You are on page 1of 64

ANDRZEJ PUCHALSKI

Bajka o Liberty, Rudobrodym i


Kiara
Wstęp

Bajkę tę napisałem pod wpływem osobistych przeżyć, dla najwspanialszych osób, które

pokochałem od pierwszego wejrzenia, Od pierwszego spotkania w szklanej kuli, od

pierwszych słow. Dla mojej ukochanej Moniki, aby chwilach zwątpienia mogła poczytać

swoim skrzatom,

Jagodzie i Nicoli, na dobry sen, na dobre i pełne ŻYCIE.

Księżna Liberty żyje gdzieś tam w realnym świecie, skrzaty i elfy żyją w realnym świecie a

najbardziej żywą jest Przeciwność Losu, którą jednak można pokonać jeśli się kocha, tak

naprawdę kocha i jest się kochanym, tak naprawdę jest się kochanym. Miłość, chociaż tak

bardzo zapomniana i zszargana w dzisiejszych, szybkich czasach, gdzie nikt nie ma czasu na

chwilę zastanowienia się, namysłu, żyje. Razem, dwoje ludzi może góry przenosić, kiedy

łączy ich Miłość. Dzisiejsze czasy przyspieszyły tempo życia, wielu z nas dopadła

Przeciwność Losu, pozostawiając obraz człowieka z obumarłą duszą. Wielu z tych ludzi

ucieka w wirtualny świat Internetu, świat szklanej kuli - wirtualne pocałunki, wirtualna kawa,

wirtualna miłość i to oni są mieszkańcami gór Samotności, Poddanymi Przeciwności Losu.

Kiedy zostaniesz czytelniku sam, tak naprawdę sam, nie wydostaniesz się z Krainy Braku

Nadziei a i uważaj żebyś się nie dostał w góry Samotności. Tam po Tobie wszelki słuch

zaginie i tylko za sprawą przyjaciół, przyjaźni, Miłości i Serca wrócisz do świata żywych.

63
Życie w Krainie Braku Nadziei to życie związane z bólem, łzami, przygnębieniem. To one

staną się twoimi przyjaciółmi i towarzyszami na długi czas.

Życie warte jest tego, aby o nie walczyć, aby się nie poddawać. Gdzieś tam jest ktoś, kto Cię

kocha tylko trzeba go odnaleźć. Jeżeli czegoś tak naprawdę chcesz, tak naprawdę pragniesz,

to jedyną osobą, która może Ci przeszkodzić w osiągnięciu tego, jesteś Ty Sam.

Autor

63
XXX

Dawno, dawno temu, w czasach rycerzy, czarowników, elfów, skrzatów i smoków, żyła

wielkiej urody księżna imieniem Liberty, o wielkim sercu, dobrocią ale i wielkim smutkiem.

Przez trzydzieści lat swojego życia przeżyła bardzo dużo, wiele radości, szczęśliwych dni ale

też i żalu i samotności. Bardzo długo nie mogła się zdecydować na wybór męża, tylu było

książąt starających się o jej rękę. Ona jednak była ukochaną córeczką swojego ojca i żaden z

nich nie był dość dobry dla króla. W końcu zjawił się książę Gilbert, następca tronu w

sąsiednim królestwie. Przystojny, wysoki który zdobył serce nie tylko księżniczki ale i

królowi wydał się dość dobry na to by być jego zięciem. Po hucznym ślubie Liberty i Gilbert

zamieszkali w rodowym zamku księcia. Po pierwszych miesiącach euforii wszystko się

zmieniło. Książę wyjeżdżał na bardzo długie wyprawy w poszukiwaniu nowego świata, aż

razu pewnego wyjechał i wszelki słuch o nim zaginął. Razem z Księżna, mieszkały dwa

skrzaty, Trzpiotka i Nostalgia, czasami też na dwór zaglądała królowa Matka, której zdawało

się, że całe gospodarstwo runie, kiedy nie będzie doglądać swojej córki. Życie księżnej

Liberty toczyło się w samotności, wielkim zamku z przepięknym ogrodem, i tylko małe

skrzaty rozświetlały jej każdy nowy dzień.

Darem księżnej Liberty była możliwość komunikacji i rozmawiania przez wielką szklaną

kulę znajdującą się w salonie. Czasami skrzaty dobierały się do kuli i zajmowały poczytne

miejsce w świecie czarów i magii. Trzpiotka, mały skrzacik o dużych niebieskich oczach i

roztrzepanej fryzurze, zajmowała najwięcej czasu Liberty, gdyż psociła na tyle na ile

pozwalał jej młodziutki wiek, Nostalgia natomiast zaczynała już być skrzatem, który wie

trochę o życiu, o świecie, który ją otacza, chociaż jeszcze nie bardzo rozumiała, dlaczego tak

63
się dzieje. Świat Liberty zamknięty w szczelnych ścianach zamku uzbrojonego w warowne

wieże i ostrokół, czasami otwierał się, gdy Liberty wychodziła na targ w przebraniu zwykłej

kobiety zamieszkującej królestwo i spacerowała pomiędzy kramami. Mogła przyglądać się

ludziom, towarom, jednak najbardziej, Liberty, uwielbiała biegać boso po łące, czasami

zbierała dojrzałe, duże truskawki, nasączone promieniami słońca i ociekające słodyczą. Takie

truskawki najlepiej smakują prosto z krzaka. Umiała się każdą chwilą, która przewijała się

przez jej samotne życie. Przyzwyczaiła się samotności, chociaż bardzo tęskniła za księciem

Gilbertem. W życiu jest tak że jak z czymś nie możesz wygrać zrób sobie z tego przyjaciela.

Na pewno będzie lżej.

Najbardziej za Gilbertem tęskniła Nostalgia, pamiętała księcia z częstych zabaw i rozmów,

wspominała czas z nim spędzony, zasypiając słyszała jego glos. Liberty zdawała sobie sprawę

z bólu, jaki przeżywają skrzaty i starała się im wynagrodzić tą stratę jak największą miłością a

nie było to łatwe gdyż sama bardzo często, po położeniu skrzatów spać, siadała w kącie i

płakała. Jedynie jej mądrość nie pozwoliła pokazać skrzatom, co tak naprawdę czuje, jak

bardzo czuje się samotna. Czasami, szklana kula pozwoliła jej zapomnieć na chwilę o

samotności, mogła poznawać ludzi o takich samych zdolnościach, nie mówiąc kim tak

naprawdę jest. Wielu z nich było równie samotnych jak ona, i rozmowy z nimi przynosiły jej

ulgę. Umiała słuchać, poznała wiele ludzkich historii, ludzie, zaklęci w świecie szklanej kuli

lgnęli do niej. Zawsze znalazła dla nich ciepłe słowo i czas, zapominając o własnym bólu i

tęsknocie. Wielu czarowników i rycerzy ze szklanej kuli zakochało się w Liberty, ale ona jak

Penelopa czekała na swojego księcia, na jego powrót. Nikt nie znał jej życia, nie obnosiła się

ze swoją samotnością. Pewnej nocy siadła przed kulą, spojrzała z czułością na śpiące obok

niej skrzaty i …..

63
63
XXX

Daleko, daleko za górami i morzami mieszkał w swojej Samotni stary rycerz zwany

Rudobrodym. Ciało jego usiane bliznami po wielu, wielu ranach, zdobytych w wojnach,

jeszcze krwawiło po ostatniej. Rany ledwo zdążyły się zabliźnić, lecz rozdrapywane na nowo,

przyprawiały go o ból. Stary człowiek patrzył tępo przez okno, zagłębił się we własnych

myślach. Samotność doskwierała mu coraz bardziej. Wojny się skończyły, po powrocie do

domu zastał pustkę, nikogo, tylko gołe mury bez wspomnień. Zamknął się w swojej samotni i

żyjąc z dnia na dzień stronił od ludzi. Uciekał do świata elfów, gdyż jedynym i największym

jego przyjacielem był elf o imieniu Kirst. Kirst pomagał mu przetrwać każdy nowy dzień,

wspierał go swoją chęcią życia. Każdą wolną chwilę spędzali razem. Wspólne wyprawy w

odmęty kniei, poznawanie nowego świata, sprawiały, że Rudobrody czuł się potrzebny

chociaż zdawał sobie sprawę ze Kirst ma swój świat, swoje życie które w większej części

poświęcił staremu rycerzowi.

Rudobrody usiadł na pieńku przed Samotnią, zapatrzył się w płomienie skaczące po drwach

ułożonych w niewielki stożek. Ogarnęła go wielka, wielka samotność. Jego przyjaciel elf

zginął gdzieś w odmętach pobliskiej puszczy. Powróciły wspomnienia jego domu. Pamiętał

swojego maleńkiego synka, jasnowłosego chłopca o dużych niebieskich oczach, który

przytulał się do niego i dopiero co zaczynał mówić, kiedy wyjechał na wojnę. Przed jedną z

kolejnych bitew dowiedział się że jego żona opuściła gospodarstwo i wyjechała nie mówiąc

nikomu dokąd. Rudobrody ujął głowę w dłonie. Zapadł w odrętwienie. Nagle usłyszał

dźwięk, który wzbudził jego niepokój. Nie potrafił powiedzieć co to było, zaczął się

wsłuchiwać w odgłosy puszczy. W oddali coraz wyraźniej było słychać odgłosy walki, walki

63
na śmierć i życie. Nagle powietrzem wstrząsnął przerażający śmiertelny ryk. Rozpoznał go od

razu. To był głos smoka.

- Smok?? Tutaj?? – pomyślał – co mogło sprawić że smok został pokonany?

Dlaczego walczył? Ktoś obcy kreci się koło Samotni.

Smoki, były to stworzenia o potężnej sile umysłu, potrafiły porozumieć się z ludźmi za

pomocą myśli. Znały swoją siłę.

Rycerz szybko się zebrał, Stare wojenne nawyki dały o sobie znać, zabrał ze sobą miecz,

tarczę, szybko zagasił ognisko i pobiegł w kierunku dogasających odgłosów walki. Biegł dość

długo, przedzierając się przez gęste zarośla i krzewy puszczy. W jego mózg wdarł się głos –

„Ratuj ją, ratuj”.

Rycerz zatrzymał się w biegu. Rozejrzał się, nie widząc nic podejrzanego pobiegł dalej.

Wybiegł na niewielką polanę przeciętą przez płynący strumień. Na końcu polany ujrzał

leżącego smoka, a właściwie smoczycę. Była piękna, kolory tęczy mieniły się na jej łuskach

w promieniach zachodzącego słońca. Chciał podejść bliżej, lecz jakaś ogromna siła

zatrzymała go. Cała polana otoczona była magią i zaklęciami.

Natychmiast wypowiedział zaklęcia obronne, których nauczył się w licznych wojnach.

Zaklęcia zderzyły się ze sobą wywołując potężny wybuch energii. Wiedział że nie utrzyma

tego długo. Spojrzał na smoczycę. Podniosła głowę i spojrzała w jego kierunku. Poczuł

ogarniające go ciepło.

- Ratuj ją – usłyszał

- kogo?- Zapytał w myślach

63
- moje maleństwo, Kiarę – odpowiedziała smoczyca i delikatnie odwróciła się na bok

ukazując rycerzowi swój skarb - wezwij elfy sam nie dasz rady.

Rudobrody poczuł ogromny ból na skroniach tak jakby ktoś zaczął ściskać mu głowę

kleszczami i usłyszał świst. Odruchowo podniósł tarczę. Coś z ogromna siłą w nią uderzyło.

Rozejrzał się, lecz nie zobaczył skąd nadleciał cios, począł piekący ból na czole, oczy zalała

mu krew.. Padł nieprzytomny na zmienię.

63
XXX

W słoneczny dzień, duszny i upalny, Liberty siedziała w ogrodzie pokrytym dywanem z

białych lilii i róż, gdy usłyszała cichy głos. Rozejrzała się i ujrzała

maleńką wróżkę siedzącą na brzegu deski stanowiącej oparcie ławki. Liberty pamiętała ją

jeszcze z dzieciństwa, kiedyś spotykały się bardzo często i rozmawiały ze sobą, potem, kiedy

dorosła, świat się zmienił i jej maleńka przyjaciółka gdzieś zniknęła. Liberty płakała wtedy

godzinami, ale nie było możliwe już znaleźć małej wróżki. Świat dorosłego życia zmienił jej

serce, zamknął oczy duszy, co sprawiło, że wróżka stała się niewidoczna dla niej.

- Witaj Księżno- odezwała się wróżka

- Kiara !!! – Zawołała księżna na cały głos - Hej moja mała przyjaciółko, tak bardzo

tęskniłam za Tobą, ile lat nie widziałyśmy się?? Dziesięć? Piętnaście?? Co się stało że

zniknęłaś z mojego życia, co się stało z Tobą, ze mną z nami??

- Nie księżno, to ty mnie nie widziałaś, ja byłam zawsze z Tobą, obserwowałam jak żyjesz,

jak się rozwijają skrzaty, jak tęsknisz. Tyle do ciebie mówiłam, ostrzegałam jednak Ty mnie

nie słyszałaś, nie słyszałaś bo nie mogłaś. Zamknęłaś swoje serce i oczy na świat marzeń, nie

mam za dużo czasu by o tym wszystkim opowiadać, jestem tu na chwilę, wyrwałam się bo

grozi mi wielkie niebezpieczeństwo.

- Nie mów do mnie księżno, proszę,, zawsze byłyśmy przyjaciółkami, przyjaciele tak do

siebie nie mówią, czuję się bardzo stara i zmęczona. Nie chciałam zamykać serca, nie

zrobiłam tego. Życie to tak jakoś zrobiło samo, a marzenia?? Cóż już dawno się ich

wyzbyłam.

63
- Wiem, właśnie dlatego mnie widzisz i słyszysz. Widzisz mnie ostatni raz, odchodzę i nie

będę już mogła być dłużej z Tobą, chyba że ..- wróżka nagle zamilkła.

- Że co mów proszę,- Liberty gwałtownie obróciła się w kierunku wróżki czyniąc gest taki

jakby chciała ja ogarnąć cała, złapać i nie wypuścić - nie chce cię więcej stracić, nie chcę

zapomnieć o Tobie. Nie mam tu nikogo oprócz Trzpiotki i Nostalgii, a teraz gdy odzyskałam

ciebie, gdy uświadomiłam sobie jak bardzo Cię potrzebuję ty mi mówisz ze odchodzisz?? A

skrzaty?? One też cię potrzebują.

- hmmm – wróżka popatrzyła na Liberty pięknymi, pełnymi ciepła oczami. Widziała w

Liberty ta mała dziewczynkę która żyła marzeniami o wielkiej miłości, otwartą na świat i

ludzi,, ciekawską życia, ufną. To samo widziała w Trzpiotce, wiedziała, że jest potrzebna

skrzatom – dobrze, wszystko zależy od ciebie, ale musisz uwierzyć.

- uwierzyć w co? – zapytała Księżna

- W co?? W marzenia, w życie, we wszystko to, w co przestałaś wierzyć. I musisz tego

bardzo ,, ale to bardzo chcieć bo to nie będzie łatwe. Jeżeli tylko zechcesz znajdziesz mnie,

Twoje życie się zmieni, moje życie się zmieni, i życie wielu osób, które ciebie kochają choć

jeszcze o tym nie wiedzą.

