, jakbym wyszed z morza.
Bya niedziela. Nazajutrz mieli przyj robotnicy z pobliskich wiosek i
rozpocz prac w kopalni. Miaem wic czas, by wyj i zbada, na jaki ld wyrzuci
mnie los. Zaledwie nasta wit, opuciem hotel, przeszedem ogrd i ruszyem wzdu
wybrzea, aby jak najprdzej zawrze znajomo z wod, ziemi i powietrzem tych
stron. Zbieraem dzikie zioa. Moje donie pachniay czbrem, szawi i mit.
Wszedem na wzniesienie i rozejrzaem si. Surowy krajobraz, skomponowany
z granitu i twardych ska wapiennych. Ciemne pnie drzew witojaskich, srebrzyste
oliwki, figowce i winne krzewy. W zacisznych dolinkach sady pomaraczowe,
cytrusowe i krzewy niespliku. Tu przy brzegu warzywniki. Na poudniu ogromna
przestrze morze, cigle jeszcze wzburzone i ze, jakby specjalnie pdzce swe wody
od Afryki, aby uderzy nimi w brzegi Krty. Tu, tu widniaa niziutka piaszczysta wy-
sepka, janiejca ranym rumiecem w pierwszych promieniach soca.
Ten kreteski krajobraz przypomina mi dobr proz: wypracowan,
oszczdn, woln od zbdnych ozdobnikw, pen dynamizmu i powcigliw. Jak
ona wyraa istot rzeczy najprostszymi rodkami, wolny od wszelkiej kokieterii, od
najmniejszej sztucznoci, po msku surowy. Ale wrd jego ostrych ksztatw mona
byo odnale nieoczekiwan czuo i zmysowo. W cichych dolinach upajay woni
drzewa pomaraczowe i cytrynowe, a dalej z nieskoczonoci morza jak z
niewyczerpanego rda emanowaa poezja.
Kreta, Kreta... szeptaem z biciem serca.
Zszedem ze wzgrka i znalazem si nad sam wod. Zobaczyem dwoje
rozszczebiotanych dziewczt w nienobiaych chusteczkach i wysokich tych
butach; unoszc spdnice szy na msz do klasztoru, z oddali janiejcego biel na
wybrzeu. -
Przystanem. Dostrzegy mnie i miech umilk. Na widok nieznajomego
twarze przybray kamienny wyraz, ciaa przyjy pozycj obronn, a palce nerwowo
wpiy si w ciasno zapite na piersiach bluzki. Krew ttnia na alarm. We wszystkich
okolicach Krety, ssiadujcych z Afryk, przez cae wieki korsarze dokonywali
napadw, porywali owce, kobiety i dzieci. Wizali je czerwonymi pasami, wrzucali
pod pokady statkw i odpywali, aby sprzeda je w Algierii, Aleksandrii, Bejrucie.
Wody tych wybrzey, zdobnych w czarne warkocze, od wiekw rozbrzmieway
paczem. Patrzyem na zbliajce si przestraszone dziewczta, tulce si do siebie,
jakby chciay stworzy nieprzebyt barier. By to odruch, kiedy niezbdny,
zachowany do dzi, mimo e przyczyna znika. Dawno miniona konieczno nadal
dyktowaa im rytm krokw.
Kiedy mijay mnie, odsunem si spokojnie, z umiechem. Nage jakby
odczuy, e niebezpieczestwo dawno mino, zbudziy si w naszej bezpiecznej epoce,
twarze ich pojaniay, rozluniy swj szyk bojowy i czystymi, radosnymi gosami
powiedziay mi chrem: Dzie dobry". W tej samej chwili dzwony z odlegego
klasztoru wypeniy powietrze wesoym, rozedrganym, radosnym dwikiem.
Soce stao wysoko na czystym niebie. Wcisnem si midzy skay, skuliem
jak mewa i podziwiaem morze. Czuem, e ciao moje staje si silne, wiee i
posuszne. Myl, podajc za fal, stawaa si jak fala lekka i bez oporu poddawaa
si rytmowi morza.
Serce moje ogromniao. Obiegy mnie ponure gosy, wadcze i bagalne.
Wiedziaem, kto mnie woa. Gdy tylko przez chwil zostawaem sam, jcza we mnie
lk straszliwych przeczu, obdna groza, czekajca na wyzwolenie.
Szybko otworzyem Dantego, towarzysza podry, by zaguszy w sobie i
odpdzi straszliwego demona. Przerzucaem stronice, czytaem lune wiersze,
tercyny, przypominaem sobie cae pieni. Z tych poncych kart z wyciem powstawali
potpiecy, nieco dalej zranione dusze usioway wspi si na urwist gr, jeszcze
dalej dusze bogosawione bdziy po szmaragdowych kach niby pene jasnoci
wietliki. Bkaem si po wszystkich krgach tego straszliwego gmachu
przeznaczenia. Jak po wasnym domu kryem swobodnie po piekle, czycu, raju.
Cierpiaem, karmiem si nadziej, kosztowaem szczliwoci, pozwalajc si unosi
tym przecudnym strofom.
Zamknem Dantego, spojrzaem daleko w morze. Mewa, muskajc
brzuszkiem wod, wznosia si i opadaa wraz z falami, oddana im, radujca si
swoim oddaniem. Na wybrzeu zjawi si opalony i bosy chopak, piewa miosn
pie. By moe rozumia jej bolesn tre, bo chwilami gos jego brzmia chrypliwie
jak gos koguta.
Strofy Dantego od wiekw rozbrzmiewaj w ojczynie poety. Jak pieni
miosne sposobi chopcw i dziewczta do mioci, tak pomienne strofy
florentyczyka sposobiy woskich modziecw do walki o wyzwolenie. Z pokolenia
na pokolenie wszyscy obcowali z duchem poety, przemieniajc niewol w wolno.

Usyszaem miech za plecami i runem z dantejskich szczytw. Odwrciem


si i zobaczyem Zorb miejcego si pen gb.
Co to za zwyczaje, szefie? krzykn. Szukam ci od kilku godzin! Ale
skd mogem wiedzie, gdzie si zaszye?
Staem nieruchomo w milczeniu, a on woa dalej:
Poudnie mino, kura ugotowana, pewnie rozlaza si zupenie, biedaczka!
Syszysz?
Sysz, ale nie jestem godny.
Nie jeste godny! zawoa, klepic si po udach. Od rana nie miae
niczego w ustach. O ciao te trzeba si troszczy i mie nad nim lito. Nakarm je,
szefie, nakarm, widzisz, to jest twj osioek. Jeeli nie dasz mu je, zostawi ci na
rodku drogi.
Od lat miaem w pogardzie przyjemnoci cielesne i gdyby to byo moliwe,
jadbym w ukryciu, jakby to byo co wstydliwego. Ale teraz, aby ustrzec si przed
urganiem Zorby, powiedziaem:
Dobrze, id.
Ruszylimy do wsi. Godziny spdzone wrd ska miny z szybkoci
byskawicy niby godziny mioci. Czuem jeszcze na sobie pomienny oddech
florentyczyka.
Mylisz o kopalni? spyta Zorba ostronie.
A o czyme mam myle? odpowiedziaem ze miechem. Jutro
przystpujemy do pracy, musz zrobi obliczenia.
Zorba zerkn na mnie z ukosa i zamilk. Zrozumiaem, e raz jeszcze taksuje
mnie, nie wie, w co ma wierzy, a w co nie.
No i co wynika z twoich rachunkw?
e po trzech miesicach powinnimy wydobywa dziesi ton wgla
dziennie, aby koszty si zamortyzoway.
Zorba przyglda mi si wci, teraz z niepokojem. Po chwili rzek:
Po kiego diaba poszede rachowa nad morze? Wybacz, szefie, e ci
pytam, ale doprawdy nie rozumiem. Co do mnie, kiedy zmagam si z cyframi,
chciabym skry si w mysi dziur, eby nic nie widzie. Wystarczy, ebym podnis
oczy i dojrza morze, drzewo albo kobiet, nawet star, a wiskie cyfry uciekaj,
jakby im wyrosy skrzyda.
To twoja wina, Zorbo rzekem, chcc go podrani. Nie masz siy, eby
si skupi.
Czy ja wiem, szefie? To zaley, jak si na to patrzy. Bywaj wypadki, e
nawet mdry Salomon... Suchaj, kiedy przechodziem przez wiosk. Jaki
dziewidziesicioletni dziadunio sadzi drzewo migdaowe. Hej, dziadku! woam.
Sadzisz drzewo migdaowe?" A on, zgarbiony, odwrci si i powiedzia: Tak, mj
synu, ja postpuj tak, jakbym nigdy nie mia umrze!" A ja odparem postpuj
tak, jakbym mia umrze w kadej chwili". Kto z nas dwch mia racj, szefie?
Spojrza na mnie triumfalnie. Tu ci mam! powiedzia.
Milczaem. Na szczyt mog prowadzi dwie rwnie strome i ryzykowne cieki.
Dziaa tak, jakby mier nie istniaa, i dziaa, mylc w kadej chwili o mierci, to
chyba to samo, ale gdy Zorba mnie o to zapyta, nie wiedziaem.
A wiec? drwi. Nie martw si, szefie, tu nie dojdziesz koca. Mwmy o
czym innym. W tej chwili myl o kurze i pilawie z cynamonem i mj mzg dymi jak
pilaw. Najpierw co zjedzmy, a potem zobaczymy. Wszystko w swoim czasie. Teraz
mamy przed sob pilaw, mylmy wic o pilawie. Jutro bdzie wgiel bdziemy
myle o wglu. Bez prodkw, rozumiesz?
Wchodzilimy do wsi. Na progach siedziay kobiety, gawdzc, starcy wsparci
na laskach trwali w milczeniu. Pod rosym, penym owocw drzewem granatu
pomarszczona staruszka iskaa gow wnuczka.
Przed kafejk sta wyprostowany starzec o wielkopaskim wygldzie, o surowej
i skupionej twarzy z orlim nosem. By to Mavrantonis, dawny wjt, od ktrego
wydzierawiem kopalni. Wczoraj przychodzi do pani Hortensji, chcc zabra nas do
siebie.
To wstyd powiedzia abycie mieszkali tutaj, jakby nie byo we wsi
nikogo, kto by was przyj.
By powany i oszczdny w sowach. Odmwilimy. Poczu si dotknity, ale
nie nalega.
Speniem swj obowizek powiedzia odchodzc a wy postpicie, jak
bdziecie uwaali.
Za chwil przysa nam dwie gomki sera, kosz granatw, misk rodzynek i fig
oraz kwaterk wdki.
Pozdrowienia od kapetana Mavrantonisa powiedzia sucy, zdejmujc
to wszystko z osa. Poleci mi przekaza, e niewiele tego, ale z caego serca.
Podzikowalimy teraz wiejskiemu dostojnikowi, nie szczdzc serdecznych
sw.
Obycie yli dugo odrzek kadc rk na sercu i zamilk.
Nie lubi duo gada, mruk szepn Zorba.
Dumny poprawiem. Podoba mi si.
Ruszylimy. Nozdrza Zorby poruszay si radonie. Pani Hortensja, ujrzawszy
nas w progu, wydaa radosny okrzyk i wesza do kuchni.
Zorba wynis st na dwr i postawi pod bezlistn winorol, pokroi due
kromki chleba, przynis wino, rozstawi talerze i nakry. Spogldajc na mnie bystro,
wskaza st. Byy tam trzy nakrycia.
Rozumiesz, szefie? szepn.
Rozumiem, stary rozpustniku!
Dobry ros robi si ze starych kur rzek oblizujc si. Wiem co o tym.
Rusza si zwinnie, oczy jego rzucay iskry, nuci jaki stary szlagier.
To jest ycie, szefie. Bawi si i je kury! Widzisz, w tej chwili postpuj tak,
jakbym za chwil mia umrze. Spiesz si, abym zdy zje kur, zanim wycign
kopyta.
Prosz do stou! zawoaa pani Hortensja.
Przyniosa garnek i postawia przed nami. Nagle stana zaskoczona, zauwaya
trzy nakrycia. Zaczerwienia si z radoci. Spojrzaa na Zorb i jej mae, niebieskie
oczka oywiy si.
Ma ogie pod spdnic powiedzia cicho Zorba, po czym z najwiksz
uprzejmoci zwrci si do damy:
Pikna nimfo tych wd, jestemy rozbitkami, ktrych morze wyrzucio na
brzeg w twoim krlestwie, zechciej, syreno, podzieli z nami posiek.
Stara piewaczka kabaretowa otworzya szeroko ramiona i cisna je, jakby
chciaa obj nas obu. Pochylia si z wdzikiem, musna doni Zorb, potem mnie
i szczebiocc pobiega do swego pokoju. Po chwili wysza krygujc si i trzepoczc
w swej najlepszej toalecie w sukni z zielonego wytartego aksamitu, ozdobionej
pokymi, sfatygowanymi pajetkami. Stanik rozwiera si, a wycicie spinaa ra z
wyblakego jedwabiu. W rkach niosa klatk z papug, ktr zaczepia naprzeciwko o
krat z winorol.
Posadzilimy j w rodku, miaa wic Zorb po prawej stronie, a mnie po lewej.
Wszyscy rzucilimy si na jedzenie. Mina spora chwila, zanim kto wyrzek
sowo. Zamieszkujce w nas zwierz poywiao si i poio winem. Jedzenie i napj
szybko zamieniay si w krew. wiat wydawa si coraz pikniejszy, siedzca obok
kobieta z kad minut stawaa si modsza, zmarszczki znikay z jej twarzy. Wiszca
przed nami papuga w zielonym fraku z t kamizelk wysuna ebek, by si nam
przyjrze. Czasem wydawaa si krasnoludkiem, to znw duchem starej piewaczki w
jej zielono-tej toalecie. Winorol nad naszymi gowami nagle pokrya si wielkimi
limi i czarnymi owocami.
Zorba, toczc dokoa wzrokiem, otworzy szeroko ramiona, jakby chcia obj
cay wiat.
Co si dzieje, szefie? zawoa zdumiony. Wystarczy wypi szklaneczk
wina i wiat stoi na gowie. Ech, szefie, ycie to dziwna historia. Na Boga, czy to wi-
nogrona wisz nad naszymi gowami, czy anioowie? Nie wiem. A moe nie ma
niczego: ani kury, ani syreny, ani Krety? Mw, szefie, mw, bo zwariuj!
Zorba by w wymienitym humorze. Skoczy ju z kur i spoglda apczywie
na pani Hortensj. Poera j wzrokiem, jego spojrzenie wdrowao po jej ciele,
wlizgiwao si midzy pene piersi, jakby dotykajc ich. Oczka naszej damy take
byszczay; lubia wino i wychylia niejedn szklaneczk. Psotny boek wina przenis
j w dawne dobre czasy. Znowu staa si wiea, wesoa i czua. Wstaa, eby zamkn
furtk, aby nie widzieli jej wieniacy barbarzycy" jak ich nazywaa. Zapalia
papierosa i przez may, zadarty z francuska nosek zacza wypuszcza kby dymu.
W takich chwilach kobieta otwiera ca dusz, przestaj dziaa wszelkie
hamulce, a dobre sowo staje si rwnie wszechmocne jak zoto lub mio.
Zapaliem wic fajk i wyrzekem to sowo:
Pani Hortensjo, przypomina mi pani Sar Bernhardt... kiedy bya moda. Nie
spodziewaem si znale w tej dzikiej okolicy takiej elegancji, wdziku, takiej pik-
noci i wytwornoci. Czy to Szekspir kaza ci zej midzy barbarzycw?
Szekspir? zapytaa, otwierajc szeroko wyblake oczta. Co za Szekspir?
Myl jej w mgnieniu oka obiega wszystkie teatry, w ktrych bywaa, kawiarnie,
kabarety i tawerny od Parya a do Bejrutu i dalej wzdu wybrzey Anatolii. Nagle
przypomniaa sobie. To bya Aleksandria, wielka sala, z krytymi aksamitem krzesami,
wypeniona tumem mczyzn i kobiet o nagich plecach. Perfumy, kwiaty. Kurtyna
rozsuna si i na scenie ukaza si grony Murzyn...
Co za Szekspir? zapytaa raz jeszcze, dumna, e sobie przypomniaa.
Czy to ten, ktrego nazywaj Otello?
Ten sam. C za Szekspir, szlachetna damo, rzuci ci midzy te dzikie skay?
Spojrzaa wok siebie. Drzwi byy zamknite, papuga drzemaa, krliki
uprawiay mio. Bylimy sami. Hortensja wzruszona zacza otwiera swoje serce
jak stary kufer peen pikantnych wspomnie, listw, starych toalet...
Greckim wadaa nie najlepiej, poykaa sowa, pltaa goski i sylaby, admiraa
zmieniaa w miraa", rewolucj nazywaa ewolucj", ale rozumielimy j doskonale.
Chwilami z trudem powstrzymywalimy si od miechu, chwilami znw bylimy ju
niele wstawieni wylewalimy potoki ez.
Ot opowiadaa stara syrena, siedzc na swoim woniejcym podwrzu
macie przed sob nie fordanserk, o, nie! Byam sawn aktork, nosiam jedwabne
halki, zdobione prawdziw koronk. Ale mio...
Westchna gboko i przypalia od Zorby nastpnego papierosa.
Pokochaam miraa. Na Krecie wanie wrzaa ewolucja i floty wielkich
mocarstw stay w portach. Po kilku dniach i ja tam zakotwiczyam. Co za potga!
Szkoda, e nie widzielicie tych czterech miraw: angielskiego, francuskiego,
woskiego i rosyjskiego kapicych od zota, w lakierkach i piropuszach. Jak
koguty, wspaniae koguty, osiemdziesit do stu kilogramw wagi kady! I co za brody!
Wijce si, jedwabiste: kruczoczarna, jasna, szpakowata, kasztanowa. A jakie
zapachy! Kady mia swj wasny zapach po tym odrniaam ich noc. Anglia
pachnie wod kolosk, Francja fiokami, Rosja pimem, Wochy, ach, Wochy
upajay paczul. Co za brody, mj Boe, co za brody!
Czsto zbieralimy si na miralskim okrcie i mwilimy o ewolucji. Wszyscy
mieli rozpite mundury, a moja jedwabna koszulka przyklejaa si do ciaa, bo obleli
j szampanem. Byo lato. Mwilimy wic o ewolucji, prowadzilimy powane
rozmowy, a ja chwytaam ich za brody i bagaam, aby nie strzelali do tych biednych
drogich Kre-teczykw. Obserwowalimy ich przez lornetki na skaach Chanii.
Malecy jak mrwki, w niebieskich spodniach i tych butach. Krzyczeli, krzyczeli,
wznoszc sztandary...
Trzciny ogradzajce podwrze zaszeleciy. Stara bojowniczka zamilka,
przeraona. Wrd lici bysny zoliwe oczka. Wiejska dzieciarnia wywszya nasz
uczt i podgldaa nas.
Nasza piewaczka prbowaa wsta, ale na prno, zbyt duo zjada i wypia,
usiada wic oblana potem. Zorba podnis kamie, dzieci ucieky z piskiem.
Mw dalej, pikna, mw, mj skarbie! powiedzia Zorba, przysuwajc
krzeso coraz bliej.
Powiedziaam wic woskiemu miraowi, wobec ktrego byam najmielsza,
powiedziaam apic go za brod: Mj Canavaro tak si nazywa mj kochany
Cana-varo, nie robi bum! bum! Nie robi bum! bum!"
Ile to razy ta, z ktr tu dzi rozmawiacie, ratowaa ycie Kreteczykw! Ile
razy armaty stay gotowe do strzau, a ja czepiaam si brody miraa i nie pozwalaam
mu robi bum! bum! A kto podzikowa mi za to? Co do odznacze...
Pani Hortensj rozgniewaa ludzka niewdziczno. Uderzya w st swoj
ma, mikk pistk. Zorba wycign swoje dowiadczone rce ku jej rozchylonym
kolanom i cisn je, woajc z udanym wyrzutem:
Moja Bubulino, bagam ci, nie rb bum! bum!
Precz z apami! krzykna nasza cnotliwa dama. Za kogo mnie masz,
stary? rzucia mu tskne spojrzenie.
Jest jeszcze dobry Bg mwi stary chytrus. Nie martw si, droga
Bubulino! My te jestemy przy tobie, nie bj si.
Stara syrena wzniosa ku niebu wyblake bkitne oczta i dojrzaa swoj
zielon papug, drzemic w klatce.
Mj Canavaro, mj drogi Canavaro gruchaa mionie.
Papuga poznaa gos swej pani, otworzya lepia, uczepia si prtw klatki i
zacza wrzeszcze ochrypym gosem toncego czowieka:
Canavaro! Canavaro!
Obecny! krzykn Zorba, znw wycigajc rk ku zasuonym kolanom,
jakby chcia obj je w posiadanie.
Stara piewaczka lekko poruszya si na krzele i znowu otworzya
pomarszczone usta: Ja te walczyam dzielnie, pier w pier. Ale nadeszy ze dni.
Kreta zostaa wyzwolona, statki otrzymay rozkaz odwrotu. Co bdzie ze mn
woaam chwytajc si czterech brd. Czy mnie tu zostawicie? Przywykam do
dostatkw, szampana i kurczakw, przywykam do przystojnych marynarzy, ktrzy mi
salutuj. Co poczn jako poczwrna wdowa, moi wspaniaomylni miraowie?"
Ale miali si ach, ci mczyni! obrzucili mnie angielskimi funtami,
woskimi lirami, napoleonami i rublami. Ukryam je w poczochach, w staniku, w
sandakach. Ostatniej nocy, kiedy pakaam i szlochaam, miraowie zlitowali si nade
mn, napenili wann szampanem, zanurzyli mnie w niej stosunki byy bardzo
intymne i na moj cze wypili szampana, w ktrym si kpaam. Upili si, a potem
zgasy wiata...
Rano pachniaam szampanem, wod kolosk, pimem, fiokami i paczul.
Trzymaam na kolanach wszystkie cztery mocarstwa Angli, Rosj, Francj i
Wochy i tak oto si zabawiaam...
Pani Hortensja rozkadaa szeroko krtkie, pulchne rczki, unosia i
opuszczaa, jakby koysaa dziecko.
Tak oto, tak oto! A nad ranem zacza si kanonada na moj cze,
przysigam na honor. Przybya biaa d z dwunastoma wiolarzami, by mnie zabra
i wysadzi na ld...
Chwycia chusteczk i zacza szlocha, niepocieszona.
Moja Bubulino! zawoa roznamitniony Zorba. Zamknij oczy...
Zamknij oczy, skarbie. To ja, Canavaro!
Precz z apami! pisna znw nasza cnotliwa dama. Spjrz na swoj
gb! Gdzie s zote epolety, gdzie trjgraniasty kapelusz i pachnca broda?
agodnie cisna rk Zorby i rozpakaa si na nowo.
Zrobio si chodniej. Umilklimy na chwil. Za trzcinami wzdychao morze,
wreszcie spokojne i agodne. Ucich wiatr, zaszo soce. Przeleciay nad nami dwa
kruki, opot ich skrzyde przypomina trzask rozdzieranej jedwabnej tkaniny
jedwabnej koszuli naszej piewaczki.
Zmierzch opad na podwrko zotym pyem. Loczek pani Hortensji rozbysn
pomieniem i powiewa w wieczornym wietrzyku, jakby chcc wzlecie i przenie
pomie na gowy ssiadw. Jej pnaga pier, rozchylone, znieksztacone wiekiem
kolana, zmarszczki na szyi, rozdeptane pantofle rozbysy zotem.
Nasza stara syrena draa. Przymykajc oczka, zaczerwienione od ez i wina,
spogldaa to na mnie, to na Zorb, ktry suchymi ustami koza dotyka niemal jej
piersi. Byo coraz ciemniej. Patrzya na nas obu pytajcym wzrokiem, jak gdyby
usiujc odgadn, ktry z nas jest Canavaro.
Bubulino moja grucha namitnie Zorba, przyciskajc si do niej kolanem.
Nie martw si, nie ma Boga ani diaba. Podnie malek gwk, oprzyj policzek na
doni i zapiewaj nam piosenk. Precz ze mierci!
Zorba pon cay. Lew rk podkrca wsa, praw obejmowa pijan
piewaczk. Mwi zdyszanym gosem, oczy mia zamglone. Zapewne widzia teraz
przed sob nie t star wymalowan mumi, ale cay babski rd", jak zwykle mwi o
kobietach. Znikay wszelkie cechy osobiste, zacieray si rysy twarzy: moda czy stara,
pikna czy brzydka to ju byy tylko szczegy bez znaczenia. W kadej kobiecej
postaci oywaa surowa, wita tajemnica twarzy Afrodyty.
T wanie twarz widzia Zorba, do niej przemawia, jej pragn, a pani
Hortensja bya ju tylko zudn przejrzyst mask, ktr Zorba zerwa, by ucaowa te
niemiertelne usta.
Podnie swoj nien szyj, mj skarbie przemawia bagalnym i rwcym
si gosem. Podnie nien szyj i zapiewaj!
Stara piewaczka wspara policzek na pulchnej, popkanej od prania doni; jej
oczy byy pene tsknoty. Wydaa dziki aosny okrzyk i rozpocza sw ulubion,
tysice razy powtarzan piosenk. Spogldajc na Zorb przymknitymi,
powleczonymi mg oczami, dokonaa ostatecznego wyboru.

Ach, czemu ci spotkaam


na drodze swego ycia...

Zorba poderwa si, pobieg po swoje santuri, usiad po turecku na ziemi,


wydoby instrument z futerau, opar na kolanie i wycign swoje wielkie apska.
Och! Och! rykn. We n i zarnij mnie, moja Bubulino!
Gdy zapada noc i na niebie pojawia si pierwsza gwiazda, zabrzmia kuszco
gos santuri, przybliajc Zorb do celu. Dama Hortensja, nadziana kur, ryem,
palonymi migdaami i winem, opada ciko na rami Zorby i westchna. Przytulia
si czule do jego kocistych ramion, ziewna i znowu westchna.
Zorba da mi znak i ciszy gos:
Jest gotowa, szefie! Zostaw nas samych.
4.

Otworzyem oczy o wicie i zobaczyem Zorb. Siedzia ze skrzyowanymi


nogami na brzegu ka i pogrony w mylach pali, zacigajc si chciwie. Okrge
renice utkwi w lufciku, ktry lni mleczn biel w pierwszym blasku dnia. Mia
podpuchnite oczy, a jego obnaona, niezwykle duga i chuda szyja przypominaa
szyj drapienego ptaka.
Wczoraj wstaem wczeniej od stou, eby zostawi go sam na sam ze star
syren. Odchodzc, powiedziaem:
Baw si dobrze, Zorbo. Powodzenia!
Dobrej nocy, szefie. pij dobrze. Ju my tu sami zaatwimy swoje sprawy.
Wida zaatwili, bo wydawao mi si przez sen, e w ssiednim pokoju sysz
jakie zduszone gosy, po czym pokj zadra. Potem znowu zasnem. Dugo po
pnocy Zorba wszed cichutko, by mnie nie obudzi, i wycign si na ku.
Teraz, o wicie, siedzia tu i patrzy w przestrze matowym wzrokiem. Zdawao
si, e jest pogrony w odrtwieniu, e skronie jego nie wyzwoliy si jeszcze ze snu.
Spokojny i peen zaufania, dawa si unosi mtnemu, gstemu jak mid nurtowi.
Wszechwiat ldy, wody, myli, ludzie pyn wolno ku dalekiemu morzu, a
Zorba pyn wraz z nim, nie stawiajc oporu, nie zadajc pyta, szczliwy.

Wioska budzia si, mieszay si w jeden gosy kogutw, wi, osw, ludzi.
Chciaem wyskoczy z ka i krzykn: Hej, Zorba, dzisiaj do pracy!" Ale i ja te
odczuwaem bogo milczcego pogrenia si w narodzinach rowego witu. W
takich czarownych chwilach ycie wydaje si lekkie jak mga. Ziemia jak nietrwaa
kbiasta chmura za kadym powiewem wiatru zmienia swoj posta.
Mnie take zachciao si zapali. Wycignem rk po fajk. Spojrzaem na ni
ze wzruszeniem. Bya to wielka, cenna angielska fajka, prezent od przyjaciela o
szarozielonych oczach i wysmukych doniach. Od lat przebywa za granic. Gdy tylko
ukoczy studia, wrci do Grecji.
Rzu papierosy radzi mi. Papierosa zapalasz, wypalasz poow i
porzucasz niby uliczn kobiet. To niegodne. Oe si lepiej z fajk, ona jest wiern
on. Kiedy wrcisz do domu, ona bdzie czekaa na ciebie nietknita. Zapalisz,
spojrzysz na dym unoszcy si w powietrzu i pomylisz o mnie.
Byo poudnie. Wychodzilimy z berliskiego muzeum, gdzie przyjaciel mj
egna ulubiony obraz Rembrandta: Wojownika" w wysokim hemie z brzu, z
wychudymi, zapadnitymi policzkami i stanowczym, bolesnym spojrzeniem.
Jeli kiedykolwiek w yciu dokonam czynu godnego czowieka wyszepta
patrzc na nieruchomego wojownika to bdzie jego zasuga...
Stalimy na dziedzicu muzeum wsparci o kolumn. Przed nami wznosi si
posg z brzu naga amazonka, z niewysowionym wdzikiem kusujca na dzikim
rumaku. Maa, szara ptaszyna, pliszka, przysiada na chwil na gowie amazonki i
zwrcona ku nam poruszya par razy ogonkiem, zagwizdaa szyderczo i odleciaa.
Zadraem. Spojrzaem na przyjaciela.
Syszae tego ptaka? spytaem. Wydawao si, e chce nam co
powiedzie.
Mj przyjaciel rozemia si.
To ptaszek, niech sobie piewa, to ptaszek, niech sobie mwi
odpowiedzia mi sowami naszej popularnej ballady.
Dlaczego wanie w chwili witu na kreteskim wybrzeu to wspomnienie i ta
ballada oyy w mej pamici i wypeniy moje serce gorycz?
Powoli nabiem fajk tytoniem i zapaliem.
Wszystko na tym wiecie ma swj ukryty sens pomylaem. Ludzie,
zwierzta, drzewa, gwiazdy s tylko hieroglifami. Biada temu, kto zechce je odczyta i
odgadn ich znaczenie... Kiedy spogldasz na nie, nie wiesz, co one znacz, i mylisz,
e to ludzie, zwierzta, drzewa, gwiazdy. Dopiero po latach, kiedy jest ju za pno,
pojmiesz..."
Wojownik w hemie z brzu, mj przyjaciel, oparty o kolumn, pliszka, ktra
chciaa nam co powiedzie wszystko to, myl dzi miao jaki ukryty sens. Ale
jaki?
Biegem wzrokiem za smug dymu, ktra zwijaa si i rozpywaa w pwietle.
Moja dusza czya si z t smug i z wolna gubia w bkitnym dymie. Przez dug
chwil, bez udziau rozumu, ale niezwykle wyranie przeyem powstanie, rozwj i
koniec wiata. Tak jakbym znw da si pochon Buddzie, ale tym razem bez
oszukaczych sw i zwodniczych wybiegw rozumu. Ten dym stanowi kwintesencj
jego nauki, te zanikajce smugi to ycie, ktre niecierpliwie zda do szczliwego
koca w bkitnej nirwanie...
Westchnem cichutko i westchnienie to jakby przywrcio mnie do
rzeczywistoci. Rozejrzaem si i zobaczyem ndzny barak z desek, mae lusterko na
cianie, w ktrym odbijay si pierwsze promienie soca. Na drugim ku,
odwrcony do mnie plecami, siedzia Zorba i mi papierosa.
Od razu przypomniaem sobie wszystkie tragikomiczne wydarzenia
wczorajszego dnia. Wo zwietrzaych fiokw, wody koloskiej, pima i paczuli,
papug, a raczej niemal ludzk istot zamienion w papug, bijc skrzydami o prty
elaznej klatki i wzywajc dawnego kochanka, star bark, ktra zapisaa si w
niejednej bitwie morskiej, teraz opuszczon przez zaog...
Zorba, usyszawszy westchnienie, potrzsn gow.
lemy si zachowali mrukn. lemy si zachowali, szefie. Ty si
miae, ja te, a ona, biedaczka, zauwaya to. Odszede, nie powiedziawszy jej
miego sowa, jakby bya stuletni staruszk. Wstyd, haba! Nieadnie, szefie. Pozwl
sobie powiedzie, e mczyni tak nie postpuj. W kocu to jest kobieta, sabe,
wraliwe stworzenie. Na szczcie ja zostaem, aby j pocieszy.
Co ty wygadujesz, Zorbo? spytaem rozbawiony. Czy ty naprawd
sdzisz, e adna kobieta nie myli o niczym innym?
O niczym innym, szefie. Wierz mi... Ja, ktry z niejednego pieca chleb
jadem, mam ju niejakie dowiadczenie. Kobieta nie myli o niczym innym. To sabe
stworzenie, mwi ci, i wraliwe. Jeli jej nie powiesz, e j kochasz i pragniesz jej,
zaczyna paka. Moe ona ci wcale nie chce, moe jej si nie podobasz, moe powie
ci: Nie" to inna sprawa. Ale kady, kto j widzi, musi jej poda. Tego pragnie,
biedactwo, mgby wic i ty zrobi jej przyjemno.
Miaem babk, miaa chyba z osiemdziesit lat. Dzieje tej staruszki to
prawdziwa bajka. Ale mniejsza o to... Dobiegaa wic chyba osiemdziesitki.
Naprzeciw nas mieszkaa dziewczyna, wiea jak kwiat. Na imi miaa Krustalo. Co
sobota wieczorem zbieralimy si, wyrostki z caej wsi, i szlimy na kieliszek wina.
Wino dodawao nam odwagi. Zakadalimy za uszy gazki bazylii, mj kuzyn bra
gitar i szlimy piewa serenady. Co za mio! Co za namitno! Beczelimy jak
kozy. Wszyscy jej pragnlimy, co sobota wieczr szlimy caym stadem, aby moga
dokona wyboru.
Uwierzysz, szefie? To przedziwne! Kobieta nosi w sobie ran, ktra si nigdy
nie zablinia. Wszystkie rany si goj, ale ta nie zwaaj na to, co pisz w ksikach
ta rana nigdy si nie goi. Nawet jeli kobieta ma osiemdziesit lat. Ta rana zawsze
pozostaje otwarta.
A wic co sobota stara przycigaa swoje legowisko do okna, wycigaa mae
lusterko i grzebie i czesaa resztki wosw, ktre jeszcze zostay. Rozgldaa si, czy
jej nikt nie obserwuje, a gdy kto nadchodzi, przybieraa min niewinitka, ukadaa
si spokojnie i udawaa, e pi. Ale jake moga spa! Czekaa na serenad. W
osiemdziesitym roku ycia! Widzisz, szefie, jak tajemnicz istot jest kobieta?
Jeszcze dzi chce mi si paka. Ale wtedy byem szczeniakiem, niczego nie
rozumiaem i chciao mi si mia. Pewnego dnia wpadem w zo. Naurgaa mi, e
latam za dziewcztami, wic powiedziaem jej: Po co smarujesz liciem orzecha wargi
i fryzujesz si co sobota? Mylisz moe, e dla ciebie piewamy serenady? To Krustalo
budzi nasze podanie. Ty zalatujesz trupem!"
Nie wiem, czy mi uwierzysz, szefie. Tego dnia po raz pierwszy zrozumiaem,
czym jest kobieta. Z oczu mojej babki spyny dwie zy; skulia si jak zbity pies,
podbrdek jej dra. Krustalo! krzyczaem, podchodzc bliej, aby mnie dobrze
syszaa. Krustalo!" Modzi s okrutni, nieludzcy, nie maj rozumu. Babka wzniosa
ku niebu wychude ramiona: Przeklinam ci z gbi serca!" zawoaa. Od tego dnia
zacza gasn, a po dwch miesicach niewiele jej ju brakowao. W agonii zauwaya
mnie, sykna jak mija i usiowaa chwyci mnie wychud rk. Ty mnie zabie,
Aleksy! Bd przeklty, oby cierpia tak jak ja!"
Zorba zamia si.
Przeklestwo starej nie chybio! powiedzia, muskajc lekko wsa. Mam
ju chyba szedziesit pi lat, ale nawet gdybym doy setki, nie spoczn. Zawsze
bd nosi w kieszeni mae lusterko i ugania si za babskim rodem.
Znowu si umiechn i wyrzucajc niedopaek przez lufcik przecign si.
Mam wiele wad, lecz ta mnie dobije!
Zeskoczy z ka:
Do gadania! Dzi pracujemy! Ubra si byle jak, woy buty i wyszed.

Spuciwszy gow na piersi. rozwaaem sowa Zorby i nagle przypomniaem


sobie jakie dalekie, pokryte niegiem miasto. Zwiedzaem wystaw Rodina i
zatrzymaem si przed ogromn rk z brzu, Rk Boga". Do bya na p
zacinita, a na tej doni mczyzna i kobieta trwali w ekstazie, czc si w ucisku i w
walce.
Podesza dziewczyna i zatrzymaa si obok, wstrznita. Ona take spogldaa
na odwieczny ucisk kobiety i mczyzny zarzewie niepokoju. Szczupa, elegancka,
miaa gste jasne wosy, mocny podbrdek i wskie wargi. Byo w niej co z mskiej
stanowczoci. Nienawidz atwych znajomoci, ale nie wiem, co mn kierowao, kiedy
zagadnem:
O czym pani myli?
eby czowiek mg uciec! szepna z rozpacz.
Dokd? Rka Boga dosignie go wszdzie. Nie ma ratunku. Martwi to pani?
Nie. Mio moe sta si najwiksz radoci na ziemi. Ale teraz, kiedy
patrz na t rk z brzu, chciaabym uciec.
Woli pani wolno?
Tak.
Ale czy nie jest prawd, e tylko wtedy jestemy wolni, gdy jestemy
posuszni tej rce z brzu? Czyby sowo Bg" nie miao tego znaczenia, jakie
przypisuj mu masy?
Spojrzaa na mnie zaniepokojona. Jej oczy nabray metalicznej szaroci, jej
usta byy suche i gorzkie.
Nie rozumiem powiedziaa odchodzc.
Znika. Dotd nigdy nie zjawia si w mych mylach. A jednak ya w gbi
mego serca i dzisiaj na tym pustym wybrzeu znw wydostaa si z wntrza mojej
istoty, blada i pena alu.
Zorba mia racj, le si zachowaem. Ta rka z brzu stanowia doskonay
pretekst, kontakt zosta nawizany. Trzeba byo kilku miych sw, a moglibymy
powoli, bezwiednie spokojni poczy si na rce Boga. Ale ja zbyt gwatownie
wyrywaem si z ziemi do nieba i kobieta sposzona pierzchna.
Na podwrzu pani Hortensji zapia stary kogut. Przez okienko wdziera si ju
biay dzie. Zerwaem si.
Nadchodzili pierwsi robotnicy, uzbrojeni w kilofy i oskardy. Syszaem, jak
Zorba wydaje polecenia. Od razu wzi si do roboty. Czuo si, e jest to czowiek,
ktry lubi rozkazywa, ale i ponosi odpowiedzialno.
Spojrzaem przez lufcik i zobaczyem go. Sta ogromny, grujc nad
trzydziestk szczupych, opalonych, wyniszczonych mczyzn. Rami jego wycigao
si rozkazujco, mwi krtkimi, jasnymi sowami. W pewnej chwili zapa za kark
jakiego modzika, ktry sta nie opodal i mamrota co pod nosem.
Masz co do powiedzenia? krzykn. Mw goniej! Nie znosz
szeptanki! Do pracy trzeba mie dobry nastrj. Jeli go nie masz, zmykaj do kafejki!
Wtedy wanie ukazaa si rozczochrana pani Hortensja. Jej obrzmiae policzki
nie byy umalowane, miaa na sobie obszern, brudn koszul, powczya
rozdeptanymi pantoflami o dugich nosach. Zakasaa ochrypym kaszlem starych
piewaczek, podobnym do ryku osa. Stana, z dum spojrzaa na Zorb. Oczy jej
zaszy mg, zakasaa znowu, eby j usysza, i przesza koo niego, krcc tykiem. O
may wos zaczepiaby go szerokim rkawem. On jednak nie odwrci si nawet, aby
na ni spojrze, wzi od jednego z robotnikw kawa jczmiennego placka i gar
oliwek.
A wic, ludzie, w imi boe! zawoa. Przeegnajcie si!
Wielkimi krokami pocign na czele kolumny prosto ku grze.

Nie bd opisywa pracy w kopalni. Do tego trzeba cierpliwoci, ktrej mi brak.


Na wybrzeu zbudowalimy barak z trzciny, wikliny i kanistrw po benzynie. Zorba
zrywa si o wicie, chwyta kilof i szed do kopalni, zanim przyszli robotnicy, kopa
chodniki, docierajc coraz niej, a gdy znajdowa y lnicego wgla brunatnego,
taczy z radoci. Po kilku dniach ya znikaa, a Zorba rzuca si na ziemi i
pokazywa niebu fig.
Wkada serce w swoj prac, ju nawet mnie nie pyta o nic. Od pierwszych
dni wzi na siebie ca odpowiedzialno. Na nim spoczywa ciar decyzji i
wykonania, ja miaem tylko pokrywa wydatki, co mi si bardzo podobao, gdy
doskonale zdawaem sobie spraw, e te miesice nale do najszczliwszych w
moim yciu. A wic w ostatecznym rachunku miaem wiadomo, e tanio ku-
powaem swoje szczcie.
Mj dziadek, a ojciec matki, mieszkajcy w jednej z wiosek na Krecie, co
wieczr bra latark i obchodzi ca wie, aby zobaczy, czy przypadkiem nie zjawi
si kto obcy. Przyprowadza go do domu, karmi i poi obficie, po czym siada na
dywanie, zapala dug tureck fajk, zwraca si do swego gocia i jakby nadesza
chwila rewanu, nakazywa mu:
Opowiadaj!
O czym mam opowiada, ojcze Mustogiorgisie?
Kim jeste, skd przybywasz, jakie kraje i wioski obejrzay twoje oczy.
Opowiadaj wszystko, wszystko. Jazda, mw!
I przybysz opowiada, mieszajc prawd z kamstwem, a mj dziadek sucha
palc cybuch i wdrowa z nim, siedzc spokojnie na dywanie. A jeli go mu si
podoba, mwi:
Nie wyjedaj, zosta do jutra. Masz jeszcze wiele do powiedzenia!
Dziadek mj nigdy nie opuszcza wioski. Nie by nawet w Kastellionie ani w
miecie Rethymnon.
Po co mam tam i? mwi. Ludzie z tych miast, Bg z nimi, przechodz
tdy. Oba miasta przybywaj do mnie. Po c wic miabym wdrowa do nich?
Teraz ja, tu, na wybrzeu Krety, kontynuuj mani swojego dziadka. Ja te
znalazem gocia, jakbym go ze wiec szuka; nie pozwalam mu odej, kosztuje o
wiele wicej ni jeden posiek, ale wart jest tego. Co wieczr czekam na niego po
pracy, sadzam go naprzeciwko i posilamy si, a gdy przychodzi jego chwila rewanu,
mwi: Opowiadaj!" Sucham go palc fajk. Ten go zwiedzi wiele ldw,
przemierzy gruntownie dusz ludzk. Sucham go niestrudzenie: Mw, Zorbo,
mw!"
Wystarczy, by otworzy usta, a staje przede mn caa Macedonia, na niewielkiej
przestrzeni midzy Zorb a mn ukazuj si jej gry, lasy, wody, partyzanci, pracowite
kobiety i proci, cicy mczyni... Zjawia si te gra Athos z dwudziestu jeden
klasztorami, arsenaami i wakoniami o cikich tykach. Koczc histori o
mnichach, Zorba targa swj konierz i mwi miejc si gono:
Niech ci Bg strzee, szefie, od rufy mua i dziobu mnicha!
Co wieczr Zorba oprowadza mnie po Grecji, Bugarii, Konstantynopolu.
Przymknwszy oczy, widz to wszystko. Zorba przemierzy krty szlak Bakanw, jego
sokole oczy dostrzegy wszystko, co chwila rozszerzajc si w zdumieniu. To, do czego
przywyklimy i co mijamy obojtnie, Zorbie wydaje si zagadk nie do rozwizania.
Na widok przechodzcej kobiety zatrzymuje si oszoomiony: Co to za tajemnicze
zjawisko? pyta. Czym jest kobieta i dlaczego potrafi nam tak zakrci w gowie?
Powiedz, prosz, co to wszystko znaczy". To samo zdumienie ogarnia go na widok
mczyzny, kwitncego drzewa czy szklanki zimnej wody. Zorba codziennie dostrzega
wszystko na nowo.
Wczoraj siedzielimy przed barakiem. Wypi szklank wina i zwrci si do
mnie w podnieceniu:
Powiedz mi, szefie, co to znw znaczy czerwona woda. Stary pie
wypuszcza gazie, zwisaj z nich jakie kwane ozdbki, a po pewnym czasie
dojrzewaj w socu, staj si sodkie jak mid; nazywamy je winogronami, zrywamy
je, wyciskamy sok i wlewamy do beczek, gdzie fermentuje; otwieramy na witego
Nikodema. Wino gotowe! Cud! Pijesz ten czerwony sok i dusza ci olbrzymieje, nie
mieci si ju w swojej starej skorupie, wyzywa Boga do walki. Powiedz, szefie, jak to
si dzieje.
Nie odpowiedziaem. Suchajc Zorby, czuem, jak wiat odzyskuje swoj
pierwotn wieo. Wszystkie sprawy powszednie i wyblake znowu nabieray
blasku, ktry miay owego pierwszego dnia, kiedy wyszy z rk Boga. Woda, kobieta,
gwiazda, chleb wszystko wracao do pierwotnego, tajemniczego rda i boski
ywio znw wybucha w powietrzu.
Oto dlaczego co wieczr, lec na nadbrzenym wirze, oczekiwaem
niecierpliwie Zorby. Obserwowaem, jak nagle wydostawa si z wntrza ziemi i
wysmarowany wglem i botem niby ogromna mysz zblia si dugimi, koyszcymi
krokami. Z daleka zgadywaem, jak tego dnia sza praca. Poznawaem po jego
postawie, pochylonej lub podniesionej wysoko duej gowie, po sposobie poruszania
si jego dugich rk.
Pocztkowo chodziem razem z nim. Obserwowaem robotnikw. Usiowaem
wstpi na now drog ycia: wzbudzi w sobie zainteresowanie dla spraw
praktycznych, pokocha ludzkie tworzywo, ktre dostao si w moje rce, zasmakowa
dugo oczekiwanej radoci i nie mie ju do czynienia z ksikami, lecz z ywymi
ludmi. Snuem romantyczne plany, aby jeli kopalnia bdzie dobrze sza
stworzy rodzaj komuny, w ktrej by wszyscy pracowali, gdzie wszystko byoby
wsplne, wszyscy jak bracia jedlibymy t sam straw i nosili to samo odzienie. Myl
moja tworzya now religi, dwigni nowego ycia.
Nie zdecydowaem si jeszcze ujawni swoich planw Zorbie, ktrego i tak
irytowao to, e przychodziem, krciem si wrd robotnikw, zadawaem pytania,
wtrcaem si, zawsze biorc stron robotnikw.
Marszczy brwi i mwi:
Szefie, nie masz ochoty troch pospacerowa? Taka pikna pogoda!
Z pocztku upieraem si i nie suchaem go. Pytaem, rozmawiaem,
poznawaem ycie robotnikw, wiedziaem, ile ktry ma dzieci, sistr na wydaniu, kto
ma niedonych rodzicw, znaem ich kopoty, choroby, zmartwienia.
Nie wnikaj tak w ich ycie, szefie upomina mnie ze zoci. Twoje serce
ulegnie, polubisz ich bardziej ni trzeba, ni wymaga interes, i cokolwiek zrobi,
wybaczysz... A wtedy biada im, ca robot diabli wezm. Biada im wiedz o tym.
Kiedy szef jest twardy, robotnicy szanuj go, pracuj, kiedy jest saby wchodz mu
na gow, leniuchuj. Rozumiesz?
Ktrego wieczoru zaraz po powrocie z pracy rzuci przed barakiem swj kilof i
powiedzia wzburzony:
Suchaj, szefie, prosz ci, nie wtrcaj si ju do niczego. Ja buduj, a ty
wszystko psujesz. Co im dzi znowu naopowiadae? Socjalizm i inne bzdury! Jeste
mesjaszem czy kapitalist? Musisz si na co zdecydowa.
Trudny wybr! Od wielu lat trawio mnie naiwne pragnienie pogodzenia dwch
rzeczy przeciwstawnych, znalezienia syntezy, w ktrej dokonaoby si pojednanie
kracowych przeciwiestw osignicie szczcia doczesnego i krlestwa
niebieskiego. Tkwio to we mnie od najwczeniejszego dziecistwa. Jeszcze w szkole
zaoyem wraz z najbliszymi przyjacimi tajne Stowarzyszenie Przyjaci.
Zamknici w pokoju przysiglimy powici ycie walce z niesprawiedliwoci. Kiedy
skadalimy przysig, pakalimy rzewnymi zami.
Chopice ideay! Ale biada temu, kto z nich kpi! Teraz, gdy widz, czym stali
si czonkowie Stowarzyszenia Przyjaci, gdy patrz na owych doktorkw,
kauzyperdw, sklepikarzy, politykierw, pismakw serce mi si ciska. Twarda i
surowa gleba, w ktrej najszlachetniejsze ziarno nie kiekuje, lecz ginie zduszone
przez chwast i pokrzywy. Jeli o mnie chodzi, chwaa Bogu nie nabraem jeszcze ro-
zumu. Czuj si wci gotowy poprowadzi wypraw Don Kichota.
Co niedziela stroilimy si jak kawalerowie w konkury, golilimy si,
wkadalimy czyste biae koszule i pod wieczr szlimy do pani Hortensji. Co tydzie
zarzynaa dla nas kur i znw zasiadalimy w trjk do jedzenia i picia. Zorba
wyciga dugie apy do gocinnego ona dobrej damy i bra j w posiadanie. Gdy noc
zapadaa, wracalimy do swojego baraku; ycie wydawao nam si proste i pene
dobrych intencji, stare, ale przyjazne i yczliwe jak dama Hortensja.
Pewnej niedzieli, gdy wracalimy z naszej wystawnej uczty, zdecydowaem si
zwierzy Zorbie swoje plany. Sucha mnie zdumiony, nakazujc sobie cierpliwo,
tylko od czasu do czasu ze zoci potrzsa wielk gow. Ju po pierwszych sowach
otrzewia i odzyska jasno mylenia, a gdy skoczyem, wyrwa nerwowo kilka
wosw z wsa.
Za pozwoleniem, szefie powiedzia. Wydaje mi si, e twj mzg jest
rzadki jak ciasto na naleniki. Ile ty masz lat?
Trzydzieci pi.
No, w takim razie nigdy nie zgstnieje zawyrokowa i wybuchn
miechem.
Poczuem si dotknity.
Ty nie wierzysz w czowieka! zawoaem.
Nie gniewaj si, szefie. W nic nie wierz. Gdybym wierzy w czowieka,
musiabym teraz wierzy w Boga i diaba, a to jest caa historia. Wszystkie sprawy
zazbiaj si, szefie, i to wanie stwarza mi tyle kopotw.
Zamilk. Zdj czapk, z pasj podrapa si po gowie, szarpn znowu wsy,
jakby chcia je wyrwa, zamierza jeszcze co powiedzie, lecz powstrzyma si.
Spojrza na mnie spod oka, raz, drugi i wreszcie zdecydowa si.
Czowiek to zwierz! krzykn, uderzajc zaciekle lask o kamienie.
Wielkie zwierz! Wasza wysoko nie wie tego, bo dla waszej wysokoci wszystko byo
atwe... Ale spytaj tylko mnie. Zwierz, mwi ci. Jeli jeste dla niego bezwzgldny
bdzie ci szanowa i ba si. Jeli jeste agodny wydrapie ci oczy.
Trzymaj si z daleka, szefie! Nie spoufalaj si z ludmi, nie mw im, e wszyscy
jestemy rwni i mamy te same prawa, bo doczekasz si, e podepcz twoje prawa,
obrabuj ci z chleba i ka ci zdycha z godu. Trzymaj si z daleka, szefie, jak pragn
twego dobra!
A wic ty w nic nie wierzysz?! krzyknem z rozpacz.
Nie. Ile razy mam ci powtarza, e w nic nie wierz? Nie wierz w nic i
nikomu, wierz tylko Zorbie. Nie eby Zorba by lepszy ni inni, wcale nie! W nim te
siedzi zwierz. Wierz w Zorb, bo on jest jedynym, nad ktrym mam wadz,
jedynym, ktrego znam, wszyscy inni to s duchy. Patrz jego oczami. Sucham jego
uszami, trawi jego jelitami. Wszyscy poza nim to duchy. Kiedy umr, wszystko
umrze, cay wiat Zorby pjdzie w diaby!
Co za egoizm! zauwayem z ironi.
Nic na to nie poradz, szefie. Jest tak, jak jest. Jem bb oddaj bb. Zorb
jestem i jak Zorba mwi.
Nie odezwaem si. Jego sowa spady na mnie jak cicie bicza. Podziwiaem, e
mona by tak silnym i do tego stopnia gardzi ludmi, a jednoczenie pragn y i
pracowa z nimi. Ja na jego miejscu albo zostabym pustelnikiem, albo przystroibym
ludzi w faszywe pira, aby mc ich znie.
Zorba odwrci si i spojrza na mnie. W wietle gwiazd dostrzegem jego gb
umiechnit od ucha do ucha.
Uraziem ci, szefie? zapyta, zatrzymujc si.
Przyszlimy ju do baraku. Zorba spoglda na mnie z czuoci i niepokojem.
Milczaem. Zdawaem sobie spraw, e mj umys akceptuje to, co mwi
Zorba, ale serce buntowao si, chciao wyrwa si bestii i wej na wasn szerok
drog.
Nie chce mi si spa, Zorba powiedziaem. Po si.
Gwiazdy migotay, morze wzdychao, muskajc kamyczki. wietliki zapalay
pod brzuszkami swoje miosne, zielonozociste latarenki. Rosa osiada na wosach
nocy.
Pooyem si na play, pogrony w ciszy, nie mylc o niczym. Zespoliem si
z noc i morzem; moja dusza niby wietlik z malek zielonozot latarenk osiada
na wilgotnej, czarnej ziemi w oczekiwaniu.
Gwiazdy wdroway po niebie, godziny mijay. Kiedy wstaem, czuem
wiadomo nie wiem, skd zrodzon podwjnego zadania, ktre miaem
zrealizowa na tym wybrzeu:
a. Oderwa si od Buddy, pozby si swoich metafizycznych niepokojw,
uwolni dusz od prnego lku.
b. Poczynajc od tej chwili, nawiza bezporedni, gboki kontakt z ludmi.
Moe nie jest jeszcze za pno" powiedziaem sobie.
5.

Wuj Anagnostis, dawny wjt, pozdrawia pana i zapytuje, czy nie zechciaby
pan przyby do jego domu na poczstunek. Dzisiaj przybdzie do wsi weterynarz i b-
dzie kastrowa wieprze. Marulia, ona wjta, specjalnie dla pana przygotuje
wieprzowe czci. Ich wnuk Minas obchodzi dzi urodziny, bdzie wic pan mg
zoy mu yczenia.
Wielka to rado goci w wieniaczej chacie na Krecie. Wszystko dookoa jest
patriarchalne: kominek, lampa naftowa, gliniane dzbany wzdu cian, kilka krzese,
st, a na lewo od wejcia we wnce dzban ze wie wod. Na drkach wisz
rzdami pigwy, granaty i pachnce zioa szawia, mita, papryka, rozmaryn, ruta. W
gbi trzy czy cztery drewniane stopnie prowadz na galeryjk, gdzie znajduje si oe
na kozach, a nad nim ikony i palca si wieczna lampka. Dom wydaje si pusty, a
przecie jest w nim wszystko, co niezbdne. W gruncie rzeczy czowiek potrzebuje
niewiele.
Pogoda bya pikna. Jesienne soce wiecio agodnie. Siedzielimy przed
domem pod uginajcym si od owocw drzewem oliwkowym. Midzy jego srebrnymi
limi przewiecao z oddali morze spokojne, zastyge. Nad naszymi gowami
przepyway od czasu do czasu leniwe oboczki, przesaniajc i odsaniajc soce.
Zdawao si, e ziemia oddycha to radoci, to smutkiem na przemian.
Z maej zagrody w gbi podwrka dociera bolesny, oguszajcy kwik
kastrowanego wieprza. Od kominka pyna dranica nozdrza wo przygotowywanej
przez Maruli potrawy.
Mwilimy o odwiecznych sprawach: zbiorach, winnicach, deszczu.
Musielimy krzycze, poniewa stary wjt nie dosysza, mia jak mwi dumne
ucho". ycie tego starego Kreteczyka byo proste jak drzewo rosnce w zacisznej
dolinie. Urodzi si, wyrs, oeni, spodzi dzieci, doczeka si wnukw. Kilkoro z
nich zmaro, ale reszta yje i zapewnia cigo rodu.
Stary Kreteczyk wspomina dawne lata panowania tureckiego, powtarza
historie zasyszane od ojca, opowiada o cudach, ktre si wwczas dziay, bo ludzie
yli w wierze i bojani boej.
Oto ja, wuj Anagnostis, ktrego widzicie przed sob, przyszedem na wiat
dziki cudowi. Tak, to by cud. Jak wam opowiem t histori, bdziecie zdumieni.
Boe bd miociw" zawoacie i pjdziecie do klasztoru Najwitszej Panny, eby
zapali wieczk na jej cze.
Przeegna si i cign spokojnie swoim agodnym gosem:
W owych czasach we wsi naszej mieszkaa bogata Turczynka, przeklta niech
bdzie jej pami. Zasza w ci i nadszed czas porodu. Przez trzy dni i trzy noce
ryczaa jak jawka, ale dziecka nie byo. Jedna z jej przyjaciek te przekltej
pamici poradzia jej: Tzafer-chanum, powinna prosi o pomoc Matk-Mari".
Matk-Mari nazywali Turcy Najwitsz Mari Pann niech si wici jej imi! J
mam prosi o pomoc? wyjczaa ta suka Tzafer. Wol umrze!" Ale ble staway
si coraz silniejsze. Min jeszcze jeden dzie i jeszcze jedna noc, Tzafer jczaa, ale
nie urodzia. Co byo robi? Nie moga ju znie blu i krzykna z caej siy: Matko-
Mario! Matko-Mario!" Wszystko na prno! Ble nie ustaj, dziecka nie wida. Nie
syszy ci orzeka przyjacika.Pewnie nie rozumie po turecku, wezwij j chrze-
cijaskim imieniem: Najwitsza Mario Panno Grekw!" Wtedy ta suka krzykna:
Najwitsza Mario Panno Grekw!" Na prno! Przyjacika powiedziaa: Nie
wzywasz jej tak, jak powinna, i dlatego nie przychodzi". Wtedy ta suka, widzc
groce jej niebezpieczestwo, wydaa przecigy. potny jk: Dziewico
Przenajwitsza!" Dziecko wylizno si z jej ona jak wgorz.
Byo to w niedziel, a nastpnej niedzieli moj matk chwyciy ble. Mczya
si biedaczka, a wya z blu. Dziewico Przenajwitsza! woaa. Dziewico Prze-
najwitsza!" Ale rozwizanie nie przychodzio. Ojciec siedzia na ziemi porodku
podwrza, nie jad, nie pi ze zmartwienia. Nie by zadowolony z Matki Boskiej. Bo
przecie tylko raz wezwaa j ta suka Tzafer, a ona biega na zamanie karku, eby j
ratowa. A teraz... Czwartego dnia ojciec nie wytrzyma; niewiele mylc chwyci
widy i ruszy do klasztoru Matki Boskiej Bolesnej, niech nas ma w swej opiece!
Wszed do rodka tak wcieky, e nawet si nie przeegna, trzasn drzwiami i stan
przed ikon. Spjrz, Przenajwitsza Dziewico! zawoa. Moja ona Krynia,
znasz j, prawda? Powinna j zna, co sobota przynosi oliw i pali wieczne lampki.
Moja ona rodzi w blach ju trzy dni i trzy noce i wzywa ci na pomoc. Czyby jej
nie syszaa? Musiaaby chyba oguchn! Oczywicie, gdyby to chodzio o jak suk
Tzafer, jedn z tych nieczystych Turczynek, biegaby na zamanie karku. Ale moja
ona Krynia jest tylko chrzecijank, wic udajesz, e jej nie syszysz. O, gdyby ty nie
bya Matk Bosk, dabym ci nauczk tym kijem od wide!"
Powiedzia to i nie skoniwszy gowy odwrci si plecami, zamierzajc wyj.
Ale Bg jest wszechmocny w tej chwili obraz zacz trzeszcze, jakby mia pkn.
Trzeba wam wiedzie, jeli dotd tego nie wiecie, e obrazy tak trzeszcz, kiedy ma si
sta cud. Ojciec mj zrozumia, wrci, pad na kolana i przeegna si. Zgrzeszyem,
Przenajwitsza Panno! Pu w niepami wszystko, co tu powiedziaem".
Zaledwie wszed do wioski, a oznajmiono mu dobr nowin: Konstanty, twoja
ona urodzia chopca, niech si dobrze chowa!" To wanie byem ja, stary wuj
Anagnostis. Ale urodziem si z jednym uchem sabszym. Ojciec bluni, nazywajc
Matk Bosk guch. Wic to tak? powiedziaa pewnie Najwitsza Panna.
Zobaczysz, uczyni twego syna guchym. To oduczy ci bluni".
Wuj Anagnostis przeegna si.
W kocu to nic takiego. Chwaa Bogu! Moga przecie uczyni mnie lepcem,
kretynem, garbusem albo nawet uchowaj Boe moga uczyni mnie kobiet!
Dziki jej za t dobro!
Nala wina.
Niech nas wiecznie ma w swojej opiece! powiedzia, podnisszy szklank.
Twoje zdrowie, wuju Anagnostisie, yj sto lat i doczekaj prawnukw!
Starzec wychyli duszkiem wino i otar wsy:
Nie, synu powiedzia. Starczy! Doczekaem si wnukw, starczy! Nie
wolno pragn za wiele! Moja godzina ju nadesza. Jestem stary, przyjaciele, moje
ldwie s puste. Nie mog ju chobym bardzo chcia spodzi potomstwa. Po
c wic y?
Znw napeni szklanki, zza szerokiego pasa wydoby orzechy, suche figi
owinite w laurowe licie i podzieli midzy nas.
Wszystko, co miaem, oddaem dzieciom cign. Znalazem si w
ndzy, tak, w ndzy, ale nie narzekam. Bg ma wszystko, co jest potrzebne.
Bg moe ma wszystko, wuju Anagnostisie krzykn Zorba staremu do
ucha. Bg ma wszystko, ale my nie mamy. Nie daje nam, stary skpiec!
Wjt zmarszczy brwi.
Ej, kumie, nie mw tak gromi surowo. Nie czepiaj si Boga. On te
przecie, biedak, liczy na nas.
W tej chwili wesza ona Anagnostisa, cicha i pokorna, niosc synny przysmak
w glinianej misie oraz wielki dzban wina. Postawia to na stole i staa ze skrzyowany-
mi rkami i spuszczonymi oczami.
Brzydziem si wzi do ust choby ks tej potrawy, lecz z drugiej strony wstyd
mi byo odmwi. Zorba zerka na mnie spod oka i umiecha si zoliwie.
To jest najwspanialsza potrawa, jakiej mgby sobie zayczy, szefie
zachca mnie. Nie bd taki wybredny.
Stary Anagnostis mia si.
Prawd mwi, prawd, sprbuj, a przekonasz si. To smakuje jak mdek!
Gdy ksi Jerzy odwiedzi klasztor, ten tam na grze, zgotowali mu krlewsk uczt.
Wszystkim podano miso, tylko przed ksiciem sta gboki talerz z zup. Ksi wzi
yk i pomiesza. Fasola?" pyta zdziwiony. Jedz, wasza wysoko, powiedzia
przeor, jedz, a potem bdziesz pyta".
Ksi sprbowa jedn yk, dwie, trzy, oprni talerz, obliza si. C to za
wspaniaa potrawa? pyta. Co za smaczna fasola! Smakuje jak mdek". To nie
fasola, wasza wysoko odpowiedzia przeor ze miechem. Nie, nie fasola.
Wykastrowalimy na to wszystkie koguty w okolicy".
Stary miejc si wzi kawaek na widelec.
Ksice danie! powiedzia. Otwrz usta.
Otworzyem usta, a on woy w nie ks. Znowu napeni szklanki i wypilimy
za zdrowie wnuka. Oczy dziadka bysny.
Kim chciaby, eby zosta twj wnuk, wuju Anagnostisie? spytaem.
Powiedz, bdziemy mu tego yczy.
Czeg mgbym chcie, mj synu? Niech idzie prost drog, niech wyronie
na porzdnego czowieka, ojca rodziny. Niech si oeni i ma dzieci i wnuki, a jedno z
jego dzieci niech bdzie podobne da mnie. Chciabym, eby patrzc na nie starsi
mwili: Patrz, jaki podobny do starego Anagnostisa, Panie wie nad jego dusz, to
by dobry czowiek".
Marulio powiedzia nie patrzc na on. Napenij dzbany winem.
W tej chwili pod mocnym pchniciem otworzya si furtka i na podwrko
wpad, kwiczc, prosiak.
Biedne zwierz powiedzia Zorba ze wspczuciem. Cierpi...
Pewnie e cierpi zamia si stary Kreteczyk. Ty by nie cierpia, gdyby
ci spotkao co takiego?
Zorba odpuka w niemalowane drzewo.
Oby ci jzor skoowacia, ty stary guchelcu! mamrota przeraony.
Prosiak biega przed nami tam i z powrotem i rzuca nam wcieke spojrzenia.
Sowo daj, mona by pomyle, e on wie, co my mamy na talerzach!
wypite wino uderzyo ju troch do gowy wujowi Anagnostisowi.
Ale my jak kanibale siedzielimy spokojnie, zadowoleni, pojadajc i popijajc.
Przez srebrne gazki oliwne morze przewiecao rowym blaskiem zachodu.

Wieczorem opucilimy dom wjta. Zorba, ktry te by ju troch wstawiony,


mia ochot do rozmowy.
O czym to mwilimy przedwczoraj, szefie? Chciae, zdaje si, owieca lud,
otwiera mu oczy! Zacznij od wuja Anagnostisa, otwrz mu oczy! Widziae, jak jego
ona stoi przed nim i czeka na rozkazy niby tresowany pies? Id wic i powiedz mu, e
kobieta ma te same prawa co mczyzna, e to okruciestwo je t potraw, kiedy
prosiak biega przed nami kwiczc, e to gupota cieszy si ze skarbw boskich, kiedy
kto umiera z godu. Co przyjdzie wujowi Anagnostisowi z tych uczonych wywodw?
Przyczynisz mu tylko zmartwie. A co zyska na tym jego ona? Wsadzisz tylko kij w
mrowisko: zaczn si ktnie rodzinne, kura zechce sta si kogutem i maonkowie
wezm si za by... Zostaw ludzi w spokoju, szefie, nie staraj si otwiera im oczu.
Gdyby im otworzy c by zobaczyli? Wasn ndz! Niech wic maj oczy
zamknite... I niech dalej ni!
Zamilk na chwil, podrapa si po gowie. Rozmyla.
Chyba e... powiedzia w kocu. Chyba e...
Chyba e co? Mw!
Chyba e, gdy otworz oczy, pokaesz im lepszy wiat ni ciemnoci, w
ktrych poruszaj si teraz... Pokaesz?
Nie wiedziaem. Wiedziaem dobrze, co naleaoby zburzy, ale nie wiedziaem,
co trzeba zbudowa na ruinach. Nikt tego nie wie na pewno" mylaem. Stary
wiat jest uchwytny, trway, yjemy na nim i walczymy z nim w kadej minucie on
istnieje. wiat przyszoci jeszcze nie narodzi si, jest jeszcze nieuchwytny, pynny,
zbudowany jest ze wiata, z ktrego utkane s nasze marzenia; jest jak obok
unoszony przez gwatowne wichry mio, nienawi, wyobrani, los szczcia,
Boga. Nawet najwikszy z prorokw nie mg zaofiarowa ludziom nic wicej ni
haso, im mniej konkretne tym wikszy prorok.
Zorba spojrza na mnie drwico. Poczuem gniew.
Mog pokaza im lepszy wiat rzekem.
Moesz? Jaki on bdzie?
Nie zrozumiaby, gdybym ci powiedzia.
To znaczy, e nie moesz! stwierdzi Zorba, krcc gow. Nie sd, e
taki ze mnie gupiec, szefie. Jeli kto ci powiedzia, e jestem gupi jak baran,
wprowadzi ci w bd. Nie jestem wprawdzie bardziej wyksztacony ni wuj
Anagnostis, ale nie taki znowu gupi, o nie! Skoro wic ja nie zrozumiem, to jak ma
zrozumie ten poczciwina i jego ciemna ona? I wszyscy inni Anagnostisowie na tym
wiecie? Czy czasem nie chcesz pokaza im nowych ciemnoci? Zostaw im stare,
przywykli do nich. Dotd jako sobie radz, nawet cakiem niele, podz dzieci, maj
wnuki. Bg czyni ich guchymi, lepymi, a oni woaj: Boe, bd pochwalony!" Czuj
si dobrze w swojej biedzie. Zostaw ich wic i nic nie mw.
Zamilkem. Przechodzilimy koo ogrdka wdowy. Zorba przystan na chwil,
westchn, ale nic nie powiedzia. Gdzie padao, bo oywczy zapach nis si w
powietrzu. Zabysy pierwsze gwiazdy, nw wieci delikatny, zielonozoty. Niebo
tchno sodycz.
Ten czowiek mylaem nie chodzi do adnych szk, jego umys nie jest
wic zdeformowany. Przey niejedno, ma otwart gow, a serce nie stracio pierwot-
nej odwagi. Wszystkie zawie problemy przecina jednym ciciem miecza jak jego
rodak Aleksander Wielki. Nie grozi mu upadek, gdy mocno caym ciaem opiera si o
ziemi. Dzicy w Afryce czcz wa, poniewa caym ciaem dotyka ziemi i dziki temu
zna wszystkie jej tajniki. Poznaje je brzuchem, ogonem i gow. Dotyka ziemi, czy
si z ni, stanowi jedno z macierz. Taki jest wanie Zorba. My, ludzie
wyksztaceni, jestemy jak nierozumne ptaki na wietrze".
Gwiazd przybywao. Byy wyniose, okrutne i bezlitosne dla ludzi.
Nie rozmawialimy ju. Obaj spogldalimy na niebo z trwog. Co chwila
zapalay si nowe gwiazdy, wschd pon.
Dotarlimy do baraku. Nie miaem najmniejszej ochoty na jedzenie, siadem na
nadbrzenej skale. Zorba rozpali ogie, posili si. W pewnej chwili zdawao si, e
chce usi koo mnie, ale zmieni zdanie, pooy si i zasn.
Morze zastygo jak martwe. Ziemia pod pociskami gwiazd trwaa w bezruchu i
w milczeniu. Nie sycha byo nawet szczekania psa ani kwilenia nocnego ptaka. Pa-
nowaa powszechna cisza, podstpna, grona, skomponowana z tysicy krzykw tak
odlegych lub tkwicych tak gboko w nas, e nie moemy ich sysze. Czuem tylko,
jak krew ttni mi w skroniach i na szyi.
Pie tygrysa!" pomylaem i zadraem.
W Indiach, kiedy noc zapada, sycha smutn, monotonn, cich i powoln
pie niby echo ziewania dzikiego zwierza pie tygrysa. Serce czowieka dry i
szuka ucieczki, jakby w penym napicia oczekiwaniu.
Gdy mylaem o tej przeraajcej melodii, pustka mego serca powoli zacza si
wypenia, uszom wracaa zdolno syszenia, cisza stawaa si krzykiem. Jak gdyby
dusza, zrodzona z tej samej melodii, opucia ciao, aby jej wysucha.
Pochylony, zaczerpnem morskiej wody, zwilyem czoo i skronie. Odwieyo
mnie to. W gbi mojej istoty rozbrzmieway grone okrzyki, spltane, niecierpliwe
ryczcy tygrys by we mnie. A nagle usyszaem wyranie gos: Budda! Budda!"
Krzyknem, zrywajc si.
Ruszyem szybko brzegiem morza, jakby chcc uciec. Od pewnego czasu, gdy
jestem w nocy sam, otoczony gbok cisz, sysz jego gos najpierw smutny,
bagalny jak lament, potem powoli przechodzi w gniew, staje si rozkazujcy.
Szamoce si w mej piersi jak dziecko, ktre chce opuci ono matki.
Zbliya si pnoc. Na niebie gromadziy si czarne chmury, wielkie krople
spady mi na rce. Nie zwracaem na to uwagi. Oblewa mnie ar, na skroniach czuem
jakby dwa pomienie.
Nadszed czas mylaem przejty dreszczem. Oplata mnie buddyjski
krg. Nadszed czas, aby uwolni si od tego nadprzyrodzonego ciaru".
Wrciem szybko do baraku i zapaliem lamp. Kiedy zabyso wiato, Zorba
zamruga powiekami, otworzy oczy i spoglda na mnie pochylonego nad papierem i
piszcego. Mrukn co, czego nie dosyszaem, odwrci si raptownie do ciany i
znowu zapad w sen.
Pisaem szybko, bez wytchnienia, pieszyem si. Budda w caej swojej postaci
by we mnie. Widziaem, jak wysnuwa si z mojej duszy niby bkitna wstga pokryta
tajemnymi znakami. Wstga ta odwijaa si coraz szybciej, a ja staraem si j
uchwyci. Pisaem, pisaem, a wszystko wydawao si proste i atwe. Nie pisaem, ra-
czej przepisywaem. Cay wiat stawa przede mn, jakby zrodzony z litoci, rezygnacji
i powietrza paac Buddy, haremowe piknoci, zota karoca, trzy makabryczne fa-
talne spotkania: ze starcem, z chorym i ze mierci, ucieczka, asceza, wyzwolenie,
zapowied zbawienia. Ziemia pokrya si tymi kwiatami, ebracy i krlowie
przywdziewali te szaty, kamienie, drzewa, ciaa staway si lejsze. Dusza pograa
si w niebycie. Czuem bl palcw, ale nie chciaem, nie mogem przerwa pisania.
Nagle wizja zacza znika, uchodzi, musiaem j zatrzyma.
Rano Zorba zasta mnie picego z gow spoczywajc na rkopisie.
6.

