You are on page 1of 38

Grayna Tomczyk

Demony i Anioy
II wydanie mojej ksiki pod tytuem Ach, my! Piknie szaleni, teraz pod
zmienionym tytuem: Demony i Anioy, miniatury proz..

Ksik powicam dugoletniej koleance Janinie Orych, a take mojej Mamie,


a take siostrze Aldonie, tudzie memu krytycznemu Siostrzecowi oraz
wszystkim tym, ktrych kochaam.

motto:

Wyprowadziabym si z siebie

i zamieszkaa na uboczu,

w jakim ktku, jeszcze nie wiem,

gdzie niedaleko twoich oczu

( fragment piosenki Elbiety Adamiak ).


POCIECHA

Powiedzia do mnie kto pocieszajco: Czym si przejmujesz, dla


gupiego gupia, dla mdrego mdra. Pociecho ty moja naiwna, gdyby to
byo takie proste, jest jeszcze destruktywna wyniszczajca autodyskryminacja
a to jest walka o przeycie, o utrzymanie si na powierzchni. Topiam si
dugo, walczyam, szukaam obrony, pomocy, ale dusiy mnie ksikowe
demony, czyli intelektualne uczty psychiatrw: Bilikiewicz, Kpiski, Dbrowski,
popsuam sobie oczy od cigego ich czytania i - nie wiem niczego, bo jeden
medyk przeczy drugiemu, znawcy dusz pomieszali mi w gowie. Dziwna ta ich
pewno siebie. Ech, wiedza Suszy mnie, na pociech kupi sobie
szampana, jeszcze mnie na to sta, jeszcze wtroba wytrzymuje.

M I N I A T U R A Z 1976 ROKU

Naprochowana, maska polekowa na twarzy, snuj swoje chemiczne


myli, ale nie mog utrzyma dugopisu, wic nie mog pisa Nie wiem, w
imi jakiej normy medycy dusz szprycuj mnie zastrzykami, c uczyniam, co
powiedziaam, czy oni i ten wiat s normalni? Wojny, przemoc, morderstwa,
spryt silnych a wegetacja za sabych przewraliwionych, ktrzy nie majc na
chleb, ani moliwoci godnego ycia, wariuj od zabijajcego stresu. TAK
PSYCHIATRZY POMOG, ZOBACZYSZ, A CI SI ODECHCE Y! Myl do
siebie wystraszona: moe lepiej nie pisz tu tego zdania, ono kontrowersyjne,
tak bardzo si boj, e moe prorocze

O PSYC H IATRAC H

Zapewne s odpowiedzialni za te swoje psychiatryczne klasyfikacje i


pniejsze losy swych pacjentw, ale zdaj si tkwi w cakowitej tego
niewiadomoci, cakowitej i dokumentnej, zaczarowani patologi, och jak
zaczarowani! Maj z tego chleb pacjentom zostawiajc askawie najwyej
okruszki ze swych efektownych byskotliwych uczt intelektualnych. C, mona
i tak. Pacjenci, pacjentki wegetujemy na rentach godowych okruszkw, my -
istoty nisze
NA KRAWDZI

W psychiatrii same paradoksy, brak spjnego pojciowego jzyka, istna


wiea Babel, nawet oczytany laik amator to widzi. Metody leczenia
kontrowersyjne, albo entuzjastyczne, jak dla kogo, na pewno nie dla pacjentw
wykluczonych z decydowania o sobie. Gdzie w tym rozwj czowieka ?
Naznaczeni negatywnie, uwikani, miotamy si balansujc na krawdzi ycia,
chorzy. Chorzy ? Nazwanie kogo ufoludkiem i szukanie genu ufoludka
przezabawne si wydaje. Podobno si szuka genu schizofrenii, to powana
sprawa

WSPCZENI BOGOWIE

Psychiatrzy nie posiadaj poczucia humoru, najprawdopodobniej nie


miej si na kabaretach, nie potrafi, nie przystoi. Najchtniej pozamykaliby
wszystkich baznw do psychiatrykw, o tak, normalny czowiek dla nich nie
istnieje, wszdzie tropi tylko patologi takie ich skrzywienie zawodowe.
Ojciec do syna: synu, wyucz si na psychiatr, a posidziesz doywotni patent
na swoj normalno i wadz nad ludmi o jakiej nawet ci si nie nio !
Drcz mnie, znowu nie mog wybudzi si po pernazynie, psychiatrzy
bogami tragifarsy mojego ycia !

M O D L I T W A D O W. S A L E Z E G O

wity Franciszku Salezy, patronie od chorb nerwowych, wstaw si,


prosz, wypro ask zdrowia dla duszy zbkanej i hipotetycznie chorej. To
si nie uda, wiem, zasypany nasz patron probami, zmczony on i
przepracowany, bezustannie klepie pacierze, by sprosta oczekiwaniom. Mwi
do niego: O wity Franciszku Salezy, ktry wicej ode mnie moesz u
swojego Boga, popro Go najprociej, wasnymi sowami, o dar mdroci w
chorobie, o twrcze przeycie tego, co ze, i przekucie tego w dobro o
nienaruszalno sakrum duchowego ycia, ktre mamy w gbi naszego ja
wszyscy. O wity Franciszku Salezy, patronie od chorb nerwowych, usysz
intencj moj, ktr do ciebie l !
DUSZY CIERPIENIE

Znam wulgarne ujcia schizofrenii. Zwulgaryzowane cierpienia ducha


bkaj si skrajem nocy, gupie one powiadaj No tak Mylenie nie ma
ceny, ma j blichtr, byskotka i materialna potga. A mdro to samodzielna
samotnia przedwitu, to twrcza niemoc w sile ju innej, innego wymiaru, sile
znanej niewielu, sile duchowej. Jej wspczucie nie zabija, nie ponia.

H YD E PAR K

Ogaszam wszem i wobec: wynale wreszcie na gryp skuteczny i


dostpny lek, bo umieraj ludzie bezsensownie i gupio przez zaraalskich. Dla
kadego dostatek powszedniego chleba. A dla nas szalonych, co dla nas ? Dla
nas normalnego ycia domagam si, ale czy takie w ogle istnieje ? Niech si
psychiatrzy wreszcie dogadaj, co to ta obowizujca norma i niech
niepotrzebnie nie mno schizofrenikw, bo wielu si zabija z powodu tej
wykluczajcej diagnozy. Niech zapanuje pokj i mio. Za grnolotne to wiem,
to utopia, ale przecie od czego trzeba zacz: da bezdomnym ko i
straw, przywrci czowieczestwo odtrconym, bo ycie nieprzewidywalne,
nikt nie wie, co go czeka. / ( wyjanienie: HYDE PARK to park w Londynie,
miejsce ordownikw swobodnych idei. ).

DOM POD NIEBEM

Kosmopolitycznie bytuj sobie. W kadym miejscu na wiecie mam dom


pod niebem na ulicy kloszardw, ja, obywatelka caego wiata, myl dzie
cay obserwujc ludzi siedzc w ulubionym miejscu: JACK S pub w Galerii
Handlowej, taka moja yciowa rola: by widzem, by nikim nigdzie i dla
nikogo uprawiajc hobbystyczne pisarstwo. W Belgii by mnie zabili psychiatrzy
w akcie eutanazji na gupiej, podobno tam to dopuszczalne. Tu mam luzy, bo
ju coraz rzadziej mnie zamykaj w domu wariatw, przyzna si do depresji
to niebezpieczne, by chcieli uszczliwi wedle siebie i zniewoli, wic krzywi
twarz do umiechu grymasem zadowolenia z gupiego ycia, ycia, ktre
jeszcze mam dane askawie, zreszt, ludzie to obojtna masa, ktra nie myli,
tylko ocenia i gardzi, dobrze mi najbardziej w anonimowym tumie ludzkiej
trzody. Siedz, patrz, z pustk w sercu scz pomaraczowy soczek,
zamykam oczy ze znuenia, krc w palcach dugopis, przychodz wiersze.
Jestem pisark niszow. Jest czerwiec 2016 rok.

ANOMALIA

Kiedy w marcu po ostrej zimie zazielenia si gazka kasztana, wybryk


natury taki, dziwuj si ludzie, tak byo, podnosz gowy do gry
niedowierzajc temu co widz, niech nie robi sensacji i poczeka do wiosny,
c on wyprawia moi ludzie ! Gotowy zakwitn w zimie, to to cud nad cudy.
Podali do telewizji. Teraz to ju wszyscy wiedz, co si w marcu zdarzyo.
Zaburzony orzek psychiatra, ktry te oglda telewizj i swoje medyczne
zdanie ma i rzeteln ocen spraw powanych. To patologia natury,
niewtpliwa i niepodwaalna rzek dobitnie, po czym wyczy telewizor. Rety,
im wicej psychiatrw, to tym wicej zaburzonych kasztanw, lecz kasztan o
psychiatrach nic nie wie, tak z tej radoci ycia po prostu zazielenio mu si
w czubie !

O DEPRESJI

Smutek dopada czasem bez powodu, kulimy si zwinici na ku dzie


cay z twarz pod kocem, lecimy bez pamici w d spadajc czarnym
ptakiem z oberwanymi skrzydami pord krzykliwie kolorowych papug wiata.
Brak si by tumaczy dookoa jak le to znosimy. Kiedy jednak z ka si
zwlekamy, po tabletk, ktra dawi, bo nikt nie rozumie, e nie chcemy, e nie
moemy ju duej y !

DEPRESJA

Jak uspokoi ten uporczywy kierunek myli, ktry lgnie do ziemi, wtuli
pragnie ciao w spokj i chd gleby Uciekaj, uciekaj, zapie ci za nogi
powj, oplcze stopy czepliwy perz, padniesz na twarz w zielono, w
zielono woni, zapachnie robaczywie i mdlco, powierzchnia ziemi niesie mnie
umar ze miertelnego strachu Czy to ju koniec ? C prostszego od
mierci, c pewniejszego od mierci ?, jej zwiastunem choroby i uciekajcy za
nami czas, jego oddech za naszymi plecami, dotyka nas delikatnie jego zimna
kocista rka i popycha w ten d Depresja zatruwa mi ycie, nie ustpuje,
zadrcza

WIZJA DEPRESYJNA

Drzewa na swj sposb yj, z pierwocin tego, co na pocztku, z


jednego ziarenka, ktre z czasem staje si szumicym drzewem, bo byo nim
ju w zalku. Osadzone mocno w podatnej ziemi szponiast rk korzeni
cign w siebie soki z cia, yj dugo na ludzkim kompocie, czuj potrzebn
wod, pij krew, a wycigajc si w gr ku socu rozrastaj si w pniu
gazie swe rozpocierajc rozlegle, gazie gste z serduszkami listkw. Jake
smutna topola sokora cmentarna. Chodz w zadumie pord drzew, drzew
wyobrani i wspomnie, opowiadaj nam histori ludzi, na wietrze, wiatrem,
nikt nie sucha. Pamitam na zawsze serduszka listkw topl stamtd zwanych
sokorami, i mow drzew ich, mow, ktra jest muzyk wiatru niepojt

NIE O TO CHODZI

Rozwarte magiczne oczy kota, pacz dziecka, pikno zwyczajnych spraw:


widokw, wydarze, mam pene kieszenie szczcia nieprzydatnego, i wany
list, ktry nie ma ju adnego znaczenia, napisany w durnej modoci; czyje
nieznane niechtne szydercze spojrzenie, c, niczego do koca nie da si
zrozumie i moe nawet nie o to chodzi, ludzie potrafi nienawidzi bez
adnego powodu. Koysz w sobie myli jak dzieci, ktre nigdy si nie
urodziy, kocham zbdnie, zaciekle i bezsensownie; na balkonie stoj w
majowym socu, wiat przepywa poprzez moje ramiona, marz modymi
marzeniami, a jest, jak jest, c zrobi, y to wiele, y i piewa koysanki
wewntrznie mojemu pustemu sercu, tak musi by, tak musi zosta, pacz
dzieci, ktre nigdy si nie urodziy przenigdy nie ustanie we mnie, cieszy mnie
ich dzwoneczek miechu, nie s chore, s tylko nieistniejce poza wyobrani,
wyrosy mi i poszy swoj drog, yj w moim pragnieniu, tylko w nim. To nie
jest dziwne. Nie mam kota, zarczam.

