Professional Documents
Culture Documents
cz. 2
Rozmówca: Czy możemy prosić, aby pan powiedział, jak przebiegała pańska
realizacja
Maharaj: Jakoś w moim przypadku było to bardzo proste i łatwe. Przed śmiercią
mój Guru powiedział: Wierz mi, jesteś Najwyższą Rzeczywistością. Nie wolno ci
wątpić w moje słowa i nie wierzyć. Mówię ci prawdę i według niej działaj. Tych
słów nigdy nie mogłem zapomnieć i dlatego nastąpiła moja realizacja.
M: Jego słowa były prawdziwe, więc przyniosły prawdę. Mój Guru niczego nie
robił. Jego słowa działały, gdyż były zgodne z prawdą. I wszystko przyszło z
wnętrza - nie wzywane i nie oczekiwane.
R: Czy Guru zapoczątkował proces pańskiej realizacji, nie biorąc w nim potem
udziału?
M: Może pan to określić jak pan chce. Rzeczy dzieją się tak, jak się dzieją- któż
może powiedzieć dlaczego i po co? Działałem bez jakichkolwiek zamiarów.
Wszystko przychodziło samo przez się: spokój, samotność, pogrążenie się w sobie.
M: Żadnych. Może pan mi wierzyć lub nie - nawet nie pragnąłem realizacji. Guru
powiedział mi tylko, że jestem Najwyższym i potem umarł. Nie mogłem mu nie
wierzyć. Reszta nastąpiła sama. Zauważyłem wówczas, że się zmieniłem - to
wszystko. Naprawdę byłem zdumiony. Zrodziło się we mnie jednak pragnienie
sprawdzenia jego słów w pełni. Byłem zdecydowany na wszystko, ale nie
wiedziałem jeszcze co robić. Ciągle myślałem o nim i o jego zapewnieniu, nie
wmawiając jednak sobie niczego, a tylko przypominając sobie co mówił.
M: Nikt nie przyszedł, aby mi to powiedzieć. Ani sam sobie tego nie wmawiałem.
Faktem jest tylko, że na początku, gdy stawiałem pierwsze kroki, przechodziłem
przez dziwne doświadczenia: widywałem światła, słyszałem głosy, spotykałem
bogów i boginie, rozmawiałem z nimi. Raz zjawił się sam Guru i powiedział: Ty
jesteś Najwyższą Rzeczywistością. Potem wizji i transów już nie miałem. Byłem
spokojny i naturalny. Zauważyłem, że coraz mniej wiem i pragnę, aż przyszła
chwila, kiedy z najwyższym zdumieniem stwierdziłem, że naprawdę niczego nie
wiem ani nie pragnę.
R: Czy rzeczywiście stał się pan wolny od pragnień i wiedzy, czy też uosabiał pan
dżnianiego (mędrca, wiedzącego) zgodnie z wyobrażeniem danym panu przez
Guru.
M: Nie otrzymałem ani nie posiadałem żadnego wyobrażenia. Guru nigdy mi nie
mówił, czego mam się spodziewać.
R: Różne rzeczy mogą się panu przydarzyć. Czy jest pan już u kresu swojej
wędrówki?
M: Nigdy nie było żadnej wędrówki. Jestem taki, jaki zawsze byłem.
R: Swoją realizację wiąże pan z pewną datą. Czy to znaczy, że właśnie wtedy coś
się panu przydarzyło? Co to było?
M: Dla umysłu jest ono ciemnością. Można je poznać tylko poprzez jego odbicie.
Wszystko spostrzegane jest w świetle dziennym, z wyjątkiem dziennego światła.
M: Niczego nie chcę. Gdy zachodzi potrzeba, abym coś wiedział, to się dowiaduję.
M: Być świetlistym punktem rysującym świat - to jest właśnie turija. Być samym
światłem, to jest turijatita. Ale jaki pożytek z nazw, jeśli rzeczywistość jest tak
blisko?
R: Czy w pańskim stanie jest jakiś postęp? Gdy porówna pan siebie z dnia
wczorajszego ze sobą dzisiejszym, czy znajduje pan jakieś zmiany świadczące o
postępie? Czy pańska wizja rzeczywistości rozszerza się i pogłębia?