Kiedy si obudziem, soce byo ju wysoko. Palce zdrtwiay mi od pisania,


tak e nie mogem ich zacisn. Buddyjska nawanica, ktra przesza nade mn,
pozostawia zmczenie i pustk.
Schyliem si, aby podnie rozrzucone po pododze kartki, nie miaem ani
chci, ani siy, aby do nich zajrze, jakby owa potna fala natchnienia bya tylko
snem, ktrego nie chciaem uwizi w okowach sw.
My drobny deszczyk. Zorba przed wyjciem napali w piecyku, siedziaem
wic z podkurczonymi nogami, z rkami wycignitymi do ognia, bez posiku,
nieruchomo, wsuchujc si w agodnie padajce krople.
Nie mylaem o niczym. Umys odpoczywa zwinity w kbek jak kret
syszaem najlejsze odgosy, poruszenia i szmery ziemi. Syszaem krople padajcego
deszczu i kiekowanie nasion. Czuem, e niebo i ziemia cz si z sob, jak niegdy,
w odlegej epoce, kiedy splecione w ucisku niby mczyzna z kobiet podziy
potomstwo. Syszaem szum morza, ktre ryczao i spragnione lizao brzeg jak dzika
bestia.
Byem szczliwy, zdawaem sobie z tego spraw. Rzadko szczcie odczuwamy
wtedy, kiedy jest naszym udziaem. Dopiero gdy przeminie, spogldamy wstecz i
nagle pojmujemy niekiedy ze zdumieniem jak bardzo bylimy szczliwi. A ja na
tym kreteskim wybrzeu przeywaem szczcie i wiedziaem, e jestem szczliwy.
Ciemnobkitne morze sigao wybrzey Afryki. Od dalekich rozpalonych
piaskw wia czsto gorcy poudniowy wiatr. Rano morze pachniao arbuzem, w
poudnie byo nieruchome i pokryte lekk mgiek, jego delikatne falowanie
przywodzio na myl ledwo zarysowane kobiece piersi, wieczorem wzdychao i miao
kolor r, oberyny, wina.
Po poudniu bawiem si piaskiem, nabieraem w donie te drobniutkie, jasne
ziarenka i pozwalaem, aby przelizgiway si midzy palcami, ciepe i delikatne. Do
moja bya jak klepsydra, przez ktr przepywa, ginc, ycie. A ja spogldam w morze
i sucham Zorby, i szczcie rozsadza mi skronie.
Pamitam, jak pewnego dnia, w wigili Nowego Roku, ja i moja czteroletnia
siostrzenica Alka ogldalimy sklep z zabawkami. Nagle dziewczynka odwrcia si do
mnie i powiedziaa:
Wuju Wilkoaku (tak mnie nazywaa), jestem tak szczliwa, e wyrastaj mi
rogi!
Przeraziem si. Jakime cudem jest ycie i jak bardzo podobne s do siebie
wszystkie dusze, kiedy zapuciwszy korzenie w gb, spotkaj si i stan si jednoci.
W owej chwili przypomniaem sobie hebanow gow Buddy, ktr widziaem w
dalekim muzeum. By to Budda wyzwolony, pogrony w najwyszej radoci po
siedmiu latach konania. yy na jego skroniach nabrzmiay i uwypuklay si tak, e
wyglday jak dwa mocne okrge rogi, jak dwie stalowe spryny.
Pod wieczr deszcz przesta pada, niebo stao si czyste. Byem godny i
cieszyem si, bo za chwil mia przyj Zorba rozpali ogie i zacznie celebrowa
codzienny obrzd gotowania.
To te jest historia bez koca mawia czsto Zorba, stawiajc garnek na
ogniu. Nie tylko przeklta kobieta jest odwieczn spraw, jedzenie te.
Na tym wybrzeu po raz pierwszy zaznaem rozkoszy jedzenia. Wieczorem
Zorba rozpala ogie midzy dwoma kamieniami i przygotowywa posiek. Kiedy
siadalimy do jedzenia i picia, rozmowa si oywiaa. Zrozumiaem wreszcie, e
jedzenie take jest aktem duchowym, a miso, chleb i wino stanowi t podstawow
materi, z ktrej powstaje duch.
Po caym dniu pracy tu przed posikiem Zorba nie mia humoru, odzywa si
cierpko, musiaem wyciga z niego sowa. Ruchy mia ociae i pozbawione
wdziku. Ale wystarczyo, aby jak mawia dorzuci wgla do kota, a caa
zgrzytajca, rozstrojona maszyneria jego ciaa oywaa, nabieraa rozmachu i
zaczynaa pracowa. Oczy jego byszczay, myli rozpieray go, a u stp wyrastay mu
skrzyda, ktre poryway go w tan.
Powiedz mi, co robisz z jedzeniem, ktre spoywasz, a powiem ci, kim jeste.
Jedni przerabiaj je na tuszcz i nawz, inni na prac i zabaw, jeszcze inni jak sy-
szaem na bosko. Istniej wic trzy rodzaje ludzi. Ja, szefie, nie nale do
najgorszego z nich ani do najlepszego. Jestem porodku. To, co jem, przerabiam na
prac i dobry humor. To nie jest najgorsze.
Spojrza na mnie chytrze i rozemia si.
A ty, szefie, jak myl, usiujesz przeksztaca jedzenie w bosko, ale ci si
to nie udaje, wic si mczysz. Spotkao ci to, co koguta.
A co z tym kogutem, Zorbo?
Widzisz, kogut chodzi sobie godnie, jak przystao na koguta. A pewnego
dnia zachciao mu si naladowa gobia. Odtd zapomnia biedak swego wasnego
chodu. Wszystko mu si pomieszao, widzisz? Kutyka.
Podniosem gow. Usyszaem kroki Zorby schodzcego ze wzgrza. Wkrtce
ujrzaem go z bliska, rce zwisay mu niezdarnie wzdu ciaa, min mia nietg.
Dobry wieczr, szefie! rzuci przez zby.
Cze, Zorba! Jak ci sza dzisiaj praca?
Nie odpowiedzia.
Rozpal ogie i zrobi co do jedzenia.
Wycign z kta narcze drzewa, uoy je po mistrzowsku midzy kamieniami
i podpali. Napeni garnek wod, wrzuci cebul, pomidory, ry, zacz pichci. Ja
tymczasem rozoyem na niskim, okrgym stoliku obrus, pokroiem grube kromki
pszennego chleba i napeniem winem gsior, podarowany nam przez wuja
Anagnostisa zaraz pierwszego dnia.
Zorba uklkn przed garnkiem, wpatrywa si w ogie i milcza.
Masz dzieci, Zorbo? zapytaem nieoczekiwanie.
Odwrci si.
Dlaczego pytasz? Mam crk.
Matka?
Zorba zamia si.
Dlaczego si miejesz, Zorbo?
Co za pytanie, szefie? Oczywicie, e zamna. Nie jest przecie kretynk!
Pracowaem wtedy w kopalni miedzi na Pwyspie Chalcydyckim. Ktrego dnia
otrzymaem list od swego brata Jannisa. Prawda, zapomniaem ci powiedzie, e mam
brata powany, domator, liczykrupa, hipokryta, poboni, krtko mwic
podpora spoeczestwa. Ma sklep spoywczy w Salonikach. Bracie Aleksy pisa do
mnie twoja crka Froso zesza na z drog, zhabia dobre imi naszej rodziny, ma
kochanka, ma nawet z nim dziecko, zniweczya nasz honor! Pojad do wsi i zabij j".
I co zrobie, Zorbo?
Wzruszy ramionami.
Phi, kobiety!" powiedziaem i podarem list.
Zamiesza ry, posoli i rozemia si.
Ale poczekaj, ta historia ma zabawne zakoczenie. Po dwch czy trzech
miesicach ten idiota pisze mi: yj w zdrowiu i radoci, bracie Aleksy! Odzyskalimy
cze. Moesz teraz wysoko podnie gow. Ten czowiek polubi Froso".
Zorba odwrci si i spojrza na mnie. W wietle palcego si papierosa
widziaem byszczce oczy. Jeszcze raz wzruszy ramionami..
Phi, mczyni! powiedzia z niewysowion pogard.
A po chwili cign:
Czeg mona si spodziewa od kobiety? Pjdzie do ka z pierwszym
mczyzn, jakiego spotka na swojej drodze. Czego mona si spodziewa od
mczyzny? Wpadnie w zastawion puapk. Zapamitaj moje sowa, szefie! I daj
pieprzu!
Odstawi garnek i zasiedlimy do jedzenia. .
Zorba znw popad w gbok zadum. Co go gnbio. Spoziera na mnie,
otwiera i zamyka usta. W wietle lampy wida byo jego oczy smutne i niespokojne.
Nie wytrzymaem.
Zorbo rzekem. Chcesz mi co powiedzie. Powiedz. Masz co na
wtrobie, wyrzu to z siebie. Zara zrobi ci si lepiej.
Zorba milcza. Podnis z ziemi kamyczek i cisn z caej siy.
Zostaw kamienie w spokoju, gadaj!
Zorba wycign pomarszczon szyj.
Ufasz mi, szefie? spyta, patrzc mi niespokojnie w oczy.
Tak, Zorbo odparem. Cokolwiek by zrobi, nie moe to by nic zego.
Nawet gdyby chcia, nie mgby. Jeste jak lew albo wilk. adne z tych zwierzt nie
zachowa si nigdy tak, jakby byo owc lub osem, nigdy nie sprzeniewierzy si swojej
naturze. Podobnie jest z tob. Jeste Zorba od stp do gw.
Zorba potrzsn gow.
Ale ja ju nie wiem, jaki diabe nas prowadzi!
Ja wiem, nie martw si. miao naprzd!
Powtrz to, szefie, dodasz mi odwagi! zawoa Zorba.
miao naprzd!
Oczy Zorby bysny.
Teraz mog ci powiedzie. Od kilku dni mam w gowie wielkie plany, szalone
pomysy. Czy da si je zrealizowa?
Ty mnie o to pytasz? Przecie przyjechalimy tu po to, aby realizowa nasze
pomysy.
Zorba wycign szyj, spogldajc na mnie z radoci i z lkiem:
Powiedz szczerze, szefie! zawoa. Nie przybylimy tu tylko z powodu
wgla?
Wgiel jest tylko pretekstem, aby nie wzbudza podejrze miejscowych, aby
ludzie sdzili, e jestemy powanymi przedsibiorcami, i nie obrzucali nas zgniymi
jajami. Rozumiesz, Zorbo?
Zorba sta z otwartymi ustami, usiowa zrozumie, ale nie mia uwierzy w
tak wielkie szczcie. Nagle rzuci si na mnie i chwyci mnie w ramiona.
Umiesz taczy? spyta gwatownie. Umiesz taczy?
Nie.
Nie?!
Opuci rce zdumiony.
Dobrze powiedzia po chwili wic ja zatacz, szefie. Usid troch
dalej, ebym ci nie potrci. Hej! Hej!
Podskoczy, wyskoczy z baraku, zrzuci buty, marynark, kamizelk, podkasa
nogawki spodni a do kolan i zacz taczy. W umazanej jeszcze wglem czarnej
twarzy byszczay biaka oczu.
Rzuci si do taca klaska w donie, podskakiwa, wywija w powietrzu
piruety, opada na ugitych kolanach i znw nogi wyrzucay go w gr. Wzlatywa
wysoko, jakby by z gumy. Nagle wzbi si tak wysoko, jakby chcia przezwyciy
prawa natury i ulecie. W tym strudzonym, starym ciele wyczuwao si dusz
walczc o to, by porwa je i wraz z nim jak meteor rzuci si w ciemnoci. Dusza
podrywaa ciao, a ono spadao, nie mogc zbyt dugo utrzyma si w powietrzu, dusza
bez litoci podrywaa je znowu, jeszcze wyej, lecz ono, nieszczsne, opadao bez tchu.
Zorba zmarszczy brwi, twarz jego staa si niepokojco powana. Nie wydawa
okrzykw. Zaciskajc szczki, usiowa dosign niemoliwoci.
Zorba, Zorba! woaem. Dosy!
Przej mnie lk, e stare ciao nie wytrzyma takiego rozpdu i rozleci si w
tysice kawakw na cztery strony wiata.
Mogem sobie jednak krzycze! Jak mg Zorba usysze woanie pochodzce z
ziemi? Jego ciao byo jak ciao ptaka.
Patrzyem z niepokojem na ten dziki, peen determinacji taniec. Gdy byem
maym chopcem, miaem bujn wyobrani; opowiadaem moim przyjacioom
makabryczne historie, w ktre sam te wierzyem.
Na co umar twj dziadek? spyta mnie pewnego dnia kolega szkolny.
A ja wymylaem jak nieprawdopodobn histori, opowiadaem i w miar,
jak mwiem, sam zaczynaem w ni wierzy.
Mj dziadek nosi buty na gumie. Pewnego dnia, kiedy mia ju siw brod,
zeskoczy z dachu naszego domu, lecz kiedy dotkn ziemi, odbi si od niej jak pika i
wznosi si coraz wyej, wyej, ponad dachy domw, a znikn w obokach. Tak zmar
mj dziadek.
Od dnia, w ktrym wymyliem t histori, ilekro byem w maym kociku
witego Minasa i widziaem na otarzu obraz przedstawiajcy Wniebowstpienie,
pokazywaem go moim kolegom i mwiem:
Patrzcie, to jest mj dziadek w swoich butach na gumie!
Tego wieczoru po tylu latach, gdy zobaczyem Zorb unoszcego si w
powietrzu, odyy we mnie owe przeraajce dziecinne fantazje; baem si, eby Zorba
te nie znikn w chmurach.
Zorba, Zorba! krzyczaem.Dosy!
Wreszcie Zorba zdyszany opad na ziemi. Twarz jego janiaa szczciem.
Szpakowate wosy przy kleiy si do czoa, a pot zmieszany z pyem spywa po
policzkach i brodzie.
Zaniepokojony pochyliem si nad nim.
To mi ulyo powiedzia po chwili jakby mi upuszczono krwi. Teraz
mog mwi.
Wszed do baraku, siad pod piecykiem i spoglda na mnie rozpromieniony.
Co ci si stao, szefie? Musiaem si wyadowa, eby rado mnie nie
zadusia. A w czym si wyadowa? W sowach? Pfe!
Co za rado?
Twarz mu pociemniaa, wargi zaczy dre.
Co za rado? A wic to wszystko, co mi przed chwil powiedziae, mwie
tak sobie, w powietrze? Czy ty rozumiesz, co mwie? Nie przyjechalimy tu dla w-
gla powiedziae mi. Powiedziae czy nie? Przyjechalimy, aby y na swobodzie;
mydlimy ludziom oczy, aby nie wzili nas za wariatw i nie obrzucili zgniymi jajami.
Ale kiedy jestemy sami i nikt nas nie widzi, moemy si mia i radowa. Czy nie?
Sowo daj, to jest wanie to, czego pragnem, tylko nie uwiadamiaem sobie tego
wyranie. Czasem mylaem o wglu, czasem o starej Bubulinie, czasem o tobie...
Prawdziwy mtlik. Kiedy kopaem chodnik, mwiem sobie: Wgiel!
Najwaniejszy wgiel!" I cay zamieniaem si w wgiel. Ale potem, gdy koczyem
prac i zabawiaem si z t star niech jej si dobrze dzieje posyaem do diaba
wszystkie pokady wgla i wszystkim szefom kazaem si wiesza na wstce u jej szyi
i Zorbie z nimi! A gdy zostawaem sam i nie miaem nic do roboty, mylaem o
tobie, szefie, i serce mi pkao. Czuem na nim kamie. ,,To haba, Zorbo!
krzyczaem w duchu. Haba! Nabiera tego poczciwego czowieka i wyudza od
niego pienidze. Jak dugo jeszcze bdziesz takim draniem, Zorbo? Dosy ju!"
Mwi ci, szefie, straciem gow. Diabe cign w jedn stron, Bg w drug.
Rozdzieraem si na dwoje. Teraz, szefie, powiedziae mi wielk rzecz i znw
wszystko jest dla mnie jasne. Przejrzaem! Zrozumiaem! Jestemy w zgodzie! Teraz
damy ognia. Ile masz jeszcze pienidzy? Wykadaj tu wszystko! Zaraz zrobimy z nimi
porzdek.
Zorba otar pot, rozejrza si wkoo. Resztki obiadu walay si jeszcze na stole.
Sign po nie dug rk.
Za pozwoleniem, szefie powiedzia. Znw jestem godny.
Wzi kawa chleba, cebul i gar oliwek. Jad apczywie. Nie dotykajc
wargami, przechyli do ust gsior, wino zabulgotao. Zorba zadowolony mlasn.
To si chwali powiedzia.
Zrobi do mnie oko.
Dlaczego si nie miejesz? spyta. Dlaczego patrzysz? Taki ju jestem.
Mieszka we mnie diabe, ktry mi rozkazuje, a ja robi to, co mi kae. Ilekro
przytoczy mnie jakie uczucie, jakby mnie chciao udusi, woa: Zatacz!", a ja
tacz i to przynosi mi ulg. Kiedy mj synek Dimitrakis zmar w Chalkidike, te
poderwaem si i zaczem taczy. Krewni i przyjaciele, widzc mnie taczcego nad
ciaem, rzucili si, aby mnie powstrzyma. Zorba oszala! krzyczeli. Zorba
oszala!" Ale gdybym w tamtej chwili nie zacz taczy, naprawd oszalabym z blu.
By to mj pierworodny, mia trzy latka, nie mogem znie jego straty. Rozumiesz,
szefie, co mwi do ciebie, czy te mwi na wiatr?
Rozumiem ci, rozumiem. Nie mwisz na wiatr.
Kiedy indziej znw... Byem w Rosji... Pojechaem jak zawsze do kopalni,
tym razem do kopalni miedzi koo Noworosyjska.
Nauczyem si paru rosyjskich sw, tyle, ile mi byo potrzebne do mojej pracy:
tak, nie, chleb, woda, kocham ci, chod, ile?" Zaprzyjaniem si z Rosjaninem,
wciekym bolszewikiem. Co wieczr chodzilimy do portowej tawerny, opalimy
wdk, jedn butelk za drug, i to nas wprawiao w serdeczny nastrj. Jak tylko
robio nam si wesoo, otwieralimy przed sob serca. On chcia opowiedzie mi
wszystko, co przey podczas rewolucji, a ja chciaem mu opisa wszystkie swoje
przygody. Pilimy wic razem, widzisz, i stawalimy si brami.
Porozumiewalimy si na migi. Mwi pierwszy, a kiedy nie rozumiaem go,
woaem: Stop!" Wtedy wstawa i zaczyna taczy. Rozumiesz, szefie? Taczc
przekazywa mi to, co chcia mi powiedzie. To samo robiem ja. Wszystko, czego nie
moglimy wypowiedzie ustami, wyraalimy nogami, rkoma, brzuchem lub dzikimi
okrzykami: Hej, hej! Hop! Hura!"
Zaczyna Rosjanin. Opowiada, jak chwycili za bro, jak rozgorzaa wojna, jak
znaleli si w Noworosyjsku... Gdy nie mogem go zrozumie, podnosiem rk i
woaem: Stop!" Natychmiast podrywa si i w tany! Taczy optaczo, a ja,
patrzc na jego rce, nogi, piersi, oczy, rozumiaem wszystko: wchodz do -
Noworosyjska i robi porzdek z panami...
Potem moja kolej. Zaledwie zdoaem wypowiedzie kilka sw, Rosjanin
moe by troch wstawiony i mzg jego nie pracowa sprawnie krzykn: Stop!" Na
to tylko czekaem. Podskoczyem, odsunem krzesa i stoy, zaczem taczy... Ach,
biedaku, ludzie nisko upadli! Dozwolili, aby ciaa ich stay si nieme, a oni mwi
tylko ustami. Czeg mona si spodziewa po ustach, c mog one wyrazi? Gdyby
widzia, jak ten Rosjanin sucha, poerajc mnie oczami i jak wietnie wszystko
rozumia! Taczc opisywaem mu swoje nieszczcia, tuaczki, wyliczaem oenki,
rzemiosa, ktre uprawiaem a byem kamieniarzem, grnikiem, handlarzem
domokrnym, garncarzem, komitadi, grajkiem, przemytnikiem; opowiadaem, jak
wsadzili mnie do wizienia, jak uciekem, jak znalazem si w Rosji...
Pojmowa wszystko, wszystko. Mwiy moje nogi, rce, wosy, ubranie, nawet
scyzoryk wiszcy za pasem... Kiedy skoczyem, porwa mnie w ramiona,
napenilimy na nowo kieliszki wdk, pakalimy i mialimy si, padajc sobie w
objcia. O wicie egnalimy si i zataczajc si szlimy spa. A wieczorem
spotykalimy si znowu...
miejesz si? Nie wierzysz mi, szefie? Mwisz sobie: C to za niestworzone
historie opowiada ten Sindbad eglarz? Czy mona porozumie si za pomoc taca?"
A przecie gotw jestem przysic, e tak wanie rozmawiaj bogowie i szatany.
Widz, e jeste picy. Jeste bardzo wty i nieodporny na trudy. Id wic
spa, a jutro pogadamy. Mam wspaniay pomys, jutro ci opowiem. Teraz wypal jesz-
cze papierosa, a moe nawet zanurz eb w morzu. Pon cay, musz przygasi poar.
Dobranoc!
Nie mogem zasn. Mylaem o swoim zmarnowanym yciu. Gdybym mg
zetrze gbk wszystko, co przeczytaem, co widziaem i syszaem, zapisa si do
szkoy Zorby i zacz si uczy wielkiego, prawdziwego alfabetu! Jake odmienn
wybrabym drog! wiczybym nieustannie moje pi zmysw i ciao, aby potrafio
radowa si i rozumie. Nauczybym si biega, walczy, pywa, dosiada konia,
wiosowa, prowadzi samochd, strzela. Dusza moja uzupeniaby si ciaem, a ciao
dusz. Dokonabym w sobie nareszcie pojednania tych dwch odwiecznych
wrogw...
Siedzc na posaniu, mylaem o swoim straconym bezuytecznie yciu. Przez
otwarte drzwi w wietle gwiadzistej nocy mogem dostrzec sylwetk Zorby; oparty o
ska wyglda jak wielki nocny ptak. Zazdrociem mu. To on znalaz prawd
mylaem. Wybra waciw drog!"
W dawnych pierwotnych i twrczych czasach Zorba byby wodzem plemienia,
kroczyby na przedzie torujc drog siekier. Albo byby trubadurem, wdrujcym od
zamku do zamku, i wszyscy: panowie, damy i suba, wpatrywaliby si w jego usta,
wsuchiwaliby si w sowa. W naszej niewdzicznej epoce bdzi zgodniay jak wilk
wok zagrd albo grozi mu, e stanie si baznem jakiego gryzipirka.
Nagle zobaczyem, e Zorba wsta. Rozebra si, rzuci rzeczy na piasek i
skoczy do morza. Chwilami w sabej powiacie wschodzcego ksiyca widziaem jego
wielk gow, wynurzajc si z wody i znikajc. Od czasu do czasu wydawa jakie
okrzyki, szczeka, ra, pia jak kogut. Dusza jego w tej pustynnej nocy szukaa
zwizku ze zwierztami.
Powoli, bezwiednie zapadem w sen. Nazajutrz o wicie zobaczyem Zorb, jak
umiechnity i wypoczty cign mnie za nog.
Wstawaj, szefie!woa. Chc przedstawi ci mj plan. Suchasz?
Sucham.
Usiad po turecku na pododze i zacz mi tumaczy, w jaki sposb poprowadzi
kolejk linow ze szczytu gry na wybrzee. Bdziemy t drog sprowadza drzewo do
budowy chodnikw, a to, co pozostanie, bdziemy mogli sprzeda. Postanowilimy
wydzierawi od klasztoru sosnowy las, ale transport by zbyt drogi i nie moglimy
znale muw. Zorba wymyli wic t kolejk, ktr zbudujemy z grubych lin,
potnych supw i hakw. Bdzie si na nich zawiesza pnie i spuszcza z gry do
samego morza.
Zgoda? zapyta, skoczywszy objanienia. Podpisujesz si pod tym?
Tak jest, Zorbo. Zgadzam si.
Napali w piecyku, postawi imbryk, przygotowa kaw, potem okry mi nogi,
abym si nie przezibi, i poszed zadowolony.
Dzisiaj mwi bdziemy kopa nowy chodnik. Znalazem pikn y!
Prawdziwy czarny diament!

Wziem rkopis Buddy" i pogryem si w swoich tunelach. Pracowaem


cay dzie i w miar, jak posuwaem si naprzd, czuem si coraz bardziej wolny.
Doznawaem mieszanych uczu ulgi, dumy, niesmaku. Ale pozwalaem pochon
si tej pracy wiedziaem, e z chwil ukoczenia tego rkopisu, w dniu, kiedy go
zwi i opiecztuj, bd wolny.
Byem godny, zjadem kilka rodzynkw, migdaw i kawaek chleba.
Oczekiwaem powrotu Zorby, ktry przynosi z sob wszystko, co moe uradowa
serce czowieka niewinny miech, dobre sowo, smaczny posiek.
Przyszed pod wieczr. Przygotowa kolacj. Jedlimy, ale myl jego bdzia
gdzie indziej. Uklkn, wbi w ziemi par patykw, nacign sznurek i na
mikroskopijnych hakach zawiesi zapak, usiujc znale taki kt nachylenia, aby
konstrukcja nie runa.
Jeeli kt nachylenia bdzie wikszy ni trzeba objania leymy, jeli
bdzie mniejszy, te leymy. Musimy znale najwaciwszy kt. Do tego, szefie,
trzeba nam tgiej gowy i wina.
Wina mamy pod dostatkiem powiedziaem rozbawiony. A co do
gowy...
Zorba wybuchn miechem:
Zaczynasz si wyrabia, szefie powiedzia, patrzc na mnie z czuoci.
Usiad, eby odpocz, zapali papierosa. Znowu by w dobrym humorze, jzyk
mu si rozwiza.
Gdyby si nam udaa ta kolejka marzy gono spucilibymy tu cay las,
otworzylibymy tartak, robilibymy deski, supy, belki, zgarnialibymy pienidze szu-
fl. Potem zbudowalibymy trjmasztowiec, pozbieralibymy, co nasze, i znw
ruszylibymy w wiat!
Przed oczami Zorby zjawiy si kobiety w odlegych portach, miasta, powd
wiate, gigantyczne budowle, maszyny, statki.
Widzisz, szefie, wosy przyprszya mi ju siwizna, zby zaczynaj mi
wypada, nie mam czasu do stracenia. Ty co innego! Ty jeste mody, moesz jeszcze
pozwoli sobie na cierpliwo, ja nie. Sowo daj, im jestem starszy, tym bardziej
dziczej. Niech mi nikt nie mwi, e z wiekiem czowiek staje si agodniejszy. Niech
nie gadaj, e kiedy starzec zobaczy mier, nadstawia si i woa: Utnij mi gow,
abym mg znale si w niebie!" Ja, im duej yj, tym bardziej jestem zbuntowany.
Nie poddaj si, chciabym zawojowa wiat.
Wsta, zdj ze ciany santuri.
Chod tu, zy duchu powiedzia. Czemu tam tkwisz na cianie jak
niemowa? Zapiewaj co!
Nie mogem napatrzy si, jak ostronie, z jak niezwyk czuoci Zorba
wyjmuje santuri z pokrowca. Zdawao si, e wyuskuje fig lub rozbiera kobiet.
Pooy santuri na kolanach, pochyli si nad nim, pieszczotliwie dotkn strun
jakby si radzi, jak melodi zagra, jakby je budzi, jakby stara si je skoni, aby
zechciao towarzyszy jego stroskanej duszy, zmczonej samotnoci. Rozpocz jak
piosenk, ale nie sza dobrze, przerwa i zacz inn, struny jczay, jakby z blu, jakby
nie chciay piewa. Zorba opar si o cian, otar pot, ktry nagle zwily mu czoo.
Nie chce mrucza, spogldajc ze zniechceniem na santuri. Nie chce...
Owija je z respektem, jakby to by drapienik, ktry moe go ugry. Unis si
ociale i zawiesi santuri na cianie.
Nie chce powtrzy jeszcze raz nie chce... Nie wolno go zmusza.
Usiad na ziemi i zagrzeba w popiele kasztany, napeni szklanki winem.
Wypi, obra kasztan i poda mi.
Rozumiesz co z tego, szefie? zapyta. Ja nie. Kada rzecz ma dusz:
drzewo, kamie, wino, ktre pijemy, ziemia, po ktrej chodzimy. Wszystko, wszystko,
szefie.
Podnis szklank.
Twoje zdrowie!
Wypi i napeni na nowo.
Co za pode ycie! mrukn. Pode! Jak stara Bubulina.
Rozemiaem si.
Suchaj, co ci mwi, szefie, nie miej si. ycie jest jak stara Bubulina. Jest
stara, prawda? Owszem, ale ma swj wdzik. Zna sposoby, aby straci gow. Gdy
zamkniesz oczy, moe ci si wydawa, e trzymasz w ramionach dwudziestoletni
dziewczyn. Przysigam, e ona nie ma wicej jak dwadziecia lat, gdy jeste w formie
i zgasisz wiato!
Powiesz, e jest ju nadpsuta, e prowadzia lekkie ycie, e hulaa z
admiraami, marynarzami, onierzami, chopakami, wdrownymi handlarzami,
popami, rybakami, andarmami, kaznodziejami i sdziami pokoju! Wic co? Co z
tego? Ta stara fldra szybko zapomina. Nie pamita ani jednego ze swych kochankw.
Za kadym razem nie artuj zachowuje si jak niewinna gobica, jak biay
abd. Rumieni si wierz mi rumieni si i dry, jakby to byo pierwszy raz.
Kobieta to tajemnicze stworzenie, szefie. Moe. tysic razy upa i tysic razy
podnie si jako dziewica. Zapytasz: dlaczego? Po prostu nie pamita.
Za to jej papuga pamita, Zorbo powiedziaem, aby go podrani. Zawsze
wrzeszczy to samo imi, bynajmniej nie twoje.
Czy to ci nie irytuje, e kiedy jeste w sidmym niebie, ona wrzeszczy:
Canavaro! Canavaro!" Czy nie masz ochoty ukrci jej karku? Najwyszy czas
nauczy j woa: Zorba! Zorba!"
Co za bzdury! krzykn Zorba, zatykajc sobie uszy. Dlaczego miabym
ukrca jej kark? Uwielbiam sucha, jak ona woa to imi. Ta bezwstydnica wiesza w
nocy klatk nad kiem, a ten may diabe oczami przebija ciemno i gdy tylko
zobaczy, e jestemy w najlepszej komitywie, zaczyna wrzeszcze: Canavaro!
Canavaro!"
Przysigam, szefie, chocia ty, zasuszony wrd swoich parszywych papierw, i
tak tego nie zrozumiesz, przysigam, e natychmiast czuj lakierki na nogach,
piropusz na gowie i jedwabist brod woniejc paczul. Buon giornol Buona sera!
Mangiate macaroni! Staj si rzeczywistym Canavaro. Wstpuj na swj admiralski
statek, przedziurawiony tysicem kul, i dalej... Ognia pod koty! Rozpoczyna si
kanonada!
Zorba zarechota. Przymkn lewe oko i przyglda mi si.
Wybacz mi, szefie, ale jestem podobny do swego dziadka Aleksego, niech
Bg zlituje si nad jego dusz! Gdy mia sto lat, wieczorami siadywa przed domem i
zerka na mode dziewczta, pieszce po wod do studni. renice jego ju przygasy,
widzia bardzo le. Przywoywa wic dziewczta. Powiedz, jak si nazywasz".
Helenka, crka Mastrantoniusa!" Chod tu, zbli si, niech ci pogaszcz! Chod,
nie bj si!" Powstrzymujc si od miechu, podchodziy. Dziadek podnosi rk do
dziewczcej twarzy i gadzi j delikatnie, czule. zy pyny mu z oczu. Dlaczego
paczesz, dziadku?" zapytaem pewnego dnia. Czy zdaje ci si, chopcze, e nie
mam powodw do paczu? Umieram i zostawiam tyle piknych dziewczt!"
Zorba westchn.
Ach, mj biedny dziadku powiedzia jak ja ci rozumiem! Biada mi! -
powtarzam sobie nieraz. eby przynajmniej te wszystkie pikne kobiety mogy
umrze wraz ze mn!" Ale te ladacznice bd yy, i to jeszcze jak! Mczyni bd
trzyma je w ramionach i caowa je, kiedy ja stan si prochem, po ktrym bd
stpa.
Wyj z piecyka kilka kasztanw, obra je; trcilimy si. Siedzielimy tak
dugo, popijajc i ujc powoli jak dwa wielkie krliki. Wsuchiwalimy si w ryczce
za nami morze.
7.

Do pna w noc siedzielimy milczc przy ogniu. Raz jeszcze poczuem, jak
prost, codzienn rzecz jest szczcie szklanka wina, kasztan, jaki piecyk, szum
morza. Nic wicej. Ale by poczu, e to wszystko jest szczciem, trzeba mie proste,
naiwne serce.
Ile razy bye onaty, Zorbo? zapytaem.
Obaj bylimy lekko zawiani, nie tyle nadmiarem wina, ile tym wielkim,
niewypowiedzianym szczciem, ktre byo w nas. Bylimy obaj jak jtki
jednodniwki, przyczepione do skorupy ziemskiej, i kady z nas na swj sposb
gboko to odczuwa. Znalelimy przytulny kt w pobliu morza wrd pustych
kanistrw po nafcie i przytulilimy si do siebie, majc przed sob pikne widoki i
smaczne potrawy, a w sobie pogod, czuo i poczucie bezpieczestwa.
Zorba nie sucha mnie. Kto wie, po jakich oceanach, do ktrych nie mg
dotrze mj gos, eglowaa jego myl. Wycignem rk i dotknem go kocem
palcw.
Ile razy bye onaty, Zorbo? powtrzyem.
Poderwa si, tym razem usysza i machn rk.
Och odrzek te masz o czym mwi! Jestem przecie mczyzn! Jak
wszyscy tak i ja popeniem to wielkie gupstwo. Tak wanie nazywam maestwo
niech mi daruj wszyscy onaci. Popeniem wic wielkie gupstwo oeniem si.
Dobrze, ale ile razy?
Zorba nerwowo podrapa si w szyj i pomyla chwil.
Ile razy? powiedzia wreszcie. Uczciwie raz i na zawsze, puczciwie
dwa, nieuczciwie tysic, dwa, trzy tysice. Jak mgbym zreszt obliczy!
Opowiedz mi co o tym, Zorbo! Jutro niedziela, ogolimy si, ubierzemy
elegancko i pjdziemy do naszej Bubuliny! Nie pracujemy, moemy dzi duej
posiedzie. Wic mw!
Co mam opowiada! To nie s sprawy, o ktrych si opowiada, szefie!
Zwizki legalne s bez smaku jak potrawa bez pieprzu. O czym tu mwi? C to za
pocaunek, na ktry wici patrz i bogosawi mu. W naszej wiosce powiadaj:
Tylko kradzione miso smakuje!" Wasna ona nie jest kradzionym misem.
A jeli idzie o zwizki nielegalne, jak sobie wszystkie przypomnie! Czy kogut
prowadzi rachunki? pomyl tylko. Kiedy byem mody, zbieraem pasma wosw
kobiet, z ktrymi spaem. Nosiem zawsze przy sobie noyczki, braem je nawet, idc
do kocioa. Mczyzna nigdy nie wie, co moe mu si zdarzy.
Tak wic miaem ca kolekcj lokw czarne, jasne, kasztanowe, a nawet
siwe. Zebraem je i wypchaem nimi poduszk. Spaem na niej tylko zim, latem za
bardzo przygrzewao. Ale po pewnym czasie obrzyda mi, zacza, widzisz, cuchn,
wic spaliem.
Zorba zamia si.
To bya wanie moja ksiga rachunkowa. Spaliem j. Miaem tego dosy.
Mylaem z pocztku, e nie bdzie tego duo, ale potem zorientowaem si, e nie
wida koca wyrzuciem noyczki.
A zwizki plegalne?
Ach, te maj swj urok odpowiedzia chichoczc. Kobiety sowiaskie,
bdcie zdrowe i yjcie tysic lat! Co za swoboda! Bez tych: Gdzie bye?", Dlaczego
si spnie?", Gdzie spae?" Nie pytaj ci o nic i ty ich o nic nie pytaj! Prawdziwa
wolno!
Wzi szklank, oprni j, obra kasztana i mwi ujc:
Jedna miaa na imi Sofinka, druga Niusza. Sofink poznaem w duej
osadzie niedaleko Noworosyjska. Bya to zima, pada nieg. Szedem w poszukiwaniu
pracy w kopalni i zatrzymaem si w tej wsi. By dzie targowy. Ze wszystkich
okolicznych wiosek cignli ludzie, eby co kupi lub sprzeda. Panowa straszliwy
gd i mrozy. Ludzie sprzedawali na chleb wszystko, co mieli, nawet wite obrazy.
Kryem po targowisku i nagle zobaczyem mod chopk zeskakujc z
wozu. Chyba ze dwa metry wzrostu, oczy bkitne jak morze i ten zad, niech si
schowa klacz... Stanem jak wryty. No, biedny Zorbo powiedziaem sobie
wsike!"
Poszedem za ni, patrzyem i nie mogem si napatrzy. Trzeba byo widzie
jej poladki, ktre koysay si jak wielkanocne dzwony. Po co ci szuka kopalni, mj
stary mwiem sobie. To to strata czasu! Tu masz najlepsz kopalni. Pakuj si
w ni i dr chodniki!"
Dziewczyna zatrzymaa si. Chcc kupi wizk drzewa, targowaa si, potem
podniosa j do gry Boe, co za ramiona! i rzucia na wz. Kupuje kawaek
chleba i kilka wdzonych ryb. Ile?" Tyle a tyle". Wyjmuje z ucha zoty kolczyk, aby
zapaci. Nie miaa pienidzy, chciaa odda zoty kolczyk. Krew we mnie zawrzaa.
Pozwoli kobiecie, aby wyzbya si kolczykw, ozdb, pachncych myde, perfum...
To to koniec wiata! Tak jakby kto obdar pawia z pir! Miaby sumienie oskuba
pawia? Przenigdy! Nie, nie, przynajmniej pki Zorba yje, to si nie stanie.
Otworzyem sakiewk i zapaciem. W owych czasach ruble byy strzpami papieru. Za
sto drachm moge kupi mua, a za dziesi kobiet.
Pac wic. Dziewoja odwraca si i spoglda na mnie spod oka. Chwyta mnie za
rk i chce j pocaowa. Ale wyrywam j. Jak to? Bierze mnie za starucha? Krzyczy:
Spasibo! Spasibo!", co oznacza: Dzikuj! Dzikuj!" Wskoczya na wz, chwycia
lejce i podniosa bat. Zorba powiedziaem sobie wtedy uwaaj albo ucieknie ci
sprzed nosa!" Jednym susem wskoczyem na wz i usiadem obok niej. Nic nie
powiedziaa, nie spojrzaa nawet w moj stron, zacia konia i pojechalimy.
Podczas tej drogi zrozumiaa, e chc si z ni oeni. Zdoaem wystka ze
trzy rosyjskie sowa, ale przecie w tych sprawach nie ma potrzeby duo gada.
Rozmawialimy oczami, rkoma, kolanami. Krtko mwic, przyjedamy do wsi i
zatrzymujemy si przed chat. Zsiedlimy z wozu. Dziewczyna energicznym ruchem
pchna furtk. Zoylimy drzewo wzilimy ryby, chleb, i weszlimy do izby. W
pobliu wygaszonego paleniska siedziaa skurczona staruszka. Draa. Bya okutana
workami, szmatami i jagnicymi skrami, a mimo to draa. Zaczem ukada
drzewo w piecu i rozpala ogie. Staruszka spogldaa na mnie, umiechajc si.
Crka powiedziaa co, czego nie zrozumiaem. Ogie si pali, staruszka rozgrzaa si
i powoli wracaa do ycia.
Tymczasem dziewczyna nakrya do stou, przyniosa troch wdki i wypilimy.
Rozpalia samowar i naparzya herbat. Jedlimy, dzielc si ze staruszk. Potem
dziewczyna szybko posaa ko, pooya czyste przecierado, zapalia lampk
oliwn przed obrazem Najwitszej Marii Panny, przeegnaa si trzykrotnie.
Przywoaa mnie ruchem rki, uklklimy oboje przed star i ucaowalimy jej do.
Pooya kociste rce na naszych gowach, mruczc co pod nosem; prawdopodobnie
dawaa nam bogosawiestwo. Spasibo! Spasibo!" zawoaem i jednym susem
znalazem si z dziewczyn w ku.
Zorba zamilk. Podnis gow i spojrza daleko na morze.
Nazywaa si Sofinka... powiedzia po chwili i pogry si w milczeniu.
I co dalej? zapytaem niecierpliwie.
Nie byo dalej. Co za mania, szefie, to twoje cige: Co dalej?" i Dlaczego?"
Czy wszystko, na Boga, da si opowiedzie? Kobieta jest jak wiee rdo. Pochylasz
si nad nim, widzisz swoj twarz, pijesz, pijesz, a ci dech zapiera. Potem przychodzi
inny; on te ma pragnienie, pochyla si, widzi swoj twarz i te pije. I znw inny... Ko-
bieta jest jak rdo...
Opucie j?
A co miaem robi? Mwi ci, kobieta to rdo, a ja byem przechodniem,
poszedem swoj drog. Byem z ni, niech j Bg ma w opiece trzy miesice. Zego
sowa nie mog o niej powiedzie. Ale po trzech miesicach przypomniaem sobie, e
szedem w poszukiwaniu kopalni. Sofinko powiedziaem jej pewnego ranka
mam robot, musz odej". Dobrze odpara Sofinka id. Poczekam miesic,
jeeli nie wrcisz, bd wolna. Ty te. Id z Bogiem!" Poszedem.
I po miesicu wrcie?
Wybacz mi, szefie, ale ty jeste gupi! krzykn Zorba. Jak miaem
wrci? Czy te baby zostawi kiedy czowieka w spokoju? Po dziesiciu dniach na
Kubaniu spotkaem Niusz.
Opowiedz mi o niej! Opowiedz!
Kiedy indziej, szefie. Nie trzeba ich, biedaczek, miesza. Zdrowie Sofinki!
Jednym haustem wypi wino i opar si o cian.
Dobrze rzek opowiem ci te o Niuszy. Dzisiejszego wieczoru eb
peen Rosji. Wygadajmy si!
Otar wsy i pogrzeba w piecyku.
T poznaem w jakiej wsi na Kubaniu. Byo lato. Stosy arbuzw i melonw
pitrzyy si jak gry. Zrywaem, ile chciaem, nikt mi nic nie mwi. Przecinaem na
dwoje i napychaem si nimi.
W Rosji, szefie, jest obfito wszystkiego, wszystkiego tam peno. Tylko bra i
wybiera! I to nie tylko melony i arbuzy, ale ryby, maso, kobiety. Widzisz arbuz i
bierzesz go, spotykasz kobiet to samo. Nie tak jak u nas w Grecji, gdzie jeli
podniesiesz upin melona, cigaj ci po sdach, a jeli dotkniesz kobiety, jej brat
wyciga n, by zrobi z ciebie gulasz, fe, ndzne sknery! Jedcie do Rosji i zobaczcie,
jak mona y!
Wdruj przez Kuba i widz w ogrdku kobiet. Spodobaa mi si. Musisz
wiedzie, szefie, e Sowianki to nie to samo co nasze mae, skpe Greczynki, ktre
sprzedaj ci mio na gramy, robi wszystko, aby ci da mniej, ni ci si naley,
oszukuj na wadze. Sowianka, szefie, daje dobr miar. We nie, w mioci, w
jedzeniu. Jest w niej co ze zwierzt, z ziemi i pl. Daje, daje pen garci, nie skpi
jak te greckie sknery.. Jak si. nazywasz?" zapytaem. Widzisz, dziki kobietom
nauczyem si troch rosyjskiego... Niusza. A ty?" Aleksy. Bardzo mi si podobasz,
Niusza". Spojrzaa na mnie uwanie, jak patrzy si na konia, ktrego chce si kupi.
Ty te nie wygldasz najgorzej powiedziaa. Masz mocne zby, dugie wsy,
szerokie i silne bary. Podobasz mi si". Oto caa nasza rozmowa; nie byo potrzeby
mwi wicej. Szybko doszlimy do porozumienia. Tego samego wieczoru miaem
przyj do niej w odwitnym stroju. Masz futro?" zapytaa Niusza. Mam, ale przy
tym upale..." Nie szkodzi, we je, to bdzie wyglda elegancko".
Wieczorem stroj si jak nowoeniec, zarzucam futro na ramiona, bior lask
ze srebrn rczk i id. Bya to dua wiejska chata, przy niej zabudowania
gospodarskie, bydo, prasy do winogron, dwa ogniska na podwrzu, a nad nimi koty.
Co si tu gotuje?" pytam. Moszcz z arbuzw". A tu?" Moszcz z melonw". Co za
kraj! powiedziaem sobie. Kto to sysza? Moszcz z arbuzw i melonw! Istna
ziemia obiecana! Twoje zdrowie, Zorba! Trafie jak mysz do spiarni".
Wszedem. Ogromne, drewniane, skrzypice schody. Na grze stali matka i
ojciec Niuszy, mieli na sobie co w rodzaju zielonych szarawarw przepasanych
czerwonymi pasami z grubymi pomponami. Wygldali wspaniale. Rozwarli ramiona i
dalej ciska mnie i caowa. Olinili mnie caego. Mwili tak szybko, e niewiele
rozumiaem, ale mi to nie przeszkadzao. Z wyrazu ich twarzy mogem wyczyta, e
nie ycz mi le.
Wchodz do izby i co widz? Stoy uginajce si od jedzenia i picia jak
wypeniony po brzegi wielki aglowiec. Wszyscy stoj: rodzice, krewni, kobiety i
mczyni, a przed, nimi Niusza, umalowana, wystrojona, z piersi wypit jak rzeba
na dziobie okrtu. W czerwonej chusteczce na gowie promieniaa piknoci i
modoci. Na piersiach miaa wyhaftowany sierp i mot. Czy to dla ciebie ten ksek,
ty szczciarzu? mruczaem do siebie. Czy to ty, Zorba, bdziesz dzi w nocy
trzyma w ramionach to ciao? Boe, wybacz twojemu ojcu i matce, ktrzy wydali ci
na wiat!"
Rzucilimy si arocznie jak jeden m do jedzenia. arlimy jak winie i
pilimy jak smoki. A pop? zapytaem ojca Niuszy, ktry siedzia koo mnie i sapa z
przejedzenia. Gdzie jest pop, ktry ma nam pobogosawi?" Nie ma popa
odpar strzykajc lin. Nie ma popa. Religia to opium dla ludu!"
Powiedziawszy to podnis si, wypinajc pier, rozluni czerwony pas i rk
nakaza cisz. Patrzc mi w oczy, wznis kielich napeniony po brzegi. A potem
mwi, mwi... Wygosi do mnie mow. Co powiedzia? Bg raczy wiedzie. Miaem
do stania, byem troch wstawiony. Usiadem i przycisnem swoje kolano do
kolana Niuszy, ktra siedziaa po prawej stronie.
Stary spoci si, ale nie przerywa. Wtedy rzucilimy si wszyscy ku niemu,
ciskajc go w ramionach, aby go zmusi do milczenia. Zamilk. Niusza skina na
mnie. Teraz ty musisz przemwi".
Podniosem si wic i ja z kolei wygosiem mow p po rosyjsku, p po
grecku. Co powiedziaem? Niech mnie powiesz, jeli wiem. Pamitam tylko, e pod
koniec zaintonowaem t zbjeck piosenk. Ryczaem bez sensu, bez rymu:

Wyszli zbjcy w gry


kra konie!
Koni nie znaleli,
wic porwali Niusz!

Widzisz, szefie, przystosowaem nawet tekst do sytuacji:

Id, id, id!


Hej, id, mamo, id!
Och, moja Niuszo!
Och, moja Niuszo!
Hej!

Bekocc rzuciem si do Niuszy i zaczem j caowa...


I co dalej? spytaem znowu, widzc, e Zorba zamilk.
Ty znowu swoje co dalej" westchn Zorba zdenerwowany. yem z ni
sze miesicy. Przysigam ci, e od tego czasu ju niczego si nie boj. Mwi ci
niczego! Poza jednym: eby Bg albo diabe nie zatarli w mojej pamici tych szeciu
miesicy. Rozumiesz? Powiedz, e zrozumiae...
Zorba przymkn oczy. Wydawa si bardzo wzruszony. Pierwszy raz widziaem
go tak poruszonego dalekim wspomnieniem.
Tak bardzo kochae Niusz? spytaem po chwili.
Zorba otworzy oczy.
Jeste mody, szefie. Jeste jeszcze mody, nie moesz tego zrozumie. Kiedy
posiwiejesz jak ja, pogadamy o tym, o tej odwiecznej sprawie.
Jakiej odwiecznej sprawie?
O kobiecie, oczywicie! Ile razy mam ci to powtarza? Kobieta jest
odwieczn spraw. Ty jeste teraz jak koguty, ktre wskakuj na kury, raz dwa robi
swoje, a potem nadymaj si, wskakuj na kup gnoju i piej. Nie obchodz ich kury,
lecz wasne grzebienie. C ty moesz wiedzie o mioci? Nic a nic!
Splun z pogard i odwrci si, nie chcc na mnie patrze.
A wic, Zorbo zapytaem znowu co z Niusz?
Zorba odpowiedzia zapatrzony w morsk dal:
Pewnego wieczoru wrciem do domu i nie zastaem jej. Ucieka z
przystojnym onierzem, ktry przyby do wioski. To by koniec. Serce mi si rozdaro,
ale szybko si zroso. Widziae pewnie agle pene czerwonych, tych i czarnych at,
zszyte grubymi nimi, agle, ktrych nie rozerwie nawet najsilniejszy, sztorm. Takie
jest moje serce. Pene dziur i pene at. Niczego ju si nie lka.
Nie miae alu do Niuszy?
Dlaczego miabym mie do niej al? Mw, co chcesz, szefie, ale kobieta to
zupenie co innego, zupenie co innego! Nie jest czowiekiem. Dlaczego wic miabym
mie do niej al? Kobieta jest czym niepojtym. adne prawa ani religia nie maj do
niej zastosowania. S zbyt surowe i bezwzgldne. Gdybym ja wymyla prawa, dabym
osobne dla mczyzn, osobne dla kobiet. Dziesi, sto, tysic ustaw dla mczyzn
mczyzna jest mczyzn, wszystko wytrzyma ale ani jednej dla kobiet. Ile razy
mam ci powtarza, szefie, e kobieta to sabe stworzenie? Zdrowie Niuszy, zdrowie
kobiety! Niech Bg da nam, mczyznom, wicej rozumu.
Wypi, podnis rk i opuci j nagle, jakby co rba.
Niech nam da wicej rozumu albo niech zrobi z nami to, co wuj Anagnostis z
wieprzami. Inaczej, wierz mi, koniec!
8.

Nastpnego dnia my deszcz. Niebo, zda si, z nieopisan czuoci czyo si


z ziemi, przywodzc mi na myl hindusk paskorzeb na ciemnoszarym kamieniu,
gdzie mczyzna, opltszy ramionami kobiet, zespala si z ni tak mikko i
serdecznie, i czas, zatarszy kontury cia, upodobni ich do dwch zczonych
mionie owadw ze zwilgotniaymi od deszczu skrzydami.
Siedziaem w baraku, patrzc na mroczniejc ziemi i lnice, szarozielone
morze. Od kraca do kraca play nie byo wida ywej duszy: ani ptaka, ani agla na
morzu. Tylko zapach ziemi napywa przez okno.
Wstaem, jak ebrak wycignem rk. I natychmiast zebrao mi si na pacz.
Jaki smutek, gbszy i mroczniejszy ni mj wasny, wion od wilgotnej ziemi.
Ogarno mnie przeraenie osaczonego zwierzcia, ktre paso si beztrosko i nagle
poczuo, e wpado w puapk, z ktrej nie ma wyjcia.
Ze wstydem opanowaem ch krzyku, ktry by przynis mi ulg.
Chmury opuszczay si niej i niej. Wyjrzaem przez okno. Serce moje
uderzao wolno.
Ponure, duszne godziny mawki s utkane z cierpienia. W takich chwilach
przychodz na myl gorzkie wspomnienia ukryte gboko w duszy rozka z
przyjacimi, zgase umiechy kobiet, nie spenione nadzieje jak motyle, ktrym
wyrwano skrzyda, czynic z nich toczce moje serce robaki.
Stopniowo spoza mawki przesaniajcej mokr ziemi wyoni si obraz
przyjaciela przebywajcego na Kaukazie. Aby wyrwa si z side deszczu, ujem piro
i pochyliem si nad papierem. Rozmowa, ktr zaczem na odlego, bya jak
wiey oddech.
Drogi Przyjacielu! Pisz do Ciebie z bezludnego wybrzea Krety, gdzie
postanowiem zatrzyma si na kilka miesicy i zabawi si w czowieka interesu. Jeli
ta gra si uda, powiem, e nie bya to zabawa, tylko wana decyzja, ktra przeobrazia
cae moje ycie.
Pamitasz, odjedajc, nazwae mnie gryzipirkiem. To mnie tak trapio, e
postanowiem na jaki czas moe na zawsze porzuci papiery i wzi si do
czynu. Wydzierawiem niewielkie wzgrze, kryjce wgiel, najem robotnikw,
zakupiem kilofy, opaty, lampy acetylenowe, kosze, taczki, przebiem tunele i
wdzieram si do wntrza. Tak, Tobie na zo! Oto z gryzipirka przeobraziem si w
kreta. Kopi, dr otwory w ziemi. Mam nadziej, e zaaprobujesz t przemian.
Czsto mienie si w artach moim uczniem. Korzystam z tego i wiedzc, i
powinnoci prawdziwego nauczyciela jest umie wicej od ucznia, tropi sprawy
modoci. W ten sposb dotarem na Kret.
Moje radoci tutaj s wielkie, wanie dlatego, e zwyczajne. Skadaj si na nie
odwieczne elementy: wiee powietrze, soce, morze, pszenny chleb. Wieczorem za
siada przede mn po turecku niezwyky Sindbad eglarz i opowiada. Opowiada, a
wiat urasta wwczas do ogromnych rozmiarw. Nieraz, gdy mu nie starcza sw,
zrywa si i taczy, a kiedy i taniec mu nie wystarcza, chwyta santuri, kadzie na
kolana i zaczyna gra.
Czasami jest to melodia dzika stajesz zaskoczony, pojmujc nagle, e wiode
ycie puste i jaowe, niegodne czowieka. Kiedy indziej melodia pena blu sprawia, e
czujesz, i ycie przemyka ci si jak piasek midzy palcami i nie ma na to rady.
Serce obija si o ebra jak biegajce na krosnach czenko. Tka wtek tych
kilku miesicy spdzonych na Krecie i przebacz mi, Boe chyba jestem
szczliwy.
Konfucjusz mwi: Wielu szuka szczcia ponad ludzk miar, inni poniej jej,
lecz ono znajduje si obok czowieka. To prawda. Istnieje tyle rodzajw szczcia, ile
miar poszczeglnych ludzi. Takie jest, drogi Uczniu i zarazem Mistrzu, moje szczcie
dzisiejsze. Mierz je i mierz wci od nowa, zaniepokojony, czy jest na moj obecn
miar. Bo wiesz dobrze, e czowiek ulega zmianom.
Dusza ludzka przeobraa si zalenie od nastroju, ciszy, samotnoci albo
otoczenia! Ludzie widziani przez pryzmat mojej samotnoci nie wydaj si
mrwkami, lecz przeciwnie: ogromnymi dinozaurami lub pterodaktylami, yjcymi w
powietrzu nasyconym dwutlenkiem wga i gst kosmiczn zgnilizn. Istna dungla
niezrozumiaa, absurdalna, aosna. Pojcia: ojczyzna i nard, do ktrych tak
jeste przywizany, sowa ludzko i humanizm, ktre mnie urzeky, maj tak
sam warto wobec wszechogarniajcego tchnienia rozkadu. Czujemy, e zostalimy
stworzeni, aby wymwi par sylab, czasem nie sylab, ale nieartykuowanych
dwikw, jakich a, o, u po czym obracamy si w nico. Nawet
najwzniolejsze idee, widziane od podszewki, s tylko bawidekami wypchanymi
trocinami ze zrcznie ukryt w rodku spryn.
Wiesz jednak dobrze, e te pene okruciestwa rozmylania nie skaniaj mnie
do rezygnacji, lecz s jak gownie zaegajce, we mnie pomie. Mj mistrz Budda rze-
cze: Widziaem. I ja rwnie widziaem i wymieniem porozumiewawczy znak z
niewidzialnym, penym kaprynego humoru Reyserem. Od tej chwili mog a do
koca gra rol, jak mi Bg wyznaczy na swojej scenie; poniewa widziaem
wsptworz t sztuk, w ktrej gram.
Tak wic, obejmujc wzrokiem scen wszechwiata, widz Ci grajcego
rwnie sw rol w owianych legend zaktkach Kaukazu. Walczysz o ocalenie kilku
tysicy naszych wspplemiecw, zagroonych mierci. O, Pseudo-prometeuszu! I
Ty poznasz cierpienie. Zadadz ci je owe ciemne siy, z ktrymi toczysz wojn, a
ktrym na imi: gd, zimno, choroby, mier. Ale bdziesz si w swojej dumie
radowa, e s tak liczne i niezwycione, bo przez to Twj trudny cel wyda ci si
bardziej godny powicenia, a Twa dusza osignie tragiczn wielko.
ycie, jakie wiedziesz, uwaasz z pewnoci za szczliwe, a ono przez to staje
si rzeczywicie takie. I Ty te znalaze szczcie na swoj miar, ktra chwaa Bo-
gu jest teraz wiksza od mojej. Dobry nauczyciel nie pragnie lepszej nagrody ni ta,
by ucze go przecign.
Co do mnie czsto bluni i bdz. Moja wiara jest mozaik zoon z
wtpliwoci. Nieraz opanowuje mnie pragnienie, by za jedn chwil odda cae ycie.
Ale Ty mocno dzierysz ster i nie zapominasz, dokd zmierzasz, nawet w najmilszych
dla siebie chwilach.
Pamitasz te dni, kiedy we dwjk wdrowalimy przez Wochy do Grecji?
Postanowilimy uda si nad Morze Czarne, bo tam byo niebezpiecznie. Pamitasz?
W jakiej maej miecinie wysiedlimy spiesznie z pocigu; mielimy nie wicej ni
godzin do odejcia nastpnego. Udalimy, si do ogromnego, bujnie zaronitego
parku w pobliu dworca. Peen by drzew o szerokich liciach, bananowcw, trzcin o
szarym, metalicznym kolorze. Kwitnc ga oblepiay pszczoy, a ona zdawaa si
dre z rozkoszy, jak sprawia ofiarowywanie sodyczy.
Szlimy w milczeniu, powoli jak we nie. I niespodziewanie na jednym z
zakrtw kwitncej alei ukazay si dwie dziewczyny. Idc czytay. Nie pamitam ju,
czy byy adne, czy brzydkie. Wiem tylko, e jedna miaa wosy jasne, a druga ciemne
i e obie nosiy lekkie bluzki.
Z odwag, jaka zdarza si jedynie w snach, zbliylimy si do nich i Ty
powiedziae ze miechem: Cokolwiek czytacie, podyskutujmy o tym. Czytay
Gorkiego. Wic w popiechu, bo pozostao nam niewiele czasu, mwilimy o yciu,
ndzy, buncie, o mioci...
Nigdy nie zapomn tamtej radoci i zarazem goryczy. Bo rozmawiajc,
jakbymy byli starymi przyjacimi, nawet kochankami tych nieznanych dziewczt,
pieszylimy si; za par minut mielimy je opuci na zawsze. W rozedrganym
powietrzu czuo si rozstanie i mier.
Pocig nadjecha z gwizdem. Zerwalimy si jakby ze snu i ucisnlimy sobie
donie. Czy mona zapomnie mocny, rozpaczliwy splot naszych rk, naszych palcw,
ktre nie chciay si rozczy! Jedna z dziewczt poblada, druga zamiaa si drc.
Pamitam, powiedziaem Ci wtedy: C znaczy Grecja, ojczyzna i obowizek?
Prawda znajduje si tutaj! A Ty odrzeke: Grecja, ojczyzna nic nie znacz, ale w
imi tego nic" chtnie oddamy ycie!
Po co Ci pisz o tym wszystkim? Aby wiedzia, e niczego, co wsplnie
przeylimy, nie zapomniaem. I eby wreszcie wyrazi w listach to, co susznie czy
niesusznie milczc krylimy w sobie, gdy bylimy razem.
Teraz, kiedy nie ma Ci przy mnie i nie widzisz mojej twarzy, kiedy nie
obawiam si, e wydam Ci si przewraliwiony i mieszny, powiem Ci, e bardzo Ci
kocham".
Skoczyem list, pogawdka z przyjacielem przyniosa mi ulg.
Zawoaem Zorb. Przykucn pod ska, eby nie mokn, i sprawdza
dziaanie kolejki linowej.
Chod, Zorbo! zawoaem. Wsta, idziemy do wioski przej si troch.
Ale masz humor, szefie! Pada. Nie poszedby sam?
Owszem, mam humor i nie chc go straci, a gdy jestemy we dwch, to mi
nie grozi. Chod!
Zamia si.
Cieszy mnie, e ci jestem potrzebny. Chodmy!
Narzuci podarowany przeze mnie paszcz ze spiczastym kapturem i wyszlimy
na drog, czapic po bocie.
Wierzchoki grskie rozmazyway si w deszczu i mgle, mokre kamienie lniy,
nie byo wiatru. Kopalnia wgla brunatnego ledwo majaczya w szarudze. Od zarysu
wzniesienia, przywodzcego na myl kobiec twarz, wia niemal ludzki smutek, jakby
to kobieta omdlaa pod kroplami deszczu.
Gdy tak sipi, serce si kraje czowiekowi powiedzia Zorba i trudno mu
to mie za ze.
Pochyli si nisko nad korzeniami ywopotu, zerwa pierwsze dzikie narcyzy,
przypatrywa si im przez dugi czas tak nienasycenie, jakby je pierwszy raz widzia,
wcha je z przymknitymi oczami, wreszcie odda mi je z westchnieniem.
Gdybymy wiedzieli, szefie rzek o czym szepc kamienie, kwiaty i
deszcz! Moe nas woaj, a my nie syszymy. Kiedy otworz si ludzkie uszy? Kiedy
rozewr si nasze oczy? Kiedy nasze rozpostarte ramiona obejm kamienie, kwiaty,
deszcz, ludzi?... Co o tym sdzisz, szefie? A co mwi twoje szpargay?
Niech je diabli porw! uyem ulubionego wyraenia Zorby. Niech je
diabli porw i tyle!
Zorba chwyci mnie za rk.
Powiem ci, co myl, szefie, ale nie obra si. Zbierz w kup wszystkie swoje
szpargay i spal je. Wtedy kto wie, przecie nie jeste gupi, jeste dobrym
czowiekiem... Moe te co zrozumiesz!
On ma racj! Ma racj! krzyknem w gbi duszy. Ma racj, a jednak nie
mog tego zrobi!"
Zorba przystan, zamyli si i po chwili powiedzia:
Chyba ja co nieco rozumiem...
Co? Powiedz mi, Zorba!
Czy ja wiem? Wydaje mi si, jakbym co dostrzega... Ale jeli sprbuj o
tym mwi, zepsuj wszystko. Ktrego dnia, gdy bd w nastroju, zatacz to.
Deszcz przybra na sile. Dochodzilimy do wioski. Dziewczynki pdziy z
pastwisk owce, gospodarze wyprzgali woy, porzucajc nie dokoczon ork,
gospodynie zwoyway pod dach dzieci. Wesoy zamt ogarn wiosk z chwil, gdy
szaruga przesza w ulew. Kobiety wydaway gone okrzyki, lecz ich oczy si miay. Z
bujnych brd mczyzn i z ich podkrconych wsw zwisay grube krople. Gorzka
wo gleby, trawy i kamieni unosia si nad ziemi.
Przemoknici do ostatniej nitki schronilimy si w kawiarni-masarni Cnota".
Panowa tu tok. Jedni grali w karty, inni rozmawiali tak gono, jakby woali do siebie
z dwch szczytw grskich, oddzielonych przecz. W gbi, przy stoliku na
drewnianym podwyszeniu, zasiada wiejska starszyzna: wuj Anagnostis w biaej
koszuli z szerokimi rkawami, Mavrantonis, powany, milczcy pali nargile z
oczami utkwionymi w pododze chudy i wymizerowany nauczyciel wsparty na
grubej lasce, z dobrodusznym umiechem suchajcy zaronitego olbrzyma, ktry
niedawno wrci z Kastellionu i opowiada o dziwach wielkiego miasta. Pochylony nad
lad waciciel kafejki nastawia ciekawie uszu i artowa, pilnujc kamionek z kaw,
stojcych rzdem na ogniu. Wuj Anagnostis wsta, gdy tylko nas zauway.
Prosimy do nas, ziomkowie powiedzia. Sfakianonikolis opowiada
wanie o wszystkim, co widzia i sysza w Kastellionie... To zabawne... Przyjdcie
posucha. I zwracajc si do waciciela, zamwi: Dwie wdki.
Zajlimy miejsca. Pdziki pastuch na widok obcych skuli si i zamilk.
Nawet w teatrze bye, kapetanie Nikolisie? nauczyciel prbowa zmusi
go do mwienia. Jak ci si tam podobao?
Sfakianonikolis wycign ogromn ap, ca garci chwyci czar z winem i
jednym haustem wypi dla dodania sobie odwagi.
Czy byem, mwisz? krzykn. A jake, byem! Nieraz syszaem o
Kotopuli, a wreszcie pewnego wieczoru przeegnaem si i rzekem sobie: Pjd,
sowo daj, pjd zobaczy, co to za diabe!"
No i co zobaczye, Nikolisie? spyta wuj Anagnostis. Co ujrzae,
zuchu?
Sowo daj! Nic wielkiego. Teatr! Tyle si o tym syszy, jakby to byo nie
wiadomo co, a tymczasem szkoda nawet pienidzy. To tak jak kawiarnia, tyle, e
okrga jak klepisko, wiele krzese, kandelabry i ludzie. Zgupiaem, wiato zawiercio
mi w lepiach, przestaem cokolwiek widzie! Do diaba! myl sobie. Ani chybi
czary, trzeba zmyka!" A tu jaka pannica, trzepocca si jak sroka, ucapia mnie za
rk i cignie. Dokd mnie prowadzisz?" krzycz, a ona nic, tylko dalej cignie.
Wreszcie odwraca si i mwi: Siadaj!" Siadem. Przede mn i za mn, z prawej i lewej
strony ludzie. Oj, udusz si! myl. Zdechn bez odrobiny powietrza!" Zwra-
cam si do ssiada: Skd, kumie, wychodz te prymadony?" Ot, stamtd, ze
rodka!" odpowiada i pokazuje jak zason. Gapi si wic i ja na ni.
Rzeczywicie, najpierw co zadzwonio, a potem ta zasona si podniosa. I oto prosz
jest Kotopuli. Tylko waciwie to wcale nie Kotopuli, a kobieta. Sowo daj
najprawdziwsza kobieta! Zacza spacerowa tu i tam, krci si i koysa. A jak si to
ludziom ju znudzio, zaczli klaska i ona ucieka. Wieniacy tarzali si ze miechu, a
Sfakianonikolis obraony podszed do drzwi.
Pada! powiedzia gono, eby zmieni temat.
Wszyscy spojrzelimy za nim i wanie w tej chwili zobaczylimy biegnc
kobiet. Rozpuszczone wosy spaday jej na ramiona, podkasaa do kolan czarn
spdnic. Bya pulchna i krga, mokre, przylegajce do ciaa ubranie uwypuklao jej
jdrne ksztaty.
Poderwaem si. Urodziwa bestia!" pomylaem. Wydaa mi si
niebezpieczna.
Kobieta obejrzaa si i obrzucia bystrym spojrzeniem wntrze kafejki. Twarz
jej pojaniaa, oczy zabysy.
Madonno! szepn jaki siedzcy przy oknie modzik z meszkiem zarostu
na brodzie.
Niech to licho! Gorca! rykn stranik Manolakas. Rozpala ogie,
ktrego potem nie gasi!
Modzieniec spod okna zanuci najpierw cicho, niepewnie, stopniowo jednak
gos jego nabiera mocy.

Wdowia poduszka wonieje jak pigwa,


Poznaem jej zapach i zasn nie mog...

Zamknij gb! krzykn Mavrantonis, wymachujc nargilami.


Modzieniec zamilk. Dugowosy starzec pochyli si do Manolakasa.
Twj wuj szepn tajemniczo znowu si wciek. Gdyby to od niego
zaleao, niech Bg uchowa, posiekaby biedaczk na kawaki.
A Manolakas odpar:
Co mi si zdaje, dziadku Antruliosie, e i ciebie cignie wdowia kiecka! Nie
wstyd ci to? Jeste przecie kocielnym.
O, nie! Posuchaj! Powtarzam raz jeszcze: niech Bg j uchowa! Zauwaye,
jakie dzieci rodz si ostatnio w naszej wiosce? Pikne jak anioy! Jak mylisz dla-
czego? Dziki wdowie. Ona wada ca wsi... Gasisz lamp i wyobraasz sobie, e
obejmujesz j, a nie on. Std te pikne dziatki... Dziadek Antrulios zamilk na
krtko, po czym cign dalej: Chwaa temu, kto j zdobdzie! Ech, gdybym mia
dwadziecia lat jak syn Mavran-tonisa, Pavlis.
Zaraz zobaczymy j wracajc do domu! powiedzia kto i zamia si.
Spojrzeli w stron drzwi. Lao jak z cebra, strumyczki wody bulgotay na
kamieniach, niebo raz po raz przecinay byskawice. Zorba, wzburzony jeszcze
niedawnym widokiem wdowy, skin na mnie:
Nie pada ju, szefie, chodmy!
W drzwiach pojawi si bosy, rozczochrany modzik o wielkich, natchnionych
oczach, jakie widujemy na obrazach przedstawiajcych Jana Chrzciciela.
Witaj, Mimithosie! zawoao kilku ze miechem.
Kada wioska ma swego przygupka, a jeli nie, to tworzy go sobie dla rozrywki.
Mimithos by przygupkiem tej wsi.
Przyjaciele! krzykn wysokim, zaamujcym si gosem. Wdowa
Surmelina zgubia swoje jagni. Pi litrw wina temu, kto je odnajdzie!
Wyno si, niedojdo! zawoa Mavrantonis.
Przeraony Mimithos skuli si w kcie, tu przy drzwiach.
Siadaj, Mimithosie, i napij si na rozgrzewk rzek litociwie wuj
Anagnostis. Co staoby si z nasz wiosk bez tego idioty!
We drzwiach stan wty modzieniec o wyblakych, niebieskich oczach.
Ociekajce wod wosy przylegay mu do czoa. Dysza.
Witaj, Pavlisie! zawoa Manolakas. Witaj, kuzynie! Chod do nas.
Mavrantonis na widok syna zmarszczy brwi.
To ma by mj syn? mrukn do siebie. Ten wyskrobek? W kogo u
diaba si wda? Bierze mnie ochota, by chwyci go za kark, podnie i cisn nim o
ziemi niby robakiem.
Zorba siedzia jak na rozpalonych wglach. Wdowa rozpomienia jego
wyobrani, nie mg ju wytrzyma w czterech cianach.
Chodmy, szefie, chodmy... powtarza nieustannie. Udusimy si tutaj!
Zdawao mu si, e chmury rozproszyy si i wyjrzao soce.
Kim jest ta wdowa? zwrci si z udan obojtnoci do waciciela
kawiarenki.
Kobya odpar Kontomanolios. Przyoy palec do ust i wskaza okiem na
Mavrantonisa, ktry znowu wbi wzrok w ziemi. Kobya powtrzy. Nie
mwmy o niej, eby nie grzeszy.
Mavrantonis wsta, zoy nargile.
Wybaczcie! powiedzia. Pjd do domu. Chod, Pavlis, ze mn!
Ruszy przodem, za nim syn. Obaj zniknli w deszczu. Za nimi wyszed
Manolakas.
Kontomanolios szybko zaj miejsce Mavrantonisa.
Nieszczsny Mavrantonis umrze z rozpaczy powiedzia tak cicho, eby
jego sowa nie dotary do ssiednich stolikw. Jego dom nawiedzio nieszczcie.
Wczoraj na wasne uszy syszaem, jak Pavlis mwi do ojca: Zabij si, jeeli ona nie
zostanie moj on!". A ta bezwstydnica go nie chce! Co gorsza, nazywa smarkaczem.
Chodmy, szefie, nalega Zorba, ktry podnieca si, gdy mwiono o wdowie.
Koguty zaczy pia, deszcz nieco zela.
Chodmy zgodziem si, wstajc.
Mimithos wychyn ze swego kta i zacz skrada si za nami.
Kamienie lniy obmyte wod, drzwi pociemniay od wilgoci. Staruszki szy z
koszykami zbiera limaki. Mimithos zbliy si i dotkn mojej doni.
Daj papierosa, szefie powiedzia. To ci przyniesie szczcie w mioci.
Daem. Wtedy wycign wychud, opalon rk.
Daj jeszcze ognia!
Gdy podaem mu go, zacign si gboko, wypuci dym nozdrzami i
przymkn oczy.
Jestem szczliwy niby pasza mamrota.
Dokd idziesz?
Do sadu wdowy. Powiedziaa, e da mi je, jeli ogosz wie o owcy.
Szlimy prdko. Przez chmury wyjrzao soce. Wioska umiechna si, wieo
obmyta deszczem.
Podoba ci si wdowa, Mimithosie? spyta Zorba przez zby.
Mimithos zachichota.
Dlaczego nie miaaby mi si podoba? Czy nie wylazem jak inni ze cieku!
cieku? spytaem zdumiony. Co chcesz przez to powiedzie,
Mimithosie?
No, z ona matki.
Byem zaskoczony. Tylko Szekspir mgby w chwili natchnienia znale tak
surowe i realistyczne okrelenie dla odmalowania ciemnej i odpychajcej tajemnicy
narodzin.
Spojrzaem na Mimithosa. Jego nieco zezujce oczy byy wielkie i puste.
Co robisz przez cay dzie, Mimithosie?
Co robi? To samo, co nasz bej! Budz si rano, zjadam kawa chleba, potem
bior si do pracy, robi cokolwiek i gdziekolwiek, zaatwiam sprawunki, przerzucam
nawz, owi ryby na wdk. Mieszkam ktem u mojej ciotki, starej paczki Lenio
chyba j znacie. Nawet j kiedy fotografowano. O zmierzchu wracam do domu,
zmiatam mich zupy, wypijam yk wina, a jeli wina nie ma, to wody, ktrej, dziki
Bogu, zawsze starczy do wypenienia brzucha. A potem dobranoc!
Nie masz zamiaru oeni si, Mimithosie?
Ja? Jeszczem nie zwariowa! Co ty gadasz, chopie? Mam sobie wzi kopot
na gow? Kobieta potrzebuje butw! Skd jej wezm? Widzisz, sam chodz boso!
Nie masz butw?
Jak to nie mam? W ubiegym roku kto zmar i ciotka Lenio cigna mu z
ng. Ale wkadam je tylko na Wielkanoc, kiedy id do kocioa pokaza si popu.
Potem cigam je, przerzucam przez rami i nios do domu.
A co najbardziej lubisz, Mimithosie?
Przede wszystkim chleb, zwaszcza gdy jest wiey, chrupicy, a do tego
pszenny! Potem wino i sen.
A kobiety?
Tfu! Jedz, pij i sypiaj dobrze, mwi ci! Wszystko inne baamuctwa!
A wdowa?
Pal j diabli! Nie ycz sobie a tak le! Nie ku mnie, szatanie splun i
przeegna si trzykrotnie.
Umiesz czyta i pisa?
Gdzie tam! Jak byem may, zawlekli mnie si do szkoy, ale dostaem tyfusu
i zgupiaem. To mnie uratowao!
Zorba mia dosy tej rozmowy. Wci myla o wdowie.
Szefie... powiedzia i chwyci mnie za rami. Mimithosowi za rozkaza:
Id przodem. My mamy z sob co do pogadania... ciszy gos, wydawa si
wzruszony: Szefie, ja tu zaczekam na ciebie, a ty nie rezygnuj z tego kska
wszystko jedno: Bg czy diabe ci go zsya. Masz mocne zby, ujmij si honorem,
wycignij ramiona i chwytaj. Po co Stwrca da nam rce? eby bray. Bierz!
Widziaem mnstwo kobiet, ale ta piekielna wdowa skruszyaby kamie.
Nie chc kopotw! odparem wcieky.
Rozzociem si, poniewa w gbi duszy i ja pragnem tego przemonie
kuszcego ciaa, ktre przemkno przede mn niby dzikie stworzenie w czasie godw.
Nie chcesz kopotw! zagadn Zorba niemiao. Wic czego ty
waciwie chcesz, szefie?
Nie odpowiedziaem.
ycie w odrnieniu od mierci jest pasmem kopotw cign Zorba.
Wiesz, co znaczy y? Popuszcza pasa i szuka guza.
Milczaem. Wiedziaem, e Zorba ma racj, ale zabrako mi odwagi. Moje ycie
potoczyo si faszyw drog, a kontakt z ludmi wywoywa tylko wewntrzny
monolog. Upadem ju tak nisko, e gdybym mia do wyboru rzeczywist mio lub
przeczytanie dobrego romansu, wybrabym ksik. A Zorba mwi:
Nie zastanawiaj si, szefie! Rzu cyfry, zniszcz twoj przeklt wag, zamknij
sklepik. Radz ci dobrze. To jest chwila, w ktrej ocalisz lub zgubisz sw dusz. Posu-
chaj, szefie, we chusteczk, zawi w ni dwie lub trzy zote monety, bo papierowe
tak jej nie olni, polij do wdowy przez Mimithosa ze sowami: Przyjm t chusteczk
i pozdrowienia od waciciela kopalni wgla. To drobiazg wobec moich uczu. Nie
martw si wic o jagni, choby przepado, bo dopki tu jestem, nic ci nie grozi.
Odkd ci zobaczyem przechodzc obok kawiarni, nie przestaj myle o tobie".
A e trzeba ku elazo, pki gorce, jeszcze dzisiejszego wieczoru zapukasz do
jej drzwi. Powiesz, e zaskoczy ci mrok, nie znasz drogi i prosisz o poyczenie
latarki. Albo pod pretekstem blu gowy poprosisz o szklank wody. Albo jeszcze
lepiej; kup inne jagni, przyprowad je i powiedz: To owca, ktr pani zgubia". A
wdowa, wierz mi, szefie, wdowa ci wynagrodzi... Wjedziesz konno do raju. Och,
gdybym si zmieci za tob na siodle. Innego raju ni ten nie znajdziesz. Wierz mnie,
chopie, nie popom, innego raju nie ma!
Zblialimy si ju widocznie do obejcia wdowy, gdy usyszelimy
westchnienie Mimithosa i jego zawodzcy, cienki gos:

Orzech pragnie miodu, a wino kasztana.