NAP I SAN E NA P R O M I LAC H

Moje ty kochanie, mj pies si bawi, jak dziecko yje czasem


teraniejszym, przepywajc chwil, ciekawe czy ma jakie wspomnienia, jest
mody, ma tu dom i nie zna innego ycia, wabi si: Beni, albo Benek lub
Benito. To trzyletni york, zocisto czarna jego sier, mdre migdaowe oczy
ma, licznoci, rozumie wszystko, tylko nie mwi. Bior go na coraz dalsze
spacery poznajc zauki Radomia, Beni ma za mao ruchu, cakiem jak ja, no
cakiem jak i ja. Co jeszcze napisa o moim wyjtkowym psie Benku ?,
ostatnio troch choruje, psy jak ludzie miewaj swoje choroby, swoj histori i
swoje przeycia, no i podobno upodabniaj si do swoich wacicielek, patrz
na Benka, wysuwa jzyk, mapuje mnie skubany, nie przeyj tego, perskiego
oka by nie zrozumia, nie jest gupi, takiego udaje, jak mniemam, zyty ze sw
pani. Idziemy miastem Radom zygzakiem kluczc uliczkami, ja prowadz
Benka, a moe Benek mnie, niewane. I temat si skoczy.

PACZ DO LUSTRA

Kim bd za lat dziesi ? T, ktr byam i jestem. Moe jeszcze nie


zabije mnie czas, moe jeszcze nie obezwadni miertelna choroba, wystarczy
mi ta jedna nie szczdzca blu odmiennoci, bo jej stygma na czole jak
szydercza gwiazda. Wiele dni i lat wyczekiwaam szczcia, nie przyszo. A
teraz to ju za pno na marzenia, chc tylko spokoju. Burzy si jeszcze
krew, je wosy, pacz do lustra malujc sobie usta byle jak, widz w
lustrze klauna maomiasteczkowego cyrku, to ja. Z czego tu si mia ?
Niewiele trzeba, by klaskali na bis. Jestem zmczon star kobiet dziecin.
W swoim rodzaju jedyn. / Jest 2010 rok.
R O Z R Y W KA D LA KA D E G O

Tu najgorliwiej wyczekuj klauna, gotowi do oklaskw, odpreni czekaj


na bis, niecierpliwi si. Panowie, panie, repertuar skoczony ! Zawiedzeni
powoli rozchodz si zdziwieni, e nie byo tresowanych papug. Bo pochowali
je cyrkowcy i cyrkwki, bo za duo mwiy te ptaki, takie mdre, a byy to
sowa prawdy. One teraz na zapleczu gadaj z zaprzyjanionym klaunem, e
gupie to ich ycie papuzie, ycie wci na cyrkowej arenie, w niewoli trenera
wci. Klaun marzy, by malowa, nie tylko swoj twarz, a papugi to
najchtniej do Afryki wrciliby, do swoich. A to dopiero byby cyrk ! Bo za
starzy na zmian ycia, przywykli. Tylko w oczach czasem maj taki dziwny
smutek pod rzsami

KOLOKWIALNIE

Nie ma zmiuj, trzeba y, trzeba i dalej dokdkolwiek droga


poprowadzi, fantasmagoria czy fatamorgana spenienia objawieniem u kresu,
pragn sawy biernie udzc si, e gdzie jest, e musi by mdry czytelnik
w nierozumnej powierzchownej szarej masie wymdonej przecitnej
spoecznoci w statystycznej ludzkiej trzodzie bez indywidualnoci, miej si,
miej si, miejemy si nie chc cyrku ycia, zabiera mi godno. Id
niespiesznie poprzez swj czas w wyimaginowany blask sawy nie solo,
prowadzi mnie pod rk naiwna nadzieja, nadzieja umiera ostatnia, plotkuj o
tym wszystkie moje wiersze potocznie, metaforycznie. Rezydualne schi na
tych papierach przypomina stale mode lata caego upodlenia.

ANIOY

Klosza jasny owal u sufitu, kula wiata rozprasza mrok, rozcieram lepk
sadz nocy, ona powieki skleja, na prno, na prno ! Pisz, co widz:
czarne anioy wyobrani od ciany do ciany, ciasno im dla skrzyde, ale
fruwaj. Dniami lataj biae, nocami czarne. Bo tak robi anioy wyobrani
wszystkie. Rozmawiam z nimi, z czarnymi i biaymi pospou, nie ma zgody z
negatywem, przekonany, e zna mnie lepiej ni ten pierzasty biaas, myli, e
nie bez powodu. Nie widziaam nigdy szarego anioa. Bo podwiadomo si
broni, wybucha snami, psenne godziny poranne, przepastne gbie nocy,
nage zrywy czarnoskrzyde na oczach, nieledwie czucie powiewu pir
anielskich, ach te natrtne trzepoty, przestacie ju mwi przestacie ju
prosz przestacie ju krzycz. Tak bardzo ju chce mi si spa, dobranoc !

POWIASTKA

Ten Anio Str mj si zdystansowa wobec mnie wyranie, na Boga,


przesta si do mnie przyznawa ! Odbiega na dugo gdzie w bok lub znika
niewierny na cae dnie i noce wasajc si Bg wie gdzie. Swymi ciekami
chodzi zaniedbujc sub, skarg na niego do wyszej instancji zo, moe
nawet udao by si zamieni Anioa Stra na innego sumienniejszego, ale
czy to moliwe ? Ostatnio jednak noc ca siedzia obok w fotelu dubic w
nosie i niecierpliwie ze mn czekajc poranka, by znikn o brzasku. Taki to
Anio, Bg z nim. Stojc nad przepaci ycia czuam raz, jak swoje rozpina
skrzyda anielskie nade mn. Jednak wrci, przypomnia sobie zadanie, wczu
si w rol, dobry, dobry duch. Ale odwracajc si sposzyam go niechccy,
zmiesza si nieco, poczerwienia na anielskiej twarzy, zafalowa skrzydami
anielskimi niezdarnie, zamachn si, polecia. I tyle go widzieli. Mj osobisty
Anio Str. Czasami podskrnie czuj stojc nad przepaci ycia, e jest
blisko, e czuwa, patrzc w niebo wypatruj, niecierpliwi si, czekam,
otwieram mu drzwi i okna, cho przecie on, anielskim swym zwyczajem,
przenika nawet ciany. Ale tego Anioa to moe nie dotyczy. Bo dziwny to
Anio, nie z tego wiata. Jak wszystko co si wie tylko z wyobrani !

WYOBRANIA

Resztki niegu na trawie niby martwe bociany, ktre nie odleciay do


ciepych krajw, nienaturalnie wykrcone skrzyda, dugie ich szyje, a dalej w
nieg niby miot szczenit biaych, i ju tylko zielona trawa, ktra przetrwaa
anomali pogody, czyli atak zimy w padzierniku, anomalia, po ktrej zostao
troch niegu udajcego widziada. Do jutra pewnie bdzie po nim, bo zza
chmur chwilami jeszcze grzejce soce, cho pochmurno i szaro. Zwyczajnie
w ten niezwyczajny dzie, dzie zaiste magiczny koczcy na dobre jesie,
cho moe wrci babie lato i zwyka kolej rzeczy bez pogodowych zawirowa.
Ale c mona wiedzie na pewno ? Bociany ze niegu zamieniy si w
bocianie pisklta, po chwili zniky, ziemia wchona wilgo niegu. Namiastka
zimy uchylonym oknem, by mrz ostatniej nocy, cho niewielki, ogarnia
ramieniem chd, na plecy ciepy sweter i jeszcze jedno spojrzenie w niebo,
ach bociany chmur przewalajce, chmara ich, chmara, one, ale przecie
wiosna jeszcze daleko, przecie one tam, przecie tam gdzie lato nigdy nie
ustaje, przecie, przecie

NASZE PIKNE SZALESTWO

Typy umysowoci takie rne, ale powinowactwo w szalestwie wsplne:


Nerwal, Stachura, Krzyszto. Katherine Mansfield o wraliwoci jakiej jeszcze
na wiecie nie byo. Moje noce bezsenne, notes i dugopis pod poduszk.
Destrukcja depresji Sylvii Plath. Choroba Virginii Woolf ( jak piknie wizjonersko
pisaa ! ), Marie Balter i jej Dziecko niczyje ksika autobiograficzna dla
poszukujcych nadziei uwizionych na psychiatrii. ona Rafaa Wojaczka jako
pacjentka psychiatryka, jest jej ksika o tym. Wiersze Barbary Rosiek, ktre
kocham. Twrcze dziwactwa Witkacego. Poetka Alda Merini, Woszka, lat wiele
internowana w domu wariatw, bya podobno nominowana do Nobla, ale moe
to zoliwa plotka. Ach, my szaleni ! Wulgaryzmy maych ludzi, pospolitych
ciasnych gw na temat nasz zawsze byy, nie zami nas. Trzoda ludzka,
gawied modlca si co niedziela arliwie mwic: Dzikuj Ci, Panie Boe,
e nie jestem jako inni ludzie, albo jak ten celnik To znamienne i
charakterystyczne. Warto zdawa sobie z tego spraw i wiedzie to, by
niepotrzebnie nie zadrcza si, bo po co, czym ?

TAKA N I E D Z I E LA

O ma smutna, zimna ju, szklanko herbaty ! Nie ogrzeje serca ani doni,
ju ostyga, ju oziba, ju lodowata u ust. A bya tak niedawno nadziej
ciepa i tego, co si wielokrotnie powtarza: rytuaem dnia. O ma herbato
zielona z jaminem, bez braterstwa z cukiernic, obowizkowo gorzka, tak jak
pocztek tej wrzeniowej niedzieli, gdy zimno, gdy pusto i gdy smutek smdzi
po ktach. Ganiaj si po pustych pokojach szczebiotki, czyli me myli,
witeczne dzisiaj, niedzielne, zamiarujce kierowa si ku niebu. A niebo to
jak herbata na stole zimne. Wszystko zimne, cho przebstwione
natchnieniem uroczystym i wzniosym jak modlitwa, ktra jest patrzeniem
niewidzialnym. Czemu, ach czemu nie dane jest ujrze tego, co poza tym, co
widziane naocznie, ujrze fatamorgan Stwrcy wszelkiej piknoci. Na
pustyni niedzielnych postanowie cikie wielbdy godzin w drodze do wody
ycia Nastawi na gaz czajnik z gwizdkiem, piasek pijanych chwil
niedospanych w oczach, w oczach, przecie jeszcze niezasane ko i sen
nie cakiem odeszy uchylonym oknem, oknem, ktrym do rodka rzeko i
czar, i czar, wyobrania zapala gwiazdy na wyczyszczonym czajniku
przeganiam domnieman schizofreni, cierk j jak natrtn much, a kysz !
Tu dzi zakrluje rado z niczego !