- ale gdzie Ciebie mam szukać? Szukałam tyle lat i nie znalazłam – powiedziała zrozpaczona

Liberty

- po prostu uwierz, szukaj mnie wśród smoków – powiedziała Kiara i zniknęła.

Jedna ze śnieżnobiałych róż, stała się nagle pąsowa, o kolorze krwi, jeden jej płatek odpadł i

powoli opadał na ziemię kołysząc się na lekkich podmuchach wiatru. Liberty zapłakała, łzy

powoli spływały jej po policzkach, ogarnęła ją tak wielka pustka, jakiej nigdy dotąd nie czuła.

Nie potrafiła się powstrzymać przed spojrzeniem w swoją przeszłość, w lata dzieciństwa,

63
skorupa, którą budowała tyle lat nagle stała się przezroczysta i mogła widzieć swoje życie,

zobaczyć to o czym nie chciała zapomnieć a co zapomniała bo życie ją bolało. Ze wspomnień

wyrwał ją śmiech Trzpiotki i Nostalgii biegnących w jej kierunku. Szybko rękawem otarła

łzy i przybrała najpiękniejszy uśmiech, na jaki potrafiła się w tej chwili zebrać

- Z kim rozmawiałaś – zapytała Nostalgia – słyszałyśmy że kogoś wołasz.

- Ojjj – z nikim. Wydawało się Tobie.

Nostalgia zapatrzyła się w czerwone od łez oczy Liberty, starała się wyczytać wszystko to

co księżna chciała ukryć przed całym światem a w szczególności przed nimi. Trzpiotka siadła

na kolanach księżnej i przytuliła się do niej.

- Ty jus mnie nie kochas – powiedziała nagle

- jak to nie… kocham ciebie najbardziej na świecie, nikt tak nie potrafi kochać jak ja ciebie –

powiedziała księżna i nie wytrzymała. Łzy znów potoczyły się strumieniem po jej twarzy.

Nostalgia przytuliła się do niej z drugiej strony.

- Kiara się z Tobą pożegnała? – zapytała nagle

Księżna znieruchomiała, zdziwiona słowami Nostalgii.

- Skąd wiesz? Znasz ją, rozmawiałaś z nią?

- tak, ze mną się też pożegnała,

- ale jak to? Nigdy nic nie mówiłaś że ją znasz.

- Księżno, mówiłam tobie wiele razy, ale ty nie słuchałaś, nie miałaś czasu żeby posłuchać,

byłaś zabiegana. Ja spędzałam dużo czasu z Kiarą, była mi przyjacielem, spowiednikiem,

63
przytulaną, ciepłem a czasami kubłem zimnej wody. Rozmawiałyśmy wiele o Tobie i Twoim

życiu. Ja naprawdę bardzo dużo wiem a jeszcze więcej rozumiem.

–To ja powinnam być Kiarą dla niej- pomyślała Liberty i przytuliła Nostalgię najmocniej jak

tylko mogła do siebie.

Dzień zaczął się jak każdy normalny dzień życia Liberty. Wstała, dopilnowała skrzaty,

Trzpiotka jak zwykle przebierała się tysiące razy patrząc w lustro mówiła że tego nie ciem.

Królowa Matka już od rana nie spała chodząc, sprawdzała porządki w obejściu i narzekała na

służbę. Nostalgia zginęła gdzieś w odmętach zamku, spędzając coraz więcej czasu z innymi

skrzatami i elfami ucząc się pierwszych kroków w nowym świecie, świecie miłości innej niż

miłość, którą czuła do Księżnej. Liberty nie wtrącała się w jej życie, lecz zawsze stała obok

gotowa udzielić pomocy, gotowa oddać życie. Myślała o spotkaniu z Kiarą. Nie widziała jej

tyle lat, ale zawsze wiedziała, że jest przy niej, czuła jej dotyk i teraz nagle zabrakło jej tego.

– Nostalgia- pomyślała – tyle ma tajemnic, dawno z nią nie rozmawiałam,, tak szybko

wyrosła. Jeszcze trochę i będzie pierwsza wielka miłość – a może gdzieś już była?? Ja chyba

bardzo mało o niej wiem, znam jej obowiązki, wiem co robi, ,ale czy to wystarczy? Ona teraz

będzie potrzebowała dużo więcej rozmowy niż zwykle. Liberty pamiętała te czasy, kiedy Ona

miała tyle lat, co Nostalgia. Pamiętała swoje zauroczenia, pierwsze wylane łzy. Pamiętała jak

poznała Gilberta. Hmm, Gilbert, już wiedziała, że osiadł na stałe w królestwie Zielonych Łąk.

Królestwo to było tak daleko, że nie wyobrażała sobie takiego życia. Razem, ale osobno.

Gilbert dbał o skrzaty, bardzo je kochał, przez posłańców wysyłał prezenty, czasami sam

zaglądał do Królestwa Liberty, ale …. Właśnie to „ale” zaczynało ich dzielić. Skrzaty a

zwłaszcza Nostalgia, marzyła o powrocie Gilberta. Tak naprawdę nigdy o tym nie

rozmawiali. Liberty była w stanie poświęcić swoje życie dla skrzatów, poświęcić siebie. –

63
Tak musi być – powiedziała sobie i zabrawszy Trzpiotkę udała się na wycieczkę po

Królestwie. Ogród botaniczny, do którego dotarły był olbrzymi. Sprawiał wrażenie jakby nie

z tego świata. Rośliny o przepięknych różnokolorowych kwiatach zwisały z wielkich tarasów

położonych na ogromnych blokach skalnych, drzewa o rozłożystych gałęziach o dużych

liściach dawały schronienie od słońca, które paliło tego dnia niemiłosiernie. Wśród tej

roślinności rozbrzmiewał ptasi śpiew. Liberty usiadła na ławce i zaczęła czytać książkę.

Trzpiotka bawiła się niedaleko, jej śmiech roznosił się po całym ogrodzie, ciągle gdzieś

biegała, wszędzie jej było pełno, i głośno wołała w pogoni za dużym, kolorowym, motylem.

Liberty nie mogła się jednak skupić nad książką, jej zmęczone od światła oczy zamykały się

coraz częściej, poczuła się jakby odpływała. Nagle zobaczyła małą smoczycę o przepięknych

kolorach łusek, mieniących się w promieniach płomieni z kominka. Smoczyca siedziała obok

kuli, podobnej do tej jaką ona miała i w cos się wpatrywała. Liberty zobaczyła swoje odbicie.

Rozejrzała się po komnacie, w której znajdowała się smoczyca, ujrzała mężczyznę leżącego

na niedźwiedzich skórach i usłyszała głos „szukaj mnie”. Zaskoczona swoją wizją zerwała się

z ławki. Dookoła niej nic się nie zmieniło. Trzpiotka siedziała na trawie z motylem w

rozwianych włosach i bawiła się patykiem rysując jakieś znaki na ziemi. Liberty spojrzała na

te znaki,, układały się w jedno słowo : KIARA.

Wróciły do pałacu. Trzpiotka była tak zmęczona, że zasypiała Księżnej na rękach. Niosąc

małego skrzata przez przypadek dotknęła kuli. Kula jak nigdy rozbłysła jaskrawym światłem

o różnych kolorach, tak jakby chciała zaprosić ja do siebie, od kuli biło jakieś dziwne ciepło,

którego Liberty nie potrafiła zrozumieć. Trzpiotka zasnęła spokojnym snem a Liberty

położyła dłonie na kuli.

63
XXX

Rudobrody otworzył oczy, spojrzał dookoła, chciał się zerwać, lecz ogromny ból znów

powalił go na łoże. Głowa ciążyła mu tak że nie był w stanie jej podnieść, objął ją dłońmi.

63
Pod palcami poczuł bandaże. Próbował sobie przypomnieć co się stało, w pierwszym

momencie nawet nie zdawał sobie sprawy gdzie jest, co tutaj robi. Po chwili rozpoznał izbę w

swojej samotni. Usłyszał ruch, przez bandaże zobaczył Kirsta krzątającego się po izbie.

Chciało mu się pić. Spieczone usta nie pozwalały wydobyć żadnego głosu, poruszył się. Kirst

podszedł do starego rycerza i zmoczył mu usta

wilgotnym gałganem.

- leż spokojnie, nie ruszaj się- powiedział – miałeś szczęście, że byliśmy w pobliżu, inaczej

byłoby już po tobie

- co się stało,, opowiadaj – słabym głosem odpowiedział rycerz.

- byliśmy niedaleko, gdy zobaczyliśmy smoczycę walczącą z czterema ciemnymi postaciami,

poruszającymi się bardzo szybko na swoich uskrzydlonych koniach. Smoczyca broniła się

bardzo dzielnie, ale została trafiona przez jednego z nich i padła osłaniając swoim ciałem

małego smoka. Gdy Ty nadbiegłeś smoczyca właśnie wydawała ostatnie tchnienie. Nie

mogliśmy nic wcześniej poradzić, bo nie widzieliśmy skąd nastąpił atak, byli ukryci za ścianą

czarów. Dopiero twoje przybycie zmusiło ich do pokazania się, odwróciłeś ich uwagę. To

nam wystarczyło. Uderzyliśmy, nasze strzały trafiły celnie, lecz ty zostałeś trafiony kulą

mocy i padłeś nieprzytomny. To byli wysłannicy Przeciwności Losu, chciała dostać Kiarę.

Znowu Ona?? – pomyślał. Całe życie walczył z nią i nie mógł jej pokonać. Czasami udawało

się jemu osłabić jej moc, ale zawsze wracała. Ostatnimi czasy ledwo uchodził jej mocy. Kiara

- dopiero teraz rycerz sobie przypomniał małą smoczycę schowaną za ciałem matki.

Wszystko wróciło natychmiast.

- co z Kiarą? – zapytał

63
- z Kiarą ? - Kirst zaśmiał się swoim łagodnym śmiechem- jest tutaj, nie mieliśmy jej gdzie

zabrać, przynieśliśmy ciebie nieprzytomnego, Kiara nie chciała odejść od matki, ale dała się

przekonać, kiedy ta odeszła do Krainy Wiecznych Snów Smoków.

Znająca się Na Ziołach opatrzyła twoją ranę, napoiła cię ziołami i powiedziała, że musisz

odpocząć. Za dużo przeszedłeś w ostatnich czasach i jesteś bardzo wyczerpany. Najbardziej

martwiła się twoją chęcią życia. Mówiła, że jest bardzo,, bardzo słaba.

- ile byłem nieprzytomny? – zapytał Rudobrody

- trzy dni leżałeś bez ducha, czekaj, zobaczę co z twoją raną – powiedział Kirst i zaczął

zdejmować opatrunki.

Rudobrody poczuł się trochę lepiej, ogromny ból głowy zelżał do tego stopnia, że mógł się

podnieść.

- czekaj, czekaj, podniosę się, nie jestem jeszcze martwy żeby leżeć jak skaczesz koło mnie –

rycerz podniósł się z trudem, zaciskając zęby.

Kirst zdjął opatrunki, rana, dzięki uzdrowicielskim mocom i medykamentom Znającej się Na

Ziołach, goiła się bardzo szybko.

- Wszystko wygląda dobrze, ale Znająca się Na Ziołach obiecała, że jeszcze zajrzy do ciebie.

Znająca się Na Ziołach – Rudobrody z ciepłem pomyślał o pięknej Elfce, mieszkającej

niedaleko. Zawsze była blisko, kiedy jej potrzebował. Skryta, sprawiająca wrażenie

niedostępnej i zimnej osoby a w gruncie rzeczy ciepła i opiekuńcza zawsze znalazła jakiś

sposób żeby zamienić z nim kilka słów czy wypić szklanice grzanego wina. Lubił przebywać

w jej towarzystwie. Czasami spędzali długie, samotne godziny na rozmowach o Przeciwności

Losu. Znali ją oboje i wiedzieli jak wielką ma moc.

63
Rycerz z trudem podniósł się z leża i zrobił parę kroków. Chciał zobaczyć Kiarę, lecz usłyszał

głos

- poleż jeszcze, odpocznij. - To był głos Kiary. Rudobrody nagle poczuł się zmęczony, wrócił

na niedźwiedzie skóry, położył się i zasną prawie natychmiast. Spał spokojnym snem, w

którym ujrzał piękna kobietę siedzącą na ławce pod rozłożystymi drzewami, obok niej biegał

mały skrzat za kolorowym motylem. Jakaś wielka moc i spokój biły od kobiety. Poczuł coś,

czego dawno już nie czuł, nie potrafił tego nazwać, ale wiedział, że zna to uczucie, chociaż

nigdy nie czuł tego z tak wielką mocą. Obraz się rozmył i tylko została twarz kobiety, piękna i

ciepła. Najpiękniejsze zielone oczy, jakie widział w swoim życiu, patrzyły na niego z

ciekawością i nagle wszystko znikło. Zapadł w mocny, leczniczy sen.

Rudobrody otworzył oczy, w izbie panował półmrok rozświetlany jedynie przez płomienie z

kominka. Zobaczył Kiarę. Siedziała sobie spokojnie na środku izby i wpatrywała się w kulę, o

której już dawno zapomniał. Kolory na jej łuskach były przepiękne i mieniły się tęczą

namalowaną na niebie. Kula promieniowała różnokolorowym światłem jak nigdy dotąd

jeszcze nie robiła. Powoli podniósł się z posłania, nie robiąc gwałtownych ruchów. Nie chciał

wystraszyć Kiary, Smoki były bardzo nieufne do ludzi, lecz gdy któregoś już pokochały, były

mu wierne na śmierć i życie. Kiara odwróciła głowę od kuli i spojrzała na mężczyznę. Oczy

jej rozbłysły promieniami słońca, troszeczkę się cofnęła, ale nie uciekała. Rycerz podszedł do

smoczycy, delikatnie objął ją i przytulił. Wiedział, że tęskni za matką. Poczuł delikatny dotyk

jej łusek, pomimo tego, że były mocne jak stal, były delikatne w dotyku jak jedwab. Kiara

położyła swój łeb na kolanach Rudobrodego a on delikatnie zaczął ją głaskać. Natychmiast

wytworzyła się jakaś silna nić wiążąca tych dwoje na zawsze. Pomiędzy nimi płynęła energia

o niebywałej sile, która mogłaby ruszyć świat z podstaw. Rudobrody poczuł jak wracają

wszystkie siły, rany zaczynają się goić w szybkim tempie. Odzyskał ostrość wzroku.

Niechcący dotknął kuli. Kula ożyła, a wydobywające się z niej ciepło zmusiło rycerza do

63
zajrzenia do niej. Ujrzał w niej twarz kobiety. Wydawało mu się, że ją już gdzieś widział, że

zna tę twarz. Zaintrygowała go do tego stopnia, że nie powstrzymał się i odezwał się do niej.