Chopiec dla dziewczyny, dziewcz dla modziana.

Zorba rozpi koszul, nozdrza mu si rozdy. Stan, zaczerpn tchu i


spojrza na mnie:
Wic? zapyta niecierpliwie.
Chodmy! rzuciem oschle i ruszyem naprzd.
Zorba potrzsn gow, zamrucza co, czego ju nie dosyszaem.
Gdy dotarlimy do baraku, siad po turecku, pooy santuri na kolanach i
pochyliwszy gow pogry si w zadumie, jakby w myli przerzuca znane piosenki,
starajc si wybra najpikniejsz i najbardziej smutn. Wreszcie zanuci aosn
melodi. Od czasu do czasu popatrywa na mnie z ukosa. Czuem, e wyraa to, czego
nie potrafi albo nie chce ubra w sowa. Z pomoc instrumentu mwi mi, e marnuj
ycie, bo zarwno ja, jak i wdowa jestemy owadami yjcymi przez sekund w
socu, by potem sczezn na zawsze, niepowrotnie.
Nagle, zrozumiawszy daremno swych usiowa, poderwa si, opar o cian,
zapali papierosa i rzek:
Powtrz ci, szefie, sowa, ktre usyszaem kiedy od pewnego hody z
Salonik, chc ci je powiedzie, nawet gdyby pozostay daremne.
Byem wtedy domokrc w Macedonii. Chodziem od wsi do wsi i
sprzedawaem szpilki, nici, ywoty witych, kadzido, papryk... Miaem icie
sowiczy gos, a musisz wiedzie, e kobiety i na to daj si zapa. Zreszt na c te
ladacznice nie lec? Jeden Bg wie, co si w nich kotuje! Moesz by brzydki, kulawy,
garbaty, ale jeli masz sodki gos i umiesz piewa, na pewno zawrcisz im w
gowach.
Kiedy wic przebiegaem jako domokrca Saloniki, czsto zdarzao mi si
odwiedza dzielnice tureckie. Mj piew oczarowa pewn bogat muzumank do
tego stopnia, e stracia sen. Zawoaa starego hod i nasypaa w jego donie monet:
Aman mwia do niego. Zawoaj Greka domokrc, niech tu przyjdzie. Aman,
musz go zobaczy. Nie mog ju duej..." Hoda odszuka mnie i rzek: Chod ze
mn, grecki modziecze!" Nie pjd zaprotestowaem. Dokd mnie chcesz
prowadzi?" Crka paszy, czysta jak rdlana woda, oczekuje ci, modziecze, u
siebie, chod!" Ale ja wiedziaem, e noc zabijano chrzecijan w tureckich
dzielnicach. Nie pjd!" powtrzyem. Czyby si nie ba Boga, giaurze?"
Dlaczego tak mwisz?" Bo wiedz, mody Greku, e kto moe poczy si z kobiet i
nie uczyni tego, popenia wielki grzech. Jeli ona wzywa ci, aby dzieli z ni oe, a ty
odmawiasz, dusz swoj skazujesz na zgub. Kobieta bdzie tsknia do dnia sdu
ostatecznego, a jej westchnienia pchn ci do pieka, choby by, nie wiem kim i nie
wiem, ile dobrego uczyni". Zorba westchn. Jeli istnieje pieko, pjd tam nie
dlatego, e kradem, zabijaem czy cudzooyem. Nie, nie! Wszystko to mi dobry Bg
wybaczy! Znajd si w piekle, poniewa tamtej nocy kobieta oczekiwaa mnie w
swoim ou, a ja nie przyszedem.
Wsta, rozpali ogie i wzi si do gotowania. Spojrza na mnie z ukosa i
umiechn si lekcewaco:
Mona mwi jak do supa! mrukn i pochyliwszy si zacz ze zoci
rozdmuchiwa niky, nie imajcy si mokrych drewek ogie.
9.

Dni staway si coraz krtsze, wiata szybko ubywao, serce zdawao si


zamiera, gdy popoudnie chylio si ku wieczorowi. Wraca dawny strach przodkw,
ktrzy w zimowe miesice spozierali na niknce z dnia na dzie wczeniej soce.
Jutro ju si nie pojawi" myleli z trwog i w bezsenn noc wypatrywali go na
wzgrzach, zapytujc z dreniem: Wzejdzie czy nie?"
Zorba bardziej pierwotny przeywa te niepokoje gbiej ni ja. eby si od
nich uwolni, opuszcza chodniki kopalni, dopiero gdy gwiazdy zabysy na niebie.
Odkry cenny pokad wgla brunatnego, do czystego, o niewielkiej
wilgotnoci by wic zadowolony. W wyobrani wydawa ju zarobione pienidze na
podre, kobiety i nowe przygody. Z niecierpliwoci czeka dnia, kiedy zdobdzie
dostateczn ich ilo, kiedy jego skrzyda bo pienidze nazywa skrzydami stan
si dostatecznie wielkie, aby mg wyfrun. Dlatego spdza cae noce na
wyprbowywaniu swej mikroskopijnej kolejki. Chcia znale taki kt nachylenia, by
kody spaday lekko i delikatnie, jakby je nieli anioowie.
Kiedy chwyci ogromny arkusz papieru, kolorowe owki i narysowa gr, las,
kolejk i pnie, zsuwajce si po drutach, a kady z pni mia due, niebieskie skrzyda.
Narysowa ma, okrg zatok, a w niej czarne statki z marynarzami w papuziej
zieleni i barki naadowane tymi pniami. Na czterech rogach arkusza umieci
mnichw; z ich ust wywijay si rowe wstgi z ogromnym, czarnym napisem:
Wielki jeste, o Panie, i wspaniae dziea Twoje!"
Od kilku dni Zorba, rozpaliwszy popiesznie ogie i ugotowawszy posiek,
wychodzi w kierunku wiejskiej drogi. Wraca po jakim czasie smtny.
Gdzie si znowu wczye, Zorbo? pytaem.
Nie twoja rzecz, szefie mwi i zmienia temat.
Ktrego wieczoru rzek do mnie niemiao:
Jak sdzisz, szefie? Bg istnieje czy nie? A jeli istnieje bo wszystko jest
moliwe to jak go sobie wyobraasz?
Wzruszyem ramionami.
Widzisz, nie miej si ze mnie, ale ja przypuszczam, e Bg podobny jest do
mnie, tylko wyszy, silniejszy, z wiksz fantazj, i do tego niemiertelny. Siedzi
wygodnie na mikkich jagnicych skrkach, a jego barak niebo nie jest sklecony
ze starych kanistrw jak nasz, tylko z obokw. W prawej doni nie trzyma miecza ani
wagi to dobre dla rzezimieszkw i sklepikarzy. On dziery wielk gbk nasycon
wod jak chmura deszczem. Po jego prawej stronie znajduje si raj, po lewej pieko.
Przychodzi biedna dusza nagusieka, bo nie ma ciaa i dry. Bg spoglda na ni
i umiecha si pod wsem. Wnet jednak przybiera gron min. Chod tu powiada
grzmicym gosem. Chod tu, przeklta!" i zaczyna j wypytywa. Dusza rzuca
si do stp Boga. Litoci! Przebacz mi!" woa, a potem wylicza swoje grzechy.
Recytuje je niby litani bez koca, Bg wkrtce ma tego do i ziewa. Zamilcz ju
krzyczy gowa mi pka!" i szast-prast, jednym machniciem gbki ciera wszyst-
kie grzechy. Wyno si do raju! mwi. Piotrze, pozwl wej tej nieboraczce!"
Bo musisz wiedzie, szefie, e Bg jest wielkim panem, a wielko to przebaczenie.
Pamitam, e owego wieczoru, gdy Zorba plt swoje filozoficzne bzdury,
umiaem si serdecznie, ale ta wielko Boga, wspczujca, szlachetna i
wszechmocna, stawaa si dla mnie ciaem i dojrzewaa w moich mylach i
marzeniach.
Innego deszczowego wieczoru siedzielimy skuleni w naszym baraku i
pieklimy kasztany w gorcym popiele. Zorba zwrci si ku mnie i patrzy tak
badawczo, jakby chcia zgbi jak wielk tajemnic. W kocu nie wytrzyma i rzek:
Chciabym wiedzie, szefie, co ty we mnie widzisz? Na co czekasz? Czemu
nie wemiesz mnie za kark i nie wyrzucisz za drzwi? Mwiem ci ju, e nazywaj
mnie Zaraz", bo gdziekolwiek si znajd, kamienia na kamieniu nie zostawi...
Twoj robot te diabli wezm... Wyrzu mnie za drzwi, dobrze ci radz!
Podobasz mi si odpowiedziaem. Nie pytaj wic o nic.
Czy nie widzisz, szefie, e mnie brak ktrej klepki? Moe mam ich par, ale
na pewno nie wszystkie. Zaraz zrozumiesz: Ot ostatnio dniem i noc nie daje mi
spokoju wdowa. Przysigam, e nie o mnie tu chodzi. Niech j diabli... Na pewno jej
nie tkn. Nie dla mnie to ksek... Ale nie chc straty dla innych. Ona nie powinna spa
sama. To byaby krzywda, szefie. Krzywda nie do zniesienia! Kr w nocy wok jej
obejcia... A wiesz dlaczego? Chc zobaczy, czy kto nie przyjdzie do niej. Wtedy bym
si uspokoi.
Wybuchnem miechem.
Nie miej si, szefie! Jeli kobieta pi sama, winni s mczyni. Wszyscy
bdziemy za to odpowiada przed Bogiem w dniu Sdu Ostatecznego. Wprawdzie On
przebacza wszelkie grzechy, wymazuje je t gbk, o ktrej mwiem. Ale tego
grzechu nie wybaczy! Szefie, biada mczynie, ktry mg spa razem z kobiet, a nie
uczyni tego, biada kobiecie, ktra moga spa z mczyzn, a postpia inaczej.
Pamitasz, co mwi hoda?
Zamilk na chwil, po czym wybuchn:
Czy czowiek, ktry umar, moe wrci na ziemi w innej postaci?
Nie sdz, Zorbo.
Ja te nie. Ale gdyby to byo moliwe, wtedy wszyscy ci mczyni, ktrzy
wyamali si ze suby nazwijmy ich dezerterami z frontu mioci wrciliby na
ziemi, wiesz, pod czyj postaci? Pod postaci muw.
Zamilk i popad w zadum. Nagle jego oczy zabysy.
Kto wie? rzek podniecony dokonanym odkryciem. Moe muy, jakie
widzi si dzi na wiecie, to wanie tacy gupcy, ktrzy w poprzednim yciu uwaali
si za mczyzn albo kobiety, a po prawdzie nigdy nimi nie byli. W nowym wcieleniu
nadal upieraj si i wierzgaj. Co o tym sdzisz, szefie?
e rzeczywicie brak ci pitej klepki odpowiedziaem ze miechem.
Lepiej we santuri!
Nie gniewaj si, szefie. Dzi wieczr nie bdzie muzyki. Wiesz, dlaczego
wyplatam te bzdury? Bo mam wiele trosk. Nowy chodnik diabli by go wzili robi
mi kaway! A ty tu mwisz o santuri...
Wyj z popielnika kasztany, da mi ich pen gar i napeni szklanki winem.
Szcz, Boe! powiedziaem trcajc si z nim.
Boe, wspomagaj! zawtrowa Zorba. Cho dotd niewiele nam z tego
przyszo.
Wypi jednym haustem i wycign si na posaniu.
Jutro rzek bd potrzebowa wiele siy, czeka mnie rozprawa z kup
diabw. Dobranoc!

Nastpnego dnia wczesnym rankiem Zorba poszed do kopalni.


Robotnicy dryli nowy chodnik i praca przy nim posuwaa si szybko. Z sufitu
kapaa woda, a ludzie czapali w czarnym bocku.
Dzie przedtem Zorba sprowadzi stemple, eby podeprze strop. Wci
jednak niepokoi si, pale bowiem nie byy dostatecznie grube, a on swoim
nieomylnym instynktem, pozwalajcym mu traktowa cay ten podziemny labirynt
tak, jak gdyby to byo jego wasne ciao, czu, e zabezpieczenie nie jest pewne.
Nasuchiwa wic cichych jeszcze, ledwo uchwytnych dla mniej wraliwego ucha
trzaskw brzmicych jak guche westchnienia stempli jczcych pod ciarem stropu.
Dodatkowa okoliczno pogbia tego ranka niepokj Zorby! Wanie kiedy
mia zej do kopalni, nie opodal przejeda na mule wiejski pop Stefanos. Spieszy
do pobliskiego eskiego klasztoru z ostatnimi sakramentami dla umierajcej
zakonnicy. Zabobonny Zorba zdy na szczcie trzykrotnie splun, zanim tamten
go pozdrowi.
Dzie dobry odpar pgbkiem na powitalne sowa popa. I szybko doda
pgosem: Tfu! Na psa urok!
Czu jednak, e to nie wystarczy dla zaegnania niebezpieczestwa, wic do
nowego chodnika schodzi rozsierdzony.
Panowa tu ciki zaduch, wo wgla i acetylenu. Robotnicy ju przedwczoraj
zaczli umacnia stemple. Zachmurzony Zorba rzuci im krtkie powitanie i zawinw-
szy rkawy wzi si do pracy.
Okoo dziesiciu ludzi walio kilofami w pokad. Inni zgarniali opatami urobek
gromadzcy si u ich stp, adowali go na mae, rczne wzki i wywozili na
powierzchni.
Nagle Zorba zatrzyma si i da znak robotnikom, eby przerwali prac.
Nastawi uszu. Jak jedziec zwizany jest ze swym koniem, a kapitan ze statkiem, tak
Zorba zespolony by z kopalni. Jej chodniki byy jak arterie w jego ciele i to, o
czym zbyt pno dayby zna martwe czarne skay, Zorba przeczu yw wiadomoci
czowieka. Wanie gdy nastawi swoje wielkie owosione uszy i nasuchiwa,
przyszedem.
Zerwaem si ze snu, jakby pchnity czyj rk, peen zych przeczu. Ubraem
si i wyszedem, nie wiedzc, po co si piesz i dokd id, ale nogi same zaprowadziy
mnie do kopalni.
Nic takiego... oznajmi Zorba po chwili wytonego nasuchiwania.
Zdawao mi si. Do roboty, chopcy!
Odwrci si, zauway mnie i zacisn wargi.
Co tu robisz tak wczenie, szefie? przysun si do mnie. Nie
zechciaby wrci na gr, by zaczerpn wieego powietrza? szepn.
Wybierzesz si tu innego dnia dla rozrywki.
Co si dzieje, Zorbo?
Nic... Przywidzenie. Dzisiaj z samego rana spotkaem popa! Id...
Czy nie wstyd byoby was tu zostawi w niebezpieczestwie?
Tak przyzna Zorba. A ty uciekby?
Nie.
Wic?
Miara, jak stosuj do Zorby rzek zirytowany jest inna ni dla reszty
ludzi. Ale skoro uwaasz, e wstyd odej, zosta. Tym gorzej dla ciebie.
Chwyci motek, wspi si na palce i grubymi gwodziami zacz przybija
drewniane zabezpieczenie stropu. Zdjem ze supa lamp acetylenow, aziem tam i
z powrotem po bocie, ogldaem brunatne, to znw szaro poyskujce bryy wgla.
Ziemia niegdy pochona tu puszcz i przez miliony lat ua, trawia,
przetwarzaa pody swego wntrza. Drzewa przeksztaciy si w drewno, drewno w
wgiel i oto przyszed Zorba, by go odkry.
Powiesiem z powrotem lamp i patrzyem na pracujcego Zorb. Pochonity
robot, nie myla o niczym innym poza ni, utosami si z ziemi, kilofem, wglem.
Mot i gwodzie stanowiy jedno z jego ciaem w walce z drewnem. Cierpia wraz z
nawisym stropem. Walczy z masywem grskim, chcc wydrze mu wgiel si lub
podstpem. Nieomylnie wyczuwa minera, uderza bezbdnie tam, gdzie opr
calizny by najsabszy i najatwiejszy do przezwycienia. Gdy tak patrzyem na niego,
umorusanego czarnym pyem, z poyskujcymi biakami oczu, wydawao mi si, e
zamieni si w wgiel, utosami si z nim, by atwiej podej przeciwnika i sforsowa
jego i linie obronne.
Brawo, Zorba! zawoaem uniesiony naiwnym podziwem.
Nie odwrci si nawet. Gdzieby mu si chciao rozmawia w tej chwili z
jakim molem ksikowym, ktry zamiast kilofa trzyma w rce ogryzek owka. By
zajty, nie mia czasu na gadanie.
Nie odzywaj si do mnie, gdy pracuj rzek ktrego wieczoru.
Mgbym ci wtedy ofukn!
Ofukn? Dlaczego, Zorbo?
Znowu szukasz przyczyny! Zupenie jak dziecko. Jak by ci to wyjani?
Jestem cay od stp do gw oddany swemu zajciu, zjednoczony z kamieniem albo
wglem, albo z santuri. Jeli nagle mnie dotkniesz, powiesz co, a ja si odwrc,
mog ugry! Teraz rozumiesz?

Spojrzaem na zegarek, dochodzia dziesita.


Czas na niadanie, chopcy powiedziaem. Ju pora!
Robotnicy z zadowoleniem rzucili w kt narzdzia, otarli z twarzy pot i
szykowali si do opuszczenia pokadu. Tylko zajty robot Zorba mnie nie usysza.
Zreszt nawet gdyby usysza, nie ruszyby si z miejsca. Znw z niepokojem
nasuchiwa.
Poczekajcie rzekem do robotnikw. Zapalimy.
Zaczem szpera po kieszeniach w poszukiwaniu papierosw. Ludzie
gromadzili si wok mnie.
Nagle Zorba zerwa si i przyoy ucho do szpary. W wietle lampy
acetylenowej widziaem jego rozwarte usta.
Co ci jest, Zorbo? krzyknem.
Ale w tej chwili poczulimy nad sob drenie stropu.
Uciekajcie! wrzasn ochryple Zorba. Uciekajcie!
Rzucilimy si do wyjcia, ale zanim dotarlimy do pierwszego wizania
stempli, usyszelimy nad gowami drugi, jeszcze goniejszy trzask. Zorba podnosi
wanie jaki wielki pie, chcc umocni chwiejce si stemple.
Gdyby zdy, strop wytrzymaby moe jeszcze par sekund pozwalajcych na
ucieczk.
Uciekajcie! zabrzmia gucho gos, dobywajcy si jakby z gbokich
czeluci ziemi.
Ogarnici panik wybieglimy wszyscy na zewntrz, nie mylc o Zorbie.
Ale w kilka sekund pniej opanowaem si i wrciem.
Zorba! zawoaem. Zorba!
Wtedy uwiadomiem sobie, e tylko zdaje mi si, i woam. Gos nie wydoby
si ze zdawionego strachem garda. Ogarn mnie wstyd. Cofnem si jeden krok i
wycignem rce. Zorba skoczy wanie umacnianie stropu i lizgajc si po bocie
pobieg do wyjcia. Wpad w mroku prosto w moje ramiona. Objlimy si odru-
chowo.
Uciekajmy! wrzasn zdawionym gosem. Uciekajmy!
Wybieglimy na wiato dnia. Pobladli robotnicy, zebrani u wejcia,
nasuchiwali w milczeniu.
Rozleg si trzeci, najmocniejszy trzask, taki, jaki wydaje drzewo rozdarte od
pioruna. Potem gr wstrzsn huk, brzmicy jak oskot gromw, i pokad zawali
si...
Robotnicy przeegnali si, szepcc:
aska boska!
Zostawilicie w rodku kilofy? krzykn Zorba ze zoci.
Nie odpowiedzieli.
Dlaczego nie zabralicie ich? zawoa znowu, rozwcieczony.
Narobilicie w portki, zuchy! Co? Szkoda narzdzi!
To nie jest odpowiednia chwila, aby si troszczy o kilofy, Zorba!
wtrciem. Cieszmy si, e ludzie ocaleli! Dziki tobie wszyscy yjemy!
Zgodniaem! rzek Zorba. Jestem zupenie wyczerpany.
Chwyci lec na kamieniu torb ze niadaniem, otworzy j, wydoby chleb,
oliwki, cebul, gotowane ziemniaki i niewielk manierk z winem.
Chodcie je, chopcy powiedzia z penymi ustami.
Poyka akomie jado, jakby w ten sposb chcia szybko odzyska utracone siy.
Milcza przy tym, pochylony nad posikiem. Potem chwyci manierk, odrzuci w ty
gow, przyoy j do ust i pi tak apczywie, e wino a bulgotao w jego wyschej
gardzieli.
Robotnicy za jego przykadem rozsupali swoje zawinitka i zaczli si posila.
Siedzieli wszyscy po turecku dookoa Zorby i jedzc patrzyli na niego. Chtnie by
padli mu w podzice do ng, caowali rce, ale znali jego dziwactwa i szorstko, wic
nikt si nie odway.
W kocu najstarszy wiekiem Michelis z gstymi szpakowatymi wsami zdoby
si na miao:
Gdyby ci tam nie byo, majstrze Aleksy, nasze dzieci zostayby sierotami.
Zamknij gb! zawoa Zorba z penymi ustami i nikt nie way si rzec nic
wicej.
10.

Kto stworzy ten labirynt niepewnoci, t wityni dufnoci, naczynie


grzechu, pole usiane tysicem zasadzek, przedsionek pieka, kosz po brzegi
napeniony chytroci, trucizn sodk jak mid, acuch, ktry wie miertelnych z
doczesnoci kobiet?"
Siedziaem na ziemi obok rozpalonego piecyka i spisywaem powoli, w
skupieniu poemat o Buddzie. Prbowaem nim niby zaklciem wypdzi z myli urok
owego zmoczonego deszczem ciaa o rozkoysanych biodrach, ktre kadej nocy
przewijao si przed mymi oczami, to pojawiajc si, to niknc. Zaraz po katastrofie w
kopalni, gdzie bylimy o wos od mierci, obraz wdowy zacz burzy mi krew. Wabi z
pierwotn si, bagalnie, rozkazujco.
Chod, chod! woaa do mnie. ycie przemija jak byskawica. Chod
szybko, chod, chod, zanim bdzie za pno!"
Wiedziaem, e to widmo, szataski duch wcielony w kobiet o bogatych
ksztatach, penych biodrach. Walczyem. Zaczem znw pisa Budd", bronic si
jak barbarzycy, ktrzy na cianach swych grot ryli ostrym kamieniem albo malowali
czerwonymi farbami podobizny krcych wok nich, wygodniaych drapienikw.
Rzebic lub malujc ich wizerunek, chcieli je przyku do skay, unieruchomi, by nie
rzuciy si na nich.
W dniu, kiedy omal nie zostaem zmiadony przez skay, wdowa wtargna do
mojej samotni gorcym wiewem, wabic mnie koysaniem bioder. Za dnia, kiedy
byem silny i miaem trzewy umys, mogem odpdzi jej obraz. Opisywaem, jak
kusiciel nawiedzi Budd, jak przeobraziwszy si w kobiet opar jdrne, wysokie
piersi o kolana ascety, jak Budda, spostrzegszy niebezpieczestwo, zebra wszystkie
swe siy i zmusi szatana do ucieczki. Po kadym napisanym zdaniu odczuwaem ulg,
przypyw otuchy, czuem, jak szatan cofa si przed wszechwadnym zaklciem sowa.
W dzie walczyem ze wszystkich si, ale w nocy myli moje staway si bezbronne i
przez otwarte drzwi wchodzia wdowa.
Rano budziem si wyczerpany i pokonany, a walka zaczynaa si od nowa.
Czasami unosiem gow znad papierw. Byo to zwykle pod koniec popoudnia;
wiato niko, osaczaa mnie ciemno. Dni byy coraz krtsze, zbliao si Boe
Narodzenie. Walczyem wci zaciekle, mwic sobie: Nie jestem samotny. Tak
potna sia jak wiato i te walczy, raz pokonana, kiedy indziej zwyciska, bu-
dzca nadziej. Bd walczy i zwyci wraz z ni".
Wydawao mi si, e moja walka z wdow jest zgodna z rytmem wszechwiata i
to napawao mnie otuch. Podstpna materia przybraa jej posta, by stumi i ugasi,
poncy we mnie ar, t niezwycion si, ktra przeistacza materi w ide. W
kadym czowieku istnieje czstka tego boskiego tchnienia, dlatego potrafi on prze-
mieni chleb, wod czy miso w myl i czyn. Prawd mwi Zorba: Powiedz mi, jaki
uytek robisz z tego, co jesz, a powiem ci, kim jeste!" Tak wic w bolesnym wysiku
swe ogromne podanie przeksztaciem w pie o Buddzie.
O czym dumasz? Widz, e jeste nieswj, szefie rzek do mnie pewnego
wieczoru, w Wigili Boego Narodzenia, Zorba, ktry domyla si, z jakim demonem
walcz.
Udaem, e nie sysz. Ale Zorba nie dawa tak atwo za wygran.
Jeste mody, szefie powiedzia, a w gosie jego zabrzmiaa gorzka nuta.
Jeste mody, zdrowy, dobrze jesz i pijesz, wdychasz czyste, morskie powietrze,
gromadzisz siy i na co je obracasz? Spisz samotnie. Szkoda! Nie tra czasu, id tam
jeszcze tej nocy. ycie jest proste, szefie ile razy mam ci to powtarza? Nie
komplikuj go!
Wertowaem rozoony przede mn rkopis Buddy", suchaem sw Zorby,
otwierajcych przede mn rwn zdawaoby si i szerok drog. Ale by to gos
kusiciela.
Milczaem, zdecydowany stawi opr. Przegldajc wolno rkopis,
pogwizdywaem, eby ukry wzburzenie. Lecz Zorba, poczuwszy w moim milczeniu
sprzeciw, wybuchn:
Dzi jest noc wigilijna. Id, chopie, szybko, zanim ona pjdzie do kocioa.
Tej nocy narodzi si Chrystus, ty rwnie uczy cud!
Wstaem zdenerwowany:
Dosy, Zorba! Kady czowiek wybiera swoj drog, a ludzie rni si
miedzy sob jak drzewa. Czy miae kiedy pretensje do figowca, e nie rodzi czereni?
Milcz wic! Dochodzi pnoc, chodmy do kocioa uczci narodziny Chrystusa.
Zorba wcisn gboko na gow ciep zimow czap:
Dobrze zgodzi si znudzony chodmy. Ale eby wiedzia, e lepiej
uczciby dzi Boga, gdyby jak archanio Gabriel nawiedzi wdow. Gdyby Bg
chodzi twoimi drogami, szefie, nigdy nie trafiby do Marii i Chrystus nigdy by si nie
urodzi. Gdyby zapyta mnie o bo ciek, odparbym: Zda ona do Marii, a Maria
to wdowa.
Zamilk, na prno oczekujc odpowiedzi. Pchn mocno drzwi i wyszlimy.
Niecierpliwie trca kocem laski kamyki.
Tak, tak powtarza z uporem. Maria to wdowa.
Chodmy powiedziaem. Nie krzycz!
Szlimy szybko. W t zimow noc roztaczao si nad nami niezwykle czyste
niebo, na ktrym due gwiazdy pony nisko niby kule ogniste zawieszone w
powietrzu. Kiedy tak kroczylimy wybrzeem, noc wydawaa pomruki niby jakie
wielkie czarne zwierz, spoczywajce nad wod. Od tego wieczoru pomylaem
wiato, przedtem pokonane przez zim, zacznie zwycia. Jakby i ono narodzio si
dzisiaj razem ze witym Dziecitkiem".
Wieniacy zebrali si ju w przytulnym, pachncym kadzidem kociele.
Mczyni stali z przodu, za nimi kobiety ze splecionymi domi. Wysoki,
wychudzony czterdziestodniowym postem pop Stefanos, ubrany w ciki, zocisty
ornat, chodzi tu i tam duymi krokami, wymachiwa kadzielnic i piewa gono,
chcc jak najprdzej odprawi naboestwo i znale si w domu przy misce tustej
zupy, kiebasie i wdzonych misiwach, i gdyby powiedzie: Dzisiaj rodzi si wiato"
sowa te nie poruszyyby serc czowieczych. Nie stayby si pocztkiem legendy,
idea ta nie objaby caego wiata. Byoby to tylko stwierdzenie zwykego fizycznego
zjawiska nie pobudzajcego naszej wyobrani. Ale niegdy wiato zrodzone w rodku
zimy objawio si jako Dziecitko, a Dziecitko stao si Bogiem i oto ju przez
dwadziecia wiekw nosimy go w duszach, karmic si nim.
Par minut po pnocy uroczyste misterium dobiego koca. Chrystus si
narodzi i uradowani wieniacy pobiegli zgodniali do domw, eby ucztowa i w gbi
swego brzucha odczu rado pync z tajemnicy narodzin Boga. Brzuch stanowi
silny fundament, a chleb, wino i miso s wane. Tylko za pomoc wina i misa
mona stworzy Boga.
Gwiazdy lniy teraz w grze, wielkie jak skrzyda anielskie rozpostarte ponad
biaym sklepieniem kocioa. Droga mleczna niby rzeka przepywaa z jednej strony
nieba na drug. Zielona gwiazda byszczaa ponad naszymi gowami jak szmaragd.
Westchnem wzruszony.
Zorba spojrza na mnie:
Czy ty wierzysz, e Bg przybra posta czowieka i narodzi si w stajence,
czy tylko sobie kpisz z nas, szefie?
Trudno co na to odpowiedzie, Zorbo. Nie mog twierdzi, e wierz, ale i
nie mog zaprzeczy. A ty?
Sowo daj, i ja mam mtlik w gowie. Wiesz co? Gdy jeszcze byem maym
szkrabem i babka opowiadaa mi bajki o dobrych wrkach, wcale w nie nie
wierzyem. A jednak draem z przejcia, miaem si i pakaem, jakby to bya
prawda. Kiedy ju wyrosa mi broda, odrzuciem te wszystkie brednie, a nawet z nich
drwiem. Ale teraz, na staro, zdziecinniaem chyba, szefie, i zaczynam znowu w nie
wierzy... Dziwaczny jest czowiek.
Weszlimy na drog prowadzc do pani Hortensji i przypieszylimy kroku
jak zgodniae konie, ktre czuj blisko stajni.
Sprytni s ci ojcowie duchowni rzek Zorba. Trafiaj do ciebie przez
odek, tote nie mona si im wymkn. Nie bdziesz jad misa ani pi wina przez
dni czterdzieci" powiadaj. Po co? eby zatskni za misiwem i winem. Znaj si
na rozmaitych sztuczkach, obuzy!
Znowu przyspieszy kroku.
Nie auj ng, szefie przynagla. Indyczka jest ju chyba gotowa.

Kiedy weszlimy do pokoiku naszej poczciwej Bubuliny, gdzie stao


dwuosobowe, kuszce szerokoci oe, zastalimy st nakryty biaym obrusem,
pieczona indyczka ze sterczcymi apkami parowaa na talerzu, a od rozpalonego
piecyka pyno dobrotliwe ciepo.
Pani Hortensja miaa na gowie mnstwo loczkw, a na sobie dug, koloru
zwidej ry sukni z bufiastymi rkawami i wystrzpionymi falbankami. Szeroka na
dwa palce wstka o kanarkowej barwie opasywaa dzisiaj jej zmarszczon szyj.
Ramiona spryskaa perfumami o zapachu kwiatu pomaraczy.
Jakie zharmonizowane jest wszystko na tej ziemi mylaem. Jak
doskonale wiat wspgra z sercem czowieka. Oto ta stara piewaczka po hulaszczym
yciu osiada niby na mielinie na tym opustoszaym wybrzeu i skupia w tym
ndznym pokoiku ca ciep zapobiegliwo i serdeczn troskliwo kobiec.
Starannie przygotowany, obfity posiek, rozpalony piecyk, odwitna suknia, wo
kwiecia pomaraczy wszystkie te drobne, a tak bardzo ludzkie, doczesne radoci
jake atwo i prosto przeksztaciy si w ogromn rado duchow!"
I oczy moje przesoniy zy. Poczuem, e w t uroczyst noc na pustynnym
brzegu morza nie jestem samotny. Wysza mi naprzeciw kobieta pena oddania,
czuoci, pobaania. Zastpia matk, siostr, on. A ja, ktry dotd sdziem, e
niczego nie potrzebuj, pojem nagle, e brak mi wszystkiego.
Zorba przey chyba take takie samo olnienie, bo gdy tylko weszlimy, rzuci
si w ramiona wystrojonej piewaczki.
Bg si rodzi! zawoa. Chwaa ci, babski rodzaju!
Po czym zwrci si do mnie ze miechem:
Spjrz tylko, szefie, jakim sprytnym stworzeniem jest kobieta. Nawet Boga
potrafia okrci wok swego maego palca.
Siedlimy przy stole, rzucilimy si na jado, pilimy wino. Ciaa nasze
odczuway rozkosz sytoci, dusze radoway si przeczuciem szczcia. Zorba znowu
podj rozmow:
Jedz i pij zachca mnie nieustannie. Jedz i pij, szefie. Ciesz si,
chopcze, i piewaj jak pastuszkowie: Chwaa na wysokoci ..." Chrystus si narodzi,
a to nie przelewki. Zapiewaj, niech Bg usyszy i uraduje si, biedaczek. Napoilimy
go ci do syta.
Humor mu wrci i by peen animuszu.
Chrystus si narodzi, mj mdrcze, mj gryzipirku. Tylko nie kr:
Narodzi si czy nie? Oczywicie, e si urodzi, wic si nie wygupiaj! Jeli wemiesz
szkieko powiedzia pewnego dnia jaki inynier i obejrzysz wod, ktr pijemy,
zobaczysz miliony malutkich robaczkw, ktrych nie wida goym okiem". Jak je
zobaczysz, nie wypijesz wody. Nie wypijesz i zdechniesz z pragnienia. Rozbij szkieko,
szefie, rozbij je zaraz, robaczki znikn i bdziesz mg orzewi si wod.
Podnisszy pen szklank, zwrci si do naszej wystrojonej
wspbiesiadniczki:
Ja, moja droga, stara e tak powiem towarzyszko broni, wypij t
szklank za twoje zdrowie. Widziaem w yciu niemao rzeb na dziobach aglowcw,
miay jaskrawo wymalowane policzki i usta. Pruy swymi piersiami fale wszystkich
mrz, zwiedziy wszystkie porty. A kiedy ju przegni pokad statku, do koca ycia na
ldzie podpieraj cian jakiej portowej tawerny, gdzie eglarze wstpuj na wino.
Droga Bubulino, gdy podjadszy i popiwszy dobrze, spogldam dzisiejszego
wieczoru na ciebie, bielmo spada mi z oczu i widz, e jeste rzeb z dzioba wielkiego
statku, a ja twym ostatnim progiem, moja ty kokoszko, tawern, do ktrej wstpuj
na wino eglarze. Chod, oprzyj si o mnie, zwi swoje agle. Pij pen szklank
twoje zdrowie, syreno!
Wzruszona pani Hortensja rozpakaa si w ramionach Zorby, a on szepn mi
ukradkiem do ucha:
Zobaczysz, przez to pikne przemwienie, jakie wygosiem, napytam sobie
biedy. Ta dziewka nie puci mnie std dzisiaj. Ale c chcesz? al mi ich, tych
biedaczek... Tak, tak... Lituj si nad nimi. Chrystus si narodzi. zawoa gono
do swojej syreny. Nasze zdrowie! i wziwszy si pod rce wychylili jednym
haustem wino, a potem spojrzeli na siebie z zachwytem.
Niedugo opuciem ciepy pokoik i samotnie ruszyem w drog. Caa wioska,
zakoczywszy uroczyst biesiad ten wieczr i zawarszy drzwi i okiennice, spaa teraz
w blasku wielkich, zimowych gwiazd.
Byo zimno, morze szumiao, a mrugajca kokieteryjnie planeta Wenus
widniaa na wschodzie. Szedem wzdu wybrzea, bawic si z igrajcymi falami.
Nadpyway, eby mnie zmoczy, a ja prbowaem uskoczy w por. Byem
zadowolony. Mylaem: Oto prawdziwe szczcie! Nie mie innych pragnie poza
prac, harowa jak ko z dala od ludzi! Nie potrzebowa ich, a mimo to kocha! Wzi
udzia w wicie Boego Narodzenia, zje i wypi dobrze, a potem znale si z dala
od wszelkich pokus, mie gwiazdy nad gow, po lewej rce ziemi, po prawej morze
i zrozumie, e ycie dokonao w twoim sercu najwikszego cudu: stao si bajk o
dobrych wrkach.

Dni mijay. Udawaem zucha, rozgadanego, rozbawionego. Ale na dnie serca


czuem smutek. witeczny tydzie przywoa wspomnienia dwiczce w mej duszy
dalek muzyk i ukochanymi gosami najbliszych. Raz jeszcze przekonaem si, jak
bardzo prawdziwa jest stara legenda mwica o tym, e serce czowieka to czara pena
krwi, z ktrej czerpi ukochani zmarli, aby znw oy. Im bardziej byli przez nas
kochani, tym wicej naszej krwi wypijaj.
I oto mamy sylwestrowy wieczr. Haaliwa gromada wiejskiej dzieciarni,
niosca duy, papierowy statek, dotara a do naszego baraku i zacza cienkimi,
radosnymi gosami wypiewywa kold:

Bazyli, wielki wity, dotar do Cezarei.


Jego to byo miasto rodzinne...
Dalej kolda mwia o tym, jak wity stan na wybrzeu nad szafirowym
morzem, wbi lask i laska natychmiast pokrya si limi i kwieciem. Noworoczna
kolda gosia:

Niechaj Nowy Rok bdzie dla ciebie szczliwy,


A twj dom peen zboa, dzbanw wina i oliwy.
Niech twa ona ci wspiera jak strop domu kolumna marmurowa,
Niech twa cra wyjdzie za m i dziewiciu synw si dochowa,
Niech synowie twoi wyzwol Konstantynopol krlewski...

Zorba sucha z zachwytem. Potem porwa od dzieci bbenek i zacz wybija


ywioowo rytm.
Patrzyem i suchaem w milczeniu. Czuem, jak nowy zwidy li opada z
mego serca niby z drzewa. Znw jeden rok, krok wicej w stron ciemnego, mogilnego
dou.
Co ci, szefie? spyta piewajcy wraz z dziemi Zorba midzy jednym
uderzeniem w bbenek a drugim. Co si stao, chopie? Zblade, twarz ci si
postarzaa. Ja w taki dzie jak dzi staj si maym chopcem, rodz si na nowo jak
Chrystus! Bo przecie on przychodzi na wiat kadego roku. Ja tak samo...
Rzuciem si na ko i zamknem oczy. Tego wieczoru wzburzenie wypenio
mi serce. Nie chciao mi si rozmawia.
Ale sen nie przychodzi. Czuem si tak, jakbym ju za chwil mia zdawa
spraw z moich postpkw. Cae ycie pospiesznie i bezadnie przesuwao mi si
przed oczami, mgliste niby sen, a ja patrzyem na nie z rozpacz.
Jak puszysty obok w podmuchach grskiego wiatru ycie moje zmieniao
ksztat, rozwiewao si, to znw kbio w jednym miejscu, przybierao posta
abdzia, psa, szatana, skorpiona lub mapy obok nieustannie strzpi si i
rozdziera, peen tczowych barw i wiata.
Wszystkie pytania, jakie postawiem w yciu, nie tylko pozostay bez
odpowiedzi, lecz nieustannie mnoyy si i nawarstwiay. Nawet najwspanialsze
nadzieje, nim dojrzay, ulegy zniszczeniu...
Dniao. Nie otwieraem oczu, prbowaem skoncentrowa wszystkie siy w
pragnieniu dotarcia myl w najtajniejsz gb bytu, gdzie krople ludzkiej krwi cz
si we wsplny ocean. Drog wewntrznego skupienia chciaem zedrze zason
przyszoci i ujrze, co mi niesie nowy rok...
Dzie dobry, szefie! Do siego roku!
Gos Zorby przywrci mnie brutalnie do rzeczywistoci. Otworzyem oczy w
por, aby zobaczy, jak Zorba rzuca na prg baraku ogromny owoc granatu.
Rozprysn si i jego czstki jak rubiny potoczyy si a do mego ka, podniosem
kilka, zjadem i poczuem w gardle wieo.
Obymy mieli duo pienidzy, szefie, i oby porway nas std pikne
dziewczta! zawoa wesoo Zorba.
Umy si, ogoli, przywdzia odwitny strj spodnie z zielonego sukna, szar
samodziaow marynark i troch ju wylinia futrzan kurtk z koziej skry.
Wcisn swoj rosyjsk karakuow czap i podkrci wsa.
Szefie rzek. Pjd pokaza si w kociele jako reprezentant
przedsibiorstwa. Bo gdyby nas tu wzili za masonw, nie wyszoby to na korzy
naszej firmie. Zreszt nic na tym nie strac, trzeba jako zabija czas.
Pochyli gow i zrobi perskie oko.
Moe zobacz wdow szepn.
Bg, interesy przedsibiorstwa i wdowa splatay si, wida, w jego umyle w
harmonijn cao. Syszaem, jak jego lekkie kroki oddalaj si i cichn. Zerwaem si
z ka. Czar prys, dusza znowu zostaa zamknita w wizieniu ciaa.

Ubraem si i ruszyem na wybrzee. Szedem szybko. Byem szczliwy,


jakbym unikn jakiego niebezpieczestwa albo grzechu. witokradztwem wydao
mi si teraz moje poranne pragnienie spojrzenia w nie narodzon jeszcze przyszo.
Przypomniaem sobie pewien ranek, gdy zobaczyem uczepion kory drzewa
poczwark wanie w chwili, gdy motyl rozrywa spowijajc go powok,
przygotowujc si do lotu. Czekaem do dugo, ale motyl zwleka. Niecierpliwie
schyliem si i zaczem go ogrzewa wasnym oddechem. I w moich oczach
szybciej, ni przewiduje natura zacz dokonywa si cud. Powoka opada i wyszed
motyl, ale kaleki. Nigdy nie zapomn przeraenia, jakie odczuem, gdy zobaczyem, e
nie moe rozwin skrzyde. Drc prbowa tego dokona wysikiem caego ciaa
na prno cho pomagaem mu oddechem. Potrzebny by tu cierpliwy proces
dojrzewania. Skrzyda powinny wolno rozwija si w socu. Teraz byo ju za pno.
Ciepo mojego tchnienia zmusio go, aby opuci poczwark przedwczenie,
pomarszczony niby embrion. Dra rozpaczliwie jeszcze chwil i umar na mojej doni.
Te leciutkie zwoki motyla spoczy ogromnym ciarem na moim sumieniu.
Dzisiaj ju wiem, e pogwacenie odwiecznych praw natury jest miertelnym
grzechem.
Nie wolno nam ulega niecierpliwoci, winnimy z ufnoci poddawa si
wieczystemu rytmowi wszechwiata.
Usiadem na skale, aby przemyle to z Nowym Rokiem. O, gdyby ten motyl,
ktrego zabiem, mg lecc przede mn wskazywa mi drog!
11.

Zerwaem si na nogi uradowany, jakbym otrzyma noworoczny podarunek.


Wia zimny wiatr, niebo byo czyste, morze lnio.
Poszedem do wsi. Naboestwo ju si chyba skoczyo. Mylaem z
irracjonalnym wzruszeniem, co za czowieka spotkam jako pierwszego w tym roku.
Czy przyniesie mi szczcie, czy nieszczcie? Mogoby to by jakie dziecko
mylaem niosce noworoczne podarunki albo krzepki starzec w biaej koszuli o
szerokich haftowanych rkawach, pogodny i dumny, poniewa w peni wykona swe
obowizki na ziemi. Im bardziej zbliaem si do wioski, tym dotkliwszy stawa si w
nonsensowny niepokj.
Nagle kolana ugiy si pode mn. Wiejsk drog miedzy oliwkowymi
drzewami sza sprystym krokiem, w czarnej chustce na gowie, z rumiecem na
twarzy wdowa.
Gibka jak czarna pantera, roztaczaa zda si wok siebie siln wo pima.
Gdzie by tu uciec!" pomylaem. Czuem, e ta niebezpieczna istota nie przepuci
mi, wic jedynym wyjciem jest ucieczka. Ale jak uciec? Wdowa zbliaa si. wir
trzeszcza pod jej stopami, a mnie si wydao, jakby to byy kroki nacierajcej armii.
Chusta zelizna si, odkrywajc lnice, krucze wosy. Obrzucia mnie tsknym
spojrzeniem i umiechna si do mnie; na dnie jej oczu krya si dzika sodycz.
Szybko owina gow chust, jakby zawstydzia si, e ujrzaem jej wosy.
Chciaem j pozdrowi, zoy noworoczne yczenia, gardo wyscho mi jednak
tak, jak w owym dniu, kiedy w kopalni run strop, a moje ycie znalazo si w nie-
bezpieczestwie.
Trzcinowy pot jej sadu zaszeleci, zimowe soce pado na zociste cytryny i
ciemne listowie drzew pomaraczowych, cay ogrd zajania niby raj.
Wdowa przystana, wycigna rk, pchna silnie furtk i otworzya j w
chwili, gdy przechodziem obok. Odwrcia si i trzepocc rzsami spojrzaa na mnie.
Pozostawia uchylone drzwiczki i z pynnym ruchem bioder znikna za
cytrusami.
Przekroczy prg, zatrzasn furtk, pobiec za ni, chwyci wp i bez sowa
zanie na jej obszerne wdowie oe to byoby po msku. Tak postpiby mj dzia-
dek i mam nadziej wnuk. A ja stoj jak wryty i zastanawiam si...
W innym wcieleniu szepnem do siebie z gorzkim umiechem jeli
tylko s inne, zachowam si lepiej...
Zagbiem si w jar porosy drzewami, czuem na sercu taki ciar, jakbym
popeni miertelny grzech. Wasaem si tu i tam, drc z zimna. Na prno
odpdzaem wizj pynnego ruchu bioder, umiechu, oczu i piersi wdowy wci
wracaa i zapieraa oddech.
Drzewa jeszcze byy bezlistne, ale pene soku pki nabrzmiay i zaczynay si
rozwiera. W kadym z nich czuo si obecno modych pdw, kwiatw i przyszych
owocw. W samym rodku zimy pod such kor w ciszy, tajemnie dniem i noc
dokonywa si wielki cud wiosny.
Nage wydaem radosny okrzyk. Przede mn w osonitym od wiatru wdole
rozkwito wbrew zimie pierwsze drzewo migdaowe, uprzedzajc odwanie inne i
obwieszczajc im wiosn.
Zrobio mi si lekko na sercu. Oddaliwszy si od drogi, usiadem pod
ukwieconymi gaziami i wdychaem ich wo.
Siedziaem tak przez dugi czas, nie mylc o niczym, beztroski, szczliwy,
jakbym przebywa w krainie wiecznoci pod rajskim drzewem.
Czyj gwatowny okrzyk przywoa mnie na ziemi:
Gdzie si podziewasz, szefie? Szukam ci od dawna Zblia si poudnie.
Chodmy.
Dokd?
Dokd?! Jeszcze pytasz? Do poczciwej ywicielki, ktrej na imi Pieczony
Prosiak". Nie jeste godny? Dopiero co wyjto wieprzka z pieca, zapach a krci w no-
sie. Chodmy prdzej.
Wstaem, pogaskaem twardy pie drzewa migdaowego, w dziwny pie,
ktry potrafi wyda z siebie kwiecisty cud. Przede mn zwinnie kroczy Zorba,
wygodniay, ale peen humoru. Jego ciao wci niesyte byo podstawowych pragnie
czowieka jedzenia, picia, kobiety, taca. Trzyma w rku jaki przedmiot owinity
w rowy papier i przewizany zotym sznureczkiem.
Upominek? spytaem.
Zorba zamia si, usiujc ukry wzruszenie.
Ot, eby jej sprawi troch przyjemnoci, biedaczce! powiedzia, nie
odwracajc si. To jej przypomni stare, dobre czasy... Sami mwilimy, e jest
kobiet, a wic istot, ktra lubi narzeka.
Fotografia?
Zobaczysz... Zobaczysz, nie piesz si. Sam zrobiem. Chodmy szybciej.
Poudniowe soce rozgrzewao koci, radujc je ciepem. Morze te wygldao
szczliwie pod jego promieniami. Maa, kamienista wysepka, otoczona leciutk
mgiek, zdawaa si unosi nad jego powierzchni.
Zblialimy si do wioski. Zorba pochyli si ku mnie i ciszy gos:
Wiesz, szefie, bya w kociele. Staem na samym przodzie, tu przy
ministrancie. Nagle zobaczyem, jak zajaniay wite obrazy: Chrystus, Matka Boska
i dwunastu apostow... Co to moe by? pomylaem i przeegnaem si.
Soce?" Kiedy si odwrciem, zobaczyem wdow...
Do gadania, Zorbo! rzekem i przypieszyem kroku.
Ale on mnie dogoni.
Widziaem j z bliska, szefie. Na policzku ma pieprzyk, ktry potrafi opta
czowieka. C to za cudowna rzecz taki pieprzyk na policzku kobiety!
I przewrci z zachwytem oczyma.
Czy syszae o czym podobnym, szefie? Gadka skra, czarna plamka i
wystarczy, eby straci gow. Rozumiesz co z tego, szefie? A co mwi o tym twoje
papiery?
Do diaba z nimi!
Zorba zamia si zadowolony.
No, nareszcie mdrzejesz! powiedzia.
Nie zatrzymujc si, minlimy kawiarenk. Bubulina upieka ju prosiaka i
oczekiwaa nas w przedsionku.
Naoya znw kanarkow wstk na szyj i grub warstw pudru na policzki,
a wargi umalowaa ciemnowiniow szmink. Na nasz widok rysy twarzy zadrgay jej
radonie, wyblake oczy zamrugay filuternie i spoczy na podkrconych wsach
Zorby. Natychmiast gdy zamkny si za nami drzwi, obj j wp.
Szczliwego Nowego Roku, moja mia! zawoa. Spjrz, co ci
przyniosem!
Po czym pocaowa j w pulchn pomarszczon szyj.
Stara syrena zadraa, ale nie stracia gowy i nie oderwaa oczu od paczki z
upominkiem. Wzia j w rce, rozwizaa zoty sznurek i zajrzawszy do rodka
pisna radonie.
Pochyliem si, eby dojrze, co to takiego. Na grubym kartonie ten obuz
Zorba namalowa czterema rnymi farbami czerwon, zot, szar i czarn
cztery wielkie okrty wojenne, ustrojone flagami, pynce po jaskrawoszafirowym
morzu. Tu przed nimi koysaa si na fali naga, biaoskra, z rozpuszczonymi
wosami, wysokimi piersiami i wijcym si rybim ogonem syrena pani Hortensja, z
nieodczn t wstk na szyi, cignc na czterech sznurach owe pancerniki z
angielsk, rosyjsk, francusk i wosk bander. Na wszystkich rogach arkusza
wymalowane byy brody: jasna, kasztanowa, siwa i czarna.
Stara syrena natychmiast zrozumiaa tre obrazu.
To ja! powiedziaa z dum. I ja kiedy miaam swoje wielkie dni
westchna.
Zdja znad ka okrge zwierciado i obok klatki z papug powiesia dzieo
Zorby. Jej twarz zblada pod grub warstw pudru.
Tymczasem zgodniay Zorba wlizn si do kuchni. Przynis pmisek z
prosiciem, postawi przed sob butelk wina i napeni trzy szklanki.
Chodcie je! krzykn, klaszczc w donie. Zacznijmy od
najwaniejszego, czyli odka. Potem, moja Bubulino, signiemy troch niej.
Ale wesoy nastrj mciy westchnienia starej syreny. Z kadym Nowym
Rokiem i ona przeywaa ma prbk Sdu Ostatecznego, ogldaa si wstecz na
swoje ycie i uznawaa je za zmarnowane.
Wielkie miasta, mczyni, jedwabne suknie, butelki szampana, perfumowane
brody oyway wtedy w tej kobiecej gowinie o przerzedzonych wosach i woay do
niej z mogiy pamici.
Nie mam apetytu szepna mikko. Jako nie mam...
Uklka przed piecykiem i poruszya pogrzebaczem rozarzony wgiel, jej
obwise policzki zajaniay w blasku ognia. Pomie musn opadajcy z czoa pukiel
wosw i po pokoju rozszed si mdlcy swd palonej sierci.
Nie bd jada... Nie bd jada... szepna znowu, widzc, e nie
zwracamy na ni uwagi.
Zorba zacisn nerwowo pi, przez chwil nie wiedzia, na co si zdecydowa.
Mg j pozostawi, eby szeptaa tak, jak dugo zechce, podczas gdy my wzilibymy
si za pieczone prosi, mg te klkn przed ni, wzi w ramiona i uagodzi
miymi sowami. Obserwowaem jego ruchliw twarz i wyczytaem na niej te
wewntrzne zmagania.
Nagle rysy jego znieruchomiay. Podj decyzj. Przyklkn, obejmujc kolana
syreny:
Jeeli ty nie zechcesz je, moje szczcie powiedzia drcym gosem to
wiat si skoczy. Miej lito nad biednym prosiciem, kochanie, i zjedz cho ks.
I wcisn do jej ust kawaek ociekajcej tuszczem, chrupicej skrki.
Nastpnie obj j mocno, dwign i posadzi na krzele midzy nami.
Jedz zachca. Jedz, mj skarbie, niech i do naszej wioski wejdzie
wity Bazyli, bo inaczej, zrozum, nie pokae si tu. Wrci do swojej ojczystej Cezarei,
zabierze kaamarz i papier, ciasteczka i noworoczne prezenty, zabawki i nawet to
pieczone prositko i pjdzie sobie precz. A wic, otwrz, moja mia, usteczka i zjedz.
Wycign dwa palce i poaskota j delikatnie. Stara syrena zachichotaa,
przetara zaczerwienione oczka i z bog min oddaa si uciu chrupicej skrki...
W tym momencie dwa zakochane koty rozpoczy zaloty na dachu nad naszymi
gowami. Miauczay przeraliwie, ich pene zaciekoci wrzaski brzmiay raz wysoko,
raz nisko, nagle poczy tarza si i szamota.
Miau, miau! naladowa je Zorba i mrugn okiem do starej syreny, ona
umiechna si i ucisna jego rk dyskretnie pod stoem. Nabraa humoru, prze-
sta j mczy ucisk w gardle i jada ju teraz chtnie.
Soce zniyo si i zajrzawszy przez okno lego u jej ng. Butelka bya ju
pusta. Zorba, gadzc swoje nastroszone niby u kocura wsy, przysun si do pani
Hortensji, ktra czujc na sobie ciepy oddech przesycony zapachem wina, skulia si i
zadraa.
To niesychane, szefie! zwrci si do mnie Zorba. Ze mn wszystko jest
na opak. Mwiono mi, e jako dzieciak podobny byem do starca: ciki, maomwny,
gruby, o starczym gosie, cakiem jak mj dziadek. Ale rosnc modniaem i stawaem
si coraz bardziej lekkomylny. Kiedy doszedem dwudziestu lat, wygupiaem si
jeszcze zwyczajnie, jak wszyscy w tym wieku, ale po czterdziestce poczuem peni
modoci i rozszalaem si na dobre. Teraz, kiedy przekroczyem szedziesitk bo
midzy nami mwic mam szedziesit pi lat, szefie ot teraz, kiedy
przekroczyem szedziesitk, sowo daj, nie wiem, jak to wytumaczy, szefie, wiat
wydaje si dla mnie za may.
Podnis kielich i z powag zwrci si do swojej damy:
Twoje zdrowie, o pani! powiedzia uroczycie. ycz ci, by w tym
nowym roku wyrosy ci zby, strzeliste brwi i by twa skra staa si brzoskwiniowa,
aby moga zrzuci wreszcie z szyi t wstrtn wstk. I eby znw wybucha
rewolucja na Krecie, bo wtedy przypynyby eskadry czterech wielkich mocarstw.
Oby kada miaa na czele admiraa, a kady admira wonn i trefion brod! Oby
znw wyonia si z fal, moja syreno, i zapiewaa, wabic eskadry, ktre do cna
roztrzaskayby si na tych dwch okrgych, dzikich skaach! i sign w kierunku
obwisych piersi pani Hortensji.
Roznamitni si i gos mu ochryp ze wzruszenia. Rozemiaem si. Kiedy
ogldaem film z tureckim pasz, zabawiajcym si w kabaretach Parya. Trzyma on
na kolanach zotowos dam z pwiatka i w miar, jak si rozpala, pomponik jego
fezu wznosi si w gr. Najpierw przybra pozycj poziom, a potem szybko pionow.
Dlaczego miejesz si, szefie? zapyta Zorba.
Ale pani Hortensja, wci jeszcze mylc o poprzednich sowach Zorby,
westchna:
Och, to niemoliwe, Zorbo. Modo mija... Mija bezpowrotnie.
Zorba przysun si do niej tak, e ich dwa krzesa stykay si ze sob.
Posuchaj mnie, gobko powiedzia, prbujc rozpi trzeci, ostatni ju,
guzik jej bluzki. Posuchaj, jak wspaniay dar chc ci ofiarowa: Pojawi si nowy
lekarz, ktry czyni cuda. Daje ci lekarstwo nie jestem pewien: krople czy tabletki
i znowu masz dwadziecia, najwyej dwadziecia pi lat. Nie pacz, moja Bubulino,
sprowadz ci je z Europy...
Stara syrena podskoczya, tak e jej rzadkie wosy rozwiay si, ukazujc
byszczc, czerwonaw skr na gowie. Zarzucia pulchne ramiona na szyj Zorby.
Jeli to krople, mj drogi szepna i otara si o niego jak kotka. Jeli to
krople, zamw ca butl, a jeli tabletki...
Cay worek! rzuci Zorba i rozpi trzeci guzik.
Koty, ktre na chwil ucichy, znw zaczy miaucze. Jeden lamentowa i
baga, drugi zoci si i grozi...
Nasza gospodyni ziewna, Jej oczy przybray tskny wyraz.
Syszysz koty? Bezwstydne... zamruczaa i siada na kolanach Zorby.
Przytulia si do niego i westchna. Wypia troch za duo i wzrok miaa
zamglony.
O czym mylisz, moja mia? spyta Zorba, mitoszc jej piersi.
O Aleksandrii... szepna stara syrena, pocigajc nosem. Aleksandria...
Bejrut... Konstantynopol... Turcy, Arabowie, sorbet, zote sanday, szkaratne fezy...
Znowu westchna.
Gdy Ali-bej zostawa ze mn na noc ach, co za wsy, brwi, bary! Wzywa
grajkw i rzuca im przez okno pienidze, by a do rana brzmiay na podwrzu bbny i
klarnety. Ssiadki pkay z zazdroci i mwiy: Ali-bej znowu jest u niej..." Pniej, w
Konstantynopolu, Sulejman-pasza nie pozwala mi w pitek wychodzi na spacer,
eby nie ujrza mnie idcy do meczetu sutan i nie porwa olniony moj piknoci.
Kiedy rano odchodzi ode mnie, zostawia przy moich drzwiach trzech Murzynw,
eby aden mczyzna nie mg si zbliy. Ach, mj drogi Sulejman...
Wyja zza stanika wielk kraciast chustk do nosa i gryza j, dyszc jak
lokomotywa.
Zorba pozby si jej, sadowic na ssiednim krzele, i wsta uraony. Przeszed
si ze dwa, trzy razy tam i z powrotem po pokoju, sapic ze zoci. Pokj musia mu
si wyda jednak za ciasny, bo porwawszy lask wyskoczy na podwrze i oparszy
drabin o cian zacz si na ni wdrapywa, przeskakujc po dwa szczeble.
Kogo chcesz zbi, Zorba? zawoaem. Sulejmana-pasz?
Te wstrtne koty nie daj mi spokoju!
I jednym susem wskoczy na dach.
Pijana, rozczochrana pani Hortensja zamkna swoje tylokrotnie caowane
oczta. Marzenie unioso j do wielkich miast Wschodu strzeonych ogrodw,
mrocznych haremw, zakochanych paszw. Pyna po morzach, nia, e zarzuca
cztery wdki i owi na nie cztery wielkie okrty wojenne...
Stara syrena umiechaa si radonie przez sen, jakby obmyta w falach
morskich i odwieona.
Zorba wszed wymachujc kijem.
pi? zapyta, spogldajc na dam. pi ta dziewka?
Tak odparem. Ogarn j sen, ktry odmadza, Zorbo, mj paszo. W tej
chwili ma dwadziecia lat i spaceruje po Aleksandrii, Bejrucie...
Do diaba z rozpustn bab! mrukn Zorba i splun na podog. Patrz
tylko, jak si umiecha. Chod, szefie, idziemy!
Wcisn na gow czapk i otworzy drzwi.
Nie wstyd ci naje si jak winia i uciec, zostawiajc j sam?
powiedziaem. Tak si nie robi.
Nie jest wcale sama warkn Zorba, ma Sulejmana-pasz, nie widzisz?
Jest w sidmym niebie, ohydny babsztyl! Chodmy!
Wyszlimy na wiee powietrze. Ksiyc pyn po pogodnym niebie.
Kobiety! powiedzia Zorba z odraz. Tfu! Ale to nie ich wina, tylko
nasza, takich pgwkw i szalecw jak Sulejman i Zorba.
Umilk na chwil, a potem dorzuci wcieky:
Zreszt nawet nie nasza, ale jednego, jedynego, Wielkiego Pgwka i
Szaleca, Wielkiego Sulejmana-paszy.... Wiesz, kto to jest?
Jeli istnieje... odparem. A jeeli go nie ma?
Wtedy klapa.
Przez dugi czas szlimy w milczeniu szybkim krokiem. Zorba zaton w
rozwaaniach zapewne budzcych w nim zo, bo co chwila uderza lask o kamienie
i spluwa.
Nagle zwrci si do mnie:
Mj witej pamici dziadek rzek niech spoczywa w pokoju, zna si na
kobietach. Kocha je bardzo, chocia dopieky mu do ywego. Kiedy powiedzia mi:
Przyjmij moje bogosawiestwo, may, wraz z dobr rad: strze si kobiet. Bo
wiedz, e gdy Bg chcia z ebra Adama stworzy kobiet, diabe skorzysta z okazji i
przemieniwszy si w wa porwa ebro. Bg ju, ju go apa, ale diabe wylizn; mu
si z rk, zostawiajc tylko swe rogi. Bobra gospodyni pomyla Bg gdy nie ma
wrzeciona, nawet yk przdzie, wic i z rogw diaba moe by kobieta. I stworzy
j z nich na nasze nieszczcie, mj may Aleksy. Gdzie by tkn kobiet, trafisz na
rogi. Strze si, niej synu. To kobieta ukrada z raju jabka, wsuna je za stanik i teraz
pyszni si nimi, wypina, wasa z nimi wszdzie. Zaraza! Jeli skosztujesz tych jabek,
przepade, nieszczsny! Jeli nie podwjnie tracisz! Jak ci wic da rad, mj
synu? Ot rb, jak uwaasz". Tyle powiedzia mi witej pamici dziadek, ale nie
staem si przez to mdrzejszy. Wstpiem w jego lady i przepadem.
Przechodzilimy spiesznie przez wiosk. wiato ksiyca byo niepokojce.
Wyobracie sobie, e wychodzc na spacer nieco zamroczeni, aby zaczerpn
powietrza, widzicie, e wiat nagle si zmienia. Drogi staj si rzekami mleka, doy i
koleiny napeniaj si wapnem, gry pokrywa nieg. Rce, twarz, szyja byszcz takim
wiatem jak robaczki witojaskie. Ksiyc zwisa na piersiach przechodniw niby
okrgy, egzotyczny amulet...
Szlimy szybkim krokiem w milczeniu. Upojeni wiatem ksiyca i winem, nie
czulimy, e stopy nasze dotykaj ziemi. Za nami w upionej wiosce psy wyy aonie
do ksiyca. I nas braa ch, by zadrze gow i zawy jak one.
Mijalimy wanie sad wdowy. Zorba zatrzyma si. Wino, dobry posiek i
ksiyc uderzyy mu do gowy. Wycign szyj i gosem dononym jak ryk osa
zaintonowa bezwstydn serenad, ktrej sowa prawdopodobnie uoy na
poczekaniu:

Jake kocham od pasa w gr i w d twoje ciao,


ktre wchania gitkiego wgorza
i czyni go sztywnym,
jakby ycia w nim nie stao.

Jeszcze jeden diabli rg, szefie powiedzia.


Gdy dotarlimy do baraku, witao. Runem wyczerpany na ko, Zorba za
umy si, zapali spirytusow maszynk i naparzy kawy. Przycupn na pododze przy
drzwiach, zacign si papierosem i sztywny, nieruchomy, patrzy w stron morza.
Jego twarz wyraaa powag i skupienie. Przywid mi na myl moje ulubione malo-
wido japoskie, na ktrym asceta otulony w pomaraczow szat siedzi na ziemi, a
jego oblicze lni jak subtelna rzeba w drzewie poczerniaym od deszczw. Z pod-
niesion gow, umiechnity i nieustraszony, spoglda przed siebie w czarn noc...
Patrzyem na Zorb owietlonego ksiycem i podziwiaem odwag i prostot, z
jak zespala si ze wiatem, z jak jego ciao i dusza tworz jedn harmonijn cao, z
jak wszystko kobiety, chleb, woda, miso, sen stapia si z nim i utosamia.
Nigdy nie widziaem tak przyjaznego przymierza czowieka z wszechwiatem.
Ksiyc chyli si ku zachodowi, okrgy, bladozielony. Niewypowiedziany urok
spowi morze.
Zorba odrzuci papierosa, wycign rk, poszpera w koszyku, wydoby jakie
sznury, haki, patyczki, zapali kaganek i zacz prbowa dziaanie kolejki. Pochylony
nad swoj prymitywn zabawk pogry si zapewne w skomplikowanych
obliczeniach, gdy co chwila zawzicie drapa si w gow i kl.
Nagle, majc tego dosy, rozwali model jednym kopniciem.
12.