R: Rozumiem że według pana wszystko jest stanem świadomości. Świat jest pełen
przedmiotów: ziarnko piasku to przedmiot i planeta to przedmiot. Jak się one
mają do świadomości?
M: Materia zaczyna się tam, gdzie nie dociera świadomość. Rzecz jest formą bytu,
której nie zrozumieliśmy. Wydaje się nam, iż rzecz się nie zmienia, jest zawsze
taka sama, że pojawia się jako twór samodzielny, jako coś obcego i odmiennego.
Oczywiście rzeczy znajdują się też w świadomości (czit), ale wydają się być poza
nią z powodu swej pozornej niezmienności. Podstawą rzeczy jest pamięć. Bez niej
nie można by ich było rozpoznawać. Tworzenie - refleksja - odrzucenie [Brahman
- Wisznu - Sziwa] to odwieczny proces, który rządzi wszystkimi rzeczami.
M: Nic innego nie robię w tej chwili, jak tylko pokazuję sposób wymknięcia się.
Proszę zrozumieć, że jedno składa się z trzech, że pan jest tą jednią i że ma pan
być wolny.
M: I tak, i nie. Nierealne jest wtedy, gdy mówimy Jestem tym, jestem tamtym.
Jest realne, gdy stwierdzamy: nie jestem tym ani tamtym. Poznający zjawia się i
znika wraz z poznawanym, jest więc przemijający. Ale ten, kto wie, że nie wie, kto
jest wolny od wspominania i przewidywania, przekracza czas.
M: Jedno bez drugiego nie może istnieć. A jednak nie są one tym samym.
Podobne to jest do kwiatu i jego barwy. Bez kwiatu nie ma barw, bez barwy kwiat
jest niewidoczny. Poza tym jest światło, które w kontakcie z kwiatem stwarza
barwę. Proszę zrozumieć, że tylko czyste światło jest pana prawdziwą naturą, zaś
oba pozostałe czynniki, postrzegający i postrzegane, pojawiają się i znikają
jednocześnie. Oto co czyni je możliwymi, a jednak ani jeden, ani drugi nie jest
pana realnym bytem, to znaczy nie jest pan tym ani tamtym, lecz po prostu czystą
świadomością bytu i niebytu. Gdy wszechświadomość zwraca się ku sobie samej,
odczuwa się brak jakiejkolwiek wiedzy. Gdy zwrócona jest na zewnątrz,
poznawane zaczyna istnieć. Powiedzenie znam siebie stanowi sprzeczność,
ponieważ to, co jest znane, nie może być mną.
R: Jeżeli Jaźń pozostaje zawsze nieznana, cóż więc się realizuje w samorealizacji?
M: Zrozumienie, że znane nie może być ani mną, ani moje, jest już wyzwoleniem.
Wolność od utożsamienia się ze zbiorem wspomnień i nawyków, stan cudownej
nieskończoności bytu, jego niespożyta zdolność twórcza, zupełna
transcendentalność i absolutna nieustraszoność, wypływają z głębokiego i
niewyczerpanego źródła. Wiedzieć, że źródło jest źródłem, i że samemu jest się
tym źródłem, to właśnie samorealizacja.
R: Po której stronie znajduje się świadek? Czy jest on realny, czy nierealny?
M: Ponieważ on jest. Most służy tylko jednemu celowi: aby po nim przechodzić.
Nie zbuduje pan przecież domów na moście. Jestem patrzy na rzeczy, a świadek
patrzy poprzez nie. Widzi je takimi, jakimi one są - nierealnymi i przemijającymi.
Nie ja i nie moje to stwierdzenie należące do świadka.
R: Maluję.
M: Nie, pani nie maluje. Widzi pani jedynie, że malowanie się odbywa. Pani tylko
obserwuje, a wszystko inne się dzieje.
R: Czy znaczy to, że obraz maluje się sam? A może jest we mnie jakieś głębsze ja
lub jakiś Bóg, który maluje?