NIENORMALNA

Wizja hipotetycznego czytelnika tej miniatury niejasna i ryzykowna. Oto


szlafrok wiszcy na drzwiach mego pokoju w Wierzbicy, biay frotowy szlafrok.
Nie mam nic do szlafrokw, ale ten przywouje wspomnienie domu wariatw,
wic to nie zwyczajny szlafrok, to szlafrok, ktry by ze mn TAM.
Wystraszysz czytelnikw, zmiee temat sycz do siebie ostrzegawczo, z
niesmakiem. O nie, kontynuuj. Ale jak adekwatnie wyrazic nierealno tamtej
szpitalnej sytuacji, mocno mnie uderzajcej psychicznie, zbyt silnie uderzajcej,
by w ni uwierzy mona byo od razu, ktra z czasem spowszedniaa i ktr
w kocu, jak swego kota, oswoiam. Opisz to. Nie, nie, po co to dry, po
co rwa tego strupa, pod ktrym krew czerwona i ropiejca stale zgorzel
niewyjanionej przeszoci, o masochistyczny mechanizmie, po stokro nie !
Radosny miech dzieci za oknem, jeszcze beztroski, nie znajcy bolesnego
ycia, o moda naiwnoci, o urocza, pisz, szyderstwa oklaskw spadajcych
lici jesiennych, tak, nienormalna pogoda jak na t por roku, dzie icie
lipcowy pewnego wrzeniowego wtorku, ycie uciekajce w udrce pamici,
imaginacje umysu Napisz wiersz o wolnoci poprosia Basia Rosiek, a
moe mi si to przynio ? Wiersz o wolnoci. Nie potrafi Basiu, nie potrafi.

O TEJ W LUSTRZE

Opieraa si upywowi czasu, nie przyjmowaa do wiadomoci jego


spustoszenia, ktre wci narastao. Dbaa o siebie, to widzieli, moe
komentowali ?, niewane. Kady przecie jest pod obstrzaem spojrze ludzkich
za progiem domu, sztywnieje, przybiera poz, te przybieraa poz
odpowiedni, cho nigdy czua to nie do adekwatn, no bo jaka przystaje
do psychicznej ?, nie wiadomo. Niewane. Lubia spacery, ale mao wychodzia,
baa si. Nadal si boi. Ze strachem myli o jutrze, ale robi swoje: zapisuje
zeszyty drobnym maczkiem. To ja.

PRZEDE MN DROGA

Znowu zabolao ycie, czuj swj odcisk wraliwoci na stopie, a musz


chodzi, mylaam, e to takie proste. Bol te kolana. Od nieustajcej
pokory ? Od nadwagi, mam za duo chleba najwidoczniej, inni maj go mniej
lub wicej czego tu zazdroci ? Wiem jedno: w czci nie ustan wobec tego,
co wysze od pospolitoci, nie wyrzekn si prawdy i pikna, i pikna, nie
dam odebra sobie nadziei. Przede mn droga, coraz bliej kresu, zapatrzyam
si w soce Podobno w mier wchodzi si jak w tunel wiata, ale
jeszcze id ziemsk wdrwk, wci id i id, w niedopasowanych butach
moliwoci, a moe niemoliwoci.

NAS Z E R E LAC J E

Nasze wszystkie przyjanie: spotykamy si jako nieznajomi, i nagle


spostrzegamy, e i rozstajemy si jako nieznajomi. Rodzina: domownicy w
rodzinie tylko obijaj si o siebie, nie rzadko wywalaj emocje, a przecie w
sumie nie chodzi o ostro relacji, lecz o ich gbi. Bardzo trudno o gboki
kontakt duchowy, nie rzadko nie ma go nawet pord najbliszych, ludzie jak
samotne wyspy. Mj pies wtulony w zaamek koca patrzy uwanie i zdaje si,
jakby rozumia wszystko, tylko nie mwi. Ludzie mwi bez ustanku niczego
nie rozumiejc. Zmczenie ludmi prowadzi mnie pomidzy ziele parku,
udrczenie duchow samotnoci chowa mnie pod daszek lici, opieram
zesztywniae plecy o parkow aweczk zadomowiona z woni ziemi, ziemi,
ktra w kocu zagarnia nas wszystkich i rozwizuje wszystkie nasze bolesne
sprawy, a domniemany Bg nie ma z tym wszystkim nic wsplnego, jest tylko
potrzeb naszej wyobrani i naszych lkw, zaiste niczym wicej. Wszystko
trwa w czasie.
GUPIE TO WSZYSTKO

Wszystko nazbyt zwyczajne na niezwyky tekst, wyobrania zawodzi


zwyke okno, nudna noc nad ranem bezsenna najczciej, cho notes pod
poduszk niczego odkrywczego nie napisz. Potrzaskane ycie, sponiewierane
marzenia, spoeczne wykluczenie, modo, co tak szybko mina, nie zostao
nic rozcieram w palcach proch spopielonego tekstu w popielnicy z petem.
Gupie to wszystko. Chyba sobie doo schowanego piorunujcego
psychotropka, walnie w czub, poczuj to w gowie.

STYGMA

Chc anioami widzie nas, nas: pacjentki, pacjentw, bez wad, bez
saboci, nawet bez niewygodnych czemu naszych zalet to warunki
akceptowania nas. Jestem zmczona anielskoci, dusz w sobie emocje i
rozdranienia i nie mam do tego prawa, jak zreszt do wszystkiego. Znowu
mnie zamkn ? To prawdopodobne. Jestem stamszona, jestem ju bardzo
zmczona anielskoci, a chciaabym by normalnym czowiekiem ! To
wykluczone ! Rety, niech mi wreszcie kto odklei te anielskie skrzyda, na
ziemi, tu, w tym wiecie nieprzydatne mi przecie do niczego Nie
wytrzymam !

S E N I O R W PAR K U

Wszystko spowszedniao, prosz pani, dramaty si wypaliy, przyszy


nowe pokolenia. W wiecie duo nowego: w kulturze, technologiach, refleksji,
myli. My wci jeszcze ciekawi, ale ju stateczni, z dystansem i humorem,
eby jeszcze to zdrwko Tyle si z nami walio, tyle przy nas budowao,
reformy i systemy, wszystko ju byo, wszystko si powtarza, niewiele ju
potrzebujemy: soneczka, dobrego sowa i eby nas wnuki kochay Wanie
mnie woaj, do widzenia pani, a nerwami prosz si nie przejmowa,
wszyscy artyci s pomyleni, jeli to dla pani jaka pociecha, pewnie nie ?
ROGALE KSIYCA

Przecitnie tu dzisiaj, jak zawsze, przecitne zabiegi wszystkich wok,


chleb na myli a nie bezcielesny bkit. Rogale ksiyca nie do ugryzienia, dla
kogo, dla kogo, wiec nieuytecznie one podobno nam wszystkim poetom
sowa domniemanie chorym. Niebo ponad gow niepospolite dla nas nigdy,
niebo ponad gow. Tyle si dzieje pord gwiazd, Gwiazda Pnocna ostro
skrzy, wemy od niej blasku troch, on otwiera wiaty zakryte, wiaty dla
wyobrani, dla pira, architekta, poety, pisarza, wieowce i mosty, obrazy i
ksiki. Wszystko to dla wybranych, wszystko to dla drcych w gb za
zason pozornie szarego nieba, wzloty Ikara to, choby to, ale wzloty ponad
to co z robaka ziemnego nisko, choby bez nadziei Trud daremny ?, moe
jednak przebijajcy si rozwj poprzez najwiksze trudnoci, tego nam nie
odjto, choby wszystko zawiodo, nawet niechby pylio prochu pyem, pyem
cierk cieram kurz z regau, tyle tego ! Miotek po ksikach i laptopie,
miotek po zaszklonych pkach, duszno tu, grnolotnie, dusz si ! Wyskocz
parterowym oknem niczym Lecho tu tylko na jaow traw, tu w mym
miasteczku, przez okno w d z rozpaczy niemonoci ! ( Jest 2010 rok w
Wierzbicy ).

REFLEKSYJNIE

Temat myli ley obok mnie: stary mi wspomnie wypikniay w


marzeniu o szczliwej chwili uniesienia, ktra zawsze jest niedosytem, nie
tym czego si spodziewamy, wiem. Modo to mgnienie, pniej ju co
innego, wali si wiat, ktry sobie wtedy ukadamy, z zaskoczenia dopada
nieprzewidywalne, niepowstrzymany cig zdarze kolejki ycia, ktra wypada z
torw. Nie wszystkich to dotyczy od razu. Spopielae marzenia, ktrych ani si
wyzby do koca, mami tak samo zawsze i nawet sigaj poza kres. W
kocu zawodzi to, co podstaw: uyteczno i czas, by ugodzi najboleniej i
znieczuli. Nabiera si wprawy, rutyny. Tylko nigdy nie nauczymy si mierci,
bo to zdarza si tylko raz. Zaprzeczamy jej codzienn krztanin, a to co
najwaniejsze nas przerasta, wartoci wydaj si bardzo wzgldne, nigdy nie
widzimy tego z szerszej perspektywy. Nie wszystkich to dotyczy od razu.
Potrzeba czasem rozamu u podstaw, wstrzsu, choroby, wanie choroby, by
zobaczy to wszystko jasno. Ale nadal pozostajemy bezradni. Jak si przemc,
jak przekroczy siebie

KADY TO WIE
Jak pozosta sob ? Autentyzm jest podejrzany, podlega medycznej
klasyfikacji, zdaniem psychiatrw wymaga nawet farmakologii. Gdzie w tym
rozwj czowieka ? Za niezaleno, szukanie prawdy w pozornym, inne
spojrzenie paci si drogo. Kady to wie. I jak ognia boi si, panicznie boi
si wyama unifikujc si z tym, co powszechne, pospolite i statystyczne.
Wyrnia si to niebezpieczne. Albinosa wrbla zadziobuj szare wrble,
zadziobuj rann kur wszystkie zdrowe kury. Natura jest bezlitosna, jeszcze
w nas nieuczowieczona.

C Y N I C Z N I E, P R Z E L O T E M

Przelotem to wszystko si dzieje, w biegu, w przelocie pierwsza kawa


na pocztek dnia, w przelocie pierwsza mio, ktra bywa okazuje si
ostatni, chocia nie, czasami jedn z wielu, ktrych si pniej nie pamita,
bo wanie w przelocie byy. Przelotem pojawiaj si dzieci, cigle ten pd ku
yciu, w przelocie to wszystko, w pdzie do kolejnego dnia, do kolejnych dni,
ktrych spostrzegamy zastraszajco ubywa. Nie potrafimy si zatrzyma,
pomyle. Nie przyjmujemy do wiadomoci zoonoci rzeczy przypisujc im
naiwno, nie dopuszczamy do siebie twrczego niepokoju zadowalajc si
tym co namacalnie wymierne, by w kocu poczu w palcach proch. Ale to nie
od razu, to przychodzi najpniej ogldamy si wstecz zawsze zawiedzeni,
zdruzgotani, wic co istotnie wane byo, a co nigdy nie przyszo nam do
gowy ? ycie dane jedno. Ale to nie wszystko. Coraz bardziej zostajemy w
tyle, goni za nami przelotem prniejsi. Potem co zmienia si w nas
samych, nadgryza nas czas: jedna choroba, druga, trzecia. Czasem dopadaj
wczenie, najczciej u kresu. A moe jest tak, jak w ksice Pawa Cienina,
cytat ze strony 5: Niepokj wewntrzny, konflikty wewntrzne,
nieprzystosowania, smutki i rozdarcia wszystko, co obnia nasze miejsce w
ocenie powszechnej i normach powszechnych buduje nasze przechodzenie do
wiata wyszych wartoci. Trzeba czasem cikiego ycia dla rozszerzenia i
pogbienia wiadomoci. Ale nawet to trudne ycie ponad miar, wic prawie
kade, nie jest gwarancj zdolnoci do takich refleksji. Najczciej
permanentnie tkwimy w wtpliwociach.