Zapadem w sen. Gdy si ocknem, Zorba ju wyszed. Byo zimno, nie miaem
najmniejszej ochoty wstawa, signem na pk po ukochan ksik, jak tu przy-
wiozem, poezje Mallarmego. Czytaem powoli, urywkami, zamykaem tomik i znowu
go otwieraem, wreszcie odoyem. Sowa tych wierszy wyday mi si po raz pierwszy
anemiczne, wyblake, pozbawione ludzkich treci, puste i zawieszone w prni; byy
niby destylowana woda pozbawiona nie tylko zarazkw, ale i yciodajnych substancji.
W religiach, ktre utraciy moc wiary, bogowie staj si tylko figurami
retorycznymi, ornamentami dla ludzkiej samotnoci lub obrazami zdobicymi ciany.
Co podobnego dziao si z t poezj. Namitno i tsknota serca ttnicego ywymi
sokami obrcia si w pust igraszk i jaow gr intelektu.
Znw otworzyem ksik, zaczem czyta. Dlaczego przez tyle lat
pozostawaem pod urokiem tych wierszy? Czysta poezja! Ttnice ycie przeksztaca
w byskotliw rozrywk, pozbawion choby kropli krwi. Wedle niej gruboskrny,
nieociosany, skalany mioci cielesn i dz rd ludzki powinien sta si
abstrakcyjn ide i ulegajc alchemii mzgu zdematerializowa si i rozproszy.
Jak to si stao, e wszystko, co dotd uwaaem za cenne, tego ranka wydao
mi si cyrkow ekwilibrystyk i kamstwem szarlatana? Tak wanie zaczyna si
upadek kadej kultury byskotliwym popisem magika: czyst poezj, czyst
muzyk, pust myl. I nie ma ju czowieka, ktry wtpi, ktry wierzy, ktry na co
oczekuje, czego si obawia, poniewa ca ziemi opanowa duch i nie ma skrawka,
gdzie by mona zapuci korzenie i czerpa nimi yciodajne soki. Czowiek sta si
jaowy, bezpodny, pozbawiony krwi. Wszystko przeksztaca si w nim w sowa, a
sowa w muzyczn igraszk, ale ostatni czowiek posuwa si jeszcze dalej, siada na
skraju swojej samotni i przeobraa muzyk w puste, matematyczne rwnanie.
Zerwaem si.
Ten ostatni czowiek to Budda! krzyknem. Odkryem jego potworn
tajemnic. Budda jest t czyst" dusz, ktra ulega wyjaowieniu, kryje si w nim
nico, sam jest nicoci. Oczycie wasze ono, rozum, serce" woa i gdziekolwiek
stanie jego stopa, nie wytrynie woda, nie uronie trawa, nie narodzi si dziecko.
Musz mylaem uciekajc si do magii rymu, osaczy go czarodziejskim
zaklciem, rzuci na niego urok, aby zmusi go do opuszczenia mnie. Omota sieci
sw, schwyta i wyzwoli si od niego!"
Pisanie o Buddzie przestao ju by literack igraszk, stao si walk na mier
i ycie przeciw nagromadzonej we mnie sile rozkadu, pojedynkiem z otchannym
Nic", ktre poerao mi serce od jego wyniku zaleao zbawienie mojej duszy.
Decyzja przyniosa mi ulg. Znalazem cel, wiedziaem teraz, gdzie uderzy.
Wziem rkopis. Budda jest ostatnim czowiekiem, ale my znajdujemy si dopiero na
pocztku swej drogi. Nie najedlimy si do syta, nie zaspokoilimy pragnienia, nie
kochalimy do woli, nie zdylimy jeszcze y. Za wczenie przyszed do nas ten deli-
katny, subtelny starzec, niech si std czym prdzej wynosi.
Peen radoci zaczem pisa. Nie bya to teraz zwyka pisanina, lecz prawdziwa
wojna, bezlitosny pocig, osaczenie i oblenie potwora, by zmusi go do opuszczenia
kryjwki. Doprawdy sztuka jest cudownym zaklciem. W naszej jani gnied si
ponure, mordercze siy, zowrogie popdy do zabijania, niszczenia, nienawici i gwa-
tu. Jedynie sztuka jak czarodziejska fujarka potrafi nas od nich uwolni.
Pisaem albo lepiej walczyem cay dzie. Wieczorem byem zupenie
wyczerpany, ale czuem, e posunem si naprzd i opanowaem dzi kilka
nieprzyjacielskich przyczkw. Zatskniem za Zorb, jedzeniem, snem, chciaem
zaczerpn nowych si, by o wicie znowu zacz zmagania.
Zorba zjawi si w nocy z rozpromienion twarz: On te znalaz. On te
zrozumia" pomylaem i czekaem.
Przed kilku dniami, majc ju wszystkiego dosy, powiedziaem mu z pasj:
Wkrtce zabraknie pienidzy, Zorbo. Cokolwiek masz zrobi, rb szybko.
Musimy uruchomi kolejk. Jeli nie uda si nam z wglem, wemiemy si do drzewa.
Inaczej koniec.
Zorba podrapa si w gow:
Brak pienidzy, szefie? Bieda.
Rozeszy si, przejedlimy je, Zorbo. Trzeba teraz znale wyjcie. Jak twoje
eksperymenty z kolejk? Nie daj rezultatu?
Zorba spuci gow, nic nie mwic. Zawstydzi si, ale i zaci tamtego
wieczora.
Przeklta kolejka! mrucza. Ju ja jej dam rad...
Postanowi przeama trudnoci. I oto dzisiejszej nocy wrci promieniejcy.
Znalazem, szefie! woa z daleka. Znalazem waciwy kt nachylenia.
Umyka mi, wylizgiwa si, ale go mam.
Masz go? A wic szybko do dziea, Zorbo. Czego ci trzeba?
Jutro z samego rana musz wybra si do miasta i zakupi potrzebny sprzt:
grub stalow lin, gwodzie i haki... Wrc, zanim zauwaysz, em wyjecha.
Rozpali szybko ogie, przygotowa posiek, jedlimy i pilimy z apetytem.
Obydwaj napracowalimy si porzdnie.
Nazajutrz rano odprowadziem Zorb do wioski. Jak ludzie rozsdni i
praktyczni podzielilimy midzy siebie prac w kopalni.
Schodzc w d, Zorba potkn si o kamie, ktry zacz si stacza. Zorba
przystan oniemiay ze zdumienia, jakby po raz pierwszy w yciu oglda takie zja-
wisko. Spojrza na mnie i w jego oczach zauwayem cie lku.
Widziae, szefie? powiedzia wreszcie. Kiedy kamienie tocz si w d,
oywaj.
Nie odpowiedziaem, rozsadzaa mnie rado. Tak wanie wielcy poeci
dostrzegaj kad rzecz po raz pierwszy. Co ranka odkrywaj wiat, a waciwie nie
odkrywaj go, lecz tworz.
W oczach Zorby tak jak i w oczach ludzi pierwotnych wszechwiat jawi si jak
zwarta brya: twarde sfery gwiazd ocieraj si o niego, morze odbija si od jego skro-
ni... Zorba odczuwa bez znieksztacajcego pryzmatu rozsdku istnienie ziemi, wody,
zwierzt i Boga.
Pani Hortensja bya uprzedzona o naszym przybyciu i oczekiwaa nas w
przedsionku, umalowana, upudrowana, zaniepokojona. Wystroia si jak wiedma na
sabat. Mu sta ju przed furtk, Zorba wskoczy na niego i uj lejce. Stara syrena
zbliya si niemiao i dotkna pulchn doni piersi mua, jakby chciaa zatrzyma
swego miego, eby nie odjeda.
Zorbo... zagruchaa i uniosa si na palcach. Zorbo...
Odwrci twarz. To miosne gruchanie na rodku ulicy nie przypado mu do
gustu. Kiedy biedna Hortensja zobaczya jego oczy, przerazia si, jednak nadal trzy-
maa bagalnie rk na piersi mua.
Czego chcesz? spyta Zorba zirytowany.
Zorbo prosia. Bd rozsdny... Nie zapomnij o mnie, Zorbo, bd
grzeczny...
Potrzsn w milczeniu lejcami. Mu ruszy w drog.
Szczliwej drogi, Zorbo! zawoaem. Trzy dni, syszysz? Nie duej.
Odwrci si i pomacha swoj wielk ap. Stara syrena pakaa, a zy obiy
bruzdy w pudrze.
Masz moje sowo, szefie. To wystarczy? Do zobaczenia!
Znikn w gstwinie drzew oliwkowych. Hortensja pakaa, ledzc wzrokiem
to przebyskujcy przez srebrne listowie, to znikajcy jaskrawy, czerwony pled, ktry
pooya na grzbiecie mua, eby jej miy mia wygodn jazd. Potem nawet i to
znikno. Hortensja rozejrzaa si dookoa, jakby wiat opustosza.
Nie wrciem na wybrzee. Poszedem w gry. W chwili gdy wstpowaem na
grsk ciek, usyszaem dwik trbki. To wiejski listonosz obwieszcza swoje
przybycie.
Panie! zawoa wymachujc rk.
Zbliy si do mnie i wrczy mi plik dziennikw, czasopism oraz dwa listy.
Jeden schowaem natychmiast do kieszeni, chciaem przeczyta go wieczorem, kiedy
dzie si koczy, a myli uspokajaj. Wiedziaem, kto go napisa, i odsuwaem chwil
radoci, aby przeduy przyjemno oczekiwania.
Drugi poznaem po egzotycznych znaczkach i zdecydowanym charakterze
pisma o kanciastych literach. Wysa go z Afryki mj dawny kolega z awy szkolnej
Karajannis, ktry przebywa teraz niedaleko Tanganiki.
By to porywczy, dziwny chopak, czarnowosy, z biaymi, ostrymi zbami
jeden nawet wystawa mu z ust jak u dzika. Nigdy nie mwi, tylko krzycza, nie
dyskutowa, lecz kci si. Ju w modoci opuci ojczyst Kret, gdzie jako ksidz
by profesorem teologii. Przyczyn tego sta si romans, jaki nawiza z jedn ze
swych uczennic. Zobaczono ich, gdy si caowali na polu, i plotka rozesza si od razu.
Tego samego dnia Karajannis zrzuci sutann i wsiad na statek. Pojecha do swego
wuja, przebywajcego w Afryce, tam rzuci si w wir pracy, zaoy fabryk powrozw i
dorobi si majtku. Od czasu do czasu pisywa do mnie i zaprasza do siebie na p
roku. Otwierajc kady list, zanim jeszcze zdyem go przeczyta, czuem jaki
potny, unoszcy mi wosy na gowie wiew, bijcy z licznych, zawsze zeszytych
sznurkiem kartek. Wci zamierzaem jecha do Afryki i nigdy nie wprowadzaem
zamiaru w czyn.
Zboczyem ze cieki, przysiadem na jednym z kamieni i pogryem si w
lekturze.
Kiedy wreszcie, limaku uczepiony greckiej skay, zdecydujesz si zjawi
tutaj. Przypuszczam, e jak wszyscy Grecy stae si bywalcem knajp. Wyywasz si w
tawernach, tak samo zreszt jak w swoich ksikach, pielgnowaniu obyczajw i w
swojej sawetnej ideologii. Dzisiaj jest niedziela, nie mam nic do roboty, siedz u
siebie we wasnej posiadoci i myl o Tobie. Soce pali jak piec hutniczy. Ani kropli
deszczu. Tu pada tylko w kwietniu, w maju i w czerwcu, ale za to wtedy istny potop.
yj samotnie i to mi odpowiada. Mieszka tu wprawdzie niemao Grekw, ale
nie chc oglda ich na oczy. Brzydz si nimi, gdy drodzy rodacy niech ich diabli
wezm nawet tutaj przywlekli trd waszych politycznych namitnoci. Polityka
gubi Grekw. No i jeszcze hazard, analfabetyzm oraz dogadzanie wasnym zmysom.
Nie cierpi Europejczykw, dlatego kr po grach Usumbara. Nie cierpi
Europejczykw, najbardziej jednak nienawidz Grekw i wszystkiego, co greckie.
Nigdy moja noga nie postanie w waszej Grecji. Tutaj zdechn; kazaem ju
przygotowa sobie grobowiec przy domu na samotnej grze. Postawiem kamie i
wykuem wasnorcznie grubymi drukowanymi literami napis: Tu spoczywa Grek,
ktry nienawidzi Grekw.
miej si z Grecji, pluj, kln i pacz na jej wspomnienie. eby nie widzie
Grekw i wszystkiego, co greckie, opuciem na zawsze ojczyzn. Przybyem tu,
wlokc ze sob swj los. To nie on mnie tu przywid, bo zapamitaj: czowiek robi
zawsze to, co chce wic i ja byem kowalem swego losu. Harowaem jak w i nadal
tak haruj, wyciskaem z siebie i wci jeszcze wyciskam ostatni kropl potu. Walcz
z ziemi, wiatrami, deszczem i mymi kolorowymi robotnikami.
Nie mam adnej radoci, chocia nie... Mam jedn prac. Fizyczn lub
umysow. Przede wszystkim jednak fizyczn. Lubi si zmczy do sidmego potu,
do blu koci. Trwoni wikszo swoich pienidzy, wyrzucam je na wszystko, na co
mi przyjdzie ochota. Nie jestem niewolnikiem pienidza, raczej on jest moim. Jestem
niewolnikiem pracy i tym si szczyc. Karczuj las, podpisaem kontrakt z Anglikami.
Produkuj liny. Teraz uprawiam nawet bawen.
Zeszej nocy pokcili si Murzyni nalecy do dwu plemion: Wa'yao i Wa'ngoi.
Poszo o jak kobiet, jak dziewk. Zupenie jak u was, czcigodni Grecy. Przekle-
stwa, ciosy maczugi, tryskajca krew... W nocy przybiegy kobiety i obudziy mnie,
skamlc, ebym poszed ich rozsdzi. Wciekem si i posaem wszystkich do diaba,
a potem do angielskiej policji. Ale pozostali przez ca noc pod moimi drzwiami i wyli.
Nad ranem wyszedem wic i wydaem wyrok.
Jutro, to jest w poniedziaek, od samego rana wybieram si na wdrwk w
gry Usumbara, w gste lasy, do krysztaowo czystych wd wrd wiecznej zieleni...
Kiedy i Ty, ndzny Greku, wyrwiesz si z tej wspczesnej Sodomy? Kiedy porzucisz
Europ? Kiedy przyjedziesz, by razem ze mn zdobywa te pustynne i dzikie gry?
Mam dziecko z Murzynk, dziewczynk. Jej matk wypdziem. Przyprawiaa
mi rogi w biay dzie, jawnie, pod kadym drzewem. Obrzydo mi to, wic j wygna-
em. Ale creczk zostawiem przy sobie. Ma dwa latka. Chodzi, zaczyna ju mwi,
ucz j po grecku. Oto pierwsze sowa, jakich j nauczyem: Pluj na was, zawszeni
Grecy!
Szelma, jest do mnie podobna, tylko nos ma po matce szeroki, spaszczony.
Kocham j, lecz tak jak si kocha kota czy psa. Przyjed, zafunduj sobie chopca z
jak kobiet z gr Usumbara. Oenimy ich ze sob pewnego dnia, co sprawi
przyjemno zarwno nam, jak i im.
Bywaj! Zosta z diabem, drogi przyjacielu.
Karajannis, servus diabolicus Dei".

Opuciem na kolana otwarty list. Opanowao mnie gwatowne pragnienie


wyjazdu. Nie ch zmiany, bo dobrze mi byo tu, na kreteskim wybrzeu czuem
si nieskrpowany i szczliwy ale to nieustannie trawice mnie marzenie, by ujrze
na wasne oczy jak najwicej ldw i mrz, zanim umr.
Wstaem. Rozmyliem si. Ruszyem szybkim krokiem nie w gry, ale na
wybrzee. Czuem w zanadrzu drugi list i nie mogem ju opanowa niecierpliwoci.
Zbyt dugo trwa przedsmak przyjemnoci, zawierajcy w sobie zarwno rado, jak i
niepokj.
Wszedszy do baraku, rozpaliem ogie, naparzyem herbaty, zjadem chleb z
masem i miodem i pomaracz. Legem na ku i otworzyem list:
Witaj Mistrzu i zarazem Uczniu-Neofito!
Mam tu duo pracy, i to chwaa Bogu cikiej. Zamykam to niebezpieczne
sowo w cudzysw (niby dzikie zwierz do klatki), eby si ju na wstpie nie
rozgniewa. A wic chwaa Bogu cika to praca. Pmilionowa rzesza Grekw
na poudniu Rosji i na Kaukazie znajduje si w niebezpieczestwie. Wielu z nich mwi
ju tylko po turecku albo po rosyjsku, serca ich jednak przemawiaj namitnie po
grecku. To nasza krew! Wystarczy spojrze, jak ich oczy byszcz chytrze i drapienie,
jak ich wargi umiechaj si zmysowo i tkliwie. Wystarczy rozway to, e potrafili na
tej niezmierzonej ziemi podporzdkowa sobie chopw i uczyni z nich swoich
robotnikw, aby zrozumie, e s nieodrodnymi potomkami tak przez Ciebie
podziwianego Odysa. Trzeba ich pokocha i nie pozwoli im zgin. Bo jednak grozi
im niebezpieczestwo. Stracili wszystko, co mieli. S teraz obdarci i godni. Uchodcy
z wszystkich stron skupili si w miastach Gruzji i Armenii. Brak im ywnoci, odziey
i lekarstw. Gromadz si w portach i wypatruj z niepokojem, czy na horyzoncie nie
uka si greckie okrty, by ich przywrci na ono macierzy Grecji. To nasi
wspplemiecy, a wic cz naszej duszy, a znajduj si oni w szponach rozpaczy.
Jeli pozostawimy ich wasnemu losowi zgin. Trzeba mioci, zrozumienia,
zapau i praktycznoci dwie ostatnie cnoty tak przecie cenisz, gdy wystpuj razem
eby uratowa ich wszystkich i umoliwi im powrt na nasz ziemi, tam gdzie
bd najbardziej poyteczni dla naszego narodu do granic Macedonii i dalej
Tracji. Tylko w ten sposb uratowa mona setki tysicy Grekw, a wraz z nimi i
siebie. Gdy tylko znalazem si tutaj, w myl Twych nauk, zakreliem krg wok
obszaru, ktry nazwaem swoim obowizkiem, i rzekem sobie: Jeli wybawi
znajdujcych si na tym obszarze, wybawi swoj dusz, jeli nie i ja zgin. Na
obszarze tym znajduje si p miliona Grekw.
Przebiegam miasta i wsie, zbieram rodakw, przygotowuj petycje, redaguj
depesze, usiuj przekona naszych ateskich dygnitarzy o koniecznoci wysania
okrtw, ywnoci, odziey, lekarstw i ewakuowania tych wszystkich ludzi do Grecji.
Jeli arliwa, uporczywa walka oznacza szczcie, jestem szczliwy. Nie wiem, czy
jak powiadasz jest to szczcie na moj miar. Oby Bg to sprawi, bo wtedy bybym
czowiekiem duej miary. Chciabym rozcign j na rubiee Grecji, bo tam tylko
mieci si moje szczcie. Ale dosy rozwaa. Zapewne leysz teraz na kreteskim
wybrzeu wsuchany w poszum morza i dwik santuri, Ty masz duo czasu, ja nie.
Spalam si w swojej dziaalnoci i to mnie raduje. Tylko czyn, mj leniwy Mistrzu.
Innego wyjcia nie widz.
Przedmiotem, moich rozmyla s teraz sprawy proste i jednoznaczne: ci znad
morza i mieszkacy gr Kaukazu, wieniacy z Karsu, mniejsi i wiksi kupcy z Tbilisi,
Batumi, Noworosyjska, Rostowa, Odessy, Krymu s nasi, to nasza krew, dla nich
podobnie jak dla nas stolic Grecji jest Konstantynopol. Wszyscy czcimy jednego
wodza, ty nazywasz go Odysem, inni Konstantynem Paleologiem, ktry jak mwi
legenda, nie poleg pod murami Bizancjum, tylko zamieniony w marmur oczekuje na
przyjcie Anioa Wolnoci. Ja, jeli pozwolisz, uznam za patrona naszego ludu
Akritasa. Imi to wydaje mi si, najodpowiedniejsze, brzmi bardziej surowo od
tamtych, wojowniczo. Na sam jego dwik budzi si we mnie zakuty w zbroj
niemiertelny syn Hellady, ktry bez wytchnienia, nieugicie rozszerza wszystkie
granice narodowe, intelektualne i duchowe. Gdy za do imienia Akritas doczymy
imi Digenis, Jeszcze lepiej oddamy charakter naszego narodu, ow wspania
syntez Wschodu z Zachodem.
Znajduj si teraz w Karsie, dokd przybyem, by zebra Grekw ze wszystkich
okolicznych wiosek. Tego samego dnia w rce Kurdw dostao si dwch Grekw
duchowny i nauczyciel. Poddani zostali torturom. Kurdowie przybili im do ng
podkowy. Miejscowe wadze, przeraone, zebray si w domu, gdzie si zatrzymaem.
Cay czas dolatuje nas huk strzelb zbliajcych si Kurdw. Oczy wszystkich Grekw
zwracaj si ku mnie, jakbym rozporzdza si, ktra ich moe wybawi.
Miaem jutro jecha do Tbilisi, ale teraz, w obliczu niebezpieczestwa, wstydz
si ich opuszcza. Zostaj. Nie powiem, ebym nie odczuwa strachu, owszem, boj
si, jednak nie wyjad. Czy nie tek samo postpiby Wojownik Rembrandta, mj
Wojownik? Zostaby. Zostaj wic i ja. Jeli do miasta wejd Kurdowie, to
oczywiste, e mnie wanie podkuj pierwszego. Jestem pewien, mj Mistrzu, e nie
spodziewae si takiego koca swego ucznia.
Po prowadzonych na greck mod, a wic nie koczcych si dysputach
zdecydowalimy, e dzisiejszego wieczoru zbior si wszyscy Grecy z muami, komi,
krowami, owcami, onami i dziemi, by o wicie wyruszy wsplnie na pnoc. Ja
bd szed na czele niby baran, przewodnik stada.
A wic jak za czasw patriarchw wdrwka narodu przez gry i niziny o
nazwach jak z legendy. Ja bd kim w rodzaju Mojesza. Niby Mojesz mam za-
prowadzi wybrany nard do Ziemi Obiecanej, jak ci prostaczkowie nazywaj Grecj.
eby stan na wysokoci zadania i nie zrobi Ci wstydu, powinienem oczywicie
zrzuci przedmiot twych artw moje eleganckie getry i nogi owin onucami z
owczej skry, powinienem mie dug, falujc, namaszczon tuszczem brod i co
najwaniejsze dwa rogi. Lecz niestety nie sprawi Ci tej przyjemnoci. atwiej
byoby mi odmieni dusz ni strj. Nosz getry i jestem gadko ogolony.
Drogi Mistrzu! Mam nadziej, e otrzymasz ten list, ktry moe by ostatni. Ni
nie wiadomo. Nie wierz w tajemne siy, ktre podobno opiekuj si czowiekiem.
Wiem natomiast, e istniej siy lepe, uderzajce na lewo i prawo, niszczce
bezmylnie i bez celu kadego, kto znajdzie si w ich zasigu. Na wypadek, gdybym
mia odej (mwi odej, eby nie wypowiedzie sowa ostatecznego i nie
przerazi Ciebie ani siebie), a wic na wypadek, gdybym mia odej, egnaj, drogi
Mistrzu. Wstydz si to wyzna, ale czuj potrzeb powiedzenia, e i ja te bardzo Ci
pokochaem".
Pod spodem dopisa spiesznie owkiem:
PS. Nie zapominam o umowie zawartej na statku w chwili wyjazdu. Jeli
odejd, dam Ci zna, gdziekolwiek by by, nie obawiaj si".
13.

Min trzeci, czwarty i pity dzie, a Zorba nie wraca.


Szstego dnia otrzymaem z Kastellionu wielostronicowy list, istn episto.
Zorba pisa na pachncym, rowym papierze z wyrysowanym w rogu sercem przebi-
tym strza.
Przechowaem go pieczoowicie i przepisuj, zachowujc jego specyficzny styl;
poprawiem jedynie zabawn ortografi. Zorba trzyma piro jak motyk, uderza sil-
nie, dlatego w niektrych miejscach papier by przedarty, gdzie indziej znw
poplamiony atramentem.
Kochany Szefie! Panie Kapitalisto!
Na wstpie mego listu chciabym zapyta o Twoje zdrowie i oznajmi Ci, e my,
chwaa Bogu, czujemy si dobrze.
Od dawna wiem, e nie przyszedem na ten wiat koniem ani woem. Tylko
zwierzta yj wycznie po to, by je. Chcc unikn takiego zarzutu, dniem i noc
wymylam sobie robot, dla idei rzucam na szal swj chleb codzienny, odwracam
przysowie, ktre mwi: Lepszy wrbel w rku ni gob na sku.
Wielu jest patriotw, ktrych to nic nie kosztuje, ale ja nie jestem patriot,
nawet jeli to mi przyczynia strat. Wiele ludzi wierzy w raj, s oni pewni tego, e ich
osy pa si bd na niebieskich pastwiskach. Ja nie mam osa, jestem wolny, nie
boj si wic pieka, w ktrym mj osio zdechby zapewne, nie mam te nadziei na
raj, gdzie napychaby si koniczyn. Jestem gupim bawanem i nie potrafi piknie
gada, lecz tak po prawdzie, Szefie, Ty mnie zrozumiesz.
Wiele ludzi lka si marnoci, ja nie musz si nad tym zastanawia. Nie cieszy
mnie dobro ani smuci zo. Gdybym usysza o zdobyciu przez Grekw Konstanty-
nopola, obeszoby mnie to akurat tyle, ile wie o zdobyciu przez Turkw Aten.
Jeli po tym, co tu pisz, dojdziesz do wniosku, e zidiociaem, napisz mi to.
Wcz si po sklepach w Kastellionie, eby kupi liny do naszej kolejki, i miej si.
Czemu si miejesz, kumie? pytaj. Jak im to wytumaczy? miej si, bo nagle,
gdy wycigam rk, by sprawdzi, czy stalowa lina jest odpowiednia, przychodzi mi na
myl pytanie, kim jest czowiek, po co zjawi si na wiecie i dla czyjego dobra... Chyba
dla niczyjego. Mam kobiet czy nie, jestem uczciwy czy nie, jestem pasz czy
tragarzem jedyna rnica w tym, czy yj, czy jestem martwy, czy porwie mnie
diabe, czy Bg powoa do swej chway (co tu gada, Szefie, wedug mnie to na jedno
wychodzi) i zdechn, stan si cuchncymi zwokami i tak zatruj powietrze, e ludzie
bd musieli mnie pogrzeba, by si nie udusi.
Ale skoro ju o tym mowa, wspomn, Szefie, o czym, czego si boj bo poza
tym niczego si nie lkam to co, co dawi mnie dniem i noc: przeraa mnie myl o
staroci, Szefie, niech nas Bg od niej zachowa! mier jest niczym jedno
dmuchnicie i wieca ganie ale staro to straszna haba!
Wstydz si, e jestem stary, robi wszystko, co mog, eby nikt tego nie
zauway, skacz, tacz, bol mnie nerki, jednak tacz dalej, pij, w gowie mi si
krci, wszystko wiruje wok, ale nie poddaj si, e to niby nic... Spocony wchodz do
morza, przezibiam si i khe, khe prbuj zakasa, by sobie uly, ale wtedy
ogarnia mnie wstyd, Szefie, na si wstrzymuj kaszel przypomnij sobie, czy
syszae kiedy, ebym zakasa? Nigdy! Nie tylko przy ludziach, ale i przed samym
sob udaj... Wstydz si nawet Zorby, Szefie, co tu gada wstyd mi przed nim!
Kiedy na witej grze Athos poniewa i tam mnie zanioso, bodajbym
skrci kark poznaem mnicha, ojca Laurentisa, z wyspy Chios. Ten biedak
wyobrazi sobie, e wszed w niego diabe. Nawet go ochrzci, nazwa Hoda. Hoda
chce je miso w Wielki Pitek! rycza biedny Laurentis i tuk gow o posadzk
w kociele. Hoda chce spa z kobiet! Hoda chce zabi przeora! To Hoda, a nie
ja! i dalej wali czoem o kamie.
Ja te, Szefie, mam diaba za skr, zwie on si orba. I'ten Zorba, ktry
zamieszkuje we mnie, nie chce si starze. Za adne skarby si nie zestarzeje, to ywe
srebro, ma czarne jak kruk wosy, 32 (sownie: trzydzieci dwa) zby i godzik za
uchem. Ale ten drugi Zorba, ktry go nosi w sobie, wypi ju, biedak, swoje, zbielay
mu wosy, zmarszczy si i zgarbi, wypadaj mu zby, a jego wielkie uszyska porastaj
biaym wosem staroci, podobnym do olej sierci
Co robi, Szefie? Jak dugo bdzie zmagao si ze sob dwch Zorbw? Ktry w
kocu zwyciy? Jeli zdechn szybko to nic, ale jeli pozy je jeszcze dugo biada
mi, Szefie, biada! Przyjdzie dzie, kiedy stan si pomiewiskiem. Strac wolno, bo
synowa lub crka kae mi pilnowa swego paskudnego bachora, za-linionego
noworodka, uwaa, eby si nie sparzy, nie spad, nie pobrudzi. A gdy zabrudzi
pieluszk, bd musia umy i przewin obuza!
To samo zreszt grozi i Tobie, Szefie. Mimo e jeste jeszcze mody, miej si na
bacznoci! Posuchaj, co Ci mwi, id moj drog. Nie mamy innego wyjcia, jak
dosta si do wntrza gr, wydoby wgiel, mied, elazo i galman, zbi kup forsy,
wyciga due zyski,
eby szanowali nas krewni, podlizywali si przyjaciele i eby buruje uchylali
czapek przed nami. Jeli tego nie osigniemy, Szefie, lepiej zgin w wilczych doach,
niedwiedzich pazurach, w paszczy pierwszego lepszego drapienika, spotkanego na
drodze... Przynajmniej jemu to przyniesie poytek! Bg przysa dzikie zwierzta na
ziemi, by robiy porzdek z takimi jak my, aby nie upadli zbyt nisko..."
Na dole Zorba narysowa kolorowymi kredkami zielone drzewo, pod nim
biegncego, wysokiego, chuderla-wego czowieka i siedem czerwonych wilkw,
nastpujcych mu na pity. U dou widnia podpis grubymi literami: Zorba i siedem
grzechw".
Dalsze sowa gosiy:
Sdz, e z mojego listu zrozumiesz, jak bardzo czuj si nieszczliwy. Tylko
rozmowa z Tob daje mi nadziej ulgi w stanie hipochondrii, ktry mnie opanowa.
Ty bowiem jeste podobny do mnie, tylko nie wiesz jeszcze o tym, e te nosisz w
sobie diaba, nie wiesz jeszcze, jak mu na imi, i dawi ci ta niewiedza. Nazwij go,
Szefie, bdzie ci lej.
Mwiem ju, jak bardzo jestem nieszczliwy. Widz wyranie, e caa moja
mdro to nic innego jak gupota. A jednak istniej chwile, kiedy nachodz mnie
myli godne wielkiego czowieka, i gdybym--potrafi wykona to, co kae Zorba
znajdujcy si we mnie, zadziwibym wiat!
Poniewa nie podpisaem umowy zobowizujcej mnie do dugiego ycia,
zbliajc si do kadego bardziej niebezpiecznego zakrtu nie uznaj hamulcw. ycie
czowieka wiedzie raz gr, raz doem, dlatego to ludzie rozsdni nakadaj sobie
hamulce. Lecz ja, Szefie na tym wanie polega moja warto od duszego ju
czasu wyzbyem si hamulcw, nie boj si kraksy. My, mechanicy, mwimy:
kraksa, kiedy wz spada z trasy. Niech mnie diabli wezm, jeli bd uwaa na
kraksy! Dzie czy noc puszczam si na caego, robi, co mi si zamarzy, chobym
mia nawet skrci kark. Co mam do stracenia? Nic. Nawet uwaajc na siebie skrc
go prdzej czy pniej! Wic naprzd, bez postojw!
Zapewne teraz miejesz si ze mnie, Szefie, mimo to wysuchaj moich bredni
albo jeli wolisz moich rozwaa czy lamentw, chocia jak mi Bg miy nie
wiem, czym rni si wszystkie te okrelenia. Pisz, a Ty miej, si, jeli masz ochot.
Ja te miej si, wiedzc, e Ty si miejesz i w ten sposb miech nigdy nie znika
ze wiata. Kady czowiek ma jakiego fioa, ale zdaje si, e najwikszym jest
mniemanie, e si nie ma go wcale.
Tak wic tu, w Kastellionie, badam swojego fioa i pisz Ci o tym wszystkim
szczerze, bo chc zasign Twojej rady. Prawda, e jeste jeszcze mody, Szefie, lecz
przeczytae wiele dzie starych mdrcw i stae si przez to nie obra si czasem
troch starszy. Prosz Ci wic o rad.
Sdz, e kady czowiek wydziela specyficzny zapach: nie czujemy go, bo
zapachy si mieszaj, i nie wiemy, ktry do kogo naley, wiemy tylko, e co mierdzi,
i nazywamy to ludzkoci, chciaem powiedzie ludzkim smrodem. Jedni wdychaj
go jak lawend, a mnie on mdli. Ale do ju, to inna piewka...
Chciaem raczej powiedzie i znowu mao brakowao, abym wyzby si
hamulcw e otrzyce baby maj wch ostry jak suki, z miejsca wyczuj, ktry
mczyzna ich pragnie, a ktry nie. Dlatego wanie w jakimkolwiek miecie postaaby
moja noga, nawet teraz, kiedy jestem stary, brzydki jak mapa i le ubrany, znajd si
zawsze dwie, trzy kobiety, ktre na mnie polec. Trafiy wic na mj trop te suki,
niech je Bg bogosawi!
Skoro tylko dotarem bezpiecznie do Kastellionu, mimo pnej pory i
panujcego zmierzchu pobiegem od razu do sklepw. Ale wszystkie byy zamknite
na gucho, wrciem wic do obery, nakarmiem swego mua, najadem si i umyem,
a potem, zapaliwszy papierosa, wyszedem na krtk przechadzk. Nie znaem nikogo
w miecie i mnie nikt nie zna, czuem si wic swobodny. Mogem gwizda na ulicy,
mia si, mwi do siebie. Kupiem pieczone pestki dyni, gryzem je, wypluwajc
upiny, i spacerowaem. Zapalay si wanie latarnie, mczyni szli na kielicha,
kobiety wracay do domw, a wok nich unosi si zapach pudru, toaletowego myda i
pieczeni z rona. Oj, Zorbo! mwiem sobie. Ile jeszcze twego ycia i wchania
takich zapachw? Pewnie niedugo przestaniesz oddycha, korzystaj wic, pki czas, i
wcigaj w nozdrza te wonie! Oto co mylaem, przechadzajc si tam i z powrotem
po wielkim, znanym Ci placu. Nagle sysz gwar, tupot taczcych, odgos bbenka i
pieni. Nastawiam uszu i biegn tam, skd dochodz te dwiki. Oto kabaret! Tego mi
byo trzeba! Wszedem do rodka, zajem stolik przy wejciu. Dlaczego miabym si
krpowa? Mwiem ju, e nikt mnie tu nie zna, a wic hulaj dusza!
Na estradzie taczya jaka niezdara, zamiatajc spdnic, ale nie zwrciem
na ni uwagi. Zamwiem butelk piwa, patrz, a tu podchodzi i siada obok maleka,
urocza, kunsztownie wymalowana czarnula.
Czy mona, dziadku? zwraca si do mnie ze miechem.
Krew uderzya mi do gowy. Miaem szczer ochot ukrci eb smarkuli.
Opanowaem si jednak, bo zrobio mi si al kobiety. Zawoaem kelnera:
Dwie butle szampana! mwi (wybacz, Szefie, wydawaem Twoje
pienidze, lecz zniewaga bya zbyt wielka, tote musiaem ratowa nasz honor, Twj i
mj. Musiaem rzuci tego dzieciucha na klczki przed nami. Jestem pewien, e w tak
cikiej chwili nie zostawiby mnie bez pomocy. A wic: Kelner! Dwie butle szam-
pana!).
Po szampanie zamwiem ciastka, potem znw szampan. Akurat przechodzi
sprzedawca kwiatw, kupiem wiec cay kosz jaminu i wysypaem jej na kolana.
Pilimy, pilimy, ale daj sowo, Szefie, nie tknem jej. Znam si na rzeczy. Za
modu od razu mona byo przycisn, na staro trzeba fundowa, z galanteri roz-
rzuca pienidze garciami. Kobiety lubi gest, szalej za nim, otrzyce. Moesz by
garbaty, stary, kaleka, o wszystkim te dziwki zapomn na widok rki sypicej
pienidzmi.
Wydawaem wic pienidze, Szefie daj Ci, Boe, zdrowie a dziewczyna ani
mylaa odchodzi. Przysuwaa si dyskretnie, trcaa kolankiem moje kulasy, a ja nic!
Jak brya lodu, mimo e a wrzaem w rodku. Kobieta jeszcze bardziej traci gow
co zapamitaj sobie na wszelki wypadek kiedy wyczuje, e cho cay poniesz, nie
dotykasz jej nawet.
Jednym sowem, pnoc mina, zaczto gasi wiata, zamykano kabaret.
Wyjem plik tysicdrachmowych banknotw, zapaciem rachunek, sypnem
kelnerowi hojny napiwek.
Maa przyczepia si do mnie.
Jak ci na imi? zapytaa przymilnie.
Dziadek! odpowiedziaem zgryliwie.
Diable nasienie uszczypno mnie mocno i szepno:
Chod...
Ucisnem porozumiewawczo jej rczk i zachrypym gosem rzekem:
Chodmy, malutka!
Reszty si domylasz... Kochalimy si, a potem zasnlimy. Gdy si ocknem,
byo ju chyba poudnie. Patrz dookoa i co widz? Schludny pokoik, a w nim fotele,
umywalka, pachnce mydo, flakony, flakoniki, lustra, lusterka... Na wieszakach
barwne suknie, na cianach mnstwo zdj marynarze, oficerowie, kapitanowie,
policjanci, tancerki, ktrych jedynym odzieniem s sandaki... A obok na ku
dziewczyna, ciepa, pachnca, rozczochrana...
Ej, Zorbo! rzekem do siebie i przymknem oczy. Dostae si ywcem
do raju, dobrze ci tu, wic sied spokojnie!
Jak Ci ju raz mwiem, Szefie, kady ma swj raj. Twj raj na przykad
zapchany bdzie ksikami i wielkimi butlami atramentu, czyj inny peen beczek
wina, wdki, koniaku, a jeszcze inny pienidzy. Dla mnie raj to wanie niewielki,
schludny pokoik z barwnymi sukniami na wieszaku, z pachncymi mydekami,
szerokim kiem ze sprynowym materacem i dziewczyn.
Spowied zmazuje grzech. Przez cay dzie nie wytknem nigdzie nosa. Dokd
miaem i? I po co? Dobrze mi tu byo. Wysaem do najlepszej restauracji
zamwienie i przyniesiono nam tac z pokrzepiajcymi potrawami: czarny kawior,
sznycle, ryby, sok cytrynowy i makagigi. Znw kochalimy si, a potem zasnlimy.
Obudzilimy si wieczorem, ubralimy i wziwszy si pod rce, poszlimy do
kabaretu, gdzie ona pracuje.
Krtko mwic, Szefie, i nie tracc sw na darmo ten rozkad dnia
obowizuje do dzi. Mimo wszystko nie psuj sobie krwi, zajmuj si rwnie i naszymi
sprawami. Od czasu do czasu zagldam do sklepw, kupuj liny i co tam jeszcze
potrzebne, bd spokojny. Czy to nie wszystko jedno dzie wczeniej albo dzie, a
nawet tydzie pniej? Co nagle, to po diable, nie piesz si wic dla wasnego dobra.
Czekam, a umys mi si tak rozjani, a wzrok tak zaostrzy, e nie pozwol si wyki-
wa. Liny musz by w najlepszym gatunku, inaczej klapa! A wic, Szefie, jeszcze
troch cierpliwoci i zaufania do mnie!
Nie martw si zwaszcza o moje zdrowie. Przygody mi su. W cigu kilku dni
staem si dwudziestoletnim modziecem, chyba nawet wyrosn mi nowe zby.
Dokuczay mi nerki, teraz czuj si, jakby zdjto ze mnie urok. Patrz kadego ranka
w lustro i dziwi si, e moje wosy nie stay si jeszcze kruczoczarne.
Zapytasz, dlaczego pisz Ci o tym wszystkim? Ot jeste dla mnie kim w
rodzaju spowiednika i nie wstydz si wyzna Ci moich grzechw. A wiesz dlaczego?
Bo Ty jak mi si wydaje patrzysz przez palce na moje postpki. Tak samo jak Bg
trzymasz wilgotn gbk i ciach-mach cierasz zarwno dobro, jak i zo. To dodaje mi
odwagi, by powiedzie Ci ca prawd. Posuchaj wic:
Jestem zupenie roztrzsiony i kompletnie straciem gow. Prosz Ci, aby po
otrzymaniu tego listu chwyci zaraz za piro i odpisa. Bd czeka na Twoj
odpowied jak na rozarzonych wglach. Wydaje mi si, e ju od wielu lat nie
figuruj ani w boskim, ani w diabelskim rejestrze. Moje imi widnieje tylko w Twojej
ksidze, jestem Tobie przypisany i poza Tob nie mam si do kogo zwrci. Suchaj
wic, co Ci powiem. Oto co zaszo:
Wczoraj odbywa si na przedmieciu festyn, niech mnie diabe porwie, jeli
wiem, na cze jakiego witego. Lola prawda, zapomniaem Ci j przedstawi, ma
na imi Lola powiedziaa:
Dziadku (nazywa mnie wci pieszczotliwie dziadkiem)! Dziadku, chc i
na festyn.
Id, babuniu odpowiadam. Id.
Ale chc i z tob.
Ja nie pjd, mam co innego do roboty, id sama.
W takim razie i ja zostaj.
Wybauszyem oczy:
Zostajesz? Dlaczego? Odechciao ci si?
Chce mi si i z tob, bez ciebie nie.
Ale dlaczego? Przecie jeste woln istot!
Wcale nie chc by wolna!
Nie chcesz?
Nie chc!
Sowo daj, czuem, e dostaj krka! Wykrzyknem do niej gono:
Jak to? Nie chcesz by wolna!
Nie, nie chc! Nie chc! Nie chc!
Szefie, pisz do ciebie z pokoju Loli, na papierze Loli, czytaj na mio bosk
uwanie! Sdz, e za istot ludzk moe uwaa si tylko ten, kto chce by wolny.
Kobieta nie chce by wolna, wic czy jest ona istot ludzk?
Na Boga, odpisz mi szybko! Cauj Ci mocno, Szefie. Aleksy Zorba".
Gdy przeczytaem list Zorby, przez dug chwil nie wiedziaem, czy si
oburza, czy mia, czy podziwia tego pierwotnego czowieka, ktry kruszc
zewntrzn powok ycia logik, moralno i etyk dociera do jego istoty.
Wszystkie drobne, ale tak poyteczne cnoty s mu obce, ma jednak ow zasad,
uciliw i niebezpieczn, ktra pcha go niepowstrzymanie do przekroczenia
ostatecznej granicy, ku przepaci.
Ten niewyksztacony robotnik, w swej wciekej niecierpliwoci amicy
stalwki przy pisaniu, roztrzsa podstawowe problemy istnienia jak pierwotni ludzie,
ktrzy dopiero co przestali by mapami, albo jak wielcy myliciele, traktujc to jako
doran, niezbdn potrzeb. Postrzega ze wieoci dziecka. Wci si dziwi i pyta.
Wszystko wydaje mu si cudowne i kadego ranka, gdy otwiera oczy i spoglda na
drzewa, morze, kamienie, ptaki staje osupiay. C to za cud! woa. Ile
tajemnic kryje w sobie drzewo, morze, kamie, ptak?"
Pamitam, e pewnego dnia, kiedy szlimy w stron wsi, spotkalimy jakiego
staruszka jadcego oklep na mule. Zorba wytrzeszczy swe okrge oczy i wlepi je w
zwierz. Spojrzenie jego miao w sobie tak wielk si i ar, e wieniak,
przeegnawszy si, przeraony zawoa:
Na Boga! Kumie, nie rzu na niego uroku!
Co zrobie staruszkowi, e tak krzykn? spytaem.
Ja? Nic mu nie zrobiem. Patrzyem na mua. Czy na tobie nie robi to
wraenia, szefie?
Co?
e istniej na wiecie muy.
Kiedy indziej, gdy leaem na wybrzeu i czytaem, zjawi si Zorba, siad
naprzeciw mnie, pooy na kolanach santuri i zacz gra. Podniosem wzrok i
przygldaem mu si. Powoli jego twarz zmieniaa wyraz, tknita pierwotn, dzik
radoci. Podnis gow, osadzon na dugiej pomarszczonej szyi, i zapiewa.
Macedoskie melodie, kleftyckie pieni w jego ustach nabieray cech
pierwotnych okrzykw, ktre wtedy, w czasach przedhistorycznych, jak zwarta
synteza mieciy w sobie wszystko, co dzi nazywamy muzyk, poezj i myl.
O! O! O! woa z gbi swych trzewi Zorba i caa cieniutka skorupa, ktr
nazywamy cywilizacj, pkaa, obnaajc drzemic pod ni niemierteln besti,
wochatego satyra, straszliwego goryla.
Wgiel brunatny, straty i zyski, Bubulina, plany na przyszo wszystko
znikao. Krzyk pochania wszystko, niczego nie potrzebowalimy. Obaj
znieruchomiali na tym bezludnym wybrzeu Krety, majc w piersiach ca gorycz i
sodycz ycia, przestalimy odczuwa i gorycz, i sodycz. Soce chylio si ku
zachodowi, nadchodzia noc. Wielka Niedwiedzica taczya wok nieruchomej osi
nieba, wschodzcy ksiyc z przeraeniem spoglda na dwie istoty, ktre pieway na
piasku, nie lkajc si niczego.
Ha! Czowiek jest w gruncie rzeczy dzikim zwierzciem! stwierdzi
nieoczekiwanie Zorba, podniecony swoj pieni. Rzu swoje szpargay! Czy ci nie
wstyd? Czowiek jest zwierzciem, a zwierzta nie czytaj!
Umilk na chwil, potem zamia si.
A wiesz rzek jak Bg stworzy czowieka i jakie byy pierwsze sowa
wypowiedziane przez to stworzenie, czowieka, do Boga?
Nie, skd mam wiedzie? Nie byem tam.
A ja byem! krzykn Zorba i jego oczy zabysy.
Opowiedz wic!
Zorba na wp z przejciem, na wp kpico zacz snu fantastyczn opowie
o stworzeniu czowieka:
A wic posuchaj, szefie! Bg obudzi si pewnego ranka w zym humorze.
Co ze mnie za Bg, skoro nie mam ludzi, eby kadzili mi albo blunili, bym mia roz-
rywk. yj samotnie jak stary puchacz. Znudzio mi si to!" Splun w donie, zakasa
rkawy, naoy okulary. Wzi gar ziemi, znowu splun, ulepi bry bota, ugnit
starannie i uformowawszy czowieka, postawi na socu. Po siedmiu dniach zabra go
stamtd, bo ju wysech, obejrza i zamia si:
Niech mnie diabe porwie rzek to to stojcy na tylnych racicach wieprz.
Zamierzaem zrobi co cakiem innego! Trudno, stao si! Sknociem!"
Chwyci czowieka za kark i da mu kopniaka: Ruszaj no! Jeste zdolny tylko
do podzenia nowych prosiakw! Ziemia naley do ciebie, wic zmykaj! Raz, dwa i
ju ci nie ma!"
Ale czowiek, wyobra sobie, wcale nie uwaa si za wieprza. Ubra si w
mikki kapelusz, zarzuci niedbale na ramiona marynark, woy spodnie z dobrze
zaprasowanym kantem i tureckie bambosze z czerwonym pomponem. Za pas zatkn
sztylet zapewne dosta go od diaba z napisem: Por ci!"
To by wanie czowiek. Bg poda mu rk do ucaowania, a on podkrci
wsa i powiada: Ustp, dziadku, z przejcia".
Zorba przerwa, widzc, e skrcam si ze miechu. Spochmurnia.
Nie miej si rzek. Tak byo naprawd!
Skd wiesz?
Czuj, e tak byo. Zreszt ja bym to samo zrobi na miejscu Adama. Daj
gow, e Adam nie by inny. A ty nie powiniene wierzy we wszystko, co ci opowia-
daj ksiki. Mnie powiniene wierzy!
Wycign apsko i nie czekajc odpowiedzi, zacz gra na santuri.
Trzymaem wci w rku pachncy list Zorby, ozdobiony sercem przebitym
strza, i wspominaem przeyte wsplnie chwile, czujc niemal jego obecno. Przy
boku Zorby czas mia nowy urok, przestawa by suchym nastpstwem wydarze lub
jak w moim przypadku filozoficznym zagadnieniem nie do rozwizania;
przecieka niby ciepy, drobnoziarnisty piasek miedzy moimi palcami, achocc je
lekko.
Bd bogosawiony, Zorbo szepnem. Przecie to ty obleke w ywe,
ciepe ciao wszystkie abstrakcyjne pojcia, ktre przyprawiay mnie swym chodem o
drenie. Gdy ciebie nie ma, znw ogarnia mnie zib.
Wziem kartk papieru i przywoawszy jakiego robotnika, kazaem mu
niezwocznie wysa telegram:
Wracaj natychmiast".
14.

W sobot pierwszego marca po poudniu pisaem, stojc oparty o nadmorsk


ska. Ujrzaem dzi pierwsz jaskk i ogarna mnie rado, bez oporu spyway na
papier sowa odczyniajce urok Buddy. Moja walka z nim tracia na gwatownoci.
Przestaem si tak desperacko pieszy, bo byem ju pewny, e si wyzwol.
Nagle usyszaem odgos krokw na wirze i podniosem gow. Ujrzaem nasz
star syren, wystrojon jak fregata w peni gali. Biega zdyszana i wygldaa tak,
jakby j co zaniepokoio.
Czy jest list? zawoaa penym lku gosem.
Jest! odparem ze miechem i wyszedem na jej spotkanie. Przesya ci
pozdrowienia, pisze, e wspomina ci dniem i noc, i twierdzi, e nie moe je ani
spa, e nie wytrzymuje rozki.
I nic wicej nie pisze? pytaa ta biedna kobieta, chwytajc ustami
powietrze.
Zrobio mi si jej al. Wyjem z kieszeni list i udaem, e czytam. Stara syrena
a otwara bezzbne usta, jej mae oczka rozbysy, suchaa z zapartym tchem.
Poniewa gubiem wtek, zachowywaem si tak, jakbym nie mg chwilami
odcyfrowa pisma Zorby.
Wczoraj poszedem, szefie, do garkuchni. Byem bardzo godny. Nagle
patrz, a tu wchodzi liczna jak nimfa dziewczyna. Boe, jaka ona podobna do mojej
Bubuliny! Od razu zy trysny mi z oczu jak fontanna, a gardo cisn kurcz, tak e
nie mogem nic przekn! Wstaem, zapaciem i wyszedem. I ja, czowiek, ktry
rzadko pamita o istnieniu witych, doznaem tak silnej potrzeby, aby da ujcie
radosnym uczuciom, e pobiegem do kocioa witego Minasa zapali wiec przed
jego otarzem. wity Minasie! modliem si. Spraw, bym otrzyma dobre wieci
od mego ukochanego anioa! Spraw, abymy poczyli ju wkrtce swe skrzyda".
Hi! Hi! Hi! zamiaa si zaponiona pani Hortensja.
Czemu si miejesz, kobieto? spytaem, chcc zyska na czasie, by
wymyli nowe garstwa. Czemu si miejesz? Mnie si raczej zbiera na pacz.
Gdyby wiedzia... Gdyby wiedzia... chichotaa.
O czym?
Skrzyda!... Ten obuz skrzydami nazywa nogi. Mwi na nie tak zawsze,
kiedy jestemy sam na sam. Poczmy powiada nasze skrzyda"... Hi! Hi! Hi!
Posuchaj dalej, moja mia, a osupiejesz z wraenia.
Odwrciem stronic, udajc znw, e czytam:
Dzisiaj przechodziem obok zakadu fryzjerskiego, fryzjer wanie wylewa
misk mydlin, caa ulica zapachniaa. Znw mi to przypomniao moj Bubulin i
zapakaem. Nie znios duej, szefie, tej rozki. Zwariuj. Popatrz, nawet poezje
ukadam. Przedwczoraj, gdy nie mogem spa, siadem i napisaem dla niej wiersz.
Przeczytaj jej to, prosz, niech si przekona, jak cierpi:

Gdybymy si, mia, spotkali oboje


Na ciece, co mieci nasze niepokoje!
Chobym w kawaeczki zosta posiekany,
To i tak bym przybieg do mojej kochanej.

Madame Hortensja, rozmarzona, przymykaa oczy i suchaa caym sercem,


wniebowzita. Rozwizaa nawet wstk, ukrywajc zmarszczki na szyi. Umiechaa
si milczco. Wida byo, e jej myli bujaj gdzie bardzo daleko z wiatrem, radosne i
szczliwe.
Marzec, wiea trawa, te i purpurowe kwiaty, przejrzyste wody i igrajce na
nich biae i czarne abdzie biae to abdzice, czarne to abdzie. Wok wielkich
bkitnych muren wij si w wodzie dugie te we, a pani Hortensja ma znowu
czternacie lat, taczy na wschodnich dywanach w Aleksandrii, Bejrucie, Smyrnie,
Konstantynopolu, a wreszcie na lnicych pokadach okrtw u brzegw Krety...
Nie pamitaa ju wszystkiego, bya jednak tak wzruszona, e od westchnienia,
jakie wydaro jej si z piersi, zadrao wybrzee.
...Nagle podczas jej taca morze pokrywa si okrtami o zoconych dziobach.
Na ich pokadach widniej rnokolorowe namioty, a nad nimi powiewaj jedwabne
flagi. Z namiotw wychodz panowie w czerwonych fezach ze zotymi pomponami.
Bogaci starzy bejowie id korowodem, wycigajc rce pene darw, a za nimi ich
melancholijni synowie o twarzach jeszcze bez zarostu. Id te admiraowie w
trjgraniastych kapeluszach; eglarze ubrani w szerokie spodnie maj olniewajco
biae konierze; dalej modzi Kreteczycy w niebieskich sukiennych szarawarach,
tych butach i czarnych chustach, przepasujcych wosy. Ostatni idzie Zorba,
wychudy z mioci, z grubym zarczynowym piercieniem na palcu i wiecem z
pomaraczowego kwiecia na szpakowatych wosach...
Nie brako ani jednego spord tych wszystkich mczyzn, ktrych poznaa w
yciu. By nawet stary, bezzbny, garbaty przewonik, ktry pewnego razu w Kon-
stantynopolu zabra j dk na przejadk po zatoce. Stao si to noc i nikt ich nie
widzia... Teraz za wszyscy schodzili na ld, a za nimi igray mureny, we i abdzie.
Schodzili, towarzyszyli jej nierozczne grono skbieni jak we spltane
wiosn w akcie miosnym, syczce. A w rodku ona biaa i naga, z rozchylonymi
wargami, spoza ktrych wygldaj ostre zbki, z wysok piersi, nieruchoma i
nienasycona pani Hortensja, majca lat czternacie, trzydzieci, czterdzieci,
szedziesit...
Nic nie utono w zapomnieniu, aden kochanek nie umar, wszyscy odrodzili
si na jej zwidym onie, zmartwychwstali w paradnych mundurach. I jakby pani
Hortensja bya wspania trjmasztow fregat, kochankowie a wielu ich miaa
przez minione czterdzieci pi lat wdarli si na pokad, do adowni, na maszty i e-
gluj, a ona tysickrotnie uszkodzona, tysickrotnie uszczelniana zmierza do
swego ostatniego, od dawna w gorcych marzeniach wytsknionego portu mae-
stwa. Zorba przybiera wci nowe twarze Turkw, Ormian, Francuzw, Arabw,
Grekw, a pani Hortensja ogarnia swymi ramionami t uwielbian przez ni i nie
koczc si procesj.
Stara syrena zdaa sobie nagle spraw z tego, e przestaem czyta, i uniosa
cikie powieki.
Nic wicej nie mwi? szepna z wyrzutem i akomie oblizaa wargi.
Czego chcesz jeszcze, madame Hortensjo? Czy nie widzisz? Cay list
przeznaczony jest dla ciebie. Spjrz, cztery stronice! A w dodatku, patrz, tu w rogu jest
serce. Zorba pisze, e narysowa je wasn rk. Widzisz przeszywa je strzaa
symbol mioci. Pod nim spjrz dwa caujce si gobki, a na ich skrzydach
maymi, niewidocznymi literkami wypisane czerwonym atramentem dwa imiona:
Hortensja Zorba.
Nie byo ani gobkw, ani literek, ale oczta starej syreny zalniy zami,
dostrzegajc to, co pragny ujrze.
Nic wicej? Nic wicej? pytaa wci nienasycona.
Wszystko byo dobre skrzyda, wonne mydliny od fryzjera, gobki ale to
tylko sowa jak plewa na wietrze. Jej praktyczny, kobiecy umys szuka czego innego,
bardziej uchwytnego, pewnego. Ile to razy w swoim yciu suchaa tych sodkich
nonsensw. I c za korzy jej to przynioso? Co z tego? Po tylu latach zostaa sama
na bruku!
Nic poza tym? szepna znw aonie. Nic poza tym?
Patrzya mi w oczy jak zaszczuta sarna, al mi jej byo.
Pisze jeszcze co bardzo wanego, madame Hortensjo, dlatego zostawiem
to na koniec.
A wic? spytaa z westchnieniem.
Pisze, e gdy tylko wrci, padnie przed tob na kolana i ze zami w oczach
poprosi ci o rk. Nie moe ju wytrzyma. Chce, eby bya jego oneczk, pani
Hortensj Zorba, pragnie, abycie si nigdy nie rozstawali.
Teraz rozpakaa si naprawd, szczerze. Spotkao j wielkie szczcie, spenio
si marzenie caego jej ycia. Nareszcie spokojna przysta i legalne oe! Ukrya twarz
w doniach.
Dobrze powiedziaa tonem wielkiej damy. Zgadzam si. Napisz mu
tylko, prosz, e tu, na wsi, nie ma pomaraczowego kwiecia na lubny wianek. Niech
przywiezie z miasta. Musi przywie jeszcze dwie odpowiednie na tak okazj biae
wiece z rowymi wstkami oraz migdaowe ciasteczka. Niech nie zapomni take o
biaej, lubnej sukni, jedwabnych poczochach i atasowych pantofelkach. Bielizn
pocielow mamy. Napisz, eby nie kupowa. ko te jest.
Sporzdzaa ju list zakupw, ju traktowaa przyszego ma jak chopca na
posyki. Podniosa si z dostojestwem kobiety zamnej.
Mam ci co do powiedzenia rzeka. Co bardzo wanego... i przerwaa
wzruszona.
Mw, madame Hortensjo. Jestem do twojej dyspozycji.
Zorba i ja bardzo ci lubimy. Jeste bardzo dobrze wychowany i nie
przyniesiesz nam wstydu. Czy chcesz by naszym wiadkiem przy lubie?
Zadraem. Moi rodzice mieli kiedy suc imieniem Diamanto. Bya to
ponad szedziesicioletnia stara panna, pomarszczona, z meszkiem na grnej
wardze, paska jak deska, na p zwariowana na tle swego dziewictwa. Zakochaa si w
synu sklepikarza Mitosa, tustym, dorodnym, wiejskim chopcu, ktry mia jeszcze
mleko pod nosem.
Kiedy oenisz si ze mn? pytaa go kadej niedzieli. We ze mn lub
zaraz. Dlaczego zwlekasz? Ja ju nie mog duej na to czeka.
Ja te nie mog y bez ciebie odpowiada chytrze syn sklepikarza, chcc
utrzyma sta klientk. Mnie take trudno czeka, Diamanto, ale nie mog si
eni, dopki mi nie podrosn wsy.
Tak mijay lata i stara Diamanto czekaa. Zagodniaa, rzadziej miewaa ble
gowy, jej cienkie wargi, ktrych nikt nigdy nie caowa, umiechay si czciej, lepiej
nawet praa bielizn, tuka mniej talerzy i nie przypalaa jedzenia.
Chcesz by naszym wiadkiem, paniczu? zapytaa mnie ukradkiem
pewnego wieczoru.
Chtnie, Diamanto odpowiedziaem ze cinitym litoci gardem.
Ta historia kosztowaa mnie potem wiele zmartwie, dlatego zadraem,
syszc takie samo pytanie z ust pani Hortensji.
Chtnie odpowiedziaem. To zaszczyt dla mnie, madame...
Mw mi ju: kumo, gdy jestemy sami... powiedziaa i umiechna si
wyniole.
Wstaa. Poprawia loczki wystajce spod kapelusika i oblizaa wargi.
Dobranoc, kumie! rzeka. Dobranoc, oby szybko wrci...
Patrzyem na oddalajc si. Rado przypia jej skrzyda do ramion, a
postarzae ciao wyginao si z dziewczc zalotnoci. Zostawia za sob na piasku
gbokie doeczki lad obcasw jej starych, wykolawionych pantofli. Jeszcze nie
skrya si za cyplem, gdy z wybrzea dobiegy straszne krzyki i pacz.
Zerwaem si i rzuciem w stron przeciwlegego cypla, skd dochodzi.
Kobiece gosy wyy jak na pogrzebie. Wdrapaem si na ska i patrzyem. Z wioski
biegli spiesznie ludzie, za nimi gnay rozszczekane psy. Dwaj czy trzej mczyni na
koniach wysforowali si do przodu, wznoszc gsty tuman kurzu.
Stao si jakie nieszczcie" pomylaem i szybko ruszyem naprzd.
Gwar wzmaga si nieustannie. Soce ju zaszo, na niebie zastygo
nieruchomo kilka wiosennych, rowych obokw. Figowiec Panienki okryty by
wieym, zielonym listowiem.
Nagle zderzya si ze mn wracajca pani Hortensja. Bya potargana i
zadyszana, jeden bucik spad jej z nogi, trzymajc go w rku, biega z paczem.
Boe! Boe! krzykna na mj widok. O mao nie upada.
Podtrzymaem j.
Czemu paczesz? Co si stao? zapytaem, pomagajc jej si obu.
Boj si... Boj...
Czego?
mierci!
Wyczua wiszc w powietrzu groz mierci i przerazia si. Ujem jej kolawe
rami, aby j poprowadzi, ale wiekowe ciao opierao si, drc.
Nie chc! Nie chc! woaa.
Baa si biedaczka zbliy do miejsca, gdzie pojawia si mier. Charon nie
powinien jej widzie, mgby sobie o niej przypomnie.
Podobnie jak wszyscy starzy ludzie i biedna syrena chtnie by si zapada pod
ziemi. Siniaa i zieleniaa, przybierajc ochronny kolor gleby i trawy, byleby tylko
uj uwadze przewonika piekie. Zgarbia si, wtulajc gow w tuste ramiona, i
draa.
Dowloka si do drzewa oliwkowego, rozpostara swj poatany paszczyk i
przykucna na ziemi.
Przykryj mnie powiedziaa. Przykryj mnie i id zobaczy, co si stao.
Zimno ci?
Zimno, okryj mnie.
Otuliem j jak najstaranniej, by nie rnia si niczym od ziemi, i poszedem.
Zbliaem si do cypla. Teraz wyraniej da si sysze ponury, aobny lament
Przede mn bieg w podskokach Mimithos.
Co si stao, Mimithosie? zawoaem.
Utopi si! Utopi! krzykn, nie zatrzymujc si. Uton.
Kto?
Pavlis, syn Mavrantonisa!
Dlaczego?
Wdowa...
Sowo zawiso w powietrzu i z wieczornego mroku wywoao niebezpieczny
obraz gitkiego ciaa kobiety.
Dotarem do ska, gdzie zgromadzia si caa wioska. Mczyni stali w
milczeniu, z odkrytymi gowami. Kobiety, zsunwszy chustki na ramiona,
lamentoway szarpic wosy. Na kamieniach leao ciao modzieca, rozdte i sine.
Stary Mavrantonis sta nad nim nieruchomo, wpatrujc si w nie, przygarbiony, z
praw rk wspart na lasce, a lew kurczowo zacinit na szpakowatej, szorstkiej
brodzie.
Bd przeklta, wdowo! rozleg si nagle przenikliwy gos. Oby ci Bg
skara!
Jaka kobieta, zerwawszy si z ziemi, woaa:
Czy ju nie ma wrd nas mczyzny, ktry przerzuciby j przez kolano i
zarn jak owc? Tfu! Tchrze!
Spluna w kierunku wpatrzonych w ni milczcych mczyzn.
Nie obraaj nas, Delikaterino! odkrzykn w odpowiedzi waciciel kafejki.
Nie obraaj. S w wiosce odwani mczyni i przekonasz si...
Nie mogem si powstrzyma i zawoaem:
Haba! C ona winna? Tak zrzdzi los! Czybycie nie bali si Boga?!!!
Lecz nikt nie odpowiedzia.
Kuzyn topielca, Manolakas, schyli si i wziwszy ciao w swe silne ramiona,
ruszy w stron wioski. Kobiety jczay, rozdrapyway sobie twarze i wyryway wosy.
Gdy zabierano zwoki, przypady do nich, ale stary Mayrantonis rozpdzi je lask i
ruszy na czele konduktu. Kobiety powloky si za nim, zawodzc aobne pieni. Na
kocu szli milczc mczyni.
Gdy pochon ich zmierzch, znw usyszaem ciche westchnienia morza.
Rozejrzaem si dokoa, byem sam.
Czas wraca pomylaem, Chyba wypenia si ju miara dzisiejszej
goryczy".
Szedem ciek pogrony w zadumie. Podziwiaem tych ludzi, biorcych tak
arliwie udzia w cierpieniu bliniego. Hortensja, Zorba, wdowa i blady Pavlis, ktry
tak odwanie rzuci si w morze, by przerwa swoje cierpienie. I Delikaterina
woajca, by zabi wdow jak owc, i Mavrantonis, ktry nie tylko nie zapaka, ale i
nie rzek sowa przy ludziach. Tylko ja jeden byem rozsdny i... bezradny. Moja krew
nie zawrzaa. Nie potrafiem ani kocha, ani nienawidzi. Teraz te pragnem takiego
uoenia si spraw, bym mg wszystko zda tchrzliwie na los. Z daleka zobaczyem
wuja Anagnostisa siedzcego na kamieniu. Wsparszy brod na swej dugiej lasce,
spoziera w stron morza.
Nie usysza mojego woania, podszedem wic bliej. Na mj widok pokiwa
gow:
Biedni ludzie! szepn. Zmarnowane mode ycie! Nieszczsny chopiec
nie mg udwign swego cierpienia i rzuci si w morze, aby tam znale ratunek.
Ratunek?
Tak, mj synu, ratunek! Co by mu przyszo z ycia? Gdyby oeni si z
wdow, wkrtce zaczaby si z nim kci, a moe i zdradza, bo to bezwstydna
kobya, ry na widok kadego mczyzny. Gdyby si nie oeni, wbiby sobie do gowy,
e omino go wielkie szczcie. I tak le, i tak niedobrze.
Nie mw tak, wuju Anagnostisie. To sowa mroce krew w yach kadego,
kto je usyszy.
Nie bj si, nikt mnie nie sucha. A gdyby nawet sysza, nie uwierzy.
Popatrz, nie ma czowieka szczliwszego ode mnie. Mam pola, winnice, drzewa
oliwne, nawet dwupitrowy dom, jestem bogaczem. Trafia mi si dobra ona.
Szanowaa mnie, suchaa, rodzia mi samych chopcw. Nigdy nie podniosa na mnie
zuchwale oczu. Synowie te mi si udali; s ju ojcami rodzin. Nie narzekam. Mam i
wnuki. Czeg mi wicej trzeba? Zapuciem tu gboko korzenie. A przecie gdybym
mia zacz wszystko od nowa, przywizabym sobie kamie do szyi i rzuci si w
morze jak Pavlis. ycie jest cikie, nawet dla tych, ktrzy mieli szczcie! Bardzo
cikie, mj chopcze!
Ale na co si uskarasz, wuju Anagnostisie? Czego ci brak?
Powiedziaem ci ju: niczego. Ale sprbuj zgbi serce czowieka!
Zamilk na chwil i znw spojrza na morze, ktre zaczynaa spowija
ciemno.
Dobrze zrobie, Pavlisie! krzykn, wymachujc lask. Pozwlmy
paka kobietom, bo s tylko kobietami, nie maj rozumu. Uratowae si! Twj ojciec
wie o tym i dlatego nie rzek ni sowa.
Omit wzrokiem niebo i tonce w mroku szczyty gr.
Noc zapada rzek. Wracajmy!
Nagle przystan, jakby aowa sw, ktre mu si wymkny, jakby zdradzi
wielk tajemnic, ktr teraz znw pragnby ukry...
Pooy wysch rk na moim ramieniu.
Mody jeste powiedzia z umiechem. Nie suchaj starych. Gdyby wiat
to robi, szybko obrciby si w ruin. Jeli spotkasz na swojej drodze jak wdow,
bierz j! e si, miej dzieci. I nie obawiaj si, bo kopoty s niczym dla modych.

Wrciwszy rozpaliem ogie i przygotowaem herbat na kolacj. Byem


zmczony i godny, tote rzuciem si akomie na jedzenie, oddajc si w peni temu
szczciu, jakie odczuwa zwierz zaspokajajce gd.
Nagle przez okno wsuna si gowa Mimithosa. Patrzy na mnie jedzcego w
kucki przed ogniem i umiecha si zoliwie.
Czego chcesz, Mimithosie?
Przynosz ci, szefie, co od wdowy... Koszyk pomaraczy. Mwi, e to
najwiesze owoce z jej sadu.
Od wdowy? zapytaem zmieszany. A dlaczego mi je przysya?
Mwia, e za dobre sowo, ktre rzeke wieniakom dzi wieczr.
Jakie dobre sowo?
Nie wiem. Powtarzam, co mi powiedziaa. To wszystko.
Wysypa pomaracze z koszyka na ko. Wo ich napenia cay barak.
Powiedz jej, e dzikuj za podarek. Powiedz jej te, eby uwaaa na siebie.
Niech si strzee i nie pokazuje w wiosce, dopki ludzie nie zapomn o tym
nieszczciu. Czy zrozumiae, Mimithosie?
To wszystko, szefie?
Wszystko. Ju moesz i.
Mimithos mrugn do mnie:
Naprawd wszystko?
Zmykaj!
Poszed. Obraem soczyst pomaracz bya sodka jak mid. Pooyem si,
zasnem i przez ca noc spacerowaem w pomaraczowym gaju. Wia ciepy wiatr.
Wystawiem pier na gorcy powiew. Za uchem miaem zatknity kwiat. Byem
dwudziestoletnim chopcem wiejskim i czekaem w pomaraczowym gaju, krc po
nim niespokojnie... Na kogo? Nie wiem. Ale serce moje przepeniaa rado.
Podkrcaem wsa i przez ca noc suchaem szumicego za drzewami morza, ktre
wzdychao jak kobieta.
15.