R: Obraz istnieje w umyśle malarza, a malarz znajduje się w obrazie, który jest w
umyśle malarza, a ten z kolei zawarty jest w obrazie! Czy taka mnogość stanów i
wymiarów nie jest absurdem? Gdy mówimy o obrazie istniejącym w umyśle,
dochodzimy do nieskończonej sekwencji świadomości, przy czym niższa zawarta
jest w wyższej. To tak, jakbyśmy stali pomiędzy dwoma lustrami i dziwili się
mnogości postaci.
M: Całkiem słusznie. Pani jest tylko jedna, a zwierciadło jest podwójne. Między
nim i panią istnieją liczne formy i określenia.
R: Gdy widzę drzewo, twarz, zachód słońca, obraz jest doskonały. Gdy zamykam
oczy, obraz w moim umyśle rysuje się niewyraźnie i mglisto. Jeśli to mój własny
umysł rysuje obraz, to do czego potrzebne mi są otwarte oczy? Przecież z
zamkniętymi oczami widzę to samo, tyle że trochę mniej wyraźnie.
M: Dzieje się tak dlatego, że pani oczy zewnętrzne są sprawniejsze niż wzrok
wewnętrzny. Pani umysł zwrócony jest całkowicie ku światu zewnętrznemu. Gdy
nauczy się pani wnikać w swój świat duchowy, stwierdzi pani, że jest on
barwniejszy i doskonalszy niż ten, postrzegany dzięki ciału. Oczywiście do tego
trzeba pewnej wprawy. Ale po co o to się spierać. Pani się wydaje, że obraz musi
pochodzić od malarza, który faktycznie go namalował. Wciąż szuka pani źródła i
przyczyny. A związek przyczynowy istnieje tylko w umyśle. To pamięć daje
złudzenie ciągłości i powtarzalności oraz tworzy wyobrażenie związków
przyczynowych. Gdy pewne zjawiska występują wielokrotnie razem, skłonni
jesteśmy dopatrywać się związku przyczynowego pomiędzy nimi. W ten sposób
powstają umysłowe nawyki, które bynajmniej nie są potrzebne.
M: Widząc świat, widzi pan Boga. Nie ma widzenia Boga w oderwaniu od świata.
Widzieć Boga poza światem, to być Nim. Światło , dzięki któremu widzi pani świat
(świat będący Bogiem), jest tym samym, co mikroskopijna iskierka odczucia
jestem, na pozór bardzo mała, ale zawsze obecna we wszelkim poznaniu i miłości.
M: Można i tak to nazwać. Słowa nie są najważniejsze, gdyż i tak nie oddają istoty
rzeczy. W końcu trzeba odwołać się do samej negacji.
R: W jaki sposób mogę widzieć świat jako Boga? Co znaczy widzieć świat jako
Boga?
M: To tak, jakby weszła pani do ciemnego pokoju. Żadnych kształtów ani barw,
niczego pani nie widzi. Nagle otwiera się okno i pokój wypełnia się światłem.
Pojawiają się barwy i kształty. Okno jest dawcą światła ale nie jego źródłem.
Źródłem jest słońce. Podobnie rzecz się ma z człowiekiem. Materia to ciemny
pokój, świadomość to okno, które napełniło materię wrażeniami, zaś
najważniejszym czynnikiem jest słońce - źródło światła ale i samej materii. Słońce
świeci stale, niezależnie od tego, czy okno jest zamknięte, czy otwarte. Okno
decyduje o tym, jak jest w pokoju, ale nie ma wpływu na słońce. Wszystkie te
sprawy są jednak drugorzędne wobec pozornego drobiazgu: owego jestem, bez
którego w ogóle nic nie ma. Wszelka wiedza dotyczy tego jednego. Fałszywe
wyobrażenia na temat jestem prowadzą do zniewolenia, natomiast rzetelne
rozeznanie - do wolności i szczęścia.
M: Jestem odnosi się do wnętrza, zaś jest - do zewnętrznego kręgu. Jedno i drugie
opiera się na poczuciu istnienia.