- witaj nieznajoma, jak minął dzień? – Zapytał z lekkim onieśmieleniem

- witaj – odpowiedziała i zaczęła mu się przyglądać. Coś ciekawego było w tej zrytej

bruzdami czasu twarzy, wydawało jej się, że widziała już ta twarz, że zna tego człowieka po

drugiej stronie kuli. Oboje poczuli to samo w tym samym czasie. Wydawało im się, że znają

się od dawna. Zaintrygowało go jej imię.. Liberty

- Wolność?? Bardzo ciekawe imię. Naprawdę się tak czujesz? Wolna?

- Hmmm, ostatnio nie wiem, nic nie wiem. Powiedz, co masz na myśli mówiąc Wolna.

Jestem wolnym człowiekiem, nie podlegam nikomu, nikomu nie służę.

- Nie,, miałem na myśli wolność, taką prawdziwą, zwiewną jak wiatr, ulotną jak mgła, jak

myśl, która nie ma granic, której nic nie powstrzyma.

- hahahaahah – Liberty wybuchła śmiechem – o taka wolność ci chodzi. To wszystko zostanie

moją tajemnicą, ale tak naprawdę to trudno powiedzieć.

Rozmowa potoczyła się płynie po przełamaniu lodów. Magia kuli sprawiła, że oboje czuli się

bezpiecznie, ukryci za swoją anonimowością i nikt nie mógł wiedzieć więcej niż sami chcieli

ujawnić. Kiara, która spokojnie leżała koło rycerza trzymając swój łeb na jego kolanach, z

ciekawością przyglądała się tym dwojga ludziom. Rycerz pierwszy raz poczuł się wolny,

jakieś dziwne ciepło spłynęło do jego serca, życie jakby nabrało barw, wszystkie troski jakby

zaczęły odpływać. Nawet zatarło się wrażenie, że Przeciwność Losu jest niedaleko. Że nie

zapomniała o nim i o Kiarze. W Liberty ta twarz wywołała ciekawość, sposób wyrażania

myśli był bardzo prosty, ale jakże ciekawy. Kiedy kładła się spać, ciągle myślała o tej

63
rozmowie. Zaintrygował ją ten człowiek. Sen przyszedł szybko, tak jakby ktoś sypnął jej

sennym pyłem w oczy.

Czuła się bezpieczna i spokojna.

Poranek przyniósł wiele zmian, właśnie zaczynało się lato, przyroda wstawała ocierając

zaspane oczy ze snu, ptaki jak nigdy zamilkły. Rudobrody wstał z uczuciem niepokoju. Tak

jakby jego dawne życie nagle zaczęło się walić i powstawać nowe na gruzach starego, czuł, że

nastaje nowe i nie będzie to wcale takie łatwe. Kiara biegała już po dworze próbując

upolować coś do jedzenia. Najbardziej nadawał się do tego drób rycerza. Rozpostarła swoje

skrzydła i próbując złapać równowagę wspomagając się swoim długim ogonem biegała w

kółko. Widok był tak śmieszny, że rycerz pierwszy raz od długiego czasu wybuchł gromkim

śmiechem, nie zważając na to, że jego drób był w śmiertelnym niebezpieczeństwie. W końcu

Kiara dopadła uciekający posiłek i oddaliła się w spokojniejsze miejsce, aby go dokończyć,

patrząc z wyrzutem na niemogącego opanować śmiechu Rudobrodego. Rudobrody czuł się

jak nowonarodzony, zioła Znającej się Na Ziołach pomogły wyśmienicie, jednak poczucie

niepokoju go nie opuszczało. Nowe siły nowy duch. Zakrzątnął się w gospodarstwie. W

Samotni panował nieporządek jak po wojnie. - Elfy urzędowały, kiedy leżałem bez ducha –

pomyślał i westchnął. Brakowało mu czasami sił na to wszystko. Rozpalił ogień w palenisku,

przyniósł wody. Kirsta znów nie było, ciągle gdzieś znikał. Cóż młodość ma swoje prawa.

Dobrze, że chociaż jest Kiara. Jego myśli jednak skierowały się w zupełnie innym kierunku

niż tego oczekiwał. Myślał o rozmowie z Liberty. Coś w niej było takiego, czego nie umiał

opisać i nazwać.

Jeszcze się dobrze dzień nie zaczął a on już tęsknił za rozmową. Niespotykane to było u

niego. Sam zaczął się dziwić sobie, że ktoś potrafił tak go poruszyć nie czyniąc nic. Zrobił

63
poranny posiłek, zjadł w samotności. Patrząc na Kiarę zaczął się zastanawiać, dlaczego

właśnie ją chciała dopaść Przeciwność Losu, co jest w niej takiego, że Czarnoksiężniczka

czuła się zagrożona. To było bardzo dziwne poczucie zbliżających się ciężkich i

niebezpiecznych dni. Nie potrafił tego określić, nie potrafił jeszcze nazwać, ale już wiedział.

Od południa zaczęły nadciągać czarne chmury, chociaż ranek nie wskazywał na to, zanosiło

się na burzę. Rycerz spojrzał w niebo, chmury były czarne, coś groźnego zbierało się w

powietrzu. Nagle zrobiło się ciemno, ogarnęła go dusząca mgła, jakaś siła spowodowała

niemoc, której nie umiał pokonać. Czuł grożące niebezpieczeństwo, poczuł gorący oddech

Przeciwności Losu. W myślach wypowiedział zaklęcie obronne które zadziałało prawie

natychmiast. Trochę świeżego powietrza wciągnął w płuca. Powietrze rozrzedziło się, trochę

przejaśniało. Rudobrody rozejrzał się, w koło nie było żywego ducha, drób leżał martwy na

ziemi, jeszcze czegoś mu brakowało.

- Kiara – zawołał. Żadnej odpowiedzi. Kiara znikła. Rycerz zapłakał. Przeciwność Losu

znów zabrała mu to, co zaczął kochać. Nie potrafił upilnować opłaconego krwią, tak ciężko

wywalczonego szczęścia, które mu tak niespodziewanie podarował Los.

Wszedł do izby, położył ręce na kuli. Chciał zobaczyć co się stało z Kiarą, gdzie jest, czy

jeszcze żyje, lecz zobaczył tylko mgłę. Z mgły zaczął się wyłaniać bardzo powoli jakiś obraz,

kiedy obraz się wyostrzył zobaczył smutną twarz Liberty.

- Witaj nieznajoma – odezwał się słabym, łamiącym się głosem – pomożesz mi? – zapytał.-

straciłem dziś moje szczęście i muszę je znaleźć, nie mogę się przebić przez silne czary

Przeciwności Losu, bo to ona ją porwała.

63
- Witaj, jeżeli tylko będę umiała. Postaram się, ale nie jestem pewna czy mam dość siły.

Przeciwność Losu?? Kogo nazywasz swoim szczęściem?

- Kiara, mała smoczyca którą wczoraj uratowaliśmy z Elfami z rąk jej wysłanników. Dzisiaj

przyszła sama i porwała Kiarę.

- Kiara?? Smoczyca?? - Liberty jakby nagle zrozumiała wszystko - Kiara była również i

moim szczęściem, ale odeszła – powiedziała

- połóż ręce na kuli wytęż swoje moce, może razem uda nam się znaleźć nasze szczęście.

Położyli swe dłonie na kulach, moc, która w nich się zebrała rozgrzała kule tak, że potężne

promieniowanie ciepła rozniosło się dookoła. Ich ciała zaczęły drżeć, i poruszać się w jakimś

nikomu nieznanym, zgodnym, tańcu. Poczuli się jednym ciałem, z dłoni wyskoczył snop

energii, który połączywszy się w jedno, uderzył we mgłę. Mgła, pod naporem siły ustąpiła,

ukazując potężne grodzisko zbudowane z ciosanego kamienia, położone wysoko w ostrych,

strzelistych górach i ogrodzone grubym, wydającym się nie do zdobycia murem z wieżami

warownymi. Do zamczyska prowadziła droga, przez wielka bramę strzeżoną przez

tajemnicze, ciemne postacie, wyglądające jak duchy. Obraz się zmienił, zobaczyli smoka

leżącego na kamiennej posadzce w ciemnym, zimnym pomieszczeniu. Smok był już u granic

wytrzymałości tak jakby ktoś czerpał z niego energię. Zobaczyli drzewo życia. Drzewo

umierało tracąc liść po liściu. Nagle jakaś duża siła uderzyła w ich ciała odrywając ich od kul.

Liberty upadła, osłabiona brakiem energii, Rudobrodego siła

uderzenia odrzuciła pod ścianę izby.

- Liberty – krzykną – Liberty, o głupiec ze mnie,, cóżem narobił. Straciłem ją na zawsze. W

jednym dniu straciłem wszystko. Wszystko. Dopadła mnie.

63
O Liberty nie wiedział nic, kim jest, gdzie mieszka, jak jej szukać. W szklanej kuli już jej nie

było. Po usianym bliznami i zmarszczkami policzku potoczyła się łza, która spadając na

podłogę zamieniła się w diament. Diament Mocy Serca. Przypomniał sobie co powiedziała

Liberty. Kiara była również jej szczęściem, ale ją opuściła. Kiara była kluczem, szczęściem,

życiem. Musiał ja odnaleźć i uratować. Osłabiony wyszedł przed Samotnię. Przed Samotnią

stał Kirst z przyjaciółmi i przyglądał się puszczy. Wyglądała jak jesienią a był początek lata.

Przyroda obumierała.

- …. Wyszedłem przed Samotnię i zobaczyłem was – kończył swoją opowieść Rudobrody. W

izbie zapanowała cisza. Absolutna cisza.

- Musimy coś zrobić – odezwał się po chwili milczenia Kirst - zobaczcie, wszystko umiera,

niedługo świat pogrąży się w ciemnościach, siły Przeciwności Losu będą rządzić i nikt nie

zazna już szczęścia. Co ty zamierzasz? – zapytał Rudobrodego i spojrzał głęboko jemu w

oczy. Te odpowiedziały mu wszystko. Ból i determinacja jaką wyrażały, wystarczyły mu za

odpowiedź.

- idę z tobą, kto jeszcze? – rzucił pytanie. Wszyscy podnieśli ręce. Ich wzrok skierowali na

rycerza. Decyzja należała do niego. Rudobrody podniósł głowę, spojrzał po młodych, raczej

dziecinnych twarzach. Mielił odpowiedź w ustach.

Podniósł się i spokojnym, opanowanym tonem powiedział

- Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, z czym przyjdzie nam walczyć. Przeciwność Losu jest

bezwzględna, jeżeli tylko staniecie jej twarzą w twarz, spojrzycie jej głęboko w jej ciemne

oczy i zwątpicie, już jesteście jej. Wyssa z was całe życie, całą radość, młodość, wszystko, co

63
jest w was najlepsze i pozostawi wrak człowieka. Ta wyprawa jest bardzo niebezpieczna.

Stawiacie na szali ryzyka wasze młode życie, waszą przyszłość.

- jaką przyszłość?? - odezwał się Rafael, jeden ze starszych elfów w tym gronie – popatrz na

zewnątrz, wszystko umiera, niedługo żadne z żyjących stworzeń nie będzie miało przyszłości.

My chcemy ją wziąć we własne ręce, walczyć o nią, jest nasza i nikt za nas nie przeżyje życia.

Musimy tylko wiedzieć jak z tym walczyć.

- Grodzisko Przeciwności Losu znajduję się w Krainie Braku Nadziei, wysoko w górach

Samotności. Podobno bardzo ciężko się tam dostać, wielu wyruszyło, ale żaden nie wrócił.

Góry wchłonęły ich bezpowrotnie. Dostać się do Krainy Braku Nadziei jest bardzo prosto,

natomiast wydostać się z niej jest rzeczą prawie niemożliwą. Bez pomocy przyjaciół, bez

Wiary jeszcze się nikomu nie udało. Czy dalej chcecie iść w tą drogę?

Zapadła cisza, słowa doświadczonego wojownika wywarły wpływ na młode serca Elfów.

Jednak ich wojowniczych sercach mieszkała jeszcze Nadzieja i to ona podpowiedziała im

odpowiedz, omijając roztropny Rozum.

- Tak, idziemy z tobą, wszyscy – krzyknęli razem – ufamy ci i wierzymy w ciebie.

- dobrze, a więc przygotujmy się do drogi.

Wyszli wszyscy z izby. Rudobrody wdział na siebie skórzaną zbroję doskonale odświeżoną i

przygotowaną przez Kirsta. Napierśnik lśnił od dużej ilości nałożonego łoju zwierzęcego,

miecz, poszczerbiony w poprzednich bitwach, został naostrzony do granic możliwości, i

tarcza wyczyszczona i nasączona nową dawką czarów.

Przygotował zapas jedzenia, osiodłał karego ogiera i wyruszyli drogę. Elfy mogły spokojnie

biec za koniem, ich niestrudzony zapas energii i wrodzona szybkość nie pozwalały im

pozostawać z tyłu. Takim pierwszym punktem, dokąd zmierzał Rudobrody były bagna i

63
moczary, na nich to w niedostępnych odmętach mieszkała jego stara przyjaciółka,

czarodziejka Aga. Była to ok. 30 letnia kobieta, która znała się na magii jak nikt, kogo mógł

znać Rudobrody. Jej wielka moc zaklęta szkłach, które nosiła na oczach pozwalała

przewidzieć przyszłość i spojrzeć na czyjeś życie z perspektywy czasu, pozwalała znaleźć

drogę, właściwą drogę. Ta wiedza była niezbędna, aby wydostać się z Krainy Bez Nadziei.

Elfy znały doskonale puszczę, jednak teraz puszcza bardzo się zmieniła. Była bez życia.

Normalny gwar ptaków umilkł, panowała cisza, złowieszcza cisza, przerywana od czasu do

czasu szczękiem oręża oddziału albo cichym rżeniem karego, który zachowywał się bardzo

niespokojnie. Wszyscy wyczuwali czyjś wzrok, czuli się obserwowani. Wysłannicy

Przeciwności Losu byli gdzieś niedaleko.

Podróż na bagna trwała pięć dni. Kiedy dotarli na skraj Puszczy, oczom ich ukazał się

niesamowity widok. Mgły unoszące się nad grzęzawiskiem dokładnie pokryły cały obszar,

tylko gdzie niegdzie wystawały ponad to kikuty obumarłych drzew. Wędrowców ogarnęło

poczucie strachu i przygnębienia. Masis, Elfka o wielkiej ciekawości świata, gdzie ciekawość

przewyższała glos rozsądku, nagle odezwała się

- chyba nie chce wiedzieć co tam jest, tam w głębi tych bagien, wewnątrz czuję taką pustkę

jakby coś mi wyczyściło duszę. Czuję się tak, jakby tysiące oczu na mnie się patrzyło a ja

nikogo nie widzę – rozejrzała się z uwagą. Nikt jej na to nie odpowiedział, wszyscy

przyglądali się w milczeniu mokradłom.

- tu zostajemy na noc – odezwał się Rudobrody.

Rozbili obóz. Namioty ustawili w okręgu, w centrum którego umieścili palenisko. Elfki,

Masis i Allerbmu wzięły się za szykowanie wieczornego posiłku. Kirst, Rafael i Divad

opatrzyli obozowisko, zabezpieczyli przed dostępem niepowołanych osób, zgodnie wiedzą i

63
doświadczeniem osób żyjących w lasach. Rudobrody rzucił zaklęcie strzegące od magii i

czarów. Usiedli w koło ogniska.