Tego dnia od piaskw Afryki d przez Morze rdziemne silny poudniowy


wiatr. Chmury drobnego pyu wiroway w powietrzu i wdzieray si do garda i puc.
Trzeszcza w zbach, pali oczy. Jeli si chciao zje kawaek chleba nie obsypany
piaskiem, trzeba byo szczelnie zamkn okna i drzwi.
Pogoda bya mczca. I mnie podczas tych przygnbiajcych dni, kiedy
wschodzi siew, opanowao wiosenne wyczerpanie. Znuenie, niepokj w piersiach,
drtwota w caym ciele i pragnienie pragnienie czy wspomnienie? zwykego
szczcia. Podobn rozkosz, podobny bl odczuwaj zapewne motyle, gdy
wydobywaj si z poczwarki, aby rozwin skrzyda.
Szedem kamienist grsk ciek, gdy ogarna mnie nagle ch, aby dotrze
do maej osady z czasw minojskich, ktra po trzech czy czterech tysicach lat zostaa
odkopana i grzeje si znw w askawym socu Krety. Mylaem, e trzy lub cztery
godziny forsownego marszu wyzwol mnie od wiosennej melancholii.
Lubi szare skay, lnice nagoci, i pustynne poszczerbione gry. Swka o
tych okrgych oczach przysiada, olepiona nadmiarem wiata, na gazie,
powana, pikna i tajemnicza. Stpaem delikatnie, ale sposzya si, odfruna
bezgonie i znikna mi z oczu pomidzy skaami. Powietrze pachniao rumiankiem.
Pierwsze delikatne kwiaty ostw rozwiny si ju pomidzy kolcami.
Gdy dotarem do ruin miasteczka, przej mnie dreszcz. Dochodzio ju chyba
poudnie i jaskrawe wiato soneczne zalewao wykopaliska. Wrd zniszczonych mu-
rw starych miast ta godzina tchnie groz. Powietrze wypeniaj widma, zewszd
sycha niesamowite gosy. Wystarczy trzask suchej gazki, nadepnitej przez prze-
biegajc jaszczurk, albo przelotny cie oboku i czowieka ogarnia paniczny lk.
Kada pid ziemi, po ktrej tam stpasz, jest grobem, z ktrego dochodzi ci jk
umarych.
Stopniowo oczy przywyky mi do powodzi wiata i wrd ruin dostrzegem
lad rki ludzkiej: dwie szerokie drogi, wyoone gadkimi gazami, wskie i krte,
uliczki z prawej i lewej strony oraz okrgy placyk rynek i wreszcie w tym tak
demokratycznym otoczeniu paac krlewski z podwjnym rzdem kolumn, sze-
rokimi schodami i licznymi przybudwkami.
W sercu miasta, gdzie niezliczone stopy ludzkie wyobiy kamienn
nawierzchni, bya witynia. Sta tam posg wielkiej bogini z bujn piersi i
ramionami oplecionymi przez we.
Wszdzie lady sklepikw, warsztatw, gdzie toczono oliw, kuto miecze,
obrabiano drewno, lepiono garnki. Skrztnie zagospodarowane i dobrze
zabezpieczone mrowisko... Tylko e mrwki opuciy je ju kilka tysicy lat temu. W
jednym z warsztatw rzemielnik rzebi amfor w ykowanym kamieniu, ale nie
zdy jej wykoczy. Duto wypado z jego rk i znaleziono je dopiero po kilku
tysicach lat obok przerwanego w poowie dziea.
Odwieczne, niepotrzebne, gupie pytania: Dlaczego?" i Po co?" powracaj
znowu, aby sczy jad w serce. Poiem si gorycz z tego nie dokoczonego dzbana,
ktry wiadczy o znienacka przerwanym natchnieniu mistrza w chwili, gdy wanie
sigao szczytu.
Nagle z kamienia przed ruinami paacu zerwa si, yskajc nagimi kolanami,
opalony pastuszek o kdzierzawych wosach przewizanych chustk z frdzlami.
Hej, panie! zawoa do mnie.
Pragnem samotnoci, udaem wic, e nie sysz. Ale pastuszek zamia si
przekornie.
Hej, panie! Nie udawaj guchego! Masz papierosy? Daj mi jednego! Tak mi
si przykrzy samemu na tym pustkowiu!
Ostatni wyraz wymwi tak aonie, e ogarna mnie lito.
Nie miaem papierosw, chciaem mu da pienidze, ale pastuszek obruszy
si.
Do diaba z pienidzmi! krzykn. Na co mi one? Mwi ci, e mi si
przykrzy, daj papierosa!
Nie mam powiedziaem bezradnie. Nie mam!
Nie masz! pastuszek ze zoci uderzy lask o kamienie. Nie masz!
Wic czym tak wypchae kieszenie?
Nosz ksik, chusteczk, papier, owek, scyzoryk odparem, wycigajc
kolejno z kieszeni ich zawarto. Chcesz scyzoryk?
Mam, wszystko mam. Chleb, ser, oliwki, n, dratw, skr na buty, flaszk z
wod wszystko, wszystko, oprcz papierosw, a to tak, jakbym nic nie mia! A ty co
robisz w tych ruinach?
Rozmylam nad staroytnoci.
I co ci z tego?
Nic.
Nic. Tak wanie mylaem. Oni umarli, my yjemy. Lepiej ruszaj std! Z
Bogiem!
Zda mi si wyganiajcym mnie std duchem, ktry strzee tych miejsc.
Pjd! rzekem posusznie.
Gnany jakim lkiem, zawrciem na ciek. Obejrzaem si jeszcze na
znuonego samotnoci pastuszka. Sta na kamieniu, poudniowy wiatr porusza jego
kdziorami, wysuwajcymi si spod czarnej chusty. Caa jego posta tona w powodzi
wiata. Wyglda jak posg elfa, ulany z brzu. Opar lask na ramieniu i pogwizdy-
wa.
Wybraem inn drog na wybrzee. Od czasu do czasu owieway mnie ciepe
podmuchy, niosce wie wo z ogrodw. Ziemia tchna tysicem zapachw, a lazu-
rowe, wietliste niebo lnio jak stal.
Zim od mrozu kuli si nie tylko ciao, ale i dusza czowieka, a gdy nadchodz
upay, mona pen piersi zaczerpn powietrza. Kiedy tak szedem, dobieg mnie z
gry klangor. Podniosem gow i oto znw ujrzaem ten wspaniay widok, ktry od
dziecistwa wzrusza mnie gboko klucz urawi powraca z ciepych krajw, niosc
na swoich skrzydach jak gosi legenda jaskki.
Niezmienny rytm pr roku, obracajcy si krg wszechwiata, cztery oblicza
ziemi, owietlane kolejno promieniami soca, przemijanie ycia wszystko to znw
lego mi na piersiach przygniatajcym ciarem. Gosy urawi zabrzmiay mi w uszach
straszliwym ostrzeeniem, e ycie kadego jest niepowtarzalne, innego nie ma, a wic
wszystkiego, czego moesz skosztowa, kosztuj dzi, bo nie ma nadziei na wieczno.
Umys, zdajcy sobie spraw z tego bestialskiego a przecie miosiernego
wyroku, zdolny jest przezwyciy sabo i drobiazgowo, lenistwo i beznadziejno
i ca moc skoncentrowa si na kadej upywajcej sekundzie.
Przyszo mi na myl wiele przykadw, ktre wiadcz niezbicie o
zmarnowanym yciu, roztrwonionym na drobne przyjemnoci oraz puste i jaowe
rozmowy. Haba! Haba!" chce si krzykn, gryzc wargi.
Klucz urawi, przepynwszy przez niebo, znikn gdzie na pnocy, ale wci
dobiega ich ochrypy klangor i koata si w mojej gowie.
Znalazem si nad morzem. Szedem szybkim krokiem tu przy brzegu. Jakim
lkiem napawaa mnie ta wdrwka w samotnoci. Kada fala, kady ptak na niebie
woay i przypominay o obowizkach czowieka. Kiedy jeste wrd ludzi, miejesz si
i rozmawiasz. W gwarze nie syszysz mowy ptakw i fal. Zreszt moe one wtedy
milkn, patrzc na przechodnia pogronego w czczej gadaninie.
Pooyem si na kamieniach i przymknem oczy. Czym wic jest dusza?
mylaem. I jaki tajemny zwizek czy j z morzem, obokami i woniami? A moe
to ona wanie objawia si w morzu, chmurze czy woni..."
Wstaem i ruszyem w drog, jakbym ju podj decyzj, cho nie wiedziaem
jeszcze jak.
Nagle usyszaem za sob gos:
Dokd idziesz, szefie? Do klasztoru?
Obejrzaem si. Jaki krpy, mocno zbudowany starzec kroczcy bez laski,
umiechajc si, macha do mnie rk. Siwe wosy mia przewizane czarn chustk.
Tu za nim sza stara kobieta, a za nimi crka czarnowosa dziewczyna o ognistych
oczach, w biaej chustce na gowie.
Do klasztoru? powtrzy pytanie stary.
W tej chwili zrozumiaem, e chciaem i wanie tam. Od miesicy
zamierzaem odwiedzi ten may eski klasztor, pooony nad morzem, i nie mogem
si zdecydowa. Teraz same nogi mnie tam niosy.
Tak. Do klasztoru odparem chc posucha kantyczek na cze
Najwitszej Marii Panny.
Niech Jej aska bdzie z tob. Przypieszy kroku i dogoni mnie.
Czy to ciebie nazywaj spk wglow?
Tak.
Niech Matka Boska zele ci due zyski. wiadczysz dobro wiosce, dajc prac
ubogim ywicielom rodzin. Bd bogosawiony! A po chwili, wiedzc z pewnoci,
e interes le idzie, sprytny staruszek na pocieszenie dorzuci: Zreszt nie martw
si, synu, gdyby ci to nawet nie przynioso adnych korzyci, to i tak osigniesz zysk:
twoja dusza pjdzie prosto do raju.
Mam nadziej, dziadku.
Ja nie jestem za bardzo wyksztacony, ale kiedy usyszaem w kociele o
tym, co mwi Chrystus, i sowa jego utkwiy mi w pamici tak, e nigdy ich nie za-
pomn: Sprzedaj wszystko, co posiadasz, i kup wielk per. Czym jest ta wielka
pera? Zbawieniem duszy". Ty, szefie, jeste na dobrej drodze do zdobycia wielkiej
pery.
Wielka pera! Ile to razy byszczaa w ciemnej otchani moich myli niby
wielka za!
My, dwaj mczyni, szlimy przodem, kobiety ze splecionymi domi w tyle.
Od czasu do czasu wymienialimy kilka zda w rodzaju: Czy obrodz oliwki?" Czy
spadnie deszcz?" albo Czy jczmie dopisze?" Obaj widocznie bylimy godni, bo
rozmowa szybko zesza na sprawy zwizane z jedzeniem i tematu tego ju nie
porzucilimy.
Co najbardziej lubisz, dziadku?
Wszystko, wszystko, mj synu. Grzech mwi, e to dobre, a tamto ze!
Dlaczego? Czy nie mona wybiera?
Nie, nie mona.
Ale dlaczego?
Bo s ludzie, ktrzy nie maj co je.
Umilkem zawstydzony. W moim sercu nigdy nie gocio tyle szlachetnoci i
miosierdzia.
Dzwonek klasztorny zadwicza radonie i figlarnie jak kobiecy miech.
Stary przeegna si.
Dopomagaj nam, Matko Bolesna wyszepta ktrej serce przenikno
siedem mieczy! W czasach korsarzy...
I stary zacz snu legend o Matce Boskiej, jakby to bya autentyczna
opowie o istniejcej rzeczywicie modej kobiecie, przeladowanej, zmuszonej wraz
z dzieckiem do opuszczenia domu, poranionej przez niewiernych.
Raz w roku cign stary sczy si z Jej rany prawdziwa, ciepa krew.
Pamitam pewnego razu w dniu Jej wita, a miaem jeszcze wtedy mleko pod nosem,
zeszlimy si ze wszystkich wiosek, by pokoni si Jej i poleci Jej asce. Byo to
pitnastego sierpnia. Mczyni spali na dziedzicu, kobiety w rodku, w klasztorze.
We nie usyszaem woanie Marii Panny. Zrywam si na rwne nogi, biegn do Jej
witego obrazu, dotykam go rk i co widz? Palce moje s czerwone od krwi...
Stary przeegna si i spojrza na kobiety.
Chodcie szybciej! zawoa. Ju blisko... potem ciszy gos:
Upadem twarz przed Jej majestatem i poniewa nie byem jeszcze onaty,
postanowiem porzuci marnoci wiata i wstpi do klasztoru...
Rozemia si.
Dlaczego si miejesz, dziadku?
Czy mona si nie mia, mj synu? Tego samego dnia podczas witecznej
zabawy diabe przybra posta kobiety i stan przede mn. To bya wanie ta.
I nie odwracajc si wskaza palcem w ty, na staruch, ktra podaa za nami
w milczeniu.
Nie patrz na ni teraz powiedzia. Wstrt bierze, gdy si jej dotyka.
Wtedy bya modziutk dziewczyn, yw jak rybka. Nazywano j licznotk o
Dugich Rzsach". Zasugiwaa na to miano! A teraz? Mj Boe! Gdzie s jej rzsy?
Wszystkie wypady, nic nie zostao!
W tej chwili stara za nami warkna gucho jak zy pies na acuchu. Nie
powiedziaa jednak ani sowa.
Oto klasztor! rzek staruszek.
Na brzegu morza pomidzy dwiema skaami nieduy klasztor, lni biel.
rodkowa kopua, wieo pokryta wapnem, okrga i niewielka przypominaa pier
kobiety. Otaczao j pi czy sze cel z pomalowanymi na niebiesko drzwiami. Na
dziedzicu rosy trzy strzeliste, ogromne cyprysy, a koo parkanu kwity trzy dzikie
figowce.
Przypieszylimy kroku. Z otwartego okna wityni dochodziy nas melodyjne
piewy, a sony, morski wiatr miesza si z woni kadzida. Brama o ukowatym skle-
pieniu staa otworem. Dziedziniec by schludny, wysypany biao-czarnym morskim
wirem. Po lewej i prawej stronie wzdu muru stay rzdem doniczki z kwitncym
rozmarynem, majerankiem i bazyli. Wszdzie tu panowaa boga cisza. Soce
wanie chylio si ku zachodowi, uyczajc bielonym cianom rowej barwy.
W pmroku biaego kocika unosi si zapach wosku. W dymie kadzide
poruszay si sylwetki mczyzn i kobiet. Pi czy sze mniszek spowitych szczelnie w
swoje czarne, dugie szaty piewao agodnymi, sodkimi gosami. Co chwila klkay i
wtedy sycha byo szelest ich szat, podobny do opotu skrzyde leccych ptakw.
Od dawna nie syszaem hymnw do Najwitszej Marii Panny. W
buntowniczych latach modoci z lekcewaeniem i zoci mijaem kocioy, z czasem
zagodniaem i w wielkie wita na Boe Narodzenie czy Wielkanoc chodziem na
uroczyste naboestwa, przywodzce mi na myl wspomnienia szczliwego
dziecistwa. Dawne wzruszenia religijne przeksztaciy si teraz w doznania este-
tyczne. Dzikie plemiona wierz, e instrument muzyczny, nie uywany do religijnych
obrzdw, traci swoj mistyczn moc, cho wydaje harmonijne dwiki. Moja wiara
ulega takiej wanie przemianie. Religi zaczem odczuwa jak sztuk.
Stanem w kcie, wsparszy si o wypolerowany rkami wiernych klcznik,
byszczcy niby ko soniowa. Suchaem oczarowany, jak z otchani czasu wracaj do
mnie bizantyjskie hymny: Chwaa Ci, o Wysokoci, mylom niedostpna! Chwaa Ci,
o Gbokoci, oczom niedosina. Chwaa Ci, o Matko-Dziewico, Ro Niewidnca!"
Zakonnice klkay, ich szaty szeleciy...
Mijay minuty podobne anioom o pachncych kadzidem skrzydach, z pkami
lilii w doniach, goszcym chwa Maryi. Soce zaszo i otoczy nas bkitny, puszysty
mrok. Nie pamitam ju, kiedy znalelimy si na dziedzicu, w cieniu ogromnego
cyprysu, w towarzystwie starej przeoryszy i dwch modziutkich mniszek. Moda
nowicjuszka przyniosa konfitury, zimn wod i kaw i potoczya si spokojna
rozmowa.
Mwilimy o wglu, kurach, ktre wiosn zaczynaj si nie, o siostrze
Eudoksji, ktra cierpi na epilepsj i czsto w kociele upada na posadzk, wije si
niczym ryba i toczc z ust pian bluni, szarpic na sobie odzie.
Ma trzydzieci pi lat rzeka przeorysza z westchnieniem. Przeklty
wiek bardzo trudny. Moe j Matka Bolesna wspomoe i uzdrowi za dziesi lub
pitnacie lat...
Dziesi, pitnacie lat... szepnem przeraony.
C znaczy dziesi czy pitnacie lat! rzeka przeorysza surowo. Trzeba
myle o wiecznoci!
Milczaem. Wiedziaem dobrze, e wiecznoci jest kada upywajca minuta.
Ucaowaem pulchn, bia, pachnc kadzidem do przeoryszy i odszedem.
Zapada noc. Dwa czy trzy kruki wracay spiesznie do swych gniazd, z dziupli
wyfruway na polowanie sowy, za limaki, liszki, ddownice i polne myszy
wychodziy na wiat, by zosta przez nie poarte.
Znalazem si w krgu tajemniczego wa zjadajcego wasny ogon. Ziemia
rodzi i poera wasne dzieci, rodzi nowe i znw pochania.
Rozejrzaem si. Wok panowaa ciemno. Odeszli ju wszyscy wieniacy i
nikt mnie nie mg widzie. Byem zupenie sam. Zdjem buty i zanurzyem nogi w
morzu. Potem rzuciem si na piasek. Zapragnem poczu na nagim ciele dotyk
kamieni, wody, powietrza. Wypowiedziane przez przeorysz sowo wieczno"
wywoao u mnie rozpacz, sptao mnie jak arkan, na ktry chwyta si dzikie konie.
Zerwaem si, by uciec, zderzy si nag piersi z ziemi i morzem, aby odczu z
cakowit pewnoci bogosawiestwo ich istnienia, mimo jego nietrwaoci.
Tylko ty jeste realna, o ziemio! krzyczaem. A ja, twj najmodszy syn,
ss twoj pier i nie chc od niej odpa. Pozwalasz mi istnie tylko przez chwil, ale
t chwil si ywi.
Przeszy mnie dreszcz, jakbym si otar o groz, jakbym cudem uszed przed
niebezpieczestwem morderczego sowa. A ile to razy pamitam, jeszcze w
ubiegym roku pochylaem si nad nim arliwie, gotw z przymknitymi oczami i
rozpostartymi ramionami rzuci si w t otcha.
Pamitam, e gdy byem uczniem pierwszej klasy szkoy powszechnej,
znalazem w drugiej czci elementarza bajk. Mwia ona o pewnym dziecku, ktre
wpadszy do studni, znalazo na jej dnie wspaniae miasto, kwietne ogrody, jeziora
pene miodu, gry sodyczy, rnobarwne zabawki...
Sylabizowaem j z trudem, ale kada sylaba zbliaa mnie do czarodziejskiego
miasta. Pewnego popoudnia, wrciwszy ze szkoy, pobiegem do ogrodu i dopadszy
cembrowiny studni, znajdujcej si w cieniu winogradu, stanem zafascynowany,
wpatrujc si w gadk powierzchni wody. Wkrtce wydao mi si, e widz wspa-
niae miasto, domy i ulice, dzieci i winograd z cikimi kimi winogron. Nie mogem
si oprze. Pochyliem gow, wycignem ramiona i ju odbijaem si od ziemi, aby
skoczy, gdy dostrzega mnie matka, krzykna przecigle i w ostatniej chwili chwycia
za pasek.
Jako chopiec omal nie wpadem do studni, gdy dorosem, omal nie zatonem
w sowie wieczno" i jeszcze w kilku innych, jak: mio", nadzieja", ojczyzna",
Bg". Kade z tych sw pokonywaem i sdziem, e uwolniem si od
niebezpieczestwa i e czyni krok naprzd. Ale nie! Ja tylko zmieniaem sowo i
nazywaem to wyzwoleniem. A przez ostatnie dwa lata trzymao mnie w swej mocy
sowo Budda".
Ale czuj, e dziki Zorbie Budda bdzie ju ostatni studni, ostatni
otchani i wyzwol si ostatecznie. Ostatecznie? Tak mwi si za kadym razem!
Zerwaem si. Przepeniao mnie uczucie szczcia. Rozebraem si i skoczyem
do morza, fale igray radonie ze mn i ja igraem z falami. W kocu zmczony wy-
szedem z wody, aby osuszy si na nocnym wietrze, i powracaem lekkim krokiem,
czujc, e uszedem wielkiemu niebezpieczestwu i coraz mocniej trzymam si piersi
matki-ziemi.
16.

Zbliywszy si do kopalni, stanem jak wryty. Zobaczyem wiato w baraku.


Zorba przyjecha!" pomylaem uradowany.
Chciaem pobiec, ale si powstrzymaem. Musz ukry swoj rado i z ponur
min zacz wymwki. Wysaem go, eby zaatwi pilne sprawy, a on traci moje
pienidze, y z fordanserk i wrci o dwanacie dni pniej. Musz udawa
rozgniewanego, musz...
Szedem wolno, by mie czas na rozbudzenie w sobie gniewu. Prbowaem
wprawi si w pasj: marszczyem brwi, zaciskaem pici, gestykulowaem jak
czowiek zdenerwowany, byle tylko si rozzoci. Ale to mi si nie udawao
przeciwnie, im byem bliej, tym wiksza stawaa si moja rado.
Podkradem si na palcach i zajrzaem przez owietlone okienko. Zorba klcza
na ziemi, rozpala ogie w piecyku i parzy kaw. Serce mi zmiko i zawoaem:
Zorba!
Drzwi otworzyy si natychmiast i Zorba wyskoczy boso, bez koszuli.
Wycign szyj, usiujc wzrokiem przenikn ciemnoci, zauway mnie, podnis
na powitanie ramiona i nagle je opuci.
Ciesz si, e ci widz, szefie! rzek niepewnie i sta przede mn z nosem
spuszczonym na kwint.
Staraem si, by w moim gosie dwiczaa zo.
Ja te si ciesz, e zadae sobie ten trud i wrcie rzekem drwico.
Ale nie zbliaj si, mierdzisz mydem toaletowym.
eby wiedzia, jak dugo si myem, szefie! mrukn. Szorowaem i
szorowaem t swoj przeklt skr, zanim stanem przed tob! Dobr godzin si
pucowaem, ale nic nie mona poradzi na ten szataski zapach... To nie pierwszyzna
zreszt zniknie, chce czy nie!
Wejdmy powiedziaem, czujc, e nie wytrzymam i wybuchn miechem.
Weszlimy. Barak pachnia perfumami, pudrem, mydem, kobiecoci.
C to, na Boga, znaczy? zawoaem, widzc rozoone na skrzyni torebki,
mydeka, poczochy, ma czerwon parasolk i flakonik perfum.
Prezenty... szepn Zorba ze spuszczon gow.
Prezenty?! krzyknem, silc si na zo. Prezenty?!
Prezenty, szefie, nie gniewaj si, to dla biednej Bubuliny... Zblia si
Wielkanoc, a ona te jest czowiekiem.
Zdoaem raz jeszcze opanowa wesoo.
Najwaniejszego jej nie przywioze... zauwayem.
Czego?
lubnego wieca, oczywicie!
Czego? Nie rozumiem...
Opowiedziaem mu wic, co naplotem zakochanej syrenie.
Zorba, gboko zamylony, drapa si w gow.
Co ty narobi, szefie? rzek w kocu. Co ty narobi? Takie arty?...
Kobieta jest sabym, delikatnym stworzeniem ile razy mam ci to mwi? Trzeba
postpowa z ni tak troskliwie jak z porcelanow waz, szefie.
Poczuem wstyd. Poniewczasie aowaem swego postpku. Aby zmieni temat,
zapytaem:
A co z linami i z hakami?
Przywiozem wszystko, wic si nie zo! Wilk syty i koza caa. Kolejka
linowa, Lola, Hortensja, szef wszystko zaatwione!
Zestawi z ognia imbryczek, napeni moj filiank, poda obarzanki sezamowe
i chaw na miodzie, ktra jak wiedzia bya moim ulubionym przysmakiem.
Przywiozem ci w prezencie ca paczk chawy! powiedzia serdecznie.
Pamitaem o tobie. Patrz, nawet dla papugi mam torebk fistaszkw. O nikim nie za-
pomniaem. Mam gow na karku jak widzisz.
Siedzc na ziemi, jadem obarzanki i chaw i piem kaw. Zorba rwnie
popija swoj. Palc papierosa, patrzy na mnie jak w hipnotyzujcy swoj ofiar.
Czy rozwizae ju ten wielki problem, ktry ci drczy, stary nicponiu?
spytaem agodniejszym tonem.
Jaki problem, szefie?
Czy kobieta jest stworzeniem ludzkim, czy nie...
E, skoczyem ju z tym! odpowiedzia Zorba, machnwszy swoj wielk
ap. Jest czowiekiem, czowiekiem jak my tylko moe gorszym! W jednej chwili
traci gow na widok sakiewki, czepia si ciebie, wyrzeka wolnoci i jeszcze si z tego
cieszy dlatego tylko, e za tym wszystkim majaczy jej twoja sakiewka. Ale wkrtce... E,
do diaba z tym, szefie!
Podnis si i wyrzuci niedopaek papierosa przez okno.
Pogadajmy lepiej po msku rzek. Zblia si Wielki Tydzie, mamy
liny... Najwyszy czas i do klasztoru i posmarowawszy ap mnichom, podpisa
dokumenty w sprawie lasu... Zanim zobacz t kolejk i pjd po rozum do gowy...
Wiesz, co mam na myli. Czas ucieka, szefie, siedzenie z zaoonymi rkami nic nam
nie da, trzeba wreszcie co zarobi, eby odbi sobie straty... Ta podr do Kastellionu
kosztowaa duo, diabli nadali...
Zamilk. al mi go byo. Wyglda jak dziecko, ktre co przeskrobao i nie
wiedzc, jak to naprawi, cae dygoce.
Jak ci nie wstyd? rzekem sobie. Jak moesz pozwoli, by takie serce
dygotao z trwogi? Gdzie znajdziesz drugiego takiego, jak Zorba? Rusz si, zetrzyj
gbk przewiny, pu wszystko w niepami!"
Zorba wybuchnem. Diabli nie diabli, zostaw to w spokoju! Co byo, a
nie jest, nie pisze si w rejestr. Bierz santuri!
Wycign rce, jakby mnie znw chcia obj, ale opuci je znowu, jednym
susem skoczy do ciany po santuri. Kiedy znalaz si w penym wietle kaganka,
zauwayem, e jego wosy s czarne jak smoa.
Ach, ty obuzie! krzyknem. Skd wzie takie wosy? Co z nimi
zrobi?
Zorba rozemia si.
Ufarbowaem, szefie. Nie przejmuj si... Ufarbowaem, poniewa przynosiy
mi pecha.
Ale dlaczego?
Wszystko to mio wasna! Id raz z Lol i trzymam j pod rk. Waciwie
nie trzymam, tylko dotykam delikatnie jednym palcem. Raptem z tyu podkrad si
jaki szczeniak, taki tam szkrab, ledwo odrosy od ziemi. Hej, staruszku! krzykn
ten psi syn. Hej, staruszku! Dokd prowadzisz wnuczk?"
Moesz sobie wyobrazi, jak si Lola zawstydzia, a i ja te... Od razu
poszedem do fryzjera i ufarbowaem sobie wosy.
Zaczem si mia, ale Zorba popatrzy na mnie z powag:
Wic to ci si wydaje mieszne, szefie? Patrz jednak, jakim zagadkowym
stworzeniem jest czowiek. Od tego dnia byem jak odmieniony. Mona by pomyle,
e uwierzyem, i mam czarne wosy czowiek, widzisz, zapomina o tym, co mu nie
dogadza i sowo daj, staem si nawet silniejszy. Lola te to zauwaya. Pamitasz,
jakie miaem strzykanie w nerkach? Zniko bez ladu! Nie wierzysz mi, oczywicie. No
tak, w twoich szpargaach o tym nie pisze...
Zamia si ironicznie, ale szybko si pohamowa.
Wybacz rzek. Jedyna ksika, jak w yciu przeczytaem, to Przygody
Sindbada eglarza". I niewiele mi z tego przyszo.
Zdj santuri i pieczoowicie wyj je z futerau.
Wyjdmy na powietrze powiedzia. W tych czterech cianach santuri
nie czuje si dobrze. Potrzebuje przestrzeni jak dzikie zwierz.
Wyszlimy. Lniy gwiazdy. Mleczna Droga przepywaa z jednego kraca nieba
na drugi. Pienio si morze.
Siedlimy na kamieniach, a fale lizay nasze stopy.
Na bied najlepsza jest skoczna piosenka rzek Zorba. Nie damy si, co?
Chod tu, santuri!
Moe jaka macedoska melodia z twojej ojczyzny, Zorbo? podsunem.
A moe z twojej ojczyzny, z Krety! Co? rzek. Zapiewam ci piosenk,
ktrej nauczyem si w Kastellionie. Odkd j znam, zmienio si moje ycie.
Zastanowi si chwil.
Nie, nie tyle zmienio si powiedzia ile przekonaem si, e mam racj.
Pooy grube palce na santuri i wyprostowa si. Zapiewa dzikim,
ochrypym, bolesnym gosem:

Gdy si na co zdecydujesz,
To odwanie naprzd id.
Pu modoci swojej wodze,
Nie szczd jej, nie bj si y.

Rozpyny si gdzie troski, znikny dokuczliwe kopoty, podnielimy si na


duchu. Lola, kopalnia, kolejka, wieczno, mae i wielkie strapienia, wszystko
przeksztacio si w bkitnaw mg i rozproszyo w powietrzu, pozosta tylko stalowy
ptak, rozpiewana dusza czowiecza.
Wszystko ci darowaem, Zorbo! zawoaem, kiedy skoczy swoj dumn
pie. Wszystko ci darowaem: fordanserk, ufarbowane wosy, wyrzucone
pienidze, wszystko, wszystko! piewaj jeszcze!
Znw wycign chud, pokryt bruzdami zmarszczek szyj:
mielej id, do diabw kroset,
Stanie si, co ma si sta.
Moesz wszystko naraz straci,
Albo los najlepszy bra!

Robotnicy, nocujcy w pobliu kopalni, usyszawszy piew, wstali i zebrali si


wok nas. Suchali swojej ulubionej melodii, a ich nogi same rway si do taca.
W kocu nie wytrzymali i nagle, wyoniwszy si z ciemnoci, pnadzy,
rozczochrani, w szerokich szarawarach, rozpoczli przy dwikach santuri, wprost na
kamieniach, swj dziki tan.
Patrzyem na nich, przykuty do miejsca ogromnym wzruszeniem.
To jest ten najcenniejszy kruszec, ktrego szukaem, niczego wicej nie pragn.
Nazajutrz od witu pokad dudni od ciosw kilofw, echo nioso nawoywania
Zorby. Robotnicy pracowali zaarcie. Tylko Zorba potrafi ich tak porwa do czynu.
Przy nim robota stawaa si winem, piosenk, mioci. Upajali si ni. W rkach
Zorby oywaa ziemia, kamienie, wgiel, drzewo, a robotnicy przejmowali od niego
rytm pracy. W chodnikach w biaym wietle lamp acetylenowych rozgorzaa bitwa, a
Zorba szed naprzd i walczy twarz w twarz z wrogami. Nadawa miano kademu
chodnikowi i pokadowi, przyobleka w posta niewidzialne siy i w ten sposb nie
mogy mu ju uj.
Skoro ten pokad nazywa si Canavaro" (tak ochrzci pierwszy), jestem
spokojny. Znam go z imienia, wic nie odway mi si zrobi adnego brzydkiego
kawau. Tak samo jak Przeorysza", amaga", Sikacz". Znam je wszystkie razem i
kady z osobna po imieniu.
Wliznem si tam dzisiaj, nie zauwaony przez nikogo.
Jazda! Jazda! przynagla Zorba robotnikw jak zawsze, kiedy by w dobrej
formie. Naprzd, chopcy! Zdobdziemy t gr! Jestemy ludmi, a nie gupimi
baranami! Nawet Boga strach wemie na nasz widok! Wy, Kreteczycy, i ja,
Macedoczyk, damy rad tej grze, a nie ona nam! Bilimy Turkw, a mielibymy si
ndznej grki przestraszy? Naprzd!
Kto podbieg do Zorby. W wietle lampy acetylenowej rozpoznaem szczup
twarz Mimithosa.
Zorba! wyjka. Zorba...
A ten odwrciwszy si i spostrzegszy Mimithosa, domyli si, o co chodzi, i
podnis swoje wielkie apsko:
Odczep si! Zmykaj!
Przychodz od pani... zacz niedojda.
Uciekaj, powiadam! Mamy robot!
Mimithos wzi nogi za pas, a Zorba splun ze zoci.
W dzie si pracuje stwierdzi. Dzie jest jak mczyzna. W nocy jest
czas na rozrywki, noc jest kobiet. Nie mona miesza jednego z drugim!
Wtedy zbliyem si.
Chopcy powiedziaem. Ju poudnie, czas zrobi przerw i co zje.
Zorba odwrci gow, zobaczy mnie i wciek si:
Za pozwoleniem, szefie, zostaw nas. Jedz sam. Stracilimy dwanacie dni,
musimy je nadrobi. Smacznego!
Wyszedem z kopalni i ruszyem w stron morza. Otwarem ksik, ktr
niosem, zapomniaem o godzie. Umys te jest kopalni" mylaem idc. I
zagbiem si w niezmierzonych pokadach mzgu.
Pasjonujca ksika o pokrytych niegiem grach Tybetu, tajemniczych
klasztorach, milczcych mnichach w tych szatach, ktrzy poprzez koncentracj
woli zmuszaj eter, aby przyj upragniony przez nich ksztat.
Wysokie szczyty, powietrze pene duchw. Nie dociera tu zgiek ludzkiego
ycia. Oto doskonay asceta gromadzi swych uczniw chopcw od szesnastu do
osiemnastu lat i wiedzie ich o pnocy do zamarznitego jeziora grskiego.
Rozbieraj si, wyrbuj przerbel, zanurzaj szaty w lodowatej wodzie, potem
zakadaj je, by wysuszy ciepem wasnego ciaa. Powtarzaj to siedmiokro.
Wreszcie wracaj do klasztoru na jutrzni.
Wspinaj si na szczyt grski, wysoki na pi do szeciu tysicy stp. Siadaj
spokojnie, oddychaj gboko i rytmicznie i mimo i s pnadzy, nie marzn.
Trzymaj w doniach puchar z zamarznit wod, wpatrzeni we koncentruj wol na
krysztaowej powierzchni lodu i woda zaczyna wrze. Wtedy przygotowuj herbat.
Asceta doskonay gromadzi wok siebie uczniw i rzecze:
Biada temu, kto nie ma w sobie rda szczcia!
Biada temu, kto pragnie przypodoba si innym!
Biada temu, kto nie czuje, e obecne i przysze ycie stanowi jedno!"

Zapada noc i zrobio si zbyt ciemno, by czyta. Zamknem wic ksik i


spojrzaem na morze. Musz wyzwoli si od tych wszystkich widm! mylaem.
Buddowie, bogowie, ojczyzny, idee... Biada temu, kto nie zdoa zrzuci z siebie jarzma
Buddw, bogw, ojczyzn i idei!"
Nage morze pociemniao. To zaszed sierp ksiyca. Z dalekich ogrodw
dochodzio smutne wycie psw, jakby cay parw szczeka dononie.
Zjawi si umorusany, zabocony Zorba. Jego koszula bya w strzpach.
Przysiad koo mnie.
Dzisiaj szo dobrze powiedzia zadowolony. Odwalilimy niezy kawa
roboty.
Suchaem jego sw, nie mogc uchwyci ich sensu. Moje myli wci jeszcze
bdziy po niebezpiecznej pochyoci.
O czym tak dumasz, szefie? Jeste daleko std marzeniem...
Zebraem myli i spojrzawszy na Zorb pokiwaem gow.
Wyobraasz sobie, e jeste niezwykym Sindbadem eglarzem, i duo
gadasz, bo mylisz, e widzia kawa wiata. Tymczasem niczego nie widziae,
biedaku! Tak samo zreszt jak i ja. wiat jest o wiele wikszy, ni nam si zdaje.
Jedzimy, przemierzamy ziemi i morza, a w gruncie rzeczy nie wytykamy nosa za
prg naszego domu.
Zorba zacisn wargi, ale nie odpowiedzia. Warkn tylko jak wierny pies,
ktry dosta baty.
Istniej gry, ktrych szczyty sigaj nieba cignem. Wznosz si na
nich klasztory. yj tam mnisi w tych szatach, siedz na skrzyowanych nogach
miesic, dwa, sze i rozmylaj o jednej rzeczy. Jednej, syszysz? Nie o dwch! Nie
myl jak my o kobietach i wglu czy ksikach i wglu. Koncentruj umys na jednej,
tylko jednej rzeczy i czyni cuda. Czy zauwaye, Zorbo, co dzieje si, gdy pooysz
soczewk na socu i wszystkie promienie skupi si w jednym punkcie? Z tego
punktu wkrtce bucha ogie. Dlaczego? Bo sia soca nie rozprasza si, lecz
koncentruje na nim. Podobnie ma si rzecz z umysem czowieka. Uczynisz cud, jeli
skupisz myl na jednej tylko sprawie. Zrozumiae?
Zorbie zapierao dech. W pewnej chwili zrobi ruch, jakby chcia uciec, zdoa
jednak si pohamowa.
Mw dalej! rzek zdawionym gosem, ale natychmiast zerwa si na
rwne nogi. Milcz! Milcz! krzykn. Po co mi to opowiadasz, szefie? Czemu
zatruwasz mi serce? Byo mi tu dobrze, wic czemu pchasz mnie do upadku. Byem
godny, a Bg czy diabe (niech mnie powiesz, jeli ich kiedykolwiek rozrni) rzuci
mi ko do lizania. Merdaem ogonem i woaem: Dziki ci! Dziki!" A teraz...
Tupn nog i odwrci si do mnie plecami, jakby mia odej do baraku, ale
wci jeszcze wszystko w nim wrzao.
Psiakrew! adna mi ko! Zaszargana piewaczka kabaretowa! Stary wrak!
Chwyci gar wiru i cisn do morza.
Ale kim jest ten... krzykn. Kim jest ten, kto rzuca nam koci?
Odczeka chwilk i nie syszc odpowiedzi rozgniewa! si na dobre:
Milczysz, szefie? Jeli wiesz, to powiedz i nie martw si ju ja z nim zrobi
porzdek. Ale tak, po omacku, dokd i? W prawo? W lewo? eb sobie przecie
rozwal!
Jestem godny rzekem. Zabieraj si do gotowania, najpierw trzeba
zje!
Czy nawet jednego wieczora nie mona wytrzyma bez jedzenia, szefie?
Miaem wuja zakonnika, ktry przez cay tydzie nie bra do ust nic poza son wod.
Tylko w niedziel i wielkie wita dorzuca troch otrb. y sto dwadziecia lat!
y sto dwadziecia at, Zorbo, bo mia wiar, znalaz swego Boga, nie
troszczy si o nic. Ale my nie mamy Boga, ktry by nas ywi, rozpal wic ogie, jest
kilka ryb, ugotuj zawiesist, gorc zup z mnstwem cebuli i papryki, tak, jak
lubimy. Potem zobaczymy.
Co zobaczymy? zapyta Zorba wcieky. Kiedy ma si peny brzuch,
zapomina si o wszystkim.
Tego wanie pragn. Na tym polega warto jedzenia... No, szybko, Zorbo,
ugotuj rybn zup, bo eb nam pknie!
Ale Zorba ani drgn, sta nieruchomo i patrzy na mnie:
Posuchaj, co ci powiem, szefie. Przejrzaem twoje zamiary. Teraz, gdy
mwie, miaem, jak to nazywaj, objawienie i zrozumiaem!
Wic jakie mam zamiary, Zorbo? spytaem zaintrygowany.
Chcesz wybudowa klasztor, w ktrym zamiast mnichw umiecisz kilku
podobnych do siebie gryzipirkw, eby pisali dniem i noc swoje bazgroy. A potem,
jak si to widzi na niektrych witych obrazach, z ust waszych wyjd drukowane
wstgi. No co, odgadem?
Zasmucony spuciem gow. Oto moje dawne, modziecze, wspaniae sny
jak skrzyda oskubane z pir... Naiwne, szlachetne, wzniose marzenia: zorganizowa
intelektualn wsplnot, zamkn si wraz z dziesitk przyjaci muzykami,
malarzami, poetami pracowa cay dzie i spotyka si tylko wieczorem, aby razem
zje posiek, piewa, czyta wsplnie i razem omawia wane problemy ludzkoci,
burzc tradycyjne pogldy. Sporzdziem nawet regulamin takiej wsplnoty,
znalazem take pomieszczenie w grach Hymetu u witego Jana...
A jednak zgadem! rzek Zorba zadowolony, e milcz.
Zgade, Zorbo odparem z ukrytym wzruszeniem.
Mam tedy do ciebie tylko jedn prob, witobliwy przeorze: Uczy mnie w
tym klasztorze odwiernym, abym mg od czasu do czasu przeszmuglowa do
witego miejsca co z zewntrz kobiety, mandoliny, butelki z wdk, pieczone
prosita... Wszystko po to, by nie zmarnowa caego ycia na gupstwa!
Zamia si i ruszy szybko w stron baraku. Pobiegem za nim. Oczyci bez
sowa ryby, ja przyniosem drew i rozpaliem ogie. Gdy zupa bya ju gotowa,
ujlimy yki i jedlimy z jednego garnka.
aden z nas si nie odezwa. Nie jedlimy cay dzie, tote akomie
pochanialimy posiek. Dopiero gdy napilimy si wina, odzyskalimy humor. Zorbie
rozwiza si jzyk:
Czy nie byoby zabawne, szefie, gdyby tu teraz przypltaa si Hortensja.
Tylko jej nam tu brak! A jednak, midzy nami mwic, szefie, zatskniem za ni,
sowo daj!
Nie pytasz ju, kto rzuca ci t ko?
Po co si o to troszczy, szefie? Po co rozdziela wos na czworo? ap ko,
nie zastanawiaj si, co za rka j rzuca! Smaczna? Jest na niej troch misa? To
najwaniejsze! Reszta...
Jedzenie dokonao cudu! powiedziaem, uderzajc Zorb po ramieniu.
Godne ciao si nasycio, wic i dusza aknca odpowiedzi rwnie. Przynie santuri!
Ale w chwili gdy Zorba wstawa, usyszelimy spieszne, cikie kroki na wirze.
Owosione nozdrza Zorby zadrgay.
O wilku mowa! rzek cicho, uderzajc si rkami po udach. Oto ona!
Zwszya suka trop Zorby i pieszy.
Id! powiedziaem wstajc. Nie mam tu nic do roboty, przejd si
kawaek...
Dobranoc, szefie!
I pamitaj, Zorbo, przyrzeke jej oenek, ebym nie wyszed na kamc.
Zorba westchn:
Jeszcze raz si eni, szefie? Mam ju tego po uszy!
Zapach myda toaletowego by coraz silniejszy.
Odwagi, Zorbo!
Oddalajc si szybko, syszaem jeszcze sapanie starej syreny.
17.

Nastpnego dnia o wicie zerwa mnie ze snu gos Zorby.


Co ci strzelio do gowy tak wczenie? spytaem. Czego krzyczysz?
Mamy wane rzeczy do zrobienia, szefie mwi, napychajc plecak
ywnoci. Przyprowadziem dwa muy, wstawaj, jedziemy do klasztoru podpisa
kontrakt. Czas ruszy wreszcie z kolejk. Lew boi si tylko pche. I nas mog one
zere doszcztnie, szefie.
Dlaczego biedn Hortensj nazywasz pch? spytaem ze miechem.
Zorba uda, e nie syszy.
Chodmy, nim soce zacznie przypieka powiedzia.
Doprawdy rad ruszyem w gry cieszy si zapachem sosen. Dosiedlimy
muw i zaczlimy wspina si na wzniesienie. Przystanlimy na chwil przy
kopalni. Zorba wyda robotnikom polecenie: maj pracowa na Przeoryszy",
przekopa kana odprowadzajcy wod z Sikacza" i oczyci Canavaro".
Dzie by olniewajcy niby diament najczystszej wody. Zdawao si, e im
wyej wchodzimy, tym czystsze i radoniejsze staj si nasze dusze. Raz jeszcze
przekonaem si, jaki wpyw wywiera na umys czyste powietrze, gboki oddech i
bezkresny horyzont. Mogoby si zdawa, e dusza rwnie jak zwierz ma puca i
nozdrza, e aknie tlenu i dusi si w pyle i smrodzie.
Kiedy dotarlimy do sosnowego lasu, soce byo wysoko. Powietrze pachniao
miodem, wiatr podmuchiwa nad naszymi gowami, szumic jak morze.
Zorba przez ca drog obserwowa zbocze, w mylach wbija ju co kilka
krokw supy, a kiedy podnosi oczy, zdawao si, e podziwia byszczc w socu
stalow lin, ktra cignie si a do brzegu, a cite pnie zelizguj si po niej,
wiszczc niczym strzay wypuszczone z uku.
Dobry interes! mwi, zacierajc rce. Czyste zoto! Wkrtce zgarniemy
kup forsy i bdziemy mogli , zrobi to, o czym mwilimy.
Spojrzaem na niego zdziwiony.
Udajesz, e zapomnia? Zanim wybudujemy klasztor, musimy ruszy do
krainy wielkich gr. Jak j tam nazywaj? Teby?
Tybet, Zorbo, Tybet... Ale tylko my dwaj. Tam nie wolno bra kobiet.
Kto myli o braniu kobiet? A swoj drog te biedactwa s bardzo uyteczne...
Nie gadaj nic na nie. S uyteczne, gdy braknie takich czysto mskich zaj, jak
choby kopanie wgla, zdobywanie fortec albo rozprawianie z Bogiem. Co ma
wtedy mczyzna robi, eby nie zdechn z nudw. Pije wino, gra w koci, obejmuje
kobiety i czeka. Czeka, a wybije jego godzina jeli wybije...
Milcza chwil.
Jeli wybije! powtrzy z pasj. Bo moe si zdarzy, e nie wybije
nigdy.
Po chwili doda:
Tak duej by nie moe, szefie. Albo ziemia si zmniejszy, albo ja
zogromniej. Inaczej przepadem z kretesem.
Wrd sosen ukaza si jaki rudowosy mnich o tawej cerze. Mia zakasane
rkawy, a na gowie czarn, okrg, wenian czapeczk. Szed szybkim krokiem, stu-
kajc o ziemi metalow lask. Na nasz widok przystan i podnis j.
Dokd idziecie? zapyta.
Do klasztoru, chcemy si pomodli odpowiedzia Zorba.
Ruszajcie z powrotem, chrzecijanie! krzykn mnich, a jego wyblake,
niebieskie oczy nabiegy krwi. Wracajcie, kln si na wasze zbawienie! To nie
winnica Matki Boej, a przybytek szatana! Ubstwo, pokora, czysto to jak mwi
korona wiecca nad gow kadego mnicha. Wszystko to bardzo pikne.
Wracajcie, mwi! Bo chciwo, pycha, wszeteczna mio do modych chopcw
oto ich wita trjca!
A to ci bazen, szefie szepn mi Zorba zachwycony. Po czym pochyli si w
stron mnicha:
Jak ci na imi, braciszku? spyta. Dokd ci niesie?
Nazywam si Zachariasz, spakowaem swj toboek i odchodz. Odchodz,
bo to jest nie do wytrzymania! Bd askaw i powiedz, jak si nazywasz.
Canavaro.
To jest nie do wytrzymania, Canavaro. Przez ca noc Chrystus nie daje mi
spa swymi skargami, a ja pacz z nim razem. Opat niech go pieko pochonie
wezwa mnie dzi rano i powiada: Podobno nie dajesz braciom spa, Zachariaszu?
Zamierzam wygna ci std!" Czy to ja nie daj im spa? odpowiedziaem. To
Chrystus. On skary si na wasze wszeteczestwa". Wtedy ten Antychryst podnis
swj pastora i patrzcie:
cign czapeczk odkrywajc plam zakrzepej krwi we wosach.
Otrzsnem wic py z moich sandaw i ruszyem w drog.
Wracaj do klasztoru powiedzia Zorba. Pogodz ci z opatem. Chod,
bdziesz nam towarzyszy i wskaesz drog. Niebo nam ci zesao.
Mnich myla przez chwil, wreszcie jego oczy zabysy.
A co za to dostan? spyta.
Czego chcesz?
Kilo wdzonego dorsza i butelk koniaku.
Zorba przyjrza mu si uwanie.
Nie masz przypadkiem w sobie jakiego diaba, Zachariaszu?
Mnich a podskoczy.
Skd wiesz? zawoa z przejciem.
Przychodz ze witej gry Athos powiedzia Zorba i wiem co o tym.
Mnich spuci gow i odpar ledwo dosyszalnym gosem:
Tak, mam jednego.
I to on chce dorsza i koniaku, h?
Tak, to on, po trzykro przeklty!
Zgoda. Ale on pewnie na domiar zego pali? i Zorba rzuci papierosa, a
mnich chwyci go chciwie.
Pali, pali, niech go duma zadusi! rzek i wyj z kieszeni krzesiwo i hubk.
Zapali papierosa i zacign si gboko.
W imi Chrystusa! i podnisszy swoj metalow lask, ruszy przodem.
Jak ma na imi twj diabe? spyta Zorba, zezujc w moj stron.
Jzef odpar mnich, nie odwracajc si.
Towarzystwo na p zwariowanego mnicha wcale mi nie odpowiadao. Kaleki
mzg tak jak uomne ciao budzi we mnie zarazem wspczucie i niech. Milczaem
jednak, pozwalajc Zorbie robi, co uzna za suszne.
wiee powietrze zaostrzyo nam apetyt, siedlimy wic pod ogromn sosn i
otworzylimy nasz plecak. Mnich pochyli si, natarczywie poerajc wzrokiem jego
zawarto.
Hola! Hola! krzykn Zorba. Nie oblizuj si na zapas, ojcze Zachariaszu.
Dzisiaj Wielki Poniedziaek. My jestemy masonami, wic zjemy miso i kurczaka,
niech nam Bg wybaczy! Ale dla waszej witobliwoci mamy chaw i oliwki.
Mnich gaska swoj niechlujn brod.
Ja rzek skruszony. Ja, Zachariasz, poszcz, zjem tylko oliwki z
chlebem, popij wod... Ale Jzef jako diabe zje kawaek misa, przeklty. O, moi
bracia! On bardzo lubi miso. I wypije wino z waszej manierki.
Przeegna si i zacz arocznie yka chleb, oliwki i chaw. Otar wreszcie
usta wierzchem doni, popi posiek wod i uczyni znak krzya, jakby ju zakoczy je-
dzenie.
Teraz kolej na trzykro przekltego Jzefa rzek i rzuci si na kurczaka.
Jedz, przeklty mrucza z zaciekoci, chwytajc wielkie ksy. ryj!
Brawo, mnichu! rzek Zorba z zachwytem. Masz, widz, podwjn
ciciw w swoim uku. Po czym zwrci si do mnie: Jak on ci si widzi, szefie?
Przypomina mi ciebie odparem ze miechem.
Zorba poda mnichowi manierk z winem.
Napij si, Jzefie.
Pij, przeklty! zawoa mnich i chwyciwszy manierk, przywar do niej
wargami.
Soce przygrzewao mocno, wic przesunlimy si w cie. Od naszego
towarzysza bi odr kwanego potu i kadzida. Pod wpywem upau wzmg si, wic
Zorba zawlk mnicha rwnie w cie, eby nie zatruwa powietrza.
Dlaczego zostae mnichem? zagadn go, poniewa zjadszy do syta,
nabra ochoty do pogawdki.
Mnich zachichota:
Zao si, e mylisz, i z pobonoci. A to tymczasem, bracie, z biedy... Nie
miaem co woy do gby, wic pomylaem: Trzeba i do klasztoru, eby nie
zdechn z godu".
I jeste zadowolony?
Tak, ku wikszej chwale Boga! Cho czsto tskni. Ale nie przejmuj si tym,
nie tskni za doczesnoci. Kicham na ni! Wybaczcie, ale co dnia na ni kicham. T-
skni do nieba. Kiedy artuj, fikam kozy, mnisi miej si, powiadaj, e jestem
optany, i szydz ze mnie. A ja powtarzam sobie: To niemoliwe. Bg te na pewno
lubi miech. Pjd, mj bazenku wezwie mnie pewnego dnia. Pjd i rozwesel
mnie". I tak, jako bazen, dostan si do raju.
Myl, mj stary, e masz gow na karku stwierdzi Zorba, wstajc z
ziemi. Chodmy, eby nas noc nie zaskoczya w drodze.
I znw mnich otwiera pochd. Wspinajc si w gr, miaem uczucie, e
ogarniam umysem wiksze obszary, e od rozpatrywania ndznych trosk przechodz
do roztrzsania powanych problemw, a od pytkich pewnikw do odkrywczych
prawd.
Nagle mnich zatrzyma si:
Nasza Pani Karzca! powiedzia i wskaza ma kapliczk, zwieczon
wdziczn kopu.
Przyklkn i przeegna si.
Zsiadem z mua i wszedem do chodnego wntrza. W rogu wisiaa stara,
poczerniaa od dymu kadzide ikona, obwieszona wotami. Byy to wykonane
prymitywnie z cieniutkiej, srebrnej blaszki czci ciaa: nogi, rce, serca... Przed
obrazem migota wieczny pomyk, wydobywajcy si ze srebrnej lampki oliwnej.
Podszedem w milczeniu do ikony. Sroga, wojownicza Matka Boska, patrzca
prosto surowymi, nieugitymi oczami dziewicy, trzymaa w rkach nie wite
Dziecitko, ale dug, strzelist wczni.
Biada temu, kto podniesie rk na klasztor powiedzia mnich z trwonym
podziwem w gosie. Ona swoj wczni przebije kadego barbarzyc. Dawno te-
mu Algierczycy napadli na klasztor, spalili go. Posuchaj tylko, a przekonasz si, jak ci
niewierni zapacili za to: Gdy mijali t kaplic, Najwitsza Panna zstpia z ikony i
ruszya na nich i oto na prawo i na lewo uderza swoj wczni. Tu i tam zadaje
mier, dopki wszyscy nie polegli. Mj dziadek widzia jeszcze ich koci, ktrych
peno walao si po lesie. Od tej pory Matk Bosk zaczto nazywa tutaj Pani
Karzc, a nie Miociw jak przedtem.
Dlaczego nie uczynia cudu, ojcze Zachariaszu, zanim spon klasztor?
zapyta Zorba.
Wola Najwyszego powiedzia mnich i przeegna si trzykrotnie.
Szelma ten Najwyszy! mrukn Zorba, dosiadajc mua. Jedziemy.
Po chwili na paskim szczycie gry, otoczony wysokimi skaami, wrd zieleni
sosen ukaza si nam klasztor Matki Boskiej. Pogodny, jakby umiechnity, odcity od
wiata na zielonym paskowyu, czcym harmonijnie wynioso szczytu z
agodnoci doliny, wyda mi si doskonaym schronieniem dla ludzi spragnionych
kontemplacji.
Tutaj mylaem ascetyczna, agodna dusza mogaby nada religijnemu
uniesieniu wymiar ludzki. Ani stromy, nieosigalny szczyt, ani urocza, rozleniwiajca
rwnina, ale wanie to, co jest potrzebne, by dusza osigna wyyny, nie tracc nic z
agodnoci. Taki krajobraz nie ksztatuje ani bohaterw, ani wieprzy. Ksztatuje
ludzi".
Tu pasowaaby wspaniale zarwno starogrecka witynia o harmonijnych
ksztatach, jak i wesoy muzumaski meczet. Bg powinien tu zstpi w postaci
zwykego czowieka, boso kroczy po wiosennej trawie i gawdzi spokojnie z ludmi.
Jakie pikno, jaka samotno, jaka bogo szeptaem.
Zsiedlimy z muw i przez ukowate drzwi weszlimy do rozmwnicy, gdzie
podano nam tradycyjn tac z wdk, konfiturami i kaw. Zjawi si przeor i
ochmistrz klasztorny, otoczyli nas mnisi, spragnieni rozmowy. Dookoa widzielimy
przebiege oczy, podliwe wargi, brody i wsy, czulimy koli odr, jaki wydzielay
okryte habitami ciaa.
Nie przynielicie adnej gazety? zatroska si jeden z mnichw.
Gazety? zapytaem zdziwiony. Na c wam ona?
Gazeta opowiedziaaby nam, bracie, co sycha na wiecie! odparo kilku z
oburzeniem.
Uczepieni drewnianej balustrady skrzeczeli jak kruki. Rozprawiali zawzicie o
Anglii, Rosji, o Wenizelosie i o krlu. wiat wyrzek si ich, lecz oni nie zapomnieli o
wiecie. Mieli wci przed oczami miasta, sklepy, kobiety, czasopisma...
Nagle jaki tgi, kudaty zakonnik podnis si sapic:
Mam ci co do pokazania, a ty mi powiesz, co o tym sdzisz. Zaraz to
przynios.
Splt na brzuchu krtkie, owosione rce i szurajc pantoflami, znikn za
drzwiami.
Mnisi zachichotali zoliwie.
Ojciec Dometios oznajmi ojciec ochmistrz przyniesie znowu swoj
glinian mniszk. Diabe zagrzeba j specjalnie dla niego w ziemi, ktrego dnia
Dometios znalaz j podczas kopania ogrodu, zabra do swojej celi i od tego czasu
biedaka odbieg sen. Jest bliski utraty zmysw.
Zorba zerwa si wcieky.
Przyszlimy zobaczy si ze witobliwym opatem powiedzia. Chcemy
podpisa kontrakt...
witobliwego opata nie ma odrzek ochmistrz. Uda si z rana do
miasta. Musicie uzbroi si w cierpliwo.
Ojciec Dometios wrci, trzymajc wyprostowane przed sob rce, jakby w
poczonych doniach nis hosti.
Oto ona! rzek i rozwar ostronie donie.
Zbliyem si. Z grubych paluchw mnicha umiechna si do mnie pnaga
statuetka z Tanagry. Jedyn rk, jaka jej zostaa, dotykaa gowy.
Wskazuje na gow powiedzia Dometios. To znaczy, e kryje si tam
jaki szlachetny kamie, moe brylant albo pera. Co mylisz o tym?
Myl uprzedzi mnie zgryliwie jaki mnich e boli j gowa.
Ale gruby Dometios, z obwisymi jak u koza wargami, patrzy na mnie
wzrokiem penym oczekiwania.
Chyba trzeba j rozbi powiedzia. Nie mog wcale spa... No, bo gdyby
w rodku by brylant...
Patrzyem na wdziczn figurk dziewczyny z malutkimi, jdrnymi piersiami,
zabkan wrd woni kadzide midzy ukrzyowanych bogw, ktrzy wyklli zmysy,
miech i pocaunek.
Obym mg j uratowa!
Zorba wzi gliniany posek, opuka palcem subtelne ksztaty kobiece i
wskaza na jdrne, sterczce piersi:
Spjrz, poczciwy bracie! To diabe! To on we wasnej osobie. Na pewno.
Znam go dobrze. Spjrz na jego piersi, ojcze Dometiosie, krge, jdrne, mode. Tak
wanie wyglda pier diaba. Wiem co o tym.
Na progu stan modziutki zakonnik. Soce rzucao blask na jego zote wosy i
pen, pokryt modzieczym puszkiem twarz.
Mnich o ostrym jzyku mrugn okiem na ojca ochmistrza, obaj umiechnli
si zoliwie.
Ojcze Dometiosie rzekli. Przyszed Gabriel, twj nowicjusz.
Mnich gwatownie porwa glinian figurk i potoczy! si jak beczka w stron
drzwi. Przystojny braciszek szed za nim lekkim krokiem, milczc. Obaj zniknli w na
p rozwalonym korytarzu.
Daem znak Zorbie i wyszlimy na dziedziniec. Panowao tu przyjemne ciepo,
porodku kwito drzewo pomaraczowe, rozsiewajc w powietrzu upajajc wo. Nie
opodal, z antycznego marmuru, wyrzebionego w ksztat baraniej gowy, cieka ze
szmerem woda. Nachyliem pod ni gow, eby si orzewi.
Powiedz, co to za typy? zapyta Zorba z niesmakiem. Ni to chopy, ni
baby, chyba muy. Tfu, niech si ka wypcha trocinami.
Zanurzy rwnie gow w zimnej wodzie, a potem zamia si.
Tfu, niech si ka wypcha powiedzia. Kady z nich ma w sobie
diaba. Jeden pragnie kobiety, drugi dorsza, trzeci pienidzy, jeszcze inny gazet...
Cymbay! Czemu nie wracaj do wiata, eby si nim nasyci i oczyci myli?
Zapali papierosa i siad na awce pod kwitncym drzewem pomaraczowym.
Czy wiesz, co robi wyzna gdy czego akn? Napycham si tym po
gardo. Potem nie myl o tym wcale albo mdli mnie na samo wspomnienie tego.
Kiedy, jeszcze jako ptak, lubiem pasjami czerenie. Nie miaem pienidzy,
kupowaem wic tylko troch na raz, zjadaem i dalej mi si ich chciao... Dniem i
noc mylaem tylko o czereniach, a mi cieka linka, istna tortura. Wreszcie
rozzociem si czy zawstydziem, ju nie pamitam. W kadym razie zauwayem, e
czerenie robi ze mn, co chc, omieszaj mnie. A wic co robi? Wstaj cichutko w
nocy, skradam si jak kot do ojcowskich kieszeni, przeszukuj je i znajduj srebrn
monet. Raniutko biegn do ogrodnika, kupuj peny kosz owocw. Siadam sobie w
rowie i zaczynam je. Napchaem si tak, e mao co nie pkem. Rozbola mnie
odek i zaczem wymiotowa. Wymiotowaem, wymiotowaem i od tego dnia ko-
niec z czereniami. Nie mog na nie patrze, nawet jeli s tylko na obrazku. Staem
si wolnym czowiekiem. Spozieraem na nie i mwiem: Nic mi po was!" To samo
pniej robiem z winem i papierosami. Pij jeszcze i pal, ale kiedy chc: ciach! i
jak noem uci. Nie popadam w nag. Podobnie z ojczyzn. Zapragnem jej,
nasyciem si ni, zwymiotowaem i pozbyem si jej.
A co z kobietami? spytaem.
Przyjdzie i na nie kolej, niech je licho porwie, te dziewki! Przyjdzie. Moe
gdy bd mia siedemdziesitk na karku...
Pomyla chwilk i to wydao mu si za mao.
No, powiedzmy: osiemdziesitk poprawi. miejesz si, szefie? Moesz
si mia, ale tylko w ten sposb wyzwaa si czowiek. Suchaj dobrze, co ci mwi.
Nie przez wyrzekanie si wszystkiego, ale przez uycie a po gardo. Jak moesz
pozby si diaba, jeli sam nie staniesz si diabem do kwadratu?
Na dziedzicu ukaza si zdyszany Dometios w towarzystwie modego,
zotowosego mniszka.
Wyglda jak anio! mrukn Zorba, podziwiajc niemiao i modzieczy
wdzik brata Gabriela.
Obaj podeszli do kamiennych schodkw, ktre prowadziy do grnych cel.
Dometios odwrci si, zmierzy modzieniaszka wzrokiem i co mu powiedzia. Ten
potrzsn gow, jakby odmawia, ale po chwili pochyli j z pokor. Obj starego
wp i obaj weszli wolniutko na schody.
Skapowae, szefie? zapyta Zorba. Skapowae? Sodoma i Gomora!
Skd wychylili si dwaj mnisi, mrugali do siebie, poszeptywali, wreszcie
wybuchnli miechem.
Co za ohyda! burkn Zorba. Kruk krukowi oka nie wykol, ale mnich
mnichowi tak. Popatrz na nich. Jedna baba drugiej babie...
Jeden mnich drugiemu... poprawiem rozbawiony.
E, co za rnica? Nie zawracaj sobie gowy. To muy, powiadam ci, szefie.
Raz moesz nazwa go Gabrielem, raz Gabriel, Dometiosem lub Dometi. Zmykajmy
std, szefie! Podpisujmy papiery i dawajmy nog. Tutaj, na Boga, mona poczu
wstrt zarwno do mczyzn, jak i do kobiet! ciszy gos: Mam pewien plan...
oznajmi uroczycie.
Znw jakie szalestwo, Zorbo... No, mw.
Wzruszy ramionami:
Jak by ci to powiedzie, szefie. Ty jeste, z przeproszeniem, uczciwy chop,
troszczcy si o wszystko. Jeli zim napotkasz na swojej kodrze pluskw, przykryjesz
j, eby si nie zazibia. Tote nie mgby zrozumie takiego starego drania jak
Zorba. Ja, kiedy znajd pluskw cyk! rozgniatam j, kiedy znajd owieczk
ciach! zarzynam, nadziewam na roen, a potem ucztuj z kompanami. Ty
powiedziaby: Owieczka nie jest twoja". Racja! Ale zgd si na jedno, szefie: naj-
pierw j zjem, a dopiero potem podyskutujemy, spokojnie zastanowimy si nad
pojciami: twoja" czy moja". Bdziesz mg nagada si do woli, a ja przez ten czas
wydubi miso z zbw.
Cae podwrko rozbrzmiao echem jego serdecznego miechu. Zjawi si
przeraony Zachariasz, pooy palec na ustach i zbliy si, stpajc na palcach:
Ciiicho, nie miejcie si. O, tam, wysoko, przy otwartym okienku pracuje
biskup. Tam jest biblioteka. A on cay dzie pisze. To wity czowiek!
Wanie ciebie mi brako, ojcze Jzefie rzek Zorba i chwyci mnicha pod
rk. Chodmy do twojej celi, porozmawiamy sobie! Do mnie za powiedzia: Ty
szefie, bdziesz tymczasem zwiedza koci i oglda stare ikony. Ja poczekam na
opata. Obojtne, gdzie jest, zjawi si niebawem. Tylko do niczego si nie wtrcaj, bo
wszystko zepsujesz. Pozwl mi dziaa, mam ju plan! Nachyli si mi do ucha i
szepn: Dostaniemy las p darmo... Cicho sza... Nic nie mw.
I ruszy szybko, prowadzc pod rk zwariowanego mnicha.
18.

Przekroczyem prg kocioa i zagbiem si w orzewiajcy pmrok,


nasycony woni kadzida.
Koci by pusty, kandelabry z brzu rzucay saby blask, paskorzeba,
oddzielajca sanktuarium, zajmowaa ca wnk. Artysta z benedyktysk
pracowitoci wyry w zocie winnic pen cikich kici winogron. ciany od podogi
do sufitu byy pokryte na p wytartymi freskami. Przeraajce postacie wychudych
jak szkielety ascetw, ojcowie kocioa, droga krzyowa, srogie, barczyste anioy z
wosami zwizanymi szerokimi, wyblakymi wstgami...
Wysoko pod sklepieniem widniaa Matka Boska, unoszca si z rozwartymi
bagalnie ramionami. Drce wiateko zawieszonej przed ni lampki ze starego
srebra leciutko i pieszczotliwie dotykao jej pocigej, umczonej twarzy. Nigdy nie
zapomn jej bolesnych oczu, zacinitych krgych ust, wydatnego, znamionujcego
wol podbrdka. Oto mylaem matka bezgranicznie szczliwa, spokojna
nawet w najstraszliwszym blu bo czuje, e jej miertelne ono wydao istot
niemierteln..."
Gdy opuszczaem koci, soce ju zachodzio. Peen radoci siadem pod
drzewem pomaraczowym. Kopua kocioa rowiaa, jakby o wicie. Mnisi
zamknici w celach odpoczywali. W nocy mieli czuwa, musieli wic nabra si.
Chrystus wstpi dzi na Golgot, a oni winni mu towarzyszy.
Dwie czarne maciory o rowiutkich wymionach drzemay wycignite pod
drzewem witojaskim, na tarasie gruchay mionie gobie.
Jak dugo jeszcze bd y i odczuwa urok wiata: powietrze, cisz, zapach
kwitncej pomaraczy? Ikona witego Bachusa, ktr ujrzaem w kociele, napenia
moje serce szczciem. To, co porusza mnie najgbiej: jedno de, cigo
wysikw wszystko to znalazo znw potwierdzenie. Niech bdzie bogosawiony ten
may, uroczy, chrzecijaski efeb z lokami spadajcymi na czoo niby kicie czarnych
winogron. Dionizos, pikny bg wina i mioci, i wity Bachus poczyli si i przy-
brali to samo oblicze. Pod winnym wiecem i pod habitem mnisim ttnio yciem to
samo ciao, spalone socem Grecja.
Na dziedzicu ukaza si Zorba.
Przyszed opat rzuci mi spiesznie. Pogadalimy troch. Robi trudnoci,
mwi, e nie odda lasu za marne grosze. Ju wytargowa wicej, ni postanowilimy,
stary rabu! Ale ja zrobi z tym porzdek.
Co za trudnoci? Przecie ju uzgodnilimy...
Nie wtrcaj si, szefie, bagam prosi Zorba. Wszystko zepsujesz. Ani
sowem nie wspominaj teraz o starej cenie. Ona jest nieaktualna. Nie marszcz brwi!
Nieaktualna, mwi. Dostaniemy las na p darmo.
Co ty znowu knujesz, Zorbo?
Zostaw, to moja sprawa, naoliwi co i koo si potoczy zrozumiae?
A to dlaczego? Nie rozumiem...
Dlatego, e w Kastellionie wydaem wicej, ni naleao. Dlatego, e Lola
kosztowaa mnie, to znaczy ciebie, adn fors. Mylisz, e zapomniaem? Mylisz, e
nie mam ambicji? Nie chc plamy na moim honorze! Ja wydaem, ja pac. Zrobiem
rachunek: Lola kosztowaa mnie siedem tysicy, odbij to sobie na kupnie lasu. Za
Lol zapaci opat, klasztor, Matka Boska. To jest mj plan jak ci si podoba?
Wcale mi si nie podoba. Dlaczego Matka Boska ma odpowiada za twoje
ekscesy?
Odpowiada, i to bardzo! Urodzia syna: Boga, Bg stworzy mnie: Zorb i
da mi to, co wiesz, a ja rozumiem, a to z kolei sprawia, e trac gow na widok ko-
biety i otwieram portfel. Teraz rozumiesz? Najwitsza Panienka zawinia, niech paci.
Nie podoba mi si to wszystko, Zorbo.
To dalsza sprawa, szefie. Najpierw odzyskajmy nasze siedem tysicy, potem
pogadamy. Pokochaj mnie miy potem bd znowu twoj cioci". Znasz t pio-
senk?
Zjawi si tusty ojciec ochmistrz.
Zechciejcie wej powiedzia sodkim, witoszkowatym tonem.
Wieczerza gotowa.
Poszlimy do refektarza duej sali zastawionej awami i dugimi, wskimi
stoami. Czu tu byo zjeczay olej i ocet. W gbi stary fresk przedstawia Ostatni
Wieczerz. Jedenastu wiernych uczniw skupionych niby stado owieczek wok
Chrystusa, a po drugiej stronie cakiem samotny, rudobrody Judasz o wypukym czole
i orlim nosie. Chrystus spoglda wycznie na niego.
Ojciec ochmistrz usiad, wskazujc mi miejsce po swojej prawej stronie, a
Zorbie po lewej.
Wybaczcie mi, ale jest post oznajmi. Mimo e jestecie gomi, nie
dostaniecie ani oliwy, ani wina. Pobogosaw, Panie, te hojne dary...
Przeegnalimy si i milczc signlimy po oliwki, szczypior i wiey bb.
ulimy to wolno niby krliki.
Takie jest nasze ycie westchn ojciec ochmistrz umartwienia, post.
Ale ju, bracia, nadchodzi dzie zmartwychwstania i na ziemi zstpi Baranek,
zwiastujc krlestwo niebieskie.
Chrzknem. Zorba trci mnie pod stoem, jakby chcia powiedzie: bd
cicho.
Widziaem ojca Zachariasza... rzek, eby zmieni temat.
Ochmistrz ockn si:
Moe ci ten obkaniec co mwi? spyta zaniepokojony. Ma w sobie
siedmiu demonw, nie suchaj go. Jego dusza jest nieczysta i dlatego wszdzie widzi
tylko brudy.
Dzwon uderzy ponuro, oznajmiajc godzin wieczornych modw. Ochmistrz
przeegna si i wsta.
Musz i rzek. Rozpocza si Pasja. Chodmy dwiga krzy razem z
Chrystusem. Dzi jestecie zmczeni podr zwrci si do nas. Moecie uda
si na spoczynek, ale jutro na Jutrzni...
otry! zasycza Zorba, zaledwie mnich si oddali. winie! Kamcy!
Muy!
Co si stao, Zorbo? Czy Zachariasz co powiedzia?
Nic si nie przejmuj, szefie. Do diaba z tym! Jeli nie podpisz, poka im,
gdzie raki zimuj.
Poszlimy do celi, ktr dla nas przygotowano. W rogu wisiaa stara ikona, na
ktrej Matka Boska tulia do swojej twarzy gwk Syna; jej wielkie oczy pene byy
ez.
Zorba pokiwa gow.
Wiesz, szefie, dlaczego ona pacze?
Nie.
Dlatego, e widzi. Gdybym by malarzem witych obrazw, przedstawibym
Matk Bosk bez oczu, uszu i nosa, bo mi jej al.
Wycignlimy si na twardym posaniu. Deski zachoway jeszcze zapach
drzewa cyprysowego. Przez otwarte okno wdziera si lekki podmuch wiatru
pachncego wiosn. Z dziedzica od czasu do czasu dochodziy ponure niby odgos
nawanicy pienia. Za oknem zapiewa sowik, po chwili nieco dalej zawtrowa mu
drugi, potem trzeci. Noc tchna mioci.
Nie mogem zasn. piew sowika wspbrzmia z Gorzkimi alami, a ja te
prbowaem wstpi na Golgot, kroczc pomidzy kwitncymi drzewami
pomaraczy ladem cikich kropli krwi. Poprzez bkit wiosennej nocy widziaem
blade, chwiejce si ciao Chrystusa, zroszone zimnym, kroplistym potem. Widziaem
jego wte, drce donie, zoone w bagalnym, niemal ebraczym gecie. Biedacy z
Galilei biegli za Nim krzyczc: Hosanna! Hosanna!" Nieli w rkach palmowe gazki
i rozcielali na ziemi paszcze, aby stpa po nich. A On spoglda na tych, ktrych
ukocha. aden z nich nie widzia przenikajcej Go rozpaczy. Tylko On jeden wiedzia,
e idzie na mier. Samotny pod gwiadzistym stropem, peen cichego blu, szuka
pociechy dla swego czowieczego serca: Niby ziarno rzucone w gleb i ty, moje serce,
musisz umrze i zstpi pod ziemi. Nie lkaj si, bo nie ma innej drogi, by
przynioso dojrzay plon dla nakarmienia nieszczsnych, ktrzy gin z godu".
Lecz serce czowiecze drao w Nim i ciskao si bolenie. Nie chciao
umiera...
Wkrtce las, otaczajcy klasztor, a po krace wypeni piew sowikw. Pie
przepojona namitnoci brzmiaa wrd wilgotnego listowia, a wraz z ni pakao i
drao biedne serce czowiecze.
Powoli, niedostrzegalnie wrd tonw Gorzkich alw i sowiczego piewu
zapadem w sen, podobnie jak dusza przestpuje prg raju.
Nie spaem nawet godziny i ocknem si z przeraeniem.
Zorba! zawoaem. Syszae? Wystrza!
Zorba ju pali papierosa, siedzc na swoim posaniu.
Nie przejmuj si, szefie rzek z hamowan wciekoci. Niech te winie
same zaatwiaj swoje porachunki.
W korytarzach rozlegy si krzyki, czapanie pantofli, otwieranie i zamykanie
drzwi. Z dala dobiegay jki rannego.
Wyskoczyem z ka i otwarem drzwi. Przede mn stan, zagradzajc mi
drog, jaki wychudy starzec w biaej spiczastej szlafmycy i koszuli sigajcej do
kolan.
Kto ty?
Biskup odpar drcym gosem.
Omal nie wybuchnem miechem. Biskup? A gdzie jego insygnia: zoty ornat,
mitra, pastora? Pierwszy raz ogldaem biskupa w nocnej koszuli...
Co to by za wystrza, wasza wielebno?
Nie wiem... Nie wiem... bka, popychajc mnie agodnie z powrotem do
celi.
Zorba na swoim posaniu wybuchn miechem.
Masz boja, ojczulku! rzek. Wa do rodka, staruszku, i nie lkaj si,
my nie mnisi!
Zorbo powiedziaem pgosem. Oka wicej szacunku. To biskup.
W nocnej koszuli nikt nie jest biskupem. Wa do rodka, mwi.
Wsta, chwyci biskupa za rami, wcign go do wntrza i zamkn drzwi.
Potem wyj z plecaka butelk rumu i napeni nim szklaneczk.
yknij, stary, to ci podniesie na duchu. Niewysoki starszy pan wychyli
szklaneczk i poczu si lepiej. Siadszy na moim ku, opar si o cian.
Co to by za wystrza, wasza wielebno? spytaem znowu.
Nie wiem, mj synu... Pracowaem a do pnocy i wanie kadem si spa,
kiedy nagle usyszaem obok, w celi ojca Dometiosa...
Achaaa! zagrzmia Zorba. Wic Zachariasz mia racj!
Biskup spuci gow.
Chyba jaki zodziej... mrukn.
Haasy w korytarzu umilky, klasztor ponownie pogry si w ciszy. Biskup
spojrza na mnie bagalnie swymi agodnymi oczyma, w ktrych jeszcze czai si lk.
Czy jeste picy, mj synu? zapyta.
Czuem, e nie ma ochoty odej do swej samotnej celi.
Nie odparem. Nie chce mi si spa. Prosz tu zosta chwil.
Rozpocza si rozmowa, Zorba oparty o poduszk mi papierosa.
Wygldasz na wyksztaconego, modziecze zwrci si do mnie biskup.
Nie ma tu nikogo, z kim mgbym pomwi. Mam trzy teorie, ktre czyni moje ycie
atwiejszym. Chciabym ci je przekaza, moje dziecko. I nie czekajc na odpowied,
zacz: Oto pierwsza: Ksztat kwiatw wpywa na ich barw, barwa za na ich
waciwoci. Tak wic kady kwiat ma odmienne dziaanie na ciao czowieka, a wic i
na jego dusz. Dlatego powinnimy bardzo ostronie stpa po ukwieconej ce.
Zamilk, jakby oczekiwa mojej odpowiedzi. Ja za wyobraziem sobie
niewysokiego staruszka spacerujcego po ukwieconej ce i spogldajcego z ukrytym
podnieceniem na kwiaty, ich ksztat i barw. Biedny starzec dygota przejty
mistycznym lkiem, na wiosn bowiem pola zaludniaj si wielobarwnym tumem
dobrych i zych duchw.
A oto i druga teoria: Kada idea, wywierajca istotny wpyw, przybiera
realn posta. Istnieje nie jako ulotna zjawa, przybiera prawdziwe ciao, ma oczy,
usta, nogi, brzuch... Jest mczyzn albo kobiet, ugania za mczyznami albo
kobietami... Dlatego Pismo wite mwi: Sowo ciaem si stao..."
Znw spojrza na mnie z niepokojem.
Trzecia teoria rzuci spiesznie, nie mogc znie mego milczenia jest
nastpujca: Wieczno istnieje i w doczesnym naszym yciu, ale bardzo trudno jest
nam j dostrzec wrd trosk dnia powszedniego. Tylko nieliczni i zaiste wybrani
potrafi dostpi wiecznoci i na tym padole. e za wszyscy inni zagubiliby si w swej
niewiedzy, Bg ulitowa si nad nimi i zesa im religi dziki temu tum te moe
zazna wiecznoci.
Skoczy i wida byo, e te wynurzenia sprawiy mu ulg. Podnis
pozbawione rzs powieki i popatrzy umiechajc si swymi maymi oczkami, jakby
mwi: Daj ci wszystko, co posiadam". Wzruszy mnie ten staruszek, ktry ze
szczerego serca ofiarowa mi owoc rozmyla caego swego ycia, nie znajc mnie
prawie. Mia zy w oczach.
Co sdzisz o moich teoriach? zapyta, ujmujc moj rk w obie swe
donie i spogldajc mi prosto w twarz. Wydawa by si mogo, e moja odpowied
zadecyduje o tym, czy zmarnowa ycie, czy nie.
Zrozumiaem, e w imi humanitaryzmu powinienem rozmin si z prawd.
Twoje teorie mog zbawi wiele dusz odrzekem.
Twarz biskupa rozjania si, bo byo to uznanie dla wysiku caego jego ycia.
Dzikuj ci, synu wyszepta i ucisn serdecznie moj do.
Ja mam jeszcze czwart teori wybuchn nagle Zorba ze swego kta.
Popatrzyem na niego z niepokojem.
Mw, mj synu zwrci si biskup do niego i oby sowa twoje byy
bogosawione. Jaka to teoria?
e dwa i dwa rwna si cztery oznajmi Zorba powanie.
Biskup patrzy na niego osupiay.
Jest jeszcze pita, staruszku cign Zorba. e dwa i dwa nie rwna si
cztery. Wybieraj teraz, ktra ci bardziej odpowiada.
Nie rozumiem... bekota starzec, patrzc pytajco w moj stron.
Ani ja rzek Zorba, wybuchajc miechem.
Zwrciem si do zmieszanego i zbitego z tropu starca i zmieniem temat:
Jakim studiom oddajesz si, wasza wielebno, tu, w klasztorze?
Przepisuj stare klasztorne rkopisy, mj synu, obecnie pracuj nad
zebraniem wszystkich przydomkw, jakimi Koci nasz ozdobi imi Najwitszej
Marii Panny. Westchn. Jestem stary wyzna. Nie potrafi robi nic innego.
Ulg przynosi mi katalogowanie tych wszystkich klejnotw lnicych wok Jej
imienia. Zapominam wtedy o dzach tego wiata.
Wsparty na poduszce przymkn oczy i szepta jakby w gorczce:
Ra Niewidnca, Wiea z Koci Soniowej, Przyczyna Naszej Radoci,
Naczynie Duchowne, Brama Niebieska, Arka Przymierza, Gwiazda Morza, Gwiazda
Zaranna, Dom Zoty, Ucieczka grzesznych, Pocieszycielka strapionych, Wspomoenie
wiernych, Ra Duchowna, Gwiazda Przewodnia, Naczynie Osobliwego Naboestwa,
Wiea Dawidowa, Uzdrowienie chorych...
Majaczy biedak... powiedzia po cichu Zorba, Przykryj go, eby si nie
zazibi...
Wsta, narzuci na biskupa koc i poprawi mu poduszk.
Syszaem kiedy o siedemdziesiciu siedmiu rodzajach szalestw, to jest
siedemdziesite sme...
Wstawa wit, odezwaa si sygnaturka. Wychyliem si przez okienko i
zobaczyem wychudego mnicha w dugim, czarnym welonie na gowie, ktry wolno
okra dziedziniec, uderzajc moteczkiem w podune drewienko, wydajce
niezwykle melodyjny, dwik. Peen sodyczy i harmonii, nawoujcy gos sygnaturki
pyn z powiewem poranka. Sowik zamilk, a wrd drzew zaczy wierka
zbudzone ptaki.
Wsuchiwaem si w urocze, pene wdziku woanie sygnaturki i mylaem o
tym, e to, co wzniose, nawet chylc si do upadku moe zachowa budzc szacunek
i pen szlachetnoci form zewntrzn. Dusza ulatuje, lecz pozostawia swoje
siedlisko, ktre dugo ksztatowaa jak peropaw sw ozdobn muszl.
Myl, e takimi pustymi muszlami s widniejce w gwarnych miastach, gdzie
nikt nie pamita o Bogu, wspaniae katedry, podobne prehistorycznym zwierztom, z
ktrych pozosta tylko szkielet, zarty przez soce i deszcze.
Kto zapuka do drzwi naszej celi. Usyszelimy gardowy gos ojca ochmistrza:
Wstawajcie! Czas na Jutrzni, bracia!
Zorba wybuchn.
Co to byy za strzay w nocy! wrzasn, nie panujc nad sob.
Czeka przez chwil. Cisza. Mnich musia jednak jeszcze sta pod drzwiami, bo
syszelimy jego astmatyczne sapanie. Zorba tupn.
Kto strzela? Hej, mnichu! krzykn znowu.
Usyszelimy popiesznie oddalajce si kroki. Zorba jednym susem znalaz si
przy drzwiach i otworzy je.
Banda idiotw! warkn i splun za umykajcym mnichem. Popi,
mnisi, mniszki, kocielni i zakrystianie, gwid na was wszystkich! i splun
znowu.
Jedmy std rzekem. Tu pachnie krwi.
eby tylko krwi! rykn Zorba. Id na Jutrzni, szefie, jeli masz
ochot. Ja tu powsz, sprbuj dowiedzie si czego...
Jedmy std powtrzyem, peen obrzydzenia. A ty bd askaw nie
pcha palca midzy drzwi.
Wanie e wepchn, szefie.
Chwil myla i umiechn si zoliwie.
Do kata, niele nam si diabe przysuy powiedzia. Sdz, e
dobijemy targu. Wiesz, szefie, ile klasztor moe zapaci za ten strza? Siedem tysicy!
Wyszlimy na dziedziniec. Wo kwitncych drzew, sodycz poranka, rajska
bogo... Zachariasz czatowa na nas, wybieg i chwyci Zorb za ramiona.
Bracie Canavaro szepn drcym gosem. Chod. Musimy i.
Co to by za strza? Zabito kogo? No mw, mnichu, bo ci kark skrc!
Zakonnik zadra nerwowo. Rozejrza si lkliwie dookoa. Dziedziniec by
pusty, cele zamknite, z otwartego kocioa pyna falami melodia.
Chodcie za mn obaj... wymamrota. Sodoma i Gomora!
Skradajc si pod murem, przeszlimy dziedziniec i wydostalimy si z ogrodu.
Nie dalej ni sto metrw za klasztorem znajdowa si cmentarz. Weszlimy.
Minlimy groby. Zachariasz pchn drzwiczki od kaplicy i wszed pierwszy, my za
nim. Porodku na somianej macie spoczywao spowite habitem ciao.
U wezgowia i u stp zmarego pony wieczki.
Pochyliem si.
To ten modziutki zakonnik szepnem z przeraeniem. Jasnowosy
nowicjusz ojca Dometiosa.
Na drzwiczkach prezbiterium lni wizerunek Michaa Archanioa w
czerwonych sandaach, z rozwinitymi skrzydami i nagim mieczem w doni.
Michale Archaniele! krzykn Zachariasz. Rzu pomienn agiew i spal
ich! Zstp z obrazu, Michale Archaniele! Pora ich swym mieczem! Czyby nie sysza
strzau?...
Kto go zabi? Kto? Dometios? Gadaj, brodaty kole!
Mnich wyrwa si z rk Zorby i pad na twarz przed archanioem. Trwa tak
nieruchomo przez chwil, jakby nasuchiwa podnisszy gow, wybauszywszy oczy i
rozwarszy usta.
Nagle zerwa si rozpromieniony.
Spal ich! owiadczy tonem decyzji. Archanio poruszy si. Widziaem
to. Da mi znak.
Podszed do obrazu i przylgn grubymi wargami do miecza archanioa.
Bogu niech bdzie chwaa rzek. Ulyo mi.
Zorba znowu chwyci mnicha za rami.
Chod tu, Jzefie, chod i zrb, co ci ka.
Do mnie za powiedzia:
Daj pienidze, szefie, ja sam podpisz dokumenty. Jeste tu jak owieczka
wrd wilkw. Por ci. Pozwl mi dziaa samemu. Nie martw si, mam ich
wszystkich w garci. W poudnie wyruszymy z lasem w kieszeni. No, chodmy,
Zachariaszu.
Ruszyli szybko w stron klasztoru. Poszedem przej si w cieniu.
Soce byo ju wysoko, ale na liciach perlia si rosa. Obok mnie przefrun
drozd, siad na gazi dzikiej gruszy, zatrzepota dugim ogonem, otworzy dzib i
spojrzawszy na mnie, kilkakrotnie zagwizda, jakby chcia mnie wymia.
Poprzez sosny dojrzaem na dziedzicu wychodzcych szeregiem
przygarbionych mnichw w czarnych welonach spadajcych na ramiona.
Naboestwo skoczyo si, wracali do refektarza.
Jaka szkoda pomylaem e duch ju nie oywia tej surowej ascezy".
Byem zmczony, le spaem, pooyem si wic na trawie. Powietrze
przepojone byo woni lenych fiokw, rumianku, arnowca i szawii. Owady
brzczc zaspokajay swj gd, kryjc si w kwiatach, z ktrych wysysay nektar. W
dali lniy gry, przejrzyste, jasne niby mga drca w palcych sonecznych
promieniach.
Ukojony, przymknem oczy. Miaem dziwne mistyczne uczucie, jakby cud
otaczajcej mnie zieleni by rajem, a wieo powietrza i spokj Bogiem. Bg co
chwila przybiera inne oblicze i chwaa temu, kto potrafi rozpozna go pod kad z
tych postaci. Bywa szklank zimnej wody, synem, ktry figluje na ojcowskich
kolanach, czarujc kobiet lub po prostu krtk porann przechadzk.
Stopniowo wszystko wok mnie, nie zmieniajc ksztatu, stawao si snem.
Byem szczliwy. Ziemia i raj zespoliy si w jedn cao. ycie wydawao mi si
polnym kwiatem, kryjcym w swym sercu gst kropl miodu, a dusza moja bya niby
lena pszczoa, skrztna, szukajca sodyczy.
Nagle ze stanu bogiego ukojenia wyrway mnie brutalnie czyje kroki i szepty.
W tej samej chwili usyszaem radosne woanie:
Szefie, w drog!
Przede mn sta Zorba, w jego oczach igray diabelskie ogniki.
Jedziemy? pytaem z ulg. A wic wszystko zaatwione...
Wszystko rzek Zorba, klepic si po grnej kieszeni marynarki. Tu
mam nasz las i spodziewam si, e przyniesie nam szczcie. A oto siedem tysicy,
ktre kosztowaa nas Lola.
Wyj spod koszuli plik banknotw.
Bierz powiedzia. Nie bd ju si musia wstydzi, bo spacam dug, w
tym rwnie poczochy, torebk, perfumy i parasolk dla pani Bubuliny, fistaszki dla
papugi, nawet i chaw, ktr ci przywiozem.
Daruj ci te pienidze, Zorbo powiedziaem. Zapal przed obrazem
Matki Boskiej, ktr obrazie, wiec wysok jak ty sam.
Zorba odwrci si. Ojciec Zachariasz w swoim spowiaym, zatuszczonym
habicie i wykolawionych butach zblia si wanie do nas, cignc za uzd dwa muy.
Podzielmy si, ojcze Jzefie rzeki Zorba, pokazujc mu plik banknotw.
Ty kupisz sto kilo dorsza, najesz si, biedaku, a po gardo, zwymiotujesz i wyzwolisz
si. No, nadstaw grab.
Mnich, chwyciwszy zachannie zatuszczone banknoty, ukry je pod habitem.
Kupi nafty... powiedzia.
Najlepiej w nocy, kiedy wieje silny wiatr i wszyscy pi... szepn mu
Zorba do ucha ciszonym gosem. Spryskaj ciany ze wszystkich stron, trzeba take
zmoczy w nafcie szmaty, pakuy, cokolwiek wpadnie ci do rki. I wtedy podoysz
ogie... Rozumiesz?
Zakonnik dra.
Nie trz si tak, mnichu, przecie archanio da ci znak. Ufaj nafcie i boej
asce... Powodzenia!
Wsiedlimy na muy. Rzuciem ostatnie spojrzenie na klasztor.
Dowiedziae si czego, Zorbo? zapytaem.
O strzale? Nie zawracaj sobie gowy, szefie, mwi ci Zachariasz ma racj:
Sodoma i Gomora. Dometios zabi tego miego mniszka.
Dometios. Dlaczego?
Nie grzeb si w tym, szefie! To ohydne, smrodliwe bagno...
Obejrza si na klasztor. Mnisi wychodzili wanie z refektarza i z pochylonymi
gowami, z rkami skrzyowanymi na piersiach szli zamkn si w swoich celach.
Niech was szlag trafi, wici ojcowie! krzykn.
19.