M: Istnieć znaczy być czymś - na przykład rzeczą, uczuciem, myślą lub ideą.
Każde istnienie jest zjawiskiem indywidualnym. Natomiast byt jest zjawiskiem
uniwersalnym, w tym sensie, że jakiś byt daje się pogodzić z każdym innym
bytem. Jednostki ścierają się ze sobą, byty - nigdy. Istnienie oznacza stawanie się,
zmienianie, rodzenie się i umieranie, a także ponowne narodziny, podczas gdy w
bycie panuje wieczny spokój i milczenie.
M: Umysł człowieka zabarwia świat na swój własny sposób. Oto spotyka pani
mężczyznę, który jest dla pani obcym człowiekiem. Jeśli jednak się pobierzecie,
stanie się on pani własnym ja. Gdy się pokłócicie, będzie on pani wrogiem. Tak
więc nastawienie pani umysłu przesądza, czym ten człowiek jest dla pani.
M: Świat jest złudzeniem tak długo, jak długo jest subiektywny. Rzeczywistość
jest obiektywna.
R: Co to znaczy? Mówił pan, że świat jest subiektywny. Czyżby nie wszystko było
subiektywne?
R: W jakim sensie?
M: Może pani to nazywać, jak sobie pani życzy. Mówię o tym, co jest niepodzielne,
trwałe, niezmienne, bez początku i końca, zawsze teraźniejsze i świeże.
R: Jak to osiągnąć?
Maharaj: Witaj. Nie znajdą tu panie niczego nowego. Praca, którą prowadzimy
jest ponadczasowa. Była taka dziesięć tysięcy lat temu i taka sama będzie za
dziesięć tysięcy lat. Wieki mijają, ale problem ludzki nie zmienia się - problem
cierpienia i położenia kresu cierpieniu.
M: Nie zostaje się uczniem przez przypadek. Istnieje zazwyczaj bardzo stary
związek, podtrzymywany w ciągu wielu wcieleń, związek pełen miłości i oddania,
bez którego nie można być uczniem.
R: Co skłoniło pana do zostania nauczycielem duchowym.
M: Po prostu nazywają mnie w ten sposób. Kimże jestem aby nauczać i kogo
miałbym nauczać? Czym jestem ja, tym jest i pani. Jestem jest wspólne dla
wszystkich. Poza nim znajduje się nieskończoność światła i miłości. Nie wiemy
tego, ponieważ w innym kierunku patrzymy. Mogę tylko wskazać niebo, zaś samo
widzenie i gwiazdy należą już do pani. Zobaczenie gwiazdy zabiera niektórym
więcej czasu niż innym. Zależy to od ostrości widzenia i gorliwości, z jaką się
szuka. Potrzebny jest wzrok i gorliwość; ja mogę tylko zachęcać.
R: O ile wiem, aby stać się uczniem, należy wyrzec się rodziny i własności.
M: Proszę ich zapytać. Uczniem się zostaje nie w słowach, lecz w milczącej głębi
własnej istoty. Nie zostaje się uczniem z wyboru; jest to bardziej sprawa
przeznaczenia niż własnej woli. Nie ma większego znaczenia, kto jest pani
nauczycielem - wszyscy nauczyciele życzą pani dobrze. To uczeń jest ważny, jego
uczciwość i gorliwość. Odpowiedni uczeń zawsze znajdzie odpowiedniego
nauczyciela.
M: Odległość nie ma znaczenia. Jeśli pani pragnienie jest silne i prawdziwe, tak
ukształtuje ono pani życie, by mogło zostać zrealizowane. Niech pani zasieje
ziarno i zostawi resztę porom roku.
M: Skąd mam to wiedzieć? Dla mnie jego obecność jest jedyną obecnością. Jeśli
jest pani ze mną, to jest pani także z nim.
R: Każdy guru będzie mnie odsyłał do swego guru. Gdzie jest początek?
M: Pewne jest to co proste, nie to co zawiłe. A jednak ludzie nie ufają temu co
proste, łatwe i zawsze osiągalne. Dlaczego by nie sprawdzić tego co mówię? Może
to wyglądać na coś bardzo małego i niepozornego jak nasionko, które potem
wyrasta w potężne drzewo. Proszę sobie samej dać szansę!