- i co teraz?? - Zapytał Kirst i spojrzał na rycerza.

- teraz?? Czekamy, Czarodziejka tak zakopała się w tym jej bagnie, że nie jesteśmy w stanie

jej znaleźć, musimy czekać.

- Czekać? – zapytała spokojnym i cichym głosem Allerbmu – przecież nie możemy czekać, ja

się czuję jakby wszystko się we mnie wypaliło, jakbym zgubiła cel w życiu a ty jeszcze

każesz czekać.

- musimy czekać, w tych wielkich oparach i ciemnościach nocy bardzo łatwo zmylić drogę i

wpaść w grzęzawisko. Czarodziejka nas znajdzie. Na pewno już wie o naszej obecności.

- taaa a niby skąd? – wtrąciła Masis – kto jej o nas powiedział?

- pamiętasz to twoje uczucie jakby cię obserwowało tysiąc oczu?? To były oczy czarodziejki.

Małe gnomy siedzące za każdym kamieniem w tej okolicy już jej o nas powiedziały, nie

martw się. Dawno tu nie byłem – odpowiedział rycerz i zamyślił się.

Jego myśli błądziły koło Liberty. Nagle zrozumiał że to wszystko co czuł dotychczas było

niczym w porównaniu do uczucia którym darzył tą piękną kobietę. Tak nagle zginęła ze

szklanej kuli. Czy żyje, czy nie grozi jej jakieś niebezpieczeństwo?

Przeciwność Losu już wiedziała, że połączyli siły aby odnaleźć Kiarę. Martwił się o obydwie.

Nagle z zamyślenia wyrwal go Diament Mocy Serca, który zaczął drgać w woreczku

powieszonym na szyi. Doleciał go szum skrzydeł, gdy przed nim wyrosła Czarodziejka Aga.

- witajcie, witajcie kochani – powiedziała szybko Aga – bardzo się cieszę, że was widzę,

witaj stary druhu, co słychać u ciebie, słyszałam bardzo nieciekawe sprawy, ale wiecie co?

63
Muszę lecieć mam jeszcze trochę do załatwienia, jutro się spotkamy – gadała jak najęta i bez

słowa, tak samo jak się pojawiła, tak samo znikła. Rycerz nawet nie zdążył wypowiedzieć

słowa.

Noc zapadła głucha noc, cisza przerywana tylko od czasu do czasu wołaniem strzygi na

bagnach tętniła w uszach. Normalny o tej porze gwar nocnych ptaków zanikł. Z ukrycia

obserwowała obóz para wielkich czerwonych oczu.

Ranek obudził ich gwarem gnomów, wstał bardzo mglisty. Wędrowcy, kiedy rozejrzeli się

dookoła zobaczyli wielkie zmiany, jakie nastały przez noc. Wiele drzew było ogołoconych z

liści, widać było, że świat obumiera. Czasu było niewiele. Czarodziejka tym razem zajrzała na

dłużej. Zwinęli obóz. Aga poprowadziła ich tylko jej znajomą ścieżką, czasami cudem tylko

omijając niebezpieczne miejsca kawalkada posuwała się na przód.

- zobaczcie, tam coś jest – odezwał się Rafael – tam coś nas woła – i ruszył kierunku głosu

- stój, nigdzie nie idź, to strzygi chcą cię zwabić – krzykną Kirst i w ostatnim momencie

złapał Rafaela za kapotę. Rafael już wpadł po pas w bagno. Jeden błędny krok i znajdujesz się

w bagnie. Żeby nie pomoc przyjaciół pewnie by już został tam na zawsze.

Do miejsca gdzie mieszkała Czarodziejka dotarli cali umorusani. Była to chata zbudowana z

drewnianych bali, duża i przestronna. Na środku największej izby stała szklana kula, na

ścianach wisiały różnego rodzaju zioła, na półkach poustawiane flakoniki z różnymi cieczami,

wywarami, wywarami medykamentami.

- siadajcie gdziekolwiek, tylko uważajcie, nie zbijcie niczego. To są niebezpieczne związki,

poczekajcie zaraz zobaczę co się dzieje, od tygodnia jest bardzo źle – zakręciła się i znikła.

Po chwili wróciła z małym lusterkiem i zeszycikiem z zapiskami.

- ja tu nic nie mogę znaleźć – powiedziała, przewracając kartki

63
- czekaj, może ja ci trochę wytłumaczę?? – zapytał rycerz patrząc jej głęboko w oczy.

Aga tak jakby nie rozumiała co powiedział do niej, zajętą swoimi myślami. Rycerz jednak

zaczął opowiadać. Kiedy skończył popatrzył na Agę czekając jakiejś reakcji. Czarodziejka

odezwała się po chwili

- o Liberty się już nie martw, rozmawiałam z Kali, wszystko z nią w porządku tylko trochę

wyczerpana. Jest pod dobrą opieką, co do Kiary,, ciężka sprawa,, teraz już wiem co się stało,,

szczęście umiera a wraz z nim cały dotychczasowy świat. Mogą nastąpić wielkie zmiany,

jeżeli czegoś nie zrobimy. Te zmiany mogą również dotknąć mojego bagna. Czekajcie

najpierw sprawdzimy co się dzieje z Kiarą, wiem że jeszcze żyje, ale ……- czarodziejka

przerwała i położyła dłonie na kuli. Kula nabrała barw, zaczęły się przewijać różne obrazy i

pojawił się obraz Kiary. Jej oczy. Piękne i smutne były już bez wyrazu, prawie obojętne.

Ciałem Czarodziejki wstrząsnął dreszcz, oczy zaczynały tracić barwę, nie mogła oderwać rąk

od kuli. W stronę kuli

zaczęła płynąc jej energia. Rudobrody już wiedział, że Przeciwność Losu ją dopadła

podstępnie wpuszczając do Kiary. Podbiegł natychmiast do kuli, zaklęciami zatrzymał

strumień, Allerbmu chwyciła Agę od tyłu i ją odciągnęła. Aga padła na ziemię wyczerpana.

Twarz jej się zmieniła, poszarzała, uśmiech zginał, pojawiła się twarz bez wyrazu, maska.

Wszyscy wpadli w panikę, osoba, od której oczekiwali pomocy, leżała teraz nieprzytomna.

Rycerz pochylił się nad Agą, gdy woreczek z Diamentem Mocy Serca zadrgał, rozgrzał się.

Rudobrody wyjął go i położył na piersi Czarodziejki. Diament zmienił kolor na czerwony i

jego moc przelewała się powoli na Agę zmieniając barwę jej skóry. Diament przestał działać.

Rycerz schował go do woreczka. Aga oddychała równo. Jej twarz przybrała naturalną barwę.

Powoli zaczęła dochodzić do siebie.

63
- zdążyliśmy w ostatnim momencie – z ulgą powiedział Rudobrody – jak się cieszę że

wróciłaś

- to jest straszne, gdzie ja byłam nie życzę nikomu, chciałam się wyrwać, ale nie mogłam,,

dookoła panowała pustka, cisza, jaka mnie ogarnęła, bolała w uszach. Wołałam, ale nikt nie

słyszał mojego wołania, nawet ja sama. Muszę coś na to znaleźć – powiedziała, poprawiła

okulary i zaczęła studiować wielką księgę – Diament Mocy Serca, pochodzi ze łzy

wypływającej z czystego serca, hmmmm to mamy, proszki ..- zaczęła mruczeć cos do siebie.

Rudobrody podniósł się. Podszedł do szklanej kuli, jego myśli błądziły zupełnie gdzie indziej.

Były przy Liberty. Dotkną kuli, W jednej chwili zobaczył jej twarz, piękną, ale bardzo

zmęczoną. Włosy upięte w dwa kucyki, grzywka spadająca na uśmiechające się do niego

oczy. Serce zmieniło rytm przyspieszając bicie. Zabrakło mu tchu w piersiach.

- witaj, cieszę się, że ciebie widzę, bałem się o ciebie, jesteś bardzo zmęczona – powiedział

niepewnym i drżącym ze wzruszenia głosem. Jej oczy, jej twarz mówiły mu o tym ile musiała

przejść po spotkaniu z Przeciwnością Losu.

- witaj, ja tez się cieszę – odpowiedziała Liberty z uśmiechem na twarzy – a to widać?

Chciałam to ukryć, ale ty oczywiście to zauważyłeś.

- słonko, wiesz, że widzę więcej. Wiesz, że śnię na jawie, tylko to mnie trzymało, że żyjesz,

że cię nie dopadła.

Liberty patrząc w niebieskie oczy rycerza, wiedziała, że coś ją z nim łączy, już wcześniej

tęskniła, chciała go zobaczyć, usłyszeć, ale ciężko jej było uwierzyć w to, co widziała.

Tęskniła za Kiarą, jej małą wróżką z dawnych czasów. To było jej szczęście, ale ono ją

opuściło. Może Kiara, o której opowiadał Rudobrody to jej Kiara? Do Liberty podbiegła

Trzpiotka i usiadła jej na kolanach. Mały skrzacik z filuternym uśmiechem, coś mówił do

63
rycerza, tylko on nie potrafił tego zrozumieć, ale poczuł nić wiążącą go z tym małym

skrzatem, taką samą jak nić, która połączyła go z Kiarą. Trzpiotka uśmiechała się do niego, co

napełniło go nadzieją na uratowanie Kiary. Wiedział, że bez niej obydwoje nie zaznają

szczęścia. Księżna mocno

przytuliła Trzpiotkę do siebie. Rozmowa z Rudobrodym dodała jej sił, dużo sił.Chciała jak

najwięcej mu pomóc, ale Przeciwność Losu zabrała jej więcej niż mogła przypuszczać.

Oprócz szczęścia, które ją opuściło, zabrała jej Nadzieję i Wiarę. Nie zdążyła tylko zabrać

Miłości. Ta żyła w niej i dojrzewała.

- słuchajcie – odezwała się Aga – siedzicie?? Pogrzebałam w książkach i trochę znalazłam.

Żeby pokonać Przeciwność Losu potrzebujemy Diamentu Mocy Serca, Strzały Chęci Życia,

Lustra Wspomnień i Wody Dzieciństwa. Prawie wszystko mamy. Brak nam tylko strzały i

wody. Strzała jest zrobiona z gałęzi Drzewa Życia, które rośnie nad strumieniem Dzieciństwa.

Rudobrody już je widział w swojej wizji.

Droga do drzewa jest ciężka, daleka i niebezpieczna. Przeciwność Losu sama nie może dostać

się do drzewa, ale mocno pilnuje aby nikt się do niego nie dostał. Jej wysłannicy są wszędzie.

To wszystko może się niedługo zmienić. Przeciwność Losu ma Kiarę – Szczęście - i wyciąga

z niej całą moc. Jeżeli zabraknie szczęścia, Drzewo Życia umrze. Widzieliście, co się dzieje z

Przyrodą. Świat pomału otacza szarość, kolory tracą swą barwę, ptaki piękno śpiewu, a

drzewa liście. Równowaga została zakłócona. Przeciwność Losu przejmuję władzę nad

światem. Potrzebujemy pomocy, pomocy kogoś, kto zna się na szklanej kuli, bez jego

pomocy możemy się nie dostać do grodziska. Znam kogoś takiego, to czarnoksiężnik Magbit.

W prawdzie jest bardzo zajęty kontrolą przepływu mocy w szklanej kuli, ale na pewno nam

pomoże.

63
- dobrze, skoro tak – odezwał się Rudobrody – musimy się podzielić, Elfy pójdą po Strzałę

Chęci Życia i Wodę Dzieciństwa my natomiast udamy się do czarownika Magbita,

poprosimy go o pomoc. Masz jakieś wskazówki dla Elfów?

- słuchajcie mnie – Dam wam Wiatr, na jego skrzydłach dolecicie bardzo szybko do Drzewa

Życia, on zna drogę. Uważajcie na Wysłanników Przeciwności Losu, na swych

uskrzydlonych koniach są bardzo szybcy, atakują bardzo cicho i znienacka. Wiatr nie jest tak

silny, aby mógł wam pomóc w walce, mając was wszystkich na grzbiecie. Pamiętajcie, od

was młodych zależą teraz losy świata, losy szczęścia i Życie Kiary. Nie poddawajcie się w

walce, jeżeli cokolwiek się komuś stanie, nie zostawiajcie go na pastwę Przeciwności Losu.

Trzymajcie się razem i dbajcie jedno o drugie. Jesteście młodzi i w was jest siła. Dacie radę

zwyciężyć wszystko.

- Jesteśmy gotowi – po chwili milczenia odezwał się Kirst.

Cała piątka Elfów dosiadła Wiatru i znikli z pola widzenia rycerza i czarodziejki.

Szarość dnia zaczęła spowijać mokradła.

XXX

63
Magbit odezwał się już po pierwszym wezwaniu przez szklaną kulę. Spojrzał na

Czarodziejkę, na Rudobrodego i powiedział

- wiem, po co mnie wołaliście, widzę co się dzieje i pracuję nad tym. Słuchajcie, postaram się

stworzyć wam tunel energetyczny, którym dostaniecie się na dziedziniec grodziska, nie wiem

na ile będzie działał, ale zawsze to jest coś. Wiecie jak się dostać do Kiary? Z dziedzińca

musicie przedostać się do głównej wieży, z tego co widzę droga najeżona jest czarami i

zabezpieczeniami. Drzwi do wierzy są strzeżone przez strażników Przeciwności i z tymi

musicie sobie radzić sami. Ja jedynie mogę otworzyć drzwi. Dajcie mi popracować.

- wiesz, że nie mamy za dużo czasu? Kiara już jest bardzo słaba, musimy ją odnaleźć jak

najszybciej.

- Wiem, czuję przepływ energii, staram się ale jak na razie wszystkie moje czary i zaklęcia są

blokowane przez Przeciwność Losu. Ma potężną moc i jest coraz silniejsza mocą Kiary. Moja

magia ledwo sobie z nią radzi, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Zrobimy to.

Czarodziejka zajrzała w kulę i ujrzała korowody ciągnące w kierunku Krainy Braku Nadziei

- czy wszystkim tak spieszno czy ten świat już całkiem oszalał? – zapytała Rudobrodego nie

patrząc w jego kierunku.

- co się stało? – zapytał rycerz i podszedł do kuli – co oni wszyscy robią? idą na pewną śmierć

– krzyknął

Nagle z kuli odezwał się głos Magbita.

- Oni wszyscy wyruszyli na wojnę przeciwko Przeciwności Losu, chcą walczyć za Kiarę,

chcą ją uwolnić. Zbierają się nad jeziorem Głębokiego Smutku i tam chcą wydać walną bitwę

63
- głupcy, wszyscy zginą, przecież tam właśnie u podnóża gór Samotności, Przeciwność Losu

już zebrała całą swą armię i czeka na nich. Muszę coś zrobić. Nie wiem kiedy Elfy wrócą,

potrzebuję czasu a go nie mam.