Pierwsz osob, ktr, wrciwszy noc, spotkalimy na naszym wybrzeu, bya


Bubulina skulona przed barakiem. Gdy zapalilimy kaganek i ujrzaem jej twarz,
przeraziem si.
Co ci si stao, madame Hortensjo? Czy jeste chora?
Od chwili, kiedy obudziy si w niej nadzieje na maestwo, stara syrena
stracia cay swj niepewny, wtpliwy urok. Usiowaa zmaza ca swoj przeszo,
zrzuci jaskrawe pirka, w ktre stroia si, oskubawszy paszw, bejw, admiraw...
Nie marzya o niczym innym ni o zostaniu dostojn, osiad kur domow, cnotliw
kobiet. Przestaa si malowa i stroi, bya ju tylko biedactwem, ktre chce wyj za
m.
Zorba nic nie mwi, szarpa tylko nerwowo swoje niedawno ufarbowane wsy.
Pochyli si nad prymusem, zapali go i nastawi wod na kaw.
Okrutnik! zabrzmia znienacka ochrypy gos starej piewaczki
kabaretowej.
Zorba podnis gow i spojrza na ni. Jego wzrok zagodnia. Nigdy nie
potrafi spokojnie i niewzruszenie sucha kobiecych lamentw, jedna za sprawiaa,
e traci wasn wol.
Milczc nasypa kawy i cukru do dzbanka i zamiesza.
Dlaczego tak dugo kaesz mi tskni do chwili naszego lubu? zagruchaa
stara syrena. Wstydz si ju pokaza we wsi. Jestem zhabiona. Zhabiona! Zabij
si!
Zmczony wycignem si na ku i wsparty na poduszce obserwowaem z
rozbawieniem t tragikomiczn scen.
Dlaczego nie przywioze mi lubnego wianka?
Zorba poczu na swoim kolanie lekki dotyk drcej rki Bubuliny. To kolano
stao si ostatnim skrawkiem pewnego gruntu dla biedaczki, ktra ju tysickrotnie
bywaa rozbitkiem.
Zorba rozumia to doskonale i jego serce zmiko, ale i teraz nie powiedzia ni
sowa. Nala kaw do trzech filianek.
Dlaczego nie przywioze lubnego wianka, kochanie? zapytaa znw
drcym gosem.
W Kastellionie nie maj do adnych odrzek sucho Zorba.
Poda nam filianki i przykucn w kcie.
Napisaem do Aten cign eby przysali co lepszego, zamwiem te
biae wiece i ciasteczka z migdaami...
W miar, jak mwi, zapalaa si jego wyobrania, oczy zabysy mu jak poecie
w natchnieniu, dociera na takie wyyny, gdzie fikcja i prawda s jak siostry. Siedzia
w kuchni i gono siorba kaw. Odpoczywa. Zapali ju drugiego papierosa mia za
sob dobry dzie: las znalaz si w jego kieszeni, spaci rwnie dug. By
zadowolony. Poniosa go wyobrania:
Nasz lub, moja maa Bubulino, musi sta si gony. Zobaczysz, jaki lubny
strj zamwiem dla ciebie. Dlatego tak dugo siedziaem w Kastellionie, najdrosza.
Sprowadziem dwie znakomite krawcowe z Aten i powiedziaem im: adna kobieta
na Wschodzie i na Zachodzie nie dorwnuje tej, ktr mam polubi. Czterej mocarze
byli jej posuszni, ale dzi jest wdow. Mocarze umarli, zgodzia si wic wzi mnie
za ma, dlatego pragn, aby jej toaleta te nie miaa rwnej sobie, by bya caa z
jedwabiu, pere i zotych gwiazd". Ale to bdzie zbyt wspaniae! zaprotestoway
dwie krawcowe. Gocie olepn z zachwytu". Nie szkodzi odpowiedziaem.
Byle tylko moja ukochana bya zadowolona".
Pani Hortensja suchaa chciwie, wsparta o cian. Szeroki podliwy umiech
rozla si na obwisej, zmarszczonej twarzyczce, a rowa wstka opasujca szyj
omal nie pka.
Chc ci co powiedzie na ucho... rzeka, patrzc na niego pokornie.
Zorba mrugn do mnie i nachyli si do niej.
Przyniosam ci co szepna przysza maonka, askoczc jzykiem jego
zaronite ucho.
Wydobya zza stanika chusteczk zawizan w wzeek i podaa Zorbie.
Ten schwyci j dwoma palcami, pooy na prawym kolanie i odwrci si,
spogldajc na morze.
Nie rozwizujesz supeka, Zorbo? zapytaa. Nie spieszno ci?
Pozwl mi najpierw wypi kaw i wypali papierosa odpar. Odgadem,
co tam jest, bez rozwizywania.
Rozwi supeek... bagaa syrena.
Powiedziaem ju, e najpierw wypale papierosa! i spojrza na mnie z
wyrzutem, jakby chcia powiedzie: To twoja wina".
Pali wolno, wypuszczajc nozdrzami dym, i patrzy na morze.
Jutro zadmie pustynny wiatr z poudnia rzek. Zmieni si pogoda.
Pczki na drzewach nabrzmiewaj jak dziewczce piersi, ktre nie mieszcz si ju w
staniczkach... Ech, wiosno, wietrznico, wynalazku diaba!
Zamilk, ale po chwili cign dalej:
Wszystko, co dobre na wiecie, to wynalazek diaba: pikne kobiety, wiosna,
pieczony prosiak, wino. Bg za stworzy mnichw, napar z szawii, posty i brzydkie
kobiety. Niech to licho porwie!
Mwic to, obrzuci spojrzeniem biedn Hortensj, ktra suchaa go skulona
w kciku.
Zorba... Zorba... powtarzaa bagalnie.
Tymczasem on zapali nowego papierosa i patrzc wci na morze powiedzia:
Wiosn krluje szatan, mczyni popuszczaj pasy, kobiety rozluniaj
staniki, a staruszki wzdychaj... Rce przy sobie, pani Bubulino!
Zorba... Zorba... ebraa. Pochylia si, wzia chusteczk i wcisna mu do
rki.
Wtedy odrzuci papierosa, chwyci supe i rozwizawszy go, spojrza na swoj
otwart do.
Co to jest, Bubulino? zapyta z wyran odraz.
Piercionki... Piercioneczki, mj skarbie... Zarczynowe... szepna stara
syrena, caa drca. Jest tutaj wiadek, noc pikna, ksiyc jasny. Gdy Bg nam
bogosawi, zarczmy si.
Zorba spoglda to na mnie, to na Hortensj, to na obrczki. Szalao w nim
tysic diabw, ale aden jeszcze nie wzi gry. Nieszczsna kobieta obserwowaa go z
lkiem.
Mj Zorbo... Mj Zorbo... bekotaa.
Uniosem si na ku i czekaem. Jak drog wybierze Zorba spord tych
wszystkich, ktre si teraz przed nim otwieraj?
Nagle potrzsn gow, decyzja zapada. Jego twarz rozjania si, klasn w
donie i skoczy na rwne nogi.
Chodmy! krzykn. Chodmy, aby Bg zobaczy nas pod gwiazdami.
Bierz, szefie, piercionki. Czy znasz odpowiedni modlitw?
Nie odparem. Ale to nic nie szkodzi i zerwaem si z ka, aby
poprowadzi dam.
Ja znam. Zapomniaem ci powiedzie, e kiedy piewaem w chrze.
Towarzyszyem popu przy lubach, chrzcinach, pogrzebach i umiem na pami
wszystkie pobone pieni. Chod, moja Bubulino, rozwi agle, moja maa francuska
fregato, i sta po mojej prawicy.
Wszystkie demony mieszczce si w Zorbie zwyciy dzi znw demon o sercu
dobrotliwego kawalarza. Uali si nad podstarza piewaczk, bolao go serce na
widok jej przygasego wzroku wpatrzonego we z tak ogromnym lkiem.
Do diaba! mrukn. Przez t decyzje przysporz babskiemu rodzajowi
jeszcze jednej radoci. A niech tam!
Wziwszy pod rami Hortensj, ruszy na wybrzee i wrczywszy mi
piercionki, zwrcony w stron morza zaintonowa:
Bogosawiony Pan nasz teraz i zawsze, i na wieki wiekw, amen!
Nastpnie rzek do mnie:
Uwaaj, szefie...
adne szefie" sprostowaem. Mw mi: kumie".
Uwaaj, kumie, gdy zawoam: Hop! Hop!" woysz nam piercionki.
I zacz piewa swoim grubym, olim gosem:
We, Boe, pod swoj opiek sug Twego, Aleksego, i suk Twoj,
Hortensj, ktrzy dzi lubuj sobie wierno. O ich zbawienie bagamy Ci, Panie!
Kyrie elejson! Kyrie elejson! rzuciem, powstrzymujc si z trudem i od
miechu, i od ez.
S jeszcze dalsze zwrotki powiedzia Zorba ale niech mnie powiesz,
jeli je pamitam. Przejdmy teraz do rzeczy.
Rzuci si jak ryba wyjta z wody i krzykn, wycigajc ap:
Hop! Hop! Podaj i ty rczk, damo mojego serca zwrci si do
narzeczonej.
Tga, zniszczona praniem rka wycigna si z dreniem. Wsunem im
piercionki na palce, a Zorba, przechodzc sam siebie, wrzeszcza jak derwisz:
Suga boy, Aleksy, lubuje suce boej, Hortensji, w imi Ojca i Syna i
Ducha witego, amen! Suka boa Hortensja, lubuje sudze boemu, Aleksemu... W
porzdku. Wszystkiego najlepszego. Chod tu, moje zotko, i przyjmij pierwszy
uczciwy pocaunek w yciu.
Hortensja, lec na ziemi, obejmowaa nogi Zorby i pakaa. Pokiwa ze
wspczuciem gow.
Biedne kobiety. Jakie one s nierozumne! mrukn.
Hortensja wstaa, otrzepaa sukni i rozwara ramiona.
O, o! zawoa Zorba. Dzi Wielki Wtorek, bd rozsdna. Post.
Mj Zorbo... szepna omdlewajco.
Cierpliwoci, moja mia, poczekaj do Wielkanocy, wtedy zjemy miso i
podzielimy si pisankami. Teraz czas, eby wrcia do domu. Co ludzie powiedz,
kiedy zobacz, e wasasz si po nocy?
Bubulina spojrzaa na niego bagalnie.
Nie, nie, jest post! upiera si Zorba. Nie przed Wielkanoc. Chod z
nami, kumie. Nie zostawiaj nas samych, na Boga! szepn mi do ucha. Wcale nie
mam dzi ochoty...
Szlimy do wsi. Niebo iskrzyo si, owiewa nas zapach morza, kwiliy nocne
ptaki. Stara syrena, uwieszona u ramienia Zorby, pozwalaa si wlec, szczliwa i
rozmarzona.
Dotara wreszcie do portu, o ktrym tak marzya. Cale ycie piewaa,
ucztowaa i taczya, drwia z uczciwych kobiet, ale nigdy nie bya szczliwa. Gdy
uperfumowana, wypacykowana, wyzywajco ubrana sza ulicami Aleksandrii, Bejrutu
czy Konstantynopola, na widok kobiet karmicych swe niemowlta odczuwaa dreszcz
w piersiach i sutki jej nabrzmieway tsknot do niemowlcych usteczek. Wyj za
m, wyj za m, mie dziecko..." marzya zawsze, ale adna ywa dusza nie
wiedziaa o jej cierpieniu. Za to teraz, dziki Bogu... Wprawdzie nieco za pno, ale
lepiej pno ni nigdy... Osmagana falami, odarta z wszystkiego dopywaa do tak
bardzo upragnionego portu...
Od czasu do czasu podnosia oczy i spogldaa ukradkiem na idcego u jej boku
wysokiego dryblasa. Nie jest to mylaa bogaty pasza ze zot frdzl na fezie ani
pikny syn beja. Ale, dziki Bogu, lepszy ten ni aden. Bdzie moim mem, moim
prawdziwym mem..."
Zorba odczuwa jej ciar na ramieniu, cign j wic, by jak najszybciej
znale si w wiosce i pozby si go. Biedaczka potykaa si o kamienie, kaleczya
stopy, obijaa paznokcie; bolay j odciski, nie alia si jednak. Dlaczeg by miaa si
ali? Na co si uskara? Wszystko, dziki Bogu, si udao.
Wyminlimy ju Figowiec Panienki i sad wdowy, ukazay si pierwsze
domostwa. Stanlimy.
Dobranoc, mj skarbie rzeka stara syrena z czuoci i wspia si na
palce, eby dosign ust narzeczonego.
Ale Zorba si nie pochyli.
Czy caowa ci stopy, kochanie? zapytaa Bubulina, robic ruch, jakby
chciaa upa na ziemi.
Nie, nie! sprzeciwi si Zorba wzruszony i porwa j w objcia. To ja
powinienem caowa twoje stopy, kochanie, ale nie czuj si godny. Dobranoc.
Zostawilimy j i wracalimy w milczeniu, wdychajc wonne powietrze. Zorba
nagle odwrci si i spojrza na mnie.
Co robi, szefie? zapyta. Paka czy mia si? Porad.
Nie odpowiedziaem. I mnie co askotao w gardle. Nie wiedziaem kanie
czy miech.
Szefie rzek nagle Zorba. Jak si nazywa ten draski, staroytny bg,
ktry adnej samotnej miertelniczce nie pozwoli tskni na prno. Syszaem co o
nim. Wyglda na to, e te farbowa brod i mia na ramionach wytatuowane serca i
syreny. Mwi nawet, e zamienia si w byka, abdzia, barana, uczciwszy uszy, i w
osa, we wszystko, czego tylko moga zapragn jaka dziewica. No, jak on si
nazywa?
Na pewno mylisz o Zeusie. Skd ci to przyszo do gowy?
Niech mu ziemia lekk bdzie! rzek Zorba, podnoszc ramiona ku niebu.
Ten si nacierpia! To najwikszy z mczennikw. Wierz mi, szefie, wiem co o tym.
Ty bierzesz za dobr monet wszystko, o czym mwi twoje ksiki, ale pomyl tylko,
kto je pisze. Obrzyde mole ksikowe. C oni mog wiedzie o kobieciarzach i
kobietach? Gryzipirki!
A czemu to niejaki Zorba nie pisze, aby nam wytumaczy wszystkie dziwy
wiata?
Czemu? Po prostu dlatego, e ja przeywam te wszystkie cuda, o ktrych
mwisz, i nie mam czasu na bazgranin. Raz to jest wojna, raz kobiety, kiedy indziej
wino czy santuri. Gdzie znale czas, by chwyci za to kretyskie piro? Zreszt caa
sprawa dostaa si w rce gryzipirkw. Ci, co przeywaj dziwy, nie maj czasu, a ci,
co maj czas, nie przeywaj nic. Kapujesz?
No to wrmy do tematu. Co z Zeusem?
Oj, biedak! westchn Zorba. Tylko ja wiem, ile on wycierpia. To
prawda, kocha kobiety, ale nie tak. jak mylicie wy, gryzipirki, wcale nie. On im
wspczu, rozumia je i powica si dla nich. Gdy spotyka w jakiej prowincjonalnej
dziurze star pann, ktra usychaa z pragnienia i tsknoty, albo jak niebrzydk
kobiecin zreszt nie musiaa by adna, moga by nawet pokraczna ale jeli nie
moga zasn, bo jej m by daleko, ten poczciwiec czyni zaraz znak krzya i z
miejsca zmieniao mu si ubranie i przybiera tak posta, o jakiej ta kobieta marzya.
Wtedy wchodzi do jej pokoju.
Mwi ci, czsto wcale nie mia nastroju do mioci. Bywa nawet do niczego.
Jak jeden kozio moe sprosta tylu kozom? Ile to razy nie dawa rady! By
niedysponowany! Czy widziae, szefie, kiedy koza, ktry pokry ju wiele kz? lina
cieknie mu z pyska, oczy ma mtne i zaropiae, pokasuje, postkuje, nie moe
utrzyma si na nogach. W takim aosnym stanie znajdowa si nieraz biedny Zeus.
Wraca do domu nad ranem, mwi: O, mj Boe! Kiedy nareszcie bd mg si
pooy i wyspa do woli?" i ociera lin.
Nagle dobiegao go aosne westchnienie: to na ziemi jaka kobieta odrzucia
kodr, wysza rozebrana na taras i wzdychaa. Serce Zeusa natychmiast miko. Och,
och, znowu musz wraca na ziemi jcza biedak. Jaka kobieta si ali, musz
j pocieszy!"
Kobiety do cna go wykoczyy. Nie mg wyprostowa plecw, wymiotowa, w
kocu tkn go parali i wycign kopyta. Wtedy zjawi si jego spadkobierca,
Chrystus. Zobaczy, w jakim opakanym stanie jest stary, i krzykn: Wara od
kobiet!"
wiea naiwno umysu Zorby wprawia mnie w podziw. Wybuchnem
miechem.
miej si, szefie, miej, ale jeli z aski Boga lub diaba nasze
przedsibiorstwo si rozwinie w co wtpi wiesz, jaki interes otworz? Biuro
matrymonialne. Agencj Matrymonialn Zeus". Zbiegn si biedaczki, ktre nie
mogy zapa ma, stare panny, brzydule, amagi, zezowate, kulawe, garbate, a ja
bd je przyjmowa w saloniku ze cianami obwieszonymi fotografiami piknych
chopcw i powiem im: Wybierajcie, moje pikne panie, ktrego chcecie, a ja
postaram si, eby ten wanie zosta waszym mem". Potem znajd byle jakiego
zucha, cho troch podobnego, ubior jak na fotografii, zapac i powiem mu: ,,Ulica
taka a taka, numer taki a taki, jazda, ruszaj i padaj plackiem przed pann, a nie
wybrzydzaj, ja pac! Przepij si z ni i powiedz te wszystkie czue swka, jakie
mczyni mwi kobietom, a ktrych ta biedulka nigdy nie syszaa, przyrzeknij, e
si z ni oenisz, daj nieszczsnej troch radoci. Radoci, jakiej zaywaj nawet kozy,
wie czy stonogi..."
A gdyby mi si trafia kiedy jaka stara chabeta w rodzaju naszej Bubuliny,
ktrej nikt za adn cen nie chciaby pocieszy, wtedy podejm si tego ja, dyrektor
agencji. Przeegnam si i powic, a rne dudki powiedz: C za stary rozpustnik!
Gdzie on mia oczy?" O, bezduszni gupcy! Mam oczy, ale mam i serce, wic al mi jej.
A jak si ma serce, to i oczy niepotrzebne. Na diaba mi one!
A kiedy ju bd zupenie do niczego i wycign kopyta, klucznik niebieski,
wity Piotr, otworzy przede mn bramy raju i powie: Wejd, Zorbo, wejd,
mczenniku, i zajmij miejsce obok wsptowarzysza niedoli, Zeusa. Odpocznij, zuchu!
Napracowae si na ziemskim padole, bd wic bogosawiony".
Zorba mwi, a jego wyobrania zastawiaa sida, w ktre sam wpada. Powoli
zaczyna wierzy w swoj bajk Gdy przechodzilimy obok Figowca Panienki,
westchn i podnis rce, jakby przysiga:
Nie martw si, moja Bubulino, sprchniaa, zmaltretowana, stara ajbo! Nie
martw si, ja ci pociesz! Opuciy ci cztery mocarstwa, opucia ci modo,
opuci ci Bg, ale ja, Zorba, ci nie opuszcz.
Po pnocy dotarlimy do naszego wybrzea. Zerwa si wiatr. w poudniowy,
ciepy, afrykaski, ktry kae pcznie drzewom, winogradom i piersiom Kretenek.
Caa wyspa z dreniem przyjmowaa jego ciepe tchnienie. Podny wiatr, dziki
ktremu wschodzio zasiane ziarno, Zeus, Zorba wszystko zlewao si dzisiaj w
jedno. Wyranie widziaem w ciemnociach nocy due mskie oblicze z czarn brod i
czarnymi wosami, zbliajce gorce czerwone wargi do twarzy pani Hortensji-Ziemi
20.

Natychmiast po powrocie pooylimy si. Zorba zatar z zadowoleniem rce.


Dobry by dzisiejszy dzie, szefie, wypeniony po brzegi! Pomyl tylko: rano
bylimy daleko std, w klasztorze, gdzie zapdzilimy w kozi rg opata! Pniej,
wrciwszy, spotkalimy pani Bubulin i zarczyem si. Prosz, oto piercionek.
Zoto dobrej prby! Miaa jeszcze dwa zote funty angielskie, ktre otrzymaa pod
koniec ubiegego wieku od brytyjskiego admiraa. Chowaa je na swj pogrzeb, ale
wolaa odda zotnikowi, eby zrobi piercionki. Dziwny jest czowiek!
pij, Zorbo powiedziaem. Uspokj si wreszcie. Do na dzisiaj! Jutro
czeka nas oficjalna uroczysto, wbijemy pierwszy sup pod kolejk. Zaprosiem popa
Ste-fanosa.
Dobrze zrobie, szefie, bardzo mdrze! Niech przyjdzie pop z kol brod i
gospodarze ze wsi, damy im nawet wieczki, eby je zapalili. Te rzeczy sprawi dobre
wraenie, co sprzyja naszym interesom. Nie zwaaj na to, co ja robi, ja mam
wasnego boga i wasnego diaba, ale ludziska...
Zacz si mia. Nie mg usn, bo w gowie kotowao mu si od myli.
Ej, mj dziadku! zawoa po chwili. Niech ci ziemia lekk bdzie!
Dziadek by takim samym szaawi jak ja a jednak stary nicpo powdrowa do
Grobu witego i sta si hadim. Bg wie, po co. Gdy wrci do wioski, jeden z jego
kompanw, zodziej kz, ktry nigdy w yciu nie splami si dobrym uczynkiem,
powiada I co, kumie, nie przyniose mi ani drzazgi z Drzewa Krzya witego?" A
jake, przyniosem, kumie odpar przebiegy dziad. Jak bym mg zapomnie o
tobie? Przyjd dzi wieczr do mego domu z popem. Niech da swoje
bogosawiestwo, a ja dam ci mj podarek. Przynie te pieczone prosi i wino,
trzeba uczci godnie to zdarzenie".
Wrciwszy do domu wieczorem, dziadek uszczkn ze stoczonych przez korniki
drzwi drzazg, ot tak, nie wiksz ni ziarnko ryu, owin kawakiem waty, pokropi
odrobin oliwy i czeka. Po chwili zjawia si kum w asycie popa, niosc prosi. Pop
wyciga stu i wygasza sowa bogosawiestwa. Dziadek uroczycie wrcza
drogocenny kawaek drzewa i zasiadaj do pieczonego prosicia. Nie wiem, czy
uwierzysz mi, szefie? Kum pad krzyem przed drzazg odupan z drzwi, zawiesi j
na szyi i odtd sta si innym czowiekiem. Zmieni si do cna, poszed w gry,
poczy si ze zbrojnym oddziaem Kleftw, pali wioski niewiernych Turkw, walczy
nieustraszony w gradzie kul. Czeg miaby si lka? Mia na piersi Drzewo Krzya
witego, wic go si kule nie imay.
Zorba wybuchn miechem.
Wiara porusza gry powiedzia. Wierzysz i drzazga ze starych drzwi
staje si przenajwitsz relikwi. Nie wierzysz i najprawdziwsze Drzewo Krzya
witego jest dla ciebie tylko starymi drzwiami.
Podziwiaem tego czowieka, ktrego umys pracowa niezawodnie i ktrego
dusza, jakkolwiek jej strun by poruszy, dwiczaa czysta nut.
Czy bye kiedy na wojnie, Zorbo?
Bo ja wiem? odpar i spochmurnia. Nie pamitam. O jakiej wojnie
mwisz?
To znaczy, czy walczye za ojczyzn?
Nie gadaj o tym ze mn. To bzdura, z ktr skoczyem ju dawno, i
postaraem si jak najdokadniej zapomnie...
Nazywasz to bzdur, Zorbo? Jak ci nie wstyd tak mwi o ojczynie?
Podnis gow i patrzy na mnie. Leaem wycignity na ku, a tu nade
mn pona lampka oliwna. Patrzy na mnie dug chwil surowo, wreszcie szarpic
wsy powiedzia:
A jednak jeste za przeproszeniem naiwny, szefie! Jak belfer! Moje sowa
id, wybacz mi, na wiatr.
Jak to? zaprotestowaem. Bardzo dobrze ci rozumiem, Zorbo.
Zgoda, ogarniasz rozumem. Stwierdzasz: To jest dobre, a to ze, tak jest, a
tak nie jest, masz racj albo jej nie masz". I co z tego? Gdy mwisz, patrz na twoje
ramiona, nogi, piersi. I co widz? One milcz, jakby nie miary w sobie ani kropli krwi.
W jaki sposb chcesz wic rozumie? Tylko gow?
Nie wykrcaj si, Zorbo! rzekem, eby go rozzoci. Odpowiedz
wyranie. Mam wraenie, e ojczyzna nie obchodzi ci zbytnio, ty drabie!
Wcieky uderzy pici w cian, a zabrzczay blaszane baki.
Czowiek, ktrego widzisz przed sob krzykn wasnymi wosami
wyhaftowa bazylik witej Zofii i nosi przy sobie, tu, na piersiach, jak talizman!
Tak, haftowaem j tymi apskami i tymi wosami, ktre byy jeszcze wtedy
kruczoczarne. Ja, ten sam, ktrego suchasz, jestem owym zuchem, ktry wraz z
Pavlosem Melasem przemierzy gry i wwozy; byem jak wielkolud wyszy ni dom,
prawdziwy smok. Odziany w szarawary, w czerwonym fezie ze zot frdzl, w butach,
ktre dudniy po skaach, jakby przechodzi cay oddzia kawalerii, z adownicami i
pistoletami, uzbrojony w jatagan, byem cay jak zakuty w stal, elazo i srebro. O,
popatrz tu i tu... Popatrz tu... Tu!
Rozpi koszul i zsun spodnie.
Powie! powiedzia.
Przysunem lampk i ujrzaem chude, ogorzae ciao pokute jak sito, poryte
bliznami po gbokich ranach, szramami po ciciach szabl.
Spjrz teraz z drugiej strony! Odwrci si i pokaza plecy.
Z tyu nie ma nawet dranicia... Rozumiesz, co to znaczy? Zabierz kaganek!
Wcign spodnie i koszul, znowu siad na ku.
Bzdury! wrzeszcza rozwcieczony. Haba! Kiedy wreszcie, mj stary,
czowiek stanie si naprawd czowiekiem? Nosimy spodnie, podkoszulki, kapelusze,
ale wci jeszcze jestemy waachami, muami, wilkami, lisami, wieprzami. Stworzeni
jestemy jakoby na obraz i podobiestwo Boga! Kto? My? Co za bzdura!
Zdawao si, e Zorb ogarny jakie straszliwe wspomnienia. Wpada w coraz
wikszy gniew i me w swych dziurawych i chwiejcych si zbach niezrozumiae
sowa.
Wsta, porwa dzban z wod i pi j wielkimi haustami. Po tym otrzewia,
uspokoi si.
Gdziekolwiek by mnie dotkn powiedzia urazisz. Cay jestem jedn
bolesn blizn. Mwisz o kobietach? Ja, kiedy czuem, e jestem prawdziwym
mczyzn, ani na nie spojrzaem. Powicaem im tyle uwagi, ile kogut kurze, potem
szedem dalej. Przebrzyde drapiene kuny mwiem chc wyssa ze mnie ca
moj si! Niech si ka wypcha!"
Zdjem wic ze ciany karabin i ruszyem! Wstpiem do partyzantki.
Pewnego dnia o zmierzchu dotarem do jakiej bugarskiej wioski i ukryem si w
oborze. Dom nalea do popa zaciekego komitadi, dzikiego krwiopijcy. W nocy
ciga sutann, przebiera si za pastucha i uzbrojony napada na greckie wioski.
Wraca przed witem, obmywa boto pomieszane z krwi i odprawia msz wit.
Kilka dni przed moim przybyciem zabi greckiego nauczyciela, picego spokojnie we
wasnym ku. Wszedem wic do obory popa, kad si na wznak na kupie nawozu
za dwoma woami i czekam. Pod wieczr mj pop przyszed nakarmi swoje bydlta.
Wyskoczyem z ukrycia, rzuciem si na niego i zarnem jak barana. Obciem mu
uszy i woyem do kieszeni. Miaem, widzisz, kolekcj bugarskich uszu. Wziem
wic uszy popa i poszedem sobie.
Po kilku dniach w samo poudnie przyszedem znowu do tej samej wioski
przebrany za handlarza. Zostawiem bro w grach i zszedem w dolin, aby kupi
chleb, sl, buty dla naszych chopakw. Przed jak chat zobaczyem pitk czarno
ubranych, bosych dzieciakw, ktre trzymay si za rce i ebray. Trzy dziewczynki i
dwch chopcw. Najstarszy nie mia wicej ni dziesi lat. Starsza dziewczynka
trzymaa na rkach najmodsze niemowl, caowaa je i piecia, eby nie pakao. Nie
wiem, dlaczego, ale chyba z boego natchnienia postanowiem do nich podej.
Czyimi dziemi jestecie?" zapytaem po bugarsku. Najstarszy chopiec podnis
swoj gowin: Popa, ktrego zarnito kilka dni temu w oborze" odpar. Do oczu
napyny mi zy, ziemia zawirowaa pode mn jak myski kamie. Oparem si o
cian i ziemia stana. Chodcie no, dzieci! rzekem. Chodcie bliej".
Wycignem zza pasa sakiewk wypenion zotymi tureckimi monetami, uklkem
na ziemi i oprniem j. Bierzcie! krzyknem. Bierzcie! Bierzcie!" Dzieci
rzuciy si naprzd i rczkami zgarniay monety. To wszystko wasze, wasze!
woaem. Bierzcie!" Zostawiem nawet koszyk z zakupami. To wszystko dla was,
bierzcie!"
Zaraz potem wziem nogi za pas. Gdy wyszedem ze wsi, rozpiem koszul,
zerwaem z szyi wyhaftowan wasnorcznie bazylik witej Zofii i podarem j w
kawaki, ktre rzuciem na wiatr. A potem zmykaem, jakby mnie kto goni. I tak
zmykam po dzi dzie...
Zorba opar si o cian, spojrza na mnie.
W taki to sposb wyzwoliem si powiedzia.
Uwolnie si od ojczyzny?
Tak, od ojczyzny odpar Zorba spokojnym i pewnym gosem.
Po chwili doda:
Przeszedem przez dobre sito i uwolniem si od ojczyzny, popw i
pienidzy. I im wicej plew odsiewam im wicej balastu wyrzucam, tym bardziej si
wyzwalam. Jak by ci to powiedzie? Wyzwalam si i staj czowiekiem.
Oczy Zorby byszczay, szerokie usta miay si radonie Po chwili milczenia
znowu zacz mwi. Serce jego byo zbyt przepenione, aby si co z tego nie ulao.
Kiedy dzieliem ludzi na Bugarw, Turkw, Grekw. Dokonywaem w imi
swej ojczyzny takich rzeczy, szefie, e na sam myl o tym wosy stanyby ci dba.
Zabijaem, kradem, paliem wioski, gwaciem kobiety wyrzynaem cae
rodziny... Dlaczego? Bo byli to Bugarzy czy Turcy. Niech ci szlag trafi, gupi
czowieku" powtarzam sobie czsto. Niech ci pieko pochonie, zbrodniarzu"
przemawiam do siebie nieraz ostatnimi sowami. Niech ci diabli wezm, idioto!" I
patrzc na ludzi, myl: Ten jest dobrym czowiekiem, ten za obuzem. Wszystko
jedno, Bugar czy Grek pytam: dobry czy zy? Dzi to tylko mnie obchodzi. A zreszt
na staro kln si na ostatni kromk chleba chyba nawet i o to nie pytam. al
mi ludzi bez wzgldu na to, czy s dobrzy, czy li. Serce mi si kraje na widok
czowieka, cho nieraz udaj, e mnie ni zibi, ni parzy. Ot myl ten nieborak
te je, pije, kocha, lka si. On te ma w sobie Boga czy diaba, on te wyzionie ducha,
legnie sztywny w ziemi i zer go robaki. Biedaczysko! Wszyscy jestemy brami...
Wszyscy jestemy erem dla robakw!"
A jak widz kobiet, ech, wtedy, jak Boga kocham, mam ochot wy. Cigle mi
wyrzucasz, szefie, e lubi kobiety. Jak mam ich nie lubi? To s sabe istoty, ktre nie
wiedz, co czyni, i ktre oddaj si bez sprzeciwu, gdy je mocniej chwycisz za pier.
Innym razem wszedem do bugarskiej wioski. Znalaz si wtedy pewien
staruch, ktry mnie wyniucha wjt. Otoczono dom, w ktrym si zatrzymaem.
Wyskoczyem wic na taras i wdrapaem si z niego na ssiedni dach. Ksiyc wieci,
a ja musiaem przekrada si po dachach jak kot. Ale ci z dou zauwayli mj cie, te
wdrapali si na dachy i zaczli strzela. Co miaem robi? Zeskoczyem na jakie
podwrze. Patrz, a tu Bugarka w nocnej koszuli. Na mj widok ju otwieraa usta do
krzyku, ale ja szepcc: Litoci! Nie krzycz!" wycignem rk i dotknem jej piersi.
Kobieta zblada, zachwiaa si. Wejd szepna. Wejd, eby nas nie zobaczyli..."
Wchodz. Ona ciska moj rk i pyta, czy jestem Grekiem? Tak, Grekiem, nie
zdrad mnie". Objem j w pasie, nie opieraa si. Spaem z ni, a moje serce
wezbrao sodycz. Oto mylaem Zorbo, co znaczy kobieta, co znaczy czowiek,
ty ndzniku! Bugar, Grek, Papuas? Wszystko jedno, przecie to czowiek, istota
ludzka, ktra ma usta i piersi, ktra kocha! Nie wstydzisz si zabija? Ndzniku!"
Tak mylaem, gdy byem z ni razem, w cieple jej ciaa. Jednak wtedy jeszcze
ojczyzna nie chciaa si ode mnie odczepi. Wyszedem nad ranem w bugarskim
stroju, ktry dostaem od tej Bugarki. Ona bya wdow, wygrzebaa z kufra ubranie
swego nieboszczyka ma i daa mi je. Caowaa mnie po nogach, bagajc, ebym
wrci.
Tak, tak, wrciem nastpnej nocy. Byem, widzisz, gorcym patriot, dzik
besti. Wrciem z bak nafty i podpaliem wiosk. Moja biedaczka te chyba
spona. Miaa na imi Ludmia...
Zorba westchn, zapali papierosa, zacign si dwa czy trzy razy i wyrzuci
go.
Ojczyzna, mwisz... Wierzysz w bzdury, ktre plot twoje szpargay...
Posuchaj, mnie powiniene wierzy, nie im: jak dugo bd istniay granice, tak dugo
czowiek pozostanie zwierzciem, dzikim zwierzciem... Ale ja, chwaa Bogu,
wyzwoliem si, skoczyem z tym! A ty?...
Nie odpowiedziaem. Zazdrociem temu czowiekowi, ktry y caym sob,
kad kropl krwi walczy, zabija, caowa doznawa tego wszystkiego, co ja
samotnie prbowaem zgbi za pomoc pira i atramentu. Wszystkie problemy,
ktre chciaem rozwiza, rozsupujc jeden wze za drugim, nie ruszywszy si ze
swego krzesa, ze swojej samotni, ten czowiek rozstrzyga szabl w czystym grskim
powietrzu.
Zrozpaczony przymknem oczy.
pisz, szefie? zapyta Zorba rozczarowany. A ja, gupiec, siedz i gadam!
Wycign si na ku mamrocc co do siebie, a po chwili usyszaem jego
gone chrapanie.
Przez ca noc nie zmruyem oka. Sowik, ktry dzisiejszego wieczoru po raz
pierwszy zapiewa na tym pustkowiu, wypeni nasz samotno ogromnym
smutkiem. Uczuem nagle, e z oczu moich pyn zy.
Dusiem si. O wicie wstaem i stanem w drzwiach, spogldajc na morze i
ziemi. Wydawao mi si, e wiat odmieni si w cigu jednej nocy. Naprzeciwko
wyrosa na piasku maa kolczasta kpka trawy. Wczoraj jeszcze ndzna i ponura, dzi
zakwita drobnymi biaymi kwiatkami. W powietrzu unosia si sodka wo
kwitncych w dali drzew pomaraczowych i cytrynowych. Wyszedem i zrobiem kilka
krokw naprzd. Nie mogem si nasyci tym wiecznie odnawiajcym si cudem.
Nagle usyszaem za sob radosny okrzyk. Obejrzaem si. Pnagi Zorba
zerwa si na nogi, stan w drzwiach i peen wzruszenia wita wiosn.
Co si dzieje, szefie! zawoa zdumiony. Sowo daj, pierwszy raz widz
wiat! Co to za cudo, szefie, ten lazur, ktry koysze si het, daleko? Jak to si nazywa?
Morze? Morze? A to w zielonym fartuchu w kwiatki? Ziemia? Jaki artysta to stworzy?
Sowo daj, szefie, pierwszy raz to wszystko widz!
Jego oczy napeniy si zami.
C to, Zorbo? zawoaem. Stracie gow?
Nie miej si! Nie widzisz, e to s jakie czary?
Wybieg na dwr, zacz taczy i tarza si w trawie jak rebak na wiosn.
Wyjrzao soce, wycignem donie, eby je ogrzao. Nabrzmieway pczki,
wzbieray piersi ludzkie, dusza rozkwitaa niby drzewo, czuo si, e ona i ciao
ulepione s z jednej gliny.
Zorba podnis si z trawy z wosami penymi rosy i grudek ziemi.
Prdzej, szefie! przynagla. Ubierzemy si adnie, wyelegantujmy,
przecie dzisiaj mamy uroczysto powicenia kolejki. Wkrtce zjawi si pop i
czcigodni gospodarze. Wstyd bdzie dla naszego przedsibiorstwa, jeli zobacz, jak
tarzamy si w trawie! A wic szybko sztywne konierzyki i krawaty! Przywdziewamy
mask powagi! Gowy mona nie mie, wystarczy, gdy bdzie kapelusz... Ten wiat
godny jest tylko splunicia.
Zaledwie ubralimy si, przyszli robotnicy i zaproszeni gospodarze.
Bd rozsdny, szefie, i nie miej si. Inaczej wydamy si im dziwaczni.
Na czele goci kroczy pop Stefanos w zatuszczonej sutannie z bezdennymi
kieszeniami. Podczas wice, pogrzebw, lubw i chrzcin rzuca w te otchanie
wszystko, co mu dawano rodzynki, obarzanki, pieroki z serem, ogrki, pulpety z
misa, cukierki, a wieczorem stara popadia zakadaa okulary i segregowaa to
wszystko, cay czas chrupic.
Za popem Stefanosem sza starszyzna wiejska: waciciel knajpki
Kontomanolios, uznany za wiatowca, poniewa dotar a do portu Chania i na wasne
oczy widzia ksicia Jerzego, spokojny i umiechnity wuj Anagnostis w nienobiaej
koszuli z szerokimi rkawami. Dalej powany, dostojny nauczyciel z lask, za nimi
za cikim, powolnym krokiem szed Mavrantonis w czarnej chucie na gowie,
czarnej koszuli i butach. Pgbkiem wymamrota pozdrowienie i zgorzkniay, ponury
zatrzyma si w pewnej odlegoci, odwrcony plecami do morza.
W imi Pana naszego Jezusa Chrystusa powiedzia Zorba uroczystym
tonem.
Stan na czele orszaku, a za nim ruszyli wszyscy w pobonym skupieniu.
W tych chopskich piersiach oyway odwieczne wspomnienia pradawnych
magicznych obrzdw. Wszyscy mieli oczy utkwione w popa, jakby oczekiwali, e
ujrz, jak mierzy si z niewidzialnymi siami i zwycia. Przez tysice lat czarownik
wznosi swe ramiona i rozpryskiwa w powietrzu wod, szepczc tajemne,
wszechmocne sowa; ze demony uciekay, a dobre wyaniay si z odmtw wd, z
ziemi i powietrza, przychodzc czowiekowi na pomoc. Dotarlimy do wykopanego w
pobliu morza dou, w ktrym mia by umieszczony pierwszy filar kolejki. Robotnicy
przydwigali ogromny pie sosny i pionowo osadzili go w wykopie. Pop Stefanos
zaoy stu, uj kropido i wpatrzony w pie zaintonowa sowa zaklcia:
...I niech si stanie jak potna skaa, ktrej ani wiatr, ani woda nie
wzrusz... Amen!
Amen! zawoa Zorba grzmicym gosem i przeegna si.
Amen! szepna starszyzna.
Amen! rzekli na ostatku robotnicy.
Niech Bg bogosawi wasze dzieo i zele wam bogactwa Abrahama i Izaaka!
cign pop Stefanos, ktremu Zorba wsun w gar papierowy banknot.
Przyjmij moje bogosawiestwo! mrukn na to z zadowoleniem pop.
Wrcilimy do baraku, gdzie Zorba przygotowa poczstunek: wino i zakski
stosowne na czas postu praony bb, ostrygi, omiornice i oliwki. Potem oficjalne
osobistoci ruszyy do domu wzdu wybrzea. Obrzd by skoczony.
Wybrnlimy z tego! rzek Zorba, zacierajc rce. Rozebra si, nacign
roboczy kombinezon i chwyci kilof.
Chodmy, chopcy wezwa robotnikw. Przeegna si i naprzd w imi
boe!
Przez cay dzie Zorba nie podnis nawet gowy, pracujc zaciekle. Robotnicy
kopali co pidziesit metrw doy, wbijali pale i cignli lin zboczem grskim w
kierunku szczytu. Zorba mierzy, oblicza, wydawa rozkazy. Nie jad, nie pali. Ani
razu nie odpocz tego dnia. Odda si cakowicie pracy.
Wykonywana w poowie praca mwi mi kiedy wyraane w poowie
myli, pgrzesznicy i pwici doprowadzili ten wiat do opakanego stanu, w jakim
si dzi znajduje. Id prosto do celu, wal miao, nie bj si, a zwyciysz! Bg bardziej
nienawidzi pdiaba ni arcydiaba! Wieczorem, wrciwszy z pracy, pywy ze
zmczenia pooy si na play.
Tutaj bd spa oznajmi by o wicie znw zabra si do roboty. Trzeba
bdzie postawi nocn zmian.
Po co taki popiech, Zorbo? Chwil si waha, zanim odrzek:
Po co? Po prostu chc zobaczy, czy dobrze wymierzyem kt nachylenia.
Jeli chybiem, ju po nas, szefie. Im szybciej sprawdz, tym lepiej!
Jad spiesznie, akomie i po chwili wybrzee rozbrzmiao echem jego
chrapania. Ja do dugo nie mogem zasn, patrzyem wic w gwiazdy wiecce na
niebie. Cay nieboskon peen gwiadzistych konstelacji przesuwa si powoli na
pnoc, a moja gowa niby kopua obserwatorium astronomicznego podaa za nim.
Obserwuj ruch gwiazd, jakby si porusza wraz z nimi". To zdanie Aureliusza
wypenio moje serce poczuciem harmonii.
21.

Nadesza Wielkanoc. Zorba ubra si odwitnie. Woy dugie, weniane


skarpety buraczkowego koloru, ktre zrobia mu na drutach jaka jego przyjacika z
Macedonii. Chodzi nerwowo tam i z powrotem po wzgrzu pooonym nie opodal
naszego wybrzea. Przykada do czoa do niby daszek nad gstymi brwiami i
popatrywa daleko w stron wsi.
Spnia si, stara foka... Spnia otrzyca... Spnia ten achman zdarty w
strzpy.
wieo wylgy motylek, prbujc swych skrzyde, siad na wsach Zorby, ale
ten poruszy nozdrzami i motyl spokojnie odlecia, znikajc w sonecznej smudze.
Czekalimy na madame Hortensj, z ktr mielimy wici wsplnie ten
dzie. Upieklimy na ronie jagni, rozpostarlimy na piasku biae przecierado,
przygotowalimy rnokolorowe pisanki. Na p artobliwie i na p ze wzruszeniem
postanowilimy przygotowa tego dnia uroczyste przyjcie na cze Bubuliny. Tga,
pachnca, nieco nadgryziona zbem czasu syrena miaa dla nas jaki dziwny urok na
tej pustej play. Bez niej czego nam brako zapachu wody kwiatowej, czerwonej
szminki, kaczego, koyszcego si chodu, ochrypego gosu i dwojga wyblakych,
penych gorzkiego smutku oczu.
Narwalimy gazi mirtu i wawrzynu, wznielimy uk triumfalny, pod ktrym
miaa przej, zatknlimy we cztery flagi angielsk, francusk, wosk i rosyjsk
a porodku, najwyej, dugie biae przecierado zdobne niebieskimi wstkami.
Nie mielimy, oczywicie, armat, ale zdecydowalimy si, e bdziemy oczekiwa jej
na wzgrzu i skoro zobaczymy z dala nasz koyszc si fok, czapic po wybrzeu,
damy salw honorow z dwch poyczonych karabinw. Pragnlimy wskrzesi na
tym bezludnym wybrzeu jej minion wietno, chcielimy, by cho przez chwil
miaa zudzenie, e znowu jest mod kobiet o brzoskwiniowej, jdrnej piersi, obut
w lakierowane sandaki i jedwabne poczoszki. Jak warto miaoby
Zmartwychwstanie Paskie, gdyby nie byo ono hasem do wskrzeszenia w nas
modoci i szczcia, do powrotu starej kokoty w jej dwudziest wiosn?
Spnia si stara foka, otrzyca, achman podarty w strzpy... pomrukiwa
co chwila Zorba i podciga opadajce buraczkowe skarpety.
Siadaj, Zorbo! powiedziaem. Wypal papierosa w cieniu drzewa
witojaskiego. Tylko jej patrze.
Rzuci ostatnie, wyczekujce spojrzenie w stron drogi prowadzcej do wsi i
wycign si pod drzewem. Zbliao si poudnie, byo gorco. W oddali brzmiay
radosne, szybkie uderzenia dzwonw. Od czasu do czasu wiatr przynosi dwiki strun
kreteskiej liry. Caa wioska huczaa gwarem niby wiosenny rj w ulu. Zorba
potrzsn gow:
Miny ju te czasy, kiedy moja dusza odradzaa si wraz z Chrystusem w
kade Wielkanocne wita! Miny bezpowrotnie! Teraz zmartwychwstaje ju tylko
moje ciao. Oczywicie, kto stawia kolejk, kto inny czstuje: We jeszcze i ten
ksek", wic pochaniam mnstwo smacznych potraw, ktre nie cakiem zamieniaj
si w nawz. Co z tego zostaje i przeistacza si w dobry humor, taniec, piosenki i
arty i to jest co, co nazywam zmartwychwstaniem.
Zerwa si znw, omit wzrokiem horyzont i mrukn nadsany:
Jakie dziecko biegnie.
Potem ruszy na spotkanie goca.
Malec, wspiwszy si na palce, szepn co do ucha Zorby, ktry wybuchn z
pasj:
Chora?! rykn. Chora? Uciekaj, bo ci stuk na kwane jabko!
Po czym zwrci si do mnie:
Szefie, pobiegn do wsi i zobacz, co si stao tej wyliniaej foce...
Chwileczk, daj dwie pisanki, podzielimy si nimi, jak kae obyczaj. Zaraz wracam!
Wsun do kieszeni czerwone pisanki, podcign buraczkowe skarpety i ruszy
w drog.
Zszedem z pagrka i pooyem si na wilgotnym wirze. D lekki wiaterek,
powierzchnia morza pokrya si drobnymi zmarszczkami, dwie mewy z krgymi
gardzio-kami koysay si na falach, ulegajc ywioowo rytmowi morza.
Wyobraziem sobie, jak przyjemno sprawia im wieo wody, opywajcej
ich brzuszki. Obserwowaem je i mylaem: Oto godna naladowania droga wyczu
rytm natury i ufnie, mu ulega".
Zorba zjawi si po upywie godziny. Z zadowoleniem gaska wsy.
Przezibia si biedaczka. Nic powanego. Mimo e jest heretyczk, przez
cay Wielki Tydzie chodzia na nocne modlitwy, ofiarowawszy to na moj intencj.
No i przezibia si. Postawiem jej baki, natarem dobrze oliw z wiecznej lampki,
daem szklaneczk rumu i jutro ju bdzie zdrowa jak ryba. Ta szkapa swoj drog
jest zabawna. Trzeba byo sysze, jak gruchaa niczym gobica, kiedy j nacieraem, a
prawd mwic askotaem.
Jej zdrowie! eby jej diabli tak szybko nie wzili! powiedzia z czuoci.
Przez czas jaki jedlimy i pilimy w milczeniu. Wiatr przynosi z dali namitne
niby brzczenie pszcz dwiki liry. Na tarasach Chrystus jeszcze zmartwychwstawa,
a wielkanocne jagni i placki przeistaczay si w pieni miosne. Gdy Zorba najad si
ju i napi do syta, nastawi wochate ucho:
Lira... mrukn. Na wsi tacz!
Zerwa si nagle, wino uderzyo mu do gowy.
Powiedz, dlaczego siedzimy tu nastroszeni jak sowy? krzykn.
Chodmy potaczy! Nie szkoda jagnicia? Pozwolisz, aby si obrcio w nawz?!
Chodmy! Niech si przemieni w taniec i piosenk! Zorba zmartwychwsta!
Zorba! Ty idioto! Poczekaj! Oszalae?
Sowo honoru, szefie, osobicie mi na tym nie zaley, ale al mi jagnicia,
pisanek, wielkanocnych plackw i twarogu ze mietan. Przysigam, e gdybym si
napcha tylko chlebem i oliwkami, powiedziabym: Czas spa, nic mi po zabawie!
Przecie to oliwki i chleb nic nadzwyczajnego". Ale szkoda byaby ogromna, gdyby
takie smaczne kski poszy na marne! Chodmy uczci Zmartwychwstanie, szefie!
Dzisiaj nie mam humoru, id sam i tacz za nas obu!
Zorba chwyci mnie za rami i dwign w gr:
Chrystus zmartwychwstaje, chopcze! Ech, gdybym mia twoje lata!
Leciabym wszdzie na zamanie karku robota, kobieta czy wino! Nie babym si
ani diaba, ani Boga! Ot, czym jest modo!
Jagnitko przez ciebie przemawia, Zorba! Zdziczao, zmienio si w wilka!
Mj drogi, Jagnitko przemienio si w Zorb i mwi ci, e to Zorba gada!
Posuchaj, a potem moesz mnie zwymyla. Jestem Sindbadem eglarzem nie
dlatego, e przewdrowaem kawa wiata, wcale nie! Ale dlatego, e kradem,
zabijaem, kamaem i spaem z mnstwem kobiet. Zamaem wszystkie przykazania.
Ile ich byo? Dziesi? Szkoda, e nie wicej: dwadziecia, pidziesit, sto!
Podeptabym wszystkie! A jednak jeli istnieje Bg, wcale nie ulkn si stan przed
jego obliczem, kiedy nadejdzie czas. Nie wiem, jak to powiedzie, eby zrozumia.
Wydaje mi si zreszt, e to wszystko nie ma adnego znaczenia. Czy Bg zniyby si,
aby obdarzy zainteresowaniem jakie tam ziemskie robaki i sporzdza rachunek z
ich ycia? I jeszcze denerwowa si, robi sobie z krew tylko dlatego, e postpio si
zdronie z robakiem-samiczk, nalec do ssiada, lub e zjado si kawaeczek
misa w Wielki Pitek! Precz z wami, obudne klechy!
Zgoda, Zorbo rzekem, eby go rozzoci. Zgoda, Bg nie pyta, co
jade, pyta jednak, co robie!
A ja ci mwi, e nawet nie wspomni o tym! Skd wiesz, durny Zorbo?"
zapytasz. Wiem z pewnoci, bo gdybym, dajmy na to, mia dwch synw: jednego
posusznego, gospodarnego, oszczdnego, bogobojnego, a drugiego utracjusza,
kobieciarza i otra nie liczcego si z prawem, bez wahania posadzibym obu przy
swoim stole. Ale nie wiem, dlaczego serce oddabym drugiemu. Moe dlatego, e
byby podobny do mnie. A kto ci powiedzia, e nie jestem stworzony bardziej na
obraz i podobiestwo Boga ni pop Stefanos, ktry dnie i noce spdza na modlitwie i
ciuaniu grosza?
Bg oddaje si zabawie, zabija, popenia zdrone uczynki, kocha, pracuje, goni
za tym, co nieuchwytne zupenie jak ja. Je to, co lubi, wybiera kobiet, jak zechce.
Widzisz, na przykad, przechodzc tu obok pikn jak rdlana woda dziewczyn i
twoje serce wzbiera uczuciem. A tu nagle ziemia rozstpuje si i dziewczyna znika.
Dokd posza? Kto j wzi? Jeli bya cnotliwa, mwi si: Bg j powoa do siebie",
jeli wystpna: Porwa j diabe". A ja, szefie, mwi i bd ci to nieustannie
powtarza: Bg i diabe s jednym i tym samym!
Milczaem, zagryzajc wargi, aby powstrzyma cisncy mi si na usta krzyk. Co
mia wyraa? Przeklestwo, rado, rozpacz czy wyzwolenie? Zorba wzi lask,
woy zawadiacko na bakier czapk, spojrza na mnie ze wspczuciem tak mi si
przynajmniej wydao i przez chwil porusza wargami, jakby chcia co doda. Nie
powiedzia jednak nic, tylko ruszy szybko w stron wsi.
W wietle zachodzcego soca widziaem jego ogromny cie, poruszajcy si
po kamieniach. Wymachiwa lask. Stpanie jego oywiao cae wybrzee. Przez
pewien czas wytaem such, owic odgos jego cichncych powoli krokw. Nagle
zrozumiaem, e pozostaem sam, i skoczyem na rwne nogi. Dlaczego? Aby i.
Dokd? Nie wiedziaem. Mj umys nie podj adnej decyzji. To tylko ciao samo
poderwao si w gr. To ono postanawiao, nie pytajc mnie o zdanie.
Naprzd! powiedziao, jak gdyby rozkazujc.
Szedem prosto do wsi szybkim i stanowczym krokiem. Od czasu do czasu
przystawaem, eby odetchn wiosennym powietrzem. Ziemia pachniaa
rumiankiem, w miar jak zbliaem si do sadw, otaczaa mnie wo kwitncych
drzew cytrynowych, pomaraczowych i laurowych. Po zachodniej stronie nieboskonu
rozpocza ju swj taniec pierwsza wieczorna gwiazda.
Morze, kobieta, wino, twarda praca szeptaem mimo woli sowa Zorby.
Morze, kobieta, wino, twarda praca! Rzuci si na zamanie karku w prac, wino,
mio, nie lka si Boga ani diaba... Oto co znaczy modo!" Powtarzaem te sowa,
jakbym chcia doda sobie otuchy, i szedem dalej.
W pewnej chwili zatrzymaem si nagle, jakbym ju dotar do celu. Dokd?
Rozejrzaem si. Zobaczyem sad wdowy. Za trzcinowym potem i kolczastymi
akacjami sodki gos kobiecy nuci jak melodi. Zbliyem si i rozsunem trzciny.
Pod drzewem pomaraczowym staa kobieta ubrana w czarn wydekoltowan sukni
i piewajc obcinaa ukwiecone gazki. W mroku lnia biel jej wpobnaonych
piersi.
Wstrzymaem oddech. Niebezpieczna bestia pomylaem. Wie o tym, e
jest niebezpieczna! Jakimi nieszczsnymi, szalonymi, nieodpornymi istotami s
wobec niej mczyni! Jak niektre owady, jak jej imienniczka czarna wdowa, jak
modliszka, jak pewien gatunek pajkw i ona aroczna, nienasycona, musi w
kocu pore swego samca!"
Czyby wdowa wyczua moj obecno? Nagle przerwaa swoj piosenk i
obejrzaa si. Spojrzenia nasze skrzyoway si na mgnienie krtsze ni byskawica.
Nogi ugiy si pode mn, jakbym za trzcinowym potem ujrza tygrysic...
Kto tam? zapytaa stumionym gosem.
Narzucia chustk i zasonia pier, jej twarz spochmurniaa.
Chciaem odej, ale sowa Zorby zawadny nagle moim sercem. Odzyskaem
siy. Morze, kobieta, wino..."
To ja odparem, Ja, otwrz!
Zaledwie wymwiem te sowa, ogarn mnie lk. Znw zapragnem std
uciec, ale wstyd powstrzyma mnie od tego.
Kim jeste?
Zrobia krok naprzd, krok powolny, ostrony, bezszelestny. Wycigna szyj i
przymruya oczy, eby mc lepiej widzie, i nachylona do przodu postpia jeszcze
jeden krok, jakby si czajc.
Nagle jej twarz pojaniaa... Wdowa koniuszkiem jzyka zwilya wargi.
Szef? zapytaa agodniejszym gosem.
Zrobia jeszcze jeden krok i przystana, jakby gotowa do skoku.
Szef? zapytaa gucho.
Tak.
Chod!

By ju biay dzie. Zorba wrci i siedzia przed barakiem. Zapatrzony w


morze, pali papierosa, jak gdyby czeka na mnie.
Gdy tylko przyszedem, podnis gow i wpatrzy si we mnie. Nozdrza jego
drgay jak u goczego psa, wycign szyj, zaczerpn tchu i wszy. Nagle jego twarz
zajaniaa, jakby wyczu zapach wdowy. Wolno powsta, zamia si ca gb i
wycign do mnie ramiona:
Moje bogosawiestwo! rzek.
Pooyem si i zamknem oczy, suchaem spokojnego, podobnego do rytmu
koysanki oddechu morza i czuem, e wznosz si na jego fali. I tak sodko koysany
pogryem si w drzemk. Przynia mi si czarna olbrzymka siedzca w kucki na
ziemi. Wygldaa jak gigantyczna stara witynia z granitu. Kryem z lkiem wok
niej, szukajc wrt. Wzrostem ledwo sigaem wielkiego palca jej stopy.
Niespodziewanie, gdy mijaem jej pit, ujrzaem czarn bram podobn do pieczary i
usyszaem gruby rozkazujcy gos:
Chod!
I wszedem.
Okoo poudnia obudziem si. Promienie soca, ktre wtargny przez okno,
zatopiy w zocie pociel i z tak si odbijay si w zawieszonym na cianie lusterku, i
zdawao si, e roztrzaskaj je na tysic kawakw.
Przypomniaem sobie sen o potnej Murzynce. Morze szemrao, przymknem
oczy i wydawao mi si, e jestem szczliwy. Ciao moje przenikao uczucie lekkoci i
zaspokojenia. Byo niby zwierz, ktre zowiwszy zdobycz, teraz oblizuje si po niej,
grzejc si na socu. Umys wypoczywa rwnie syty jak ciao. Zdawa by si mogo,
e na drczce go pytania znalaza si cudownie prosta odpowied.
Caa rado, wynikajca z minionej nocy, wypywaa z najgbszego wntrza
mojej istoty, rozlewaa si szeroko i zraszaa gleb, z ktrej powstaem. Lec z
zamknitymi oczami, miaem uczucie, e sysz trzask skorupy, z ktrej wykluwa si
rosnc moja ja. Wczorajszej nocy stwierdziem nieodparcie, e dusza te jest
ciaem, moe bardziej lotnym, bardziej przejrzystym i swobodniejszym, lecz jednak
ciaem. I e ciao jest dusz, moe bardziej senn, strudzon wdrwk dugimi
drogami, obarczon cikim dziedzictwem, ale dusz, ktra w przeomowych
chwilach budzi si, mnieje i rozpociera szeroko jak skrzyda wszystkie swoje pi
zmysw.
Poczuem, e pada na mnie jaki cie. Otworzyem oczy: w drzwiach sta Zorba
i spoglda na mnie z zadowoleniem.
pij, szefie! pij, mj chopcze... powiedzia cicho z icie matczyn
czuoci. Dzisiaj jeszcze jest dzie wita, pij!
Wyspaem si ju odparem wstajc.
Zrobi kogel-mogel rzuci rozemiany Zorba. Wzmocni ci to.
Bez sowa pobiegem nad morze, skoczyem do wody, potem osuszyem si na
socu. Ale cigle czuem sodki przenikliwy zapach w nozdrzach, na wargach, na
opuszkach palcw. Zapach kwiatu pomaraczowego czy olejku laurowego, ktrym
kobiety na Krecie smaruj wosy.
Wczoraj wdowa zerwaa narcz kwitncych gazek z drzewa pomaraczowego,
by zanie je wieczorem, gdy wieniacy tacz na placyku w cieniu srebrnych topoli i
koci jest pusty, przed otarz Chrystusa. Obraz nad jej kiem te ozdobiony by
kwieciem pomaraczy, a spord niego wyzierao cierpice oblicze Madonny, o
wielkich oczach w ksztacie migdaw.
Zorba postawi obok filiank z utartym tkiem, pooy dwie due
pomaracze i may wielkanocny placek. Usugiwa mi bezszelestnie jak matka
troszczca si o syna, ktry powrci z wojny. Rzuci mi jeszcze jedno ciepe spojrzenie
i odszed:
Wbij kilka supw powiedzia.
Jadem spokojnie, pogrony w blasku soca i uczuciu fizycznej rozkoszy,
jakbym unosi si na falach chodnego, zielonego morza. Nie chciaem dopuci, eby
umys mj zawadn t rozkosz i zme j w swych trybach, czynic z niej myl.
Pozwalaem, aby ciao od stp a do gw oddawao si radoci jak zwierz. Chwilami
tylko w uniesieniu podziwiaem cuda tego wiata wok mnie i we mnie samym. Jak
to jest? mwiem sobie. Jak to si dzieje, e wiat tak doskonale harmonizuje z
naszymi nogami, rkoma, onem?" Znw zamykaem oczy i milkem.
Nagle zerwaem si, wszedem do baraku i wziem rkopis poematu o
Buddzie. Koczyem go: Budda, lec pod kwitncym drzewem, podnisszy rk
rozkaza piciu ywioom, z ktrych by stworzony ziemi, wodzie, ogniowi,
powietrzu i duchowi rozpyn si w nico.
Niepotrzebna mi ju bya ta przejmujca lkiem posta. Myl o niej naleaa do
przeszoci. Dobiega kresu moja suba Buddzie. I ja podniosem rk, rozkazujc mu
rozpyn si we mnie.
W popiechu, posugujc si potg sowa, rwn czarodziejskiemu zaklciu,
unicestwiaem jego ciao, dusz, myl... Bezlitonie nabazgraem ostatnie sowa,
ostatni okrzyk i czerwonym, grubym owkiem nakreliem swoje nazwisko.
Skoczyem.
Rkopis zwizaem mocno grubym sznurem. Doznaem dziwnej radoci,
jakbym spta nogi i rce gronego wroga. Byo to zarazem uczucie, jakiego doznaj
ludzie pierwotni, kiedy wi ciaa swoich ukochanych zmarych, aby nie mogli wyj
z mogi i przeistoczy si w upiory.
Przybiega bosonoga dziewczynka w tej sukienczynie, ciskajc mocno w
rku czerwon pisank. Stana i spojrzaa na mnie z przestrachem.
A wic? zapytaem z umiechem, aby j omieli. Czego sobie yczysz!
Nabraa tchu i zaszczebiotaa cieniutkim, zadyszanym gosikiem:
Madame mnie przysya, ebym ci powiedziaa, e masz przyj do niej. Ley
w ku, biedaczka. Ty jeste Zorba?
Dobrze odparem. Id.
Woyem drug pisank w jej pistk. Zacisna j i ucieka.
Podniosem si i ruszyem w drog. Gwarne odgosy ze wsi dobiegay mnie
coraz wyraniej sodki dwik liry, okrzyki, wystrzay, witeczne pieni. Gdy
dotarem do placyku, chopcy i dziewczta zebrali si ju pod wiosennym listowiem
topoli i przygotowywali do taca. Starcy, przygldajc si, siedzieli dookoa na
awkach, wsparszy na swych laskach brody. Z tyu, nieco dalej za nimi, stany stare
kobiety. W kole tancerzy krlowa synny lirnik, Fanurios, z zatknit za uchem
kwietniow r. Lew rk podtrzymywa lir opart na kolanie, praw prbowa
smyczka, ozdobionego dzwoneczkami o silnym dwiku.
Chrystus zmartwychwsta! krzyknem przechodzc.
Zaiste zmartwychwsta! odpowiedzia mi wesoy chr mskich i kobiecych
gosw.
Obrzuciem tancerzy szybkim spojrzeniem: gibcy, dobrze zbudowani
modziecy w szerokich szarawarach, z opasujcymi gowy chustkami, ktrych frdzle
spaday im na czoo i skronie niby wijce si pasma wosw, i dziewczta ze sznurami
cekinw na szyjach, w biaych haftowanych chustach, spozierajce na chopcw
ukradkiem spod spuszczonych rzs i niecierpliwice si w oczekiwaniu na taniec.
Dlaczego nie raczysz pozosta z nami, szefie? zapytao mnie kilka gosw,
ale przeszedem obok nich.
Madame Hortensja leaa na swoim szerokim ku, jedynym sprzcie, ktry
pozosta jej wierny. Policzki jej pony gorczk, kaszel rozdziera pier.
Na mj widok od razu westchna paczliwie:
A Zorba, kumie, Zorba?...
Zachorowa: Od dnia, kiedy si rozchorowaa, i on choruje. Trzyma twoj
fotografi i patrzy na ni wzdychajc.
Mw... Mw jeszcze... szepna biedna syrena, przymykajc oczy ze
szczcia.
Przysya mnie, abym zapyta, czy niczego ci nie trzeba... Przyjdzie sam
dzisiejszego wieczoru, chocia ledwo powczy nogami... Nie moe znie rozki z
tob.
Mw... Mw... Mw jeszcze...
Dosta depesz z Aten lubna suknia gotowa, wianek i pantofelki te.
Wysano je statkiem, lada dzie nadejd... Biae woskowe wiece z rowymi
wstgami te...
Mw... Mw... Mw dalej...
Ale szybko zmorzy j sen, oddech sta si chrapliwy, zacza majaczy. Pokj
wypeniaa wo wody koloskiej, amoniaku i potu, przez otwarte okienko dolatywa z
podwrka ostry zapach odchodw z kurnika i krliczych klatek.
Wstaem, chcc si wymkn po cichu. Przy drzwiach wpadem na Mimithosa.
By tego dnia w nowych butach i w niebieskich szarawarach. Za uchem mia zatknit
gazk bazylii.
Mimithosie powiedziaem. Biegnij do miasteczka i sprowad lekarza.
Mimithos cign buty, eby ich nie zniszczy w drodze, i wsadziwszy pod
pach, ciska kurczowo.
Id do lekarza, pozdrw go ode mnie i powiedz, eby zaprzga koby i
niezwocznie przyjecha. Powiedz mu, e madame jest ciko chora, przezibia si,
gorczkuje biedaczka i jest bliska mierci. To wszystko, le!
Ju lec!
Splun w donie, klasn uradowany, ale nie rusza si z miejsca. Patrzy na
mnie z umiechem.
Zmykaj, mwi ci!
On jednak w dalszym cigu nie rusza si, mrugn tylko okiem i umiechn
si drwico.
Szefie powiedzia. Zaniosem do twego domu butelk perfum... To
prezent.
Sta jeszcze przez chwil, czekajc, a go zapytam, kto mi je przysya, ja jednak
milczaem.
Nie chcesz wiedzie, od kogo ten dar, szefie? rzek chichocc.
Powiedziaa, eby skropi swoje wosy, by piknie pachniay.
Milcz i le szybko!
Zarechota i splun w donie:
Hop! Hop! zawoa. Wesoego Alleluja! i znikn.
22.