R: Czy rozmowy zawsze odbywają się publicznie, czy też rozmawia pan z ludźmi
prywatnie?
M: Zgodnie z ich życzeniem. Dla mnie jednak nie ma żadnej różnicy między tym
co publiczne i prywatne.
R: Czy jest pan zawsze osiągalny, czy też zajmuje się pan również jakąś inną
pracą?
M: Najważniejsze są motywy.
Rozmówca: Czy bywa pan wesoły albo smutny? Czy zna pan radość i troskę?
Maharaj: Może pan to nazywać, jak pan sobie życzy. Dla mnie są to tylko stany
umysłu, a ja nie jestem umysłem.
R: Gdy widzę coś przyjemnego, chcę tego. Ale kto właściwie tego chce - jaźń czy
umysł?
M: Pytanie jest błędnie postawione. Nie istnieje ktoś. Jest tylko pragnienie, lęk i
gniew, zaś umysł powiada to ja, to moje. Nie ma tu jednak niczego, co można by
nazwać mną lub moim. Pożądanie jest stanem umysłu dostrzeżonym i nazwanym
przez sam umysł. Czy możliwe jest pragnienie bez dostrzegającego i nadającego
nazwy umysłu?
R: A czy istnieje dostrzeganie bez nazywania?
M: Nic się nie dzieje. Coś staje się niczym. A w istocie niczego nie było i nic nie
pozostaje.
M: Czemu martwi się pan o jednego zmarłego, a mało troszczy się o tysiące
umierających każdego dnia? W każdej chwili wszechświaty zanikają i wybuchają -
czyż muszę je opłakiwać? Jedno jest dla mnie jasne: wszystko co jest, żyje i
porusza się, bytuje w świadomości, a ja jestem zarówno w niej, jak i poza nią. W
niej istnieję jako świadek, poza nią - jako byt.
M: Nie tracę głowy z tego powodu. Robię co trzeba i nie troszczę się o przyszłość.
W mej naturze leży odpowiedź na każdą sytuację. Nie zatrzymuję się i nie
zastanawiam się co robić. Działam i idę dalej. Skutki mnie nie obchodzą. Nie
dbam nawet o to, czy są dobre, czy złe. Są jakie są; jeśli powracają do mnie,
zajmuję się nimi na nowo. Albo inaczej: zdarza mi się zajmować nimi na nowo. W
żadnym moim działaniu nie ma myśli o celu. Rzeczy dzieją się, jak się dzieją, lecz
nie dlatego, że ja jestem sprawcą. Ja po prostu jestem. A w Rzeczywistości nigdy
nic się nie dzieje. Gdy umysł jest niespokojny, tańczy taniec Siwy, podobnie jak na
wzburzonych falach jeziora tańczy odbicie księżyca. Wszystko to pozór, skutek
fałszywych wyobrażeń.
R: Na pewno zdaje pan sobie sprawę z wielu rzeczy i działa zgodnie a ich naturą.
Traktuje pan dziecko jak dziecko i dorosłego jak dorosłego.
M: Tak jak smak soli przenika wielki ocean i każda jego kropla ma taki sam smak,
również każde doświadczenie niesie mi dotyk Rzeczywistości - zawsze świeże
spełnienie mego własnego bytu.
M: Oczywiście pan jest i ja jestem. Ale tylko jako punkty w świadomości. Poza nią
nie istniejemy. Trzeba to dobrze zrozumieć: cały świat wisi na nitce świadomości.
Gdy jej nie ma - nie ma świata.
M: Rozmaitość ta nie jest tak wielka. Wszystkie sny nakładają się na wspólny
świat, do pewnego stopnia wpływają na siebie i wzajemnie kształtują. Nasza
podstawowa jedność się temu sprzeciwia. Ludzie zapomnieli kim naprawdę są-
oto korzeń niewiedzy.