Strach, który opanował Rudobrodego, sparaliżował mu myśli. Nie mógł się skupić, dopiero

teraz zrozumiał, że Kiara to nie tylko jego szczęście, szczęście Liberty ale jest to szczęście

całego świata. Na myśl o Liberty serce zabiło mu mocniej. Co ona teraz robi? Jak się czuje?

Jak tam sprawują się skrzaty? To przecież dla niej istnieje. W ostatniej rozmowie

powiedziała jemu że kocha, chociaż nigdy więcej nie powtórzyła on wiedział że mówi

prawdę. Rycerz wiedział również że kocha, tak dawno nie wypowiadał tego słowa. Oddałby

życie za to by kochać i być kochanym, a teraz spełniło się jego marzenie. Brakowało mu tylko

szczęścia. Książe Gilbert wrócił i zajmował się teraz skrzatami, Księżna całymi dniami

zajmowała się królestwem nie mając nawet czasu spotkać się z Rycerzem w szklanej kuli,

chociaż czasami wieczorkiem tam zaglądała. Odpowiedzialność za to wszystko go

przytłaczała, tracił pomału nadzieję, opanowywała go bezradność i czuł się jak małe dziecko,

któremu nagle zabrakło najbliższej osoby. Poczuł się samotny.

XXX

63
Świat oszalał. W całej magii tego świata nagle zabrakło równowagi. W różnych jego

zakątkach zaczęły wybuchać spory, walki o władzę, walki o wierzenia, walki o przetrwanie.

W miastach elfich, ludzkich, czy w siedzibach skrzatów trwały ciągłe kłótnie i waśnie, gdy

północny wiatr przyniósł wieści o Kiarze, o przyczynach upadku świata, o kończącym się

życiu. Wszystko, co żyje zamarło. Wszyscy czekali co się wydarzy gdy gruchnęła wieść.

Powstaje Armia. Armia złożona z Czarowników, Elfów – doskonałych łuczników, Skrzatów

– doskonałych w wojnie podjazdowej i wielu, wielu innych stworzeń gotowych do walki na

śmierć i życie o dobro przetrwania, o następny dzień dla swoich najbliższych, dla swoich

dzieci. Wyruszali małymi grupkami, by po drodze łączyć się w potężną armię, celem

wyprawy była kraina Braku Nadziei. Tej Armii brakowało wodza Na skrzydłach Wiatru

Kirst, Rafael, Divad, Masis, i Allerbmu dotarli szybko na miejsce. Ich oczom ukazał się

widok tak smutny i przerażający, że twarze zamarły im z przerażenia. Dookoła Drzewa Życia

ziemia była wypalona i spękana, Strumień Dzieciństwa prawie wysechł, pozostawiając

gdzieniegdzie tylko mokre ślady. Puszcza dookoła polany, na której rosło Drzewo to była

tylko zbieranina kikutów drzew, konarów i opadłych liści. Cisza panowała dookoła tak

głucha, że słyszeli swoje własne bicia serca. Tak byli zapatrzeni w to, co zobaczyli, że

zapomnieli o grożącym niebezpieczeństwie. Przeciwność Losu nie śpi, a w szczególności jej

wysłannicy na uskrzydlonych rumakach, którzy czekali już na podróżników. Moc życia,

która otaczała polanę nie pozwalała w pełni rozwinąć złych czarów, ale i tak uderzyli z dużą

siłą tak, że zatrzymali Wiatr. W kierunku Elfów poleciał grad pocisków i strzał. Elfy

zaprawione w walce w lesie szybko się ukryły. Strzały wypuszczane bardzo szybko z ich

luków trafiały celnie. Atak trochę zelżał. Przed nimi rozpościerał się otwarty teren,

prowadzący do Drzewa Życia. Musieli pokonać tą odległość. Ich szybkość biegu

63
dorównywała koniowi, ale nie uskrzydlonemu koniowi, których używali wysłannicy

Przeciwności Losu.

- Musimy się rozdzielić – powiedział zdyszanym głosem Kirst – Divad, Masis i Allerbmu

biegniecie do Drzewa Życia, ja i Rafael postaramy się ich od was trochę odciągnąć i nabrać

Wody Dzieciństwa. Jest jedno miejsce gdzie jeszcze widziałem jej odrobinę. Spotykamy się

przy drzewie.

- a jak mamy dostać tą strzałę? – zapytała Masis – gdzie jej szukać?

- Zobaczysz, Rudobrody kiedyś mi opowiadał historię związaną z tym drzewem, może i wam

kiedyś opowie, ale na razie musimy się tam dostać. Drzewo zawsze wybiera sobie samo to co

chce w zamian i musimy być tam wszyscy. Jak dobiegniecie starajcie się nie dać się złapać.

Wysłannicy mogą czerpać moc tak samo jak Przeciwność Losu tylko trochę wolniej, a rany

zadane przez nich strasznie wolno się goją i przynoszą wiele długotrwałego bólu. Jesteście

gotowi?

- jesteśmy – odpowiedzieli zgodnie i ruszyli.

Biegli najszybciej jak tylko mogli, już na otwartej przestrzeni się rozdzielili. Za nimi ruszyli

jeźdźcy. Kirst i Rafael dopadli strumienia, raczej miejsca po strumieniu. W ocienionym

miejscu stała jeszcze odrobina wody pozwalająca nabrać ja w małą karafkę. Kirst nabrał

wody, schował karafkę za pazuchę i spojrzał co robią przyjaciele. Allerbmu która biegła jako

ostatnia nagle się potknęła i przewróciła. W jej kierunku już ruszyli jeźdźcy, Divad widząc to

wrócił szybko do niej jednak po drodze padł cięty ostrzem. Allerbmu chciała podbiec do

niego ale nie zdążyła, została porwana przez wysłannika. Ten natychmiast zaczął czerpać jej

energię życia. Pozostałe Elfy szybko i celnie wypuściły tak, że wysłannik padł martwy, a

uskrzydlony koń bez jeźdźca stanął. Masis szybko podbiegła do konia, wrzuciła na jego

grzbiet Divada i pobiegła w stronę drzewa. Kirst z Rafaelem już tam czekali. Ku ich

63
zdziwieniu nagle niebo pokryło się gradem pocisków, strzał i iskier czarów, wysłannicy

Przeciwności Losu znikli, pozostawiając po sobie uskrzydlone konie. Na polanę wytoczył się

oddział złożony z Elfów i Skrzatów.

- witajcie, dziękujemy serdecznie za uratowanie nam życia, pewnie w końcu by nas dopadli

gdyby nie wy. Skąd żeście się tu wzięli?

- Witaj wrogowie wysłanników Przeciwności Losu są naszymi przyjaciółmi. Idziemy do

Krainy Braku Nadziei, została wydana ostateczna walka Przeciwności Losu. Oddziały

zbierają się nad jeziorem Głębokiego Smutku.

- kto dowodzi ta wielką armią??

- wszyscy czekają na Rudobrodego, ale nikt nie wie gdzie on jest. Nie wiadomo czy do nas

dotrze na czas, bo już jest bardzo późno. Wszyscy chcemy uratować Kiarę.

- Kiarę?? Skąd o niej wiecie?

- cały świat już zna historię Kiary, Liberty, Rudobrodego, Elfów, wszystko dzięki szklanej

kuli. Czekaj, czekaj a ty nie jesteś przez przypadek Kirst? Syn Rudobrodego? To są twoi

przyjaciele?? – dopiero teraz spojrzał na pozostałych Elfów. Allerbmu siedziała na ziemi.

Twarz jej przybrała szary kolor, oczy stały się puste, bez wyrazu. Przyjaciele zdjęli delikatnie

Divada z wierzchowca i ułożyli pod drzewem Życia. Allerbmu usiadła przy nim. Z rany

Divada wąską strużką sączyła się krew, która wnikała w glebę. W tej samej chwili z ziemi

zaczęły wyrastać korzenie i zagłębiać się w jego ciało, jego twarz wyglądała na szczęśliwą,

piękny, słoneczny uśmiech, który się na niej pojawił rozświetlił szarówkę dnia. Drzewo

powoli wchłonęło jego ciało i zaczęło rozkwitać jego życiem. Na jego miejscu pojawiła się

piękna strzała Chęci Życia. Drzewo zażyczyło sobie życia, dając w zamian inne, pełniejsze.

Życie za Życie. Divad stał się częścią Drzewa Życia. Masis przyniosła wody ze strumienia

63
dzieciństwa, który nagle zaczął wypływać z pomiędzy korzeni i napełniać koryto starego

strumienia, obmyła twarz Allerbmu. Zwilżyła jej spierzchnięte usta. Delikatny uśmiech, który

się pojawił oraz to, że oczy na powrót przybrały kolor zielony, świadczyło o tym że życie

wraca do niej. Świeżo wyrosłe gałęzie z drzewa sprawiały wrażenie jakby chciały ją objąć,

przytulić i pocieszyć.

- słuchajcie, szkoda czasu, musimy się zbierać, dzień ma się już ku końcowi a po nocy i

ciężko i niebezpiecznie podróżować. Na bagnach pewnie strzygi będą nas kusić, gnomy

uprzykrzać podróż. Allerbmu przytuliła się do drzewa i posłusznie wsiadła na rumaka.

Poszybowali w kierunku bagna, w którym znajdowała się Czarodziejka Aga i Rudobrody

- nie będziemy długo zwlekać – powiedział Rudobrody do przybyłych Elfów starając się nie

okazywać swoich swych obaw – wiecie co się dzieje, musimy jak najszybciej ich zatrzymać.

Idą prosto w paszczę niebytu- powiedział swoim, pewnym siebie głosem. Nikt nic nie

zauważył, oprócz Allerbmu. Jej ucho wyczuliło się na głosy serca, zaczęła wyczuwać

nastroje, ale nie powiedziała nic tylko spojrzała rycerzowi głęboko w oczy.

Wyruszyli wszyscy, na rumakach po wysłańcach Przeciwności i na skrzydłach Wiatru

poszybowali w kierunku Krainy Bez Nadziei i jeziora Głębokiej Samotności. Im bliżej tym

bardziej się zmieniał obraz otoczenia. Widać już było znaczne zmiany w przyrodzie,

szczególnie uderzył w nich brak barw. Wszystko było szare i nieprzejrzyste. Roślinność w

stanie szczątkowym, skarłowaciała i powykrzywiana od wichur i wiatrów mocno się trzymała

podłoża lecz wyglądała jak obumarła. W dole widać było oddziały uzbrojone w to co kto

miał, poruszające się w tym samym kierunku. Wszędzie ich witali z serdecznością. Wieść

bardzo szybko się rozniosła że rudobrody przybywa i napełniała wszystkich otuchą.

Przeciwność Losu już działała wpuszczając niepewność i zwątpienie w serca wojowników.

Wieść napełniała je ponownie mocą. Kiedy wzlecieli nad jezioro Głębokiej Samotności

63
oczom ich ukazała się potężna armia rozbita obozami w różnych zakątkach jeziora. Z ziemi

dobiegł ich potężny okrzyk Armia skandowała jego imię RUDOBRODY, RUDOBRODY

roznosiło się dookoła. Zatrzymali się w powietrzu tak zęby wszyscy mogli słyszeć co mówi.

- Przyszliście tu aby walczyć o szczęście wasze, waszych rodzin, przyjaciół, przyjaciół

bliskich. Ja walczę o to samo. Szczęście jest jedno ale możemy się nim wszyscy podzielić. Z

resztą jak wszystkim, nieszczęściem troskami również powinniśmy się dzielić, jest je łatwiej

znosić. Razem jesteśmy w stanie pokonać Przeciwność Losu i jej armię. Nie jest to trudne

tylko trzeba bardzo chcieć, nie wolno wpuszczać do swego serca zwątpienia, nieufności i

niewiary. To jest właśnie broń którą posługuje się Przeciwność Losu. Najbardziej

niebezpieczna, bo cicho się zakrada się do naszych domów. Czasami zapominamy co to jest

Wiara Nadzieja i Miłość, pozwalamy wkraść się zwątpieniom. Wielu z was dziś nie wróci do

domów, lecz wasza siła i pamięć o was i waszych dzielnych wyczynach zostanie z waszymi

najbliższymi. Taka jest kolej Losu, Zycie za życie. Żyjemy dla dobra i szczęścia naszych

najbliższych,, tych których kochamy i dla nich też będziemy umierać kiedy nastanie taka

potrzeba. Taka potrzeba właśnie nastała, taka chwila właśnie nadeszła, abyśmy postawili na

szali nasze własne życie, nasze obawy nasz strach ze szczęściem i dobrem pokoleń, które po

nas nastaną. To one są naszą siłą napędową naszą nadzieją Miłością i życiem. Na dobrze i na

złe nie znaczy wcale że nie powinniśmy smucić naszych najbliższych złymi wiadomościami.

Właśnie po to oni są żeby nas wesprzeć w potrzebie, to samo dotyczy nas, jesteśmy po to

żeby wysłuchać, doradzić i walczyć.

Ja niestety nie poprowadzę was do walki z Przeciwnością Losu, mam swoje zadania których

nikt za mnie nie zrobi. Zostawię z wami moich najbliższych, oni wam pomogą. Czarodziejka

wraz z innymi czarownikami wedrą się do myśli dowódców armii Przeciwności Losu,

dowiedzą się co oni zamierzają, mocą czarów osłonią dowódców Armii Sprzymierzonych,

Rycerze Czarnoksiężniczki są pochowani tam, w górach, i tam na najwyższe szczyty musicie

63
się wdrapać aby ich pokonać. Macie bardzo trudne zadanie do wykonania, Sama Ona chce

objąć dowództwo, ale nie powinno to was martwić. Siła i Moc jest z wami.

Rudobrody nigdy jeszcze nie wypowiedział tak wielu słów do takiej rzeszy żołnierzy. Nigdy z

resztą nie lubił przemówień. Po jego słowach nastała chwila ciszy i nagle ze zdwojoną mocą

wzniosły się okrzyki – RUDOBRODY, RUDOBRODY. Odpłynęli na skrzydłach Wiatru w

kierunku dowództwa Armii Sprzymierzonych. Zostali przywitani po żołniersku, twardo bez

zbędnych ceregieli. Rudobrody większość dowódców znał z czasów licznych wojen, które

przeżył, więc szybko złapali wspólny język. Czarodziejka dołączyła do czarowników, Elfy

poszły się witać ze swoimi znajomymi bliższymi i dalszymi tylko Allerbmu przycupnęła

cichutko w kącie i czekała. Nie miała nikogo. Jej zielone oczy krążyły po namiocie,

przyglądała się Rudobrodemu. Jego obawy gdzieś znikły był w swoim żywiole. Lubiła

przyglądać się temu surowemu człowiekowi o miękkim sercu, a jednocześnie tak twardemu

jak skała.

- słuchajcie, musicie uderzyć najpierw ze skrzydeł, trochę odciągnąć ich żołnierzy a potem z

całą mocą wbić się klinem w ich czoło. Nie zatrzymujcie się przyjcie do przodu tak daleko jak

się da, aż do wrót Grodziska. Ja postaram się wam pomóc, czekam tylko na pewne informacje

i zniknę. Nie będzie mnie ciałem przy was ale będę duchem i mocą. Musimy pomóc sobie

nawzajem. Wielu z was zna mnie jako wroga, teraz wszyscy walczymy o tą samą sprawę.