IMAGINACJA
Introwertywny tu kciku, nad ktrym kopua cian, nocny norku, ty moim
alter ego jeste o zatartych konturach realnoci, z zaoenia wspobecny,
podzielajcy moje widzenie wiata, jedyny wiadku tylu chybionych tekstw
mych, wiele ich, wiele ich Imaginacja to, wiem, twoje kroki po domu,
biegn skrajem psnu w ktrym lec ptaki i trzepocz dobre anioy,
zagszczone znaczenia zwielokrotnie obrazw tych nicych si, gdy ty,
niepomny na niepokj mj rozsadzajcy ciany mego pokoju przychodzisz
zaraz napisz kolejny, chyba dobry mikry tekst, wiele ich, ach wiele ich

JEST SUPER

Wydobyam si z tej nocy jakby ze smolistej mazi, ale jeszcze noc


mnie wsysa w siebie i cignie w gb resztkami snw, ktre zaraz zapomn.
Nie wiem, czy jutro to si znowu uda bez garci prochw, bo niepostrzeenie
staam si lekomank i nie wiem jak wykaraska si z tego, bo szkodz
sobie. Dzi super, jestem jeszcze ywa. Patrz w lustro pprzytomnie, widz
stare liczko dziewczynki, jej nadczuo dziecka w potwartych ustach
nieustannego zdziwienia i sokoli ostry wzrok staruchy po pitej dekadzie ycia,
to ja, moe wreszcie dorosn okoo dekady szstej przestajc sobie szkodzi,
moe dorosn, moe nie zabije mnie wiat, moe nie zechc sama tego
uci. Jest super, jestem jeszcze ywa, cho wtpliwie.

O NIEPOKOJU NIELEDWIE TWRCZYM

Niepokj biegnie obrzeem dnia, zakole jego w krzywinie horyzontu,


jake rozlegy widoku podnoszcy i strcajcy soce poza ciemn lini w dali
horyzontaln rozdzielajc dzie od nocy, niebo od ziemi, od ziemi
nieruchomych stworw lku wanie. Jey si trawa ze strachu z podziemnego
korzennego napicia, woaj do siebie ptaki, daleko przewalaj pojazdy z
hukiem po byle jakiej drodze, a to wszystko w jasnym blasku dnia, to
wszystko w ustaym powolnym poniedziaku, z godziny na godzin, do
zmierzchu. I noc niech nie trwoy serca, nie sucha, czerni i czerni krajobraz
gucho powtarzajc haasy odbite od tarczy ksiyca, by wrci i uderzy,
uderzy si tabletki ttnic echem zabitych snw. Jak koda lec przesza
noc przecigajc poranek do pory poudniowej, kiedy to otworzyy si oczy na
sytuacj opanowanej bezsennoci potrzebujcej pilnie tabletki, od ktrej lepsze
po stokro szalestwo, po stokro ! Ach znw uchyli drzwi wyobrani, puci
j przodem, niechaj biegnie podszyta niepokojem, biegniemy razem do utraty
tchu nad kolejn kartk, nad kolejnym zeszytem Wrzuc go do szuflady.

T E N N A S T R J TU, T E R A Z

Zegar mj nie ustaje, jeszcze nie, bo czas nie dotyka przecie nigdy
rzeczy ju przesdzonych z gry, ukryte skojarzenia przechytrzy chc sowo,
rozmy znaczenia, wic nie powiem wiele A muzyka wibruje ze starych
magnetofonowych kaset, ile ju tak gra godzin ?, dni ? Wycignita le na
kanapie. Klamka ma chodu wiele, ale ciepa jest wpotwarta szuflada, z
zakamarkw sypie stare fotografie i zamazane pismem kartki, wo starego
papieru rozsiewa. Wszystko jest poezja Stachura. Szept mj do urojonego
przyjaciela: wyni ci dzisiaj, hej ty, zakluczonego kiedy jak ja bez skargi,
moim alter ego jeste. Cigy ruch. To przelot umarego czasu, ktry zawsze
pdzi za szybko, zbyt szybko, stanowczo za szybko nie przewidujc kraksy,
niczego. Czemu, ach czemu pilnuj mnie teraz tak skutecznie chaotyczne
niewerbalne nitki uczu pozornie nike wizy. Lecz nie powiem wiele
Ksiyce zaglday oknem. Rzziy dawniej i teraz moje wewntrzne sowotoki,
pijane monologi z ktrymi lulaa mnie noc. Skrzy si ostro wiato gwiazd
pomocne, twarz Ksiyca straszliwie niespokojna, to wszystko ju byo i bdzie
nie pimy, papierowe ycie nas wszystkich domniemanie chorych poetw
sowa rozsawi !

NA BOCZNYM TORZE YCIA

Nuda wyczerpuje jak wytona praca, nie spodziewam si ju odmiany


losu, za dugo na to czekaam, chowam w sercu naiwno dziecka i powag
wieku redniego, nic mnie ju nie zadziwi, to wykluczone. Na bocznym torze
ycia mogam rozmyla do woli, okaleczona szukaam wytumaczenia, goj
swe niezablinione rany, wiem, e czasu nie mam ju wiele, przyjdzie
wyzwolenie. Bezmiar cia i czasu przede mn i za mn. Czuj dotyk absolutu.
Boli, e na bocznym torze ycia. Moe wszystko w yciu jest po co ?
JU WIEDZ

Jako to bdzie wariuj, zaczynam mwi do siebie, tego si chyba


spodziewali, tego oczekiwali, to wedle nich byo nieuniknione od pocztku jak
rozwijajcy si niewtpliwy proces, chorobowy, a moe kafkowski, to w yciu
na jedno wychodzi, w kadym razie nie jest domniemanie dobrze, ostrzegali,
to przewidywali, wic moe tego wanie chcieli ? Jak i gdzie std wyj ?
Stygma nienormalnej pjdzie za mn. Tak mnie zrobili. No to znowu te
cztery ciany, jaka muzyczka, inni maj powane yciowe plany, yciowe cele
i wartoci, ale nie ja, nie ja, znowu zleci pusty dzie, niech co gra, bo boj
si ciszy, tak bardzo boj si ciszy, panicznie boj si ciszy, nikt nie wie, jak
bardzo si boj. Ale moe jako to bdzie. Dzi mylaam o samobjstwie
Edwarda Stachury.

M I N IAT U RA B E Z TYTU U

Z rana, tu, ponad rozlegym polem smuy si jak rwana wata biay
opar mgy, ale rozproszy si szybko odsaniajc lady kuropatw pord
wysokich badyli traw w bieli niegu. Ta zima gra, to widz oknem suchajc
Vivaldiego ze starego magnetofonu. Zima. Vivaldi za mocno to czu, chc
skupienia i ciszy, odwracam si wic od zaokiennej zimy i ciszam Vivaldiego.
Zima przyspiesza, pcha si ju marzec, a jeli marzec to wytskniona wiosna
ju bardzo blisko. Zdrowia i wiosny cudnej ycz kademu najbardziej. Duo
pi. Dobrze wiem, e trac cenny czas na bezowocne sny, ktrych nie
pamitam nigdy dokadnie i nigdy do koca. ni miasta, ktrych nigdy nie
widziaam, krte uliczki, mury domw, liczne drzwi i przechodzenie przez
ciany, klucze, szczkajce pki kluczy, dugie korytarze psychiatrykw, na ich
kocu dziwne kolczaste okna do niczego niepodobne, a dalej pacjenci na
biaych kach, wok nich wszdzie rozsypane psychotropy, ktre chorzy
wpychaj sobie do ust jak cukierki. Cho natam uwag, nie potrafi tej
sytuacji zrozumie, uciekam z krzykiem w jakie rozsuwane drzwi, z krzykiem,
ktry zaklinowa mi si na poziomie krtani, lec w pustk A co dalej ? Dalej
sen si urywa. Chyba tylko nigdy nie nia mi si muzyka. Vivaldi jest
przynajmniej dzi realny, niech jeszcze pogra troch, przejmujco i wizjonersko,
zanim wyjd z domu powczy si po miecie Radom. To miasto nie ze
snu ? Moe z takiego, ktrego nie pamitam
MOTYWACJA

Dzie szemrzcym wodospadem, lecimy z nim w jak spienion


przepa prdk wod minut i godzin. Wodospad czasu prycha i mruczy
mruczalsko jak najprawdziwszy kot, koniecznie czarny. Tul misia, skubany, nie
w gowie mu czuoci, ju ze trzy razy spada mi na dywanik przy ku, nic
mu, tylko zmierzwia si i potargaa misiowi kpka siwych wosw na czubku.
Pniej mu j przeczesz. Wtulam si w niebiesko szary koc wzorzysty, nie
chc dzi widzie ludzi. C mog mi da. Wszyscy dzi bliscy, jutro dalecy.
Tak jest ze wszystkimi. Mj niemwicy mi jest tego samego zdania. Latami
skrycie na przykad marz o psie. Dlaczego wszyscy zawsze uszczliwia
chc wedle siebie nie liczc si z obdarowanym ? Ucieszyby mnie obszerny
zeszyt, jaki dobrze piszcy dugopis albo czarne klipsy, ktre lubi. Nikt tego
nie wie, bo nikt nie zapyta kupujc mi na 52 urodziny praktyczny el pod
prysznic i tani szampon do wosw. Jak kady autysta lubi swoj samotno
i tylko swoje towarzystwo pord ksiek, cho czasem wczam telefon i
wydzwaniam po ludziach, by odnowi kontakty i zaniedbane przyjanie
wskrzesi by stwierdzi z rozczarowaniem, e do niczego nie s mi
potrzebni. Potrzebuj si nagada, ach jak potrzebuj, trudz jzyki. Czy znaj
i ceni wag sw, sw sens tych wypowiadanych gbiej, czy maj zdolno
refleksji ? To mam tylko w kilku bliskich mi ksikach, one ze mn jak
najblisi mi ludzie, ksikowa rodzina taka, jak ta prawdziwa obok.
Czytelnictwo podobno upada, prawie nikt nie czyta ksiek. Co w tym jest.
Ale skd maj takie dane ? Ach, ksiki. Cay ten papierowy wiat myli, w
nich zawarty, w pustych bibliotekach. Ale moe cho jeden czytelnik zna
ksiki Marcela Prousta, moe cho jeden na tysic, moe jeden na dwa
tysice. Jeden na milion najbardziej prawdopodobne. Piszemy my amatorzy i
profesjonalici choby dla jednego, jedynego czytelnika, ktry bliski nam typem
umysowoci i przez to zdolny odczu i zrozumie nasz zapisany wiat. I ta
wiara, e taki czytelnik istnieje, motywuje do pisania. / Wierzbica, 2009 rok.

DO SKLEPU PO CHLEB

Udrczajca ta ich nadreaktywno, widz mnie, oni pgosem pomidzy


sob: idzie ta chora, o chora idzie. Udaj, em gucha, e ze suchem co mi
si porobio. Wierzbica. Wyszam z domu, by kupi chleb, a dzieci tutejsze
niekiedy za mn woaj: chora ! To nie boli. A moe woali: Kora ! Kora !
Zreszt, to na jedno wychodzi, tak wabi si pies ssiadw, tak jakby kontrol
przerzucali i na mnie. Jestem przewraliwiona, wykluczona, wok mnie pustka
spoeczna. Przemykam uliczkami lkliwie skulona i zaszczuta, musz jednak
co je, dlatego wychodz, dlatego.

TRZODA LUDZKA

Wok wszyscy normalni, nikt nigdy nie kwestionowa tego dokadnie,


zronici z rzeczywistoci podstawowych potrzeb ycia, nikt tu niczego nie
czyta, to nie daje chleba. Ksiki to dla nich ozdoba regau w domu, czasami
zajrz do gazety z programem telewizyjnym. Zwyke dni, kto umar, kto si
urodzi, ciepe kapcie, fotel, stereotypia i schematyzm w myleniu, za ciasne
gowy by rozumie wicej, no bo po co, to nawet niebezpieczne, czuj si
zagroeni tym, co nietypowe i inne ni oni sami. Mog y tylko we
wsplnocie tego co mae i pospolite. Ich si statystyka nieomal wszyscy s
im podobni.