R: Zapomnienie siebie jest według pana korzeniem tego świata. Aby zapomnieć,
muszę jednak pamiętać. O czym zapomniałem pamiętać? Nie zapomniałem
przecież, że jestem.
R: Czy to możliwe? Nie dowiedzie pan, że mnie nie ma. Nawet przekonany o
swoim nieistnieniu - jestem.
M: Rzeczywistości nie można dowieść ani obalić. Na poziomie umysłu nie można
tego uczynić, poza nim - nie ma potrzeby. W dziedzinie rzeczywistości nie
powstaje pytanie co jest realne? Przejawione (saguna) nie jest różne od
nieprzejawionego (nirguna).
M: Ja jestem wszystkim. Wszystko jest realne o tyle, o ile jest mną. Poza mną nie
ma nic rzeczywistego.
M: Jest pan w błędzie. Świat nie istnieje oddzielnie od pana. W każdej chwili jest
on tylko pańskim odbiciem. Tworzy go pan i niszczy.
M: Aby go ulepszyć, musi pan go niszczyć. Trzeba umierać, aby żyć. Odrodzić
można się tylko poprzez śmierć.
R: Być może pański wszechświat jest doskonały. Mój własny jest ulepszany.
M: Pana wszechświat nie istnieje sam przez się. Jest on tylko ograniczonym i
zniekształconym obrazem rzeczywistego. To nie wszechświat potrzebuje poprawy,
ale pański sposób widzenia go.
M: Jest to scena, na której rozgrywa się dramat świata. Liczy się tylko jakość
przedstawienia; nie to co aktorzy mówią i robią, lecz to jak mówią i działają.
R: Nie podoba mi się ta idea gry świata (lila).Porównałbym raczej świat do placu
budowy, gdzie jesteśmy budowniczymi.
M: Bierze pan to zbyt serio. Cóż złego jest w grze? Ma pan cel dopóty, dopóki nie
jest pan pełnią (purna).Do tego momentu celem jest doskonałość i całkowitość.
Lecz kiedy jest pan pełnią - całkowicie zintegrowany wewnętrznie i zewnętrznie -
cieszy się pan wszechświatem, a nie męczy z jego powodu. Ludziom nie
zintegrowanym może się pan wydawać ciężko pracującym, ale to ich złudzenie.
Sportowcy wydają się czynić ogromne wysiłki, podczas gdy jedynym ich bodźcem
jest gra i chęć popisania się.
R: Czy chce pan przez to powiedzieć, że Bóg tylko się bawi, że oddaje się
bezcelowemu działaniu?
M: Bóg jest nie tylko prawdziwy i dobry; jest również piękny (satjam, siwam,
sundaram). Stwarza piękno, by się nim radować.
M: Niech pan będzie w pełni świadomy swego prawdziwego bytu, a znajdzie się
pan w świadomej szczęśliwości. Ponieważ odwraca pan umysł od samego siebie i
kieruje uwagę ku temu, czym pan nie jest, traci pan dobre samopoczucie,
poczucie że jest panu dobrze.
R: Istnieją dwie drogi prowadzące do wyzwolenia: droga wysiłku (joga marga) i
droga rozluźnienia (bhoga marga).
M: Dlaczego rozluźnienie nazywa pan drogą? W jaki sposób może ono dać panu
doskonałość?
R: Skrajności stykają się. Być doskonałym bhoginem jest trudniej, niż być
doskonałym joginem. Jako zwyczajny człowiek nie mogę w tej sprawie
wyrokować. Jednakże wydaje mi się, że jeden i drugi oddają się poszukiwaniu
szczęścia. Jogin pragnie trwałości, zaś bhogin zadawala się nietrwałym. Często
bhogin czyni większe wysiłki niż jogin.
M: Cóż warte jest pańskie szczęście, jeśli musi pan dla niego wysilać się i mozolić?
Prawdziwe szczęście jest spontaniczne i nie wymaga wysiłku.
R: Wszystkie istoty szukają szczęścia. Różnią się tylko drogi. Ci, co szukają go
wewnątrz, zwani są joginami. Bhogini szukają go na zewnątrz i są potępiani.
Potrzebni są jedni i drudzy.