Proszę was tylko o jedno, nie ulęknijcie się.

Po tych słowach Rudobrody pożegnał się ze wszystkimi i udał się do swojego namiotu.

Allerbmu powoli poszła za nim nie odstępując go na krok ale w sposób nie narzucający

swojej obecności. Rudobrody odświeżył się, wziął kąpiel w ziołach chroniących od ran i

wspomagających gojenie. Potrzebował ciszy i spokoju. Przed nim było najcięższe zadanie.

Dostać się do Grodziska, odszukać i uwolnić Kiarę. Odczuwał strach, jak każdy człowiek, ale

63
wiedział ze to musi zrobić innej drogi nie ma. Allerbmu weszła z posiłkiem. Cicha, milcząca,

nie oczekująca nic w zamian cieszyła się jego obecnością. Jej oczy wyrażały strach. Bała się

żeby następna bliska jej osoba nie znikła nagle z jej życia. Przyszli wszyscy. Czarodziejka

wyciągnęła lusterko i sobie tylko znanymi sposobami połączyła się z Magbitem.

- mam, znalazłem – odezwał się głos Magbita – utworzę ci tunel, którym dostaniesz się do

grodziska na plac. Niestety nie udało mi się utworzyć tunelu bezpośrednio do Kiary, jest

bardzo pilnie strzeżona.

- jak się czuje Kiara?

- jest bardzo, ale to bardzo wyczerpana, jeszcze żyje ale nie wiadomo jak długo to potrwa.

Musisz wyruszyć w chwili ataku wojsk Sprzymierzonych, to będziesz miał więcej szans żeby

wrócić. Tunel jest tylko w jedną stronę a więc po wyjściu zostaniesz całkowicie sam, zdany

tylko na własna moc i wiarę. Zdany sam na siebie. Zawsze był zdany na siebie. Nie znalazł

jeszcze kogoś takiego, kto mu pomógł pokonać jego życie. Jedynie myśl o Liberty pomagała

mu nie poddać się i nie uciec.

W obozie nastał wielki ruch. Wszyscy się szykowali do walki. Szczękała broń, Chrzęściły

zapięcia zbroi, rżenie koni. Odziały przenosiły się z miejsca na miejsce aby zająć dogodne

pozycje. Niedługo się zacznie.

- już czas – powiedział Magbit – szykuj się

- jestem gotowy odpowiedział Rudobrody i ruszył w kierunku światła wydobywającego się z

lusterka Czarodziejki. Wszedł w nie i zniknął. W namiocie

nastała cisza tylko Allerbmu cicho zapłakała.

63
63
XXX

Rudobrody znalazł się na dziedzińcu Grodziska. Dookoła panował zgiełk i hałas. Nikt nie

zauważył jego pojawienia się. Czary Agi i Magbita działały. Przesuną się w kierunku ściany,

w kierunku otwartych wrót do wieży. Przy wrotach stali strażnicy i czujnie rozglądali się

dookoła tak jakby wyczuwali jego obecność. Coś się dookoła niego zaczęło dziać. Wyczuwał

jakąś siłę, która obserwowała jego ruchy. Poczuł chłód który wpływał powolnym

strumieniem do serca i ogarniał całe ciało. Strach zaczął paraliżować całe jego ciało.

- muszę to przemóc - pomyślał – dam radę – szybko pomyślał o Liberty. Miłość która nim

była dodała mu sił. Ruszył.

- stój, ktoś ty? – zawołał jeden ze strażników i zaczął mu się bacznie przyglądać.

- Przeciwność Losu kazała mi sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Zostaliśmy

zaatakowani i Pani przypuszcza że ktoś będzie chciał wedrzeć się do Grodziska. Musicie

wykazać jak najwyższą czujność – odpowiedział rycerz i chciał się przybliżyć, gdy nagle

jeden ze strażników szybko sięgnął po miecz. Rycerz ciął szybkim krótkim ruchem. Strażnik

padł martwy. Drugi ze strażnik wszczął alarm. Rycerz użył czaru milczenia. Strażnik

krzyczał, ale nikt go nie słyszał, błysną krótki mieczyk rycerza i drugi strażnik padł martwy.

Rudobrody wciągnął strażników do środka, rozejrzał się dookoła i zamknął wrota. Poruszał

się w ciemnościach, rozświetlanych gdzieniegdzie płomieniami płonącego łuczywa, które

dawały odblaski i cienie tańczące na ścianach korytarza. Trafił na schody. Były wąskie i

prowadziły w dół w podziemia budowli. Zbliżał się do pomieszczeń, w których usłyszał głosy

strażników. Głosy były podniecone i podekscytowane. Nagle nad sobą z kierunku, z którego

właśnie przyszedł, usłyszał rumor i krzyki. Już odkryli martwych strażników, zaraz

powiadomią pozostałych. Wielu ludzi zbiegało po schodach. Cofnął się w niszę pogrążoną w

63
ciemnościach. Strażnicy przebiegli nie zauważając jego obecności i wbiegli do pomieszczeń.

Rejwach, który się tam wdarł poruszył wszystkich. Strażnicy chwycili za broń i byli w

pogotowiu. Cześć z nich wybiegła w poszukiwaniu intruza.

Odczekał jeszcze trochę, sytuacja się w miarę ustabilizowała w pomieszczeniach strażników.

Powoli zaczął się przesuwać w kierunku otwartych drzwi. Strażnicy siedzieli przy dużym

stole, na stole leżały porozwalane talerze z resztką jedzenia. Strażnicy rozmawiali

podniesionymi glosami, poruszeni wiadomością. Policzył wszystkich. Razem sześciu. Po

drugiej stronie pomieszczenia były małe drzwi prowadzące do dalszych korytarzy podziemia.

Gdzieś tam czekała na niego Kiara. Czuł już jej obecność. Nie było szansy aby dostać się

niezauważonym. Musiał jakoś wywabić ich z pomieszczenia. Przypomniał sobie o dzbanie

leżącym w niszy. Cofnął się i rzucił w przeciwnym kierunku. Dzban potoczył się czyniąc

hałas niosący się po korytarzach lochu. Dwóch strażników wybiegło z pomieszczenia. Zagrał

miecz rycerza. Strażnicy padli martwi lecz tym razem odgłosy walki wywołały wszystkich

strażników na korytarz. Wywiązała się walka, ciasnota korytarza nie pozwalała strażnikom

uderzyć całą energią. Rycerz walczył już o życie. Zioła, w których wykąpał się przed

wyprawą strzegły go od ran ale pomału przestawały działać. Na jego ciele pojawiały się coraz

to nowe rany. Walka zakończyła się zwycięsko, lecz rycerz był bardzo zmęczony. Zdjął

przecięty napierśnik, spod którego ciekła krew. Wiedział ze uchodzi z niego życie i nie ma za

dużo czasu. Strzała Chęci Życia została przecięta na pół. Ruszył w kierunku Sali. Wszedł do

pomieszczenia i zamarł w bezruchu. W Sali czekała na niego Przeciwność Losu.

- wiedziałam że przyjdziesz – odezwała się – czekałam na ciebie dość długo i teraz już cię

mam. Teraz już jesteś mój i będziesz mi służył.

- wiesz że to nie możliwe, tyle lat nie poddałem się to i teraz się nie poddam – odpowiedział

rycerz odwracając wzrok - możesz mnie zabić ale nigdy nie będę twój Przeciwność Losu

63
przepłynęła w kierunku Rudobrodego - zobaczymy, zobaczymy – mrucząc, patrzyła na

rycerza. Okrwawiony miecz wypadł z omdlałych dłoni. Rycerz upadł na kolana. Głowa

zaczęła ciążyć i opadała na zakrwawione piersi. Przeciwność ujęła jego głowę w swoje zimne

dłonie. Spojrzała mu w oczy i z lubością zaczęła się delektować jego energią życia, jego

chęcią przetrwania. Przed oczami starego żołnierza pojawiła się twarz Liberty, piękna, lecz

smutna, zmęczona. Zobaczył skrzaty. Resztką energii która w nim została podniósł dłoń i

wbił grot strzały Chęci Życia w pierś Przeciwności losu. Strzała weszła miękko. Krzyk jaki

Przeciwność Losu wydała był ogłuszający, sciany budynku zaczęły pękać, na głowę rycerza

zaczęły spadać kamienie. Przeciwność Losu rozpłynęła się w powietrzu. Rycerz na

czworakach, czołgając się dostał się do drzwi.

Drzwi się otwarły z łoskotem. Zobaczył oczy Kiary. Patrzyły na niego z miłością. Osłabiony

i wyczerpany wyjął z woreczka uwieszonego na szyi Diament Mocy Serca i umocował go na

czole Kiary. Moc zaczęła płynąć Kiara delikatnie się poruszyła.

- jesteś – usłyszał jej głos – już myślałam że nie zdążysz.

- jeszcze tylko Woda Dzieciństwa – pomyślał rycerz i wyjął karafkę z wodą. Jednak jego

dłonie były tak słabe, że karafka wypadła mu z rąk i rozbiła się mieszając wodę z jego krwią,

która została wchłonięta przez Kiarę. Jej ciałem wstrząsnęła ogromna energia.

Nagle z małego smoka przemieniła się w potężną dorosłą smoczycę. Bardzo szybko wracała

do pełni sił. Rycerz upadł na twarz.

- to koniec pomyślał, moje życie zostało spełnione - otoczyła go ciemność

Smoczyca zasłoniła go swoim ciałem przed spadającymi głazami, delikatnie ujęła go i

wsadziła sobie na grzbiet, wydostawszy się z rumowiska Grodziska wzleciała w powietrze. Z

Grodziska pozostały ruiny.

63
Wieść o pokonaniu Przeciwności Losu rozeszła się lotem błyskawicy, gdzieniegdzie trwające

jeszcze walki dobiegały końca. Wielu dzielnych rycerzy zginęło. Ziemia nasączona ich krwią

zaczęła się zielenić trawą. W miejscu gdzie polegli, zaczęły wyrastać piękne białe lilie i

pokryły całą dolinę w Krainie Braku Nadziei. Ci, co przeżyli wracali do domów pełni otuchy i

wiary w Przyszłość. Nad Doliną roznosił się szum skrzydeł. Wszystkie głowy wzniosły się w

górę. Rycerze zobaczyli lecącą smoczycę z Rudobrodym na grzbiecie. Leciała w kierunku

zachodzącego słońca. Szmer głosów wypełnił dolinę.

63
XXX

Liberty chodziła niespokojnie po komnacie, w kominku huczał ogień, dając nikłe światło.

Świece porozstawiane gdzieniegdzie pozostawiały komnatę w półmroku. Nie chciała aby

ktokolwiek widział jej twarz. Skrzaty szykowały się już do snu. Wiedziała o wielkiej bitwie

wydanej Przeciwności Losu, lecz nie wiedziała nic o losach Rudobrodego. Od paru już dni

nic nie docierało do niej, nagle gruchnęła wieść – Rudobrody nie żyje, oddał swe życie w

walce o szczęście innych – opanowała ją wielka pustka, jakby zabrakło jej powietrza. Zaczęła

się dusić. Rozum oszalał. Zrozumiała jak bardzo kochała tego mężczyznę, jak wielka siła ich

łączyła dopiero teraz, jak go zabrakło. On był jej ostoją, spokojem, bezpieczeństwem. Jego

łagodny

glos zawsze koił wszelkie smutki i teraz ma go zabraknąć??

– NIE – krzyknęła – to nie możliwe. Moje serce mówi inaczej, to nie możliwe, obiecał mi, on

mnie kocha, Miłość nie może tak łatwo zginąć

- naprawdę go kochasz? – Rozległ się nagle głos - tak, naprawdę – odpowiedziała na głos nie

zastanawiając się, że mówi na głos w

komnacie, w której przebywała służba – Kiara, żyjesz, powiedz że to nie prawda, powiedz

że on żyje.

- tak to prawda, takie było jego życzenie, ale … nie wiedział jak bardzo go kochasz.On może

żyć, ale musisz go tak mocno kochać jak on ciebie. Bez tego nie uda mi się przywrócić go do

życia. Zawdzięczamy mu obie wiele, ale sama pomimo mej wielkiej mocy nic nie zrobię

Musisz mi pomoc.

63
- Cóż mam uczynić – mów szybko – uczynię wszystko, aby on mógł żyć.

- Nic, tylko go kochaj. Jestem przy nim i jeżeli twoja miłość jest prawdziwa będzie żył.

Liberty opadła zemdlona.

63
XXX

Lot tych dwóch ciał złączonych w jedno trwał dwa dni. Zmęczenie dawało się ostro we znaki.

Kiara nie doszła jeszcze do siebie po ostatnich przejściach a ten lot kosztował ją wiele energii.

Nie mogła też zapolować z ciałem rycerza na grzbiecie a i czas się kończył do tego co

zamierzała zrobić, z resztą całkowicie zapomniała o jedzeniu. Miała tyko trzy dni. Była już

tak zmęczona że czasami nie wiedziała gdzie się znajduje, jednak jej instynkt ciągnął ją we

właściwą stronę. Jej duże niebieskie oczy zamykały się same ze zmęczenia, jednak ona nie

poddawała się. Już traciła wiarę w siebie , w swoje możliwości gdy w nozdrza uderzyło ją coś

znajomego, coś co przypominało jej bezpieczeństwo matczynych skrzydeł, zapach który

dodał jej sił. Zapach kwitnących Jabłoni. Otworzyła szerzej oczy i zaczęła się rozglądać

starając się przebić swoim wzrokiem zwartą warstwę mgieł. Nagle spod śnieżnobiałych

obłoków, w oddali, zaczęła wynurzać się wyspa. Przepiękny ląd gdzie trwa nieustanna

wiosna, panuje nienaruszalny pokój, choroby nie mają dostępu do jej brzegów, a ziemia jest

tak urodzajna, że szczęśliwcy, którzy dotarli do tego lądu, nie muszą troszczyć się o jej

uprawianie, gdyż sama dostarcza wszystkich potrzebnych warzyw i owoców. Ci, którzy

zasłużyli na pośmiertny żywot wieczny, przebywają tam, zażywając rozkoszy stołu i łoża.

Wyspa zwana Avalon. Kiara powoli okrążyła wyspę czegoś wypatrując. Czegoś specjalnego.

Kiedy to ujrzała, zrobiła jeszcze jedno okrążenie i głośno zawołała obwieszczając swoje

przybycie.

W osadzie złożonej z dwudziestu czterech chat ustawionych w okręgu, życie płynęło

spokojnym nurtem rządzonym prawami natury. Kwitnące kwiaty przyciągały wielką ilość

różnobarwnych motyli, które wprowadzały w zachwyt biegające dzieci.

63
W centralnym punkcie wioski stała wielka okrągła chata rady. Zbudowana na rusztowaniu z

dużych drewnianych bali. Przestrzeń pomiędzy balami wypełniona była przeplecionymi

gałęziami, i oblepiona gliną. Wewnątrz panował półmrok, gdzie światło dnia codziennego

wpadało tylko przez otwór wejściowy. Na samym środku paliło się ognisko. To była jedyna

chata bez podwieszonego u powały kotła nad ogniskiem w którym utrzymywano ciepłą wodę.