SZARE KOMRKI

yjemy w rzeczywistoci, ktr sami stwarzamy nazywajc rzeczy


wyrazami, tworzc pojcia, jzyk czyli mow. Nie wszystkim to co widzimy, nie
wszystkim to, co o tym mylimy, caego obszaru wiatw jeszcze nie
oznaczylimy i nie poznalimy. Kt wie, jakie rzeczywistoci odsoniyby si
przed nami, gdybymy my ludzie posiadali o wiele bardziej skomplikowane
mzgi, bardziej rozwinite szare komrki. Zdaj sobie spraw z wielu rzeczy,
ktre ludziom pospolitym statystycznym nie przychodz za czsto do gowy
mylcym przede wszystkim o powszednim chlebie. Jak mylimy, jak i gdzie
to wszystko si odbywa w szarych komrkach, w tym obszarze wiedzy ludzie
poruszaj si po omacku, pomimo osigni i odkry w tej dziedzinie nadal
rozumuj fragmentarycznie i w sposb niepeny. Nawet oczytany amator laik to
wie. Wymylaj medycy dusz terminologie zaburze mzgu, jego domniemane
choroby, wyodrbniajc jakby ma czstk z caoci tego fascynujcego
problemu i tylko j biorc pod lup uwagi, tylko to. Nie wiadomo wiele, moe
prawie nic. Wiele uczonych ciasnych gw, ktrych nie brakuje, przekonanych
jest, e wiadomo ju wszystko. Nie. yjemy w rzeczywistoci poj, ktr sami
stwarzamy, i ten proces si stale rozwija i komplikuje. Nasze szalone szare
komrki. Logiczna jest tylko matematyka, a nie rzadko nielogiczna, bdzca i
niepewna, i w cigym rozwoju natura ludzka naszych szarych komrek. Znane
jest sokratyczne powiedzenie: Wiem, e nic nie wiem. Ta pokora Sokratesa
przydaa by si bufonom wyksztaconym ponad swoj miar. / Ach niesamowita
przyszoci co przyniesiesz ?, jak odmienisz wiat ? Nie unicestwij go, rety.

JESTEM MIECIEM

Byam mieciem, jestem mieciem, uksztatoway mnie okolicznoci,


ukierunkowali mi los ludzie, ktrych spotykaam na drodze swego ycia,
krzywdzili mnie ci dobrzy, a psychopaci z jakich powodw mnie oszczdzali,
ot, taki paradoks mej historii. A dzi tul misia, nie wyrosam jeszcze z
tego, a lat mam 53. Mj mi ma kpk siwych na gowie wosw, moe
zamieni go na innego, by si lepiej kojarzy ?, lepiej nie, bo jestem staa w
uczuciach. Mi ma wiele zalet, jest powiernikiem mojej trudnej samotnoci,
moich chorb i bezsennych nocy. Wydaje mi si, e zawsze go wolaam od
psa. A teraz Noc kadzie kir na szyby okien, nie smu si misiu, nie to
jeszcze najgorsze, to dopiero przed nami, coraz trudniej y. wiato i czer, i
cie, a kolory dawno zapomniane, kolory, co s jak rado z niczego. Nie
smu si, prosz, pij ju, no pij

UCIECZKA

Przewalaj niebem ciemne baranki chmur, czas tego lipca nacignity


jak struna gra jedno wspomnienie jak natrtna pozytywka, nakrcony
mechanizm znuenia zamknitej i dokonanej przeszoci, schodami w d
wybiegam z domu pospiesznie, sprawdzam pocztow skrzynk na ppitrze,
same rachunki i ani jednego listu, rozkadam szybko parasol ( niezdecydowany
ten deszcz czy pada, czy nie ), parasol skadam, id miastem koyszc w
sobie al, e a tyle trzeba zapomnie i nie rozpamitywa spraw i rzeczy
bez znaczenia. Tylko pami pojemna atakuje znienacka i nka gow, id,
przegarniam wilgotne wosy, id bez celu, nagy rzsisty deszcz przygania
mnie do domu, prawie pacz wchodzc na trzecie pitro Tak koczy si
kada ucieczka od pustego ycia. / Radom, 2016 rok.
M I N IAT U RA CYTAT W NA W E S O O

(humor z gazet i ksiek)

Dowcipy o wariatach, opowiadane przez nich, maj niepokojco trzewe


pointy ( St. Jerzy Lec ).

U PSYCHIATRY ( przychodzi baba do lekarza ): - Panie doktorze, dosownie nie


mog ju wytrzyma, wszystko kojarzy mi si z seksem !; - A brom braa ju
pani ?; - Nie, jeszcze em se dzisiaj nie brombraa !

ni mi si Freud. Co to znaczy ? ( St. Jerzy Lec ).

Nie zadawaj si z idiotami, jeli nie jeste psychiatr. S za gupi, by paci


niefachowcom za towarzystwo. ( St. Jerzy Lec ).

Jedynie ludzie o zdrowych zmysach wariuj. ( St. Jerzy Lec ).

Gdy nie ma si z czego mia, rodz si satyrycy. ( St. Jerzy Lec ).

SYNDROM FRANZA KAFKI

Znowu pada. To jedyne wydarzenie kilku ostatnich dni. Tak lubi, ach
jak lubi przeczyste jesienne powietrze przesiane kropelkami deszczu,
przesycone oywczym tlenem, jesienne powietrze cierpkie jak pigwa. Czy lubi
co jeszcze ? O tak, mog wyzna: lalki, ksiki, swoje intro, czyli sw
introwertywn samotno, a take swe nieliczne zawone luzackie przyjanie,
ktre tak zmienne i nietrwae, i jako ten piach przesiewany w palcach w
dziecinnej niegdy piaskownicy, sypki piach, ma on teraz ksztat przyduszanego
sypicego si czasu klepsydry, ziarenko piachu za ziarenkiem wskim
przesmykiem. Gra piachu, morze wody. To nie to samo, to podobne.
Skamieliny, szybki nurt, czyste, wybijajce z ziemi imaginacyjne rda pene
pluskajcych ryb, ktre chciayby mwi. To przecie niemoliwe. To
absurdalne: na chwil jestem pstrgiem, ktry co powie. Nie musi. Nawet nie
wie, czy tego chce niewtpliwie. Polubi wieczne milczenie. To nie ma
znaczenia, dla nikogo. To wszystko si kiedy musi zmieni u kresu czasw,
jak wieczny obrt rzeczy, nagle domniemany Stwrca odwrci klepsydr i
wszystko si zacznie od pocztku. Ale nigdy ju nie bdzie takie samo.
Przeczucia jak tchnienie wiecznoci. Nie mwi nic, przeistoczona i apica
powietrze jak wod, ach daremnie, to nie mj ywio. Dusz si. Dusz si
ju tak dugo. Umieranie ryb to agonia bezgona i taka cicha, e syszalna
tylko wspczujcym uchem Stwrcy wszelakich dziwolgw, takich jak na
przykad niekomunikatywne ryby. Nie one jedne. Nie mwi szare kamienie ani
wszelakie delikatne kwiaty, a moe mowa ich to inny wymiar rzeczy, mowa,
ktr kiedy poznamy i zrozumiemy ( wieczny bl milczenia ). Stworzyciel tego
wiata by moe wie, co robi, czarujc niewyartykuowanym kolorem, wymow
barw dla oczu i bezlikiem ksztatw ycia, form nieskoczenie nieskoczonych.
Przez moment byam pstrgiem, czuam jak pstrg to taka bajka wyobrani,
kafkowski syndrom przemiany, taki wanie, bo lubi wod To znamienne.
( Pada nie przestaje, otwieram szeroko okno wycigajc przed siebie obie
rce ).

BAJ KA D LA D Z I E C I

Tyle lat, ach tyle lat byam lepym kretem w swojej jamce skrytym, a
pewnego dnia przejrza kret na oczy, cud to czy co, niewane. Czy ycie teraz
jego bezpieczniejsze w polu ? Wyszed kret ze skrytki i patrza zdumiony: stoi
krl, krlowa, niepodobni do kretw, bo on nie by z tej gry, nie rozumia
wiata. Przejrza. Tak obdarowany chodzi tu i tam, a byo to pole szachowe.
Co to za figura ? pytano, po cichu szeptano: - Co si tutaj dzieje ? A kret w
swym sposobem wydry w polu nor, w ktr powpaday wszystkie
szachowe figury, no i nierozstrzygnita gra, tak si porobio. I tak wanie
bywa da kretowi oczy to wywrci wszystko do gry nogami, namiesza
niemao, wiadomo, jak to dziw natury. On nie by z tej gry.

O T Y M, C O N I E U N I K N I O N E

Dzie za dniem ucieka, jeszcze nie skoczya si ta nudna niedziela, a


ju pcha si poniedziaek. I tak tyle przeszo lat, zaskoczy wiek redni, sta
si moe teraz wszystko, udar, zawa, rak jaki, boj si blu i
niepowstrzymanego krzyku, ktry mnie odczowieczy, i agonii, w ktrej kady
zostaje sam. To nieprawda, e leki mog wszystko, to wiara naiwna i
odsuwajca niepokj, nie tylko o siebie, moja matka sabnie, ma 73 lata, boj
si nieuniknionego. Cae morze czasu i przestrzeni pozostanie po nas,
miniemy, i bdzie tak, jak gdyby nie stao si nic. wiat pjdzie swoj drog.
MOJA OBSESJO

Siedz w parku. Poykowany li pokrzywy broni si, parzy igiekami


blu, jestem metaforyczn wypitrzon pokrzyw mojej poetyckiej prozy,
wypitrzon ponad poziom pospolitej trawy, nie wonn len konwali, nie
czu stokrotk, nawet nie anemonem, nie r ktrej czas wnet przemin.
Wykosz traw a z ni wesp wszystkie pokrewne mi pokrzywy w dookolnym
ogrodzie ycia, do przecitnoci przytn, uschnie pokos jeden, drugi, mam
tylko siano w gowie rozpamitujc bolenie niepotrzebne tematy gupawk
czarnej melancholii. Nic nie wrci adnej wiosny, majowa pokrzywa jest zioem,
anemiczne ciao si umacnia, nakarmi was sob jak wierszem, ktry nie ma
siy przebicia jak adniejsza niepoywna stokrotka, jak fijoek dowcipny Moja
obsesjo niepotrzebnoci

ZIELONO MI

Jest 2011 rok w Wierzbicy. Patrz w okno. Choina w mojej pustce


rozrasta si rozoycie, mog oknem rk musn jej wonne zielone igieki,
ona czstk lasu moich myli, widz j codziennie a do niewidzenia, do
samego koca lasu. A co poza nim ?, co dalej ? Drugi las. Bo to wiat
nieskoczony. Lubi swe zielone lene polany refleksji, jak kady introwertyk,
ale najbardziej lubi nieprzenikniony lasek myli, jego namiastk i czstk
choina ta w maomiasteczkowej spoecznej pustce, tu nie ma tlenu. Ale na
przekr wszystkiemu zielono mi. Bo myli me maj kolor zielony, kolor nadziei,
to najpikniejszy ze wszystkich kolorw. Tak siebie stale przekonuj mj
umyle, moe niedaremnie to czyni, musz tak, bo niewiara pchnie mnie w
przepa niebieskoci lub osun si w nico. Jestem sprzecznoci.

AUTYSTYCZNE MINY DO LUSTRA

Niezawinione umiechy do lustra, faszywe, bo to twarz w prawdzie


wyrazu niedokoczonej, nie lubimy swego odbicia w lustrze, parodiuje nas i
przedrzenia, w lustrze widz twarz starej kobiety, jak liczko dzieciny, one
jednym i tym samym, wyrzebieni przez czas, przez czas, ktry pracuje bez
wytchnienia. Umiech dziecka naiwny, a w ustach kobiety skryta gorycz, ona
w swej samotni maluje sobie oczy i usta, kadzie na twarz krem. Klaun.
Przymykam jedno oko. Bo to twarz w prawdzie wyrazu niedokoczonej.