Wielkanocna zabawa pod topolami osigna swj szczyt. Rej wodzi ywy,
mocny dwudziestoletni brunet z policzkami pokrytymi pierwszym zarostem, nie
tknitym jeszcze brzytw. W wyciciu koszuli widniaa jego pier, pokryta gstym,
skrconym wosem. Gow trzyma odchylon do tyu, nogi dotykay ziemi lekko,
jakby frun. Od czasu do czasu rzuca spojrzenie na ktr z dziewczt, a wtedy na
jego spalonej socem twarzy lniy niepokojco biaka oczu. Patrzyem na niego z
przyjemnoci, ale zarazem z przeraeniem.
Wracaem od madame Hortensji. Sprowadziem jak kobiet i prosiem, eby
si ni zaja, a teraz, uspokojony, szedem popatrzy na taczcych Kreteczykw.
Zbliyem si do wuja Anagnostisa i usiadem obok niego na awie.
Kim jest ten chwat, ktry rej wodzi w tacu? spytaem go szeptem.
Wuj Anagnostis zamia si.
Ten nicpo jest jak archanio, ktry owi dusze rzek z uznaniem. To
pasterz Syfakas. Przez cay rok pilnuje stada w grach i tylko na Wielkanoc schodzi,
aby spotka si z ludmi i potaczy.
Westchn.
Ech, gdybym mia jego modo! szepn. Gdybym mia jego modo,
sowo honoru, e zdobybym szturmem Konstantynopol!
Modzieniec potrzsn gow i wyda przecigy nieludzki okrzyk,
przypominajcy gos jelenia na rykowisku.
Jazda, Fanurios! krzykn. Graj na pohybel mierci!
mier gina zawsze i zawsze odradzaa si na nowo jak ycie. Pod okrytymi
wiosenn zieleni drzewami topolami, sosnami, dbami, platanami i wysmukymi
palmami od tysicy lat tacz i taczy bd jeszcze lat tysice chopcy z twarzami
poncymi podaniem i dziewczta. Ciaa ich zmieniaj si, obracaj w proch, z
powrotem cz si z ziemi, z ktrej powstay, ale przychodz na ich miejsce wci
nowi. S jak wci ten sam tancerz o tysicach twarzy. Zawsze ma dwadziecia lat.
Jest niemiertelny!
Modzieniec podnis rk, jakby chcia podkrci wsa, ale nie znalaz go.
Graj mi, chopcze! krzykn znowu. Graj, Fanuriosie, bo mnie rozsadzi!
Lirnik pocign po strunach, lira dwiczaa, zawtroway jej dzwonki.
A modzieniec skoczy wysoko, trzykrotnie stukn obcasami w powietrzu i
zerwa bia chustk z gowy swego ssiada, stranika Manolakasa.
Brawo, Syfakasie! krzyknli wszyscy chrem, a dziewczta drc spuciy
wstydliwie oczy.
Ale modzieniec nie patrzy na nikogo. Taczy teraz z hamowanym ogniem,
oparszy lew rk na szczupych, ale mocnych biodrach i wbiwszy wzrok skromnie w
ziemi.
Taniec zakci nagle stary kocielny Antrulios. Bieg wznoszc rce do gry.
Wdowa! Wdowa! Wdowa! woa zadyszany.
Stranik Manolakas pierwszy przerwa taniec i podbieg do niego. Z placu
wida byo koci ozdobiony jeszcze mirtem i laurem. Rozochoceni tancerze
zatrzymali si, starcy dwignli si z aw, Fanurios pooy lir na kolanach, wycign
zza ucha kwietniow r i powcha j.
Gdzie ona jest, Antruliosie? woali ogarnici zoci. Gdzie?
W kociele, ot, tylko co wesza ta ndznica z narczem kwiecia pomaraczy.
Chopaki! Biegniemy! wrzasn stranik i skoczy pierwszy.
Wanie w tej chwili wdowa stana na progu kocioa. Miaa na gowie czarn
chust. Przeegnaa si.
Ndznica! Ladacznica! Zbrodniarka! krzycza tum na placu. Jeszcze
ma czelno pokazywa si tutaj, ta zakaa naszej wioski!
Jedni ruszyli za stranikiem w stron kocioa, inni zaczli rzuca w ni z gry
kamieniami. Jeden trafi j w rami. Krzykna przeraliwie i zasonia rkami twarz.
Kulc si, prbowaa uciec, lecz modziecy byli ju przed bram prowadzc na
dziedziniec. Manolakas wycign n.
Wdowa cofna si, krzyczc rozpaczliwie. Potykajc si, padajc i podnoszc
biega, aby schroni si w kociele. U wejcia sta jednak stary Mavrantonis i milczc z
roz-krzyowanymi ramionami zagradza jej dostp do drzwi.
Wdowa skoczya w lewo i przywara do wielkiego cyprysa, rosncego na
dziedzicu. W powietrzu znw wisn kamie. Tym razem uderzy j w gow,
zrywajc czarn chust. Na ramiona kobiety rozsypay si rozpuszczone wosy.
Na mio bosk! Na mio bosk! jczaa wdowa i coraz mocniej
obejmowaa cyprys.
Stojce rzdem na placu dziewczta gryzy koce biaych chustek i chciwie
patrzyy. Staruchy uczepione potw wrzeszczay przeraliwie:
Zabijcie j! Zabijcie j wreszcie!
Pierwsi dopadli jej dwaj modziecy, szarpnli, rozdzierajc czarn bluzk i
obnaajc nienobia pier. Krew z rany na gowie kobiety spywaa strumieniem na
czoo, policzki i szyj.
Na mio bosk! Na mio bosk! woaa ostatnim tchem.
Broczca krew, bielejca pier wprawiy modych w sza. Wycignli zza
pasw noe.
Stjcie krzykn Manolakas. Ona naley do mnie!
Stary Mavrantonis, stojcy wci na progu kocioa, podnis rk. Wszyscy
znieruchomieli.
Manolakasie powiedzia z powag. Krew twego kuzyna woa o pomst.
Dokonaj jej!
Zeskoczyem z potu, na ktry si przedtem wspiem, i pobiegem do kocioa.
W jakiej chwili potknem si o kamie i runem jak dugi na ziemi. Wanie wtedy
mija mnie Syfakas. Pochyli si, zapa mnie za kark jak kota i postawi na nogi.
To nie miejsce dla ciebie rzek. Zmykaj!
Nie al ci jej, Syfakasie, ulituj si!
Gral rozemia mi si w twarz.
Nie jestem bab powiedzia eby si litowa. Jestem mczyzn!
I jednym susem znalaz si na dziedzicu kocielnym. Pobiegem za nim.
Wszyscy teraz ciasno otoczyli wdow. Panowaa tak dawica cisza, e sycha
byo tylko zdyszany oddech ofiary.
Manolakas przeegna si i zbliy o krok. Podnis n. Staruchy uczepione
potw zawyy radonie, dziewczta zakryy oczy chustkami.
Wdowa podniosa wzrok i na widok noa byskajcego nad jej gow jkna jak
prowadzona na rze jawka. Uczepiona cyprysu wtulia gow midzy ramiona.
Wosy jej spyny ku ziemi, odsaniajc lnicy biel kark.
Wzywam sprawiedliwoci boej! krzykn stary Mavrantonis i przeegna
si.
Ale w tej wanie chwili da si sysze za nami silny gos.
Rzu n, morderco!
Wszyscy odwrcili si zaskoczeni. Manolakas podnis gow. Przed nim sta
Zorba, wymachujc wciekle rkami i krzycza:
Nie wstyd wam? Bohaterowie! Caa wie zbiega si, by zamordowa jedn
kobiet! Strzecie si, bo okryjecie hab Kret!
To nie twoja sprawa, Zorbo, nie wtrcaj si do nas! rykn Mavrantonis i
zwracajc si do siostrzeca krzycza:
Manolakasie, w imi Ojca i Syna... Uderzaj!
Manolakas skoczy. Jednym uderzeniem pici powali wdow na ziemi, opar
kolano o jej brzuch i podnis n.
Ale Zorba byskawicznie chwyci go za rk i usiowa wyrwa z niej n drug
doni, owinit wielk chust.
Wdowa uklka, prbujc znale drog ucieczki, ale chopi zatarasowali drzwi
kocioa i otoczyli dziedziniec, stajc nawet na awach. Gdy spostrzegli, e chce uciec,
postpili krok naprzd, zacieniajc krg.
Tymczasem Zorba, milczc, walczy zwinnie i z zimn krwi. Stojc w
drzwiach, obserwowaem to z trwog. Twarz Manolakasa zsiniaa z wciekoci,
Syfakas i jaki potny drab ruszyli mu z pomoc, jednak Manolakas, potoczywszy ze
zoci oczyma, krzykn:
Precz! Cofnijcie si! Niech nikt nie odway si zbliy!
Skoczy znowu z furi na Zorb, uderzajc go gow niczym byk.
Zorba zaci w milczeniu wargi, jak obcgami trzyma praw rk stranika,
uchylajc si to w lewo, to w prawo, by ochroni przed ciosami gow. Oszalay z
wciekoci Manolakas rzuci si do przodu i chwyciwszy zbami ucho Zorby, szarpn
ze wszystkich si. Popyna krew.
Zorba! zawoaem przeraony i rzuciem si na ratunek.
Uciekaj, szefie! krzykn do mnie. Nie wtrcaj si!
Zacisn pi i zada Manolakasowi straszliwy cios w podbrzusze. Zdziczaa
bestia zostaa unieszkodliwiona. Zby rozwary si i puciy na p odgryzione ucho,
twarz Manolakasa zszarzaa. Jednym pchniciem Zorba obali go na ziemi, wyrwa
mu n z doni i zama go na kamieniach.
Chust otar cieknc z ucha krew i twarz zlan potem. Wyprostowa si,
spojrza dokoa nabiegymi krwi oczyma.
Wstawaj! Chod ze mn! zawoa do wdowy i ruszy w stron furtki.
Kobieta wyprostowaa si, zebraa wszystkie siy i porwaa si do skoku. Nie zdya.
Stary Mavrantonis rzuci si na ni z szybkoci byskawicy, przewrci j i trzykrotnie
owijajc wok swej pici jej dugie wosy, jednym ciciem odrba gow.
Ten grzech bior na swoje sumienie! krzykn i rzuci gow ofiary na prg
kocioa.
Przeegna si.
Zorba popatrzy wok strasznym wzrokiem. Szarpn wsy tak silnie, e
wyrwa kak. Podszedem do niego i ujem go za rami. Pochyli si i spojrza na
mnie. Na jego rzsach bysny dwie wielkie zy.
Chodmy, szefie! powiedzia zdawionym gosem. Tego wieczoru nie wzi
ani ksa do ust.
Co mnie ciska w gardle powiedzia. Nie przekn nic.
Obmy ucho zimn wod, odkazi kawakiem waty zwilonym wdk i
obandaowa. Potem siadszy na ku i ukrywszy gow w doniach, zaduma si
gboko.
Lec na pododze oparty o cian, czuem ciepe zy, spywajce mi powoli po
policzkach. Umys mj przesta pracowa, nie mylaem o niczym. Pakaem jak
dziecko pogrone w gbokiej rozpaczy.
Nagle Zorba podnis gow i wybuchn. Zacz krzycze, wyraajc na gos
rozpaczliwe uczucia, ktre go nurtoway.
Mwi ci, szefie, wszystko, co si dzieje na tym wiecie, jest niesprawiedliwe,
niesprawiedliwe, niesprawiedliwe! Ja, Zorba, ndzny robak, nagi limak, nie pogodz
si z tym! Dlaczego maj umiera modzi, a wraki ludzkie cign swj ywot dalej?
Dlaczego umieraj mae dzieci? Miaem synka, mojego drogiego Dimitrakisa, i
utraciem go, gdy mia trzy lata. Nigdy, nigdy syszysz? nigdy nie wybacz tego
Bogu! Nawet w dniu mojej mierci, jeli bdzie mia czelno stan przede mn! Jeli
jest naprawd Bogiem, powinien si wstydzi! Tak, tak, wstydzi si stan twarz w
twarz ze mn, najndzniejszym ze limakw, Zorb!
Usta jego wykrzywi bolesny grymas, krew znowu pocieka z rany. Zagryz
wargi, eby nie krzycze.
Poczekaj, Zorbo uspokajaem go. Zmieni tylko opatrunek.
Jeszcze raz obmyem ucho wdk, signem po lece na moim ku
perfumy, ktre przysaa mi wdowa, i namoczyem wat.
Perfumy o zapachu kwiatu pomaraczy rzek Zorba, wdychajc chciwie
ich wo. Pokrop mi wosy, o tak, bardzo dobrze! I wylej mi reszt na do. No,
szybko!
Oywi si. Patrzyem na niego zdumiony.
Wydaje mi si, e wchodz do ogrodu wdowy powiedzia.
Ale znowu targn nim al.
Ile czasu potrzeba wyszepta ile czasu, eby ziemia moga stworzy takie
ciao! Patrzc na ni czowiek myla: Ach, mie dwadziecia lat! I pozosta tylko z
ni na opustoszaej ziemi! Mie z ni dzieci, aby znw zaludni wiat! Nie dzieci, lecz
istnych bogw... A teraz...
Zerwa si. zy znw nabiegy mu do oczu.
Nie wytrzymam, szefie! Musz chodzi! Dwa czy trzy razy wspi si na gr
i wrci, aby zmczy si cho troch. Ach, wdowo, chciabym wy z alu po tobie jak
paczka aobna!
Wypad na zewntrz, ruszy w stron gry i zaton w mroku.
Pooyem si, zgasiem lamp i od nowa zaczem zgodnie ze swoim
ndznym, nieludzkim nawykiem przetwarza rzeczywisto w abstrakcj i ujmujc
jej krwi, ciaa i koci, podciga j do oglnych poj, a doszedem do tragicznego
stwierdzenia, e to, co si stao, byo koniecznoci, i co wicej, e zgadzao si z
harmoni wszechwiata. W kocu znalazem ohydn pociech: Powinno si sta to, co
si stao.
Zamordowanie wdowy wstrzsno moim umysem, tym umysem, ktry od
kilku lat wszystkie trucizny prbowa zamieni w mid. Lecz za pomoc swojej
filozofii odpychaem straszliw groz zdarzenia, spowijaem je w sztuczne obrazy i
czyniem niegronym. Podobnie pszczoy unieruchamiaj zgodniaego trzmiela, ktry
chcia zrabowa im mid, oblepiajc go woskiem.
Po kilku godzinach wdowa spocza w mej pamici spokojna, lekko
umiechnita, przeksztacona w symbol. Jake szybko otoczy j w moim sercu wosk.
Myl o niej, nurtujc mj mzg, nie bya ju w stanie przej mnie groz. Dzisiejsze
straszliwe wydarzenie roztopio si w czasie i przestrzeni i stao si tym, czym fakty
majce miejsce w prastarych cywilizacjach, a te z kolei utosamiy si z losem ziemi,
losy ziemi za rozpyny si w losach wszechwiata i tak, wracajc myl do
wdowy, widziaem j uleg wszechmocnym prawom, pogodzon ze swymi
mordercami, nieruchom i pogodn.
Czas nabra dla mnie waciwej perspektywy: wdowa umara przed tysicami
lat, w epoce cywilizacji egejskiej, a kdzierzawe dziewczta z Knossos skonay
dzisiejszego ranka nad brzegiem tego umiechnitego morza.
Sen ogarn mnie tak, jak zapewne ktrego dnia zabierze mnie mier.
Mikko zapadem si w ciemno. Nie wiedziaem nawet, kiedy i czy w ogle wrci
Zorba. Rano spotkaem go na grze, wrzeszczcego i urgajcego robotnikom.
Wszystko, co zrobili, byo nie po jego myli. Przepdzi trzech ludzi, ktrzy mu si
sprzeciwiali, chwyci sam kilof i zacz w gstwie zaroli midzy skaami oczyszcza
miejsce drwalom, cinajcym sosny. Jeden z nich zamia si i co mrukn, Zorba
rzuci si na niego.
Wieczorem wrci wyczerpany, w porozdzieranym ubraniu i siad obok mnie
na play. Rozmow zaczyna z oporami, ale gdy ju rozwiza mu si jzyk, mwi
tylko o drewnie, budowie, linach i wglu jak chciwy przedsibiorca, ktry pragnie za
cen spustoszenia okolicy osign najwikszy zysk i odej.
Kiedy w pewnej chwili, bdc ju spokojny i pogodzony z losem, wspomniaem
o wdowie, Zorba wycign swoj wielk ap i zasoni mi usta.
Milcz! rozkaza stumionym gosem.
Umilkem zawstydzony. ,,Ot, co znaczy prawdziwy czowiek mwiem sobie,
zazdroszczc Zorbie jego blu. Czowiek o gorcej krwi i twardych kociach, ktry
jeli cierpi, pozwala pyn szczerym, gorcym zom, a jeli jest szczliwy, to odczuwa
rado nie wyrozumowan, nie przesian przez gsty, metafizyczny przetak".
Tak upyny trzy, cztery dni. Zorba pracowa bez wytchnienia, bez
odpoczynku, jada i napoju. Nik w oczach. Ktrego wieczoru powiedziaem mu, e
Bubulina ley jeszcze chora, bez pomocy lekarskiej, e majaczc woa jego imi.
Zacisn pi.
Dobrze rzek.
Nazajutrz o wicie poszed do wioski i natychmiast wrci.
Widziae j? spytaem. Jak si czuje?
Zorba zmarszczy brwi.
To nie jest zwyka choroba odpar. Ona umiera.
I ruszy szybkimi krokami w kierunku gry.
Tego wieczoru wzi lask i wyszed bez kolacji.
Dokd, Zorbo? spytaem. Do wioski?
Nie. Na krtki spacer, zaraz wracam.
Szed wielkimi, zdecydowanymi krokami do wioski.
Byem zmczony, pooyem si. Umysem prbowaem ogarn cay wiat,
wracay wspomnienia, osaczay mnie troski, myl krya wok niedosinych idei, a
znw spocza na Zorbie.
Jeli przypadkiem natknie si na Manolakasa mylaem ten
rozwcieczony kreteski olbrzym rzuci si na niego". Podobno ostatnio zamkn si w
domu. Wstydzi si pokaza w wiosce i bez przerwy grozi, e gdy dopadnie Zorby,
zmiele go w zbach jak sardynk". Wczoraj za jeden z robotnikw zobaczy go o
pnocy krcego w pobliu baraku. Jeli spotkaj si dzi wieczr, nastpi masakra.
Skoczyem na rwne nogi, ubraem si i ruszyem szybko drog w kierunku
wsi. Pena czaru, wilgotna noc pachniaa dzik lewkoni. Po chwili rozpoznaem w
mroku Zorb, ktry wlk si wolno, jakby by zmczony. Od czasu do czasu
przystawa, spoglda na gwiazdy, nasuchiwa, potem przypiesza kroku i syszaem
uderzenia jego laski o kamienie.
Zblia si ju do ogrodu wdowy, powietrze nasycone tu byo woni kwiecia
cytrynowego i kaprifolium. W tej wanie chwili pord drzew pomaraczowych
zadwicza gos sowika, czysty niby szmer rdlanej wody. piewa i piewa w
ciemnociach, a zapierao dech w piersiach. Zorba nagle zatrzyma si, przeszyty jak i
ja bezmiernym urokiem tej pieni.
Jednoczenie trzciny tworzce ogrodzenie poruszyy si, a ostre licie
zastukotay niczym stalowe klingi.
Hej, ty tam! hukn kto dziko. Nareszcie ci mam, stary ajdaku!
Skamieniaem. Poznaem ten gos.
Zorba postpi do przodu, unis lask i znw stan. W wietle gwiazd mogem
dostrzec wyranie kady jego ruch.
Zza trzcinowego potu jednym susem wyskoczy rosy chop.
Kto tam? zawoa Zorba, wycigajc szyj.
Ja, Manolakas.
Id swoj drog, wyno si!
Zhabie mnie, Zorba!
To nie ja ci zhabiem, Manolakasie, to los tak zrzdzi. Zmykaj, mwi ci!
Czy nie wiesz, e los jest lepy?!
Los nie los, lepy nie lepy! zawoa Manolakas, zgrzytajc zbami.
Musz zmy swoj hab dzisiejszego wieczoru. Masz n?
Nie, tylko kij odpar Zorba.
Id, przynie swj n. Tu czekam na ciebie! Id!
Zorba nie rusza si.
Strach ci oblecia? zadrwi Manolakas. Id, mwi ci!
Po co mi n? spyta Zorba, wpadajc w zo. Nie mam tu nic z nim do
roboty. Pamitasz, przy kociele ty miae n, ja nie. Ale chyba niele sobie
radziem...
Kpisz sobie ze mnie nawet, co? rykn Manolakas. Ale zy czas obrae
na to! Jestem uzbrojony, a ty nie! Przynie n, wszawy Macedoczyku i
zmierzymy si!
Odrzu n, a ja lask i zmierzymy si! odkrzykn Zorba drcym z
wciekoci gosem. No, wszawy Kreteczyku?
Zorba szybkim ruchem ramienia odrzuci lask. Syszaem, jak zaszelecia w
trzcinach.
Rzu n!
Zbliyem si cicho na palcach. W wietle gwiazd zdyem uchwyci wzrokiem
bysk noa, ktry te upad w trzciny.
Zorba splun w donie.
Jazda! wrzasn i skoczy z rozpdu. Ale zanim zwarli si zacietrzewieni,
skoczyem midzy nich.
Stjcie! zawoaem. Manolakasie, Zorbo, nie wstyd wam!
Przeciwnicy wolno zbliyli si do mnie. Chwyciem praw rk kadego z nich.
Podajcie sobie donie. Obaj jestecie dzielnymi chopcami. Przerwijcie spr!
Okry mnie hab... upiera si Manolakas, prbujc wyrwa rk.
Nie tak atwo ci zhabi rzekem. Caa wioska zna twoje mstwo,
zapomnij o tym, co zdarzyo si wwczas przy kociele, bo stao si to w z godzin.
Przeszo, mino! I nie zapominaj, e Zorba jest obcy, pochodzi z Macedonii, a
wielkim wstydem dla Kreteczyka jest podnie rk na gocia... Chod, oka
prawdziwe mstwo, ucisnwszy mu do. A potem pjdziemy do baraku na szklank
wina i pieczon kiebas, by tym przypiecztowa zgod.
Objem go wp i odprowadziem na bok.
On jest ju stary, biedaczysko! szepnem mu do ucha. Nie godzi si,
eby taki miody, silny junak bi si z nim!
Manolakas zmik:
Niech bdzie rzuci. Uczyni to dla ciebie!
Postpi krok w stron Zorby i wycign cik ap:
Chod, Zorbo! powiedzia. Co byo, a nie jest, nie pisze si w rejestr. Daj
rk!
Zare mi kawa ucha rzek Zorba ale niech ci bdzie na zdrowie. Masz
moj rk!
ciskali sobie rce dugo i mocno, coraz mocniej... I patrzyli na siebie... Baem
si, e jednak dojdzie do bitki.
Tgo ciskasz, jeste silny chop, Manolakasie! przyzna Zorba.
Ty te niele. cinij jeszcze mocniej, jeli potrafisz!
Starczy ju! zawoaem. Chodmy obla nasz przyja.
Stanem midzy nimi, z prawej strony miaem Zorb, z lewej Manolakasa.
Ruszylimy w kierunku naszego wybrzea.
Bd dobre zbiory w tym roku... powiedziaem, chcc zmieni temat.
Padao duo deszczw.
aden jednak nie podj rozmowy. Ciar nie spad im jeszcze z piersi. Ca
nadziej pokadaem wic w winie. Dotarlimy do baraku.
Witaj, Manolakasie, w naszych progach! rzekem. Zorba, nadziewaj
kiebas na roen i przygotuj co do picia.
Manolakas siad na kamieniu przed barakiem. Zorba rzuci wizk chrustu,
nadzia na roen kiebas i napeni po same brzegi trzy szklanki.
Za wasze zdrowie! wzniosem toast. Twoje zdrowie, Manolakasie!
Twoje zdrowie, Zorbo! Trcie si!
Trcili si kieliszkami, Manolakas ula kilka kropel wina na ziemi.
Niech moja krew tak popynie jak to wino powiedzia uroczycie niech
tak popynie, jeli podnios na ciebie rk, Zorbo!
Niech moja krew te popynie jak to wino odpar Zorba, strcajc rwnie
par kropli na ziemi jeli nie zapomniaem ju o uchu, ktre mi odgryze,
Manolakasie!
23.

Nad ranem Zorba siad, budzc mnie, na ku i zapyta:


pisz, szefie?
Co si stao, Zorbo?
Miaem sen, dziwny sen. Wkrtce, zdaje si, czeka nas podr. Posuchaj, a
umiejesz si. W naszym porcie znajdowa si wielki jak miasto statek, sta pod par,
gotw do drogi. Przybiegem z wioski, trzymajc na rku papug. Dopadam statku,
wspinam si na pokad, a tu nadchodzi kapitan i woa: Bilet, prosz!" Ile pac?"
pytam i wyjmuj z kieszeni gar papierowych banknotw. Tysic drachm". A nie
starczy osiemset?" Nie, tysic". Mam tylko osiemset, bierz je!" Tysic, ani grosza
mniej! Jeli nie masz, wyno si std, ale ju!" Rozzociem si. Posuchaj, kapitanie
mwi. Bierz w swoim wasnym interesie osiemset, bo mog si obudzi, stary, i
wtedy stracisz wszystko!"
Zorba wybuchn miechem.
Widzisz, jak dziwn maszyn jest czowiek? Pakujesz w ni chleb, wino,
ryby, rzodkiewki, a wychodz z niej westchnienia, miech, sny. Caa fabryka! W
naszych gowach mieci si zapewne takie kino, co gada.
Nagle Zorba wyskoczy z ka.
Ale skd papuga? zaniepokoi si. Co to znaczy, e niosem papug?
Ojej, boj si, e...
Nie dokoczy zdania, bo do baraku wpad jak szalony jaki niski, rudowosy
posaniec, ciko dyszc.
Na lito bosk! Biedna madame woa o lekarza! Umiera! Mwi, e umiera,
tak wanie: umiera i e wy bdziecie j mie na sumieniu!
Zawstydziem si. W tym caym zamieszaniu, jakie sprawio zamordowanie
wdowy, zapomnielimy zupenie o starej przyjacice.
Cierpi, biedaczka cign z humorem rudzielec. Kaszle tak, a cay
sklepik si trzsie. Tak, tak, kaszle olim gosem, a trzsie si caa wioska!
Nie miej si! krzyknem. Milcz!
Wziem skrawek papieru i napisaem na nim kilka sw.
Zanie szybko ten list lekarzowi i nie wracaj, dopki nie zobaczysz na wasne
oczy, jak zaprzga koby! Syszysz? Biegnij!
Chwyci list, wcisn za pas i ju go nie byo.
Zorba ubiera si szybko, bez sowa.
Poczekaj, pjd z tob rzekem.
piesz si, piesz... odpar i ruszy do wioski.
Wkrtce i ja zdaem t sam drog. Opustoszay ogrd wdowy wci
roztacza czarown wo. Mimithos siedzia przed domem, skulony jak zbity, zdziczay
pies. Schud, oczy mu zapady i pony gorczk. Obejrza si, dostrzeg mnie i
podnis kamie.
Co tu robisz, Mimithosie? zapytaem, obrzucajc smutnym spojrzeniem
ogrd. Owadno mn wspomnienie ciepych obejmujcych mnie ramion... W
powietrzu unosia si wo kwiecia pomaraczowego i laurowego olejku. Znw
ujrzaem, jak w mroku lni jej pikne czarne oczy, jak byszcz wypolerowane liciem
orzecha zby, ostre i nieskazitelnie biae.
Dlaczego mnie o to pytasz? warkn Mimithos. Odejd! Zajmij si
swoimi sprawami!
Chcesz papierosa?
Przestaem pali. Wszyscy jestecie podli! Wszyscy! Wszyscy! Wszyscy!
Urwa zdyszany, jakby szuka odpowiedniego okrelenia i nie mg go znale.
Podli... Niegodziwcy... garze... Mordercy!
Znalaz waciwe sowo i podskoczy, klasnwszy w donie, jakby odczu ulg.
Mordercy! Mordercy! Mordercy! wrzeszcza piskliwym gosem, miejc
si do rozpuku. Poczuem, e serce mi si ciska.
Masz racj, Mimithosie! Masz racj! szepnem i ruszyem spiesznie dalej.
Wchodzc do wioski ujrzaem starego Anagnostisa, ktry wsparty na lasce
przyglda si z uwag dwom tym motylom trzepoccym si nad wiosenn traw.
Teraz na staro, kiedy nie gnbiy go ju myli o gospodarstwie, onie i dzieciach,
mia czas na ogldanie wiata obojtnym wzrokiem. Spostrzegszy na ziemi mj cie,
podnis natychmiast gow:
Jakie wiatry przygnay ci tu o tak wczesnej porze? zapyta.
Ale widzc niepokj na mojej twarzy, nie czeka na odpowied, tylko doda:
Popiesz si, mj synu. Nie wiem, czy zastaniesz t biedaczk przy yciu!
Najwierniejszy sprzt Hortensji szerokie oe, wysunite na rodek pokoiku,
wypenio go bez reszty. U wezgowia z penym mioci niepokojem pochylaa si nad
ni jej gwna doradczyni papuga w zielonym fraczku i tej czapeczce, o
okrgych zoliwych oczach. Spozieraa z gry na jczc, zoon niemoc pani i
przechylaa ludzk niemal gow, eby lepiej sysze.
Nie, nie, to nie byy tak dobrze jej znane miosne westchnienia, czue, gobie
gruchania czy askotliwe mieszki... Pot spywajcy lodowatymi kroplami po twarzy
pani, nie umyte, rozczochrane wosy, kosmykami przylepione do skroni, konwulsyjne
ruchy wszystko to widziaa papuga po raz pierwszy i zaniepokoia si... Prbowaa
zawoa: Canavaro! Canavaro!", lecz nie moga doby gosu ze cinitej krtani.
Jej biedna pani jczaa, zwide, pomarszczone rce szarpay kodr. Nie
umalowana, z obrzk twarz, pachniaa kwanym potem i psujcym si misem.
Spod ka wystaway jej rozdeptane, wykrzywione pantofle, na widok ktrych
ciskao si serce. Sprawiay jeszcze bardziej przygnbiajce wraenie ni ich
wacicielka.
Zorba siedzcy u wezgowia chorej patrzy na pantofelki, nie mg oderwa od
nich wzroku, zaciska wargi, eby zdusi kanie. Wszedem, stanem za nim, ale on
mnie nie zauway.
Nieszczsna oddychaa z trudem, dusia si. Zorba zerwa z gwodzia kapelusik
ozdobiony sztucznymi rami i wachlowa j. Porusza szybko i niezrcznie swoj
wielk doni, jakby roznieca ogie, ktry nie chce si j mokrego paliwa.
Madame otwara oczy i rozejrzaa si dookoa z przeraeniem. Przez otaczajc
j ciemno nie moga dojrze nikogo, nawet Zorby poruszajcego jej kapelusikiem
ozdobionym sztucznymi kwiatami. Wszechogarniajcy mrok wypeniy unoszce si z
ziemi bkitne opary, kbice si i zmieniajce swj ksztat. Raz wyglday jak
rozwarta paszcza, raz jak szponiaste apy, a raz jak czarne skrzyda.
Biedaczka wpia si paznokciami w brudn, poplamion od ez, liny i potu
poduszk i zakrzykna gono:
Nie chc umiera! Nie chc!
Tymczasem, usyszawszy o jej stanie, przybiegy dwie paczki ze wsi. Wlizny
si do pokoju i siady na pododze, oparszy si plecami o cian.
Papuga dostrzega je swym okrgym okiem, rozzocia si, wycigna szyj i
krzykna: Canav...", lecz Zorba ze zoci wycign w stron klatki rk i papuga
zamilka.
Znowu rozlego si rozpaczliwe woanie:
Nie chc umiera! Nie chc!
W drzwiach pojawili si dwaj niadzi chopcy, przyjrzeli si chorej, z
zadowoleniem mrugnli do siebie znaczco, po czym zniknli, a na podwrzu rozlego
si gdakanie i trzepotanie skrzydami, jakby kto polowa na kury.
Pierwsza paczka, stara Malamatenia, zwrcia si do swojej towarzyszki:
Widziaa ich, ciotko Lenio? Widziaa, jak tym godomorom spieszno
ukrci eb kurom, eby je schrupa? Nicponie z caej wsi zbiegy si na podwrko,
zaraz zaczn rabunek! a zwracajc si w stron miertelnego oa dodaa
niecierpliwie: Umieraj no szybciej, stara! Popiesz si! My te chcemy co mie z
tego!
Jeli mam ci powiedzie prawd rzeka ciotka Lenio, cigajc wskie,
bezzbne usta. Jeli mam ci powiedzie najszczersz prawd, matko Malamatenio,
to oni maj racj! Jeli chcesz je kradnij, jeli chcesz co mie rabuj" radzia
mi moja nieboszczka matka. Odprawmy raz-dwa swoje lamenty, a zdymy chwyci
gar ryu, troch cukru, jaki garnuszek i bdziemy mogy bogosawi jej pami.
Przecie ona nie ma dzieci ani krewnych, kt wic zje kury i krliki? Kto wypije
wino? Kto odziedziczy te wszystkie nici, grzebienie, cukierki? Powiem ci szczerze,
matko Malamatenio, niech mi Bg wybaczy, ale mam ochot zabra, co si da!
Poczekaj, moja mia, nie piesz si tak rzeka Malamatenia, chwytajc
swoj towarzyszk za rk. Przysigam ci, e chc tego samego, ale pozwl jej
najpierw wyzion ducha!
Tymczasem umierajca szukaa czego nerwowo pod poduszk. Teraz, w
obliczu niebezpieczestwa, wycigna ze swego kufra krucyfiks z biaej, lnicej koci
i umiecia obok siebie na ku. Od wielu lat spoczywa zapomniany gboko na dnie
kufra wrd podartych nocnych koszul i aksamitnych gaganw, schowany na
wypadek cikiej choroby, jak gdyby Chrystus mia by lekiem, ktry dopokd si
dobrze yje, pije i kocha do woli jest bezuyteczny.
Teraz znalaza po omacku krucyfiks i przycisna do spoconych piersi.
Mj Jezusku... Mj Jezusku najmilszy... szeptaa, tulc namitnie do ona
ostatniego kochanka.
Francuskie i greckie sowa czyy si w penym uczucia i patosu woaniu.
Papuga usyszaa je, wyczua zmian tonu i przypomniawszy sobie minione
nieprzespane noce, podskoczya radonie:
Canavaro! Canavaro! zapiaa ochrypym gosem, jakim kogut wita
wschodzce soce.
Zorba tym razem nie prbowa jej uciszy, spoglda na paczc i caujc
krucyfiks kobiet, ktrej zniszczona twarz nabraa nagle wyrazu wielkiej sodyczy.
Otwary si drzwi i wszed na palcach stary Anagnostis, trzymajc czapk w
rku. Zbliy si do chorej, pochyli i uklk.
Odpu mi, pani, moje winy powiedzia a Bg odpuci ci twoje. Wybacz,
jeli kiedy mwiem do ciebie w zoci. Jestemy przecie tylko ludmi!
Ale Hortensja leaa teraz spokojnie, pogrona w niewysowionej bogoci, i
nie syszaa sw starego Anagnostisa. W niepamici utony wszystkie jej cierpienia
ndzna staro, drwiny, bezlitosne sowa, jakimi j obrzucano, smutne wieczory,
kiedy siedziaa na pustym ganku i robia na drutach grube skarpety jak prosta,
poczciwa, powana kobiecina, ona, wytworna paryanka, niezwyciona uwodzicielka,
przed ktr na kolana padali czterej mocarze i ktr pozdrawiay cztery wielkie floty!
Morze jest niepokalanie bkitne, pitrz si spienione fale, koysz pywajce
fortece, na drzewcach trzepoc wielobarwne flagi, zapach smaonych ryb morskich i
kuropatw piekcych si na ronie unosi si w powietrzu, podaj jej mroone owoce w
rnitych krysztaowych kompotierach. Strzelaj korki szampana.
Brody: czarna, kasztanowa, szpakowata i blond, cztery rodzaje zapachw
woda koloska, fioki, pimo i paczula. Drzwi kabiny zamykaj si, opada cika
zasona, zapalaj si wiata Hortensja przymyka oczy. Mj Boe, czy cae to ycie
wypenione mioci, cae ycie pene cierpie, nie byo tylko chwil?
Przechodzi z jednych kolan na drugie, obejmuje haftowane zotem bluzy,
zanurza palce w gstych, perfumowanych brodach. Nie przypomina sobie imion, tak
jak jej papuga pamita tylko jedno: Canavaro, poniewa by najmodszy i tylko to
jedno imi papuga potrafia wymwi. Inne, zbyt trudne, utony w niepamici.
Hortensja westchna gboko i mocniej przytulia krucyfiks do ona.
Mj Canavaro... Mj najmilszy Canavaro... majaczya, tulc krzy do
mokrych od potu, obwisych piersi.
Zaczyna traci przytomno szepna ciotka Lenio. Pewnie zobaczya
swego Anioa Stra i przerazia si... Rozwimy chusty i podejdmy.
Bj si Boga! zawoaa Malamatenia. Mamy j opakiwa za ycia?!
Moja matko Malamatenio gucho warkna ciotka Lenio. Trzeba
pomyle o jej kufrach, bielinie, o towarach w sklepiku i kurach, i krlikach. Ty
gldzisz mi tu o czekaniu, a odda ducha! Tymczasem kto pierwszy, ten lepszy!
Powiedziawszy to, zerwaa si energicznie na nogi, a za ni ruszya jej
towarzyszka. Rozwizay czarne chusty, rozpuciy rzadkie siwe wosy i wczepiy si w
krawd ka. Pierwsza daa sygna do lamentu ciotka Lenio, wydobywajc z siebie
ostry, przejmujcy krzyk:
Iiii!
Zorba zerwa si, chwyci obie staruchy za wosy i odrzuci do tyu.
Zamkn gby, stare sroki! krzykn, Czy nie widzicie, e ona jeszcze
yje?
Stary idiota! jazgotaa Malamatenia, zawizujc na powrt chust. Skd
go u diaba tu przynioso, tego przybd!
Hortensja, zmczona yciem syrena, usyszaa przeraliwy krzyk paczki.
Czarujca wizja rozproszya si. Statek admiraa poszed na dno, znikny misiwa z
rona, szampan i perfumowane brody, a ona znw leaa na swoim ohydnym
miertelnym ou gdzie na kracu wiata. Prbowaa unie si, jakby szukajc
ucieczki, ale opada i zawoaa z cich skarg:
Nie chc umiera... Nie chc...
Zorba pochyli si nad ni, dotkn swoj wielk, stwardnia doni jej
rozpalonego czoa i odgarn z twarzy mokre od potu wosy. Jego ptasie oczy
napeniy si zami.
Cicho, cicho, moja poczciwino wyszepta. Ja tu jestem. Ja, Zorba. Nic
si nie bj!
I oto od jednego dotknicia widzenie wrcio i jak ogromny motyl koloru
morza ogarno swymi skrzydami ko. Konajca chwycia wielk do Zorby,
wycigna powoli rami i obja jego pochylon szyj. Jej wargi poruszyy si:
Mj Canavaro... O, mj najmilszy Canavaro... Krucyfiks zelizn si z
poduszki, upad na podog i rozbi si w kawaki. Z podwrza dochodzi mski gos:
Kad kur, mwi ci, woda si zaraz zagotuje! Siedziaem w kcie i w moich
oczach wci wzbieray zy. To jest wanie ycie rnobarwne, nieskadne,
obojtne, przewrotne. Ci prymitywni kretescy chopi, otaczajcy star, przyby tu z
drugiego koca wiata piewaczk kabaretow, przygldaj si jej konaniu z tak
pierwotn radoci, jakby ona nie bya istot ludzk, jakby patrzyli na wielkiego,
egzotycznego, barwnego ptaka, ktry spad na ich wybrzee i ley ze zamanym
skrzydem. Stara pawica, stara kotka, stara tusta foka...
Zorba delikatnie wylizn si z ucisku Hortensji, wsta poblady, otar oczy
wierzchem doni. Patrzy na chor, lecz nic ju nie rozrnia, nic nie widzia. Otar
ponownie oczy i wtedy ujrza nieskoordynowane ruchy jej sabych opuchnitych stp i
grymas, jaki wykrzywi jej usta. Drgna raz i drugi. Kodra zsuna si na podog,
ukazujc pnagie, mokre od potu, obrzmiae tozielone ciao. Hortensja krzykna
cieniutkim, piskliwym gosikiem zarzynanego kurczaka i znieruchomiaa z szeroko
otwartymi, szklistymi oczami, w ktrych zastyga groza.
Papuga zeskoczya na dno klatki, uczepia si prtw, spojrzaa i zobaczya, jak
Zorba kadzie swoj wielk ap na gowie jej pani i wolno, wolniutko, z ogromn
tkliwoci zamyka jej powieki...
Hej, szybko! Ju wycigna kopyta! wrzasny paczki, podbiegajc do
ka.
Zawyy przecigle. Pochylajc si i koyszc, biy si w piersi zacinitymi
piciami. Ten aosny i zowrogi, monotonny, koyszcy rytm powoli wprawia je w
stan lekkiego oszoomienia. Bray je w posiadanie dawno minione troski i sczc si
jak trucizna, dryy skorup ich serc. Pkaa i rodzi si obrzdowy, aosny lament.
Nie na ziemi miejsce dla ciebie, nie na ziemi oe...
Zorba wyszed na podwrze. Porwa go pacz, wstydzi si jednak kobiet.
Przypomniaem sobie jego sowa, powiedziane do mnie pewnego dnia: Nie wstydz
si paka, ale tylko wobec mczyzn. My, mczyni, stanowimy rodzaj klanu,
nieprawda? Dlatego nie wstydz si. Ale wobec kobiet musimy by zawsze dzielni.
Skoro my zaczniemy ka, co si stanie z tymi biedaczkami? To byby koniec wiata".
Obmyto ciao winem, stara aobnica otworzya kufer, wydobya czyst
bielizn, obleka w ni zwoki i wylaa na nie flakonik wody koloskiej.
Z ssiednich ogrodw zleciay si muchy mierci i zoyy jajka w nozdrzach,
oczodoach i kcikach ust zmarej.
Zapada zmierzch. Niebo na zachodzie byo pikne i pogodne. Strzpiaste,
rowe oboczki obrzeone zotem unosiy si leciutko w ciemnym fiolecie wieczoru,
nieustannie zmieniajc ksztaty. Podobne byy do statkw, abdzi, do fantastycznych
wenistych lub jedwabistych smokw. Midzy trzcinami potu okalajcego podwrko
przezierao z oddali wzburzone morze.
Dwa spasione kruki sfruny z figowca i siady na pytach podwrza. Zorba
rozzoci si, zapa kamie i przepdzi je.
Na przeciwlegym kracu podwrza wiejscy nicponie przygotowywali uczt, co
si zowie. Wytaszczyli z kuchni ogromny st. Wyszperali chleb, talerze, noe i
widelce, a ze spiarni wynieli gsior wina. Ugotowali kury, a teraz jedli z apetytem i
pili, trcajc si wesoo kieliszkami.
Niech Bg zmiuje si nad jej dusz, niech zmae wszystkie jej winy! Oby jej
wszyscy kochankowie stali si anioami i unieli jej dusz do nieba.
O, spjrzcie na starego Zorb! zawoa Manolakas. Rzuca kamieniami w
kruki! Owdowia biedak, zawoajmy go, niech wypije z nami za pami swojej
kokoszki. Hej, Zorbo, chod tu, aziku!
Zorba odwrci si. Zobaczy zastawiony st, parujce pmiski, wino skrzce
si w szklankach i mocnych, opalonych chopakw z gowami opasanymi chustkami,
kipicych modoci i beztrosk.
Ej, Zorba mrukn do siebie. Trzymaj si! Poka teraz, co potrafisz!
Zbliy si i wypi jednym haustem kielich wina, potem drugi i trzeci. Zjad
kurze udko. Zagadnity, nie odpowiada, jad w milczeniu, duymi ksami, i pi
wielkimi ykami. Spoglda w stron pokoju, w ktrym nieruchomo leaa jego zmara
przyjacika, i sucha lamentw dochodzcych z otwartego okna. Od czasu do czasu
aobne pienia uryway si, a ich miejsce zajmoway echa jakiej jakby ktni, dwiki
podobne do skrzypienia otwieranych i zamykanych szaf, stpanie szybkich, cikich
krokw, potem jak gdyby odgosy bjki... I znowu wznosi si lament, monotonny,
beznadziejny, agodny jak brzczenie pszcz.
Paczki krciy si po pokoju nieboszczki i odprawiajc aobne obrzdy,
szperay zawzicie w kadym kcie. Otworzyy szaf, znalazy w niej kilka yeczek,
troch cukru, puszk kawy i pudeko rachatukum. Ciotka Lenio skoczya i zapaa
kaw oraz rachatukum, stara Malamatenia za, chwyciwszy cukier i yeczki, wyrwaa
jej dwa kawaki rachatukum i wpakowaa je sobie do ust. Lament sta si teraz
guchy, zdawiony, jakby sklejony:
Niech sypie si na ciebie deszcz kwiatw, a jabka niech upadn na twoje
kolana...
Dwie staruchy wlizny si do pokoju, dopady kufra, zanurzyy w nim
kociste szpony, zapay kilka chusteczek, rczniki, trzy pary skarpet, jedn podwizk
i wpakowawszy wszystko w zanadrze, wrciy do oa nieboszczki, czynic znak
krzya.
Matka Malamatenia na widok staruch oprniajcych kufer wpada w zo.
piewaj no dalej, piewaj, zaraz wracam! krzykna do ciotki Lenio i te
wpakowaa ca gow w kufer.
Strzpy atasu, wyblaka suknia buraczkowego koloru, staromodne czerwone
pantofelki, poamany wachlarz, nie uywana czerwona parasolka i na samym dnie
kufra stary, trjgraniasty, admiralski kapelusz podarunek otrzymany kiedy
dawno. Gdy Hortensja bya sama, kada go na gow, stawaa przed lustrem i
powana, pena melancholii, patrzya na siebie z podziwem.
Kto zbliy si do drzwi. Staruszki odskoczyy, ciotka Lenio znowu uczepia si
ka nieboszczki, zacza bi si w piersi, wykrzykujc:
I niech szkaratne godziki otocz twoj szyj...
Wszed Zorba i spojrza na zmar, ktra nieruchoma, spokojna, pokryta
muchami leaa ze skrzyowanymi rkami i aksamitn wstk wok szyi.
Gar prochu myla. Gar prochu, ktra kiedy czua gd, miaa si i
caowaa. Grudka bota, ktra pakaa. A teraz? Co za diabe zsya nas na ten wiat i co
za diabe zabiera?"
Splun na podog i usiad.
Na podwrzu modzie szykowaa si do taca, zjawi si synny lirnik
Fanurios, odsunito st, baki po nafcie, kube, kosz do brudnej bielizny i na
pustym ju miejscu rozpoczto zabaw.
Przysza starszyzna, wuj Anagnostis z wysok zakrzywion lask, w dugiej,
biaej koszuli, nauczyciel z duym, mosinym kaamarzem u pasa i zielon obsadk
zatknit za ucho, wreszcie tusty, niechlujny Kontomanolios. Nie byo tylko starego
Mavrantonisa. Skry si w odludnym miejscu.
Ciesz si, e was widz, chopcy! rzek wuj Anagnostis, podnoszc rk.
Ciesz si, e si bawicie! Jedzcie i pijcie. Niech wam Bg bogosawi, ale nie
krzyczcie. Nieboszczka syszy, syszy, chopcy!
Kontomanolios za wyjani:
Przyszlimy tu spisa majtek nieboszczki i rozdzieli go midzy biedot
wiejsk. Jedlicie i pilicie do woli, teraz dosy! Nie wacie si zagarnia wszystkiego,
bo popamitacie!
Mwic to, gronie wywija lask.
Za tymi trzema dostojnymi gospodarzami sza dziesitka rozczochranych,
bosych kobiet w achmanach. Kada z nich trzymaa pod pach pusty worek lub
dwigaa na plecach kosz. Zbliay si bez sowa, krok za krokiem, ukradkiem.
Wuj Anagnostis odwrci si i na ich widok wybuchn gniewem.
Precz, Cyganichy! zawoa. Chcecie tu rabowa? Spiszemy dokadnie
wszystko na papierze, potem rozdzielimy sprawiedliwie i po porzdku midzy
biedakw. Precz, mwi, wam! ebym nie musia uy kija!
Nauczyciel odczepi od pasa duy mosiny kaamarz, rozwin arkusz papieru
i skierowa si do sklepiku, eby tam zacz sporzdzanie spisu.
Ale w tej chwili rozleg si oguszajcy haas, jakby walono w elazne baki,
jakby toczyy si szpule, spaday i tuky si filianki. To w kuchni z wielkim rumorem
runy garnki, talerze, yki i widelce.
Stary Kontomanolios zerwa si, wymachujc kijem, nie wiedzia, gdzie
najpierw biec! Staruchy, mczyni, dzieci wszyscy obiegli drzwi, wskakiwali przez
okna, przeskakiwali ogrodzenie i spadali z dachw, taszczc wszystko, co dao si
ukra: patelnie, garnki, materace, krliki... Niektrzy wyrywali z zawiasw okna,
drzwi i dwigali na plecach. Nawet Mimithos cign pantofle nieboszczki, zwiza
jednym sznurowadem i zawiesi na szyi mona byo pomyle, e madame
Hortensja siedzi mu okrakiem na karku i wida tylko jej buciki.
Nauczyciel zmarszczy brwi, zawiesi znowu kaamarz u pasa, zoy czysty
arkusz papieru i peen uraonej godnoci wyszed bez sowa.
Nieszczsny wuj Anagnostis krzycza, baga, wymachiwa lask:
Haba, hultaje, haba wam, nieboszczka was sucha!
Wezwa popa? zapyta Mimithos.
Jakiego popa, gupcze?! krzykn z pasj Kontomanolios. Przecie ona
bya heretyczk wyklt z ona kocioa, nie widziae, jak si egnaa? Czterema
palcami! Chodmy zakopa j w nie powiconej ziemi, zanim zacznie cuchn i
cignie zaraz na wiosk!
Przysigam, e ju peno w niej robakw odezwa si Mimithos i
przeegna si.
Wuj Anagnostis pokiwa swoj ma gow o arystokratycznych rysach:
Czemu ci to dziwi, gupcze? W czowieku ju od urodzenia lgn si robaki,
tylko e ich nie wida. Skoro jednak poczuj, e zaczyna gni, wya ze swoich
kryjwek biae, bielutkie jak robaki w serze!
Pojawiy si pierwsze gwiazdy i zawisy w powietrzu, drce niby srebrne
dzwoneczki, noc caa bya jak dwiczna pie.
Zorba zdj klatk z papug znad ka nieboszczki. Osierocony ptak skry si
przeraony w kcie. Przyglda si wszystkiemu z napiciem, ale nic nie mg
zrozumie. Skuli si wic, chowajc gow pod skrzydo.
Gdy Zorba zdj klatk, papuga zerwaa si, sprbowaa co zaskrzecze, lecz
Zorba wycign do niej do:
Cicho powiedzia mikko. Cicho. Chod ze mn.
Pochylony nad nieboszczk patrzy na ni dugo ze cinitym gardem. Zrobi
ruch, jakby chcia j pocaowa, opamita si jednak.
Niech miosierdzie boe bdzie z tob w tej ostatniej drodze szepn.
Zabra klatk i wyszed na podwrze. Zauwaywszy mnie, zbliy si:
Chod, idziemy std powiedzia cicho, biorc mnie pod rk.
Wydawa si spokojny, tylko wargi mu dray.
Wszyscy pjdziemy t sam drog powiedziaem.
adna mi pociecha! odpar sarkastycznie. Chod, idziemy.
Zaczekaj, Zorbo, wanie j zabieraj. Powinnimy by przy tym... Zniesiesz
to?
Znios odpar zdawionym gosem.
Postawi na ziemi klatk i skrzyowa ramiona.
Z pokoju, w ktrym leaa nieboszczka, wyszli wuj Anagnostis i
Kontomanolios. Przeegnali si. Za nimi kroczyli czterej tancerze, majcy jeszcze
zatknite za uchem kwietniowe re. Na p pijani, w wietnych humorach nieli
zdjte z zawiasw drzwi wejciowe, na ktrych spoczywaa zmara. Za nimi szed
lirnik ze swoim instrumentem i moe z dziesiciu podchmielonych chopw,
dojadajcych ostatnie ksy, oraz pi czy sze kobiet, z ktrych kada taszczya
garnek albo krzeso. Pochd zamyka Mimithos z zawieszonymi na szyi zniszczonymi
bucikami.
Mordercy! Mordercy! Mordercy! wrzeszcza ze miechem.
Wia ciepy, wilgotny wiatr, morze burzyo si. Lirnik nastroi swj instrument
i pocign po nim smyczkiem. Gos liry, wiey i radosny, w t letni noc zabrzmia
ironi: Nie zachod, soneczko, czemu ci tak spieszno..."
Chodmy! powiedzia Zorba. Skoczone...
24.

Szlimy w milczeniu wskimi wiejskimi zaukami. Nieowietlone domy


czarnym masywem majaczyy w mroku, czasami zaszczeka gdzie pies lub gono
sapn w. Powiew wiatru przynosi z daleka radosne dwiki liry, a dzwoneczki jej
brzmiay jak swawolne bulgotanie fal.
Opucilimy wiosk, skierowalimy si na nasze wybrzee.
Zorbo powiedziaem, chcc przerwa dawice milczenie. Co to za
wiatr? Poudniowy?
Ale Zorba szed przodem, trzymajc klatk z papug niby latark, i nie
odpowiedzia. Dopiero gdy znalelimy si na wybrzeu, zagadn:
Czy jeste godny, szefie?
Nie, Zorbo.
Moe chcesz spa?
Nie.
Ja te nie. Posiedmy troch na kamieniach, chciabym ci o co zapyta.
Obaj bylimy zmczeni, jednak sen si nas nie ima. Nie chcielimy uroni ani
kropli z goryczy tego dnia. Zanicie wydawao si nam dezercj w godzinie
niebezpieczestwa, tote wstyd nam byo uda si na spoczynek.
Siedlimy nad brzegiem morza, Zorba postawi klatk midzy kolanami i
milcza przez dugi czas. Spoza gr wyoni si jaki monstrualny gwiazdozbir,
wielooki potwr z ogonem w skrtach. Od czasu do czasu odrywaa si od niego
gwiazda spadajca.
Zorba spoglda na niebo z zachwytem takim, jakby widzia je po raz pierwszy.
Co te moe siedzie tam w grze? szepn.
Po chwili zdecydowa si zakci cisz tej gorcej nocy.
Czy moesz mi wytumaczy, szefie rzek uroczystym, penym wzruszenia
tonem. Czy moesz mi wyjani, co to wszystko znaczy? Kto to stworzy? W jakim
celu? A przede wszystkim tu gos mu zadra od gniewu i trwogi dlaczego
musimy umiera?
Nie wiem, Zorbo! odparem i zawstydziem si, jakby mnie zapytano o
najprostsz, elementarn rzecz, a ja nie potrafibym jej wyjani.
Nie wiesz! wykrzykn Zorba i jego oczy stay si rwnie okrge, jak
tamtej nocy, kiedy mu powiedziaem, e nie umiem taczy.
Zamilk na chwil, po czym wybuchn gwatownie:
W takim razie po co istniej te wredne ksiki, ktre czytasz? Jeli o tym nie
mwi, to o czym plot?
Wyraaj rozterk czowieka, ktry nie potrafi odpowiedzie na pytanie,
ktre mi zadae odparem.
Gwid na te rozterki! hukn, tupic z gniewem nogami.
Papuga wzdrygna si na ten nagy krzyk.
Canavaro! Canavaro! wrzeszczaa, jakby wzywajc ratunku.
Ty te zamknij dzib! rozkaza Zorba i rbn pici w klatk.
Nastpnie zwrci si do mnie:
Chc, eby mi powiedzia, skd przychodzimy i dokd zdamy. Jeli od
tylu ju lat lczysz nad t swoj czarn magi, przetrawie z pidziesit ton papieru,
to czego musiae si dowiedzie?
W gosie Zorby byo tyle przeraenia, e oddech zamar mi w piersiach. O, jake
pragnem mc mu odpowiedzie!
Byem gboko przekonany, e szczytem, na ktry moe wznie si czowiek,
nie jest ani wiedza, ani cnota, ani dobro, ani wadza, lecz co o wiele bardziej
wzniosego i wymagajcego wicej heroizmu wita w swej istocie groza.
Nie odpowiadasz mi? rzek Zorba z trwog. Prbowaem pomc mojemu
przyjacielowi zrozumie, czym jest owa wita groza:
Jestemy niczym liche robaczki na listku potnego drzewa. Ten listek to
nasza ziemia, inne licie s gwiazdami, ktre widzisz noc w ich ruchu. Drepcemy na
naszym listku, przypatrujc mu si lkliwie, obwchujemy, czy pachnie, czy te czu
go nieadnie, prbujemy, czy jest jadalny. Gdy go uderzy reaguje. Jczy jak ywa
istota.
Niektrzy ludzie, ci nieustraszeni, docieraj a do jego krawdzi i z szeroko
otwartymi oczami i wytonym suchem pochylaj si nad przepaci. Dreszcz ich
przenika, bo wyczuwaj tam straszliw otcha. Sysz szmer innych lici ogromnego
drzewa, ttnienie sokw ywotnych, ktre wznosz si od korzeni do naszego licia,
wypeniaj go, a z nim i nasze serca, i wtedy ciaami i duszami pochylonych nad
przepaci wstrzsa groza. W tym momencie poczyna si...
Przerwaem. Chciaem powiedzie: W tym momencie poczyna si poezja", ale
Zorba nie zrozumiaby tego, wic zamilkem.
Co si zaczyna? pyta trwonym gosem Zorba. Dlaczego nie
dokoczye?
Zaczyna si wielkie niebezpieczestwo, Zorbo. Jedni dostaj zawrotu gowy i
bredz, inni, przeraeni, usiuj znale odpowied, ktra by dodaa im otuchy, i
mwi: Bg", jeszcze inni spogldaj spokojnie i odwanie z krawdzi licia w
przepa i powiadaj: To mi si podoba".
Zorba myla dugo. Mczy si, ale pragn zrozumie.
Ja powiedzia wreszcie w kadej chwili mog spojrze mierci w oczy i
nie przestrasz si. Ale nigdy, przenigdy nie powiem: To mi si podoba". Nie, nie
podoba mi si wcale! Nie zgadzam si na ni. Protestuj!
Zamilk, lecz wkrtce znw wybuchn:
O! Ja nigdy nie pozwol, eby mier mnie zarna jak barana. Nie powiem
jej: Podernij mi gardo, bo chc si szybciej dosta do nieba".
Nie odpowiedziaem. Zorba spojrza na mnie ze zoci.
Czy nie mam wolnej woli? krzykn.
Suchaem go peen rozterki. Kim by ten mdrzec, ktry radzi swym uczniom,
by z wasnej woli czynili to, co nakazuje prawo, aby aprobowali konieczno, aby
przeksztacili nieuchronno w woln wol? To jest moe jedyna droga czowieka do
wyzwolenia. Droga aosna, ale innej nie ma... Chyba e bunt. Chyba e dumny, lecz
daremny zapa czowieka walczcego w imi zwycistwa nad koniecznoci, w imi
podporzdkowania praw obiektywnych nakazowi wewntrznemu wasnej duszy.
Chyba e negacja porzdku wszechrzeczy w imi gosu wasnego serca, ktre jest
przeciwne nieludzkim prawom natury, ktre pragnie stworzenia innego, nowego
wiata, czystszego, uczciwszego, lepszego.
Zorba, patrzc na mnie, poj, e nie mam mu ju nic do powiedzenia. Podnis
klatk ostronie, eby nie zbudzi papugi, postawi j u swego wezgowia i pooy si.
Dobranoc, szefie powiedzia. Na dzisiaj do!
D silny poudniowy wiatr z Afryki. Jego tchnienie sprzyjao dojrzewaniu
jarzyn i owocw. Od niego wzbieray piersi Kretenek. Owiewa mi twarz i szyj i pod
jego wpywem mj umys rwnie dojrzewa niczym owoc.
Nie mogem i nie chciaem spa. Cho nie mylaem o niczym w t ciep noc
kretesk, czuem, e co nowego rodzi si w moim mzgu. Przeywaem wiadomie
ten niezwyky proces. Przeistaczaem si. To, co dokonuje si zwykle gboko w
piersiach, odbywao si teraz jawnie i bez osonek. Siedzc skulony nad brzegiem
morza, wasnymi oczami obserwowaem w cud.
Gwiazdy gasy i niebo si rozjaniao, a na tle tej jasnoci ukazay si jakby
nakrelone cieniutkim pirkiem gry, drzewa i mewy. Dniao.

Upyno wiele dni, zboa dojrzay i kosy pochylay si cikie od ziarna.


Cykady gray sw melodyjk pord drzew oliwkowych. Owady brzczc migotay w
jarzcym sonecznym wietle. Nad morzem unosiy si opary.
Zorba kadego ranka wyrusza milczc w gry. Budowa kolejki dobiegaa
koca. Supy stay ju na swych miejscach. Stalowe liny byy rozcignite, haki
umocowane. Zorba wyczerpany do kresu si wraca z pracy po zapadniciu nocy,
rozpala ogie i przygotowywa posiek, ktry spoywalimy obaj. Strzeglimy si, by
nie obudzi drzemicego w nas demona strachu przed mierci. Ani sowem nie
wspominalimy o wdowie, Hortensji czy Bogu. W ciszy spogldalimy na morze.
Wobec milczenia Zorby znw budziy si we mnie odwieczne czcze gosy. Pier
moja znw napeniaa si trwog. Czym jest wiat? zapytywaem sam siebie.
Jaki jest cel jego trwania i jak my, efemeryczne istoty, moemy pomc w osigniciu
tego celu? Zorba sdzi, e celem czowieka jest folgowanie uciechom cielesnym, inni
uwaaj, e oddawanie si rozkoszy intelektualnej. Ale oba te twierdzenia s dwiema
rnymi paszczyznami tego samego przedmiotu. Ale dlaczego? W imi czego? Bo gdy
ciao w proch si obrci, czy pozostanie z nas owo co, co nazywamy dusz? A moe
nie pozostaje z nas nic, a nasze nieustajce pragnienie niemiertelnoci pochodzi nie
std, e sami jestemy niemiertelni, tylko std, e w tej krtkiej jak tchnienie chwili
naszego istnienia suymy jakiej niemiertelnej sprawie".
Pewnego ranka, wstawszy i umywszy si, doznaem uczucia, e to caa ziemia
obudzia si i wykpana zajaniaa nowym blaskiem. Ruszyem do wsi. Po lewej rce
miaem nieruchome, bkitne morze, po prawej w dali pola okryte zboem niby
wojskiem nadstawiajcym zociste klingi bagnetw. Minem Figowiec Panienki z
malutkimi owocami fig pord listowia. Nie ogldajc si, przeszedem obok sadu
wdowy i dotarem do wioski. Obecnie nieduy zajazd wieci opuszczeniem i pustk,
pozbawiony drzwi i okien. Pokoiki byy zdemolowane i oprnione ze sprztw.
Pomieszczenie, w ktrym zmara Bubulina, ograbiono z ka, kufra, krzese... Tylko
w jednym z ktw poniewiera si wykrzywiony, podarty pantofel z czerwonym
pomponem. Wiernie jeszcze zachowa ksztat jej stopy. Ten ndzny pantofelek,
wierniejszy ni pami ludzka, jeszcze nie zapomnia tej tak udrczonej nogi.
Pno wrciem do domu, Zorba rozpali ju ogie i szykowa wszystko do
gotowania. Zaledwie spojrza na mnie, domyli si, skd przychodz. Zmarszczy
brwi i po tylu dniach milczenia znw otworzy przede mn dusz:
Kady bl, szefie rzek, jakby si tumaczc rozdziera mi serce na dwoje,
ale ono, zdruzgotane i poranione, goi si od razu i nie ma ladu po ranie. Cay jestem
pokryty bliznami, dlatego wytrzymuj tyle.
Szybko zapomniae, Zorbo, o biednej Bubulinie powiedziaem tonem,
ktry zabrzmia brutalnie wbrew moim intencjom.
Urazio to Zorb, wic podnis gos:
Zmiana ycia zmiana planw! Przestaem wspomina, co byo wczoraj,
przestaem myle, co bdzie jutro! Interesuje mnie tylko to, co si dzieje dzi, teraz!
Pytam siebie: Co wanie robisz, Zorbo?" pi". Wic pij dobrze!" A co robisz
obecnie, Zorbo?" Pracuj". Wic pracuj dobrze!" Co robisz teraz, Zorbo?" Cauj
kobiet". Wic cauj j mocno, Zorbo, zapomnij o wszystkim, nic wicej nie istnieje
na wiecie, tylko ona i ty!"
Po chwili doda:
aden Canavaro nie da naszej Bubulinie tyle rozkoszy co ja, twj rozmwca,
stary, obdarty Zorba. Zapytasz: dlaczego? Bo wszyscy Canavarowie wiata, caujc j,
myleli jednoczenie o swojej flocie, o Krecie, swoich krlach, wasnych szlifach lub
onach. Tylko ja zapominaem wtedy o wszystkim, a ona, ta niecnota, dobrze o tym
wiedziaa i pamitaj, mj uczony przyjacielu, e dla kobiety nie ma wikszej
rozkoszy! Prawdziwej kobiecie wiksz przyjemno sprawia dawanie szczcia
mczynie ni doznawanie go. Zapamitaj to sobie na przyszo.
Pochyli si, dorzuci drzewa do piecyka i umilk. Spogldajc na niego czuem
si szczliwy. Te chwile, przeyte na pustynnym wybrzeu, wypenione byy prostot,
a zarazem bogate w ludzkie wartoci. Nasz codzienny wieczorny posiek za podobny
by do strawy, jak szykuj sobie eglarze rzuceni na bezludny ld, kadc w jeden
garnek ryby, ostrygi, cebul i mnstwo pieprzu, strawy smaczniejszej ni kada inna i
niezmiernie krzepicej. Tu, na kocu wiata, i my bylimy podobni dwm rozbitkom.
Pojutrze uruchamiamy kolejk rzek Zorba, przejty t jedn myl. Ju
nie chodz po ziemi, tylko unosz si w powietrzu. Czuj si tak, jakbym mia haki
zamiast ramion.
Pamitasz, Zorbo, na jak przynt zapae mnie w kawiarni w Pireusie?
Chwalie si, e gotujesz jakie niezwyke zupy. I trafie. Takie wanie potrawy lubi
najbardziej. Jak na to wpade?
Zorba pokiwa gow:
Czy ja wiem, szefie? Tak sobie pomylaem, kiedy zobaczyem, jak siedzisz
spokojnie w kcie kafejki i z powag pochylasz si nad ksieczk ze zoconym
grzbietem... Nie wiem, dlaczego wydao mi si, e lubisz zupy. To przyszo samo z
siebie i mwi ci, e nie trzeba stara si tego zrozumie.
Zamilk, nasuchujc.
Cicho rzek. Kto idzie!
Usyszelimy szybkie kroki i zdyszany oddech biegncego czowieka. Nagle w
blasku pomieni wyoni si przed nami jaki mnich w poszarpanym habicie, z go
gow i osmalon brod. Wyranie czu byo od niego naft.
O, witaj, ojcze Zachariaszu! Witaj, Jzefie! krzykn Zorba. Co si stao,
e tak wygldasz?
Mnich skuli si na ziemi przy ogniu. Dra.
Zorba nachyli si i mrugn do niego porozumiewawczo.
Tak powiedzia zakonnik.
Zorba podskoczy rozpromieniony:
Brawo, mnichu! Teraz ju na pewno dostaniesz si do raju. To ci nie minie!
Wstpisz tam z bak nafty w rku.
Amen! szepn mnich i przeegna si.
Jak to si stao? Kiedy? Gadaj!
Bracie Canavaro, ukaza mi si Micha Archanio. To on mi da rozkaz.
uskaem wanie w kuchni zielony groszek, byem cakiem sam i drzwi byy
zamknite. Ojcowie poszli na nieszpory! Wszdzie zupena cisza! Sycha tylko
wiergot ptakw jak anielskie pienia. Byem spokojny w swoim sumieniu,
przygotowaem wszystko i czekaem. Bak z naft ukryem pod witym obrazem
Ostatniej Wieczerzy, eby Micha Archanio j pobogosawi...
uskaem wic wczorajszego wieczoru groch i widziaem w mylach wrota raju.
Powtarzaem sobie: Sodki Jezu, spraw, abym i ja sta si godny krlestwa
niebieskiego, a zgodz si wiecznie uska groch w rajskiej kuchni!" Tak mylaem i
zy mi pyny. Nagle sysz nad sob szum skrzyde. Zrozumiaem natychmiast, co to
znaczy, i drc spuciem gow. Wtedy rozleg si gos: Zachariaszu, podnie oczy,
nie lkaj si!" Ja jednak trzsc si padem na ziemi. Podnie oczy, Zachariaszu!"
zabrzmia znw gos. Uniosem wzrok i zobaczyem stojcego w otwartych drzwiach
Michaa Archanioa zupenie takiego samego jak namalowany na drzwiach kaplicy
skrzydlatego, w czerwonych sandaach i zocistej przybicy. Tylko zamiast miecza
trzyma ponc pochodni. Witaj, Zachariaszu!" powiedzia. Otom ja, suga boy
odrzekem. Rozkazuj!" Bierz ponc pochodni i niech Bg bdzie z tob!"
Wycignem rk i poczuem, e do moja ponie. Archanio znikn. Przez uchylone
drzwi widziaem tylko na niebie ognisty lad jak od spadajcej gwiazdy.
Zakonnik otar pot z czoa. Zblad jak ptno. Zby mu szczkay febrycznie.
I co dalej? spyta Zorba. Odwagi! Mw, mnichu!
W tym czasie ojcowie wrcili z nieszporw i wchodzili do jadalni. Opat
przechodzc da mi kopniaka jak psu, a inni zaczli si mia. Nie rzekem ni sowa. W
powietrzu po przejciu archanioa unosi si jeszcze zapach siarki, ale nikt tego nie
zauway. Usiedli w jadalni. Zachariaszu zapyta ochmistrz. Nie chcesz je?" A
ja nic. Gba na kdk. Nasyci si anielskim chlebem" zadrwi obleny Dometios.
Ojcowie znowu zarechotali. Podniosem si i poszedem na cmentarz, padem na
twarz przed archanioem i poczuem na karku ciar jego stopy. Czas szybko ucieka,
tak bd mija godziny i wieki w raju. Wreszcie nadesza pnoc. Bya cisza, mnisi
poszli spa. Wstaem, przeegnaem si, ucaowaem stop archanioa. Niech si
stanie wola Twoja!" powiedziaem, chwyciem bak z naft i otworzyem j. Pod
habitem miaem ukryte gagany. Wyszedem. Noc bya czarna jak smoa. Ksiyc nie
ukaza si jeszcze na niebie. Klasztor ton w piekielnych ciemnociach. Zakradem si
na dziedziniec i po drabinie wdrapaem si do celi opata. Oblaem naft drzwi, okna i
ciany. Potem pobiegem do celi Dometiosa i zgodnie z twoim planem do innych cel.
Oblaem naft wszystkie drzwi i dugi korytarz. Wtedy wszedem do kocioa,
zapaliem wiec od wiecznej lampki przed obrazem Chrystusa i podpaliem
klasztor...
Mnich umilk i dysza ciko, w jego oczach gorza pomie.
Niech bdzie pochwalony! wrzasn, egnajc si. Niech bdzie
pochwalony! Klasztor natychmiast stan w ogniu. Niech was pieko pochonie!"
krzyknem gono i wziem nogi za pas. Uciekaem ze wszystkich si, a za mn
rozlegao si bicie dzwonw i krzyk mnichw.
Dniao. Ukryem si w lesie. Draem jak w febrze. Soce wstao. Usyszaem
gosy zakonnikw przeszukujcych krzaki. Ale Bg w dobroci swojej otuli mnie mg i
nie dostrzegli mnie. Pod wieczr znowu usyszaem, gos: Uciekaj na wybrzee!"
Prowad, archaniele!" zawoaem i ruszyem w drog. Nie wiedziaem, dokd
zdam, wid mnie archanio raz pod postaci byskawicy, raz jako czarny ptak
ukryty wrd gazi, a niekiedy jako biegnca w d cieka. Biegem i biegem za nim
ufny i oto w swej niezmierzonej dobroci zaprowadzi mnie do ciebie, mj Canavaro.
Jestem ocalony.
Zorba milcza. Na caej jego twarzy rozla si szeroki, zmysowy umiech.
Kciki ust rozcigny si a do wochatych, wielkich jak u osa uszu.
Zdj z ognia ugotowan ju straw.
Zachariaszu zapyta. Co to jest anielski chleb"?
Duch wity odpar mnich i przeegna si.
Duch, czyli innymi sowy powietrze? Nie nasycisz si tym, mj stary. Zjedz
wic chleb, zup rybn i kawa misa. Do si dzi napracowae, podjedz sobie
teraz...
Nie jestem godny odrzek mnich.
Ty, Zachariaszu, moe nie, ale Jzef? Czy on te nie jest godny?
Jzef wyzna mnich po cichu, jakby odkrywa jak wielk tajemnic,
przeklty Jzef spon, Bogu niech bdzie chwaa!
Spon! zawoa ze miechem Zorba. Jak to si stao? Kiedy? Widziae
go?
Bracie Canavaro, spon w chwili, gdy zapalaem wiec od wiecznej lampki
przed obrazem Chrystusa. Na wasne oczy widziaem, jak wychodzi z moich ust niby
czarna wstga z ognistymi literami. Obj go pomie wiecy, w ktrym zwin si jak
w i spopieli. Jaka to ulga! Wydaje mi si, e jedn nog ju jestem w raju.
Podnis si z kcika przy ogniu, gdzie przedtem przycupn skulony.
Pjd, poo si na brzegu, bo tak mi jest nakazane powiedzia.
Zrobi kilka krokw w stron morza i znikn w ciemnociach.
Masz go na sumieniu, Zorbo powiedziaem. Jeli mnisi go znajd,
zgin.
Nie znajd go, bd spokojny, szefie. Znam si troch na tych sprawach.
Jutro o wicie ogol go, ubior po ludzku i wsadz na statek. Nie przejmuj si, szefie,
to drobiazg. Dobra zupa? Jedz ze smakiem chleb ludzki, a nie anielski, i nie psuj sobie
krwi.
Zorba podjad z apetytem, napi si, otar wsy. Nabra chtki do rozmowy.
Syszae? powiedzia. Jego diabe zdech. Teraz biedak jest pusty,
zupenie pusty! Sta si taki jak wszyscy inni.
Pomyla chwil i nieoczekiwanie zapyta:
Czy nie uwaasz, szefie, e ten diabe to by...
Na pewno przerwaem mu. Pomys spalenia klasztoru wyszed od
niego. Spali go i uspokoi si. Ta istota pragna je miso, pi wino, dlatego dojrzaa
i dokonaa czynu. Ten inny Zachariasz dojrzewa, wanie poszczc.
Zorba dugo obraca to w mylach.
Do diaba! Masz chyba racj, szefie rzek. Sdz, e we mnie siedzi
przynajmniej pi czy sze diabw!
Nie bj si, Zorbo, wszyscy ich mamy w sobie! I im wicej, tym lepiej.
Najwaniejsze, eby osigay w kocu swj cel, nawet jeli d do niego rnymi
drogami.
Te sowa wstrzsny Zorb. Opar swj wielki eb o kolana i rozmyla.
Jaki cel? spyta wreszcie podnoszc wzrok.
Nie wiem, Zorbo. Pytasz o zbyt trudne rzeczy. Jak ci to wyjani?
Powiedz po prostu, tak ebym zrozumia. Dotd pozwalaem swoim diabom
na wszystko, co im si podoba. Zostawiaem im wolno. Chodziy wasnymi drogami
dlatego jedni nazywali mnie oszustem, inni uczciwym, jeszcze inni stuknitym, a
jeszcze inni mdrcem Salomonem. Zreszt jest we mnie to wszystko i jeszcze co
ponadto, istny groch z kapust. Ale jeli moesz, powiedz mi, do jakiego celu zda
czowiek.
Mog si myli, Zorbo, ale myl, e istniej trzy rodzaje ludzi: ci, ktrzy za
cel uwaaj korzystanie z ycia, dobre jedzenie, picie, bogactwo i saw. Nastpnie
tacy, ktrzy za cel bior nie wasny byt, ale dobro wszystkich ludzi, czuj bowiem, e
wszyscy ludzie stanowi jedno, prbuj ich wic owieci i uczyni szczliwymi;
kochaj ich. Wreszcie s i tacy, ktrych celem jest y penym yciem wszechwiata.
Wszyscy i wszystko, ludzie, zwierzta, roliny i gwiazdy stanowimy jedno. Jestemy
t sam istot toczc straszliw walk. Walk o to, by materia staa si duchem.