Tutaj ten ogień był święty. Dym utrzymujący się pod strzechą przesączał się powoli przez

dach. Blask ognia sprawiał że półmrok opanowywały blaski i cienie, które w rytm płonących

brewion, skakały w jakimś im tylko znanym tańcu. Ludzie siedzący dookoła, na rozłożonych

pod ścianami futrach, zasłuchani byli w opowieść młodego barda. Pieśń o starych bogach, o

czasach które kiedyś wypełniały ten świat, teraz wypełniała chatę.

Słońce co codziennie dajesz radość dnia

budząc się rano na wschodzie,

Imbolc jest naszym wspomnieniem

odbijającym się w wodzie

Dąb jest wieczny

Śmierć jest tylko przystankiem

Śmierć jest etapem

Co jak świt jest bramą

Pomiędzy Abred a Gwynfydd.

Nie lękajcie się ludzie

W swoim wielkim trudzie

żeby dojść do Ceugnat ….

63
Jego głos nagle zamilkł. Jakiś inny, dziwny dźwięk wdarł się pod strzechę brutalnie

przerywając opowieść młodego druida. Dźwięk, którego nikt z tego pokolenia i pokolenia z

pokolenia nie słyszał. Znany tylko z opowieści. Stary druid, którego wszyscy zwali Fingal co

w starej mowie znaczyło „sprawiedliwy przybysz”, siedzący na podwyższeniu podniósł głowę

i zapatrzył się w ciemność czekając czy głos ten się powtórzy, czy jego stare, bardzo stare

zmysły go nie zmyliły.

Za ścianą dało się słyszeć krzyki i głosy paniki. Ludzie siedzący w chacie zaczęli się podnosić

gdy do chaty wbiegł mały podlotek krzycząc

- potwór, potwór na niebie.

Wszyscy wybiegli i zaczęli się przyglądać czemuś czego zobaczyć nie mogli. Młody bard

przyłożył dłoń do oczu osłaniając je przed promieniami zachodzącego słońca, gdy nagle

wniósł rękę w niebo i krzyknął

- patrzcie – i głos zamarł mu w gardle

Od słońca w ich kierunku zbliżała się jakaś plama, która rozbłyskiwała tysiącem kolorów na

niebie,, lecz tworząc cień na ziemi. Ten cień powiększał się. Wszyscy zamarli w bezruchu

tylko Fingal leciutko się uśmiechnął

- nie bójcie się, przodkowie wrócili – powiedział cicho i ruszył w kierunku wzgórza na

którym znajdował się święty kamienny krąg. Ludzie w cichym pochodzie ruszyli za nim.

Kiara delikatnie wylądowała w centrum kamiennego kręgu i położyła ciało Rudobrodego na

kamiennym ołtarzu. Mieszkańcy osady jak i goście przybyli do świętego miejsca aby

świętować Imbolc zatrzymali się, z oddali obserwując potężne ale jakże piękne ciało

63
smoczycy ozdobione kolorowymi łuskami. Poprzez tłum wielu próbowało zobaczyć co ona

takiego przyniosła i położyła na ołtarzu, kiedy ktoś krzyknął – to jest ciało, pewnie zażąda

ofiary któregoś z nas, albo wielu z nas, bo jakże nakarmić taki wielki brzuch?- ta wieść

napełniła strachem wiele serc. W obozach zapanował niezwyczajny ruch. Na którego z nas

wskaże przeznaczenie?

Fingal nie obawiał się, zbliżył się do Kiary, z wielkim szacunkiem pokłonił się i powiedział

- Bądź błogosławiona Wielka Matko. Już wiele zim moje stare oczy nie mogły się cieszyć

twoim widokiem, wielka radość ogarnęła moje serce widząc cię w dobrym zdrowiu. Różne

wieści docierały do mnie ze świata.

Smoczyca spojrzała na Druida swoimi niebieskimi oczami i leciutko się uśmiechnęła

- Fingal, słuchaj mnie uważnie, potrzebuję twojej pomocy. To ciało co przyniosłam to ciało

dzielnego człowieka, który poświęcił swoje życie dla mnie. Złożył swój największy dar jaki

miał na ołtarzu świętego kręgu życia, tak jak ja położyłam jego ciało na tym kamiennym

ołtarzu. To jest rycerz o wielkim sercu i ja chcę oddać mu to co on poświęcił. Pomóż mi

wrócić go żywym.

- Wielka Matko, wiesz że moja miłość do Ciebie jest nieograniczona, ty jesteś światłością

tego świata, ale tego ja dla Ciebie zrobić nie mogę. Tylko Bóg ten co Jest, jest w stanie to

zrobić, tylko on jest w stanie dać piąty element istnienia. Ja, razem z Tobą możemy dać tylko

cztery, co jest jednak za mało aby tchnąć weń życie. Wiesz to wszystko lepiej ode mnie -

Ostatnie słowa Druid już tylko wyszeptał, powoli podnosząc głowę i patrząc głęboko w

wypełnione miłością oczy Kiary. – Matko, wiesz że to jest bardzo niebezpieczne dla Ciebie,

nie rób tego, proszę – wielka łza stoczyła się po pomarszczonym policzku druida. On Już

wiedział że żadne prośby nie zmienią decyzji smoczycy. Wiedział że ona już ją podjęła.

63
- Jest czas Święta Imbolc, musimy spróbować, to jest bardzo ważne dla mnie, Bóg widział

jego całe życie, ten rycerz jest wart tego aby się o niego pokłonić Bogu i prosić go o nowe

życie.

- Bądź naszym gościem Matko, idę przygotować ceremonię – rzekł Druid i pokłoniwszy się

oddalił się w stronę osłupiałego tłumu. Kiara przez chwilę obserwowała Fingala. Ten

zbliżywszy się do ludzi coś powiedział do kobiet i oddalił się w kierunku wioski. Kobiety

ruszyły w kierunku Smoka. W ich ruchach było widać strach, ale i szacunek, powoli weszły w

kamienny krąg i zbliżyły się do ołtarza. Ich czujne oczy obserwowały Kiarę spod

półprzymkniętych powiek, jeden ruch Kiary na pewno spowodowałby ich paniczną ucieczkę.

Położyły ciało rycerza na płachtach i oddaliły się w pośpiechu w kierunku wsi.

Kiara dopiero teraz poczuła głód. Rozpostarła swe potężne skrzydła przysłaniając promienie

zachodzącego słońca, wykonując potężne kroki, kilka razy odbiła się od ziemi i wzniosła się

w powietrze i odleciała z poszumem wiatru w poszukiwaniu jakiegoś posiłku.

W rytualnej chacie należącej do Druida Fingala Kapłanki ułożyły ciało Rudobrodego na

niedźwiedzich skórach i zabrały się za przygotowanie kąpieli. Koryto, wydrążone w jednym

kawałku pnia wypełniło się gorącą , pachnącą ziołami wodą. Ściągnęły zbroję z ciała i dały ją

do naprawy i czyszczenia synowi płatnerza który już czekał przed wejściem. Zdjęły resztkę

urania i delikatnie ułożyły ciało w wonnej kąpieli. Najstarsza, obmywając ciało, zaczęła cicho

śpiewać słowa starej pieśni. Reszta kapłanek podchwyciła i piękna ale żałosna pieśń o starych

czasach i dzielnych wojownikach wypełniła chatę.

Słońce powoli chowało się za horyzont.

63
W kalendarzu mieszkańców Avalon, święto Imbolc (albo w starej mowie Oimelc)

poświęcone jest jednej z bardzo starych opowieści kiedy to stara kobieta Cailleach, musiał

ustąpić miejsca pani wiosny, Bigidh - świeżość wzrasta w siłę każdego dnia wraz ze słońcem

święcącym coraz wyżej i wyżej, pokrywając ziemię na powrót zielenią. Święto to było

poświęcone naturalnej kolei rzeczy, naturalnych zdarzeń, zwycięstwa życia nad śmiercią.

Kończył się czas Faoilleach i Kruki zaczynały budować swoje gniazda a lelki jak powiadano

zaczynały śpiewać czystszym głosem. Ze wszystkich stron krainy przychodzili wędrowcy do

świętego kamiennego kręgu aby pokłonić się bogom i zaznaczyć ciągłość wydarzeń.

63
Święty Krąg Życia.

Kamienny krąg był miejscem gdzie epifania nabierała innego wymiaru. Przepływający

strumień energii, który nie przekraczał granicy głazów to nasilał się to słabł jednak zawsze

tam był. Do kręgu wchodzili tylko druidzi – kapłani, bardowie i nauczyciele którym była

darowana mądrość i wiedza tego i tamtego świata. To oni byli łącznikami pomiędzy dwoma

światami, pomiędzy dwoma przestworzami.

Dookoła kamiennego kręgu zaczęły wyrastać szałasy i namioty. Ludzie przybywali składać

ofiary bogom w podziękowaniu za przeszłe życie z nadzieja na przyszłe. W nastającym

mroku tu i ówdzie zaczęły rozbłyskiwać pochodnie i ogniska. Muzyka i śpiew niosły się

daleko.

W swojej chacie Fingal przygotowywał się do obrządków. Podszedł do wielkiej drewnianej

skrzyni rzeźbionej w różne magiczne znaki i zamkniętej zaklęciami przed dostępem osób

niepowołanych. Kilka słów w nikomu nie znanym języku otworzyło skrzynię. Druid nie

przestając wypowiadać zaklęć wsuną dwie ręce do skrzyni i wyjął z niej rzeczy potrzebne do

ceremonii. Odwrócił się do kapłanek i podał im wszystko co wyjął.

- przygotujcie ołtarz jak każdego roku, będzie nam potrzebny, ale zostawcie dużo wolnego

miejsca. To będzie dzień pamiętny dla wszystkich i nie zaginie prawda – odwrócił się od

kapłanek i opadł na kolana pogrążony w cichej modlitwie. Kapłanki cichutko opuściły jego

chatę.

Kiedy Fingal został sam wrzucił garść magicznych ziół do kotła z wodą podwieszonego u

powały nad ogniskiem, wypowiadając magiczne słowa. Zaklęcia to rodzaj specyficznej

struktury gramatycznej wymagającej emocjonalnego odbioru, odpowiedniej barwy i tonu,

63
odpowiedniej wibracji. Pod wpływem tych słów woda w kotle zaczęła mętnieć, zmieniać

kolor, a nad jej powierzchnią zaczęła się unosić zawiesina z oparów które zaczęły wypełniać

całą chatę. Zapach ziół, wilgotna zasłona,, ale tam było coś jeszcze, coś co niewprawne ucho

mogłoby opuścić. W chacie razem z parą roznosiły się głosy, głosy które tylko Fingal

rozumiał. Druid zamknął swoje oczy i na moment zatopił się w tajemnicze słowa. Po chwili

jedno słowo uspokoiło to wszystko. Kiedy para opadła jego twarz jeszcze promieniała

jasnością. Jasnością której nie pokazywał innym. Jasnością która była wielką tajemnicą.

– Mój Panie,, tylko ty wiesz jak bardzo obawiam się o Kiarę, ale takie było jej życzenie.

Życie za życie, krew za krew - wyszeptał

Rozebrał się i zaczął powoli obmywać swoje ciało wywarem z ziół. Na spotkanie z Bogiem

trzeba być czystym – to już był u niego nawyk.

- Mój Panie pozwól oczyścić mi moje ciało i mój umysł na spotkanie z Tobą – wypowiedział

słowa modlitwy. Kiedy skończył się obmywać zbliżył się do ognia żeby obeschnąć i włożył

na siebie odświętną tunikę. Założył szeroki pas z wszytymi w niego talizmanami i ukrytymi

kieszonkami na zioła. Z drewnianej skrzyni wyjął ceremonialną biżuterię, złoty naszyjnik,

bransolety i nałożył je. Ostatnią rzeczą którą wyją ze skrzyni był diadem, ale to nie był

zwykły diadem, W samym centrum oprawiony w złoto błyszczał Diament Mocy Serca,

bardzo podobny do tego jaki miała Kiara. Druid pokłoniwszy się, spokojnym ruchem włożył

diadem na głowę. Diament na chwilę zabłysł jasnym światłem i przygasł. Druidem wstrząsnął

nagły dreszcz. Fingal założył jeszcze ceremonialna pelerynę z kapturem, i wziął swój

pasterski kostur pokryty magicznymi znakami. Był gotów.

Driudki weszły do kamiennego kręgu i zbliżyły się do wielkiego kamiennego ołtarza

ofiarnego ustawionego w kierunku północ-południe. Najstarsza delikatnie przeciągnęła

dłońmi po wierzchu wyczuwając słowa i znaki zapisane na chwałę bogów w starym tylko

63
najwyższym kapłanom znanym języku i z wielkim szacunkiem przykryły ten ołtarz białym

obrusem. Po przekątnej ułożyły jeszcze czerwony bieżnik i zaczęły przyozdabiać kwiatami,

jednak zgodnie z zaleceniami Fingala pozostawiając wiele wolnego miejsca w centrum

ołtarza. Kiedy zakończyły podniosły głowę z obawą, lecz nic się nie stało, tylko ciemne niebo

rozświetlały miliony gwiazd, tak jakby wiedziały co się dzieje i świeciły tak jak nigdy dotąd.

Magia tej nocy opanowała ich dusze.

Zbliżała się północ, Kiara najadłszy się do syta powróciła do kamiennego kręgu i usiadła

niedaleko ołtarza. Z daleka już widziała zbliżającego się jasnego węża pochodni i do jej uszu

doleciał wielki hałas wywołany przez różnego rodzaju instrumenty, rogi, bębenki, czy kołatki

w celu odstraszenia złych mocy. Podniosła swój potężny łeb ku niebu i z jej gardła wydarł się

potężny ryk, tak potężny że był w stanie wstrząsnąć górami. Z pomiędzy zębów buchnął słup

różnokolorowego ognia sięgający chmur.

Całą procesję prowadził Fingal. Jego długie siwe włosy rozwiały się na wietrze, w ręce

dzierżył swoją laskę. Za nim czterech rosłych mężczyzn z pochodniami w rękach, prowadziło

powóz ciągnięty przez konia z ciałem Rudobrodego. Ich ciała ozdobione były w rytualne

tatuaże, a spod skóry wynikały potężne zwały mięśni. Ciało Rudobrodego przykryte było

białym kawałkiem płótna, obok niego złożona była jego zbroja i miecz, błyszczące w świetle

gwiazd i płomieniach ognia Kiary, który oświetlił drogę.

Druidzi z zaprzęgiem weszli do kręgu i zatrzymali się przy ołtarzu. Cało Rudobrodego zostało

ułożone na lewym boku, twarzą na zachód jakby wskazując mu kierunek w jakim ma się

udać. Druidzi już zamierzali spalić wóz na którym został przywieziony rycerz, ale Fingal

jednym ruchem zakazał to zrobić – jeszcze będzie potrzebny – powiedział. Druidzi

(mężczyźni i kobiety) ustawili się dookoła kamiennego okręgu z pochodniami w rękach. W

63
centralnym punkcie obok ołtarza został ułożony stos z bali drewnianych, stos ofiarny. Na

ołtarzu leżało ciało rycerza.