W DZIE KOBIET

Biae re pachn najmocniej, mdlco i dziwnie, ale nie przycigaj


uwagi, zawiedzione i dumne sro kolce bolenie i zadziornie, cakiem teraz
niedostpne z tej niewiary w siebie. Czerwone maj lepsze wzicie.
Nieskazitelna biel tamtych w rosie, w czerwieni kwiatu deszcz pluszcze.
cigaj si z czasem, bo re widn niewiarygodnie szybko, ach tak szybko
widn re i biae i czerwone, a kolibry z ich snw umieraj ju o poranku.
Ech smutku. Pozwl niech spywa po tobie czas i nie miej mu tego za ze.
Czyme byaby konieczno wiecznego ycia ciaa ? Wysil ciemn
wyobrani Kobiety starzej si jak re. Przychodzi sen mierci. Zatem
zaiste, czym to wszystko byo ? Przelotn form ycia, niczym wicej, zaiste,
niczym..

FOKA I WIELORYB

Od stp do gw w lustrze obejrzaam si po kpieli. No nie, warunkw


modelki to ja nie mam. Ale kto ma, mao takich. Mj platoniczny kochanek
mwi na mnie foka, grozi, e przerobi mnie na tran. Ju ubieram si
pospiesznie, bo moe on zaraz zadzwoni. Konstatuj nie mam czasu, by
poszuka sobie lepszego wieloryba. Tak bardzo do siebie nie pasujemy i w
tym wanie cay urok tkwi. Jeli nie zadzwoni, przerobi go na tran, za
tanioch go sprzedamy, by mie kas na telefony. Foka i Wieloryb.

S PALO N E Z E S ZYTY

(miniatura nostalgiczna)
Mylenie sowami, ktre ukadaj si same gotowe w gowie caoci
tekstu do zapisania, nazywanie mylami rzeczywistoci i imaginacji
kolokwialnym jzykiem maksymalnego uproszczenia, najprostsz syntez
analitycznych kontekstw zbyt rozbudowanych na pocztku w chaotycznej
najpierw magmie wewntrznego wgldu w podniesiony temat, ktry chodzi po
gowie domagajc si uzewntrznienia na pimie koniecznie. Zeszyty, ktre to
mieciy w poodze umary nie do odtworzenia, umara z nimi czstka mnie:
miniatury proz, wspomnienia, opowiadania, wiersze, rysunki. le si stao, ju
nie cofn czasu i tej jednej chwili ( Cofnita do rodka musz znale sowa
na ten wiat, ktry znam tylko ja, jak dotd te usiowania zawiody, jedna
chwila szalestwa, ale zaczn od pocztku, ale zaczn jeszcze raz bd go
dry, bo w nim rzeczy niesychane. ).

M I N IAT U RA O W S ZYST K I M

Ciszo tego popoudnia, niebieski smutku ponad drzewami, wolno


posuwaj si biae chmurki, wolno, wolniutko, czas ustay, czas nierychliwy,
taki tu, a taki tam, we mnie tu, i ten poza mn, bez rozdwojenia, ta
dwujednia wiatw, ten na zewntrz i ten w rodku, majtku przeczule,
kopalnio zotych myli, deprecho kliniczna Patrz na ciche strzeliste topole,
na ich trzepotliwe donie lici w nadgarstkach amane jakby nieustajcym
ruchem, za subtelne dla tej pogody dla bogaczy Na dzi dekalog taki
poskleja si jako, wreszcie si pozbiera, pisa nie pomimo, nie bawi si
sowami, w pisaniu niech bdzie uczciwo w skojarzeniach, prawda przeyta
puszczona przodem, roztrci nieistotne, na boki oporne demony odsun, a
uwzgldni to, co treci dnia tego i tamtego Gorzka rola singlowania, to si
nie zmieni, przecie i tak w pojedynk dochodzimy do spraw ostatecznych,
sami z siebie wiemy jak to si toczyo historia nawarstwie
niepowstrzymanych zdarze jak upust krwi. To jeszcze potrwa. / Przesza
niespokojna noc. / Przy oknie. O ma nudo jesieni zaludnij prosz moje stae
miejsce przy oknie, znuyy mnie ju jesienne twe szarugi, twe odlege haasy
onego tu miasteczka, nagle wydany gos ptaka do wtru drugiemu i cisza. O
parapet wespr dwie rce pod gow, a myli co jak mga smu si,
rozpraszaj i kr Spokoju uadzony, drtwoto poranka. Kul si na ku
ta melancholia upita sobot, na dnie osad mulisty rzeki tej przelatujcych
chwil, w niej muszle kamice morzem, imaginacyjna woda zaryta w piach
daremnoci, niespoyty miniony tygodniu szczerych postanowie, bysku idcy
przez fale i wiry, spojrzenia poprzez wod czasu ryby i kamienie, i muszla
poezji podniesiona z dna wierzca morzu. Pijawko nawracajcych wspomnie,
po co to, przecie wane to, co naprzeciw po horyzont kadego nudnego
dnia, po horyzont, ktrego nie wida jak urojonego morza. Tsknota za
socem, hymn do soca: pomaraczo soca o wschodzie, boku
zamierzchych czasw wci obecny, sawi twe nieustajce ciepo, wielbi twe
boskie wiato zwyciajce mrok. Pomaraczo soca o wschodzie czemu,
ach czemu tak du si noce sierpniowe ze ska czarnego nieba
nieustpliw i tward z kamieniami gwiazd. Nie chc wiata ksiyca, on
sypie piachem, nie pali, zapoyczony jego blask i nieprawdziwy. Przyjd soce
o poranku, rozpal niebo czerwieni, bawochwalczo sawi cud wiata z
ciemnoci Magio sw, wiaro pogaska, przebstwiony zachwytem wiecie,
niewysowiony jeszcze dosy, a ogldany codziennie oknem mego pokoju.
Talizmany znacze, zaklcia, magio sw kredowe koo zakrel, by nie sigay
tutaj siy niechciane, amuletem swym odczy zo; wiaro pierwotna, magiczna,
ochro to, co najdrosze mistyk kadego nudnego dnia, cud ycia i uczucie
co nie przeminie nigdy do pikna niezniszczalnego i do Najbliszych.

M I N IAT U RA C HYB I O NA

Lodowce bkitne w zbkitniaej pustce, nikt tu nie woa. To przestrze


nocy mej polarna, niewybudzona jeszcze. Ach te prochy i prochy, tabletki,
kapsuki, draetki, odurzaj wiatami, ktre by miay realne. Oczami duszy
patrz w wewntrzne przestrzenie wyczekujc odkrywcy tego zimnego,
dziwnego ldu i wyzwodziciela, odkrywcy i wyzwodziciela. Nim znajd mnie tu,
bd martwa ju i na nic moje domniemane echa niesyszalnych krzykw i
bezdwicznych sw skargi u warg, tu, w arktycznej autystycznej nie-
wyobrani, na nic, ach na nic ju. Jaka czasochonna ta nuda, zabraa mi
kolejny dzie, uoona pasko na ku z podkulonymi kolanami czuam
uciekajce sekundy, a z nimi moje ycie. Czy ja yj na bocznym torze
swego ycia ? Gdybym splota palce rk wygldaabym na martw, trumiennie
i powanie, rozemia si ptak humoru, mam takiego w gowie. Ale wol
zaokienne wrble, bo neutralne w emocjach i prawdziwsze od fikcji, ktre
sobie dzi wymylam jak dobranocki, bo potrzebuj zabawy z siebie, po
prostu. Czy ja yj ?

NIE POWINNY
Na parapecie w pokoju mym wty kwiat, mj ulubiony, w biaej banalnej
donicy obok pysznego rozrosego baobabu ( tak go nazw tu ). Subtelne
uczucia ywi do kwiatw, ktre yj, cho nie powinny, wbrew wszystkiemu,
a moe na przekr, wycigaj gwki do wiata, by si pawi, pawi w
cieple, by y. Nie powinny. Nagiabym tor soca ku oknu takiemu i
rozsunabym ponure chmury gotowe urga, urga yciu, ktre zbiera siy,
ktre si w sobie umacnia i boli. Przysic mog, e kwiat mwi, jzykiem
ktrego nie ma, ktry wymyl moe, ktry odkryj, a ktry zna, kto pisze, kto
pisze, gdy pi i kwiaty i ludzie. / Chc napisa o ry. Ro pewnych
waciwoci na oznaczenie suysz, symbolu wiecznie ywy jak wieo
dziewczyny. Ra czasami widnie, caa w rosie niekiedy, bywa w pkach
wielu, niepowtarzalny zapach jej, specjalna w ksztacie, te niepowtarzalnym,
znanym w przyrodzie i powielanym w odmianach rozmaitych. O ry zamarzy
modej ogrodnik kwiatw kady, o przejrzaej plastyk artysta na suchy bukiet
do ikebany swych wspomnie.

O STARYC H K O B I ETAC H

Ju nie maj estetycznych potrzeb, chodz w byle czym, roztye


niepomiernie albo zasuszone jak wiedmy, ich bigoteria nasila si, nkaj ju
choroby, nie sta ich na leki, moe Bg dopomoe. Nikt nie auje starych
kobiet, swoje ju przeyy. Czasem staj si atwym upem sprytnych
wnuczkw, bo babcie maj dobre serca, wysupuj ostatni grosz, bo to
przecie wnuczek, niech ma; a on w barze kupi sobie piwo i mieje si z
dobroci starej. Stare kobiety w oknach gaszczce kota, z psem przybd u
kolan, w poniewierce doywaj swych lat zatopione mylami w przeszoci, w
przeszoci, w ktrej byy kiedy naprawd modymi adnymi dziewcztami.

W KOBIERZYNIE

( szpital, plener malarski )

Oboczek tlenu tu wdycham, jak kryszta jest powietrze, opar idzie od


drzew cierpki, zioowy, leny, korzenny. Poprzez gstwin konarw przedziera
si promyk soca i grzeje nasze rce nad biaymi kartkami, niby szkieka
byskaj nasze skupione oczy. Pord wysokiej trawy krzyuj si wskie
cieki, przemykaj nimi na palcach lipcowe dni tego lata. W tym parku tutaj
wiato przenika si z cieniem, skrawki nieba w gaziach blade, wytarte z
koloru, naprzeciw okna zwieszaj si palczaste licie drzew, w kolczatkach ich
owocw dojrzewaj kasztany, niej kwitn trawy pochylane wiatrem lekkim,
gdzie blisko sycha gwizdanie ptaka. Pynie strumyk chwil za krtki na
opowie.

JESIE YCIA

Opowiem ci swoj histori logik cudownej krainy agodnych wzgrz,


wezbranych rzek ku morzu suncych rwnin zawsze modej zieleni. Cay
wiat miecimy w sobie patrzc, mylc, czujc, wskie cieki naszych drg,
szerokie drogi zamiarw w nadziei przyszych zdarze pod niebem czystym i
piknym. Nie zamie serca przeciwno. Inna. Zginam, zabkaam si w
labiryncie lat unoszc t diagnoz nie bya wyrokiem, lep uliczk nie bya,
tylko form ycia. Nie zrozumiaam tego. Wci nowe przejcia przede mn w
wymiar inny zdobyte w ciszy. Nie ciany istniej naprawd, s tylko adem do
ustalenia, drog do drg do celu wsplnego. By inn jak atwo, jak trudno.
A teraz ju jesie, jesie ycia na wskro. Drzewa nade mn. Te
introwertywne listki drzew zamykaj przede mn sw dusz, oddzielaj si
szybk smutku, nie patrz w moj stron, niedugo opuszcz drzewa, o, ma
zota jesieni, opuszcz, po prostu, po prostu. Jak one to przeyj? Ju nigdy
nie bd sob.