Wziwszy koc i noyczki, Zorba miejc si poszed wzdu wybrzea. Wzeszed


ksiyc i rzuca na ziemi jakie blade, chorobliwe wiato.
Samotny, przy wygasym ju ogniu rozwaaem sowa Zorby byy bogate w
tre i tchny gorcym oddechem ziemi. Rodzc si w gbi jego serca, zachowyway
czowiecze ciepo. Moje sowa, zrodzone w mzgu, ledwo munite kropl krwi,
szeleciy papierem. Jeli posiaday jak warto, to zawdziczay j tylko tej jednej
kropli.
Leaem na brzuchu, rozgrzebujc ciepy popi, gdy nagle wrci Zorba.
Opuci bezwadnie rce, a na jego twarzy widniao pene trwogi zdumienie.
Szefie powiedzia. Nie przera si...
Drgnem.
Mnich zmar.
Zmar?!
Znalazem go lecego na skale. Pada na blask ksiyca. Uklknem przy
nim i zaczem mu strzyc brod. Strzygem, goliem ani drgn. W rozpdzie
obciem mu nawet wosy do zera. Zebraem ich chyba z p kilograma... A kiedy
spojrzaem na niego tak ostrzyonego jak owc, zachciao mi si mia. Hej, panie
Zachariaszu zawoaem, trcajc go. Obud si, a zobaczysz cud, jaki uczynia
Przenajwitsza Panienka!" Ale on ani drgn. Potrzsnem nim jeszcze raz nic!
Czyby biedaczyna a tak si pospieszy do raju?" pomylaem. Rozpiem habit,
obnayem piersi i pooyem rk na sercu. Nie bio. adnego puk-puk". Cisza.
Maszyna ju stana.
W miar jak Zorba mwi, odzyskiwa ducha. mier oszoomia go na chwil.
Szybko jednak wrci do siebie.
Co teraz zrobimy, szefie? Uwaam, e powinnimy go spali. Kto naft
wojuje, od nafty ginie, tak przecie mwi Pismo wite! A on ma habit tak
przesiknity naft, ze a sztywny, zajmie si atwo i sponie jak kuka Judasza w
Wielki Czwartek!
Rb, co chcesz powiedziaem, czujc jaki niesmak.
Zorba zamyli si gboko.
Kopot tylko rzek e jak go podpal, to habit na nim sponie jak smolna
agiew, ale on sam, biedaczyna, to tylko skra i koci. Minie sporo czasu, nim taki
chudzielec obrci si w popi. Nie ma na sobie ani grama tuszczu, co by podtrzyma
ogie i kiwajc gow, doda: Czy nie sdzisz, e gdyby istnia Bg, przewidziaby
to wszystko i stworzy go do pulchnym, by nam nie sprawia kopotw?
Nie mieszaj mnie do tego, mwi ci! Rb, co chcesz, byle szybko.
Najlepiej byoby, gdyby z tego dao si wykombinowa jaki cud. Mnisi
powinni uwierzy, e sam Bg zosta fryzjerem, ostrzyg go, a w kocu, karzc za
zniszczenie klasztoru, zabi.
Podrapa si znw w gow.
Ale jaki cud? Jaki cud? Poka teraz, co potrafisz, Zorbo!
Sierp ksiyca zachodzc lni na horyzoncie zotem i purpur jak rozarzony w
ogniu kawaek elaza.
Zmczony pooyem si spa. Nad ranem zobaczyem obok siebie Zorb
przygotowujcego kaw. By bardzo blady, mia spuchnite i czerwone od bezsennoci
oczy, tylko grube, kole wargi umiechay si chytrze.
Nie zmruyem oka, szefie, odwaliem kawa roboty.
Jakiej roboty, obuzie?
Dokonaem cudu.
Zamia si i pooy palec na wargach:
Nic ci wicej nie powiem! Jutro czeka nas uroczysto uruchomienia kolejki.
Grube wieprze przyjd z bogosawiestwem i wtedy dopiero objawi si nowy cud
Matki Boskiej Karzcej!
Poda kaw.
Mwi ci, stary, e ze mnie byby dopiero opat! owiadczy. Gdybym
otworzy klasztor, to o co zakad, e wszystkie inne musiayby si zamkn?
Zabrabym im ca klientel! yczysz sobie widzie, jak wici pacz? Kad gbk za
ikon i ju lec ciurkiem wite zy. Chcesz grzmotw? Instaluj pod wizerunkiem
Ostatniej Wieczerzy odpowiedni maszyn, ktra jczy i grzmi. Pragniesz duchw?
Dwaj zaufani mnisi chodz przez ca noc po dachu owinici w przecierada. I co
roku przygotowywabym na wito Matki Boskiej gromady kulawych, lepcw i
paralitykw, ktrzy odzyskiwaliby wzrok lub zrywali si na nogi, aby pj w taniec.
Czego si miejesz, szefie?
Miaem wujka, ktry znalaz mua zdychajcego ju prawie. Porzucono go w
grach, eby tam skoczy, a wuj przygarn go i codziennie wyprowadza na
pastwisko. Gdy wieczorem bra go do domu, wieniacy pytali: Hej, ojcze
Haralambosie, czego si spodziewasz po tej starej chabecie?" Suy mi jako
wytwrnia nawozu!" odpowiada wuj. A ja, szefie, miabym klasztor, ktry by mi
suy jako wytwrnia cudw.
25.

Ten dzie przed pierwszym maja zachowam w swojej pamici na cae ycie.
Kolejka bya gotowa, supy, liny i haki byszczay w porannym socu. Stos
ogromnych, ociosanych pni sosnowych lea na szczycie gry. Robotnicy czekali tylko
na znak, by umocowa je na linach i spuci w kierunku morza.
Wielka grecka flaga trzepotaa na szczycie pierwszego filaru na grze, a druga
na wierzchoku ostatniego supa a wybrzeu. Przed wejciem do baraku Zorba ustawi
beczuk wina, obok jeden z robotnikw piek na ronie tuste jagni. Po powiceniu
i dokonaniu oficjalnego otwarcia gocie mieli by zaproszeni na piecze i do
wychylenia szklanki wina za nasz pomylno.
Zorba zdj ze ciany klatk z papug i postawi j na wysokim gazie w pobliu
pierwszego filaru.
To tak, jakbym widzia jej pani szepn spogldajc tkliwie na papug i
karmic j fistaszkami, ktre wyjmowa z kieszeni.
By odwitnie ubrany w bia koszul, zielon marynark, szare spodnie i
eleganckie buty na gumowych podeszwach. Ponadto przyciemni wsy, z ktrych
zacza ju schodzi farba.
Wyszed na spotkanie wiejskiej starszyzny niby udzielny ksi, ktry wita
wielkich panw, i wyjania zasad dziaania kolejki, wskazujc na poytek, jaki
przyniesie ona caej okolicy, i opowiadajc, jak to Matka Boska owietlaa go i
bogosawia mu w tym wielkim dziele.
To jest sprawa ogromnej wagi mwi. Naleao znale tylko
odpowiedni kt nachylenia, ale to wymaga prawdziwej wiedzy. Miesicami amaem
sobie gow, wszystko na nic. Rozum ludzki nie wystarczy bowiem wobec tak wielkich
poczyna. Potrzebna jest jeszcze wiara i pomoc boska. Widziaa wic Przenajwitsza
Panienka mj trud i moz i ulitowaa si nade mn. Ten Zorba, biedaczysko
powiedziaa to dzielny czowiek, dziaa dla dobra wsi, trzeba mu pomc". I oto sta
si cud. Zorba przystan, czynic trzykrotnie znak krzya. I to jaki cud! Ktrej
nocy zjawia mi si we nie czarno ubrana posta. Bya to Przenajwitsza Panienka.
Trzyma w rku may, ot taki, modelik kolejki i powiada: Zorbo, przynosz ci wzr.
Trzymaj si tego kta nachylenia i przyjmij moje bogosawiestwo". Powiedziawszy
to znikna. Obudziem si. Wyskoczyem szybko z ka, pobiegem na miejsce, gdzie
przeprowadzaem prby, i co ujrzaem? Lina bya nacignita pod waciwym ktem i
pachniaa kadzidem na dowd, e dotkna j rka Matki Boskiej.
Kontomanolios otworzy usta, eby o co zapyta, ale wanie na kamienistej
ciece pojawio si piciu mnichw jadcych na muach. Szsty bieg na przedzie z
wielkim drewnianym krzyem na ramieniu i krzycza co gono. Nie moglimy
zrozumie, co.
Sycha jednak byo psalmy, mnisi machali rkami, czynic znak krzya, a
kopyta muw krzesay iskry na kamieniach.
Mnich, idcy przodem, zbliy si do nas zlany potem, podnis wysoko krzy i
zawoa:
Chrzecijanie, cud! Chrzecijanie, cud! Ojcowie nios cudown
Przenajwitsz Mari Pann... Padnijcie na kolana i mdlcie si.
Zbiegli si zdjci wzruszeniem chopi starszyzna i robotnicy i otoczyli,
egnajc si, zakonnika. Staem na uboczu, Zorba rzuci mi szybkie spojrzenie. Oczy
mu byszczay.
Zbli si, szefie powiedzia. Posuchaj o cudzie Przenajwitszej Marii
Panny.
Zadyszany mnich zacz szybko opowiada:
Na kolana, chrzecijanie, i suchajcie o cudzie, ktry sprawi Bg w swej
sprawiedliwoci. Posuchajcie. Diabe opta dusz przekltego Zachariasza i skusi go
przedwczoraj, aby obla naft klasztor. O pnocy ujrzelimy pomienie. Zerwalimy
si. Koci klasztorny, korytarze i cele stay w ogniu. Uderzylimy w dzwony, woajc:
Pomocy, Matko Boska Karzca!" Spiesznie nosilimy wod wiadrami i dzbanami. Za
Jej spraw nad ranem ogie zosta ugaszony.
Poszlimy do kapliczki, gdzie krluje Jej obraz cudowny, i padlimy na kolana,
bagajc: Ugod zbrodniarza sw wczni, Matko Boska Karzca!" Kiedy zebralimy
si na dziedzicu, spostrzeglimy, e nie ma Zachariasza, ktry okaza si Judaszem.
On to podpali! On!" zakrzyknlimy zgodnie i ruszylimy na poszukiwania.
Szukalimy go cay dzie bezskutecznie, ca noc na prno. Dzi o wicie znw
poszlimy do kapliczki i oto jaki widok przedstawi si naszym oczom, bracia
chrzecijanie, straszliwy cud: Zachariasz lea martwy przed witym obrazem, a na
ostrzu wczni Marii Panny zakrzepa wielka kropla krwi.
Boe, zmiuj si nad nami! szeptali klczcy chopi, ogarnici nabonym
przeraeniem.
Ale stao si jeszcze co straszniejszego cign mnich, przeknwszy lin.
Pochylilimy si, eby unie przekltego Zachariasza, i stanlimy wszyscy jak
wryci: Madonna zgolia mu wosy, wsy i brod niby katolickiemu ksidzu.
Powstrzymujc z trudem miech, spojrzaem na Zorb:
otr! powiedziaem ciszonym gosem.
Ale on patrzy na mnicha wytrzeszczonymi, penymi pokory oczami i na dowd
cakowitego osupienia egna si nieustannie.
Jake wielki jeste, o Panie! Jak wspaniae s Twoje czcigodne dziea!
mrucza.
Tymczasem przybyli pozostali mnisi i zsiedli z muw. Ojciec ochmistrz
dziery w ramionach cudowny obraz. Wspi si na jedn ze ska, a wszyscy toczc
si pobiegli, aby upa na twarz przed Najwitsz Panienk. Dometios, idcy w tyle,
nis tac, zbiera datki i machajc kropidem zrasza obficie wicon wod chopskie
czoa. Trzej mnisi, stanwszy wok i spltszy owosione rce na brzuchach, zaczli
piewa kantyczki, pocc si obficie.
Obejdziemy pobliskie wioski na Krecie powiedzia gruby Dometios aby
wierni mogli ukorzy si przed widom oznak Jej miosierdzia i zaofiarowa, co
aska... Musimy mie pienidze, duo pienidzy na odbudow witego klasztoru.
Opase wieprze! warkn Zorba. Zarobi jeszcze na tym!
Zbliy si do opata.
Ojcze wity powiedzia. Wszystko przygotowane do ceremonii. Niech
wita Dziewica pobogosawi nasze dzieo.
Soce wznioso si ju wysoko, powietrza nie mci nawet najlejszy powiew,
panowa upa nie do zniesienia. Mnisi skupili si wok pierwszego filaru, na ktrym
powiewaa grecka flaga, otarli czoa szerokimi rkawami habitw i zaintonowali pie
nabon na intencj wznoszenia budynkw: Wzniose, Panie, t twierdz na mocnej
skale i ani wiatr, ani woda nie skrusz jej..."
Zanurzyli kropido w dzbanie z brzu, powicili supy, liny, bloki, Zorb, mnie,
a potem chopw, robotnikw i morze.
Ostronie niby chor kobiet podnieli potem ikon, ustawili na wysokim
kamieniu tu obok papugi i stanli dookoa. Z drugiej strony supa zaja miejsca
wiejska starszyzna z Zorb porodku. Wycofaem si w stron morza i czekaem.
Na pocztek postanowilimy spuci trzy pnie dla uczczenia witej Trjcy.
Potem dooylimy jednak czwarty jako dowd wdzicznoci wobec Matki Boskiej
Karzcej.
Mnisi, wieniacy i robotnicy przeegnali si:
W imi Trjcy witej i Przenajwitszej Marii Panny szeptali.
Zorba jednym susem znalaz si przy pierwszym filarze, pocign lin i
opuci flag. By to sygna dla robotnikw czekajcych wysoko na grze. Odsunlimy
si wszyscy i skierowalimy wzrok w stron szczytu.
W imi Ojca... zawoa opat.
Trudno opisa, co si pniej dziao. Katastrofa uderzya w nas jak grom, ledwo
zdoalimy uj z yciem. Cay wycig zadra. Sosna, ktr robotnicy umocowali na
linie, pdzia z demoniczn si w d, jarzc si iskrami od tarcia. Wielkie szczapy
odryway si i rozpryskiway w powietrzu, a po kilku sekundach pozostaa ju tylko
maa, na p spalona gownia.
Zorba spojrza na mnie jak zbity pies, mnisi i mieszkacy wioski odsunli si
przezornie, uwizane muy zaczy wierzga. Gruby Dometios przypad sapic do
ziemi.
O, Panie! Zmiuj si nade mn jcza przeraony.
Zorba podnis rk.
To nic powiedzia. Zawsze tak jest za pierwszym razem, teraz si
wyreguluje. Patrzcie. Wznis flag, da znak i odbieg na bok.
...i Syna! zawoa opat drcym gosem.
Spuszczono drugi pie. Supy zakoysay si, drzewo nabrao rozpdu, skakao
jak delfin, toczyo si prosto na nas, lecz nie dotaro zbyt daleko, roztrzaskao si w
drzazgi w poowie gry.
Do diaba! mrukn Zorba, przygryzajc wsa. Ten przeklty kt
nachylenia jeszcze nie jest w porzdku.
Skoczy z pasj do supa i opuci flag, dajc w ten sposb sygna do trzeciej
prby. Mnisi, ukryci za grzbietami muw, egnali si z lkiem. Gocie czekali, gotowi
do ucieczki.
...i Ducha witego! wykrztusi przez cinite gardo opat, unoszc habit.
Trzeci pie by ogromnych rozmiarw. Zaraz po spuszczeniu go rozleg si
potny huk.
Padnijcie, na lito bosk! wrzasn Zorba, uciekajc.
Mnisi padli na twarz, wieniacy wzili nogi za pas.
Pie to unosi si w gr, to znw opada na lin z takim impetem, e sypay si
iskry, i nim zdylimy si obejrze, wyprysn ponad wybrzee i wpad daleko w
morze, wzbijajc wysokie, spienione fale. Supy chwiay si niepokojco. Muy ucieky,
zerwawszy krpujce je pta.
To nic! To nic! zawoa Zorba, wyskakujc niemal ze skry. Teraz
pjdzie gadko. Jazda!
Znowu unis flag. Czuo si, e jest zrezygnowany i pragnie tylko, eby to
wszystko si ju skoczyo.
...i Matki Boskiej Karzcej bekota opat, kryjc si popiesznie za ska.
Ruszy czwarty pie. Trach!" rozleg si straszliwy huk, jeszcze raz:
Trrrach!" i wszystko runo jak domek z kart.
Panie, zmiuj si nad nami! rozpaczliwie jczeli robotnicy, wieniacy i
mnisi, uciekajc w popochu.
Jedna drzazga zrania Dometiosa w udo, niewiele brakowao, by inna wybia
oko opatowi. Po mieszkacach wioski nie byo ju ladu, tylko Najwitsza Panienka
staa na gazie i wyprostowana, z wczni w doni, spozieraa surowym wzrokiem na
ludzi. Obok trzepotaa si na wp ywa ze strachu papuga z nastroszonymi zielonymi
pirami.
Mnisi uczepili si witego obrazu, ktry ciskali w ramionach, podnieli
jczcego z blu Dometiosa, schwytali muy, dosiedli ich i rozpoczli odwrt.
Robotnik, obracajcy roen, zmyka w popochu, porzuciwszy jagni, ktre wanie
zaczynao si przypala.
Jagni upiecze mi si na wgiel! zawoa z niepokojem Zorba i pobieg,
aby przekrci roen.
Siadem obok niego. Wybrzee ju opustoszao, pozostalimy zupenie sami.
Odwrci si, spojrza na mnie niepewnie i z wahaniem... Nie wiedzia, jak potraktuj
katastrof i jak si skoczy caa ta historia. Chwyci n, pochyli si znowu nad
jagniciem, ukroi kawa misa, sprbowa. Zdj piecze z ognia i opar roen
pionowo o drzewo.
W sam raz powiedzia. Delicje, szefie! Chcesz sprbowa?
Przynie wino i chleb! Jestem godny.
Zorba skoczy, zwinnie przytoczy beczuk i postawi w pobliu jagnicia,
przynis duy bochen pszennego chleba i dwie szklanki. Kady z nas uj n,
ukroilimy dwa due plastry misa, dwie grube pajdy chleba i wzilimy si z
apetytem do jedzenia.
Widzisz, jakie to smaczne, szefie! odezwa si Zorba. W ustach si
rozpywa. Tu nie ma tustej gleby, zwierzta pas si such traw na skalistych
terenach, dlatego ich miso jest tak smaczne. Raz tylko jadem rwnie soczyste.
Pamitam, e byo to w czasach, kiedy wyhaftowaem wasnymi wosami bazylik
witej Zofii... Opowiadaem ci ju o tym. Stare dzieje...
Opowiedz co jeszcze...
Stare dzieje, mwi ci, szefie. Zwariowane pomysy Grekw.
Ale opowiedz, Zorbo, to mnie bardzo interesuje.
Ot tamtego wieczora otoczyli nas Bugarzy. Widzielimy, jak dokoa nas na
zboczach gr rozpalali ognie, bili w bbny, wyli jak wilki, eby nas przerazi. Byo ich
chyba ze trzystu, a nas dwudziestu omiu pod wodz kapetana Ruvasa. Wspaniay
chop! Niech mu Bg bdzie miosierny, jeli ju umar. Hej, Zorba! zawoa.
Przyrzd no jagni na ronie!" Jest o wiele smaczniejsze, kapelanie
odpowiedziaem jeli je upiec w ziemi". Rb, jak chcesz, byle szybko, bo jestemy
godni". Wykopalimy d, woylimy tam jagni nie odarte ze skry, na wierzch
nasypalimy grub warstw arzcego si wgla, wyjlimy chleb z plecakw i
siedlimy dookoa. Moe to nasz ostatni posiek rzek kapetan Ruvas. Czy ktry
z was si boi, chopaki?" Rozemielimy si tylko na to. Wszyscy uznali, e
odpowied jest niepotrzebna. Odkorkowalimy manierki. Twoje zdrowie, kapelanie".
Pocignlimy yk i drugi, a potem wydobylimy jagni. Ach, szefie, co za jagni! Na
samo wspomnienie jeszcze dzi linka mi cieknie. Rozpywao si w ustach, jak
rachatukum. Rzucilimy si na nie arocznie. Nigdy jeszcze nie jadem
smaczniejszego misa powiedzia dowdca. wiadcz si Bogiem". I on, ktry
nigdy nie pi, wychyli do dna manierk. Zapiewajcie, chopcy, jak pie
kleftyck. Tamci wyj jak wilki, my zapiewajmy jak ludzie. Moe o starcu Dimosie".
Przeknlimy w popiechu ostatnie ksy, pocignlimy jeszcze jeden yk i rozlega
si pie tak potna, e a echo zawtrowao w wwozach. Ju lat czterdzieci
jestem, chopcy, kleftyjskim junakiem..." piewalimy coraz goniej. Ogarn nas
zapa. Nie tracie ducha. Uratujemy si z bo pomoc powiedzia dowdca. A
teraz spjrz, Aleksy, na barani opatk. Co wry?" Oczyciem scyzorykiem opatk
jagnicia i zbliyem si do ognia, eby lepiej widzie. Nie widz grobw,
kapetanie, ani mierci. Tym razem jeszcze si uratujemy, chopaki!" Oby twoje sowa
byy wite! zawoa nasz sierant, mody onko. Najpierw musz mie syna, a
potem niech si dzieje, co chce".
Zorba odkroi duy kawa misa znad nerki.
Tamto jagni byo wymienite rzek ale to poczciwe malestwo w
niczym mu nie ustpuje.
Nalej, Zorbo! Napenij kielichy po brzegi. Wychylimy je do dna.
Trcilimy si i napilimy wspaniaego kreteskiego wina, szkaratnego niby
krew zajca. Bya to jakby komunia, obrzd przelewania w swe yy krwi pyncej z
gbi ziemi. Czowiek stawa si olbrzymem. Jego cigna wzbieray si. Jagni
przeistaczao si w lwa. W niepamici giny drobne codzienne troski, przestaway
istnie ciasne granice. Utosamiajc si z innymi ludmi, z wszelkim stworzeniem i
Bogiem, osigae jedno z wszechwiatem.
Moe i my zobaczymy, co powiedz koci barana zaproponowaem.
Chod, powr, Zorbo.
Ogryz dokadnie koci, oskroba swoim noem, zbliy do wiata i uwanie im
si przyjrza.
W porzdku, szefie, poyjemy z tysic lat. Serce ze stali!
Znowu nachyli si.
Widz podr powiedzia. Dalek podr, a u jej kresu ogromny dom z
mnstwem drzwi. To chyba stolica jakiego krlestwa, szefie, a moe w klasztor, w
ktrym jako odwierny bd robi te machlojki, o jakich ci mwiem.
Nalej wina, Zorbo, i skocz wrby. Ja ci powiem, co oznacza ten wielki dom
z niezliczon iloci drzwi. To ziemia usiana grobami, kres podry. Twoje zdrowie,
obuzie!
Twoje zdrowie, szefie! Mwi, e los jest lepy, nie wie, dokd dy, potyka
si o przechodniw, a tego, na kogo padnie, nazywaj szczciarzem. Do diaba z
takim szczciem! Nie chcemy go, szefie. Prawda?
Nie chcemy, Zorbo. Twoje zdrowie!
Pilimy i paaszowalimy resztki jagnicia, wiat stawa si jakby lejszy, morze
byo rozemiane, ziemia koysaa si jak pokad okrtu, dwie mewy czapic po
kamykach przyglday si sobie jak ludzie.
Wstaem.
Chod, Zorbo! zawoaem. Naucz mnie taczy!
Zorba podskoczy, jego twarz zajaniaa.
Taczy, szefie? krzykn. Taczy! Chod!
Jazda, Zorbo! Moje ycie odmienio si. miao!
Na pocztek naucz ci zebekiko. To taniec wojenny. My, tam w grach,
taczylimy go przed bitw.
Zdj buty i skarpetki buraczkowego koloru. Zosta tylko w spodniach i koszuli,
ale i ona go dusia, wic po chwili zerwa j z siebie.
Patrz na moje nogi, szefie komenderowa. Uwaaj!
Wycign stop, delikatnie dotkn ni ziemi, wycign drug, kroki czyy
si z sob w dzikich, radosnych podskokach, a ziemia zadudnia.
Chwyci mnie za rami:
Chod, chopcze, teraz razem!
Poszlimy w taniec. Zorba poprawia mnie delikatnie, powany i cierpliwy.
Nabieraem odwagi, miaem uczucie, jakby moim cikim stopom przyprawiono
skrzyda.
Brawo, jeste asem! krzykn Zorba, klaszczc w rce, aby utrzyma
tempo. Brawo, mj chopcze! Precz z papierzyskami i atramentem! Precz z
majtkiem i zyskiem! Precz z kopalniami i klasztorami! Teraz, kiedy moesz taczy,
znasz moj mow. Nareszcie bdziemy mogli pogada.
wir prysn spod jego nagich stp. Klasn w donie.
Szefie! zawoa. Mam ci wiele do powiedzenia. adnego czowieka
jeszcze nie pokochaem tak jak ciebie. Mam ci duo do powiedzenia, ale jzyk mj
temu nie podoa... Pozwl, abym to odtaczy. Sta troch dalej, ebym ci nie
potrci. Hola! Hop, hop!
Da susa, jego nogi i rce zamieniy si w skrzyda, kiedy wyprostowany skaka
wysoko nad ziemi. Na tle morza i nieba wydawa si starym zbuntowanym
archanioem, poniewa ten taniec Zorby by cay zwtpieniem, uporem i walk. Zda
si, e woa: Co moesz mi zrobi? Ty Wszechmocny! Nic, najwyej zabi! Zabij!
Gwid na to! Ulyem sobie, wygarnem ci, co mnie gnbio. Zdyem zataczy i
teraz ju ci nie potrzebuj".
Patrzc na taczcego Zorb po raz pierwszy zrozumiaem potworny wysiek
czowieka, pragncego przezwyciy ciar ciaa. Podziwiaem jego wytrwao,
zwinno i dum. Mocne i zrczne kroki Zorby rzebiy na kamieniach optacz
histori ludzkoci.
Zatrzyma si, spojrza na kolejk, ktra ju bya tylko kup drewna. Soce
chylio si ku zachodowi, cienie staway si coraz dusze. Zorba wytrzeszczy oczy,
jakby nagle co sobie przypomnia. Odwrci si do mnie i swoim zwykym gestem
zakry doni usta.
Oj, oj, szefie! rzek. Widziae, jak szelma sypa iskrami?
Wybuchnlimy miechem. Zorba rzuci si do mnie, chwyci w objcia i zacz
caowa.
miejesz si, szefie? zawoa serdecznie. Ty te si miejesz? Brawo,
chopie!
Ryczc ze miechu, dugo mocowalimy si dla artu na kamieniach. Wreszcie
padlimy na nadbrzeny piasek i obejmujc si ramionami zasnlimy.

Wstaem o wicie i z mocno bijcym sercem poszedem szybko wybrzeem do


wioski. Rzadko w swoim yciu odczuwaem tak wielk wesoo. Waciwie nawet nie
wesoo, lecz podniose, nieuchwytne, niczym nie usprawiedliwione uczucie radoci.
Zreszt nie tyle nie usprawiedliwione, ile wbrew wszelkim racjom. Tym razem
straciem cay majtek: pienidze, liny, kolejk. Odeszli rwnie ludzie. Przysta
zbudowana specjalnie, aby wywozi std wgiel, nie bdzie teraz suya niczemu.
Przepado wszystko.
I w tej chwili doznaem niespodziewanego uczucia wyzwolenia. Jakbym
zamknity w ponurym, cikim wizieniu koniecznoci znalaz w maym kciku
igrajc swawolnie wolno i wraz z ni odda si zabawie.
W momencie kiedy wszystko dzieje si na opak, wielkim szczciem jest
sprawdzenie, i wasne serce wystawione na prb ma hart i wytrzymao. Gdy
wydaje si, e jaki niewidzialny, wszechmocny wrg, ktrego jedni nazywaj Bogiem,
inni diabem, dopada nas, usiuje powali, a my trwamy nieugici, majc wewntrzn
wiadomo odniesionego zwycistwa, odczuwamy rado i dum w penym
znaczeniu tego sowa, mimo i pozornie los nas powali. Poniesiona obiektywnie
klska staje si wtedy rdem wielkiej, cho nieatwej satysfakcji.
Przypomniaem sobie to, co pewnego wieczoru opowiedzia mi Zorba:
Byo to w Macedonii. Nad grami pokrytymi niegiem zerwa si noc
straszliwy wicher. Wstrzsa mizern chaup, w ktrej si schroniem, prbujc j
przewrci. Ale ja j dobrze umocniem. Siedziaem samotnie przed kominem, w
ktrym pon ogie, i ze miechem wyzywaem wichur, krzyczc do niej: Nie uda ci
si wcisn do mojej chaty, nie otworz ci drzwi, nie zgasisz mojego ognia, nie obalisz
mnie!"
Te sowa Zorby pokazay mi, jak powinien zachowywa si czowiek i jakim
jzykiem przemawia do lepej potgi koniecznoci. Tote idc szybko wzdu brzegu i
ja przemawiaem do niewidzialnego wroga. Nie uda ci si wtargn do mojej duszy,
nie otworz ci drzwi, nie zgasisz mojego ognia, nie obalisz mnie!" woaem.
Soce nie wyjrzao jeszcze spoza gr. Niebo i morze mieniy si niebieskimi,
zielonymi, rowymi i perowymi barwami, a gdzie wrd drzew oliwkowych
zbudziy si i zaczy szczebiota upojone wiatem ptaszki.
Poszedem wzdu morza, bo chciaem poegna to samotne wybrzee, wyry
jego obraz w pamici i unie ze sob. Doznaem tutaj wiele radoci. Obcowanie z
Zorb wzbogacio moje serce, niektre jego sowa day ukojenie duszy, rozwietlajc
nurtujce j problemy. Ten czowiek ze swoim nieomylnym pierwotnym instynktem,
orlim wzrokiem wypatrywa najkrtszych drg i tamtdy kierujc swj lot, osiga
szczyt swych de, mao tego starczao mu jeszcze tchu, by i dalej.
Mina mnie grupka ludzi. Mczyni i kobiety z penymi koszami, z butlami
wina szli wici w ogrodach dzie l Maja. Nagle jak fontanna wytrysn dziewczcy
gos i zapiewa. Obok mnie przebiega zdyszana dziewczynka o przedwczenie
rozwinitych piersiach i wspia si na wysoki gaz. Goni j blady z wciekoci,
czarnobrody mczyzna.
Zejd... Zejd... woa do niej ochryple.
Jednak maa z wypiekami na policzkach podniosa rce, splota je nad gow i
powoli koyszc caym ciaem, piewaa dalej sw piosenk:
Wyznaj sowami,
napomknij artem,
e mnie nie kochasz.
Dla mnie to niewiele warte.

Zejd... Zejd... krzycza czarnobrody, a jego ochrypy gos baga i grozi


zarazem.
Nagle jednym susem znalaz si przy niej, uchwyci za nog i cisn silnie, a
dziewczynka, jakby tylko czekajc na to, wybuchna paczem.
Przypieszyem kroku. Wszystkie te zabawy odbijay si w moim sercu
bolesnym echem. W mojej wyobrani oya pulchna, wyperfumowana stara syrena,
syta pocaunkw, spoczywajca pod mogiln darni. Z jej rozdtego, pozieleniaego,
popkanego ciaa wypyny ju zapewne wszystkie soki ywotne i wpezy tam robaki.
Potrzsnem gow peen grozy. Niekiedy ziemia staje si przezroczysta, a
wtedy widzimy wielkiego przedsibiorc Robaka, pracujcego dniem i noc w
swoich podziemnych przetwrniach, szybko jednak odwracamy oczy. Czowiek zniesie
wszystko, tylko nie widok tego malutkiego, biaego robaczka.
Wchodzc do wsi, spotkaem listonosza, dmcego w sw trbk.
List, szefie! zawoa, wrczajc mi niebiesk kopert.
Rozpoznawszy drobniutkie, staranne pismo poderwaem si z radoci, szybko
przebyem wiosk i siadszy w gaju oliwnym, niecierpliwie otworzyem list. Tre jego
bya krtka, pisana w popiechu.
Dotarlimy do granic Gruzji, ucieklimy przed Kurdami. Wszystko w
porzdku. Nareszcie wiem, co to znaczy szczcie.
Szczcie to penienie obowizku, a im obowizek ciszy, tym ono wiksze
t bardzo star formu zrozumiaem dopiero teraz, bo na wasnym przykadzie
przekonaem si o jej prawdzie.
Za kilka dni te tropione, znajdujce si o wos od mierci istoty bd w Batumi.
Dzisiaj otrzymaem depesz: Przybyy ju pierwsze statki.
Tysice tych mdrych i pracowitych Grekw, ich szerokobiodre ony i
pomiennookie dzieci zostan wkrtce przewiezione do Macedonii oraz Tracji.
Przetoczymy wie krew mnych do starych y Grecji.
Przyznaj, e troch si zmczyem, ale to nic. Walczylimy, mj Mistrzu, i
zwyciylimy. Jestem szczliwy".
Schowaem list i ruszyem szybko naprzd. Ja te byem szczliwy. Wspinaem
si wsk ciek pod gr, kruszc w palcach wonne dbo kwitncego tymianku.
Zbliao si poudnie. Czarny cie kad si u mych stp. Wysoko na niebie szybowa
jastrzb, jego skrzyda uderzay tak szybko, e sprawiay wraenie nieruchomych.
Sposzona mymi krokami, wyskoczya zza krzakw kuropatwa i przecia powietrze z
metalicznym warkotem.
Byem szczliwy. Gdybym potrafi piewa, zapiewabym, aby to wyrazi, ale
wydawaem tylko jakie nieartykuowane okrzyki. Co ci si stao? pytaem siebie
drwico. Czyby, nie wiedzc o tym, by a tak wielkim patriot? A moe tak
bardzo kochasz swego przyjaciela? Opanuj si! Jak ci nie wstyd?" I dalej w porywie
radoci pokrzykiwaem, wspinajc si pod gr.
Szeroko rozla si gos dzwonkw. Na skaach bysny w socu sylwetki
czarnych, brzowych i szarych kz. Przodem szed ciki kozio, sztywno niosc gow.
Jego zapach zatru powietrze.
Na jedn ze ska wskoczy pastuch, woy palce do ust i zagwizda.
Hej, przyjacielu! Dokd idziesz? Kogo gonisz? krzykn do mnie.
Nie mam czasu! odparem, pnc si wci wyej.
Poczekaj, napij si mleka dla ochody! zawoa pastuch, przeskakujc z
jednej skay na drug, eby si zbliy.
Nie mam czasu! obstawaem przy swoim, nie chcc aby czcza gadanina
pooya kres mej radoci.
A wic gardzisz moim mlekiem? rzek pastuch uraony. To trudno.
Szczliwej drogi.
Woy znw palce do ust, gwizdn na stado i po chwili wszystko kozy, psy i
pastuch znikno za skaln cian.
Wkrtce byem na wierzchoku i jakby ten szczyt stanowi ostateczny cel mojej
wdrwki, uspokoiem si. Siadem w cieniu skay i patrzyem z dala na bezkres
morza. Wdychaem gboko powietrze nasycone woni szawii i tymianku.
Zebraem narcza szawii i kadc je zamiast poduszki pod gow, wycignem
si, przymykajc oczy. Myli moje na chwil uleciay tam, na pask wyyn, pokryt
niegiem. Prbowaem w wyobrani odtworzy tum mczyzn i kobiet cigncych z
woami na pnoc i posta mego przyjaciela, idcego na czele niby przewodnik stada.
Szybko jednak obrazy te stay si mgliste. Poczuem nieodparte pragnienie snu.
Prbowaem si broni, nie chciaem spa, si otwieraem oczy. Naprzeciwko
na skale, na samym wierzchoku gry, przysiad kruk. W socu lniy
granatowoczarne skrzyda. Mogem wyranie rozrni wielki, ty dzib. Ogarn
mnie gniew, kruk wyda mi si z wrb. Porwaem kamie i rzuciem w niego. Kruk
wolno i dostojnie rozpostar skrzyda.
Znw zamknem oczy i nie potrafic ju si opiera, zaraz zapadem w sen.
Nie mogem spa duej ni kilka chwil, bo kiedy krzyknwszy, zerwaem si na
nogi, kruk przelatywa wanie nad moj gow. Drc cay, oparem si o ska.
Straszliwy sen jak cicie miecza rozdar moj wiadomo.
Byem w Atenach, samotnie szedem ulic Hermesa. Soce doskwierao, a
ulica bya pusta i sklepy pozamykane. Panowaa cmentarna cisza. Mijajc ulic
Kapnikarea, dostrzegem mego przyjaciela biegncego od placu Konstytucji. Blady,
zdyszany, ubrany w swj galowy mundur dyplomaty poda za jakim bardzo
wysokim i niezwykle chudym mczyzn. Spostrzeg mnie i krzykn z daleka:
Jak si czujesz, mistrzu? Nie widziaem ci od wiekw. Przyjd dzi wieczr
na pogawdk!
Dokd? zawoaem gono, jakby mj przyjaciel znajdowa si gdzie
bardzo daleko i jakbym musia krzycze ze wszystkich si, aby mnie mg usysze.
Plac Zgody, dzi wieczr, o szstej, w kawiarni Fontanna Raju".
Dobrze odrzekem. Przyjd.
Mwisz tak tylko powiedzia z wyrzutem. Mwisz tak, ale nie
przyjdziesz.
Na pewno przyjd! zawoaem. Podaj mi rk.
piesz si.
Dlaczego si pieszysz? Podaj mi rk.
Wycign rk, ktra w teje chwili oderwaa si od jego ramienia i lecc w
powietrzu dopada mnie i chwycia za do.
To lodowate dotknicie przejo mnie groz. Krzyknem przeraliwie i
zerwaem si ze snu.
Zobaczyem kruka, wci krcego nad moj gow. Czuem na wargach
gorycz trucizny.
Zwrciwszy si na wschd, wpatrzyem si w odlegy horyzont, jakbym chcia
przebi wzrokiem dzielc nas przestrze i zobaczy... Wiedziaem, e mj przyjaciel
jest w niebezpieczestwie. Trzykrotnie zawoaem go, jakbym chcia doda mu
otuchy:
Stavridakis! Stavridakis! Stavridakis!
Ale mj gos gin w powietrzu.
Wracaem. Biegem z gry, usiujc zmczeniem fizycznym osabi bl. Umys
mj daremnie prbowa drwi z tajemniczych znakw, ktre jakoby zdolne s, bez
udziau zmysw, przenikn wprost do duszy. Jaka zwierzca, pierwotna pewno w
gbi mej istoty przejmowaa mnie groz. Bya to ta sama wiadomo, jaka przed
trzsieniem ziemi przejmuje niektre zwierzta, na przykad owce czy szczury.
Zbudzia si we mnie dusza pierwotnego czowieka, taka, jak bya, gdy nie oderwaa
si jeszcze od otaczajcego wiata, gdy wolna od znieksztacajcego pryzmatu
rozsdku bezporednio wyczuwaa prawd.
Jest w niebezpieczestwie... W niebezpieczestwie... szeptaem.
Umrze... Moe on sam nie domyla si jeszcze tego, ale ja wiem o tym, jestem pewien.
Zbiegajc w d, upadem na stos kamieni i stoczyem si razem z nimi.
Wstaem z pokaleczonymi rkami i nogami, w podartej koszuli.
Umrze... Umrze... powtarzaem i skurcz chwyta mnie za gardo.
Nieszczsny czowiek wznis wok swego maego ndznego bytu wysok,
niezdobyt jak mu si wydaje twierdz. Schroni si tam, usiujc wnie ze sob
cho troch adu i bezpieczestwa, troch szczcia. Wszystko winno si tam toczy
wedle utartych, przyjtych powszechnie zwyczajw, podlega prostym i
niezachwianym prawom. Jest tam tylko jeden potny nieprzyjaciel, miertelnie
znienawidzony i budzcy miertelny lk Wielka Pewno. W tej chwili wanie ta
Wielka Pewno zdobya mury chronicej mnie twierdzy i rzucia si na moj dusz.
Gdy dotarem do naszego wybrzea, zatrzymaem si na chwil, aby odetchn.
Wszystkie te znaki, przeczucia pomylaem s podem naszego wasnego
niepokoju, a we nie oblekaj si we wspaniay ksztat symbolu. Ale to my sami je
tworzymy..."
Uspokoiem si troch. Rozsdek przywrci znowu ad w moim sercu, odci
skrzyda dziwacznemu, potwornemu nietoperzowi, kroi go i nicowa, a uczyni z
niego zwyk, dobrze znan myszk.
Tote kiedy dotarem do baraku, miaem si ze swej naiwnoci i wstydziem
paniki, ktrej tak szybko podda si mj umys. Wrciwszy do uwiconej, zwykej
codziennoci, poczuem gd, pragnienie i wyczerpanie. Pieky mnie zadrapania i
rany, ale nade wszystko odczuwaem ogromn ulg: straszliwy wrg, ktry
przekroczy mury mojej twierdzy, zatrzymany zosta na drugiej linii obronnej mojej
duszy.
26.

To by ju koniec. Zorba pozbiera liny, narzdzia, elastwo, deski, uoy je w


stos na brzegu i oczekiwa dki, ktra miaa je zabra.
Darowuj ci to wszystko powiedziaem i ycz powodzenia, Zorbo.
Zorba przycisn rk gardo, jakby chcia zdawi kanie.
Rozstajemy si szepn. Dokd pjdziesz, szefie?
Wyjedam za granic. Ml, jaki we mnie siedzi, ma jeszcze mnstwo
papierw do gryzienia.
Nie zmdrzae jeszcze, szefie?
Tak, Zorbo. Dziki tobie zmdrzaem. Pod twoj drog i zrobi z
ksikami to, co ty z czereniami. Pochon tyle papieru, e stanie mi w gardle,
dostan torsji i bd wyzwolony.
A co ja zrobi bez ciebie, szefie?
Nie smu si, Zorbo. Spotkamy si jeszcze. Siy czowieka s niezmierzone,
wic kto wie moe zrealizujemy pewnego dnia nasz wielki plan. Zbudujemy nasz
wasny klasztor, bez Boga i bez diaba, dla wolnych ludzi, a ty, Zorbo, staniesz u jego
wrt, dzierc wielki klucz, i jak wity Piotr bdziesz otwiera i zamyka bram.
Zorba siedzia na pododze, oparty plecami o cian, napenia raz za razem
szklank i popija w milczeniu.
Zapada noc, bylimy ju po kolacji i po raz ostatni gawdzilimy przy winie.
Nazajutrz, wczesnym rankiem mielimy si rozsta ja wyjedaem do Kastellionu.
Tak... Tak... mrucza Zorba, szarpic wsy i siorbic wino.
Niebo usiane byo gwiazdami, opywaa nas bkitna noc, serca nasze pragny
znale ukojenie we zach, ale nie pozwalalimy im na to.
Poegnasz go na zawsze mylaem. Przyjrzyj mu si dobrze, nigdy ju
twoje oczy nie ujrz Zorby".
Zapragnem przytuli si do tej starej piersi i zapaka, ale wstyd mi byo.
Prbowaem mia si, aby pokry wzruszenie, lecz nie mogem. Miaem cinite
gardo.
Patrzyem na Zorb, ktry wyciga swoj szyj drapienego ptaka i pi bez
przerwy w milczeniu. Patrzyem na niego i mga przesaniaa mi oczy. Mylaem, jak
okrutn zagadk jest ycie. Ludzie spotykaj si i rozstaj ze sob niby jesienne licie
pdzone wiatrem. Daremnie wzrok usiuje zachowa w pamici twarz, sylwetk, ruchy
ukochanej istoty po kilku latach nie pamita si ju, czy oczy miaa niebieskie, czy
czarne...
Dusza czowieka powtarzaem sobie powinna by twarda jak stal, wykuta
z brzu, a nie utkana z wiatru".
Zorba pi. Unis swoj wielk gow i nie porusza ni. Wydawao si, e
nasuchuje wrd nocy jakich krokw, ktre to zbliaj si, to oddalaj w gbi jego
istoty.
O czym mylisz, Zorbo?
O czym mam myle, szefie? Doprawdy o niczym. O niczym nie myl.
Po chwili napeni szklank.
Twoje zdrowie, szefie! powiedzia.
Trcilimy si. Zrozumielimy obaj, e ten gorzki smutek nie moe ju duej
trwa. Trzeba wybuchn kaniem albo rzuci si w obdny taniec.
Zagraj, Zorbo! poprosiem.
Powiedziaem ci ju, e santuri trzeba radosnego serca, zagram dopiero za
miesic, za dwa, moe za dwa lata, czy ja wiem? Zapiewam wtedy o dwch ludziach,
ktrzy rozstaj si na zawsze.
Na zawsze! krzyknem przeraony.
Powtarzaem w myli to ostateczne sowo, ale nie syszaem go. Teraz chwyci
mnie strach.
Na zawsze! powtrzy Zorba, z trudem przeykajc lin. Na zawsze! To,
e spotkamy si znowu, e zbudujemy klasztor, jest tylko pociech, niegodn
pociech. Nie chc jej. C to? Czy jestemy sabymi kobietami, ktre trzeba
pociesza? Tak. egnamy si na zawsze.
Moe zostan tu z tob powiedziaem przeraony arliwym uczuciem
Zorby. Moe pjd z tob, jestem wolny.
Zorba potrzsn gow:
Nie, nie jeste wolny. Powrz, ktry ci wizi, jest tylko troch duszy ni u
innych. To wszystko. Tylko dziki temu, szefie, e masz dugi powrz, moesz oddala
si i wraca. Zdaje ci si, e jeste wolny, ale nie przecinasz powroza. A jeli czowiek
nie przetnie swych wizw...
Pewnego dnia przetn je! powiedziaem, sam w to nie wierzc, gdy sowa
Zorby dotkny otwartej we mnie rany i sprawiy mi bl.
To jest trudne, szefie, bardzo trudne. Do tego potrzeba odrobiny szalestwa.
Szalestwa. Syszysz? Trzeba wszystko postawi na jedn kart, a ty masz rozum i on
wemie gr. Rozum jest jak sklepikarz, prowadzi rachunki, notuje przychd i
rozchd, zysk i strat. To jest rozwany drobny kupiec, nie stawia wszystkiego na
jedn kart. Zawsze pilnuje swych oszczdnoci i nie zrywa sznura, o nie! Trzyma go,
szelma, mocno w garci. Gdyby mu si wymkn, biedak przepadby z kretesem. Ale
jeli nie przetniesz sznura, powiedz, jaki smak moe mie twoje ycie? Smak
rumianku, mdawego rumianku. To nie rum, ktry pozwala widzie wiat do gry
nogami!
Zamilk, sign po wino, ale rozmyli si.
Wybacz mi, szefie, jestem prostak. Sowa przylepiaj mi si do zbw jak
boto do ng, nie potrafi owija ich w bawen i prawi duserw. Nie potrafi, ale ty
mnie rozumiesz.
Oprni szklank i spojrza na mnie.
Rozumiesz! krzykn, jakby wpad nagle w zo. Rozumiesz i to ci
zgubi! Byby szczliwy, gdyby nie rozumia. Czego ci brak? Jeste mody, masz
fors i zdrowie, jeste fajny chop, niczego ci nie brak, u diaba! Jednego tylko ci
trzeba. Odrobiny fantazji. Bo jeli tego brak, szefie... pokiwa wielk gow i znowu
zamilk.
O may wos nie zapakaem. Wszystko, co mwi Zorba, byo suszne... Jako
dziecko byem peen fantazji. Marzenia moje przekraczay wtedy ludzk miar. Nie
mieciem si w granicach istniejcego wiata.
Stopniowo z upywem czasu stawaem si rozsdniejszy. Wytyczaem granice,
zaczem odrnia moliwe od niemoliwego, ludzkie od boskiego, trzymaem si
mocno mego powroza, eby mi si nie wymkn.
Wielka spadajca gwiazda przecia niebo. Zorba podskoczy, wytrzeszczy oczy
i spojrza przeraony, jakby po raz pierwszy zobaczy meteor.
Widziae gwiazd? zwrci si do mnie.
Tak.
Zamilklimy.
Nagle Zorba unis wysoko gow osadzon na chudej, ylastej szyi, zaczerpn
tchu w piersi i krzykn dziko, rozpaczliwie, a ten okrzyk przeksztaci si po chwili w
ludzk mow. To, co kryo si w gbokociach jani Zorby, wydaro si na wiat star,
monotonn, pen smutku i goryczy samotnoci tureck melodi. Otwaro si ono
ziemi, emanujc urokliw sodycz trucizny Wschodu. Czuem, jak wiotczej we mnie
wszystkie wkna, czce mnie jeszcze z wiar i nadziej.

Iki kiklik bir tepende otiyor,


Otme de, kiklik, bemin dertim jetiyor.
Aman! Aman!

Pustynia, bezkres miakiego piasku, gdzie okiem sign. Powietrze mieni si


rowo, niebiesko i zocicie. W skroniach omoce puls, a z gbi duszy wyrywa si
oszalay krzyk, radujc si tym, e aden inny gos mu nie odpowiada. Pustka...
Pustka... I nagle do mych oczu napyny zy.

Na pagrku dwie kuropatwy aonie zapieway,


Nie piewaj, kuropatwo, mj wasny smutek niemay.
Aman! Aman!

Zorba zamilk, szybkim ruchem rki otar pot z czoa. Pochylony, utkwi wzrok
w ziemi.
Co to za piosenka? spytaem go po duszej chwili.
Pie wielbdnika. piewa si j zwyke na pustyni. Przez cae lata nie
mogem sobie jej przypomnie. Dopiero tego wieczoru...
Podnis gow i spojrza na mnie. Gos jego zabrzmia gucho w zdawionym
gardle.
Szefie powiedzia. Czas ci spa. Jutro musisz wsta o wicie i jecha do
Kastellionu, eby zdy na statek. Dobranoc.
Nie chce mi si spa odparem. Chc by z tob. To ostatni wieczr, jaki
spdzamy razem.
Wanie dlatego musimy szybko go zakoczy! zawoa Zorba i odwrci
pust szklank do gry dnem na znak, e nie bdzie wicej pi. Zrobi to zaraz,
natychmiast, jak prawdziwi mczyni, ktrzy w jednej chwili wyrzekaj si
papierosw, wina czy kart.
Musisz wiedzie, e mj ojciec by dzielny jak nikt. Nie patrz na mnie, ja przy
nim jestem szczeniak, nie dorastam mu do pit. On by jak dawni Grecy! Kiedy cisn
ci do, miady koci. Ja czasem przemawiam jak zwyczajni ludzie, a on grzmia
albo piewa. Rzadko z jego ust moge usysze cichy, ludzki gos. Ot on mia
naogi, ale umia si ich pozby, uci jak mieczem. Na przykad, kopci jak komin.
Pewnego dnia o wicie poszed ora w pole. Przychodzi, opiera si o pot i wsuwa rk
za pas, eby wyj woreczek z machork i skrci papierosa. Ale woreczek jest pusty,
ojciec zapomnia go napeni. Zapieni si ze zoci, rykn i pobieg w stron wsi. By
optany naogiem. Ale nagle powtarzam ci zreszt stale, e czowiek jest zagadk
stan zawstydzony, wycign woreczek, podar go zbami na tysic strzpw i
podepta wciekle nogami. cierwo, cierwo!" rycza. Od tej pory do koca ycia
nie woy papierosa do ust. Tak robi prawdziwi mczyni, szefie. Dobranoc.
Wsta szybko i nie ogldajc si ruszy wzdu wybrzea. Doszed do kraca
play i pooy si na skale.
Nie widziaem go wicej. Przed pierwszym pianiem kogutw przyprowadzono
mi mua, dosiadem go i odjechaem. Podejrzewam, cho moe si myl, e tego ranka
spoglda na mj odjazd z ukrycia, poniewa nie byo go ju na skale. Nie przyszed
jednak, aby powiedzie mi zwyke sowa poegnania, popaka ze wzruszenia,
pomacha rk, powia za mn chustk.
Rozstanie nasze byo jak cicie mieczem.
W Kastellionie wrczono mi depesz. Wziem j drc rk i spozieraem na
ni dusz chwil. Wiedziaem, co mi przynosi. Z przeraliw dokadnoci zdawaem
sobie spraw z tego, co zawiera, z ilu liter si skada. Zapragnem podrze j, nie
czytajc. Ale niestety nie mamy jeszcze tyle zaufania do wasnej duszy. Nasz rozsdek,
ten ndzny sklepikarz, kpi sobie z niej, jak my kpimy ze starych znachorek i wiedm,
ktre rzucaj uroki. Otworzyem telegram, pochodzi z Tbilisi. Przez chwil litery
skakay mi przed oczami; niczego nie rozrniaem, powoli jednak znieruchomiay i
wtedy przeczytaem: Wczoraj po poudniu Stavridakis zmar na zapalenie puc".

Przeszo pi dugich, straszliwych lat, w cigu ktrych czas pdzi


niepohamowanie, a geograficzne granice rozpoczy dziki pls; pastwa rozszerzay
si i kurczyy niby harmonijka. Nawanica dziejowa porwaa zarwno mnie, jak i
Zorb. Gd i lk stany midzy nami. W cigu pierwszych trzech lat otrzymywaem
od czasu do czasu jak lakoniczn kartk od niego.
Raz z gry Athos, z wizerunkiem Najwitszej Marii Panny Straniczki Wrt,
o duych, smutnych oczach i mocnym, wadczym podbrdku. Nad postaci Matki
Boskiej Zorba napisa grub stalwk, ktra dara papier: Tu, Szefie, nie mona
zarobi. Mnisi potrafi nawet pchy podku. Pjd sobie!" A po paru dniach nadesza
jeszcze jedna wiadomo: Nie mog kry po klasztorach jak kataryniarz z papug w
rku. Podarowaem j pewnemu dziwacznemu mnichowi, ktry swego drozda nauczy
piewa: Kyrie eleison. Ten obuz piewa jak prawdziwy zakonnik. To nie do wiary!
A wic nauczy te psalmw nasz biedn papug. Ech, ile ta bestia w swoim yciu
widziaa... A oto zostaa wielebnym ojcem. Cauj Ci serdecznie. Ojciec Aleksy,
witobliwy pustelnik".
Po p roku czy te po siedmiu miesicach otrzymaem z Rumunii kart
przedstawiajc przysadzist kobiet z odkrytymi piersiami: Jeszcze yj, jem
mamayg, pij piwo, pracuj w rafinerii nafty, brudny i mierdzcy jak szczur z
rynsztoka. Ale to nic. Tu znajdziesz wszystko, czego brzuch i serce zapragn, raj dla
takich starych wygw jak ja. Rozumiesz mnie, Szefie, y nie umiera, kury i kokoszki.
Cauj Ci mocno. Szczur z rynsztoka, Aleksy Zorbesco".
Miny dwa lata, znw dostaem kartk, tym razem z Serbii. Jeszcze yj,
diabelnie tu zimno, zostaem wic zmuszony do eniaczki. Odwr kartk, a zobaczysz
jej pyszczek. Wcale adny kawaek kobiety. Brzuch ma troch wydty, bo szykuje mi
mae Zorbitko. U jej boku jestem ja. Nosz garnitur, ktry dostaem od Ciebie w
prezencie, a piercionek na moim palcu jest od starej, biednej Bubuliny (wszystko jest
moliwe), niech spoczywa w spokoju. Ta nazywa si Luba. Paszcz z lisim konierzem,
ktry mam na sobie, to posag mojej ony. Wniosa mi te macior z siedmioma
prositami zabawna gromadka i dwoje dzieci z pierwszego maestwa, gdy
zapomniaem Ci powiedzie, e bya wdow. W jednej z pobliskich gr odkryem
pokady miedzi i znowu przygadaem sobie pewnego kapitalist. Wiedzie mi si
dobrze. yj jak pasza. Cauj Ci mocno. Byy wdowiec, Aleksy Zorbi".
Na odwrocie karty widniaa fotografia Zorby. By w kwitncym stanie. Ubrany
modnie w futrzan czapk i dugi paszcz, w rku trzyma laseczk. U jego ramienia
wisiaa pikna kobieta o sowiaskiej urodzie, mogca mie najwyej dwadziecia pi
lat, dzikuska o rasowych biodrach, kuszca i filuterna, z ksztatn piersi. Ubrana bya
w wysokie kozaczki. Pod fotografi topornymi literami Zorba nakreli podpis: Ja,
Zorba, i odwieczna sprawa: kobieta. Tym razem nazywa si Luba".
Przez wszystkie te lata podrowaem za granic. Ja te miaem swoj
odwieczn spraw, tylko e ona nie posiadaa ksztatnego biustu ani paszcza do
zaofiarowania, ani maciory. Pewnego dnia odebraem w Berlinie telegram:
Znalazem pikny zielony kamie. Przyjedaj natychmiast Zorba".
By rok 1923. W Niemczech panowa potworny gd. Warto marki spada tak
bardzo, e aby kupi najmniejszy drobiazg na przykad znaczek pocztowy trzeba
byo dwiga waliz pen pienidzy. Gd, zimno, ubrania w strzpach, znoszone
obuwie poblady rumiane z natury policzki Niemcw. Silniejszy wiatr rzuca ludmi
o ziemi jak zwidymi limi. Matki kady niemowltom do buzi kawaki gumy do
ucia, by nie krzyczay. W nocy policja musiaa strzec mostw przed zrozpaczonymi
kobietami, ktre z dziemi w ramionach chciay si rzuca do rzeki.
Nadesza zima. Spad nieg. W pokoju, przylegym do mojego, pewien
niemiecki profesor, orientalista, przepisywa stare poematy chiskie lub sentencje
Konfucjusza, aby si rozgrza. Robi to pdzelkiem wedug zwyczaju chiskiego, w
myl ktrego uniesiony okie, koniuszek pdzla i serce uczonego tworzy winny
trjkt.
Po kilku minutach mwi do mnie z zadowoleniem pot spywa mi po
ramionach. W ten sposb robi mi si ciepo.
Wanie w tych penych goryczy dniach otrzymaem w telegram od Zorby. W
pierwszej chwili wpadem w gniew. Kiedy gd upadla i amie miliony ludzi, nie
majcych nawet kromki chleba dla pokrzepienia, ja otrzymuj depesz, naglc mnie
do przebycia tysicy kilometrw, abym zobaczy pikny zielony kamie. Do diaba z
piknem! woaem. Ono nie ma serca, nie moe si przej ludzkim
cierpieniem!"
Ale rycho ogarno mnie przeraenie. Gdy gniew min, ze zgroz
zrozumiaem, e moje serce odpowiada na nieludzkie wezwanie Zorby. Dziki ptak bi
w mojej piersi skrzydami, chcc wyrwa si na wiat.
Nie wyjechaem jednak. Pozostaem guchy na boski, okrutny klangor w mej
piersi. Nie dokonaem tego bezsensownego czynu. Posuchaem chodnego,
rozsdnego gosu logiki. Wziem piro i napisaem do Zorby, tumaczc mu to
wszystko.
Odpisa:
Nie obraajc Ci, Szefie, jeste gryzipirkiem. Moge i Ty, biedaku, raz w
yciu zobaczy pikny zielony kamie, ale nie zobaczye. Sowo daj, nieraz, kiedy nie
miaem nic lepszego do roboty, pytaem sam siebie, czy istnieje pieko. Ale wczoraj,
kiedy przyszed Twj list, rzekem sobie: Z ca pewnoci musi istnie pieko dla
paru takich gryzipirkw jak szef".
Od tego czasu nie pisa ju do mnie. Znw rozdzieliy nas straszliwe
wydarzenia, wiat zatacza si jak czowiek zraniony lub pijany. Sprawy osobiste,
uczucia przyjani musiay ustpi na plan dalszy.
Czsto jednak opowiadaem moim przyjacioom o wielkodusznoci Zorby.
Podziwialimy postaw yciow tego niewyksztaconego czowieka, przekraczajc
granice rozsdku, ale pen dumy i wiernoci. Wyyny ducha, na ktre my
wspinalimy si przez wiele lat z ogromnym wysikiem, on osiga jednym skokiem. I
mwilimy: Zorba jest wielkoduszny". Albo gdy przekracza te wyyny, mwilimy:
Zorba jest szalony".
Tak mija czas przepojony sodk trucizn wspomnie. Na dusz m pada
rwnie inny cie cie zmarego przyjaciela i ciy na niej. Nie opuszcza mnie,
bo ja nie opuszczaem jego.
O tym cieniu nie mwiem jednak nikomu. Gwarzyem z nim po kryjomu i
dziki niemu jednaem si ze mierci. Miaem swj tajemny most, wiodcy na drugi
brzeg. Gdy dusza mego przyjaciela przekraczaa go, czuem, e jest wta i blada, zbyt
saba, by ucisn mi do.
Czasem mylaem z przeraeniem: Moe mj przyjaciel nie zdy na ziemi
oswobodzi si z niewolniczych pt ciaa, uksztatowa i zahartowa swojej duszy tak,
by w ostatecznej chwili nie ulega grozie mierci i by trwoga nie unicestwia jej. Moe
nie zdy utrwali tego, co byo w nim niemiertelne".
Niekiedy odzyskiwa jednak siy lub moe to ja wspominaem go ciepej i
przybywa odmodzony, peen pragnie; wydawao mi si niemal, e sysz na
schodach jego kroki.
Tej zimy wybraem si na samotn wycieczk w zanieone gry Szwajcarii,
gdzie wiele lat temu przeylimy z nim razem i z ukochan przez nas obu kobiet
niezapomniane godziny.
Spaem w tym samym hotelu, w ktrym si wwczas zatrzymalimy. Ksiyc
wieci przez otwarte okno, upionym mzgiem czuem obecno gr, srebrnych od
szronu sosen, i agodny bkit nocy. Przenikaa mnie niewysowiona rado, jakbym
ni na gbokim, spokojnym, przejrzystym bezmiarze morza, jakbym spoczywa na
jego dnie szczliwy i nieruchomy. Wraliwo moja bya tak ogromna, e maleki
statek, przepywajcy o tysice mil nade mn, mgby zrani moje ciao.
Niespodziewanie pad na mnie jaki cie, zrozumiaem, kto to. Zabrzmia jego
peen alu gos:
pisz?
A ja odparem takim samym tonem:
Kaesz czeka na siebie. Przez cae miesice nie syszaem twego gosu...
Gdzie si bkasz?
Jestem przy tobie, ale to ty zapominasz o mnie. Nie zawsze mam do siy,
by ci zawoa, a ty usiujesz mnie opuci. Pikne jest wiato ksiyca, onieone
drzewa i ycie na ziemskim padole ale bagam ci, nie zapominaj o mnie.
Nigdy o tobie nie zapominam, wiesz o tym dobrze. W pierwszych dniach po
tym, jak mnie opucie, bdziem po grskich pustkowiach, umartwiaem ciao, cae
noce leaem bezsennie, opakujc ciebie. Pisaem nawet poematy, by da ujcie moim
uczuciom. Zbyt jednak mierne byy, by ukoi mj bl. Jeden z nich zaczyna si tak:

Gdy szede obok mierci po stromym wzniesieniu,


Lekko waszych postaci chonc w uniesieniu,
Widziaem w was przyjaci, co o bladym wicie
Trudz si i w dal id, porzucajc ycie.

W innej za, nie ukoczonej pieni woam do ciebie:

Zacinij mocniej zby, o mj ukochany,


Nie pozwl duszy swojej ulecie w przestworza...

Umiechn si gorzko i pochyli nade mn twarz, a ja zadraem, widzc jej


przeraliw blado.
Wpatrywa si we mnie dugo oczodoami, w ktrych nie byo ju oczu, tylko
dwie grudki ziemi.
O czym mylisz? szepnem. Czemu milczysz? I znowu gos jego
zabrzmia niby dalekie westchnienie:
C pozostao z duszy, ktrej nie mieci wiat? Kilka napisanych przez
kogo, kalekich, urwanych wierszy, nie tworzcych nawet strof. Bdz po ziemi.
Odwiedzam tych, ktrzy byli mi drodzy, ale serca ich si zamkny. Ktrdy wrci do
ycia? Kr wok domu o zaryglowanych drzwiach niczym pies... Och, ebym mg
y niezaleny, nie chwytajc si jak topielec waszych ywych cia.
Z oczodow trysny zy, grudki ziemi w nich zamieniy si w boto. Po chwili
jednak gos jego nabra siy.
Najwiksz rado sprawie mi rzek kiedy w dniu moich imienin w
Zurychu wzniose kielich wina za moje zdrowie. Czy pamitasz? Towarzyszy nam
wtedy jeszcze kto...
Pamitam odpowiedziaem. To bya ona, ta, ktr nazywalimy nasz
pani...
Umilklimy. Zdawao si, e wieki miny od tego czasu. Zurych zasypany
niegiem. Imieninowy st udekorowany kwiatami i nas troje...
O czym mylisz, mistrzu? spyta cie z ironi.
O wielu rzeczach. O wszystkim...
Ja myl o twoich ostatnich sowach. Wzniose kielich i drcym gosem
rzeke: Przyjacielu, kiedy bye dzieckiem, twj sdziwy dziadek trzyma ci na
jednym kolanie, a o drugie opiera kretesk lir i gra bohaterskie pieni helleskich
bojownikw o wolno. Pij dzisiejszego wieczoru twoje zdrowie: niech los sprawi,
aby zawsze spoczywa na boskich kolanach!" Bg szybko wysucha twojej modlitwy.
To nic odparem. Mio jest silniejsza ni mier.
Umiechn si gorzko i nie odpowiedzia. Czuem, jak jego ciao rozwiewa si
w mroku, stajc si tylko kaniem, westchnieniem i drwin...
Przez wiele dni pozosta na mych wargach smak mierci. Ale serce doznao
ulgi. mier wesza w moje ycie pod postaci znajomej, ukochanej twarzy niby
przyjaciel, ktry przyszed i czeka cierpliwie, a zakoczymy prac.
Lecz zazdrosny cie Zorby wci kry wok mnie. Pewnej nocy samotnie
przebywaem w mojej willi na brzegu morza na wyspie Eginie. Czuem si szczliwy.
Przez szeroko otwarte okno wieci agodnie ksiyc. Morze oddychao radoci.
Spaem, rozkosznie zmczony zbyt dugim pywaniem. W takiej to chwili szczcia
Zorba zjawi si w moim nie.
Nie przypominam sobie, co mwi ani po co przyszed. Gdy si obudziem,
czuem, jakby serce miao mi wyskoczy z piersi, do oczu nabiegy zy.
Opanowao mnie nieprzeparte pragnienie, aby w pamici odtworzy nasze
ycie na kreteskim wybrzeu, aby zmusi umys do skrztnego przywoania
wszystkich powiedze, okrzykw, gestw, miechu, ez, tacw Zorby, aby ocali je od
zapomnienia.
To pragnienie byo tak gwatowne, i z trwog zaczem upatrywa w nim
znaku. Moe tego dnia gdzie na kracu wiata umiera Zorba... Dusza moja tak silnie
zwizana bya z jego dusz, e czuem: niemoliwe, by jeden z nas umar, a drugiego
nie przeszy dreszcz.
Dugo nie mogem si zdecydowa na zebranie wszystkich wspomnie o
Zorbie, aby utrwali je na pimie. Ogarn mnie dziecicy lk: Jeli uczyni to, znaczy,
e Zorba naprawd znajduje si w niebezpieczestwie. Powinienem oprze si tej
rce, ktra popycha moj do.
Opieraem si dwa, trzy dni, tydzie. Zajem si jak inn pisanin,
chodziem na wycieczki, duo czytaem. Takimi wybiegami usiowaem zmyli
niewidzialn si, ale wszystkie moje myli kryy niespokojnie wok Zorby.
Pewnego dnia siedziaem na tarasie swej nadmorskiej willi. Byo poudnie,
prayo soce, a ja spogldaem na nagie urocze brzegi Salaminy, pitrzce si przede
mn. Nagle pchnity niewidzialn rk chwyciem papier, wycignem si na
rozpalonych pytach tarasu i zaczem spisywa sowa i czyny Zorby.
Pisaem w uniesieniu, z popiechem wskrzeszaem przeszo. Staraem si
przypomnie sobie i utrwali Zorb takim, jakim by. Mona by pomyle, e to ja
ponosz odpowiedzialno za to, by nie odszed w niepami. Pracowaem dniem i
noc nad nakreleniem jego oblicza w nie zmienionym, wiernym ksztacie.
Tworzyem jak czarownicy z dzikich afrykaskich plemion, malujcy na
cianach swych chat wizerunek przodka, ktrego ujrzeli we nie, i staraj si
odtworzy go tak, aby dusza moga rozpozna wasne ciao i powrci do.
Po paru tygodniach moja kronika ycia Zorby bya zakoczona.
Tego dnia pnym popoudniem siedziaem znw na tarasie i patrzyem na
morze. Na kolanach mych lea gotowy rkopis. Czuem ogromn rado i ulg,
jakbym zrzuci z siebie jaki ciar, jak kobieta, ktra wanie urodzia i teraz tuli
niemowl w objciach.
Soce, ponca, ognista kula, zachodzio za szczyty Peloponezu. Na taras
wesza Sula, wiejska dziewczynka, ktra przynosia mi z miasta poczt. Wrczya list i
szybko ucieka... Zrozumiaem. Wydawa by si mogo, e znam jego tre, bo kiedy
otworzyem go i przeczytaem, nie krzyknem, nie zerwaem si zdjty przeraeniem.
Miaem pewno. Wiedziaem, e wanie w tej chwili, gdy bd trzyma na kolanach
ukoczony rkopis i patrzy na zachd soca, dostan ten list.
Przeczytaem go spokojnie, powoli, bez ez. Nadszed z jakiej serbskiej wioski
pooonej w pobliu Skopje. Napisany by z niemczyzn. Przetumaczyem go sobie.
Jestem nauczycielem w tej wiosce i pisz do Pana, aby przekaza smutn
wiadomo. Aleksy Zorba, waciciel miejscowych pokadw miedzi, zmar w ubieg
niedziel o szstej po poudniu. Wezwa mnie w chwili konania.
Mam w Grecji przyjaciela powiedzia. Jeli umr, napisz mu, e do
ostatniej chwili zachowaem przytomno i mylaem o nim. Nie auj niczego, co
zrobiem. Powiedz mu, e ycz mu wszystkiego najlepszego i e ju najwyszy czas,
aby nabra rozumu. Posuchaj jeszcze: jeli przyjdzie pop wyspowiada mnie i udzieli
ostatniego namaszczenia, ka mu szybko odej. Niech mnie oboy kltw. Zrobiem
w yciu kup rzeczy, ale jeszcze nie dosy. Tacy ludzie jak ja powinni y tysic lat.
Dobranoc.
To byy jego ostatnie sowa. Potem unis si na poduszce, odrzuci kodr i
sprbowa stan na nogi. Podbieglimy, aby go podtrzyma, Luba jego ona, ja i
kilku silniejszych ssiadw. On jednak odsun nas szorstko wsta z ka i podszed
do okna. Kurczowo trzymajc si parapetu, spoglda w dal, w stron gr.
Wytrzeszczy oczy i zacz si mia, a potem re jak ko. Tak wanie umar, stojc i
wpijajc si palcami w okienn ram.
Jego ona, Luba, prosi, ebym napisa, e przesya Panu pozdrowienia.
Nieboszczyk czsto opowiada o Panu i kaza odda Panu po swojej mierci santuri,
by mia Pan po nim pamitk.
Wdowa prosi wic jeli przypadkiem bdzie Pan przejazdem w naszej wiosce
aby zechcia Pan zanocowa u niej i wyjedajc rankiem, zabra ze sob santuri.

You might also like