Fingal stanął przy ołtarzu, rozłożywszy ramiona wykrzyknął

- Oto czas święta pochodni. Wszystkie lampy zapłonęły, By powitać ponowne narodziny

Boga Głoszę chwałę Bogini, Głoszę chwałę Boga. Chwałę głosi cała ziemia Pod swym

płaszczem snu. Cały kraj spowiła zima. Powietrze jest przemarznięte I szron okrył ziemię.

Jednak Ty, Panie słońca, władco zwierzyny i dzikich zakątków, Niewidoczny, narodziłeś się

znowu Z łaskawej Bogini Matki, Pani wszelakiej płodności. Witaj Wielki Boże! Witaj i bądź

pozdrowiony!

Gdy ukończył swoja modlitwę, wyciągnął rękę z laską w kierunku stosu drewna i nagle stos z

zajął się płomieniem. Blask oświetlił całe wnętrze kręgu Jego twarz ukryta w kapturze była

jednak osłonięta ciemnością. Kapłani zaczęli wybijać rytm na swoich bębenkach, rytm życia

natury. Z początku ledwie wyczuwalna siła zaczęła opanowywać wszystkich. Ludzie

zgromadzeni dookoła kręgu powoli rozpoczęli hipnotyczny taniec kołysząc się w rytm

bębenków.

Druid skierował się twarzą w kierunku północnym, rozpostarłszy swoje ręce pokłonił się z

szacunkiem i zawołał

- Boże Ciemnej Strony naszego Życia, spójrz na to ciało człowieka, który oddał swoje życie

dla szczęścia całego świata. To on, Rudobrody, walczył dla zachowania człowieczeństwa

pomimo ataków Przeciwności Losu, i w walce tej został wzięty do innego świata. Ty jesteś

wszechmogący, ty jesteś łaskawy, i jeżeli zechcesz możesz go nam wrócić. Prosimy Cię o

niego.

63
Fingal schylił się i wziął garść ziemi. Ciało Rudobrodego jakby ożyło, odwracając się na

plecy. Druid szepnąwszy kilka słów których nikt nie zrozumiał położył ziemię na ciele

rycerza. Ziemia zaczęła błyszczeć i mienić się światłem, zielonym światłem. Światło to

zaczęło owijać ciało człowieka jak śmiertelny całun, i wnikać do środka. Ciało zaczęło się

zmieniać, Twarz znacznie odmłodniała, zginęły gdzieś wszystkie blizny i rany, jak za

dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Na ten widok obraz przerażenia odbił się na twarzach

ludzi, wszyscy padli na kolana i uwierzyli w moc bożą.

Druid odwrócił się twarzą w kierunku zachodnim i znowu zaczął się modlić

- Boże Ciemnej Bramy – pozwól jemu przejść jeszcze raz przez twoje wrota do jasnej strony

życia i wdmuchnij wiatr oddechu życia w jego usta – skończywszy Fingal pochylił się nad

głową Rudobrodego, odchyliwszy ją delikatnie rozwarł jego usta i zaczął wdmuchiwać swój

oddech. Strumień oddechu, który połączył dwa ciała nagle zabarwił się na żółto i wyraźnie

zaczął wypełniać ciało rycerza. Jego pierś nagle podniosła się jakby w pełnym, głębokim

oddechu i powoli opadła.

Fingal wyprostował się, na jego twarzy malował się wielki wysiłek. Spojrzał na Kiarę

siedzącą tuż obok, ta spojrzała swoimi błękitnymi oczami i delikatnie skinęła głową. Druid

odwrócił się w kierunku południowym.

- Boże Jasnej Strony Życia, pozwól jemu być na tym świecie i wypełnij jego żyły nową

krwią, tak jak woda wypełnia koryta i żyły ziemi – to mówiąc odwrócił się do Kiary, która

pochyliła się w jego kierunku i zamknęła powieki tak jakby na coś czekała. Fingal wziął do

ręki długi, bardzo ostry nóż bogato zdobiony magicznymi wzorami i symbolami, bogato

inkrustowany kamieniami szlachetnymi, a na końcu rękojeści błyszczał wielki czerwony

rubin. Wzniowszy go do góry zbliżył się do smoczycy.

– to będzie boleć – szepnął do niej

63
- wiem, nie myśl teraz o tym, rób co masz do zrobienia – odpowiedziała i jeszcze bardziej

pochyliła się w kierunku druida. Ten delikatnie podniósł jedną z łusek w miejscu gdzie szyja

łączyła się z potężnym ciałem Kiary, przyłożył tam nóż i mocno pchnął. Nóż przebił skórę i

wniknął w Ciało smoczycy. Ostrze zagłębiło się w jej sercu. Rubin na końcu rękojeści

zabłysnął jasnym błękitnym światłem. Potężna eksplozja niebieskiego jak woda światła

wstrząsnęła powietrzem. Słup wzbił się w niebo by z dużą siłą opaść prosto na ciało i

wypełnić je czerwienią i zgasło. Fingal wyciągnął nóż i przyłożył dłoń w miejsce rany

wypowiadając cicho słowa zaklęcia. Rana szybko się zasklepiła nie pozostawiając na

zewnątrz nawet śladu. Kiara powoli opadła na ziemię bardzo wyczerpana. Ciało Rudobrodego

nabrało kolorów zdrowia.

Starzec odwrócił się ku wschodowi.

- Boże Bramy Jasnej Strony Życia, to przez ciebie przychodzimy na ten świat, tu zaczyna się i

kończy święty krąg życia pozwól przejść jemu jeszcze raz. Nasze życie zaczyna się

pierwszym biciem serca.

Fingal gwałtownym ruchem wsunął dłonie w płomienie stosu ofiarnego. Jego twarz zaczęła

mienić się kolorami tęczy, zielonym, żółtym, niebieskim i w końcu czerwonym. Wielki ból

zaczął malować się na ustach wykrzywionych w grymasie rozpaczy. Chciał cofnąć dłonie,

Chciał się poddać, jednak dłonie dalej tkwiły w płomieniach aż do momentu kiedy zaczęła się

tworzyć wyraźna kula oddzielona od reszty. Przeniósł ją delikatnie nad ołtarzem i ułożył na

Ciele rycerza na wysokości serca. Czerwona kula pływała w powietrzu delikatnie się unosząc.

Druid wzniósł dłoń i energicznym ruchem wbił kulę w piersi Rudobrodego. Wszyscy

usłyszeli pierwsze uderzenie serca.

Druid upadł na kolana przed ołtarzem i podnosząc ręce zawołał

63
- Panie, myśmy uczynili wszystko co tylko mogliśmy aby przywrócić go do życia, Bez Ciebie

jednak nic nie może się wydarzyć, Ty jesteś początkiem i końcem, ty jesteś dniem i nocą,

radością i smutkiem, Ty jesteś Miłością. Jeżeli tylko zechcesz to ten dzielny rycerz znów

przejdzie przez dwie bramy.

Pierwsze promienie słońca zaczęły pojawiać się nad horyzontem.

Niebo było czyste i spokojne aż do teraz. Nagle ciemne i ciężkie chmury przykryły ten

skrawek nieba w wielkim tempie że nastała ciemność. Zerwał się wielki cyklon którego

okiem było wnętrze kręgu. Wiatr wirował jak oszalały gdy nagle potężny biały piorun uderzył

w pierś rycerza i … wszystko ucichło. Słychać tylko było bębny bijące w rytm bijącego serca,

w rytm serca Rudobrodego. Rycerz powoli oddychał.

Kiara powoli otworzyła oczy. Słońce było już bardzo wysoko na błękitnym niebie. Dzień był

przepiękny, słoneczny, ciepły. Smoczyca ciągle leżała wewnątrz kamiennego kręgu, ale

nikogo więcej nie było przy niej, nawet Rudobrody zniknął. Powoli podniosła się, jeszcze

była bardzo słaba po utracie energii podczas ceremonii, i rozejrzała się dookoła. Z daleka, z

obozowisk dolatywały zapachy pieczonego mięsiwa, dzięki muzyki i śmiechy. Ludzie

celebrowali pierwszy dzień nowego życia, pierwszy dzień wiosny.

- Fingal gdzie jesteś? – zawołała Druida siłą umysłu

- w chacie Matko, przygotowuję rycerza do drogi, jest bardzo słaby ale żyje. Za chwilkę będę

przy tobie – odpowiedział starzec tą samą drogą

- pośpiesz się, nie mamy za dużo czasu, nadchodzi mój czas – powiedziała smoczyca i znów

zapadła w półsen.

- czuję to Matko, Będę tam tak szybko jak tylko to możliwe.

63
Wszyscy mieszkańcy osady i przybyli goście przyszli pożegnać pierwszego i

prawdopodobnie ostatniego smoka którego ujrzeli w swoim życiu. Jednak ze strachu i

wielkiego szacunku wszyscy pozostali poza kręgiem, tylko Fingal i kapłanki które niosły

Rudobrodego podeszły bliżej.

- Pozdrowienia Wielka Matko,, jak się czujesz? – pokłonił się Druid z szacunkiem

- jestem słaba i nie mamy za dużo czasu – opowiedziała kiara i spojrzała na Rudobrodego –

jak tam się czuje mój rycerz pomiędzy żywymi?

- Kiara – westchnął wojownik – więc żyjesz, stęskniłem się za tobą, byłem już za bramą gdy

twój głos mnie zatrzymał i jakaś siła kazała mi wracać.

- jeszcze masz czas na tamtą drogę, jeszcze trochę tego zycia przed tobą, gdy przyjdzie czas

na pewno cię zawołam, a teraz leż i odpoczywaj.

Smoczyca leżała spokojnie gdy druidzi montowali na jej grzbiecie rodzaj małej platformy na

której położyli Rudobrodego. Fingal objął szyję Kiary i przytulił się, - wiesz jak bardzo cię

kocham, będę zawsze tęsknił – pomyślał

- wiem, ale nie martw się, zawsze będę z tobą odpowiedziała smoczyca. Druid trochę się

cofnął i smoczyca się podniosła. – trzymaj się rycerzu, wracamy – powiedziała, rozpędziła

się, parę razy dobiła się od ziemi i wzbiła się na swoich wielkich skrzydłach. Na ziemi

pozostało kilka kolorowych łusek.

63
Zakończenie

Samotnia jak nigdy, była pełna. Ludzie, elfy, krasnale i wiele, wiele innych stworzeń

spotkało się w tym miejscu. Wszyscy się cieszyli ze zwycięstwa nad Przeciwnością Losu, lecz

w sercu każdego z nich pozostawała odrobina smutku za śmierć Rudobrodego.

- Słuchajcie przyjaciele, nie smućcie się, przecież on nie chciałby żebyśmy się smucili. Udało

nam się zrobić to razem, Razem pokonaliśmy Przeciwność Losu i jej wysłanników, a lekko

nie było. Sami musicie przyznać że ten skarb co dzięki niej zdobyliśmy jest dużo cenniejszy

od największych klejnotów świata. Nasza przyjaźń. Od niej tylko cenniejsza jest miłość –

powiedział Krist – wznieśmy rogi w górę i wypijmy za jego pamięć – to powiedziawszy

podniósł swój róg z winem, potem odlawszy troszeczkę na ziemię wypił do dna. Wszyscy

poszli w jego ślady.

Nagle drzwi się otwarły z wielkim trzaskiem i do Samotni wbiegł jeden z Elfów.

- Kiara wraca – krzyknął i wybiegł na zewnątrz. Wszyscy wybiegli za nim.

Kiara delikatnie, tak delikatnie jak tylko mogła wylądowała niedaleko Chaty. Wszyscy z

wielką radością ja przywitali i zobaczyli platformę. Znająca się Na Ziołach jak zwykle stała z

boku i przyglądała się całemu widowisku, ona już wiedziała.

Rudobrody żyje – ta wieść lotem błyskawicy obiegła gospodarstwo i pobliskie lasy.

Przyjaciele delikatnie odwinęli go ze skór w które zawinęli go druidzi, przenieśli rycerza do

samotni i położyli go na niedźwiedzich skórach, w kominku znowu wesoło huczał płomień.

Allerbmu cała noc czuwała przy Rudobrodym, kiedy nad ranem jego oddech stał się równy,

otworzył oczy.

63
- Żyję czy umarłem?? Umarłem i żyję na nowo – pomyślał.

- Liberty, jesteś? – zawołał słabym głosem, z sąsiedniej komnaty przyszła Znająca się Na

Ziołach przywołana jego głosem.

- Cicho,, leż spokojnie jeszcze nie wydobrzałeś – powiedziała spokojnie – napij się

zaparzyłam ci ziółek. Odpoczywaj.

- uważajcie na niego, jest bardzo słaby – powiedziała Smoczyca i odeszła na bok trochę

odpocząć. Tak była zmęczona i osłabiona że nawet nie usłyszała jak Znająca się Na ziołach

podeszła do niej.

- a jak ty się czujesz? wszystko w porządku? - zapytała cicho. Kiara otworzyła oczy

- ja?- zapytała – gdybym Ci powiedziała że dobrze to bym skłamała ale tak już musi być,

Zycie za życie, krew za krew – Kiara spojrzała w niebo jakby na coś czekała – mój czas z

wami w tej postaci dobiegł końca, pożegnaj wszystkich ode mnie - rozpostarła skrzydła i

wzbiła się w powietrze. Z jej ciała odpadły kolorowe łuski.

- nie martwcie się wrócę - powiedziała osłabionym głosem i znikła gdzieś wysoko na niebie

gdzie do dnia dzisiejszego można ją znaleźć pomiędzy Małą a Wielką Niedźwiedzicą a

kolorowe łuski co odpadły świecą bardzo jasno na nocnym niebie.

Rozpoczęło się przepiękne lato, takiego jakiego jeszcze nigdy nie było. Ziemia zaczęła

oddychać i żyć nowym życiem. Puszcza, która otaczała samotnię aż tętniła życiem.

Szczęście, które zapanowało na ziemi pod skrzydłami Kiary ogarniało pomału wszystkie jej

zakątki. Słonce przywróciło swój normalny bieg. Po nocy nastawał dzień, po burzy spokój,

63
Rudobrody doszedł do pełni sił pod czujnym okiem Znającej się na Ziołach, Kiara czerpała

siły z ich Miłości. Życie mijało spokojnym tempem, czas postępował naprzód. Podczas

swoich wypraw Rudobrody odkrył wyspę nikomu nie znaną, tak kolorową i piękną, że

postanowi tam wybudować swój dom,, nowy dom. Samotnię pozostawił Elfce. Lata mijały,

Liberty i Rudobrody czasami spotykali się i na skrzydłach Kiary, szczęśliwi, spędzali czas

razem ze skrzatami. Skrzaty wyrosły opuściły bezpieczne zakątki zamku zakładając własne

rodziny, Kirst znalazł piękną Elfkę, która obdarzyła go córką, której nadali imię Kiara A

Liberty i Rudobrody?? Żyją gdzieś na Pięknej Kolorowej wyspie Szczęścia, tylko nikt nie wie

gdzie. Może Avalon? Kto wie?

63

You might also like