ZAPEWNE - JEST BG

Czas ju historyczny, i to, co teraz. Ten, kto ze wietlanej przyszoci,


ten, ktry po nas, czowiek przyszy, nie zazna niczego nowego - tak
jednakowy jest wiat. Co dziesi lat przychodzi nowa modzie, pyn
pokolenia. Nie dowierzamy oczom, czym si stalimy, bo to szo etapami,
pomau, dzie po dniu. My szpetni pidziesicioletni. Ach maa swko nocy,
ze mn bezsenna, bibelocie o uwanym spojrzeniu, podpowiedz mdro ycia
ktrej nigdy nie mamy, niesie nas fala sprzecznych usiowa i warunkw,
miotani nawanicami, niepewni steru i kursu podamy naprzeciw
niewiadomemu, zamani, pogreni dwigamy si z dna cudem, ktry si
powtarza wielokrotnie. Zapewne - jest Bg ?
K T O T AK M Y L I

Skd wie, e jest wanie prochem ta szara eminencja mzgowych


komrek na ksztat wyuskanego woskiego orzecha, skd to przyszo ? Kt
tak myli ? Wyjd jutro kupi chleb, jak wszyscy. Albo: kto tak myli -
potencjalna apokalipsa tego wiata, ogldamy TV wszyscy, kataklizmy,
ludobjstwa, handel ludmi, czy przyjdzie ostateczna zagada, w jednym bysku
si dokona, si. Moe znowu wrcimy do punktu wyjcia, zanim materia si
podwignie, ktry raz samowiadoma bez celu ? ! Milkn w p zdania,
ukadam w myli plan jutrzejszego dnia, nie jest atrakcyjny. W schematach
yjemy. O, lubimy seriale, one adniejsze od prawdziwego ycia, one bajkami
dla dorosych, kiedy wreszcie z bajek wyroniemy ? ! Tak bardzo potrzebujemy
bajek, niekiedy nawet w nie wierzymy, ale tylko do pewnego wieku, pniej
rzeczywisto odziera nas ze zudze, czasami robi to brutalnie, boli. Mija
czas. Zmieniamy si. Widzimy: dzieci, ktremy znay mae ju dorosy. Czy
serialowo ? Wyrosn z bajek, ycie zaboli, niech to nie bdzie dla nich za
wczenie i za szybko, po co psu to, co uroczo naiwne, ale kiedy prawdziwe
ycie przychodzi i uderza jak terapia szokowa

A C H, W I O S N A J A K I L U Z J A

Wiosna wybucha przepysznym fajerwerkiem barw, co uspokoi drzewa ?,


bez wytchnienia strzelaj licie z lepkich, niecierpliwych pkw, miodne opary
id od narczy zerwanych jaboni kwiatw, w powietrzu gstym od soca
prostuj si gazki jak delikatne mimozy o nerwowej zieleni, jej ywotna sia
ubiera drzewa i krzewy, ugaskaa powiewem traw, w niej skulony podbia
podnosi twarzyczki kwiatw o lepych rolinnych oczach. Czuy i ciepy jest
dotyk soca, pod jego doni niepokj ziemi.

URODA TEJ NIEDZIELI

Na szczytach rzs czekanie na sen, ech poduszko za twarda pod


skro, oszoomem w gowie ta sobota z opuszczonymi roletami, nie ukryje si
przed ksiycem moje smuke ko z coraz modszymi wspomnieniami, ktre
byy yciem, tylko wczeniejszym od tej chwili. Pogubiam srebrne wosy,
zbieram je z pocieli uwanie, w zamyleniu, nagle prostuj plecy, nos do
gry - zaprawd, zaiste, kady wiek ma swoj urod !.... Zasnam w klipsach
z wieczora, w wierzchnim ubraniu, zaskoczy dzie rowawym witem.
Depczc po szlafroku, ktry raptem na pododze, kieruj si do kuchni na
porann zielon herbat z jaminem, gwizdek czajnika oznajmia waciwy czas,
paruje herbata, nagle do szklanki wpada czarny klips. Nie, nie przeszkadza
mi, ostatecznie herbata moe by z klipsem z ucha, co w tym dziwnego,
herbata bywa z cukrem, z owocem maliny, ta bdzie inna, ta bdzie
wyjtkowa jak ja, jeli si zaraz nie zadawi, jeli nie. Machinalnie
sprawdzam, nie ma drugiego do pary, ten w pocieli, strzepuj czarny klips z
zaamka kodry, spada, uderza o parkiet, jeli nie poknie go odkurzacz, bdzie
uratowany ! O, niedzielo, jedna z wielu tej dziwnej modej jesieni, zacznij si
Beethovenem przy niadaniu, niechaj szemrze magicznie jego Sonata
Ksiycowa, niechaj szemrze niewymownie melancholijnie

WCZGA W LETNI DZIE

Spkane usta tego lata, szybkie byski, ten skwar jak gorczka.
Wilgotne kolorowe sukienki k tu, za cian blokowiska w stumionym haasie
miasteczka mego - Wierzbica. Wskie trawy u stp, ranne, ale jednak
bezrose, bezcieniste, bezwiedne. Nie chc kwiatw urwanych, ani kamieni
niczyich, tdy pjd, suncym cieniem, ladami drzew, one stoj na horyzoncie
falujc, samotne, wyniose. Nie dla mnie przyjanie przelotne, omin bliskie
zaczepne topole, odnajd wyimaginowane obrazy z realnych snw umysu
rozproszonych w pamici. ( Wtedy podchodzi do mnie milczc krzywy
skrzywdzony umiech szpitalnych wspomnie ). Nie chc, nie dla mnie w
oknach kraty chc przestrzeni otwartej szerokiej, kwiatw zawsze ywych,
chc woni ki i soca tego lata o spkanych niewysowionych ustach
ukrytego milczenia. / Mino szybko lato, patrz oknem dugo, niebieska kreska
horyzontu ugina si pod ciarem szarego nieba, pistki chmur prostuj palce
bezadne i zmienne jak chmurzaste ameby, dziwnym wiatem w tej godzinie
zatopione drzewa, odrealnione przed zmierzchem wnikaj w sny. Mino
kolejne lato, na niegu wykwitaj wyimaginowane kwiaty wspomnie, ich
domniemane patki po zapachy w mgiek lat. I pami si staje jak
stubarwny przebinieg muskany opuszkiem czasu, wymylonym jakby, bo
przeszym, a jednak namacalne kolory brocz Znw czekam lata, znw, chc
wczgi w letni dzie porankiem, za blokowiskiem miasteczka mego. Ach,
wydoby, wykrzesa bysk pikna, choby z przydronego kamienia, nawet z
niemdrej zy nieuniknionej, z natoku wtedy niepotrzebnych sw, a dalej: ze
zmieniajcych si pr roku, z pogmatwanych dni paskiej codziennoci, a
choby i z domniemanej diagnozy - z pesymizmu serca najtrudniej..
KRUCHE MAKIJAE

Mgnieniem nasze dni, rok w rok inne licie na tym samym drzewie,
obumary i zbutwiay te, co przed nimi byy. Czas dotyka i nas, siwy mrz
bywa w listopadzie ju, a wtedy lustra kau kruche s jak makijae
wszystkich starych dziewczt, ich pustynny puder niczym piasek drani oczy
wichrem czasu bez oaz wytchnienia na wdrwce ycia. za to naga twarz,
nie zaneguje historii swej, tosamo, zniknie krucha jak jeden li, jak
poamany li jeden, zniknie, zwidnie, przeminie, przeminie..

K R TK I T E K S T NA S W J TE MAT

Jestem tematem ktry znam najlepiej. Kto go zna za mnie ? Gupawka:


zawierzyam ograniczonym medykom i - jak oni - kultywowaam z nimi
leczenie, a nie swj rozwj, straciam przez to wiele, wiele lat bezpowrotnie,
a przyszo zrozumienie zoonoci rzeczy, odkryam prof. Kazimierza
Dbrowskiego, by zawsze kontrowersyjny jak ja teraz. Dlaczego dobro ma tylu
wrogw, a zo w wiecie tyle admiracji ma ? Nie mogam nigdy poj tego
paradoksu. A przecie chodzi o to, by Czowiekiem by, nie map. Z ksiek
to wiem mego Profesora. Ale nawet i On mnie zawid. C, niedoskonao
ludzk jest rzecz.

MATKA

Matka na pocztku smej dekady ycia, serce si ciska. Nocami


sycha jej nierwny oddech z ssiedniego pokoju, skd wybiega te cykanie
ciennego wahadowego zegara, ktry to nie perpetuum mobile, wymaga
nakrcania raz na tydzie, by cykanie zegara nie ustao jak serce matki.
Trudno si pisze o matkach bez cynizmu, dla ktrych przez cae ycie
jestemy tylko dziemi, hi hi. Matki nasze. Wiele nam day, ale i wszystko
zabray, bo dar ycia od nich, ale i dar mierci. Cign za sob pokolenia, by
to wszystko toczyo si dalej, ciao z ciaa, duch z ducha w przyszo,
przeskakuj geny. Panta rei, czyli wszystko pynie. Perpetuum mobile nie
istnieje i na tym stoi wiat. Matka pi na bezdechu chwil. Niechaj wyni
sobie to, czego pragnie najbardziej: dzieci swe doskonae i spokj domu, poza
ktrym niechaj ten wiat szaleje, dla niej tylko wane, byle nie tu, byle nie w
domu. /
NOCE

Nie, nie zgin ze mn moje spisywane myli, dr u warg wyrazy,


jeszcze ley cicho mj niebieski dugopis, a wiaty wyobrani hucz w mej
gowie, hucz, niczym rozpierajcy si bez ujcia Jan Sebastian Bach tu,
teraz, pod kopu ciemn nocy nade mn z przynionej, psennej, sakralnej
bodaj melodii sw Ach, jestem przez chwil gwiazd, ktra nie zawieci na
upragnionym niebie gwiazdozbiorw cisz myli, pochyl wiato lampki,
litery cisn si i skacz, jasny kwadrat okna tu w przestworzach pynie
poprzez bezsenne noce. Mj cie na cianie ze mn.

TWAR Z N I E J E D N O LI TA

Przyczepka schizo daje duo wrae, trudno powstrzyma gste


sowotoki sw, ukad nerwowy jak krzak gorejcy, styk z rzeczywistoci to
otwarta rana, boli jak diabli. To niewane. Miotanie si po domu od ciany do
ciany, wtulanie w szorstki koc, umiech do psa, za mocna kawa, wic
drenie rk, wic rozwarte szeroko oczy ca dug noc, mylenie o szalonej
Virginii Voolf dlaczego tak gboko wesza w swj umys ?, to j zabio, ja
dotykam tylko jego powierzchni, i czatuj na zachody soca, patrz
intensywnie: ami dugopis, mam puste rce, a tyle ognia byo w tej pisanej
lustrzanej wodzie, powoli uspokajam si, w skupieniu ledz zmarszczki
swojego odbicia w wodnej ruchomej tafli czasu. Czas mnie unicestwia.

B E Z RATU N K U

Mj ty bycie podniebnie grnolotny nie sigajcy palcami stp Ziemi, co


widzisz std, powiedz. Nie widz nic z gow w chmurach, czasami tylko
przelotne ptaki, a nocami sypkie gwiazdy rkoma obiema przegarniam, jedn z
nich stroj swoje czoo srebrzyst, ktr wyszydzi biay dzie, wiem, czuj.
Szybuj ponad wiatem, niechybnie kiedy spadn moe bezbolenie na
skrzydach marzenia lekkiego jak pirko ptaka, on do cieplejszego lecia kraju,
jeli nie da rady, jeli nie doleci, spadnie kamieniem bez ratunku - bo
marzenia przecie to tylko wydarzenia w naszej wyobrani.
MAM WYJ Z DOMU

Oczy tej maej jak dwa bkity, myli tej maej biae zeszyty tak
piewa w piosence Magda Umer. Przypomina mi to, e pilnie potrzebuj
kolejnego zeszytu dla swych zapiskw, notatek, jakiego kawaka papieru,
kartki, karteluszka, czegokolwiek, na czym dao by si pisa. Wic do sklepu
wyj musz po zeszyt i kart do telefonu, bo jest mi niezbdna. Wiem, e
znowu mnie zobacz i znowu to ich zaniepokoi. Ludzi upaja kontrolowanie
innych. Zawsze wtedy znajdzie si kto nadgorliwy, kto, kto poczuje si
gboko zobowizany, by da zna komu gdzie i interweniowa. Tylko
dlatego, e mnie akurat widzi. Tak mamy my wszyscy po przebyciu domu
wariatw, my zza muru domu wariatw negatywnie naznaczeni przez
bezmylnych psychiatrw co nam robi, do jakiego wracamy ycia i po co ?
Pytania w pustk.

NIKT NIE WIE

Z powodu poczyna psychiatrw od lat boj si wasnego umysu i


utraty zmysw, nikt nie wie, jak czsto trac zaufanie do swych wadz
psychicznych i jestem z tym sama, bardzo sama. Psychiatrzy, wymagaj
tumaczenia si przed nimi ze stanw psychicznych, a ja wanie tego nie
mog im powiedzie, e przez nich wariuj, e przez nich choruj, zrobili ze
mnie kalek, a ja na to pozwoliam !

E C H, W I E C I E T Y

Czym poezja, czym pikno wobec wiedzy o potwornociach wiata tego,


o jego obojtnoci, znieczulicy wobec choroby i opuszczenia, wobec wojny,
wobec poniewierki istot czujcych i sabych ? Wszystkie potwornoci tego
normalnego wiata przepywaj poprzez serca wspczujcych autentycznie
nielicznych - tych wraliwych i wyjtkowo silnych, czsto jednak bezradnych,
ich cudowna twrczo jest wtedy ju tylko kaniem bezsilnoci: Korczak
( zabili go i dzieci, ktre chroni ), Camus, Saint Exupery, Albert Schweitzer,
wielu ich, wielu ich

M I N IAT U RA NATC H N I O NA
Moja matka nigdy nie zakada rkawiczek, nawet w tgie mrozy, bo
mwi, e rce nigdy jej nie marzn. Zawsze ciepe rce matki, ktrej podobno
si potrzebuje przez cae ycie. Matka nieustannie w ruchu, czasem siada w
fotelu, przesuwa paciorki raca, Wierzbica, fotel stoi naprzeciw figury
Madonny z Dziecitkiem, ta na pce tandetnego regau, przeliczna figurka od
ssiadki, ktra przychodzi do matki co jaki czas. Matka jeszcze taka moda,
a ma ju ponad siedemdziesit lat. Gdy miaa wicej si zagniataa ciasto
drodowe, pachniao wtedy w domu pieczonym ciastem drodowym, ktre
zawsze si lekko przypalao i pkao w trakcie pieczenia. Trzeba okno
uchyli, to wywieje. - mwia. / Moje ycie. Moja matka jest niewiadoma tego,
co mi zrobia, i wiem, e w tej niewiadomoci umrze.

PORD NICH

UFO lduje - mwi, gdy pralka przyspiesza nasilajc haas obrotw.


Nie ple, bo gotowi potraktowa to powanie ( tak mwi do siebie w myli ).
Jestem pord nich zielonym ufoludkiem z etykietk schizo - obcy twr z
planety Psyche.

LA LA LA LA LA

Znowu bez celu patrz w okno, pospne myli zawieszam na chmurze,


zabite wszystkie ptaki radoci, nie wskrzesz nadziei, umaro te szczcie,
wspomnienia szarpi serce, burz krew, mam gow z kamienia apatii,
ostronie wycigam si na ku, na przekr nieudanemu yciu nuc sobie
chyba faszujc: la, la, la, za chwil postradam zmysy, jeli nie zawieci
soce, zaklinam soce: przyjd, odmie moje puste dni !, oby melancholia nie
pchna mnie w nico, bo balansuj na krawdzi kolejny raz, nie wiem, ile
jeszcze wytrzymam, la, la, la, nuc sobie koysank Krzysztofa Komedy.

SPOTKANIE Z WYDAWC

Z okazji V Radomskich Targw 2015 r. nadarzya si okoliczno


spotkania mego Wydawcy w Radomiu przy stoisku z ksikami, i oto po
dwch latach znowu wtedy zobaczyam p.Mieczysawa, czyli mojego
dugoletniego krakowskiego Wydawc. Trudno mi byo opanowa stres, jego
wyrazem by mj gupawy humorek, co zreszt p. Mieczysaw od razu
zauway. Miaam gorszy dzie, ale za to szczliwy, bo spotkaam mego
yczliwego mi Wydawc, bez oporw wydajcego moje kolejne tomiki poezji i
prozy i doprawdy nie wiem, czym sobie na to zasuyam, moe opini prof.
Kazimierza Dbrowskiego w zamyleniu potwierdzajcym kiedy mj
niewtpliwy instynkt pisarski, moe talent, cho wiem, e przewysza mnie w
tym moja fanka Barbara Rosiek. Tyle alu wylewaam na temat prof.
Kazimierza Dbrowskiego, a summa summarum dziki Profesorowi zaistniaam
jako pisarka ( niszowa ), a take dziki pomocy Rokowej, ktra daa mi
namiary na WYDAWNICTWO MINIATURA do Krakowa, dozgonnie bd jej za
to wdziczna, Basiu, jeste wielka ! Tylko nie umieraj jeszcze, prosz Basiu.

Z A K O C Z E N I E

W I Z J A N I E U T O P I J N A: Kamienie mwi bd. Technologie


coraz fantastyczniejsze i niezwyke wynalazki dadz gos ludziom, ktrzy
skazani byliby na wieczne milczenie. / To, co oglnie nazywane bywao
twrczoci i obejmowao nieliczn elit wybranych w skali ludzkoci teraz, w
obecnych czasach, otwiera szans wszystkim, szans dla wasnej osobistej
wypowiedzi twrczej w kadej dziedzinie tworzenia, a tak zwane wyksztacenie
niekoniecznie bdzie wyznacznikiem i warunkiem stanowicym o wartoci
czowieka jako osoby posiadajcej wiedz i patent na mdro, przyjd
osobowe jakoci, szamani wiedzy odejd, w samoksztaceniu bowiem w
zasadzie mona bdzie dowiedzie teraz wszystkiego na kady temat, jeli
ludzie potrafi oderwa si od miakich problemw dnia. Komputery, wci
udoskonalane, otwieraj wiat ludziom wszystkich kultur na siebie nawzajem,
cieranie si wieloci wiatw mentalnych stworzy cakiem nowe syntezy
kulturowe ciskane wielkimi i coraz wikszymi ksenofobicznymi napiciami.
wiat przeobraa si na skal niespotykan w historii caej ludzkoci, jeeli w
tym szalonym pdzie si nie unicestwi, to odsoni si nieznane jeszcze
kierunki jego moliwoci przyprawiajce o zawrt gowy. Prof. Suchodolski
pyta: Skd przychodzimy, kim jestemy, dokd zmierzamy ?. / Prawdopodobnie
nowe technologie gbiej wejd w kosmiczn przestrze i my ludzie wszyscy
ogarniemy spojrzeniem to, co nigdy przez ludzko widziane nie byo, a w
skali mikro natura ludzka pozostaa jeszcze nazbyt pierwotna, ze zgroz
zaskoczenia i ze zdumieniem jest przez ludzko zauwaalne, e doganiaj
czowieka szympansy, bo ju przedludzkie ich szare komrki, cay yjcy wiat
ludzi i zwierzt prze ku rozwojowi, ewolucja przyspiesza w caej ziemskiej
hierarchii bytw. / Nie wiemy jeszcze jak mylimy, nasze mzgi skrywaj
fascynujce tajemnice, ktre przyszo odsoni i bdziemy zdumieni, dana
bdzie pomoc ludziom w chorobach, ktre od niepamitnych czasw skazyway
ich na poniajce ycie - odzyskaj swoje czowieczestwo i docz do
wsplnoty na rwnych prawach dla wszystkich. Moe nawet czowiek zwyciy
i pokona mier ? UTOPIA si urzeczywistni ? A moe przeciwnie, wszyscy
pomrzemy w jednym bysku Atomowej Apokalipsy. / Cywilizacja mierci ! -
krzycz media. Zaiste. Internet przyblia te sprawy. Codziennie, w kadej
sekundzie, kadego dnia kto na wiecie odbiera sobie ycie. Urwany oddech.
I cisza. / Pakay deszcze mijajcego padziernika, niebawem 1 listopad 2016
roku. Radom.

S K O W Y T: Patrz wstecz: 12-letnia dziewczynka schowana gboko w


zbou patrzy w niebo na rzeby chmur, gryzie dbo trawy przytulona do
ziemi, to ja dziwujca si wiatu, rozmylajca ju wtedy nad swym
dwunastoletnim yciem i prbujca przebi wyczuciem swoj przed sob
przyszo, zamierajca czemu z przeraenia. Ona ma teraz 59 lat i
wspomnienia wyaniaj si z pamici tak jakby czasowa przestrze, w
powizaniu z teraniejszoci, czynia ow czasoprzestrze bardziej
rzeczywist, ni moe bya i ni moe jest naprawd. Pod powiekami
przesuwaj si obrazy przeytych dni i lat na ksztat ruchomych cieni, to tylko
taka plastyka wyobrani, ktra przecie iluzj nie jest, a czym jest ? Obrazami
kontrolowanymi, ktre ledz moje oczy zwrcone do wewntrz. Tym
sposobem mog atwo przywoa twarz matki z mojego dziecistwa, niech dla
medykw dusz bdzie to iluzj, niewane, stale rozbudowuj wci nowe
absurdalne terminologie wymylonych wydumanych chorb duszy, by zapewni
sobie prac i rodki do zaspokojenia sobie swoich yciowych potrzeb, medycy
dusz, ich nazewnictwo udziwnione i oderwane od zwykego ycia, udziwnione,
bo wyodrbnienie przez nich jakiego elementu przeycia u czowieka, czyni
owo przeycie przez to nadzwyczajnym, w sensie: niezdrowym, chorym. To
wyglda tak, jakby lampk w smolistej nocy rzuci snop wiata na
przypadkowy skrawek ciemnoci owietlajc czstk zobaczonego i utwierdzi
si w przekonaniu poznania rzeczy, bez uwzgldnienia wok kontekstu. Bo
zaiste, rzecz jest dla nich czowiek. Arogancja i zbytnia pewno siebie
medykw dusz prowadzi w lepe zauki pseudonauki, pseudowiedzy, ktra ju
zagarna dla siebie znaczn wadz nad czowiekiem, nad czowiekiem z
problemami, wic nad czowiekiem skomplikowanym, niepospolitym, ktrego ta
pseudonauka niszczy, pta jego umys, wic beznadziejnie krzyczy w
niewyartykuowanym buntem przeciw narzuconej sobie bezwolnoci i zamkniciu
- najdramatyczniej w Belgii. Niema to skarga, bo wci kneblowana interesami
firm farmaceutycznych, skarga w wiecie bez mioci, w wiecie tym dana jest
przyzwoleniem eutanazja nienawici na tych, ktrzy medykom dusz psuj ich
wyobraenie na temat psychicznej normy w dokonujcej si globalizacji
wspczesnego wiata, a w nim trend do osobistego rozwoju zaznacza si
coraz mocniej z trudem przebijajc si przez konformizm, a w tych warunkach
czowiek autentyczny dusi si, bo jego wartociowa przecie nadwraliwo nie
wytrzymuje presji dostosowania si, skowyt wraliwoci wystawianej stale na
prgierz cigych urazw. Siy obronne i twrcze daa by takiemu czowiekowi
higiena psychiczna, ale nie ma jej we wadczych autorytatywnych przybytkach,
w ktrych pracuj medycy dusz i nadgorliwoci doprowadzaj tam ludzi do
stanw chronicznych, do stanw chronicznych gorszych od mierci.

You might also like